Proboszcz ze wsi Łowisko zbierał, zbierał i uzbierał...
CZTERY WORY (200 kg) PIENIĘDZY! INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
Ü Str. 7
http://www.faktyimity.pl
Nr 21 (220) 27 MAJA 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 3
zy jest wśród Was ktoś, kto – załatwiając pilną sprawę – nie dostał od urzędnika propozycji: „Załatwię, jeśli... dostanę”? Jeśli tak, to ma wielkie szczęście. Najnowszy raport NIK pokazuje korupcyjnego tasiemca, który toczy Polskę. Skala zjawiska jest zatrważająca!
C
Ü Str. 9
Zakonnic wściekłe macice
Poślubić Pana Boga
Do tej pory słyszeliśmy o niezliczonych dowodach na ogłupiający wpływ przymusowego celibatu na mężczyzn; czasem prowadzi on nawet do pedofilii. Okazuje się, że seksualny post może zdeprawować także kobiety – w USA pojawiły się mniszki gwałcicielki... Ü Str. 12
Sukienka? Tylko jedwab i muśliny! Garnitur? Oczywiście – wełna. Najlepiej wielbłądzia! I jeszcze przyjęcie, i jeszcze prezenty, i jeszcze „co łaska”... Staropolskie: „Zastaw się, a postaw się” w przypadku uroczystości komunijnych jest w Polsce regułą. Ü Str. 10, 11
2
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Obyśmy tylko zdrowi byli
ŚWIAT Ceny ropy naftowej, a więc także benzyny, biją na stacjach kolejne rekordy wszech czasów (ponad 4 zł za litr!). W USA uruchomiono nadzwyczajne rezerwy paliw, kiedy cena litra benzyny przekroczyła magiczne 50 centów (2 złote!). Złośliwi mówią, że George Bush, licząc się z przegraną w wyborach prezydenckich, dogadał się z Arabami i wywindował cenę ropy. A wszystko po to, aby popierające go teksańskie lobby naftowe nabiło sobie na odchodne zer na kontach. My tam nie wierzymy (a już na pewno nie uwierzy nasz prezydent), że nasz bogobojny sojusznik okazał się tak chciwy i małostkowy. POLSKA Według coraz mniej miarodajnych sondaży – pogarsza się Lepperowi. Chce na niego głosować ok. 18 proc. Polaków – prawie tyle co na PiS (17 proc.). Prowadzi PO z 25 procentami poparcia. Hojarska i Begerowa zdają matury i gotują się do objęcia ministerialnych tek, a społeczeństwo takie niewdzięczne! Po spuszczeniu rządu Belki przez Sejm do tworzenia nowego zabrały się Kaczory (PiS) z Pawlakiem (PSL). Aby zdobyć poparcie, musieliby za tym gabinetem głosować wszyscy poza SLD i UP, czyli np. Samoobrona, LPR i SdPl (która pewnie poprze Belkę). Kaczory chcą dyktaturki, a Pawlak powtórki z rozrywki. Jerzy Jaskiernia, poseł SLD i bohater ujawnionej przez nas afery z automatami do gier losowych, został uznany przez Sąd Lustracyjny za kłamcę. Miał on w latach 70. współpracować z wywiadem PRL podczas pobytu naukowego w USA. Jest to już trzeci wyrok w sprawie lustracyjnej Jaskierni. Dwa pierwsze były uniewinniające. Za współpracę z wywiadem na rzecz ojczyzny powinni mu dać medal. I w skórę za Skórkę! W czasach, gdy Paweł Piskorski oraz jego kolega z PO Łukasz Abgarowicz rządzili Warszawą, handlowali również mieszkaniami. Zaprzyjaźniony z nimi biznesmen skupował ziemię orną na przykład za 200 tys. zł, by ją następnie sprzedać, ale jako budowlaną – za 4,7 mln. Sprytne diabły Rokity i Zyty mogłyby kiedyś zrobić coś dla nas. Episkopat Polski powiedział: Non possumus! Watykańskie wartości mają znaleźć się w preambule, a nie w jakiejś osobnej deklaracji do eurokonstytucji, co proponuje m.in. agnostyk Kwaśniewski. – Deklaracja nie ma wiążącej mocy prawnej – powiedział biskup Libera. I sprawa jasna! Chodzi o prawo i moc – dla Kościoła, oczywiście. Katolicka Agencja Informacyjna potwierdziła, że parafie będące właścicielami ziemskimi będą mogły uzyskiwać dotacje unijne dla rolnictwa. Ziemia uprawna należy do 70 proc. parafii rzymskokatolickich. Cieszcie się, ubodzy parafianie, bo proboszczowie – z nadmiaru tego, co im zbywa – z pewnością Was ubogacą! „Życie Warszawy” podało, że światowej sławy architekt Eric Kuhne zaproponował, aby w polskich hipermarketach (na wzór niektórych amerykańskich) powstały kaplice. Pomysł wywołał mieszane reakcje. My (na wzór USA) mamy też inny pomysł – na polskich banknotach należy umieścić deklarację: IN PAPA WE TRUST. POZNAŃ Specjalna komisja rewizyjna Rady Miejskiej ustaliła, że błędem było sprzedanie działki Grażynie Kulczyk za 6, a nie za 24 mln zł, jak stanowiła cena rynkowa. Dla Kulczyków 18 milionów w kieszeni to niezły kapitał do zainwestowania, a dla biedaków z Poznania – i tak abstrakcja... GDAŃSK Prałat Jankowski kupił szpital przy ulicy Łąkowej w Gdańsku („FiM” 33/2003). Nie wiadomo, ile kosztowała dawna klinika, ale z pewnością nie mniej niż 7 mln zł. Jankowski chce tam leczyć biedaków za pieniądze Polonii amerykańskiej. A zyski? Co za głupie pytanie! CZĘSTOCHOWA Paulini jasnogórscy postanowili udostępnić pielgrzymom świętą „relikwię” (tak to oficjalnie nazwano!!!) – pas od papieskiej sutanny z dziurami po kulach. „Relikwia” zostanie publicznie odsłonięta 4.06. br. – po raz pierwszy od jej złożenia na Jasnej Górze w 1983 r. Papież początkowo nie chciał, aby ta cudowność była pokazywana komukolwiek (nawet zakonnicy nie mogli jej oglądać). I cóż znaczą tysiące hektarów ziemi i setki milionów złotych przekazywane Kościołowi wobec tak wielkiej ŁASKI? NIC! SŁUBICE Były senator i jeden z pierwszych wielkich biznesmenów III RP, Aleksander Gawronik, został skazany za wyłudzenia (9,5 mln złotych) na 8 lat więzienia i grzywnę 750 tys. złotych. W swojej książce autobiograficznej Gawronik chwali się swoją szczodrobliwością na rzecz rodzimej parafii. Nie odmawiał pokuty? WATYKAN Kwaśniewski odwiedził JPII, żeby złożyć mu życzenia urodzinowe. Papa wyszeptał, że ufa prezydentowi, który „będzie umiał nadać właściwy kierunek i kształt Unii Europejskiej”. „Właściwy” to znaczy zgodny z dyrektywami Watykanu. W 84 rocznicę urodzin Papy ukazało się jego kolejne dzieło – pamiętnik pt. „Wstańcie, chodźmy!”. W Polsce pierwszy nakład arcydzieła wyniósł aż 500 tys. egzemplarzy. Czyżby ktoś liczył, że wydanie książki zbiegnie się z pogrzebem? USA Massachusetts jest pierwszym stanem, w którym zalegalizowano małżeństwa homoseksualne. Sąd Najwyższy USA nie zablokował decyzji sądu stanowego, który uznał, że zakazywanie takich małżeństw narusza konstytucję. Massachusetts stało się kolejnym miejscem na świecie (po Holandii, Belgii i trzech stanach Kanady), gdzie związki jednopłciowe zrównuje się w prawach z małżeństwami. W Papalandzie trzeba by najpierw znieść celibat, a następnie zrobić referendum nad równouprawnieniem. Księża przegłosują! TURCJA Podczas konkursu Eurowizji polski zespół Blue Café zajął 17 miejsce i nie zapewnił Polsce awansu do przyszłorocznego finału. Tatiana Okupnik może trochę za bardzo „świrowała” głosem, ale to oczywiste, że Europa głosowała przeciwko okupantom. IRAK Sadryści wyznaczyli cenę za głowę zabitego Polaka - 14 tys. dolarów. Tymczasem wiele wskazuje na to, że torturowanie Irakijczyków w więzieniach nie było wybrykiem pojedynczych żołnierzy, ale zaplanowaną akcją wykonywaną z polecenia samego sekretarza Rumsfelda i za wiedzą prezydenta Busha. Rumsfeld przyznał zresztą, że nie ma nic przeciwko sprawianiu podejrzanym dolegliwości fizycznych. Rumsfeld pomylił narody. To Niemcy zagazowali jego rodzinę, a nie Irakijczycy!
o i rusz pojawia się zarzut, że gazeta nasza jest nazbyt ANTY, a klerykałów widzimy nawet po otwarciu lodówki. Chociaż piszę ten komentarz na szpitalnym łóżku, z obolałym łbem (na szczęście wciąż bezdomna w Polsce opatrzność czuwała i operacja się udała) – zgodzić się z tym nie mogę. No, może czasem trochę uogólniamy, ale tylko dlatego, że to właśnie cały katolicki ustrój jest ogólnie do bani. Redakcji naszej nie dziwią wyrazy niedowierzania ze strony rodaków z wszczepionymi genetycznie wirusami kościelnej propagandy. Każdy z nas przechodził podobną kwarantannę, a panaceum jest tylko jedno: FAKTY. Jeśli Polak katolik po raz pierwszy w życiu zaaplikuje sobie dawkę 20 stron antyklerykalnej szczepionki „FiM”, ma prawo odreagować pourazowym szokiem. Właśnie przed chwilą był u mnie kondukt przyjaciół z redakcji. Obwąchali mnie i stwierdzili, że żyję. A skoro żyję, to mogę pracować. Zostawili (niby „do poczytania”...) kilka wydruków z Internetu i gazety, wśród nich te, których czytać nie chcem, ale muszem. No i wystarczyło przelecieć wzrokiem jeden zaledwie numer „Naszego Dziennika”, aby natychmiast zrodził się temat na komentarz. No bo tylu kłamstw naraz człowiek – zwłaszcza chory – może nie przeżyć! Oto tuż przed sławetną manifestacją gejów i lesbijek w Krakowie do świętego miasta sprowadzono aż z USA niejakiego Johna Horvata, którego w Ameryce nie zna nikt poza najbliższą rodziną. Do Polski Amerykanin Horvat przyleciał jako wielki katolicki specjalista od zboczeńców. Wystąpił na specjalnej konferencji pt. „Legalizacja związków homoseksualnych – zagrożenie społeczne”, która odbyła się w... krakowskim magistracie (sic!). Jankes katolik powiedział m.in.: „Homoseksualizm jest zagrożeniem dla prawa moralnego, a jego źródłem są ci, którzy próbują wymusić akceptację perwersyjnych związków tej samej płci (...), którzy nie tyle usiłują bronić swej sprawy, ile dążą do tego, by zmienić nasze prawa” („Nasz Dziennik” 105/2004). Mnie zawsze nomen omen wisiało, co kto z kim i w jakiej pozycji. Nawet kiedy byłem księdzem i podczas spowiedzi mimo woli słuchałem czasem relacji spod kołdry. Według mnie, właśnie roztrząsanie tego tematu na forum publicznym to nic innego jak czysta perwersja, która – po „naszych” biskupach – dopadła nawet Horvata z Ameryki. Geje i lesbijki są zagrożeniem, bo „próbują wymusić akceptację”... Czujecie się zagrożeni przez homoseksualistów? Bo ja bardzo! Tym bardziej że z wypowiedzi gościa „lewicowego” prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego wynika, iż wkrótce związki heteroseksualne mogą być zakazane! W tym samym numerze „ND” biją na alarm, bo oto zawsze wiernej Kościołowi Hiszpanii grozi obecnie śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony „godzących w rodzinę, niebezpiecznych inicjatyw ustawodawczych”. O co chodzi? Ano w Hiszpanii wybory wygrali socjaliści i premier Zapatero. Bezbożnicy ci najpierw przestali okupować ziemie niewiernych w Iraku, a teraz chcą uznać związki homoseksualne, wyrzucić religię ze szkół i zliberalizować ustawę o aborcji. Autor artykułu „Groźba neopogaństwa” wyraźnie chciałby skłócić ludzi z władzą, głosząc, że nowi rządzący występują przeciwko dobru każdej hiszpańskiej rodziny i czyhają na zgubę całego narodu. Czyżby nikt w całej redakcji „ND” nie wpadł na pomysł, iż Zapaterę wybrał naród w demokratycznych wyborach, opowiadając się właśnie za zmianami w klerykalnej obyczajowości, obiecanymi przez niego w kampanii wyborczej? Najwidoczniej Hiszpanie też są „przypadkowym społeczeństwem”... A oto inna głupota made in Watykan, wydrukowana zaledwie trzy strony dalej w kazaniu biskupa Stanisława Wielgusa z Płocka: „Nie zapominajmy o tym, że mimo sekularyzmu,
C
mimo działań ateistycznej laicyzacji, co widać wyraźnie w zmaganiach o wzmiankę na temat chrześcijaństwa w przyszłej konstytucji europejskiej – ok. 80 procent Europejczyków to są chrześcijanie, po chrześcijańsku myślący i postępujący. Dołączmy do nich z naszą polską gorliwą religijnością”. Faktycznie, do chrześcijaństwa przyznaje się w Europie... 55 proc. jej obywateli (według danych głównych ośrodków badań opinii publicznej). W tym jest kilka procent świadków Jehowy, adwentystów oraz przedstawicieli innych kościołów ewangelicznych, których firma biskupa Wielgusa za chrześcijan nie uważa. W każdym razie warto pamiętać, że dla płockiego ordynariusza słowo „około” oznacza 651 milionów. Oczywiście mógł mieć na myśli wszystkich ochrzczonych. Wówczas jednak rodzi się inny problem: dlaczego nikt do tej pory nie zaprosił biskupa Wielgusa do programu „Europa da się lubić”, gdzie swoimi kawałami o tym, jak 80 proc. Europejczyków myśli i postępuje po chrześcijańsku, przebiłby kawalarza Steffena Möllera i Marylę Rodowicz na dodatek... Wybaczcie, że nie wczytywałem się w inne gazety i artykuły, ale cenię zdrowie – swoje i Wasze – ponad TFUrczość współczesnych, kościelnych Kadłubków. Katolicyzm wyrósł na kłamstwach i bezustannie kłamstwami się karmi. I to jest uogólnienie jak najbardziej uprawnione. Można o tym pisać nie tylko komentarze, ale elaboraty, encyklopedie; zapełniać całe biblioteki, co czyni zresztą wielu pisarzy, np. Karcheinz Deschner. Samo Państwo Kościelne, pomniejszone i przekształcone w 1929 roku w Watykan, powstało na podstawie tzw. donacji Konstantyna (spreparowanej przez kościelnych skrybów) na ziemiach skradzionych Włochom. Osobny zbiór baśni stanowią katolickie dogmaty o niepokalanym poczęciu, wniebowzięciu, nieomylności papieży, eucharystii, sakramencie kapłaństwa i setki innych pomniejszych. Inteligencję milionów wiernych obraża fałszowanie historii oraz żywotów tysięcy tzw. świętych. Spośród wydarzeń ostatnich dni na uwagę zasługuje choćby kazanie biskupa Jana Tyrawy, transmitowane 3 maja przez (a jakże!) regionalną „Trójkę” TVP z bydgoskiego Starego Rynku. Nowo upieczony biskup ordynariusz kłamał jak najęty o tym, że bez Kościoła nie byłoby w Europie szpitali, szkolnictwa, uniwersytetów i wszelkich nauk, w tym zwłaszcza... humanistycznych. Chyba z przebalowania (trzeci dzień unijnej majówki) „zapomniał” ojciec diecezji o paleniu postępowych dzieł razem z ich autorami, kościelnym indeksie ksiąg zakazanych, cenzurze nauki, zbrodniach inkwizycji, szerzeniu ciemnoty i tłamszeniu wszelkiej światłej myśli, czego doświadczamy do dziś (potępienie badań prenatalnych, zapłodnienia in vitro, antykoncepcji etc., etc.). Dzień wcześniej, 2 maja, w Wilanowie, prymas pośród kłamców – Glemp – stwierdził nad szczątkami św. Stanisława biskupa, że tenże patron Polski został przez króla polskiego bestialsko zamordowany (oczywiście za wiarę), za co króla wypędzono z kraju. W ten sposób zrelacjonował historyczny proces bp. Stanisława, zdrajcy ojczyzny, który kolaborował z jej wrogami, oraz późniejszy, prawomocnie wykonany na nim wyrok. Dlaczego Bolesław Śmiały musiał uciekać z kraju, uczą w V klasie szkoły podstawowej, ale Józek od Glempów na tej lekcji historii chyba strzelał z rurki plasteliną, albo odmawiał różaniec... Ech, dość już tego. Właśnie na moją salę przynieśli obiad. Cienki jakiś, ale przecież nie samym chlebem żyje człowiek! JONASZ
Drodzy, Przemili Czytelnicy „FiM”! Dziękuję za Wasz nadzwyczaj wielki, pozytywny odzew po moim komentarzu „Uwolnijmy FiM!”. Na zadane przeze mnie pytanie wielu z Was odpowiedziało: POMOŻEMY! Prosicie o numer konta, na które można wpłacać pieniądze. Zapewniam, że żadna złotówka się nie zmarnuje, lecz wspomoże rozwój idei antyklerykalnej i walkę z kościelną obłudą Katolandu. Zrzućmy się wszyscy i zróbmy to dla siebie i dla Polski. RAIFFEISEN BANK POLSKA SA: 65 1750 1093 0000 0000 0349 7437, BŁAJA NEWS sp. z o.o., ul. Zielona 15, 90-601 Łódź
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
M
amy dobrą nowinę dla kilku milionów Polaków. 11 maja w Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu „Ustawy o przeciwdziałaniu niewypłacalności osoby fizycznej oraz upadłości konsumenckiej” zainicjowanej przez Stowarzyszenie Krzewienia Edukacji Finansowej. Przy po-
wynosi – według Biura Informacji Kredytowej – prawie 4 mld zł. Ponadto, jak wynika z danych przekazanych przez banki komercyjne do Narodowego Banku Polskiego, hipoteki ustanowione na nieruchomościach stanowią zabezpieczenie kredytów mieszkaniowych w kwocie 22 mld zł, z czego zagrożone są 2 mld zł.
GORĄCE TEMATY przy astronomicznych – płatnych co tydzień – odsetkach. Ustawa (wyłączając dłużników alimentacyjnych i osoby nieuczciwe skazane prawomocnym wyrokiem za przestępstwa m.in. przeciwko mieniu i dokumentom) daje szansę ludziom: ¤ o sytuacji majątkowej na tyle dramatycznej, że nawet wyprze-
kończą się prześladowania rozmaitych egzekutorów i komorników. Ale: – nie wolno w okresie trwania postępowania upadłościowego zaciągać kolejnych kredytów i dowolnie zarządzać swoim majątkiem, który zostaje przekształcony w masę upadłościową (zarządcę wyznaczy rzecznik konsu-
Powstańcie, których dręczy dług
Prace nad ustawą o upadłości konsumenckiej nabrały tempa. Lichwiarze rozpaczają, zadłużeni po uszy obywatele otrzymają szansę na finansową reinkarnację. zytywnej rekomendacji wszystkich (o dziwo!) klubów poselskich, projekt skierowano do dalszych prac w komisjach. Jeśli ten parlament nie rozleci się, istnieje duże prawdopodobieństwo, że z dniem 1 stycznia 2005 roku ustawa wejdzie w życie. Łączne zadłużenie Polaków szacowane jest na ponad 100 mld zł, a suma niespłaconych należności, klasyfikowanych jako zagrożone,
Pętla zadłużenia przerastającego możliwości spłaty dławi około 1,2 miliona rodzin, czyli 4–5 milionów osób. Ścigają ich nie tylko banki. Mnóstwo ludzi to dłużnicy zakładów energetycznych, operatorów telefonicznych czy wreszcie niepłacący czynszu. Nie mają motywacji do podjęcia legalnej pracy (jeśli jakimś cudem ją znajdą), gdyż na pobory wejdzie komornik. Swoją biedą karmią lichwiarzy, którzy proponują kredyty bez poręczeń
daż całego ich majątku nie wystarczy na zaspokojenie zasadniczej części roszczeń wierzycieli; ¤ niewypłacalnym, których możliwości majątkowe jeszcze pozwalają na zaspokojenie wierzycieli w istotnym stopniu; ¤ zagrożonych niewypłacalnością. Ci pierwsi mogą ogłosić tzw. upadłość konsumencką. Przestają wówczas narastać karne odsetki,
GŁASKANIE JEŻA
Kto nie zdał egzaminu Pięciu tysiącom abiturientów w Opolu zafundowano powtórną maturę, bo z kuratorium wyciekły tematy egzaminacyjne i pojawiły się w Internecie. W ten oto sposób młodzież stanęła przed pierwszą ważną lekcją (i egzaminem dojrzałości) w życiu. Młodzi ludzie, wchodząc w świat dorosłych, muszą bowiem zrozumieć, że istnieje odpowiedzialność zbiorowa przerzucana (ZAWSZE!) na słabszych, a prawdziwi winowajcy pozostają bezkarni. Jeśli tematy wyciekły (nie tylko zresztą w Opolu), to za poślednie ziobro powinien wisieć kurator, zaś minister edukacji ciupasem – jako człowiek honoru – winien zawisnąć na Belce, czyli oddać się do dyspozycji premiera. Tak było pięć lat temu we Francji. Ale wśród naszej władzy
ludzi honoru można policzyć na palcach jednej ręki, przeto maturzyści – choć gromko krzyczeli, że nie pójdą – to jednak poszli na kolejne egzaminy i przeżyli następny, zakładam, że jeszcze większy stres. A dlaczego zdawali po raz wtóry? A dlatego, iż pod wieloma względami są dojrzalsi niż kuratoryjni decydenci i wiedzą, że z wiatrakami się nie walczy – jeśli ktoś chce się dostać na dobrą uczelnię. „Wyborcza” napisała, że niedojrzałością było rzucanie w kuratora jajkami. Pewnie, pewnie... bardziej dojrzałe jest – wzorem polskich partii politycznych – rzucanie obelgami, inwektywami, mięsem, a przez bojówki Młodzieży Wszechpolskiej – kamieniami. Gdyby dla pana kuratora Internet nie był czarną magią, to on lub jego służby znalazłyby w sieci
przeciek tak samo szybko jak młodzież i byłby czas na zmianę maturalnych tematów. Tak się jednak nie stało i teraz mam pytanie następujące: jak postąpi sąd, rozpatrując pozew ucznia, który uczciwie wkuwał do matury, żadnych tematów z przecieków nie miał, egzamin zdał w pierwszym podejściu, a oblał w drugim? Przecież każdy biegły psycholog objaśni sędziego, że mogła nastąpić – i najprawdopodobniej nastąpiła – znana i opisywana przez psychologię tzw. reakcja wypalenia, przez co nawet świetnie przygotowany uczeń miał prawo zapomnieć, kto napisał „Pana Tadeusza” albo ile to jest 4 razy 7. Zdaniem prawników, z którymi się konsultowałem, macie – szanowni oszukani, zrobieni w konia opolscy maturzyści – spore szanse na salach sądowych udowodnić swoje
mentów) i przeznaczony na spłatę długów; – oszczędności i bieżące dochody oraz zyski ze sprzedaży majątku trafią na specjalny rachunek bankowy. Po sprzedaży rzeczy w drodze aukcji i proporcjonalnym rozdzieleniu wierzycielom zgromadzonych pieniędzy Konsumenckie Kolegium Orzekające wyda postanowienie o ukończeniu postępowania. Objęte nim zobowiązania nie będą już mogły być dochodzone przed sądem ani zaspokajane w drodze egzekucji. Dłużnik może rozpocząć nowe życie. Co ważne – z masy upadłościowej wyłączone są środki finansowe potrzebne na utrzymanie „upadłego” (wraz z rodziną). Zachowuje on też mieszkanie lub prawo do korzystania z lokalu mieszkalnego o powierzchni do 10 mkw. na każdą osobę pozostającą na jego utrzymaniu. Większe może stracić, ale w zamian otrzyma kwotę niezbędną do zakupu innego (do 10 mkw. na osobę) lokum, położonego w tej samej miejscowości lub w promieniu 20 km (maksimum) od niej. Pozostałe dwie grupy dłużników mogą wnosić o tzw. postępowanie naprawcze. Tu również zastopowane zostają odsetki i windykatorzy oraz zawieszona spłata zobowiązań.
racje... na wypadek powinięcia się nogi, czego oczywiście „FiM” wam nie życzą. A teraz z nieco innej beczki. Tematy wyciekły? No to co? Czy raz na zawsze nie można by skończyć tej zabawy starych ch... w Indian? Przecież od lat wygląda ona tak: nauczyciele robią wszystko, by egzaminacyjne tematy ukryć, a młodzież – by je zdobyć. A i tak co roku są przecieki. Aby rozwikłać ten problem, zatelefonowałem do Ministerstwa Edukacji z następującym pomysłem: dwieście tematów prezentujących całe spektrum licealnej edukacji z języka polskiego i tyleż samo z innych, wybranych przez uczniów przedmiotów (np. matematyki) bez żadnych przecieków należy opublikować wiele tygodni wcześniej w Internecie. W dniu egzaminów tematy są losowane (pięć z dwustu). Nawet jeśli ktoś przygotuje sobie dwieście ściąg, to i tak oznacza, że posiadł całą potrzebną wiedzę – czyli wszystko gra! – A wie pan, że to jest świetny pomysł! Czy mogę przedstawić go „na
3
Niewypłacalni (już albo w bliskiej perspektywie) przedstawią własny projekt wyjścia z długów, np. poprzez ich redukcję lub rozłożenie na raty. Jeśli nie dogadają się z wierzycielami, plan naprawczy zatwierdzi Konsumenckie Kolegium Orzekające. Gwarancją nienadużywania dobrodziejstw ustawy jest to, że dłużnik (dotyczy to również małżonków) będzie mógł skorzystać z nich – w zależności od przyjętego trybu postępowania – nie więcej niż dwa razy w życiu. Obowiązuje zasada, że ten drugi raz musi być dalej idący, czyli jeśli dłużnik jako pierwsze wybierze postępowanie naprawcze, pozostanie mu tylko upadłość obejmująca likwidację majątku. Tę zaś można ogłosić tylko raz w życiu. Próba doprowadzenia do oszukańczej upadłości (np. zatajenie posiadanego majątku) zagrożona jest karą 3 lat więzienia. Jak wynika z powyższego, nowe prawo nie daje możliwości całkowitego (niemoralnego, przyznajmy) uniknięcia spłaty zadłużenia. Wprowadza natomiast instrumenty chroniące osobę niewypłacalną przed dożywotnim funkcjonowaniem na marginesie życia społecznego. Może pozytywnie wpłynąć na obrót gospodarczy w Polsce – wszak z przytoczonych liczb wynika, że obezwładniające zadłużenie wyłączyło siłę nabywczą zbiorowości równej liczbie mieszkańców Litwy! To ludzie, którzy w efekcie swojej katastrofalnej sytuacji finansowej są bierni na rynku konsumenckim albo, zamiast zwiększać popyt, generują zyski kredytodawców – zagranicznych banków i instytucji kredytowych. Będziemy uważnie śledzić dalsze losy ustawy, gdyż należy się spodziewać ostrego kontrataku lichwiarzy. Dedykujemy tę zapowiedź również posłom, bo wiadomo już, co i za ile można kupić w naszym Sejmie... ANNA TARCZYŃSKA Fot. Alex Wolf
kierownictwie”? – uradował się jeden z dyrektorów departamentu. I tak oto niegodny felietonista „FiM” może wnieść wkład do systemu edukacji, bo odkrył Amerykę! Tylko co mam odpowiedzieć synowi, który rok przed maturą ma obowiązkowe lektury takie oto: „Janko Muzykant”, „Antek” „Anielka”, „Miłosierdzie gminy” itp... Czy ktoś zmiłuje się wreszcie nad tą gminą albo zna jakiś naturalny lek na torsje? MAREK SZENBORN
„FiM” – PAPIEŻOWI Cały naród świętuje urodziny Słońca Wadowic. I my, niegodni, postanowiliśmy uczcić ten historyczny dzień. Prosimy wszystkich zainteresowanych czytelników o nadsyłanie pod numer 0 691 051 702 SMS-ów z życzeniami i refleksjami urodzinowymi dla Jana Pawła II. Najciekawsze wydrukujemy na naszych łamach. Redakcja
4
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Współczesny Wolter Najwybitniejszy krytyk i historyk Kościoła rzymskokatolickiego, jakiego wydał wiek XX. Uważany za najbardziej uczonego i najbardziej przenikliwego badacza chrześcijaństwa... Karlheinz Deschner, bo o nim mowa, właśnie skończył 80 lat. Z tej okazji nasz zespół redakcyjny z Jonaszem na czele chyli czoła przed Dostojnym Jubilatem, współczesnym Wolterem, składa mu hołd i przesyła (przesłał) najlepsze życzenia długich lat życia i dalszych dzieł demaskujących mity Kościoła. O pracach Deschnera wypowiadają się z entuzjazmem największe autorytety, na baczność przed nim staje cała współczesna teologia. Prof. dr Norbert Hoerster z Uniwersytetu w Moguncji tak pisze o jego tezach: „Od czasu, gdy padły wszystkie argumenty za prawdą chrześcijaństwa, wskazuje się dziś na jego nieodzowność dla godnej człowieka moralności. Kto czyta Deschnera, musi dojść do odwrotnego wniosku: gdyby chrześcijaństwo było prawdą, to ze względu na godność człowieka należałoby przed nim chronić ludzi”. Zaiste, Deschner odsłania nam przeraźliwie smutny obraz Kościoła rzymskiego, skandaliczne, aferalne, gorszące, ale prawdziwe karty z jego historii. Dzieła tego autora są naukowo udokumentowane, podbudowane źródłowo, oparte na filozoficznej i teologicznej wiedzy. A przede wszystkim mocno stoją na gruncie historycznych faktów, stanowiących prawdziwą, kryminalną historię Krk.
Jest to często szok dla czytelnika, który nie zna tych ukrywanych, ciemnych kart „moralnego” chrześcijaństwa, ale – jak pisze prof. dr Fritz Blanke z Uniwersytetu w Zurychu – „jeśli chodzi o meritum, to trudno byłoby dowieść Deschnerowi błędnych twierdzeń”. Karlheinz Deschner ma niezwykle ciekawą biografię. Wychowany w rodzinie katolickiej, uczęszczał do seminarium franciszkańskiego w Dettelbach nad Menem, mieszkał w klasztorze, a później, już w Bambergu, ukończył gimnazjum jako uczeń Internatu Karmelitów. Maturę zdał w 1942 r. i natychmiast został wcielony do wojska. Po wojnie studiował prawo, filozofię, teologię, literaturoznawstwo i historię. Najpierw na uniwersytecie monachijskim, później w Wyższej Szkole Teologiczno-Filozoficznej w Bambergu, a następnie na uniwersytecie w Würzburgu. Jego rozległe zainteresowania teologiczne i historyczno-filozoficzne, wykształcenie oraz pasja badacza sprawiły, że powstają tak znakomite dzieła jak: „Krzyż Pański z Kościołem – seksualizm w historii chrześcijaństwa” (1974 r.), „Opus diaboli” (1987), „Kirche und Faschismus” (Kościół i faszyzm, 1968), „Kirche und Krieg” (Kościół i wojna, 1970) oraz wielkie dzieło – owoc ponad 30-letniej pracy – „Kriminalgeschichte des Christentums” (Historia kryminalna chrześcijaństwa). W 1971 roku Deschner stanął przed sądem w Norymberdze oskarżony o „znieważanie Kościoła”, ale został uniewinniony.
Prace Deschnera są, jak na razie, ostatnim ogniwem łańcucha tworzonego przez Lutra, Woltera, Diderota, Nietzschego i innych wielkich myślicieli i filozofów. Ogniwem spinającym minione wieki z czasami nam współczesnymi. Pierwszy raz zetknąłem się z dziełami Deschnera, czytając „Krzyż Pański z Kościołem – seksualizm w historii chrześcijaństwa”. Jest to książka wstrząsająca, nokautująca, krytycznie objaśniająca dzieje Krk, a jednocześnie uwidaczniająca jego chorą moralność i brud. Już w przedmowie pisze autor mądre i prawdziwe słowa, które w ojczyźnie Jana Pawła II, polskiego papieża, brzmią jednoznacznie: „Polska i Polacy przez stulecia niezłomnie oddani Rzymowi, nie mają »przyjaciela« bardziej niebezpiecznego niż Watykan, który jest uosobieniem wilka w owczej skórze. I niezależnie od tego, czy traktuje on Polskę jako bazę wypadową, czy jako bufor, rodzaj cordon sanitaire, zawsze czyni to w służbie swej odwiecznej polityki wschodniej, której celem głównym jest podporządkowanie sobie rosyjskiej cerkwii prawosławnej”. Deschner jest nie tylko historykiem, ale i wizjonerem: przewidział, że polski Biały Papa będzie kontynuował działania swych poprzedników, kiedy to ofiarą ich poczynań jakże często padała Polska – zdradzana przez Rzym i sprzedawana. Panowie i Panie, Deschner to współczesny Wolter. Kapelusze z głów! ANDRZEJ RODAN
iga Polskich Rodzin opatentowała wspaniały sposób na uciszanie politycznych przeciwników: kiedy demonstrują, trzeba ich lać po mordzie. Gdy następnym razem zechce się im wyjść na ulicę, władze odmówią zgody na demonstrację z powodu... troski o publiczny porządek. 11 czerwca miała się odbyć w Warszawie czwarta Parada Równości. „Fakty i Mity” towarzyszą temu świętu tolerancji od trzech lat. Czytelnicy mogli już zatem oglądać na naszych łamach fotoreportaże z kolorowych, pokojowych pochodów, które przemierzały centrum stolicy. Ubiegłoroczną Paradę uznano za największą i najbarwniejszą demonstrację 2003 roku. W tym roku zaczęły się schody – najpierw odmówiono organizatorom zgody na przemarsz w tradycyjnym terminie – 1 maja. Tłumaczono odmowę zagrożeniem terrorystycznym. Imprezę przesunięto na czerwiec. Kilka dni temu rada miasta wezwała prezydenta Kaczyńskiego do przeniesienia imprezy z centrum na obrzeża miasta. Powodem jest troska o moralność publiczną i obawa przed ewentualnymi rozruchami. LPR uznała organizację pochodu w dzień po Bożym Ciele za prowokację i zażądała
od miasta zgody na kontrmanifestację w tym samym miejscu i czasie. Kaczyński tylko na to czekał – w trosce o bezpieczeństwo w mieście (dwa tygodnie temu LPR atakował gejów i lesbijki w Krakowie) postanowił odmówić zgody na przemarsz zarówno paradzie, jak i ludziom Giertycha. Żeby było prawnie i sprawiedliwie... Decyzja Kaczyńskiego, nielegalna zresztą, to paranoja. Prezydent
seksualne. Kto następny nie będzie miał prawa do wyjścia na ulicę: protestanci, antyklerykałowie, rudzi, a może leworęczni? Poważni politycy zamiast puknąć się w czoło – serio traktują brednie o rzekomej prowokacji: przecież każdy dzień w tym kraju jest w przeddzień albo nazajutrz po jakimś katolickim święcie, odpuście czy procesji. I czy z tego powodu należy ludziom o poglądach różnych od deklarowanych przez episkopat odmawiać praw obywatelskich? Poza tym marsz mniejszości seksualnych wśród kościołów jest jak najbardziej na miejscu – przecież kler rzymski jest grupą zawodową o oczywistej nadreprezentacji osób homoseksualnych. Gejom na pewno raźniej będzie manifestować wśród swoich... Cała sytuacja jest jednak mało śmieszna: kryzys gospodarczy, powszechne bezrobocie, zamęt polityczny, częste zmiany rządów, kompromitacja demokracji, festiwal demagogów, nagonka na inaczej myślących, czujących, kochających; no i bezkarne bojówki... Berlin 1933 – Warszawa 2004? Oby to były nietrafne skojarzenia... PS Postraszony procesem Kaczyński rozważa możliwość kompromisu z organizatorami. ADAM CIOCH
L
Dosyć zastraszania! Warszawy doprowadził w końcu do sytuacji, w której o tym, kto ma prawo chodzić po ulicach, decyduje de facto Giertych. Jeżeli on kogoś nie lubi i będzie chciał kogoś pobić, to niedoszłej ofierze odmówi się prawa do wyrażenia własnego zdania publicznie, bo może się to dla niej okazać niebezpieczne! Nie wiem, czy to już jest mistrzostwo świata w demagogii, ale mam wrażenie, że dochodzimy do niebezpiecznego momentu: najpierw dawna, a teraz aktualna stolica Polski ugina kolana przed bezczelnymi żądaniami katolickich bojówkarzy. Ludziom z LPR udało się zastraszyć najpierw artystów i dyrektorów galerii, potem atakowali kobiety koło Langenorta, teraz wzięli się za mniejszości
Prowincjałki W Polsce działają gangi, które malują... kurczaki. Spryskane bejcą kogutki sprzedawane są na targowiskach jako kokoszki lub brojlery. W ten sposób „malarze” – od kwietnia do lipca – za pomocą pistoletu lakierniczego, sprężarki i bejcy zmieniają płeć około miliona kurcząt. Dobiera się kolor, aby był identyczny z oryginałem, rozpyla się mgiełkę nad stadem i kogutek, który w wylęgarni kosztuje 5 groszy, po przemalowaniu wart jest... 2 złote! AR
BRZYDKIE KURCZĄTKO
Prezydent Częstochowy Tadeusz Wrona zaprosił gimnazjalistów do urzędu miasta. Chciał im podziękować za udział w Pikniku Europejskim i pokazać zdjęcia z imprezy. Okazało się jednak, że przygotowany do prezentacji komputer nawalił. Szybko więc ściągnięto laptopa z jednego z wydziałów, podłączono go do rzutnika i rozpoczęto wyświetlanie. Zdumionym dzieciakom najpierw ukazało się zdjęcie obnażonego kobiecego krocza w dużym zbliżeniu, a potem dżigi-dżigi, bara-bara w wykonaniu gołych pań. Seans błyskawicznie zakończono, a dzieciarnia doszła do wniosku, że Europa da się lubić! AR
W ŚWIĘTYM MIEŚCIE!
Edward Płonka (54 l., PO) ma dom, żonę, dwoje dzieci i żółwia. Zwierzątko jednak było tak bezczelne, że zwiewało z ogrodowego oczka wodnego, co niezwykle wnerwiało pana posła. Kazał więc pracownikowi warsztatu samochodowego wziąć wiertarkę i przewiercić... skorupę żółwicy. Po zrobieniu dziury poseł przywiązał wędkarską żyłkę nylonową i uwięził niepokorną na stałe. Dodajmy, że skorupa żółwia to nic innego jak kość u człowieka. AR
SADYSTA
12 maja przed skrzyżowaniem ul. Krynickiej ze Świeradowską we Wrocławiu pędził nowy model volkswagena golfa; dodajmy – zupełnie nieprzystosowany do bzdurnego ograniczenia prędkości do 50 km/godz. No i akurat zachciało się w samo południe wyleźć z domu 80-letniej staruszce i przekraczać po „zebrach” wspomnianą krzyżówkę. Takiej starczej fanaberii kierowca golfa przewidzieć nie mógł. W rezultacie połamaną starowinkę w bardzo ciężkim stanie odwieziono do szpitala. Zawsze chętna do współpracy z dziennikarzami wrocławska „drogówka” tym razem utajniła wszelkie dane kierowcy. Stwierdzono tylko, że sprawca wypadku „był trzeźwy i... koniec”! Koniec to się zapowiada babci, natomiast my wiemy, że sprawcą był ksiądz S., stąd też policja odwróciła role. Sutannowy przyznał się do winy, a w takim przypadku – jak wiadomo – obowiązuje tajemnica spowiedzi. JASZ
TRZEŹWY KSIĄDZ!
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, że Ojciec Święty dopełnia w swoim ciele cierpienia Chrystusa? (abp Władysław Ziółek w kazaniu dla uczniów liceum im. Jana Pawła II w Łodzi) ¶¶¶ (...) rodzi się coraz większa potrzeba aktywności politycznej katolików, aby czynili sobie ziemię poddaną i doskonalili świat. („Niedziela” 20/2004) ¶¶¶ Dziesięć owych państw, zrujnowanych i rozbitych, zwabiono do UE głównie obietnicami gospodarczymi. Za tymi zwodniczymi obietnicami gospodarczymi idą, jak piechota za czołgami, przerażające programy antyludzkie: mocarstwo bez Boga, społeczeństwo bez chrześcijańskiej moralności, bez miłości społecznej, bez wyższych wartości, natomiast ze wszelkimi zwyrodnieniami. („Nasz Dziennik” 113/2004) ¶¶¶ Jest oczywiste, że Polska staje w obliczu szczególnej okupacji, która może potrwać nawet kilkadziesiąt lat. Na tak długo musi Polakom wystarczyć ten łyk powietrza, który udało się złapać w krótkim przebłysku wolności. („Nasza Polska” 19/2004) ¶¶¶ Prawdziwym rezultatem Okrągłego Stołu było ponowne, tym razem już „uzgodnione” i legalne, sprzedanie „Solidarności” i samej Polski pod ponowne władanie „neosocjalistycznych”, liberalnych i antypolskich sił sterowanych przez zagraniczne ośrodki masońskie. („Nasz Dziennik” 107/2004) ¶¶¶ Wracając myślą do akcesji z UE, biskupi polscy w specjalnym liście pasterskim pisali, że jest to wielkie wyzwanie stojące przed katolikami. Powinniśmy teraz wziąć odpowiedzialność nie tylko za kształt Polski, ale całej Europy. Można dodać, że na tyle będziemy mieli wpływ na Europę, na ile wewnętrznie się odrodzimy. Z najnowszych badań Instytutu Statystyki Kościoła wynika, że w Polsce rośnie liczba ludzi głęboko wierzących i systematycznie praktykujących. Można mieć nadzieję, że tak jak bez udziału Kościoła i ludzi wierzących nie byłyby możliwe przemiany ustrojowe w Polsce, tak też jako katolicy będziemy w Unii przypominać o miejscu chrześcijaństwa w przestrzeni publicznej (...). („Niedziela” 19/2004) Wybrała OH
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
NA KLĘCZKACH
U PAPY NA URODZINACH Mógłby Pan Bóg zrobić papieżowi prezent urodzinowy (JPII kończy 84 lata) i choć raz – choć jeden jedyny raz – GO wysłuchać. Modlił się Papa za pokój w Afryce, np. w Liberii. Efekt: tysiące trupów; prosił Stwórcę o odpuszczenie Bangladeszowi – dwie powodzie i jedno tornado pod rząd; chciał pojednania na Bałkanach – do dziś odnajduje się tam zbiorowe groby; wznosił oczy ku niebu w intencji Afgańczyków – jedna szósta narodu eksterminowana. Odnowił oblicze polskiej ziemi, szlag by trafił... Teraz Papa błaga o pokój w Iraku. Boże, odpuść!!! Tam też są nasi! MS
zmianą nazwy ulicy Spokojnej na Kuklińskiego upadł, gdyż podniósł się krzyk, że wiązałoby się to z kosztami wymiany dokumentów mieszkańców oraz tabliczek i pieczątek licznych instytucji. Rada miasta uchwaliła przy okazji apel do Kwaśniewskiego o pośmiertne awansowanie Kuklińskiego do stopnia generała. KC
GDZIE TE CHŁOPY?
UKRADŁEŚ? ODDAJ! Tego jeszcze nie było – komornik zajmujący się egzekucją długów ukarał 500-złotową grzywną gdańskiego arcybiskupa, ekscelencję Tadeusza Gocłowskiego. Za co? Za ukrywanie majątku i utrudnianie pracy komornikowi („FiM” 20/2004). To jednak nie koniec zmartwień i upokorzeń arcybiskupa – po Arctic Paper z Kostrzyna zgłaszają się bowiem kolejni poszkodowani przez archidiecezjalne wydawnictwo Stella Maris, m.in. warszawski Bank Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. BISE chce, bagatela, 7 mln zł, a mówi się już, że łączne długi sięgają nawet 100 mln zł. Ekscelencja wyrywa resztki włosów i rozważa sprzedaż kilku nieruchomości w okolicach Gdańska, Jastrzębiej Góry i Karwi. Na biednego nie trafiło... RP
Z PANIENKĄ NA RAJD Rajdowiec Krzysztof Hołowczyc z piskiem opon popielgrzymował na Jasną Górę, aby podziękować Panience za bezpieczną jazdę. Słusznie. Jeśli od dłuższego czasu nie odnosi się żadnych sukcesów w sporcie motorowym, to znaczy że Maryja trzyma nogę na hamulcu. Co więcej, gwiazdor reklam – bo już nie wyścigów – podarował Jasnogórskiej wotum w postaci pucharu, jaki zdobył w 1997 roku w rajdzie Cypru. A to będzie wielka radość w niebie! MS
BOHATER NA RONDZIE W Lublinie rada miasta nadała kawałkowi grodu imię zdrajcy narodu. Na sesji uchwalono, iż jednemu z rond zostanie nadany patron – płk Ryszard Kukliński. Człowiek ten, zdaniem prawicowych radnych, to ostoja cnót narodowych, z wiernością ojczyźnie przede wszystkim. – Zasługi w walce z nieludzkim systemem sowieckiego totalitaryzmu są dla nas oczywiste – oznajmiła radna Helena Pietraszkiewicz, szefowa klubu Prawo i Rodzina (lokalny związek PiS i LPR). – Pamięć o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim zasługuje, by zaznaczyć jego nazwisko na mapie miasta. Wcześniejszy pomysł ze
W Konstancinie-Jeziornie koło Warszawy odbyło się 112 zebranie plenarne Konferencji Wyższych Przełożonych Zakonów Męskich. Głównym tematem obrad, którym przewodniczył pallotyn ks. Czesław Parzyszek (na zdjęciu), była formacja kandydatów do życia zakonnego. Wszyscy mówcy podkreślali, że choć liczba chętnych stukających do furt klasztornych nie uległa zmianie, do zgromadzeń zakonnych zgłaszają się kandydaci zdecydowanie słabsi psychicznie niż w poprzednich latach. Przyznano, że na liczbę i jakość powołań istotnie wpływa stopa bezrobocia. Niepokoi systematycznie malejąca liczba kandydatów na braci, czyli tych od przynieś, wynieś, pozamiataj. AT
PRACA UBOGACA W Chęcinach rozpoczęto przygotowania do organizacji pierwszego w Polsce franciszkańskiego centrum terapii dla uzależnionej młodzieży. Ośrodek ma mieć charakter formacyjno-edukacyjny, a merytoryczny patronat nad nim objęli specjaliści od terapii uzależnień z Katedry Psychoprofilaktyki KUL. Placówka jeszcze formalnie nie powstała i nie wiadomo, kiedy powstanie, ale już teraz chęcińscy braciszkowie zdążyli znaleźć zajęcie grupie uzależnionych. Będą porządkować teren wokół klasztoru oraz remontować przyklasztorne budynki. AK
ZAKONNICE MARKI Q Europejski certyfikat jakości ISO po raz pierwszy w swojej historii został przyznany zakonnicom. Uzyskał go Zakład Opiekuńczo-Rehabilitacyjny z Zielonej Góry prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety. Aby spełnić wszystkie normy europejskie, elżbietanki zmuszone były przez kilka miesięcy podnosić jakość świadczonych usług. Kontemplacyjno-czynne siostrzyczki nie kryją, że o uzyskanie certyfikatu ISO starały się głównie po to,
by zwiększyć finansowe możliwości firmy – to znaczy przyciągnąć do zakładu większą liczbę klientów z UE, w tym głównie Niemców. AK
STRUZIK SIEJE SZMAL Prawicowy zarząd województwa (politycy PiS, PO, LPR pod przewodem ludowca Adama Struzika) skapitulował przed organizacjami i ruchami społecznymi. W kwietniu 2004 r. rozpoczął przygotowania do wydania 500 mln euro z funduszy europejskich. Pierwszym krokiem było powołanie komitetu sterującego. W jego składzie znalazło się... czterech księży katolickich i pełnomocnik kurii warszawskiej („FiM” 16/2004). Zabrakło w nim jednak przedstawicieli organizacji społecznych. Decyzja Struzika wywołała liczne i ostre protesty. Prawicowy zarząd tłumaczył, że przecież w komitecie zasiadają przedstawiciele organizacji społecznych, czyli ludzie Kościoła. W koalicji PiS-PO-LPR-PSL doszło to konfliktu. Struzik i jego drużyna mogli stracić stołki. W obawie przed bezrobociem marszałek województwa powołał w skład „komitetu” jedną (sic!) przedstawicielkę organizacji społecznych – Marzenę Mendzę-Drozd ze stowarzyszenia Dialog Społeczny. MP
ORSZULIK BEZ PRĄDU Wyjątkowego pecha ma ustępujący z diecezjalnego fotela Łowicza biskup Alojzy Orszulik. Nie dość że prasa bezustannie ujawnia jego machlojki i kanty, to jeszcze w ostatnich chwilach urzędowania złośliwość ludzka (a może i boska?) nie zna granic. Gdy przed kilkoma dniami ten świątobliwy mąż przybył do Kutna, w mieście jak na złość wyłączono prąd i nieborak, zamiast do mikrofonu, musiał przemawiać do starodawnej tuby. Jedni śmiali się z tego, inni z politowaniem patrzyli na biskupa walczącego z ustrojstwem. RYS
WIELOPOLE, WIELOPOLE Z okazji wejścia Polski do Unii, w Wielopolu Skrzyńskim – miasteczku, z którego wywodzą się Kantor i Daniec – wystąpiły lokalne zespoły ludowe, recytatorzy z gimnazjum, a wyroby swe prezentowali miejscowi twórcy. Imprezę uświetnił też miejscowy chór rolników – chluba regionu. Wśród zaprezentowanych utworów znalazły się takie hity jak patriotyczna pieśń „Witaj, majowa jutrzenko”, „Czarna Madonna” oraz inne pieśni o Królowej Polski. Na zakończenie chór rolników w wieku różnym wykonał pieśń „Jestem Polakiem” (słowa chyba własne): „Ja jestem Polakiem i po polsku żyję, a kiedy trzeba, też po polsku piję”... Było też o Unii – w podobnym
stylu. Następnie po raz kolejny – wraz z publicznością – odśpiewano hit, czyli „Czarną Madonnę”. Biorąc pod uwagę treść obu pieśni, ich słowa utworzyły znamienny i nieco ironiczny collage – Polak „unijny”, zapijaczony po polsku, pragnie wskoczyć w ramiona nie żony ani kochanki, ale Czarnej Madonny. I już nie wiadomo, co mu tak w głowie pomieszało: radość majowo-unijna czy wódka. JP
I STAŁ SIĘ CUD W maju Franciszkańskie Biuro Pielgrzymkowe przeżyło prawdziwy cud. Do Hiszpanii udała się grupa turystów, którzy chcieli tylko zwiedzać. Piloci z niepokojem przesyłali do centrali w Warszawie takie na przykład meldunki: „Oni już śpią (o godz. 22.30!), nie pili, cały dzień łażą, nie zamawiają panienek”. Franciszkanie rozpoczęli pośpieszne dochodzenie, kto z nimi pojechał. Padały różne przypuszczenia: grupa terrorystów, agenci CIA, a nawet... dziennikarze „FiM”. A prawda okazała się banalna: byli to pracownicy Uniwersytetu Warszawskiego z Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa. Ze statystyk biur podróży wynika, że najbardziej rozrywkowe grupy pielgrzymkowe to seminarzyści i księża. MP
RYDZYK JAK GIBSON Wielebny Mel Gibson oraz twórca radyja Tadeusz Rydzyk niebawem będą mogli się uściskać. Obaj zostali pierwszymi laureatami nagrody im. Juliana Kulentego „Multimedia w służbie Ewangelii”, przyznawanej przez Katolickie Stowarzyszenie Filmowe. Panowie zostali nagrodzeni za wykorzystanie najnowszych środków wyrazu, jakie dają współczesne media w krzewieniu nauki Chrystusa. O ile „Pasja” Gibsona pod względem warsztatowym robi wrażenie, o tyle podczas oglądania Rydzykowej Telewizji „Trwam” nie pozostaje nic innego, jak krzyknąć: „Boże, mój Boże, czemuś go opuścił?”. MAR
CZARNA OWCA W BIAŁYM DOMU? Parlamentarzyści amerykańscy nie pękają. Bernard Kenny, 57-letni senator z ramienia Partii Demokratycznej, zapowiedział, że występuje z Krk. „Mam inne poglądy
5
na różne sprawy w dziedzinie teologii moralnej. Nie zgadzam się z nauczaniem Kościoła katolickiego nie tylko w sprawie aborcji” – oświadczył. Na decyzję senatora miała wpływ postawa arcybiskupa Johna Myersa, który zaatakował kandydata do fotela prezydenta, demokratę Johna Kerry’ego. Przypomnijmy: Kerry, aktywny katolik, opowiedział się za prawem kobiet do przerywania ciąży. W odwecie abp Raymond Burke z Saint-Louis odmówił mu udzielenia komunii. Podobnie zachował się abp Sean O’Malley z Bostonu, macierzystej diecezji senatora. Ciekawe, co to będzie, gdy Kerry zechce kiedyś odwiedzić Polskę i to akurat w niedzielę... AT
STRAJK PROBOSZCZA Proboszcz z katolickiej parafii w Carchitti we Włoszech od kilku tygodni prowadzi strajk generalny. Siedemdziesięciopięcioletni ks. Remo Ronci podjął protest przeciw wyjątkowo mizernej frekwencji parafian w kościele, która – jego zdaniem – wynika wyłącznie z ich lenistwa. Na drzwiach kościoła i plebanii wywiesił plakat z napisem: „Pasterz jest, ale trzody nie ma”. Odwołał też wszystkie msze. Jak dotychczas, parafianie pomysłami proboszcza specjalnie się nie przejęli. On jednak wierzy, że już wkrótce, gdy w grę zacznie wchodzić kwestia pogrzebu, Pierwszej Komunii Świętej czy ślubu, zrozumieją swój błąd... AK
DAREMNE ŻELE Do Niemiec dotarła już pochodząca z USA plaga absurdalnych pozwów sądowych. Konsumenci obwiniają producentów napojów, pieczywa czy innej żywności, że są otyli, nieatrakcyjni seksualnie, nie wiedzie im się w życiu. Sąd w Bonn zajął się ostatnio żądaniem pewnej Niemki. Pani ta przez trzy miesiące zjadła 36 kilogramów żelków (takie cukierki, które smakują jak prezerwatywy). Po konsumpcji tak przytyła, że raz dwa straciła na atrakcyjności. W końcu uznała, że przyczyną jej problemów jest producent. Nie podał on bowiem na opakowaniu informacji, że od tego paskudztwa można utyć, a przecież gdyby napisał, to tyle by tego nie żarła. Swoje straty wyceniła na 23 miliony euro. Sąd oddalił pozew paniusi. Teraz jest i gruba, i bez kasy. MP
6
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
POLSKA PARAFIALNA
ażdy pretekst jest dobry, by wycyckać coraz biedniejsze państwo polskie. W Zielonej Górze sutannowi wykorzystali w tym celu przystąpienie Najjaśniejszej RP do Unii Europejskiej. Z tej okazji podczas sesji Rady Miejskiej funkcjonariusze Watykanu zademonstrowali wyjątkową bezczelność, przysyłając na obrady silną grupę z transparentami, na których wypisano: „Domagamy się 99-procento-
K
Tak więc za 1 proc. wartości na własność Krk przeszły działki m.in. przy ul. Kilińskiego, Szmaragdowej, Źródlanej i Prostej. Za 2 proc. wartości parafia Podwyższenia Krzyża Świętego nabyła ziemię przy kaplicy na ul. Dantyszka. Podczas wspomnianej sesji prawicowa pani prezydent miasta Bożena Ronowicz, jak przystało na wierną córę Krk, usiłowała sprzedać jedną z działek nie za 1, lecz za 10 proc. wartości. Tak potrakto-
Wszystko, co nasze... wej bonifikaty przy sprzedaży gruntu dla Kościoła”. Siedzący w ławach dla publiki proboszczowie nie ukrywali, że usiłują przejąć na własność ziemię, by w przyszłości... nie trafiła ona do Niemców, którzy już ostrzą sobie zęby na naszą własność. Na nic się zdały tłumaczenia trzeźwiejszych rajców – księża domagali się za grosze dwunastu atrakcyjnych działek o łącznej powierzchni ponad 5 hektarów. Radni lewicy pytali o przeznaczenie działek użytkowanych wieczyście zarówno przez miejscowe parafie katolickie, krakowskie zgromadzenie siostrzyczek, jak i parafię greckokatolicką. Pytanie to było w pełni uzasadnione, bo na niektórych gruntach znajdują się świątynie, ale nie brak i takich, na których stoją jedynie... reklamy. – Wyszliśmy z założenia, że nie będziemy torpedować tych zakusów, które dotyczą ziemi już użytkowanej przez parafie – mówi przewodniczący Klubu Radnych SLD Zygmunt Listowski. – Zrobiliśmy wyjątek tylko dla działki przy ul. Kościelnej, gdzie znajduje się stołówka „Caritas”, która świadczy przecież usługi charytatywne.
wała „braci w wierze” z parafii... greckokatolickiej. Zaprotestowali tylko radni lewicowi, bo prawicowcy nie widzieli niczego złego w propozycji pani prezydent. Wstrętne komuchy tym sposobem doprowadziły jednak do równoprawnego potraktowania wszystkich kościołów i wyznań. Gdy dyskutowano nad 99-procentowym opustem dla sutannowych, głos usiłował zabrać jeden z działaczy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA. Powszechną praktyką jest, że w takich przypadkach rada wysłuchuje opinii ludzi z zewnątrz, jednakże tym razem jeden z radnych prawicy natychmiast zaprotestował, stwierdzając, że nazwa partii mu się nie podoba, „bo jest agresywna”. Prowadząca obrady nakazała przewodniczącemu zielonogórskiej RACJI poczekać do końca sesji, by „nie psuł szyków” przed głosowaniem. No ale później już mógł sobie pogadać do... pustych krzeseł. Gdyby nie protesty trzeźwiejszych rajców, watykańczycy dostaliby na tacy znacznie więcej, zgodnie z hasłami przyniesionymi na sesję. RP
o tego, że w Białymstoku cenzuruje się namiętnie różne dzieła sztuki, przyzwyczaili się już wszyscy. Prezydent miasta wypisał nawet stolicę Podlasia ze Związku Miast Polskich, bo miał już dość prześmiewek nawet ze strony burmistrzów pipidówek, którzy pytali na bankiecie, czy w biskupim mieście wolno jeszcze chodzić do burdelu.
pomocnika, byłego gangstera, co widownię polską może zdziwić o tyle, że jest to już były gangster, a nie np. kierownik przykuriewnej drukarni. Pomocnikowi owemu objawia się Niepokalana pod postacią seksbomby z długimi nogami. Bandzior wpada w amok i przemienia się duchowo, co tym razem nie dziwi, bo laska jest palce lizać. Z faktu, że „Kociaka” najpierw wpuszczono na dewocyjny ekran, wynika, że wielebni nie czytają recenzji, ba!, nie znają nawet treści sprowadzanych filmów. Dopiero po interwencji wiernego, który w czasie seansu doznał szoku, kuria kazała obraz oddać dystrybutorowi. Ku wielkiej radości konkurencyjnego kina Pokój, które „Kociaka” zacznie grać... W atmosferze skandalu – ma się rozumieć. Kierownik działu dystrybucji firmy SPInki, która zajmuje się rozprowadzaniem filmu, pożalił się białostockim mediom na decyzję przykuriewnych. Wyraził ogromne zdziwienie, bo przecież nigdzie w Polsce „Kociak” nie spotkał się z nożycami czarnej cenzury – tylko w Białymstoku... AM
D
Kociak utopiony Tym razem dokonano autorzezi, bowiem do przyparafialnego kina Ton najpierw wpuszczono francuski film pt. „Kociak”, a po dwóch seansach zdjęto go z ekranu. Kino owo kuria przejęła – wraz z wielkim budynkiem w centrum miasta – w ramach „ustawy Rakowskiego”. Bohaterem „Kociaka” jest arabski transwestyta przybywający do Paryża w poszukiwaniu swojego siostrzeńca. Nie ma w tym nic dziwnego, że przygarnia go wielebny katolicki i załatwia pracę sprzątacza (czki?), jednak zdolna bestia zostaje wkrótce tancerką (tancerzem?) w klubie nocnym. Ksiądz ma również
Czym skorupka za młodu... Buntownicze zachowania wiernych coraz bardziej dają się biskupom we znaki. W ubiegłym roku mieszkańcom Przodkowa (diecezja pelplińska) udało się wymusić na kurii zmianę podjętej już decyzji o przeniesieniu księdza Waldemara Pieleckiego, wikariusza miejscowej parafii pw. św. Andrzeja Apostoła. Ordynariusz biskup Jan Szlaga (na zdjęciu) uległ, ale dla zachowania twarzy nałożył na mieszkańców Przodkowa i okolic karę polegającą na tym, że na bierzmowanie ich dzieci musiały jeździć aż do Pelplina. Kilka dni temu ludzie znowu postanowili wziąć sprawy personalne we własne ręce. Poszło o wybraną przez nich radę parafialną, której proboszcz, ks. Jerzy Kąkol, absolutnie nie chciał zaakceptować. No i wykopali go, wystosowując jednocześnie do kurii żądanie powołania na zwolnione stanowisko ks. Pieleckiego. Spanikowany biskup zwołał nadzwyczajną konferencję dziekanów diecezji, którzy na żądanie pryncypała wydalili z siebie taki oto komunikat: „Księża Dziekani i Wicedziekani zgromadzeni na Konferencji w Pelplinie dnia 13 maja 2004 roku (...) w łączności ze swoim Biskupem Diecezjalnym (...) wyrażają swój niepokój o dalszy los parafii w Przodkowie. Sytuacja, która trwa prawie od roku, deprawuje sumienia zwłaszcza dzieci i młodzieży (...). Księża Dziekani i Wicedziekani wzywają ks. Waldemara Pieleckiego do bezwzględnego posłuszeństwa
swojemu Biskupowi. A zarazem apelują do parafian przodkowskich, aby w duchu wiary i posłuszeństwa Kościołowi nie dali się zwieść »fałszywym prorokom«, którzy sieją zamęt i zgorszenie”. Zainicjowano też działania „operacyjne”, mające na celu skompromitowanie wikarego. Kurialne wtyczki poczęły intensywnie rozpuszczać w parafii pogłoski, że ks. Pielecki „jest aktywnym homoseksualistą, grasującym nocą na pikietach w Gdyni i Gdańsku”. Niewiele te zabiegi pomogły, bo w niedzielę 16 maja kilkuset mieszkańców Przodkowa demonstrowało od rana przed katedrą w Pelplinie. Na transparentach widniały m.in. takie napisy: „Nie godzimy się z decyzją księdza biskupa”, „Chcemy sprawiedliwości”, „My jesteśmy Kościołem i Wiarą”. Okazało się bowiem, że ks. Pielecki podpisał ordynariuszowi – co oczywiste przy obecnej stopie bezrobocia – papier z oświadczeniem o chęci odejścia z parafii. Nikt z jego obrońców nie uwierzył w dobrowolność tej deklaracji.
oczta Polska rozszerza ofertę usług. U listonosza można już kupić artykuły gospodarstwa domowego. Kto wie, może niedługo listonosze będą latać po wódkę?
P
Sęk w tym, że dźwiganiem wielobranżowego sklepu przyczepionego do szyi listonosze zbytnio się nie entuzjazmują. Jak ich złamać? Elżbieta Wompel, naczelnik poczty w Sandomierzu, wprowadziła rewolucyjny system motywacyjny, w którym comiesięczną ocenę podwładnych uzależnia nie od terminowego dostarczania listów i paczek, lecz od uzyskiwanych przez nich obrotów handlowych. Pani naczelnik nadaje listonoszom etykiety... zwierząt, a że ceni sobie jawność, wywiesza listę notowań na tablicy ogłoszeń urzędu. Dzięki temu lenie pokroju Krystiana Ch. (utargował przez miesiąc raptem 232,60 zł) i Mirosława W. (zaledwie 332,55 zł) przez 30 późniejszych dni stają się publicznym pośmiewiskiem i z wywieszonymi jęzorami starają się uwolnić od najgorszego w rankingu miana dinozaura „we współczesnym świecie raczej niemającego racji bytu” – jak objaśnia Elżbieta Wompel w załączonej do klasyfikacji legendzie – które jest czytelną zapowiedzią wykopania z roboty. Oczko wyżej są ślimaki („z takim tempem do sukcesu?”), czyli Sławomir B. (348,40 zł) oraz Teresa S. (322,70 zł), balansujący na linie rozciągniętej między pocztą a pośredniakiem dla bezrobotnych. Przeciętni noszą w Sandomierzu plakietkę żółwia („różni się od ślimaka wielkością” – przytomnie
Ludzie, zejdźcie z drogi... W piosence „Medytacje wiejskiego listonosza” popularni przed laty Skaldowie śpiewali: (...) Ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie Ciężka jest od listów torba listonosza dziś (...). To było dawno temu. Teraz czasy mamy takie, że listonosza zamieniono w obnośny punkt sprzedaży „mydła i powidła”. W jego torbie, oprócz listów i kilku kilogramów ulotek reklamowych, znajdziemy na przykład: proszki do prania, kosmetyki, papierosy, gazety, książki, baterie, karty telefoniczne itp. Całe handlowe zyski takich „wielbłądów” inkasuje oczywiście Poczta Polska. Trudno się dziwić, że kierownictwo tej firmy nieustannie poszukuje źródeł dodatkowych dochodów. Wszak jakoś trzeba łatać wielomilionowe ubytki budżetowe, powstałe na skutek zwolnień z opłat przekazów na rzecz Radia Maryja i Świątyni Opatrzności Bożej („Glemp doi pocztę”, „FiM” 17/2004) czy z podtrzymywania przy życiu cieniutko przędącego (przedostatnie miejsce w rankingu Otwartych Funduszy Emerytalnych) „Pocztyliona”, w którym forsę ulokowała Konferencja Episkopatu Polski.
Zapowiadają, że nowego proboszcza i wikariusza do parafii nie wpuszczą! W tej sytuacji ksiądz kanonik Jan Szwaba, wyznaczony na zarządcę komisarycznego, na razie boi się pokazać w parafii, choć był w niej kiedyś proboszczem. A tymczasem dzieci i młodzież o „zdeprawowanych sumieniach” publikują w Internecie apele, w których czytamy: „Ksiądz Waldek zostanie albo rozniesiemy całą tę nędzną kurię”; „To się musi skończyć. Tak będzie lepiej dla biskupa, bo inaczej biskup na tym ucierpi, a ks. Waldek będzie i tak nasz”; „Dlaczego nikt nie chce wysłuchać parafian? Biskup swoją decyzją powoduje tylko to, że ludzie odwrócą się od Kościoła”; „Ciągle narzeka się, że młodzież broi, że nie słucha nikogo, a gdy ktoś zaczął ich przyciągać do kościoła, to za karę tę osobę chce się pozbawić święceń. Biskupie, gdzie Twoje miłosierdzie, które okazywał innym Pan Jezus?”. Jeśli te małolaty „nasiąkają za młodu” takim gniewem, to czym będą „na starość trącić”? DOMINIKA NAGEL Fot. Alex Wolf
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Pod nieobecność proboszcza na strychu plebanii odkryto kilka worków z pieniędzmi. Sensacyjne znalezisko wstrząsnęło duchowieństwem i wiernymi Podkarpacia. Księży (a niewątpliwie także i biskupów) diecezji rzeszowskiej od kilku dni nurtuje pytanie: „Jak ten stary piernik mógł zaprzepaścić taki majątek?!”. – Żeby go chociaż przehulał! Ale trzeba być kompletnym głupcem, żeby dać zeżreć myszom pieniądze – zauważa ksiądz Paweł z Rzeszowa.
przybyli na wizję lokalną, cała wieś już huczała o... 14 workach i milionach dolarów, a bardziej przedsiębiorczy gorączkowo zastanawiali się, jak by tu odbić parafialne, czyli własne – jak słusznie mniemali – pieniądze. Na wszelki wypadek księża Wójcicki i Liba postanowili wezwać policję.
Kot na pieniądze Burzę wywołał 70-letni ksiądz Stanisław Mazur, proboszcz parafii św. Ignacego Antiocheńskiego we wsi Łowisko. Przeszedł niedawno w Zabrzu operację wszczepienia bajpasów, po czym udał się na rehabilitację do sanatorium. Przed wyjazdem sporządził listę osób zobowiązanych do sprzątania plebanii i wyznaczył im daty dyżurów, stanowczo nakazując ograniczyć porządki do pomieszczeń mieszkalnych. Niestety, jedna z ekip przedobrzyła, zaglądając też na poddasze... – W pierwszej chwili myśleliśmy, że to łup z jakiegoś napadu na bank – mówi parafianka z Łowiska. No cóż, łatwo sobie wyobrazić miny sprzątających, gdy odnaleźli na strychu plebanii cztery pękate worki po nawozach wypełnione pieniędzmi! Po krótkiej naradzie zawiadomili księdza Tadeusza Wójcickiego, proboszcza pobliskiej parafii w Kamieniu. Ten, niczym wytrawny specjalista kryminalistyki, nakazał zabezpieczyć teren i zaalarmował księdza Jana Libę (szefa dekanatu sokołowskiego, w którego skład wchodzi parafia w Łowisku). Gdy obaj panowie
– Do parafii udali się funkcjonariusze z Komisariatu Policji w Kamieniu. Stwierdzili, że w workach znajdują się polskie banknoty. Większość z nich pochodziła z lat osiemdziesiątych, sprzed denominacji. Były ponadgryzane przez myszy i bardzo już zniszczone. Nie podjęliśmy w tej sprawie żadnych dalszych czynności, gdyż jedyną okolicznością, która mogłaby
zauważa Wompel). Żeby na to miano zasłużyć, należy przykładać się do handlu niczym – dajmy na to – Tomasz R. (448,90 zł) czy Jarosław O. (518,59 zł), bo już Zofia G. (z dorobkiem 333,30 zł) chyba znalazła się w tej grupie po uważaniu. Nawet drugie w hierarchii listonoszy-biznesmenów, najliczniejsze w Sandomierzu koty, wśród których wyróżniają się Marta K. (779,96 zł) i Zofia P. (696,80 zł), nie powinny wpadać w samozadowolenie, gdyż ich szefowa interpretuje tę ocenę: „dobrze, ale...?!”. Tylko lwy (co, według ich treserki, oznacza: „bardzo dobrze, tak trzymać!!!) mogą spać spokojnie... i to snem kamiennym, gdyż trudno przypuszczać, że Sylwia L. (890,90 zł) oraz absolutna wśród listonoszy rekordzistka sprzedaży obnośnej Krystyna S. (992,90 zł) mają jeszcze po pracy czas i ochotę na życie prywatne. – Idiotyzmów jest znacznie więcej. Listy z Sandomierza do Sandomierza docierają do adresatów po trzech dniach, bo rozdzielane są w... Tarnobrzegu. Na temat upokarzających, zoologicznych porównań nikt głośno nie narzeka. Ludzie są zastraszeni. Dyrekcja przymyka oczy na poczynania pani naczelnik, zatem – chcąc pracować – trzeba tańczyć jak ona zagra. Nie mam talentu do handlu, to podpadam. Czasem rodzina i znajomi zlitują się i coś kupią. Aż boję się myśleć, że mógłbym spaść do dinozaurów – mówi nam jeden z żółwi. Szanujemy listonoszy. Oczekujemy ich z nadzieją, choć bywa, że przynoszą złą nowinę. Wydeptują
je spowodować, byłyby podejrzenia, czy aby nie zniszczono tych pieniędzy celowo – poinformował nas podkomisarz Piotr Kluz z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. – Pieniędzy nikt nie liczył, bo księża powiedzieli, że tym zajmie się już kuria biskupia. Sąsiadka widziała różne banknoty, a myszy tak nimi wypasione, że ledwo chodziły. Trudno powiedzieć, ile tej forsy było. No bo ile to może być dwieście kilogramów pieniędzy? Podobno były też mniej zniszczone, aktualne, ale kazali je schować przed policją – opowiada jeden z mieszkańców wsi. Ks. Mazur, mimo zakończenia pobytu w sanatorium, nie wrócił prosto do parafii. Biskup rzeszowski Kazimierz Górny postanowił szczelnie odizolować niefrasobliwego proboszcza od otoczenia i umieścił go w Domu Księży Seniorów w Słocinie. Ma tam podobno przebywać do czasu, aż sobie przypomni, czy aby nie schował czegoś jeszcze... – Liczymy, że ksiądz Mazur wróci do nas, ale na razie na plebanii mieszka jakiś inny ksiądz. Nawet nie znam jego nazwiska. Nie wiem, po co ksiądz Wójcicki i dziekan wzywali policję. Cała ta afera była zupełnie niepotrzebna – uważa Stanisław Kida, sołtys Łowiska. Zdaniem naszych informatorów, na plebanii trwają dyskretne, ale intensywne poszukiwania reszty skarbu. Podobno co bardziej operatywni przekopują nocami pobliski ogród. Na razie bez efektu. Niewykluczone, że nauczony smutnym doświadczeniem ordynariusz zarządzi obowiązkowe posiadanie kota przez księży w wieku uzasadniającym podejrzenia o sklerozę. Niejednemu z nich przydałaby się mała rewizja... ANNA TARCZYŃSKA
kilometry bez względu na mróz czy najgorętsze lato. I bez względu na poziom cymbalstwa przełożonych. HELENA PIETRZAK
7
Spór sięgnął dna O tym, czy na poznańskiej Malcie odbędą się np. mistrzostwa świata w kajakarstwie, czy msza polowa z udziałem biskupa, będzie najprawdopodobniej decydował ksiądz proboszcz. Spór trwa od dawna, a ,,FiM” kibicują mu z uwagą („FiM” 40/2001), bo chodzi o sprawę niebagatelną. Pazerni funkcjonariusze Watykanu chcą odebrać samorządowi praktycznie jedyny z prawdziwego zdarzenia teren sportowo-rekreacyjny w granicach miasta, a jednocześnie podobno najlepszy tor wodny na świecie. Przed wojną znajdowało się tutaj ponad 40-hektarowe beneficjum proboszczowskie. Klechom nie chciało się jednak nawet kosić łąk czy łowić ryb w kilku stawach. Było tak: ¤ pierwsze pisane źródła o terenach dzisiejszej Malty ukazały się w roku 1883 jako zapisy w księdze wieczystej. Ksiądz Kazimierz Królak, obecny proboszcz, nie potrafi jednak powiedzieć, w jaki sposób Krk wszedł w posiadanie tych dóbr. Prawdopodobnie był to standard – klasyczne księżowskie wyłudzenie „na ogień piekielny” od jakiejś nawiedzonej szlachcianki – w zamian za msze gregoriańskie „za duszę”; ¤ od roku 1908 ziemię dzierżawił ówczesny starosta poznański Tadeusz Kłos. Nie poczynił żadnych inwestycji na tym terenie, nie licząc jednej niewielkiej stajni, w której hodował kilka koni; ¤ w roku 1931 znaczną część terenów w dolinie Cybiny parafia wydzierżawiła miejscowej biedocie. Umowa dzierżawna składała się z dwóch istotnych paragrafów. Pierwszy nakazywał wpłacenie 6 tys. zł w gotówce, drugi zaś zobowiązywał dzierżawców do odstawiania lwiej części odłowionych ryb; ¤ w czasie okupacji Niemcy rozpoczęli budowę sztucznego zbiornika. Pracę kontynuowano po wojnie, by w roku 1952 spiętrzyć wody; ¤ w 1990 roku ówczesny prezydent Andrzej Wituski uznał kościelne roszczenia, ale tylko w zakresie gruntu nad nową linią brzegową. Wówczas wydawało się, że kwestia została rozwiązana raz na zawsze. W 1996 roku parafia wystąpiła do sądu okręgowego z pozwem przeciw miastu. Sądzono się przez 7 lat. Sąd w Poznaniu uznał racje parafii pw. św. Jana Jerozolimskiego i wyrokiem z 20 XI 2003 r. nakazał magistratowi nie tylko przyznanie jej prawie 25 ha ziemi (KW nr 91158) na terenach leżących w obrębie Jeziora Maltańskiego, ale również zasądził rekompensatę w wysokości 2 mln 722 tys. zł za bezumowne – jak czytamy w wyroku – korzystanie z gruntu. ¤¤¤ Purpuraci przyjęli wyrok – jak to się mówi – ze zrozumieniem, zaś proboszcz dofinansowanej parafii, ks. Królak, zaczął tłumaczyć obłudnie, że nie chodzi o odbieranie społeczeństwu miejsca do wypoczynku, a jedynie o prawne uregulowanie własności, co jest również z korzyścią dla grodu Przemysława (sic!).
Przykościółkowy prezydent Ryszard Grobelny (PO, wcześniej UW), popierany przez swojego zastępcę Mirosława Kruszyńskiego z AWS (facet ten podczas mszy rzuca się czasem plackiem przed ołtarzem!), pewnie byłby skłonny zasilić księstwo metropolity Gądeckiego i państwo Watykan, lecz na taki numer od początku nie dawała zgody samorządowa opozycja. W końcu jednak – jak to w Katolandzie bywa – rajcom tzw. lewicy zabrakło odwagi na oficjalne wystąpienie do strony kościelnej, by ta zechciała zauważyć pustki w budżecie i odstąpiła choćby od egzekucji olbrzymiej rekompensaty. Przewidywano jednak i inne możliwości udobruchania watykańskich, lecz o sprawie zrobiło się zbyt głośno, aby udało się załatwić ją pod stołem. Tereny maltańskie są na tyle piękne i wartościowe, że ich polubowna zamiana na inne nie wchodziła w grę. W tej sytuacji magistratowi nie pozostało nic innego, tylko odwołać się do sądu apelacyjnego. Jesteśmy w posiadaniu tej apelacji, chociaż nie od razu Zarząd Geodezji i Kastratu Miejskiego Geopoz w Poznaniu zgodził się na jej udostępnienie. W końcu jednak dyrektor Andrzej Krygier wyjawił argumenty, jakimi przyszło mu wojować z Kościołem. Samorząd powołuje się na ustawę ,,Prawo wodne”, z której wynika, iż „w granicach określonych liniami brzegów grunty pokryte powierzchniowymi wodami płynącymi, z wyjątkiem rowów, stanowią własność państwa, przy czym wody powierzchniowe to m.in.: wody płynące, znajdujące się w rzekach, jeziorach lub zbiornikach (...)”. Jest jeszcze taka ciekawostka! Istnieje oto namacalny dowód na wywłaszczenie Krk ze spornej nieruchomości. To protokół z rozprawy przed Prezydium Miejskiej Rady Narodowej m. Poznania z 20 grudnia 1960 roku. Okazuje się, że ówczesny proboszcz, niejaki ks. Koperski, przed 44 laty sam złożył wniosek o ustalenie odszkodowania. Wziął kasę, ale później o tym najwyraźniej zapomniano. 20 kwietnia br. sąd apelacyjny nie wydał orzeczenia. Postanowił zwrócić się do Sądu Najwyższego, żeby ten pomógł w interpretacji wspomnianej ustawy „Prawo wodne” w odniesieniu do owych ,,wód płynących”, których dno z urzędu staje się własnością państwa. Dodatkowo zapytano SN, czy dno jest własnością także wtedy, kiedy samo państwo, bez pomocy sił natury, spiętrza wody i zalewa cudze tereny. Nie czekając na odpowiedź sędziów SN, spieszymy donieść, że już wcześniej – i raz na zawsze – ten sam najwyższy sąd ustalił, iż ,,w odniesieniu do gruntów pokrytych wodami znajdującymi się w zbiornikach, z których cieki wypływają lub do których uchodzą, ustawodawca nie uczynił żadnej różnicy między zbiornikami naturalnymi a utworzonymi w sposób sztuczny”. Ciekawe, czy Sąd Najwyższy uzna racje magistratu i obiektywnie zerknie na okoliczności? Ale czy dzisiaj, w tym przypadku i w tym kraju, Sąd Najwyższy jest naprawdę najwyższy? JAN KALINOWSKI
8
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
UWOLNIĆ KSIĘDZA
Płacz i zgrzytanie zębów Gdyby w Kościele, a zwłaszcza wśród samych księży, odbyło się referendum (anonimowe!) na temat celibatu, papież mógłby przedawkować narkotyki. Jak dalece doktryna odbiega od praktyki, pokazuje każda dyskusja, gwarantująca jej uczestnikom bezpieczeństwo. Pod wszystko mówiącym tytułem „Były ksiądz też człowiek” katolicki „Tygodnik Powszechny” opublikował list księdza Piotra Dzedzeja, ubolewającego nad losem kolegów, którzy odeszli z zawodu, aby podjąć później np. hańbiącą pracę konserwatora w ośrodku wczasowym lub żebrać pod supermarketem. Autor zaledwie raz wykrztusił słowo celibat, choć to właśnie w jego „niewłaściwym przeżywaniu” upatruje zasadniczą przyczynę topnienia szeregów. Środowiskowe „odrzucenie i potępienie” uważa za niebezpieczne, bowiem „były duchowny (...) uruchamia wówczas czynniki obronne, niekontrolowane i zgubne (patrz Jonasz i »Fakty i Mity«)”. Całkiem serio zastanawia się, czy okazane naszemu Naczelnemu w stosownym czasie miłosierdzie ze strony ludzi Kościoła nie skłoniłoby go do „prowadzenia chóru parafialnego” zamiast poczytnego czasopisma. Na list ks. Dzedzeja zareagował na tych samych łamach jezuita, ksiądz Józef Augustyn, renomowany i bardzo modny w kat. Kościele rekolekcjonista. W tekście „Spóźnione miłosierdzie”, dociekając przyczyn „grzechu nieodpowiedzialności” popełnianego przez porzucających sutannę, wzywa: „Trzeba obalać mit, jakoby celibat był najczęstszą przyczyną rezygnacji z kapłaństwa”. Nie absorbowalibyśmy uwagi Czytelników wewnątrzkościelnymi dywagacjami, gdyby nie fakt, że rozpętały prawdziwą burzę na popularnym portalu internetowym, który opublikował oba teksty. W dyskusji uczestniczyło kilkaset osób: oprócz stosunkowo niewielu prześmiewców odnotowaliśmy obecność byłych i czynnych księży, ich żon, kochanek oraz partnerów, kleryków seminariów, a także aktywistów wspólnot katolickich. Oddajemy im głos, przedstawiając kilka reprezentatywnych wypowiedzi, bo naprawdę warto... ¤ Myślę, że Kościół celowo tworzy wobec odchodzących księży stereotyp zdrajcy, psychicznie chorego, osoby społecznie napiętnowanej i zaszczutej, by ci, którym otworzą się oczy, wskutek życiowych doświadczeń lękali się podjąć decyzję – zagaił dyskutant używający pseudonimu Ks. Jan. ¤ Jestem żonatym kapłanem. Każdy z nas wie, że jego kapłaństwo
jest na wieki. I ani to, że jest złodziejem, pijakiem, rozpustnikiem, żonatym czy gejem, ani to, że jest święty, głupi, mądry czy nawiedzony, psychik czy twardziel: nic nie zmieni faktu, że jest – jeśli święcenia są ważne – kapłanem. Szkoda mi takiego Jonasza. Ten talent mógł się realizować w Kościele, ale niewielu ma odwagę powiedzieć sobie i wszystkim dookoła, że to ciemnota w Kościele, a nie ich grzech o tym zdecydował – stwierdził „Ciągle ten sam”. ¤ Też jestem księdzem i też mam kobietę. Jestem 5 lat po święceniach. Nie potrafię znieść chowania po hotelach, ukrywania w zaciszu samochodu, ukrywania uczuć – dodał „Ks. Mateusz”. ¤ I ja mam żonę, jest lekarką, chciała być kiedyś zakonnicą. Nie mamy dzieci. Kościół wprowadził celibat z fałszywych powodów. Wiemy o tym wszyscy, ale ponieważ raz poszliśmy w zaparte, trwamy, bo tak jest wygodnie. Prawie 20 proc. wszystkich papieży na czele z Piotrem było żonatymi. Dziś też są księża, których ojcowie są księżmi. Żeby kandydat, syn księdza katolickiego, otrzymał święcenia kapłańskie, musi mieć specjalne pozwolenie Watykanu. Z powodu celibatu mamy dziś, zamiast pokornych księży, rozsierdzonych bufonów, powiem chamów, takich Lepperów w sutannach – włączył się „Żonaty kapłan, zakonnik”. ¤ Jestem żoną mężczyzny, który jest synem księdza. Życie się nam nie układa. Czy jest to kara boska? – przerwała fachowcom „W”, co natychmiast wykorzystała „Aga”, by pochwalić się: ¤ Mam faceta księdza, jesteśmy razem szczęśliwi, on pozostanie nadal księdzem. Czekamy, aby kiedyś móc zalegalizować ten związek. Obsobaczył ją „Stary ksiądz”: ¤ Tylko pamiętaj, że on jest kłamcą oraz zdrajcą. A ty jesteś złodziejką, bo ukradłaś Bogu jego własność. Wtórowała mu „Zakonnica”, choć nie tak do końca: ¤ Jest jeszcze kwestia podwójnej moralności. Są księża, którzy mają kochanki, dzieci. I jak wtedy mogą wypełniać z czystym sumieniem kapłańskie powinności? Przez celibat zmusza się ich do nieuczciwości względem siebie i wiernych.
A oto co znaczy babska solidarność: ¤ Całkowicie zgadzam się, Aga, z Twoją wypowiedzią. Moim facetem też jest ksiądz. Kapłaństwa nie zostawi, bo został do niego powołany. Traktuje je bardzo serio. Czym innym jest celibat – powiedzmy, że jedynie teoretycznie musi w nim tkwić. Pozdrawiam Cię, pamiętaj: nie jesteś sama w takiej sytuacji – zapewniła „Zuzanna”. „Clio444” wywołał kolejny temat: ¤ Odnośnie do formacji seminaryjnej: potrzebna jest solidna reforma. Należy przestać promować w seminariach miernoty, a dostrzegać jednostki zdolne, samodzielne, myślące. Niestety, są tępieni jak zaraza, bo łatwiej rządzi się głupcami. Bierni, Mierni ale Wierni. Fabryki BMW – tak nazywa się seminaria. Kolejny mit wytrwale przekazywany to wspólnota kapłańska. Nic takiego nie istnieje! Przyjaźnie między kapłanami to rarytas. ¤ Nie tylko że tępieni są nie poddający się systemowi donosicielstwa i lizusostwa, ale niechętnie też są widziani klerycy oraz księża po prostu uczciwi lub dobrzy. Ja przepraszam za wyrażenie, ale mój przyjaciel ksiądz, zdolna bestia, na pytanie, czy pójdzie na studia, odpowiedział mi: „Musiałbym biskupowi do dupy włazić” – zauważył „Katolik, ale smutny”. ¤ Popełniamy błędy na każdym etapie formacji kapłana. Wielu to odpowiada: bycie ponad motłochem, ciężki i pewny grosz, pewność wsparcia przełożonych, łatwość w rozgrzeszaniu swoich nagminnych przewinień. Przecież każdy z moich kolegów cierpi na to samo, doskonale się rozumiemy! – dodał równie smutny zakonnik „Brat Oblat”. Do kwestii damsko-męskich wróciła „Margarita”: ¤ Moja koleżanka ma dziecko z księdzem. Ja też z nim miałam romans jako 16-latka. Tego księdza biskup natychmiast wysłał do Rzymu. Oburzyło to „Wierzącą”. ¤ Kapłani wiedzą, co robią, i naprawdę, jeśli zdecydowali się na kapłaństwo, nie powinni mieć wyrzutów co do celibatu. A zresztą to jest powołanie. My, zwykli ludzie, nigdy tego nie zrozumiemy – tłumaczyła. ¤ No wiesz! Gdyby z kapłaństwa odchodził każdy, który ma na boku dzieci, bylibyśmy dzisiaj krajem pogańskim – skoczyła na przedmówczynię „Ala”. ¤ „Wierząca”, zgodzę się, że kapłaństwo jest powołaniem, ale może dla jednego, góra dwóch procent księży. A co do celibatu, to mam takiego farta, że
ilekroć poznam księdza, to on nie przestrzega celibatu – podsumowała „Monika”. O pomoc do bardziej doświadczonych zwróciła się „XXX”: ¤ Kto zna metodę na odkochanie? Zakochałam się w księdzu z mojej parafii. Najgorsze jest to, że jestem osobą głęboko wierzącą i ta sytuacja mnie strasznie krępuje. „Szwagier księdza” przestrzegł ją życzliwie: ¤ Złamiesz życie sobie i jemu. Wiem coś o tym, ponieważ doświadczyłem bycia „szwagrem” księdza. Przeżyłem szok, którego nie życzę nikomu, oraz chwilowe na szczęście załamanie wiary. Dyskusja poszerzyła się o inne wątki: ¤ Jestem ojcem kleryka, który odszedł po 5 latach seminarium. I problemem jest nie to, że odszedł, ale że po tych latach odizolowania jest on niestety pasożytem niezdolnym do życia w społeczeństwie, z rozbudowanymi postawami roszczeniowymi wobec innych. On jest po prostu życiowym kaleką – stwierdził „Ojciec”. ¤ Pasożytnictwo to postawa życiowa mojego mężczyzny. Księdza. Niestety, trudno cokolwiek z tym zrobić – przyznała „Z autopsji”.
„Ojca” próbowała pocieszyć „Majka”: ¤ Może się odnajdzie jako pedagog, może nauczać w szkole historii czy innego przedmiotu. Znam takiego byłego księdza, ma teraz dwójkę dzieci i jest nauczycielem. Na wsi, daleko od rodzinnej miejscowości, gdzie ludzie go opluwali. I znam takiego, który udziela komunii, a również ma rodzinę i dziecko. Mieszka na wsi, ale ta wieś go zaakceptowała. ¤ Ludzie są tak wredni, że tylko usiąść i płakać. Ja znam księdza, który nocuje u bardzo bliskiej mi osoby, a kiedy dowiedział się, że jej syn chce przed ślubem zamieszkać z dziewczyną, dostał szału – irytował się „Janusz”, sygnalizujący prawdopodobnie własne problemy rodzinne. Gdy w dalszej dyskusji pojawiła się kwestia wyższości moralnej zakonników nad duchowieństwem diecezjalnym, głos zabrała „JK”: ¤ Ja też znałam świetnego zakonnika, który molestował mnie seksualnie, bo moja mama tak mu ufała, że w życiu by mi nie uwierzyła. Miałam 12 lat. Wybaczyłam mu, bo chcę, aby Bóg wybaczył i moje winy. Że nie ma to jak męska przyjaźń, przekonywał „Bob”: ¤ Mam kolegę księdza. Dobry chłop, tylko jak ma więcej kasiorki, to zaraz przegra w pokera, a jak się napije, to muszę mu załatwiać panienkę z agencji, bo mówi, że mu sił witalnych przybyło i musi pobzykać. Ale ogólnie to fajnie jest się z nim kumplować, zawsze parę groszy mi też skapnie, jak nazbiera na tacę. ¤ Założyciel dominikańskiego ośrodka antysektowego we Wrocławiu jest teraz szczęśliwym gejem i żyje w udanym związku. Widzę, ilu kleryków męczy się ze swoimi preferencjami, myśląc, że się ukryją w Kościele. Gdyby tylko wiedzieli, ilu ich jest – westchnął „Dick Bighard”. ¤ ¤ ¤ Pragnących zabrać głos, a wraz z nimi i wątków dyskusji wciąż przybywało. Gdy oddawaliśmy „FiM” do druku, naliczyliśmy już 697 wypowiedzi. Nie sposób je spuentować. Jedno jest pewne: ci ludzie chcą, żeby ich wysłuchano. Choć to, co mają do powiedzenia, czasem jest trochę śmieszne, a czasem – trochę straszne. ANNA TARCZYŃSKA Fot. TK
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r. Kraj toczony jest przez robaka korupcji.Od ministra począwszy, na pomocy księgowej urzędu gminy, pannie Krysi, skończywszy – wszędzie można coś za coś załatwić, kupić, dostać. Mówi o tym najnowszy raport NIK. Jak ów wstrząsający dokument potraktowali wybrańcy narodu – posłowie? A tak, że setki egzemplarzy raportu NIK odnaleźliśmy w postaci pasków w parlamentarnej niszczarce dokumentów, a jeszcze więcej w sejmowym koszu na śmieci. Ale jeden skrypt jakimś cudem ocalał i trafił do naszych rączek. Oto jego streszczenie.
2. Brak odpowiedzialności urzędnika za mylne decyzje – zasada: „Róbta, co chceta” – obowiązuje od gminy do ministerstwa. Nawet jeśli jakaś kontrola wykaże, że dyrektor wydziału Malinowski sknocił wszystko, co miał do sknocenia, to i tak zazwyczaj włos mu z głowy nie spadnie. Dlaczego? Bo errare humanum est. Malinowski nie jest nieomylny jak papież, za to jest z nadania politycznego i jakieś SLD albo jakiś PiS czy inny LPR pierwej dadzą sobie krwi upuścić, niż pozwolą na zrobienie krzywdy „swojemu”; tym bardziej gdy ten dzieli się zdobyczą ze stadem. Przykład? Służymy: niejaki Chruszcz z LPR – wiceprezes Wojewódzkiego Fundzuszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w woj. mazowieckim – miał poważne kłopoty z kontrolerami NIK (brak nadzoru nad kasą), więc został przez swoich partyjnych kolegów czym prędzej przeniesiony na fotel wicemarszałka województwa łódzkiego. I wszystko gra! A pan niezatapialny Adam Czartoryski z PiS? Jegomość ten
TASIEMIEC KORUPCJI wybudowanych hipermarketów, więc płaciły one znacznie mniejsze podatki niż powinny. Kto stracił, a kto zarobił? 5. Popatrzmy teraz na budowę nowego terminalu lotniczego na Okęciu, zleconą przez Przedsiębiorstwo Porty Lotnicze. To jeden z największych przetargów ostatnich lat opiewający na kwotę 200 milionów dolarów, ogłoszony bez stosownej zgody wojewody mazowieckiego, który miał wątpliwości co do tzw. strefy ochronnej. Już w fazie wstępnej poszły się paść 444 tys. zł wydane... diabli i NIK twierdzą tylko, że nie wiadomo, na co. Później było jeszcze ciekawiej, bo jak przetarg wygrywał nie ten, kto powinien, to zmieniano przetargową komisję. W sumie siedem razy ją zmieniano! Mówi wam to coś? 6. Samorząd Świdnicy sprzedał osobie fizycznej miejską działkę za 4 miliony złotych, a ta „fizyczna” sprzedała ją trzy miesiące później pod hipermarket za 13 milionów. Oczywiście w Świdnicy wszyscy mają czyste ręce. Nieprawdaż?
Przychodzi Polak do Polaka Pod raportem podpisana jest pani Alina Hussejn. Ta dzielna niewiasta o walecznym nazwisku od wielu lat próbuje walczyć z korupcją, lecz przypomina to zmagania Don Kichota z wiatrakami. Jej firma (NIK) w latach 1996–2003 sformułowała m.in. 77 wniosków o zmianę prawa na mniej korupcjogenne. Żaden z nich nie został zrealizowany! Dlaczego? A dlatego, że – jak wynika z raportu – decydentom z korupcją jest bardzo po drodze. ¤¤¤ Dokument Najwyższej Izby Kontroli opisuje kilka głównych mechanizmów sprzyjających korupcji: 1. Nieprzejrzystość prawa oraz częstą jego zmienność. Na przykład w roku 2000 urzędnicy, parlamentarzyści i ministrowie wyprodukowali 7456 stron rozmaitych edyktów prawnych, ale już rok później było tego 13 132, zaś w roku 2003 pobito rekord, tworząc ponad 18 tysięcy stron przepisów. Eksperci NIK zakładają, że rozmaici lobbyści kupili co najmniej 10 proc. tego prawa! Innymi słowy, ok. 1800 stron Dziennika Ustaw pisanych jest pod dyktando ludzi, którzy czerpią z tego wielkie korzyści. Zwykły Kowalski nic w tym momencie nie może? Otóż może. Mianowicie ma szanse – i to duże – kupić sobie urzędniczą decyzję. Urzędnik, który w gąszczu praw czuje się jak ryba w wodzie, powie tak: pięć stów i będzie tak, jak chcesz. Co ciekawe, wcale nie ominie jurysdykcji, tylko wykorzysta jej niespójność;
przegrał wybory na prezydenta Ostrołęki, został więc przerzucony do biura województwa mazowieckiego. Tam też nie poszło mu najlepiej, przeto znaleziono mu synekurkę wicemarszałka. Piastuje ją do dziś. Z takim samym skutkiem. ¤¤¤ Inne przygnębiające przykłady: 1. W jednej trzeciej skontrolowanych przypadków wydawania zezwoleń na budowę hipermarketów burmistrzowie nie mieli prawa podjąć takich decyzji. A wydawali... w sprzeczności z własnymi planami zagospodarowania przestrzennego. A dlaczego wydawali? Odpowiedzmy sobie sami uzbrojeni w wiedzę, że np. w Jabłonnie zgodę na taką budowę służby burmistrza zwyczajnie podrobiły, a w takim Płocku prezydent powiedział hipermarketowi TAK wbrew opinii wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska. 2. W tejże Jabłonnie upłynniono ponad 18 ha ziemi (też pod hipermarket) za 6,4 mln zł. (na raty!), a nabywca siedem dni później sprzedał grunty za 22,7 mln – gotówką! Pięknie? 3. W Radomiu sprzedano na przetargu działkę, choć władze dobrze wiedziały, że z drugiej ręki kupi ją supermarket za trzy razy więcej. I kupił. 4. W Piasecznie, Płocku, Radomiu i Ostrowi Mazowieckiej władze miejskie i gminne nie miały czasu policzyć powierzchni
9
7. W Laskowicach kierownik miejskiego wydziału inwestycji i architektury kupił ziemię w mieście (29 ha) za jedną dwudziestą jej ceny. Ten „cud” był możliwy dlatego, że pan kierownik sam sobie przekwalifikował działki z budowlanych na rolne.
8. Od wielu lat urzędnicy geodezji i kartografii, a także nadzoru budowlanego – jak Polska długa i szeroka – pracują na dwóch etatach. Jeden – to ten „zatwierdzacza i decydenta” w urzędzie, zaś drugi – to prywatny wykonawca prywatnych zleceń. Potem pan Kowalski zatwierdza sam sobie własne (albo np. żony) decyzje. Takie praktyki stwierdzono w 180 miastach i powiatach. Skrajne przypadki to np. Myślenice, gdzie podobny proceder uprawiały całe rodziny urzędników zatrudnionych w urzędach. 9. Pięćdziesiąt sześć milionów złotych (sic!) kosztowały – jak zawsze nas, podatników – analizy (niby) potrzebne do budowy autostrad. Przetargi na owe analizy wygrały
dwie firmy. Zdaniem NIK, większość tych opracowań można potłuc o kant dupy, a za przykład niech nam posłuży dokument sporządzony przez Price Waterhouse dostarczony Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w ciągu 11 dni od zlecenia (mistrzowie świata!). Audyt okazał się całkowicie nieprzydatny, choć GDDKiA zapłaciła zań ponad 130 tysięcy euro. ¤¤¤ To naprawdę tylko garść przykładów. Po raz ostatni, nim nas głowa rozboli, oddajmy głos kontrolerom NIK. Piszą oni w raporcie tak: „Stwierdzono, że niektóre umowy (np. na doradztwo przy autostradach – dop. red.) wykonywane były na podstawie ustnych zamówień złożonych przez podsekretarza stanu w ministerstwie infrastruktury Wojciecha Jończyka (ministerstwo Pola – dop. red.). Wydane w tym trybie nieformalne zlecenia nie określały nawet wartości prac. Wydano na to 1,3 mln złotych (w tym rachunki za 12 podróży lotniczych urzędników ministerstwa)”. Raport NIK liczy blisko 170 stron. Na pełną jego publikację musielibyśmy poświęcić kilka numerów „FiM”. Z braku miejsca podsumujmy to wszystko. Zdaniem kontrolerów, w Polsce już w Sejmie RP prawo tworzone jest specjalnie w taki sposób, aby było korupcjogenne, niejasne, płynne. Najwyższa Izba Kontroli przytacza setki przykładów korupcji (przytoczyliśmy tylko kilka), a robaka toczącego Polskę opisuje w konkluzji tak: „Urzędnicy czy funkcjonariusze państwowi w administracji i gospodarce podejmują decyzje na ogół bez bieżącej i systematycznej kontroli ich prawidłowości. Nierzetelni urzędnicy dopuszczający się nadużyć mogą liczyć, że nikt ich nie odkryje. W dalszym ciągu w wielu instytucjach poza inspektorami NIK nie stanęła noga żadnego innego kontrolera”. MAREK SZENBORN ANNA KARWOWSKA
10
CZYM SKORUPKA ZA MŁODU...
Zaślubiny Pana Boga
Wżenienie się w zacną, wpływową i majętną rodzinę nigdy nie było ani łatwe, ani tanie. A co dopiero poślubić samego Boga! To musi kosztować!
M
aj to w Polsce miesiąc komunii, a więc wzmożonych zakupów w sklepach z akcesoriami dla naszych pociech. Drugoklasiści już od dawna przygotowywali się do tej chwili – oczywiście duchowo. Rodzice zaś... też duchowo, bo ducha chcieli wyzionąć w poszukiwaniu kasiory. Sam ubiór dla chłopaka (garnitur, koszula, półbuty) to wydatek minimum 300–400 złotych. Znajoma, pani Anna z Konina, twierdzi, że sukienka dla jej córki kosztuje jeszcze więcej, bo nawet 800–1000 zł. Do tego trzeba doliczyć przynajmniej 200–300 zł na książeczkę do nabożeństwa, medalik, różaniec, kwiaty do kościoła i tzw. dar ołtarza. Moja sąsiadka – Bożena K. – jest bezrobotna i do tego z dwójką dzieci. Utrzymują się jedynie z niewielkiej pensji męża. Już od roku odkładała pieniądze i teraz kupiła „przechodzoną” sukienkę komunijną za 200 zł. Tańszych już nie było. Wcześniej zadzwoniła pod numer kościelnego
telefonu zaufania do spraw rodziny, gdyż liczyła na wypożyczenie, ale jej powiedziano, że nic takiego Kościół nie prowadzi. Ale ja jednak próbuję czegoś się dowiedzieć... W „cywilnej” wypożyczalni sukien ślubnych, która mieści się przy ul. Więckowskiego w Łodzi, są zaskoczeni prośbą. – Czy mogłabym wypożyczyć sukienkę komunijną dla córki? – Wypożyczyć nie, ale za to możemy sprzedać taką w cenie od 350 do 490 zł – słyszę w słuchawce. – Czyżby już wszystkie były wypożyczone? – Nic podobnego. Nie ma zapotrzebowania na podobne usługi. Jest pani pierwszą klientką, która chce wypożyczyć sukienkę komunijną. – Czyli nie jest chyba aż tak źle z tą biedą w łódzkich rodzinach... – Chyba nie jest... W pobliskim Piotrkowie Trybunalskim (bezrobocie 18,8 proc.), w zakładzie krawieckim przy ul. Targowej, można uszyć lub nabyć gotową
Krótki film o zabijaniu Z zasady i reguły nie zamieszczamy w „FiM” reklam, ale tym razem zrobimy chwalebny wyjątek, i to za darmochę. Oto strona internetowa www.jesus-action-figure.com za pomocą krótkiego filmiku reklamowego zachęca do kupowania gadżetów z „Pasji” Gibsona. Oglądaliśmy i co chwilę cmokaliśmy z zachwytu. Na przykład
sukienkę komunijną za 220 zł, choć nie brak i kreacji za prawie 700 zł. – Możemy ubrać pani pociechę od stóp do głów łącznie z wiankiem, rękawiczkami i pantofelkami. Wszystko nawet od 400–450 zł – mówi właścicielka firmy. – Jeśli wybierze pani droższe i lepsze tkaniny czy obuwie, cena może być nawet trzykrotnie wyższa – dodaje. ¤¤¤ Skoro ubrałam już jakoś syna (kupiłam w końcu garnitur za marne trzy stówy), pora pomyśleć o żarełku dla „weselnych” gości. Po uroczystości w kościele, zgodnie ze staropolskim zwyczajem, wypada przecież zaprosić rodzinkę i znajomych na przyjęcie komunijne. Najlepiej zorganizowane w restauracji, jeśli oczywiście rok wcześniej udało nam się zaklepać termin. Rzecz całą konsultuję z kierownikiem jednej z knajp i szybko podliczam: jeśli zaproszę 20 osób, to muszę być przygotowana na wydatek rzędu 1400–1500 zł. A przecież nie mogę zapomnieć także
taki Jezusik wielkości dłoni ma giętkie przeguby, więc demonstrujący go na ekranie malec macha nam na powitanie ręką Zbawiciela. No co? Machał wam kiedyś Chrystus, bo nam po raz pierwszy... W identyczny sposób można też sobie pomachać Maryją zawsze Dziewicą. Kiedy machanie już się znudzi, producenci laleczek proponują przytwierdzić krzyż do Zbawiciela i własnoręcznie zaciągnąć Go na Golgotę. Oczywistą konsekwencją takiego postępowania będzie ukrzyżowanie, którego nasze pociechy mogą dokonać na lalce bez najmniejszego trudu – gwózdeczki wchodzą łatwo we wcześniej przygotowane otwory. Najpiękniejsza jest jednak kulminacja: brzdąc na ekranie (jakieś 10 lat góra) przebija pierś Jezusa miniaturową włócznią wsadzoną w ręce lalki-oprawcy. Z ciała leje się czerwona krew, dzieciak uśmiecha się od ucha do ucha i na koniec, trzymając w dłoniach świętego Graala, oznajmia: „Będę żył wiecznie”. Ludzka głupota też. ARIEL
o fotografie, co kosztuje kolejne 200–300 zł. ¤¤¤ W wielu regionach kraju podczas Pierwszej Komunii św. księża ujednolicają stroje i wprowadzają alby (ok. 100 zł). To jest jakieś wyjście, tyle że w praktyce pod albami – jak zalecają sutannowi – i tak musi być świąteczny strój, czyli garnitur lub biała sukienka. I na koniec jakiś prezencik. Do dobrego tonu należy obdarowanie malucha komputerem, hulajnogą z silniczkiem lub rowerem górskim albo... telewizorem z ekranem plazmowym (ostatni krzyk mody – cena: 30–40 tys. zł). Obolała na duszy i w kieszeni zaglądam do portfela, który w maju schudł przynajmniej o 2200–2500 zł (nie licząc prezentu). A przecież za parę lat muszę zacząć myśleć o bierzmowaniu, które – za sprawą kapłanów – także staje się rytuałem i wiąże się z... kolejnymi wydatkami. BARBARA SAWA Fot. Alex Wolf
rocławskie media doniosły, że nowego wrocławskiego metropolitę, abp. Mariana Gołębiewskiego, „witały nieprzebrane tłumy wiernych”. Byliśmy i widzieliśmy – „nieprzebrane” oznacza nie więcej niż 1000 osób. Toż to garstka, jak na deklarowaną i statystyczną pobożność dolnośląskiej stolicy, bo przecież tylko w śródmiejskiej dzielnicy mieszka ponad 100 tys. ludzi. Nie można się im dziwić, aura nie była łaskawa dla Jego Ekscelencji. Zimny wiatr przenikał do szpiku kości, a po kilku minutach stania człowiek był mokry od stóp do głów. Może z tej racji procesja z nowym metropolitą przebyła 100-metrową drogę od biskupiego pałacu do katedry w iście ekspresowym tempie. Mowy powitalne były piękne i wzruszające. Nie zabrakło patriotycznych nutek o „polskich kamieniach i dziesięciu noblistach stąd się wywodzących”. Rychło okazało się, że jednak największą dumą Wrocławia była i jest nawrócona na katolicyzm niemiecka Żydówka Edyta Stein, wielki symbol prastarego grodu słowiańskiego.
W
Wroc ma M
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
11
Piramida biskupa
No a teraz będzie nim z pewnością nowy pasterz, któremu na imię dano Marian, znakiem czego spodziewać się można po nim dalszego krzewienia maryjnego kultu. Ubodzy się na pewno ucieszą, bo po otrzymaniu z rąk nuncjusza apostolskiego, abp. Józefa Kowalczyka, znaku władzy biskupiej, czyli pastorału, i przyjęciu wiernopoddańczej przysięgi – metropolita Gołębiewski uroczyście powiadomił zebranych o swoim głębokim zatroskaniu losem ludzi ubogich, w tym rolników. Podobne ogólnikowe dyrdymały głosili zaproszeni goście, występujący w imieniu władzy administracyjnej. Na tym właściwie uroczystość się zakończyła, nie licząc jeszcze poświęcenia nowych drzwi archikatedry. Wierni rozeszli się do domów, a biskupi Gołębiewski i Gulbinowicz powiedli wybranych gości na uroczystą, wykwintną wieczerzę. W ten sposób jeszcze jedna kościelna bajka doczekała się szczęśliwego zakończenia. JASZ Fot. Alex Wolf
cław Mariana
Kiedy dwa lata temu nowym arcypasterzem w Białymstoku został Wojciech Zięba z Ełku, przyszła za nim jego ksywka – wielki budowniczy. Właśnie w tym tygodniu rusza w jednym z najbiedniejszych miast Polski budowa potężnej, betonowej białostockiej kurii metropolitalnej. Białostoccy kurialiści – jak to w Katolandzie bywa – od 15 lat wchodzą w posiadanie przecudnie położonych,
o „małym Watykanie”, jaki w przyszłości stanie w samym centrum miasta. Dzisiaj realizację wizji kończy „wielki budowniczy” Zięba. Ponieważ teren, na którym stanie nowy budynek, należy do miasta, znowu zastosowano zasadę machniom. Kuria oddała gminie kawałek chodnika przed katedrą (co znaczy, że na planie zagospodarowania przestrzennego zmieniono zapis), a za to dostała śliczną, uzbrojoną działkę na tyłach kościoła.
w Białymstoku. – Kupiliśmy cegłę jeszcze z VAT-em 7-procentowym, a stal przed podwyżką – odszczekują sutannowi. – Tak czy owak – odpowiadają budowlańcy – taki gmach z podziemiami to na oko (Opatrzności też) lekko 3–4 mln zielonych. W Białymstoku (jak wszędzie) wypracowano cały zespół możliwości pozyskiwania szmalu na inwestycje kościelne z wszelkich możliwych źródeł: przystępującym do przetargów na in-
najdroższych działek – albo na mocy uchwały Rady Miejskiej, która przyznaje kurii prawo zakupu z opustem sięgającym 85 proc., albo w ramach zamiany. I tak na przykład przed 10 laty kuriewni po kawałku przekazywali rozmodlonym prezydentom miasta bagienny teren przedwojennej ponoć parafii (koło hali Włókniarza) za najsmaczniejsze kąski w centrum miasta. W ten sposób najpierw łyknęli zabytkową kamienicę przy ul. Warszawskiej, później podpisali w Ministerstwie Kultury zobowiązanie do rekonstrukcji budynku, a następnie... zburzyli go. Zamiast budynku jest trawnik i piękny widok na seminarium duchowne. W chwilę później – w akcji machniom – przejęli także sąsiednią kamienicę. Między ową ul. Warszawską a katedrą, przy której mieści się stara siedziba kurii, rozciąga się teren o powierzchni kilku hektarów. Były tam kiedyś działki pracownicze, lecz je zlikwidowano. Wizjoner abp Szymecki otwartym tekstem mówił kiedyś
Nowa siedziba kurii ma mieć kształt trójkąta (symbol boskiego spojrzenia!) wysokiego na trzy piętra. A czegoż tam nie będzie! Będą mieszkania, pokoje gościnne, gabinety, kaplica, kancelarie jakieś różne, sklepy z dewocjonaliami, sale wykładowe. Pod ziemią umieści się magazyny, kuchnię, wielką salę konferencyjną. Wszystko to otoczone będzie parkingami i wielkim parkiem, żeby sobie duchowne osoby miały gdzie medytować wśród zieleni. Za kilka lat całe centrum Białegostoku będzie należało do kleru. Jak w Krakowie czy Tarnowie. Że w zabytkowy, ponadstuletni krajobraz architektoniczny wklepuje się betonowe domiszcze? A któż by śmiał się sprzeciwić kamiennej wizji bożego spojrzenia! Na pewno nie prezydent miasta Ryszard Tur, kawaler Grobu Bożego w Jerozolimie, czyli potomek (biologiczny?) krzyżowców. Tylko milion dolców potrzeba oficjalnie na tę inwestycję. – Ha, ha, ha, chyba na fundamenty i piwnice – śmieją się w znanej firmie budowlanej
westycje miejskie sugeruje się delikatnie, by część mocy przerobowych rzucili na spełnienie zachcianek kurii i probostw; pieniądze na walkę z alkoholizmem gmina przekazuje parafiom, w których działają świetlice (przeważnie na papierze!) dla alkoholików; do ośrodków przykościelnych trafiają także dotacje z Unii Europejskiej przeznaczone na zniechęcanie kobitek do skrobania nienarodzonych dzieci; w budżecie miast pod hasłem „remont ulicy” kryje się zwykle urządzanie terenów wokół świątyń. Itd., itp. Białostocka kuria metropolitalna mogłaby więc spokojnie oznajmić, że budowa „Oka Opatrzności” będzie kosztować milion złotych, a może nawet pół miliona. Nie ma to większego znaczenia w sytuacji, gdy miastem rządzi krzyżowiec, który ma wiele z rycerza (zakuty łeb), a co kilkanaście miesięcy odbywają się jakieś wybory, w których głos z ambon pięknie przekłada się na głosy wyborców. ANDRZEJ MALICKI
12
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
ZE ŚWIATA
Żal za grzechy wa lata temu na konferencji w Dallas biskupi USA – na fali społecznego oburzenia wywołanego aferą pedofilską wśród księży – założyli świecką radę rewizyjną, która miała nadzorować, jak hierarchowie wywiązują się z przyrzeczeń rugowania przestępców z szeregów kleru.
D
W ubiegłym roku na znak protestu podał się do dymisji pierwszy przewodniczący rady, gubernator Frank Keating, który – krytykując brak współpracy biskupów – użył wobec nich określenia „mafia”. Na początku maja to samo uczyniła jego następczyni – sędzia Anne Burke – oraz trzech innych prominentnych członków 12-osobowego tworu. Burke zaczęła indagować hierarchię w sprawie rozpoczęcia w diecezjach amerykańskich tegorocznej kontroli, której celem jest sprawdzenie, w jakim stopniu realizowany jest program ochrony dzieci przed przestępstwami seksualnymi kapłanów. – Nigdy! Żadnych kontroli już nie będzie – usłyszała od biskupów. Wyniki dwóch przeprowadzonych w ubiegłym roku wykazały rozmiary
deprawacji znacznie wykraczające ponad to, co nawet najwięksi krytycy Kościoła podejrzewali. Na tym więc biskupi postanowili pokutę zakończyć. Z podaniem się do dymisji jednej trzeciej członków rady zbiegła się wieść, że diecezja Belleville w stanie Illinois została ukarana nakazem refundacji ofiarom kosztów prawnych oraz grzywną 22 tys. dolarów za „lekceważenie sądu”, który zażądał przekazania akt personalnych księdza Raymonda Kownackiego, oskarżonego o gwałcenie i bicie nieletnich ofiar. Jest to pierwszy przypadek ukarania diecezji za lekceważenie sądu. Zwierzchnikiem diecezji Belleville jest przewodniczący konferencji biskupów USA, bp Wilton Gregory. TOMASZ WISZEWSKI
Nuncjusz renegat a początku maja, na konferencji biskupów hiszpańskich, papieski nuncjusz Manuel Monteiro de Castro powiedział, że partnerskie związki gejowskie zasługują na sympatię.
N
– Chociaż prawo hiszpańskie definiuje małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety, istnieją inne formy współżycia i dobrze, że zostały uznane. Nie są tym samym co małżeństwo; inne układy powinny zostać nazwane inaczej – powiedział watykański ambasador, mając na myśli związki homoseksualistów. Zasługują one – podkreślił – na naszą sympatię. Partnerzy powinni mieć dostęp do praw obywatelskich z zakresu systemu socjalnego bezpieczeństwa. Deklaracja wysokiego urzędnika watykańskiego afirmującego
związki gejów pozostaje w drastycznej sprzeczności z niezwykle stanowczymi obwieszczeniami Stolicy Apostolskiej, która potępiła je jako „zło i zboczenie”, oraz z apelami kierowanymi przez liderów Kościoła do wiernych, by sprzeciwili się legalizacji związków jednopłciowych. Wypowiedź de Castro nie wywołała w Hiszpanii szoku czy oburzenia. W tamtejszym Krk narasta przekonanie o konieczności zaakceptowania innych stylów życia. Na niedawnym spotkaniu w diecezji Gerona także broniono praw gejów do partnerskich związków. TSz
Zakonnic wściekłe macice o tej pory słyszeliśmy o niezliczonych dowodach na ogłupiający wpływ celibatu na mężczyzn. Gdy nie wystarcza im onanizm, zabierają się za dzieci, nie zważając na ich płeć.
D
Ale okazuje się, że hormony, które nie znajdują normalnego ujścia, miotają nie tylko męskimi ciałami. Światowe media obiegła właśnie informacja o tym, jak to katolickie zakonnice ze słynnego Bostonu (to właśnie tu ksiądz pedofil pedofila pedofilem pogania i ochrania) przez całe lata maltretowały i wykorzystywały seksualnie powierzone swojej opiece... głuchonieme dzieci. Z oskarżeniem
wystąpiło dziewięcioro byłych wychowanków szkoły. Twierdzą oni, że podczas pobytu u niewyżytych zakonnic byli wielokrotnie gwałceni przez swoje opiekunki, a także niezwykle brutalnie maltretowani, zastraszani i poddawani psychicznemu terrorowi. Oskarżenia dotyczą 15 sióstr zakonnych! Szczęśliwie dla tych i innych dzieci katolicka szkoła dla głuchoniemych w Bostonie została zamknięta. Z. DUNEK
ichael Moore jest dla republikańskiej prawicy, wielkiego biznesu oraz konserwatystów religijnych – koalicji niepodzielnie rządzącej dziś w USA – tym, czym są „Fakty i Mity” dla Kościoła katolickiego w Polsce.
M
Bradbury’ego „Fahrenheit 451”, o cenzurze, brzmiał dla republikanów złowróżbnie. I oto film jest gotów. Mało tego – zaklepany został na pniu jako jeden z 18, które wezmą udział w konkursie na majowym festiwalu w Cannes. Opinia publiczna USA dowie-
Cenzor Myszka Miki Moore to książki, filmy, publicystyka, wystąpienia publiczne, happeningi. Moore często wali z grubej rury. Do Busha juniora pisuje memoriały, tytułując go gubernatorem, bo nie uznaje tricku z sądem najwyższym, dzięki któremu Dablju załapał się był na prezydenturę. W trakcie publicznej debaty o owianej tajemnicą służbie wojskowej głównodowodzącego USA nazwał dezerterem. Moore robi karierę, jest coraz bardziej znany na świecie, coraz bardziej więc groźny dla konserwy i coraz bardziej przez nią znienawidzony. Mało brakowało, żeby jego książkę „Biali głupcy” wydawnictwo Harper Collins skierowało na przemiał, bo szydziła z rządu Busha, a miała się ukazać tuż po atakach terrorystycznych z 11 września. Po kampanii zorganizowanej przez autora została opublikowana, a nawet utrzymywała się przez tygodnie na czele listy bestsellerów „New York Timesa” – sprzedano ponad milion egzemplarzy. Film dokumentalny Moore’a „Zabawy z bronią” zrobił furorę, zdobył Złotą Palmę i uzmysłowił niektórym zdolnym do myślenia, ale unikającym wysiłku intelektualnego Amerykanom, w jakim kraju żyją. A do tego zarobił 22 mln dolarów. Chapeau bas! Podczas odbioru Złotej Palmy, kiedy to znów wziął George’a II pod obcasy, Moore obwieścił, że rozpoczyna następny film: „Fahrenheit 9/11”. Już sam tytuł, odwołujący się do futurystycznej książki Raya
działa się o najnowszej produkcji Moore’a 5 maja, rykoszetem niejako. Informacja o filmie koncentrowała się bowiem na tym, że Michael Eisner, szef megakorporacji Disney, zabronił wytwórni Miramax rozpowszechniania obrazu Moore’a. Disney kupił Miramax ponad 10 lat temu; w warunkach transakcji zastrzegł sobie, że może w pewnych okolicznościach zabronić dystrybucji jakiegoś
filmu. Disney twierdzi, że „Fahrenheit 9/11” jest kontrowersyjny i jego rozpowszechnianie może zaszkodzić interesom biznesowym firmy. Agent Moore’a, Ari Emanuel, mówi, że Eisner – jeszcze rok temu, przed nakręceniem filmu – wywierał nań presję, by na producenta nie wybierał Miramaksu. Tłumaczył, że w ramach odwetu gubernator Florydy Jeb Bush, brat George’a, może cofnąć wielomilionowe ulgi podatkowe, które przyznał Disneyowi. O czym mówi ten film, że wzbudza aż taki strach? „Fahrenheit 9/11” analizuje stosunki klanu Bushów z dynastią panującą w Arabii Saudyjskiej oraz z rodziną Osamy bin Ladena; skupia się na pytaniu, dlaczego USA zostały zaatakowane przez terrorystów islamskich i dowodzi, że
apońscy i południowokoreańscy naukowcy powtórzyli to, co dotychczas udało się podobno jedynie niejakiemu Duchowi Świętemu. W tych dniach na świat przyszła mysz, która została poczęta bez udziału mysich plemników. W ten sposób po raz pierwszy ludzie doprowadzili do rozmnożenia ssaka na drodze dzieworództwa. Tę sensacyjną wiadomość podała mieszkańcom Skandynawii norweska agencja prasowa NTB, którą zacytował z kolei dziennik „Aftenposten”. Naukowcy doprowadzili do skrzyżowania dwóch oddzielnych komórek rozrodczych, które pobrano od dwóch różnych mysich osobników rodzaju żeńskiego. W wyniku tego zabiegu urodziła się zdrowa mysz płci męskiej, której nadano szlachetne cesarskie imię – Kaguya. Eksperyment przeprowadzono w celu lepszego poznania mechanizmów i procesów zachodzących w momencie powstawania nowego życia. Po doniesieniach o myszy dziewicy duński dziennik „Extra Bladet” zadał dramatyczne pytanie, czy mężczyźni skazani są na wymarcie... „Teoretycznie możliwe
J
inwazja na Irak była wielkim błędem. Wykorzystuje w tym celu wypowiedzi żołnierzy, stojące w wyraźnej sprzeczności z obowiązującą linią. Dokument prezentuje także akcję ucieczki członków rodziny bin Ladena z USA w kilka dni po ataku, zorganizowaną przez rząd Busha (8 samolotów zebrało w 12 miastach USA 140 pasażerów). Obecnie, kilka miesięcy przed wyborami, gdy nie sposób wskazać pola, na którym Bush odniósł choćby skromny sukces, gdy problemy i kompromitujące rząd USA wydarzenia mnożą się jak karaluchy, konsekwencje emisji „Fahrenheit 9/11” mogą być dla Busha bardzo nieprzyjemne. Jest wielce prawdopodobne, że próby niedopuszczenia do wyświetlania filmu w USA (nie ma przeszkód dla emisji poza Ameryką; tego lata dokument wchodzi na ekrany w Wielkiej Brytanii) przyniosą efekt odwrotny od zamierzonego: zrobią mu wyśmienitą reklamę. Kościół przekonywał się o tym wielokrotnie, usiłując zatrzymywać filmy, które uznał za antyreligijne. Niewątpliwie konserwatyści staną na głowie, by odwlec amerykańską premierę „Fahrenheit 9/11” do czasu po listopadowych wyborach. – Jeśli ten film jest stronniczy – mówi reżyser – to tylko w takim sensie, że staje po stronie pracujących i biednych ludzi, którzy dostarczają paliwa machinie wojennej. W pewnym momencie trzeba zadać pytanie, czy interesy finansowe mogą w wolnym i otwartym społeczeństwie decydować, co publice wolno oglądać. Ta trwająca od roku walka pokazuje, jak trudno w tym kraju wyprodukować dzieło sztuki, którego wymowa nie w smak jest rządzącym. Moore pozostaje mimo wszystko optymistą: – Zobaczycie mój film tego lata, bo to mimo wszystko wciąż jest wolny kraj. Miejmy nadzieję! TOMASZ SZTAYER
jest wyeliminowanie mężczyzny z procesu rozmnażania człowieka. Ale droga od myszy Kaguya do powszechnego „niepokalanego” poczęcia ludzi jest jeszcze bardzo daleka” – powiedział agencji ABC profesor David Magnus z Uniwersytetu Standford. Ale jak znamy życie, katoliccy fetyszyści, nie czekając na najgorsze, natychmiast przypuszczą zmasowane ataki na myszy dziewice. Strasznie słaba jest ta wiara – można by rzec: niedowiara – skoro niemal co tydzień byle co powoduje, że jej kapłani wpadają w panikę. Bardziej ufający swojemu Bogu protestanci na każde tego typu wydarzenie reagują z całkowitym spokojem, mówiąc: „Kościół musi być miejscem na pomieszczenie wszystkiego, co Bóg stworzył”. I zamiast nieustannie patrzeć Stwórcy na ręce – jak robią to katolicy – protestanci konsekwentnie stosują się do głoszonej przez siebie zasady, że wszystko na tym najlepszym ze światów dzieje się zgodnie z wolą Boga, który stworzył także np. homoseksualistów. Nieprawdaż? A niektórych, jak wszyscy wiemy, uczynił nawet biskupami... Z. DUNEK
Gryzoń niepokalany
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
LEKTURY ZNANE I ZAKAZANE
Egzamin niedojrzałości Świat pędzi w zawrotnym tempie: nowe idee, nowe technologie, nowe straszne zagrożenia – terroryzm, ksenofobia, brak tolerancji, a polscy maturzyści omawiają „Dziady” Mickiewicza. Kto opracowuje i zatwierdza tematy maturalne z języka polskiego? Zapytaliśmy o to Annę Zawiszę, dyrektora Departamentu Kształcenia Ogólnego, Specjalnego i Profilaktyki Społecznej Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu. Pani dyrektor wyjaśniła, że zestawy tematów ustalają komisje powołane przez wojewódzkich kuratorów. Składają się one z pedagogów i ekspertów, a rozpatrują propozycje zagadnień zgłoszonych przez polonistów z różnych liceów. Następnie wytypowane przez komisje tematy zatwierdzają wojewódzcy kuratorzy oświaty. Ministerstwo nie ma tu nic do gadania. – Matura z języka polskiego jest egzaminem z literatury na podstawie lektur – dodaje pani dyrektor. – Nauczyciele mają swobodę w ich doborze. – A jakie są kryteria w wyborze tematyki pytań? – drążyliśmy sprawę. – Temat ma być na tyle ogólny, aby dawał maturzyście możliwość uwzględnienia jego wiedzy o literaturze i o świecie. Nie powinno być zadań odwołujących się tylko do jednej pozycji w literaturze, do jednego faktu historycznego lub do jednego autora. Tyle wysoki rangą urzędnik MENiS. Trudno nie zgodzić się ze słusznością tych założeń, tylko że... Tylko że teoria sobie, a praktyka sobie.
W tegorocznych zestawach znalazło się wiele pytań odwołujących się tylko do jednego utworu, np. do wierszy: Czesława Miłosza „Ogrodnik”, Ewy Lipskiej „Stół rodzinny”, Zbigniewa Herberta „Głos wewnętrzny” czy Bolesława Leśmiana „Z lat dziecięcych”. Od biedy możemy się nawet zgodzić, że dobre zrozumienie i zinterpretowanie jednego wybitnego utworu może wystarczyć do zdania matury. Jednak w pytaniach uderza brak jakichkolwiek odniesień do współczesności, co na przykład na Zachodzie stanowi podstawę edukacji. Polska szkoła nie działa (a przynajmniej nie powinna działać) w próżni, lecz w określonym miejscu i czasie. Miejscem jest kraj, który przeżywa być może najważniejsze w swej
„Fakty i Mity”: – Jest Pani wielką polską poetką. A co poza życiem literackim? Maria Konopnicka: – Mam męża, mam dzieci, ale śni mi się jakiś domek biały, gdzie dwoje ludzi dzieli się myślą, uczuciem. Tęsknię do takiego życia. Nie umiem się bowiem rozczarowywać. Gdybym się kochała w aniele przed jego upadkiem, kochałabym go również, gdyby został szatanem. – Pozostawmy sprawy prywatne. Przejdźmy do literatury. Co zawierają fragmenty dramatyczne „Z przeszłości”? – Przedmiotem ich jest nieskończenie smutna walka, jaką wolne umysły i duchy toczyły po wszystkie wieki z potęgą tradycji i powagą Kościoła. – Faktycznie, po tym, jak się ukazały, rozgorzała prawdziwa walka z hierarchią kościelną, która będzie przybierać różne formy i towarzyszyć całemu Pani życiu. – Pierwszą recenzję przeczytałam w „Gazecie Polskiej”. Anonimowy recenzent postawił mi i wydawczyni zarzut braku patriotyzmu. Napisał: „Autorka zaznacza walkę ducha ludzkości z powagami, które jej wolność i polot ograniczają, w szczególności z powagą Kościoła”. – Pani przyjaciółka, Eliza Orzeszkowa, w odpowiedzi napisała artykuł polemiczny w „Wieku”. – Nie tylko Eliza Orzeszkowa rozprawiła się z zarzutami recenzenta „Gazety Polskiej”. Bronił mnie również Świętochowski, Kraszewski, Jeż, Chmielowski, Jan Karłowicz.
historii wydarzenie – wejście do Unii Europejskiej. Jednocześnie kraj ten ogarnięty jest ciężkim kryzysem, ma trzy miliony bezrobotnych. Jeżeli tegoroczni maturzyści nie nauczą się żyć w tych warunkach, to powiększą armię przygnębionych frustratów. Już teraz albo za kilka lat, gdy skończą studia. Bo życiową postawę kształtuje się w szkole średniej. Oczywiście, należy znać literaturę, ale przecież głównie dlatego, by samemu uczyć się żyć – nawet z doświadczeń i błędów bohaterów literackich. Chyba nie po to jednak, by jak doświadczony psychiatra badać skomplikowane stany emocjonalne wymyślonych przez pisarzy postaci. Wśród maturalnych pytań są na przykład takie: „Miłość, nienawiść, zazdrość, gniew. Zaprezentuj
bohaterów literackich, którzy znaleźli się we władzy namiętności”; „Twoje rozważania o literackich obrazach pożegnań i rozstań...”. Nie oszczędzono też maturzystom pytań zadawanych im od co najmniej wieku, jak np. analiza „Dziadów” Mickiewicza. Jedno z pytań brzmi: „Gorzki chleb jest polskość” (Cyprian Norwid). Czy podzielasz zdanie poety? Rozważ tezę i wyraź swój pogląd, odwołując się do wybranych utworów literackich”. Zapytałem tegoroczną maturzystkę, na jakich lekturach oparłaby się, opracowując ten temat. Otóż, na „Dziadach” A. Mickiewicza, „Kordianie” J. Słowackiego, „Weselu” S. Wyspiańskiego i „Nad Niemnem” E. Orzeszkowej, a z utworów powojennych, wzięłaby pod uwagę „Inny świat” G. Herlinga-Grudzińskiego i „Zdążyć przed Panem Bogiem” H. Krall oraz „Pożegnanie z Marią” – T. Borowskiego. Pierwsze cztery pozycje są lekturami szkolnymi od ponad stu lat, a wszystkie pozostałe – z wyjątkiem książki H. Krall – liczą sobie ponad pół wieku. Jak więc tegoroczny maturzysta miał przeprowadzić współczesną analizę pięknego cytatu z Norwida? W rezultacie nieszczęsny egzaminowany musiał dokonać powtórki „nocnych rozmów Polaków”, toczonych na XIX-wiecznej emigracji. Jak wiadomo, te rozmowy niewiele przyniosły. Ale przecież od tamtej pory minęło ponad półtora wieku, coś się na świecie i w Polsce zmieniło, a na dawne polskie spory można spojrzeć z perspektywy czasu, jaki minął, i doświadczeń, które przyniósł.
WYWIAD Z NIEOBECNYM
Impertynencki Pan Bóg – W „Ateneum” ukazała się ciekawa wypowiedź Nowińskiego: „Prasa postępowa zachwycona jest dogadywaniem impertynenckiemu Panu Bogu i jego wojującemu Kościołowi”. – Obszernym i napastliwym artykułem zareagował na mój utwór „Przegląd Katolicki”: „Książeczka jest na wskroś fałszem przejęta, myśl jest bezbożna i bluźniercza. (...) rzuciła ona w twarz Kościołowi raz jeszcze nędzną zniewagę”. – Treści antykościelne znajduję również w Pani poemacie dygresyjnym „Imagina”. Niektóre pieśni nie spodobały się przeciwnikom. – Tak, szczególnie „Pieśń XVIII”: „O Rzymie! Jakeś ty mnie zawiódł, Rzymie! Tyś jak ta kokosz, skrzydeł nie rozszerzył nad pisklętami. Nie! Ty się skrywałeś w kadzideł twych dymie. W blasku się pawich piór obnosić dawał”.
– Podobnie myślał Juliusz Słowacki w „Kordianie”. Kiedy trwała zacięta kampania przeciwko Pani – pojawiła się w Pani życiu panna Tripplin. Plotkowano w Warszawie o waszej zażyłości, przekraczającej tak zwane normalne wzorce... – Panna Tripplin, wielka entuzjastka, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Okazuje mi ona wiele przyjaźni i stara mi się umilić to życie samotne. – Wyruszyłyście razem na letnie wojaże zagraniczne. Czy Aniela Tripplinówna, feministka, wywarła wpływ na zmianę Pani poglądów o kobietach? – Kobiecy świat to już nie tylko matka i nie tylko gospodyni, choćby najlepsza: to dusza ludzka wołająca o udział we wszystkich objawach życia, to największa połowa społeczeństwa europejskiego przychodząca
13
W przeciwnym razie będziemy powtarzać dawno przebrzmiałe argumenty i koncepcje. Warto je znać, ale aż się prosi współczesna ich weryfikacja. Jednak maturzysta nie ma pola manewru. Wprawdzie nikt mu nie zabrania sięgnąć po pozycje współczesne, ale tych w tradycyjnym kanonie lektur jest bardzo mało, a nauczyciele tkwią zazwyczaj w belferskiej rutynie lub obawiają się przeładowania i tak obszernego programu nauczania. ¤¤¤ Tegoroczni maturzyści są już obywatelami UE. Nie odbierze ona Polakom narodowej tożsamości, ale spowoduje, że będą żyć w wieloetnicznej i wieloreligijnej wspólnocie. Wymaga to przede wszystkim tolerancji, bez której Europa w ogóle nie mogłaby funkcjonować i prawdopodobnie stałaby się znów widownią krwawych konfliktów. Tymczasem brakuje pytań odnoszących się wprost do problemu owej tolerancji. Jest za to wiele o alienacji, lęku i tragizmie: „Rozważ przyczyny i różne postaci tragizmu bohaterów literackich...”; „Człowiek coraz bardziej bytuje w lęku” (Jan Paweł II). Zastanów się nad słusznością powyższego sądu...”; „Rozważ problemy alienacji bohaterów w świecie, w którym przyszło im żyć”. Jeśli już maturzyści mają rozważać problemy alienacji, to chyba tylko po to, aby umieć alienację i lęk wobec świata przezwyciężać, ale pytania egzaminacyjne nie wskazują na literackie wzorce, który by im w tym pomogły. Tegoroczna matura miała być egzaminem dojrzałości młodych Polaków, którzy będą żyć i pracować w wielkiej europejskiej wspólnocie narodów. Niestety, w zbyt wielu pytaniach wyczuwało się belferską rutynę, schematyzm i oderwanie od ważnych problemów współczesności. JANUSZ CHRZANOWSKI
do prawa, do głosu. Nie byłam nigdy feministką, ale nigdy też nie należałam do tych, którzy mniemają, że świat kobiecy może być odgrodzony od powszechnego świata, jego celów, jego pożądań i jego wysiłków. Rozmawiała MAJA KOZAK Epilog 11 października 1910 r. Zapowiedziany udział duchowieństwa w organizacji pogrzebu Marii Konopnickiej i mowa biskupa Bandurskiego zostały odwołane. Zakaz arcybiskupa był skutkiem tego, że w kołach klerykalnych zwrócono uwagę, iż Konopnicka nie była prawowierną katoliczką. Zakaz ogłosił arcybiskup Bilczewski. Biskupi odmówili udziału w pogrzebie. Wypowiedzi Marii Konopnickiej za książką: „Konopnicka, jakiej nie znamy” autorstwa Marii Szypowskiej.
Maria Konopnicka z Wasiłowskich (pseudonim Jan Sawa), ur. 23 V 1842 r. w Suwałkach, zm. 8 X 1910 r. we Lwowie. Poetka, nowelistka, powieściopisarka. Z jej bardziej znanych utworów należy wymienić: „A jak poszedł król na wojnę”, „W piwnicznej izbie”, wiersze i opowieści dla dzieci, np. „O krasnoludkach i sierotce Marysi”, poemat z dziejów polskiej emigracji „Pan Balcer w Brazylii”, wiersze patriotyczne, np. „Rota”.
14
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Mnisze wojny Pod koniec XVI wieku przybył do Rzy mu hiszpański szlachcic Józef Kala sancjusz. Gdy pomagał chorym i grze bał ofiary szalejącej wówczas w Wiecz nym Mieście zarazy, zauważył, że wspaniałe pałace kościelnych dostojników, blichtr rzymskich bazylik, przepych papieskiego dworu ocierają się o strasz liwą nędzę tysięcy zapomnianych i po gardzanych włóczęgów niepotrzebnych ani ludziom, ani Bogu. Postanowił dać im światło rozumu, wierząc, że wyswobodzi ich z nędzy i podniesie na poziom godnej człowieka egzystencji. W 1597 r. założył w Rzymie pierwszą szkółkę dla ubogich dzieci, a wkrótce zgromadzili się wokół niego podobni szaleńcy. Wspólnymi siłami nabyli z datków dom przy ul. św. Pantaleona, który stał się kolebką nowego zakonu Kleryków Regularnych Matki Bożej od Szkół Pobożnych, zwanych pijarami. Ale Kościół lękał się takich nieodpowiedzialnych nędzarzy. Lekkomyślni i nieustabilizowani, nic nie mieli do stracenia w przeciwieństwie do tych, których wspierało bogactwo. Przecież już w XI w. katarowie dopatrywali się w doczesnych bogactwach Kościoła wszelkiego zła. Arnold z Brescii nazwał kardynałów chciwcami i obłudnikami, a papieża potworem, który tylko pasie swe cielsko i gardzi życiem apostołów. Później „ubodzy z Lyonu”, co „nago szli w ślady nagiego Chrystusa”, niestworzone rzeczy o majątkach księży i biskupów opowiadali i chcieli uprawiać
w Kościele ewangeliczne ubóstwo. „Święty” Rzym w krwi utopił złudnych marzycieli. Miał i św. Franciszek podobne zapędy, ale udało się go jakoś wcisnąć w ramy przepisów i nakazać żyć zgodnie z „rozsądną” nauką Kościoła. Teraz Kalasancjusz... Sprawa zatwierdzenia reguł pijarskich ciągnęła się niemal pół wieku. Zarzucano zakonnikom brak kompetencji i wdzieranie się na pole działalności zastrzeżonej dla jezuitów. Dopiero po interwencji króla polskiego Władysława IV i cesarza Ferdynanda III uzyskali oficjalną legalizację papieską. Sprowadzeni do Polski w 1642 r. otrzymali od króla wyłączne prawo prowadzenia gimnazjum w Warszawie. Jezuici, którzy uzurpowali sobie monopol nad szkolnictwem Rzeczypospolitej, zatrzęśli się z gniewu i – zagrożeni przez konkurencję – przystąpili do ataku. W ówczesnej sytuacji kraju najodważniejszy mógł stracić odwagę i zapał do pracy – skarb wiecznie pusty, podupadłe miasta, armia rozpasana, a z fortunami magnatów i hierarchów kościelnych kontrastowała straszliwa nędza ludu. Religijny fanatyzm i ciemnota kazały dyskutować nad problemami w rodzaju: „Ile diabłów mieści się na łebku szpilki?” albo „Czy wszechmogący Bóg może stworzyć taki kamień, którego by sam nie mógł dźwignąć?”. Umysły spętane wpływami jezuitów i oddane dewocji wspierały nietolerancję i bezwolnie sprzyjały masowej klerykalizacji ojczyzny,
P
Wysłannicy Boga
obożne Polki zbliżały się do Boga, bijąc swoje ciało do krwi skórzanymi biczami. Pewien święty prorok ogłosił się plenipoten tem Chrystusa na Polskę. Kościół uznał ich za godnych naśladowania. Kościół katolicki w XVI–XVIII wieku prowadził – jakbyśmy to dziś powiedzieli – intensywną kampanię promocyjną, aby opromienić sławą wszelakich mistyków, ascetów i dewotów. W niedługim czasie kościelni bohaterowie stawali się popularni w całej Polsce i usunęli w cień wielkich świeckich reprezentantów zarówno odrodzenia, jak i pozytywizmu. Księża głosili, że ludzie, którzy wyrzekali się wszelkich przyjemności życia i umartwiali swoje ciało postem i biczem, są godni naśladowania, bowiem mieli wizje, które zbliżają do Boga. I tak na przykład aurą niezwykłości oraz wielką czcią cieszyła się Zofia z Kostków Ostrogska, która po śmierci męża ślubowała czystość i żyła tak przez 32 lata. Ks. Jaroszewicz pisze w wydanej w 1767 roku pracy „Matka świętych Polska...”, iż owa pobożna kobieta, kiedy ją niezbyt poczciwe myśli naszły, „ciało swoje dyscyplinami szpiczastemi aż do krwi siekła, a w chorobie, kiedy sił własnych nie stawało, której białogłowie bić się kazała. Używała
i włosiennicy, nie tylko ostremi węzełkami, ale i szpilkami natkanej”. Pod względem samobiczowania z pewnością przebiła ją inna ulubienica kościelnych hagiografów. Była nią Elżbieta Gostomska. Uważano, że z boskiego daru była wolna od pokus erotycznych, ale żeby wzmocnić swe siły duchowe, na swoim łożu kładła krucyfiks, a sama na gołej ziemi spała. Biła się skórzaną dyscypliną cztery razy na tydzień i odmawiała sobie posiłków. Któregoś dnia skatowała się ku chwale Bożej tak okrutnie, że jej spowiednik – mocno już przerażony – schował bicze w obawie, że straci dobrze płatną „robotę”, kiedy Gostomska się zabije. I cóż wtedy zrobiła świątobliwa niewiasta? „(...) nie mając się czym biczować, pięściami się tłukła, ciało na sobie szarpała, włosy targała, ręce o ziemię tak mocno biła, że jej aż palce popuchły” (op. cit.). W czasach saskich nastąpił istny wysyp dewotek. W nadziei spotkania z Wiekuistym, bogate dewotki (przeważnie wdowy) dawały się bezlitośnie oszukiwać zakonnikom.
spychając ją w otchłań politycznej niemocy i anarchii. „Rzeczpospolita jest jak stary i wielki okręt – ubolewał ks. Stanisław Konarski – do ruiny i zniszczenia dążący, jeśli gruntownie zreperowany nie będzie”. Pomiędzy rywalizującymi mnichami rozpętała się wkrótce wojna. Zwłaszcza brodaci ojcowie z Towarzystwa Jezusowego nie przebierali w środkach. Do walki wciągnięto wszystkich: od papieża i króla począwszy, na nauczycielach, braciszkach i posługaczach klasztornych kończąc. „Czy to jednych za namową drugich opuścił jakiś rzemieślnik, czy jakiś muzykus w czasie odpustu przeszedł do drugich – zaraz skargę do sądu zanoszono na przeciwników” – wspomina ówczesny pamiętnikarz. Ponieważ jednak sądy w Polsce szlacheckiej nie były rychliwe, najczęściej apelowano do poczucia honoru wychowanków. Im z kolei nie trzeba było dwa razy powtarzać zachęty do udziału w karnej ekspedycji. W jakimkolwiek mieście istniało kolegium jezuickie i pijarskie, tam już nikt nie zaznał spokoju. Ks. Jędrzej Kitowicz w „Opisie obyczajów za panowania Augusta III” pisze, że „jedni drugich prześladowali, dziwacznymi imionami przezywali, a często od słów przychodziło do guzów. (...) jeżeli między profesorami nie było zgody, studencka nienawiść tym bardziej rosła”. W Warszawie, od czasu gdy jezuici – wbrew przywilejom wydanym na rzecz pijarów przez Władysława
Bogobojni jezuici bezczelnie wykorzystywali dewocję i naiwność swoich podopiecznych. Podam przykłady najbardziej typowe dla jezuickiego cwaniactwa. Otóż bogata kanclerzyna koronna Szembekowa z Babic ślubowała, że wybierze się z pielgrzymką do Jerozolimy – do Grobu Pańskiego. Zakonnicy tłumaczyli jej, że może nie wytrzymać trudów tak intensywnej podróży, szczególnie morskiej, i że mają inną koncepcję. Obiecali załatwić w Rzymie dyspensę od ślubu i zezwolenie na zamianę Jerozolimy na podróż do dowolnie wybranej miejscowości. Warunek jednak był taki, żeby Szembekowa przekazała im wszystkie pieniądze, które wydałaby na podróż zamorską. Naiwna wdowa zgodziła się. Wówczas przebiegli mnisi wyliczyli odległość z Babic do Jerozolimy i wyrachowali, że Szembekowa powinna podróżować około pięciu lat, ale... w Babicach.
IV i Jana Kazimierza – uzyskali od Michała Korybuta Wiśniowieckiego zezwolenie na otwarcie szkoły, tydzień nie minął bez burd. Uczniowie obu szkół chodzili zimą przez zamarzniętą Wisłę na roraty do kościoła Matki Boskiej Loretańskiej. Pobożne peregrynacje regularnie kończyły się bijatyką. „Dzieci najpierw między sobą – opowiada Kitowicz – zaczynały walkę pięściami, pazurami czesząc sobie czupryny albo ciskając w siebie kulami śniegowymi; za dziećmi pociągali starsi, używając kijów i szabel do wzajemnego siebie i samych nawet profesorów w tumult zamieszanych okaleczenia”. Największe niebezpieczeństwo groziło Żydom. Za cichą aprobatą zwierzchności szkolnej młodzież systematycznie polowała na tych, „którzy Pana Jezusa umęczyli”. Miejscem obfitującym szczególnie w krwawe ekscesy pomiędzy uczniami dwu wrogich szkół było trybunalskie miasto Piotrków. Pijarzy osiedli tu na mocy uchwały sejmu z 1677 r. Kilka lat potem, z zawiści i chęci wyrugowania oponentów, jezuici wznieśli w Piotrkowie swoją szkołę. Na szczęście przeciwko ich natręctwu zaprotestowała szlachta oraz miejscowi bernardyni, dominikanie i franciszkanie. Sam prymas kardynał Michał Radziejowski ostro zgromił jezuitów i zagroził surowymi sankcjami. Ale pobożni ojcowie zlekceważyli zarówno prymasa, jak i króla, otwierając kolegium dzięki protekcji Szwedów. Uciekający przed Szwedami nuncjusz Piazza zatwierdził prawa szkoły. Jezuici doprowadzili nawet do tego, że w 1711 r. zabroniono wszystkim pijarom piotrkowskim odprawiania mszy. Mnisi, którzy za cel działalności obrali sobie edukację i wychowanie
religijne młodzieży, nie dali się łatwo zaszczuć „synom Loyoli”. Gdy przegrany na mocy wyroku sądowego z 1738 r. spór z jezuitami o kolegium pijarskie w Wilnie zdawał się już przesądzać o przyszłości pijarów, dzięki prowincjałowi ks. Stanisławowi Konarskiemu zaczęli oni przeżywać swój renesans. W 1740 r. Konarski założył w Warszawie Collegium Nobilium. Szkoła dla zamożnych synów szlacheckich, z nowoczesnym programem nauczania, przygotowująca młodzież do roli mężów stanu, przeniknięta ideałami patriotyzmu i tolerancji religijnej, trwale umocniła pozycję pijarów w społeczeństwie polskim. Zjednała im powszechny szacunek, wdzięczność i pamięć nie tylko katolików. Aleksander Brückner w „Dziejach kultury polskiej” napisał o Konarskim, że „osadził silnie szkołę na nowych, humanitarnych, postępowych zasadach, a nikt ze współczesnych pedagogów obcych nie wdrażał z równą siłą miłości ojczyzny w serca młodociane, i to jest rysem zasadniczym jego reformy, która wychowanie traktowała jako porękę odnowienia państwa”. Dzisiejsze szkoły – prowadzone coraz częściej pod auspicjami Kościoła – w obłudzie i obskurantyzmie pogrzebały wiekopomne dziedzictwo ks. Konarskiego. Chorobliwą nienawiść do wszelkiej konkurencji, ducha postępu i reformatorskich dążeń przejęła w spadku po jezuitach rozgłośnia znanego radyja. Taka to już w Katolandzie kolej rzeczy, że wszystko, co dobre, postępowe, mądre świeckim dorobkiem pokoleń – trzeba obrzucić katolickim błotem, zszargać i zamienić w stertę gruzu „w imię wyższych wartości”. DAMIAN PLUTA
I tak kanclerzyna przez pięć lat w pokutnych szatach, w towarzystwie czterech zakonników, „podróżowała”, obchodząc w kółko aleje babickiego parku, gdzie mieściła się jej rezydencja. W tym samym czasie liczna grupa jezuitów, zmienników czwórki „pielgrzymującej” z kanclerzyną, ostro balangowała w jej pałacu. Przez pięć lat mieli wikt, opierunek, dziewki folwarczne i wypchaną kiesę. Jeszcze inny przykład bezczelności zakonników podaje Zbigniew Kuchowicz: „Podobnie peregrynowała podkomorzyna poznańska Czartoryska, z tym że spacery odbywała nie po parku, lecz po... pokoju! Niezrównani jezuici postarali się jednak, by otrzymała takie odpusty, jak gdyby istotnie pielgrzymowała do Jerozolimy”. A ile zapisów pokutnych poczynili wówczas dewoci straszeni smażeniem na piekielnym ruszcie? Ich liczbę można próbować ogarnąć, rachując majątki odbierane obecnie od państwa przez Kościół. Bywali też właściciele czterech klepek: wysłannicy Boga. W połowie XVIII wieku furorę robił podolski szlachcic, niejaki Komorowski (Komornicki). Ogłosił się
prorokiem, jedynym, który głosi słowo bezpośrednio przekazane mu przez samego Boga. Objeżdżał wsie i miasteczka na wózku zaprzężonym w... kozy i budził sensację swoim wyglądem (długa broda, zapuszczone włosy, przeraźliwie chudy, bo odżywiał się tylko kozim mlekiem) i medytacjami na temat marności tego świata. Ponieważ atakował również duchownych za chciwość i gromadzenie bogactw, jego kazania zdenerwowały w końcu księży i wymogli na biskupie Krasińskim, aby uspokoił nawiedzonego. Biskup tak skutecznie postraszył go więzieniem na ziemi i ogniem piekielnym po śmierci, że „prorok” zabrał swój wózek z kozami i zaszył się na jakiejś zapadłej wsi. Nie brakowało też szalbierzy i hultai, którzy w celu wyłudzenia od naiwnych prostaczków hojnej jałmużny lub choćby kilkudniowego utrzymania udawali, że doznają cudownych wizji albo obcują z Matką Bożą i Chrystusem. Do najbardziej znanych należał szlachciura Wołyniecki, oszust i pijak. Znalazł dosyć liczną grupę adoratorów, którzy uznali go za „plenipotenta Chrystusa na ziemiach polskich”. Wołyniecki czynił „cuda” i uzdrawiał, a miewał też wizje religijne. Kościół ogłosił go godnym naśladowania,
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r. Na początku XVII wieku rozpoczęły się sprawy o klasztorne czary, o wcielanie się w szatana gwałcącego mniszki. Diabły z Loudun to najgłośniejszy przypadek obłąkania, który nabrał wymiaru tragedii antycznej.
Kawalerowicz w 1960 r. Niecały rok później film ten zdobył Srebrną Palmę na festiwalu w Cannes. Iwaszkiewicz „spolszczył” francuską historię, a scenarzysta Tadeusz Konwicki utrzymał polskie tło historyczne.
Miejscem akcji był klasztor urszulanek, w którym przeorysza, matka Joanna od Aniołów (Jeanne des Anges), nakłoniła zakonnice do manifestowania objawów diabelskiego opętania. Opisywała w autobiografii, jak jej ciało domagało się rozkoszy seksualnej. Jednym z siedmiu nawiedzających ją w nocy czartów był Asmodeusz, którego później „zastąpił” ksiądz Urbain Grandier, proboszcz parafii Saint-Pierre du Marché i kanonik Saint Croix, słynący w okolicy ze swej potencji seksualnej i miłosnych podbojów. Ksiądz ów był spowiednikiem miejscowych dam ze znakomitych rodów, słynął z libertynizmu, mieszał się w lokalne rozgrywki polityczne, był pupilem biskupa Bordeaux i osobistością bardzo znaną. Jednakże nie na tyle, aby go osobiście znała matka Joanna. Przeorysza nigdy w życiu Grandiera nie widziała, ale nie przeszkodziło jej to później w doprowadzeniu go na stos. Inwazja diabłów w klasztorze w Loudun została współcześnie spopularyzowana przez literaturę, teatr, film i operę. W Polsce nowela Jerzego Iwaszkiewicza (1894–1980) pt. „Matka Joanna od Aniołów” stała się kanwą scenariusza filmu o tym samym tytule. Zrealizował go Jerzy
Rzecz dzieje się na Smoleńszczyźnie. Do opętanej diabłem przeoryszy Joanny (grała ją Lucyna Winnicka) zostaje wezwany ksiądz Suryn (Mieczysław Voit). Budzące się między nimi uczucie ksiądz nazywa opętaniem, a chcąc ocalić Joannę, popełnia wielką zbrodnię – zabija dwóch parobków – skazując tym samym swoją duszę na wieczne potępienie. Film ten jest z pewnością jednym z najwybitniejszych polskich obrazów, ale stoi w sprzeczności z prawdziwą historią, która wydarzyła się w Loudun i zakończyła 8 sierpnia 1634 roku, kiedy to kanonik Grandier został żywcem spalony na stosie. Najwierniej opisał to tragiczne wydarzenie angielski pisarz Aldous Leonard Huxley (1894–1983) w powieści „Diabły z Loudun”. Również libretto opery Krzysztofa Pendereckiego zbliżone jest treścią do oryginalnej historii. Za najbardziej wstrząsający film na ten temat uważam obraz Kena Russela. A jak było naprawdę?! Była to najsłynniejsza inwazja diabłów w Europie. Umartwianie ciała, posty, niehigieniczne życie, ponura atmosfera klasztoru, wielki zapas nagromadzonej w organizmie i nie znajdującej ujścia energii – wszystko to doprowadziło zakonnice do
ale w końcu wydało się, że jest zwykłym naciągaczem. Należy przypuszczać, że wśród tych „wysłanników Boga” nie wszyscy byli szalbierzami. Część z nich z pewnością cierpiała na chorobę psychiczną. I rzeczywiście w niektórych tego rodzaju chorobach występują iluzje, wizje i słyszy się głosy. Tak to tłumaczy T. Bilikiewicz, autor „Psychiatrii klinicznej”: „W środowisku sfanatyzowanym może dojść do zamroczeń treści religijnej z przeżyciami zachwytu (ekstazy). Dezorientacja w miejscu i otoczeniu może się przejawiać jako pobyt w niebie z nie dającymi się sprawdzić przeżyciami wizyjnymi”. Jest to możliwe szczególnie wtedy, gdy „wizje” popierane są przez autorytety kościelne i to nie tylko w dobie kontrreformacji i później, ale i dzisiaj. Krk nadal „promuje” miejsca słynące cudami, gdzie „ukazała” się Matka Boża, ślepi odzyskali wzrok, chromi władzę w nogach, gdzie działają siły nadprzyrodzone... Promuje niepiśmiennych pastuszków, którym Dziewica przekazywała swe posłanie do ludzi. Dlaczego? Zgrabna opowiastka wystarczy, aby zbudować wystawne sanktuarium (vide: Licheń), zwabić stada naiwnych owieczek i doić z nich szmal. I o to właśnie chodzi! ANDRZEJ RODAN
MITY KOŚCIOŁA masowego obłędu! Matka Joanna oskarżyła księdza Grandiera o czary i o to, że współżyje z nią cieleśnie pod postacią... diabła. W roku 1632 Urbain Grandier zdołał odeprzeć zarzuty, które matka przełożona wy-
Rzucały się ojcom na szyję, usiłowały ich całować, onanizowały się krucyfiksami, przekrzykiwały w sprośnościach i opowiadaniu wulgarnych dowcipów, posługując się przy tym najplugawszym, wulgarnym słownictwem”.
Diabły z Loudun
T
Kadr z filmu „Matka Joanna od Aniołów” w reżyserii Jerzego Kawalerowicza. Jan XXIII uznał film za bluźnierczy i potępił go
suwała pod jego adresem, ale mniszki zaczęły go oskarżać podczas publicznych egzorcyzmów. Był to prawdziwy spektakl z liczną widownią przybywającą z okolicznych miejscowości. Tak opisuje improwizowane „występy” mniszek Karlheinz Deschner w dziele „Krzyż pański z Kościołem”: „Nieszczęsne owe istoty popadały w konwulsje, podnosiły w górę suknie, koszule, przyjmowały najróżniejsze pozy, tak że podobno widzowie, którzy przybywali tu, by oglądać i wyciągać wnioski, zasłaniali twarze.
ak się składa, że najwięksi asceci i rygory ści zazwyczaj rekrutują się z grona najwięk szych grzeszników. Założycielem zakonu trapistów – o najsurowszej w całym Kościele katolickim regule – był obdarzony wielkim temperamentem i prowadzący żywot pełen uciech ksiądz Armand Jean le Bouthillier de Rancé (1626–1700). Momentem przełomowym w jego życiu stała się śmierć ukochanej kobiety. Wtedy to Armand de Rancé nawrócił się i postanowił odpokutować za swoje grzechy, wstępując do klasztoru. W roku 1664, po złożeniu ślubów zakonnych, został opatem w cysterskim opactwie La Trappe w Normandii (Francja). Dość rygorystyczna reguła św. Benedykta była dla niego zdecydowanie zbyt łagodna. Podległym mnichom narzucił więc wyjątkowo surową dyscyplinę. Reforma nawróconego opata obejmowała pełną izolację od świata, nakaz zachowania całkowitego milczenia (poza modlitwą i spowiedzią), ograniczenie snu (pobudka o 3 rano), ścisłe posty ilościowe i jakościowe (wegetariańska dieta bez ryb i jaj), obowiązek pracy fizycznej oraz zakaz wszelkiej pracy intelektualnej. Nawet do chorych nie wolno było wzywać lekarza, zezwalano im jedynie na kubek rosołu, umierający zaś mieli o własnych siłach iść do kościoła, by tam otrzymać ostatnie namaszczenie. W 1688 roku powstał żeński odłam zakonu, ale kandydatów na trapistów i trapistki skutecznie odstraszała doprowadzona do absurdu asceza. Z czasem interwencja papieska nieco złagodziła regułę, ale w dalszym ciągu utrzymany
Wydarzeniami w Loudun zainteresował się kardynał Richelieu (1585–1642), pierwszy minister króla Francji, Ludwika XIII (1601–1643). Chciał przeprowadzić proces przed parlamentem paryskim, bo obawiał się, że miejscowi zwolennicy teorii o opętaniu i winie Grandiera doprowadzą do stracenia księdza, który już od roku 1633 siedział w więzieniu pod ścisłym nadzorem. Richelieu starał się nawet zainteresować sprawą papieża Urbana VIII (1623–1644), którego znał osobiście
został prymat pracy fizycznej i zakaz pracy naukowej (obecnie już nie obowiązuje), nade wszystko zaś ścisłe milczenie. Po dziś dzień trapistów obowiązuje całkowity zakaz porozumiewania się za pomocą mowy. Na ustną wypowiedź mnich musi mieć każdorazowo pozwo-
15
z czasów, kiedy przyszły papież, jeszcze jako Maffeo Barberini, w latach 1604–1607 pełnił w Paryżu funkcję nuncjusza papieskiego. Zdecydowanie źle trafił. W 1632 r. przed Świętym Officjum stanął Galileusz (1564–1642), ponieważ popierał „kopernikański błąd”. Wielki uczony, pamiętając spalenie na stosie Giordana Bruna (1548–1600), wyrzekł się „herezji”, czyli głoszenia, że ziemia się kręci i nie jest płaska. Urban VIII nie miał więc zamiaru zapobiegać praktykom Inkwizycji, polowaniom na diabły i czarownice. W zaistniałej sytuacji Richelieu pozostawił sprawę Loudun naturalnemu biegowi. A tutaj atmosfera była cały czas podkręcana. Inkwizytorzy publicznie przesłuchiwali zakonnice, a ojcowie kapucyni odprawiali egzorcyzmy, podczas których ustami mniszek przemawiały diabły oskarżające Grandiera. Był to niesamowity widok. Wprawdzie kanonik Grandier zaprzeczał oskarżeniom, jakoby miał pakt z diabłem, uczestniczył w sabatach, zmuszał matkę Joannę do grzesznego współżycia seksualnego i wpływał na pozostałe zakonnice, zmuszając je do myśli i czynów lubieżnych, ale nikt mu nie uwierzył. Przecież oskarżały go same diabły! Grandier został skazany na śmierć 8 sierpnia 1634 roku i tego samego dnia spalony żywcem na stosie. Po jego egzekucji matka Joanna od Aniołów została prawie świętą. Nagle pojawiły się na jej lewej ręce stygmaty. Krwią wypisane tam były imiona Jezusa, Marii, Józefa i świętego Franciszka Salezego. Ponieważ chęć palenia ludzi na stosach nie mijała, Inkwizycja nadal miała pełne ręce roboty. Czy Kościół przeprosił za te zbrodnie? Nigdy! ZOSIA WITKOWSKA
browary itp.) do reguł ekonomicznych. I tak w życie ściśle kontemplacyjne wkrada się czysta komercja. Mnisi produkują słynne piwa trapistów (Belgia i Holandia), nie mniej znane sery i wina (Francja) oraz tzw. zdrową żywność, a nawet kosmetyki i koszulki z religijnymi napisami. Prowadzą sprzedaż wysyłkową książek i kaset. Pilnie przy tym strzegą marek swoich produktów, które do tanich nie należą. Najnowszą formą „wychodzenia do świata” jest oferta turystyczna. Do większości opactw trapistów można przyjechać na kilkutygodniowy wypoczynek po to, by pomieszkać sobie w klasztornej celi. Pierwotny snobizm na klasztorne wczasy dawno stał się modą, a więc z roku na rok taka atrakcja coraz więcej kosztuje. Jaką wróży to przyszłość samym trapistom? Zdania są podzielone. Cóż, chyba już wystarczy tej pokuty za grzechy Armanda de Rancé... AK
Co trapi trapistów? lenie opata lub przeora, a udzielane jest ono bardzo rzadko. Aby się jednak porozumiewać, mnisi z konieczności wypracowali na własny użytek język migowy obejmujący 1300 gestów (około 500 w powszechnym użyciu). Do opuszczenia Francji zmusiła trapistów rewolucja francuska. Przymusowa emigracja nie tylko nie spowodowała upadku zakonu, ale zaowocowała założeniem klasztorów we Włoszech, Anglii, Irlandii, Belgii, Holandii, Hiszpanii. Wkrótce nowe fundacje powstały również w Ameryce Północnej, Brazylii, Kongo, Syrii, Palestynie, a nawet w Chinach i Japonii. Do Francji trapiści powrócili po upadku Napoleona Bonapartego. Odzyskawszy macierzyste opactwo w La Trappe, szybko zaczęli zakładać nowe klasztory. Na ziemiach polskich odnotowano jedynie ich kilkumiesięczny pobyt pod koniec XVIII wieku w Krakowie, Warszawie i Gdańsku. W całkowitym odcięciu od świata żyć się jednak nie da. Współczesne opactwa trapistów, aby się utrzymać, zmuszone są do przystosowania swojej produkcji (posiadają własne uprawy, fabryki,
Regułę zakonu trapistów zwanych cystersami niemymi zatwierdził w 1678 papież Innocenty XI, a ponownie, w 1705 r., Klemens XI. Od 1894 roku trapiści stali się odrębnym zakonem niezależnym od cystersów. Obecnie na świecie w ponad dwustu klasztorach żyje około 4 tys. trapistów i prawie 2 tys. trapistek. W dwudziestym wieku, dzięki swojemu dorobkowi pisarskiemu zakon rozsławił Tomasz Merton (1915–1968) z amerykańskiego klasztoru Gethsemani w stanie Kentucky.
16
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
ARTYKUŁ POLEMICZNY
Po publikacjach dotyczących arki Noego i kreacjonistycznego punktu widzenia otrzymaliśmy wiele pytań od sceptycznie nastawionych Czytelników. Choć jako redakcja dystan sujemy się i nie oceniamy światopo glądów, postanowiliśmy umożliwić au torowi ustosunkowanie się do kilku niewygodnych pytań. Jak wszystkie gatunki zwierząt zmieściły się w arce? Nie wszystkie gatunki żyjących dzisiaj zwierząt były reprezentowane w arce. Biblijny „rodzaj” ma szerszy zakres znaczeniowy niż gatunek i odnosi się do rodzin zwierząt, które wywodzą się od wspólnej pary przodków. Na przykład wszystkie dzisiejsze koty (rysie, tygrysy, jaguary itp.) pochodzą od jednej pary, podobnie jak wszystkie konie, zebry i osły. Czytamy, że Bóg stworzył zwierzęta i rośliny „według ich rodzajów” (Rdz 1. 24–25; 7. 14). Miały się rozradzać w ramach swego typu. Bóg nie stworzył każdej z istniejących ras psów, których wciąż przybywa, ani nawet wilków, szakali, kojotów czy dingo z psiej rodziny, gdyż wszystkie one wywodzą się z jednej pary. W jaki sposób mogło dojść do takiego zróżnicowania wśród zwierząt wywodzących się z tego samego rodzaju? Otóż każda żywa istota otrzymuje po komplecie genów od każdego z rodziców. Załóżmy, że Bóg wyposażył pierwszą parę psów zaledwie w trzy pary genów o kodzie AaBbCc. Już te trzy pary dają 27 możliwych kombinacji, a więc z jednej pary mogłoby się urodzić 27 szczeniaków, różniących się od siebie i od rodziców. Kod genetyczny liczy dziesiątki tysięcy genów, dzięki czemu w sprzyjających warunkach z jednej psiej pary mogły powstać wilki, kojoty, szakale i wszystkie psie rasy. Czy tak szybko po potopie mogły wyłonić się nowe gatunki zwierząt? Badania wskazują, że tak. Liczne takie przykłady podaje ewolucjonistyczny uczony J. Briggs. Znajdziemy wśród nich nowe gatunki myszy, które powstały w ciągu zaledwie kilkudziesięciu lat, a także nowe gatunki ryb, które wyłoniły się wśród afrykańskich cichlid w ciągu zaledwie 200 lat. Biolog J. Woodmorappe napisał: „Warunki występujące zaraz po potopie (pojedyncze pary dające początek nowym populacjom, niezapełnione nisze, nowe środowiska itp.) sprzyjały szybkiemu zróżnicowaniu w ramach rodzin zwierząt reprezentowanych w arce, kulminując w szybkim powstaniu obecnych gatunków”. Co o tym zdecydowało? Kod genetyczny pozwala na daleko idącą różnorodność w ramach danej rodziny zwierząt. Wpływa na nią dobór naturalny, rekombinacja i mutacje genetyczne. Zacznijmy od doboru, analizując jako przykład parę psów, którą zabrał z sobą Noe. W niedługim czasie powstały z niej kolejne pokolenia, aż psów było tak wiele, że rozeszły się grupkami po świecie. Pociągnęło to za sobą zawężenie pola genetycznego oraz faworyzowanie niektórych kombinacji genów ze względu na wymogi środowiska. Na przykład na
Arka Noego a nauka obszarach chłodnych zdrowsze – a zatem płodniejsze – były psy z genami nastawionymi na gęstą sierść. W ten sposób uwarunkowania środowiskowe przyczyniły się do powstania ras i podgrup w rodzinie psów. Zauważyć należy, że dobór naturalny nie wzbogaca oryginalnej różnorodności genetycznej, lecz ją zubaża, dlatego zmienność w ramach danej rodziny zwierząt nie jest dowodem na makroewolucję, lecz tzw. mikroewolucję. Podobnie ma się rzecz z rekombinacją genów. Ojciec współczesnej genetyki, Grzegorz Mendel, odkrył, że geny ulegają wymieszaniu w wyniku przekazywania ich z pokolenia na pokolenie, dzięki czemu powstają różne kombinacje genów, ale nie różne geny. Kombinacje pozwalają na zmienność w obrębie danego typu, na przykład w psiej czy kociej rodzinie. Rasy psów są dobrym przykładem rekombinacji genów, gdyż selekcjonując psy bardzo duże lub bardzo małe, wyhodowano wielkie bernardyny i małe chihuahua. Oba są psami, ale utraciły informację genetyczną o różnej wielkości, dlatego żadne krzyżówki nie spłodzą już z chihuahua bernardyna i vice versa. Liczne eksperymenty wykazały, że proces selekcji ma swoje granice i kiedy utrata informacji jest za duża, wówczas niektóre zwierzęta z tej samej rodziny nie mogą się już między sobą krzyżować. Niektóre rasy psów, na przykład pudel czy jamnik, są rezultatem mutacji genetycznych. Mutacje nie prowadzą do powstania nowych rodzajów zwierząt, a więc do ewolucji, lecz jedynie do degeneracji, gdyż wynikiem mutacji są najczęściej ułomności. Pierre-Paul Gressé z uniwersytetu w Paryżu, były prezydent Francuskiej Akademii Nauk, napisał: „Niektórzy współcześni biolodzy, gdy tylko widzą mutację, już mówią o ewolucji... A jednak, bez względu na to, jak liczne są mutacje, nie przyczyniają się one do żadnej ewolucji”. Prof. Lee Spetner z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa przyznał: „Nie zaobserwowano dotąd żadnej mutacji, która dodałaby informację do genomu i mogła służyć za przykład mutacji prowadzącej do zmian, jakich wymaga makroewolucja”. Czy arka mogła zmieścić wieloryby i dinozaury? Według Księgi Rodzaju (6. 20), Noe miał zabrać ptactwo, bydło (hebr. behemah), czyli lądowe kręgowce, oraz płazy (hebr. remes), w czym mieszczą się zapewne także gady, gdyż potop miał zniszczyć lądowe zwierzęta oddychające przez nozdrza (Rdz 7. 22). W tych kategoriach nie zawierają się np. owady, które nie oddychają nozdrzami, lecz przez niewielkie kanały w ich zewnętrznym szkielecie. Owady i inne bezkręgowce mogły bowiem
przetrwać potop poza arką jako larwy czy jajeczka w pniach i korzeniach drzew, a także w pływających matach roślinności. Noe nie zabrał też wielorybów, ani innych organizmów morskich gdyż – aczkolwiek potop zdziesiątkował je, o czym świadczy zapis kopalny – mogły przecież przetrwać poza arką. Dinozaury raczej nie miały problemu z wejściem na pokład. Za sprawą fimów Spielberga ludzie wyobrażają sobie, że wszystkie dinozaury były gigantami, a tymczasem przeciętny dinozaur był wielkości owcy. Z 668 zakładanych gatunków dinozaurów tylko około 100 ważyło ponad 10 ton, a taką wagę osiągały dopiero w wieku dojrzałym, zaś Noe z pewnością wziął do arki osobniki młodociane. Gady rosną z każdym rokiem życia, dlatego wielkość skamielin odnajdywanych dziś dinozaurów świadczy jedynie o tym, że żyły bardzo długo. Zapewne przetrwały potop, a to, jak wyginęły, jest już osobną historią. Arka była wielką menażerią, ale bynajmniej nie jedyną w starożytności. Cesarz
zasolenie, zwłaszcza przy ujściach rzek. W strumieniach i jeziorach na Florydzie jest pełno ryb morskich, które mogą żyć w wodzie słodkiej, jeśli tylko zawiera ona dość soli wapiennych – a wody potopu były w nie zasobne. Dzięki temu mogły w nich przeżyć organizmy morskie i słodkowodne. Istnieją też podstawy, aby sądzić, że zasolenie wód potopu różniło się w zależności od głębokości, a nawet nieznaczna stratyfikacja w stopniu zasolenia wystarcza, aby w tej samej wodzie żyły organizmy morskie i słodkowodne. Według australijskiego biologa i geologa Johna Woodmorappe’a, w arce było nie więcej niż 8 tys. par, czyli około 16 tys. zwierząt. Czy tyle zwierząt mogło się zmieścić na jednym statku? Tak. Kiedy zadamy sobie trud, aby zmierzyć i zważyć 8 tys. par, które Noe musiał zabrać, okaże się, że przeciętny rozmiar zwierzęcia w arce był zaledwie wielkości kreta, a tylko 11 proc. wszystkich zwierząt w arce było więk-
Trajan posiadał menażerię, która liczyła 11 tys. dzikich i domowych zwierząt. Rzymianie lubowali się w ptaszarniach, a niektóre z nich liczyły po pięć tysięcy różnych dzikich ptaków. Starożytni potrafili przewozić statkami zwierzęta w ogromnych ilościach. Na przykład jedna z sumeryjskich tabliczek informuje o transporcie morskim 400 tys. sztuk bydła i owiec w ciągu jednego tylko roku. Starożytni potrafili przewozić statkiem także drapieżne zwierzęta – na przykład Rzymianie przewozili żywe krokodyle złapane w Nilu, a Grecy – nosorożce z Afryki. Arka Noego nie była więc czymś zupełnie unikalnym w starożytności, a z pewnością nie przekraczała możliwości starożytnych. W jaki sposób w tej samej wodzie przetrwały ryby morskie i słodkowodne? Badania wskazują, że ryby mają szeroki zakres adaptacji, gdy chodzi o poziom zasolenia wody. Na przykład złota rybka wrzucona do wody morskiej nie przeżyje 3 godzin, ale jeśli to zasolenie zwiększa się stopniowo, wówczas ta sama złota rybka potrafi się przystosować nawet do wody morskiej. Z kolei ryby morskie radzą sobie dobrze w wodach przybrzeżnych, które mają niskie
szych od owcy. Arka miała pojemność 43 500 m3, czyli zbliżoną do 522 wielkich kontenerów transportowych, z których każdy może zabrać 250 owiec. Jeśli zwierzęta w arce trzymano w klatkach o przeciętnym rozmiarze 50 x 50 x 30 cm, czyli o pojemności 75 000 cm3, to 16 tys. zwierząt zajęłoby zaledwie 1200 m sześciennych, a więc 15 ciężarówek typu TIR. Pozostałoby jeszcze miejsce na pociąg z 500 kontenerami żywności, na wybiegi dla zwierząt i korytarze umożliwiające wietrzenie. Woodmorappe wykazał, że biorąc pod uwagę standardowe wymogi dotyczące przestrzeni dla transportowanych zwierząt, wszystkie zwierzęta nie zajęłyby nawet połowy dostępnej powierzchni podłogi w trzypokładowej arce. Jak Noe wyżywił taką ilość zwierząt? W swoim skrupulatnym studium John Woodmorappe obliczył, że masa wszystkich zwierząt ulokowanych w arce – przy założeniu, że były to młode osobniki – wynosiła 111 ton, a pod koniec potopu, ze względu na ich wzrost – 411 ton. Żywność na początku ważyła 2500 ton, a woda – 4070 ton. Ładunek arki wynosił około 7000 ton, ale jej wyporność była prawie dwukrotnie większa, tak iż
pomieściłaby jeszcze około 6000 ton ładunku – Po rozłożeniu klatek ze zwierzętami na trzech pokładach Arki, zwierzęta zajęły 46,8 proc. jej powierzchni, żywność – 15,4 proc. pojemności arki, a woda – 9,4 proc., zakładając, że nie używano wody deszczowej (a skoro było jej w bród, to zapewne z niej korzystano). Noe mógł zabrać w podróż żywność sprasowaną i wysuszoną. Zapewne karmił zwierzęta przede wszystkim zbożem z niewielką ilością siana, aby miały potrzebny błonnik. Wiemy, że podczas długich podróży Rzymianie karmili zbożem nawet bydło. Znane są przypadki, że konie żywione były owsem ponad rok – bez ujemnych efektów. Skoro sposoby przechowania żywności przez wiele lat znali starożytni Rzymianie, Grecy i Chińczycy, z pewnością znał je i Noe. Nie musiał być zdany na sam suchy prowiant, gdyż wiele owoców i warzyw wytrzymuje bez zabezpieczenia przez całe miesiące, a nawet lata, a starożytni znali liczne sposoby konserwowania żywności. Czym żywiły się drapieżniki? Niegdyś sądzono, że zwierzęta mięsożerne nie mogą obejść się bez mięsa, a dzikie zwierzęta odżywiające się owocami, na przykład małpy, muszą mieć świeże owoce. Tak jednak nie jest. Ssaki, ptaki, a nawet gady, można karmić tym, czym karmi się zwierzęta domowe. Węże, nawet kobry, mogą przeżyć na suchym prowiancie i jajkach, nawet na padlinie. Zwierzęta, które nie spożywają suchego pokarmu, Noe mógł karmić hodowanymi w arce larwami i robakami, czemu zresztą przyświadcza żydowska tradycja. Nie ma pewności, czy jakieś zwierzęta były mięsożerne już przed potopem, gdyż Bóg stworzył wszystkie roślinożernymi (Rdz 1. 30). Według starożytnej żydowskiej tradycji, zwierzęta mięsożerne stały się takimi dopiero po potopie. Przez wiele lat po potopie dobrze zachowana w wodach padlina utopionych zwierząt oraz mięso ryb były łatwo dostępnym pokarmem. A co z odchodami zwierząt? Starożytni potrafili budować systemy wodno-kanalizacyjne z rurek, a więc pojenie dużych ilości zwierząt wodą dostarczaną w ten sposób do koryt nie wymagało wiele wysiłku. W ten sposób pojono tysiące ptaków w rzymskich ptaszarniach i menażeriach. Systemy wodno-kanalizacyjne znali Sumerowie, Egipcjanie, Kreteńczycy okresu minojskiego i Chińczycy. Starożytni używali nawet rur ceramicznych, które łączyli dokładnie tak, jak to czynimy dzisiaj. Chińczycy ściągali wodę za pomocą uszczelnionych rurek bambusowych. Technologie te nie były obce Noemu, który – budując statek – z pewnością uwzględnił potrzeby zwierząt i wyposażył arkę w system wodno-kanalizacyjny, aby ułatwić sobie zadanie. Potwierdzają to starożytne źródła hebrajskie, które podają, że arka miała zarówno rurociąg wodny, jak i otwory służące do usuwania z niej nieczystości. A. J. PALLA
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
N
iektórzy czytelnicy traktują biblijne wypowiedzi na temat budowy i powstania świata jak wiedzę równą znaczeniem współ czesnym podręcznikom astronomii i geografii, a bywa, że przedkładają je nad osiągnięcia nauki. Tymcza sem biblijna kosmologia nie jest ani naukowa, ani wiarygodna. Z jakich źródeł korzystali autorzy ksiąg biblijnych przy sporządzaniu opisu świata? Czy Izajasz
(Iz 40. 22; Hi 26. 7; Jr 33. 22; 1 Kor 15. 41). Podobno Salomon znał mechanizm powstawania cyklonu, Dawid pisał w psalmie o prądach oceanicznych, gdzie indziej znowu wyczytano o naturze światła, które jest w ruchu, a w słowach: „On sam rozciąga niebiosa i kroczy po falach morskich” doszukano się biblijnej wiedzy o rozszerzaniu się wszechświata (Koh 1. 6; Ps 8. 9; Hi 9. 8).
NIEŚWIĘTE PISMO
Mityczna kosmologia siedział na kosmicznej platformie – jak przyjmują niektórzy – z której poczynił swoje spostrzeżenia dotyczące kształtu ziemi? Czy rzeczywiście Hiob, Salomon i inni pisarze biblijni byli w posiadaniu wiedzy o świecie porównywalnej z dzisiejszą i – co istotne – czy znajdujemy na to potwierdzenie w Biblii? W pewnych kręgach dominuje przekonanie, że Biblia jest księgą prawowierną z naukowego punktu widzenia. Dowodem na to mają być wciąż „odkrywane” paralele pomiędzy współczesną nauką (choć nie zawsze tą ortodoksyjną) a myślą biblijną. I tak oto dopatrzono się u proroka Izajasza opisu kulistości Ziemi, u mędrca Hioba informacji o jej unoszeniu się w kosmicznej próżni, a u proroka Jeremiasza, który nie miał przecież lunety, wiedzy o liczbie gwiazd szacowanej w miliardach. Sześć wieków później apostoł Paweł zaznaczył, że „każda jest inna”, więc niektórzy twierdzą, że miał na myśli ich fizyczno-chemiczną specyfikę
T
rudno przejść obojętnie wobec te go, że kościoły usiłują sobie przy właszczyć prawo do decydowania o tym, co jest dobre, a co złe dla wszystkich. Czy rzeczywiście niby -boskie i kościel ne przykazania są ostatnią zaporą przed powszechną demoralizacją? Propaganda największych kościołów chrześcijańskich, a zwłaszcza katolickiego, zrobiła przez tysiąclecia wiele, aby pokazać się w roli wybawcy ludzkości, głosiciela miłości i szerzyciela postępu. Ale czy ten wzruszający obraz „religii miłości” jest prawdziwy, czy może mocno przereklamowany lub wręcz kłamliwy? Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak tragiczne w skutkach było zwycięstwo chrześcijaństwa w pogańskim Rzymie. Zagłada cywilizacji antycznej na całe tysiąclecia zahamowała postęp naukowy i kulturalny starego świata. Chrześcijanie prześladowali pogańskich filozofów (ówczesnych naukowców), palili bezcenne rękopisy, a nawet całe biblioteki, jak tę najsłynniejszą – w Aleksandrii. Sztuka przybrała tylko jeden dopuszczalny motyw – chrześcijański.
Co o tym wszystkim sądzić i czy taką właśnie wizję świata prezentuje Biblia? Otóż świat wyobrażeń ST i NT przedstawia się bardzo naiwnie: z nieruchomą Ziemią i poruszającym się Słońcem, które można zatrzymać. Niektórzy greccy uczeni (np. Arystarch z Samos, który z powodu głoszonego heliocentryzmu poszedł na wygnanie) znacznie wyprzedzali pod tym względem Biblię. Biblijny wszechświat, tak jak w innych mitologiach, składa się z trzech pięter: ziemi, nieba i podziemi. Ziemia opisana została nie jako kula, lecz talerz na słupach
Teologia kościelna na całe tysiąclecia zdominowała umysły i serca Europejczyków. Wiele z utraconych skarbów i atmosfery umysłowej antyku udało się odzyskać dopiero w renesansie. Warto przypomnieć, że starożytny szacunek i podziw dla ludz-
ŻYCIE PO RELIGII
SZKIEŁKO I OKO osadzonych w oceanie; niebo zaś – jako materialna kopuła oparta na czterech kolumnach, których podstawy zrośnięte są z fundamentami gór i tkwią w oceanie okalającym ląd. Niebo właściwe („niebiosa niebios”) lokowano ponad firmamentem (dziś wiemy, że jest tam kosmiczna próżnia) jako mieszkanie Jahwe, który – na wzór boga El, ugaryckiego „ojca odwiecznego”, i jego panteonu – zasiada na tronie w kole istot elohim i wspólnie z nimi odbywa uroczyste narady. Podziemie opisane zostało jako twierdza zaopatrzona w bramy, które znajdują się poniżej podziemnego oceanu. Według kapłańskich redaktorów Biblii, centrum świata był Kanaan, a ściślej Syjon, gdzie znajdowała się świątynia i Arka Przymierza. Z tzw. tablicy narodów (Rdz 10), która stanowi rodzaj mapy świata, wynika, że znany Hebrajczykom obszar Ziemi nie przekraczał w żadnym kierunku od wspomnianego centrum 2,5 tys. km (prawie 1/20 faktycznej powierzchni Ziemi). Możliwości poznawcze autorów ksiąg biblijnych były z przyczyn technicznych bardzo ograniczone. Wiedzę o świecie czerpali nie z wizji, lecz z obserwacji świata (bynajmniej nie przez teleskopy), refleksji, tradycji plemiennych i mitów regionalnych. Ceniony orientalista, A. Jeremias, dowodził, że całokształt kulturalnego życia Bliskiego Wschodu wywodził się ze sfery wpływów świata babilońskiego. ARTUR CECUŁA
Chrystusa, ale raczej to, że nie chcieli oddać dostatecznej czci cesarzowi. I to ten fakt, z gruntu polityczny, prowokował prześladowania. Cesarstwo było mozaiką niezliczonych religii i kultur, które współistniały w zgodzie i tolerancji. Pogańska wyrozumiałość była bez porównania większa niż w jakimkolwiek państwie chrześcijańskim, które żądało nawróceń i groziło śmiercią za „herezję”. Poganie nie bali się własnych ciał, cenili zdrowie i higienę, które chrześcijanie porzucili, bo pogardzili tym, co cielesne. Nie przez przypadek Rzymianie budowali wszędzie łaźnie i wodociągi. Trzeba było więcej niż tysiąclecia, aby zrehabilitować kąpiel i... sport. Kiedy Kościół nadyma się i zachwyca sobą, głosząc o rzekomym przełomie moralno-kulturowym, jakim był triumf chrześcijaństwa w czasach Konstantyna, popatrzmy na te pretensje z politowaniem. To nie był żaden przełom, raczej czarna dziura w historii kontynentu. MAREK KRAK
Patent na moralność kiego ciała oraz akceptację seksualności w różnych jej przejawach odzyskaliśmy dopiero w ostatnich czterech dekadach – po rewolucji seksualnej lat sześćdziesiątych. A więc trzeba było aż 1500 lat, żeby nadrobić to, co zaprzepaściło lub zakłamało chrześcijaństwo. Należy sobie zdawać także sprawę z tego, że pogański Rzym był niezwykle tolerancyjny. Owszem, zdarzały się prześladowania, np. chrześcijan (mniej więcej raz na jedno pokolenie), ale miały one charakter raczej polityczny niż religijny. Nie to drażniło władze, że ludzie modlili się do
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Chyba nie do końca zdajemy sobie sprawę z wpływu, jaki wywiera na nas telewizja. Ona nie tylko zapełnia czas, ale niektórym osobom także ten czas organizuje: rozkład zajęć codziennych niejednokrotnie jest uzależniony od pory emisji filmów, seriali, dzienników i innych programów. Ostatnio nawet dzieciom komunijnym jako prezenty kupuje się telewizory... – Niestety, telewizja ma ogromną moc zniewalającą. Podaje gotowe wzorce zachowań, mody, urządzania wnętrz. To wszystko z potężną siłą narzuca się oglądającym. Można się temu biernie poddać i na przykład kupować określone lekarstwa
Fot. Krzysztof Krakowiak
bardzo niebezpieczne, bo rządzą nami okołotelewizyjne koterie, natomiast niektórzy sensowni ludzie często są dyskwalifikowani, bo nie pokazywano ich przed kamerą. – Skutek zwykle jest taki, że osoby skompromitowane, które wielokrotnie zmieniały partie i programy, są jednak popularne, a to tylko dlatego, że lansuje je telewizja. Ponadto telewizja sprawia wrażenie, że jedyny prawdziwy świat i jedyne prawdziwe problemy – to te telewizyjne. Dzięki temu wielu z nas żyje w świecie zupełnie nierealnym, zmanipu-
OKIEM HUMANISTY (76)
Era telewizji tylko dlatego, że są one sugestywnie reklamowane w telewizji. Zatruwamy się tymi lekami, bo wmawia się nam, że usuną wszelkie bóle, a nawet uczynią nas szczęśliwymi. Telewizja podpowiada, co i jak mamy jadać, narzuca polityczne oceny zjawisk oraz sugeruje, jakie obyczaje mamy kultywować. Osłabia naszą zdolność do samodzielnego rozumowania i własnego krytycznego osądu rzeczywistości. – Prawdziwy problem z telewizją polega chyba na tym, że dla części ludzi stała się ona prawdziwym życiem. Są osoby, które po wykonaniu niezbędnych czynności życiowych oddają się tylko jednemu – oglądaniu. Nie mają już własnego prawdziwego życia, które chciałyby jakoś samodzielnie kształtować, żadnych zainteresowań, dążeń, tylko bierne patrzenie. – Zresztą bardzo często imieniny czy urodziny odbywają się przy włączonym telewizorze. Telewizja paraliżuje więc życie towarzyskie, bo po co wychodzić z domu i jechać do znajomych, skoro tam będzie włączony telewizor z takim samym programem? Ginie powoli potrzeba nawiązywania kontaktów z innymi. Dodam, że dochodzi do nas – z radia i telewizji – zbyt wiele informacji, głównie sensacyjnych. Ruguje to potrzebę refleksji nad własnym życiem, bo wprowadza w stan rozproszenia wewnętrznego. – W życiu politycznym era telewizyjna sprawia, że głosujemy tylko na tych, którzy są pokazywani na szklanym ekranie. Dzięki temu żyjemy w iluzji, że znamy tych ludzi, a wybieramy właśnie tych, o których sądzimy, że ich znamy. Ci, którzy nie mają szansy, aby dostać się na wizję, są z góry skazani na porażkę, np. partia RACJA. To jest
lowanym przez tych, którzy mają wpływ na telewizję. – Wspaniałym przykładem wpływu telewizji jest sukces partii Borowskiego, a wcześniej Platformy Obywatelskiej. Dzięki świetnej, a jednocześnie dyskretnej reklamie, jeszcze zanim przedstawiono program, okazało się, że na SdPl chce głosować 19 procent wyborców. – Tak, kiedy ludzie się dowiadują, że na daną partię chce głosować wiele osób, to chętnie się przyłączają. Chcą należeć do dużej, znaczącej, silnej grupy. Dlatego partiom takim jak RACJA, pozbawionym zaplecza telewizyjnego, trudno się przebić. A co do ankiet popularności – wiem, że czasem są one wypełniane przez samych ankieterów, za biurkiem, a nie przez ankietowanych na ulicy czy przez telefon... Rząd Millera rozpadł się m.in. dlatego, że media komercyjne – pozostające pod wpływem prawicy – nie były mu przychylne. Również telewizja publiczna nie zawsze była obiektywna. – Telewizja urosła do rangi cenzora życia politycznego, a nawet religijnego. Przecież autorytet Jana Pawła II jest zbudowany w dużej mierze na odpowiednim przekazie telewizyjnym. – Skoro ludzie przez lata – zamiast słowa papież – słyszą wypowiadany przez spikerów, premierów i prezydentów z nabożną czcią tytuł „Ojciec Święty”, to nie można się dziwić, że jego osoba jest w Polsce uważana niemal za Boga. Nadużyciem jest fakt, że inne wyznania religijne w Polsce nie mają swojego czasu antenowego. Obecna sytuacja jest zagrożeniem dla demokracji, bo nie pozwala na kształtowanie się u nas społeczeństwa obywatelskiego, czyli wieloświatopoglądowego. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
NASZA RACJA
OGŁOSZENIA PARTYJNE Zarząd Krajowy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, ul. Emilii Plater 55 m. 81, 00--113 Warszawa, tel/fax: (22) 620 69 66; www.racja.org; e-mail:
[email protected],
[email protected],
[email protected]. Konto: APP RACJA ING Bank Śląski O/Łódź 04105014611000002266001722. Wpłaty do kwoty 824 PLN winny zawierać: nazwisko i imię, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna). Wpłat powyżej 824 PLN dokonywać można tylko z konta bankowego lub kartą płatniczą. DOLNOŚLĄSKIE Zarząd wojewódzki – Wrocław, ul. Braniborska 19/3,
[email protected], Urszula Bielska, tel. (71) 355 45 03; 0-609 113 566;
[email protected]; Wrocław – Czesław Dydyna (71) 311 35 04, 0-601 965 470; Bolesławiec – Antoni Liput (75) 732 20 07, 0-508 303 589; Bielawa, Dzierżoniów – Ryszard Fiszlak 0-502 433 927; Głogów – Sebastian Włoch 0-606 169 916; Jawor – Paweł Rybczyński (76) 870 20 04, 0-601 960 185; Jelenia Góra – Andrzej Turkiewicz (75) 755 25 04, 0-502 049 532; Kamienna Góra – Maria Lemańska (75) 742 65 96; Kłodzko – Kazimierz Sobol (74) 647 04 86; Legnica – Alfred Giebień (76) 856 13 22; 0-602 588 297; Lubań Śląski – Stanisław Kurzawa (75) 721 17 55; Nowa Ruda – Janusz Hnatów (74) 871 45 97; Miechowice – Urszula Musielak (75) 761 19 02; Polkowice – Jan Forościej (76) 845 50 11; 0-604 577 561; Strzelin – Roman Szwarc (71) 394 90 12; Świebodzice – Krzysztof Filipiak (74) 666 88 01; 0-609 474 729; Świdnica – Ryszard Przęczek (74) 640 56 22; Ząbkowice Śląskie – Marian Gawęda (74) 641 02 25; 0-600 552 449; Zgorzelec – ul. Warszawska 1, pok. 5; dyżury wt. i pt. 16-18; Jerzy Grzyb (75) 648 21 21; 0-607 915 612; Złotoryja – Marian Trojnacki (76) 878 17 99. Poszukujemy koordynatorów w miejscowościach: Oława, Oleśnica, Milicz, Trzebnica, Wołów, Góra, Środa Śl., Lubin, Chojnów, Prochowice, Lwówek Śl. KUJAWSKO-POMORSKIE Zarząd wojewódzki i miejski – Bydgoszcz, ul. 20 Stycznia 21, tel. (52) 347 83 60–62; dyżury: czw. 17–19; Stanisław Kantarowski 0-606 358 817;
[email protected]; Bydgoszcz – Stanislaw Kantarowski 0-606 358 817;
[email protected]; Chełmża – Jan Kowalski (56) 675 67 54; Grudziądz – Edward Poraziński 0-603 703 904;
[email protected]; Szpetal Górny – Grzegorz Janowski 0-693 739 888;
[email protected]; Świecie – Sylwester Salwierz (56) 331 43 51;
[email protected]; Toruń – Stanislaw Gęsicki (56) 651 93 58;
[email protected]; Włocławek – Stanisław Balcerowski (54) 234 14 11;
[email protected]. LUBELSKIE Zarząd wojewódzki – Lublin, ul. Czarnieckiego 13a, tel. (81) 746 97 24;
[email protected]; Lublin – Jerzy Majewski (81) 746 97 24, 0-693 378 871; Piotr Podstawka (81) 534 62 30; 0-601 165 841; Biłgoraj – Stanisław Pułapa (84) 685 42 12; Chełm – Zbigniew Pierściński 0-501 711 386; Kraśnik – Olgierd Barcikowski (81) 825 82 11; Puławy – Dariusz Filipek 0-693 388 945; Włodawa – Edward Gorczycki (82) 572 21 01; Zamość – Zbigniew Przepiórka 0-696 438 007. LUBUSKIE Zarząd wojewódzki – Gorzów Wielkopolski – ul. Obotrycka 7, 66-400; dyżury: czw., godz. 17; Eugeniusz Mikołajczak (95) 737 10 58; Gorzów Wlkp. – zarząd miejski, Małgorzata Wierzbicka 0-693 147 168;
[email protected]; Gubin – Mirosław Sączawa 0-609 591 912; Jan Tes 0-692 509 914;
Nowa Sól – Krzysztof Nowak 0-696 068 735;
[email protected]; Zielona Góra – plac Słowiański 21, 65-069, dyżury: pt. 17–19, (68) 320 44 02,
[email protected]; Konrad Ciesielski (68) 322 32 98; Żary – Józef Abramowicz (68) 479 32 32. Zebrania członków i sympatyków Andrychów – 21.05, godz. 16, ul. Lenartowicza 7, Klub Osiedlowy; Chełm – 21.05, godz. 17, ul. Stephensona, siedziba SLD; Ciechanów – 24.05, godz. 17, ul. Rzeczkowska 13a; Częstochowa – Zarząd powiatowy, al. NMP 24, II piętro, lokal PPS; dyżury w każdy wtorek 17–19; zebrania w każdy pierwszy wtorek miesiąca, godz. 17; Dąbrowa Górnicza – zebrania w pierwszą środę miesiąca o godz.17, ul. Wojska Polskiego 35, lokal PZW; Gdańsk – 29.05, godz. 11, ul. Grodza Kamienna 1; Gorzów Wlkp. – pierwszy czwartek miesiąca, godz. 17, ul. Obotrycka 7; Gubin – pierwszy pt. miesiąca, godz. 19; Jelenia Góra – 29.05, godz. 16, plac Ratuszowy 1; Kalisz – czwartki, godz. 19, al. Wojska Polskiego 115, II piętro; Katowice – każdy czwartek, godz.17, ul. Sokolska 10a/4; Kielce – 1.06, godz. 18, rynek, kawiarnia „U Sołtyków”; Kołobrzeg – 27.05, godz. 18, ul. Rybacka 8, spotkanie otwarte dla wszystkich mieszkańców Kołobrzegu; Koszalin – 31.05, godz. 17, ul. Niepodległości 18/1, zebranie sprawozdawczo-wyborcze; Lublin – 29.05, godz. 16, ul. Beliniaków 7 (siedziba SLD); Legnica – 30.05, godz. 15, ul. Jordana 7, kawiarnia „Pod 7-ką”; Nowy Sącz – 23.05, godz. 11, restauracja „Ratuszowa”, zebranie powiatów: nowosądeckiego, gorlickiego i limanowskiego; Piotrków Trybunalski – 29.05, godz. 14, ul. Polna 57a; Poznań – Nowe Miasto – pierwszy czwartek miesiąca, godz. 18, ul. Rybaki, pub „ToToDa”; Radom – 25.05, godz.17, ul. Kozienicka 55, pub „HIT”; Ruda Śląska – Wirek, ul. 1 Maja 270, dyżury wt., pt. 17-19; Sanok – 21.05, godz. 17, ul. Kopernika 10, bar „Czarny Koń” (na dole); tel. 0-606 636 273 – zebranie założycielskie powiatu; Słupsk – 25.05, godz. 17, ul. Wileńska 19, Centrum Medycyny Naturalnej, obecność członków obowiązkowa; Sosnowiec – 27.05, godz. 17, hotel „Orion”, ul. Przyjaciół Żołnierza; Stargard Szcz. – 30.05, godz. 17, ul. Limanowskiego 24, sala PCK; Szczecin – pierwszy piątek miesiąca, godz. 16–19, ul. Włościańska 1, pawilon, I p. (Pomorzany) tel. 421 55 12; Szczecin – 10.06, godz. 11, zbiórka na pętli „Głębokie”, dojazd tramwajami nr 1 i 9 – coroczny piknik dla członków i sympatyków partii (w przypadku złej pogody piknik będzie odwołany); Świdnica – 28.05, godz. 17, Dom Działkowca; Tarnów – 23.05, godz. 11, ul. Mościckiego, teren OHP; Wałbrzych – 03.06, godz. 17, Szkoła Podst. nr 21, ul. Grodzka 71; Warszawa Targówek – każda środa, godz. 18, ul. Kołowa 18, Klub Piłkarski; Wrocław – środy, godz. 17, ul. Legnicka 32, restauracja „Hanoi”; Włocławek, Szpetal Górny – 22.05, godz. 17, os. Młodych 12, budynek firmy „Gawalux”; Wrocław – w każdą sobotę i niedzielę w godz. 14–16, rynek – Świdnicka, promocja kandydatów do Parlamentu Europejskiego; Zbąszyń – pierwsza środa miesiąca, godz. 18.30, hotel „Acapulco”; Zgorzelec – dyżury: wt. i pt., godz. 16–18, siedziba, ul. Warszawska 1, pokój 5; Zielona Góra – piątki, godz. 17, plac Słowiański 21.
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
Wybory do europarlamentu Komitet Wyborczy APP RACJA startuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy nr 15. Nasze listy zarejestrowane zostały w okręgu dolnośląsko-opolskim i śląskim. Nasz kandydat będzie startował również w okręgu zachodniopomorsko-lubuskim z listy Demokratycznej Partii Lewicy (nie mylić z SdPl Borowskiego!). Sylwetki naszych kandydatów przypomnimy w numerze 23 „FiM”. Zwracamy się również z prośbą do naszych sympatyków o pomoc finansową, która umożliwi nam prowadzenie kampanii wyborczej w poszczególnych okręgach (numer konta znajduje się na początku kolumny ogłoszeń). Poniżej prezentujemy „Posłanie APP RACJA do Obywateli Rzeczypospolitej Polskiej”, które uchwalili delegaci na Kongres Nadzwyczajny partii 22 lutego br. w Warszawie. Komitet Wyborczy APPR Antyklerykalna Partia Postępu RACJA powstała w sierpniu 2002 r. na bazie dynamicznie rozwijającego się ruchu antyklerykalnego w Polsce, u źródeł którego – za sprawą zawarcia konkordatu z Watykanem – leży ekspansja Kościoła rzymskokatolickiego we wszelkie sfery życia obywateli, godząca w konstytucyjne zasady wolności sumienia i wyznania, równości wobec prawa, jednakowych praw publicznych niezależnie od statusu społecznego, światopoglądu, narodowości czy preferencji seksualnych, nieskrępowanego rozwoju intelektualnego itd. Aktualnie, kosztem całego społeczeństwa – także obywateli innych wyznań i orientacji światopoglądowych – państwo ponosi znaczne, nieuzasadnione społecznie, a więc zbędne koszty utrzymania obiektów sakralnych, dotowania ich remontów lub budowy coraz to nowych, czego ostatnim przykładem jest któraś już z kolei Świątynia Opatrzności Bożej. Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy udziału państwa w utrzymaniu obiektów sakralnych, będących zabytkami narodowymi najwyższej klasy, jednak winno odbywać się to pod ścisłą kontrolą spożytkowania celowych dotacji państwowych. Państwo i społeczeństwo ponoszą olbrzymie koszty utrzymania duchownych, szczególnie rzeszy kapelanów i katechetów. W wielu przypadkach działalność ich godzi w dobra osobiste tych wszystkich, którzy po prostu nie są praktykującymi katolikami, a wszelkie nieposłuszeństwo czy sprzeciw niejednokrotnie skutkuje konsekwencjami w życiu zawodowym, osobistym lub rodzinnym. Innym istotnym, ujemnym i bijącym na trwogę zjawiskiem jest niekończący się „głód” przedstawicieli Kościoła rzymskokatolickiego na dobra ogólnospołeczne w ramach zwrotu tzw. „dóbr martwej ręki”. Mimo że Kościół rzymskokatolicki z nawiązką uzyskał już rekompensatę za mienie utracone w ramach nacjonalizacji po II wojnie światowej, potok tych roszczeń nie ma końca. Za przysłowiowe złotówki lub symboliczne opłaty w ręce Kościoła trafiają wciąż nowe, intratne dobra materialne, stanowiące własność ogólnonarodową. Proceder ten odbywa się na ogół pomyślnie, za sprawą służalczych i spolegliwych urzędników organów administracyjnych i samorządowych. Duchowni Kościoła rzymskokatolickiego często funkcjonują ponad i poza prawem, wiele jego naruszeń o szczególnej szkodliwości albo nie wychodzi na światło dzienne wskutek maskowania, albo kary wymierzane za ujawnione przestępstwa są symboliczne, a postępowania umarzane. Ośmiesza to i kompromituje instytucje ścigania i wymiaru sprawiedliwości, odzwierciedla nierówność wobec prawa. Taki stan rzeczy może utrzymywać się i pomyślnie egzystować tylko w klimacie obowiązywania konkordatu, materializującego państwo wyznaniowe. Nie bez znaczenia jest tutaj również, czasem wręcz przesadnie manifestowana, życzliwość wobec hierarchów Kościoła rzymskokatolickiego ze strony obecnie urzędujących: Prezydenta i kolejnych rządów. Kościół rzymskokatolicki, mimo że obłudnie deklaruje publicznie apolityczność, stara się pełnić rolę mecenasa we wszelkich decyzjach o znaczeniu społecznym. Wymownym przykładem jest przeciwstawianie się aborcji ze względów społecznie i humanitarnie uzasadnionych, czy też legalizacji związków partnerskich tej samej płci. Żonglowanie moralnością na rzecz dezaprobaty dla tych rozwiązań jest ze wszech miar nieuzasadnione, kiedy tej moralności trudno niejednokrotnie dopatrzyć się w postępowaniu duchownych rzymskokatolickich na różnych szczeblach hierarchii. Podstawowe cele programowe Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA nie są w żadnym wypadku wymierzone przeciwko jakimkolwiek nurtom religijnym i ich wyznawcom. Wręcz przeciwnie, zmierzamy do konstytucyjnego przywrócenia swobody wyznania i wypowiedzi, budowy państwa demokratycznego i neutralnego światopoglądowo. Uznanie konkordatu za nieważny od początku jest naszym dążeniem pierwszoplanowym. Stworzy to rzeczywisty grunt do realizacji programowych założeń społeczno-ekonomicznych. Znaczne środki finansowe zostaną pozyskane z tytułu likwidacji Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego i jego wszelkich struktur, wyprowadzenia lekcji religii ze szkół, zaprzestania dotowania budownictwa sakralnego i różnych instytucji kościelnych, przywrócenia cmentarzy komunalnych. Przywrócimy państwu i społeczeństwu dobra materialne uzyskane przez Kościół rzymskokatolicki niezasadnie i w sposób niejednokrotnie oszukańczy. Za poniesione straty Skarbowi Państwa należy się także rekompensata z tytułu sankcji prawnych za nadużycia w tej materii ze strony winnych urzędników różnych szczebli. Pokaźne aktywa finansowe, wygospodarowane z wyeliminowania skutków Konkordatu, przeznaczymy na potrzeby oświaty, służby zdrowia, świadczenia społeczne, rozwój naukowo-techniczny, odpowiednie dofinansowanie potrzeb armii, policji itd. Wyeliminowanie wpływu hierarchów Kościoła rzymskokatolickiego na decyzje polityczne, społeczne i gospodarcze jest konieczne, umożliwi rzeczywiste spełnianie litery i ducha podstawowych humanistycznych zasad określonych w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, leżących u podstaw cywilizacyjnego rozwoju. Świadomi członkostwa w Unii Europejskiej podejmować będziemy wysiłki na rzecz przezwyciężania niedorozwoju cywilizacyjnego, pełnego upodmiotowienia jednostki ludzkiej. Zapewnimy dbałość o suwerenność państwa, przestrzeganie i stosowanie współzależności równolegle tak z tytułu przynależności do Unii Europejskiej, jak i do paktu północnoatlantyckiego. Program Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA jest szczegółowy oraz wszechstronny, dostrzega i dokładnie odzwierciedla potrzeby oraz sposoby realizacji rozwoju społecznego, oświatowego, kulturalnego i gospodarczego Rzeczypospolitej Polskiej. Zarząd APP RACJA
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
LISTY Robota nie skończona Dziękuję, Panie Kotliński, za to, co Pan robi, że wziął Pan tego byka za rogi i tych pasożytów w sutannach oraz innych oszustów. Chciałem przeprosić Polaków, chociaż to nie do wybaczenia, bo ja jestem winien temu wszystkiemu. Od 1979 r. – jeszcze jako smarkacz – walczyłem z komuną, należałem do ówczesnego KPN-u i nie wiedziałem wtedy, że diabeł będzie wymieniony na tak potwornego Lucyfera. Ja od 1981 r. mieszkam w Ameryce Płd., a ostatnio w Austrii. Rzadko przyjeżdżam do Polski i widzę wszystko z perspektywy. Ludzie, czy Wy tego nie widzicie? Kosy na sztorc i wyrżnąć tę swołocz, która Was gnębi, okrada i hańbi. Nie mogę na to spokojnie patrzeć, bo przyłożyłem rękę do zmiany tego systemu. Oddałbym życie po stokroć, żeby to zmienić. Ciekawe, co na to moi byli towarzysze walki – Michał Żurek, Zbysiu Tarczydło. Chłopcy, mówiąc ludziom, że będzie lepiej, okłamaliśmy ich. Chłopcy, robota nie skończona, a do domu dalej niż było. Trzeba zakasać rękawy – ja jestem gotowy! Waldemar Gegotek, Austria
-politycznych jest zgodne z posłannictwem „następcy św. Piotra” i z wolą Jezusa Chrystusa? Widocznie tak. W Polsce jest już jeden pogromca komunizmu z Matką Boską w klapie, obdarowany tytułami, nagrodami, orderami, a nawet stowarzyszeniem jego imienia i lotniskiem w Gdańsku, z instytutem i pałacem, w którym pławi się w dobrobycie. Ponieważ ten pogromca komunizmu przechodzi w zapomnienie, manipulatorzy polityczni dali Polakom kolejnego pogromcę – rodaka z papieskim tytułem i niebotycznym kultem. Marcin Zieliński, Opole
[email protected]
Gdy rozum śpi, budzą się upiory Obejrzałem w TVP 2 (17 maja br.) program publicystyczny pod tytułem „Warto rozmawiać”. Dziwię
LISTY OD CZYTELNIKÓW w telewizorze, że oczekuje przeprosin od wszystkich tych, którzy na nim psy wieszali. No i patrzcie państwo! Znalazło się niewiniątko! Masz pan szczęście, panie Miller, że to nie mnie przypadło ferować ten wyrok, bo byś pan z pierdla nie wyszedł po tym, co usłyszałem na posiedzeniach komisji sejmowej! Kostek
Biedaszyby Koło Miejskie APP RACJA w Wałbrzychu podjęło uchwałę w sprawie biedaszybów, w której czytamy m.in.: „Przeświadczeni o katorżniczej pracy wygrzebujących węgiel ludzi-kopaczy biedaszybów naszego regionu opowiadamy się za wnikliwym rozpatrzeniem ich postulatów, które są tego godne. Opornych decydentów miasta i starostwa ostrzegamy przed rozpaczliwą determinacją tych poniżanych,
Wszystko za nic Podobno Polska nie może wycofać swoich wojsk okupacyjnych z Iraku, gdyż jako naród stracilibyśmy twarz. Ale czy rządzący zapoznali się z historią Polski? Weźmy na przykład takiego króla Władysława Warneńczyka. Głupi gówniarz za namową papieża zerwał bardzo korzystny 20-letni traktat pokojowy z Turcją – zaraz po jego podpisaniu – nic nie otrzymując w zamian. Niestety, nasz bohater stracił głowę (obnoszono ją na pośmiewisko nabitą na pal). Dlaczego sytuacja nie miałaby się powtórzyć? W Polsce jest dość palików, na które można by nabić łby osób odpowiedzialnych za wojnę z Irakiem. Ryszard Mały, Przemyśl
Obalacze W mediach, a szczególnie TVP i TVN, z radością przekazano społeczeństwu informację, że papież został uhonorowany tytułem najbardziej wpływowego Europejczyka ostatnich 25 lat, m.in. za wkład w obalenie komunizmu. Czy obalenie ustroju w państwach o odmiennych systemach społeczno-
się, że wytrzymałem do końca. Było o tolerancji, ze szczególnym podkreśleniem parady gejów i lesbijek w Krakowie. Jedno jest pewne – my, Polacy, nie potrafimy się pięknie różnić. Przysłuchiwałem się argumentom, z których wynikało niezbicie, że u nas może się odbyć każdy pochód, każda parada, każda demonstracja, pod warunkiem jednak, że będzie zawierała elementy miłe Krk. Każda inna nie powinna mieć miejsca i powinno się ją natychmiast rozpędzić, w czym specjalizują się bojówki Młodzieży Wszechpolskiej i LPR. Dla nich gej czy lesbijka to nie ludzie, ale coś, co powinno się trzymać w pomieszczeniach bez klamek, a najlepiej po prostu od razu zabić, czego wyraz dają swoimi hasłami i okrzykami, gdy na ulicach przypuszczają atak. K.
Niewiniątko! Po ogłoszeniu wyroku w sprawie Rywina od Millera aż promieniowała „prawość”, gdy ogłaszał
ciężko harujących ludzi. Piętnujemy postawę prezydenta miasta Wałbrzycha, który jako alternatywę dla rozwiązania sprawy biedaszybów widzi jedynie »dalsze środki z Warszawy«”. Panu prezydentowi Kruczkowskiemu przypominamy o jego obietnicach przedwyborczych, w których sprawa biedaszybów była priorytetowa, a dla niego wówczas – bezproblemowa. Jan Dobrogowski
Pseudolekarze z Łomży Sąd Okręgowy w Łomży uznał, że odmowa badań prenatalnych jest przestępstwem. Małżeństwo W., które wniosło powództwo przeciwko tamtejszemu szpitalowi, ówczesnemu wicedyrektorowi i ordynatorowi, domagało się ponadmilionowego odszkodowania. Odszkodowanie miało być rentą dla dziewczynki, która urodziła się z rzadką wadą genetyczną,
podobnie jak jej starszy brat. Sąd ustalił odszkodowanie w wysokości 67 tys. zł. Z jednej strony, ucieszyło mnie, że sąd uznał, iż w szpitalach powinni pracować lekarze, a nie nawiedzeni bigoci, dla których przysięga Hipokratesa to wielkie g..., liczy się zaś tylko to, co facet w czarnej sukience głosi z ambony! Z drugiej strony, zaszokowała mnie tak niska wysokość odszkodowania oraz to, że płatnikiem ma być szpital, a nie konkretne osoby – wymienione z imienia i nazwiska, aby ludzie wiedzieli, w czyich gabinetach należy się witać słowami: „Niech będzie pochwalony”. Dlaczego za ciemnotę poszczególnych osób ma płacić i tak biedna służba zdrowia? Henryk W., Zamość
Zaopatrzenie kosztuje Przebywałam w szpitalu w Warszawie na oddziale chirurgicznym. Po operacji, kiedy pacjenci powinni mieć spokój, mimo protestu personelu na salę wdzierał się kapelan w brudnym obuwiu i uszarganej komży, zakłócając intymność w cierpieniu. W sąsiedniej sali leżały cztery ciężko chore panie. Od nich kapelan zażądał zapłaty, w ramach której miał przyjść na specjalne modły. Trzy panie zapłaciły, czwarta zaś nie miała żądanej kwoty, więc zabrał jej tyle, ile miała. W tymże szpitalu na oddziale wewnętrznym umieściłam samotną, ciężko chorą osobę. I tu odbywały się targi o żądaną kwotę za modlitwę. Moja znajoma nie była w stanie brać udziału w tym brzydkim procederze, poprosiła o „zaopatrzenie na śmierć”. Kapelan spojrzał surowo i odrzekł: „Zastanowię się”. Chora po kilku dniach zmarła. Dlaczego w ciężkich dla służby zdrowia czasach trwoni się pieniądze, płacąc pensje w wysokości gaży ordynatora kapelanom, którzy nie wypełniają swych obowiązków?! Zofia A.
Bóg zniszczy Krk Usłyszałem w telewizji, że 12 gwiazd dla Unii wzięto z Biblii. Bardzo dobrze się składa, bo 12 rozdział Apokalipsy św. Jana podpowiada, co Unia zrobi z religią. Francja już dała znak, że jest przeciw krzyżom w szkołach, a w Polsce posłowie LPR na znak protestu opuścili salę sejmu. Partia założona przez księży już czuje, że
19
idzie na stracenie. Biblia przepowiada, a ja wierzę, że tak będzie. Unia i 10 nowo przyjętych państw zniszczy wszelką instytucjonalną religię (zwłaszcza rzymską), bo taka jest wola Boga (Ap 17. 15–18). 15. „I mówi do mnie: Wody, które widziałeś, nad którymi rozsiadła się wszetecznica, to ludy i tłumy, i narody, i języki”. 16. „A dziesięć rogów, które widziałeś, i zwierzę, cię znienawidzą wszetecznicę i spustoszą ją, i ogołocą, i ciało jej jeść będą, i spalą ją w ogniu”. 17. „Bóg bowiem natchnął serca ich, by wykonali jego postanowienie i by działali jednomyślnie, i oddali swoją władzę królewską zwierzęciu, aż wypełnią się wyroki Boże”. 18. „A kobieta, którą widziałeś, to wielkie miasto, które panuje nad królami ziemi” (tylko rzymscy papieże panowali nad królami). Gazeta „FiM” odegra wielką rolę w zniszczeniu katolicyzmu. BW
Co po urnie? Jestem osobą, która nie za bardzo naprzykrza się Panu Bogu, a że mieszkam w małej mieścinie, więc ksiądz dobrodziej doskonale o tym wie. Obawiam się więc, że rodzina będzie miała kłopoty z pochowaniem mnie po śmierci. Wymyśliłam sobie, że dobrze by było, aby mnie spopielono, a następnie rozsypano prochy. Chociaż przy tym rozsypywaniu się nie upieram, może „mnie” rodzina postawić także w pudełku na regale (albo w piwnicy w najciemniejszym miejscu). O spopieleniu dowiedziałam się chyba wszystkiego. Schody zaczynają się dopiero po nim. Z informacji, jakie udało mi się uzyskać, wynika bowiem, że urnie z prochami powinno się urządzić pogrzeb. I wróciłam do punktu wyjścia. Sabina Samulak
DRODZY CZYTELNICY! Informujemy, że nasza redakcja pracuje od poniedziałku do piątku w godzinach 8–16. Poza czasem naszego urzędowania można nagrać wiadomość na automatyczną sekretarkę lub wysłać faks. Przypominamy, że codziennie, w godzinach 8–22, działa nasza gorąca linia. Dzwoniąc pod numer 607 389 446, możecie Państwo zgłaszać naprawdę gorące tematy.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2004 r. Cena 31,20 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
Nr 21 (220) 21 – 27 V 2004 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Nie chce, ale musi?
Biskup zamiast polewaczki O to, by Polacy nie wyobrażali sobie rozdziału Kościoła od państwa – Kościół zadbał skutecznie. Dzięki temu za normę uchodzi to, co w innych krajach świadczy o państwie wyznaniowym.
Fot. Alex Wolf
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Seryjny morderca ciągnie kobietę do lasu w wiadomym celu. Kobieta krzyczy przerażona: – Ale ponuro i ciemno w tym lesie! Bardzo się boję! Na to morderca: – No, a ja co mam powiedzieć? Będę wracał sam... ¤¤¤ Wspomnienia kolesia: Gdy byłem jeszcze młodym kawalerem, moje zgrzybiałe ciotki
– spotkawszy mnie na weselach – poklepywały po ramieniu i mówiły: – Będziesz następny. Przestały, kiedy na pogrzebach zacząłem im mówić to samo. ¤¤¤ Bóg przyjmuje umarłych. Nagle ktoś wbiega, rozgląda się i szybko wybiega. Sytuacja powtarza się kilka razy. Zdziwiony Bóg pyta sekretarza: – Kto to jest? – To z reanimacji – odpowiada sekretarz.
Za postęp i „uregulowanie stosunków” uchodzi, gdy biskupi mówią, na kogo głosować oraz lżą rządzących i zwolenników aborcji, a jednocześnie dostają od państwa kolejne przywileje i miliony złotych z naszych podatków. Cóż, mogą przecież nawoływać do obalenia rządu, ale tego nie czynią. Tymczasem właśnie biskupi – pasterze nasi – mogliby państwu polskiemu oddać nieocenione przysługi, gdyby tylko chcieli, a dokładnie – gdyby widzieli w tym interes. Jaki – to sprawa techniczna. Biedne państwo zawsze może zwolnić bogaty Kościół z reszty podatków, jest jeszcze trochę węgla na Śląsku, ryb w Bałtyku, grzybów w lasach, cosik bursztynu, więc dogadać się można. Kościół – za podobne walory – wyświadczał przecież przysługi monarchom, cesarzom, feudałom, kapitalistom i faszystom, więc niby czemu nie miałby być pomocny władzy III Rzeczypospolitej, kraju, którego lud woła: „Chleba i pielgrzymek Ojca Świętego!”...
Biskupi sprawdzą się najlepiej przy gaszeniu strajków, demonstracji i innych dekadenckich wymysłów demokracji. Dobry biskup powinien być lepszy w pacyfikacji niż cały batalion ZOMO. Wiadomo jak to działa... Biskup woła: „Jezus nie upatruje rozwiązania w walce!”,
a demonstranci buzię na kłódkę, łeb w dół i swoje buty oglądają, zamiast tłuc się z policją lejącą wodę z armatek i strzelającą gumowymi kulami. Szybko, bezpiecznie i z gwarancją skuteczności. A po wszystkim biskup wystawia rachunek – sto kilo bursztynu, dajmy na to. To się nazywa fachowo „partnerstwo publiczno-prywatne”.
Można by też w ogóle znieść kampanie wyborcze – taniej zamówić u prymasa agitkę proboszczów za jakąś partią. Połowa diecezji załatwia głosy dla lewicy, a połowa dla prawicy. Zamiast kazań – podczas kampanii mogą być czytane programy wyborcze. Efekt podobny do obecnego, a ile oszczędności! W zasadzie można też znieść Dziennik Ustaw. Wystarczy, że proboszczowie przeczytają nowe ustawy podczas „ogłoszeń duszpastersko-państwowych”. No? Nie lepiej? W Polsce jak znalazł.
Nie ma sensu męczyć się dłużej z fasadą ustroju „masońskiego” i „demoliberalnego”. Pasterze swoje zarobią, państwo jeszcze zaoszczędzi, a co najważniejsze – władza będzie miała zapewniony spokój i posłuszeństwo obywateli. Amen. MACIEJ PSYK