W Warszawie wyłącznie firma „Dormobile” rozwozi kalekie dzieci do szkół, bo...
LECH KACZYŃSKI USTAWIA PRZETARGI INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 21 (273) 2 CZERWCA 2005 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Nareszcie żyję w wolnej ojczyźnie. Ład moralny we mnie i niebo gwieździste nade mną. To Kant. Owszem! Przekonała się o tym kancie pani Ü Str. 7 Jolanta wyrzucona wraz z dwójką dzieci na bruk.
Święto bogożerców Boże Ciało – święto ku czci tzw. Najświętszego Sakramentu – ma swoje źródła pogańskie. W Egipcie kapłani piekli specjalne ciastka, które po poświęceniu miały się stawać ciałem Ozyrysa. W misteriach eleuzyńskich spożywano boga pod postacią poświęconej mąki i napoju. A wszystko po to, żeby mieć udział w boskiej mocy... Ü Str. 16
Ü Str. 3
2
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Otworzył się worek z aferami w Policji: były wojewódz-
Do Spartan
ki komendant ze Śląska współpracował z gangsterami, policjanci z Komendy Głównej – według „Wyborczej” – handlowali z mafią, a pracownicy CBŚ sprzedawali narkotyki. Minister Kalisz podał się do dymisji, spadną też pewnie inne głowy. A wystarczyło czytać uważnie „Fakty i Mity”, które od lat ujawniają nadużycia i korupcję w Policji (Wrocław, Łódź, Szczecin, Gdańsk, Bydgoszcz, Tczew, Rzeszów...). I działać!
Zyta Gilowska, lokomotywa Platformy Obywatelskiej w spódnicy, obraziła się na swoją partię i odeszła. Koledzy chcieli wytoczyć jej proces w sądzie koleżeńskim z powodu promowania własnego syna w partii i zlecania członkom rodziny ekspertyz prawnych za pieniądze podatników. Na Zytę czekają już z otwartymi ramionami Frasyniuk i Hausner z Partii Demokratycznej. Zyta nam się podoba, bo ma kobita jaja. A „Piskorzom” z PO życzymy tylko takich „afer”.
Sejm przyjął ustawę zgłoszoną przez posłów SLD o dodatku dla osób pobierających najniższe uposażenia emerytalne, rentowe i przedemerytalne. Każda osoba, która ma rocznie mniej niż 9 600 zł otrzyma dodatek pieniężny. W przypadku najniższych emerytur będzie to 300 zł w roku. Idą wybory, czas na kiełbasę. To może by tak częściej wybierać...
Jerzy Szmajdziński będzie prawdopodobnie kandydatem SLD w wyborach prezydenckich po wycofaniu się Włodzimierza Cimoszewicza. Za Szmajdzińskim przemawia odpowiedzialność za udział w irackiej awanturze i dołki w policzkach. Ale jako stary kumpel Oleksego i Millera ma wszelkie kwalifikacje, by zostać kandydatem pseudolewicy. A więc SLD pokumało się z SdPl, bo Szmajdziński nie zabierze Borowskiemu nawet promila!
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wyprodukowała dokument pod nazwą „Strategia państwa polskiego w dziedzinie mediów elektronicznych na lata 2005–2020”. Rada chce, aby użytkownicy telefonów komórkowych umożliwiających odbiór radia i TVP płacili abonament. Chce także rozszerzenia systemu koncesji na Internet. A co z klientami sklepów RTV, którzy patrzą przecież na włączone telewizory?!
Jak zwykle jaja z siebie zafundował Lech Wałęsa – tym razem widzom programu „Linia specjalna”. Prosił w nim Wojciecha Jaruzelskiego o wystawienie mu świadectwa moralności. Jaruzelski oświadczył publicznie, że nic nie wie o tym, aby Wałęsa był agentem SB. Zaznaczył też, że nie wie prawie nic o działalności służb specjalnych PRL...
Fundusz Kościelny nie zostanie zlikwidowany, bo Senat przerwał prace nad ustawą autorstwa Krystyny Sienkiewicz. Przyczyną zastopowania procedury jest brak oficjalnego stanowiska komisji konkordatowej w tej sprawie. Bo taka komisja, panie, to jest poważna sprawa. To nie jakiś dzielnicowy, który krzyknie: Łapać złodzieja!
Na wniosek Rydzykowgo „Naszego Dziennika” – który w każdym normalnym kraju byłby zdelegalizowany lub postawiony w stan oskarżenia za propagowanie antysemityzmu i ksenofobii – Prokuratura Krajowa będzie badać, czy strony internetowe Komunistycznej Partii Polski, Walczącej Grupy Rewolucyjnej i Lewicy bez Cenzury nie propagują przypadkiem... totalitaryzmu. O, pardon – „Nasz Dziennik” też propaguje totalitaryzm – papieski. WARSZAWA Lech Kaczyński chce kosztem 150 mln złotych
uruchomić w stolicy Ośrodek Myśli Jana Pawła II. Suma, jaką polityk PiS chce ofiarować na krzewienie fundamentalnego katolicyzmu, równa jest kwocie, na jaką są zadłużone stołeczne szpitale. Tam skarb twój, gdzie serce twoje, powiada Pismo. Ale Kaczorki wyleczą się same. SZKOCJA Deputowani postanowili wyrzucić duchownych z gma-
chu parlamentu. Dotąd zwyczajowo przywódcy religijni mieli prawo wstępu na mównicę i przemawiania do posłów z okazji świąt kościelnych. Jednak po skandalu, jaki wybuchł w ubiegłym roku w wyniku występu kardynała Keitha O’Briana, który zelżył homoseksualistów, przedstawiciele narodu doszli do wniosku, że lepiej profilaktycznie pogonić duchownych, niż pozwalać im na obrażanie podatników w instytucji utrzymywanej z ich podatków. Wielka Brytania to kraj, w którym nie ma rozdziału Kościoła od państwa. A u nas jest, i co z tego... KOSOWO Kosowscy Albańczycy – gorliwie oswobadzani przez NATO – postanowili wybudować w Prisztinie pomnik dywizji SS Skendeberg, walczącej u boku hitlerowców. Składała się ona z miejscowych ochotników albańskich i była odpowiedzialna za liczne zbrodnie wojenne na Bałkanach. Postawią obok pomnik swojej rodaczce – Matce Teresie z Kalkuty – i już nie będzie Polaków raziło. KUWEJT Rewolucja na Półwyspie Arabskim. Parlament Kuwejtu (złożony z samych mężczyzn!) przyznał pełnię praw politycznych kobietom. W tym islamskim kraju pełniły one już ważne funkcje w biznesie, dyplomacji i oświacie. O prawa wyborcze kobiety zabiegały od 1962 r. Gwoli rzetelności – demokracja przeflancowana z USA też czasami przynosi dobre owoce.
edług Biblii, Pan Bóg po stworzeniu wszechświata stwierdził z zadowoleniem, że wszystko, co uczynił, było dobre. Podobno to człowiek tak popsuł Boże dzieło, iż po wsze czasy musi je w pocie czoła naprawiać, ale już w zupełnie inny sposób. Każdy bowiem, kto dokona refleksji nad historią ludzkości, powinien dojść do wniosku, że wszelki postęp na ziemi dokonał się w wyniku niezadowolenia. I nie myślę wyłącznie o rewolucjach i przewrotach społecznych, ale przede wszystkim o codziennym ludzkim trudzie w zmienianiu świata na lepsze. Choćby tym „światem” było li tylko własne podwórko. Przenieśmy tę myśl na grunt Katolandu. Otóż w naszym polskim grajdole tak bardzo rozplenił się klerykalizm – zwłaszcza za czasów Wielkiego Pontyfikatu – że prędzej czy później do głosu musiała dojść siła przeciwstawna. Klerykalizm jest czymś obiektywnie złym (oczywiście nie dla klerykałów, np. z polskich mediów). To zło wywołało u normalnych ludzi naturalny odruch niezadowolenia i walki o normalność. Reakcją na wstecznictwo rodem z kruchty stała się potrzeba POSTĘPU. Powstały „Fakty i Mity” oraz Antyklerykalna Partia Postępu RACJA, a piszący te słowa był i jest jedynie jednym z reżyserów scenariusza, który napisało życie. Innymi słowy, powstanie ruchu antyklerykalnego w Polsce było: po pierwsze – przesądzone, a po drugie – ruch ten ma legitymizację w przekonaniach milionów myślących Polaków. Tak właśnie trzeba patrzeć na APP RACJA, jedyną antyklerykalną przystań na polskim oceanie katodewocyjnej głupoty i klerowłazidupstwa. RACJA po prostu musi istnieć! Jest potrzebna temu biednemu krajowi, jak żadna inna partia i organizacja. Jest niezbędna, przynajmniej do czasu, gdy dorastające obecnie pokolenie młodych Polaków pokaże watykańskiej religii, gdzie jest jej miejsce w nowoczesnym, obywatelskim, świeckim państwie. Nie jest i nie będzie to walka z biskupami i księżmi, a tym bardziej – z Kościołem, do którego należą przecież miliony wiernych, naszych rodaków. To właśnie insynuują nasi wrogowie i o to oskarżają antyklerykałów, a ci pragną jedynie normalności i poustawiania wszystkiego na swoim miejscu, tj. oddzielenia tego, co kościelne, od tego, co państwowe. Nie nasza to wina, że żniwo przed nami wciąż wielkie. Kiedy trzy tygodnie temu na stronie 22 napisałem artykuł-odezwę pt. „Drodzy Przyjaciele”, nie miałem cienia wątpliwości co do potrzeby istnienia naszej partii. Ale wówczas brałem pod uwagę formalną likwidację obecnej APPR, aby pozbyć się długów, za które odpowiedzialność w całości ponosi kilka czarnych owiec, na czele z byłym przewodniczącym. Osoby te opuściły partię i uciekły przed karą za swoje nadużycia i błędy, w tym zadłużenie całej organizacji. Obecnie – publicznie posługując się kłamstwami – odreagowują swoją nieudaną akcję wyciągnięcia większości członków z APPR. Na oszczerstwach rzucanych na mnie i swych niedawnych kolegów chcą zbudować nową partię – Unię Lewicy III RP. Wkrótce poprosi ich o rozmowę prokurator... W swoim artykule wyraźnie zaznaczyłem, że ostatni kongres APPR wyłoniłby komitet założycielski partii antyklerykalnej, nowej wyłącznie z nazwy, bo tak naprawdę złożonej
W
z tych samych ludzi, kierujących się tymi samymi ideami. Powyższa propozycja, zresztą nie tylko moja, wywołała prawdziwą furię w partyjnych szeregach. Ludzie na samą myśl o końcu RACJI dostali szału, a ja dostałem niezłe joby. W ostatnią sobotę uczestniczyłem w posiedzeniu Rady Krajowej APPR, która potwierdziła wolę ratowania za wszelką cenę partii w jej obecnym kształcie wraz z pozostawieniem dotychczasowej nazwy. Wobec tak zdecydowanie wyrażonej woli partyjnych dołów i samej góry, także ja – jako twórca RACJI, okrzyknięty jej patronem – położyłem uszy po sobie i podwinąłem ze wstydem ogon. Co więcej, postanowiłem czynnie pomóc, teraz i na przyszłość – nie tylko finansowo, ale również mentalnie – aby obecna sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła, a nieudacznicy i potencjalni zdrajcy byli zawczasu eliminowani. Na Radzie podkreśliłem, że partia zaspała, ale teraz musi wyciągnąć wnioski z popełnionych błędów. NaleFot. Daniel Ptaszek ży poczynić niezbędne zmiany w obyczajach wewnątrzpartyjnych. Odnowiona organizacja musi być silna, zwarta i gotowa. Nie może być w niej miejsca dla pieniaczy, dwulicowców i innych typów spod ciemnej gwiazdy. Trzeba stworzyć strukturę, która zweryfikuje obecnych członków partii pod kątem ich lojalności, zaangażowania i przydatności dla organizacji. Jeśli takiej struktury nie przewiduje statut – należy go zmienić; jeśli kłóci się to ze standardami demokracji – to tym gorzej dla niej. Tylko żołnierze ze Sparty mogli stawić czoło wielokrotnie liczniejszym Persom. Dlaczego? Ponieważ byli starannie wyselekcjonowani, karni, po prostu – najlepsi z najlepszych. Działamy w specyficznym kraju, a za chwilę, po wyborach wygranych przez katoprawicę, ten kraj może zmienić się w prawdziwy obóz wroga, naszego wroga. W RACJI nie ma miejsca dla jełopów, pijaków i pieniaczy ani dla tych, których podnieca „obsobaczanie klechów” czy sama przynależność do „ruchu oporu”. Nie wyobrażam sobie, aby członek RACJI nie przychodził na zebrania, nie płacił składek i nie działał w zakresie powierzonych mu funkcji i zadań. Co jakiś czas każdy musi być rozliczany z tego, jak reprezentuje swoją organizację, co konkretnego dla niej zrobił; dla niej, czyli pośrednio dla swojej ojczyzny. Tylko taką partię – karną, silną i skuteczną – będę wspierał i propagował na łamach „Faktów i Mitów”. Chcę podkreślić, że – w odróżnieniu od poprzedniego przewodniczącego, który od początku nie był moim kandydatem i którego nigdy nie popierałem – obecny szef partii Tomasz Sroka, jak również sekretarz generalny Jan Barański i pozostali członkowie prezydium zarządu, mają mój kredyt zaufania i poparcie. Kongres partii, który odbędzie się za miesiąc, będzie z pewnością przełomowym momentem w jej istnieniu. Mam wielką nadzieję, że wyjdzie on RACJI na dobre. Jednocześnie gorąco apeluję, aby każdy Czytelnik „Faktów i Mitów”, któremu leży na sercu przyszłość silnego ruchu antyklerykalnego w naszym kraju – wpłacił jakąkolwiek kwotę na konto Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, oczywiście na miarę swoich możliwości (przykładowy druk przelewu bankowego na stronie 22). Pomoże to partii spłacić długi i wyjść na prostą, aby tym skuteczniej walczyć o normalną Polskę. Dla Ciebie, dla mnie i dla naszych dzieci. JONASZ
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r. Na trzech setkach kalekich dzieciaków można zarobić rocznie prawie pięć milionów złotych. Na czysto jakieś trzy. A jak? Zapytajcie władze Warszawy, z Kaczorem na czele, lub przeczytajcie poniższy artykuł. W każdym większym i mniejszym mieście jest pewna liczba kalekich dzieci. Ustawodawca wymyślił – i słusznie – że należy im się
świetnie znający te problemy. Ale nowi uznali, że wszystko jest do dupy, a na kalekach – zamiast tracić – można jeszcze zarobić!
GORĄCY TEMAT (i z powrotem) kosztował stolicę mniej niż 1,5 mln złotych rocznie. Po „oszczędnościach” urzędników Kaczorowych kwota osiągnęła obecnie poziom grubo ponad 4,5 miliona złotych. Warszawa wydaje 15 tys. zł rocznie na dowóz jednego dziecka do szkoły (60 zł dziennie). Za to można by wynająć luksusowe taksówki z telewizorem i barkiem na pokładzie. W Krakowie – gdzie szczęśliwie nie ma Kaczyńskiego – transport 450 dzieci (50 proc. więcej niż w stolicy!) kosztuje miasto dokładnie
Wiadoma rzecz – stolica pomoc choćby taka, iż gmina ma obowiązek na swój koszt dowozić owe dzieci do szkoły i z powrotem do domu. Żeby to zadanie zrealizować, potrzebny jest oczywiście transport. Skąd go wziąć? Należy, rzecz jasna, wyłonić przewoźnika, koniecznie w drodze przetargu. To teoria, pobożne życzenia, a zaraz pokażemy, jak wygląda praktyka. W innych (poza Warszawą!) miastach problem rozwiązywany jest np. w taki sposób, że rodzice dowożą dziatwę własnymi samochodami lub taksówkami, a lokalna władza zwraca im za to kasę. Aby zrozumieć, na czym polega stołeczny przekręt, musimy się cofnąć do roku 2002. To data graniczna, do której wszystko było w miarę normalnie, ale nastał Lech Kaczyński, który jest gwarantem anomalii. Nowi ludzie nowego prezydenta doszli do wniosku, że małpa może za pomocą młotka naprawić zegarek firmy Rolex. Przed małpami Kaczora dowozem dzieciaków zawiadywali urzędnicy od oświaty,
Ogłoszono przetarg na nowych przewoźników. Jakoś tak się jednak dziwnie porobiło, że ze specyfikacji zamówienia wynikało wprost, iż wygrać musi konkretna firma, a inne nie mają szans. Tak wygrała firma „Dormobile”. Co to za twór? Nikt nie wiedział, a już najmniej dotychczasowi przewoźnicy, którym najpierw szczęki opadły, a później szlag ich trafił. Było bowiem i tak, że w poszczególnych dzielnicach stolicy jakimś trafem przetarg wygrywała inna firma. Wtedy konkurs unieważniano i zaczynano nowy. Do skutku, dopóki nie wygrała „Dormobile”. W ten sposób wykolegowano około 70 lokalnych przewoźników, którzy ogłosili bankructwo. Ale być może „Dormobile” to jest debeściak, czyli lepszy, i co ważniejsze – znacznie tańszy kontrahent, a Kaczor to gospodarz i altruista całą gębą. Otóż nie! Zanim nastał Kaczyński, dowóz niepełnosprawnych dzieci do szkół
GŁASKANIE JEŻA
Wykład Wyższa Szkoła Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi zaprosiła piszącego te słowa na quasi-wykład dla studentów. Rzecz miała dotyczyć granic wolności mediów oraz podobnych granic w sztuce. Już samo zaproszenie dziennikarza diabelskich „Faktów i Mitów” świadczyć by mogło, że wolność istnieje. A jednak... Na miejscu okazało się, że oprócz MS zaproszono także redaktora „Gazety Wyborczej” i dyrektora pewnego domu kultury (mniejsza o nazwiska). Moderatorem był sympatyczny student, a widzami i słuchaczami – jego koledzy i koleżanki. No i rozpoczęła się dyskusja... – Nie ma porównania pomiędzy dawnymi i nowymi czasy, jeśli chodzi o cenzurę – zaczął dziennikarz
1 480 000 zł (30 proc. wydatków Warszawy). Kto bierze do kieszeni tę różnicę? Personalnie jeszcze nie wiemy, ale niniejszym składamy oficjalne doniesienie do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Szanowny Panie Prokuratorze, redakcja „Faktów i Mitów” zwraca się z prośbą o sprawdzenie: ¤ Dlaczego rok po roku eliminowane są inne poza „Dormobile” firmy przewozowe, a ta wymieniona stała się praktycznie monopolistą? ¤ Czy aby nie jest działaniem na szkodę firmy (w tym przypadku miasta Warszawy) wybieranie oferenta trzy razy droższego niż inni startujący w przetargu? ¤ Dlaczego z godziny na godzinę unieważniane są przetargi, w których nie wygrała firma „Dormobile”,
„Wyborczej” i dodał z pełnym przekonaniem, iż cenzura obecnie praktycznie nie istnieje. Tylko fakt, iż mówił krótko, sprawił, że nie dostałem zajadów ze śmiechu. Otóż cenzura istnieje jak najbardziej, a najlepszy dowód, że „Wyborcza” ma się całkiem dobrze. Ponieważ w „FiM” Jonasz nie wywala jeszcze (?) tekstów na zasadzie „nie, bo nie” z przyczyn politycznych, więc spieszę ujawnić, że odmówiono mi w „Gazecie” (pracowałem tam kilka lat) publikacji artykułu o tym, że polskiej armii tragicznie brak amunicji. A odmówiono nie z powodu, iżby tekst był kiepski (w końcu mógł być), tylko dlatego, że mógł wykopyrtnąć ze stołka ówczesnego ministra obrony narodowej, Onyszkiewicza (UW).
3
i ponawiane dopóty, dopóki spółka ta nie wygra? ¤ Jak to się dzieje, że skargi kierowane ponoć przez rodziców niepełnosprawnych dzieci na inne niż „Dormobile” firmy okazywały się fałszerstwami? ¤ Z jakiego powodu z firmami, które jakimś cudem w poszczególnych dzielnicach stolicy wygrywały przetargi, nie podpisywano umów, i to na zasadzie „nie, bo nie”? I jeszcze jedno, Szanowny Prokuratorze: może byłby Pan uprzejmy sprawdzić i poinformować Czytelników „FiM”, czy nie ma Pan czasem ochoty rzucić w diabły swojej trudnej pracy i zarobić sobie za nic jakieś 3 miliony rocznie?! Tak jak to czynią pomazańcy PiS-u... ANNA KARWOWSKA JOANNA GAWŁOWSKA
Fot. WHO BEE
– Ty chcesz, Marek, srać we własne gniazdo? – zapytała mnie jedna z czołowych postaci z kierownictwa „GW”. Oczywiście nie chciałem. Nie chciałem, bo nie mogłem. W końcu – jak pisał Marian Załucki – mam żonę i dzieci. Zresztą nie do mnie należała decyzja o publikacji. Czy to jest rodzaj zwykłego konformizmu? Może tchórzostwo? Zapewne tak, tylko że na takie układy z redakcjami idzie 99,9 procent polskich dziennikarzy i nikt tu nie jest dziewicą. Różnica pomiędzy nami, pismakami, jest tylko taka, że jedni zdają sobie sprawę z odradzającej się jak hydra cenzury, a inni udają, iż takiego zwierzęcia w ogóle nie ma. Ale podczas wspomnianego wykładu głos zabrał też ów dyrektor domu kultury. On również był przeciwko mnie i zapewniał młodzież (przyszłych dziennikarzy), że reglamentowanie słowa raz na zawsze się skończyło. Tylko – UWAGA! – tylko należy... zabronić używania brzydkich
słów, „bo brzydkie słowa są brzydkie”. Zapytany, co w takim razie zrobić z połową światowej literatury i czy kosze na śmieci ją pomieszczą, dyrektor wzruszył ramionami i bąknął: „Należy czytać tylko ładną literaturę”. No i tu doszliśmy do sedna zagadnienia, czyli do tego, że dawna cenzura z ulicy Mysiej zagnieździła się w naszych genach i ani myśli wynieść się stamtąd. Oto jakiś dyrektor jakiegoś domu kultury stanowi za nas, co jest ładne, a co brzydkie. I nie chodzi tu o wartość literacką utworu, tylko o słowa, a ściślej – o litery. Na przykład o dwie litery, bo ktoś kiedyś uznał, że litera „D” jest brzydsza niż dajmy na to „P”. W ten sposób DUPA jest z gruntu niewłaściwa, zaś PUPA to już zupełnie co innego. Z kolei owo „P” w innym słowie (nie podam w jakim, bo ten tekst cenzuruje Jonasz) jest nie do przyjęcia i należy je zastąpić przez „W” (współżyć). Nie wiem, co z tego całego wykładu wyszło i czy przyszli dziennikarze wznosili wieczorem toasty upojeni
wolnością „Gazety” i domu kultury, czy też ukradkiem ocierali łzy, wierząc w to, co im mówiłem, i przeklinając los, jaki ich wkrótce czeka. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że jakiś rodzaj cenzury jest potrzebny i nazywa się on odpowiedzialnością za słowo. Owszem. Podam więc, jak wygląda taka odpowiedzialność. Oto „Gazeta Wyborcza” w ciągu ostatniego roku – licząc od maja do maja – zmuszona była do zamieszczenia 324 sprostowań swoich tekstów (dane Ministerstwa Sprawiedliwości). Natomiast my, podobno brukowiec okrutny, w ciągu pięciu lat istnienia musieliśmy aż dwanaście razy prostować błędnie podane informacje. A i tak dwanaście razy Jonasz dostawał szału. Specjalnie dla dyrektora domu kultury nie napiszę, że „dostał kurwicy”. A na koniec powiem tak: może naprawdę cenzury w Polsce nie ma. Jeszcze nie ma, jeśli wziąć pod uwagę to, co nastąpi, gdy zapanuje – jak to nazywa profesor Senyszyn – kaczyzm. MAREK SZENBORN
4
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Złoto w błoto Poczta Polska ma listonoszy. Listonosze mają torby oraz dyrektorów. Dyrektorzy właśnie puszczają Pocztę Polską z torbami. W najbliższym czasie możemy się spodziewać podwyżek wszelkich przesyłek pocztowych, bo państwowa firma stoi u progu bankructwa. Dwa tygodnie temu mieliśmy strajk pocztowców, którzy obawiają się zwolnień grupowych, bo nie ma szmalu, a najłatwiej jest oszczędzać, zwalniając ludzi. No, z małym zastrzeżeniem. W pierwszej kolejności należy wywalić na zbitą mordę tych, którzy doprowadzili do gigantycznych strat. A na pewno nie są to listonosze ani panienki z okienka. Należy więc szybko pozbyć się, kierując przy okazji do prokuratora, „mędrców”, którzy obiecywali gigantyczne zyski, a doprowadzili do niebotycznych strat. Nie chcę być gołosłowny: przecież Powszechne Towarzystwo Emerytalne Pocztylion-Arka – bardzo lansowane i w swoim czasie nawet związane
z Kościołem – przyniosło 44,1 miliona strat. Bank Pocztowy to 5,1 mln strat. Tej samej wielkości stratami może „pochwalić” się Pocztowa Agencja Usług Finansowych. Również Pocztowe Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych, a także Pocztowy Fundusz Leasingowy sp. z o.o. – zamiast zarabiać – lecą w finansowy dół. Raport NIK na temat poczty rzuca na kolana, a przerażenie budzi świadomość, jak łatwo wycieka kasa z poczty, jak złoto zamienia się w błoto. Oczy wychodzą na wierzch ze zdumienia, że w tej syt u a c j i świetne samopoczucie ma Tadeusz Bartkow i a k , dyrektor Poczty Polskiej, oraz inni jego
ie ma bardziej wzruszającego widoku niż dawny komuch łaszący się do nóg Kościoła. Taki nowy „wierny” jest bardziej oddany i usłużny niż niejedna babcia Rydzykowa. Miałem wielką przyjemność uczestniczyć niedawno w spotkaniu rozmaitych środowisk lewicowych w Jedlni Letnisku koło Radomia. Organizatorami byli Stanisław Matuła i Jerzy Drewnowski z Międzynarodowego Stowarzyszenia do Popierania Nowej Myśli Europejskiej „Ergon”, przy wsparciu nieocenionej Fundacji im. Róży Luksemburg. Dziennikarze, wykładowcy i działacze społeczni (od socjaldemokratów po... trockistów) zastanawiali się, dyskutowali, a nawet kłócili o to, jak przeciwdziałać prawicowej propagandzie i zapobiegać masowej biedzie i wykluczeniu społecznemu. Wśród gości byli także politycy: obok senator Marii Szyszkowskiej – m.in. senator Zbigniew Gołąbek (SLD), reprezentujący region radomski. Ten ostatni jest godny szczególnego odnotowania, ponieważ chyba wszystkich obecnych w Jedlni wprawił w zdumienie, które szybko przeszło w zakłopotanie, a następnie... w obrzydzenie. Otóż mówiąc o papieżu nie tylko kilkakrotnie użył zwrotu „nasz Ojciec Święty” (nowy patron SLD?), ale dowodził, że Jan Paweł II uratował nasz kraj przed inwazją radziecką w latach 1980–1981. Można było odnieść wrażenie, że Gołąbek, wybrany głosami lewicy (dawny pierwszy sekretarz gminny PZPR i działacz ZSMP), nadaje się raczej do przemawiania w kościele i na antenie Radia Maryja niż na spotkaniach
N
prominentni kolesie. Rzucają szmalem na lewo i prawo, na przykład do gdyńskiego Prokomu, do francuskiej firmy Cardiff (ubezpieczenia) czy na zakup drogich kurtek dla listonoszy. Czyżby potwierdziła się polsko-katolicka prawidłowość, że tam, gdzie dużo się wydaje, równie dużo ląduje w prywatnych kieszeniach? Aha, aha, zapomniałbym! Listonosze nadal chodzą jak chodzili, bo firma, która miała wyprodukować te ubrania, do chwili obecnej nie wykonała zlecenia. Z roboty wywalono odpowiedzialnego za tę niegospodarność Bartłomieja Olesińskiego, dyrektora Centrum Handlu i Poligrafii Poczty Polskiej. Tak dokładnie to go raczej awansowano – Olesiński dostał 60 patoli odprawy oraz premię i teraz pracuje w spółce będącej własnością... Poczty. Co dalej z tą firmą? A to samo co np. z Polskimi Kolejami Państwowymi. Część ludzi pójdzie na zieloną trawkę, podniesie się ceny i my, obywatele, pokryjemy koszty bałaganu, złodziejstwa i nieumiejętnego zarządzania przynoszącego gigantyczne straty. Ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie! ANDRZEJ RODAN
ludzi lewicy. Pan senator nie bardzo wiedział, co powiedzieć, i wyraźnie był zakłopotany towarzystwem, w którym się nieopatrznie znalazł. Poza aktami strzelistymi do papieża mówił, że SLD „za wiele obiecywało” i powtarzał okrągłe zdania o tym, że młodzież jest przyszłością narodu. To cudaczne połączenie delirki przedwyborczej z popapieską dało piorunujący efekt: powstała nowa wersja złotoustego, klęcznikowego Oleksego w prowincjonalnym wydaniu. Na szczęście poza „lewicowym” Gołąbkiem, który zamiast na mszę trafił przypadkiem na zjazd socjalistów, było wiele sensownych wystąpień. Zwrócono uwagę na zakłamywanie historii, której nowa wersja z żuli, plądrujących w 1976 r. radomskie sklepy zrobiła bohaterów narodowych. Cóż, każdy system potrzebuje swoich męczenników, a kiedy takich brakuje, to trzeba ich wynaleźć. Co najważniejsze – podano wiele przykładów sensownych działań wspierających opór społeczny, polegających chociażby na wychodzeniu przez lewicowców do pracowników strajkujących w obronie swoich praw. Często bywa tak, że zamiast lewicy trafiają do załóg agitatorzy Ligi Polskich Rodzin, którzy protest społeczny próbują wykorzystać dla własnych celów. Zwrócono uwagę na potrzebę bardziej prężnego funkcjonowania lewicowych mediów – w najgorszym wypadku mogą je zastąpić proste ulotki. W każdym razie trzeba dać ludziom przeciwwagę dla ogłupiającej propagandy sączącej się z telewizorów. Co my w „FiM” czynimy chętnie i co tydzień. Amen. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Gołąbek papieski
Prowincjałki „Atrakcyjna ruda Aneta z dużym biustem zaprasza na spotkanie” – taki anons kusił spragnionych seksu mężczyzn z Częstochowy. W te pędy biegli do mieszkania rudej, ładnej i powabnej Anetki G. (25 l.), a tam czekał na nich osiłek Wojciech B. (20 l.), który za pomocą paralizatora i piąchy powalał ich na ziemię i okradał. Poszkodowani wstydzili się naskarżyć policji, a przede wszystkim – własnym żonom. Teraz gliniarze poszukują sprytnej pary.
WREDNE, BO RUDE
SŁODKIEGO ŻYCIA, BANDYTO! Do sklepu monopolowego w podlu-
belskiej Wąwolnicy wpadło dwóch zamaskowanych rabusiów. Mieli pistolet, który wymierzyli w ekspedientkę. Zażądali pieniędzy, wódy i słodyczy. Kobieta tylko po części spełniła ich żądanie – rzuciła w bandytów słoikiem ze słodyczami, a potem walnęła w nich serią snickersów. Zaskoczeni ostrzałem rabusie nie odpowiedzieli ogniem – najpierw zbaranieli, a potem zwiali. Właściciele ponad stu samochodów zaparkowanych na osiedlu Konopnickiej w Lublinie klęli na czym świat stoi. Humor popsuł im widok podziurawionych kół, i to dwóch w każdym aucie. Podobna sytuacja wydarzyła się w gdyńskiej dzielnicy Oksywie. Mieszkańcy znajdowali swoje samochody z przebitymi bakami na paliwo. Okazało się, że zbiorniki przebijał 16-letni chłopak z sąsiedztwa. Robił dziurę, za pomocą rurki ściągał paliwo i sprzedawał po okazyjnej cenie.
CHULIGANI I BIZNESMEN
Tatuś wypił z kumem co nieco i nakazał swojemu 7-letniemu synowi odwieźć się do domu. Posłuszne pacholę wsiadło na traktor, odpaliło i pojechało. „Zmęczony” tatko siedział na błotniku. I z pewnością dotarliby bez przeszkód do domu, gdyby pod Krzczonowem nie „wymusiła na nich pierwszeństwa” karetka pogotowia. Cudem (papieskim?) nie doszło do tragicznego wypadku. Tatuś stwierdził, że syn co prawda nie ma prawka, ale zdolniacha jest.
WIO, TRAKTORZE!
Kilku złodziejaszków z Lęborka przystawiło drabinę do okna banku, wybiło szybę i weszło do środka. Zauważyli skrzynkę i pomyśleli: tu musi być złoto albo gruba gotówa! Nie zaglądając do środka, zabrali skrzynkę i w nogi. Pracowników banku czeka teraz trochę roboty – muszą przytargać nową skrzynkę z piaskiem do gaszenia pożaru. Opracował AR
ALE GŁUPKI!
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Jako naród jesteśmy wspaniali, pokazaliśmy to choćby podczas pogrzebu papieża, ale jako społeczeństwo – absolutnie do dupy. (Kazimierz Kutz)
¶¶¶
Jesteśmy partią tolerancyjną także dla takiego dramatycznego przypadku, jaki dotyka homoseksualistów. Ale nie mylmy brutalnej propagandy postaw homoseksualnych z nawoływaniem do tolerancji. To jakieś szaleństwo i z punktu widzenia tego szaleństwa nasze rządy rzeczywiście będą czarną nocą. (Kazimierz Michał Ujazdowski, wiceprezes PiS)
¶¶¶
(...) niektórzy (politycy – dop. red.) przyrzekali, że będą pamiętać o zmarłym Papieżu, że będą starali się wprowadzać w czyn Jego naukę (...). Pragnę im podsunąć pewne postanowienia, bardzo miłe dla Jana Pawła II: niech zlikwidują wszelkie ośrodki siejące zgorszenie i demoralizację społeczeństwa, jak na przykład jatki seksualne (sex shopy), domy publiczne (...) wydawnictwa pornograficzne i antyreligijne, organizacje działające złośliwie przeciwko prawdziwemu dobru rodziny, punkty handlowe rozpowszechniające środki antykoncepcyjne, proabortywne, rzeźnie, gdzie morduje się dzieci poczęte, i tym podobne „dobrodziejstwa demokracji”. (ks. prof. Jerzy Bajda, „Nasz Dziennik” 113/2005)
¶¶¶
Pocałunki nie są grzechem same w sobie, natomiast mogą stać się drogą do ciężkiego grzechu, jakim jest współżycie przedmałżeńskie. (www.kosciol.pl) Wybrała OH
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
NA KLĘCZKACH
HONOROWI BIORCY Za całokształt pracy duszpasterskiej i podjęcie trudnego dzieła budowy Świątyni Opatrzności kard. Józef Glemp został odznaczony statuetką „Duc in altum” („Wypłyń na głębię”). Nagrodę odebrał 18 maja br. podczas mszy św. w warszawskiej katedrze. Na tej samej uroczystości pięciorgu świeckim działaczom katolickim wręczono ordery „Pro Ecclesia et Pontifice” („Za Kościół i Papieża”). W ten sposób „za wybitne osiągnięcia” dla obcego państwa uhonorowano: założycielkę Stowarzyszenia „Przymierze Rodzin” Izabelę Dzieduszycką, byłego ministra kultury z ramienia ZChN w rządzie premier Suchockiej – Jerzego Górala (wsławił się m.in. tym, że przez prawie całą kadencję był na zwolnieniu lekarskim), dyrektora Biura Finansów w Krajowej Izbie Gospodarczej i członka Rady Ekonomicznej Archidiecezji Warszawskiej Marka Kamińskiego, właściciela Oficyny Wydawniczej „Adam” (ma na koncie ponad tysiąc tytułów książek i albumów poświęconych JPII, Wyszyńskiemu i Glempowi), oraz sędziego Izby Cywilnej Sądu Najwyższego i równocześnie (sic!) doradcę prawnego archidiecezji warszawskiej – Zbigniewa Strusia. Nie ma to jak uznanie we własnym kółku różańcowym. I pamiątka zostanie dla potomnych... MW
BRAWO, „WYBORCZA”! W ramach akcji „T-shirt dla Wolności”, zorganizowanej przez Fundację dla Wolności i „Gazetę Wyborczą”, wyróżniono pomysł na koszulkę z napisem... „Nie płakałem po Papieżu”. Akcja tiszertowa polega na lansowaniu koszulek z hasłami obnażającymi niesprawiedliwość i hipokryzję. Na koszulkach znalazły się m.in. stwierdzenia: „Jestem lesbijką”; „Jestem na liście” (Wildsteina – przyp. red.) itp. Teraz przyszła kolei na hipokryzję papieską. Kolegom z „Wyborczej” – na ogół przez nas krytykowanej – gratulujemy tym razem odwagi i przenikliwości. Tylko to duże „P” w wyrazie „Papież” tchnie trochę... No właśnie – hipokryzją. AC
„WPROST” IDIOTYCZNE! Przed ambasadą Rosji w Warszawie i konsulatami w innych miastach Polski można zobaczyć jeżdżący gigantyczny billboard, przedstawiający Putina z nosem długim jak Pinokio. Szopka przeprowadzana przez tygodnik „Wprost” ma być – według gazety – reakcją Polaków na fakt, iż podczas tegorocznych obchodów zakończenia II wojny światowej prezydent Rosji przedstawił stalinowską wizję historii. Sam tygodnik – cholernie dumny ze szkody, jaką uczynił polskiej racji stanu – najbardziej
wydaje się ucieszony inwektywami pod własnym adresem przysyłanymi mailami przez Rosjan. Ponadto gazeta, powołując się na jeden z ukraińskich portali internetowych, doszukuje się przyczyn niechęci Putina do Polski w niedawnym zaangażowaniu naszego kraju w „pomarańczową rewolucję” na Ukrainie. No, jak jest w końcu z tą historią? MAR
EUROMETEOR
Stanisława Wodyńska, pielęgniarka z oddziału położniczego, zdradziła mediom, że tak dużej liczby urodzeń w ciągu jednego dnia nie było w szpitalu od co najmniej dziesięciu lat. „Ojciec Święty dał nam niesamowity dar!” – zapiszczała. Wszystkie noworodki są zdrowe, więc chyba nikt nie wątpi, że mamy do czynienia z kolejnym cudem papieża. Świadomi są tego również szczęśliwi rodzice. Część z nich już zadeklarowała zamiar nadania dziecku imienia Karol lub Karolina. Dopiero będzie skandal w rodzinie, jak któreś z nich wyrośnie przypadkiem na (tfu!) ateistę... RB
PAPAHIBICJA
Warszawska prokuratura chce uchylić immunitet Witoldowi Tomczakowi (na zdjęciu), europosłowi z LPR. Powód: zniszczenie w 2000 roku w galerii „Zachęty” rzeźby przygniecionego meteorem papieża Wojtyły. Odpowiedni wniosek już wpłynął do Prokuratury Krajowej, skąd powinien trafić do Strasburga. Tam Tomczak już zasłynął – żądał powieszenia na sali plenarnej krzyża oraz otwarcia w gmachu PE kaplicy do katolickich modłów. Póki co śledczy muszą przesłuchać kilkoro świadków. Wśród nich byłą dyrektor „Zachęty” – Andę Rottenberg, którą Tomczak nazwał „urzędnikiem państwowym żydowskiego pochodzenia”. Jeśli sąd skaże europosła, grozi mu kara do pięciu lat odsiadki. KC
LOVE ME BENDER Nasz ulubieniec, radiomaryjny profesor Ryszard Bender, został szefem lubelskiego sejmiku. Jednocześnie z funkcji pogoniono Dariusza Sadowskiego z SdPl oraz cały ludowo-lewicowy zarząd województwa. Lubelszczyzną będą więc rządzić narodowcy z LPR, Samoobrony i z „podkańskiego” skrzydła PSL. Trzeba jednak przyznać, że współautorem sukcesu katoprawicy jest sama lewica, która od wielu lat lansowała miernoty na czołowe stanowiska w regionie. Budziło to niezadowolenie nawet w szeregach SLD. KC
PAPIESKIE DZIECI W 85. rocznicę urodzin Jana Pawła II w wadowickim szpitalu jego imienia przyszło na świat jedenaścioro nowych obywateli RP – sześciu chłopców i pięć dziewczynek.
Ci spośród mieszkańców Wadowic, którzy 85 rocznicę urodzin śp. Karola Wojtyły zamierzali uczcić tradycyjnym kielichem „za spokój duszy”, 17 i 18 maja nie mogli legalnie nabyć alkoholu. W tych dniach na mocy zarządzenia pani burmistrz Ewy Filipiak w papieskim grodzie obowiązywała prohibicja. Zakaz sprzedaży i podawania napojów wyskokowych wprowadzono „w związku z uroczystościami o charakterze religijnym ku czci Ojca Świętego Jana Pawła II i związanym z tym znacznie większym napływem pielgrzymów, zwłaszcza dzieci i młodzieży szkolnej”. Ciekawe, czy prohibicja objęła także wadowickie plebanie. MW
JESIEŃ POMNIKÓW W Nowym Sączu ma stanąć „skromniutki” 10-metrowy pomnik papy – jedynie za circa-about 2 mln zł. To chyba najdroższy z około 200 pomników w Polsce, a jego twórcą jest prof. krakowskiej ASP Czesław Dźwigaj, który zrealizował już 36 papieskich podobizn. Pomnik ma być odsłonięty 16.10.2005 r. W Warszawie Kaczordomus chce odsłonięcia pomnika JPII w tym samym dniu. Sądzić należy, że mały Lech dorzuci sporo z miejskiej kasy do tego dzieła, bo byłby to dyshonor, gdyby stolica miała pomnik niższy od nowosądeckiego. Stanie na placu Piłsudskiego, który zmieni nazwę na plac JPII – a Dziadka przeniesie się w mniej eksponowane miejsce. Kiedyś mieliśmy akcję „1000 szkół na Tysiąclecie”... PSz
DEPRESJA PRZED KICIEM Ksiądz Tadeusz N., który został skazany na karę 3 lat więzienia za przejechanie w 2002 r. w Połomni 11-letniej Ani Betlej, nieudzielenie jej pomocy i ucieczkę z miejsca wypadku, trafi wreszcie za kratki. Sąd Najwyższy oddalił bowiem kasację obrońców duchownego.
Prawomocny wyrok Sądu Okręgowego w Rzeszowie zapadł w tej sprawie już przed rokiem. Duchowny nie trafił jednak do więzienia, bo twierdził, że choruje na depresję. Sąd w Strzyżowie kilkakrotnie bezskutecznie wzywał ks. Tadeusza N. na badania lekarskie. Dopiero po przymusowym doprowadzeniu go przed oblicze psychiatrów biegli stwierdzili, że ksiądz jest wprost idealnym materiałem na więźnia. RP
„U ŚW. WOJCIECHA” W katedrze gnieźnieńskiej, a dokładnie w części użytkowej dobudowanej do głównej bryły, podwoje otworzyła kawiarnia. Przebojem stał się sernik, no i oczywiście papieskie kremówki. Nie ma jeszcze piwa i schabowego, ale – jak się dowiadujemy – jest to jedynie kwestia czasu. Arcybiskup Henryk Muszyński pozazdrościł Częstochowie i Licheniowi, nakazując zwiększenie obrotu w sklepiku z pamiątkami; zamierza też wprowadzić obowiązkowy haracz, który przyjdzie płacić tamtejszym przewodnikom. Marzy się ekscelencji centrum pielgrzymkowe z prawdziwego zdarzenia, gdzie znajdą się m.in. apartamenty gościnne dla najbardziej kasiastych gości, kajutki dla gawiedzi, sala audiowizualna i restauracja. Ksiądz Krzysztof Redlak, rzecznik Kurii Metropolitalnej w Gnieźnie, zapowiada... intensyfikację zbiórek pieniędzy na te zbożne cele. KAL
JAK POŚCI BISKUP Czwartek, hipermarket Tesco w Kaliszu. Na stoisku z rybami jeden z klientów wprost szaleje. Nie wygląda na zamożnego gościa – na nogach wykręcone w podeszwach buty, szetlandzik pamiętający późnego Gierka. Ale nie wygląd czyni człowieka! Ekspedientka pakuje mu do torby same rarytasy. Ponad 2-kilogramowy świeżutki norweski łosoś, trzy wielkie kostki ryby maślanej (34 zł za kg!), kilka pstrągów, wędzony węgorzyk, filetowana sola. Rachunek wynosi blisko 400 zł. Jakież jest nasze zdziwienie, kiedy po godzinie namierzamy (czysty przypadek!) klienta z hipermarketu przed wejściem do siedziby kaliskiego biskupa Stanisława
5
Napierały. To jeden z wolontariuszy (coś w rodzaju chłopca na posyłki), którego zadaniem jest dbałość o to, żeby w piątek biskup Stanisław, broń Boże, mięsem nie zgrzeszył. No cóż, taki pościk da się znieść nawet trzy razy w tygodniu. KAL
DIABEŁ TKWI W MOKASYNACH Pracownicy niewielkiego sklepu obuwniczego w Kornwalii zwrócili się do proboszcza miejscowej parafii z prośbą o wypędzenie ducha, który upodobał sobie... parę brązowych skórzanych mokasynów. Jak twierdzą młode ekspedientki, od jakiegoś czasu buty nieustannie spadały z półki, lądując zawsze w tej samej pozycji, albo zamieniały się miejscami na wystawie. Duchowny ocenił, że konieczne będzie przeprowadzenie kompleksowych egzorcyzmów całego lokalu. Okoliczni mieszkańcy są zdania, że za obuwnicze figle odpowiada duch byłego właściciela budynku – rzeźnika, który w XIX wieku popełnił samobójstwo w pobliskiej szopie. Czyżby mokasyny były zrobione z jego ofiary, np. cielaka? MW
DZIEŃ... ZWYCIĘSTWA Burmistrz miasta Espertantina w Brazylii oficjalnie zadeklarował dzień 9 maja Dniem Orgazmu. Nieoficjalnie święto takie było celebrowane w tym mieście (1800 km na północ od Rio de Janeiro) od lat, ale poprzedni burmistrz zawetował projekt oficjalnej legalizacji. Północna Brazylia to konserwatywny, religijny region, więc ani władze, ani Kościół kat. nie chciały o czymś takim słyszeć. „Odczuwamy orgazm wszystkimi zmysłami – mówi rzeczowo nowy burmistrz, Felipe Santolina. – Jest nawet zespół dyskutujący o przedwczesnym wytrysku. Kobiety mają większą trudność w osiągnięciu orgazmu niż mężczyźni, zwłaszcza mężatki”. W ramach obchodów Dnia Orgazmu odbyły się dyskusje seksuologów z całej Brazylii, wystawiono sztukę Evy Ensler pt. „Monologi waginy”. Początkowo pomysłowi towarzyszyła atmosfera skandalu, ale ludzie przyzwyczaili się i polubili nowe święto. JF
6
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
POLSKA PARAFIALNA
A ludzie gadają Jesteśmy swoistym konfesjonałem nawet dla wiernych, którzy pragną wyżalić się na funkcjonariuszy kat. Kościoła. Ba, także księża i klerycy traktują „FiM” jak ostatnią deskę ratunku. Oto kilka z takich spraw. Ilekroć napiszemy o „drugim życiu” jakiegoś księdza, zaraz robi się z tego coś na kształt łańcuszka św. Antoniego. „Napisaliście, że ksiądz (…) ma kochankę i dwójkę nieślubnych dzieci, a nasz proboszcz ma dwie kobitki i potomstwo z każdą” – chełpi się w liście do „FiM” pan Andrzej K. z pewnej wsi pod Krakowem. „Te chłopaczki, które opowiedziały wam o księdzu Ireneuszu z Rudy Śląskiej, to są normalne świnie. Choć mój partner puścił mnie kantem, to w życiu nie opowiedziałbym o nim żadnemu dziennikarzowi” – napisał do redakcji gej Michał z Bydgoszczy, wzburzony naszym artykułem „Na Maksa”, w którym zamieściliśmy m.in. zwierzenia utrzymanków ks. Ireneusza P. z archidiecezji katowickiej („FiM” 9/2005). Nawiasem mówiąc, gdy spotkaliśmy się później, udobruchany już nieco Michał opowiedział nam dużo ciekawostek (wkrótce do nich wrócimy) o swoim burzliwym romansie z ks. Tadeuszem W., wikariuszem jednej z najbardziej prestiżowych parafii w Bydgoszczy. Wracając jednak do „łańcuszka”... Nasi Czytelnicy często irytują się, że nie publikujemy ich demaskatorskich listów in extenso, z podaniem personaliów księdza, który żyje z gosposią lub katechetką, albo np. rektora seminarium duchownego, który molestuje kleryka. Odpowiadamy: wchodzenie ludziom pod pierzynę to domena księży, nas to zbytnio nie rajcuje. Ponadto musimy takie sygnały starannie sprawdzić, wszak nasi przeciwnicy czyhają na potknięcie. Ale ponieważ zebrała nam się już całkiem pokaźna liczba takich zweryfikowanych sygnałów, pragniemy dzisiaj usatysfakcjonować ich autorów (zachowujemy oryginalną pisownię listów, podkreślenia pochodzą od redakcji).
Zacznijmy od pana Krzysztofa i pani Zofii z Pieńska (diecezja legnicka), którzy napisali: „Parafia franciszkanów w Pieńsku sły-
nie już ze skandali. Poprzedni proboszcz o. Piotr Głód został przyłapany na gorącym uczynku z katechetką z pobliskiej Dłużyny przez jej męża, a teraz nowy proboszcz o. Jan Szpyt, który bardziej jest biznesmenem i dba o swoje interesy, niż o parafię – organizował kampanię wyborczą burmistrza (Jerzy Strojny – dop. red.) – zakazuje rodzinom wyboru fotografa i kamerzysty na uroczystości komunijne i ślubne, nawołuje z ambony o datki na ogrzewanie. Nawet pojawił się cennik za pochówek zmarłych, gdy do tej pory było co łaska. Proboszcz pobiera za pogrzeb 10 procent z pieniędzy pogrzebowych
i niektórzy muszą się zapożyczać do czasu zwrotu tych pieniędzy z ZUS-u. (…) Cóż my parafianie możemy uczynić? Jesteśmy bezradni, nie wiemy od czego zacząć. Może trzeba by było wywieźć proboszcza i kościelnych na taczkach?”. Mili Państwo, byliśmy u Was i rozmawialiśmy. Po głębokim namyśle i redakcyjnej naradzie proponujemy zrobić tak: ¤ pisać do władz zakonnych na o. Szpyta, a jak nie pomoże, zorganizować się i choć raz w miesiącu nie dać na tacę nawet złotówki. Jeśli i to nie pomoże, faktycznie pozostanie Wam tylko taczka; ¤ kościelnego, Piotra K., trzeba zrozumieć. Skarżyliście się, że podbiera z tacy pieniądze, ubiera rodzinę w firmowe ciuchy, a nawet „malucha” sobie kupił, choć do niedawna przymierał głodem. A czyż nie lepiej – zamiast narzekać – cieszyć się, że facet nie dosiada jeszcze tego ślicznego seata ibizy, którym poruszają się po Pieńsku franciszkanie, albo skody octavii specjalnie zarezerwowanej dla księdza proboszcza? „W naszej parafii Św. Michała Archanioła urzęduje, bo tak to można nazwać, trzech zboczeńców. Proboszcz ksiądz kanonik Jurek (Smalcerz – dop. red.) kocha się w lekarce z naszej wsi, a wikariusze mają upodobania w mężatkach. Jeden z nich przechodzi chyba samego siebie cotygodniowymi wizytami w Węgierskiej Górce w hotelu „Wrzos”, który jest ulubionym miejscem spotkań wielu księży z okolic Bielska-Białej. Ten wikary spowiada po pijaku i jeździ samo-
od niego flaszkę moravskiej švestki i żadne z nas menele! Znacznie trudniejszą zagwozdkę mieliśmy w Dębowcu (diecezja rzeszowska): „Proboszcz naszej parafii (pw. św. Bartłomieja, administrowana przez zakon księży saletynów – dop. red.), ks. Jerzy Cisoń to bardzo ciekawa osobowość, lubuje się on w paniach lekkiego obyczaju, wiemy też, że odbywał stosunki z nieletnią. Kiedyś, ubrany jak zwykły obywatel, kupował w miejscowej aptece prezerwatywy. Księża w naszej parafii posiadają 3 samochody renault laguna, opel astra oraz fiat cinquecento. Kiedyś tym fiatem proboszcz był w Krakowie, niestety miał poważny wypadek. Aby to zataić, tego samego dnia kupił nowy samochód w tym samym kolorze. Kilkakrotnie nasz proboszcz prowadził też msze pod wpływem alkoholu, kiedyś na mszy pod wpływem trunku przewrócił kadzidło i spalił dywan. Na każdej mszy ksiądz proboszcz ma pretensje za zbyt niską wartość datków. Parafianie próbowali interweniować w tej sprawie lecz są zastraszani, a gdy o naszym proboszczu robi się zbyt głośno, wyjeżdża wtedy na kilkutygodniowe rekolekcje. Przyjedźcie, bo to naprawdę poważna sprawa” – błagali nas wierni, a wśród nich panie Anna i Katarzyna, u których mieliśmy zaszczyt gościć. Cóż powiedzieć w tak poważnej sprawie? Jak zdołaliśmy ustalić, ta „nieletnia” nie jest nieletnia, tylko tak młodo wygląda. Proboszcz stosunków nie odbywał, a tylko ją ewangelizował. Prezerwatyw potrzebowała gospodyni na gumki do weków. Dywan jest już całkiem nowy, a jeśli chodzi o to cinquecento, no – bez przesady...
chodem, też po pijaku. Zajmuje się przemytem alkoholu ze Słowacji i Czech, który sprzedaje menelom” – poskarżyli się nam państwo K. z Łękawicy k. Żywca (diecezja tarnowska). Oczywiście pojechaliśmy, bo hasło „zboczeniec” działa na nas niczym płachta na byka. I stanowczo protestujemy. Bo po pierwsze: pani doktor bez dwóch zdań jest grzechu warta, więc chyba lepiej, że ksiądz kocha się w niej niż – dajmy na to – w ministrancie. Po drugie: według zeznań bywalców „Wrzosa”, księdza B. nie było w tym przybytku od co najmniej roku. Po trzecie wreszcie: kupiliśmy
„Będąc w Turku u mojej cioci, poznałam fajnego kumpla, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Ma na imię Robert. Przystojny, ciągle uśmiechnięty blondyn – sam mnie pierwszy zagadał przy barze. Mówił, że pracuje w Poznaniu i brakuje mu kogoś bliskiego. Zaczęliśmy się częściej spotykać, potem doszedł seks. Po dwóch tygodniach znajomości, kiedy już myślałam, że to właśnie ten jedyny i zaufałam mu całkowicie, przyszedł do mnie, w pieszczotach był nawet bardziej czuły niż zwykle, a po wszystkim opowiedział, że w jego firmie kumpel zrobił na konto mojego ukochanego jakiś przekręt. No
i do końca tygodnia musi zapłacić 2000 zł, a jeśli nie, to będzie musiał zniknąć i nie będziemy się już mogli spotykać. Nie miałam wyboru – pożyczyłam mu na tydzień te pieniądze i… tyle go widziałam. Ale że jestem osobą bardzo dociekliwą – postanowiłam go poszukać, wszak Turek to nie Warszawa. I okazało się, że mój książę z bajki faktycznie mieszka i pracuje w Poznaniu, gdzie jest zakonnikiem i piastuje dosyć wysoki urząd kościelny. Co zrobić?” – zapytała nas jakiś czas temu pani Iwona. Z jej nieocenioną pomocą odnaleźliśmy Kalibabkę w sutannie. Pieniądze oddał, a Jonasz osobiście udzielił mu rozgrzeszenia, czego owoce uważny Czytelnik dostrzeże w publikowanych na łamach „FiM” newsach z życia poznańskiego kat. Kościoła... „Wierzcie mi Państwo, że tyle obłudy co w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim to trudno znaleźć. Przytoczę tylko jedną sprawę, bo opisanie całego draństwa zajęłoby zbyt wiele miejsca. Otóż chodzi o franciszkanina o. dr Ireneusza Sławomira L. adiunkta w Katedrze Chrystologii Fundamentalnej, właściciela równie dobrego auta (Renault Laguna), co dziekańskie (ks. dr hab. Jerzy Pałucki – dop. red.). Otóż ojciec L. słynie z niewybrednych kawałów na wykładach, obleśnych uwag w stronę pań i wulgarnego języka. Skarga na takie zachowanie wpłynęła do władz uczelni, tak od studentów KUL, jak i z naszej filii we Lwowie, gdzie dojeżdżał z wykładami. Znane są przypadki studentek, które szczególniej sobie upodobał… Wszystkie zrezygnowały z uczelni. Ostatnia odeszła, co odbiło się echem po całym KUL-u, gdy odmówiła propozycji zwieńczenia pracy magisterskiej nocą z promotorem. I jak to bywa, pani odeszła, a promotor L. został z opinią uwodzicielskiego amanta” – zauważył ksiądz M., nasz wierny czytelnik. Spotkaliśmy się z nim w ścisłej konspiracji. Ba, przyprowadził nawet w charakterze świadka jedną z byłych studentek KUL -u. Chyba ją przekonaliśmy i na dzień dzisiejszy możemy zdradzić jedynie tyle, że o. L. wkrótce na randkę zaprosi prokurator. Kto wie, może nawet całonocną... A już za tydzień obszernie odpowiemy klerykom z Wyższego Seminarium Duchownego w Kaliszu. Nie tylko w sprawie, jak bronić się przed miłosnymi zakusami starszych kolegów o wdzięcznych pseudonimach „Padre”, „Skoniec” oraz „Papuga”. Opowiemy też, z jak wielkim trudem Wasz psycholog, siostra klaryska dr Elżbieta Jaszczyk, nawraca przyszłych księży na jedynie słuszną orientację seksualną. ANNA TARCZYŃSKA
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Niebo gwieździste W majestacie bezprawia kobieta z dwójką dzieci straciła dom i wylądowała na bruku. Mieszka w namiocie rozbitym przy ruchliwej ulicy w centrum Łodzi. Czasy mamy takie, że dramat, który opiszemy, mógł wydarzyć się wszędzie. Padło na Łódź rządzoną przez katolicką prawicę z prezydentem Jerzym Kropiwnickim na czele. Jolanta Skrobska z dwiema 14-letnimi córkami – Pauliną i Dominiką – mieszka od niedawna w namiocie. Obok wersalki i kuchennych szafek stoi lodówka, za parawanem z folii leżą paczki z całym dorobkiem. Tę „garsonierę” rozbiła na chodniku u zbiegu ulic Pojezierskiej i Sierakowskiego. Ma ładne widoki, bo w sąsiedztwie stoi nowobogacki apartamentowiec. Nie tylko „ładne”, ale też retrospektywne... Hacjendę wybudowano na działce, gdzie kiedyś stał dom jej dziadków i rodziców. Niewielki, ale rodzinny. Ona sama mieszkała w nim blisko pół wieku. – W lutym 2001 roku wyrzucono mnie stamtąd. Przyjechał komornik z prawnikiem reprezentującym pana Czesława P. Twierdzili, że ten biznesmen wykupił udziały od pozostałych spadkobierców, więc z moimi pięcioma procentami muszę się wynosić. Nie mam pojęcia, skąd wzięły się im te procenty, skoro do dzisiaj nie nastąpił sądowy podział spadku. Zaczęli pakować rzeczy na ciężarówkę i jeszcze nie zdążyli mnie
ewakuować, a towarzyszący im robotnicy przystąpili do rozwalania mojego domu... – wspomina kobieta. Zawieźli ją wraz z dziećmi do mieszkania zastępczego przy ul. Zuli Pacanowskiej. Miała otrzymać prawo własności, a Czesław P. zobowiązał się opłacać za nią czynsz. – To była 24-metrowa klitka, ale była. Jednak wkrótce okazało się, że to mieszkanko należy do jakiegoś Andrzeja Z., a ja tam jestem dzikim lokatorem. W międzyczasie chodziłam po urzędach, błagałam, tłumaczyłam... Groch o ścianę. Nikt się
nie zainteresował, nie sprawdził, w jaki sposób P. wszedł w posiadanie praw do nieruchomości, skoro żaden ze spadkobierców nie miał formalnego tytułu prawnego do sprzedaży swojej części spadku. Na domiar złego pan P., człowiek bardzo ustosunkowany i bogaty, nie wywiązał się z obietnicy opłacania czynszu. Po trzech latach powstało zadłużenie i kazali mi się wynosić – dodaje Skrobska. Tym razem wylądowała na bruku. Wróciła więc na stare śmieci i rozbiła namiot: – Nie mam już siły, wolę umrzeć na ulicy, niż żyć w takim upodleniu. Niech wszyscy widzą... Wraz z córkami mieszka pod chmurką. Sąsiedzi z pobliskich domów znają ją od dziecka, więc pomagają. Przynoszą gorącą herbatę, zapraszają dzieci, by podczas deszczu schroniły się pod dachem.
– To skandal – mówi jeden z sąsiadów Skrobskiej. – Jak się nie ma pleców i pieniędzy, pozbawią człowieka wszystkiego, bo sprawiedliwość jest dziś tylko dla bogaczy i kanciarzy. Oburzony jest także jeden z policjantów, którego przysłano – jak to określił – na „rozpoznanie sytuacji”. – Nie mogę patrzeć na to, co dzieje się w Łodzi – w oczach twardego z wyglądu „psa” jakby zaszkliły się łzy. – Nędza i krzywda są teraz na każdym kroku. A przecież po śmierci naszego papieża mieliśmy stać się lepsi, bardziej wrażliwi na ból i cierpienie drugiego człowieka... – Co będzie dalej? Nie wiem. Na razie odwiedzają mnie tylko sąsiedzi i policjanci. Żyjemy w trójkę za 500 złotych zasiłku miesięcznie i nie stać mnie ani na wynajęcie mieszkania, ani na chodzenie po sądach – mówi kobieta.
7
Co ciekawe: ona wciąż legitymuje się zameldowaniem przy ul. Sierakowskiego 81 – może więc teoretycznie zamieszkać choćby na klatce schodowej przy którymś z apartamentów. – To nie jest dobry pomysł. Pan P. obstawił się prawnikami i fałszywymi dokumentami, a mnie, bezrobotną, nie stać było nawet na radcę prawnego. Ale będę walczyć o sprawiedliwość do końca, choć pewnie mojego. Uważam, że człowiek, który siłą usunął mnie z rodzinnego domu, powinien zapewnić mi dach nad głową i rekompensatę za kilkuletnią poniewierkę. Mam też nadzieję, że jakiś urząd udzieli mi pomocy prawnej, bo na dach nad głową już nadziei nie mam... – konstatuje pani Jolanta. Na co liczy? Magistraccy urzędnicy Kropiwnickiego udają (?), że nie widzą dramatu. „Prezydent wszystkich łodzian” ma gdzieś takie pierdoły. Tyle jest jeszcze „słusznych” pomników do postawienia, tyle krajów do zwiedzenia... RP Fot. WHO BEE
8
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
LWICE LEWICY
Święta Mario! – Jesteście odważni i ideowi, a takich ludzi potrzebuje dzisiaj prawdziwa lewica – powiedziała o członkach partii APP RACJA senator Maria Szyszkowska podczas spotkania w Będzinie. – Inaczej fanatyzm religijny doszczętnie zniszczy nasze państwo. Na zaproszenie APPR senator Maria Szyszkowska gościła 16 i 17 maja w Będzinie i w Zawierciu. Spotkała się z przedstawicielami środowisk lewicowych, którzy uznali ją za sumienie współczesnej lewicy. – Zmiany ustrojowe w 1989 r. nie przyniosły demokracji i poprawy bytu ludzi, ale degradację polityczno-gospodarczą i biedę na skalę masową. Staliśmy się kolonią bogatych państw i zamiast socjalizmu skierowanego na instytucjonalną pomoc człowiekowi, mamy krwiożerczy kapitalizm z milionami bezrobotnych – stwierdziła pani senator. Winą za to obarczyła władze z początku lat 90., które nie ogłosiły referendum, aby społeczeństwo bezpośrednio mogło zadecydować, jakimi podstawami gospodarczymi i społecznymi ma się kierować nowe państwo. – W efekcie liberalizm ekonomiczny doprowadził do niesprawiedliwości społecznej. Dzisiaj znaleźliśmy się na dnie. Tadeusz Mazowiecki w latach 1956–1989
stał na czele „Więzi” – ugrupowania głoszącego, że źródłem wszelkiego zła społecznego jest własność prywatna. Tymczasem to on jako premier doprowadził do umocnienia kapitalizmu. To był początek zakłamania na drodze budowania demokracji. – Musimy powiedzieć stop prywatyzacji, bezrobociu i biedzie oraz nietolerancji
1989 roku koncepcja grubej kreski miała same zalety. Była wygodna i chwytliwa. Niedawna opozycja odniosła oszałamiający sukces i potrzebowała spokoju na jego skonsumowanie. Liderzy wyrzucili na śmietnik solidarnościowe hasło: „Socjalizm tak, wypaczenia nie” i realizowali odwróconą wersję: „Socjalizm nie, wypaczenia tak”. Balcerowicz, mamiony wizją nagrody Nobla, nie cofał się przed niczym. Był jak w transie. Terapią szokową powodował nieszczęścia milionów Polaków. Tworzył armię bezrobotnych, pozbawiał zdobyczy socjalnych, obniżał poziom życia. Ceny galopowały. Odsetki od kredytów też. Z dnia na dzień ludzie tracili dorobek życia i zostawali z niczym. Niektórzy z długami niemożliwymi do spłacenia. Taka była cena za III RP. Pauperyzowanemu społeczeństwu należało dać coś w zamian. My, Polacy, kochamy symbole, więc dostaliśmy koronę dla orła, nowe nazwy ulic, burzenie pomników i totalną klerykalizację państwa. Za sowitą opłatę Kościół został sojusznikiem rządzących. Jak zawsze w historii. Wprowadzając drapieżny, bezwzględny kapitalizm, władza wypowiedziała społeczeństwu wojnę ekonomiczną. Polityczna była niewskazana. Przeciwnie. Trzeba było czymś chwycić za serce. Idealnie nadawała się do tego gruba kreska, czyli idea powszechnego wybaczenia. Z gruntu absurdalna, bo większości wybaczano to, że akceptowali PRL i w pocie czoła pracowali dla swojego kraju. Kto by jednak zwracał uwagę na
W
światopoglądowej. Sloganowa równość wobec prawa nic nie znaczy. Nie można godzić się też z wojną w Iraku, która nas hańbi – uważa senator Szyszkowska – i pyta dalej: – Jak to możliwe, że tysiące ludzi przymierają głodem, a Polskę stać na wojnę i wydatki na zbrojenia i NATO? Dlaczego nikt z rządzących nie zapytał o zdanie narodu? Podczas spotkania w Będzinie pani senator przypomniała, że prawdziwy człowiek lewicy musi być świadomy istniejącego zakłamania. Otóż dominuje
u nas katolicyzm popierany przez państwo i rządzącą partię – tylko z nazwy lewicową. Zdaniem senator Szyszkowskiej – prawdziwa lewica musi mieć świadomość niesprawiedliwości i wrażliwość na biedę. Musi chcieć systemowych rozwiązań w tej kwestii. Akcje dobroczynne pomagają tylko doraźnie. W obecnym czasie przyznawanie się do poglądów lewicowych wymaga odwagi. Do dobrego tonu należy bowiem wypieranie się takich zapatrywań. Idee chrześcijańskie przez 2000 lat nie zostały urzeczywistnione. To, co dzieje się u nas, można określić neośredniowieczem. Jak inaczej rozumieć np. projekt ustawy, aby 16 października uczynić Dniem Jana Pawła II, i to z uzasadnieniem, że był to największy autorytet XX w.? Mocą prawa chce się decydować i nakazywać, kto jest autorytetem. – Milcząca umowa między państwem a Kościołem, dotycząca poparcia polskiego wejścia do Unii Europejskiej w zamian za nieuchwalanie lewicowych ustaw, przyniosła negatywne skutki – powiedziała w Będzinie pani senator. – Wystarczy przyjrzeć się telewizji publicznej, którą raczej trzeba by nazwać katolicką. Według przyjętych kryteriów demokracji, media publiczne powinny dawać ten sam czas antenowy różnym światopoglądom i partiom, w tym także pozaparlamentarnym. Jaka jest rzeczywistość
– wszyscy wiemy. Człowiek lewicy musi być odważny w ujawnianiu niesprawiedliwości i wszelkiej dyskryminacji. Partia RACJA należy do wyrazistych i jednoznacznie lewicowych ugrupowań, które nie boją się domagać rozdziału Kościoła i państwa. W kwestiach gospodarczych profesor Szyszkowska uważa, że nie można powoływać się na wolny rynek, bo o nim decydują koncerny. Brak pracy i miliony rodaków cierpiących biedę to zachęta do drobnych przestępstw. Zaznacza się brak troski o wszelkie mniejszości. To wszystko składa się na dramatyczną sytuację w Polsce. Podczas dyskusji uczestnicy spotkań mówili o kompromitacji władzy, która podaje się za lewicową. Nie brakowało także przykładów polskiego fanatyzmu katolickiego. Maria Szyszkowska potwierdziła opinie członków RACJI i wielu środowisk, że kandydatura Jonasza na prezydenta może rozreklamować poglądy antyklerykalne, a z „Faktów i Mitów” uczynić jeszcze bardziej znane i opiniotwórcze pismo. Z sali padały pytania o możliwość likwidacji Funduszu Kościelnego, zmiany ustawy aborcyjnej, wyprowadzenia ze szkół religii, o reformę polskiego więziennictwa, a także pobłażliwość Unii Europejskiej wobec polskiej nietolerancji światopoglądowej. Dyskutowano również na temat haniebnego udziału Polski w wojnie w Iraku i zagrażającym nam kaczyzmie, jeśli prawica wygra wybory. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Bękart AWS i UW takie niuanse! Wierzono, że będzie jak u Fredry: „Zgoda, zgoda, a Bóg wtedy rękę poda”. Nie podał. Otrzeźwienie przyszło później. Na razie społeczeństwo oszukiwane przez polityków gotowe było do poświęceń. Wiara czyniła cuda. Wierzono, że będzie się pracować jak w PRL, zarabiać jak na Zachodzie, a żyć jak w raju. Już w 1993 roku Polacy mieli dość. W demokratycznych wyborach postanowili oddać władzę postkomunie. Prawica przeżyła szok. Uważam, że wtedy zaczęła kombinować, jak obejść grubą kreskę. Cichcem i w białych rękawiczkach. Drogę wskazały doświadczenia byłej NRD. Trzeba było tylko stworzyć instytucję, która pozwoliłaby umoczyć każdego. Legalnie, zgodnie z przepisami. I nazwać ją po orwellowsku, czyli przeciwnie do rzeczywistych zadań. Jak zamierzono, tak i zrobiono. Po ponownym dojściu do władzy ustawą z dnia 18 grudnia 1998 roku powołano do życia Instytut Pamięci Narodowej – Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Nazwa piękna, patriotyczna. Kto się ośmieli być przeciw? Nie widzę, nie słyszę... I o to chodziło.
IPN jest obciążony licznymi grzechami pierworodnymi. Są one następstwem błędnej ustawy, z założenia służącej politycznym celom prawicy. Przepisy o IPN wprowadziły nierówność obywateli wobec prawa. Ta jawna sprzeczność z konstytucją nie przeszkadza nikomu. Podobnie jak sprzeczność z ustawą o ochronie danych osobowych i ustawą o ochronie informacji niejawnych. Nawet lewica chowa głowę w piasek. Na topie jest zachwycanie się Instytutem. Ci, co go krytykują, są podejrzani. Lepiej płynąć głównym nurtem. Złodzieje też przecież krzyczą: „Łapać złodzieja!”. Działalność IPN jest jeszcze gorsza. Miesza się poszkodowanych z tajnymi współpracownikami. Ujawnia pracowników służb. Wybiórczo wymienia nazwiska agentów. Prawdziwych lub rzekomych. Zamiast usuwać białe plamy, tworzy się nowe. Tam gdzie to wygodne, fałszuje historię. Upolitycznia archiwa. Podejmuje wybiórczo śledztwa. Często w sprawach zakończonych lub jasnych. Katowicki oddział wszczął śledztwo w sprawie stanu wojennego. Co mu tam uchwała Sejmu z 20 października 1996 roku, uznająca jego wprowadzenie za podyktowane wyższą koniecznością! Teraz szykuje się
śledztwo w sprawie napadu ZSRR na Polskę w 1939 roku. Może uda się jeszcze bardziej zadrażnić stosunki z Rosją... IPN lubi podejmować działania rozpisane na kilkadziesiąt lat. To racja istnienia i rozwoju. Lubi wprowadzać zamęt, mieszać i – oczywiście – wyciągać pieniądze z budżetu państwa. Jak kiedyś nieopatrznie powiedział prezes Kieres, IPN może doprowadzić do sytuacji dramatycznych z punktu widzenia interesów Polski. Nic to. Cel uświęca środki. Ciągle się nam wmawia, że IPN to ukochane dziecko III RP. W rzeczywistości to bękart AWS i UW. Nic dziwnego, że tak go bronią pogrobowcy tych ugrupowań, obecnie w PO, PiS, LPR, PD i pomniejszych kanapach. Dużo w tym fałszu, bo Instytut okazał się wyrodny. Zaatakował i rodziców, i Kościół. Jak mu się pozwoli – zagryzie. Nie będę płakać. Sami tego chcieli. Dla innych. Zapomnieli, że rewolucja zawsze zjada własne dzieci, a w polskiej wersji – także rodziców. Przykładem jest Wałęsa żebrzący u Jaruzelskiego o świadectwo moralności, Niezabitowska w sądzie, a o. Hejmo... Bo to się zwykle tak zaczyna. JOANNA SENYSZYN
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r. Henryka D. razem z grupą kompanów skubnęła kilkanaście milionów złotych. Przed sądem nie stanie, bo jest chora. A jej problemy psychiczne uchronią przed wyrokiem także innych oskarżonych. Historia dzieje się w Wielkopolsce, a jej początek jest dość odległy. Zaczęło się w połowie lat 90. Najpierw było Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowe „Elmłyn” z Krotoszyna, które powstało na bazie majątku państwowej firmy. Handlowało zbożem, zajmowało się jego przetwórstwem, sprzedawało mąkę w hurtowych ilościach. Mimo to sytuacja finansowa spółki była fatalna i pogarszała się z każdym miesiącem. Aby uniknąć upadłości, potrzebny był solidny inwestor. Dlatego podjęto decyzję o sprzedaży 30 proc. akcji „Elmłynu”. Chętnych na kupno było wielu, ale nabywcą została Henryka D., która do tej pory kierowała maleńką spółką „Agro-Drapex” z pobliskiego Pleszewa. Do dziś nie wiadomo, skąd miała pieniądze na kupno akcji wartych setki tysięcy złotych. Nikt wówczas o to nie pytał, choć z marszu powierzono jej fotel prezesa zarządu. Podobnie działo się w Przedsiębiorstwie Przemysłu Zbożowo-Młynarskiego PZZ Kalisz. A nawet gorzej, bo w 1996 r. firma utraciła płynność finansową. Był to efekt niespłaconych kredytów zaciągniętych w Banku Gospodarki Żywnościowej. PZZ Kalisz udało się uratować, bo w ramach ugody BGŻ przejął 40 proc. akcji przedsiębiorstwa. Rok później bank sprzedał jednak akcje nikomu wcześniej nieznanej spółce „DKM”, której współwłaścicielem okazała się – a jakże! – tajemnicza Henryka D. Wkrótce Andrzej B. – przewodniczący Rady Nadzorczej PZZ Kalisz – podpisał z kobietą trzyletnią umowę zlecenie na pełnienie funkcji prezesa zarządu.
Dzięki tym operacjom Henryka D. w ciągu kilku miesięcy zrobiła oszałamiającą karierę, stając się potentatem w branży przetwórstwa zbożowego w regionie. Szefowała przecież „Agro-Drapeksowi”, DKM, „Elmłynowi”, a także PZZ Kalisz. Co najdziwniejsze, nikomu nie przeszkadzało, że bizneswoman nikt nie zna. Mało tego. W kwietniu 1996 roku rada
POD PARAGRAFEM i szefowie spółki „pożyczyli” to, co do nich nie należało. W tym samym czasie skontrolowano stan zapasów w elewatorach „Elmłynu”. Według dokumentów – powinno być blisko 10 tysięcy ton pszenicy. Brakowało ponad połowę. Tym razem szefowie „Elmłynu” nie przyznali się do kradzieży zboża. Chcieli nawet oszukać Agencję Rynku Rolnego, zapewnia-
i otrzymała kredyt faktoringowy polegający na wykupie przez bank wierzytelności „Agro-Drapeksu”, przelała te sumy na konto spółki z Pleszewa, a później czekała na uregulowanie faktur. Oczywiście, nikt się nie kwapił do tego ostatniego. W oszustwie przydał się łańcuszek firm kierowanych przez Henrykę D., które „handlowały” między sobą zbo-
Nie taka głupia Fot. WHO BEE
nadzorcza PPH „Elmłyn” wyraziła zgodę, aby Henryka D. zajmowała się konkurencyjnymi interesami w innej spółce. Coś niespotykanego w świecie krwiożerczego kapitalizmu. Po co jednak obrotnej pleszewiance aż tyle foteli prezesa? Jak się później okazało – był to początek realizacji dość misternego planu. Wkrótce w spółkach kierowanych przez Henrykę D. zaczęły się dziać dziwne rzeczy. PZZ Kalisz i „Elmłyn” dysponowały własnymi elewatorami, dlatego przechowywały zboże, które Agencja Rynku Rolnego skupowała od rolników. Chodziło o tysiące ton wartych miliony złotych. Przez wiele lat współpraca przebiegała bezproblemowo. Do czasu. Podczas jednej z rutynowych kontroli przeprowadzonych w PZZ Kalisz okazało się, że w elewatorach nie ma ani ziarenka z ponad trzech i pół tysiąca ton pszenicy należącej do ARR-u. Co się stało? Skończyły się zapasy własne PZZ
Na rachunku oszczędnościowym w banku mam dość pokaźną kwotę pieniędzy. Czy mogę oczekiwać, że w razie mojej śmierci bank wypłaci te pieniądze mojej rodzinie? (Władysław O., Łomża) Zgodnie z prawem bankowym, może Pan w taki sposób pisemnie zadysponować swoimi oszczędnościami, aby w opisanym przez Pana wypadku bank wypłacił je wskazanemu członkowi rodziny (taką dyspozycję może złożyć posiadacz rachunku oszczędnościowego, rozliczeniowo-oszczędnościowego, a także lokaty terminowej). Wypłacana przez bank kwota nie może być jednak wyższa niż 20-krotne przeciętne
§
jąc, że pszenicę sprzedali kilku spółkom w całej Polsce. Te transakcje zostały jednak przeprowadzone na papierze. Henryka D. nie zamierzała bowiem ograniczyć się do okradania tylko ARR-u. W drugiej części planu ofiarą miały paść banki. Dlatego potrzebowała dokumentów potwierdzających fikcyjne operacje finansowe. Do tego z kolei konieczne były firmy, które wystawiałyby faktury na sumy z wieloma zerami. Do procederu dołączyła znana warszawska spółka Universal SA. Operacja między nią a „Elmłynem” i PZZ Kalisz była skomplikowana. Dlatego ograniczmy się do faktu, że Henryka D. zdobyła dokument potwierdzający pożyczkę zboża z Universalu dla kaliskich spółek. Kwity dokumentowały fikcyjną transakcję wartą rzekomo kilka milionów złotych. Tak wyposażona oszustka pojawiła się we wrocławskim oddziale Banku Współpracy Europejskiej
Porady prawne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw bez wypłat nagród z zysku za ostatni miesiąc przed śmiercią posiadacza rachunku, które jest ogłaszane przez prezesa GUS. Od stycznia br. – według komunikatu GUS z 15.02.2005 r. – ten limit wynosi 47 689 zł. Ważną dla Pana informacją jest też to, że ma Pan możliwość zmieniać lub odwołać na piśmie dyspozycję wkładem na wypadek śmierci. ¤¤¤ Mój pracodawca zarządził, że mam pójść na urlop w wyznaczonym przez niego terminie. Problem polega na tym, że mnie ten termin nie odpowiada ze
żem, a za wszystko płacił Bank Współpracy Europejskiej. Uproszczeniem byłoby obarczanie winą za wszystko Henryki D. Sama nie byłaby w stanie niczego zdziałać. Pomagało jej wiele osób. Jeden z obecnie oskarżonych mężczyzn swego czasu był nawet doradcą prezesa Narodowego Banku Polskiego. W końcu informacje o radosnej działalności Henryki D. i jej znajomków dotarły do funkcjonariuszy ówczesnego Urzędu Ochrony Państwa, a w kwietniu 1999 r. wydział do spraw przestępczości zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu wszczął śledztwo. Zgodnie z dokumentami, do których dotarliśmy, w sprawie działania na szkodę firm zbożowych oraz wyłudzeń ogromnych kredytów łączna kwota strat to ponad 10 milionów złotych. Zwracamy uwagę, że chodzi o połowę lat 90. Wówczas była to kwota wręcz niewyobrażalna.
§
względu na rodzinne plany wakacyjne. Czy mój szef postąpił zgodnie z kodeksem pracy? (Katarzyna W., Aleksandrów Kujawski) Niestety, Pani pracodawca miał prawo tak postąpić, ponieważ to on – w świetle artykułu 163 kodeksu pracy – podejmuje decyzję o przyznaniu pracownikowi urlopu. Zazwyczaj jest tak, że uwzględnia przy tym wnioski pracownika o urlop w najbardziej odpowiednim dla niego terminie, jeśli jednak dla dobra interesów firmy zdecyduje o przyznaniu urlopu w innym czasie – nie jest to niezgodne z prawem, a co ważniejsze – to decyzja pracodawcy jest w tej kwestii wiążąca. ¤¤¤ Na jakiś czas będę musiała wyjechać w delegację. Czy w związku z tym mój mąż
9
Śledztwo trwało aż cztery lata. Sprawa była bowiem wielowątkowa i skomplikowana. Akt oskarżenia podpisano w czerwcu 2003 r. Wymieniono w nim nazwiska dziewięciu mężczyzn i jednej kobiety. Co najważniejsze – w przypadku tej ostatniej nie chodzi o Henrykę D. Postępowanie przeciwko niej zostało bowiem... zawieszone! Okazało się, że jest ona poważnie chora. Chodzi o problemy ze zdrowiem psychicznym. Kobieta ma za sobą kilka prób samobójczych, niewiele pamięta, wielokrotnie trafiała do szpitala. Byłą panią prezes przebadało kilka zespołów psychiatrów i wszyscy zgodnie potwierdzili, że jej przesłuchanie jest niemożliwe. Ta decyzja powinna ułatwić osądzenie pozostałych oskarżonych i szybkie przeprowadzenie ich procesu. Nic bardziej mylnego. Akt oskarżenia od prawie dwóch lat leży w wydziale V karnym poznańskiego Sądu Rejonowego. I do dziś nie został nawet odczytany. Znowu na przeszkodzie stanęła choroba Henryki D. Nie ma żadnych wątpliwości, że jest ona najważniejszym świadkiem w całej sprawie. To ona podpisywała większość dokumentów, reprezentowała w bankach firmy, którymi kierowała, negocjowała kontrakty. Dlatego jej przesłuchanie, choćby w charakterze świadka, jest konieczne. Psychiatrzy badający Henrykę D. wykluczają taką możliwość, a na dodatek twierdzą, że stan jej zdrowia się pogarsza. – Dochodzimy do przekonania, że Henryka D. była figurantką. Specjalnie zaangażowano ją w ten proceder, aby choroba pozwoliła wszystkim uniknąć odpowiedzialności – twierdzi poznański śledczy. A czas płynie... Termin przedawnienia zarzutów w aferze zbożowej zbliża się nieubłaganie. Zresztą teraz prawdopodobnie nie pomogłoby nawet cudowne ozdrowienie Henryki D. Proces będzie trwał latami, później trzeba poczekać na uzasadnienie wyroku, bo apelacja jest pewna bez względu na jego treść. Kiedyś ktoś kaliską sprawę nazwał największą aferą gospodarczą III RP. I zakończyła się ona podobnie jak większość innych. Niczym! RAFAŁ URBAŃCZYK
może odebrać moje wynagrodzenie? Dodam, że ja oczywiście nie mam nic przeciwko temu. (Alicja W., Kutno) Jeśli Pani chce, aby pensję odebrał mąż, a mąż również nie ma nic przeciwko temu, może Pani oczywiście w taki sposób zadysponować swoją pensją. Należy w tym celu upoważnić go pisemnie do takiego odbioru, a upoważnienie przedłożyć pracodawcy, który powinien zastosować się do Pani decyzji. Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie i cieszy się dużym zainteresowaniem. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Odpowiedzi szukajcie tylko na łamach „FiM”, prosimy więc o nieprzysyłanie kopert zwrotnych. Opracował MECENAS
10
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
Z TEJ BIEDNEJ ZIEMI
2002 r. niektórym polskim plantatorom kukurydzy wyrosły na polach mutanty. Dzisiaj okazuje się, że na rynek wprowadzono ogromne ilości nasion, nieodpowiadających zarejestrowanym wzorcom. Prokuratura i kilku ekspertów od ochrony roślin bardzo się postarali, żeby sprawie ukręcić łeb. Nikt nie policzył, ilu rolników poszło z torbami... Wyobraźmy sobie, że w działkowym ogródku zasialiśmy coś, z czego miały wyrosnąć kwiaty. Nie mieliśmy powodu, żeby nie uwierzyć sprzedawcy nasion, gdyż ich producentem jest firma o światowej renomie, a zaopatrujemy się w tym samym sklepie już od lat. Chuchaliśmy na tę grządkę i dmuchaliśmy – niestety, wyrosły chwasty. Cóż w takiej sytuacji robić? Bić się w sądzie o parę złotych nie warto, bo przecież nie udowodnimy, że sprzedali nam
W
Józef Pilarz
barachło. Pozostaje zakląć tylko i przysiąc, że już nigdy więcej. A co mają zrobić ludzie oszukani na podobnej zasadzie, jeśli plony uprawianej w pocie czoła ziemi decydują o ich godnym życiu lub ruinie finansowej? Józef Pilarz oraz Bogdan Grzebalski są rolnikami i mają bardzo duże „ogródki”. Wiodło im się znakomicie do 2002 r., kiedy postanowili obsiać kukurydzą prawie 1000-hektarową plantację. Kupili nasiona od spół-
dopuszczającej materiał siewny do obrotu w Polsce. Mieli sporo szczęścia, że Pilarz zachował jeszcze 6 oryginalnie zapakowanych i zapieczętowanych worków z kupioną w „Chemirolu” kukurydzą nasienną. Jej tona kosztowała wówczas 8 tys. zł (dla porównania: ta sama ilość zwykłej, handlowej – ok. 450 zł) i każdy normalny rolnik wysiałby wszystko, do ostatniego ziarenka, pozbawiając się szans na roszczenia odszkodowawcze.
No i okazało się raz jeszcze, że próbki nasion istotnie różnią się od wzorców genotypem, czyli składem genetycznym. Biegły jednak sam zasiał przy okazji wątpliwość. Stwierdził otóż, że metoda badawcza, którą się posługiwał w obu dotychczasowych ekspertyzach (elektroforeza białek), to nie jest dobra metoda, gdyż całkowitą pewność mógłby mieć tylko wówczas, gdyby porównał fenotypy, czyli posadził jedne i drugie nasiona
20 września 2004 r. sąd nie miał wątpliwości: prokuratura ma powołać innego niż dr Brzeziński biegłego, a „jeżeli twierdzenia prof. Wolki się potwierdzą, konieczne będzie przeprowadzenie dowodów zmierzających do ustalenia, gdzie doszło do przygotowania materiału siewnego nieodpowiadającego wzorcom”, gdyż posiadanie na ten temat jakiejkolwiek wiedzy przez spółkę „Chemirol” skutkować powinno zarzutem popełnienia przestępstwa.
Żywność Frankensteina ki „Chemirol” z Mogilna, będącej dealerem Syngenta Seeds – szwajcarskiego koncernu zaopatrującego w materiał siewny jedną trzecią polskiego rynku kukurydzy. Pilarz z Grzebalskim nie grali w ciemno: rok wcześniej zrobili próbę (na niewielkim areale) z produktami Syngenty i uzyskali efekty całkowicie zgodne z reklamowanymi. No to w 2002 r. poszli na całość. Przedstawiciel koncernu polecił im cztery odmiany nasion (Antares, Bahia, Magister i Marignan), najbardziej odpowiednich do właściwości gleby w gospodarstwach obu rolników. W kwietniu zakupili je w „Chemirolu” za 230 tys. zł, z terminem płatności odroczonym do końca listopada 2002 r., po czym zasiali... Owszem, rosła z tego kukurydza, ale jej wygląd był dla rolników na tyle niepokojący, że w sierpniu wezwali człowieka z Syngenty na oględziny plantacji. „To wina suszy, ale będzie dobrze” – orzekł fachowiec.
Uwierzyli, choć w prospekcie reklamowym stało jak byk, że nasiona „doskonale znoszą wszelkie warunki stresowe związane z niedoborem wody”. Miesiąc później Pilarz z Grzebalskim byli już bardziej sceptyczni. Ponieważ część plantacji sprawiała wrażenie, jak gdyby nasiona hodowano w reaktorze atomowym, zaalarmowali raz jeszcze Syngentę, a równolegle zwrócili się do Stacji Doświadczalnej Oceny Odmian w Słupi Wielkiej o ekspertyzę zgodności genetycznej dwóch gatunków nasion z ich wzorcem, przechowywanym w stacji od momentu rejestracji,
5 września 2002 r. plantatorzy mieli już w ręku ekspertyzę dr. Witolda Brzezińskiego, kierownika Laboratorium Chemiczno-Technologicznego przy Centralnym Ośrodku Badania Odmian Roślin Uprawnych w Słupi Wielkiej (COBORU). Wyniki były jednoznaczne: rzekomy Marignan to w ogóle nie wiadomo co, zaś Antares – owszem, ale tylko w 81 proc. (przy dopuszczalnym 3-procentowym odchyleniu od wzorca). Mimo to Syngenta obstawała przy swoim: „Ani chybi – susza” – powtarzał przedstawiciel koncernu. Kilka dni później rolnicy złożyli „Chemirolowi” oświadczenia, że odstępują od umowy i nie zamierzają zapłacić za dostarczone im nie wiadomo co. „Chemirol” zapytał Syngentę, o co chodzi z tymi wynikami. W odpowiedzi otrzymali od producenta nasion zapewnienie, że wszystko jest w porządku, oraz „podkładkę” w postaci certyfikatów dopuszczających materiał siewny do obrotu w Polsce. „Chemirol” – pewny swego – wystąpił do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy przeciwno Pilarzowi oraz Grzebalskiemu z pozwami o zapłatę i szybko uzyskał stosowne nakazy. Ich gospodarstwa wkrótce zaczęli odwiedzać komornicy... Zdesperowani rolnicy postanowili szukać sprawiedliwości tam, gdzie teoretycznie powinni ją znaleźć. W sierpniu 2003 r. zawiadomili Prokuraturę Okręgową w Poznaniu, że zostali przez „Chemirol” doprowadzeni do niekorzystnego rozporządzenia mieniem poprzez „wprowadzenie w błąd, co do wartości genetycznej odmian zakupionych nasion kukurydzy”. No i teraz rozpoczyna się najciekawsza część spektaklu. Śledczy powołali tego samego dr. Witolda Brzezińskiego jako biegłego, który miał odpowiedzieć na pytanie: „Czy zabezpieczone w Stacji nasiona kukurydzy pochodzące z firmy Syngenta są w genotypie odmian wzorcowych?” – czytamy w postanowieniu z 28 października 2003 r. Mówiąc po ludzku – chodziło o sprawdzenie, czy to, co rolnicy kupili, jest tym, co zalegalizowano i dopuszczono do obrotu.
obok siebie (tzw. doświadczenie polowe), po czym obserwował, jak i co z nich ostatecznie wyrośnie. Innymi słowy: Brzeziński orzekł, że kategorycznej odpowiedzi udzielić nie może, choć wcześniej nie miał z jej wyartykułowaniem żadnych problemów. W tej sytuacji prokurator Anna Kijak-Głęboczyk po raz pierwszy umorzyła postępowanie postanowieniem z 29 grudnia 2003 r. W zażaleniu na tę decyzję mecenas Robert Magnuszewski (pełnomocnik Grzebalskiego i Pilarza) przedstawił miażdżącą dla Brzezińskiego opinię prof. Zbigniewa Brody, kierownika Zakładu Genetyki Akademii Rolniczej w Poznaniu, że badania elektroforetyczne są absolutnie pewne i nie wymagają żadnego dodatkowego wypróbowywania na polu. 23 lutego 2004 r. Prokuratura Apelacyjna nakazała więc kontynuować śledztwo, a w szczególności – wyjaśnić rozbieżności w opiniach prof. Brody i dr. Brzezińskiego nt. skuteczności elektroforezy. Prokurator Kijak-Głęboczyk przesłuchała obu fachowców, ale wobec rozbieżności w ich ocenach postanowieniem z 31 maja 2004 r. śledztwo umorzyła po raz drugi. Prokuratura Apelacyjna poparła decyzję okręgowej, choć: „Bezspornym w sprawie jest fakt, iż nabyte w spółce »Chemirol« nasiona kukurydzy nie przyniosły pokrzywdzonym oczekiwanych plonów, bowiem rośliny okazały się wadliwe (niewykształcone kolby, brak prawidłowego zaziarnienia, wielokolbowość). Nieznane są jednak przyczyny wadliwości nasion (podkr. red.)” – zauważyła prok. Zofia Ciszak w uzasadnieniu z 7 lipca 2004 r. Zgodnie z procedurą, akta trafiły do Sądu Okręgowego w Poznaniu, który miał podjąć ostateczną decyzję w sprawie umorzenia. Pokrzywdzeni sprawili prokuraturze brzydkiego psikusa, bowiem dostarczyli sądowi dodatkową ekspertyzę sporządzoną przez prof. Bogdana Wolkę z Instytutu Genetyki Roślin Polskiej Akademii Nauk. Ten również pognębił dr. Brzezińskiego, stwierdziwszy, że sprzedane rolnikom nasiona różnią się genetycznie od zarejestrowanych!
Sprawa wróciła do prokuratury, gdzie niezłomna Anna Kijak-Głęboczyk skonfrontowała obu specjalistów. Oczywiście każdy pozostał przy swoim, a dr Brzeziński zaprezentował dodatkowo pogląd, że „nasiona, które zostały wprowadzone do obrotu, nie mogą już podlegać weryfikacji, można je jedynie poddać badaniom naukowym, ale z badań tych nie będzie można wyciągnąć ostatecznych wniosków, gdyż będą sprzeczne z Ustawą o nasiennictwie z 24 listopada 1995 r.” (cyt. z akt sprawy V Ds. 63/04). Innymi słowy: nauka jest głupsza niż papier. Gdyby bowiem uprzeć się i jednak uznać tę elektroforezę za dobrą metodę badawczą, to i tak wszelkie wyniki będą nielegalne. Co oczywiście wielce uszczęśliwiło panią prokurator, która 20 grudnia 2004 r. po raz trzeci umorzyła śledztwo, nie uznając za konieczne zastosowania się do wiążących ją wskazówek sądu w sprawie powołania innego biegłego. Było to już zbyt ordynarne przegięcie, więc postanowieniem z 10 lutego 2005 r. poznańska Prokuratura Apelacyjna nakazała okręgowej kontynuować postępowanie. Tym razem prok. Kijak-Głęboczyk uległa i powołała nowego biegłego. Został nim prof. Piotr Masojć z Katedry Genetyki i Hodowli Roślin Akademii Rolniczej w Szczecinie. I teraz rozpoczyna się najbardziej skandaliczna część spektaklu. Mamy w ręku dokumenty świadczące, że pracownicy Stacji w Słupi Wielkiej z dr. Brzezińskim na czele, dopuścili się rażącego naruszenia procedur, by nie rzec – przestępstwa, przy przechowywaniu zabezpieczonych tam próbek nasion. Co więcej: próbowali oszukać biegłego – prof. Masojcia. W jaki sposób? Otóż zgodnie z przepisami, wszystkie próbki służące do badań porównawczych powinny być zapieczętowane, a jedyną osobą uprawnioną do ich otwierania jest zaprzysiężony tzw. próbobiorca materiału. Z czynności takiej sporządza dokładny protokół, po czym opakowanie z nasionami ponownie plombuje, waży itd. Gdy 30 marca 2005 r. próbobiorca Janusz Skrzypczak zjawił się
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r. w Słupi Wielkiej, aby wykonać zlecone przez prokuraturę pobranie próbek, wszystkie istotne dla przedmiotowej sprawy pojemniki były rozpieczętowane i otwarte! Co to oznacza w praktyce? Zniszczenie dowodów rzeczowych domniemanego przestępstwa! Miary skandalu dopełnia fakt, że w piśmie przewodnim załączonym do próbek wysłanych prof. Masojciowi nie ma nawet wzmianki o nieprawidłowościach przy pobieraniu prób. Ujawniliśmy je dzięki sumienności Skrzypczaka, który na podsuniętym mu do podpisu protokole odręcznie dopisał uwagi dokumentujące oszukańcze machinacje. – O zagrożeniu zaistnienia takiej sytuacji alarmowałem już 14 października 2004 r. A wiecie, co mi odpowiedzieli? „Nie można podzielić stanowiska Pana, że pozostawienie zabezpieczonych nasion kukurydzy w Stacji Doświadczalnej w Słupi Wielkiej pozwoliło spółce »Chemirol« na dokonanie »matactw procesowych«, takie bowiem stanowisko nie znajduje żadnego potwierdzenia w zgromadzonym materiale dowodowym” – napisał prokurator Andrzej Jóźwiak, naczelnik V Wydziału Śledczego. No i, niestety, wykrakałem – mówi nam Józef Pilarz. Podsumujmy: ¤ W maju 2004 r. Komisja Europejska uchyliła trwające od 1999 r. moratorium na żywność modyfikowaną genetycznie, popularnie zwaną „żywnością Frankensteina”, wpuszczając do sklepów 25 krajów odmiany kukurydzy opatentowanej przez firmę Syngenta; ¤ Załóżmy, że w 2002 r. do Pilarza i Grzebalskiego nie trafiło jakieś gówno, które wymknęło się spod kontroli genetyków. Jak zatem wytłumaczyć fakt, że 9 grudnia 2004 r. Syngenta nagle wycofała odmianę Marignan z polskiego rynku kukurydzy? ¤ Jest bardzo prawdopodobne, że Syngenta jest „czysta”, przynajmniej w sferze genetycznej, a to „Chemirol” sprzedawał jako oryginalny materiał siewny zaprawione (nasycone środkami grzybobójczymi – dop. red.) ziarna zwykłej kukurydzy handlowej. Rzecz warta grzechu przy różnicy cenowej 7,6 tys. zł na tonie... Można byłoby to sprawdzić, gdyby ktoś w prokuraturze pokusił się o sporządzenie dokładnego bilansu tego, co koncern w 2002 r. dostarczył „Chemirolowi”, z ilością sprzedaną później plantatorom. Nikogo jednak nie zastanowiło, dlaczego w latach 2000, 2001 i 2003 Syngenta dokonywała odpraw celnych w Warszawie, a tylko raz, w inkryminowanym 2002 roku, zrobiła to w Bydgoszczy, gdzie – wedle mojej wiedzy – „Chemirol” ma doskonałe układy. No i na deser: – Nigdzie nie ma prawidłowo zabezpieczonych, wiarygodnych próbek z tego importu, który szedł przez Bydgoszcz... – twierdzi nasz informator z COBORU. W świetle powyższego, wciąż otwarte pozostaje pytanie: O co tak naprawdę chodziło poznańskiej prokuraturze? ANNA TARCZYŃSKA
N
awet rekinom finansjery zdarza się popełnić dziecinne błędy. Rozdrapując majątek niedawnego „króla polskiej kukurydzy”, przekroczyli cienką linię dzielącą prawo od bezprawia. Zobaczymy, czy tym razem Temida będzie na tyle silna, by prezesów i dyrektorów banków posadzić na ławie oskarżonych... Gdy podaliśmy niedawno przepis, jak zrobić „Popcorn z biznesmena”, zapowiedzieliśmy, że wkrótce napiszemy też „o przejawach zastanawiająco biernej postawy sądu oraz podejrzeniu popełnienia oszustw przez Radę Wierzycieli EuroFarmu, grupującą przedstawicieli renomowanych banków i instytucji finansowych” („FiM” 18/2005). Przypomnijmy, że bohaterem naszego artykułu był Witold Duchie-
11
Z TEJ BIEDNEJ ZIEMI „W miesiącu lipcu 2004 r. zajął i wynajął do lutego 2005 r. po zaniżonej cenie magazyn zbożowy, młyn kukurydziany (…), a nadto zaniedbał prowadzenie produkcji we własnym zakresie na wytwórni pasz i koncentratów, czym wyrządził szkodę w wysokości 6,08 mln zł”. Tak oto rozbiera się znakomicie niegdyś prosperującą firmę… Ale wróćmy do zapowiedzianego na wstępie oszustwa, w którym uczestniczyli „przedstawiciele renomowanych banków i instytucji finansowych”. 6 kwietnia 2005 r. Ewa Grzeszczak z Prokuratury Rejonowej w Wałbrzychu wszczęła śledztwo (sygn. akt 3 Ds. 64/05) „w sprawie zaistniałego w dniu 8 grudnia 2004 r. w nieustalonym miejscu województwa dolnośląskiego poświadczenia nieprawdy w dokumentach w postaci protokołu z posiedzenia Rady Wierzy-
mających przynajmniej 20 proc. ogólnej sumy wierzytelności. Rada służy pomocą syndykowi, ale też kontroluje jego poczynania. Choć jej zebrania zwołuje i przewodniczy im syndyk lub sędzia-komisarz, to nie mają podczas posiedzenia prawa głosu. Obrady powinny być dokładnie protokołowane, a wypracowane uchwały zapadają większością głosów. Reguły te bankierzy znają na wyrywki, a jednak… 8 grudnia 2004 r. w posiedzeniu Rady Wierzycieli na prawach uczestników brały udział – jak wynika z protokołu obrad – co najmniej 3 nieuprawnione osoby. Uprzedzając bieg zdarzeń, dodajmy, że podobnie było na kolejnym posiedzeniu – 23 lutego 2005 r. Pomińmy fakt, że według zeznań jednego ze świadków, całe grudniowe spotkanie Rady trwało raptem 15 minut, a o niektórych z podpisa-
I cóż w takiej sytuacji robią Bożena Pyszel i Jarosław Iwanek – sędziowie Sądu Gospodarczego w Wałbrzychu, mający w ręku dokumenty ewidentnie świadczące o zaistniałych nieprawidłowościach: protokół z obrad, listę uczestników, informację o pozaprawnym porozumieniu wierzycieli… Dokładnie nic! Powiedzmy otwarcie: wokół EuroFarmu atmosfera zagęszcza się coraz bardziej. Syndyk robi praktycznie co chce, balansując na granicy prawa, a nawet często ją przekraczając. Sąd Gospodarczy w Wałbrzychu nie reaguje. Pewien ekspert doskonale znający kulisy życia gospodarczego w Polsce ma tylko jedną diagnozę: – Komuś bardzo wpływowemu, z mocnymi układami w jednym z tych banków, spodobała się firma, może jej grunty rolne lub też infrastruktura. I wystarczyło, że Duchiewicz dał
Buszujący w kukurydzy wicz, właściciel Biura Handlowo-Usługowego EuroFarm w Ząbkowicach Śląskich, zatrudniający kilkaset osób, specjalizujący się w uprawie i przetwórstwie kukurydzy (15 proc. produkcji tego ziarna w Polsce), w 2003 r. klasyfikowany na 79 pozycji w rankingu 100 najbogatszych Polaków. Gdy w marcu 2004 r. Dresdner Bank doniósł do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, że Duchiewicz próbował wyłudzić kredyt, biznesmena aresztowano, co uruchomiło lawinę roszczeń innych – dotąd chętnie z nim współpracujących – instytucji finansowych. Nordea Bank oraz Paribas Lease Group złożyły w Sądzie Rejonowym w Wałbrzychu wniosek o upadłość EuroFarmu, poprzez likwidację firmy. Sędzia-komisarz Jarosław Iwanek rzecz przyklepał (nawet nie próbując wysłuchać Duchiewicza i zapoznać się z przygotowanym przez specjalistów programem naprawczym firmy), a syndyk Włodzimierz Bernacki bezzwłocznie przystąpił do – pożal się Boże – zarządzania majątkiem przedsiębiorstwa. Nie będziemy opisywać szczegółowo wszystkich dokonań syndyka, bo nie o to akurat chodzi. Ale warto przytoczyć choćby jedno z posunięć wymienionych we wniosku dowodowym mecenas Hanny Gliwy-Fortunki, pełnomocnika Duchiewicza w prowadzonym przez Prokuraturę Rejonową w Ząbkowicach Śl. postępowaniu przygotowawczym (sygn. akt Ds. 195/05) dotyczącym przekroczenia uprawnień przez Bernackiego:
cieli BHU EuroFarm (…) oraz listy obecności z wyżej wymienionego posiedzenia, co do okoliczności mających znaczenie prawne (dot. upadłości firmy Duchiewicza – dop. red.)”. W uzasadnieniu prokurator Grzeszczak napisała, że „zebrany dotychczas materiał dowodowy uzasadnia podejrzenie popełnienia przestępstwa”. A tłumaczyć się w prokuraturze będą takie tuzy finansjery jak: Rolf Michel, prezes Zarządu Dresdner Bank Polska, oraz prawnicy tegoż banku – Anna Kryńska-Górska (radca prawny) i Jakub Muszyński (adwokat); Grzegorz Sobczyński, dyrektor spółki Kredyt Lease; Adam Wąsiewicz, dyrektor w Nordea Bank Polska; Maciej Słowiński, radca prawny w Banku Millennium; Marian Golenia, radca prawny w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, Bartłomiej Cichuta, analityk z Banku Handlowego, a także syndyk Bernacki wraz ze swoim pełnomocnikiem Ronaldem Olszewskim. Czego dotyczy sprawa? Otóż 28 października 2004 r. sędzia-komisarz Iwanek wydał postanowienie o powołaniu 5-osobowej Rady Wierzycieli EuroFarmu oraz jednego zastępcy członka Rady. Wyjaśnijmy, że jest to organ (liczy 3 lub 5 członków oraz 1 lub 2 zastępców), którego status reguluje ustawa Prawo upadłościowe i naprawcze (PUiN). Radę ustanawia sędzia-komisarz, gdy uzna to za potrzebne lub na wniosek wierzycieli
Jadał Duchiewiczowi z ręki nawet wiceminister rolnictwa Jerzy Pilarczyk (z lewej)
nych przez siebie dokumentów uczestnicy mówili później przed sądem, że „nie do końca wiedzieli, co podpisują”. Istotne jest bowiem to, że właśnie 8 grudnia Rada Wierzycieli (w nielegalnie poszerzonym składzie) zawarła drastycznie niekorzystne dla Duchiewicza porozumienie, na bazie którego 14 stycznia 2005 r. sędzia Bożena Pyszel z Sądu Gospodarczego w Wałbrzychu odmówiła zgody na zamianę upadłości EuroFarmu poprzez likwidację na tzw. upadłość z możliwością zawarcia układu. Innymi słowy: podjęła decyzję o nieodwracalnym utopieniu firmy. Dzięki determinacji Duchiewicza i jego pełnomocników, udało się temu zapobiec. A tymczasem owo porozumienie było absolutnie bezprawne, gdyż (zgodnie z PUiN) powinno zostać podjęte w formie uchwały Rady Wierzycieli. Nawiasem mówiąc, nawet taka uchwała – gdyby w jej podejmowaniu uczestniczyły osoby nieuprawnione – byłaby z mocy prawa nieważna i w myśl art. 210 PUiN powinna zostać w ciągu 3 dni uchylona przez sędziego-komisarza.
im banalny pretekst do wypowiedzenia kredytu. Jakaś zwłoka w spłacie, problem z prawem... Dalej wszystko samo się nakręca, a wszystkie pozostałe banki mające w takiej firmie jakieś wierzytelności ustawiają się pod drzwiami z żądaniem natychmiastowej zapłaty. Potem już tylko upadłość i jeśli ma się „zblatowanego”, ale też bystrego syndyka, to potrafi on tak obniżyć wartość składników majątkowych firmy, że ten, kto powinien, kupi ją za grosze. Ciekawe, że patent wciąż funkcjonuje, chociaż wszyscy już go znają… 13 maja 2005 r. odbyło się kolejne posiedzenie Sądu Rejonowego w sprawie zamiany postępowania likwidacyjnego na postępowanie z możliwością zawarcia układu. 27 maja ma być ogłoszony wyrok. W międzyczasie do Duchiewicza zgłosiła się firma amerykańska, która chce kupić akcje EuroFarmu i zainwestować w spółkę ok. 8 mln dolarów. Podobno są też inni poważni partnerzy... Zobaczymy, co przeważy: determinacja sądu i syndyka czy zdrowy rozsądek. DOMINIKA NAGEL
12
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
LITERACKIE MITY
Literackie zbuki W Polsce od zawsze tworzyło się powieści dla mas. Ongiś nazywano to literaturą dla kucharek. Zjedzenie tego powieścidłowego jajeczka grozi śmiercią. Nie jedz! Oj, oj, już za późno! Przed drugą wojną światową popularnością cieszyły się powieści Marii Rodziewiczówny (1863–1944), np.: „Między ustami a brzegiem pucharu”; „Wrzos”; „Czahary”; „Dewajtis”; „Florian z Wielkiej Głuszy”; „Lato leśnych ludzi”; „Barbara Tryźnianka”, a z importowanych – utwory Jadwigi Courths-Mahlerowej (1867–1950): „Miłosne udręki”; „Między dumą a miłością”; „I obiecuję zazdrość, kochanie”; „Dama do towarzystwa”; „Miłosne wyznania doktora Rodena”; „Nie wolno mi ciebie kochać”; „Małżeństwo Felicji” itd. Należy również wspomnieć o wielkiej popularności Heleny Mniszkówny (1878–1943), szczególnie tak sławetnych powieści jak: „Ordynat Michorowski”; „Gehenna, czyli dzieje nieszczęśliwej miłości”; „Syn ordynata”; „Tajemnica baronessy”, a przede wszystkim – „Trędowata”, która skutecznie roztkliwiała najbardziej zatwardziałe serca gospodyń domowych. Wszystkie te pisarki tworzyły „literaturę” porównywalną z dzisiejszymi harlequinami. Co to oznacza? Badziewie, szajs, dupa blada, klops – ale miało to swoich masowych odbiorców. Dzisiaj „kucharską” niszę wypełniły dzieła Katarzyny Grocholi, Leona Janusza Wiśniewskiego i czołowego publicysty tygodnika „Polityka” – Jerzego Pilcha. Pierwszych dwoje t(fu)rców świetnie reklamują zachodnie polskojęzyczne bulwarowe pisemka, natomiast temu trzeciemu
nie wystarcza promocja „Polityki”, bo produkuje się na łamach kobiecych pisemek, a popularność zdobył głównie dzięki temu, że wymienił starą żonę na nowszy model. Reklama zasobnych w kasę wydawnictw czyni cuda. W końcu lecimy do księgarni i kupujemy te „dzieła”. I co potem robimy? Otóż wchodzimy na świetny portal www. biblionetka.pl, czyli ranking 13 tysięcy książkoholików, i ładujemy tam swoją ocenę (od jedynki – beznadziejna, do szóstki – rewelacyjna). W portalu jest ranking najlepszych i najgorszych książek w kategorii „współczesna literatura polska”. I cóż moje piękne, błękitne oczy widzą? Na liście pięćdziesięciu najgorszych polskich powieści znajduje się osiem powieści Katarzyny Grocholi, sześć powieści Jerzego Pilcha i cztery Wiśniewskiego Janusza Leona (czyli wszystkie). To się nie mieści w głowie! Horror! Żadne „dzieło” Pilcha, podobnie jak Grocholi i Wiśniewskiego, nie znalazło się w rankingu najlepszych książek! Pierwsze miejsce na liście najgorszych książek zajmuje Dorota Masłowska („Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną”), laureatka nagrody NIKE! Ta dziewucha jest niezatapialna jako niekwestionowany lider listy bzdetów (od dwóch lat), aczkolwiek „krytycy” mieli same ochy i achy. To „przypadkowi” niewdzięczni czytelnicy olali
ok Andersena (2 kwietnia 2005 r. to 200 rocznica urodzin pisarza, 4 sierpnia – 130 rocznica jego śmierci) to doskonała okazja i pretekst, aby wreszcie zacząć obalać sentymentalne mity dotyczące postaci i twórczości Hansa Christiana. W księgarniach ukazał się właśnie nowy przekład (Bogusławy Sochańskiej) „Baśni”. To pierwsze polskie tłumaczenie bezpośrednio z duńskiego oryginału oraz biografia autorstwa angielskiej dziennikarki Jackie Wullschläger „Andersen. Życie baśniopisarza”. Hans Christian Andersen stał się sławny jako autor przetłumaczonych na 163 języki „Baśni”, największą popularnością ciesząc się w krajach Europy Wschodniej oraz Chinach, Japonii i Stanach Zjednoczonych. Na „Królowej Śniegu”, „Calineczce”, „Nowych szatach cesarza”, „Małej syrence”, „Dziewczynce z zapałkami”, „Słowiku”, „Brzydkim kaczątku”, „Księżniczce na ziarnku grochu” czy „Dzielnym cynowym żołnierzyku” wychowały się całe pokolenia. Mało kto jednak wie, że ten klasyk literatury dziecięcej oprócz 175 baśni napisał też 800 wierszy, 6 powieści (popularne za jego
R
jej genialną t(fu)rczość. A Pilch, który ją tak bardzo w „Polityce” lansował (nawet dostała „Paszport” tego czasopisma), jest tuż za swoją oblubienicą. Na drugim miejscu – z powieścią „Inne rozkosze”. Niewątpliwie sympatyczna Grochola ma trzecie miejsce w „malinach” z bardzo reklamowaną książeczką pt. „Zdążyć przed pierwszą gwiazdką”. Napisała też szlagier, który wala się w kioskach po 9,90 zł
życia powieści to „Improwizator”, „O.T”, „Tylko grajek”) i 40 sztuk teatralnych. Andersen nie adresował swoich utworów wyłącznie do dzieci. Przez całe życie pragnął być przede wszystkim autorem dla dorosłych. Mimo baśniowej i z pozoru naiwnej konwen-
sztuka – „Nigdy w życiu”. Obejrzałam to na DVD i uważam, że reżyser z siana zrobił zboże – całkiem niekiepską rzecz. Niestety, w rankingu czytelników „Nigdy w życiu” zajmuje miejsce czwarte i wyprzedza piątego Pilcha – „Upadek człowieka pod Dworcem Centralnym”. Leon Janusz Wiśniewski jest szósty na liście kitów ze swym „szlagierem” pt. „S@motność w Sieci”. Sukces na miarę mongolskiego kolarza w Tour de Mława. Ale giganci reklamy chcą kosić szmal, więc promują dotowane zazwyczaj badziewie, gdzie się tylko da. Jedna z czołowych oficyn, Prószyński i S-ka, może pochwalić się zainteresowaniem swymi książkami przez wydawnictwa zagraniczne. Które z nich doczekają się niebawem obcojęzycznych wydań? Najwięcej zamówień na wykup praw zanotowała (jak twierdzi Prószyński) powieść Janusza L. Wiśniewskiego pt.: „S@motność w Sieci”. W pierwszej kolejności trafi ona do rąk chorwackiego czytelnika za sprawą tłumaczek Kristiny Percic i Maricy Koržinek oraz wydawnictwa Adamić z Rijeki. Prószyński musi mieć siłę przebicia i duży szmal, że tombak zamienia w złoto. Ciekawe, co powiedzą na tę podmiankę Chorwaci... Opowiadania Katarzyny Grocholi „Podanie o miłość” (ósme na liście najgorszych) ukazały się w Rosji nakładem AST Publishers. Ten sam wydawca zakupił prawa do rosyjskiego wydania „Upoważnienia do szczęścia” (dziewiąte miejsce) tejże pisarki. Czy te ruskie i chorwackie księgarnie nie zaglądają na polskie strony internetowe? Najwidoczniej nie wiedzą o tym, że to pierwsza dziesiątka najgorszych polskich powieści! Cóż, reklama czyni cuda! Jeśli oglądamy okładki tych
Także życiorys pisarza zwykło się uwznioślać i retuszować, pomijając niewygodne fakty. Czynił to zresztą sam Andersen w kolejnych autobiografiach, starannie kreując swój wizerunek biednego, ale genialnego dziecka, które z brzydkie-
Andersen, jakiego nie znacie cji w swoich opowieściach podejmował bardzo poważne problemy i w pełni świadomie ujawniał, niekiedy aż po detale, kompleksy wynikające z powikłanej psychiki i niejednoznacznej orientacji seksualnej. Bohaterowie wielu dobrze znanych wszystkim baśni na różne sposoby doświadczają swojej inności, obcości i wykluczenia. W „Małej syrence” na przykład odmienność skazuje bohaterkę na niemożność zaznania miłości i jej fizycznej realizacji. Ze względu na nieletniego adresata, niewygodne fragmenty były przez tłumaczy często usuwane lub zmieniane, niekiedy też dodawano szczęśliwe zakończenie.
go kaczątka przemienia się w końcu w triumfującego pięknego łabędzia. Nie sposób jednak przemilczeć nieznośnych cech osobowości Andersena – hipochondrii, przewrażliwienia na punkcie swojej osoby, chorobliwej ambicji, licznych obsesji oraz wiecznie niezaspokojonej żądzy sławy i uznania, która sprawiała, że mimo osiągniętego awansu społecznego, sukcesu finansowego i składanych mu hołdów, stale czuł się najnieszczęśliwszym człowiekiem w Danii. Skomplikowaną osobowość Andersena w równym stopniu ukształtowała wcześniejsza
powieści w każdym kiosku w każdym mieście, to w końcu zaczynamy wierzyć, że żyjemy w kraju literackich noblistów! Co czynić? Jak to zmienić, żeby gorsze zamienić na porsche? Chłopaki i dziewczęta na wysokich obcasach z gazetki Adasia Michnika, róbcie dalej z tego jajeczka, częściowo nieświeżego, jajecznicę, dodawajcie cebuli, dużo czosnku i pieprzu. Wprawdzie śmierdzieć będzie nadal, ale inaczej. Zastanówcie się jednak, do czego zaprowadzi dalszy pogłębiający się rozdźwięk pomiędzy Waszymi wydumanymi recenzjami i kreowaniem sztucznych mistrzów pióra a preferencjami czytelników. Kto się pierwszy ośmieszy – Wy czy ci, którzy – kierując się Waszymi reklamami – nacięli się na zwyczajne gnioty? Ludzie wszystko kupią! Potem przypieprzą w Internecie, klikając ocenę: „beznadziejna”. A na końcu – przypieprzą Wam. ZOSIA WITKOWSKA
Wiadomość z ostatniej chwili: ranking najgorzej ocenianych książek został zlikwidowany! Na portalu kłótnia jak jasna cholera. Niektórzy z oburzonych czytelników uważają to za wprowadzenie cenzury, inni za wpływ lobby wydawców, pozostali nie kumają, o co biega. A my wiemy! Ostatnio „Gazeta Wyborcza” ogłosiła listę kandydujących do nagrody NIKE. Znajduje się tam prawie połowa książek ocenianych w „Biblionetce” za najgorsze, w tym „Miasto utrapienia” Jerzego Pilcha, felietonisty „Polityki”! W tej sytuacji: negatywne opinie czytelników za łeb, piącha, w glebę i trzy metry piachu! W śmiesznym kraju żyjemy, prawda?! ZW
bieda, kompleksy dotyczące wyglądu, dysleksja i skłonność do depresji, jak i towarzyszące mu od dziecka poczucie rodzinnej hańby. Urodził się w 1805 r. jako syn 22-letniego szewca i o piętnaście lat od niego starszej niepiśmiennej praczki alkoholiczki, dwa miesiące po ślubie (dlatego nadano mu nazwisko matki), miał przyrodnią nieślubną siostrę, jego babka urodziła aż trzy nieślubne córki, ciotka prowadziła dom publiczny w Kopenhadze, a chory psychicznie dziadek był obiektem żartów mieszkańców całego Odense. Do tego wielu biografów dorzuca jeszcze biseksualizm Andersena i wynikającą z tego szczególną wrażliwość. Korespondencja pisarza oraz jego prywatne dzienniki podobno nie pozostawiają wątpliwości, że pociągali go tak mężczyźni, jak i kobiety. Niestety, obiekty uczuć zawsze znajdowały się poza jego zasięgiem. Nigdy nie założył rodziny, z nikim też nie był związany na stałe, przez całe życie mieszkał w hotelach i wynajmowanych mieszkaniach. Zmarł w 1875 r. w Kopenhadze. AK
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r. dnowa w Duchu Świętym, zwana również Odnową Charyzmatyczną, jest ponoć jednym z najprężniej działających ruchów w Kościele katolickim. Nam wypada dodać: „O, Boże Święty”. Początki ruchu charyzmatycznego sięgają 1901 r., a swoje źródło mają we wspólnotach protestanckich. Po Soborze Watykańskim II ruch ten został również zaakceptowany przez Kościół
O
katolicki, co miało być wyrazem jego odnowy i otwarcia na nowe formy ewangelizacji. Charyzmatyków cechuje m.in. głośna, żywa modlitwa; stałym elementem jest zaproszenie Ducha Świętego do prowadzenia spotkań, powtarzane uwielbienie Boga, słuchanie Słowa Bożego czy dzielenie się osobistym świadectwem życia uczestników celebry. A wszystko w bardzo emocjonalnej, czasem ekstatycznej atmosferze.
DUCHOWO CZY DUSZNO? 20 i 21 maja br. na Jasnej Górze miało miejsce XII Czuwanie Odnowy w Duchu Świętym. Jak podaje Katolicka Agencja Informacyjna, w tym roku w spotkaniu uczestniczyło 250 tysięcy członków i sympatyków tego ruchu. Pomiędzy chwytliwymi pieśniami pokolenie JPII dziękowało Bogu za JPII. Ksiądz Wojciech Nowacki, inaugurując spotkanie, nawoływał wiernych do regularnego oddawania czci umiłowanemu
Jezusowi: ,,Codziennie rano, siostro, bracie, zanim włożysz spodnie, oddaj pokłon Jezusowi Zbawicielowi!”. Ze szczytu jasnogórskiego raz po raz padało pytanie: ,,Dlaczego w Polsce ulice naszych miast nie noszą imienia Jezusa Chrystusa, zbawiciela wszystkich ludzi?!”. No właśnie, dlaczego? Skandal jakiś i tyle! WHO BEE Fot. Autor
Nawiedzeni... Jezusem
13
14
Ich pierwsza czytanka yrekcja szkoły w Harrisburgu w Pensylwanii wpadła na pomysł, żeby w ramach akcji „Mój tydzień” prezentować uczniów uczęszczających do zerówki.
D
Kiedy przyszła kolej na Wesleya, przed klasą stanęła jego mama, Donna Busch, i obwieściła, że będzie czytać „ulubioną lekturę” przedszkolaka. Biblię. Zaniepokojona nauczycielka poleciała spytać pryncypała, a ten zabronił, argumentując swoją decyzję rozdziałem religii od państwa. To rozsierdziło panią Buschową i postanowiła wytoczyć szkole proces w sądzie federalnym. Sponiewieranie jej wolności wypowiedzi głoszenia świętego słowa – to
raz, dyskryminacja chrześcijan – to dwa. Mrs Busch nie byłaby tak bojowa, gdyby nie podpuściła jej i nie zaoferowała darmowej obsługi prawnej organizacja broniąca religijnych dewotów – Rutherford Institute. Precedens w podobnej sprawie miał miejsce w roku 1996. W Medford w stanie New Jersey nauczyciel ośmielił się uniemożliwić pierwszoklasiście czytanie kawałków z „Biblii dla początkujących”. Sąd wziął stronę belfra. PZ
Gotuj z Jezusem P
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
ZE ŚWIATA
opularny amerykański dietetyk dr Don Colbert opracował prawdziwą „dietę cud”.
W książkach pt. „Co jadłby Jezus” („What would Jesus eat”) i serii „Biblijna terapia” („Bible Cure”) zdradza zasady żywienia zgodne z chrześcijańskim wezwaniem do umiarkowania w obżarstwie. Autor namawia czytelników, aby szli wzorem Syna Bożego, który nie zwykł był jadać hamburgerów ani chipsów, czyli wzbogacili swoją dietę w naturalne produkty, a zrezygnowali z fast foodów. Naśladowanie dobrych nawyków żywieniowych Chrystusa ma
pomóc cierpiącym na nadwagę Amerykanom pozbyć się niechcianych kilogramów. Specjaliści szacują, że problem otyłości w USA dotyczy ponad dwóch trzecich społeczeństwa – w większości religijnego. Nic więc dziwnego, że oparte na wierze w cud publikacje dr. Colberta znikają z księgarskich półek. Swoją drogą nie trzeba być dietetykiem, żeby wiedzieć, że na spożywanym z umiarem chlebie i rybach raczej się nie przytyje... MW
zbekistan to od kilku lat nowy przyjaciel Ameryki. Nie taki wprawdzie jak Polska (Polaków w Waszyngtonie klepie się pięć razy, Uzbeków – trzy), ale też zasłużony.
U
Busha – cóż to dla niego nagiąć trochę niezłomne zasady supermocarstwa w obronie sojusznika? W Uzbekistanie poddani prezydenta Islama zapomnieli o pokorze i zaczęli się burzyć. Protestujemy prze-
– „Stara Europa”, co to wciąż mąci i spiskuje przeciw juniorowi B.) wyraził głęboki sceptycyzm wobec takiej diagnozy i odważył się zarzucać „liderowi wolnego świata” hipokryzję. Organizacje obrony praw ludz-
Kumpel wuja Sama Prezydent Islam Karimow (na zdjęciu), słońce uzbeckiego narodu, zaoferował Bushowi bazę wojskową w Khanabadzie, za co wypłacono mu w 2002 r. 79 mln dolarów, a w 2004 r. – 10 mln dolarów na „pomoc w zaprowadzeniu porządku i przestrzeganiu prawa”. Karimow świadczy Waszyngtonowi cenne usługi. „The New York Times” zdobył dziennik lotów samolotów CIA lądujących w Taszkiencie. Pasażerami co najmniej siedmiu z nich byli złapani na Bliskim Wschodzie i w Europie podejrzani o działalność terrorystyczną. Owi złoczyńcy odmawiali współpracy z organami USA, więc zafundowano im tanie więzienie w słonecznej Azji, gdzie prezydent Karimow i jego asystenci w małym paluszku mają wyborne metody zachęcania małomównych do zwierzeń. Obecnie oddany przyjaciel największej światowej demokracji znalazł się w biedzie. Na szczęście może liczyć na pomoc i wsparcie Dablju
ciw rządowej korupcji i biedzie – mówią. Ale Karimow ma doświadczenia jako towarzysz Karimow z czasów Breżniewa i nie jest w ciemię bity. Ogłosił światu, że burzą się „islamscy ekstremiści”. Świat miał pewne zastrzeżenia do tej tezy, ale w Waszyngtonie przełknięto ją gładziutko i wyrażono solidarność z druhem w boju z terrorystami. Świat (dokładnie
olacy od lat wiszą u amerykańskiej klamki, dopraszając się większej łaskawości przy wpuszczaniu ich do amerykańskiego raju. Jeśli absolutnie nie da się znieść wiz, to może da się przyspieszyć czas oczekiwania, złagodzić nieco kryteria odmów... Ale Wielki Brat pozostaje nieporuszony. Zdobył się tylko na to, że Polacy (ci z wizą, którzy nie przypadli do gustu urzędnikom imigracyjnym) będą wyrzucani spod progu Ameryki już w aeroporcie chopinowskim, a nie dopiero po przeleceniu Atlantyku. Inne nacje mają w Białym Domu i Kongresie większe względy. Właśnie Arabia Saudyjska, światowa stolica islamu, a nie Polska, doczekała się złagodzenia procedury wizowej przy wjeździe do Stanów. James Oberwetter, ambasador USA w Rijadzie, z satysfakcją obwieścił nowe udogodnienia wizowe dla Saudyjczyków, które zapewnią długoterminowe pobyty saudyjskim biznesmenom i turystom z wizami upoważniającymi do wielokrotnego przekraczania granic USA. Zapewnił
P
kich wskazują stronę internetową Departamentu Stanu, gdzie w jednym miejscu stoi napisane, że uzbecka policja „stosuje rutynowo tortury jako metodę przesłuchań”, a w drugim radośnie informuje o 79 mln dolarów stypendium dla chłopaków Karimowa na umacnianie organów porządkowych. USA popierają prodemokratyczne rozruchy w jednych krajach, a potępiają w innych – twierdzą krytycy. – Waszyngton nie po raz pierwszy odwraca głowę i nie dostrzega brutalnego gwałcenia praw ludzkich. W ubiegłym roku organizacja Human Rights Watch opublikowała 319stronicowy raport dokładnie przedstawiający problematykę dotyczącą stosowania tortur przez organa bezpieczeństwa w Uzbekistanie. Uwięziono co najmniej 7 tys. osób, wiele torturowano, jak np. muzułmanina Muzafara Afozowa, który został żywcem ugotowany. „Tortury są na porządku dziennym” – konstatuje Human Rights Watch. JF
także, że zredukowany zostanie czas oczekiwania na wizę i interview z konsulem. Po złożeniu wniosku o wizę odpowiedź będzie można mieć tego samego dnia! Biznesmeni w turbanach musieli dostać prezent przed rozpoczęciem szczytu amerykańsko-saudyjskiego. Poza tym, jak głosi Mr. Oberwetter, „wizyta Abdullaha, saudyjskiego księcia i następcy tronu, stanowiła zasadniczy przełom w stosunkach bilateralnych”. Czyżby czcigodny Abdullah obiecał, że w saudyjskich szkołach wyznaniowych, madrasach, ograniczy się nieco judzenie przeciw USA i cywilizacji zachodniej? To byłoby chyba zbyt wielkie wyrzeczenie. Pewnie zgodził się pompować trochę więcej ropy, by Amerykanie nie musieli płacić za benzynę prawie tyle co Europejczycy, co umniejsza miłość narodu do Busha. Rodacy! Chcecie do Ameryki bez problemów? Chcecie, by Dablju witał Kwaśniewskiego (albo nawet Kaczyńskiego czy Rokitę) buziakami? To szukajcie ropy! PZ
Szukajmy ropy!
Penis do stopienia S
tarożytni budowniczy kolumn i obelisków mają szczęście, że nie przyszło im żyć w dzisiejszej Ameryce. Mieliby przechlapane.
Brandon Arp i Aric Davenport, 20-latkowie ze stanu Wyoming, gdzie w zimie naprawdę niewiele jest rozrywek oprócz picia piwa i wódki, ulepili na podwórku postument ze śniegu. Nie zdążyli jeszcze go skończyć, gdy sąsiedzi jęli dzwonić na policję: Skandal!
Przecież to istny fallus! Jesteśmy oburzeni, obrażeni!!! Przestępcy zostali ukarani grzywną. O ich ohydnym, niemoralnym występku rozpisują się media. Taki Rubens, gdyby dzisiaj mieszkał w USA, dostałby co najmniej 10 lat za szerzenie pornografii. CS
ż trudno uwierzyć, ale we Włoszech jest ogromna grupa osób, która z utęsknieniem czekała na to, aby „nasz ukochany Ojciec Święty” przeniósł się na łono Abrahama. Ludzie owi mieli już serdecznie dość „nerwówki”, jaką przez kilka ostatnich lat wywoływały liczne doniesienia o tym, że JPII lada chwila umrze. Gdy po raz kolejny okazywało się, że informacje o śmierci papieża są – jak w przypadku Marka Twaina – „przedwczesne i przesadzone”, pojawiały się łzy zawodu,
A
Wymodlone odejście a nawet przekleństwa i złorzeczenia. No, ale 2 kwietnia br. wszystko (dobrze...) się skończyło i sami zainteresowani wraz z rodzinami wreszcie odetchnęli z ulgą. Chodzi o dziesiątki tysięcy włoskich więźniów, których tradycyjnie w związku z wyborem nowego papieża obejmuje amnestia. Oczywiste jest, że kryminalistów w istocie zupełnie nie obchodzi, kto będzie
kolejnym papieżem. Dla nich ważne jest, aby rotacja była możliwie jak najszybsza. Teraz rozumiemy, dlaczego sprawujący swój urząd przez 26 lat JPII nie był ulubieńcem włoskich rzezimieszków i dlaczego modlili się oni o coś wręcz przeciwnego niż Polacy. W końcu („Proście, a będzie wam dane”) włoscy kryminaliści musieli zostać wysłuchani. Z. DUNEK
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r. Rozważania o przyszłości Kościoła katolickiego zawsze zawierają stwierdzenie, że Europa jest zlaicyzowana, ale serce Kościoła bije w krajach Trzeciego Świata, zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej. Istotnie, w tym rejonie świata mieszka 40 proc. katolików. Ale Watykan może się w swych rachubach przeliczyć. Brazylia to jak na razie największe skupisko katolików na świecie. Jednak religijną klientelę bardzo dynamicznie odbierają Kościołowi katolickiemu ugrupowania protestantów, chrześcijańskich ewangelików, a zwłaszcza zielonoświątkowcy. Ich liczba w czasie pontyfikatu Jana Pawła II wzrosła czterokrotnie. Dzieje się tak głównie dlatego, że Brazylijczycy z coraz większą rezerwą odnoszą się do nieżyciowych zakazów i nakazów ortodoksyjnego katolicyzmu watykańskiego. Nie jest to jednak pęknięcie między wiernymi a Kościołem: po jednej stronie linii demarkacyjnej są katolicy oraz ich lokalni duszpasterze, po drugiej – watykańscy hierarchowie. Przepaść między wymaganiami a ich realizacją najostrzej uwidacznia się na płaszczyźnie seksu i reprodukcji. 70 proc. Brazylijek używa środków antykoncepcyjnych. Znana ginekolog brazylijska Albertina Duarte, wypowiadająca się na łamach „The New York Times”, stwierdza, że podczas 35 lat praktyki lekarskiej nie zdarzyło jej się spotkać kobiety, która odmówiłaby środków antykoncepcyjnych z powodów religijnych. „Kościelny zakaz używania kondomów nie funkcjonuje w Brazylii – mówi Jose Roberto Prazeres, psycholog z centrum AIDS w São Paulo. – Razem z duchownymi rozdajemy prezerwatywy”. Wierni gwiżdżą także na nakazy Kościoła w kwestii rozwodów, roli kobiet, celibatu księży i związków homoseksualnych. „Jest hierarchia
kościelna, a jednocześnie jest Kościół, który działa na poziomie lokalnym – twierdzi ogólnie znany i szanowany ks. Valeriano Paitoni, który kieruje schroniskiem dla zarażonych AIDS. – Będzie fatalnie, jeśli Kościół nie znajdzie odwagi, aby sprostać tym wyzwaniom, posłuchać naukowców i dostosować się do świata”. Ks. Paitoni otrzymał w roku 2000 naganę od brazylijskich hierarchów za zachęcanie ludzi do stosowania kondomów jako ochrony przed zarażeniem AIDS.
Taka sytuacja panuje nie tylko w Brazylii. W Hondurasie mieszka 60 proc. ofiar AIDS z całej Ameryki Łacińskiej, a 85 proc. społeczeństwa to katolicy. Jednak lokalni działacze nie myślą przejmować się doktrynami Watykanu. „To niewielki grzech” – mówi Wendy Guerra, koordynatorka „Programu Otwartych Drzwi” katolickiej agencji charytatywnej. Nie wolno im rozdawać kondomów, ale informują, gdzie je można dostać. Abstynencja – watykań-
Kondominium Rosana Soares Ribeiro, dyrektor katolickiego sierocińca w São Paulo, uważa, że ratowanie ludzi jest ważniejsze od posłuszeństwa przepisom watykańskim: „Moje życie należy do Boga, a Bóg nie chciałby, abym pozwoliła, by ktoś został zarażony AIDS. Więc Bóg mi wybaczy pogwałcenie nakazów kościelnych”. „Gdybym był papieżem, otworzyłbym fabrykę kondomów w Watykanie – mówi anonimowy ksiądz brazylijski. – Co za sens słać jedzenie i lekarstwa, skoro pozwala się, żeby ludzie zarażali się i umierali?”. Roseli Tardelli, szef AIDS News Agency, dodaje: „Kościół katolicki pomaga rozprzestrzeniać się pladze AIDS. To niedobrze. Bóg tego nie popiera”.
red May, właściciel firmy budowlanej w Kodiak na Alasce, poskarżył się w kurii archidiecezji Anchorage, że ksiądz Robert Bester kusi go zleceniem na wykonanie robót w kościele pod warunkiem... dania dupy. Bester jest ogólnie szanowanym duchownym z doktoratem, a wcześniej był dyrektorem dystryktu szkolnego i sprawował szereg odpowiedzialnych funkcji w kilku stanach. Zachodziło więc podejrzenie, że budowlaniec zmyśla. Ale nie. Pozwolono mu nagrać rozmowy telefoniczne z duszpasterzem i dzięki temu wiadomo już bardzo dokładnie, w jakich konfiguracjach seksualnych uczony ksiądz zamierzał poużywać Maya. Były też i inne ciekawostki: Bester określał się jako
F
ZE ŚWIATA
ska recepta na niezarażenie się – to tutaj absurd. Żony są zmuszane do seksu przez mężów, a mąż, który nie ma kochanek, to w Hondurasie osobliwość. Propagowanie kondomów dla mężczyzn nie wystarcza, bo nie można ich zmusić do używania. Potrzebne są kondomy dla kobiet. To oczywiście w oczach Watykanu taki sam grzech. Nicholas Kristof w komentarzu w „The Nwe York Times” pisze: „Miejmy nadzieję, że papież Benedykt XVI szybko zda sobie sprawę z tego, że najgorszym skandalem Kościoła nie jest afera księży – przestępców seksualnych. Jest nim watykańska wrogość wobec kondomów, która co dzień owocuje nowymi sierotami po zmarłych na AIDS”. Najwyżsi dostojnicy kościelni zdają sobie sprawę, że brną w ślepą uliczkę, przygotowując grunt pod schizmę lokalnych Kościołów z Watykanem. Ale nie widać, by wyciągali z tego wnioski. Jeden z rzymskich kardynałów napisał swego czasu w eseju: „Albo Kościół zdobędzie się, by zrozumieć ludzi i zawrzeć kompromis z wartościami wyznawanymi przez społeczeństwa, którym chce służyć, albo uplasuje się na marginesie”. Jak się nazywał autor tej trzeźwej opinii? Joseph Ratzinger! PIOTR ZAWODNY
Drakula i opowiadał, że toczy walki z aniołami. Obiekt księżowskiego pożądania przedstawił też kilka czeków otrzymanych od kapłana w ramach zaliczki na rzecz honorariów za sprostytuowanie się. Opowiadając wiernym o swym późnym wyświęceniu, ks. Bester (w wieku 75 lat) ze wzruszeniem mówił: „Wezwanie do kapłaństwa przychodzi w bardzo szczególny sposób. Bóg zsyła je i nie ma na to rady. Powtarzałem Bogu wiele razy: przestań nalegać. Ześlij to na kogoś innego. Ale on nie słuchał. Wreszcie się zgodziłem, lecz nie było to dla mnie łatwe”. Zgodził się, ale pod pewnymi warunkami... TW
Robota za seks
15
Choroba zawodowa ładze diecezji Orange w USA z siedzibą w mieście Yorba Linda przez ponad 20 lat ukrywały przed światem fakt molestowania seksualnego dzieci przez księży.
W
Z dokumentów ujawnionych 17 maja br. wynika, że hierarchia Kościoła katolickiego „uświęconym zwyczajem” przenosiła księży pedofilów z jednej diecezji do drugiej oraz z parafii do parafii. Ochraniano w ten sposób duchownych przed oskarżeniem ze strony lokalnych władz. Ponadto notable kościelni ani myśleli ostrzegać rodziców przed grożącym ich dzieciom niebezpieczeństwem. Księża pedofile uczyli dzieci, prowadzili chórki, przygotowywali do sakramentów i... molestowali. Wśród odtajnionych dokumentów znalazło się ponad 10 tys. listów, notatek i wspomnień piętnastu oskarżonych księży. W grudniu ubiegłego roku doszło do porozumienia między władzami kościelnymi a dziewięćdziesięciorgiem poszkodowanych dzieci. Sąd wydał wyrok, w którym zażądał wypłacenia 100 milionów dolarów odszkodowania.
Podczas śledztwa ujawniono, że hierarchia umieściła jednego z seryjnych gwałcicieli w mieście Tijuana, gdzie miejscowi księża powitali go serdecznie, mimo iż doskonale wiedzieli o jego przeszłości. Kiedy został tam oskarżony o molestowanie dzieci, szefostwo wysłało go do Centrum Rehabilitacyjnego w Nowym Meksyku. Zaoferowano mu także 19 tys. dolarów za rezygnację z kapłaństwa. Pomimo wykrycia tych i innych faktów, Kościół nadal stoi murem za swoimi pasterzami i lekceważąco lub wrogo traktuje rodziny poszkodowanych. W 1986 roku jedna z matek napisała w liście do administratora diecezji – Johna T. Steinbocka (obecnie biskupa we Fresno), że: „Ciężko jest uwierzyć w to, iż nasi duchowi przywódcy świadomie poświęcili dramatyczne przeżycia niewinnych dzieci, aby tylko utrzymać fasadę i dalej żyć w kłamstwie”. ŁUKASZ CZAJA
Inkwizytor a zwolnione przez siebie stanowisko prefekta Kongregacji Doktryny Wiary Benedykt XVI powołał arcybiskupa San Francisco, 68-letniego Williama Lavadę, który jest od dawna jego przyjacielem.
N
Do jego obowiązków jako szefa współczesnej inkwizycji, oprócz kontrolowania, czy żaden z teologów lub księży się nie wychyla, należy prowadzenie śledztw w sprawie duchownych oskarżonych o przestępstwa seksualne. I właśnie dlatego ta nominacja spotkała się z ostrą krytyką amerykańskich organizacji grupujących ofiary księży pedofilów. Twierdzą one, że abp Lavada nie popisał się zbytnią troską o gwałcone dzieci. Zarzuca mu się, że „działał opieszale,
był nieprzyjemny, nawet agresywny wobec ofiar i robił wszystko, aby przestępstwa seksualne pozostały w tajemnicy”. W roku ubiegłym James Jenkins, prezes świeckiej rady, która miała zajmować się nadzorem nad rozpatrywaniem spraw księży pedofilów, na znak protestu podał się do dymisji. – To kompromitacja. Jesteśmy manipulowani” – oświadczył. Abp Lavada określił zarzuty jako „przesadzone”. JF
Diecezja za grzechy iecezja św. Jerzego w kanadyjskiej Nowej Funlandii przestaje istnieć. Dosłownie. A jest to zasługa ks. Kevina Bennetta.
D
Pedofil ów w latach 90. zgwałcił kilkudziesięciu nieletnich chłopców, a ci w roku 2004 wytoczyli diecezji grupowy proces. Właśnie zawarto ugodę z ofiarami, na mocy której poszkodowani mają otrzymać 13 mln dolarów odszkodowania. Biskup Douglas Crosby oświadczył, że wyprzedaż majątku diecezji powinna przynieść dochód na pokrycie większej części tej kwoty. Na sprzedaż idzie wszystko: kościoły, budynki parafialne i ziemia. Crosby wystosował błagalny list do wiernych, prosząc o datki, które pozwolą wykupić z powrotem część tych
obiektów i ocalić szczątki diecezji, ale zdaje sobie sprawę, że szanse są małe: „Ludzie są zdenerwowani, zniechęceni, pozbawieni złudzeń, chcą się wycofać” – konstatuje smętnie biskup. – Wiele obiektów wierni budowali w czynie społecznym, a niektórzy oddawali Kościołowi ziemię. Teraz idzie to pod młotek”. Hierarchia wiedziała o poczynaniach Bennetta, ale nie reagowała. Potem przez lata walczyła w sądzie. „Kościół sam się postarał, by odszkodowanie było wyższe” – stwierdza adwokat ofiar. Ks. Bennett odsiedział cztery lata. TN
16
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
MITY KOŚCIOŁA
Boże Ciało – święto ku czci tzw. Najświętszego Sakramentu, czyli Jezusa zaklętego w opłatku – ma swoje przedchrześcijańskie źródła w misteriach religijnych i tzw. kanibalizmie kultowym. Boże Ciało (Corpus Domini), czyli Święto Ciała i Krwi Chrystusa, należy do grupy świąt dogmatycznych, obchodzonych w Krk od XIII w. Bezpośrednią przyczyną jego ustanowienia były rzekome wizje zakonnicy Juliany z Mont-Cornillon (1192–1258), którą po śmierci kanonizowano. Począwszy od 16 roku życia, Juliana przez 20 lat miała to samo widzenie: ciemna plamka pośrodku tarczy słonecznej. „Stawało jej to natychmiast przed oczami, ilekroć klękała do modlitwy”. W końcu sam Chrystus zinterpretował jej ową wizję, a miała ona wyrażać jego niezadowolenie z powodu braku odrębnego święta kościelnego ku czci Najświętszego Sakramentu. Tych, którzy Julianie nie dowierzali, przekonał dodatkowy „cud”, który wydarzył się w Bolsenie. Jednemu z owych wątpiących – a był on kapłanem – w trakcie mszy św. zaczęły z hostii ściekać krople krwi na korporał, pozostawiając okrągłe znaki podobne do hostii. Kapłan ów pobiegł natychmiast z tą wiadomością do Orvieto, do Urbana IV (traf chciał, że papież akurat bawił w pobliżu) i wyraził przed nim swoją skruchę. Papież „zbadał sprawę” cudu i przekonał się o jego prawdziwości. Nie bez kozery będzie wspomnieć, że zanim Urban IV zasiadał na „tronie Piotrowym” był – jako Jakub Pantaleon – archidiakonem w Leodium (Liege), a więc regionu, w którym „widzenia” miała Juliana. Już wtedy szerzył on kult
eucharystii pojętej jako sakrament pasji Chrystusa i narzędzie zbawiania. Jako pierwszy dał wówczas posłuch opowieściom Juliany (być może sam je sprowokował...), a kiedy został papieżem, natychmiast wypromował swój region, ustanawiając święto Bożego Ciała dla całego Kościoła (wcześniej, od 1246 r., obchodzone było w diecezji Liege). W 1314 r. inny papież – Klemens V – wprowadził obowiązek urządza-
u podstaw tego święta, przez długie wieki zwalczany był w Kościele katolickim jako pogląd heretycki. Aż do początków XIII w. toczyły się w Kościele łacińskim spory o to, czy hostia jest prawdziwym ciałem Chrystusa i czy konsekrowane wino to jego krew. Teoria przeistoczenia (transsubstancjacji) pojawiła się po raz pierwszy na gruncie innowierczym, a mianowicie w związ-
Również św. Augustyn (zm. 430 r.) – jeden z największych szermierzy w walce z herezjami – odrzucał teorię przeistoczenia elementów eucharystycznych pod wpływem słów kapłana w prawdziwe ciało i krew Chrystusa. W jednym z kazań napisał: „Przyjmujemy symbol, który po spożyciu znika, ale czy ciało Chrystusa może zniknąć, czy kościół Chrystusa może zniknąć, czy członkowie ciała Chrystusowego mogą zniknąć?
Święto bogożerców
Fot. Gross
nia w dzień Bożego Ciała procesji z Najświętszym Sakramentem. Jakie są faktyczne źródła istoty święta Bożego Ciała, a więc wiary w literalną obecność Chrystusa w świętej hostii? Okazuje się że dogmat wiary, który znajduje się
ku z eucharystią walentyniańskich markozjan, którzy stanowili sektę gnostycyzującą. Ówczesny Kościół, reprezentowany w tym okresie przez św. Ireneusza z Lyonu (zm. 202 r.), jego czołowego teologa, uznał ów pogląd za „rażące nieporozumienie”.
Z DZIEJÓW KOŚCIELNEJ GŁUPOTY
Żydy, komuchy i rozwody „Talmud, bolszewizm i projekt prawa małżeńskiego w Polsce” to tytuł poniższego, wiekopomnego dzieła ks. dr. Stanisława Trzeciaka, opublikowanego w Warszawie w 1932 roku. Po przeczytaniu „Projektu prawa małżeńskiego” uchwalonego przez Komisję Kodyfikacyjną: Jakkolwiek niektórzy wywodzą ten projekt z pojęć pogańskich o małżeństwie, inni zaś z bolszewickich, to jednak pochodzi on tylko z pojęć żydowskich, z tem jednak zastrzeżeniem, że w bolszewji żydzi wprowadzili już w życie, od listopada 1926 r., prawo małżeńskie, jakie stosowali do niewolników, a w Polsce radzą dopiero wprowadzić w tej formie, jaką mieli dla siebie w starożytności.
Źródłem jednego i drugiego jest Talmud, autorami czy inspiratorami ludzie, jak widać, wychowani i wyszkoleni na rabbinistycznym światopoglądzie, dla których obcym jest zupełnie światopogląd chrześcijański. Prawo Mojżeszowe pozwalało na rozwód, nie określając ściśle wymaganej przyczyny. Z czasem wyrobiła się praktyka oparta na tłumaczeniach rabbinów, że mąż mógł zupełnie dowolnie żonę oddalić. Tu widzi się cały obraz nędzy moralnej, płynącej z poniżenia kobiety. Szkoła Szamaja, chcąc złemu przynajmniej zaradzić, uczyła: „Można się ze swoją żoną tylko wtedy rozwieść, jeśli się znalazło w niej coś szpetnego”. Szkoła Hillela mówi: „Nawet gdyby mu zupę przesoliła”. R. Akiba mówi: „Gdyby znalazł jakąś drugą, która
Bynajmniej!”. Raptem kilka wieków później katolicyzm miał już jednak diametralnie inny pogląd w tej sprawie. Na IV soborze laterańskim w 1215 r. odrzucano naukę Berengara z Tours, która zaprzeczała realnej obecności Chrystusa
ładniejsza jest od niej”. Powodem do usunięcia żony była jeszcze bezpłodność, której winę zawsze przypisywano żonie. Wierne odbicie tego talmudycznego prawa znajdujemy w art. 54: „Małżonkowie powyżej 25 lat nie mający wspólnego małoletniego potomstwa zdolni do działań prawnych, mogą za wspólną zgodą po trzyletnim trwaniu małżeństwa wystąpić do sądu o rozłączenie (separację) bez podania powodów”. A zatem Rabbi Akiba nie powstydziłby się swoich uczniów z warszawskiego Sanhedrinu. Zdziwiłby go tylko ich liberalizm i pewne niedociągnięcia prawnicze przy niedoskonałej znajomości Talmudu. Kiedy bowiem starzy rabbini wymagali lat dziesięciu na stwierdzenie bezdzietności i przypisywali winę żonie, to nowi polscy poprzestają na trzechleciu. Zdziwić to musi każdego, skąd ta nadzwyczajna łączność Talmudu z „Projektem prawa małżeńskiego” i wzorowanie się na Talmudzie. Zagadnienie to wyjaśni nam współudział kilku żydków ze świeżym protestanckim „szyldem” w opracowaniu „Projektu”, z których nawet jeden jest sekretarzem
w komunii św. i głosiła, że eucharystia to tylko wspomnienie o ofierze Chrystusa. W odpowiedzi na tę naukę sobór użył pojęcia „istotowe przeistoczenie” eucharystycznych postaci w ciało i krew Chrystusa. Niewątpliwie o wiele łatwiej jest przyciągnąć i zafascynować wiernych „prawdziwym ciałem” Chrystusa, niż tylko zaprosić do kościoła na symboliczną ucztę, tak jak to w wieczerniku zrobił Jezus przed swoim pojmaniem i śmiercią. Sakramentalne zjadanie „bożego ciała” (teofagia) nie jest na gruncie religii konceptem katolickim. Wyobrażenie to sięga swymi korzeniami kultycznej antropofagii, czyli rytualnego kanibalizmu, choć tamte święte posiłki nie były jeszcze tak wykwintne i wysublimowane jak katolicka komunia. Kanibale – ludożercy i bogożercy – wierzyli, że przez jedzenie ciała i picie krwi określonej istoty wchodzą w posiadanie owych nadnaturalnych mocy, którymi dysponowała ona za życia. Myśl ta stanowiła istotę dramaturgii kultowej misteriów ku czci Dionizosa, Izydy, Ozyrysa, Attisa, Mitry i innych bóstw, którzy najpierw ginęli, a potem – jak głosił mit – zmartwychwstawali. W Egipcie kapłani piekli specjalne ciastka, które po poświęceniu miały się przeistaczać w ciało Ozyrysa. Podczas komunii w misteriach eleuzyńskich spożywano boga pod dwiema postaciami – poświęconej mąki i boskiego napoju, podobnie zresztą jak w mitraizmie czy u barbarzyńskich Azteków, którzy w trakcie niezliczonych procesji ulicznych nosili lub wozili owych konsumowanych bogów. Podobnie – jak ujął to z wielką fantazją jeden z katolików – „obnosi się w Boże Ciało Jezusa eucharystycznego, który mimo że ukryty w monstrancji, wychodzi przecież z kościołów i, tak jak niegdyś po Ziemi Świętej, wędruje po polskich drogach i ścieżkach”. ARTUR CECUŁA
komisji kodyfikacyjnej. Umieją oni swojego bronić, a umieją również i swoje w różny sposób przemycać do pojęć narodów, wśród których żyją. Pod osłoną tolerancji, równouprawnienia i liberalizmu przeprowadzają swe plany, wnosząc ducha rozkładu do narodów i społeczeństw chrześcijańskich i dążą celowo do zniszczenia ich kultury i wiary. Autorzy tego „Projektu” już to żydowskiego pochodzenia, już też owiani duchem żydowskim, kuszą rząd Polski, by ten „Projekt” przyjął i w życie wprowadził. W każdym razie sternicy Państwa Polskiego, jeśliby się zastanawiali nad owym „Projektem”, to muszą uświadomić sobie, że właściwie mają do rozstrzygnięcia kwestję, czy porzucić naukę Chrystusa, czy przyjąć naukę rabbinów? Musi się zatem Naród otrząsnąć „z obcych agentur” i czuwać, bo niebezpieczeństwo wielkie zewsząd mu zagraża. Wróg zakonspirowany przygotowuje atak na podstawy państwowości Polski, dążąc najpierw do zatrucia jej ducha. Ks. STANISŁAW TRZECIAK Oprac. PSz
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
HEDONIŚCI CZY SŁUDZY SZATANA
Rzymscy papieże (27) Papież Grzegorz w swoich dziełach zupełnie poważnie rozważał kwestię, czy kapłan, który się onanizuje, powinien rozdawać komunię. Inny „następca Chrystusa” był poganinem. Nic zatem dziwnego, że zbliżały się czasy papieża... kobiety. Po śmierci Gelazego skończył się w miarę braterski dialog między hierarchami i rozpoczęła się zaciekła wojna o „tron Piotrowy”. Papiestwo musiało odwołać się do arbitrażu cesarza Teodoryka Wielkiego. Schizma między Rzymem a Konstantynopolem stała się faktem. Kolejny papież, skłócony z Konstantynopolem Anastazy II (496–498), tak prowadził Kościół, że Dante złośliwie umieścił go w piekle („Boska Komedia”). „Czasy nie sprzyjały już braterskiemu dialogowi. Nawet jeśli pragnął tego papież, kler odrzucał tę możliwość. W jego oczach ważne było wyłącznie potwierdzanie zwierzchniej pozycji. Płonił się za tego słabego papieża, potępiał go. Śmierć Piotrowego następcy przyniosła rzymskiej hierarchii kościelnej prawdziwą ulgę. Stało się to 19 listopada 498 roku. Nikt nawet nie podejrzewał, że odejście Anastazego pogrąży Rzym w poważnym kryzysie” (Jean Mathieu-Rosay). Papieżem został archiprezbiter Wawrzyniec (498–514), ale tego samego dnia większość duchowieństwa wybrała diakona Symmachusa (Symmach). I tak zaczęła się nowa wojna papieży. Przez kilka lat zwolennicy Wawrzyńca toczyli krwawe bitwy ze zwolennikami Symmacha i dopiero Teodoryk (ostrogocki król Italii) położył kres tym waśniom. Jak to się stało? „Poprosił Wawrzyńca o oddanie Symmachowi wszystkich kościołów i opuszczenie miasta. Wawrzyniec usłuchał, zamieszkał w posiadłości przyjaciół i tam godnie dopełnił żywota. W ten sposób zakończyła się wojna papieży, która, niestety, była w dziejach Kościoła jedną z wielu” (op.cit.). Chociaż król sprzyjał nowemu papieżowi, nie mógł jednak przymykać oczu na jego cudzołóstwo, otwarte afiszowanie się z damami lekkiej konduity i prowadzenie życia niegodnego „następcy” Chrystusa. Przestraszony papież natychmiast schronił się w Bazylice św. Piotra, co wielu uznało za przyznanie się do winy. Nigel Cawthorne podaje, że trzykrotnie próbowano postawić Symmachusa przed kościelnym sądem, lecz ten nie stawiał się, argumentując, że żaden sąd ludzki nie ma prawa sądzić papieża. Podczas rozprawy w rzymskim senacie doszło do rozruchów. W wyniku tego zamieszania śmierć poniosło wielu chrześcijan, a „nawet pobożne
w papieżu człowieka całkowicie podporządkowanego jego polityce – w zamian oferował ochronę, poparcie i majątki. W 527 roku cesarz Justynian I zakazał wybierania na biskupów księży posiadających dzieci, a papież bez szemrania zaaprobował jego żądanie, chociaż część żonatego duchowieństwa była niezadowolona z tego polecenia. Feliks IV – nowy papież, który w niektórych źródłach występuje jako Feliks III – panował w latach 526–530, a po jego przewlekłej chorobie i przedwczesnej śmierci znowu wybuchły zamieszki. Kler podzielił się na dwa obozy i znów przez pewien czas panowało dwóch papieży: Dioskur z Aleksandrii (530 roku), zwolennik Bizancjum, oraz Bonifacy II (530–532), poplecznik
kobiety i dziewice wyciągano z klasztorów i domów, obnażano i biczowano na ulicach”. Papież Symmachus (498–514), co Kościół skrzętnie ukrywa, był... poganinem. Po śmierci kanonizowano go (!), mimo że jeszcze za życia oskarżony był o brak pobożności, rozwiązłe stosunki z kobietami i nadmierne szafowanie majątkiem Kościoła. Nowy papież otrzymał od Teodoryka możliwość nadawania biskupom palium, tzn. długiego wełnianego płaszcza, który Grzegorz I stanowił atrybut biskupa. Później pieniądze pobierane od biskupów za przyznanie palium składały się papieskie dochody. 20 lipca 514 roku jednogłośnie wybrano na papieża Hormizdasa (514–523), który zasłużył się tym, że szybko doprowadził do zakończenia trzydziestoletniej schizmy. Pod wpływem cesarza Justyniana Kościół Wschodni musiał przyznać, iż „święta wiara katolicka” była zawsze strzeżona przez Rzym, który nigdy nie splamił się herezją. I tak papież zniósł kościelny rozłam, wymuszając na Konstantynopolu uznanie swego prymatu wyrażone w tzw. Formule Hormizdasa: „Uznaję Święty Kościół Boży, Kościół starego i nowego RzyGotów. Trzy tygodnie po elekcji Diomu, za jeden i ten sam, za siedzibę skur zmarł w niewyjaśnionych okoapostoła Piotra, a stolicę Bizancjum licznościach, a Bonifacy II natychza jedną i tę samą. Wyznaję tę dokmiast ekskomunikował swego kontrynę, której strzeże papież, potępię kurenta. Nowym papieżem został zaś wszystko, co on potępi”. zwyczajny kapłan z kościoła św. KleTe zasługi Hormizdasa spowomensa i przybrał on imię Jana II dowały, że został on uznany za świę(533–535). tego, chociaż przed przyjęciem święZarówno pontyfikat Jana, jak ceń miał żonę i syna – późniejszei jego następców – Agapita I go papieża Sylweriusza (536–537). (535–536), Sylweriusza, Wigiliusza (537–555) oraz Pelagiusza ¤¤¤ (556–561) – przypadał na trudny Po śmierci Jana I (523–526), okres tak zwanej wojny gockiej, któktóry z powodu konfliktu z Teodora rozpoczęła się po śmierci Teodorykiem Wielkim przebywał w areszryka Wielkiego. Miała ona duży cie domowym (pod karą śmierci nie wpływ na losy Kościoła, bowiem cewolno mu było opuszczać dworu krósarz bizantyński Justynian wyprawił lewskiego), król Ostrogotów postaswoich wodzów Belizariusza i Nanowił sam wybrać papieża. Jego rorzesa na podbój Italii. Ostrogoci zodzona córka, księżniczka Amalastali niemal całkowicie wytępieni, swinta, podsunęła mu diakona Fea Italia zrujnowana i spustoszona. liksa. Potulny kler bez słowa sprzePod rządami Narzesa jako egzarciwu zaakceptował kandydata włachy (zarządca prowincji z ramienia dzy świeckiej. Bardzo często się zdacesarza) papieski Rzym z wolna trarzało, że o wyborze następcy Piotra cił dotychczasowe znaczenie. decydował cesarz, który chciał mieć
¤¤¤ W VI wieku na nominacje papieskie coraz większy wpływ miały kobiety. Szczególnie „zasłużyła” się pod tym względem wspomniana już Amalaswinta, córka Teodoryka; Antonina, żona generała Belizariusza, a także Teodora, słynna prostytutka, która w 527 roku poślubiła cesarza Justyniana, zwanego później Wielkim, gdyż przez 38 lat panowania okazał się odnowicielem imperium, wybitnym prawodawcą i administratorem. „Przed małżeństwem z Justynianem, Teodora – córka cyrkowego niedźwiednika – jeździła konno w cyrku, słynna była ze swej rozwiązłości. Następnie, podobnie jak jej starsza siostra, była znaną i cenioną prostytutką w Aleksandrii i w Konstantynopolu. Prokopiusz z Cezarei, historyk okresu rządów Justyniana, podaje wiele przykładów rozpusty i perwersyjnych zwyczajów przyszłej cesarzowej. Kiedy Teodora zostaje żoną cesarza, z gorliwością walczy z występkiem i zmysłowymi uciechami. Męczyła na torturach swych licznych kochanków, a pięćset prostytutek zamknęła w specjalnym domu pokuty, gdzie bat i pejcz były podstawowymi narzędziami rehabilitacji” (Andrzej Rodan, „Historia erotyki”). I tak neofitka i sadystka (osobiście karała krwawą chłostą swoje służące za opieszałe wykonywanie jej poleceń) stała się gorliwą chrześcijanką i zaczęła rządzić Kościołem za przyzwoleniem swego męża. Teodora pozbawiła władzy papieża Sylweriusza (syna papieża Hormizdasa), a jego następca z woli cesarzowej nakazał zagłodzić go na śmierć. Wcześniej zarzucono mu zdradę, pozbawiono papieskich szat i zdegradowano do rangi mnicha. Ale największą klęskę poniosło papiestwo za Pelagiusza wyznaczonego na urząd przez cesarza (a w zasadzie przez jego żonę, Teodorę). Od tej pory przez prawie dwieście lat wszyscy kolejni papieże musieli być akceptowani przez cesarzy. Jeśli władca nie wyraził zgody na kandydata – nie mógł on sprawować funkcji i biskupi musieli zgłosić następnego. Był to pomysł Teodory, która w ten sposób z powodzeniem ograniczyła papieską władzę. Za czasów papieża Jana III (561–574) rozpusta wśród duchowieństwa stała się tak nagminna, że synod w Tours w 567 roku „wprowadził benedyktyńską regułę, zabraniającą mnichom spania po dwóch w jednym łożu. Kilka wieków później tę samą zasadę wprowadzono w stosunku do mniszek. Zdecydowano również, że każdy duchowny przyłapany z żoną w łożu będzie na rok pozbawiony habitu i ekskomunikowany. Ale ponieważ synod
17
przyznał, że w całym świecie chrześcijańskim trudno byłoby znaleźć duchownego bez żony czy choćby kochanki, to można wątpić, czy rozporządzenie to przyniosło pożądane skutki” (Cawthorne). Biskupi i kapłani nadal otwarcie żyli z żonami i kochankami. Jeżeli już kogokolwiek spotykała kara, to jedynie kobiety. Wiele z nich za grzech cudzołóstwa z kapłanem skazywano na karę stu batów. System kar za te przewinienia zaostrzono następnie i „udoskonalono”. Sto lat później, za czasów pontyfikatu Eugeniusza I (654–657), „święty synod” w Toledo w 653 roku przewidywał... sprzedaż księżych żon jako okrytych grzechem rozwiązłości. Odrębny rozdział poświęcił synod księżym dzieciom i postanowił, że „(...) nie tylko nie mogą dziedziczyć po rodzicach, lecz mają na zawsze pozostać niewolnikami Kościoła, w którym sprawowali władzę ich ojcowie, okryci hańbą ich spłodzenia”. Tak więc wszyscy synowie i córki księży mieli być niewolnikami Kościoła na wieki wieków (servi suae erunt ecclesiae in saecula saeculorum). Duchowieństwu synodowe postanowienia wcale nie przeszkadzały. Jeszcze gorzej było w wiekach następnych, kiedy to klasztory zamieniano w burdele, a większość zakonnic chodziła z brzuchami. Tu i ówdzie jednak żonaci księża byli bici, wtrącani do więziennych cel klasztornych (specjalnie przystosowanych dla opornych), odbierano im mienie, a nawet zabijano. Melanchton pisał, że w ten sposób zamordowano wielu uczciwych księży z powodu „pobożnego małżeństwa”. Papież Zachariasz (741–752) w połowie VIII wieku obiecywał Frankom i Galom, że jeśli wyeliminują żonatych księży, to mogą oczekiwać od Boga samych dobrodziejstw: „W ten sposób żaden naród wam się nie oprze, wszystkie narody pogańskie wam ulegną i zostaniecie zwycięzcami, a do tego jeszcze posiądziecie życie wieczne”. Te wszystkie zamachy na naturę człowieka usankcjonował papież Grzegorz I (590–604), który wkrótce po wyborze wydał edykt nakazujący kapłanom celibat, czyli bezżenność. Wówczas oznaczało to przede wszystkim wyrzeczenie się przez tysiące księży i biskupów dotychczasowych żon i dzieci. Papież nakazał natychmiast odprawić precz z kościelnych włości „ten diabelski pomiot”. Grzegorz I miał w ogóle hopla na punkcie seksu. W swoich dziełach zupełnie poważnie rozważał drażliwą kwestię, czy kapłan, który się onanizuje, powinien dawać komunię. I w ten sposób powoli zbliżamy się do wstydliwie przemilczanej karty Kościoła rzymskokatolickiego. Do pontyfikatu papieża... kobiety. Była nią papieżyca Joanna. Ale o tym w następnym odcinku. ANDRZEJ RODAN
18
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Życie przerosło kabaret Wszystkim, którzy uważają, że jedynym panaceum na poprawę własnej sytuacji materialnej jest rozwiązanie obecnego Sejmu i rozpisanie nowych wyborów, w wyniku których do władzy dojdą ugrupowania prawicowe o rodowodzie solidarnościowym – chciałbym coś przypomnieć. Takowe już rządziły, a efekt ich rządów był więcej niż wątpliwy (podobnie jak obecnie: bogaci stawali się jeszcze bogatsi, a biedni – biedniejsi). Myślę, że najlepszym przykładem zupełnej nieudolności rządu była ekipa premiera Buzka z oberpremierem Krzaklewskim na czele, zwana „Teraz, k...a, My”. Ekipę tę zwano superkabaretem. Czy słusznie? Niech Czytelnicy sami to ocenią. Zacznijmy od konkordatu. Przykład: zapis, iż Kościół będzie współdecydował o wysokości swoich podatków. Jako żywo przypomina to fragment skeczu „Na wyrębie” z kabaretu „Dudek”, w którym na pytanie grzybiarza: „Podatkami was nie gniotą?”, robotnik leśny odpowiada: „Coś pan zgłupiał? Sami siebie?!”. Fragment skeczu „Ucz się, Jasiu” ilustruje ględzenie buzkowców o konieczności budowy gazociągu na dnie Bałtyku. (Na pytanie majstra: „A do czego jest dana rura?”, Jasio odpowiada, że dana rura jest... do niczego!). Inny fragment tego skeczu odpowiada żałosnym próbom szukania tzw. haków na Wałęsę i Kwaśniewskiego przez podwładnych min. Pałubickiego – w pewnym momencie majster radzi klientowi: „Kombinuj pan, kombinuj!”. W „Kropce nad i” ówczesny oberpremier Marian Krzaklewski zakwestionował wyniki OBOP-u, przedstawione przez Monikę Olejnik. Stwierdził, że są niewiarygodne, ale on ma
Pani pozna Pana Spokojna, uczciwa wdowa z własnym domem, 67/152 szuka dobrego przyjaciela, do lat 75, bez nałogów, z samochodem, w celu wspólnego zamieszkania. Województwo śląskie (1/a/21) Panna, zodiakalny Byk, 48/157/48, szczupła blondynka z wyższym wykształceniem, o zdrowych poglądach i z poczuciem humoru, lubiąca kino, dobrą lekturę, uprawiającą turystykę krajową i zagraniczną, otwarta na inne pasje, pozna Pana o podobnych walorach i zainteresowaniach. Bielsko-Biała (2/a/21) Pan pozna Panią Samotny emeryt, uczciwy i kulturalny, pozna Panią do 62 lat, najchętniej ateistkę z Łodzi lub okolic. Odpowiedź na każdą zdecydowaną i poważną ofertę gwarantowana. Łódź (1/b/21)
prawdziwe. Następnie przedstawił... te same wyniki sondażu, tyle że z nieco innym komentarzem... Od razu przypomniał mi się pamiętny benefis Z. Laskowika i B. Smolenia z Opola! Robotnik po zameldowaniu, iż traktor ma zepsute koło, został pouczony przez Laskowika, aby w przyszłości mówił, że trzy koła są dobre. Gdy stwierdził, że to przecież na jedno wychodzi, usłyszał od Laskowika: – Ale jak to brzmi!
Gdy słuchałem idiotycznych wypowiedzi posłów AWS, gorących orędowników ustawy uwłaszczeniowej, zwanej ponurym snem nawiedzonego profesorka z Lublina, wspomaganego przez szurniętego posła z Wrocławia – przypomniał mi się stary szmonces żydowski. Jeden Żyd mówi do drugiego: – Abram, czy ty mnie oddasz te 500 zł, które tobie pożyczyłem w chwili słabości? – Co mam tobie nie oddać?! Tyle że u mnie mocno krucho z gotówką. Ale ja jestem człowiek honoru
Niepełnosprawny emeryt, wolny, samotny i bez nałogów, 62/173/85, poślubi niepalącą Panią z woj. śląskiego lub ościennego. Mile widziane prawo jazdy. Świnna (2/b/21) Kawaler-antyklerykał, zodiakalny Byk, 43/183/85, bez zobowiązań, stały dochód i praca, wszechstronne zainteresowania, pozna niepalącą Pannę do 40 lat, zdecydowaną na stały związek. Koszalin (3/b/21) 38-letni kawaler, 176 cm wzrostu, rencista ze średnim wykształceniem, o wszechstronnych zainteresowaniach, pozna Panią do 42 lat z woj. dolnośląskiego. Żarów (4/b/21) Wolny, przystojny 41-latek z wyższym wykształceniem, miłośnik zwierząt, przyrody i podróży zagranicznych, pozna kulturalną i niezależną finansowo Panią o interesującej osobowości. Łódź (5/b/21) Inne Wdowa, lat 67, bardzo samotna, pragnie chociaż korespondencyjnie poznać przyjaciół, aby porozmawiać na temat życia i śmierci. Włocławek (1/c/21)
i zaraz coś wymyślę. Ty znasz ten wysoki las, co rośnie aż do samej rzeki? To ja tobie jego darowuję bez nijakiej dopłaty. Ty sobie zerżniesz te drzewa i zarobisz więcej, jak te głupie 500 zł i procenty od nich! – Zaraz, zaraz! Na niego Lejzor kwity własnościowe posiada i on nie da nic rżnąć! – Pewnie jakieś pofałszowane te kwity. Bo ja słyszałem od cadyka, że wszystkie lasy zrobił Jahwe, a o żadnych kwitach cadyk nic a nic nie mówił. Ty bierz tego lasa i my będziemy skwitowane, a jak Lejzor nie da tobie rżnąć, to ty jemu powiedz, coby się procesował z Jahwe! Jeszcze jednym dowodem na to, że „fachowcy” z „Teraz, k...a, My” czerpali pomysły z komuszych kabaretów, była ich piosenka instruktażowa „Co by tu jeszcze spieprzyć” autorstwa W. Młynarskiego, głównego tekściarza w „Dudku”. A skoro już jesteśmy przy piosenkach... Po ostatnich wyborach hymnem AWS-u zostało tango „Ta ostatnia niedziela”. Po tej niedzieli wyborczej do chóru prawdopodobnie dołączy SLD, a za cztery lata tango będzie śpiewane na trzy głosy. Trzecim głosem zaśpiewają prawdopodobnie połączone chóry PO i PiS! Chociaż czy to będzie trzeci głos? Wszak PO i PiS to dawny AWS! Mówiąc o tym, iż obecni politycy (i ci z lewicy, i ci z prawicy) zabierają chleb satyrykom, nie można nie wspomnieć o największym kabarecie na świecie, w którym trwa nieustający spektakl. Oczywiście mam na myśli Sejm RP. Jest to kabaret superabsurdu. Niektórzy aktorzy tego przedstawienia posługują się tak absurdalnymi tekstami, że niekwestionowany mistrz tego gatunku może nabawić się kompleksów. Henryk Woźniak, Zamość
Kobieta – świadek Jehowy, nawiąże kontakt z osobami, które chcą porozmawiać na tematy duchowe. Piekary Śląskie (2/c/21) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,30 zł i wysłać na nasz adres. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,30 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
ak bumerang powraca kwestia powstania życia na Ziemi. Czy powstało ono przez przypadek (na drodze ewolucji), czy może zostało zaprojektowane przez Boga – Stwórcę? Uczciwie należy powiedzieć, że współczesna nauka nie rozporządza żadnymi dowodami na istnienie w przeszłości procesu ewolucji. Jeśli takowe się pojawiały, w końcu zawsze okazywały się sprytnie spreparowanymi falsyfikatami, jak chociaż-
J
Tam, gdzie jest inteligencja, tam jest też osoba Boga i Stwórcy. Celowość działania też jest dowodem istnienia Stwórcy. Człowiek wykorzystuje tylko 10 proc. pojemności swojego mózgu, pozostałe 90 proc. jest zablokowane. Dlaczego? Opierając się na Biblii, należy odpowiedzieć, że ze względu na grzech i odstępstwo człowieka. Stwórca ograniczył też długość naszego życia. Z Biblii wynika, że kiedyś ludzie żyli po kilkaset lat. I faktycznie, tyta-
Kto stworzył? by słynny człowiek z Piltdown, którego przez 40 lat uważano za brakujące ogniwo. Skamieniałości pochodzące z wykopalisk dowodzą, że wszystkie gatunki na Ziemi pojawiły się nagle, kompletnie już ukształtowane, co przemawia za stwarzaniem, a nie za ewolucją! Mimo to wielu naukowców kurczowo trzyma się teorii ewolucji. Liczne formy życia na Ziemi nie mogły powstać za każdym razem przez przypadek, bo nie przypadek wreszcie, ale prawa rządzą światem, o czym dzieci uczą się na lekcjach fizyki już w szkole podstawowej. Skoro istnieje prawo, to musi też istnieć prawodawca. To po pierwsze. A po drugie, po jakie licho ślepa i nieczuła ewolucja miałaby nas wyposażać w umiejętności kochania, mówienia, tańczenia i abstrakcyjnego myślenia? Te umiejętności posiadamy dzięki odpowiedniemu programowi, jaki został zakodowany w naszych genach. Prawodawca i Programista człowieka i reszty świata jest więc mądry i inteligentny.
niczna praca współczesnych naukowców, np. Leonarda Hayflicka, Carol Greider, Aleksieja Ołownikowa i innych wykazała, że mamy zablokowany jeden z genów regulacyjnych, co skutecznie skraca nasze życie. Z tej samej Biblii wynika, że pełen miłości Bóg Stwórca z czasem odblokuje nasze geny, zwróci nam utracone 90 proc. inteligencji i stworzy ludziom warunki do życia... wiecznego! Gdy zapytać „sceptyka”, kiedy chciałby umrzeć, ten zazwyczaj ma poważne kłopoty z wyznaczeniem daty własnej śmierci. Okazuje się, że chciałby żyć bardzo długo – może nawet wiecznie. „Bóg włożył pragnienie życia wiecznego w serce człowieka” – podaje Biblia. Wydaje się jednak, że problem życia wiecznego najlepiej zobrazował astronom Robert Jastrow, gdy stwierdził: „Dla ludzi pełnych życiowej pasji życie wieczne byłoby błogosławieństwem, dla wiecznie nudzących się – byłoby przekleństwem”. Ryszard Dowkan
Constarnacja „Obyś żył w ciekawych czasach” – powiedział ktoś dla hecy, nie zdając sobie sprawy z faktu, iż właśnie rzuca klątwę na całą ludzkość. Nie ma co czarować – czasy mamy arcyciekawe, choć do końca nie wiadomo, czy to dobrze. Filozofowanie zostawiam śp. Kantowi, bo rzecz będzie o czym innym. Znakiem tychże czasów są już nie tylko superinteraktywne gry komputerowe, których bohaterowie mają trzy lub cztery życia, ale i modyfikowane genetycznie warzywa (patrz: dynia tak ogromna, że bez trudu mogłabym w niej wydłubać karetę dla Kopciuszka). Poza uczestnikami wirtualnych strzelanin kilka żywotów mają już nie tylko, jak się okazuje, kurczaki. Dzięki dziennikarskiej prowokacji mogłam się dowiedzieć, co jestem uprzejma konsumować. Od dawna podejrzewałam, że to żaden interes wyprodukować np. żywiecką, a kiedy zacznie się psuć – wyrzucić. Czasy mamy ciężkie, więc nic nie ma prawa się marnować, a już na pewno nie żywność. A po co do Etiopii
wysyłać, skoro lokalne baranki, nie wyłączając mnie, zjedzą wszystko? Biznes jest biznes, a „lajf is brutal end ful of zasadzkas” – jak mawia polonistka mojej córki, oddając dyktanda. Żołądek przyjmie prawie wszystko, ryzyko jest wkalkulowane w cenę, choć organów do transplantacji na medycznym rynku brak. Rzecz jednak nie tylko w tym, że jemy spleśniałe wędliny, które mogłyby na własnych nogach opuścić sklepowe półki, jakby tak jeszcze kilka dni zaczekać, lecz w tym cały jest ambaras, że nie ma chętnych, by paść na kolana i walnąć głową o podłogę, wrzeszcząc przy tym tak, aby cały naród usłyszał: mea culpa! Ale to byłoby samobójstwo, więc natychmiast znaleźli się ochotnicy, którzy mają dość odwagi, by próbować zastraszać dziennikarzy, którzy aferę wywęszyli (sic!). Tu już nie idzie nawet o tupet, ile o głupotę, bo zamiast prostych, magicznych słów „przepraszam, więcej nie będę”, pozostała Constarnacja, przepraszam: konsternacja. MS
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
LISTY Dialog po polsku Jest 22.05.2005 r., godz. 23.45. Oglądam „rozmowę” dwóch naszych byłych prezydentów. Dialog wołu z prosięciem to szczyt dobrego tonu i porozumienia w porównaniu z audycją Barbary Czajkowskiej. Pomijam ogniste wypowiedzi „pana Prezydęta” Wałęsy, który jak dawniej niczego nie rozumiał, tak i dziś niczego nie pojmuje. Jest zakochany w sobie i potrafi mówić jedynie o sobie, o swoich przymiotach, martyrologii, męstwie i czort jedyny wie, o czym jeszcze – tylko nie na temat. Nietaktem tradycyjnie popisała się prowadząca program. Ot, chociażby „zapominając”, że tytuł prezydenta przysługuje także gen. Jaruzelskiemu. Gdy ogłaszano stan wojenny, byłem nastolatkiem. Nikt nie zrobił krzywdy mnie ani moim bliskim. Szkoda było prywatek – z powodu godziny milicyjnej trzeba było kończyć imprezy przed godz. 22. Natomiast koledzy z podwórka zafascynowani Solidarnością potrafili klepać teksty w stylu: „Kto nie z nami, ten przeciwko nam”. Wspaniałe, jakże wielkoduszne i szlachetne. Już kilka razy miałem chęć wyłączyć telewizor, ale jakoś dotrwałem. Gorzej jest, gdy na wizji pojawiają się Kaczyńscy, Rokita czy Giertych. Wtedy przestaję się denerwować, zaczynam się bać. Ponad 20 lat temu nie bałem się. Różnie bywało, ale się nie bałem. To chyba też kwestia zaufania. Gdy słucham wyżej wymienionych, nie ma mowy o jakimkolwiek zaufaniu. Tak nawiasem – klasa też jest potrzebna. A tę jak zwykle pokazał generał Jaruzelski. Wyobrażacie sobie postawy naszych prawicowych bohaterów po obrzuceniu taką ilością błota? Piotrek
„Partnerstwo” W piątek 20 maja br. mieliśmy w szkole zadanie zrobienia listy dziesięciu najbardziej imponujących naszym zdaniem przywódców. Podejrzewałem, że pierwszym kandydatem będzie JPII i rzeczywiście moja partnerka zaproponowała tę postać. Nie chciałem się kłócić, właściwie miałem to w nosie, niech będzie szczęśliwa. Przyszło mi jednak do głowy, żeby umieścić na tej liście samego Jezusa, który powinien zdetronizować każdego papieża. Zaproponowałem tę postać, a nawet odważyłem się zasugerować, że Jezus powinien zająć miejsce wyższe niż Wojtyła. Ku mojemu niemałemu zdziwieniu, partnerka stwierdziła, że Jezus NIE POWINIEN znaleźć się przed papieżem, m.in. dlatego, że JPII prowadził dialog z innymi religiami, a Jezus... nie. Ja na to, że Wojtyła nie jest taki święty i też ma swoich krytyków, którzy zarzucają mu m.in. ukrywanie pedofilów w Rzymie. Na to się dowiedziałem, że każdy
z osobna powinien rozważyć, czy wolno skazywać ludzi na śmierć, „bo 25 lat w więzieniu za gwałcenie dzieci to jakby już wyrok śmierci”. Mówiłem, że jednak świeccy przestępcy mogą za to iść do więzienia, a kapłani to już nie, ale nic z rozmowy nie wy-
LISTY OD CZYTELNIKÓW forum internetowym zamieściłem post o następującej treści: „W związku z pojawieniem się pomysłu, aby plac 700-lecia nazwać pseudonimem pana Karola Wojtyły apeluję do Radnych o opamiętanie się. Nie ma ŻADNEGO racjonalnego powodu,
będą szkodzić polskiej produkcji i myśli technicznej, o czym Pan napisał. Pragnę również przypomnieć wywiad prof. Staniszkis dla „Angory” z sierpnia 2000 r., w którym krytykuje prof. Balcerowicza, że manipuluje danymi makroekonomicznymi dot. wykonania planu i budżetu w 1999 r. Ponadto zarzuca mu, że służył zawsze zachodnim kołom finansowym ze szkodą dla Polski, bo nikt nikomu za darmo nie przyznaje nagród, a prof. Balcerowicz do tamtego czasu otrzymał ich dwie. Jan Ciszewski
Święci i zbrodniarze
Nasz Czytelnik, pan Zygmunt Jędrzejewski, w Springfield, Missouri
szło, więc postanowiłem ją urwać, bo nie miałem naprawdę ochoty na kłótnię z partnerką, którą lubię i szanuję, ale odtąd patrzę już na nią inaczej. Zbigniew Mierzejewski
Precz od generała! Zawsze uważałem, że stan wojenny był wybawieniem dla Polski. Zapobiegł tragedii i rozlewowi polskiej krwi. Poparła go też większość społeczeństwa. Teraz mam mieszane uczucia. Może trzeba było pozostawić bieg wydarzeń bez ingerencji wojska... Polacy wzięliby się za łby, polałaby się krew, a Sowieci na prośbę Europy Zachodniej wkroczyliby, żeby zrobić porządek. Generał miałby teraz święty spokój, a wściekłe Kaczki – taplały się w błotach Syberii. Gdy dzień po śmierci Jana Pawła II wybrałem się na wycieczkę po zagranicznych kanałach kablówki, zarówno w niemieckim, jak i francuskim programie natknąłem się na wywiad o papieżu z... generałem Wojciechem Jaruzelskim. Może z tego powodu jest ten atak? Kaczory, skończcie kłapać dziobami, weźcie się wreszcie do roboty. Prezydencie Warszawy, przestań się kompromitować i brać pensję za nieudaczne rządy stolicą. Weź się do roboty albo powiemy Ci: „Spieprzaj, dziadu!”. Ryszard Wojciechowski Warszawa
700 lat Papy! Mieszkam w małym mieście Kowalewo Pomorskie. Jak w całej Polsce – i u nas pojawił się pomysł, aby coś miało Wojtyłową nazwę. Padło na reprezentacyjne miejsce miasta, jakim jest rynek, czyli plac 700-lecia. W związku z powyższym na miejskim
żeby tę nazwę zmieniać. Ów wymysł jest efektem ogólnopolskiego Wojtyłowego pierdolca, jak również medialnej histerii po śmierci tego Wielkiego Orędownika Ciemnoty i Zacofania”. W poniedziałek (23.05) wszedłem na forum, aby sprawdzić, czy pojawiły się jakieś komentarze. I oczom własnym nie wierzyłem. Mój post po prostu zniknął. Żyjemy przecież w kraju, gdzie wszystko można pisać, lecz... nie wszystko można publikować. Co to będzie, jak Kaczory dojdą do władzy? Brrr... Papa z Kowalewa Pomorskiego
Zaplecze z PO i PiS Z uwagą przeczytałem uwagi Jonasza („FiM” 20/2005) na temat polskiej myśli technicznej i osiągnięć polskich producentów. Nie dziwi mnie to, że „(...) Na seminarium poświęconym nowym technologiom w zapewnieniu bezpieczeństwa militarnego nie stawił się żaden z zaproszonych polityków Platformy Obywatelskiej i PiS, którzy zajmują się sprawami bezpieczeństwa”. Jak przecież wiadomo – posłowie z tych partii (nie tylko zresztą) to zaplecze intelektualne pierwszej „Solidarności”, jak również tej z pierwszych lat po oficjalnym zarejestrowaniu w 1989 r. po Okrągłym Stole. O nich to i o działaczach NSZZ „S” mówił b. kanclerz Kohl w wywiadzie dla niemieckiej telewizji, że jeszcze w latach 90. byli opłacani przez wywiad zachodnioniemiecki. Stąd taka ekspansja Niemców w Polsce i brak jakiegokolwiek oporu ze strony polityków prawicowych w opanowywaniu przez Niemców niemal każdej dziedziny życia w Polsce! Kto raz wziął od jakiegokolwiek wywiadu, musi mu służyć do śmierci. Dlatego nie wierzę, że politycy ci po dojściu do władzy nie
W okresie okupacji niemieckiej w latach 1939–1945 mieszkałem w Lublinie, gdzie Niemcy zbudowali obóz koncentracyjny na Majdanku. Więziono w nim ok. 500 tys. osób z 26 państw, a zamordowano – 360 tys., głównie jeńców radzieckich i Żydów. W styczniu 1944 r. jako 13-letni chłopiec byłem świadkiem innej zbrodni niemieckiej, a mianowicie publicznego rozstrzelania na ul. Nowa Droga (obecnie ul. Piłsudskiego) 30 polskich zakładników. Rozstrzelano ich za zabicie 3 niemieckich żołnierzy przez polskich partyzantów – jak ówcześnie podawały obwieszczenia władz okupacyjnych. Wraz z wieloma innymi dzieciakami oraz dorosłymi zostałem zapędzony na miejsce egzekucji. Byłem ogromnie przerażony. Obok nasypu drogowego ustawiono po 10 skazanych mężczyzn ze związanymi do tyłu rękami i zakneblowanymi ustami, a niemiecki oddział egzekucyjny strzelał do nich. Jeśli ktoś po strzale poruszył się, to dobijał go dowódca
19
oddziału strzałem z pistoletu. Następne wprowadzono dwie grupy po 10 skazanych, nie usuwając wcześniej zabitych, i powtarzano czynności egzekucyjne. Kilka dni później dowiedziałem się od mojej mamy (ojciec już nie żył), że ona także jest wytypowana przez niemieckiego pracodawcę na zakładnika do przyszłego rozstrzelania. Szczęśliwie doczekaliśmy wyzwolenia w 1945 r. W 1943 i 1944 roku byłem ministrantem w kościele przy ul. Krakowskie Przedmieście. Otóż w godzinach południowych w każdą niedzielę niemiecki kapelan wojskowy odprawiał mszę dla cywilnych i wojskowych Niemców, którzy modlili się o zwycięstwo do tego samego Boga, co i my, Polacy. Już wtedy zadawałem sobie pytanie: jak ten sam Bóg może przyjmować modły od morderców i nie osłaniać ich przyszłych ofiar? Papież Pius XII (1939–1958), zarówno w czasie wojny, jak i po jej zakończeniu, nigdy nie potępił zbrodni ludobójstwa dokonanych przez Niemców na terenie Polski i innych krajów okupowanych. Natomiast w 1942 r. potępił oficjalnie marksizm i komunizm. Julian Janczak, Gdańsk
Sonda SMS-owa W odpowiedzi na nasze pytania dotyczące stosunków polsko-rosyjskich („FiM” 19/2005) otrzymaliśmy 820 SMS-ów popierających zastosowanie „grubej kreski” oraz 16 domagających się przeprosin ze strony Rosji za krzywdy wyrządzone Polakom w przeszłości.
20
BIADA ZŁYM PASTERZOM! (4)
Niegodziwy zysk ,,Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że pożeracie domy wdów, i to pod przykrywką długich modlitw; dlatego otrzymacie surowszy wyrok” (Mt 23. 14). Powyższa groźba dotyczy wszystkich duchownych, którzy wykorzystują najuboższych i bezbronnych (por. Mk 12. 40 i Łk 20. 47). Chrystus szczególnie surowo potępia tu tych liderów, ,,którzy przybierają pozór pobożności” (2 Tm 3. 5) i ,,którzy sądzą, że z pobożności można czerpać zyski” (1 Tm 6. 5). Wyzysk pod przykrywką pobożności to problem stary jak świat. Wiernych wykorzystywano zawsze i wszędzie. Czynili to zarówno kapłani egipscy, babilońscy, jak i żydowscy. Podobnie – kosztem najuboższych, słabych i bezbronnych – od stuleci żyje duchowieństwo Kościoła rzymskiego. Wszystko to rozpoczęło się za czasów cesarzy rzymskich – Konstantyna i Teodozjusza – kiedy to na podobieństwo upadającego Imperium Rzymskiego powstał – obcy pierwotnemu chrześcijaństwu – hierarchiczno-dogmatyczny system kościelny. Wtedy kler – wywodzący się z zamożnych rodzin i arystokracji – dostąpił szczególnych przywilejów. Otrzymał pieniądze, wyżywienie, nieruchomości, a nawet został zwolniony od podatków. Jakby tego było mało, zaczął kupczyć zbawieniem, sprzedając odpusty na masową skalę. Jeszcze dziś przykładem tego mogą być różnego typu posługi związane z udzielaniem sakramentów, zbieraniem coniedzielnych
J
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
CZUCIE I WIARA
kolekt, prowadzeniem pogrzebów, kolęd, praktykowaniem różnego typu poświęceń, handlem dewocjonaliami itp. Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest nieznajomość Pisma Świętego (Mt 22. 29), o co przez długie wieki zatroszczył się Kościół hierarchiczny. Jeszcze Jan Paweł II wolał gościom rozdawać różańce zamiast Biblii. Czyżby w obawie, że zostaną oświeceni słowami Chrystusa: ,,Darmo wzięliście, darmo dawajcie” (Mt 10. 8)? Tak, Biblia może otworzyć ludziom oczy (Ps 119. 130). Dzięki niej wiemy, że modlitwa to sposób nawiązania łączności z Bogiem. To przywilej rozmawiania z Nim, z którego nikt nie powinien rezygnować, by polegać na tzw. pośrednikach (1 Tm 2. 5). Jest to przywilej, za który nie trzeba płacić ani wydawać pieniędzy na msze, wypominki, modlitewniki czy różańce, bo Bóg patrzy na serce (por. 1 Sm 16. 7; Ps 145. 18–19). Dzięki Biblii można też wiedzieć, że łaską zbawieni jesteśmy, darmo, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie (Rz 3. 24; Ef 2. 8). Możemy ,,wiedzieć, że nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliśmy wykupieni (...), lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewinnego i nieskalanego” (1. 18–19). Stąd wszelkie opłaty mszalne za dusze zmarłych są rażącym przejawem
eśli kiedykolwiek zostałbym z całego serca chrześcijaninem, wówczas wsty dziłbym się, że próbowałem przedtem czegokolwiek innego – powiedział jeden ze współczesnych filozofów. Kiedy Jezus powoływał uczniów, ci podejmowali decyzję natychmiast. Tak zrobili np. synowie Zebedeusza, Jan i Jakub, którzy „zaraz opuścili łódź oraz ojca swego i poszli za Nim”. Tak samo uczynili Piotr i Andrzej. Kiedy Jezus ich powołał, czuli, że nadszedł czas, i „natychmiast porzucili sieci”, by w pełni stać się Jego uczniami. Była to przełomowa decyzja. Większość ludzi jednak z trudem porzuca utarte ścieżki życia. Kochamy wygodę i boimy się zmian. Ilu z nas w obliczu wezwania Jezusa odkłada decyzję, wynajduje tysiące drobiazgów przeszkadzających w pójściu za Nim, obawia się ryzyka, jakie niosą ze sobą odważne decyzje? Jezus przychodzi do nas i mówi: „Pójdź za mną”, a my – zamiast reagować natychmiast – odpowiadamy: „Muszę to przemyśleć”; „Nie teraz”. Tak samo odpowiedział pewien młodzieniec, który chciał pójść za Jezusem, ale „nie teraz”. Prosił Mistrza:
wykorzystywania niewiedzy katolików. W świetle nauki Pisma Świętego mamy tu do czynienia ze szczególnie wyrachowanym procederem. Po pierwsze – z grzechem symonii, którą potępił apostoł Piotr: ,,Niech zginą wraz z tobą pieniądze twoje, żeś mniemał, iż za pieniądze można nabyć dar Boży” (Dz 8. 20). Po drugie – z nieuczciwym czerpaniem korzyści finansowych, i to przeważnie poprzez wykorzystywanie ludzi najuboższych, co jest szczególnie naganne (Jk 1. 27). Po trzecie – z oszustwem i zwodzeniem całych narodów, którym wmawia się, że ofiara mszy ma tę samą wartość zbawczą, co ofiara Chrystusa złożona na Golgocie. Biblia mówi, że Chrystus raz za grzechy cierpiał, umarł i złożył jedną ofiarę (1 P 3. 18; Hbr 10. 12). ,,I nie dlatego, żeby wielekroć ofiarować samego siebie” (Hbr 9. 25). ,,Albowiem jedną ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy są uświęceni. Poświadcza to również Duch Święty (...) Dodaje: A grzechów ich i ich nieprawości nie wspomnę więcej. Gdzie zaś jest ich odpuszczenie nie ma już ofiary za grzech” (Hbr 10. 14–15, 17–18). A zatem wszelkie twierdzenia dotyczące ofiary mszy i jej zbawczych skutków oraz przedstawianie jej jako ofiary bezkrwawej są sprzeczne z nauką Pisma Świętego, które mówi, że ,,bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia” (Hbr 9. 22). Ofiara mszy jest więc
bezużyteczna, ponieważ to ,,krew Jezusa Chrystusa oczyszcza nas od wszelkiego grzechu” (1 J 1. 7). Ponadto ,,Chrystus nie wszedł do świątyni zbudowanej rękami ludzkimi (...), ale do samego nieba, aby wstawiać się teraz za nami przed obliczem
Pójdź za mną „Pozwól mi najpierw pochować ojca”. I nie chodziło bynajmniej o pogrzeb, bo ten byłby naturalną i krótką przeszkodą. Chodziło raczej o poczekanie do śmierci ojca. Wtedy z ust Jezusa padły gorzkie słowa: „Niech umarli chowają umarłych”. Ludzie, których nie stać na decyzję, są martwi. Podobnie jak ci, którzy od takich decyzji drugich odwodzą. Gdy Jezus wzywa, oczekuje natychmiastowej reakcji. Nie można pozostać obojętnym – trzeba podjąć jakąś decyzję. Jan, Jakub, Piotr, Andrzej – i wielu innych – podjęli decyzję wędrówki wiary „zaraz”. Oni rozpoznali swój czas, wiedzieli, że dokonuje się przełom. Nie zawiedli. Poczuli potężne wezwanie: „Wyjdź, ludu mój”. I wyszli. Z domów, kościołów, tradycji, rodzin. I poszli za Jezusem. Dokądkolwiek by szedł i cokolwiek miałoby to oznaczać. A nie była to łatwa decyzja i wędrówka. Zostawić wszystko, co swoje, i udać się
w nieznane. Ale Bóg kocha odwagę. Zwlekanie może oznaczać wieczną stratę – jak w przypadku owego młodzieńca, który chciał mieć i Jezusa, i dotychczasowe życie. Powołując uczniów, Jezus nakreślił ich przyszłość: „Pójdźcie za mną, a zrobię was rybakami ludzi”. To nieodłączny element wędrowania z Bogiem. Wiary i radości zbawienia nie można konsumować samemu. Uczniowie zostali wezwani nie tylko do zbawienia, ale i do jego zwiastowania. Po kilku latach od wezwania – w dniu Pięćdziesiątnicy – Piotr zarzucił sieć ewangelii w „morze ludzi”, a jego połów wyniósł „około trzech tysięcy dusz”. Nikogo nie szantażował, nie zmuszał, nie torturował, tylko dzielił się swym entuzjazmem i wiarą. Poszedł za Panem i stał się prawdziwym rybakiem ludzi. Nie zamieszkał w pustelni, lecz zawsze był tam, gdzie „zgromadził się tłum”. Jego poselstwo było dostosowane do poziomu słuchaczy.
Boga” (Hbr 9. 24). Nie zstępuje więc na ołtarze na słowa kapłana, ale jest z nami Duchem po wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28. 20; 18. 20). Bezużyteczność papieskich sakramentów wynika też z samej doktryny czyśćca. Jeśli bowiem mimo chrztu, bierzmowania, spowiedzi, mszy, ostatniego namaszczenia prawie każdy katolik skazany jest na czyściec, to po co umarł Jezus? Czyż nie świadczy to o niewierze duchowieństwa w skuteczność i wystarczalność oczyszczenia i zbawienia w Chrystusie? Wszak Biblia mówi, że Chrystus ,,dokonał oczyszczenia z grzechów i zasiadł po prawicy majestatu na wysokościach” (Hbr 1. 3). Mamy więc arcykapłana w niebie, który chce nam pomóc. Wystarczy tylko z ufnością zwrócić się do Niego, a dostąpimy miłosierdzia (odpuszczenia grzechów) i otrzymamy moc do zwycięskiego życia (por. Hbr 4. 14–16). Mamy więc do wyboru: albo wierzyć hierarchom katolickim, albo Pismu Świętemu! Każdy musi wybrać sam: czy chce być nadal oszukiwany i finansowo wykorzystywany, czy chce całą ufność położyć w Zbawicielu, który darmo oferuje zbawienie. ,,Tak więc każdy z nas za samego siebie zda sprawę Bogu” (Rz 14. 12). Tym bardziej duchowni nie powinni być chciwi na grosz (1 Tm 3. 3), a cóż dopiero pożądać brudnego zysku (Tt 1. 7; 1 P 5. 2), bo przecież ,,biada każdemu, kto zabiega o niegodziwy zysk” (Ha 2. 9). BOLESŁAW PARMA
Nie filozofował, nie spierał się. Głosił prostą historię o Synu Bożym, którego „wzbudził Bóg, czego my wszyscy świadkami jesteśmy”, który wstąpił do nieba i który powróci w chwale. Właśnie te proste prawdy poruszyły tysiące serc, dając nadzieję na lepszą egzystencję. Porwani Piotrowym poselstwem nie odkładali decyzji w nieskończoność, lecz od razu pytali: „Co mamy robić?”. I dawali się ochrzcić. W świecie jest wielu „rybaków ludzi”. Jedni kierują się dobrymi intencjami, a motywacja drugich jest zła. Przedstawiają ludziom różne przynęty i zarzucają na nich sieci. Zamiast przyciągać do Jezusa, swoją postawą jedynie od Niego odpychają. „Sami nie wchodzicie i innym wejść nie dajecie” – nie tylko do ówczesnych uczonych w Piśmie mówił to Chrystus. To wyrzut skierowany do faryzeuszów i duchownych wszystkich pokoleń. Uczniowie Jezusa mieli być solą ziemi. Tymczasem sprzedali swe wartości za sytość i pozycję. A przecież zwietrzała sól „na nic więcej się już nie przyda, tylko aby była precz wyrzucona i przez ludzi podeptana”. PAULINA STAROŚCIK
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r. argumentując to tak: „Kamień który postawiłem jako stelę, będzie domem Boga (bet elohim)”. W opowiadaniu o „drabinie Jakubowej” uczeni zidentyfikowali wiele elementów wspólnych z wierzeniami kananejskimi i mezopotamskimi. Przede wszystkim powszechny był w starożytności kult betyli, czyli świętych kamieni uważanych za siedziby bogów i duchów zmarłych. W Dura Europos w Palmirze odnaleziono oł-
NIEŚWIĘTE PISMO
Fetysze patriarchów dwie oraz dwie nałożnice) spośród córek swojego wuja Labana. Całą drogę (ponad 700 km!) podróżował pieszo i spał pod gołym niebem. Miał więc sporo czasu na przemyślenia i rachunek sumienia, zważywszy że dopiero co wyłudził ojcowskie błogosławieństwo, a Ezaw – brat, którego Jakub oszukał – planował krwawą zemstę (Rdz 27. 1–41). Pewnego dnia, gdy zapadał już wieczór, Jakub położył sobie kamień pod głowę i zasnął. Miał wtedy taki sen: „Oto drabina stała na ziemi, wierzchołkiem sięgała nieba, po niej zaś wstępowali i zstępowali aniołowie Boży. A pan stał nad nią i mówił: »Jam jest Pan, Bóg Abrahama, ojca twego i Bóg Izaaka! Ziemię, na której leżysz dam tobie i potomstwu twemu (…)«”. Po przebudzeniu Jakub wziął ów kamień, który miał pod głową, postawił go jako stelę i uczcił, namaszczając oliwą. I nazwał to miejsce Betel,
O
tarz poświęcony Zeusowi betylowi, tj. kamieniowi. Kamienne stele (hebr. massebah) osadzone głęboko w ziemi odkryto również w Gezer i innych ośrodkach kananejskich. Wiadomo, że ustawianiu steli towarzyszyła zwyczajowo ofiara z oliwy, głaz naznaczano częstokroć krwią i całowano, ucztując przy nim. Falliczny kształt przypominał, że adorowane bóstwo jest przyczyną wszelkiego życia. Patriarcha Jakub nie tylko uczynił z kamienia fetysz („będzie domem Boga”), tj. ołtarz poświęcony Jahwe betylowi, ale – jak twierdzi wielu badaczy – w
statnie rozruchy w Afganistanie, które wybuchły z po wodu paru kartek Koranu spuszczonych w klozecie, mówią więcej o naturze religii niż całe traktaty filozoficzne. Przed dwoma tygodniami w całym świecie islamskim rozległy się protesty po ujawnieniu przez „Newsweek” (ten amerykański) informacji o poniewieraniu Koranu przez żołnierzy amerykańskich. Pastwienie się nad świętą księgą muzułmanów miało być jedną z form poniżania przetrzymywanych w Guantanamo rzekomych terrorystów. W Afganistanie, który doświadcza faktycznej okupacji amerykańskiej i którego obywatele najliczniej zaludniają obóz w Guantanamo, protesty przybrały formę rozruchów. Śmierć poniosło przynajmniej 16 osób. Nie mam zamiaru bagatelizować zachowania żołnierzy USA – ich czyny były podłe, obliczone na poniżenie i udręczenie jeńców. To niedopuszczalne. Chcę jedynie zwrócić uwagę na to, jak religie niebezpiecznie odwracają hierarchię wartości. Masowe protesty nie wybuchły wtedy, kiedy okazało się, że Amerykanie wywożą do Guantanamo ludzi, często niemal dzieci. Muzułmanom nie przeszkadzało tak bardzo, że jeńcami – ich rodakami i współwyznawcami – poniewiera się tam, że łamane są konwencje międzynarodowe, bo przetrzymuje się ludzi bez postawienia im zarzutów, a zatrzymani pozbawieni są wszelkich praw, nawet kontaktów z adwokatem. Los żywych ludzi nie wzbudzał oburzenia, ale kilka świętych kartek w klozecie – o, to jest skandal! To jest dopiero okropność, powód, dla którego warto było złożyć w ofierze nawet własne życie! To kwintesencja religijnej demoralizacji: tak powywracać ludziom w głowach, żeby rzeczy naprawdę wartościowe uznali za błahe, a mało istotne
opowiadaniu wyraźna jest aluzja do snu inkubacyjnego. Innymi słowy, Jakub podłożył sobie pod głowę kamień w celu otrzymania wizji. By wywołać sen inkubacyjny (od łac. incubare – „położyć się na kimś lub na czymś”), inkubanci na Bliskim Wschodzie kładli się na betylach lub innych przedmiotach kultu. Senna wizja Jakuba śpiącego na kamiennym fetyszu jest w każdym razie nawiązaniem do tych praktyk. Sen Jakuba – a konkretnie motyw „drabiny Jakubowej”, która łączyła niebo i ziemię – zaczerpnięty został z architektury i wierzeń mezopotamskich. Hebrajskie wyrażenie sullam, oddawane w przekładach biblijnych jako „drabina”, pochodzi bowiem od czasownika salal – „usypać” i oznacza usypisko w postaci schodów – potężny wielopiętrowy zikkurat. Motyw drabiny znany był też dobrze religii egipskiej. Według egiptologa A. Ermana, drabinę „wkładano do grobowców, by ułatwić duszy wyjście i wniebowstąpienie”. Inne fragmenty dotyczące patriarchów wspominają o świętych drzewach, np. o dębie More (Rdz 12. 6) i dąbrowie Mamre (Rdz 13. 18 nn.). Jak zauważył wybitny religioznawca M. Eliade, „kult oddawany tym drzewom patriarchów z czasem stał się kłopotliwy i został zakazany wtedy, gdy potępiono kananejskie miejsca kultu, znajdujące się na »górach wysokich, na wzgórzach i pod każdym drzewem zielonym«” (Pwt 12. 2). ARTUR CECUŁA
– za najważniejsze na świecie. Przypomina mi się w tym kontekście prześladowanie chrześcijan w imperium rzymskim za czasów Dioklecjana, kiedy cesarz kazał duchownym wydać księgi liturgiczne i ewangelie. Wielu wolało jednak zginąć, niż oddać te kawałki papirusu. Książka mogła być święta, życie ludzkie już niekoniecznie. Oto pozornie wzniosła logika – w mojej ocenie jednak prawdziwie niemoralna. Według tego sposobu myślenia, życie ludzkie nie ma jakiejkolwiek wartości samo w sobie. Celem jest złożenie go w ofierze Bogu. Stąd wartość męczeństwa i ascezy, podziw i uwielbienie dla tych, którzy wzgardzili własnym życiem. Katolicyzm doprowadził ten styl rozumowania do perfekcji: tu prawie wszystko jest święte: woda, msza, życie płodu, nawet relikwie, czyli kawałki ludzkich zwłok. Tylko życie ludzi nic nie znaczy, bo lepiej połknąć truciznę niż tabletkę antykoncepcyjną, a matce lepiej jest umrzeć, niż usunąć zagrażające jej życiu zapłodnione jajo. Później może co prawda zostać błogosławioną przez papieża, jak to było z Berettą Mollą. Oto prawdziwa cywilizacja śmierci! Oceniam to jako coś wyjątkowo przewrotnego i odrażającego, bo ten sposób myślenia pozbawia nas jedynej realnej wartości, jaką jest życie. Ono nie potrzebuje żadnych sensów i wyjaśnień – samo w sobie znajduje usprawiedliwienie. Zarówno islam, jak i katolicyzm zasługują na miano cywilizacji śmierci, i to nie tylko dlatego, że pozbawiły życia miliony tych, których uznały za wrogów. Jeszcze gorzej traktują swoich wyznawców – uczą pogardy i lekceważenia ziemskiego życia, jeszcze przed śmiercią czyniąc ich chodzącymi trupami. W zamian dają tylko złudną nadzieję na „coś po”. MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Na opak
21
Rozmowa z profesor Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Ostatnie tygodnie to prawdziwy festiwal nienawiści do Rosji, a także eskalacja wszelkiej maści uprzedzeń i strachów. Wywoływali je politycy i dziennikarze. Jeśli wierzyć sondażom, znaczna część Polaków już uwierzyła, że Rosja nas nienawidzi i że jest niebezpieczna. – Ta atmosfera stanowi jakąś formę odreagowania. Wszystko, co kiedyś było aprobowane, teraz jest potępiane. I na odwrót. Wygląda to jak przekorna zabawa dzieci: kiedyś był sojusz z ZSRR, teraz koniecznie musimy być bezkrytycznymi sojusznikami Ameryki. Popadamy ze skrajności w skrajność. Krytykowano kiedyś kapitalizm, więc teraz wprowadzono go w najgorszej, krwiożerczej formie. Przedtem dominował ate-
Fot. Krzysztof Krakowiak
R
eligii biblijnych patriar chów daleko było do etycz nego monoteizmu ugrun towanego przez proroków. Betyle – kamienne bóstwa – czcił m.in. patriarcha Jakub. Według Księgi Rodzaju 28. 10–22, Jakub na polecenie swojego ojca Izaaka udał się z Beerszeby do Charanu, głównego miasta w północno-zachodniej Mezopotamii, by tam wybrać dla siebie żonę (będzie ich miał
SZKIEŁKO I OKO
– Stawianie takich żądań to zupełny nonsens. Zbyt bliskie mi osoby zostały zamordowane w Katyniu, aby można było mnie posądzać o stronniczość w tej sprawie. Przecież trzeba oddzielać historyczne straty osobiste i narodowe od współczesnych stosunków międzynarodowych. Nie można winić kogoś, kto nie mordował, za dawno minione zbrodnie. Interesujące jest poza tym to, że często te same środowiska, które głoszą nieuchronną i konieczną globalizację, tak bardzo atakują Rosję. Albo mamy się do siebie zbliżać, albo ze sobą walczyć. Trzeba się na coś zdecydować. Osoby siejące
OKIEM HUMANISTY (129)
Rusofobia istyczny marksizm, a teraz ma panować zacofany katolicyzm. Widać, że brak nam umiaru, brak mądrości i odpowiedzialności. To jest dziecinada, ale dziecinada niezwykle groźna. Nasycanie umysłów Polaków niechęcią do Rosjan jest niebezpieczne, bo oni są naszymi sąsiadami. Po drugie, to jest absurdalne, bo polska mentalność jest bliższa rosyjskiej niż zachodniej, i w gruncie rzeczy łatwo moglibyśmy się porozumieć. Po trzecie, dobre kontakty z Rosją mogłyby się przyczynić do rozwoju gospodarczego Polski. Mielibyśmy rynki zbytu. Ale o tym prawie nikt nie myśli. – Można było odnieść wrażenie, że antyrosyjska histeria powstała jak na zamówienie. Obsobaczają Putina prawie wszyscy – od „Gazety Wyborczej” po skrajną prawicę. – Nic mnie tak ostatnio nie oburza jak nieustanne krytykowanie prezydenta Rosji. Na przykład za to, że nie pojechał na pogrzeb papieża lub że nie doprowadził do jego wizyty w Rosji. A czy my wpuścilibyśmy do Polski patriarchę rosyjskiej Cerkwi, gdyby przyjechał nawracać katolików na prawosławie?! Wyobrażam sobie, jakie byłoby oburzenie, że Rosja rękami Cerkwi chce rusyfikować katolickie dusze Polaków, że to ideologiczna agresja i tak dalej. Dlaczego dziwimy się niepokojowi Rosjan, kiedy widzą ekspansywne dążenia Watykanu? – Czy Putin powinien nas przepraszać ponownie za 17 września 1939 roku, za zbrodnie Stalina, za Katyń?
nienawiść do Rosjan powołują się najczęściej na wartości chrześcijańskie. Jak można demonstrować niechęć, wtrącać się w sprawy innych państw, np. Ukrainy czy Białorusi, i mówić o miłości bliźniego? To jest żenujące. – Właśnie, polscy politycy grożą palcem Białorusi, pouczają Łukaszenkę… – To jest oburzające, tym bardziej że miliony Polaków są rozczarowane tą formą demokracji, jaką mamy na naszym podwórku. I my – z pozycji kraju, w którym istnieje niesprawiedliwy ustrój, najwyższe na świecie zadłużenie, gdzie panuje największa w Unii Europejskiej degrengolada moralna – pouczamy innych, jak mają żyć i jak rządzić. Kto dał do tego prawo naszym politykom? A może jest to jedna z postaci sympatii i wdzięczności wobec Ameryki, bowiem pośrednio służy ekspansji gospodarczej USA. – To ciekawe, że prawicowi politycy nie pouczają np. Arabii Saudyjskiej, która nieustannie łamie prawa człowieka. – No tak, ale Arabia Saudyjska czy Uzbekistan ze swoją krwawą dyktaturą to sojusznicy Stanów Zjednoczonych. Są więc nietykalni, cokolwiek by zrobili. Bez wątpienia istnieje więź kulturowa między Polakami i Rosjanami, dlaczego więc nie możemy być dla nich życzliwi – z obopólną korzyścią? Rosja była pierwszą i największą ofiarą Stalina. Dlaczego miałaby przepraszać nas – inną ofiarę tego samego władcy? Rozmawiał ADAM CIOCH
22
NASZA RACJA
ZEBRANIA APP RACJA Białystok – zarząd wojewódzki, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309, DH „KORAL”, tel. 744 49 39; dyżury: wt.–cz. godz. 16–18; Busko Zdrój – Kamil Oliwkiewicz, 600 121 793; Bytom – Robert Cieślak, 693 329 937; Krystian Lotarski, 880 716 618; Cieszyn (powiat) – 661 210 589; Gliwice – Andrzej Rogusz, 600 267 076; e-mail:
[email protected]; Gdańsk – zebranie w sobotę 28.05, godz. 12 w siedzibie ul. Jaśkowa Dolina 78 . Jednocześnie informujemy, że biuro działa tylko do 31.05. Po tej dacie kontakt tylko telefoniczny: 601 258 016 lub 602 125 180; Jastrzębie Zdrój – 28.05, godz. 17, ul. Jasna, salka przy barze Caro; Jelenia Góra – 4.06, godz. 17, ul. 1 Maja (siedziba Unii Pracy) – zapraszamy członków i sympatyków RACJI. Kontakt: 603 074 317;
[email protected].; Katowice – dyżury w czwartki, godz. 16–17, ul. Sokolska 10a/4; Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy czwartek w godz. 16–18 w siedzibie, ul. Rybacka 8; tel. 505 155 172; Kraków – Nowe miejsce spotkań: zebranie w trzeci czwartek m-ca, ul. Podchorążych 3, budynek nr 38, korty tenisowe WKS Wawel; Łódź Widzew, Górna – 2.06, godz. 17, ul. Próchnika 1, pok. 307, tel. (42) 673 11 22; Mysłowice Brzęczkowice – 12 każdego m-ca, godz.17, lokal ALF (naprzeciwko Mini Kliniki); Remigiusz Buchalski, 504 405 391;
Olsztyn – 4.06, godz.12, ul. Profesorska 15 (Osiedlowy Dom Kultury) – zapraszamy wszystkich członków APPR; Opole – zebrania w ostatni piątek każdego m-ca, godz. 19, siedziba partii, ul. Domańskiego 21; Koordynatorzy na województwo: Opole – Stanisław Pokrywka, 696 667 317; Brzeg – Zenon Makuszyński, (77) 411 29 83; Kluczbork – Dariusz Sitarz, (77) 414 20 47; Nysa – Andrzej Piela, (77) 435 79 40; Niemodlin – Bogdan Kozak, 694 512 707; Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz Frejlich, 506 516 850; Rzeszów – spotkania w drugi i ostatni poniedziałek m-ca, Klub Bonanza, ul. Słowackiego 10a, godz. 16–18; tel. 606 870 540; (17) 856 19 14; Szczecin – 4.06 (sobota), godz. 11, ul. Włościańska 1 – zebranie członków organizacji województwa zachodniopomorskiego; Tarnowskie Góry – Bożena Wrona, 603 068 881; Bogdan Kucharski, (32) 384 91 77; Tychy – dyżury w środy, godz. 17–19, ul. gen. Grota-Roweckiego 10; Zabrze – tel. 502 740 830; 501 844 162; e-mail:
[email protected]; Zabrze Mikulczyce – Rafał Nawrocki, 511 998 971; Zawiercie – zebranie w pierwszy wtorek m-ca, godz. 18, Restauracja Kameralna „Szafir” (wejście od tyłu); Daniel Ptaszek, 508 369 233.
Racja istnieje Nawiązując do artykułu pt. „Królowa Ula” autorstwa Joanny Cieśli, zamieszczonego w 20 numerze „Polityki” z dnia 21 maja bieżącego roku, pragnę zaprotestować przeciwko nieprawdziwym stwierdzeniom, zamieszczonym w wymienionym artykule. Przede wszystkim: RACJA się NIE ROZPADŁA! Prawdą jest, że od lipca ubiegłego roku Antyklerykalna Partia Postępu RACJA bardzo aktywnie uczestniczyła w tworzeniu porozumienia programowego pod nazwą Unia Lewicy. W lutym 2005 r. na II Nadzwyczajnym Kongresie partii podjęto decyzję, nie bez wątpliwości ze strony wielu delegatów, o realizacji politycznej koncepcji forsowanej przez byłego przewodniczącego, która polegała na umożliwieniu członkom APPR podwójnej przynależności partyjnej, czyli zaangażowania się członków naszej partii w tworzenie Unii Lewicy. Ta opcja miała umożliwić partii realizację swoich celów programowych i przedstawienie wyborcom zasadniczej prawdy, iż antyklerykalizm, który partia ma określony w nazwie i na sztandarze, nie stanowi całego jej programu. Partia posiada obszerny i ciągle modyfikowany program lewicowy – socjaldemokratyczny, a opinię o partii, jako ugrupowaniu skrajnym i radykalnym, zawdzięczamy tendencyjnym w przekazie mediom oraz naszym byłym kolegom. Teraz już wiemy, że pomysł Piotra Musiała na podwójne członkostwo był swoistym sabotażem dokonanym na naszej partii przez jej przewodniczącego. Nieprawdą jest, jak napisała „Polityka”, jakoby czterystu członków APPR przeszło do UL. W rzeczywistości kilkudziesięciu członków APPR, realizując uchwałę Kongresu i Prezydium Zarządu Krajowego, które na ten krok przyzwoliło, złożyło deklaracje przynależności do Unii Lewicy III RP. Jednak po zaskakującej dla wielu członków partii rezygnacji z członkostwa przez byłego jej przewodniczącego, Piotra Musiała, i grupy jego najbliższych współpracowników, głównie z Warszawy – członkowie APPR rezygnują obecnie z członkostwa w Unii Lewicy III RP, w tym obecny wiceprzewodniczący RACJI. Nie jest także prawdą, jakoby za obecnym sekretarzem Unii Lewicy III RP przeszła cała młodzieżówka RACJI. W RACJI jest wielu młodych, którzy posprzątają po swoich kolegach secesjonistach i dokończą rozpoczętą pracę. Sekretarz generalny APP RACJA Jan Barański
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
Rada Krajowa Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA 21 maja 2005 obradowała Rada Krajowa Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA. Głównym tematem posiedzenia była sytuacja organizacyjna partii, a także jej finanse. W związku z niedawnym opuszczeniem partii przez Piotra Musiała i kilkudziesięciu działaczy, niezbędne okazało się ustalenie stanu liczebnego członków oraz sytuacji wewnątrzpartyjnej. Pomimo wcześniejszych sygnałów partię opuściły nieliczne osoby w województwach, w związku z czym APP RACJA funkcjonuje normalnie i podejmuje swoje statutowe obowiązki. Obradująca Rada Krajowa podjęła kilka zasadniczych uchwał. Główną było zwołanie na koniec czerwca III Nadzwyczajnego Kongresu, który podejmie zasadnicze decyzje dla dalszej działalności partii. Wybrano także, niemalże jednomyślnie, nowe władze. Przewodniczącym partii został Tomasz Sroka, a skarbnikiem krajowym Aleksander Sikorski. Krystian Lotarski został nowym Krajowym Koordynatorem ds. młodzieży w APP RACJA, a Zbigniew Kosiński – krajowym koordynatorem informacji. Powołano ponadto Nadzwyczajną Komisję do zbadania dokumentacji partii z okresu przewodniczenia Piotra Musiała i pełnienia funkcji skarbnika przez Marka Motykę. Rada potwierdziła decyzję Prezydium o niemożności członkostwa członka APP RACJA w Unii Lewicy III RP. Gościem specjalnym był kandydat partii na urząd Prezydenta RP – Roman Kotliński. Zaoferował on swoją szeroką współpracę z partią na rzecz szerzenia idei antyklerykalnych w Polsce, co zostało przyjęte owacjami. Biuro Prasowe APP RACJA
Przed nami Kongres Przebieg ostatniego posiedzenia Rady Krajowej pokazał, że jest silna polityczna wola i determinacja członków partii do kontynuacji działalności APP RACJA. Dotyczy to wszystkich województw. Dzięki kongresowi, zwołanemu na koniec czerwca, będzie można uporządkować sprawy polityczne, organizacyjne i finansowe na szczeblu krajowym. Organizacjom wojewódzkim wskazać kierunek dalszej działalności, poprawić statut i program oraz opowiedzieć się w kwestii udziału partii w wyborach parlamentarnych. Podstawowym zadaniem dla kierownictw organizacji terenowych APPR na najbliższe tygodnie stało się odzyskanie pełnej sprawności organizacyjnej i zlikwidowanie skutków błędnych decyzji, podjętych w ostatnich miesiącach. Ze strony samych członków, sympatyków oraz osób, dla których idee i program APPR są ważne, należy w tym okresie oczekiwać szczególnego zaangażowania się w działania partii. Pod każdą postacią. To najlepsza pomoc z ich strony i lekarstwo na aktualne przejściowe problemy partii. JB
PRZYKŁAD WYPEŁNIENIA DRUKU POCZTOWEGO
Redakcja „FiM” oraz Zarząd APP RACJA apelują do wszystkich członków i sympatyków partii o informowanie sekretariatu „FiM” o wszelkich wydarzeniach, które mogą być tematem do artykułów publikowanych na łamach naszej gazety. Dziękujemy! Kontakty terenowe W miarę aktualizacji i weryfikacji kontaktów z terenowymi działaczami partii lub zarządami organizacji terenowych będziemy publikować te dane i przedstawiać je na partyjnej stronie internetowej www.app.org.pl
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Program TVK
dy nastąpi dyktatura źcie przygotowani! Kie Drodzy Czytelnicy, bąd że wyglądać tak: telewizji publicznej mo zej kac w m gra pro , mu kaczyz serial 16.45 – Kaczopolscy – i wioski – serial niemieck 17.45 – Doktor z kaczej serial 18.45 – K jak kaczka – yńska zor – telenowela argent 19.45 – Zbuntowany kac gazyn muzyczny 10.45 – Kacze listy – ma magazyn filmowy 11.45 – Kaczomaniak – Kaczolandu 12.00 – Kaczomości z gazyn rolniczy 12.10 – Kacza orka – ma animowany (jap.) 12.50 – Kaczemon – film ka – telenowela kolumbijs 13.20 – Kacza zemsta kaczką – serial 14.10 – Pensjonat pod 15.00 – Kaczorama y zek – serial komediow 15.10 – Świat według kac gram dla dzieci 15.40 – Kaczyniec – pro dla niewidomych 16.10 – K jak kaczka – Pewien człowiek, przewidujący 17.00 – Kaczoexpress enckiego – relacja z pałacu prezyd hu iec uśm on rat Ma – i zapobiegliwy, postanowił za17.25 a Maja czk Ka : cka no bra Zio – wczasu uzgodnić z żoną szcze19.00 ie główne dan wy – ści mo czo Ka – góły jej pogrzebu: 19.30 program publicystyczny – y ocz w e czc Ka – – Jaki chciałabyś napis na 20.10 A wi dobranoc – serial US mó zka kac zie Gd – nagrobku? 20.30 zta świata Bojówki PiS-u kontra res : tra kon ż zie od Mł – – „Żona wyżej wymienio22.00 serial USA – PiS um hiw arc Z – nego”... 23.00 dagaskarski Złota kaczka – film ma : ana om kin zta Uc – a... 00.00 kaczka nie zginęł gramu i hymn Jeszcze 1.30 – Zakończenie pro
23
Pewien góral z żoną i 7-letnim synem przechodził w bród Dunajec. Na środku rzeki, gdy woda sięgała im już do piersi, żona zaniepokojona zapytała: – A gdzie jest Jontek? – Nie bój się! – odpowiedział chłop. – Ja go za rękę prowadzę.
Przechwałki dwóch pijanych facetów: – Ostatnio, jak byłem po kielichu, pomyliłem żonę z rabusiem. Musiałbyś widzieć, jak wrzeszczała, jak się opierała, kiedy ją przez okno wyrzucałem! – To jeszcze nic! Ja kiedyś pomyliłem rabusia z żoną! Żebyś widział, jak on krzyczał i jak się opierał!
Odgadnięte wyrazy 6-literowe należy wpisać zgodnie z ruchem wskazówek zegara, rozpoczynając od pola oznaczonego strzałką. 1) święta przy drodze, 2) powtarzający się stale deseń na materiale, 3) jajeczko z zawleczką, 4) rodzaj gimnastyki w rytm muzyki, 5) prokurator stawia, 6) uprawiany przez golasa na wczasach, 7) mistrz basketu w Ziemi Obiecanej?, 8) na mnisiej głowie, 9) tak powiecie o żywej galarecie, 10) i wuj, i brat mój, 11) jej zapach oznacza, że czart próg przekracza, 12) naciskanie, byś zmienił zdanie, 13) pieści zmysły, 14) nie da się Łabą płynąć i to miasto ominąć, 15) uwiedziona przez byka ojczyzna Niemca i Duńczyka, 16) trawka pod obrusem, 17) kłamstwo przeminie, a ona nie zginie, 18) opodatkowanie przez osuszanie, 19) oklaski i okrzyki ze strony publiki, 20) zna się na kostkach, mostkach i wyrostkach, 21) śpiew w wystąpieniu, 22) imię z arką, 23) o grosik prosi, 24) z wielką ochotą przyniósł do Betlejem złoto, 25) „pirenejowy” raj podatkowy, 26) gdy moc nie jest z tobą, 27) niezależnie od ochoty, jeździ windą do roboty, 28) pies na lisy, 29) dziś ma futro, a jutro?, 30) o welocypedzie, na którym dwoje jedzie, 31) krewniakiem z szarakiem, 32) pada, gdy obrona wysiada, 33) po bokach skały, a na dnie potoczek mały, 34) w łowieckiej psiarni, 35) wyskokowy napój owocowy, 36) przez nią toczono boje o Troję, 37) Maniek w garniturze, 38) nie jego wina, że nie urósł, chłopina, 39) fakt bez kitu, w przeciwieństwie do mitu, 40) Estończycy o swojej stolicy, 41) w piwnicy podczas bombowej nawałnicy, 42) buteleczka wódki jak szympans malutki, 43) protoplasta mieszkańców Wiecznego Miasta, 44) kipi w rzece, 45) samica się nim zachwyca, 46) wali w szańce rywali, 47) wiśniowa amunicja, 48) maksyma z kantoru, 49) mówią nieładnie, że pierwszy się kradnie, 50) czasem kończy się asem, 51) pepesza, 52) o gromadce kaczuszek przy matce, 53) szczypta pikanterii, 54) ukryta drwina, szyderstwo i kpina, 55) o tajnej zmowie przeciw koronowanej głowie, 56) święta góra, słodka jak mało która, 57) przynosi, o co klient prosi, 58) bóg na Księżycu, 59) koleżanka literatki, 60) Nowy ... – matecznik jazzowy. Litery z pól ponumerowanych utworzą rozwiązanie krzyżówki
Brunetka, blondynka i ruda uciekły na dach płonącego budynku. Na dole stoi czterech strażaków z naciągniętym kocem. Wołają do brunetki: – Skacz, złapiemy cię! Brunetka skacze, ale strażacy w ostatniej chwili odsuwają koc i brunetka kończy jako mokra plama. Po chwili strażacy zwracają się do rudej: – No dalej, skacz, złapiemy cię na pewno! – Jasne, widziałam, co zrobiliście! – No, ale to tylko dlatego, że nie lubimy brunetek. No skacz! Ruda skacze, ale w ostatniej chwili strażacy zwijają kocyk i sytuacja się powtarza. Po tej akcji zwracają się do blondynki: – No skacz, złapiemy cię! – Taaa, jasne, widziałam, co zrobiliście przed chwilą! – No, ale my tak naprawdę uwielbiamy tylko blondynki. Skacz! – Skoczę, ale tylko pod warunkiem, że położycie kocyk na ziemi i odsuniecie się od niego na dziesięć metrów!
Wpada facet do sklepu: – Puzzle poproszę, tylko takie trudne. Dostał układankę z 1200 elementów: „Dwa gołębie na tle czerwonej dachówki”. Po godzinie wpada ponownie do sklepu i mówi: – Chcę puzzle, ale takie naprawdę trudne. Dostał liczące 5000 elementów: „Dwa polarne niedźwiedzie w śnieżycy”. Po godzinie znowu wpada do sklepu: – Proszę pani, nie ma pani czegoś trudniejszego, bo tamto to dla mnie łatwizna. Wkurzona ekspedientka nie wytrzymuje: – Panie, jak pan chce coś trudniejszego, to idź pan do piekarni, kup bułkę tartą i ułóż sobie rogala!
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 39,20 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 33,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 maja na trzeci kwartał 2005 r. Cena 32,50 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 21 (273) 27 V – 2 VI 2005 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Praca dla Niemca
ie mogłem pewnej nocy usnąć, więc myślałem i myślałem, i myślałem intensywnie o tym naszym śmiesznym kraiku.
N
z Begerową i jej stadem kurwików, pomachał mi ręką Kieres, wznosząc toast do Strąka, obok spacerował Pawlak, rozprawiając o czymś
Lek na bezsenność
Tłumaczymy za niemieckimi mediami: Hartz IV (reformy Schroedera) przyniosły pierwsze efekty! Niemiec przejmuje robotę Polaków!
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Na odgłos przekręcanego w zamku klucza kochanek rzuca się do szafy, zamyka za sobą drzwi, ale tak nieszczęśliwie, że jajka zostają mu na zewnątrz. Do pokoju wpada mąż, siada przed telewizorem i krzyczy do żony: – Odgrzej mi te wczorajsze knedle ze śliwkami, bo właśnie mecz się zaczyna. Żona spełnia polecenie męża i po chwili wnosi na talerzu
pachnące knedle. Siada w kuchni i ze strachem czeka na rozwój sytuacji. Po chwili słyszy przestraszony krzyk męża, wchodzi więc do pokoju: – Co się stało, kochanie? – pyta. – Boże! Jak Legia w drugiej minucie strzeliła gola – mówi mąż – to strąciłem ze stołu talerz z knedlami. Zebrałem wszystkie z podłogi, ale dwa przylepiły się do szafy. Ja je widelcem, a one mi mówią, żebym spieprzał i że sadysta jestem!
¤¤¤ Strażak wrócił z pracy do domu i mówi do małżonki: – Słuchaj, mamy wspaniały system u nas w remizie. Kiedy zadzwoni pierwszy dzwonek, ubieramy nasze kurtki. Kiedy zadzwoni dzwonek drugi, zjeżdżamy po rurze na dół. Dzwoni trzeci dzwonek i wszyscy już siedzimy w wozie. Od dzisiaj chcę, żeby w tym domu obowiązywała podobna zasada. Kiedy powiem do ciebie „dzwonek pierwszy”, masz się rozebrać. Kiedy powiem „dzwonek
Pod przymkniętymi powiekami maszerował mi korowód postaci z najnowszej historii Polski. Widziałem oto Kaczyńskich – jednego i drugiego, tatkę i synalka Giertychów, Macierewicza, Rokitę, Wrzodaka, Jurka, Anitkę Błochowiak, Oleksego z Millerem... Obserwowałem, jak dziarsko kroczy Grzesik pod rękę
żywo z Czarneckim i Ujazdowskim, a podsłuchiwał ich Dorn. W końcu ten nieprzerwany łańcuch postaci począł się zacierać, rozmywać i coraz bardziej popadałem w objęcia Morfeusza. Niezawodna to jest bowiem metoda, aby przed snem policzyć sobie barany. MarS
drugi”, masz wskoczyć do łóżka. Kiedy powiem „dzwonek trzeci” – zaczynamy całonocne bara-bara. Następnej nocy mąż wraca do domu i woła: – Dzwonek pierwszy! Żona rozbiera się do naga. – Dzwonek drugi! Żona wskakuje do łóżka. – Dzwonek trzeci! Zaczynają uprawiać seks. Po dwóch minutach żona woła: – Dzwonek czwarty! – Co to jest dzwonek czwarty? – pyta zdziwiony mąż.
– Więcej węża – odpowiada żona. – Jesteś cholernie daleko od ognia! ¤¤¤ Przychodzi facet do pracy pobity i podrapany. Kumpel go pyta: – Kto ci to zrobił? – Żona... – Żona? Za co? – Powiedziałem do niej „ty”. – I za to cię pobiła? A jak dokładnie powiedziałeś? – Ona mówi do mnie: „Nie kochaliśmy się już ze dwa lata...” A ja do niej: „Chyba ty”.