PRABABKA REKTORA CEYNOWY BYŁA CZAROWNICĄ! INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 21 (377) 31 MAJA 2007 r. Cena 3,5 zł (w tym 7% VAT)
Str. 9
Okłamywanie społeczeństwa przychodzi władzy IV RP wyjątkowo łatwo. 16 maja okłamano nas po raz kolejny. Wtedy to premier Kaczyński podobno nie dotarł do polskiej bazy w Iraku (Diwanija) z powodu burzy piaskowej i ostrzału lądowiska. Tymczasem prawdziwy powód był zupełnie inny... Str. 3
Str. 14 3 Str. 12, 1
ISSN 1509-460X
Str. 20
2
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA W kilkuset szpitalach trwa bezterminowy strajk leka-
Kaczki drapieżne
rzy. Część z nich poprosiła o urlop, część pracuje w rytmie ostrego dyżuru. Pracownicy nielicznych placówek ograniczyli się do plakatowania szpitali. Protestujący domagają się podwyżek płac, choćby w przyszłym roku. Premier i minister Religa twardo powtarzają, że nie ma na to pieniędzy. Utrzymanie Kościoła kat. kosztuje nas ponad 5 miliardów zł rocznie, co załatwiłoby i podwyżki, i reformę całej służby zdrowia.
Minister sprawiedliwości Ziobro polecił prokuratorom przetrzepać w pełni jawną fundację Amicus Europe, której założycielem jest Aleksander Kwaśniewski. Oficjalnie powodem zainteresowania śledczych są informacje o dotacji, jaką na jej konto przekazał znany ukraiński przedsiębiorca, Wiktor Pinczuk (zięć byłego prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy). Wredni komentatorzy łączą decyzję ministra z rozpoczęciem przez Kwaśniewskiego, Wałęsę i Olechowskiego antyrządowej kampanii. Ziobro – typowany na następcę obecnego prezydenta – nie ustępuje w bezczelności braciom K. Wyborcy PiS mogą być z niego dumni!
Wyszło na jaw, że Anna Streżyńska, pogromczyni firm telekomunikacyjnych, stanowisko prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej objęła bezprawnie. Premier Marcinkiewicz naruszył przy tej nominacji ustawę. Jarosław Kaczyński błędu nie naprawił. Ich bałaganiarstwo będzie kosztowało budżet co najmniej pół miliarda złotych. Tyle wyniosły kary, jakie prezeska UKE nałożyła na operatorów telefonicznych za naruszanie prawa konkurencji. PiS-owcy gwałcą większość praw i ustaw. Skoro – jak twierdzą – mają dobre intencje, to tłumaczy ich tylko niewiedza lub głupota.
Marek Jurek wspólnie z paczką Romana Giertycha domaga się zwolnienia z pracy gwiazdy PiS, czyli Joanny Kluzik-Rostkowskiej, autorki rządowego projektu polityki prorodzinnej. Powód? Kluzikowa jest nie dość zdewociała – w projekcie nie ma odwołania do Boga i nie przewiduje on totalnego zakazu aborcji. Ale już prawdziwym skandalem jest to, że Joanna pochwala kobiety pracujące zawodowo, a nie matki wielodzietne.
Szefowa dyplomacji Anna Fotyga, wbrew wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, zlustrowała pracowników swojego resortu. Działając w jej imieniu, Andrzej Papież (szef działu kadr MSZ) wysłał do naszych ambasad i konsulatów specjalną instrukcję. Wzywa w niej dyplomatów do złożenia w ciągu miesiąca oświadczeń lustracyjnych, ostrzegając, że kto tego nie uczyni, wyleci z pracy. Trybunały trybunałami, a sprawiedliwość ma być po stronie PiS-u!
W amoku lustracyjnym IPN sprawdził zmarłego niedawno mistrza reportażu Ryszarda Kapuścińskiego. Wygrzebano resztki jakichś kwitów z zapiskami rutynowo praktykowanych rozmów światowej sławy pisarza z oficerami polskiego wywiadu. Co z tego, że martwy. Liczy się sztuka...
Zabawa z emeryturami pomostowymi – które mają zastąpić prawo do wcześniejszego świadczenia z ZUS – trwa. Minister Anna Kalata nie chce pokazać związkowcom oraz przedsiębiorcom listy zawodów objętych nową regulacją. Może ona pokazuje tylko Łyżwińskiemu i Lepperowi?
Prezydent Kaczyński kontynuuje wymianę składu Kapituły Orderu Orła Białego na słuszną. W miejsce trzech zasłużonych dla polski mężów stanu – Bartoszewskiego, Geremka i Mazowieckiego – powołał właśnie arcybiskupa Ignacego Tokarczuka... Zgodnie z zasadą IV RP, zasługi dla Watykanu są zasługami dla Polski. WARSZAWA Ekipa prezydenta Warszawy Hanny Gronkiewicz-
-Waltz niemal codziennie odkrywa pokłady smrodu, jaki zostawiła po sobie ekipa Lecha Kaczyńskiego. Właśnie wyszło na jaw, że za pieniądze miasta (ponad 100 tys. zł) PiS fundowało sobie sondaże przedwyborcze. Po wyborach, jesienią 2005 r., dokumenty dotyczące owych zleceń w cudowny sposób zaginęły. Jeśli w III RP byli pokątni złodzieje, to w IV RP są złodzieje publicznie wykreowani na prawych i sprawiedliwych. WARSZAWA/OPOLE Kierownictwo Telewizji Publicznej odwaliło kawał ciężkiej roboty, dzięki której bracia Kaczyńscy mogą bez obaw pojechać na 44. Festiwal Piosenki Polskiej do Opola. W trakcie nocy kabaretów żaden z niesłusznych satyryków nie będzie na scenie kpić z pana prezydenta i premiera. Chuligani znani z niewybrednych ataków na najważniejsze osoby w państwie nie zostali zaproszeni. Dla Kaczek i Ziobry zaśpiewa Rosiewicz. A cała reszta może śpiewać po opłotkach: „Siekiera, motyka... już nie wiemy, gdzie się skryć...” i inne zakazane piosenki „o dwóch takich”. BIAŁYSTOK/RZESZÓW Prokuratura w Rzeszowie po pół roku analiz kilku dokumentów przedstawiła wreszcie zarzuty poświadczenia nieprawdy oraz niedopełnienia obowiązków dwóm związanym z PiS byłym wiceprezydentom Białegostoku. Panowie podpisali kwity potwierdzające, że oczyszczalnia kosztująca miasto 4 miliony zł doskonale pracuje, podczas gdy ta nigdy nie ruszyła. Ostatni z paczki poświadczających – wicemarszałek Senatu Krzysztof Putra – nie budzi zainteresowania śledczych... To już by było jawne godzenie układu w PiS, czyli w IV RP! BIAŁORUŚ Rząd Białorusi wyraził zgodę na otwarcie przez włoski bank Uni Credit placówki w Mińsku. Nie pozwolił jednak, aby makaroniarze wyręczyli się należącym do nich polskim Bankiem PEKAO. Inna prywatna polska spółka z powodzeniem prowadzi w Rosji sieć amerykańskich knajp. Jednak czyni to pod szyldem innej firmy, ukrywając swoje związki z Polską. To się nazywa świetna atmosfera do robienia interesów.
B
racia Kaczyńscy szkodzą wizerunkowi Polski za granicą i polskiej racji stanu. Ale najwięcej wysiłku wkładają w wojnę z własnym narodem. Politycy są z natury cyniczni i prowadzą kampanie wyborcze, aby zdobyć jak najwięcej głosów i mieć władzę. Wyborcy szybko schodzą na dalszy plan. Jednak w historii nie zdarzyło się, aby polityk zaraz po wygranych wyborach zaczął robić wszystko, by stracić poparcie społeczne. Bracia Kaczyńscy osiągnęli jednak mistrzostwo świata w zrażaniu do siebie większości narodu. Od lipca 2006 roku do maja 2007 premier Jarosław Kaczyński zredukował (według CBOS) odsetek swoich zwolenników z 67 proc. do 1! Jest to wyczyn nigdy dotąd nienotowany. Tym bardziej że bliźniak osiągnął go w czasie najlepszej od lat koniunktury: malejącego bezrobocia i rosnącego PKB. Wojna przywódcy z własnym narodem to w politologii zjawisko niezwykłe. Zazwyczaj dyktator wybierał sobie co najwyżej pojedyncze grupy społeczne, na które napuszczał inne. Tak czynił np. Hitler. Wpierw trzeba wysondować, jaka to grupa czy nacja (oczywiście mniejszościowa) budzi na tyle powszechną niechęć, że można na nienawiści do niej zbudować swój program działania. Łatwiej jest wtedy utrzymać się przy władzy, bo poparcie pochodzi zawsze od większości. Za biedę w Niemczech łatwiej było zrzucić winę na Żydów, niż wyjaśnić, że gospodarka potrzebuje czasu, aby złapać oddech po światowym kryzysie. Podobnie prościej było polskiej władzy po 1945 roku określić wroga w postaci kułaków, niż przekonać, że braki w zaopatrzeniu są wynikiem zniszczeń wojennych i nie da się od razu zapełnić spichlerzy. Wielkość Kaczyńskich polega na tym, iż postanowili oni przebić dotychczasowe ustroje autorytarne i wypowiedzieli wojnę całemu społeczeństwu. Oszczędzają jedynie swoich siepaczy oraz tych, którzy – z poszczególnych branż i obozów – przechodzą na ich stronę. Na tych czekają konfitury i dobre słowo przywódcy. Chcąc się rozprawić ze społeczeństwem, Kaczory nie zawahali się wejść w sojusz z watykańską mafią – Opus Dei. Podstawą walki z wrogiem jest ograniczanie mu pola do manewru. Z publikacji Instytutu Sobieskiego czy Międzynarodowego Przeglądu Politycznego wynika, że najmniej ważna dla PiS jest aktywność obywatelska. O powodzeniu reform IV RP, według doradców PiS, miały decydować: determinacja w ich wprowadzeniu, rozbicie starych układów, lustracja i dekomunizacja oraz wprowadzenie nowego języka debaty publicznej, w którym przeciwnik zmian, według PiS, będzie agentem, komuchem i zdrajcą. Do tego Kaczyńscy dodali podporządkowanie władzy centralnej mediów i samorządów wszelkiego typu. Trzeba było jednak obsadzić te przyczółki swoimi ludźmi. Do tego celu posłużyła na przykład kampania na rzecz otwarcia dostępu do adwokatury i notariatu. Także świat nauki i Kościół miały stać się częścią nowego układu rządzącego. Brakowało jeszcze narzędzia terroru, oczywiście takiego na miarę XXI wieku i środka Europy. Rozbudowano więc i rozmnożono tajne policje. Na postrach i ku uciesze własnych popleczników pokazano spektakularne zatrzymania osób publicznych. Najwięcej emocji w braciach wywołały jednak organizacje społeczne i krytyczne wobec nich, niezależne media. Wiele wskazuje na to, że teraz Kaczory wezmą się za nas. Jarosław K. wie, kto pierwszy w Polsce pokazał skalę obecności Opus Dei w polityce. Uczyniły to „Fakty i Mity”. A kto pierwszy opisał rozmiar rabunku państwa przez struktury Kościoła? Oczywiście, „FiM”. Jako jedyne tak duże,
ogólnopolskie medium demaskujemy błędy dogmatyczne katolicyzmu, o którym premier podczas swojego exposé powiedział, że jest dobrem narodowym i fundamentem polskiej państwowości. Doprowadziliśmy też do aresztowania i uwięzienia paru duchownych przestępców. „FiM” nie dało się przemilczeć, postanowiono więc sprowadzić nas do jednego poziomu z brukowcami takimi jak dziennik „Fakt”. Tyle że oni zmyślają informacje, a my pokazujemy twarde kwity. Sojusznikiem w walce z „FiM” stało się dyspozycyjne, katoprawicowe Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Dla Giertycha i Kaczyńskiego rozmowa z kłamliwym „Faktem” jest przyjemnością, zaś podstawienie mikrofonu z logo „FiM” jest obrazą majestatu. I dlatego Giertych wyrzucił naszego dziennikarza z MEN podczas wręczania medalu prałatowi Jankowskiemu. Inny orzeł PiS i Opus Dei, niejaki Ujazdowski, chciał nas zdelegalizować, a sekretarz generalny PiS, Brudziński, nazwał „FiM” kloaką, za co będzie się tłumaczył przed sądem. Wojna PiS-u z narodem toczy się na wielu frontach. Starzy czekiści braci K. – Ludwik Dorn, Przemysław Gosiewski i Adam Lipiński – napadli na organizacje społeczne i robią wszystko, aby uniemożliwić pracę społecznikom. Ci są bardzo groźni, bo niezależni od władzy, więc niesterowalni. Poza tym są to patrioci, ludzie krytycznie myślący i będący prawdziwymi liderami życia społecznego. Na początek PiS-owcy uderzyli w ich zaplecze finansowe. Stąd wzięło się zarządzenie korekty przyjętych budżetów tak zwanych partnerstw, czyli projektów realizowanych przez organizacje społeczne, szkoły publiczne i inne instytucje za pieniądze UE. Tutaj na Kaczyńskich czekała niemiła niespodzianka – umowy zawierał co prawda rząd RP, ale w imieniu Komisji Europejskiej. I bez jej zgody wywrócenie do góry nogami umów okazało się niemożliwe. A pomysł korekty był banalny. W czasie trwania umowy powiemy frajerom, że na to, co mają zrealizować, dostaną nie np. 100 tysięcy, lecz 40. I cały ich biznesplan szlag trafi. Dla większości biednych organizacji oznaczałoby to bankructwo i koniec działalności. Potem przyszedł czas na pozbawienie wsparcia wszelkich innych niż kościelne organizacji charytatywnych. Otóż każda firma, przekazując darowiznę na działalność takiej organizacji, ma prawo odliczyć od dochodu 10 procent darowizny, a w przypadku organizacji kościelnej jest to 100 procent. Owe darowizny stanowiły w budżetach małych organizacji znaczną pozycję wśród dochodów. Po likwidacji nawet tak małego, 10-procentowego odpisu podatkowego wielu przedsiębiorców musiałoby de facto od przekazanych przez siebie darowizn płacić podatek dochodowy. Prawda, jak by to zachęciło do dobroczynności? Wszystko to działo się pod hasłem walki z korupcją. Co miało wspólnego łapówkarstwo z pracą organizacji społecznych – nie raczono wyjaśnić. I ten pomysł na szczęście upadł, bowiem bracia K. zapomnieli przedstawić pełnej regulacji i rząd był zmuszony do odroczenia prac. JONASZ Cd. za tydzień
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
P
remier Kaczyński miał odwiedzić polskich żołnierzy w Iraku, jednak w ostatniej chwili odwołał spotkanie. Podobno zmusiła go do tego fatalna pogoda. A naprawdę... Wielu obywateli trapi się, że Jarosław Kaczyński nie ma ostatnio szczęścia do podróżowania statkami powietrznymi, co może być ostrzeżeniem Opatrzności... Trzeba przyznać, że te obawy o latanie pana premiera nie biorą się z sufitu, skoro:
w polskiej bazie „Echo” w Diwanii. Pogoda uniemożliwiła przetransportowanie helikopterem polskiej delegacji z Bagdadu do bazy wojskowej. Premier miał się m.in. spotkać z dowódcą Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe, generałem dywizji Pawłem Lamlą, oraz zjeść wspólny posiłek z przedstawicielami polskiej armii” – wytłumaczyło obywatelom Centrum Informacyjne Rządu (CIR). Z kolei Polska Agencja Prasowa podała: „Po wylądowaniu w Bagdadzie okazało się, że burzowa pogoda uniemoż-
GORĄCY TEMAT że takie właśnie wredne plotki rozpuszczają oponenci polityczni pana premiera. Znani „FiM” intryganci posługują się nawet zdjęciami, które dowodzą, że 16 maja pogoda w Bagdadzie była po prostu znakomita, a w Diwanii – choć nieco gorsza, to przecież zupełnie niekłopotliwa dla średnio wprawnego pilota śmigłowca. Ale tak naprawdę było całkiem inaczej, więc – mimo nader umiarkowanej sympatii do Jarosława Kaczyńskiego – niniejszym zadajemy kłam twierdzeniom, że szef polskiego rzą-
Kobylanka (wieś Bielkowo) nad jeziorem Miedwie. Wiosną 2005 r. Żandarmeria Wojskowa zatrzymała i przedstawiła zarzuty popełnienia przestępstw korupcyjnych kilku oficerom, jednemu pracownikowi cywilnemu wojska (główny księgowy 12bzaop. Dariusz L.) i jednemu prywatnemu przedsiębiorcy ze Stargardu (Grzegorz M). Najważniejszy w tej ekipie był płk Wiesław J. (pseudonim Badyl) – ówczesny dowódca batalionu z Kobylanki, będący też w swojej wcześniejszej karierze zastępcą szefa logistyki dy-
3
a z pewnością będzie jeszcze więcej. Łączna suma łapówek wynosi około 700 tysięcy złotych, a najwyższa wręczona jednorazowo to 140 tysięcy złotych – wydobyliśmy z majora Zenona Staniszczaka. Dowiedzieliśmy się jeszcze, że przekręty dotyczą lat 2001–2004. Zerknęliśmy do biografii generała Lamli: od 1999 r. był dowódcą 6BKPanc., skąd w 2001 r. wskoczył na posadę szefa sztabu 12. Dywizji, którą to funkcję sprawował do końca 2003 r. Czy można go zatem obarczać jakąkolwiek odpowiedzialnością za
Operacja „Burza piaskowa”
Prezydent Bośni i Hercegowiny (trzeci z lewej) nie uległ burzy, która naprawdę wygląda tak (fot. powyżej). Tymczasem w Bagdadzie trwała burza... mózgów
¤ 27 kwietnia sprowadzili go na ziemię Amerykanie, nie zezwalając rządowej maszynie przelecieć nad Irakiem w drodze do Kuwejtu. Tak się wtedy zdenerwował, że kazał załodze zawrócić samolot i definitywnie zrezygnował – ku wielkiemu rozgoryczeniu reszty delegacji – z kontynuowania atrakcyjnej ekskursji; ¤ 11 maja uziemiła szwagra pani prezydentowa Maria Kaczyńska, która potrzebowała szybko dotrzeć do Sankt Petersburga, podczas gdy on składał wizytę na Słowacji. Owszem, w jedną stronę szczęśliwie doleciał, ale że na pojazd czekała już w Warszawie Pierwsza Dama, pan premier nie miał czym wrócić. Chcąc nie chcąc, musiał grzecznie czekać w Bratysławie, aż mechanicy w Polsce zreperują drugi (i ostatni...) samolot z rządowej flotylli; ¤ no i, ostatnio, znowu ten nieszczęsny Irak: 16 maja Kaczyński poleciał do Bagdadu, żeby rozmówić się z premierem Nurim al-Malikim w sprawie zaopatrzenia ichniej armii w broń. Szczerze zamierzał – jak zapewniano w komunikatach – odwiedzić przy okazji polskich żołnierzy w Diwanii, a tu trach! – jakieś fatum sprawiło, że plany legły w gruzach... Co stało się tym razem? „Z powodu burzy piaskowej nie doszło do planowanego spotkania z polskimi żołnierzami, stacjonującymi
liwia przelot śmigłowcem do Zielonej Strefy, gdzie mieszczą się siedziby irackich władz. Zamiast lecieć amerykańskim śmigłowcem na spotkanie z szefem irackiego rządu, premier udał się tam w konwoju ochranianym przez amerykańskie wozy Humvee”. Później zaś, gdy Jarosław Kaczyński skończył już z Nurim al-Malikim, minister obrony narodowej Aleksander Szczygło ujawnił PAP: „Doszło do ostrzału okolic lądowiska śmigłowców w Zielonej Strefie, w pobliżu ambasady amerykańskiej. Przejazd z Zielonej Strefy z powrotem na lotnisko zajął ponad godzinę. W tej sytuacji pozostało za mało czasu na przelot do Diwanii, pobyt tam i powrót do Bagdadu”. Czy fatalistycznie usposobionych obywateli te wyjaśnienia uspokoiły? Obawiamy się, że wręcz pognębiły, skoro gołym okiem widać, że ktoś kłamie – albo CIR, albo Szczygło! Powód? Dla tzw. zwykłego człowieka – najprostszym i najłatwiej zrozumiałym byłoby rozwolnienie pana premiera. No bo skoro kule świszczą i wiadomo już było, że dzień wcześniej iracki snajper upolował w Diwanii polskiego żołnierza z batalionu dowodzenia, to największemu twardzielowi niezaprawionemu w wojennym rzemiośle zwieracze mogą puścić. Wypada odnotować,
du kulom się kłaniał, spuszczając spodnie w latrynie... ¤¤¤ Wysoki rangą oficer Żandarmerii Wojskowej wyjaśnił nam, że Jarosław Kaczyński nie poleciał do Diwanii, bo chciał uniknąć spotkania i uścisków z dowódcą Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe, gen. dyw. Pawłem Lamlą: – Generał wpadł w poważne tarapaty i prokuratura z wytęsknieniem oczekuje na jego powrót do kraju. Minister Szczygło zna szczegóły, więc zapewne ostrzegł Kaczyńskiego, że nie będzie zbyt ładnie wyglądał na wspólnych zdjęciach z człowiekiem, który być może wkrótce usłyszy zarzuty. „Być może”, gdyż z jednej strony bardzo brzydko zeznają na jego temat podejrzani w aferze przetargowej w 12. Dywizji Zmechanizowanej, ale z drugiej – generał jest miły sercu obecnej władzy i pojawiła się już „wola polityczna”, żeby dla uniknięcia skandalu sprawie ukręcić łeb, jeśli tylko nie zamieszają w niej media. Wyjaśnijmy, w czym rzecz: 12. Szczecińska Dywizja Zmechanizowana im. Bolesława Krzywoustego ma w swoim składzie m.in. 6. Brygadę Kawalerii Pancernej (6BKPanc.), stacjonującą w Stargardzie Szczecińskim, oraz 12. Batalion Zaopatrzenia (12bzaop.), ulokowany w gminie
wizji oraz szefem logistyki 6BKPanc., w której to właśnie kwitł łapówkarski proceder. Standardowy: ustawiano przetargi tak, by – w zamian za stosowne gratyfikacje lub użyczanie luksusowych samochodów dla panów wojskowych – najbardziej smakowite kąski dostawał Grzegorz M. oraz dwie firmy sterowane przez Dariusza L. O aresztach dla tzw. oficerów starszych (pułkownicy i podpułkownicy) postanowił Wojskowy Sąd Okręgowy w Poznaniu, natomiast oficerów młodszych zapuszkował Sąd Garnizonowy w Szczecinie. Panowie oficerowie oraz Dariusz L. bardzo szybko wyszli z pierdla (wobec płk. Wiesława J. zastosowano mało dokuczliwy dozór), a Grzegorz M. siedział miesiąc dłużej. Kibicowaliśmy tej historii i gdy w marcu 2007 r. doszły nas słuchy, że podejrzani gadają na generalicję, zapytaliśmy płk. dr. Edwarda Jaroszuka – rzecznika prasowego żandarmerii – jak sprawy stoją. Usłyszeliśmy uspokajające zapewnienia o „rozwojowym charakterze śledztwa”, „spodziewanych dalszych zatrzymaniach”, etc. Po niefortunnej wizycie Jarosława Kaczyńskiego w Iraku zasięgnęliśmy języka w szczecińskiej Prokuraturze Garnizonowej: – Sprawa jest rozwojowa, występuje w niej już kilkunastu podejrzanych, żołnierzy, jak i cywilów,
łapówkarski proceder, nad którym pieczę sprawował płk. J.? – Można, bo generał z kolei sprawował pieczę nad pułkownikiem J. Nieprzypadkowo afera wybuchła na początku 2005 roku, gdy Lamla był akurat na swojej pierwszej misji w Iraku (dowodził 1. Brygadową Grupą Bojową – dop. red.). Później sprawa zaczęła się ślimaczyć, bo zbyt wielu wysokich oficerów dotyczyła. Jeden z zatrzymanych wskazywał, że dach domu generała nad jeziorem Miedwie, ogrodowy skalniak oraz elementy ogrodzenia posiadłości wykonane są z materiałów bardzo podobnych do wykorzystywanych na potrzeby remontowo-budowlane jednostki w Stargardzie. Do tego doszły opowieści świadków o dowożeniu prowiantu na kurs językowy w Łodzi, gdzie generał uczył się angielskiego, o goszczeniu na koszt armii kursantów w Mrzeżynie... W sumie nie miałby zbyt ciekawej sytuacji, gdyby nie fakt, że z namaszczenia PiS-u pełni funkcję o znaczeniu bądź co bądź międzynarodowym – zauważa nasz informator z żandarmerii. ¤¤¤ Ufff..., ulżyło nam, że to jednak nie natura czyha na naszego latającego pana premiera, a zwykłym żołnierzom odmówił z nader przyziemnych powodów... ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Chłopcy płaskostopcy! Ponad trzy miliony Polaków chce wyjechać z kraju w poszukiwaniu zatrudnienia. Kto więc będzie budował stadiony na EURO 2012? Chińczycy?! Młodzieży polska, pozdrówcie ojca kapcie, matki laczki i formujcie klucz na wylot do ciepłych krajów! Dla tych gorzej przygotowanych fizycznie proponuję ogłoszenie matrymonialne o treści: „Kobietę z obcym (zachodnim) obywatelstwem poślubię od zaraz!”. Chwilka, koleś, a co z EURO 2012?! Jak wszyscy wyjadą, ostatni zgasi światło, to nie będzie rąk do pracy! O to, bynajmniej, nie martwi się wierchuszka Komitetu Organizacyjnego EURO, czyli panowie: Jarosław Kaczyński (chwilowo zatrudniony jako premier) oraz Edgar „proszę panią” Gosiewski. Chłopcy płaskostopcy dysponują genialnym planem awaryjnym. Jakim? Ho, ho, prostym jak świński ogon! Otóż absolutnie nie można stracić tych miliardów euro, które otrzymamy z europejskiej centrali. Tak więc Stadion Narodowy zostanie wybudowany we Włoszczowie! Elektorat Gosia nie jest robiony joystickiem, więc się zepnie i „tymi ręcamy” zbuduje stadion, tuż obok peronu i międzynarodowego lotniska im. Gosiewskiego. Musi także zarobić Kościół, prawda?! Kolejny stadion, pod wezwaniem, powstanie więc w Toruniu na terenach Radia Maryja, tuż nad Wisłą. Kłopot tylko w tym, żeby piłka do wody nie wpadała. Do roboty już się palą kółka
N
różańcowe, parafialne i rzesze tych moherków, które nie mają problemu z oddawaniem moczu. Dodatkowej zachęty dla innych miast doda przedsiębiorca medialny Jego Moherencja Tadek Rydzyk i już wkrótce ogłosi listę stadionów, które po dobrowolnej wpłacie w wysokości stu tysięcy złotych na konto Radia Maryja będą mogły ubiegać się o imię Jana Pawła II. Rydzyk będzie również skarbnikiem EURO 2012, co daje gwarancję, że cała kasa pójdzie na zbożny cel. Kolejny chłopiec płaskostopiec, Ludwik Dorn, ten z nosem jak motolotnia, już ma w lasce parę projektów ustaw na temat EURO 2012. Między innymi nieposkromiony obrońca plemników Marek Jurek odważnie głosi: musimy zapisać w konstytucji obronę stadionów od chwili poczęcia! Słusznie! Premier już napisał hymn mistrzostw pod tytułem „Z ziemi wolskiej do Wolski”, który
a szybko sfastrygowane porozumienie Wałęsy, Kwaśniewskiego, Olechowskiego oraz Lewicy i Demokratów ma nas wyprowadzić z groźnego bałaganu IV RP. Tylko do czego właściwie mają nas zaprowadzić owi trzej emerytowani tenorzy polityki? Tak, wiem. Zaraz usłyszę, że się czepiam, że sieję czarnowidztwo, zamiast gorąco popierać nową „koalicję ponad podziałami” dla Ojczyzny ratowania. Przyznam, że irytują mnie ci wszyscy krytycy Kaczyńskich, którzy z takim zapałem wznosili wcześniej gmach III RP. A Polska lat 1989–2005 była raczej gabinetem krzywych luster demokracji i praworządności niż krajem przyjaznym swoim obywatelom. Krajem głęboko niesprawiedliwym, skorumpowanym, sklerykalizowanym i zakłamanym aż do bólu. Kaczyńscy wygrali dlatego, że obiecali zmianę. No i wpadliśmy z deszczu pod rynnę. Tyle że wątpię, aby wygrać mógł teraz ktoś, kto zamiast zmiany obiecuje powrót do starego, znienawidzonego śmietnika. Jeden z architektów minionej Polski, Adam Michnik, na łamach prasy niemieckiej zapiekle ostatnio krytykował koalicję, ośmieszał ją jako sfrustrowanych przegranych transformacji. Nie odpowiedział jednak na najważniejsze pytanie – dlaczego tak wielu Polaków poparło owych frustratów, i dlaczego jeszcze więcej spośród nas w ogóle nie wierzy już w żadne wybory i nie
wykona Doda na golasa. Premier desygnował także jako osobę odpowiedzialną za organizację dopingu dla biało-czerwonych posła Wojciecha Wierzejskiego. Wesprą go bojówki młodzieży weszpolskiej. Gotowy jest już również zespół cheerleaderek w składzie: Renata Beger, Danuta Hojarska, Anna Fotyga oraz Zyta Gilowska (rezerwowa: Wanda Łyżwińska). Te śliczne, zgrabne dziewczęta swoim tańcem i urokiem osobistym będą rozgrzewały kibiców. EURO 2012 otworzy sam prezydent, który wjedzie na murawę stadionu na białym koniu. W specjalnej rozmowie Lechu poinformował mnie, że w piątek, kiedy zakończą się mistrzostwa, on zrezygnuje z funkcji prezydenta. Nazajutrz, w sobotę, odbędzie się koronacja Kaczyńskiego na cesarza. A teraz idę do lekarza, sprawdzić, czy nie mam płaskostopia mózgowego. To teraz jakaś modna choroba. ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Tarnowscy policjanci rozbili grupę przestępczą trudniącą się sutenerstwem. Trzech młodych mężczyzn objeżdżało okoliczne wsie, aby w dyskotekach werbować dziewczyny do pracy w klubach nocnych. Zamiast w ekskluzywnych night-clubach lądowały jednak w tarnowskich mieszkaniach, gdzie obsługiwały klientelę. A że opiekunowie zawsze nagrywali te „miłosne” igraszki, policjanci ze zdumieniem stwierdzili, że spocone i wykrzywione namiętnością twarze należą między innymi do księdza jednej z tarnowskich parafii, znanego lekarza oraz lokalnych biznesmenów.
TAŚMY PRAWDY
Pijany w trupa 80-letni dziadziuś jechał na swoim rowerze w Petrynowie, niedaleko Tomaszowa Mazowieckiego. Nie speszył go nawet widok radiowozu, w którym policjanci – zaczajeni w krzakach – polowali na piratów drogowych. Funkcjonariusze ze zdumieniem stwierdzili, że jadący wprost na nich staruszek wcale nie zamierza się zatrzymać. Za próbę staranowania radiowozu grozi mu nawet rok więzienia.
ZAMACH
Do łódzkiego Arturówka zjechali zawodnicy na Puchar Polski w Trójboju Nowoczesnym. Po sportowych wyczynach spali kamiennym snem w tamtejszym ośrodku „Prząśniczka”, co bez skrupułów wykorzystali złodzieje. W nocy splądrowali sześć autokarów, trzy busy i dwa samochody osobowe. Ich łupem padła cała elektronika znajdująca się w pojazdach – odtwarzacze CD, magnetofony, radia – a nawet płyty.
CZWARTY BÓJ
Nieznany sprawca zwinął z kaliskiego kościoła Franciszkanów obraz św. Pawła z przełomu XVIII i XIX wieku. Rzeczoznawca wycenił malunek na co najmniej 20 tys. zł. Na nogi postawiono całą lokalną policję, bowiem – jak tłumaczą miejscowi wierni – strata jest tym większa, że franciszkanie obchodzą właśnie 750-lecie swej bytności w Kaliszu. Proponujemy szukać w szpitalach, bo złodziejowi na pewno uschła co najmniej jedna ręka... Opracowała WZ
ŚWIĘTOKRADCA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Skończył się czas dominacji jednej partii w koalicji. (Roman Giertych) Każdy może marzyć.
chodzi głosować. Czyżby dlatego, że transformacja tak dobrze się udała? Obawiam się, że z odsuwania Kaczyńskich i Giertychów od władzy nic nie wyjdzie, jeśli główne siły opozycji – zamiast bronić pogardzanej przez większość Polaków III RP – nie dokonają jej rzetelnej oceny i nie przedstawią wizji V RP – kraju bardziej sprawiedliwego, dającego szansę wszystkim swoim obywatelom. Musi to być wizja, która będzie w stanie porwać społeczeństwo. Na razie jest tak, że rzekomy premier przyszłego rządu, Kwaśniewski, pytany przez dziennikarzy o plany, dąsa się i nie wie, co odpowiedzieć. Nie starcza mu nawet tych zwyczajowych frazesów i pustych obietnic, którymi zwykle raczył publiczność. Nie wiem, czy ta nowa koalicja ma jakieś szanse, bo elity gospodarcze mają już jedną Platformę Obywatelską, aby na nią głosować, i nie bardzo wiadomo, do czego miałaby im być potrzebna kolejna. Bo na przysłowiowy lud wymienieni panowie emerytowani politycy raczej nie powinni liczyć, gdyż nie mają mu nic do zaoferowania. Lud, który chodzi na wybory, ma już Leppera, a jego bardziej nawiedzona część także Giertycha i igrzyska Kaczyńskich. Reszta, czyli połowa Polaków, woli raczej emigrować lub grillować, niż politykować. I trudno im się dziwić, skoro puszcza się im same stare i zgrane płyty. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Tenorzy ze zdartej płyty
¶¶¶ ¶¶¶
(Jarosław Kaczyński)
Ale pan premier Jarosław Kaczyński jest osobą bardzo ciepłą, wrażliwą i ocieplanie wizerunku już nie jest potrzebne. Niestety, w mediach nie ma takiej woli, żeby pana premiera pokazać z tej innej, lepszej strony. Ale jak się zna człowieka osiemnaście lat, to się go zna z wielu stron. (Jolanta Szczypińska)
¶¶¶
Ewentualne weselisko Sandry Lewandowskiej i Janusza Maksymiuka to mały pikuś. Ostatnio w europarlamencie za mąż wyszedł brytyjski poseł Michael Cashman. Jego mąż ma ładne imię: George, po polsku Jerzyk. Ożeniła się z kolei Niemka Lissy Gröner. Jej żoną została pani Luiza. Tyz piknie – jak mówią górale. (Ryszard Czarnecki)
¶¶¶
U was w Platformie seks jest zakazany? To skąd wyście się wzięli? (Janusz Maksymiuk)
¶¶¶
Poseł Zawisza ma poważne problemy seksualne. Jeśli każda kobieta w mini działa na niego jak płachta na byka, to widać, że chłop ma duże potrzeby. (Wojciech Olejniczak)
¶¶¶
Dlaczego nie mamy poznać, że jakiś mężczyzna biegał w rajstopach damskich? (Lech Wałęsa w komentarzu do propozycji otwarcia wszystkich teczek)
¶¶¶
O ile ja jestem w Platformie szarą myszką, to Andrzej Olechowski jest kompletnie szarą myszką, która raz na dwa lata wpada do spiżarni, żeby podeżreć trochę mąki. (Jan Rokita)
¶¶¶
Takie same szanse ma partia Marka Jurka na samodzielne przejście przez następne wybory, jak ja na to, żeby wygrać „Taniec z gwiazdami”. (Roman Giertych) Wybrała OH
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
NA KLĘCZKACH
NIECH ŻYJE GOEBBELS! Małgorzata Potocka, aktorka, była żona Grzegorza Ciechowskiego, od półtora roku jest dyrektorem ośrodka TVP w Łodzi. I wystarczy. Ma zostać odwołana, choć obowiązki pełni przykładnie. Zastąpi ją 32-letni Michał Likowski, publicysta „Aspektu Polskiego” i dobry znajomy wiceministra oświaty Mirosława Orzechowskiego. Według naszego informatora, podobny los ma spotkać szefów TVP m.in. we Wrocławiu, gdzie dyrektorem ma zostać Alicja Grzymalska, absolwentka dziennikarstwa na Papieskim Fakultecie Teologicznym; Rzeszowie – tu stanowisko dyrektora obsadzi Tadeusz Górczyk, inżynier gazownictwa i kumpel posła Janusza Kołodzieja z LPR; Szczecinie, gdzie Liga chce umieścić Dominika Tarczyńskiego, dziennikarza polonijnego radia w Anglii; Warszawie – tutaj stanowisko ma piastować tajemniczy jak na razie 25-letni wszechpolak. Ta czystka jest spłatą zobowiązań PiS wobec LPR za poparcie Andrzeja Urbańskiego na prezesa TVP i głosowanie za wyborem Dorna na marszałka Sejmu. Zwolnione stanowiska dostaną się też... Młodzieży Wszechpolskiej. A my, telewidzowie, wyrzuconym na bruk zapłacimy odprawy. OH, RK
CHWAŁA ZDRAJCY!
KU CZCI
Fot. P.Sz.
W Krakowie odbyły się tradycyjne obchody ku czci św. Stanisława – z nadania Kościoła głównego patrona Polski, a faktycznie jej największego, a przynajmniej pierwszego tak wielkiego zdrajcy. Jak wiadomo, zawiązał on spisek przeciwko królowi Bolesławowi Śmiałemu. Tak więc biskup Stanisław jest patronem duchownych – zdrajców ojczyzny. Na jego corocznym uwielbieniu i uroczystym przeniesieniu czaszki patrona z Wawelu do klasztoru Na Skałce nie mogło zabraknąć więc obecnej głowy państwa – prezydenta Kaczyńskiego. RK
U MNICHA NIE WIERZĄ W KACZKI Demokracja w Polsce jest, według opinii samych Polaków, bardzo poważnie zagrożona! Takie wnioski przynosi sonda przeprowadzona w dniach 17–18 maja przez portal internetowy Wirtualna Polska. Na pytanie: „Czy uważasz, że demokracja w Polsce jest zagrożona?” odpowiedziało 32 799 internautów. Aż 72 proc. z nich udzieliło odpowiedzi twierdzącej. Zagrożeń dla demokracji nie dostrzega jedynie 27 proc. uczestników, sympatyków PiS, a kolejny 1 proc. nie miał w tej kwestii określonego zdania. A
GIERTYCH SIĘ LANSUJE Ponieważ notowania Ligi Polskich Rodzin stale pozostają poniżej progu wyborczego, Roman Giertych dwoi się i troi, aby zwrócić na siebie uwagę. Podczas ogłaszania projektu prawa zakazującego tajemniczej „propagandy homoseksualnej” w szkołach, porównał homoseksualizm do... faszyzmu i komunizmu. Jakby tego było mało, szydził, że ogłoszenie nowego projektu w Światowy Dzień Walki z Homofobią (17 maja) jest sposobem uczczenia owego dnia. Cóż, komunizm, faszyzm, kaczyzm też się rymują... AC
wprost, że stan duchowny nie może stanowić ucieczki od życia, np. dla kawalerów, którzy z powodu problemów osobistych wpadają w dewocję. Oczywiście są wyjątki – przed wiekami żaden klasztor nie odmówił wstąpienia bogatej wdowie, zapewne podobnie jest i teraz. Ot, wyrachowanie, trochę mody... PS
Tego jeszcze w Polsce nie było. Benedyktyni z podkrakowskiego Tyńca, od wieków znani z przedsiębiorczości, uruchamiają sieć ok. 100 sklepów (m.in. w Kazimierzu Dolnym, Radomiu, Skierniewicach) pod wspólną zakonną marką. Zamierzają sprzedawać ekologiczne wyroby, m.in. konfitury, soki, syropy i wędliny, a nawet kosmetyki wytwarzane na bazie miodu przez współbraci z zagranicy. W niektórych sklepach, gdzie trafiają już benedyktyńskie specjały, furorę robią np. borowiki w zalewie nowicjackiej i konfitura brewiarzowa. Dochód z tego unikalnego przedsięwzięcia zakonnicy chcą przeznaczyć na... renowację starej klasztornej biblioteki, co zasługuje na uznanie i poparcie. Nie mamy nic przeciwko temu, by i inne klasztory ratowały w ten sposób zabytki, zamiast bezustannie doić publiczną kasę. RP
WDOWCY DO KLASZTORU Coraz więcej panów po pięćdziesiątce, zwykle wdowców lub zgorzkniałych kawalerów, puka do klasztornych furt. Aczkolwiek prawo kanoniczne nie zabrania wdowcom przywdziewania habitu, zakony niechętnie przyjmują takich kandydatów, tłumacząc, że stan duchowny to nie sposób na „złotą jesień”, a klasztory nie są domami opieki społecznej. Krakowscy kapucyni mówią
Na różne sposoby uczczono 87. rocznicę urodzin JPII. W Rzeszowie na głównym deptaku miasta cukiernicy wykonali 87-metrowej długości kremówkę, którą następnie podzielono na 7,5 tys. porcji. W Łodzi zaś poświęcono pomnik papieża ufundowany przez pensjonariusza DPS „Włókniarz”, 78-letniego Zygmunta Gralaka („FiM” 15/2007). W tejże Łodzi urodziny JPII i 20 rocznicę jego pielgrzymki do tego miasta kilkudziesięciu radnych uczciło wycieczką do grobu papieża w Watykanie. Tego dnia dotarła tam również pielgrzymka policjantów biegaczy („FiM” 19/2007). Czekamy na pierwszego, który pójdzie do Rzymu na kolanach... BS
także referendum w sprawie obwodnicy Augustowa. Do urn poszło tylko niecałe 20 proc. mieszkańców. Lider podlaskiego PiS, wicemarszałek Senatu Krzysztof Putra, na dzień dobry oświadczył, że nie będzie rozmawiać z lewicą. PO i PSL do uległości ma skłonić groźba ponownego wprowadzenia zarządu komisarycznego w województwie. MiC, DP
PODLASKI PAT Z bitwy o mandaty radnych do Sejmiku Samorządowego Województwa Podlaskiego zwycięsko wyszedł PiS. Wspólnie z Samoobroną partia Kaczyńskich zdobyła 15 foteli (PO – 7 radnych, PSL – 5). Lewica – mimo iż jej listy poparło prawie 14 proc. mieszkańców regionu – wprowadziła tylko trzech radnych (ponownie przez idiotyczne rozwiązania ordynacji wyborczej). Cieszy kompletna klapa LPR. Pomimo niemal codziennych wizyt Giertycha, na jego partię padło „aż” 4 proc. głosów. Jeszcze w 2005 r. LPR w tym regionie miała poparcie na poziomie prawie 12 procent. Obywatele – mimo nachalnej kampanii promocyjnej prowadzonej przez premiera i jego ministrów – zlekceważyli nie tylko wybory, ale
za późno. Polka zdobyła sporą popularność w Szkocji, gdzie nawet zbierano pieniądze na jej leczenie w USA. W rodzinnej okolicy ludzie mówią o niej jak o przyszłej świętej – w końcu zrobiła to, czego Kościół oczekuje od kobiet w podobnych sytuacjach. Jest tylko jedna przeszkoda w kanonizacji – dziecko było nieślubne. AC
CUDA... NA KIJU KAYAH DLA GEJÓW Wytwórnia płytowa Kayax, której właścicielką jest Kayah, jedna z najpopularniejszych polskich piosenkarek, stworzyła dwupłytową składankę zatytułowaną „Music for Boys&Gays”. Na płycie znajdują się utwory największych gwiazd światowej muzyki popularnej, znanych z życzliwego nastawienia do gejów i lesbijek. W obecnej sytuacji w Polsce album z wydarzenia biznesowo-artystycznego przekształcił się w manifest polityczny. Kayah zaznaczyła: „Tą płytą wszyscy, którzy ją tworzyliśmy, chcemy głośno dać wyraz naszego niezadowolenia z braku zdrowego dystansu do odmienności, z zaściankowej mentalności i dziwnego poczucia moralności, która odrzuca miłość, ale pozwala potępiać i prześladować drugiego człowieka”. AC
WRÓG BIBLII Radny Włodzimierz Hawrot z PiS sprzeciwiał się postawieniu w Zamościu pomnika króla Dawida, władcy starożytnego Izraela, współautora Biblii (psalmy) i – według tradycji chrześcijańskiej – przodka Jezusa z Nazaretu. Radny argumentował, że w mieście powinno się stawiać pomniki Polakom, „osobom kulturowo nam bliskim”. Ciekawie brzmią te słowa w ustach człowieka, który na coniedzielnej mszy gorliwie śpiewa pieśni autorstwa owego „człowieka kulturowo obcego”. Czyżby w PiS powstała frakcja neopogańska? MaK
5
NOWA ŚWIĘTA? Anna Radosz, Ślązaczka, która wyemigrowała do Szkocji, zmarła na nowotwór, ponieważ odmówiła chemioterapii ze względu na zaawansowaną ciążę. Urodziła zdrowe dziecko, ale na leczenie dużego już złośliwego czerniaka było
Okazuje się, że sympatia dla Hitlera nie przeszkadza w czynieniu katolickich cudów. Watykan potwierdził właśnie, że Pius XII, tzw. papież Hitlera, ma na koncie potrzebne, udokumentowane cuda – niezbędne do beatyfikacji. Zgodę na nią wyraziła już większość (ale nie wszyscy!) kardynałów i biskupów z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Decyzja należy teraz do Benedykta XVI. Piusowi XII wyniesienie na ołtarze potrzebne jest jak nikomu innemu, gdyż biedaczek pewnikiem bardzo się męczy na tamtym świecie... RK
PAPIEŻ EFEKTÓW SPECJALNYCH Po ubiegłorocznej wizycie w Polsce Benedykta XVI długo unosił się smród po jego wypowiedzi w Auschwitz, rozgrzeszającej Niemców z hitleryzmu. W Brazylii wybuchł międzynarodowy skandal po stwierdzeniu B16, że „masowa chrystianizacja Indian nie pogwałciła ich praw”. Przedstawiciele Indian z całego kontynentu, potomkowie niedobitków po katolickiej ewangelizacji, zarzucili Ratzingerowi arogancję i ignorancję historyczną; domagają się także przeprosin. MaK
6
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
POLSKA PARAFIALNA
W
Kielcach znaleźliśmy dwóch księży: awanturnika i człeka przyzwoitego. Ten pierwszy to zwykły księżulo, a drugi jest jego szefem, czyli biskupem. Ksiądz proboszcz Marian Janus z parafii św. Stanisława postanowił zaprowadzić swoje porządki. Pod koniec kwietnia ogłosił wiernym z ambony, że jedyna na osiedlu świetlica środowiskowa działa na zasadach sekty – i to groźnej – a każdy, kto ośmieli
Tutaj oprócz odrabiania lekcji pod okiem nauczycieli i pedagogów dzieci mają zajęcia m.in. z języka angielskiego i obsługi komputera. Mogą także należeć do różnych klubów zainteresowań – filmowego, dyskusyjnego, majsterkowicza czy kuchcika. Do sposobu prowadzenia świetlicy nie mają żadnych zastrzeżeń instytucje, które ją nadzorują. Wręcz przeciwnie, wskazują one na duże i pozytywne zaangażowanie prowadzących oraz nieocenioną pomoc dla dzieci.
Beczka śmiechu się posłać tam swoją pociechę, musi się liczyć z konsekwencjami. Powtarzał to na każdej mszy. Kara, jaką ksiądz ustalił za nieposłuszeństwo, była prosta: niedopuszczenie do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania. ¤¤¤ Barwinek to jedno z kieleckich blokowisk, na którym – według szacunków Wiesławy Drosio z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie – mieszka około 2,5 tysiąca rodzin. Wśród nich bardzo wiele matek samotnie wychowujących dzieci, a także rodzin wielodzietnych. To przede wszystkim dla nich działa świetlica środowiskowa „Beczka”, stworzona przez Stowarzyszenie Chrześcijańskie „Miejsce dla Ciebie”.
D
Mimo to, po apelu proboszcza, większość rodziców przestała wysyłać swe pociechy na zajęcia, więc „Beczka” zaczęła świecić pustkami, co oznaczało jej rychły koniec. ¤¤¤ Parafianie księdza Janusa mówią bez ogródek, że to wielki materialista. Dlaczego nagle zaczęła mu przeszkadzać świetlica? – Przecież to proste. Jeśli ktoś tak jak on kocha pieniądze, to za żadne skarby nie odpuści żadnego źródła gotówki. Szkoda, że zachowuje się jak pies ogrodnika – sam nie ma świetlicy, nie pomaga dzieciakom, a zabrania innym – wyjaśnia parafianka. O jaką gotówkę chodzi w tym przypadku? Prowadzący świetlicę
wie Matki Boskie z Piotrkowa Trybunalskiego dostały pracę. Pierwsza – Trybunalska – rozpocznie służbę na rzecz parlamentarzystów. Druga – zwana Piotrkowską – patronować będzie 80-tysięcznemu miastu nad Strawą. Choć z pierwszą nie było większych problemów, bo sam JPII już przed laty pobłogosławił dla niej korony, a jego następca w Warszawie pokropił jej pozłacany konterfekt, z tą drugą może być sporo kłopotów. „Wypełniając powszechnie wyrażaną przez społeczeństwo miasta Piotrkowa Trybunalskiego wolę ustanowienia Matki Bożej Piotrkowskiej patronką naszego miasta, Rada Miasta zwraca się z prośbą do władz kościelnych o uznanie przez Stolicę Apostolską Matki Bożej Piotrkowskiej patronką miasta Piotrkowa Trybunalskiego” – tak brzmi uchwała, którą radni zatwierdzili w końcu kwietnia br. Gwoli ścisłości dodajmy, że pomysł, by w taki sposób uhonorować obraz Matki Bożej Piotrkowskiej, wypłynął z klasztoru oo. Bernardynów w Piotrkowie, a firmuje go gwardian o. Adam Kubica. Obecne władze trybunalskiego grodu leżą pokotem przed ołtarzami licznych świątyń w tym mieście. Zarówno przewodniczący Rady Marian Błaszczyński, jak i PiS-owski prezydent Krzysztof Chojniak znani są bardziej
otrzymują na nią dotację w wysokości 54 tys. zł rocznie. Jest to jedynie połowa tego, co potrzebują, aby funkcjonować, dlatego z ulgą korzystają z dobroci sponsorów i darczyńców, dzięki którym mogą zapewnić dzieciom ciekawe zajęcia. Na liście owych darczyńców znalazł się Kościół Chrześcijański „Wieczernik”, w 1994 r. oficjalnie wykluczony przez biskupa kieleckiego Kazimierza Ryczana z Kościoła katolickiego. Właśnie ten fakt wykorzystał proboszcz Janus, przedstawiając prowadzących „Beczkę” jako wstrętnych sekciarzy. Oni się jednak ni w ząb z tymi zarzutami zgodzić nie mogli, bowiem – jak przekonują – nie są w żadnym
razie organizacją wyznaniową, tylko charytatywną, a co więcej – nikogo z przychodzących nie pytają, do jakiego Boga kieruje swoje modły. – Moje dzieci chodzą do świetlicy już od dawna i nigdy nie słyszałam od nich o żadnej próbie indoktrynacji. Nie mam pojęcia, jak inaczej miałabym im zorganizować czas, tym bardziej że sama zwykle pracuję popołudniami. Dzięki świetlicy mam przynajmniej pewność, że dzieciaki są bezpieczne – wyjaśnia jedna z matek. – Nie rozumiem też, za co proboszcz chce karać dzieci nieudzieleniem sakramentu. Jak mam wytłumaczyć mojej córce, że nie może spotykać się ze swymi przyjaciółmi? – dodaje.
Opiekunki ze skutecznego podlizywania się sukienkowym niż z gospodarskich dokonań. Mieszkańcy Piotrkowa i przejezdni klną okrutnie na bałagan komunikacyjny w mieście i kompromitujące zablokowanie tras przelotowych z powodu źle przygotowanego remontu arterii na Radom i Kielce, ale magistraccy notable bardziej przejmują się opiniami kleru niż wyborców. Jak się to zakończy za kilka lat, można już dziś przewidzieć, choć władza na razie niczym się nie przejmuje. Za to trwają w Piotrkowie przygotowania do kolejnej kosztownej wizyty parlamentarzystów i hierarchów Krk z okazji awansu Matki Bożej Trybunalskiej na opiekunkę Sejmu i Senatu. Nieliczni lewicowi radni podjęli próbę storpedowania ww. uchwały. Niestety, nieudaną. – Piotrkowem rządzą prokościelne władze i bez jakichkolwiek skrupułów narzucają mieszkańcom swoje chore pomysły – mówi jeden z byłych lewicowych radnych. – Najgorsze jest to, że za takimi uchwałami jak ostatnia – w sprawie ustanowienia Matki Bożej Piotrkowskiej patronką miasta – idą
olbrzymie pieniądze: a to na nikomu niepotrzebne „święte imprezy i uroczystości”, a to kosztowne remonty i wydawnictwa itp. I wszystko to z pieniędzy podatników. – Domagaliśmy się wyjaśnień w sprawie wspomnianej uchwały, bo nic nam nie wiadomo o jakichś badaniach sondażowych czy ankiecie przeprowadzanej wśród piotrkowian – mówi radna Ewa Ziółkowska – ale nie otrzymaliśmy żadnych przekonujących odpowiedzi. Jesteśmy przeciwko zawłaszczaniu państwa przez Kościół, dlatego protestujemy przeciwko takim działaniom. Naszym zdaniem, rada nie powinna zajmować się taką sprawą. W proteście ja i radny Bronisław Brylski nie wzięliśmy udziału w głosowaniu, zaś radny Jan Dziomdziora głosował przeciw. Tymczasem pobliska Łódź – z woli przykościółkowego prezydenta Jerzego Kropiwnickiego i abp. Władysława Ziółka – za patronkę ma przyjąć św. Faustynę. Tutaj, o dziwo, oponenci mogą liczyć na samego... premiera Jarosława Kaczyńskiego. Ponad
Dzięki ogromnej determinacji prowadzących świetlicę nie będzie się już musiała nad tym zastanawiać. Ponieważ proboszcz za żadne skarby świata nie chciał rozmawiać z „sekciarzami”, a już w ogóle ani mu się śniło, żeby wycofać swoje słowa, pojechali do biskupa Ryczana. – Sprawy idą w dobrym kierunku – cieszył się po tej wizycie Krzysztof Jakubowski, przedstawiciel stowarzyszenia, a radość była uzasadniona, bowiem biskup obiecał całą sprawę wyjaśnić podczas bierzmowania, na które nazajutrz wybierał się do parafii. ¤¤¤ W kościele zebrali się wszyscy zainteresowani, bo przecież biskup przepraszający za swego podwładnego to w Polsce sprawa bez precedensu. I rzeczywiście – ku zaskoczeniu i uciesze zebranych biskup ogłosił: „Stowarzyszenie »Miejsce dla Ciebie« jest legalnie działającą organizacją zarejestrowaną w kieleckim sądzie. Tworzą je osoby z różnych środowisk, wspólnot i kościołów. Prowadzi świetlicę »Beczka« finansowaną przez miasto i darczyńców. Czy to, co robi, jest dobre i godne poparcia? Każdy, kto czyni dobro, godny jest poparcia. Czy dzieci powinny tam chodzić? To zależy od rodziców. To oni decydują, kto i gdzie kształci ich dzieci. Proszę niedyskryminowanie osób, które do świetlicy uczęszczają”. Słowa hierarchy od razu ciałem się stały. Dzieciom nie trzeba było dwa razy powtarzać, aby wróciły do przerwanych w świetlicy zajęć. Śmiech człowieka ogarnia na to rozdwojenie kościelnej jaźni. Ale i miło stwierdzić, że mamy również mądrych biskupów. W odróżnieniu od niektórych proboszczów... JULIA STACHURSKA Fot. Autor
pół roku temu do statutu miasta dodano punkt o następującej treści: „Patronką Miasta jest Czcicielka Miłosierdzia Bożego Święta Siostra Faustyna Kowalska, ustanowiona patronką decyzją Stolicy Apostolskiej z dnia 5 października 2005 roku”. „Takie rozwiązanie może być kwalifikowane w kategoriach naruszenia konstytucyjnej zasady rozdziału kościołów od państwa oraz gwarancji określonych w ustawie z dnia 17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania” – podkreśla premier. Skąd tak zaskakujące stanowisko prezesa Rady Ministrów? W przypadku miasta tak dużego jak Łódź treść znowelizowanego statutu musiała być uzgodniona z premierem. Nawiedzony prezydent Łodzi wszczął już kampanię negującą stanowisko Kaczyńskiego i nie wiadomo, jak się ta awantura ostatecznie zakończy. – Polacy mają znacznie poważniejsze problemy niż oddawanie w opiekę świętym naszych miast i wsi – mówi jeden z radnych Łodzi. – To, co dzieje się w tej sprawie, kompromituje wielu samorządowców. Cóż dodać do tej opinii? Chyba tylko to, że Polacy obserwują poczynania swoich wybrańców i wcześniej czy później oddadzą ich pod opiekę... społeczną. BARBARA SAWA Współpraca: MiC
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
W
szechobecna manipulacja, szpiedzy, podsłuchy, mafia różańcowa, mordowanie przy telefonie... – to świat o. Rydzyka i jego wiernych żołnierzy. Świat ludzi, o których względy gorliwie zabiegają bracia Kaczyńscy oraz ich ministrowie... Skoro najważniejsi ludzie w państwie kłaniają się nisko ojcu Tadeuszowi Rydzykowi – dowódcy wojowniczej armii (w ubiegłorocznych manewrach opatrzonych kryptonimem „XIV Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę” uczestniczyło ponad 200 tys. osób!), wykarmionej ideologicznie przez Radio Maryja, Telewizję Trwam oraz gazetę „Nasz Dziennik” – zadaliśmy sobie pokutę bliższego poznania bojowników ojca dyrektora. Skosztowaliśmy serwowanych im „potraw”, wysłuchaliśmy kilkunastu szkoleniowych pogadanek naczelnego wodza. Nabiedziliśmy się okrutnie, żeby wyznania, tudzież instrukcje przelać na papier z dokładnością do przecinka, coby nas później ojciec dyrektor nie skarcił za manipulacje... ¤¤¤ 1. Tylko Radio Maryja, Telewizja Trwam i „Nasz Dziennik”, czyli jedyne w Polsce prawdziwie polskie media, nie manipulują – ogłosił o. Rydzyk na porannej odprawie 23 kwietnia. Po zakończeniu wykładu zezwolił na podawanie tzw. przykładów z życia i jako pierwsza zgłosiła się pani Angela ze Śląska: – Powiedział ksiądz przed chwilą, że Ewie zabrakło rozwagi, pomyślunku, et cetera. A co, proszę ojca, robił w raju ten Adam?! – zaatakowała nieoczekiwanie kobieta. – He, he... – wystękał zdezorientowany o. Tadeusz. – Dlaczego wszystko się składa tylko na winę Ewy? A Adam to chyba był w tym raju, żeby Ewę obronić i wypędzić diabła. A co on tam robił! – Proszę pani... – Byczył się tam, za przeproszeniem, gdzieś pod drzewem figowym! – Tak, pani Angelo, ma pani rację... – No pewnie, że tak, że mam rację! – Ale o co innego mi chodziło, o te manipulacje, żebyśmy na to się zwrócili, dobrze? – No bo to też jest manipulacja. Mówić ciągle tylko, że wszystkiemu Ewa była winna! – Ja nie powiedziałem... – Z Panem Bogiem, dziękuję! – cisnęła słuchawkę pani Angela, kończąc dyskurs, po którym oszołomiony feministycznym wybrykiem o. Rydzyk długo nie mógł dojść do siebie. Sytuację rozładował kolejny uczeń. Był nim pan Piotr ze Słupska: – Proszę księdza, chciałbym zabrać głos na temat mediów... – Panie Piotrze, nie chodzi mi o media, tylko o manipulacje – nakierował podwładnego o. Rydzyk.
– Aha, o manipulacje. Właśnie, właśnie... – O, co gdzie widzicie, czegoście się nauczyli. To jest celowe i skryte działanie, żeby zafałszować obraz ludziom na rzeczywistość... – Na przykład w muzyce...? Najwyraźniej o to właśnie chodziło, bo zaintrygowany o. Rydzyk zamienił się w słuch, a pan Piotr opowiedział swojemu nauczycielowi mrożącą krew w żyłach historię: – W muzyce są przeróżne takie niuansa, że na przykład w samym rytmie zawiera się jakieś takie wyuzda-
POLSKA PARAFIALNA przykład, że niby polskie radio, a cały czas mówi o jakimś tam... yyy... eee..., jakby to powiedzieć... jakimś... o kulturze, dajmy na to – zagaił pan Jerzy w rozmowie z ojcem dyrektorem. Zastawiona na radiosłuchacza pułapka tkwiła wszelako w czym innym: – Jakiś poeta, czy jakiś pisarz, ale żydowski! Niby polskie radio, ale cały czas, codziennie słyszę. Niech będzie to miernota, nie będzie tam nic takiego, ale będą na piedestał stawiać, jakby to naszej kultury nie było wcale. Tak samo słucham telewizji i patrzę na te filmy. Jak mówią, to
– Ja cały czas o tym myślałem: to teraz będę mówił na polskie radio i właśnie na tą audycję, że tak podsumowując, to jest straszne niebezpieczeństwo. Niby polskie radio, ale to jest jakby straszne zagrożenie dla nas. Jak ja tylko pisnę coś, to będzie, że ja od razu jestem przeciwko tym lub tym... – No, ale pan tak nieostrożnie powiedział w Radiu Maryja... – A to trzeba mówić o tym głośno, żeby wszyscy o tym wiedzieli, że tak nami manipulują. Bo inaczej, jak będziemy się wszyscy bać...
Nasz nocnik
ne treści. Kiedyś ksiądz Zieliński (Antoni, diecezjalny duszpasterz grup modlitewnych i ruchów charyzmatycznych diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej – dop. red.), taki tutaj w Słupsku dosyć znany, jeszcze w Lipiu będąc w oazie, zrobił taki eksperyment: wziął płytę jakiegoś zespołu i kręcił w drugą stronę. I – tak zwyczajnie idąc – to idzie tam jakiś piękny tekst: „kocham cię, idziemy ulicą, ja ciebie obejmuję” i tak dalej, czy coś podobnego, nie? A jak w drugą stronę kręcił – bo wtedy były takie adaptery, że można było, nie? – no to wychodziły bluźnierstwa: „porzuć Bożą drogę”, „napluj na ołtarz” czy coś podobnego, nie? I w ten sposób właśnie to całe takie książki pewnie wyszły... ¤¤¤ 2. Skoro już ktoś nie może się oprzeć i włączy czasem niepolską stację radiową lub telewizyjną, musi być czujny jak ważka, bo niechybnie zostanie zmanipulowany – przestrzegł o. Tadeusz w katechezie pt. „Wstańmy, już czas iść w apostolat mediów”, wygłoszonej 10 maja. Słuszność tej tezy potwierdził przypadek pana Jerzego, który szczęśliwie uporał się z niesłychanie uporczywym praniem mózgu. – Wiemy, że media są w obcych rękach, czy to radio, czy telewizja, czy gazety. Więc właśnie o tym chcę powiedzieć, że gdy słucham radia czasami, bywało tak, że jestem na działce i słucham sobie tego radia. I dzień w dzień, przez cały tydzień słyszę na
też – mówi niby jak Polak, ale na końcu opluje Polaków, wyżydzi, wyśmieje! I jaka to jest polska telewizja albo polskie radio?! I to jest takie denerwujące, i w każdym razie rezultat jest taki, że moje myśli i moje odczucia nastawione są przeciwko Żydom. Czy ja chcę, czy nie chcę... – Ale to nie, panie Jurku. Widzi pan... – pocieszał o. Tadeusz. – Chcę zwrócić tylko uwagę na to, jaką oni sobie złą robotę robią. Zamiast być pozytywny, to ja jestem negatywny, panie! W tym momencie zakonnik nieco oprzytomniał i uświadomił sobie, że lada chwila mogą paść jakieś antysemickie deklaracje, za które dostawał w przeszłości klapsy od biskupów. – Panie Jurku, ja bym się bardzo bał, żeby przeciwko jakiemu..., żebyśmy nie uogólniali, prawda, rozumie pan. Jedno niebezpieczeństwo, że uogólniamy. Na przykład: że Polacy, Żydzi, Rosjanie, Niemcy, nie! Ja bym powiedział... W domu mi mówili, pamiętam, jak mówili: dziecko, pamiętaj, są ludzie i ludziska. Prawda? – sugerował o. Rydzyk. – To się rozumie... – I w każdym narodzie są tacy czy inni. I ja bym tego nie uogólniał, bo – widzi pan – zaraz posądzą, że my jesteśmy przeciwko komuś... I właśnie dlatego ja też bardzo proszę na antenie... Panie Jurku, pan powiedział i to poszło w eter. Ja nie mogę się identyfikować z tym, co pan powiedział...
– Nie, proszę pana. Tu nie ma nic wspólnego banie. Banie a roztropność to dwie różne cechy! – tak o. Rydzyk wytłumaczył, dlaczego ani pan Jurek, ani on sam, nie mogą wywalić z anteny całej zalewającej ich żółci. ¤¤¤ 3. Ojcze dyrektorze, Radio Maryja opanowała mafia! – alarmowała 26 kwietnia pani Aleksandra: – Jestem zbulwersowana tymi paniami, że one tak siedzą na antenie stale, bez końca. Proszę ojca, jeżeli ktoś piętnaście razy w miesiącu dzwoni do „różańca” czy „koronki” (forma zbiorowych modłów na antenie Radia Maryja – dop. red.), to jest co?! To jest w porządku? To nie jest w porządku, proszę ojca! – Pani Aleksandro, czy pani uważa, że to jest takie przestępstwo, że kogoś trzeba z imienia i nazwiska publicznie na antenie wymienić? Ja bym był bardzo daleko od tego... – zakonnik próbował okiełznać rozjuszoną kobietę. – Ale to trzeba, trzeba! Nieraz słuchacze mówią o tym, że za często dzwonią, a drudzy czekają 10 lat, żeby choć raz się pomodlić na antenie. To jest taka mafia różańcowa, bym powiedziała! To jest taka autoreklama... Już nie będę nawet mówić, bo mnie to tak denerwuje nieraz...! Bo ja słucham naprawdę tego radia od rana do wieczora. O 5.45 zaczynam i kończę o 12 w nocy. Ale naprawdę: jak słyszę te same osoby co drugi dzień, a nieraz trzy razy w jednym dniu ta
7
sama osoba dzwoni, no to jest coś okropnego! To po prostu się włosy jeżą na głowie. Naprawdę, proszę ojca. – Ja rozumiem, że pani może być zbulwersowana... – No bulwersuję, bo modlę się, mówię różaniec i... ta sama osoba jest! Dopiero była wczoraj i znów dzisiaj! To jest taka Elżbieta z Toronto, ta kobieta co drugi dzień jest na antenie, a czasem dwa razy w dzień! No do czego my doszli?! Mafia różańcowa wydała w sprawie pani Aleksandry i jej podobnych specjalny komunikat, który 28 kwietnia wygłosiła pani Anna z Katowic: – W czwartek dzwoniła jakaś pani i straszliwie się wybrzydzała na tych wszystkich, którzy ciągle dzwonią do „różańca” i do „koronki”. Twierdziła, że łączenie się duchowe po zakończeniu to są bzdury i kretyństwa. I w ogóle, tak się wybrzydzała, tak apodyktycznie jazgotliwym głosem nadawała, że ja już nie mogłam tego słuchać! A ci ludzie, którzy ciągle dzwonią, to nas wyręczają. My sobie siedzimy przy radioodbiornikach – ja nie klęczę, bo jestem staruszka – a oni się mordują przy telefonie. ¤¤¤ 4. Wróg czyha na każdym kroku! – to reakcja ojca dyrektora na ujawnienie przez media, że 9 maja w warszawskim kościele św. Benona odbył tajne spotkanie z Andrzejem Lepperem. – Dziennikarze nie są sługami prawdy, przekazicielami prawdy, tylko jakimiś szpiegami. Wczoraj na przykład spotkałem się z panem Andrzejem Lepperem w jednym z naszych klasztorów. Umówiliśmy się i rzeczywiście ucieszyłem się bardzo. Powiedziałem, że wyszedł od razu z inicjatywą do tych biednych rolników, którzy teraz są tak poszkodowani. I mówię: gratulacje... I dalej, i dalej... Trzeba Polskę, Polacy, trzymajcie się, trzymajmy się jakoś... I co? Proszę wyobrazić, i już przed klasztorem fotograf! – irytował się o. Rydzyk w nocnej rozmowie przeprowadzonej na antenie Radia Maryja z panią Joanną, polonistką i bibliografem z Warszawy. – Tak, tak! Skąd wiedzą?! No bo oni obserwują cały czas... – przytaknęła madame. – Mają podsłuchy. Mają te... Trzeba zapytać się, w jakiej jesteśmy sieci i czyja ta sieć jest. Komórkowa czy... – Oczywiście! – Nie należy wykluczać, że mogą i ci właściciele też podsłuchiwać. ¤¤¤ „Niesiecie w polską rzeczywistość poczucie odpowiedzialności za Kościół, troskę o kształt polskiego domu, o jego przyszłość, o jego jutro (...). Radio Maryja jest znakiem polskiej normalności, na którą tak długo czekaliśmy” – powiedział arcybiskup Sławoj Leszek Głódź w homilii wygłoszonej podczas mszy kończącej wspomniane na wstępie manewry Rodziny Radia Maryja. ANNA TARCZYŃSKA Fot. WHO BE
8
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Rozmowa z profesorem doktorem habilitowanym Andrzejem Ceynową – Jest pan jednym z najwybitniejszych znawców teatru i dramatu amerykańskiego, więc zacznijmy z tej właśnie beczki. Miało być pięknie, jak w sztuce O’Neilla „Daleko od Sodomy”, a czy nagle nie porobił się nam w Polsce dramat Arthura Millera „Czarownice z Salem”? – Niestety, tak. Mamy polskie Salem i makkartyzm w wydaniu niemal identycznym. Dla mnie, człowieka zajmującego się zawodowo kulturą amerykańską, to jest jakieś straszne déjà vu. To wszystko już było. McCarthy miał w zwyczaju przychodzić do sądu z czarną teczką pod pachą i już od drzwi mówił: „Ten człowiek jest szpiegiem i wrogiem Stanów Zjednoczonych. Wszystko jest w tej teczce, ale nikomu nie wolno do niej zaglądać, bo to tajne. Na podstawie moich dokumentów, których nie mogę pokazać, żądam, aby sąd wydał wyrok skazujący. I sądy to robiły. Czy panom to czegoś nie przypomina? – Ale amerykańskie sądy natrafiały na niesamowity społeczny sprzeciw. Kiedy Kazan zadenuncjował wspomnianego już Millera, spotkał się z takim ostracyzmem środowiska amerykańskich filmowców, że słynny film „Goście” musiał kręcić amatorską kamerą, bo nikt nie chciał z nim pracować. Niestety, w Polsce nie widzimy tej środowiskowej solidarności. – Nie zgodzę się z panami. Tu nie o solidarność za wszelką cenę chodzi. To właśnie zarzucają nam obecnie rządzący. Solidarność, a więc... klikę. Może powiedzmy raczej o naukowcach jako osobach służących prawdzie. Prawdzie jako wartości najważniejszej. Ci marni, prymitywni ludzie, którzy nami obecnie rządzą, ową służbę nazywają obroną korporacyjnych interesów i nie mając pomysłu na dialog, dzielą nasze środowisko. – Divida et impera... – Tak. To głęboka próba podziału. Dusz, sumień, grup społecznych, środowisk, nawet rodzin. Nagle, z dnia na dzień, wprowadzono w Polsce odpowiedzialność zbiorową, zapominając, że przecież każdy przypadek należy badać indywidualnie. – Ale na tym podziale ci marni ludzie próbują zbić kapitał polityczny. Z przykrością patrzyliśmy, jak pana koledzy, naukowcy, jeden po drugim wyłamywali się, stając nagle w szeregach zwolenników lustracji. – A to akurat mylne wrażenie. Nie dziwię się, że powstało, bo tak nagłaśniały to media. A było inaczej. W dniu, w którym ukazał się słynny już artykuł we „Wprost” o tym, że Ceynowa to agent bezpieki, zacząłem dostawać SMS-y i e-maile. Moi koledzy profesorowie z innych polskich uczelni, ba... uczelni z całego świata, pisali: „Andrzej, trzymaj się. Jesteśmy z tobą. Nie poddawaj się”.
Obcy ludzie na ulicy, osoby, których wcześniej nigdy nie znałem, rozpoznawały moją twarz pokazywaną w wieczornych, telewizyjnych dziennikach, podchodzili i mówili: „Panie profesorze, niech się pan nie załamuje. Niech pan machnie na to wszystko ręką”. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z taką bezinteresowną ludzką sympatią i właśnie z solidarnością. Cudowną ludzką solidarnością z jakimś „wykształciuchem” jajogłowym. Ale
w Polsce, i powiedział: „Wiedziałem, że jesteś przyzwoitym człowiekiem, ale nie wiedziałem, że aż tak bardzo”. Nie wiem, jak mogę podziękować im za to wszystko, za to wsparcie, za te słowa... – Jakże pięknie to brzmi, ale w tę wysłodzoną rzeczywistość musimy wrzucić łyżeczkę dziegciu. Panie profesorze, nie wszyscy luminarze nauki gotowi byli podać „esbekowi” Ceynowie rękę. Nawet tu. Na tym wielkim uniwersytecie... – To prawda. Przykro mi o tym mówić, ale są osoby, które zwyczajnie mnie nie lubią, nie lubią z różnych powodów, z owego nielubienia,
– W tym także pana Kaczyńskiego, który posługuje się taką polszczyzną, że chyba nawet tegoroczny Giertychowy maturzysta dostaje zajadów ze śmiechu. – No i co mam powiedzieć? Że mi wstyd? No więc, wstyd mi. Proszę o inny zestaw pytań. – Nie tak łatwo. To se ne da... Pana uniwersytet wykształcił nam prezydenta. Tu, w tych murach, są jeszcze profesorowie, którzy wpisywali mu zaliczenia do indeksu. Za co były te zaliczenia? – Ja wiem, że prezydent powinien posługiwać się poprawną polszczyzną. A że tak nie jest? No nie jest. On mó-
Gra teczkami Andrzej Ceynowa – rocznik 1951, rektor Uniwersytetu Gdańskiego. Za młodu pilot szybowcowy i skoczek spadochronowy. Pasjonuje się współczesną literaturą amerykańską. Potomek Krystyny Ceynowy, oskarżonej w pierwszej połowie XIX wieku o czary. chwilę później przyszedł prawdziwy test. To był Poznań i konferencja stu dwudziestu rektorów polskich uczelni. Miałem stanąć z nimi wszystkimi twarz w twarz. Ja... może agent... – Bał się pan? – Bardzo. A zwłaszcza tego, że wkroczę do auli i będę jakiś taki strasznie samotny. – Wygwizdany? – Nie. Nie wygwizdany, ale może nagle moi przyjaciele będą zajęci czymś innym. Na przykład oglądaniem własnych paznokci, jakimiś rozmowami i udawaniem, że wcale mnie nie ma... Czy bałem się spektakularnych afrontów? Tak. Też... – I... – I absolutne zaskoczenie. Trochę spóźniłem się, a tu przy wejściu do sali czekała na mnie grupa około trzydziestu rektorów. Najwybitniejszych polskich umysłów. Przywitali się ze mną tak, jak gdyby od dawna mnie nie widzieli. Pamiętacie panowie słynne „niedźwiadki”? No to one tam były na porządku dziennym. Chyba mi się nawet trochę zeszkliły oczy. Aż tu podszedł do mnie pewien rektor, może jeden z najmądrzejszych ludzi
z tego co się stało, czynią dla siebie trampolinę. To moim zdaniem osoby niespełnione. Chcą w hierarchii akademickiej znaczyć coś więcej, niż znaczą, A powiedzmy sobie, że znaczą niewiele, bo same sobie na to zasłużyły przez to, że sobie nie zasłużyły. – No i jest okazja na utrącenie Ceynowy... – Tak. Ja w ogóle jestem od dawna piekielnie niewygodny. Któż to bowiem słyszał, żeby rektorem wielkiego uniwersytetu był humanista. Matematyk, fizyk, biolog – owszem... Ale lingwista?! Tego na Uniwersytecie Gdańskim nie było. Powiem panom tak: humanista zawsze stanowi zagrożenie. Facet czyta wiersze, co więcej – czasem pisze wiersze... Zgroza! Chodzi gdzieś w chmurach, a pieniędzy to już taki człowiek liczyć zupełnie nie potrafi. Humanista rektor. To, zdaniem wielu, katastrofa dla uniwersytetu. – I jak wygląda ta katastrofa? – A tak, że spośród piętnastu największych uniwersytetów polskich jesteśmy na czwartym miejscu, jeśli chodzi o liczbę absolwentów zatrudnianych na stanowiskach kierowniczych. Kształcimy doskonałe kadry.
wi fatalnie po polsku, chociaż jest naszym absolwentem. – W ten sposób istnieje szansa, że wykształcicie nam jeszcze paru takich prezydentów. – Otóż niekoniecznie. Aby to się nigdy więcej nie powtórzyło, staram się przekonać senat uczelni, aby wprowadzono obowiązkowe zajęcia z poprawnego posługiwania się językiem polskim. – Może przydałoby się nieco łaciny? Wydaje się bowiem, że współcześnie rządzący znają jedynie sentencję dura lex, sed lex i powtarzają ją w kółko jak mantrę. – Mają panowie rację. To idiotyczna maksyma. Mówi tylko i aż tyle, że każde prawo należy stosować ślepo i posłusznie bez oglądania się na jego skutki. – Wielu pana kolegów naukowców uznało jednak, że lustracja – skoro już została zapisana w kodeksach – to obowiązuje i trzeba jej się poddać. – Ulegacie panowie nowej propagandzie sukcesu władzy. Rzecz ma się cokolwiek odmiennie. Na przykład na Uniwersytecie Warszawskim na trzy
i pół tysiąca naukowców lustrację poparło siedemdziesięciu. Oczywiście, ich poparcie zostało odpowiednio nagłośnione i wyolbrzymione, ale to przecież tylko bardzo niewielki odsetek kadry UW. Identycznie jest na moim uniwersytecie. – Pięknie. Jednak wśród przedstawicieli nauki istnieje pro-PiS-owska grupa. Czy ci ludzie rzeczywiście wierzą w posłannictwo Kaczyńskich, czy postępują tak z czysto merkantylnych pobudek? – Jeśli kierują się korzyściami osobistymi, nie biorą pod uwagę, że Kaczyńscy nie są wieczni. To krótkowzroczne działanie. – Co dalej z Polską? – Mimo rozwoju gospodarczego, nie będzie się on przekładać na wyższe zarobki i dodatkowe miejsca pracy, a ludzie zdegustowani polityką i takimi rządami będą wyjeżdżać z kraju. Szczególnie przedstawiciele młodego pokolenia. – A co z pokoleniem 50-latków? – Według PiS, ma nastąpić całkowita wymiana kadr. Kiedyś wystarczyły zastrzyki z fenolu, teraz na niepokornych są teczki, wyciągane wybiórczo, po karteczce, by cały ten proces trwał długo. Mianowany na wroga nie ma wyjścia... – Mówi pan to tak smutno... – ...bo czytałem ustawę o IPN – Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Mówi ona wyraźnie, że ściganie ludzi odpowiedzialnych za zbrodnie przeciwko narodowi trwać będzie aż 30 lat, czyli do 2020 r. – A jeśli do władzy dojdzie lewica? – Będziemy wówczas świadkami próby uporządkowania tych spraw i akta IPN trafią zapewne do archiwów państwowych, by korzystano z nich na ogólnie przyjętych zasadach. – Czy nie lepiej było postąpić z tymi dokumentami tak jak w Hiszpanii? – Oni potrafili uporać się z tym problemem i nie zajmowali się bezustannie historią i dokumentami archiwalnymi oraz lustracją – szli do przodu i koncentrowali się na rozwoju swojego kraju. – Zatem jak my powinniśmy uporać się z lustracją? – To trzeba zrobić szybko, na przykład w ciągu 3–5 lat, i ograniczyć do konkretnych osób i konkretnych przewinień, a nie mówić o odpowiedzialności zbiorowej. Za próby szantażu teczkami powinno się karać. Szkoda, że nie zrobi to ta ekipa... – ...bo woli igrzyska niż zapewnienie ludziom chleba. Co z pana sprawą? – Pozostaje mi droga sądowa przeciwko tygodnikowi „Wprost”, który odmówił opublikowania mojego sprostowania, i zażalenie na decyzję prokuratora. Obserwuję jakiś dziwny nowy zwyczaj – zamiast poinformowania mnie o sprawie, prokuratura przekazuje informacje mediom. MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI Fot. RP
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r. Nazywała się Krystyna Ceynowa. 170 lat temu w Chałupach na Helu została skazana na śmierć „za czary”. Co tamta kobieta sprzed dwóch blisko wieków ma wspólnego z prof. Andrzejem Ceynową, którego współcześni łowcy czarownic wciągają na lustracyjny stos? Bardzo wiele – rektor Uniwersytetu Gdańskiego jest... jej potomkiem! To nie jakiś grafoman stworzył ową nieprawdopodobną historię. To życie ją napisało... W Chałupach od dawna szeptano, że złe się zalęgło i pofolgować nie chce. A to nagły piorun krzyż przydrożny rozdarł na pół, a to kury nieść się przestały i krowie wymiona wyschły, a to choróbska różne na ludzi spadały bez przyczyny. Ot, jak na przykład w chałupie Jana Kąkola. Żywiciel i podpora rodziny zaniemógł z dnia na dzień. Spuchł okropnie, a w brzuchu takie go napadły boleści, że na przemian Najwyższego wzywał, na przemian losowi swojemu złorzeczył. Gdy marniał z dnia na dzień i z godziny na godzinę, medyka podróżnego wezwano – Stanisława Kamińskiego. Znachor ów, medicusem zwany, cztery już razy za szalbierstwa medyczne siedział w więzieniu, ale wśród Kaszubów wielkim cieszył się uważaniem. Przybył tedy ów Kamiński do domu Kąkola i w nim przy łożu chorego dziesięć dni siedział, różne medykamenty z ziół i proszków sporządzając. Ale miast poprawy doczekać, gospodarz w jeszcze większą boleść i słabość popadł. Ogłosił wtedy medicus, że tylko jedna może być przyczyna faktu, iż jego wiedza i sztuka nic tu zdziałać nie mogą. Ot, czary i tyle. – Należy – mówił Kamiński – bacznie się po wsi porozglądać, aby znaleźć osobę, która poprzez złość na przykład albo zawiść urok rzuciła. Ułyszawszy to, mieszkańcy Chałup żadnych wątpliwości nie mieli, o kogo chodzi. Pode wsią wdowa Krystyna Ceynowa mieszkała – matka dwóch córek dorosłych i jeszcze trojga nieletnich dzieci. Niewiasty od niepamiętnych czasów nikt w kościele nie widział, a nie widziano też, aby znak
PRZEMILCZANA HISTORIA
Czarownica znad morza krzyża czyniła. Co więcej, taką prawidłowość ustalono, że jak z kimś w zwadę się wdała, temu od razu źle się działo: bydło mu chorowało i padało, a jednemu gospodarzowi to nawet czternastoletnia córka bez dania racji zmarła. Dnia 3 sierpnia 1836 roku rybacy z Chałup najpierw w karczmie dla kurażu uraczyli się gorzałką, a potem do sołtysa Jakuba Freudena udali z żądaniem, by on jako osoba urzędowa i nauczyciel religii w miejscowej szkole kres czarciemu panowaniu położył. Freuden w czary, czarownice i złe uroki wierzył jak najchętniej, przeto wiec całej wsi zwołał natychmiast. Zebrali się wszyscy w domu
sołtysa. Mężczyźni stanęli po prawej, a kobiety po lewej stronie izby. Wówczas uczony medicus Kamiński wskazał na wdowę Ceynowę – jako czarownicę złośliwą i powód wszystkich nieszczęść miejscowych. Wyprowadzono ją przed chałupę i tam Kamiński przystąpił natychmiast do praktyk wypędzania diabła, czyli do bicia kobiety po twarzy, głowie i całym ciele pięściami. Wyrwała się i rzuciła do ucieczki, ale rosłe chłopy natychmiast ją ponownie pochwyciły i bicie trwało długo. Z tym, że medicusa ręce nieco rozbolały, więc kamienie w dłonie wziął i tymi kamieniami tłukł wdowę Krystynę, a dokładnie to schowanego w niej czarta. Następnie pobitą i mało co żywą do domu boleściwego Kąkola zawleczono. Tu chory takiej nagłej siły nabrał, że kijem zdzielił wdowę przez głowę tak, iż upadła na klepisko. Na
to inni kopać ją w głowę poczęli i deptać po twarzy jeden przez drugiego, a też i dźgać ostrymi narzędziami. Ostatkiem sił, głosu z siebie dobywszy, Ceynowa do czarownictwa wreszcie przyznała się i przysięgała, że Jana Kąkola uleczy. Dopełzła do jego łoża, rękę na wzdęty opuchlizną brzuch położyła i szlochając, zaklęcie wypowiedziała: – Janku, tobie już będzie lepiej. Czekać teraz rozpoczęto, co z tego wyniknie, lecz aby czarownica nie uciekła, dwóch wiejskich osiłków pode drzwi chałupy postawiono,
jej sięgała. Błagać tedy czarownica poczęła na swoje dzieci i obiecywała, szlochając, że nim południe nastanie, Kąkola uleczy ostatecznie. Wobec tego prawie nieżywą z topieli uratowano i na brzeg wywleczono. Co dziwne, tu szklankę podanego jej poświęconego wina mszalnego wypiła. Po wtóre zaprowadzono ją przed chorego i czekano do dwunastej godziny. Nic się jednak nie zmieniło, a Kąkol jeszcze mniej niż rano był u przytomności. Tego już było tłu-
a medicus Kamiński – dla większej pewności pilnowania – noc w jednym łóżku z wiedźmą przepędził. Niestety, dnia następnego choroba – miast ustąpić – nowej siły nabrała tak, że Kąkol ledwie już dychał. Wobec takiego obrotu sprawy uczony Kamiński nakazał wieść półżywą czarownicę nad morze. Co też – wrzuciwszy ją bezwładnie na wóz – wśród obelg i pięści, ale też i religijnych pieśni uczyniono. Na brzegu skrępowano kobiecie ręce na plecach, ją samą wepchnięto do łodzi i na głębinę wywieziono. Tam – przewiązaną w pasie liną – na topiel spuszczono. Teraz wszyscy – i w łodzi, i z brzegu – widzieli za sprawą boskiego wyroku, że wiedźma tonąć nie chciała, choć po prawdzie woda coraz wyżej ust
mowi za wiele. Wśród bicia, do którego każdy chciał się przyczynić, wśród wyzwisk, plwocin i wzywania boskiej sprawiedliwości czarownicę kolejny raz na wóz wrzucono i ku brzegowi morza powiedziono. Zdarto z niej ubranie i jeszcze raz szklankę z winem święconym do ust dostawiono. Dwaj tędzy Kaszubi rozhuśtali bezwładną już kobietę za nogi i ręce i za burtę łodzi wyrzucili – tam gdzie głębia największa. Tym razem poszła na dno jak kamień. Dwa pacierze rybacy odczekali i odmawiali różaniec, a potem trupa do liny przyczepionego na brzeg wytargano i tam nagą pozostawiono ku uciesze wron i mew... Tyle podania i zapisy z tamtej epoki. ¤¤¤
9
Współczesne Chałupy bardziej niż opisana wyżej historia rozsławiły słowa modnej przed laty piosenki Zbigniewa Wodeckiego i ściągające na tutejsze plaże nagusy z całej Polski, a nawet Europy. Na co dzień 400 stałych mieszkańców żyje głównie z wczasowiczów i turystów, których w sezonie przebywa tu nawet 30 tysięcy. Prawdziwych rybaków jest jak na lekarstwo, choć przed wiekami z morza żyły tu wszystkie rodziny. O tamtej historii sprzed blisko dwóch wieków mało kto w Chałupach wie, a może i nie chce wiedzieć. Dlaczego? Więcej na ten temat może powiedzieć Aleksander Celarek, który zajmuje się naprawą żagli, a w wolnych chwilach zgłębia historię tej ziemi. – To bardzo wstydliwy dla tutejszych mieszkańców temat, bo świadczący o ciemnocie i głupocie. Ludzi o tym nazwisku żyje jeszcze sporo na Wybrzeżu, między innymi w Jastarni. ¤¤¤ Rodzina profesora Andrzeja Ceynowy od lat tropi dzieje swojego rodu. – Nie wiemy na sto procent, czy owa Krystyna ma związek z naszą rodziną, choć bardzo wiele na to wskazuje – mówi Ewa Kohnke z Jastarni, rodzona siostra profesora z Gdańska. – Mój ojciec pochodził z Chłapowa, czyli spod Władysławowa. W jego rodzinie wychowywało się aż 11 dzieci. Były to, jak widać, liczne rodziny. Tymczasem rektor Ceynowa zapytany przez „FiM” wprost o pokrewieństwo z chałupską czarownicą odpowiedział, że ponad wszelką wątpliwość jest jej potomkiem. Czy jednak Krystyna Ceynowa na pewno utonęła w głębinach, jak chciał relacjonujący wydarzenie medicus i niektórzy przymuleni trunkiem mieszkańcy osady? – To jedna z niewyjaśnionych tajemnic owej historii – mówi Ewa Kohnke. – Gdy wypłynięto na głębię, kobietę bito wiosłami i straciła przytomność. Można by wnioskować, że utonęła, tymczasem pokutuje legenda, że udało jej się przeżyć. Profesor Ceynowa również święcie wierzy, że jego prapra- przeżyła i na brzegu z dwóch łódek zrobiła sobie chatkę, co dało początek nowej wsi. Późniejszy sądowy proces oprawców niewinnej kobiety uświadomił jednak wielu mieszkańcom Chałup, że skrzywdzono niewinną matkę pięciorga dzieci. Do błędu nigdy jednak nie chcieli się przyznać. I pod tym względem w Polsce niewiele się zmieniło. Nawet czarownice nie tylko takie same, ale nawet te same. Na Wybrzeżu nazywają się Ceynowa... MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI
10
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
Z PRAWA I Z LEWA...
J
estem inwalidką I grupy po operacji stawu biodrowego. Mam endoprotezę i nie mogę poruszać się samodzielnie. Istnieje możliwość odliczenia od podatku kosztów ponoszonych na dojazdy w kwocie 2280 zł, ponieważ jednak nie jestem właścicielką samochodu, to z prawa tego skorzystać nie mogę. Jest to nielogiczne – gdybym była właścicielką samocho-
koszty, wskazując, że poniesione zostały one na rzecz określonej osoby niepełnosprawnej. Dlatego też, wprowadzając takie ograniczenie, ustawodawca chciał zapewne przeciwdziałać ewentualnym nadużyciom, jakie miałyby miejsce, gdyby warunek taki nie został przewidziany. Nawet jeśli stan zdrowia nie pozwala Pani na prowadzenie pojazdu, prawo dopuszcza możliwość, aby była Pani formalną właścicielką lub współ-
Przepis, który przewiduje przyznanie z urzędu emerytury zamiast renty z tytułu niezdolności do pracy osobie, która osiągnęła wiek emerytalny, wszedł w życie dopiero z dniem 1 stycznia 2006 roku. W 2000 r. przepis ten zatem jeszcze nie obowiązywał. Oznacza to, że przed datą 1 stycznia 2006 r. prawo do emerytury ustalało się na wniosek ubezpieczonego. Skoro wniosku wówczas Pan nie zło-
Porady prawne du i mogła nim jeździć, nie byłabym wówczas inwalidką I grupy. Ponoszę zatem koszty za rehabilitację, których nie mogę odliczyć, bo samochód nie jest mój. Proszę o opinię na ten temat. (Henryka L., Sosnowiec) To prawda, że warunkiem zwolnienia od podatku dochodowego kosztów używania samochodu osobowego dla potrzeb związanych z koniecznym przewozem na niezbędne zabiegi leczniczo-rehabilitacyjne jest, aby osoba niepełnosprawna zaliczona do I lub II grupy była właścicielem bądź współwłaścicielem samochodu. Jeżeli właścicielem samochodu jest inna osoba, nie ma, niestety, możliwości skorzystania z prawa odliczenia tych wydatków. Gdyby było inaczej, teoretycznie każdy mógłby odliczać te
Z
właścicielką samochodu. Jednocześnie nie ma również przeszkód, aby jego faktycznym użytkownikiem była inna osoba (podstawa prawna: Ustawa z 26.07.1991 r. o podatku dochodowym od osób fizycznych, DzU z 2000 r., nr 14, poz. 176). ¤¤¤ Do roku 2000 pobierałem rentę z racji posiadania II grupy inwalidzkiej. Sądziłem, że skoro ukończyłem 65 lat, ZUS przyzna mi emeryturę z urzędu. Tak się nie stało, a nadto poinformowano mnie, że nie ma różnicy między kwotą emerytury i renty. Dopiero po 3 latach dowiedziałem się o wyroku SN w sprawie emerytur i rent. Złożyłem wniosek o przyznanie mi emerytury. Czy ZUS powinien wypłacić mi emeryturę od daty ukończenia przeze mnie 65 lat, tj. od 2000 roku? Dlaczego nie zrobił tego z urzędu? (Marian P., Płońsk)
najoma mojego dziadka, właścicielka apteki, oddała cały majątek swojemu synowi. Czuła się zmęczona i pragnęła spokoju. Okazało się jednak, że dla synowej i syna stała się nagle kimś zabierającym nadmiar przestrzeni życiowej w wielopokojowej willi. Wykorzystując jej chorobę i pozorując swój wyjazd, oddali znajomą mojego dziadka do domu starców. Odwiedzałam ją tam, zapomnianą przez syna i wnuka. Historia ta wywarła na mnie ogromne wrażenie, bo chociaż czytałam o takich przypadkach, to byłam pewna, że wyższy poziom kultury osobistej staje się zaporą dla tak podłych czynów. Okazuje się, że wielka jest liczba sędziwych osób skazanych przez swoją lekkomyślność i naiwność na życie w osamotnieniu – w domach, w których życie zamienia się w beznadziejne czekanie na śmierć. Nie umiem pogodzić się z tym, że – wbrew pozorom – wartością nadrzędną dla zdecydowanej większości są pieniądze. Więzi rodzinne bywają podtrzymywane dopóty, dopóki nie uzyska się oczekiwanego majątku. Słyszałam od tych, którzy żyli wiele lat we Francji, że tam zwykło się oddawać swój majątek dzieciom na mocy testamentu, a więc po śmierci. Nigdy za życia, by nie stawać się ofiarą zdarzenia analogicznego do tego opisanego na początku.
żył, nie zostało ustalone Pana prawo do emerytury. Nie może Pan zatem dochodzić wypłaty świadczenia emerytalnego za okres przed ustaleniem do niego prawa. Co do wysokości Pana emerytury, to ogólna zasada jest taka, że kwota emerytury nie może być niższa od wysokości pobieranej uprzednio renty z tytułu niezdolności do pracy. Podstawą emerytury może być podstawa wymiaru renty. Wysokość emerytury może zostać również ustalona na nowo w oparciu o inną podstawę, jeżeli złoży Pan wniosek o ponowne ustalenie jej wysokości. Wówczas podstawę jej wymiaru stanowić może przeciętna podstawa wymiaru składki na ubezpieczenie społeczne za okres kolejnych 10 lat, wybranych z ostatnich 20 lat kalendarzowych poprzedzających rok, w którym złożył Pan wniosek o rentę. Od wysokości tych składek zależeć będzie, czy Pana
Zmaterializowanie często bywa ukrywane pod maską bezinteresowności. Ale zmienia się los niejednej matki w rodzinie, gdy wnuki dorosną na tyle, że jej pomoc dla nich staje się już zbędna, a siły zawodzą i przestaje gotować, sprzątać i prać.
emerytura obliczona na takiej podstawie okaże się wyższa aniżeli świadczenie, które zaproponował Panu ZUS, przyjmując za podstawę wysokość Pana renty (podstawa prawna: Ustawa z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004, nr 39, poz. 353; Ustawa z 1.07.2005 r. o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych, DzU 2005.169.1412). ¤¤¤ Od grudnia 2004 roku do czerwca 2005 otrzymywałam rentę z tytułu II grupy inwalidzkiej. Miałam ukończone 55 lat i 24 lata i 9 miesięcy stażu pracy. Nikt mnie nie poinformował, że spełniam warunki, aby ubiegać się o emeryturę. Potem komisja lekarska przyznała mi III grupę. Pomimo odwołania, lekarze nie przywrócili mi już II grupy. Czy ZUS nie ma obowiązku informować zainteresowanego o możliwości przejścia na emeryturę? Czy muszę znać ich przepisy? Co mogę jeszcze w tej sprawie zrobić? (Krystyna z Wielkopolski) W Pani sytuacji istotna jest przyczyna Pani niezdolności do pracy. Jeżeli niezdolność do pracy (całkowita lub częściowa) pozostaje w związku z chorobą zawodową lub wypadkiem w drodze do lub z pracy zaistniałym po 31 grudnia 2002 roku, to spełnia Pani wówczas warunki do uzyskania wcześniejszej emerytury. Bez względu na stopień niezdolności do pracy, wcześniejszej emerytury nie otrzyma Pani,
Sposób przeżywania wdzięczności określa postawę wobec kogoś, komu coś zawdzięczamy. Uważam, że jest on sprawdzianem przyzwoitości. Zdolność do wdzięczności należy uznać za jeden z zasadniczych mierników człowieczeństwa. Są osoby, któ-
FILOZOFIA CODZIENNOŚCI
Wdzięczność Z moich rodzinnych doświadczeń wiadomo mi o bezwzględności zakonnic z klasztoru Wizytek, które nieoczekiwanie pozbyły się mojej ciotecznej babci, mieszkającej w przyległym do klasztoru domu. Otóż córka siostry dziadka Szyszkowskiego była zakonnicą w tym zakonie. Wizytki otrzymały należne wysokie wiano, a matka zakonnicy po owdowieniu zamieszkała w pobliżu, pomagając siostrom. Wywiezienie siostry mojej babci do Góry Kalwarii nastąpiło, gdy oddała resztę biżuterii zakonnicom. Przeraził mnie ten dom starców. Przypominał umieralnię, która dodatkowo niepokoiła nadmierną czystością podłóg. Babcia była uprzywilejowana, bowiem interwencja sióstr sprawiła, że mogła nosić własną sukienkę zamiast obowiązkowych „mundurków” i otrzymała fotel.
re nie umieją sobie poradzić z odczuciem wdzięczności. Traktują je jako wyraz nadmiernej zależności od kogoś. Nie umiejąc sobie poradzić z długiem wdzięczności, nierzadko unikają tych, którzy kiedyś im pomogli. Brak wyobraźni – częstszy niż to się wydaje – sprawia, że nie myśli się o tym, że w przyszłości można znaleźć się w sytuacji oczekiwania na odruch wdzięczności. Niezdolność do wdzięczności w jakiejś mierze wiąże się z nieumiejętnością wyrażania uczuć w ogóle. Wstydzimy się ich. Wynika to też z braku edukacji, która nie zajmuje się podnoszeniem na wyższy poziom naszych reakcji emocjonalnych. W rezultacie we wspomnieniach pośmiertnych wyraża się często znacznie więcej wdzięczności niż za życia danego człowieka.
jeżeli Pani niezdolność do pracy wynika z innej, aniżeli wskazane powyżej przyczyny. Z tego, co Pani pisze, wynika, że poza wymogiem ukończenia 55 lat, posiada Pani również minimalny okres składkowy i nieskładkowy 20 lat. Jeżeli spełnia Pani wszystkie powyższe warunki, może Pani ubiegać się o wcześniejszą emeryturę. Przepisy, o których mowa, nie są wewnętrznymi przepisami ZUS-u, ale stanowią powszechnie obowiązujące prawo. Trudno byłoby wymagać od ZUS-u, aby informował wszystkich ubezpieczonych o wszystkich przysługujących im prawach i ciążących na nich obowiązkach. Niemniej jednak ZUS posiada we wszystkich swoich oddziałach punkty informacyjne, gdzie można uzyskać informacje o przepisach, a także wyjaśnienie ich treści. Informacje te otrzyma Pani również telefonicznie lub znajdzie je Pani na stronie internetowej ZUS-u: www.zus.pl (podstawa prawna: Ustawa z 17.12.1998 roku o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004, nr 39, poz. 353). ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Czyniąc coś dla innych z pobudek bezinteresownych, nie oczekuje się niczego w zamian. Ale wydaje się czymś oczywistym, że ten, komu w czymś pomagamy, nie wyrządzi nam krzywdy, a odwrotnie – w razie trudności przyjdzie z pomocą. Zdawałoby się, że taki stan rzeczy jest oczywisty. Podobnie rodzice mają podstawy, by oczekiwać postaw wdzięczności ze strony dzieci. Niestety – to, co zdawałoby się oczywiste, zawodzi. Niewdzięczność jest zawsze źródłem dotkliwych cierpień. Wywołuje nieraz uczucie spóźnionego żalu do siebie, że poświeciło się nadmiernie własne siły i czas komuś, kto tego nie docenia. Wdzięczność wymaga nieraz wysiłku, a nawet poświęcenia czy przezwyciężenia skłonności do wygody. Jeżeli czynimy zadość poczuciu wdzięczności, to przynosi to nam stan wewnętrznej harmonii. Stajemy się dzięki temu bardziej szlachetni. Działając bezinteresownie, pragniemy wdzięczności, chociaż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Chcemy, by nasze działanie napotykało oddźwięk. Nie należy się tego ani wypierać, ani wstydzić. Jest zrozumiałe, że oczekuje się oddźwięku dla własnych działań. Uzasadnione rozgoryczenie i cierpienia rodzą się wtedy, gdy brakuje pozytywnych reakcji ze strony tych, którym poświęcamy w jakiś sposób własne siły. MARIA SZYSZKOWSKA Fot. Jan Stępień
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
P
remier Jarosław chwali się, że z okazji EURO 2012 zafunduje Polakom supernowoczesne linie kolejowe. W dodatku za pieniądze Unii Europejskiej. Niestety, wygląda na to, że PiS nie odzyska dla nas kolei...
pociągami regionalnymi przez sejmiki wojewódzkie. Na pierwszy ogień poszło Mazowsze, gdzie marszałek Adam Struzik wspólnie z PKP utworzył spółkę Koleje Mazowieckie. Przejęła ona obsługę wszystkich lokalnych połączeń w regionie. I nagle okazało się, że linie dotąd nierentowne w cu-
PATRZYMY IM NA RĘCE spółek PKP, gdy pociągi nie będą miały po czym jeździć. Za tory odpowiada spółka PKP Polskie Linie Kolejowe. Dzięki sprawności jej zarządów pociągi jeżdżą coraz wolniej. Po prostu niemal codziennie pojawiają się nowe ograniczenia prędkości. Pociąg nie mo-
to najważniejsze linie – dop. red.) będziemy podróżować z prędkościami 50, 40, 30 km/h. Na przykład już dziś na odcinku pomiędzy Krakowem a Katowicami pociąg IC Wawel osiąga zawrotną prędkość 58 km/h”. Na tej linii nie przewidziano dotąd żadnych inwestycji. Za pięć lat goście
Kolej, a raczej kulej Wprowadzona w 1998 r. przez rząd Jerzego Buzka reforma Polskich Kolei Państwowych rozbiła je na szereg spółek i spółeczek. Zamiast ratować koleje, zarząd PKP dalej mnożył spółki. W końcu doprowadzono do takiego absurdu, że zwykłą tablicę informacyjną z rozkładem jazdy obsługiwały cztery firmy. Za to poziom usług spadł na pysk. I tylko administracja ma się coraz lepiej. Prześledźmy to na przykładzie spółki PKP Przewozy Regionalne. Gdy dzielono kolej, spółka ta nie dostała w wianie niemal niczego. Lokomotywy i wagony należą do spółki PKP Cargo (tej od przewozów towarowych), dworce do spółki PKP, kasy biletowe do PKP InterCity. Przewozy Regionalne, nie mając ani majątku, ani kasy na kontach, dostały za zadanie zapewnienie ludziom dojazdu do pracy. Tylko jak? Na to pytanie politycy i władze kolei już nie raczyły odpowiedzieć. W efekcie największy przewoźnik w Polsce ma potężne długi. Co ciekawe, prawie 2/3 z nich to zobowiązania wobec takich podmiotów jak PKP Energetyka, PKP Telekomunikacja, PKP Polskie Linie Kolejowe. Po prostu jest to dług wewnętrzny w grupie. W 2004 r. pojawił się pomysł usamorządowienia kolei, czyli przejęcia firmy zajmującej się
P
downy sposób stały się opłacalne. Ktoś się chyba jednak przestraszył, że będzie lepiej i dalszy proces oddawania samorządom obsługi linii lokalnych został wstrzymany. Oczywiście, Kolej Mazowiecka zatrudnia mniej biurokratów niż dawny Mazowiecki Regionalny Zakład Przewozów Pasażerskich PKP Przewozy Regionalne. Na taką wrogą człowiekowi restrukturyzację odpowiedział zarząd PKP PR i dla obsługi kilkunastu pociągów jeżdżących na trasie Warszawa–Łódź Fabryczna powołał w Warszawie Sekcję Zamiejscową Łódzkiego Regionalnego Zakładu Przewozów Pasażerskich. Nieważne, że w stolicy mieści się już zarząd Przewozów Regionalnych, któremu takie pociągi podlegają. Ludzie nie świnie – potrzebują stanowisk. Są jednak na mapie kolejowej beznadziei miejsca, gdzie widać rękę gospodarza. Jest to na przykład spółka PKP InterCity. Z małej firemki – oferującej superdrogie połączenia pomiędzy kilkoma dużymi miastami – szefowie PKP IC zrobili sprawne przedsiębiorstwo, które zapewnia szybkie i w miarę tanie przejazdy. I za to PiS wyrzucił ich z pracy. Jest inna drobna sprawa. Na nic nie zdadzą się wysiłki zarządów
rzemysław Gosiewski pozazdrościł popularności ministrowi Ziobrze i także chce walczyć z mafią oraz wszelkim złem. Przygotował projekt superustawy, która pozwoli z dnia na dzień zlikwidować korupcję, czyli... organizacje społeczne. Badania wykazują, że sprzedajność urzędników państwowych i samorządowych jest jednym z najważniejszych czynników obniżających rozwój gospodarczy Polski. Z tym zjawiskiem walczyły także rządy innych państw. We Włoszech czy Singapurze skutecznie udało się ograniczyć skalę sprzedajności urzędników dzięki upraszczaniu prawa i procedur, określaniu jasnych i czytelnych kompetencji poszczególnych pracowników państwowego aparatu. Bracia Kaczyńscy poszli jak zwykle własną drogą. Według nich, jedynym lekarstwem na łapówki są nowe państwowe agendy i nowe tajne policje. Na początek za pół miliarda zafundowaliśmy sobie Centralne Biuro Antykorupcyjne. Pierwsze miesiące jego pracy pokazały, że jest to bardziej bat na przeciwników politycznych, a nie sprawna państwowa agenda. Zresztą sami chłopcy z CBA za bardzo nie wiedzą, czym mają się zajmować. Łapiąc rzekomego łapownika w szpitalu MSWiA, zebrali jakieś ploty, że ów lekarz jest także mordercą.
że jechać szybciej, bo stare podkłady się rozpadają. Analitycy od paru lat zwracają uwagę, że PLK to prawdziwe państwo w państwie. Nikt nie kontroluje ani pracy, ani pomysłów zarządu tej firmy. Od wiosny 2006 r. prezesem PLK jest z nadania Braci Kaczyńskich Andrzej Celiński (nie mylić z politykiem SdPl). Mieszkańcy Warszawy z ulgą pożegnali tego „wybitnego” szefa metra. Na cztery lata skutecznie zatrzymał on budowę podziemnej kolejki. Nowy prezes PLK publicznie obiecuje, że pod jego rządami sieć kolejowa będzie supernowoczesna i bezpieczna. Oto w nasze ręce wpadły analizy przygotowane przez Centrum Zrównoważonego Transportu. Czytamy tam: „(...) na znacznej części linii magistralnych kraju (są
EURO 2012 pewnie umrą ze śmiechu. Albo spóźnią się na mecz. Jednocześnie PLK chwali się, że na infrastrukturę kolejową rząd chce wydać z funduszy unijnych ponad 9 miliardów euro. Dodatkowo w TV Kaczyński powtarzał, że inwestycje związane z EURO 2012 mają pierwszeństwo. Jak to wygląda w rzeczywistości? Na liście priorytetowych linii do modernizacji zarząd PLK umieścił trasy lokalne o prawie zerowym ruchu pociągów (syndrom Włoszczowy?). Najlepszym przykładem są tory na linii Karłowice–Biskupice Oławskie. Na trasie tej dziennie jeździ jeden pociąg osobowy i trzy towarowe. Za to nie będzie ani remontu, ani przebudowy Centralnej Magistrali Kolejowej, która umożliwi uruchomienie pomiędzy Gdańskiem a Katowicami i Krakowem szybkich połączeń (200 km/godz.). Pomysł, aby powiązać CMK z torami prowadzącymi do Zakopanego i Nowego Sącza, także nie zyskał uznania. I to pomimo tego, że niemal cała
Lex Gosiewski Najnowszym wynalazkiem, który korupcję w Polsce pozwoli zredukować do zera, jest rządowy projekt tak zwanej lustracji majątkowej. Nowe prawo redagowali koledzy Gosiewskiego. Złamali przy okazji kilka innych obowiązujących przepisów. Jednym z nich był wprowadzony przez Sejm wiosną 2005 r. obowiązek informowania opinii publicznej o treści projektowanych regulacji. Inicjatorem tego ostatniego był Przemysław Gosiewski. Teraz odmówił pokazania papierów. Dopiero po licznych awanturach ujawnił część projektu. Eksperci, którzy przeczytali projekt (a raczej to, co łaskawie ujawniono), zadrżeli. Okazało się bowiem, że największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa są działacze organizacji społecznych. Według Gosiewskiego, to oni najchętniej wymuszają łapówki. I dlatego należy zakazać osobom publicznym pracy w stowarzyszeniach czy fundacjach. Tylko kto to jest osoba publiczna? Otóż według rządu, są to parlamentarzyści, urzędnicy państwowi i samorządowi, policjanci, żołnierze, a także... wykładowcy
państwowych wyższych uczelni, lekarze, dziennikarze, nauczyciele i przedszkolanki. Dołączyli do nich adwokaci i radcowie prawni. Na prowincji to właśnie ci ludzie należą do obywateli najbardziej aktywnych w społecznikostwie. To dzięki nim w wielu miejscach działają stołówki dla ubogich, zbiera się odzież dla potrzebujących i organizuje zajęcia pozalekcyjne dla dzieci. Teraz rząd mówi tak: chcesz być nadal nauczycielem, radcą prawnym czy wykładać na państwowej uczelni? Porzuć pracę społeczną. Bo jak nie, to ci odbierzemy prawo do wykonywania zawodu. Już od ponad trzystu lat wiadomo, że im więcej obywateli angażuje się w pracę na rzecz dobra wspólnego, tym państwo jest silniejsze, mniejsza jest przestępczość i wpływy podatkowe są większe. PiS woli jednak, aby ludzie nawzajem na siebie donosili. Pewną ciekawostką jest to, że część przepisów została zredagowana tak, aby wyeliminować z polityki działaczy PSL. Wielu z nich jest także strażakami ochotnikami. A na wsi jest to potężna organizacja,
11
dokumentacja techniczna tych inwestycji jest gotowa. W analizie rządowych propozycji zrobionej przez Centrum Zrównoważonego Transportu czytamy: „Polska (...) nie tylko nie przybliża się do przejęcia ważnej roli w obsłudze ruchu tranzytowego między krajami nadbałtyckimi, Skandynawią a krajami Europy Południowej, ale zamyka przed sobą taką rolę wobec nowych członków UE, czyli Bułgarii i Rumunii” . PLK za dziesiątki milionów kupują tak zwane lokalne centra sterowania (LCS), choć według Niemców, którzy nam je sprzedają, powinno się je instalować tylko na liniach obsługujących pociągi jeżdżące 200 i więcej kilometrów na godzinę. Na pozostałych wystarczy zakupić równie dobre, ale znacznie tańsze urządzenia tak zwanej samoczynnej blokady liniowej. Nasi prezesi są jednak mądrzejsi od głupich Niemców i wspomniane LCS kupują nawet dla górskich linii, na których nawet najlepsza lokomotywa nie rozpędzi się powyżej 50 km/godz. Eksperci Centrum Zrównoważonego Transportu dodają taki oto przykład: „Na linii Bielsko-Biała–Żywiec (21 kilometrów) planuje się za 40 milionów złotych zakup LCS, jednocześnie nie przewiduje się naprawy nawierzchni (torów – przyp. red.), dzięki czemu niedługo prędkość pociągów na całej linii osiągnie pułap 20–30 kilometrów na godzinę”. Analitycy przecierali oczy ze zdumienia, gdy przeczytali, że PLK oraz rząd uznali za niezbędny zakup LCS-ów dla linii Warszawa–Poznań. To ta sama, na której kilka lat temu zainstalowano już najnowocześniejsze urządzenia samoczynnej blokady... Co ciekawe, owe drogie zabawki są własnością kolejowych spółek, które mają być sprywatyzowane. Do tego dochodzi groźba strajku generalnego na kolei. MICHAŁ CHARZYŃSKI
silna i wpływowa. Teraz rząd wydaje nakaz: jesteś radnym, wiec nie wolno ci być strażakiem ochotnikiem! Przed takim wyborem stanie także prezes ludowców Waldemar Pawlak. Rozumowanie rządu jest następujące: fundacje czy inne stowarzyszenia dostają kasę od państwa lub samorządów, a to może rodzić pokusę robienia niezbyt czystych interesów. Wszelkie zakazy nie będą, oczywiście, dotyczyły organizacji kościelnych, choć te ciągną najwięcej kasy zarówno od państwa, jak i samorządów. Jest to kolejny zamach PiS na organizacje pozarządowe. W 2006 r. rząd chciał je pozbawić możliwości uzyskiwania wsparcia ze strony firm (z wyłączeniem stowarzyszeń i fundacji kościelnych), ale nie udało się... „FiM” przyczyniły się do tego, że propozycja ta upadła. Na marginesie można dodać, że nad chorym projektem Gosiewskiego debatować będą posłowie z komisji od wszystkiego, czyli komisji do spraw państwa solidarnego. Nie ma tam chuliganów z SLD czy PSL, więc prace nad projektem pójdą łatwo i sprawnie. Jest jeszcze wprawdzie ten cholerny Trybunał Konstytucyjny, ale jego też się załatwi. MiC
12
SŁOWIAŃSCY BOGOWIE WRACAJĄ
Rozmowa z Piotrem Wojnarem – szefem Zachodniosłowiańskiego Związku Wyznaniowego „Słowiańska Wiara” – Skąd się bierze renesans słowiańskich bogów? – W tym przypadku sięganie do korzeni ma głęboki sens, bo słowiańscy bogowie byli bliscy naszym przodkom, znajdowali się niemal na wyciągnięcie ręki. Tacy bogowie jak np. Weles czy Świętowit troszczyli się o wyżywienie wspólnoty, o jej przetrwanie.
wiele słowiańskich zwyczajów, które mimo woli nawet Kościół zaakceptował... – Choćby sypanie ziemi na trumnę, solenie chleba (sól odpędzała niegdyś złe duchy), darzenie wielką czcią podkowy (rzekomo przynosi szczęście, a ma związek z cenieniem metalu), obchodzenie Zielonych Świątek i przynoszenie zielo-
– Jak to się zaczęło w przypadku waszego związku? – Istniejemy od 2004 roku, a więc od niedawna. Koncentrujemy się na poznawaniu życia i wierzeń Słowian, ale chodzi nam też o kultywowanie obrzędów i ceremoniału, a także naśladownictwo naszych przodków, jeśli idzie o ubiór czy ozdoby. – Czym zajmuje się wasz związek? Czy dysponujecie jakimś kodeksem postępowania? – Nie interesuje nas polityka, dlatego na jej temat w żaden sposób się nie wypowiadamy. Stanowimy rodzaj wspólnoty, spotykamy
– Takich ruchów jak wasz jest dziś w Polsce znacznie więcej; ostatnio za sprawą ekscesów na Górze św. Anny głośno było o „Zadrudze”... – Wyznawców religii słowiańskiej, skupionych w kilku grupach, jest dziś w Polsce około 2 tysięcy. My jesteśmy apolityczni i nie mamy nic wspólnego z ruchami faszyzującymi. Całą zadymę robi Narodowe Odrodzenie Polski, do którego przyłączyła się „Zadruga”. – Jak was traktują ludzie? – Różnie, w dużych miastach witają nas z otwartymi rękoma. – A Kościół?
Reaktywacja Peruna – Tych bogów było bardzo dużo... – Każdy gród, każde plemię miało swojego boga, zapewne dlatego byli tolerancyjni. Na czele tego słowiańskiego panteonu można z pewnością umieścić gromowładnego Peruna, występującego także pod imieniem Świętowita czy Jarowita. Na Rusi czczono Welesa, suwerennego boga magii, przysięgi i zaświatów. Były też bóstwa słoneczne i ogniowe, jak choćby Swaróg, Swarożyc czy Dadźborg. Chors był bogiem księżyca, a Strzybóg – wiatru. – Słowianom dobrze było z tymi bogami? – Zapewne tak. Ale wszystko zmieniło się nie z pojawieniem się Jezusa, którego Słowianie traktowali jak kolejnego boga, ale wraz z podatkami, ciemiężeniem i przymusem, głównie ze strony kleru. Ludzie pytali: po co bogu złoto, po co potężne świątynie? – Ten nowy bóg nie był dla nich ani zrozumiały, ani bliski... – Spersonifikowani bogowie Słowian byli bardzo przydatni. Na przykład uderzenie pioruna zwiastowało wiosnę i ocieplenie, a więc przypominało o porze siania. To nie była religia objawiona, a bardzo praktyczna. Nowy bóg chrześcijański był niedostępny i niezrozumiały. – Mimo istnienia wielu potężnych bogów i wypracowania swoistej demokracji oraz kanonów życia religia Słowian musiała ustąpić chrześcijańskiej... – Słowianie rzeczywiście dopracowali się demokracji plemiennej i kanonów moralnych, które surowo piętnowały np. kłamstwo czy złe postępowanie. Jeśli toczyli bezustanne wojny, to nie na tle religijnym, tylko ekonomicznym. – A jednak nie udało im się stworzyć własnego pisma... – ...bo go nie potrzebowali... – Dla wielu cywilizacji własne pismo było powodem do chluby, bo świadczyło o wyższym stopniu rozwoju. Za to do dziś przetrwało
nych gałązek do domu. Do dziś w naszych wierzeniach obecne jest także inne pogańskie święto – topienie Marzanny. – W XII wieku zanikły zorganizowane formy religii słowiańskiej – dlaczego tak się stało? – Zastanawiam się nad tym od dawna, bo nie przekonują mnie powszechnie znane na ten temat opinie. Z pewnością władza książęca czy królewska, która przyjęła chrześcijaństwo, odchodziła powoli od pogaństwa, ale z pewnością musiało być coś atrakcyjnego w Kościele rzymskokatolickim. Być może w człowieku istnieje potrzeba zmian, a może motorem wszystkiego był strach. – Strach przez tysiąclecia trzymał w ryzach także mieszkańców starożytnego Egiptu czy Grecji... – Niewątpliwie strach był jednym z elementów nowej religii, która pojawiła się na ziemiach polskich, był on także pomocny w organizowaniu i umacnianiu nowego państwa. – Kiedy zaczęła się odradzać świadomość słowiańska? – W XIX wieku, gdy Niemcy starali się przekonywać do swojej germańskości, a my mogliśmy przeciwstawić jej właśnie słowiańskość. W tamtym okresie sięganie do tak odległych korzeni stanowiło formę obrony i działania dla pokrzepienia serc, jak to się wówczas mówiło. – Dziś zapewne istnieją zupełnie inne przesłanki wracania do tamtych czasów i ożywiania słowiańskich bogów... – Zasadniczym powodem jest to, że sięgamy do czegoś, co jest nasze, co mimo upływu wieków tkwi wciąż w świadomości wielu Polaków.
Piotr Wojnar – rocznik 1973, ekonomista, absolwent Politechniki Opolskiej, szef Zachodniosłowiańskiego Związku Wyznaniowego „Słowiańska Wiara”, prowadzi działalność gospodarczą, ma żonę i dwoje dzieci. się co jakiś czas i kierujemy się zasadami wypracowanymi przez Słowian, skupiając się przede wszystkim na religii i tradycji. Jeśli ktoś naruszy nasz kodeks i nadużyje zaufania, usuwamy go z naszej wspólnoty. Staramy się też naśladować naszych przodków. Dlatego są u nas tradycyjne postrzyżyny i obchodzimy cztery doroczne święta: święto wiosny, święto kupały (23–24 czerwca, więcej na ten temat czytaj: www.slowianskawiara.pl, święto plonów (we wrześniu) i szczodre gody (22 grudnia) z przesileniem zimowym i życzeniem sobie przetrwania najtrudniejszego okresu do nowego roku. Planujemy wzniesienie własnej świątyni pod Opolem, w której znajdą się m.in. słowiańskie posągi bogów i różnorodne
symbole, zbieramy też podpisy niezbędne do legalizacji naszego związku wyznaniowego.
– W kościołach katolickich do dziś istnieją liczne relikty dawnych wierzeń, nie brak śladów dawnych Słowian, np. w kruszwickiej świątyni przetrwał znak solarny „Swiaszczyca”. Będziemy chcieli odzyskać wszystkie te przedmioty kultowe prasłowian, by nie były hańbione. – W czym w Pana życiu przejawia się powrót do wiary przodków? – Jestem typowym Słowianinem. Zafascynow a ł e m
się dziejami i religią przodków już dawno, na etapie komiksów. Z czasem moja nowa wiara stała się formą oporu przeciwko Kościołowi rzymskokatolickiemu. Jestem teraz coraz bardziej przekonany, że ta wiara warta jest ocalenia. Oprócz kultywowania starych obrzędów, słowiańskie zwyczaje wkraczają coraz szerzej w moje życie. Mój pierwszy syn nosi imiona Wojciech Piotr, drugi – Bartosz Mieczysław. – Czy katolik może działać w waszym związku? – Nikogo nie wygonimy – wszak wszyscy wywodzimy się z katolicyzmu. Nawet papież mógłby do nas przyjechać, gdyby, oczywiście, zechciał. – Zdradził pan niezwykłe plany „Słowiańskiej Wiary” związane z jednym z największych władców Polski – Bolesławem Śmiałym… – ...zwanym też Szczodrobliwym, którego zwłoki do dziś spoczywają na obczyźnie. Chcemy doprowadzić do sprowadzenia do Polski na nasz koszt szczątków tego Piastowicza – potępianego przez polskich katolików – i godnego pochowania ich. Bolesław Śmiały wsławił się wielką odwagą i wzmocnieniem ówczesnej Polski, a także walką o ograniczenie władzy możnowładztwa i kleru. Właśnie na skutek niezadowolenia poddanych po zabiciu biskupa krakowskiego Stanisława Bolesław Śmiały uszedł z synem na Węgry, gdzie zmarł w zapomnieniu w 1082 roku. Według późnośredniowiecznych przekazów, grób tego króla pokutnika znajduje się w klasztorze w Ossiach w Austrii. Rozmawiali: RYSZARD PORADOWSKI MAREK SZENBORN Fot. ZZWSW
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
13
14
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
ZE ŚWIATA
Amerykańska ruletka „Parę dni temu byłem w Chicago. Patrzę – tysiące Polaków (...). Pojechałem do Toronto – to samo. I księża polscy wspaniali” – chwalił się swoim dzieciom tatko Rydzyk na rodzinnej mszy w Kaliszu. Szkoda, że podczas tego tournée po świecie nie zahaczył o Boston... Kondycja Kościoła katolickiego w USA do najlepszych nie należy. Ma w tym swój udział także archidiecezja bostońska, odkąd wyszło na jaw, że przez wiele lat kardynał Bernard Law ukrywał sutannowych pedofilów. Ogromne – idące w setki milionów – odszkodowania dla ofiar gwałtów i molestowania powodują, że władze diecezji wyprzedają kościoły. W Bostonie jedyną parafią, która działa prężnie, jest polonijna Our Lady of Czestochowa (Matki Boskiej Częstochowskiej). Powstała ponad 100 lat temu z inicjatywy polskich emigrantów, którzy chcieli modlić się w ojczystym języku. „Mając pewność, że wystarczające fundusze będą osiągalne, Polacy zebrali się na Hanover Street i wszyscy jednogłośnie poparli ideę założenia polskiej parafii” – czytamy w księdze pamiątkowej. Dziś, kiedy diecezja zamyka dziesiątki parafii, zjeżdżają się tu wierni aż z 35 miast. I nie ma się co dziwić – w końcu Kościół na obczyźnie jest miejscem spotkań całej Polonii. Tu odbywają się uroczystości kościelne i narodowe oraz wszelkie spotkania organizacji polonijnych. To kolebka życia duchownego, kulturalnego i towarzyskiego. Tak przynajmniej być powinno. I bywa, choć nie bez zgrzytów... W ostatnich latach Our Lady of Czestochowa nie ma szczęścia do duszpasterzy. Jak już się trafi dobry, to go przenoszą, a pozostali... Ech, pożal się, Boże...
W
¤¤¤ Ojciec Mirosław Podymniak przez siedem lat pracował na to, aby zatrzeć w ludzkiej pamięci niesmak i odbudować zaufanie do kleru i Kościoła. Natrudzić się musiał mocno, bowiem dokonania jego poprzednika – o. Andrzeja Sujki – były doprawdy niemałe. Sujka do USA przyjechał w 1985 r., szybko zaskarbiając sobie bezgraniczne zaufanie i miłość bostońskiej Polonii. Po jedenastu latach życia na koszt wiernych (z „tacy” nigdy się nie rozliczał) został proboszczem. Karierę złamała mu pewna matka z niewyparzonym jęzorem, która przy wszystkich zgromadzonych na mszy wykrzyczała Sujce pedofilstwo... Oprócz tego, że ojciec Podymniak przywrócił ludziom wiarę w instytucję, zostawił też na jej koncie sporo kasy. – Wszystkich funduszy parafialnych na kontach bieżących (a więc oprócz tych, które parafia posiada na koncie oszczędnościowym w diecezji) jest 218 556 dolarów – poinformował parafian prowincjał franciszkanów ojciec Mirosław Bartos, komunikując przy tym, że „decyzją o. prowincjała i jego rady nowym gwardianem tutejszej wspólnoty zakonnej został o. Jerzy Auguścik”. Parafianie na uroczystej mszy przywitali więc nowego proboszcza, nie podejrzewając nawet, jak szybko zechcą go pożegnać... ¤¤¤
iększość programów teleewangelistów amerykańskich wypełnia zabieganie o pieniądze. Presja mająca skłonić do płacenia jest ogromna. Kaznodzieje twierdzą, że potrzebują pieniędzy, by pomagać biednym Trzeciego Świata. Jeśli nawet jest to część prawdy, to nie zapominają o pomaganiu sobie. Gadanie o ślubach ubóstwa skwitowaliby zdrowym śmiechem. Pastor Fred Price, szef Ever Increasing Faith Ministry, nie kryje przed wiernymi, że jest posiadaczem jachtu wartości 6 mln dolarów, odrzutowca, helikoptera i siedmiu luksusowych aut; ani tego, że mieszka w 25-pokojowej rezydencji. Kaznodzieja Kenneth Copeland (Kenneth Copeland Ministries), który mieszka w równie okazałym pałacu w Teksasie, poprosił ostatnio swą trzódkę, by pomogła mu szerzyć ewangelię przez zrzucenie się na nowy odrzutowiec za 20 mln. Przyrzekł, że maszyna będzie używana wyłącznie do misji pod patronatem Chrystusa. Telewizja ABC postanowiła przyjrzeć się bliżej, jak też Jezus
Ojciec Jerzy pochodzi ze Słupska. Zanim jako 26-latek zasilił szeregi gdańskich seminarzystów, pracował jako elektryk na budowie. Po misjach załatwił sobie placówkę w Ameryce. Zaczęło się od tego, że tuż po uroczystym powitaniu w Our Lady ojciec Auguścik wymówił pracę wszystkim, którzy dotąd pracowali w parafii. Na bruk poszli: ¤ Agata Orzechowska – organistka i dyrektorka chóru parafialnego oraz dziecięcej scholki. W parafii pracowała od 8 lat. Wierni w czasie ogłoszeń duszpasterskich dowiedzieli się, że na jej miejsce została zatrudniona młoda, ładna i zgrabna (sic!) imigrantka z Polski; ¤ Alfred Cisnowski – kościelny. Od 15 lat pozostawał pod oficjalną opieką parafii, zaś poprzednicy Auguścika nie zaniedbywali formalności imigracyjnych, dzięki czemu pan Alfred mógł pracować i starać się o stały pobyt. Niedociągnięcia ze strony obecnego proboszcza doprowadziły do aresztowania kościelnego, który po trzech miesiącach aresztu został deportowany do Polski; ¤ Balbina Piłat – po 18 latach pracy w parafialnym sekretariacie zwolniona z powodu redukcji etatów. Do dziś parafianie zastanawiają się, co w takim razie robi za biurkiem pani Balbiny ślicznotka, która niedawno przyjechała z Polski... ¤ Linda Klotybeecher – dyrektor parafialnej szkoły podstawowej. Wywalona po 26 latach pracy, zaś jej miejsce przyznano młodej osobie bez doświadczenia; ¤ Irena Waszkiewicz – kucharka. Wypowiedzenie dostała po 20 latach pracy, a dwa lata przed emeryturą.
korzysta z samolotu. Z uzyskanego zestawienia lotów wynika, że Syn Boży nakazał Copelandowi w drodze na seminarium ewangelizacyjne w Australii zrobić dwudniową przerwę na Hawajach i następną na wyspach Fidżi. Po 7 dniach obrad w Australii wycieńczony
Ludzie przełknęli tę gorzką pigułkę – starali się jakoś wytłumaczyć sobie to dziwnie pojęte miłosierdzie. Niektórzy tak „eleganckie” metody postępowania kładli nawet na karb około 12-letniego pobytu o. Jerzego w Afryce, gdzie pracował jako misjonarz. Ojciec Auguścik postanowił przy parafii wybudować Centrum Młodzieżowe z ogromną salą gimnastyczną. Cel może i szczytny, ale diecezja biedna jak mysz, nie ma z czego dołożyć. Na siedzibę Centrum upatrzono należący do parafii budynek dawnego klasztoru. Wymówienie mieszkań dotychczasowym lokatorom i zamknięcie jedynego polskiego przedszkola, jakie funkcjonowało w obrębie sześciu stanów, okazało się dla nowego gospodarza drobiazgiem (!). Na tym jednak całe przedsięwzięcie się skończyło (choć kasę na inwestycję ojciec zbierał!) i od stycznia br. budynek, który dotąd przynosił dochody z czynszów (zysk z wynajmu jednego mieszkania to około 390 dolarów – dop. red.), stoi pusty, a koszty utrzymania ponoszą parafianie. I tylko rodzice polskich dzieci wciąż zaciekle walczą, aby znów zaczęło funkcjonować miejsce, w którym ich dzieci uczyły się między innymi języka ojczystego. „My, rodzice naszych polskich dzieci, prosimy o niezamykanie nam tego jedynego w całej Nowej Anglii polskiego przedszkola, które tak bardzo pomaga nam w wychowaniu naszych dzieci w wierze katolickiej i w duchu polskim” – piszą do prowincjała franciszkanów w Niepokalanowie. ¤¤¤ Ostatnie, za co zabrał się o. Jerzy, to skład rady parafialnej. Spośród kandydatów w wyborach proboszcz wykreślił jedną czwartą nazwisk. Wszystkim zainteresowanym wyjaśnił rozbrajająco, że robi tak, ponieważ są to ludzie, którzy nie będą się zgadzać z jego pomysłami... W tej chwili jest to rada proboszcza,
Boga. Wcześniej rozdał miliony dolarów chrześcijańskim organizacjom charytatywnym. Teraz przyszło mu do głowy, że warto by się przyjrzeć, co robią z pieniędzmi. Założył firmę Ministrywatch i poprosił zwierzchników organizacji protestanckich o udostępnienie danych
Odrzutowiec dla Jezusa kaznodzieja odpoczywał przez kolejne 3 dni w Honolulu. Następnie misja niesienia Słowa Bożego zaprowadziła Copelanda dwukrotnie do Kolorado, gdzie wypoczywał w ekskluzywnym kurorcie Steamboat Spring Resort, a później na safari w Teksasie – do prywatnego rancza z egzotyczną zwierzyną. Bicz boży na teleewangelistów objawił się pod postacią Rusty’ego Leonarda. Zrezygnował on z pracy w charakterze szefa giełdowej firmy inwestycyjnej, bo usłyszał wezwanie
finansowych. Odmówili, a jakże. Gdy nalegał, zagrozili procesem. Ale Leonard i tak uzyskał wgląd w ich finansowe operacje. W rezultacie poddał krytyce poczynania 28 chrześcijańskich ugrupowań i dobrał się do skóry najpotężniejszym teleewangelistom amerykańskim. „Nikt nie powinien dawać pieniędzy tym organizacjom. Chcą waszych pieniędzy, ale nie chcą powiedzieć, jak je wydają” – stwierdził. Jan i Paul Crouch prowadzą Trinity Broadcasting i kontrolują kasę 340 mln dolarów.
a nie rada parafialna. Wiele osób protestowało, ale bez efektu. Cóż, nawet długi pobyt w dżungli nie jest w stanie zatrzeć w pamięci zapachu pieniędzy, a taca po brzegi wypełniona „zielonymi” stanowi niezły kąsek. Nie dziwota zatem, że ks. Jerzy chce mieć wokół siebie zaufanych pretorian, którzy nie będą wymagali skrupulatnych rozliczeń. A właśnie one nie dają spać spokojnie pewnej grupie ludzi, bo chciało im się wziąć ołówek do ręki i policzyć, że w ciągu czterech miesięcy gospodarzenia Auguścika z 71 459 dolarów, które na koncie parafialnym zostawił Podymniak, zrobiło się 16 508 dolarów. Na minusie... Oczywiście, o. Jerzy jak diabeł święconej wody unika wyjaśnień. A biorąc pod uwagę fakt, że w duszpasterskiej pracy na rzecz rodaków na obczyźnie pomaga mu wikary Wiesław Ciemięga, który odpowiednich szlifów nabył w Godzinie Różańcowej w Buffalo, skąd wraz z koleżkami franciszkanami wyrzucił go biskup za... defraudowanie pieniędzy, niespecjalnie nas ten brak chęci dziwi. ¤¤¤ – Pozostałe „zasługi” ojca Auguścika to rozpad chóru parafialnego, ławki w kościele świecące pustkami, podział wśród parafian. Takich mamy duchownych, których przysyłają nam ojcowie franciszkanie. W tej chwili to jest parafia za zamkniętymi drzwiami. Było wiele listów, telefonów, faksów skierowanych do prowincji warszawskiej i gdańskiej z sygnałami. Pisaliśmy do prowincjała Grzegorza Bartosika, że źle się dzieje w parafii. Niestety, nigdy nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Po prostu nas ignorują – żalą się zrezygnowani parafianie. Najwidoczniej zapominają, że od tych, którzy mają w tej sprawie głos decydujący, dzieli ich ocean, i to nie tylko wody, ale przede wszystkim – wartości. WIKTORIA ZIMIŃSKA
Mają domy w ekskluzywnym, zamkniętym osiedlu w Kalifornii, prócz tego dwie rezydencje za 4 i 6 mln dolarów. Oboje podróżują po świecie odrzutowcami po 7 mln. „Jezus prowadził żywot pełen poświęceń!” – gromi owieczki Leonard. Paul Crouch, wściekły, ripostował: „Ci ludzie chcą, byśmy byli skromni i biedni jak Jezus. To pomysł szatana. Jeśli ludzie Boży będą biedni, to kto zapłaci za szerzenie wiary na krańcach świata?”. Wtórowała mu żona: „To robota diabła, szatana”. Leonard na to: „Nie mówię, że oni nie robią nic dobrego. Ale mogliby zrobić o wiele więcej, gdyby sprzedali wszystkie te domy, samochody i samoloty”. Działalność Leonarda przynosi efekty. Po krytyce Joyce Meyer Ministries Meyer sprzedała domy wartości wielu milionów dolarów i udostępniła finanse do wglądu. „Od 7 lat nie dostaję żadnej pensji – stwierdza Leonard. – Wydałem na Ministrywatch 2 mln z własnych oszczędności. Ale nigdy nie byłem szczęśliwszy”. Z pewnością nie może tego o sobie powiedzieć wielu z lustrowanych przezeń religijnych krezusów. JF
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
W
atykan nie może przekonać wiernych, że wszystkie tzw. tajemnice fatimskie zostały już ujawnione. Nie ustają spekulacje, że wciąż trzyma – być może najważniejszą z nich – w tajemnicy. Matka Boska zaczęła się ponoć objawiać trójce dzieci przed 90 laty – 13 maja. Pod koniec lat 30. siostra karmelitka Lucia dos Santos, która była jednym z owych dzieci, ujawniła dwie pierwsze części przesłania MB. Dotyczyły wizji piekła, przepowiedni II wojny światowej oraz ekspansji komunizmu, zakończonej jego klęską w Rosji. Trzecią tajemnicę Lucia przelała na papier i powierzyła w zamkniętej kopercie lokalnemu biskupowi, który przekazał ją do Watykanu w roku 1957. Kolejni papieże zapoznawali się z treścią tajemnicy, ale postanawiali jej nie ujawniać. Uczynił to w roku 2000 Karol Wojtyła i okazało się, że tajemnica dotyczy... właśnie jego, bo mówi o człowieku w bieli, zastrzelonym na ruinach miasta.
J
ZE ŚWIATA
Od tego czasu nie ustają wątpliwości. Podejrzewa się, że niecała prawda została ujawniona, że oprócz trzeciej tajemnicy istnieje jeszcze czwarta, która zawiera przepowiednie jakichś katastrofalnych dla świata wydarzeń, upadku papiestwa albo
poświęconą tej sprawie. Treść stanowi wywiad z watykańskim sekretarzem stanu, kardynałem Tarcisio Bertonem, który spotykał się i rozmawiał z siostrą Lucią. Przedmowę stanowi list Benedykta XVI. Bertone stwierdza, że zakonnica zmarła w roku 2005
Tajne tajemnice wykrycia spisku heretyków na czele Kościoła. Wersję ujawnioną przez JPII uparcie i publicznie kwestionuje Kanadyjczyk, ksiądz Gruner. Wskazuje, że ujawniony tekst nie pasuje do innych relacji siostry Lucii i przede wszystkim nie zawiera nic takiego, co uniemożliwiałoby wcześniejszą publikację, a takie decyzje podejmowane były kolejno przez Jana XXIII, Pawła VI i Jana Pawła II. Inni sceptycy wskazują, że przecież JPII wcale w zamachu nie zginął, no i gdzie to zrujnowane miasto... Pragnąc uciąć spekulacje, Watykan wydał 140-stronicową książeczkę
eśli czemuś przysługuje miano zadupia, to miejscowości Minot z pewnością. Miasteczko, jak to określają Amerykanie, „w środku niczego”, czyli bezdrzewnej, płaskiej prerii wypełniającej większość stanu Północna Dakota. Jedyną atrakcją Minot jest ryk superfortec B-52, startujących z bazy Minot Air Force Base. Ponieważ zima trwa tu 9 miesięcy i można wyć z nudów, szukano lokalnych atrakcji. Został nią opisany w lokalnej gazecie „The Minot Daily News” kapelan bazy wojskowej. I w tym momencie okazało się, że mamy w Minot nieodkrytego bohatera narodowego – księdza majora Stanisława Pieczarę, bo jego to opiewa dziennik. Skąd polski księżulo wziął się w bazie bombowo-rakietowej na megapastwisku? Odpowiedź prosta: „Ucieczka przed komunistycznym reżimem w Polsce była długa i czasami trudna. Ale udało się ją zrealizować dzięki poczuciu humoru i – co ważniejsze – wierze, która dawała siłę. Jedyną drogą, jaką znałem, była droga prowadząca do kościoła i szkoły” – opisuje kapelan grozę wegetacji w Jaworznie, gdzie ujrzał świat boży w roku 1951. Rządy komunistyczne w Polsce w tym czasie były surowe. Tata duchownego wrócił kiedyś z pracy wielce zafrasowany. Chodziło o orzełka w koronie na czapce. Kazano mu koronę obciąć, ale odmówił. „Byliśmy więc bardzo
– jako ostatnia z trójki świadków objawień – potwierdziła prawdziwość wersji ujawnionej przez Watykan. – Kiedy słyszała o podejrzeniach, irytowała się – stwierdza kardynał. On także objawia irytację, ustosunkowując się do kwestii, że K. Wojtyła został postrzelony, nie zaś zastrzelony, jak chce przepowiednia. – Takie obiekcje objawiają ignorancję wobec religijnego przesłania przepowiedni – mówi Bertone. Dodaje też: – Modlitwa i pokuta są silniejsze niż kule. Wątpliwe, czy książka rozwieje wątpliwości, bo Watykan to mistrz owijania w bawełnę. CS
zmartwieni – wspomina kapłan. – Na szczęście Kościół był bardzo silny. O wiele silniejszy niż teraz. Komuniści mogli robić, co chcieli, ale do szkół uczących religii nie mieli wstępu. Potrzebowali specjalnego zezwolenia od biskupa, a ten nigdy takiego nie dawał”. W dalszym ciągu dziennik przechodzi do opisu represji, jakie spadały na głowę przyszłego kapelana. „Kiedy Pieczara ukończył 9 klasę, nauczyciel próbował zwerbować go do partii komunistycznej. Gdy odmówił, nauczyciel zagroził, że nie przejdzie do klasy 10, póki nie wstąpi”. Ksiądz salwował się ucieczką do seminarium. „Komuniści pomogli mi zostać duchownym” – oznajmił dziennikarzom gazety. Następny etap golgoty to stan wojenny: „Po odprawieniu 11 mszy w grudniu 1981 roku wpadł w oko komunistom. Uwięzili go i przesłuchiwali. Zadawali mnóstwo pytań i usiłowali skaperować do współpracy, ale Pieczara opowiadał im dowcipy. W końcu komuniści uwolnili go”. Postanowił emigrować do Wielkiej Brytanii. W roku 1987 zakon przeniósł go do USA, do Indiany. Tam zaciągnął się do armii i został kapelanem. Na skraju tundry odnaleziony został bohater zmagań z komunizmem. Polsko-amerykański. Pół Kościuszko, pół Kukliński. A do tego w sutannie! Czy władza pierwszej niepodległej Rzeczypospolitej postkomunistycznej nie powinna go uhonorować? PIOTR ZAWODNY
Bombowy kapelan
Klaun w birecie Niemca Williberta Pauelsa (ur. 1954 r.) od wczesnego dzieciństwa dręczył dylemat, czy w przyszłości powinien zostać księdzem, czy klaunem. W końcu zdecydował się na studiowanie teologii katolickiej, ale choć czuł głębokie powołanie do stanu kapłańskiego – jak wyznaje na swojej stronie internetowej www.willibertpauels.de – jego hormony przeciwstawiły się temu pomysłowi. Został więc diakonem, bo w ten sposób nie musiał zachować celibatu. Obecnie jest szczęśliwym mężem i ojcem.
Równocześnie postanowił udowodnić, że będąc diakonem, wcale nie musi rezygnować z wymarzonej w dzieciństwie kariery klowna. I odtąd, z błogosławieństwem swojego szefa, arcybiskupa Kolonii kardynała Hansa Meisera, realizuje drugie powołanie. W birecie i z czerwonym nosem Pauels głosi teologię śmiechu. Polega ona na rozśmieszaniu ludzi opowiadaniem anegdot i kawałów, ale ze sprytnie przemycanymi teologicznymi dygresjami. Pauels twierdzi, że religia nie musi być pozbawiona
humoru i przytacza liczne korelacje pomiędzy wiarą i śmiechem. Wiara zapewnia pocieszenie, a śmiech daje wewnętrzną wolność ludziom w zniewolonym świecie. Zarówno wiara, jak i humor, przeciwdziałają dyktaturze strachu przed śmiercią – religia naucza, że śmierć nie jest ostatecznym końcem, a śmiech pozwala o śmierci zapomnieć. Cyrkowych kazań i niezliczonych kawałów w wykonaniu wesołego diakona fani mogą posłuchać na żywo, w audycjach radiowych lub zamówić je sobie na płycie CD. Diakon i klaun w jednej osobie jest również artystą do wynajęcia – może uatrakcyjnić swoim występem imprezy firmowe czy prywatne przyjęcia. AK
15
Droga po kamienie W
szpitalu Uniwersytetu Kolumbia w Nowym Jorku przeprowadzono nowatorską operację. 66-letniej pacjentce usunięto kamienie z woreczka żółciowego, ale na brzuchu próżno by szukać najmniejszej nawet blizny. Kamienie usunięto przez pochwę. 9 dni później zabieg operacyjny podobną metodą wykonano we Francji. Niewątpliwe zalety to mniejszy ból, brak problemów z gojeniem się cięcia i brak rany. Pojawiły się jednak głosy krytyki, a nawet protesty. I to w obrębie środowiska medycznego. „Niewiele rzeczy powinno przechodzić przez pochwę. Nie wydaje mi się, by należały do nich kamienie żółciowe i narzędzia chirurgiczne” – oświadczyła dr Christine Ren ze szkoły medycznej Uniwersytetu Nowego Jorku. Operowanie z dotarciem do wnętrza organizmu przez naturalne
otwory nie jest całkowicie nowatorskie. W 2004 r. lekarz indyjski zoperował wyrostek robaczkowy przez żołądek, wprowadzając narzędzia przez usta. Robi się próby z operacjami przez odbytnicę. Dr Ren argumentuje, że mężczyzna nie byłby zadowolony, gdyby podczas operacji wkładano coś do jego penisa. „Z pochwą jest to samo” – stwierdza, mówiąc o szoku (obyczajowym zapewne), na jaki narażeni są pacjenci. Autor operacji nie podziela tych zastrzeżeń, twierdząc, że prawdopodobnie kobiety nie doszukają się w tym niczego niesmacznego – operacje pochwy wykonuje się przecież często i od dawna. PZ
Seks na raka B
adacze z Uniwersytetu Johna Hopkinsa w Baltimore opublikowali w najnowszym wydaniu fachowego periodyku „New England Journal of Medicine” rezultaty swego studium: uprawianie miłości francuskiej podwyższa ryzyko nowotworu złośliwego gardła. U osób, które w ciągu dotychczasowego życia uprawiały seks oralny z sześcioma lub więcej partnerami, prawdopodobieństwo pojawienia się raka gardła jest trzy, cztery razy większe. Stosunki konwencjonalne też podwyższają zagrożenie: ludzie, którzy spółkowali z co najmniej 24 partnerami, mają trzy razy większą szansę zapaść
na tę odmianę raka. Odpowiedzialny jest wirus HPV, związany z większością nowotworów narządów płciowych, zwłaszcza rakiem szyjki macicy. Naukowcy przypuszczają, że wirus doprowadza do zmian na poziomie molekularnym, które w konsekwencji kończą się nowotworem. A to się dewoci ucieszą... TN
Grypa – serce – śmierć W
ielu ludzi – zwłaszcza starszych – umiera z powodu grypy. Teraz okazuje się, że grypa może spowodować śmiertelny zawał serca. Badania przeprowadzone na Uniwersytecie w Houston wykazały, że wirus grypy powoduje pogłębienie choroby serca – śmiertelne zawały zdarzają się 3 razy częściej w czasie epidemii grypy. 10–20 proc. ludzi łapie grypę co roku; w tym czasie jej wirus przechodzi mutacje i w trakcie jednego sezonu grypowego aktywizuje się kilka
jego odmian, co powiększa ryzyko zachorowania – nawet w przypadku zaszczepienia. Jednak szczepionki przeciwgrypowe są zalecane – zwłaszcza w świetle ostatniego odkrycia dotyczącego związku grypy i ataków serca. Podczas sezonu grypowego osoby chore na serce powinny regularnie zażywać leki nasercowe. ST
16
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
MATKI, ŻONY, KOCHANKI
Kobiety powinny rodzić więcej dzieci – od wieków apelują pronataliści. Religie potrzebują licznych zastępów wiernych, armie – żołnierzy, gospodarka – dużo taniej siły roboczej, a system emerytalny – płatników składek.
byli pełnoprawnymi obywatelami państwa rzymskiego, dyskryminowano ich przy ubieganiu się o urzędy państwowe i mieli ograniczone prawo dziedziczenia majątku. Średniowieczni kościelni teologowie w ramach swojej polityki populacyjnej głosili dla odmiany, że jedyny sposób (poza konsekrowanym dziewictwem) odpokutowania za grzech Ewy to rodzenie dzieci, najlepiej regularnie – „co rok prorok”.
i kraju” – twierdził Adolf Hitler, dzieląc przedstawicielki płci żeńskiej na „obywatelki państwa” i „obywatelki prawdziwe”. W „Mein Kampf” pisał: „(...) niemiecka dziewczyna jest wprawdzie przynależna do państwa niemieckiego, ale dopiero po zamążpójściu staje się pełnoprawną obywatelką”. Proponował również uzależnić określenie „obywatelka” od zdolności do macierzyństwa i postulował pozbawienie bezdzietnych
Rozkaz: rodzić! Jeśli kobiety się nie zmobilizują i w dalszym ciągu praca zawodowa, kariera i egoistyczne hołdowanie przyjemnościom będą dla nich ważniejsze niż prokreacja – grzmią zewsząd liczne autorytety – to już wkrótce nieuchronnie grozi nam „cywilizacja śmierci”. A to oznacza, że jedynie słusznej religii zabraknie wyznawców, nie będzie miał kto ginąć za ojczyznę, Polskę zaludnią Chińczycy i Arabowie, a ZUS definitywnie zbankrutuje, etc. Aby zapobiec „katastrofie”, stosuje się stare wypróbowane metody. Ograniczanie antykoncepcji, bezwzględny zakaz aborcji, pochwała macierzyństwa, jakiś becik na zachętę, a dla rekordzistek – ordery i (lub) obietnice trafienia do raju. Klasycznym przykładem pronatalistycznej polityki były przepisy prawne wprowadzone w Cesarstwie Rzymskim przez Augusta (63 p.n.e.–14 n.e.) w celu zapobieżenia niżowi demograficznemu, który spowodował gwałtowny spadek liczby rekrutów armii rzymskiej. Słynna ustawa lex iulia nakładała przymus zawierania małżeństw na wszystkie kobiety w wieku 20–50 lat i mężczyzn w wieku 25–60 lat oraz posiadanie co najmniej trójki dzieci. Osoby pozostające w stanie bezżennym, małżonkowie bezdzietni lub posiadający tylko jedno lub dwoje dzieci nie
K
Dziś trudno sobie wyobrazić, że kult tradycyjnie licznej rodziny w najlepsze kwitł w tak liberalnej Holandii jeszcze w pierwszej połowie ubiegłego wieku. Katolickie rodziny z dziesięciorgiem i więcej dzieci były tam na porządku dziennym. W ten sposób protestowano przeciw antykoncepcji, twierdząc, że katolicka kobieta w pełni realizuje się jedynie w reprodukcji. Powszechną praktyką każdej szanującej się rodziny było przeznaczanie z całej gromadki jednego lub dwojga dzieci do stanu zakonnego lub kapłańskiego. Holenderscy księża skrupulatnie kontrolowali, czy mężatki rodzą dzieci, a wyłamujących się napominano, by jak najszybciej powiększyli królestwo Boże o nową duszyczkę. Jeżeli natomiast w czasie porodu zagrożone było życie matki i dziecka, to – zgodnie z wytycznymi Kościoła – w pierwszej kolejności należało ratować życie płodu. Ideologia pronatalistyczna nieodłącznie towarzyszy każdej dyktaturze. Państwowotwórcza rola kobiet polega na „obdarowaniu dziećmi narodu
toś, najpewniej jakiś dobry kato lik, podesłał mi czasopismo „Mi łujcie się!”. Ja proponowałbym inny tytuł – „Zlitujcie się!”, szczególnie nad młodzieżą ogłupianą przez to pisemko. Wspomniane czasopismo jest „katolickim dwumiesięcznikiem społecznej krucjaty miłości”, a w moje ręce wpadł jego numer specjalny, poświęcony „Ruchowi Czystych Serc”. Celem owego ruchu jest zwalczanie wszelkich przejawów seksu przedmałżeńskiego wśród młodzieży. A ta dziwaczna nazwa wynika stąd, że seks dla katolików jest brudny, zatem ci, którzy go unikają, mają „czyste serca”. Proste. Chociaż niemal z każdej strony „Miłujcie się!” patrzą na nas fotografie sympatycznych twarzy młodych ludzi (są szczęśliwi, bo kultywują „czystość” – oto przesłanie zdjęć), zawartość merytoryczna pisma przejmuje grozą. Krytyczny czytelnik zastanawia się, jak wiele szkód może wyrządzić młodym czytelnikom nachalnie uprawiana propaganda demonizowania seksualności. Zapewne osobom, które nie
kobiet biernego prawa wyborczego oraz traktowania ich jako „narodowo obcych”. W Hiszpanii rządzonej przez katolickiego gen. Franco na porządku dziennym były ceremonie przyznawania specjalnych odznaczeń dla rodziców płodzących rekordową liczbę potomków. W rywalizacji o pierwszą nagrodę liczyły się również dzieci, które... umarły. Istotny był fakt, że kobieta wypełniła swoją najważniejszą (i niemal jedyną) misję społeczną, jaką było rodzenie, a tym samym może służyć narodowi za wzór „najlepszej” matki. Zwycięska para małżeńska zazwyczaj pochodziła z zacofanej Andaluzji lub z „rajskich” Wysp Kanaryjskich. Podobne współzawodnictwo w dziedzinie macierzyństwa zastosował w Rumunii komunistyczny dyktator Nicolae Ceausescu. Wielodzietne matki były gloryfikowane jako „bohaterki pracy socjalistycznej” oraz nagradzano je Orderami Matki Bohaterki, Orderami Chwały Macierzyństwa i Medalami Macierzyństwa. AK
mają potrzeb seksualnych (rodziny Giertychów i Zawiszów?) lub odczuwają je w nikłym stopniu, lektura ta aż tak bardzo nie zaszkodzi – co najwyżej będą na innych, tych „brudnych”, patrzeć z góry. Ale dla reszty, czyli większości
Dzień Matki powszedni 11 maja Ulica Turystyczna w Lublinie. Policjanci zatrzymują 36-letnią Agnieszkę K. i jej młodszego o 2 lata męża. Ona ma 2,42 promila alkoholu w chuchu, on – 3,22. Pod ich opieką znajduje się 4-miesięczny syn Kacper – trzeźwy. Dwa dni wcześniej... ...do mieszkania w Puławach (województwo lubelskie) zastukali: pracownik służb socjalnych oraz zawodowy kurator – kontrolujący i nadzorujący przebywającą tu rodzinkę. Drzwi otworzyła 2-letnia dziewczynka, bo jej mamusia Katarzyna z 3,15 promila, niemal nieprzytomna, leżała na łóżku. Dwoje starszych dzieci przebywało w tym czasie w szkole. Ojciec był w pracy. 27 kwietnia W Dęblinie matka 7-miesięcznego Mateusza zostawiła go pod opieką babki. Babcia tak się z tego ucieszyła, że wspólnie z koleżanką postanowiła się upić. Doszło do takiej awantury, że interweniowała policja. Na widok policjantów kobiety zaczęły głośno krzyczeć i wypychać ich z mieszkania. Gdy jeden ze stróżów porządku chciał zabrać dziecko z rąk chwiejącej się kobiety, obie panie rzuciły się na niego z pięściami. Koleżanka miała 1,7 promila. 12 kwietnia Na lubelskiej ulicy Słowikowskiego policjanci zwrócili uwagę, że przez okno jednego z budynków wydobywają się odgłosy uciesznej zabawy. Postanowili zajrzeć do mieszkania i zastali tam siedmioro pijanych dorosłych oraz 2-letniego Patryka i 6-miesięcznego Dawida. Ich rodzicielka, Dorota O., osiągnęła wynik 2,6 promila. 9 kwietnia, lany poniedziałek Wieczorem policjanci złożyli wizytę w jednym z mieszkań przy ulicy Grygowej w Lublinie, a to wskutek skarg sąsiadów na hałas. Na miejscu było troje nietrzeźwych dorosłych oraz dwóch chłopców w wieku 4 i 5 lat. „Policjanci stwierdzili, że matka dzieci wraz z babcią i jej konkubentem spożywali alkohol i doszło między nimi do awantury. Matka braci miała 2,92, babcia – 2,32, a konkubent – 3,54 promila. Pierwszy dzień świąt W mieszkaniu przy lubelskiej ulicy nomen omen Dzieci Zamojszczyzny awanturowali się między sobą 22-letnia kobieta (2,1 promila) i 34-letni mężczyzna (2,5 promila). Świadkami wszystkiego były ich głośno płaczące pociechy: 4-miesięczny chłopiec i 6-letnia dziewczynka. 7 kwietnia, Wielka Sobota Przy wspomnianej już ulicy Grygowej do gardeł skoczyli sobie rodzice 3-miesięcznego Łukasza. Tatuś miał 3 promile, mamusia – 1,62. Była policja, a potem „dołek” i badanie. Posiniaczone dziecko przewieziono karetką do szpitala. 11 kwietnia W nocy w jednej ze wsi pod Łukowem 39-letni Witold S. oblał swoją śpiącą mamusię łatwopalną substancją i podpalił. Płomienie ugasiła jego siostra. Staruszka z poparzeniami II stopnia wylądowała w szpitalu, a Witold S. – „na dołku”. Miał ponad 2 promile. KAZIMIERZ CIUCIURKA
namiastką tego, co będzie w małżeństwie”, „niszczy przyjaźń”, „zabija dusze”, „doprowadzi do obumarcia miłości”, „poniża”, „deprawuje”. Ludzie, którzy nie kultywują po katolicku pojętej czystości, „żyją jak zwierzęta”.
ŻYCIE PO RELIGII
Straszenie seksem populacji, wmawianie brudu i grzechu seksualności może mieć opłakane skutki. „Miłujcie się!” strzela z wielkich dział – bądź co bądź wzywa do krucjaty, więc ciężka broń jest absolutnie potrzebna. Dziewczęta straszy niechcianą ciążą, nie informując oczywiście, że poza „czystością” może jej zapobiec zwyczajna antykoncepcja. Seks jest, zdaniem „Miłujcie się”, tak groźny, że „w kilka minut może odebrać radość życia”, jest „tylko marną
Pismo lubi także składać obietnice bez pokrycia... A to, że „czystość uchroni przed zranieniami emocjonalnymi”, że jest „najpiękniejszym darem dla współmałżonka”, że „uczy miłości” (?!), i że poprawia reputację. Najbardziej rozbawiło mnie zapewnienie, że „nikt jeszcze nie żałował, że zachował dziewictwo do ślubu”. Obawiam się, że z wielu powodów żałowały miliony ludzi, choćby te kobiety, które z powodu uporczywego
„trwania w czystości” nie wiedziały, że wychodzą za mąż za impotentów... Pismo straszy epidemiami przenoszonymi drogą płciową – począwszy od AIDS, poprzez syfilis, po grzybicę – oraz skutkami seksoholizmu i erotomanii, które są podobno cięższe niż uzależnienie od kokainy. „Miłujcie się!” ostrzega także przed zgubnymi skutkami oglądania pornografii. Na strachu się jednak nie kończy, bo są także zachęty do „czystości”, a to w formie wypowiedzi „autorytetów moralnych” – obok Jana Pawła II i Matki Teresy z Kalkuty pojawia się nawet Miss Ameryki 2003 i... George W. Bush. I jako człowiek bezbożny jednej tylko rzeczy pojąć nie jestem w stanie – jak to możliwe, że coś równie brudnego, groźnego i odrażającego jak seks stworzył Bóg, a nie szatan! Przecież o ile prostsze i bardziej cnotliwe byłoby życie, gdyby ludzie rozmnażali się przez pączkowanie, dzieworództwo albo wprost przez zstąpienie Ducha Świętego. MAREK KRAK
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r. okresie oświecenia zadano Kościołowi decydujący cios, który stał się początkiem końca historii tej instytucji. Po oświeceniu, pomimo okresów rekatolizacji, nie da się już zatrzymać trwającego obecnie epilogu historii Kościoła rzymskokatolickiego w zachodnim świecie. Papiestwo osłabione „światłami” oświecenia nie było w stanie chronić swych najbardziej oddanych „rycerzy”. P. Johnson pisał: „Papieże byli niczym (...) papiestwo wydawało się skazane na zagładę lub całkowitą niemoc”. I tak w 1759 r. oskarżono jezuitów o szereg przestępstw, planowanie morderstw czy oszustwa
W
roku minister spraw zagranicznych Rosji, Nikita Panin, do rosyjskiego posła w Warszawie, Mikołaja Repnina – nie ma być zupełnie pretekstem do rozkrzewienia w Polsce naszej wiary i protestanckich wierzeń, lecz jedynie dźwignią gwoli pozyskaniu sobie za pomocą naszych jednowierców i protestantów silnego i przyjaznego stronnictwa z prawem uczestnictwa we wszystkich polskich sprawach (...). Religie protestanckie, uśmierzając przesądy i ograniczając władzę duchowieństwa, łatwo mogłyby nadmiernym swoim rozpowszechnieniem wyprowadzić Polaków z ciemnoty, w której dotąd jeszcze w większości swej są pogrążeni, a wyzwoleniem ich z niej mogłyby doprowadzić
PRZEMILCZANA HISTORIA Kolejną sprawą był przymus zrzeczenia się przez papieża Awinionu i całej północnej części Państwa Bożego na ziemi. Prestiż papieża znacznie podupadł, a jego władza coraz bardziej się kurczyła. Kolejnym etapem likwidacji władzy cywilnej papieża był wkroczenie w 1798 r. wojsk francuskich do Wiecznego Miasta. Proklamowano republikę i zniesienie świeckiej władzy papieża. Drogami dyplomatycznymi papież starał się o interwencję państw europejskich w swojej obronie, jednak nikomu spieszno ku temu nie było, prócz... cara rosyjskiego Pawła I, który wykazywał zainteresowanie jego losem i chciał doprowadzić do zbrojnej interwencji
cara!). I tak przemawia papież do Polaków w „Kordianie” Juliusza Słowackiego: „Niech się Polaki modlą, czczą cara i wierzą (...). Niech wasz naród wygubi w sobie ogniów jakobińskich zaród albo na pobitych Polaków pierwszy klątwę rzucę”. W 1842 r. publicznie odwołał wcześniejszą opinię o powstaniu, twierdząc, że został oszukany przez posła carskiego. Pozostaje pytanie, dlaczego potrzebował aż dziesięciu lat, aby to zrozumieć? Legion Adama Mickiewicza przeszedł wiosną 1848 r. na służbę Republiki Rzymskiej – podążył tam na wezwanie Mazziniego, by jej bronić. Około 200 Polaków brało udział w obronie Rzymu przed francuskim
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (57)
Reflektorem w mrok „Cóżem widział we Włoszech? Pychę, przebiegłość i nędzę, oschłość i niskie ukłony, ceremonii co niemiara. I tę cudaczną komedię, która według inkwizycji nosić ma religii miano; my to szaleństwem zowiemy. Natura darmo się trudzi, by ten śliczny kraj wzbogacić: niszczycielska ręka klechy najpiękniejsze zmiecie dary”. John Hervey (1693–1743) – lord Strażnik Pieczęci w koloniach. Wygnano ich z Portugalii, rozwiązano we Francji, Hiszpanii i jej dominiach. Klemens XIV (1769–1774), czyli Wincenty Antoni Ganganelli z Arcangello, w 1773 roku został zmuszony do kasaty Towarzystwa Jezusowego. Uchowali się m.in. w luterańskich Prusach, gdzie Fryderyk Wielki uznał, iż będą przydatni do szkolenia oficerów i biurokratów. Rozwiązanie zakonu jezuitów najlepiej spożytkowała Austria, a także Polska. W Polsce z ich majątku powstała Komisja Edukacji Narodowej – pierwsze w Europie ministerstwo edukacji. Szkoły jezuickie zastąpiono szkołami Komisji, w których po raz pierwszy nauczano „nauki moralnej”, czyli etyki świeckiej. Tolerancja religijna zaczęła przeorywać stosunki wyznaniowe kontynentu. W roku 1781 cesarz austriacki Józef II zakończył prześladowania religijne dysydentów i wydał edykt o tolerancji. Innowiercom zezwolono na prywatny kult. Luteranie, kalwini i prawosławni mogli budować świątynie (wszelako bez wież...). Nie ograniczano już cenzusem wyznaniowym dostępu do zawodów zaufania publicznego. Zaczęto sekularyzować i upowszechniać oświatę. Cenzura religijna została zniesiona. Nieco bardziej skomplikowana była sprawa dysydentów w Rzeczypospolitej. Powszechnie naucza się, iż „tolerancja” była środkiem realizowania polityki ograniczania suwerenności Polski przez państwa ościenne. Jest w tym jedynie część prawdy. „Sprawa dysydentów – pisał w 1766
ich stopniowo do zaprowadzenia u siebie nowych porządków, które ześrodkowując w jednym miejscu całą ich wewnętrzną siłę (...) mogłyby rychło zwrócić się na szkodę Rosji, opiekunki ich w obecnym czasie, a rywalki pierwszej i głównej w przyszłości”. Rosjanie postrzegali więc katolicyzm jako balast na tyle dla Polski obciążający i anarchizujący, że korzystny z punktu widzenia rosyjskich interesów. Niedługo później papież Klemens XIV stwierdził, że rozbiór Polski jest w interesie religii. Papież Pius VI skrytykował Deklarację praw człowieka i obywatela oraz zasadę suwerenności ludu, uznając, że „wolność, równość, braterstwo” mogą podkopać tradycyjne więzi społeczne i religijne. Po klęsce Napoleona papieże opowiedzieli się za absolutyzmem i legitymizmem, a kongres wiedeński związał papiestwo z obroną dawnego ładu społeczno-politycznego. W 1797 r. papież wystawił przeciw generałowi Napoleonowi Bonaparte 12-tysięczne wojsko, aby bronić swojej doczesnej władzy. Jednak wystarczyła jedna dywizja Napoleona, by wojska papieskie umknęły z pola bitwy. Papież musiał podpisać niekorzystny dla niego pokój (Tolentino, 19 II 1797 r.). Zwiększono mu ponaddwukrotnie wielkość kontrybucji wojennych (we wcześniejszym rozejmie w Bolonii były o wiele mniejsze, jednak i tak papież płacić nie zamierzał i – nienauczony wcześniejszą porażką – wierzgał się z uporem godnym lepszej sprawy).
Stanisław Kostka Potocki
ratującej papiestwo. Car wstąpił nawet do zakonu maltańskiego, jednak papież zażądał wtedy, aby zmienił wyznanie na katolickie, gdyż prawosławny nie mógł być członkiem zakonu. Tego Paweł I uczynić nie chciał i tak rozeszły się drogi cara i papieża. Rok 1801 to data podpisania pierwszego konkordatu przez Państwo Kościelne. Była to umowa z Napoleonem, korzystniejsza dla niego. O dziwo, Napoleonowi udało się również uzyskać zatwierdzenie swojego rozwodu przez biskupów Kościoła katolickiego. Rzymska moralność bywa elastyczna, kiedy wymaga tego polityczny pragmatyzm. A tenże pragmatyzm wymagał czasami, by przyjaźnić się z prawosławnymi carami. Grzegorz XVI w podzięce za poparcie Pawła I w wojnie z Napoleonem wydał w 1832 r. encyklikę, w której potępił powstanie listopadowe. Nazwał powstańców „podłymi buntownikami, nędznikami, którzy pod pozorem dobra powstali przeciw władzy swojego monarchy” (prawosławnego
korpusem ekspedycyjnym, który siłą przywrócił Państwo Kościelne papiestwu. Legion polski, powstały w papieskim Rzymie, zakończył działania w obronie republiki rzymskiej w walce ze świecką władzą papieża. W 1864 r. Pius IX wydał sławetną encyklikę Quanta cura, w której potępił rozdział Kościoła od państwa, wolność prasy i sumienia, laickie nauczanie. W swoim szale karcenia wszystkich wokół zapędził się do tego stopnia, że doprowadził do zwołania soboru powszechnego (1869–1870), który ogłosił dogmat o nieomylności papieża w sprawach religii i moralności. „Żaden pisarz nie potrafiłby wymyślić jej (nieomylności – przyp.) przedziwnej historii. Pierwszy papież, który o niej słyszał, Jan XXII (1314–1334), natychmiast ją odrzucił jako trującą nowinkę. Dlaczego? Ponieważ ograniczałaby władzę nowego papieża. Podejmując jakąkolwiek decyzję doktrynalną, byłby całkowicie zależny od tego, co zadecydowali jego poprzednicy. Pod tym względem był prorokiem. Przyjęcie w 1870 r. dogmatu papieskiej nieomylności stworzyło
17
Kościołowi katolickiemu całkowicie patową sytuację, którą jedynie sobór był w stanie w niewielkiej mierze rozwiązać. Papieska nieomylność właściwie uniemożliwiła papieżom takim jak Paweł VI i Jan Paweł II odmianę »katolickiej« nauki na temat antykoncepcji; czuli się kompletnie okaleczeni negatywnym podejściem swoich poprzedników. Papieże kierują, zawsze zerkając we wsteczne lusterko” (Peter de Rosa, „Mitologia chrześcijaństwa”). W 1870 r. do Włoch przyłączono ostatnią część Państwa Kościelnego. Papież Pius IX nie popierał zjednoczenia Włoch. Zakazał wszystkim katolikom udziału w wyborach do parlamentu. Rząd dążył do porozumienia z papieżem. Takim gestem było m.in. uchwalenie prawa o immunitecie papieskim i utrzymywania przez papieża gwardii papieskiej. Gesty pojednawcze nie na wiele się zdały. Choć Pius IX skwapliwie korzystał z przyznanego mu immunitetu, nie zamierzał iść na żadne ustępstwa. Demonstracyjnie ogłosił się więźniem Watykanu. W III Republice Francuskiej w latach 1880–1882 przeprowadzono reformę oświaty, w wyniku której z publicznych szkół wycofano lekcje religii, a szkoły prywatne, które nadal prowadziły te lekcje, pozbawiono finansowej pomocy państwa. W roku 1901 uchwalono surowe prawa dla zakonów, w praktyce doprowadzając do likwidacji wielu z nich, w 1904 r. odebrano zakonom prawo nauczania młodzieży, wreszcie w 1905 r. wypowiedziano konkordat z papieżem, zawarty jeszcze przez Napoleona I. W tym samym roku uchwalono ustawę o rozdziale Kościoła od państwa. Na mocy tej ustawy odebrano Kościołowi prawo rejestrowania urodzeń, małżeństw i zgonów, a także szkolnictwo. Funkcje te przejęło państwo, które jednocześnie zrzekało się wpływu na nominacje kościelne. Ponieważ ogół katolików nie zgadzał się z ustawą stanowiącą, że majątki i budynki kościelne przejdą na własność stowarzyszeń wyznaniowych, które miały zastąpić instytucję kościelną, większość majątku kościelnego uległa konfiskacie. W tym samym czasie w Polsce cofnięto się. W Królestwie Polskim oświata (Komisja Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego) znajdowała się najpierw w ręku masona i wolnomyśliciela – Stanisława Kostki Potockiego. Fakt, że szkoły były wolne od wpływów Kościoła, wielce drażnił episkopat, z Janem Pawłem Woroniczem na czele. Biskupi doprowadzili do zdymisjonowania antyklerykała i wprowadzenia swojego człowieka – Stanisława Grabowskiego. Zaczął się regres. Za masona powstał Uniwersytet Warszawski, Politechnika Warszawska, biblioteka, rozbudowano system szkół elementarnych, podwojono liczbę nauczycieli. Klerykał z kolei zlikwidował przymusowe składki na rozwój i utrzymanie szkół. Za jego rządów liczba szkół elementarnych spadła o połowę. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Plagi jasnogórskie W numerze 13/2007 „FiM” przedstawiliśmy „łaski”, jakie spłynęły na Polskę po powierzeniu jej opiece NMP przez Jana Kazimierza 1 kwietnia 1656 r. Ponieważ Matka Boska Trybunalska ma zostać patronką naszego Sejmu, czujemy się w obowiązku przypomnieć Polakom te „łaski”. Będziemy je przypominać przy każdej podobnej szopce. Aż zrozumieją i dadzą spokój. Może to potrwać... Primaaprilisowe śluby Ioannes Casimirus Rex złożył w czasie potopu. I oto od 1656 roku nowa Królowa i „Opiekunka” zaczęła Polskę „błogosławić deszczem łask”. Oto niektóre z nich, te większe: – niszczycielski potop szwedzki, który trwał aż do 1660 r.; – równoległa wojna z Moskwą, zakończona dopiero w 1667 r. utratą Zadnieprza i Kijowa. Aż sześć lat, do 1661 r., trwała niszczycielska okupacja Litwy; – najazd Rakoczego w 1657 roku; – utrata Prus w 1657 r., milowy krok do rozbiorów; – powstania kozackie, począwszy od tego w latach 1664–1665; – liczne wojny domowe – rokosz Lubomirskiego (1665–1666) i późniejsze konfederacje; – wojna z Tatarami i Kozakami w latach 1666–1671; – najazd turecki w roku 1672 i utrata Podola, a w następstwie 27-letnia wojna z Turcją i Tatarami; – wielkie zarazy w latach 1677–1681, 1707–1712 (zabiła 1/3 ludności Polski), 1783–1784; – katastrofalne powodzie w latach 1671, 1683, 1687, 1774, 1813, 1819; – wojny: północna, sukcesyjna, siedmioletnia, bunty chłopskie z 1755 r., konfederacja barska z powstaniem kozackim („koliszczyzna”), wojna z Rosją (1792) i okupacja kraju; – grabież kraju, kontrybucje i pobór rekruta przez stale stacjonujące i maszerujące obce wojska. Polska „karczmą przydrożną Europy”; – targowica, rozbiory i 123 lata niewoli; – trzy przegrane powstania narodowe okupione żniwem śmierci i wywózkami na Sybir; – germanizacja i rusyfikacja; – dwie wojny światowe i bolszewicka; – okupacja hitlerowska i 50 lat komunizmu; – w finale utrata 3/4 terytorium Polski (do obszaru z końca XVI w.); – olbrzymie, rekordowe w skali światowej (na jednego mieszkańca) zadłużenie państwa;
– po raz drugi za „opieki” Polska jest pośmiewiskiem Europy i... wciąż w USA („polish jock’s”). O grabieży kraju przez czarnego okupanta z Watykanu nie wspomnę, bo to mogą być akurat podatki zbierane dla Królowej przez jej poborców... Wojny kiedyś nie były sensacją. Ich ciąg jest taki, że wraz z domowymi aż do XX w. trudno znaleźć kilka lat pokoju. Owszem, to była katastrofa, bo prawie wszystkie toczyły się na naszym terytorium. Takie były jednak czasy i uwarunkowania. Ale zagłada Polski, 123 lata niewoli, śmierć milionów w walkach o wolność lub zsyłki na Sybir setek tysięcy Polaków patriotów i ponowna utrata niepodległości na 50 lat to APOKALIPSA, nie opieka! Plagi egipskie to mały pikuś przy „plagach jasnogórskich”. Darujemy Czytelnikom wyliczanie „łask” lokalnych oraz opis okoliczności tych ślubów złożonych przez moralne dno, jakim był Jan Kazimierz, były kardynał, cudzołożnik, wiarołomca i religijny fanatyk („FiM” 13/2007). Nie będziemy też przypominać nawrotu „błogosławieństw” po każdorazowym odnowieniu ślubów. Rok temu – na hucznie obchodzone 350-lecie koronacji Maryi – spłynęła na Polskę łaska w postaci braci Kaczyńskich i zastępów ich genialnych pomagierów. Wielkie Bóg zapłać! Takiego „deszczu łask” w historii nie doświadczył żaden kraj w Europie – ba, można by obdzielić nimi pół kontynentu! Tylko kto zechce je przyjąć wraz z naszą „Opiekunką”? Skoro Sejm szuka natchnienia niezmiennie w tym samym źródle plag, to przypomnijmy „łaski”, jakimi dotąd obdarzyła właśnie Sejm „Opiekunka” Polski. Jakimż to geniuszem państwowotwórczym „Królowa” natchnęła Wysoką Izbę? Zadanie miała ułatwione, bo w I Rzeczypospolitej 17 biskupów ordynariuszy było z urzędu senatorami, prymas przewodniczył senatowi i był interreksem. Królów w szponach trzymali spowiednicy i kapelani, głównie jezuici. Toteż wpływ Kościoła na państwo i jego politykę był decydujący, a „Królowa” miała z natury ułatwiony kontakt z tymi
świętymi mężami, mimo że nie było telefonii komórkowej. Ta wiedza jest ważna dla Polaków, bo większość młodych stoi przed dylematem: emigrować czy zostać? Świadomość, co Sejm może nam tu sprokurować, może być dla nich drogowskazem. Ta państwowotwórcza myśl, która natchnęła wybrańców narodu, ba – cały szlachecki naród, to LIBERUM VETO, obłęd nieznany wcześniej w Europie ani w żadnym kraju świata. Właśnie za panowania Jana Kazimierza rzucono kamień, który ruszył lawinę. Pierwszego sejmu nie zerwał poseł Siciński – on tylko sprzeciwił się kolejnemu przedłużeniu obrad, wypowiadając formułę sisto activitatem (tamuję czynności). Po raz drugi podobnie sprzeciwił się poseł Białobłocki za przyczyną... króla Jana Kazimierza. Pierwszy raz rzeczywiście zerwał sejm poseł Olizar w 1669 r. Potem było coraz gorzej. Rwali sejmy magnaci, biskupi, włączyły się obce mocarstwa ze swymi
Anglią i Prusami oraz prawosławną Rosją. Dla obalenia rewolucji Kościół poświęcił Polskę. Niedowiarków niech oświeci brewe dziękczynne papieża Piusa VI z 25.02.1792 r., skierowane do Katarzyny II. Oto łotr w białej sutannie nazwał carycę „heroinią stulecia” i sławił jej wspaniałe podboje. Wśród tych „wspaniałych podbojów” był I rozbiór Polski, a za kilka miesięcy Rosja i targowica rozpoczęły wojnę z niedobitkami polskich obrońców. To papieskie brewe było przyzwoleniem Kościoła na rozbiór Polski! Dzięki, „Królowo”, za „opiekę”! Szczególnym przejawem „opieki” nad sejmem i natchnienia go geniuszem były również sejmy rozbiorowe w 1773 i 1793 r. Sejm ratyfikował I i II rozbiór Polski. Na obydwu wśród głównych aktorów byli biskupi (patrz: Płatni Zdrajcy, Pachołki Rosji). Bezpośrednią przyczyną I rozbioru była konfederacja barska z lat 1768–1672, wszczęta „w obronie wiary katolickiej”. Pod sztandarami
łapówkami. Wyjątkową kanalią był prymas Prażmowski, a od Francuzów brał pieniądze biskup Bogusław Gosiewski. Czy ci święci mężowie lepiej słyszeli głos „Królowej i Opiekunki”? Najemnikami byli ubodzy szlachetkowie, wychowankowie szkół jezuickich, gotowi do zdrady za garść dukatów. Za panowania Augusta II na 20 sejmów zerwano 13, za czasów jego następcy Augusta III Sasa z czternastu zerwano aż trzynaście. W latach 1720–1762 doszedł do skutku... jeden sejm! W czasie ultrakatolickiej konfederacji barskiej przez pięć lat sejm nie zebrał się ani razu! W 1717 roku na sejmie niemym – porównywalnym w skutkach z rozbiorowymi – na wniosek biskupów i pod bagnetami rosyjskimi ograniczono liczebność wojsk polskich, czyli wydano Polskę na łup zaborcom. Dzięki Ci, „Opiekunko i Królowo”, za taką „opiekę” i wspaniałe funkcjonowanie państwa. Przerwała to szaleństwo dopiero Konstytucja 3 maja. Kto natchnął mądrością bezbożnych jakobinów, twórców Konstytucji? Chyba nie katolicka Matka Boska... Ale było już za późno. Kościół dążył wtedy wszelkimi sposobami do stłumienia Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Papież w tym celu montował przymierza z heretyckimi
i z ryngrafami zdobionymi „Opiekunką” w pięć lat zrujnowano Polskę, a mordowano całe osady. I spłynęła „łaska” w postaci I rozbioru. Sejm w 1773 r. aktywnie przygotowywał biskup Młodziejowski, drugi biskup – Massalski – płomiennymi mowami za rozbiorem zyskał sobie miano „czwartej potencji rozbiorowej”, a biskup Ostrowski przewodniczył senatowi i delegacji sejmowej, która podpisała traktaty rozbiorowe. „Sejm hańby” w 1793 r. organizował biskup Skarszewski, targowicki podkanclerzy koronny. Biskup Kossakowski pomagał ambasadorowi Rosji Sieversowi w doborze posłów i za przekupienie 60 wziął 4 tys. dukatów (...srebrników). Tanio – 67 dukatów od głowy. W czasie obrad przekonywał, że rozbiór nie łamie przysięgi targowicy, iż nie odstąpi „ani cząsteczki ziemi polskiej”, bo „teraz chodzi o... duże części, a nie cząsteczki”! Zaiste, przewrotność godna księdza. Nie wypadł z roli biskup Massalski mową „o nieograniczonej ufności we wspaniałomyślność cesarzowej”. Po zakończeniu sejmu odbyła się... msza, oczywiście! Niech Czytelnicy ocenią sami: czy taka „opieka” mogła się skończyć inaczej niż rozbiorami?
W II Rzeczypospolitej konstytucją marcową dano sejmowi szerokie uprawnienia, osłabiając władzę wykonawczą. Anarchię określano potocznie sejmokracją, a marszałek Piłsudski w swoim dosadnym stylu nazywał sejm „gadułką-pierdółką”. Skończyło się zamachem majowym, w którym ok. 800 Polaków zginęło w najtragiczniejszy sposób, bo w bratobójczych walkach. I jak zwykle przegięto w drugą stronę – dyktatury sanacji. Po wojnie, ciągle pod „opieką”, sfałszowano referendum, zaprowadzono na sowieckich bagnetach na 45 lat bezbożną komunę z obecnością 50 tys. (ostatnio) żołdaków Armii Czerwonej i z Sejmem, w którym nieraz nie fatygowano się nawet, aby liczyć głosy. W konstytucję PRL wpisano przyjaźń ze Związkiem Radzieckim. Rozpad ZSRR zaowocował zamianą czerwonego okupanta na czarnego i grabieżą kraju porównywalną ze średniowieczem, kiedy Kościół okradał Polskę dziesięciną, świętopietrzem, annatami, iura stolae, pańszczyzną w swoich majątkach (ponad połowa terytorium Polski) i nie płacił podatków. Sejm prześciga się w dogadzaniu urzędnikom i instytucjom obcego państwa – Watykanu – a z konstytucji cichaczem usunięto oddzielenie Kościoła od państwa. Stosunki z Kościołem sprytnie odesłano do konkordatu, tyle że w pełni kolonialnego. Żeby nikt, kto zechce przeczytać konstytucję, nie połapał się w tej kolonialnej hańbie. Nawet ZSRR o takim uzależnieniu PRL-u mógł tylko pomarzyć! Polacy dzisiaj – niezależnie od wyznania i woli – muszą utrzymywać około 50-tysięczną armię funkcjonariuszy obcego państwa – Watykanu – w większości umundurowaną i równie liczną jak krasna armia okupująca PRL. Czy to jest niepodległość? Ten deszcz „łask” ciśnie na usta pytanie: za co, za jakie grzechy? Szukamy w historii odpowiedzi, czym zawiniliśmy... Przecież inne narody dokonały znacznie większych nieprawości, nawet zbrodni. Podejrzenie nasuwa się samo: może to kara za detronizację Boga i zastąpienie go kultem Żydówki Miriam? „Jestem Bogiem zazdrosnym...”. Ta lawina plag jasnogórskich nieustannie spadających na Polskę jest chyba dowodem, że Bóg istnieje! To zresztą francuskie powiedzenie: Nieszczęścia Polski są dowodem na istnienie Boga. Jak zwykle Polaków nie zapytano w temacie patronki Sejmu. Odpowiedzią na odebranie prawa głosu był sondaż internautów: 44,5 proc. opowiedziało się za Koziołkiem Matołkiem, 35,6 proc. za grupą Monty Pythona, a w tyle z marnym 4-procentowym poparciem znalazła się Matka Boska Trybunalska. A więc naród woli Koziołka Matołka! Bo i strach pomyśleć, co Polskę i Polaków może spotkać po ustanowieniu MBT patronką Sejmu. LUX VERITATIS
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
LISTY Co to za lekarze? W dniu 21 maja ogłoszono strajk lekarzy. Czy słuszny? Lekarz to osoba zaufania społecznego, gdyż powierzamy mu swoje zdrowie, a nawet życie. Lekarz składa odpowiednią przysięgę, że będzie ratował życie każdego człowieka. Teraz okazało się, że człowiek obdarzony zaufaniem społecznym nad zdrowie pacjenta przedkłada wymagania finansowe. Doskonale wiemy, że żadnemu lekarzowi nie dzieje się krzywda – prawie każdy mieszka we własnym domu czy mieszkaniu, posiada dobry zagraniczny samochód. Większość z nich otwiera gabinety prywatne, gdzie schorowany rencista czy emeryt skazany jest na dodatkowe konsultacje medyczne. Dlaczego nie strajkują ci, którzy odwiedzają te prywatne gabinety? Z nimi nikt nie konsultował, czy mają pieniądze na dodatkowe leczenie! Wybrańcy narodu więcej czasu poświęcają aborcji niż żyjącemu starszemu, schorowanemu człowiekowi. Zapewne nie myślą, że starość ich kiedyś dopadnie. Nikt też nie myśli o tym, aby niektórych dobrze zarabiających dodatkowo opodatkować; mam tu na myśli lekarzy prowadzących gabinety prywatne, adwokatów, księży itd... Przecież właśnie tam kasa fiskalna się kłania, a nie tam, gdzie sprzedają marchewkę. MiniStrant, Siedlce
Lekcja pokory Obecny prezydent i premier – czyli Kaczyńscy – i ich zwolennicy nie nauczyli się po wyroku Trybunału Konstytucyjnego, że zasady demokracji nie mogą niszczyć pojedynczego człowieka, cokolwiek czynił w przeszłości. Obecna władza dostała lekcję – oby pokory, bo władza nie może przesądzać, tworząc podłe prawo, co jest dobre, a co złe w życiu obywateli. Nie są zatem demiurgami mającymi wyłącznie uniwersalne racje. Komentarz prof. Stępnia był znakomity, a twórcy złej ustawy na pewno musieli być wściekli. ONI nic nie zrozumieli z tego, co się stało 11 maja 2007 roku w Trybunale Konstytucyjnym. Sakjamuni
Sraczka SLD Słuchałem dyskusji pomiędzy A. Zawiszą a J. Wenderlichem. Kłócili się o propagandę homoseksualną (ciekawe, co to jest?) i pan Wenderlich mówił całkiem do rzeczy... Aż padł koronny argument. Jaki? A taki że Ojciec Święty nie pochwalał homoseksualizmu. Pan poseł z SLD dostał chyba paraliżu i zaczął się jąkać, że JPII coś mówił o tolerancji i że ta tolerancja podchodzi też pod tolerancję dla homoseksualistów. Dlaczego pan poseł z SLD nie mógł
LISTY OD CZYTELNIKÓW
powiedzieć, że dla niego ,,Ojciec Święty” nie jest autorytetem? Dlaczego wszystkie mądre argumenty padają w momencie, gdy katoprawica rzuca Ojcem Świętym? Całe SLD z małymi wyjątkami dostaje wtedy przysłowiowej sraczki i nie wie, co powiedzieć. Niech ktoś raz i dosadnie powie, że dla lewicowego środowiska JPII autorytetem nie jest! Ojciec Święty nawet z zaświatów zamyka usta SLD. I jeszcze
bracie, dnia ani godziny, kiedy przyjdzie Ci spowiadać się z posiadanego majątku. Od kołyski należy dokumentować każdą zdobytą (znalezioną) złotówkę (waluty obce też). Ta ustawa przewiduje też składanie oświadczeń przez spółki giełdowe oraz podmioty podlegające Komisji Nadzoru Finansowego (w tym banki i towarzystwa ubezpieczeniowe), dziennikarzy mediów prywatnych, prawników i naukowców – wszystkich wykształciuchów.
jedna malutka rzecz, a sądzę, że wszyscy znają plansze Samoobrony... Otóż Papa rzekł kiedyś do tłumu: ,,Nie jest prawdą, iż po upadku komunizmu jedyną alternatywą jest kapitalizm”. I tu się z Papą zgadzam, bo jest jeszcze taki trochę już zapomniany system, który zwie się feudalizmem. Może by go przerobić na feudalizm klerykalny? Będzie super – precz z kapitalizmem! Po co płacić podatki złemu państwu, skoro lepiej orać pole proboszcza za darmo i płacić Glempowi dziesięcinę na Świątynię Opatrzności Bożej. Jurek z Gorzowa
W oświadczeniach trzeba będzie wymienić cały swój i małżonki stan posiadania (także za granicą): dochody, oszczędności, nieruchomości (z adresami) i inne o wartości powyżej 10 tys. zł. Na całym świecie informacje te traktowane są jako bezwzględnie strzeżona prywatność. W Polsce mają być publicznie dostępne. Że z przeciwdziałaniem korupcji niewiele ma to wspólnego? Że to niezgodne z konstytucją? Furda tam! Bliźniacy chcą mieć na widelcu wszystkich „nie swoich”. Józef Pawłowski
W cieniu lustracji Skupiliśmy się na lustracji „esbeckiej”, a umyka nam z pola widzenia PiS-owski pomysł lustracji majątkowej. A jej rządowy projekt ustawy plącze się już po Sejmie. Jego zapisy stanowią ewenement na skalę światową i budzą grozę nie mniejszą niż lustracja pierwsza, chwilowo sprowadzona do parteru przez orzeczenie TK. Teoretycznie lustracja majątkowa ma przeciwdziałać pladze łapówkarstwa. Jednak uważna lektura projektu ustawy o obowiązku lustracji majątkowej wskazuje i na inne cele. O ile bowiem remanent majątkowy w momencie rozpoczęcia pełnienia funkcji publicznej i jej zakończenia jest jak najbardziej uzasadniony (mamy prawo wiedzieć, jak bardzo w tym czasie powiększył się stan posiadania danej osoby), to w przypadku niepełniących takich funkcji budzi wątpliwość. Ustawa ma dotyczyć wszystkich, których obejmuje „zwykła” lustracja, ale też osoby, które mogą być wskazane na podstawie odrębnych przepisów. A więc w zasadzie każdego według widzimisię władzy! Nie znasz,
Rozum – precz! Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby w szkole opowiadać uczniom o homoseksualizmie czy innych orientacjach seksualnych. Tymczasem Roman „Koń, który mówi” Giertych rozpoczął propagandę homoseksualizmu i zmusił nas – nauczycieli – do przemyśleń. Faktycznie, temat ten nie był w szkołach poruszany, był tabu. Teraz z pewnością na zajęciach koła historycznego zrealizuję w szkole średniej temat „Miłość homoseksualna w starożytnej Grecji”. Tematyka jest interesująca, a literatura przedmiotu wystarczająca jak na potrzeby liceum. I z pewnością żaden uczeń nie zostanie przez realizację tego tematu homoseksualistą. W czasach komunizmu mówiłem uczniom prawdę, a podczas letnich obozów śpiewaliśmy razem piosenki antyradzieckie. Teraz też mówię prawdę. A homoseksualizm (właściwie: pederastia) był w starożytnych Atenach zjawiskiem normalnym i powszechnym. Sokrates był związany z Alkibiadesem, Platon chwalił związki mężczyzn z chłopcami w swojej „Uczcie”, a co z Pitagorasem, Talesem, Eratostenesem, Archimedesem?
Czy według MINIstra, matematykom nie wolno mówić o twierdzeniu Pitagorasa? A gimnazjum? Czy nie warto by zmienić nazwy tego typu szkoły? Przecież u Greków gymnasion to budowla przeznaczona do ćwiczeń fizycznych z kompleksem bieżni, boisk, stadionem, palestrą. Grecy ćwiczyli nago, a palestra (miejsce w gimnazjonie do ćwiczeń w zapasach) wręcz sprzyjała pederastii! Ale zostawmy w spokoju starożytnych. Giertych ma jeszcze sporo do zrobienia, bo przecież nie tylko heteroseksualizm jest jedynie słuszny. Także religia rzymskokatolicka. Wyznawanie innych religii – poza jedynie słuszną – powinno zostać uznane za zboczenie lub chorobę i poddane leczeniu. Tuwim, Słonimski, Lem (ateista!), francuscy humaniści z epoki odrodzenia – precz ze szkolnych bibliotek! No i wreszcie całkowity zakaz cytowania noblistów. No bo co to będzie, gdy na gazetce w bibliotece szkolnej obok fragmentów wierszy Miłosza i Szymborskiej pojawi się cytat z Lecha Wałęsy: „Mamy durnia za prezydenta”? Dużo pan ma do zrobienia, panie G.! Nauczyciel z Wielkopolski hetero
Mohery w Unii Aż trudno „zdzierżyć”, kiedy słucha się przeróżnych wypowiedzi, głoszonych przez osoby nie mające pojęcia o tym, czym jest Unia Europejska dla Polski i... vice versa. W 1998 roku, zatem 6 lat przed przystąpieniem Polski do Unii, uczestniczyłem w rozmowach z przedstawicielami Banku Światowego, w związku z projektem prowadzonym przez moją ówczesną firmę. Owi wysocy przedstawiciele Banku Światowego zapewnili mnie już wówczas, że Polska za lat kilka stanie się krajem członkowskim Unii, lecz tylko jako kraj agrarno-turystyczny, bowiem do Unii niczego innego wnieść nie potrafi! Słuchałem tych wynurzeń zdruzgotany i „przecierając uszy”. Niestety, owi panowie... nie mylili się. Jerzy Przyk, Oliwa
Wiedza w odwrocie Od kilku lat zaopatrywałam się w książki naukowe w Głównej Księgarni Naukowej im. B. Prusa w Warszawie, która znajduje się na Krakowskim Przedmieściu, naprzeciw głównej bramy uniwersytetu. Obecnie cały dział z literaturą przyrodniczą został tam praktycznie ograniczony do 1 regału, a w jego miejsce na kilku regałach wyłożono książki katolickiego wydawnictwa „W drodze”. Część działu z naukami o Ziemi została przeniesiona na dół, gdzie tradycyjnie są głównie książki językowe. Nie ma nawet o tym informacji. Zdziesiątkowano ten dział – były w nim pozycje z botaniki, biologii ogólnej, ochrony środowiska – na rzecz książek o tematyce religijnej, mających niewiele wspólnego z nauką.
19
Zaopatrują się tam studenci. Czy zamiast wiedzy przyrodniczej mają sobie przyswajać wywody religijne? Czytelniczka
Gdzie jeszcze? Załatwiając sprawę rejestracji swojego samochodu w nowym łódzkim Urzędzie Komunikacji, zauważyłem, że w wielkim pomieszczeniu, na jego widocznej dla wszystkich petentów ścianie, z jednej strony widnieje godło państwowe, z drugiej herb miasta Łodzi, zaś pośrodku... Zgadnijcie, co? Oczywiście, krzyż! Nie wytrzymałem i zapytałem najbliższą urzędniczkę, gdzie tutaj mieści się kapliczka, w której mógłbym złożyć dziękczynienie za „sprawne i pomyślne załatwienie sprawy”. Ironizuję, ponieważ nadal „obowiązują” tu długie kolejki, a liczne przeszkody proceduralne nie ułatwiają życia petentom. Dodam, że taki stan rzeczy powoduje zdenerwowanie wśród licznej rzeszy petentów, którzy niejednokrotnie używają różnorakich wulgaryzmów i epitetów w tym zapewne poświęconym miejscu. Czytelnik z Łodzi
Zapraszamy na debatę wokół książki Bertranda Russella „Religia i nauka”. Goście: prof. Barbara Stanosz, logik i filozof, oraz dr hab. Tadeusz Bartoś, teolog i filozof. Prowadzenie: Andrzej Dominiczak, publicysta „Bez dogmatu” i redaktor prowadzący serii „Sapere Aude”, w której ukazała się książka. Organizatorzy: Wydawnictwo „Książka i Prasa”, Towarzystwo Humanistyczne i Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów. 29 maja, wtorek, godz. 18.00, REDakcja KP, ul. Chmielna 26. lok. 19, domofon 319, Warszawa
W dniu 2 czerwca 2007 roku o godzinie 12.00 odbędzie się spotkanie Redaktora Naczelnego „Faktów i Mitów” Romana Kotlińskiego z czytelnikami oraz członkami i sympatykami RACJI PL w Krakowie. Miejsce spotkania: kawiarnia „DADDY’S BILLARD” przy ul. Krowoderskiej 28. Przewidziane jest też wystąpienie dr. filozofii pana Mariana Dziwisza z TKŚ „KUŹNICA” w Krakowie, rozdawanie „Faktów i Mitów” oraz ulotek. Pytania na każdy temat, bez cenzury. Zapraszamy Czytelników, młodzież i sympatyków RACJI PL. Stanisław Błąkała wiceprzewodniczący Zarządu Krajowego RACJA PL
Na Dzień Matki Wszystkim Mamom czytającym i redagującym „Fakty i Mity” życzymy wiele zdrowia, codziennych radości i zadowolenia z dzieci. Wasz Tygodnik
20
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Komunia a Wieczerza Pańska Ponieważ znów nastał okres przystępowania dzieci do Pierwszej Komunii Świętej, proszę o wyjaśnienie kilku spraw: Czy praktyka ta ma biblijne uzasadnienie? Czy Kościół słusznie naucza, że Jezus ustanowił ofiarę eucharystyczną podczas Ostatniej Wieczerzy? Czy rzeczywiście jest tak, że na słowa kapłana dokonuje się przemiana chleba w ciało Chrystusa, a wino zamienia się w jego krew? Rozpocznijmy od przypomnienia: Kościół rzymski rzeczywiście naucza, że eucharystia jest prawdziwą przez Chrystusa ustanowioną ofiarą, w której prawdziwie i rzeczywiście obecne jest ciało i krew Jezusa. Twierdzi, że „cud ten, zwany transsubstancjacją, czyli przeistoczeniem, dokonuje się za sprawą kapłana, który ma władzę rozkazywać samemu Bogu” (kard. Stefan Wyszyński, ,,Ateneum kapłańskie”, Zeszyt 2, IX–X). Głosi, że Chrystus jest obecny w każdej cząstce eucharystii, a msza św. jest prawdziwą i właściwą ofiarą i równa jest ofierze krzyżowej (por. Leon Rudloff, ,,Mała dogmatyka dla świeckich”). A zatem – jak uczy Kościół – „chleb i wino należy otoczyć szczególną czcią i uwielbieniem, i należy pamiętać, że udział w eucharystii posila dusze i prowadzi do zjednoczenia z Chrystusem”. Tyle Kościół. A czego uczy Biblia? Czy Biblia rzeczywiście mówi o tym, że Jezus ustanowił ofiarę eucharystyczną podczas Ostatniej Wieczerzy? Przeciwnie! Jest bowiem oczywiste, że gdyby Jezus ustanowił i złożył tego rodzaju ofiarę w wieczerniku, wtedy ofiara na Golgocie byłaby zbyteczna. Tak się jednak nie stało, a Nowy Testament nie zawiera nawet najmniejszej wzmianki o tym, aby obchodzenie pamiątki Wieczerzy Pańskiej było związane z jakimś systemem ofiarniczym. Nie mówią bowiem o tym ani ewangelie, ani ap. Paweł, który jako jedyny ustosunkował się do Wieczerzy Pańskiej (1 Kor 10. i 11.). Co więcej, cały List do Hebrajczyków wyraźnie uczy, że Jezus Chrystus złożył raz na zawsze jedną ofiarę – na drzewie krzyża. Jak czytamy: ,,Mocą tej woli jesteśmy uświęceni przez ofiarowanie ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze” (10. 10, por. 7. 26–27; 9. 12, 26, 28; 10. 12–14, 18). Ponadto z podobnym stanowiskiem spotykamy się również w Pierwszym Liście św. Piotra: ,,Gdyż Chrystus raz za grzechy cierpiał, sprawiedliwy za niesprawiedliwych” (3. 18). A zatem pewne jest, że katolicka doktryna mszy nie tylko stoi w jawnej sprzeczności ze świadectwem Nowego Testamentu, ale również odwraca uwagę od jedynej i niepowtarzalnej ofiary Jezusa i umniejsza jej wartość.
Bardzo często jednak wielu szczerych katolików powiada, że przeistoczenie ma podstawy biblijne. Na poparcie tego przytaczają słowa Jezusa, który powiedział o chlebie: ,,To jest ciało moje”, a o winie: ,,To jest krew moja” (Mt 26. 26–28). Jak więc należy rozumieć Jego słowa? Cóż, należy je rozumieć podobnie jak inną wypowiedź Jezusa, który rzekł: ,,Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił (...). Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, we mnie mieszka, a Ja w nim” (J 6. 51, 56), czyli symbolicznie. Przecież w trakcie wypowiadania tych słów nie nastąpiło jakiekolwiek przeistoczenie ciała w chleb, podobnie jak w wieczerniku nie doszło do przeistoczenia chleba w ciało. Po prostu Jezus użył przenośni, jak przy wielu innych okazjach, gdy mówił: ,,Ja jestem światłością świata”. ,,Ja jestem drzwiami dla owiec”. ,,Ja jestem droga”. ,,Ja jestem prawdziwym krzewem winnym” (J 8. 12; 10. 7; 14. 6; 15. 1). Nikt przecież zwrotów tych nie przyjmuje dosłownie! Podobnie jak w innym przypadku, gdy ap. Paweł nazywa Kościół ,,ciałem Chrystusa” (Ef 2. 22–23). Tym bardziej że za każdym razem kontekst wyjaśnia znaczenie tychże metafor. Na symboliczne znaczenie słów o chlebie, ciele i krwi wskazuje zresztą inna wypowiedź Jezusa: ,,Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem” (J 6. 63). Innymi słowy: „Kto widzi Syna i wierzy w niego, ma żywot wieczny” (J 6. 40) oraz: „Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim” (J 3. 36). A zatem – jak głosi cały Nowy Testament – to nie udział lub „zamówienie” (za pieniądze!) Wieczerzy Pańskiej decyduje o życiu wiecznym, ale posłuszeństwo Bogu. Co więcej, wszyscy, którzy wierzą, że Jezus dokonał cudu w Kanie Galilejskiej, że zamienił wodę w wino, powinni również oczekiwać tej samej realnej przemiany chleba i wina w trakcie tzw. ofiary eucharystycznej. Skoro bowiem Kościół głosi, że kapłani mają tak „straszliwą władzę” (S. Wyszyński), że mogą rozkazywać samemu Bogu, czyż nie powinni czynić podobnych cudów? Rzecz w tym,
że coś podobnego nigdy nie miało i nie może mieć miejsca, a tzw. przeistoczenie to żaden cud, tylko wielka mistyfikacja. Podobnie zresztą jak wmawianie kapłanom i wiernym, że ci pierwsi mają władzę nad samym Bogiem. To bluźnierstwo! Przeświadczenie o tym co prawda może schlebiać próżności duchowieństwa katolickiego, ale postawa ta nie ma nic wspólnego z pokorą Jezusa i nauką Nowego Testamentu. Krótko mówiąc, pomiędzy biblijnym Jezusem i Jego nauczaniem a Jezusem Kościoła rzymskiego i jego doktryną istnieje ogromna przepaść. Na ten fakt zwracali już zresztą uwagę wszyscy reformatorzy, z których wielu spłonęło na kościelnych stosach. Ale nie tylko oni, bo również i wielu współczesnych byłych duchownych katolickich piętnuje tę doktrynę jako odstępczą od Biblii. Oto co na ten temat napisał były ksiądz Herman Hegger: ,,Kościół rzymskokatolicki rozwija tę naukę po to, aby móc dysponować
Chrystusem i jego ofiarą na krzyżu, podobnie jak mu się wydaje, że przez bierzmowanie dysponuje Duchem Świętym” (,,Kościół katolicki”). Prawda jest więc taka, że Kościół rzymskokatolicki chce dysponować wszystkim – od Boga począwszy, a na ludziach kończąc. Stąd też jego ,,troska” o dzieci, o chrzest niemowląt i późniejsze przygotowanie ich do tzw. Pierwszej Komunii Świętej. Niestety, jak większość doktryn, wierzeń, obrzędów i zwyczajów Kościoła rzymskiego, również ta praktyka pozostaje w sprzeczności z Biblią. Jeśli bowiem cała doktryna ofiary eucharystycznej i służby kapłańskiej opiera się nie na Biblii, lecz na Tradycji mającej oparcie w różnorodnych ludzkich wymysłach i interpretacjach, m.in. dotyczących eucharystii, to również sama uroczystość Pierwszej Komunii Świętej jest aktem sprzecznym z Biblią. Tym bardziej że dzieci nie miały żadnej możliwości wyboru, kiedy w niemowlęctwie zostały ochrzczone i włączone do Kościoła. Na skutek
zaś indoktrynacji (wychowanie religijne) w pewnym sensie zostają ubezwłasnowolnione i jeszcze bardziej uzależnione od posługi Kościoła, czego przykładem jest właśnie przystąpienie do tzw. Pierwszej Komunii Świętej. Uroczystość ta nie ma znaczenia duchowego również z tego względu, że dzieci zazwyczaj nie pojmują w pełnym tego słowa znaczeniu istoty nawrócenia, któremu zawsze towarzyszy osobiste doświadczenie wewnętrznej pustki i pragnienie nowego życia w społeczności z Bogiem. Ponadto dzieci nie posiadają też zdolności właściwego pojmowania, zrozumienia i krytycznej oceny przekazywanych im treści. Można im wmówić, że w tzw. Najświętszym Sakramencie rzeczywiście
prawdziwie i istotnie pod każdą postacią i pod każdą cząstką postaci są obecne ciało i krew Pana Jezusa; że pod każdą postacią obecny jest Jezus z bóstwem i człowieczeństwem swoim; że to On ustanowił Najświętszy Sakrament ołtarza; że obecnie ten Najświętszy Sakrament znajduje się w tabernakulum, aby go można było często odwiedzać i oddawać mu cześć. Dzieciom łatwo przychodzi uwierzyć, że kapłani posiadają władzę samego Chrystusa, że przemieniają chleb i wino w Jego ciało i krew, że przed kapłanem należy się wyspowiadać, klęcząc przed nim i całując jego stułę. Tak – to wszystko można dzieciom wmówić, ale nigdy nie spowoduje to ich wewnętrznej przemiany, która byłaby widoczna w późniejszym życiu. Czy jest to obojętne dla psychiki dziecka? Aż dziw bierze, że pedagodzy i psycholodzy nie reagują na tego rodzaju indoktrynację. Czyżby ze strachu? Ale to nie wszystko. Krytycznej oceny wymaga bowiem również cała oprawa związana z uroczystością Pierwszej Komunii Świętej, która ulega coraz większej komercjalizacji. Rzecz dotyczy w równym stopniu
hucznych przyjęć, strojów komunijnych, coraz droższych prezentów dla dzieci, jak i ofiar pieniężnych dla lokalnego kościoła, czyli duchowych szafarzy, oraz korzyści, jakie z tej okazji czerpią producenci, handlowcy i bankierzy. Wiąże się to zatem z bogaceniem jednych, a zubożeniem innych. Z największą chyba radością dzieci, które otrzymują bardzo często drogie prezenty, oraz z zakłopotaniem wielu mniej zamożnych rodziców i krewnych, którzy zadłużają się po to, aby sprostać oczekiwaniom dziecka i rodziny. Gdy więc patrzy się na to wszystko z biblijnego punktu widzenia, nieodparcie nasuwają się pytania: Czy taki był zamysł Chrystusa? Czy nie jest czasem tak, że wszystkie te prezenty oddziałują na wyobraźnię dzieci bardziej niż same przeżycie religijne? Czy największy dar, jakim dla osób wierzących jest ponoć Chrystus (por. J 3. 16; Flp 3. 7–8), wymaga uzupełnień, aby był dość atrakcyjny? Czy nie mamy tu do czynienia ze swego rodzaju psychomanipulacją i przekupstwem? Czy coś takiego miało miejsce w czasach apostolskich? Czy w ogóle w uroczystości Wieczerzy Pańskiej uczestniczyły dzieci? Czy przyjęcie Jezusa miało polegać na spożyciu kawałka chleba (opłatka)? Na wszystkie te pytania Biblia odpowiada w sposób jednoznaczny: po pierwsze – podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus ani słowem nie wspomniał o ofierze eucharystycznej, a jedynie polecił uczniom, aby spotykali się na symbolicznej uczcie na pamiątkę Jego śmierci (Łk 22. 19; 1 Kor 11. 24); po drugie – w Wieczerzy Pańskiej, czyli w spożywaniu chleba i wina, bezpośrednio uczestniczyć mogli tylko ci, którzy przyjęli głoszone im Słowo (a nie opłatek), uwierzyli i zostali ochrzczeni, a więc osoby w pełni świadome, a nie dzieci (por. J 1. 12–13; Dz 8. 36–38; 10. 44–48; 18. 8; 1 Kor 11. 27–31; 12. 12); po trzecie – uroczystość Wieczerzy Pańskiej obchodzono w każdą rocznicę śmierci Jezusa, czyli raz w roku, a nie codziennie, czy nawet kilka razy w ciągu dnia (1 Kor 5. 7–8), jak to ma miejsce w katolicyzmie. Charakter zaś tej uroczystości był bardzo skromny i nie miał nic wspólnego z kupowaniem intencji mszalnych i jakimikolwiek prezentami dla kogokolwiek. Jak pisze były ksiądz katolicki Bartholomew F. Brewer: ,,Doktryna ta [przeistoczenia] to nic innego jak średniowieczny przesąd, celowo wymuszany na Kościele. Za dogmat uznany został dopiero w 1215 roku. Od samego początku celem jego było skłonienie ludzi do wiary, że ksiądz posiada cudowną władzę, i sprawienie, by myśleli, że w kwestii zbawienia są od kapłana uzależnieni. Była to najzwyczajniej w świecie pałka do wpędzenia katolików w uległość (...). Doktryna o przeistoczeniu jest nie tylko herezją – jest bluźnierstwem!” (,,Pielgrzymka do Rzymu”). BOLESŁAW PARMA
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
„P
an redaktor Marek Barański w artykule »Kaczka po rosyjsku« puścił chyba kaczkę po polsku. Dziennikarską. Wydaje mi się, że pan Barański nie zna stenogramu zapisu rozmów poczdamskich na temat zachodniej granicy Polski. Otóż wiadomo, że wschodniej granicy polski Stalin nie ustalał. Egzekwował jedynie twardo »linię Curzona«. Natomiast zachodnią granicę wytyczył Stalin jak najbardziej. Stenogram cytuję z pamięci. Churchill optował
Niniejszym oczekiwanie spełniłem. Co racja, to racja – zwłaszcza, gdy jesteś w pewnym wieku, nie oddawaj się, człowieku, zawodnej już pamięci i nie poddawaj zbyt łatwo sentymentom. Tymczasem po niedawnych odwiedzinach Szczecina, znów mnie one opanowały. Odżyły wspomnienia dzieciństwa spędzanego między innymi w tym miłym do dziś memu sercu mieście, w suterenie na ulicy Stoisława. Moi rodzice, jak wielu wówczas warszawiaków wywiezionych po
A TO POLSKA WŁAŚNIE To Zaremba i jego ludzie wyrysowali granicę i chodziło o jej akceptację, tak żeby miasto i port były po polskiej stronie. I choć Stalin rzeczywiście od Jałty mówił o Szczecinie po stronie Polski, to jednak anegdot o rysowaniu przez Zarembę granicy jest mnóstwo. Stąd pewnie w mojej głowie miła legenda wzięła górę nad stenogramami, które z kolei tak solidnie osadziły się w głowie pana Nagórskiego. Niemniej jednak tak jak Stalin upierał się przy Odrze i Nysie Łużyckiej, tak Churchill
COŚ NA ZĄB
List i kaczka za Odrą-Nysą Kłodzką. Tymczasem Stalin za Odrą-Nysą Łużycką. Kiedy linia Odra-Nysa Łużycka została przyjęta, a Truman nie protestował (Roosevelt już nie żył), Stalin dodał: »I z miastem Szczecin«. Każde dziecko wie, że Szczecin leży po zachodniej stronie Odry. W tym kontekście pisanie przez pana Barańskiego, że »Zaremba wycyganił Szczecin od radzieckich żołnierzy za kanister gorzały, bo gdyby nie to, granica przebiegałaby na wschód od miasta, jak początkowo chciał Stalin«, jest zwykłym bajdurzeniem (...). Na wschód od miasta jest Odra, Rogalica i jezioro Dąbie. Więc gdzie granica miałaby przebiegać? Nie zapominajmy też o Świnoujściu. Prawdą natomiast jest, że Polacy stacjonujący wtedy w Szczecinie wytargowali z Rosjanami za wódkę przesuwanie słupów granicznych do miejsc, gdzie obecnie stoją (...). Spodziewam się sprostowanka. Z szacunkiem – Janusz Nagórski”.
Z
Powstaniu do niemieckich obozów, nie mieli do czego wracać. Do dziś mam zdjęcie ojca stojącego na kupie gruzów. Tyle zostało z ich warszawskiego domu. Ruszyli z matką w Polskę i przez Kraków i Łódź trafili aż do Szczecina. Gdy wreszcie na stałe już wrócili do Warszawy, w naszym domu zawsze odżywały wspomnienia szczecińskiej epopei, a wśród nich opowieści o prezydencie Piotrze Zarembie, co to Szczecin do Polski za kanister wódki przyłączył. Zresztą prezydent Zaremba sam o tym często i chętnie opowiadał, także w towarzystwie dziennikarzy. To dlatego legenda o kanistrze jest do dziś tak żywa. Zaremba pisze o tym również w swoich wspomnieniach: „(...) zapewniłem sobie przychylność komendanta wojskowego radzieckiego oraz samego Koniewa podczas obrad Wielkiej Trójki w Poczdamie”.
aplombowane z dnia na dzień drzwi, uwięziony sprzęt i dokumentacja oraz zero wyjaśnień i dobrej woli – oto efekt działań Ministerstwa Edukacji Narodowej, zastosowanych wobec poważnej organizacji studenckiej. Minister Giertych, zamiast poważnie zająć się rzetelną pracą na rzecz polskiej oświaty, woli otwierać co chwilę nowe pola walki, odznaczać skompromitowanych księży i ośmieszać Polskę za granicą. Teraz także jedna z największych organizacji studenckich, do tej pory całkowicie neutralna wobec pomysłów ministra, ma go serdecznie dość. – 2 maja przyszedłem do pracy i zauważyłem na drzwiach zasuwę, kłódkę metalową oraz zapieczętowane plombami MEN moje biuro. Sparaliżowało to kompletnie prace Parlamentu Studentów. W biurze zostały aresztowane pieczątki, narzędzia biurowe, komputery oraz 10-letnia historia prac Rzecznika Praw Studenta. Nasze biuro jest wręcz okupowane – tak sytuację, jaka spotkała studentów w MEN, opisuje przewodniczący parlamentu Leszek Cieśla. Minister Giertych z dnia na dzień wyrzucił z dotychczasowych pomieszczeń organizację reprezentującą blisko dwumilionową społeczność studencką. Nie dość, że nie pokusił się o jakiekolwiek wyjaśnienia, to proszących o spotkanie reprezentantów organizacji bezczelnie ignoruje.
równie twardo się temu przeciwstawiał. W końcu więc można sobie wyobrazić, iż skłonni byliby ostatecznie zawrzeć kompromis i podzielić Szczecin na niemiecki Szczecin i polski Szczecin-Dąbie. Każde dziecko wie, że ten fragment Szczecina leży po wschodniej stronie Odry... Czy mogło tak być? Moim zdaniem – mogło. Mamy przecież polski i czeski Cieszyn, czy polski Zgorzelec i niemieckie
– Skierowałem kilka pism z prośbami o spotkanie z ministrem lub dyrektorem generalnym resortu. Na żadne nie dostałem odpowiedzi, żadnego wyjaśnienia eksmisji na bruk – mówi Cieśla. Wyjaśnia, że pismo o konieczności opuszczenia lokalu otrzymał na 5 dni przed ostatecznym terminem, tuż przed długim weekendem majowym.
Goerlitz. Gdyby Wielka Trójka na to wpadła, to kto wie... Ponieważ Koniew i jego towarzysze odgrywali w Poczdamie znaczącą rolę przy Stalinie jako jego doradcy, to odpowiednie nastawienie ich do polskich pomysłów granicznych poprzez rosyjskich dowódców Szczecina rzeczywiście mogło mieć znaczenie. Zresztą z tym Szczecinem wcale nie było tak łatwo i jednoznacznie. Obrady Wielkiej Trójki miały swój wpływ na to, co w mieście się działo. Szczecin zajęła 65. armia radziecka pod dowództwem gen Pawła Batowa. Stało się to 26 kwietnia 1945 r. Między 30 kwietnia a 5 lipca 1945 roku polska administracja wchodziła do miasta trzy razy! W PRL mówiono o tym niewiele, choć faktów nikt nie ukrywał. Nie eksponowano ich po prostu. Tymczasem w Szczecinie władza dosłownie przechodziła z rąk do rąk – w rytm rozmów politycznych Wielkiej Trójki, wynikających z nich decyzji polskiego Rządu Tymczasowego, gry politycznej Stalina, który wmawiał koalicjantom, że między Bugiem a Odrą Niemców już nie ma, i na skutek upartego sprzeciwu Churchilla, który uważał, że polska gęś zadławi się niemieckim jadłem i zdechnie z niestrawności. W tym kotle z emocjami krążył po Szczecinie – między skołowanymi Niemcami, Polakami zjeżdżającymi z różnych stron, rosyjskimi dowódcami i żołnierzami – Zaremba ze swoim kanistrem. Kalendarzowo rzecz biorąc, było tak: l 30 kwietnia 1945 r. – miasto obejmuje administracja polska kierowana przez inż. Piotra Zarembę;
O co więc chodzi studentom, a o co Giertychowi? Otóż dotychczasowa siedziba parlamentu mieściła się ostatnio, niemal przez 10 lat, przy al. Szucha 25, w okazałym gmaszysku MEN-u, bo jeszcze do niedawna ten resort odpowiadał za szkoły wyższe. Po podziale ministrowi nauki przypadła siedziba przy ul. Wspólnej, gdzie – jak przyznają sami studenci – trudno
Giertycha porządki Parlament Studentów RP to organizacja powstała na mocy ustawy o szkolnictwie wyższym jako ogólnokrajowe przedstawicielstwo wszystkich samorządów studenckich, które obligatoryjnie zrzeszają całe środowisko studenckie. Jest zdecydowanie apolityczna, a wobec pomysłów Giertycha na nowy porządek w szkołach była dotychczas całkowicie neutralna. Do najważniejszych jej działań należy przede wszystkim reprezentowanie interesów studenckich na uczelniach, przed organami państwowymi, opiniowanie aktów prawnych, uczestnictwo w komisjach sejmowych i senackich, delegowanie reprezentacji do Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego czy organizacji europejskich. Przy parlamencie działa ponadto urząd Rzecznika Praw Studenta.
jest wygospodarować dodatkowe, niezbędne im pomieszczenia. Studentom zaproponowano lokal na peryferiach Warszawy, na co ci zgodzić się nie chcą. Z lakonicznego komunikatu rzeczniczki MEN Anety Woźniak wynika tylko tyle, że po pierwsze – nikt nie chce ujawnić wiarygodnego motywu eksmisji, a po drugie – że coś śmierdzi. „Z punktu widzenia potrzeb i planów MEN, nie ma możliwości dalszego – nawet odpłatnego – zajmowania tych pomieszczeń przez organizację studencką, związaną zakresem działania oraz finansowaną przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego” – czytamy w komunikacie. Studenci nie rozumieją, skąd nagle taka potrzeba wolnych pomieszczeń w budynku, który jeszcze niedawno mieścił trzy ministerstwa...
21
l 5 maja – powstaje niemiecki Zarząd Miasta (najpierw dla dzielnicy Niebuszewo, potem dla całego miasta) z Erichem Spiegelem na czele (później zastąpił go komunista Erich Wisner). Ludność niemiecka wraca – w końcu maja przebywało w mieście 24 500 Niemców, a w początkach lipca już 84 tys.; l 17–19 maja – polskie władze, popędzane przez Rząd Tymczasowy, opuszczają miasto, gdyż kwestia zachodniej granicy Polski nie jest rozstrzygnięta; l 9 czerwca – powraca polski Zarząd Miejski; l 19 czerwca – po interwencji dyplomatycznej państw zachodnich polska administracja ponownie opuszcza miasto; l 5 lipca – Polacy ostatecznie przejmują Szczecin. Do miasta wkraczają oddziały Wojska Polskiego, a słupy graniczne, na skutek twardej postawy Stalina, ale i „braterstwa broni” oblewanego na miejscu, stoją tam, gdzie i dziś. W centrum Szczecina jest ulica o nazwie „5 lipca”. W lutym 1946 roku, w myśl postanowień konferencji w Poczdamie, rozpoczyna się wysiedlenie ludności niemieckiej... Mylić się jest rzeczą ludzką, więc i ja za swoją pomyłkę przepraszam. Ale może powinienem przeprosić za nieścisłość? Za to coś, co jest między zapisanymi w książkach faktami a zapisanymi w głowach wrażeniami i emocjami. W każdym razie byłoby mi miło spotkać kiedyś w Szczecinie pana Nagórskiego. Może dałby się namówić na obiad w najlepszej w Polsce rosyjskiej restauracji? Jeśli tak, to zaproponowałbym mu kaczkę. Nie „po polsku”, jak pisze, nie dziennikarską. Kaczkę po rosyjsku, z kluskami i zasmażanymi buraczkami. Palce lizać! MAREK BARAŃSKI
– Minister Giertych stworzył kolejną niepotrzebną linię podziału. Nie wiemy, czy jesteśmy ofiarami rozgrywki pomiędzy ministerstwami, czy może jego antyinteligenckich fobii – mówił w Sejmie rzecznik praw studenta Robert Pawłowski. W konsekwencji może dojść do akcji protestacyjnych. Nie wiadomo jeszcze, gdzie ostatecznie wyląduje Parlament Studentów. Sprawą obiecała się zająć Sejmowa Podkomisja Edukacji, Nauki i Młodzieży, która chce zażądać wyjaśnień od Romana Giertycha. My też, w zgodzie z dziennikarską zasadą rzetelności, poprosiliśmy ministra o ustosunkowanie się do problemu, ale jego jedyną reakcją, gdy usłyszał tytuł gazety, było demonstracyjne, bezczelne opuszczenie sali konferencyjnej – bez słowa wyjaśnienia. Tymczasem problem trafił już na forum europejskie. Obradujący w dniach 11–12 maja w Londynie zjazd organizacji młodzieżowych i studenckich z całej Europy przyjął potępiający działalność ministra edukacji wniosek, który przekształci się w oficjalne stanowisko. – Oni określili naszą sytuację krótko: Polska to druga Białoruś – stwierdził Leszek Cieśla. Studenci podkreślają także kuriozalną sytuację – Polska, obok tylko Bułgarii, nie ma wyłonionej organizacji młodzieży do struktur europejskich, co utrudnia prace z Komisją Europejską. DANIEL PTASZEK
22
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
RACJONALIŚCI
O
statnio rozpędziliśmy się ździebełko ze współczesną, ba... nowoczesną poezją humanistyczną i antyklerykalną, więc najwyższy czas odetchnąć od porwanych fraz i asonansów. Czas wrócić do korzeni, czyli do wieszcza, co to o Bogu i narodzie, o honorze i ojczyźnie pisał chętnie. Ale nie tylko – oj, nie tylko...
Okienko z wierszem Adam Mickiewicz – Dziewica z Orleanu (przekład z Woltera, fragmenty) Aż teraz, czytelniku, opowiedzieć pora, Co się tam w piekle działo jednego wieczora. Lucyper, gdy mu nowi przybyli poddani, Huczne bale po całej wytrąbił otchłani I rozkazał diabelstwu spijać gości zdrowie. Gościem był jeden papież i dwaj monarchowie, Czterech gubernatorów, piętnastu celników, Trzech tłustych kardynałów, ośmiu kanoników Prostego mnichostwa ze cztery tuziny; Wszyscy razem w ogniste zwaleni krainy. [...] Pośrodku książąt, królów i mocarzów świata, Których w piekle nakryła wiecznej nocy szata, Był też Konstantyn Wielki. – Sny to czyli mary? Patrzy, stanął jak wryty, dziwi się mnich szary. „O losy, o srogości, o nieba! – zawoła, Toż Konstantyn, bohater, podpora Kościoła? Na toteż dawnych bogów wyrugował z ziemi, Ażebyś teraz w piekle jęczał razem z niemi?”. „Prawda – rzecze Konstantyn – iż moja to praca Świat czyści, bałwochwalcze przesądy wywraca; W złomach bożnic od mojej rozwalonych dłoni, Pan niebios ma ołtarze i ofiarę z woni; Lecz ja, czcząc niby Pana i myśląc o niebie, Myślałem sam o sobie i czciłem sam siebie”. [...] coraz lepiej Wielebny zważał piekieł tajnie, Wszędy się zastanawia, dziwi nadzwyczajnie. Tu spotkał kardynały, ówdzie infułaty, Doktory, kaznodzieje, opasłe prałaty. Tam Włoszki postrzyżone, tu kastylskie plechy. Tamci królom za życia odpuszczali grzechy, A owi, bogiń ziemskich pilnując serduszka, Otwarte sobie mieli sumienia i łóżka. [...] Gdybym żelazną gębę miał, o czytelniku! A w tej gębie języków żelaznych bez liku, Gdybym mówił a mówił, nie wymówię pono, Ilu to naszych świętych do piekła wtrącono!
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
O wartościach i tolerancji Demokratyczna Unia Kobiet we Wrocławiu zaprasza na spotkanie i debatę o tolerancji i wartościach w polityce – z udziałem prof. Marii Szyszkowskiej. Spotkanie odbędzie się w niedzielę, 27 maja bieżącego roku, we Wrocławiu przy ul. Ofiar Oświęcimskich 17. Początek o godzinie 12.30. W spotkaniu i debacie udział weźmie przewodniczący RACJI Polskiej Lewicy Jan Barański. Po zakończeniu debaty odbędzie się wojewódzki zjazd dolnośląskich struktur RACJI Polskiej Lewicy.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Mediokracja Jeśli pomyślałeś, nie mów. Jeśli powiedziałeś, nie pisz. Jeśli napisałeś, nie podpisuj. Jeśli podpisałeś, nie dziw się. Politycy do powyższych zasad się nie stosują. Z niemożności. Większość nie myśli. Wszyscy mówią. Dużo i chętnie. Zwłaszcza do mikrofonu. Najlepiej połączonego z kamerą. Głos i twarz są podpisem. Taśma – dowodem. Coraz częściej przeciw lub w sprawie. Parcie na szkło jest swoistą koniecznością. Kogo nie ma w telewizji, tego nie ma wcale. A politycy muszą być i świecić. Nawet jeśli tylko światłem odbitym. Cena nie gra roli. Zaistnienie jest warte kurwików w oczach i śmierci za Niceę. Bez niego jest śmierć polityczna. Rozpoznawalność ma wagę wyborczych głosów. Cenniejszych niż złoto. Powodzenie mediów obrazkowych jest funkcją ich oglądalności i poczytności. Dzięki segmentacji rynku „każda potwora znajduje swego amatora”. Potwory koalicyjne mają wzięcie z racji posiadania władzy. Opozycyjne, bo władzę krytykują. Na jedno i drugie jest zapotrzebowanie. Popyt tworzy podaż, a podaż – popyt. Cymański, Kononowicz, Lewandowska, Niesiołowski, Wierzejski są takim samym produktem jak „Fakt” czy „Super Express”. Większość mediów ma stałe przedstawicielstwa w Sejmie. W TVP liczą się numery od jednego do trzech. Czwarty wciąż jest bardziej znany jako Rzeczpospolita Polska niż jako telewizja publiczna. Z kolei
Radio Maryja i TV Trwam są jak góra, która nie przyszła do Mahometa. Koalicja, a w zasadzie PiS, pielgrzymuje do Torunia. Tanio, bo nie za swoje. Mediokrację postanowił ukrócić nowy marszałek. Korzystając z wzorów apartheidu, ma wprowadzić
segregację dziennikarzy. Na razie wprowadził swojego psa, a ściślej – sznaucerkę Sabę. Pomysł się spodobał na tyle, że posłanka Hibner z PO przyprowadziła jamnika, a Jaruga-Nowacka – dwa chińskie grzywacze. Nazwisko właściciela pięknych dogów zostało w przekazach pominięte. Trud okazał się daremny. Wyrazy współczucia. Teraz do Sejmu wchodzą wszyscy. Bez względu na przynależność gatunkową i rasę. Jak będzie niebawem
– zobaczymy. Dorn chce ponoć podnieść poziom relacji z Sejmu. Widocznie z pozycji wicepremiera nie zauważył, że jest on adekwatny do poziomu izby. W tym wypadku słusznie zwanej niższą. Nieliczne dobre, merytoryczne wypowiedzi giną w zalewie bełkotu. „Szkło kontaktowe” wychwytuje co się da. Rzadko są to perełki intelektu. Częściej – umysłowej tępoty. Nieporadność językowa pogłębia wrażenie, że większość produkcji politycznych jedynie wprawia w ruch powietrze. Ponieważ to, o dziwo, skutkuje, lawinowo rośnie liczba występów. Mniejszym powodzeniem cieszą się wśród polityków nagrania z ukrytej kamery. W czasach PRL produkowały je prawie wyłącznie służby. Zbiory są w posiadaniu IPN. Ku rozpaczy PiS, ich dystrybucja jest chwilowo mocno ukrócona przez Trybunał Konstytucyjny. Nagrania nieprofesjonalne, zapoczątkowane przez Michnika, twórczo rozwinęli Begerowa i Gudzowaty. Ze względu na słabą jakość techniczną i mierne aktorstwo interesują się nimi głównie prokuratury. Oczywiście, jeśli dotyczą przeciwników politycznych PiS. Protegowanym premiera muszą wystarczyć media ogólnodostępne. W swoim dobrze pojętym interesie coraz łaskawsze dla koalicji. Może dzięki temu mediokracja w IV RP nie upadnie jak jej starsza siostra – demokracja. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Lekarzom, nie kapelanom Zapowiadany od wielu miesięcy ogólnopolski strajk lekarzy doszedł do skutku. Dobijanie służby zdrowia trwa od lat i trudno nie solidaryzować się jej pracownikami. Dokonania poważnej reformy podjął się rząd Jerzego Buzka, który zastosował terapię szokową i wprowadził dwanaście kas chorych. Mimo wielu mankamentów wydawało się, że system ten, oparty na konkurencji podmiotów, może przynieść w perspektywie jakieś realne korzyści. Szybko jednak okazało się, że w Polsce nie może być ciągłości niemal w niczym. Tuż po wygranych przez SLD wyborach ówczesny minister Mariusz Łapiński powrócił do zarządzania centralnego, tworząc jeden monolit – Narodowy Fundusz Zdrowia. Unikając ocen, nie można zapomnieć wielomiesięcznego bałaganu i niejasności reguł funkcjonowania rynku medycznego. Dzisiaj nie jest lepiej. Minister Zbigniew Religa, któremu nie można odebrać zasług jako lekarzowi, kompletnie nie radzi sobie z systemem, a jego partnerzy z PiS-u skutecznie dobijają wszystko to, co w nim jeszcze jako tako funkcjonuje. Nie ma wzrostu nakładów do obiecywanych 6 proc. PKB, nie zmniejszyły się kolejki, nie restrukturyzuje się zadłużonych i przepełnionych szpitali, a sprzęt, który mógłby na siebie zarabiać, po wykonaniu kontraktu nie pracuje. Brakuje motywacyjnego systemu wynagradzania, lekarze uciekają. Jedynym proponowanym „lekarstwem” jest obniżenie składek i wprowadzenie dodatkowej odpłatności za coś, za co i tak Polacy płacą co miesiąc niemałe pieniądze, które później giną w biurokratycznej machinie. Problemy z immunoglobuliną czy dramatyczny spadek – dzięki ministrowi Ziobrze – liczby transplantacji powinien wywoływać jak największe obawy. Choć strajk lekarzy jest bez wątpienia stanem dla pacjentów niezwykle uciążliwym, to RACJA Polskiej Lewicy wyraziła swoje poparcie dla Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. – Lekarz za swoją wiedzę, pracę, poświęcenie i wysiłek włożony w naukę tego prestiżowego zawodu powinien zarobić na godziwe utrzymanie w czasie ośmiogodzinnego dnia pracy. Wiedza medyczna, potrzeba ciągłego podnoszenia kwalifikacji i ryzyko zawodowe winno lekarzom zagwarantować wyższe wynagrodzenie od innych grup zawodowych, np. polityków czy kleru – mówi Stanisław Błąkała, wiceprzewodniczący partii. Podkreślając znaczenie zawodu lekarza, uważa on, że uwłaczające i poniżające dla lekarzy jest wieszanie przez kapelanów szpitalnych i namówionych przez nich pacjentów symboli religijnych i obrazków na salach chorych. – Za wyleczenie dziękują oni siłom nadprzyrodzonym i... czarownikowi kapelanowi. Ten, który wyleczył, pozostaje na uboczu, jakby to nie jego wiedza i sztuka lekarska były przyczyną uzdrowienia. Profity na msze dziękczynne za wyleczenie zbiera kler, a lekarz jest prześladowany za przyjęcie od pacjenta kwiatów, bombonierki lub zwyczajowego koniaku – mówi Błąkała. RACJA PL proponuje więcej pieniędzy na służbę zdrowia, a mniej na kaplice i pensje dla kleru. Daniel Ptaszek
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Reklama niemieckiego portalu internetowego pomagającego w znalezieniu pracy: „Są lepsze drogi do zrobienia kariery”
Ona – Kochanie, musimy ograniczyć wydatki! Koniec z kupowaniem piwska! On – Ale dlaczego mamy oszczędzać na piwie? Popatrz, ile wydajesz na kosmetyki! Ona – Wydaję pieniądze na kosmetyki, bo dzięki nim jestem piękniejsza! On – A jak myślisz, dlaczego ja kupuję piwo? ¤¤¤ Zadano bokserom pytanie: „Czy boks szkodzi na głowę?”. 10 proc. odpowiedziało twierdząco. Pozostałe 90 proc. nie zrozumiało pytania.
Obywatele V RP Pod hasłem: „Tylko pełna moheryzacja gwarancją dobrobytu i dostatku!” walczymy o: l całkowity zakaz organizowania dyskotek l zamknięcie pubów i sklepów mięsnych w piątki l urządzanie prywatek tylko w obecności koordynatora wyznaczonego przez lokalny komitet moherowy oraz niezależnego obserwatora z parafii l wycofanie ze sprzedaży środków antykoncepcyjnych l wycofanie książek, w których mowa o przedmałżeńskich stosunkach seksualnych l wycofanie biologii ze szkoły l zakaz powszechnego dostępu do internetu; kafejki internetowe wyłącznie w przyparafialnych domach zadumy z limitowanym dostępem wyłącznie do stron o treściach katolickich l likwidację telewizji satelitarnej l zakaz noszenia stringów, pończoch i przezroczystej bielizny l zakaz całowania się w miejscach publicznych l wysłanie mniejszości seksualnych do obozów pracy l obowiązkową obecność na niedzielnych mszach l jawną publiczną spowiedź l delegalizację partii niekatolickich l wprowadzenie monopolu informacyjnego dla Telewizji Trwam, Radia Maryja i „Naszego Dziennika” l zakaz posiadania kserokopiarek i drukarek komputerowych l zamknięcie granic l zerwanie członkostwa w Unii, ONZ i wszelkich organizacjach międzynarodowych l likwidacje Sejmu, Senatu, przekazanie władzy sądowniczej w ręce biskupów l zamknięcie wszystkich sieci handlowych poza Biedronką l przekazanie całej władzy ustawodawczej i wykonawczej (dziedzicznej) ojcu dyrektorowi wraz z tytułem Wielki Marszałek Dyrektor Generalny l zakup konia dla marszałka l ogłoszenie się V Rzecząpospolitą Moherową. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2007 r. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2007 r. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2007 r. Cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Czarny humor Do domu, w którym przebywał Jezus z apostołami, ktoś zapukał. Otwiera Jezus. – Czy ty jesteś Jezus zwany Chrystusem, syn Józefa? – pyta jeden z dwóch panów. – Jam ci jest. Zostawcie wszystko i chodźcie za mną. – Nie, nie. To pan zostawi wszystko i pójdzie z nami. Obywatel Judasz doniósł, że w Kanie Galilejskiej
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 21 (377) 25 – 31 V 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
Boskie Ciało
produkuje pan alkohol bez akcyzy. Toś się, chłopie, doigrał. Po nowelizacji kodeksu karnego grozi za to ukrzyżowanie... ¤¤¤ Ksiądz tłumaczy dzieciom na religii miłość Boga: – Drogie dzieci, Pan Bóg jest tak dobry, że jak ktoś stracił jakiś zmysł, to dobry Bóg poprawia mu inny zmysł. Czy ktoś z was może podać jakiś przykład? Zgłasza się mały Jaś: – Mój dziadek ma jedną nogę krótszą i dobry Bóg dał mu za to drugą nogę dłuższą.
P
ublikujemy kolejny odcinek wyimków ze szkolnych wypracowań. l Jan Kochanowski pisał pod lipą, gdzie mieszkał. l Maria Konopnicka przez całe życie chodziła ze łzą w oku. l Krasicki, zawsze wesoły i uśmiechnięty, zmarł w roku 1801. l Mickiewicz urodził się w latach 1789–1855. l W lutym 1828 roku Konrad Wallenrod, uzyskawszy zezwolenie cenzury, przyszedł na świat. l Jacek po mordzie wstąpił do stanu duchownego, chcąc wykupić swoje grzechy. l Jacek postanowił, jak Tadeusz i Zosia dorosną – związać ich razem. l Kiedy Adam Mickiewicz zawiódł się na kobiecie, wziął się za Pana Tadeusza. l Stolnik po śmierci zdołał jeszcze palcem wskazać zabójcę. l Tadeusz spostrzegł zmarszczkę na twarzy Telimeny, która ciągnęła się od ucha do ucha. l Wojski miał zakrzywiony koniec, który poeta nazywa rogiem. l Wojski przyłożył ucho do ziemi, żeby zobaczyć, gdzie jest niedźwiedź. l Ojciec Zenona Ziembiewicza miał dwie pasje: myślistwo i kobiety. Rzeczy tych używał nadmiernie, mimo to umarł jak każdy normalny człowiek.
l Aleksander Głowacki to panieńskie nazwisko Bolesława Prusa. l Po rozmowie z Magdą Anielka dowiedziała się, że jest to ostatnia świnia. Ojciec zabił przedostatnią. l Antek w wolnych chwilach strugał sobie części.
l Wokulski spotkał Izabelę na spacerze w łazience. l Mikołaj Rej po opuszczeniu dworu łęczyńskiego w 1531 roku ożenił się i został ojcem literatury polskiej. l Rej powiedział, że Polacy nie gęsi, ale gęgać umieją.
Galimatias (cz. 2) l Faraona nosili w lektyce, a poddani padali mu na twarz. l Po śmierci żony Wokulski nadal kręcił swoim interesem. l Ponieważ pan Wokulski miał kłopoty z własnym interesem, zaczął odwiedzać pannę Izabelę Łęcką.
l Jagna całe życie robiła na pierzynę. l Powieść podobała mi się pod względem stylu pisarza, który był przystępny i nie miałam z nim trudności. l Jan Christian Andersen nie miał rodziców, urodził się u obcych ludzi. Opracowała @
8
NASI OKUPANCI
doli ludu, bo przez 20 lat Polska nie pobierała żadnych podatków z Prus i Warmii, by mogły się odbudować. Biskupi nie odpuścili złamanego szeląga. Dla Polski sytuacja była szczególnie trudna, bo działo się to tuż po przyłączeniu Pomorza i Warmii do Polski, a tego faktu nie chciał uznać ani Rzym, ani Niemcy. Wobec porozumienia Kazimierza z Węgrami Tungen z konieczności ukorzył się przed królem i złożył mu hołd, a w zamian Kazimierz uznał go jako biskupa. W ten sposób Tungen został... polskim senatorem. Do końca życia wichrzył jednak przeciwko Polsce, aby oderwać Warmię, i w tym celu zdradzał Polskę z Krzyżakami, Niemcami i Rzymem. Pod koniec życia skutecznie intrygował w Rzymie przeciwko mianowaniu biskupem warmińskim Fryderyka Jagiellończyka i forsował swojego kandydata, Niemca Lukasa Watzenrode, wuja Kopernika. Aby dopiąć swego, zrzekł się nawet godności biskupa na rzecz Watzenrode, a papież mianował go wbrew woli króla. Na Warmię Watzenrode przekradł się w przebraniu. W obawie, żeby go z Polski zbrojnie nie wymieciono, był wprawdzie lojalny, ale usiłował uniezależnić Warmię innym sposobem: próbował utworzyć arcybiskupstwo warmińskie, czyli oderwać Warmię od polskiej prowincji kościelnej. Dopiero Jan Olbracht uznał Watzenrodego jako biskupa. Spory Kazimierza Jagiellończyka z papieżem o prawo do obsadzania polskich diecezji wywołały wówczas pierwsze głosy o uniezależnienie się Polski od Rzymu. Optował za tym Jan Ostroróg, który występował też przeciw wysyłaniu świętopietrza i annat
NASI OKUPANCI
do Rzymu, przeciw składaniu przez biskupów przysięgi papieżowi oraz ich apelacjom do Rzymu w niektórych procesach sądowych. Rzesze szlachty popierały ten program. Wycięcie papieskiego raka, który w końcu zdławił Polskę, było blisko... Erazm Ciołek – biskup płocki w latach 1503–1522, senator. Zdolny dyplomata, ale nieprawdopodobny chciwiec i karierowicz. Dla kariery posuwał się do fałszerstw i zdrady. Protegowany i ulubieniec króla Aleksandra Jagiellończyka, który ściągnął go do Wilna. Liczne godności kościelne i beneficja załatwił sobie szybko, i to mając tylko niższe święcenia. Gdy Aleksander został królem Polski, kariera Ciołka nabrała rozpędu. Pochodził z rodziny mieszczańskiej, brak szlachectwa uniemożliwiał mu dostęp do wysokich stanowisk kościelnych i dużych pieniędzy. Bardzo mu to doskwierało, toteż będąc w Rzymie w litewskim poselstwie obediencjonalnym, załatwił sobie tytuł hrabiego pałacowego i przywilej derogacyjny, zezwalający na zajmowanie papieskich godności i urzędów bez szlachectwa. Pobyt w Rzymie trwał prawie rok. Na koszt Litwy oczywiście. Poselstwo zakończyło się sukcesem... prywatnym Ciołka. Po powrocie do kraju w roku 1502 wykorzystał fakt, że jego protektor objął właśnie tron Polski. Został sekretarzem króla i przy pomocy fałszywych świadków oraz dokumentów uzyskał przed sądem królewskim „potwierdzenie” szlachectwa i herbu Sulima. Dzięki temu mógł już sięgnąć po wyższe godności i wielkie pieniądze. W krótkim czasie zgarnął cztery bogate kanonie i prepozyturę, a w 1503 r. bogatą diecezję płocką.
Wysyłany przez Aleksandra i Zygmunta Starego w misjach dyplomatycznych, z reguły wracał z niczym, bo zabiegał głównie o własne korzyści i pieniądze, ze szkodą dla Polski. W roku 1505 posłował do Rzymu, aby uzyskać od papieża uznanie... pokoju toruńskiego sprzed 39 lat! Toteż następne poselstwo odbył dopiero w 1518 r. do Niemiec i Rzymu, a w międzyczasie jego kandydatura na archidiecezję gnieźnieńską i tron prymasa, mimo usilnych starań, padła. Sprawa jego fałszerstw przy uzyskaniu szlachectwa była podnoszona w czasie licznych konfliktów, głównie z prymasem Łaskim. Podłożem tych konfliktów było wysługiwanie się Ciołka papieżom i Niemcom. Prymasa Łaskiego, który prowadził politykę zgodną z polską racją stanu, czyli przeciw interesom Rzymu i Niemiec, papież Klemens VII zelżył w moratorium do króla słowami: „Ów syn ciemności, a brat zdrajcy Judasza, Jan Łaski, z imienia arcybiskup, ale z czynów arcydiabeł...”. Groził mu nawet klątwą. W czasie poselstwa w 1518 r. Ciołek zadbał o poparcie Niemiec. Dla siebie. Kiedy po drodze dotarł do Wiednia, cesarz Maksymilian mianował go swoim osobistym kapelanem, hojnie obdarował i obiecał poprzeć starania o kapelusz kardynalski. Po takim przygotowaniu swojego agenta cesarz Niemiec mógł go puścić dalej... Dlatego misja w Rzymie skończyła się kompletnym fiaskiem, ale dla Polski – Ciołek nie uzyskał potwierdzenia przez papieża pokoju toruńskiego, niczego nie wskórał w sprawie ugody z Moskwą, która
9
Piotr Tomicki skutecznie szukała sojusznika w Niemczech, i z niczym wrócił z Neapolu, gdzie czynił zabiegi w sprawie posagu i spadku, które należały się królowej Bonie. Mimo kompletnego fiaska misji i napomnień króla, znowu nie miał ochoty wracać z Rzymu, aż po trzech latach król miał dosyć i go odwołał. Nasz „humanista” pozostał w Rzymie na swój koszt, a raczej trzody diecezji płockiej. Zabiegał usilnie o kapelusz
Józef Beck, minister spraw zagranicznych II RP
Do głównych sprawców tragedii mojego kraju należy też Watykan. Zbyt późno pojąłem, że nasza polityka zagraniczna służyła interesom Kościoła katolickiego.
Zdrajcy w sutannach (3) PZPN – PŁATNI ZDRAJCY, PACHOŁKI NIEMIEC, CZYLI... 16
NASI OKUPANCI
TYGODNIK
1
NASI OKUPANCI
Krzysztof Szydłowiecki
w wieku 48 lat. Nie pomogło nawet to, że jak każdy biskup zatrudniał osobistego lekarza. Kościelni fałszerze historii z tego płatnego niemieckiego agenta, zdrajcy, fałszerza, chciwego łotra i łapówkarza robią... humanistę. Dlaczego? Ponieważ w dobie druku zlecił wykonanie rękodzieła, zbytkownego mszału. Bo kupił trochę książek, z których każda kosztowała tyle co wieś z chłopami. Za to pełną skarbów kultury bibliotekę Szafrańców Kościół spalił. Bo heretycka była. ¤ ¤ ¤ Piotr Tomicki – biskup przemyski od 1515 roku, poznański w latach 1520–1525, krakowski (i książę siewierski) od 1524 do 1535 roku, senator. Studiował aż do 36 roku życia, a dopiero w 47 przyjął święcenia kapłańskie. Od 1506 r. w służbie dyplomatycznej Zygmunta Starego. Podkanclerzy koronny od 1515 r. aż do śmierci, mimo że ustawa zabraniała łączenia stanowisk kanclerskich z biskupstwem którejś z pięciu wielkich diecezji (incompatibilitas). Rozpustnik, głośno posądzany o romanse, m.in. z Katarzyną Kościelecką, kochanką króla Zygmunta Starego, żoną podskarbiego koronnego. Wraz z kanclerzem Krzysztofem Szydłowieckim, agentem niemieckim, Tomicki, agent papieski, a więc pośrednio i niemiecki, kierował sprawami polskimi, w tym dyplomacją. Szydłowiecki jawnie brał łapówki od Habsburgów, a Tomickiemu płacono przywilejami i beneficjami w Polsce. Powtarza się kościelny majstersztyk: za zdradę polskich interesów i służbę obcym, temu zdrajcy na szczytach władzy płaciła Polska! A brał ostro: kardynał Fryderyk Jagiellończyk, a potem Zygmunt Stary nadali mu szereg dochodowych
NASI OKUPANCI
władców Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Nieprzerwanie od 1440 r. stolicą Niemiec był Wiedeń. Po wybuchu reformacji w XVI wieku, Habsburgowie stali się ostoją katolicyzmu w całych Niemczech, a nawet Europie. Dlatego mieli ogromne wpływy w Rzymie – ich sprzeciw mógł złamać każdą karierę w Kościele, a poparcie zapewniało bajeczne kariery i pieniądze. Ale to poparcie trzeba było sobie kupić wierną służbą Niemcom. Habsburgowie mieli później nawet prawo weta przy wyborze papieża (tzw. ekskluzywa)! Co ciekawe, prawo weta wykorzystał... Polak – kardynał Puzyna – na konklawe w 1903 roku, wykluczając w imieniu Austrii niewygodnego jej kandydata.
Wbrew całemu sejmowi i senatowi oraz opinii szlacheckiej poparł małżeństwo Zygmunta Augusta z syfilityczką Barbarą Radziwiłłówną, a uczynił to dla osobistej kariery przy królu. Pozycję umacniał szybko – ochmistrzem dworu Barbary został jego brat. Znaczenie miała też obawa, że król może pójść w ślady Henryka VII i ustanowić Kościół narodowy. Osamotniony król musiał szukać poparcia u Habsburgów, co z kolei zaogniło stosunki z Turcją i zniweczyło polskie wpływy na Węgrzech. To małżeństwo poważnie osłabiło też Polskę, bo król musiał kupować poparcie magnatów kolejnymi nadaniami dóbr. Skarb państwa, nieco odbudowany przez Bonę, doznał potężnego ciosu. W nagrodę za te usługi król starał się w Rzymie – z poparciem Habsburgów – o kapelusz kardynalski dla Maciejowskiego. Prof. Nowicki napisał: „Było powszechnie wiadome, że kto uzyskuje w Rzymie kapelusz kardynalski, ten na terenie Polski jest szpiegiem i agentem habsburskim”. Polska usiłowała się przed takimi zdrajcami zabezpieczać, m.in. wydając w roku 1451 ustawę (wywołała ją nominacja kardynalska Oleśnickiego) o treści: „(...) każdy, kto się ubiegać będzie o godność kardynała albo legata papieskiego, albo te godności przyjmie bez wyraźnej i szczególnej zgody króla polskiego, karany będzie konfiskatą wszystkich swych dóbr czy to duchownych, czy świeckich, ruchomych i nieruchomych”. Wojewoda Piotr Kmita publicznie to Maciejowskiemu wytykał. Ten agent niemiecki pochowany jest w katedrze wawelskiej we wspomnianym mauzoleum. Cdn. LUX VERITATIS kardynalski i znalazł sobie wspaniałe źródło dochodu. Wykorzystując znajomości, odgrywał rolę prokuratora (pośrednika) przy kurii rzymskiej w załatwianiu godności kościelnych i beneficjów w Polsce. Pomoc jego była bardzo cenna i bardzo droga. Czyli brał w łapę bez umiaru. Toteż ataki na niego w Polsce nie ustawały. „Sklepik” zamknęła mu w 1522 r. zaraza. Dopadła go w Rzymie
Jan Puzyna
pomnażał majątek, służąc Niemcom. Był przyjacielem i rzecznikiem Albrechta Hohenzollerna i członkiem stronnictwa habsburskiego. Jako biskup był zaciekłym przeciwnikiem reformacji, przez co został znienawidzony przez szlachtę i mieszczan. Diecezją nie interesował się wcale, a przebywał zwykle w Poznaniu i Szamotułach. Kiedy już wybrał się do Włocławka, rozchorował się w drodze i umarł. ¤ ¤ ¤ Samuel Maciejowski – biskup chełmski od 1539 r., płocki od 1541 r., krakowski (i książę siewierski) w latach 1546–1550, senator. Podkanclerzy, potem kanclerz wielki koronny. Protegowany innego zdrajcy, biskupa Tomickiego. Łasy na pieniądze i zaszczyty – po nominacji na biskupa krakowskiego nie zrezygnował ze stanowiska kanclerza, łamiąc ustawę o incompatibiliach. Protesty szlachty zaogniły sytuację w państwie. Dumny i pyszny, wybudował kapiącą przepychem rezydencję w Białym Prądniku i przebudował kaplicę w katedrze wawelskiej na swoje mauzoleum grobowe, równie zresztą kosztowne. Nepota, wspierał finansowo oraz protekcją w Rzymie i u Habsburgów karierę kościelną swego siostrzeńca, Jana Przerembskiego, który doszedł do stanowiska prymasa. Wraz z Tarnowskim doprowadził do pierwszego małżeństwa Zygmunta Augusta z epileptyczką Elżbietą Habsburg oraz przekazania mu przez Zygmunta Starego władzy na Litwie. Wzmocniło to stronnictwo habsburskie, wspierane niemieckimi pieniędzmi i tytułami. Wszelkimi siłami starał się w interesie Niemiec poróżnić Zygmunta Augusta z matką, królową Boną. #
L
ista tych zdrajców jest szczególnie długa, dłuższa niż pachołków Rosji („FiM” 6,7/2007). Powinno się zacząć od zdrajcy biskupa, św. Stanisława, którego to papież Jan XXIII bezczelnie ogłosił patronem Polski, oraz plejady zdrajców biskupów z okresu rozbicia dzielnicowego z Muskatą na czele, ale to inna kategoria. Nas interesuje Rzeczpospolita szlachecka aż do rozbiorów. Po agentach niemieckich (habsburskich, pruskich, saskich) zamieszczamy agentów innych państw, z wyjątkową kanalią w sutannie – prymasem Prażmowskim. Nie mogło zabraknąć miejsca dla jezuitów, którzy zasłużyli na miano katów i grabarzy Polski, oraz nuncjuszy papieskich. Jezuici i nuncjusze koordynowali i prowadzili politykę Kościoła wobec Polski u nas, na miejscu. Ich starannie ukrywana działalność jest dowodem na świadomy współudział Kościoła w zamordowaniu Polski; na to, że Kościół katolicki był „czwartą potencją rozbiorową”. Nie zapominajmy, że Kościół jest totalitarny, hierarchiczny, zdyscyplinowany, antyhumanistyczny i antydemokratyczny. Jego funkcjonariusze są umundurowani (sutanna). Nie wolno nam nigdy zapomnieć, że są to funkcjonariusze obcego państwa. Posłuszeństwo Rzymowi – oto ich patriotyzm i dewiza. ¤¤¤ Sprzyjające warunki do zdrady zaistniały dzięki naturalnemu sojuszowi z katolickimi, niemieckimi Habsburgami, a jego podstawą była ekspansja islamskiej Turcji. Potem dołączyło zagrożenie reformacją. Polityka papieży była nastawiona na wojny z Turcją i „heretykami”. Naturalne więc było wspieranie głównego sojusznika, arcykatolickich Habsburgów,
15
10
NASI OKUPANCI
#
2
#
#
zakonowi krzyżackiemu i wszczęcia wojny z Turcją. Wkrótce nadciągnęły z Niemiec zaciągnięte przez Krzyżaków wojska, a papież rzucił klątwę na Związek Pruski i jego sojuszników, w tym i na Polskę. Pustki w skarbie po krucjacie Warneńczyka zmusiły króla do nadania szlachcie nowych przywilejów. Przez brak pieniędzy wojna z Zakonem trwała 13 lat i skończyła się połowicznym sukcesem. Tragiczne skutki propapieskiej i proniemieckiej polityki spowodowały, że Oleśnicki szybko popadł w konflikt z Kazimierzem Jagiellończykiem. Niestety, kler był już wówczas bezkarny i król nie mógł się z tym wichrzycielem, zdrajcą i niemiecko-papieskim agentem rozprawić. Zgromadził ogromny majątek, m.in. 3 miasta i 60 wsi. Ten morderca, zdrajca i niemiecko-papieski agent pochowany jest w... katedrze wawelskiej – pośród królów polskich! ¤ ¤ ¤ Mikołaj Tungen – biskup warmiński w latach 1468–1489, senator. Wielki kolekcjoner godności i beneficjów kościelnych. Rodowity Niemiec, zakamieniały wróg Polski, wywołał „wojnę popią”. Przypadek tego zdrajcy dobitnie obrazuje, jak wrogą Polsce politykę prowadził Kościół. Ani niemieccy cesarze Habsburgowie, ani papież nie uznali pokoju toruńskiego z r. 1466, który przywracał Polsce Pomorze i Warmię, a Prusy uczynił lennem. Papieże uważali ziemie Krzyżaków za swoją własność. Stanowiło to pretekst do szkodzenia Polsce na wszystkie możliwe sposoby (o czym niżej), osłabiania i zmuszania jej
do uległości. W 1467 r. kapituła warmińska wybrała na biskupa Tungena. Kazimierz Jagiellończyk sprzeciwił się wyborowi, ale papież wybór zatwierdził i wręczył Tungenowi biskupią sakrę. W wyniku śmiałej interwencji króla w Rzymie, papież nakazał Tungenowi rezygnację z biskupstwa warmińskiego i mianował go biskupem w Kamieniu Pomorskim. Stała się wtedy rzecz nieprawdopodobna: biskup Tungen nie podporządkował się woli papieża i w roku 1472 – finansowany przez Krzyżaków i króla Węgier Macieja Korwina – zajął Warmię przy pomocy Krzyżaków i poddał ją... Węgrom. Sprzymierzony z nim wielki mistrz w roku 1478 odmówił złożenia hołdu i Krzyżacy uderzyli na Pomorze. Ich akcję wsparł legat papieski Baltazar z Piscii, który rzucił klątwę na króla, wyłączył go z Kościoła i zwolnił Krzyżaków oraz mieszkańców Prus z przysięgi wierności złożonej królowi Polski. Dotychczasowe ciche poparcie Kościoła dla zdrajców i wrogów Polski stało się jawne. Kazimierz Jagiellończyk odpowiedział uderzeniem, odbił Warmię i przegnał Krzyżaków. Przy okazji katolicki biskup pokazał, co może: Węgry sięgały do Bałtyku! Zabiegi króla w Rzymie o zdjęcie klątwy uniemożliwiły likwidację Zakonu, którego bunt przeciwko królowi polskiemu dawał do tego prawo. W wyniku „wojny popiej” Warmia została całkowicie zrujnowana. Pasterz Tungen zafundował swojej trzodzie kilkuletnią wojnę po 13-letniej, i to w obronie kleszych interesów. Chyba rzeczywiście lud to dla nich trzoda! To król polski, nie biskupi, ulżył
NASI OKUPANCI
7
NASI OKUPANCI
lat po oddaniu diecezji poznańskiej poskarżył się papieżowi, że tamtejsi duchowni i świeccy nie zapłacili mu starych dziesięcin i należności z biskupstwa. Papież Klemens VII załatwił i tę skargę: jeden z kanoników otrzymał polecenie odzyskania kasy Tomickiego nawet z użyciem sądów kościelnych i klątw. Po śmierci prymasa Łaskiego zaproponowano mu arcybiskupstwo gnieźnieńskie i godność prymasa. „Skromny kapłan” nie przyjął tego wyróżnienia, bo dobrze wiedział, że poprzednicy porozdawali dobra kościelne na dożywocia i długoletnie dzierżawy – głównie rodzinie i sługom. Dochody z diecezji krakowskiej, jednej z najbogatszych w Europie, były kilkakrotnie większe. Były jeszcze dwa powody, dla których nie opłacało się oddawać diecezji krakowskiej: od kardynała Oleśnickiego biskupi krakowscy nosili tytuł książęcy, książąt siewierskich; a także fakt, że nominacja na arcybiskupa gnieźnieńskiego odsuwała od polityki kierowanej z Krakowa. Tomicki przezornie zadbał, aby arcybiskupem i prymasem, a więc i przewodniczącym senatu, został inny agent niemiecki – biskup Drzewiecki. Popisał się też rzadką bezczelnością: w 1518 r. Zygmunt Stary odstąpił mu czopowe na 2,5 roku pod warunkiem, że biskup ufortyfikuje Radymno i zbuduje zamek obronny. Biskup pieniądze wziął, o zamku w Radymnie do dziś nie słychać. Otoczył tylko murami dwór biskupi. Nepotyzm uprawiał na rzadko spotykaną skalę. Wspierał finansowo i protekcją siostrzeńca Andrzeja Krzyckiego, którego wyprotegował aż do godności prymasa. Protegował i wspierał też swoich krewnych – Zbąskich.
#
#
14
NASI OKUPANCI
Kościół katolicki. To on wymyślił odpuszczanie najcięższych grzechów (wraz ze spowiedzią „na ucho”) za darowizny i nadania na rzecz Kościoła, a potem handel odpustami. To Kościół uprawiał handel godnościami, urzędami i dobrami kościelnymi (symonia). To papież za nadanie kościelnego beneficjum kazał sobie płacić annaty, a beneficjent „pasterz” musiał z „trzody” zedrzeć te pieniądze. To Kościół wniósł nieprawdopodobną korupcję do sądownictwa i do polityki. Przekupstwo na ogromną skalę zaczęli uprawiać Habsburgowie, Prusacy i Sasi – też Niemcy. Hojnie płacili Francuzi, mniej Szwedzi, którzy raczej wymuszali uległość przemocą. Później dołączyła Moskwa. Zahamowań kler nie miał żadnych, bo zapewnił sobie bezkarność. Księża nie podlegali świeckim sądom, bo od przywileju w Borzykowie z 1210 r. byli ponad prawem. Niestety, nasi przodkowie dwóch zdrajców w sutannach powiesili dopiero wtedy, gdy zagłada Polski była już nieuchronna. Zapoznajmy się z wyczynami niektórych zdrajców, a dojdziemy do wniosku, że powieszono ich za późno. O wiele za późno... Pierwsza w Europie połapała się Anglia – zresztą z zupełnie innego powodu. Anglicy powywieszali księży zdrajców (w czym walnie dopomógł im zbrodniarz bp Hozjusz), dzięki temu nie wiedzą, co to rozbiory i zbudowali imperium. Odpowiednio wcześnie kilku powiesili Francuzi i to wystarczyło, żeby katolicka Francja mogła prowadzić własną politykę. Nawet zawierała sojusze z muzułmańską Turcją i protestanckimi władcami państw niemieckich, a także prowadziła wojny z katolickimi Habsburgami. Gdyby u nas stało się to 300 lat wcześniej, mogłoby nie dojść do rozbiorów.
Wśród karierowiczów w sutannach aż roiło się od zdrajców, a Habsburgowie i papieże byli mistrzami przekupstwa. Mieli czym płacić, bo papieże decydowali o rozdawnictwie beneficjów kościelnych, a cała Europa płaciła im świętopietrze i annaty. Z czasem Habsburgowie zdobyli trony Czech i Węgier (na Jagiellonach, w 1525 r.) oraz Hiszpanii (w 1556 r.) i złupili złoto i srebro Ameryki. W ich imperium „słońce nie zachodziło”. Możliwości finansowe tej spółki były ogromne. To współdziałanie Habsburgów i papieży dawało znakomite efekty: na dworach Europy roiło się od zdrajców, agentów habsburskich i papieskich. Najczęściej tych w sutannach, bo dyplomacja i kancelarie europejskich władców były opanowane przez księży. To było sterowane, bo Kościół dbał o wykształcenie księży, swoich agentów, a utrudniał i ściśle kontrolował kształcenie świeckich; nawet na założenie uniwersytetu zgodę wydawał papież. Prawie wszyscy dostojnicy kościelni i dyplomaci w sutannach kształcili się we Włoszech. To tak, jakby dzisiaj ktoś ukończył szkołę wywiadu w Moskwie. Łotrom w sutannach najczęściej płacono godnościami kościelnymi w ich krajach. Z każdą taką godnością wiązały się majątki i wielkie dochody oraz perspektywa dalszej kariery. Broszura wydana w roku 1606 przez rokoszan katolika Zebrzydowskiego wprost nazywa księży i jezuitów domu rakuskiego (austriackiego) wiernymi i przysięgłymi agentami. W I Rzeczypospolitej wiele fortun magnackich zostało zbudowanych na fundamentach kościelnych beneficjów i niemieckich łapówek. Korupcja wcale nie ze Wschodu przyszła do Polski. Korupcję do Polski przyniósł
Pomnik Jana Kapistrana w Wiedniu
beneficjów kościelnych, jeszcze gdy Tomicki nie był duchownym. Po wyświęceniu na biskupa przemyskiego papież pozwolił mu zatrzymać wszystkie wcześniej uzyskane dochody kościelne: trzy prałatury, dwie kanonie i prebendę. Dawało to dotąd skromnemu kapłanowi roczny dochód 91 grzywien w złocie, tj. ponad 20 kg czystego złota! Dochody każdego biskupa były kilka razy większe. To daje obraz, jak kler katolicki grabił Polskę. Widocznie jednak było mu tego mało, bo w 1517 r. wystarał się u papieża o dołączenie do diecezji przemyskiej bogatego probostwa miechowskiego, tłumacząc, że biskupstwo daje mu za małe dochody. W 1520 r. – trzy dni po śmierci biskupa poznańskiego – Zygmunt Stary na prośbę Tomickiego dał mu tę diecezję, a papież w miesiąc sprawę zatwierdził. Pozwolono mu nawet pobierać dochody z diecezji przed nominacją kanoniczną. W 1523 r. został biskupem krakowskim i za zgodą papieża jeszcze przez rok dzierżył dwie diecezje, i z dwóch darł kasę! W 1524 r. papież Klemens VII mianował go nuncjuszem w Polsce, czyli reprezentantem interesów papieskiego Rzymu, oraz na lat osiem generalnym poborcą wszelkich opłat i dochodów kamery rzymskiej (annaty i świętopietrze) z całej Polski. Prowizję poborca ustalał sobie sam. Było to bardzo dochodowe, gdyż Leon X przez 10 lat pozwolił przeznaczać świętopietrze na odbudowę kościołów na spustoszonych przez Tatarów kresach. To oznaczało brak jakiejkolwiek kontroli. Ten „skromny, bogobojny kapłan” nie odpuścił nawet złamanego grosza. W sześć
11
¤ ¤ ¤ Łukasz Górka – biskup kujawski w latach 1538–1542, senator. Początkowo był świeckim dostojnikiem, wojewodą poznańskim. Owdowiał i wystarał się o sakrę biskupią bogatej diecezji kujawskiej. Miał wówczas 53 lata. Równocześnie z sakrą przyjął święcenia kapłańskie. Świeckie stanowiska przejął po nim syn Andrzej, słynny z tego, że na sejmie wyliczył Barbarze Radziwiłłównie ponad trzydziestu kochanków i zarzucił zarażenie się kiłą. Tłusty kujawski kąsek Łukasz dostał łatwo, bo był jednym z najgroźniejszych dla Polski agentów papiesko-niemieckich. Był też zasłużony dla wiary katolickiej, bo m.in. w 1522 r. skonfiskował i publicznie spalił w Poznaniu księgi luterańskie. Służył Niemcom i papieżom tak wiernie, że w 1534 r. nagrodzono go tytułem hrabiego Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Zostało to przez Zygmunta Starego potraktowane jako zapłata za usługi papieżom i Niemcom. Było za co płacić, bo np. w 1530 r. Górka uniemożliwiał koncentrację oddziałów, które miały iść na pomoc WęSamuel Maciejowski grom przeciwko Habsburgom. Słynny z chciwości, był jednym z największych magnatów w Rzeczypospolitej. Posiadał m.in. 11 miast, pożyczał pieniądze nawet skarbowi państwa. Potęgę rodu Górków zbudował jego dziad Łukasz, który za służbę w krucjacie tureckiej Warneńczyka dostał szmat Wielkopolski. Wnuk
Pełen pychy, kupił w 1443 r. małe księstwo siewierskie, dzięki czemu uzyskał tytuł książęcy, który biskupi krakowscy nosili aż do 1794 r. Kiedy w 1449 r. został kardynałem, zażądał pierwszej pozycji w państwie – po królu, a przed prymasem. #
Ciekawe, że 230 lat później tak samo odbiło kardynałowi Radziejowskiemu. Kazimierz Jagiellończyk nie tylko stanowczo odmówił, ale widząc w tym oczywistą zapłatę za służbę papieżom i Niemcom, wrogom Polski, wydał zakaz przyjmowania przez poddanych tytułu kardynała bez zgody króla. Obrażony Oleśnicki stanął wówczas na czele opozycji i nadal wichrzył przeciw wzmocnieniu władzy króla, czyli w interesie papieży i Niemiec. To przez Oleśnickiego Kazimierz Jagiellończyk, który walczył o uznanie za dziedzicznego króla Polski, musiał ustąpić... Tak zaczęła się tragiczna warcholska obieralność królów. Oleśnicki popierał kandydaturę Niemca, Hohenzollerna... Na Litwie zaś popierał przeciwko Kazimierzowi jego kuzyna Michała. Na polecenie papieża usiłował wciągnąć Polskę do bezpośredniej wojny z Turcją. Aby wywrzeć nacisk na króla, sprowadził do Polski świętego Jana Kapistrana, legata papieskiego – zbrodniarza, „bicz na Judajczyków”, podżegacza do pogromów Żydów. Królowi z trudem udało się uniknąć katastrofy wojny z Turcją, a było to w przededniu wojny z Zakonem o odzyskanie Pomorza. Kiedy Związek Pruski chciał poddać się Polsce, Oleśnicki w interesie Niemiec i Rzymu ostro oponował przeciwko udzieleniu pomocy Związkowi i wojnie o Pomorze. W radzie koronnej głosował przeciwko wojnie z Krzyżakami i za oddaniem im polskich ziem. Czyje interesy reprezentował, wyjaśnia fakt, że na początku wojny, po opanowaniu Prus, przybyło poselstwo papieża i Niemiec z żądaniem oddania Prus #
NASI OKUPANCI
Fanatyk religijny, antysemita, domagał się wygnania Żydów z Polski. Wygłosił w tej sprawie mowę na sejmie w Piotrkowie i następnego dnia... umarł. Dlatego podejrzewano otrucie. Pochowany także w katedrze wawelskiej.
6
NASI OKUPANCI
3
NASI OKUPANCI ksiądz uderzony w najczulszą część ciała, czyli sakiewkę, wezwał na pomoc króla i wojsko. Zygmunt Stary przybył z wojskiem w 1526 roku i wszczął w Gdańsku represje – stracono wówczas 13 przywódców rewolty i przywrócono katolicki ład. Na krótko, bo reformacja postępowała szybko... Drzewiecki, agent habsburski, współdziałał z innym zdrajcą – biskupem Tomickim – a był zaciekłym przeciwnikiem prymasa Jana Łaskiego i jego polityki zgodnej z polską racją stanu. Uczestniczył w 1515 r. w zjeździe wiedeńskim, gdzie sprzedano polskie interesy, oddając Niemcom za darmo Czechy i Węgry. Zwolennik sekularyzacji Prus. To dzięki niemu, legatowi papieskiemu oraz Tomickiemu i Szydłowieckiemu nie dobito w r. 1524 pokonanych Krzyżaków, a zgodzono się na sekularyzację Zakonu. Ogół szlachty głośno podejrzewał przekupstwo. Wspomniane przy Tomickim „niezrozumiałe” klęski polskiej polityki wzbogacające Habsburgów są także jego udziałem. ¤ ¤ ¤ Jan Chojeński – biskup przemyski od 1531 roku, płocki od 1535 r., krakowski (i książę siewierski) w latach 1537–1538, senator. Sekretarz wielki koronny od 1533 r., w 1537 r. mianowany kanclerzem wielkim koronnym z naruszeniem ustawy o incompatibiliach. Agent niemiecki – zarówno Habsburgów, jak i Hohenzollernów. Stronnictwu antyniemieckiemu patronowała królowa Bona. Chojeński w tajemnicy przed nią zaaranżował małżeństwo córki Zygmunta Starego Jadwigi z synem elektora brandenburskiego oraz usiłował pozbawić Bonę wpływu na wychowanie
Jan Chojeński Zygmunta Augusta. Jego nominacje odbywały się w tajemnicy przed Boną i powodowały konflikty w rodzinie królewskiej, ponieważ król był pod szczególnym wpływem agentów niemieckich kanclerza Szydłowieckiego, biskupa Tomickiego i hetmana Tarnowskiego. Zdecydowanie zwalczał ruch egzekucyjny, który domagał się m.in. zniesienia przywilejów kleru, opodatkowania go, sekularyzacji dóbr, przeglądu darowizn kościelnych, pozostawienia annat w Polsce, wolności wyznania, likwidacji odrębności Prus, utworzenia stałego wojska. Nie dopuszczał tym samym do wzmocnienia państwa, a osłabiał Polskę w interesie Kościoła i Niemiec. Nie bez przyczyny wymieniono tu tak obszernie papieskie „łaski” (chociaż nie wszystkie). Musiał za nie Tomicki okazywać wdzięczność. Może to tłumaczyć serię nieprawdopodobnych klęsk polskiej dyplomacji za jego czasu oraz sukcesów Niemiec i Habsburgów kosztem Polski. To Tomicki w 1515 r. był głównym twórcą układu w Wiedniu, na mocy którego Jagiellonowie oddali Habsburgom za darmo Czechy i Węgry. To jeden z najgłupszych układów w historii Europy, na milę śmierdzący zdradą i korupcją. Potem to Niemcy wyswatali Zygmunta Starego z Boną, z czego Polska nie odniosła żadnych korzyści dynastycznych. W 1521 r., kiedy Krzyżacy przegrali wojnę z Polską i ich likwidacja była przesądzona, król, nie wiadomo dlaczego, zgodził się na rozejm. Następnie doszło w 1525 r. do sekularyzacji Prus i uznania w nich władzy Hohenzollernów, gdy można było Prusy wcielić do Polski. Całkowicie zaniechano możliwości odzyskania Śląska, który podlegał władzy króla Czech i Węgier Ludwika Jagiellona, brata Zygmunta Starego. Mimo próśb królowej Bony nie podjęto starań o nadanie księstwa głogowskiego Zygmuntowi Augustowi ani po śmierci Ludwika próby zamiany włoskiego posagu Bony na Śląsk. Nie odpowiedziano na prośbę księcia pomorskiego Bogusława X, który chciał poddać się Polsce. Zbyty milczeniem, w 1521 r. poddał się Niemcom – Habsburgom. I o to chyba chodziło! Każde z tych zaniechań to zbrodnia zdrady niemiecko-papieskich agentów na szczytach władzy w Polsce. To są te „zasługi Kościoła dla Polski”. Na sejmie w 1523 r. prymas Jan Łaski usiłował obu papieskich
i niemieckich agentów – Tomickiego i Szydłowieckiego – pozbawić urzędów, ale nie udało się. Życiorys biskupa Tomickiego – chciwego łotra, nepoty, rozpustnika i arcyzdrajcy – kościelni fałszerze historii dokładnie wybielili. Przedstawia się go jako humanistę, mecenasa sztuki, edukacji (sic!), dyplomatę. Pochowany jest w... katedrze wawelskiej! ¤ ¤ ¤ Maciej Drzewiecki – biskup przemyski od 1505 roku, kujawski od 1513 r., arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski w latach 1531–1535, senator. Był uczniem Filipa Kallimacha, który nauczał także synów króla Kazimierza Jagiellończyka. Karierę Drzewiecki robił przy królu Janie Olbrachcie. Pracował w kancelarii koronnej, dzięki czemu zgromadził kilka godności okraszonych dochodowymi beneficjami. Od 1501 r. był podkanclerzym, a od 1510 r. – kanclerzem koronnym. Złożył urząd po objęciu diecezji kujawskiej dopiero w 1515 r., ale nadal miał wielki wpływ na polską politykę. Wpływy te jeszcze wzrosły, gdy jako prymas przewodniczył senatowi. Wychowawca późniejszego hetmana Jana Tarnowskiego, także stronnika Habsburgów. Niebywały nepota, który ośmielał się wytykać prywatę innym. W siedzibie rodu w Drzewicy przebudował zamek, który przepychem konkurował z Wawelem. Wydzierał pieniądze, skąd się dało. Urząd kanclerza przynoszący wielkie wpływy i dochody oddawał prawie dwa lata. Kiedy podczas reformacji chłopi nie chcieli płacić dziesięciny, a w Gdańsku wybuchła rewolta (Pomorze i Gdańsk należały do diecezji kujawskiej),
NASI OKUPANCI
Zasadniczą kwestią była jednak „mentalna obróbka” Polaków przez kościelną kontrreformację, której tragiczne podwaliny dał straszliwej pamięci kardynał Hose oraz system katolickiej edukacji – opanowanej i zdegradowanej przez jezuitów. To oni wychowali pokolenia warchołów i kołtunów szlacheckich, obrońców „złotej wolności” i „wiary katolickiej”. Z korzeniami wyrwali im z głów poczucie odpowiedzialności za państwo. A przecież to obowiązkiem tych „autorytetów moralnych”, wymagających tytułowania się „najczcigodniejszymi ojcami” i „pasterzami”, było powiedzieć wychowankom: opamiętajcie się, zgubicie Polskę! Choćby młodzieży, którą uczyli; choćby możnym, których spowiadali. Ale ich ojczyzna była i jest w Rzymie. Papieże dążyli do wzmocnienia Habsburgów polskimi ziemiami, aby ci mogli wydzierać Turcji i katolicyzować kolejne kraje, a także liczyli na dogadanie się z pozostałymi zaborcami o przywileje dla Kościoła. Jeśli Kościół – jak mówi – jest matką naszą, to ta matka pomogła zamordować własne dziecko. I morduje dalej, bo i dziś wychowankowie kruchty mają czelność wołać z trybuny sejmowej, że Polska nie musi być silna i bogata. Ważne, żeby była katolicka (wicepremier Henryk Goryszewski w 1993 roku). Oto niektórzy, i to tylko ci znaczniejsi z tłumu Płatnych Zdrajców, Pachołków Niemiec w sutannach, sprawców upadku I Rzeczypospolitej i katastrofy rozbiorów. Oto te „zasługi Kościoła dla Polski”... ¤ ¤ ¤ Zbigniew Oleśnicki – biskup krakowski w latach 1423–1455, pierwszy Polak kardynał. Uczestnik bitwy pod Grunwaldem,
#
Jakże słuszny był na sejmie w roku 1558 wniosek o wyłączenie biskupów z udziału w elekcji królów! Jak logicznie i mądrze uzasadniał go Hieronim Ossoliński: „(...) ci, którzy składają przysięgę na wierność ośrodkowi zagranicznemu i muszą go słuchać, nie mogą brać udziału w elekcji króla”. Nie wyszło... Później, wskutek tego zaniechania, Kościół, łamiąc prawo, pchał na tron Polski Niemców – Habsburgów – aż wreszcie pospołu z Rosją posadził na polskim tronie uzurpatorów Sasów, też Niemców, którzy zrujnowali Polskę, przetrącili jej kręgosłup i przekształcili w rosyjski protektorat. W końcu doszło do rozbiorów przy nieustającej współpracy Kościoła i jego umundurowanych funkcjonariuszy z zaborcami. Drogą wskazaną przez Ossolińskiego poszła za to Katarzyna II, wydając akt tolerancyjny, którym zakazała na terenie Rosji kultywowania religii mających ośrodki dyspozycyjne za granicą. I Rosja też zbudowała imperium. A my straciliśmy swoje państwo. To papiesko-niemieccy agenci zmarnowali owoce Grunwaldu i unii polsko-litewskiej oraz wspaniale zapowiadający się wiek XVI. Do słusznego wniosku doszedł Paweł Jasienica: „Praprzyczyn późniejszej katastrofy trzeba szukać w politycznie zmarnowanym XVI stuleciu”. To stulecie zmarnowali papiesko-niemieccy agenci na szczytach władzy w Polsce. Zaś w XVII wieku to Kościół papieski wciągnął Polskę w niepotrzebne, wyniszczające wojny ze Szwecją, Rosją i Turcją. Znamienne, że wszystkie wojny XVII wieku Polska prowadziła z państwami innych wyznań. Nawet powstanie Chmielnickiego było poniekąd wojną religijną, buntem ludu przeciwko katolicyzacji Ukrainy.
13
12
NASI OKUPANCI
#
4
#
#
gdzie ponoć uratował życie Jagielle. To otworzyło mu drogę do kariery. Zwolennik przewagi władzy duchownej nad świecką. Następnego dnia po uzyskaniu święceń kapłańskich otrzymał sakrę biskupią. Musiał uzyskać papieską dyspensę, bo prawo kanoniczne zabraniało udzielania wyższych święceń tym, którzy przelewali krew na wojnach. Prawo zabrania, ale jak trzeba, to jest i dyspensa. Dziurawe to prawo... Doradca Władysława Jagiełły i Władysława Warneńczyka. Praktycznie rządził Polską w okresie małoletniości Warneńczyka
i podczas jego pobytu na Węgrzech. Kazimierz Jagiellończyk, oceniwszy jego „zasługi”, odsunął go na dalszy plan na początku panowania. Wróg husytów – w 1424 r. wymógł na Jagielle edykt wieluński, na mocy którego heretyków karano śmiercią i konfiskatą majątków. Uniemożliwił Jagielle i Warneńczykowi objęcie tronu czeskiego z obawy przed rozwojem husyckiej herezji w Polsce. Polska z Litwą i z Czechami mogła być największą potęgą Europy! Ale to nie leżało w interesie Niemiec i papieży. W czasie pobytu posłów husytów w Krakowie dwa razy obłożył miasto klątwą – nawet wtedy, gdy Czesi przyszli z pomocą Polsce przeciw Krzyżakom. Nie udało mu się jednak wciągnąć Jagiełły w krucjaty antyhusyckie. W 1439 r., po rozbiciu husytów pod Grotnikami, osobiście na polu bitwy mordował rannych (wg Długosza). Nie pozwolił pogrzebać ciała Spytka z Melsztyna i przez trzy Zbigniew Oleśnicki dni leżało na pobojowisku, wystawione na żer krukom. Był architektem powołania Władysława Warneńczyka na tron węgierski... bez możliwości jego dziedziczenia. Uzyskał swój główny cel: pozbył się króla z kraju i mógł rządzić sam. Na życzenie papieża i Niemiec doprowadził do udziału Polski w niepotrzebnej wyprawie na Turcję, podczas której zginął król i kwiat rycerstwa polskiego. Krucjata zrujnowała skarb państwa, pomogła ukształtować warstwę magnatów i na wieki zaogniła stosunki z Turcją. NASI OKUPANCI
5