Komisja Majątkowa przekazała Kościołowi ponad 60 mld złotych!
IV ROZBIÓR POLSKI Â Str. 9
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 21 (533) 27 MAJA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
 Str. 14-15
Tak będzie wyglądał Jezus gigant
 Str. 7
 Str. 3 ISSN 1509-460X
 Str. 13
2
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Wstydźcie się wójtowie, burmistrzowie, sołtysi wszystkich miast, wsi i przysiółków. Sromotnie przegraliście ze Skórczem – mieściną na Pomorzu. To tam, a nie u was odsłonięto pierwszy pomnik Lecha Kaczyńskiego. Przyznano mu także pośmiertnie tytuł zasłużonego obywatela Skórcza. Z tego powodu, że jego ekscelencja kiedyś tam był. Pokurcz w Skórczu czy Skórcz w pokurczu? „Nad trumną ofiar wypadku (pod Smoleńskiem – przyp. red.) prasowe hieny rozpoczęły swój niszczący proces” – tak o dziennikarzach kielecki biskup Ryczan prawił podczas swojej homilii. Gdy „hieny” obraziły się na łamach swoich mediów, Ryczana w obronę wzięli inni biskupi. W ich oświadczeniu czytamy: „Nie może nam być obojętne naruszanie Jego autorytetu i dobrego imienia. Z tej racji oczekujemy wstrzemięźliwości wypowiadanych sądów o księdzu biskupie”. Ożeż wy... Jak miło. Biskup Życiński wściekł się na ultrakatolicką, narodową „Frondę”, nazywając ją antychrześcijańską. Za co to wszystko? Za to, że „Fronda” w niewybrednych słowach skrytykowała wybór Kowalczyka, agenta SB, na prymasa Polski. Cokolwiek byśmy sami o Kowalczyku myśleli, to akurat w sprawie „Frondy” zgadzamy się z abp. Życińskim w stu procentach. Nawet możemy dorzucić parę epitetów od siebie. Na krakowskich Błoniach w nocy z 13 na 14 maja Prawdziwi Polacy Katolicy postawili wielki „Krzyż pamięci Jana Pawła II”. I stał się cud – władza kazała krzyż zdemontować, bo wzniesiono go bez pozwolenia budowlanego. Teraz Prawdziwi Polacy zbierają się w miejscu „bestialsko wyciętego krucyfiksu” i się modlą. To znaczy zbierali się do 17 maja, ale jak zaczęło lać, to ochota im przeszła. Z dolnośląskich kościołów uciekają wierni. I to wcale nie przed powodzią. Populacja aktywnych katolików zmniejsza się tu o ok. 3 procent... rocznie! Drastycznie maleje też liczba spowiadających się i przystępujących do komunii. To wyniki badań Instytutu Statystyki Krk. „No to co? Na tle innych państw zachodnich nadal wypadamy dobrze” – nadrabia miną ks. dr Stanisław Jóźwiak. Na razie. Za jakieś 10 lat przyjdzie emigrować na misje... To, że coraz mniej wiernych odwiedza kościoły (nie tylko na Śląsku, ale i w całej Polsce) nie oznacza, że ubywa świątyń. Przeciwnie. Obecnie w naszym kraju jest ponad 10 tysięcy kościołów (nie licząc tych w budowie). Równo dwa razy więcej niż 40 lat temu! Ksiądz Roman Łodwig, proboszcz parafii Najświętszego Serca Jezusowego w Łodzi, najął do kościelnej agitacji przedwyborczej radiomaryjnego oszołoma Jerzego Roberta Nowaka. Ten, stojąc przed ołtarzem, przez blisko 2 godziny pluł na Platformę Obywatelską i w końcu sobie poszedł. „O co chodzi? Nie widzę w tym niczego złego” – oświadczył Łodwig dziennikarzom. Kaczyński był na komunii córki Elżbiety Jakubiak. A gdy zaczęły błyskać flesze i szumieć kamery, wręczył dzieciom posłanki PiS prezenty – supernowoczesne iPody. Chwilę później wziął na ręce synka Pawła Kowala i coś mu szeptał do ucha. Hodowca zwierząt futerkowych ma w ten sposób zafunkcjonować w pamięci Polaków jako człowiek rodzinny. A że to cudze dzieci? No to co? Ilu rogaczy jest w identycznej sytuacji i nawet o tym nie wie? Nie będzie mszy polowej celebrowanej przez Dziwisza. Nie zjadą się dzieciaki ze szkół imienia JPII. Nie zagrają orkiestry dęte z całego kraju. Nie będzie wielkiego koncertu „W hołdzie Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II w 90 rocznicę urodzin”. Bo w Wadowicach jest powódź. Niniejszym zawiadamiamy komisję watykańską o kolejnym cudzie papieskim: w zalanym mieście jeszcze nikt nie utonął! Zapewne powodzianie śpiewają „Barkę”. Bóg kocha Caritas. Hala w Chorzowie, kopalnia Halemba, Smoleńsk, a teraz jeszcze niebo sikające strugami wody. Taki fart! Natychmiast ogłoszono zbiórkę datków dla powodzian. I znów pieniądze gdzieś się rozpłyną. Jak to w czasie powodzi. Watykan w panice wysłał do sądu w Kentucky swoich prawników, którzy domagają się oddalenia pozwów ofiar księży pedofilów przeciwko papieżowi. Prawnicy ofiar przytaczają słynny tajny kościelny dokument „Crimen sollicitationis”, który nakazuje ukrywanie pedofilii duchowieństwa. A to jest w USA ciężkie przestępstwo. Jeśli sąd oddali wniosek watykańskich papug, Benedykt po przekroczeniu amerykańskiej granicy może zostać aresztowany. Na placu św. Piotra w Rzymie kilka tysięcy wiernych 16 maja manifestowało swoje poparcie dla Benedykta XVI. Tak zwany Papa Day został zorganizowany przez włoskie stowarzyszenie katolickie na znak protestu przeciw krytykowaniu papieża za plagę pedofilii w Kościele. Manifestacji poparcia dla molestowanych dzieci nie zorganizował nikt.
Epidemia J
ednym z najważniejszych tematów kampanii wyborczej są podatki. Chodzi o rozstrzygnięcie fundamentalne dla gospodarki – zostawiamy ludziom więcej pieniędzy albo tymi pieniędzmi sami (jako państwo) w większym stopniu gospodarujemy, utrzymując większą dyscyplinę fiskalną. W Polsce jest to tradycyjnie temat mniej ważny od teczek, haków, Katynia i tego, czy ktoś wychował się na podwórku, czy u mamusi na kolanach. Niby prezydent nie ma w tej kwestii formalnie wiele do powiedzenia, ale może inicjować debatę. Jest to szczególnie ważne teraz, ponieważ radosna twórczość ostatnich rządów, polegająca na zadłużaniu wewnętrznym i zewnętrznym Polski, może w ciągu 2–3 lat doprowadzić nasz kraj do bankructwa. Co gorsza, Unia Europejska (o ile jeszcze będzie istniała w obecnym kształcie) – wykrwawiona z euro po reanimacji Grecji, a za chwilę kilku innych krajów – nie będzie już wówczas skłonna umierać za Warszawę. Zdaniem analityków, Europa ma ostatnią szansę na odstawienie kredytowej kroplówki i uzdrowienie finansów publicznych. Państwo, które teraz nie zaciśnie pasa, nie skieruje wolnych środków na nowe inwestycje i nie wykorzysta swoich wszystkich atutów, za rok lub dwa lata niechybnie zatrzyma się w rozwoju, a PKB jego obywateli spadnie. Polska ma mnóstwo długów, ale ma też wiele atutów. Po pierwsze – pracowitych, przedsiębiorczych i zdolnych obywateli. Ponadto bogactwa naturalne, piękną przyrodę, świetne (na czas pokoju) położenie geograficzne. Sąsiedztwo Niemców, którzy są największymi światowymi globtroterami, oraz nadrabiających w tej dziedzinie zaległości Rosjan powinno już dawno spowodować u nas rozkwit infrastruktury turystycznej, co też powoli następuje. Ostatnio, po samobójczym (bo wszystko na to wskazuje) locie tupolewa, jest wreszcie szansa na poprawę stosunków z państwem rosyjskim. Nie wyobrażam sobie, aby nie był to priorytet rządu i nowego prezydenta. Po upadku rządów PiS i odejściu Lecha Kaczyńskiego Polska ma też coraz lepsze notowania w UE. Wśród jej przywódców narasta przekonanie, że Warszawa może mile zaskoczyć podczas swojej przyszłorocznej unijnej prezydencji. Oczywiście wybór bliźniaka może obrócić to wszystko w perzynę i kupę wstydu, ale do tego raczej nie dojdzie. Tak naprawdę oprócz zadłużenia mamy jeden poważny problem. Jest to zakres kompetencji polskiego rządu. Z przepisów naszej konstytucji i z konkordatu (autonomia Kościoła) oraz z praktyki wynika bowiem, że wyznacza go Kościół watykański. Tymczasem wszystkie demokratyczne modele opierają się na podstawowej zasadzie, że to państwo wyznacza kompetencje uczestnikom życia społeczno-polityczno-gospodarczego. Upoważnia go do tego suweren, czyli naród – czy to przez referendum, czy też poprzez parlament. Niestety, w Polsce głos suwerena – narodu – nie liczy się. Mało tego, że od 20 lat jesteśmy skazywani na wybór spośród wybrakowanych list kandydatów, to wybrani przez nas decydenci nie mają nawet szansy porządzić tak, jak chcą. Karty rozdają biskupi. A czynią to, wykorzystując nieweryfikowalne dane, że 96 procent obywateli RP to rzymscy katolicy. Naturalnie glejt ten Episkopat wykorzystuje w celu osiągnięcia korzyści merkantylnych – materialnych i politycznych, nie zaś – jak kłamliwie głosi – dla dobra i zbawienia ludu bożego, co „FiM” udowadniają od z górą 10 lat. Chociaż jeśli ktoś wierzy, że msze żałobne i inne modlitwy (np. wypominki) wykupione u księdza zbawią czyjąś
duszę, to może też uwierzyć, że 5 miliardów zł rocznie z państwowej kasy (i co najmniej drugie tyle z kasy samorządów) zbawi cały naród. Politycy wszystkich opcji od 20 lat chowają się pod płaszczykiem katolickich hierarchów, uznając, że ci mogą ich uchronić przed gniewem obywateli. Dla przedłużenia swojej kariery posła, ministra czy premiera gotowi są oddać realną władzę biskupom. Kościół rządzi Polską za pomocą konkordatu (którego postanowienia interpretuje sam jak chce), zindoktrynowanych przez siebie partii oraz agentów Opus Dei. Armia kapelanów Krk sprawuje nadzór nad wszystkim – począwszy od kół wędkarskich, poprzez poszczególne branże, aż po Pałac Prezydencki. Czy ja przesadzam? Konfabuluję? Bynajmniej. Bo czy ktoś może sobie u nas wyobrazić, że rząd lub któraś z partii forsuje jakieś prawo, któremu otwarcie sprzeciwia się Episkopat? Czy Sejm ma szansę takie prawo uchwalić? Nie, to niemożliwe. Szanse są co najwyżej na kompromisy, które też zakreśla Episkopat – tak jak to było w przypadku aborcji, religii w szkole, zwrotu majątków kościelnych, a niedługo będzie z in vitro. Wszystkie ważne społecznie ustawy lub rozporządzenia są konsultowane z watykańskimi nadzorcami. Przypomina to jak ulał czasy tuż przed trzecim rozbiorem, gdy polski król i sejm, zawiadując okrojoną ojczyzną, musieli uzyskać akceptację Moskwy dla każdego ze stanowionych praw. Fakt, że realny ośrodek władzy nad naszym krajem mieści się w Watykanie i przy ul. Miodowej, ośmiesza nas w oczach całego postępowego świata i podważa zaufanie do oficjalnych przedstawicieli RP. Uprzywilejowanie Kościoła (ulgi i zwolnienia podatkowe niezgodne z prawem unijnym) powoduje, że wielu postępowych obywateli nie utożsamia się ze swoim państwem. Spada zaufanie do polityków (niska frekwencja wyborcza), którzy z braku idei i z powodu ograniczenia swoich kompetencji prowadzą błazeńskie wojny na trumny, haki, komórki, penisy i inne gadżety. Jednocześnie próbują na wyścigi spełniać zachcianki biskupów, łudząc się, że dzięki temu wygrają wybory. Czynią tak władze wszelkich szczebli. Dla Kościoła taki porządek rzeczy jest wielce pożądany. Duchowni nie muszą zabiegać o wiernych; w nosie też mają złodziejskie i seksualne afery we własnym gnieździe, bo kasa płynie do nich od państwa i z nieopodatkowanych kościelnych biznesów. Nikt nie może zaprzeczyć, że to polskie państwo pełni rolę służebną wobec watykańskiego Kościoła. Robi m.in. wszystko, aby uchronić monopol kleru na niektóre usługi (np. cmentarze), i to wbrew prawu europejskiemu. Państwo przejęło także na swoje barki koszty funkcjonowania Kościoła: szkolenie kościelnych kadr, utrzymanie kapelanów w szpitalach, finansowanie katechezy szkolnej, katolickich placówek leczniczych i pomocy społecznej itd. A źródłem tej watykańskiej epidemii cholery nad naszym krajem jest obłudne kłamstwo, że Kościół rzymskokatolicki ma w Polsce 96 procent wyznawców, podczas gdy nie ma nawet tylu ochrzczonych. Jak to kłamstwo odkręcić? Jak sprawić, żeby prawda nas wyzwoliła? Należy wprowadzić podatek kościelny na wzór niemiecki: kto katolik, ten płaci. Reszta ma to w nosie. Kandydat lewicy na prezydenta powinien z takim m.in. projektem startować w wyborach. Gdyby lewica miała swojego kandydata. JONASZ
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
O
jciec Tadeusz Rydzyk bardzo często szydzi na antenie z ogłupiających naród „polskojęzycznych tytułów prasowych pozostających we władaniu zagranicznego kapitału” i wygłasza teorie o zaletach „jedynego prawdziwie polskiego »Naszego Dziennika«”. Przy każdej okazji zapewnia swoich fanów, że jeśli już musi komuś dać zarobić, to wyłącznie rodzimym firmom (vide: przypadek wierceń geotermalnych, gdy żebrząc o datki, eksponował fakt wykonywania prac przez spółkę z Jasła), byle tylko nie wzbogacili się na Polakach jacyś paskudni Niemcy, że już nie wspomnimy o biznesmenach z Izraela... Gdy podczas ubiegłorocznej 17 Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja startowała nowa telefonia komórkowa „wRodzinie” (wspólny interes Rydzykowej Fundacji „Lux Veritatis” i spółki CenterNet), a Jarosław Kaczyński występował w roli komiwojażera, zachwalając telefony komórkowe przed pielgrzymami, o. Tadeusz wołał do zgromadzonych na Jasnej Górze: – Dzisiaj witamy „wRodzinie”. Co wy na to? Postanowiliśmy. Przyszli do nas i nam zaproponowali. Kapitał polski! Żeby te pieniądze nie wypływały z Polski! Jarmark w religijnym sanktuarium nie wszystkim przypadł do gustu, więc kilka dni później o. Rydzyk tłumaczył: – Dlaczego żeśmy to zrobili? Bo to jest kapitał polski, dlatego współpracujemy z tym CenterNetem.
L
GORĄCE TEMATY
3
Rydzyk zdradza Rodzinę Dyrektor Radia Maryja pracuje „na czarno”. Dla Niemca! Kapitał polski! Dajemy usługi, po prostu Fundacja „Lux Veritatis” pracuje, daje pewne usługi, i za to dostanie pieniądze (cyt. z wygłoszonej 20 lipca „homilii” do wiernych zgromadzonych na spotkaniu Rodziny Radia Maryja Bożej w Borku Starym k. Rzeszowa). „»Lux Veritatis« podpisała umowę z firmą, w której jest sto procent polskiego kapitału” – podkreślał na łamach „Naszego Dziennika” o. Jan Król, główny księgowy imperium. „(...) Dla osób związanych z naszą rozgłośnią jest to też bardzo ważne. Bo przecież jakaś część z moich opłat będzie przeznaczona na cele, z którymi się identyfikuję, w ten sposób dodatkowo mogę je wesprzeć” – zaakcentował. Po raz kolejny okazuje się, że obaj panowie są mistrzami w robieniu członkom Rodziny wody z mózgów, ale zanim to udowodnimy, przypomnijmy, na czym polega telefoniczny interes o. Rydzyka... ~ ~ ~ CenterNet należy do grupy kapitałowej Romana Karkosika – absolutnie prawdziwego Polaka różniącego się od innych jedynie tym, że jego majątek szacowany jest na
ekarka – sława medyczna Szczecina – brała z NFZ pieniądze za świadczenia, których nie udzielała. To już jest pewne. Pozostaje tylko pytanie, ile było takich przypadków... Na wniosek Zachodniopomorskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia szczecińska policja sprawdza dziwne praktyki dr E. K., która uchodzi za najwybitniejszą w regionie specjalistkę w dziedzinie psychiatrii. Jest biegłą sądową i członkinią władz naczelnych największej polskiej organizacji zrzeszającej psychiatrów sądowych. Z naszych informacji oraz przecieków z prokuratury i NFZ wynika, że środowisko lekarskie może wkrótce odczuć potężny wstrząs... Irena (imię zmienione) jest w trakcie rozwodu przeprowadzanego z powództwa męża, człowieka ustosunkowanego. Jego koronnym argumentem podniesionym w trakcie jednej z rozpraw było twierdzenie, że żona jest chora i leczy się psychiatrycznie w przychodni kierowanej przez dr E.K. pod jej osobistą opieką. Pozwana osłupiała, bo wykonuje zawód zaufania publicznego, którego nieodłącznym atrybutem jest stuprocentowe zdrowie na umyśle. Owszem, miała kiedyś okazję poznać dr K., ale nigdy w życiu nie była u niej ani u żadnego innego psychiatry w charakterze pacjentki. O jakiej więc chorobie mówi mąż i skąd o niej wie, skoro już od dawna nie mieszkają razem? – Po uzyskaniu informacji, że w kierowanej przez dr K. przychodni dla nerwowo i psychicznie chorych mam założoną historię choroby i jestem tam leczona, chciałam uzyskać wgląd do rzekomo istniejącej dokumentacji
ponad 1 mld dolarów. Podpisując z „Lux Veritatis” umowę (jej wartość oszacowano na 150 mln zł w latach 2009–2013) o „budowie sieci dystrybucji oraz warunkach sprzedaży produktów i usług” (docelowo 2 tys. punktów sprzedaży) przy wprowadzeniu na rynek marki „wRodzinie” (współwłasność układających się stron), spółka Karkosika wystawiła kontrahentowi 10 weksli na kwotę 0,5 mln zł każdy. Innymi słowy: nawet jeśli interes z telefonami nie wypali, o. Rydzyk niczym nie ryzykuje, bo ma już 5 mln zł w kieszeni (por. „Córki ojca Rydzyka” – „FiM” 32/2009). Biznes jest prosty: „Lux Veritatis” nagania klientelę wywodzącą się z Rodziny, a CenterNet świadczy usługi telekomunikacyjne. Według warunków koncesji, firma była zobowiązana do pokrycia zasięgiem własnej sieci takiego obszaru, żeby nie później niż na koniec 2009 r. mogło z jej usług korzystać co najmniej
15 proc. ludności zamieszkałej na terenie Polski oraz 30 proc. na koniec roku 2012. Problem polega na tym, że takiej własnej infrastruktury CenterNet nie miał i zapewne długo jeszcze mieć nie będzie, co na dzień dzisiejszy czyni go de facto tzw. operatorem wirtualnym, czyli jedną z wielu firm istniejących na rynku dzięki korzystaniu z urządzeń któregoś z czterech potentatów (Centertel – operator telefonii Orange, Polkomtel – Plus, Simplus, Sami Swoi, P4 – Play, Polska Telefonia Cyfrowa – Era, Heyah), pochłaniających lwią część zysków. Partner o. Rydzyka wybrał tę ostatnią spółkę, zawierając z PTC umowę (jej minimalną wartość do maja 2013 r. oszacowano na 48 mln zł) o „usługach telekomunikacyjnych w miejscach, w których CenterNet nie dysponuje własną siecią”, czyli prawie wszędzie. I doprawdy aż boimy się pomyśleć, co powie Rodzina Radia Maryja, jeśli nie daj Boże rozniesie się, że PTC
Historia choroby moich „dolegliwości”. Podczas pierwszej wizyty spotkałam się z kategoryczną odmową. Poinformowałam pełnomocnika procesowego, a po kilku dniach ponowiłam żądanie. Ku mojemu najwyższemu zdumieniu okazało się, że takie papiery jednak istnieją! Wydano mi ich kserokopie bez żadnego uwierzytelnienia „za zgodność z oryginałem” ani nawet pieczęci nagłówkowej przychodni i daty sporządzenia oraz wydania kopii dokumentacji medycznej – podkreśla Irena. Historia jej choroby składa się z trzech karteluszków: ~ na dwóch znajdujemy opis pierwszej wizyty kobiety u dr K. (30 czerwca 2009 r.) z przeprowadzonym wywiadem psychiatrycznym, danymi osobowymi pacjentki, PESEL-em, adresem oraz numerami zastosowanych procedur medycznych 94.11 i 94.42 (według Międzynarodowej Klasyfikacji Procedur Medycznych oznaczają odpowiednio „psychiatryczną ocenę stanu psychicznego” i „terapię rodzin”); ~ trzecia kartka dotyczy rozmowy z Ireną w dniu 20 lipca 2009 r. „Ustaliłam pacjentce termin badania psychologicznego na 06.08.09 u mgr K (...), ale telefonicznie stwierdziła, że jest to niemożliwe, bo jest wtedy na weselu” – odnotowała dr K. Wszystkie zapiski zostały sporządzone przez nią własnoręcznie i na każdym znajduje się jej pieczątka lekarska.
Irena przyznaje, że korzystając z protekcji przyjaciółki, faktycznie spotkała się w czerwcu 2009 r. z dr K., ale tylko jeden jedyny raz i wyłącznie po to, żeby porozmawiać o niepokojących zachowaniach członka swojej najbliższej rodziny. Co istotne: podczas tej wizyty w ogóle się nie rejestrowała, a oprócz imienia i nazwiska nie podała wówczas psychiatrze żadnych innych danych osobowych! – Nawet nie miałam ze sobą dokumentów, bo miałyśmy pogadać prywatnie i wyskoczyłam na chwilę z pracy, gdy dostałam wiadomość, że pani doktor ma akurat wolne okienko. Jeśli zaś chodzi o ten zapisek z lipca, to odnosi się prawdopodobnie do krótkiej rozmowy telefonicznej. Zadzwoniła, żeby umówić mnie z psychologiem. Po co? Nie umiała sensownie odpowiedzieć, więc podziękowałam, wymawiając się jakimiś obowiązkami, już nawet nie pamiętam jakimi – dodaje Irena. „Skoro Pani Doktor potwierdziła w dokumentacji medycznej zastosowanie określonych procedur, to zapewne moje rzekome wizyty u niej zostały wykazane do NFZ w zestawieniu miesięcznym pracy przychodni, a NFZ na tej podstawie wypłacił odpowiednie świadczenia pieniężne. Proszę o udzielenie odpowiedzi, czy zakładanie dokumentacji lekarskiej w ... (tu pełna nazwa i adres przychodni – dop. red.) osobom nieleczącym się tam jest zgodne z prawem? Czy za dwie wskazane wizyty w dniach 30 czerwca
jest w 93 proc. własnością Niemców z koncernów Telekom Deutschland GmbH i T-Mobile, czyli że kasa za rozmowy jednak wypływa z Polski... Ale to nie wszystko: okazuje się, że biznesowy partner o. Rydzyka nawiązał bardzo ścisłą kooperację ze spółką Aero2, za którą stoi kapitał właściciela Polsatu Zygmunta Solorza. Oto przed miesiącem Aero2 objęło wyemitowane przez właściciela CenterNetu papiery dłużne warte 20 mln zł, a od kilku dni obiema spółkami dowodzi jeden prezes Adam Kuriański (dotychczas szef zarządu Aero2). Smaczku tej fuzji dodaje fakt, że całkiem niedawno „Nasz Dziennik” wylewał kubły pomyj na Solorza, jakoby „chętnie współpracował z komunistyczną bezpieką”, a gdy biznesmen wytoczył gazecie proces o naruszenie dóbr osobistych (zakończony wyrokiem nakazującym przeprosiny), Rydzykowy ekspert napisał: „(...) właściciel Polsatu nie posiada obecnie zdolności honorowej i z tej racji nie jest możliwe dalsze naruszanie jego dóbr”. I pomyśleć, że o. Tadeusz będzie teraz nań pracował! No, ale z drugiej strony... czy jest jeszcze coś, czego on nie zrobi dla pieniędzy? ANNA TARCZYŃSKA
i 20 lipca 2009 r. NFZ zapłacił przychodni, a jeśli tak, czy były ku temu podstawy, czy może stanowi to wyłudzenie pieniędzy i powinno zostać zbadane przez prokuraturę?” – zapytała Irena prezesa Zachodniopomorskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ w piśmie z 27 marca 2010 r. Dr E.K. przyznaje, że „nie widziała u Ireny żadnych wskazań do założenia historii choroby”, bo nie było potrzeby jej leczenia, więc spotkanie z nią jedynie „odnotowała w zeszycie konsultacyjnym”, ale poszła w zaparte, zaprzeczajac, jakoby miało charakter czysto towarzyski. Reszta jest oczywiście tajemnicą lekarską... Po przeprowadzeniu postępowania sprawdzającego i złożeniu wyjaśnień przez dr K. NFZ stwierdził, że „szczegółowa analiza wniesionej sprawy wskazuje na nieprawidłowości w dokumentowaniu przez lekarza (...) udzielonych świadczeń, w tym uznanie rozmowy telefonicznej za poradę lekarską, których realizacja została wykazana do rozliczenia ze środków NFZ”. Tak oświadczył zastępca dyrektora ds. medycznych zachodniopomorskiego NFZ lek. med. Tomasz Żukowski w piśmie z 30 kwietnia 2010 roku, zapewniając, że NFZ wyegzekwuje od dr E.K. zwrot nienależnych jej pieniędzy. – Nie chodzi tylko o zwrot kasy. Chcąc chronić swój tyłek, NFZ zawiadomił też organa ścigania, bo przypadek Ireny nie jest ewenementem. Podrzucili nam śmierdzące jajo, bo pani doktor jest bardzo poukładana w Szczecinie i ma znakomite relacje z sądami, prokuraturą oraz policją, więc trudno w tej chwili prognozować, jak to wszystko się zakończy – twierdzi nasze źródło w komendzie wojewódzkiej. DOMINIKA NAGEL
4
POLKA POTRAFI
Mała, a cieszy W maju, miesiącu różańca i Maryi, Polkom niekatoliczkom przypomniano o pewnej niegodziwej rocznicy. Równo pół wieku temu dopuszczono do sprzedaży pigułki antykoncepcyjne. Wynalazek iście szatański! Pierwsza tabletka zapobiegająca poczęciu trafiła na amerykański rynek w 1960 roku. W Polsce pojawiła się 6 lat później. Dzięki cudownemu medykamentowi kobiety same zaczęły decydować o tym, jak liczna będzie ich familia, uniezależniły się od ślubnych wybranków i odważyły myśleć o życiu zawodowym. Obecnie pigułkę antykoncepcyjną łyka ponad 80 mln kobiet na świecie. W ciągu ostatnich 50 lat była wielokrotnie unowocześniana. Ta współczesna zawiera od 10 do 30 razy mniej hormonów niż tabletka wyprodukowana pół wieku temu i jest jednym z najskuteczniejszych środków zapobiegających ciąży. Kościelni mentorzy – przeciwni zarówno pigułce, jak i wszystkiemu, co powstrzymuje bezmyślny rozród ku chwale bożej – niezmiennie produkują rewelacje na jej temat. Do najciekawszych należą odkrycia
N
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
doktora Castellviego, prezesa Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń Katolickich Lekarzy, który na łamach watykańskiego dziennika „L’Osservatore Romano” obwieścił: „Pigułki antykoncepcyjne mają niszczycielski wpływ na świat fauny i flory!” Powód? „Przyjmujące je kobiety wydalają później z siebie »tony hormonów«”. Poza tym, jak wyliczył watykański doktor, niewinnie wyglądające pigułeczki łamią pięć fundamentalnych praw człowieka: prawo do życia, zdrowia, edukacji, informacji i równości płci...
ajnowsze dane statystyczne na temat polskiego kościoła potwierdzają, że jest on w kryzysie. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że ten rok będzie dla hierarchów jeszcze gorszy niż poprzednie. Środowiska kościelne lubią porównywać swoją instytucję do „łodzi Piotrowej”. To porównanie jest zresztą nadużyciem, bo rybak i apostoł Piotr, prosty żyd ortodoksyjny, padłby trupem, gdyby dowiedział się, jak paskudnej sprawie ma patronować. Ale jeśli już porównywać Kościół katolicki w Polsce do łodzi, to jest to łódka coraz bardziej opustoszała i nabierająca wody. Nawet kościelna statystyka to potwierdza. Opublikowano właśnie dane na temat liczby osób praktykujących w roku 2009. Niby nie jest tak źle w porównaniu z innymi krajami Europy, bo obliczono, że w jedną z październikowych niedziel było w kościele 41 proc. zobowiązanych do praktykowania, czyli katolików powyższej wieku siedmiu lat i niechorujących obłożnie. Ale to znaczy, że na mszy był co trzeci Polak, bo 11 proc. mieszkańców tego kraju to niekatolicy. A to, że ktoś akurat w tę niedzielę został zauważony w kościele i policzony, to nie znaczy jeszcze, że bywa tam regularnie. Liczba więc regularnie praktykujących jest sporo mniejsza. Okazuje się zatem, że stale praktykujący są w tym kraju mniejszością, i to mniejszością pokrywającą się mniej więcej z liczbą wyborców PiS... Do związków PiS i kleru jeszcze wrócimy, ale zaznaczmy, że sam Kościół potwierdza, że od 1989 roku stracił 10 proc. praktykujących (ich odsetek spadł z ponad 50 do ponad 40 proc.). To znaczy, że spośród chodzących regularnie do Kościoła przestał chodzić co piąty. Co gorsza, w dłuższej perspektywie ten spadek się nasila – prawdziwy zjazd zaczął się po śmierci Jana Pawła II. W latach 2007–2008 tąpnięcie wyniosło aż 3 procent. Tłumaczono to wyjątkowo brzydką pogodą w październiku 2008 r., gdy dokonywano liczenia. Ale rok 2009
Z innych kościelnych publikacji możemy się dowiedzieć, że antykoncepcja hormonalna powoduje (poza zdrowotną ruiną oczywiście): blokadę przeżyć wyższych, kalectwo emocjonalne, degradację roli dziecka w rodzinie, utratę ideałów, poczucie beznadziei, osłabienie więzi małżeńskiej i sprowadza nas do roli... bezmyślnie kopulującego zwierzątka. Według sondaży, 70 proc. Polaków uważa, że pigułki antykoncepcyjne powinny być bezpłatne. O tym możemy zapomnieć. Bo... „są niezgodne z naukami Kościoła”. U nas zakazuje się przecież aborcji, a antykoncepcję ogranicza zgodnie z maksymą: Obywatelko, radź sobie sama! Za rządów spółki PiS-LPR-Samoobrona z ław poselskich wypłynął nawet zamysł, aby na opakowaniach pigułek umieszczać ostrzeżenia podobne do tych widniejących na wódce i papierosach. Efekt łatwy do przewidzenia. Już i tak 38 proc. Polek antykoncepcji nie stosuje wcale. Niektóre z nich wolą potem wyrzucić noworodka na śmietnik. Chociaż, co pocieszające, rośnie liczba kobiet stosujących pigułki systematycznie. Wśród tych zabezpieczających się młode dziewczyny (18–24) trzy razy mniej dowierzają metodom naturalnym, zwanym potocznie watykańską ruletką, niż kobiety z pokolenia ich matek. Na złość katolickim sekspertom. JUSTYNA CIEŚLAK
przy świetniej pogodzie był lepszy tylko o jeden procent. Zatem spadek się utrzymuje, i to mimo powrotu części emigrantów do kraju w ubiegłym roku. Dlaczego zawracam Czytelnikom głowę tymi cyferkami? Bo myślę, że warto wiedzieć, w którym miejscu się znajdujemy. A znajdujemy się już za progiem więdnięcia Kościoła w Polsce. Innymi słowy, krajowy katolicyzm podąża tam, gdzie jest już niemal w całej Europie – w miejsce odrzucenia przez społeczeństwo, tracenia wpływów, wreszcie powolnego bankructwa. Co istotne, w diecezjach wielkomiejskich, na przykład warszawskiej i katowickiej, spadek jest jeszcze bardziej drastyczny – od 2006 roku ubyło tam aż 10 proc. praktykujących. Oznacza to powielenie znanej na świecie prawidłowości, że kryzys Kościoła zaczyna się w wielkich miastach, a za nimi idzie powoli reszta kraju. Na prowincji nie ma jeszcze masowego odpływu, ale zmienia się mentalność i widać pierwsze jaskółki, czyli coraz większą liczbę buntowników deklarujących na różne sposoby sprzeciw wobec wymogów Kościoła. Ten rok będzie dla Kościoła jeszcze trudniejszy. Dotrą do nas fale afer pedofilskich w Europie, które w Niemczech już spowodowały gwałtowny odpływ wiernych i to ledwie w parę tygodni od ujawnienia nieprawidłowości. Poza tym prędzej czy później kryzys pedofilski wybuchnie i u nas – to tylko kwestia miesięcy, a najwyżej lat. Na niekorzyść Kościoła działa także jego coraz szybsze sPiSienie, zrastanie się mentalne i ideologiczne z partią Kaczyńskiego. Dla ludzi odrzucających ten sposób myślenia, w tym części praktykujących katolików, Kościół będzie coraz bardziej obcą strukturą, dziwnym i nieprzyjaznym miejscem. Kościół i PiS od kilku lat razem podążają na margines, wprawdzie jeszcze nadal dosyć szeroki, ale coraz bardziej izolowany i oglądany przez resztę społeczeństwa ze zdumieniem i odrazą. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Kościół więdnący
Prowincjałki Wydawałoby się, że w Polsce nie brakuje krzyży. Jednak 50-letni mieszkaniec Torunia połasił się na krzyż z kościoła świętego Jakuba. Zabrał go i zaczął z nim uciekać podczas mszy. Dopadli go inni wierni i zdobycz odebrali. Grozi mu do 5 lat więzienia. Z kolei w Żarach zakonnica wyrwała złodziejowi srebrny kielich mszalny. Co ciekawe, wszyscy złodzieje świętości twierdzą, że są katolikami.
POTRZEBA KRZYŻA
Staruszce z Myśliborza – kiedy akurat się modliła – w dom wjechało rozpędzone auto osobowe. Kierowca samochodu zginął na miejscu, staruszka ocalała, ale uległa potłuczeniom. Twierdzi, że życie zawdzięcza różańcowi, który właśnie trzymała w ręku. Cóż, równie prawdopodobne jest, że odmawiany różaniec ściągnął na jej dom nieszczęście.
WYMODLIŁA?
Afera w Radomsku. Na policję zadzwoniła 68-letnia kobieta z elektryzującą informacją: „Zabił mnie brat, leżę w kuchni”. Nie bacząc, że telefon był teoretycznie z zaświatów, na miejsce wysłano wszelkie służby. Ratownikom drzwi otworzyła... zamordowana. Twierdzi, że czuje się dobrze i że... nigdy nie dzwoniła na policję. Opracował MaK
ZMARTWYCHWSTANIE
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Dawno już nie widziałem takiej pięknej katastrofy. Jeszcze kilka żartów Komorowskiego, jeszcze parę wpadek z otwieraniem serwera lub ściągami z Wikipedii, jeszcze kilka wypowiedzi jego fanów i piosenek w stylu Wojewódzkiego i prezydentem będzie Jarosław Kaczyński. (Marek Migalski o kampanii Bronisława Komorowskiego)
Nikt nie neguje, że w Ruandzie i Burundi są ludzie, którzy cierpią, tylko tak za bardzo na co dzień się tym nie zajmujemy. Jeżeli Polska by miała spaść do rangi zainteresowania, jaką obdarzona jest Ruanda czy Burundi w świecie, to byłby najlepszy argument za wybraniem człowieka, który ma doświadczenie w hodowli zwierząt futerkowych, natomiast nie ma doświadczenia bycia ojcem czegokolwiek i czymkolwiek. (Władysław Bartoszewski o Jarosławie Kaczyńskim)
Spontaniczna żałoba części społeczeństwa po katastrofie w Smoleńsku nie bardzo mnie zaskoczyła, gdyż pamiętam żałobę po śmierci Bolesława Bieruta, kiedy to tłumy tak samo spontanicznie wyległy na ulicę i tak samo długi był strumień ludzi przesuwający się dniem i nocą przed jego trumną. (prof. Bronisław Łagowski, historyk idei, filozof)
Polski patriotyzm polega na wzruszaniu się orłem w koronie, powstańcami warszawskimi i tym podobnymi symbolami, na obchodzeniu rocznic. Polski patriotyzm polega w gruncie rzeczy na kulcie patriotyzmu, a nie na tym, że pragnie się kraj doskonalić, upiększyć, sprawić, aby Polska w rywalizacji narodów zajmowała lepsze miejsce. (jw.)
Kardynał Dziwisz poza rutyną w sprawach kościelnych jest człowiekiem dosyć nieobytym. (jw.)
Jaki jest pożytek społeczny z duchownych przywódców, którzy mają rację tylko dlatego, że są duchownymi przywódcami, a nie dlatego, że ich racje bronią się w otwartej dyspucie? (prof. Tomasz Polak – dawniej Węcławski – były ksiądz i rektor seminarium duchownego w Poznaniu)
Pogrom kielecki to było dzieło agentów sowieckich, a katastrofa pod Smoleńskiem to był na pewno zamach. (Jerzy Robert Nowak, publicysta związany z mediami Tadeusza Rydzyka, na spotkaniu z wiernymi w jednym z łódzkich kościołów)
Jeżeli uczniowie chcieliby zdawać religię na maturze i potrafili to przekonująco uzasadnić, państwo powinno ten postulat uwzględnić. Ważne, aby rozmawiać o tym spokojnie, bez straszenia państwem wyznaniowym. (prymas Józef Kowalczyk)
Nie macie żadnej lewicy, bo to, co wy nazywacie lewicą, u nas się nazywa prawicą. A to, co u was nazywa się prawicą, u nas nazywa się oszołomami. (konserwatywna holenderska dziennikarka o polskiej scenie politycznej) Wybrali: AC, OH, PPr, RK
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
NA KLĘCZKACH
TATA Z SS Niedawno wieszczyliśmy, że Jacek Kurski albo osobniki kurskopodobne reanimują przed wyborami coś na kształt dziadka z Wehrmachtu. No i stało się. Najpierw we Wrocławiu, a później w całej Polsce zawrotną karierę robi kolportowana ulotka, na której reprodukowane jest zdjęcie czterech esesmanów w odkrytym samochodzie. Niemieckie archiwa podają, że fotografia pochodzi z 1939 roku, a widoczni na niej hitlerowcy nadzorowali wywóz Żydów z ziemi sandomierskiej. Mężczyzna siedzący za kierownicą samochodu jest podobny do Donalda Tuska – według autorów ulotki jest to jego ojciec. Wszystko pięknie, tylko że w roku 1939 papa Tusk miał całe 9 lat. Czy ten fakt jest jakąkolwiek przeszkodą dla radiomaryjnych kolporterów fałszywki? Ależ skąd! ASz
podarowania mu pieniędzy”. Natomiast jako specjalną atrakcję dla zaproszonych gości firma reklamuje prezentację opartą na historii życia dziecka od urodzenia do dnia przyjęcia, włącznie z załączonymi zdjęciami z uroczystości w kościele. „Takie pokazy są bardzo wzruszające i wyciskają łzy radości z oczu każdej babci czy dziadka” – kuszą organizatorzy pierwszokomunijnych imprez. AK
CUD SZCZEPOWY
KOMU BIJE DZWON Archidiecezja łódzka chce uszczęśliwić swoich poddanych kolejnym kosztownym pomysłem. Za 400 tysięcy złotych ma być zaprojektowana, odlana i zamontowana replika dzwonu „Zygmunt”, który z katedry łódzkiej wywieźli hitlerowcy. Realizacja tak kosztownego projektu w niezamożnym mieście, i na dodatek w czasie kryzysu, budzi sprzeciw. Proboszcz parafii katedralnej zapowiada zbiórki publiczne i rozstawienie skarbonek w centrach handlowych. Obawiamy się jednak, że w zlaicyzowanym mieście będzie niewielu chętnych na zafundowanie luksusowego prezentu Kościołowi i pomysłodawcy sięgną, jak to zwykle, do publicznej kieszeni. Zapowiedzią takiego obrotu sprawy jest udział w komitecie zbierającym fundusze reprezentantów instytucji państwowych – Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej i Narodowego Centrum Kultury. MaK
WYCISKANIE ŁEZ Organizacja pierwszej komunii to nie lada wydatek i stres. Nic dziwnego, że coraz więcej firm proponuje odciążenie rodziców, czyli wzięcie na siebie spraw organizacyjnych. W ramach kompleksowej obsługi komunijnej jedna z bydgoskich firm oferuje znalezienie i rezerwację sali lub zorganizowanie cateringu na imprezę w domu, instalację i aranżację namiotu oraz stołów, komunijną dekorację, zapewnienie transportu gości z kościoła do miejsca uroczystości oraz zamówienie oryginalnego tortu i stosownej oprawy muzycznej. W zakresie usług nie zabrakło nawet „koordynacji zakupów prezentów”, która ma polegać na doradzeniu gościom, „jakiego rodzaju prezent kupić, jeśli nie do końca wiedzą, czego oczekiwałoby dziecko i noszą się z zamiarem
W słynnym kościele św. Antoniego Padewskiego w Sokółce, w którym hostia poczerwieniała po zetknięciu ze szczepem bakterii serratia marcescens (tak wykazali botanicy) i stała się „dowodem” sterowanego przez brukowce „cudu w Sokółce”, trwa remont. Prace remontowe służą m.in. przygotowaniu budynku na miejsce kultu cudownego opłatka, który obecnie jest przechowywany na plebanii. Hostia będzie wystawiona na widok publiczny. MaK
APELE WYBORCZE Apel Jasnogórski to stosunkowo nowa – bo dwudziestowieczna – katolicka modlitwa, transmitowana codziennie z Częstochowy przez Radio Maryja. Co ciekawsze kąski apelowych rozważań paulini przedrukowują czasem w dwumiesięczniku noszącym imię ich sanktuarium. Plebiscyt na publikację w najnowszym numerze (3/2010) wygrał apel o. Dominika Byblewskiego, który uważa, że w czasie jego natchnionej pogadanki „każdy prawdziwy Polak zwraca swe serce ku Jasnej Górze”. A oto inny fragment rozmyślań powstałych w namaszczonej głowie na potrzeby rzeczonego apelu: „Spójrzmy dziś na Maryję Królową naszych rozprzedanych ziem, rozgrabionych zakładów pracy, rozbitych i zniszczonych gospodarstw, naszej biedy i nędzy moralnej”. Uff... I kto po takim głosie z „duchowej stolicy” powie, że PiS do władzy, a Samoobrona do Sejmu już
nie wrócą? Przecież ktoś musi zrobić porządek z tymi, co wolą „rozprzedawać ziemię” zamiast darować ją Kościołowi... o.P.
REKOLARSTWO „Pielgrzymka jest szansą na nawiązanie nowych przyjaźni i powiększenie znajomych na Naszej-klasie i Facebooku” – wodzą na pokuszenie plakaty organizatorów pierwszej rowerowej pielgrzymki Szczecinek–Jasna Góra. Z kolei na Facebooku ks. Jacenty w artykule pod intrygującym tytułem „Wakacje na tyłku czy na siodełku” zanęca: „Te rekolekcje w drodze będą odbywały się pod hasłem »Wyzwolić miłość« (...). Pielgrzymka nie jest tylko rajdem ani wyścigiem kolarskim. Akcent kładziemy bardziej na fitness... duchowy”. Celem zaś tego prawie pięćsetkilometrowego rowerowego fitnessu ma być „ożywienie wiary, ubogacenie ducha i wyjednanie łask”. To dlatego jego uczestnikom codziennie, przez 6 dni, w ramach programowego „wyzwalania miłości” towarzyszyć ma, oprócz mszy i różańca, równie niezbędnego jak zapasowe dętki, także „duch umartwiania i pokuty”. W praktyce oznacza to m.in. bezwzględne stosowanie się do regulaminowego zakazu noszenia szortów i koszulek odkrywających ramiona oraz – apage satanas! – zdejmowania koszul. AK
ŚWIĘTA MASZYNA Artystka Kamila Szajnoch stworzyła urządzenie o nazwie Święta Maszyna, które jest skrzyżowaniem bankomatu, automatu informacyjnego i telefonu do Pana Boga. Można do niej wpisywać swoje problemy, a maszyna wyrzuca z siebie pocieszające komunikaty... Na przykład: „Święta Rodzina analizuje twój problem”. Urządzenie będące prowokacją światopoglądowo-artystyczną miało pierwotnie stanąć na jednym z dworców, ale nie zgodził się na to zarząd PKP. W końcu na krótko Świętą Maszynę przygarnął... jeden z kościołów w Sierpcu. Coś nam się zdaje, że miejscowy proboszcz nie zrozumiał, że cały pomysł podszyty jest kpiną. MaK
B16 SPADA... Włoski dziennik „La Repubblica” opublikował sondaż, z którego wynika, że Benedyktowi XVI ufa tylko 46,6 proc. Włochów. Gazeta podała wyniki z ostatnich 7 lat. W 2003 roku Jan Paweł II cieszył się 77-procentowym poparciem.
Poza wszystkim, zaufanie Włochów do Kościoła katolickiego również spada. W 2003 roku ufało tej instytucji prawie 63 proc., w tej chwili zaledwie 47 proc obywateli. Główną przyczyną tak słabego zaufania jest skandal pedofilski. 62 proc. ankietowanych uważa, że Kościół celowo ukrywał księży pedofilów. ASz
CELIBAT? PO CO? Austriacki biskup Paul Iby w wywiadzie dla dziennika „Die Presse” twierdzi, że księża powinni mieć wybór, czy chcą żyć w celibacie, czy nie. Iby uważa również, że święcenia kapłańskie żonatych mężczyzn to świetny pomysł, a w dalszej perspektywie należałoby dopuścić do święceń kobiety. Biskup wypowiedział się także na temat rozwodów i uważa, że powinny być dozwolone. Podkreśla też, że dyskryminowanie homoseksualistów musi się natychmiast skończyć. ASz
TERAZ UGANDA Minister ds. etyki i wychowania James Nsaba Buturo w odezwie do narodu powiedział, że księży katolickich, którzy molestowali dzieci, należy natychmiast usunąć (cokolwiek to znaczy): „Nikt w Ugandzie nie jest ponad prawem. Społeczeństwo powinno powstać przeciwko takim księżom. Ugandyjczycy powinni zrobić wszystko co możliwe, żeby bronić swych wartości moralnych”. Problem wypłynął na światło dzienne z powodu księdza Wapokury, który zgwałcił dwie dziewczynki, zarażając je wirusem HIV. Zboczeniec chciał zapłacić rodzinom swoich ofiar za milczenie, ale się na to nie zgodziły. Grozi mu dożywocie. Po aresztowaniu Wapokury zgłosiły się ofiary molestowania przez innych księży i misjonarzy. ASz
CZAROWNICE Jak inaczej Prawdziwi Polacy mają nazwać Pierwsze Damy, które są postępowe i antychrześcijańskie?
5
Nad ich postawą i nad upadkiem autorytetów ubolewa ultrakatolicka „Fronda” i przytacza niedawne słowa Laury Bush, która oświadczyła, że jest za prawem kobiet do aborcji i za uznaniem małżeństw jednopłciowych za legalne. Z kolei żona prezydenta Francji Carla Bruni ostro skrytykowała nieprzejednane stanowisko Benedykta XVI w kwestii prezerwatyw i ubolewała nad polityką Kościoła, która cofa świat w epokę średniowiecza. Publicyści „Frondy” nie darowali nawet tragicznie zmarłej Marii Kaczyńskiej i przypominają jadowicie, że ta była przeciwniczką zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. To właśnie za to Rydzyk nazwał ją czarownicą. Te, jak widać, mnożą się ostatnio jak króliki. ASz
ZACISKANIE PASA Złe wiadomości dla Kościoła anglikańskiego w Zjednoczonym Królestwie. Tamtejsi biskupi mają ciąć koszty, przygotowywać się do fuzji parafii oraz zmniejszyć personel duchownych. Dane są przerażające: jedna czwarta z 44 diecezji ma deficyt i sięga po rezerwy finansowe po to, aby wypłacać stypendia i pensje. Wszystko przez kryzys i wysokie koszty zatrudnienia kleru. Kościół Anglii wydaje miliard funtów rocznie na wynagrodzenie i emerytury dla duchownych. PPr
AMERYKAŃSKIE ROZCZAROWANIA Po pięciu latach pontyfikatu Amerykanie czują się „odseparowani od hierarchii z Rzymu”. Większość uważa, że Watykan rozmija się z potrzebami katolików, a ponad 3/4 twierdzi, iż wiara w autorytet papieża nie jest potrzebna do tego, żeby być dobrym... katolikiem. Ciekawe również, że tylko 25 proc. Amerykanów wierzy, iż pontyfikat Benedykta XVI pomoże Kościołowi. Sześciu na dziesięciu badanych nie ma nic przeciw święceniu kobiet, a 75 proc. chciałoby, żeby księża mogli się żenić. PPr
6
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Papierek lakmusowy Ile jest szczerości w słowach polityków, a duchowości w Kościele? Oceńcie sami. Jarosław Kaczyński przemówił. Osobiście. Postanowił dać Polsce szansę, zmienić codzienne życie Polaków: „Czułem, że mam obowiązek kandydować; doszedłem do wniosku, że jest szansa dla kraju – po 10 kwietnia – by wyniknęło coś, co zmieni jakość naszego życia publicznego”. Czy przekonał potencjalnych wyborców? ~ Zwalniam pana z tego obowiązku („obywatel”); ~ Diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni. To najlepiej oddaje metamorfozę Jarosława Kaczyńskiego („uśmiech_prezesa”); ~ Jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy premier i rząd w historii Polski. Odszedł w niesławie oraz atmosferze afer i skandali. Pan prezes liczy na zbiorową amnezję Polaków? („h. probus”); ~ Gdzie wstyd, honor, przyzwoitość? Jego jedynym obowiązkiem powinno być usunięcie się z polityki na zawsze. Jego chore ambicje zawsze inspirowały brata, który od momentu złożenia meldunku o wykonaniu zadania stał się bezwolnym narzędziem w jego rękach do judzenia i manipulacji szkodliwych Polsce i Polakom („myślący); ~ Mam na Jarka głosować z litości czy może ma jakiś program? („lord_viadro”); ~ „Ciemny lud” może i to kupi, ale ja nie, bo nie wierzę w żadną
cudowną przemianę zgorzkniałego, cynicznego i obłudnego polityka („kotek premiera”); ~ Nie chcem, ale muszem... Łatwo się śmiać z innych („pozdro”); ~ Serwują nam kaczkę na miodzie („kuchta”). Nie milkną echa homilii biskupa Kazimierza Ryczana, który
oficjalnie popiera PiS. Oświadczył w niej purpurat, że dziennikarze to hieny, a Polska coraz bardziej przypomina Białoruś, m.in. dlatego, że „od nowa musimy walczyć o duszę narodu, którą zatruwają polskojęzyczne środki masowego przekazu”. ~ Zapamiętajcie, czytający te słowa. Dożyjemy czasów, że Kk w Polsce będzie tam, gdzie jest w innych krajach Europy. Na marginesie. Im więcej polityki i angażowania się w walki, tym gorzej dla instytucji („św patryk”);
Biskup Kazimierz Ryczan (w środku)
W
czasach gdy lud polski nie znał jeszcze długich weekendów, musiał zadowolić się przypadającymi między 10 maja a 13 czerwca Zielonymi Świątkami (50 dni po Wielkanocy), które aż do 1957 roku trwały dwa dni.
się tej przejażdżki” – relacjonował w 1877 roku Ludwik Zarewicz. „Już od piątej z rana tłumy mieszkańców Krakowa ciągnęły ku rogatkom do Bielan, a cały gościniec zatłoczony był tysiącem wozów, wózków i bryczek” – opisywał „Tygodnik Ilustrowany”. Na wozy służba pakowała
~ Kler to wrzód i pasożyt narodu polskiego, bądź co bądź biednego („Kiki”); ~ I dlatego przestałem chodzić do kościoła. Jak będę chciał wysłuchać politycznego gadania, to pójdę na wiec („naczelny troll”); ~ Zdumiewa mnie krótkowzroczność hierarchii. Zaangażowanie polityczne, pazerność, tuszowanie skandali obyczajowych, nie mówiąc już o próbach tuszowania pedofilii, zniechęcają do Kościoła coraz więcej osób („pfg”); ~ Kk w Polsce stracił instynkt samozachowawczy; ~ Wszyscy ci czarni książęta chcieliby, żeby było jak w średniowieczu. Oddać im ziemie, dać pieniądze i jeszcze pańszczyznę odrabiać, dopiero wtedy Polska będzie Wolna i Katolicka („hamizawa”); ~ Kościół mówi nam jak zwykle, że ma prawo do opowiadania dowolnych bzdur, a my mamy prawo do słuchania i przytakiwania. Bo jak tego nie robimy, to naruszamy autorytet itp. Ciekawe, czy to już obraza uczuć religijnych? Polska to dziki kraj... („yool”). Arcybiskup Józef Życiński zganił z kolei obyczaje katolików prawicowców skupionych wokół portalu Fronda.pl. Poszło o dowcipkowanie z ingresu świeżego prymasa Polski. „Trzeba przemyśleć kwestię antyklerykalnej, antykościelnej czy wręcz antychrześcijańskiej prawicy, która daje znać o sobie w polskich warunkach” – zauważył arcybiskup. To, jego zdaniem, oznacza, że należy
I rzecz jasna na zielone świątki cały handel z Krakowa przenosi się w okolice klasztoru kamedułów (zakaz handlu w Zielone Świątki to wynalazek sprzed kilku lat). W I połowie XIX wieku na warszawskie Bielany przybywało 4 tysiące pojazdów, konnych
Zielonych Świątek czar Wedle nomenklatury kościelnej, Zielone Świątki to rocznica Zesłania Ducha Świętego, uznawanego równocześnie za dzień powstania Kościoła. I choć teoretycznie jest to jedno z trzech najważniejszych świąt katolickich, jego obchody miały w przeszłości prawie wyłącznie charakter świecki, polegający na kultywowaniu słynnych majówek z tańcami i hulankami na świeżym powietrzu, przy piwku i pieczonych kiełbaskach. A te najprzedniejsze z nich odbywały się przy okazji odpustów u kamedułów na warszawskich i krakowskich Bielanach. „Wycieczka na Zielone Świątki do Bielan to najpierwsza Krakowian majowa rozrywka (...). Już na kilka dni przed takową nikt nie spuszcza z oka pogody, bo od niej zależy głównie udanie
niezbędne wiktuały: „(...) pieczyste różnego rodzaju, sławne miejscowe placki z serem, mazurki, baby, tu kosz piwa, tam kilka butelek wina, stosownie do stanu i zamożności”. A w bielańskim lasku u stóp klasztoru „ludno i gwarno; jak okiem sięgniesz mnóstwo osób: tu namioty z kawą, herbatą, pomarańczami, winem i przekąskami, tam różnego rodzaju towary odpustowe (...), to znów stoliki, krzesełka, kolebeczki, szafki, komódki, wózki, siekierki drewniane, dzwonki gliniane, gwizdki, garnuszki, ryneczki, obok kukiełki, placki mosiężne z Liszek, przysmak włościański. Gdzie tylko obok siebie dwa drzewa niezbyt daleko stoją, tam zaraz huśtawka; przy każdej parobczaki, zielonoświątkowcy huśtają za grosz, za dwa, trzy, za ile kto chce”.
jeźdźców – do tysiąca, a pieszego ludu do 70 tysięcy. Tak wielka popularność majówek u kamedułów powodowała olbrzymie korki, tak że dotarcie do odległego o milę od stolicy lasku bielańskiego zajmowało dwie, trzy godziny. Na miejscu, przed kościołem kamedułów, na wytwornych gości czekało kilkadziesiąt szałasów i namiotów (lud bawił się poza murami klasztornymi), w których „grzmiała potężnie muzyka, tłumiąc się wzajemnie i bijąc zielonoświątkowy mur samotnego klasztoru ojców kamedułów. Nigdzie większej rozmaitości nie widziałeś jak na Bielanach w owych świetnych czasach; po ubitych ścieżkach w lesie przepych i zbytek panował; stroje kosztowne i bogate zwracały oczy; w szałasach na piasku
w końcu zaprzestać tendencyjnych praktyk polegających na stawianiu znaku równości między wyrażaniem poglądów odmiennych od lewicowych i wyznaniem rzymskokatolickim. ~ To taki dziwny trend utworzony w Polsce, prawica to Kościół, nie-Kościół to komuchy. I ludzie w to wierzą („arius5”); ~ Jeżeli wreszcie Kościół zacznie się zajmować tylko sprawami Kościoła, przestaną się pojawiać głosy antykościelne („Tadek-1”); ~ Kościół jest antychrześcijański. No, może nie cały, ale spora część biskupów i księży jest skrajnie antychrześcijańska. Gdyby dzisiaj Jezus zstąpił do Polski i nasi chrześcijanie złapali go w swoje ręce, to biedaczysko znowu skończyłby na krzyżu jak nic („janostrzyca”). W Łodzi – w przerwie między porannymi mszami – do katedry wparadował nagi, długowłosy mężczyzna. Wiernych zatkało. Okazało się jednak, że nie jest to Chrystus, ale członek ekipy filmowej nagrywający w mieście etiudę w ramach Focus Łódź Biennale. Tym bardziej na poważnie zastanawiają się niektórzy, czy po takim incydencie łódzka katedra jest nadal godna, aby odprawiać w niej msze. Proboszcz uspokaja, że wnętrze świątyni nie zostało aż tak sprofanowane, żeby dokonywać rekonsekracji. ~ Co jest większą profanacją? Nagi (jak go pan Bóg stworzył) człowiek czy pedofile odprawiający msze „święte”? („anarchio-emeryt”); ~ Wygląda na to, że wasze sacrum jest bardzo słabe, skoro nagi człowiek może je zniszczyć („patman”); ~ Czy można unieważnić małżeństwo konkordatowe zawarte w tak „zbezczeszczonej” katedrze? („hetero fob”). JULIA STACHURSKA
pijana wrzała ochota, a w odosobnieniu, przy murze ogrodowym, wieśniacy i wieśniaczki (...) objawiali swą radość niekłamaną w pląsach i tańcu”. Po wysłuchaniu mszy czym prędzej oddawali się przyjemniejszym rozrywkom. A czegóż tam nie było... „Na placu przed kościołem stoją szeregiem namioty z trunkami, żywnością, widowiska, jako to panoramy, marjanetki, sztuki akrobatyczne i wiele innych (...) rzędy huśtawek, karuzeli i liczne kramy przenośne” – opisywał „Przewodnik po Warszawie” z 1881 roku. Pękały beczki z piwem, wznoszono namioty, stragany i bufety. Zasada była prosta: ustawić swój interes jak najbliżej kościoła, by „zmęczony ludek modlitwą nie potrzebował daleko szukać drogiego spoczynku i ukojenia cierpień”. W namiotach piwo lało się strumieniami, na każdym kroku oferowano gorące kiełbaski, flaki i grochówkę, lemoniady greckie, neapolitańskie i tureckie oraz lody. Kusiły majówkowiczów swoimi pokazami tzw. budy hecarskie, magicy różnej maści i cyrkowcy. Do woli można było też oddawać się hazardowi, a zainteresowani mieli nawet okazję zwiedzić „muzeum historyczne narzędzi inkwizycyjnych i innych męczeńskich”. AK
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
7
Kłusownicy Ośrodek naukowo-dydaktyczny KUL w lutym 2008 i w maju 2010 r.
Katolicki Uniwersytet Lubelski wysępił od IV RP braci Kaczyńskich atrakcyjny kompleks nieruchomości wart ok. 15 mln zł. „Na potrzeby naukowe”, jak wówczas zapewniano. Dziś wiemy, że była to po prostu jeszcze jedna nauczka... W lipcu 2007 r. Andrzej Matysiak – generalny dyrektor Lasów Państwowych – podpisał decyzję o nieodpłatnym i bezterminowym „przekazaniu w użytkowanie Katolickiemu Uniwersytetowi Lubelskiemu na cele nauki, dydaktyki oraz ochrony przyrody” nadzwyczaj atrakcyjnego kompleksu ruchomości w Dębówce – wsi bezpośrednio graniczącej z północno-zachodnim Lublinem, położonej przy trasie wylotowej na Warszawę. Prezent składał się z trzech działek uzbrojonych (prąd, woda, kanalizacja), częściowo zabudowanych oraz ogrodzonych,
K
o łącznej powierzchni 12 hektarów. Należały do Skarbu Państwa reprezentowanego przez Państwowe Gospodarstwo Leśne „Lasy Państwowe” (PGL LP), a przed oddaniem KUL-owi wykorzystywane były przez stacjonującą w Lublinie 3. Brygadę Zmechanizowaną WP (por. „KULt pieniądza” – „FiM” 5/2008). Żeby zrozumieć przyczyny owej hojności (według cen wolnorynkowych szacowanej na ok. 15 mln zł), wystarczy wiedzieć, że: ~ w tym samym okresie prezydent Lech Kaczyński przygotowywał inicjatywę ustawodawczą mającą
siądz, utytułowany naukowiec i nauczyciel akademicki, zasiadł na ławie oskarżonych. Został uznany za winnego, choć zarzekał się na Biblię, że jest czysty jak łza. Nazajutrz złożył w prokuraturze zawiadomienie o przestępstwie obrazy uczuć religijnych. Żąda ścigania sędziego, który ośmielił się nie uwierzyć w kościelną przysięgę. Zaczęło się banalnie: 24 maja 2009 roku ok. godz. 14.20 policjanci ze Stalowej Woli zatrzymali do kontroli drogowej kierowcę, który we wsi Katy nieopodal Niska (woj. podkarpackie) jechał w terenie zabudowanym z prędkością 110 km/godz., za co obowiązujący taryfikator przewiduje mandat w kwocie 400–500 zł i 10 punktów karnych. Sprawcą wykroczenia okazał się 50-letni ks. Artur Mezglewski, doktor habilitowany nauk prawnych i profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, sprawujący tam funkcję kierownika Katedry Prawa Wykroczeń i Postępowań Dyscyplinarnych na Wydziale Prawa, Prawa Kanonicznego i Administracji, czyli fachowiec znający wszystkie kodeksy na wyrywki. Kiedy funkcjonariusze pokazali mu zarejestrowany na radarowej „suszarce” wynik, wielebny nie zakwestionował prawidłowości pomiaru. Podczas spisywania danych z prawa jazdy i dowodu rejestracyjnego usiłował wynegocjować bezpłatne pouczenie. Było zatem standardowo, bo niemal
na celu rozszerzenie zakresu finansowania KUL-u z kasy publicznej; ~ koalicyjny rząd Jarosława Kaczyńskiego tonął (wypadł już za burtę Andrzej Lepper); ~ funkcję PiS-owskiego ministra środowiska nadzorującego PGL LP sprawował prelegent Radia Maryja Jan Szyszko, a wprowadzany przezeń na urząd dyrektor lasów publicznie obiecał pryncypałowi, że dokona radykalnych zmian w firmie, ponieważ „związani z prawicą leśnicy mają uzasadnione pretensje, iż zostały im złamane kręgosłupy”; ~ Matysiak ryzykował jedynie kompromitacją, bowiem ustawa o lasach z 28 września 1991 r. pozwalała mu na przekazanie nieruchomości w użytkowanie „jednostce organizacyjnej wskazanej przez zainteresowanego ministra lub organ wykonawczy samorządu terytorialnego”, m.in. na cele „nauki lub dydaktyki”
wszyscy kierowcy doskonale znają podobne scenki i wiedzą, że policjanci są grzeczni dla grzecznych, którym czasem uda się coś ugrać tłumaczeniem typu: „Zostawiłem garnek na gazie” lub: „Żonie odchodzą już wody”. Pozycja zawodowa oraz przynależność do elitarnej kasty społecznej oczywiście nie pozwalały kapłanowi na jakąś żebraninę
oraz „ochrony przyrody” (art. 40 ustawy). ~ ~ ~ W lutym 2008 r. przeprowadziliśmy w Dębówce wizję lokalną, żeby skontrolować, jak KUL wywiązuje się ze złożonych państwu obietnic. Stwierdziliśmy, że nie wywiązuje się ani na jotę, ale nie wszczynaliśmy z tego powodu rabanu, zakładając, że być może daliśmy wielebnym zbyt mało czasu na rozpoczęcie inwestycji. Po upływie kolejnych dwóch lat z okładem sprawdziliśmy ponownie i tym razem musimy już nazwać rzeczy po imieniu: ~ Państwo zostało ordynarnie oszukane przez kościelne władze uczelni z jej Wielkim Kanclerzem abp. Józefem Życińskim na czele; ~ Jedyną formą zaangażowania KUL-u w „cele nauki, dydaktyki oraz ochrony przyrody” na wziętych jak swoje hektarach są wynajęci przez
prędkości innego auta”. Krótko mówiąc, padł ofiarą spisku tak ohydnego, że nie powstydziłaby się go nawet nieboszczka bezpieka. Żeby zaś nikt nie miał co do tego cienia wątpliwości, zatwierdził swoją opowieść przysięgą na Biblię; ~ Funkcjonariusze zgodnie zeznali, że wszystko odbyło się lege artis, radar miał
bardziej nagannym, że jeszcze przed przesłuchaniem funkcjonariuszy duchowny niedwuznacznie sugerował sądowi zakłamanie świadków oskarżenia. Skazany poczuł się głęboko zraniony werdyktem i zażądał w prokuraturze... ścigania wszystkich sprawców swojej porażki. – Złożył zawiadomienie o przestępstwie obrazy jego uczuć religijnych, popełnionym przez sędziego, który miał lekceważąco odnieść się do Biblii i przysięgi wyznaniowej. Policjantów natomiast oskarżył o złożenie fałszywych zeznań – mówi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu prok. Jerzy Dybus. Za co konkretnie ks. Mezglewski chciałby posadzić sędziego i policjantów? – Całe oskarżenie oparte jest na zeznaniu policjantki ze Stalowej Woli, która zeznała, że stojąc przy radiowozie, zmierzyła mi prędkość radarem ręcznym i namierzyła mi 110 km/godz. w terenie zabudowanym. Jej zeznania potwierdził kolega policjant. Oświadczam, że owa policjantka nawet nie wyszła z radiowozu i nawet nie dotknęła ręką radaru. W sądzie złożyłem przysięgę na Biblię, że policjanci zeznali nieprawdę. Sąd jednak nazwał moją przysięgę „magicznymi zaklęciami” – tłumaczy świątobliwy jegomość z KUL, prosząc wiernych o modlitwę, aby „wytrwał w walce z nieuczciwymi ludźmi w togach i mundurach”. ANNA TARCZYŃSKA
KULtura prawna u pospolitych policjantów (tym bardziej że w patrolu była kobieta...), więc tylko stanowczo nalegał, żeby poszli po rozum do głowy, zadowalając się pouczeniem, ale tamci, zamiast paść przed świątobliwym mężem na kolana, wypisali mandat, którego ks. Mezglewski dumnie nie przyjął i tym sposobem sprawa trafiła na wokandę Sądu Rejonowego w Nisku. Podczas rozprawy (odbyła się dopiero 30 kwietnia 2010 r.) zderzyły się ze sobą dwie krańcowo odmienne wersje wydarzenia: ~ Obwiniony twierdził, że policjanci ordynarnie kłamią, chcąc ukryć błędy popełnione podczas kontroli, bo nie tylko „nie obserwowali toru jazdy” samochodu, ale „w ogóle nie mieli w ręku radaru”, i dopiero gdy do niech podszedł, wyjęli urządzenie z radiowozu, pokazując mu „wynik pomiaru
aktualną homologację, natomiast wielebny gnał niczym do pożaru i po zatrzymaniu nawet jednym słowem nie zakwestionował faktu ponaddwukrotnego przekroczenia dozwolonej prędkości, po czym domagał się pobłażliwości w postaci pouczenia. Ksiądz na ławie oskarżonych stanowił dla sędziego Krzysztofa Dembowskiego wyjątkowo twardy orzech do zgryzienia, bo on sam jest absolwentem KUL (podczas studiów był m.in. lektorem duszpasterstwa akademickiego oraz śpiewakiem w uczelnianym chórze) i do dzisiaj łączą go silne związki z Kościołem. Ale wytrzymał presję. Uzasadniając wyrok skazujący wielebnego na 2 tys. zł grzywny, podkreślił, że zeznania policjantów były spójne i w pełni wiarygodne, a twierdzenia oraz przysięgi obwinionego – zwykłym pustosłowiem i zaklinaniem rzeczywistości. Tym
uczelnię ochroniarze, pilnujący, żeby nikt nie spoglądał „czarnym” na ręce. – Byli tu kiedyś z „Faktów i Mitów”, no i kierownik administracyjny uniwersytetu powiedział, że jak złapie tego, co pozwolił im zrobić zdjęcia, to wyrzuci na zbity pysk z roboty. A co tu się dzieje tajnego? Absolutnie nic. Zarówno tajnego, jak i jawnego. Właśnie dlatego mamy zakaz udzielania jakichkolwiek informacji – wytłumaczył nam jeden z ochroniarzy; ~ Ministerstwo Środowiska, które potrafiło zrobić porządek z Rydzykiem, anulując mu dotację Szyszki na prywatne wiercenia geotermalne, wobec równie ewidentnego przekrętu z Dębówką jest głuche i ślepe. Okazuje się, że ludziom z dyrekcji lasów faktycznie połamano kręgosłupy. DOMINIKA NAGEL
8
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
Caritas od Aniołów Jedna z najbogatszych instytucji w Polsce to Caritas. I nic dziwnego, że jest taka bogata, bo szefostwo tej kościelnej organizacji ma niebywałą wprost smykałkę do interesów. Z oficjalnej strony Caritasu diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej na temat Ośrodka Charytatywnego dla Dzieci pw. Aniołów Stróżów, prowadzonego przez ks. Piotra Popławskiego w Kołobrzegu, dowiemy się tylko tyle, że został powołany w 2002 roku, od morza dzieli go 600 metrów, a na zewnątrz jest dużo miejsca do zabawy dla dzieci: boisko wielofunkcyjne, plac zabaw, huśtawki, zjeżdżalnie, piaskownica. To wszystko prawda. Brakuje jednak w opisie tej szlachetnej inwestycji informacji o tym, jakie były jej początki. Nie znajdziemy też słowa o tym, że niemal cały kompleks to samowola budowlana. Ksiądz dyrektor rozbudował się bowiem na miejskich działkach, a dopiero później postanowił załatwić papierkowe formalności związane z prawem własności. Nie dopełnił więc obowiązujących w tym względzie procedur. – Żadne roboty nie powinny być na tym terenie prowadzone, bo wymagałyby pozwolenia na budowę, a takiego tutejsze starostwo Caritasowi nie wydawało – informuje naczelnik wydziału budownictwa Janusz Strucki. Gdyby takiego czynu dopuścił się zwykły śmiertelnik, z pewnością rozgrzeszenia by nie dostał. Popatrzmy zatem, jak to się robi po kościelnemu. Caritas kilka lat temu wydzierżawił od Polskich Kolei Państwowych kolejowe magazyny w kołobrzeskiej dzielnicy Uzdrowisko i zaczął je przekształcać w ośrodek kolonijny. Dlaczego wydzierżawił, a nie kupił? Prawo do udzielenia bonifikaty na sprzedaż ma wyłącznie samorząd, PKP nie miało więc możliwości odsprzedać Caritasowi działki za bezcen, a wyłącznie za wartość rynkową. Znalazł się jednak idealny sposób na rozwiązanie problemu. PKP najpierw przekazało działkę (już zabudowaną przez Caritas) miastu – tytułem zadłużenia w podatku od nieruchomości (w ten prosty sposób gminy często pozyskują tereny, które sprzedają z zyskiem bądź wykorzystują do własnych celów). Ówczesny prezydent Henryk Bieńkowski działkę przyjął, czyniąc tym samym pierwszy krok do pozbycia się jej na rzecz kościelnej organizacji.
– Dla miasta to nie była żadna transakcja, bo przejęliśmy te grunty za podatki po to, żeby je korzystnie sprzedać. Ale zostaliśmy postawieni pod ścianą, bo skoro Caritas miał już na tym terenie swoje budynki, to wyjścia były dwa
– nakazanie rozbiórki albo załatwienie sprawy zgodnie z życzeniem dyrektora – mówi urzędnik ratusza. Szybko się jednak okazało, że do rozbudowy imperium ks. Popławskiemu terenu od PKP jest za mało. Zaanektował więc sąsiednie działki, wówczas będące w wieczystym użytkowaniu Miejskiej Energetyki Cieplnej (MEC). Na koniec ksiądz dyrektor Popławski postanowił wejść w posiadanie zabudowanych już gruntów. Pomysłowi przyklasnęła Rada Miejska i – uznając szczytny cel działalności Caritasu – wyraziła zgodę na rozwiązanie umowy wieczystego użytkowania kilku działek ze spółką MEC i ich sprzedaż (rzecz jasna w trybie bezprzetargowym i z 99-procentową bonifikatą) Caritasowi. Spójrzmy, o jakie pieniądze chodzi.
Pierwsza działka (0,175 ha), która do 20 maja br. wisiała na urzędowym wykazie nieruchomości przeznaczonych do sprzedaży w trybie bezprzetargowym, to „teren zabudowany boiskiem sportowym oraz urządzeniami rekreacyjnymi dla dzieci”. Wartość samego gruntu wg wyceny to 517 tys. zł. Na drugiej działce
(0,113 ha) stoi kaplica oraz część budynku kolonijnego. W tym przypadku wartość gruntu to 381 tys. zł. Razem – bagatela – 898 tys. zł. Jeśli nie nastąpi nieoczekiwany zwrot akcji, kolejny krok to już protokół z rokowań i chwatit. Co zyskuje Caritas? Prawie milion złotych na czysto, bo za obydwie parcele zapłaci niecałe 9 tys. zł. Ale to nie koniec gruntowego rozdania. Do przejęcia pozostaje jeszcze jedna miejska działka (0,253 ha), też „jakimś cudem” (bez prawa własności, a tym samym – bez pozwolenia) przez ks. Popławskiego zabudowana („cztery budynki sakralne o funkcji wypoczynkowej, gospodarczej, stołówka, garaż” – cyt. z operatu szacunkowego z marca br.). Wartość tego gruntu – według tegoż operatu – to co najmniej 491 tys. zł. I właśnie tyle miasto mogłoby
zarobić na jego sprzedaży – nawet Caritasowi (pod koniec 2008 r. rada podjęła uchwałę umożliwiającą tę transakcję, jednak bez możliwości zastosowania bonifikaty). Caritas oczywiście nie przywykł do płacenia. I tak długo dawał to włodarzom do zrozumienia, aż w końcu
Projekt uchwały będzie więc głosowany na najbliższej, czerwcowej sesji. Czy znajdą się odważni, którzy zechcą ocalić choćby część miejskiego majątku? – Jak idzie temat kościelny na sesji rady, to z reguły przechodzi bez większych dyskusji – wyjaśnia kołobrzeski urzędnik. A wszyscy oficjalnie projektowi przyklaskują, bo to ośrodek dla dzieci z rodzin biednych i patologicznych, który jakoby nie uprawia działalności komercyjnej. Jak jest w rzeczywistości? Dzieci faktycznie do ośrodka przyjeżdżają, ale raczej rzadko... Ma ksiądz
zastępca prezydenta Tomasz Tamborski zaraportował do swojego szefa: „Nie ma zastrzeżeń co do zasadności zastosowania w umowie zawieranej z Caritas diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej bonifikaty (99 proc. – dop. red.) od ceny”. W ślad za tym powstał projekt uchwały przyklepujący zbycie atrakcyjnego terenu w pasie nadmorskim za niecałe 5 tys. zł. Powstał, bo – jak uznali radni – „sprzedaż (...) przedmiotowej działki gruntu wraz z własnością położonych na niej budynków na rzecz Caritas diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej ureguluje strukturę własności tych nieruchomości. Caritas wzniósł bowiem na nich obiekty Ośrodka Charytatywnego dla Dzieci, które teraz użytkuje”. To błędne koło mógł zatrzymać obecny prezydent. Nie zrobił tego. – W zaistniałej sytuacji, kiedy ośrodek stoi i funkcjonuje – zasadne jest, aby o tym, czy Caritas kupi te grunty z bonifikatą, zdecydowali radni miasta – informuje Michał Kujaczyński, rzecznik prezydenta Kołobrzegu.
Popławski za to ofertę dla gości indywidualnych, takich, którzy „chcą w klimacie ciszy i spokoju zaczerpnąć świeżego, pełnego jodu powietrza, podreperować swoje zdrowie czy po prostu wypocząć”. Przyjmuje ich głównie poza wakacjami (od września do połowy czerwca). Obłożenie spore. Urlop pod aniołami trzeba rezerwować nawet rok wcześniej. Cena za pokój z łazienką i wyżywieniem – 80 zł od osoby dorosłej, 50 zł – za dziecko w wieku szkolnym. Summa summarum Caritas – omijając prawo i ciesząc się przychylnością lokalnej władzy – wszedł w posiadanie miejskich gruntów wartych co najmniej 1,5 miliona złotych. Zgodnie z demokratyczną zasadą równości wobec prawa, każdy, kto zapragnąłby budować takie ośrodki na miejskim gruncie, może liczyć na podobną przychylność władzy... Tyle teorii, bo w polskim Katolandzie na to może liczyć tylko kasta uprzywilejowana. Łamanie przez nią prawa w (rzekomo) szczytnym celu nazywa się zasługą, a nie przestępstwem. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. Autor
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r. To nieprawda, że Kościół katolicki w Polsce odzyskuje masowo dobra zagrabione w minionym półwieczu przez komunistyczne władze. Kościół generalnie pogodził się z ogromną stratą materialną, jaką poniósł – donosi „Gość Niedzielny”, dokonując tym samym ordynarnego gwałtu na intelekcie światłych rodaków. Od ponad 20 lat działalności Komisja Majątkowa (powołana na mocy ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w 1990 r.) pod płaszczykiem zwrotu zagrabionego przez komunistów mienia dzieli i rządzi, przyznając Kościołowi oraz kościelnym osobom prawnym intratne grunty i nieruchomości. Efekty swojej pracy członkowie KM trzymali w głębokiej tajemnicy. Nikomu dotąd nie udało się ustalić, jaki majątek zagrabił Kościół państwu. Sławomir Kopyciński, świętokrzyski poseł Sojuszu Lewicy
oraz 490 nieruchomości zabudowanych. W tym m.in.: 9 przedszkoli, 8 szkół podstawowych, 18 szkół ponadpodstawowych, 8 domów dziecka, 10 domów pomocy społecznej, 19 szpitali, 15 zakładów opieki zdrowotnej, 3 muzea, 2 teatry, 2 biblioteki, po jednym budynku: Izby Skarbowej, prokuratury, operetki, sądu rejonowego, dworca PKS, browaru oraz 45 obiektów związanych z wykonywaniem kultu religijnego – kościołów, plebanii, kaplic (pełna lista oraz szacunkowa wartość tych obiektów w najbliższych numerach „FiM”).
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI katowicka w wyniku decyzji KM dostała tu ponad 900 ha atrakcyjnych gruntów. Najbardziej strategiczne dla rozwoju miasta tereny biskup zgodził się miastu odsprzedać. Za ponad 40 mln zł (ponad 10 proc. rocznego budżetu Zabrza!); ~ Piaseczno – ojcowie bonifratrzy do spółki z siostrami dominikankami dostali parcelę (10,2 ha) po byłej zajezdni trolejbusowej i autobusowej. Wartość według biegłych Komisji Majątkowej: nie więcej niż 40 milionów złotych. Niedługo później ojczulkowie sprzedali teren za 115 mln zł! („FiM” 35/2007); ~ Wałbrzych – zakonnice ze Zgromadzenia św. Wincentego a` Paulo stały się właścicielkami 16 ha w samym centrum opolskiej podstrefy Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Według ostrożnych szacunków, działka warta jest na wolnym rynku 20–30 mln zł. Wycena Komisji Majątkowej – maksymalnie 10 mln zł („FiM” 29/2008);
Grabież Demokratycznej, złamał tabu i napisał do KM tak: „W związku z faktem, że Komisja Majątkowa ma wkrótce zakończyć swoją działalność, która i tak trwała wiele lat więcej, niż początkowo zakładano, opinia publiczna winna poznać ostateczne efekty i podsumowanie jej działalności. Tym bardziej że nie uniknięto przy przeprowadzaniu postępowania regulacyjnego podejmowania decyzji kontrowersyjnych, których zgodność z prawem i interesem społecznym bywa słusznie kwestionowana”. Poseł nękał Komisję tak długo, aż w końcu dostał odpowiedź sygnowaną przez jej współprzewodniczącego Józefa Różańskiego. Oto do czego przyznała się Komisja Majątkowa: W toku dotychczas zakończonych postępowań regulacyjnych kościelne osoby prawne otrzymały ok. 60 tysięcy hektarów gruntów. To oznacza, że Kościół łyknął tereny odpowiadające powierzchni, jaką łącznie zajmują na przykład Warszawa i Kielce! Jaka jest ich wartość – do tego się Komisja (jeszcze!) nie przyznała. Przyjmując zatem (bardzo skromnie, biorąc pod uwagę, że kościelni wybierali najdroższe, najlepiej położone grunty!) średnią rynkową cenę 100 zł za metr kwadratowy, otrzymamy kwotę 60 miliardów złotych! Do tego należy dorzucić: 107,5 milionów złotych, które państwo wypłaciło tytułem rekompensat i odszkodowań w wyniku stwierdzenia niemożności dokonania regulacji poprzez przyznanie nieruchomości,
Na oczach wiernych dokonuje się więc (a może raczej – już dokonał) czwarty rozbiór Polski, a mimo to żadna instytucja nie czuje się powołana do pilnowania interesów państwa. Poza jawną grabieżą Kościół dokonuje też ordynarnych przekrętów. Dowód? Kilka zaledwie wybranych publikacji „FiM”: ~ Warszawa-Białołęka – elżbietanki z Poznania w ramach rekompensaty za grunty utracone w Wielkopolsce dostały 47 ha ziemi w warszawskiej Białołęce. Dokładnie tych, na których władze dzielnicy planowały wybudować przychodnie, szkoły, przedszkola i boiska. Według rzeczoznawców Kościoła, tereny były warte 30 mln zł (i właśnie do tej wyceny przychyliła się Komisja); według władz dzielnicy Białołęka – co najmniej 240 mln zł! Elżbietanki 2 miesiące po odzyskaniu „utraconego” mienia opchnęły całość Stanisławowi M., milionerowi z Pomorza; ~ Kraków – tutaj już niewiele pozostało niekościelnej ziemi, m.in. po tym jak ostatnio (wcześniej było dużo więcej takich przypadków) komisja podarowała cystersom ponad 3 ha działek (nigdy nie należały do zakonu) o wartości rynkowej 24 mln zł. Kolejne 12 hektarów gruntów w Bronowicach Małych Komisja ofiarowała bazylice Mariackiej, nie zważając na to, że przekazuje ziemię wraz z budynkami, w których mieszkają ludzie. Bazylika grunty – wraz z ludźmi – sprzedała; ~ Zabrze – w rękach Kościoła znajduje się niemal jedna dziesiąta część miasta. Archidiecezja
~ Świerklaniec – 157 hektarów dostało Towarzystwo Pomocy św. Brata Alberta. Strona kościelna areał wyceniła na... 3 mln zł. Według władz miasta – wart był co najmniej 45 milionów („FiM” 29/2008). Zaznaczmy, że Komisja przyklepywała zawsze wyceny kościelne. Nieprawidłowości w działaniu KM sprawiły, że nie dało się już dłużej ukrywać przed ludźmi kłopotliwego smrodu. 25 czerwca 2009 r. podczas posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu spisano „Uzgodnienia dotyczące usprawnienia funkcjonowania Komisji Majątkowej”. Miały one naprostować kręte ścieżki, którymi dotąd kroczyli członkowie zespołów orzekających. Ale nie naprostowały, bo władza duchowa wespół ze świecką uznała, że nie ma o co kruszyć kopii. „Biorąc pod uwagę, iż znakomita większość spraw wniesionych do Komisji Majątkowej została już załatwiona, oraz relatywnie niewielką liczbę spraw pozostałych do rozpatrzenia, a także długotrwałą procedurę ewentualnej ustawy o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, uznano, że postępowania te zostaną zakończone na podstawie obowiązujących przepisów” – czytamy w dokumencie podpisanym rok temu przez wicepremiera Grzegorza Schetynę oraz abp. Sławoja Leszka Głódzia. Ta „relatywnie niewielka ilość” to około 240 (z ponad 3 tysięcy) wniosków, które opiewają na co najmniej 1,5 mld zł (gruntów lub ekwiwalentu w gotówce). OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
9
„FiM” rozmawiają z posłem Sławomirem Kopycińskim – Bez zbędnej przesady można stwierdzić, że przez ponad dwa lata kopał się Pan z koniem. Skąd ta determinacja? – Przez ponad 20 lat pracy Komisji Majątkowej można było odnieść wrażenie, że jej decyzje są objęte tajemnicą państwową. Nastąpiła w tej kwestii absolutna zmowa wszystkich sił politycznych w porozumieniu z kościelnymi. Wybuchały kolejne skandale, politycy stawiali pytania o to, na jakich zasadach i pod czyim nadzorem komisja funkcjonuje, ale nigdy nie pytali o to, jakiej wartości mienie przekazała Kościołowi. Ja przez dwa lata prowadziłem żmudną korespondencję z ministrami, premierem, w końcu z samą Komisją. Konsekwentnie odmawiano mi podania danych dotyczących majątku, który został przez Kościół katolicki oraz kościelne osoby prawne odzyskany, a w moim przekonaniu wyłudzony, od państwa polskiego, a więc od nas wszystkich. – Ukazanie społeczeństwu efektu działań Komisji Majątkowej postawił Pan sobie za punkt politycznego honoru? – Kiedy ubiegałem się o mandat poselski, obiecywałem wyborcom, że zrobię wszystko, żeby do tej tajemnej wiedzy dotrzeć. Uparłem się. Nie może być tak, że stawia się pytania, które pozostają bez odpowiedzi. Mnie tę odpowiedź udało się uzyskać. – Jest satysfakcjonująca? – Nie do końca. Prosiłem o wskazanie konkretnej wartości majątku, który trafił w ręce Kościoła, oraz pełnego wykazu przekazanych przez KM nieruchomości. Otrzymałem dane dość ogólne, ale i tak szokujące. Okazuje się, że Kościół, który miał już w PRL-u wielki majątek i przed 1989 rokiem posiadał ok. 15 tysięcy hektrarów (4 tysiące notarialnie plus 11 tysięcy w posiadaniu, co potwierdzili wojewodowie), a także otrzymał od wojewodów na zasadzie „ziemie zachodnie i północne” kolejne 25 tysięcy hektarów. Dzięki Komisji Majątkowej wszedł w posiadanie ogromnej części Polski. 60 tysięcy hektarów gruntu przemawia do wyobraźni. Oprócz tego niemal 500 nieruchomości zabudowanych oraz około 107,5 mln zł wypłaconych rekompensat! Na marginesie, to tylko niewielka część rzeczywistego majątku Kościoła. Ludzie, którzy podejmowali te decyzje, którzy pracowali w komisji, powinni za to odpowiadać, powinni się z tego wytłumaczyć. – Co dalej? – Dla mnie jest to wierzchołek góry lodowej. Już dziś mogę stwierdzić, że Kościół dostał od państwa majątek wart dziesiątki miliardów złotych. Dodajmy, że nieźle inwestowanych i pomnażanych. Dzielę się moją wiedzą najpierw z „FiM”, bo czytam was od zawsze. Liczę również na to, że dane, które przedstawię na konferencji prasowej planowanej na 21 maja br., otworzą Polakom oczy na działalność Komisji Majątkowej. Przy niej afery hazardowa, Rywina czy Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego razem wzięte to niewinna gra w bierki. KM to ewenement w historii demokratycznych państw, bo chyba nigdzie indziej nie jest znana instytucja dokonująca niezwykłej operacji odzyskania, a niekiedy zwyczajnie pozyskania majątku utraconego setki lat temu – pod pretekstem tego, co się stało po wojnie. – W 2009 roku Sojusz Lewicy Demokratyczne skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie, czy działalność KM jest zgodna z ustawą zasadniczą. Jakie są jego losy? – Do dzisiaj nie został rozpatrzony. Mam nadzieję, że pozyskana przeze mnie wiedza ten stan rzeczy zmieni. Nie ukrywam, że liczę na podjęcie działań przez Trybunał Konstytucyjny który dotychczas uchylał się od rozpatrzenia wniosku. Prywatne osoby czy instytucje starające się o zwrot majątku nie mają nawet ułamka tej przychylności państwa, jaką cieszy się Kościół poprzez działalność Komisji Majątkowej. Bo na dziś jest tak, że komisja ta działa jak sąd kapturowy – bez jakiegokolwiek trybu odwoławczego. Jest instytucją pozakonstytucyjną. Niedopuszczalne jest, aby organ stworzony na mocy polskiego prawa działał poza nim i poza kontrolą państwa.
10
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Odłogi ministra Urzędnicy polskiego Ministerstwa Rolnictwa postanowili pobić rekord w następujących konkurencjach paraolimpijskich: najdłuższa bezczynność biurokraty oraz czas oczekiwania petenta na odpowiedź... Gdy jesienią ubiegłego roku minister Tomasz Arabski z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów wysyłał swoich kontrolerów do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, nikt nie spodziewał się poważniejszych uchybień. Minęły przecież dwa lata od pożegnania najgorszych w jego dziejach szefów z koalicji PiS-Samoobrona-LPR (Krzysztof Jurgiel, Andrzej Lepper i Wojciech Mojzesowicz). Minister Marek Sawicki z PSL mógł pochwalić się kilkoma sukcesami w wykorzystaniu unijnych środków. Poszły one jednak w kąt, gdy inspektorzy z KPRM sporządzili swój raport. Okazało się bowiem, że urzędnicy resortu rolnictwa chcą ustanowić światowy rekord, jeżeli chodzi o czas rozpatrywania wniosków. Jak czytamy w poufnym memoriale ministra Tomasza Arabskiego do Marka Sawickiego, łamano przy tym podstawowe reguły polskiego prawa. Kodeks postępowania administracyjnego nakazuje urzędnikom rozpatrzenie wniosków obywateli bez zbędnej zwłoki. Czyli – zgodnie z prawem – biurokrata ma na załatwienie sprawy miesiąc, a tylko w wyjątkowych przypadkach dwa miesiące. Jak ustalili kontrolerzy, wnioski o tak zwane odrolnienie (wyrażenie zgody na wykorzystanie ziemi rolnej pod inwestycje przemysłowe
W
i usługowe) oraz dotyczące anulowania decyzji o nacjonalizacji – podwładni kolejnych 15 ministrów rolnictwa rozpatrywali nawet przez... ponad 15–17 lat. Rekordzista po korzystnym dla siebie wyroku sądu administracyjnego z dnia 17 listopada 1992 roku na ponowne zainteresowanie się sprawą przez biurokratów od rolnictwa czekał do listopada 2009 roku. Ponadto – wbrew obowiązującym regułom prawa – w resorcie rolnictwa nie informowano petentów o powodach zwłoki. Nie, i już. Zdaniem ministra i dyrekcji Departamentu Gospodarki Ziemią, takie działanie było racjonalne, gdyż „sama konieczność informowania stron spowodowałaby sytuację, w której pracownicy, będąc zajętymi przygotowywaniem odpowiednich pism, byliby (...) całkowicie odsunięci od merytorycznego załatwiania spraw (...)”. Przez 20 lat nie wszczęto w resorcie rolnictwa żadnego postępowania dyscyplinarnego w sprawie zwłoki w rozpatrywaniu wniosków obywateli. Zdaniem kontrolerów z KPRM, kolejne kierownictwa ministerstwa „tolerowały (...) sytuację, w której w urzędzie administracji permanentnie naruszane były przepisy prawa”. Inną praktyką stosowaną przez specjalistów od ziemi było wadliwe
alka z osobami, które hurtowo kopiują cudze utwory lub podrabiają markowe produkty, jest jednym z głównych zadań policji i służb celnych wielu demokratycznych państw. U nas – w ramach pomocy dla Polonii – Senat pokrył kościelnej instytucji koszty druku pirackiej książki. Do grona najważniejszych instytucji finansowanych przez Senat RP pod hasłem „pomocy dla Polonii” dołączyło kościelne Stowarzyszenie „Parafiada” imienia św. Józefa Kalasancjusza w Warszawie. Jest to organizacja ściśle związana z polską prowincją zakonu ojców pijarów. Przez lata zajmowała się organizowaniem w Warszawie zawodów sportowych dla scholii i ministrantów. Rok 2004 rozpoczął nowy okres w dziejach Parafiady. Działające dotąd na marginesie kościelne stowarzyszenie zostało partnerem... rządowej Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji, która zarządza w Polsce unijnym programem „Młodzież w działaniu”. Celami statutowymi Parafiady są „budowa cywilizacji życia”, „opieka i asystencja w procesie wzrastania dzieci i młodzieży (...) oraz wzmacnianie (...) odpowiedzialności za własną parafię
kwalifikowanie wystąpień obywateli. Wnioski o wszczęcie postępowania uznawano za zwykłe skargi. Konsekwencją tych błędów, jak czytamy w protokole ministra Arabskiego, było „pozbawienie wnioskodawców możliwości dochodzenia swoich praw na drodze postępowania sądowo-administracyjnego”, i to nawet w sytuacji, gdy nie budziły one „żadnych wątpliwości”. Co ciekawe, urzędnicy resortu rolnictwa lubią załatwiać sprawy po kilka razy. Inaczej nie da się wyjaśnić prowadzenia postępowań administracyjnych bez informowania o tym obywateli. Takie zachowanie powoduje, że wydana w jego wyniku decyzja jest... nieważna. I całą procedurę należy zaczynać od początku. A do resortu rolnictwa rocznie wpływa 6 tysięcy wniosków
i środowisko”. Władze Senatu uznały, że Parafiada to doskonały partner w akcji pomocy Polakom na Wschodzie. Z budżetu państwa popłynęły na konta pijarskiej organizacji miliony złotych na takie zadania jak: „organizacja corocznej Międzynarodowej Parafiady Dzieci i Młodzieży”; „organizacja Parafiady Archidiecezji Wileńskiej”; „organizacja Parafiady
o odrolnienie lub zwrot ziemi. Departament Gospodarki Ziemią nie prowadził czytelnego rejestru postępowań, choć taki wynalazek znany jest polskiej administracji od wielu lat. Pozwala on uniknąć ryzyka zgubienia akt. A takie przypadki podwładnym ministra Sawickiego się zdarzały. Urzędnicy Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi nie znają poczty elektronicznej. Kolejne projekty rozstrzygnięć przekazywali przełożonym wyłącznie w wersji papierowej. Ich koledzy z Kancelarii Sejmu, Premiera oraz MSWiA do tego celu wykorzystują służbowe skrzynki e-mailowe, a poprawki nanoszą na dokumentach w wersji elektronicznej. Kontrolerów z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zdziwiło także to, że specjaliści od gospodarki ziemią nie używają szablonów decyzji
W roku 2009 Senat zlecił stowarzyszeniu wydanie „Antologii literatury polskiej dla dzieci”. Na druk, dystrybucję tomu oraz zakup praw autorskich z budżetu państwa Parafiada dostała ponad 83 tys. złotych. Senatorowie chwalili się, jak to dbają o młodą Polonię. Nie przeszkadzało im, że Parafiada część promocyjnego nakładu „Antologii...” sprzedaje
Piraci w imię Boga Archidiecezji Lwowskiej”; „Szkolenie liderów i animatorów Ruchu Parafiadowego dla nauczycieli i wychowawców szkół polonijnych na Ukrainie”. Na tej liście znajdziemy też kosztującą podatnika ponad 600 tysięcy złotych imprezę pod tajemniczym tytułem „Ruch rzeźbi umysł, serce i ciało”. Jego celem jest, jak czytamy na stronie internetowej Parafiady: „(...) wyrównywanie szans oraz patriotyczne i obywatelskie aktywizowanie młodzieży, szczególnie w swojej »małej ojczyźnie«”. Jak wiadomo, w Katolandzie patriotyzm łączy się z katolicyzmem, a „mała ojczyzna” to parafia.
po... 50 złotych. Nieco mniej entuzjazmu wobec kościelno-senackiej inicjatywy wykazały autorki zamieszczonych w książce wierszy. Jak czytamy w liście otwartym profesor Joanny Papuzińskiej-Beksiak, „wydawca zapomniał powiadomić 47 autorów lub ich spadkobierców o tym, że zamierza skorzystać z utworów chronionych prawem autorskim, uniemożliwił dokonanie korekty opublikowanych tekstów wraz z ich opracowaniem graficznym”. Co więcej, twórcy lub ich spadkobiercy nie otrzymali nawet symbolicznej złotówki z tytułu honorariów. Wydawca zapomniał
z nazwą resortu i departamentu, rubryką zawierającą pole do wpisania oznaczenia sygnatury sprawy oraz wypisów zawierających podstawę prawną rozstrzygnięcia. Minister Sawicki wyjaśnił, że sporządzenie wzorów decyzji jest niecelowe i w żaden sposób nie przyczyniłoby się do przyspieszenia rozpatrywania spraw. Powodem jest mnogość aktów prawnych, na mocy których jego podwładni wydają decyzje. Naszym zdaniem, niechęć do ułatwienia pracy urzędników resortu rolnictwa jest w pełni uzasadniona. Nie mogą być oni w uprzywilejowanej sytuacji wobec petentów... Tych ostatnich nie informowano bowiem, jakie dokumenty powinni złożyć. Takie instrukcje sporządza dzisiaj większość urzędów. Dzięki nim obywatele popełniają mniej formalnych błędów (źle podpisane czy zaadresowane podania), a to pozwala na szybsze i tańsze załatwienie spraw przez państwowe agendy. Zdaniem wysłanników KPRM, instrukcje przyczyniają się także do „pogłębienia zaufania obywateli do organów państwa oraz służą podniesieniu ich (...) kultury prawnej”. Stałoby to jednak w sprzeczności z inną praktyką resortu rolnictwa. Otóż przez 20 lat nikt tam nie badał, czy urzędnik, który dostał daną sprawę, spełnia wymogi bezstronności (nie jest członkiem rodzimy wnioskodawców lub też sam nie jest zainteresowany treścią rozstrzygnięcia). Według naszych informacji, cierpliwość niektórych petentów Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi jest na wyczerpaniu. Ciekawe, kiedy premier Donald Tusk uzna, że bardziej opłaca się przestrzegać reguł prawa międzynarodowego, niż chronić tyłek koalicjanta i płacić odszkodowania. MiC
także o takim drobiazgu jak rejestracja w ZAIKS-ie płyty załączonej do książki. Parafiada zaoszczędziła też na wysłaniu egzemplarzy autorskich. Ponadto w wielu przypadkach nowe opracowanie graficzne wierszy zniekształciło ich treść. Zdaniem pani profesor, „wszystkie te zaniechane działania należą do elementarnych obowiązków wydawcy”. Według autorki wystąpienia, czytała ona z zażenowaniem pompatyczne hasła, którymi Parafiada reklamuje swoją działalność w dziedzinie wychowania młodzieży i budowy społeczeństwa „prawdziwie obywatelskiego”. Brzmią one, niestety, z gruntu fałszywie. Odważyła się także działania Parafiady nazwać wprost – kradzieżą własności intelektualnej. Władze Parafiady tłumaczą, że poszukiwały autorów oraz ich rodzin za pomocą ogłoszenia prasowego (opublikowanego jeden raz). Wydano książkę w celach niekomercyjnych, a uchybienia formalne wyniknęły z braku wiedzy i doświadczenia... Ciekawe, czy inne projekty, w tym międzynarodowe, Parafiada realizuje z taką samą znajomością prawa... MiC W tekście wykorzystałem materiały Internetowego Dwutygodnika Wydawniczego.
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
N
a pokładzie samolotu sowieckiemu przywódcy towarzyszyli najbliżsi współpracownicy: Wiaczesław Mołotow, Anastas Mikojan i Łazar Kaganowicz oraz najwyższe dowództwo Armii Czerwonej na czele z marszałkiem Iwanem Koniewem. Cel ich wizyty był jasny – nie dopuścić do zmian w obozie władzy w Polsce, które notabene przeprowadzano bez powiadomienia Kremla. Już samo powitanie, dalekie od międzynarodowych standardów, nie wróżyło niczego dobrego. Chruszczow natychmiast po wyjściu z samolotu zaczął krzyczeć, machać pięściami i obrażać przybyłych na lotnisko polskich przedstawicieli. Przywitał się tylko z wybrańcami – najserdeczniej z wykluczonym właśnie z KC PZPR marszałkiem Konstantym Rokossowskim. Sekretarza KC PZPR Edwarda Ochaba nazwał sprzedawczykiem, a Władysłwa Gomułkę zupełnie zignorował, choć znał go świetnie jeszcze z czasów wojny. Na dalsze rozmowy obie strony przeniosły się do Belwederu, jednak radziecka generalicja, z I. Koniewem na czele udała się do sztabu Północnej Grupy wojsk Radzieckich w Łęczycy, by objąć bezpośrednie dowództwo nad planowaną interwencją. Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Na wszystkich polskich granicach zaobserwowano koncentrację wojsk państw sąsiednich, radzieckie okręty blokowały polskie porty, a stacjonujące w Polsce jednostki Armii Czerwonej rozpoczęły marsz w kierunku Warszawy. W takiej oto atmosferze – „pod ostrzem bagnetów” – przyszło zasiąść polskim przywódcom do rozmów ze stroną sowiecką. Głównym przedstawicielem strony polskiej w tych rozmowach był Gomułka, którego w ostatniej chwili dokooptowano do składu KC PZPR. Był on jednak bardzo nielubiany przez delegację rosyjską, głównie za sprawą konfliktu z jego największym politycznym przeciwnikiem – Bolesławem Bierutem (nie żył już od ośmiu miesięcy), który był człowiekiem Moskwy i przesyłał odpowiednie raporty, m.in. na temat „Wiesława”. Nie wróżyło to pomyślności rozmów, zwłaszcza że po przybyciu do Belwederu Chruszczow nadal zachowywał się agresywnie, krzyczał, że „napluto mu w twarz”, nie informując o ostatnich istotnych zmianach w polskiej polityce, czyli o tym, że z kierownictwa partii wyrzucono tych towarzyszy, którzy są rzecznikami sojuszu polsko-radzieckiego (K. Rokossowski, Franciszek Jóźwiak, Franciszek Mazur i Zenon Nowak – przyp. PP). Kiedy Gomułka zripostował, że nikt w kierownictwie partii nie chce podważać sojuszu polsko-radzieckiego, Chruszczow znów wybuchnął, odpowiadając gniewnie: „Etot nomer wam nie prajdiot, my gotowi na aktiwnoje wmieszatielstwo”. Jednak po chwili radziecki przywódca trochę spuścił
z tonu, gdyż poinformowano go, że Gomułka już jest w ścisłym kierownictwie partii i jest głównym kandydatem do objęcia funkcji I sekretarza. Zaczęła się więc niezwykle trudna debata, w której stawką mogła być wojskowa interwencja rosyjska. Na szczęście Polska posiadała pewne atuty, które należało wykorzystać. Chruszczow dobrze wiedział o nastrojach antysowieckich w naszym kraju. Tego dnia prawie wszystkie zakłady zawiesiły pracę, a znaczna część społeczeństwa brała udział w licznych wiecach popierających
PRZEMILCZANA HISTORIA w stanie zgodzić się na wszystkie ustępstwa polityczne poza jednym – wystąpieniem Polski z Układu Warszawskiego. W przeciwnym razie sowiecki przywódca bez względu na konsekwencje gotów był do wojny. Jednak wbrew obawom Chruszczowa Gomułka nie dążył do secesji i opowiadał się za pozostaniem Polski w Układzie Warszawskim, ponieważ tylko silny pakt wojskowy gwarantował Polsce utrzymanie Ziem Zachodnich, cały czas negowanych przez RFN i USA. Brzmiało
prowadzenia własnej polityki zagranicznej, oczywiście niewykraczającej poza podstawowe założenia polityczne UW. Niestety, zupełnie odmienną kwestią będzie późniejsze przestrzeganie tych ustaleń przez ZSRR. Kilka godzin po powrocie delegacji rosyjskiej do Moskwy wznowiono obrady plenum. Pozycja polityczna Gomułki, który uzyskał dla swojego programu aprobatę Chruszczowa, stała się potężna. Można więc było zacząć robić nowe porządki. Na samym początku zaatakowano
HISTORIA PRL (23)
Wiatr odnowy Wczesnym rankiem 19 października 1956 r. na warszawskim lotnisku wojskowym wylądował radziecki samolot. Przyleciało nim ścisłe kierownictwo ZSRR z Nikitą Chruszczowem na czele. Nie była to jednak przyjacielska wizyta, szczególnie że niedługo później w stronę Warszawy kroczyły już wojska Armii Czerwonej. W takich warunkach odbywało się w Polsce odsuwanie od władzy ekipy poststalinowskiej. Gomułkę i postanowienia VIII plenum. W polskim wojsku wrzało. To pomogło. Choć marszałek K. Rokossowski wydał zakaz opuszczania koszar, to z ust niektórych wyższych dowódców padły deklaracje, że gdy sowiecka interwencja stanie się faktem, oni podległe im wojska skierują przeciwko Rosjanom. Dla Chruszczowa był to wyraźny sygnał, że nie spacyfikuje nastrojów w Polsce wyłącznie demonstracją siły, lecz musi się liczyć z otwartym konfliktem i skandalem międzynarodowym. Jeśli do tego dodać stanowisko Chin, które zdecydowanie potępiły ewentualną rosyjską agresję w Polsce, co z politycznego punktu widzenia miało kolosalne znaczenie, to cały problem staje się coraz bardziej skomplikowany. ZSRR w jednej chwili mógł stracić wszystko to, co zyskał w polityce międzynarodowej dzięki postalinowskiej odwilży. Jednocześnie Polska była zbyt ważnym satelitą, aby Kreml mógł dopuścić do jej utraty. W trakcie prowadzonych rozmów okazało się, że Chruszczow jest
Chruszczow i Gomułka
to przekonująco, ale problem polegał na tym, że Chruszczow nie ufał Gomułce. Argumentował zatem, że sytuacja jest bardzo poważana, zwłaszcza że Stanisław Mikołajczyk przybył do Kopenhagi i szykuje się do przejęcia władzy w Polsce, dlatego konieczny jest powrót do zarządu partii osób przyjaznych ZSRR, na co Gomułka odparł: „Jeżeli Mikołajczyk siedzi w Kopenhadze, to wam trzeba było siedzieć w Moskwie i czekać, aż my przyjdziemy prosić was, abyście nas ratowali”. Powoli Chruszczow coraz bardziej przekonywał się do polskiego stanowiska, a po kilku godzinach rozmów zanotowano pierwszy sukces – radziecki przywódca polecił I. Koniewowi wstrzymanie marszu rosyjskich oddziałów w kierunku Warszawy i zawrócenie ich do garnizonów. Rozmowy trwały całą dobę. Ostatecznie Chruszczow zgodził się niemal na wszystkie postulaty Gomułki, m.in.: poszanowania niezależności Polski i jej niezależnej wizji budowy socjalizmu oraz możliwości
K. Rokossowskiego za to, że wziął udział w niezrealizowanej na szczęście interwencji wojsk sowieckich, blokując na polecenie I. Koniewa polskie wojsko w koszarach. Miał również nadzorować operację okrążenia Warszawy przez Armię Czerwoną. Rokossowki próbował się bronić, mówiąc, że były to od dawna zaplanowane manewry jesienne, jednak jego pozycja była już przegrana. Wkrótce też razem z innymi rosyjskimi doradcami, którzy pełnili w wojsku polskim kierownicze funkcje, wrócił do ZSRR, gdzie niedługo awansował na stanowisko wiceministra obrony narodowej. Wydawało się, że W. Gomułka jest wreszcie tym, na którego czekano. Jego twarda postawa wobec Rosjan zyskała szerokie uznanie w społeczeństwie, a swoją popularnością dorównywał Józefowi Piłsudskiemu z czasów, gdy ten zdobywał Kijów. W swych wystąpieniach „Wiesław” skończył z dotychczasową partyjną frazeologią obwiniającą za wszystkie trudności imperialistycznych
11
agentów i prowokatorów. Dokonał miażdżącej krytyki okresu stalinizmu, mówiąc: „Łamano charaktery i sumienia ludzkie, deptano ludzi, opluwano ich cześć. Oszczerstwa, kłamstwa i fałsze, a nawet prowokacje służyły za narzędzia sprawowania władzy. Wielu niewinnych ludzi posyłano na śmierć. Wielu innych więziono niewinnie, nieraz i długie lata. Wielu ludzi poddawano bestialskim torturom”. Potępił również masową kolektywizację rolnictwa. Wydarzenia poznańskie nazwał tragiczną koniecznością, dodając: „Klasa robotnicza nigdy nie skorzystała ze strajku jako oręża walki w sposób lekkomyślny (...). Robotnicy nie protestowali przeciwko Polsce Ludowej, przeciwko socjalizmowi (...). Protestowali oni przeciw złu, jakie szeroko rozkrzewiło się w naszym ustroju społecznym”. Postanowienia VIII Plenum KC PZPR społeczeństwo przyjęło z euforią. W całym kraju odbywały się wiece poparcia dla „towarzysza Wiesława”, przy równoczesnych okrzykach antysowieckich. Likwidowano wszelkie pozostałości po Stalinie – niszczono pomniki, zmieniano nazwy placów i ulic. We Wrocławiu zdemolowano siedzibę Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Zmuszano do ustąpienia znienawidzonych sekretarzy partyjnych oraz dyrektorów przedsiębiorstw. W wielu województwach nowe władze partyjne wybrano w drodze tajnych demokratycznych wyborów, m.in. w Krakowie I sekretarzem został zasłużony socjalista Bolesław Drobner. Wypuszczono na wolność ok. 35 tysięcy więźniów politycznych, m.in. prymasa Stefana Wyszyńskiego, i wielu z nich zrehabilitowano oraz oczyszczono z zarzutów. Powrócono do tworzonych zaraz po wyzwoleniu samorządów robotniczych, oddając im część władzy w przedsiębiorstwach. Ukoronowaniem październikowych przemian było słynne wystąpienie W. Gomułki na placu Defilad w Warszawie, gdzie przemawiał do ponad półmilionowego tłumu. Wystąpienie zaczął pamiętnymi słowami: „Towarzyszki, obywatele, ludu pracujący stolicy. W ciągu ubiegłych lat nagromadziło się w życiu Polski wiele zła, wiele nieprawości i bolesnych rozczarowań”. Skończył zaś stwierdzeniem: „Dość wiecowania i manifestacji! Czas pójść do codziennej pracy”. Tak zaczął się w dziejach PRL okres nazwany gomułkowską stabilizacją i nawet najzagorzalsi krytycy PRL muszą przyznać, że Polska od tego czasu była już zupełnie inna. Pionierom tych przemian (w tym przede wszystkim W. Gomułce), którzy na szalę w obronie wolności ojczyzny postawili dosłownie swoje życie – należy się nasza wdzięczna i pamięć. Pamiętajmy też, że w ówczesnych czasach pod sowieckimi bagnetami uzyskali wszystko, co tylko można było uzyskać. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
12
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Alfabet Kaczyńskiego „Trudno zarzucać Jarosławowi Kaczyńskiemu, że jest pogrążony w żałobie. W sposób spokojny zabiera głos, w duchu odpowiedzialności. Postępuje on teraz zgodnie z tym, co podpowiada mu serce. To jest autentyczna postawa” – reklamuje szefa Zbigniew Ziobro. Sami oceńcie, które wypowiedzi i jaka postawa prezesa są bardziej autentyczne... Priorytety
Radio Maryja
~ Naszym celem jest generalne odrzucenie zła, które niszczy nasze życie. Tym złem jest postkomuna (marzec 2005); ~ Chcemy tworzyć IV RP, ale nie z tymi, którzy budowali III: agentami, komunistami, współpracownikami SB, z tymi, co rozkradali Polskę (maj 2005); ~ Trzeba w Polsce dokonać wielkich zmian, także zmian personalnych. Bo układ, o którym ciągle mówimy, sieci różnego rodzaju patologicznych związków, trzeba rozbić. A ludzi z tym układem związanych wyeliminować z aparatu państwowego (marzec 2006); ~ My musimy dokonać przełomu, jeżeli chodzi o nasze stosunki z Polonią. (...) często w konsulatach jest bardzo, ale to bardzo niedobrze. Tam często są skanseny PRL-u i musimy to zmienić (lipiec 2006).
~ Nie byłoby tego, co teraz jest w Polsce, nie byłoby tej próby naprawy Rzeczypospolitej, gdyby nie ojciec dyrektor, ojcowie, siostry nazaretanki i wszyscy, którzy prowadzą tę niezwykłą instytucję (marzec 2007); ~ Uważam, że Radio Maryja to jest siła modernizacyjna w Polsce. Dlaczego? Bo w Polsce modernizacji – we właściwym tego słowa znaczeniu – może dokonać tylko taka siła jak PiS (...). Radio Maryja jest niezależnie od swojego konserwatyzmu obyczajowego siłą wspierającą modernizację Polski. Dlatego korzystamy z tego poparcia. A że sami jesteśmy konserwatystami, czynimy to w pełnej zgodzie z naszym sumieniem (marzec 2009); ~ Jeżeli czegoś dzisiaj w Polsce brakuje, jeśli mamy dzisiaj jakiś wielki deficyt w naszym życiu (...), to jest to deficyt prawdy. O tę prawdę musimy walczyć (...). I musimy jednocześnie wiedzieć, że te zwycięstwa będą tym łatwiejsze, czym bardziej będziemy zjednoczeni także wokół Radia Maryja, wokół Telewizji Trwam (lipiec 2009).
REKLAMA
Słowa, słowa, słowa ~ My w kolejnej kompromitacji i w otwieraniu Samoobronie drogi do władzy w Polsce uczestniczyć nie będziemy, bo proszę zauważyć, że kolejne takie rządy w Polsce jak te, które mamy obecnie, albo te, które były w poprzedniej kadencji, i mamy do czynienia z Samoobroną przy władzy i naprawdę z nieszczęściem dla naszego kraju (luty 2004); ~ W żadnym wypadku nie zostanę premierem, jeśli mój brat Lech wygra wybory prezydenckie. Byłaby to sytuacja nie do zaakceptowania przez polskie społeczeństwo (październik 2005); ~ Jeśli Andrzej Lepper będzie konsekwentnie popierał nasze projekty ustaw, współdziałał w tworzeniu
nowego kształtu RP, to może liczyć na zmianę swojej pozycji na scenie (listopad 2005); ~ Jeśli koalicja z Samoobroną jest jedynym sposobem ustabilizowania sytuacji, to nie ma innego wyjścia (styczeń 2006); ~ Zapytałem Leppera, czy siebie widzi w rządzie. Kiedy powiedział, że tak, to ja odpowiedziałem, że jest problem jego procesów. A on na to, że te procesy i wyroki są niesprawiedliwe (marzec 2006); ~ Przypomnę, że obydwaj przywódcy partii koalicyjnych – pan premier Lepper i pan premier Giertych są w rządzie (lipiec 2006);
(3)
rodziców, którzy chcą, aby ich dzieci były za wszelką cenę promowane (maj 2006); ~ Samoobrona oraz LPR nie zostały dopuszczone do realnej władzy (...). Jeśli chodzi o Giertycha, miał różne wyskoki, jak na przykład zmiana listy lektur, ale generalnie działał zgodnie z naszym programem: porządek, mundurki, wzmocnienie historii i polskiego (luty 2010).
Unia Europejska ~ Unia Europejska podważa wartość istnienia suwerennych narodów i sprawia, że słabsze narody
realne równouprawnienie, ich pozycję w rodzinie, o to wszystko, co ma prowadzić do tego, żeby kobiety mogły znajdować obronę, unikać opresji, która często je spotyka, jesteśmy jak najbardziej za. Ale w innych kwestiach, o których tutaj mówimy, jesteśmy jak najbardziej przeciw. I to podtrzymuję (lipiec 2006).
WSI ~ Ale jest także patologia innego rodzaju, jeszcze groźniejsza. To jest patologia przestępcza. To jest patologia, w centrum której jest korupcja (...). To jest budowanie układów mafijnych wokół aparatu państwowego. To jest przenikanie mafii do tego aparatu. To jest ta cała niezwykle rozległa choroba, z którą chcieliśmy walczyć, deklarowaliśmy walkę i walczyć będziemy. Ta walka to likwidacja najbardziej niedobrych, użyję tutaj takiego łagodnego słowa, struktur polskiego aparatu państwowego, a więc Wojskowych Służb Informacyjnych (lipiec 2006); ~ Komorowskiego i tak kompromituje obrona WSI, które były prostą kontynuacją komunistycznych wojskowych specsłużb. Każdy Polak powinien się zastanowić, zanim zagłosuje na kogoś takiego (luty 2010).
Zwierzęta
~ My chcemy być rządem nadziei, rządem optymizmu (jw.).
Tradycja w wychowaniu ~ Szkoły należy poddać większej kontroli państwa. Szkoła czysto samorządowa to szkoła terroru
przyjmują tożsamość narodów silniejszych (luty 2005); ~ Różnimy się, nie ma sensu tego faktu ukrywać, naszą obyczajowością od wielu innych krajów. I są rzeczy, które warto stamtąd przyjąć. Ja chcę mocno podkreślić, że jeżeli na przykład chodzi o równouprawnienie kobiet, to
~ Alik się cieszy, gdy przychodzę do domu. Biegnie za mną i gryzie mnie w nogi; ~ Karmmy kaczki, bo zaczyna się dla nich trudny okres, w którym mogą przeżyć tylko wtedy, jeżeli ludzie im pomogą (wrzesień 2006); ~ Nazwa jest piękna – LiS (Liga i Samoobrona – dop. red.). Drapieżne kaczory potrafią porwać lisa, unieść go w powietrze i później los lisa jest ciężki (lipiec 2007). OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Inni o Jarosławie Kaczyńskim: ~ Jarosława Kaczyńskiego już wcześniej kilkakrotnie politycznie grzebano, ale on zawsze wracał. (Władysław Stasiak) ~ Dzisiaj polityka nie zwabia do siebie ludzi zbyt wielkiego formatu. Zwłaszcza w Polsce jest to kariera dla ludzi ze słabego rozdania, którzy widzą w niej szansę na awans społeczny. Dwa lata temu odczułem wielką ulgę, gdy PO wygrała wybory parlamentarne. Teraz odczuwam lęk, że Jarosław Kaczyński i PiS może wrócić do władzy. (Marek Kondrat) ~ Każdy mężczyzna lepiej się czuje w polityce i w ogóle w życiu publicznym czy zawodowym, jeżeli ma obok siebie silną kobietę, która jego wspiera, która z nim chce razem tak zmieniać Polskę na lepsze, bo to jest jej dom tak samo jak jego dom. I nawet ta kobieta, która nie pracuje zawodowo, pracuje w domu. I ta praca musi być doceniona. To jest taka moja idea fixe już od dawna. Na szczęście Jarosław Kaczyński ma uroczą mamę. (Nelly Rokita) ~ Jestem chłonnym uczniem Jarosława Kaczyńskiego. Trafiłem na niego jako student na strajku majowym w 1988 r. w Stoczni Gdańskiej, kiedy podczas jego wielogodzinnych pogadanek politycznych w stołówce doznałem iluminacji politycznej. (Jacek Kurski) ~ Jarosław Kaczyński jest najstraszniejszym ze strasznych europejskich twardogłowych konserwatystów. („Frankfurter Allgemeine Zeitung”)
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r. – Powiedział Pan kiedyś, że politycy kłócą się między sobą o wszystko, ale jest jedna instytucja, której nikt nie ruszy. To jest... – ...Kościół! On jest nie do ruszenia! – A dlaczego jest nie do ruszenia? Bo jest taki silny? Bo politycy tak postanowili? – Bo my jesteśmy państwem kościelnym. To znaczy teoretycznie nie jesteśmy, ale w praktyce jesteśmy. Fundamentem tego stanu rzeczy jest wszechobecny zabobon i bezmyślność. Dzięki temu Kościół to najsilniejsza partia polityczna w Polsce. – Z tym bym się zgodził, ale nie wyjaśnił Pan do końca, jak to działa. – Kościół jest parasolem dla polityków, jest im potrzebny do sięgania po władzę. Fakty są takie, że 80 procent Polaków żyje w ciemnogrodzie. Wielu nie jest zainteresowanych wiedzą na temat świata. O niczym nie chcą wiedzieć, nic ich nie interesuje. I na tym żerują politycy. – Jak wyjść z tego stanu? Politycy muszą przestać bać się Kościoła? – Ale oni nie chcą przestać się go bać! Kościół jest im potrzebny, bo ich chroni. Przecież za chwilę będziemy mieli wybory prezydenckie. I na czym one będą się opierały? Na religii... – ...Na trumnach... – ...Na śmierci i na tych różnych religijnych kwestiach w rodzaju miłosierdzia. To jest okropne! Przecież polityka wymaga podejmowania racjonalnych wyborów! W tym wszystkim zobaczymy znowu rękę Kościoła, tym bardziej że w katastrofie smoleńskiej zginęło wielu duchownych. Oczywiście, śmierć jest bardzo przykra, ale ksiądz czy polityk, który ginie w dramatycznych okolicznościach, niczym nie różni się od dziecka, które umiera w Sudanie. Niczym. No może tym, że ci wielcy, którzy zginęli, dobrze zarabiali i mieli co jeść. Bo te dzieci z Sudanu nie mają. Zatem będą wybory i będzie znów wszechobecny Kościół. I ludzie znów pozwolą sobą, niestety, manipulować. – No tak, ale są tacy ludzie jak Pan, którzy myślą samodzielnie i takich ludzi jest coraz więcej. Dlaczego Pana zdaniem nie ma partii, która chciałaby skupić taki myślący elektorat? – Prawdę mówiąc, to jest taka sensowna alternatywa, otwarta i proeuropejska. Bo ja jestem za Europą. Nawet jeśli tam są biurokratyczne przepisy, to one też mają swój sens. Myślę o kandydatach SLD. To są ludzie na ogół postępowi. Myślę, że niektórzy z nich są nawet w stanie wyciągnąć miecze, aby zwalczać wpływy klerykalne. – Ja nie jestem uprzedzony do SLD, niestraszna mi „postkomuna”, ale... – To całe mówienie o „postkomunie” jest bez sensu. Trzeba wreszcie
ZAMIAST SPOWIEDZI
Rozmowa z Michałem Pirogiem (lat 31) – tancerzem, choreografem, jurorem w popularnym programie „You can dance” w TVN.
Trzeba myśleć samodzielnie odciąć to, co było do 1989 roku. Było, minęło. Teraz jest nowa sytuacja. – Zgadzam się, chciałem tylko powiedzieć, że za czasów premiera Millera SLD już pokazało, że nie jest takie bardzo postępowe i odważne w stosunku do Kościoła. – A to z kolei wynika z takiej naszej cechy narodowej, że jak już jesteśmy u koryta, to żremy bez opamiętania. Choćbyśmy mieli pęknąć! A jak już się nażremy, to dopiero ewentualnie zaczynamy myśleć o innych. – To znaczy, że oni Pana zdaniem zajęci byli żarciem i dlatego nie zdążyli niczego sensownego zrealizować? – Oczywiście, że żarli. Większość polityków przede wszystkim po to rwie się do władzy, żeby żreć. Szkoda, że my nie mamy cierpliwości i co cztery lata zmieniamy radykalnie ekipę u władzy. Trzeba było SLD jeszcze zostawić. Wierzę, że rządziliby dużo sensowniej niż ich następcy. Uważam, że w głosowaniach niestety jesteśmy skazani na wybieranie mniejszego zła. Niech ci światlejsi politycy zrealizują choćby 15 procent z tego, co zapowiadali. Bo przecież żadna partia nie zrealizuje 100 procent. – A wracając do Kościoła: niedawno kardynał Bertone powiedział, że kościelna plaga pedofilii nie wynika z obowiązkowego celibatu, ale z homoseksualności. Za wykorzystywanie dzieci według niego odpowiadają homoseksualiści. Pan nie ukrywa, że jest Pan gejem. Co Pan na to? – Może to jest problem tego kardynała? Może on ma skłonność do dzieci i mówi na podstawie własnego doświadczenia? A tak poważnie to uważam, że celibat powinien zostać zniesiony, bo przez niego seminaria stały się mekką dla ludzi spaczonych. – Celibat ich przyciąga? – Nie dziwi Pana, że wśród ludzi, którzy innym dyktują, co jest
dobre, a co złe, jest najwięcej zepsucia, zgorzkniałości i zakłamania? Mam oczywiście na myśli Kościół. Mnie to boli, bo ja bym bardzo szanował Kościół, gdyby to była taka instytucja, na której czele stoją ludzie prawi, mądrzy, wykształceni. Autorytety. – Owszem, są tam takie jednostki... – Ale to są chyba tylko jednostki. Zasada jest taka – jak się boimy życia, to uciekamy do klasztoru, do seminarium. – Można też jednak powiedzieć, że jak ktoś jest gejem z małej miejscowości i ma maturę, to... – ...To też ucieka do seminarium, bo ma przy okazji nadzieję, że tam spotka kogoś podobnego sobie. A przede wszystkim, że znajdzie się pod parasolem Kościoła. Opowiem pewną niemiłą przygodę, która mnie spotkała przed ponad rokiem. W Krakowie spóźniłem się na pociąg i spacerowałem po Galerii Krakowskiej. W pewnej chwili podszedł do mnie ksiądz w wieku mniej więcej 35 lat z czterema lub pięcioma nastoletnimi chłopakami. Powiedział, że chłopcy się wstydzą poprosić mnie o zrobienie z nimi zdjęcia. Zgodziłem się na zdjęcie z nimi, a kiedy robiono fotki, ksiądz zaczął wypowiadać różne dwuznaczne uwagi... – Pod Pana adresem? – Raczej pod adresem chłopców. Na przykład powiedział, żeby się ładnie do siebie przytulali, tak jak lubią. Do mnie powiedział, że zaprasza mnie do klasztoru... – I co Pan na to? – Powiedziałem mu, że pewno nie przyjadę, bo jestem niewierzący i niepraktykujący, więc czego miałbym tam szukać. No chyba że klasztor jest zabytkowy i ładny. A ksiądz powiedział mi prosto z mostu, że zaprasza mnie, bo w klasztornych pokojach jest bardzo wesoło. – Powiedział to przy tych chłopcach?
– Ksiądz zupełnie nie był skrępowany. Odniosłem wrażenie, że oni to musieli z nim wcześniej robić. To była taka dziwna atmosfera, że czułem się zszokowany. A najbardziej chyba tym, że ksiądz był taki pewien, że może sobie pozwolić na wszystko, bo sutanna go chroni. Zareagowałem gwałtownie, może po chamsku: zacząłem na niego krzyczeć. – I to coś dało? – Tylko tyle, że to ja wyszedłem na złego człowieka. Bo krzyczałem na księdza. On był pewien, że ma immunitet od Pana Boga. Straszne jest to, że nie byłem z nim w stanie wygrać żadnym argumentem. On miał glejt z nieba. Tacy ludzie decydują potem, kto dostanie, a kto nie dostanie rozgrzeszenia. Mało tego, oni jeszcze wyklinają ze społeczeństwa i spychają na margines ludzi, którzy mają takie skłonności jak oni sami. Z kamienną miną. To jest obrzydliwe. – Mówiliśmy dotąd o polityce, Kościele. Doszliśmy do tego, że jest kiepsko. Co zwykli ludzie, co czytelnik „Faktów i Mitów” może zrobić, żeby w Polsce było lepiej, i żeby jemu żyło się lepiej, ciekawiej, pełniej? – Trzeba myśleć, samodzielnie myśleć! Nie polegać na zdaniu innych. Myśleć na swój własny użytek, wyrabiać sobie na każdy ważny temat własną opinię. Jeżeli chcemy być wierzący, to przemyślmy dokładnie to, w co i dlaczego wierzymy. Jeżeli zastanawiamy się nad życiem politycznym, to patrzmy uważnie, co się tam dzieje. Nie musimy być stadem i funkcjonować jak stado. Korzystajmy z tego, czym się szczycimy – z mózgu. Zacznijmy wreszcie być panami własnego życia, przestańmy naśladować sąsiadów, ich wybory i ich wierzenia. – Tyle że kultywowanie zachowań stadnych to istota polskiego katolicyzmu. – Ostatnio robiono ze mną wywiad w TVN Religia. Redaktor
13
Szymon Hołownia, który pretenduje do bycia najbardziej światłym katolikiem w tym kraju, nie wiedział pewnych rzeczy o Kościele, o których powiedziałem mu ja – głupi pedał i Żyd. Powiedziałem mu, że Kościół zmienił pewne przepisy związane z postem. – Myślę, że on wiedział, tylko udawał, że nie wie. – Nie, on tego naprawdę nie wiedział! Mało tego, powiedział, że zaprasza mnie do swojego raju. Okazuje się, że Kościół katolicki dorobił się swojego raju! Nic, tylko pogratulować! – W ciągu ostatnich dwóch lat stał się Pan jednym z najbardziej znanych gejów występujących w TV. Dla niektórych ludzi otwarte mówienie o swoich preferencjach to jest „napastliwe obnoszenie się ze swoją orientacją seksualną”. – A dlaczego ja mam się ukrywać, skoro w tym kraju głupota się nie ukrywa? Czego ja mam się wstydzić? Tego, że nie robię nikomu krzywdy? To, co ja robię, nie ma nic wspólnego z żadnym „obnoszeniem się”. Ja po prostu zachowuję się normalnie. Po prostu nie kłamię. Chcę się codziennie budzić i nie wymiotować, patrząc w lustro. I dlatego się nie ukrywam. Chcę być sobą. – To tak już jest, że gdy Pan mówi: „Jestem gejem”, to jest obnoszenie się, ale jak ten, kto Pana krytykuje, idzie z dziewczyną za rękę po ulicy, to już nie jest żadne obnoszenie. – No dokładnie. Jak ktoś mówi „To jest moja żona”, to jest w porządku, a jak ja powiem „To jest mój facet”, to mi zarzucą, że zachowuję się demonstracyjnie, prowokacyjnie. Na to jest jedno lekarstwo – trzeba zacząć wreszcie myśleć! I uświadomić sobie, że związki homo i hetero niczym istotnym się od siebie nie różnią. Związki jednopłciowe to nie jest moda i fanaberia, to są realia, to jest po prostu część życia. – Jest pan agnostykiem, człowiekiem raczej niewierzącym. Dla wielu ludzi oznacza to, że nie ma pan trwałych fundamentów dla swojej moralności. – Jestem agnostykiem, bo widzę wśród religii zbyt wiele sprzeczności, aby którejkolwiek z nich zaufać. A ja muszę być pewny, gdy podejmuję wybór. Nie chcę też, aby ktoś objął ster mojego życia i mówił mi, co jest dobre. Ja sam milimetr po milimetrze staram się robić to, co wydaje mi się, że jest dobre. Natomiast z zasadami moralnymi to jest dosyć prosta sprawa. Róbmy innym to, co chcemy, aby oni nam robili. Patrzmy na innych tak, jak my chcemy, aby inni na nas patrzyli. Jeśli tak będziemy postępować, to na pewno będzie dobrze. To oczywiście wymaga myślenia. Świat byłby rajem, gdyby wszyscy zaczęli myśleć. Rozmawiał ADAM CIOCH Fot. Autor
14
O
JEZUS MALUSIEŃSKI
świebodzińskim pomniku jest coraz głośniej. Także za granicą. Nieczęsto zdarza się bowiem, by ktoś decydował się na podobną manifestację religijną. Powiedzmy wprost: w ogóle się nie zdarza. Owszem – kraje czy miasta chcą mieć okazałe gmachy oper, piękne stadiony i parki, lotniska i mosty, ale żeby religijne rekordy świata? Nie w Europie XXI wieku. Dlatego Stary Kontynent patrzy na Polskę, na Świebodzin, ze zdumieniem. Dlatego Niemcy, Duńczycy i Szwedzi fotografują się na tle niedokończonego jeszcze monstrum i pukają palcami w czoła (widzieliśmy to na własne oczy).
Początkowo figura miała być wykonana z płyt stalowych (coś jak blaszany drwal z „Czarownika z krainy Oz”), ale eksperci załamali ręce, bo Jezusik byłby jednocześnie największym odgromnikiem na świecie i podczas każdej burzy tubylcy w Świebodzinie mieliby niezłe widowisko – aż do stopienia pomnika.
na świecie!” – zakrzyknął ksiądz i zaczął wprowadzać swój pomysł w życie. Z projektem Zawadzki nosił się już od roku 2001, a uchwała rajców była konsekwencją jego cichego lobbingu. Co ciekawe, na początku największe przeszkody napotkał w lokalnej diecezji zielonogórsko-gorzowskiej oraz po raz wtóry w Watykanie. Nic dziwnego – epatowanie ubogiego spoHistoria łeczeństwa podobnymi inwestycjami może obrócić się przeciw pomysłoWielka pycha rozpoczęła się dawcom. Tym bardziej że Chrystus od pychy mniejszej. Oto 29 wrzemiał być w założeniu finansowany ze śnia 2006 roku Rada Miejska Świeskładek zwykłych ludzi. W końcu jedbodzina podjęła uchwałę w sprawie nak Zawadzkiemu udało się przekonać hierarchów do swojego pomysłu. Jak? Niektórzy twierdzą, że kanonik miał w zanadrzu argument taki, iż ogólnopolska zbiórka funduszy da kwotę wielokrotnie wyższą od potrzebnej... Nie obyło się jednak Dane techniczne bez zgrzytów innego rodzaju. Otóż ksiądz kanoMonument wykonywanik w całym swoim życiu ny ryzykowną technologią nie słyszał, że gdy się busiatkobetonu docelowo duje coś większego od osiągnie wysokość 33 mepsiej budy, to potrzebne trów, a wraz z trzymetrojest pozwolenie budowlawą pozłacaną koroną – 36 ne. Zaczął więc bez niemetrów (to o 6 metrów więgo. Dopiero gdy wojecej niż słynna figura Chrywódzki nadzór budowlastusa z Rio de Janeiro). ny zagroził nakazem przyWraz ze sztucznym, mało musowej rozbiórki, prostabilnym nasypem z gruzu boszcz poszedł po rozum i ziemi, do budowy któredo głowy, czyli do starogo potrzeba było ok. 1500 stwa, i tam pozwolenie wywrotek materiału, „Wouzyskał. Nigdy nie zgadtum Dziękczynne Narodu” niecie, na co opiewało to (za co?) ma liczyć 52 mezezwolenie. Na postawietry (10-piętrowy wieżowiec Makieta pomnika przed plebanią ks. Zawadzkiego nie małej architektury ma 35 metrów) i być wiogrodowej! Pięknie! Bilsko sześćdoczne z odległości wielu kilometrów. ustanowienia Chrystusa Króla padziesięciometrowy koszmar senny piSama głowa Jezusa (jeszcze nieustatronem miasta oraz gminy. janego rzeźbiarza to mała architekwiona, ale już wykonana) ma blisko I choć Watykan zgody na tak wieltura ogrodowa! To co w takim razie 5 metrów i waży 15 ton. Dłonie są ki zaszczyt nie dał (mało to innych, pojest dużą? jeszcze większe – mają po 6 metrów, mniejszych świętych, którzy nie mają a rozpiętość rozpostartych rąk jeszcze swoich miast?), to i tak była Ale wojewódzki inspektor buto 25 m. Całkowity ciężar konstruknajcudowniejsza wiadomość w życiu dowlany nie dawał za wygraną (alcji wyniesie 440 ton. proboszcza miejscowej parafii Miłobo taki odważny, albo szaleniec) i wyNiemal każdy jej element, co oczysierdzia Bożego, kanonika Sylwestra stąpił do wojewody o stwierdzenie wiste, ma swoją wymowę. Na przynieważności pozwolenia, bo projekt Zawadzkiego. „Jest patron, choćby kład posąg ma 33 metry, bo tyle lat dodatkowo zagraża ludziom i śronieformalny, żył Chrystus; trzymetrowa korona to dowisku. Po pierwsze, musi być więc znak, że 3 lata nauczał; warstw kopnie przewidziano pioi jego pomnik. ca jest zaś tyle, co kontynentów. runochronów. Po druNajwiększy gie, w pobliżu biegną linie wysokiego napięcia. Ewentualni pielgrzymi sami więc się będą prosić o nieszczęście i raczej wątpliwe, by Chrystus swoimi rozpostartymi ramionami obronił ich przed porażeniem. To nie koniec kłopotów. Ani projektanci, ani budowniczowie nie przeprowadzili stosownych i wymaganych w takich przypadkach badań geologicznych. Nie wiadomo więc, jak zareaguje grunt na punktowy ciężar pół tysiąca ton, tj. czy największy Jezus nie zamieni się w największą katastrofę budowlaną. W końcu nadzór zgodził się na konPrzed kościołem Jezusik pasie owieczki. tynuowanie prac budowlanych pod waJedna straciła dlań głowę. runkiem wzmocnienia konstrukcji.
Podeszliśmy tuż pod kopiec i unieśliśmy głowy. Nad nami piętrzył się niedokończony jeszcze, a już gigantyczny, NAJWIĘKSZY NA ŚWIECIE, posąg Chrystusa Króla. Poczuliśmy się przytłoczeni bezmiarem i ogromem... ludzkiej głupoty i pychy.
– Czy to prawda, że na początku Chrystus był całkowitą samowolką budowlaną? – pytamy sekretarza Urzędu Gminy Edmunda Miarę. – Niestety, to prawda, ale my nie mamy z tym nic wspólnego. Ani z pozwoleniem, ani z całą tą inwestycją – oświadcza sekretarz.
Finansowanie Nic pewnego o nim nie wiadomo. Żadnych publicznych rozliczeń, żadnych kontroli, żadnych danych co do koszów inwestycji. Specjaliści budowlańcy mówią o kwocie ok. 10 milionów złotych, ale zastrzegają przy tym, że pomnik budowany jest
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
metodami gospodarczymi, więc koszt może być niższy nawet o połowę. „To jest taka wydmuszka, raczej makieta, a nie prawdziwy monument. Coś w rodzaju dziecięcych robótek ręcznych z masy papierowej. Całość nie postoi dłużej niż 20 lat – a i to, jeśli czynniki, na przykład atmosferyczne, będą sprzyjające”
– mówi proszący o anonimowość inżynier, który jeszcze do niedawna zatrudniony był na świebodzińskiej superbudowie. Czy Chrystus jest tak biedniutki, bo brakuje kasy na solidniejszy monument? Wydaje się, że przeciwnie. Według naszych rozmówców z urzędu miasta, ksiądz kanonik już w tej
chwili uzbierał ponad 10 mln złotych, a przecież zbiórka trwa. Jak zbiera? A na przykład tak: rada powiatu specjalną uchwałą przekazuje ks. Zawadzkiemu 40 tys. złotych. I jeszcze 20 tysięcy, i jeszcze... I w sumie dotąd 150 tysięcy. Wzorem Lichenia najhojniejsi ofiarodawcy (indywidualni i instytucjonalni) mogą liczyć na wotywne tablice dziękczynne wokół Chrystusa Króla. Pracowników też ma ksiądz Zawadzki niemal za Bóg zapłać. Pensja miejscowych robotników to 270 złotych na tydzień. W mieście, gdzie jest kilka dużych zakładów pracy (np. fabryka siedzeń samochodowych BMW), takie pieniądze są śmieszne, czyli chętnych brak, więc kanonik sięgnął po więźniów z zakładu karnego w Międzyrzeczu. Tym płaci całe 200 złotych. Miesięcznie! Przy okazji chłopy mają pokutę za darmo. Grunt pod pomnik nie kosztował księżula nic. 4 hektary ziemi dostał od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa za darmo. Ale pod warunkiem, że przeznaczy je pod zasiewy. Słowo „siać” Zawadzki zrozumiał widać w kontekście religijnym, a kiedy Agencja zaprotestowała, że nie o to jej chodziło, gminna rada zmieniła warunki zagospodarowania przestrzennego i pozwoliła budować kanonikowi co chce. ~ ~ ~ Nasza wizyta na budowie Jezusiczka wzbudziła zainteresowanie pracujących tam robotników i pilnujących wszystkiego ochroniarzy: „Oni zdjęcia robią. Łapać sk... synów!” – zakrzyknęli dziarsko, ale dzieliła nas przestrzeń metrów i mierzonej w promilach trzeźwości. Nie zwracając uwagi na wielkie żółte tablice „Zakaz fotografowania” i na pokrzykiwania budowniczych Polski katolickiej, porobiliśmy fotki i oddaliliśmy się na z góry upatrzone pozycje. Jakieś 400 metrów od Jezusa Króla zbudowano piękne osiedle domków jednorodzinnych. Część okien zwrócona jest na gigantyczny obelisk. – To była jeszcze niedawno elitarna dzielnica Świebodzina. A dziś co? Hałas budowy, brud, zniszczone przez ciężarówki ulice, no i ten widok z okna. Budzimy się, a tu przytłacza nas monstrualny Jezus. Rano i wieczorem, 365 dni w roku. A przecież to dopiero początek. Co to będzie, jak pojawią się pielgrzymi? Na przemian śpiewając i srając nam po rowach i ogródkach? Nikt nas nie pytał o zdanie, nikt nie mówił, gdy budowaliśmy tu domy, że dostaniemy taki prezent. Sąsiad chciał
15
sprzedać swój dom. Nie znalazł ani jednego nabywcy! Ani jednego, choć zdecydował się na cenę znacznie poniżej kosztów budowy – mówi mieszkaniec jednej z willi z widokiem... Inni zdania mają jeszcze bardziej skrajne. – Przyjdzie nam go wysadzić, jak kiedyś Lenina w Nowej Hucie. Na szczęście chyba sam się wcześniej rozleci, bo to Ogłoszenia parafialne jeden wielki budowlany chłam – dodaje sąsiad naszego forum internetowym mieszkanka rozmówcy. miasta. „Złoty Cielec budowany pod Świe~ ~ ~ bodzinem ma tylko kształty ChrystuPomnik Chrystusa Króla w Świesa! Jest posągiem bożka pychy i mabodzinie ma być ukończony i odsłomony” – napisała na świebodzińskim nięty jeszcze w tym roku. W przyszłym tygodniu korpus Jezusa dostanie ręce. To podobno najtrudniejsza część operacji, bo nie ma żadnej pewności (ani obliczeń!), czy siatkobetonowe ciało utrzyma ramiona rozpostarte na szerokość 24 metrów. Mieszkańcy osiedla „Słoneczne” są bardzo wierzący. Głównie w to, że prawa fizyki będą po ich stronie. MAREK SZENBORN ARIEL KOWALCZYK Fot. Autorzy
16
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
P
rzed tygodniem omówiliśmy najbardziej bulwersujące szczegóły skandalu, który wywołał jeden z najzdolniejszych przywódców katolickich XX wieku, meksykański ksiądz, uwielbiany i wspierany przez Jana Pawła II twórca zakonu Legion Chrystusa i świeckiej organizacji wspierającej – Regnum Christi. Przypomnijmy tylko jednym zdaniem, że ksiądz Maciel był gwałcicielem na pewno dziesiątek, a najprawdopodobniej nawet setek chłopców, ojcem sześciorga dzieci, które miał z 3 konkubinami, łowcą spadków, oszustem finansowym i łapówkarzem, który opłacał sobie prezentami poparcie w Watykanie. Przez ponad pół wieku! Jego dawni współpracownicy wspominają (także przed prokuraturą), że odbiorcą jego hojnych prezentów był m.in. kardynał Dziwisz, wówczas osobisty sekretarz Jana Pawła II. Przytoczony przez nas raport katolickiego czasopisma „National Catholic Reporter” (NCR), który po rocznym śledztwie opisuje, jak Maciel wielkimi pieniędzmi opłacał sobie przychylność włodarzy Kościoła, jest, jak się okazuje, znany polskim mediom. Gdy zamykaliśmy ten numer, nikt jednak poza „Faktami i Mitami” nie ośmielił się o tym szerzej napisać lub powiedzieć. Media głównego nurtu chronią Dziwisza za wszelką cenę. O szczegółach tej zaskakującej „troski o prawdę”, a tak naprawdę ordynarnej cenzury, napiszemy niżej, a na razie przytoczymy więcej szczegółów kariery Marciala Maciela.
Pan i bóg Maciel, jak napisaliśmy przed tygodniem, dzięki wsparciu Watykanu zalegalizował w swoim zakonie system oparty na totalnym posłuszeństwie oraz donosicielstwie. Śledztwo prowadzone przez Watykan miało ujawnić, zdaniem meksykańskich mediów, że pod sztandarami świeckiego ruchu wspierającego Regnum Christi (RC) działało m.in. nielegalne z punktu widzenia Kościoła zgromadzenie kobiet niewolnic. Do ruchu RC werbowano przede wszystkim osoby wpływowe i zamożne, a podstawowym celem organizacji było zbieranie funduszy dla Maciela i jego „dzieł”. W ramach RC stworzono stowarzyszenie zakonnic totalnie poddane Macielowi, o którym jego poddani mówili „nasz ojciec”. Kobiety zwerbowane do zgromadzenia mogły odwiedzać swoje rodziny raz na 7 lat. Raz w roku mogły przyjąć odwiedziny najbliższych. Raz w miesiącu mogły rozmawiać przez telefon. Po 15 latach życia w zgromadzeniu miały oddać organizacji połowę przysługującego im majątku rodzinnego. Ale to nie wszystko – ich rodziny miały obowiązek łożenia na ich utrzymanie – nie mniej niż 7 tysięcy dolarów rocznie. Zatem nie dość, że za darmo pracowały pod totalną kontrolą, to jeszcze musiały
Jaśniejąca świętość opłacić swoje utrzymanie! Mniszkom Maciela nie wolno było ze sobą rozmawiać, a nawet wzajemnie pomagać sobie bez zgody przełożonej. Za to raz na rok zakonnice w dzień urodzin Maciela wręczały mu czek na... 250 tysięcy dolarów. W ramach podziękowania za to, że
kardynał Micara zdusił śledztwo i przywrócił Macielowi dawną funkcję. Kto powiedział, że ludzie Kościoła nie potrafią okazać wdzięczności? Odtąd Maciel miał spokój na całe dziesięciolecia i lepiej się krył. Szef legionistów był hojny i nigdy niczego nie zaniedbywał.
Media tzw. głównego nurtu w Polsce chronią kardynała Stanisława Dziwisza przed osądem opinii publicznej, przemilczając bulwersujący wątek Dziwiszowy w aferze Marciala Maciela, kościelnego oszusta stulecia.
Pawła II regularnie dostawał pieniądze od przestępcy Maciela i pomagał mu we wszystkim. A przecież dla polskiego Kościoła to sprawa kluczowa, bo Dziwisz to depozytariusz pamięci po Janie Pawle, największy po nim autorytet dla bardzo wielu wiernych. „Gazeta Wyborcza” napisała o raporcie NRC kilka zdań w małym tekściku, gdzieś w środku gazety. O Dziwiszu jest dosłownie 9 słów – że niektórzy mówią o tym, iż Dziwisz wstawił się, aby Maciel został przyjęty na papieskiej audiencji. Wyżej jest o tym, że ktoś komuś w Watykanie dał 50 tysięcy dolarów za wstęp na prywatną mszę papieską. A przecież to była kasa, którą dostał Dziwisz! Dlaczego ten fakt ukryto przed czytelnikami „GW”, dlaczego ukryto wszystkie pozostałe fragmenty raportu mówiące o Dziwiszu? „Rzeczpospolita” nie
mogą mu służyć. Psycholodzy donoNa przykład dobrą okazją do obdaszą, że kobiety te, najczęściej zwerrowania „przyjaciół dzieła” w Wabowane w szkołach prowadzonych tykanie były święta Bożego Narodzeprzez legionistów jako 15–17-latki, nia. Klerycy legionistów w Rzymie cierpią na depresję, zaburzenia snu, pakowali przy tej okazji paczki problemy żołądkowe, bóle mięśni. świąteczne dla watykańskich notabli. Media, w tym do szpiku kościelna „Rzeczpospolita”, ze zgrozą napisały o „kobietach niewolnicach” Maciela. Prawdę mówiąc, nie wiem, skąd to zgorszenie. Przecież podobny styl życia prowadzą setki tysięcy katolickich zakonnic. Mniszki klauzurowe cierpią los nawet gorszy od kobiet Maciela! I nikogo w Kościele to jakoś nie obchodzi. I jeszcze jedna intrygująca nas kwestia – jak to się stało, że istnienie zgromadzenia liczącego 900 sióstr uszło dotąd uwadze przełożonych Ma- Maciel (po lewej) molestował co najmniej 300 młodych podopiecznych ciela? Gdzie można ukryć praKażda o wartości 1000 dolarów. wspomniała o krakowskim kardynawie tysiąc kobiet? Na strychu, w piwDo świątecznego koszyka wkładale ani słowem. Za to w wielkim dwunicy, w gułagu syberyjskim? Gdzie dono drogie wina, rzadkie gatunki branstronicowym tekście kilkakrotnie pytąd były ultrakatolickie rodziny tych dy i najdroższe hiszpańskie szynki. tała retorycznie o to, kto w Watywszystkich nieszczęśnic? Byli legioniści donoszą, że Makanie pomagał chronić Maciela. Tak ciel specjalizował się w bogatych kozachowuje się gazeta, która chętKoperta jak klucz bietach. Spośród legionistów wybienie zajmuje się lustrowaniem! Ale rano najładniejszych i najinteligentjak widać nie wtedy, gdy lustrowaPisaliśmy już, że główną bronią niejszych chłopców i szkolono ich ny miałby być najbliższy współpraMaciela były wypchane koperty przedo rozmów z pobożnymi, najczęściej cownik JPII, głównego plemiennecierające mu szlaki. To właśnie kosamotnymi damami, co przekładago bóstwa Polaków. perty przyozdabiały ponurego drało się później na hojne donacje. Najnia nimbem świętości. Jak wyznaje prawdopodobniej największą zdoMary Ann Glendon, była ambaMaciel ateistą? byczą było przechwycenie 50 miliosador USA w Watykanie i bliska znanów dolarów od meksykańskiej wdojoma Maciela, ojciec założyciel le„Rzeczpospolita” zresztą dokowy Flory Barragan. Jej mąż miał gionistów wręcz „jaśniał świętością”. nuje cudów, aby jakoś pomóc polniegdyś huty w Monterrey. W tym Pierwszą łapówkę Maciel wręskim katolikom w przełknięciu afesamym mieście Macielowi udało się czył w Watykanie już w 1946 roku. ry Maciela. No bo jak to tak? Wielopętać spowinowacone rodziny przeKardynałowi Clementowi Micarze ki przyjaciel naszego papieża gwałmysłowców Garza-Sada, zwane podarował wówczas 10 tys. dolarów, cicielem i oszustem? Jak to możli„meksykańskimi Rockefelerami”. ogromną jak na owe czasy sumę we? „Rzepa” znajduje na to odpoTwórca legionów skaperował nawet – tym cenniejszą, że Europa była wiedź. Insynuuje, że Maciel był... dwóch członków tych rodzin do towynędzniała i osłabiona wojną. Ten ateistą. Innymi słowy, sugeruje, że talnego zaangażowania w swój ruch. kosztowny prezent był najlepszą inwprawdzie był księdzem, ale tak nawestycją w życiu Maciela. Jak się prawdę nie był katolikiem. Czyli nie bowiem okazuje, już w 1956 roku był „nasz”. Na podobnej zasadzie Dziwisz spectajny w Watykanie rozpoczęto zupełnie antysemici pomawiają jakąś niesymdziś zapomniane śledztwo przeciwpatyczną osobę o to, że jest ŻyJak wspomnieliśmy, nikt w Polko jego nadużyciom seksualnym dem. I wtedy wszystko staje się jasce poza nami nie chce nawet pii narkotykowym. Zawieszono go nasne: on jest zły, bo nie jest jednym snąć o tym, że kardynał Dziwisz wet w czynnościach. W roku 1959 z nas, możemy spać spokojnie. w czasie swojej kariery u boku Jana
„Rzepa” nawet swój wielki raport o Macielu zaopatrzyła w taki tytuł – „Nie wierzę w Boga, przepraszam”, co ma być cytatem z wypowiedzi umierającego Maciela. Bardzo nas to zaciekawiło. Nie dlatego, że Maciel był katolicką gwiazdą i nie wierzył w nauczanie Kościoła. To akurat jest raczej chyba regułą wśród wyższych przedstawicieli kleru. Oni za dużo wiedzą, by w to wszystko wierzyć. Zaintrygowało nas to, że ten cwaniak stał się nagle taki wylewny na łożu śmierci. I że to tak bardzo służy teraz katolikom, bo mogą zrobić z niego tego złego – ateistę albo ofiarę kuszenia szatana. „Rzepa” powołuje się na hiszpański dziennik „El Mundo”, ale nie podaje żadnych konkretów, żadnej daty ukazania się takiej sensacyjnej wypowiedzi ani tytułu artykułu. Poszukaliśmy sami. Znaleźliśmy w „El Mundo” podobny cytat, ale... nie z Maciela, lecz od redakcji o Macielu: „No deseaba o no creía en el perdón de Dios” („Nie chciał lub nie wierzył w przebaczenie Boga”). To nie brzmi jak wyznanie ateizmu, raczej wygląda jak jakiś problem duchowy człowieka wierzącego. Takie problemy miewali przecież nawet mistycy i nikt nie twierdził, że są ateistami z tego powodu. Tłumaczenie tego fragmentu na język angielski znaleźliśmy w raporcie NCR: „He did not believe in God’s pardon” („Nie wierzył w Boże przebaczenie”). To też nie jest deklaracja ateizmu. Mógł nie wierzyć w przebaczenie jako katolik, na przykład z powodu ciężaru własnych grzechów. Ale jeśli te słowa wrzuci się do popularnego internetowego translatora, otrzymuje się takie błędne tłumaczenie: „Nie wierzę w Boga o przebaczenie”. Czy tak „przetłumaczyła” ten rzekomo sensacyjny fragment dziennikarka „Rzepy”, znana katolicka publicystka, i otrzymała w tak cudowny sposób wyznanie Maciela, że jest ateistą i za to przeprasza? A może cała historia z ateizmem Maciela jest po prostu zmyślona, aby oczyścić własne szeregi i przerzucić ciężar winy za grzechy księdza na bezbożników lub wręcz na szatana? Ale w to nie wierzymy, bo w „Rzepie” są sami konserwatywni i prawowierni katolicy, a oni, jak wiadomo, nigdy nie kłamią... My wychodzimy z założenia, że trzeba świat rzetelnie informować o takiej niecodziennej sensacji. W końcu nieczęsto niedoszły święty wyznaje, że jest ateistą. I przeprasza za swoją niewiarę. MAREK KRAK
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
K
iedy kardynał Ratzinger przebrał się w biel, na jego miejscu prefekta Kongregacji Doktryny Wiary powstał wakat. To urząd o wielkim znaczeniu, zwłaszcza że od kilku lat ma za główne zadanie koordynować zwalczanie przestępstw seksualnych wśród duchownych. Następcą Niemca, a faktycznie drugą osobą po papieżu, został jego dawny zaufany arcybiskup San Francisco kardynał William Lavada. Osoba na tak newralgicznym stanowisku, bacznie obserwowana przez media i komentatorów,
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
w seminarium, awansowany został na proboszcza katedry w San Francisco. Obecnie 58-letni kapłan wciąż aktywnie działa w archidiecezji. Poszkodowany, dziś 39-letni mężczyzna, jest oburzony, że Lavada zajmuje tak eksponowane i delikatne stanowisko w Watykanie, a ksiądz, który molestował go w noc jego 13 urodzin, nie poniósł najmniejszych konsekwencji. – Jestem wciąż chrześcijaninem, ale do katolickich kościołów nie chodzę – wyznał. Kilka dni po wyjściu na jaw tej historii „The New York Times” opublikował udokumentowany
Aprobował wszystko, przyznawał rację, a po dwu tygodniach zawiadomił, że raport trafił na półkę. W roku 1988 bp Lavada wziął w obronę pedofila recydywistę ks. Alda Orso-Manzonettiego. Ten gwałcił dalej, ale Lavada nie spieszył się z karą. Jego wikariusz ds. kleru zatroskany pisał, że poszkodowanych jest tylu, iż jeśli ktoś oskarży archidiecezję, to będzie wielka afera. Pedofil spokojnie przeszedł na emeryturę i zmarł, a w roku 2000 jego ofiary rozpoczęły procesy sądowe. Kościół w drodze ugody zapłacił im za milczenie.
Lekarzu, ulecz się sam! musi mieć sterylnie czyste ręce i absolutnie nieposzlakowaną reputację. Lavada, najwyższy rangą Amerykanin w Watykanie, nie spełnia tych kryteriów, jak się właśnie okazało. Dopiero teraz wyszła na jaw treść jego sądowego przesłuchania z roku 2005, podczas którego przyznał, że nie zawiadomił policji ani nie uczynił nic, by wyeliminować swego podwładnego ks. Miltona Walsha, proboszcza katedry św. Marii w San Francisco. W roku 1984 arcybiskup San Francisco otrzymał list od kobiety skarżącej się, że jej siostrzeniec był molestowany seksualnie przez ks. Walsha, który wciąż odprawia nabożeństwa w katedrze. Autorka listu „błagała” hierarchę, by nie ignorował jej skargi i coś w tej sprawie uczynił. Ks. Walsh przyznał się, że obmacywał genitalia 13-letniego ministranta, gdy rodzina zaprosiła duchownego, by spędził noc w ich domu. Zapewnił, że przestał i wrócił do swego łóżka, gdy molestowany zaczął protestować. Wyraził skruchę i obiecał poprawę. Hierarchowie postanowili zastosować wobec niego „duchowe doskonalenie” i nie wyciągać konsekwencji. Rodzicom chłopaka – katolickim dewotom – powiedziano, że poszkodowany o wszystkim zapomni. Walsha wysłano do Rzymu na pisanie doktoratu z teologii, a po powrocie, po 4 latach pracy jako wykładowca
K
drobiazgowo raport wykazujący, że nie była to jedyna sprawa tego typu. W roku 2006 kard. Lavada został wezwany z Watykanu do Portland na 8-godzinne przesłuchanie sądowe, w którym uczestniczyli adwokaci reprezentujący nieletnich molestowanych seksualnie przez jego podwładnych. „Nic dziwnego – stwierdziła wówczas jedna z zadających pytania, adwokatka Erin Olson – że Kościół ma wciąż taki stosunek do skandalu przemocy seksualnej, skoro odpowiedzialny za to prefekt Kongregacji Doktryny Wiary jako biskup tak źle dbał o bezpieczeństwo dzieci”. W niedawnym wywiadzie dla radia PBS kardynał tłumaczył, że „Kościół jest w trakcie stopniowego uczenia się. Zajmuje nam wiele czasu, by zrozumieć, jak mamy się odpowiednio zachowywać”. W jego przypadku nauka trwa naprawdę długo. W roku 1985 specjalista od prawa kanonicznego ks. Thomas Doyle, adwokat Raymond Mouton (z ramienia Kościoła bronił jednego z najgłośniejszych drapieżców seksualnych – ks. Gilberta Gauthe’a), i psychiatra ks. Michael Peterson sporządzili 90-stronicowy memoriał ostrzegający hierarchię kościelną przed konsekwencjami nadciągającego skandalu. Do rozmów z nimi, a trwały one cały dzień w hotelu w Chicago, Kościół wydelegował biskupa Lavadę.
ościół w Niemczech odkrywa dzień za dniem kolejne szczegóły z życia świeżo zdymisjonowanego biskupa – Waltera Mixy z Augsburga. Jego historia robi takie wrażenie, że z diecezji augsburskiej w 2 miesiące odeszło 5 tysięcy wiernych. Mixa to była klasyczna konserwa, beton nad betony, niczym Jan Paweł II, albo nawet każdy inny polski biskup. Aborcję nazywał holocaustem, a rewolucję seksualną Zachodu z lat 60. obarczał winą za pedofilskie ekscesy kleru. Nawet prawicowej córce pastora, kanclerz Angeli Merkel, miał za złe, że jest rozwiedziona, a jednocześnie stoi na czele Chrześcijańskiej Demokracji. Kłopoty tego kościelnego megamoralizatora pojawiły się, gdy parę tygodni temu ujawniono, że starym i zarzuconym już od dawna niemieckim zwyczajem
Kiedy adwokat archidiecezji Bob McMenamin prosił arcybiskupa Lavadę, by zorganizował seminarium dla kleru poświęcone problematyce przemocy seksualnej, Lavada zrugał go: – Mam lepsze zajęcia dla moich księży. Podobnych przypadków „NYT” wylicza kilka. Ks. John Conley, były prokurator federalny, który poczuł powołanie, przyłapał kolegę duchownego na baraszkowaniu z chłopcem. Zawiadomił władze cywilne. Zamiast ukarać sprawcę – ks. Aylwarda – Lavada zawiesił Conleya za to, że śmiał wynieść sprawę poza Kościół. Aylward trafił wreszcie pod sąd i przyznał się, że od lat „baraszkuje” z dziećmi, co go zaspokaja seksualnie. Gdy innym razem Conley pytał, dlaczego kler archidiecezji nie jest poinformowany o wprowadzonym 11 miesięcy temu przez konferencję biskupów obowiązku informowania policji o przestępstwach seksualnych księży, Lavada odparł, że zarządzenie jest wciąż studiowane. Pod koniec okresu kierowania archidiecezją San Francisco Lavada powołał do życia niezależną komisję do badania przestępstw seksualnych duchownych. Jednak w roku 2003 przewodniczący komisji, psycholog James Jenkins, demonstracyjnie podał się do dymisji, narzekając na „oszustwa, manipulacje, brak szczerości i dążenie do zachowania tajemnicy” ze strony Lavady. CS
wychowawczym lał kiedyś po gębach dzieci z sierocińca. Mixa najpierw zaprzeczył, potem się przyznał, a jeszcze później podał do dymisji. I to wszystkich zaskoczyło, bo przez rytualne mordobicie żaden ksiądz nie zrezygnował dotąd z pracy. Ale Mixa wiedział już, że media wkrótce dowiedzą się o innych jego sprawkach... O tym, że zapraszał kleryków do swojej sauny, gdzie z nimi baraszkował, o czym wiedziała i co przez lata akceptowała augsburska kuria. Okazuje się także, że za pieniądze parafialnej fundacji sierocińca kupował sobie drogie wina, dywany i dzieła sztuki. A i to nie koniec – prokuratura w Ingolstadt ogłosiła właśnie, że prowadzi dochodzenie w sprawie molestowania nieletnich przez Mixę. No i masz konserwatystę! MaK
Totalna mixacja
17
Pedofilia po szwedzku R
zymskokatolicki biskup Sztokholmu Andres Arborelius przyznał, że tamtejszy Kościół popełnił błędy w postępowaniu wobec księży molestujących nieletnich. „Jako biskup biorę na siebie pełną odpowiedzialność i jestem gotów ponieść konsekwencje”. Prasa twierdzi, że w 2003 roku bp Arborelius spotkał się z pokrzywdzoną kobietą, która go poinformowała, że zarówno ona, jak i jej siostra były przed 40 laty molestowane przez księdza diecezji sztokholmskiej. W tej samej sprawie kobieta zwracała się już w 1990 roku do poprzednika
obecnego biskupa, Hubertusa Brandenburga. Po tej rozmowie otrzymała jedynie zalecenie, aby się poddała terapii. Ksiądz pedofil nie pracuje już w diecezji. Biskup Arborelius poprosił ofiarę molestowania, aby wybaczyła mu zaniedbania. Media donoszą, że właśnie odkryto dwa kolejne przypadki molestowania seksualnego w szwedzkim Krk. PPr
Teraz Chile P
edofilskie tornado dewastujące Kościół watykański przeniosło się do Chile.
Powszechnie znany i szanowany ksiądz Fernando Karadima, działacz Akcji Katolickiej, o którym niektórzy mówili „święty”, został formalnie oskarżony o to, że wykorzystywał seksualnie czwórkę dzieci. Jedno z nich, dorastający już dziś mężczyzna, twierdzi, że zgłaszał problem molestowania zwierzchnikom kapłana w archidiecezji Santiago już 7 lat temu, ale nie spotkało się to z żadną reakcją. Wszystkie cztery ofiary
złożyły w ubiegłym roku formalne zawiadomienia o przestępstwie do sądu diecezjalnego, a że i wówczas nie było żadnej reakcji, teraz mężczyźni ogłosili to publicznie. Oskarżyciele księdza spotkali się z atakami jego zwolenników. Wśród obrońców duchownego jest wielu konserwatywnych polityków i dostojników Kościoła. Uważają, że „ksiądz z takim autorytetem po prostu nie mógł dopuścić się takich rzeczy”. PPr
SMS do Benedykta N
a pomysł wpadła publiczna telewizja RAI. Inicjatywa nowoczesnego kontaktu z głową Kościoła ma bezpośredni związek z dniem 16 maja. To dzień solidarności z papieżem i ocieplenia wizerunku Benedykta XVI, oskarżanego o bezpośrednią odpowiedzialność za skandale pedofilskie w Kościele katolickim. Przez tydzień wiadomości SMS będą zbierane, a pod koniec maja przekazane Papie. W RAI prowadzący program „Na Jego podobieństwo” uważa, że „to naprawdę wyjątkowa okazja, dzięki której każdy może wyrazić swą solidarność”. A czy jest jakiś numer SMS, pod którym można wyrazić solidarność z ofiarami pedofilii kleru? ASz
Przekręty arcybiskupa P
rawosławny arcybiskup Kosowa Artemij decyzją zgromadzenia biskupów Kościoła Serbii został odwołany ze swojej funkcji.
Zarzucono mu defraudację nie tylko kościelnych, ale również państwowych funduszy. Już w lutym br. pod jego adresem pojawiły się zarzuty sprzeniewierzenia milionów
euro pomocy finansowej oraz funduszy rządowych. Dziki kraj ta Serbia... W cywilizowanej Polsce Episkopat nigdy by nie odwrócił się od arcybiskupa! PPr
18
Rosja robi co może, żeby udobruchać rozkapryszonych Polaków, a Polacy jak to Polacy – wciąż chcą czegoś więcej. Niezdrową atmosferę jak zwykle podsyca PiS, przychylne mu media oraz IPN.
Najpierw chcieli mieć dokumenty, a jak część z nich dostali, to teraz chcą poznać „całą prawdę” i mieć dostęp do wszystkich dokumentów kompromitujących Rosję, bo jest w nich mowa o zbrodniach Rosji na narodzie... rosyjskim. Komu jest potrzebna ta prawda o Katyniu i o zbrodniach Rosji? Kilkunastu prokuratorom IPN-u i prawicowo upolitycznionym dziennikarzom TVP Info czy może milionom Polaków bez środków do życia, setkom tysięcy bezdomnych i żebrzących, chorym nieuleczalnie dzieciom żebrzącym o pieniądze na leczenie? Komu potrzebna jest ta prawda i do czego? Za cenę czego? Miedwiediew przekazał 67 tomów dokumentów, ale prawdziwych Polaków to nie satysfakcjonuje, bo oni chcą od Rosji czegoś więcej i podejrzewają Putina, Miedwiediewa i Rosję o najgorsze. Wzmaga się nagonka na Rosję i naciski na Tuska, żeby śledztwo w sprawie katastrofy poprowadzili polscy prokuratorzy, bo tylko oni... mogą oskarżyć Rosję o zamach na polskiego prezydenta tysiąclecia. Takiego jeszcze nie było. I to jest akurat prawda. A poza tym śledztwo prowadzone przez Rosjan może wykazać, że były naciski na pilota ze strony Kaczyńskiego, i co wtedy?
S
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Instytut Patologii Narodowej Więc lepiej zapobiec prawdzie obiektywnej, żeby potem nie walczyć za pomocą kłamstwa. Pospieszalski już wie, że dokonano zamachu na samolot z elitą rządową. Telewizja trąbi bez żenady i umiaru, że przekazane Polsce dokumenty są guzik warte, ponieważ „polscy prokuratorzy z IPN-u mieli już do nich dostęp”. Wiadomo wreszcie, że w IPN-ie nie liczy się naukowiec – historyk, tylko prokurator. Czyżby komuna już wróciła? Prokuratorzy kierują placówką naukową! Wypadek bez precedensu w dziejach świata! I nikt nie wyraża oburzenia. Można zatem robić, co się chce, i oskarżać Rosję i PRL o wszystko, co się robi. Trzeba było zmiany ustroju, żeby demokracja porodziła państwo kościelno-policyjne! Są podsłuchy, ukryte kamery, brygady antyterrorystyczne, oskarżenia, podejrzenia, wyroki na zamówienie, Ziobry, kłamstwa, obelgi, prokuratorzy, kary więzienia, CBA, CBS, IPN, TVP Info, straszenie społeczeństwa w telewizji i kościelne pouczanie, pouczanie... No i jeszcze prokuratorzy w instytutach naukowych. „Polacy chcą poznać historię”. Jaką historię i czyją? Trzeba mieć w sobie dużo bezczelności, żeby imputować narodowi coś, o co naród i nikt narodu nie pytał. Trwająca od dwudziestu lat nachalna
ą w Polsce wierni, którym sprawy wiary i przyszłości Kościoła nie są obojętne. Zadają sobie oni pytanie, czy nasi przywódcy duchowni, idąc wzorem swoich kolegów po fachu z Irlandii lub sąsiednich Niemiec, zrobią gruntowny rachunek sumienia i przeproszą ofiary przemocy seksualnej (w Polsce wielokrotnie liczniejsze), wskażą winnych tych nadużyć i wydalą ich ze swoich szeregów. W Niemczech powstała już wspólna komisja (u nas na razie działa komisja majątkowa), której efekty pracy są już widoczne. Powiadomiono prokuraturę o przypadkach molestowania nieletnich przez arcybiskupa Augsburga Waltera Mixę. W Niemczech jest trochę łatwiej, bo do biskupa można się zwracać słowami panie biskupie, panie księże itp. Tutejsi wierni są przekonani, że działający energicznie Kościół stoi przed wielką szansą oczyszczenia swych szeregów i polepszenia swego wizerunku. A w Polsce? Kler zajęty jest żałobą narodową i przygotowaniem swoich posłusznych owieczek do wyborów.
propaganda prawicowa zrobiła swoje. Cmentarze i klęski to powód do dumy. Zwycięstwo w drugiej wojnie to klęska Polski! Czegoś podobnego nikt zdrowy na umyśle nie mógłby wymyślić. Jak widać, nawet ze zwycięstwa można zrobić klęskę, jak się chce, żeby tylko rozbudzić w narodzie emocje negatywne i nienawiść do Rosji i PRL-u. Do swojego kraju. Do swojej ojczyzny. Czy to jest ta odmiana patriotyzmu, o którą chodzi dyrygentom narodu? Ilu zginęło w Katyniu, a ilu zginęło w obozach zagłady, od bomb i od kul niemieckich? Ale my mamy od 20 lat nieustające molestowanie Katyniem i ciszę wokół zbrodni hitlerowskich, bo Niemcom hitlerowskim przebaczyli idący ręka w rękę z nimi biskupi Watykanu, podający się za polskich. Co więcej, prosili Niemców... o przebaczenie! Za zbrodnie hitlerowskie? Podszyli się pod naród i – nieproszeni przez nikogo – zabrali głos w jego imieniu. Na życzenie władz i TVP bez przerwy czcimy ofiary zbrodni katyńskiej. A kiedy uczcimy ofiary agresji hitlerowskiej? Nie było takich? Jeżeli do zadań prokuratorów należy badanie historii w celu represjonowania ludzi lojalnych wobec Polski powojennej, to ma to tyle wspólnego z prawdą historyczną, co dżdżownica z drutem kolczastym. tewu
Podczas uroczystości żałobnych przywdziali białe szaty jako znak niewinności. Mogliśmy podziwiać całą plejadę współpracowników byłej SB, a na Wawel przemycono nawet seksaferzystę Paetza. Zbliża się termin corocznego pochodu – w tym roku 3 czerwca. Ulicami miast i wiosek przejdą „nasze autorytety”, duchowni podpierani przez zacnych parafian i ochraniani przez policję. Może z tej okazji należałoby zachęcić ich do zrobienia gruntownego rachunku sumienia? Może pomocne byłyby tu plakaty formatu A4 zawieszone na trasach przemarszu? Na przykład takiej treści: „Ani dymy z kadzideł, ani głośne śpiewy nie zagłuszą płaczu dzieci, ofiar waszych perwersji i gwałtu, który zadaliście tym malutkim i niewinnym istotom”. Kiedy moja sąsiadka zauważyła, że tego problemu nie ma w Czechach, usłyszała odpowiedź: „W Czechach kościoły świecą pustkami, a starsze kobiety nie wzbudzają wielkiego pożądania u zdrowych jurnych księży”. Lek
Gdzie mea culpa?
O
d przeszło miesiąca telewizja trąbi o patriotyzmie. Przy okazji katastrofy pojawiła się telewizyjna potrzeba patriotyzmu. Każdy występujący w telewizji chce być prawdziwym patriotą, choć nie wie, na czym ten patriotyzm polega. Więc telewizja mu mówi, ze patriotyzm polega na wywieszaniu flag (!), bo tak jest w Ameryce; na śpiewaniu hymnu, na manifestowaniu swojego pozytywnego stosunku do Polski i do PiS-u; na ubolewaniu z powodu śmierci elity politycznej, która partię brała za Polskę; na uczestnictwie we mszy świętej; na uczestnictwie w pochodzie żałobnym przez ulice; na wyczekiwaniu po osiem i więcej godzin w kolejce do trumny prezydenta i jego żony; na wyprowadzaniu
rodzice w przypływie rozpaczy zmuszeni są do żebrania o pieniądze na leczenie, bo państwo ma ich w nosie. Rządzący wolą wysyłać wojsko do Iraku i Afganistanu, przepłacać za F16, budować tarczę antyrakietową. Czy trzeba koniecznie odebrać własnemu narodowi prawo do leczenia, żeby przeznaczać pieniądze podatników na obronę interesów Ameryki pod pretekstem walki z terroryzmem wywołanym przez Amerykę? To też jest patriotyzm? Umieranie za grzechy obcych i jeszcze dopłacanie do tego umierania? Nie wstydźmy się nazywać rzeczy po imieniu. To, co dla telewizji i polityków prawicy jest patriotyzmem, to tylko koniunkturalny i szowinistyczny zabieg indoktrynacyjny.
Prawdziwi szowiniści własnych niemowląt i dzieci na żałobne pochody; na opowiadaniu dzieciom o patriotyzmie i o Piłsudskim; na „chęci poznania prawdy o Katyniu”... Jeżeli telewizja dziesiątki razy powtarzała, że w dniach żałoby narodowej Polacy dali dowód swojego patriotyzmu, to właśnie o to chodzi. O branie udziału w masowej ekscytacji pod batutą kato-prawicy i telewizji pisowskiej. Przy okazji zaczęto też mówić coraz głośniej o nauczaniu (!) patriotyzmu i o lekcjach patriotyzmu. „Polacy dali lekcję patriotyzmu” i kto wie, czy od nowego roku szkolnego nie zostanie wprowadzony do szkół patriotyzm jako przedmiot nauczania. Dzieci będą uczyć się patriotyzmu na pamięć. Na zmianę z religią. Co to jest patriotyzm? W polskich i obcojęzycznych słownikach patriotyzm jest określany jako „miłość do ojczyzny”, „miłość ojczyzny z gotowością do jej obrony”, a w słowniku Kopalińskiego jako „postawa społeczno-polityczna i forma ideologii, łącząca przywiązanie do własnej ojczyzny oraz poświęcenie dla własnego narodu – z szacunkiem dla innych narodów i poszanowaniem ich suwerennych praw”. Nie jest to zatem definicja tego, co robią Polacy pod etykietką patriotyzmu. Słowem, patriotyzm to postawa, a nie afiszowanie swoich uczuć w zależności od koniunktury. Komu potrzebny jest patriotyzm afiszowany? Polsce, politykom czy chcącym zaistnieć w telewizji? A może tym, którzy są bez środków do życia? Może chorym nieuleczalnie dzieciom, których
A czym jest szowinizm? Jest to „skrajna postać nacjonalizmu, polegająca na całkowicie bezkrytycznym stosunku do własnego narodu; wyraża się w niedostrzeganiu wad własnego narodu i przecenianiu jego zalet, w pogardzie i nienawiści do innych narodów; łączy się często z dążeniami zaborczymi” (Kopalinski). Porównajmy obie definicje i zastanówmy się, czego nas uczy telewizja: patriotyzmu czy szowinizmu? Jeżeli żądamy od Rosji, żeby tańczyła pod dyktando TVP Info; jeżeli „Polska od morza do morza” stanowi przedmiot marzeń prawdziwych Polaków; jeżeli kolonizacja Wołynia i niszczenie cerkwi albo przejawy „patriotyzmu” Piłsudskiego na Litwie, a także działania w okresie wojennym i powojennym polskich „bohaterów” z WiN mordujących ludność rosyjską i polską, albo trwająca w mediach od 20 lat nagonka na Rosję i pogarda dla niej – to przejawy i dowody patriotyzmu, to ja jestem ksiądz. Jest to szowinizm w czystej formie! Jeżeli dziennikarze TVP i TVN mówią głupoty, to albo nie wiedzą, o czym mówią, albo robią to z premedytacją w określonym celu. Albo jedno i drugie, bo niewiedza to też jest broń w walce o patriotyzm, który jest „cnotą ludzi niebezpiecznych” (O. Wilde). A tak nawiasem mówiąc, to najlepszy przykład patriotyzmu i miłości do ojczyzny dał nam chyba rząd przedwojenny, który po agresji hitlerowskiej na Polskę uciekł ze złotem, zostawiając kraj i naród na pastwę losu. Czytelnik
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
LISTY Zero wniosków Trzynastka to jednak pechowa liczba – tyle lat minęło od czasu powodzi tysiąclecia, która nawiedziła Polskę. Można przypomnieć, jakie panowały wówczas nastroje społeczne, jakie były kłopoty z powrotem do normalności, jak państwo polskie rękami jego rządzących robiło wszystko, by nie wypłacić odszkodowań pokrzywdzonym, bo przecież niewielu stać było na płacenie słonych składek. Mimo wypadków sprzed 13 lat, klasa polityczna nie wyciągnęła żadnych wniosków. Nie zbudowano nowych wałów przeciwpowodziowych, nie wzmocniono starych, nie zrobiono nic w kierunku regulacji rzek najbardziej zagrażających wylewem. Zupełnie nic. Obecną powodzią zaniepokojony jest nawet kardynał Dziwisz, gdyż Wisła wystąpiła z brzegów i znalazła się niebezpiecznie blisko jego licznych folwarków. Kolejny raz okazuje się, że Polak przed szkodą i po szkodzie głupi – nie zbudowano wałów przeciwpowodziowych, za to przez 13 lat zaroiło się od pomników Wielkiego Polaka, bazylik (choćby tej krakowskiej Miłosierdzia Bożego), kościołów i innych zbędnych w tym kraju rzeczy. Jeśli doda się do tego miliardy podarowane Kościołowi, zawierzanie Polski opatrzności bożej, próby stanowienia Chrystusa królem Polski czy sejmowe modły o deszcz, to widać aż nadto wyraźnie, jak jesteśmy przygotowani na walkę z żywiołem. Po klęsce żywiołowej możemy za to liczyć na modły w wykonaniu kleru katolickiego, które pomogą jak umarłemu kadzidło. PK
Wybory, wybory... Nadszedł paskudny okres dla mnie i ludzi podobnie myślących. Najgorsza sytuacja, jaka może człowieka spotkać, to sytuacja bez wyjścia. W takiej właśnie sytuacji znajdujemy się obecnie. Nie mamy na kogo głosować, ale raczej nie mogę się tutaj zgodzić z redaktorem naczelnym, który mówi, że w pierwszej turze nie będzie głosował. Uważam, że to nie jest rozsądne rozwiązanie. Podobnie jak Pan Roman myślę, że za świństwo, którego dopuścił się Grzegorz Napieralski, jadąc do Zapatera, a wróciwszy (choć nie wiem jak tego dokonał) z Watykanu – nie należy mu się nagroda w postaci krzyżyka przy jego nazwisku. Uważam jednak, że wybory mogą rozstrzygnąć się już w pierwszej turze na korzyść Jarka – zapłakanego po śmierci „narodowego bohatera”. A on natychmiast uruchomi kolejne odwierty na rzecz przekręta, oszusta i hochsztaplera, zwanego dalej „ojcem”. Nie wolno nam do tego dopuścić!
Chociaż alternatywa jest nikła, bo mafia watykańska nadal będzie miała się dobrze, to jednak ciemność może okazać się nieco mniej ciemna, jeśli wybory wygra Komorowski. Nie znoszę również pana marszałka – podobnie jak większość czytających ten tygodnik – za to, że pełniąc tak odpowiedzialną funkcję, nie zrobił kompletnie nic dla świeckości naszego narodu. Sam często podkreśla, jakim to jest katolikiem. Osobiście uważam, że człowiek wykształcony, który w ten sposób siebie określa, musi nie mieć po kolei w głowie. Bo jak można wierzyć w coś, co stworzył Kościół w celu osiągania korzyści materialnych? Nie wierzę, że pan Komorowski nie wie, że katolicyzm nie ma nic wspólnego z Bogiem.
SZKIEŁKO I OKO Oto umocni się Platforma Obywatelska i zewrze szeregi opozycja, czyli PiS. A jak wygra Jarosław Kaczyński, który pokazał dotąd tylko minę strusia, to PO będzie w opozycji do prezydenta, czyli będzie tak samo, jak dotychczas, czyli źle. Czy tego chcemy? Chyba nie. Zagłosujmy na Olechowskiego, Pawlaka lub Napieralskiego. Edmund Szmigielski Ciechanów
Z nieba na ziemię Dostałam zaproszenie na sympozjum pt. „Co z tą tolerancją?”, którego organizatorem było jedno z iławskich gimnazjów. W programie m.in. poznanie bliżej ras ludzkich,
Fot. Czytelnik
Mam nadzieję, że kiedyś nadejdzie czas, w którym dane nam będzie postawić przed sądem wszystkich, którzy sprzedali dobro naszego narodu watykańskiej mafii. Skoro już muszą mieć kogoś do prowadzenia duchowego, to przecież taniej byłoby sprowadzić szamanów z lasów Indonezji. Księża katoliccy okradają nasz kraj każdego roku na mniej więcej 8 mld zł, natomiast szamanowi wystarczy jeden kogut, bo jego krwią można pokropić ognisko, a mięsem wszyscy się najedzą, przy czym efekt końcowy jest taki sam. Będę głosował na pana Komorowskiego z cichą nadzieją, że jako głowa państwa polskiego uszanuje również konstytucyjne prawo obywateli do świeckości państwa. WM
Niech wygra trzeci... Jestem zmęczony wyścigiem dwóch kandydatów mediów w wyborach prezydenckich, szczególnie tym, że chociaż jeszcze nie przedstawili żadnego programu, to już prawie wygrali... W związku z tym mam pomysł: zagłosujmy wszyscy na tego trzeciego. Co ciekawe, dla każdego będzie to ktoś inny, a my poczujemy wreszcie, że sami wybieramy. Mili Czytelnicy, pomyślcie, co się zmieni w Polsce, gdy prezydentem zostanie Bronisław Komorowski...
wyznań religijnych, mniejszości narodowych. Tolerancja wobec osób starszych i niepełnosprawnych. Wśród zaproszonych gości byli m.in. ksiądz rzymskokatolicki (uczy w tej szkole religii), ksiądz grekokatolicki i pastor kościoła ewangelicko-baptystycznego. Mieli mówić o podobieństwach i różnicach w wyznaniach, a mówili głównie o... podobieństwie swoich szat. Na zakończenie udzielono głosu przedstawicielom obecnych tam stowarzyszeń i instytucji. Ja byłam zaproszona jako przedstawiciel trójki klasowej i jako jedyna zadałam pytanie pani dyrektor tego gimnazjum: „Pani dyrektor, co z tą tolerancją w zarządzanej przez panią szkole? Słowem przeciwstawnym do słowa tolerancja jest dyskryminacja. W tej szkole panuje dyskryminacja młodzieży, nauczycieli i rodziców innej wiary niż wiara katolicka. Dlaczego obok krzyży nie wiszą symbole religijne innych wyznań, symbole wolnomyślicieli i ateistów? Oprócz tego, że szkoła pod pani rządami nie wie, co to tolerancja, to jest to szkoła bezprawia. Tak, bezprawia, ponieważ łamie podstawowe prawa konstytucyjne. Przypominam, że jest to szkoła świecka, a nie katolicka”. Pani dyrektor odpowiedziała, że jest to problem ogólnospołeczny i ma nadzieję, że niedługo zostanie rozwiązany. Bardzo dyplomatycznie. Żeby pozwolić jej wyjść z twarzą,
nie zadawałam więcej pytań. Po zakończeniu spotkania podeszła do mnie uczennica tej szkoły i podziękowała, że poruszyłam ten temat, że w końcu ktoś odważył się, i że było to potrzebne. Mam nadzieję, że takich głosów będzie coraz więcej. Czytelniczka
Doda na stos? Jest XXI wiek... Kraj w środku Europy należący do UE – Polska. Pozostałe kraje UE zajmują się obecnie kryzysem, który zagraża całej gospodarce zrzeszonych państw, tylko Polska nie ma tego problemu. Problemem nie są też 3 miliony polskich dzieci, które nie dojadają każdego dnia. U nas w imieniu RP pewna prokuratura działająca jako ramię watykańskiej „świętej inkwizycji” postanowiła postawić poważny zarzut bluźnierstwa czarownicy o pseudonimie Doda. Doda ośmieliła się podważyć jasność umysłu autorów Biblii. I całe szczęście, że mamy jeszcze w naszym kraju prokuratorów, którzy blisko 2000 lat temu byli obecni przy dobieraniu odpowiednich słów do Pięcioksięgu i dzisiaj są w stanie udowodnić sądowi, że Doda mija się z prawdą. Na szczęście chrześcijanie, którzy donieśli na nią do prokuratury, a przy tym „miłują nieprzyjaciół swoich i dobrze czynią tym, którzy ich nienawidzą”, nie darują jej tego. Uważam, że gdyby watykański Kościół zechciał choćby raz rozliczyć się przed Bogiem ze swojej działalności, to przestałby istnieć za grzechy, których z premedytacją się dopuścił i nadal dopuszcza przeciwko Bogu, na którego się powołuje. Droga Pani Doroto. Szanując Pani autorytet i inteligencję, obiecuję wraz z tysiącami Polaków o jasnych umysłach walczyć z ciemnotą i zacofaniem, choćbyśmy wspólnie z Panią mieli spłonąć na stosie. Włodzimierz Młodzik Łochowo
Haracz kościelny Chcę nawiązać do audycji Radia „FiM” dotyczącej apostazji. Opowiedziałam o Waszej audycji moim dzieciom (syn, 27 l., studiuje w Bonn informatykę, córka, 24 l., studiuje w Siegen BWL). Opowiedziałam im dlatego, że do kościoła nie uczęszczamy i z Kościołem nie chcemy mieć nic wspólnego – szukamy własnej drogi rozwoju duchowego. Ja od bardzo dawna, bo ponad 45 lat, a dzieci od 20, gdy rozstałam się z mężem, który był katolikiem na pokaz i wymuszał na dzieciach chodzenie do kościoła. Oficjalnie nie wypisaliśmy się z Kościoła i najwyższy czas, aby to zrobić. Przy okazji dowiedziałam się o dwóch przypadkach przedstawionych w niemieckiej telewizji. Jeden z panów, mieszkaniec dawnej
19
DDR, przed 10 laty wystąpił z Kościoła, oznajmiając w swojej parafii, że nie chce więcej należeć do Krk i... uważał tę sprawę za załatwioną. Teraz, po 10 latach, dostał wezwanie do zapłacenia około 10 tysięcy euro zaległego podatku na Kościół, którego przez ten czas nie płacił. Słowna rezygnacja nic nie znaczyła! A drugi pan wystąpił 15 lat temu z Kościoła, ale teraz musi zapłacić specjalny podatek za żonę, która z Kościoła formalnie się nie wypisała. Żona nie pracowała i w związku z tym podatku nie płaciła, ale mąż musi to zrobić, i to za zaległe 15 lat. Gratuluję Wam coraz większej popularności Waszej gazety i Radia „FiM”. Może tempo zmian w Polsce przyspieszy. Zawiodła mnie polska lewica. Czy pani Joasia Senyszyn nie może z tej Brukseli wrócić? Czytelniczka z Niemiec
Młode popychadła „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego” – mówią katolickie przesłania. Autor tych słów nie miał jednakże pojęcia, że na ziemi będzie istniał kraj o nazwie Polska, w którym kochanie bliźniego jest możliwe tylko wtedy, gdy jest on płci przeciwnej. Biada temu, kto zechce „kochać inaczej”. W 2009 roku rzecznik krakowskiej kurii ks. Robert Nęcek oznajmił, że mająca się odbyć w Krakowie Parada Równości jest moralnie nie do zaakceptowania. Dalej poszedł niejaki ks. Trytek pałający nienawiścią do mniejszości seksualnych, bo głośno przed kamerami wyraził tęsknotę za dawnymi, pięknymi czasami średniowiecza, kiedy palono na stosach. Z miłą chęcią skierowałby tam osoby spod znaku tęczy... Podczas ostatniej Parady nie zabrakło szumowin, które usiłowały zakłócić jej przebieg; pojawili się niewarci uwagi łysi młodzieńcy z twarzami wykrzywionymi nienawiścią, dzierżący katolicki krzyż. Przewodził im ks. Trytek właśnie. Młodzieńcy ci na zawsze pozostaną pachołkami i popychadłami w rękach kleru, obojętnie czy będzie to 3, 4 czy enta Rzeczpospolita. Jak ci ludzie muszą gardzić sami sobą, deptać swoje ja? Mam nadzieję, że dbający o morale ludzi żyjących w prawdzie, niebojący się wyjść na ulicę łysi młodzieńcy przy najbliższej okazji wyrażą swoje niezadowolenie pod pałacem biskupim, protestując przeciwko homoseksualizmowi, a także pedofilii i rozwiązłości seksualnej kleru katolickiego. Niestety, tam młodzieńcy dbający o polskie morale nie zawędrują. Może dlatego, że inne, ukrywane przed gawiedzią motto kleru brzmi: „Nakazać owieczkom wszystko to, czego nam się nie chce robić i zakazać tego, co wolno tylko nam”! Paweł Krysiński
20
W
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
ielu wie o alchemicznej sławie Michała Sędziwoja jedynie z namalowanego w 1867 r. obrazu Jana Matejki „Alchemik Sędziwój”. Przedstawia on scenę w komnacie zamkowej, gdzie przed kominkiem, w którym płonie ogień, klęczy alchemik. W lewej ręce ma złotą monetę, otrzymaną jakoby drogą transmutacji. Pokazuje ją królowi Zygmuntowi III Wazie i otaczającym go dworzanom, a także siedzącemu przy stole Piotrowi Skardze, kapelanowi królewskiemu, oraz kłaniającemu się błaznowi. W 1885 r. powstał kolejny obraz przedstawiający Sędziwoja. Jego autorem jest czeski malarz Wencelas Brozik, który zaprezentował swoją wersję sceny na dworze cesarza Rudolfa II. Michała Sędziwoja znano do niedawna jako romantycznego szlachcica, na wpół legendarnego, o którym głośno było z powodu jego przygód i awantur z możnymi i władcami, przekonanymi, że poznał on sekret przemiany metali nieszlachetnych w złoto. Przez wieki krążyło wiele legend dotyczących jego życia, a prawda historyczna przeplatała się w nich z fikcją. Najczęściej powielano stereotyp, że był on alchemikiem szarlatanem, kimś, kto dla własnych korzyści materialnych naigrawał się z ludzkiej naiwności. Nowe światło na postać Sędziwoja rzuciły badania kilku uczonych, którzy na podstawie współczesnych mu dokumentów i pierwotnych dowodów zebrali prawdziwe dane. Największy wkład wnieśli: polski historyk chemii doc. dr hab. Roman Bugaj i prof. Karin Figala z Monachijskiego Instytutu Politechnicznego. Potwierdzenie znalazła teza, że Sędziwój był autorem kilku ważnych dzieł o dużym znaczeniu dla rozwoju nauk przyrodniczych. Michał Sędziwój urodził się 2 lutego 1566 r. we wsi Łukowica koło Nowego Sącza. Jego ojciec, Jakub Sędzimir herbu Ostoja, był szlachcicem. Także jego matka, Katarzyna Pielesz, pochodziła z rodziny szlacheckiej. Sędzimirowie łukowieccy pędzili życie rozrzutne, typowe dla ideologii sarmackiej. Żyli wystawnie i hucznie, kierując się staropolską maksymą „zastaw się, a postaw”. O pierwszych 30 latach życia Michała Sędziwoja wiadomo tyle, że ojciec wysłał go na studia do Akademii Krakowskiej, gdzie wykształcił się na medyka. Tam też po raz pierwszy zetknął się z alchemią. Z wiedzą tajemną zaznajomił go Michał Wolski, późniejszy marszałek na dworze królewskim, z którym przeprowadzał pierwsze eksperymenty. Młody Sędziwój uznał wówczas, że nie ma dla niego rzeczy ważniejszej niż dociekanie tajemnic natury. Po studiach w Krakowie, Lipsku i Wiedniu, ze sporym spadkiem po ojcu, ruszył w podróż po Europie. Było to niezbędne dla jego rozwoju naukowego, albowiem, jak zaświadcza list dworskiego poety Georgiusa Carolidesa do Krzysztofa, syna Sędziwoja,
„(...) w kraju ograniczona była swoboda myśli i wypowiedzi i dlatego zdecydował się rozszerzyć swoje horyzonty podróżami. Odwiedził kilka odległych i mniej odległych krajów, włączając Moskwę, Szwecję, Anglię, Hiszpanię, Portugalię, Niemcy, Czechy i inne dalekie kraje. Robił staranne notatki o zwyczajach panujących w tych krajach i ich geografii. Odwiedził wiele uczelni (...) i spotkał tam najznakomitszych wykładowców”.
proszkiem zamienił go w złoto (potem miał to własnoręcznie powtórzyć cesarz). Aby upamiętnić to niezwykłe doświadczenie, cesarz kazał wmurować w ścianę zamku na Hradczanach marmurową tablicę z napisem: „Niech uczyni to kto inny, co zrobił Polak Sędziwój”. Należy przypuszczać, że wyczyn Sędziwoja był dobrze zaaranżowanym oszustwem. W swych doświadczeniach alchemicy, by udobruchać ogłupiałych dla
roku Rudolf II. W jego spuściźnie znaleziono nieoczekiwanie 84 cetnary złota i 60 cetnarów srebra (cetnar – jednostka masy o zróżnicowanej lokalnie wielkości), odlanych w sztaby i ułożonych w porządne stosy, oraz tajemniczą tynkturę, którą „zidentyfikowano” jako substancję wyprodukowaną z kamienia filozoficznego. Dla wielu stało się jasne, że pozostawiony przez cesarza skarb był pochodzenia alchemicznego.
zaobserwował istnienie tlenu w powietrzu. Ów życiodajny czynnik nazywał „saletrą niebiańską”, „saletrą filozofów” albo „duchem saletry”. Po raz pierwszy uzyskał ten pierwiastek ok. 1598 r. z azotanu potasowego (saletra potasowa) podczas prażenia go (rozkład termiczny). Znał właściwości otrzymanego gazu i opisał jego centralną rolę w przyrodzie. Własnymi słowami tak to wyrażał: „Człowiek stworzony
Zapomniany uczony Michał Sędziwój na przełomie XVI i XVII wieku zyskał sławę alchemika, który posiadł tajemnicę kamienia filozoficznego. O Sędziwoja zabiegały dwory całej Europy. W Czechach i w Niemczech przebywał częściej niż w Krakowie. W 1593 r. udał się do Pragi i przebojem zdobył zaufanie cesarza Rudolfa II Habsburga – wielkiego entuzjasty alchemii i mecenasa alchemików. Został nawet jego dworzaninem. Praga była w tym czasie alchemiczną stolicą
złota władców, posługiwali się niejednokrotnie niezwykle wymyślnymi sztuczkami. Bywało tak, że używali tygli z podwójnymi dnami, z których jedno wytapiało się w czasie doświadczenia i odsłaniało ukryte w nim prawdziwe złoto. Czasem do tygla wrzucali kawałki węgla ze złotem
Pewnego razu, w drodze z Pragi do Krakowa, Sędziwój został uwięziony przez morawskiego szlachcica, który chciał go obrabować z cennej tajemnicy. Więzień przeciął jednak pilnikiem okienne kraty swojego więzienia i uciekł, zsuwając się po linie zrobionej z pociętej odzieży. Kiedy w 1605 r. Sędziwój odwiedził księcia Fryderyka w jego stuttgardzkim zamku, ten, w zmowie z nadwornym alchemikiem Muhlenfelsem, uwięził go, żądając
Alchemik Sędziwój i Zygmunt III – obraz Jana Matejki
Europy. Rudolf II utrzymywał na swym dworze kilkudziesięciu alchemików i niejednego adepta przesłał z Pragi do Krakowa, a później do Warszawy, by zademonstrował swoje umiejętności. Dziś uważa się, że cesarz cierpiał na poważną depresję, co może usprawiedliwiać jego rozmaite dziwactwa. Od 1598 r. Sędziwój był doradcą jego dworu. Dokumenty dowodzą, że wcześniej, bo w 1595 r., Zygmunt III uczynił zeń swojego sekretarza. Tym sposobem Sędziwój oddawał swoje usługi zarówno jako alchemik, jak i dyplomata (zadziwiał także swoim kunsztem lekarskim). Przebywał albo na dworze cesarskim, albo królewskim. Największy rozgłos zyskał jako alchemik, twierdząc, że znajduje się w posiadaniu tzw. kamienia filozoficznego, zwanego też „wielkim eliksirem” lub „czerwoną tynkturą”. W 1604 r. przed Rudolfem II i wieloma świadkami przeprowadził jakoby sławną transmutację nieszlachetnego metalu w złoto. Do tygla wrzucił kawałek ołowiu i magicznym
ukrytym w ich wydrążonym wnętrzu. Aby uzyskać pożądany efekt, miechami wdmuchiwali również w topiony metal płytki złota. Wiadomo, że Sędziwojowi także zdarzało się przeprowadzać oszukańcze eksperymenty. W taki właśnie sposób wywiódł w pole cesarza Ferdynanda II, panującego w latach 1619–1637. Podczas pokazu posmarował srebrną monetę „magicznym płynem” i włożył ją do pieca. Po chwili wyjął pieniążek, który rzeczywiście stał się złoty, ale tylko z jednej strony. Okazało się, że Sędziwój zlutował złotą blaszkę ze srebrną płytką i z tego zlepku kazał wybić monetę. Następnie pokrył stronę złotą niewielką ilością rtęci. W ten sposób powstał trwały amalgamat, który wyglądał jak srebro. Pod wpływem wysokiej temperatury rtęć ulotniła się i błysnęło najprawdziwsze złoto. Sprawa transmutacji złota kryje w sobie pewną zagadkę. Otóż niemałą sensację wywołały skarby, które zostawił po sobie zmarły w 1612
cudownego eliksiru. Interweniowali zarówno Rudolf II, jak i Zygmunt III. Z odsieczą gotowe były wyruszyć wojska habsburskie i polskie. Ostatecznie Sędziwój został wypuszczony, a nadworny alchemik, na rozkaz cesarza, stracony. Legenda przesłoniła prawdziwy obraz Sędziwoja jako wielkiej miary badacza. Traktaty polskiego alchemika, choć pisane w sposób bardzo niejasny, gdyż pełno w nich metafor i alegorii chemicznych, zawierają myśli i opisy doświadczeń, które są dowodami jego głębokiej, jak na owe czasy, wiedzy chemicznej. Jego najbardziej znane dzieło – „Traktat o kamieniu filozofów”, zwany później jako „Novum Lumen Chymicum” („Nowe światło chemiczne”) – w latach 1604–1797 miało wyjątkową liczbę wydań, bo aż 53, i to w pięciu językach. Było wysoko cenione zarówno przez alchemików, jak i chemików. Sędziwoja należy przede wszystkim uznać za odkrywcę, który metodą laboratoryjną
z ziemi, żyje z powietrza; jest bowiem w powietrzu tajemny pokarm życia, nazywany przez nas rosą nocy, rozrzedzoną wodą dnia, którego niewidoczny, skupiony duch jest lepszy niż cała ziemia”. Zdawał sobie sprawę, że substancja ta występuje w powietrzu, ale także w saletrze, że podtrzymuje ogień i że jest konieczna do oddychania. Teoria centralnej nitry-saletry Sędziwoja skierowała wysiłki późniejszych generacji chemików ku bardziej szczegółowym badaniom powietrza i utorowała drogę do formalnego rozpoznania tlenu w XVIII w. Innym jego wkładem w rozwój nauki była (ponad 200 lat przed Mendelejewem) swoista klasyfikacja metali, mająca za podstawę uszeregowania ich aktywność chemiczną. W latach 1607–1616 Sędziwój przeprowadzał swoje badania na zamku marszałka Wolskiego w Krzepicach koło Częstochowy, przyczyniając się w istotny sposób do rozwoju polskiego przemysłu chemicznego. Następnie w okresie od 1619 do 1624 roku przebywał na dworze Ferdynanda II w Wiedniu. Poszukiwał złoży metali na Morawach i wybudował wiele kopalń. W Krzepicach zrodził się pomysł tajnej organizacji naukowo-filozoficznej. Sędziwój nadał jej nazwę Stowarzyszenia Nieznanych Filozofów i napisał dlań statuty. Propagował ideę, że wynalazki przyrodnicze, oddane w niepowołane ręce, mogą zaszkodzić ludzkości, dlatego ktoś musi nad nimi sprawować pieczę. Ciałem tym miał być związek naukowców o wysokich standardach etycznych. Sędziwój należał też do elitarnego Bractwa Różokrzyżowców i określany był jako „wielki mistrz różokrzyżowców”. Już za życia owiany był mnóstwem mitów. Gmin widział w nim czarnoksiężnika, podobnego do Pana Twardowskiego czy Fausta, który zaprzedał duszę diabłu. Dopiero dzięki pracom współczesnych historyków zdano sobie sprawę, że Sędziwój był jednym z najbardziej poważanych alchemików, pionierem chemii renesansowej Europy. Najpewniej był to w swej epoce najsłynniejszy Polak. Swoje burzliwe życie zakończył w 1636 roku. ARTUR CECUŁA
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
KORZENIE POLSKI (58)
Krwawe ofiary Ofiara jest podstawową formą kultu religijnego. Szczególną moc przyznawano ofiarom krwawym. Niekiedy składano je z ludzi. Idea ofiary wywodzi się z przeświadczenia, że dając coś bóstwu, można na zasadzie wzajemności uzyskać od niego upragnioną rzecz lub wywołać pożądany stan (łac.: Do, ut des – daję, żebyś dał). Składanie ofiar praktykowane było od najdawniejszych czasów i przetrwało do czasów współczesnych. Miało podstawowe znaczenie w kulcie agrarnym – wtedy składano ofiary z pierwszych plonów, ale też ofiary zwierzęce w rytuale śmierci, zmartwychwstania i płodności. Bóstwom oraz zmarłym ofiarowywano najczęściej te rzeczy, które stanowiły wartość dla człowieka, a więc ziemiopłody, rośliny wydzielające miły zapach, napoje, a także ofiary krwawe – zwierzęta. Nierzadko – co znalazło odbicie w dziejach różnych religii – ofiarami byli również ludzie. Niekiedy w celu uzyskania pomocy i łask boskich na wypadek klęski lub zagrożenia urządzano rzezie ofiarne. Rozpowszechniony był zwyczaj częściowego lub całkowitego spalania ofiarowywanych darów. Praktykowano też spożywanie poświęconych ofiar, traktując to jako ucztę wspólną z bogami lub zmarłymi. Z czasem
P
wprowadzono pojęcie ofiary zastępczej. Zamiast człowieka poświęcano bogom zwierzę lub symbolizującą człowieka kukłę, bądź też zastępczo składano w darze niewielką ilość krwi. Odkrycia wykopaliskowe wskazują, że już w neolicie dawni mieszkańcy ziem polskich składali ofiary ze zwierząt. Miały one różne przeznaczenie. Bydło zabijane podczas obrzędów pogrzebowych i składane razem ze zmarłym, przeznaczone było dla bogów świata podziemnego. Ofiara jednego lub kilku zwierząt, w zależności od stopnia zamożności zmarłego, wynikała z konieczności zapewnienia zmarłemu łaskawości bóstw. W zwierzętach dopatrywano się źródła nadprzyrodzonych mocy, które uwalniano przez ich uśmiercenie, a utoczoną krew ożywczą zlewano wprost do grobu zmarłego. Ofiary ze zwierząt miały jednocześnie zabezpieczać żywych przed negatywnym oddziaływaniem zmarłych na całą społeczność. Na terenie Polski duże jamy ofiarne odkryto na cmentarzysku kultury amfor kulistych (2700–2000 p.n.e.) w Złotej koło Sandomierza. Zawierały one
r ó b y i z o l o w a n i a w Polsce osób, organizacji i mediów pozostają cych w niezgodzie z nauczaniem Kościoła panującego przybierają czasem zdumiewające rozmiary i przejawy. Czym jest próba bojkotowania, wiemy w „Faktach i Mitach” aż nadto dobrze. Od samego początku naszą gazetę próbowano odciąć od możliwości reklamowania się, a nawet usiłowano nas wykończyć, odmawiając sprzedaży naszego pisma. Bo jesteśmy niepoprawni światopoglądowo, nie pasujemy do nowego (od 1989 r.) obłudnego, klerykalnego ładu. Zanim nas zbojkotowano, w połowie lat 90. próbowano także izolować antyklerykalny kwartalnik „Bez dogmatu” – ostro zaatakował go najważniejszy wówczas dziennik w kraju – „Gazeta Wyborcza”. Najsłynniejsza publicystka „Bez dogmatu”, profesor Barbara Stanosz, przestała być także publikowana przez gazetę Michnika. Oni, tak jak my później, na wieki mieli zostać na marginesie, bo byli nie dość kurtuazyjni wobec siły panującej. Akcja z bojkotem bywa ustawicznie powtarzana w różnych miejscach i środowiskach. Nieformalna cenzura tkwiąca w umysłach decydentów usiłuje zawęzić pole debaty publicznej, a czasem także próbuje kogoś zohydzić, wyautować. Chodzi o to, aby czyjeś poglądy nie były dyskutowane, upubliczniane, propagowane. Dla kogoś udzielającego się w życiu publicznym, kto czuje, że ma misję
szczątki kostne kilkunastu krów zabitych w celach rytualnych. Szczątki te są zapewne pozostałością po mordach rytualnych dokonywanych podczas obrzędów kultowych w celu przebłagania sił nadprzyrodzonych. Pozyskanie łaskawości bogów, od których zależała wszelka pomyślność życia oraz dostatek zbiorów, miało wielkie znaczenie dla społeczności neolitycznych. W Złotej odnaleziono też kościane ostrza służące do zabijania krów. Takie same ostrza odkryto na cmentarzyskach w Parchatce i Klementowicach koło Lublina. Niekiedy podczas składania ofiar sięgano też po ludzi, w tym małe dzieci. O ponurej scenie uśmiercenia dziecka i złożenia go do jamy z poćwiartowanymi krowami na ofiarę bogom świadczą znalezione w Złotej liczne szczątki zwierzęce, a wśród nich czaszka dziecięca i kości ludzkie. Na Wzgórzu Tumskim koło Płocka („święta góra” i ważny ośrodek kultu pogańskiego) odkryto ślady, które świadczą, że niektóre obrzędy miały krwawy charakter – sporadycznie składano tam
do spełnienia, nie ma nic gorszego niż skazanie na taką banicję. Najnowszy numer z bojkotem osoby niepoprawnej światopoglądowo przeprowadzono na ponoć najlepszym uniwersytecie w kraju. Wspominaliśmy o tym króciutko w poprzednim numerze. Chodzi o konferencję naukową, która miała się odbyć na wydziale prawa
nawet ofiary z ludzi. Przy kamiennym ołtarzu ofiarnym, zbudowanym z polnych głazów ciosanych, znaleziono rozbitą czaszkę 12-letniej dziewczynki oraz okrągły tłuk kamienny. Przy tym ołtarzu odsłonięto również dużo kości zwierzęcych i rozbitych naczyń glinianych, czyli pozostałości dawnych krwawych ofiar oraz urządzanych przy tej okazji libacji ofiarnych. Składano ofiary nie tylko z ludzi żywych, ale i zmarłych. W tym celu wydobywano z grobu zwłoki, przenoszono je w inne miejsce i składano w zbiorowej mogile na ofiarę nieboszczykowi „głównemu”. Były to tzw. pochówki wtórne. Taki grób zbiorowy odkryto w Lesie Stockim koło Puław. Głównym zmarłym była kobieta pochowana z dwoma mężczyznami, przy czym jeden z nich ułożony był w pozycji embrionalnej, zaś czaszka drugiego mężczyzny i kości szkieletu leżały bezładnie. Idea ofiary odgrywała ważną rolę także u dawnych Słowian. Kapłana ofiarnika nazywano żyrzcem, zaś ofiarę – żertwą, trzebą bądź obiatą. Przypuszczalnie instytucja kapłana
skandalem. Takie imprezy służą przecież wymianie poglądów i poszukiwaniu lepszego zrozumienia świata, a właśnie dla szukania prawdy powołuje się do istnienia uniwersytety. Działalność naukowa to ustalanie faktów, prawdy właśnie, często w sposób żmudny i poprzez gąszcz nieporozumień i uprzedzeń. Służy temu m.in. konfrontowanie
ŻYCIE PO RELIGII
Wstyd akademicki Uniwersytetu Warszawskiego. Na kilka dni przed jej rozpoczęciem dziekan wydziału – profesor Krzysztof Rączka – odwołał sesję, podając nieprawdziwe powody. Powiedział, że zrezygnowali z udziału w konferencji jej uczestnicy (w rzeczywistości zrezygnowało tylko 10 proc. z nich) i że uczelnie wycofały swój patronat nad imprezą. Pieczę nad nią sprawowały – Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu. Ta pierwsza szkoła z niczego się nie wycofała. Natomiast powodem wycofania się trójki prelegentów był udział w konferencji światowej sławy etyka, Australijczyka wykładającego na Uniwersytecie Princeton, Petera Singera. Tego rodzaju odwołanie konferencji z przyczyn ideologicznych jest rzadko spotykanym
różnych stanowisk, debatowanie, spieranie się. Odwołanie imprezy, bo tego czy innego przykościelnego profesora czyjeś poglądy gorszą, to kołtuneria w najgorszym stylu, hańba i sprzeniewierzenie się powołaniu wyższej uczelni państwowej. Ale czemu się dziwić, skoro w polskich akademiach doktoraty honoris causa rozdaje się biskupom i organizuje się peregrynacje maryjnych obrazów. W tym wszystkim jest też pewien aspekt komiczny. Singer i jego uniwersytet to pierwsza liga światowa. Princeton znajduje się w pierwszej dziesiątce uczelni na świecie, Uniwersytet Warszawski – bodaj w czwartej setce. To trochę tak, jakby do wiejskiej szkółki miał przyjechać wykładowca ze stolicy, ale
21
pojawiła się raczej u schyłku religii słowiańskiej, ale ofiarę mógł składać najstarszy mężczyzna, nie tylko kapłan. Była to najczęściej ofiara z płodów rolnych lub ze zwierząt. Folklor południowych Słowian zachował jednak również pamięć ofiar z ludzi i form zastępczych (kukła; skok z mostu na szczęście podróżnego; kąpiel kobiet w rzece, aby wywołać deszcz; ofiara z odzieży; podania o ofierze z kobiety podczas zakładania grodu). Bywało, że składano ofiary z członków własnego plemienia, ale przede wszystkim z pojmanych jeńców – na przykład w Arkonie na Rugii składano Świętowitowi także jeńców chrześcijańskich. Rytuał ofiarowania był rozbudowany i obejmował obrzęd oczyszczający, inwokację, modły, wspólną ucztę i wróżby. Z reguły zwierzęciem ofiarnym był samiec pierworodny i zrodzony najwcześniej w danym roku. Szczególne znaczenie przypisywano turom, bykom i koniom, ale też ptactwu. Krew ofiary zbierano i posługiwano się nią jako lekiem i środkiem magicznym. Na niektórych obszarach Słowiańszczyzny jeszcze wiele wieków po chrystianizacji znaczono krwią ofiarną dzieci, czyniąc im krzyże na czołach, nosie, brodzie i policzkach, co miało zabezpieczać przed chorobami i urokami. W podobnym celu znaczono krwią górną część drzwi u wejścia do chaty. Tu i ówdzie część krwi wylewano do rzeki, by wywołać latem deszcze, lub też zakopywano w ziemi, by uczynić ją bardziej urodzajną. ARTUR CECUŁA
szkółka się obraziła, uniosła ambicją i zamknęła drzwi, bo nie będzie z miastowym nowinkarzem gadać. Boi się, że miastowy wniesie za dużo ożywczego przeciągu w jej zatęchłe mury. I znów trzeba będzie myśleć! Singer to jeden z najważniejszych etyków współczesnego świata. Jego książka „Wyzwolenie zwierząt” na temat stosunku ludzi do innych istot żywych już w 1975 r. wywołała niesamowity rozgłos, a samo pojęcie „wyzwolenia zwierząt” weszło do języka ruchów ekologicznych. Jego „Etyka praktyczna” jest najpopularniejszym podręcznikiem etyki w świecie anglosaskim. Autor jest ateistą i głosi etykę wyzwoloną z chrześcijańskiego skupiania się tylko na człowieku. Proponuje, aby szacunkiem i współodczuwaniem objąć wszystkie istoty, które mogą czuć ból lub lęk. Uważa, że między ludźmi i zwierzętami nie ma różnicy jakościowej, istnieje tylko różnica stopnia świadomości, samoświadomości, rozumienia i odczuwania. Sądzi także, że nie ma wielkiej różnicy pomiędzy dopuszczeniem do śmierci i zabójstwem, dlatego zdecydowanie apeluje o walkę z nędzą i niedożywieniem, oskarżając rządy i osoby prywatne o śmiercionośną bezduszność i obojętność. Jest także zwolennikiem legalnej aborcji i eutanazji. Oczywiście nikt, nawet ktoś stojący na pozycjach ateistycznych, nie musi się z Singerem zgadzać, ale na pewno warto go posłuchać i z nim debatować. MAREK KRAK
22
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (23)
Przeciwnicy Prawa Bożego Zgodnie z proroczą Księgą Daniela, odstępczy i przeciwny Bogu system religijno-polityczny ma istnieć aż do samego końca, czyli aż do czasu sądu (7. 26). Rozpoznać go można m.in. przez to, że dokonał zmiany Prawa Bożego (7. 25). System ten usunął nie tylko II przykazanie Dekalogu (Wj 20. 4–6), ale również zmienił przykazanie IV, mówiące o świętości szabatu (Wj 20. 8–11). Zmian tych – jak przyznał ks. prof. Franciszek Spirago – dokonał Kościół rzymskokatolicki: „(...) poczynił w nich Kościół następujące zmiany formalne. Drugie przykazanie, dotyczące czci obrazów, złączył z pierwszym, natomiast dziesiąte przykazanie Boże rozdzielił na dwa osobne przykazania (...). Nakaz święcenia szabatu przemienia Kościół na nakaz święcenia niedzieli” („Katolicki Katechizm Ludowy”, t. II, s. 66, wyd. III). Ten radykalny sprzeciw Kościoła papieskiego wobec II przykazania nastąpił ostatecznie dopiero na II soborze nicejskim (787 r.), zaś wobec święcenia soboty – jeszcze później, bo w XV wieku na soborze florenckim. W uzasadnieniu zmiany IV przykazania Dekalogu najczęściej przytacza się następujące argumenty: po pierwsze – szabat został dany wyłącznie Izraelitom i to dopiero na górze Synaj; po drugie – chrześcijanie już od czasów apostolskich święcili niedzielę jako pamiątkę zmartwychwstania Chrystusa. Dlatego też szabat nie obowiązuje już chrześcijan, bo Jezus usunął go z chwilą swojej śmierci. Zobaczmy zatem, co w rzeczywistości mówi Biblia na ten temat oraz do czego przyznaje się sam Kościół papieski. Przede wszystkim Biblia stwierdza, że szabat (siódmy dzień tygodnia – sobota), to najstarszy dzień święty, a nakaz święcenia go pochodzi od samego Boga. Z tekstu Księgi Wyjścia, gdzie Mojżesz mówił: „Tak powiedział Pan: Jutro będzie wypoczynek, poświęcony Panu [Jahwe], dzień szabatu” (16. 23), wynika też, że – jak pisał katolicki ks. Wincenty Zaleski – „Żydzi znali i święcili szabat już przed ogłoszeniem Dekalogu. Dekalog ten zwyczaj usankcjonował i uzasadnił” („Nauka Boża”, s. 197). Takie samo stanowisko zajmuje również uczony, filozof i teolog, Martin Buber. Pisze on tak: „Szabat nie zostaje ustanowiony dopiero pod Synajem, istnieje już wcześniej, lecz nakazuje się tylko o nim pamiętać; ale też nie został ustanowiony dopiero na pustyni Sin, gdzie zbiera się mannę, również tam obwieszcza się go jako coś, co już istnieje” („Mojżesz”, s. 65).
Co więcej, nakaz zachowania szabatu obowiązywał nie tylko Żydów. Przykazanie Dekalogu mówi bowiem: „Nie będziesz wykonywał żadnej pracy ani ty, ani twój syn, ani twoja córka, ani twój sługa, ani twoja służebnica, ani twoje bydło, ani obcy przybysz, który mieszka w twoich bramach” (Wj 20. 10, por. 23. 12). Zgodnie z Biblią, szabat jest więc prawem dla wszelkiego stworzenia, umożliwia bowiem wszystkim bez wyjątku korzystanie z odpoczynku. Twierdzenie, że został dany wyłącznie Izraelitom, jest zatem nieprawdą. Tym bardziej że i w Księdze Izajasza czytamy: „Cudzoziemców, którzy przystali do Pana, aby mu służyć i aby miłować imię Pana, być jego sługami, wszystkich, którzy przestrzegają szabatu, nie bezczeszcząc go, i trzymają się mojego przymierza, wprowadzę na moją świętą górę i sprawię im radość w moim domu modlitwy (...), gdyż mój dom będzie zwany domem modlitwy dla wszystkich ludów” (Iz 56. 6–7). Z tekstu tego wynika też, że wszyscy, którzy przystali do Boga Izraela, są „ze sobą zjednoczeni; w tym jednym dniu każdego tygodnia, w dniu łączności z JHWH, winna panować między wszystkimi wspólnota odpoczynku Bożego i Bożej radości” (M. Buber, tamże, s. 69). O tym, że szabat jest wspólnym dobrem wszystkich, wspomniał również Jezus, kiedy powiedział: „Szabat jest ustanowiony dla człowieka” (Mk 2. 27). Nie tylko pozwala odpocząć, scala rodzinę i jednoczy lud Boży, ale również – o ile jest poświęcony Bogu – staje się duchowym błogosławieństwem dla wszystkich, którzy zbliżają się do Boga (Iz 58. 13–14). Czy nie jest jednak tak, że Jezus zniósł prawo szabatu? Przeciwnie! Jezus powiedział bowiem: „Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać [znieść] prawo albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. Bo zaprawdę powiadam wam: dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z prawa, aż wszystko to się stanie” (Mt 5. 17–18). Takie samo stanowisko zajął ks. W. Zaleski, który pisał: „Nie ma ani jednej wzmianki w Ewangeliach, żeby Pan Jezus łamał przepisy Prawa odnośnie do nakazanego spoczynku w szabat. Natomiast posiadamy szereg
przykładów świadczących, że Pan Jezus zachowywał przepisy szabatu i brał udział w zwyczajowych nabożeństwach w synagogach. »I przybył do Nazaretu (...), a według zwyczaju wszedł w szabat do synagogi, i powstał, aby czytać. I podano Mu księgę Izajasza Proroka« – Łk 4. 16; por. Mt 12. 8; Łk 13. 10” (tamże, s. 199). Jak widać, Jezus nie zniósł prawa szabatu, co wyraźnie przyznaje wielu katolickich teologów. Co więcej – jak stwierdził biskup Stanisław Adamski – „Pan Jezus nie tylko nie zniósł przykazania o święceniu dnia sobotniego, lecz owszem, zatwierdził je i wypełnił, a tylko oczyścił dzień Bogu poświęcony od naleciałości i małostkowych postanowień faryzeuszów” („Gość Niedzielny” z 22 lutego 1923 r.).
opowiedzieli im znowu o tych sprawach (...). A w następny szabat zebrało się prawie całe miasto, aby słuchać Słowa Bożego” (Dz 13. 13–16, 42, 44, por. Dz 16. 13; 17. 1–3). Z przytoczonego fragmentu wynika, że Paweł i jego towarzysze – podobnie jak apostołowie – brali aktywny udział w nabożeństwach sobotnich w synagogach. Co więcej, mimo zainteresowania uczestników, Paweł nie zwołał zgromadzenia w niedzielę, ale czekał do następnego szabatu. W Koryncie czynił tak przez półtora roku (Dz 18. 4, 11). O tym, że po zmartwychwstaniu Jezusa nie przesunięto święcenia szabatu na niedzielę, świadczy również fakt, iż nawet uczniowie apostolscy zachowywali szabat.
Jezus w synagodze. Chrystus i jego uczniowie zachowywali szabat
Czy szabatu nie znieśli jednak apostołowie? W „Nauce Bożej” ks. Zaleskiego czytamy: „Nie wiemy, czy apostołowie otrzymali jakieś specjalne instrukcje od Pana Jezusa co do szabatu. Prümmer twierdzi otwarcie: »Wydaje się, że w pierwszych czasach apostołowie udawali się do świątyni, aby oddać chwałę Bogu nie w niedzielę, ale w sobotę«. Powołuje się on przy tym na świadectwo Dziejów Apostolskich – 3. 1; 5. 12” (s. 200). W innym miejscu Dziejów czytamy: „A Paweł i jego towarzysze (...) dotarli do Antiochii Pizydyjskiej. A w dzień szabatu weszli do synagogi i usiedli. Po odczytaniu ustępów z zakonu i proroków zwrócili się do nich przełożeni synagogi, mówiąc: Mężowie bracia, jeżeli macie coś do powiedzenia ku zbudowaniu ludu, mówcie. Powstał więc Paweł (...). A gdy opuszczali synagogę, prosili ich, aby w następny szabat
„Św. Ignacy Męczennik w Liście do Filipian pisze: »Kto by pościł w niedzielę lub w sobotę, za wyjątkiem W. Soboty, ten jest zabójcą Chrystusa«. Pisze on przeciw gnostykom, którzy chcieli sobotę odrzeć z charakteru dnia świętego. Z tekstu tego wynika, że uczniowie apostolscy nadal obchodzili sobotę jako dzień święty” (W. Zaleski, tamże, s. 200). Chociaż z listu Ignacego wynika, że honorował on również niedzielę, którą bezpodstawnie nazywał „Dniem Pańskim”, to jednak nie odważył się on przenieść świętości szabatu z soboty na niedzielę. Przeciwnie, sprzeciwiał się tym, „którzy chcieli sobotę odrzeć z charakteru dnia świętego”. Nie tylko uczniowie apostolscy zachowywali szabat. Czynili to chrześcijanie w późniejszych wiekach, z tym że coraz częściej – wbrew Biblii – akcentowano już świętość niedzieli. W dziele ks. W. Zaleskiego czytamy:
„Kościół, kierując się tradycją apostolską, początkowo jako dni święte obchodził sobotę i niedzielę*. Widzimy to najlepiej z przytoczonego tekstu św. Ignacego. Konstytucje Apostolskie nakazują, aby służba pracowała tylko przez 5 dni, a sobota i niedziela były wolne od pracy (Konst. Ap. 8, 3). Wiemy jednak, że już od V wieku w Rzymie, w Hiszpanii, i gdzie indziej zaczęto wprowadzać post w sobotę jako wigilię niedzieli. Lecz dopiero w VIII wieku sobota staje się dniem powszednim, dniem pracy, a jedynie niedziela dniem spoczynku. Wreszcie sobór florencki w r. 1441 wydał formalny zakaz obchodzenia soboty jako dnia świętego (Denz. 712). Jak więc widzimy, sobota jako dzień święty długo jeszcze w Kościele cieszyła się uprzywilejowanym miejscem” (tamże, s. 200–201). Wielu uważających niedzielę za dzień święty nie wie również o tym, że pierwsze zarządzenie, które nakazywało, aby w czcigodny dzień słońca – jakim w Cesarstwie Rzymskim była niedziela – powstrzymać się od wszelkiej pracy, wydał cesarz Konstantyn Wielki (7 marca 321 roku). Poza tym nie jest też prawdą – jak niektórzy twierdzą – że Konstantyn chciał w ten sposób zadośćuczynić prośbom chrześcijan. Zaprzecza temu nawet teolog katolicki ks. Bogusław Nadolski, który pisze: „Jaki był stosunek do odpoczynku niedzielnego? Współczesne badania wyraźnie potwierdzają, że chrześcijanie nie odnieśli się z entuzjazmem do cesarskiego zarządzenia o odpoczynku niedzielnym, zachowując wyraźną rezerwę. Chrześcijanie obawiali się, by odpoczynek nie był okazją do lenistwa czy grzesznych rozrywek. Powodem tego był także kult słońca, tak silnie akcentowany w zarządzeniu Konstantyna. Włączenie się więc w niedzielę w ogólne świętowanie mogło być uważane za popieranie tego kultu. Jeszcze Benedykt w VI w. nakazywał pracę w niedzielę” (Liturgika, t. II, str. 42). A zatem o tym, że to właśnie sobota, a nie niedziela, jest najstarszym i jedynym cotygodniowym świętem, katoliccy teologowie wiedzą bardzo dobrze. Jeden z nich napisał nawet: „Jeśli protestanci twierdzą, że uznają tylko Biblię, to świętując niedzielę, zaprzeczają temu, gdyż w Biblii nie ma wcale mowy o święceniu niedzieli, tylko o święceniu szabatu” (ks. prof. Franciszek Spirago, „Katolicki Katechizm Ludowy”, t. I, s. 38). Nic dodać, nic ująć. Szkoda tylko, że wielu protestantów przyłączyło się do tych, „którzy – jak to pisał św. Ignacy – chcieli sobotę odrzeć z charakteru dnia świętości”. Biblia ostrzega: „Nie przyłączaj się do większości ku złemu i nie składaj w spornej sprawie świadectwa za większością, by łamać prawo” (Wj 23. 2). BOLESŁAW PARMA *Niedziela nie wywodzi się z tradycji apostolskiej, ale późniejszej. Autor sam przecież pisał, że apostołowie zachowywali szabat.
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
J
ego początkową ideą była poprawa luteranizmu i dokończenie tego, co zaczął Luter. Pietyści twierdzili, że sformalizowanie i skupienie się na prawowierności doktrynalnej zabija ducha chrześcijańskiego. Rozwinęli słownictwo do opisywania skrajnych stanów psychicznych, które towarzyszyły przejściu od wiary nominalnej do odczuwanej głęboko w sercu. Ruch ten – charakteryzujący się silnymi emocjami religijnymi i mocnym przeżywaniem religijności – był wielką falą, której nie dawało się łatwo opanować ani kontrolować. Pietyzm wywarł wpływ na luteranizm i w tym sensie nie był schizmą czy herezją, ale wewnętrzną reformą. Jednak
Dlaczego? Dlatego, że musisz pamiętać, iż nie masz nic na własność, wszystko bowiem należy do twojego pana, a ty jesteś tylko wynajętym administratorem jego własności. Nie możesz też swobodnie dysponować tym, co twoje i zachowywać tego dla siebie kiedy i na jak długo chcesz, lecz gdy zobaczysz, że miłość wymagać będzie, byś ku chwale ojca domu i dla zaspokojenia potrzeb twoich współbliźnich oddał to, co do ciebie należy, musisz tak wówczas uczynić. Jest to bowiem dobro wspólne. Wedle praw ziemskich twój bliźni nie może od ciebie go żądać. Ale choć należy ono do ciebie, to nie możesz mu go odmówić, nie naruszając jednocześnie Boskiego prawa miłości”.
OKIEM SCEPTYKA Specyficzną cechą radykalnego pietyzmu była nauka o ostatecznym, kosmicznym odnowieniu wszystkiego, z powszechnym zbawieniem na czele. Dużą rolę w powstaniu tego nurtu odegrały przede wszystkim pisma Jakoba Boehmego. Przedstawiciele radykalnego pietyzmu to m.in. Johann Wilhelm Petersen (1649–1727) i jego żona Johanna Eleonora, Ernst Christoph Hochmann von Hochenau (1670–1721) oraz Georg de Benneville (1703–1793). Do Szwecji pietyzm dotarł w XIX wieku, głównie dzięki świeckiemu kaznodziei Carlowi Ottonowi Roseniusowi. Stał się on niezwykle wpływowym publicystą wśród
wojskową i luterańskie szkoły. Zdradzał też wpływy różokrzyżowe. W 1802 r. harmonici liczyli już 12 tys. członków. Kiedy prześladowania stały się nieznośne, w roku 1803 wraz z grupą kilkuset śmiałków Rapp wydostał się do Nowego Świata. Swą pierwszą komunę – Harmonię – założył w Pensylwanii. Jej członkowie mieli pewien istotny talent: potrafili robić pieniądze i powiększać majątek. To w Harmonii powołano Towarzystwo Harmonii, które przyjęło wspólnotę dóbr i celibat. Harmonizm to żywy dowód na to, że i komunizm może być wydajny ekonomicznie. Do 1807 r. celibat był już praktykowany przez większość harmonitów.
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (54)
Pobożność i harmonia Pietyzm był luterańską kontrkulturą religijną rozwijającą się od końca XVII wieku. Zamiast ceremonii, sakramentów i dogmatów, czyli „religii zewnętrznej”, preferował indywidualne przeżycie, doświadczenie i zaangażowanie jako wiarę serca – „religię wewnętrzną”. jego liczne odgałęzienia zaczęły żyć swoim życiem, przybierać odrębne formy organizacyjne i rozsiewać własne nasiona. Uważa się, że pietyzm przyczynił sie do powstania Kościoła Braci Morawskich Zinzendorfa i rozwoju metodyzmu. Z czasem wyodrębniła się jego nowa forma: radykalny pietyzm. W jego ramach powstał z kolei ruch najciekawszy – harmonizm, zwany też rappizmem, którego członkowie założyli w USA trzy dobrze prosperujące miasta. Za ojca niemieckiego pietyzmu uznaje się Philippa Jakoba Spenera (1635–1705), który wystąpił z doktryną powstrzymania protestantyzmu przed tworzeniem form organizacyjnych i obrzędowych. Swoje pomysły wyłożył w bestsellerowej książce „Pobożne życzenia” (1675), gdzie podkreśla przede wszystkim konieczność laicyzacji kultu, wyeksponowania religijności wewnętrznej oraz zaangażowania w działalność misyjną. W jego przekonaniu, wiara chrześcijańska powinna być sprawą osobistą, ograniczającą się do indywidualnych doznań każdego chrześcijanina. Wiara nieprzeżywana indywidualnie nie ma znaczenia. Ukierunkowanie Kościoła na zaspokajanie indywidualnych potrzeb duchowych wiernych to jednak bynajmniej nie wszystko. Kościół powinien bowiem także reagować na potrzeby materialne człowieka. Spener założył we Frankfurcie pierwszy przytułek dla sierot i biednych. Przekonywał, że prawdziwy chrześcijanin powinien dzielić się tym, co posiada: „Czy ktoś pomyślał o tym, że konieczna jest inna wspólnota dóbr?
Tyle ojciec założyciel. Jego kontynuatorzy poszli różnymi ścieżkami. W jednych regionach byli gnębieni przez luterańską ortodoksję, w innych – sami stawali się gnębicielami. W roku 1690 władze Saksonii wydały zakaz „konwentykli”, czyli nieoficjalnych zgromadzeń religijnych, co było inauguracją prześladowania pietystów, którzy właśnie poprzez owe „konwentykle” starali się pobudzać indywidualną pobożność. Gdzie tylko powstawały grupy pietystów, tam zaraz dochodziło do silnych konfliktów z ortodoksją luterańską. W 1692 r. jeden z wydziałów luterańskiej teologii na południu Niemiec orzekł o nieprawowierności Spenera, dokonawszy odkrycia bez mała 284 „błędów” w jego pismach. Tymczasem jednak władca Prus Fryderyk Wilhelm I postanowił wykorzystać pietyzm do własnych planów i zaczął wspierać w swoim kraju tę nowinkę religijną. W Prusach pietyści angażowali się aktywnie w likwidację biedy i towarzyszącego jej zła: żebractwa, bezczynności i przestępczości. Uważali, że te zjawiska powinny zostać wyeliminowane z chrześcijańskiego społeczeństwa, że nie można się z nimi godzić, tylko należy je zniszczyć poprzez rozsądne reformy. Wprowadzono zakaz żebractwa, utworzono Komisję Biedy i założono w Berlinie Fryderycjański Szpital dla Chorych, Starych i Sierot (1702). Z drugiej jednak strony protekcja państwa z czasem odebrała pietystom całą ich początkową szczerość i żar religijny, czyniąc z nich kunktatorskich i nietolerancyjnych konformistów w służbie biurokratycznego państwa.
Religijne spotkania domowe pietystów
pietystów, którzy utworzyli Narodowy Instytut Ewangelicki (Evangeliska Fosterlands-Stiftelsen) – instytucję posiadającą własne kaplice i kaznodziejów, a nawet zagraniczne misje, ale pozostającą przez długi okres w ramach Kościoła Szwecji. Ostatecznie pietyzm doprowadził do powstania niezależnego kościoła (Svenska Missionsförbundet). Najciekawiej rozwinęła się jedna z amerykańskich odrośli pietyzmu – Towarzystwo Harmonii. Była to odmiana chrześcijaństwa teozoficzno-pietystycznego, która powstała w 1805 r. w Pensylwanii, choć wywodziła się z ruchu pietystów niemieckich, uciekających na początku XIX w. przed prześladowaniami luterańskich władz Wirtembergii. Dzieje Towarzystwa Harmonii to 100 lat historii (1805–1905) i założenie trzech amerykańskich miast: Harmonii (Pensylwania), Nowej Harmonii (Indiana) oraz Ekonomii (Pensylwania). Założycielem harmonitów był Johann Georg Rapp (1757–1847). Naczytawszy się Boehmego, Spenera i Swedenborga wielebny Rapp doszedł do wniosku, że należy przestać być drętwym luteraninem. Jego sekta uformowała się w roku 1785. W Deklaracji z Lomersheimer (1798) Rapp odrzucił służbę
Aż do 1817 r. nie zanotowano wśród nich żadnego małżeństwa. Ich szeregi powiększane były dzięki przybywaniu nowych osadników. Celibat wiązał się u nich z zupełnie innymi motywami aniżeli w Kościele katolickim. Uważali bowiem, że Adam na początku był hermafrodytą, i to było idealne, harmonijne (stąd Towarzystwo Harmonii), a kiedy część Adama wydzieliła się w Ewę, harmonia została zaburzona. Przyszłość wspólnoty bez rozrodczości nie niepokoiła ich, gdyż nie przewidywali, aby świat miał trwać dłużej niż parę dekad. Gorąco wierzyli, że powtórne przyjście Chrystusa jest tuż za zakrętem historii. W związku z tym oczekiwaniem powszechnie zarzucili nie tylko rozmnażanie, ale i na przykład palenie tytoniu. Wybrany swego czasu na głównego zarządcę Frederick Reichert bardzo umiejętnie rozwijał potencjał ekonomiczny wspólnoty. Jego talenty okazały się na tyle błogosławione, że duchowy guru Harmonii – ojciec Rapp – zdecydował się na adopcję Fredericka, który przyjął jego nazwisko. Po niecałej dekadzie funkcjonowania Harmonii Frederick dojrzał do myśli, aby sprzedać miasteczko i poszukać czegoś lepszego. Kupców znaleziono w menonitach, którzy wyłożyli 100
23
tysięcy dolarów – dziesięciokrotnie więcej, niż wynosił koszt zakupu tego kawałka USA. Druga osada harmonitów – Nowa Harmonia – została założona w Indianie w roku 1814 – była to ziemia ponad dwa razy większa niż Harmonia nr 1. W nowym miejscu, nadal cierpliwie czekając na drugie przyjęcie Chrystusa, na większą skalę zajęli się rolnictwem i rzemiosłem, z czasem jeszcze znacząco powiększając swoje ziemie. W czasie pobytu w Indianie do harmonitów dołączyli szejkersi („drżący kwakrzy”, nazwa właściwa: Zjednoczone Towarzystwo Wyznawców Powtórnego Przyjścia Chrystusa), pewien odłam kwakrów, który również praktykował chrześcijański komunizm połączony z celibatem i był bardzo podobny do harmonitów. Harmonici wszelako nie podzielali szczególnej nabożności szejkerskiej wobec matki założycielki, Ann Lee, i w efekcie nie doszło do pełnego zjednoczenia. Niemniej bliska współpraca tych odłamów to i tak ewenement. Na ogół bowiem im mniejsze były różnice między wyznaniami chrześcijańskimi, tym bezwzględniej się one zwalczały. Jako zwolennicy zniesienia niewolnictwa harmonici coraz częściej popadali w konflikty z sąsiadami. Dlatego też w roku 1824 sprzedali za 150 tys. dolarów Nową Harmonię walijskiemu socjaliście Robertowi Owenowi, by powrócić do Pensylwanii i założyć trzecią swoją osadę, nazwaną na cześć Ekonomii Bożej. Ekonomia okazała się najpotężniejsza. Do 1829 r. harmonitom udało się zmonopolizować handel i rynki Pittsburga. Mieli nawet problemy z państwem za praktyki monopolistyczne, ale wówczas zaczęli się angażować w działalność artystyczną. Główny menedżer wspólnoty ufundował muzeum malarstwa. Momentem przesilenia było zaangażowanie się ojca duchowego Ekonomii, Georga Rappa, w bardziej konkretne proroctwa. Powtórne przyjście Chrystusa zostało zapowiedziane na 15 września 1829 roku. Niebiosa swoim zwyczajem milczały niezmiennie, co zaczęło frustrować wiernych. Złe morale Ekonomii wykorzystał niemiecki alchemik Bernhard Müller (1788–1834), który ogłosił się „Lwem Judy” (symbol Jezusa) i posiadaczem „kamienia filozoficznego”. W roku 1832 wyprowadził z Towarzystwa Harmonii jedną trzecią wiernych, głównie młodszych, i sporo gotówki. Rozgoryczony obrotem spraw wieloletni zarządca wspólnoty umarł wkrótce potem. Niemniej jednak jego następcy przez kolejne dekady nadal sprawnie powiększali majątek „harmonijny”. W 1868 r. posiadali aktywa o wartości ok. 2 mln dolarów. Nieuchronnie jednak zbliżał się kres życia wspólnoty. Celibat zamknął ostatecznie dzieje Towarzystwa Harmonii w 1906 r. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Pokrzywa Rośnie niemal pod każdym płotem i traktowana jest jako uciążliwy chwast. Poznajmy niezwykłe zalety tej rośliny.
Z
nana i wykorzystywana była już w starożytności jako środek na zranienia i krwawienie. Zalecano także picie wywaru z pokrzywy w celu wzmocnienia organizmu. Chłosty z niej polecano przeciwko bólom mięśni i kości. Dla Słowian była rośliną magiczną. Pokrzywowym wywarem skrapiano odzież i wnętrza chat, pozbywając się w ten sposób złej energii i zapewniając sobie spokój i ochronę przed demonami. Obecnie wiemy, że jest ona jednym z najbardziej wszechstronnych ziół leczniczych. Składniki znajdujące się w liściach pokrzywy mają działanie moczopędne, przeciwobrzękowe, przeciwkrwotoczne, pobudzające krążenie krwi, odżywcze, obniżające
J
poziom glukozy we krwi, przeciwmiażdżycowe, odtruwające, przeciwkamiczne (utrudniają tworzenie kamieni moczowych), regulujące przemianę materii, pobudzające procesy regeneracji tkanek oraz krwiotwórcze (zwiększają liczbę krwinek czerwonych i ilość hemoglobiny we krwi). Pokrzywa hamuje stany zapalne układu pokarmowego i moczowego, pobudzając zarazem aktywność układu immunologicznego i zwiększając naszą odporność na infekcje. W niewielkim stopniu wzmaga też wydzielanie żółci, co jest istotne dla osób z kamicą żółciową. Sprzyja to likwidowaniu zastojów żółci w pęcherzyku żółciowym. Jej łagodne działanie nie spowoduje zablokowania dróg żółciowych nagłym wydaleniem kamieni.
est zdumiewającym środkiem leczniczym. Gdybym miała znaleźć się na bezludnej wyspie i mogła zabrać tylko jedną rzecz mającą pomagać mi w chorobach, zakażeniach i urazach, zabrałabym węgiel drzewny. W każdym domu węgiel powinien być pod ręką jako gotowe antidotum przy zatruciach oraz jako czynnik oczyszczający przy zakażeniach i różnych zaburzeniach metabolicznych. Moja mała wnuczka usiadła przypadkowo na mrowisku czerwonych mrówek. Dotkliwie ją pogryzły. Z bólu wpadła w histerię. Rozebraliśmy ją i pobiegliśmy do łazienki. Napełniliśmy miednicę wodą, dodaliśmy węgla drzewnego i posadziliśmy dziecko w czarnej zawiesinie. Po niespełna dwóch minutach przestało płakać. Węgiel zneutralizował toksynę i ból ustał. Węgiel drzewny ma nieprawdopodobną zdolność absorbowania rozmaitych substancji.
Jako środek oczyszczający krew pokrzywa korzystnie działa na poprawę zdrowia osób dotkniętych chorobami reumatycznymi. Wyciągi z liści pokrzywy stosowane zewnętrznie wykorzystuje się w zaburzeniach skórnych takich jak łojotok, trądzik, łupież oraz wypryski skórne różnego rodzaju. Wodę pokrzywową można polecić w celu pielęgnacji skóry głowy – poprawia ukrwienie i zapobiega przetłuszczaniu się włosów. Właściwości lecznicze mają też korzenie i kłącza pokrzywy, zwłaszcza u chorych na przerost gruczołu krokowego. Właściwości odtruwające, przeciwzapalne i regenerujące pokrzywy są wykorzystywane w terapii chorób reumatycznych i dermatologicznych. Wyciągi z pokrzywy pobudzają
Jego ziarna posiadają wiele szczelin i pęknięć, które tworzą powierzchnię do absorpcji cząstek materii, gazów, obcych białek, szkodliwych metabolitów, substancji chemicznych, czyniąc z niego potężny środek wspomagający system oczyszczania organizmu.
naskórnikowanie i ziarninowanie, czyli regenerację tkanki łącznej oraz nabłonkowej. Ponadto wykazują wszystkie właściwości lecznicze liści i łodyg. Efektywnym preparatem jest sok z pokrzywy z miodem i żurawiną firmy Dermesa. Można go zamówić w sklepie internetowym lub na portalu Allegro.pl. W aptekach i sklepach zielarskich kupimy także Urtiron Krka – kapsułki zawierające 300 mg ekstraktu z korzenia pokrzywy, Succus Urticae firmy Amara – sok ze świeżego ziela pokrzywy, stabilizowany etanolem, lub Prostaherb N Cesra – drażetki zawierające 230 mg wyciągu suchego z korzenia pokrzywy. Można też samemu przygotować preparaty pokrzywowe. Najlepiej zbierać ziele przed i podczas
połknięcia pięciu gramów trójtlenku arsenu zmieszanego z węglem drzewnym. Wcześniej Touery, w 1831 roku, przeżył po zażyciu strychniny w ilości przekraczającej dawkę śmiertelną, połączonej z taką samą ilością węgla.
Węgiel drzewny Węgiel drzewny absorbuje także substancje takie jak metylocholantren i benzopiren, które mogą powodować raka. Całkowita powierzchnia cząsteczek zawartych w centymetrze sześciennym sproszkowanego węgla wynosi 1000 metrów kwadratowych, czyli jest zbliżona do powierzchni basenu pływackiego o wymiarach 50x20 metrów! Niezwykłą skuteczność węgla udowodnił Bertrand w 1913 roku, gdy przeżył mimo
Węgiel drzewny może być stosowany wewnętrznie i zewnętrznie leczniczo w różnych chorobach – od ukąszenia przez pszczołę (i w innych jadowitych ukąszeniach) do zaburzeń metabolicznych takich jak żółtaczka noworodków lub reakcje alergiczne na toksyny. Jest bardzo pomocnym środkiem w przypadku wzdęć i zakażeń jelitowych z biegunką. Może być stosowany również do zwalczania nieprzyjemnego zapachu w powietrzu i w wodzie.
kwitnienia, czyli w maju. Jeśli zbiór przeprowadzamy później, to zrywamy same liście oraz kwiaty. Ziele suszymy szybko w temperaturze 40 st. C, aby nie straciło za wiele witamin. Kłącza wykopujemy wiosną lub jesienią. Dokładnie myjemy i suszymy szybko w temperaturze 50 st. C. Ze świeżych roślin możemy wycisnąć sok. W tym celu miksujemy całe rośliny w blenderze, a uzyskaną melasę wkładamy do lnianej szmatki i wyciskamy jej zawartość do naczynia. Aby dłużej przechować sok, możemy go stabilizować alkoholem w proporcji 1:1. Pokrzywa znalazła także zastosowanie w sporcie. Dostępne są obecnie suplementy, które pozwalają w bezpieczny sposób uzyskać efekty anaboliczne i androgenne. Najbardziej efektywne są preparaty z kłączy i korzeni w formie wyciągów. Obniżenie w organizmie poziomu globuliny wiążącej hormony płciowe – androgeny i estrogeny – pozwala podwyższyć poziom wolnego testosteronu. Wpływa to na wzrost siły i objętości mięśni przyszkieletowych. Przyrost liczby czerwonych krwinek i hemoglobiny we krwi podnosi wydolność fizyczną. Pokrzywa podnosi również stężenie mioglobiny w mięśniach, dzięki czemu stają się one lepiej dotlenione. Działanie napotne, moczopędne i odtruwające oraz pobudzające krążenie zapobiega obrzękom po wysiłku fizycznym oraz przyspiesza eliminację zakwasów. Osobiście polecam polski preparat Urtix Labofarm (około 10 zł za 90 tabl.), czyli tabletki zawierające 330 mg korzenia pokrzywy i nie mniej niż 0,1 mg steroli wyrażonych jako beta-sitosterol. Maksymalne działanie preparatu uzyskujemy po miesiącu regularnego spożywania. Teraz, kiedy przejdziemy obok rosnącej w rowie pokrzywy, spójrzmy na nią z należytym szacunkiem i zacznijmy wykorzystywać drzemiące w niej pokłady zdrowia. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nie ma żadnych przeciwwskazań do stosowania węgla, z wyjątkiem stanów zapalnych jelit u osób bardzo wrażliwych oraz w przypadku skłonności do zaparć. Wszelkie badania wykazują, że węgiel drzewny nie jest szkodliwy, kiedy jest podawany drogą doustną, wziewną i stosowany na skórę. Należy zachować ostrożność przy stosowaniu kataplazmów z węglem na świeże rany. Może bowiem wystąpić efekt tatuażu, jeśli węgiel dostanie się pod naskórek. Węgiel dostępny jest w postaci proszku, tabletek lub kapsułek. Kapsułki są dwa razy silniejsze niż tabletki. Jednorazową dawkę doustną dla osoby dorosłej stanowi jedna łyżka stołowa proszku rozmieszana w szklance wody, cztery kapsułki albo osiem tabletek. Taką dawkę stosuje się dwa razy dziennie między posiłkami. Węgiel można stosować doraźnie oraz przewlekle nawet do dwunastu tygodni. dr med. AGATHA THRASH
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Zamach stanu PiS, a dokładniej Jarosław Kaczyński, rozważa przejęcie władzy bez względu na wynik wyborów prezydenckich. Jeśli Jarosław wygra – co jest mało prawdopodobne – tak zwane Prawo i Sprawiedliwość przejmie kontrolę i nad urzędem prezydenta, i nad parlamentem, a co za tym idzie – sformuje nowy rząd koalicyjny. Jeśli prezes przegra – a to jest niemal pewne – osamotniony Komorowski będzie musiał zmagać się ze zdradą i tak średnio lojalnego do tej pory koalicjanta i z wicepremierem Jarosławem Kaczyńskim na dokładkę. Przecieracie oczy ze zdumienia, twierdząc, że to niemożliwe, że zwariowałem? Jeszcze nie. Jeszcze... W zaciszu pokojów sejmowego hotelu, w oparach papierosowego dymu i przedniej brandy, trwają dyskusje, jaki będzie krajobraz polskiej polityki po 20 czerwca i ewentualnie po drugiej turze. Z czystej logiki wynika, że Platforma dostanie wszystko. I tego PiS znieść nie może. Dodatkowo Kaczyński zdaje sobie sprawę, że jego przegrana (a tym bardziej znaczna przegrana) może odsunąć go od władzy we własnej partii. I to na zawsze. Już się o to postarają młode wilki z obozu Ziobry. Tylko na to czekają. I jeszcze na to, że ich lider wróci z Brukseli na białym koniu i na zgliszczach starego zbuduje nowy PiS. Z Jurkami, Dornami i Rydzykami pospołu. Na szczęście dla prezesa grupa jego zwolenników nadal jest jeszcze silna. Nie tyle siłą lojalności wobec wodza, co strachu przed tym, że podzieli los swojego idola, czyli pójdzie w odstawkę.
No więc prokaczyńscy kombinują tak:
Scenariusz nr 1 Zawiązany zostaje oficjalny sojusz koalicyjny z Polskim Stronnictwem Ludowym. Aby mogło do niego dojść, PSL opuszcza koalicjanta, czyli PO, pod byle pretekstem (obecna powódź może być dla Pawlaka darem niebios, bo zawsze można powiedzieć, że biedni rolnicy są jeszcze biedniejsi, bowiem premier nic nie zrobił, itd...). Osamotniona Platforma traci z dnia na dzień sejmową większość i musi stworzyć rząd mniejszościowy, licząc na doraźne głosy w parlamentarnych głosowaniach. Przeliczy się, bo na tym właśnie polega chytry pomysł Kaczyńskiego. Wie on, że jego elektorat raczej by nie przełknął sojuszu z SLD (elektorat SLD też by szlag trafił na wieść o mariażu z PiS), ale od czego są tzw. sojusze ciche? Polegają one na tym, że w kluczowych sprawach oficjalny nieprzyjaciel jakoś tak przypadkowo albo dla idei głosuje zgodnie z oczekiwaniami. To wszak w polskim Sejmie przerabialiśmy już nie raz. Także ostatnio w tej kadencji. Z naszych informacji wynika, że takie rozmowy kuluarowe trwały i właśnie są finalizowane. Zostały na krótko przerwane tragiczną śmiercią Gosiewskiego, który z ramienia PiS je prowadził, ale teraz wróciły ze zdwojoną siłą, bo czas nagli. Gosiewskiego w negocjacjach zastąpił poseł Hofman, ale prawdziwym rozgrywającym jest cicha
K
olejny skandal nad Tybrem. Deweloper korumpował włoskich polityków i księży. Watykan znów zamieszany w pranie brudnych pieniędzy.
i szara eminencja, pupil Jarosława – Marek Opioła. Choć do Sejmu dostał się, ciesząc się mizernym poparciem wyborców, to jest przybranym dzieckiem prezesa. Z ramienia SLD do stołu negocjacji usiadł Waldemar Dubaniowski. Ten pozornie nic nieznaczący ambasador Polski w Singapurze jest z kolei ukochanym dzieckiem Kwaśniewskiego (tego samego – przypomnijmy – który już wiele miesięcy temu oświadczył, że sojusz SLD z PiS jest możliwy, a nawet pożądany). Przy trójkątnym stoliku jest jeszcze osoba trzecia. To Janusz Piechociński z PSL – zaufany Pawlaka. Ustalenia na dziś są takie, że po wystąpieniu PSL z koalicji partia Kaczyńskiego zgłasza wotum nieufności dla rządu i jednocześnie (chcąc, by Polacy uwierzyli w jej czyste intencje) proponuje Waldemara Pawlaka na premiera. Dochodzi do głosowania, w którym SLD niby się waha, ale ostatecznie okazuje się, że „za” głosowało dokładnie tylu napieralczyków, ilu potrzeba. Nowy, mniejszościowy rząd PSL-PiS nie jest na straconej pozycji, bo od czego jest wspomniany wcześniej cichy koalicjant, na którego
roku podał się do dymisji), były prezes szpitala Dzieciątka Jezus i wielu innych. Deweloper najwięcej interesów robił z Balduccim, związanym z Kongregacją Nauki Wiary. Urzędnik milionowe łapówki wpłacał
w kluczowych głosowaniach zawsze można liczyć. Co dostanie w zamian? A to właśnie jest kwestia kolejnych negocjacji. Ale widząc, jakie konfitury dostał Sojusz, zawierając cichą koalicję z PiS w kwestii mediów, można założyć, że tanio skóry nie sprzeda.
Scenariusz nr 2 Taka sama cicha koalicja PiS z SLD i jawna z PSL, tylko czas się wydłuża do późnego lata. Na razie pozbawiona większości Platforma jest kompletnie sparaliżowana. Ponieważ nie jest w stanie skutecznie rządzić, jej notowania lecą na łeb na szyję. Wówczas Kaczyński rzuca projekt uchwały o samorozwiązaniu się Sejmu. PO przyjmuje to jako ostatnią deskę ratunku. Samorozwiązanie zostaje klepnięte prawie jednogłośnie i do wyborów parlamentarnych dochodzi na jesieni. Razem z wyborami samorządowymi. Teraz jednak SLD już nie musi grać roli cichego wspólnika. Mówi, że „dla dobra Polski oczywiście”, może wziąć na siebie część władzy (ot, wicepremiera Napieralskiego i ze trzech ministrów, np. Kalisza jako ministra sprawiedliwości) pod warunkiem politycznej autonomii. (To powtórka modelu egzotycznego sojuszu PiS z Samoobroną.) ~ ~ ~ Oto dwa scenariusze obecnie rozważane. Ich
Prałat Camaldo przyznał, że w imieniu Anemonego i Balducciego wręczał łapówki różnym majętnym ludziom, w tym wielu ministrom. Włoska prokuratura sprawdza teraz, czy oskarżeni otwierali rachunki
Watykańska cosa nostra Deweloper to Diego Anemone (na zdjęciu). Fałszował dokumenty i faktury, płacąc politykom, duchownym i gwiazdom telewizji za ich podpisanie i faworyzowanie jego firmy. Udało mu się m.in. dostać zlecenie na budowę sal konferencyjnych potrzebnych na szczyt G8 w 2008 roku. Anemone robił interesy z najważniejszymi osobistościami w państwie, a osoby zamieszane w aferę łapówkarską to między innymi szef rządowej rady robót publicznych Angelo Balducci, szef biura legislacyjnego – poseł Francesco Rutelli, ksiądz prałat Francesco Camaldo, szef Obrony Cywilnej Guido Bertolaso, minister rozwoju gospodarczego Claudio Scajola (4 maja 2010
na swoje konto w watykańskim banku, który nie jest kontrolowany przez żadne służby. Stąd we Włoszech od dziesięcioleci cieszy się opinią pralni brudnych, głównie mafijnych pieniędzy. Tylko wysocy hierarchowie mogą dać pozwolenie świeckim na założenie konta w tym banku – trzeba mieć rekomendację co najmniej jednego rzymskiego kardynała. Dzięki Balducciemu firma Anemonego zarobiła ponad 422 mln euro! Księża chętnie pomagali deweloperowi, a za pomoc w uzyskaniu kontraktu bądź za zwykłe polecenie jego usług innym hierarchom biznesmen pomagał w budowie kościołów i prywatnych domów duchownych.
bankowe w krajach, gdzie prowadzili swoje interesy – m.in. we Francji, Belgii, Szwajcarii, Luksemburgu i San Marino. W komputerze oskarżonego znaleziono ponad 400 nazwisk, które są teraz dokładnie sprawdzane. Nie ujawniono jeszcze wszystkich osób zamieszanych w skandal łapówkarski, ale włoska prokuratura już oświadczyła dziennikarzom, że dzięki zgromadzonym faktom będzie mogła wnikliwie zbadać wewnętrzne struktury Stolicy Apostolskiej i jej powiązania ze światem przestępczym. Po ujawnieniu skandalu pedofilskiego Benedykt do reszty osiwiał. Czy teraz wyłysieje? ARIEL KOWALCZYK
25
ślady uważny Czytelnik odnajdzie w wypowiedziach polityków. Oto poseł Hofman mówi w wywiadzie dla TVN24, że: „Współpraca PiS i SLD jest konieczna, by odsunąć PO od władzy. Z SLD łączą nas programy, a także to, że uważamy Donalda Tuska za szkodnika”. Całkiem otwartym tekstem rzecz całą opisał też Kwaśniewski w radiu TOK FM: „Ewentualne porozumienie PiS z SLD to jeden z wątków dyskusji, który na pewno w Prawie i Sprawiedliwości i na lewicy ma miejsce”. Piechociński natomiast oświadczył niedawno, że: „taki koalicjant jak PO może skończyć się dla PSL katastrofą” (chodziło mu o to, że Platforma bezczelnie lobbuje na wsi i odbiera ludowcom żelazny do tej pory elektorat). ~ ~ ~ Jednak większości z Was (a jeszcze do wczoraj i mnie, zanim dowiedziałem się o takich knowaniach) coś podobnego wydaje się NIE-MOŻ-LI-WE!!! Czy aby na pewno? Proszę uprzejmie spojrzeć na niektóre sejmiki samorządowe. Na przykład na Sejmik Śląski. Tam koalicja PiS-SLD-PSL działa od dawna. Najpierw bulwersowała i szokowała, teraz nikogo nie dziwi. Podobnie rzecz się ma z niektórymi komisjami sejmowymi. Tusk już dawno rozpoznał piekielne zagrożenie i boi się tych dwóch scenariuszy jak ognia. Dlatego po cichu prowadzone są rozmowy przy innym, jeszcze bardziej tajnym stoliku. Siedzą przy nim przedstawiciele PO i... SLD. Co z tych przygnębiających prognoz, tych knowań, zdrad własnego elektoratu i doraźnych sojuszy wyjdzie – dowiemy się już wkrótce. Tak czy inaczej po 20 czerwca lub po 4 lipca obudzimy się w innej Polsce. Byle nie z ręką w nocniku. MAREK SZENBORN
26
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
RACJONALIŚCI
Okienko z wierszem Szkoda, że jest dziś zapomniany Tomasz Kajetan Węgierski. Bo przecież wcale tęgi był to poeta oświecenia, i kpiarz nie lada, w dodatku zaprzysięgły mason i antyklerykał. Bezbożnik nawet. W wierszu „Do Ogińskiego, Hetmana W. Lit.” pisał tak: Nie wiem prawdziwie, mospanie hetmanie, Co się na tamtym świecie ze mną stanie. Ksiądz Łuskina powiada, i wierzyć mu trzeba, Że ja pójdę do piekła, on prosto do nieba. Cóż robić, kiedy w księgach mego przeznaczenia Tak stoi? Wyrok losu ciężko się odmienia. Żal mi jednak, że mnie tam zła prowadzi droga, Bom ciekawy i rad bym widzieć Pana Boga, Jak poważnie na tronie z dyjamentów siada, Jak zręcznie bez ministrów tą machiną włada. Bo jak moim rozumem słabym mogę sądzić, Trudno kawałkiem ziemi, trudniej światem rządzić. Ale gdy pilnie sobie zważam z drugiej strony, Żem wcale do śpiewania nie przyzwyczajony I choćbym był największym nabożeństwem zdjęty, Nie w takt bym pewnie śpiewał: „Święty, święty, święty!”. (...)
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0
508 543 629 607 811 780 515 629 043 604 939 427 607 708 631 692 226 020 501 760 011 667 252 030 606 870 540 502 443 985 691 943 633 606 681 923 609 770 655 512 312 606 61 821 74 06 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
Drodzy Czytelnicy Pragnę odpowiedzieć tym z Was, którzy namawiają mnie do poparcia w wyborach Grzegorza Napieralskiego. Przykro mi, ale tego nie uczynię, wykorzystując swoje obywatelskie prawo do wolnego wyboru. Każdy z Was może zagłosować jak chce albo nie zagłosować wcale. Fakt, że kandydat SLD opowiada w telewizorze, że zrobi porządek z Kościołem, jak już zostanie prezydentem, niczego nie zmienia. Raczej utwierdza mnie w mym postanowieniu. Otóż Grzegorz Napieralski ma zasady. Jedną z nich jest niedotrzymywanie słowa. Wiedzą o tym wszyscy ci, którzy choć trochę go znają. I nie tylko oni. Jeśli Napieralski mówi, że coś zrobi, to można mieć dużą dozę pewności, że zapomni o tym, co obiecał, nie zrobi nic albo zrobi dokładnie na odwrót. Niezbyt to ładnie, jak na byłego ministranta (czym się niedawno publicznie chwalił), ale ten typ tak już ma. Jeśli to są odpowiednie referencje do reprezentowania państwa polskiego lub choćby reprezentowania lewicy parlamentarnej, to daj nam Boże zdrowie. JONASZ
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Wygrana bitwa o apostatów W III RP trwa wojna religijna. Bynajmniej nie o rząd dusz (duchownych bardziej interesuje nierząd), ale o liczebność stada owieczek. Nie chodzi nawet o ich strzyżenie. Kasa jest zapewniona przez ustawy Rakowskiego z 1989 roku, konkordat i późniejsze normatywne akty strzeliste Sejmu. Naprawdę rzecz w statystyce. 95 proc. katolików – to brzmi dumnie. Daje prestiż i uzasadnia kolejne żądania. Dlatego kler przypomniał, co rzekł Rydz-Śmigły, i to samo powiedział nad Wisłą: Nie oddamy ani guzika od ubrania apostaty. A tym bardziej jego samego. Przynajmniej na papierze. Choć wystąpił z „Matki-Kościoła”, ma tkwić w parafialnych księgach, sławić imię watykańskiego szefa i polskiego duchowieństwa. Tak nam dopomóż stanowione w III RP Prawo i Sprawiedliwość. Na apel odpowiedział protegowany kaczyńskiej partii, Michał Serzycki. Od 2006 r. generalny inspektor ochrony danych osobowych. 23.09.2009 r., wspólnie z Sekretariatem Konferencji Episkopatu Polski, wydał „Instrukcję o ochronie danych osobowych w działalności Kościoła katolickiego w Polsce”. Dokument stwierdza m.in., że apostaci nie mogą żądać usunięcia swoich
danych osobowych z parafialnych archiwów. W tej części instrukcja opiera się nie na ustawie o ochronie danych osobowych, ale na przepisach kodeksu prawa kanonicznego. W związku z tym w lutym 2010 r. zwróciłam się do Komisji Europejskiej o wyjaśnienie, czy jest to dopuszczalne w świetle dyrektywy 95/46/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 24 października 1995 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w zakresie przetwarzania danych osobowych i swobodnego przepływu tych danych. Z odpowiedzi udzielonej przez komisarz Viviane Reding wynika jednoznacznie, że w krajach UE obowiązuje ustanowiony przez art. 8 dyrektywy „zakaz przetwarzania szczególnych kategorii danych, w tym danych osobowych ujawniających przekonania religijne. Przetwarzanie takich danych jest możliwe, jeśli w ramach prawomocnych działań zabezpieczonych odpowiednimi gwarancjami przeprowadza je fundacja, stowarzyszenie lub inna instytucja nienastawiona na osiąganie zysku, mająca cele o charakterze religijnym, pod warunkiem że odnosi się ono wyłącznie do członków tej instytucji lub osób mających
z nią regularny kontakt w związku z jej celami oraz że przetwarzane dane nie są ujawniane osobom trzecim bez zgody osób, których dotyczą. W tym przypadku osoby, których dotyczą dane, zachowują wszystkie prawa ustanowione w dyrektywie, takie jak: prawo do informacji o charakterze przetwarzania danych, prawo dostępu do własnych danych oraz prawo sprzeciwu wobec przetwarzania ich danych osobowych. W tym kontekście Komisja pragnie przywołać ogólną zasadę pierwszeństwa prawa unijnego w stosunku do przepisów krajowych”. Osoby, które z Kościoła wystąpiły, przestają być jego członkami, a tym samym nie utrzymują z nim żadnych kontaktów. Kościół nie ma więc prawa przetwarzania ich danych osobowych. Zgodnie z art. 2. p. B dyrektywy – „gromadzenie, rejestracja, porządkowanie, przechowywanie” to formy przetwarzania danych osobowych. Wbrew kuriozalnej i skandalicznej instrukcji GIODO, apostatom przysługuje prawo żądania usunięcia danych osobowych z ksiąg parafialnych. Za nami pierwsza wygrana bitwa o prawa byłych katolików. Właśnie piszę do Komisji pytanie, czy i jak pomoże je wyegzekwować w klerykalnej Polsce. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn,blog.onet.pl
W Wałbrzychu nie chcą Maryi Spór o świętą patronkę Wałbrzycha rozgorzał na dobre. Miejscy radni zapragnęli, by to Matka Boska Bolesna przejęła od nich opiekę nad miastem i słowo prawem uczynili. Ale patronką może być tylko przez chwilę. Jeśli sąd administracyjny, do którego trafiła skarga, uzna sprawę za wątpliwą, wówczas patronka z konieczności będzie musiała ustąpić. Radni rok temu przyjęli uchwałę i nadali honorowy tytuł świętej Matce. Nie wszystkim jednak spodobał się ten pomysł. Gdyby nie zaangażowanie lokalnego koła RACJI Polskiej Lewicy, o problemie nikt by nie usłyszał. Ale usłyszano – skarga na decyzję rajców trafiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Wniosek to o tyle istotny, a instancja ważna, że patronka swoją nową funkcję może przestać pełnić, i to dość szybko. – Znalazło się sześciu odważnych mieszkańców Wałbrzycha, którzy postanowili postawić tamę temu, co się dzieje – mówi Jerzy Krzysztofek, lider wałbrzyskiej RACJI. Zaznacza, że w mieście są ateiści, osoby bezwyznaniowe oraz wyznawcy wielu różnych religii, nie tylko katolickiej: – Uchwała mówiąca o tym, że teraz wszyscy będziemy pod parasolem Matki Boskiej Bolesnej, nie musi się wszystkim podobać. Nie każdy chce być odgórnie objęty patronatem katolickiej Panienki. Działacze RACJI uważają uchwałę za „niekonstytucyjną i godzącą w interes prawny mieszkańców Wałbrzycha, niebędących wyznawcami religii katolickiej”. Decyzja Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego może zaskoczyć zwolenników obejmowania mieszkańców świętym patronatem. Na początku roku w podobnej sprawie w Dusznikach-Zdroju wojewoda dolnośląski uznał, że obwoływanie postaci religijnej patronem nie mieści się w zakresie „zaspokajania zbiorowych potrzeb wspólnoty”, co czynić powinna Rada Miejska. Sprawa upadła. W Wałbrzychu na razie pozostaje czekać na rozpatrzenie sprawy przez sąd. Jedno już wiadomo – sprawa bardzo poruszyła lokalną społeczność. Nie było medium w Wałbrzychu, które nie zaznaczyłoby, że istnieje zasadniczy spór o neutralność światopoglądową miasta. I że są antyklerykałowie (w tym przypadku z RACJI), którzy odważnie staną przeciwko kolejnym niezrozumiałym, skandalicznym decyzjom rządzących miastem radnych. DANIEL PTASZEK
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
Dwóch studentów biologii: – Po prostu serce mi się kraje, jak widzę te wszystkie zakonserwowane zwierzęta! – No co ty! Przecież tu są tylko trzy żaby... – Dokładnie! Trzy żaby! A spirytusu – dziesięć litrów!!! ~ ~ ~ – Co robi szynszyla, gdy chce mieć szynszyle? – To samo co kobieta, gdy chce mieć szynszyle. ~ ~ ~ Kura do koguta: – Kogut, a ty facet jesteś? – Masz jakieś wątpliwości?! – No wiesz, w zasadzie jaja to mam ja... ~ ~ ~ Spotyka się dwóch rozwodników: – Słyszałem, że twoja była teściowa ma raka… – Żartujesz?! KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego 1) nie żyła, 2) bez tej werwy ani rusz, 3) utrapienie z uzębieniem, 4) można być na nim i nic nie robić, 5) hobby na biegunach, 6) po nitce dojdziesz doń, 7) nawet król, gdy ma ochotę, musi iść tam na piechotę, 8) pojazd liniowy, 9) co on sieje, ucho zbiera, 10) część do śmiechu, 11) porządek w zakładzie, 12) pod mostem w Smoleńsku, 13) przeżytek, czyli coś z przeszłości w teraźniejszości, 14) wątek plecie, 15) na co Romeo Julię kochał?, 16) księżycowy złodziej, 17) mięso w bule w Stambule, 18) impreza w rajtuzach, 19) najwyższy chórzysta, 20) Prawdziwy Polak dla Prawdziwej Polki, 21) przyszłaby do wózka, gdyby nie skakała, 22) tej tkaniny zawsze szkoda, 23) robiony, by nie robić, a coś zdobyć, 24) co ma szczeble, a nie jest drabiną?, 25) wszystko smakuje, gdy dopisuje, 26) koperta do toalety, 27) auto jak muszkieter, 28) nakreślony niby nic, 29) więzienny metal, 30) angielski król, 31) występ samobójców, 32) władca rodzynek, 33) rzuca się z nadzieją, że się uda, 34) obóz polityczny, 35) naprzeciw dołu, 36) tam ma teściowa zięcia... zdjęcia, 37) wszystkiemu winien (tak jak cyklista), 38) boski napój, 39) nad nim słońce wschodzi, 40) najstarszy na boisku, 41) nie jest sprinterem, choć ma kolce też, 42) po sprzątnięciu może pójść na wódkę, 43) wokół niej się kręci Ziemia, 44) łańcuszek ze ściągaczem, 45) wyładowuje się przy wybuchu, 46) strażaków nie gryzą, 47) tam, z dala od zgiełku ulicy, mieszkają pustelnicy, 48) mnóstwo w promocji, 49) do siedzenia, 50) jedzie w turbanie w karawanie, 51) dźwięk, szczęk.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Mąż z wyrzutem do przyłapanej na zdradzie żony: – Jak nisko trzeba upaść, żeby na przyjęciu urodzinowym męża robić loda sąsiadowi?! – A tam zaraz upaść. Przyklęknąć wystarczy... ~ ~ ~ Spotyka się dwóch kolegów: – Żona mnie zdradza... – Skąd wiesz? – Przeprowadziliśmy się do innego miasta, a listy przynosi ten sam listonosz! ~ ~ ~ – Panie doktorze, mój mąż ma problemy w łóżku. Mógłby pan coś zrobić, żeby znowu był jak byczek? – Proszę się rozebrać. – Rozebrać? – Tak, zaczniemy od rogów. ~ ~ ~ Jasio stuka do drzwi sąsiada: – Mama kazała panu powiedzieć, że tata pojechał na ryby, a ja się w piaskownicy bawię. ~ ~ ~ – Do kogo piszesz tego SMS-a?! – pyta żona męża. – Czemu pytasz? – Oj, ty zawsze musisz wszystko wiedzieć! – odpowiada żona. ~ ~ ~ Pierwsza randka. – Miałaś już chłopaków? – pyta facet nieśmiało. – Chłopaków nie. Dwie dziewczynki, ale są u babci. ~ ~ ~ Małżeństwo na spacerze po mieście. Żona wskazuje na jedną z wystaw: – Kochanie, widzisz tę sukienkę? Zakochałam się w niej! – To chodźmy stąd szybko, bo zaczynam być zazdrosny...
45 2
1 15
10
44
51
27
46
7
47
42
36 39
20
41 32
19 49
13
33
16
17
11
23
2
20
13 6
17
9
22
40
14 29
7
24 19
27
23
22
21
48
25
21
29
15 35
4
12
11
28
5
6
10
25 1
26
30
26
50
30
31
9
18
8
5
4
31
3
32
37 3
14
43
8
38
16
34
12
24
28 18
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
1
2
3
4
5
16
17
18
19
20
21
6
7
22
23
8
9
24
10
25
26
11
27
12
13
14
15
28
29
30
31
32
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 19/2010: „Duży może więcej”. Nagrody otrzymują: Marek Szymczak z Bełchatowa, Lech Krzyszczuk ze Świdnika, Jolanta Burandt z Lęborka. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 50,70 zł za trzeci kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 50,70 zł za trzeci kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE Kościół jak Pentagon
...a na wały przeciwpowodziowe pieniędzy zabrakło
Humor Gabinet seksuologa: – Na co się skarżymy? – Panie doktorze! Mój sąsiad mówi, że on w nocy może osiem razy! A ja nie więcej niż trzy... – Popatrzymy, popatrzymy... Proszę otworzyć usta, proszę powiedzieć aaaa... – Aaaa... – Proszę zamknąć usta. Nie widzę żadnych przeciwwskazań, żeby pan mógł mówić to samo...
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 21 (533) 21 – 27 V 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
~ ~ ~ Żona do męża: – Co robisz? – Nic. – Przecież wczoraj nic nie robiłeś! – Ale jeszcze nie skończyłem. ~ ~ ~ – Co według ciebie jest najistotniejsze w kobiecej urodzie? – Usta! – Dokładniej: kształt, kolor wielkość?! – Nie, to są sprawy drugorzędne... Najważniejsze, żeby były zamknięte.
Z
daniem 20 proc. Ziemian, naszą piękną planetę zamieszkują kosmici, tyle że ciut zakamuflowani. ~ Największą wiarę w obcych przybyszów wykazują mieszkańcy Indii i Chin. „W krajach, w których zagęszczenie ludności jest mniejsze, częściej znamy swoich sąsiadów i wiemy, że nie są kosmitami” – wyjaśnili uczeni, którym chciało się przeprowadzić takowe badania. ~ Polscy miłośnicy latających spodków rokrocznie spotykają się w Emilcinie na pikniku ufologicznym. Tam to w 1978 r. rolnik Jan Wolski jechał wozem przez pole. Niespodziewanie... dosiadły się zielone ludziki w czarnych kombinezonach i przyfrunął „pojazd w kształcie stodoły”. Kosmici zabrali pana Jana do latającej „stodoły”, zbadali „przedmiotami przypominającymi talerzyki” i odstawili na Ziemię. Dzielny mężczyzna pomachał im jeszcze czapką na pożegnanie, a oni – jak zapewniał – odkłonili się. W 2005 r. fundacja Nautilus postawiła w Emilcinie pomnik na pamiątkę tego wydarzenia. ~ „Kosmici mogą oglądać nie tylko nasze filmy sensacyjne, ale i mydlane opery oraz reklamy. Co o nas pomyślą, gdy je zobaczą?” – martwi się Frank Drake, astronom, który uważa, że obcy próbują dowiedzieć się czegoś o nas, nasłuchując sygnałów radiowych.
CUDA-WIANKI
Nie do wiary ~ Stephen Hawking, uważany za najlepszego fizyka od czasów Einsteina, przekonuje, że kiedy na Ziemię przybędą przedstawiciele obcej cywilizacji, przy okazji... wybiją nas co do jednego. „Jeśli złożą nam wizytę, to jej konsekwencje będą bardziej doniosłe od tych, jakie nastąpiły po dotarciu Krzysztofa Kolumba do Ameryki. A jak wiadomo, nie były one szczególnie korzystne dla Indian” – twierdzi Hawkins. ~ O swoim pobycie w kosmicznym spodku opowiedział na antenie telewizyjnej Kirsan Ilumżynow, prezydent republiki Kałmucji. Obcy zjawili się na balkonie Ilumżynowa i wręczyli mu specjalny skafander, w którym udał się wraz z nimi na powietrzną przejażdżkę. Rosyjski deputowany Andriej Lebiediew po obejrzeniu zwierzeń
kałmuckiej głowy państwa wystosował pismo do prezydenta Miedwiediewa, żądając zbadania sprawy. Wszystko z obawy przed ujawnieniem kosmitom rosyjskich tajemnic. ~ „UFO zabrało moją duszę, gdy spałam. Teraz jest ona na planecie Wenus” – zwierzyła się Miyuki Hatoyama, żona premiera Japonii. Przy okazji dodała, że w jednym z poprzednich wcieleń poznała aktora Toma Cruise’a, który wówczas był... Japończykiem. Jej męża rodacy ochrzcili mianem „ufoludka”. ~ To, jak powszechna jest wiara w latające spodki, sprawdzili dwaj mieszkańcy New Jersey. Przywiązali do balonów z helem zapalone race i wypuścili w niebo. Tysiące mieszkańców, myśląc, że oto zbliża się inwazja obcych, wydzwaniało na policję. Sąd skazał wesołków na grzywnę i 50 godzin robót publicznych. JC