GRZESZNY ŻYWOT CZŁONKA KUCHCIŃSKIEGO INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 22 (378) 7 CZERWCA 2007 r. Cena 3,50 zł (w tym 7% VAT)
Str. 7
Str. 12, 13
Str . 23
UW ZA AGA MI ! W CE ESZ KŁA NA CZ DK KA ANE I Z ŻD W CY EG TR KL O P ZE EM OS CH „ZD ZE KO RA RZ LE JC ON JN Y EG YC W S O N H N UT UM UM AN ER ER NAC U – AC H” 3,5 H „F BĘ 0 z iM DĄ ”. ł
Str. 8, 9
ISSN 1509-460X
Str. 20
2
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Według sondażu PBS, homoseksualne teletubisie ośmieszają Polskę jeszcze bardziej niż premier (brak konta bankowego) i negowanie teorii Darwina przez Giertychów. Na brytyjskich forach internetowych teletubisie były najczęściej pojawiającą się informacją, i to przez całe dwa dni! Jedna z gazet zaproponowała nawet rzecznik Sowińskiej angaż do Cyrku Monthy Pythona. Z obaw pani niedorzecznik śmiały się do rozpuku media niemal na całym świecie. Chyba tylko Polakom już nie jest do śmiechu...
Wojna Kaczyńskich II
I błąd, bo ludzie wprost kochają się śmiać i Sowińska z pewnością poprawi nasz wizerunek!
W liście wysłanym do dyrekcji i nauczycieli szkół pod wezwaniem JPII wiceminister edukacji Orzechowski postraszył, że strajk w oświacie jest niezgodny z nauczaniem papieża Polaka. List naszpikowany jest cytatami z papieskich homilii. Pomimo tego ostatecznego argumentu większość papieskich placówek przyłączyła się do protestu. Gdyby Gierek do strajkujących w 1980 roku wysłał list z cytatami z Lenina, wszystko skończyłoby się na kupie śmiechu...
Polskę nawiedziła fala ulew i gwałtownych burz. W niektórych miastach ulice zamieniały się w rwące rzeki. Kataklizm nastąpił tuż po oficjalnym objęciu przez MB Trybunalską patronatu nad parlamentem IV RP. Ludzie, ta opieka już działa! Przecież nie było trzęsienia ziemi!
ZUS, chronicznie cierpiący na brak gotówki, postanowił zarobić kosztem tych, dla których został powołany. Otóż w latach 1992–1995 premier Suchocka zaniżyła tak zwaną kwotę bazową. Emeryci wysłali tysiące wniosków o jej wyrównanie, a po odmowach wielu założyło ZUS-owi sprawy w sądach. Aleksandra Wiktorow – prezes ZUS – poleciła, aby prawnicy zakładu ubezpieczeń domagali się od powodów zryczałtowanych kosztów procesu. To swoją drogą dziwne, że emerytom, którzy zbudowali PRL i III RP, nie zabrano jeszcze emerytur...
Po lekarzach zastrajkowali nauczyciele, a już szykują się kolejarze. Prezydent i premier wyjaśnili, że strajki te są polityczne, a w budżecie nie ma kasy na żadne podwyżki. Jednocześnie portfele żołnierzy BOR oraz funkcjonariuszy policji historycznej (IPN) powiększą się o kilkanaście procent. Do tego dochodzą nowe limuzyny i gadżety dla BOR-u. Nic dziwnego, Biuro Ochrony Rządu może się wkrótce przydać...
Liderzy LPR i Samoobrony zażądali od Jarosława Kaczyńskiego kolejnej puli stanowisk dla swoich działaczy. Trwa szacowanie kosztów życzeń Leppera i Giertycha. Ów podział łupów nazywa się w języku politycznym negocjowaniem nowej umowy koalicyjnej.
Prokuratorzy Ziobro oraz Kaczmarek opowiadali o rzekomych tajnych rachunkach bankowych polityków lewicy. Wszystkie miały się znajdować w szwajcarskich bankach. Ziobro ze Szwajcarii wrócił z niczym. Według premiera, chodzi o jedno konto. Gdy przyjdzie do rozliczania szefa rządu, takiego problemu nie będzie. Kaczyński jest jedynym premierem w Europie (a może i na świecie), który nie ma żadnego konta.
Znaleziono już winnych tragicznej śmierci Barbary Blidy. Okazało się, że za ten dramat odpowiedzialność ponoszą szefowie ABW z lat 2002–2005 z Andrzejem Barcikowskim na czele. Zaniedbali oni – zdaniem PiS – sprawy szkolenia agentów i przyjmowali do służby ludzi bez kwalifikacji. W 2007 roku większość ministrów nie ma żadnych kwalifikacji...
W cudowny sposób odnajdują się bandyci przez lata ścigani listami gończymi. W zamian za status świadka koronnego (uwolnienie od kary lub jej znaczne zmniejszenie) opowiadają, jak to kilkanaście lat temu wręczali łapówki politykom lewicy. Dla prokuratorów zeznania te są jak najbardziej wiarygodne. Niedaleko redakcji „FiM” stoi taki jeden, co za małą buteleczkę gotów jest opowiedzieć, jak to dawał w łapę Kaczyńskim, Ziobrze i nawet Kaczmarkowi. Niewykluczone, że gość kiedyś się przyda...
Hitem rosyjskiego serwisu internetowego poświęconego tajnym służbom jest tłumaczenie raportu Antoniego Macierewicza. Wschodni eksperci poprawili błędy autora dokumentu i dołączyli do tekstu skorowidz nazwisk. Sam pogromca WSI ma poważniejsze problemy. Przed sądami musi się tłumaczyć, dlaczego pomawiał ludzi bez dowodów. Wyjaśnień w tej sprawie zażądali od Antka także minister obrony i premier. I po co było dawać małpie brzytwę?
PiS rozpoczął operację odzyskiwania Najwyższej Izby Kontroli. Kolegom premiera nie odpowiada dzisiejszy jej szef, mimo że Mirosław Sekuła jest byłym posłem AWS i działaczem stowarzyszeń katolickich. Na liście kandydatów są koleżanki i koledzy pana prezydenta oraz wieczny senator i 14-dniowy prezes TVP – Zbigniew Romaszewski. Teraz już NIKt nie będzie kontrolował przyjaciół Kaczuszki.
Słuszni prezesi Orlenu z nadania PiS tak umiejętnie negocjowali nowe kontrakty na zakup pól naftowych w Azerbejdżanie, że firma została z niczym. Pozostają jeszcze dostawy z Rosji, ale i to źródło może wyschnąć, bo Rosjanie rozważają zakręcenie kurka na ropociągu Przyjaźń. Powodem jest zły stan techniczny rury. Sprawa ta nie wywołała żadnego zainteresowania premiera Kaczyńskiego ani też pochodzących z nadania PiS prezesów państwowej firmy zarządzającej rurociągami. Panowie menedżerowie twierdzą, że rozwiązaniem jest import ropy drogą morską. Skoro pokłóciliśmy się ze wszystkimi sąsiadami, to został nam tylko Bałtyk.
T
ydzień temu pisałem o wojnie, jaką niemal całemu społeczeństwu wypowiedziało jego dwóch demokratycznie wybranych przywódców. Fakt bez precedensu w Europie XXI wieku. Paradoks możliwy tylko dzięki istnieniu innych polskich paradoksów: Radia Maryja, katolickich mediów publicznych, podległości parlamentu względem episkopatu i analogicznie – konstytucji wobec konkordatu, a także funkcjonowaniu w polityce rodzin takich jak Giertychy, Jurki, Zawisze czy Piłki. W 2005 roku na PiS i Lecha K. głosowały dwie grupy ludzi: ogłupieni i oszukani oraz oszukani. Najsmutniejsze jest to, że duża część z nich do dziś nie wie (lub nie dopuszcza takiej myśli), że bliźniacy zrobili ich w trąbę. Świadczy o tym wciąż wysokie poparcie dla Pały i Sobiepaństwa. Kolejny pomysł braci to nowe regulacje dotyczące fundacji. Uniemożliwiają one prowadzenie przez nowo zakładane fundacje działalności gospodarczej. Wszystko, oczywiście, w ramach walki z nadużyciami na kaczej zasadzie – lepiej wyrwać roślinę, niż ją pielić. I znów spod drakońskiego prawa wyjęte są fundacje kościelne, najbardziej kryminogenne, typu „Nasza Przyszłość” dyrektora Rydzyka. Ostatni wyczyn to kuriozalny projekt ustawy przygotowany przez Gosiewskiego. Pod hasłem walki z korupcją i lustracją majątkową zakłada on wprowadzenie zakazu pracy w fundacjach naukowców, adwokatów, radców prawnych, a nawet członków rad nadzorczych prywatnych spółek giełdowych. Cele i praca fundacji, z których niejedna się dzięki temu rozleci, nie są w ogóle brane pod uwagę. Ta kupa makulatury trafiła do komisji do spraw... solidarnego państwa. Czemu tam? A dlatego, że nie ma tam wrogów PiS i nikt nie będzie zadawać głupich pytań. IV RP musi wiedzieć wszystko o wszystkich i dlatego miliony wyrzucimy na program PESEL 2, który umożliwi skatalogowanie wszystkich obywateli, łącznie z danymi, czy chodzimy na wybory, czy też nie. Żadnemu rządowi w UE taki zbiór nie był potrzebny. Kaczemu ma umożliwić wojnę z terrorystami... Chyba z tymi, których przyciągnie do nas tarcza antyrakietowa. Preludium wojny ze społeczeństwem bracia przetestowali w Warszawie. Rozmawiałem z kimś, kto ma za sobą epizod pracy w stołecznym samorządzie. Opowiadał, jak Kaczyńscy robili wszystko, aby zablokować wspólne rządzenie z PO. Skutecznie rozbili Klub Radnych PO, przekonując jego członków do poparcia polityki Lecha K. Kaczyńscy nie znoszą bowiem konkurencji na prawicy i nie lubią rozmawiać w tonie innymi niż rozkazujący. Partia dla nich to wojsko, a polityka to nieustanna wojna z wrogiem, który kryje się za każdym rogiem ulicy, w każdym kiosku. A z PO współrządzić za pomocą haków i teczek by się nie dało. Za dużo tam rozsądnych ludzi. Samo przejmowanie władzy w stolicy przypominało etapy bitwy. Wysłannicy Lecha K. zdobywali poszczególne komórki organizacyjne, składając swojemu wodzowi meldunki: wydział X zdobyty, dyrektorzy wyrzuceni itp. Nowi szefowie z PiS zwolnienia z pracy wręczali na korytarzu, w toaletach, na parkingach. Dręczyli niesłusznych pracowników, robiąc codzienne rewizje osobiste. Zabrali im komórki, po czym pozwolili dzwonić z telefonów stacjonarnych na komórki. Dzięki temu urząd dzielnicy Warszawa-Śródmieście zwiększył wydatki na telefony siedmiokrotnie. Prezydent Lech toczył wojnę z organizacjami pozarządowymi i radnymi. Zabierał im pieniądze,
wypowiadał umowy na świadczenie usług na rzecz mieszkańców (vide: Fundacja TUS zajmująca się transportem osób niepełnosprawnych), uchylał racjonalne uchwały radnych dzielnic, nie przychodził na sesje Rady Warszawy. Kaczory zawsze muszą mieszać, psuć, szczuć i knuć. W ten sposób społeczeństwa (a w szczególności najbardziej potrzebujących, czyli m.in. beneficjentów fundacji) nie traktował żaden powojenny dyktator. Nawet prezydent Białorusi Łukaszenko traktuje swój naród jako podmiot polityki. Owszem, ma dużą, autorytarną władzę, ale sprawuje ją w interesie narodu, dla polepszenia jego bytu. Bracia K. wraz z kolegami traktują Polaków przedmiotowo – niczym bandę dziadów. Paradoksalnie jednak te kilka lat kaczyzmu może nam wyjść na dobre (ile będzie jeszcze tych doświadczeń na Polsce!). Polacy mają przecież w genach jednoczenie się przeciwko tyraniom. Optymistycznie trzeba nawet patrzeć na głupie, klerykalne i inne zboczone pomysły obecnej władzy – od sejmowej mszy o deszcz począwszy, a na homoteletubisiach i karaniu kobiet w mini, modlących się (zapewne!) pod przydrożnymi kapliczkami, skończywszy. Tu się, Proszę Państwa, kłania psychiatryk! Na szczęście zdrowa część narodu, widząc tak jawne objawy choroby, potrafi je właściwie zdiagnozować. Obywatele zaczęli się bronić przed wydaną im wojną. Powstały inicjatywy Ruchu na rzecz Demokracji czy Referendum 2007 – Obalmy Kaczyńskich. Jednym głosem mówią tacy do niedawna jeszcze antagoniści jak Wałęsa, Kwaśniewski, Olechowski czy prof. Hieronim Kubiak, były doradca PZPR. Po raz pierwszy od 1989 roku w tak szerokim wachlarzu jednoczy się lewica. Wszelkie anty-Kaczyńskie inicjatywy cieszą się coraz większym poparciem społecznym. Żaden polski polityk nigdy nie był obiektem takiej liczby żartów jak dwugłowa Kaczka i jej przystawki. Ale też nikt tak jak oni Polski na świecie nie ośmieszył. Bracia starają się jak mogą, aby przeciwko sobie zjednoczyć ludzi z różnych środowisk, o różnych biografiach i poglądach. Czegoś takiego nie osiągnął ani Łukaszenko na Białorusi, ani gen. Franco w Hiszpanii, ani Pinochet w Chile. Doszło do paradoksu – im więcej agresji ze strony bliźniaków, tym większy szacunek ze strony obywateli dla atakowanych (poparcie dla lekarzy i nauczycieli). Po uwaleniu lustracji – największego działa wytoczonego przeciw narodowi – bracia nie wiedzą, w kogo uderzyć. Tak bardzo zachłysnęli się władzą dla samej władzy, że zgubili prawdziwy sens jej sprawowania. Nie wiedzą, że marzenie o państwie totalnym jest nie do zrealizowania – nawet w Polsce. JONASZ
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Nawiedziło mnie! Kocham rządzących bliźniaków, bo dzięki nim Polska wreszcie wyróżnia się już nie tylko największą na świecie populacją księży. Teraz – jako jedyni – mamy też zapasowego prezydenta! Ein Reich, Ein Volk, Zwei Kaczoren! Właściwie to ja do Jarka i Lecha Kaczyńskich kiełczę się jak głupi do sera. Niestety, bez wzajemności. Oni nie lubią gejów, a ja wiem, że gej jest OK! Ogląda się te polskie seriale, to się wie! Na przykład Robert Janowski w serialu „Na dobre i na złe” rozkochiwał w sobie co bardziej ponętne lekarki... Już prawie by doszło do ślubu, gdy się okazało, że Robert jest gejem i ma kochasia. W „M jak miłość” pierwszy mąż Małgosi, najmłodszej córki Mostowiaków, wyjechał na saksy i tam zmienił (albo uświadomił sobie) swoją prawdziwą orientację seksualną. Wrócił już jako gej, a naiwny Pyrkosz nawet nie zauważył, jak do zięcia przyjechał przystojny partner z Niemiec. W „Magdzie M.” przyjaciel głównej bohaterki też jest homo, ale bardzo sympatyczny – telewidzowie go lubią i ja też. Jest tam nawet drugi gej, ale prawdziwy – o nazwisku Poniedziałek. Ten z kolei mizdrzy się do lasek i to jest cała atrakcja tego drętwego serialu, bo widzowie wiedzą, że Poniedziałek jest gejem. No to dlaczego bliźniaki pozwalają, żeby Romek Giertych, pan od edukacji, mówił podczas Marszu dla Życia i Rodziny, że „wstrętni pederaści przyjechali tutaj z wielu
D
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
krajów i próbowali narzucić nam swoją propagandę”?! Przecież gejów ci u nas dostatek, a walą w rodzimych serialach taką propagandę homoseksualną, że podobno Sowińska aż sprzedała przez to telewizor na targu. Romek, nie śpij! Bo jak zaśpisz, to Jarek i Leszek powiedzą ci: bujaj się stąd, bo cię nikt nie lubi i bulczysz jak niezdrowa dupa! Nie powiedzą tego, bo koalicja natychmiast kopnie w kalendarz jak stara ciotka, do której nie przyznawała się rodzina. No i nawiedziło mnie, i mam wariant awaryjny. Polacy to kupią, bo lubią seriale. Niech w „M jak miłość” pojawi się nowy bohater o skłonnościach homoseksualnych (dwóch ze strachu przed Romkiem scenarzyści wysłali do cieplejszych krajów). I niech on będzie podobny na przykład do cudnego i męskiego premiera Jarka Kaczyńskiego. Nawet niech ma takie samo imię. Jak wyglądałoby owo wejście smoka? Po prostu kiedy rozchodzi się
zięki szczerości senatora Sikorskiego z PiS wiemy wreszcie oficjalnie, kim jesteśmy dla Amerykanów – protegowanymi, których opinii nie warto brać pod uwagę. O byłym ministrze obrony w rządzie Marcinkiewicza i Kaczyńskiego pisaliśmy niejednokrotnie. Radosław Sikorski (do niedawna oficjalnie – Radek) to postać z pogranicza polityki polskiej i amerykańskiej, do tego (także do niedawna) obywatel brytyjski strzegący tajemnic polskiej obronności, czyli kuriozum na skalę ogólnoświatową, świadczące, jak śmiesznym i niesuwerennym jesteśmy krajem. W USA Radek jest powiązany z kręgami ultrakonserwatywnymi, dążącymi do podporządkowania całego świata interesom USA. Kiedy Radek mówi o stosunkach polsko-amerykańskich, nie wiadomo, czy mówi do Polaków w imieniu amerykańskich mocodawców, czy też odwrotnie. Niemniej warto go posłuchać. Ostatnio Radek przerwał kilkumiesięczne milczenie po odejściu z MON i zaczął lobbować na rzecz utworzenia w Polsce tarczy antyrakietowej. Zapewnił, że pozwoli nam to przejść w relacji z USA „z pozycji takiego sympatycznego protegowanego, którym jesteśmy dzisiaj, na pozycję sojusznika dużo lżejszej wagi, ale takiego, którego zdanie należy brać pod uwagę”. Czyli do tej pory byliśmy
wieść o zaginięciu Marka Mostowiaka na trasie Grabina–Lipnica, Aleksander proponuje Marysi pomoc w poszukiwaniu brata. Wtedy w przychodni pojawia się przystojny, opalony, napakowany i w moherowym berecie Jarosław K., który z upoważnienia Aleksandra będzie poszukiwał Marka. Jarosław K. jest gejem z Grupy Lesbijek i Gejów Chrześcijan „Berith” i wcale tego nie ukrywa. Kiedy Rogowski ubliża Marysi, Jarosław wstawia się za nią i daje Rogowskiemu po ryju. Mało tego, kiedy ochroniarze Petera pakują Marka do bagażnika jego samochodu, z zarośli wypada Jarosław i krzyczy: „Bo wam urwę łeb i nasikam do szyi!”. I rzeczywiście robi im tak, że lecą uszami do przodu! No i uważam, że Robert Biedroń, prezes Kampanii przeciw Homofobii, powinien zagrać w serialu rolę Jarosława K., a „Lambda” powinna zrobić Jarka honorowym prezesem. Oj, chyba tutaj ciutek przesadziłem, za bardzo mnie nawiedziło. Lambda niech jeszcze przemyśli mój projekt, bo niegłupi jest (serio!), ale przepraszam Biedronia za porównanie go z Jarosławem, kimkolwiek on jest... ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Podczas gdy politycy prowadzą długie dyskusje na temat słusznych i niesłusznych pomników, pewien mądry człowiek z Uniejowic postanowił problem rozwiązać. Michał Sabadach ma 10 hektarów gruntu, a na nim popiersia i pomniki, których do tej pory pozbyli się włodarze różnych polskich miast. Proponujemy panu Michałowi, żeby dokupił ze 100 hektarów na czasy, kiedy z ulic i placów będą usuwane pomniki JPII.
POLE DO PO-PiS-U
Wicekomendant policji z Łęczycy wybrał się na ryby. Ponieważ te nie brały, wkurzył się do tego stopnia, że postanowił... odstrzelić konkurencję. Na szczęście wściekłość źle wpłynęła na celność i żaden z niedzielnych wędkarzy nie ucierpiał. Dla poszukujących pracy mamy wiadomość – w łęczyckiej komendzie jest obecnie wakat.
POŁAPAĆ, POSTRZELAĆ...
W rzeszach wiernych fanek telewizji ojca Rydzyka eksperci od telewizyjnej sprzedaży dostrzegli potencjał. Szef Telezakupów Mango zapowiada, że firma szykuje hit, który kupować będą wszystkie moherowe berety. Zdradził tylko tyle, że ma to być produkt AGD. Czyżby zamrażarka z wizerunkiem tatki?
TELEMOHERY
Poseł LPR Marek Kawa na opolskim basenie Akwarium tropi gejów. Robota to niezwykle ciężka, bo rozpoznanie wśród tłumu tych, którzy pływają inaczej, graniczy niemal z cudem. Mimo to życzymy panu posłowi powodzenia! Opracowała WZ
KAWA NA ŁAWĘ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Król Polski złożył przysięgę, że zbuduje Świątynię Opatrzności jako wotum. Proszę wybaczyć, ale spadkobiercą króla nie jest prymas Polski, który to słowo wypełnia, tylko rząd i parlament. Uważam, i tę dyskusję rozpocznę, że powinniśmy się wszyscy z tego zobowiązania wywiązać: zarówno rząd, jak i Kościół. (abp Kazimierz Nycz)
¶¶¶
Zauważyłam, że Tinky Winky ma damską torebkę, ale nie skojarzyłam, że jest chłopcem. W pierwszej chwili pomyślałam, że ta torebka musi temu teletubisiowi przeszkadzać. Taki balast niepotrzebny. Później się dowiedziałam, że w tym może być jakiś ukryty homoseksualny podtekst. Dobrze, żeby grono psychologów porozmawiało z dziećmi na ten temat. Trzeba to zbadać, jeśli miałaby być to jakaś promocja niewłaściwych zachowań, trzeba by podjąć jakieś kroki. (Ewa Sowińska) kimś w rodzaju wykorzystywanego podopiecznego, lokaja, którego opinię można było lekceważyć. To jest dla nas jasne od dawna, ale miło to usłyszeć wprost od jednego z konstruktorów stosunków Polska–USA, którzy zapewniali nas, że jesteśmy dla Amerykanów „strategicznym partnerem”. Pan Sikorski zapewnia, że tarcza „zwiększa nasze bezpieczeństwo wobec takich krajów jak Iran czy Korea Północna”. Okazuje się zatem, że republika ajatollahów do spółki z Kim Dzong Ilem dybie na życie i bezpieczeństwo Polaków! I US-tarcza uchroni nas od zagłady?! Przecież każde dziecko u nas wie, że dla Iranu i Korei jesteśmy tym, czym dla Polski jest Sudan lub Oman. Czyli z ich punktu widzenia krajem odległym, pozostającym poza strefą zainteresowania. Ich uwagę możemy zwrócić tylko wtedy, gdy pozwolimy zbudować ową głupią tarczę, która będzie pierwszym celem każdego przy jego ewentualnym ataku na USA. Nie wiem, czy Radziowi bajki o większym bezpieczeństwie dzięki tarczy opowiadają koledzy z USA, ale doprawdy nie jesteśmy aż taką bandą idiotów, aby w to wierzyć. Może jego koledzy z PiS-u w to wierzą, skoro pokładają ufność w opiece Matce Boskiej Trybunalskiej, ale my ten etap życia mamy szczęśliwie już za sobą. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Z historii lokajstwa
¶¶¶
Premier nikomu niczego nie mówił. To znowu jakaś kaczka puszczona... (Andrzej Lepper o rozłamie w koalicji)
¶¶¶
Europa nie rozwinie się bez wartości głoszonych przez Kościół. (Lech Wałęsa)
¶¶¶
Nie udało się katoprawicy koronować Chrystusa na króla Polski. Z Jego Rodzicielką poszło łatwiej, lżej i przyjemniej. Papież usłuchał, jak go błaga Marek Jurek (wtedy jeszcze marszałek Sejmu), i najwyższemu organowi ustawodawczemu watykańskiego lenna ustanowił patronkę. (Joanna Senyszyn)
¶¶¶
Należy jasno stwierdzić, że jeśli prawo uzna homoseksualizm za zgodny z naturą człowieka, to z góry wykluczy nienaruszalność instytucji małżeństwa, powołanie ojca i matki (...). Skoro wysiłki europejskiej centrolewicy noszą znamiona swoistej wojny z wartościami chrześcijańskimi, powinniśmy w naszym kraju przeciwstawić się temu w sposób bardziej zorganizowany. Należałoby np. powołać ośrodek, którego zadaniem byłoby odpieranie walki z rodziną oraz walka z oszczerstwami pod adresem Kościoła i duchownych. Zorganizujemy więc grupę prawników, dziennikarzy i duchownych, którzy interweniowaliby w sądach i w mediach, domagali się sprostowań oszczerstw i kłamstw, bronili czci pomówionych osób, naruszanych dóbr i wartości. Taki ośrodek przeciw fałszerstwom i zniesławianiu byłby korzystny nie tylko dla katolików, przyczyniłby się także do oczyszczenia społecznej atmosfery w Polsce, do bardziej sprawiedliwego i wiarygodnego osądu naszej przeszłości. (Senator Czesław Ryszka, PiS) Wybrali OH i RK
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
NA KLĘCZKACH
MINISTRANT Tygodnik „NIE” ujawnił, że minister kultury Kazimierz Ujazdowski (z PiS i Opus Dei) pełnymi garściami rozdaje polskie pieniądze na watykańskie kościoły. Podobnie zresztą robił, kiedy pełnił tę samą funkcję w rządzie Buzka („FiM” 22/2001). Jego ministerstwo rozdziela fundusze teoretycznie na projekty związane z „ochroną i zachowaniem dziedzictwa kultury”. Tymczasem w samym tylko styczniu br. 44 mln zł popłynęły do parafii, zakonów i sanktuariów, a na 97 złożonych projektów kościelnych przypada zaledwie 16 świeckich! Na dodatek – większość decyzji odmownych dotyczy celów niekościelnych. I tak się utrwala pogląd, że jedyna kultura, jaka istnieje w Polsce, to kultura katolicka. MaK
telefon, poinformował, że jeżeli nie dostanie 30 tys. zł, to w jej mieszkaniu wybuchnie podłożona bomba. Kobieta natychmiast powiadomiła policję. Postawiono na nogi wszystkie służby ratownicze i ewakuowano mieszkańców bloku. Funkcjonariusze bez trudu ustalili personalia dowcipnisia, a po powrocie z Lichenia wezwali go na przesłuchanie. Teraz znudzonym pielgrzymem zajmie się sąd dla nieletnich. AK
POWIEW LUKSUSU
RÓŻE I LIPA
GODNIE RŻNĄ Właścicielem tygodnika katolickiego „Niedziela” jest kuria w Częstochowie. Kościelni wydawcy i redaktorzy udowadniają, że niekoniecznie trzeba siać, siać, a potem rżnąć na niwie parafialnej, żeby żyć jak na kapłanów Krk przystało. Otóż „Niedziela” jest kolportowana w parafiach całej Polski na zasadzie obowiązkowych deputatów, które muszą zakupić proboszczowie. Ci dwoją się później i troją, żeby sprzedać kurialny przydział. Nic dziwnego, że obskurancki tygodnik sprzedaje się aż w około 100 tys. egzemplarzy! Ostatnio wyszedł on z dołączoną maleńką i skromnie wydaną Ewangelią św. Łukasza, której druk kosztował grosze. Ale cena egzemplarza z dodatkiem poszybowała z 3,20 zł do 5 zł. Jonasz mówi, że też by tak chciał... RK
CHŁOPCY Z PLAKATU Maturzyści wybierają kierunki studiów. Na nowy narybek liczą nie tylko wyższe szkoły prywatne i państwowe, lecz również zakony. Przy niektórych kościołach pojawiają się wielkie billboardy, zachęcające młodych mężczyzn do pójścia w szeregi jezuitów, benedyktynów czy franciszkanów. Reklamy – poza prostymi hasłami w rodzaju „Pójdź z nami!” – odwołują się do chwytów nieco dwuznacznych, na przykład takich jak zaopatrzone zdjęciem przystojnego księdza pytanie: „Twardziel? Nie, jezuita!”. AC
Wykorzystanie energii odnawialnej do ogrzewania coraz bardziej biednych świątyń różnych wyznań jest bardzo popularne w Europie Zachodniej. Tymczasem w polskich kościołach zastosowanie kolektorów słonecznych czy pomp geotermalnych pozyskujących naturalne ciepło ziemi wciąż stanowi nowinkę technologiczną. Jednak ks. Jan Pokrywka, proboszcz parafii pw. Świętej Rodziny w Chełmie, postanowił jeszcze tej jesieni w budowanym przez siebie kościele uruchomić system ogrzewania niskotemperaturowego, jakiego nie ma jeszcze żadna katolicka świątynia w Polsce. Mają to być pompy cieplne, pozyskujące energię z powietrza atmosferycznego, dzięki którym – niezależnie od pory roku (nawet przy siarczystych mrozach) – temperatura w kościele powinna wynosić około 14 stopni. Problem w tym, że instalacja tego ogrzewania – w przyszłości prawie darmowego – teraz będzie kosztować parafię aż 200 tys. zł, więc 8 tys. owieczek proboszcza musi nieźle przewietrzyć kieszenie. AK
PO STOCZNIACH... LICHEŃ ROZBUDZA CHĘĆ POSIADANIA Piętnastoletni Łukasz G. z Chełma tak strasznie nudził się podczas szkolnej wycieczki do sanktuarium w Licheniu, że postanowił się nieco zabawić. Z pożyczonej od koleżanki komórki wybrał przypadkowy numer, a następnie mieszkankę Chełma, która odebrała
się już ABW, bo zamiast zysku statek przyniesie kolosalne straty. Kontrakt opiewa na 40 mln euro, tymczasem same materiały na budowę jednostki mają kosztować ponad 30 mln. W innych stoczniach też nie jest lepiej. Zamiast myśleć o przyszłości i wykorzystaniu koniunktury, ich szefowie liczą jedynie na pieniądze z państwowej kasy. Unia Europejska domaga się ostatecznego (koniec czerwca br.) zaniechania wspierania stoczni przez państwo. RP
...hula wiatr i niekompetencja. Kolebką „S” – Stocznią Gdańską – kieruje etnolog, a jakie są tego skutki, widać na przykładzie wyników firmy. Za ubiegły rok spółka odnotowała stratę. Nic więc dziwnego, że pierwszym kontraktem na budowę kontenerowca, podpisanym przez prezesa etnologa Andrzeja Jaworskiego (PiS), zainteresowała
Z pompą, udziałem notabli, a nade wszystko machnięciem kropidła otwarto w Szczecinie Różankę – zabytkowy ogród jeszcze z czasów niemieckich. Akurat pokropek i okolicznościowa mowa-trawa przedstawiciela czarnej siły były na tej uroczystości szczytem bezczelności. Chwalono miasto za wydatek kilku milionów złotych wyasygnowanych z budżetu (wiadomo, forsa podatników!) i prywatną firmę, która – fakt – pieczołowicie ogród odtworzyła. Nie wspomniano natomiast nigdzie o jednym: ogród do lat siedemdziesiątych był w dobrym stanie. Ówczesna komusza władza nie wiedziała, co z Różanką robić, więc podarowała ją kurii szczecińsko-kamieńskiej („FiM” 26/2006). Wraz z kilkoma hektarami gruntu pod budowę seminarium! Różanką mieli się opiekować klerycy, ale ograniczyli „konserwację” do koszenia zielska przez wynajętego faceta z kosą. Ogród o unikatowym systemie nawodnień – wraz z kawiarnią i setką gatunków róż – popadł w całkowitą ruinę. Dwa lata temu zdewastowaną Różankę przejęło od diecezji miasto. Ale... nie za darmo! Purpurowi kuriewni zażądali terenu zastępczego, bo co ich, to ich – co z tego, że parcelę dostali za frajer! Zastępczy teren za Różankę to budynek dawnego domu dziecka, tzw. Arkońskiego. Wyremontowano go więc elegancko i adaptowano na dom księży weteranów. Było otwarcie, z pokropkiem i ględzeniem. WJ
MASZT CI LOS Ks. Czesław Biskup (lat 61), proboszcz parafii Tumlin-Węgle k. Zagnańska, bez konsultacji z parafianami zezwolił Telekomunikacji Polskiej SA na postawienie na parafialnej działce masztu telefonicznego. Zarówno sołtys, jak i mieszkańcy wsi protestują przeciwko tej samowoli i pazerności. Za zezwolenie TP będzie bowiem co miesiąc odpalała wielebnemu niemałą kwotę. Tymczasem ludziska
boją się masztu, bo stanie blisko domostw i zapewne od niego zdrowia nie przybędzie – dlatego liczą na pomoc sanepidu i biskupa z Kielc. Coś nam się zdaje, że parafianie bardziej powinni liczyć na pomoc Niebios... RP
FAŁSZYWY KSIĄDZ W Zabrzu wpadł 56-letni oszust podający się za księdza, który odprawiał msze, wyłudzał pieniądze i inne świadczenia. Podczas tygodniowego „tournée” po Śląsku lewy ksiądz zdołał przekonać do siebie wielu księży, którzy oferowali mu gościnę. Wpadł, gdy zaczął organizować zbiórkę pieniędzy od młodzieży jednej ze szkół, kusząc ją udziałem w zdjęciach do katolickiego filmu we Włoszech. Dyrekcja szkoły zadzwoniła na policję. Sądzimy, że cała akcja jest nieco przesadzona. Koniec końców, księża podają się za wysłanników Jezusa Chrystusa i w tym kontekście trudno ocenić, czy którykolwiek z nich jest prawdziwy... AC
DROGI GOŚĆ Aż 345 tysięcy euro ma wyasygnować włoski region Wenecja na 18 dni urlopu, które w lipcu br. Benedykt XVI ma spędzić w Dolomitach. W radzie regionu doszło do scysji na tym tle – jeden z radnych lewicowych wyraził zdumienie, że Kościół oczekuje pieniędzy na papieskie wakacje od państwa, a nie chce ich finansować z własnej kieszeni, do której wpływają fundusze z podatku kościelnego. AC
B16 W OPAŁACH Włoska telewizja publiczna RAI chce kupić od brytyjskiej BBC głośny film o przestępstwach seksualnych księży i niechlubnej roli Watykanu, tuszującego ten proceder. Dziennikarz BBC konsultował informacje zawarte w filmie m.in. w naszej redakcji. Kościół jest oburzony, bo film ujawnia wiele faktów niewygodnych dla obecnego papieża. Jak pisaliśmy w „FiM” (34/2003), już w 1962 r. Watykan wydał tajną instrukcję nakazującą ukrywanie seksualnych nadużyć
5
księży. Tuszowaniem takich przypadków zajmował się także ówczesny kardynał J. Ratzinger. Z pewnością film BBC trafi do Włoch, ale dobrze byłoby, gdyby pokazano go także w polskiej TVP, ujawniając, że do tuszowania przestępstw seksualnych kapłanów nakłaniał także JPII. PS
KOŚCIÓŁ UMARŁYCH Kiedy u schyłku XIX wieku w Aachen w Niemczech wznoszono kościół pw. św. Józefa, parafia liczyła 20 tysięcy katolików. Obecnie – po połączeniu z sąsiednią parafią – doliczono się ich jedynie 6,5 tysiąca. Mając poważny problem z zapełnieniem kościoła wiernymi, władze parafialne postanowiły wypełnić go... prochami zmarłych. Decyzja o przeznaczeniu zabytkowej świątyni na nowoczesną nekropolię zapadła w 2005 roku. Urządzone wewnątrz neogotyckiego kościoła kolumbarium na urny z prochami zostało oddane do użytku 1 listopada ubiegłego roku. W 310 betonowych stelach, rozmieszczonych po obu stronach nawy głównej, standardowo przygotowano nisze na jedną lub dwie urny. Przewidziano również możliwość rezerwacji steli rodzinnych oraz uwzględniono ekstramiejsca przy wejściu do kościoła. Do chwili obecnej w kościele-cmentarzu wykupiono prawie 2 tysiące miejsc. SK
KONDOM DLA KSIĘDZA Nie tylko w Katolandzie dzieją się jaja. Oto władze Białorusi wydały zarządzenie, że do ich kraju nie wjedzie nikt, kto nie posiada... prezerwatywy. Co najmniej jednej. Przepis tłumaczony jest ochroną przed aids. Najlepsze jest to, że kondomami na granicy muszą wylegitymować się także... polscy księża katoliccy, udający się na misje! Rozrywkowo jest też w Rumunii, która od niedawna jest członkiem UE. W ramach pomocy najuboższym – wieśniacy otrzymują od państwa kozy do rozpłodu. Podatek od stada mogą płacić... w koźlątkach. A może by tak opodatkować w Polsce przydrożne Rumunki... MarS
6
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
POLSKA PARAFIALNA
E
ncyklopedia kłamie, Polską rządzi królowa, homoseksualistów należy wyspowiadać, zastrzelić i pochować... Na lekcjach religii można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Zawód katechety to niezła fucha. Państwo płaci pensję, nie mając najmniejszego wpływu na program nauczania religii, więc można pleść na niej kompletne bzdury. Kuratorium oświaty nie ma
wspomnianego gimnazjum. Było akurat o historii kat. Kościoła, dzięki czemu dowiedzieliśmy się m.in., że: ¤ Święta inkwizycja „skazała na śmierć tylko 300 osób”. Uczyniła to wyłącznie w stosunku do pospolitych bandytów, jako że ów kościelny trybunał... „nikogo nie karał za poglądy”! Gdy wielebny zezwolił na dyskusję, bardzo nam zaimponował jeden z samodzielnie myślących uczniów, który wyjął z plecaka „Encyklopedię
z pomocą”, zaś – działające tylko w obronie własnej – wojska interwencyjne „nikogo nie zabiły bez powodu”; ¤ Galileusz (w 1633 r. skazany przez inkwizycję na areszt domowy i 3-letnie odmawianie psalmów pokutnych – dop. red.) był oczywistym durniem, gdyż „miał wiele bardzo błędnych teorii”! Dyskusji nie było, bo ksiądz B. to prawie dwumetrowe i bardzo nerwowe chłopisko, a piąchy ma jak bochny chleba...
byłoby problemu. Nie został zwolniony i nawet nie otrzymał upomnienia, więc niemal wszystkie dziewczyny przestały już chodzić w tej klasie na religię” – opowiada na forum internetowym nastolatka skrywająca się pod pseudonimem Vene; ¤ „Zostałam postawiona do kąta za to, że powiedziałam na religii, że był Wielki Wybuch. Byłam w podstawówce, pasjonowałam się astronomią, ale katecheta nie mogąc sobie ze mną inaczej poradzić,
Nie dla idiotów żadnych uprawnień do dyscyplinowania katechety, bo jedynym organem władnym do odwołania go ze stanowiska jest właściwa terytorialnie kuria biskupia. Niejeden dyrektor szkoły dostaje sraczki, żeby tylko nie podpaść sile przewodniej i biskupowi – strażnikowi doktryny. A popatrzmy, co się dzieje na lekcjach... ¤¤¤ W renomowanym gdańskim gimnazjum religii uczy ksiądz magister Piotr B. (na zdjęciu), wikariusz pobliskiej parafii. Człek to wszechstronnie wykształcony, bo zna na wyrywki nie tylko pacierz, ale może też godzinami rozprawiać o historii. Oczywiście tej prawdziwej, a nie wykrzywionej pseudonaukowymi teoriami żydo-komucho-masonów. Mieliśmy niedawno okazję wysłuchania kilku wykładów ks. B. (indywiduum chronicznie nieznoszące kultury zachodnioeuropejskiej i w ramach protestu przeciwko zeświecczeniu państw „starej” Unii podróżujące niemal wyłącznie do... Rumunii) wygłoszonych dla uczniów klasy III
PWN” i przeczytał fragment, z którego wynikało, że wykładowca zgubił gdzieś kilka zer (np. udokumentowano spalenie na stosie co najmniej 30 tys. samych tylko „czarownic” – jak podaje niekwestionowany w tej dziedzinie „autorytet”, inkwizytor Lodovico Paramo – dop. red.). A ilu egzekucji nie udokumentowano...? „Encyklopedia kłamie” – usłyszał w odpowiedzi nazbyt dociekliwy nastolatek. Gdy upierdliwie powoływał się na inne źródła (audycje na kanałach telewizyjnych Discovery i National Geographic), pan od religii wpadł w furię. „Robisz z siebie wielkiego idiotę, oglądając lewicowe i demoliberalne media. A jeśli będziesz upierał się, że inkwizycja była zła, popełnisz grzech i nie będziesz dopuszczony do bierzmowania” – zakomunikował uczniowi ksiądz magister; ¤ Wyprawy krzyżowe spowodowane były jedynie tym, że rdzennie chrześcijański od stuleci teren dzisiejszej Palestyny „najeżdżali muzułmanie, mordując naszych braci, którym trzeba było w tej sytuacji przyjść
Czy z klerem można wygrać proces sądowy? Marne szanse – jak mawiają Francuzi. Przekonał się o tym Wiesław Piotrowski, mieszkaniec jednej ze wsi w pobliżu Szczytna, który prawie dwa lata temu został poszkodowany w wypadku drogowym spowodowanym przez księdza. – Około godziny 8 jechałem maluchem. Prosta droga, bardzo dobre warunki na trasie – wspomina W. Piotrowski. – W pewnej chwili zjechałem do osi jezdni i wrzuciłem migacz w lewo. Wcześniej dostrzegłem w lusterku zbliżającą się z tyłu skodę fabię i byłem przekonany, że kierowca tego pojazdu zobaczył mój migacz. Gdy zacząłem skręcać, poczułem gwałtowne uderzenie i straciłem przytomność. A oto jak okoliczności wypadku wspomina siedzący za kierownicą skody ks. Wiesław Kaniuga, wówczas pracujący w parafii w Pasymiu: – Jadąc trasą Dźwierzuty–Szczepankowo na prostym odcinku drogi zauważyłem jadący przede mną samochód marki Fiat 126 p, a po upewnieniu się, czy z przeciwka nic nie jedzie, rozpocząłem manewr wyprzedzania. Będąc na
¤¤¤ Nauczycielką religii w Szkole Podstawowej nr 2 im. Armii Krajowej w podwarszawskim Milanówku jest urszulanka – siostra magister Teresa Górczyńska, wybitna specjalistka, figurująca na archidiecezjalnej liście „ekspertów zatwierdzonych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej do komisji egzaminacyjnych i kwalifikacyjnych”. Dodajmy, że także specjalistka od historii Polski, która na rzecz innych katechetów opracowuje konspekty metodyczne (jedno z owych dzieł wpadło nam w ręce), mające m.in. wbijać dzieciom klas V–VI do głów, że... nasz kraj jest tak naprawdę monarchią zarządzaną przez „królową Maryję”. Jaka jest skuteczność takich i podobnych indoktrynacji? Na szczęście młodzież mamy nadzwyczaj rozumną. Oto jej wypowiedzi: ¤ „U mnie w gimnazjum jeden z księży katechetów powiedział na lekcji religii, że ta cała sprawa z molestowaniem seksualnym dziewcząt przez chłopców w szkołach to wina dziewczyn – bo się malują i ładnie ubierają. Jakby nosiły płócienne suknie, nie
po prostu uciął w ten sposób dyskusję” (Ola); ¤ „Katechetka na przygotowaniu do bierzmowania powiedziała, że ludzie, którzy nie chodzą do kościoła, ściągają na siebie i najbliższą rodzinę karę Anioła Śmierci. Jest ona nieodwołalna i z ich winy rodzina umrze, rzecz jasna nie od razu, ale na raty, po kolei jeden za drugim” – ironizuje Cebula; ¤ „Moja katechetka gadała na religii, że kalendarzyk jest najskuteczniejszy, a potem przyznała nam, że ma czworo dzieci, w tym troje nieplanowanych” – zauważyła inna młoda dama (Asta); ¤ „Kościół katolicki jest seksistowski i szowinistyczny. Ksiądz katecheta powiedział nam na religii, że
masturbacja u kobiet w niektórych sytuacjach nie jest grzechem i jest dopuszczalna. Zastanawiam się nad przepisaniem do religii, która byłaby tak samo tolerancyjna dla obu płci” – podchwycił wątek licealista Idaan; ¤ „Straciłam do księdza szacunek, kiedy na początku roku powiedział, że homoseksualistów należy wyspowiadać, zastrzelić i pochować” – mówi o swoim gimnazjalnym nauczycielu religii oazowiczka z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej (PinkChirppie). Jej koleżanki z diecezji, uczestniczki dyskusji na lokalnym forum internetowym Ruchu Światło-Życie, mają to szczęście, że ich katecheci – zadowalając się pensją – nie próbują czynić większych szkód młodzieńczej inteligencji: ¤ „U nas w gimnazjum mieliśmy katechetę, który opowiadał o swoim pożyciu z żoną. Zresztą on różne dziwne rzeczy gadał (niedoszły ksiądz). Potem mieliśmy katechezę z księdzem, który nie cierpiał dziewcząt/kobiet i ciągle nas objeżdżał (Tosisława); ¤ „Moje ostatnie dwie lekcje religii odbywały się na dworze i graliśmy z księdzem w palanta. Muszę przyznać, że nasz ksiądz ma dobre odbicie” – chwali swojego katechetę Agnieszka. ¤¤¤ LPR-owscy ministrowie edukacji, Roman Giertych i Mirosław Orzechowski, „są skrajnie niekompetentni(...). Tego rodzaju osoby powinny być jak najszybciej pozbawione możliwości wywierania wpływu na edukację młodego pokolenia Polaków” – zauważył senat Uniwersytetu Warszawskiego w specjalnej uchwale powziętej w październiku 2006 r. Katechetów takie wołania na puszczy specjalnie nie wzruszają, bo przecież ich „partii” nikt nie podskoczy... DOMINIKA NAGEL
Ksiądz na prawie drogowym lewym pasie ruchu i zbliżając się coraz bardziej do tego pojazdu, zobaczyłem nagle, że kierowca malucha włączył kierunkowskaz i zaczął wykonywać manewr skrętu w lewo. Fiat zajechał mi drogę, zacząłem hamować, lecz nie dało to rezultatu i doszło do zderzenia. W skodzie znajdował się inny ksiądz – Józef Grażul. Kapłani spieszyli się na pogrzeb do oddalonego o około 70 km Kętrzyna. Ks. Grażul oczywiście potwierdził relacje kolegi. Przypadkowi świadkowie zdarzenia nie ukrywali jednak, że ksiądz jechał bardzo szybko i nie zachował należytej ostrożności. Siła uderzenia była tak duża, że maluch został wyrzucony z drogi i w odległości ponad 30 metrów od zderzenia wpadł na drzewo. Choć W. Piotrowski był w szoku i stracił przytomność, księża nie zawiadomili ani pogotowia, ani policji, gdyż uznali, że „właściwie nic poważnego się nie wydarzyło”. Nieprzytomny kierowca malucha
został prywatnym samochodem odwieziony do ośrodka zdrowia, a dopiero stamtąd zabrała go do szpitala karetka pogotowia. – Od samego początku pomniejszano winę księdza, bagatelizowano zeznania świadków. Gdy w końcu w kwietniu 2006 roku Sąd Rejonowy w Szczytnie wydał wyrok, byłem w szoku. Okazało się, że to ja jestem winien spowodowania wypadku, że nawet nadmierna szybkość pojazdu księdza nie miała żadnego znaczenia, podobnie zresztą jak korzystne dla mnie relacje kilku świadków – wspomina Piotrowski. – Jechałem prawidłowo, nie przekroczyłem szybkości i nie byłem pod wpływem alkoholu, a jednak zostałem skazany – boleje Piotrowski. Gdyby ksiądz jechał dużo wolniej, z pewnością mógłby wyhamować, wykonać inny manewr, nawet gdyby w ostatniej chwili dostrzegł mój migacz. Piotrowski odwołał się do sądu wyższej instancji w Olsztynie. Sąd Okręgowy utrzymał wyrok w mocy.
– Nie mogę się z tym pogodzić do dziś, bo, moim zdaniem, sądy były stronnicze i nie uwzględniły wszystkich okoliczności wypadku. Księża, zdaniem kilku świadków, jechali około 140 km/godzinę. Sam kierowca bezpośrednio po wypadku przyznał, że jechał za szybko, co słyszeli świadkowie. Ks. Kaniuga miał widocznie wyrzuty sumienia, bo kilkakrotnie kontaktował się z ofiarą wypadku, dał nawet 500 zł, ale to było zaraz po zdarzeniu. Teraz nawet nie zadzwoni do Piotrowskiego, który z powodu obrażeń kręgosłupa musiał przejść na rentę i klepie biedę, bo za 600 zł z groszami trudno wyżyć, gdy ma się jeszcze na utrzymaniu trójkę dzieci. – Zostałem ranny, samochód nadaje się tylko na złom, a mnie skazano jeszcze na grzywnę. Ale mój największy pech to ten, że uderzył we mnie ksiądz... PIOTR SAWICKI
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
K
tóż go nie zna? Jest twarzą i ustami PiS. Charakterystycznym cmokaniem do kamer objaśnia meandry polityki braci K. Szary człowieczek. Nieciekawy. Czy aby na pewno? Marek Kuchciński, rocznik 1955, wykształcenie, jak na dzisiejsze standardy, mizerne, żonaty, szef Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Persona! Przenieśmy się do Przemyśla z początku lat 70. Kogóż na przemyskim rynku spotkać możemy? Oto przechadza się tam długowłosy młodzian, znany w środowisku miejscowych hippisów jako Penelopa lub Członek. A dlaczego Członek? A dlatego, że hippisowanie tak mu się podobało, że zgłosił się razu jednego do przywódcy długowłosych z prośbą: „Zapisz mnie na członka”. Anegdota o tym do dziś opowiadana jest w grodzie Przemysława. No więc jest przemyskie lato roku ’72 i nasz Członek przebywa właśnie w namiocie w tak zwanym kurwidołku nad Sanem. A tu nagle pojawia się obława MO i zgarnia mocno rozbawione bractwo. Niektórym udaje się uciec nago brzegiem rzeki. Naszemu Członkowi nie. Skąd ten nalot MO na spokojne męsko-męskie (najczęściej) i męsko-damskie (rzadziej) parki? Oto stróże prawa realizują akcję „Narkotyk”. No i nie mylą się. Jest i klej do wąchania, i jakieś konopie, i jeszcze inne świństwa. A przede wszystkim jest to, czego szukali najpilniej: skradzione po napadzie na aptekę przy ul. Franciszkańskiej fanty – psychotropy. Kto dokonał napadu – tego starają się dowiedzieć gliniarze,
W
PATRZYMY IM NA RĘCE
Żywot Członka masując na komisariacie szczęki podejrzanych. Nasz Członek przysięga, że to nie on. Milicjanci mu nie wierzą, ale mocnych dowodów nie mają. W końcu do napadu przyznaje się inny hippis. Jakimś dziwnym trafem do dziś żyje mu się dostatnio w bliskiej komitywie z szefem klubu PiS. Przez bliską komitywę należy rozumieć np. ziemię pod Przemyślem, którą „się dostaje” praktycznie w prezencie. No więc Członek Penelopa wywija się tym razem, choć gliniarze od dawna mają na niego oko. W ich rejestrach widnieje jako ćpun. Członek ma tatusia. Tatuś jest praworządnym i przykładnym obywatelem PRL, szanującym jej organy i udzielającym im daleko idącej pomocy. Także w wyprowadzaniu na ludzi obywateli zwanych niekiedy „niebieskimi ptakami”. Nie waha się wspomagać milicji i innych służb. Jest aktywny również w sprawie Członka Penelopy. Niektórzy twierdzą, że chciał w ten sposób uchronić gówniarza przed chemią. – Nie traktuję tej mojej młodości poważnie... – powie po latach w jednym z wywiadów Marek Kuchciński i odmówi wdawania się w szczegóły. Szkoda. W latach 70. i 80. stan więc mamy taki. Marek K. nie sieje, nie orze – czyli nigdzie nie pracuje, a żyje sobie niebożątko dostatnio. Ale w milicyjnych teczkach zmieniają się
icewojewoda pracujący za darmo, znikająca kancelaria, samoskanujące się dokumenty – to obrazki z życia lubelskich Prawych i Sprawiedliwych i ich towarzyszy. Rok 2006. Bitwa o mandaty radnych do sejmiku województwa lubelskiego należała do najbardziej emocjonujących w Polsce. Analitycy oczekiwali, że Platforma Obywatelska, tak jak w większości regionów, zdecyduje się na rządy szerokiej koalicji – bez radnych PiS. Tak się jednak nie stało. W II turze kandydat Platformy starł się z popularną Izabellą Sierakowską z SdPl. Wobec tego PiS złożył platformersom ofertę handlową nie do odrzucenia: my wam udzielimy poparcia w bijatyce o lubelski ratusz, a wy razem z nami będziecie rządzić regionem i miastem. Ostatecznie prezydentem Lublina został polityk PO, a jego zastępcami... działacze PiS. No i obie partie zabrały się do rządzenia regionem. Przy okazji politycy PO zdradzili swoich koalicjantów z PSL, choć porozumienie z nimi było już uzgodnione. Od początku nowa władza bardziej zajmowała się sprawami personalnymi i pozornymi niż rządzeniem. Ale przecież także autopromocją. Na przykład rzecznik prasowy urzędu marszałkowskiego oferował mediom wywiady z marszałkiem Jarosławem Zdrojkowskim przeprowadzone przez... marszałka Jarosława Zdrojkowskiego. To pierwszy taki przypadek w historii prasoznawstwa. Ale to był dopiero wstęp do prawdziwej radosnej twórczości władzy.
nagłówki i oto napis „niebieski ptak” zostaje zastąpiony sygnaturą „podejrzany politycznie”. „Podejrzany”, a nie działacz podziemia, bo kręci się tylko wokół „elementów antysocjalistycznych”. W końcu lat 80. jest współzałożycielem tzw. Komitetu Obywatelskiego oraz Przemyskiego Towarzystwa Kulturalnego. To bardzo tajemnicza organizacja, która charakteryzuje się tym, że akurat z kulturą niewiele ma wspólnego. Za to dużo ze zdobywaniem kasiory. A skąd? A z Niezależnego Forum Prywatnego Biznesu. To też niezwykła instytucja. Niektórzy jej członkowie głęboko schowali czerwone legitymacje i wzięli się za biznes. Jak najbardziej legalny (mamy nadzieję), ale nawet najczystszy interes potrzebuje świętego spokoju. A kto może taki spokój zapewnić? Wschodząca gwiazda polityki (mamy już początek lat 90.), czyli Marek K., oczywiście. No więc co np. finansuje Forum? A taksówki, hotele, bardzo dobrze opłacane wykłady braciom Kaczyńskim, Macierewiczowi, Glapińskiemu, Jurkowi, Najderowi, Parysowi i innym orłom oraz sokołom prawicy. Do dziś w Przemyślu opowiada się, że podczas jednej z opłaconych także z SB-eckich pieniędzy, suto zakrapianych kolacyjek zostaje wymyślone słynne do dziś hasło „Teraz Kurwa My”. Jego autorem jest podobno sam nasz bohater.
Otóż 2 stycznia 2007 r. Zdrojkowski raczył pod groźbą odpowiedzialności karnej oświadczyć, że w roku 2006 nie zarobił nigdzie ani złotóweczki. Zdziwiło to mieszkańców regionu, gdyż wszem wiadomo było, że ów polityk w okresie grudzień 2005–grudzień 2006 był wicewojewodą lubelskim i zarabiał miesięcznie około 10 tysięcy złotych. Wyszło jednak na to, że w przypadku województwa lubelskiego pre-
Ale wróćmy na chwilę do początku lat 90. Trwa kampania wyborcza do parlamentu. Marek K., szef przemyskiego PC, nie przebierając w środkach i słowach, oczernia na łamach prasy konkurenta z chadecji – Józefa K. Trafia za to wraz z podobnym mu kolegą przed oblicze sądu. To znaczy teoretycznie trafia, bo na rozprawy do sądu praktycznie nie przychodzi. Ostatecznie zostaje skazany i obaj mają zapłacić milion (starych złotych) na rzecz PCK i ponad 24 miliony dla poszkodowanego. A teraz ciekawostka. Pan Marek Kuchciński, czołowy aktywista PiS, wyroku przemyskiego Sądu Okręgowego nigdy nie wykonał. Ot, po prostu do tej pory ma go w dupie! A Józef K.? Co ma robić? Jak walczyć z takim tuzem? Nijak... Nie usłyszał nawet słowa przepraszam. W latach 1994–1997 Członek Penelopa ma już nareszcie legalne dochody. Zostaje bowiem miejskim radnym. I pisze... Ale nie książki czy pamiętniki, tylko opracowania, analizy i rozmaite tajne memoranda o charakterze donosów. Na swoich byłych kolegów, a przy okazji na darczyńców z opisywanego wcześniej Forum Biznesu. Ci zgrzytają zębami, wściekają się i piszą na forum internetowym tak: „Jedną ręką tysiącami brał kasę od nas, a drugą pisał do AWS donosy na nas, czyli – jak to nazywał – na grupę o charakterze przestępczym. A kto dawał mu kasę dla
majątkowego. Krakowski natychmiast odnalazł tego samego dnia oryginał wspomnianego kwitu i natychmiast umieścił go na stronie internetowej samorządu województwa lubelskiego. Teraz z lektury można się dowiedzieć, że Jarosław Zdrojkowski zarobił w 2006 roku drobne 121 705 złotych i 70 groszy. Ale to nie był koniec cudów. Okazało się bowiem, że w regionie lubelskim także nieru-
Magicy z Lublina mierzy Kazimierz Marcinkiewicz i Jarosław Kaczyński kazali byłemu dyrektorowi kancelarii prezydenta Lublina harować za darmo. Jak tak można? – zdumiał się radny Lewicy i Demokratów Jacek Czerniak. Interesowało go też, czy Jarosław Zdrojkowski był aby świadomy tego, co podpisuje. Pytanie zostało zadane publicznie 18 maja 2007 roku. I wtedy zaczęło się prawdziwe przedstawienie. Odezwał się przez nikogo nie pytany pełnomocnik wojewody ds. ochrony informacji niejawnej – Marek Krakowski. Oświadczył on, iż marszałek dostawał wynagrodzenie, będąc wicewojewodą, a całe zamieszanie spowodował pracownik urzędu. Skserował on i zeskanował bez zgody przełożonych brudnopis rzeczonego oświadczenia
chomości pojawią się i znikają. W przypadku marszałka chodziło o działkę o powierzchni trzech tysięcy trzystu metrów kwadratowych wraz z domem za 60 tysięcy. Nieruchomości tych nie ma w pierwszej wersji oświadczenia majątkowego, są za to wymienione w drugiej. Próbowaliśmy znaleźć przepis prawa pozwalający wojewodzie przyjąć i brudnopis, i czystopis oświadczenia urzędnika samorządowego. Pytani przez nas specjaliści odpowiadali, że nie ma takiej możliwości. Wspomniany dokument składa się w jednym egzemplarzu i już. Tymczasem wojewoda pokwitował przyjęcie obydwu egzemplarzy zeznania Zdrojkowskiego! Panowie w urzędzie marszałkowskim i wojewódzkim uznali, że sprawa została już
7
jego gości, opłacał mu obiady w Karpackiej, a kto załatwił fikcyjny etat w firmie jednego z naszych kolegów, jak nie ci »przestępcy« – czyli my?”. A jednak Marek K. idzie jak przecinak. Jego kariera nabiera tempa. Zostaje wicewojewodą podkarpackim. Realizując program taniego państwa, dzień w dzień dojeżdża z Przemyśla do Rzeszowa służbowym samochodem z kierowcą (90 km w jedną stronę). Co to jednak za posada jakiś tam wicewojewoda? O... biznes, to jest coś, co zaczyna Członka podniecać coraz bardziej. Wydzierżawia więc od państwa za bezdurno 89 hektarów pod tzw. uprawy ekologiczne, w tym 33 ha, przypadkowo w pobliżu pensjonatu „Niva” w Wapowcach, w którym urządził się kumpel z młodości o ksywie Mundek. Gość powszechnie znany organom ścigania z eksperymentów chemicznych z aptecznymi kropelkami. Czy kojarzycie? Mundek to tamten chłopak, dzięki któremu Penelopa wywinął się MO, a dzięki temu, że w roku 2001 został posłem – Mundek przejął kumplowskie hektary. Dziś Kuchciński jest wielki, wpływowy i... znienawidzony – nawet w klubie PiS. Nikt nie wie, dlaczego ten marny intelektualnie człowiek, z trudem wysławiający się przed kamerami, zrobił taką karierę. I nie sposób go ruszyć. Nie udało się to nawet Markowi Jurkowi, choć próbował. Kto stoi za Członkiem Penelopą? Lub raczej – co takiego wie o Członku, że go chroni i promuje? I skąd ta miłość braci K.? Zwłaszcza jednego brata. Różnie o tym prawią w Przemyślu... MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI ZDZISŁAW BESZ Fot. WHO BE
wyjaśniona. Jednak jaką możemy mieć pewność, że urzędnik wojewody mówi prawdę i że z innymi tajnymi dokumentami nie dzieje się podobnie? Kto nad tym panuje? Podobne wątpliwości miał radny Czerniak i złożył do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przez Zdrojkowskiego przestępstwa polegającego na poświadczeniu nieprawdy. W wystąpieniu Czerniaka do prokuratury czytamy też: „(...) ponadto zachodzi podejrzenie matactwa ze strony pełnomocnika ds. ochrony informacji niejawnych LUW Marka Krakowskiego, który publicznie informował o pomyłce podległego mu pracownika (…). Przepisy nie definiują brudnopisu i czystopisu oświadczenia majątkowego. Stąd też wynika podejrzenie prawdopodobieństwa umyślnego i celowego niedopełnienia obowiązków służbowych przez pracowników Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego (...)”. Cudowne znikanie dochodów w oświadczeniach majątkowych dotknęło także wicemarszałka województwa Jacka Sobczaka – polityka PO. W pierwszym dokumencie, który wypełnił jako członek zarządu województwa, jak wół czytamy, że kancelaria radcy prawnego, jaką prowadził, przyniosła mu w 2006 r. dochód 55 tysięcy złotych. W kolejnym oświadczeniu składanym przez siebie, ale tym razem jako radnego województwa lubelskiego, napisał, że w 2006 r. nie zarobił tam ani złotówki. Znowu cud? Smaczkiem jest nadto fakt, że własne dochody gubi doktor prawa i wykładowca akademicki. MiC
8
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
POD PARAGRAFEM
Pod koniec marca Sąd Najwyższy w Warszawie skazał na karę śmierci 81-letniego Jerzego D. z Bydgoszczy. Inaczej nie sposób określić wyroku 5 lat pozbawienia wolności dla staruszka z rozrusznikiem serca, zaburzeniami lękowymi, stwierdzoną depresją, nadciśnieniem tętniczym i przewlekłą chorobą wieńcową. Dlaczego zadano sobie tak wiele trudu, żeby po kilkuletnim procesie doprowadzić do sytuacji, w której więzienne mury Jerzy D. opuści w karawanie? Może dlatego, że żyjemy w czasach, gdy priorytetem państwa jest walka... z komuną. To nic, że w sądzie dowody są mizerne, a świadkowie nie do końca pewni tego, co mówią. Dla prokuratorów z IPN stworzenie odpowiedniego życiorysu i dobudowanie ideologii to żaden problem. Cel nadrzędny to sukces, a tym jest złapanie „zbrodniarza”. To, czy właściwego – jest już mniej istotne... Jerzego D. oskarżono o sadystyczne metody śledcze. Po 58 latach i bez twardych dowodów! ¤¤¤ II wojna światowa wybuchła, gdy miał 13 lat i zabrała mu obydwoje rodziców. Trafił do obozu pracy. Pamięta głód, ogromną biedę i łzy radości na widok wyzwoleńczej armii. Dwa lata po wojnie zaczął służbę wojskową – w 2. Szkolnym Pułku Samochodowym w Chełmnie Pomorskim, skąd przeniesiono go do Torunia, do pułku artylerii. Kiedy nadeszła demobilizacja, do jednostki zgłaszali się pracodawcy. D. miał prawo jazdy i nienaganną opinię. Zaproponowali mu stanowisko kierowcy w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa w Bydgoszczy. Wahał się, bo nie miał dachu nad głową, ale kiedy zapewniono mu mieszkanie – zgodził się natychmiast. – Powojenny sierota, zawsze zdany sam na siebie. Taka propozycja była dla mnie jak spełniony sen – opowiada pan Jerzy. ¤¤¤ Do pracy zgłosił się pod koniec listopada 1949 r. Miał być kierowcą. W grudniu 1949 r. aresztowano kilku nastolatków. Czesław R., Stanisław M., Zenon G., Henryk Ś., Jan M. oraz Jan P. zostali zatrzymani na terenie Fordonu podczas rozlepiania wolnościowych ulotek. Wszyscy byli członkami Organizacji Broniącej Wolności i Wiary, która działała z inicjatywy lokalnego
Wyrok śmierci proboszcza. W Bydgoszczy nie było akurat oficera śledczego, więc ściągnięto Henryka Pisarczyka z Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa, któremu D. został przydzielony do pomocy. – To było szybkie przesłuchanie, bo wszyscy przyznali się do winy – wspomina dziś D. – Pisarczyk zaproponował mi wtedy, żebym kształcił się na śledczego. W październiku rozpocząłem kurs, który dał mi uprawnienia oficera – dodaje. Wtedy jeszcze nie miał pojęcia, co szykuje mu los. ¤¤¤ Powrót do przeszłości nastąpił w 1991 roku, kiedy Jerzy D. w bydgoskiej prasie przeczytał o tym, jak w latach powojennych katował przesłuchiwanych więźniów. Nie bez znaczenia pozostaje tu fakt, że kierownikiem dochodzeniowym Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Bydgoszczy został Krzysztof Sidorkiewicz – historyk, sędzia i przyszły wojewoda bydgoski, zagorzały obrońca antysemickich poglądów prałata Henryka Jankowskiego. Miał niespotykane wprost zacięcie do wyszukiwania „zbrodniarzy” i wielką determinację, z jaką chciał doprowadzić do choćby jednego spektakularnego procesu. Może chciał w ten sposób wymazać grzechy swojej przeszłości... Sidorkiewicz jako młody sędzia w stanie wojennym został zwerbowany do współpracy przez Wojskową Służbę Wewnętrzną. Ten drobny zgrzyt w życiorysie nie przeszkodził mu jednak po latach we współtworzeniu wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej publikacji „Przestępstwa sędziów i prokuratorów w Polsce lat 1944–1956”. Sam też bez wahania złożył oświadczenie lustracyjne, w którym stało jak byk, że „Krzysztof Sidorkiewicz – były Wojewoda Bydgoski, syn Emanuela, urodzony 7 listopada 1952 r., zamieszkały w Bydgoszczy, nie pracował, nie pełnił służby ani nie był świadomym i tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa państwa”. Wypierał się zresztą kilkakrotnie swojej niechlubnej przeszłości, wszelkie zarzuty nazywając absurdem, aż w końcu – przyparty do muru – musiał przyznać w 2000 r., że pisał donosy na przyjaciół z bydgoskiego podziemia... Jak na prawdziwego mężczyznę przystało,
oświadczył przy tym: „Trudno mi znieść klimat pomówień wokół mnie. Znajomi mówią, że za donosy kupiłem mieszkanie i podróżuję po świecie, inni szepcą, że nadal jestem agentem. A ja donosiłem tylko półtora miesiąca”... Czy o tym „klimacie pomówień” pomyślał chociaż raz, wyciągając na światło dzienne kolejne nazwiska „komunistycznych oprawców”? Nie wiadomo. ¤¤¤ Pierwsze wezwanie do prokuratury D. otrzymał w 1994 roku. Odmówił zeznań, uznając, że to stek bzdur, i sądził, że będzie miał spokój. Nic podobnego. Przeciwnik był silniejszy i żądny sukcesu. W lokalnej telewizji ogłosił nawet, że szykuje się w Bydgoszczy drugi co do wielkości proces ubeków w Polsce. ¤¤¤ Od wydarzeń, jakie rozegrały się w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa w Bydgoszczy minęło ponad pół wieku, dlatego nie podejmujemy się oceny, czy Jerzy D. kogoś wtedy faktycznie uderzył. On sam temu kategorycznie zaprzecza, zaś w akcie oskarżenia sporządzonym z inicjatywy Sidorkiewicza pojawiło się wiele nieścisłości: ¤ Jak wynika z dokumentów, oskarżeni opuścili Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa w Bydgoszczy 31 stycznia 1950 r. Zarzut znęcania
się nad nimi, jaki postawiono D., dotyczy okresu od 9 grudnia 1949 roku do 20 lutego 1950 r. (sąd I instancji uznał, że nie jest to wiarygodny dowód obrony, bowiem „dokumentacja w owym czasie nie była prowadzona w sposób rzetelny...); ¤ W 1950 r. prokurator wojskowy przesłuchiwał każdego z oskarżonych, pytając między innymi o to, czy był bity. Wówczas nikt nie powiedział o stosowaniu jakiejkolwiek przemocy. Co więcej – lekarz, który dokonywał oględzin, nie wskazał na żadne ślady pobicia! ¤ Janowi M. miał Jerzy D. wybić zęby pistoletem (którego notabene wtedy nie posiadał, bo nie miał do tego uprawnień). W notatce lekarskiej sporządzonej w dniu opuszczenia więzienia istnieje zapis: „Zęby całe”... Tych i innych „drobiazgów” nie zauważył sąd I instancji, kiedy sprawa Jerzego D. trafiła w końcu na wokandę. Ponadto ci, nad którymi miał się znęcać, przed sądem... nie zeznawali! Na sali sądowej odczytano jedynie akt oskarżenia sporządzony przez Prokuraturę Rejonową Bydgoszcz-Południe, gdyż świadkowie zasłaniali się niepamięcią. Sąd Rejonowy w Bydgoszczy pod przewodem Małgorzaty Krzyżanowskiej nie wykazał przy tym żadnej inicjatywy, żeby – zgodnie z obowiązującym prawem – podjąć przynajmniej
próbę ustalenia, co świadkowie pamiętają, a mimo to w grudniu 2002 roku skazał D. (oskarżony nie był obecny na rozprawie ze względu na bardzo zły stan zdrowia) na 5 lat pozbawienia wolności, uznając, że... „wyjaśnienia oskarżonego są niezgodne z całokształtem materiału dowodowego zebranego w sprawie, w szczególności z zeznaniami świadków”! Sąd Okręgowy w Bydgoszczy, do którego trafiła apelacja Jerzego D., w czerwcu 2003 r. orzekł przytomnie: „Stwierdzić należy, że nawarstwienie poważnych uchybień procesowych (...) mogących mieć wpływ na treść wyroku prowadzić musi do jego uchylenia i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania Sądowi Rejonowemu. Orzeczenie sprawiedliwe może bowiem zapaść po prawidłowym formalnie przeprowadzeniu postępowania sądowego, zaś wielokrotne rażące naruszenia procedury uniemożliwiają wydanie poprawnego rozstrzygnięcia”. Taka decyzja była dla Jerzego D. pewnym światełkiem w tunelu. Zgasło ono jednak, kiedy dwa lata później – po ponownym rozpoznaniu – sędzia Tomasz Pietrzak uznał oskarżonego za winnego zarzucanych mu czynów. Nie pomógł nawet fakt, że dwóch świadków wycofało się z zeznań składanych wcześniej przed Sidorkiewiczem. Nie wzruszyło to również Sądu Okręgowego, który tym razem – ustami sędzi Jadwigi Dachtery – oddalił apelację, uznając między innymi, że zmiana zeznań nie zasługuje na uwzględnienie! Ciąganemu po sądach 80-latkowi pozostała już tylko kasacja. I stała się rzecz bez precedensu – Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy, po zapoznaniu się z aktami sprawy, wniosła o... uwzględnienie kasacji i uchylenie wyroku, wyjaśniając, że „Jerzy D. został oskarżony przez Prokuraturę Rejonową w Bydgoszczy w dniu 27.04.1996 r. Wówczas obowiązywała ustawa z 1984 r. o Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. W chwili procedowania nad sprawą przed sądem I instancji i odwoławczym nie obowiązywał akt prawny, w oparciu o który dokonywano ustaleń faktycznych, prawnych, a w końcu stał się on podstawą skazania”! Wydawać by się mogło, że to jedno zdanie zamyka kilkuletnią gehennę Jerzego D. Nic bardziej mylnego. 20 marca br. Sąd Najwyższy utrzymał w mocy 5-letnią karę więzienia, zaś biegli orzekli, że w polskim więzieniu są doskonałe warunki dla półżywego, starego człowieka z niewydolnością serca. ¤¤¤ Jakoś trudno oprzeć się wrażeniu, że jeśli chodzi o sprawy dotyczące lat stalinizmu, polski wymiar tzw. sprawiedliwości kieruje się stalinowską zasadą: Dajcie mi człowieka, a ja już znajdę na niego paragraf... WIKTORIA ZIMIŃSKA
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
Z
amordowano komucha. Nikomu ze sprawców włos z głowy nie spadł. Mało tego – brat domniemanego zabójcy, z pomocą wydawnictwa diecezji sandomierskiej, wydaje kłamliwy „podręcznik” o tej tragicznej historii... Zanim jeszcze Trybunał Konstytucyjny zawyrokował o nielegalności lustracji, prezydent Lech i premier Jarosław otrzymali jednobrzmiącej treści list od Ewy Gąsowskiej – radcy prawnego z Wrocławia. Kobieta oznajmiła panom braciom: „Nie podpiszę oświadczenia o tym, czy byłam lub nie współpracownikiem służb bezpieczeństwa, ponieważ nie wierzę w dobre intencje państwa polskie-
nie opowiadali o szczegółach jego śmierci. W domu mówiło się jedynie o tym, że kilka miesięcy po powrocie z robót przymusowych w Niemczech został zamordowany przez komendanta oddziału Narodowych Sił Zbrojnych Alfonsa Ch., który uciekł później do Stanów Zjednoczonych – wspomina Gąsowska. W 2002 r. wpadła jej w ręce książka „Wspomnienia straconych (?) dni”, wydana nakładem Wydawnictwa Diecezjalnego w Sandomierzu – firmy należącej do tamtejszego seminarium duchownego. Z dzieła autorstwa Bolesława Chmielowca (byłego członka NSZ i krewnego Alfonsa) dowiedziała się Gąsowska, że jej dziadek był:
POD PARAGRAFEM żył, złożyła do Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu powództwo przeciwko autorowi oraz wydawnictwu diecezjalnemu. Zażądała: ¤ wycofania ze sprzedaży oraz zakazu dalszego rozpowszechniania kłamliwej książki; ¤ przeprosin w ogólnopolskiej prasie; ¤ 25 tys. zł zadośćuczynienia za obelgi i oszczerstwa pod adresem swojej rodziny (po 12,5 tys. zł na rzecz parafii w Radomyślu oraz ośrodka dla ofiar przemocy w rodzinie). W odpowiedzi na pozew: ¤ Chmielowiec złożył kwit uzyskany od Emila S. (swojego dawnego kolegi z Narodowych Sił Zbrojnych), który podpisał u notariusza
miała zostać splamiona okrutną zbrodnią jego dowódcy? Jest to wielce prawdopodobne, bo pani Ewa dotarła również do osób, które wprawdzie zdarzeń bezpośrednio poprzedzających zabójstwo nie widziały, ale znały je z późniejszych opowiadań swoich rodziców i krewnych. Sąd Okręgowy w Tarnobrzegu wyrokiem z 31 maja 2004 r. częściowo uznał racje Gąsowskiej, zakazując Chmielowcowi zamieszczenia w kolejnym wydaniu książki nazwiska Jana Rybaka oraz zobowiązując pozwanego do jednozdaniowego przeproszenia mieszkającej i pracującej we Wrocławiu kobiety w lokalnej rzeszowskiej gazecie. Wyższe Seminarium Duchowne
Wnuczka Rybaka go, a przede wszystkim nie wierzę, jako obywatel i prawnik, w rzetelność i bezstronność wymiaru sprawiedliwości. Państwo polskie może dla takich jak ja obywateli drugiej kategorii, komunistów, socjalistów, ateistów, homoseksualistów, lesbijek, feministek, agentów, Żydów i innych, którzy byli lojalnymi obywatelami Polski Ludowej, stworzyć getto. Nie będę milczała, musicie mnie zabić tak jak Jana Rybaka, wydłubując oczy, obcinając uszy i nos, połamać ręce i nogi, skrępować drutem, przestrzelić czaszkę i utopić w rzece. A z morderców i bandytów uczynić bohaterów i wymusić na społeczeństwie, stosując przemoc instytucjonalną, wiarę w to, że są patriotami”. Co radcę prawnego skłoniło do tak dramatycznych porównań? Uzmysłowiła sobie otóż, że w tzw. wolnej Polsce można publicznie i całkiem bezkarnie nasrać na cudzy grób. Szczególnie zaś dotknął panią Ewę fakt, że – z pomocą Wyższego Seminarium Duchownego Diecezji Sandomierskiej – uczynił to na mogile jej dziadka Rybaka krewny jego domniemanego mordercy... ¤¤¤ Jan Rybak, radny Powiatowej Rady Narodowej w Tarnobrzegu, został zamordowany strzałem w głowę 18 lipca 1945 r. w rodzinnym Radomyślu nad Sanem. Bestialsko okaleczone (wydłubane oczy, połamane ręce oraz nogi) i skrępowane drutem ciało wyłowiono z rzeki 25 lipca. Sprawców nigdy nie osądzono. – Wcześniej nie znałam tych dat, a z przekazów rodzinnych wiedziałam o dziadku jedynie tyle, że był dobrym i odważnym człowiekiem, cieszącym się szacunkiem wśród mieszkańców Radomyśla. Rodzice nigdy
¤ „wywrotowcem”, który już przed wojną dał się poznać jako ostatni łajdak, bowiem „za bolszewickie ruble ustawicznie organizował strajki”; ¤ „starym komunistą”, w stosunku do którego „istniało poważne podejrzenie, że był na usługach tarnobrzeskiego Urzędu Bezpieczeństwa”, co zresztą „potwierdził jego syn Eugeniusz – członek Armii Krajowej”; ¤ „usługodawcą naprowadzającym bandę” (oddział Wojska Polskiego pod dowództwem kapitana Edwarda Gronczewskiego – dop. red.), która 25 i 29 lipca 1945 r. spacyfikowała Radomyśl, niszcząc dom rodzinny Chmielowców. Mało tego: „Przyglądał się z niekłamaną satysfakcją aktom wandalizmu, licząc na stołek bolszewickiego komisarza”. Chmielowiec tłumaczy dalej w swojej książce, że nie było rady i należało z draniem Rybakiem zrobić porządek, na co w lipcu 1945 r. wręcz nalegał jego syn Eugeniusz podczas narady w placówce AK („sprzątnijcie tego szpicla, bo niejednemu on jeszcze krzywdę wyrządzi”). „Wkrótce Rybak, wracający z »wizyty« w Urzędzie Bezpieczeństwa w Tarnobrzegu, został nad Sanem zlikwidowany” – podaje w zakończeniu autor, skromnie przemilczając nazwisko patrioty zabójcy. ¤¤¤ Gdy Gąsowska nieco ochłonęła po lekturze wynurzeń Chmielowca, zaczęła szukać śladów zbrodniczej działalności dziadka. Ponieważ w Instytucie Pamięci Narodowej oraz w Archiwum Państwowym nic na niego nie mieli, a w podanym przez Chmielowca okresie rzekomego „naprowadzania bandy” Rybak ponad wszelką wątpliwość już nie
Dawna przeprawa przez San k. Radomyśla – miejsce kaźni Rybaka
w Kłodzku nadzwyczaj bogate w daty i okoliczności oświadczenie, że jego były towarzysz broni ujawnił w książce najszczerszą prawdę; ¤ wydawnictwo diecezjalne odesłało Gąsowską na drzewo, domagając się arogancko wyjaśnienia, co tak naprawdę ją ubodło: czy to, że „jej dziadek był na usługach UB w Tarnobrzegu”, czy może fakt, iż jego syn Eugeniusz „był żołnierzem Armii Krajowej i walczył za Polskę”? Kolejne rozprawy sądowe (utajnione – mimo braku formalnego wniosku stron!) jasno pokazały, że Chmielowiec wyssał większość swoich „rewelacji” z palca. Także Emil S. wycofał się z wielu stwierdzeń zawartych w pisemnym oświadczeniu, a część jego zeznań (m.in. wątek Eugeniusza Rybaka, rzekomo domagającego się „sprzątnięcia” ojca) jest kłamliwa. Sprawa w ogóle nabrała niebezpiecznego historycznie obrotu, bo Gąsowska odnalazła świadka Mieczysława C., mieszkańca Radomyśla, który jako 16-letni chłopiec kąpał się wraz z kolegą w Sanie i na własne oczy widział, jak do promu, którym przeprawiał się Rybak, podeszli Alfons Ch. i Alfred M., którzy następnie zaciągnęli swoją ofiarę w kierunku pobliskich zarośli. Po kilku minutach (najwyraźniej szybko im poszło wydłubywanie oczu oraz łamanie kości) Mieczysław C. usłyszał strzał... Czyżby więc karta „patriotycznego” NZS rejonu Nadsania
wyszło z procesu bez szwanku, bo sąd był zdania, że... wydawca nie ponosi odpowiedzialności za publikowane pod jego szyldem brednie. Niebezpieczną historycznie kwestią identyfikacji zabójców sąd wolał się nie zajmować: „Zeznania świadków Mieczysława C. i Mirosława J., którzy sugerowali, kto mógł mieć związek ze śmiercią Jana Rybaka, sąd pominął, albowiem okoliczność ta nie dotyczyła przedmiotu żądania powódki” – czytamy w uzasadnieniu wyroku. ¤¤¤ W apelacji Gąsowska podkreślała oczywistą bezprawność zwolnienia kościelnego wydawcy z odpowiedzialności za publikowane treści oraz wyraźną – jej zdaniem – tendencję sądu I instancji do kneblowania świadków mających coś do powiedzenia o okolicznościach śmierci Jana Rybaka. Oddała też dwa strzały grubszego kalibru, pisząc w apelacji: ¤ „Przyjęcie [przez sąd], że było jakiekolwiek zebranie AK w lipcu 1945 roku, które miało prawo do oceny obywateli i ich likwidacji, jest z gruntu złe i głęboko niemoralne, bowiem AK już było rozwiązane. Szerzył się natomiast zwykły bandytyzm i terror, któremu przewodził NSZ. Z faktu, że poczynania NSZ zostały niedawno zrównane z działaniami AK, nie należy wyprowadzać wniosku o ich legalności w tamtym czasie, bo decyzja ta jest decyzją polityczną”;
9
¤ „Nie pierwszy raz potężna instytucja, jaką jest Kościół kat., dopuszcza się świadomej manipulacji i próbuje zwolnić się od odpowiedzialności. 60 lat temu parafia w Radomyślu wpisała w rejestrze zgonów, że Jan Rybak utonął w Sanie, podczas gdy faktycznie został zastrzelony, a jego ciało zatopiono”. Reprezentujący Wydawnictwo Diecezjalne Maciej Futyma wniósł o oddalenie apelacji „jako wyrażającej niegodziwą, zasługującą na najwyższe potępienie postawę powódki”. Chmielowiec podnosił, że po powrocie z robót w Niemczech Rybak zapisał się do Polskiej Partii Robotniczej, co jakiekolwiek dalsze rozważania o jego przestępczej działalności czyni zbędnym. Wyrokiem Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie z 27 stycznia 2005 roku wszelkie rozstrzygnięcia sądu I instancji w miarę korzystne dla Gąsowskiej zostały uchylone, a ją samą obciążono kosztami postępowania. Sędziowie Cezary Pietraszkiewicz (przewodniczący), Andrzej Palacz i Grażyna Demko (sprawozdawca) wyjaśnili w uzasadnieniu, że motywem działania pozwanego autora – z czego prawdopodobnie nawet nie zdawał sobie sprawy – „było jedynie przedstawienie własnego, wyważonego zdania o krytykowanej osobie”. I wara Gąsowskiej od Chmielowca, bo on tylko „przedstawia własną ocenę postępowania Jana Rybaka, dając wyraz dezaprobacie dla niego jako komunisty, współpracownika Urzędu Bezpieczeństwa w Tarnobrzegu, uczestnika spalenia domu rodzinnego pozwanego”, na co żadnych dowodów nie ma, ale o czym słyszał od osób mu bliskich, które „znał, szanował i był przekonany o ich prawdomówności”. ¤¤¤ A ostatnio: ¤ Sąd Najwyższy, postanowieniem z 31 stycznia 2006 r., odmówił przyjęcia kasacji Ewy Gąsowskiej do rozpoznania, gdyż „zaskarżone orzeczenie nie narusza prawa w sposób oczywisty”; ¤ Trybunał Europejski w Strasburgu uwinął się ze sprawą w tempie iście rekordowym. Ledwo 3 stycznia 2007 r. skarga „Gąsowska przeciwko Polsce” wpłynęła, a już 6 lutego zespół sędziów: Lech Garlicki (Polska), Päivi Hirvelä (Finlandia) i Kristaq Traja (Albania) dokładnie zrozumiał, o co chodzi (serdecznie gratulujemy rekomendowanemu przez SLD panu Lechowi siły argumentacji...) i orzekł, że w sprawie Rybaka nie było żadnej drastycznej pomyłki; ¤ coraz bardziej nieznośna wnuczka ani myśli zaniechać starań o przywrócenie dziadkowi dobrego imienia i atakuje teraz tzw. skargą konstytucyjną. Może więc faktycznie – dla dobra „słusznej” historii – należałoby pomyśleć o złamaniu jej chociażby prawej ręki i obcięciu języka? ANNA TARCZYŃSKA Fot. Autor
10
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
Z PRAWA I Z LEWA...
K
ilka lat po rozwodzie była żona poprosiła o wyrażenie zgody na wyjazd z synem za granicę. Obiecała, że w zamian wycofa wniosek do komornika o alimenty. Przez kilka lat komornik nie upominał się o pieniądze. Była żona wyjechała, nie
czy za granicą. Uzależnienie zgody na wyjazd dziecka za granicę od wycofania wniosku o egzekucję należnych mu od ojca alimentów mogłoby zostać ocenione jako niezgodne z zasadami współżycia społecznego. Skoro komornik wznowił egzekucję, oznacza to, że matka dziecka musiała złożyć ponowny wniosek o jej
przez żonę. Niestety z uwagi na upływ ustawowego terminu powództwo Pana zostanie w tej sytuacji oddalone. Jeżeli uważa Pan, że kwota zasądzonych alimentów jest zbyt wysoka, może Pan wystąpić do sądu o jej obniżenie. W razie niemożności ustalenia miejsca pobytu byłej żony może Pan złożyć w pozwie
Porady prawne ma jej w kraju, nie znam jej adresu. Komornik przystąpił do egzekucji alimentów, które przez lata urosły do ogromnej sumy. Jestem przekonany, że syn nie jest moim dzieckiem, ale badań DNA nie robiłem. Chciałbym je teraz zrobić. Jak mogę ustalić miejsce pobytu byłej żony za granicą? Gdyby była w kraju, nie zaprzestałbym płacenia alimentów. Wiem, że muszę je płacić bez względu na jej miejsce zamieszkania, ale wpłacanych przeze mnie kwot i tak nikt nie odbierze, gdyż pod polskim adresem nikt nie odbiera listów ani telefonów. (Jerzy M., Gdańsk) Prawo do alimentów przysługuje dziecku bez względu na to, czy matka z dzieckiem przebywa w Polsce
N
wszczęcie. Dodam, że okoliczność, iż była żona mieszka wraz z dzieckiem za granicą, nie stanowi przeszkody w prowadzeniu egzekucji. Możliwe jest wskazanie komornikowi numeru konta, na które mają zostać przesyłane wyegzekwowane kwoty. Fakt, iż matka z dzieckiem nie przebywają pod polskim adresem, nie przesądza więc o tym, że ściągnięte kwoty nie zostały im wypłacone. Obowiązki alimentacyjne jako ojca ciążą na Panu bez względu na to, jak wyglądają Pana relacje z matką dziecka. Skoro syn urodził się w trakcie małżeństwa, jako ówczesny mąż matki dziecka formalnie jest Pan jego ojcem. Istnieje wprawdzie możliwość obalenia domniemania ojcostwa i w takim wypadku, jednakże mąż matki może wystąpić z powództwem o zaprzeczenie ojcostwa w ciągu 6 miesięcy od dnia, w którym dowiedział się o urodzeniu dziecka
awoływanie do rozwagi, a więc i do umiaru, słyszy się często, gdy wzrastamy. Jednakże bez ognia wewnętrznego, bez żaru niewiele można osiągnąć. Największe dzieła powstały właśnie w uniesieniu, z żarliwości. Ten, kto jest przeniknięty żarliwością, czyli dokonuje czegoś z pasją, jest zarazem wyrazistym człowiekiem. Służy określonym wartościom, którym postanawia poświęcić życie. Oczywiście, bywają też osoby do końca życia niewykrystalizowane, czyli pozbawione wyrazistych właściwości, nieukształtowane. Trudno więc oczekiwać od nich żarliwości. Znamy też niewątpliwie ludzi, których nęka – nazwałabym to – chęć aptekarskiego wyważenia proporcji we własnym życiu oraz dążenie do umiaru, a to przeciwdziała w wytworzeniu się stanu psychicznego, o którym tu mowa. Przykładem człowieka żarliwego pozostanie dla mnie Anna Magnani, znana włoska aktorka. Jej uniesienia i egzaltacja sprawiały, że elektryzowała widzów swoją obecnością na ekranie. Naturalnie, żarliwością charakteryzowali się rewolucjoniści, którzy porywali za sobą tłumy. Człowiek żarliwy nie spogląda z wyczekiwaniem i dystansem na świat. Jest zaangażowany w to, co czyni. Jego stosunek do innych stanowi zaprzeczenie obojętności czy kurtuazyjnej życzliwości. W Europie żyjemy pod silnym wpływem racjonalizmu, głoszonego przez Sokratesa, Kartezjusza, Kanta, Hegla. Prąd ten odcisnął się mocno na naszej kulturze, wywołując przekonanie, że człowiek powinien kierować się rozumem, a nie uczuciami.
wniosek o zobowiązanie komornika przez sąd do wskazania aktualnego miejsca jej zamieszkania (podstawa prawna: Kodeks postępowania cywilnego, DzU z 1964 r., nr 43, poz. 296; Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964 r., nr 9, poz. 59). ¤¤¤ Od września 2006 r. jestem na emeryturze. Przepracowałam 35 lat i miałam ukończone 55 lat. ZUS nie zaliczył mi jednego miesiąca pracy, tłumacząc, że zabrakło 2 dni do okresów składkowych (podobno uwzględnia się pełne miesiące). Poza tym nie uwzględniono mi lat przepracowanych w gospodarstwie rolnym u moich rodziców. Czy słusznie, skoro poprzednie roczniki mogły skorzystać z tego prawa? (Hanna Ś., Rejowiec) To prawda, iż – zgodnie z przepisami – staż pracy uwzględniany
Człowiek żarliwy jest więc pozytywnie nieprzystosowany do stereotypów funkcjonujących w naszej kulturze. Ceni prawdę uczuć i prawdę doznań. Racja leży, moim zdaniem, po jego stronie, ponieważ rozum podlega manipulacji. W naszych czasach jest to szczególnie
jest w pełnych miesiącach. Jeżeli chodzi natomiast o okres pracy w gospodarstwie rolnym, to jest on zaliczany tylko w sytuacji, jeżeli okresy składkowe i nieskładkowe są krótsze od okresu wymaganego do przyznania emerytury, w zakresie niezbędnym do uzupełnienia tego okresu. W Pani przypadku nie ma takiej potrzeby, ponieważ posiada Pani wymagany okres składkowy i nieskładkowy. Obecna ustawa o emeryturach i rentach z FUS obowiązuje od 1998 r. i przewiduje w tym zakresie takie same zasady dla wszystkich ubezpieczonych (podstawa prawna: Ustawa z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU z 2004 r., nr 39, poz. 353). ¤¤¤ Mój przyjaciel ożenił się z Niemką i przyjął obywatelstwo niemieckie. Małżeństwo się rozpadło. Teraz chce wrócić na stałe do Polski. Jakie prawa będzie miał w Polsce jako obywatel niemiecki? Czy musi wrócić do obywatelstwa polskiego? Czy będzie mógł pobierać w Polsce emeryturę niemiecką? Na jakich zasadach będzie mógł korzystać z opieki lekarskiej? Czy będzie mógł zostać pochowany po śmierci na polskiej ziemi? (Bogusława Sz.) Okoliczność, iż Pani przyjaciel ożenił się z Niemką, nabywając w ten sposób obywatelstwo niemieckie, nie oznacza, iż utracił on obywatelstwo polskie. W świetle polskiego
ich żarliwości; owa prawda wewnętrzna drugiego człowieka powinna budzić elementarny szacunek, bo pozwala na dialog. Łatwiej jest osiągnąć zamierzony cel, jeśli żarliwie go pragniemy. W takiej sytuacji jest też łatwiej skłonić siebie do konsekwentnego
FILOZOFIA CODZIENNOŚCI
Żarliwość wyraziste. Obrazy telewizyjne, reklamy, billboardy, codzienna prasa, radio – wywierają wielki nacisk na nasz sposób myślenia. Natomiast uczuciami i doznaniami, którymi kieruje się człowiek żarliwy, trudno jest manipulować. Trzeba jednak zaznaczyć, że żarliwość bywa niebezpieczna w skutkach, gdy nabiera charakteru fanatycznego. Nie ma bowiem wątpliwości, że na przykład bardzo wielu faszystów pełniło swoją ponurą rolę z żarliwością. Żarliwość budzi szacunek dla jej nosiciela. Człowiek żarliwy nie jest konformistą. Przypomnę, że Hamsun – pisarz, laureat Nagrody Nobla – zakończył swoje życie w poniewierce, w przytułku, ale nie odwołał swojego zafascynowania faszyzmem. Podaję ten przykład, by podkreślić, że wzbudzają w człowieku tolerancyjnym szacunek ci przeciwnicy polityczni czy światopoglądowi, którzy żarliwie obstają przy własnym stanowisku. Nie zgadzając się z ich poglądami – należy uznać autentyzm
wysiłku, na miarę owych żarliwych pragnień. Ma to znaczenie istotne, ponieważ z natury swej odznaczamy się biernością i wygodnictwem, a żarliwość ułatwia nam przełamywanie tych właściwości. Warto zaznaczyć, że twórcy nowych idei w jakiejkolwiek dziedzinie z reguły pragną burzyć zastane, funkcjonujące poglądy i propagować własne odkrycia czy ustalenia. Rzecznicy tego, co nowe, pragną, by ich poglądy opanowywały świat. Przykładem niech będą wspomniani już rewolucjoniści, którzy w bezwzględny sposób burzyli to, co oceniali jako przejaw niesprawiedliwości w życiu społeczeństwa. Żarliwość decyduje o skuteczności. Adam Mickiewicz nakłaniał, by „mierzyć siły na zamiary”, a nie zamiar według sił. Człowiek żarliwy tak postępuje, kierując się często bardziej intuicją niż rozumem. Epoka romantyzmu głosiła pochwałę żarliwych bohaterów w o wiele większym stopniu niż epoki zaszczepiające minimalizm w postawach życiowych.
prawa jest on nadal obywatelem polskim. Inaczej byłoby tylko w sytuacji, gdyby zrzekł się obywatelstwa polskiego, co wymaga złożenia stosownego wniosku i zgody Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Jeżeli nie doszło do takiego zrzeczenia, przyjaciel Pani będzie traktowany w Polsce jako obywatel polski. Nie ma zatem żadnych przeszkód, aby powrócił do kraju i zamieszkał w nim na stałe. Z opieki lekarskiej będzie mógł korzystać pod warunkiem, że się ubezpieczy i będzie odprowadzał składki na ubezpieczenie zdrowotne. Jeżeli uzyskał prawo do emerytury w myśl przepisów prawa niemieckiego, może to świadczenie pobierać, mieszkając w Polsce. Oczywiście, będzie miał również prawo wybrać zgodne ze swoją wolą miejsce swojego przyszłego pochówku (podstawa prawna: Ustawa z 15.02.1962 r. o obywatelstwie polskim, DzU z 2000 roku, nr 28, poz. 353). ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Interesujące, że w naszym społeczeństwie żarliwość jest zaszczepiana właściwie jedynie w powiązaniu z patriotyzmem. Prowadzi wprost do heroizmu, to znaczy oddawania życia za ojczyznę. Oburzającym zjawiskiem jest niedocenianie, narastające od kilku lat, żarliwości tych, którzy tworzyli formacje lewicowe. A wydawałoby się, że nie ma lepszej i gorszej krwi, gdy mowa o czynach bohaterskich. Tragiczne jest, że mając świadomość błędów dokonywanych w przeszłości, popełnia się takie same, tyle że obecnie nie w odniesieniu do AK, tylko członków formacji lewicowych, GL, BCh czy AL. Żarliwość sprawia, że jednostka ma wyraziste poczucie sensu życia i celu, do którego zmierza. Przy czym żarliwość wiąże nas z innymi ludźmi, wyrywając z egoistycznego kręgu problemów rodzinnych. MARIA SZYSZKOWSKA Fot. Jan Stępień Szczególna okazja dla Czytelników „FiM” – najnowsza książka profesor Marii Szyszkowskiej z indywidualną, imienną dedykacją autorki. „W poszukiwaniu własnej drogi” to książka nie tylko o polityce, religii i filozofii, ale także o uczuciach i nieznanych faktach z życia autorki, bogato ilustrowana fotografiami z domowego archiwum. 248 str. Specjalna cena promocyjna – 25 zł (plus koszty wysyłki – 4 zł). Unikalną książkę z dedykacją możecie Państwo otrzymać pocztą bezpośrednio od wydawcy. Tel.: 0 885 403 724, e-mail:
[email protected]
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r. Połowa zakupionych przez Polskę F-16 nie lata. Amerykanie twierdzą, że to normalka. Ale połowy pieniędzy nie oddadzą. Wbrew wysiłkom rządowych propagandystów, do opinii publicznej dociera coraz więcej informacji o skandalicznych problemach z zakupionymi amerykań-
– Do końca bieżącego roku wszystkie te problemy, zarówno z częściami zamiennymi, jak i urządzeniami diagnostycznymi, powinny być rozwiązane – powiedział nam rzecznik sił powietrznych mjr Wiesław Grzegorzewski. Mimo optymizmu ministra obrony narodowej Aleksandra Szczygły, wygląda na to, że jeszcze długo będziemy „walczyć” z F-16. Zatem powraca pytanie, czy powinniśmy kupować maszynę amerykańską, skoro np. szwedzkie Grippeny uchodzą za bezawaryjne? Wielu specjalistów od lotnictwa twierdzi
CO BY TU JESZCZE SPIEPRZYĆ... ma co marzyć. Pozostaje jeszcze jeden wariant, nie brany pod uwagę przez nikogo – mariaż z Rosjanami, których najnowocześniejsze maszyny są równie sprawne na polu walki i kilkakrotnie tańsze zarówno przy zakupie, jak i eksploatacji. Niestety, polskie rządy brzydzą się wszystkim, co rosyjskie. Po wygraniu przetargu przez Lockheeda poinformowano polską opinię publiczną, że to właśnie amerykański koncern zaoferował najlepsze i najkorzystniejsze warunki offsetu, czyli ulokowanie w naszej gospodarce inwestycji za 8 mld dola-
Do wspomnianych wydatków dojdzie modernizacja dwóch lotnisk wyłącznie dla F-16 (Powidz i Łask) za 800 mln zł, kolejne 300–400 mln potrzebne będą w przyszłości na podobną operację w Malborku. Niedawno Ministerstwo Gospodarki wypowiedziało się na temat offsetu, udzielając odpowiedzi na pytania posłów Janusza Maksymiuka i Krzysztofa Sikory. Okazuje się, że obecnie realizuje się 14 projektów offsetowych związanych z inwestycjami. Trudno połapać się w tych programach, bo są one bezustannie zmieniane i modyfikowa-
rów. Na razie nie udało się pozyskać nawet połowy tej kwoty. Za to na olbrzymie zyski mogą liczyć Amerykanie. Za gołe F-16 zapłacimy nawet 4,5 mld dolarów (z kosztami kredytu), kolejne 3–4 mld kosztować nas będzie osprzęt i uzbrojenie „Jastrzębi”. Rocznie za moduły zamienne do skomplikowanej maszyny będziemy płacić nawet 300 mln dolarów. Jeśli zsumujemy te wydatki... No, postawienie na nogi służby zdrowia wraz z podwyżkami dla lekarzy mielibyśmy z głowy.
ne, nie mówiąc już o skomplikowanym sposobie liczenia efektów. Na offsecie zyskały m.in. ZM Mesko SA (produkcja nowoczesnej amunicji do F-16, nakierowanych systemów rakietowych oraz utylizacja przeterminowanych środków bojowych), General Motors Manufacturing Polska sp. z o.o. w Gliwicach (produkcja Astry i Zafiry), Grupa LOTOS SA (poprawa jakości wyrobów paliwowych), Centrum Badań Materiałowych w Instytucie Lotnictwa. Niektóre
Nieloty F-116 skimi samolotami F-16. Także bilans offsetu za „Jastrzębia” wypada mizernie. W listopadzie ubiegłego roku na lotnisku w podpoznańskich Krzesinach pojawiły się pierwsze F-16 z biało-czerwonymi szachownicami. I już na początku wystąpiły kompromitujące awarie. Wiceprezes Lockheed Martin, June Shrewsbury, stwierdziła, że takie przypadki to... nic nadzwyczajnego. Co ciekawe, niektórzy nasi specjaliści podzielają taki pogląd... Oczywiście, w okresie gwarancyjnym za awarie zapłaci podatnik amerykański, ale zaraz potem ciężar ten spadnie na Polaków. Z 15 maszyn znajdujących się już w Polsce zdolnych do lotu jest zaledwie 8. Niektóre mają problemy nawet z silnikami i potrzebne są badania za pomocą specjalistycznej aparatury, której jeszcze nie ma.
U
wprost, że nie było racjonalnych przesłanek do realizacji tak kosztownego kontraktu. Nowe F-16, według fachowców, są maszynami bardzo delikatnymi i wymagającymi kosztownej obsługi, a ponadto nie będą nam służyły ćwierć wieku, jak obiecują Amerykanie, lecz najwyżej 10 lat. Potem wypadnie nam jedynie... kupić kolejne „efy”, zmodernizowane już i znów na kolejnych kilkadziesiąt lat uzależnić się od Wuja Sama. Co w zamian mogliśmy kupić dla naszych pilotów? – Choćby wspomnianego Grippena, maszynę bardzo nowoczesną i, co nie bez znaczenia, nadającą się na nasze wcale nie najnowocześniejsze lotniska. Następca słynnego Viggena ma mocne podwozie i bez problemów może korzystać z tzw. drogowych odcinków lotniskowych (mamy ich 42), o czym w przypadku F-16 nawet nie
wrót Unii Europejskiej przyjezdni goście – turyści, biznesmeni i inni – muszą wykupić obowiązkowe ubezpieczenie OC na auta. Robią to w ubikacji... W lutym 2007 r. firma Gobi wygrała przetarg na trzyletnią obsługę kantoru wymiany walut oraz sprzedaży ubezpieczeń OC na niedawno uroczyście otwartym (po rozbudowie) polsko-ukraińskim przejściu granicznym w Hrebennem – po naszej stronie. Jak zapewniał organizator i zarazem gospodarz przejścia – Lubelski Zarząd Przejść Granicznych w Chełmie (LZPG) – Gobi miała być jedyną firmą, która realizuje sprzedaż polis OC dla przyjezdnych inostrancew. Miesiąc później – też w wyniku przetargu – na tym samym przejściu, ale kilka metrów bliżej szlabanu granicznego kibelek otworzyło Polskie Konsorcjum Gospodarcze (PKG) – spółka powołana m.in. przy udziale Skarbu Państwa w celu budowy autostrad. Poza działalnością sanitariatową
Polisa ze sracza – w toaletach PKG rozpoczęto sprzedaż polis OC, wieszcząc to neonami. Gobi podniosła wrzask. LZPG pismem upomniał konsorcjum, że ma prowadzić tylko usługi kałowo-urynowe, ubezpieczeń zaś sprzedawać nie może. Jednak PKG na monity gwiżdże i nadal kręci swój biznes, realizowany na pierwszej linii frontu przez eleganckie pisuardessy z wypieszczonymi paznokciami. Konsorcjum w swoich tłumaczeniach dla LZPG podnosi, że... nikt w umowie na dzierżawę klopa nie zabronił innej działalności. Tak więc, teoretycznie, mogliby tam otworzyć np. budkę z lodami albo agencję towarzyską.
PKG za wynajmowanie kibla płaci miesięcznie 4 tys. zł, a Gobi za lokal pod działalność gospodarczą – 35 tys. zł. Różnica w czynszu w ciągu trzech lat wyniesie więc ponad milion zł. To po prostu genialny pomysł na tanie państwo obwieszczone przez Kaczyńskich. Sami bliźniacy powinni natychmiast przenieść swoje kancelarie do dwóch wielkich wychodków, a pałace w centrum stolicy – wynająć komu innemu. KAZIMIERZ CIUCIURKA
11
z offsetowych inwestycji są mocno naciągane (wynikają one głównie z renegocjacji umów dokonanej na prośbę... Amerykanów). O tych sprawach resort nie poinformował wspomnianych posłów, koncentrując się za to na swoistej propagandzie sukcesu. Tymczasem z wcześniejszych przecieków informacyjnych wiadomo, że większość z 44 dużych umów już na wstępie została źle i zbyt pospiesznie przygotowana. Ponad 20 projektów zatwierdzonych przez rząd Leszka Millera szybko okazało się niewykonalnych. Nadal bardzo źle idzie realizacja programu kompensacyjnego, szczególnie w przemyśle obronnym. Wbrew obietnicom – fatalnie wygląda też sprzedaż w Ameryce maszyn z PZL Mielec; leżą lub padły programy dotyczące m.in. systemu łączności dla policji i ratownictwa, a także budowy elektrowni wiatrowych. Na początku maja br. przyleciał do Polski szef Lockheed Martin – Robert J. Stevensen. Minister obrony narodowej „Rydz-Szczygły” przyznał publicznie, że występują pewne problemy z F-16, „ale tak się dzieje przy każdym tak wielkim i skomplikowanym przedsięwzięciu”. „Dołożymy wszelkich starań, aby program był realizowany pomyślnie” – pocieszył Szczygłę prezes LM. I zaraz dodał: „ Zależy nam na wieloletniej współpracy. Jej kontynuacją może być udział w realizacji programu samolotu wielozadaniowego najnowszej generacji F-35”... Tak więc wdepnęliśmy w niezłe g... Co w tej sytuacji możemy zrobić? Kontraktu stulecia, jak nazywano zakup F-16, nie uda się już cofnąć, ale można wyegzekwować to, co za olbrzymie pieniądze należy się Polsce. 8 mld dolarów, które miał przynieść Polsce offset, to przecież nie żadna jałmużna czy łaska ze strony Wuja Sama. PIOTR SAWICKI Współpraca: MiC Fot. www.prezydent.pl
12
DZIEŃ DZIECKA W IRAKU
Dzieci wojny
ywilizowane narody uroczyście podpisały w 1924 r. taką oto deklarację: „Mężczyźni i kobiety wszystkich narodowości uznają, że ludzkość powinna dać dziecku wszystko, co ma najlepszego”. A co my dajemy dzieciom w Iraku? Wszak to i nasza wojna...
C
Jest w kalendarzu taki dzień, o którym żadne polskie dziecko nie zapomni. To dzień najobfitszy w przyjemności, swobody i prezenty. Zapracowani rodzice znajdują dla swoich pociech nieco więcej czasu, pani w przedszkolu wymyśla nową zabawę, najsroższy nauczyciel okazuje się zupełnie niestraszny, nikt z dorosłych nie powie, że „dzieci i ryby głosu nie mają”, a panowie politycy przymilają się na piknikach... I w ogóle wszystkie one 1 czerwca są nasze. A jak ów dzień będzie wyglądał w Iraku?
W tym kraju dziecięce święto obchodzone jest w innym terminie, ale – podobnie jak w latach ubiegłych – dowództwo polskiego kontyngentu wytypuje (w najściślejszej tajemnicy, coby się terroryści nie zwiedzieli) jakąś wieś, dokąd pojedzie specjalny konwój z prezentami. Misie, suchary, piłki, słodycze, butelki z wodą... – radości będzie co niemiara, a i całkiem ładne wyjdą fotki, które z dumą zademonstrują krajowe media. Na tych zdjęciach nie będzie widać ani wylęknionych spojrzeń, ani żołnierzy, którzy kolbami karabinów odganiają głodne dzieci od samochodów. Żadne też zdjęcia nie pokażą, że – według danych UNICEF – w tym wciąż ogarniętym wojną kraju: jedno na osiem dzieci umiera przed osiągnięciem piątego roku życia, a 70 proc. zgonów spowodowanych jest chorobami, którym można było zapobiec; co najmniej 25 proc. dzieci jest niedożywionych, tyle samo nie ma dostępu do źródeł czystej wody;
ponad 400 tysięcy dzieci cierpi na „ekstremalne wychudzenie”, chroniczne biegunki i niedobór białka (norweski Państwowy Instytut Nauk Społecznych i Program Rozwoju ONZ); co czwarte nie uczęszcza do szkoły; nie sposób policzyć dzieci porzuconych lub osieroconych, niepełnosprawnych i pracujących. Żadna prestiżowa organizacja nawet nie próbuje oszacować liczby dzieci zabitych i okaleczonych od czasu „wyzwolenia” Iraku, ale wiadomo że wskaźnik śmiertelności tamtejszych kobiet w ciąży i rodzących wzrósł niemal trzykrotnie w porównaniu z okresem 1989–2002 (Raport Funduszu Demograficznego ONZ). Tymczasem na tę wojnę Amerykanie przeznaczyli w 2007 r. około 8 mld dolarów miesięcznie, a Biuro Budżetowe Kongresu USA oszacowało, że do końca września 2006 r. wydano na ten cel 290 mld dolarów (całą amerykańską gospodarkę wojna kosztowała ponad bilion dolarów!).
Polska dorzuciła już do tego worka bez dna około miliarda złotych z kieszeni polskich podatników, nie licząc śmierci... Polaków. Dla porównania: w ostatnim przed okupacją roku 2002 produkt narodowy brutto Iraku wyniósł 18,4 mld dolarów. W rozwinięciu wspomnianej na wstępie „Deklaracji praw dziecka” przyjętej przez Zgromadzenie Ogólne
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
Poczytaj nam, Romku... Roman Giertych opowiada na okrągło – żonglując statystyką – jak to polska szkoła stała się siedliskiem demonów przemocy oraz gwałtu, i właśnie dlatego ON musi wprowadzić w szkole dyscyplinę. Tylko rządy pałki spowodują, że małolaty będą dobrymi obywatelami. Zali to prawda?
Ligi Narodów w 1924 r. podkreślono, że „mężczyźni i kobiety wszystkich narodowości” biorą na siebie obowiązek zapewnienia dzieciom m.in. normalnego rozwoju fizycznego, moralnego i umysłowego, wyżywienia oraz pielęgnacji. Popatrzmy, jak realizujemy tę deklarację w praktyce... ANNA TARCZYŃSKA
Gdy przeanalizuje się dokładnie programy ministra Giertycha i związane z nimi tabelki, łatwo rozwiążemy zagadkę, dlaczego młodzież niezbyt lubi wielkiego polityka LPR. Po prostu jego pomysły dotyczą jakiejś dziwnej, innej szkoły, której najbardziej zainteresowani wcale nie znają. Oto (jak twierdzi MEN) np. bicie i zastraszanie ma dotyczyć prawie całej populacji polskich uczniów. Sprawdźmy, co o tym mówią dane, które opracowali eksperci UNESCO (ta agenda ONZ co pewien czas publikuje raporty z badań socjologicznopsychologicznych małolatów mieszkających w 20 państwach OECD – w tym i Polsce). Oto na pytanie: „Czy uczestniczyłeś w ciągu ostatniego roku przynajmniej raz w bijatyce z innymi uczniami?” – „TAK” odpowiedziało 35 procent młodych Polaków. To dużo, ale znacznie mniej niż wśród idealizowanych przez Giertycha młodych Brytyjczyków. Tam w bijatykach uczestniczy połowa uczniów. Jeszcze bardziej skłonni do przemocy są młodzi Czesi i Węgrzy – ponad 60 procent. I proszę... Jakoś rządy w Pradze i Budapeszcie nie ogłaszają godzin policyjnych, nie wprowadzają specjalnych nadzorców ani specjalnych poprawczaków dla nieletnich. Jeszcze ciekawsze dane przynosi lektura danych dotyczących odsetka wymuszeń pieniędzy wśród rówieśników. Gdy słucha się Giertycha, to można odnieść wrażenie, że problem dotyka niemal stu procent uczniów. Tymczasem socjologowie z UNESCO podają, że „TAK” na pytanie: „Czy wymuszano od ciebie pieniądze?” odpowiedziało niecałe 25 proc. polskich gimnazjalistów i uczniów pierwszych klas szkół średnich. Uczniowie mieszkający w znacznie spokojniejszej Szwajcarii skarżyli się na taki proceder znacznie częściej (43 proc.). Podobnie jest w USA (37 proc.) Kolejny mit to rosnąca przemoc w polskich szkołach. Tu, obok danych zagranicznych, korzystaliśmy z wyników badań prowadzonych w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. Od 1994 r. przepytywana jest corocznie spora reprezentatywna grupa uczniów w wieku 11–13 lat oraz dyrektorzy szkół. I co? Okazje się, że na pytanie: „Czy byłeś ofiarą jakiejkolwiek
formy szkolnej przemocy (wyśmiewanie, izolowanie, bicie, poniżanie)?” trzynaście lat temu „TAK” odpowiedziało ponad 40 procent chłopców, zaś w 2006 r. – 31 procent. Jeszcze ciekawsze wyniki dała ankieta przeprowadzona wśród dziewczynek. W 1994 r. na pytanie: „Czy byłaś dręczona?” „TAK” odpowiedziało 20 procent badanych. W 2006 roku – l6 procent. I gdzie tu tendencja wzrostowa? Mit trzeci to twierdzenie giertychowców, że edukacja seksualna prowadzi jedynie do tego, że młodzi ludzie rozpoczynają współżycie znacznie wcześniej. Otóż uczniowie pozbawieni rzetelnej edukacji (prawie 90 procent młodych Polaków wiedzę o życiu intymnym czerpie od kolegów z podwórka) znacznie częściej niż ich rówieśnicy na Wschodzie i na Zachodzie uprawiają seks bez żadnych zabezpieczeń. Prawie 60 procent polskich 15-latków prowadzących życie intymne nie
używa prezerwatywy. W tym rankingu przeciwników przemysłu gumowego lepsi od nas są tylko Finowie. Tam nie stosuje prezerwatywy aż 62 procent młodzieńców. Młodzi Polacy, pozbawieni edukacji seksualnej, w coraz młodszym wieku podejmują współżycie. Także z badań Światowej Organizacji Zdrowia niezbicie wynika coś wręcz przeciwnego, niż chce Giertych: im lepsza oświata seksualna, tym później młodzi ludzie przechodzą przez inicjację seksualną. W państwach, gdzie lekcje przygotowania do życia w rodzinie nie są religijną indoktrynacją, odsetek młodych mam jest pod kontrolą i sięga 15 procent populacji (np. Japonia, Szwajcaria, Szwecja, Dania, Norwegia, Francja i Włochy). Nawet głupi wie (ale nie Giertych), że zakazany owoc smakuje najlepiej. Możemy więc oczekiwać, że Polska, gdzie notuje się 18 procent dziewcząt w wieku 15–18 lat, które urodziły dziecko, nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Minister Giertych nader chętnie opowiada też, że polska szkoła źle uczy. O tym, że politykowi Ligi pomyliły się szkoły, a może i kraje, świadczą wyniki badań UNESCO. Jeżeli chodzi o tak zwany poziom wiedzy, czyli przeciętny wynik testu kompetencyjnego z czytania, pisania i zastosowania w praktyce podstawowych
13
praw matematyki, młodzi Polacy zajęli trzecie miejsce wśród najlepiej wyedukowanych małolatów na świecie! Tylko nieco lepsi od nich byli Belgowie i Kanadyjczycy. To wspaniały wynik, zważywszy, że mają statystycznie fatalne wyposażenie domu i pomoce naukowe. A czego tak naprawdę boją się młodzi Polacy? I. Czują strach spowodowany słabymi relacjami z rodzicami. Tylko 12 procent przepytanych oświadczyło, że rozmawia z rodzicami niemal codziennie, i to nie tylko w sprawach szkoły. W przypadku młodych Łotyszów odsetek ten sięgnął prawie 25 procent. II. Boją się biedy. Ponad 50 procent pytanych powiedziało, że dochody rodziny wystarczają tylko na podstawowe potrzeby. Prawie 39 procent uczniów nie stać na zabranie do szkoły drugiego śniadania, co stawia nas pod tym względem na pierwszym miejscu wśród państw rozwiniętych. III. Są pesymistami w kwestii samodzielnej poprawy własnego losu. Równie źle oceniają swoje dotychczasowe życie. W obu przypadkach Polska znalazła się na ostatnim miejscu. Z wynikiem 80 procent pesymistów. Kolejną bajką jest uskuteczniana rzekomo w polskich szkołach propaganda homoseksualna. Ale tę kwestię zostawmy już może psychiatrom... Raport, jaki cytowaliśmy, został opublikowany w języku angielskim. Rozumiemy więc trudności pana ministra z jego zrozumieniem. Nawet tata eurodeputowany mu w tym nie pomoże... MiC współpr. AC
14
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
ZE ŚWIATA
BRATNI KRAJ Posiadający (dzięki nominacjom Busha) konserwatywną większość Sąd Najwyższy USA wydał wyrok w sprawie dotyczącej przerywania ciąży: po raz pierwszy podtrzymał zakaz wykonywania jednego z zabiegów prowadzących do usunięcia płodu. Sędzia Ruth Bader Ginsburg – głosująca razem z trzema kolegami przeciwko – określiła wyrok jako „alarmujący”. „Nie może być on interpretowany inaczej niż jako próba nadwątlenia prawa do aborcji, które było deklarowane przez ten sąd raz po raz” – oświadczyła. Głosujący za zakazem sędzia Anthony Kennedy stwierdził, że „rząd ma prawo głosu i zastosowania swych regulacji w celu wykazania wielkiego poważania dla życia wewnątrz kobiety”. Chodzi o rzadki zabieg (wykonywany w USA mniej niż 5 tys. razy w porównaniu do 1,3 mln regularnych skrobanek rocznie), przeprowadzany w zaawansowanej ciąży, gdy lekarz stwierdzi, że zdrowie kobiety jest zagrożone. Teraz, na mocy orzeczenia Sądu Najwyższego, nie będzie decydował o tym lekarz, lecz rządowi biurokraci. Wyrok sprawia, że kwestia legalności aborcji (dozwolona w USA od 1973 roku) stanie się jednym z głównych tematów kampanii prezydenckiej w 2008 roku. Liberalni sędziowie starzeją się (Ginsburg ma 74 lata, Stevens – 84) i następny prezydent będzie wybierał ich następców, przesądzając tym samym kwestię legalności przerywania ciąży w USA. Dwaj konserwatyści w sądzie (Scalia i Thomas) otwarcie twierdzą, że są gotowi to prawo anulować. Mianowani niedawno przez Busha Roberts i Alito niewątpliwie mają takie same plany. PZ
NADZIEJA DLA ŁYSYCH Magazyn „Nature” relacjonuje wyniki badań zespołu dra George’a Cotsarelisa z Uniwersytetu Pensylwanii w Filadelfii, które budzą nadzieję łysych. Być może niedługo bezpowrotna utrata owłosienia głowy nie będzie zmorą milionów mężczyzn.
Na razie obiecujące rezultaty przyniosły doświadczenia na myszach. Mózg gryzoni pozbawionych znacznych połaci skóry z sierścią na grzbiecie emitował sygnał na poziomie molekularnym. Powodował on wysyłanie komórek macierzystych do bezwłosych partii ciała, co skutkowało ponownym ich zarastaniem. Nowych włosów było nawet dwa razy więcej niż poprzednio! Nie różniły się niczym od starych, ale z małym wyjątkiem – były siwe, bo pozbawione pigmentacji... Jeśli ktoś woli być siwy (farbowany) niż łysy, może z nadzieją patrzeć w przyszłość. Dr Cotsarelis pociesza nawet, że nowe ludzkie włosy nie muszą być siwe, bo człowiek ma inny mechanizm pigmentacji niż u myszy. Wyniki eksperymentów z Filadelfii potwierdza inny ekspert – prof. Cheng-Ming Chuong z Uniwersytetu Płd. Kalifornii, twierdząc, że regeneracja włosów na skórze, z której wypadły poprzednie, jest w pełni możliwa. Na ludzką wersję terapii łysi muszą jednak poczekać jeszcze 5 lat. ST
UPIĆ RAKA Alkohol zapobiega (częściowo) rakowi nerek – to konkluzja z szeroko zakrojonych badań, których wyniki opublikowano w Journal of the National Cancer Institute. Przez 20 lat monitorowano stan zdrowia ponad tysiąca osób i stwierdzono, że 2 drinki dziennie zmniejszają ryzyko raka nerki o 25 proc. Nieważne czego, byle wyskokowego. Lekarze przypuszczają, że alkohol zwiększa wrażliwość na insulinę, względnie działają zawarte w nim antyutleniacze, niszczące rakogenne substancje. Autorzy studium przypominają jednak, że alkohol może być czynnikiem przyczyniającym się do zwiększenia ryzyka nowotworu, zwłaszcza piersi, wątroby i trzustki. JF
zaserwowany bezdomnym wokół więzienia w Nashville. Oberklawisze odmówili, argumentując, że forsa na ostatnią wyżerkę przed pogrzebem (20 dolarów) nie może być rozdysponowana na cele charytatywne. Gdy Workman był już po zastrzyku (wcześniej wspaniałomyślnie dano mu do wyboru krzesło elektryczne, ale ono skazańców żywcem piecze), o sprawie dowiedzieli się aktywiści organizacji Rescue Mission, pracującej na rzecz bezdomnych, i zapałali oburzeniem. Zorganizowali akcję, zebrali 1200 dolarów i zakupili 150 pizz dla rezydentów schronisk dla bezdomnych. CS
KIBEL WYLIZANY W więzieniu Hendry Correctional Institution na Florydzie aresztowano 8 strażników więziennych (5 innych wyrzucono wcześniej z pracy). Okazało się, że w nowatorski sposób znęcali się nad 605 więźniami. Prócz stosowania konwencjonalnego bicia i duszenia, kazano im czyścić toalety językiem. Innym dawano wybór: albo będą jeść z podłogi, albo seksualnie „zrobią dobrze”... panom strażnikom. Znęcanie się nad więźniami, nierzadko ze skutkiem śmiertelnym, tolerowanie gwałtów homoseksualnych i krwawych porachunków między więźniami jest w więzieniach USA na porządku dziennym. ST
NIESMACZNA SPRAWA Niniejszą relację dedykujemy szczególnej uwadze panów mających na pieńku z połowicami. Przed konsumpcją dobrze oglądajcie – i obwąchujcie! – przygotowane przez małżonki posiłki.
FILANTROP ZZA GROBU Philip Workman w 1982 r. został skazany na śmierć za zabójstwo policjanta podczas rabunku. Nie przyznawał się do winy, a obciążający go kluczowy świadek przyznał, że kłamał, ale wymiar sprawiedliwości USA nie ma czasu na powtarzanie procesów. Z uwagi na problemy z trucizną wstrzykiwaną skazańcom, która – jak się okazało – nie działa jak powinna, egzekucję pięciokrotnie odraczano. Właśnie została wykonana, mimo że składu trutki nie zmieniono, a sam jej twórca, dr Jay Chapman, oświadczył, iż powinna być poddana ponownym testom. Ale nie w tym rzecz. Workman w ostatnich godzinach życia na ziemskim padole, zapytany o ostatnie życzenie i posiłek, zamiast zamówić jak większość jego kolegów hamburgera z podwójnymi frytkami albo pizzę, oświadczył, że pragnieniem jego jest być zabitym na czczo. Posiłek (pizza wegetariańska) miał być w jego imieniu
niedocenianiu przez męża jej rodzicielskich kwalifikacji. Była też rozżalona, że założył nową firmę bez powiadomienia jej. Sąd zakazał pani Martin zbliżania się do męża i domu, w którym z nim dotąd mieszkała. Sprawa rozwodowa ruszyła z kopyta, lecz niesmak pana Martina pozostał. ST
ŻYWOT W GROBIE Mało kto kocha żonę tak jak Hindus Basanta Roy. Zważywszy, że chodzi o żonę martwą (od 6 lat), można śmiało powiedzieć, że tak nie kocha nikt. Kiedy połowica spoczęła w grobie, Roy poszedł na cmentarz, wykopał sobie grób obok niej i położył się w nim, oczekując zgonu. Ponieważ liczył wówczas 97 lat, podejście takie można uznać za racjonalne. Ale los jest dlań przewrotny: Roy tkwi w mogile już... 6 wiosen, a kostucha nie przychodzi. Nie leży jednak bezczynnie – codziennie z grobu powstaje i czyści pobliską mogiłę małżonki, porządkuje i pieli z chwastów swą własną. I cierpliwie czeka. ST
SKOCZ NA ORBITĘ Bywa, że najpoważniejszym zmartwieniem bogatych jest problem, na co wydać pieniądze. Żeby było suto, oryginalnie, wytwornie, a znajomych bogaczy szlag z zazdrości trafił... Jeden z pomysłów to wycieczka w kosmos.
TWARDOGŁOWY Szkoda, że w „Księdze rekordów Guinnessa” nie ma konkurencji „twardość głowy”, bo 26-letni student medycyny z Seattle Ryan Lipscomb byłby niekwestionowanym rekordzistą. Kiedy jechał na rowerze, spostrzegł ciężarówkę. Ponieważ nie zamierzała na jego widok hamować, hamował Lipscomb, i to tak mocno, że fiknął kozła i wylądował pod pojazdem, który jednym kołem przejechał po jego głowie. Zabrany do szpitala, został po 3 godzinach zwolniony z rozpoznaniem lekkiego wstrząsu mózgu. Przejechany skarży się tylko na sztywny kark. JF
POJEDYNEK W... PROGU
Małżeństwo Martinów z angielskiego miasteczka Paisley miało 21-letnią historię, ale zaczęło się psuć. 13 marca 47-letnia żona postawiła przed mężem potrawkę w sosie curry i przyglądała się, jak pałaszuje. Gdy skończył, wybuchła śmiechem. Najpierw poinformowała go, że posiłek nafaszerowała arszenikiem, a potem wyznała, że tak naprawdę dodała doń psią kupę. W pierwszej chwili Donald Martin przyjął to nawet z pewną ulgą, potem jednak poleciał na policję. Podczas przesłuchania ślubna wyjawiła, że domieszka do obiadu była wyrazem jej protestu przeciw
Finał jest taki, że odpowiada teraz za atak na stróżów prawa oraz posiadanie narkotyków, których w nerwach nie zdążyła posprzątać. CS
Pamiętacie stare westerny, np. „Pojedynek w słońcu”? Szeryfowie i bandyci z kaburami u pasa, pojedynki, w których wygrywa ten, kto szybciej wyrwie kolta z kabury... W zasadzie sceny te należą już do historii, bo gangsterzy w USA wolą pistolety maszynowe, a cywilom nie wolno chodzić z pochwą na wierzchu. Jednak żaden zwyczaj nie ginie bez śladu... Policja w Hot Springs interweniowała na wieść o głośnej awanturze domowej. Drzwi otworzyła 38letnia Lawanda Diane. Kiedy gliny zagroziły jej pieprzowym sprejem, wyrwała z kieszeni własny. Przez moment strony mierzyły do siebie, wreszcie policjanci psiknęli pierwsi. Diane ripostowała strumieniem piekącego pieprzu z własnego „kolta”. Powalił ją dopiero cios pałką po nogach.
Brytyjski biznesmen Richard Branson, właściciel linii lotniczej „Virgin Atlantic”, jako jeden z pierwszych zwęszył pieniądze do zrobienia i zaproponował lot tym, których na to stać i którzy potrzebują, żeby inni mieli tę świadomość. Ma na liście 200 osób chętnych na 2,5-godzinną suborbitalną przejażdżkę z prędkością 5 tys. km/godz. 120 km nad Ziemią. Kosmodrom koncernu Virgin początkowo będzie zlokalizowany w Kalifornii, a potem przeniesiony do Nowego Meksyku. Inauguracyjny start na pokładzie 8-miejscowego wahadłowca (6 pasażerów, 2 pilotów) zaplanowano na rok 2009. Żeby się załapać do pierwszej setki, należy wpłacić od razu za cały bilet (200 tys. dolarów). No i trzeba wykazać się depozytem bankowym co najmniej 21 mln dol. To jak darmo – wziąwszy pod uwagę, że cywilni pasażerowie rosyjskiej rakiety płacą za wojaż do orbitalnej stacji kosmicznej 20 mln, a warunki lotu są spartańskie. Virgin planuje po rozkręceniu biznesu dwa loty dziennie. Ma już konkurencję: Firma RocketPlane z Oklahoma City też planuje wycieczki na orbitę od roku 2009; bilety kosztują drożej, bo ok. 300 tys. dolarów. Jeszcze inny organizator turystyki kosmicznej, Benson Space z Kalifornii, zamierza konkurować z Virgin tą samą ceną biletu. ST
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
W
łochy czekały na ustawę aborcyjną bardzo długo. W 1975 roku były ostatnim krajem w Europie, w którym aborcja była nielegalna i ścigana jako przestępstwo. Bogate Włoszki wyjeżdżały do zagranicznych klinik prywatnych, a pozostałe kobiety szukały pomocy u tzw. mammane, czyli ludowych akuszerek „spędzających płód” w tragicznych warunkach higienicznych, co kończyło się często śmiercią kobiet. Na fali liberalizacji obyczajowej i społecznej, jaką – poczynając od 1968 roku – przyniosła rewolucja seksualna, we Włoszech powstał silny ruch feministyczny walczący
wierzący i mieliby działać wbrew własnemu sumieniu. Referendum dotyczącego ustawy 194 domagała się Partia Radykalna, która chciała jeszcze większej liberalizacji, oraz dwa ruchy katolickie – jeden domagał się zaostrzenia, drugi – abrogacji ustawy. Przeciwko tej ostatniej możliwości wypowiedział się negatywnie włoski Trybunał Konstytucyjny. W dniach 17–18 maja 1981 roku odbyło się we Włoszech „referendum aborcyjne” – uważane za jedno z ważniejszych w historii tego kraju – mające na celu abrogację ustawy 194. Do urn poszło 79,4 proc. obywateli, 14,9 proc. głosowało za zakazem aborcji, 85,1 proc. poparło
ZE ŚWIATA miliardów lirów, a także o przestępstwa seksualne w stosunku do niektórych parafianek, które były przetrzymywane na plebanii i gwałcone. Ruch antyaborcyjny został oficjalnie potępiony przez Sant Uffizio, którego szefem był wtedy kardynał Józef Ratzinger, czyli obecny papież Benedykt XVI. Pomocnicy księdza Antonucciego – brat kapucyn Andrea D’Ascanio oraz sekretarka Maria Teresa D’Abenante – uciekli z Włoch do Polski, gdzie schronienia udzielił im biskup drohiczyński (o Białej Armii w Polsce pisaliśmy w nr. 40/2006). Pomimo zakazu kardynała Ratzingera, brat kapucyn Andrea D’Ascanio został wyświęcony w Polsce na księdza, co dało Białej Armi możliwość
Aborcja w cieniu San Pietro o prawa kobiet. Jednym z haseł, które przeszły do historii, było: „Wagina jest moja i ja nią rządzę!”. Już w 1974 roku Partia Radykalna rozpoczęła zbieranie podpisów pod referendum przeciwko aborcji – zebrano ich tylko 500 tys., co nie wystarczyło. Wielu działaczy radykalnych walczyło o prawo do aborcji, organizując dla obywatelek włoskich zabiegi poza granicami kraju. W 1974 roku policja włoska aresztowała Giorgia Concianiego za to, że zorganizował nielegalną klinikę aborcyjną we Florencji. Niektórzy radykałowie trafili do więzienia za współudział w aborcji – między innymi Emma Bonino, Gianfranco Spadaccia i Adele Faccio. Po latach walki ideologicznej, w której po jednej stronie stał Watykan i Chrześcijańska Demokracja rządząca Włochami, a po drugiej społeczeństwo włoskie, domagające się nowoczesnego państwa świeckiego, w 1975 roku wyrok Trybunału Konstytucyjnego ustanowił wreszcie „różnice pomiędzy embrionem a człowiekiem” oraz to, że zdrowie i życie kobiety ma pierwszeństwo przed nienarodzonym płodem. 22 maja 1978 roku została uchwalona we Włoszech historyczna „Ustawa 194”, która uznawała prawo kobiety do bezpłatnego przerwania niepożądanej ciąży w szpitalach publicznych. Na mocy tej ustawy każda kobieta może przerwać niepożądaną ciążę, jeżeli zagraża to jej zdrowiu fizycznemu lub psychicznemu. Pod tym ostatnim rozumie się także nieprzygotowanie do bycia matką oraz względy ekonomiczne. Ustawa miała zapobiegać zachodzeniu w niepożądaną ciążę poprzez zapewnienie edukacji oraz antykoncepcji. Powstały tzw. konsultoria rodzinne, do których mogą się zgłaszać kobiety myślące o usunięciu ciąży. Personel medyczny i lekarze pracujący w ginekologicznych konsultoriach rodzinnych i szpitalach publicznych mają prawo odmawiać usuwania ciąży, jeżeli są
ustawę aborcyjną. Referendum odbywało się zaraz po zamachu na Jana Pawła II. Pomimo emocji i presji ze strony duchowieństwa, społeczeństwo włoskie opowiedziało się jednoznacznie za aborcją. Choć ofensywa antyaborcyjna, którą po 1995 roku zaczął Jan Paweł II, dotknęła także Włochy, ustawa 194 jest uznawana w tym kraju za „świętą”, bo gwarantuje słuszny dystans pomiędzy Kościołem i państwem. Jak do tej pory nikomu nie udało się jej zmienić, pomimo licznych prób. W 1991 roku we włoskim miasteczku Aquila powstała Biała Armia – ruch antyaborcyjny założony przez brata Giovanniego Antonucciego, który – z błogosławieństwem prezydenta miasteczka – na cmentarzu komunalnym odprawiał pogrzeby płodów wykradzionych z miejskiego szpitala. W szybkim czasie powstał w Aquila pomnik ku czci dzieci nienarodzonych, który stał się symbolem włoskich antyabortystów. Biała Armia zaczęła organizować także spotkania kółek różańcowych małych dzieci modlących się za „życie nienarodzone”. Włoscy antyabortyści powzięli także czynne akcje przeciwko zabiegom usuwania ciąży. Jednym z pierwszych zwycięstw było wywarcie presji na sędzim, który w 1999 r. odwołał pozwolenie na aborcję w przypadku trzynastoletniej niedorozwiniętej dziewczynki, zgwałconej przez ojca. W tym samym roku, tuż po Bożym Narodzeniu, dwaj księża wdarli się do szpitala San Camillo w Rzymie i próbowali zapobiec siłą zabiegowi aborcyjnemu, wykonywanemu zgodnie z prawem i z wyroku sędziego, u kolejnej zgwałconej trzynastolatki. Księża zostali usunięci przez policję. 7 lutego 2000 r. watykański dziennik „Osservatore Romano” zaapelował o przerwanie aborcji na okres Roku Świętego, co jednak nie zrobiło na Włochach żadnego wrażenia. W maju 2000 roku do siedziby Białej Armii w Aquila wkroczyła włoska policja. Ksiądz Antonucci został oskarżony o defraudację kilku
przekształcenia się w zakon i rozwinięcia działalności także w Ameryce Łacińskiej. Istnieją przypuszczenia, że przetrwanie i rozkwit Białej Armi, która została ekskomunikowana przez Biuro do spraw Kongregacji Wiary oraz była ścigana przez włoską policję, nastąpił dzięki wsparciu ojca Rydzyka. Pomimo wielkiego skandalu, który wybuchł wokół Białej Armii we Włoszech i ostudził zupełnie zapał do krucjat antyaborcyjnych, w 2001 roku Watykan był sponsorem młodego, niezrównoważonego chłopaka, który apelował, żeby jego nieletnia dziewczyna nie usuwała ciąży. Od kiedy w Stanach Zjednoczonych wybuchł skandal księży poedofilów, w cieniu San Pietro bardzo niechętnie organizuje się spotkania różańcowe i akcje antyaborcyjne z udziałem dzieci... Zwolennicy ustawy 194, którzy nadal stanowią we Włoszech większość, uważają, że pomogła ona w kontroli nielegalnych aborcji, będących przyczyną wysokiej śmiertelności kobiet. Krytykuje się jednak fakt, że nie zostały wprowadzone wszystkie normy, które ustawa ta przewiduje. We Włoszech nadal trudno dokonać zabiegu usunięcia ciąży – być może jest to jedna z przyczyn, że tak wiele niechcianych dzieci wyrzuca się w tym kraju dosłownie do śmietnika. Policja co kilka dni znajduje martwe noworodki porzucone na wysypiskach. Nowa granica, którą chcą przesunąć włoscy laicy i włoskie kobiety, to pigułka poronna RU-486. Świecka część społeczeństwa domaga się, aby był to środek aborcyjny wprowadzony we wszystkich konsultoriach ginekologicznych we włoskich szpitalach – chodzi o to, żeby aborcja stała się jak najmniejszym szokiem dla kobiety. Watykan, wiedząc, że nie jest w stanie wpłynąć we Włoszech na zmianę ustawy aborcyjnej, sprzeciwia się stosowaniu pigułki RU-486, choć używana jest już w wielu krajach. AGNIESZKA ZAKRZEWICZ Rzym
15
Benedykt gwałciciel (wolności USA) W
ypowiedź Benedykta XVI, aprobująca zamiar meksykańskiego kardynała Rivery nieudzielania komunii prawodawcom, którzy zatwierdzili liberalizację ustawy aborcyjnej, odbiła się echem na świecie. Osiemnastu członków Izby Reprezentantów USA, należących do Partii Demokratycznej, publicznie skrytykowało papieża za to oświadczenie. Kongresmani oskarżyli głowę Krk o „obrazę samej istoty amerykańskiej tradycji”. „Stosowanie sankcji religijnych na arenie politycznej stoi w bezpośredniej sprzeczności z naszymi kluczowymi przekonaniami religijnymi na temat roli demokratycznego przedstawicielstwa w pluralistycznej Ameryce; stanowi to pogwałcenie wolności gwarantowanych przez naszą konstytucję” – stwierdzili.
W podobnym duchu wyraził się premier Kanady Dalton McGuinty. „Bardzo niewielu przywódców politycznych pozwoli na to, by ich akcje odbywały się wyłącznie pod dyktando Kościoła – stwierdził McGuinty, który jest katolikiem popierającym prawo kobiety do przerwania ciąży. – Moi wyborcy to inne środowisko niż otoczenie papieża. Moja odpowiedzialność polega na reprezentowaniu ludzi o różnych wiarach, kulturach i tradycjach. Tak się składa, że jestem katolikiem. Ale jestem odpowiedzialny i za inne sprawy”. CS
Cenzura Watykanu K
ościół we Włoszech zażarcie walczy o niedopuszczenie do emisji w telewizji RAI kontrowersyjnego filmu brytyjskiego BBC pt. „Przestępstwa seksualne i Watykan” („FiM” 21/2007). Premiera odbyła się w październiku w Anglii i wywołała burzę, a arcybiskup Westminster, kardynał Murphy O’Connor, złożył oficjalne zażalenie dyrektorowi generalnemu BBC. Teraz do dyrektora generalnego RAI list protestacyjny pisze Mario Landolfi – przewodniczący komitetu parlamentu nadzorującego włoską telewizję, były neofaszysta z Północnego Sojuszu – i wzywa go, by nie godził się na wyświetlanie dokumentu, który nie podoba się klerowi. Ocenia się, że aktualnie jego wpływy na życie publiczne są najsilniejsze od czasu rządów chadecji
przed laty. Kontrolowana przez Kościół gazeta „Avvenire” gwałtownie atakuje film, twierdząc, że nadaje się on na śmietnik, a jego producenci „powinni pochylić głowy i błagać o przebaczenie”. Film oskarża obecnego papieża o aktualizację dyrektywy watykańskiej z roku 1962, w myśl której ofiara pedofilii, ksiądz sprawca oraz świadkowie zobowiązani są pod groźbą ekskomuniki do zachowania tajemnicy o przestępstwie. Dokument BBC będzie prawdopodobnie wyemitowany we włoskiej telewizji publicznej, ale razem z przedstawieniem racji Kościoła. JF
16
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (39)
Ofiary fanatyzmu Od momentu pojawienia się ruchu reformacyjnego na ziemiach polskich na skutek prześladowań religijnych zginęło nie więcej niż kilkadziesiąt osób. Wśród ofiar byli ludzie głęboko wierzący i ateiści. Z tak stosunkowo nielicznymi w Polsce ofiarami prześladowań wyznaniowych nie sposób porównać olbrzymiej liczby ludzi zgładzonych w tym samym czasie w Europie Zachodniej. W Anglii za panowania Marii I Tudor, a więc tylko w latach 1553–1558, stracono około 500 protestantów za to, że nie chcieli uznać restauracji katolicyzmu. Zginął wówczas między innymi arcybiskup Canterbury Thomas Cranmer, filar angielskiej reformacji, a także John Rogers, który przełożył Biblię na język angielski. Heretyków, czyli odstępców od doktryny rzymskiej, palono wszędzie. Protestantom trzymającym się niezłomnie swojej wiary groził niekiedy los nie mniej tragiczny – deportacja na wyspy amerykańskie lub zsyłka na galery. W Polsce najwięcej ofiar prześladowań religijnych pochłonęły tumulty religijne inspirowane przez jezuitów. Dogodnym narzędziem oddziaływania na masy stały się bractwa religijne, tj. stowarzyszenia organizowane przy kościołach i klasztorach. Ich zadaniem było pielęgnowanie dewocji, którą traktowano jako miernik pobożności. Szerzyły one nienawiść do różnowierców. O godnym szacunku różnowiercy mawiano zwykle, że to „człowiek rozumny, ale kalwin przebrzydły”. W miarę postępów kontrreformacji roztaczano
Z
surową kontrolę nad prawomyślnością ludzkich sumień, więc o wartości człowieka decydowała jego przynależność do Kościoła katolickiego. W tej atmosferze wzmagały się prześladowania różnowierców, w zapomnienie szły postanowienia konfederacji warszawskiej, a władze państwowe przychodziły z pomocą Kościołowi. Wytaczano procesy o bluźnierstwo, a szczególnie surowo występowano przeciwko podejrzanym o ateizm. Skazywano również na śmierć za zbrojne najścia na kościół. W 1588 r., rankiem, niejaki Zakrzewski, szlachcic, wszedł podczas mszy do krakowskiego kościoła ojców karmelitów pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Ranił szablą księdza, ciężko okaleczył małego ministranta, który wkrótce zmarł, oraz obecnego tam mnicha. Nadto sprofanował hostię i kielich. Schwytany zeznał, że jest katolikiem, a czynu swego dokonał w przypływie szału. Nie wiadomo, czy w ten sposób chciał tylko ocalić skórę, czy też rzeczywiście nie miał związków z ruchem reformacyjnym. Tak czy owak – krewkiego szlachcica spalono na krakowskim rynku. W 1611 r. w Bielsku Podlaskim uwięziono mieszczanina Iwana Tyszkowica za to, że jako radny, składając rachunki, odmówił przed sądem przysięgi w imię Trójcy Świętej.
daniem pewnego urzędu państwowego, interesy naszych rodaków za granicą nie powinny być re prezentowane przez placówki dyploma tyczne, lecz... polskie parafie emigracyj ne. Rzymskokatolickie, rzecz jasna... Klerykalizacja naszego kraju i marginalizowanie wszystkich, którzy nie należą do katolickiej trzody pod rządami Kaczyńskich, osiągnęły apogeum. Postępowałyby jeszcze szybciej, gdyby nie opór... części duchownych. Dzięki życzliwości stowarzyszenia „Neutrum”, walczącego o ustanowienie w Polsce rzeczywistego rozdziału państwa i kościołów, otrzymaliśmy kopię listu, jaki wysłał rzecznik praw obywatelskich dr Janusz Kochanowski do arcybiskupa Józefa Michalika. Kochanowski, postać związana blisko z Kaczyńskimi, zasłynął m.in. tym, że jako rzecznik praw obywateli stwierdził, iż owych praw jest zbyt wiele. Słynie z dyspozycyjności wobec Kaczyńskich oraz z tego, że jeśli dyskutuje z jakimś pomysłem koalicji rządzącej (musi od czasu do czasu wykazać, że jest „niezależny”) to najczęściej z drugorzędnym. W nadużyciach wielkiej wagi nie widzi problemu,
Ten był arianinem. Sąd go uwolnił, lecz w sprawę wmieszała się królowa Konstancja, żona Zygmunta III Wazy, do której Bielsk należał, i swymi zabiegami spowodowała karę śmierci dla Tyszkowica. Burmistrz miasta oskarżył go, iż rzekomo rzucił i podeptał krucyfiks oraz bluźnił trzem osobom boskim. Tyszkowic, mimo że za cenę przyjęcia katolicyzmu mógł ocalić życie, nie uczynił tego. Wyrwano mu język, obcięto rękę i nogę, a następnie ścięto go i spalono. W tym samym roku z krytyką katolickiego dogmatu o eucharystii wystąpił w Wilnie Włoch Francus de Franco. Okazją ku temu stało się święto Bożego Ciała. Stanąwszy na stopniach urządzonego na ulicy ołtarza, wzywał jej uczestników, aby nie popełniali bałwochwalstwa, oddając „opłatkowi boską cześć”, gdyż to tylko z w y k ł y chleb. Franca natychmiast aresztowano, a następnie poddano torturom. Na próżno kalwini wileńscy starali się go ratować. Wskutek nalegań królowej Konstancji oraz fanatycznego jezuity Piotra Skargi, który przebywał wtedy w Wilnie, cudzoziemca skazano na śmierć. Wyrwano
choć widzą go m.in. międzynarodowe trybunały. Zastanawiacie się pewnie, jaki interes mógł mieć rzecznik praw człowieka, gdy pisał do arcybiskupa? Może zwracał uwagę na dyskryminację kobiet i homoseksualistów
mu język, a jego ciało poćwiartowano i rozwieszono na pręgierzu. Za panowania króla Jana III Sobieskiego dokonano sądowego mordu na ziemianinie, racjonaliście, Kazimierzu Łyszczyńskim. Poseł brzeski Brzóska dłużny był Łyszczyńskiemu znaczne pieniądze i o nie właśnie wybuchł spór. Mściwy Brzóska wyszperał gdzieś książkę teologa protestanckiego, na marginesie której Łyszczyński dopisał słowa: „A więc nie ma Boga”. Książkę tę przesłał z odpowiednią denuncjacją biskupowi poznańskiemu Witwickiemu, ten zaś dobrał sobie do pomocy biskupa kijowskiego Andrzeja Załuskiego i we spółkę rozpoczęli fanatyczną agitację przeciwko Łyszczyńskiemu. Pod koniec 1687 roku wojewoda wileński wtrącił Łyszczyńskiego do więzienia, przekazując jego sprawę sądowi kościelnemu. Jednak sąd kościelny nie mógł skazać go na karę śmierci, gdyż był on osiadłym szlachcicem. Taki wyrok w jego sprawie mógł wydać
miłe, że jakiś przedstawiciel polskiego państwa w ogóle myśli o losie Polaków wypchniętych za granicę z braku perspektyw na godne życie w kraju. Lepiej o nich myśleć późno (czyli po ich wyjeździe) niż wcale.
ŻYCIE PO RELIGII
Niedorzecznik w Kościele lub zatroszczył się o los dzieci nagminnie molestowanych przez księży? Pan rzecznik Kaczyński – o przepraszam, Kochanowski (jak te nazwiska się mylą, gdy poglądy są identyczne) – nie zajmuje się jednak takimi oświeceniowymi bzdurami jak prawa człowieka. Powodem napisania listu była chęć stworzenia sojuszu państwowo-kościelnego w szczytnym skądinąd celu pomagania polskim emigrantom zarobkowym. Chodzi o powołanie przy placówkach katolickich biur bezpłatnego doradztwa prawnego. To oczywiście
Zdumiewa jednak pomysł zaangażowania do tej pomocy akurat Kościoła rzymskokatolickiego. Czyżby Polska nie utrzymywała placówek konsularnych po to, by obywatele naszego kraju mogli w nich szukać wsparcia i pomocy? Skoro ktoś myśli o pomocy prawnej dla Polaków, to trzeba w to zaangażować służby dyplomatyczne własnego kraju, bo one po to są, aby Polacy – na gruncie neutralnym światopoglądowo – mogli odnajdywać pomoc bez proszenia o litość Kościoła, do którego wielu z nich nie należy lub nie chce mieć z nim nic wspólnego.
jedynie sąd sejmowy. Według zachowanych zapisków, Łyszczyński sądzony był przez komisję, w skład której wchodziło czterech biskupów, jeden senator świecki i dwóch posłów. Jako oskarżyciel występował instygator Wielkiego Księstwa Litewskiego, który dowodził, że Boga należy przebłagać krwią bluźniercy. 8 marca 1689 r. litewski marszałek nadworny z polecenia króla Sobieskiego ogłosił wyrok skazujący Łyszczyńskiego na karę śmierci. Egzekucja odbyła się przed południem 30 marca na rynku Starego Miasta w Warszawie. Istnieją sprzeczne relacje na temat jej przebiegu. Według listu biskupa Załuskiego, polski ateista został stracony w sposób wyjątkowo okrutny. Tak opisał on jego śmierć: „Wreszcie wyprowadzono go na miejsce stracenia, gdzie oprawca rozpalonym żelazem wyrwał mu język, którym bluźnił Bogu. Potem spalono jego rękę, która była narzędziem najpotworniejszego płodu, a świętokradzki papier rzucono w płomienie; płomieniom zmazującym winy oddano wreszcie jego samego, tego potwora swojego wieku, bogobójcę i wiarołomcę”. Podobno to okrucieństwo, wywołane biskupią agitacją, tak bardzo nie spodobało się papieżowi Innocentemu XI, że nie tylko zganił ów występek, ale od jego promotora – biskupa Witwickiego – odsunął kapelusz kardynalski, którego ten się spodziewał. Inne przekazy nie potwierdzają jednak tak brutalnego charakteru egzekucji. Według nich, Łyszczyński wniósł do króla prośbę, aby mógł zginąć od miecza. Prośba została uwzględniona i Łyszczyński został ścięty, a jego ciało wywieziono poza mury miejskie i spalono. ARTUR CECUŁA
Co ciekawe, pomysł Kaczyńskiego – sorry, Kochanowskiego – nie wzbudza entuzjazmu kleru. Rzecznik skarży się Michalikowi, że zignorował go delegat episkopatu ds. duszpasterstwa emigracji, bp Ryszard Karpiński, oraz dyrektor Caritasu Adam Derenia, a na 24 polskie misje katolickie położone w krajach Europejskiego Obszaru Gospodarczego odpowiedziała jedynie placówka w Kopenhadze. Kochanowski mówi „o braku zainteresowania i chęci współpracy ze strony niektórych współpracowników polskiego Kościoła”. Domyślamy się, że duchownych niepokoi zwrot „bezpłatne porady prawne” użyty w projekcie Kochanowskiego. Spieszymy Was, drodzy księża, uspokoić. Bezpłatne to te porady będą dla emigrantów, a Was z pewnością rząd nie da skrzywdzić. Znając życie, dostaniecie kasę i za wynajem lokalów, i za organizację poradnictwa, i oczywiście za fatygę. W końcu za wszystko zapłaci i tak polski podatnik, wierzący czy niewierzący. A więc w górę serca, odpiszcie Kochanowskiemu, bo biedak w depresję wpadnie przez to Wasze lekceważenie. Chłop tak się stara o Was zadbać, a Wy tego nie chcecie docenić. Wstyd! MAREK KRAK
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r. eorie praw naturalnych nie powstały wraz z narodzinami chrześcijaństwa. Duchowni, mówiąc o prawie naturalnym, utożsamiają je z prawem boskim, co często sprowadza się do zamiennego stosowania obu terminów; doszło nawet do tego, że gdy się mówi o prawie natury, kojarzone jest to natychmiast ze sporami Kościoła polskiego wobec preambuły Konstytucji RP. W rzeczywistości prawo natury jest czymś zupełnie niezależnym od Kościoła, a w pewnych wiekach było nawet głosem sprzeciwu wobec koncepcji kościelnych. Kościół rzymskokatolicki zapożyczył tę ideę od poganina – Arystotelesa – który
T
Nowy Testament nie dawał przesłanek do tego, aby wkomponować w niego źródło nauki o prawie naturalnym. Dotychczasowe nauczanie Kościoła, którego główną opoką pozostawał św. Augustyn, również nie dawało przesłanek, na których można byłoby się oprzeć w tej kwestii: Kościół nauczał bowiem, że natura człowieka jest nieczysta, zaś uświęcanie go miało polegać właśnie na wyzwalaniu się spod jej prawideł. Pozostawał Tomaszowi Arystoteles. Jednak skąd u poganina myśl boska? Otóż ów doctor Ecclesiae wykoncypował, co następuje: zasady prawa naturalnego drzemią w każdym człowieku (nawet poganinie), a dzięki Światłości Wiekuistej są refleksem
PRZEMILCZANA HISTORIA Kiedy w wiekach XVII–XVIII nastały warunki do narodzin nowożytnych idei praw przyrodzonych, ludzkość nie skorzystała z koncepcji pochodzenia praw naturalnych dzięki iluminacji światła boskiego. Zapewne było to rozwiązanie trafne, gdyż „boska iluminacja” prawdopodobnie implikowałaby skrajną nietolerancję i skrępowanie myśli, a jednym z praw naturalnych byłaby nieomylność Kościoła rzymskokatolickiego. Kościelna wersja praw naturalnych w budzących się do wolności społeczeństwach nie mogła nastrajać optymistycznie, biorąc pod uwagę osobliwe stanowisko hierarchów Kościoła wobec podstawowych praw swych wiernych z czasów średniowiecza i kontrreformacji
Hobbes – twórca teorii strachu („Lewiatan”, 1651) – podważył naturalne pochodzenie państwa (Arystoteles) i twierdził, że człowiek z natury jest egoistą, który pragnie zagarnąć dla siebie jak najwięcej dóbr. „(...) w stanie natury istnieje strach, ciągłe niebezpieczeństwa otaczają człowieka i nie może znaleźć zastosowania obiektywne prawo natury, nie może się też rozwinąć. Człowiek, przezwyciężając egoizm, zawiera umowę z innymi ludźmi”. Tak powstaje państwo – sztuczny twór, mający na celu ochronę jednostki przed inną jednostką. Z kolei liberalna doktryna Locke’a, bodajże najbardziej popularna, zwłaszcza w dobie oświecenia, zakładała wolność, równość, pokój i pomyślność jako stan naturalny.
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (58)
Kościelne prawo naturalne Prawo naturalne to prawo stanowiące przeciwwagę dla prawa stanowionego, wynikające z przyrodzonych i odwiecznych zasad ludzkości, a nawet wszechświata. Prawo zapisane w sercach lub rozumach ludzi (ius in corda scripta). Kościół szermuje pojęciem prawa naturalnego, wprowadzając opinię publiczną w błąd, który polega na utożsamieniu tej idei z doktryną kościelną. zdefiniował je jako pierwszy, już w IV wieku przed Chrystusem. Prawa natury miały wynikać z obserwacji porządków ustanowionych przez samą naturę człowieka i świata. Do czasów późnego średniowiecza myśl Arystotelesa była nieznana dla świata chrześcijańskiego. Koncepcje Arystotelesa (jak i większość dzieł) przyswoił sobie świat arabski. Do Europy idee te przedostały się z północnej Afryki, poprzez Hiszpanię, gdzie wielką popularność zyskał lekarz z Kordoby Awerroes (Ibn Ruszd), który pod wpływem metafizyki Arystotelesa począł głosić tezy, które były sprzeczne zarówno z Koranem, jak i Biblią chrześcijańską. „Tezy awerroistów odrzucających dogmat zmartwychwstania i nieśmiertelność duszy zaniepokoiły Kościół, tym bardziej że dyskusje wokół tez wywierały wpływ na doktrynę polityczną” (Karol Jonca). Fakt, że idee poganina cieszą się tak wielkim zainteresowaniem, na tyle poirytował hierarchię kościelną, że do zajęcia się tym problemem oddelegowano Tomasza z Akwinu – oficjalnego teologa Kościoła. Mógł on zrobić dwie rzeczy: zdyskredytować myśli Arystotelesa bądź adaptować je dla chrześcijaństwa. Ponieważ pierwsze nie rokowało spodziewanych efektów (Kościół wydawał już zakazy nauczania w duchu arystotelizmu w latach 1210, 1215 i 1231), trzeba było zastosować drugie rozwiązanie, czyli połączenie nauki Kościoła z ideą praw naturalnych. Jednak problem był niebanalny, gdyż
owego oświecenia boskiego. Oczywiście, boskie Światło Wszechświata jest czymś nadrzędnym dla tych praw natury. I tak chrześcijaństwo podporządkowało sobie prawa naturalne – poprzez „chrzest” Arystotelesa. Warto jednak zaznaczyć niektóre niuanse koncepcji praw naturalnych autorstwa Tomasza z Akwinu. Chociaż bowiem już klasyczni prawnicy rzymscy uważali, że niewola nie jest stanem zgodnym z porządkiem naturalnym, to wielki teolog Kościoła utrzymywał, że jest dokładnie na odwrót. Oczywiście, nie oznaczało to bynajmniej zdecydowanego zwrotu i uznania dla praw naturalnych ze strony Kościoła. Ochrzcić Arystotelesa to był wymóg pragmatyczny i wyraz adaptowania do chrześcijaństwa użytecznych bądź popularnych myśli filozofów pogańskich. Prawa naturalne miały odtąd stanowić dla Kościoła bardzo wygodny wytrych przy rozwiązywaniu dylematów teoretycznych pojawiających się na przestrzeni dziejów oraz pomoc przy argumentowaniu swego stanowiska w takich sprawach, które nie mogły liczyć na wsparcie Objawienia (np. prawo własności, sprzeciw dla „mordowania” nienarodzonych rozciągający się nawet na zarodek ludzki). Z drugiej jednak strony nadal podkreślano grzeszny charakter natury człowieka i uznawano ją za sprzeczną z wiecznymi prawami boskimi. Dlatego powinna być brana w karby posłuszeństwa – zgodnie z cnotą religijną. Jest to zapewne przejaw pewnej teologicznej schizofrenii.
„Triumf świętego Tomasza z Akwinu” – sztych Benozza Gozzolego
(katalog bliski zbiorowi pustemu). Zresztą instytucja, która zakazywała lektury swej świętej księgi, nie mogła budzić zaufania. Twórcami nowożytnych idei praw naturalnych byli przede wszystkim: Hugon de Groot, Pufendorf, Hobbes i Locke. Dziewiętnastoletni Grocjusz stworzył doktrynę będącą „demontażem koncepcji świętego Tomasza. (...) ius naturae jest podstawą dla wszystkich innych praw. (...) jest wypływem samej natury rozumnej i społecznej człowieka i nikt, nawet Bóg, nie może go zmienić (...). Grocjusz przypisuje prawu natury wartość autonomiczną i w nim też dostrzega »płaszczyznę porozumienia ludzi rozmaitych wyznań, wszystkich czasów«” (Jonca). Oczywiście, jego dzieło wpisano na index librorum prohibitorum. Wyraźnego jednak oddzielenia prawa natury od religii dokonali następcy Grocjusza, zwłaszcza Pufendorf.
Dzięki odcięciu się od Kościoła świeckie katalogi praw naturalnych jako jedno z nich wymieniały wolność przekonań i wyznawania religii. Dzisiejszy posoborowy Kościół, który bohatersko walczy o supremację praw naturalnych, nie chce zapewne pamiętać, że z równą bądź większą determinacją Kościół przedsoborowy – od Piusa VI do Piusa XII – gromił nowożytne prawa naturalne, które ludzkość sformułowała w drugiej połowie XVIII wieku. Zaczęło się nie gdzie indziej, tylko w Ameryce Północnej, gdyż tylko tam – w nowym miejscu – mogło wykiełkować nowe spojrzenie na społeczeństwo i na świat. Tylko tam można było zacząć budować więzi społeczne na nowo. Pierwszym aktem, w którym powołano się na nadrzędność pewnych przyrodzonych praw, była „Deklaracja praw Wirginii” z 12
17
czerwca 1776 roku. W punkcie pierwszym stanowi ona m.in.: „(...) wszyscy ludzie z natury są równi, wolni i niezależni i posiadają pewne przyrodzone prawa, z których, gdy wchodzą w ramy organizmu publicznego, nie mogą zrezygnować w drodze żadnej umowy”. Dzięki świeckiej ideologii owych postanowień – szesnastym punktem mogło być wolne sumienie jako jedno z praw przyrodzonych. Konsekwencją deklaracji stanu Wirginia (tak jak deklaracji rewolucyjnej Francji) był zapewne katalog praw człowieka przyjęty w Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki, który wolność religijną umieścił na samym czele! Mimo że Ojcowie Założyciele powoływali się na Boga, to jednak uważali, że „patronem ich zrzeszenia jest w istocie rozum”. Pierwszym katalogiem praw przyrodzonych dla Europy była francuska „Deklaracja praw człowieka i obywatela” z 26 sierpnia 1789 roku. Wolność sumienia i tutaj znalazła swoje odzwierciedlenie. Pozostaje kwestią dalece wątpliwą, czy dziś zaliczalibyśmy takie deklaracje do katalogu praw wrodzonych, gdyby miały one oparcie w korzeniach chrześcijańskich. Świadczy o tym niewątpliwie długa, bo sięgająca aż drugiej połowy XX w., tradycja kościelnego zwalczania wolności słowa i wyznania. Na te „samowolne dictum” ludu Kościół zareagował bardzo szybko i zdecydowanie. Już 10 marca 1791 r. Pius VI (1775–1799) w brewe Quod aliquantum potępił podstawowe prawa „Deklaracji praw człowieka” jako monstra (potworności), a o wolności wypowiedzi pisał, że to prawo skandaliczne. W roku 1900 Leon XIII wołał: „Dosyć już nasłuchał się tłum o tym, co się zwie »prawami człowieka«, niechże usłyszy kiedyś o prawach Boga”. Można uznać za Arturem Domosławskim, że prawdziwa zmiana stosunku Kościoła do praw człowieka została zapoczątkowana dopiero po Soborze Watykańskim II (1963–1965), a do tego czasu „były przez dwa niemal wieki traktowane w katolicyzmie jako swoista konkurencja, jako rodzaj »świeckiej religii«”. Dziś Benedykt XVI, który lubi powoływać się na prawa człowieka, tego „chyba nie pamięta i teraz wydaje mu się, że prawa człowieka zrodziły się z tradycji katolickiej. Otóż było dokładnie odwrotnie. Prawa człowieka powstały i upowszechniły się wbrew papieżom i katolicyzmowi. Można powiedzieć, że takie wartości współczesnej demokracji jak wolność, równość i prawa człowieka zostały przyswojone wbrew papieżom i tradycji katolickiej” (Fernando Savater). Kościół niewątpliwie wypaczył wyrazistość koncepcji praw naturalnych. Powyższym rysem chciałem uprzytomnić istnienie poważnej gangreny trawiącej tę ideę. Należy udzielić rozwodu Kościołowi i prawom naturalnym, a dzięki temu dyskusja nad tym zagadnieniem stanie się bardziej merytoryczna. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
IV RP, państwo wyznaniowe, zmierza do modelu stalinowskiego. Tyle że zamiast radzieckiej Rosji Polska ma być w pełni podporządkowana Watykanowi. Służy temu niszczenie autorytetów. Cudzoziemcy wyrabiają sobie opinie o jakimś kraju na podstawie produktów, które z niego pochodzą, znanych sportowców i autorytetów. Z tymi pierwszymi nie zawsze możemy być konkurencyjni. Ale los obdarzył Polskę kilkoma autorytetami na skalę międzynarodową. Takiego skarbu inne narody mogą nam tylko pozazdrościć. Jak ten skarb wykorzystujemy? Co robimy, by te autorytety pomagały budować pozycję Polski.
Autorytetem – jeżeli nie na skalę światową, to przynajmniej w relacjach z Niemcami, Austrią i Izraelem – jest prof. Władysław Bartoszewski. To skarb wyjątkowy, bo nikt lepiej od Niego nie może pomóc w poprawie stosunków z Izraelem i Niemcami. A przecież to Żydzi trzęsą Stanami Zjednoczonymi i gospodarką światową, a Niemcy – Europą. Niestety, Profesor naiwnie zatroskał się nad rujnowaniem polskiej polityki zagranicznej oraz stosunków z Unią i sąsiadami i wraz z innymi byłymi ministrami spraw zagranicznych napisał list otwarty. Podpisali go WSZYSCY byli ministrowie. Nie wyłamał się żaden, co wprost określało grozę sytuacji. Wtedy. A teraz? Teraz doszliśmy do zupełnej paranoi, by nie użyć słów grubszych, które mogą nas narazić na procesy. Czy Polska nie realizuje polityki Kremla? Bo jak
jedynie słuszną katolicką wiarę! Skoro ruska Matka Boska pomogła prawosławnym wyrżnąć katolików, i jeszcze ci prawosławni zlikwidowali katolicką Polskę, to która z Matek Boskich i która wiara jest w końcu słuszna, bo się gubię?! W przypadkowej rozmowie z jednym z członków PiS dowiedziałem się, że z Ruskimi nigdy nie będzie zgody za to, że oni nie wpuścili do siebie naszego papieża. Podobno usłyszał to na swoim zebraniu partyjnym... Jeśli tak, to wielkie Bóg zapłać! A Rosjanom – chapeau bas! Dobrze odczytali cel ewentualnej papieskiej „pielgrzymki” – wydarcie przywilejów dla obcego państwa i umożliwienie działania jego agentury. Wszystko pod płaszczykiem wolności religii. Już 250 lat temu Katarzyna II Wielka ukazem tolerancyjnym zabroniła w Rosji religii, które mają ośrodki dyspozycyjne za
w środkowej Europie jest niekwestionowanym autorytetem, o jakim zaplute jadem nienawiści karły mogą tylko pomarzyć. Szczególnie na Ukrainie. Jego pomoc dla pomarańczowej rewolucji świat i sami Ukraińcy ocenili wysoko. A jeden z najbogatszych wsparł nawet jego fundację Amicus Europae milionem złotych. Za te pieniądze Kwaśniewski wiele dobrego zrobi na Ukrainie dla demokracji i stosunków polsko-ukraińskich. I to zabolało zaplutych jadem karłów, bo to nie pójdzie na ich konto. Jedna z ich tub propagandowych zapiała oburzeniem i sensacją: „Ukraiński oligarcha sponsoruje Kwaśniewskiego!” Jakby wkładał mu pieniądze do prywatnej kieszeni, a nie do jawnej, kontrolowanej przez państwo fundacji. Zawrzały oburzeniem „elyty”. Z braku innych argumentów majątek oligarchy jest podejrzany. Chyba od oceny tego jest
Zaplute jadem nienawiści karły Autorytetem na skalę światową jest Lech Wałęsa. Możemy się z niego śmiać, ale cały świat zdejmuje przed nim kapelusze, chyli czoła. Będzie miał pomniki i ulice. Powiedzenia Wielkiego Elektryka też go przeżyją: „Nie chcem, ale muszem”, „Jestem za, a nawet przeciw”. Pozornie nielogiczne – w polskiej rzeczywistości nabrały głębokiego sensu. Wykorzystanie tego autorytetu dla Polski jest obowiązkiem rządzących. Zamiast tego dają nam żenujący spektakl wdeptywania Wałęsy w błoto. W tym celu dyszące zemstą karły wyciągają z mroku jego wrogów (np. Gwiazda), stawiają ich w pierwszym szeregu, honorują, by wykonali polityczne zamówienie: zniszczyć znienawidzonego. Organizowanie takiego spektaklu nienawiści to działanie na szkodę interesu publicznego. W ten spektakl nienawiści i szkodzenia Polsce wpisuje się Kościół, który jak kowal używa szczypiec, by sobie rąk nie poparzyć. Te szczypce to Radyjo. Szczytem naiwności, a nawet głupoty jest sądzić, że ojdyrydy nie realizuje polityki Kościoła. Krk to hierarchiczna, wojskowo zorganizowana instytucja – nawet jej funkcjonariusze są umundurowani (bo sutanna to przecież mundur watykańskiego państwa). Nie ma w niej miejsca na własną politykę, tylko ślepo i posłusznie wykonuje się polecenia wydane w ciszy gabinetów. Kler falami Radyja pogłębia podziały, podsyca ksenofobię i nienawiść do wszystkiego, co od niego niezależne. A biskupi rżną głupa, że na ojdyryda nie mają wpływu. Jednym z zadań Radyja jest odarcie Wałęsy z zasług w obaleniu komunizmu. To ma być przecież na wieki zasługa JP2!
inaczej nazwać polskie weto w sprawie traktatu Unii z Rosją? Rosja zaciera ręce, bo dzięki nam może rozbijać jedność Unii, a odium spada na Polskę. Szczególnie teraz, gdy odrzuciła propozycję rozmów w Moskwie. Divide et impera! To na pewno nie jest droga do otwarcia eksportu polskiego mięsa. Ono i tak do Rosji wjeżdża, tyle że przez Ukrainę, Białoruś, Litwę, a nawet Kanadę. Eksport innych towarów rozwija się świetnie, a mięso to jego margines. Tak mały, że wyjaśnić może rosyjskie embargo tylko jedno: to prowokacja. Niestety, dało się na nią złapać paru nieudaczników i zapracowało Polsce na piętno warchoła i rusofoba w Unii. Tak już zostanie na wieki i o to zapewne Putinowi chodziło. Teraz może spokojnie embargo znieść i robić swoje, a Polsce będzie znacznie trudniej przekonywać partnerów w Unii do swoich racji. To embargo Unia i tak by nam zniosła, bo od tego zwyczajnie jest. A co będzie, gdy wskutek paranoicznej rusofobii Rosjanie zaczną bojkotować polskie produkty? Wezwania do bojkotu już słychać z ust popularnych rosyjskich polityków. Tak więc to nawet nie zwycięstwo pyrrusowe, ale raczej klęska. I tu widać rękę Kościoła. Zważmy, że wśród przepowiedni fatimskich jest... nawrócenie Rosji! Tylko dlaczego to „nawrócenie” papieże interpretują jako katolicyzację? Czy w tym „nawróceniu” nie chodziło raczej o powrót Rosji od ateizmu do chrześcijaństwa? Przecież prawosławni to też chrześcijanie i też czczą Matkę Boską. Najbardziej MB Kazańską za pomoc w wyrżnięciu w 1612 r. polskich interwentów spod znaku Matki Boskiej Jasnogórskiej, niosących do Rosji
granicą. I Rosja zbudowała imperium, a my straciliśmy państwo. Wzór Rosjanie mają za miedzą: Polska, bezlitośnie grabiona przez czarnych okupantów, zadupie i pośmiewisko Europy. Dlatego nie należy się dziwić, że Watykan będzie czynił wszelkie naciski na Rosję, szkodził jej, jak tylko można, obłudnie uśmiechając się do Putina. Do ognia pójdą „szczypce”, czyli Polska. Po cholerę nam to? Kolejny autorytet to prof. Leszek Balcerowicz, który ma największy negatywny „elektorat”. Można się z nim nie zgadzać, ale dziś jest dla nas ważne, jak Balcerowicza postrzega świat i jak ten kapitał wykorzystać. A kapitał ostatnio urósł niebywale, gdy prestiżowa gazeta amerykańska wspomniała o jego kandydaturze na szefa Banku Światowego. Jedno z najwyższych stanowisk w świecie, zastrzeżone dotąd dla Amerykanów! To dowodzi wielkiego autorytetu. Jeśli Balcerowicz musi odejść, to daj Boże, żeby tam! Każdy normalny rząd stanie na głowie, żeby jego obywatel wspiął się na takie wyżyny, bo to tylko umacnia autorytet państwa, jego pozycję w świecie. Zaplute jadem nienawiści karły w imię zemsty zmarnują i tę szansę. Balcerowicza, symbol III RP, IV RPsychiczna stawia przed komisją śledczą. Zgnoić, wdeptać w błoto, upokorzyć przed kamerami. Jakby nie było normalnych procedur sądowych, jeśli czemuś zawinił. Wdeptać w błoto trzeba też Aleksandra Kwaśniewskiego. Nie mamy powodu darzyć go sympatią. Ma wielki udział w klerykalizacji Polski – pamiętamy jego włazidupne stwierdzenie, że „antyklerykalizm to choroba”. Może anty-Nobel w dziedzinie medycyny? Ale
ukraiński wymiar sprawiedliwości, a nie zawistni polscy politycy. Każdy grosz na wsparcie demokracji na Ukrainie jest cenny. Ile to złotówek na tak ważny cel dał polski rząd? Cóż, ważniejsza jest budowa meczetu Glempa. Z ujadania piesków bije zazdrość i obłuda. Wątpliwe, by ktoś wsparł taką kasą naszych karłów. Toteż skręca ich zazdrość. Badają finanse fundacji Kwaśniewskiego, a nic nie robią dla zbadania spraw Radyja. Sami stworzyli prawo, w myśl którego Kościół nie składa sprawozdań finansowych, mimo że garściami czerpie publiczne pieniądze. Ba, nikt nie śmie badać pochodzenia kasy klerowi darowanej. Publiczną tajemnicą jest, że przy darowiznach jest taksa. Jedyny autorytet dla katooszołomów to papież Wojtyła. Należny mu szacunek zamienili w nachalny, odrażający kult jednostki. Hrabia Fredro 200 lat temu napisał: „Znaj proporcją, mocium panie!”. Dewoty proporcji nie znają, potrafią tylko narzucać innym swoje prawdy objawione, tworzyć fakty dokonane. Coraz więcej Polaków ma tej szopki dosyć. Ponad 3 miliony, głównie młodych, zadeklarowało chęć wyjazdu z Polski. Wielka w tym zasługa Kwaśniewskiego, bo licząc na poparcie Kościoła w karierze „po prezydenturze”, pomógł budować państwo wyznaniowe. ¤¤¤ Czytelnikom błędnie odczytującym frazę zaplute karły przypominamy, że zapluty karzeł na krzywych nóżkach pochodzi z przemówienia Marszałka Piłsudskiego z 1923 r. Wszelkie podobieństwo do kogokolwiek jest niezamierzone i przypadkowe. LUX VERITATIS
W
internecie nie kończą się dyskusje wokół ofiarowania przez parlament z naszych wspólnych pieniędzy – 40 mln złotych – na Świątynię Opatrzności. Poniżej zamieszczamy pobożną deklarację pewnego katolika i reakcje współrodaków...
Żryj trawę! Będę żarł trawę, ale poprę decyzję o powstaniu religijnej Polski. Wszak wiara jest ważniejsza od życia doczesnego, ponieważ przygotowuje nas do życia wiecznego. katolik To może zacznij od mojego trawnika. Jak w jeden tydzień zeżresz przed moim domem, to na drugi tydzień zaczniesz za domem. Będziesz miał wyżerkę przez całe lato i trochę jesieni. Hodowca Hodowco, podoba mi się twoja rada dla katolika. Jak skończy żreć twoją trawę przed i za domem, to wyślij go na mój trawnik. Też mam go kawałek. Ela Ja rezerwuję po tobie! Benzyna jest za droga, żebym marnował ją na kosiarkę, niech katolik ma wyżerkę. Przestrzegaj dekalogu, czytaj NT i postępuj, jak Jezus nauczył, wierz w Boga miłosiernego w Trójcy Jedynego, przyjmuj Sakramenty i powinno się udać. Jeśli dodatkowo chcesz żreć trawę, to smacznego. „Królestwo moje jest nie z tego świata” – pamiętasz? Polskę zostaw w spokoju – niech każdy wierzy, w co chce – Bóg dał człowiekowi wolną wolę. Cogito Żeby tak księża chcieli słuchać nauk Chrystusa! Dawno wyparli Jego nauki z Krk. Papieże wprowadzali spowiedź, celibat i dziewictwo Maryi, święte inkwizycje, wyprawy krzyżowe i wiele podobnych. Spowiedź stała się kluczową sprawą w Krk, całkiem zaniechano zadośćuczynienia wobec skrzywdzonych ofiar, a pokuta nieadekwatna jest do krzywdy, jaką oprawca wyrządza swoim ofiarom! Krysta Żryj trawę, dawaj na tacę – to brzmi jak: módl się i pracuj, a garb ci sam wyrośnie. Musisz być szczęśliwy, skoro marzysz o życiu wiecznym. Ja mam dosyć doczesnego, dlatego wolę dbać o swój w miarę dostatek niż o brzuchy i limuzyny Rydzyka. I o złote kościoły. Wolę dać biednemu do ręki niż na tacę z nadzieją, że otrzyma to biedny. Katoliku, nie musisz pożywiać się trawą, tylko zgłoś się do klasztoru – tam dostaniesz lepszą strawę i spokojnie doczekasz się, aż cię Bozia powoła. EK
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
LISTY Lekarze! Piszę ten list spontanicznie – pod wpływem chwili. Wasz protest wzbudził skrajne emocje większości społeczeństwa. Ja potępiam go bez cienia wątpliwości. Pójdźmy na dowolną akademię medyczną i zapytajmy losowo wybranych studentów, dlaczego studiują medycynę. Znakomita większość z nich odpowie, że chcą być lekarzami, aby pomagać ludziom. Wystarczy kilka lat pracy, aby ta chęć pomocy zamieniła się u Was w chęć zysku, która pozwala odejść od łóżek pacjentów dla określonych korzyści materialnych. Skądinąd wielu z Was w trakcie godzin pracy protestuje przeciwko niskim zarobkom, po czym idzie zarabiać, i to niemałe pieniądze, w prywatnych gabinetach. Oczywiście, nie twierdzę, że lekarze nie mogą dobrze zarabiać. Każdy ma do tego prawo. Jednak to prawo nie może się sprowadzać do gwarancji zarobkowych z racji wykonywanego zawodu i stażu pracy. Przypomina mi to nieco ekonomiczną paranoję rodem z socjalizmu, nazywaną „każdemu po równo”. Wy, uważając się za ludzi wykształconych, powinniście wiedzieć, że pensja jest ceną za wykonywaną pracę, a ceny powinny być ustalane nie administracyjnie, tylko przez RYNEK! Domagając się dodatkowych pieniędzy, zupełnie nie zauważacie, że przeciętny pracujący człowiek płaci co miesiąc składki ZUS w wysokości około 500 zł i to niezależnie od tego, czy chodzi do lekarza co tydzień, czy co rok. Wasze żądanie dodatkowych pieniędzy, mimo iż formalnie skierowane jest do rządu, w praktyce odnosi się do społeczeństwa. Do ludzi, którzy mimo comiesięcznego odprowadzania kilkusetzłotowych składek muszą leczyć się prywatnie, gdy stanie się coś złego. Gdy tak nie postąpią, zmuszeni są czekać w wielomiesięcznych kolejkach do specjalisty bądź liczyć na los, aby trafili do dobrego lekarza, który będzie godnie traktował pacjenta. Postulat administracyjnego podniesienia pensji na tle obecnej jakości usług jest czystą kpiną! Gdy mamy dziurawe naczynie, należy je zmienić lub załatać, a nie dolewać wody na bieżąco. Tak prezentuje się w danej chwili sytuacja w służbie zdrowia. Nie podwyżki, nie dofinansowanie jest potrzebne, a gruntowna reforma. Chorobą jest złe zarządzanie, które prowadzi do marnotrawstwa. Szpitale popadają w długi sięgające dziesiątek milionów złotych. Po ich oddłużeniu niekiedy popadają w jeszcze większe tarapaty. Przyczyną jest zła struktura bodźców gospodarczych. Nie od dzisiaj wiadomo, że kluczem do efektywności ekonomicznej jest prywatna własność i komercjalizacja. Gdyby placówki działały na zasadzie zwyczajnych przedsiębiorstw, które działają dla zysku, diametralnie zmieniłoby się zarządzanie.
Takie placówki szukałyby oszczędności, dbały o wizerunek, walczyły o pacjenta, który by był ich źródłem zysku, oraz konkurowały z innymi placówkami. Ta konkurencja spowodowałaby spadek cen usług medycznych. To, o czym mówię, to prywatyzacja. Ludzie panicznie się boją, że będą musieli płacić osobiście za leczenie, jednak nie zauważają, ile pieniędzy zostaje odprowadzonych za ich
plecami właśnie na ten cel. Wyobraźmy sobie, że każdy z nas – zamiast przeznaczać miesięcznie 500 zł na nieefektywny, zbiurokratyzowany i fatalnie zorganizowany ZUS – może inwestować je osobiście w prywatne leczenie. W takim systemie dobrzy lekarze zarabialiby duże pieniądze, ale nie na drodze wymuszenia od rządu i nie na drodze administracyjnego ustalenia stawki. Czytelnik
Są granice Dzisiaj dowiedziałem się, że jeden z teletubisiów pedałem jest. Czujne oczy pani Rzecznik Praw Dziecka wychwyciły dziwne upodobanie odmieńca do noszenia damskiej torebki. Bardzo dobrze się stało, bo pewnikiem dzieci oglądające tę bajkę wyrosłyby na bandę pederastów oraz lesbijek, a Romek nie miałby komu płacić becikowego za lat kilkanaście. Lecz nie o tym chciałem pisać. Jestem stałym czytelnikiem „FiM” i obserwuję, jak moja ulubiona gazeta włącza się do walki o zalegalizowanie związków osób o orientacji homoseksualnej. Ja jestem za i uważam, że rządzący tym krajem ludzie nie mogą ingerować w prywatne sprawy dorosłych ludzi i utrudniać im życie tylko dlatego, że jest to wbrew ich konserwatywnym przekonaniom. Jednak po tym, co stało się w Europie Zachodniej, gdzie w niektórych krajach pary homoseksualne uzyskały prawo do adopcji dzieci, zacząłem mieć wątpliwości. Uważam, że jest to wielki błąd i wielka krzywda wyrządzona tym dzieciom. Budzi to we mnie gniew i frustrację. Mój kolega w dzieciństwie złapał wróbla, pomalował go farbkami i wypuścił – biedny wróbelek długo nie pożył, zadziobały go inne...
LISTY OD CZYTELNIKÓW Dziecko wychowywane przez parę homoseksualną stanie się właśnie takim wróbelkiem wśród swoich rówieśników. Nie wiem jak inni, ale ja nie chciałbym być w dzieciństwie wychowywany przez dwóch panów lub dwie panie. Podejrzewam, że skrzywiłoby to moją psychikę na zawsze. Reasumując, jestem tolerancyjnym człowiekiem i nie mam nic przeciwko małżeństwom homoseksualnym,
lecz gdy usłyszę, że środowiska gejowskie i lesbijskie w Polsce zaczną się domagać prawa do adopcji, pierwszy wyjdę na ulicę i zrobię wszystko, by do tego nie dopuścić. Apostazy
Zakaz pierdzenia Nawiązując do propozycji posła PiS Tadeusza Cymańskiego (wprowadzenie zakazu palenia w samochodzie), proponuję, aby Pan poseł zastanowił się ewentualnie nad zakazem głośnego puszczania „bąków” – gazów (czytaj: pierdzenia) – podczas jazdy. Głośne puszczanie gazów w samochodzie może spowodować chwilową dekoncentrację kierowcy. W przyszłości można by je opodatkować, wprowadzając podatek „bąkowy”, co dałoby wpływy do budżetu z przeznaczeniem na ekologię. Podatek obowiązywałby wszystkich użytkowników pojazdów. Tadeusz D.
Wybierzmy ludzi! Zbieracie podpisy w sprawie referendum na temat tarczy. Może w porozumieniu z innymi gazetami zbierzecie podpisy w sprawie referendum dotyczącego sposobu wybierania do parlamentu. Wiele osób – podobnie jak ja – ma dość głosowania na partyjne listy, tak jak w PRL. Zamiast na króliczki z kapelusza – chcielibyśmy głosować na konkretne osoby. Dość klientyzmu partyjnego! To, co widzę, nie przypomina parlamentu, lecz mafię. Liczy się nie interes obywateli i ich dobrobyt, a byt partii. Aby to zmienić, należy odciąć posłów od partyjnych zależności. Kiedy widzę, jak partie bronią własnych członków wbrew zasadom honoru, godności
i moralności, to chętnie wyjechałbym. Ale to jest moja ojczyzna. Tu chcę żyć i pracować. Krzysztof G.
Co z tą Platformą? PO prawdopodobnie przejmie władzę. Nie wiem, czy Platformie uda się sprawnie rządzić. Żyje ona w cieniu PiS-u. Kaczyńscy są bardzo wyraziści z tą swoją koalicją, choć idą w złym kierunku. PO jest miałka, blada, wahająca się w wielu sprawach. Aby nie była posądzana o lewicowość i koniunkturalizm, popiera nawet ustawy niezgodne z prawem, np. ustawę lustracyjną, więc jest koniunkturalna. Pytanie, czy PO potrafi iść pod prąd wbrew złym nawykom traktowanym jako tradycja, a hamującym nasz rozwój? No i partia ta ma na karku styropianową przeszłość. Czas z tym skończyć i nie wspominać jej ciągle. Czasy działalności opozycyjnej skończyły się. Również retoryka Platformy z lekkim tłem wartości typu łagiewnickiego nie przystaje do nowych czasów. Ja cenię sobie tradycję, bo jest ona kanwą istnienia państwa, ale Kościół nie może się wtrącać do spraw publicznych, bo to obniża naszą rangę w świecie. Świeckość państwa zagwarantowana w konstytucji musi być zachowana. Czy Platforma potrafi rozliczyć niektórych kapłanów, o których głośno jest w kraju, takich jak o. Tadeusz Rydzyk, posądzany o działalność niezgodną z prawem? Z pewnością Platforma nie wygra wyborów i aby samodzielnie rządzić, będzie potrzebowała kogoś do współpracy. Czy nadal będzie się wypinała na LiD i wszelką lewicowość? Należy pamiętać, że rządy prawicy od 1989 r. zawsze pozostawiały za sobą bałagan, który następna formacja musiała sprzątać i porządkować... Dziś mamy dobrą koniunkturę gospodarczą. Podwaliny pod nią przygotował poprzedni rząd, który wykonał tytaniczną pracę, aby gospodarka nie zawaliła się, bowiem AWS zostawił po sobie zgliszcza. O tym trzeba pamiętać. Trzeba też pamiętać, że w lewicy były afery. Tak więc równowaga jest zachowana. Ale najważniejsze jest to, aby społeczeństwo odczuwało wyraźnie, że rządy są sprawowane dla niego... Obserwator
Czym jest lustracja? Nie jest żadnym oczyszczaniem moralnym, bo moralność człowieka nie zależy od podpisania papierka. Trzeba być kompletnym idiotą, żeby wierzyć w podobne brednie. Największe świnie są w stanie podpisać każdy papierek i są zwolennikami zmuszania całego narodu do robienia tego, co sami robią. Przecież to samo mieliśmy za komuny, tylko w formie o wiele łagodniejszej, ponieważ nie zmuszano całego narodu do współpracy z SB. Ci, którzy tej współpracy nie chcieli, nie musieli niczego podpisywać. „Nie ugięli się”. I co?
19
Wylatywali z pracy? A jakie dzisiaj mamy możliwości „nieugięcia się”? Ktoś nie podpisze, to wyleci z pracy. I to ma być demokracja? To jest paranoja, nie demokracja. Nie mam słów, żeby nazwać to, co się dzieje w Polsce za rządów nieuleczalnie chorej prawicy. tewu
Kościół z narodem, naród z torbami Wszystko zaczęło się 4.06.1989 r., kiedy to euforia narodu wzięła górę nad rozumem. Polska stała się ofiarą Watykanu oraz innych pasożytów i cwaniaków. Zaczęły padać zakłady pracy, tworząc nieznane za czasów PRL-u bezrobocie. Nikt dzisiaj nie weźmie odpowiedzialności za to, że miliony ludzi żyje na granicy ubóstwa. Ale ktoś musiał stracić, żeby inny mógł zarobić. Tak jest w kapitalizmie. W naszym przypadku najwięcej zarobił kler. Już nasz pisarz i rodak 500 lat temu pisał: ,,Ksiądz pana wini, pan księdza, a nam prostym zewsząd nędza”. Jak grzyby po deszczu tworzyły się nowe partie polityczne, które przez swoje obiecanki cacanki wpuściły naród polski w maliny. Wszystkie te nowe partie, pod patronatem kleru, zdradziły nasz kraj, będąc sługami Watykanu oraz państw zachodnich na czele z USA. Błogosławione przez papieża JPII oraz Krk założyły – wbrew konstytucji – krzyż w parlamencie. Następnie zmieniano nazwy partii, ale ludzie pozostali ci sami – cwaniacy i oszuści, którzy doprowadzili pół narodu do nędzy. Za czasów Polski Ludowej w czasie jednej z wizyt Jan Paweł II powiedział: ,,Niech zstąpi duch twój i odmieni oblicze tej ziemi”. I zstąpił duch klerykalizacji, ciemnoty, duch złodziejstwa, afer, przemocy, głupoty, prostytucji, do której niektórych skłoniła sytuacja rodzinna, czyli duch nędzy i bezrobocia. Sprawdzają się słowa Mikołaja Reja, ojca piśmiennictwa polskiego, że wzrost pozycji Kościoła i księdza zawsze dowodzi, że będzie nędza. Marian Kozak, RACJA Siedlce
W dniu 2 czerwca 2007 roku o godzinie 12.00 odbędzie się spotkanie Redaktora Naczelnego „Faktów i Mitów” Romana Kotlińskiego z czytelnikami oraz członkami i sympatykami RACJI PL w Krakowie. Miejsce spotkania: kawiarnia „DADDY’S BILLARD” przy ul. Krowoderskiej 28. Przewidziane jest też wystąpienie dr. filozofii pana Mariana Dziwisza z TKŚ „KUŹNICA” w Krakowie, rozdawanie „Faktów i Mitów” oraz ulotek. Pytania na każdy temat, bez cenzury. Zapraszamy Czytelników, młodzież i sympatyków RACJI PL. Stanisław Błąkała wiceprzewodniczący Zarządu Krajowego RACJI PL
20
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Kim jest Bóg? Z zainteresowaniem czytam prawie wszystkie Pana artykuły na temat różnych zawiłości ewangelicznych. Mam zatem i ja pytanie. Jak wiadomo, prawie wszystkie religie odwołują się do Boga i umieszczają go w niebie. Chciałbym więc zapytać, kim – według Pana – jest Bóg i gdzie jest to niebo? Zacznijmy od stwierdzenia, że ludzkość od zarania dziejów odczuwała potrzebę oddawania czci różnym bóstwom. Różnie też wyobrażano sobie boga (bogów), co potwierdzają zarówno religie starożytne, jak i współczesne. W samej tylko Biblii mówi się o wielu z nich – chociażby o Molochu, Marduku, Belzebubie, Dagonie, Baalu, Asztarte... W mitologii greckiej też znajdujemy wielu bogów, na przykład Zeusa, Hermesa, Artemidę... A zatem i o Bogu możemy mówić z punktu widzenia różnych religii czy koncepcji światopoglądowych. Napisano bowiem o nim całe tomy, a zainteresowanie jego istotą wciąż jest duże, zarówno wśród teologów, mistyków czy zwykłych wiernych, jak i wśród filozofów, pisarzy, a nawet... osób niewierzących. Cóż więc możemy powiedzieć o Bogu? Aby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musimy przede wszystkim cofnąć się do korzeni wiary w ludzkim doświadczeniu i spróbować zobaczyć, co o Bogu powiedzieli patriarchowie, prorocy i Jezus Chrystus. Dla wierzących Żydów i chrześcijan Bóg jest bowiem taki, jakim przedstawia go Biblia, która odsłania wiele przymiotów Boga i używa wiele obrazów, dzięki którym staje się nam bliższy i bardziej zrozumiały. Po pierwsze – według świadectwa Starego Testamentu, Bóg to Stwórca i Władca, o czym czytamy już w pierwszych słowach: „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię” oraz dalej: „Ja jestem Pan [JHWH], Stwórca wszystkiego, Ja sam rozciągnąłem niebiosa, sam ugruntowałem ziemię” (Rdz 1. 1; Iz 44. 24, por. Dz 14. 15–17; Hbr 3. 4; Ap 4. 11). A zatem wszędzie tam, gdzie Biblia mówi o Bogu, zawsze mówi o jego mocy, potędze i władzy. Podkreśla to już samo określenie „Bóg” (hebr. El lub w lm. Elohim), które „wywodzi się z rdzenia oznaczającego moc i potęgę” (Encyklopedia biblijna). Innymi słowy: Bóg jest istotą nadprzyrodzoną, której Biblia przypisuje władzę nad dziełem stworzenia i ludzkim losem. Po drugie – chociaż my sami niewiele możemy powiedzieć o Bogu, Biblia mówi, że jest On bytem samoistnym, wiecznym i nieograniczonym: „Ja jestem pierwszy i Ja jestem ostatni, a oprócz mnie nie ma Boga” (Iz 44. 6). Pytany zaś przez Mojżesza
o imię, odpowiedział: „Jestem, który jestem. I dodał: Tak powiesz do synów izraelskich: Jahwe posłał mnie do was!” (Wj 3. 14). To znaczy, że chociaż Bóg jest ponad wszelkimi rzeczami, które istnieją, jest też Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba (w. 15). Jest więc z jednej strony Bogiem nieuchwytnym i dalekim, z drugiej zaś – objawiającym się i bliskim, choć jednocześnie kimś nieskończenie większym, niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. Świadczą o tym słowa skierowane do Mojżesza: „Objawiłem się Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi jako Bóg Wszechmocny, lecz imienia mojego Jahwe im nie objawiłem” (Wj 6. 3). Słowa te dowodzą, że poznanie nasze nie jest jednakowe i że Bóg nie wszystko objawia jednemu człowiekowi lub narodowi. A kiedy już mu się objawia, ten jeszcze bardziej uświadamia sobie, jak niedościgłym jest Bóg dla jego umysłu i wyobraźni. Po trzecie – Ten, który ma władzę nad ludzkim losem, jest również Zbawicielem. „Ja, jedynie Ja, jestem Panem, a oprócz mnie nie ma wybawiciela. Ja zwiastowałem, wybawiałem i opowiadałem, a nie kto inny wśród was, i wy jesteście moimi świadkami – mówi Pan – a Ja jestem Bogiem” (Iz 43. 11–13). Na pytanie, kim jest Bóg, mogą więc odpowiedzieć jedynie ci, którzy doświadczyli jego mocy. Wiedza o Bogu nie jest bowiem wiedzą nabytą w seminariach duchownych, ale darem samego Boga, który mówi: „(...) jakie myśli mam o was – mówi Pan – myśli o pokoju, a nie o niedoli, aby zgotować wam przyszłość i natchnąć nadzieją. Gdy będziecie mnie wzywać i zanosić do mnie modły, wysłucham was. A gdy mnie będziecie szukać, znajdziecie mnie. Gdy mnie będziecie szukać całym swoim sercem, objawię się wam – mówi Pan – odmienię wasz los” (Jr 29. 11–14). Według licznych świadectw tych, którzy doświadczyli Jego mocy, Bóg jest kimś wyjątkowym. Kimś, kto w odpowiednim momencie wkracza w życie człowieka i pyta: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3. 9). Kimś, kto uświadamia upadłemu, złemu człowiekowi jego położenie i jego rzeczywisty stan. Kto przenika ludzkie serca (1 Sm 16. 7), szukając sposobu dotarcia doń w odpowiedniej chwili (2 Krn 16. 9), jak to się stało w przypadku Abrahama (Rdz 12. 1–4), Izaaka (Rdz 26.
22–25), Jakuba (Rdz 28. 10–22), Józefa (Rdz 37.–47.), Mojżesza (Wj 3.–4.), narodu żydowskiego (wyjście z Egiptu) i wszystkich innych, którzy doświadczyli Jego zbawczej mocy, aż po czasy współczesne. Rzecz jasna, Bóg jest kimś dla tych, którzy doświadczyli Jego „dotknięcia”; którzy, nawet jeśli opierali się Bogu jak Mojżesz (Wj 3.–4.), Jeremiasz (Jr 1. 4–7), Piotr (Łk 5. 8), Saul (Dz 9. 4; 26. 14) i wielu innych – ostatecznie Mu zaufali i odpowiedzieli na Jego wezwanie. Prawdziwa bowiem wiara jest odpowiedzią na Bożą inicjatywę, na Jego słowo (Rz 10. 13–17) i jest równoznaczna z całkowitym posłuszeństwem Bogu (Rz 1. 5). A zatem odpowiedź na pytanie o Boga zawsze wiąże się z osobistym doświadczeniem człowieka. Nikt bowiem nie jest w stanie w inny sposób coś więcej powiedzieć o Nim, jak
wyłącznie w oparciu o własne przeżycia i świadectwa innych, w tym biblijnych postaci, z objawieniem, jakie jest nam dane w Jezusie Chrystusie (Mt 11. 25–27; J 1. 18). Istnienie więc i poznanie Boga to kwestia objawienia i wiary. To znaczy, że wiedzieć możemy o Nim jedynie tyle, ile On sam zechce nam objawić. To, co mówi wszystkim, sprowadza się głównie do tego, co już powiedzieliśmy, oraz do takich Jego przymiotów, które każdy może naśladować, czyli do sprawiedliwości i miłosierdzia. O tym właśnie czytamy w Księdze Jeremiasza, który do króla Judei powiedział: „Twój ojciec przecież też jadł i pił, lecz stosował również prawo i sprawiedliwość i wtedy dobrze mu się powodziło. Sądził sprawę ubogiego i biednego, i wtedy było dobrze. Czy nie na tym polega to, że się mnie zna? – mówi Pan” (Jr 22. 15–16). Podobną wymowę ma inny tekst z tej samej księgi: „Lecz kto chce się chlubić, niech się chlubi tym, że jest rozumny i wie o mnie, iż Ja, Pan, czynię miłosierdzie, prawo i sprawiedliwość na ziemi, gdyż w nich mam upodobanie – mówi Pan” (9. 23). Mówiąc zaś językiem Pierwszego Listu św. Jana, Boga posiada i zna tylko ten, kto posiada miłość: „Kto nie miłuje, nie zna Boga, gdyż Bóg jest miłością” (4. 8) oraz: „Z tego wiemy, że go znamy, jeśli przykazania jego zachowujemy” (2. 3).
Tak więc z biblijnego punktu widzenia samo rozumowe poznanie Boga (filozofowanie o Nim), które skupia się wyłącznie na Jego naturze, a nie na przymiotach, które każdy zobowiązany jest posiadać, z góry skazane jest na niepowodzenie i zwykle prowadzi do wypaczenia istoty Boga. Wniosek z tego taki, że prawdziwa wiedza o Bogu – choć cząstkowa – jest przede wszystkim darem Bożym i dotyczy głównie Jego dzieła zbawienia, czyli wyzwolenia z niewoli grzechu (J 8. 32, 36), a więc Jego miłosierdzia i sprawiedliwości (Mt 23. 23). Kim jest więc Bóg? Bóg jest istotą duchową (J 4. 24). Jest Bogiem „jedynym, który ma nieśmiertelność, który mieszka w światłości niedostępnej, którego nikt z ludzi nie widział i widzieć nie może” (1 Tm 6. 16), który jednak „wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał dawnymi czasy do ojców przez proroków, a ostatnio, u kresu tych dni, przemówił do nas przez Syna (...), który jest
odblaskiem chwały i odbiciem jego istoty” (Hbr 1. 1–3); „(...) obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1. 15, por. J 1. 18). Jezus powiedział: „Wszystko zostało mi przekazane przez Ojca mego i nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, i nikt nie zna Ojca, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11. 27). Stąd też za ap. Pawłem mamy prawo powiedzieć, że „to, co o Bogu wiedzieć można, jest dla nas jawne, gdyż Bóg nam to objawił” (Rz 1. 19). Co jednak Biblia mówi o miejscu przebywania Boga? Gdzie jest to miejsce, które nazywamy „niebem”? Na tak postawione pytanie należy przede wszystkim podkreślić, że Biblia nie pozwala na jakiekolwiek spekulacje na ten temat. Chociaż bowiem mówi o niebie jako miejscu przebywania Boga (1 Krl 8. 39, 43, 49; 2 Krn 6. 17, 33, 39; Ps 115. 3), nie precyzuje, gdzie ono się znajduje. „Tak mówi Pan: Niebo jest moim tronem, a ziemia podnóżkiem moich nóg” (Iz 66. 1). Można oczywiście wspomnieć, że w wielu miejscach Biblia mówi o niebiosach w liczbie mnogiej. Że w żydowskich pseudoepigrafach i chrześcijańskich apokryfach mówi się o różnych sferach niebieskich oraz o siódmym niebie. Że ap. Paweł pisze nawet o zachwyceniu aż trzeciego nieba, które utożsamia z rajem (2 Kor 12. 1–4). Wielu chrześcijan uważa, iż Biblia mówi o trzech niebach: atmosferze (pierwsze niebo), nieboskłonie gwiezdnym i planetarnym (drugie niebo) i niebiosach niebios, czyli miejscu przebywania
samego Boga (trzecie niebo). Co tym wszystkim sądzić? Craig S. Keener pisze: „Pawłowe »trzecie niebo« oznacza przypuszczalnie, że posługiwał się on wyobrażeniem, według którego istniały trzy sfery nieba, zaś raj znajdował się w najwyższej. Wielu greckich czytelników sądziło, że czysta dusza wstępuje po śmierci do najwyższego nieba, przeto wierzący w Koryncie nie mieli problemu ze zrozumieniem słów apostoła” („Komentarz historyczno-kulturowy do Nowego Testamentu”). Co więcej, niektórzy chrześcijanie próbują nawet umiejscowić niebo gdzieś na północy (?). Powołują się przy tym na tekst z Księgi Izajasza, który mówi o tronie Bożym położonym „na najdalszej północy” (Iz 14. 13, por. Job 26. 7). Z kolei Emanuel Swedenborg napisał: „Są trzy nieba, i to jak najbardziej różne od siebie, a mianowicie: najbardziej wewnętrzne, czyli trzecie; średnie, czyli drugie, i ostatnie” („O niebie i piekle”). Postrzegał on więc niebo w kategoriach duchowych. Według niego, trzy oddziały nieba mają odpowiadać trzem stopniom ludzkiego umysłu: niebiańskiemu, duchowemu i naturalnemu. Jeszcze inni uważają, że widzialny i niewidzialny świat przenikają się nawzajem, a zatem niebo jest gdzieś blisko, pośród nas (por. Łk 17. 20–21) . Wreszcie są i tacy, którzy powołują się na Alberta Einsteina, który odkrył przejście z ograniczonej czasem przestrzeni w bezwymiarową wieczność. Dowodzą oni, że tam właśnie znajduje się niebo. Cokolwiek by powiedzieć na ten temat, Biblia stwierdza jedno: Bóg „(...) mieszka w światłości niedostępnej” (1 Tm 6. 16). Poza tym Bóg jest duchem, więc przebywa w rzeczywistości duchowej, niepoddającej się naszym zmysłom. A zatem wszelkie próby lokalizacji tego miejsca z góry skazane są na niepowodzenie. Dla osób wierzących najważniejsze jest, by wiedzieć, że niezależnie od tego, gdzie znajduje się niebo, „(...) bliski jest Pan wszystkim, którzy go wzywają, wszystkim, którzy go wzywają szczerze” (Ps 145. 18). „Bo tak mówi Ten, który jest Wysoki i Wyniosły, który króluje wiecznie, a którego imię jest »Święty«: Króluję na wysokim i świętym miejscu, lecz jestem też z tym, który jest skruszony i pokorny duchem, aby ożywić ducha pokornych i pokrzepić serca skruszonych” (Iz 57. 15). Tak więc, chociaż „(...) teraz widzimy jakby przez zwierciadło i niby w zagadce” (1 Kor 13. 12), a poznanie nasze jest cząstkowe, Biblia mówi, że bez względu na to, gdzie Bóg mieszka, Duchem swym może zbliżyć się do każdego człowieka (Jk 4. 8). Najważniejsza zatem jest nie tyle lokalizacja Jego siedziby, lecz to, by rozpoznać, że w nas działa; że próbuje zwrócić naszą uwagę, że próbuje objawić się i odmienić nasz los. A wtedy każdy człowiek pozna to, co najważniejsze: „Ja, Pan, Mocarz Jakubowy, jestem twoim Zbawcą i Odkupicielem” (Iz 49. 26). BOLESŁAW PARMA
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
Z
a niedościgłego mistrza suspensu do dziś uchodzi Alfred Hitchcock. Nikt jak on nie potrafił tak wyciszyć akcji, tak uśpić widza, że niespodziewany, a przerażający moment grozy uderzał w niego nagle i tak silnie, iż panie piszczały, a panów wciskało w fotel. Jak się zdaje, w ślady mistrza próbuje iść nasz lokalny mistrz thrillerów politycznych Zbigniew Ziobro. Ten młody ambitny Hitchcock chałupnik także nie jeden już raz zaskakiwał
łącznie z wicemarszałkiem Senatu Putrą, jest tego przykładem, zresztą jednym z wielu. Mało już kto pamięta, iż kariera Ziobry jako politycznego propagandzisty zaczęła się od jego pierwszej konferencji prasowej w charakterze ministra sprawiedliwości, podczas której ogłosił, że słynni linczownicy, którzy zatłukli lokalnego pijaka i łobuza, to biedni ludzie, którzy w zdrowym odruchu wystąpili w obronie miejscowej społeczności. Ziobro zyskał tym wielki poklask, zarówno ich
MAREK & MAREK niczym specjalnym się nie kończą. Co najwyżej jakimś skandalem związanym z obecną władzą. Czy pamiętają Państwo słynne i głośne przesłuchania niejakiego Czyżewskiego, byłego prokuratora, uciekiniera do Niemiec, człowieka poszukiwanego listem gończym, który za pomocą internetowego telemostu zeznawał w sprawie mafii paliwowej? Gdzie te „porażające dowody”, o których on mówił, a Ziobro i Wassermann za nim powtarzali? Teraz zresztą Czyżewski mówi, że wywierano na
COŚ NA ZĄB
Suspens widzów swoich konferencji prasowych narracją wyciszoną, przymilną, by za chwilę uderzyć po uszach i wyobraźni grozą, od której skóra cierpnie. Niestety, nie ma on właściwego wielkim artystom wyczucia smaku. Każdy pomysł, nawet najlepszy, gdy jest nadużywany, zużywa się. Na przykład język. Rytualne hasła: „dotrzymujemy obietnic”, „służymy biednym ludziom”, „prawo musi być takie samo dla wszystkich, niezależnie od opcji politycznej” albo „skończył się czas świętych krów” – wyświechtane są jak portki na tyłku. Zwłaszcza że fatalnie wypadają w konfrontacji z faktami. Ziobro, który na złamanie karku biegnie przed kamery z byle sensacyjką wymierzoną w lewicę, unika dziennikarzy, gdy głośne staje się coś nieprzyjemnego dla prawicy. Historia z oczyszczalnią ścieków w Białymstoku, w której skąpani są lokalni prominenci PiS,
rodzin, jak i w ogóle wszystkich wsiowych osiłków, którzy od dawna wiedzą, że wszelkie kłótnie najlepiej rozwiązuje się przy pomocy sztachety. Złamanie prawa, jawna ingerencja bądź co bądź ministra sprawiedliwości w działalność „niezależnej” prokuratury, nie miały znaczenia wobec przekazu, który miał dotrzeć do moherowych wyborców: wasz wybór był słuszny, w waszym imieniu PiS będzie bezlitośnie gonił tych „na górze”, ale tych biednych na dole bronił będzie ze wszystkich sił, choćby i wbrew prawu. To było dobrze wpisane w ludowe wyobrażenia o świecie, najcelniej wyrażone przez starą Pawlakową: „Sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Czas jednak mija i nawet najbardziej rozkręcone przez Ziobrę afery
niego naciski, że w tę mafijną „działalność gospodarczą” i pan Wassermann jest zamieszany... Jednak rozpędzona machina propagandowa wciąż potrzebuje nowego paliwa. Im więcej konferencji prasowych, tym więcej oskarżeń, tym większa potrzeba wstrząsających dowodów. Suspens ma swoje prawa. Gdy propagandowo nieskuteczna okazała się akcja z dr. Garlickim, kardiochirurgiem ze szpitala MSWiA, w roli głównej, naprędce odsmażono aferę ze szwajcarskimi kontami. Trzymany w więzieniu już dwa lata lobbysta Marek Dochnal zeznał jak na zamówienie, że płacił łapówki prominentom z SLD, ale żeby się nie
GŁASKANIE JEŻA
Heterosapiens Szesnastokartkowy szkolny zeszyt miał kolorową okładkę ze zdjęciem. Na nim piękna dziewczyna ubrana od stóp do głów w dżinsowy strój, oparta plecami o ceglany mur, grała na saksofonie. Z wielkim obrzydzeniem ów zeszyt, podczas konferencji prasowej, trzymała w dwóch palcach kadrowa przedstawicielka ZChN (pamiętacie taką partię?) i syczała: „W taki oto właśnie obrzydliwy sposób sączony jest poprzez oczy naszych dzieci jad zboczeń seksualnych”. W konferencyjnej sali siedziało nas coś ze ćwierć setki pismaków i patrzyliśmy na spektakl ze zdumieniem, nijak nie mogąc pojąć, o co tej zasuszonej staruszce – przy której posłanka Sobecka w cuglach wygrałaby konkurs Miss Polonia – chodzi. Koleżanka z PAP podeszła nawet bliżej, wzięła zeszyt do ręki i na okładkę popatrzyła pod światło, niczego nie rozumiejąc. I nagle tej młodej dziewczynie – zapewne pełnej ukrytych dewiacji! – coś zaczęło świtać: – Pani sugeruje, że... – Oczywiście. Nie widać tego dokładnie? Wkrótce i my, nieco mniej zboczeni, pojęliśmy „makabrę” zeszytowego przesłania,
widzianego oczami babci. Oto dziewczyna wcale nie grała na instrumencie. Ona... Ależ oczywiście... Pompując ustnik, sugerowała akt stosunku oralnego. O Boże, ta kobieta ma rację!!! Nie podaję nazwiska owej znanej ZChN-owskiej niewiasty, bo wkrótce zmarła i jest teraz zapewne gdzieś w swoim piekle, z którego powały wypływają potoki spermy, a zewsząd zwisają wibratory. Bez baterii. Choroba psychiczna, powiecie? Też tak myślałem, spokojny, że to przecież jakiś wypadek jednostkowy. Czy aby na pewno jednostkowy? Wątpliwości co do jego wyjątkowości nabrałem, biorąc do ręki całkiem naukową pracę doktorską o tym m.in., że „Winnetou” Karola Maya to nic innego jak książka promująca kryptohomoseksualizm. Opis krajobrazu w tej wstrętnej powieści – dowodzi autor – wygląda zawsze tak samo: górka, potem dolinka z jakimś otworkiem, np. źródełkiem lub pieczarą, a później kolejna górka. Pełen najgorszych obaw pognałem do książki mojego dzieciństwa i sprawdziłem. O ...wa mać... Rzeczywiście tak jest. Tylko że w przyrodzie zawsze tak jest. Może
wydało, to na specjalne konta numeryczne w bankach szwajcarskich. Publiczności dech zaparło: „konta numeryczne”, w Szwajcarii... A to sukinsyny!!! Padały nazwiska: Siwiec, Ungier, Piechota, Naumann i Łapiński. Oskarżani zaprzeczali, sprawa przycichała, potem znów ożywała, za każdym razem coś się do oskarżanych przylepiało. Tym razem „szwajcarskie konta” ożyły akurat w momencie, gdy do mediów przeciekła wiadomość, że Ziobro pojechał do Szwajcarii. Sprawę umiejętnie podgrzał minister Kaczmarek, a podręczna prasa natychmiast podchwyciła „sensację”. Panie redaktorki i panowie redaktorzy mówili o kontach z właściwą sobie pewnością siebie, jakby czymś oczywistym było, że ludzie SLD musieli kraść i ukrywać forsę w Szwajcarii. Zaczęto nawet mówić, że te ich pieniądze (w domyśle z łapówek) mogły być przekazywane do Szwajcarii na konta osób trzecich. Tylko głupek nie skojarzyłby, że w Szwajcarii mieszka siostra Kwaśniewskiego z mężem profesorem. Mają się nieźle i mają konta w banku. W tym kontekście sugestia o łupach lokowanych na kontach osób trzecich nabiera innego wymiaru i jest dowodem, na kogo tak naprawdę Ziobro zarzuca sieci. Gdy jednak szef SLD Olejniczak zagroził, że jeśli minister spraw wewnętrznych nie poda informacji, kto z SLD ma te konta i co na tych kontach jest, to on poda ministra do sądu, Kaczmarek zaczął wycofywać się rakiem. Nagle przestał mówić o „ludziach SLD”, a zaczął używać zwrotu „ludzie związani z SLD”. To bardzo rozszerzająca formuła. Kierowca Olejniczaka na przykład też jest człowiekiem związanym z SLD... Kaczmarek zapewnił, że przed
natura w swoim „jądrze ciemności” jest homoseksualna? Później było już coraz gorzej i gorzej, aż dotarliśmy właśnie do granic Katolandu i absurdu pod tytułem „Teletubisie”. Oto rzeczniczka praw dziecka Ewa Sowińska całkiem poważnie ogłasza, że jej eksperci bacznie przyjrzą się tej bajeczce BBC, adresowanej do dzieci w wieku 2 do 4 lat. A zbadają ją pod kątem, czy nie ma w niej akcentów homoseksualnych. Wszystko dlatego, że jeden z bohaterów – niejaki Tinky Winky – wywija czerwoną damską torebką. A więc gej niewątpliwie... I sączy swoje zboczenie poprzez dziecięce, niewinne oczka. Tak samo jak owa dziewczyna z saksofonem sprzed piętnastu lat. Z tym, że tamta „dziwka” była w swojej nienormalności przynajmniej normalna, czyli hetero... No i co ja mam pisać dalej? Że jesteśmy pośmiewiskiem już nie tylko Europy, ale świata? Że Giertychowie, Orzechowscy, Zawisze, Sowińskie, Sobeckie itp. to ludzie dotknięci przypadłościami tak dalece klinicznymi, że Freud, mogąc prowadzić na nich badania, nie musiałby pisać jedynie „Wstępu do psychoanalizy”, tylko od razu dołączyć doń rozwinięcie i zakończenie? I kaftan bezpieczeństwa do każdego egzemplarza swojego dzieła. Jako promocję. Bo jeśli fioletowy teletubiś jest gejem, to co powiedzieć o Bolku i Lolku, o Żwirku i Muchomorku, którzy śpią w jednym łóżeczku,
21
sądem powie wszystko, co wie, pod warunkiem wszakże, iż zostanie zwolniony z tajemnicy państwowej. To ciekawe, bo gdy plecie na tych konferencjach trzy po trzy, nikogo raczej o zgodę nie pyta. Nagle zrobił się z niego legalista... Po dwóch dniach dziennikarskiego festiwalu nieodpowiedzialności ze Szwajcarii wrócił pan Ziobro i zdumionym redaktorkom oświadczył: Konta? Jakie konta? Nie pojechałem w sprawie żadnych kont, pojechałem rozmawiać o współpracy między Polską a Szwajcarią w zakresie wymiaru sprawiedliwości... Tłumaczył im długo, zawile, monotonnie... Usypiał czujność narracją spowolnioną, gęstą od słów prawniczych, a więc dla łowców dziennikarskich sensacji nudnych jak flaki z olejem. I nagle, jak nie huknie... Suspens! Suspens! Okazało się, że jest sensacja, ale wcale nie tam, gdzie każdy się jej spodziewał, nie w Szwajcarii, ale tu, w ojczyźnie, w naszej kochanej Zioblandii. Znalazł się oto sprawiedliwy nazwiskiem Michalski, który za odrobinę wyrozumiałości wobec jego grzeszków opowie, jak dał Ungierowi, szefowi kancelarii prezydenta Kwaśniewskiego, pół miliona dolarów łapówki! Lecz co to – ten świadek to „skruszony” przestępca? Jeszcze jeden? Po Czyżewskim, Dochnalu, Sokołowskim, czyli „Masie”, po „Fryzjerze” od piłki kopanej, po irackim biznesmenie, który wrabia Wachowskiego, po policyjnym agencie więziennym o ksywce „generał”, któremu bandyta Bogucki rzekomo przyznał się pod celą, że i Papałę zastrzelił? Do kitu z takim suspensem! Do luftu z takim Hitchcockiem! Ile razy można grać tę samą sztuczkę? MAREK BARAŃSKI
o Pawle i Gawle, co to w jednym stali domu, o Puchatku i Krzysiu, o Prosiaczku i Tygrysku? Co powiedzieć o Romku i A’Tomku, i małpie Tytusie na dodatek? Jak zinterpretować Śnieżkę i siedmiu krasnoludków, a jak wielką liczbę smerfów i jedną Smerfetkę? A co pod jednym dachem porabia Gargamel z kotem? Czy to samo co Jarek i Alik? A sok z gumijagód to przypadkiem nie promocja twardych narkotyków lub choćby sterydów? Ludzie... Czy aby lizanie różowych lodów na ulicy nie jest jakąś gejowską manifestacją? Na www.onet.pl internautka „Ujadający Pieseczek” (prosimy o kontakt z redakcją) śmieje się tak: „A potem (po takich bajkach – dop. red.) dziecko dorasta, przestaje chodzić do kościoła, zaczyna czytać »Fakty i Mity«, zostaje antyklerykałem, a zbawienie jego nieśmiertelnej duszy staje pod dużym znakiem zapytania (...). A co na to nasza ukochana Liga Wszechpolska, jedyna w tym kraju ostoja wartości i normalności? Milczy, nieświadoma czającego się zagrożenia (...). Cóż za straszliwe zaniedbanie!”. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że Kabareton festiwalu opolskiego co prawda odbędzie się, ale bez tuzów humoru – np. Kabaretu Ani Mru-Mru, bo ma być właśnie ani mru-mru o polityce. Może i lepiej. Wszak po co? W kraju, gdzie władcy są błaznami, i bez Kabaretonu można się uśmiać... Do łez. MAREK SZENBORN
[email protected]
22
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
RACJONALIŚCI
D
ziś w naszych wierszach niepokornych spotkanie z Ryszardem Berwińskim, dawno zapomnianym (a wielka szkoda) poetą romantycznym. Pisał dla sobie współczesnych tak dziwne wiersze, że uznawano go za niespełna rozumu. Pod tym akurat względem niewiele w Polsce się zmieniło, bo dziś za poniższy utwór okrzyknięto by go groźnym wariatem.
Okienko z wierszem W Częstochowie Sto dni odpustu święte ogłosiły śpiże, Zajaśniały świeczniki, zaczerniały krzyże; Lud odwieczną niewolą i nędzą dręczony Opuszczał swą chudobę, rzucał dzieci, żony Dla kilku dni odpustu, dla stu dni zbawienia, Dla marnych stu dni szczęścia – tak czuł swe cierpienia. Wszystko swoje poświęca – tak do szczęścia wzdycha! Wieków nędzy zapomniał – przyszłością oddycha! Przyszłością stu dni marnych; a z bliska i z dala Płynie jak wolnym wiatrem rozdymana fala Prosto w nawę kościoła i u stóp ołtarza Łamie się, i bezsilny, czoło w prochu tarza! Gdzież ta żądza swobody, co go niosła w biegu? Schnie na progu kościoła jak piana na brzegu! A przecież gdyby fala ta głowę podniosła I gdyby chciała pierś swą ścisnąć i rozwinąć, Trzeba by wielkiej ręki, żelaznego wiosła I żagli geniuszu, by po niej przepłynąć! O! nie, zaiste! – dość jest żelaznego krzyża I czarnej sukni mnicha! Patrz, kapłan się zbliża, Za nim drugi i trzeci, już orszak ofiarny Rozwinął się ponury, milczący i czarny, Jak chmura tajemnicza; klękli – i lud klęczy, Powstali – i lud powstał; jękli – i lud jęczy, I wniebogłosy swoje podnosi wołanie: „Od głodu i niewoli zachowaj nas, Panie!”. O! biedny, biedny ludu – pomyślałem wtedy – Tyś biedny, a Bóg twojej nie litościw biedy Ty płaczesz, a Bóg płaczów twych od wieków słucha, Ty wołasz, a Opatrzność na wołanie głucha! O! biedny, biedny ludu, gdyby ten Bóg żywy, O którym ciebie uczą, że jest sprawiedliwy, Gdyby on berło władzy w moje złożył ręce I gdybym w każdej takiej pochmurnej sukience Mógł utkwić piorun czynu, a w każdym kapturze Mógł zbudzić błyskawicę, o biedny mój ludu, Zwiastowałbym ci wtedy nie modły, lecz burze! I największego bym ci dał dowody cudu: Każdy krzyż bym przemienił na miecz obosieczny I odpust bym ci sprawił zupełny – bo wieczny!
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
Najnowsze książki pod red. prof. Marii Szyszkowskiej: „Oczekiwane wartości w polityce” „Między kapitalizmem a socjalizmem” można tanio nabyć w warszawskim biurze RACJI PL (ul. E. Plater 55/81). Prosimy o wcześniejszy kontakt telefoniczny: (022) 620 69 66.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Maryjna koalicja, czyli Sejm pod wezwaniem Październik 2005. Pierwsze posiedzenie Sejmu RP. Nowo wybrani posłowie uroczyście ślubują „rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej”. 393 wybrańców narodu nie czuje się na siłach samodzielnie wypełniać roty ślubowania. Wzywają do pomocy Boga. Bezceremonialnie i obcesowo: „Tak mi dopomóż Bóg”. Może dlatego, choć mieli rację, nie doczekali odzewu. Mówił dziad do obrazu, a obraz do dziada ani razu. W dalszych staraniach o wsparcie Pana Boga PiS&company korzysta z pośrednictwa ojca dyrektora Rydzyka i jego mediów. Oczywiście, nie za Bóg zapłać. Pierwszy redemptorysta IV RP jest kutym na cztery nogi biznesmenem. Nieporozumienia koalicyjne zawsze rozgrywa na swoją korzyść. Dzięki temu rośnie w siłę i żyje coraz dostatniej. Wraz z nim umacnia się sekta tzw. katolicyzmu toruńskiego. PO też nie zasypia gruszek w popiele. Dni skupienia pod auspicjami krajowych mediów i metropolity krakowskiego abp. Dziwisza ma dla ducha. Nie tyle swojego, co antytoruńczyków. Ustawę o finansowaniu katolickich uczelni
z budżetu państwa – dla ciała. Kościelno-pedagogicznego. Prezent zaiste godny zwolenników liberalnej gospodarki rynkowej. Sondaże warte mszy. Tak hartuje się stal łagiewnickiego katolicyzmu. Przeciwwagi dla rydzykowego. W walce o klerykalizację Polski palmę pierwszeństwa dzierży koalicja. W zakresie – jak mawia Lepper – „konkretów ogólnych”, czczący mamonę, stołki i zapłodnione jajeczka nauczają, by nie mieć Bogów cudzych przed w Trójcy Świętej Jedynym. Zwolennicy kary śmierci zabraniają zabijania, zwłaszcza poczętych. Cudzołożnicy namawiają do wstrzemięźliwości i czystości. Niestety, tylko w sferze seksu. Złodzieje żądają, by nie kraść. Kłamcy – by nie mówić fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu. Co się da, przekładają na zapisy ustawowe. Jak się da, uchwalają. Z pomocą Bożą lub Platformy. Z nazwy – Obywatelskiej. Najbardziej ideowym pomysłem w zbożnym dziele tworzenia i umacniania państwa wyznaniowego był koalicyjny projekt intronizacji Chrystusa na króla Polski. Został skrytykowany nawet przez część duchownych. Przebłysk rozsądku czy brak wymiernych korzyści materialnych? Tak czy siak, ostateczna egzekucja świeckiego państwa została odroczona. Nie na długo. Dzięki inicjatywie posłanki PO, Elżbiety Radziszewskiej,
dokonała się w Sejmie Maryjna koalicja. PiS z Samoobroną i LPR połączyły się z PO i jej blokowymi przyległościami, czyli PSL i KPEiR. Powstał Maryjny Front Jedności Narodu. Chwilowo na rzecz ustanowienia Matki Bożej Trybunalskiej patronką parlamentarzystów. Potem się zobaczy. 26 maja 2007 roku, na mocy dekretu Benedykta XVI, słowo stało się ciałem i zamieszka w Sejmie. Kopię czcigodnego obrazu niósł sam Marek Jurek. Już nie Marszałek, więc bez większego szumu medialnego. Za chwilę zawiśnie. Spokojnie. Obraz. Jeszcze nie wiadomo gdzie. Powinien na sali obrad. Byłby malowniczym tłem dla Dorna. Ponieważ przedstawia wizerunek Matki Bożej Pocieszenia, dodawałby otuchy po każdym przegranym głosowaniu. Przynajmniej w tej kadencji – hiperekumenicznie: częściej lewicy niż prawicy. Zawierzenie Sejmu Matce Bożej to poważny błąd, by nie powiedzieć wrogie przejęcie. Katoprawica pospieszyła się bez sensu. Trzeba było cierpliwie poczekać na koniec procesu i zrobić patronem Polaka katolika. Nie na darmo się mówi, że co nagle, to po diable. Chyba że był to spisek Marii, choć jest ich w Sejmie tylko siedem, nie licząc Rokity. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Teraz nauczyciele Dwugodzinny strajk ostrzegawczy nauczycieli to kolejny po strajku lekarzy dowód na to, że czas spokoju od ostatnich wyborów powoli się kończy, a kredyt zaufania dla ekipy PiS, LPR i Samoobrony wyczerpuje. „Edukacja od wieków stała u podstaw rozwoju cywilizacyjnego społeczeństw, a nauczyciele byli jedną z najbardziej szanowanych grup zawodowych. Niestety, w ciągu kilkunastu ostatnich lat w Polsce można było zauważyć szereg przedsięwzięć umniejszających autorytet tej superważnej profesji. Działań organizacyjnych związanych z niekończącymi się pseudoreformami, które wbrew założeniom przynosiły wyłącznie bałagan w oświacie oraz decyzje powodujące realne ubożenie nauczycieli i ich rodzin” – napisał w liście do prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomira Broniarza przewodniczący RACJI Polskiej Lewicy – Jan Barański. Zaznaczył, że od kiedy ministerstwem rządzi ktoś taki jak Roman Giertych, na pozytywne zmiany nie ma już najmniejszych szans, a określanie największego związku zawodowego nauczycieli mianem „radykalnej organizacji postkomunistycznej” przez wiceministra edukacji budzi już nie tylko oburzenie, ale i ogromny niesmak. Trudno się z tym nie zgodzić i z nauczycielami nie solidaryzować, co lider RACJI podkreślił, popierając strajk w walce o szacunek, szczególnie władz publicznych, i o godne płace. A płace polskich nauczycieli, o czym wielokrotnie pisaliśmy, są skandalicznie niskie. – Nauczyciel stażysta zarabia dziś 986 zł. Jak za te pieniądze ma np. kupić mieszkanie, którego metr w Warszawie kosztuje średnio 8 tys. zł? Przez 10 miesięcy musiałby nie jeść, nie pić i wszystkie zarobione pieniądze odkładać, by kupić jeden metr kwadratowy mieszkania – mówił prezes Broniarz podczas poprzedzającej strajk konferencji prasowej. Nauczyciele chcą podwyżki przynajmniej o 20 proc. i utrzymania uprawnień emerytalnych. Tymczasem – zamiast normalnych negocjacji – spotyka ich poniżenie i obrzucanie co rusz inwektywami ze strony wiceministra edukacji Mirosława Orzechowskiego. Sposób traktowania przez obecny rząd nauczycieli, a w szczególności nauczycieli zrzeszonych w Związku Nauczycielstwa Polskiego, jest – zdaniem RACJI – skandaliczny. Daniel Ptaszek
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Teletubisie ATAKUJĄ!
Musimy wymyślić dla nich coś wyjątkowo ohydnego...
Albo moją dziurkę?!
Może pokażemy im moją pałeczkę?
Musimy je zepsuć doszczętnie!!! A może moja piłka skojarzy im się z różową landrynką?
Nie, nie – są jeszcze dzieci polskie, czyste i nieskalane
Zepsuliśmy już wszystkie dzieci na świecie
Hej ho, hej ho! Siejemy samo zło!
Niech wyrosną na zboczeńców!
Mam! Pokażemy polskim dzieciom moją obleśną, pedalską torebkę!!!
To wszystko za mało jak na katolickie bachory!
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2007 r. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2007 r. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2007 r. Cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE Na obraz i podobieństwo
Stara pogańska plotka głosiła, że chrześcijanie oddają cześć głowie osła. Katolicy, którzy są winni cześć i posłuszeństwo swoim biskupom, zdają się potwierdzać te pogłoski...
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 22 (378) 1 – 7 VI 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
Z
autostradami i boiskami może i będą problemy, ale miejsc skupienia w Katolandzie zabraknąć nie może! Rząd zagwarantował już wybudowanie dodatkowych przystadionowych kościółków, które zapewnią kibicom wszystkich drużyn miejsca, gdzie w spokoju i ciszy będą mogli pomodlić się o wygrany mecz. Ponadto Radio Maryja zapewniło już teraz właściwą ochronę mistrzostw. Do walki z najbardziej krewkimi kibicami staną doskonale przeszkolone oddziały moherowych beretów, uzbrojonych od pięt po protezy zębowe. Na specjalne zlecenie premiera minister Roman Giertych zapewnił ujednolicone uniformy – mundurki dla trenerów, masażystów i zawodników biorących udział w ME 2012. W ramach walki z propagandą homoseksualną na boiskach prześwietla się życiorysy zawodników i ich bliskich. Oczywiście, wstrętni pederaści będą otrzymywać czerwone kartki, nawet w czasie meczu, jeśli zataili swoje oślizłe upodobania. O maskotkę mistrzostw zadbał Ojciec Imperator, a będą nią księża zbierający tacę na trybunach, przebrani za wielkie piłki. Ofiary przeznaczy się dla najbardziej potrzebujących, tj. ojców redemptorystów z Torunia. Co do sędziów to sprawa jest już załatwiona – ci z IPN właśnie stracili pracę i chętnie się podejmą.
Sprawozdawcami studia ME 2012 Live będą Jolanta Kwaśniewska (w przerwach na reklamę będzie wyjaśniała, na czym polega spalony) oraz Józef Oleksy, który w celu wzbogacenia swojego komentarza już dzisiaj zobowiązał się do wypicia pół litra
Lepperem, który na czas mistrzostw przewidział blokady dróg w całym kraju, jeśli w 2010 roku nie zostanie wybrany na prezydenta. W największych miastach Polski zostaną zorganizowane specjalne msze święte i procesje poparcia dla
Radosna nowina wódki przed każdą transmisją. Na zlecenie pana Jarosława Kaczyńskiego na czas trwania mistrzostw mają powstać specjalne sądy 24-godzinne, które będą karać zawodników za nazbyt krótkie spodenki, czerwone kartki, brak medalika oraz brzydkie wyrazy użyte podczas meczu. Kłopot jest z ministrem
występu naszej reprezentacji na ME 2012. Jak widać – wszystko wydaje się być dopięte na ostatni guzik, więc o organizację mistrzostw możemy być spokojni i z niecierpliwością wypatrywać meczu otwarcia z Watykanem, który ma zapewniony udział bez eliminacji. Po znajomości. Opracowała @
8
NASI OKUPANCI
pogrom protestantów w Krakowie. Zbrodniarze pod rządami prymasa nie ponieśli kary. Wraz z jezuitami chronił potem sprawców kolejnych pogromów, zapewniając im bezkarność i błogosławiąc. Kiedy mniejszość za niemieckie pieniądze, a pod przewodem biskupów ogłosiła królem cesarza niemieckiego Maksymiliana II, Karnkowski należał do tego grona, ale gdy prawowicie wybrany Stefan Batory szybko zajął Kraków, Karnkowski zwietrzył szansę kariery i jako pierwszy z biskupów przeszedł na jego stronę. Koronował go, mimo że była to prerogatywa prymasa. Ale w 1581 r. Batory zrobił go prymasem. Poparł elekcję Zygmunta III Wazy, choć musiał się z tego tłumaczyć nuncjuszowi papieskiemu. Życie pokazało, że wybrał dobrze dla Kościoła i Niemców, a tragicznie dla Polski. W czasie pobytów króla w Szwecji sprawował władzę w kraju jako prorex. Dumny i pyszny, uważał się za pierwszą po królu osobę w państwie, co ogłosił w rozprawie wydrukowanej w 1593 r. Zwalczał każdego, kto mógł go przerosnąć, dlatego był zajadłym wrogiem kanclerza i hetmana Jana Zamojskiego. Intrygami podkopywał jego pozycję, aż spowodował, że król Zamojskiego odsunął. Sprzeciwił się też skodyfikowaniu zasad elekcji królów, który to projekt próbował zrealizować Zamojski, popierany przez obóz protestanckiej szlachty. Kanclerz proponował odsunąć od elekcji m.in. tych, którzy brali pieniądze z zagranicy. Chciał też zamknąć drogę do polskiego tronu Niemcom Habsburgom, czego wymagała polska #
NASI OKUPANCI
racja stanu. Karnkowski storpedował projekt, żądając warunku, że królem może być tylko katolik. Za nim stał nuncjusz papieski – agent niemiecki Hannibal z Kapui, który po obaleniu projektu pisał triumfalne listy do papieża. Pozostawiono furtkę do przekupywania zdrajców, a Niemcom – do tronu polskiego. W walce z Zamojskim i w służbie Habsburgom posuwał się do zwykłej zdrady i skrajnego warcholstwa. W roku 1590 sejm na zawsze odsunął arcyksięcia Maksymiliana od korony polskiej, bo ten nie zaprzysiągł układów zawartych przed wypuszczeniem go z polskiej niewoli. Uchwalono też wysokie podatki na stutysięczną armię. Karnkowski, w obawie przed wzmocnieniem pozycji hetmana, zwołał sejmiki w celu obalenia prawomocnych i już realizowanych uchwał sejmu! Podatki obalono. Skończyło się to tragicznie, bo porobiono już zaciągi i nieopłacone wojsko zaczęło „odbierać” żołd, łupiąc Polskę. Grabieże były tak wielkie, że przeciw wojsku zwołano pospolite ruszenie. Podobnie postąpił Karnkowski dwa lata później, kiedy w obliczu zagrożenia tureckiego sejm uchwalił podatki na wojsko. Warchoł i zdrajca prymas opublikował broszurę Festina lente – „Spiesz się powoli”, w której wezwał do niepłacenia podatków. Skutek był straszny: niemoc państwa spowodowana pustkami w skarbie. Niestety, szubrawiec w sutannie był ponad prawem. Tymi czynami dał przykład, że hierarcha Krk może obalać prawomocne uchwały sejmu oraz że można bezkarnie nie płacić podatków. Przetarł drogę liberum veto #
i zgubnym konfederacjom, które były zwykłymi buntami, oraz osłabił autorytet państwa i jego aparat. Jest więc zdrajca prymas Karnkowski ojcem polskiego warcholstwa. Żył 83 lata, czyli bardzo długo, i bardzo długo szkodził Polsce. W sumie nie miało to wiekszego znaczenia, bo jednego zdrajcę w sutannie natychmiast zastępował następny... ¤ ¤ ¤ Piotr Myszkowski – biskup płocki od 1567 r., krakowski w latach 1577–1591, senator. Sekretarz Zygmunta Augusta, a w okresie 1563–1568 podkanclerzy koronny. Potrafił zdobyć sobie zaufanie króla – nawet Hozjusz pisał o nim, że jest zawsze tego samego zdania co król. Prowadził tak rozwiązły tryb życia, że nuncjusz papieski Caligari publicznie zarzucał jemu i prymasowi Karnkowskiemu utrzymywanie konkubin, symonię i obojętność w sprawach wiary. To za czasów jego podkanclerstwa Zygmunt August aktem w Piotrkowie dopuścił w roku 1563 do sukcesji w Prusach książęcych brandenburską linię Hohenzollernów. Był to kolejny katastrofalny błąd w sprawach Prus. Równocześnie biskupi wymogli na królu edykt o banicji cudzoziemskich ministrów (duchownych) protestanckich. Po ucieczce Henryka Walezego Myszkowski pierwszy poparł kandydaturę cesarza niemieckiego – Maksymiliana II Habsburga. W czasie elekcji w 1574 r. brał udział w zbrodniczym zamachu stanu (patrz: Uchański). Chociaż na króla wybrano Batorego, on wraz z całym episkopatem, trwał
9
murem przy Niemcu. Spoiwem tego muru były niemieckie pieniądze oraz proniemieckie dyrektywy z Rzymu, gdzie przebywał przy papieżu kardynał Hozjusz. Efektem była wojna domowa, uwikłanie Polski w długoletnią wojnę z Moskwą, spustoszenie Inflant i Litwy oraz planowany rozbiór Polski. Sytuację Polski i Batorego uratowała śmierć Maksymiliana. Popierał kontrreformację i jezuitów oraz zabiegał o wydanie edyktów antyariańskich. W 1586 r. kupił Pińczów – ważny ośrodek reformacji, najpierw kalwiński, potem ariański, słynny w całej Europie z Akademii Pińczowskiej. W Pińczowie, ośrodku azylu religijnego, odbywały się wówczas synody; tu zmarł i jest pochowany Jan Łaski. Biskup Myszkowski z katolicką miłością wygnał arian z miasta, zlikwidował ich zbory, szkoły, drukarnie i biblioteki, spalił książki. Tę zbrodnię nazywa się dziś niewinnie rekatolicyzacją Pińczowa. Dziś „w Pińczowie dnieje”... Myszkowski to w polskiej historii jeden z największych łupieżców w sutannie. Już jako młody ksiądz wykorzystywał zaufanie króla, pozycję na dworze i gromadził wszystkie wolne godności z przynależnymi beneficjami. Pazerność jego była tak słynna, że nazywano go „proboszczem całej Polski”. Jako biskup, mając większe możliwości, stał się jeszcze bardziej chciwy. Wspomniany nuncjusz Caligari tak go określił: „Najbogatszy, najchytrzejszy i najfałszywszy człowiek w Polsce. Sprzedaje beneficja, w gniewie bije księży własną ręką, na bankietach ni miary, ni przyzwoitości nie przestrzega (...). Przede wszystkim myślał o wzbogaceniu
#
#
Królestwo kłamstwa nie jest tam, gdzie kłamią, ale tam, gdzie się kłamstwo akceptuje. Karol Czapek
Zdrajcy w sutannach (4) PZPN – PŁATNI ZDRAJCY, PACHOŁKI NIEMIEC, CZYLI... 16
NASI OKUPANCI
TYGODNIK
1
NASI OKUPANCI
ale zdołał jeszcze... wymusić 12 tys. zł „odszkodowania”. Jak widać, nie pogardził żadnymi pieniędzmi, bo też prowadził ogromny dwór... Zaciekle zwalczał konfederację warszawską. Zwolennik kontrreformacji, kupił ośrodek reformacji (miasto Książ) i wygnał stamtąd protestantów – zlikwidował ich szkoły, spalił biblioteki. Protektor jezuitów, jeden z twórców unii brzeskiej. Więził i ścigał procesami sądowymi księży, którzy pojęli żony. W roku 1606 wraz z jezuitami wziął udział w obaleniu przygotowanej przez sejm ustawy przeciw tumultom. Jednocześnie ważyły się decyzje dotyczące głosowania większością i podatków. Maciejowski z pomocą Piotra Skargi i reszty jezuitów, z powodu katolickiej nienawiści do protestantów, uniemożliwił wspaniałą okazję do naprawy Polski! I jeszcze przyczynił się do wywołania wojny domowej (rokosz katolika Zebrzydowskiego). Wierny stronnik Zygmunta III, którego Paweł Jasienica słusznie nazywa przestępcą politycznym. Wraz z jezuitami i nuncjuszami utrzymywał króla w ścisłych związkach z Habsburgami, czyniąc z niego ich marionetkę. Za wierną służbę papieżom i Habsburgom zapłacono mu jeszcze kapeluszem kardynalskim. Przeciwnik rokoszu Zebrzydowskiego, a wtedy właśnie szlachta chciała ograniczyć przywileje kleru i usunąć jezuitów z Polski. Dlatego popierał pogromy protestantów i represje wobec nich po klęsce rokoszan pod Guzowem. Pochowany w katedrze wawelskiej w kaplicy Maciejowskich. ¤ ¤ ¤ Jan Tarnowski – biskup poznański od roku 1598, kujawski od 1600 roku, abp
15
gnieźnieński i prymas Polski w latach 1603–1605, senator. Jako prymas piastował też godność przewodniczącego senatu. Sekretarz Stefana Batorego, referendarz wielki koronny, od 1591 r. podkanclerzy koronny. Dzięki takim „układom” gromadził liczne godności kościelne i beneficja, m.in. trzy bogate kanonie. Jeden z najbliższych współpracowników Zygmunta III Wazy – był wykonawcą jego polityki podporządkowania Polski interesom Habsburgów i papieży oraz walki o tron Szwecji i prób jej rekatolicyzacji. Zacięty wróg kanclerza Jana Zamojskiego, którego zwalczał zaciekle. Zamojski, patriota i przeciwnik Habsburgów, był też przeciwnikiem mieszania się w sprawy dynastyczne Szwecji oraz dymitriad – dlatego król go odsunął. Ta szaleńcza polityka w interesie Habsburgów i papieży już w 1600 r. ściągnęła na Polskę atak Szwecji. Była przyczyną 150 lat wojen z północnym sąsiadem, dwukrotnego doszczętnego złupienia i okupacji kraju. Polska nigdy już nie odzyskała mocarstwowej pozycji. W marcu 1605 r. król i jego najbliżsi doradcy spośród senatorów, głównie biskupi, nie pytając sejmu o zdanie, wyrazili Hohenzollernom brandenburskim zgodę na objęcie opieką obłąkanego księcia Prus. Liczyli na poparcie Brandenburgii w wojnie o tron Szwecji, a zrobili kolejny milowy krok ku rozbiorom Polski. Prymas Tarnowski właśnie Habsburgom zawdzięczał swoje awanse na coraz bogatsze biskupstwa i urzędy. ¤ ¤ ¤ Takie to są właśnie „liczne zasługi Kościoła dla Polski”. LUX VERITATIS i uświetnieniu rodziny”. Był jednym z największych ciemiężycieli ludu, wyciskał z poddanych ostatni grosz, podnosił dziesięciny, z chłopów zrobił niewolników. Wokół Pińczowa utworzył ordynację, a jej własność zapewnił rodzinie. Zostawił bratankom osiem milionów złotych gotówką (tj. ponad 1,5 tony złota!) oraz 3 zamki, 3 miasta i 78 wsi! Wyprotegowani przez niego bratankowie, już jako dostojnicy, kontynuowali agenturalną
działalność na rzecz Habsburgów i papiestwa. Zygmuntowi papież Klemens VII nadał „za zasługi” (szkoda, że nie dla Polski) tytuł margrabiego. Tenże Zygmunt ku oburzeniu całej Polski zaślubił per procura Konstancję Habsburg królowi Zygmuntowi III Wazie. Związek był uważany za kazirodczy, bo była ona rodzoną siostrą zmarłej pierwszej żony króla, Anny. ¤ ¤ ¤ Walerian Protasewicz-Suszkowski – biskup łucki od 1547 r., wileński w latach 1556–1579, senator. Sekretarz królowej Bony, potem Zygmunta Augusta. Zwalczał reformację, sprowadził na Litwę jezuitów, utworzył kolegium jezuickie w Wilnie i skutecznie zabiegał o przekształcenie go w Akademię. Czemu służyły jezuickie szkoły, dowodzi przykład z roku 1581, kiedy zaledwie dwa lata po założeniu Akademii jej studenci – szczuci przez swoich wychowawców jezuitów – urządzili protestantom w Wilnie wielki pogrom. Następne pogromy urządzali regularnie. Walerian Protasiewicz-Suszkowski Negocjował warunki unii lubelskiej i był członkiem delegacji litewskiej na sejmie w 1564 r. Piętrzył trudności, bo starał się zachować odrębność Litwy. Do unii doszło wobec zagrożenia Litwy przez Moskwę. Uczestniczył w zamachu stanu przygotowanym przez Uchańskiego. ¤ ¤ ¤ Łukasz Kościelecki – biskup przemyski od 1574 r., poznański w latach 1576–1597, senator. Protektor jezuitów, zaciekły wróg
10
NASI OKUPANCI
Ta część mówi o biskupach zdrajcach i agentach papiesko-niemieckich doby kontrreformacji, począwszy od ikony nietolerancji, podżegacza i zbrodniarza kardynała Hose (Hozjusza). Powinni tu się znaleźć wszyscy biskupi tamtego czasu jak jeden mąż. Wszyscy zasiadali w senacie, zabiegali o awanse, godności i beneficja u papieży i Habsburgów, u nich się szkolili. Skoro dziś w IV RP wycina się każdego, kto szkolił się w Moskwie, to tę samą miarę należy stosować wobec biskupów wyszkolonych przez Niemców i papieży, ich najbliższych sojuszników. Do tego biskupi byli przez nich opłacani chlebem kościelnym w Polsce. Niemieccy Habsburgowie dokładnie pilnowali, aby wpływowe godności okraszane tłustymi
beneficjami dostawali ich agenci, i dbali o ich dalsze awanse. Wymieniliśmy jednak tylko tych biskupów, którzy „zasłużyli się Polsce” wyjątkowo aktywną służbą Niemcom. Jednym z wyróżników tego okresu jest zwalczanie przez Kościół konfederacji warszawskiej, którą sejm uchwalił 28.01.1573 r. w reakcji na wieść o rzezi hugenotów w Paryżu. Ten akt tolerancji zadziwił wówczas świat i zadziwia do dzisiaj. To dla Polaków powód do dumy, a dowodem jest wpisanie go przez UNESCO na listę Pamięć Świata. Konsekwencją polskiej konfederacji było zawarcie we Francji, w la Rochelle, pokoju z hugenotami, bo wtedy Henryk Walezy zabiegał o elekcję na tron Polski i chciał uchodzić za tolerancyjnego. Ostatecznie Walezy zaprzysiągł akt konfederacji w Paryżu. Kościelni fałszerze historii powołują się na ten akt, uzasadniając tezę o... katolickiej tolerancji. Żaden z tych kłamców nie wspomni nawet, że Kościół na synodzie biskupów w Piotrkowie w 1577 r. rzucił na konfederację klątwę, a papież zatwierdził ją bullą z 23.03.1578 roku. Motorem zaś był kardynał Hozjusz, który konfederację potępiał i nazywał ustawą heretycką. Kościół więc otwarcie łamał polskie prawo. I jak zwykle – bez konsekwencji. ¤ ¤ ¤ Stanisław Hozjusz – biskup chełmiński od 1549 r., warmiński w latach 1551–1579, senator, kardynał, szpieg niemiecki. Jako biskup warmiński nosił tytuł księcia Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Przyjął kapelusz kardynalski w 1561 r. w czasie pobytu w Rzymie – wbrew polskiemu prawu z 1451 r. O jego stosunku do Polski świadczy fakt, że gdy w roku 1566 arcybiskupstwo
#
Stanisław Hozjusz
NASI OKUPANCI
#
2
#
#
praw Rzeczypospolitej, Polska uniknęłaby rozbiorów, a tysiące Polaków ocaliłoby życie lub uniknęło Syberii... Uchański zaciekle walczył przeciwko ograniczaniu przywilejów Kościoła w Polsce. Ale cóż, celem Kościoła zawsze było i jest słabe państwo, w którym politycy muszą szukać poparcia z ambony i słono za nie płacić. W roku 1574, gdy prymas Uchański sprawował władzę w kraju jako interrex, tłum podburzony przez jezuitów dokonał pierwszego w Polsce pogromu protestantów w Krakowie i zburzył kościół ewangelicki. Padli zabici, pięciu sprawców ścięto. Uchański wraz z Hozjuszem usprawiedliwiali zbrodniarzy, zabiegali o ich uwolnienie, czym podżegali do kolejnych zbrodni. Jak zwykle wyczyny tego zdrajcy, niemieckiego pachołka, zbrodniarza i kanalii, a także ich skutki są starannie tuszowane przez kościelnych fałszerzy historii i ich sługi. Na prezentowanej tu liście powinien znaleźć się cały episkopat z czasu zamachu Uchańskiego. ¤ ¤ ¤ Stanisław Karnkowski – biskup kujawski od 1567 r., arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski w latach 1581–1603, senator i jako prymas przewodniczący Senatu, interrex w 1587 r. Karierę zawdzięczał nepotyzmowi stryja, biskupa kujawskiego. Sekretarz Zygmunta Augusta, potem sekretarz wielki koronny. Protektor jezuitów, których sprowadził do Kalisza i Poznania. Zaraz urządzili tam pogromy protestantów. Zwolennik kontrreformacji, zaciekły wróg tolerancji
i konfederacji warszawskiej, a poza tym łajdak, rozpustnik i chciwiec. Nawet nuncjusz Caligari publicznie zarzucał mu utrzymywanie konkubin, symonię i obojętność w sprawach wiary. Bliski współpracownik kardynała Hose w dziele zaprowadzania kontrreformacji w Polsce – po jego wyjeździe do Rzymu został przywódcą obozu kontrreformacji. Był prawą ręką kolejnych nuncjuszy papieskich, a szczególnie agentów niemieckich, takich jak Commendone, Laureo i di Capua. To za jego rządów w czasie bezkrólewia w 1587 r. jezuici sprowokowali
NASI OKUPANCI
Stanisław Karnkowski
7
NASI OKUPANCI
protestantów, uniemożliwiał im budowę zboru w Poznaniu i sprzyjał pogromom. W roku 1577 wziął udział w synodzie w Piotrkowie Trybunalskim, na którym biskupi rzucili klątwę na konfederację warszawską. Wykonawca polityki papieskiej, zwolennik Habsburgów na tronie polskim. Uczestnik zamachu Uchańskiego, zorganizowanego za niemieckie pieniądze. Przeciwnik Stefana Batorego. Intrygant – posunął się do tego, że usiłował otruć króla. Do podania trucizny namówił królewskiego astrologa Wawrzyńca Gradowskiego. Sprawa się wydała i Gradowski został uwięziony w Rawie. Zdrajcy i zbrodniarzowi biskupowi Kościeleckiemu włos z głowy nie spadł. Piewcy sarmatyzmu twierdzą, że Polacy nigdy nie splamili rąk królobójstwem. A tu się okazuje, że królobójstwo przygotowywali dwaj biskupi katoliccy (później jeszcze Krasiński). ¤ ¤ ¤ Jakub Woroniecki – biskup kijowski, senator. Dokonał zdrady stanu w czasie elekcji w 1587 r. Biskupi, opłacani niemieckimi i hiszpańskimi pieniędzmi Habsburgów (ogromną sumę na korumpowanie Polaków przysłał Filip II) i wykonujący polecenie Rzymu, popierali kandydaturę Niemca. W pośpiechu przybył i przemocą wdarł się do Polski nuncjusz papieski Hannibal z Kapui (prawo zabraniało obcym posłom w czasie bezkrólewia poruszać się po Polsce i przebywać w stolicy). Ale prymas Karnkowski, obrażony próbą porwania go przez stronnictwo habsburskie, po wyborze przez większość szlachty Zygmunta III, obwołał
go królem. Musiał się z tego tłumaczyć nuncjuszowi, niemieckiemu agentowi. Dwa dni potem obóz niemiecki pod przewodem Zborowskich i nuncjusza dokonał zamachu i bezprawnie obwołał królem Maksymiliana Habsburga, brata cesarza. Wybór ogłosił biskup Woroniecki (zamiast prymasa), choć nie miał do tego prawa. Kiedy wojska niemieckie wkroczyły do Polski, dołączył do nich zdrajca biskup Woroniecki. Po walkach w Małopolsce obce wojska pół roku okupowały i grabiły Wielkopolskę, do czasu aż Zamojski wyparł je na Śląsk i rozbił pod Byczyną. Do niewoli obok Maksymiliana wpadł wówczas biskup Woroniecki – zdrajca i papiesko-niemiecki agent. Za zwykłą zdradę, pogwałcenie elekcji, ściągnięcie niemieckich wojsk na Polskę, spowodowanie śmierci tysięcy ludzi oraz grabieży kraju powinien był wisieć. Uszło mu jednak płazem – jak każdemu zdrajcy biskupowi. Skutki tej niemocy były tragiczne... ¤ ¤ ¤ Pakosz Bernard Gołyński (1546–1599) – jezuita, spowiednik Zygmunta III Wazy. Wychowanek niemieckiego kolegium jezuickiego w Rzymie. To tak, jakby dziś ministrem w kancelarii prezydenta był absolwent szkoły KGB w Moskwie! Dziwić może wśród tłumu zdrajców w purpurach i fioletach prosty jezuita. Jakie on mógł mieć wpływy? O, miał ogromne, większe od wielu purpuratów, bo był spowiednikiem „króla jezuitów” Zygmunta III i wraz z drugim intrygantem jezuickim – Piotrem Skargą – nadzorował króla. Ten duet papieskich i niemieckich agentów był sterowany i ściśle dozorowany przez przełożonych
#
#
14
Radziwiłłówny, i uzyskali na niego ogromny wpływ. Umierającego króla obrabowali z pieniędzy i ruchomości. Za Zygmunta III wzbogaceni Mniszchowie, już magnaci, byli inicjatorami interwencji w Moskwie, którą gorąco popierał Maciejowski, mając nadzieję na katolicyzację Rosji. Nienasycony chciwiec – kiedy mianowano go arcybiskupem gnieźnieńskim i prymasem – wszelkimi sposobami usiłował zatrzymać diecezję krakowską. Gorszące przepychanki trwały rok. W tym czasie skromny kapłan nabijał sobie kabzę olbrzymimi dochodami diecezji największej w Europie. Papież za podszeptem Habsburgów nie miał nic przeciwko, a protestował tylko polski sejm. Maciejowski musiał Kraków oddać,
NASI OKUPANCI
drugi zaplanowano rozbiór Polski! (pierwszy taki projekt poddał Władysław Opolczyk, fundator... klasztoru na Jasnej Górze). Polskę mieli teraz zagarnąć Habsburgowie, a Litwę – Moskwa. Przed zupełną katastrofą ocaliła Polskę śmierć Maksymiliana. Ale zbuntował się Gdańsk, wybuchła wojna domowa, a Iwan Groźny zajął Inflanty, które potwornie spustoszył. Podobnie jak Litwę. Wybuchła wojna polsko-rosyjska. Uchańskiego Batory siłą zmusił do posłuszeństwa, a nuncjusz papieski uciekł z Polski do Wrocławia. Sytuacja stworzona przez zdrajcę Uchańskiego zmusiła Batorego do ustępstw wobec Brandenburgii i uznania brandenburskiego Hohenzollerna Jerzego Fryderyka jako kuratora obłąkanego Albrechta, lennego księcia Prus. To był trzeci krok do uniezależnienia się Prus od Polski, a milowy do rozbiorów. Zaś wojny z Rosją trwały 6 lat, koszty ich były niebotyczne, a co najgorsze – związały Polsce ręce i uniemożliwiły działania na innych kierunkach. Do tego jak zwykle wtrącił się Kościół i w obłędnej nadziei katolicyzacji Rosji zmarnował Polsce owoce zwycięstwa (patrz: Possevino). Zamach Uchańskiego stworzył doskonałą okazję wrogom zewnętrznym i pobudził do działania wszelkie wewnętrzne siły odśrodkowe w wielonarodowej i wielowyznaniowej Rzeczypospolitej, wywołał wojnę domową i zewnętrzną. Sam Uchański nie poniósł kary, bo kler był ponad prawem. Za 120 lat podobny zamach innego zdrajcy w sutannie, biskupa Dąmbskiego, był już skuteczny. Gdyby Uchański zawisł, Dąmbski nie poważyłby się łamać #
11
roku życia przyjął święcenia kapłańskie. Po powrocie objął kilka godności kościelnych i zgarniał związane z nimi dochody. Za poparcie Zygmunta Wazy w staraniach o tron polski nagrodzony został diecezją łucką, a potem król przeniósł go na bogatszą diecezję wileńską. Wywołało to powszechny sprzeciw całej Litwy. Spór trwał osiem lat, bo Litwini nie dopuszczali go do objęcia diecezji. W końcu Maciejowski zrezygnował, nie zapomniał jednak o zgarnięciu sowitego odszkodowania. Dalszą, błyskotliwą karierę kościelną zawdzięczał Habsburgom, których agentem był do końca życia. Bliski krewny Mniszchów, którzy pod koniec życia Zygmunta Augusta podsunęli mu Barbarę Giżankę, łudząco podobną do
wywołała zatarg z Rzymem. Objął diecezję na polecenie Zygmunta Augusta, ale bez zgody papieża, dlatego papież go ekskomunikował. W rewanżu Uchański też obłożył papieża klątwą! Spór zażegnał nuncjusz Bongiovanni, a także... śmierć papieża Pawła IV. Po 1564 r. Uchański został prymasem i już wiernie służył papieżom i Habsburgom. Płatny agent niemiecki. W 1575 r. pogwałcił elekcję, gdyż wraz z całym episkopatem dokonał zamachu stanu, obwołując królem cesarza niemieckiego Maksymiliana II Habsburga. Wbrew woli większości szlachty! Zamachu tego dokonali biskupi za wiedzą Rzymu, gdzie rezydował kardynał Hozjusz, i za niemieckie pieniądze. Szlachta uznała ten wyczyn za zbrodnię. Na zdrajcę dokonano nawet dwóch zamachów i strzelano do niego z rusznicy. Brutalne pogwałcenie prawa zmobilizowało szlachtę, która dwa dni później wybrała na króla Stefana Batorego. Wybór musiał ogłosić (było to zastrzeżone dla prymasa) marszałek Siennicki, arianin, bo wszyscy biskupi brali udział w zamachu Uchańskiego i popierali Niemca, podobnie jak nuncjusz papieski. Rozwścieczona szlachta, wracając z elekcji, złupiła dobra zdradzieckiego prymasa. Koronacji Batorego dokonał biskup kujawski Karnkowski, pierwszy z biskupów, który przeszedł na stronę Batorego. Uchański i reszta episkopatu nadal sprzeciwiali się prawu. Ich wybraniec, cesarz Maksymilian, mając poparcie tych zdrajców, postanowił zająć polski tron siłą. Zawarł z Moskwą układ, w którym po raz #
NASI OKUPANCI
Jan Matejko – Kazanie Piotra Skargi
6
Hosego członkiem kongregacji do spraw... niemieckich. Określił go tym jednoznacznie. Znajomość z następnym papieżem – Grzegorzem XIII – zapewniła mu karierę w Rzymie. Został najbliższym doradcą tego papieża, a choć miał olbrzymie wpływy w Rzymie, to król Polski nie mógł tam załatwić niemal żadnej sprawy. Za to karty rozdawali Habsburgowie. Polskie roszczenia do Prus, Warmii, Pomorza i Gdańska uważał Hose, jak i papieże, za świętokradztwo. O jego stosunku do Polski świadczy też fakt, że w czasie zamachu Uchańskiego, gdy wybrany na króla Stefan Batory wysłał do Rzymu poselstwo Jana Zamojskiego, papież Grzegorz XIII w ogóle nie przyjął posła króla polskiego! Tak jak papieże był zwolennikiem zwalczania innowierców ogniem i mieczem, zresztą nie tylko w Polsce. Na przykład w roku 1570 Pius V zwolnił angielskich katolików z obowiązku wierności wobec królowej, czym spowodował prześladowania i śmierć wielu z nich, a po rzezi hugenotów w Paryżu w noc św. Bartłomieja ci „przepełnieni miłością” przywódcy katolików, z Grzegorzem XIII na czele, odprawiali msze dziękczynne i słali do Francji listy gratulacyjne. Wybili nawet pamiątkowy medal! Toteż wskutek takiego podżegania rzeź hugenotów trwała nadal. W cztery miesiące w całej Francji wymordowano ich około 100 tysięcy! I w Polsce Hose chciał rozpalić stosy inkwizycji. Nie udało mu się, za to szlachta uchwaliła w 1573 r. akt konfederacji warszawskiej, powód do dumy narodowej Polaków. Hose zwalczał konfederację wszelkimi sposobami. To dzięki niemu klątwę
w Rydze zostało zsekularyzowane, wystarał się o egzempcję dla diecezji warmińskiej, tj. decyzję, by nie podlegała ona polskiej metropolii w Gnieźnie, a bezpośrednio Rzymowi! Był synem przybyłego z Badenii Niemca Ulricha Hose. Po długoletnich studiach w Krakowie został przez Tomickiego wysłany na studia do Włoch. Studiował m.in. u późniejszego papieża Grzegorza XIII. Po powrocie pracował w kancelarii królewskiej, dzięki czemu zgromadził aż dziewięć godności kościelnych wspartych tłustymi dochodami. Na zewnątrz zgrywał biedaka. W Rzymie przez długie lata utrzymywał krewnego Tretera, którego głównym zadaniem było pisanie ód pochwalnych na cześć wuja. Napisał ich aż 100. Nad „skromnością” Hosego rozpływają się kościelni biografowie. Był ideologiem kontrreformacji, ikoną nietolerancji, protektorem jezuitów. Kiedy Kościół i niemiecccy Habsburgowie usidlali króla Zygmunta Augusta po jego nieszczęsnym ożenku z syfilityczką Barbarą Radziwiłłówną, to Hose właśnie w 1549 roku posłował do Niemiec do cesarza Ferdynanda i zawarł z nim w imieniu króla układ przeciwko Polakom „wiarołomcom i buntownikom”. Władcy przyrzekali sobie wzajemną pomoc. Podobno do Polski przybyło wtedy skrycie 5 tys. piechoty hiszpańskiej, którą cichaczem rozlokowano w majątkach królewskich. Od 1569 r. Hose przebywał stale w Rzymie i przy kolejnych papieżach był ich zaufanym i doradcą. Wysyłani stamtąd do Polski nuncjusze „apostolscy” byli w rzeczywistości agentami i szpiegami niemieckimi. W roku 1572 papież Pius V mianował
NASI OKUPANCI
3
#
#
spalenie na stosie, a czterech Żydów na tortury i śmierć. Król nie zatwierdził tego wyroku, ale podkanclerzy Przerembski sfałszował dekret królewski. Synod kościelny w Łowiczu „uświęcono” katolickim mordem sądowym na Łazęckiej i czterech Żydach. Zaiste, „święty” to Kościół. Król odkrył fałszerstwo, ale jego goniec nie zdążył. Tyle dla tych obłudnych „obrońców życia” naprawdę znaczy ludzkie życie. Zbrodniarzowi i fałszerzowi księdzu Przerembskiemu nie tylko włos z głowy nie spadł, ale dzięki poparciu Habsburgów i Rzymu ich agent w nagrodę został biskupem, a potem prymasem. ¤ ¤ ¤ Filip Padniewski – biskup przemyski od 1560 r., krakowski (i książę siewierski) w latach 1562–1572, senator. Osobisty sekretarz Zygmunta Augusta, podkanclerzy koronny w okresie 1559–1562, dyplomata. Utrzymywał ogromny dwór, a w podróżach towarzyszył mu zawsze orszak 200 konnych, wystrojonych w bławaty i złote łańcuchy. Uprawiał politykę prorodzinną w kościelnym wydaniu, czyli skrajny nepotyzm. Potrzebował na to pieniędzy, toteż z katolicką miłością nieludzko ciemiężył chłopów. Ich sytuacja najgorsza była w majątkach kościelnych, więc naturalną reakcją było zbiegostwo. Uciekały nawet całe wsie, najczęściej na Ruś. Zbiegów ścigał jednak z całą bezwzględnością. W roku 1562 sejm uchwalił egzekucję dóbr zajętych nieprawnie przez możnych. Żądano też likwidacji „państwa w państwie”, czyli sekularyzacji dóbr kościelnych, a przynajmniej ich opodatkowania. Zdrajca
5
Padniewski publicznie wzywał, aby „Moskwa i inni wrogowie zniszczyli bezbożne dzieło egzekucji”. Kościół bronił się, posuwając się do zdrady Polski: zdrajca biskup Padniewski tajnie rokował z cesarzem niemieckim Ferdynandem Habsburgiem, proponując mu rolę „opiekuna” polskiego kleru. Werbował już nawet wojska zaciężne w Niemczech przeciwko Polsce. Na to Kościół pieniądze miał, ale na obronę granic Polski nie dał ani centa. Niestety, od planów chociażby opodatkowania kleru odstąpiono ze względu na zagrożenie toczącą się wojną z Moskwą o Inflanty. Wyglądało na to, że Polsce nóż w plecy wbije... Kościół. Kiedy Zygmunt August aktem w Piotrkowie dopuścił w roku 1563 do dziedziczenia w Prusach brandenburskich Hohenzollernów, głośno posądzano jego sekretarza biskupa o przyjęcie pieniędzy od Niemców. Był to przecież katastrofalny błąd polskiej dyplomacji, bo po raz kolejny stracono szansę na wcielenie Prus. Nie sposób wytłumaczyć tego logicznie... Chyba tylko niemiecko-papieską agenturą na szczytach władzy w Polsce. Ten zdrajca pochowany jest w katedrze wawelskiej. ¤ ¤ ¤ Jakub Uchański – biskup chełmski od 1551 r., kujawski od 1561 r., arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski w okresie 1562–1581, senator i jako prymas przewodniczący Senatu. Interrex w latach 1572–1573 i 1574–1575. Początkowo zwolennik reformacji i Kościoła narodowego. W roku 1559 został nawet pozwany przed trybunał św. inkwizycji! Jego nominacja na biskupstwo kujawskie
#
#
NASI OKUPANCI
To ci dwaj agenci zadali Polsce cios, który po 150 latach okazał się śmiertelny: z nuncjuszem papieskim i kilkoma biskupami zmontowali unię brzeską, która podważyła lojalność prześladowanych prawosławnych poddanych, rozpaliła wojnę religijną na kresach, wyniszczyła doszczętnie kraj i dała Rosji pretekst do ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski. Kolejny krok do rozbiorów... ¤ ¤ ¤ Jerzy Radziwiłł – biskup wileński od 1579 r., krakowski (i książę siewierski) w latach 1591–1600, senator, kardynał. Gubernator Inflant w okresie 1583–1586. Wychowany w kalwiniźmie, a na katolicyzm przeszedł w wieku 18 lat pod wpływem Piotra Skargi. Biskupem wileńskim został mianowany w wieku 23 lat, mimo że nie miał święceń kapłańskich! Uzyskał je po studiach w Rzymie w 1583 r. Sam o sobie mówił, że do duchownego chleba żadnej chęci nie miał. Protektor jezuitów i nepota, który umacniał pozycję swej rodziny na Litwie i w Polsce. Jawny stronnik Niemców – wszak Radziwiłłowie mieli od nich całkiem świeży tytuł książąt Rzeszy Niemieckiej! Jak każdy neofita zaciekle zwalczał niedawnych współbraci, konfiskował i palił protestantom książki, niszczył drukarnie, podżegał do pogromów. Sprowadził do Wilna zbrodniczy zwyczaj napadów na pogrzeby protestantów, porywania zwłok, bezczeszczenia ich i włóczenia po ulicach. Była to ulubiona rozrywka uczniów szkół i akademii opanowanych przez jezuitów. Oni nawet okupy wymuszali, szantażując napadem rodziny zmarłych! W roku 1581, po
Polski w latach 1559–1562, senator i jako prymas przewodniczący Senatu. Dzięki protekcji swego wuja – biskupa Samuela Maciejowskiego, agenta niemieckiego – zebrał kilka dochodowych beneficjów i został sekretarzem Zygmunta Augusta. Wskazaną przez wuja drogą, to jest poprzez wysługiwanie się Habsburgom i Kościołowi wbrew polskiej racji stanu, szedł do kariery konsekwentnie i szybko. W 1551 r. został podkanclerzym koronnym, a w 1557 r. nagrodzono go za wierną służbę sakrą biskupią. W 1553 r. uzgadniał wraz z Mikołajem Radziwiłłem małżeństwo króla z Katarzyną Habsburg, siostrą jego pierwszej żony, też epileptyczką. W ten sposób jeszcze silniej związali króla z Niemcami i stworzyli im nadzieje na polski tron. Królowa symulowała ciążę i poronienie, wtrącała się do polityki. W końcu król nie chciał z nią współżyć, a papież, w interesie Habsburgów, nie chciał dać rozwodu. Klincz trwał 19 lat. Można przyjąć, że ci szubrawcy w sutannach doprowadzili do wygaśnięcia dynastii Jagiellonów, a wszystko to w interesie Niemców. Miał pecha król: na trzy żony dwie epileptyczki i syfilityczka. Przerembski posłował też do Wiednia w sprawie odzyskania spadku po Bonie. Wynik można było z góry przewidzieć. W roku 1556 sejm odebrał Kościołowi sądy nad świeckimi heretykami. Zbrodniarze w sutannach wymyślili wobec tego inny sposób na prześladowanie ludzi: procesy o świętokradztwo. W tymże roku 1556 oskarżyli Polkę Dorotę Łazęcką o sprzedaż hostii Żydom, a nuncjusz Lippomano wszczął w Sochaczewie proces o profanację hostii. Skazano nieszczęsną dziewczynę na
zakonu. W tym samym czasie, gdy ci dwaj agenci kręcili polskim królem, król Henryk IV wygnał jezuitów z Francji jako demoralizatorów młodzieży, burzycieli spokoju publicznego, wrogów króla i państwa. Pewnego zakonnika nawet powiesił. Królowi nie zaszkodziło nawet to, że dopiero co przeszedł na katolicyzm („Paryż wart mszy”). Francja nie wie, co to rozbiory. „Ojciec Pakosz”, jezuicki intrygant i szuja, był tak słynny w Europie, że gdy pod koniec życia zachorował i pojechał „do wód” nad Adriatyk, katolicka Wenecja nie wpuściła go na swoje terytorium! Leczył się wobec tego w Niemczech u wdzięcznych Habsburgów. Ci dwaj intryganci wraz z nuncjuszem papieskim doprowadzili do tego, że król przymykał oczy na cichą wojnę religijną, którą jezuici rozpętali wówczas w Polsce. Uniemożliwili uchwalenie przez sejm ustaw przeciwko tumultom. Król nie ukarał żadnego ze zdrajców, którzy chcieli pozbawić go korony, a nawet związał się z Habsburgami politycznie i małżeństwem. Doprowadzili do zawarcia przez Zygmunta III tajnego układu z Habsburgami, na mocy którego miał on abdykować i odstąpić tron Ernestowi Habsburgowi. Za wszystko miała płacić Polska: Szwecji odstąpić Estonię (obiecaną Polsce przez Zygmunta w pactach conventach), Zygmuntowi zapewnić spadek po Annie Jagiellonce i zapłacić 400 tys. talarów. O mało nie doprowadziło to do detronizacji Zygmunta. Wszystko za miraż poparcia rojeń o powrót na tron Szwecji. Kościół i jezuici zaś z osobą Zygmunta III Wazy wiązali nadzieję na rekatolicyzację luterańskiej Szwecji.
NASI OKUPANCI
4
NASI OKUPANCI
rzuconą przez synod biskupów w Piotrkowie papież potwierdził bullą w 1578 r. Hose wspierał też organizowane przez jezuitów pogromy protestantów. Po pierwszym pogromie w Krakowie w 1574 r., kiedy to zniszczono kościół protestancki, zamordowano dwóch ludzi, a pięciu uczestników ścięto, pisał w liście do biskupa krakowskiego Myszkowskiego: „(...) czego król ani rada nie mogła, to zrobili studenci, godni wiekuistej pamięci, których chwałę cały Kościół sławić będzie”. Tak podżegał do dalszych zbrodni. Prof. Bronisław Trentowski, wychowanek katolickich szkół pijarów, powstaniec listopadowy, profesor uniwersytetu we Fryburgu określił go trafnie i zwięźle moralnym zagładźcą naszej ojczyzny. Słusznie podsumował dokonania kontrreformacji, a więc i Hosego, Paweł Jasienica: „Wir katastrof pochłonął wszystko, spustoszył kraj, rozbestwił ogłupionych kontrreformacją obywateli”. Z czystym sumieniem zaliczyliśmy go do grona agentów niemieckich, opłacanych polskim „chlebem kościelnym”. „FiM” w numerze 5/2007 zamieściły szerszy życiorys tego zdrajcy, niemieckiego i papieskiego agenta, podżegacza i zbrodniarza. W 1923 r. w Rzymie rozpoczęto jednak jego proces beatyfikacyjny, który został wznowiony rok temu. Niedawna beatyfikacja Stepinaca, patrona ustaszowskich ludobójców, daje pewność, że i do Hosego będzie się można pomodlić. Proponujemy go na patrona zabójców, podpalaczy i folksdojczów. ¤ ¤ ¤ Jan Przerembski – biskup chełmski od 1557 r., arcybiskup gnieźnieński i prymas
12
pogromie w Wilnie, Stefan Batory ostro potępił biskupa i zaprowadził w mieście środki policyjne, jednak już w roku 1583 mianował go gubernatorem odbitych Moskwie Inflant. Do pomocy dobrał sobie Radziwiłł innych fanatyków religijnych i jezuitów, np. wspomnianego Piotra Skargę i Schenkinga. Poczynania tych wojujących katolickich fanatyków w luterańskich Inflantach wywołały bunty ludności. Mieszkańcy Rygi wygnali jezuitów, a rozruchy stłumiło wojsko. Kiedy ci fanatycy uwięzili ewangelickiego kaznodzieję, lud powstał ponownie i wygnał jezuitów. Kiedy ci znów wrócili, rozruchy wybuchły po raz trzeci, lecz tym razem zamordowano burmistrza. Jezuici jak zwykle wykorzystali sytuację i na sejmie w 1586 r. z katolickim miłosierdziem wymogli skazanie przywódców buntu na śmierć. Szkoły i kościoły w Rydze przejęli właśnie jezuici. Taką to „tolerancję i dobrodziejstwa” zapewniał Kościół mieszkańcom ziem przyłączonych do Polski. Nic dziwnego, że gdy Gustaw Adolf w 1621 r. zdobywał Rygę, mieszkańcy otworzyli mu bramy i przywitali jak wyzwoliciela. W 1586 roku Radziwiłł był już kardynałem. Było to możliwe dzięki zabiegom jego rodziny u Habsburgów i papieży. Należał do grona twórców tragicznej dla Polski unii brzeskiej, która prześladowaniami zachwiała lojalność prawosławnych, odrzuciła ich od polskości i zmusiła do szukania ratunku w Rosji. Także w Krakowie za czasów jego tam „posługi” dochodziło do licznych pogromów protestantów – padali zabici, burzono kościoły, profanowano cmentarze.
Radziwiłł zmarł w Rzymie i tam został pochowany. W katedrze wawelskiej rodzina ufundowała pomnik temu papiesko-niemieckiemu agentowi. ¤ ¤ ¤ Bernard Maciejowski – biskup łucki od 1588 r., krakowski od 1600 r., arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski w latach 1606–1508, senator i jako prymas przewodniczący Senatu, kardynał. Bratanek Samuela. Uczestniczył w wojnach moskiewskich Batorego. Wychowanek jezuitów – niemieckiego kolegium jezuickiego w Wiedniu, u Habsburgów! Znowu szkoła agentów. Studia teologiczne podjął pod wpływem Piotra Skargi u jezuitów w Rzymie, gdzie w 38
NASI OKUPANCI
Bernard Maciejowski
13