GOLGOTA KOŚCIELNYCH ROZWODÓW INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Str. 7
Nr 22 (430) 5 CZERWCA 2008 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
...dla tych, co walczyli – może powtórzyć za Malapartem chorąży Andrzej Osiecki. Żołnierz w Afganistanie, więzień w Polsce. Tylko „Faktom i Mitom” Marta, żona „Osy”, zgodziła się opowiedzieć jego historię. Str. 12, 13
Str. 6
Str. 9
ISSN 1509-460X
0
Str. 2
2
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „My mamy od 3 lat ze strony PO wodospad grubiańskich wypowiedzi (...). Niestety, ich formuła kulturowa jest taka, jaka jest. Oni się urodzili tam, gdzie się urodzili, i ukształtowali tam, gdzie się ukształtowali, ale powinni przynajmniej próbować dostosować się do tego, co się nazywa kulturą klas wyższych” – oświadczył Jarosław Kaczyński. No tak – „kultura klas wyższych”... Spieprzaj, dziadu! Kościół postanowił przywłaszczyć sobie nawet Dzień Dziecka i ustanowił 1 czerwca Dniem Dziękczynienia. W tym roku we wszystkich parafiach naszego kraju będą z tej okazji zbierane datki na budowę Centrum (de facto świątyni) Opatrzności Bożej w Warszawie. Powszechne zbieranie kasy (w tym od dzieci po 1 złoty) to swoisty wkład episkopatu w obchody święta najmłodszych. I czterozłotowy prezent. Mogli wszak zbierać po 5 złotych. Palikot dostał naganę za wypowiedź, że Rydzyk powinien być niezwłocznie aresztowany i posadzony na jakieś 4–5 lat, bo sieje nienawiść i jest złodziejem. Kara dla posła PO, naszym zdaniem, powinna być dotkliwa. Za to samo, czyli za opowiadanie powszechnie znanych faktów, Kain zabił Abla. Na internetowym forum „Gazety Wyborczej” jakiś ktoś nawoływał do zastrzelenia Tadeusza Rydzyka. Prokuratura wszczęła śledztwo na wniosek „Solidarności” Stoczni Gdańskiej. Stoczniowcy mają rację. Martwy Rydzyk nie odda im pieniędzy. Żywy też raczej nie, ale jest przynajmniej nadzieja. „To ja kazałem wyrzucić Marcinkiewicza ze stanowiska premiera” – oświadczył w Polskim Radiu prezydent Kaczyński. Na taki krok pozwala mu artykuł 244 Konstytucji RP. Że takiego artykułu nie ma? No to co? „Bez wahania i wątpliwości trzeba powiedzieć, że Lech Wałęsa był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa” – powiedział w Radiu RMF doradca Kaczyńskiego – profesor Łżebertowicz, czy może Zybertowicz... Nieważne. Asa Yitzchak Baitch jest amerykańskim Żydem. W USA niejednokrotnie słyszał o polskim antysemityzmie, ale w żadne takie stereotypy – jak mówi – nie wierzył. Podczas licznych akademickich dyskusji apelował, aby nie szufladkować w ten sposób Polaków. W końcu postanowił odwiedzić „daleki kraj”, aby później – już u siebie – zdać relację z tego, że polski antysemityzm to bajki. Odwiedził m.in. Warkę. Tu wytargano go za pejsy, zelżono obelgami, a w końcu dotkliwie pobito. Wszystko to działo się w dniu, w którym polski Kościół katolicki obnosił w procesjach ciało innego Żyda. 26 maja pięciu strażników miejskich z Łodzi wyruszyło na „Pierwszą biegową pielgrzymkę na Jasną Górę”. Gdy już dotarli na miejsce, modlili się o pomyślność strażników w całej Polsce. Czyli o coraz sprawniejsze zakładanie blokad na koła źle parkujących samochodów? Tego się spodziewaliśmy: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przekazało 4 miliony złotych na odbudowę dachu i wieży kościoła św. Katarzyny, które przed dwoma laty zniszczył pożar. Żadne ministerstwo nie przekazało ani grosza na Instytut Niewidomych w Laskach, który też spłonął. Tego się również spodziewaliśmy. Hans Kueng – znany szwajcarski teolog i kumpel Benedykta XVI – stwierdził publicznie (w wywiadzie dla „La Repubblica”), że obecny papież popełnia błędy, ale i tak jest o niebo lepszy od swojego poprzednika. „Benedykt ma wolę dialogu i jest odważny, a tego zdecydowanie brakowało Janowi Pawłowi. Niektóre opublikowane przez Wojtyłę dokumenty można określić jako duży krok Kościoła wstecz” – twierdzi Kueng. Zmarł Sydney Pollack – legendarny reżyser, producent i aktor, bardzo przez Kościół nielubiany, za to ubóstwiany przez widzów. Filmy „Czyż nie dobija się koni?”, „Tootsie” i „Pożegnanie z Afryką” spotkały się z potępieniem ze strony Krk oraz... licznymi nagrodami na festiwalach. Z Oscarami także! Amerykańska sonda Phoenix wylądowała w arktycznym rejonie Marsa. Głównym celem misji jest poszukiwanie śladów przeszłego (a być może istniejącego) życia. I nowych przestrzeni ewangelizacji dla Krk? Międzynarodowa Federacja Ateistów rozpoczęła kampanię przeciwko ogłaszaniu na lotnisku w Madrycie (przez megafony) godzin odprawiania katolickich mszy oraz zachęcaniu do uczestniczenia w nich. „To jest skandal łamiący zasady neutralności światopoglądowej” – denerwują się Ateiści i zapowiadają interwencję u Zapatery, szefa hiszpańskiego rządu. U nas – w wolnym kraju – takiego problemu szczęśliwie nie ma. Bo megafony zazwyczaj nie działają. W hiszpańskim Toledo, niegdysiejszej stolicy inkwizycji, zorganizowano alternatywną dla Bożego Ciała i – co gorsza – masową procesję diabłów, duchów, upiorów i innych zombie. Kościół katolicki dostał szału. W Polsce by go chyba szlag trafił. Może to jest jakiś sposób?
Lupa Gallupa C
zy to nagły dar jasnowidzenia tydzień temu na mnie spłynął albo IQ osiągnęło graniczną wartość 180, czy też rzecz cała polega jedynie na szczęśliwym trafie równym szóstce w Lotto... Dość powiedzieć, że nie mając pojęcia (PRZYSIĘGAM!) o istnieniu dokumentu, który właśnie trzymam w ręku, napisałem: „Wybory wygrywa się w Polsce zazwyczaj tak zwanym fuksem – kilkoma procentami. W kampaniach najbardziej liczy się więc twardy elektorat, który może przeważyć szalę zwycięstwa, a za taki uważa się powszechnie Radio Maryja i inne (re)akcje katolickie. Jak dotąd nikt jednak nie zajarzył, że po drugiej stronie barykady stoją w pełnym rynsztunku zastępy antyklerykałów, humanistów, ateistów i chrześcijan ewangelicznych. Wszyscy oni mają gdzieś wskazówki przedwyborcze biskupów i ojca dyrektora. Czekają tylko na wodza, który ich poprowadzi do odnowy oblicza tej ziemi. A jest ich dużo więcej niż moherowych hełmów! Przecież większość nawet tych formalnie religijnych katolików jest tak naprawdę antyklerykalna. Nie podoba im się zdzierstwo proboszcza, arogancja biskupa czy bezczelne zawłaszczanie przez księży majątku państwa/samorządu. Wystarczy zobaczyć, jak rośnie liczba przypadków wywiezienia proboszcza na taczce – czcigodnej, polskiej tradycji”. ~ ~ ~
Ta moja projekcja – która powstała po trosze z intuicji, po trosze z empirycznych obserwacji – znalazła nagle szczęśliwą egzemplifikację na kartach opasłego opracowania pt. „Raport z badania polskiej opinii publicznej”. Autorami dziełka są socjologowie z najbardziej wiarygodnego w cywilizowanym świecie instytutu Gallup International. Tym, którzy jakimś cudem nie zetknęli się z ową firmą, spieszę donieść za encyklopedią, że: „Instytut ten stał się wzorem dla powstania podobnych placówek tego typu na całym świecie, jednocześnie kładąc podwaliny pod współczesny marketing polityczny. Instytut Gallupa dostarcza różnorodnych informacji na temat opinii publicznej w kwestiach aktualnych wydarzeń występujących na świecie. Jego autorytet jest niekwestionowany”. Zanim przejdę do krótkiego omówienia zawartości opracowania, powiem, że dostali je polscy parlamentarzyści. I jak jeden mąż schowali głęboko do szuflad. I ci z lewa, i ci z prawa. Dlaczego? O tym na koniec. A teraz do dzieła... zajrzyjmy. Pierwsze pytanie postawione dorosłej, reprezentatywnej grupie Polaków brzmiało: „Czy zgadza się Pan/Pani z twierdzeniem, że prezydentem Polski może być tylko katolik?”. „Zdecydowanie się nie zgadzam” lub „raczej się nie zgadzam” odpowiedziało – UWAGA! – 53 procent respondentów. Natomiast za opcją „Raczej się zgadzam” lub „Zdecydowanie się zgadzam” opowiedziało się zaledwie 21 procent badanych. Pozostali nie mieli zdania. A teraz kolejne punkty ankiety i odpowiedzi na nie. Przeczytajcie – gwarantuję, że będą miodem na Wasze skołatane serduszka. Takim samym, jakim były na moje. Socjologowie Gallupa pytali: „Czy zgadza się Pan/Pani ze stwierdzeniem, że w Polsce Kościół katolicki ma zbyt duże wpływy polityczne?”. „Zdecydowanie tak” i „owszem, tak” odpowiedziało 55 procent obywateli, natomiast za opcją „absolutnie nie” lub „raczej nie” było 15 procent. Już zrobiło się wam raźniej, nieprawdaż? Zapowiadam, że będzie jeszcze milej. Pytanie nr 3: „Czy zgodzi się Pan/Pani ze stwierdzeniem, że nauka religii powinna być przedmiotem obowiązkowym?”. „Absolutnie nie ma mowy” lub (tylko) „nie” odpowiedziało 52 procent osób, zaś „za” religią w publicznej oświacie było 10 procent. Pytanie nr 4: „Czy zgadza się Pan/Pani ze stwierdzeniem, że państwo nie powinno
finansować Kościoła?”. Za tą tezą optowało 51 procent pytanych, natomiast 19 procent odpowiedziało: „Owszem, RP powinna łożyć pieniądze na Krk”. Z tych czterech precyzyjnych pytań socjologów Gallupa – i równie ścisłych odpowiedzi – wyłania się jak na dłoni teza, że ponad połowa polskiego społeczeństwa to nie tyle (bądźmy uczciwi) przeciwnicy religii, co zdecydowani wrogowie panoszenia się w państwie Kościoła katolickiego i jego funkcjonariuszy! Ale Instytut pytał dalej: „Czy niemal całkowity zakaz przerywania ciąży przyczynił się do podziemia aborcyjnego w Polsce?”. „Oczywiście” i „raczej oczywiście” powiedziało – UWAGA! – 85 procent respondentów, natomiast takiej korelacji nie dostrzegło zaledwie 0,6 procent Polaków. Reszta się wahała. „Czy prawo o przerywaniu ciąży powinno się złagodzić, czy zaostrzyć?” – pytali dalej ci od Gallupa. „Złagodzić!” – zakrzyknęło 87 procent respondentów, zaś 12 procent aborcję (z jakiejkolwiek przyczyny) wypalałoby ogniem i mieczem. W tej kwestii zdania nie miał tylko 1 proc. Polaków. No i na koniec jeszcze taki kwiatek. Instytut zadał fundamentalne pytanie w kwestii, na której opierała się Kaczorowa idea, a nawet doktryna IV RP: „Czy Pana/Pani zdaniem, pomysły ustawodawcze, takie jak »deubekizacja« i »dekomunizacja« dobrze służą Polsce?”. „Zdecydowanie źle służą” i „źle służą” odpowiedziało ponad 51 proc. pytanych, zaś, że „są potrzebne”, uważało 35 procent „prawdziwych Polaków”. Reszta się wahała. No i jeszcze, jako happy end, takie oto pytanie Gallupa: „Czy Pana/Pani zdaniem, księża zasługują na wyższe zarobki?”. „Absolutnie nie” – 81 proc.; „tak, zasługują” – 9 procent!!! ~ ~ ~
Pisząc o potencjalnym elektoracie formacji lewicowych, laickich, antyklerykalnych, nie przypuszczałem nawet, że, statystycznie biorąc, jest on tak znaczny. Że duży – owszem, to podejrzewałem, ale aż taki... Podsumujmy: oto – według badań Gallupa – grubo ponad pięćdziesiąt procent dorosłych Polaków (Instytut dopuszcza tu maksymalnie trzyprocentowy błąd wyniku) chce żyć w państwie neutralnym światopoglądowo; w kraju, gdzie obywatela nie ocenia się poprzez pryzmat niegdysiejszych życiorysów, zapiekłych resentymentów i opinii księdza proboszcza. Tylko około 23 procent Polaków to twardy elektorat Rydzyka (choć nie do końca i nie we wszystkich kwestiach) oraz braci Kaczyńskich. Jeśli nie wkrótce, to w nie tak znów dalekiej przyszłości ta milcząca i często sekowana większość zwykłych, przyzwoitych, normalnych ludzi dojdzie do głosu. I do władzy. Tego jestem absolutnie pewien. Coś podobnego dzieje się właśnie na naszych oczach w Hiszpanii. Jak wspomniałem na początku, cytowany tu raport Gallupa posiadają co najmniej od miesiąca wszystkie formacje polityczne obecnego parlamentu. I żadna z nich, żaden poseł nie puścili na ten temat farby. Dlaczego? Z takiej oto prostej przyczyny, że jego wyniki są dla lewicy i prawicy skrajnie niewygodne. Dla prawicy: ze zrozumiałego powodu – pokazuje, jak kruche i nikłe są jej wyborcze fundamenty i czarno rysująca się przyszłość; dla lewicy, bo jej przedstawiciele musieliby publicznie zdać sprawę z faktu, z jakiego to powodu, mając tak potężną klientelę polityczną, oscylują na skraju wyborczego, parlamentarnego „być albo nie być”. Czyli dlaczego są takimi matołami. Czytelnikom jestem winny jeszcze jedną informację – skąd mam raport Instytutu Gallupa, o którym nawet sejmowe wróble (nie mówiąc już o redaktorze Wróblu) nie ćwierkają. Przykro mi, ale tego akurat zdradzić nie mogę. Ale od pięciu dni – od chwili, gdy leży on na moim biurku – mam znacznie lepszy humor. Jestem przekonany, że i wam się on zaraz udzieli. JONASZ
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r. oczach statystycznego Polaka bezdomny to ten, co żebrze, żeby mieć za co pić, a pije, żeby przetrwać. Tymczasem każdy z nich ma jakąś historię – nieudanego związku, utraty pracy, nałogu. Skala zjawiska jest na tyle duża, że problemem zajmują się kolejne rządy. „Chcielibyśmy, by w ramach usług na rzecz bezdomnych był cały pakiet usług – także działania profilaktyczne i działania na rzecz wychodzenia z bezdomności. Chcielibyśmy, żeby mapa Polski pokryta była gęstą siecią ośrodków, które pomagają wyjść z bezdomności” – deklarował dwa lata temu ówczesny minister pracy Krzysztof Michałkiewicz, przeznaczając na ten cel 5 mln zł.
W
fizycznymi i prawnymi” – mówi artykuł 2 ustawy o pomocy społecznej, w myśl której troska o bezdomnych spoczywa głównie na gminach. Powinny one zapewnić im schronienie, posiłek, ubranie oraz zasiłek celowy na leczenie. Mogą też to zadanie powierzyć organizacjom pozarządowym. Tak właśnie stało się w Koszalinie. Jak wygląda owa współpraca? ~ ~ ~ W całym mieście bezdomnych jest ponad dwustu. Niektórzy korzystali bezpłatnie ze schroniska i noclegowni należących do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Jedynych w mieście. Na mocy zarządzenia nr 168/661/07 z 9 stycznia br. wydanego przez Mirosława Mikietyńskiego,
GORĄCY TEMAT pozarządowej w okresie od 1 kwietnia do 31 grudnia 2008 r.” – dodał pan prezydent w tym samym piśmie. Odbyło się bez specjalnej rywalizacji, bo do konkursu stanęło jedynie koszalińskie koło Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta. Jego prezes – Adam Sadłyk – przedstawił komisji statut i regulamin, w którym stoi jak wół zapis, że „osoby posiadające własne źródło dochodu będą pokrywać koszty pobytu w schronisku w wysokości 70 proc. swojego dochodu”. „Brat Albert”, a więc katolicka organizacja dobroczynna, której statutowym celem jest pomoc osobom bezdomnym i ubogim w duchu patrona, św. Brata Alberta, konkurs wygrała. Nikogo z szanownej komisji
3
– że od tej pory mają za pobyt płacić. 110 zł miesięcznie za miejsce w schronisku; 80 zł – w noclegowni. Problem w tym, że większość z nich płacić nie ma z czego, zaś we wspólnocie, do której zostali automatycznie włączeni, być nie chcą. Bo nie przyszli z zewnątrz, nie zapukali do drzwi i nie zadeklarowali, że chcą zostać, akceptując tym samym regulamin. – Nie zależy mi na tym, żeby mieszkać tutaj i żyć w takiej komunie. Jakbym mógł pracować, dałbym sobie radę, tylko w tej chwili nie mogę – mówi pan Andrzej, który właśnie dostał orzeczenie o niepełnosprawności. ~ ~ ~ „Każdemu głodnemu dać jeść, bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież” – głosił brat Albert.
– Tu są ludzie dotknięci kryzysem życiowym, którzy potrzebują oddechu, nie mają gdzie mieszkać. Potrzebują miejsca, gdzie mogą pozbierać się do kupy, uporządkować swoje życie. A ci, którzy nie chcą, nigdy nie będą inni – twierdzą. ~ ~ ~ Obecnie – jak zapewnia Małgorzata Szymczyk, dyrektor MOPS – miasto zdaje sobie sprawę z trudnej sytuacji, ale jeszcze za wcześnie, aby rzecz całą oceniać. Przypatruje się więc i prowadzi nadzór merytoryczny. Tylko czy to wystarczy, żeby zapobiec przekuciu w czyny słów prezesa Sadłyka, który zapowiada, że na przełomie czerwca i lipca część osób straci status mieszkańca? – Trzeba
– To są twarde reguły gry. Oni u mnie są tylko trzy miesiące. Mają wybór – albo coś robić, albo odejść – głosi z kolei prezes Adam Sadłyk, który od Wydziału Kultury i Spraw Społecznych Urzędu Miasta na każdego mieszkańca swej placówki dostaje ponad 13 zł dziennie. A żeby nie być gołosłownym, rządy w swojej placówce prowadzi mocną ręką, udowadniając na każdym kroku swym podopiecznym, że prowadzi schronisko, a nie mieszkania socjalne. Żeby bezdomni przypadkiem nie czuli się jak w domu, nakazał im wyniesienie odbiorników telewizyjnych oraz innego sprzętu elektronicznego i zdeponowanie go we własnym zakresie poza terenem schroniska. – Chyba pod most wyniosę to moje wysłużone pudło – mówi jeden z mieszkańców. Prezes Sadłyk tłumaczy, że obyczaje, jakie zaprowadził, mają zmotywować bezdomnych do zmiany sytuacji życiowej, że to w ramach walki z bezrobociem, że odpłatność obowiązuje we wszystkich placówkach towarzystwa na terenie kraju. Co na to sami zainteresowani? – Dopóki byłem zdrowy, moja noga tu nie stanęła. Potrafiłem sobie znaleźć pracę, opłacić mieszkanie – mówi pan Wojciech. Aktywizacja i pobudzanie nie stanowi też argumentu dla pozostałych.
odróżnić osobę bezdomną od osoby, która prowadzi pasożytniczy tryb życia. Ja tutaj nikogo na siłę nie trzymam – wyjaśnia pan prezes. ~ ~ ~ „Do zadań własnych gminy o charakterze obowiązkowym należy udzielanie schronienia osobom bezdomnym, których ostatnim miejscem zameldowania na pobyt stały było miasto Koszalin (...). Należy zaznaczyć, że do schroniska trafiają osoby w różnym stanie psychofizycznym: chore przewlekle somatycznie lub zaburzone psychicznie, niepełnosprawne fizycznie i umysłowo, uzależnione od środków odurzających czy alkoholu. Osoby te borykają się z wieloma problemami takimi jak ubóstwo, bezrobocie, bezradność w sprawach opiekuńczo-wychowawczych, przemoc w rodzinie (często do placówki trafiają sprawcy przemocy). Stałymi lokatorami są osoby opuszczające zakłady karne. Praca socjalna z tymi ludźmi jest niezwykle trudna i wyczerpująca” – napisał prezydent Mikietyński (pismo nr OA.I.MM.00571-29/06) w 2006 r. w odpowiedzi na interpelację radnego Stefana Romeckiego dotyczącą sytuacji bezdomnych w mieście. Czyżby od tego czasu coś się zmieniło? WIKTORIA ZIMIŃSKA Fot. Autor
[email protected]
Miłosierdzie gminy Jest ich w Polsce nawet 300 tysięcy. Niemal żaden z nich nie wybiera takiego losu z premedytacją. Bo bezdomność, oprócz pozornej tylko wolności, to zmaganie się z ostracyzmem społecznym, który potrafi dokuczać bardziej niż głód, ze stereotypami, a przede wszystkim – z samym sobą. „Pomoc społeczna jest instytucją polityki społecznej państwa, mającą na celu umożliwienie osobom i rodzinom przezwyciężanie trudnych sytuacji życiowych, których nie są one w stanie pokonać, wykorzystując własne uprawnienia, zasoby i możliwości. Pomoc społeczną organizują organy administracji rządowej i samorządowej, współpracując w tym zakresie, na zasadzie partnerstwa, z organizacjami społecznymi i pozarządowymi, Kościołem katolickim, innymi kościołami, związkami wyznaniowymi oraz osobami
prezydenta miasta, dyrektor MOPS-u Małgorzata Szymczak przeprowadziła otwarty konkurs ofert, a co za tym idzie – wyłoniła podmiot do realizacji zadania, którym jest prowadzenie schroniska dla bezdomnych w Koszalinie. „W budżecie miasta na 2008 r. w rozdz. 85203 – Ośrodki wsparcia – Schronisko dla Bezdomnych zabezpieczona jest kwota dotacji w wysokości 210 tys. zł z przeznaczeniem na zlecenie prowadzenia Schroniska wybranej w drodze otwartego konkursu ofert organizacji
nie zastanowił fakt, że miasto wraz z budynkiem przekazuje... ludzi. Najpierw więc koszalińscy bezdomni, którzy – zaznaczmy – do miejskiego wówczas przytuliska zostali skierowani przez MOPS, zobaczyli na ścianie krzyż. Później dowiedzieli się, że dla pana prezesa liczy się tylko idea Pana Boga, a na końcu
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Skop mnie! Widmo sadomasochizmu krąży po Europie. Jest już w bogobojnej Polsce! Dotarła do nas fala sado-maso. A cóż to jest za swołocz? Jednym zdaniem: jest to osiąganie satysfakcji seksualnej przez fizyczne i psychiczne znęcanie się nad partnerem (bicie, ubliżanie, plucie, upokarzanie, całowanie butów, kopanie w jądra, skuwanie kajdankami itd., itp.). Z reguły sadystkami są przede wszystkim kobiety dominujące, a masochistami mężczyźni w roli niewolnika podporządkowanego partnerce. Kobitka go bije i kopie, a on jest szczęśliwy. Uff! Spociłem się. Ludzie, a mówiłem wam, że nie powinniście odstawiać leków! Nazwa pochodzi od austriackiego pisarza Leopolda von Sacher Masocha, który w światowym bestsellerze „Wenus w futrze” (pierwsze wydanie w 1870 r.) opisuje owe praktyki. Szekspirowski Romeo mówi: „Na skrzydłach miłości lekko, bezpiecznie mur ten przesadziłem, bo miłość nie zna żadnych tam i granic, a co potrafi, na to się i waży”. W sadomasochizmie również nie zna się żadnych tam ani granic. Christian Tauber w eseju o twórczości Federica Felliniego napisał zdanie, które brzmi jak motto owych seksualnych praktyk: „Problemem obecnej epoki bywa nadmierne przywiązanie zniewieściałego mężczyzny do silnej indywidualności kobiecej”.
K
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
Jeszcze zanim pornole ochoczo zajęły się tym „eksperymentem seksualnym”, pojawił się w roku 1967 film „Piękność dnia” (w roli głównej Catherine Deneuve, a reżyser to słynny Louis Buñuel). Piękna Deneuve, czyli filmowa Sévérine, znajduje rozkosz nie u boku przystojnego i zakochanego męża (Jean Sorel), ale w poniżających sadomasochistycznych seansach w domu publicznym. W znakomitym filmie z roku 1977 pt. „Mroczny przedmiot pożądania” (ostatni film Louisa Buñuela) Carole Bouquet w roli filmowej Conchity przeżywa orgazm wtedy, gdy filmowy amant (Fernando Rey) bije ją i kopie. Jaki z tego wniosek? Że w sadomasochizmie, podobnie jak w życiu, stosunki między ludźmi oparte są na relacji słabości i siły!
ilka tygodni temu cytowaliśmy Norwida, który ubolewał nad tym, że pisanie prawdy o Polsce uchodzi w naszym kraju za zdradę. Od czasów Norwida niewiele się w tej kwestii zmieniło... Magdalena Środa nie ma szczęścia do katolickiej opinii publicznej. Ta odważna filozofka i publicystka od czasu do czasu krytycznie ocenia wpływ Kościoła na życie społeczne. Kiedy to zrobiła przed 3 laty jako rzecznik ds. równego statusu mężczyzn i kobiet, ściągnęła na siebie prawdziwą burzę. Ośmieliła się wówczas powiedzieć, że przemoc domowa w Polsce nie pozostaje bez związku z katolicką kulturą, która deprecjonuje kobietę. Przez dwa dni polskie media kamienowały nieszczęsną Środę jako krzywdzicielkę Kościoła. Kilka tygodni temu Magdalena Środa opublikowała w popularnym portalu Wirtualna Polska felieton o „Grzechach polskiego katolicyzmu”. Środa napisała zatem o pysze, hipokryzji i bezmyślności polskiego katolicyzmu, pazerności kleru, religijności na pokaz oraz powszechnej ignorancji w sprawach wiary. No i rzucili się na Środę dobrzy internetowi katolicy niczym banda chrześcijańskich rzezimieszków na słynną aleksandryjską Hypatię. Nazajutrz po ukazaniu się tekstu Magdaleny Męczennicy Wirtualna Polska opublikowała na honorowym miejscu portalu protest niejakiego Ireneusza Rogali z gdańskiego Różańca Rodziców. Musi to być jakaś niezwykle wpływowa organizacja, bo nie pamiętam, aby Wirtualna Polska tak honorowała jakiegokolwiek nieznanego polemistę. W wywodach Rogali najbardziej spodobało mi się to, że Środa nie powinna publikować swoich ocen, bo „zagadnienia te nie mogą być właściwie zrozumiane
A jak jest w bogobojnej Polsce? Oto jeden z tysięcy internetowych anonsów tego typu: „Domina Żyleta: Tu poznasz swoje miejsce, zobaczysz jak prawdziwa pani tresuje swojego niewolnika. Doświadczysz smaku rozkoszy i cierpienia. Kneblowanie, wiązanie, deptanie, bicie, ubliżanie. Bat, pejcz i szpicruta wytresują cię na wzorowego psa. Całowanie obcasów, lizanie stóp, czyszczenie bucików – spraw swojej pani przyjemność! Przebiorę cię za kobietę i zgwałcę wibratorem. Otrzymasz lekcję pokory i posłuszeństwa. Bat, szpicruta i kajdanki to są moje koleżanki! Spotkanko dominacyjne: tylko 200 zł za godzinkę”. Sołtys Kazik wytarł piwną pianę z wąsa i powiedział do mnie, bufetowej Jadźki i chłopów z mojej wsi: – Muszę z moją Helą wypróbować to modne sado-maso. Bat na konia mam i najpierw ją wybatożę, a potem niech mnie nim żonka wali po zadku. A jak będzie za słabo biła i kopała, to jej powiem: Hela, luba moja, ty już mnie chyba nie kochasz! ANDRZEJ RODAN www.arispoland.pl
Prowincjałki 70-latek z Bydgoszczy miał pewną niezbyt zdrową pasję – uwielbiał oglądać nagie dzieci. Wyprawiał się więc codziennie na place zabaw, gdzie wręczał dzieciakom pieniądze i cukierki w zamian za możliwość podotykania ich nieodzianych ciałek. Dziadkowi, który za nic nie potrafił wytłumaczyć swoich upodobań, grozi do 10 lat więzienia.
PASJONAT
Sukces odnieśli mieszkańcy Bielska-Białej, którzy solidarnie postawili się swoim włodarzom. Panowie radni chcieli im bowiem ulicę Karola Krausa przemianować na Fatimską, żeby bardziej pobożnie było. Uznali poza tym za niedopuszczalne, aby kościół stał przy ulicy, która ma za patrona komunistycznego (tfu!) działacza. Ludzie zasugerowali, że może by w takim razie kościół przenieść. I wygrali. Nazwa ulicy została. Kościół – jak na razie – też.
W JEDNOŚCI SIŁA
Polskę ogarnia miłość do tańca. Każdego i w każdych warunkach. Na przykład pewnej nocy na drodze ekspresowej w okolicach Skoczowa dwóch 19-latków tańczyło breakdance’a. A dokładnie – jeden tańczył, a drugi w przydrożnym rowie robił za publikę. Tancerz z połamanymi nogami trafił do szpitala, bo jeden z kierowców nie zdążył się zatrzymać.
DANSE MACABRE
Kilkudziesięciu strażaków i funkcjonariuszy policji ze Strzelec Krajeńskich poszukiwało sędziwej mieszkanki pobliskiego miasteczka. Zaginięcie 79-letniej pani Józefy zgłosiła bowiem jej rodzina. Znaleziono ją dopiero w sąsiednim województwie. Okazało się, że przeszła ponad 40 kilometrów.
BABCIA NA GIGANCIE
Mył swą chabetę w Dunajcu 47-latek z Rdziostowa. Efektu już nie zobaczy, bo spłoszone czymś zwierzę wciągnęło go do rzeki. Nie wypłynął. Opracowała WZ
CZYŚCIOCH
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
i opisane przez osobę będącą faktycznie poza Kościołem katolickim”. Pysznie! Idąc dalej tą logiką, należałoby założyć, że mężczyzn mogą krytykować wyłącznie mężczyźni, z terrorystami polemizować mogą tylko inni terroryści, zaś kłócić się z papieżem – zapewne tylko... inni papieże. A demaskować głupotę śpieszyć mogą tylko pozostali głupcy! Ale sugerowanie zakazu wypowiedzi to jeszcze nie najgorsza rzecz, jaka spotkała Środę. Jej tekst zbada... prokuratura na wniosek europosłanki LPR Urszuli Krupy. Otóż ta akolitka Rydzyka złożyła na filozofkę donos za to, że ta swoim tekstem rzekomo „znieważyła i zniesławiła Naród Polski”, a co gorsza – także „kapłanów Kościoła katolickiego”. Na tę drugą zbrodnię nie ma jeszcze w Polsce specjalnego paragrafu, ale na pierwszą już jest, jak najbardziej! Zatem każdy, kto z troski o dobro tego kraju odważy się tu cokolwiek krytykować, może powędrować do więzienia jako potwarca narodu polskiego. Krupę najbardziej zabolały następujące stwierdzenia Środy: „Moralne elementy wiary katolickiej nie mają żadnego przełożenia na postawy moralne. Katechizacja i nasycanie Polski różnymi rekolekcjami, mszami, krzyżami, modlitwami i sakramentami nie ma w ogóle wpływu na etyczność Polaków. Poziom zaufania, wzajemnej pomocy, tolerancji czy codziennej życzliwości jest znacznie niższy niż w krajach zlaicyzowanych”. Na potwierdzenie słów Środy istnieją liczne badania socjologiczne, z których wynika, że spośród narodów Europy my, Polacy, najmniej ufamy bliźnim i najmniej dla nich robimy. No ale i takich badań być może nie będzie wolno publikować, aby „Narodu Polskiego” nie obrazić. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Zbrodniarka
Ta partia w Polsce, która pierwsza wykorzysta możliwości sieci dla tworzenia wspólnot sieciowych, które mają z nią kontakt, wygra następne wybory. To sieć umożliwia PiS-owi przebicie się przez wrogość większości środków masowego przekazu. Tylko net musi się przestać kojarzyć wyłącznie z sączeniem piwka i gapieniem się na pornole. A zatem: niech mnie za ten wpis wyrzucą z PiS, ale niech za pieniądze PiS powstanie serwis społecznościowy. (Ludwik Dorn)
Nas miało nie być, a jesteśmy, i podejrzewam, że jeszcze długo będziemy. (Jarosław Kalinowski o politykach PSL)
Donald Tusk przestraszył się efektów swojej południowoamerykańskiej „podróży życia” i wyraźnie spadających sondaży poparcia. Dlatego postanowił dać sobie więcej czasu na złapanie drugiego oddechu, tak jak bokser odskakuje od przeciwnika po otrzymaniu silnego ciosu, aby zyskać na czasie. (Paweł Piskorski)
Najgorsze z dotychczasowych wystąpień. Mieliśmy do czynienia z taką ilością wodolejstwa, że na następną konferencję dziennikarze będą musieli pójść w kaloszach. (Joachim Brudziński o wystąpieniu Donalda Tuska)
Donald Tusk zamiast cudotwórcą będzie cudakiem. (Tadeusz Cymański)
Gdy byłem premierem, Lech Kaczyński polecił szefowi ABW zbierać informacje na mój temat i założyć mi podsłuch. (Kazimierz Marcinkiewicz)
Kazimierz ma mentalność zranionej łani, która ma żal do swojej formacji politycznej, że czegoś nie otrzymała albo została nie tak potraktowana jak potrzeba. (Paweł Poncyljusz)
Ta kobieta robiła wszystko, żeby zdobyć Stacha. Nie może pogodzić się z miłosną porażką. (Wanda Łyżwińska o Anecie Krawczyk) Wybrała OH
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
NA KLĘCZKACH
DALI CIAŁA Katolicka telewizja publiczna oraz inne media przykościółkowe otrąbiły 22 maja, że uroczystości i procesje w święto Bożego Ciała to jedno z największych świąt dla wszystkich Polaków, czego dowodem jest nadzwyczaj liczny udział w procesjach. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Takie wnioski można wysnuć z analizy wyników ankiety, jaką w dniach 22–23 maja przeprowadził internetowy portal Wirtualna Polska. Internauci odpowiadali na pytanie: „Czy wziąłeś udział w procesji Bożego Ciała?”. Z 30 tysięcy respondentów jedynie 31 procent odpowiedziało twierdząco. 69 procent (ponad 20 tys. osób!) wolała czas kolejnego długiego weekendu poświęcić na inne sprawy. I całkiem słusznie! A
jest sterowanych przez mocodawców z Londynu, Paryża czy Nowego Jorku. Oczywiście, są i niesterowani: to ci – zdaniem Michalika – z „Niedzieli”, „Gościa Niedzielnego” i Rydzykowej Telewizji Trwam oraz Radia Maryja. PS
KOLEKCJONER PARAGRAFÓW
PREZYDENT TRZECH KRÓLI Prezydent Łodzi ma ważniejsze sprawy na głowie niż rządzenie zadłużonym i zaniedbanym od lat miastem. Ostatnio zasłynął batalią o dodatkowy wolny dzień w kalendarzu – święto Trzech Króli. Do Sejmu wpłynął już stosowny projekt ustawy w tej sprawie, zebrano też podpisy niezbędne do obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej i wszystko wskazuje na to, że pomysł Kropy „stanie się ciałem”. Łodzianom marzy się jednak, by ich prezydent równie konsekwentnie powalczył z brudem, usprawnił funkcjonowanie komunikacji miejskiej i doprowadził do zniknięcia dziur w jezdniach. BS
POWRÓT BETANEK Potwierdziło się to, co wcześniej przypuszczaliśmy: ekskomunikowane betanki z Kazimierza Dolnego powrócą wkrótce na łono Kościoła. Świadczy o tym m.in. fakt, że te, które przebywały do niedawna w Wyszkowie, znajdowały się niejako pod opieką biskupa łomżyńskiego. Biznesmenowi, który udzielił im czasowo lokum, na pytanie, czy można pomóc buntowniczkom, ekscelencja odpowiedział: „Można i trzeba”. Gdy po przesłuchaniu przez prokuratora mniszki opuściły Wyszków, biskup podziękował biznesmenowi i powiedział: „Rozkaz wykonany”. BS
MICHALIK MEDIOZNAWCA Przewodniczący Episkopatu Polski abp Józef Michalik dzieli Polaków. Po procesji Bożego Ciała w Przemyślu stwierdził, że jeśli ktoś nie jest katolikiem, nie ma prawa wypowiadać się na temat Kościoła. Słowa te skierowane były pod adresem dziennikarzy krytycznie wypowiadających się m.in. na temat abpa Sławoja Leszka Głódzia. Zdaniem hierarchy, wielu dziennikarzy
Ledwie wspomnieliśmy, że do 23 zarzutów, z jakich Antoniego J. – byłego rektora PWSZ w Jarosławiu – wyspowiada krakowski sąd, dojdą jeszcze dwa związane z ucieczką przed policją („Kubica z Jarosławia” – „FiM” 20/2008), a już musimy uzupełnić dorobek serdecznego kumpla Rydzyka o kolejne osiągnięcia. Do sądu w Jarosławiu wpłynął w międzyczasie akt oskarżenia, w którym krakowscy prokuratorzy zarzucają mu finansowanie kampanii wyborczej (Senat 2005 r.) z kasy uczelni, kanty w rozliczaniu delegacji i nakłanianie podwładnych do składania fałszywych zeznań. Jurny profesor odpowie też za to, że podając się za lekarza, doprowadził młodego mężczyznę do obcowania płciowego. Jad
AKTOR JEDNEJ ROLI W gimnazjum im. Jana Pawła II w Sulęcinie (woj. lubuskie) w czasie lekcji religii ksiądz uderzył w twarz jednego z uczniów. Kolega uderzonego nagrał to zdarzenie telefonem komórkowym, po czym zamieścił krótki filmik na portalu YouTube. Pewnie gdyby nie fakt, że nagranie obejrzeli internauci, plebanowi uszłoby wszystko na sucho. Ale nie teraz. Następnego dnia po zdarzeniu dyrektor gimnazjum w porozumieniu z wydziałem oświaty wyrzucił księżulka na zbity pysk. Wziąwszy pod uwagę, że gmina Sulęcin posiada tytuł Fair Play, zachowanie dyrektora jest jak najbardziej właściwe i na miejscu. Co na to zwierzchnik księdza? Nic! Aj
NAUKA POD PATRONATEM WIARY Tegoroczny VI Podlaski Festiwal Nauki i Sztuki (26–31 maja), którego celem jest – jak zapewniają organizatorzy – promocja i popularyzacja osiągnięć naukowych,
honorowym patronatem (oprócz ministrów nauki i szkolnictwa wyższego, kultury i dziedzictwa narodowego, zdrowia, finansów) objął również metropolita białostocki arcybiskup Edward Ozorowski. Zatem nic dziwnego, że w bogatym programie Festiwalu Nauki uwzględniono m.in. takie wydarzenia jak msza św. w języku łacińskim, warsztaty liturgiczne czy prowadzone przez ojca duchownego warsztaty z medytacji chrześcijańskiej. Ponadto w ramach Podlaskiego Festiwalu Nauki Archidiecezjalne Wyższe Seminarium Duchowne w Białymstoku przygotowało „naukowe” prelekcje: „W drodze ku beatyfikacji – Sługa Boży ks. Michał Sopoćko” i „Kult Miłosierdzia Bożego”, pokaz krótkometrażowych filmów o tematyce katechetycznej oraz prezentację chrześcijańskich obrzędów błogosławieństw roślin jako przeciwwagi do guseł i zabobonów pt. „W ogrodzie u Pana Boga”. Nie mniej intrygujący wykład zaproponował świecki Uniwersytet Medyczny w Białymstoku: „Antykoncepcja – uprzedmiotowieniem osoby w sferze płciowości i płodności”. AK
PKS JADWIGA 23 maja br. rozpoczęła się w Krakowie Parafiada Diecezjalna regionu Małopolski, organizowana przez Parafialny Klub Sportowy ,,Jadwiga” przy parafii (oczywiście!) św. Jadwigi. A wszystko w ramach ogólnopolskiej akcji organizowanej przez zakon pijarów. Osobisty patronat nad tą imprezą objął kard. Dziwisz. Uczestnicy zawodów zmagali się w siatkówce, ringo, szachach, tenisie stołowym oraz konkursie plastycznym na temat „Mój ulubiony święty” (i zapewne: dlaczego jest nim JPII?). A teraz uwaga: o frekwencję zadbało Małopolskie Kuratorium Oświaty, gdyż wicekurator Agata Szuta wystosowała oficjalne pismo (sygn. KOS.I.NO.5413/7/08 ) do dyrektorów szkół i placówek oświatowych województwa, rekomendujące tę kościelną imprezę i zachęcające uczniów do udziału. Imprezę rozpoczęto uroczystą mszą świętą, na której każdy z uczestników (jak mówi regulamin) obowiązkowo musiał się stawić. PP
FORA ZE DWORA! Mieszkańcy Rzeszowa nie utracą parku w Słocinie, który dzięki gospodarzom Rzeszowa został uporządkowany i stał się atrakcyjnym miejscem wypoczynku. Na mocy decyzji Komisji Majątkowej z lutego br. ten atrakcyjny teren (ok. 5 ha) wraz z przyległym dworem i folwarkiem miał przejść w całości w ręce Kościoła. Jednak władze miasta stanęły okoniem i w końcu wytargowały
z Krk, że ten przejmie tylko dwór i folwark, co formalnie nastąpi jeszcze w tym miesiącu. Po co klechom zabytkowy dwór? Rzeszowianie jeszcze nie wiedzą, ale my owszem: otóż obiekt ów po wyremontowaniu (nie mamy wątpliwości, że nie za pieniądze kościelne, lecz samorządowe i państwa) stanie się reprezentacyjnym pałacem biskupa. Może się doczekamy, że ktoś powie mu: „Fora ze dwora!”. PS
BÓJ SIĘ BOGA! Przy Szkole Podstawowej nr 23 w Rzeszowie jest boisko piłkarskie zajmujące 18-arową działkę. Ale go nie będzie. Miejscowy kler poprosił „grzecznie”, aby ten kawałek gruntu dać mu w prezencie, bo trzeba tu wybudować wielką kaplicę. Przecież trzy kościoły na osiedlu to stanowczo za mało. „Ależ proszę bardzo – odparł dyrektor szkoły – Smarkacze i tak piłki nie kopią, tylko fajki palą”. Podarunek ma jeszcze klepnąć miejska rada. I klepnie! Skąd to wiemy? A stąd, że podczas sesji jedna z radnych lewicy wypaliła w kierunku ław prawicy: „Wy w końcu wszystko Kościołowi oddacie, bo się go boicie”. Na to głos zabrał radny Andrzej Dec, oświadczając zdumionym rajcom: „To prawda. Przyznaję. Boję się Kościoła, więc będę głosował »za«”! Ów „uczciwy” radny jest członkiem PO! MarS
IDŹ, DZIECIĘ, DO KLASZTORU „Nieziemskimi” atrakcjami z okazji Dnia Dziecka kuszą już nie tylko wielkie centra handlowe, ale również zakonnicy z klasztoru na krakowskiej Skałce. Braciszkowie obiecują, że 1 czerwca, po mszy i błogosławieństwie, żadne dziecko nie będzie mogło narzekać na brak słodyczy, obfitych prezentów i atrakcyjnych zabaw przy muzyce zespołu kleryków „Vox Eremi”. A na zakończenie imprezy każdy obecny tam dzieciak otrzyma ekstraniespodziankę, czyli składający się ze 160 elementów zestaw puzzli, przedstawiający Ołtarz Trzech Tysiącleci z kościoła Na Skałce. AK
5
NA MSZE DO SZKOŁY Szkoła na wsi to nie tylko placówka edukacyjna, ale nierzadko jedyne centrum kulturalno-informacyjne. Bywa jednak, że budynek publicznej szkoły służy lokalnej społeczności również za filię kościoła. Tak jest we wsi Sochonie w województwie podlaskim. Regularnie w każdą niedzielę i ważniejsze święta tamtejsza szkoła podstawowa przemienia się w kaplicę, w której odprawiane są msze święte. Ale na terenie parafii pw. Chrystusa Dobrego Pasterza w Jurowcach, do której należy wieś Sochonie, to nic nadzwyczajnego. Zanim zbudowano kościół w Jurowcach, przez kilka lat wierni uczestniczyli we mszach świętych organizowanych w szkołach w Jurowcach i Wólce Przedmieście. AK
BOŻE CIAŁO I WRÓŻKA W katolickich Włoszech Boże Ciało nie jest dniem wolnym od pracy. Władze zniosły to katolickie święto 30 lat temu, podobnie jak uroczystość Trzech Króli. Jednak to ostatnie święto przywrócono w 1986 r. ze względu na przywiązanie społeczeństwa do... wróżki Befamy, która, jak wierzą dzieci, rozdaje w ów dzień prezenty. Rząd zatem postanowił z powrotem uhonorować ten swoisty Dzień Dziecka. Boże Ciało nie kojarzy się Włochom z niczym miłym i pogańskim, pozostaje on zatem dniem pracującym. MaK
PAPIESKIE ANIOŁY Papież to ma klawe życie. Co dzień widzi cztery anioły, które gotują i sprzątają. O papieskich „aniołach stróżach” – czterech kobietach, które mu dzień i noc (?) usługują, napisał włoski dziennik „Il Giornale”. Jedna z nich przyrządza podobno najlepsze na świecie makarony z szynką parmeńską, astrachańskim kawiorem i łososiem. Zajęte dogadzaniem Papie, nie mają czasu przeczytać w „IG”, że np. w Somalii ludzie też jedzą. Siebie nawzajem. MarS
6
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
O Rybaku i złotej rybce
Znacie tytułową bajkę? Jasne, któż by nie znał, ale my proponujemy jej współczesną wersję. W dodatku taką, która kończy się zdecydowanie lepiej niż jej pierwowzór. Biskup Tadeusz Rybak w utworzonej na początku lat 90. diecezji żył sobie jak basza. Dopieszczała go, jak umiała, miejscowa władza, a i los okazał się dlań niezwykle łaskawy. Ów los to potężny majątek, czyli nieruchomości pozostawione przez żołnierzy armii radzieckiej, którzy opuścili ziemię legnicką. W jednym poradzieckim „zamczysku” ekscelencja urządził seminarium duchowne, w drugim – jeszcze okazalszym – sam mieszka. Nasz Rybak uznał jednak, że nigdy nie jest tak dobrze, aby nie mogło być lepiej. Okazja nadarzyła się, gdy zachwiały się posady potężnego niegdyś gospodarstwa rybackiego w niedalekim Przemkowie (prawie 1000 hektarów lustra wody). Takiego daru niebios biskup nie mógł odrzucić. To byłby wszak grzech. Prawie 40 stawów przejęła tymczasowo Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa i właśnie do niej biskup wystąpił z wnioskiem o nieodpłatne przekazanie mu tej żyły złota. Taką możliwość, jak się okazało, dawała ekscelencji ustawa z 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła, mówiąca wprost, że tzw. osobom prawnym Kościoła, które po 8 maja 1945 roku podjęły działalność na Ziemiach Zachodnich i Północnych, niczym psu micha należy się po kilkadziesiąt hektarów państwowej ziemi. Ekscelencja zatarł więc dłonie i spokojnie czekał, aż „zgodnie z prawem” woda nadziana rybami jak świąteczna baba rodzynkami wpadnie w jego łapy... Niestety, niespodziewanie pojawiły się problemy. Rybaków w sutannach nie chcieli bowiem za żadne skarby pracownicy gospodarstwa, a związkowcy z „Solidarności ’80” powiedzieli dosadnie: „wała!”. A dokładniej rzecz ujmując, oświadczyli wprost, że jak w stawach umoczy paluchy biskup (albo inny klecha), to dostanie naprawdę zimny prysznic. I to mobilny – pod postacią taczek.
Rybak zrozumiał więc w końcu, że rybki mogą stanąć mu ością w gardle, i wycofał się. Rakiem. No i stał się cud. Przemkowskie stawy zamiast w kurialne łapy trafiły do dzierżawcy. Na razie na kilkanaście lat, co nie jest bez znaczenia, bowiem Kościół na prawo i lewo przebąkuje, że sprawy nie odpuści. – Kuria na razie dała za wygraną, ale słowa „na razie” są tu kluczowe. Tylko patrzeć, jak wróci do tematu – mówi jeden z działaczy związkowych „S ’80”. Na razie stawy szczęśliwie przynoszą profity dzierżawcy Jerzemu Gucmie: – Od czterech lat mam to gospodarstwo, zatrudniam kilkadziesiąt osób, płacę państwu należne podatki i z roku na rok odnotowuję coraz lepsze wyniki. W ubiegłym roku wyhodowaliśmy ponad 200 ton ryb, w tym będzie 300. To wszystko, na czym gospodaruję, jest rezerwatem przyrody, więc wszelkie działania muszą tu być wyjątkowo ostrożne i przemyślane. Gucma ma zmysł do mądrego i skutecznego działania. Hodowlę ryb w stawach, które stanowią rezerwat ornitologiczny (prawie 220 gatunków ptaków) połączył udanie z agroturystyką. W jednej ze wsi sąsiadujących ze stawami założył gospodarstwo agroturystyczne „Amazonka”, w którym już dziś można wypoczywać za niewielką opłatę. A atrakcji tu nie brakuje, bo można pojeździć konno, pooglądać różne rzadkie zwierzęta, choćby daniela, a niedługo pojawi się tu... hipopotam i słoń! Prawdziwa bajka „O rybaku i złotej rybce” kończy się tak, że bohater siedzi w walącej się chacie, nad dziurawym korytem i porwanymi sieciami. To morał, czyli kara za pazerność. W naszej opowieści jest... prawie podobnie. Pazerny biskup siedzi w... swoim pałacu otoczony dostatkiem. A jedyną rzeczą, której nie ma, to właśnie te stawy. Co go wkurza niemiłosiernie. Czy życie dopisze ciąg dalszy? BARBARA SAWA Fot. Autor
K
ościół poszedł wiernym na rękę, uruchamiając internetowe banki intencji, dzięki którym można wesprzeć bliźnich, wybierając sobie odpowiedni motyw do pacierza... Zdaniem niebagatelnej części społeczeństwa, modlitwa jest najskuteczniejszym panaceum na życiowe kłopoty. Niektóre plagi przerastają jednak siłę oddziaływania różańca czy indywidualnych modłów adresowanych do świętych – wyspecjalizowanych w rozwiązywaniu określonych problemów. Tymczasem wielu ludzi całkiem wolnych od trosk odmawia koronki i pacierze, nie składając żadnych wniosków o zdrowie, rozum, wygraną w totka itp., czym – w pewnym sensie – marnotrawią okazję do wyjednania Niebieskiej Interwencji dla innych. Ba, ale skąd taki, dajmy na
poprosić w tym miejscu. Członkowie Wspólnoty Życia Chrześcijańskiego ze Szczecina modlą się co tydzień w powierzonych na tej stronie intencjach – kuszą Jezuickie Ośrodki Rekolekcyjne. Zbadaliśmy portfel kilkunastu instytucji zajmujących się modlitewnymi zamówieniami i wyszło nam, że bankiem najbardziej obleganym przez wiernych jest placówka autoryzowana przez kurię w Katowicach. Ma tę zaletę, że nie tylko przyjmuje, ale też wprowadza intencje do obrotu. Jest w stanie zaspokoić najbardziej wyrafinowane gusty, bowiem zasoby ma ogromne. Jako lejtmotyw do modlitwy można sobie tam np. wybrać: ~ zamówienie Przemka o „intencję uzdrowienia z nałogu masturbacji”, który „bardzo z tego powodu cierpi”, ulżenie Magdzie pragnącej „wyzwolenia z nałogu sa-
Pozostając przy kwestii duchowieństwa – Elżbieta bardzo potrzebuje zbiorowej modlitwy o „trwanie w powołaniu do prezbiteratu Bartka, którego Bóg powołał i od paru miesięcy przebywa w seminarium, ale chce wracać do domu, twierdząc, że to nie dla niego”. Natomiast Małgorzata pisze, że babcia jej koleżanki „przebywa w szpitalu, jednak nie chce przyjąć księdza. Jednego już wyprosiła”. „Proszę o modlitwę za zbawienie tej kobiety” – apeluje przyjaciółka wnuczki. ~~~ Skuteczność modłów bywa różna: ~ „Proszę, aby Bóg mi wybaczył nierozsądną modlitwę, która chyba właśnie zaczyna się spełniać, a efekty tego są dla mnie ponad siły. Proszę, aby nie wysłuchiwał jej, aby cofnął to, co się dzieje” – alarmuje radę nadzorczą banku zasko-
Módlmy się... to, Tadeusz z Torunia ma wiedzieć, że jakaś Nelly zmaga się w Krakowie z dramatyczną sytuacją i akurat jego głos mógłby sprawić, że adresat modłów zwróci wreszcie uwagę na potrzeby nieszczęsnej kobiety? Kościół katolicki znalazł rozwiązanie tego logistycznego problemu i wykorzystując dobrodziejstwa internetu, zorganizował kilkanaście centralnych banków intencji oraz dobrze już chyba ponad setkę ajencji lokalnych (strony internetowe parafii i klasztorów). Pewnym felerem owego rozwiązania jest to, że bogactwo ofert przysparza zainteresowanym dodatkowych rozterek. Gdzie złożyć zapotrzebowanie na modlitwę? Która lokata gwarantuje pomyślność? Wybór nie jest łatwy. Przykładowo: ~ Tu umieszczamy prośby naszych gości o modlitwę w konkretnych intencjach. Możesz dodać swoją. I rzeczywiście zapraszamy do modlitwy, bo wiemy, że wielu ludzi się modli w tych intencjach – zachęca portal internetowy wiara.pl wydawnictwa katowickiej kurii metropolitalnej „Gość Niedzielny”; ~ W każdą środę podczas Nowenny do Matki Bożej Leśniowskiej wspólnie modlimy się w kolejno podanych (wpisywanych przez petentów na stronie internetowej – dop. red.) intencjach – gwarantują ojcowie paulini; ~ Jeśli potrzebujesz modlitwy w określonej intencji, możesz o nią
mogwałtu”, bo – jak zapewnia – już dłużej tak nie może żyć, czy wreszcie strapienie Zofii nalegającej na „modlitwę w wypełnieniu woli Bożej za syna, aby uwolnił się z orientacji, która go dotknęła”; ~ wsparcie pana ukrywającego się pod inicjałami DMM „o dobrą pamięć i wzrok, trzymanie moczu, wyleczenie z osteoporozy, wypadających włosów, hemoroidów, alergii, depresji, a także żołądka, trzustki i wątroby”, składającego przy okazji „podziękowania za ogrom łask” spływających na niego; ~ wtórowanie Jadwidze w jej modlitwach „o pokój na świecie, szczególnie w Kenii”, bądź Joannie proszącej o interwencję „w sprawie 14-letniego syna, który wpadł w sidła szatana, aby dał sobie pomóc i zgodził się na spotkanie z księdzem”.
czona pani „X”, dezorientując wspierających ją od tygodni wolontariuszy; ~ Kompletnie rozczarowali się ci, którzy powtarzali za Tomaszem Sadowskim z Gdańska: „Kochany Jezusie, proszę, żeby PiS wygrał wybory”; ~ Od ponad roku modlą się bezskutecznie ludzie zatroskani losem Marka F., którego cały czas „prześladuje świecka egzorcystka”, bowiem rodzina chorego na schizofrenię Marka wciąż nasyła na niego psychiatrę. Jednak najbardziej syzyfowe są starania ludzi próbujących wyjednać łaski dla Beaty. Od 12 listopada 2006 r. modlą się wraz z nią – w ponawianych po kilka razy w miesiącu intencjach – „za brata Adriana, aby udało mu się wyjść z trudnej sytuacji finansowej”. „Zdaję sobie sprawę, że może jestem zbyt nachalna, wysyłając ciągle swoje intencje, ale wierzę, że modlitwa potrafi zdziałać cuda. Ja ze swej strony pragnę zapewnić, że codziennie modlę się w intencji wszystkich osób, które modlą się w moich intencjach” – sumitowała się Beata w kwietniu 2007 r. Przez cały czas serdecznie jej kibicowaliśmy. Niestety, przed tygodniem Beata złożyła w banku intencji lokatę „o modlitwę za brata, który wpadł w sidła hazardu, aby udało mu się z tego wyjść i nie zaniedbywał mszy św. w niedzielę”... ANNA TARCZYŃSKA
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
7
Wiarygodność małżeństwa Coraz więcej par połączonych świętym węzłem małżeńskim udowadnia, że co Bóg złączył, człowiek jednak może rozdzielić. A sądy biskupie zazwyczaj nie robią problemów. Zazwyczaj... Według wytycznych kodeksu kanonicznego, „przez zawarcie małżeństwa mężczyzna i kobieta mają utworzyć wspólnotę całego życia, która to wspólnota ze swej natury jest ukierunkowana ku dobru tych, którzy ją tworzą”. Zaczyna się zazwyczaj od sukni z welonem, tłumu gości słuchających małżeńskiej przysięgi i obrączek uroczyście wciskanych na palec współmałżonka. Najlepiej w romantycznej scenerii kościoła i przed obliczem kapłana... Coraz więcej jest tych, którzy szybko przed to oblicze wracają. Po to, by się z krępujących już węzłów wyplątać. Bo nie chcą podtrzymywać czegoś, co i tak nie istnieje, nie mają ochoty znosić wzajemnych kaprysów albo po prostu chcą zacząć od nowa, nie pokutując za nie swoje grzechy. Powodów jest tyle, ile ludzi rozczarowanych faktem, że ich małżeństwo – zamiast rajem – stało się drogą przez mękę. ~~~ Czy może mi ktoś pomóc w sprawie unieważnienia małżeństwa kościelnego? Czy jeżeli rozwód cywilny miałam 3 lata temu, wniosek o unieważnienie małżeństwa złożyłam rok temu, mam chłopaka, chcemy się pobrać, będzie to przeszkoda do uzyskania unieważnienia małżeństwa? – zagadnęła Gosia na jednym z forów, gdzie internauci dzielą się swoimi doświadczeniami, radzą i pytają o wskazówki. Pod jej postem natychmiast pojawiła się lawina kolejnych: ~ Bardzo proszę o instrukcje, jak zabrać się za unieważnienie małżeństwa. Jestem z Gdańska. Gdzie powinnam się udać? Jestem co prawda już 2 lata po rozwodzie cywilnym, ale myślę, że to nic straconego. Proszę, dajcie mi jakieś namiary albo podzielcie się ze mną swoimi doświadczeniami na ten temat; ~ Jestem w trakcie unieważnienia małżeństwa. Proszę mi powiedzieć, ile jeszcze muszę czekać. Sprawa toczy się od ponad 3 lat; ~ Chciałabym się zapytać o tok postępowania w sprawie unieważnienia małżeństwa. Gdzie należy sie udać w pierwszej kolejności, jakie dokumenty trzeba przedstawić itp. Moje małżeństwo trwało tylko rok i można je, niestety, określić tylko jako największą pomyłkę życia... Ale każdy z nas popełnia błędy, tylko że niektóre są nieodwracalne. Żyję nadzieją, że jednak da się coś zrobić...
Pojawiają się i bardziej doświadczeni: Moja sprawa trwała 3,5 roku ale słyszałam, że to może być do 6 lat. Zależy, ile pracy ma sąd biskupi i jaka jest dyscyplina świadków, tzn. czy stawiają się na wezwania w wyznaczonym terminie. ~~~ Przez fora internetowe przetacza się mnóstwo podobnych dyskusji. Nic zatem dziwnego, że liczba wniosków
z apelacją do II i III instancji w Polsce, a nawet – do Roty Rzymskiej w Watykanie. Koszt? Porównywalny do cywilnej sprawy rozwodowej, ale – jak wyjaśnia prawnik jednej z warszawskich kancelarii – nie ma stałego cennika. Opłaty są ustalane indywidualnie, w zależności od zamożności klienta i jego oczekiwań. Nie zmienia to faktu, że za usługę należy zapłacić od tysiąca (w sprawach nieskomplikowanych) nawet do kilkunastu tysięcy złotych. Trzeba o tym pamiętać, tym bardziej że – jak twierdzi ksiądz profesor Tadeusz Dola, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego – „proces o stwierdzenie nieważności małżeństwa jest dłu-
było, że nie doczekają wspólnie chwili, gdy to śmierć ich rozłączy. – Nasz szczęśliwy związek trwał bardzo krótko. Pierwszy raz pobił mnie dwa dni po ślubie. Później zaczęły się konflikty, a atmosfera między nami psuła się coraz bardziej. Jego zachowanie i traktowanie mnie, a później dziecka, stało się w końcu źródłem mojej nienawiści. Mąż okazał się zawzięty, skąpy, a do tego agresywny. Wciąż znęcał się nade mną psychicznie, bił i upokarzał. Wytrwałam niewiele ponad rok – opowiada Dagmara. Trzy lata później dostała rozwód. Cywilny. On poszedł swoją drogą, ona została z dzieckiem. Nie miała z mężem żadnego kontaktu. Paweł nie interesował się też ich synkiem,
oraz ich świadków i po badaniach psychologicznych Sąd Biskupi w Rzeszowie, „Boga jedynie mając przed oczyma i po wezwaniu pomocy Ducha Świętego”, orzekł, że chociaż „powódka zarzuca pozwanemu nerwowość, a nawet agresję fizyczną, a pozwany ma świadomość swej nerwowości” nie ma podstawy do unieważnienia małżeństwa. Dagmara odwołała się do Sądu Metropolitalnego w Przemyślu. Ten uznał, że „obie strony, zamiast pogłębiać wspólnotę życia małżeńskiego, usztywniały swoje roszczeniowe stanowiska, nie widząc możliwości kompromisu”, i decyzję Sądu Biskupiego w Rzeszowie uchylił. Radość trwała krótko, bo sprawa związku, który istniał już tylko
Stwierdzenie nieważności małżeństwa może nastąpić w sytuacji, gdy w momencie składania przysięgi nie było prawdziwej woli zawarcia związku, występowała nieszczerość, psychiczna czy emocjonalna niedojrzałość, brak akceptacji na posiadanie i wychowanie dzieci w wierze katolickiej, bezpłodność. Okoliczność wskazująca na nieważność to także utajona impotencja, chorobliwe uzależnienie od rodziców przez którąś ze stron, ukryte przed współmałżonkiem święcenia kapłańskie lub śluby zakonne i zbyt bliskie pokrewieństwo.
kierowanych do sądów biskupich w całym kraju rośnie w ekspresowym tempie, a Polska uplasowała się na trzecim miejscu (wyprzedzają nas tylko Włosi i Amerykanie) pod względem wystąpień o stwierdzenie nieważności małżeństwa. W 2007 r. zgłosiło się w tym celu aż dziesięć tysięcy rodaków. Niemal 70 proc. z nich usłyszało, że ich małżeństwo zostało przez trybunał unieważnione. Taki odsetek wynika z faktu, że coraz częściej zainteresowani rozsupłaniem węzła nie przygotowują się do tego sami – korzystają z usług prawników kanoniczych z licencją kościelną (bo tylko tacy mogą brać udział w postępowaniu kościelnym), których zadaniem jest dowieść ponad wszelką wątpliwość, że małżeństwo ich klientów nigdy nie zaistniało. To oni pomagają w wyłuskaniu z czasów znajomości przedślubnej oraz z samego małżeństwa tych szczegółów, które później stają się dowodami w sprawie. Oni sporządzają skargi powodowe, a nierzadko pilotują też cały proces. Jeśli trzeba, to wraz
gotrwały, bo sądy nie wydają orzeczeń pochopnie i z automatu, a Kościołowi raczej się zarzuca, że reaguje za wolno niż za szybko”. Rzeczywiście, na orzeczenie sądu biskupiego, który również trzeba opłacić (od 800 zł do 2 tys. zł – w zależności od diecezji), czeka się kilka lat (od dwóch nawet do sześciu, o ile skończy się bez apelacji skierowanej do Watykanu). W tym czasie – według Kościoła – skłóceni zazwyczaj małżonkowie mają szukać drogi powrotu na łono nieistniejącej już rodziny. I choć – zdaniem ks. Doli – tam, gdzie jest pewność, że małżeństwo od początku było zawarte nieważnie, i nie ma sensu nakazywanie ludziom trwania w związkach, które ich psychicznie ranią i niszczą, to nie wszystkim sutannowym sędziom wydaje się to oczywiste... ~~~ Dagmara zakochała się w Pawle na tyle mocno, że wyszła za niego po niespełna roku od chwili, gdy go poznała. Już po dwóch tygodniach (według Dagmary, bo według Pawła, po pół roku) wiadomo
za cały swój ojcowski obowiązek uznawszy płacenie alimentów. Po 9 latach, w czasie których samotnie wychowywała Patryka, Dagmara postanowiła unieważnić także swój ślub kościelny. Żeby zacząć od nowa. Zgodnie z obowiązującą procedurą, wniosła do Sądu Biskupiego w Rzeszowie skargę powodową o unieważnienie małżeństwa. Sądziła, że to wyłącznie formalność. Niestety, Kościół nie uwzględnia wyroków świeckich sądów i prowadzi własne dochodzenie. Historia małżeństwa Dagmary została więc skrupulatnie rozłożona na czynniki pierwsze przez przewodniczącego Trybunału, ks. Józefa Kulę, dwóch sędziów – ks. Piotra Steczkowskiego oraz ks. Stanisława Marczaka – a także obrończynię węzła, s. Deborę Kowalewską, którzy mieli zdecydować, czy małżeństwo stron jest nieważnie zawarte z tytułu niezdolności do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich z przyczyn natury psychicznej po obu stronach (kan. 1095 ust. 3). Po niesłychanie żmudnych przesłuchaniach samych zainteresowanych
w kościelnych zapiskach, trafiła – zgodnie z obowiązującą procedurą – do III instancji, czyli Roty Rzymskiej. Watykan na wykonawcę apelacji wyznaczył Sąd Metropolitalny w Katowicach, a ten w imię... Trójcy Przenajświętszej uznał, podpierając się przemówieniem Jana Pawła II, że małżonkowie chrześcijańscy nie powinni zbyt łatwo i pochopnie dyspensować się od obowiązku przezwyciężania trudności codziennego życia... – Po tak długim okresie oczekiwania i nadziei dowiedziałam się, że składając przysięgę małżeńską, zobowiązałam się za cenę poświęceń i wyrzeczeń przezwyciężać wszelkie przeszkody, jakie staną na drodze do realizowania związku. Mam więc pozwolić się upokarzać, bić i znosić wyzwiska – mówi Dagmara i zastanawia się, jak ten zbożny cel zrealizować w sytuacji, gdy jej małżeńskie stadło od kilkunastu lat już nie istnieje. WIKTORIA ZIMIŃSKA Fot. Autor
[email protected]
8
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
MITY KOŚCIOŁA
Są księża, o istnieniu których zapomina nie tylko historia, literatura, ale również Kościół rzymskokatolicki. Jednym z nich jest ks. Antoni Szandlerowski (1878–1911) – poeta, dramatopisarz, niezwykle kontrowersyjny człowiek i wybitna indywidualność okresu Młodej Polski. Zarówno jego życie, jak i kapłaństwo było pełne tragizmu oraz duchowych rozterek, dlatego warto „wskrzesić” tę postać po niemal stu latach od jego śmierci. Jak pisał prof. Stanisław Helsztyński (1891–1986), „(...) głęboki tragizm tkwi w doszczętnym zapomnieniu tej interesującej postaci. Kilka nekrologów i artykułów pośmiertnych – poza tym cisza, pustka, żenujące przemilczenie”. Antoni Szandlerowski urodził się 13 stycznia 1878 r. na Mazowszu, w rodzinie drobnych mieszczan – Karola i Scholastyki z Opalskich. Szkołę średnią ukończył w Warszawie, gdzie przygotowywał się jednocześnie do stanu duchownego. Wyższe studia teologiczne odbył w Rzymie (1898 roku), gdzie w 1901 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Następnie został wikariuszem kościoła św. Krzyża w Łodzi (lata 1901–1905), biorąc jednocze-
oraz pozbawiony łączności ze środowiskiem literacko-teatralnym, napisał w 1906 r. ostry paszkwil na władze kościelne pt. „Elenchus cleri, alias choleri – saecularis ac irregularis – Consistorii Varsaviensis – pro anno domini – 1906 – abo – ołtarzyk złoty, gdzie najdziesz – sprośne żywoty – braciey konsystorskiej”. A oto jego dedykacja: „D. O. M. i Najdostojniejszemu Majtkowi na Łodzi Piotrowej, miotanej srodze od dziewiętnastu stuleci przez same Bałwany – humilimus frater (nikczemny brat – dop. aut.) ochwiaruje”. Ten zuchwały antyklerykalny utwór zawiera wiele odważnych i trafnych stwierdzeń, które ośmieszały członków ówczesnego konsystorza warszawskiego i władze kościelne. Cała ta broszura napisana była w formie trzywierszowych zagadek, a obecnie jest zupełnie nie-
Władzom kościelnym było niezwykle trudno ustalić autora paszkwilu, tym bardziej że nie podał on nawet miejsca jego wydania. Zdemaskował go ks. prałat Jan Gnatowski (1855–1925), ps. Jan Łada. W jednym z katolickich czasopism podał imię i nazwisko autora tej satyry, czemu Szandlerowski nie zaprzeczył. Zresztą dla swoich przełożonych nie miał już żadnego szacunku. W jednym ze swoich wierszy tak oto pisze o Watykanie: „Sieczka... plewa... perz i słoma – oto czym nas karmi Roma”. Wiele osób myślało
bo, „jak się okazuje, Magdalena wyrzeka się miłości Judasza nie dla samego Jezusa, lecz bardziej uduchowionego Łukasza”. Dramat ten wywołał istną burzę w środowisku władz kościelnych. W 1906 r. ukazuje się również poemat dramatyczny „Triumf”, wystawiony anonimowo 13 maja w Łodzi, zaś 19 maja 1907 r. w Warszawie. Za dramat ten otrzymał w 1907 roku I nagrodę na konkursie Towarzystwa Teatralnego w Łodzi. Wydał również zbiór nastrojowych wierszy młodopolskich „Sąd wam niosę” (1907 r.).
Ksiądz niepokorny śnie czynny udział w życiu literackim miasta. W tym samym bowiem okresie zaczęły się ukazywać jego pierwsze utwory oraz poematy dramatyczne pisane (i wystawiane) pod pseudonimami: Antoni Ziemic, Artur Ginter, W. Ginter, Władysław Poświat. Jego największe dzieła powstały pod wpływem twórczości „wielkiego demoralizatora” – Stanisława Przybyszewskiego (1868–1927). Natchnieniem była dla niego również Helena Maria Beatus z Wiśniewskich (1882–1916), jego ukochana. Poznał ją w kole charytatywnym w Warszawie w 1905 r. „Ta świeżo ochrzczona Żydówka, wykształcona, wielkiej urody, o wysokiej kulturze umysłowej, robi na młodym księdzu olbrzymie wrażenie”. Wcześniej odeszła ona od męża (bogatego handlarza), zabierając ze sobą 4-letnią córeczkę Annę. Prof. Artur Hutnikiewicz pisał, iż głównym motywem twórczości poetyckiej i dramatycznej ks. Szandlerowskiego był „(...) namiętny, a jednocześnie wysublimowany i uduchowiony erotyzm, przemieszany ze swoistym mistycyzmem”. W swoich utworach traktował prawdy teologiczne bardzo swobodnie. Szybko wywołało to wielkie niezadowolenie jego zwierzchników: „Otrzeźwienie dumnemu lewicie obmyślił arcybiskup Wincenty Chościak-Popiel: w roku 1905 przeniósł go na ubożuchną posadkę wikarego w Goszczynie koło Grójca. Zdawało się w pierwszej chwili, że Szandlerowski nie posłucha”. Zrozpaczony i załamany tą decyzją
znana i, niestety, nieosiągalna. Cały jej nakład został wykupiony przez księży oraz zniszczony przez nich do ostatniego egzemplarza. Na szczęście ocalały niektóre fragmenty. A oto jego początek: Chcesz poznać całą scenerię Bogów tworzących mizerię? Pójdź – a ujrzysz całą serię... Zwą ulicę bałamutnie – Miodową... Tam same trutnie Wiodą o żer krwawe kłótnie... Dalej następuje opis wnętrza budynku konsystorskiego oraz zachowań biskupów: Na prawo – pożal się, Boże... Ciemno, brudno niby w norze – Zachodzą czy wstają zorze... *** Pomnij, że tędy prowadzi Droga do bożej czeladzi, Co czeladzią jest wciąż rzadziej... *** Wiesz już? – Dobrze. Teraz pomnij, Że tu ludzie są ułomni... I codziennie – nieprzytomni... *** Nieprzytomni, bo ułomni... Ułomnością swą ogromni... I dla młodych – karkołomni... *** Że „ułomni” – wzrok dociecze... Chociaż, jeśli masz, człowiecze, Serce – to ci krwią ociecze... *** Nie myśl, że go tem ubodłem... Hańba jest mu świętym godłem... Byczych cudów wiecznym źródłem...
wówczas, że wystąpi z Kościoła i zrzuci sutannę. On jednak cenił sobie pracę z ludźmi i dał się poznać jako wielki społecznik. Od tego momentu był ciągle karnie przenoszony na różne prowincjonalne i ubogie parafie Mazowsza i ziemi łódzkiej. Z Goszczyna przeniesiono go w 1906 r. do Mąkolic k. Łodzi. Rok później (w 1907 roku) pełnił funkcje kapłańskie w Kampinosie koło Błonia. Jeszcze w tym samym roku przeniesiono go na parafię w Pustelniku pod Warszawą, gdzie przebywał do 1909 r. W tym czasie powstały jego największe poematy dramatyczne, które odniosły wówczas ogromny sukces. W 1906 r. Szandlerowski wystawił w teatrze łódzkim bardzo kontrowersyjny dramat pt. „Maria z Magdali”. Bez wątpienia można go porównać do współczesnej powieści „Kod Leonarda da Vinci”. Oto jak o tym dramacie pisze Hanna Filipkowska: „Większą część dramatu wypełniają przygotowania do orgiastycznej, dionizyjsko-dekadenckiej uczty (...), co nadaje jej charakter wystawnego (...) przyjęcia zorganizowanego przez bankiera na cześć kurtyzany”. „Sponsorem” uczty jest Judasz, zamożny patrycjusz – kochanek Marii Magdaleny. Z Jezusem związany jest całkiem przypadkowo, jako konkurent w erotycznych zabiegach wokół Magdaleny. Gdy ta rzuca go dla Chrystusa, zazdrość Judasza przeradza się w nienawiść i doprowadza do zdrady. Jego zamierzenia okazują się niesłuszne,
Wspólnym dziełem Szandlerowskiego i H. Beatus był dramat „Paraklet” (1908 r.), który obracał się w kręgu idei gnostycznych. Wydany był pod pseudonimem Władysław Poświat, z dedykacją: „Duszy, która dała mi to wszystko – oddaję”. Wilhelm Feldman (1868–1919) tak pisał o tym dramacie: „Niełatwo było autorowi, księdzu wierzącemu, zdobyć się na syntezę ostatnią: osądzenie i spalenie tronu i krzyża w imię Absolutu, w imię »trzeciego Królestwa«, ku któremu od wieków tęsknią najlepsi wśród ludzkości”. W środowiskach kościelnych ponownie zawrzało. Na temat dramatu wypowiadały się pisma katolickie (m.in. „Przegląd Katolicki” i „Kronika Rodzinna”), zaś jej autora zdemaskował ponownie ks. Gnatowski. Szandlerowski jednak nie przejmował się tym zbytnio, świętując wraz z Heleną i przyjaciółmi sukces, jaki odnosił wówczas jako autor dramatu. „Zewsząd w Łodzi sypią się na mnie podziękowania za uroczyste chwile, jakie im dały moje poezje” – pisał autor. W kwietniu 1909 r. wyjechał na rok do Włoch. W podróży tej towarzyszyła mu Helena. Oboje zwiedzili m.in. Sycylię, Neapol, Rzym, Florencję i Wenecję i gromadzili materiały do swoich publikacji – Szandlerowski o mozaice starochrześcijańskiej, natomiast H. Beatus pisała książkę o Sycylii (ukazała się ona w 1911 r. pt. „Sycylia. Segesta i Selimurte. Studyum archeologiczno-artystyczne”). Wracając do Polski,
zatrzymali się na kilka tygodni w Paryżu. Po powrocie w kwietniu 1910 roku, Szandlerowski otrzymał probostwo w Grochowie koło Kutna. Na plebanii zamieszkał wspólnie z rodzicami, dwiema siostrami i ich dziećmi oraz... Heleną i jej 9-letnią córeczką. Szandlerowski przedstawiał Helenę jako... swoją trzecią siostrę. Parafianie uwielbiali swego proboszcza m.in. za bezinteresowność. W „Kronice Parafii Goszczyn” (t. I, s. 72–73), ks. dr Władysław Petecki zapisał: „Dziwny to był – ten ks. Władysław Antoni Szandlerowski (...). Pieniądze przeznaczone na odnowienie kościoła rozdał biednym, a sam wziął się za malowanie ścian”. Pomagała mu w tym „trzecia siostra”. W grudniu 1910 r. niespodziewanie zachorował na różę. Na dodatek podczas operacji wdało się zakażenie spowodowane zacięciem. Nie pomogły wysiłki rodziny księdza ani H. Beatus. Ks. Szandlerowski zmarł na swojej plebanii w niedzielę wieczorem, 8 stycznia 1911 r. Miał zaledwie 33 lata. Pogrzeb odbył się 12 stycznia i – jak pisał S. Helsztyński – zamienił się w manifestację. Mowę pogrzebową wygłosił Bolesław Szczęsny Herbaczewski, który przypomniał słowa zmarłego z wiersza „Epitaphium”: Na grobu mego zimny głaz Nie stawcie krzyża!… Słowa te przypomniał również „Kurier Poranny”. Zastosowano się do jego prośby i na nisko usypaną mogiłę postawiono tylko płytę. Pośmiertnie (1911 r.) ukazał się jego nieukończony poemat „Raj” oraz praca pt. „Rzym. Mozaika jako chrześcijańska sztuka bazylikowa. Studyum archeologiczne (IV–IX wiek)”. W latach 1912–1914 H. Beatus, własnym kosztem, wydała niemal wszystkie dzieła księdza poety. Ponadto, w 1914 r. opublikowano jej powieść „Zachód”, którą wydała pod pseudonimem Melitta. Książka zawiera wiele szczegółów z życia ks. Szandlerowskiego oraz jego światopogląd życiowy. Szczegółowo zaś przedstawia życie poety na pół roku przed jego śmiercią. Dzieje ich miłości zawarte są we wspomnianym „Confiteor” (wyd. pośmiertne). J. Jankowski w przedmowie napisał: „Książka ta zawiera listy księdza, kapłana-poety-artysty, który pokochał kobietę i przez nią tę miłość wyśpiewał. Ten, który był winien kochać Boga, ukochał twór Jego – Kobietę”. Warto w tym miejscu przytoczyć fragment z tej książki: „Tajemnica naszej miłości (...) przyjdzie z początku niezrozumiana, ale później doczeka się chwili... Kiedy sobie pomyślę, że miljony ludzi są tylko ślepem narzędziem w rękach poszczególnych idei – uczuwam taki wstręt i pogardę do kultury, iż uciekłbym gdzieś – hen!”. Helena Beatus zmarła w 1916 r. i pochowana jest na Powązkach obok ks. Szandlerowskiego. Jeszcze przed swoją śmiercią wykupiła kwaterę koło niego i prosiła, aby tam ją pochować. HORDA
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r. udzie Kościoła i urzędnicy zabrali się do poprawiania historii. Wykorzystują przy tym ciężki sprzęt budowlany. I nie jest to żart. Pod buldożerami znikają kolejne ślady wieloreligijnej i wieloetnicznej Polski. Prawicowi ministrowie edukacji nie zdążyli ocenzurować podręczników do historii, dzięki czemu dziatwa może się dowiedzieć, że pojęcie „Polska katolicka” to kłamstwo. Przez wieki nasz kraj był bowiem konglomeratem narodów i religii. Na jednej ziemi mieszkali Polacy, Żydzi, Niemcy, Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Czesi, Słowacy, Tatarzy, Karaimi, Ormianie, Romowie, Grecy. W tym katolicy, prawosławni, protestanci różnych Kościołów i muzułmanie.
L
POLSKA PARAFIALNA
9
Jakże inaczej traktowano wspólnoty niekatolickie. Im zabierano własność bez żadnych odszkodowań. Niektóre świątynie przejmowały w użytkowanie... parafie katolickie. Po 1973 r. na mocy decyzji Edwarda Gierka stały się one ich „prawną” własnością. Na początku obdarowani nie ukrywali, że kościoły, w których się modlą, należały wcześniej do kogoś innego. To się jednak zmienia na naszych oczach. Od nastania III RP coraz częściej obserwujemy zjawisko pisania historii na nowo. Nagle z kart przewodników i diecezjalnych informatorów znikają informacje o poprzednich właścicielach. Coraz częściej znikają także same budowle. Świątynie okazują się już za małe i zamieniane są na składy. Nie-
Poprawiacze historii Każda ze wspólnot, każda z nacji budowała własne świątynie i cmentarze. Ta wieloetniczność i wieloreligijność była kapitałem społecznym. Przedstawiciele mniejszości na trwałe zapisali się na kartach historii wielu miast i miasteczek. Np. Żydzi pokazali polskiej szlachcie i mieszczaństwu, jak buduje się instytucje nowoczesnego handlu czy finansów (to oni stworzyli przecież pierwsze banki). Niestety, po 1918 roku kolejne rządy – zamiast wykorzystać ów kapitał pluralizmu religijnego – pod wpływem Kościoła rzymskokatolickiego przeprowadzały akcje polonizacji i katolizacji kresów. Zwalczano i te stare, i wszystkie nowe niekatolickie ruchy religijne (walka z mariawitami – „FiM” 11/2008; z Kościołem narodowym – „FiM” 20/2008) oraz nie reagowano na bezprawne akcje Młodzieży Wszechpolskiej (w tym pomysł segregacji narodowej studentów, czyli tak zwane getto ławkowe – „FiM” 44/2007). Apogeum poddania Polski interesom Watykanu stanowiła konfiskata własności Kościoła prawosławnego oraz burzenie cerkwi na Lubelszczyźnie i Chełmszczyźnie przeprowadzone pod koniec lat 30. („FiM” 13/2008). Po roku 1945 Polska Ludowa skonfiskowała majątek niemal wszystkich wspólnot religijnych, ale nie Kościoła rzymskokatolickiego. Jego mienie, poza nieruchomościami rolnymi oraz szpitalami i szkołami, pozostało nietknięte. Warto wspomnieć, iż władze za pośrednictwem Funduszu Kościelnego przez lata wypłacały Kościołowi rzymskokatolickiemu odszkodowanie za znacjonalizowane gospodarstwa rolne.
rozbierze, gdyż psuje widok z okien nowo wybudowanej kamienicy służącej za plebanię.
Łaszczów i Dąbrowa Tarnowska
którzy proboszczowie posuwają się do tego, że rozbierają budowle sakralne jakoby im już niepotrzebne. A wszystko to przy biernej postawie służb konserwatorskich. Oto co ciekawsze przykłady:
Łódź W roku 1945 zakon franciszkański dostał od władz w formie rekompensaty za mienie zostawione we Lwowie zbór baptystyczny. Został on baptystom skonfiskowany na wspólny wniosek katolickiego proboszcza i oficera lokalnego UB. Obaj donosili władzom, że ci baptyści to hitlerowcy. Dowodem tego miał być fakt, że wielu z nich służyło w Wehrmachcie. Pisarze zapomnieli, że branka wśród ludności pochodzenia niemieckiego była przymusowa. Przez 63 lata nie przeszkadzało franciszkanom, że modlą się w świątyni, która wcześniej była baptystycznym zborem. Wiosną 2008 roku coś się zmieniło i postanowili budynek zburzyć. W jego miejsce mają zamiar postawić
przytulny, dwupiętrowy bunkier. Na swoją inwestycję otrzymali już zgodę prezydenta Jerzego Kropiwnickiego; Parafia św. Andrzeja Boboli (fot. powyżej) od 1947 r. korzystała ze świątyni ewangelickiej. W 1983 r. przestała ona wystarczać i postawiono nowoczesny kościół. Stary zamknięto, porzucono i teraz popada w ruinę. Władze nie interweniują.
Kostrzyn nad Odrą Jedyną świątynią, która przetrwała oblężenie Kostrzyna w 1945 r., była niewielka kaplica protestancka wybudowana na przełomie XVIII i XIX wieku. Przez lata służyła katolickiej parafii pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Matki Kościoła. Po wybudowaniu w latach 1974–1978 nowego kościoła służyła za salkę katechetyczną. Dzisiaj – zapuszczona, z powybijanymi szybami – służy za skład rupieci. Mieszkańcy powiadają, że proboszcz niedługo budynek
Samorządowcy skorzystali z nauk proboszczów, jak należy postępować z niekatolickimi zabytkami. Najgorszy los spotkał synagogi. Niemiecki okupant zrównał z ziemią prawie 65 procent spośród nich. Te, które ocalały, przez długie lata były wykorzystywane jako magazyny lub kina. Spora część wygląda dzisiaj tak jak synagogi w Łaszczowie i Dąbrowie Tarnowskiej (fot. powyżej). W przypadku pierwszej z nich konserwator zabytków oraz władze powiatu zapomniały, iż gmach synagogi jest nie tylko śladem istnienia tamtejszej gminy żydowskiej, lecz pamiątką potopu szwedzkiego. I nie jest to wcale żart. Otóż w 1782 roku Żydzi odkupili od hrabiego Szeptyckiego pozostałości zamku zburzonego podczas potopu. Zachowaną Salę Rycerską przebudowali na synagogę, która przetrwała zagładę Żydów, a po wojnie służyła za magazyn. Później jej właścicielem stał się Skarb Państwa. Dzisiaj jest to gruzowisko, ale wytrawni badacze dojrzą na resztkach ścian elementy sztukaterii i polichromii pochodzące z XVIII wieku. Państwowe agendy od dwóch lat powtarzają, że obiekt jest zabezpieczony. Naszym zdaniem, cały ich wysiłek ograniczył się do postawienia w 2007 roku nowego płotu i wykarczowania dorodnej brzózki, która wyrosła na resztkach sklepienia. Władze Dąbrowy Tarnowskiej, mając w rękach jedną z największych w Małopolsce synagog, także zrobiły wszystko, aby budynek zniknął z mapy miasta. W połowie 2005 roku wpadły nawet na pomysł przerobienia jej na supermarket. Po licznych protestach historyków
sztuki (w synagodze pomimo zniszczeń ocalały niemal w całości oryginalne polichromie) oraz specjalistów od budownictwa odstąpiono od tych planów. Od roku władze powiatu i miasta szukają nowego pomysłu na zagospodarowanie zabytkowej świątyni. Na razie bezowocnie. Przepytaliśmy liczne grono samorządowców w sprawie sposobu zabezpieczenia przez nich i wykorzystania zabytków kultury żydowskiej. Odpowiedzi były takie same: nie mamy środków. Rzeczywiście, państwo polskie na zabytki wydaje 120 milionów złotych przy potrzebach szacowanych na kwotę 300–400 milionów. Jak wynika z nieoficjalnych szacunków, prawie 2/3 tej sumy idzie na remonty i utrzymanie katolickich kościołów. Jeżeli nie można liczyć na państwo, są inne źródła pozyskania pieniędzy. Przykład dało 20 samorządów z województw podkarpackiego, świętokrzyskiego oraz lubelskiego. Wraz z Fundacją Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego oraz lokalnymi stowarzyszeniami wspólnie realizują projekt pt: „Szlak chasydzki”. Udało im się zdobyć środki z programu UE Phare 2003-Interreg IIIA. Tymczasem były konserwatywny minister kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierz Michał Ujazdowski przez prawie dwa lata nie znalazł czasu, aby spotkać się z ludźmi, którzy wpadli na pomysł „Szlaku chasydzkiego”. A gadał on, że z największą troską podchodzi do pamiątek po naszych przodkach. I pewnie dlatego wyjeżdżał co trzy miesiące do Watykanu. MICHAŁ CHARZYŃSKI Fot. R.P., Wikipedia
[email protected] Redakcja dziękuje Tadeuszowi Jakubowiczowi, przewodniczącemu Zarządu Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Krakowie, za pomoc w zbieraniu materiałów do tego tekstu.
10
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
POD PARAGRAFEM
O
d dziesięciu lat jestem właścicielem domu z ogrodem. Przez cały ten okres właściciel sąsiedniej nieruchomości nie wykonuje swoich obowiązków, tzn. nie kosi chwastów wzdłuż siatki, nie udrażnia rowów, nigdy nie sprząta chodnika i nie odśnieża go. Jestem bezradny wobec jego lekceważenia obowiązków obywatelskich. Proszę o informację, jakie są w tym względzie obowiązki właściciela, jaka jest ich podstawa prawna oraz do kogo mogę się zwrócić o pomoc. Zgodnie z art. 5 ust. 1 ustawy z dnia 13 września 1996 roku o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (DzU 05.236.2008), właściciele nieruchomości zapewniają utrzymanie czystości i porządku m.in. przez: – zbieranie powstałych na terenie nieruchomości odpadów komunalnych zgodnie z wymaganiami okre-
obowiązku. Zgodnie z art. 10 ust. 2 i 2a ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, niedopełnienie swych obowiązków przez właściciela nieruchomości stanowi również wykroczenie, za które, zgodnie z art. 24 kodeksu wykroczeń, może zostać wymierzona kara grzywny od 20 do 5 tys. zł. Sugerujemy więc skierowanie przez Pana odpowiedniego pisma do wójta, burmistrza albo prezydenta miasta, który zobowiąże Pana sąsiada do wykonania jego obowiązku. Jeżeli zaś to działanie nie poskutkuje, może Pan zawiadomić o popełnieniu wykroczenia właściwy organ, tzn. Policję lub Straż Miejską. Podstawa: ustawa z dnia 13 września 1996 r. o utrzymaniu czystości i porządku w gminach DzU 05.236.2008, ustawa z dnia 21 marca 1985 r. o drogach publicznych (DzU 04.204.2086), ustawa z dnia 20 maja 1971 r.– Kodeks wykroczeń (DzU 71.12.114).
skutek dziedziczenia ustawowego nabyła Pani prawo do 1/3 wartości spadku po ojcu, czyli 1/6 nieruchomości, jeżeli stanowiła ona całość majątku spadkowego. W opisanej przez Panią sytuacji, ponieważ umowny dział spadku wydaje się niemożliwy do przeprowadzenia, powinna Pani złożyć do właściwego sądu wniosek o podział spadku. We wniosku tym powinna Pani wskazać m.in., co wchodzi w skład majątku spadkowego oraz jaki sposób podziału majątku Pani proponuje – czy żąda Pani podziału nieruchomości, czy np. spłaty wartości Pani udziału, którym to obowiązkiem będą obciążeni wobec Pani pozostali spadkobiercy. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny (DzU 64.16.93); ustawa z dnia 25 lutego 1964 r. – Kodeks rodzinny i opiekuńczy (DzU 64.9.59).
Porady prawne ślonymi w regulaminie; – gromadzenie nieczystości ciekłych w zbiornikach bezodpływowych; – pozbywanie się zebranych na terenie nieruchomości odpadów komunalnych oraz nieczystości ciekłych w sposób zgodny z przepisami ustawy i przepisami odrębnymi; – uprzątnięcie błota, śniegu, lodu i innych zanieczyszczeń z chodników położonych wzdłuż nieruchomości, przy czym za taki chodnik uznaje się część drogi publicznej wydzieloną dla ruchu pieszego, a położoną bezpośrednio przy granicy nieruchomości; właściciel nieruchomości nie jest obowiązany do uprzątnięcia chodnika, na którym jest dopuszczony płatny postój lub parkowanie pojazdów samochodowych. Obowiązkiem właścicieli i zarządców nieruchomości jest również wykaszanie pobliskich, istniejących rowów i poboczy z traw oraz czyszczenie i udrażnianie istniejących rowów na całej długości swojej nieruchomości oraz przepustów pod zajazdami. Sprawy te reguluje m.in. ustawa z dnia 21 marca 1985 r. o drogach publicznych (DzU 04.204.2086). Zakres obowiązków właściciela nieruchomości sprecyzowany jest jednak przede wszystkim w uchwalanym przez gminę regulaminie utrzymania czystości na terenie gminy, w którym wymienione są obowiązki właściciela, niekiedy z podziałem na te, które musi on wykonywać osobiście, i te, które za odpowiednią opłatę wykonuje za niego gmina. Jeżeli właściciel nie wykonuje obowiązków z art. 5 ust. 1 ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, wójt (burmistrz, prezydent miasta) wydaje decyzję nakazującą wykonanie
~~~ Nasz ojciec zmarł w 1991 r., pozostawiwszy majątek, na który składa się dom piętrowy oraz 85 arów gruntu. Rok temu wystąpiłam z wnioskiem do sądu o ustalenie spadkobierców. Sąd stwierdził, że spadek po zmarłym ojcu, w drodze dziedziczenia ustawowego, nabywa żona oraz dwie córki (ja i siostra) – po 1/3 części każda. Moja matka, która po śmierci ojca przepisała siostrze notarialnie 1/2 domu i 1/2 działki, na której stoi dom, nadal rozporządza naszym wspólnym majątkiem, nie biorąc pod uwagę postanowienia sądu. Przepisała ona notarialnie 61 arów gruntu na mojego syna. Chciałabym przepisać na siebie tę część domu i gruntu, która mi się należy. Moja matka nie chce iść na żadną ugodę. Co mam w związku z tym robić? Jak można wywnioskować z Pani listu, matka jeszcze przed stwierdzeniem nabycia spadku rozporządziła połową majątku. Najprawdopodobniej Pani rodzice pozostawali więc w małżeńskiej wspólności majątkowej. Ze względu na jej ustanie, Pani matka mogła rozporządzić swoim udziałem w majątku wspólnym na zasadzie stosowanego odpowiednio art. 198 kodeksu cywilnego. Pani matka nie miała jednak prawa rozporządzać przedmiotem spadkowym bez Pani zgody. W związku z powyższym, zgodnie z art. 1036 kc, należy uznać, że rozporządzenie Pani matki jest bezskuteczne o tyle, o ile narusza uprawnienia przysługujące Pani na podstawie przepisów o dziale spadku. Jeżeli rzeczywiście taki był stan faktyczny, to na
~~~ Umowa przedwstępna została zawarta na okres 2 lat z zaznaczeniem, że właściwa umowa ma być sporządzona nie później niż do dnia 30.09.2006 r. Umowa nie została spisana, bo darczyńca odmówił wyrażenia zgody na darowiznę. W kwietniu 2007 roku zmarł. Czy mam prawo żądać respektowania tej umowy po półrocznym terminie od spadkobierców? W myśl art. 389 kodeksu cywilnego, strona uprawniona do żądania zawarcia umowy może w ciągu jednego roku wyznaczyć odpowiedni termin zawarcia umowy definiowanej. Termin ten ustalili Państwo na 30 września 2006 r. Jeżeli strona zobowiązana do zawarcia umowy bezpodstawnie uchyla się od jej zawarcia, możliwe jest wystąpienie dwóch różnych skutków zgodnie z art. 390: – tzw. skutek słabszy wyraża się w tym, że strona, która liczyła na zawarcie umowy przyrzeczonej, może żądać naprawienia wyrządzonej jej szkody; – tzw. skutek silniejszy zależy od tego, czy umowa przedwstępna spełnia wymogi stawiane umowie przyrzeczonej, w szczególności co do formy; w praktyce konieczne jest też,
by można z niej było odtworzyć zamiar stron co do treści umowy przyrzeczonej. W takim wypadku uprawniony może dochodzić zawarcia umowy przyrzeczonej także na drodze sądowej – prawomocne orzeczenie sądu, zgodnie z art. 64 kc, zastąpi w tym wypadku oświadczenie woli strony zobowiązanej do zawarcia umowy. Trzeba jednakowoż podnieść, że roszczenia z umowy przedwstępnej przedawniają się, zgodnie z art. 390, co do zasady z upływem roku od dnia, w którym umowa przyrzeczona miała być zawarta. Oznacza to, że strona zobowiązana może podnieść zarzut przedawnienia roszczenia, co uniemożliwi dochodzenie spełnienia świadczenia. Od tej reguły przewidziany jest wyjątek w postaci innego terminu przedawnienia w okolicznościach, kiedy sąd rozpatrzy sprawę odmownie. W takim wypadku roszczenia z umowy przedwstępnej przedawniają się z upływem roku od uprawomocnienia się orzeczenia. Podstawa prawna: DzU 1964 r., nr 16, poz. 93 – ustawa: Kodeks cywilny. ~~~ Jechałem samochodem zgodnie z przepisami. W pewnym momencie jakiś pies wyskoczył na jezdnię i wpadł mi pod koła. Jego właściciel nie chce zapłacić za szkodę powstałą w podwoziu samochodu. Samochód jest mi potrzebny do pracy. Co mogę wobec tego zrobić? Jakie uprawnienia przysługują mi w takiej sytuacji? Zgodnie z normą art. 431 par. 1 kodeksu cywilnego, ten, kto zwierzę chowa albo się nim posługuje, zobowiązany jest do naprawienia wyrządzonej przez nie szkody niezależnie od tego, czy było pod jego nadzorem, czy też zabłąkało się lub uciekło, chyba że ani on, ani osoba, za którą ponosi odpowiedzialność, nie ponoszą winy. Opisywana odpowiedzialność właściciela zwierzęcia oparta jest na domniemaniu jego winy (tzw. wina w nadzorze). W związku z powyższym może Pan, zgodnie z normą wyrażoną w art. 363 par. 1 kodeksu cywilnego, dochodzić od niego przywrócenia stanu poprzedniego lub zapłaty określonej sumy pieniężnej tytułem odszkodowania. Jeśli więc posiada Pan dane właściciela zwierzęcia, może Pan wezwać go do naprawienia szkody wyrządzonej przez jego pupila, a jeśli ten nadal nie będzie chciał zapłacić – przysługuje Panu prawo do wystąpienia na drogę sądową. Podstawa prawna: ustawa – Kodeks cywilny – DzU 1964 r., nr 16, poz. 93 z późn. zm. ~~~ Przekształciłem mieszkanie lokatorskie w spółdzielcze własnościowe. Na koncie w spółdzielni posiadam swój określony wkład. Jeśli sprzedam to mieszkanie lub zamienię na inne
w drugiej spółdzielni, to czy należy mi się zwrot tego wkładu? Prawo do rozporządzania wkładem jest związane z samym prawem do lokalu, a zatem prawo do wkładu przechodzi na nabywcę tego lokalu; abstrahując od powyższego – przekształcenie spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu we własnościowe lokatorskie powoduje zużycie kaucji (jest ona zaliczana na poczet wkładu budowlanego). Tym samym wydaje się, że w opisanej sytuacji nie będzie Panu przysługiwać zwrot wkładu. W celu dokładnego sprawdzenia Pana sytuacji prawnej sugerujemy sprawdzić kwestię rozliczeń w statucie spółdzielni mieszkaniowej, do której Pan należy. Podstawa prawna: ustawa z 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych – DzU 2001 r., nr 4, poz. 27 z późn. zm.; ustawa z 16 września 1982 r. – Prawo spółdzielcze – DzU 1982 r., nr 30, poz. 210. ~~~ Czy możemy wnieść poprawkę do aktu notarialnego, którym dokonaliśmy darowizny nieruchomości na rzecz naszego syna? Syn jest obecnie niewdzięczny, chcemy zatem obdarować w połowie jego, a w połowie naszą córkę. Nie można wnieść poprawki do aktu notarialnego. Należałoby w takiej sytuacji sporządzić nowy akt notarialny. Nie można jednak sporządzić aktu powtórnie, bowiem umowa została już wykonana. Zatem, o ile darowizna miałaby dotyczyć tego samego przedmiotu (konkretny dom), mógłby jej dokonać wyłącznie obecny właściciel tego przedmiotu. Natomiast w świetle uregulowań kodeksu cywilnego (art. 898–899 kc) darczyńca może odwołać darowiznę już wykonaną w ciągu jednego roku od dowiedzenia się o niewdzięczności obdarowanego. Po upływie roku domniemywa się, że darczyńca sprawcy przebaczył albo się niewdzięcznością nie przejął, zatem po upływie tego okresu niemożliwe jest już odwołanie darowizny. W Pani sytuacji zatem decydujący będzie upływ czasu. Jeżeli niewdzięczność syna objawiła się niedawno, będzie Pani mieć możliwość darowiznę odwołać – poprzez oświadczenie złożone na piśmie – a jeżeli czas ten już upłynął, to nie będzie możliwości odwołania darowizny, a zatem zmiany zaistniałej sytuacji. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 – Kodeks cywilny, DzU 1964 r., nr 16, poz. 93 z późn. zm. ~~~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
11
„Niech ulice, którymi chodzili święci, wielcy uczeni i artyści, będą wolne od parad i marszów obrażających elementarne poczucie przyzwoitości” – takimi oto słowami miłości karmił gawiedź kard. Dziwisz, namiestnik Watykanu na diecezję krakowską. Na uroczystości Bożego Ciała w Krakowie, których ukoronowaniem była procesja na Rynku Głównym, przybyło kilka tysięcy wiernych, którzy mieszali się z liczną grupą przypadkowych turystów, zaciekawionych wydarzeniem w ich krajach niespotykanym. Zwykle procesja paradowała sprzed kościoła Mariackiego do katedry na Wawelu, by u stóp ołtarza, nad którym króluje srebrny sarkofag ze szczątkami św. Stanisława – biskupa zdrajcy – zakończyć uroczystość. Jednak w tym roku ze względu na remont ul. Grodzkiej (główny trakt z rynku na Wawel) trasę procesji ograniczono do obejścia wokół rynku. Uroczystość wzbogacały dwie plenerowe msze koncelebrowane przez kard. Dziwisza. Nie
zapomniano też o zdrajcy, św. Stanisławie, którego wizerunek jako „patrona ładu moralnego” przyozdabiał ołtarz polowy (fot. powyżej). Podczas przemówień do ludu Dziwisz zachowywał się tak, jakby Kraków był miastem ubezwłasnowolnionym i tylko katolickim. Potępił niedawny Marsz Równości gejów i lesbijek, twierdząc, że na ulicach, którymi przechadzali się katoliccy święci, ludzie odmiennie myślący nie mają prawa publicznie głosić swych poglądów. Dalej kardynał apelował, by krakowianie dochowali wierności tradycyjnym wartościom, tym samym, które krzewił sługa Boży JPII, i aby nie dopuścili do tego, żeby ich miasto stało się areną taniej rozrywki i awantur. Gwoli ścisłości, to wielcy artyści Młodej Polski – okresu, który najbardziej rozsławił ówczesny Kraków – dalecy byli od Dziwiszowego wzoru pobożności i moralności... Ot, na przykład Wyspiański czy Boy-Żeleński. Tradycyjnie też oberwało się zwolennikom aborcji.
ak najlepiej pomóc biednym dzieciom? Sfinansować im dożywianie, udzielić niezbędnej pomocy materialnej i edukacyjnej? A gdzie tam... najważniejsze jest wpajanie im nauk JPII! Przy Starostwie Powiatowym w Krakowie działa Centrum Pomocy Rodzinie, którym kieruje była pielęgniarka Grażyna Tajs-Zielińska. To jednostka powiatowa odpowiedzialna za pomoc najbiedniejszym dzieciom, rodzinom oraz domom dziecka. Wydawać by się mogło, że przed tym urzędem stoi bezmiar pracy, a fundusze, którymi dysponuje budżet PCPR, to promil w morzu potrzeb. Nic z tych rzeczy, bo jak to często bywa w naszym kraju, wśród wielu urzędników publicznych występuje totalne pomieszanie hierarchii wartości lub prowadzone są działania wręcz destrukcyjne – albo spowodowane głupotą, albo mające charakter korupcjogenny. W powiecie krakowskim żyją ludzie utrzymujący się głównie z rolnictwa, a częściowo
J
Zostali posądzeni o utratę pamięci i dziedzictwa chrześcijańskiego. Można powiedzieć, że tego dnia w Krakowie nastąpiło zderzenie dwóch światów, gdyż całej świętobliwej i rozmodlonej ceremonii przyglądała się spora liczba osób, również tych popijających piwko i wesoło rozmawiających w kawiarnianych ogródkach. Niektórzy z nich – głównie cudzoziemcy – mieli niezły ubaw, kiedy zaczepiane przez nich młodsze i co urodziwsze zakonnice kryły się speszone za starszymi koleżankami. Dużo można było odczytać z reakcji samych uczestników procesji...
też z pracy w pobliskiej metropolii. Jak w całym kraju – nie brakuje tu ludzi zamożniejszych ani takich, którzy żyją na skraju ubóstwa. Są też domy dziecka, które z racji prowincjonalnego położenia nie mogą liczyć na wielu
Fot. Autor
Mocno się zDziwisz
Na przykład kiedy Dziwisz potępiał aborcję i rozrywkowy styl życia, pomruk aprobaty dolatywał głównie od osób, których wiek był już więcej niż słuszny, natomiast u młodszych
fundamentem społeczeństwa, dlatego, że otwiera i uwrażliwia człowieka na innych członków rodziny (...). Wyróżnia się instytucjonalne funkcje rodziny (...). Są nimi: prokreacja (...) oraz funkcja religijna – przekazywanie dzieciom
Centrum Pomocy Religijnej sponsorów. Oczywiście, pani dyrektor PCPR, zapytana przez nas, nie umiała odpowiedzieć, ile wynosi dzienna racja żywnościowa na jednego wychowanka domu dziecka, któremu ma pomagać. Bo jak się okazuje, dla urzędników katolików liczy się inna forma pomocy. Starostwo krakowskie przygotowało program „Strategia rozwiązywania problemów społecznych” na lata 2006–2010. W dokumencie czytamy m.in., że ,,rodzina jest
religijnej doktryny i norm postępowania oraz utrwalanie ich w rodzinnej wspólnocie (...). Niebezpieczeństwa zagrażające współczesnej rodzinie to ubóstwo, przemoc i aborcja”. Ukoronowaniem tego nowatorskiego programu było zakupienie (przez panią dyrektor PCPR) od przykościelnej organizacji Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia... wystawy pt. ,,Jan Paweł II w sprawie najmniejszych”. Za 12 tys. zł!
uczestników dominował złośliwy uśmiech i znaczące spojrzenia. Tylko czy kardynał to dostrzegł? MAREK PAWŁOWSKI
[email protected]
Jakby tego było mało, większość usług psychologiczno-dydaktycznych PCPR zleca od kilku już lat wyłącznie katolickiej organizacji Pro Bono. Smutne jest to, iż w naszym kraju państwowy urząd, który ma jasno wytyczony cel konkretnej i materialnej pomocy najbiedniejszym oraz budżet zasilany ze środków wszystkich podatników, zajmuje się ordynarną indoktrynacją katolicką za nasze pieniądze! A panią dyrektor Grażynę Tajs-Zielińską zapraszamy do odwiedzin np. oddziału onkologii dziecięcej szpitala w Krakowie-Prokocimu, gdzie jest wielu cierpiących małych pacjentów (również tych z powiatu krakowskiego). Ich życie często zależy od drogiego leczenia, na które zwykle nie stać ich zrozpaczonych rodziców. Takim rodzinom właśnie powinna być oferowana pomoc i na pewno nie poprzez kosztowny zakup jakiejś zakichanej wystawy aborcyjnej. PP
12
WYBACZCIE PIECHOCIE...
Polska wysłała swoich wojowników na wojnę zwaną misją stabilizacyjną. Jeszcze nie wiadomo, czy popełnili tam tragiczny w skutkach błąd, czy może zawiódł sprzęt. Wiadomo jedynie, że siedzą w więzieniu z perspektywą dożywocia. Wyrok zapadnie „w imieniu Rzeczypospolitej”...
Ppor. Łukasz B. (z brodą) zarządził „pluton, spocznij”!
Towarzysze broni („Osa” z prawej)
Osa Spośród żołnierzy elitarnego 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego z Bielska-Białej, zatrzymanych w listopadzie 2007 r. po tragicznym w skutkach ostrzale moździerzowym afgańskiej wioski Nangar Khel (sześciu komandosom prokuratura zarzuca zabójstwo ludności cywilnej, jednemu – atak na niebroniony obiekt), w rodzimej niewoli wciąż jeszcze pozostaje czterech. Przed kilkunastoma dniami zwolnieni zostali trzej starsi szeregowi, zaś majorowi Olgierdowi C. (dowódca stacjonującego w bazie Wazi-Khwa Zespołu Bojowego „C”), podporucznikowi Łukaszowi B. (dowódca 1. plutonu szturmowego), chorążemu Andrzejowi Osieckiemu (fot. okładka, pomocnik dowódcy plutonu) i plutonowemu Tomaszowi B. (dowódca moździerza) przedłużono areszty do 13 sierpnia. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie argumentował decyzję tym, że w stosunku do wszystkich żołnierzy występuje „wysokie prawdopodobieństwo popełnienia zarzucanych im przestępstw”, jednak odpowiedzialność szeregowców jest – proporcjonalnie do ich wpływu na przebieg zdarzeń – niższa. – Pragnę zapewnić opinię publiczną, iż prowadzący śledztwo prokuratorzy podejmują wszelkie starania, aby zakończyć postępowanie w dotychczas oznaczonym terminie, czyli do 30 czerwca 2008 r. – podkreśla płk Jerzy Artymiak, rzecznik prasowy Naczelnego Prokuratora Wojskowego. Siedzący w areszcie żołnierze bronić się nie mogą, więc dzisiaj można o nich wypisywać dowolne bzdury. W niektórych mediach co chwilę pojawiają się „przecieki” z tajnego ponoć śledztwa, fragmenty „relacji świadków”, zapisy domniemanych rozmów prowadzonych na polu walki... Gołym okiem widać, w kogo ten – na pozór chaotyczny – ostrzał jest wycelowany.
„Ustaliliśmy, że jeden ze świadków incognito zeznał, iż chorąży Andrzej O. i plutonowy Tomasz B. byli dumni z tego, co zrobili pod Nangar Khel. Mówili, że wreszcie otworzył się im licznik, jeśli chodzi o liczbę zabitych przez nich ludzi” – ogłosił triumfalnie pewien ogólnopolski dziennik, zatrwożony tym, że obaj komandosi mogli być nawet satanistami, skoro „nosili na mundurach trupie czaszki”. Nieszczęśni czytelnicy tabloidów są również bombardowani sugestiami, że chorąży („odgrywał kluczową rolę w plutonie”, choć „formalnym dowódcą był młody podporucznik Łukasz B., ale nie miał on odpowiedniego doświadczenia”) to po prostu psychopatyczny zabójca, który – jak czytamy w jednej z gazet – „po ostrzale wioski swoim zwyczajem przechadzał się nonszalancko wśród zabitych i rannych. Przeliczył te osoby, kilka razy się uśmiechnął”. Zastanawia nas tylko, dlaczego, skoro już „przechadzał się nonszalancko”, nie „uśmiechnął się szyderczo”...? Marta, żona 31-letniego chorążego Andrzeja Osieckiego, zwanego przez przyjaciół i towarzyszy broni „Osą”, z trudem znosi oskarżenia wobec męża. Są razem od dziewięciu lat. Ona wie najlepiej, jakim jest człowiekiem, potrafi bezbłędnie rozszyfrować każdy jego wyraz twarzy. – To urodzony, świetnie wyszkolony oraz opanowany żołnierz. Takie opinie słyszałam wielokrotnie i z różnych ust. Kocha wojsko. Marzył o tym zawodzie od dzieciństwa. W służbie bardzo stanowczy i wymagający, ale nigdy nie wydał podwładnym rozkazu, którego sam nie potrafiłby wykonać. Ilekroć dowódcy mieli
Marta wie najlepiej... rozterkę, jaki pododdział skierować na trudną akcję, to ostatecznie zapadała decyzja: „Wyślijcie ten pluton, gdzie jest Osiecki”. Ktoś dzisiaj mówi, że „przechadzał się nonszalancko”. To strasznie przykre, bo znam relacje, że mąż był w Nangar Khel jednym z nielicznych, którzy zachowali tyle przytomności umysłu, by natychmiast ratować rannych i oddzielić tych ludzi od ofiar, którym już nic nie mogło pomóc – mówi Marta. – „Osa” jest absolutnym profesjonalistą. Niejeden zawdzięcza mu, że wrócił z wojny w Afganistanie cały i zdrowy, a nie w „skrzynce” – twierdzi oficer bielskiego batalionu. – Nie mogę zrozumieć, dlaczego wszystko jest interpretowane na jego niekorzyść. W Nangar Khel afgański tłumacz podpowiedział „Osie”, żeby zebrać jakąś kasę dla opiekuna, który miał lecieć z rannymi, aby miał za co wrócić do wioski. Opiekun dostał pieniądze, a w prokuraturze wyszło na to, że „Osa” usiłował przekupić ofiary – dodaje jeden z „misjonarzy”. Andrzej pochodzi z Olsztyna. Po maturze z bratem bliźniakiem służyli w Marynarce Wojennej. Złożył papiery do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, jednak
wypadek uniemożliwił mu zdawanie egzaminów. Zrezygnował z kariery oficerskiej, wstępując do Szkoły Chorążych Wojsk Lądowych w Poznaniu, którą ukończył w 1999 r. Pracował już w Krakowie, gdy został skierowany na 3-miesięczny kurs do Wrocławia. – Właśnie tam poznaliśmy się w 1999 roku. W autobusie. Był z kolegami, a żaden z nich nie znał miasta. Andrzej zapytał mnie o drogę. Okazało się, że jedziemy dokładnie w to samo miejsce. Później wyszło jeszcze na jaw, że jego brat jest sympatią mojej serdecznej koleżanki, co już chyba dowodziło przeznaczenia. Kto kogo usidlił? Zdecydowanie on mnie, urzekając wprost niesłychaną troskliwością – śmieje się Marta. Mieszkała wówczas z rodzicami pod Wrocławiem i pamięta, że Andrzej zawsze, nawet skrajnie wyczerpany po forsownych poligonowych ćwiczeniach, odprowadzał ją po pracy na dworzec. Gdy wrócił do Krakowa, wkrótce pojechała tam za nim: – Ilekroć namawiał mnie na ślub, odpowiadałam, że jak nie będzie pierścionka, to niech sobie wybije z głowy małżeństwo. Jego chyba zawstydzały takie ceremonie, bo jakoś długo nie mógł się przełamać. No i któregoś pięknego razu poszliśmy do supermarketu na zakupy. Gdy zatrzymał się przy stoisku jubilerskim, myślałam, że tylko ogląda biżuterię. Wreszcie wydusił z siebie: „Proszę, wybierz”. W domu mój dumny wojownik padł na kolana, prosząc o rękę, której mu oczywiście
nie odmówiłam, i w lipcu 2003 roku pobraliśmy się we Wrocławiu. Marta i Andrzej są zapalonymi wędrowcami: – Mąż zna biegle angielski i nieźle francuski, więc mogliśmy zwiedzić kawał świata, bo podróże były jego drugą – obok wojska – pasją. Sypialiśmy na dworcach, w pociągach, czasem w najpodlejszych hotelach i nałogowo zwiedzaliśmy. Po ślubie spędziliśmy sześć tygodni w Ameryce Południowej, przemierzając kontynent od oceanu do oceanu i zaliczając m.in. słynne Machu Picchu w peruwiańskich Andach. To samo, za które oberwało się niedawno od mediów panu premierowi Tuskowi. Mieliśmy teraz zamiar wyjechać na trzy miesiące do Australii i spędzić tam cały przypadający Andrzejowi urlop za Afganistan. Chorąży Osiecki podróżował też służbowo. Po rozwiązaniu jednostki w Krakowie został przeniesiony do Bielska-Białej i stąd właśnie, wraz z grupą żołnierzy 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego, wyjechał w 2004 roku na swoją pierwszą misję do Iraku w składzie II zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego. – 30 lipca zbierali się do powrotu do kraju i o tym, że urodziłam Nicole, dowiedział się, jadąc w konwoju na lotnisko. W domu wariował ze szczęścia. Jednym tchem przeczytał książkę „Superniania”, po czym kąpał córkę, ubierał, gotował kaszki... No po prostu robił przy niej wszystko. Choć formalnie mieliśmy podział nocnych dyżurów przy małej, to on wstawał na każde jej wezwanie, a rano pędził do jednostki. Musiało mu się to bardzo spodobać, skoro już w Afganistanie myślał o drugim dziecku. Jeśli będzie córka, to będzie miała na imię Sonia. Mam nadzieję, że jeszcze nam się uda... Andrzej pracował, studiował (zdobył licencjat na Wydziale Humanistyczno-Pedagogicznym Wszechnicy Świętokrzyskiej), nieustannie doszkalał się (ma uprawnienia instruktora skoków spadochronowych i „walk w bliskim kontakcie”). Czy Marcie zdarzało się przez niego płakać?
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r. Minister Szczygło wręcza chorążemu Osieckiemu medal
Patrol ugrzązł w błocie – Oczywiście, bywały między nami spięcia, ale to on zawsze pierwszy przychodził przeprosić, choćby i nie za swoje winy. Nigdy nie wyszedł do pracy bez pocałunku na pożegnanie, czym nawet wkurzał mnie czasem, gdy wstawał skoro świt, a ja jeszcze miałam szansę pospać. A już zupełnie serio: ten facet to czuły ojciec i troskliwy mąż, choć był wiecznie zabiegany. Nauka, treningi, zdobywanie kolejnych specjalności... Największym problemem, jaki z nim mam, to koszule. Nie wiem, czy w domu są chociaż
„Superniania”...
dwie normalne, bo kupuje i najchętniej nosi tylko wojskowe – udaje zagniewaną Marta. Choć zostawała sama z niespełna 3-letnim dzieckiem, nie protestowała, gdy wiosną 2007 r. Andrzej odlatywał do Afganistanu na „misję stabilizacyjną” w ramach stworzonych przez NATO Międzynarodowych Sił Wsparcia Bezpieczeństwa (ISAF). Stacjonował w wysokogórskiej bazie Wazi-Khwa (prowincja Paktika) na pograniczu z Pakistanem. Drewniany barak, okazjonalna kąpiel, kupa w prowizorycznym szalecie ze starych beczek i wielodniowe patrole po naszpikowanych minami wertepach. „Ganiają talibów i przemytników opium samochodami, których blacha podłogowa niewiele różni się grubością od opakowania szprotek” – alarmowaliśmy wówczas (por. „Boso, ale w ostrogach” – „FiM” 28/2007). Aż wreszcie zdarzyło się Nangar Khel... Powtórzonej nam przez Martę relacji męża o przebiegu tragicznych wydarzeń z 16 sierpnia postanowiliśmy nie ujawniać. Powód? Jak najdalsi jesteśmy od obarczania kogokolwiek odpowiedzialnością, skoro nie dysponujemy kompletną w tej materii wiedzą. Trudno jednak przemilczeć fragment listu chorążego Osieckiego wysłanego do żony 5 września, jeszcze z Afganistanu: „Borys (plut. Tomasz B., dowodzący żołnierzami obsługującymi moździerz – dop. red.) miał pecha, bo na 24 granaty 3 albo 4 wpadły w rejon zabudowań. Salwę wcześniej, na tych samych nastawach, miał ok. 400 metrów dalej, a ta wpadła do wioski. Straszny pech. Ale też i amunicja nigdy
nie była testowana na 2500 m. U nas to Rysy, a tu normalka. Poza tym zdarzało się, że latała, jak chciała, i spadała albo za daleko, albo za blisko. No i tym razem jeden pocisk trafił w ludzi. 6 zabitych i 3 ciężko rannych (2 osoby zmarły później na skutek odniesionych obrażeń – dop. red.)”. – Podczas eksperymentów przeprowadzonych na zlecenie prokuratury kilka granatów wystrzelonych na nastawach 1200 metrów spadło około 500 metrów bliżej. Jeden tuż za okopem z obserwatorami. O mały włos mielibyśmy kolejne ofiary – sprawozdaje „FiM” jeden z żołnierzy biorących udział w zabezpieczaniu czynności śledczych. Podkreślmy jeszcze, że: specjalna komisja ISAF, badająca w Nangar Khel okoliczności fatalnego ostrzału, nie dopatrzyła się żadnych kryminalnych okoliczności w działaniach polskich żołnierzy i umorzyła śledztwo. Tymczasem rodziny i adwokaci aresztowanych bezskutecznie próbują wymóc na prokuraturze ściągnięcie do akt sprawy protokołu podsumowującego prace komisji. Komu on przeszkadza? – O ile mi wiadomo, dokument ten zawiera bardzo przykre konkluzje dotyczace sprzętu i systemu dowodzenia, a padające tam określenia, w przypadku ich ujawnienia opinii publicznej, mogłyby narazić na szwank nasze relacje sojusznicze z Amerykanami – tłumaczy „FiM” wysoki rangą wojskowy; gdy w II dekadzie września 2007 r. minister obrony narodowej Aleksander Szczygło – w towarzystwie gen. dyw. Romana Polki (p.o. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego) reprezentującego prezydenta Lecha Kaczyńskiego – przyjechał do Wazi-Khwa, żeby osobiście zapoznać się z sytuacją, jednym z sześciu żołnierzy odznaczonych wówczas przez ministra Brązowym Medalem za Zasługi dla Obronności Kraju był chorąży Andrzej Osiecki.
Rankiem 13 listopada 2007 r. (dla porządku zauważmy, że były to ostatnie dni rządu Jarosława Kaczyńskiego) do mieszkań komandosów z Bielska-Białej wdarły się jednostki specjalne Żandarmerii Wojskowej. – O tym, że coś złego się dzieje, wiedzieliśmy już o godzinie 5.20. Zatelefonowała do nas żona „Borysa” i opowiedziała, że Tomka wywabili z domu pod pretekstem rzekomego włamania do ich samochodu. Widziała, jak go obezwładniali i zabierali. Mówiła, że natychmiast powiadomiła przełożonego męża, ale ten nie miał pojęcia, o co chodzi. Mając czterdzieści minut przewagi nad żandarmami, Andrzej mógł im bez trudu uciec, gdyby tylko chciał. Jednak nie dowierzaliśmy, że mogą przyjść do domu, skoro codziennie od rana był w jednostce. Wystarczyło wezwać go do któregoś z przełożonych i tam po prostu zatrzymać, skoro już była taka konieczność – nie ukrywa rozżalenia Marta. Opowiada dalej: – Zadzwonili do drzwi o 6 rano. Gdy otworzyłam, odepchnęli mnie na ścianę i krzycząc coś, rzucili się na Andrzeja. Powalili go na podłogę i trzymając na muszce, skuli kajdankami. Zabrali męża po godzinie, nie pozwalając mi ani na moment zbliżyć się do niego. Nie mógł też pożegnać się z dzieckiem i gdy Nicole się obudziła, szukała go z płaczem po całym domu. Przeszukanie mieszkania trwało jeszcze do 11.30. Pozabierali wszystko, co tylko wydało im się podejrzane. 23 listopada w koszarach bielskiej jednostki odbyło się oficjalne powitanie komandosów z 18. batalionu, których Rzeczpospolita wysłała na wojnę do Afganistanu. Zabrakło siedmiu... „Nie dopuszczamy myśli, że popełnili świadomy błąd. Są i pozostaną naszymi towarzyszami broni. Pozostaniemy solidarni z nimi i ich rodzinami, także w tych jakże trudnych dla nich chwilach. Nie zapomnimy o nich. Czekamy na nich, jesteśmy z nimi na dobre i na złe. Zadbamy o to, aby otrzymali możliwie najlepszą opiekę prawną” – zapewnił szef Sztabu Generalnego WP gen. broni Franciszek Gągor.
13
Gdy po kilkunastu dniach prowadzący śledztwo prokurator płk. Zbigniew Rzepa (zmieniony w marcu przez prokuratora Karola Frankowskiego, szefa Wydziału II Oddziału ds. Przestępczości Zorganizowanej Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Poznaniu) zezwolił Marcie na widzenie z Andrzejem, szła na spotkanie ze świadomością, że musi zagrać rolę swojego życia: – Wiedziałam, że powinnam mu dodać otuchy. Wyglądać ładnie i przekonać, że dajemy sobie z Nicole radę. Miałam szczękościsk, ale zdołałam zażartować, pytając, czy aby nie schował się w areszcie przed dawno już zaplanowanym ślubem kościelnym. Andrzej nie jest entuzjastą takich obrządków, ale bez oporów – będąc jeszcze w Afganistanie – zgodził się na wymarzoną przez Martę uroczystość. – Miała się odbyć 5 kwietnia. Ze szpalerem komandosów w galowych mundurach i typowym wiejskim weselem. Wszystko już mieliśmy zamówione, włącznie z salą i orkiestrą. Bardzo chciałam, żeby to było na początku wiosny, będącej dla mnie okresem największej radości życia. W porze kwitnienia wiśni zawsze kojarzącej mi się ze szczęściem... Marta kończy zaocznie studia, nie pracuje. Ma kłopot ze znalezieniem zajęcia, które mogłaby wykonywać w czasie, gdy Nicole jest w przedszkolu. Dostaje od armii regulaminowe 1200 zł, co stanowi 50 proc. pensji męża zawieszonego w pełnieniu obowiązków. – Jak umiem, najlepiej staram się wykorzystać każdą wolną chwilę, żeby wspomagać adwokata. MON opłaca każdemu z aresztowanych żołnierzy prawnika, ale tylko jednego, więc próbuję wyprzedzać czas, wynajdując na własną rękę wszelkie płycizny zarzutów oraz niedociągnięcia śledztwa. Okazuje się, że prokuratura nie ma bladego pojęcia o wielu istotnych okolicznościach, które przemawiają na korzyść naszych mężów – mówi Marta. „Czy widziałaś, jak gaśnie płomyk w oczach dzikich zwierząt zamkniętych w ogrodzie zoologicznym? Mój nigdy nie zgaśnie” – uspokaja ją zza krat Andrzej. Komandos ma tam codziennie godzinę spaceru w betonowej klatce. Kto pierwszy napisze, że... „przechadza się nonszalancko”? ANNA TARCZYŃSKA, S.T.
Oficjalne powitanie 18. batalionu...
14
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
ZE ŚWIATA
Ileż to słyszało się zapewnień, deklaracji, że uśmiech poprawia zdrowie i wydłuża życie. A tu – masz babo placek – okazuje się nagle, że jest całkiem odwrotnie. Przynajmniej jeśli chodzi o uśmiech wymuszony. Niemiecki naukowiec Dieter Zapf z Uniwersytetu Goethego we Frankfurcie na bazie eksperymentu przeprowadzonego na 4 tys. osób doszedł do wniosku, że ludzie zmuszani do uśmiechania się i znoszenia nieprzyjemności ze strony innych płacą za to zdrowiem i są bardziej podatni na przewlekły, szkodliwy stres. Zapf zatrudnił wolontariuszy do obsługi klientów – podstawionych, o czym badani nie wiedzieli. Połowa musiała z uśmiechami i uprzejmością znosić awantury i fochy, natomiast drugiej połowie pozwolono zachowywać się naturalnie, nie szczerzyć się na okrągło, a nawet odszczekiwać. Ci reagowali tylko chwilowym przyspieszeniem akcji serca (irytacja), pierwsi zaś wykazywali symptomy poważnego stresu. „Ludzie zmuszeni tłumić swe prawdziwe uczucia płacą za to negatywnymi konsekwencjami zdrowotnymi” – konkluduje Zapf i zaleca, by osobom, które muszą się w pracy uśmiechać i być uprzejmi, niezależnie od okoliczności dawać częste przerwy, by mogli rozładować napięcie. TN
ŚMIECH TO... CHOROBA
Naukowcy z różnych ośrodków raportują pozytywny wpływ alkoholu na zdrowie. Zaznaczają jednak, że dotyczy to wyłącznie małych dawek. Z większymi rzecz ma się dokładnie na odwrót. Potwierdzają to właśnie badania przeprowadzone w szpitalu św. Jakuba w Dublinie. U mężczyzn spożywających więcej niż 21 standardowych dawek alkoholu (butelek piwa, kieliszków wina lub wódki) tygodniowo stwierdza się częstsze występowanie nadciśnienia krwi, stwardnienie arterii i mięśni serca. U kobiet zaś toksyczny wpływ alkoholu wywołuje powiększenie serca; jest to patologia nieodwracalna, zwiększająca 5-, a nawet 6-krotnie ryzyko zawału lub wylewu. Konsekwencje te stwierdza się u pań pijących więcej niż 14 drinków tygodniowo, bo organizm kobiety jest mniej odporny na alkohol. Jednocześnie wykryto kolejny pozytywny aspekt konsumpcji niewielkich ilości alkoholu. Badacze z Montefiore Medical Center w Nowym Jorku stwierdzili, że dawka nie większa niż 2 drinki dziennie poprawia stan kości i redukuje o 20 proc. ryzyko złamania główki kości udowej, będącego wynikiem odwapnienia kości. PZ
NO TO SIUP!
To wie niemal każdy – nadmiar słońca podczas opalania może przyczynić się do raka skóry. Kto jednak wie, że jego niedobór też? Badania prof. Joan Lappe z Creighton University wykazały, że witamina D może o 60–77 proc. zmniejszyć ryzyko nowotworu. Pod wpływem słońca organizm przetwarza substancję podobną do cholesterolu w witaminę D. Jest to pierwsze tego typu studium wykazujące tak silną korelację. W krajach z niedoborem słońca zaleca się zażywać pastylki z witaminą D. Kanadyjskie Towarzystwo Onkologiczne oficjalnie zaleca, by zażywali ją wszyscy dorośli. Znajduje się ona także w mięsie tłustych ryb, np. łososi. Witamina D pomaga również w utrzymaniu poprawnego poziomu wapnia we krwi, wzmacniając jednocześnie kości. JF
SŁOŃCE W RAKU
W Polsce – i nie tylko tu – zaostrza SUSEŁ ZA KÓŁKIEM się kary za jazdę po pijanemu. Okazuje się, że równie niebezpieczne jak jazda po alkoholu jest prowadzenie samochodu, gdy chce się spać. Badania amerykańskiej Krajowej Fundacji Snu dowiodły, że 37 proc. kierowców w USA choć raz zaspało za kierownicą, a 60 proc. jeździ mimo senności. Dotyczy to także policjantów. W USA senność za kierownicą jest przyczyną 56 tys. wypadków rocznie, a ginie w nich 1550 osób. Eksperci przestrzegają, że konwencjonalne sposoby na pokonanie senności (otwieranie okna, podgłaśnianie radia itp.) nie działają. Należy się zatrzymać i przespać. TN
K
olejna runda wymuszania na Tusku zgody na uczynienie z RP wysuniętej transzei obrony USA znów nie przyniosła zadowalających (Amerykanów) efektów. Po powrocie do Waszyngtonu Stephen Mull z Departamentu Stanu na konferencji prasowej pogroził nam palcem i stwierdził, że jeśli Polska nie
rakietami irańskimi. Gdy to okazało się mało zjadliwe, zareklamowano ją jako obronę Europy przed Iranem. Dlaczego Iran miałby napadać Europę, trudno wykoncypować – zauważa Coyle. – Ale już na pewno władze w Teheranie musiałyby postradać zmysły, atakując USA, by zamienić swój kraj w radioaktywne pogorzelisko. Zresztą, czym? Wywiad USA
będzie przez nią zaakceptowane – uważa Coyle. Rozmieszczenie systemu antyrakiet w Polsce i Czechach naraża na szwank wysiłki obronne całego NATO. Polska i Czechy mogą, jego zdaniem, wziąć przykład Kanady, która przed czterema laty odmówiła udziału w programie antyrakietowym, wskazując jego nieefektywność i koszty.
Z tarczą czy na tarczy? przystanie na warunki, Stany są przygotowane do rozmieszczenia tarczy antyrakietowej w innym kraju. Różnicę między warunkami Tuska i Busha obrazuje liczba 9 mld 960 mln dolarów. Biały Dom i parlament USA zgodzili się rzucić krnąbrnym Polaczkom 30–40 mln na rozbudowę sił zbrojnych, zaś nasze postulaty w tym względzie szacuje się na 10 mld. Ale gdyby nawet Waszyngton jakimś cudem wykaszlał tę kwotę, tarcza i tak nie jest dla nas dobrym biznesem. Pokazuje to najnowsze opracowanie czołowego eksperta amerykańskiego Philipa Coyle’a i analityczki Center for Defence Information, Victorii Samson, z którego wynika, że tarcza to drogie, niebezpieczne badziewie zagrażające światowemu pokojowi. Nawet Agencja Obrony Rakietowej (MDA) przyznaje, że tarcza może być odpowiedzią tylko na „niewyrafinowane zagrożenie”. W przyszłości, bo na razie, w opinii samej MDA, „wstępne zdolności nie są w stanie ochronić USA przed oczekiwanym zagrożeniem ze strony państw zbójeckich”. W tym samym dokumencie (projekt budżetu MDA na finansowy rok 2008) agencja przyznaje, że traktuje antyrakiety w Polsce i radar w Czechach jako pierwszą linię obrony newralgicznych radarów na Grenlandii i w Wielkiej Brytanii, ostrzegających Stany przed uderzeniem jądrowym. Coyle, wypunktowując pogmatwaną logikę waszyngtońskiej dyplomacji, przypomina, że najpierw tarcza miała być obroną USA przed
U
opiniuje, że Iran teoretycznie może mieć techniczne zdolności wyprodukowania wystarczającej porcji wzbogaconego uranu około roku 2015. Rakieta irańska o największym zasięgu (Ashura) w najlepszym wypadku może dolecieć do Rumunii i Bułgarii. „Polska i Czechy mogą stać się pierwszymi celami ataku nieprzyjaciela – pisze amerykański ekspert. – Atakując radar, oślepi się cały system; atakując silosy antyrakietowe, nieprzyjaciel unieszkodliwi je. Polska i Czechy potrzebowałyby specjalnych rakiet oraz innych broni przygotowanych do obrony ich placówek; będą również potrzebować gwarancji bezpieczeństwa przed wzięciem na siebie ryzyka stania się celem ataku. Szef MDA gen. Henry Obering oświadczył w Kongresie, że jego agencja nie planuje rozmieszczenia rakiet Patriot lub THAAD (abstrahując od kwestii ich przydatności) w Polsce i Czechach, tak jak uczyniła to w przypadku Japonii”. Zdaniem Philipa Coyle’a, Europa nie stoi w obliczu irańskiego zagrożenia, a negocjacje prowadzone przez USA na boku z Polską i Czechami mogą odnieść taki skutek, że kraje te staną się atakiem terrorystów lub pogorszą swe stosunki z Iranem. Odwetem (wycelowanie rakiet) grozi też Rosja. Rozmieszczenie antyrakiet w miejscach, w których mogą być użyte przeciw Rosji, nie
tarło się przekonanie, że religijność jest odwrotnie proporcjonalna do wykształcenia. Z reguły tak jest, ale zdarzają się wyjątki. Massimo Pigliucci jest profesorem ekologii, ewolucji i filozofii na nowojorskim Uniwersytecie Stony Brook. „Nikt nie rozumie mechaniki kwantowej, ale wszyscy są przekonani, że pojmują ewolucję” – mawia. Jego zdaniem, konflikt między nauką a religią bierze się z odmiennych definicji życia. Krytycyzm naukowców wobec religii jest czasem nietrafny, uważa prof. Pigliucci i jako przykład podaje profesora Richarda Dawkinsa z Oksfordu, autora „Boskiej iluzji”, który usiłuje naukowo obalać wiarę w istnienie Boga. Pigliucci zgadza się z nim, że pewne historie biblijne, np. ta o arce Noego, zostały przez geologów zdezawuowane. Ale to, jego zdaniem, nieistotne. Stary Testament należy rozpatrywać w kategoriach metaforycznych.
Jest bardzo mało prawdopodobne, że następny prezydent będzie forsował program tarczy tak jak Bush. Dlatego Dablju rwie się do realizacji przedsięwzięcia. Projekt zbrojeniowy raz rozpoczęty bardzo trudno jest potem zatrzymać, nawet jeśli następna ekipa uważa go za błędny – przypomina Coyle. Ekipa Busha tak usilnie stara się o zgodę Polski i rozpoczęcie budowy, że nie waha się oszukiwać Kongresu i własnej opinii publicznej. „Od roku 2005 przeprowadziliśmy 27 testów, z których 26 były udanych” – oświadczył dumnie gen. Obering 31 marca 2008 r. Wychodzi tak tylko przy chytrej manipulacji datami i kryteriami sukcesu eksperymentu. W 11 z 27 przypadków rakiety chybiły celu, ale test zakwalifikowano jako udany, bo w ogóle oderwały się od ziemi. W normalnych warunkach próbę zestrzelenia Coyle porównuje do trafienia piłeczką golfową do dziurki poruszającej się z prędkością 17 tys. mil/godz. Ponieważ prawdziwa rakieta ma osłonę atrap, trzeba przyjąć, że w ogóle nie wiadomo, gdzie dziurka jest, bo pole golfowe jest zakamuflowane. Konkluzja Coyle’a: „Projekt systemu obrony rakietowej USA w Europie powoduje wielkie szkody, a w zamian nie zapewnia żadnego bezpieczeństwa”. Czy będziemy kultywować tradycje Kościuszki i Pułaskiego, którzy bronili USA? Oni przynajmniej nie robili tego z terytorium Polski... PIOTR ZAWODNY
„Jak można używać nauki przeciw metaforze?” – pyta Pigliucci, krytykując twierdzenie Dawkinsa, że wiara, iż skomplikowany wszechświat musi być dziełem osoby o zdolnościach nadludzkich, jest nielogiczna. To opinia filozoficzna, nie naukowa – uważa. – Nie można nią zaprzeczyć istnieniu Boga. Zdaniem prof. Pigliucciego, środowiska naukowe i religijne nie są skłonne do kompromisu, bo brak im obiektywizmu i krytycznego myślenia. To ostatnie stwierdzenie odnosi się zapewne głównie do zwolenników religii. „Krytyczne myślenie nie przychodzi samo – stwierdza Pigliucci. – Mamy tendencję do kierowania się tym, co nam wpojono, gdy byliśmy dziećmi”. Krytycznego myślenia należy więc uczyć. Wszystko to racja, lecz trudno jakoś wyobrazić sobie fundamentalistów religijnych stosujących krytyczne myślenie wobec dogmatów swej wiary... ST
Biblijna metafora
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r. KONCEPCJA ANTYKONCEPCJI Papież celebrował w Laterańskim Uniwersytecie Pontyfikalnym obchody 40 rocznicy encykliki „Humanae vitae”. Jej autor, Paweł VI, zakazywał w niej używania antykoncepcji. Benedykt stwierdza, że encyklika stała się „znakiem sprzeciwu”, a minione czterdziestolecie pokazało jej wagę i znaczenie.
„Prawda wyrażona w »Humanae vitae« nie podlega zmianie – zapewniał B16. – Przeciwnie, w świetle nowych odkryć naukowych treść encykliki staje się bardziej znacząca i stymuluje refleksje o wewnętrznych wartościach, które zawiera. Jako wierzący – nigdy nie zgodzimy się z tym, by środkami technicznymi unieważniać jakość miłości i świętość życia, które, tak jak godność ludzką, Kościół musi bronić, bo seks staje się narkotykiem”. Ratzinger podkreśla, że przeświadczenie o niedopuszczalności antykoncepcji nie bazuje na grupowych wierzeniach, lecz na prawie naturalnym: „Przekazywanie życia jest wpisane w naturę. Jej prawa są niepisaną normą, do której wszyscy muszą się odnosić”. W peanie antyantykoncepcyjnym Benedykt na śmierć zapomniał o tym, że Paweł VI napisał encyklikę wbrew radom i ekspertyzom świeckiej komisji naukowców, którą sam powołał. W tym samym czasie, gdy papież sławił dokonanie Pawła, nowojorski Guttmacher Institute opublikował raport o praktycznych skutkach stosowania się – świadomie bądź nie – do idei niepowstrzymanego przekazywania życia. Każdego roku połowa Amerykanek (28 mln) nieplanujących zajścia w ciążę zachodzi w nią niechcący, bo ktoś bez gumki pechowo przyłożył rękę do przekazania życia – niechcianego. Jest to skutek braku dostępu do opieki medycznej i środków antykoncepcyjnych lub problemów finansowych – ubogich kobiet bez ubezpieczenia nie stać na wizytę u ginekologa i tabletki antykoncepcyjne. 44 proc. kobiet z ciążą niespodzianką to panny. Konsekwencją jest 1,2 mln aborcji i 1 mln poronień. Wszystko w imię
boskiego prawa naturalnego, na straży którego stoi kolejny konserwatywny stary kawaler władający Kościołem katolickim. CS
WALILI W PAPĘ Koniec świata już naprawdę blisko. We Włoszech odbywają się demonstracje antypapieskie. Tylko patrzeć, jak rozwścieczony tłum z transparentami zacznie się kotłować pod Jasną Górą i apokalipsa gotowa. Benedykt udał się z wycieczką do północnych rubieży Italii, a tam, na przemysłowych przedmieściach Genui, osaczyli go demonstranci w sile około tysiąca luda. Mieszanina lewicowców, feministek i obrońców praw gejów manifestowała w obronie świeckości i protestowała przeciw codziennemu wtrącaniu się Watykanu w życie kraju. Bezpośrednim powodem było wystąpienie papieża, w którym łajał legalną we Włoszech od 3 dekad aborcję, nazywając ją obrazą Boga. Była to już druga ostatnio ekspresja antypapieskich emocji. W styczniu studenci i wykładowcy rzymskiego Uniwersytetu La Sapienza demonstrowali przeciwko planowanej tam wizycie Benedykta, który nie miał żadnych zastrzeżeń co do potraktowania Galileusza przez inkwizytorski Kościół. Demonstranci z Genui wzywali również do przemyślenia dalszego wspierania Kościoła katolickiego kwotą 9 miliardów euro rocznie z państwowej kasy. ST
EKUMENIZM TAK, ALE... Misjonarzy już nie gotują tak często jak niegdyś, więc robota jest znacznie bezpieczniejsza. Papa Benedykt występuje teraz z apelem: każdy katolik – misjonarzem!
Nawracanie niewiernych „wszystkich krajów” jest „obowiązkiem całego Kościoła i każdego, kto wierzy w Chrystusa. To apostolska powinność, a zarazem niezbywalne prawo i obowiązek, ekspresja wolności religijnej w wymiarze moralnym, socjalnym i politycznym”. Do nowej krucjaty misjonarskiej wezwał Watykan w grudniu ubiegłego roku w doktrynalnym komunikacie przypominającym wszystkim wiernym, że ich centralną misją jest nawracanie wyznawców innych wiar, z wiernymi innych wyznań chrześcijańskich włącznie. Skargi Kościoła prawosławnego, szczególnie ostre po utworzeniu w Rosji czterech stałych diecezji katolickich w roku 2002, zostały odrzucone. Obecnie papież ponownie przypomniał o obowiązku przekabacania innowierców, mówiąc,
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI że „ewangelizacja jest główną misją Kościoła”. No dobrze, ale co z ekumenizmem, porozumieniem ponadwyznaniowym, przynajmniej w gronie monoteistów? Wygląda na to, że tego typu idee będą musiały poczekać na mniej nieomylnego rezydenta watykańskiego stolca... PZ
MODLITWA ZA PEDOFILA We Włoszech śledztwem prokuratury objęty został niedawno emerytowany biskup diecezji Como, Alessandro Maggiolini.
Nastąpiło to w związku ze sprawą jego byłego podwładnego, ks. Mauro Stefanoniego, który stanął przed sądem za seksualne molestowanie niedorozwiniętego umysłowo małoletniego chłopca. Kiedy Maggiolini dowiedział się, że policja prowadzi śledztwo przeciw Stefanoniemu, wezwał go w roku 2004 do diecezji i ostrzegł. Prokurator domaga się 8 lat więzienia dla ks. Stefanoniego, który utrzymuje, że jest niewinny. Na jego parafii znaleziono jednak homopornograficzne wideo chałupniczej produkcji, a filmy, które oglądał w telewizji satelitarnej, oraz te, które ściągał z internetu, dobitnie świadczą o jego seksualnych predylekcjach. Sam oskarżony przyznał, że biskup ostrzegł go przed policją. Diecezja zawsze brała w obronę księży pedofilów. Biskup Maggiolini opublikował kiedyś oświadczenie krytykujące media za publikowanie artykułów opisujących takie sprawy. Zapytany, dlaczego nie wziął strony ofiar, biskup odparł: „Kuria nie zabrała głosu, bo uznaliśmy, że lepiej milczeć, niż rozsiewać pogłoski, kiedy fakty nie są oczywiste. Modlę się za księdza Stefanoniego i darzę go sympatią”. Maggiolini nie tylko nigdy nie zawiesił w obowiązkach pedofila, ale gdy ten po okresie nieobecności „z powodów zdrowotnych” pojawił się w diecezji, skierował go jako asystenta do pracy z dziećmi. JF
BRAK 7 PRZYKAZANIA Kradzież pieniędzy kościelnych przez duchownych, którym powierzono obowiązek ich zbierania i nadzorowania, urasta do rangi następnego po przestępstwach seksualnych skandalu w Kościele. Defraudację datków stwierdzono we wszystkich diecezjach USA. Pieniądze przeznaczane są na prywatne luksusowe wydatki księży, na kuszenie i utrzymywanie ich nieletnich kochanków bądź kupowanie
ich milczenia. Często wydawane są również na hazard. Siostra Barbara Markey była wykładowcą o międzynarodowej renomie. Archidiecezja Omaha oskarżyła ją właśnie o kradzież ponad 307 tys. dol. Czego nie przegrała, przeznaczyła na podarki i wycieczki. Za używanie życia będzie miała w lipcu proces. Grozi jej do 20 lat więzienia. Już przyznała się do winy. Tak potencjalnie surowe konsekwencje karne nieco zaskakują, jeśli przypadek siostry Markey porównamy z dokonaniami Patricka Dunne’a, od roku 1991 proboszcza parafii w White Plains w stanie Nowy Jork. Kierownictwo archidiecezji nowojorskiej poinformowało wiernych, że kapłan sprzeniewierzył „bardzo poważną kwotę pieniędzy” z powodu „bardzo silnego nałogu hazardu”. Nikt jednak nie robi mu przykrości w postaci procesu, wieloletniego wyroku i kar finansowych. Dunne został przez przełożonych wysłany na terapię w ośrodku rehabilitacyjnym (opłacaną przez Kościół, czyli wiernych), a jego uczynki nazwano... „osobistą tragedią”. Na odwyku ks. Dunne codziennie odprawia mszę. Oto krótki wykład o wyższości bycia księdzem. JF
15
ołtarza, kadzideł, ale z muzyką. Mają nawet swoją szkółkę niedzielną. Podczas spotkań i odczytów lansuje się pogląd, że źródłem prawdy nie jest wiara, lecz rozum. Humanizm to dla jego wyznawców znacznie więcej niż zwykły ateizm. Humaniści mają nawet swego biskupa. Peter Bishop (biskup) jest „intelektualnym przewodnikiem”. Zamiast seminarium duchownego ukończył MIT – najsłynniejszą politechnikę świata; pracuje w Dolinie Krzemowej. Jego przemowy są odpowiednikiem homilii przerywanych pieśniami z „księgi hymnów”. Obsługa duchowa parafian (?) jest podobna do tej w większości kościołów. Zasadniczą różnicą jest brak boga, któremu oddaje się hołdy. Jego miejsce zajmuje rozum. CS
MIASTA ŚWIĄTYŃ Pod względem liczby katolickich kościołów żadne z miast nie zdoła, oczywiście, przebić Rzymu. W Wiecznym Mieście jest ich bowiem więcej niż dni w roku.
CÓRA MARNOTRAWNA Francja – zwana ongiś najstarszą córą Kościoła – sporo straciła ze swego religijnego żaru i niebawem po Kościele zostaną w tym kraju pewnie tylko zabytkowe budowle. Najnowszy sondaż katolickiego pisma „La Croix” pokazuje, że zaledwie co czwarty Francuz określa się jako praktykujący katolik. Na niedzielne msze uczęszcza 7 proc. wiernych. Katolicyzm we Francji wykazuje stałą i silną tendencję spadkową. Sondaż z roku 2003 odnotowywał 62 proc. katolików wśród populacji, a ze stycznia 2007 r. – 51 proc. Wygląda na to, że im głośniej Kościół domaga się obecności w życiu publicznym UE i wpisania katolicyzmu do kluczowych dokumentów Unii, tym bardziej się obsuwa. CS
BÓG ATEISTÓW W arcyreligijnej Ameryce, gdzie w każdej mieścinie jest więcej kościołów niż w Wadowicach, rozpoczyna się zagospodarowywanie rynku niewierzących. Ktoś nie wierzy w Chrystusa i jego Ojca, odwraca się od Allaha, wzrusza ramionami na myśl o Jahwe, nawet Budda go nie rusza? To wcale nie znaczy, że nie da się takiego bezbożnika wciągnąć do zorganizowanej religii. Niewiara w Boga to też wiara. W jego nieistnienie! Przoduje, jak zawsze, Kalifornia. W Palo Alto przy drodze straszą (dewotów) tablice: „Humanist Community” (Społeczność humanistów). Wierni w niedzielę drepczą do swego kościoła na mszę, zaś niewierzący (humaniści) spotykają się na kilka godzin w obrębie kongregacji niewierzących. Bez dzwonów,
W Polsce rekordzistą pod tym względem jest Kraków, potocznie nazywany „małym Rzymem” lub „miastem stu kościołów”. Obecnie doliczono się tu nawet stu kilkunastu świątyń katolickich. Podobną do Rzymu rangą w świecie islamu szczyci się Tarim we wschodnim Jemenie, określany jako „miasto 365 meczetów”. W Tarimie, który w pierwszych wiekach rozkwitu islamu był jednym z największych ośrodków sakralnych i naukowych, znajduje się ogromna liczba meczetów i kaplic muzułmańskich pochodzących z różnych epok. Według miejscowej legendy, powinno ich być dokładnie 365 – po jednym na każdy dzień roku. Jednak ani katolicki Rzym, ani muzułmański Tarim nie są w stanie konkurować z położonym w południowych Indiach Kanchipuram – „miastem tysiąca świątyń”, jednym z siedmiu świętych miast hinduskich. W granicach tego zaledwie stupięćdziesięciotysięcznego miasta znajduje się – wbrew nazwie – „tylko” kilkaset zbudowanych w różnych okresach historycznych, większych i mniejszych świątyń poświęconych różnym bogom z hinduskiego panteonu. AK
16
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (89)
Katolicyzm totalny Postulat całkowitej klerykalizacji ustawodawstwa polskiego był jednym z głównych pomysłów politycznych Krk w Polsce. Marzeniem kleru – w myśl zasad encyklik papieskich – było uznanie w Polsce religii katolickiej za religię państwową. W stosunku do swoich dawnych roszczeń Krk w zasadzie nigdy z niczego nie zrezygnował, ani też od żadnego postulatu nie odstąpił. W dobie państw nowożytnych – w XIX w. i przez pierwsze dziesięciolecia wieku XX – jego maksymalistyczny program polityczny znalazł swoje odbicie w licznych encyklikach i różnych innych wystąpieniach papieskich. I chociaż Krk nie był już w stanie realizować swojego programu w dziedzinie ustawodawstwa i stosunków między państwem a Kościołem, to jednak z programu tego wcale nie zamierzał rezygnować. Kilku biskupów i dziesiątki księży weszło do pierwszych sejmów w Polsce międzywojennej, zaś tysiące innych duchownych zaangażowało się w działalność partyjną, by – o ile to możliwe – wyszarpać jak najwięcej majątków i przywilejów dla swojej organizacji. Tylko w nielicznych związkach wyznaniowych zachodzi tak ścisła więź między religią a działalnością polityczną, jak dzieje się to w przypadku Krk. Swoje dążenia religijne łączy on ściśle z postulatami politycznymi. „Kościół rzymski – pisał
C
Anatol France („Kościół a republika”) – jest mocarstwem zarazem duchowym i świeckim. Opiera swe prawa do panowania nad światem na ewangeliach kanonicznych, na tradycji Kościoła, na świętych kanonach i świętych dekretaliach (...). Instytucja jego – ta jaką nam wykłada – nadaje mu władzę cywilną i polityczną nad całym światem. Jest potęgą świecką, albowiem jest potęgą duchową. Żąda posłuszeństwa od ciał, ale tylko po to, aby podporządkować sobie duszę, i faktem jest to, że nie da się pomyśleć o panowaniu nad duchem bez panowania nad ciałem”. Rola państwa i systemu prawnego – w tym ujęciu – ma więc ograniczać się do funkcji służebnych wobec teologii, zabezpieczać praktyczną realizację jej dążeń i wskazań. Prawo w służbie teologii – oto w zamyśle polityków w sutannach idealny stosunek między ustawodawstwem państwowym a Kościołem. Dowodziła tego treść niezliczonych dokumentów papieskich, m.in. „Syllabusa” Piusa IX. Mówiła o tym również encyklika „De civitatum constitutione” Leona XIII, o której ks. Marian Morawski w książce „Podstawy etyki i prawa” (1930 r.)
zęsto na tych łamach krytykuje my polskie środowiska akademickie za lękliwość wobec kościel nej ofensywy lub wręcz przejawy kato lickiego fanatyzmu. Na szczęście obok chóru odmawiającego różaniec czasem słychać także inne głosy... Na łamach tygodnika „Przegląd” opublikowano mocny głos na rzecz obrony zdrowego rozsądku... To artykuł pt. „Gdy rozum śpi” Ludwika Tomiałojcia – profesora biologii z Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor ubolewa nad zanikiem w polskich mediach racjonalnej dyskusji nad takimi tematami jak sens życia, przyczyny śmierci ludzi i zwierząt. Zauważa, że do takich rozmów nie zaprasza się biologów, ale księży i ewentualnie naukowców – humanistów, którzy nie chcą się narazić duchownym i przemilczają niedorzeczności wygłaszane przez tych ostatnich. Profesor Tomiałojć zwraca uwagę na odwrót w Polsce od ustaleń wiedzy empirycznej. Pisze m.in. tak: „(...) rozpowszechnia się baśnie o początku jednostki ludzkiej, jakoby mającym miejsce rzekomo w momencie zapłodnienia komórki jajowej”. Tymczasem biologia od dawna wie, że „jednostkowość zygoty pozostaje niezdeterminowana przez 14–15 dni od zapłodnienia”. Dopiero po tym czasie wiadomo, ile osobników powstanie z danego zarodka.
powiedział, że jest „z najwyżej upoważnionego źródła pochodzącym orzeczeniem prawa publicznego”. Tenże autor w lapidarnym skrócie przedstawił jej myśli przewodnie: „zasada, że absolutny początek władzy jest w ludzie, nie w Bogu, jest nieracjonalna i dla społecznego porządku zgubna”; „zasada równości wyznań jest ateizmem”; „zasada nieograniczonej wolności słowa i druku jest niemoralna”; „zasada wykluczenia Kościoła od wychowania, od prawodawstwa, od wpływu na rodzinę, jest wielkim i zgubnym błędem”; „moralność cywilna, czyli od religii oderwana, jest niemożliwą”; „poddanie Kościoła państwu jest źródłem wszystkich waśni i wszelkich nieszczęść społeczeństwa”. Z programem totalnej klerykalizacji ustawodawstwa polskiego łączył kler nadzieje ustawowego uznania religii rzymskokatolickiej jako religii państwowej. Szczególnie ożywioną działalność zmierzającą do osiągnięcia tego celu podjęto w ostatnich latach przed wybuchem II wojny światowej. Znamienny pod tym względem był odbyty w Warszawie we wrześniu 1936 r. – z okazji 400 rocznicy urodzin ks. Piotra Skargi – tzw. zjazd skargowski. Zjazd ten, zorganizowany staraniem Związku Pisarzy Katolickich oraz władz kościelnych, miał stanowić polityczną i kulturalną przeciwwagę „czerwonego zjazdu kultury”, który wiosną 1936 r. zgromadził we Lwowie lewicową elitę kulturalną Polski.
Zarodek taki może się podzielić lub zlać z innym. Rodzi się więc pytanie, na czym polega ogłaszana przez Kościół „godność jednostki ludzkiej” przypisywana zapłodnionej komórce jajowej i czy ta godność wraz z duszą
Na zjeździe skargowskim z referatem programowym pt. „Najważniejsze postulaty katolicyzmu w Polsce” wystąpił jezuita ks. J. Rostworowski. Podniósł w nim cztery zasadnicze żądania. Na pierwszym miejscu znalazło się „ustawowe uznanie katolicyzmu za religię panującą i państwową w Polsce”. W dalszych planach przewidywano uzgodnienie postanowień ustawy małżeńskiej z wymaganiami Krk, ustanowienie szkoły wyznaniowej oraz zmiany ustroju społeczno-gospodarczego w duchu społecznych encyklik papieskich, w tym postulat „właściwego rozwiązania kwestii żydowskiej, od czego zależy religijna, narodowa i ekonomiczna przyszłość Ojczyzny” (zauważmy, że zwrot „kwestia żydowska” jezuita zaczerpnął wprost od niemieckich faszystów). Mniej więcej w tym samym czasie „Przegląd Powszechny” opublikował artykuł ks. Jana Pawelskiego pt. „Katolicyzm religią państwową w Polsce”, w którym
przez przypadek rozmnażające się przez podział bakterie nie umierają ze starości. Autor zwraca uwagę na to, że „roztrząsanie na serio śmiertelności jako kary dla wszystkich stworzeń za przewinienie jednej pary z jednego gatunku
ŻYCIE PO RELIGII
Głos rozsądku embrionu może dzielić się później lub zlewać z innymi komórkami i duszami? Autor zwraca także uwagę na inną kwestię, jak się wydaje, pomijaną dotąd przez większość krytyków religii. Otóż przypomina on, że – według nauki Kościołów – śmierć i cierpienie przyszły na świat jako skutek grzechu pierwszych ludzi. Ponieważ wiadomo z odkryć paleontologicznych, że zwierzęta cierpiały, chorowały i umierały już setki milionów lat przed pojawieniem się człowieka na ziemi, widać wyraźnie, że cała ta nauka o przyczynie śmierci jest absurdalna i nie ma nic wspólnego z faktami, które można ustalić. Tymczasem bez pomocy Kościołów nauka ustaliła, że śmierć ze starości ma ścisły związek z pojawieniem się rozmnażania płciowego. Nie
(ludzkiego) prowadzi ku absurdowi lub schizofrenii”. I pyta dalej: „Jakiż to sens miał ogrom cierpienia zwierząt w ciągu milionów lat, zanim pojawił się człowiek? Czyżby cierpiały za nasz gatunek, zanim on powstał?” Jeśli nawet tak, to pojawia się inny problem. Za który z gatunków mających samoświadomość? Za homo habilis, homo neandertalensis czy może za homo sapiens? Oto pytania uczonego, na które religia nie zna i najwyraźniej nie chce znać odpowiedzi. A sprawa jest niebagatelna, bo dotyczy nie tylko sporu o fakty oraz o wiarygodność religijnych opowieści, ale – co nie mniej istotne – wskazuje wątpliwości etyczne wobec Boga, który miałby skazać miliardy istot na katusze śmierci i cierpienia z powodu „grzechu” jednego z gatunków zwierząt.
autor, nawiązując do zjazdu skargowskiego, domagał się konstytucyjnego uznania katolicyzmu za religię państwową. Postulat ten pojawiał się również w innych publikacjach katolickich. To nic, że pozycja Krk w Polsce w stosunku do innych państw europejskich była pod względem prawnym jedną z najlepszych. To nic, że liczne przywileje gwarantowały mu ustawy konstytucyjne i konkordat. Dla środowisk kościelnych to wszystko było za mało. Po śmierci Józefa Piłsudskiego episkopat, starając się wykorzystać skomplikowaną sytuację społeczno-polityczną w kraju, liczył na dalsze ustępstwa ze strony rządu. To, że Kościołowi nie udało się uczynić z Polski państwa wyznaniowego, miało kilka przyczyn. W pierwszym rzędzie była nią presja lewicy społecznej i politycznej oraz ugrupowań nawiązujących do tradycji laickich. Wielokrotnie paraliżowała ona integrystyczne dążenia Krk zarówno w Sejmie, jak i Senacie. Również w obozie sanacyjnym silne było skrzydło antyklerykalne. Legion Młodych i inne organizacje żądały wypowiedzenia przez Polskę konkordatu oraz skreślenia z budżetu państwa dotacji na uposażenia kleru. Ogromne znaczenie miała również działalność światłej części inteligencji, która dobitnie wskazywała, do jakiego zacofania musiałaby doprowadzić klerykalizacja państwa. Ważne było również to, że rzesze ludności wierzącej były w dużym stopniu nastawione antyklerykalnie. Taka postawa była efektem fiskalnego terroru stosowanego przez kler, natrętnej ingerencji w politykę, a także w prywatne życie ludzi. ARTUR CECUŁA
Ale kwestia śmierci i cierpienia nie jest jedyną, która demaskuje niemoralność chrześcijańskiej teologii. Autor zwraca uwagę na to, że tak hucznie reklamowana „katolicka tzw. cywilizacja życia jest ograniczona do faworyzowania zapłodnionych komórek jednego gatunku, staje się automatycznie »cywilizacją śmierci« setek tysięcy innych gatunków”. Z punktu widzenia nauki kościelnej oraz Biblii życie zwierząt i roślin nie ma większego znaczenia – wszystko jest podporządkowane szczęściu i zbawieniu człowieka. Tak jakby chrześcijański Bóg nie zwracał uwagi na miliony stworzonych przez siebie gatunków kosztem tylko jednego – ludzkiego. Trzeba przyznać, że w tym kontekście starsza od chrześcijańskiej etyka buddyjska, która każe współczuć wszystkim istotom żywym, o niebo góruje nad chrześcijańską rzekomą „cywilizacją życia”. Nietrudno zauważyć, że właśnie chrześcijańska niefrasobliwość wobec wszystkiego, co nie jest bezpośrednio związane z człowiekiem, oraz bezlitosne eksploatowanie świata dla zysku doprowadziły w konsekwencji do potwornej degradacji środowiska i zwróciły się także przeciwko samemu człowiekowi. Tych wszystkich kwestii nie sposób jednak dopatrzyć się w dyskusjach toczonych w polskich mediach, bo są one śmiertelnie niebezpieczne dla losów i powodzenia Kościoła. MAREK KRAK
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r. agan zaskarbił sobie nie tylko szacunek i uznanie, ale i wielką sympatię społeczeństwa amerykańskiego. Oczywiście, miał również i wrogów – jak każdy wielki człowiek. Jak stwierdziła żona Sagana w wywiadzie udzielonym po jego śmierci, był często potępiany przez teleewangelistów, astrologów i „The Wall Street Journal”. Jednak, jak pisał w 1987 roku Scott Detwiler, „rezultatem jego wysiłków jest to, że kiedy Amerykanie myślą o nauce, to myślą o Saganie”. Jego życie i działalność charakteryzuje Nagroda Josepha Priestleya, którą otrzymał za „wybitny wkład w dobro ludzkości”.
S
prowadzonych przez NASA (misje „Marinera”, „Vikinga”, „Voyagera” i „Galileo”), za co został przez NASA uhonorowany medalami za wyjątkowe osiągnięcia naukowe. Na Cornell University był dyrektorem Laboratorium Badań Planetarnych. Miał swój wkład w wyjaśnienie licznych tajemnic Układu Słonecznego. Był też twórcą międzygwiezdnego przesłania „Voyagera” (pozdrowienia w sześćdziesięciu ludzkich językach i w języku wielorybów, etiuda dźwiękowa, 116 zakodowanych obrazów życia na Ziemi i 90 minut muzyki skomponowanej przez najróżnorodniejsze kultury świata) skierowanego w kosmos – do innych cywilizacji.
PRZEMILCZANA HISTORIA „W perspektywie kosmicznej nie ma powodów, by myśleć, że jesteśmy pierwsi, ostatni lub najlepsi” (1973 r.). Książka pt. „Świat nawiedzany przez demony” w całości poświęcona jest powyższemu celowi. Już sam początek jest bardzo wymowny; pierwsze zdanie to cytat z Izajasza: „Oczekiwaliśmy światła, a oto ciemność...”, a w następnym zdaniu Sagan odpowiada innym cytatem: „Lepiej zapalić jedną świeczkę, niż przeklinać ciemność”. Na pytanie, co jest tym światłem, odpowiada podtytuł książki: „Nauka jako światło w mroku”. W kilkunastu rozdziałach Sagan z pasją gromi w szczególności współczesne nurty antyracjonalistyczne
Sagan był scjentystą. Ideały scjentyzmu wypełniały całe jego życie, dlatego swoją pasją naukową przyczyniał się skutecznie do szerzenia naukowego punktu widzenia świata. Nietrudno się domyślić, że nie znajdował sympatii w kołach religijnego fundamentalizmu, którego w USA nie brakuje. David N. Menton, jeden z autorów tego nurtu – w artykule „Carl Sagan: prorok scjentyzmu”, zatwierdzonym przez Stowarzyszenie Kreacjonistyczne – ukazuje naukowy światopogląd jako jedną z religii: „Religią Sagana... jest scjentyzm (...). Społeczne i filozoficzne implikacje scjentyzmu ucieleśniają się w religii świeckiego
KOŚCIÓŁ I NAUKA (16)
Wróg teleewangelistów Carl Edward Sagan (1932–1996), profesor astronomii i nauk kosmicznych na Cornell University, był najbardziej znanym naukowcem amerykańskim. Jako osoba publiczna był gwiazdą nauki, a jako propagator nauki prowadził kilka niezwykle popularnych programów telewizyjnych. Jest też autorem wielu książek, w tym kilku bestsellerów. Pierwszą jego miłością była nauka. Kiedy pytano go, dlaczego tak wiele wysiłku wkładał w powszechną edukację naukową, dlaczego nie pozostał w laboratorium lub na sali wykładowej, uśmiechał się i mówił: „Kiedy jesteś zakochany, chcesz o tym powiedzieć światu”. Najważniejszą osobą w jego życiu była Ann Druyan – jego trzecia (i ostatnia) żona, z którą w wieku czterdziestu paru lat połączyła Sagana wspólna pasja i wielka miłość. Oboje opowiadali się za legalizacją marihuany, którą zresztą sami palili; Druyan była członkinią National Organization for the Reform of Marijuana Laws, a Sagan twierdził, że wpływało to pozytywnie na jego badania kosmosu. W wywiadzie udzielonym w 2001 r. dla „Cannabis Culture” Druyan powiedziała: „(...) istotnie, marihuana była całkowicie pozytywną częścią jego życia. W naszej kulturze dowiadujemy się o znanych palaczach marihuany głównie w kontekście ich upadku, zazwyczaj w okolicznościach ich aresztowania lub zapisu na leczenie. Myślę, że warto więc odnotować życie tak w pełni zrealizowane jak Carla, życie, w którym marihuana zaznaczyła się raczej pozytywnie niż negatywnie”. Sagan był przede wszystkim astronomem, znawcą kosmosu, a także biologiem. Był uczniem amerykańskiego astronoma H. Shapleya, który jest autorem następującego stwierdzenia: „Niektórzy pobożni piszą: »Na początku był Bóg«, ja twierdzę: na początku był wodór”. Odegrał zasadniczą rolę w amerykańskim programie badań kosmicznych
Był współzałożycielem The Planetary Society i Committee for the Scientific Investigation of Claims of the Paranormal. Za swoje osiągnięcia naukowe został uhonorowany Nagrodą Galaberta (za osiągnięcia w astronautyce), Medalem Oersteda i wieloma innymi. Zgromadził osiemnaście honorowych doktoratów uniwersytetów amerykańskich. Oprócz wyróżnień za działalność naukową dwukrotnie zdobywał odznaczenia za działalność społeczną, za osiągnięcia literackie i edukacyjne oraz za działalność na rzecz ochrony środowiska. Wraz z żoną Ann Druyan w latach 80. zorganizował trzy z największych pokojowych demonstracji na poligonie w Nevadzie w proteście wobec kontynuowania przez USA prób z bronią jądrową. Mówiąc o najbardziej niebezpiecznych i podstępnych szaleństwach ludzkich, wymieniał przede wszystkim wojnę, technikę wojskową, uprzedzenia, niszczenie natury, przesądy, rzekome porwania przez UFO, propagandę polityczną, konsumeryzm, szarlatanów religijnych i nacjonalizm. „Według mnie – pisze Sagan – żadna ze współczesnych religii nie oddaje dostatecznie okazałości, wspaniałości, subtelności i złożoności Wszechświata, jaki ukazuje nam nauka”. O kwestiach światopoglądowych wypowiadał się często, również w swoich książkach, dążąc do ukazania racjonalnego i naukowego świata, w przeciwieństwie do świata zmistyfikowanego przez zabobony, magię, przesądy, pseudonaukę i religię. Badając wszechświat, pozbawiał człowieka egotycznych roszczeń:
Carl Edward Sagan i Ann Druyan
i antynaukowe, obnaża szarlatanów, zjawiska paranormalne, głosicieli UFO itd. O Biblii pisze m.in. tak: „Pomyślmy o tym, jak wiele religii próbuje uzasadnić swe prawdy za pomocą proroctw. Pomyślny sobie, jak wielu ludzi polega na tych proroctwach bez względu na to, jak bardzo są one niejasne i jak często niespełnione, tylko po to, by wspomagać i podtrzymywać własne wierzenia. Czy jednak kiedykolwiek istniała religia, w której dokładność i wiarygodność proroctw była porównywalna z przewidywaniami naukowymi? (...) zorganizowane religie nie wzbudzają mojego zaufania (...). Fakt, że tak niewiele spośród odkryć współczesnej nauki zostało przewidzianych w Piśmie Świętym, jest dla mnie kolejnym argumentem przeczącym jego boskiemu pochodzeniu. Ale oczywiście mogę się mylić”. W fascynującej książce „Cienie zapomnianych przodków”, w której barwnym językiem opowiedziana jest historia życia na Ziemi, w rozdziale „Ewangelia pyłu” Sagan i Druyan ukazują, jak wiele barier opartych na uprzedzeniach religijnych miała w przeszłości teoria ewolucji.
humanizmu”. Można się z tym zgodzić, o ile dodamy do tego wyjaśnienie i rozwinięcie innego wybitnego naukowca – E.O. Wilsona: „Pod wpływem najgłębszych skłonności ludzkiego ducha pragniemy być czymś więcej niż jedynie ożywionym prochem, potrzebujemy więc jakiejś historii, opowieści o tym, skąd się wzięliśmy i po co tu jesteśmy. Czy można wykluczyć, że Pismo Święte było tylko pierwszą pisaną próbą wyjaśnienia tajemnic wszechświata i znalezienia sensu naszego własnego miejsca w kosmosie? Może nauka jest po prostu kontynuacją tych samych zamierzeń, opartą na nowym, lepiej zbadanym fundamencie? A jeśli tak, to nauka jest w pełnym tego słowa znaczeniu religią wyzwoloną”. Podobną deklarację znajdujemy u Sagana, który na ostatniej stronie książki „Rajskie smoki” (o inteligencji ludzkiej – bestseller, który otrzymał Nagrodę Pulitzera), wyliczając mętne, zaściankowe i często jawnie niedorzeczne doktryny, jakimi zachłystują się ludzie, ustawiając doktrynę o celowym stworzeniu człowieka przez Boga lub bogów
17
w szeregu z astrologią, tajemnicą Trójkąta Bermudzkiego i Atlantydy, opowieściami o latających spodkach, piramidologią, scjentologią, doktryną o płaskości Ziemi itd., pisze: „Niewykluczone, że w niektórych z tych doktryn tkwi ziarno prawdy, ale ich powszechna akceptacja wskazuje na brak intelektualnego rygoru i sceptycyzmu oraz na zastępowanie doświadczenia przez iluzje i marzenia. Są to – jeśli wolno mi użyć tego sformułowania – doktryny prawej półkuli i układu limbicznego, transmisje snów, naturalne... i ludzkie reakcje na złożoność środowiska, w którym żyjemy. Są to jednak także doktryny mistyczne i okultystyczne, sformułowane w taki sposób, że nie poddają się weryfikacji i racjonalnej analizie. Jednak droga do jasnej przyszłości biegnie prawie na pewno przez w pełni funkcjonujący neokorteks – rozum zespolony z intuicją i z komponentami układu limbicznego i R-kompleksu, ale mimo wszystko rozum – w odważnym marszu przez niezafałszowany świat”. Montaigne pisał, że wielkich ludzi nie poznaje się po tym jak żyli, ale jak umarli, jak przyjęli spotkanie ze śmiercią. Carl Sagan żył i umarł jako wyjątkowy człowiek. Okazji do tego, by zweryfikować jego ateistyczny światopogląd, dostarczyła długa, wykańczająca i niemal nierozpoznana choroba – mielodysplazja. W swej książce „Miliardy, miliardy”, którą pisał niemal do samej śmierci, snuje ostatnie refleksje: „Umieranie to pozytywne doświadczenie, kształcące charakter. Owo doświadczenie poleciłbym każdemu, gdyby nie nieuchronny element ryzyka. Chciałbym wierzyć, że po śmierci powrócę do życia i że jakaś myśląca, czująca, pamiętająca część mnie będzie trwać. Ale chociaż bardzo pragnę znaleźć w sobie tę wiarę, chociaż pradawne, ogólnoludzkie tradycje mówią, iż istnieje życie pozagrobowe, nie wiadomo mi o żadnym fakcie, który wskazywałby, że wierzenia te nie są tylko pobożnym życzeniem. (...) Świat jest tak piękny, tak pełen miłości i moralnej głębi, że nie ma sensu oszukiwać się ładnymi historyjkami, na których poparcie mamy niewiele dowodów. Wydaje mi się, że o wiele lepiej spojrzeć śmierci w oczy i każdego dnia odczuwać wdzięczność za te krótkie, lecz wspaniałe chwile dawane przez życie”. Zmarł w wieku 62 lat. Jego żona, kończąc książkę, napisała: „Siedzę otoczona kartonami listów od ludzi z całej planety. Wszyscy oni opłakują śmierć Carla. Wielu z nich pisze, że zawdzięczają mu swe przebudzenie. Niektórzy mówią, że przykład Carla zainspirował ich do pracy dla nauki i rozumu przeciwko siłom przesądów i fundamentalizmu. Myśli te pocieszają mnie i koją cierpienie. Pozwalają mi czuć, bez odwoływania się do sił nadprzyrodzonych, że Carl żyje”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Szkoła, głupcze! Mam 17 lat, jestem uczniem II klasy liceum. Obserwując to, co się dzieje w Polsce, dochodzę do wniosku, że zmiany w naszym kraju należy rozpocząć od zmiany wychowania młodego pokolenia. Oto moje przemyślenia. Dzieci pięcioletnie winny być objęte obowiązkową opieką przedszkolną. Szkoła winna obowiązywać sześciolatków. Do klasy czwartej dzieci powinny znać język angielski. Matematyki powinno być 4 godz. tygodniowo. Przedmioty z grupy artystycznej, wf. i wszystkie pozostałe, np. geografia, biologia, historia, chemia, fizyka itp., powinny być prowadzone w blokach i na nie winni chodzić tylko ci, którzy mają predyspozycje, zdolności i wiążą przyszłość z wyborem zawodu np., blok biologiczny. Tam realizowano by materiał rozszerzony, który przygotowywałby uczniów do olimpiady itp. Blok humanistyczny – tu oprócz omawiania literatury winno być kółko teatralne, recytatorskie, językowe, próby pisania prozą czy wierszem i dyskusja. Na zajęciach artystycznych uczono by tkać, haftować, kuć w metalu, rzeźbić, lepić na kole, rysować, malować, wykonywać kolaże, śpiewać. Na lekcjach wf. można by było poznawać wszystkie
M
dyscypliny sportu. Każde dziecko samo wybierałoby ten rodzaj sportu, który je interesuje i w którym się realizuje. Zadaniem nauczyciela byłoby kierować najlepszych do właściwych klubów. W ten sposób od najmłodszych lat rośliby nam olimpijczycy. W każdej szkole powinien się znaleźć stół do ping-ponga. Zajęcia w blokach winny trwać 1 raz w tygodniu 3 godz. lub dłużej – według potrzeb. Jeżeli chodzi o naukę biologii, to w dziale podstawowym dzieci w szkole podstawowej uczyłyby się tylko botaniki. Wykonywałyby zielniki, albumy, poznawały gatunki drzew, roślin, grzybów. W bloku byłaby również wiedza o budowie komórki, liścia, kwiatu, procesach życiowych itp. (to zadanie metodyków). W gimnazjum mógłby być ten sam system, ale dodatkowo i obowiązkowo drugi język. Z geografii w szkole podstawowej Polska i kontynenty, rzeki, jeziora, góry – geografia fizyczna, natomiast w gimnazjum – geografia polityczna. Na każdy semestr inny kontynent. Poza tym nauka i poznawanie różnych zawodów. W takiej szkole nauczyciele odkrywają talenty młodzieży i dążą do ich rozwoju. Tak jak w Izraelu czy Japonii. Najpierw dzieci pod
edia zostały ostatnio zdominowane przez odgłosy wojny, jaka toczy się o publiczną TVP i publiczne radio. Głównym tematem jest ich finansowanie, ale nie tylko. W tle rozgrywa się walka według rzymskiej zasady cuius regio, eius religio... ...czyli po prostu o władzę nad środkami masowego przekazu. Rządzącym wydaje się, że mając media we władaniu, łatwiej będą rządzić i manipulować ludźmi. Jest to pogląd mylny, o czym świadczą wyniki kolejnych wyborów. Mając w ręku telewizję i radio, ekipy rządzące z reguły przegrywały wyścig o utrzymanie władzy. Pomijając wiele istotnych szczegółów ustawy medialnej, której los zależy od prezydenta i ewentualnie od stanowiska Sejmu w sprawie weta – dla odbiorców programów najważniejsza jest sprawa abonamentu. Koronny argument za jego utrzymaniem to rzekomo edukacyjna i kulturalna misja TVP. Z tą misją to jednak pewna przesada, zwłaszcza że z ramówek zniknęły i nadal są eliminowane wartościowe pozycje, takie np. jak sztuki teatralne, opery, muzyka klasyczna, dzieła literackie itp. Kamieniem milowym w tych poczynaniach była likwidacja Kabaretu Olgi Lipińskiej. To, co teraz serwuje się publiczności, nie zasługuje nawet na średnią ocenę i uznanie za jakikolwiek poziom. Oddzielna sprawa to polityka filmowa w mediach, a właściwie jej brak. Ciągłe powtórki jednych filmów, mało wartościowych, przy niemal całkowitym braku nowości i dzieł znaczących. Jest wprawdzie stacja TVP Kultura, ale mało wykorzystana i trudno dostępna. Nie lepiej jest z programami muzycznymi. Przeważa anglojęzyczna masówka, a jej
nadzorem nauczyciela już w przedszkolu budują z klocków, potem mają zadania trudniejsze – z silniczkami, a w wyższych klasach rozwiązują problemy konstrukcyjne i budują roboty. Jeśli chodzi o religię, to do klasy czwartej dzieci uczą się religii katolickiej, w klasie V o islamie, w klasie VI o innych religiach. Natomiast w gimnazjum poznają podstawy etyki i filozofii. Religii uczą się w bloku. Dzieci uczące się w blokach zaliczają przedmiot. Brak zaliczenia skutkuje powtarzaniem roku. W gimnazjum uczniowie poznają interesujące ich zawody. W szkole średniej młodzież – poza nauką podstawową – pracuje w blokach i zgłębia tajniki przyszłego zawodu. Na przykład jedni hodują kwiaty, które wykorzystują projektanci i przyszli ogrodnicy. O kierunku kształcenia decyduje Rada Szkoły. Zadaniem szkoły byłoby nauczyć młodzież zawiązywać spółdzielnie uczniowskie, prowadzić wolontariat, wykonywać prace na rzecz miasta. Za wykonane prace na rzecz miasta czy gminy mogą otrzymywać pieniądze. Poloniści przygotowują przedstawienia, np. spektakle teatralne, kabarety itp. Fizycy poznają fizykę teoretyczną i doświadczalną. Analogicznie chemicy czy matematycy. W szkołach
zwolennicy i entuzjaści („Jaka to melodia”) mają trudności z odgadnięciem klasyków. Wszystkie stacje telewizyjne prześcigają się w pogoni za związanym z zyskami kryterium oglądalności. Kulturę i sztukę zastąpiło podglądactwo w rodzaju „Big Brothera” i propagowanie bezwzględnej rywalizacji. Stąd programy typu „Agent” czy „Oko za oko”. Do tego zalew taniej sensacji i szmiry i, oczywiście, polityka w wykonaniu Pospieszalskiego, Gargas, Wildsteina. To jest właśnie to, za co
średnich na lekcjach biologii uczono by tylko o człowieku, o jego roli w życiu rodzinnym, o odpowiedzialności za wychowanie dzieci i podejmowane decyzje. Natomiast w bloku poznają budowę anatomiczną. Teraz o kadrze nauczycielskiej, bo od niej wszystko zależy. Nauczyciele winni być wynagradzani za osiągnięte wyniki, np. za olimpijczyków, za naukę rozmowy i dyskusji, pokazywanie i uczenie świata takim, jaki jest. Obecnie niektórzy prowadzą lekcje, czytając z podręcznika, a na wf. rzuca się uczniom piłkę i kopią, jak chcą. Według mnie, to nie jest nauka. Dzieci winny mieć w każdym roku 10 dni nauki języka obcego połączonego ze zwiedzaniem kraju anglojęzycznego. W następnym roku – kraju drugiego języka. Tu duże dofinansowanie dla osób biednych. Zimą – w czasie ferii – dzieci winny poznawać sporty zimowe i to szkoła powinna zapewnić obowiązkowy tydzień zajęć. Moja propozycja: wszystkie dzieci muszą być wyposażone w komputer i internet. Same szukają potrzebnych wiadomości na dany temat, a na zajęciach dyskutują. Chorzy łączą się z klasą za pomocą internetu i uczestniczą w zajęciach. Wielkim wydatkiem będzie budowa bloków artystycznych, które winny działać jak sale sportowe – można to pogodzić z budową boisk zapowiedzianych przez pana Premiera. Uczniowie musieliby poznać różne rodzaje sztuk teatralnych i sposoby reżyserii poprzez
nieżyjący już dzisiaj, nie ma szans obrony. Zapłacił kolejny raz za próbę przyjścia z pomocą powstańcom warszawskim. Nic to, że po wojnie był odsunięty i pomijany, że nie zrobił kariery wojskowej czy politycznej jak generałowie Świerczewski czy Rola-Żymierski. Tak się złożyło, że zetknąłem się z pewnym fragmentem wiedzy o generale Berlingu. Kiedy odbywałem szkolenie wojskowe na poligonie, trafiłem do pułku, który po różnych kolejach losu i reformowaniu był w pewnym
Rzecz o ściemnianiu ma płacić abonament zdyscyplinowana grupa społeczna, złożona głównie z emerytów i rencistów. Dalej idą seriale – we wszystkich stacjach. Fabuła o niczym, ckliwe romansidła, nagromadzenie nieprawdopodobnych nieszczęść i sytuacji, katastrof, wypadków, chorób. Nie jest to żaden przypadek – to ma służyć wytworzeniu postaw pokory: „ciesz się z tego, co masz, bo może cię spotkać podobne nieszczęście”. Człowiek powinien być pokorny i uległy wobec władzy, tj. właściciela, szefa, proboszcza, przywódcy politycznego. Pokornymi i zahukanymi łatwiej rządzić i manipulować. Nie brakuje też, oczywiście, polityki i pseudosztuki na zadany temat, najczęściej rodem z IPN, owego dyspozycyjnego wydziału propagandy KC PiS. W tym miejscu kilka uwag o niedawnym programie na temat generała Berlinga. W programie TVP zwanym Teatrem Telewizji zafundowano generałowi „łatę” w formie zarzutu zdrady w czasie pamiętnego 1944 roku. Generał,
sensie spadkobiercą owej jednostki bojowej, czyli 9. Pułku Piechoty LWP, który przeprawiał się przez Wisłę na Czerniaków na pomoc powstańcom. Krążyły tu jeszcze opowieści dawnych niedobitków pułku – starszych wiekiem podoficerów. Wynikało z nich, że pułk szedł do ataku ze sztandarem, kasą i kancelarią pułkową. Każdy, kto ma jakiekolwiek pojęcie o wojsku, wie, że to była sytuacja niecodzienna, a uczestnicy tych zdarzeń szli, a właściwie płynęli przez Wisłę, mając świadomość, że nie ma powrotu. Takie tematy i w ten sposób podawane jak owa „sztuka” telewizyjna to dzisiaj w TVP norma. Więc niech szlag trafi ten abonament! Na marginesie tej sprawy trudno się powstrzymać od zdziwienia, że w obronę abonamentu zaangażowała się nasza lewica, a fama o układach i konszachtach wokół tego stanowi oddzielny, również nieprzyjemny temat. W ślad za mediami elektronicznymi w ogłupianiu społeczeństwa znaczące sukcesy notują
uczestnictwo w spektaklach teatralnych. Oto wychowanie inteligentnego Polaka. Prawie nie ma terenu, gdzie by nie było pustostanów po fabrykach, szkołach, różnych agencjach, a uczniowie szkół budowlanych mogliby w ramach praktyk przystosowywać je do użytku. Obowiązkowo dzieci winny poznawać polskie miasta, ich historię, zabytki, cmentarze, szczególnie takie jak Powązki, cmentarz Rakowicki, Wielkopolski, Orląt Lwowskich, Łyczakowski czy na Rossie. Powinny znać fakty z historii, umieć nawiązywać kontakty z rówieśnikami. W szkole winni ukończyć obowiązkowo kurs tańca, samochodowy... Uważam, że tak zreformowana polska szkoła daje szansę osiągnięcia maksimum możliwości, niezależnie od pochodzenia społecznego, wyznania, zamożności czy wykształcenia rodziców, własnej płci, orientacji seksualnej czy stanu zdrowia. Tylko wówczas młodzież zdobędzie podstawy do zorganizowania życia gospodarczego i społecznego. Takie funkcjonowanie szkoły, gdzie młodzież realizuje swoje pasje, wyklucza instalowanie kamer i podejmowanie innych działań niegodnych współczesnego człowieka. Tylko taką szkołę młodzież kocha i w niej realizuje swoje ambicje. A programy nauczania to zadanie metodyków. W szkole oprócz pedagogów, winni prowadzić zajęcia ludzie kultury, fachowcy, rzemieślnicy itp. W zależności od potrzeb. Uczeń
pomocnicze „narzędzia”. Przykładem są tabloidy – kolorowe gazety obrazkowe o minimalnej treści pisanej, pełne sensacji, domysłów, pomówień. Jak najmniej czytania i myślenia – przyjmujcie prawdę objawioną w obrazkach i fotomontażach. Prosta droga do wtórnego analfabetyzmu, a że w większości tabloidy są w rękach zagranicznych wydawców, to już czysty przypadek. Zasłużoną pozycję wśród „ogłupiaczy” mają od dawna firmy i wydawnictwa wysyłkowe takie jak „Klub dla Ciebie” i inne. Początkowo można było tą drogą otrzymać wartościowe pozycje literatury światowej i rodzimej. Z czasem zniknęły one niemal całkowicie, ustępując miejsca serwowanej masowo „sieczce” w rodzaju romansideł Danielle Steel czy Courths-Mahlerowej i innych na poziomie kioskowych harlequinów, pozycji w rodzaju tanich sensacji czy naciąganych „dzieł” historycznych. Poczesne miejsce w ofercie tych firm zajmują książki o tematyce religijnej, a właściwie religianckiej, łącznie z egzorcystami. Produkcja ta trafia dziś do biur i gablot działaczy i oficjeli, choć wątpliwe, aby była czytana i w ogóle rozcinana... Jak kiedyś dzieła Lenina. Efekty masowego działania ogłupiającego są widoczne w zachowaniach grup młodzieży, w napisach na murach, w braku tolerancji. Najgorzej jednak wpływają na widoczne obniżenie poziomu intelektualnego, o czym świadczy przebieg i wyniki wielu konkursów, quizów telewizyjnych i radiowych – żenujące odpowiedzi, brak podstawowej wiedzy itp. Wszystko można by zrozumieć – nawet pogoń za zyskiem. Niewybaczalne jest jednak to, że ogłupiacze nie tylko schlebiają płaskim gustom, ale kreują je i utrwalają. Zygmunt Figarski
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
LISTY Nienasycenie Mija kolejny rok, gdy Polska (rzekomo wolna i demokratyczna) musi padać krzyżem przed wiecznie nienasyconymi, mającymi gęby pełne frazesów, watykańskimi okupantami. Jak wyglądała stolica 22 maja? Chyba w żadnym cywilizowanym, europejskim kraju człowiek nie czuł się w tym dniu tak traumatycznie. Pozamykane sklepy, na ulicach procesje ludzi o twarzach, w których próżno szukać radości czy miłości bliźniego. Zacięte, patrzące tępo stada o średniej wieku powyżej 60. na parę godzin sparaliżowały rzekomo nowoczesną europejską stolicę, w której na procesyjnych trasach zawisły flagi obcego, całkowicie niedemokratycznego państwa. Warszawa znalazła się pod jurysdykcją Watykanu, a biało-żółte flagi przeważały nad bielą i czerwienią zanikłej w tym dniu polskości. Jedynie bary prowadzone przez obcokrajowców pozwalały normalnym ludziom chwilowo zapomnieć o nastroju narzuconym Polakom przez Kościół i rządzących z klerykalnej prawicy, trzęsących portkami przed biskupią kiecką. Dobry turecki kebab albo chińszczyzna zjedzona przy muzyce mogły skutecznie poprawić nastrój i pozwolić zapomnieć o „schizie” wspieranej zawodzeniem z ambon przez wysokowatowe głośniki. Platforma Obywatelska, jak przystało na twór prawicowy, wspiera i będzie wspierać to zawodzenie. Poseł Palikot za swoją wypowiedź o ojcu Rydzyku może zostać ukarany przez partyjnych kolegów skaczących na pasku Krk i modlących się, aby nie stracić „twardego elektoratu”, za jaki uważa słuchaczy Radia Maryja. Rację ma PO tylko w jednym – w twardości tego elektoratu. Tak bowiem twardych i odpornych na wiedzę umysłów można poza Polską szukać ze świeczką. Może kiedyś wreszcie dojdzie do tych rozmodlonych głów, że Janusz Palikot powiedział słowa prawdy. Prawdy, za którą teraz ma być zlinczowany. Kim bowiem jest wódz tego twardogłowego elektoratu, jak nie osobnikiem, który powinien dawno oglądać kwadratowe słońce, zamiast szerzyć nienawiść, plugastwo i dzielić polski naród? Kim jest rządząca prawica, która pozwala temu bezczelnemu, pewnemu siebie dyktatorowi na łamanie prawa? Tadeusz Rydzyk jest bowiem bezkarny. Od lat łamie ustawę medialną, emitując na antenie Radyja reklamy swoich firm i sprzętu niezbędnego do ich odbioru medialnego. Od lat jego nadajniki zakłócają częstotliwości cywilnego i wojskowego lotnictwa, powodując zagrożenie w ruchu powietrznym. Od lat szerzy i upowszechnia treści o charakterze antysemickim i obrażającym ludzi innych wyznań, a także niewierzących. To dla PO jest w porządku, ale przecież nie fakt, że
ktoś z własnej partii może się temu przeciwstawiać. Pani poseł Julia Pitera zapałała świętym oburzeniem na wypowiedź Palikota, twierdząc, że polityk nie może być społecznikiem. Kim zatem, do jasnej cholery, ma być polityk, wybrany przecież nie przez wybuchy na słońcu, tylko właśnie przez społeczeństwo?
LISTY OD CZYTELNIKÓW doprowadzić do całkowitego zakazu wszystkich sposobów regulacji urodzeń. Obłudnicy w sutannach zacierają lepkie i pazerne łapy, bo i na tym zarobią, inkasując za chrzty i krótko potem pochówek dziecka. Rządzący przyklaskują kościelnym zachciankom i spełniają ich wszystkie polecenia.
o refundacji zabiegów in vitro podejmą szybko, nie patrząc na jakiekolwiek obce wpływy”. Tak powinien zachować się w mediach prawdziwy polityk lewicy. Na takie słowa czeka lewicowy elektorat, mający dość panoszenia się watykańskiej hordy i włażenia w brudnych buciorach w najbardziej intymne sfery ludzkiej prywatności. Ponieważ nie jestem politykiem, powiem krótko: Czarni okupanci – zajmijcie się pedofilami we własnych szeregach, zanim któryś z was wypowie się w obronie życia i ludzkich praw, które łamaliście i łamiecie od wieków dla zaspokojenia swoich niskich instynktów i folgowaniu swojej próżności i pazerności. Z Bogiem nie macie nic wspólnego. Odejdźcie i zostawcie bliźnich w spokoju. Amen. E.
Niewiarygodni
Społeczeństwo głosujące w wolnych wyborach i liczące na to, że będzie pracował właśnie dla jego dobra, a nie dobra śmierdzących kadzidłem elit. Abp Dziwisz grzmiał z ambony o Polakach wyjeżdżających do pracy za granicą: „Tutaj są nasze korzenie”... Dawno nie było słychać takiego popisu obłudy z ust człowieka, który większość życia spędził w Watykanie – państwie, któremu zaprzedał swoje życie, nie myśląc wcale o korzeniach. Jego rolą jest bowiem krzewienie chorych dogmatów, których skutecznie (dzięki rządom Zapatery) pozbyła się ostatnio Hiszpania, będąca niegdyś przez wieki państwem najbardziej sklerykalizowanym. Edel
Odpowiedzialność za dzieciobójstwo W związku z narastającą plagą dzieciobójstwa w Polsce, niniejszym pozwalamy sobie wyrazić na tym forum swoją na ten temat opinię. Tego rodzaju tragediom dzieci w rodzinach winien jest Kościół, kler i rządzący, którzy wspólnie ustanowili zakaz aborcji. I to ich sumienia powinny być obciążone odpowiedzialnością. Zakaz ten powoduje, że zwyrodnialcy najpierw płodzą niechciane dzieci, a później je mordują, gdyż nie stać ich na nielegalną aborcję lub wyjazd do innego kraju, gdzie przerywanie ciąży jest dozwolone. Tak się postępuje z niechcianymi dziećmi, które przychodzą na świat jako skutek kościelnych nauk o „grzechu” aborcji i „grzechu” stosowania środków antykoncepcyjnych. Kler grzmi z ambon, potępiając aborcję i stosowanie środków antykoncepcyjnych (zgodnie ze wskazaniami JPII), strasząc niedouczonych i oszołomionych wiernych czym tylko się da, aby za wszelką cenę
Nie dziwcie się zatem, że wkrótce znacznie wzrośnie liczba zamordowanych niemowląt i dzieci. Krzysia i Wojtek (wstrząśnięci rodzice)
Bez jaj Dlaczego lewica dołuje? Z prostej przyczyny – braku jaj. Ani Olejniczak, ani Szmajdziński, ani nawet Napieralski (choć ostatnio trochę się poprawił) nie potrafią jasno i otwarcie zamanifestować poglądów, które chce usłyszeć lewicowy elektorat. Elektorat, który z obrzydzeniem musiał w ostatnich wyborach głosować na PO, aby nie utopić Polski w policyjno-wyznaniowym PiSuarze, bo na własną partię nie ma na razie co liczyć. Szmaja w TVN 24 zaapelował do biskupów, aby łaskawie zgodzili się na zabiegi in vitro... Szkoda, że jeszcze nie wyraził błagania w imię Pańskie. Szybciej osiągnąłby efekt, gdyby zaoferował ofiarę pieniężną, ponieważ do tych pazernych drani najlepiej przemawia kasa. Powinien twardo powiedzieć tak: „Apeluję do biskupów, aby wreszcie zajęli się wewnętrznymi sprawami swojej instytucji i raz na zawsze przestali ingerować w wewnętrzne sprawy suwerennego państwa i prywatnych spraw jego obywateli. O sposobie, czasie i miejscu zapłodnienia niech decydują wyłącznie ci, których problem dotyczy bezpośrednio, a nie osoby postronne, niemające pojęcia o macierzyństwie i wychowywaniu dzieci. Dlaczego zatem uzurpują sobie do tego prawo? W którym ustępie Ewangelia głosi, że Pan Bóg pozwala wchodzić z butami w prywatne życie dwojga kochających się ludzi i decydować o tym, co im wolno, a co nie? Apeluję także do ekipy rządzącej – niech decyzję
Ani Olejniczak, ani Napieralski ku lepszej przyszłości lewicy nie poprowadzą. Byłoby lepiej, gdyby z tych dwóch to Napieralski kierował SLD, bo może nurt lewicowy zająłby w przyszłości pierwsze miejsca na listach wyborczych, jednak obaj bardzo miernie wypadają w dyskusjach telewizyjnych. SLD-owska lewica nie ma ludziom nic do zaoferowania, a nawet jak już coś radykalnego powie, to brzmi to mało wiarygodnie. Riposta prawicy jest prosta: przecież już rządziliście! Wiesław Szymczak
Moje wątpliwości Jak zawsze z ogromnym zainteresowaniem czytam, studiuję i przeżywam każdy nowy numer „Faktów i Mitów”. Tym razem zrobił na mnie wrażenie artykuł „Następca tronu”. Kolejny raz wzbudzono moją nadzieję na polską normalność, na normalność polskiej LEWICY! Ale przecież nie mogę nie uwzględnić ostatniego zdania z rubryki „Głaskanie Jeża”, gdzie Pan Marek Szenborn słusznie wyraża pewną wątpliwość: „O ile oni nie okażą się oszustami”. W tym duchu pragnę podzielić się swoimi wątpliwościami, zaznaczając jednak, że nie jestem skażony wirusem macierewiczowskim czy ipeenowskim. Wyjaśnienia wymaga i wątpliwości moje budzi raczej lakonicznie zarysowany w wypowiedzi pana Napieralskiego znamienny element ze sfery polskiej (przyszłej?! lewicowej?!) polityki zagranicznej, który dotyczy polityki wschodniej, a właściwie polityki wobec największego wschodniego sąsiada: „I to szybko, bo mamy dziejową szansę stać się przyjaznym pomostem pomiędzy Unią Europejską a Rosją. Ta szansa przełoży się na nasz rozwój ekonomiczny, technologiczny, kulturowy wreszcie”. Tu chcę, nie bez złośliwości zresztą, podkreślić stwierdzenie... „mamy dziejową szansę” jako nowomowę, kolejne zaklęcie polityka!
19
A więc nadal nie potrafimy wyciągnąć słusznych wniosków z własnej historii! Dominuje w nas, współczesnych, nierozumne zarozumialstwo naszej nacji! Owo drgające w tej wypowiedzi przeświadczenie „oczywistej oczywistości” graniczącej z pewnością, że to pośrednictwo (pomost) jest oczekiwane! Jeszcze oczekiwane?! No tak – powie ktoś – nie może być inaczej, bowiem, Polska, Jutrzenka wolności, ojczyzna Jana Pawła II i Lecha Wałęsy, ojczyzna „Solidarności”, co to komunizm obaliła i mur berliński zniosła, jest „namaszczona”, aby zmieniać oblicze ziemi. Tym razem nowej ziemi na Wschodzie! Nic bardziej naiwnego, wręcz absurdalnego. Zepsutych przez ostatnie dwudziestolecie stosunków z sąsiadami wschodnimi, a szczególnie z Rosją, która nadal jest traktowana wrogo i złośliwie, nie da się łatwo naprawić. Gorsze jest jednak i to, że Unia Europejska dawno już przestała liczyć w tej kwestii na Polskę, która w swojej emocjonalnej, mało rozważnej polityce zagranicznej wobec Wschodu (ale nie tylko) nie może się jawić jako stabilny, uczciwy i poważny partner. Iskierka nadziei, jaka tkwiła – mimo wszystko – w dorobku polsko-rosyjskich wzajemnych stosunków czasów PRL, została zmarnowana absurdalnością wyolbrzymianych urazów, zarzutów, wzajemną podejrzliwością. Zaś pojawiające się tu i ówdzie w naszej polityce reminiscencje durnej piłsudczykowskiej polityki zagranicznej wobec Rosji i wschodnich sąsiadów (obśmiewane przecież już przez współczesnych partnerów zachodnich polskie ciągoty wielkomocarstwowe, a nawet kolonialne sprzed roku 1939) wywoływać mogą ze strony naszych obecnych, nowych sojuszników i partnerów europejskich tylko westchnienia pożałowania, niezrozumienia, ale i rozbawienia. Gorzej, że za tym rozbawieniem, w uznaniu naruszenia dumy narodowej sąsiadów, na Litwie, Białorusi, Ukrainie i w Rosji umacniają się nastroje antypolskie wobec „panów Lachów”. W takiej atmosferze mówić o pomoście czy pośrednictwie jest co najmniej naiwnością. TUTAJ POTRZEBA PRACY OD PODSTAW... Zbigniew Bielawski
Trzymajcie się cieplutko! Podobno „w czasie deszczu dzieci się nudzą”. Te duże i te nieduże. Mamy na to receptę – lekturę „Faktów i Mitów”, w którym to tygodniku wszystkim Dzieciom (bez względu na wiek) życzymy – w dniu Ich święta – wielu powodów do uśmiechu. Kufereczek stóweczek też pewnie by się przydał? No to spróbujcie w najbliższym losowaniu totka: 7, 11, 21, 23, 33, 45! Albo inny zestaw... Redakcja
20
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Sakrament pokuty Podstawą katolickiego sakramentu pokuty są przede wszystkim słowa: „Którymkolwiek grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są zatrzymane” (J 20. 23). Czy jednak Jezus wypowiadając te słowa, miał na myśli tajemną spowiedź uszną przed kapłanem? Czy to prawda, że Chrystus obecny jest w sakramencie pokuty (w osobie kapłana) i nie odpuszcza grzechów poza Kościołem? Czego Biblia faktycznie uczy o pokucie? Otóż już na samym początku należy podkreślić, że Biblia ani jednym słowem nie wspomina o spowiedzi usznej. Nie znajdziemy w niej więc ani jednej wzmianki o tym, żeby któryś z apostołów kogokolwiek spowiadał na osobności i rozgrzeszał. A zatem jakkolwiek Jezus wielokrotnie wypowiadał się na temat grzechu i pokuty, nigdy nie wspomniał o spowiedzi usznej przed kapłanem. Według Biblii, pokutujący Żydzi zawsze wyznawali grzechy samemu Bogu: „Grzech mój wyznałem Tobie i winy mojej nie ukryłem. Rzekłem: Wyznam występki moje Panu; Wtedy Ty odpuściłeś winę grzechu mego” (Ps 32. 5, por. Dn 9. 3–19; Mi 7. 18). Przykładem zaś modlitwy pokutnej mogą być zarówno słowa Dawida: „Zmiłuj się nade mną, Boże, według łaski swojej, według wielkiej litości swojej zgładź występki moje! Obmyj mnie zupełnie z winy mojej i oczyść mnie z grzechu mego! (...). Zakryj oblicze swoje przed grzechami moimi i zgładź wszystkie winy moje” (Ps 51. 3–4, 11), jak i wołanie skruszonego celnika: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu” (Łk 18. 13). W wielu innych przypadkach pokutujący nawet nie zdążyli wyznać swoich nieprawości, a mimo to Jezus – któremu dana została moc odpuszczania grzechów (Mk 2. 10) – odpuścił im ich winy. Tak było na przykład w przypadku paralityka (Mk 2. 5), bezimiennej grzesznicy (Łk 7. 47), Zacheusza (Łk 19. 10), jawnogrzesznicy (J 8. 11), czy też potępionego złoczyńcy (Łk 23. 43). Jak widać, jakkolwiek Biblia wiele mówi o potrzebie wyznania grzechów, to jednocześnie podkreśla, że w szczególnych przypadkach Bóg może je odpuścić bez oficjalnego ich wyznania. Innymi słowy: samo formalne wyznanie grzechów nie wystarcza. Jak bowiem mówi Biblia – Bóg patrzy przede wszystkim na skruszone serce (Ps 34. 19; 51. 19; Iz 57. 15; 66. 2), które gotowe jest nie tylko wyznać, ale i porzucić wszelki grzech (por. Iz 1. 18; Prz 28. 13). Jak wobec tego rozumieć tekst z Ewangelii św. Jana (20. 23)? Czy rzeczywiście uzasadnia on katolicki sakrament pokuty, w zakres którego wchodzi spowiedź uszna przed kapłanem?
Otóż wniosek taki byłby właściwy tylko wówczas, gdyby Jezus faktycznie nauczał o spowiedzi usznej. Tak jednak nie było. Gdyby bowiem praktyka ta była znana autorom Pisma Świętego, czytalibyśmy o tym wyraźnie i nie byłoby potrzeby wprowadzać takiej formy spowiedzi dopiero na IV Soborze Laterańskim w 1215 roku. Jak więc zinterpretować słowa Jezusa? Aby zrozumieć sens powyższych słów, należy przede wszystkim uwzględnić wszystkie inne wypowiedzi Jezusa na temat odpuszczania grzechów, a nie tylko tę jedną z Ewangelii św. Jana. Spójrzmy na niektóre z nich. W Ewangelii św. Mateusza czytamy: „Jeślibyś składał dar swój na ołtarzu i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie, zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i najpierw pojednaj się z bratem swoim” (Mt 5. 23–24). Parafrazując powyższy tekst, można więc powiedzieć, że nie ma pojednania z Bogiem bez pojednania z człowiekiem, o czym mówią zresztą słowa modlitwy „Ojcze nasz”: „I odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom” (Mt 6. 12) oraz następujący tekst: „Bo jeśli odpuścicie ludziom ich przewinienia, odpuści i wam Ojciec wasz niebieski. A jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych” (Mt 6. 14–15). Już z tych kilku zdań wynika jednoznacznie, że w przypadku jakichkolwiek przewinień w relacjach międzyludzkich każdy, bez wyjątku, przede wszystkim zobowiązany jest do pojednania ze swoim bliźnim. Mówią o tym również następujące teksty: „Jeśliby zgrzeszył twój brat, strofuj go, a jeśli się upamięta, odpuść mu. A jeśliby siedemkroć na dzień zgrzeszył przeciwko tobie i siedemkroć zwrócił się do ciebie, mówiąc: Żałuję tego, odpuść mu” (Łk 17. 3); „Bądźcie jedni dla drugich uprzejmi, serdeczni, odpuszczając sobie wzajemnie, jak i wam Bóg odpuścił w Chrystusie” (Ef 4. 32); „Wyznawajcie grzechy jedni drugim i módlcie się jedni za drugich, abyście byli uzdrowieni” (Jk 5. 16).
A zatem biblijna nauka o wzajemnym odpuszczaniu grzechów niewiele ma wspólnego z katolickim sakramentem pokuty. Nie tylko z powodu wprowadzenia konfesjonału i pośrednictwa kapłanów – elementów rażąco sprzecznych z nauką Jezusa – ale również z uwagi na samą istotę pokuty i pojednania. Prawdziwa pokuta (gr. metanoia) oznacza bowiem wewnętrzną przemianę człowieka, czyli skruchę i porzucenie drogi grzechu. W przypadku zaś katolickiego sakramentu pokuty, penitenci zazwyczaj udają się do konfesjonału nie tyle z potrzeby duchowej przemiany, lecz by uspokoić swoje sumienie. Większość czyni to po prostu tylko dlatego,
że tak uczy Kościół, że tego wymaga w określonych sytuacjach (chrzest, komunia, bierzmowanie, ślub, pogrzeb, czy na przykład spowiedź wielkanocna), a nie z chęci całkowitego zerwania z grzechem. Zresztą nawet ci, którzy czynią to szczerze, i tak niewiele z tego wynoszą poza chwilowym złagodzeniem poczucia winy, bo zazwyczaj powracają do poprzednich negatywnych przyzwyczajeń (np. nałogów) i grzechów. Poza tym mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę jego „spowiedź” powinna być skierowana do osoby pokrzywdzonej, a nie do kapłana. Według Biblii, tylko taka spowiedź, mająca charakter interpersonalny, sam na sam (Mt 18. 15) z osobą, którą się skrzywdziło (i odwrotnie), może uzdrowić wzajemne relacje, a w rezultacie doprowadzić również do pojednania z Bogiem, który ostatecznie gładzi wszelki grzech. „Jeśli [bowiem] wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i oczyści nas od wszelkiej nieprawości” (1 J 1. 9).
Innymi słowy: niedorzecznością jest wyznawanie kapłanowi grzechów, które go nie dotyczą, przy jednoczesnym zachowaniu obojętności wobec osób pokrzywdzonych. Niestety, taka jest praktyka w środowisku katolickim i mało kto się tym przejmuje, nawet gdy słyszy, że tego w istocie uczył Jezus. Co więcej, traktowanie księży – jak uczy Kościół – jako pośredników jest nie do przyjęcia również z innej przyczyny, a mianowicie tej, że według Biblii, „jeden jest pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” (1 Tm 2. 5). A zatem „jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest (...) ubłaganiem za grzechy nasze” (1 J 2. 1–2). Ponadto jest oczywiste, że gdyby apostołowie mieli uprawnienia, jakie sobie przypisuje duchowieństwo katolickie, na pewno by z nich skorzystali. Nowy Testament jednak tego nie potwierdza. Apostołowie nie wzywali bowiem nikogo do „tajemnej spowiedzi”. Zachęcali natomiast do wyznawania grzechów samemu Bogu, czego przykładem mogą być słowa ap. Piotra skierowane do Szymona zwanego Czarnoksiężnikiem: „Przeto odwróć się od tej nieprawości i proś Pana, czy nie mógłby ci być odpuszczony zamysł serca” (Dz 8. 22). Powracając do tekstu z Ewangelii św. Jana (20. 23) oraz biorąc pod uwagę również wszystkie inne wypowiedzi Jezusa na temat odpuszczania grzechów,
można więc z całą pewnością stwierdzić, że słowa te nie dotyczą tzw. tajemnej spowiedzi przed kapłanem, ale przyjęcia pokutujących grzeszników lub – w przypadku braku pokuty – odłączenia ich ze wspólnoty. Dotyczą zatem postępowania z błądzącymi, a nie spowiedzi usznej. Jezus powiedział bowiem: „A jeśliby zgrzeszył brat twój, idź, upomnij go sam na sam; jeśliby cię usłuchał, pozyskałeś brata swego. Jeśliby zaś nie usłuchał, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch, aby na oświadczeniu dwu lub trzech świadków była oparta każda sprawa. A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz wspólnocie wiernych; a jeśliby wspólnoty nie usłuchał, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik. Zaprawdę powiadam wam: Cokolwiek byście związali na ziemi, będzie związane i w niebie; i cokolwiek byście rozwiązali na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie” (Mt 18. 15–18). Zauważmy, że podobne stanowisko w tej sprawie zajął również ap. Paweł. Oto jego słowa: „Napisałem wam, abyście nie przystawali z tym,
który się mieni bratem, a jest wszetecznikiem lub chciwcem, lub bałwochwalcą, lub oszczercą, lub pijakiem, lub grabieżcą, żebyście z takim nawet nie jadali. Bo czy to moja rzecz sądzić tych, którzy są poza zborem? Czy to nie wasza rzecz sądzić tych, którzy są w zborze? Tych tedy, którzy są poza nami, Bóg sądzić będzie. Usuńcie tego, który jest zły, spośród siebie” (1 Kor 5. 11–13, por. 2 Kor 2. 6–10; 2 Tes 3. 6, 14–15; 1 Kor 5. 1–6; 1 Tm 1. 20). A zatem na tym właśnie polega owo zatrzymywanie („związywanie”) lub odpuszczanie („rozwiązywanie”) grzechów przez wyznawców Chrystusa. Jak widzimy, nauka Nowego Testamentu dotycząca postępowania z grzesznikami nie ma nic wspólnego z konfesjonałem. Nie dotyczy też grzechów popełnionych w przeszłości, a jedynie tych, które mogą mieć zgubny wpływ na innych (1 Kor 5. 6). Cokolwiek by więc powiedzieć o katolickim sakramencie pokuty i pośrednictwie kapłanów, jedno jest pewne: doktryna ta tylko pozornie oparta jest na Biblii. Faktycznie zaś jej źródłem jest tradycja Kościoła, która w wielu przypadkach czerpała inspirację ze starożytnych kultów pogańskich. Doktryna ta zatem nie tylko nie służy pojednaniu i zbawieniu człowieka, ale wręcz blokuje mu drogę do wewnętrznej przemiany. W rzeczywistości służy jedynie utrzymaniu kontroli nad wiernymi i całkowitemu uzależnieniu ich od posługi Kościoła, czego dowodzi jedno z postanowień IV Soboru Laterańskiego z 1215 roku: „Każdy wierny bez względu na płeć, skoro doszedł do lat rozeznania, winien się sam dobrze wyspowiadać ze wszystkich grzechów przynajmniej raz na rok przed własnym kapłanem i starać się odprawić wedle możliwości zadaną sobie pokutę (...) w przeciwnym razie należy za życia odmówić mu wstępu do kościoła, a po śmierci pozbawić go chrześcijańskiego pogrzebu” (kard. P. Gasparri, „Katechizm katolicki”, str. 342, 343). Pomyślmy: czy coś, co służy zastraszeniu wiernych – grozi potępieniem i odmową pochówku – może mieć jakikolwiek związek z ewangeliczną pokutą? Czy biblijną pokutę, czyli duchową przemianę – pojednanie z bliźnim i Bogiem – można zastąpić pokutnym odmawianiem litanii lub różańca? Czy twierdzenie, że Chrystus obecny jest w osobie kapłana w sakramencie pokuty i nie odpuszcza grzechów poza Kościołem, mimo że czynił to wielokrotnie, nie pytając ówczesnych kapłanów o zgodę, nie dowodzi arogancji urzędników Kościoła katolickiego? Czy nie jest to świadome wprowadzenie w błąd swoich wiernych? Oto co powiedział Jezus: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie” (Mt 11. 28). Innymi słowy: to nie kapłan, ale Chrystus leczy i uwalnia od wszelkiego grzechu (J 8. 36). BOLESŁAW PARMA
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
GŁASKANIE JEŻA
PiSLD Co podczas rowerowej wycieczki bezdrożami może być gorsze od złapanej gumy, od zimna i kapiącego co chwilę deszczu, od piaszczystej drogi pnącej się w nieskończoność pod kątem 30 stopni? Telefon może być gorszy, o czym się przekonałem w miniony piątek. Zadzwonił, a na komórkowym wyświetlaczu pojawiło się nazwisko faceta z samego topu SLD. Żona zerknęła przez ramię i syknęła: „Nie odbieraj. Masz przecież urlop”. Ale mnie coś, cholera, podkusiło. Z drugiej strony odezwał się gniewny, naburmuszony głos: „Jak mogliście? Jak śmieliście? Jonasz i ty?! Te wasze komentarze i jeszcze ten wywiad z Grzegorzem (Napieralskim). Toż to nóż w plecy Wojtka (Olejniczaka). Skandal! Bardzo nas zawiedliście!”. (Rzecz cała dotyczyła, oczywiście, materiałów, które zamieściliśmy w poprzednim numerze „FiM”). Tylko ten fragment rozmowy nadaje się do zacytowania. Reszta zamieniła się w awanturę, podczas której „przecierałem” uszy ze zdumienia. Bo oto przeżywałem jakieś déjà vu. Coś, czego już kiedyś doświadczyłem: „Co wyście tam, k..., napisali. My was rozliczymy. To nóż w plecy partii”. Taki telefon odebrałem w roku 1986. I niemal identyczny teraz. Nawet tembr głosu tamtego i tego faceta był identyczny
K
i groźny. I on sam równie władczy, nieznoszący sprzeciwu, przekonany o swojej potędze. Ale kontekst inny. Oto w wolnym kraju jakiś aparatczyk ma odwagę zadzwonić do wolnej, prywatnej gazety i opieprzać redaktora naczelnego i jego zastępcę jak burą sukę Dorna. I jeszcze gdzieś na dnie swojej jaźni ma przekonanie, iż coś podobnego odniesie pożądany dla niego skutek. Czyli nas przerazi, a Jonasz założy pokutny worek i ruszy do Canossy, czyli na warszawski Rozbrat. A jednak skutek rzeczywiście był. Taki, że wściekłem się nie na żarty (Jonasz szczęśliwie pojechał gdzieś na ryby i wyłączył komórkę, bo chyba by go skręciło) i jeszcze mocniej utwierdziłem w przekonaniu, że najbliższy Kongres Sojuszu Lewicy Demokratycznej może okazać się jej pogrzebem. I to ostatecznym. Żaden tam feniks. Koniec i kropka. The End. Ktoś powie, że w każdym cywilizowanym kraju musi być jakaś lewica. Otóż wcale nie musi. Przykładem jest Irlandia, w którą jesteśmy tak bezkrytycznie zapatrzeni. Obyśmy nie zapatrzyli się za bardzo. Na razie polska lewica – przynajmniej ta spod znaku Sojuszu – zachowuje
oła mieniące się naukowymi, a działające przy Uniwersytecie Jagiellońskim, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Stowarzyszenie Edukacji Nieformalnej ,,Meritum” zorganizowały w Krakowie kampanię walki z nietolerancją i uprzedzeniami ,,Każdy inny – wszyscy równi”. Niektórzy okazali się jednak mniej równi. 15–17 maja w gmachu Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie odbywała się impreza pt. ,,Żywa biblioteka” w ramach ogólnoeuropejskiej kampanii ,,Każdy inny – wszyscy równi” pod patronatem NCC Polska (National Campaign Committes), czyli polskiego komitetu organizacyjnego, któremu patronowała Rada Europy. Akcja polegała na zaproszeniu przedstawicieli dyskryminowanych grup społecznych i ich rozmowach z tzw. zwykłymi ludźmi, co w konsekwencji miało prowadzić do lepszego zrozumienia i tolerancji. Hasło przewodnie inicjatywy? Jakież szczytne: ,,Przestańmy rozmawiać o stereotypach! Porozmawiajmy ze stereotypami”. Przyszli Żydzi, Romowie, Turcy, Ukraińcy, nawet Kurdowie. Ale nie geje! Organizatorzy w ostatniej chwili zabronili udziału w imprezie członkom Kampanii przeciw Homofobii, która reprezentuje chyba najliczniejszą w Polsce grupę ludzi dyskryminowanych. KPH, dla której zawsze wiodącym hasłem było motto ,,Każdy inny – wszyscy równi”, od samego początku zgłaszała chęć udziału w opisywanej akcji. Dotąd bez większych
A TO POLSKA WŁAŚNIE się jak skorpion, który najpierw kąsa na lewo i prawo, a kiedy widzi, że jest już naprawdę źle, wbija trujący kolec we własne ciało. Cóż za heroiczna śmierć. Taką samą obserwuję w telewizji. Nagle, ni stąd, ni zowąd, największym przyjacielem pań i panów z SLD stali się koledzy i koleżanki z PiS. Zjednoczył ich wspólny wróg, czyli Tusk. Polacy – ci coraz mniej
frazeologia jej partii; intelektualistki nie rozumiem. Na co liczy? Że w ten sposób – poprzez zbratanie się z kaczystami – podniesie notowania lewicy? Że odbierze im część elektoratu? Jakiego? Moherowych beretów? No i są efekty. Widoczne od zaraz. W sobotę agencje podały nowe wyniki sondaży poparcia:
liczni z sercem po lewej stronie – nie wierzą własnym oczom. Oto w TVN siedzą dwie panie: wybitna intelektualistka i skończona idiotka. Obie ze śmiertelnie wrogich dotąd partii nagle z dzióbka sobie jedzą i kochają się, i perorują zgodnie oraz przyjaźnie, jakim to łobuzem jest premier RP, a jaką mafią – PO. Tę idiotkę mogę jeszcze zrozumieć, bo to odwieczna
PO – 51 proc.; PiS – 22 proc. i SLD... 4 procent! To pierwszy od 1989 roku wynik poniżej progu wyborczego. No... doigraliście się, kochani. Nikt wam nie powiedział, że granie w jednej drużynie z PiS może być przyczyną wielu groźnych chorób, a nawet śmierci? Kto bowiem mający choćby resztki instynktu samozachowawczego sprzymierza się ze śmiertelnym wrogiem
21
ideowym, takim w dodatku, którego notowania są zstępujące, przeciw komuś pływającemu na wznoszącej fali społecznej akceptacji? I nadziei? Rozsądna opozycja wykorzystałaby tę falę do wypłynięcia na szersze wody oraz do krytyki, ale konstruktywnej. Czegoś w stylu: tak, ale... Czyli widzimy, że jest lepiej, przynajmniej normalniej, jednak mogłoby być znacznie lepiej. Mamy receptę i podpowiedź dla Tuska, który popełnia liczne błędy: taką to a taką... A tu społeczeństwo widzi osobnika Brudzińskiego (budzącego skrajnie negatywne emocje opinii publicznej), który pospołu z dżentelmenem z SLD drwi – co tam drwi: jaja w telewizji sobie robi – z premiera, że jest „Słońcem Peru”. I nie pomyśli tłuścioch jeden, że gdyby premiera Peru spotkały w jego kraju, od jego parlamentarzystów, podobne reakcje po fakcie odebrania orderu Orła Białego (np. w stylu: „nareszcie ma wielkiego ptaka”), to nas, Polaków, szlag by trafił. Notabene – słusznie. Za dwa dni poznamy nowego (albo starego) przywódcę lewicy. Delegaci na kongres staną przed skomplikowanym zaiste wyborem: czy głosować na tego, który przez ostatnie trzy lata swoich rządów doprowadził SLD na skraj politycznego bankructwa, czy na tego, który daje jakąś nadzieję. Może niewielką, ale jednak... MAREK SZENBORN
Wszyscy równi i równiejsi problemów członkowie Kampanii brali udział w podobnych inicjatywach we Wrocławiu i w Warszawie, udowadniając licznie przybyłym gościom, że lesbijka czy gej wcale nie gryzą i są zwykłymi, normalnymi członkami społeczeństwa. Jednak w papieskim Krakowie, mieście 100 kościołów, obowiązują inne kryteria. Przedstawicielka KPH Aleksandra Sowa usłyszała od organizatorów, że co prawda wszyscy są równi, ale „wszyscy” oraz „równi” nie obejmuje gejów i lesbijek. Tacy nie mają wstępu. Koniec, kropka! Przedstawicieli mniejszości seksualnych szlag trafił na miejscu. Trudno się im zresztą dziwić. Jedna z organizatorek projektu – dr Elżbieta Wiącek, opiekunka koła naukowego UJ – w rozmowie z KPH całe zamieszanie próbowała jakoś wyjaśnić: – To efekt strachu dyrektorów
szkół i polskich realiów. W ramach przygotowań do projektu przekazaliśmy gimnazjom i liceom ankiety dotyczące stosunku młodzieży do różnych mniejszości. Dyrektorzy, słysząc, że
kampania ma związek z tolerancją, pytali, czy aby nie dotyczy przypadkiem osób homoseksualnych. Przerażała ich myśl, że w imprezie może wziąć udział gej. Gdyby tak się stało, szkoły mogłyby odmówić udziału w akcji. Członkowie KPH poprosili organizatorów o pisemne uzasadnienie odmownej decyzji, jednak do tej pory takowego nie otrzymali. Sprawa zapewne znajdzie swój epilog na posiedzeniu Rady Europy, która z pewnością będzie już roztropniej dobierać sobie polskich partnerów odpowiedzialnych za propagowanie tolerancji. Jednak duży niesmak pozostanie zapewne długo. Miesiąc temu pisaliśmy o obrzucaniu kamieniami i butelkami pokojowego Marszu Tolerancji, który przechodził ulicami Krakowa (,,Kolorowa tęcza” – „FiM” 18/2008). Wtedy całą winę można było zrzucić na chuliganów i kiboli. Jednak jak teraz wytłumaczyć ten przejaw nietolerancji, którego sprawcą jest kulturalna elita miasta? MAREK PAWŁOWSKI
22
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
RACJONALIŚCI
„C
zyhanie na Boga” to jeden z wczesnych (1914 r.) wierszy Juliana Tuwima – Żyda, ateisty, obrazoburcy... GENIUSZA! Aż dziw, że jeszcze w katoRP mamy szkoły i ulice jego imienia. Że dzieciakom pozwalają czytać jego wiersze...
Okienko z wierszem Kto on zacz – nie wiem, lecz wszędzie Go czuję... Błąkamy się po gwiazdach, po wichrach, po ziemi, Każdy z nas przeciwnika wiecznie prześladuje I ciągleśmy związani myślami tajnemi. Nie Czy Czy Czy
wiem, czyli w Nim znajdę druha czy też wroga, do stóp Mu się rzucę, czy też Go ukorzę, na Jego spotkanie ogarnie mną trwoga, On mnie się przestraszy, gdy Mu drzwi otworzę.
Szukamy siebie wzajem... I każdy się troska, Każdy się boi wiecznie strasznego spotkania... Więc błądzimy, wędrowce... Miasto, lasy, wioska Na naszej drodze... Wszędzie te same pytania. (...) I tak lata już chodzę, i szukam bez celu... A wiem, że i On, Straszny, szuka mnie... zlękniony... Że i On, przeczuwany, pytał o mnie wielu I przebiegł nadaremno wszystkie świata strony... Ale dziś, jak szpieg nędzny, wyśledziłem skrycie, Że będzie tu przechodził... Więc się przyczaiłem, Czekam... Albo mu oddam wszystko, całe życie, Albo Go przeklnę za to, że życie strwoniłem... Wypadnę nań znienacka! Z twarzy Mu zasłonę Zedrę! Zobaczę, kto On – i On mnie zobaczy! Staniemy twarz przy twarzy... Oczy spłomienione Rzucimy sobie wzajem – w szczęściu lub rozpaczy! Czyham!!! Będzie przechodził... już słyszę krok cichy... Iść z Nim razem? Nie!!! Ktoś z nas zdobędzie dziś władzę: Albo za Nim podążę jak niewolnik lichy, Albo – jak mocarz władny – sam Go poprowadzę!
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Krajobraz PO Palikocie Do polityki przyszedł z biznesu w 2005 r. Potrzebował półtora roku, aby przestać uchodzić jedynie za najbogatszego posła (330 mln zł) i zostać dostrzeżony. Medialnie zaistniał, acz na krótko, 14 marca 2006 r. po opublikowaniu w „Gazecie Wyborczej” artykułu pt. „PO: przeciw PiS nawet z lewicą”. Obrazoburczy wydał się prawicy sam tytuł, a ściślej – zwerbalizowany w nim pomysł. Forma ani słownictwo nawet w najmniejszym stopniu nie szokowały. Była to trafna, acz banalna i wtórna charakterystyka IV RP: „Pogrążamy się w języku insynuacji, w języku strachu, w języku ksenofobii (...). Wzniecane są lęki, demony zawiści oraz nietolerancji (...). Upartyjnione i zawłaszczane jest całe społeczeństwo (...). W takim klimacie tworzyły się systemy totalitarne”. Czysta, żywa, kłująca w oczy prawda. Przez kolejny rok nie miał na siebie pomysłu. Pomogli specjaliści od wizerunku. Doradzili, jak się skutecznie wyróżnić. Przygotowali kampanię. Po raz wtóry Palikot narodził się 15 kwietnia 2007 r. Tym razem już jako skandalista. Podczas konferencji programowej PO wystąpił w koszulce z napisami: „jestem gejem”, „jestem z SLD”. Osiągnął zamierzony efekt – wywołał konsternację. Zdumionym kolegom wyjaśniał, że chciał wskazać partii nowy kierunek działania: obronę mniejszości i słabszych. Via telewizja zobaczyła go cała Polska.
Poszedł za ciosem. 24 kwietnia 2007 r., podczas konferencji prasowej w sprawie lubelskich policjantów oskarżonych o gwałt, wystąpił z silikonowym penisem w jednej ręce i pistoletem w drugiej. Tłumaczył, że to symbole: prawa i sprawiedliwości w Polsce oraz policji w Lublinie. Mało kto zrozumiał. Zapamiętali wszyscy. Nazwisko Palikot robiło się znane. Nadszedł czas zdobycia internetu. Inauguracyjny wpis (1 lipca 2007 roku) został poprzedzony intensywną kampanią reklamową w radiu i na billboardach. To pierwszy taki przypadek w historii blogowania. Przynajmniej w Polsce. W stosunku do poniesionych nakładów efekt – liczba odwiedzin na blogu – był skromny. Aż nadszedł 13 stycznia 2008 r. Wpis o intrygującym tytule „Prezydent Lech ma problemy?” zawierał pytania jednoznacznie sugerujące chorobę alkoholową prezydenta Kaczyńskiego. W mediach huczało. Rozpętała się burza. Palikot był na ustach wszystkich. Oburzonych jego bezczelnością i zachwyconych odwagą. Kto żyw zabierał głos. Politycy wszystkich opcji – raczej przeciw. Były nieprzyjęte quasi-przeprosiny. Platforma zabroniła posłowi pisania bloga i nakazała puszczanie pary nie w gwizdek, a w prace komisji „Przyjazne państwo”. 11 lutego 2008 r. ukazał się ostatni wpis na Palikotowym blogu. Pięknie rozwijająca się medialna wrzawa przycichła. Palikotowi zaczynało brakować zainteresowania mediów. Nie chcąc żyć w cieniu, co rusz
Nagonka na antyklerykałów? Paradoksalnie, pod rządami PiS-u antyklerykałowie mogli spać spokojnie, bo większych prowokacji czy utrudniania działalności nie było. Dziwnym trafem teraz, kiedy władzę objęła Platforma Obywatelska, lokalni „stróże bezprawia” próbują zamykać usta niepokornym. Co najmniej trzy przypadki z ostatnich miesięcy sugerują, że źle się dzieje. Sytuacje, w których zupełnie niewinni antyklerykałowie są oskarżani o nielegalne zgromadzenia, obrazę uczuć religijnych czy roznoszenie nielegalnych (sic!) ulotek, zdarzają się coraz częściej. Aż trudno uwierzyć, że takie natężenie kontroli, momentami wręcz prześladowania, jest czystym zbiegiem okoliczności. Najbardziej kuriozalny, a zarazem śmieszny i żałosny, okazał się wątek zgierski. Pisał o nim Jonasz. Za rozklejanie w Zgierzu ulotek przez nieznaną osobę (pewnie dzielnego antyklerykała), które prezentowały nadętego księdza z mamoną w ręku, lokalny komendant straży miejskiej chciał ukarać... redaktora naczelnego „Faktów i Mitów”. Jak napisał Jonasz, sprawę już wygrał. Tyle że to nie koniec. Oto bowiem okazało się, że do Zgierza na przesłuchanie musi jechać inny antyklerykał, znany ze swej odwagi Eryk Antykleryk. „Jestem wzywany do Straży Miejskiej w Zgierzu w celu złożenia wyjaśnień w związku z ulotkami antyklerykalnymi. Nigdy w życiu nie byłem w Zgierzu” – napisał do nas Eryk. Mimo że nigdy nie był w Zgierzu, a mieszka zupełnie w innej części Polski, nagle tamtejsza straż miejska wpadła na jego „trop”. Po co, jak i dlaczego? Oto jest pytanie. ~ ~ ~
Druga sprawa ciągnie się od końca ub. roku, kiedy 14 działaczy RACJI Polskiej Lewicy czynnie wyrażało poparcie dla gen. Jaruzelskiego pod jego domem. Zgodnie z prawem, nie dość, że nie trzeba występować o żadne pozwolenia na demonstrowanie w Polsce, a co najwyżej zawiadamiać odpowiednie władze, to demonstracja, która liczy do 14 osób, nie musi informować kogokolwiek. Dlaczego więc wiceprzewodniczący RACJI PL Krzysztof Mróź otrzymał właśnie zaocznie wyrok i musi zapłacić kilkaset złotych za zorganizowanie rzekomo nielegalnej manifestacji? Nie był nawet jej organizatorem, a jedynie wylegitymowaną osobą, która rozmawiała z policją. Jak mówi, nie podda się i udowodni policji, że nie można tak traktować ludzi. Będzie walczył do końca o swoją rację. Śmiech go ogarnia, kiedy przypomina sobie „profesjonalizm” stróżów prawa, z których jeden nie był nawet w stanie poprawnie przepisać z dowodu osobistego jego imienia, a wezwania na przesłuchanie przychodziły na imię ojca wiceprzewodniczącego... ~ ~ ~ Kolejny dziwny przypadek miał miejsce w Szczecinie i też dotyczył działaczy RACJI PL. Tak oto pisze o nim w liście do komendanta policji Zbigniew Goch, przewodniczący partii w mieście: „22 maja 2008 r. Zarząd Miejski w Szczecinie zorganizował dla swoich członków, sympatyków oraz zaproszonych gości spotkanie towarzyskie na wydzielonej polanie rekreacyjnej w okolicy jeziora Głębokie przy ul. Miodowej. Zajęte miejsce przy stole oznaczyliśmy naszym transparentem z logo organizacji oraz
z czymś wyskakiwał. PZPN uznał za „burdel, w którym dziwki zarażają HIV-em”. Posła Karskiego wysyłał do psychiatry. Bezskutecznie. Poszedł więc sam, ale w towarzystwie kamery i fotoreportera. Odwiedził i innych specjalistów. Poinformował całą Polskę, że ma za mało testosteronu. Zachęcał do badań prezydenta i premiera. Krytyka ze strony władz PO była więcej niż umiarkowana. Jeszcze na początku maja 2008 r. poseł Chlebowski, szef Klubu Parlamentarnego PO, mówił: „Janusz Palikot jest jedyny i niepowtarzalny. Inne kluby mają najwyżej nieudane imitacje”. Oryginałowi zaszkodziło dopiero nazwanie Rydzyka „złym człowiekiem, czyli szatanem”, który „ukradł pieniądze” i „powinien być aresztowany, posiedzieć 4–5 lat w tzw. areszcie wydobywczym” (dziennik „Polska” 17.05.2008 r.). Były poseł Orzechowski i wiceprzewodniczący stoczniowej „S”, Guzikiewicz, uznali, że obraża to ich uczucia religijne. Obrażeni, choć nie wiadomo, czy religijnie, są też Chlebowski, Schetyna, Pitera. Chcą Palikota zawiesić. Sojusz PO-PiS-LPR-„S” w obronie redemptorysty, który Palikotowi wybaczył i nawet się za niego modli, dowodzi najwyższego stopnia klerykalizacji. Potem mogą być już tylko wyłączenia. Oby ciemności nie rozświetlił stos rozpalony pod Palikotem. Platformie nie przyniesie ani chluby, ani moherowych głosów. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
banerami ideowymi (...). Około godz. 12 podjechał do nas oznakowany samochód policyjny i wysiadło z niego dwoje funkcjonariuszy (...). Policjant spytał, co to za impreza i kto ją organizuje. Odpowiedziałem zgodnie z prawdą, kim jesteśmy i w jakim celu spotkaliśmy się. Sierżant stwierdził, że będą tu patrolować, żeby nie było żadnej awantury, jak zjawi się Młodzież Wszechpolska. Skomentowałem tę sugestię, że znamy numery telefonów na komendę policji i jeśli będą jakieś ekscesy, sami zadzwonimy. Funkcjonariusze odjechali bez żadnego komentarza. Po upływie niespełna pół godziny pojawili się znowu i przerwali nam imprezę. Sierżant oświadczył kategorycznym tonem, że konsultował się z oficerem dyżurnym Komendy Miejskiej i jego zdaniem nasze spotkanie ma charakter zgromadzenia, więc musimy mieć na to zezwolenie. Stwierdził, że policzył obecne osoby i jest 14 uczestników. Dodał, że obecnych dzieci nie liczył. Oświadczył, że jeśli będzie nas więcej, to podlegamy ustawie o zgromadzeniach i nasze spotkanie jest niezgodne z prawem. Stwierdził też, że nasze banery obrażają uczucia religijne. Gwoli wyjaśnienia, podaję teksty na naszych banerach ideowych: »Z religii szóstka, a w głowie pustka«, »Budujmy boiska i szkoły, a nie plebanie i kościoły«, »Rząd przed klerem klęczy, a naród z głodu jęczy« (...). Wymiana argumentów w tej konwencji trwała jeszcze jakiś czas. W końcu funkcjonariusze odjechali. Cała ta sytuacja byłaby właściwie niewarta wzmianki, gdyby nie fakt, że jest to kolejna prowokacja. 3 lata temu 1 maja, kiedy mieliśmy stoisko partyjne przy pomniku Czynu Polaków, doszło do identycznej interwencji – najpierw Straży Miejskiej, a potem funkcjonariuszy policji. Złożyliśmy wtedy protest do komendanta wojewódzkiego policji. Obecna interwencja jest, naszym zdaniem, próbą dyskredytowania osób inaczej myślących niż wytyczne rządowo-konfesyjne”. DANIEL PTASZEK
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Rzecz o męskich sekretach
Parka wprowadza się do małego motelu. On – około 50., z brzuszkiem, widać, że nadziany, złoty rolex, mercedes SLK. Ona – na oko 20-letnia blondynka... Recepcjonista pyta: – Zanieść państwu bagaże? – Nie... Poradzimy sobie. – A żona na pewno nic nie potrzebuje? – A, dobrze, że mi pan przypomniał! Macie pocztówki? ~ ~ ~ Podbiega chłopczyk do ojca: – Tato, tato! A babcia mnie ugryzła! Ojciec spokojnie, nie odrywając oczu od gazety: – A kto ci kazał rękę do klatki wkładać?
Sekret nr 1 Siedziałem z kolegami w pubie i ktoś wyskoczył z tematem, że piwo zawiera żeńskie hormony. Nie mogliśmy dojść do spójnych wniosków, więc postanowiliśmy przeprowadzić eksperyment naukowy – każdy z nas (z pobudek czysto naukowych!) wypił 10 piw. I wtedy odkryliśmy przerażającą prawdę: 1) przybraliśmy na wadze, 2) strasznie dużo mówiliśmy, ale o niczym konkretnym, 3) mieliśmy problemy z prowadzeniem samochodu, 4) nie potrafiliśmy logicznie myśleć, 5) nie udało nam się przyznać do błędu, mimo że było zupełnie jasne, że go popełniliśmy, 6) każdy z nas wierzył, że jest pępkiem wszechświata, 7) mieliśmy bóle głowy i żadnej ochoty na seks, 8) nie umieliśmy zapanować nad emocjami, 9) trzymaliśmy się nawzajem za ręce, 10) po każdych 10 minutach musieliśmy iść do WC, i to wszyscy jednocześnie. Dalsze dowody są zbyteczne – piwo zdecydowanie zawiera żeńskie hormony! Sekret nr 2 Jak do tego doszło, że w drodze ewolucji mężczyzna przyjął postawę wyprostowaną i stał się homo erectus? To proste: piwo w hipermarketach stoi zazwyczaj na górnych półkach.
– Mały, czemu płaczesz? – Bo widziałem, jak staremu ślepemu kataryniarzowi banda chuliganów podmieniła katarynkę na maszynkę do mięsa! – No faktycznie niemiłe, ale żeby aż płakać? – A on na wierzchu posadził małpkę i zaczął grać!
KRZYŻÓWKA Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką. POZIOMO: 1) układ ciała – z wyjątkiem z byle kto go nie wymyśli z wyciąga asa z rękawa 2) ulubiony, wciąż chwalony z tej tkaniny zawsze szkoda z węże nie tylko ogrodowe 3) rudy w cyklistówce z jedna z dziesięciu z bity przez damę 4) hamująca mieszanka z smakowity grzech z trójkąt do kwadratów 5) platforma jak papuga z co wyrasta z głowy Rasta? z odbiorca przyjemności 6) ma cztery łapki na myszy z wieje Arabom w oczy z z wózeczkiem lata z brat Lecha 7) co panna daje, gdy nie ma ochoty? z żółta farba w ochraniaczu z w bramce bez szybki 8) szklana – nie wolna z szlak oracza wyznacza z wyśniona obrona PIONOWO: A) kto do obietnic skory, może wygrać wybory? z partneruje Kajce w bajce B) ujęcie w testamencie z ekran bez obrazu z nie kopie się leżącego, tylko pionowy C) sięgają do pasa z wywiera nacisk na czytelników z mrugają z rosołu D) co czwarty to „przestępca” z płaci gapowe z powietrze do pieca E) wolna bez rodziców z tam żony są same z skorupiaki na alpejskie szlaki F) do okrycia się za życia z dziewczyna pogrążona w medytacjach z dwa naraz w ozdobach G) płacisz mu, gdy pracujesz, a on tobie wręcz przeciwnie z wyjdą na zdrowie z orzełki, nie reszki H) papieski zapis w testamencie z boska część papierosa z za zdrowie utracone na budowie I) puszcza się z nim, paląc z można przez niego stracić głowę z ruch, by nie dostać w brzuch
A 1 2 3
3
B
C
D
18
E
F
G
8
10 12
2
7 5
5 16
13
19
14
7
17 4
9
15
4
8
I
20
6
6
H
11
1
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie 1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13
14 15
16 17 18 19 20
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 20/2008: „Jan Matejko malował pod Grunwaldem”. Nagrody otrzymują: Marian Kopacz z Karniowic, Alojzy Nitka z Rybna Wielkiego, Jerzy Stefaniak z Poznania. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. ♥
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska ; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Ładne kwiatki!
Nie tylko Maria Kaczyńska i JPII dorobili się rośliny swojego imienia. Botanika od dziesięcioleci zna odmianę kartofli o nazwie „Lenin”
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 22 (430) 30 V – 5 VI 2008 r.
JAJA JAK BIRETY
N
ie mogłoby zabraknąć na rodzimych zamczyskach widma rycerza. Tym bardziej niezwykłego, że na znak płaszcza czerwonego na zbroję narzuconego zwany jest Czerwonym Upiorem z Grodźca. Zamczysko nasze wieków minionych dzieje prastare w swej pamięci piastuje. Władali nim panowie możni i zacni w swym jestestwie, początkami swemi kasztelanów Bolesława Krzywoustego sięgający. Była warownia domostwem kolejno rycerzy rozbójników, bezlitośnie grabiących karawany na śląskie targi do Wrocławia się wyprawiające, rezydencyją Piastów z Legnicy pochodzących i wreszcie posiadłością berlińskiego kupca bogatego. I choć panów na Grodźcu historyja w swych kronikach zliczyć pewnie nie zdoła, jeden się jegomość na murach zamkowych na zawsze ostał, na znak swego wyglądu Upiorem Czerwonym zwany. Krąży one widmo nocą po zamkowych komnatach i dziedzińcu wewnętrznym jako kościotrup przeraźliwy w zbroję żelazną okuty, z opończą purpurową na wierzch zarzuconą. Razu pewnego jednego z kustoszy warowni rzeczonej trapiły sny niespokojne. Oczom jego ukazał się ciąg komnat zamkowych, po których bezszelestnie cień jakowyś zdawał się zbliżać, w rzeczoną zbroję rycerską i płaszcz czerwony przyodziany. Nagle widmo do pejzażu z zamkową
POCZET DUCHÓW POLSKICH (5)
Czerwony Upiór z Grodźca górą na ścianie zawieszonego podeszło, prawicę swą w żelazo zakutą do góry unosząc i... obudził kustosza szkła tłuczonego brzdęk przeraźliwy. Zerwał się ów jegomość z posłania, czem prędzej w stronę upiora podążywszy. Zanim jednak światło mrok pełen zdołało wypełnić, uszy kustosza odgłos kroków jakoby stalowych, z każdą chwilą słabnących, wypełnił. Gdy światłość w ciemności komnatę spowitą rozjaśniła, po widmie na próżno śladu by szukać, jeno obraz na posadzce w szkle leżący pozostał i drzwi dębowe do następnej komnaty prowadzące niedomknięte. Kto zacz z władców zamczyska grodzieńskiego Upiorem Czerwonym się zowie, próżno by szukać. Może jest nim jeden z rycerzy poległych w łupieskich wyprawach lub ten, kto z wyroku książęcej sprawiedliwości głowę na rynku w pobliskiej Legnicy stracił. A może wreszcie, jak średniowieczne podanie głosi, widmo one ze srogim kasztelanem Janem historyję swą wiąże. Pan ów, znany ze swej srogości wobec poddanych, uczcie obfitej razu pewnego na zamku się oddawał. Wtem upiór odzienia czerwonego
możnemu w całej swej krasie ukazać się raczył. Pan zamku tak się owego widoku wystraszył, że wnet rozdał kosztowności własne, reszty żywota na modłach żarliwych i dobrych uczynkach dopełniając. Po śmierci kasztelana rzeźbę z głową jego w ścianę komnaty wmurowano. Lata mijać zaczęły, gdy na Grodźcu wnuk i imiennik Jana zasiadł, okrutnik takiż sam jak w młodości dziad jego. Razu pewnego sądy okrutne nad poddanymi w swej komnacie sprawował. Nagle, kiedy to pachołkowie na rozkaz onego mieli do lochu głodowego wrzucić biedaka jednego, z ust głowy kamiennej przodka Jana dukaty sypać się zaczęły. Zdarzenie owe tak mocno młodym kasztelanem wstrząsnęło, że zaraz nakazał skazanych niewinnie uwolnić i na ślub swej córce Jagnieszce z drużynnikiem książęcym zezwolił, a dobra swe młodej parze przekazał, wierząc, że owi lepiej majątkiem gospodarzyć będą. Na znak czasów starych trzy rzeźby głów w zamku zawisłe na ścianie: niewiasty młodej, rycerza w hełmie i mężczyzny w latach zasłużonego, na wieki minione baczenie dają. PAR