Pupil Lecha Kaczyńskiego i PiS-u skazany za molestowanie kobiet
GENERAŁ SPLUGAWIŁ MUNDUR Â Str. 3
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 25 (590) 30 CZERWCA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
ŁÓDŹ − A Z D A Ł W TU CA A Ł P O Ę SI Â Str. 8
Blisko 2,5 miliona dzieci w Polsce marzy o wakacjach. Tylko marzy… i zostaje w domu, bo rodziców nie stać na najlichszy nawet dla nich wypoczynek. Za to stać księży i zakonników, którzy za publiczne pieniądze, pod lipnym szyldem kolonii i obozów, rozpoczynają właśnie nasiloną indoktrynację religijną. Â Str. 11
 Str. 22
 Str. 6
ISSN 1509-460X
 Str. 7
2
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Kaczyńskiego przebadają biegli psychiatrzy. Na okoliczność, czy jest całkiem przy zdrowych zmysłach i może brać udział w procesie, który wytoczył mu były szef MSWiA Janusz Kaczmarek. Tak zadecydował warszawski Sąd Okręgowy. Lekarze mają dwa tygodnie na badanie. Ludzie! Ratujcie PiS, bo Jarkowi to już przecież nikt nie pomoże! Przyszłość SLD też nie rysuje się różowo. Oto Kalisz dowiedział się, że będzie miał trójkę na warszawskiej liście, więc powiedział, że ma lidera lewicy i wybory w… no właśnie tam. Przestraszył się Napieralski i oświadczył, że poprosił Piekarską, by ta ustąpiła Kaliszowi pierwszego miejsca (chyba dwóch?). Na takie dictum Piekarska wrzasnęła, że Napieralski kłamie, i teraz zastanawia się, czy nie wyprowadzić się z Sojuszu. Taki obrót spraw wielce uradował Tuska, który już dla Piekarskiej ma propozycję. To z kolei niepokoi Kluzikową i Arłukowicza. Wobec powyższego… nadchodzący weekend ma być pogodny. Kalisz chce Trybunału Stanu dla Kaczyńskiego i Ziobry jeszcze w tej kadencji Sejmu. Obaj inkryminowani robią sobie jaja z zarzutów komisji śledczej ds. śmierci Barbary Blidy. W tych jajach wtóruje im Tusk. Zginęła Blida, faktycznie boki można zrywać… Rydzyk ostatecznie i prawomocnie został skazany na grzywnę 3,5 tys. złotych za nielegalną zbiórkę… milionów. Pierwej pójdę do pierdla, ale nie zapłacę – tak najkrócej można streścić odpowiedź ojdyra. Jednak koryfeusz Radia Maryja do rzeczonego pierdla nie pójdzie, bo grzywnę uiści zań Anna Sobecka. Patrzcie, Państwo, cóż za pasterz. Owce same się dla niego doją. „Wokół Radia Maryja coraz mocniej zaciska się pętla” – tak dramatycznie skomentował Rydzyk powyższy wyrok. „Wokół mnie coraz mocniej zaciska się pętla” – takie słowa wypowiedział cesarz Kaligula i… oszalał. W przypadku cesarza imperium pętla okazała się skuteczna. Jak będzie w przypadku imperatora z Torunia? „Nie wiem, gdzie ja żyję, bo w czasach komunizmu nie mieliśmy takich problemów jak teraz. Jesteśmy dyskryminowani. Jesteśmy wykluczani, to jest totalitaryzm” – płakał w Brukseli w klapy europosłom PiS Tadeusz Rydzyk, ksiądz mający wielką władzę i jedną z największych fortun w Europie. Bo to totalitaryzm z ludzką twarzą. Dominik Tarczyński – jeden z dyrektorów TVP z Woronicza był na chorobie. No i na tej chorobie bronił krzyża i namiotu na Krakowskim Przedmieściu. Więc go wypieprzono z roboty i teraz robi za męczennika. Jak wróci do władzy PiS, to będzie robił za prezesa TVP. Zmasowane bojówki warszawskiej Straży Miejskiej, pospołu z falangistami z Zarządu Dróg Miejskich, porwały namiot obrońców krzyża z Krakowskiego Przedmieścia. To było 14 czerwca AD 2011 roku. 12 minut później obrońcy przytachali kolejny namiot. To już trzeci z rzędu. Polski przemysł namiotowy przeżywa ostatnio niebywałą prosperity. Uważajcie na swoje dzieci! Pedofil może być blisko! – w ten sposób katolicki portal Fronda ostrzega rodziców. Przyklaskujemy inicjatywie i uściślamy: pedofil może być bliżej, niż myślicie; w czarnym stroju maskującym do kostek. „Część niepatriotycznej Polski podąża tam, gdzie idzie zachodnia cywilizacja – cywilizacja, która jest o krok od nieuchronnego upadku”. Czy to cytat o „zgniłym kapitalizmie” z wykładów na Wyższym Uniwersytecie Marksizmu i Leninizmu? Także, ale tym razem to fragmenty wypowiedzi ultraprawicowego Żaryna z IPN. Gość zrobiłby karierę w każdym systemie i w każdym czasie. Kapucyni zapraszają na piesze pielgrzymki w towarzystwie osłów. Czytając tego newsa, pomyśleliśmy w pierwszej chwili, że to taka daleko idąca samokrytyka. Ale nie, chodzi o najprawdziwsze, niczemu niewinne zwierzęta. 200 biskupów zjedzie się w lutym przyszłego roku do Watykanu. Podczas konferencji „Ku wyzwoleniu i odnowie” radzić będą nad powstrzymaniem plagi pedofilii w Kościele. Podobno każdy delegat może przywieźć z sobą góra trzech ministrantów. Nie więcej!
Jaja z Pana B. K
iedy jako ksiądz spotkałem ewangelicznych chrześciW święta maryjne możemy w katolickiej prasie wyjan, ci przekonywali mnie, że Kościół papieski poniża czytać lub usłyszeć na kazaniach inną ciekawostkę. Otóż Boga. – A to niby jakim sposobem? – broniłem swojej fir- do Jezusa (kiepsko zorientowanego co jest w ogóle gramy. A oni na to, że Krk nadaje Bogu cechy ludzkie, że ofia- ne) najlepiej dotrzeć za pośrednictwem jego Matki. Wiara Jezusa na krzyżu była jedna, doskonała i niepowtarzal- domo: matka – syn, nie ma lepszych układów. A zatem na (jest to w Biblii jasno napisane), więc tzw. msza świę- trzeba nam obłaskawiać Maryję, np. nowymi sukienkami ta jest świętokradztwem itd. Wtedy się na nich oburzyłem, z klejnotów, złotymi różami czy nowymi bazylikami, żeby choć to, co mówili, zaintrygowało mnie. Zacząłem samo- tak przekupiona „wypraszała nam u Syna potrzebne łaski”. dzielnie czytać Stary i Nowy Testament, odsuwając na bok To nie śmiech, to oficjalna teoria Kościoła zamieniona seminaryjne opracowania i teologiczne wykładnie, którymi w praktykę! Słyszałem setki kazań, w których księża mnie nakarmiono. Teraz wiem, że oni mieli rację. Dziś sam przekonywali parafian, że tylko Maryja może skutecznie mógłbym dostarczyć przekonać Syna, żeby nam odpuścił grzechy czy pobłoo wiele więcej dogosławił. Dlaczego? wodów na to, że Bo Maryja była Kościół rzymskokaczłowiekiem, tolicki deprecjonuje kobietą, matką; biblijnego Boga. stąd też zna i roPo pierwsze: przesłania zumie lepiej nasze żyGo kultem Maryi i świętych. cie, troski, boleści Po drugie: sprowadza do kawałka i smutki. Ona – człowiek wie to opłatka i poddaje władzy księdza (prywszystko lepiej od Jezusa, który jest mas Wyszyński powiedział, że „kapłan ponoć drugą osobą boską. Co więrozkazuje Bogu zstąpić na ołtarz”). cej – do Boga Ojca i Jezusa możPo trzecie: Kościół zmienił boskie przyna też próbować dotrzeć przez kazania (wyrzucił II i dodał jedno świętych, ale w zależności do X, by liczba się zgadzała). Pood okoliczności, np. kiedy coś nadto „nieomylny” „zastępca zgubimy, prosimy o wstaChrystusa” zastąpił Boga w rozgrzeszawiennictwo św. Antoniego, niu, potępianiu, sądzeniu. Kościół rzymski, a dokładnie specjalistę od rzeczy zaginionych; papież Sylwester I, rozmnożył biblijnego „Boga Jedynea kiedy mąż się rozpije, modlimy się do jego patrogo” do Trójcy Świętej, o której nie śniło się ani apostona św. Laurentego, który sam był za życia pijakiem. łom, ani pierwszym chrześcijanom, ani Jezusowi, ani Najwidoczniej Bóg Ojciec czy Jezus, który pił, ale nie na umór, sam nie jest w stanie zrozumieć zagronawet samemu Wszechmogącemu. „Ojcowie Święci” żenia, jakie niesie ze sobą choroba alkoholowa. (tytuł należny wyłącznie Bogu) do połowy XX wieku noWiadomo, bogaty nigdy nie zrozumie biednego, a abssili potrójną koronę – Tiarę, która oznaczała ich władzę tynent alkoholika. w podziemiach, na ziemi i w niebie, tytułowali się m.in. W ten sposób umysły wiernych katolików nie muszą „Bóg Wszechmogący” itd., itp. Wszelkie działania tego Kościoła podyktowane są jego się w ogóle wysilać, aby zrozumieć rzeczywistość transziemskimi interesami, czemu służyło m.in. wspomniane wy- cendentalną swojej wiary. To, co niewidzialne, całkiem jarzucenie II przykazania, aby rozwijać kult „cudownych” sno stoi przed ich oczami. I tak w niebie, pomiędzy konobrazów i rzeźb, a potem spędzać naród do sanktuariów certami kościelnych chórów, Święta Rodzina nieustannie upstrzonych skarbonkami. Chociaż Bóg biblijny „jest Du- cieszy się z nowych świątyń, hojności wiernych i ukwiechem”, menedżerowie firmy Krk wyszli naprzeciw zapotrze- conych ołtarzy na Boże Ciało lub dla odmiany rozprawia bowaniu rynku. Wszak człowiek postrzega zmysłami, głów- o naszych grzechach. Matka czyta Synowi litanię próśb nie wzrokiem i smakiem. Boga katolickiego można więc i podań miliarda katolików, strofuje go, co chwila rzuca mu się na rękę i „powstrzymuje Jego karzącą dłoń”. Od czazobaczyć w monstrancji i zjeść podczas komunii. Kler najlepiej czuje się w klimacie tzw. pobożności lu- su do czasu zapuka jakiś święty, dołoży do pieca probledowej, kiedy może do woli opowiadać bajki i snuć histo- mów i pójdzie. Duch Święty fruwa ponad tym wszystkim rie rodem „z mchu i paproci”, które ciemny ludek kupi na wysokim pułapie nieba. I tylko Bóg Ojciec, choć jest w ciemno. Księża wiedzą, że raczej nie są w stanie rozbu- nierychliwy, co jakiś czas walnie na odlew piorunem albo dzić u owieczek żywej wiary w sprzeczności, które głoszą. zatrzęsie ziemią lub ześle tsunami, bo traci już do tego Dlatego niezmiennie oddziałują na ludzkie zmysły i uczu- wszystkiego cierpliwość. Dziwić się potem, że parafianie toczą pomiędzy sobą zucia. Robią to zresztą nie tylko na wiejskich odpustach. W ostatnim numerze „Niedzieli” jej redaktor naczelny pełnie poważne dysputy na całkiem teologiczne kwestie: czy ks. infułat Ireneusz Skubiś przygotowuje grunt pod procesje w niebie będzie seks i zimne piwo? Czy spełnią się moje Bożego Ciała. Cytuje on m.in. pieśń: „Zagrody nasze widzieć marzenia, np. nowe ferrari? Czy spotkam tam teściową? JONASZ przychodzi i jak się dzieciom Jego powodzi”. Tłumaczy dalej, że Jezus właśnie po to jest obnoszony po polskich ulicach, aby mógł lepiej zobaczyć nasze życie, ucieszyć się ołtarzami, jakie mu wystroiliśmy… Stąd prosty wniosek, że siedząc w kościele, w tabernakulum, Jezus nie jest w stanie dostrzec, jak nam się żyje. Logiczne, prawda? Dziwne, że nikt nie wpadł jeszcze na pomysł, żeby zrobić mu w hostii oczka i założyć na nie okulary przeciwsłoneczne. Teraz wiemy także, dlaczego w Świebodzinie i innych miejscach Jezus ma po 20, 30 i więcej metrów wysokości – żeby mógł więcej zobaczyć. Taki WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki. to z niego ograniczony, niedowidzący Bóg.
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r. Zbrukał najwyższy stopień oficerski w sposób tak dokładny, że trudno wyobrazić sobie bardziej wulgarne i wyraźne oplucie ideałów – wyraziła się wojskowa Temida o wypromowanym za Kaczyńskich generale… Sąd Najwyższy uprawomocnił wyrok Wojskowego Sądu Okręgowego w Poznaniu skazujący gen. bryg. pilota Adama Ś. (pozostającego już w rezerwie) na karę łączną 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych, 10 tys. zł grzywny oraz 25 tys. zł nawiązki na rzecz jego kilku byłych podwładnych, ale jednocześnie uchylił orzeczoną w I instancji degradację skazanego do stopnia szeregowca, uznając ową dolegliwość za nadmiar represji. Czym sobie na to wszystko generał zasłużył? Prokuratura zarzuciła mu notoryczne popełnianie przestępstw z art. 199 par. 1 k.k. (molestowanie seksualne z wykorzystaniem stosunku zależności) oraz art. 218 par. 1 k.k. (złośliwe lub uporczywe naruszanie praw pracownika). Proces był utajniony, bo w śledztwie wyszły na jaw takie poczynania i układy w armii, o jakich nam cywilom nawet się nie śniło. Odsłaniamy kulisy finału tej sprawy nie dla sensacji, lecz ku przestrodze… ~ ~ ~ Kariera Adama Ś. nabrała rozpędu pod rządami PiS. Kumplował się z generałem Andrzejem Błasikiem, więc gdy ten został w kwietniu 2007 roku dowódcą Sił Powietrznych, nasz „bohater” już po 4 miesiącach otrzymał (miał wówczas raptem 43 lata) z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego nominację na „jednogwiazdkowego” generała i objął (decyzją ministra obrony Aleksandra Szczygły) stanowisko dowódcy Brygady Lotnictwa Transportowego w Powidzu, jednej z kluczowych jednostek bojowych Sił Zbrojnych RP. Wkrótce młody generał stał się pupilem prezydenta. „W uroczystości (objęcia nowej posady – dop. red.) uczestniczyli: dowódca Sił Powietrznych gen. broni pil. Andrzej Błasik, Dowódca 2. Brygady Lotnictwa Taktycznego gen. bryg. pil. Włodzimierz Usarek, przedstawiciele władz lokalnych i samorządowych, zaproszeni goście oraz kadra i pracownicy wojska” – donosiła armijna propaganda. – Awansował, choć już z Łasku, gdzie przez dwa lata dowodził bazą lotniczą, ciągnął się za nim smród pogłosek o molestowaniu seksualnym żeńskiego personelu. Było w tym coś na rzeczy, bo ówczesny minister Radosław Sikorski (szef resortu obrony w rządzie
Jarosława Kaczyńskiego, poprzednik Szczygły – dop. red.) wycofał Ś. z Łasku i przeniósł do rezerwy kadrowej, ale też zaraz wysłał go na rok do amerykańskiej Akademii Wojennej Wojsk Lotniczych – ironizuje jeden z pilotów wojskowych. A jak świeżo upieczony generał poczynał sobie w Powidzu? Podczas śledztwa i procesu wyszło na jaw, że zaatakował już w pierwszym tygodniu urzędowania. Jedna z osób świetnie poinformowanych widzi tak działalność inkryminowanego: ~ zwabiał do swojego gabinetu Hannę S., zatrudnioną w Brygadzie cywilną pracownicę wojska, i dociekał, jaką ma na sobie bieliznę, jak często myje narządy intymne, ile razy w tygodniu bzyka się z mężem i czy aby nie potrzebuje „pomocy” seksualnej, bo jeśli tak, to on, szef, natychmiast stanie na wysokości zadania. Trwało to aż do drugiej połowy marca 2008 r.;
GORĄCY TEMAT
3
Generał Adam Ś. przyjmuje nominację
Pożegnanie z bronią ~ Justynę B. nagabywał od połowy sierpnia 2007 r. do początku 2008 r. Wzywał ją do siebie, a gdy zwlekała, przychodził do jej gabinetu. Wielokrotnie proponował kobiecie wspólną wyprawę w ustronne miejsce, gdzie mogliby sobie pobrykać na golasa. Zachwycał się jej biustem, namawiał na spotkanie w hotelu, zastrzegał, aby koniecznie włożyła wówczas stringi. Gdy odrzucała oferty, odmówił zmiany jej statusu pracowniczego i podpisania umowy na czas nieokreślony; ~ Angelikę G. permanentnie indagował o rodzaj noszonej bielizny, interesował się pończochami, wielokrotnie proponował seks. Nękał w ten sposób kobietę od połowy sierpnia do końca grudnia 2007 r. W stosunku do dwóch ostatnich pań dowódca przechodził także do ataku: ~ Justynę B. co najmniej sześciokrotnie doprowadził w swoim
lub jej gabinecie do poddania się „innej czynności seksualnej”, której natury nie zdołaliśmy poznać; ~ Angelikę G. na siłę przytulał i całował w szyję. – To jest oczywiście tylko część zarzutów, bo pan generał żerował na swojej pozycji pracodawcy i nagabywał każdą ładniejszą kobietę zatrudnioną w Brygadzie. Uciekały się do różnych sztuczek, żeby tylko nie zostać z nim sam na sam. W równie trudnej sytuacji znajdowali się ich mężowie lub sympatie. Większość też pracowała w jednostce, a skopanie dowódcy tyłka było równoznaczne ze złamaniem kariery. Takie mieliśmy w wojsku układy i niestety wciąż jeszcze tu i ówdzie mamy – twierdzi nasz rozmówca. Dla ścisłości dodajmy, że pierwsza z pokrzywdzonych (Hanna S.) ograniczyła swój wniosek o ściganie do mobbingu, choć zebrane później dowody jednoznacznie wskazywały,
Pułkownik Adam Ś. żegna się z Łaskiem
iż także ona padła ofiarą molestowania. Generał Ś. został ponadto uniewinniony od zarzutu wielokrotnego wymuszania na podległej mu Teresie K. prania i prasowania jego odzieży, bowiem w obliczu rozlicznych perturbacji służbowych kobieta wolała ostatecznie uznać, że brudne łachy szefa sprawiały jej czystą przyjemność… ~ ~ ~ Jak załatwia się takie sprawy w armii, gdy afera zaczyna nabierać rozgłosu? Z akt śledztwa wynika, że kobiety zwróciły się najpierw o pomoc do płk. pil. Sławomira Kałuzińskiego, który z rozkazu Szczygły formował Brygadę w Powidzu i był w niej do czasu przybycia generała Ś. „pełniącym obowiązki dowódcy” (obecnie jest szefem Sztabu, zastępcą dowódcy Sił Powietrznych w randze generała dywizji). – Kałuziński zaalarmował Błasika, że jest problem. Żaden z nich nie uznał za stosowne przekazać sprawy do wyjaśnienia organom ścigania. Po kilku miesiącach Warszawa przysłała do Powidza inspekcję, która potwierdziła, że faktycznie jest problem, bo zdesperowane tą grą na zwłokę kobiety odważyły się wreszcie same pójść do prokuratury. Trwało już śledztwo, gdy Błasik zawezwał Ś. na rozmowę. Jej efektem był „dobrowolny” raport o zwolnienie z czynnej służby i przeniesienie do rezerwy. Na otarcie łez dostał solidną odprawę i zapewnienie, że „jakoś się to wszystko załatwi” – relacjonuje pilot. „30 maja 2008 r. dowódca 3. Brygady Lotnictwa Transportowego w Powidzu gen. bryg. pil. Adam Ś. (…) pożegna się ze służbą wojskową i przejdzie na zasłużoną emeryturę.
W uroczystości weźmie udział kierownicza kadra dowództwa Sił Powietrznych, dowódcy jednostek wojskowych, kadra i pracownicy Brygady oraz przedstawiciele lokalnych władz i służb mundurowych” – ogłosiła armijna propaganda. I faktycznie tak to wyglądało, bo na imprezie roiło się od generałów, pułkowników, licznie stawili się cywilni dygnitarze, biznesmeni… Postępowanie karne początkowo bardzo się ślimaczyło, ale gdy pod Smoleńskiem zginęli wszyscy protektorzy generała, wyraźnie nabrało tempa. „Splugawił polski mundur okryty chwałą poprzednich i obecnego pokolenia, zbrukał najwyższy stopień oficerski w sposób tak dokładny i głęboki, że trudno wyobrazić sobie bardziej wulgarne i wyraźne oplucie ideałów oraz historii Wojska Polskiego” – orzekł Wojskowy Sąd Okręgowy, wyrokując o degradacji generała Ś., aby ten „nigdy więcej nie miał najmniejszej choćby szansy powrotu do służby”. Unieważnienie stopnia generalskiego, nadanego przez samego pana prezydenta Kaczyńskiego, Sąd Najwyższy (w składzie: Jerzy Steckiewicz, przewodniczący i sprawozdawca, oraz Marian Buliński i Jan Bogdan Rychlicki, obaj z Izby Wojskowej) uznał za pochopne, bo „degradacja oskarżonego przekreślałaby jego niemałe przecież osiągnięcia w służbie, ale również pociągałaby poważne skutki ekonomiczne, bowiem drastycznie obniżałaby wysokość wypracowanego uposażenia emerytalnego”… ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
4
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Z życia obrońcy życia W rodzimych mediach odnotowano kontrowersyjną – jak na polskie realia – wypowiedź Amerykanki Jessici DelBalzo. Pisarka w artykule pt. „Moja szczęśliwa aborcja: opowieść kobiety bez winy” przekonuje, że po skrobance czuła… wielką ulgę. I nic poza tym. Jednym z argumentów przeciwko aborcji jest straszenie rzekomym syndromem poaborcyjnym. Kościółkowi ideolodzy sobie tylko znanymi sposobami dokonują badań nad owym syndromem i wychodzi im, że 100 procent kobiet po zabiegu (badający nie przewidują nawet 0,5-procentowego błędu statystycznego) przeżywa załamanie nerwowe, a dodatkowe problemy, z którymi borykają się nieszczęśnice, to: niechęć do seksu i męża, alkoholizm, większa skłonność do przemocy wobec żyjących już dzieci, a nawet próby samobójcze. „Mówię otwarcie o swej aborcji. To najprostszy sposób, aby uspokoić kobiety, które biorą pod uwagę przerwanie ciąży” – opowiada DelBalzo, dla której zabieg nie okazał się traumatycznym przeżyciem. I ma nadzieję, że jeśli jej córka w przyszłości podejmie taką decyzję, „fanatyczni, mizoginiczni konserwatyści
K
nie pozbawią jej prawa wyboru”. Takich relacji w Polsce raczej nie uświadczymy. Już 28 czerwca odbędzie się pierwsze czytanie projektu ustawy całkowicie zakazującej aborcji. Czołowym aktywistą w tej sprawie jest Mariusz Dzierżawski. W przeszłości jako prezes Warszawskiego Komitetu Walki z Pornografią walczył ze świerszczykami, potem jako pomysłodawca Inicjatywy „Dość Deprawacji” – z Paradami Równości (wychodząc z założenia, że homoseksualizm i pedofilia to jedno i to samo). Ostatnimi czasy Dzierżawski realizuje się jako prezes Fundacji Pro-Prawo do Życia, gdzie podjął heroiczną walkę ze skrobankami. Obrońcy zarodków nie próżnują. Trwa akcja „Zadzwoń do posła”: telefony, listy lub osobiste odwiedziny parlamentarzystów w celu
ościół papieski ma wielki talent do odwracania uwagi ludzi od spraw istotnych i pilnych oraz kierowania jej ku rzeczom błahym, a nawet zupełnie niedorzecznym, lecz przydatnym klerowi. Ten numer „FiM” trafi do rąk Czytelników nazajutrz po katolickim święcie Bożego Ciała, czyli po dniu komunikacyjnego bałaganu wywołanego tysiącami procesji, w których wezmą udział setki tysięcy ludzi. Telewizja pełna jest w tym dniu podniosłych relacji z „wielkich uroczystości religijnych”, kazań i przemów. O co właściwie robi się tyle hałasu? Tajemnica Bożego Ciała to po prostu historia pewnej herezji wynikłej z nieporozumienia. Otóż z jakiegoś trudnego do pojęcia powodu przywódcy Kościoła katolickiego zaczęli w sposób dosłowny interpretować ewangeliczne słowa Jezusa o chlebie i winie spożywanych na Jego pamiątkę. Pierwsi chrześcijanie jedli po prostu specjalny posiłek na pamiątkę śmierci Jezusa. Hierarchowie zrobili z niego przedmiot bałwochwalczego kultu, uznawszy, że Bóg jest zaczarowywany przez słowa duchownego w opłatek i wino. Jest to wyjątkowe kuriozum religijne. Ewangeliczny Jezus mówił o sobie przecież, że jest także „krzewem winnym” albo „bramą owiec”, ale poddanym Kościoła słusznie nie przyszło do głowy modlić się do krzaków winogron ani klękać przed bramą owczarni. Uznali jednak z czasem, że należy padać na kolana przed opłatkiem, a nawet nosić go po ulicach. To nieporozumienie, odwracające uwagę od właściwego sensu tzw. Wieczerzy Pańskiej, okazało się jednak ogromnie korzystne dla kasty duchownych. Wszak to katolicki ksiądz jest tym, który ściąga Boga na ziemię, trzyma go pod kluczem w tabernakulum i dzierży w garści podczas procesji. Wiara w cudowne przemienienie stoi
nagabywania ich, żeby głosowali za przyjęciem ustawy. Na katolickich stronach internetowych znajdziemy gotowca, idealnego do podetknięcia posłowi, który się waha: „W minionym roku dokonano w Polsce 538 aborcji. Proszę sobie wyobrazić, że zabijamy dzieci w 20 klasach szkolnych, tylko dlatego, że się rozchorowały”. Na stronach www ulokowano też list otwarty dziennikarek (pracownice „Gościa Niedzielnego”, Frondy, „Naszego Dziennika” itp.) „Przeciwko aborcji”. Zdaniem katożurnalistek, całkowicie odbierając Polkom prawo do aborcji, wprowadzimy właściwy ład moralny, „bo nie ma niczego tak tragicznego w skutkach, poniżającego i powodującego uprzedmiotowienie kobiety”. Na wzmożoną skalę odbywają się adopcje dziecka poczętego. Idzie się do kościoła i uroczyście przysięga, że od tej chwili, dzień w dzień, bite 9 miesięcy, będziemy modlić się o jakiś płód zagrożony aborcją, Bogu tylko znany. Nagrodą ma być świadomość, że w rajskim świecie spotkamy ocalonego przez nas wybrańca i… mnóstwo zmarnowanych plemniczków i jajeczek. Poza tym wszyscy zdrowi. JUSTYNA CIEŚLAK
więc na straży władzy kleru nad świeckimi, a nawet uzasadnia jego pretensję do władzy nad światem. Wszak, jeśli księżom Bóg jest posłuszny, to czy ktokolwiek odważy się im podskoczyć? To religijne nieporozumienie sprawia, że katolicy, miast zająć się jakimiś poważnymi rzeczami, np. pomocą bliźnim, zajmują się kompletnie chybionymi praktykami, takimi jak adorowanie opłatka. Ten rodzaj religijnego i etycznego wypaczenia ma wpływ na wszystko. Oto przykład, jeden z wielu, zaczerpnięty z niedawno wznowionej i poszerzonej książki pt. „Misjonarska miłość. Matka Teresa w teorii i praktyce” Christophera Hitchensa. Oto cytat z jednego z hagiografów Teresy z Kalkuty: „Któregoś dnia, podczas długiej rozmowy z Matką Teresą, niespodziewanie zapytałem ją, jaki jest największy problem tego świata. Kandydatów do tego miana było wielu: klęska głodu, epidemie, nieuleczalne choroby, rozpad rodziny, nieposłuszeństwo wobec Boga, korupcja w mediach, zadłużenie krajów Trzeciego Świata, zagrożenie nuklearne etc. Nie wahając się ani przez chwilę, Matka Teresa odpowiedziała: Na całym świecie, gdziekolwiek nie pojadę, tym, co mnie zasmuca najbardziej, jest widok ludzi, którzy przyjmują komunię świętą na rękę”. Komunia święta na rękę!!! To najbardziej martwiło tę kobietę pośród przerażającej nędzy Trzeciego Świata! Nic dziwnego, że przychodziło do głowy jej i współsiostrom odmawiać leków przeciwbólowych chorym na raka, aby mogli „mocniej połączyć się z cierpiącym Chrystusem”. Absurd wyniesiony do rangi najwyższej prawdy zdeformuje całą resztę, rozwali wszelką sensowną hierarchię wartości, a z człowieka – zapewne pełnego dobrych chęci – zrobi żałosnego dziwoląga, moralne kuriozum. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Zamieszanie bożocielne
Prowincjałki Dwaj przyjaciele z Izbicy – Stanisław S. oraz Adam S. – wybrali się na wieczorną przejażdżkę furmanką. Wpadły im w oko metalowe słupki od znaków drogowych, które miały posłużyć jako element ogrodzenia przy chałupie jednego z panów. Skrzętnie je zatem wykopywali z ziemi, znacząc w ten sposób trasę swojego przejazdu. Złapał ich na gorącym uczynku policjant po służbie.
ZNAKI… CZASU
Gospodarzowi z Radzynia Podlaskiego zginął ciągnik. Chłop sprawę zgłosił na policję, a że traktor wart był około 18 tysięcy złotych, postanowił też szukać go na własną rękę. No i znalazł – na sąsiedniej łące, w stercie gnoju. Jak się okazało – maszynę zaparkował tam 14-latek. Ten sam, który wcześniej ją ukradł.
ŚMIERDZĄCA SPRAWA
Na szybki zarobek do lokalnych zakładów samochodowych wybrali się dwaj nastolatkowie z Jelcza-Laskowic. Nie zamierzali jednak składać silników, za to wynieśli z terenu fabryki ok. 60 kilogramów miedzianych kabli. Nadchodzącymi wakacjami raczej się nie nacieszą, tym bardziej że na skok zabrali ze sobą kilka porcji amfetaminy. Za całokształt grozi im nawet do 5 lat bez zmartwień o gotówkę.
I PO WAKACJACH
Tyle samo może zainkasować 19-latek z Gniewkowa, który z kawalerską brawurą włamał się do tamtejszego sklepu. Jego łupem padło kilkadziesiąt szamponów i ciut innych kosmetyków. Nie zdołał umknąć policyjnemu pościgowi.
SZAMPOŃSKI HUMOR
W okolicach Zawieprzyc i Wólki Rokickiej strażacy w pocie czoła wyławiali – nomen omen –z Wieprza hermetycznie zapakowaną wędlinę wieprzową. Zebrało się tego ponad 100 kilogramów. Wszystko przeterminowane.
ŚWIŃSKA ROBOTA
W Ząbkach zabłądził kierowca tira. Kiedy wysiadł zapytać o drogę, jego miejsce w szoferce zajął 28-letni Cezary N. Przywłaszczył sobie w ten sposób 25 tysięcy puszek piwa o wartości pół miliona złotych. Nie zdążył się łupem nacieszyć, bo niemal natychmiast wpadł w policyjną blokadę. Grozi mu do 5 lat więzienia. Opracowała WZ
ZAPUSZKOWANY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Nie dostrzegłem, żeby ktoś w PO wykazywał jakąś uległość wobec Kościoła instytucjonalnego (…) Wszyscy w Polsce jesteśmy zwolennikami rozdziału Kościoła od państwa. (Jarosław Gowin, poseł)
Nie sądzę, żeby Ryszard Kalisz był dużo mądrzejszy, niż po twarzy można zobaczyć. (Jarosław Kaczyński)
Mamy Bartoszewskiego i nie zawahamy się go użyć.
(Donald Tusk)
Dzisiaj dziękujemy w sposób szczególny za 60 lat Wojskowej Akademii Technicznej. Dziękujemy za te lata minione, lata trudne, kiedy nie można się było pokazać w mundurze w kościele, bo to groziło poważnymi konsekwencjami. (Józef Guzdek, biskup polowy WP)
Jeżeli Grzegorz Napieralski mówi, że to on mnie namówił do ustąpienia z pierwszego miejsca na liście wyborczej, to kłamie, i mówię to odpowiedzialnie. Jest mi bardzo przykro, że mój lider mija się z prawdą. To była moja własna decyzja. (poseł Katarzyna Piekarska, wiceprzewodnicząca SLD)
Po co komu Kościół, który kłamie. Po co komu biskup, który mówi, że Lech Kaczyński zastał Polskę zniewoloną, a zostawił niepodległą. Przecież to kłamstwo! Taki Kościół, który kłamie i szerzy nienawiść, zaparł się samego siebie i nie jest już w istocie Kościołem, tylko PiS-owską sektą. (poseł Stefan Niesiołowski, wicemarszałek Sejmu)
Dzięki tak krytykowanemu kiedyś przez Kościół postępowi medycyny „nasz papież” mógł się cieszyć skuteczną medyczną troską przez kilkanaście lat. Dzięki postępowi wolności mógł podjąć decyzję o zaprzestaniu terapii. Co jest formą eutanazji, choć nikt nie śmie użyć tego słowa. (prof. Magdalena Środa, etyk) Wybrali: AC, ASz, RK
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
NA KLĘCZKACH
KOSY NA SZTORC! PSL, aby podbudować słabe notowania w sondażach, zaprasza na swoje listy wyborcze coraz więcej egzotycznych nazwisk. Ludowcy poinformowali, że były mistrz olimpijski Władysław Kozakiewicz będzie ich numerem jeden w stolicy. Na tę samą listę wskoczy córka słynnego trenera Kazimierza Górskiego – Urszula, król polskich kibiców Andrzej „Bobo” Bobowski oraz największa „megagwiazda”, czyli Aleksander Sopliński, były ordynator legendarnego szpitala, w którym przyszła na świat Doda! Takie towarzystwo musi przynieść zwycięstwo! ASz
Blidy. Obydwaj udali się w tej sprawie do Bartosza Kownackiego, adwokata kilku rodzin smoleńskich, który stwierdził, że Kutz „nie miał prawa używać tego rodzaju sformułowań”. Co na to zainteresowany? „A ja na to jak na lato (…). Wiadomo, jaka była struktura władzy, kto dysponował, kto wydawał rozkazy. To jest sprawa bardzo poważna. To była tragiczna puenta IV RP”. ASz
KOŚCIELNY LOBBING
PRAWY JAK PAWLAK
Jarosław Gowin straszy, że przyjęcie ustawy o związkach partnerskich w konsekwencji doprowadzi do „upadku Europy”. Poseł PO boi się, że „przyjdą barbarzyńcy, przyjdą muzułmanie i skończymy jak starożytny Rzym”. Gowin, człowiek ponoć wykształcony, nie chce wiedzieć, że Rzym owszem upadł, ale dopiero po swojej kompletnej chrystianizacji. MaK
TROSKA O NIESWOJE Część prawicowych polityków i publicystów zachowuje się tak, jakby kwestia ustawy o związkach partnerskich była już przesądzona, więc nie atakują projektu wprost, ale zarzucają mu, że jest… dyskryminacyjny. Posłanka Elżbieta Radziszewska, która słynnie z lekceważenia kwestii równości, narzeka publicznie, że projekt SLD narusza prawa osób chorych psychicznie, a publicyści „Rzeczpospolitej” zwracają uwagę, że niesprawiedliwe jest, aby związek partnerski, jak chce projekt SLD, był rozwiązywany automatycznie po zawarciu małżeństwa przez jednego z partnerów. Troska homofobów i wrogów wolnych związków o prawa osób je zawierających wzrusza do łez. MaK
KUTZ NIE KUCA Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro planują pozwać Kazimierza Kutza za to, że reżyser śmiał nazwać obu panów mordercami Barbary
Kościół w bezwstydny sposób eksploatuje tragiczną śmierć ks. Marka Rybińskiego, salezjanina zamordowanego w niejasnych okolicznościach w Tunezji zimą bieżącego roku. Wydano właśnie jego pamiętnik, a prasa katolicka nazywa go „męczennikiem”, choć umarł nie za wiarę, ale z powodu braku (?) gotówki, której jego zgromadzenie nie dostarczyło szantażystom porywaczom. MaK
KROPIWNICKI STRASZY
Wicepremier Waldemar Pawlak, szef bezideowego PSL, skrytykował PO – swoich koalicjantów – za „lewicowanie”. Człowiek, który był premierem lewicowego rządu (w koalicji SLD-PSL), będzie teraz pilnował, aby „Platforma nie popłynęła w kierunku tych bardziej ekscentrycznych pomysłów lewicowych”, i straszy Polaków potencjalną koalicją PO-SLD. MaK
BARBARZYŃCY U BRAM
MĘCZENNIK ZE SKĄPSTWA
Eurodeputowany Jan Olbrycht z PO przyznał, że biega po wskazówki, jak głosować w Parlamencie Europejskim, do biura COMECE (Komisja Konferencji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej). Olbrycht twierdzi, że współpraca europosłów z agendą Kościoła nie jest lobbowaniem na rzecz interesów Watykańczyków, lecz „szukaniem wsparcia”. „Bo gdzie mamy szukać odpowiedzi na pewne pytania i dylematy etyczne?” – pyta retorycznie najwyraźniej zagubiony etycznie poseł. MaK
EKSPORT „WARTOŚCI” Polscy tak zwani obrońcy życia zapowiedzieli zmasowaną wysyłkę do krajów byłego Związku Radzieckiego modeli 10-tygodniowego płodu nazywanego małym Jasiem. „Jaś” służy jako broń propagandowa w akcjach antyaborcyjnych. Polskie modele pojadą nawet do Jakucji i Buriacji, czyli wszędzie tam, gdzie aktualnie polscy misjonarze eksportują antyaborcyjną histerię. MaK
KREW W CHEŁMIE Kardynał Stanisław Dziwisz, dysponujący krwią Jana Pawła II, nie zawiódł katolików także wschodnich rubieży Polski i podesłał ampułeczkę do parafii Rozesłania Świętych Apostołów w Chełmie. Teraz wiadomo przynajmniej, na co naprawdę umarł JPII – na upływ krwi. MaK
Łódź nie może się uwolnić od upiora Jerzego Kropiwnickiego, swojego byłego prezydenta. Tym razem „Kropa” chce nękać łodzian Festynem Trzech Króli, który w styczniu zorganizuje razem z przedstawicielami miejscowych władz miejskich i wojewódzkich. Na tę okazję sprowadził już ponoć kadzidło i mirrę z Etiopii. Złoto (w postaci autentycznych monet) jak zwykle ma wyłożyć magistrat. Po czym wszystkie dary powędrują do małego Jezuska. Czyli arcybiskupa Ziółka. MaK
NIE KOCHAĆ ZWIERZĄT! Ksiądz Marek Przybylski z kurii warszawskiej opublikował na łamach „Super Expressu” zestaw 7 nowych grzechów głównych. Wśród kilku sensownych pomysłów (np. potępienie niszczenia przyrody) wyliczył także grzech „obdarzania ludzką miłością zwierząt” oraz „dążenia do kariery przez rezygnację z rodzenia dzieci”. To ostatnie zwłaszcza dziwnie jakoś brzmi w ustach księdza celibatariusza. MaK
NA BARYKADY! W Murowanej Goślinie (woj. wielkopolskie) wierni z parafii św. Jakuba pod groźbą zabarykadowania kościoła żądają odwołania proboszcza Ludwika Dudy. Odkąd duchowny pojawił się w parafii, coraz więcej wiernych rezygnuje z celebrowanych przez niego nabożeństw i wybiera pobliskie kościoły. Ksiądz Duda nierzadko skraca msze do 13 minut, poza tym żąda mnóstwa pieniędzy za pogrzeby. Przedłużenie okresu ważności miejsca pochówku kosztuje u niego nawet 400 zł, za pogrzeb trzeba zapłacić minimum 1,3 tys. zł, w lepszych miejscach cmentarza – ponad 3 tys. zł. W końcu wierni napisali skargę do metropolity gnieźnieńskiego abpa Józefa Kowalczyka, pod którą podpisało się 780 parafian. Kuria twierdzi, że
„nie widzi merytorycznych i duchowych podstaw do usunięcia księdza (…). Uważa natomiast, że konflikty powinno się rozwiązywać w duchu Ewangelii”. Innymi słowy – płaćcie i mordy w kubeł! ASz
JEZUS DYSKRYMINOWAŁ? Katolicki showman i benedyktyn Leon Knabit oświadczył, że w Kościele katolickim nie ma zgody na święcenia kapłańskie kobiet i że ta doktryna „pochodzi od Jezusa”. Problem polega na tym, że Jezus z Nazaretu na „kapłanów” nikogo nigdy nie wyświęcił (ani mężczyzn, ani kobiet), nigdy też nie zabierał głosu w tej sprawie. Którego Jezusa miał zatem na myśli Knabit? MaK
DAR DLA… JPII W publicznej podstawówce w Wojnowicach w ramach przygotowań do odpustu w parafii pw. św. Alberta zorganizowano Dzień Papieski, czyli szkolne dziękczynienie za beatyfikację JPII. Każda klasa miała za zadanie przygotować plakat o papieżu i zaśpiewać piosenkę „dla papieża”. Kolejną atrakcją miał być „bieg patrolowy z JPII” oraz konkurs wiedzy religijnej o JPII. Z okazji Dnia Papieskiego dzieci mogły też ofiarować jakiś cenny dar, np. zadeklarować pomoc dla jednego dziecka z Afryki przez rok, codziennie „modlić się o świętość za przyczyną bł. JPII” albo zobowiązać się do jednego dziennie „dobrego uczynku dla JPII”. AK
OŁTARZ STADA OGIERÓW „Ołtarze na Boże Ciało to temat dyżurny od wielu lat. Przed 30 laty poprzednie pokolenie odważnie podejmowało to dzieło. Dzisiaj ich dzieci i wnuki nie są w stanie przystroić 4 ołtarzy na wspomnianą uroczystość. To wielki wstyd! To nie jest sprawa osobista grupki parafian, ale całej wspólnoty parafialnej” – lamentował proboszcz parafii pw. MB Królowej Polski w Otwocku. Tego rodzaju problemy całkowicie obce są
5
jednak proboszczowi parafii pw. NMP Niepokalanie Poczętej w Sierakowie, gdzie „jak w minione lata” na jego życzenie tegoroczne ołtarze na Boże Ciało pokornie budowali: pierwszy – Nadleśnictwo Sieraków i Stado Ogierów, drugi – Huta Szkła, trzeci – PSL, ludowcy i rolnicy, czwarty – Bank Spółdzielczy i Gminna Spółdzielnia. Do tego stosowną dekorację miasta i procesji na prośbę wielebnego zapewniło Wielobranżowe Przedsiębiorstwo Komunalne będące jednostką samorządową gminy Sieraków. AK
ŚWIĘTY KUPAŁA „Boże Ciało to jednocześnie wigilia św. Jana Chrzciciela. Z tej racji o g. 19.00 Msza św. nad Pilicą o błogosławieństwo na nowy sezon odpoczynku nad wodą i potem obrzęd puszczania poświęconych wianków” – informuje wiernych proboszcz Artur Hejda z parafii św. Trójcy w Białobrzegach. Kościelne Boże Ciało i pogańska Noc Kupały – dwa w jednym? Czemuż nie? Z rana procesja i manifestacja katolickiej wiary, a wieczorem puszczanie wianków na rzece na cześć słowiańskiego bożka Kupały, dla niepoznaki przezywanego przez Kościół Janem Chrzcicielem. AK
AUTEM DO BOGA W związku ze zbliżającym się okresem letnich wyjazdów w wielu parafiach zarządzono masowe akcje święcenia pojazdów. „Pragniemy poświęcić nasze samochody, by prosić o Bożą opiekę, a sobie przypomnieć, że wszystko, co posiadamy (a więc również i samochód) ma nas prowadzić do Boga” – zachęca owieczki proboszcz parafii pw. MB Częstochowskiej w Józefowie. I obiecuje, że po wszystkich mszach i po wspólnej modlitwie przy ołtarzu „będą święcone pojazdy (samochody, motocykle, rowery) zarówno te niedawno nabyte, jak i te, które już wiele lat posiadamy”. Czerwcowe przeglądy aut swoich owieczek co niedzielę (!) po każdej mszy organizują księża z parafii pw. NMP Matki Pięknej Miłości w Warszawie. Ofiara – co łaska. AK
6
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Mord w obronie papieża
Klub biznesu Z
a kadencji premiera Jerzego Buzka Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu zebrała się pięciokrotnie. Po raz ostatni 18 czerwca 2001 r., kiedy to AWS-owska ekipa dogorywała, a graniczną datę jej nieuchronnego zgonu określały wyznaczone na wrzesień wybory. O spotkaniu wiedziało wąskie grono osób, bowiem nie opublikowano wówczas żadnego zwyczajowego komunikatu i tylko Katolicka Agencja Informacyjna bąknęła dwa dni później, że poruszono „niektóre aspekty prawne działalności statutowej Kościoła”. Rozszyfrowanie tego pokrętnego stwierdzenia zajęło nam trochę czasu, ale jako pierwsi ujawniliśmy, że kryje się za nim „Protokół ustaleń w sprawie zasad ustalania odszkodowań za przejęte mienie Kościoła”. Protokół ten zawierał rewolucyjne w swojej istocie zasady przyznawania odszkodowań polegające na przekazywaniu nieruchomości zastępczych lub wypłaty odszkodowań w oparciu o współczesną wartość tegoż mienia (por. „Mieliśmy Kraków” – „FiM” 21/2002). Innymi słowy: strony umówiły się, że jeśli wielebnym zabrano kiedyś, dajmy na to, hektar pastwiska stanowiącego obecnie działkę budowlaną szacowaną na milion złotych, to państwo nie będzie im już oferować, co dotychczas czyniło, innej łąki o porównywalnej powierzchni, lecz wypłaci milion w gotówce bądź odda wybrane nieruchomości, których cena odpowiada owej kwocie. Czas szybko pokazał, że protokół otwierał furtkę do ordynarnych kantów, których istota polegała na maksymalnie wysokim oszacowaniu aktualnej wartości niegdysiejszego pastwiska, a maksymalnie niskim – wskazywanego przez Kościół mienia zamiennego. Komisja Majątkowa w ciemno wszelkie operaty przyklepywała, dzięki czemu za skrawek ziemi można było dostać nawet kilka tysięcy hektarów. Prawdę tę „odkryła” niedawno także telewizja TVN, pokazując przy okazji „nową okoliczność”, że w pracach
nad dokumentem rządowo-kościelnego gremium uczestniczył słynny Marek P. (na zdjęciu z lewej, podczas biesiady z opatem cystersów o. Chojnackim – w okularach), były funkcjonariusz SB, działający w Komisji Majątkowej jako pełnomocnik parafii i zakonów. Sprawdziliśmy, kto wprowadził go na salony… ~ ~ ~ Podczas wspomnianego spotkania rząd reprezentowali: wicepremier Longin Komołowski (współprzewodniczący Komisji); minister
W 2001 roku przyszły prezydent Lech Kaczyński zasiadł przy jednym stole z przyprowadzonym przez biskupów byłym funkcjonariuszem SB. Efektem tajnej narady było otwarcie bramy do megaprzekrętów… sprawiedliwości, prokurator generalny Lech Kaczyński; minister edukacji Edmund Wittbrodt; wiceminister finansów Jan Rudowski, którym towarzyszyło kilku urzędników. Delegację kościelną tworzyli: metropolita gdański abp Tadeusz Gocłowski (współprzewodniczący); dwaj nieżyjący już arcybiskupi Zygmunt Kamiński ze Szczecina i Józef Życiński z Lublina; sekretarz Episkopatu Polski bp Piotr Libera; przewodniczący Komisji Konkordatowej bp Tadeusz Pieronek; ordynariusz łowicki bp Alojzy Orszulik; jezuita o. Adam Schulz (rzecznik episkopatu); ks. Marek Stępień (szef Biura Sekretariatu Episkopatu); ks. Tadeusz Nowok z Komisji Majątkowej oraz Marek P. – Ci trzej ostatni trzymali się blisko Libery i wyglądało, jakby przyszli razem. P. z pewnością nie nosił za nikim teczki, lecz był pełnoprawnym uczestnikiem rozmów. Doskonale znał się z hierarchami,
a nawet uciął sobie w kuluarach pogawędkę i wymienił się wizytówkami ze świętej pamięci panem prezydentem Kaczyńskim – wspomina jeden z członków ekipy rządowej. Według naszego rozmówcy 18 czerwca Komisja Wspólna tylko przedyskutowała i zaakceptowała zasadniczy kształt „Protokołu ustaleń”: – Przyjęto ramy, a redakcją dokumentu zajęli się eksperci obu stron. Papiery poszły później do wszystkich decydentów i dopiero 22 czerwca Komołowski z Gocłowskim złożyli swoje podpisy pod ostateczną wersją. „Kościół nie miał i nie ma nic wspólnego z Markiem P. Nie był on – jak pisze prasa – pełnomocnikiem Kościoła, a jedynie niektórych instytucji kościelnych” – wypierał się 29 września 2010 r. abp Józef Michalik, metropolita przemyski i przewodniczący Konferencji Episkopatu. Mówi duchowny z Płocka: – Pan Marek P. do swojego niechlubnego końca ściśle współpracował z biskupem Liberą (obecnie ordynariusz diecezji płockiej – dop. red.) i gdy we wrześniu 2007 roku powołano u nas trzyosobowy zespół mający przeglądać akta IPN, żeby zlustrować kapłanów, kręcił się przy nim jako doradca. Choć o bezpieczniackiej przeszłości Marka P. wszyscy już doskonale wiedzieli, niegdysiejszy funkcjonariusz swobodnie poruszał się także w otoczeniu kardynała Stanisława Dziwisza. – W 2007 roku był organizatorem i wykonawcą operacji dożywotniego umocowania siostry Pauli na stanowisku przeoryszy norbertanek, co stanowiło ewidentny gwałt na kodeksie prawa kanonicznego i konstytucji zakonnej popełniony przez Dziwisza. Wymyślił nawet wysłanie przez kurię do klasztoru wizytatora, żeby spacyfikował nastroje oraz przekonywał siostry, jak bardzo Paula nadaje się do tej roli – dodaje krakowski prałat. DOMINIKA NAGEL
Ta sprawa może przejść do historii polskiego prawa: sąd będzie musiał orzec, czy za zabójstwo w obronie papieża sprawcę czeka kara, czy przeciwnie – należy mu się nagroda. Łopiennik Górny to mała wiejska gmina w Lubelskiem. Właśnie tam, wieczorem 12 grudnia 2010 roku, w domu 67-letniego Feliksa P. doszło do morderstwa. Gospodarz podejmował znajomego – młodszego o sześć lat Tadeusza P. Jak to zwykle przy takich okazjach bywa – od trunków nie stroniono. Starszy z mężczyzn ma kłopoty ze słuchem. Jego gość natomiast niedawno przebył operację tracheotomii, czyli posiadał ograniczoną zdolność artykułowania z powodu tkwiącej w jego tchawicy rurki. Rozmawiano więc w znacznej mierze za sposobnością kartki i długopisu. Pito za to bez ograniczeń... Obaj panowie byli już mocno wstawieni, kiedy gość miał w trakcie kłótni podnieść ze stolika obrazek ze zdjęciem Jana Pawła II, pomiąć go i cisnąć na podłogę. Wówczas 67-latek wpadł w szał. Złapał za stojący pod ręką 60-centymetrowy stalowy kątownik i jął walić nim Tadeusza P. po głowie.
Krew katowanego rozbryznęła się po całym pokoju. Obrażenia były straszne. Śledczy później przypuszczali nawet, że tej masakry dokonano siekierą, bo i na niej znaleziono ślady krwi. Kiedy Tadeusz P. nie dawał już oznak życia, oprawca wywlókł ofiarę za nogi przed dom. Tam zwyczajnie porzucił zwłoki, pozostawiając je na mrozie. Żeby kompan od kieliszka na niego „nie patrzył” – nakrył mu głowę czapką. – Leż, ch..u, i zdychaj! – miał jeszcze zakląć. Feliks P. wrócił do środka, aby się napić i posprzątać. To drugie nie udało mu się, bo krew tylko się rozmazywała. Następnie zasnął. 13 grudnia rano wstał i udał się do sklepu po wino. Jakby nigdy nic ominął ciało kolegi leżące w tym samym miejscu. Zabójstwo ujawniono mniej więcej w dobę po jego dokonaniu, kiedy do 67-latka z wizytą przyszedł inny znajomy. Podczas zatrzymania Feliks P. miał w organizmie ponad 2 promile alkoholu. 67-latka badali psychiatrzy. Biegli orzekli, że w trakcie dokonania zabójstwa Feliks P. miał ograniczoną zdolność do rozpoznawania czynów, jak też kierowania swym postępowaniem. Jednak wypity alkohol nie jest (na szczęście) żadną okolicznością łagodzącą. Prokuratura Rejonowa w Krasnymstawie sporządziła akt oskarżenia i skierowała go do zamojskiego Sądu Okręgowego. KAZIMIERZ CIUCIURKA
Feliks P. po zatrzymaniu
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r. Jaka religia jest jedynie słuszna, która partia powinna rządzić i do czego nie nadają się kobiety? Oto pytania, na które każdy student – jeśli chce zdać egzamin – musi znać odpowiedź. I zna, bo jeszcze lepiej zna poglądy swojego wykładowcy. Problem dyskryminacji na tle politycznym i światopoglądowym w polskich szkołach wyższych znany był przed wojną. Teraz – niby w nowoczesnej demokracji – znów wykiełkował, wyrósł i zbiera żniwo. Ciągłe wojenki na górze i zwyczajowe kubły pomyj, jakie wylewają na siebie politycy, nie pozostają bez wpływu na zachowania akademickich wykładowców. Wielu z nich próbuje przy okazji nauczania indoktrynować i przekonywać żaków do swoich poglądów. Przekonywać albo wymuszać. Siedzę w pubie przy ulicy Piotrkowskiej w Łodzi. Umówiłem się tu z kilkoma obecnymi i byłymi studentami. Chłodne piwo sprawia, że języki się rozwiązują.
Polityka
mi swoje nazwiska, obiecuję, że was zapamiętam”. Chociaż mnie to nie dotyczyło, to i tak prawie dostałam zawału. Na ich miejscu przepraszałabym go na kolanach. To nie kwestia honorowa, to walka o życie, o być albo nie być na uczelni. Przesrasz sobie u takiego i będzie cię męczył rok w rok i w końcu zamęczy. Wolę siedzieć cicho i trzymać moje poglądy w tytanowym sejfie, zamkniętym na sto kłódek. – Pytasz o upolitycznionych wykładowców... Rok temu dostaliśmy piątki z ćwiczeń z socjologii, bo poszliśmy z kumplami na Krakowskie
KATEDRA TEOLOGII Dorosłam do tego. Jestem już dwa lata po studiach, jednak w pamięci pozostało mi kilka przykrych przygód. Generalnie nikomu nie przeszkadzało, że na wykłady przynosiłam „Boga urojonego”, ale jak zostawałam sam na sam z takim zakompleksionym katolickim profesorem, to z góry byłam skazana na szykany. Dla przykładu: na trzecim roku, na ustnym egzaminie z fizyki, musiałam wskazać, które zagadnienia z tematu nie są zgodne z chrześcijańskimi naukami, czyli są fałszywe. Zatkało mnie. Egzaminator musiał zauważyć moje zdziwienie, bo zaraz wytłumaczył, że mieszanie religii z nauką jest bardzo istotne dla dokładnego przestudiowania i zrozumienia problemu. Znajomi dostali podobne pytania. Nikt się nie awanturował, nikt nie ośmielił się tego komentować, interweniować w dziekanacie, bo pewnie w końcu wyszłoby, że to ktoś z naszej grupy,
już mówiłem, wierzę w Boga, ale nie podważam nauki biblijnymi cytatami. Świat ma więcej niż 6 tysięcy lat! – Staram się postawić na miejscu takich wykładowców. Oni chyba uważają, że są ostatnią deską ratunku dla uratowania zbłąkanej duszyczki. Sam nie wiem, może chwalą się potem tym przed księdzem? Miałem okazję uczestniczyć w wykładzie, jakiego udzielał studentom naszej uczelni prezydent Kwaśniewski. Myślicie, że kogokolwiek przekonywał o wyższości SLD nad innymi? O wspaniałościach PZPR albo swoim rzekomym ateizmie? Mówił bardzo zachowawczo, nie dodawał niczego niezgodnego z programem wykładu. Po prostu sprzedawał nam swoje doświadczenie i wiedzę, do niczego nie zmuszał ani nie zachęcał, oczywiście poza nauką (śmiech). Ale nie głosowałbym na niego, nie jest mi z nim po drodze.
Agitka na uczelniach
– Jestem na politologii już trzeci rok i przynajmniej raz w tygodniu jakiś wykładowca komentuje bieżące wydarzenia polityczne. To nic złego, ale… Jest jeden taki, nie odpuści sobie nigdy i jego wywody świadczą, że jest bezkrytycznie zakochany w Platformie i nie dopuszcza innych poglądów. Mój kolega, który od lat jest działaczem UPR, tylko raz porwał się na skrytykowanie ulubieńców naszego adiunkta. Do końca semestru był ośmieszany przy pełnej auli, a na egzaminach miał wielokrotnie trudniejsze pytania niż my. Oczywiście sam często się z niego śmieję, bo UPR to dla mnie obciach i sekta, nie partia, ale – na litość – nie linczuję gościa publicznie! Uwierz mi, że znaczna część moich znajomych jest tym faktem zażenowana, ale co możemy zrobić? Nie ma mowy o donosie, bo kumpel z pewnością jak nie z tych, to z innych zajęć nie zaliczy roku. Wykładowcy to przecież koledzy. – Nie mógł po prostu cicho siedzieć? Teraz ma nauczkę. U nas na polibudzie nie gadamy o tym w ogóle. Przynajmniej ostatnio. Nawet jak jest ku temu okazja albo profesor zapyta. A stało się to po kpinach z PiS-u i Kaczyńskiego. Był wykład. Na sali jakieś 40 osób. Dwóch kumpli dosyć głośno naśmiewało się z Jarka, bo ten coś głupiego o konopiach ostatnio powiedział. Profesor uniósł wzrok i powiedział tonem przyprawiającym każdego o ciarki: „Nie trafiliście, panowie, jestem wyborcą Prawa i Sprawiedliwości. Proszę, podajcie
Przedmieście razem z naszym wykładowcą. Tłumaczył nam, jak ważna jest postawa obrońców krzyża, a my tylko przytakiwaliśmy, i po kłopocie. Dzięki temu zaliczyłem przedmiot. Oczywiście, że nikomu się nie chwaliliśmy, bo niby po co? Jeszcze by się dowiedział ten od psychologii, co trzyma z PO, i cofnąłby nam dobre oceny. – Jednak niektórzy studenci potrafią się przeciwstawić, unieść dumą. Dyskutować, bronić swoich racji. Może jeden na sto na tym wygra, a reszta choruje ze stresu i sra w gacie przed egzaminem.
Kościół – Jestem ateistką. Nikomu nie narzucam mojego światopoglądu, ale również się z nim nie kryję.
i mielibyśmy piękną dwóję w indeksie. Czy mu odpowiedziałam? Jasne! Dużo czytam i nie stanowiło to dla mnie większego wyzwania. Jedyny kłopot to odpowiadanie niezgodnie ze swoim sumieniem. Źle się z tym później czułam, ale czwórka osłodziła mój żal. – Ja bym mu nie popuścił. Przecież tak nie można! Prawdą jest, że prywatne uczelnie dają nam więcej swobody, ale jakby ktoś zadał mi takie pytanie, to wyszedłbym z egzaminu. Jestem katolikiem, ale to gruba przesada. Chyba zacznę doceniać studiowanie za pieniądze. Tu przynajmniej moje czesne jest argumentem w sporze. Takiego profesora to bym po prostu wyśmiał i w tej samej chwili udał się do rektora. Co ma jedno do drugiego? Jak
– Przecież to ikona polskiej polityki. On nie może sobie na coś takiego pozwolić. Co innego mało znany uczelniany profesorek. Niedoceniony i olany przez naukową wspólnotę pragnie wpoić studentom swoje objawione, jedynie słuszne racje. Dlaczego tak jest, że niewierzący wykładowcy nie czepiają się katolickich studentów, a wierzący – odwrotnie? Taki przykład: pierwszy rok, drugi semestr. Wykłady z historii. Nauczycielka całkiem poważnie opowiada o biblijnym potopie i wieży Babel jako faktach historycznych i przykładach kar za grzechy ludzkości. Dodała, że w każdej chwili możemy spodziewać się czegoś podobnego. Myślałem, że mnie cholera weźmie. Podniosłem rękę i powiedziałem, że się z tym kompletnie
7
nie zgadzam, że lepszym przykładem na unicestwienie ludzkości będzie meteoryt niż gniew Boży. Usłyszałem tylko, że póki co nie jestem historykiem i mam słuchać albo wyjść. Wyszedłem. No tak, byłem taki odważny, bo wiedziałem, że nie będzie z tego egzaminu, w innym przypadku nie pozwoliłbym sobie na takie zagranie… Nie oszukujmy się.
Seksizm – Jako jedna z dwóch babek w towarzystwie czuję się wywołana do tablicy. Co prawda, mnie to nigdy nie dotknęło, ale studiując na „męskiej” politechnice, słyszałam wiele historii na ten temat. Ot, na przykład był doktor, który oficjalnie twierdził, że kobiety na budownictwo się nie nadają i on z pewnością będzie je lustrował dokładniej niż facetów. Na kierunku mechanika i budowa maszyn koleżanka usłyszała, że kobiety nie dadzą sobie tu rady i jeśli ma odrobinę oleju w głowie, to powinna się szybko przepisać na inny kierunek, bo ten i tak obleje. To nie jest śmieszne. My na polibudzie naprawdę jesteśmy mniejszością, przez niektórych niestety niechcianą i szykanowaną. Szara rzeczywistość szarych myszek. Byłam też na tzw. wymianie za granicą. Albo miałam szczęście, albo po prostu tam jest zupełnie inaczej. Nikt nikogo nie dyskryminuje, a nawet jeśli, to następnego dnia wylatuje z uczelni. ~ ~ ~ Jeden z wykładowców Politechniki Łódzkiej potwierdził „FiM”, że problem rzeczywiście istnieje i jest uczelnianą tajemnicą poliszynela. Coraz więcej studentów skarży się na brak tolerancji i na kategoryczne narzucanie poglądów przez dydaktycznych pracowników uczelni wyższych. – Problem istnieje, ale jest przemilczany. Do tej pory mówiło się głównie o dyskryminacji ze względu na kolor skóry i narodowość. Od niedawna zaczęto podnosić kłopot z zaściankowością i upolitycznieniem kadry uczelni wyższych. Wykładowcy bronią się wolnością i autonomicznością. Każdy może mówić, co mu się podoba, byleby nie naruszyć regulaminu i obyczaju akademickiego. Niemniej coraz więcej studentów skarży się na dyskryminację ze względu na wyznanie czy poglądy polityczne. Warto zrobić ukłon w ich stronę i całkowicie zabronić jakichkolwiek sugestii z tym związanych. Uczelnia nie powinna tolerować zachowań generujących moralne szkody, strach lub konformizm. A swoją drogą co, do diabła, robią studenckie samorządy uczelniane? Generalnie nic nie robią, ale to już całkiem inny temat. ARIEL KOWALCZYK
8
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
PO goda dla bogaczy Łódź, miasto liczące niegdyś prawie milion mieszkańców, tętniące życiem, silnie uprzemysłowione, tradycyjny bastion lewicy. Dzisiaj – poza kilkoma wyjątkami – obraz nędzy i rozpaczy. Miasto systematycznie się wyludnia (obecnie 737 tys. mieszkańców), ubywa wykształconej młodzieży (w roku akademickim 2010/2011 liczba studentów spadła o ponad 16 proc. w porównaniu z poprzednim), jest brudne, rozbabrane niekończącymi się remontami, nawierzchnie ulic dziurawe, tory tramwajowe przypominają rollercoaster, centrum pełne slumsów i opuszczonych budynków, zbieranie złomu bywa często jedynym źródłem utrzymania wielodzietnych rodzin… „Czerwoną” Łodzią od 10 już lat rządzi niepodzielnie prawica. Po spektakularnym obaleniu (w referendum zorganizowanym wysiłkiem SLD i środowisk lewicowych) Jerzego Kropiwnickiego władzę sprawuje koalicja PO i PiS (w 43osobowej Radzie Miejskiej PO ma 23 radnych, PiS – 9, SLD – 11). Popatrzmy, jak władza sobie dogadza (w tekście operujemy kwotami brutto): ~ prezydent Hanna Zdanowska – drugoligowa dotychczas posłanka PO (protegowana ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka), która bardzo się zasłużyła (?) w Sejmie jako wiceprzewodnicząca Polsko-Tajwańskiego Zespołu Parlamentarnego. W 2010 r. uzyskała
dochody w łącznej kwocie 179 636 zł (średnio 15 tys. zł miesięcznie). Musi być wszakże kobietą oszczędną, skoro w 2007 r., gdy zaczynała swoją karierę parlamentarną (zarabiała wówczas 12,6 tys. zł miesięcznie), na jej majątek składały się: oszczędności w kwocie 62 tys. zł, mieszkanie spółdzielcze (64 mkw.) i bliżej nieokreślona nieruchomość oszacowana na 564 tys. zł. Obecnie posiada 151 tys. zł na koncie, dwie działki o łącznej deklarowanej wartości 800 tys. zł i dwuletnie volvo C30 (ok. 40 tys. zł). Na posadzie prezydenta Zdanowska zarabia 13 tys. zł miesięcznie; ~ pierwszy wiceprezydent Marek Cieślak (powołany 5 stycznia 2011 r., niegdyś związany z PiS, później z Łódzkim Klubem Chrześcijańsko-Konserwatywnym, obecnie przystąpił do PO) – pod Kropiwnickim był wiceprezesem spółki komunalnej Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne, a następnie prezesem zarządu Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej i członkiem rady nadzorczej Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Pabianicach. Te dwa ostatnie zajęcia przyniosły mu w 2010 r. ponad 341 tys. zł dochodu (średnio 28,4 tys. zł miesięcznie), co
razem z dietą radnego sejmiku województwa (23 tys. zł) zamknęło się kwotą 364 tys. zł. Obejmując nową funkcję, miał na koncie 110 tys. zł, a ponadto dom (400 tys. zł), dwa lokale mieszkalne (350 tys. zł), chryslera cruisera i toyotę corollę. Jest pełnomocnikiem Caritasu Archidiecezji Łódzkiej. W urzędzie zarabia prawie 14 tys. zł; ~ wiceprezydent Krzysztof Piątkowski (po niedawnym wyrzuceniu z PiS za poparcie likwidacji szkół założył stowarzyszenie Samorządowa Łódź) – były radny, który zasłynął projektem uchwały w sprawie zakazu korzystania w handlu i usługach z jednorazowych bezpłatnych torebek foliowych. Przed prezydenturą pracował w prywatnej „firmie oferującej usługi medyczne”. Ma ponad 100 tys. zł oszczędności, volvo S40 (30 tys. zł), akcje trzech spółek (równowartość ok. 11 tys. zł) i dom wyceniony na 450 tys. zł, przy średnich stałych dochodach w 2010 r. 8,6 tys. zł (6,3 tys. zł za pracę oraz 2,3 tys. zł za fotel radnego). Obecnie inkasuje co miesiąc ok. 13 tys. zł; ~ niemający dotychczas żadnych związków z Łodzią wiceprezydent Arkadiusz Banaszak był przez trzy miesiące doradcą Zdanowskiej, a wcześniej menadżerem w firmie z branży opakowań. W 2010 r. zarobił w niej 552 tys. zł, a tylko w pierwszych pięciu miesiącach bieżącego roku zainkasował 462 tys. zł. Posiada trzy domy (warte w sumie 2,2 mln zł), gospodarstwo rolne (40 tys. zł),
papiery wartościowe (133 tys. zł) i oszczędności w kwocie 200 tys. zł. Przy obecnej pensji (13 tys. zł z ogonkiem) Banaszak jawi nam się wolontariuszem; ~ wiceprezydent Agnieszka Nowak – była nauczycielka języka polskiego, obecnie działaczka PO (członek zarządu miejskiego partii), radna dwóch kolejnych kadencji. Przed objęciem stanowiska prowadziła „handel artykułami przemysłowymi”, osiągając z niego w 2010 r. 546 tys. zł. Razem z dietą radnego (36 tys. zł) zarobiła w sumie 582 tys. zł. Posiada oszczędności i papiery wartościowe (46 tys. zł), dom (600 tys. zł), mieszkanie (200 tys. zł) oraz cztery działki częściowo zabudowane o łącznej wartości 2,5 mln zł. Krótko mówiąc: opłacało się rzucić robotę w szkole i zająć się polityką. Ona również pracuje jakby charytatywnie, pobierając co miesiąc z urzędu ok. 13 tys. zł; ~ Krzysztof Mączkowski (skarbnik) – w ubiegłym roku wypracował 181 tys. zł (ponad 15 tys. zł miesięcznie). W wieku 43 lat zdążył się dorobić domu (624 tys. zł), mieszkania (260 tys. zł), dwóch działek (235 tys. zł) oraz udziałów w prywatnej spółce (wynajem lokali) należącej formalnie do żony. W chwilach wolnych od zajęć zawodowych zasiada w radzie nadzorczej komunalnej spółki „Aqua Park”. ~ ~ ~ Łódź ma udziały w 25 spółkach, spośród których 14 pozostaje w samodzielnym (ponad 50 proc. udziałów) władaniu ratusza. Gdy władzę objęła nowa ekipa, niemal we wszystkich spółkach wymieniła (obsadzając swojakami) prezesów, członków
zarządów i rad nadzorczych, a lukratywne posady dostało wielu działaczy partyjnych (np. Tomasz Sadzyński z PO został prezesem Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, Marcin Ogrodzki z Koła Akademickiego PO – prezesem Widzewskiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego). Do koryta dopuszczono także najbliższych niegdyś współpracowników Kropiwnickiego. Oprócz wspomnianego już Cieślaka w ostatnich 3–4 miesiącach wrócili: były wiceprezydent Włodzimierz Tomaszewski (obecnie prezes Zakładu Wodociągów i Kanalizacji), asystentka „Kropy” Monika Kern (członek zarządu Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania), dyrektor Biura Kontroli i Skarg Ireneusz Wosik (członek rady nadzorczej ZWiK), członek rady nadzorczej Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Włodzimierz Janiak (członek rady nadzorczej ZWiK), wicedyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej Hanna Jeżewska-Merc (członek zarządu ZWiK) czy wreszcie Paweł Blachowski, który ponownie objął stanowisko dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy. Ile zarabiają? Ponieważ sprawują funkcje od niedawna, możemy posłużyć się jedynie szacunkami, przeprowadzonymi na podstawie analizy uposażeń ich poprzedników. I tak: średnia pensja prezesa komunalnej spółki wynosi około 16 tys. zł, członka zarządu – 14 tys. zł, miesięczne diety członków rad nadzorczych (dorabiających sobie w ten sposób do etatów w innych instytucjach) oscylują w przedziale 2–6 tys. zł miesięcznie. Służba (publiczna) nie drużba… ANNA TARCZYŃSKA Fot. Mac
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Kobieta pracująca P
olskie Stronnictwo Ludowe słusznie nie cieszy się dobrą opinią. Uchodzi za partię kolesiowską, raczej konserwatywną, choć ideologicznie nieokreśloną, dla karier rządowych gotową współtworzyć zarówno rząd prawicowy, jak i lewicowy. PSL teoretycznie reprezentuje interesy wsi, ale podejrzewam, że większość mieszkańców Polski gminnej i powiatowej tego reprezentowania raczej nie dostrzega. Za to ludowcy chętnie reprezentują interesy Watykanu, ot, choćby marszałek woj. mazowieckiego Adam Struzik, który wywalił 10 publicznych milionów złotych na budowę Świątyni Opatrzności Glempa, w zamian za co brat Struzika został tam proboszczem. Politycy PSL uchodzą powszechnie za osoby bezbarwne i nudne, niczym wicepremier Waldemar Pawlak. Ale na tym tle zdarzył się pewien wyjątek. Wyjątek nazywa się Jolanta Fedak, minister pracy i polityki społecznej. Ta kobieta zaskoczyła wiele osób, w tym zapewne swoich kolegów z PSL, a może także samą siebie. Bez żadnego doświadczenia rządowego, choć ze sporym samorządowym, okazała się politykiem
R
z wizją, który przeprowadził skutecznie kilka istotnych pomysłów politycznych, wydawałoby się – niemożliwych do zrobienia, zwłaszcza w centroprawicowym rządzie.
Polska polityka jest tak bardzo nijaka, że z wielkim tylko trudem można się w niej doszukać postaci oryginalnych. Tym większą niespodzianką jest odnalezienie jednej z nich w PSL. Jej pierwszym sukcesem była nowelizacja ustawy o przemocy w rodzinie, która dała prawne ramy dla bardziej zdecydowanych działań przeciwko przemocy. Mimo wściekłych ataków Kościoła, katolickich mediów i prawicy nowelizacja przeszła. Kościół zarzucał ministerstwu, że chce zbytnio ingerować w życie rodzin, wtrącać się w metody wychowawcze katolickich stadeł. Minister Fedak wsparta przez PO wygrała pierwszy pojedynek.
ozmaite instytucje pseudonaukowe obrzydzają Polakom własne państwo, przekazując do mediów półprawdy obficie podlane ideologicznym sosem. To już stało się pewną tradycją. Co roku, w okolicach szóstego miesiąca w kalendarzu, z różnych mediów dobiegają nas alarmistyczne wieści: statystyczny Polak połowę swoich zarobków musi oddać na pazerne państwo! Jesteśmy okradani w biały dzień! Brzmi to efektownie i robi wrażenie, ale to nieprawda… Na rynku medialnym i na rynku idei działają rozmaite organizacje lobbystyczne, których zadaniem jest kształtowanie opinii publicznej pod dyktando sponsorów. Czasem te organizacje przybierają bardzo uczone nazwy, aby sprawiać wrażenie, że informacje przez nie rozpowszechniane to wiedza naukowa, zatem rzetelna i obiektywna. Tymczasem wysyłane przez nie komunikaty, które stanowią często podstawowy materiał źródłowy dla pracy dziennikarzy, to zlepek faktów, półprawd i czystej wody propagandy. Najgorsze jest to, że dziennikarze ten pasztet podają dalej zupełnie bezkrytycznie. Dotyczy to także alarmistycznych wieści na temat stopy opodatkowania w Polsce. Podaje nam się czasem jakieś liczby i procenty świadczące o tym, że prawie połowę naszych potencjalnych zarobków rzekomo oddajemy państwu. Brzmi to strasznie i rodzi naturalny sprzeciw, zrozumiały odruch buntu. Jeśli jednak bliżej przyjrzeć się faktom, to okaże się, że ogromna część tej kwoty nie jest żadną „daniną dla państwa”, ale w dużej mierze np. naszą składką emerytalną, którą przecież wypłaci się nam na starość w postaci świadczenia
Drugie starcie wydawało się jeszcze bardziej beznadziejne. Jolanta Fedak była pierwszym politykiem, który przerwał zmowę milczenia wokół OFE. Przyjęto to najpierw z niedowierzaniem, później pojawiła się irytacja – jak baba z jakiegoś PSL-u śmie naruszać uświecone ręką Balcerowicza dogmaty polskiego kapitalizmu!? Tak się złożyło, że pani minister udało się przekonać do obcięcia bezsensownych transferów do OFE ministra Jacka Rostowskiego, który dowodzi rządowymi finansami i akurat groziło mu zatonięcie budżetu. We dwójkę namówili premiera Tuska, a premier złamał opór ministra Boniego, który najdłużej wierzył w cudowność chybionej reformy emerytalnej sprzed 12 lat. Resztę pamiętamy – mimo wrzasków kamaryli OFE udało się reformę przeprowadzić i bodaj po raz pierwszy w historii III RP zrobiono coś wbrew potężnemu lobby finansowo-bankowemu. Minister Fedak na tym nie zamierza poprzestać – chce reformę emerytur prowadzić dalej i objąć nią także te ofiary transformacji, które nie dadzą rady zebrać do 65 roku życia odpowiedniej ilości składek. Stąd jej pomysł emerytury obywatelskiej
emerytalnego, a także składką rentową, wypadkową albo ubezpieczeniem zdrowotnym. Tego rodzaju wydatki nie są żadną „daniną”, ale normalnymi ubezpieczeniami, za które otrzymuje się w pewnych sytuacjach określone usługi. Pozostała część „daniny” stanowi zwykle podatek pobierany w rozmaitej formie. Podatek, przypomnijmy, jest częścią dochodów, jaką wpłacamy na tzw. spożycie wspólne. Są z niego opłacane – w całości lub częściowo – m.in. przedszkola i szkoły wszelkich szczebli (w tym
– opłacanego z podatków minimalnego zabezpieczenia na starość („FiM” 24/2010). Pomysł budzi już groźne pomroki fundamentalistów rynkowych, ale faktem jest, że obecny system wypchnie setki tysięcy ludzi w emerytalną nędzę (np. zatrudnionych na umowy o dzieło), na co żaden odpowiedzialny rząd nie może pozwolić. Nawet we wzorcowym dla polskich fundamentalistów Chile już taki system wprowadzono, aby zastopować katastrofę społeczną. Obok tych dwóch wizjonerskich pomysłów minister Fedak przyłożyła rękę do projektów lansujących równość płci, a ostatnio
niż ci, którzy cieszą się nienaruszoną większą częścią swoich zarobków. Wynika to z tego, że niektóre dobrze zorganizowane państwa potrafią zapewnić swoim obywatelom bezpieczeństwo i komfort życia. Jest to wprawdzie bardzo kosztowne (dlatego wysokie „daniny”), ale też bardzo cenne. Stąd poczucie szczęścia i zadowolenia u przywoływanych tu wielokrotnie Skandynawów, którzy są wyjątkowo mocno „skubani” przez swoje państwa.
W tym kontekście zdumienie budzą polskie raporty ogłaszające, że jeśli za rok podatkowy uznać rok kalendarzowy, to Polak zaczyna pracować „na siebie” dopiero od czerwca, a „biedny” Szwed lub Francuz nawet od lipca. Wszystko do tamtej pory (tj. od stycznia) „zabiera” nieszczęsnym ponoć Europejczykom państwo. W Unii najszybciej „na podatkową wolność” wychodzą Maltańczycy i Cypryjczycy, bo już na wiosnę. Z tego wynikałoby, że najfajniej żyje się np. Maltańczykom, a najgorzej – Szwedom. Jeśli tak jest, to dlaczego połowa Maltańczyków wyemigrowała ze swojego raju fiskalnego? I dlaczego Szwedzi nie przenoszą się masowo np. do USA, gdzie podatki są niższe niż w Skandynawii? Dlaczego Irlandia, kraj o stosunkowo niskich podatkach, nieomal zbankrutowała, a Dania – wręcz przeciwnie? Dlaczego płacący wyższe niż Amerykanie podatki Kanadyjczycy nie uciekają masowo do USA, lecz
kłóciła się z PiS-owcami o prawa do rodzicielstwa zastępczego dla ludzi homoseksualnych. Aby nie było zbyt różowo, zauważmy jednak, że Jolancie Fedak nie udało się uratować budżetu na walkę z bezrobociem. Obcięto jej aż 4 mld złotych, przeciw czemu nawet jakoś głośno nie protestowała. A oznacza to m.in. mniej o 100 tys. miejsc pracy dotowanych przez budżet w tym i przyszłym roku. To bardzo dużo – to jest faktyczne podwyższenie liczby bezrobotnych o 5 procent. Być może była to cena, jaką Tusk kazał sobie zapłacić za zgodę na rozprawę z OFE. Jest wielce interesujące, czy minister Fedak przetrwa najbliższe wybory. Z całego PSL-u jej wypada chyba życzyć tego najbardziej. MaK
cenią swoje zdobycze socjalne i poczucie bezpieczeństwa, których wielu sąsiadów z południa im zazdrości? To są pytania, na które nie udzielają odpowiedzi propagandyści z polskich pseudoekonomicznych instytutów. Szczególnie manipulacyjny jest raport „Cena państwa” Instytutu Globalizacji, ultrakonserwatywnej instytucji „naukowej” sławiącej niskie podatki i… walkę z in vitro. Sam tytuł jest bałamutny, bo sugeruje, że np. składka ZUS to „danina na państwo”, co jest czymś więcej niż uproszczeniem – jest wprowadzaniem w błąd. Teza raportu jest taka, że w USA płaci się rzekomo 2,5 razy mniejsze podatki niż w Polsce i że najlepsze jest tzw. państwo minimum, które dba tylko o bezpieczeństwo i infrastrukturę. Jest to typowo ideologiczna teza, na którą nie ma żadnych dowodów w świecie realnym. „Państwem minimum” nie są nawet USA, a i one z niższymi niż w Europie podatkami nie są dobrym wzorem, bo mają całą masę nierozwiązanych problemów, choćby ograniczony dostęp do służby zdrowia dla mniej zamożnych mieszkańców (dopiero Barack Obama zwiększył tę dostępność), stosunkowo słaby poziom szkół publicznych itp. Antypodatkowy bełkot medialny sprawia, że przemilczane są sprawy najważniejsze. Dla dobrobytu obywateli i rozwoju gospodarki nie jest szczególnie istotne, jak wysokie są podatki, ale to, jak są wykorzystywane. I jeszcze jedno – tanie i czasem dobre mogą być chińskie trampki, ale tanie i dobre państwo nie istnieje. Za dużą skalę zabezpieczeń i dobre usługi trzeba po prostu zapłacić odpowiednią cenę. ADAM CIOCH
Opowieści dziwnej treści w połowie prywatne), drogi, infrastruktura, biblioteki, komunikacja publiczna, ochrona zdrowia, ochrona w postaci wojska i policji itp. Nie są to więc pieniądze wyrzucane do kosza na śmieci, ale środki, które sprawiają, że do pewnych dóbr mamy dostęp bezpłatny lub odpłatny tylko częściowo. Oczywiście, jakość usług może pozostawiać czasem wiele do życzenia, ale bądźmy sprawiedliwi – na świecie na dwieście istniejących państw jakieś sto kilkadziesiąt zapewnia usługi publiczne na gorszym poziomie niż te, które są świadczone w Polsce. Zostawmy jednak na chwilę Polskę. Z medialnej histerii na temat „okradania nas z naszych zarobków” nie zrozumiemy, dlaczego w pewnych krajach ludzie płacą mniejsze daniny, a dlaczego w innych większe, i co z tego naprawdę wynika. Bo może być tak, że ci, którzy są bardziej skubani przez przeklętego przez polskie media fiskusa, mogą mieć życie bardziej szczęśliwe i wyluzowane
9
10
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
POD PARAGRAFEM
Porady prawne Zwolnienie chorego pracownika Od 3 miesięcy przebywam na zwolnieniu lekarskim, jestem w trakcie pobierania zasiłku chorobowego. Właśnie dowiedziałam się od koleżanek, że szef planuje rozwiązać ze mną stosunek pracy z powodu długiej nieobecności. Czy rzeczywiście może to zrobić, skoro przed chorobą przepracowałam u niego 4 miesiące, a więc łącznie jestem u niego zatrudniona od 7 miesięcy? Przecież zgodnie z prawem pracy nie można zwolnić z powodu choroby pracownika pobierającego zasiłek chorobowy, jeśli ma staż pracy przekraczający 6 miesięcy. Faktycznie, art. 53 par. 1 Kodeksu pracy stanowi, że pracownik legitymujący się co najmniej 6-miesięcznym stażem pracy u danego pracodawcy nie może zostać zwolniony bez wypowiedzenia z powodu niezdolności do pracy przez łączny okres pobierania z tego tytułu wynagrodzenia, zasiłku oraz pobierania świadczenia rehabilitacyjnego przez pierwsze 3 miesiące. Jeśli więc pobiera Pani obecnie zasiłek chorobowy, obejmowałby Panią okres ochronny. Jednakże, jak wskazuje Pani w liście, przed chorobą przepracowała Pani u swojego pracodawcy jedynie 4 miesiące. Niestety, okresu niezdolności do pracy – w Pani przypadku kolejnych 3 miesięcy – nie wlicza się do stażu pracy, od którego przytaczany przepis uzależnia powstanie okresu ochronnego. Stanowisko takie wyraził zdecydowanie Sąd Najwyższy. Jeśli zatem osoba niezdolna do pracy przepracowała przed powstaniem choroby okres krótszy niż 6 miesięcy u danego pracodawcy, może on rozwiązać umowę, jeśli stan niezdolności do pracy utrzymuje się u pracownika dłużej niż 3 miesiące. Tak jest niestety w Pani przypadku. Można jednakże nadmienić, że w przypadku rozwiązania umowy o pracę bez wypowiedzenia z powodu niezdolności do pracy pracodawca w miarę możliwości powinien ponownie zatrudnić zwolnionego pracownika, jeżeli ten, w okresie 6 miesięcy od rozwiązania umowy, niezwłocznie po ustaniu niezdolności zgłosi swój powrót do pracy.
Urlop wychowawczy Jestem nauczycielką w szkole podstawowej, zatrudnioną na podstawie umowy o pracę. Od paru miesięcy przebywam na urlopie wychowawczym. Tymczasem w związku ze zmniejszeniem liczby klas w szkole zmniejszyła się również liczba godzin lekcyjnych, dlatego kilku nauczycieli musiało zostać zwolnionych.
Wybór dyrektora padł na mnie. Dostałam wypowiedzenie umowy. Powiedziałam mu, że nie ma prawa składać mi wypowiedzenia, ponieważ przebywam na urlopie. Dyrektor odrzekł, że Kodeks pracy go nie interesuje. Czy rzeczywiście może mi wypowiedzieć umowę w trakcie mojej nieobecności w pracy, czy powinnam się odwoływać do sądu pracy? Niestety, dyrektor – chociaż nieco grubiańsko – trafił jednak w sedno problemu. Z uwagi na to, że jest Pani nauczycielem, głównym aktem regulującym Pani prawa wynikające ze stosunku pracy jest ustawa z 26.01.1982 r. – Karta nauczyciela. Stanowi ona jeden z przykładów pragmatyki służbowej, a więc ustawy, która w sposób szczególny reguluje kwestie związane ze stosunkiem pracy pewnej tylko grupy pracowników. Przepis art. 5 Kodeksu pracy mówi, że kiedy stosunek pracy określonej kategorii pracowników regulują przepisy szczególne, przepisy Kodeksu pracy stosuje się tylko w zakresie nieuregulowanym tymi przepisami. Niejako powtórzeniem tej zasady jest art. 91c ust. 1 Karty nauczyciela. Wprawdzie urlop wychowawczy to tzw. okres ochronny, który uniemożliwia wypowiedzenie pracownikowi stosunku pracy, jednak jest on wprowadzony przez przepisy Kodeksu pracy. Poglądy judykatury są już zgodne co do tego, że Karta nauczyciela zawiera w sobie zupełną i całościową regulację dotyczącą kwestii rozwiązywania stosunku pracy z nauczycielem, co oznacza, że przepisy Kodeksu pracy dotyczące okresów ochronnych nie znajdą zastosowania w przypadku nauczyciela. Karta nauczyciela takich okresów ochronnych nie przewiduje, za to wyraźnie stwierdza, że w przypadku zmian organizacyjnych powodujących zmniejszenie liczby oddziałów w szkole lub zmian planu nauczania uniemożliwiających dalsze zatrudnianie nauczyciela dyrektor szkoły może rozwiązać z nim stosunek pracy. Tak więc stosunek pracy z nauczycielem może zostać wypowiedziany nawet wtedy, gdy ten przebywa na zwolnieniu lekarskim, na płatnym lub bezpłatnym urlopie, urlopie dla poratowania zdrowia, na urlopie macierzyńskim lub wychowawczym. Sąd Najwyższy, który również opowiedział się za takim poglądem w uchwale z dnia 7 grudnia 2006 r. (I PZP 4/2006), odnosił się do prawa, które pozwala rozwiązać stosunek pracy z nauczycielem tylko raz w roku – z końcem roku szkolnego. Konkluzja SN jest następująca: „Konieczność honorowania przez dyrektorów szkół okresów ochronnych mogłaby prowadzić do łamania lub pogwałcenia
wymagań obiektywnego wyboru do zwolnienia z pracy nauczycieli mniej przydatnych kosztem nauczycieli o wyższych kwalifikacjach zawodowych tylko dlatego, że ci pierwsi w okresie możliwego wypowiadania stosunków pracy okolicznościowo korzystali z usprawiedliwionej nieobecności w pracy”. Trudno w tym przypadku odmówić sądowi racji, ponieważ nauczyciel, który z przyczyn obiektywnych najbardziej byłby zagrożony utratą pracy z powodu redukcji godzin lekcyjnych, poprzez udanie się na krótki urlop z łatwością mógłby się uchronić przed zwolnieniem, i to kosztem nauczyciela bardziej doświadczonego i posiadającego wyższe kwalifikacje.
Renta socjalna Mój syn ma 20 lat. Na skutek wypadku stał się całkowicie niezdolny do pracy. Nigdy w swoim życiu nie pracował, nie płacił więc składek na ubezpieczenia społeczne. Nie jesteśmy w stanie utrzymać się jedynie z mojej pracy. Czy syn może liczyć na jakieś świadczenie z tytułu niezdolności do pracy? Jak Pani pisze, syn nigdy nie pracował, dlatego nie przysługuje mu renta z tytułu niezdolności do pracy. Jednakże jeśli syn spełnia warunki wskazane przez ustawodawcę, może ubiegać się o przyznanie renty socjalnej. Ubiegać się o nią mogą osoby pełnoletnie, które są jednocześnie całkowicie niezdolne do pracy, a niezdolność ta jest następstwem naruszenia sprawności organizmu, które powstało przed ukończeniem 18 roku życia. Naruszenie może powstać również po uzyskaniu pełnoletności, ale przed ukończeniem 25 roku życia, o ile osoba pobierała w tym czasie naukę w szkole podstawowej, średniej lub wyższej. Po 25 roku życia renta przysługuje natomiast, jeśli naruszenie powstało w trakcie studiów doktoranckich lub aspirantury naukowej.
Jednocześnie istnieje wiele sytuacji wyłączających możliwość uzyskania renty socjalnej. Nieuprawniona jest do niej osoba, która m.in.: ma ustalone prawo do emerytury, uposażenia w stanie spoczynku, renty z tytułu niezdolności do pracy, renty inwalidzkiej, renty strukturalnej, świadczenia przedemerytalnego lub zasiłku przedemerytalnego, jest tymczasowo aresztowana albo pozbawiona wolności, ma prawo do renty rodzinnej w wysokości przekraczającej 200 proc. kwoty najniższej renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, jest właścicielem lub posiadaczem nieruchomości rolnej o powierzchni ponad 5 ha przeliczeniowych. Z Pani listu nie wynika, kiedy syn miał wypadek ani czy pobierał w tym czasie naukę. Jeżeli jednak spełnia przesłanki wskazane wyżej, przysługuje mu prawo do renty socjalnej. Jej wysokość wynosi 84 proc.
kwoty najniższej renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy. Okres, na jaki przyznaje się rentę, zależy od treści orzeczenia lekarza orzecznika ZUS – albo na stałe, albo na przewidywany okres trwania niezdolności do pracy. Świadczenie wypłacane jest przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, a cała procedura inicjowana jest przez złożenie odpowiedniego wniosku (na urzędowym formularzu) przez osobę uprawnioną do renty lub przez inną osobę za pisemną zgodą uprawnionego.
Pełnomocnictwo procesowe Zamierzam założyć w sądzie sprawę spadkową. Ze względu na mój wiek chciałabym, by reprezentował mnie wnuk. Czy jest taka możliwość, bo słyszałam, że w sądzie reprezentować może tylko adwokat? Czy żeby wnuk występował w moim imieniu, muszę spełnić jakieś wymogi formalne lub wiązać się to będzie z jakimiś dodatkowymi kosztami? Powszechnie w społeczeństwie utarło się przeświadczenie, że zarówno w procesie, jak i w postępowaniu nieprocesowym pełnomocnikiem strony może być tylko adwokat lub
radca prawny. Tymczasem przepisy Kodeksu cywilnego przewidują znacznie większy wachlarz osób uprawnionych do reprezentowania. Wykaz tych osób zawiera przepis art. 87 Kodeksu postępowania cywilnego, a wśród najpowszechniejszych zastępców wskazać można rodziców, małżonka, rodzeństwo, zstępnych (czyli dzieci, wnuki, prawnuki), współuczestnika sporu, osobę sprawującą zarząd majątkiem lub interesami strony czy osobę pozostającą ze stroną w stałym stosunku zlecenia, jeżeli przedmiot sprawy wchodzi w zakres tego zlecenia. Tzw. przymus adwokacki – a więc bezwzględny wymóg zastępowania strony przez adwokata lub radcę prawnego – dotyczy jedynie postępowania przed Sądem Najwyższym. Nie ma zatem przeciwwskazań, żeby w postępowaniu nieprocesowym z zakresu prawa spadkowego jako pełnomocnika ustanowiła Pani swego wnuka, o ile posiada on zdolność do czynności prawnych. Jako ciekawostkę wskazać można, iż ze wskazanego przepisu nie wynika możliwość odwrotna – a więc żeby dziadek lub babcia mogli reprezentować wnuka (oczywiście poza przypadkiem, gdy są oni prawnymi opiekunami niepełnoletniego wnuka). Pełnomocnictwo z uwagi na swój zakres może przybrać postać pełnomocnictwa procesowego ogólnego (a więc do stałej reprezentacji przed sądami) albo do prowadzenia jedynie poszczególnych spraw. Można też ograniczyć je jedynie do niektórych wskazanych czynności procesowych. Co do zasady pełnomocnictwo procesowe powinno być sporządzone na piśmie – wystarczy zwyczajne oświadczenie z własnym podpisem. Pełnomocnik zobowiązany jest je dołączyć do akt sprawy przy pierwszej czynności procesowej. Istnieje również możliwość ustnego udzielenia pełnomocnictwa, ale w takim przypadku strona musi złożyć przed sądem na posiedzeniu stosowne oświadczenie. Ze złożeniem dokumentu stwierdzającego udzielenie pełnomocnictwa wiąże się obowiązek uiszczenia opłaty skarbowej w wysokości 17 zł. Jednakże ustawa o opłatach skarbowych przewiduje wyjątki. Zwolnienie od opłaty przysługuje w stosunku do pełnomocnictwa udzielonego m.in. małżonkowi, wstępnemu, zstępnemu lub rodzeństwu. Tak więc od pełnomocnictwa udzielonego wnukowi nie musi pani uiszczać opłaty. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
J
ak wynika z sondaży opinii publicznej, w tym roku ponad połowa dzieci spędzi wakacje w domu. Ich rodziców lub opiekunów nie stać bowiem na opłacenie kolonii, obozu czy rajdu, a wzięcie na ten cel kredytu jest coraz trudniejsze. Już dzisiaj ponad 2 miliony rodzin z trudnością reguluje bieżące zobowiązania. Jak wynika z analizy międzynarodowego zespołu ekspertów z Uniwersytetu w Bristolu, aż 36 procent rodzin w Polsce nie ma żadnych oszczędności. Z badań socjologicznych wynika, iż dla ponad 1/4 gospodarstw domowych kupno książek i czasopism stało się nieosiągalnym luksusem. Co ważne, zdaniem bankowych ekspertów udział łącznych kosztów utrzymania mieszkania w Polsce w wydatkach rodzin o przeciętnych dochodach był jednym z najwyższych w Europie. W takiej sytuacji nie dziwią wyniki badań przeprowadzonych na zlecenie Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (zrzesza ona 36 demokratycznych państw mających gospodarki rynkowe), wskazujące, że ponad 33 procent polskich dzieci żyje w rodzinach kwalifikujących się do świadczeń z pomocy społecznej, mimo że często stałą pracę mają oboje rodzice. Żyjące w biedzie dzieci są zniechęcone, nie widzą przed sobą żadnych perspektyw. To krok do tak zwanego dziedziczenia biedy. Jednym ze sposobów zapobiegania tej niezwykle groźnej sytuacji są wakacyjne wyjazdy. Dają one, jak czytamy w analizie zespołu socjologów z Uniwersytetu Łódzkiego, „szansę przebywania w grupie rówieśniczej poza szkołą, pozwalają poznać nowe miejscowości i stwarzają okazję do nabycia nowych umiejętności”, a pozbawienie dzieci takiej możliwości „wywołuje u nich poczucie niezasłużonej krzywdy i poczucie bycia gorszym od innych”. Co robią wobec tego politycy? Otóż dyskryminują jedyne świeckie ogólnopolskie organizacje, które są w stanie zorganizować w skali kraju kolonie dla dzieci z ubogich rodzin. Na liście trefnych zrzeszeń od lat znajduje się Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, któremu klerykałowie nie mogą wybaczyć, że prowadziło w latach 40. i 50. XX wieku liczne szkoły, w których nie było katechezy. Jest nim także Związek Harcerstwa Polskiego. Ta ostatnia organizacja jest już bardzo klerykalna, ale zdaniem niektórych jeszcze za mało. W analizie historyka, wieloletniego radnego Rzeszowa i instruktora harcerskiego Zdzisława Daraża, możemy przeczytać, że „władze Rzeczpospolitej kierowały się polityczną niechęcią do ZHP, a niektórzy księża katoliccy pragną (…) podporządkować ZHP ZHR-owi [katolicki Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej – przyp. red.]. Chodzi im o to, aby do ZHP nie należeli Polacy wyznania mojżeszowego, prawosławnego lub młodzież innych wyznań niekatolickich”. Niesłusznym organizacjom ogranicza się dotacje. Środki przekazuje się za to wybranym – na przykład Związkowi Harcerstwa Rzeczypospolitej, który jest już właściwie
Fot. Mac
Wakacje z proboszczem organizacją kościelną. Z jego kręgów wywodzi się wielu konserwatywnych działaczy PiS oraz PO. Do grona obdarowanych należą także najróżniejsze agendy Kościoła katolickiego (między innymi placówki Caritasu). Politycy znaleźli przy tym sposób na uniknięcie publicznej debaty o sposobie podziału dotacji na organizację letniego wypoczynku małolatów. Otóż zrezygnowali z dużych ogólnopolskich grantów przyznawanych w drodze
7 mln złotych. Dotąd pula środków przeznaczonych na wsparcie organizatorów kolonii wynosiła 12–16 mln złotych. Gdy na początku tego roku premier Donald Tusk ogłosił kolejną odsłonę oszczędności w administracji, nikt nie spodziewał się, iż dotkną środków na wypoczynek dzieci z ubogich rodzin. Niestety, nie są one wyodrębnione w budżetach kuratorów i dlatego zostały mechanicznie ścięte.
Do katolickiej indoktrynacji w szkole dochodzi pranie mózgu w czasie wakacji. Instytucje otrzymujące wsparcie publiczne przy organizacji wypoczynku letniego to prawie zawsze firmy kościelne. konkursu przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. W zamian wprowadzili rozbity, nieczytelny system wsparcia organizowany przez kuratorów i samorządy różnych szczebli. Rzecz w tym, że każdy region, każdy powiat, każda gmina inaczej definiuje pojęcia: „rodzina w potrzebie”, „dzieci ubogie”, „kolonie”. Pod tym ostatnim hasłem coraz częściej rozumie się wyjazdy zaledwie od 5 do 10 dni. Nikt nie składa także sprawozdań rządowi, ile dzieci wyjechało i ile to kosztowało. Zasady udzielania wsparcia są niezrozumiałe. Zapomniano także o respektowaniu dwóch podstawowych zasad obowiązującego prawa. Kwoty udzielonych dotacji są jawne, a podmioty, które je otrzymały, mają obowiązek sporządzić i udostępnić publicznie odpowiednie sprawozdanie. Respektują to wyłącznie działacze świeckich organizacji. O jakich pieniądzach mówimy? Z budżetów kuratorów oświaty organizatorzy kolonii, obozów oraz półkolonii w tym roku otrzymali około
Przyjrzyjmy się, jak podzielili te ograniczone środki niektórzy kuratorzy oświaty. Na Mazowszu dominują placówki Kościoła katolickiego. I tak: Stowarzyszenie Parafiada dostało 122 500 złotych, mazowieckie Caritasy (dwa stołeczne, siedlecki i płocki) – 248 750 złotych, ZHR – 294 tysiące złotych, różne odłamy katolickich stowarzyszeń harcerskich (ZHR, Stowarzyszenie Harcerskie, Stowarzyszenie Harcerstwa Katolickiego „Zawisza”) – 341 tysięcy złotych, Klub Inteligencji Katolickiej – 17 150 złotych, parafialne Oddziały Akcji Katolickiej, międzyparafialny Klub Sportowy Diecezji Siedleckiej, podlegające Kurii Radomskiej Stowarzyszenie Arka oraz Fundacja Radomskie Spotkania z Kolędami i Pastorałkami pod hasłem „w hołdzie bp. Janowi Chrapkowi” dostały łącznie 80 120 złotych. Placówki Polskiego Czerwonego Krzyża – 30 790 złotych, a Mazowiecka Chorągiew ZHP zaledwie 9 450 złotych. Lubelski kurator przeznaczył dla Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży
Akademickiej Archidiecezji Lubelskiej kwotę około 180 tysięcy złotych. Ujęło ono komisję konkursową „programem wycieczek dla kolonistów szlakiem sanktuariów katolickich”. Na Kujawach instytucje Kościoła katolickiego dostały 173 400 złotych. Podlaski kurator oświaty podzielił pieniądze pomiędzy organizacje prawosławne (łącznie 49 400 złotych), katolickie (ponad 67 tysięcy złotych) i kilka organizacji świeckich, które dostały dotacje wynoszące od 1000 do 1200 złotych. Na Pomorzu placówki Caritasu dostały na organizację kolonii 83 489 złotych. Dzięki szczecińskiemu kuratorowi Centrum Edukacyjne Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej zorganizuje dwa 12-dniowe turnusy dla 260 dzieci za 187 tysięcy złotych. Pecha mają za to biskupi z Ełku, Olsztyna i Elbląga. Podległe im Caritasy oraz Bractwo Cierpienia dostały od olsztyńskiego kuratora „tylko” 74 770 złotych. W Opolu biskup Andrzej Czaja musi się zadowolić 43-tysięczną dotacją dla Caritasu. Kurator w Gorzowie Wielkopolskim przekazał instytucjom Kościoła katolickiego 48 440 złotych, a śląski przekazał tamtejszym instytucjom katolickim 61 tysięcy złotych. Szef kuratorium w Łodzi przelał na konta organizacji kościelnych (Caritasy dwóch diecezji, placówki salezjańskie) drobną kwotę 30 tysięcy złotych. Przeciętna pomoc, jakiej kuratorzy udzielili świeckim organizacjom, wynosiła 2–4 tysiące złotych. Niektórzy kuratorzy wprowadzili dość niezwykłe rozwiązanie prawne. Otóż przypisali oni organizatorów do konkretnych powiatów, nie dając dzieciom i ich rodzicom prawa wyboru charakteru kolonii, czasu i miejsca wypoczynku: nie odpowiada ci codzienna modlitwa i pogawędki
11
biblijne, to siedź w domu, małolacie! W podobny sposób postępowały władze samorządowe. Aby jeszcze bardziej zaciemnić obraz sprawy, samorządowe dotacje na organizację kolonii dla ubogich finansowano pochodziły z tzw. funduszu korkowego (opłaty za licencję na sprzedaż alkoholu). Przyjrzeliśmy się, jak wyglądał podział tych środków w kilku wybranych miastach. I tak w 77-tysięcznych Siedlcach rządzonych od 2006 roku przez PiS – gdzie bezrobocie sięgało w latach 2010–2011 aż 10 procent, a pensje nie należą do wysokich – władze miasta przekazywały rocznie kościelnym podmiotom na organizację kolonii około 50 tysięcy złotych, z czego 34 tysiące otrzymywał Caritas Diecezji Siedleckiej oraz Szkolno-Parafialny Klub Sportowy „Barka”. Resztą dzieliły się organizacje sportowe oraz Klub Abstynenta. Mazowiecka Ostrołęka to miasto także rządzone od 2006 roku przez PiS. Liczy niecałe 54 tysiące mieszkańców, z czego około 10 tysięcy to bezrobotni. Podobnie jak w Sielcach dotacje dla kościelnych organizatorów kolonii szły z funduszu na zwalczanie alkoholizmu i wynosiły rocznie 51–60 tysięcy złotych. Odpowiadało to 45–50 proc. budżetu Ostrołęki przeznaczonego na wsparcie organizacji pozarządowych, organizujących letni wypoczynek dzieci. Rządzony przez koalicję PiS-PSL 222-tysięczny Radom na organizowane przez instytucje Kościoła katolickiego kolonie i obozy wydaje rocznie około 254 tysięcy złotych. Dwukrotnie mniej dostaje, mający doświadczenie, lokalny oddział Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, a ponad sześć razy mniej – tamtejszy lokalny Hufiec ZHP. Janusz Kubicki, lewicowy prezydent Zielonej Góry, potrafił odmówić przekazania pieniędzy na kolonie organizowane przez kościelne organizacje. Od ponad trzech lat dotacji z budżetu miasta na ten cel nie dostają tam między innymi miejscowy Caritas, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Zielona Góra wydaje także z umiarem środki na promocje. Pozostali samorządowcy w skali kraju na zakup filmów promocyjnych, wkładek reklamowych w popularnych tygodnikach, długopisów i innych gadżetów potrafią wydać nawet ponad 110 milionów złotych rocznie. Komercyjne firmy za milionowe honoraria przygotowują co chwila nowe logo i hasła. Samorządowcy nie żałują także pieniędzy na własne wynagrodzenia, na etaty nowych urzędników oraz zakupy nowych samochodów służbowych. Tak jak Andrzej Grzmielewicz, burmistrz zniszczonej przez powódź w ubiegłym roku Bogatyni. Od wiosny tego roku ten członek PiS przesiadł się do nowiutkiego volkswagena multivana. Jak wynika z badań, we wrześniu 2010 roku w administracji samorządowej zatrudnionych było już ponad 270 tysięcy osób. MiC
12
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Chrystusik dziewiątka Wielki, odpustowy jarmark kościelnych gadżetów – czyli m.in. sejf, ogrzewanie podłogowe i ogrodowy JPII – znajdziecie na kieleckich targach SacroExpo. W 3 wielkich halach wyeksponowana została VII Międzynarodowa Wystawa Budownictwa i Wyposażenia Kościołów, Sztuki Sakralnej i Dewocjonaliów SacroExpo – 270 wystawców z 15 krajów, a także goście honorowi, m.in. nuncjusz apostolski abp Celestino Migliore oraz minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski. Z tego, że Kościół to świetny biznes i niemały rynek, zdają sobie sprawę nawet ortodoksyjni katolicy. Jednak dopiero odwiedzając SacroExpo, można sobie wyobrazić skalę tego zjawiska. Zjeżdżają się tutaj przedstawiciele firm budujących ołtarze, produkujących organy kościelne, cała branża „okołokościelna”, a także księża, architekci, historycy sztuki, handlowcy oraz fascynaci dewocjonaliów. W co można się zaopatrzyć na targach? Zacznijmy od najbardziej kojarzących się z kościołem sejfów – od wielkich, przypominających bardziej skarbce banków, do mniejszych, które reklamowane są jako nadające się też na skarbonki kościelne. Ale są także, będące
prawdziwymi przebojami, elektroniczne różańce, tabernakula, flagi, szaty liturgiczne, obrazy, witraże itd. Dostępne są także groteskowe, będące hitem sezonu, figury JPII (wszelkich wymiarów) i Jezusa (rozmiarów od M do XXL). Najpopularniejszy to rozmiar dziewiąty, zwany w slangu kościelnych handlowców Chrystusikiem dziewiątką. Jako upominek od jednej z firm produkujących hostie i opłatki można było dostać pokaźną paczuszkę z opłatkami (budzi skojarzenia z torebką chipsów ziemniaczanych), tymi samymi,
które podczas mszy funkcjonują jako ciało Chrystusa... Oczywiście nie mogło zabraknąć wina mszalnego; co ciekawe, „krew Chrystusa” pochodzi z Węgier i nazywa się Tokaj. Dużą atrakcję stanowiła atrapa papamobile (ponoć z ramą pochodzącą z oryginału!) stojąca przed wejściem głównym oraz… automat na cuda. Można by go opatrzyć podpisem: „Im więcej złotówek wrzucisz, tym więcej życzeń się spełni”. Przelicznik wygląda mniej więcej tak: 1 złoty = 1 zapalona lampeczka imitująca świeczkę = jedna potencjalnie spełniona prośba. Czyż to nie oddaje istoty rzymskokatolickiej religii… W kontekście Wystawy Budownictwa i Dewocjonaliów groteskowo brzmi definicja dewocji, rozumiana w znaczeniu pozytywnym jako głęboko religijna postawa ukierunkowana na duchowość wewnętrzną. Tymczasem SacroExpo to jarmark obłudy, tandety i zaprzeczenia Ewangelii w każdym calu. BS Fot. Marek Ząbczyński
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
13
Herold Chrystusa Króla Szybka kariera internetowa księdza Piotra Natanka przysłoniła innego duchownego, który nie mniej zaciekle chce uczynić z Polski monarchię religijną. Obaj panowie mają na pieńku z hierarchią. Ale to księdzu Tadeuszowi Kiersztynowi zdecydowanie należy się (nomen omen) palma pierwszeństwa, jeżeli chodzi o starania o uchrystusowienie Polski. Straszący diabłem na YouTube Piotr Natanek jest jego późnym naśladowcą, i to trochę nieudolnym, co sam Kiersztyn nie bez pewnej satysfakcji odnotowuje. Pomysłodawca ruchu królewsko-chrystusowego (od 1996 roku) dystansuje się od swego hałaśliwego kolegi, który zadarł z kurią krakowską. Jednak sytuacja prawno-kanoniczna Kiersztyna nie jest wiele lepsza. Ksiądz Tadeusz, dawniej jezuita, jest inicjatorem wyniesienia na ołtarze Rozalki Celakówny, małopolskiego dziewczęcia, które w międzywojniu doznawało Chrystusowych objawień. W nich to Jezus miał powiedzieć, że chce być ogłoszony oficjalnie Królem Polski. Dziwna to teologia, bo wynika z niej, że Król Wszechświata nie jest jeszcze królem Polski. Ergo – Polska nie leży we Wszechświecie… Ale mniejsza z logiką. Dość powiedzieć, że nawiedzony ksiądz Kiersztyn wyfrunął karnie z zakonu jezuitów i jest w bardzo dziwnej sytuacji. Niby nie jest ekskomunikowany, ale nie ma też żadnej podległości służbowej (misji kanonicznej), co w tej zhierarchizowanej instytucji jest niezwykłe. Właściwie to ten lub ów biskup (zapewne kardynał Dziwisz, bo Kiersztyn mieszka pod Krakowem) powinien go zgodnie z obyczajem kościelnym suspendować. W 2007 roku kuria krakowska wydała nawet oświadczenie, w którym odcina się od Kiersztyna oraz przypomina, że nie wolno mu odprawiać mszy ani spowiadać. Twierdzi nawet, że rozgrzeszenia przez niego udzielone są nieważne. Ale, co ciekawe, msze przez niego odprawiane są najwyraźniej „ważne”. Znów brak logiki, ale w sferze cudów logika na niewiele się widać przydaje.
Ksiądz Tadeusz nie był pierwszym lepszym księdzem w czasach, gdy nie był jeszcze na bakier z hierarchią. Był redaktorem naczelnym „Posłańca Serca Jezusowego” i krajowym szefem Duszpasterstwa Modlitwy. Jednak w 1996 roku coś w nim pękło po poznaniu pism Rozalki. Zdążył rozpocząć jej proces beatyfikacyjny i załatwić tytuł „Sługi Bożej”, ale potem było już coraz gorzej. Popadł w konflikt z przełożonym jezuitów i kardynałem Franciszkiem Macharskim. Jak sam twierdzi – stał się ofiarą liberalnego spisku w Kościele. No i w 1999 roku nadeszło wywalenie z zakonu. Odtąd jest związany ze Wspólnotą Świętego Klaudiusza, która nie jest
jednak uznawana przez hierarchię. Od tamtej pory Kiersztyn zdążył się skonfliktować z innymi miłośnikami Chrystusa Króla Polski, w tym ze wspomnianym Natankiem. Kiersztyn niestrudzenie szerzy swój pomysł, a w 2007 roku omal nie doszło do głosowania w Sejmie uchwały intronizacyjnej, bo znalazło się wielu PiS-owców przychylnych takiemu pomysłowi. Skończyło się to na pomrukach niezadowolenia biskupów i śmiechu w „FiM” oraz mediach zagranicznych. Biskupi nie chcą wspierać cudacznych objawień Rozalki, by nie narazić się na śmieszność. Pewnie dlatego wyhamowano także jej proces beatyfikacyjny. Bo trudno uznać ją za wielką, a jednocześnie ignorować jej przesłanie. Kiersztyn nie zniechęca się jednak, działa i cierpi dla swego życiowego dzieła. Niczym jakiś prorok. Albo szaleniec. MAREK KRAK
14
POLSKA PARAFIALNA
Czarny Ląd P
rastare opactwo w Lądzie nad Wartą to kuźnia kadr i centrala salezjanów. Czekaliśmy wiele miesięcy, by móc wejść do środka. Bo klasztor można zwiedzać tylko jeden jedyny raz w roku. I to wyłącznie z czujnym cerberem przewodnikiem. „Nie wolno wykonywać żadnych zdjęć, ale i tak wiem, że będziecie je robić z ukrycia, więc ostrzegam, że pod żadnym pozorem nie wolno ich nikomu później pokazywać” – oznajmia na dzień dobry nasz cicerone. Ot zna gość życie, bo ma już całe 22 lata na karku i jest tu klerykiem. Jednym z 600 przyszłych księży, którzy właśnie w Lądzie odbywali część ze swojej… 9-letniej formacji. Historia lądzkiego opactwa sięga początków chrześcijaństwa w Polsce i jest mocno zagmatwana. Pierwsze wzmianki o grodzie pochodzą już
z VIII wieku, ale na dobre historia przyspieszyła, gdy książę Mieszko Stary sprowadził tu cystersów z Altenbergu koło Kolonii. Był rok 1175, ale już 16 lat później mnisi uciekają z Lądu, gdzie pieprz rośnie. „Zupełnie nie wiadomo, co ich ugryzło” – żartuje przewodnik. My wiemy co: wybuchające tu i ówdzie na polskich ziemiach bunty przeciwko chrześcijaństwu – obcej (pierwsi księża byli Niemcami), panoszącej się i grabiącej co się da religii. Ta ogólnosłowiańska rewolucja, zwana dziś „Reakcją pogańską” (jakoś mało uczą o niej w szkołach), została utopiona w krwi około połowy XI wieku, ale kolejne ogniska wybuchały tu i ówdzie jeszcze przez co najmniej półtora wieku. To przecież właśnie z powodu strachu przed „Reakcją pogańską” stolica Polski przeniesiona zostaje z Wielkopolski do Krakowa. A Ląd leży właśnie w Wielkopolsce
i cystersi czuli się tu mało bezpiecznie, zwłaszcza że na bagniskach nie zdołali wznieść niczego murowanego, co mogłoby ich obronić. Mieszko Staruszek nie daje jednak za wygraną
zaczyna przynosić cystersom spodziewane korzyści. Dość powiedzieć, że na początku XV wieku do opactwa należą 53 okoliczne wsie i trzy miasta. Należą oczywiście wraz z miejscową ludnością, która właśnie się dowiedziała, że ich dziadowie wiedzieli, co robią, goniąc mnichów do diabła.
Jedna grupa przestępcza o nazwie Salezjanie zasłynęła wyłudzeniem z polskich banków 420 milionów złotych! Inna grupa salezjanów od świętego Jana Bosko to mnisi. Ci pierwsi i ci drudzy „w jednym stali domku”. i sprowadza następną grupę mnichów. Tym razem z francuskiego Citeaux. Kolejni cystersi zaczynają od wzniesienia romańskiej warowni obronnej. A jednak tubylcy niezmiennie krzywo patrzą na przybyszów, więc warowny kościół całymi latami stoi pusty albo ma zaledwie kilkuosobową załogę. Dopiero w wieku XIV, za panowania Kazimierza Wielkiego, Ląd
Kleryk Andrzej oprowadza nas po krużgankach klasztornych i zadaje pytania z gatunku sondujących: „Wiecie, kim byli cystersi? Czy rozumiecie, jakim dobrodziejstwem dla tych dzikich stron i ludzi było pojawienie się tu chrześcijaństwa?”. Oczywiście pojęcia nie mamy, więc słyszymy, że owo dobrodziejstwo jest nie do przecenienia.
Ledwo ledwo powstrzymujemy wybuch śmiechu, kiedy kleryk in spe prześlizguje się po niewygodnym fakcie historycznym, że cysterski klasztor w Lądzie został doszczętnie złupiony przez zakon krzyżacki w roku 1331. Ciekawa sprawa: czciciele Maryi mordowali czcicieli Chrystusa. W imię tego samego Boga. Jednym i drugim zresztą wiele brakowało do świętości, bo cystersi z kolei wzywali do mordowania innowierców (np. saracenów) oraz schizmatyków (np. katarów). To oni bywali papieskim mieczem, to oni finansowali krucjaty oraz wymyślili i założyli zakon templariuszy. Po licznych okresach prosperity i jeszcze dłuższych bessy zakon cystersów w Lądzie zostaje ostatecznie skasowany przez rosyjskich zaborców w roku 1819, ale mnisi w klasztornych murach przebywają cichaczem jeszcze prawie 30 lat. Potem z kolei próbują tu rozkręcać interes kapucyni, ale bez powodzenia. I dopiero w roku 1921 Ląd wpada w łapki salezjanów. I tak jest do dziś (z przerwą okupacji hitlerowskiej, kiedy to w klasztorze umieszczono elitarną szkołę Hitlerjugend).
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
~ ~ ~ Z dawnych romańskich budowli nie zostało nic. Zachowały się fragmenty murów gotyckich. Reszta to makabryczny barok i mniej lub bardziej współczesne dobudówki. „Czy wiecie, co to jest styl gotycki?” – kolejnym czujnym pytaniem zaskakuje nas kleryk Andrzej. Oczywiście pojęcia nie mamy, więc nasz przewodnik cierpliwie tłumaczy, że słowo pochodzi od rzeczownika Bóg (Gott), a jego strzeliste łuki symbolizują dłonie złożone do modlitwy. Nie bez kłopotu podtrzymujemy opadające szczeny, bo do tej pory myśleliśmy, że gotyk to pogardliwa nazwa wymyślona przez XV-wiecznego malarza Albertiego na barbarzyński styl rodem od dzikich Gotów. A strzeliste łuki? Podobnie strzeliste obserwujemy, bracie Andrzeju, w wielu innych stylach architektury – np. islamu.
Ale co tam rekolekcje architektoniczne… chwilę później przyjdzie nam przeżyć daleko trudniejszą próbę powstrzymania się od dekonspiracji. Oto cicerone prowadzi nas do klasztornej kaplicy i namawia na wspólną modlitwę. Klęka na posadzce i intonuje mantry „Ojcze nasz…”, a za chwilę „Zdrowaś…”, bacznie obserwując, czy coś tam mamroczemy. Coś tam mamrotaliśmy, więc chyba zdaliśmy egzamin. Na tyle przynajmniej, by ruszyć w trasę dalszego zwiedzania. Myląc czujność przewodnika, wsadzamy łby do refektarza, czyli klasztornej stołówki, gdzie mnisi spożywają postną strawę. Postną? Toż to raczej niezła knajpa – przynajmniej na taką wygląda. Obok wejścia płaskorzeźba świnki. „To po to, by zakonnicy nie zachowywali się tu jak świnie” – tłumaczy kleryk Andrzej. Kiwamy głowami ze zrozumieniem. I żalem,
że po kilka takich samych płaskorzeźb nie ma w przykościelnych zakrystiach, gdzie z księżmi muszą kontaktować się gładkolicy ministranci. Zaraz za wykuszem krużganku inna płaskorzeźba: przedstawia twarz z zawiązanymi ustami. „Żeby nie gadać po próżnicy i nie mielić językiem bez potrzeby” – zostajemy objaśnieni. To akurat znamy. Nazywa się omerta, a pojęcie wymyśliła mafia. Kleryk Andrzej oprowadza nas tam, gdzie chce. Żeby wejść tam, gdzie my byśmy chcieli, nie ma nawet co marzyć, bo ze starodawnych wykuszy w murach patrzą na nas czujne obiektywy mało średniowiecznych kamer. A obok nich z wiekowych fresków kroki nasze śledzą nie mniej czujne, tłuste, nalane twarze biskupów i opatów.
Wnętrze klasztornej świątyni rzuca na kolana. Wiernych pewnie rzuca dosłownie. Kapiąca złotem i złym smakiem barokowa nawa z monstrualną amboną pokazywała i pokazuje maluczkim, kto tu tak naprawdę rządzi. Za szklanymi szybkami bieleją ozdobione złoconymi tkaninami ludzkie kości. Oto cywilizacja życia przemawia do nas przez cywilizację afirmującą śmierć. „Tak naprawdę nie wiadomo, czyje one są – te kości, ale co tam”… macha ręką nasz przewodnik i na koniec zwiedzania
15
prosi o modlitwę za powodzenie jego przyszłej, kapłańskiej misji. „Albo można uczynić jakiś datek na seminarium” – stawia nas przed alternatywą. Widać prymus. Będą salezjanie mieli z niego pociechę. A jednak Andrzej to naprawdę sympatyczny młody człowiek. Ciekawe, czy rzeczywiście w to wszystko wierzy? Niestety, nawet jeśli jeszcze nie wierzy, to wkrótce uwierzy. Po to wszak wymyślono trwającą przez dziewięć lat obróbkę jego młodego umysłu. Czy Andrzej ma coś wspólnego ze starszymi kolegami, którzy wyspecjalizowali się w praniu mózgów i pieniędzy na skalę gigantyczną? Oczywiście nie! Czy formowany przez nich pójdzie w te ślady? Oby nie. Nawet jesteśmy się za to gotowi pomodlić – a to już coś! – kleryku Andrzeju. MAREK SZENBORN ARIEL KOWALCZYK
16
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
ZE ŚWIATA
ŁEBSCY PROTESTANCI Badacze ze szkoły medycznej Duke University stwierdzili, że protestanci mają największe mózgi ze wszystkich amerykańskich wierzących. Ale nie wszyscy… Odnosi się to tylko do głównego, tradycyjnego ich nurtu, bo fundamentaliści protestanccy (można by ich nazwać religijnymi ekstremistami, gdyby nie fakt, że stanowią 40 proc. Amerykanów) dysponują aparatami do myślenia mniejszej wielkości, podobnie jak katolicy oraz wierzący niezwiązani z żadnym konkretnym Kościołem. Naukowcy wykryli to, badając prześwietleniami MRI najgłębszą i najstarszą część mózgu: hippokampus, zwaną też gadzim móżdżkiem, odpowiedzialnym za sterowanie emocjami i za procesy pamięciowe. U klasycznych protestantów ta część zawiera znacznie więcej materii szarej. Wielkość hippokampusa jest związana z rodzajem wyznawanej religii – stwierdzono. JF
PRZEDSZKOLA BEZ RELIGII Niestety nie w Polsce, lecz w kanadyjskim Quebecu, niegdyś jednym z najbardziej katolickich zakątków na ziemi.
OSAMA WANTED Choć od śmierci przywódcy Al-Kaidy minęły prawie dwa miesiące, nie wszyscy w nią wierzą. Według jednych spiskujących terrorysta zmarł śmiercią naturalną już w 2006 roku. Było nawet kilku świadków. Zdaniem innych, bin Laden wciąż żyje, a spektakl z rzekomą śmiercią miał przysporzyć popularności Barackowi Obamie. Bill Warren, amerykański nurek, chce bronić honoru ojczyzny – zamierza zorganizować wyprawę na Morze Arabskie (gdzie – według oficjalnych informacji – wrzucono ciało Osamy) i wydobyć zwłoki na powierzchnię. Warren wyda na poszukiwania 400 tys. dolarów. Na koncie ma już odnalezionych 200 wraków statków. JC
LUDZKA FARMA Policja w Nigerii zlokalizowała prężnie działającą wylęgarnię noworodków. Schwytani przestępcy przetrzymywali w odosobnionym miejscu ciężarne młode kobiety. Za urodzonego chłopca położnica otrzymywała równowartość 520 zł, za dziewczynkę mniej – 440 zł. Noworodki były odbierane matkom zaraz po porodzie i sprzedawane – najczęściej parom z Europy i Stanów Zjednoczonych, które płaciły za nie równowartość około 17 tys. zł. Trudno ustalić, ile dzieci sprzedano dla ich organów. Wiadomo natomiast, że malców, których nie udało się sprzedać, oddawano miejscowym szamanom, którzy zabijali je w czasie odprawianych rytuałów. JC
żywcem!”. Chodzi zapewne o niezrozumienie różnicy między słowami buried (pochowany) a burned (spalony)… CS
MAMUŚKI Dla niektórych dzieci największym niebezpieczeństwem są niestety ich własne matki. Brytyjka Sarah Burge, zwana żyjącą Barbie, na… 7 urodziny zafundowała córce prezent: „Poppy błagała mnie o silikonowe piersi, mówiła »chcę mieć takie duże cycki jak mama«”. Dostała więc 9 tys. dolarów na zabieg i oświadczyła: „Wszystkie koleżanki są zazdrosne”. Prócz tego Poppy zażyczyła sobie nowy komputer i luksusowe wakacje. Party urodzinowe kosztowało mamę 17 tys. dol. Dobra mamusia gra w japońskiej szmirze telewizyjnej „Żyć jak Barbie”. Tymczasem 28-letnia Amerykanka Rebecca Chrisite, mieszkająca w bazie lotniczej w Las Cruces w stanie Nowy Meksyk, zagłodziła 3,5-letnią córkę Brandi Wulf na śmierć, bo bez przerwy grała w grę komputerową „World of Warcraft” i nie miała głowy do karmienia bobasa. Nie odrywała się od komputera przez większość doby. Dziecko miało czarne, popsute zęby, w domu panował nieziemski odór kocich szczyn. Małżonek nie miał specjalnych zastrzeżeń. 25 lat więzienia – na tyle wycenił jej osiągnięcia macierzyńskie sąd. PZ
W prowincji Quebec przedszkola otrzymujące publiczne dotacje nie mogą już w żadnej formie nauczać religii. W regionie, w którym jeszcze w latach 70. XX wieku obowiązywała oficjalna katolicka cenzura wobec prasy czy filmu, obecnie bardzo pilnuje się rozdziału religii od państwa. W dotowanych placówkach wolno obecnie pokazywać najmłodszym kulturowy aspekt świąt czy obrzędów religijnych, natomiast nie wolno przekazywać im żadnych dogmatów czy wierzeń, uczyć modlitw czy pieśni religijnych. Nie wolno też organizować gier, które mogłyby narzucać dzieciom przekonania religijne. PPr
HAMBURGERY OGŁUPIAJĄ Eksperyment przeprowadzony w angielskich szkołach potwierdził – niewłaściwa dieta fatalnie wpływa na nasze walory intelektualne.
w 2010 roku u ponad 68 tysięcy ludzi, z których 8700 w ciągu roku zmarło. TN
ZDROWIE W KAPUŚCIE Wciąż nie widać końca pochwał pod adresem warzyw i owoców. Oto wyniki najnowszych naukowych dociekań: spożycie warzyw i owoców zapewnia dłuższe życie, zmniejszając ryzyko przedwczesnej śmierci z powodu chorób serca o 15 proc. Ryzyko jest jeszcze mniejsze w odniesieniu do konsumpcji takich warzyw jak brokuły, kalafior i kapusta, które zawierają witaminę C, włóknik, antyutleniacze i są szczególnie pożyteczne. CS
GÓWNIANE ŻARCIE
Aż 4 tys. brytyjskich szkół wzięło udział w programie Food For Life Partnership. Po wyeliminowaniu ze szkolnych stołówek i sklepików słodyczy i fast foodów uczniowie znacząco poprawili swoje oceny. Zdaniem ekspertów odpowiednio zbilansowana dieta zwiększa skupienie na lekcjach. Prowadzący eksperyment liczą na to, że dzieci przeniosą zdrowe nawyki żywieniowe do swoich domów. JC
Zdaniem naukowców – z powodu przeludnienia i rosnących cen żywności – nasza kulinarna przyszłość to robactwo. Co jeszcze, teoretycznie niejadalnego, można wykorzystać, kiedy nadejdzie wielki głód? Nie uwierzycie...
BAT NA RAKA JAK PIES W STUDNI Na Florydzie zakończył żywot najbogatszy pies świata.
KILL BILL PO POLSKU Jest materiał na thriller z życia Polaków na emigracji, podobny do filmu „Kill Bill” Quentina Tarantino. Miłość i zbrodnia – to komponenty gwarantujące wysoką frekwencję. Był koniec maja, dobrze po Wielkanocy, gdy Michalinie Lewandowskiej udała się sztuczka zmartwychwstania. Prawie. 27-letnia dziewczyna, mieszkająca w Waterloo w Wielkiej Brytanii, została porażona elektrycznym paralizatorem przez swego partnera, 25-letniego Marcina Kasprzaka, z którym miała 3-letniego syna. Mężczyzna związał ją, umieścił w kartonie i żywcem zakopał w lesie, kładąc na wierzch prowizorycznego grobu pień drzewa. Jakimś cudem Lewandowskiej udało się ocucić, uwolnić, odkopać i około północy dotrzeć w pobliże pola golfowego, gdzie ją znaleziono. Kasprzak został aresztowany wraz z 17-letnim pomocnikiem. Zeznania podejrzanych były tłumaczone na język angielski. O przestępstwie pisze prasa brytyjska, a także polski serwis informacyjny PolScott w relacji pod dramatycznym tytułem „Spalona
ubranka, kosmetyczkę, basen i posiłki serwowane przez szefa kuchni. Po śmierci Trouble spoczął obok swojej pani – w mauzoleum wartym 1,4 mln dolarów. JC
Leona Helmsey, amerykańska milionerka, wydziedziczyła dzieci i wnuki (sic!). Szoferowi zapisała 100 tys. dolarów, a resztę – 12 milionów dolarów! – ukochanej 12-letniej suczce (maltańczyk) o wdzięcznym imieniu Trouble (kłopot). Kobieta – nazywana królową skąpstwa – zmarła w 2007 roku. Pies odziedziczył wówczas miliony w funduszu powierniczym. Rocznie na jego utrzymanie wydawano 100 tys. dolarów. Za tę zawrotną sumę miał zapewnioną ochronę, najdroższe psie
Rak skóry (czerniak) jest jednym z najgorszych zabójców wśród nowotworów złośliwych. Ale wkrótce ma się to zmienić. Onkolodzy na konferencji naukowej w Chicago mówili o przełomie. Po raz pierwszy opracowano terapię umożliwiającą znaczne przedłużenie życia chorym na czerniaka. Pełne wyzdrowienie – na razie, niestety, nie. Ale dotychczas czerniak z przerzutami prawie nie reagował na żadne chemioterapie. Dwa leki zmieniają tę beznadziejną sytuację. Pierwszy (vemurafenib) blokuje zmutowany gen, który nakazuje komórkom nowotworowym nieprzerwanie rosnąć, drugi zaś (ipilimumab) wzmacnia układ immunologiczny pacjenta i organizm chorego skutecznie zwalcza chorobę. Oba preparaty są w formie tabletki i zasadniczo poprawiają stan prawie 90 proc. chorych, przyczyniając się do kurczenia i zaniku guzów. Działają już po 72 godzinach. „To bezprecedensowe osiągnięcie. Pracuję nad czerniakiem od 25 lat i dotąd nie widziałem lekarstwa, które przedłużałoby życie pacjentów” – twierdzi dr Lynn Schuchter z Uniwersytetu w Pensylwanii. Leki mają zostać zatwierdzone w USA jeszcze w tym roku. Na czerniaka zapadają przede wszystkim młode osoby. W Stanach Zjednoczonych zdiagnozowano go
Profesor Mitsuyuki Ikeda z Japonii opracował recepturę na sztuczne mięso. Do jego produkcji chce wykorzystać... ludzkie odchody. Jego zdaniem człowieczy kał – po odpowiednim przetworzeniu – zawiera wiele cennych składników odżywczych. Poza tym, czego jak czego, ale tego surowca w żadnym kraju nie zabraknie. Mięso wyprodukowane z wykorzystaniem odchodów przeszło już pierwsze testy. Znaleźli się nawet chętni degustatorzy. Ich zdaniem w smaku przypomina wołowinę. Profesor przekonuje, że wyrób – choć obecnie wydaje się niezwykle obrzydliwy – w przyszłości pomoże rozwiązać problem głodu na świecie. To niejedyna kulinarna nowość. Światowy rynek wydawniczy wzbogacił się o pozycję „Kolekcja przysmaków ze spermą”, autorstwa Fotie Photenhauer. Z książki dowiadujemy się, że męskie nasienie jest wyjątkowo pożywne, ma wspaniałą konsystencję i świetnie sprawdza się w kuchni. Autor zapewnia, że kto raz spróbuję, ten się przekona… JC
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
K
atolicy myślący mniej konserwatywnie od Watykanu nie dają za wygraną, lecz wytrwale prą do przewrotu. Koalicja ugrupowań liberalnych katolików w USA, American Catholic Council, w drugi weekend czerwca zorganizowała w Detroit konferencję, w której wzięło udział
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Joan Chittister, mając na myśli dialog wiernych z purpuratami Kościoła. Porównała jego obecną strukturę hierarchiczną, z biskupami i arcybiskupami odpowiedzialnymi tylko przed papieżem, z „systemem średniowiecznym, który został obalony przez ludzkość wszędzie indziej, tylko nie tu”.
poważnych nadużyć liturgicznych. To bardzo rozczarowujące, że katolicki ksiądz prowadził tego typu mszę dla tak wielu ludzi” – stwierdziła Ned McGrath . Duchownym tym był 78-letni emerytowany kapłan Bob Wurm; jego kazania wysłuchało w Cobo Center 1,5 tys. ludzi. „Nie obawiam się ekskomuniki, jestem starszy niż Vingeron” – oświadczył, krytykując list arcybiskupa z ostrym zakazem uczestnictwa w konferencji. „On zrobił poważny błąd” – dodał. Inny duchowny, także na emeryturze (podeszły wiek sprzyja w Kościele szczerości na zasadzie: a co mi mogą zrobić), 85-letni Edward Ruetz podkreślił, że hierarchia odmawia dyskusji o ordynacji kobiet i małżeństwach księży. Tymczasem liczba księży w USA oscyluje aktualnie wokół 32 tys. – to o jedną trzecią mniej Po zakończeniu konferencji niż tuż po II Synodzie Watykańskim rzeczniczka arcybiskupa zapowiew roku 1965, choć od tego czasu podziała wszczęcie śledztwa i konsepulacja katolików wzrosła o 43 proc. kwencje wobec uczestniczących (głównie dzięki emigracji Latynow niej przedstawicieli Kościoła. sów) do 66 milionów. „Podczas finalnej mszy doszło do „Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jak wszechwładny jest papież. Musimy zmienić absolutystyczny system” – oświadczył uczestniczący w konferencji za pośrednictwem wideo teolog Hans Kung. Unia postępowych duchownych z liberalnymi wiernymi – na dłuższą metę to może być zabójcza cykuta dla konserwatywnego, nieustępliwego doktrynalnie, anachronicznego Kościoła Wojtyły i Ratzingera... Arcybiskup Detroit Allen Vingeron PIOTR ZAWODNY
Przedsmak rewolucji ponad 2 tys. osób. Przybyli reprezentanci grup liberalnych katolików z Niemiec, Austrii, Holandii i Wielkiej Brytanii. Motywem konferencji był sprzeciw wobec konserwatywno-prawicowego kursu Kościoła. Wśród uczestników byli członkowie kleru katolickiego z USA. Przyjechali mimo ostrego listu arcybiskupa Detroit, Allena Vingerona, który zakazywał im obecności na tej imprezie i ostrzegał katolików, że American Catholic Council uważana jest przez Kościół za ugrupowanie heretyckie, a biorący udział w spotkaniu „mogą zostać za karę ekskomunikowani”, bo na konferencję zaproszono „lektorów wyrażających poglądy niezgodne z doktryną Kościoła lub takie, które popierają dysydentów”. Mimo to z frekwencją nie było problemu, co stanowiło otwarte wyzwanie wobec gróźb hierarchy. „Kiedy, na litość boską, rozpocznie się jakaś rozmowa?” – pytała w swym wystąpieniu siostra benedyktynka
N
a skutek tego ubolewania godnego aktu ks. Bernard Chojnacki, zamiast lodów na słonecznej florydzkiej plaży, będzie miał mroczną celę w amerykańskim kiciu. Jedyna pociecha, że może lodów mu nie zabraknie… Policja z Sarasoty dostawała tak często skargi na świńskie podrywy odbywające się na 5-kilometrowej plaży Caspersian Beach, że pchnęła tam swego detektywa, by przewąchał co i jak. Pozwolono mu zrzucić mundur i pracować w kąpielówkach, żeby złapał trochę słonka i zbytnio się nie wyróżniał, bo to mogłoby zniweczyć tajną misję. Przechadza się więc funkcjonariusz po rozgrzanym, białym piasku, słucha szemrania wód Zatoki Meksykańskiej. „Życie jest jednak piękne i praca też potrafi być” – myśli. Trochę mu głupio bez glocka służbowego, bez gazu, paralizatora, krótkofalówki i całego osprzętu, którym jest normalnie obwieszony stróż prawa. Dobrze przynajmniej, że kajdanki zmieściły się do kieszeni kąpielówek, wewnątrz których spoczywa pałka całkiem prywatna. Idzie, idzie, rozgląda się, niby rekreacyjnie, i widzi, że nieopodal przechadza się inny plażowicz. Też się rozgląda. Detektyw podążył za nim. Plażowicz zwolnił. Zrównali się. Piękna pogoda! A plaża śliczna... Woda jaka ciepła... Wymieniając celne uwagi, weszli na ścieżkę wzdłuż
plaży. Doszli do końca, pod drzewa, i plażowicz zdecydował, że słów już dość i czas przejść do czynów, czyli do skonsumowania obiecującej znajomości. Chwycił ręką za pałkę detektywa. Ten ją wyrwał, bo w szkole policyjnej uczą, że najważniejsze to nie dać sobie odebrać broni. Niezrażony chwilowym niepowodzeniem plażowicz zaprezentował, że ma swoją pałę i pokazał, jak można się nią bawić. Jednocześnie zaprosił detektywa na loda i zapewnił, że mu postawi. W tym momencie funkcjonariusz – chyba za lodami, mimo upału, nie przepadał – jedną ręką wydobył gwiazdę Sarasota County Sheriff’s Office, a drugą – kajdanki. Plażowicz ujawnił swą tożsamość, przedstawiając się jako 36-letni duchowny katolicki z kościoła pod wezwaniem św. Karola Boromeusza w Port Charlotte, a także nauczyciel religii. Na kontynuację pogawędki detektyw zaprosił swego znajomego najpierw do służbowej suki, potem zaś do aresztu. Tam poinformował kapłana, że może mieć dłuższą przerwę w posłudze duchowej, bo leci przeciw niemu nieprzyzwoita ekspozycja i stymulacja organów oraz napaść na organ policjanta. Ks. Chojnacki jest importem z Polski. Sprowadziła go diecezja Venice z wizą religijną. Dwa miesiące temu kapłan tej samej diecezji, 53-letni William Wert, zamienił ambonę na celę, bo molestował 14-letniego chłopaka. CS
17
Za i przeciw K
ościół katolicki w kwestii związków partnerskich zapętla się we własnych absurdach. I otrzymuje napomnienia.
Dziennik kościelny „L’Osservatore Romano” potępił zrównanie w prawach przez włoski Sąd Najwyższy osób żyjących w małżeństwach i konkubinatach w takich kwestiach jak odszkodowania. Watykan koniec tej dyskryminacji uznał za niedopuszczalny. W tym samym czasie koalicja chrześcijańskich stowarzyszeń gejów i lesbijek wezwała Benedykta XVI do potępienia aktów
przemocy wobec mniejszości seksualnych. Sygnatariusze zwracają uwagę, że milczenie Watykanu w tej sprawie bywa interpretowane przez sprawców jako przyzwolenie na przemoc. Obawiamy się, że apele nic nie dadzą, bo Watykan wprost oświadczył kiedyś, że sprzeciwia się „nieuzasadnionej dyskryminacji homoseksualistów”. Wynika z tego, że czasem Kościół uznaje ją za uzasadnioną. MaK
Klerykalizm po angielsku W
Wielkiej Brytanii, w której raczej Kościół jest zależny od władz świeckich niż odwrotnie, doszło do rzadkiego ataku arcybiskupa Cantenbury na rząd. Arcybiskup Robert Runcie, główny duchowny anglikański, oskarżył rząd o sprzeniewierzenie się wyborcom. Chodzi mianowicie o drastyczne oszczędności, które premier Cameron wprowadził wbrew przedwyborczym zapowiedziom. Zdaniem Runciego rząd postępuje wbrew mandatowi otrzymanemu od obywateli.
Kościół anglikański, mimo że państwowy, rzadko atakuje najwyższe władze kraju. Ostatnio czyniła to w czasach ekscesów premier Margaret Thatcher. Jak widać, kler zabiera głos w obronie obywateli, a nie w obronie własnych przywilejów czy z chęci narzucenia państwu własnej doktryny. Jeśli to jest klerykalizm, to my taki chcemy w Polsce! MaK
Władza pomaga Cerkwi A
ż 200 betonowych cerkwi w samej Moskwie chce zbudować m.in. za publiczne pieniądze Kościół prawosławny.
Rajska plaża
Od czasów prezydenta Jelcyna trwa współpraca władz Rosji z Cerkwią prawosławną, która często przekracza ramy rozdziału Kościoła i państwa. Tę tendencję potwierdza nowy projekt – budowa 200 nowych kościołów w stolicy kraju przy finansowym wsparciu władz
miasta i państwa. Cerkiew ma otrzymać darmową ziemię oraz zwolnienia z różnych opłat. Budynki dla przyśpieszenia tempa budowy i obniżenia kosztów będą wznoszone według podobnych projektów z gotowych prefabrykatów. MaK
18
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Republika bananowa Oglądałem w piątek 10.06. w TVN 24 Szkło Kontaktowe, a w nim informację nt. wspólnej konferencji RACJI i Ruchu Palikota. Komentarz Grzegorza Miecugowa był żenujący: facet twierdzi, że nigdy nie słyszał ani o Racji, ani – tak to wyszło z kontekstu – o „FiM”. Jeżeli byłaby to prawda, to jest to totalna kompromitacja dla gościa, który uważa się zapewne za niezłego dziennikarza. Tzw. niezależni, wolni polscy dziennikarze, spijający każde słowo z ust panom w koloratkach, po prostu wolą nie wiedzieć o niczym (tj. przemilczeć wszystko), co mogłoby się celibantom nie podobać. A dla panów w sukienkach nie ma przecież nic gorszego niż „FiM” oraz Jonasz. Jednocześnie takie TVN24 i pan Miecugow regularnie stawiają pytanie o to, dlaczego to i tamto nie funkcjonuje w Polsce tak, jak powinno, i jak funkcjonuje to w innych krajach. Dlaczego na różne ważne rzeczy nie wystarcza pieniędzy. A odpowiedź jest najczęściej banalnie prosta: nasz grajdołek jest taki, jaki jest, właśnie przez to, że tak naprawdę wszystkie sznurki pociągają transwestyci w sutannach. To oni i ich „partia” niszczą nasz kraj i hamują jego rozwój, a jedyną na to radą w chwili obecnej wydają się być takie partie/organizacje, jak RACJA czy RP. A pan G.M. nie wie o tym? Wie, oczywiście, ale jest konformistą i koniunkturalistą nie gorszym od średniej obowiązującej w środowisku dziennikarskim w okresie PRL. A skoro doszliśmy już do PRL: pan G.M. co jakiś czas wspomina, że jako dziennikarz był z polską delegacją w Korei Północnej.
Wygląda mi na to, że była to wizyta, którą w roku 1986 Wielkiemu Wodzowi i Ukochanemu Przywódcy Kim Ir Senowi składał niejaki Wojciech Jaruzelski. Potem już oficjalnych polskich wizyt w tamtym kraju nie było. A kto z dziennikarzy mógł wchodzić w skład delegacji? Mogli to być tylko „swoi”, którzy towarzyszyli Jaruzelskiemu, a dziś – dzięki temu, że się nawrócili/ześwinili (niepotrzebne skreślić) – wiodą sobie spokojny dziennikarski żywot, nieniepokojeni przez IPN. Powoli dochodzimy do paranoi: mamy w Polsce kompletnie kretyński ustrój (tj. katolicyzm), który skutkuje m.in. takimi anomaliami, jak choćby to, że nie taki znów najgłupszy facet, jakim w końcu jest G.M., nie może być sobą, bo w taki czy inny sposób jest zależny od „partii” lub instytucji w taki czy w inny sposób z „partią” związanych (jak np. IPN). To jest po prostu chore. W TVN24 (a nie w Trwam) walą we mnie na okrągło informacjami o czymś tam związanym z JPII. Pa-ra-no-ja. Z kolei dzisiaj w Trójce dyskusja o „esbecji”. Czy kogoś normalnego może to po ponad 20 latach jeszcze obchodzić? A ponoć niezależne i poważne media podnoszą bez przerwy te tematy. A zaraz potem jest o tym, że w Polsce nic nie wychodzi, np. autostrady. No bo ustrój, panowie, jest do dupy! Gorszy niemal niż osławiony socjalizm. Wtedy, przy całej biedzie, byliśmy jednak lepsi od tych, których określano wówczas mianem trzeciego świata. Dzisiaj tak naprawdę mentalnie jesteśmy trzecim światem, jak się patrzy, jakąś republiką bananową czy
Pani pozna Pana: Zadbana wdowa, 65 lat, średniego wzrostu, pozna Pana, wolnego, wysokiego i kulturalnego, bez nałogów i zobowiązań, najchętniej z woj. świętokrzyskiego. Panowie z ZK, karani oraz rozwiedzeni – wykluczeni. Strzelce Opolskie (1/a/25) Wdowa, 72 lata, o miłej aparycji, bez zobowiązań, niezależna, zainteresowania wszechstronne, lubiąca przyrodę i podróże, pozna Pana, kulturalnego i uczciwego, Czytelnika „FiM”, z którym nawiąże piękną i trwałą przyjaźń. Bydgoszcz (2/a/25)
inną Zamundą. Ot, choćby Brazylia, która ostatnio umożliwiła zawieranie związków parom jednopłciowym. Brazylia odchodzi w ten sposób od mentalnego trzeciego świata, w którym my się coraz bardziej pogrążamy. Byłem ostatnio na domówce. Wśród mieszanego (mniej więcej fifty-fifty) polsko-duńskiego towarzystwa na pewnej imprezie urodzinowej były też dwie panie (Dunka i Hiszpanka), które tworzą związek partnerski. Nikogo to ani nie poruszyło, ani nie zbulwersowało, ani nawet specjalnie nie zainteresowało. Były to dwie normalne kobiety, które były normalnymi uczestniczkami urodzinowego spotkania. Ale w kraju, w którym od wielu już lat na oficjalne przyjęcia noworoczne u królowej jeden z ministrów przychodzi ze swoim partnerem, nie mogło być przecież inaczej... Czy kto widział w cywilizowanym świecie, żeby jakikolwiek Kościół mógł dostawać ziemię za ułamek procenta jej wartości, po czym natychmiast sprzedawać ją już za cenę rynkową temu, od kogo… chwilę wcześniej taki prezent otrzymał. Toż to korupcja polityczna w swojej najczystszej postaci. I tego np. pan Miecugow nie widzi, nie wadzi mu to, a o Jonaszu i RACJI, którzy usiłują głośno o tym mówić – patrzcie go, dziennikarza jednego – nie słyszał! Ale mogło być gorzej. Pocieszmy się, że kilkanaście dni temu nasi tzw. liberałowie mogli Obamie nie tylko zaprezentować katolicko- postsolidarnościową menażerię i innych prawicowych pieniaczy, których przedstawiono jako ojców polskiej demokracji (dlatego ta demokracja taka gówniana). Wcale bym się nie zdziwił, gdyby jakiś idiota wpadł na pomysł, aby obdarować Obamę tym, co Polska ma najlepszego. A co mamy najlepszego? No jak to co? Obama mógł był zostać obdarowany kroplą krwi JPII. Na szczęście do tego nie doszło, bo umarłby chłop ze śmiechu, a jego ochroniarze nie wiedzieliby nawet, kogo za karę zastrzelić. Włodek Galant, Kopenhaga
Pan pozna Panią: Wolny optymista, tolerancyjny, 73 lata, 162 cm wzrostu, wykształcenie średnie, bez nałogów i zobowiązań, o wszechstronnych zainteresowaniach, z mieszkaniem, pozna trochę młodszą Panią, szczupłą, nie dewotkę, niepruderyjną, niematerialistkę, zdecydowaną na wspólne życie. Katowice (1/b/25) Niezależny finansowo, z mieszkaniem, wolny i samotny, 64/176/99, bez nałogów, pozna Panią, może być puszysta, niematerialistkę, zdecydowaną na wspólne i spokojne życie. Podbeskidzie (2/b/25) Wesoły i szczery 34-latek, 180 cm wzrostu, szczupły, obecnie w ZK, pozna równie szczerą i samotną Panią, która chce zacząć życie od nowa, na dobre i złe. Świdnica (3/b/25) Emeryt, 64/174, spokojny, z poczuciem humoru, abstynent, pozna Panią. Woj. warmińsko-mazurskie (4/b/25)
Pływaj z głową Rozpoczyna się kolejne lato. Już dotychczasowa liczba ofiar w Polsce zbliża się do 100. Rokrocznie wydarza się 500 tych niepotrzebnych tragedii. Każda ofiara kąpieli to tragedia osobista, rodzinna i społeczna. Proszę o opublikowanie zasad
bezpieczeństwa kąpieli, jakie wspólnie z kolegami ratownikami ustaliłem. Jeżeli dzięki nim przemówimy do wyobraźni i ocalimy choć jedno życie ludzkie, będzie to nasz sukces. Władek Salik, ratownik wodny z 40-letnim stażem
ZASADY KĄPIELI: 11. Kąp się tylko w miejscach dozwolonych. 12. Nigdy nie wchodź do wody po dużym wysiłku fizycznym lub z pełnym żołądkiem. 13. Zrezygnuj z kąpieli w przypadku niedyspozycji lub osłabienia. 14. Zwracaj uwagę na głębokość wody, prąd i przeszkody. 15. Nie skacz na głowę do nieznanej wody. 16. Kąp się w morzu tylko na kąpielisku strzeżonym. 17. Zachowaj spokój w przypadku przykurczu mięśni lub zachłyśnięcia się wodą. Płyń natychmiast do brzegu. 18. Odpływaj od brzegu na odległość większą niż 50 m tylko z asekuracją jednostki pływającej (łodzi, kajaka itp.) wyposażonej w sprzęt ratowniczy. Jeżeli płyniesz samodzielnie, holuj boję SP. 19. Nie wskakuj do wody, gdy jesteś mocno rozgrzany. Grozi ci szok termiczny. Wcześniej ochłodź ciało (pod natryskiem lub spryskując się wodą). 10. Nigdy nie wchodź do wody podczas burzy. To zagraża życiu. 11. Nigdy nie wrzucaj do wody kawałków szkła, pustych puszek, drutów ani innych przedmiotów. Ty albo ktoś inny, kąpiąc się, może się poważnie skaleczyć. 12. Dbaj o to, aby na kąpielisku znajdował się sprzęt ratunkowy: koło ratunkowe, boja SP, rzutka, żerdź, lina, jednostka pływająca (łódź, kajak, ponton itp.) oraz apteczka pierwszej pomocy. 13. Zwracaj nieustanną uwagę na kąpiące się małe dzieci do lat 7. 14. Unikaj kąpieli po spożyciu alkoholu. Towarzystwo „Słoneczny Patrol” tel. 607-119-340,
[email protected]
Wolny, 53 lata, 178/88, przystojny, zadbany, bez zobowiązań, z poczuciem humoru, lubiący muzykę i przyrodę, pozna Panią do 47 lat. Złotoryja (5/b/25) Jarek, 45 lat, 186 cm wzrostu, romantyk, wierzący, ceniący domowe zacisze i spokój ducha, oczekujący od życia miłości i stabilizacji, obecnie w ZK, pozna wyrozumiałą i tolerancyjną Panią, może być z dzieckiem, której odwdzięczy się miłością i lojalnością. Świdnica (6/b/25) Samotny, z problemami ze słuchem, pozna samotną, bezdzietną i niekonfliktową emerytkę, może być głuchoniema, ateistkę lub z nastawieniem antyklerykalnym. W przyszłości proponuję wspólne mieszkanie w skromnym, wiejskim domu, wzajemną pomoc w razie choroby i opiekę. Żywiec (7/b/25) Inne: Biblistka nawiąże korespondencyjną przyjaźń z Czytelnikami „FiM”. Katolicy wykluczeni, „sekty” mile widziane. Szczecin (2/c/25)
Proszę o kontakt racjonalistów i humanistów. Województwo wielkopolskie (1/c/25) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,55 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,55 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
LISTY Pokażcie im! Start z list Ruchu Palikota jest jak najbardziej trafny. Sondażami nie przejmować się, bo są duże rozbieżności. W 2001 r. Samoobrona miała w sondażach około 1 proc. albo w ogóle nie istniała w sondażach. Weszła do Sejmu, mając 10,2 proc. i była trzecią siłą w Sejmie. W 2005 r. Tusk miał wygrać w I turze wybory prezydenckie z przewagą 10 proc. nad L. Kaczyńskim. Była, ale 3-proc. przewaga. W drugiej turze Tusk miał wygrać też z 10-proc. przewagą. Wygrał L. Kaczyński z 8-proc. przewagą. LPR w 2007 r. miała w sondażach 7–8 proc., po wyborach niewiele ponad 1 proc. Palikot niech nie pokazuje się z penisem czy świńskim ryjem, bo to nie jest mile widziane. Będziecie mieli dostęp do RTV, toteż należy ukazywać prawdziwe oblicze kleru. Pokazać wypasionego księdza czy biskupa, a z drugiej strony żebrzącego pod kościołem. Pokazać duchownego w wypasionym samochodzie i chłopa na rozlatującym się rowerze. Pokazać scenę sekretarza PZPR, który szkoli młodzież w szkole, i księdza, który też indoktrynuje młodzież w szkole. Pokazać WUML z czasów PZPR i np. Uniwersytet Kardynała S. Wyszyńskiego. Na WUML-u wykładali marksizm, na UKSW – teologię. Finansowanie: obie uczelnie z podatków. Itd. Jak będzie kilku posłów od Palikota, to wbrew pozorom możecie rządzić i decydować, jak np. Samoobrona czy PSL obecnie. Teofil
Odpowiedź kartką Niedawno pisałem na temat ustawy dezubekizacyjnej, która ukarała nie tyle esbeków, którzy poszli na renty inwalidzkie, ile żołnierzy zawodowych Wojsk Ochrony Pogranicza, którzy przeszli wszystkie weryfikacje, ale mimo to zostali uznani za „zbrodniarzy komunistycznych”, „katów i zdrajców narodu polskiego” itp. No cóż – wiadomo, że tylko nam można było odebrać i odebrano – mi odebrano 55 proc. Teraz muszę w sądzie udowadniać, że nie jestem wielbłądem i pewnie nic nie wskóram. Mam
SZKIEŁKO I OKO
przedstawić papierki z przebiegu mojej służby, by udowodnić, że nie byłem esbekiem czy ubekiem, i na dodatek okazać świadectwo moralności wystawione przez IPN. Kompletny idiotyzm, ale jak widać triumwirat PO-PiS-PSL doskonale zabezpieczył swe interesy, bo po przegranej w sądzie okręgowym nie mogę już się odwołać nigdzie. W Strasburgu też nie mam szans na wygraną. Co robić? Nie pozostaje mi nic innego, jak olać tę bandę sk....synów i dać im odpowiedź kartką wyborczą. Ani ja, ani moja rodzina nie zagłosuje już więcej na PO, PiS, PSL czy SLD.
Ja już nie wierzę w uczciwe wybory – będą kolejne „cuda nad urną”, o co jestem spokojny. I znów będą te same ryje przy korycie i żłobie. R.L.
To się zmieni W numerze 24/2011 „FiM” z 23.06.2011 czytelnik – podpisujący się Wojtek Szóstko – zarzuca mi, że ze strachu przed klechami nie podaję swojego nazwiska. Już przez sam fakt, że nie chodzę do kościoła (jest nas takich kilkunastu), nie rzucam forsy na tacę, nie uczestniczę w procesjach i pielgrzymkach do miejsc świętych itd., traktowany jestem przez wielu mocno wierzących jako podczłowiek „ten komuch”. Nie wyobrażam sobie reakcji proboszcza, który poprzez ludzi o zniewolonych umysłach mógłby nakazać bardziej wrogie traktowanie mnie i innych podobnie myślących... Zmiana tego stanu rzeczy może nastąpić jedynie w Sejmie. Gdy SLD osiągnie w wyborach około 20 proc. i Ruch Palikota wejdzie do Sejmu,
wtedy partie te, będące języczkiem u wagi, stopniowo będą wymuszać na PO uchwalanie ustaw, które ograniczą przywileje episkopatu i niższego rangą kleru. Wtedy też ten postępowy trend zacznie docierać również do miasteczek i wsi. Sympatyk Lewicy
Kurczę pieczone! W majowym numerze „Faktów i Mitów” przeczytałam artykuł pana Waldemara Szydłowskiego pt. „Kurczę pieczone” i mam parę uwag do
wywodów autora. Co prawda nie wiem dokładnie, jak wygląda życie w Belgii, ale od lat mieszkam w Niemczech. Często bywam w Polsce, gdzie mam rodzinę, grono przyjaciół i znajomych. Poglądy podobne do poglądów Pana Szydłowskiego ma bardzo wielu ludzi, którzy znają życie na Zachodzie tylko z tej przyjemniejszej strony. Chciałabym napisać o sprawach, o których mało kto wie. Pierwsza kwestia dotyczy zarobków. Pisze Pan, że znajoma w Belgii zarabia 12 euro na godzinę, a żona pana – 8 złotych. Jeżeli chodzi o Niemcy, 12 euro to całkiem dobra stawka dla pracowników z odpowiednim stażem pracy. Należy wziąć również pod uwagę, ile z tych zarobionych pieniędzy pracownik dostaje do ręki. Mój mąż, przy korzystnym progu podatkowym (dzieci plus niepracująca żona), ma ponad 1/3 potrąceń: ubezpieczenie zdrowotne, rentowe, od bezrobocia, opiekuńcze, podatek zwykły, kościelny, na odbudowę Niemiec. Czegoś takiego jak premia uznaniowa czy regulaminowa lub dodatek „szkodliwy” – nie ma.
To, że w Polsce służba zdrowia szwankuje i za dużo spraw trzeba płacić, wszyscy wiedzą, ale mało kto wie, że u nas, idąc do lekarza, trzeba zapłacić 10 euro. Za stomatologa tak samo. Wzywając pogotowie bądź zgłaszając się do punktu pierwszej pomocy – za każdym razem kolejne 10 euro. Za dzień pobytu w szpitalu pacjent płaci kolejne 10 euro, sporo zabiegów i badań pacjent również musi sobie sam opłacić... W razie gdy ktoś umrze, a nie ma wykupionej prywatnej polisy, koszty pochówku przechodzą w całości na bliskich. Następna sprawa – czynsze. Wiem, że w Polsce mieszkania nie są tanie, ale chciałabym naświetlić, jak tutaj to wygląda. My mieszkamy w naprawdę niedrogim mieszkaniu spółdzielczym, gdzie czynsz za trzy pokoje wynosi 700 euro plus media. Podniosę jeszcze temat komunikacji miejskiej. W mieście, w którym mieszkam, bilet kosztuje 2,30 zł i jest ważny przez 2 godziny, ale w jedną stronę. Nie piszę tego listu po to, żeby się skarżyć, że jest mi ciężko. Wcale nie jest mi ani lżej, ani ciężej niż wielu ludziom nie tylko na Zachodzie, ale i w Polsce. Czytelniczka
„Kamienne tablice” cd. Po zapoznaniu się z treścią artykułu p. Marka Szenborna pt. „Kamienne tablice” („FiM” 23/2011) przypomniałem sobie relację mojej matki na temat losu żołnierzy radzieckich. Przed wojną, pod koniec lat 30., odwiedził mojego dziadka Feliksa Rzeźniczaka – który w stopniu sierżanta pełnił zawodową służbę wojskową w stacjonującym w Stanisławowie 48. Pułku Strzelców Kresowych – jego kolega. Znali się dobrze, ale matka nie pamiętała, czy dziadek poznał go, służąc w armii niemieckiej w czasie pierwszej wojny światowej (pochodził z Jarocina), czy też później w armii gen. Hallera. Nazywał się Tadeusz (to nazwisko, nie imię). Został zatrudniony przez wojewodę stanisławowskiego w charakterze ogrodnika i z tego powodu przyjechał do Stanisławowa. W czasie rozmowy wspomniał o swojej służbie w obozie jeńców rosyjskich (radzieckich) w Tucholi. Opowiadał o znęcaniu się nad tymi jeńcami, głodzeniu,
19
a także o ich mordowaniu. Opowiadał o podoficerze, który przy milczącej aprobacie komendy obozu mordował jeńców, zabijając ich według swojej woli. Taki sobie pan życia i śmierci. Interwencje w komendzie obozu nie dały żadnego rezultatu i w końcu Tadeusz został przeniesiony. Szczegóły były tak drastyczne, że dziadek nie mógł w to uwierzyć. W głowie mu się nie mieściło, że polscy żołnierze są do tego zdolni i, jak matka mówiła, cały czas powtarzał słowo „niemożebne”. Taki przekaz rodzinny, nieprecyzyjny i – z uwagi na upływ czasu – zatarty w szczegółach, nie jest oczywiście żadnym źródłem poznania tej historii, ale wyraźnie wskazuje na to, że pretensje strony rosyjskiej dotyczące postępowania z jeńcami w 1920 roku, formułowane zresztą z powodów politycznych, nie są bezpodstawne. Uważam, że tym zamordowanym, często bestialsko, jeńcom należy się upamiętnienie, być może chociaż w formie kamiennych tablic. Dla nas, Polaków, jest to sprawa wstydliwa, ale te tablice postawić powinniśmy właśnie my. Wymaga tego prawda, sprawiedliwość i zwykła ludzka przyzwoitość. Taka była nasza historia, zresztą nie tylko nasza. Wspomniany wyżej mój dziadek, służąc w armii niemieckiej, 24 (lub 26) października 1918 roku dostał się wraz z całym batalionem do niewoli angielskiej. Często mi opowiadał, jak Anglicy ich traktowali. Po dostaniu się do niewoli obrabowali jeńców, a następnie zaczęli ich rozstrzeliwać. Zdesperowany kapral o nazwisku Klamka (pochodzący z Kępna) dopadł do karabinu maszynowego i zaczął strzelać do żołnierzy angielskich mordujących jeńców. Został rozerwany granatem. Mojego dziadka i pozostałych przy życiu jeńców uratował oficer Szkot, który krzykiem zabronił rozstrzeliwania jeńców. Nad jeńcami Anglicy znęcali się systematycznie i to w sposób wyrafinowany. W czasie przeprawy przez kanał La Manche karmili jeńców słonymi rybami, nie dając wody. W Anglii jeńcy byli głodzeni i dziadek często wspominał, jak raz na 40 dni mógł oczyścić z resztek kocioł po ryżu. Nie jesteśmy ani lepsi, ani gorsi od innych narodów i im prędzej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej dla nas. Po prostu będziemy normalniejsi. EK
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja przejęła prowadzenie fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, która ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także biednym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata” Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
20
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
HISTORIA PRL (64)
Ludzie z „Żelaza” Na początku maja 1971 roku potajemnie trafiło z RFN do Polski 236 kilogramów złota, mnóstwo drogocennych kamieni i innych wartościowych precjozów szacowanych na przeszło 2 miliony ówczesnych marek RFN. Zapewne poza wielkością kontrabandy nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż proceder ten odbywał się pod parasolem ochronnym polskich służb wywiadowczych i za wiedzą szefów MSW.
Marian Zacharski
S
karb był efektem przestępczej działalności gangu braci Janoszów („FiM” 24/2011) i był transportowany do warszawskiej siedziby MSW, gdzie miał zostać podzielony po połowie: między braci i ministerstwo, które wspomniane środki miało przeznaczyć na działalność wywiadowczą w Europie Zachodniej. Jednak ówczesny szef MSW generał Mirosław Milewski nie dotrzymał warunków umowy, gdyż Janoszowie otrzymali raptem 40 kg złota (rzekomo znacznie wzrosły koszty przerzutu złota do Polski). Bracia mieli również pretensje, że najwartościowsze przedmioty, dziwnym trafem, zostały w drodze zamienione na mniej okazałe, a poza tym gen. Milewski miał im obiecać, że załatwi Mieczysławowi Janoszowi wpis na listę adwokacką, o czym generał już nie pamiętał. Wściekłość braci na nierzetelnego partnera musiała sięgnąć zenitu, gdy dowiedzieli się, że w Katowicach MSW zorganizowało wystawę nabytych kosztowności, którą uświetnił swoją wizytą I sekretarz KC PZPR Edward Gierek. Według legendy przez lata 70. w siedzibie Departamentu I MSW (wywiad cywilny) przy ul. Rakowieckiej w Warszawie funkcjonował nawet dla zaufanych ludzi nieoficjalny sklepik z kosztownościami. Jak zeznawał później przed komisją gen. Milewski, zaopatrzenie nabywano w „statutowych akcjach, a w ramach tego statutu mieściły się takie akcje jak »Żelazo«”. W Polsce Janoszowie zdani byli na łaskę bezpieki, więc pozostało im pogodzić się z losem. Bracia osiedlili się w rodzinnych Mikuszowicach koło Bielska-Białej, gdzie otworzyli restaurację „Czerwony Kapturek”. Jednak mając kontakty ze światem przestępczym na Zachodzie, nie zamierzali zrezygnować z bandyckiego procederu. Nadal organizowali na terenie Europy napady rabunkowe, sprowadzając do Polski złoto i walutę. Niejednokrotnie byli też zatrzymywani przez bielską milicję, jednak po interwencjach z Warszawy
natychmiast sprawie „ukręcano łeb”. Oczywiście bezpieka z działalności braci czerpała stały haracz, zwłaszcza że miała dodatkowego haka, gdyż policja RFN wpadła na trop działalności Janoszów i wciąż występowała o ich ekstradycję. Afera „Żelazo”, tak jak każda nie do końca wyjaśniona sprawa, budzi wiele spekulacji i domysłów. Jednym z jej wątków jest hipoteza, iż Janoszowie, jako ludzie wielce przedsiębiorczy, współpracowali również z jednym z zachodnich wywiadów, a mogli być dlań niezwykle cennym źródłem informacji, gdyż przez lata zdążyli powchodzić w różne półoficjalne relacje z pracownikami MSW, którym pożyczali pieniądze lub też załatwiali różne atrakcyjne towary. Tak o tej sprawie mówił Kazimierz Janosz: „Prawie wszyscy pracownicy centrali, którzy ze mną współpracowali, swoje obowiązki traktowali na pół służbowo, na pół prywatnie”. Proceder ten kwitł przez całe lata 70. Bracia Janoszowie, korzystając z nieoficjalnego statusu „nietykalnych”, prowadzili swoją działalność, a bezpieka miała znakomite źródło dochodu. W 1977 roku w ramach operacji „Truteń” płk Jan Rodak z Departamentu I miał rzekomo zlecić Janoszom zabójstwo przebywającego wówczas w Paryżu Adama Michnika (aczkolwiek pułkownik stanowczo odrzuca tę wersję i wyjaśnia, że chodziło o kradzież dokumentów). Jednak Janoszowie ostatecznie nie wykonali tego zlecenia, jak twierdzili później, z przyczyn... patriotycznych. Na początku nowej dekady lat 80. doszło w Polsce do zmiany na szczytach władzy i pozycja generała Milewskiego nie była już taka silna, zwłaszcza że w resorcie wyrósł mu potężny rywal w osobie generała Czesława Kiszczaka. W kwietniu 1984 roku przywódca gangu Janoszów – Kazimierz trafił na krótko do aresztu, tym razem jednak nikt z Warszawy się za nim nie wstawił. Jego brat Mieczysław udał się poirytowany do centrali MSW przy
ulicy Rakowieckiej w Warszawie, którym wtedy już zarządzał generał Kiszczak i zażądał widzenia z kierownictwem. W rozmowie z milicjantami Janosz na tyle precyzyjnie operował faktami, datami i nazwiskami, że nie można go było zlekceważyć. Sprawa trafiła do Kiszczaka, który powołał resortową komisję z generałem Władysławem Pożogą na czele do zbadania tej afery, której nadano kryptonim „Żelazo”. Zadanie było tym łatwiejsze, że sprawa kompromitowała poprzednie kierownictwo MSW z generałem Milewskim na czele oraz po części byłą ekipę rządzącą pod kierownictwem Edwarda Gierka. Raport komisji w postaci kilku tomów akt (dziś w posiadaniu IPN) opisał wiele szczegółów z bandyckiej działalności Janoszów: napady, strzelaniny, a nawet morderstwa. Zarzucił również udział w aferze „Żelazo” niektórym ministrom z rządu Piotra Jaroszewicza, jak np.: Stanisławowi Kowalczykowi, Wiesławowi Ociepce i Franciszkowi Szlachcicowi oraz kilkudziesięciu oficerom MSW, w tym pięciu generałom. Jak ustaliła również komisja, istniała duża rozbieżność między złotem wwiezionym do Polski a zewidencjonowanym przez MSW, opiewająca na około 80 kilogramów. Niedawno w jednej z rozmów Kazimierz Janosz mówił o swoim udziale w aferze: „Przywiozłem 236 kilo złota, brylantów, pieniędzy i te kur... ograbili mnie, cały majątek, kur..., zdefraudowali. Weź pan pięć walizek pierścionków, sześć walizek, no weź pan, kur..., pięć milionów dolarów, żyje pan? Oni mi to odebrali. Sobie myślę, kur..., sztucer kupię, wypier... paru, a co mi? Co mnie na życiu zależy? To był Strzemień, Drzewiecki, Szwarc i inni z MSW. Mam wszystkich w pamięci, tych, co byli przy złocie”. Jednak konsekwencje dla sprawców afery nie były zbyt dotkliwe, gdyż rząd generała Wojciecha Jaruzelskiego, nie chcąc się ostatecznie pogrążać w oczach społeczeństwa, nie zamierzał zbytnio nagłaśniać tej
afery, gdyż kulisy jej odsłonięcia zbiegły się przypadkowo (?) z porwaniem i zabójstwem księdza Jerzego Popiełuszki. W końcu generał Milewski został pozbawiony wszystkich stanowisk publicznych i wyrzucony z partii, natomiast pozostali wyżsi funkcjonariusze otrzymali kary dyscyplinarne. W 1990 roku warszawska prokuratura, w związku z udziałem w „Żelazie”, aresztowała generała Milewskiego i innych członków ówczesnego kierownictwa MSW, a także pozostałych przy życiu braci Janoszów (dwóch wcześniej zginęło w wypadkach samochodowych). Wkrótce jednak wszyscy zostali zwolnieni, a całą sprawę umorzono. Nie ulega wątpliwości, iż afera „Żelazo”, a zwłaszcza udział w niej organów państwowych, zasługuje na najwyższe potępienie, niemniej pozyskiwanie brudnych pieniędzy nie było wyłącznie domeną tajnych służb PRL. Wiele w tej kwestii na sumieniu ma chociażby amerykański wywiad CIA, który w celu stworzenia tzw. czarnej kasy, z której m.in. finansowano prawicową partyzantkę „Contras” w Nikaragui czy w jakimś stopniu nawet „Solidarność”, sprzedawał potajemnie broń… Iranowi. Poważne zarzuty ciążą również na Instytucie Dzieł Religijnych (Bank Watykański), który stał się pralnią brudnych pieniędzy dla włoskiej mafii. Tutaj też jeden z wątków nielegalnego finansowania prowadził do „Solidarności”. 18 czerwca 1982 roku w Londynie, pod mostem Blackfriars, znaleziono powieszonego Roberto Calviego, szefa Banco Ambrosiano, kolejnej instytucji finansowej podejrzanej o kontakty z mafią. W dokumentach Calviego, zwanego bankierem Boga, znalazły się zapisy o milionach dolarów przekazywanych na „Solidarność”. Prowadzący śledztwo w tej sprawie włoski sędzia Luca Tescaroli przyjechał do Polski, aby rozmawiać w tej prawie z urzędującym wówczas prezydentem Lechem Wałęsą. W rozmowie Wałęsa przyznał, że: „Pieniądze dla »Solidarności« przychodziły głównie z Watykanu i jego organizacji”, jednak zaraz dodał: „Znałem księży, jednego biskupa, ale nie pamiętam nazwisk ludzi Kościoła, którzy się tym zajmowali. Może Kościół dawał nam pieniądze, ale my nigdy nie pytaliśmy, skąd one były”. Wracając do działalności polskich służb wywiadowczych z tamtego okresu, warto wspomnieć jeszcze o Marianie Zacharskim, superszpiegu nazywanym polskim Jamesem Bondem, którego historia może stanowić pewną przeciwwagę dla działalności pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. W 1975 roku 24-letni Zacharski jako przedstawiciel firmy Polamco – amerykańskiej filii Metalexportu – przyjechał do Illinois w Kalifornii, by zajmować się sprzedażą polskich obrabiarek amerykańskim firmom lotniczym. Po dwóch latach tzw. uśpienia udało mu się pozyskać do współpracy Williama Bella,
specjalistę od systemów radarowych i pracującego od trzydziestu lat w przemyśle zbrojeniowym. Dzięki Zacharskiemu, któremu udało się przeniknąć do słynnej Krzemowej Doliny, polski wywiad otrzymywał do 1981 roku gigantyczne ilości niezwykle cennych materiałów, m.in.: dokumentację techniczną rakiet przeciwlotniczych typu Hawk, plany najnowszych radarów dla amerykańskich okrętów podwodnych, trudno wykrywalnych dla radarów bombowców B-1 i F-117 i plany obrony rakietowej NATO w Europie czy też plany antyrakiet Patriot, które odegrały ważną rolę w wojnie z Irakiem. Wszystko to kosztowało polski wywiad śmieszną kwotę, raptem 300 tys. dolarów, a dzięki temu polski przemysł zbrojeniowy mógł wprowadzić warte wiele milionów dolarów zaawansowane rozwiązania techniczne. Ostatecznie Zacharski został zdekonspirowany, bynajmniej nie na skutek swojego błędu, lecz w wyniku zdrady innego polskiego pracownika wywiadu Jerzego Korycińskiego, który przeszedł na stronę Amerykanów. 28 czerwca 1981 roku Zacharski został aresztowany, jednak w trakcie śledztwa i procesu nie ujawnił żadnych tajemnic państwowych, nie skorzystał też z oferty współpracy z CIA. Amerykanie oferowali mu zmianę wizerunku i tożsamości oraz umożliwienie nowego życia z milionem dolarów na koncie, tylko za to, aby powiedział, jakie informacje przedostały się do Polski. Zacharski odmówił i został skazany na karę dożywotniego więzienia o zaostrzonym rygorze. Natomiast Bell, który zdecydował się na współpracę z władzą, otrzymał ośmioletni wyrok. Jednak to nie koniec niezwykłej historii polskiego Bonda. 11 lutego 1986 roku na moście Glienicke, łączącym Berlin Wschodni z Zachodnim, nazywanym mostem szpiegów, doszło do największej wymiany agentów w okresie zimnej wojny. Za uwolnienie Zacharskiego (i trzech innych agentów) Amerykanie zażądali 25 swoich agentów. Strona polska nie miała ich tylu, więc musiano zwrócić się o pomoc do pozostałych państw bloku. Co ciekawe, jeden z ułaskawionych wówczas amerykańskich szpiegów, złoty medalista olimpijski Jerzy Pawłowski, odmówił udania się na Zachód i pozostał w Polsce. Po powrocie do Polski Zacharski został powitany jako bohater, w nagrodę otrzymał też intratną posadę dyrektora sieci Pewex. Nie zerwał jednak z dawną działalnością i zajmował się szkoleniem pracowników służb wywiadowczych. Po przełomie ustrojowym włączył się w budowanie utworzonego w miejsce Służby Bezpieczeństwa Urzędu Ochrony Państwa. Po aferze „Olina” wyjechał z kraju i nadal przebywa za granicą. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Świadkowie Jehowy o Trójcy (2) Odpowiadając na liczne zapytania Czytelników, kończymy w tym odcinku omawianie poglądów na temat Trójcy, wzbudzającej kontrowersje organizacji religijnej świadków Jehowy. Akurat w tym aspekcie ich poglądy sprawiają wrażenie zdecydowanie bardziej zbliżonych do Biblii niż poglądy Kościoła katolickiego. Czy z tekstów biblijnych wynika, że Bóg, Chrystus i Duch Święty stanowią trójjedynego Boga? Nic podobnego – odpowiadają świadkowie Jehowy. „Taka wzmianka, jak przyznano w wydanej przez McClintocka i Stronga Encyklopedii literatury biblijnej, teologicznej i kościelnej, »dowodzi jedynie, że wymienione trzy podmioty istnieją (…), ale to jeszcze nie dowód, że wszystkie trzy mają boską naturę i w równej mierze zasługują na cześć boską«”[1]. Jeśli chodzi o trynitarną formułę chrztu, chociaż świadkowie Jehowy tego argumentu nie używają, jak przyznaje ks. prof. Józef Kudasiewicz, formuła ta jest późniejszym dodatkiem redakcyjnym. Oto co pisze: „W Jezusowym nakazie chrztu (Mt 28. 19) »(…) udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego« należy odróżnić autentyczne, pierwotne słowa Pana od elementów interpretacyjno-redakcyjnych (...). Jakie więc słowa wypowiedział sam Jezus? Współcześni badacze przyjmują prawie powszechnie, że Jezus wypowiedział następujące zdanie: »(...) udzielając chrztu w imię moje«. W ten sposób swój chrzest przeciwstawił dotychczasowym praktykom chrzcielnym. Formuła »w imię moje« ma znaczenie przyczynowe, wskazuje na źródło, z którego chrzest czerpie swą moc. Tak rozumiane powiedzenie Jezusa zgodne jest ze zdaniem wprowadzającym: »Dana jest mi wszelka moc« (Mt 28. 18). Apostołowie i Kościół pierwotny, nawiązując do słowa Jezusowego, zamiast zaimka dzierżawczego »moje«, wstawiali imię Jezusa. Stąd też w formułach chrzcielnych Dziejów Apostolskich spotyka się następujące formuły: »w imię Jezusa Chrystusa« (Dz 2. 38; 10. 48) lub »w imię Pana Jezusa« (Dz 8. 16; 19. 5)”[2]. Cokolwiek by więc powiedzieć o rzekomych dowodach istnienia Trójcy, w przytoczonych tekstach takich dowodów nie znajdziemy. Tym bardziej że Biblia jasno i wyraźnie naucza, na co również zwracają uwagę świadkowie Jehowy, że jest tylko
jeden wszechmocny Bóg – Stwórca wszechrzeczy. Mówią o tym chociażby następujące teksty: „Jam jest Pan [JHWH], Bóg twój (…). Nie będziesz miał innych bogów obok mnie” (Wj 20. 2–3). „Bo Ja, [JHWH], jestem twoim Bogiem, Ja, Święty Izraelski, twoim wybawicielem (…). Ja, jedynie Ja, jestem Panem [JHWH], a oprócz mnie nie ma wybawiciela” (Iz 43. 3, 11). „Niech wiedzą, że Ty jedynie, który masz imię Jahwe, Jesteś Najwyższym ponad całym światem” (Ps 83. 19). „Bo Ja, Pan [JHWH], jestem twoim Bogiem (…), a Boga oprócz mnie nie powinieneś znać i poza mną nie ma zbawiciela” (Oz 13. 4). Rzecznicy Trójcy twierdzą jednak, że Stary Testament nie był pełnią objawienia, bo tę przyniósł dopiero Jezus Chrystus. Jezus był jednak Żydem i posługiwał się właśnie pismami Starego Testamentu, czyli tym wszystkim, co napisane było „w zakonie Mojżesza i u proroków, i w Psalmach” (Łk 24. 44, por. Mt 22. 29; Łk 10. 25–26; 16. 29, 31; 24. 27). Nie uczył nowej teologii, lecz głosił to, co od początku było znane wszystkim Żydom: „Słuchaj, Izraelu! Pan [JHWH], Bóg nasz, Pan jeden jest” (Mk 12. 29, por. Pwt 6. 4). Głosił więc, że istnieje tylko „jeden prawdziwy Bóg” (J 17. 3), a nie Bóg w trzech równych sobie osobach. Nauczał przecież: „Nie może Syn sam od siebie nic czynić, tylko to, co widzi, że Ojciec czyni” (J 5. 19). „Zstąpiłem bowiem z nieba, nie aby wypełniać wolę swoją, lecz wolę tego, który mnie posłał” (J 6. 38). „Nauka moja nie jest moja, lecz tego, który mnie posłał” (J 7. 16). Innymi słowy: Jezus nie posiadał sam w sobie boskiej mocy, gdyż to Bóg jest jedynym źródłem mocy i władzy i udziela jej, komu chce (por. Mt 9. 7; J 3. 27). Tylko dlatego też „uzdrawiał wszystkich (…), bo Bóg był z nim” (Dz 10. 38, por. Dz 2. 22; J 3. 2). O całkowitej zależności i podporządkowaniu Jezusa Bogu świadczą również następujące wersety:
„Ojciec ma żywot sam w sobie” (J 5. 26). Jezus zaś otrzymał ten żywot od Boga. Ojciec „jedynie jest Bogiem” (J 5. 44). Jezus natomiast jest „Chrystusem” i „Panem” (J 13. 13; 20. 31), bo „Panem i Chrystusem uczynił go Bóg” (Dz 2. 36). Jezus powiedział też: „Ojciec mój (…) jest większy nad wszystkich” (J 10. 29), „większy jest niż ja” (J 14. 28). „On mi rozkazał, co mam powiedzieć i co mam mówić” (J 12. 49). Jest również Jego Bogiem: „Wstępuję do (…) Boga mego i Boga waszego” (J 20. 17, por. Ap 1. 1; 3. 12). Tekstów wyrażających poddanie się Jezusa władzy (Boga) Ojca jest dużo więcej. Obnażają one kłamstwa Kościoła papieskiego na temat wymyślonej przez niego Trójcy. Na ograniczone kompetencje i wiedzę Chrystusa można znaleźć również dowód w Jego własnych słowach. Jezus nie mógł na przykład decydować o przyszłej pozycji apostołów. Kiedy bowiem Jakub i Jan prosili go, aby mogli zasiąść po jego lewicy i prawicy, odpowiedział im: „Nie moja to rzecz, lecz Ojca mego” (Mt 20. 23). Nie znał też dnia i godziny swego przyjścia oraz końca tego świata. Powiedział: „O tym dniu i godzinie nikt nie wie; ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko sam Ojciec” (Mt 24. 36, por. Dz 1. 7). O tym, że Bóg i Chrystus to dwie różne indywidualności, dają świadectwo również uczniowie Chrystusa. Na przykład ewangelista Jan napisał, że „Boga nikt nigdy nie widział” (J 1. 18). Podobnie czytamy w listach apostoła Pawła: „Jedyny [Bóg], który ma nieśmiertelność, który mieszka w światłości niedostępnej, którego nikt z ludzi nie widział i widzieć nie może; Jemu niech będzie cześć i moc wieczna” (1 Tm 6. 16). „Bo chociaż nawet są tak zwani bogowie, czy to na niebie, czy na ziemi (…), wszakże
dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, z którego pochodzi wszystko (…)” (1 Kor 8. 5–6). „Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” (1 Tm 2. 5). Również Juda napisał: „Jedynemu Bogu, Zbawicielowi naszemu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego, niech będzie chwała, uwielbienie, moc i władza przed wszystkimi wiekami i teraz, i po wszystkie wieki” (Jud 25). Jak widać, zarówno Jezus, jak i apostołowie nic nie wiedzieli o Trójcy. Dla nich istniał tylko jeden prawdziwy Bóg. Ale czy Pisma Hebrajskie nie utożsamiają Jezusa Chrystusa z Bogiem Jahwe – jak twierdzą zwolennicy Trójcy? Przeciwnie! Począwszy od Pięcioksięgu Biblia wyraźnie uczy, że zapowiadany Mesjasz jest kimś innym niż Bóg Jahwe. Na przykład Mojżesz mówił o nim jako o proroku Jahwe (Pwt 18. 15–19). W Księdze Izajasza natomiast przedstawiony został jako sługa i pośrednik Jahwe: „Oto sługa mój, którego popieram, mój wybrany, którego ukochała moja dusza. Natchnąłem go moim duchem, aby nadał narodom prawo (...). Ja, [JHWH], powołałem cię w sprawiedliwości i ująłem cię za rękę, strzegę cię i uczynię cię pośrednikiem przymierza z ludem, światłością dla narodów, abyś otworzył ślepym oczy, wyprowadził więźniów z zamknięcia, z więzienia tych, którzy siedzą w ciemności” (Iz 42. 1, 6–7, por. 49. 6–7; 53. 1, 10–12; 61. 1; Dn 9. 25–26). Podobnie też mówią psalmy, które rozróżniają Boga i Jego Pomazańca (Ps 2. 2, 4–8; 110. 1–4). Czy jednak Jezus nie został nazwany Bogiem, na przykład w Ewangelii Jana (J 1. 1, 18)? Został, to prawda, lecz nie w sensie absolutnym. Przypomnijmy, że już w Pismach Hebrajskich określenie „elohim” użyte wobec Jezusa odnosiło się zarówno do Boga, jak i aniołów oraz ludzi.
21
Tak na przykład w hebrajskim tekście Biblii nazwani zostali Abraham (Rdz 23. 6), Mojżesz (Wj 7. 1), sędziowie Izraela (Wj 22. 28) oraz synowie Najwyższego (Ps 8. 6; 97. 7, por. Hbr 1. 6; 2. 7). W jednym z psalmów czytamy: „Bóg wstaje w zgromadzeniu Bożym, pośród bogów sprawuje sąd. Jak długo sądzić będziecie niesprawiedliwie i stawać po stronie bezbożnych (…). Rzekłem: Wyście bogami i wy wszyscy jesteście synami Najwyższego” (Ps 82. 1, 6). Podobnie też bronił się Jezus przed zarzutami o bluźnierstwo: „Czyż w zakonie waszym nie jest napisane: Ja rzekłem: Bogami jesteście? Jeśli nazwał bogami tych, których doszło słowo Boże (a Pismo nie może być naruszone), do mnie, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, wy mówicie: Bluźnisz, dlatego, że powiedziałem: Jestem Synem Bożym?” (J 10. 34–36). Ponadto słowo „Bóg” ma wiele znaczeń i to nie tylko w języku hebrajskim. Dotyczy to bowiem również języka greckiego, na co zwraca uwagę ks. Henryk Pietras, który pisze: „Sam termin »Bóg« nie był zresztą jednoznaczny, ani w Biblii, ani w potocznym języku greckim. W Nowym Testamencie znaczenie tego słowa było determinowane rodzajnikiem. W J 1. 1 »Bóg« w sensie Boga Ojca występuje z rodzajnikiem (ho theos), a na określenie Słowa, które było Bogiem – bez rodzajnika (theos). Użycie słowa »Bóg« dla kogoś innego niż Bóg Najwyższy nie było więc czymś nadzwyczajnym, co przeczyłoby monoteizmowi i stawiałoby tego kogoś na równym z Bogiem poziomie. Dlatego też Filon Aleksandryjski może powiedzieć, że stworzony przez Boga Logos jest Bogiem, ale tylko jakby relatywnie, dla nas niedoskonałych, nie w sensie absolutnym (…). Przy względności i wieloznaczności słowa »Bóg« określenie nim Syna Bożego nie musiało jeszcze oznaczać zrównania Go z Ojcem ani zakładać współwieczności Ojca i Syna” [3]. Jak widać, przytoczone powyżej wyjaśnienia jasno i wyraźnie pokazują, że tradycyjne wyobrażenia o „Bogu w Trójcy Świętej” nie mają nic wspólnego z tym, co czytamy w Biblii. Chociaż więc z wieloma aspektami doktryny świadków Jehowy nie sposób się zgodzić (np. roszczenia do bycia jedyną prawdziwą organizacją religijną), przytoczone powyżej wyjaśnienia jasno i wyraźnie pokazują, że w kwestii Trójcy świadkowie bliżsi są biblijnemu nauczaniu niż wiele tradycyjnych Kościołów z rzymskokatolickim na czele. BOLESŁAW PARMA 1. „Czy wierzyć w Trójcę?”, Watch Tower Bible and Tract Society of Pensylwania, 1989, s. 23; 2. Ks. prof. Józef Kudasiewicz, „Jak rozumieć Pismo Święte?”, Lublin 1987, cz. III: „Jezus historii – Chrystus wiary”, s. 106–107; 3. „Trójca Święta, »Tertulian – przeciw Prakseaszowi«, »Hipolit – Przeciw Noetosowi«”, Kraków 1997, s. 8.
22
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (36)
Batorego wojny z Moskwą Przedsięwzięte przez Polaków wojny o Inflanty z 1579, 1580 i 1581 r. siały zniszczenie aż po Wołgę. Batory planował podbój Moskwy. W wyniku wojny (w latach 1558–1570) między Polską i Litwą a Danią, Szwecją i Moskwą Rzeczpospolita dokonała zaboru większej części Inflant. Rosja utrzymała tylko niektóre podboje w tym regionie. Przed kolejną rozgrywką powstrzymywała Rosję bezpotomna śmierć Zygmunta II Augusta i możliwość objęcia tronu Rzeczypospolitej przez cara Iwana IV Groźnego tudzież jego syna Fiodora. Część szlachty litewskiej, dążąc do zachowania Inflant, poparła kandydaturę Iwana Groźnego na tron polski i litewski, lecz odrzuciła ją magnateria. W 1575 r. Iwan Groźny wznowił działania wojenne w Inflantach, usiłując opanować cały ten kraj. Upojony szybkimi sukcesami za „wieczysty pokój” zażądał od Rzeczypospolitej nie tylko zaakceptowania utraty terytoriów aż po Dźwinę, ale również oddania Witebska, Kijowa, Rygi i Kurlandii. W niełatwej sytuacji objął władzę w Rzeczypospolitej wojewoda siedmiogrodzki István Báthory alias Stefan Batory (1576–1586). Zastał kraj nie tylko w obliczu wojny z Iwanem Groźnym, ale też w ciężkiej sytuacji finansowej, związanej z pustkami w skarbie i zadłużeniami,
I
nadto przeciwko królowi (w obliczu zagrożenia ze strony prawosławia!) wystąpiła część wyższego duchowieństwa, zbuntował się również patrycjat Gdańska. Magnaci polscy i litewscy pokrzyżowali wcześniej projekty reorganizacji skarbu, nieodzownej do stworzenia silnej armii i floty, a teraz z niepokojem śledzili akcję Iwana Groźnego w Inflantach. Batory już u progu swojego panowania w Polsce przejawiał chęć zajęcia Moskwy, początkowo jako środek wymuszenia na carze zwrotu Inflant. W tym celu pośpiesznie uregulował stosunki wewnętrzne i wszczął przygotowania do wojny z Moskwą. Zawarł przeciwko Rosji sojusz ze Szwecją, a Sejm uchwalił wysokie podatki i zatwierdził projekt narodowej piechoty wybranieckiej. Działania wojenne (1579–1582) miały charakter ofensywny. Ogółem przeprowadzono trzy wyprawy. Trzecia wojna miała wybitnie napastniczy charakter. Podczas pierwszej wyprawy działania wojenne toczyły się na terenie Inflant i na Białorusi. Batory pociągnął na nieprzyjaciela 41 tys. zbrojnych. Głównym celem było odzyskanie Połocka (obecnie miasto na Białorusi). Oblężenie trwało 20
m więcej wiemy o działaniu na szych zmysłów, tym bardziej wypa da być sceptycznym wobec rzeko mych cudowności, które widzą lub sły szą co niektórzy. Religijne wyobrażenia są pełne gorejących krzaków, pastuszków słyszących aniołów lub Matki Boskie, ludzi prześladowanych przez dziwne głosy i doświadczających niezwykłych wizji. Część z tych osób naprawdę widziała i słyszała te niezwykłości, bo naszym głównym organem widzenia i słyszenia jest przede wszystkim mózg. Oczy i uszy mają czasem znaczenie inicjujące, ale wcale nie niezbędne, aby w mózgu powstało WRAŻENIE obrazu i dźwięku. Gdyby tak nie było, to jak inaczej widzielibyśmy i słyszelibyśmy we śnie? Przecież nasze zmysły są wówczas nieaktywne, a to, co ogląda i czego słucha nasz mózg, jest łudząco podobne do rzeczywistych doznań zmysłowych, tak, że na ogół dajemy się nabrać i wizje senne aż do przebudzenia traktujemy jako rzeczywistość. Nie tylko we śnie ulegamy złudzeniom. Okazuje się, że np. pewne nasze doznania wzrokowe bywają wzmocnione przez nasz mózg w ten sposób, że widzimy różne rzeczy, głównie kolory, nie tak, jak są w danej chwili widoczne w określonym świetle, ale tak, jak pamiętamy, że powinny być widoczne. Naukowcy zbadali to dziwne zjawisko,
dni. Po krwawych walkach obrońcy skapitulowali. Sejm zagrzany przemową najbliższego doradcy królewskiego, Jana Zamoyskiego, zapowiadającego szlachcie możliwość całkowitego zwolnienia z podatków po nowych zdobyczach w Inflantach, uchwalił podatki na drugą wyprawę. Siły Rzeczypospolitej liczyły 48 tys. żołnierzy, z czego doborowa armia Korony liczyła 22 tys. żołnierzy. Batory ruszył osobiście na Wielkie Łuki (obecnie miasto w Rosji, w obwodzie pskowskim). Zażądał od Rosji nie tylko zwrotu Inflant, ale też Smoleńska, Nowogrodu i Pskowa. Po zdobyciu Wielkich Łuków doszło do niekontrolowanej masakry Rosjan. Zdobycze terytorialne znacznie przesunęły granicę Rzeczypospolitej z księstwem moskiewskim znad środkowej i dolnej Dźwiny ku północy. Gdy dwie pierwsze wyprawy toczyły się pod hasłem odzyskania utraconych terytoriów, to trzecia kampania miała jednoznacznie zaborczy charakter. Król na posiedzeniu Sejmu, który miał uchwalić podatki na dalszą wojnę, przyrzekł szlachcie podbój „nie tylko całej
odkrywając, że nasze mózgi działają jak supernowoczesny sprzęt fotograficzny lub graficzny program komputerowy poprawiający rzeczywistość. Doznania wzrokowe bywają więc poprawiane przez nasz mózg, według tego, co uznaje on za normę. I nie są to bynajmniej zaburzenia jego działania, ale objaw normalnego funkcjonowania.
Moskwy, ale i ujarzmienie całej północy”. Otrzymawszy pieniądze na wojnę, Batory uderzył na Psków. Wielonarodowe wojska Rzeczypospolitej liczyły tym razem 47 tys. żołnierzy. Król Batory, mimo wcześniejszego rozeznania, nie przypuszczał, że napotka aż tak potężną twierdzę. Psków przerastał wszystko, z czym dotychczas armia Batorego się zetknęła. Pilny obserwator tych wydarzeń, ksiądz sekretarz Piotrowski, oddał swoje wrażenia słowami: „O Jezu, toć wielkiego coś, by drugi Paryż”. Załogę liczono na 20 tys.
bardzo potrafią sobie poradzić, choć z czasem zaczynają rozumieć, że obrazy wyświetlane przez ich mózg to kompletne złudzenie i że – wbrew pozorom – to, co widzą, nie jest tym, co naprawdę stoi przed ich oczyma. Duża część tych osób, jeśli jest silnie wierząca, obrazy te interpretuje zapewne w duchu religijnym, jako rodzaj wizji od
ŻYCIE PO RELIGII
Gdzie oczy poniosą Istnieje także odkryty nie tak dawno zespół Bonneta, występujący u 10 proc. osób starszych, tracących wzrok. Osoby te mają halucynacje będące powtarzającymi się sekwencjami obrazów. Nie zawsze potrafią połączyć te obrazy z czymś, co widzieli w przeszłości. Wbrew pozorom halucynacje te nie są rodzajem choroby psychicznej w klasycznym tego słowa znaczeniu, bo cierpiącym na to zaburzenie nic poza pojawianiem się tych złudzeń nie dolega. Inna sprawa, że chorzy często są nimi przerażeni, boją się, że zachorowali psychicznie albo że otoczenie pomyśli, że są chorzy. Tymczasem oni doświadczają czegoś w rodzaju snu na jawie, z którym nie
Boga, proroctwa albo, co gorsza, jako formę opętania demonicznego, gdyby te wizje miały jakiś niepokojący charakter. A tymczasem ten „cud” to schorzenie nazwane zespołem Bonneta i nic więcej. Niektóre zaburzenia wynikają np. z sugestii, którą posługują się wszyscy iluzjoniści. Przedmiot, który nasze otoczenie określa jako krótszy niż inne przedmioty, my także zwykle postrzegamy w taki sposób, nawet jeśli bez sugestii wcześniej patrzyliśmy na niego inaczej i nie wydawał nam się taki. Zatem nasz wzrok potrafi się nagiąć nawet do tego, aby nie przeszkadzać nam w integracji z grupą. Bywa także tak, że jeśli skupiamy
ludzi, a ludności cywilnej było ok. 30 tys. Garnizon miał 40 ciężkich dział (przy 20 działach Batorego) i wiele lekkich. By atakować skutecznie tak potężną twierdzę, należało mieć trzykrotnie więcej wojska. Załoga Pskowa broniła się dzielnie. Oblężenie przeciągało się, armia Batorego topniała, a posiłki nie nadchodziły. Błędem Batorego okazało się zabranie na kampanię niewystarczającej artylerii. W tej sytuacji nawiązane zostały rokowania pokojowe za pośrednictwem legata papieskiego jezuity Possevina, który pragnął zdobyć Rosję dla katolicyzmu. Jednocześnie, podczas trwania oblężenia Pskowa, terytorium państwa moskiewskiego pustoszył zagon polsko-litewski hetmana Krzysztofa Radziwiłła „Pioruna”. W ciągu 78 dni pokonał on ponad 1400 km, wzbudzając tym zachwyt całej Rzeczypospolitej. Łuny pożarów miast i wsi nad Wołgą obserwował zatrwożony car. W Jamie Zapolskim w 1582 r. podpisano dziesięcioletni rozejm. Rzeczpospolita zatrzymała Inflanty, Wieliż i Połock, a zwróciła Rosji Wielkie Łuki. Po śmierci Iwana Groźnego Batory dążył do podporządkowania sobie Rosji poprzez unię personalną obu państw. Chciał czapki Monomacha, tj. moskiewskiego tronu. Gdy spotkał się z odmową, począł przy poparciu papiestwa i jezuitów przygotowywać nową wojnę z Rosją i Turcją. Uzyskał już zgodę sejmików i subwencje papieża, lecz w trakcie przygotowań do nowej wojny niespodziewanie zmarł. ARTUR CECUŁA
się na jakimś elemencie całości, to nie dostrzegamy innych. Istnieją także różnice kulturowe w postrzeganiu świata, w zależności od tego, jaką dana kultura przywiązuje wagę do określonych części rzeczywistości. Zmienia nam się także zmysł smaku – w zależności od tego, jakich składników aktualnie potrzebujemy. W skrajnych wypadkach to, co uważaliśmy za smakujące obrzydliwie, może stać się nagle smaczne i przyjemne. Wszystko to potwierdza tezę, że nasze zmysły bywają zawodne. A ponieważ w poznaniu świata są one nam niezbędne, musimy nad nimi roztoczyć kontrolę rozumu. I dlatego tak cenna jest naukowa metoda badania zjawisk, która pomaga weryfikować zmysłowe doznania i umysłowe konstrukcje. Dlatego też tak groźne bywa ślepe zaufanie zmysłom cudzym, a czasem także własnym, zwłaszcza gdy doznania pojawiają się w religijnej otoczce. Religia rzuca człowieka na kolana i tam, gdzie pojawia się silna wiara, zanika chęć trzeźwej weryfikacji. Tak jak w przypadku słynnego cudu w Sokółce, gdy katoliccy dyplomowani naukowcy uznali, że Ciała Chrystusa nie wypada kroić i brać pod mikroskop (potem to Ciało okazało się bakterią…). Właśnie tym bardziej w takich przypadkach trzeba to robić. Czy to nie prawda miała nas wyzwolić? MAREK KRAK
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
B
ył to czas, w którym we Włoszech rodził się najważniejszy i najtrwalszy podział polityczny: pomiędzy gwelfami i gibelinami. Podział zrodził się na bazie konfliktu cesarstwa z papiestwem. O ile jeszcze wiek wcześniej włoska arystokracja konkurowała z cesarstwem o kontrolę nad papiestwem, o tyle już w XII wieku spór toczył się pomiędzy wyemancypowanym papiestwem i cesarstwem. Włoskie miasta i klany (rody) zaczęły wybierać jedną z dwóch stron tego morderczego konfliktu. Gibelinami określano stronników cesarstwa, gwelfami określano stronników papiestwa
Henryk w dniu 8 marca ogłosił nowym „Ojcem Świętym” Grzegorza VIII (1118–1121), arcybiskupa Bragi Maurycego Burdinusa. Maurycy urodził się na południu Francji i pochodził z niższej klasy, sprawnie jednak wdrapał się po kościelnej drabinie kariery. Został mnichem kluniackim i wysłano go do Hiszpanii. W 1109 r. został arcybiskupem Bragi (Portugalia). Jego poróżnienie z papiestwem miało w tle narodziny królestwa portugalskiego i emancypację tamtejszego Kościoła. Maurycy został bowiem agentem hrabiego Henryka Burgundzkiego (1066–1112), ojca pierwszego króla Portugalii, w jego planie wybicia
OKIEM SCEPTYKA z Henrykiem V do Rzymu (z którego Paschalis zawczasu umknął na południe Włoch) i koronował go w dniu 25 marca. Naturalnie znów posypały się klątwy. Kiedy rok później kolejny papież odmówił ugody z cesarzem, ten doprowadził do wyboru Maurycego na papieża, wcześniej doprowadzając do unieważnienia elekcji Gelazego przez sprzyjającą mu część kolegium kardynalskiego. Dziś za kościelną historiografią uznaje się go za „antypapieża”, ale wybór ten w owym czasie uznał za ważny Irnerius z Bolonii (1050–1125), czołowy prawnik ówczesnego świata zachodniego, zwany pochodnią prawa,
Tzn. pierwsza zachowana. Jest pewnym paradoksem albo przeciwnie, rzeczą wybitnie znamienną, że ten traktat przeciwko pazerności i rozpuście w Kurii Rzymskiej został wymierzony w papiestwo „gregoriańskie”, które tak ostro wojowało przeciwko symonii i na rzecz „rewolucji moralnej”. „Traktat Garcia z Toledo” (Tractatus Garsiae Tholetani canonici de Albino et Rufino), znany również pod nazwą „Przeniesienie Relikwii św. Złota i Srebra”. Autor opisuje ciągłe biesiadowanie papieża i jego kardynałów oraz całej kurii. Przedstawiony jest jako satyryczna wizja historycznej wizyty arcybiskupa Toledo, Bernarda de Sediraca
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (42)
Pierwszy konkordat Po zgonie papieża Paschalisa II, który brał zakładników od cesarza, aby egzekwować swoje nierealistyczne układy, nastał pontyfikat krótki, roczny, Gelazego II (1118–1119), pełen jednak przemocy i zawieruchy wojennej. (ci drudzy od nazwiska rodu bawarskiego – Welfów – który współpracował z Państwem Kościelnym przeciwko cesarzowi). W Rzymie była to walka pomiędzy gibelińską rodziną Frangipani a gwelfińską rodziną Pierleoni. Rodzina Frangipani w dawniejszych czasach była związana z partią gregoriańską w Kościele. Konsul Rzymu Cencio I Frangipane był stronnikiem papieża Mikołaja II i pomógł w elekcji papieża Aleksandra II, później jednak miał dać papieżowi Grzegorzowi VII główny motyw do rozpoczęcia wojny o inwestyturę. 25 grudnia 1075 r. porwał i uwięził papieża, kiedy ten odprawiał mszę w kościele Santa Maria Maggiore. Kiedy papież został uwolniony, ogłosił, że był to spisek cesarza. Tradycję ojca kontynuował Cencio II Frangipane, który walczył ze stronnikami Paschalisa. W czasie nocnego zgromadzenia kardynalskiego odbywającego się w kościele Santa Maria in Pallara na Palatynie, które wybrało jego następcę Gelazego II, wojsko Cencia rozgoniło kardynałów i aresztowało na krótko nowo obranego papieża i kilku jego popleczników. Parę tygodni po owej burzliwej nocy w kościele Santa Maria cesarz Henryk V ruszył na Rzym. Papież i kardynałowie, nie czekając na przybycie znamienitego, acz nieproszonego gościa, umknęli do Gaety. Konsekracji papieskiej dokonano znów poza Rzymem. Kiedy cesarz przybył do Rzymu i nie zastał w nim gospodarza, wezwał go do powrotu, aby pokojowo rozstrzygnąć spór o inwestyturę. Papież odrzucił propozycję, twierdząc, że sprawę tę najlepiej rozstrzygnie synod. Wobec rejterady papieża
się na niezależność. Portugalia rodziła się w sporach z Królestwem Leonu, hiszpańskim Kościołem i w ogniu rekonkwisty, w którą Henryk Burgundzki się zaangażował (jego syn, Alfons I Zdobywca, ogłosił się pierwszym królem Portugalii w 1139 r. wbrew „Stolicy Apostolskiej”, która uznała jego tytuł dopiero 40 lat później). Jako arcybiskup Bragi Maurycy wdał się w konflikt z najpotężniejszym człowiekiem hiszpańskiego Kościoła, prymasem Hiszpanii i papieskim legatem, Bernardem de Sedirac. Spierali się o granice swoich diecezji, aż w końcu papież Paschalis suspendował Maurycego. Ten jednak udał się do Rzymu w 1114 roku i przekonał papieża do rozstrzygnięcia konfliktu na swoją korzyść. Arcybiskup Toledo był wściekły. Dwa lata później Maurycy znów ruszył do Rzymu, aby protestować przeciwko decyzjom na korzyść diecezji Santiago de Compostella. Papież wówczas wysłał go jako swojego legata z misją do prącego na Rzym cesarza Henryka V. Przypuszcza się, że uczynił to pod urokiem zdolności dyplomatycznych Maurycego. Wydaje mi się to bardzo mało prawdopodobne: było to raczej wyrwanie z Portugalii uciążliwego arcybiskupa, który ciągle spierał się z innymi purpuratami. Papież był wówczas zakładnikiem partii gregoriańskiej i raczej nie miał zamiaru układać się z cesarzem, więc papieski negocjator wysłany był prawdopodobnie dla pozoru. Potwierdzeniem tej tezy jest fakt, że wysłany z misją do cesarza arcybiskup Bragi od razu stanął po stronie cesarza, przeciwko papieżowi. Wiosną 1117 roku wkroczył razem
„Antypapież” Grzegorz VIII
który był założycielem słynnej szkoły glosatorów, poprzez którą Zachód na nowo zaczął odkrywać bezcenne prawo rzymskie. Czy to przypadek, że na wieki imię i rola Irneriusa zostały zapomniane, a do dziś opowiada się o tym, jak to dzięki Kościołowi katolickiemu odzyskaliśmy prawo rzymskie? Ten, który odegrał tak ważną rolę w odrodzeniu prawa rzymskiego, był w konflikcie z ówczesnym papieżem i bronił praw „antypapieża”. Odpowiedzią papieża Gelazego było rzucenie klątwy na cesarza i „antypapieża”, której treść rozesłał po całej Europie. Gelazy powrócił do Rzymu, zajmowanego już przez Grzegorza VIII i jego stronnictwo, kiedy opuścił go cesarz. Nie udało mu się odbić Lateranu ani Bazyliki św. Piotra. 21 lipca znów został pojmany przez Frangipanich w czasie odprawiania mszy w kościele św. Praksedy. Tym razem udało mu się uciec z więzienia, po czym wyemigrował do Francji, gdzie wkrótce zmarł. W tym czasie powstała pierwsza antyklerykalna satyra na papiestwo.
w Rzymie w maju 1099 r. Jego autorem jest najprawdopodobniej hiszpański kanonik kościelny. Arcybiskup Toledo został ukazany pod postacią Grimoarda, który udaje się do Rzymu, aby zaoferować papieżowi Urbanowi II relikwie dwóch potężnych świętych (Albinusa i Rufinusa) w zamian za legaturę Akwitanii. Albinus i Rufinus nie byli żadnymi świętymi, lecz św. Srebrem i św. Złotem. Naturalnie papież i prałaci są pod wrażeniem potężnych „relikwii”. W parodii litanii papież przepija do wszystkich i wszystkiego. Rozradowani kardynałowie z papieżem są przedstawieni jako nienasycone i tłuste żarłoki, dopuszczające się najbardziej zdumiewającej rozpusty. „Zatem kiedy ten najgrubszy z wszystkich papieży pociągnął trzy lub cztery hausty, kardynałowie, jakby z obowiązku, opróżniali po nim puchar... A później znów Bachus napełniał złoty kielich!”. Po śmierci papieża Gelazego na tronie papieskim zasiadł Kalikst II (1119–1124), który zasłynął zawarciem konkordatu wormanckiego
23
z cesarstwem, kończącego pierwszy etap walki o inwestyturę. Konkordat uznaje się za sukces papiestwa, które zdołało w dużej mierze wyzwolić się spod wpływu cesarstwa, a tym samym przez dwa kolejne wieki stać się europejską potęgą polityczną. Pierwszą część swego pontyfikatu Kalikst poświęcił na rozprawę z wrogami wewnętrznymi. Wiosną 1121 r. zebrał armię i uderzył na Sutri, gdzie okopał się „antypapież” Grzegorz. Cesarz zajęty innymi sprawami nie mógł przyjść mu z pomocą. Wojsko papieża Kaliksta przez osiem dni oblegało Sutri, odcinając je od świata, aż w końcu mieszkańcy zdecydowali się wydać „antypapieża”. Grzegorz został przewieziony do Rzymu, gdzie uwięziono go w Septizodium. Wcześniej jednak, kontynuując papieską tradycję poniżania na ośle swoich konkurentów, zorganizował poniżającą antyparadę, w której obwoził po całym mieście Grzegorza, twarzą do ogona, wśród drwin i obelg rozochoconego plebsu. Resztę swojego życia były arcybiskup Bragi spędził w różnych zakonnych więzieniach. Również wiosną 1121 roku Kalikst II zburzył rzymską twierdzę gibelinów Frangipanich i wydał zakaz jej odbudowy. Aby wykazać wyższość (swojego) arcybiskupstwa Vienne nad Arles (w sporze pomiędzy nimi sięgającym jeszcze czasów starożytnych), Kalikst II posługiwał się sfałszowanymi dokumentami. Sprawie papieskiej i podkopaniu autorytetu cesarza niewątpliwie pomogły krucjaty, których papież był duchowym ojcem i w wyniku których wobec walki cesarza przeciwko papieżowi narastał coraz większy opór. Cesarz poczuł się przymuszony do zawarcia kompromisu z papieżem (1122), czego efektem była rezygnacja z inwestytury świeckiej duchowieństwa i przekazanie prawa wyboru biskupów kapitułom katedralnym. Dla umocnienia konkordatu Kalikst zwołał sobór na Lateranie w 1123 roku, który jest uznawany za pierwszy zachodni sobór powszechny. Poza sprawami związanymi z inwestyturą, czyli urzędami i majątkami kościelnymi, sobór uchwalił odpusty dla pielgrzymujących do Hiszpanii i Jerozolimy, zakazał dezercji z wypraw krzyżowych; przyjął całkowity i ostateczny zakaz pożycia duchowieństwa z konkubinami i żonami, a także zamieszkiwania z kobietami (poza gosposiami). Pierwszy całkowicie zachodni sobór „powszechny” przypieczętował rozpad chrześcijaństwa Wschodu i Zachodu. Jak zauważył William J. La Due: „Papiestwo należy uznać raczej za jednego z głównych sprawców najtragiczniejszego podziału w chrześcijańskim świecie niż za siłę jednoczącą. To, co pierwotnie miało być źródłem harmonii i jedności, stało się w rezultacie jednym z ważniejszych źródeł nieporozumienia” („Na tronie św. Piotra”). MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
O
dkrycie leczniczych właściwości oleju lnianego zawdzięczamy niemieckiej biochemiczce Joannie Budwig (patrz zdjęcie), siedmiokrotnie nominowanej do Nagrody Nobla za metody leczenia chorób cywilizacyjnych opracowaną przez siebie dietą. Jednym z jej osiągnięć było też wykazanie niekorzystnego wpływu utwardzanych tłuszczów (margaryn) na zdrowie człowieka. Jako pracownik Uniwersytetu w Münster współpracowała z wieloma szpitalami i placówkami naukowymi, prowadząc szeroko zakrojone badania kliniczne nad oddziaływaniem na pacjentów własnych metod żywieniowych. Prowadziła też przez wiele lat własną klinikę, w której leczyła pacjentów cierpiących na przewlekłe choroby cywilizacyjne z nowotworami włącznie. O skuteczności jej metod może też świadczyć fakt, że ona sama przeżyła w świetnej kondycji 96 lat. Jej sposób na pozbycie się całego balastu chorób cywilizacyjnych, rozwijających się często niepostrzeżenie, zakładał ograniczenie ilości enzymu oksydazy, który – według dr Budwig – był odpowiedzialny za większość niekorzystnych przemian w naszym organizmie. I w tym miejscu na arenę wkracza olej lniany, który będąc jednym z najlepszych źródeł nienasyconych kwasów tłuszczowych, jest naturalnym środkiem likwidującym oksydazę poprzez jej rozkład.
Badania dr Budwig wykazały pewne prawidłowości u pacjentów. Były nimi braki fosfatydów i lipoprotein we krwi. A w te właśnie substancje bogaty jest olej lniany tłoczony na zimno. Należy podkreślić: TŁOCZONY NA ZIMNO. Często w sprzedaży są oleje z napisem „z pierwszego tłoczenia” bez podania temperatury, w której ten proces się odbył. A jest to bardzo ważne, ponieważ prozdrowotne właściwości nienasyconych kwasów tłuszczowych giną po podgrzaniu ich w procesie produkcji czy później podczas gotowania lub smażenia. Także obecność azotanów konserwujących mięso i wędliny likwiduje to dobroczynne działanie. Niezwykle istotne jest zatem, jak i z czym spożywamy olej lniany. Od tego zależy jego skuteczność w dostarczaniu nam brakujących substancji.
Olej lniany O jego leczniczych właściwościach krążą legendy. Coraz łatwiej dostępny i coraz częściej kupowany tłoczony na zimno olej lniany jest uważany za jeden z najskuteczniejszych leków naturalnych. Dieta oparta na oleju lnianym, dostarczając organizmowi składniki normalizujące i regenerujące organizm, w optymalny sposób pozwala na powstrzymanie, a nawet cofnięcie się postępujących schorzeń cywilizacyjnych. W swojej klinice dr Budwig leczyła osoby cierpiące na nowotwory łagodne i złośliwe, miażdżycę, ataki i zawały serca, arytmię, stłuszczenie wątroby, astmę oskrzelową, problemy trawienne, wrzody żołądka, schorzenia prostaty, artretyzm, schorzenia geriatryczne, stwardnienie rozsiane, reakcje autoimmunologiczne, schorzenia woreczka żółciowego czy cukrzycę. Podstawą diety jest pasta przygotowana z oleju lnianego, twarożku i jogurtu. Połączenie tych produktów gwarantuje – według dr Budwig – uruchomienie u osób chorych procesów zdrowiennych. Przygotowanie pasty: 6 do 8 łyżek stołowych tłoczonego na zimno oleju lnianego miksujemy z 12 dag twarożku naturalnego (najlepiej ekologicznego) i z małym kubkiem jogurtu naturalnego. Ważne, by w składzie jogurtu nie było żadnych aromatów czy wypełniaczy w postaci mleka w proszku. Pastę doprawiamy do smaku miodem lub pieprzem (w zależności od naszego gustu). Tak przygotowaną pastę dodajemy codziennie do potraw lub spożywamy ją samą w ilości 6–8 łyżek dziennie. Pierwszego dnia diety lnianej jemy tylko tę pastę oraz szklankę świeżo zmielonego siemienia lnianego wymieszanego ze świeżo przygotowanym jakimkolwiek sokiem owocowym. Zjadamy to w trzech równych porcjach. Kolejne dni diety to schemat, którego należy się trzymać przez cały okres jej stosowania: Godz. 7 – dwie duże łyżki świeżo zmielonego siemienia lnianego podanego z jogurtem naturalnym lub kefirem. Godz. 8 – muesli lub płatki zbożowe naturalne z pastą dr Budwig, orzechami i owocami (świeżymi lub suszonymi). Przed posiłkiem możemy wypić szklankę niesłodzonej herbaty. Ważne, by po posiłkach przez co najmniej pół godziny nic nie pić. Godz. 10 – pijemy świeżo przygotowany sok z marchewki, selera, buraka i jabłka. Godz. 12 – obiad, na który składać się mogą warzywa, ziemniaki
lub brązowy ryż, wszystko gotowane na parze. Niezwykle odżywcze są kasze z jaglaną na czele. Do tego konieczne są sałatki z kapusty, sałaty zielonej, marchewki, rzepy, kalarepki lub kalafiora polane pastą i doprawione odpowiednimi ziołami do smaku. Na deser świeże owoce (inne niż te serwowane na śniadanie) polane pastą z miodem. Godz. 16 – podwieczorek składający się z małej lampki wina lub świeżo wyciśniętego soku owocowego z dwiema łyżeczkami zmielonego siemienia lnianego. Godz. 18 – kolacja na bazie gotowanej kaszy, płatków owsianych z dodatkiem pasty. Dietę wprowadzamy stopniowo, zaczynając od 1–2 łyżek pasty oraz niewielkiej ilości soków rozcieńczanych dodatkowo wodą. Dużą rolę odgrywa też aktywność fizyczna. Dla osób starszych wskazane są codzienne długie spacery. Pacjenci osłabieni powinni chociaż leżakować na świeżym powietrzu. Dieta taka dla osób chorych powinna trwać 2 lata. Zapobiegawczo stosujemy ją kilka miesięcy. Po tym etapie można włączyć do jadłospisu białka pochodzące z ryb i owoców morza, gotowany drób. Prozdrowotne działanie diety oraz dość długi czas jej stosowania spowoduje niechęć do powrotu do starych nawyków żywieniowych. Wędliny i mięso zaczną nam niezbyt miło pachnieć i organizm sam niejako odrzuci te niekorzystne dla siebie produkty żywieniowe. Jest to naturalny skutek odtrucia i oczyszczenia naszego ustroju. Specjaliści z polskiego Instytutu Żywności i Żywienia stwierdzili, że nieprawidłowa dieta to przyczyna ponad 80 procent nękających nas chorób, takich jak chociażby miażdżyca, cukrzyca, nadciśnienie, otyłość, choroby serca i układu krążenia, nowotwory elita grubego czy alergie pokarmowe.
Za najzdrowszą uznano dietę śródziemnomorską, która pomaga w znacznym stopniu ograniczyć ryzyko chorób kardiologicznych, które są jedną z głównych przyczyn przedwczesnych zgonów. Można ją łatwo przystosować do polskich warunków, zastępując produkty stosowane w tamtejszej diecie występującymi powszechnie w naszej strefie klimatycznej, które są równie wartościowe i zdrowe. Do smażenia powinniśmy używać oleju rzepakowego, tańszego od tego z oliwek, a mającego podobną zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych. Inne oleje tłoczone na zimno używamy na surowo do warzyw. Pamiętać należy, aby dziennie spożywać 4 porcje warzyw oraz 5 porcji produktów zbożowych, takich jak ciemne pieczywo z pełnego przemiału, płatki owsiane, gotowane kasze lub otręby. Zamiast słodkich ciast i podobnych deserów jedzmy świeże, a zimą suszone, owoce i orzechy. Pełnowartościowe białko, jod i wapń zaczerpnijmy z ryb pełnomorskich, takich jak choćby popularny dorsz czy śledź, które dostarczą nam także zdrowych tłuszczów Omega 3. Zarówno osoby amatorsko zajmujące się zdrowym trybem żywienia, jak i specjaliści dietetycy z dużych ośrodków akademicko-naukowych zgodni są co do wyeliminowania z naszego codziennego jadłospisu określonych grup produktów żywnościowych. Należą do nich: – cukier w każdej postaci, słodycze oraz sztuczne słodziki (zwłaszcza podejrzewany o rakotwórczość aspartam), które zastąpić możemy naturalnym miodem lub w ostateczności nierektyfikowanym cukrem trzcinowym, a najkorzystniejszy będzie cukier brzozowy – ksylitol (opisywany we wcześniejszych numerach „FiM”); – utwardzane oleje i tłuszcze zwierzęce: margaryny, smalec itp; – potrawy smażone, tłuste i ciężkostrawne;
– potrawy ze sztucznymi dodatkami, takimi jak glutaminian sodu czy konserwanty; – mięso z ferm hodowlanych karmione sztucznymi, mało wartościowymi paszami i szprycowane antybiotykami i hormonami w celu szybkiego przyrostu masy mięsnej. Oprócz diety należy też wspomóc organizm w inny sposób. Konieczne jest rzucenie palenia tytoniu oraz codzienna aktywność fizyczna. Ogólnie przyjęta reguła głosi, że aby zachować dobrą formę i zdrowie, konieczne jest, aby przynajmniej trzy razy w tygodniu nasze tętno przez pół godziny utrzymywało się na poziomie ponad 135 uderzeń na minutę. I nie jest ważne, jaki sport będziemy uprawiać. Nie musi to być sport, bo równie dobrze zastąpić go może długi i radosny seks, z którego korzyści będą jeszcze większe… Nadciśnienie, zbyt wysoka waga ciała czy zawyżony poziom cholesterolu po kilku miesiącach stosowania opisanej diety i aktywności fizycznej przestaną być problemem. Na naszym rynku można kupić olej lniany Budwigowy (od nazwiska dr Budwig), który ma zagwarantowaną wysoką, bo 50-procentową, zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych. Tak dużą ich ilość uzyskuje się poprzez staranne dobieranie nasion lnu, z których jest tłoczony olej. Jego cena to około 37 złotych za litr. Olej należy trzymać w chłodnym, ciemnym miejscu. Sprawdzić trzeba także okres przydatności do spożycia. Olej ten możemy spożywać także sam – bez przygotowywania pasty. Przyjmujemy go wtedy 3 razy dziennie, co najmniej pół godziny przed posiłkiem w ilości łyżki stołowej. W celu poprawienia smaku możemy dodać do niego kilka kropel soku z cytryny. Długość takiej kuracji zależy od nas samych. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Wszystko na sprzedaż Nikt niczego nie powinien robić za darmo. Bezinteresowność i altruizm to bzdura. Jakiekolwiek działanie w imię dobra? Owszem, ale tylko wtedy, gdy mamy z tego wymierną korzyść. Oto kodeks łajdaka. Nazywa się Franciszek Kucharczak i jest moim ulubionym felietonistą. Po prostu doczekać się nie mogę każdej kolejnej środy, kiedy to w redakcji „FiM” pojawia się następny numer „Gościa Niedzielnego”. Kucharczak to – przypomnijmy – ten miły gość, który nie tak dawno napisał, że zwierzęta nie powinny mieć żadnych praw z tego powodu, że nie mają duszy. Zatem urwanie głowy psu (husky’emu) to tylko taki tam sobie wybryk, a nie żadne przestępstwo czy choćby czyn z gruntu niemoralny, bezduszny i nieludzki. Lubię czytać Kucharczaka, bo co tydzień odnawia we mnie wiarę w to, że niewiara jest znacznie bardziej moralna, wartościowa i nieskończenie bardziej ludzka niż fasadowa religijność. Zatem jest mi do pielęgnowania mojego ateizmu felietonista „GN” tak samo niezbędny, jak na przykład katolikowi potrzebny jest święty Augustyn. Z tym że ten drugi mówił „kochaj i rób co chcesz”, a ten pierwszy oznajmia „wszystko, co robisz, rób dla kochanego zysku”.
W
Powiecie, że to nieprawdopodobne w ustach dyżurnego katolika kraju? No to służę cytatem z najnowszego felietonu Kucharczaka pt. „Ekonomia ryzyka” (tak na marginesie Franciszek Kucharczak pisze swoje tekściki pod wspólnym tytułem „Tabliczka sumienia”, a ma Kucharczak sumienie naprawdę czyste… mało używane). A oto obiecany cytacik: „Kalkulacja zysków i strat jest w ludzkiej naturze. Powiedział mi kiedyś ateista, że on ma wyższą moralność niż wierzący, bo wierzący ma motywację bycia zbawionym, a on jest przyzwoity bezinteresownie. Zabawne. Ludzie niczego nie robią bezinteresownie. Gdyby było inaczej, znaczyłoby to, że działają bezcelowo. To najzupełniej normalne, że człowiek nie bierze się za to, co nie przyniesie mu żadnej korzyści”. Niewiarygodne credo i dodatkowo ekshibicjonizm własnej osobowości. O jego wartości za chwilę, bo Kucharczak, by udowodnić czytelnikowi, że ma rację, podpiera się autorytetem Chrystusa. I pisze: „Apostołowie pytali Jezusa, co z tego będą mieli, że zostawili wszystko i poszli za Nim. A Jezus wcale się nie oburzył, tylko powiedział, że będą mieli stokroć więcej niż zostawili. I to już na ziemi! A w niebie niewyobrażalnie więcej”.
iecie, jaka jest różnica między Molierem a George’em Clooneyem? Taka, że obaj, mając 45 lat, znaleźli się we współczesnych sobie encyklopediach – pierwszy z nich, jako starzec, drugi, jako seksciacho. Dokładnie jest taka sama różnica między czterdziestolatkami w Polsce a w krajach tzw. zachodnich. Oczywiście słowo „Zachód” jest już mocno przestarzałe i nie oznacza dziś kapitalistycznego szczęścia wyboru między towarami różnych marek w porównaniu z czekoladą 22 Lipca, która konkurencji nie miała. „Zachód” funkcjonuje jednak wciąż, choć (jakże paradoksalnie!) kryją się dziś za nim kraje z nieźle rozwiniętą opieką socjalną i nie chodzi już o to, jaką czekoladę kupić, lecz o to, że ma się ją za co kupić. Nie mówię tu nie tyle o osobistym bogactwie, ale o pewnym poziomie życia, zapewnianym przez państwo swoim obywatelom. Czyżby więc w krajach o szerzej otwartym parasolu socjalnym ludzie starzeli się wolniej? Nie spotkałam, przyznaję, żadnych statystyk na ten temat, ale żyjąc od ponad 7 lat w jednym z takich państw, mogę tylko odpowiedzieć twierdząco. Po pierwsze, chodzi, jak to zwykle bywa, zupełnie zwyczajnie o pieniądze. Wyższa pensja i niższe w stosunku do niej ceny pozwalają statystycznej, a nie tylko bogatej, Francuzce na zaopatrzenie się w odpowiednią ilość witamin, preparatów i kosmetyków, które przesuną, przynajmniej zewnętrznie, próg starości
Z ostatniego akapitu wynika, że gigantyczna, istniejąca 2 tysiące lat religia opiera się na przesłankach stricte merkantylnych. Z tą szczerą konkluzją można by się akurat zgodzić bez większych zastrzeżeń, ale może nie tym razem, bo tym razem Kucharczak dla swoich pokrętnych
o dobre 10 lat. Równanie proste jak z pierwszej klasy – ile kremów za 50 złotych mogę kupić za 1200-złotową pensję, a ile za 15 euro, przy pensji 4000 euro? Nie zapominając o tym, że w pewnym wieku połowę pensji czy emerytury najczęściej zostawiamy w aptece, podczas gdy, dzięki francuskiemu, niemalże socjalistycznemu, NFZ-owi, starsi państwo o przewlekłych chorobach… nie wyjmują w aptece portfela.
twierdzeń używa autorytetu Biblii. I po raz kolejny pokazuje, że – jak niemal każdy katolik – Biblii nie zna. Bo oto w Liście Jakuba (Jk 4. 2–3) taki oto odnajdujemy passus: „Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie,
ludzie wychowani w kulturze laickiej. „Egoizm” ten podpowiada nam, że mamy dbać o swoje potrzeby i dodaje nam poczucia własnej wartości. Naznaczeni katolicką kulturą cierpienia Polacy widzą (albo każe im się widzieć) najwyższą wartość w poświęceniu, na wzór ukrzyżowanego. Zwłaszcza kobiety wychowane są, jak już to kiedyś na łamach „FiM” pisałam, do służenia innym. Najpierw mężowi, dzieciom, potem starszemu pokoleniu, znów
Starość i radość Jak wiadomo, młodość zależy także od naszego stanu ducha. O ileż prościej jest utrzymać go na odpowiednio radosnym poziomie, nie tylko wiedząc, że stać nas na godne życie, ale także mając poczucie stabilności socjalnej (rzecz wielce względna, jednak porównanie polskiego stanu rzeczy z francuskim krytyki nie wytrzymuje), choćby w postaci związków zawodowych i ich faktycznie ochronnej (nie politycznej) działalności. Żeby nie było, że wszystko zwalam na politykę socjalną, przyjrzyjmy się innemu aspektowi młodzieńczego stanu ducha, takiego narodu jak na przykład Francuzi. Otóż ogromny wpływ na sposób bycia i myślenia całych populacji ma kultura, w której od wieków się obracają. Chyba nie przez przypadek pewnym zdrowym egoizmem odznaczają się
dzieciom, wnukom, a pod koniec życia, oby tylko mąż miał jakąś ciężką chorobę, bo inaczej pozostaniemy bezrobotne. Bezużyteczne. Nie potrafimy żyć dla siebie. Natomiast przekroczywszy lat 45 zachodnia „laicka” kobieta i jej mąż przeżywają drugą młodość – dzieci albo się uniezależniają, albo, jak to obecnie często bywa, są jeszcze nieduże, co pozwala rodzicom odsunąć w czasie wiek „dziadkowy”. Z pewnością późne rodzicielstwo, tak obecnie na „Zachodzie” rozpowszechnione (związane również z odrzuceniem katolickiego wzorca rodzinnego), także przyczynia się do późniejszego starzenia się. Rodzice zmuszeni są do dłuższej aktywności intelektualnej, co niewątpliwie przedłuża ich okres młodości. Dłużej trwa też ich życie towarzyskie
25
bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz”. Oto gotowe słowa jednoznacznie negatywnej oceny skierowane do wszystkich katolików-Kucharczaków: modlicie się tylko z tego powodu, że spodziewacie się za to zapłaty. Na te słowa redaktor „GN” ma odpowiedź, którą jeszcze raz zacytujmy: „To najzupełniej normalne, że człowiek nie bierze się za to, co nie przyniesie mu żadnej korzyści”. I wiecie co? To jest prawda. Prawda w świecie Kucharczaków. Nic za nic. Nic bez spodziewanego zysku. Nawet modlitwa jest wyłącznie intencyjna. Także wówczas, gdy Kucharczakowie dziękują za coś Bogu, spodziewają się za to zapłaty. Bo Bóg powinien być wdzięczny, że poświęcają mu odrobinę uwagi. Jeśli nie będzie wdzięczny, to niech spada. To smutne. I zarazem ciekawe z punktu widzenia psychologii, a może raczej psychiatrii. Jakie demony muszą czasem zamieszkiwać ludzki mózg, skoro zdolny jest on stworzyć obraz złego, posępnego świata całkowicie pozbawionego bezinteresownego altruizmu? Świata, w którym nawet miłość matki nie jest bezinteresowna, a miłość do kobiety to tak naprawdę pożądanie dziwki. Nie wiem jak Wy, ale ja nie chcę żyć w takim mikrokosmosie, w którym wszystko musi się opłacać, wszystko musi być do kupienia i wszystko musi być na sprzedaż. Na szczęście wokół mnie, wokół nas ateistów, nie ma takiego świata. Ale on istnieje i zaludniany przez Kucharczaków bije pokłony przed swoim stwórcą. I oczekuje za to sowitej zapłaty. MAREK SZENBORN
i rozrywkowe, co pozwala im czuć się młodo, nawet jeśli pierwsze czy drugie już zmarszczki znaczą twarz. Trudno stwierdzić, który z oskarżanych tu przeze mnie aspektów – kulturowo-religijny czy socjalny – bardziej jest odpowiedzialny za szybsze starzenie się społeczeństwa polskiego w porównaniu z „zachodnimi”. Niewątpliwie oba. I niewątpliwie wielu trzeba przemian w umysłach ludzkich, żeby ten stan rzeczy naprawić. Ekonomicznie rzecz biorąc – zrehabilitować przyjazny ludziom system socjalny (mając mniej zmartwień i chorób, dłużej pozostaną młodzi). Kulturowo i psychologicznie – nauczmy się dbać o siebie. Relegujmy wpajane nam przez katolicyzm poświęcenie na dalsze miejsce na liście priorytetów, a przyjmijmy raczej francuskie powiedzonko, że „właściwie pojętą dobroczynność zaczyna się od siebie samego”. Pomogłaby nam w tym, nie mam co do tego cienia wątpliwości, większa doza laickości w życiu codziennym. Na koniec – anegdota. Opowiadała mi niedawno przyjaciółka, mieszkająca w Trójmieście, o przychodzących do gabinetu lekarskiego jej męża „takich dziadkach i babciach mających po 58 lat”. Przyznam, że byłam przekonana, że pomyliła się o dekadę. Kiedy opowiedziałam to 30-letniej koleżance, pracującej jako sekretarka w niewielkiej paryskiej firmie, odpowiedziała: „Powiedz jej ode mnie, że mój 58-letni szef też jest już dziadkiem, ale za to jak całuje!”. Agnieszka Świrniak, Paryż
26
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Gang staruszek
N
iedawne przejście Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Bartosza Arłukowicza do PO to przykład „kurewstwa” politycznego, choć oficjalne uzasadnienie brzmi: budujemy front jedności przeciw PiS-owi i powrotowi Jarosława Kaczyńskiego do władzy. Kiedy jednak pojawia się szansa, aby postawić szefa PiS-u i Zbigniewa Ziobrę przed Trybunałem Stanu w związku z raportem w sprawie śmierci Barbary Blidy, to Donald Tusk nie popiera tego wniosku. Dlaczego? Podobnie nie zareagował w sprawie skandalicznych wypowiedzi byłego premiera na temat odpowiedzialności obecnego premiera za zabicie Lecha Kaczyńskiego. Nie sprzeciwił się też słowom o wybraniu Bronisława Komorowskiego przez pomyłkę na urząd prezydenta. We wszystkich tych przypadkach są podstawy do delegalizowania PiS-u, ale Tusk tego nie robi. Nawet nie prowadzi procesów cywilnych o zniesławienie. Istnienie Kaczyńskiego i jego partii jest bowiem warunkiem koniecznym zwycięstw Tuska. Bez PiS PO nie jest żadnym rozwiązaniem dla milionów ludzi i tylko strach przed powtórką z rozrywki, czyli IV RP, powoduje, że Polacy głosują na PO. Tymczasem taka polityka, która ma ze strony Tuska charakter całkowicie cyniczny, prowadzi do tego, że lęgnie się w kraju faszyzm, agresja, brak tolerancji, podziały i konflikty, które paraliżują polską politykę. Hodujemy jajo węża, z którego wykluje się potwór narodowego socjalizmu z krzyżem na piersiach.
Potwór przybrał, jak dotychczas, formę „gangu staruszek”. W całym kraju działają grupy starszych kobiet nawiedzonych przez Radio Maryja, fanatycznych katoliczek, gotowych na wszystko i wszędzie. W poniedziałek, na spotkaniu w Jeleniej Górze z Antonim Macierewiczem, „gang staruszek” zaatakował członków Ruchu Palikota, bijąc i kopiąc. Podobnie było, choć bez bicia, dwa tygodnie temu w Jarosławiu, gdzie zagłuszano moje spotkanie. W Skarżysku-Kamiennej ktoś rzucił się na mnie ze święconą wodą, a w Nowym Tomyślu na mój widok zemdlały dwie osoby, sądząc po wyglądzie, z „gangu staruszek” właśnie. Jednak dopiero widok zawziętych, pełnych agresji twarzy, jaki co miesiąc z okazji sabatów smoleńskich urządza Kaczyński przed pałacem prezydenckim, pokazuje, z jakim potworem mamy do czynienia. Radzę każdemu przyjść i to zobaczyć, wówczas widać wyraźnie, jakie to ryzyko dla państwa. I niech splot okoliczności powiąże ze sobą różne procesy, a dostaniemy w konsekwencji rząd „gangu staruszek”. Dlatego mam taką zasadniczą pretensję do Tuska o granie PiS-em we własnym interesie. I choć dziś jestem pewien, że powrót do władzy PiS-u jest niemożliwy, to z drugiej strony może się okazać, że wyniesie to do władzy kogoś takiego jak Napieralski. Wówczas, zamiast Rydzyka i jego czarownic, baronowie SLD i biskupi będą rządzić. Głódź i Oleksy nie mogą już wprawdzie wypić tyle, co kiedyś, ale w podziale łupów będą „ostrzy jak brzytwa”. JANUSZ PALIKOT
W dniu 28.06.2011 roku o godz. 18 w sali Klubu Osiedlowego LECH w Siedlcach przy ul. Bolesława Chrobrego 4 odbędzie się zebranie członków i sympatyków RACJI Polskiej Lewicy oraz przedstawicieli Ruchu Palikota. Marian Kozak, RACJA Siedlce
Udane wakacje katolika Wspaniałe, pełne przygód i emocji wakacje są niczym marzenie ściętej głowy. Na pomoc katolikom spieszy bp Antoni Długosz. Duchowny ten na łamach „SE” (18–19.06.2011) przedstawia absolutnie nowatorski „Poczet świętych, którzy zapewnią udane wakacje”. Gwarancji nie daje wprawdzie żadnych, ale za to recepta jest prosta jak konstrukcja cepa. Wystarczy się pomodlić do odpowiednich świętych. Pozostaje jedynie kwestia właściwego doboru. Powinna być następstwem studiowania żywotów świętych, analizy, czego są patronami, i wyprowadzania „roztropnych wniosków”, bo każdy błąd może kosztować złamane serce, utratę dziewictwa, ciążę, zdrowie, a nawet życie. „Najważniejszy i najbardziej pomocny jest św. Krzysztof, patron podróżników. Ale w szczegółowych intencjach możemy zwracać się też do innych” – poucza biskup. I dla ułatwienia owieczkom wyboru przedstawia „spis świętych, których poparcie zapewni udane wakacje”. Z listy wynika, że święci są w stanie zastąpić wiele kosmetyków, leków, paraleków, środków owadobójczych. I tak św. Wolfgang działa – niczym stoperan – przeciwbiegunkowo, św. Antoni Wielki chroni przed słonecznymi poparzeniami, jak filtry UVA i UVB razem wzięte, św. Maria Magdalena zapewnia piękną opaleniznę, a św. Saturnin zabezpiecza przed plagą mrówek.
Nie brakuje też świętych gwarantujących piękną pogodę. Św. Zuzanna z Rzymu ochroni przed deszczem, a św. Barnaba przed burzą gradową. Nieskuteczność modłów deszczowych może wynikać ze sprzeczności interesów rolników i letników. Z pogody panującej w Polsce można wnioskować, że częściej wygrywa religijniejsze, wiejskie lobby prodeszczowe. Ale już szkodliwe dla wszystkich burze gradowe są najwyraźniej następstwem niewiedzy o cudownych możliwościach meteorologicznych św. Barnaby. Przed niebezpiecznymi wakacyjnymi wypadkami zabezpieczą modły do św. Antoniego, który nawet na rwącym potoku nie dopuści do wywrotki kajaka ani zatonięcia łódki. Św. Pelagiusz z Kordoby pomoże, gdy na wycieczce pogoni turystów byk lub krowa. Nie wiadomo, czy niczym Red Bull doda im skrzydeł i uczyni szybszymi od wiatru, czy też spowolni pędzące bydlęta, ale efekt ponoć jest gwarantowany. Natomiast św. Bernard z Aosty zapewni bezpieczeństwo podczas wspinaczki. Z liczby wypadków wynika, że niekoniecznie każdemu, ale proszącym z pewnością nie odmówi. O psa pozostawionego w domu na czas urlopu zatroszczy się oczywiście św. Franciszek. Tajemnicą wiary pozostaje, w jaki sposób to uczyni. Prawdziwi miłośnicy zwierząt za bezpieczniejszą od opieki świętego uważają opiekę ludzką. Niewykluczone, że są to jednak ludzie małej wiary. Z kolei o dobre piwo, gdy go zabraknie w upały,
zatroszczy się ponoć św. Arnulf. Niestety nie wiadomo, czy za Bóg zapłać, czy po cenach detalicznych. Trudno ocenić, czy święty dostarczy piwo także na stadiony, skoro Konferencja Episkopatu Polski jest temu przeciwna. Może dojść do niebezpiecznego starcia sił ziemskich z pozaziemskimi. Św. Andrzej Apostoł przyjmuje modły o dobrą rybę i wakacyjną miłość, a św. Kolman ze Stockerau o znalezienie na wakacjach narzeczonego. Na wszelki wypadek, gdyby prośby te przyniosły oczekiwany efekt, rodzice wysyłający młodociane córki na wakacje powinni się modlić do św. Agnieszki Rzymianki o zachowanie dziewictwa nastolatek. Same nastolatki modlić się o to nie muszą. Wystarczy, żeby nie dawały d… O zgrozo, kolejne modły, proponowane przez bp. Długosza, są przynajmniej częściowo sprzeczne z naukami Kościoła katolickiego. Biskup propaguje bowiem wakacyjny, przygodny seks, wszak pod warunkiem pomodlenia się do św. Reginy, „by uniknąć chorób wenerycznych”. Oczywiście modły, w odróżnieniu od prezerwatyw, nie są grzechem, ale czy także w takiej intencji. Do tej pory biskupi, jako jedyną pewną metodę ochrony przed chorobami przenoszonymi drogą płciową, uznawali wstrzemięźliwość seksualną przed ślubem i wierność małżeńską po. Albo w Kościele coś drgnęło, albo coś… JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Apel do Marszałka Sejmu Delegaci na III Kongres RACJI Polskiej Lewicy zapytują Pana Marszałka Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej Grzegorza Schetynę, na podstawie jakich konstytucyjnych lub innych przepisów prawa Rzeczypospolitej Polskiej został zawieszony w sali obrad Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej krzyż – symbol wiary rzymskokatolickiej? Delegaci domagają się udostępnienia opinii publicznej dokumentu potwierdzającego fakt zawieszenia tego symbolu religijnego w sali obrad najwyższego organu władzy państwowej. Delegaci zebrani na III Kongresie RACJI PL są świadomi, że symbolem Rzeczypospolitej Polskiej jest orzeł biały. Określa to Konstytucja w art. 28 oraz Ustawa z dnia 31 stycznia 1980 r. o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej. Na podstawie przepisów tej ustawy orzeł biały, jako godło RP, został zawieszony w Sejmie. Na jakiej zaś podstawie prawnej zawieszono w tym miejscu krzyż, który jest symbolem tylko jednej z wielu religii wyznawanych przez obywateli RP? W Polsce funkcjonuje około 160 różnych wyznań religijnych. Wszystkie są konstytucyjnie równouprawnione. Dlaczego zatem symbol wyłącznie jednej religii stanowi w Sejmie RP konkurencję dla godła Rzeczypospolitej Polskiej i wyróżnia ją spośród pozostałych, co w jaskrawy sposób narusza postanowienia art. 25 pkt 1 Konstytucji RP? Naszym zdaniem Marszałek Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, którego przepisy określają strażnikiem konstytucji i godności Sejmu, powinien jednoczyć cały naród pod godłem Rzeczypospolitej Polskiej, bez względu na wyznanie lub jego brak. Tymczasem krzyż w Polsce dzieli, jak pokazały choćby ubiegłoroczne wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu. III Kongres RACJI PL wyraża swój sprzeciw wobec łamania, w sposób bezprzykładny, konstytucyjnych i europejskich wolności i praw obywatelskich przez najwyższy organ władzy państwowej RP oraz wobec jawnego i bezkarnego sprzeniewierzania się uroczyście złożonemu ślubowaniu poselskiemu przez posłów, przepisów ustawy o wdrożeniu niektórych przepisów Unii Europejskiej w zakresie równego traktowaniu oraz art. 194 Kodeksu karnego. RACJA Polskiej Lewicy
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Mąż i żona oglądają horror. Nagle pokazuje się potwór. Przestraszona żona krzyczy: – O matko! Mąż ze spokojem odpowiada: – Hmm... Rzeczywiście podobna. ~ ~ ~ Przychodzi mała dziewczynka do sklepu zoologicznego i mówi: – Poproszę tego czarnego króliczka. – A nie ładniejszy ten biały? – Proszę pana, mój pyton ma w dupie jakiego on będzie koloru! 1 8
Ż
22
B
Y
D
KRZYŻÓWKA P o z i o m o : 1) czarna w sadzawce, 5) klatka dla jaguara, 8) styl dla hydraulika, 10) jej znak jakości to skóra i kości, 11) kontrola w salonie Audi, 14) nie pogadają, gdy się spotkają, 15) rozkłada się na plaży, 16) to, co rodacy kładą na tacy, 18) mają swoje cele, 19) Azji wyznanie, 21) wyrwidąb i zerwikaptur, 22) styl z NIE, 23) w tej stolicy leki kupuje się w kantorze, 25) opłata pobierana (przy byle okazji) przez plebana, 26) ciasteczko ze świeczką, 29) wychodzi z kościoła na zewnątrz, 30) śpiew z drzew, 32) „Panie, spraw, niech tak się stanie!”, 33) ten dokument uprawnia do zrzucenia mundurka, 34) chrześcijańska ewolucja narciarska, 38) w dniu świętego prosi na jednego, 42) w swoim oku go nie dojrzysz, 43) tyle wody, że aż zalało brody, 44) sztuka akceptowana przez politruka, 49) gdy chłop śpi, a w polu mu nie rośnie, 54) gdy ktoś grucha na pół ucha, 56) ...Apostolski – przysłany do Polski, 57) za to, co zrobił, nie mógł mieć żalu, że skończył na palu, 58) miewa trzy paski jak adidaski, 59) dobre imię, ale nie dla każdego, 63) nie śpi, 65) przylatuje po dziewięciu miesiącach, 68) moherowe ciotki, 69) wyspy sięgające do kolan, 70) bogini z Danii, 71) mkną w biegu po śniegu, 72) państwo z Rysia, 73) taneczny słoik, 74) ciągnie się w ustach, 75) z wrzątkiem tonie w hadronie, 76) część baterii, 77) jaki materiał jałowcówką pachnie?, 78) klubowa kuchenka, 79) o chacie w mroźnym klimacie. Pionowo: 1) to suka, 2) robi “puf!” z obu luf, 3) ona zachęca do zabawy z orką, 4) jest czarujący, 5) zamieszanie ze śledziem, 6) modlitwa do Róży, 7) strój dla żaka, 8) świętują przy szabasowych świecach, 9) pod Grunwaldem, 12) w kasie w Teksasie, 13) to nie ci, 17) boczne oświetlenie znane z kin, 20) wykluwają się z jajek, które wypadły spod ogona, 23) z poetą na grzbiecie, 24) na diecie w powiecie, 27) wyrodna spadku niegodna, 28) porcja „kwa-energii”, 29) otoczona baranami, 31) tam śpi zwierzę, 35) Maryja na fali, 36) gdy się skupi stan biskupi, 37) fachowa robota Rublowa, 39) pod nim może pęknąć coś, 40) profesjonalne niepowodzenie, 41) imię rodem z Danii, 44) fantastyczne określenie, 45) do całowania na pogrzebie, 46) nie warto go oblewać, 47) przez nią wszystko rośnie, 48) dziewczyna na pudle, 49) ci, co uszli cało z bitki, 50) zwyczaj z ZUS, 51) ranne w szpitalach, 52) piecuchy ze Zduńskiej Woli, 53) na runo złote miał ochotę, 55) grecka przystawka, smaczna i cacy, 56) stawia na miłość do grobowej deski, 60) wszechpolski demokrata, 61) najważniejszy demokrata nowego świata, 62) panienka Jacka z okienka, 64) przed główką, 65) spis zwyczajów samurajów, 66) lodowcowe widowiska, 67) z kleryka na kanonika.
A
T
Z 23
T
M
24
I
R
O
I
C
A
N
A
32
M
O
L
39
I
N
34
35
K
R
Y
S
25
A 42
Ź
10
D
Ź
S
45
C
U Ó
K
S
T
R
N
I
A
I
24
R
16
31
L
33
I
C
E
A S
O
L
60
E
S
L
R
A
O
R
N
13
Z
E
N
70
D
27
O
I
W
P
G
A
N
A
O
T
K
S
S
K M
K
I
C
50
E
U
C
I
Z
R
A
8
58
D
64
I
C
H
A
N
K
A
R
K
E
S
N
D
O
K I
G
51
C
65
M
F
U
66
C
D
Y
Y
R
9
I
O
I
7
Ż
S
35
53
J
49
Z
43
O 67
A
I
N
47
A N
I
31
Ź
W
3
K
D
T
A
N
U
77
A
18
J
32
O
S
L
Z
D
B
72
I
79
N
41
F
52
H
O
T
A
38
R
I
E
55
A
I
D
46
20
N 41
Ó
B
K E
74
42
U
40
B
T U
R
N
O 69
E
O
K
A
W
51
R
28
W
K
O
Z 56
E
T 76
I
I
I 71
I
K A
36
57
L
T
W
78
N
A 63
Z
73
R
J
A
26
49
M
D
Z
A
12
48
T
62
I
A
48
E
A
B 21
Z
55
57
M
68
I
15
E
33
M
K
L
U
Z
61
E 75
47
A
N
27
A
P
M C
40
I
43
A
44
S
11
A
K
50
T A
U
54
39
E
13
Ó
A
G
N
28
C
Ż
38
A
E 26
Y
O 20
T
E
D
K I
N
12
U
19
I
30
K
A
4
A
O
A
45
A
M
30
6
A
Ż
I 22
Ę A
E
Ż
11
Ó
L
S
7
A
O
46
U
R
I
I
R
Ó
R
Ł
E 59
T
C
Ł
A
P
A
N
6
A
A 15
Z
A 25
Z
1
Ó
O
54
R
N
5
D
G
K
B
14
W
37
O
I 44
T
T
17
K
52
E 36
O
Ę
37
M
5
W
I 18
19
29
I
K
R
K
D
U
4
A
N
R H
3
10
U
I
56
W
A
R
29
K
21
Z
W
14 17
D
2
A
I
34
16
K
2
A
53
9
A
S
N
S
O
23
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie.
G
1
14
G
26
45
D
2
Y
3
M
Ę
Ż
4
5
6
C
7
Z
L
E
S
Z
U
K
A
D
Y
M
Ę
Ż
C
Z
O
N
J
E
G
O
15
27
46
16
17
28
47
29
A
48
18
30
49
19
31
50
20
32
51
8
Y
9
21
33
52
Ź
N
I
Ż
O
N
Y
Ź
N
I
E
S
Z
U
10
22
Y
34
35
53
11
23
36
54
12
24
37
55
13
25
D
38
K
56
39
O
40
B
41
R
42
Z
43
44
A
57
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 23/2011: „Dziwnym trafem wybrany błędnie numer nigdy nie jest zajęty”. Nagrody otrzymują: Wacław Hojda z Krakowa, Agnieszka Kałużna z Jasienia, Andrzej Przytulski z Włodawy. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 56 zł na trzeci kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 56 zł na trzeci kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Zrób Go sam
Ozdoba kopenhaskiego centrum rehabilitacji
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 25 (590) 24–30 VI 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
Fot. W.G.
P
rzedstawiciele wymiaru sprawiedliwości bywają ekscentryczni i nieprzewidywalni. ~ W 1874 roku Francis Cornish, sędzia z Winnipieg w Kanadzie, ponieważ w okolicy nie było godnego zastępcy, zmuszony był osądzić... samego siebie. Za przebywanie po pijaku w miejscu publicznym wyznaczył sobie grzywnę wysokości 5 dolarów, po czym orzekł: „Francisie Cornish, biorąc pod uwagę twoje dobre sprawowanie w przeszłości, kara grzywny zostaje anulowana”. ~ Sunil Kumar Singh z Dhanbad w Indiach musiał rozstrzygać w trwającym kilkadziesiąt lat sporze o świątynię. Prawa do jej własności żądał główny kapłan. Sprzeciwiali się temu mieszkańcy miasta, którzy przekonywali, że świątynia należy do bogów Ramy i Hanumana. Sędzia uznał, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie oficjalne wezwanie bóstw, aby stawiły się na proces. Mimo licznych nawoływań bogowie mieli inne plany. ~ Pewien 25-letni Hiszpan nie zamierzał ani kończyć studiów (szło mu wyjątkowo opornie), ani szukać pracy. Pozwał za to swoich rodziców, którzy zbuntowali się i odmówili wypłacania mu comiesięcznego kieszonkowego (równowartość ok. 1,5 tys. zł). Sędzia nakazał studentowi w ciągu 30 dni wyprowadzić się z rodzinnego domu i znaleźć pracę.
CUDA-WIANKI
Proszę wesołego sądu! ~ Sędziego Florentino Floro z Filipin sprawy sacrum interesowały o niebo bardziej niż profanum. Każdą rozprawę rozpoczynał odczytaniem fragmentu z Księgi Objawienia. Został wówczas zawieszony w wykonywanych obowiązkach. Floro bronił się, zapewniając, że posiada nadprzyrodzone moce, zdolność przewidywania przyszłości, a w czasie procesów pomagają mu trzy zaprzyjaźnione... krasnoludki o imionach Armand, Luis i Angel. Sędzia z powodu „mentalnej niesprawności” nie wykonuje już swojego zawodu.
~ W 2009 roku sędzia Daniel Rozak skazał Cliftona Williamsa za ziewanie podczas rozprawy. Williams był świadkiem w procesie swojego kuzyna. Rozak uznał ziewanie za „hałaśliwą próbę zakłócenia posiedzenia sądu” i żądał... pół roku odsiadki. Złośliwy ziewacz spędził za kratkami tylko trzy tygodnie. ~ Podczas rozprawy w Ohio oskarżony głośno komentował przebieg procesu i domagał się zmiany obrońcy. Zniecierpliwiony sędzia Stephen Balden nakazał zakleić mu usta taśmą klejącą. ~ Sędziego Roberta Restiana z Nowego Jorku podczas rozprawy zirytował dzwoniący na sali telefon komórkowy. Ponieważ żaden z uczestników procesu nie chciał się do niego przyznać, sędzia kazał zatrzymać w areszcie i przeszukać wszystkie 46 osób. Aresztowanych umieszczono w wieloosobowych celach; wyjść mogli wyłącznie po wpłaceniu kaucji. Jeszcze tego samego dnia o incydencie doniosły media i uwięzieni odzyskali wolność. Sędzia wytłumaczył swoje szaleństwo stresem związanym z problemami osobistymi. JC