Prokuratura wszczęła dochodzenie – za bezprawne noszenie orderu Virtuti Militari
Prałat Jankowski do więzienia! INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Ü Str. 7
Nr 26 (121) 28 czerwca – 4 lipca 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
„I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je” (Ew. Marka 9, 37). Później obnażać i biczować się im kazał i czyny lubieżne na nich dokonywał, a one – dziecka – płakały i rączkami oczy zasłaniały („FiM” str. 8 i 9). Molestowanie dzieci przez księży to nie tylko problem USA, Australii, Niemiec, Austrii. To dzieje się także w Polsce parafialnej... co dzień. W tym i najbliższych numerach „Faktów i Mitów” ujawnimy przerażającą prawdę. Ü Str. 8, 9
Proszę księdzowej 29 czerwca jedenaście kobiet przyjmie w Austrii święcenia kapłańskie w obrządku katolickim. – To skandal! Praktyka sprzeczna z Pismem Świętym i Tradycją Kościoła! – krzyczą urzędnicy Watykanu. – To konieczność podyktowana równouprawnieniem oraz brakiem księży płci męskiej – twierdzą światli katolicy, na czele z kandydatkami Ü Str. 3 na księży.
Szaweł czy Paweł Ü Str. 14, 15
Szalony, nawiedzony, zgorzkniały mały człowiek. Pokurcz nienawidzący kobiet, prawdopodobnie impotent? Czy może raczej XIII apostoł, wielki świadek wiary, rzeczywisty twórca chrześcijaństwa? Kim naprawdę był Szaweł z Tarsu?
2
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Wstrząśnięci, nie zmieszani
POLSKA Jak podał GUS, aż 57 proc. Polaków żyje w biedzie, a w skrajnej nędzy – 9,5 proc. obywateli. Ta ostatnia grupa powiększyła się w ciągu ostatniego roku aż o 15 proc.! Życie poniżej minimum biologicznego oznacza fizyczne wyniszczenie organizmu. Na szczęście w sierpniu przyjeżdża papież!
Gdy media donosiły o rosnącej w kraju biedzie, „lewicowy” rząd i episkopat ogłosiły porozumienie w sprawie nowych ulg finansowych dla Kościoła. Parafie, czyli firmy świadczące odpłatnie usługi religijne, zyskają status „organizacji pożytku publicznego” i będą mogły korzystać z kolejnych zwolnień fiskalnych, skarbowych, sądowych i celnych. Zyskają więc wszystkie przywileje, jakimi będą dysponować organizacje charytatywne. Dziwnym trafem, im bardziej Kościół zajmuje się „działalnością charytatywną”, tym więcej ludzi żyje w niedostatku. LUBLIN Pies na komuchów – arcybiskup Józef Życiński – z radością przyjął wiadomość, że dawni pracownicy wywiadu i kontrwywiadu nadal będą podlegać lustracji. A co z ponad 30 tysiącami agentów Watykanu?! WATYKAN Papież to dobry człowiek – odjął sobie od ust i przekazał dla potrzebujących 6 mln dolarów w samym tylko 2001 roku (jeśli to prawda). Watykan nie podał tylko, że jest to zaledwie 10 proc. sumy, na jaką obskubał diecezje na całym świecie. Gdzie to napisano: „niech nie wie lewica, co czyni prawica...”? NIEMCY W kampanii wyborczej politycy odgrzebali starego trupa – kwestię wypędzenia Niemców po 1945 r. Najgłośniej krzyczy bawarski katolik Edmund Stoibler, prawicowy kandydat na kanclerza. Domaga się od polskich i czeskich władz unieważnienia decyzji o przesiedleniu i wywłaszczeniu osób narodowości niemieckiej. A my anulujemy rozbiory i stocznię szczecińską przeniesiemy na Krym. USA Jak podał dziennik „Washington Post”, większość amerykańskich katolików uważa, że episkopat nie radzi sobie z problemem pedofilii wśród kleru. Jednocześnie aż 67 proc. wierzy, że Kościół upora się z tym problemem w przyszłości. I dzięki tej naiwnej wierze Kk radzi sobie od 1500 lat...
Emerytowany ksiądz Paul R. Shanley, były podwładny słynnego z ukrywania przestępców kardynała Lowa, został oskarżony o zgwałcenie czterech chłopców. Swoje ofiary wykorzystywał na plebanii, w łazience i w... konfesjonale. Jaki pomysłowy, pewnie później ich rozgrzeszał. Pochodzący z Nigerii duchowny Cyriacus Udegbulem został zatrzymany w Teksasie pod zarzutem gwałtu na 37-letniej kobiecie. Obawiająca się skandalu diecezja sama doniosła na policję o ukrywającym się księdzu. Ksiądz gwałcący... kobietę?! Nowojorscy chasydzi masowo głosowali na Hillary Clinton w wyborach do senatu w 2000 roku. W podzięce małżonek prezydent ułaskawił czterech chasydów odsiadujących wieloletnie kary więzienia za oszustwa finansowe. Żona jednego z żydowskich malwersantów podarowała Clintonowi i Partii Demokratycznej milion dolarów na kampanie polityczne... Widocznie geszeft się opłacał. SZWAJCARIA Proboszcz Kari Buergler z Buochos (37 lat) na niedzielnej sumie oznajmił zdumionym parafianom, że kocha mężczyznę i chciałby związać się z nim na całe życie. Wyjawił, że przez długie lata przeżywał koszmar, ukrywając i nie akceptując własnych skłonności. Wysłał także listy do... 4 tysięcy swoich wiernych, w których szczegółowo wyjaśnił przyczyny swojej decyzji. Wyraził żal, że problemy miłości, partnerstwa i homoseksualizmu nie są w Kościele dyskutowane w sposób otwarty. To księża mogą kochać jak zwykli ludzie? PORTUGALIA Jak podał katolicki Ośrodek Studiów Społecznych i Pastoralnych, 56 proc. Portugalczyków uważa się za praktykujących katolików, ale tylko... 10 proc. chodzi do kościoła! Kościelni badacze odkryli, że wierni podają w ankietach „praktykujący”, bo tak wypada. Tacy podobni do nas, a wygrali 4:0. UKRAINA Na granicy rosyjsko-ukraińskiej zatrzymano rzeko-
my dziecięcy chór cerkiewny, który okazał się grupą nieletnich przemycanych do USA. W handlu dziećmi uczestniczył duchowny z Winnicy, który zaopatrzył grupę w kościelne papiery. Gdyby tylko dotarli do Polski...
UWAGA, CZYTELNICY! W związku ze zmianą lokalu redakcji podajemy nasz nowy adres: Tygodnik „Fakty i Mity” 90-601 Łódź ul. Zielona 15
M
am za oceanem kilku znajomych i to niekoniecznie z branży antyklerykalno-gazetowej. Od miesięcy wszyscy oni prześcigają się w informowaniu mnie o aferze pedofilskiej wśród tamtejszego kleru katolickiego. – Ludzie, ja to wszystko wiem; mamy w USA dwóch korespondentów, napisaliśmy o tym pierwsi i piszemy niemal co tydzień. A ci dalej swoje – albo się umówili, że mi obrzydzą życie, albo myślą, że mam już totalne skrzywienie zawodowe. – Ale człowieku, tu wszystko huczy, ludzie przestają chodzić do kościołów, nie posyłają dzieci na katechezę, nikt się nie chce przyznać, że jest rzymskim katolikiem. To jakaś antywatykańska rewolucja! Spode łba patrzą na każdego Polaka, no bo wiadomo... No, ale księża to już mają kompletnie przerąbane, każdy to potencjalny pedofil. Szczerze współczuję „normalnym” amerykańskim księżom, tak jak współczułem polskim po aferze z abp. Paetzem. Wszelkie uogólnienia są zawsze krzywdzące, a w przypadku takim jak ten – szczególnie dotkliwe. Skala zjawiska klero-pedofilii jest jednak w USA przeogromna (dochodzenia prokuratorskie w niektórych stanach dowodzą, że co drugi ksiądz jest zboczeńcem!) i reakcja Amerykanów adekwatna do powagi sytuacji. Po zamachu na World Trade Center to bez wątpienia największy szok dla Ameryki. Oczywiste jest również to, że w pierwszym rzędzie współczucie okazywane jest ofiarom, co też się tam robi. A co robi się w nadwiślańskim Katolandzie? Wszak Kościół jest powszechny i już za czasów podróży misyjnych św. Pawła problemy jednej gminy bardzo obchodziły inne wspólnoty. Polaków nie obchodzą ni w ząb. Nie twierdzę, że powinna się u nas rozpętać nagonka na księży, to znaczy owszem, ale może nie akurat z tego samego powodu. Można by jednak – przypomniawszy sobie, że też mamy dzieci i że prawie wszystkie one uczęszczają hurtem na państwową religię, o armii ministrantów nie wspominając – skontrolować to i owo. Ot, chociażby tak, jak to się obecnie dzieje w krajach, gdzie króluje zachodnia cywilizacja. Tak, tak! Od naszej zachodniej granicy aż po Australię prowadzone są mniej lub bardziej oficjalne dochodzenia w kuriach i na parafiach pod pedofilskim kątem. Wynika z nich niezbicie, że światowe pogłowie księży pedofilów jest ogromne i dotyczy każdego państwa, a w USA mówi się już powszechnie o chorobie zawodowej wśród kleru. Przed problemem nie ustrzegły się takie kraje jak Irlandia, Włochy czy Hiszpania. Tylko w Polsce problemu jakby nie było, a przynajmniej nie mówi się o nim wcale. Cóż dopiero kontrolować władzę duchowną! Polskie dzieci mają najwidoczniej mniej praw; poza oczywiście prawem do: katechezy od przedszkola, katolickiego lania z połamaniem kości włącznie i zegarka na I Komunię. Dzieci z Bieszczadów i byłych PGR-ów dodatkowo nie muszą regularnie jadać, więc poszczą cały rok. Polscy księża rzymscy mają za to wszelkich praw pod dostatkiem, ba – nawet te prawa stanowią, choćby przez swoich posłów. No, to jak się mogą równać zwykłe świeckie dzieci z poświęconymi księżmi? Nijak. A może tak: Bezdzietny ojciec jezuita Józef Augustyn wydał książkę poświęconą nadużyciom seksualnym wśród duchowieństwa: „Głęboko wstrząśnięci – Samooczyszczenie Kościoła”. Jest to zbiór wywiadów i artykułów tego znanego specjalisty od przekręcania rzeczywistości na nutę kościelną tak, by wszystko grało. Przyznaję, książkę przerzuciłem pobieżnie, bo nie
mam czasu na głupoty. Odniosę się więc tylko do tego, co w publicznej rozmowie powiedzieli na jej temat – sam autor oraz: Zbigniew Nosowski – red. naczelny „Więzi”, ksiądz Marek Dziewiecki – krajowy duszpasterz powołań i red. naczelny KAI – Marcin Przeciszewski. Wszyscy oni mienią się postępowymi kato-liberałami, a Nosowskiego pamiętamy z odważnych opinii wyrażanych w telewizji na fali skandalu z abp. Paetzem, kiedy stwierdził, że pewne środowiska wiedziały o sprawie od dawna. Pomni na swoją postępowość panowie zaczęli dyskusję od dywagacji na temat: czy przypadki pedofilii wśród księży w Polsce należy ujawniać, czy raczej „wyciszyć, przenieść, ukryć”. Zapewne dlatego, że były to dywagacje publiczne, ojciec Augustyn stwierdził dyplomatycznie, iż ta druga opcja „niczego nie rozwiązuje” (przestała już być skuteczna?). Dodał też zaraz, iż cały problem „dotyczy przede wszystkim sfery duchowej” i trzeba go „łączyć ze współczuciem dla winowajcy”. To bardzo pragmatyczne i solidarne, kapłańskie podejście. Ojczulek współczuje kolegom po fachu, którym powinęła się noga i przerwał łańcuszek seksualnych zdobyczy wśród przedszkolaków. O, jakże wielkie rozterki duchowe muszą przeżywać ci biedni kapłani! Ks. Dziewiecki z kolei wyraża nadzieję, iż miłość błądzącego kapłana do Jezusa przezwycięży w nim grzeszne skłonności; podaje też przykład jawnogrzesznicy, którą przyprowadzono do Mistrza. Ten jej nie potępił, lecz przebaczył. Trochę dziwnie w ustach krajowego duszpasterza brzmi w tym kontekście porównanie grzesznego księdza do grzesznej kobiety, skoro Kościół jednocześnie opowiada się np. za więzieniem dla kobiet, które dopuściły się aborcji. Gdyby jednak ktoś ośmielił się „prześladować i podejrzewać” księży katolickich, ojciec Augustyn spieszy im z odsieczą i radą: – „Nie wolno dać się zastraszyć, nie wolno zacząć się bać, w atmosferze podejrzliwości trzeba być osobą o głębokim życiu duchowym”. Jako się bowiem rzekło, duchowość jest rzeczą najważniejszą. Zapytany o homoseksualizm wśród księży w Polsce, ks. Dziewiecki odpowiedział, że na kilkuset kleryków, z którymi miał kontakty (jakie?), tylko 2–3 osoby miały skłonności homoseksualne. „To zaledwie niecały promil w stosunku do wszystkich kleryków” – ucieszył się Dziewiecki. Tę oczywistą bzdurę (w dodatku podwójną, bo już 3 osoby na 300 to jeden procent, a nie promil) co prędzej sprostował sam o. Augustyn, podbijając stawkę do kilku procent. I tak jest to prawdziwa rewelacja! Wszelkie sondaże przeprowadzane w kilkudziesięciu krajach umiejscowiły tam populację homo księży na poziomie od 15 do 70 procent! Kamienie nam z serc na nogi pospadały i duma rozparła trzewia, że mamy tak świętych kapłanów. Hmm... Jeśli jednak nasi czcigodni ojcowie zapytali wprost kleryków o to, czy są pederastami, to zapewne potwierdzili to tylko ci, którym zbrzydła już kariera w seminarium... Na usprawiedliwienie promila (w porywie do „kilku procent”) kleropedziów autor „Głęboko wstrząśniętych...” twierdzi uczenie, iż akurat w ich przypadku „zaburzenia seksualne związane są z zaburzeniami osobowości”. To zrozumiałe. Człowiek obdarzony bożym powołaniem nie może być normalnym, sensu stricto zboczeńcem. Na koniec wielce pouczającej dyskusji interlokutorzy skonstatowali, że jeśli Kościół w Polsce weźmie pod uwagę wskazania Jana Pawła II, to uchroni się od wszelkiego zła. Jak uchronić polskie dzieci przed księżmi pedofilami? O tym w dyskusji nic nie było. Pewnie dlatego, że w ogóle nie padło w niej słowo – dziecko. JONASZ
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
R
zecznikiem kandydatek z Austrii jest Christine Mayr-Lumetzberger, była zakonnica ze zgromadzenia benedyktynek. Christine ma obecnie 46 lat, jest mężatką i została zwolniona ze stanowiska nauczycielki. W swoim oświadczeniu poinformowała, że w ceremonii wyświęcenia wezmą udział trzy kandydatki z Austrii, trzy z Niemiec i pięć ze Stanów Zjednoczonych. Wśród Niemek znajdują się kobiety z tytułem doktora teologii: Ida Raming (70 lat) i Iris Mueller (72 lata). Obie profesorki od lat angażują się na rzecz ordynacji kobiet i wy-
kapłańskiego. Kwestia ta związana jest także z równouprawnieniem. W końcu połowa chrześcijan to kobiety. (...) Powołujemy się na słowa Biblii – wybór biskupa może nastąpić przez lud. My jako kobiety-księża, zostałyśmy przez lud już zaakceptowane. Świadczą o tym liczne listy od katolików, którzy chcą np. żebyśmy to właśnie my ochrzciły ich dzieci”. Wyświęcenia kobiet na księży podjął się były ksiądz katolicki z Argentyny, Romolo Braschi, który przed czterema laty otrzymał w Monachium godność arcybiskupa, a następnie sam mianował się głową katolickiego, apostolskiego, nierzymskiego chary-
GORĄCY TEMAT
3
To chyba jedyne zdjęcie kobiety przy ołtarzu
Proszę księdzowej Wbrew świętej i nieomylnej woli Kościoła rzymskokatolickiego w najbliższą sobotę, 29 czerwca, w Austrii 11 kobiet zostanie wyświęconych na księży katolickich. Czy nasz papież to przeżyje? dały liczne prace naukowe na ten temat. Według oświadczenia Gizeli Forster, rzecznika kandydatek z Niemiec (znajomej Jonasza), do święceń przygotowuje się obecnie 11 następnych kobiet. Pochodzą ze Szwajcarii i Afryki Południowej. Obecne kandydatki przygotowywały się do aktu wyświęcenia przez trzy lata.
zmatycznego Kościoła Jezusa Króla, bliżej nie skonkretyzowanej sekty w Krk. 9 maja tego roku Romolo Braschi bez zgody Watykanu wyświęcił na biskupa Austriaka Ferdynanda Regelsbergera. Będzie on współkonsekratorem kobiet. Ferdynand Regelsberger był uprzednio ojcem benedyktynem w klasztorze Kremsmuenster. W 1977 roku został
Światli katolicy czynnie wspierają emancypację w kościele „Nie chcemy doprowadzić do rozłamu w Kościele”, twierdzi Lumetzberger, „a to, co robimy, jest co prawda sprzeczne z zasadami dyscypliny, ale nie wiary. Jest to krok w kierunku Kościoła przyszłości. Po przyjęciu święceń chcemy służyć zgodnie z tradycją francuskich księży-robotników, to znaczy będziemy wykonywać pracę świecką i w ten sposób zarabiać na życie, a w wolnym czasie nieść posługę kapłańską. Liczba mężczyzn kapłanów maleje, a ci, którzy służą czynnie, są coraz starsi. Dlatego Kościół rzymski powinien dopuścić również kobiety do stanu
przeniesiony ad laicatum i wziął ślub kościelny. Dzisiaj ma 68 lat i jest emerytowanym nauczycielem religii.
Zarówno wyświęcający biskup, jak i osoba przez niego wyświęcona na biskupa bez zgody papieża – według prawa kościelnego (kanon 1382) – podlegają karze ekskomuniki. Romolo Braschi podjął się kontrowersyjnego zadania wyświęcenia jedenastu kobiet na księży, ponieważ – jak twierdzi – wie, że w Watykanie, jak również wśród
wikariusza. Po „aksamitnej rewolucji” Javorova była nauczycielką religii w szkołach w Brnie i nadal prowadzi działalność duszpasterską wśród grup kobiecych. Oczywiście Jan Paweł II nie uznał jej święceń, a „koledzy po fachu” – kapłani mężczyźni nie chcą mieć z nią nic wspólnego. Javorova jednak nie rezygnuje i nadal walczy o prawa kobiet w Kościele rzymskokatolickim. „Hierarchia kościelna nie może prowadzić dialogu o kobietach wyłącznie z mężczyznami. Kobiety mają co prawda prawo przedstawić swoje problemy, jednak w Watykanie interpretują je dalej mężczyźni.” – Moim zdaniem, musi znaleźć się kobieta, która będzie mogła przedstawić problemy kobiet
Kandydatki na księży w Austrii nie chcą jednak czekać na gesty z Watykanu, tylko postawić hierarchię katolicką przed faktem dokonanym, twierdząc, że Kościół po jakimś czasie je zaakceptuje. Mają poparcie wśród wiernych. Według danych statystycznych, prawie 84 proc. Austriaków akceptuje kobiety-księży. Żeby w najbliższą sobotę nie doszło do zakłóceń przy wyświęceniu kandydatek, do tej pory nie podano miejsca uroczystości. Wiadomo jedynie, że zaproszeni goście (300 osób) i dziennikarze mają zostać przewiezieni helikopterem na miejsce, gdzie odbędą się święcenia. Koszty wynajęcia kościoła, chóru i ochrony, a także koszty podróży biskupów ponoszą właśnie goście i dziennikarze. Od każdego z uczestników tego wydarzenia pobrana zostanie opłata w wysokości 100 euro. Biskupi austriaccy podczas swojej ostatniej konferencji oświadczyli, iż święcenia kobiet
biskupów i kardynałów, jest wielu zwolenników święceń kapłańskich dla kobiet. Obecnie jednak „wpływowa klika watykańska” broni się przed takim rewolucyjnym krokiem. Biskup Romolo Braschi nie jest pierwszym biskupem w Kościele rzymskim, który podejmuje się wyświęcenia kobiet na kapłanów. Uczynił to po raz pierwszy 30 lat temu w Brnie – podczas prześladowań komunistycznych – biskup Dawidek. W tym czasie większość zakonnic katolickich w Czechosłowacji przebywała w „klasztorach koncentracyjnych”. Księża nie mieli do nich dostępu. Biskup Davidek, który również wiele lat spędził w więzieniu, postanowił tym zakonnicom umożliwić udział w przyjmowaniu sakramentów. Wyświęcił więc kobiety, które po zaaresztowa- Panie powołują się na Biblię: wyboru biskupa dokonuje lud niu mogły w więziew Watykanie. Dlaczego nadal będą nieważne, a księżom mężniach podjąć działalność duszpastermężczyźni zabierają głos w spraczyznom, którzy popierają równoską. Jedną z nich była żyjąca w celiwach kobiet? – pyta oburzona Jauprawnienie, grozi ekskomunika. bacie Ludmila Javorova (na zdjęvorova. – To jest dla nas upokaciu powyżej). W 1971 roku otrzymaGEORG MOTYLEWICZ rzające. ła ona również godność generalnego Fot. Kirche Intern
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
4
POLAKÓW PORTFEL WŁASNY
Dziad by się uśmiał R
eorganizacja służb skarbowych i celnych, jak każda zmiana, wywołuje dyskusje i kontrowersje. Nie tyle w tzw. szerokich kręgach podatników – przeciętnemu podatnikowi rozwiązania strukturalne są na ogół obojętne, interesuje go przede wszystkim sprawna obsługa przez odpowiednie urzędy – ile wśród polityków, co jest oczywiście zrozumiałe, bo od tego są, aby się spierać i kłócić. Kiepska jest niestety jakość tego sporu. W warstwie merytorycznej debata nad zniesieniem Generalnego Inspektora Celnego i nad zmianami w ustawie o kontroli skarbowej okazała się, niestety, uboższa od metaforyki. To że opozycja wykorzystała debatę, aby – w związku i bez związku z tematem – przyłożyć rządowi, wcale mnie rzecz jasna nie dziwi. Od tego jest w końcu opozycją. Szkoda jednak, że przy okazji nie padły jakieś poważniejsze, godne uwagi propozycje, które można by wykorzystać w ramach prowadzonej obecnie reorganizacji służb skarbowych. Zgłoszony przez rząd projekt ustawy – przypomnę – przewiduje zniesienie Generalnego Inspektora
Celnego, likwidację podległego mu pionu inspekcji i – co najważniejsze – zgoła inne ustawienie kontroli skarbowej. Ukierunkowanie jej przede wszystkim na kontrolę dużych podmiotów gospodarczych i na trudniejsze zadania, związane m.in. ze zwalczaniem szarej strefy, narkobiznesu, mafijnych fortun. Powaga tych spraw i nacisk opinii publicznej, byśmy skuteczniej dobierali się do skóry „grubym rybom” podziemia gospodarczego, pozwala oczekiwać poważnej debaty nad projektowymi rozwiązaniami. Nie chodzi bowiem o niewiele znaczące przesunięcia organizacyjne, lecz o zmianę jakościową w pracy służb kontrolnych stojących na straży interesu Skarbu Państwa. Chodzi o ich umocnienie poprzez odpowiednie regulacje prawne, rozszerzające kompetencje tych służb, i zapewnienie im środków pozwalających sprostać zadaniom. Zamierzone połączenie dotychczasowej inspekcji celnej z kontrolą skarbową oznaczać będzie powstanie wzmocnionego, jednolitego pionu kontroli skarbowej o charakterze
inspekcyjnym, z uprawnieniami do prowadzenia działań operacyjno-rozpoznawczych i do stosowania środków przymusu bezpośredniego, z użyciem broni włącznie. To ostatnie uprawnienie przysługiwać będzie wyłącznie pracownikom wyodrębnionej komórki organizacyj-
nej kontroli skarbowej, a zatem nie wszystkim inspektorom, lecz około kilkudziesięciu. Środki przymusu, broń – to są tzw. tematy chwytliwe i na nich
GŁASKANIE JEŻA
Burdel warszawski Dziwki moje kochane, córy Koryntu, niebogi, kur...tyzany biedne, cóż teraz się z Wami stanie w stołecznym mieście Warszawie? Gdzież się podziejecie zziębnięte, głodne i w łachmanach? Jak walczyć zdołacie z potęgą miejskich rajców, którzy wypowiedzieli Wam bezpardonową wojnę obliczoną na wyniszczenie, na fizyczną eliminację, ba... eksterminację nawet. W Warszawie – mieście głównem – pozałatwiano już bowiem wszystkie najpilniejsze potrzeby i nawet te mniej pilne: gród przecinają szerokopasmowe arterie komunikacyjne,
TO TRZEBA PRZECZYTAĆ!!! CHRISTOPHER HITCHENS
MISJONARSKA MIŁOŚĆ Szokująca prawda o Matce Teresie z Kalkuty Zamówienia telefoniczne 054 – 289 93 50 cena: 17 zł + opłata pocztowa
bezrobocie jest już tylko reliktem zamierzchłej przeszłości, piękne komunalne mieszkania czekają na lokatorów. Ot, miejsce na ziemi mlekiem i miodem płynące. Ten obraz sielski psują już li tylko prostytutki zatrudnione w agencjach towarzyskich. Radni warszawscy postanowili więc dokonać rzeczy, która nie udała się jeszcze nikomu w historii świata: chcą zlikwidować prostytucję. Ciekawe, czy wezmą wzorce z bratniego Wietnamu. Władze tego kraiku załadowały razu jednego trzy tysiące kurtyzan na statek, który został następnie wyprawiony w otwarte morze i zatopiony. A może skazywać będą dziewczęta na banicję, golenie głów, noszenie specjalnych, żółtych strojów hańby, umieszczą je wzorem zaprzyjaźnionych Chin w obozach reedukacyjnych? To wszystko już było, to już w historii przerabialiśmy. I co się stało? I nic się nie stało! Prostytutki zawsze wracały na ulicę miast starożytnego Babilonu, Palestyny w czasach Chrystusa, elżbietańskiego Londynu, Paryża Burbonów albo Moskwy Stalina. Wracały, bo są wieczne jak trawa. W końcu cywilizowany świat postanowił ten problem uporządkować na takiej starej, rosyjskiej zasadzie: „Prywykniosz, a kak nie prywykniosz, tak paddachniosz”.
I tak oto prostytutki w wielu krajach mają swoje związki zawodowe, niekiedy nawet reprezentacje w parlamencie i samorządach, bezpłatną (lub tanią) opiekę lekarską, a co najważniejsze dla każdej społeczności – płacą podatki. W poniedziałek radni nadwiślańscy (zapewne pod natchnieniem sutannowców, którzy generalnie wolą płeć własną) powiedzieli prostytucji zdecydowane „nie”. I co się teraz stanie? Łatwo przewidzieć co: operacyjne specgrupy policyjne miast łapać bandytów zrobią kilka nalotów na domy publiczne, spałują i aresztują kilkadziesiąt dziewcząt, niektóre deportują za Ural. Telewizja to wszystko pokaże, prasa opisze, a niedobitki dziwek na czas jakiś zejdą do podziemia, aby przeczekać i doczekać się nowego tematu zastępczego dla radnych. Ot, choćby totalnej wojny z gołębiami lub bezdomnymi kotami. Szanowne Panie Lekkich Obyczajów! Zwracam się do Was z następującą propozycją: za wskazanie warszawskiego radnego, który był Waszym klientem (i udowodnienie tego), wypłacam po 1000 złotych od łebka. Jak ma być śmiesznie, to niech będzie śmiesznie! MAREK SZENBORN
skupia się uwaga mass mediów. Walnięto oczywiście z grubej rury – że kontrola skarbowa otrzymuje nowe uprawnienia o charakterze policyjnym, pały i broń – jak napisała jedna z gazet – i że są to uprawnienia zbyt daleko idące, których boją się podatnicy, zarówno firmy, jak i osoby fizyczne. Jakoś nikt nie potrafi czy nie chce zauważyć, że nie jest to żadne rozszerzanie czy nadawanie nowych uprawnień, a tylko powtórka istniejących. Wszak likwidowanej właśnie ustawowo inspekcji celnej przysługują i mundury, i pistolety, i prawo do zatrzymywania pojazdów tudzież zaglądania do bagażnika. A więc to wszystko, co w związku z nowelizacją ustawy wywołuje teraz taką burzę obaw. Owa broń, mundury, przymus bezpośredni – to nihil novi. Ustawodawca, likwidując inspekcję celną, zdecydował o przejęciu przez kontrolę skarbową części zadań i uprawnień likwidowanej służby. Owszem, zmienia się wewnątrz służb skarbowych lokalizacja tych policyjnych uprawnień. Traci je likwidowana służba, otrzymuje inna. To przecież logiczne. Więc o co tyle wrzawy? Prawo do stosowania środków przymusu podlegać będzie ustawowemu, dwojakiemu ograniczeniu. Przysługiwać ma jedynie inspektorom i pracownikom wyodrębnionych komórek organizacyjnych kontroli skarbowej. Poza tym będą korzystać z tego uprawnienia tylko wtedy, gdy przyjdzie do ujawniania i kontroli dochodów nie znajdujących
pokrycia w legalnych, ujawnionych źródłach. Albo wtedy, gdy w grę wchodzić będą towary nielegalnie wprowadzane do Polski. Tak więc nie ma mowy o tym, aby kontrola skarbowa miała zatracić swój charakter i aby do podatnika X czy firmy Y – dla sprawdzenia rzetelności deklarowanego opodatkowania i sprawdzenia ksiąg – wyruszył inspektor ze spluwą w ręku. To nie tylko absurd, ale i prawnie niedopuszczalne. Za coś takiego, jak mówią, można poważnie beknąć. Mamy niebywale rozzuchwalone grupy przestępcze. Bandziorów, którzy nie tylko nie uciekają na widok policji, ale ośmielają się nawet ruszać do ataku na policję. Tak jak niedawno w Nadarzynie pod Warszawą, gdzie po zatrzymanego tira z podejrzanym ładunkiem udała się uzbrojona grupa bandytów. Rozumiem, dyskusja jest dyskusją, każdy wyraża swój pogląd, a to, co dla jednego kuriozalne, dla kogoś innego może być złotą myślą. Ale niech zachowana będzie przynajmniej elementarna przyzwoitość w ocenie faktów. Mamy strumień przemytu – nie drobnego, przygranicznego, w postaci tzw. mrówek, ale na dużą skalę. Jest to m.in. wadliwie dokumentowany, fikcyjny import uzupełniający, są to całe tiry towaru z fałszywymi papierami i towarzysząca temu korupcja w naszym aparacie kontrolnym. Mamy podziemie gospodarcze, wille i konta mafijnych bossów, porozpisywane na ciotki, pociotków i innych „biednych bezrobotnych”. I mamy obowiązek z tym walczyć. dr WIESŁAW CIESIELSKI Wiceminister Finansów, Sekretarz Stanu, Generalny Inspektor Kontroli Skarbowej
Minister dobroczyńca
A
ndrzej Celiński, wiceprzewodniczący SLD (poprzednio Unia Wolności), nie zapomniał o ludziach, z którymi tworzył UW. Świadczy to o nim dobrze jako o kumplu, gorzej – jako o ministrze. Minister kultury Andrzej Celiński uznał, że aby dobrze wywiązywać się ze swoich obowiązków, potrzebuje naukowego wsparcia i zamówił raport dotyczący funkcjonowania kultury w gospodarce rynkowej. Zdumienie jednak musi budzić wybór instytucji, której powierzono zadanie przygotowania raportu. Minister wybrał bowiem... Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Powstał on w roku 1990 z inicjatywy polityków wywodzących się ze środowiska gdańskich liberałów. Dzisiaj tworzą oni Platformę Obywatelską. Z trudem przeto można nazwać jego opracowania i ekspertyzy niezależnymi. Od objęcia teki premiera przez Leszka Millera eksperci Instytutu
walą w rząd jak w bęben. Powtarzają przy tym jak czarodziejskie zaklęcie hasło: „...ten gabinet prowadzi mało liberalną politykę, jak powietrza brakuje Leszka Balcerowicza, a wydatki socjalne są za duże”. Najciekawsze jest, że zlecając to opracowanie, Andrzej Celiński jakoś zapomniał o obowiązkach wynikających z ustawy o zamówieniach publicznych. Należy do nich m.in. konieczność publikacji ogłoszenia z podaniem do publicznej wiadomości kryteriów, jakimi będzie się kierować komisja przetargowa przy wyborze „zwycięzcy”. Regulacje te wymyślono po to, by wszelkie zakupy dokonywane za pieniądze podatników były maksymalnie jawne i poddane społecznej kontroli. Urzędnicy Ministerstwa Kultury – specjaliści od sporządzania podobnych opracowań o kulturze – to widać jakieś głąby, skoro ich szef wolał dać zarobić gdańskim liberałom. ANNA KARWOWSKA
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
NA KLĘCZKACH
KSIĘŻOWSKI PATENT Przed wojną był w Skarżysku ksiądz Krysiński. Od niego zależało, czy ktoś otrzymał pracę w fabryce amunicji, czy nie. Pupil otrzymywał stosowną karteczkę i mógł się czuć paniskiem. Oczywiście, wiązało się to z „prezentem”, który należało wcześniej niejako przy okazji przekazać swojemu ukochanemu pasterzowi z parafii św. Józefa. Okazuje się, że ten patent sprzed kilkudziesięciu laty tak znakomicie rozwiązujący problem bezrobocia sprawdza się i dziś, a odgrzebał go jeden z prominentnych księży z pobliskiego Suchedniowa. „Jedynie” za 5 tys. zł odwiedza kogo trzeba i praca jest! Czasami w Skarżysku, czasami w Suchedniowie. Szczęście to spotyka oczywiście tylko tych, których stać na kopertę. (RP)
DŹWIGAJ PAPIEŻA
tak, bo oto nie doszło nawet do głosowania nad zmianą historycznej nazwy osiedla Baranówka. Zmiany tej domagali się (o czym pisaliśmy w „FiM” w artykule „Barany Baranówki”) podpuszczani przez tutejszego proboszcza członkowie rady osiedla. Mieszkańcy protestowali, nie przebierając w słowach i przy okazji wyciągając na wierzch wszystkie grzeszki proboszcza. Ale to nie pomogło. Zwolennicy zmiany doprowadzili do sytuacji absurdalnej. Mimo że pomysł negatywnie zaopiniowała komisja porządku publicznego i współpracy z samorządami osiedlowymi rady miasta i mimo protestów mieszkańców – sprawa toczyła się dalej. Na szczęście temat Baranówki zostanie zawieszony (przynajmniej na jakiś czas), bo rzeszowscy radni – większością głosów – inicjatywy czarnych oszołomów nawet nie poddali pod dyskusję. Tym razem się nie udało. Ale jak znam życie i zaciętość sukienkowych, to temat wróci na pewno. (ea)
DWA LATA ZA MOLESTOWANIE
Tylko kilka godzin przebywał papież w Gorzowie Wielkopolskim w czerwcu 1997 r., ale o wydarzeniu tym ludziska za cholerę nie mogą zapomnieć. Choć z tej wizyty nic (przynajmniej w sferze widzialnej) nie wynikło i nędza jak była w mieście, tak i jest, wydano ostatnio sporo szmalu, by postawić 3-metrowy pomnik Jana Pawła II. Zaprojektował go Czesław Dźwigaj z Krakowa, mający już na swoim koncie „kilka dziesiątków papieży”. Oficjalnie poinformowano maluczkich, że pomnik kosztował „jedynie” 90 tys. zł, ale naszym zdaniem, sporo kosztów utopiono nieoficjalnie pod innymi hasłami. Uroczystość odsłonięcia zaszczyciła była pani senator AWS Elżbieta Płonka oraz inni politycy prawicy. Nie zapomniano o złożeniu kwiatów pod monumentem upamiętniającym wciąż przecież żywego JPII. (RP) Fot Konrad Gębka.
NIE TAKIE BARANY Po 11 czerwca 2002 r. świat nie będzie już taki sam. Teraz wydaje się, że wszystko jest możliwe: i rozwiązanie kwadratury koła, i przekroczenie prędkości światła. Stała się bowiem rzecz z niemożliwych najbardziej niemożliwa: radni, UWAGA! – w Rzeszowie! – odmówili zmiany nazwy osiedla Baranówka na osiedle Prymasa Tysiąclecia. Czyżby w grodzie nad Wisłokiem ktoś w końcu zaczął myśleć? Chyba
Były nauczyciel religii w Biłgoraju, oskarżony o molestowanie uczennic szkoły podstawowej, skazany został na dwa lata pozbawienia wolności. Taki wyrok ogłosił Sąd Okręgowy w Zamościu. Doniesienie o molestowaniu przekazali do prokuratury rodzice 13 dziewczynek. Kilkumiesięczne śledztwo potwierdziło zarzuty postawione katechecie. Zanim stanął on przed obliczem Temidy, spędził za kratkami 5,5 miesiąca i pozbawiony został prawa nauczania religii. (RP)
NA PIELGRZYMKĘ! Polska turystyka pielgrzymkowa ma nie byle jaką, bo już tysiącletnią tradycję. Zapoczątkował ją cesarz Otton III, przybywając w 1000 roku do grobu św. Wojciecha w Gnieźnie. Obecnie Polacy stanowią ledwie 5 proc. chrześcijan pielgrzymujących na świecie i około 20 proc. w Europie. Tu Polacy stanowią czołówkę światową! Szacuje się, iż w krajowych pielgrzymkach bierze udział aż 7 mln Polaków rocznie, czyli ponad 15 proc. społeczeństwa. A jest w czym wybierać – na terenie Polski mamy ponad pół tysiąca sanktuariów pielgrzymkowych, z czego 98 proc. to sanktuaria katolickie. Przy owocnej współpracy władz lokalnych z Kościołem pielgrzymki zaczynają aktywizować rozwój gospodarczy i rozbudowę infrastruktury, czego przykładem jest Kalwaria Zebrzydowska i Licheń. Państwo i samorządy inicjatywy wspierają, Kościół dba o marketing i zarządzanie. Teraz pozostaje jeszcze wyżebrać od Unii Europejskiej stosowne fundusze na ochronę „polskiego dziedzictwa kulturowego”, a naprawdę mamy ogromną szansę stać
się prawdziwą potęgą przemysłu pielgrzymkowego. (A.K.)
WYROK NA KS. PASERA Na dwa lata pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na okres lat pięciu oraz 12 tys. zł grzywny skazany został przez lubelski Sąd Rejonowy ksiądz Bronisław O., którego oskarżono o paserstwo. (Pisaliśmy o sprawie w nr 14/2002) Przed 10 laty, pracując w jednej z parafii w okolicy Łęcznej, wspólnie ze znajomym zakupił w Radomsku (woj. łódzkie) kradzionego mercedesa. Ponieważ pojazd miał nieudolnie podrobiony dowód rejestracyjny, na lubelskiej giełdzie ksiądz nabył „nowy” dokument. Dzięki temu zabiegowi mercedesa udało się zarejestrować w Milejowie. Nie był to jedyny grzeszek kapłana. Jak wykazało śledztwo, znajomemu złodziejowi pomógł ukryć skradzionego forda. Gdy na trop pasera wpadła policja, ten zdołał jeszcze opuścić kraj i schronić się we Włoszech. W procesie w Polsce nie wziął więc udziału, ale w nadesłanym piśmie przyznał się do działalności przestępczej. (RP)
JESZCZE MNIEJSI Przedwyborcze przepychanki w toku. W Inowrocławiu powstał blok samorządowy „Mała Ojczyzna”. Nazwę wziął zapewne od liczby członków. W skład tego przedziwnego tworu weszła ledwo zipiąca Unia Wolności, SKL, RS, „Obywatele dla Rzeczypospolitej”, rzemieślnicy (bez obrazy) oraz Chrześcijańsko-Demokratyczne Stronnictwo Pracy, które w Inowrocławiu ma czterech działaczy, więc duża kanapa tej partii nie jest potrzebna. Blok jeszcze nic nie zrobił, ale już zdążył się pokłócić. Z „Małej Ojczyzny” gremialnie wypieprzono Stronnictwo Pracy. Oficjalnie za „wygłaszanie poglądów jawnie sprzecznych z chrześcijańskim charakterem tej organizacji”. Poszło o „nietolerancyjne i obraźliwe” wypowiedzi nt. mniejszości narodowych. Ci ze Stronnictwa Pracy oburzyli się, że Niemcy postawili w Inowrocławiu supermarket, a Żydzi chcą odzyskać grunty. (R. KRAW.)
SKLONUJĄ RYDZYKA? Kiedy prawicowe władze Torunia wycofały się z próby „sprzedaży” z 99-procentową bonifikatą (!) 54-hektarowego gruntu o. Rydzykowi, ów – wkurzony wielce – zaczął intensywnie poszukiwać nowego terenu pod budowę swojej Wyższej Szkoły Społecznej i Medialnej. Ojciec dyrektor łakomym okiem spogląda na zespół pałacowy w Gronowie. Starostwo w Toruniu chce go sprzedać komukolwiek pod warunkiem, że ten „ktokolwiek” wyłoży minimum 2,5 miliona złotych. Jednak rydzykowa fundacja „Nasza
Przyszłość” – przywykła do darowizn – nie stanęła do przetargu. Wkrótce jednak może być bardzo gorąco. Wykupem zespołu pałacowego w Gronowie zainteresowała się bowiem izraelsko-niemiecka fundacja zajmująca się genetyką. Wyobraźmy sobie, jak będzie wrzało na antenie rydzykowego radyjka, gdy Gronowo „wykupią żydy!”. I na dodatek, jak to genetycy, będą chcieli coś klonować. A niech klonują ostatecznie, byle nie ojca dyrektora. (R. KRAW.)
PAZERNY INKASENT
5
do czynienia i zamiast mandatu mógł pięknie zasalutować. (A.K.)
ZNALAZŁ POWÓD? Dopiero oficjalny komunikat kurii w północnowłoskim Trieście uspokoił wiernych zbulwersowanych ożenkiem wikarego Ellisa Tomaseo. Złożył on w urzędzie stanu cywilnego wymagane dokumenty, oświadczając, że chce pojąć za żonę emigrantkę, młodą Serbkę, której grozi deportacja. Kuria ze zrozumieniem odniosła się do heroicznej, humanitarnej postawy duchownego. Pozostaje nam tylko przyklasnąć takiemu bohaterstwu. Księża, rozejrzyjcie się! – ileż wokół jest młodych, samotnych kobiet potrzebujących pociechy i konkretnej pomocy. Do dzieła! (A.C.)
FANATYZM ŁĄCZY
Tylko nieliczni kierowcy parkujący w centrum Lublina czytają dokładnie pokwitowanie, jakie otrzymują od inkasenta. Wbrew temu co przypuszczają, iż parking należy do miasta, a ich pieniądze zasilają municypalną kasę – niemałe opłaty wędrują wprost do kieszeni sutannowych. Potężny parking okazuje się niezłym źródełkiem szmalu dla podwładnych tutejszego złotoustego arcybiskupa. To nie nowina, że miasto za darmo oddaje Kościołowi to, co powinno służyć wszystkim mieszkańcom. Oby jednak podobny los nie spotkał np. ciepłowni i wodociągów miejskich... (RP)
W PIUSCE DO ZDJĘCIA Po licznych interwencjach związków wyznaniowych mamy nowy przepis. Zdjęcie do dowodu osobistego do niedawna musiało być wykonane obowiązkowo bez nakrycia głowy. Odtąd dla osób, które noszą nakrycie głowy zgodnie z wymogami wyznawanej religii, czyni się wyjątek. Można już więc fotografować się np. w piusce lub birecie. Chodzi zapewne o to, by taki np. policjant od razu wiedział, z kim ma
Jak donosi portal Innastrona.pl, w ONZ powstał zdumiewający alians fundamentalistów chrześcijańskich i muzułmańskich w walce przeciwko prawom kobiet i mniejszości seksualnych. Najdziwniejsze jest to, że uczestniczą w nim także amerykańscy skrajni protestanci, dla których islam to religia demoniczna! Jak się okazuje, nie przeszkadza im to szukać poparcia u delegatów Sudanu czy wrogiego USA Iraku dla zablokowania ewentualnych uchwał ONZ na korzyść grup dyskryminowanych. Delegat Maroka stwierdził, że skrajne grupy łączy „obrona tradycyjnych wartości i naturalnej rodziny”. Nas pożera ciekawość: „naturalna rodzina” to taka, gdzie jest jeden mąż i jedna żona (wersja chrześcijańska) czy jeden mąż i kilka żon (wersja częsta u muzułmanów)? Bardzo chcielibyśmy to wiedzieć, by żyć wreszcie „zgodnie z naturą”. (A.C.)
SIŁA WYŻSZA „W dniach 25 i 26.04. Poradnia Stomijna nieczynna z powodu pielgrzymki” – takiej treści ogłoszenie pojawiło się w Szpitalu Onkologicznym przy ul. Wyzwolenia 18 w Bielsku-Białej. O niestosowności takiego ogłoszenia nie trzeba nikogo przekonywać, dziwić się tylko należy pracownikom służby zdrowia, którzy zapomnieli o tym, że przysięgali nieść pomoc o każdej porze dnia i nocy. A swoją drogą, podpowiadamy treść ogłoszenia, które mogą wykorzystać zakłady pogrzebowe: umieranie i pogrzeby wstrzymane z powodu pielgrzymki pracowników... (RP)
6
Kościelnych hierarchów nic tak nie cieszy, jak potężny pomnik jakiegoś duchownego postawiony w centralnym punkcie miasta. Do tego kilka salw honorowych, wiązanki kwiatów, wystawne przyjęcie na ratuszu, ukłony samorządowych notabli zginających się po kolana... i już biskupi czują się jak w katolickim niebie. W połowie czerwca w Mysłowicach prymas Józef Glemp oraz katowicki arcybiskup Damian Zimoń poświęcili pięciometrową kupę czerwonego granitu od biedy przypominającą kardynała Hlonda. Olbrzymi pomnik stanął
Prymas za 400 tys. zł
hcecie to wierzcie, chcecie nie wierzcie, jednak spieszymy donieść, że płacąc rachunki telefoniczne, wspieraliśmy OPUS DEI. Telekomunikacja Polska do roku 2000, kiedy to Buzkowy minister skarbu, Emil Wąsacz, sprzedał ją Francuzom i Janowi Kulczykowi, była jedną z najatrakcyjniejszych firm kontrolowanych w całości przez Skarb Państwa. Każdy kolejny rząd starał się mieć w jej radzie nadzorczej jak najwięcej swoich ludzi. Gdy nastał Buzek, polityczna kontrola objęła także zarząd. W roku 1999 Wąsacz powierzył obowiązki wiceprezesa Telekomunikacji byłemu rzecznikowi prasowemu AWS, a następnie rządu, czyli kumplowi – Tomaszowi Tywonkowi. Określając zakres przyszłych obowiązków prezesa, minister wziął pod uwagę dwa niezaprzeczalne „atuty” kandydata – jego marne wykształcenie i mizerne dotychczasowe doświadczenie zawodowe. Pracowity Tywonek wziął się od razu do pracy. Efektem jego przemyśleń było przekazanie poszczególnym działom „Tepsy” ogólnych funduszy reklamowych, a efektem rewolucji à la Tywonek była kompletna anarchia i totalny bałagan w kasie Telekomunikacji. Może w tym szaleństwie była jakaś metoda, bo okazało się teraz, że monopolistę
nam powiedział Piotr Oślizło, jeden z inicjatorów wybudowania „cennego prymasa”, akcja szła z wielkimi oporami. Dopiero po kilku latach zdołano zebrać potrzebną kwotę, czyli – bagatela – 400 tys. złotych. Oto kolejny poroniony pomysł na wyrzucanie w błoto wielkich pieniędzy – granitowy postument, kiedy wokół bieda aż piszczy. Ciągle jeszcze w polskim Kościele łatwiej wybudować pomnik, niż wesprzeć bliźniego. Najlepszy widok na mysłowickiego wielkoluda mają miejscy urzędnicy i więźniowie sąsiadującego
Dwa przyszłe pomniki
na placu Wolności, przy Urzędzie Miasta. – Spośród kilku lokalizacji ta sprezentowana przez urzędników jest najgodniejsza – uważają inicjatorzy przedsięwzięcia z Akcji Katolickiej. Pomnikiem prymasa
Za mundurem panny sznurem
C
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
kardynała Augusta Hlonda, pierwszego biskupa katowickiego i prymasa polski z lat 1926–1948, przypieczętowali oni samorządowo-prawicowo-kościelny sojusz przedwyborczy. – Zarząd miasta przeznaczył 57 tys. złotych na przebudowę terenu, na którym stoi pomnik. Nie byłoby w tym być może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kilkanaście miesięcy temu cały teren został przebudowany i odrestaurowany... W Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej zabrakło pieniędzy na zasiłki celowe i wykup recept dla chorych i najuboższych. Brakuje pieniędzy na odbudowę przerwanych wałów na Przemszy. Nie brakuje tylko dla Kościoła – powiedział nam radny Dariusz Wójtowicz z SLD. – O pieniądze na pomnik żebrała Akcja Katolicka w Mysłowicach, Katowicach i Bieruniu. Jak
Telekompromitacja można bez trudu naciągać na sponsorowanie kato-solidarnościowych imprez i inicjatyw. Kasę pochodzącą od użytkowników telefonów firma wydawała między innymi na zjazd „Solidarności” i serwis Katolickiej Agencji Informacyjnej. O zwyczajach panujących w bogatej spółce w mig dowiedzieli się członkowie związanego z Opus Dei Towarzystwa Oświatowo-Naukowego. Korzystając z politycznego poparcia, skłonili oni Telekomunikację do pokrycia kosztów organizacji swojej szkoły letniej. Impreza odbywająca się latem gromadzi młody prawicowy narybek. W wygodnych pałacowych pomieszczeniach Wojewódzkiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Nawojowej przez tydzień debatowano, co uczynić, aby do reszty skatoliczyć kulturę i szkolnictwo. Organizatorzy zadbali, aby do Nawojowej z wykładami dotarli pracownicy ministerstw (edukacji narodowej, spraw zagranicznych, kultury i sztuki) odpowiedzialni za program pracy swoich urzędów. Po wykorzystaniu pieniędzy na wyżywienie, noclegi i inne koszty związane z organizacją szkoły
Towarzystwo Oświatowo-Naukowe wpadło na pomysł opublikowania drukiem tekstów wykładów. I tu znowu z pomocą przyszła Telekomunikacja Polska, która sfinansowała druk broszury zawierającej „kato-wartości”. Warszawscy działacze TON-u zlecili wydanie publikacji swoim krakowskim przyjaciołom z wydawnictwa o swojskiej nazwie DANTE. O porządkach panujących w Telekomunikacji Polskiej pod rządami ludzi AWS niech świadczy to, iż przepytywani przez naszą redakcję jej pracownicy nie byli w stanie ustalić żadnych szczegółów dotowania firmy związanej z Opus Dei. Na nasze pytania odpowiadali krótko i zwięźle: dokładne dane mamy do roku 1997 i od 2000. Można odnieść wrażenie, że lata 1998–2000 to jakaś czarna dziura, dosłownie. Ludzie katolickiej mafii ciągle kręcą się wokół Telekomunikacji Polskiej. Drogi Czytelniku! Korzystając ze stacjonarnego telefonu w sieci TP SA. miej na uwadze, że wspierasz swoimi pieniędzmi: po pierwsze, jej francuskich właścicieli, a także – być może – kolejną imprezkę Opus Dei. Sprawdzimy to. ANNA KARWOWSKA
J
eśli masz sporą nielegalną kasę, to najpierw daj się złapać z forsą na granicy, a później stań przed sądem, który forsę ci odda i – co więcej! – zalegalizuje. Jest mały drobiazg... musisz być księdzem.
z nimi aresztu. Komu jest bardziej potrzebny? JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
Skrupulatnie mu tę skórzaną skarbonkę przeliczono. Zbigniew B. miał przy sobie, bagatela, 10 168 USD, 111 749 DM, 120 000 lirów, 48 060 szylingów austriackich oraz 85 100 koron czeskich. Wedle krajowych walorów płatniczych, sta-
Sądowa pralnia Już od dłuższego czasu polskie służby graniczne w Kudowie przyglądały się podejrzliwie temu podróżnemu w koloratce. Coś ten proboszcz parafii rzymskokatolickiej w Tyńcu za często pojawiał się na granicy. Ale w końcu sam tłumaczył swoje stałe podróże... powinnością misyjną polegającą na wskrzeszaniu słusznej wiary u naszych południowych, jakże często bezbożnych pobratymców. Ksiądz Zbigniew B. ostatni raz wybrał się w podróż do kraju na początku listopada ubiegłego roku. Bez problemu przejechał granicę i nie upłynęła doba, kiedy ponownie jego auto pojawiło się w Kudowie. I tu już zaczyna się kolejny odcinek porucznika Columbo. Proboszcz nie miał pojęcia, że tymczasem do Straży Granicznej – a wiemy to od starego pogranicznika właśnie – nadesłano anonim, odsądzający polskiego proboszcza z czeskiego Tyńca nie tylko od czci, ale i wiary – no, paszkwil po prostu. Paszkwil paszkwilem, ale coś musiano z tym pismem zrobić. I dokładnie 5 listopada ubiegłego roku proboszcz zbaraniał, kiedy – zamiast uniesionego, jak to było do tej pory w zwyczaju, szlabanu – zobaczył grupę celników osaczającą jego pojazd. Najpierw wyraził święte oburzenie na niegodne poczynania pogan w mundurach, przeszukujących jego naprawdę skromny bagaż. W miarę rozkręcania się tej czynności nie potrafił już ukryć zdenerwowania. Zwłaszcza kiedy kontrolujący natknęli się na pękatą, sporych rozmiarów saszetkę. Proboszcz pospiesznie zaczął wyjaśniać, że ma w niej pieniądze na budowę kościoła w Czechach, tylko, nieborak, zapomniał o tym zgłosić odpowiednio wcześnie.
nowiło to kwotę 263 388 złotych. Nieźle, jak na biednego proboszcza z czeskiego pogranicza. Oczywiste jest, że nie mógł on przedstawić żadnych dokumentów, które uwiarygodniłyby ten stan posiadania. Pieniądze zabezpieczono w celnym depozycie, a ksiądz proboszcz stanął ostatnio przed Sądem Rejonowym we Wrocławiu, odpowiadając za nielegalny wywóz walut z kraju. I dalej mamy rzecz ciekawą. Otóż podczas rozprawy ksiądz Zbigniew B. tłumaczył, że skonfiskowaną walutę przekazała mu niemiecka fundacja Reno Vabis na budowę parafialnego kościoła. Na dowód tego przedstawił świstek papieru, na którym darczyńca potwierdza prawdziwość tego oświadczenia. Pieniądze podobno przekazano mu w Czechach, ale duchowny nie złożył ich na koncie, bo... obawiał się kradzieży i wolał je mieć przy sobie – nawet podczas podróży do kraju. A nie zgłosił o tym służbom granicznym podczas wjazdu i wyjazdu, bo „nie znał przepisów i w ogóle o tym wszystkim nie myślał!”. Ludzie, dacie temu wiarę? Sąd dał! I zwrócił oskarżonemu duchownemu całą zabezpieczoną kwotę. Z małym wszakże wyjątkiem. Proboszcz zapłacił za swoje gapiostwo... 3000 zł tytułem grzywny. A nas interesuje jeszcze jedna sprawa. Czy Zbigniew B. wpłacił ten depozyt do banku, a następnie wyciągnął go z powrotem, by uzyskać wymagane zezwolenie na wywóz waluty do Czech? Bo przecież to jedyny sposób na zalegalizowanie całej operacji. Mógł to uczynić, bo przecież dysponował prawomocnym wyrokiem sądu honorowanym przez bank. I w ten sposób pieniążki stały się już czyściutkie! JAN SZCZERKOWSKI
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
Człowiek honoru kładka (nr 18 z br.) „Faktów i Mitów” była cudna. Jak paw puszył się na niej imć Henryk hrabia Jankowski odziany w mundur admiralski przyozdobiony licznymi odznaczeniami – w tym orderem Virtuti Militari. Tego akurat odznaczenia prałat nosić nie ma prawa, więc zainteresowała się nim prokuratura i policja. Jak wystarczy im odwagi, to bursztynowy baron może wylądować w areszcie. Rzecz ab ovo wygląda tak: order Virtuti Militari jest najwyższym polskim odznaczeniem wojskowym. Ustanowiony został przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego w roku 1792 i nadawany żołnierzom za wybitne, bohaterskie, pełne honoru osiągnięcia wojskowe na polu walki. Jego kawalerami byli m.in.: Kościuszko, Poniatowski, Komorowski, Maczek, Anders, Kleeberg. W tę doborową kompanię bez mrugnięcia okiem chce się wpasować wielki strateg i zaprawiony w bojach ze swoim Kajtusiem żołnierz frontowy Jankowski Henryk. Zdjęcie na okładce „FiM” dokładnie to pokazuje – VM to środkowa baretka w drugim rzędzie od góry na dumnej piersi prałata. Nawet w najpiękniejszych snach nie przewidzieliśmy, jakie zamieszanie publikacją owego zdjęcia spowodujemy. Kto mógł bowiem przypuszczać, że bacznie przyjrzy mu się major Krzysztof Majer – wiceprezes Zarządu Głównego Związku
O
Żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego – tak, tak – było takie wojsko i nawet skutecznie walczyło za wolność naszej Ojczyzny. Major Majer popatrzył więc na konterfekt prałata i szlag go trafił. W liście do naszej redakcji napisał: „Trudno sobie wyobrazić, by kilkuletni chłopiec – syn poległego żołnierza Wehrmachtu – mógł na taki order w czasie wojny zasłużyć”. Prałat Jankowski jednak nie za Wehrmacht Virtuti Militari dostał, a za... walkę z komuną. Order ów przyznał mu marionetkowy prezydent RP na uchodźstwie – Sokolnicki. Sęk w tym, że Sokolnicki może i miał prawo przyznać brązową odznakę Związku Hodowców Gołębi Rasowych, ale nie najwyższego polskiego odznaczenia wojsko- Wezwanie wego. By potwierdzić ten fakt, skontaktowaliśmy się z kanclerzem kapituły orderu Virtuti Militari, generałem brygady Stanisławem Nałęcz-Komornickim. Pan generał nie wahał się ani chwili: – Już kiedyś wpłynęło zapytanie do kapituły o to odznaczenie przyznawane przez Sokolnickiego. Nie ma wątpliwości, że jest
D
na placu targowym. To oczywiście nic a nic nie przeszkadzałoby zmarłym, stragany za to przeszkadzają jak najbardziej. Widząc co się święci, gdańscy straganiarze utworzyli spółkę „Kupcy Dominikańscy” i po wielu trudach
ziesięciu dominikanów zamieszkujących dom zakonny przy kościele św. Mikołaja w Gdańsku rozpętało medialną histerię wokół pozostałości po średniowiecznym cmentarzu znajdującym się pod najpopularniejszą w mieście halą i placem targowym. Nic dziwnego... W Polsce nadal żyjemy w średniowieczu. Pod pozorem poszukiwania własnych korzeni i szacunku dla zmarłych, mnisi dążą do przejęcia terenów kupieckich położonych w samym centrum Gdańska. Ojciec Marek Grubka gardłuje, że pod kupieckimi straganami znajdują się groby ich poprzedników oraz innych pobożnych gdańszczan chowanych przy klasztorze. Najbardziej oburza go to, że nad truchłami handluje się marchewką, ziemniakami i damskimi majtkami. Damskie majtki wszak – jak mało co – obrażają „wartości”. Według braciszków, nie godzi się prowadzić działalności handlowej na cmentarzu. Tak jakby sami w podobnych miejscach nie kupczyli grobami i czym tylko się da. Przed 11 laty braciszkowie, powołując się na nadania gdańskiego księcia Świętopełka z 1227 roku, zapragnęli odzyskać od miasta swoją własność. Argumentowali to tym, że potrzebują nowej siedziby (dla 10 facetów!) i chcą ją zbudować właśnie
przestraszona rzecznik Wilkosz-Śliwa poinformowała nas: – Nie chcę wypowiadać się w tej sprawie, ponieważ nigdy nie widziałem księdza Jankowskiego z takim odznaczeniem. Na szczęście znacznie mniej straono nieważne. Wiele osób odznaczochliwy jest major Majer, który rozenych przez tego pana, odsyłało mu słał gdzie się dało zawiadomienie order, honorowo odmawiając jego o popełnieniu przestępstwa przez Janprzyjęcia. kowskiego. I stał się cud. Sprawą Generał Nałęcz dodał też, że barzajęła się bowiem Prokuratura Redzo się cieszy, iż kwestią bezprawnejonowa w Gdańsku. Jej prokurator go noszenia przez Jankowskiego orMarcin Kradziecki powiedział deru VM nareszcie ktoś się zajął, bo dziennikarzowi „FiM”, że dochodzenie zostało przekazane Komendzie Miejskiej Policji w Gdańsku. Czyżby więc postępowanie miało ugrzęznąć w jakiejś policyjnej szufladzie? Nic na to na razie nie wskazuje, bo policjanci też już widać przestali bać się prałata (nawet mu nie zagrali na ostatnim kościelnym spędzie) i dziarsko wzięli się do roboty. Zaangażowali w tym celu swoich kolegów we Wrocławiu, aby ci przesłuchali zgłaszającego wykroczenie, czyli majora Majera. na przesłuchanie – sprawa jest w toku Wcale nie zastra„kapituła nie ma odpowiednich umochana pani rzecznik Komendy Miejcowań, aby mogła sama wystąpić na skiej Policji w Gdańsku Marta drogę prawną”. Grzegorowska oświadczyła nam: – Sekcja Prewencji Policji przeproMając jasną opinię osoby najwadzi w najbliższych dniach wizytę bardziej kompetentnej w sprawach u księdza prałata i jeśli nie będzie orderu, zwróciliśmy się następnie miał stosownych dokumentów na nodo Ministerstwa Sprawiedliwości, szenie odznaczenia, zostanie sporząa konkretnie do jego agendy, czydzony do sądu wniosek o ukaranie. li Prokuratury Krajowej. Jej silnie
My zaś już bankowo wiemy od generała Nałęcz-Komornickiego, że Jankowski VM nosi bezprawnie. Wniosek o ukaranie sporządzony będzie przeto niewątpliwie, chyba że policjanci i prokuratorzy w ostatniej chwili sami się swojej odwagi przestraszą. Bogaci w powyższą wiedzę wzięliśmy do ręki kodeks wykroczeń, a przyjemna ta lektura powinna prałatowi od dziś towarzyszyć do poduszki. Artykuł 61 owego kodeksu w swoim paragrafie 2 stanowi: „Kto (...) używa lub nosi godło, chorągiew albo inną odznakę lub mundur (...), na których ustanowienie lub noszenie nie uzyskano wymaganego zezwolenia, podlega karze aresztu lub grzywny”. Prawo to jest chyba do tego stopnia jasne, że nie wymaga żadnego komentarza. Jankowski zostanie więc albo zapuszkowany, albo przyjdzie mu bulić, a tego to on akurat nie lubi najbardziej. Jak będzie, zobaczymy wkrótce i oczywiście Czytelników „FiM” pośpiesznie poinformujemy. MAREK SZENBORN PS. O to, jak do podobnego skandalu podeszłyby władze innego państwa, zapytaliśmy w ambasadzie Wielkiej Brytanii. Już samo pytanie wprawiło dyplomatów w zdumienie i po dniu zwłoki na zastanowienie uzyskaliśmy następującą odpowiedź: „Gdyby brytyjski żołnierz nosił nienależne mu odznaczenie, zostałby zdegradowany do najniższego stopnia. Jeśliby zaś rzecz dotyczyła cywila... Nie, to by się nie mogło zdarzyć... Taką osobę – jako całkowicie pozbawioną honoru – czekałaby śmierć cywilna”.
natomiast swoistego kontredansa z władzami miasta. Mówią więc o prawie moralnym do terenów, których się zrzekli. Domagają się spokoju dla zmarłych, choć nic im w tym kontekście nie grozi, bo kupcy planują jedynie lekką zabudowę, bez ingeren-
Ciekawy jest również sposób, w jaki o. Grubka współpracuje z dziennikarzami. Przydupasów z przykościelnych mediów traktuje serdecznie. Tych, którzy niezbyt żarliwie i chwalebnie piszą o dominikańskich odkryciach archeologicznych, poucza, przysyłając pocztą elektroniczną... wzorcowe teksty do publikacji. Straganiarze mają już dosyć zakonnych braciszków i ich archeologicznej obsesji. Nie cieszy ich bynajmniej, że muszą za własne pieniądze urządzić skansen, który zabierze miejsca przeznaczone do handlu. Nie zgadzają się także na jakiekolwiek wykopaliska pod ich kramami, bo musieliby zaciągnąć kredyty, żeby zapłacić naukowcom. Wykopaliska wstrzymałyby również działalność handlową. Na tym tle powstał swoisty konflikt. Zakonnicy nie kupują już produktów na targu warzywnym, a kupcy nie zamawiają mszy w kościele św. Mikołaja. Niektórzy kupcy twierdzą, że dominikanom chodzi o to, żeby spółka „Kupcy Dominikańscy” płaciła czynsze dzierżawne klasztorowi... taką dziesięcinę od dochodów. Wtedy być może mnisi zrezygnowaliby z wykopalisk. W Polsce jest sporo cmentarzysk plemion z dalekiej Północy. Aż strach pomyśleć, co to będzie, gdy o swoje upomną się Szwedzi, Norwegowie, Finowie, Duńczycy... JACEK KOSER
łapówki zakończy roszczenia mnichów, są naiwni jak dzieci ...albo jak gdańszczanie. Przed rozpoczęciem prac budowlanych w strefach zabytkowych, gdy zlokalizowano stanowiska archeologiczne prawo nakazuje przeprowadzenie wykopalisk.
Święta archeologia (w 2000 roku) odkupili od miasta halę i plac targowy. Zapłacili za to 1,5 mln zł i zobowiązali się wyremontować popadający w ruinę obiekt oraz utrzymać miejsca pracy. Mnisi nie zgodzili się z takim rozwiązaniem problemu. Żeby ich udobruchać, prawicowe władze Gdańska postanowiły odsprzedać zakonnikom działkę, która znajduje się po przeciwnej stronie kościoła św. Mikołaja. Została ona wyceniona na ponad 850 tys. zł, ale – jakżeby inaczej – ojcowie dostali 98-procentowy upust od ceny! Nikt już wtedy nie szemrał na to jawne napychanie kościelnej kabzy, bo chodziło przecież o spokój i miejsca pracy na kupieckich straganach. W zamian za to kaptury zrzekły się wszystkich praw do hali i placu. Ci, którzy sądzili, że ta forma
7
Zarówno więc dominikanie przed budową nowej siedziby, jak i kupcy przed budową hali – musieli sfinansować badania. Kupcy, jako lokalni patrioci, zlecili je miejscowemu Muzeum Archeologicznemu, a paniska dominikańskie zatrudnili badaczy z Uniwersytetu Warszawskiego. Draka zaczęła się wtedy, gdy pod halą targową i placem znaleziono cmentarz i mury średniowiecznego klasztoru. Ojciec M. Grubka zapałał natychmiast nadzwyczajną miłością do archeologii i każdej kosteczki po zakonnych poprzednikach. Nic dziwnego, wszak to owi poprzednicy (dominikańska święta inkwizycja) pokazali ówczesnym, potencjalnym czytelnikom „FiM”, że ich miejsce jest na stosie. Tak naprawdę to nie określili dokładnie, o co im chodzi. Rozpoczęli
cji w grunt, a groby znajdują się kilka metrów pod placem. Chcą też, żeby badania archeologiczne zostały rozszerzone na tereny pod kupieckimi straganami. Żądają urządzenia pod halą targową skansenu z resztkami romańskiego kościoła, które podczas prac odkryli archeolodzy. Oczywiście na koszt właściciela terenu, czyli kupców. Żeby wzmocnić wymowę swoich roszczeń, na początku 2001 roku przeor klasztoru oraz wysłannik arcybiskupa gdańskiego odprawili w wykopie pod halą mszę nad wydobytymi przez archeologów szkieletami. Na wiosnę tego roku dominikanie przygotowali pełne przepychu uroczyste obchody 775-lecia obecności zakonników w Gdańsku. Uroczystość to bardzo wymowna.
8
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
„W
edług prokuratury, ksiądz Edward P. (na zdjęciu) w kościelnej dzwonnicy molestował seksualnie dwóch ministrantów. Chłopcy dopiero po roku od zdarzenia powiedzieli o wszystkim rodzicom. Wyznanie prawdy na jednym z poszkodowanych chłopców wymogła matka. Łukasz D. zaczął dziwnie się zachowywać i oświadczył m.in., że nigdy więcej nie pójdzie do kościoła. Świdnicki sąd dał wiarę wyjaśnieniom poszkodowanych i ich rodziców. Oparto się również na opinii biegłego psychologa i seksuologa. Wyrok nie jest prawomocny. Obrońcy księdza zapowiedzieli apelację. Konsekwencji wobec proboszcza do czasu uprawomocnienia się wyroku nie wyciągnie Archidiecezja Wrocławska. »Jeżeli teraz postanowimy coś wobec księdza, to już go nie reanimujemy. To jest jego osobista tragedia. Dlatego poczekajmy na prawomocny wyrok« – powiedział biskup Edward Janiak z wrocławskiej kurii”.
Kolega biskupa Tyle lakonicznie i jakoś mało precyzyjnie (albo bojaźliwie) PAP, a tymczasem w wiosce wrze... od kilku już lat! Wszystko za sprawą proboszcza Edwarda Piotra P., jedynego władcy dusz parafii obejmującej nie tylko Pszenno, ale i cztery okoliczne wioski: Jagodin, Wilków, Miłochów i Niegoszów. Przed nim rząd dusz sprawował ksiądz Władek, którego ludzie do dziś mile wspominają. Dobry był to kapłan: jak ludzi do roboty przy kościele czy plebanii zwoływał, to zawsze nastawiał jedzenia i picia, sympatycznego słowa także nie skąpił. Zżył się z parafianami, strzygł swoje owieczki uczciwie – mówią mieszkańcy – i „dlatego nam go zabrali pod Bolesławiec, a przywieźli z Jawora tego antychrysta”. Od razu zaczął się panoszyć. A jak się stroił w piórka. Bywało i tak, że dwa razy w tygodniu gościł u siebie biskupa Edwarda Janiaka z Wrocławia. „Kolega z roku” – tak go przedstawił. Tutejsi byli nawet dumni z tego, że mają taki bliski kontakt z hierarchą kurii. Wybaczali więc na razie nowemu plebanowi, że do roboty przy cmentarnej kaplicy czy kościele wzywał z ambony parafian, którzy już od czterech lat leżeli mogiłą nakryci. Taki bałagan miał w papierach i nadal ma go w swej kancelarii. Nie wiedzieli tylko, dlaczego on tak tych bab nie szanuje. Bywało i tak, że chłopi wykonywali drobniejsze prace porządkowe, a kobiety gonił np. do zbijania tynków. Taki porąbany co nieco – sądzono. Ale kiedyś ktoś przywiózł z Jawora rewelację, że z tamtejszej parafii pogoniono księdza Edka. Podobno za „zbyt bliskie kontakty z klerykami”. Plotka poszła przez wieś i teraz jeden z drugim zaczął sobie przypominać, jak to nieraz proboszczowi ręce krążyły po dolnych partiach ciała co młodszego chłopaka. I to, co kiedyś odbierano jako przaśny żart, teraz nabrało innego znaczenia – związanego ze zboczeniem seksualnym. Wieś
zaczęła podejrzliwie obserwować poczynania proboszcza.
Ojca za drzwi! Następnie po okolicy gruchnęła sensacyjna wieść, że wyrzucił on swojego ojca z plebanii.
ksiądz ucapił go za przyrodzenie. Ofiara dopiero po dłuższej chwili zdołała się wyrwać z łap sapiącego z podniecenia lubieżnika. Łukasz wybiegł z wieży z okrzykiem: – Dobiera się do mnie! Potwierdza tę wersję jego kolega, który całe to zajście widział przez szparę w drzwiach.
zaczął z ambony wykrzykiwać, jak to jedna taka wredna oczernia go publicznie, ale on się nie boi. Był święcie przekonany o swojej bezkarności. Trafił jednak na kobietę dzielną, która nie dała się zaszczuć i postanowiła walczyć nie tylko w sprawie swojego dziecka, ale i innych potencjalnych ofiar Edwarda P. Zaczęła słać skargi do rzecznika praw obywatelskich i Ministerstwa Sprawiedliwości, zarzucając opieszałość świdnickiej Temidzie. W końcu dopięła swego – lubieżnik stanął przed sądem i został skazany, mimo że bronili go najlepsi adwokaci w województwie. Jeszcze raz wierni mogli poznać butę swojego pasterza. Cztery dni przed ogłoszeniem wyroku już podobno wiedział, co go czeka. Podczas niedzielnego nabożeństwa kaznodzieja zagrzmiał z ambony: – Nie myślcie sobie, że ja stąd odejdę...!
Pszenno huczy Chociaż spora to wioska, jednak mieszkańcy każdego obcego w lot wyczują. Już po kilku spotka-
Łapacz... gołębi Depesza PAP była w swej treści bardzo lakoniczna. Poinformowano, że sąd w Świdnicy (woj. dolnośląskie) skazał na półtora roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata księdza Edwarda P. – proboszcza z Pszenna, oskarżonego o molestowanie seksualne dwóch chłopców. Mówią, że to nie był ojciec, a ojczym. Nieważne, grunt, że ten starszy pan w wiosce miał poważanie. Nie wynosił się ponad ludzi jak syn (czy pasierb?), ale przystanął, pogadał od serca, doradził. Na plebanię wprowadził się razem z proboszczem i jego mamą (o rodzicielce księdza Edwarda też nie mówi się w wiosce zbyt sympatycznie). Owieczki hodował, na wałach rzecznych je pasł, swój chłop był. Trzy lata temu w nocy na plebanii wybuchła awantura, po której starszy pan znalazł się na dziedzińcu. Ludzie się zbiegli, ale co mogli zrobić? Najwyżej zadzwonić po przyrodniego brata proboszcza, by się bezdomnym z dnia na dzień ojcem zaopiekował. Syn przyjechał, zabrał płaczącego, nie omieszkał jednak powiedzieć przy ludziach: – A nie mówiłem, że tak przy nim skończysz? I znowu poszła fama, że stary człowiek wiedział o seksualnych upodobaniach swojej prawdziwej czy przybranej pociechy, zwrócił mu uwagę i za to pocałował klamkę z drugiej strony drzwi. Na plebanii od tamtego czasu została z synem tylko mama. Ale to wszystko pryszcz przy tym, co wydarzyło się na przełomie listopada i grudnia trzy lata temu. Po nabożeństwie proboszcz polecił dwóm dwunastoletnim ministrantom, by poszli z nim na dzwonnicę gołębie łapać. Jednemu kazał zostać na zewnątrz, a do wieży wszedł z drugim – Łukaszem. Kiedy chłopiec znalazł się na drabinie, w pewnej chwili
Z pedofilskimi praktykami proboszcza zetknął się też inny z ministrantów, trzynastolatek G. On z kolei dostąpił zaszczytu przekroczenia progu plebanii, żeby pomóc w wyborze świętych obrazków, które miały być rozdawane podczas kolędy. Edward P. zaszedł chłopaka od tyłu, przewiesił mu rękę przez ramię, sięgając do rozporka. Także w tym przypadku amory spełzły na niczym, bo G. uciekł z krzykiem. W dodatku ostrzegł innych chłopaków, żeby uważali. Opowiadał, jak to proboszcz podczas obmacywania „czerwienieje jak burak i sapie jak cap!”.
Sąd nierychliwy Tymczasem mama Łukasza zdziwiła się, kiedy syn oświadczył, że nie pójdzie do kościoła, póki „ten proboszcz w nim urzęduje”. Sądziła, że może chodzi mu o kolędę. Proboszcz ciągał ministrantów do pierwszej w nocy po okolicznych wioskach. Żadnemu z chłopców nie dał nawet cukierka. Jednak matka Łukasza poznała później całą prawdę – prawdę o zwyrodniałych praktykach pedofilskich, jakich dopuszczał się pleban. Dlatego 31 października 1999 roku zawiadomiła Prokuraturę Rejonową w Świdnicy o molestowaniu dziecka przez księdza. Trzeba przyznać, że ten organ ścigania stanął na wysokości zadania. Po sześciu miesiącach drobiazgowego śledztwa, a dokładnie 24 maja 2000 r. akt oskarżenia trafił do sądu. Tymczasem ksiądz
niach wszyscy wiedzieli, że pojawił się dziennikarz i rozmawia o tej haniebnej sprawie. Ludzie sami podchodzili, dorzucając coraz to pikantniejsze szczegóły z „pasterskiej posługi” księdza. Chcieli tylko wiedzieć, w jakiej gazecie będzie to opisane. – W „FiM”? Znamy i czytamy! – można było usłyszeć. Mogłem przejrzeć kserokopie sądowych dokumentów, oświadczeń, zeznań. – My nie występujemy przeciwko Bogu – wyjaśniano – ale dość mamy faryzeusza i obrzydliwca. Epitety padały znacznie gorsze. Próbowałem też porozmawiać z głównym bohaterem skandalu. Na odgłos dzwonka w uchylonym okienku w drzwiach frontowych plebanii ukazała się głowa proboszcza: – Dzień dobry, jestem z prasy, czy ksiądz zechce porozmawiać? – Nie, absolutnie nie! – Jako skazany za molestowanie dzieci nie chce ksiądz proboszcz wykazać skruchy, ale może zaprzeczyć zarzutom? – Absolutnie nie mamy o czym rozmawiać! Szklany judasz zamknął się z trzaskiem. Z pewnością jednak ten pasterz bardzo jest ciekaw, co o nim sądzą parafianie. Bo chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z własnego
publicznego wizerunku. Spieszymy więc udostępnić mu tę wiedzę, spisaną na podstawie nagrania. I jeszcze jedno. Niech ksiądz proboszcz będzie łaskaw w miejsca wykropkowane wstawić tzw. szewską terminologię. Dla ułatwienia podajemy pierwsze litery.
Opinia pierwsza: – Panie, dosyć tu tego ch... Niech, s..., w... stąd jak najdalej. Tu już mało kto chodzi do kościoła. Wszyscy wolą iść kilka kilometrów do Świdnicy na osiedle, gdzie jest mądry i normalny ksiądz Jandziszak. Panie, jaki wstyd nam na cały kraj ten ch... przyniósł. Ludzie już dzieci chrzczą gdzie indziej, bo przecież nikt z tym nie pójdzie do tego ch...!
Opinia druga: – Nasz proboszcz ma dwa auta – „malucha” i volkswagena polo. Jak jedzie za pieniędzmi, to wsiada w fiacika, żeby pokazać, jaki jest skromny. A tymczasem jest strasznie pazerny na pieniądze. Nie daruje nawet rodzinie zmarłego. Przed wyprowadzeniem zwłok zbiera na tacę datki i mało mu tego. Podczas pogrzebu, już na cmentarzu, przy mogile, po raz drugi puszcza tacę w ruch. To już jest obrzydliwe, a co powiedzieć o tym, co z tymi dzieciakami wyprawiał. Taki nasz Paetz!
Opinia trzecia – generalna: – Widział pan w kościele, jaka garstka na mszy była. Kiedyś tłum stał na dziedzińcu, tłok był. Dzisiaj i tak przyszło więcej, bo sądzili, że będzie się tłumaczył z otrzymanego wyroku. Ale gdzie tam, żadnej pokory. Ot, czasów żeśmy doczekali. Ksiądz kryminalista kazania nam wygłasza. Dobrze, że chociaż rodzice ministrantów teraz bacznie pilnują. A jak ludzi wk...a wypowiedź biskupa Janiaka, jaki ten nasz proboszcz biedny, bo go spotkała osobista tragedia. Niech biskup zabiera swojego kolegę w ch...! Jeden wart drugiego. Chyba że chce mieć tylko w naszym kościele stare dewoty i garstkę innych, którzy się jeszcze łaszą do proboszcza. Ale i oni są już w rozterce. Tę ostatnią opinię dedykujemy również biskupowi Edwardowi Janiakowi. Może zrozumie, że pewne zmiany dokonały się i na wsi. Te owieczki chyba zmieniły płeć, bo już nie są baranami, do kurii nędzy! JAN SZCZERKOWSKI Fot. Jerzy Gaszyński
Na szczęście są wyjątki od reguły. Myślę o moim komentarzu i powyższym tekście. Na podstawie tego ostatniego widać doskonale, jak zdrowy rozsądek i determinacja ludzi może sprawić, że sprawiedliwości staje się zadość. Moim marzeniem jest, aby redakcja „FiM” była patronem w sprawach, gdzie waży się (nie tylko na wadze sądowej), kto jest równy, a kto równiejszy. Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek – biskup, poseł czy minister – mógł bezkarnie molestować polskie dzieci! Aby podobne obrzydlistwo nie uszło nikomu bezkarnie – gorąco apeluję: informujcie nas o każdym podejrzanym zachowaniu dorosłych względem Waszych pociech, a także o ewentualnych problemach ze strony organów ścigania, np. próbach zatuszowania afery – pomożemy Wam! Jeśli w Katolandzie są ważniejsze sprawy od dobra dzieci, to my tym ważniejszym sprawom ukręcimy łeb. JONASZ
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
Pomocniczek odejrzewany o niecne czyny ks. Stanisław Wróbel z Pielgrzymki opodal Złotoryi oficjalnie zaprzeczył, jakoby kiedykolwiek podniósł rękę na dziecko. I chyba mówi prawdę, bowiem jako przykładny katecheta tylko wyznaczał dzieciaki z zerówki do publicznego obnażania swoich rówieśników, a potem nadzorował wykonywanie kary chłosty przez inne maluchy. Sam szlachetny duszpasterz jedynie pomagał przytrzymywać okładanych delikwentów oraz użyczał swego ukochanego kijka o ślicznej nazwie „pomocniczek”. Klasa do nauczania religii nie wyróżnia się niczym szczególnym. Kilka ławek, małe krzesełka i dywanik, na którym kładziono obnażone dzieci w celu wykonania kary. Tuż nad tablicą, obok godła narodowego, wisi ukrzyżowany Chrystus. Zbawiciel musiał się naoglądać scen rodem z wynaturzonych koszmarów...
P
Co jeszcze wymyślą niektórzy zwyrodniali księża uczący religii w szkołach? Czy nakaz rozbierania dzieci i biczowania ich przez kolegów to już kres ich dewiacyjnych pomysłów?
Religijna alergia Afera zaczęła się, gdy rodzice z Pielgrzymki zauważyli u swoich małych pociech dziwne objawy chorobowe. Dzieciaki miały rozstroje żołądka, zachowywały się bardzo nerwowo i twierdziły, że nie mogą iść do szkoły, bo są chore. Wreszcie ktoś skojarzył, iż objawy chorobowe nasilają się jedynie we wtorki i czwartki, czyli w dni katechezy... Po kilku rozmowach stało się jasne, czego boją się dzieci. Tutejsi dorośli nie są wcale zwolennikami wychowania bezstresowego – twierdzą, że dziecku można dać klapsa, jeśli faktycznie zasłużyło. Ale gdy małolaty z zerówki opowiedziały o stosowanym przez księdza ceremoniale wymierzania kar – to w gminie zawrzało. Tym bardziej że opowieści sześciolatków w pełni potwierdzili także ich koledzy ze starszych klas. – Ksiądz powiedział, żeby ściągnąć Adamowi majtki i Patryk z Danielem go bili – opowiada chłopczyk z zerówki. – Dlaczego go bili? – Bo ksiądz kazał.
Ksiądz Wróbel chrzci... swoją przyszłą ofiarę?
– A czym go bili? – Są takie kijki – do bicia i do ćwiczeń.
Lekcja etyki Ksiądz Franciszek Wróbel od dawna jest znany jako zwolennik twardej szkoły wychowawczej. Wierni twierdzą, że niejednokrotnie ogłaszał to publicznie z ambony. Wkrótce doświadczyć miały tego ich dzieci. – Powiedz, jaka to była lekcja? – To była religia. – A ile osób było wtedy w klasie? – Cała klasa – siedemnaście. – Rozbieraliście kolegę przy dziewczynkach? – Tak – odpowiada chłopak i potwierdza zaraz, że dzieci zawsze
9
HAŃBA!
rozbierane są przy całej klasie. Bez względu na płeć... On sam nie widział momentu bicia, bo... zasłania sobie rączką oczy. Często tak robi. – Ja też byłem wcześniej wyznaczany do bicia i rozbierania – chłopiec mówi o tym w obecności matki. – Co ci wtedy kazał ksiądz? – Żeby lać taką laską...
co do faktu zaistnienia przestępstwa. – Ponieważ nie jestem ekspertem, a ksiądz zaprzeczył oskarżeniom, więc załatwiliśmy sprawę wewnątrz szkoły. – Czy rozmawiała pani z pokrzywdzonymi dziećmi? – Nie było potrzeby, żeby narażać je na stres. – A gdyby zjawiła się u pani kolejna wychowawczyni z wiadomością o zgwałceniu dziecka, czy – mimo że nie jest pani ekspertem – zawiadomiłaby pani prokuraturę? – To już zupełnie inna sprawa! Niestety, to nieprawda. Pani dyrektor Iwaniak, która o obnażaniu i biciu dzieci dowiedziała się od podwładnego, czyli drogą służbową, miała obowiązek zgłosić to, jak każde ścigane z urzędu przestępstwo, do odpowiednich organów policji i prokuratury. A swoją drogą, jeśli podczas parogodzinnej wizyty reportera w dniu zakończenia roku szkolnego kilkanaście (!) osób potwierdziło wieloletnie ekscesy księdza, to dlaczego nic nie wie o nich dyrektor szkoły?! Być może gmina powinna znaleźć nowego szefa tej placówki.
Ucieczka przewodniczącego W urzędzie gminy nie było wójta, więc o wypowiedź na temat bulwersujących zachowań księdza został poproszony przewodniczący rady gminy, który oświadczył, że wca-
Piętro wyżej panie urzędniczki, zamiast pracować, wesoło świętują przy wyrobach cukierniczych. Na widok aparatu uciekają, a nawet rzucają kluczami, by ich nie fotografować. Bardzo wesoły jest urząd w Pielgrzymce... – Myślę, że co najmniej połowa mieszkańców (pięciotysięcznej gminy – przyp. DJM) popiera moje starania o sprawiedliwość – twierdzi ojciec poszkodowanego Daniela, Bogdan Gomółka. – Nie można dopuścić, aby w ten sposób pod osłoną sutanny zachowywała się osoba zatrudniona w szkole jako pedagog i wychowawca dzieci. Moje zdanie podziela wielu ludzi, ale tylko niektórzy mają odwagę głośno o tym mówić. Pan Bogdan opowiada, jak po rozmowie z synem poszedł do szkoły i zobaczył w klasie... wystawę rysunków przedstawiających sceny obnażania i bicia dzieci. Usunięto je dopiero po jego interwencji. Wychowawczyni klasy Łucja Stepanow twierdzi, że początkowo nie miała pojęcia, iż skargi dzieci na publiczne rozbieranie i wymierzanie kary przez kolegów miały cokolwiek wspólnego z księdzem. Chciała wpłynąć na maluchy, każąc im – niejako ku przestrodze – narysować ich naganne zachowanie. – Początkowo myślałam, że chodzi tylko o złe zachowanie uczniów. Dopiero potem dzieci zaczęły się przekrzykiwać, że kazał im to robić ksiądz. Policja w Złotoryi przed kilkoma dniami wszczęła postępowanie w tej sprawie. Dlaczego dopiero teraz? Bo zdaniem funkcjonariuszy, w grę wchodzą tylko takie paragrafy kodeksu karnego, w których ściganie następuje na... wniosek poszkodowanego. To prawda – do tej pory nie zgłosił się żaden poszkodowany małolat z zerówki...!
Autorytet katechety Starsza koleżanka chłopczyka opowiada o podobnych zdarzeniach sprzed roku. – W naszej zerówce to wystarczyło, żeby ktoś się nie słuchał księdza albo rozmawiał na religii, to też dostawał. Wtedy inne dzieci musiały go rozbierać i bić. Tak dostał też Maciek. Przez Maciek w pełni potwierdza słowa koleżanki, choć szybko zaznacza, że wcale nie dostał za złe zachowanie. Naraził się księdzu, bo „osłabił jego autorytet”, ponieważ nie chodził do kościoła... Dyrektor szkoły w Pielgrzymce, Zenona Iwaniak, przyznaje, że o sprawie dowiedziała się od wychowawczyni dzieci z zerówki. Dlaczego nie powiadomiła prokuratury ani policji? Następuje długie milczenie, a potem nieudolne tłumaczenie, jakoby nie miała pewności
kilka lat było to miejsce obnażania i biczowania dzieci
le nie jest przewodniczącym tylko... kolegą sekretarki wójta, a po sfotografowaniu go natychmiast uciekł. Kilka minut potem speszona sekretarka przyznała, że był to właśnie pan przewodniczący. – Dlaczego pani kłamała, potwierdzając, że to pani kolega? – Tak jakoś wyszło... Ludzie na gminnych stanowiskach wiedzą, że sprawa jest śmierdząca, toteż nikt nie chce podpaść miejscowemu księżulowi...
A co ze znęcaniem się psychicznym i fizycznym nad dziećmi? Czyżby ktoś zapomniał, że kodeks karny jednoznacznie określa ściganie tych przestępstw z urzędu...? Grozi za to kara nawet do pięciu lat pozbawienia wolności! W Pielgrzymce stoi aż sześć dużych krzyży pokutnych. Na miejscowym księdzu nie robią wrażenia. Czyżby postawiono je tam dla dzieci? DARIUSZ JAN MIKUS Fot. Autor
10
Nr 26 (121) 28 V
POLSKA PARAFIALNA
Targowisko próżności dziesięcioletniej historii „Trade Center Kielce” organizatorom już po raz trzeci udało się spędzić w jedno miejsce handlarzy kościelnych gadżetów, pożeraczy komunikantów i fanów mszalnego winka. Swój parasol nad kieleckim bazarem sacro-pierdół rozciągnął gubernator Katolandu z ramienia Watykanu, Józef Glemp. W błysku fleszy jego oczy pieściły ociekające 24-karatowym złotem i platyną pancerne tabernakula, monstrancje, kielichy i pateny. Na stoiskach z „ciuchami” królowały najnowsze kreacje szat liturgicznych oraz gustowne do nich dodatki. Przymiarek, wkładania i rozbierania się w obecności piszczących z zachwytu gospoś było co niemiara. Nieodłącznym elementem bazarowej dewocji były zakonnice różnej maści. Szczelnie przyodziane kobitki wyły z zachwytu na widok różańców, świecących paciorków, medalików i podobnej biżuterii. Niestety, męski szowinizm sprawił, że handlowcy w ogóle nie pomyśleli o służebnicach
W
dla sióstr był dużym nietaktem ze strony organizatorów. Od oferty tylko samych ornatów, kap, alb, komż czy sutann – przeciętny odbiorca mógł dostać błogosławionego oczopląsu. Przeciętnych to tam jednak nie było. Ci nieprzeciętni, którzy od ręki podpisali kontrakty, mogli liczyć na „wyrazy wdzięczności” od sprzedawców. I nawet nie ukrywali, jak liczyli. Medialną furorę w Trade Center Kielce zrobiły oryginalne, jak głosił napis, srebrniki Judasza, za które rzekomo drań przehandlował swojego nauczyciela religii. Właściciel
Na największych w Europie targach kościelnej pychy – Sacro-Expo 2002 – nie mogło zabraknąć specjalnych wysłanników naszej antyklerykalnej redakcji! Jak nie mogło, to i nie zabrakło. pańskich. O ile ojczulkowie nie musieli się wstydzić swoich torsów podczas przymierzania liturgicznych fatałaszków, o tyle brak przebieralni
tej osobliwej kolekcji z Kielc przekonywał zwiedzających, że wszedł w posiadanie 14 monet, bo... ma tak wredny charakter jak sam Judasz!
Na ekspozycji oczywiście nie mogło zabraknąć reklamowanej od dawna zdobyczy cywilizacji, czyli elektronicznego kadzidła rodem ze słonecznej Italii. Ponieważ cacko to w przeliczeniu na nasze kosztowało całe 2 tysiączki zł, mogli sobie na nie pozwolić tylko przedsiębiorczy proboszczowie, a tych ci u nas nie brakuje. Najbardziej oblegane były tzw. zaułki Bachusa. Schłodzone wina przeróżnych marek, w tym sprowadzone z Kalifornii, spragnieni
ojcowie wlewali w siebie całymi litrami. Darmowa „degustacja” sprawiła, że niektórzy księża wyjeżdżali z sacro-imprezy nawaleni jak stodoła. „Na bożą chwałę i wygodę wiernych”, tak sprytnie reklamowała się jedna z firm montująca systemy grzewcze. Jak obiekt sakralny uczynić ciepłym, pokazywano na przykładzie... żyrandoli grzewczych i podgrzewanych ławek! Czytamy w ulotce, że podgrzewane od spodu tyłki mają zachęcić wiernych do większej hojności i dłuższego przebywania w świątyniach. Oferty wycieczek na kieleckim jarmarku zdominowało znane z „ubóstwa” turystyczne biuro księży palotynów. Za jedne 4500 baksów, pielgrzym z kraju nad Wisłą będzie mógł w październiku zwiedzić wespół z ojczulkami stolicę rozpusty – boskie Rio de Janeiro. Szczególne zainteresowanie gubernatora Glempa wzbudził na targach kawałek chromowanej „dzidy”, jakby wprost przyniesionej z planu „Gwiezdnych wojen”. Jego wielebność „zajarzył” dopiero wtedy, gdy powiedziano mu, iż jest to instalacja odgromowa, zwana akceleratorem... świętego Elma. To cudeńko techniki rzekomo może chronić kościelne wieże nawet od wyładowań gniewu bożego. Pioruny są wychwytywane, elektronicznie zliczane, a raport po burzy przesyłany wprost na biurko proboszcza. Bezpośredni kontakt z szefem to znak naszych czasów. Trzeba z Watykańczykami trzymać, jak nic ujarzmią wkrótce energię z piorunów! Prymas Józef okazał się strasznie zachłannym gościem. No cóż, takie już widać jego
zbójeckie bezprawie. Wędrując od stoiska do stoiska bezpardonowo wszędzie wyciągał łapsko po prezenty. Jego świta uzbierała tych „dowodów wdzięczności” pokaźną kupę. Nie wiedzieć czemu, nikłe zainteresowanie u zwiedzających wzbudziły wizerunki i popiersia naszego Wielkiego Podróżnika. Za maskę Karola Wojtyły sprzed 20 lat, wykonaną ze sztucznego marmuru, trzeba było zabulić tyle, co za średniej klasy kino domowe! Jego łazienkową wersję, posadowioną niczym mityczny bożek na kolumnie greckiej oferowano łącznie ze zwierciadłem. Dodatkiem do alternatywnej opcji kominkowej Papy II był stoliczek stylizowany na Ludwika XVI. Ceny wyłącznie do oglądania. W tegorocznej edycji zaprezentowało się 204 wystawców, w tym 190 z Katolandu, siedmiu z Włoch, po dwóch z Finlandii i Niemiec oraz po jednym z Ukrainy, Czech i Grecji. MIROSŁAW CHŁODNICKI Fot. Autor, P. Zimowski
ry przyb nie pow miku, c obowiąz chodzi n morząd ne, że w ryk Dłu cach dz
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
N
a Kielce wkrótce mogą spaść wszystkie plagi egipskie, a może nawet wizytacja papieska czy budowa bazyliki. Obrażono tam bowiem samego tzw. Prymasa Polski, Józefa Glempa, któbył osobiście uświetnić targi Sacro-Expo. To niewiarygodne, ale Eminencji witali ani wojewoda, ani prezydent; nie było nawet przewodniczącego sejczy choćby zwykłego marszałka. Wszyscy oni bezczelnie zajęli się swoimi zkami. Pracownik sekretariatu prezydenta powiedział, iż jego pryncypał „nie na każde targi”! Hołd władzy duchownej złożył jedynie przewodniczący sau Kielc, Rupniewski, i wiceprezydent Sobura. To skandal! „To jest naganw Kielcach nie przyjęto prymasa godnie!” – publicznie wściekał się Hengosz, poseł świętokrzyskiego SLD. A „Faktom i Mitom” ostatnio w Kielziwnie sprzedaż wzrosła...
POLSKA PARAFIALNA
11
12
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
(Za)radne Bielsko Bielscy radni rozdali konfitury, czyli rozdzielili pieniądze z nadwyżki budżetowej. Zrobili to sprawiedliwie i proporcjonalnie: milion dla Kościoła, a 1500 zł dla policji. W ciągu kadencji z miejskiej kasy dla Kk wypłynęło ponad 10 mln złotych.
Katedra – stan makabryczny. Koniecznie potrzeba miliona złotych
Rozdawnictwo samorządowych pieniędzy dla Kościoła nasila się z miesiąca na miesiąc. Im bliżej wyborów samorządowych, tym większe jest i bardziej bezczelne. Z jednej strony, kler – spodziewając się klęski prawicy – napycha kabzy czym tylko się da, a z drugiej – prawicowi radni wciąż wierzą, że znów stanie się cud i z poparciem kościelnych hierarchów zasiądą w ławach municypalnych. Owo poparcie ma rzecz jasna swoją cenę, więc samorządowa forsa dla kościółkowych, wysysana z rachitycznej oświaty, dychawicznej służby zdrowia i ledwo zipiącego bezpieczeństwa publicznego, zamienia się w wartką rzekę zmierzającą wprost do kruchty. Mamy tu pod ręką znakomity (to znaczy smutny) przykład Bielska-Białej. Oto ostatnio prawicowi radni tego grodu sprezentowali na remont tamtejszej katedry św. Mikołaja – bagatela – okrągły milion nowych złotych. Mikołajowa katedra okazała się dla rajców ważniejsza od rekordowo tutaj rosnącej rzeszy bezrobotnych, od oświaty i wychowania, czy choćby bezpieczeństwa. Nie pomogły apele SLD, że absolutnie nie ma takiej konieczności, że są stokroć bardziej palące i zaniedbane sprawy w mieście: np. mimo istniejącego projektu dotyczącego prac interwencyjnych,
katolickie stowarzyszenia wychowujące prawdziwych Rydzyków – od przedszkola do habilitacji. Najwięcej dostało Katolickie Towarzystwo Kulturalne, bo około 600 tys. zł za prowadzenie niepublicznej podstawówki i gimnazjum, oraz siostry Bożej Miłości prowadzące publiczne gimnazjum, a od września także liceum. Po 200 tys. zł przypadło dla przedszkoli serafitek i Katolickiego Towarzystwa Oświatowego. Specjalistki od robienia kasy na bursach dla dziewcząt, siostry de Notre Dame, otrzymały ponad 800 tys. zł dotacji. Wśród rozdzielanych co roku grantów dla stowarzyszeń pozarządowych – Caritas diecezji bielsko-żywieckiej zgarnie 43 066 złotych (tylko na rok 2002). Nawet wydział promocji tamtejszej kurii nie omieszkał wyciągnąć 13 tys. zł. Spośród organizacji charytatywnych najlepiej wiedzie się siostrom elżbietankom, które prowadzą Dom dla Przewlekle Chorych. W 2001 r. dostały 1 200 000 zł dotacji! Oprócz wielkich pieniędzy rajcy zadbali również o drobne, acz bardziej religijne aspekty swej posługi Kościołowi, przekazując fundusze na płytę z kolędami – 10 tys. zł – oraz na promocję książki „Skarb wiary świętej” – 1500 zł. Jednak bogobojni samorządowcy najbardziej ukochali sobie katedrę, bo przekazują na nią co roku od 150 do 175 tysięcy złotych. Najkosztowniejszą (oprócz tegorocznego miliona złotych) i największą fanaberią była inwestycja warta ponad 2 mln zł – uzbrojenie i przygotowanie placu przykatedralnego pod budowę stosownego pomnika. Ma być – jak piszemy – „stosowny”, choć nadal nie wiadomo, czy będzie to postument ze świętym Mikołajem, czy z Janem Pawłem II. Cóż za grzeszne rozterki! – wiadomo, że ten
radni nie przekazali z nadwyżki budżetowej marnego grosza na oczyszczenie miasta, zlikwidowanie dzikich wysypisk, naprawę ulic i udrożnienie kanalizacji. Przy realizacji tych zadań pracę znalazłoby od zaraz wiele osób. Kościół jednak okazał się dla radnych prawiczków ważniejszy. Być może wciąż uważają, że nie spłacili jeszcze długu wdzięczności za jakże cudowne utworzenie przed dziesięciu laty diecezji bielsko-żywieckiej. Tylko podczas ostatniej kadencji od 1998 do 2002 r. miasto przekazało Kościołowi ponad 10 mln zł i lista prezentów wciąż rośnie. Bielscy samorządowcy – bardziej niż o gminne inwestycje – zatroszczyli się o kościelne remonty, iluminacje, krzyże oraz kapliczki. Wydali na nie aż 6 mln zł. Niezłe ko- Wielka kamienica w centrum miasta. Stan idekosy popłynęły na alny. Na nią nie trzeba ani grosza
drugi jest ważniejszy. Tymczasem w Bielsku-Białej w przeciągu tylko jednej, obecnej kadencji rady, trzykrotnie wzrosło bezrobocie, podwoiła się liczba mieszkańców żyjących w ubóstwie i zarabiających poniżej minimum socjalnego. Podział tegorocznej nadwyżki budżetowej pokazuje, że furda inne potrzeby, bo dla Kościoła zrobi się wszystko. Sprawdźmy: – na bezpieczeństwo publiczne rajcy przekazali aż... 1500 zł (!)
– 10 razy mniej niż Kościół otrzymały wszystkie szkoły – na edukacyjną opiekę wychowawczą rajcy wyrzucili niecałe 5 tys. zł – 5 razy mniej dostał Teatr Polski i Teatr Lalek „Banialuka”. Lista gorszych, tzn. mniej ważnych od Kościoła instytucji jest o wiele dłuższa. Coraz dłuższa. Kościelny rozbiór Polski trwa! JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
PREZENTY DLA KOŚCIOŁA: Kto
kiedy
ile
na co
1. Budowa, remonty, iluminacje obiektów kościelnych (1998–2002 r.) Katedra św. Mikołaja
Kościół św. Stanisława
Kościół Opatrzności Bożej Kościół Świętej Trójcy Kościół św. Maks. M. Kolbe Kościół św. Barbary Kościół św. Jana Chrzciciela Sanktuarium w Hałcnowie Krzyż w Hałcnowie Krzyż Hałcnów i Straconka Kapliczka w Straconce
2002 2001 2000 1999
1 000 175 150 75 2 295
000 000 000 000 111
zł zł zł zł zł
2002 2001 2000 1998 1998 2002 2001 1999 1998 1999 1999 2001 2002 2001
50 85 47 100 200 59 32 29 30 27 1 546 39 12 20
000 000 953 000 000 500 755 910 000 451 137 247 000 000
zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł
remont remont remont remont przebudowa placu przy katedrze remont remont remont remont remont remont muru iluminacja iluminacja remont iluminacja budowa i inne inwestycje konserwacja konserwacja remont
5 975 064 zł
Razem: 2. Kościelne wychowanie (1998–2001 r.) Stowarzyszenie Rodzin Katolickich Elżbietanki zakładane koszty remontu Córki Bożej Miłości
Zakonnice de Notre Dame
Katolickie Towarzystwo Kulturalne
2001
109 222 zł
2001 2001
1 200 000 zł 84 074 zł 32 480 zł brak danych
2001 2000 2000 1999 2001
248 559 281 366 5500 305 040 327 201 100 936 154 729 40 502 81 216 7007 84 895 53 590 42 800 39 120 48 997 60 975 48 350 43 800
2000 1999 Katolickie Towarzystwo Oświatowe
Serafitki
Album Adama Bujaka o papieskiej pielgrzymce Promocja książki „Skarb wiary św.” Sfinansowanie płyty z kolędami
2001 2000 1999 1998 2001 2000 1999 1998 2000 2000 2001
zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł zł
gimnazjum Dom dla Przewlekle Chorych malowanie gimnazjum adaptacja strychu Publiczne Gimnazjum zakonnic, a od września także LO zakonna bursa dla dziewcząt bursa mur przy klasztorze bursa szkoła podstawowa gimnazjum szkoła podstawowa gimnazjum szkoła podstawowa gimnazjum przedszkole przedszkole przedszkole przedszkole przedszkole przedszkole przedszkole przedszkole
30 000 zł 1500 zł 10 000 zł 3 441 859 zł
Razem:
3. Dotacje dla stowarzyszeń i organizacji katolickich w 2002 r. Caritas diecezji bielsko-żywieckiej Kuria diecezji bielsko-żywieckiej Diecezjalny Ośrodek Wspierania Rodziny Klub Inteligencji Katolickiej Parafialny Klub Sportowo-Turystyczny Samson Katolickie Towarzystwo Kulturalne Parafialny Klub Sportowy Beskidy Parafialny Klub Sportowy Emaus Parafialny Klub Sportowy Leszczyny Razem: Suma dotacji
2002 2002
43 066 zł 13 000 zł
2002 2002
7000 zł 7000 zł
2002 2002 2002 2002 2002
5000 4000 3000 3000 3000
zł zł zł zł zł
88 066 zł 9 504 989 zł
Na podstawie budżetu miasta oraz wykazu dotacji dla organizacji pozarządowych opracował Jarosław Rudzki
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
ZE ŚWIATA
13
Maradiaga, bój się Boga! Przypuszczalny następca papieża JPII, kardynał Maradiaga, twierdzi, że skandal pedofilski w USA to jedynie próby prześladowania Kościoła przez media. Zapowiada się drugi, świetny pontyfikat.
W
połowie czerwca biskupi amerykańscy – pod ogromną presją opinii publicznej i mediów – zmuszeni zostali do podjęcia konkretnych kroków wobec zjawiska pedofilii kleru. Ich skuteczność jest uwarunkowana wprowadzeniem w życie. To zaś zależy wyłącznie od akceptacji Watykanu, który nie podziela poglądów hierarchów amerykańskich. Pachnie schizmą? Kardynał honduraski Oscar Rodriguez Maradiaga (na zdjęciu poniżej), zawiadujący kongregacją ds. księży, udzielił ostatnio wywiadu wpływowemu miesięcznikowi katolickiemu „Thirty Days”, wydawanemu we Włoszech. Purpurat nie krył rozjuszenia i oskarżył media amerykańskie, że w związku ze skandalem pedofilskim w Kościele USA przejawiają: „furię, która przypomina mi czasy Dioklecjana i Nerona, a ostatnio Stalina i Hitlera”. „Kościół nie powinien być traktowany w ten sposób” – oświadczył jeszcze kardynał i na celownik wziął Teda Turnera, szefa America on Line – Time Warner, którego zdemaskował jako „otwarcie antykatolickiego”. Oczywiście nie tylko on jest winny. „Gazety takie jak »The New York Times«, »The Washington Post« czy »Boston Globe« są protagonistami tego, czego nie waham się określić jak
prześladowanie Kościoła”. Dla Maradiagi – bostoński kardynał Law, który z pełną świadomością przez dziesięciolecia osłaniał i przenosił z parafii do parafii pedofilów i gwałcicieli setek dzieci, to „ofiara polowania na czarownice”. Śledztwo, którego Law jest obiektem, przypomina kardynałowi „czarne dni stalinowskich procesów ludzi Kościoła w Europie Wschodniej”. Te poglądy i opinie nie są w ustach Maradiagi – naczelnego machera od spraw personalnych kleru Stolicy Pedofilskiej, pardon, Apostolskiej – niczym nowym. Na konferencji prasowej podczas odprawy kardynałów USA w Watykanie artykułował on
oceny w identycznym stylu: nie ma kryzysu księży pedofilów, wszystko to produkt szukających sensacji mediów USA i tamtejszych chciwych adwokatów. Poza tym winni są homoseksualiści i rozpasanie liberalnej kultury. Niedawno Maradiaga odniósł się wrogo do postulatu zgłaszania przestępstw pedofilii duchownych organom ścigania, twierdząc, że „byłoby tragedią redukowanie proboszcza do roli gliniarza”. „Wolałbym pójść do więzienia – zapewnił kardynał – niż skrzywdzić któregoś z moich księży”. Skrzywdzić, tzn. zawiadomić władze, że molestuje nieletnich. Mentalność Maradiagi harmonijnie wpisuje się w obowiązującą na świeczniku watykańskim percepcję rzeczywistości. Jak relacjonowaliśmy niedawno, magazyn jezuicki „Civilta Cattolica”, cenzurowany przez sekretariat stanu Watykanu i odzwierciedlający punkt widzenia centrali Kościoła, zamieścił tekst ks. Gianfranco Ghirlandy utrzymany w podobnym tonie i operujący identycznymi argumentami. Również watykański arcybiskup Julian Hernandez w wystąpieniu na uniwersytecie w Mediolanie bezpardonowo skrytykował kierownictwo episkopatu USA za ustępliwość wobec opinii publicznej, „kalanie Kościoła i katolickiego duchowieństwa”. Jednobrzmiące odgłosy dochodzące z Watykanu były sygnałem ostrzegawczym dla kierownictwa kleru amerykańskiego i narzędziem presji na episkopat amerykański przed konferencją biskupów (13 czerwca – Dallas), poświęconą wyłącznie pedofilii kleru. Kardynałowie i biskupi amerykańscy, zaalarmowani reakcją wiernych, mediów i opinii publicznej na skalę i wymowę skandalu oraz dramatycznym pogarszaniem się sytuacji finansowej Kościoła, coraz liczniej optowali za koncepcją „zerowej tolerancji” wobec pedofilów w habitach. Dla Watykanu i jego szefa osobiście jest to sytuacja nie do przyjęcia. W trakcie konferencji w Dallas (znalazła się ona w centrum uwagi mediów i na czołówkach
doniesień), która powszechnie określana jest jako
„ostatnia szansa Kościoła” – po raz pierwszy od erupcji skandalu pół roku temu – z ust przewodniczącego konferencji episkopatu, czarnoskórego biskupa Wiltona Gregory (na zdjęciu obok), padły słowa brzmiące zaskakująco szczerze i samokrytycznie: „Kościół katolicki w USA znalazł się w bardzo poważnym kryzysie, może najpoważniejszym, jakiego kiedykolwiek doświadczył... Kryzys ten, mówiąc otwarcie, dotyczy ogromnej utraty zaufania wiernych do liderów jako duszpasterzy i spowodowany został, bo nie zapobiegliśmy przestępstwom seksualnym księży wobec dzieci i młodzieży (...). Wierni słusznie pytają, dlaczego nie podjęliśmy koniecznych kroków. (...) My jesteśmy tymi, którzy przez ignorancję, brak czujności, czy – Boże, broń – świadomie pozwalali księżom-przestępcom pozostać w parafiach albo przenosiliśmy ich w nowe miejsca, gdzie kontynuowali przestępstwa. (...) My jesteśmy tymi, którzy postanowili nie zawiadamiać władz o kryminalnych czynach
T
rener włoskich piłkarzy skompromitował siebie i swoją drużynę na mistrzostwach świata w Japonii, wylewając na murawę... wodę święconą! Komiczny gest odwołujący się do sił nadprzyrodzonych zarejestrowała jedna z kamer. A siły te – zapewne oburzone profanacją – kilka dni później odesłały włoską drużynę do diabła. Tradycyjnie sintoistyczni buddyjscy kibice japońscy nie przeżyli szoku, mimo że całe to zdarzenie obejrzeli w zbliżeniu na potężnym telebimie. Nie mieli bowiem zielonego pojęcia, co na stadionie Oita wyczyniał z wodą przybysz z dalekiego kraju. To strzelona w 38 minucie bramka dla Meksyku doprowadziła włoskiego selekcjonera do dewocyjnego gestu rozpaczy. Giovanni Trapattoni uczynił to zaledwie 50 sekund przed zagraniem Alessandro Del Piero – jak się okazało – zdobywcy wyrównującego gola, czyli zbawiciela Italii. Wielu miłośników futbolu jest przekonanych, że szamańskie metody trenera niekoniecznie wypłynęły
księży, (...) martwiliśmy się bardziej perspektywą skandalu niż zapobieżeniem przestępstwu, (...) traktowaliśmy czasami ofiary i ich rodziny jak przeciwników, a nie jak cierpiących członków Kościoła (...). Przepraszamy wszystkich pokrzywdzonych przez naszych księży za naszą tragiczną opieszałość w zdawaniu sobie sprawy z horroru przestępstw seksualnych”. Dysonans między tymi słowami a tonem
wypowiedzi watykańskiego kierownictwa nie wymaga komentarzy. Tymczasem cytowany kardynał Maradiaga uznawany jest za jednego
z potrzeby serca. Trapattoni prawdopodobnie liczył na to, że jego gest będzie miał dużą oglądalność. Nie przeliczył się. Boisko wyświęcił w obecności 39 291 widzów na trybunach, plus około miliarda przed telewizorami na całym świecie. – Pozwólcie, że użyję ulubionej maksymy: Sprawiedliwość i Bóg istnieją. Skoro drużyna stwarza sześć świetnych okazji,
z najpoważniejszych kandydatów na następcę Wojtyły. „Każdy, kto dobrze życzy Kościołowi – pisze katolicki publicysta »The Washington Post«, E.J. Dionne – powinien się modlić, by do tego nie doszło”. Niewielka jest pociecha z wysłuchania takich modlitw, bo JPII z premedytacją wypełnił kolegium kardynalskie swymi ideologicznymi klonami, a liberałowie wydają się nie mieć żadnych szans. TOMASZ SZTAYER Fot. archiwum
na mistrzostwa do Korei i Japonii trener Włochów udał się na modły do swojego proboszcza. Ten, wiedząc o nie najwyższej formie podopiecznych słynnego parafianina, postanowił zaopatrzyć go w fiolkę z wodą święconą... W pomeczowej relacji Polsatu Sport były trener naszej reprezentacji, Jacek Gmoch, zwrócił szczególną uwagę na nadmiar katolickich akcentów w tym spotkaniu. Wraz z ostatnim gwizdkiem brazylijski sędzia Carlos Eugenio Simon teatralnym gestem postanowił... zamanifestować swoją wiarę! Kamery japońskiej telewizji pokazały znak krzyża, który nakreślił na piersi. Publiczne żegnanie się przed wejściem na boisko było do tej pory wyłącznie domeną zawodników. Osobliwa metoda niebiańskiej protekcji zastosowana przez trenera z Italii może w przyszłości wypaczyć wyniki wielu dziedzin sportu. Ingerencja niebios zagraża sportowej rywalizacji i zasadzie: niech wygra lepszy. Szamańskim sztuczkom na boiskach mówimy zdecydowane NIE! MIROSŁAW CHŁODNICKI
Święcone nie tuczy modlitwy trenera muszą zostać wysłuchane – powiedział bogobojnie Trapattoni na konferencji prasowej tuż po zakończonym meczu. Słowem jednak nie wspomniał dziennikarzom o flakoniku ze święconą miksturą. Zrobił to za niego jeden z redaktorów „Piłki Nożnej”. Komentując w Polsacie wybrane fragmenty spotkania, przypomniał to komiczne wydarzenie na boisku. Okazało się, że przed wyjazdem
14
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
MITY KOŚCIOŁA
„Ś
więty Paweł” to po prostu Szaweł, bo tak brzmi jego właściwe, hebrajskie imię. Wydaje się, że Szaweł przyjął łacińską wersję („Paulus”) swego żydowskiego imienia po tym, jak udało mu się namówić prokonsula Cypru Sergiusza Pawła (Sergius Paulus) do przyjęcia chrześcijaństwa. Był to nie tylko duży sukces misyjny Szawła, ale prawdopodobnie również przełomowy moment w jego życiu. Wtedy to, jak sugeruje Isaac Asimov w swoim znakomitym Vademecum po Biblii (Asimov's Guide to the Bible), Szaweł zdecydował się na dobre odejść od Prawa Mojżeszowego i zaczął propagować chrześcijaństwo jako nową religię dla Żydów i pogan. Tym samym wyrzekł się nie tylko swej religii, ale również swego dziedzictwa kulturowego. Historyczności niektórych wydarzeń w życiu Szawła – podobnie jak i w życiu innych apostołów i Jezusa – nie da się do końca należycie zweryfikować. Ale mimo różnych interpelacji, rozbieżności, niezgodności i fałszerstw w tekście Nowego Testamentu, postać Szawła wyłaniają-
w żadnym, nawet potocznym, znaczeniu tego słowa. Urodził się, jak mówi komentarz redaktorów Biblii Tysiąclecia, „ok. 8 roku po narodzeniu Chrystusa”. Był Żydem z Tarsu w Cylicji (dzisiejsza południowa Turcja). Jego rodzina cieszyła się posiadaniem obywatelstwa rzymskiego, co było dużym przywilejem dla Żydów i niejednokrotnie uratowało Szawła od tortur i egzekucji w okresie jego ponadtrzydziestoletniej działalności misyjnej. Jak wynika z kilku ustępów w Dziejach apostolskich, Szawłowi, jako obywatelowi rzymskiemu, przysługiwał przywilej odwołania się (evocatio) do Cezara. Szaweł zdawał sobie sprawę, że powołując się na obywatelstwo rzymskie w obliczu na przykład rzymskiego prokuratora Festusa, uchroni się przed śmiercią, na którą został skazany przez żydowskich arcykapłanów za swoją działalność religijną, tzn. za „wzbudzanie niepokoju wśród wszystkich Żydów na świecie”. I tak się stało. Rzymianie mieli bardzo sensowny zwyczaj: w przeciwieństwie do Żydów i później chrze-
Święty Paweł czy szalony Szaweł?
„Nawrócenie św. Pawła” – Caravaggio
Dla chrześcijan Paweł z Tarsu jest wzorem i religijnym autorytetem, a jego listy zostały uznane za natchnione przez samego Boga. Przez ateistów i agnostyków jest jednak często postrzegany jako fanatyk religijny. ca się z racjonalnej lektury Dziejów i Listów jest bardzo kontrowersyjna. Karlheinz Deschner uważany za współczesnego Woltera i najwybitniejszego krytyka Kościoła XX wieku tak oto opisuje „świętego” Pawła w „Kryminalnej historii chrześcijaństwa”: „Paweł stał się klasykiem nietolerancji, prototypem nawracacza (...) Agitatorem tak tępym i despotycznym, że w czasach nazizmu teologowie chrześcijańscy zaczną dostrzegać w jego gminach paralele do »jednostek brunatnej armii Hitlera« i marzyć o »SA (Sturmabteilung) Jesu Christi«”. Ten niegdyś
fanatyczny faryzeusz zażarcie tępiący nową niebezpieczną dla judaizmu sektę chrześcijańską stał się po swym sławnym objawieniu pod Damaszkiem jeszcze bardziej fanatycznym chrześcijaninem, a jego wydumana teologia chrześcijańska – oparta między innymi na antyludzkim celibacie, mizoginii i pogardzie dla nauki, inteligencji i logiki, jak również, paradoksalnie, na antysemityzmie – miała mieć fatalne skutki dla cywilizacji nie tylko Europy, ale i całego świata. Kimkolwiek Szaweł był i bez względu na to, co spowodowało jego fanatyczną, obsesyjną działalność misyjną, jedno jest pewne: nie był on świętym
ścijan – nie zabijali i nie karali ludzi za wierzenia i spory religijne. „Nawet po zdobyciu Jerozolimy – pisze Deschner – cesarze nigdzie nie zwalczali wiary żydowskiej; była ona religio licita – religią dozwoloną”. Szaweł został podobno ścięty w Rzymie, według tradycji – około roku 67, ale nie jest możliwe ustalenie, czy, kiedy i w jakich okolicznościach to nastąpiło. Choćby dlatego, że relacja Dziejów apostolskich urywa się nagle kilka lat po przybyciu Szawła do Rzymu, tj. około roku 64. Jeżeli Szaweł rzeczywiście został zamordowany przez Rzymian, to musiało to mieć miejsce podczas wojny żydowskiej, w latach 66–70, kiedy ekstremalna działalność religijno-polityczna Szawła i innych Żydów (głównie zelotów) stała się nie do zniesienia nawet dla tolerujących wszelkie dziwactwa religijne Rzymian. Zanim jednak Szaweł wsławił się jako „Święty Paweł, Apostoł Narodów”, był faryzeuszem, który ukończył rabiniczną szkołę w Jerozolimie (co świadczyło o pewnym materialnym komforcie jego rodziny). Chrześcijan prześladował bezwzględnie aż do dnia, kiedy w drodze do Damaszku ujrzał oślepiające światło i usłyszał głos Jezusa. W wyniku tej najsłynniejszej chyba w chrześcijaństwie konwersji (która mogła mieć miejsce około 34 r. n.e.) Szaweł stał się
żarliwym promotorem Chrystusa jako Boga-Zbawiciela i rozpoczął nawracanie Imperium Rzymskiego w trakcie swych słynnych podróży misyjnych do Azji Mniejszej, Macedonii, Grecji i Rzymu. Stworzył podwaliny pod nową religię żydowską, która w ciągu trzech wieków stała się religią państwową Imperium Rzymskiego i zrobiła karierę religii światowej. A jej podstawą było widzenie i słyszenie Szawła. Bo czym właściwie była owa „światłość z nieba”, która go tak „olśniła”, że upadł na ziemię, stracił wzrok i usłyszał głos nieżyjącego Jezusa? Jak zwykle w Nowym Testamencie i Biblii w ogóle, istnieją sprzeczne wersje tego, co się stało, czyli trzy różne opisy ważnego przecież wydarzenia. Tak ważnego, że opis jego powinien być bezdyskusyjnie jasny i konsekwentny. A nie jest. Oto te trzy różne wersje: l Według Dziejów apostolskich 9, 3–7, Szaweł olśniony nagle „światłością z nieba” upadł na ziemię i usłyszał głos Jezusa, który mówił: „Szawle, Szawle, dlaczego mnie prześladujesz?”. Następnie dowiadujemy się, że „ludzie, którzy mu towarzyszyli w drodze, oniemieli ze zdumienia, słyszeli bowiem głos, lecz nie widzieli nikogo”. l W Dziejach 22, 9, Szaweł zmienia powyższą relację, mówiąc, że towarzysze jego widzieli światło, ale „głosu, który do [niego] mówił, nie słyszeli”. l Kiedy Szaweł po raz trzeci relacjonuje to wydarzenie (przed królem żydowskim Herodem Agryppą II), raz jeszcze modyfikuje opis wydarzeń. W Dziejach 26, 13–20, Szaweł
mówi o świetle i upadku na ziemię, ale nie wspomina nic o Ananiaszu, który w poprzednich wersjach odgrywa kluczową rolę w przywróceniu wzroku oślepionemu Szawłowi w Damaszku i – co ważniejsze – w przekazaniu mu instrukcji dotyczących dalszych poczynań. Przed Agryppą natomiast Szaweł nagle zapomina o Ananiaszu i po powrocie do Damaszku zaczyna natychmiast „nawoływać najprzód mieszkańców Damaszku i Jerozolimy, a potem całej ziemi judzkiej i pogan, aby pokutowali i nawrócili się do Boga...”. Jak pisze Shmuel Golding, jeden z redaktorów jerozolimskiego pisma Problematyka Biblijna, jest rzeczą „bardzo podejrzaną, że opowiadanie Pawła ma trzy wersje”. Jakie jest więc racjonalne wytłumaczenie „doniosłego wydarzenia”, które miało miejsce na drodze do Damaszku, wydarzenia, które miało tak diametralnie zmienić bieg historii? Tylko ślepa wiara może sprawić, że współczesny człowiek może wierzyć w takie historie. Celem pism Nowego Testamentu nie jest obiektywny opis wydarzeń historycznych, a jedynie
bezkompromisowa propaganda chrześcijańska, dla której ślepa wiara jest wszystkim, a nauka, racjonalizm, logika i sceptycyzm – niczym. (Jak mówi Szaweł w pierwszym liście do Koryntian 1, 20: „Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata?”). Według niektórych wersji „olśnienie” Szawła było po prostu porażeniem przez piorun, a „głos” Jezusa to grzmot towarzyszący takiemu wyładowaniu elektrycznemu. W czasach biblijnych, jak wspomina Ruth Green w swojej książce The Born Again
Skeptic’s Guide to the Bible, wierzono, że grzmot towarzyszący uderzeniu pioruna to głos Boga. Inna wersja sugeruje, że Szaweł był epileptykiem i że jego „olśnienie” pod Damaszkiem to szczególnie ostry atak epilepsji powodujący silną halucynację; atak tak silny, że pomieszał Szawłowi zmysły i nie był on w stanie odróżnić rzeczywistości od zjawy halucynacyjnej. Przypuszczenie, że Szaweł mógł cierpieć z powodu epilepsji, która może wywoływać uniesienia lub „zachwycenia” religijne, potwierdza pewien ustęp w Dziejach, gdzie Szaweł miał powiedzieć: „A gdy wróciłem do Jerozolimy i modliłem się w świątyni, wpadłem w zachwycenie” (22, 17). Jeżeli „olśnienie” pod Damaszkiem było po prostu atakiem epilepsji, to – jak mówi Isaac Asimov w wyżej wspomnianej książce – „atak epilepsji zmienił losy świata”! Ktoś, kto pada na ziemię, może dostać bardzo poważnych urazów głowy, np. stłuczenia i wstrząśnienia mózgu, szczególnie gdy uderzy głową na przykład o przydrożny kamień. Wynikiem takiego uderzenia mogą być krótkotrwałe poważne urazy, np. utrata wzroku (Szaweł był podobno oślepiony, jak wiemy z Nowego Testamentu, przez kilka dni). Mogą też nastąpić trwałe uszkodzenia mózgu, które w neurologii określa się mianem „pourazowej encefalopatii”. Takie urazy manifestują się czasami trwałymi zmianami w psychice rannego, czyli zmianami osobowości. Jest rzeczą ewidentną, że na skutek „objawienia” pod Damaszkiem ideologia Szawła uległa permanentnej zmianie: z zagorzałego antychrześcijanina stał się nie tylko zagorzałym chrześcijaninem, ale również ofiarą własnej samodestrukcyjnej egomanii, ponieważ do końca życia wyobrażał sobie, że Jezus wybrał go na apostoła narodów. Każdy, kto doznał choćby lekkiego wstrząsu mózgu, może potwierdzić, że na skutek uderzenia głową o twardy przedmiot można zobaczyć „gwiazdy”, jak to się potocznie mówi. I to jest zapewne ta wielka „światłość”, którą mógł zobaczyć Szaweł na drodze do Damaszku. Teza, że tzw. widzenie św. Pawła to
zwykłe urojenie wywołane atakiem epilepsji, urazem mózgu czy w jakiś inny naturalny sposób, wydaje się dziś oczywista. Podejrzenie, że „Święty Paweł” był, mówiąc potocznie, „stuknięty”, nie umknęło uwagi bardziej racjonalnych i wykształconych ludzi tamtego czasu, jak np. wspomniany Festus. Przysłuchując się wywodom Szawła-Pawła o Bogu, Festus wreszcie przerywa mu jego ewidentnie trudne do zniesienia ględzenie i mówi: „Tracisz rozum, Pawle (...) wielka nauka doprowadza cię do utraty rozsądku”. Jest rzeczą niezwykłą, że autorzy tak subiektywnej i tendencyjnej propagandy chrześcijańskiej, jaką są Dzieje apostolskie, zdecydowali się zacytować tak wymowną wypowiedź współczesnego im Rzymianina, bo świadczy ona o tym, że nikt rozsądny w tamtych czasach nie brał poważnie wywodów Pawła o jakimś zmartwychwstaniu „jakiegoś... Jezusa”, jak się wyraził Festus.
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r. Gdyby nie Chrystus, nie byłoby chrześcijaństwa. To chyba oczywiste. Ale gdyby nie Szaweł i jego działalność misyjna – konsekwentna, bo napędzana prawdopodobnie urazem czy schorzeniem umysłowym – szybko zapomniano by o „jakimś Jezusie” i nie byłoby nigdy wczesnych gmin chrześcijańskich, czyli nie byłoby też chrześcijaństwa, które wkrótce wymarłoby tak jak inne sekty żydowskie z tamtego okresu. I tak jak wiele innych sekt, religii i bogów w ciągu minionych tysiącleci. Szaweł mógł, wydaje się, bez końca rozprawiać o Bogu i swym gadaniem czasami zanudzać swoich słuchaczy dosłownie na śmierć. Świadczy o tym tzw. cud w Troadzie, incydent równie komiczny co tragiczny. Otóż podczas jednego z wielu mętnych, nudnych i
niekończących się wywodów Szawła o swym niby to posłannictwie Bożym, pewien słuchacz, „młodzieniec imieniem Eutych” po prostu zasnął, a następnie spadł „z trzeciego piętra na dół” i zabił się. (Według „słowa Bożego”, spada się „na dół”, a nie np. do góry). Ale dla Szawła – jak i dla innych takich wskrzesicieli zawodowych jak Jezus czy Piotr – nie było widocznie żadnych problemów, aby przywrócić „martwego” młodzieńca do życia. „Paweł zeszedł”, mówią nam Dzieje apostolskie, „przypadł do niego i wziął go w ramiona: »Nie trwóżcie się – powiedział – bo on żyje«”. Tak po prostu! Człowiek, który zmarł, nagle ożył, bo tak powiedział Szaweł. Świat ludzi, którzy utracili rozum, pełen jest zmartwychwstałych nieboszczyków. I taką to religię szalonego Szawła – ponaginaną dodatkowo dla własnych potrzeb przez Kościół papieski – narzucono nam, Polakom, kiedy Mieszko ożenił się z czeską księżniczką. I to miał być ten tak „bardzo ważny moment” w dziejach Polski. I był... tylko głównie z tego względu, że polski Kościół rzymskokatolicki popełnił olbrzymie przestępstwo przez bezwzględne wytępienie rodzimej, słowiańskiej (czyli rdzennie polskiej) kultury i zastąpienie jej obcą, hebrajską (czyli żydowską) religią założoną głównie przez Szawła, a nie przez Jezusa Chrystusa, jak się powszechnie przyjmuje. To on poprzez swą nieustanną akcję misyjną umożliwił przekształcenie lokalnej sekty żydowskiej w religię uniwersalną, którą uważał za jedynie prawdziwą. To jasne, że dla obiektywnego historyka religii powyższe dane mogą być truizmami, ale warto je przypominać, bo wielu Polaków ciągle nie wie lub nie chce wiedzieć, że chrześcijaństwo to w rzeczywistości religia ściśle żydowska, że Polacy – przyjąwszy chrześcijaństwo – wielbią obce bóstwo, że Jezus i Maria byli Żydami, że „Święty Paweł”, „Apostoł Narodów” i faktyczny założyciel chrześcijaństwa, to Żyd Szaweł. Żyd, któremu udało się zarazić świat swoją chorobą. KAZ DZIAMKA Redaktor naczelny The American Rationalist, USA
MITY KOŚCIOŁA
15
Kontrowersyjny apostoł? K
westionując świętość apostoła, Autor być może zapomniał, że pojęcie świętości w biblijnym znaczeniu zasadniczo różni się od katolickich wyobrażeń. Przypomnijmy, że do świętości powołany już został naród izraelski, a sama świętość uwarunkowana była posłuszeństwem Bogu (2 Mojż 19, 5–6). Podobnie przedstawia to Nowy Testament (1 Kor. 6, 11; Hbr. 10, 10; 1 P 1, 22) i dlatego ap. Paweł, zwracając się do wierzących, nazywa ich świętymi (Flp 1, 1; 1 Kor 1, 2). A zatem świętość nie była jakimś szczególnym wyróżnikiem dotyczącym wyłącznie apostołów. Do świętości powołani zostali bowiem wszyscy chrześcijanie (1 P 1, 15–16). Czy z tego powodu nazwiemy ich szaleńcami? Jeśli chodzi o Pawła, jest on wzorem i autorytetem dla chrześcijan dlatego, że wiernie naśladował Jezusa (1 Kor 11, 1). Dodajmy, iż wzorem godnym naśladowania byli nie tylko apostołowie, ale również sami wierzący (1 Tes 1, 7–8). A co z kwestią natchnienia? Czy listy ap. Pawła możemy uważać za natchnione przez Boga? Przede wszystkim przypomnijmy, że Paweł i inni posługiwali się Pismami starotestamentowymi (Dz 17, 2–3, 11). Z czasem, w wyniku zaistniałych potrzeb, powstały listy apostolskie. Niektóre z nich miały charakter osobisty, zaś inne pisane były do poszczególnych kościołów (Kol 4, 16). Sam ap. Paweł podkreśla jednak, że wiele jego rad „jest zaleceniem, a nie rozkazem” (1 Kor 7, 6). Kiedy zaś pisze, że tak nakazuje Bóg, opiera się na przykazaniach starotestamentowych (1 Kor 7; 10, 19). W innym jednak miejscu podkreśla, że otrzymał objawienie od Boga, i dlatego „ewangelia, którą zwiastuje, nie jest pochodzenia ludzkiego” (Ga 1, 12–13). Uznanie więc listów ap. Pawła za natchnione przez Boga jest sprawą osobistą chrześcijan (1 Kor 12, 7; 2 P 3, 15–16). Kto zaś ich za takie nie uznaje, to jego sprawa. Pan Dziamka zarzuca też apostołowi fanatyzm religijny, popieranie celibatu, pogardę dla nauki, antysemityzm itp. Ale i te zarzuty są bezpodstawne. Posądzanie Pawła o propagowanie celibatu (w katolickim rozumieniu) jest oczywistym nieporozumieniem. Apostoł Paweł nie tylko zalecał, aby
biskupi byli żonaci, ale nawet ostrzegał przed tymi, „którzy zabraniają zawierania związków małżeńskich” (1 Tm 3, 1–5; 4, 3). Trudno też posądzać ap. Pawła o pogardę dla nauki, inteligencji i logiki. On sam był człowiekiem wykształconym (Dz 22, 3; 26, 24). Jeśli więc sprzeciwiał się „filozofii i czczym urojeniom, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie” (Kol 2, 8), to nie ze względu na pogardę dla nauki, ale z powodu bałamutnych doktryn i wierzeń. A co z antysemityzmem? Jaki był stosunek ap. Pawła do swoich rodaków? Oto jego słowa: „Mam wielki
Autor artykułu „Święty Paweł czy szalony Szaweł?”, dr Kaz Dziamka, kwestionuje autorytet, świętość oraz natchnienie przez Boga pism Pawła, a jego samego uznaje za szaleńca, fanatyka i antysemitę. Rozważmy zatem jego zarzuty. smutek i nieustanny ból w sercu swoim. Albowiem ja sam gotów byłem modlić się o to, by być odłączony od Chrystusa za braci moich, krewnych moich według ciała, Izraelitów, do których należy synostwo i chwała, i przymierza, i nadanie zakonu, i służba Boża i obietnice”. (Rz 9, 2–4 oraz 11, 1–2, 25–29). Tekst ten nie wymaga żadnych komentarzy!
kiedy w jednym miejscu czytamy, że towarzysze Pawła „głos słyszeli”, a w innym, że „głosu tego, który rozmawiał [z nim], nie słyszeli”, możemy wnioskować, że uczestnicy całego zdarzenia mogli jedynie słyszeć jakiś głos, ale ponieważ nie był on skierowany do nich, lecz do Saula, nie rozumieli go – czyli nie słyszeli treści rozmowy.
I najważniejsza sprawa, a dotycząca trzech opisów spotkania Pawła ze zmartwychwstałym Jezusem. Otóż Autor krytycznego artykułu pt. „Święty Paweł czy szalony Szaweł?” twierdzi, że w opisach tych występują rażące sprzeczności, a widzenie ap. Pawła to skutek fizycznego urazu. Sięgnijmy więc do tych opisów. Z pierwszego, zamieszczonego w Dziejach apostolskich, dowiadujemy się, że Saula „olśniła nagle światłość z nieba, a gdy upadł na ziemię, usłyszał głos mówiący do niego: Saulu, Saulu, czemu mnie prześladujesz?”. Z dalszej zaś relacji dowiadujemy się, że „mężowie, którzy z nim byli w drodze, stanęli oniemiali, głos bowiem słyszeli, ale nikogo nie widzieli” (9, 3–7). Z kolei w drugim opisie, w Dz 22, 9, czytamy: „A ci, którzy byli ze mną, światłość wprawdzie widzieli, ale głosu tego, który rozmawiał ze mną, nie słyszeli”. Natomiast w trzecim opisie, w Dziejach 26, 13–20, w ogóle nie ma wzmianki o powyższych szczegółach dotyczących towarzyszy Saula. Czy istnieje jakieś racjonalne wyjaśnienie powyższych różnic? Przede wszystkim należy zauważyć, że ap. Paweł mówi o swoim przeżyciu w różnych sytuacjach i podkreśla to, co jest najważniejsze, pomijając pewne szczegóły. Tak więc
Podobnie można wyjaśnić i drugą pozorną sprzeczność. W pierwszym opisie czytamy, że towarzysze Pawła „nikogo nie widzieli”. Natomiast w drugim podaje się, że „światłość wprawdzie widzieli”. Stąd wniosek, że jakkolwiek uczestnicy zdarzenia „widzieli światłość”, to w rzeczywistości „nikogo nie widzieli”. Zatem w opisach tych
nie ma sprzeczności, a jedynie drobne różnice, które łatwo wyjaśnić przy odrobinie dobrej woli. Inna sprawa – to „olśnienie” Pawła. Autor, Kaz Dziamka, popiera tezę, jakoby „olśnienie” to było skutkiem uderzenia pioruna, a „głos” Jezusa to nic innego jak grzmot. Argumentacja ta jest nie do przyjęcia z tej prostej przyczyny, że tekst ani słowem nie wspomina o jakiejkolwiek burzy. Krytyki nie wytrzymuje też sugestia, że Saul był epileptykiem. Gdyby tak było, jego przeciwnicy wiedzieliby o tym i wykorzystaliby to przeciwko niemu. Tak samo nie do obrony jest twierdzenie, że Saul podczas upadku doznał urazu głowy, wskutek czego miał ujrzeć „gwiazdy”, czyli „światłość z nieba” oraz doznać zmian osobowości. Argument ten jest nie do przyjęcia, ponieważ wszystkie
opisy tego zdarzenia mówią, że Saula najpierw „olśniła światłość z nieba”, a dopiero potem upadł na ziemię. Proponuję też logicznie zastanowić się nad całą sprawą. Czy burza, piorun i upadek na ziemię mogą tak zdeterminować człowieka, że zmienia on później całe swoje życie i poświęca je (także dosłownie) jednej idei? Redaktor Kaz Dziamka powołuje się też na wypowiedź Festusa, który powiedział: „Szalejesz, Pawle! Wielka uczoność przywodzi cię do szaleństwa” (Dz 26, 24). Twierdzi więc, że ap. Paweł był po prostu „stuknięty”. Pan Dziamka pomija jednak (celowo?) innego świadka wystąpienia ap. Pawła, a mianowicie króla Agryppę. Król nie podzielał opinii Festusa. Wręcz przeciwnie, powiedział: „Niedługo, a przekonasz mnie, bym został chrześcijaninem” (Dz 26, 28). Inny jego zarzut mówi, że gdyby nie Szaweł „nie byłoby chrześcijaństwa, które wkrótce wymarłoby, tak jak inne sekty żydowskie z tamtego okresu”. Jak tego rodzaju argumentacja ma się do wypowiedzi jednego z wybitnych nauczycieli żydowskich – Gamaliela? Oto jego słowa: „Co się tyczy tej sprawy, powiadam wam: Odstąpcie od tych ludzi i zaniechajcie ich; jeśli bowiem to postanowienie albo ta sprawa jest z ludzi, wniwecz się obróci; jeśli jednak jest z Boga, nie zdołacie ich zniszczyć, a przy tym mogłoby się okazać, że walczycie z Bogiem” (Dz 5, 38–39). Widzimy więc, że gdyby działalność ap. Pawła była ludzkim przedsięwzięciem jakiegoś obłąkanego szaleńca, to najprawdopodobniej skończyłby tak, jak wspomniany przez Gamaliela Teudas lub Juda Galilejczyk. Stało się jednak inaczej, i to powinno dać wiele do myślenia redaktorowi naczelnemu The American Rationalist. I jeszcze jeden zarzut – dotyczy wzbudzenia z martwych Eutychusa (Dz 20, 7–12). Opis tego zdarzenia nie jest równoznaczny z tym, że Eutychus był naprawdę martwy. Ap. Paweł wcale tak nie twierdził. Przeciwnie, powiedział, że żyje. Wszystko więc wskazuje na to, że chłopiec chwilowo stracił przytomność, a ap. Paweł bynajmniej nie próbował niczego robić na pokaz. Twierdząc, że Polakom narzucono „religię szalonego Szawła”, dr Dziamka zamierza ostatecznie zdyskredytować postać ap. Pawła. Prawda jednak jest taka, że Polakom narzucono (w czasach Mieszka I) religię rzymskokatolicką, która niewiele ma wspólnego z nauką apostolską. Gdyby więc Pan Dziamka dogłębnie zapoznał się z tą ostatnią, nie wysuwałby tego rodzaju oskarżeń. Jego argumentacja jest co najmniej dziwna – najpierw oskarża Pawła o antysemityzm, aby w końcowej części swego artykułu dać do zrozumienia, że chrześcijaństwo jest najgorszą z przypadłości, jakie mogły nas dotknąć, a to tylko dlatego, że jest to „religia ściśle żydowska”. I kto tu jest antysemitą? BOLESŁAW PARMA
16
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
MITY KOŚCIOŁA
Pius IX zgina łokieć Soborem Watykańskim I zawładnął papież chory na padaczkę ze wszystkimi tego skutkami. Wcześniej w przebraniu zwykłego księdza uciekał z Watykanu przed wrogimi wojskami. Wręcz chorobliwe dążenie Piusa IX do uchwalenia dogmatu o nieomylności papieskiej było rewanżem za osobiste upokorzenia. 13 lipca miną 132 lata od uchwalenia przez Sobór Watykański I dogmatu o nieomylności papieskiej. Chociaż większość katolików puknie się z tej okazji w czoło, należałoby jednak wiedzieć, że powstał on w wyniku mistrzowskiej manipulacji soborem przez Piusa IX. Prawosławny teolog Sergiej Bułhakow uważał, że „Pierwszy Sobór Watykański miał tyle wspólnego z prawdziwym soborem, co zjazdy partii komunistycznych z reprezentacją ludzi pracy”. Butler, pisarz katolicki, napisał: „Wszystkie sprawy zachowywał papież całkowicie w swojej dyspozycji. Czuwał nad procedurą i nic nie mogło stać się bez jego akceptacji. Biskupi byli proszeni i napominani, aby mówili tylko sprawy miłe Kościołowi. Ale nawet takie propozycje musiały być skierowywane do specjalnej kongregacji, powołanej przez papieża, aby stwierdzić, czy odpowiadają one rzeczywiście życzeniom papieża i dopiero wtedy mogą być przedstawione na soborze...”. Słowem – totalna cenzura.
Historia każdego kraju kryje w sobie mniej lub więcej przypadków opisujących życie tak zwanych czarnych owiec, czyli tych, o których istnieniu wolałoby się raczej zapomnieć. Także historia Watykanu nie jest wolna od takich postaci. Papieże nader często nie byli wzorem cnót, choć podobno stoją na ich straży. Nieobce im były nie tylko ułomności zwykłych śmiertelników, ale i takie występki jak cudzołóstwo, zbrodnia, nepotyzm, kłamstwo i coś, co można by nazwać zbrodnią pośrednią, a co łączy się z działalnością inkwizycji. Trudno dziś dociec, co było bezpośrednią przyczyną wydania (5 grudnia 1484 roku) przez papieża Innocentego VIII bulli rozpoczynającej procesy o czary. Najprawdopodobniej przyszły papież z podobnymi, ale wówczas nieformalnymi jeszcze procesami, zetknął się na terenach niemieckich podczas pełnienia tam obowiązków nuncjusza papieskiego. Ponieważ jego życie było pełne tak zwanych pomyłek i często rozmijało się z drogą Bożą, wielu teologów uważa, że zapoczątkowanie procesów inkwizycyjnych było z jego strony próbą odkupienia swoich
Pius IX nie pozwolił dyskutować biskupom o historycznych obiekcjach co do nieomylności papieskiej. „Biskupi, którzy chcą dyskutować, powinni przemyśleć swoją wiarę” – grzmiał. Błogostan papieża zakłócali biskupi, którzy taki sposób prowadzenia obrad soboru uznali za kuriozalny. Biskup Francois le Courtier napisał: „Nasza słabość w tej chwili (...) wynika z braku wolności, która jest bardzo ograniczona”. Papież szybko tracił szacunek biskupów. Pius IX nie był naukowcem, lecz zdecydowanie odrzucał wszelkie uwagi profesorów teologii. Kardynał Guidi, arcybiskup Bolonii, a poprzednio profesor teologii systematycznej i Starego Testamentu, przekonywał papieża, że nieomylność nie jest osobistą cechą papieża, bo jest atrybutem samego Boga, a nie człowieka. Daremnie. Biskup Freppel, dziekan wydziału teologii na Sorbonie, ostro sprzeciwiał się uchwaleniu dogmatu, uważając, iż „nieomylność to fanatyczny despotyzm oraz absolutyzm, (...) zwykły system prawny
średniowiecznych imperiów”. Fali despotyzmu obawiali się również światli europejscy katolicy, śląc petycje protestacyjne do swych biskupów. Odpowiedzią Piusa IX było przyspieszenie prac i uciszanie przeciwników. Biskup Strossmayer, profesor teologii w Diakovar, ocenił jednoznacznie: „Sobór nie jest wolny, dlatego nie jest prawdziwy i dlatego nie obowiązuje katolików całego świata w ich sumieniach”. Strossmayer uważał dążenie (już wyraźnie chorobliwe) papieża Piusa IX do uchwalenia dogmatu o swej nieomylności za karę boską na
Kościół: „Gdyby Pan Nieba chciał nas ukarać; (...) to nie potrzebowałby zezwolić żołnierzom Garibaldiego, by wypędzili nas z tego odwiecznego miasta. Potrzebowałby tylko uczynić Piusa IX bogiem”. Czas coraz bardziej naglił, wojna francusko-pruska lada chwila miała wybuchnąć. 9 maja 1870 roku Pius IX przedstawił do zaakceptowania ostateczny tekst dogmatu. Nawet zwolennicy dogmatu o nieomylności, ci którzy zachowali chociaż odrobinę rozsądku, z niechęcią obserwowali niezwykłą eskalację siły papieża i byli zaszokowani jawnym pogwałceniem dotychczasowych zasad prowadzenia obrad, nienormalnym ich pośpiechem. W takiej sytuacji 55 ojców soboru poinformowało lojalnie papieża, że pozostaje w opozycji, i opuściło sobór. Nadszedł dzień 13 lipca 1870 roku: na 601 ojców soboru (którzy się stawili) – mimo nacisków i gróźb pozbawienia stanowisk – aż 88 biskupów głosowało przeciwko dogmatowi, 62 wstrzymało się od głosu, a tylko 451 oddało głos na „tak”.
Patron morderców własnych grzechów. To, że papieże mieli kochanki, było powszechnie wiadome. Nie dziwiło więc nikogo, że jeszcze przed objęciem najwyższej godności kościelnej późniejszy Innocenty VIII miał z kochanką dwoje dzieci. Jego syn został poprzez małżeństwo zięciem Wawrzyńca Wspaniałego, zaś córka została wydana za papieskiego skarbnika. Człowiek, który sam miłował kobiety, stał się ich nieprzejednanym wrogiem i nie tylko przymykał oczy na zbrodnie na nich popełniane, ale sam do nich zachęcał. Kiedy się czyta „Młot na czarownice” czy inne tego typu „uczone rozprawy”, nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż dzieła te wyszły spod ręki sadomasochistycznych dewiantów. Wiele ze spalonych kobiet odznaczało się nie tylko wyjątkową inteligencją, ale i wiedzą często daleko wykraczającą poza ówcześnie wytyczone przez Kościół ramy. Na stosach palono np. akuszerki, czyli kobiety pomagające rozwijać się życiu. Najprawdopodobniej wiedziały one o grzechach duchownych i członków
zgromadzeń więcej niż ktokolwiek inny. Zamknięcie im ust na zawsze powodowało osłabienie przeciwników politycznych, a samym zleceniodawcom zbrodni otwierało „drogę do nieba”. Czasami jednak i same kobiety przyczyniały się do tego, iż widziano w nich czarownice. Dawna, przekazywana z pokolenia na pokolenie wiara w zaklęcia i religie z czasów przedchrześcijańskich stawała się często przyczyną śmierci kobiet zajmujących się jedynie pomaganiem ludziom. Papież powiadomiony o czarach postanowił przekazać zbadanie całej sprawy swoim niemieckim legatom. Pozornie wszystko więc było w porządku. Zbadać – nie znaczy jeszcze skazać i nie znaczy męczyć. A jednak. Być może, gdyby nie fanatyczna i chorobliwa wiara w istnienie czarownic, jakiej hołdowali Jakub Sprenger i Henryk Kramer, nie doszłoby do rozpętania histerii strachu przed nimi, a sam papież musiałby znaleźć dla swojej grzesznej duszy inne lekarstwo.
Zaledwie mniej niż połowa z 1084 osób z uprawnieniami do głosowania i mniej niż dwie trzecie z siedmiuset biskupów na początku soboru. W takim sztucznie zmniejszonym składzie Pius IX zmusił sobór do przyjęcia najbardziej radykalnej formuły: „Definicje papieża są same z siebie niezmienne, a nie wypływa to ze zgody Kościoła”. W ten brutalny sposób, mimo licznych protestów, papieska nieomylność została podniesiona do rangi artykułu wiary, jak np. dogmat o Trójcy Świętej czy o zmartwychwstaniu. Dwa dni po uchwaleniu dogmatu wybuchła wojna francusko-pruska – był to koniec soboru. Co byłoby z nieomylnością papieża, gdyby wojna zaczęła się wcześniej? Biskupi, którzy na znak protestu opuścili sobór, przemyśleli, co ich czeka, i szybko pogodzili się z nieomylnością papieża, a biskupi austro-węgierscy, którzy na soborze występowali jako umiarkowani przeciwnicy dogmatu, po kilku latach dostali nawet kapelusze kardynalskie. Von Döllinger, prof. historii Kościoła i prawa kościelnego na uniwersytecie w Monachium, nigdy nie zaakceptował dogmatu. Pius IX już w niecały rok po soborze ekskomunikował go. Z powodu nowego artykułu wiary w Kościele doszło do rozłamu – tysiące zgorszonych katolików (w tym wielu teologów) odeszło, zakładając kościoły starokatolickie. Takie były skutki chorobliwej pychy Piusa IX, człowieka, którego „najwyższy autorytet moralny” – Jan Paweł II wyniósł na ołtarze... ANDRZEJ JĘDRYCZKO Fot. archiwum
które stanowiły – zdaniem badaczy – około 80 procent wszystkich ofiar. W tej liczbie jedną trzecią stanowiły akuszerki. Inkwizycja bardzo przypomina nie mniej słynne ze stosowania tortur w celu przyznania się do winy – hitlerowskie gestapo. Przed stosami nie sposób było uciec. Płonęli na nich zarówno zwykli ludzie, jak i księża, uczeni, astrologowie i zakonnicy. Któż z nas nie zna historii procesu wielkiego mistrza i rycerzy zakonu templariuszy, który odbył się we Francji za czasów panowania Filipa IV Pięknego? BRAT KAZIMIERZ Repr. archiwum
Nuncjusze, podobnie jak ich mocodawca, także nie byli wolni od win. Otóż Kramerowi zarzuca się między innymi sprzeniewierzenie tak wielkich sum odpustowych, że sam z trudem uniknął więzienia. Do tego można też dopisać fałszerstwo aktu notarialnego na własną korzyść, czego dopuścił się wraz ze Sprengerem i pewnym adwokatem. Tak więc trzy lata od polecenia zbadania pogłosek o czarach, zamiast pomówienia odrzucić, nuncjusze piszą wiekopomne dzieło „Młot na czarownice”, które wykorzystywano przez wiele stuleci. Grzeszny papież swą bullą rozdmuchał tak wielki ogień, że najprawdopodobniej pochłonął on życie kilku milionów ofiar. Tę liczbę można jedynie domniemywać, a to ze względu na zniszczenie wielu dokumentów inkwizycji. Ogień był ostatnim stadium męki ludzi, których zeznania wcześniej wymuszane były okropnymi torturami. Innocenty VIII stał się więc pośrednim zabójcą wielu kobiet, Tytułowa strona Instrukcji postępodzieci i mężczyzn. Przede wania dla urzędu Świętej Inkwizycji wszystkim palono kobiety, Thomasa Torquemady
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
O ZBAWIENIU... (3)
Protestanta T
rudności z zaakceptowaniem katolickiej koncepcji ludzkich losów po śmierci, czyli ewentualnego zbawienia lub potępienia, znalazły odbicie w tezach głoszonych przez protestantów od XVI wieku. Oczywiście, będąc prawowiernymi chrześcijanami i gorącymi zwolennikami ścisłego rozumienia Pisma Świętego, protestanci przyjmowali istnienie nieba: początkowo jako miejsca, a potem stanu, w którym mają znaleźć wieczny azyl dusze ludzi pobożnych. Zresztą Nowy Testament pełen jest odnośników i wskazań, że prawdziwi wyznawcy Chrystusa dostąpią kiedyś zbawienia, które było tożsame z dostaniem się do nieba. Równie oczywista wydaje się protestancka wiara w piekło, czyli pośmiertną karę przeznaczoną dla grzeszników. Jakkolwiek dziś może się to wydawać dziwne, protestantyzm w swej istocie był o wiele bardziej tradycyjny niż Kościół katolicki. Chodzi tu o nawrót do dosłownego rozumienia Pisma Świętego i całkowite (oczywiście – tylko w założeniach)
odrzucenie jego dogmatycznych, kościelnych interpretacji. Skoro zatem nie ma w świętych tekstach wzmianek o czyśćcu, nic takiego funkcjonować nie może. Protestanccy teologowie wskazują przy tym, że argumenty katolików mające uzasadnić istnienie czyśćca opierają się nie na kanonicznych pismach, ale na zniekształcającej, narzuconej przez papiestwo interpretacji, która z kolei została podyktowana chęcią zysków czerpanych z handlu odpustami, z ofiar na msze zaduszne i świece oraz z donacji wyłudzanych od przerażonych grzeszników. Dodajmy, że wbrew wyraźnemu zakazowi
BÓG I BOGOWIE wyrażonemu w Piśmie Świętym (Hbr. 10, 14–18). Kiedy wspominany w poprzednim odcinku ewangelista Mateusz (12, 32) pisał o odpuszczaniu grzechów „w tym wieku i w przyszłym”, miał prawdopodobnie na myśli życie ziemskie i pośmiertne, a tylko niejasność sformułowania dała katolickiemu klerowi asumpt do wymyślenia czyśćca. Zresztą równie śliskim okazuje się drugi rzekomy argument. Jest to kolejny fragment Ewangelii Mateuszowej (5, 25-26), gdzie nakazuje się grzesznikowi pogodzić ze swoim bliźnim, „aby cię snadź przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia słudze, i zostałbyś wtrącony do więzienia. Zaprawdę powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, aż oddasz ostatni pieniążek”. Jak z tych słów katolicy wyczytują informację o czyśćcu – pozostaje ich tajemnicą. Nawet czołowi teolodzy katoliccy XX/XXI wieku stopniowo zmiękczają swoje stanowisko, doskonale rozumiejąc, że brak im wiarygodnych argumentów. Na przykład kardynał Ratzinger stwierdził dość enigmatycznie, że czyśćcem jest Chrystus. Nie jest to co prawda odrzucenie dogmatu, ponieważ „tego się nie robi”, ale z całą pewnością słowa te wyrażają zwątpienie w tradycyjny czyściec. (Cdn.) LESZEK ŻUK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (16)
Wierzenia Japonii M
imo położenia na najdalszej rubieży Azji – Wyspy Japońskie okazały się regionem, na którym spotkały się i stopiły w nierozdzielną całość bardzo różne kultury i religie. Paleolityczny kult płodności znany w całej Eurazji wyrażał się w setkach kamiennych rzeźb, najczęściej kobiecych, zwanych dogu („figurki z ziemi”), oraz w przedstawieniach męskich narządów płciowych pod postacią stylizowanych kamiennych pałek sekibu o charakterystycznym kształcie. Były one popularne w Japonii aż do XX wieku jako dosodzin, czyli bogowie rodzicielscy. Symbole falliczne ustawiano wokół i wewnątrz domostw. Zapewniały one powodzenie, płodność i ochronę przed złymi mocami. Widać tu więc z jednej strony prastary kult Bogini-Matki jako żeńskiej energii twórczej oraz energii ziemi, a z drugiej – dualistyczną wizję świata wyrażającą się we wzajemnym uzupełnianiu przeciwstawnych sił rządzących kosmosem. Z nieco późniejszych czasów pochodzą kamienne kręgi, niektóre o promieniu nawet kilkudziesięciu metrów, w których środku znajduje się ceramiczne naczynie albo centralny kamień, co sugeruje kadzielnicę, misę ofiarną lub ołtarz. Były to prawdopodobnie miejsca kultu słońca i nieba, a może nawet obserwatoria odzwierciedlające określone zjawiska astronomiczne i służące do mierzenia czasu. Ich kolisty kształt jednoznacznie wskazuje na cykliczną koncepcję procesów wiecznego
i niezmiennego świata: co roku przecież wszystko się powtarza, a jeśli nawet istnieją cykle dłuższe, to ostatecznie wszystko i tak wraca do punktu wyjścia. Człowiek przychodzący do takiego miejsca miał poczucie zjednoczenia z najbardziej podstawowymi energiami kosmosu, którym oddawał tu cześć, składając ofiary z żywności, zwierząt... a nawet ludzi, o czym świadczą szczątki odkrywane wewnątrz kręgów. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że regularnie przybywali tu pielgrzymi, którzy – okrążając w określony sposób święte miejsce – odtwarzali odwieczny cykl natury i symbolicznie włączali się do niego. Analogie ze znanymi z innych kultur procesjami, Drogą krzyżową czy obchodzeniem Kaaby w Mekce – są oczywiste. Z całą pewnością twórcy tych konstrukcji wierzyli w jakąś formę pośmiertnej egzystencji człowieka. Zwłoki swoich zmarłych chowali bowiem w sposób ceremonialny, wyposażając je w przedmioty codziennego użytku, aby w zaświatach mogli z nich korzystać. Charakterystyczne dla prehistorycznej Japonii są groby pod stosami muszli. Nie chodziło tu jedynie o zapewnienie pożywienia w zaświatach, ale raczej o symbolikę muszli, które były znakiem życia i płodności. Szamanizm wywodzący się z Syberii przyniosły na wyspy żółtoskóre ludy paleoazjatyckie i Ajnowie, napływający tu od końca epoki lodowej. Szamanizm przejął i połączył wszystkie starsze formy życia religijnego,
wzbogacając je m.in. o kult zwierząt totemicznych i drzew. Kult ten wyraża się składaniem u stóp drzewa ofiar i obwiązywaniem pnia świętymi sznurami. Zgodnie z szamanistycznym światopoglądem, kosmos ma formę gigantycznego drzewa, którego korzenie tkwią w otchłaniach mrocznych podziemi, a korona sięga nieba pełnego światła. Ludzie i zwierzęta zamieszkują niższe gałęzie tego drzewa między podziemiami a niebem. Czczenie dużych drzew jest zatem pośrednim hołdem oddanym Drzewu Kosmicznemu. Ponadto jest sposobem umocnienia wszechświata i podtrzymania kosmicznego porządku. Niebagatelną rolę odgrywa tu również symbolika sznura i węzłów. Sznur jest prastarym znakiem łączności. W wielu dawnych kulturach szaman po sznurze właśnie dostawał się do świata duchów (warto przypomnieć choćby opowieści o indyjskich fakirach wspinających się do nieba) i za jego pomocą mógł odwiedzać piekło. Wiązanie sznurem jest zatem równoznaczne z łączeniem przeciwieństw i scalaniem świata. Tym bardziej że dokonuje się tego za pomocą węzłów, a węzeł jest kolejnym symbolem, którego początki giną w mroku pradziejów. Zawiązanie węzła oznacza skoncentrowanie energii i zablokowanie wpływów zewnętrznych. Dlatego w wielu kulturach wiąże się węzły „na szczęście” albo krzyżuje się palce jako jeszcze jedną postać zawęźlenia. LESZEK ŻUK
Pewnego razu Jezus opowiedział historię człowieka, który miał drzewo zasadzone w winnicy. Niestety, drzewo to nie owocowało przez kolejne trzy lata. Postanowił je więc wyciąć, ale pracownik winnicy poprosił go o jeszcze jeden rok cierpliwości. Jeśli drzewo, mimo odpowiedniego nawożenia, nie wyda owocu po tym czasie, zostanie wykarczowane (Łk 13, 6-9). Przypowieść ta zawiera cenne pouczenia. Ukazuje m.in. stosunek Boga do całej ludzkości. Po pierwsze, na przykładzie drzewa figowego, któremu poświęcono wiele uwagi i czasu, Jezus chce
17
w świecie okradają bliźnich. Życie potwierdza to każdego dnia. Problem ten występuje niemal wszędzie, gdzie nadarza się okazja czerpania osobistych korzyści kosztem innych ludzi. Tak więc przypowieść o drzewie figowym jest również napomnieniem dla wszystkich, którzy chcą korzystać z dorobku innych, nic w zamian nie dając. Przypowieść ta mówi również o Bożej cierpliwości. Mimo iż drzewo figowe nie rodziło owoców przez kolejne trzy lata, dano mu szansę. W ten sposób Bóg postępuje z nami! „Wszak Bóg przemawia raz i drugi, lecz na to się nie zważa: we śnie, w nocnym widzeniu... Wtedy otwiera ludziom uszy, niepokoi ich i ostrzega, aby odwieść człowieka od złego czynu i uchronić męża od pychy. Zachowuje jego duszę od grobu, a jego życie od śmiertelnego pocisku... Oto Bóg czyni to wszystko z człowiekiem dwa razy, trzy razy...” (Hi 33, 14–18, 29; por. 2 P 3; 9, 1 Tm 2, 4). Tak więc Bóg
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (19)
O drzewie figowym nam powiedzieć, że „komu wiele dano, od tego wiele będzie się żądać...” (Łk 12, 48). To znaczy, że im większe mamy możliwości, aby być użytecznym dla innych, tym większa jest nasza odpowiedzialność przed Bogiem i ludźmi! Zasada ta powinna znaleźć zastosowanie również w naszym prawodawstwie – w stosunku do wszystkich – ze szczególnym uwzględnieniem wysoko postawionych polityków i duchownych, którzy dopuścili się różnego rodzaju nadużyć. Powyższa przypowieść uczy też, że wszelka bezużyteczność prowadzi ostatecznie do zguby. O tym, że lenistwo nie popłaca, uczył już mędrzec Salomon. Oto jego słowa: „Idź do mrówki, leniwcze, przypatrz się jej postępowaniu, abyś zmądrzał... Jak długo będziesz leżał, kiedy podniesiesz się ze snu? Jeszcze trochę pospać, trochę podrzemać, jeszcze trochę założyć ręce, aby odpocząć. Tak zaskoczy cię ubóstwo jak zbójca i niedostatek, jak mąż zbrojny” (Prz 6; 6, 9–11). Z kolei w liście św. Jakuba czytamy: „Kto więc umie dobrze czynić, a nie czyni, dopuszcza się grzechu” (4, 17). Wielu ludzi – podobnie do drzewa figowego korzystającego z żywotnych sił gleby – prowadzi pasożytniczy tryb życia (nie mylić z niezawinionym bezrobociem!). Świat jest pełen różnego typu pasożytów. Spotykamy ich zarówno w kościołach, jak i na scenie społeczno-politycznej. Ten przejaw pasożytnictwa jest chyba najgorszy! Ludzie ci bowiem często cieszą się społecznym zaufaniem, a bardzo często zdarza się, że najzwyczajniej
„nie ma upodobania w śmierci bezbożnego, a raczej, by się bezbożny odwrócił od swojej drogi, i żył” (Ez 33, 11). Potwierdzeniem tego może być stosunek Chrystusa do Zacheusza, jawnogrzesznicy, łotra na krzyżu, Saula i wielu innych. I na koniec, przypowieść o drzewie figowym przypomina nam, że Bóg jest nierychliwy, ale sprawiedliwy. Jeżeli więc „lekceważymy bogactwo jego dobroci, cierpliwości i pobłażliwości, nie zważając na to, że dobroć Boża do nawrócenia nas prowadzi, to przez zatwardziałość swoją i nie skruszone serce gromadzimy sobie gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego” (Rz 2, 4–6). A zatem, mimo iż Jezus nie przyszedł nikogo sądzić, ale świat zbawić (J 12, 47), nie omieszkał zaznaczyć, że – podobnie do winnej latorośli – każdy, kto nie wydaje owocu, zostanie odrzucony (J 15; 2, 6). Na to zwracał uwagę również Jan Chrzciciel: „wszelkie drzewo, które nie wydaje owocu dobrego, zostaje wycięte i w ogień wrzucone” (Mt 3, 10). Przypowieść o drzewie figowym jest więc zachętą do właściwego wykorzystania czasu i możliwości. Przestrzega nas przed bezużytecznością i pasożytniczym trybem życia. Przypomina o Bożym miłosierdziu i o tym, co Bóg czyni dla ratowania człowieka. BOLESŁAW PARMA
18
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
BEZ DOGMATÓW
Jan Paweł II dał doskonałą wyez względu jednak na kładnię takiego myślenia, kiedy z typrzyczyny – fakty są pową dla siebie obłudą nie odniósł nieubłagane: gorzej się bezpośrednio do żadnego księtraktujemy siebie nażowskiego przypadku przestępstwa wzajem, niż czynią to seksualnego, ale ogólnikowo przepromieszkańcy zachodniej Europy, i masił hurtem za wszystkie. Oczywiście, my na ogół znacząco niższą samoocenie zapowiedział jakichkolwiek kar nę. Gdzie leżą tego przyczyny? My(chyba też uznał, że ma do czynienia ślę, że odpowiedź tkwi w organizacji z chorobą), prosił o wybaczenie i wynaszego społeczeństwa i państwa, którozumiałość dla błądzących duchowra pozbawia człowieka realnego wpłynych. Ciekawe, że w swoim miłosierwu na rzeczywistość. Kiedy na przydziu jakoś nie zatroszczył się o ofiakład pewien mój znajomy przyłapał ry panów w sutannach. W ogóle ofiazłodzieja podczas włamania do samory są dziś mniej ważne i prawo konchodu i sprowadził policję, tamten centruje się przede wszystkim na biedpowiedział, że... źle się poczuł i chciał nym przestępcy i jego resocjalizacji. tylko posiedzieć. Nawet nie stanął Nic więc dziwnego, że dochodzi do przed kolegium, bo oprócz uszkodzojawnego absurdu, kiedy utrzymanie nego zamka niczego nie można mu więźnia kosztuje cztery razy więcej było zarzucić! Naprawdę ciśnienie niż utrzymanie jednego podopieczczłowiekowi skacze, kiedy wczuje się nego w domu dziecka. w tę sytuację. Ów znajomy zapowieOczywiście nie mam nic przedział, że jeśli teraz przytrafi mu się ciwko ewentualnej resocjalizacji i zgacoś podobnego, po prostu spuści złodziejowi lanie. Nie chce ćwok przyjąć do wiadomości, że pobicie złodzieja czy zabicie bandyty włamującego się do mieszkania kończy się w Polsce smutno dla człowieka broniącego swojej własności albo życia. To jego stawia się przed sądem w charakterze oskarżonego. Jednym słowem, zdrowy, naturalny odruch okazuje się przestępstwem, a bandziora chroni prawo. Codziennie borykamy się – jeśli nie aż z tak grubymi sprawami, to przynajmniej z „drobiazgami”: ot, sąsiad, który dewastuje klatkę schodową, dzieci łamiące drzewka koło budynku, uczeń mówiący nauczycielowi, żeby się od niego odp... To tylko łagodniejsze przejawy polskiego piekła, którego jednak żadną miarą zmienić nie można. dzam się, że przestępstwo niewątpliPytani o przyczyny – z lubością wie ma swoje podłoże biologiczne, oczywiście wskazujemy na komunizm genetyczne czy środowiskowe. Tylko made in Soviet Union, który nas tak co zrobić z normalną większością? bardzo zdeprawował i przyniósł te Prawo ma przecież chronić społeczeńrzekomo „azjatyckie” obyczaje. Usprastwo przed złodziejami i bandytami wiedliwiamy się we własnych oczach, bez względu na przyczyny, dla jakich nie chcąc pamiętać, że nie tylko owi przestępcy dopuszczają się swow komunizmie należy upatrywać przyich czynów. Niechże więc będą leczeczyn, bo chociaż od ponad dziesięni, ale tam, gdzie już nie zagrażają ciu lat komunizmu u nas nie ma, to innym. Taka jest opinia zdecydowamłode pokolenie w dużym stopniu nej większości społeczeństwa, co zreszwciąż powiela te same niechlubne tratą poświadczają wszystkie sondaże dycje, dodając własne, często jeszcze opinii publicznej w Polsce. A jednak gorsze wzorce. Poza tym akurat w kowbrew tej świętej ponoć woli narodu munizmie bandytów traktowano na nikt się z nią nie liczy. Teoretycy deogół tak, jak sobie na to zasłużyli. mokracji i liberalizmu marnują mnóDziś zawsze znajdzie się jakieś „obiektywne” usprawiedliwienie dla przestępbserwujemy wciąż to samo zjacy. Fatalna rodzina, wisko i zarazem naczelną bozdeprawowane środowisko, bieda, uraz lączkę naszej rzeczywistości – niez dzieciństwa itd, itp. moc i poniżenie przeciętnego obyBardzo modne są też watela RP. Cała polska administrakoncepcje organicznego uzasadniania cja, struktura polityczna, organiprzestępstwa – niezacja służby zdrowia, szkolnictwo, dorozwój czegoś tam system podatkowy i bankowy, dow mózgu albo przerost określonego grusłownie wszystko pozbawia nas możczołu... Jednym słoliwości realnego, zdroworozsądkowem, nie ma już wego kształtowania własnego życia. przestępców ani przestępstw – są tylstwo śliny, żeby nas przekonać, iż banko chorzy cierpiący na rozmaite przydzior jest nieszczęśnikiem godnym padłości, za które przecież nie mogą pogłaskania po główce, chociaż tak odpowiadać. Chory na gruźlicę nie zwany „porządny człowiek” wolałby jest karany za swoją chorobę, więc go widzieć za kratkami. Na dodatek dlaczego karać arcybiskupa, któremu ci sami znawcy tematu traktują nas akurat źle zadziałał organizm i ręka jak idiotów, kiedy bajdurzą, jakoby trafiła nie tam, gdzie trzeba?
B
surowość kary nie działała odstraszająco. Tymczasem nasze elementarne doświadczenie z codziennego życia wskazuje na coś dokładnie odwrotnego. W moim odczuciu jest to klasyczny przykład arogancji rządzących elit, które uważają, że można nam wmówić wszystko. Polska jest krajem nieprzyjaznym klientowi wszelkiego rodzaju urzędów. Polskie instytucje państwowe nie tylko źle działają, ale są nam po prostu nieprzychylne. Nie mamy możliwości zaplanowania pracy swojej firmy na kilka lat do przodu, bo co roku zmieniają się przepisy. Nie jesteśmy w stanie usunąć źle pracującego urzędnika ani ukarać polityka, który popełnił błędy kosztujące nas miliony czy miliardy. Ksiądz pedofil jest świętą krową, której nikt oprócz biskupa nie jest władny ruszyć od koryta, a jeśli już dojdzie do skandalu, nasz wielebny odnajduje się po pro-
naszym tak zwanym „elitom” politycznym, że są tak żałośnie bezsilne, kiedy trzeba coś naprawdę zrobić, a zarazem aroganckie w sferze deklaracji i w stosunku
K
ościół rzymskokatolicki, zwłaszcza pod władzą Wojtyły, jest drugą przyczyną postępującej hołotyzacji Polski. Pod jego kontrolą wprowadzono cenzurę w rzekomo państwowych środkach masowego przekazu, a siermiężny, prymitywny katolicyzm z najbardziej zacofanej polskiej wsi zyskał teraz zaszczytne miano „ludowej” wiary (chyba na wzór peerelowskiej Cepelii).
do słabszych – to tylko obraz nas samych: zakompleksionych, zaściankowych i na ogół słabo wykształconych cwaniaków.
Niemoc Słabość rządzących elit przekłada się na zwyczajną, szarą niemoc dnia powszedniego. Trudno nawet ustalić, co właściwie jest przyczyną, a co skutkiem; co było pierwsze – mierność naszego narodu, z którego potem wywodzą się takie, a nie inne elity, czy raczej mierność elit narzucających narodowi swoje standardy.
O
stu na innej placówce swojej firmy. O prawdziwym sądzie i karze nie ma mowy, chociaż każdy normalny facet bez czarnej sukienki musiałby odpowiadać za swoje dziwnie ulokowane uczucia. Nikt nas nie pytał, czy religia powinna być w szkole, czy nie – ona tam została po cichu wprowadzona i koniec. Nie przeprowadzono referendum w sprawie aborcji, ale pod dyktando Kościoła urzędowo jej zakazano. Przykłady można mnożyć i to niekoniecznie z kościelnego podwórka. Jakkolwiek by patrzeć, widzimy Polaka w roli notorycznie niechcianego petenta oraz pomiatanego przedmiotu rozgrywek między państwową administracją, Kościołem i wielkimi firmami. Myślę, że tu właśnie tkwi przyczyna naszej polskiej, niestety, mało sympatycznej, mentalności drobnego cwaniaka z przedmieścia. Nie mając bowiem szans wobec potęg wbrew nam organizujących nasze życie, nader często, w instynkcie samozachowawczym, uciekamy się do krętactwa, aby oszukać silniejszego przeciwnika. Mój bliźni często nie jest więc bliźnim, z którym można się przyjaźnić czy współegzystować, ale konkurentem godnym ciosu w plecy. Stąd już tylko krok do „polskiego piekła”, w którym każdy kopie dołki pod każdym, cieszy się z czyjegoś niepowodzenia, dopuszcza się drobnych, złośliwych podłostek, kradzieży i oszustw, ponieważ nie ma innej drogi do osiągnięcia swoich celów. Nie dziwmy się więc
Polski należy się Kościołowi. Toteż ruszyły z kopyta wielomilionowe inwestycje: świątynie, katedry, kościelne wydawnictwa i imprezy artystyczne, pielgrzymki itd, itp. Kompleks pol-
Źródeł takich postaw doszukiwałbym się przede wszystkim w rozpowszechnieniu i akceptacji swoistego etosu postępowania. Na własny użytek nazywam to hołotyzacją, ponieważ marginalne niegdyś klasy społeczne określane barwnym słowem „hołota” dziś wypłynęły na powierzchnię i skutecznie kształtują obraz naszego kraju. Dlaczego oglądamy odmóżdżone „Big Brothery”, teleturnieje i temu podobne wytwory polskiej telewizji? Nawet wśród ludzi z tytułem magistra powszechnym zjawiskiem jest nieczytanie czegokolwiek oprócz codziennych gazet (ogłoszenia), a pewien mój znajomy z dyplomem doktora stwierdził na przykład, że placówki kulturalne powinny same się utrzymywać; jeśli upadają, to oznacza, że są niepotrzebne... Nic dodać, nic ująć. Zabrakło nam arystokracji intelektu i ducha jako sternika, a jej miejsce zajął krzykliwy prymityw. Nie dziwmy się ludziom prostym, którzy często nie mają pracy, godnej płacy i mają prawo myśleć przede wszystkim o przeżyciu swoim i swojej rodziny, ale doktorom...? Ta kulturowa klęska Polski ma wielu ojców, a wielu z nich ciągle cieszy się powszechnym szacunkiem. Przede wszystkim trzeba tu wymienić „Solidarność”, która ze swej natury była ruchem robotniczym, grupowała więc ludzi w większości słabo wykształconych, co samo w sobie nie jest oczywiście naganne, bo nikt nie wymaga, aby robotnik miał doktoraty. Gorzej jednak, że kiedy działacze solidarnościowi przejęli władzę, okazało się, iż to oni kształtują podstawowe polityczne i administracyjne instytucje kraju. Nic zatem dziwnego, że od końca PRL-u postępuje zapaść kulturowa, zamyka się biblioteki, likwiduje szkoły, padają teatry i kameralne kina, gdzie grano „ambitne” filmy. Robotnicy z „Solidarności” po prostu nie dostrzegali potrzeby dotowania działalności kulturalnej. Rozumieli za to, że finansowe i organizacyjne wsparcie od nareszcie wolnej
skiego zaścianka znalazł wreszcie doskonały lek w osobie papieża Polaka, którego rzekomo podziwia cały świat. Radio Maryja stało się tubą dla ludzi, którzy ze względu na swój poziom intelektualny nie mieli wcześniej dostępu do środków masowego przekazu. Teraz ich się słucha, a sąsiad może zazdrościć, gdy pojawiają się na radiowej antenie. Tak więc to nie był przypadek, kiedy Wojtyła i Glemp podkreślali, że polski katolicyzm opiera się głównie na ludności wiejskiej – tam właśnie znajduje się najwięcej ludzi z wykształceniem podstawowym lub niewiele wyższym i tam Radio „M” ma najwięcej słuchaczy. W ten oto sposób dochodzimy do trzeciego źródła hołotyzacji, którym jest niezwykle wysoki procent ludności wiejskiej – zazwyczaj bardzo ubogiej i pozostającej pod przemożnym wpływem miejscowego księdza. Dopóki polska wieś nie stanie się bogatą, nowoczesną wsią farmerską, a liczba jej mieszkańców nie spadnie najwyżej do kilkunastu procent całej ludności kraju, nie ma szans na ograniczenie kościelnej indoktrynacji. W tym kontekście należy spojrzeć na powstającą właśnie partię RACJA. Nie łudźmy się, że będzie miała łatwe życie; jej związki z „FiM” oraz osoba Jonasza gwarantują masę kłopotów. Nie łudźmy się też, że nowa organizacja polityczna rozwiąże wszystkie problemy. To jest po prostu niemożliwe, ale według mnie, w obecnej sytuacji Polski ważniejszym nawet od konkretnych rozwiązań może być sam sposób podejścia do zagadnienia. Jeśli powstanie wreszcie partia, która nie będzie się łasiła do Kościoła, zacznie odwracać proces klerykalizacji całego życia społecznego i podejmie próbę rozliczenia dotychczasowych świętych krów polityki, to już będzie bardzo dużo. A wydaje się, że taki program ma szanse powodzenia, ponieważ założyciele RACJI nie są związani z ośrodkami władzy, co oznacza, że zwyczajnie nie mają interesu w ochranianiu znajomych. Poza tym antyklerykalny kurs „FiM” gwarantuje, że Kościół w żadnym razie nie zechce współpracować z RACJĄ (nawet gdyby ona chciała). Jak zatem widać, swój umiarkowany optymizm opieram nie na przekonaniach i przeczuciach, ale na dość cynicznej ocenie sytuacji. Wejście RACJI na scenę polityczną może więc oznaczać ograniczenie „hołotyzacji” Polski. Oby tak się stało. LESZEK ŻUK
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
LISTY Flaga pod ochroną! Wszystko wskazuje na to, że jesteśmy już krajem wyznaniowym! Jakim prawem w święto katolickie – Boże Ciało – Kk oflagowuje kościoły naszą flagą narodową? Każde państwo posiada swoje symbole narodowe i nie wolno ich nadużywać. Nasze godło i flaga są chronione. Jakim prawem Kk wiesza naszą narodową flagę obok watykańskiej? Boże Ciało to święto kościelne, a nie narodowe. Bezczelność kleru zatraciła już wszelkie granice. Celina Matuszewska Poznań
Niewdzięczny prałat „Fakty i Mity” ujawniły, że prałat Ryszard Olszewski brał sobie jawnie w pabianickim zajeździe dziewczynę do pokoju (w wiadomym celu). Prałat z Pabianic jest tak znany jak prałat Jankowski, więc „FiM” stanęły w jego interesie, podkreślając jego heteroseksualizm, co przy głośnym homoseksualizmie tylu księży powinno być chlubą dla niego. I pomóż tu księdzu, to poda Cię do sądu. Jonaszu, my Ci pomożemy. Były zmartwychwstaniec
Czakram wawelski Chciałabym zwrócić uwagę na sposób, w jaki Kościół katolicki walczy z tak zwanym czakramem wawelskim. Na postulaty ludzi, żeby za niewielką opłatą udostępnić zwiedzającym tak zwany cudowny kamień, który według wiary niektórych ludzi emanuje energię uzdrawiającą, radni miasta stwierdzają, że Kościół nie zgodziłby się na to. Chciałbym zadać retoryczne pytanie: czy Wawel należy już do Kościoła katolickiego, czy jest jeszcze własnością wszystkich obywateli Polski? Czytelnik z Krakowa
„Pocałunek z języczkiem” Bardzo spodobało mi się porównanie obecnej polityki SLD wobec Kk do historycznej już PZPR wobec ZSRR, opisane w numerze 21 „FiM” pt. „Całując Breżniewa”. Nasunęła mi się odpowiedź na pytanie, dlaczego SLD „całuje z języczkiem”... Otóż – jak widać – nawet ci, którzy uważają siebie
za ateistów, dali się jednak omamić czarnej propagandzie. Miller jeszcze przed wyborami parlamentarnymi powoływał się na wspólną ideologię SLD i Kk. Iwona z Gdańska
postrzegany w najlepszym razie jako dziwak, ale przede wszystkim stanowi kłopot – albo on, albo jego dzieci. Chciałbym dodać sprostowanie. Otóż rozporządzenie z 14 kwietnia 1992 r. nie było rozporządzeniem, cytuję: „wprowadzającym religię do szkół i przedszkoli”. O dziwo, doPamięć narodowa tyczyło tylko szkół! O przedszkola formalnie „zadbał” dopiero konSzanowna Redakcjo – 29 makordat. Warto to podkreślić, ponieja w godzinach wieczornych ogląważ przez kilka lat religii i tak dałam w TV reportaż z Polski, w przedszkolach uczono, bynajmniej w którym obok góralskich oscypnie przejmując się brakiem podstaw prawnych. Prysła mrzonka o poszanowaniu prawa. Był to kliniczny przykład dowodzący, że Kościół traktuje prawo czysto instrumentalnie: w jego mniemaniu, zadaniem prawa jest potwierdzenie przywilejów kościelnych. Jeśli tego potwierdzenia brakowało, Kościół i tak „wszedł” do przedszkoli prawem kaduka. Wnioski: hierarchowie kościelni lubią mieć „umocowanie” prawne, ale to nie znaAch, ci nasi Czytelnicy! Eksponowanie „FiM” czy, że się prawem przed Łukiem Triumfalnym w Paryżu jest jak przejmują. Zresztą „Boga trzenajbardziej na miejscu ba słuchać bardziej niż ludzi”. Tym wytłumaczą wszystko, ków wystąpił prof. Kieres. Nie dość, ale czy wszystkim?Marek Płaczek że się plątał w wypowiedziach, które określę jako „piąte przez dziesiąte”, to w dodatku jąkał się i zacinał, co z kolei niemiecki tłumacz Lepsi i gorsi oddał bardzo wiernie!!! Było mi głupio, a mój mąż w pewnym moZa czasów tak dziś potępianej mencie stwierdził: „rozumiem, że komuny za opóźnienia w wypłacanie można zrozumieć chorego paniu poborów ktoś się musiał gęsto pieża, ale prof. Kieres to nie jest tłumaczyć. Ja nie pamiętam, aby przecież stary mężczyzna, a jąka kiedykolwiek nie wypłacono ich na się”. Potem było mi „jeszcze goczas. Dziś w dobie „dobrobytu” rzej”, gdyż profesor autorytatywi powszechnej niemalże prywatyzanie stwierdził, że umie mówić cji niewypłacanie pensji na czas staw paru językach! No, jeżeli tak ło się normą. Nawet SLD będący samo jak po polsku, to współczuobecnie u władzy nie przeciwdziaję... słuchaczom! E. Cichocka ła tym nieludzkim praktykom. Düsseldorf Ani prawicowe, ani lewicowe rządy nie miały pieniędzy dla pracowników PGR-ów, lecz usłużni przedstawiciele rządu i samorządów Bardziej niż ludzie tę samą ziemię oraz parcele w miastach oddają Kościołowi, a ten Z uwagą przeczytałem artykuł puszczając ją w spekulacyjny obieg, Mariusza Agnosiewicza pt. „Niezarabia miliony nowych złotych! legalna religia” w numerze Państwo nie ma z tego nic, ale hoj18/2002 „FiM”. ni przedstawiciele samorządów jaKulisy wprowadzania religii znam kąś dolę na pewno mają! z doświadczenia. Upoważnia mnie Ostatnio w województwie poto do stwierdzenia, że Polska nie jest morskim kilka parafii otrzymaną za wcale (wbrew zaklęciom konstytudarmochę ziemię zamieniło od racji) demokratycznym państwem prazu na miliony złotych. Sprawa się wa, lecz przeciwnie, niedemokratyczrypła (m.in. dzięki publikacji nym państwem bezprawia. w „FiM”), ale ciąga się za to tylko Człowiek, który nie chce uczestsamorządowców i zamieszanych niczyć w akcji „Katomania” jest
LISTY OD CZYTELNIKÓW w to proboszczów. Chcę powiedzieć, że żaden proboszcz nic nie zrobi bez wiedzy „arcykapłana”, czyli lokalnego Gocłowskiego, który sam wyłudził od spolegliwych samorządowców setki hektarów. Przecież to abp Gocłowski puścił za milion otrzymaną za darmochę ziemię w Rotmance pod Gdańskiem. To on jest winien tej i pozostałym spekulacjom, a mimo to o arcybiskupie mówi się głośno tylko w związku z konkursem krasomówczym, w którym zajął czołowe miejsce. Z taką gadką niejednego głupawego samorządowca można omotać. Jerzy Kałucki Gdańsk Oliwa
Przeciw konstytucji Najważniejsze polskie władze wspierają Kościół jak mogą, a ostatnio w sprawie invocatio Dei do preambuły konstytucji UE. Rzecz jest w tym, że angażując się w reprezentowanie w UE interesów Watykanu i Kościoła katolickiego, prezydent i premier, naruszając artykuł 25 Konstytucji RP, który w ust. 2 brzmi: „Władze publiczne Rzeczpospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekazań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych...” Watykan również jest państwem, posiada urząd odpowiedzialny za sprawy zagraniczne i nuncjatury w obcych krajach, niech więc przedstawiciele Watykanu walczą o jego interesy, a nie prezydent i premier RP. Głosowałem zawsze na A. Kwaśniewskiego i na SLD, gdyż ich lewicowy program mi odpowiadał. Dziś czuję się przez nich zdradzony. Lambert P. Gdańsk
29 czerwca „Fakty i Mity” zawitają na DNI POZNANIA W Poznaniu znajdą nas Państwo w godz. 11–19 na Starym Rynku pod arsenałem. Posiadacze kuponu lub gazety z kuponem otrzymają fantastyczne koszulki.
Kupon Poznań
19
OGŁOSZENIA PARTYJNE BYTOM Zapraszamy członków i sympatyków APP RACJA na zebranie założycielskie okręgu Bytom w dniu 30.06.2002 r. o godz. 14.30 przy ul. Dworcowej 2 ¤¤¤ CHORZÓW Zapraszamy koordynatorów, członków i sympatyków APP RACJA na spotkanie w dniu 3.07.2002 r. o godz. 17.00 w Chorzowie w „Casino Club” przy ul. Śląskiej 1. ¤¤¤ GDAŃSK Koordynatorzy APP RACJA zapraszają w sobotę 29.06.2002 r. na Targ Węglowy. Szukajcie nas od godz. 16. Będzie z nami Wojtek Glanc (uczestnik II edycji BB). Natomiast 30.06.2002 roku w godz. 16.00–20.00 będziemy w „Rancho Promenada” (również z Wojtkiem Glancem). ¤¤¤ KIELCE Koordynatorzy zapraszają na spotkanie członków i sympatyków APP RACJA w świetlicy „Ogrodu Działkowców” przy ul. Głogowej 6 (Zagórze) w dniu 2.07.2002 r. o godz. 17.00. Spotkanie dotyczy wyborów samorządowych i wyboru Zarządu Tymczasowego Regionu Świętokrzyskiego. ¤¤¤ WAŁBRZYCH Informujemy członków i sympatyków APP RACJA oraz czytelników tygodnika „FiM”, że w każdą drugą i ostatnią niedzielę miesiąca (począwszy od 30.06.2002 r.) od godz. 11.00 w restauracji „Ratuszowa” przy placu Magistrackim 3 w Wałbrzychu (obok ratusza) odbywa się FORUM DYSKUSYJNE APP RACJA i czytelników tygodnika „FiM”, połączone ze spotkaniem towarzyskim. ¤¤¤ WARSZAWA Mazowiecki oddział APP RACJA poszukuje lokalu w Warszawie na tymczasową siedzibę partii na dogodnych warunkach. Kontakt: Piotr Musiał 0-603 788813. ¤¤¤ SŁUPSK Koordynatorzy zapraszają członków i sympatyków APP RACJA oraz Czytelników tygodnika „FiM” na zebranie 1.07.2002 roku o godz. 18, przy ul. Wileńskiej 19 w Centrum Medycyny Naturalnej. ¤¤¤ UWAGA!!! ZARZĄD APP RACJA ZAPRASZA WSZYSTKICH KOORDYNATORÓW NA SPOTKANIE 29 CZERWCA (SOBOTA) O GODZ. 15 DO SALI KINA CHARLIE PRZY ULICY PIOTRKOWSKIEJ 203/205. TEMAT: WYBORY DO SAMORZĄDÓW.
UWAGA! WIELKI KONKURS „FAKTÓW I MITÓW” cd. PODARUJEMY WAM WEEKEND WAKACJI Kupon konkursowy nr 6 Imię i nazwisko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dokładny adres . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pytanie: Jak się nazywa rosyjska gazeta publikująca informację, że papież ma Odpowiedź: . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . córkę? .
Dane osobowe wyłącznie do wiadomości wydawcy, zgodnie z Ustawą o ochronie danych osobowych DzU nr 133 poz. 833
TYGODNIK FAKTY i MITY Redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (0-42) 630-72-33; Redaktorzy: Adam Cioch, Dariusz Jan Mikus, Jarosław Rudzki, Janusz Wrubel; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Przemek Zimowski; Dział promocji i reklamy: Ewa Kotlińska – tel./fax (0-42) 639-86-10; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-72-23; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Prezes Zarządu: Roman Kotliński; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2002 r. Cena prenumeraty – 28.60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 5 września na czwarty kwartał 2002 r. Cena prenumeraty – 28.60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 września na czwarty kwartał 2002 r. Cena 28.60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90–103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493–330000–199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
Nr 26 (121) 28 VI – 4 VII 2002 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Kleroślizg
CZARNO NA BIAŁYM
Kukułcze gniazdo
Rys. Tomasz Kapuściński
Doskonała wazelina dla polityków prawicy ulepszona nową formułą pozwalającą na korzystanie z niej politykom lewicy. Zadowala najwybredniejsze gusta członków... socjaldemokratycznego rządu. Nadaje się także dla studentów seminariów duchownych. 25 ml więcej uchroni Cię przed niespodziankami niezapowiedzianej wizyty episkopatu
Kilka dni temu na moim biurku rozdzwonił się telefon. Sygnał był nerwowy, natarczywy – widocznie dotyczył kwestii ważnej dla dzwoniącego, może nawet życiowej. I rzeczywiście... Głos: – Zastępca redaktora naczelnego? Ja: – We własnej osobie. Czym mogę służyć? Głos: – Pisaliście czas jakiś temu, że z Kościoła rzymskokatolickiego można się wypisać. Żeby was tak pokręciło za to kłamstwo! Ja: – Proszę się uprzejmie nie denerwować i starać się rozmawiać trochę grzeczniej. Zgodnie z tym, o czym informowaliśmy, z Kościoła rzeczywiście można się wypisać, a raczej z niego wystąpić. Głos: – G... prawda! W d... wsadźcie sobie takie bajery. Jak się mieszka w takim mieście jak Kołobrzeg i w dodatku za proboszcza ma się h... od św. Marcina, to jedyne co można, to po j... się podrapać. Ja: – Szanowny panie, prosiłem o język bardziej parlamentarny. Poza tym to, co pan raczy wymawiać przez dźwięczne samo „h”, pisze się przez bezdźwięczne „ch”. Głos: – Ale w Kołobrzegu na płotach... Ja: – W Kołobrzegu na płotach ktoś popełnia błąd ortograficzny. Głos: – Mniejsza o to. Było tak: poszedłem do tego h... księdza,
przepraszam – do tego ch... księdza i mówię, że chcę się wypisać z Kościoła i już. Ja: – Bardzo dobrze szanowny pan postąpił. Zapewne miły proboszcz z dobrodusznym, jowialnym uśmiechem poinformował, że w tym celu należy złożyć stosowne pisemne oświadczenie woli i już. Głos: – Akurat! Ksiądz wysłał mnie do psychiatry! Ja: – Nie rozumiem... Głos: – A co tu rozumieć? Powiedział, że mam przynieść – uważasz pan – notarialnie potwierdzone zaświadczenie od psychiatry, że jestem normalny. Bez tego oświadczenia to on mnie z Kościoła nie wypisze. ¤¤¤ Zamurowało mnie. W jednej chwili pojąłem też, że irytacja mojego rozmówcy przejawiająca się m.in. niecenzuralnymi bluzgami nie jest całkiem bezzasadna. W końcu nerwy puszczały nawet takim literackim tuzom jak Kochanowski, Mickiewicz, Tuwim. Chociaż z drugiej strony... Z drugiej strony, to coś w konsekwencji myślenia księdza Ryszarda od świętego Marcina w Kołobrzegu było logiczne. Prześledźmy to! Kościół katolicki ma w Polsce największe spośród wszelkich instytucji wpływy i praktycznie nieograniczoną
władzę. To jego koryfeusze wiedzą, gdzie w spiżarni znajdują się najsmaczniejsze konfitury i pośród swoich te konfitury czasem rozdają. Kim więc jest ktoś, kto występując z Kościoła, świadomie rezygnuje z uprzywilejowanej w tym kraju pozycji katolika i godzi się na rolę obywatela drugiej kategorii? No kim jest? Oczywiście, jest WARIATEM. Jeśli zatem jest wariatem, to w żadnym razie nie może sam o sobie stanowić, czyli nie może podjąć decyzji o wystąpieniu z Kościoła. Reasumując: ksiądz z Kołobrzegu wymyślił doktrynę dla Kk wprost fundamentalną, która stawia go w jednym szeregu z luminarzami myśli chrześcijańskiej: „TYLKO WARIAT SAM SIEBIE SKAZUJE NA NIEWYGODY BYTU. WARIAT ZAŚ MUSI BYĆ UBEZWŁASNOWOLNIONY!” Jedna z podstawowych zasad medycyny, wymyślona jeszcze przez Hipokratesa, mówi, że szaleńca ratuje się wbrew jego woli. Należy więc w najbliższym czasie spodziewać się, iż podobnych naszemu rozmówcy, odzianych w kaftany bezpieczeństwa szaleńców, karetki będą siłą zawozić do kościołów. Tam elektrowstrząsami przymusi się ich do spowiedzi, a następnie pod groźbą lobotomii przyjmą oni komunię. I będą zbawieni! MarS