Manipulacje, wyłudzenia, oszukańcze umowy, zawyżone ceny
POLOWANIE NA EMERYTA Â Str. 8 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
WYBIER SOLIDNEZ BIURO PODRÓŻ – porad Y nik  Str. 9
Nr 26 (695) 4 LIPCA 2013 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Święcenia kapłańskie często gwarantują bezkarność w świeckich sądach, a prawie zawsze – pobłażliwe traktowanie przez biskupów. Wówczas ani notoryczna jazda po pijaku, ani złodziejstwo, ani ubliżanie bliźnim (oczywiście tylko świeckim), ani nawet pedofilia nie stają się powodem do żadnej poważnej kary. Bywa, że ta pobłażliwość kończy się tragicznie. Oto garść przykładów…
 Str. 3
 Str. 6
1
 Str. 1
ISSN 1509-460X
 Str. 7
2
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Mówi się, że jest kryzys, że firmy nie zatrudniają ani nie podnoszą zarobków. Nie wszystkim! Pensje członków zarządów spółek giełdowych wzrosły w zeszłym roku średnio o 10 proc., choć wzrost gospodarczy był w tym czasie mizerny. Zgodnie z zasadą: kryzys kryzysem, a kasa musi być po naszej stronie. W Polsce trwa afera sukienkowo-garniturowa i debata o tym, kto ma płacić za kostiumy żon premiera czy prezydenta, które wprawdzie same nie mają publicznego etatu i pensji, ale mają publiczne występy. A może by tak skończyć z tymi pozostałościami po monarchii i uczynić żony (lub mężów) polityków tym, kim są w rzeczywistości – zwykłymi obywatelami, których nikt do niczego nie wybierał i którzy w związku z tym nie powinni mieć żadnych obowiązków. Ani przywilejów. Senatorowie uchwalili ustawę, zgodnie z którą nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej nie będą mogły „propagować nazizmu, komunizmu lub innego ustroju totalitarnego”. Kościół katolicki – fundament ideologii totalitarnego średniowiecza – ma więc problem. A przynajmniej powinien mieć. Jego święci powinni zniknąć z polskich ulic. Senator PiS Grzegorz Czeleja jest współwłaścicielem wydawnictwa Akapit, które wydało książkę Jarosława Kaczyńskiego sponsorowaną przez partię. Później okazało się, że Akapit wydał także książeczkę propagującą edukację seksualną, skierowaną m.in. do dzieci. A takich nauk PiS nienawidzi. W partii rozległy się głosy potępienia. Ale o co chodzi?! Skoro Kaczyński stał się narodowym katolikiem dla władzy, to dlaczegóż nie można propagować seksedukacji dla pieniędzy? Związane z PiS-em i Kościołem SKOK-i na krytykę ich marnej kondycji finansowej odpowiedziały… kampanią reklamową w mediach prawicowych. W ostatnich weekendowych wydaniach „Faktu” i „Super Expressu” ogłoszenia takie zajęły nawet pierwsze strony, co nie jest czymś codziennym, natomiast ogromnie kosztownym. Także dla i tak niezbyt chlubnego wizerunku tych gazet. W wyborach samorządowych w Elblągu wygrał PiS przed PO. Ruch Palikota zdobył tylko niecałe 5 procent oddanych głosów, w dużej mierze z powodu bojkotu medialnego kandydatki. Elblążanie głosujący na kandydatów PiS wybrali przy okazji religię smoleńską, ojca inwestora z Torunia, rozdawnictwo publicznego majątku Kościołowi. Serdecznie gratulujemy! Straszne zgorszenie w Kościele katolickim, bo na KUL-u mają wykładać słynne gender studies, czyli kulturowe aspekty płciowości. Jest to ten rodzaj badań, którego Kościół boi się bardziej niż czarownic w średniowieczu, bo obnaża on nietrafność kościelnych poglądów na płeć i seks. Uczelnię zaatakował biskup Wiesław Mering. Okazało się w końcu, że na KUL-u nie będą uczyć gender, ale o gender, i to krytycznie. Ale to i tak niedobrze. Papież zaapelował do rodziców i wychowawców, aby nie policzkowali dzieci. Wywołało to podobno entuzjazm obrońców praw dziecka we Włoszech. Dziwi tylko, że wśród włoskich katolików jest taki paskudny zwyczaj. Ciekawe, kto wychował rodziców do takiego traktowania dzieci. Czyżby ateiści do spółki z lewicowcami? Tonie Maryja. I to dosłownie – w Lourdes. Słynne sanktuarium już dwukrotnie w ciągu minionego roku znalazło się pod wodą. Tym razem „popłynęło” na tyle solidnie, że być może nie otworzy swoich podwojów do końca lata. Skoro katolicka bogini nie radzi sobie z błahymi problemami meteorologicznymi, to jak chce uzdrawiać chorych? Sąd skazał (jeszcze nieprawomocnie) Silvia Berlusconiego, byłego premiera Włoch i dawnego ulubieńca Kościoła, na 7 lat więzienia i zakaz pełnienia funkcji publicznych na zawsze. Kara jest skutkiem wykorzystywania nieletniej prostytutki i nadużywania władzy. Cóż, Rzym nie takie rzeczy widział. Berlusconi to prawdziwy asceta w zestawieniu z wieloma „ojcami świętymi”. Ale nie tylko „dobrzy katolicy” miewają problemy z prawem. Jona Metzger, naczelny rabin Izraela, trafił do aresztu domowego po wielogodzinnym przesłuchaniu. Zarzuca mu się pranie brudnych pieniędzy, przekupstwo (był sędzią najwyższego sądu rabinackiego) oraz malwersacje. Izrael jest krajem wyznaniowym, ale w „świeckiej” Polsce trudno sobie wyobrazić uwięzionego (nawet i w domu!) arcybiskupa. Władze brytyjskie chcą wprowadzenia specjalnych kar dla bankierów lekkomyślnie zarządzających instytucjami finansowymi. Bardzo to potrzebne, ale podobne rozwiązania przydałyby się także jako bicz na polityków. Zatem więcej Anglii także nad Wisłą, w tym na Wiejskiej. Sąd w Kairze chciał pokazać, że nie jest stronniczy i wszystkich traktuje równo. I wlepił muzułmaninowi, czyli wyznawcy religii w Egipcie uprzywilejowanej, 11 lat więzienia za publiczne spalenie Biblii. Czyn Ahmeda Abdullaha uznano po prostu za obrazę religii. Czy religia poczuła się od tego drastycznego wyroku lżej – media nie podają. Trwa awantura pomiędzy Bankiem Europejskim, Komisją Europejską a Międzynarodowym Funduszem Walutowym o to, kto jest bardziej winny spustoszeniu greckiej gospodarki wadliwym programem oszczędnościowym. Projekt zrealizowany pod presją tzw. Trojki tylko pogłębił problemy Greków i reszty Europy. Według prognoz Unii gospodarka Grecji miała się skurczyć w kryzysie o 3,5 proc., a zapadła się aż o 21 proc.! Ponoć winni są amerykańscy eksperci, którzy zrobili błąd w obliczeniach. Szczęście, że Trojka zajmuje się gospodarką, a nie fizyką nuklearną.
Dwuwładza J
ednym z największych polskich paradoksów jest to, że na czele rodzimych obrońców wolności obywatelskich stają biskupi oraz skrajni konserwatyści. Główne cele wojny, którą prowadzą pod hasłem „o wolność naszą i waszą”, to delegalizacja przerywania ciąży oraz zabiegów in vitro, sprzeciw wobec rejestracji przez państwo związków partnerskich i regulacji dotyczących warunków pracy i płacy, negowanie prawnej ochrony molestowanych przez księży oraz uniemożliwienie policji, skarbówce i sądom dostępu do kościelnych akt. Jakiekolwiek próby ingerencji państwa w tych sprawach określane są przez biskupów i konserwatystów jako działania „ingerujące w prywatność i ograniczające swobodę działania człowieka”. Naruszają one także dwie ich zdaniem fundamentalne zasady organizacji państwa: zasadę pomocniczości oraz dobra wspólnego. Obie wyglądają na pierwszy rzut oka atrakcyjnie. Rzecz w tym, że konserwatyści i biskupi katoliccy używają ich tak naprawdę do niszczenia wspólnoty, jaką jest państwo, do gloryfikacji egoizmu i prywaty. A w konsekwencji – do ugruntowania własnej pozycji i wprowadzenia dwuwładzy. Jak to wygląda w praktyce? Pierwszą ofiarą katolicko-konserwatywnej zasady pomocniczości pada państwo opiekuńcze. W „Słowniku społecznym” opracowanym przez konserwatywnego profesora UJ Bogdana Szlachtę możemy przeczytać, że „począwszy od encykliki Jana XXIII Pacem in terris (1963), Kościół w swym nauczaniu społecznym zwraca uwagę (…) na zasady społeczne (…), normy społeczno-moralne dotyczące porządku życia społecznego. Bez nich istnienie i funkcjonowanie społeczeństw staje się niemożliwe”. Spisane przez papieży zasady mają jedną główną cechę. Jest nią komplementarność. Zdaniem profesora Ryszarda Legutki (wykładowca UJ, eurodeputowany PiS, minister edukacji narodowej w 2007 roku), aby społeczeństwo mogło być zdrowe, musi kościelne zasady przyjąć w całości. Odrzucenie którejkolwiek z nich wprowadza chaos. Według hierarchów jedynym podmiotem uprawnionym do porządkowania świata jest człowiek. Nie liczą się prawa innych istot, nauka, przyroda. Liczy się człowiek i jego de facto egoistyczne potrzeby. Wyjaśnia to sprzeciw Kościoła wobec wprowadzania prawnych zasad ochrony zwierząt, w tym zakazu uboju rytualnego. Zwierzę według katolickiej wiary znaczy tyle co rzecz, gdyż ani jedno, ani drugie nie posiada duszy. Tylko do człowieka odnosi się pojęcie przyrodzonej godności. Godności, która spływa na nas w momencie poczęcia, a potem chrztu. Z tego też powodu zakazane winny być badania genetyczne, przerywanie ciąży, zapłodnienie in vitro. Strażnikiem tych zakazów ma być państwo i jest to jego główna rola – prawna ochrona „przyrodzonej godności ludzkiej”. Według papieża Leona XIII to zadanie jest „pierwszym i ostatnim po Bogu prawem rządzącym społeczeństwem”. Państwo ma zatem – zgodnie z wizją katolicką – zapewniać pokój, utrzymywać służby porządkowe, gwarantować bezpieczeństwo zewnętrzne. Ale nie może „zagarniać całego obszaru społecznej realizacji wartości”. W pracy księdza prof. Józefa Majki czytamy, że „przeradza się ono wtedy w totalitarne państwo, które niweczy siły społeczne, zamiast im służyć, i narusza osobową godność ludzi”. Innymi słowy: wara strukturom świeckim od wszelkich innych zadań, które przynależą… Kościołowi rzymskokatolickiemu! Także państwo socjalne jest złem. Niegodne moralnie jest na przykład pomaganie ofiarom przemocy domowej. Bo to ingerencja państwa w rodzinę. Jak władza może delegalizować klapsa! – krzyczeli konserwatywni posłowie w 2011 roku podczas debat nad ustawą antyprzemocową. Sprzeczna z dobrem wspólnym będzie także państwowa ingerencja w stosunki pracy. Państwo powinno jednak ingerować, zakazując
handlu w niedzielę. Ta ostatnia ingerencja dotyczy bowiem „prawnej ochrony godności każdego człowieka”, a elementem godności jest „wolność sumienia i wyznania”. Państwo ma zatem – jak czytamy w biuletynie Ruchu Światło-Życie (popularne oazy) – obowiązek „wprowadzenia praw, które zagwarantują swobodę praktyk religijnych, do których należy udział w niedzielnej mszy świętej”. Nie będzie nim jednak ochrona protestujących robotników czy też, broń Panie Boże, gejów i lesbijek! Bo to – według biskupów – z żadną godnością nie ma nic wspólnego. Jednym z miejsc w Europie, gdzie doszło do masowego buntu robotników przeciw wyzyskowi, była Łódź. Strajki, które trwały od stycznia do czerwca 1905 roku, a zakończyły się trzydniowym powstaniem, amerykańscy historycy nazwali środkowo-wschodnią rewolucją. Papież Pius X w specjalnym liście do polskich biskupów zrugał wichrzycieli i wezwał wiernych do „wierności carowi, którego władza jest dana przez samego Boga”. Zdania papieża i Kurii Rzymskiej nie zmieniły nawet meldunki ówczesnego arcybiskupa warszawskiego Wincentego Popiela: „Dzień roboczy pracownika łódzkich fabryk trwa przeważnie 10–12 godzin (…), kobiety zarabiają o połowę mniej. Skala wyzysku wydaje się w Łodzi większa niż w innych miastach mojej archidiecezji”. Ale sam stołeczny hierarcha także ganił łódzkich robotników: „Zaklinam Was, dziatki moje, przejrzyjcie! Zaniechajcie dalszych strajków! Osuszcie łzy Waszych żon i dziatek! (…) Chwyćcie silną dłonią za pracę, która jest Waszą karmicielką! Zbratajcie się na powrót z tym, o którym powiedziano w Ewangelii: Izali ten nie jest rzemieślnik, syn Marii? W Bogu znajdziecie ukojenie i zadatek lepszej doli”. Żadnego upomnienia dla pracodawców nie zanotowano. Dla dobra wspólnego robotnicy mieli poniechać protestów, państwo zaś nie powinno ingerować w ich relacje z przemysłowcami. W zamian papieże sformułowali – wymyśloną przez siebie w średniowieczu – zasadę pomocniczości. Jest to idea, która choć ładnie się nazywa, niszczy społeczeństwo. Dała konserwatystom broń do zwalczania projektu państwa socjalno-opiekuńczego. W encyklice Piusa XI „Quadragesimo Anno” z 1931 roku czytamy: „Jednostkom nie wolno wydzierać i przenosić na społeczeństwo tego, co one same mogą wykonać z własnej inicjatywy i własnymi siłami; podobnie niesprawiedliwością, szkodą społeczną i zakłóceniem porządku jest zabierać mniejszym i niższym społecznościom te zadania, które one same mogą spełnić, i przekazywać je społecznościom większym i wyższym”. W praktyce zasada ta posłużyła konserwatywnym rządom do zanegowania prawa państwa do tworzenia i utrzymywania publicznych systemów edukacji, ochrony zdrowia czy zabezpieczenia emerytalno-rentowego. W zamian Kościół zaleca wiernym pomoc ubogim w formie składania jałmużny, oczywiście najlepiej na kościelną tacę. Pod hasłami takiej pomocniczości amerykańscy biskupi katoliccy jeszcze rok temu prowadzili kampanię wymierzoną w projekt prezydenta Obamy na rzecz powszechnego pełnego ubezpieczenia zdrowotnego z dopłatami państwa dla najuboższych. „Pasterze” tłumaczyli dziesiątkom milionów owieczek, których nie stać na wykupienie polis gwarantujących minimalną opiekę zdrowotną, że zadaniem rządu nie jest prowadzenie towarzystw ubezpieczeniowych. Mówili, że tymi sprawami mogą się zająć inicjatywy obywatelskie. Dlaczego więc oni sami wyciągają swoje tace do budżetu państwa? JONASZ Cdn.
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
S
prawcy, po odbyciu krótkiej kwarantanny mającej na celu jedynie wyciszenie wywołanego przez siebie rozgłosu, wracają do wykonywania zawodu otoczonego nimbem szczególnego zaufania społecznego, jak gdyby nic się nie stało. Muszą co najwyżej zmienić miejsce pracy. ~ Ksiądz Franciszek A. był w diecezji łowickiej pierwszym po biskupach (sprawował funkcję wikariusza generalnego), gdy uciekł do Anglii z pieniędzmi zebranymi od wiernych na remont kościoła (100 tys. zł) oraz wyłudzonymi od swoich kolegów: ks. Krzysztofa B. (10 tys. zł) i ks. Juliana W. (60 tys. zł). Po dwóch latach wrócił, odwiedził prokuraturę
GORĄCE TEMATY
oficjalnej wersji kurii ordynariusz bp Andrzej Dziuba wystawił mu „skierowanie do pracy misyjnej”. Miejsce oddelegowania stanowi także niewątpliwą atrakcję dla kuratora, bo żeby wywiązać się z obowiązków, musi tam przynajmniej raz w miesiącu pojechać. Gdyby zaś jeszcze nie był w rzeczonej Odessie, podajemy adres podopiecznego: parafia katedralna Wniebowzięcia NMP, ul. Katerininska 33;
W feudalnym Kościele katolickim tylko zbrodnia nieposłuszeństwa kapłana wobec biskupa wypalana jest gorącym żelazem. Żadne „zwykłe” przestępstwo hierarchom nie przeszkadza.
Ojciec Ryszard: – Ostatnio udało mi się zwalić parę małych
Księża przestępcy i złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Sąd Rejonowy w Łowiczu wymierzył mu za całokształt dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć i 5 tys. zł grzywny, nakazał zwrócić poszkodowanym pieniądze, a także podjąć leczenie (w wybranym ośrodku) z uzależnienia od hazardu. Na czas zawieszenia (do 4 września 2013 r.) ksiądz A. miał pozostawać pod nadzorem kuratora sądowego. Sprawdziliśmy, jak wygląda praktyczne wykonanie takiej kurateli. Okazuje się, że co najmniej od półtora roku skazany pracuje na Ukrainie, a konkretnie – w urokliwej Odessie nad Morzem Czarnym. Według
N
~ Ksiądz Krzysztof Sz. był wikariuszem parafii Świętej Marii Magdaleny w Czersku (powiat chojnicki, diecezja pelplińska), skąd biskup odwołał go na „urlop zdrowotny” w celu podleczenia nerwów zszarpanych otarciem się o kryminał. Ksiądz Krzysztof przygotowywał miejscowych gimnazjalistów do sakramentu bierzmowania, co w przypadku jednej z uczennic polegało na tym, że brał ją sobie regularnie do łóżka w celach szkoleniowo-seksualnych. Jego nadzwyczajnym szczęściem był fakt, że tuż przed momentem inicjacji partnerka przekroczyła barierę wieku stanowiącą o pedofilii.
ie żyje ks. Wiesław Madziąg, słynny proboszcz parafii w Chojnicach. Często gościł na łamach „FiM” z racji swoich upodobań do kierowania autem w stanie nietrzeźwości oraz awanturniczego usposobienia. Madziąg zginął w czwartek 13 czerwca około godz. 11, doprowadziwszy do wypadku samochodowego (zderzenie czołowe), w którym śmierć poniósł również 22-letni Dawid J. Ksiądz był pijany. – W próbkach jego krwi wykryto 2,02 promila alkoholu – potwierdza Mirosław Orłowski, prokurator rejonowy w Chojnicach. Kuria bardzo spieszyła się z organizacją pochówku, żeby zdążyć przed ogłoszeniem wyników ekspertyzy, bo nikt nie miał wątpliwości, że będą kompromitujące, i można było co najwyżej spekulować o liczbie promili. „Ze szczególną wdzięcznością patrzymy dziś na naręcza Jego dobrych czynów, jakich dokonał w czasie posługiwania w fatimskiej parafii w Chojnicach” – ogłoszono w komunikacie o terminie uroczystości. Pogrzeb odbył się we wtorek 18 czerwca. Z wszelkimi możliwymi honorami, udziałem najwyższych władz samorządowych, pocztami sztandarowymi, prawie setką księży i biskupami pelplińskimi. Specjalny na tę okoliczność list przysłał metropolita lwowski abp Mieczysław Mokrzycki. „Otrzymał od Pana Boga wiele talentów. Był wrażliwym człowiekiem, chyba zbyt wrażliwym na te czasy i w związku z trudnościami
Dziewczynka zeznała, że owszem, uprawiała z księdzem seks, ale czyniła to bardzo chętnie, bowiem nauczył ją wielu pozycji, które się jej nadzwyczajnie wprost spodobały. „A kiedy dokładnie zaczęły się te lekcje?” – dopytywali o datę śledczy. „Zaraz po moich piętnastych urodzinach” – skutecznie zbiła ich z tropu rezolutna nastolatka i na nic zdały się odmienne zeznania rodziców, którzy obciążali kapłana niepowodzeniami wychowawczymi. W ramach pokuty biskup pelpliński skierował księdza Sz. do pracy w diecezji Innsbruck (Austria). Jest wikariuszem parafii w uroczym tyrolskim miasteczku V.;
przy budowie kościoła mógł się poddawać słabościom” – łkał nad trumną ordynariusz bp Ryszard Kasyna, który w przeddzień wypadku bawił u nieboszczyka przy okazji bierzmowania. „Wielką czcią otaczał Matkę Bożą Fatimską i św. ojca Pio. Był szczęśliwy, gdy udało się do jego świątyni sprowadzić relikwie ojca Pio” – wyliczał zasługi podwładnego biskup pomocniczy Wiesław Śmigiel. „De mortuis aut bene, aut nihil!” – wołał każdy hierarcha z osobna, upominając wiernych, żeby o swoim byłym duszpasterzu
~ Ksiądz Józef B. był wikariuszem prestiżowej parafii NMP Królowej Rodzin w Białymstoku, nauczycielem religii i diecezjalnym kapelanem harcerzy. Podczas zatrzymania do kontroli drogowej próbował uciekać. „Nie wiecie, z kim macie do czynienia. Załatwię was, będziecie zwolnieni z pracy!” – groził policjantom, tłukąc ich pięściami po twarzy i wymyślając od ch...w. Miał w organizmie 1,65 promila. Zainkasował 14 miesięcy więzienia w zawieszeniu (powinien pozostawać pod kuratelą do 20 września 2013 r.), drobną grzywnę i utratę prawa jazdy na 2 lata. Przed sądem domagał się warunkowego
2006 r. – w styczniu „zjechał na lewy pas ruchu, doprowadzając do zderzenia z samochodem marki Volvo (...). Nie posiadał przy sobie dokumentów uprawniających do kierowania pojazdem, odmówił poddania się badaniu alkotestem, w związku z czym pobrano krew do badań” (cyt. z policyjnego komunikatu). Miał 2,9 promila. „Byłem tak zdenerwowany, że wypiłem wódkę, którą przypadkowo miałem w samochodzie. Ale łyknąłem dopiero po zdarzeniu” – przekonywał w sądzie. Dostał grzywnę, stracił na cztery lata prawo jazdy
Pirat w sutannie mówili tylko dobrze albo wcale. Pół godziny po zakończeniu imprezy prokuratura ogłosiła wyniki badania krwi... Biskupi wiedzieli, co czynią, zakazując jakichkolwiek dysput o przywarach ks. Madziąga, bowiem ich konkluzja jest oczywista – ksiądz zabił siebie i – co gorsza – niewinnego chłopaka. Przypomnijmy kilka faktów z jego kariery: 2001 r. – uciekł z miejsca kolizji drogowej, tłumacząc później, że musiał pędzić na mszę. Był wówczas kapelanem miejscowej policji, więc włos mu z głowy nie spadł; 2005 r. – staranował volkswagena golfa. Sprawę zatuszowano drobnym mandatem bez badania trzeźwości;
i na zawsze posadę kapelana policji. – W chwili wypadku posiadał aktualne prawo jazdy kat. B wydane 28 sierpnia 2011 r. – wyjaśnia nam prok. Orłowski. – W okresie tych czterech lat często siadał za kółkiem, ale na widok jego skody superb wszyscy odwracali głowy – twierdzi policjant z Chojnic; 2012 r. – noc z 12 na 13 grudnia spędził w areszcie komendy powiatowej w Lipnie. Policjanci zatrzymali auto z ks. Madziągiem na pokładzie (tym razem w charakterze pasażera), bo kierowca, emerytowany policjant, odjechał ze stacji benzynowej, nie płacąc za paliwo. „Napadła nas na drodze policja. Zostałem zaatakowany we śnie. W ogóle się nie przedstawili, byli agresywni, brutalni i nieodpowiedzialni. Sprawiali wrażenie pijanych” – tłumaczył ks. Madziąg
3
umorzenia sprawy „ze względu na dobro, jakie czynił dla społeczeństwa”, bowiem ewentualny wyrok skazujący mógłby mu „utrudnić dalszą pracę”. Jedynym utrudnieniem – jak się okazuje – była przeprowadzka do sąsiedniej archidiecezji warmińskiej. Ksiądz Józef jest obecnie wikarym w kurorcie M., gdzie powierzono mu wychowywanie dzieci i młodzieży. Pracuje również z harcerzami miejscowego Hufca ZHP im. Janusza Korczaka; ~ Franciszkanin o. Ryszard Ś. został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu (upływa 10 października 2013 r.) za to, że „działając czynem ciągłym, posiadał w celu rozpowszechniania treści pornograficzne z udziałem małoletnich poniżej lat 15 i posługiwaniem się zwierzętami”. Oto przykładowe liściki zakonnika do koleżków: „Wysyłam ci trzy lesbijki. Podobają się? Teraz ty mi przyślij. Najmłodsze, jakie masz. Mogą być 8–9-letnie. Czekam na fotki”; „Ruchałeś się ostatnio z jakąś młodziutką? Opisz coś!”; „Ostatnio udało mi się zwalić parę małych”. Na wieść o aresztowaniu zakonnika zgłosiła się do prokuratury jego bratanica. „Miałam 5–6 lat, gdy przychodził w nocy do mojego pokoju, wkładał rękę pod kołdrę oraz usiłował obmacywać. Zaciskałam kurczowo nogi, żeby nie wkładał dalej, i wtedy odchodził” – zeznała dorosła już kobieta. Upływ lat sprawił, że o. Ryszard skorzystał w tej sprawie z dobrodziejstwa przedawnienia. Obecnie jest on członkiem załogi klasztoru w K., gdzie zajmuje się m.in. dziećmi ze wspólnoty neokatechumenatu... ANNA TARCZYŃSKA Pełne zestawienie „wyrokowców” za tydzień
w jedynym udzielonym „FiM” wywiadzie. – Mężczyzna ten ubliżał policjantom oraz, powołując się na znajomości w różnych kręgach, groził im zwolnieniem z pracy, jeśli nie odstąpią od dalszych czynności. Został zatrzymany do wyjaśnienia pod zarzutem znieważenia funkcjonariuszy. Badanie stanu trzeźwości wykazało w jego organizmie 1,8 promila alkoholu. Po doprowadzeniu do prokuratury przedstawiono mu dwa zarzuty: bezprawnego wywierania wpływu na policjantów w celu zmuszenia ich do zaniechania czynności oraz ich znieważenia – wyjaśniła nam asp. sztab. Anna Kozłowska, oficer prasowy KPP w Lipnie. Proces w tej sprawie miał się rozpocząć 17 czerwca... Podczas gdy policja trochę się otrząsnęła i zaczęła bardziej rygorystycznie odnosić się do wybryków proboszcza, kuria kompletnie nie reagowała. Jej rzecznik prasowy ks. Ireneusz Smagliński nie zechciał nam odpowiedzieć na pytanie dlaczego. – Był kurą znoszącą naszym pasterzom złote jajka. Miał niesamowity łeb do interesów, więc przymykali oko – tłumaczy kolega ks. Madziąga. Ksiądz Smagliński, zagadnięty przez lokalną gazetę, czy kuria poczuwa się do odpowiedzialności oraz zadośćuczynienia rodzinie Dawida J., odparł, że nie może być mowy o jakiejkolwiek odpowiedzialności zbiorowej. „Otaczamy modlitwą tego młodego człowieka i jego rodzinę” – zapewnił. MARCIN KOS
4
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
z notatnika heretyka
pOLKA POTRAFI
Diabłów pełnaś!
Wśród niewiast opętanych przez diabła wyodrębnił się nowy podgatunek – opętane na własną prośbę. To takie babskie „Jezusy”, w które pan ciemności – za przeproszeniem – wchodzi na jakiś czas. Wtedy się męczą, płaczą i jest nieciekawie, ale to ma sens i tak być musi. Bo one – te niewiasty – cierpią dla świata. Wiadomo, że mamy do czynienia z chorymi psychicznie, ale zapomnijmy o tym na chwilę. W bajkowym świecie Kościoła katolickiego to nie choroba, ale dar boży. Mimo że diabła dotyczy. Pionierką była Niemka Anneliese Michel, która w latach 70. ubiegłego wieku nosiła w sobie rzekomo aż 6 demonów. Ojciec Arnold Renz, jej „duchowy kierownik”, odprawił nad dziewczyną wszystkie znane mu egzorcyzmy. I nic. Bo diabły, które z reguły trzeba siłą wypędzać, tym razem same krzyczały: „Chcemy wyjść!”. Ale nie mogły, bo Baranek Boży życzył sobie takiej demonicznej okupacji. „Dlaczego ona?!” – gdybał Renz. Z jego praktyki wynikało, że opętania – owszem – zdarzają się jedno za drugim, ale bezbożnikom jakimś. A ta dziewczyna była bez skazy: dziewica, msza co niedziela itd. W końcu kościelne głowy wymyśliły, że to przykład „cierpienia pokutnego”. W tym przypadku chodziło o pokutę za innych. Poza tym
– też kościelna dedukcja – gdyby nie Anneliese, demony, sztuk sześć, hasałyby po świecie, a tak – siedziały zamknięte. Dziewczyna z tego wszystkiego umarła, a ludzie pozbawieni tzw. łaski wiary mówili, że zaszkodziły jej egzorcyzmy. Bezpośrednim powodem śmierci było zagłodzenie, za co zresztą skazano jej rodziców i Renza. W nowym magazynie „Egzorcysta” znajdziemy przykład współcześnie opętanej – też dla naszego dobra. Opowiada o niej ksiądz Karol Starczewski. Było tak… Dnia pewnego podeszła do niego niejaka Agnieszka i powiedziała, że cierpi na „dręczenie demoniczne”. Ot, zwyczajna sprawa! I dała popis tego dręczenia: plucie, bicie, obijanie się o ściany… Ksiądz modlił się, ale nie pomagało. Za to usłyszał demony, które – podobnie jak w przypadku Anneliese – zaczęły pokrzykiwać: „Wypuść nas!”. Ksiądz podszedł do sprawy ambicjonalnie i mianował się kierownikiem duchowym dziewczyny. Zaraz po tej
Pasterze dali owieczkom kolejną lekcję swojej władzy. To, co do niedawna było grzechem, już nim nie jest, bo tak chcą ci rzeźbiarze ludzkich sumień. Kościół katolicki to bardzo specyficzna struktura. Aby w niej wytrwać przez długie dziesięciolecia, trzeba albo być wobec niej zupełnie obojętnym, albo od dzieciństwa ciężko zarażonym strachem, mocno zaślepionym lub – i to jest nie bez znaczenia – nie mieć innego pomysłu na życie. Bo jak zrozumieć to, że dorośli ludzie tkwią w instytucji, która zupełnie ich nie szanuje, nie daje im podstawowej autonomii i prawa do stanowienia o sobie? Niedawno dr Wanda Półtawska, przyjaciółka Karola Wojtyły, wyraziła to bardzo jasno: „Księża, odpuszczając nam grzechy, umożliwiają zbawienie”. Bez zgody księży nie może więc być niczego, nawet – a może przede wszystkim – zbawienia. Ta niewolnicza perspektywa znalazła ostatnio wyraz w zmianie brzmienia jednego z tzw. przykazań kościelnych. Samo ich istnienie jest religijnym kuriozum. Hierarchia katolicka nie dość, że zmieniła brzmienie Dekalogu, to jeszcze wprowadziła własne przykazania, które obowiązują „wiernych” (czyt. poddanych) pod takim samym rygorem grzechu jak te „zreformowane” 10 przykazań boskich. Kilka lat temu biskupi dodali katolikom kolejny obowiązek, każąc im – na mocy przykazania – łożyć na potrzeby Kościoła. Teraz okazało się, że piątek nie jest już tego rodzaju dniem pokuty, w którym nie wolno uczestniczyć w zabawach. Zakaz zabawy obowiązuje już tylko w tzw. Wielkim Poście, czyli w ciągu 40 dni przed Wielkanocą.
nominacji diabły w niej siedzące zaczęły mu wysyłać… SMS-y. Nie, to nie żart! Niby z telefonu obłąkanej, ale było wiadomo, że one. Pisały: „Nienawidzimy ciebie, klecho”. Albo: „Rozszarpiemy ją”. Później było lepiej niż w „Harrych Potterach”, „Matrixach” i „Władcach pierścieni” razem wziętych. Otóż Agnieszce pokazała się Maryja z zapytaniem, czy nadal chce tak cierpieć. Mogła nie chcieć, ale „tak byłoby lepiej”. Udręczona katoliczka dostała 3 dni na podjęcie decyzji. Żeby podjęła tę słuszniejszą, dla odmiany ukazał jej się Jezus, który – jak się okazało – jest przybijany do krzyża za każdym razem, gdy jakaś baba robi sobie skrobankę. Czyli nieustannie. Agnieszka dowiedziała się przy okazji, że zablokowane w niej demony, gdyby tylko były na wolności, namawiałyby do skrobanek właśnie. Jak mówi stare przysłowie, „jak dasz palec, to chcą rękę”. Z Jezusem i Maryją nie było inaczej. Dorzucili chętnej Agnieszce cierpienia za upadłych kapłanów. Ta historia – opowiada ksiądz Starczewski – trwa i końca nie widać. Bóg wciąż ratuje nienarodzone dzieci i upadłych księży. To oznacza, że nasza rodaczka rzuca się po podłodze, pluje na każdy napotkany krzyżyk i… „ciągle zmaga się z pokusą uznania jej stanu za chorobę psychiczną”. JUSTYNA CIEŚLAK
Skąd nagle taki przypływ liberalizmu wśród biskupów? Z poczucia porażki. Piątek stał się, zwłaszcza w ciągu ostatnich 20–30 lat, nie tyle dniem, w którym katolicy w szczególny sposób powstrzymywali się od zabawy, co raczej okazją do wyjątkowego świętowania. A to z powodu utrwalenia się zwyczaju weekendowania. Piątkowy wieczór stał się po prostu początkiem czasu wolnego, czasem imprezowania. Kler, który najpierw próbował się temu przeciwstawić, skapitulował w końcu wobec powszechnego bojkotu. Tylko nieliczni duchowni lub katecheci zwalczali nadal piątkowe dyskoteki, zwłaszcza w szkołach, ale narażali się tym na rosnące zdziwienie i zniecierpliwienie tzw. wiernych. Wreszcie biskupi postanowili usankcjonować stan faktyczny. Nie obeszło się przy tym bez zwyczajowej hipokryzji. Biskupi nadal podkreślają, że piątek jest „dniem pokuty” i że zachęcają do niebawienia się w ten dzień, ale jest to tylko udawanie, że wszystko jest niby po staremu i żadnej porażki nie było. To nie pierwsze takie ustępstwo kleru. Warto przypomnieć, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu nie wolno było jeść mięsa przez cały Wielki Post. Gdy wierni zaczęli to masowo bojkotować, kler z zakazu się wycofał... I tak będzie także z innymi rzeczami w przyszłości, o ile Kościół katolicki czeka jeszcze jakaś dłuższa przyszłość. Hierarchia kiedyś zaakceptuje antykoncepcję, in vitro i związki partnerskie. Już to powoli tu i ówdzie robi. To, co wczoraj było grzechem, jutro może okazać się cnotą, albo co najwyżej „mniejszym złem”. Naiwny Pan jesteś, Panie Terlikowski, szukając u kleru niezmiennych wskazówek postępowania. ADAM CIOCH
Rzeczy pospolite
Post od myślenia
Prow inc jałk i Bogobojne niewiasty ujrzały, że Matka Boska z kapliczki na zamojskim Słonecznym Stoku otwiera oczy. Znalazł się nawet taki, który zarzeka się na wszelkie świętości, że Maryja się do niego uśmiechnęła. Hierarchia milczy. Zapewne czeka, aż miną upały…
Madonna cuduje
Ofiarą upałów padła też pewna suczka z Piotrkowa Trybunalskiego, która wtopiła się w asfalt, pokazując tym samym, że polskie drogi nawet psu na budę się nie nadają. Suczkę strażacy uwalniali przez kilka godzin. Nazwano ją Smółka.
Smółka bidulka
W Rabce kłótnia. Grupa radnych za żadne skarby świata nie chce się zgodzić na to, aby choć jedna złotówka była przeznaczona na miejski szalet w podziemiu parku zdrojowego. Mówią, że nie będą pakować kasy do kibla. Utopili w nim jak dotąd 200 tys. zł, a efektu nie ma, bo każdą próbę reaktywacji toalety natychmiast niweczą miejscowi wandale.
Kultura kiblowa
– Cześć, Janusz, dobrze, żeś się zatrzymał, właśnie policji spieprzam. Wiesz, jakie jaja? Trochę wypity jechałem i na stacji benzynowej pomyliłem gaz z hamulcem – opowiadał 73-letni mieszkaniec Mszany Dolnej kierowcy, który zabrał go na stopa. Był tak napruty, że zupełnie się nie zorientował, że kierowca wcale nie jest jego kumplem Januszem, ale policjantem…
Wypity jechałem…
Ksiądz Tomasz Kruszelnicki (dotąd wikary) został nowym proboszczem parafii św. Marcina w Kaczanowie. Urzędowanie rozpoczął wzruszającym akcentem – oświadczył wiernym, że pozbył się swojego ukochanego motocykla sportowego, żeby… w pełni poświęcić się proboszczowaniu. – Ale mam nadzieję, że Pan Bóg pozwoli mi jeszcze powrócić do tej pasji – mówił ksiądz Kruszelnicki. Pan Bóg pozwoli, jak owieczki nie poskąpią. Opracowała WZ
Poświęcenie
myśli niedokończone To będą rządy dramatyczne pod wieloma względami. Na rządach PiS najwięcej straci Kościół katolicki. Sklejenie ołtarza z tronem najgorsze skutki przynosi ołtarzowi. (Roman Giertych, były wicepremier, adwokat)
Imprezy PiS w parafiach zaszkodzą nie Kaczyńskiemu, ale Kościołowi w Polsce. (europoseł Michał Kamiński, były polityk PiS)
Prostytutki nie mogą żądać takiego samego traktowania jak normalne kobiety zachowujące się w sposób obyczajny. Artykuł 32 konstytucji nakazuje równość, ale równość tych podmiotów, które działają w logice prawa natury. Natomiast osoby bluźniące, z zaburzoną psychiką, nie mogą tego żądać. (poseł Krystyna Pawłowicz, PiS)
Kościół katolicki trzyma się celibatu jak pijany latarni. (Krzysztof Varga, dziennikarz, krytyk literacki)
Polska przegrała. Wielka Brytania wygrała. Polscy emigranci na pewno też wygrali, bo byliby w Polsce bez pracy. (prof. Krystyna Iglicka-Okólska, demograf, o zjawisku masowej emigracji z Polski)
Słynny irlandzki katolicyzm przechodzi coraz wyraźniej do sfery legend miejskich jako martwa, a przynajmniej martwiejąca tradycja, silniejsza w środowiskach tutejszych Polaków niż wśród tubylczej ludności. Katolicyzm ten podobnie jak język irlandzki staje się z wolna tradycją sztucznie podtrzymywaną przy życiu. (Piotr Czerwiński, dziennikarz polski w Dublinie)
W Polsce dobra kościelne są co jakiś czas grabione przez władze, a i dziś popierają to ludzie z Ruchu Palikota i niektórzy z SLD. W ogóle nienawiść do wszystkich duchownych zdaje się być wszędzie z podszeptu diabła. (ks. prof. Czesław Bartnik, teolog) Wybrali: AC, SH, PPr
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r. Kto ufa pasożytowi Według ostatniego badania CBOS 59 proc. Polaków ufa instytucji Kościoła, a 28 proc. nie ufa. Kilkanaście procent jest niezdecydowanych. Dla partii odwołujących się do potrzeby rozdziału Kościoła i państwa jest to ogromny potencjał. Zważywszy na to, że połowa ludzi nie chodzi na wybory, ta dobrze zmotywowana jedna trzecia mogłaby zmienić oblicze ziemi. Tej ziemi. MaK
Czy Sakiewicz przyjdzie w worze pokutnym do toruńskiej Canossy? MaK
Woda na młyn
Żer dla skner Pęknięcia w rządowej koalicji są coraz bardziej widoczne. Premier Donald Tusk po licznych publikacjach „FiM” (jako pierwsi przedstawiliśmy projekt finansowania partii z odpisu podatkowego) i apelach Ruchu Palikota w końcu rozpoczął dyskusję na temat zniesienia finansowania partii z budżetu państwa. Niestety, tę słuszną inicjatywę od początku chcą storpedować posłowie PSL, ponieważ boją się, że ich partia – żerująca od lat na podatnikach – nie będzie miała z czego żyć. Poseł Eugeniusz Kłopotek powiedział nawet, że postulat premiera oznacza „wojnę i czas pożegnania”. Tylko patrzeć, jak PSL nadstawi swoje lędźwia PiS-owi! ASz
Kłopotek Gowina Wspomniany poseł Kłopotek szuka poparcia swoich tez wśród kolegów z poselskich ław. Wraz z Jarosławem Gowinem założył parlamentarny Zespół Dobrych Zmian, który według rozmaitych kuluarowych głosów ma być początkiem nowej katolicko-liberalnej partii. Do obu panów dołączyli również John Godson, Jacek Żalek, Waldemar Pawlak, Antoni Mężydło i jeszcze kilku mniej znanych, ale nie mniej pobożnych posłów. ASz
Wojna domowa Trwa ostry konflikt pomiędzy ojcem inwestorem Rydzykiem a innym pisowskim magnatem medialnym – Tomaszem Sakiewiczem, wydawcą m.in. „Gazety Polskiej”. Rydzyk oskarżył Sakiewicza o niesłuszne pomawianie duchownych o współpracę z SB i zakazał jego ludziom wspólnych manifestacji z rydzykowcami. W obozie „Gazety Polskiej” wybuchła konsternacja, bo wiadomo, że za Rydzykiem stoją biskupi i reszta kleru – duchowi mocodawcy katoprawicy. Nie wiadomo, czym się klątwa Rydzykowa skończy. Senator PO Jan Filip Libicki twierdzi, że to już koniec naczelnego „Gazety Polskiej”, który kombinował nawet, jak zastąpić Jarosława K.
antykorupcyjnej i skutkować dymisją. Guział twierdzi, że oskarżenia są lipne i że zrezygnował ze stanowiska w spółce już w 2010 r. Zapewnia, że ma na to stosowne zaświadczenie, i że afera wypłynęła nieprzypadkowo – w chwili, gdy zebrano już wymaganą liczbę podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania prezydent. Twierdzi, że PO zbiera na niego haki. Tonąca Platforma haków się chwyta? MZB
Młotem w Baumana
Prezydent Hanna G.W. nie poddaje się bez walki i właśnie otworzyła tunel Wisłostrady, zamknięty od 2012 r. wskutek awarii na budowie II linii metra. Przeprosiła też warszawiaków za przeciągający się remont. Natomiast urzędnicy ratusza sami z siebie zapewnili, że decyzja o ponownym otwarciu trasy nie miała związku z akcją zbierania podpisów o referendum w sprawie odwołania prezydent. Lizusy bywają gorsze od najgorszych przeciwników… Tym bardziej że wspomniany tunel ponownie został zalany, i to w kilka godzin po hucznym otwarciu. Czyżby deszcze niespokojne miały zmyć panią Hanię z urzędu? MZB
Powrót do przyszłości 23 sierpnia w Łodzi rozpocznie się pierwszy Ogólnopolski Zjazd Rodzimowierczy. Trzydniowe spotkanie wyznawców religii słowiańskiej ma być okazją do dyskusji na temat przyszłości wierzeń przedchrześcijańskich, a także ich rozpowszechnienia. Organizatorzy planują także dyskusję na temat „próby zagłady rodzimej kultury przez inwazję głosicieli radosnej nowiny”. My też uważamy, że jak już się trzymać jakiejś wiary, to najlepiej rodzimej. ASz
Afera POdpisowa Piotr Guział, burmistrz Ursynowa, nieformalny lider stołecznej opozycji wobec prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz (PO) („FiM” 25/2013), został oskarżony o łączenie funkcji publicznej z zasiadaniem we władzach prywatnej spółki. A to może oznaczać złamanie zapisów ustawy
5
na klęczkach
Grupa kilkudziesięciu narodowców usiłowała zakłócić wykład słynnego w świecie socjologa profesora Zygmunta Baumana na Uniwersytecie Wrocławskim. Podpuścili ich prawicowi publicyści, którzy wypominają profesorowi młodzieńcze, komunistyczne sympatie. Ogoleni na łyso panowie wywrzaskiwali swoje standardowe, głupie hasełka w stylu: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. W końcu zajęła się nimi policja. Problem w tym, że zajęła się zbyt delikatnie. MZB
Swastyka szczęścia Zielone światło dla bojówek faszystowskich dała białostocka prokuratura, która odmówiła wszczęcia dochodzenia w sprawie namalowania swastyki na jednym z budynków w tym mieście. Prokurator Dawid Roszkowski oznajmił, że swastyka, symbolizująca III Rzeszę, to… symbol szczęścia w Azji. Tym samym namalowanie go nie ma nic wspólnego z propagowaniem nazizmu, które w Polsce zagrożone jest karą więzienia. Po interwencji prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta zmienił jednak zdanie i wszczął śledztwo w tej sprawie. Podobno saper myli się tylko raz. A prokurator? MZ
Śmierć z biedy Zmarł 56-letni mężczyzna, który z biedy podpalił się pod kancelarią premiera. 56-letni Andrzej F. od kilku lat nie mógł znaleźć pracy po tym, jak choroba uniemożliwiła mu kontynuowanie dotychczasowego zawodu. Razem z bezrobotną żoną utrzymywali się z zasiłku i wegetowali dzięki datkom i obiadom z pomocy społecznej. W kilka dni później w Krakowie podpalił się kolejarz, zdesperowany zmianami, jakie szykuje zarząd Przewozów Regionalnych. Samobójstwo z biedy popełnił także rolnik mieszkający niedaleko Jeleniej
Góry. Pozostawił pożegnalny list, w którym oskarżył pracowników urzędu skarbowego o doprowadzenie go do ruiny i zniszczenie mu życia. Pracownicy skarbówki twierdzą, że jest im przykro. MZB
Milioner okoniem W Aleksandrowie Łódzkim doszło do konfliktu pomiędzy milionerem i biznesmenem w sutannie Jackiem Stasiakiem a kurią łódzką. Stasiakowi zabroniono odprawiać mszy w poewangelickim kościele należącym do jego fundacji. Ksiądz oświadczył, że woli arcybiskupa się nie podda i będzie robił to, co dotąd. Sugeruje także, że ataki kurii motywowane są zawiścią i chęcią przywłaszczenia sobie kościoła. MaK
Cuda… na mózgu Jan Paweł II może zostać katolickim świętym już w październiku – ogłosiły triumfalnie watykańskie media. Ponoć wymagany do tego wątpliwego zaszczytu cud za wstawiennictwem wspomnianego nieboszczyka miał miejsce na Kostaryce, gdzie mieszkanka tego kraju doznała ciężkiego uszkodzenia mózgu, które po modlitwach do JPII miało ustąpić. Niestety, nic więcej o rzekomym cudzie nie wiemy. Watykan boi się być może, że naukowcy ponownie udowodnią (jak w przypadku francuskiej zakonnicy Marie Simon-Pierre), iż o żadnym uzdrowieniu nie mogło być mowy. ASz
Komunijna komuna
Polska prasa prawicowa w kontekście ostatnich rozruchów w Turcji z uznaniem pisze o świeckości tego kraju, łącząc go z nowoczesnością. Robi tak na przykład pisowska „Gazeta Polska”, ale oczywiście w kontekście świeckości w kraju islamskim. Ciekawe, że to, co dobre dla Turków, okazuje się złe dla Polaków, bo związana z „GP” partia – PiS – zaciekle lansuje klerykalizację katolicką nad Wisłą. MaK
Prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary abp Gerhard Müller ogłosił, że Kościół nawet w pojedynczych przypadkach „nie może się zgodzić na komunię ludzi żyjących w ponownych związkach po rozwodzie”. Hierarcha dodał, że poza komunią „są inne sposoby wspólnoty z Bogiem”. Nasi rodzimi katoliccy rozwodnicy, na przykład Wojciech Cejrowski czy Cezary Pazura, jakoś wyraźnie z tego powodu nie rozpaczają. Od czego jest katolickie unieważnienie małżeństwa? ASz
Święcone zabija
Ścigany
„Super Express” zafundował swoim czytelnikom obrazek ze świętym Krzysztofem, katolickim patronem podróżujących. Nie taki zwykły, ale poświęcony przez prawdziwego katolickiego księdza – Dariusza Marczaka, dyrektora Caritas diecezji warszawsko-praskiej. Z poświęcenia opublikowano specjalny reportaż opatrzony zdjęciami. Gazeta zapewnia, że obrazek warto mieć w czasie wakacyjnych wyjazdów. Nie jesteśmy tego tacy pewni – w naszym kraju, gdzie auta obwieszone są różańcami i świętymi Krzysztofami, jest największy w Europie odsetek zgonów na drogach… MaK
Edward Snowden, czyli człowiek, który ujawnił wielką aferę podsłuchową z udziałem amerykańskich i brytyjskich służb („FiM” 24/2013), zwiał śledczym. Były analityk CIA oskarżany przez USA o szpiegostwo i zdradę znalazł sojuszników: demaskatorski portal WikiLeaks oraz hiszpańskiego sędziego Baltasara Garzóna. Dzięki nim zdołał opuścić Hongkong i wylecieć do Moskwy. Rosyjska stolica miała być tylko punktem przesiadkowym i w pewnym sensie była. To właśnie w Moskwie Snowden zapadł się ponownie pod ziemię. MZB
Świeckość, ale islamska
6
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Piątka z ulicy Barskiej Prokuratura Generalna zmienia siedzibę. Przy okazji zmiany adresu roztrwoniono kilka milionów złotych. Trwa przeprowadzka PG z dotychczasowego lokum przy ulicy Barskiej 28/30 (dzielnica Ochota) na Rakowiecką 26/30 (Mokotów). Operacja zostanie definitywnie zakończona do końca lipca. Barską urząd dzierżawi od spółki Meratronik. Są to dwa przyległe budynki o łącznej powierzchni użytkowej 5,7 tys. mkw. (prawie 200 pomieszczeń biurowych). Umowa wygasa z ostatnim dniem roku i nie było żadnego problemu z jej ewentualnym przedłużeniem, ale PG wolała coś bardziej reprezentacyjnego. „Budynek powinien być położony w centrum, bo w końcu jesteśmy organem centralnym” – argumentował w październiku 2012 r. rzecznik PG Mateusz Martyniuk. Na bardzo reprezentacyjnej Rakowieckiej wypatrzyli dwa pawilony o powierzchni 14,1 tys. mkw. należące do SGGW. Pertraktacje dotyczące warunków dzierżawy zakończono 22 listopada i – po uzyskaniu koniecznej zgody Ministra Skarbu – 7 grudnia uroczyście podpisano 10-letnią umowę najmu z możliwością przedłużenia. Aktu tego dokonał Prokurator
W
Generalny Andrzej Seremet w asyście pierwszego zastępcy Marka Jamrogowicza (odpowiedzialny za sprawy majątkowe) i negocjatora tematu Andrzeja Długołęckiego (dyrektor Biura Administracyjno-Finansowego PG), a uczelnię reprezentowała delegacja z rektorem prof. dr. hab. Alojzym Szymańskim na czele. Szczegóły paktu objęte są – nie wiedzieć czemu – tajemnicą, więc uzgodnionej ostatecznie ceny czynszu, opłat eksploatacyjnych i podatku od nieruchomości nie znamy. Wiemy natomiast, że za Barską (o połowę mniejszą) PG uiszcza co miesiąc okrągłe 600 tys. zł za samą dzierżawę, do czego dochodzi jeszcze ponad 100 tys. zł na eksploatację. Efekt: mimo panującego podobno kryzysu PG zapłaci 3,5 mln zł za budynki, w których od sierpnia do grudnia nie będzie już urzędować. Prokuraturę wiąże z Meratronikiem coś więcej. Otóż jakiś czas temu obie strony podpisały notarialnie umowę przedwstępną (zawarto ją w czasach, gdy naczelnym śledczym Rzeczypospolitej był minister
edług ostrożnych szacunków urzędy państwowe i samorządowe wydają na prenumeratę gazet ponad 20 mln zł rocznie. Co najmniej połowa tych pieniędzy jest wyrzucana w błoto. Sprowadzają po kilka, a nierzadko kilkanaście egzemplarzy tego samego tytułu. Są to zazwyczaj wielkonakładowe dzienniki i czołowe (pod względem sprzedaży) tygodniki oraz czasopisma specjalistyczne, odpowiadające profilowi instytucji. Wszędzie stałą pozycję stanowią też dwa tabloidy, z których urzędnicy dowiadują się, jak celebrytka Pipczyńska przeżywa rozstanie z ukochanym Pieprzyńskim lub co nowego u ciotki matki Madzi. Do lektury obowiązkowej zalicza się również codzienny biuletyn środowiska o. Tadeusza Rydzyka. Ile nas ta przyjemność kosztuje? Oto przykładowe wydatki (wszystkie kwoty brutto): ~ Kancelaria Prezydenta RP przeznaczyła w 2013 r. na prenumeratę 139,3 tys. zł, a Kancelaria Prezesa Rady Ministrów – 131,5 tys. zł (obie instytucje usilnie wspierają m.in. „Najwyższy Czas” Janusza Korwin-Mikkego i „Gazetę Polską” kontrolowaną przez ludzi prezesa Jarosława Kaczyńskiego); ~ Ministerstwa: Kultury i Dziedzictwa Narodowego – 285 tys. zł, Rozwoju Regionalnego – 156,7 tys. zł, Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej – 133,5 tys. zł (w tym „Przegląd Sportowy” i miesięcznik „Jachting”), Skarbu Państwa – 130 tys. zł, Obrony Narodowej – 78 tys. zł (m.in. z pięcioma egzemplarzami „Tygodnika Powszechnego”, jednym „Gościem Niedzielnym” i sześcioma „Naszymi Dziennikami”, z których jeden trafia prosto na biurko szefa Sztabu
Od lewej prokurator Seremet i profesor Szymański
sprawiedliwości; dokument parafował ówczesny dyrektor generalny MS Wojciech Kijowski) o wykupieniu przez urząd obiektu przy Barskiej za 56 mln zł pod groźbą 1,5 mln zł kary w przypadku odstąpienia od zamiaru. Jeśli Meratronik wyegzekwuje pieniądze (trudno sobie wyobrazić, żeby spółka darowała je państwu), to suma dodatkowych kosztów zmiany adresu urasta do 5 mln zł. Sprawdziliśmy, ile PG wydała na przeprowadzkę. Dla ilustracji kilka faktur (wszystkie kwoty brutto): ~ „roboty adaptacyjno-aranżacyjne” pawilonów na Rakowieckiej – 509,5 tys. zł;
Generalnego WP; nie udało nam się ustalić, dla kogo zamówiono dwumiesięcznik „Ecclesia. Magazyn Gospodarczy dla Duchowieństwa”). Obecnie w Polsce funkcjonuje 18 ministerstw. Ich roczne nakłady na dostawę prasy to w sumie ponad 2,6 mln zł, ale dla uzmysłowienia skali zjawiska trzeba jeszcze pamiętać o kilkudziesięciu innych urzędach centralnych (np. Dyrekcja Generalna Lasów Państwowych – 53,7 tys. zł, Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa – 26 tys. zł), instytucjach wymiaru sprawiedliwości (np. Prokuratura Generalna wyda 88,3 tys. zł, a Sąd Okręgowy w Warszawie – 123,8 tys. zł) itp.
~ „kompleksowa przeprowadzka mienia” – 270,6 tys. zł; ~ „przeniesienie sprzętu i systemów informatycznych” – 44 tys. zł; ~ „demontaż i montaż regałów archiwum” – 151,8 tys. zł; ~ „zakup usługi telefonicznej i przesyłu danych” – 89 tys. zł. Ponieważ na Rakowieckiej będzie zdecydowanie więcej roboty z utrzymaniem czystości, za całoroczną „usługę kompleksowego sprzątania pomieszczeń biurowych” PG zapłaci 366,5 tys. zł (dotychczas kosztowała 113,4 tys. zł). Większy teren do pilnowania oznacza konieczność wysupłania aż 348 tys. zł na „bezpośrednią ochronę
W resorcie transportu dowodzonym przez Sławomira Nowaka (PO) wpadli na znakomity pomysł, jak rozwiązać problem braku czasu na lekturę. Ogłosili tam mianowicie przetarg na „świadczenie usługi monitoringu mediów: prasy ogólnopolskiej i regionalnej, Internetu oraz mediów elektronicznych”. Te same gazety papierowe (z ich dostaw za wspomniane 133,5 tys. zł nie zrezygnowano!) będą teraz równolegle czytane i analizowane przez firmę zewnętrzną, która natychmiast złoży meldunek, jeśli tylko zauważy wyspecyfikowane w zamówieniu tzw. słowa kluczowe (np. nazwisko ministra lub
Czytanki władzy Czy w przypadku dzienników nie jest to karygodna rozrzutność, skoro istnieje Centrum Informacyjne Rządu zajmujące się „monitoringiem prasy i mediów elektronicznych, sporządzaniem na tej podstawie codziennych raportów oraz bieżącym informowaniem o wydarzeniach w kraju i na świecie”? – Nic, oprócz myślenia, nie przeszkadza, żeby taki raport rozesłać pocztą elektroniczną do tysiąca podmiotów zamiast pięćdziesięciu – twierdzi analityk CIR. – O ile szef ma czas, to tylko przekartkuje gazety, bo przecież w internecie ma na bieżąco wszystkie newsy. Tygodniki przegląda, ale czyta najwyżej dwa, trzy artykuły – tłumaczy sekretarka dyrektora departamentu w MSW.
kogoś z jego siedmiu zastępców). Na liście monitorowanych stacji radiowych i telewizyjnych znajdują się m.in. Radio Maryja i Telewizja Trwam. Ile to wszystko będzie kosztowało, jeszcze nie wiemy, bo postępowanie przetargowe jest w toku. Samorządy nie chcą być gorsze od Warszawki. Dla ilustracji: za roczną dostawę prasy dla Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego podatnicy zapłacą 116 tys. zł, Urzędu Miasta Opola – 65 tys. zł, Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego – 42,5 tys. zł, Urzędu Miasta Bydgoszczy – 61 tys. zł. W innych 66 dużych miastach (na prawach powiatu), 16 województwach, 380 starostwach i prawie 2,5 tys. gmin sytuacja wygląda dokładnie tak
fizyczną obiektów” zamiast dotychczasowych 113,6 tys. zł. Nie wolno oczywiście dopuścić, żeby do nowej siedziby przenosić używane meble, które mogą nie pasować do koloru ścian, więc „wykonanie, dostawa i montaż mebli gabinetowych, biurowych oraz foteli” będzie kosztować 631,7 tys. zł. Wymiany pieczątek, druków oraz innych gadżetów już nie liczymy, choć na przykład samo pilnowanie obiektu przez niespełna miesiąc prowadzenia „robót adaptacyjno-aranżacyjnych” (zanim zaangażowano właściwych ochroniarzy) wymagało 14,6 tys. zł. Cała operacja przeprowadzki (z kosztami najmu) zamknie się prawdopodobnie kwotą około 26,8 mln zł. Taką liczbę ujawnił w październiku 2012 r. posłom z sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka prokurator Jamrogowicz, omawiając plany budżetowe PG na rok 2013. Tymczasem urzędnicy i pracownicy prokuratury zarabiają grosze (np. młodszy referent w „rejonówce” dostaje 1825 zł brutto, a jego kolega referent z 4letnim stażem 1875 zł), bo ich płace zamrożono i nie ma pieniędzy na jakiekolwiek podwyżki. Rzecznik Martyniuk nie odpowiedział nam na prośbę o uściślenie danych dotyczących przeprowadzki, co staje się już standardem w sytuacjach, gdy jego firma ma przed opinią publiczną coś do ukrycia... MARCIN KOS
samo, a jedyną różnicą jest wysokość wydatków. Także służby specjalne muszą wiedzieć, co piszczy w trawie, więc: ~ Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zapłaci za gazety 143,3 tys. zł (w tym 48,8 tys. zł na prasę zagraniczną). Wśród zamówionych tytułów znajdujemy specjalistyczne periodyki typu: „Hotelarz”, „Mój Pies”, „Twój Przegląd Stomatologiczny” (ani chybi w rodzinie kogoś ważnego jest dentysta); ~ Służba Wywiadu Wojskowego – 96,7 tys. zł. W tej cenie mieszczą się m.in. „Wiadomości Projektanta Budownictwa” i poradniki o luksusowym wyposażeniu gotowej chałupy („Dobre Wnętrze” i „M jak Mieszkanie”); ~ Służba Kontrwywiadu Wojskowego – 58 tys. zł. Zamówione tytuły są w zasadzie fachowe, a wiele daje do myślenia szczególne zainteresowanie kwartalnikami: „Nowiny Psychologiczne”, „Przegląd Psychologiczny” i „Psychologia Dziś”; ~ Centralne Biuro Antykorupcyjne wyda 128,8 tys. zł na zakup gazet (przez dwa lata), plus 238 tys. zł na zlecone firmom zewnętrznym monitoringi (przez trzy lata): 35 tytułów prasowych (z „Gościem Niedzielnym” i „Tygodnikiem Powszechnym”) pod kątem zestawu nieujawnionych 115 słów kluczowych, oraz 10 stacji radiowych i 11 telewizyjnych (z mediami Rydzykowymi) w sprawie tajemniczego „jednego tematu, który zostanie skonkretyzowany podczas podpisywania umowy” – czytamy w specyfikacji istotnych warunków zamówienia. Kupowane w prenumeracie „Fakty i Mity” agenci czytają osobiście... ANNA TARCZYŃSKA
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
21
czerwca w Sejmie miało się odbyć głosowanie na temat ogłuszania zwierząt przed ubojem. Po wewnątrzpartyjnych sporach marszałek Ewa Kopacz zdecydowała, że głosowanie przeniesie na lipiec, ponieważ rzekomo do rzetelnej dyskusji na ten temat niezbędna jest opinia resortu spraw zagranicznych. W rzeczywistości chodzi o zyskanie na czasie, bowiem kontrowersyjna nowelizacja ustawy mimo poparcia samego Donalda Tuska nie podoba się jego partyjnym kolegom. Premier do lipca będzie przekonywał platformersów, że okrutne zabijanie zwierząt jest w porządku… Spory w PO stały się zauważalne po tym, jak władze partii zapowiedziały, że w tej sprawie będzie obowiązywać w ich klubie dyscyplina, bo w grę wchodzi rzekomo „walka o miejsca pracy”. Zdaniem ministra rolnictwa Stanisława Kalemby z PSL może chodzić o zatrudnienie „4–5 tysięcy osób”. Problem w tym, że to tylko przypuszczenia, ponieważ rząd nie dysponuje żadnymi wiarygodnymi danymi na ten temat. Wiemy za to, że poprawa stosunków z Rosją i skuteczny lobbing na rzecz eksportu polskiego mięsa na Wschód dałyby nam znacznie więcej miejsc pracy niż te rzekomo utracone z powodu zakazu uboju rytualnego. Na naszej rusofobii korzystają inne państwa. Brazylia zwiększyła eksport wołowiny i wieprzowiny do tego kraju niemal dwukrotnie, a my możemy tylko marzyć, żeby osiągnąć choć ułamek ich sukcesu.
Nawet rolnicy Zapowiedź klubowej dyscypliny rozłościła część posłów PO. 26 z nich zasiada w Parlamentarnym Zespole Przyjaciół Zwierząt, który od początku był przeciwko legalizacji uboju rytualnego, a jego przewodniczący Paweł Suski (PO) zaapelował do parlamentarzystów o głosowanie przeciwko tej ustawie. Przeciw są także posłowie PiS, Ruchu Palikota i większość SLD. Politycy PSL w uboju rytualnym nie widzą nic złego. Dla nich to „szacunek dla tradycji, poszanowanie swobód religijnych, względy społeczne i interesy rolników”. Abstrahując od idiotycznego argumentu tradycji (ciekawe jakiej?) oraz swobód religijnych, warto zauważyć, że nawet rolnicy sprzeciwiają się legalizacji uboju. Związek Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych wydał opinię, w której czytamy, że „rytualny ubój zwierząt to jeden z najbardziej okrutnych sposobów ich uśmiercania (…), ważne są zasady, godność człowieka i zwierząt, a nie tylko pieniądze, i to skierowane do niewielkiej garstki osób”. Zatem między bajki możemy włożyć wspomniane „interesy rolników”, bo ci w uboju rytualnym ich mieć nie chcą. Przeciwko nowelizacji jest ponad 120 polskich naukowców, którzy w liście do premiera
7
Eugeniusz Łuniewski, „Piotrex” Zakłady Mięsne, „KRASPOL” Jarosław Krakowski, Grupa „ANIMEX” SA Oddział w Morfinach, Zakład Przetwórstwa Mięsnego s.j. A. Szczerba i H. Szczerba, „CEDROB” SA.
Bezprawie
Projekt mordu Rządowy projekt legalizacji uboju rytualnego jest niezgodny z prawem. Na dodatek jest mu przeciwna większość Polaków, weterynarze i setki organizacji zajmujących się ochroną zwierząt. napisali, że „ubój rytualny to skrajne okrucieństwo”. 157 osób podpisało się pod protestem ludzi kultury, m.in.: Ewa Bem, Hanna Bakuła i Maja Ostaszewska. Do protestujących przyłączyła się Krajowa Izba Lekarsko-Weterynaryjna oraz Europejska Federacja Lekarzy Weterynarii twierdząca, że „proceder uboju bez ogłuszania jest niedopuszczalny bez względu na okoliczności”. Według badań CBOS 65 procent Polaków nie zgadza się na legalizację uboju rytualnego, a 14 proc. nie ma w tej sprawie opinii; aż 65 proc. rolników jest przeciwko planom rządu.
Lobbing koncernów Mimo statystyk i sondaży zespół Tuska wraz ze swoim koalicjantem wciąż się upiera, że legalizacja uboju bez ogłuszania jest konieczna. Nawet argumenty prawne nie robią na rządzących wrażenia. Organizacje prozwierzęce w porozumieniu z prawnikami opracowały dokument, w którym punktują wspomnianą nowelizację ustawy zarówno w aspekcie merytorycznym, jak i prawnym. „Obowiązujący w Polsce od 2002 r. nakaz ogłuszania zwierząt przed ubojem, wynikający z prawa europejskiego i krajowego, nie budzi obecnie wątpliwości prawnych, ani nie wymaga zmiany” – czytamy. Proponowana nowelizacja nie tylko wprowadza odstępstwo religijne od tej zasady, ale – co ważniejsze
– nie przewiduje żadnej regulacji stosowania tego odstępstwa. Taka deregulacja spowoduje, że dopuszczalny prawem unijnym wyjątek zastąpi zasadę i większość zwierząt w Polsce być może będzie zabijana bez ogłuszania. Autorzy dokumentu twierdzą, że proponowana zmiana znacznie obniży poziom ochrony zwierząt podczas uboju, a poza tym nie znajduje oparcia w prawie europejskim. „Proponowana zmiana służy wyłącznie konkretnym przedsiębiorcom, którzy za namową urzędników Ministerstwa Rolnictwa, ignorując przepisy prawa, zainwestowali w egzotyczne kontrakty eksportowe i odpowiednie linie ubojowe” – argumentują animalsi. Tych zarzutów nie można wykluczać, bowiem eksportem mięsa z uboju rytualnego zajmują się tacy giganci jak m.in. certyfikowany przez McDonald’s OSI Poland Food Works oraz znany wszystkim „Sokołów”. I wiele im podobnych. Co do listy firm zatwierdzonych w latach 2010–2011 do sprzedaży mięsa halal czujemy się w obowiązku wymienić wszystkie, bowiem na niektóre ich produkty można trafić w zwykłych sklepach, więc warto
wiedzieć, kto nas karmi. Według informacji Ambasady Polskiej w Kairze, która ogłosiła oficjalny spis rzeźni religijnych w Polsce, tego rodzaju działalność prowadzą: Spółdzielnia Producentów Drobiu „Eko-Gril”, „Delicjusz” Dariusz Wojtyla-Stefan Podsiadło Spółka Jawna, Animex Grupa Drobiarska SA Oddział w Opolu, ANIMEX grupa Drobiarska SA Oddział w Iławie, SEDAR SA, Animex Grupa Drobiarska SA Morliny 15, Oddział w Suwałkach, Zakład Przemysłu Mięsnego „Biernacki”, Zakład Mięsny
„Mościbrody”, Ubojnia Trzody Chlewnej, Bydła i Koni Sprzedaż Hurtowa Mięsa Roman Maciejek, „MILEX MEAT”, Firma Handlowo-Usługowa Andrzej Mejsner, Kryszpol Sp. J.B.M.S. Krysztofiak Zakład Mięsny, Ubojnia Bydła „BARTAK”, Firma „JASAN” Tadeusz Barnach, Ubojnia Zwierząt i Rozbiór Mięsa Dominik Głażewski, Zakłady Mięsne „Łuniewscy”
Organizacje prozwierzęce słusznie twierdzą, że prawo europejskie nie dopuszcza, aby religijne odstępstwo od zasady ogłuszania zwierząt przed ubojem mogło nie być uregulowane prawem krajowym. W związku z tym „odstępstwo od zasady ogłuszania zwierząt – które nie jest uregulowane wystarczająco konkretnie albo uregulowane jest bez związku z celem, w jakim zostało dopuszczone prawem unijnym – nie będzie regulacją trwałą”. Wyłącznym celem legalizacji uboju rytualnego jest zaspokojenie potrzeb jedzenia mięsa przez rozmaite grupy religijne. Zdaniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka państwa członkowskie mają pełne prawo reglamentowania odstępstwa od ogłuszania. Według projektu rządowego Polska stałaby się wyjątkowym państwem Europy, w którym nie byłoby żadnej reglamentacji odstępstwa od ogłuszania, a nawet rejestracji takiego uboju. A także jedynym, który obniży poziom ochrony zwierząt, powołując się na prawo unijne wydane w celu jego podniesienia. Na gruncie prawa krajowego byłoby to też obniżenie standardów nawet względem zakwestionowanego przez Trybunał Konstytucyjny rozporządzenia Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi obowiązującego w latach 2004–2012 (przewidywało ono odstępstwo tylko w przypadku zarejestrowanych w Polsce związków wyznaniowych). Organizacje ochrony zwierząt grożą, że jeśli deregulacja uboju rytualnego wejdzie w życie, to natychmiast skierują wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie nowelizacji ustawy za niezgodną z prawem. Dodatkowo planują również oskarżyć Polski rząd w instytucjach europejskich, powołując się m.in. na „wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który jednoznacznie uznał, że nieregulowany ubój rytualny jest niedopuszczalny oraz że jeżeli ubój rytualny ma być wykonywany, musi być uregulowany przez organy władzy publicznej. Podobne działania zapowiedział Ruch Palikota. Głosowanie na rządowym projektem dopuszczającym ubój rytualny – już w lipcu. ARIEL KOWALCZYK Więcej informacji na: www.rytualny.pl
8
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Emeryt na haczyku Chowajcie dziadkom zaproszenia na handlowe pokazy, bo w Polsce na masową skalę oszukuje się emerytów i wciska im zbędne lub szokująco drogie produkty. Rondle są niezwykłe, garnki – nieziemskie, pościel – cudowna, ale kac po ich zakupie jest też wyjątkowy. Ci, którzy je kupili, to najczęściej emeryci i renciści. Zakupy odbywają się na pielgrzymkach, spotkaniach organizowanych w celu odebrania tajemniczej nagrody, bezpłatnych badaniach rzekomo refundowanych przez Unię Europejską albo podczas „nauki” zdrowego gotowania. Pani Elżbieta pojechała na jednodniową pielgrzymkę do Częstochowy. Zarządzono postój, całą grupę zagoniono do wynajętej wcześniej sali w przydrożnej restauracji i zaczęło się przedstawienie. Wróciła do domu z fotelem masującym oraz naczyniami kuchennymi. Zapłaciła za te dobra 2400 zł. To i tak niewiele w porównaniu z garnkami pani Sabiny. Na pokaz firmy W. z Poznania poszła dla rozrywki, za namową sąsiadki. Miało być o zdrowym gotowaniu, a to ją zawsze interesowało. „Gotujesz czy parujesz?” – brzmiało przewodnie hasło spotkania. – Częstowali produktami przygotowanymi w oferowanych naczyniach, inteligentnie opowiadali. Rozdawali ulotki wyrywkowo. No i komu się trafiła ta karteczka – już wygrywał! Miał „przechodzić dalej” – na zakupy po okazyjnej cenie – opowiada pani Sabina.
Ona karteczkę dostała – poczuła się wybranką i do dalszego etapu przeszła bez żadnych podejrzeń. Zaufanie wzbudzała też uśmiechnięta od ucha do ucha pani Oliwia, doradca klienta, a więc człowiek, który staje na głowie (bo dostaje premię za każdy zakup), żeby oszołomionym staruszkom jak najwięcej wcisnąć. Pani Oliwia podsunęła emerytce umowę sprzedaży. Pani Sabina niewiele mogła z tej umowy wyczytać, bo emocje rozmazały jej litery. Ale „doradca klienta” powiedziała, że żadnych kruczków nie ma. A w dodatku wyglądała zupełnie jak wnuczka pani Sabiny. Też taka młodziutka i w okularkach… To uwierzyła na słowo. Pani Oliwia dwa garnki, przenośną płytę indukcyjną, multiwar, dwa jaśki oraz noże i książkę kucharską sprzedała pani Sabinie za 3500 zł. Teoretycznie, bo w praktyce suma ta została rozpisana na 36 rat po 118,22 zł jako kredyt ratalny w Deutsche Banku. Wyszło więc 4255,92 zł za towar wart góra 1500 zł… Umowa sprzedaży (egzemplarz pani Sabiny nosi numer 625590...) została spisana w pośpiechu i niedbale. Dokument jest odzwierciedleniem tego, co na takich pokazach się dzieje. Dynamika, tempo, prezenterzy niczym showmani uwijają się, zachwalając produkt. Później są rozmowy
REKLAMA
NOW OŚĆ!
„Sensacyjna monografia Marka Szenborna »Czarownice i heretycy. Tortury, procesy, stosy« burzy miłe, ułatwiające życie przekonanie o dobroci i szlachetności ludzkiej natury. To literatura faktu, a raczej faktów niewygodnych dla Kościoła” – prof. Joanna Senyszyn
Zamówienia: Telefonicznie i przez internet
indywidualne, podczas których dają kilkutysięczne upusty, mamią gratisami i tym, że sumy nie trzeba spłacać od razu, bo będzie w ratach. Sprzedają równocześnie garnki, kołdry i kredyty. Oszołomieni ludzie (zwykle emeryci i renciści) najczęściej ulegają płynącej ze sceny perswazji. No bo jak nie kupić pościeli, która ma wyleczyć wszystkie choroby i przedłużyć życie, albo garnków, w których gotowanie zapewni drugą młodość, przegoni nadciśnienie i zły cholesterol! – Moja teściowa dała się w to wszystko wplątać, bo powiedzieli jej, że wygrała nagrodę w losowaniu. Okazało się, że ta nagroda to… okazyjny zakup. Kołdra plus sztućce w 48 ratach po 112,5 zł. Razem: 5400 zł! – opowiada Janusz. Pokaz, w którym uczestniczyła jego teściowa, odbywał się w miejscowym hotelu. Zebrano tam kilkadziesiąt starszych osób. Prezenter przez dwie godziny uwijał się jak
w ukropie, żeby przedstawić zalety oferowanych produktów. Mówił niemal bez przerwy. Słowo „zdrowie” nie schodziło z jego ust. Te wełniane kołdry, którymi ludzi nakrywał i nie kazał już sobie oddawać, miały działanie wprost magiczne – leczyły nie tylko alergię, ale i reumatyzm, układ krążenia, nowotwory. Miód na uszy. No i któż dla tego zdrowia nie przeznaczy stówy z comiesięcznych dochodów, szczególnie gdy widzi, że inni (podstawieni?) biorą? Teściowa Janusza przyniosła trofea do domu i – zanim jeszcze zdążyła w pełni poznać ich właściwości – dostała list. W środku znalazła blankiety do spłaty ratalnej. Dopiero wówczas powiedziała o zakupach rodzinie, a ta zaczęła żmudną procedurę odkręcania spirali. Im się udało, tysiące innych emerytów i rencistów nie ma tego szczęścia. – Starszymi ludźmi łatwiej manipulować. Czasem niedowidzą,
czasem niedosłyszą. Oczarowani sprzedawcą odzianym w szykowny garnitur, a później ciepłym głosem jego pomocnicy zza kotary, zupełnie się zatracają w tym marketingowym szaleństwie – mówi Katarzyna, była telemarketerka zgierskiej firmy X. Do jej obowiązków należało obdzwanianie potencjalnych „ofiar”. Zapraszanie na badanie tkanki tłuszczowej czy zawartości wody w organizmie. – To są badania, które można zrobić w większości aptek i marketów, bo stoją tam odpowiednie urządzenia. Ale tu chodzi o to, aby ludzi zwabić, a później uraczyć prezentacją produktów firmy – opowiada. A sprzedawcy? Ich motywuje wizja prowizji od sprzedaży. Dlatego robią wszystko, aby te garnki, kołdry czy sprzęt masujący ludziom wcisnąć. Psychomanipulacja, ton głosu, mimika, no i wciąganie potencjalnych nabywców w nieczystą grę – mogą sprzętu dotknąć, mogą coś usmażyć na patelni, przykryć się kołdrą albo skosztować przepysznych warzyw ugotowanych w rewelacyjnym rondlu. Nawet jak komuś nie zasmakuje, udaje, że jest inaczej, no bo jak się przyznać, skoro wszyscy mają rozanielone miny. No i tak nakręcony delikwent trafia na rozmowę o konkretach. Już indywidualną. Tam przyjmuje go zazwyczaj urocza pani, która ciepłym głosem tłumaczy, że przecież stać go na odrobinę luksusu. Nie przyzna się, nawet jeśli go nie stać. Bo przecież już od godziny czy dwóch słyszy: „Musisz to mieć”! WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Jeśli już w kołdry czy garnki ktoś da się wkręcić, to nie jest na szczęście koniec świata. ~ Konsument ma 10 dni na zwrot nieużywanego towaru, gdy został on nabywany poza lokalem przedsiębiorstwa (liczy się data nadania przesyłki na poczcie, a nie data, kiedy przedsiębiorca ją odebrał). ~ Przedsiębiorca powinien poinformować konsumenta o prawie do odstąpienia od umowy w terminie 10 dni i wręczyć wzór oświadczenia o odstąpieniu, z oznaczeniem swojego imienia i nazwiska (nazwy) oraz adresem zamieszkania bądź siedziby. Jeśli tego nie zrobi, konsumentowi przysługuje uprawnienie do wydłużenia powyższego okresu do 3 miesięcy. W celu skorzystania z tego uprawnienia należy złożyć oświadczenie na piśmie. ~ Po wysłaniu oświadczenia (najlepiej listem poleconym ze zwrotnym potwierdzeniem odbioru oraz z własnoręcznym podpisem) odstąpienia od umowy uważana jest ona za niezawartą, a konsument jest zwolniony z wszelkich zobowiązań (także z kredytu wiązanego, który zwykle towarzyszy zakupowi na pokazach). Jeżeli dokonał jakichkolwiek przedpłat, należą mu się od nich odsetki ustawowe od daty dokonania przedpłaty. Jeżeli dostał już towar, jest zobowiązany do jego zwrotu. ~ Zwrotu nieużywanego towaru najlepiej dokonać, wybierając opcję możliwości sprawdzenia zawartości przesyłki (odbiorca sprawdza zawartość w obecności listonosza i podpisuje protokół), co wyeliminuje zagrożenie, że przedsiębiorca stwierdzi, iż zamiast jego wełnianej kołdry w paczce był stary pled. ~ Wszelkie zastrzeżenia stanowiące, że odstąpienie od umowy jest możliwe za zapłatą oznaczonej sumy (odstępne), są bezprawne. ~ Formularze znajdziecie m.in. na: http://konsument.um.warszawa.pl/zalaczniki/o-wiadczenie-o-odst-pieniu-od-umowy-zawartej-poza-lokalem-przedsi-biorcy Źródło: http://konsument.um.warszawa.pl
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
M
imo corocznych informacji o upadających biurach podróży, turystach koczujących na lotniskach w obcych krajach, którzy później przez lata nie mogą odzyskać straconych pieniędzy, rynek turystyczny w Polsce ma się świetnie. Obroty touroperatorów są liczone w setkach milionów złotych. Pozostali na rynku wielcy gracze zyskują na bankrutującej konkurencji, bo Polacy wyjeżdżać nie przestali; zmieniło się tylko nasze podejście do firm turystycznych. Mało znane biura oferujące zaskakująco tanie oferty mają coraz mniej klientów. Zaczynamy rozumieć, że warto stawiać na sprawdzone biura podróży. Choć sprawa wydaje się z pozoru prosta, to przy wyborze firm turystycznych wciąż popełniamy te same błędy – nie wiemy nawet, jak później dochodzić swoich praw i walczyć o odszkodowanie. Poza tym wybór biura to jednak zawsze ryzyko, że takowe zbankrutuje i w najlepszym wypadku nigdzie nie pojedziemy. Ci, których bankructwo touroperatorów dopadło na wycieczkach, musieli znosić nocowanie na lotniskach lub w hotelowych poczekalniach, często bez gwarantowanego jedzenia i wygodnych łóżek. Eksperci radzą, co zrobić, żeby ograniczyć ryzyko do minimum. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów tłumaczy, jak dochodzić swoich praw, kiedy wybrana przez nas wycieczka w rzeczywistości okazała się inna, niż wcześniej zachwalał nam agent turystyczny. UOKiK wyjaśnia, że „jeśli w trakcie wyjazdu klient stwierdza wadliwe wykonywanie umowy, to powinien o tym niezwłocznie zawiadomić wykonawcę usługi oraz organizatora imprezy. Co istotne, w umowie powinna być zamieszczona jednoznaczna klauzula przypominająca o tym obowiązku. Na złożenie reklamacji po powrocie do kraju klient ma maksymalnie 30 dni od zakończenia imprezy turystycznej”. Reklamacje można także złożyć w trakcie wyjazdu. Wówczas organizator musi na nią odpowiedzieć w czasie 30 dni od zakończenia wycieczki. Jeśli nie zdąży, to reklamację uznaje się za uzasadnioną. Roszczenia obowiązkowo należy składać, jeśli biuro podróży nie dotrzymało zobowiązań zawartych w umowie. Według UOKiK należą do nich również sprawy noclegów, wyżywienia i programu zwiedzania. W reklamacji klienci mogą żądać obniżenia ceny wycieczki, odstąpienia od umowy lub naprawienia szkody powstałej z powodu braku możliwości zorganizowania innego wyjazdu. Jednak pół biedy, kiedy impreza się odbyła, a biuro zapewniło minimum potrzeb. Niestety, zdarza się, że polując na rozmaite promocje, wybieramy najtańsze oferty, które – jak się potem okazuje – były jedynie wabikiem na klientów, bo po sprzedaży wycieczek firma ogłasza
Udanego urlopu! Sezon wakacyjny otwarty. Tysiące Polaków, jak co roku, będą wypoczywać w kraju i za granicą. Jak unikać niebezpieczeństw czyhających na rynku usług turystycznych? bankructwo i zwija interes. Każdą ofertę oraz każde biuro trzeba bez wyjątku sprawdzać. Na stronie internetowej www.turystyka.gov.pl, prowadzonej przez Ministerstwo Sportu i Turystyki można sprawdzić, czy firma oferująca atrakcyjne wycieczki działa legalnie, ma gwarancję ubezpieczeniową (im wyższa, tym lepiej), gdzie ma swoją główną siedzibę, jakie proponuje terminy oraz wysokości przedpłat i wiele innych niezbędnych informacji. Urząd marszałkowski właściwy dla siedziby wybranego biura to kolejny adres, pod który powinniśmy się udać. Dowiemy się tam, jaka jest sytuacja finansowa organizatora naszej podróży i czy były na niego skargi. Niezbędnych informacji można również szukać w mediach. „Wiadomości Turystyczne” to największa branżowa gazeta. Co roku przygotowuje ranking polskich touroperatorów. Bez wątpienia jest to jedno z najlepszych zestawień tego typu. Poleca je najwięcej agentów turystycznych. W tabelce prezentujemy pełną listę, na której łatwo sprawdzić kondycję finansową największych biur podróży w Polsce. Analiza pełnej oferty wybranego biura podróży jest niezwykle istotna. Powinniśmy być czujni, jeśli z roku na rok nasz touroperator organizuje coraz mniej wyjazdów albo po prostu ma ich w ofercie bardzo mało. – Zdarzają się biura, które oferują jedynie kilka wycieczek w sezonie,
i to wyłącznie w jedno miejsce. Nie mam tu na myśli drogich wyjazdów na drugi koniec świata, tylko takie tanie w organizacji – Chorwację, Grecję albo Włochy. Osobiście nie polecałbym takich biur – mówi nam Michał Wasilewski, który zajmuje się zawodowo pośrednictwem w sprzedaży wycieczek. Według niego kolejny istotny punkt, na jaki powinniśmy zwrócić uwagę, to koszty. Jeśli wybrany przez nas organizator oferuje znacznie niższą cenę względem konkurencji, to bardzo prawdopodobne, że coś jest nie tak. Oczywiście zdarzają się świetne okazje, ale tak naprawdę jest ich jak na lekarstwo. Jeden z byłych gigantów branży turystycznej Triada, który splajtował w zeszłym roku, stosował właśnie podejrzanie niskie ceny. Ich oferta była na pierwszy rzut oka znakomita, jednak w praktyce okazało się, że tanio nie zawsze znaczy dobrze. – Sprawdzenie biura w Polskiej Izbie Turystyki to kolejny krok, który powinniśmy zrobić. PIT zbiera wszystkie niezbędne informacje na temat zrzeszanych przez siebie firm, czyli długość funkcjonowania na rynku, dane finansowe i skargi od klientów – mówi Wasilewski. Dodaje również, że wciąż bardzo sprawdzają się opinie innych. – W internecie jest mnóstwo for dyskusyjnych dotyczących biur podróży. Choć Polacy należą do najbardziej krytycznych narodów, to zawsze
z morza bezzasadnej krytyki można wyłuskać istotne informacje. Jednym z największych tego typu miejsc jest portal Wakacje.pl, gdzie poznamy opinie nie tylko o touroperatorach, ale także o hotelach i rozmaitych promocjach. – Jednak bez wątpienia najważniejsze jest czytanie umów. Mnóstwo osób tego nie robi, podpisując się jedynie we wskazanym miejscu, co
Poz. Organizator 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30
9
często prowadzi do sporów, nierzadko kończących się w sądach. Duże firmy, takie jak Itaka albo TUI, są dokładnie lustrowane przez UOKiK, więc można założyć, że ich umowy będą dla klientów bezpieczne. Dokumenty ich mniejszych konkurentów trzeba natomiast dokładnie sprawdzać. Należy się upewnić, czy umowa zgadza się z ofertą, i pytać o każdy niejasny szczegół. Dzięki dociekliwości można zaoszczędzić wiele pieniędzy i nieudanych urlopów – tłumaczy Wasilewski. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przypomina także, że w przypadku upadłości biura podróży ochronę turystom zapewnia ustawa o usługach turystycznych, a specjalną procedurę uruchamia Marszałek Województwa właściwego dla siedziby firmy turystycznej. Wobec tego każdy organizator wycieczek na wypadek niewypłacalności musi zapewnić swoim klientom pokrycie kosztów powrotu z imprezy turystycznej do miejsca wyjazdu, zwrot wpłat wniesionych za wycieczkę w wypadku, gdy nie zostanie ona zrealizowana, a także zwrot części kosztów zakupionego wyjazdu, który nie zostanie zrealizowany z przyczyn organizatora (np. wcześniejszy powrót, gorszy standard pobytu, mniejsza liczba posiłków itp.). Bez wątpienia przy wyborze biura podróży należy się kierować przede wszystkim rozsądkiem i opiniami instytucji zbierających dane na ich temat. Okazuje się, że najtańsze oferty wcale nie muszą być najlepsze. Bezsprzecznie lepiej wydać więcej, niż później żałować straconych pieniędzy. ŁUKASZ LIPIŃSKI
Obroty w roku 2012 (w mln zł) Itaka 1 139,22 TUI Poland 641,25 Rainbow Tours 456,62 Wezyr Holidays 277,10 Neckerman 242,46 Sun & Fun 215,72 Alfa Star 204,48 Exim 178,32 Grecos Holiday 142,80 Almatur 92,0 LogosTour 57,63 Ecco Holiday 39,38 Viva Club 34,27 Interhome 32,14 7islands 28,08 Oskar 25,54 Atlas Tours 23,00 Trade & Travel 20,00 Wygoda Travel 19,43 Lekier 17,51 Logos Travel 16,58 CT Poland 16,26 Best Reisen 15,10 Citron Travel 15,00 Matimpex Travel 7,25 OK Tours 6,06 Active Travel 5,80 ATJ Lingwista 3,30 Hut Plus 3,20 Opal Travel 0,72
Obroty w roku 2011 (w mln zł) 1 100,22 489,07 438,96 209,29 263,50 175 200,85 brak danych 117,80 90,0 54,60 190,52 21,00 30,60 18,38 25,33 brak danych 141,00 28,56 brak danych 18,73 brak danych 4,91 brak danych brak danych 7,65 15,00 5,00 brak danych brak danych
10
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
POD PARAGRAFEM
CO W PRAWIE PISZCZY
Bogaci nie siedzą? Proces karny ma charakter inkwizycyjny. Oznacza to, że sąd z urzędu jest zobowiązany do ustalenia prawdy materialnej, czyli tego, jak zdarzenia, do których odnosi się akt oskarżenia, przebiegały naprawdę. Daje to duży komfort obrońcom. Nie muszą oni obawiać się skutków własnych działań i zaniechań w procesie karnym, bo to sąd ma dociekać, jak było naprawdę, a jeżeli sąd temu zadaniu nie podoła, to sąd odwoławczy uchyli wyrok w przypadku wniesienia apelacji. Przeciwieństwem procesu inkwizycyjnego jest proces kontradyktoryjny. Polega on na tym, że to na stronach procesu spoczywa ciężar dowodzenia, a sąd ustala tylko prawdę formalną, tj. taką, jaka wynika z przeprowadzonych na wniosek stron dowodów. Rola pełnomocnika w procesie kontradyktoryjnym jest więc dużo istotniejsza: jego błędy (np. brak wniosków dowodowych) nie zostaną usunięte przez sąd z urzędu, nie będzie on bowiem dociekał, jak było naprawdę. W obecnym modelu polski proces karny jest zasadniczo inkwizycyjny. Starzy sędziowie karni śmieją się czasami, że przez to sąd skupia w sobie w istocie wszystkie role procesowe: jest sądem, ale też oskarżycielem i obrońcą. Dzięki temu wszyscy
jesteśmy przed sądem równi. Niezależnie od tego, czy mamy „dobrego” obrońcę, czy też „złego” (w domyśle: drogiego czy taniego), sąd ma w każdym przypadku taki sam obowiązek ustalenia, jak było naprawdę. Ministerstwo Sprawiedliwości szykuje dużą nowelizację procesu karnego. Projekt „powieszony” na stronie Ministerstwa ma wiele pozytywów. Wśród nich można wskazać doprecyzowanie w Kodeksie postępowania karnego, że kiedy sąd wyznacza obrońcę (po nowelizacji także pełnomocnika) z urzędu, to termin dokonania czynności procesowej, dla której dokonania konieczny jest pełnomocnik albo obrońca, liczy się od doręczenia takiemu obrońcy albo pełnomocnikowi orzeczenia sądu o wyznaczeniu danej osoby obrońcą albo pełnomocnikiem z urzędu. To ważna zmiana, bo pozwala uniknąć sytuacji, w której – na skutek długiego rozpoznawania wniosku o ustanowienie obrońcy albo pełnomocnika
z urzędu – stronie „ucieka” termin do dokonania czynności procesowej. Projekt zakłada także wprowadzenie możliwości ubiegania się przez innych niż oskarżony nieprofesjonalnych uczestników procesu o ustanowienie dla nich pełnomocnika z urzędu, jeżeli sami nie są w stanie pokryć kosztów jego ustanowienia. To również dobra zmiana, bo wzmacnia ochronę procesowych interesów pokrzywdzonych, którzy działają w procesie jako oskarżyciele posiłkowi. Inna ważna zmiana to wprowadzenie bezwzględnego obowiązku udostępnienia na wniosek podejrzanego lub jego obrońcy akt w zakresie dowodów uzasadniających wniosek
Porady prawne Zwrot płatności z ONW Posiadałem gospodarstwo rolne i w latach 2004, 2005, 2006 składałem wnioski o przyznanie pomocy finansowej z tytułu ONW, którą otrzymałem. W październiku 2006 r. sprzedałem gospodarstwo, ponieważ stan zdrowia nie pozwalał mi dalej go prowadzić. Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa przysłała mi decyzję zwrotu w całości pobranych płatności ONW. Czy Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa słusznie zasądziła zwrot otrzymanych płatności ONW? Z podanych przez Pana informacji wynika, że pobierał Pan środki finansowe z tytułu ONW przez trzy lata (2004, 2005, 2006), a w październiku przestał Pan prowadzić gospodarstwo i zdecydował się na sprzedaż. Niestety, decyzja nakazująca zwrot w całości otrzymanych
płatności jest prawidłowa na gruncie obowiązujących przepisów. Rozporządzenie 1257/1999/WE z dnia 17 maja 1999 roku w sprawie wsparcia rozwoju wsi przez Europejski Fundusz Orientacji i Gwarancji Rolnej w art. 14 przewiduje szereg warunków, które należy spełnić, by otrzymać dopłaty ONW. Jeden z nich jest przewidziany w art. 14 ust. 2 ww. rozporządzenia. Przepis ten stanowi, że dodatki wyrównawcze są przyznawane na każdy hektar gruntów użytkowanych rolniczo przez rolników, którzy m.in. podejmują się prowadzić działalność rolniczą na obszarze o mniej korzystnych warunkach gospodarowania, przynajmniej przez pięć lat od pierwszej wypłaty dodatku wyrównawczego. Sankcje za niezachowanie tego wymogu znajdują się w Rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 14 kwietnia 2004 r. w sprawie szczegółowych warunków i trybu udzielania pomocy finansowej na wspieranie działalności rolniczej na obszarach o niekorzystnych warunkach gospodarowania
objętej planem rozwoju obszarów wiejskich (Dz.U. z 14.04.2004, Nr 73, poz. 657 z późn. zm.). Paragraf 9 ust. 2 wskazanego rozporządzenia Rady Ministrów, stanowi, że w przypadku zaniechania działalności rolniczej na działkach rolnych położonych na obszarze ONW w okresie objętym zobowiązaniem, o którym mowa m.in. w par. 2 ust. 1 pkt 1 tego rozporządzenia (który z kolei odsyła do przytoczonego powyżej rozporządzenia 1257/1999/WE, przewidującego zobowiązanie rolnika do pięcioletniego gospodarowania), producent rolny zwraca: 1) całość płatności ONW, za cały okres jej pobierania, jeżeli zaniechanie to nastąpiło: a) na wszystkich działkach rolnych położonych na obszarze ONW, b) na części działek rolnych położonych na obszarze ONW, a łączna powierzchnia działek rolnych, na których nadal jest prowadzona działalność rolnicza, wynosi mniej niż hektar;
o zastosowanie albo przedłużenie tymczasowego aresztowania, jeżeli taki wniosek został złożony – dotychczasowy przepis zawierał cały szereg wyjątków, które czyniły zasadę pustą. Podobnie pozytywnie należy przyjąć projekt wprowadzenia do procesu karnego ograniczonej zasady zakazu spożywania owoców zatrutego drzewa – dowód uzyskany za pomocą czynu zabronionego nie będzie mógł być wykorzystany. O wadze tej zmiany świadczy niedawna decyzja sądu w sprawie Beaty Sawickiej. Budzi uznanie także zmiana doprecyzowująca obowiązek kierowania na posiedzenie spraw zawiłych – pozwoli to na lepszą organizację rozpraw i przyspieszenie procesów karnych. Również zmiany uszczegółowiające przesłanki stosowania środków zapobiegawczych (w tym także tymczasowego aresztowania) należy uznać za pożądane. Pewne zastrzeżenia budzi w tym względzie to, że nadal przesłanką stosowania tymczasowego aresztowania jest brak miejsca stałego pobytu oskarżonego w Polsce – współcześnie istnieją metody zapewniania prawidłowego toku postępowania z udziałem oskarżonego przebywającego w innym państwie członkowskim UE. Ale głębszej dyskusji wymaga wzmocnienie kontradyktoryjności procesu karnego. Wyraża się ono w projekcie nowelizacji w różnych jego fragmentach. Na przykład: nowe fakty i dowody będą mogły być powoływane w postępowaniu apelacyjnym
tylko wtedy, jeżeli odwołujący się nie mógł ich wcześniej powołać (dotąd: bez ograniczeń). Ponadto w środku odwoławczym nie będzie można podnosić zarzutu nieprzeprowadzenia przez sąd dowodu, jeżeli strona nie składała w tym zakresie wniosku dowodowego, ani też zarzutu przeprowadzenia dowodu, któremu strona się nie sprzeciwiała. Niedopuszczalne będzie również podnoszenie w apelacji „niedostatecznej aktywności sądu w przeprowadzaniu dowodu”. Wreszcie zmiana „koronna” – na korzyść oskarżonego będą rozstrzygane nie tylko te wątpliwości, których „nie da się usunąć”, lecz wszystkie, których „nie usunięto w postępowaniu dowodowym”. Te zmiany budzą niepokój. Składają się one na przyszły obraz sądu karnego jako swego rodzaju komputera, do którego wprowadza się dane (dowody), ten zaś „wypluwa” wynik. Tak działa sąd cywilny. Ale sąd karny sądzi w sprawach ważniejszych niż pieniądze – chodzi tu o ludzką wolność. Sąd karny powinien więc odpowiadać za ustalenie prawdy materialnej. W przeciwnym razie zatracimy demokratyczny charakter procesu karnego, w którym wszystkie strony są równe. Uzyskamy zaś proces karny, którego beneficjentami będą bogaci, zdolni ponieść koszty najdroższych obrońców. Biedni pójdą siedzieć. Ciekaw jestem, czy lewicowi posłowie w Sejmie zrozumieją, jak ważne są zmiany, nad którymi będą debatować, i jak bardzo leżą one w centrum sporu o lewicowość i prawicowość. JERZY DOLNICKI
albo: 2) część płatności ONW, która została przyznana do powierzchni tych działek rolnych, na których nastąpiło to zaniechanie, za cały okres jej pobierania, jeżeli łączna powierzchnia działek rolnych, na których nadal jest prowadzona działalność rolnicza, wynosi co najmniej hektar. Przepis par. 9 ust. 3 rozporządzenia Rady Ministrów stanowi o okolicznościach, w których płatność ONW nie podlega zwrotowi. Okoliczności te są następujące: 1) przerwanie prowadzenia działalności nastąpiło na skutek zaistnienia chociażby jednej z następujących okoliczności: a) długotrwała niezdolność do pracy producenta rolnego, b) wystąpienie klęski żywiołowej, c) zniszczenie budynków inwentarskich w gospodarstwie rolnym producenta rolnego na skutek ognia lub innych zdarzeń losowych w rozumieniu przepisów o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych,
d) wystąpienie choroby zakaźnej zwierząt w gospodarstwie rolnym producenta rolnego, e) wywłaszczenie nieruchomości, na której są położone działki rolne objęte wnioskiem, f) rozwiązanie przez wydzierżawiającego umowy dzierżawy gruntów rolnych, na których są położone działki rolne objęte wnioskiem, z powodu zaistnienia okoliczności, za które dzierżawca nie ponosi odpowiedzialności. Aby móc powołać się na te okoliczności, w myśl par. 9 ust. 3 pkt 2 przytaczanego rozporządzenia Rady Ministrów, producent rolny musi zawiadomić kierownika biura powiatowego Agencji o zaistnieniu chociażby jednej ze wskazanych wyżej okoliczności, na skutek której nastąpiło zaniechanie działalności rolniczej. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r. – Zawodowo zajmuje się Pani głównie kobietami? – Moja praktyka skupiła się w zakresie praw reprodukcyjnych, m.in. dostępu do legalnego zabiegu przerwania ciąży. Pierwsza była sprawa Alicji Tysiąc. Trybunał jasno powiedział, że ustawa, która mówi o tym, że są wskazania medyczne do przerwania ciąży, powinna również określać mechanizm rozstrzygania, czy te przesłanki zaistniały w momencie, kiedy jest konflikt między lekarzem a kobietą. Lekarze zbyt często traktują pacjenta przez pryzmat własnych przekonań. Czasami rutyna nie wystarczy, trzeba głębiej i baczniej spojrzeć na człowieka. W 2007 r. Trybunał orzekł, że doszło do naruszenia artykułu 8, który gwarantuje prawo do zachowania życia prywatnego i rodzinnego w zakresie, w jakim państwo ma pozytywny obowiązek, żeby zapewnić nam swobodę i egzekucję praw, które nam gwarantuje. Ta sprawa dała podwaliny do tego, żeby polski ustawodawca wprowadził ustawę o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta. – Wprowadził? – Ta ustawa została wprowadzona po około dwóch latach. Jest w niej artykuł, który przewiduje quasi-mechanizm sprzeciwu wobec orzeczenia lekarza. Kobieta może zakwestionować opinię lekarską i odwołać się do niezależnego organu, żeby ta decyzja została zweryfikowana. – Dlaczego „quasi-mechanizm”? – Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, która monitorowała wprowadzenie tego sprzeciwu, od razu sygnalizowała, że ten środek nie jest skuteczny, że nie odzwierciedla tego, co Trybunał wskazał w zakresie czasu, niezależności, formy. Taki sprzeciw według polskiego prawa musi poza tym zawierać uzasadnienie przesłanek pod rygorem odrzucenia. Dla kogoś, kto nie ma zbyt wielkiego doświadczenia w pisaniu skarg, może być problem, aby wszystko uzasadnić. Dlatego ten mechanizm nie zadziałał i nie działa – liczba sprzeciwów zgłaszanych przez kobiety jest bliska zeru. – Czyli porażka? – Nie do końca. Pozytywne jest to, że możliwość sprzeciwu dotyczy nie tylko praw reprodukcyjnych, ale każdego konfliktu pomiędzy pacjentem a lekarzem. Dzięki Alicji Tysiąc każdy pacjent, który kwestionuje orzeczenie lekarskie czy metodę leczenia, może z tego sprzeciwu skorzystać. To jest olbrzymi potencjał. Kobiety nie chcą z tego korzystać. Być może ze względu na brak zaufania do lekarzy, który jest tak głęboki. Każda się boi, że upubliczni poprzez sprzeciw swoją sytuację, a z lekarzem i tak nie wygra. – Może napiętnowanie Alicji Tysiąc powoduje, że nie chcą ryzykować medialnego i społecznego linczu? – Tak jest. Dlatego nauczona doświadczeniem kolejne sprawy
ZAMIAST SPOWIEDZI
~ Monika Gąsiorowska, adwokat. W latach 2000–2001 pracowała w Kancelarii Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Z powodzeniem prowadzi postępowania przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Poza tym prowadzi także sprawy o rozwód, separację, alimenty, kontakty, władzę rodzicielską, ustalenie ojcostwa i adopcję, z zakresu ochrony dóbr osobistych oraz prawa medycznego. Od wielu lat współpracuje z Helsińską Fundacją Praw Człowieka oraz Federacją na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Źródło: gasiorowska.eu
Nasze państwo nie jest do końca laickie, a tylko wtedy można przestrzegać praw człowieka. Każdego. Także tego, który niekoniecznie musi być wiary rzymskokatolickiej – w rozmowie z „FiM” mówi mecenas Monika Gąsiorowska.
Trzeba walczyć! wszczynałam i prowadziłam anonimowo. Na przykład sprawa E.E. przeciwko Polsce dotycząca dostępności badań prenatalnych. Lekarze mówili, że jest wskazana diagnostyka, ale z uporem maniaka uniemożliwiali te badania, nie wydając skierowania. A w ramach swobody wypowiedzi każdy ma prawo mówić to, co myśli. Nawet Trybunał swego czasu orzekł, że wypowiedzi szokujące, bolesne muszą w społeczeństwie paść, bo takie są zasady pluralizmu. – Jak słynna bruzda dotykowa na twarzach dzieci z in vitro? – Przecież one słyszą i czytają na swój temat, że są upośledzone, że są gorsze. Chronimy dzieci przed używkami, przed pornografią, pedofilią, ale nie przed informacjami, które przekazane im w niewłaściwy sposób i w nieodpowiednim wieku mogą wywołać traumę… I tu się dziwię, że ktoś nie podejmie się obrony tych dzieci. – To jest metoda, której nie popiera Kościół. Zapewne dlatego nie ma odważnych. – Kościół, uderzając w drugiego człowieka, chyba nie działa zgodnie ze swoimi przykazaniami. – Niektórym wolno więcej? – To dlatego, że z prawnego punktu widzenia bardzo trudno taką wypowiedź napiętnować. Polskie ustawodawstwo jest zbudowane w taki sposób, że ktoś, kto czuje się przynależny do grupy osób, które korzystały z in vitro, musiałby móc skutecznie pozwać, a to jest dosyć trudne. Trzeba wskazać konkretną osobę, która poprzez taką wypowiedź ucierpiała. – Innymi słowy: nie opłaca się walczyć? – Prawo się zmienia poprzez casusy. Tak jak w przypadku Alicji Tysiąc. Gdyby ktoś wykazał, że jej dziecko poniosło krzywdę na skutek takich informacji, które są niekontrolowane, szeroko dostępne i bezsensowne, być może wprowadzono by zakaz mówienia źle o dzieciach z in vitro. Póki co nie ma żadnego mechanizmu obronnego. A czy te dzieci wybrały sobie metodę poczęcia?
To jest problem w prawie, że osoba, która czuje się urażona wypowiedziami, ma niewielkie pole manewru do pozwania. Ale z drugiej strony nikt nie był dotąd na tyle zdeterminowany, żeby przejść przez tę drogę sądową. – Pani żywiołem jest trybunał strasburski. Dla wielu – instytucja niepotrzebna. – Zawsze jest pewna grupa ludzi, która powie: co nas obchodzi Europejski Trybunał Praw Człowieka – mamy własne zasady. Ale patrzenie przez pryzmat osoby, a nie przepisów, daje ogromną satysfakcję, nawet jeśli trzeba się przemęczyć przez wszystkie instancje. Tak było ze sprawą P. i S., czyli medialnej „Agaty”, którą ja znałam od początku. Rzadko się zdarza takie naruszenie i tak właśnie Trybunał orzekł – naruszenie artykułu 3, czyli poniżające i nieludzkie traktowanie. – Z księdzem w tle. – Ten ksiądz został poinformowany o ciąży „Agaty” przez lekarkę ze szpitala! Dla mnie w ogóle niezrozumiałe są zasady funkcjonowania księży w szpitalach. Towarzystwo chodzi po korytarzach i zagląda do sal. – Konkordat im na to pozwala. – Skoro w izbie przyjęć każdy pacjent wypełnia kilkustronicowy dokument, w którym wypytuje się go na każdą okoliczność, to jaki problem dodać do tej listy punkt na temat tego, czy pacjent życzy sobie widzieć księdza, czy nie? – Taka sama jawność powinna być w kwestii sławetnej klauzuli sumienia, a jednak jej nie ma. – Kobieta powinna wiedzieć do czyjego gabinetu wchodzi. Jeśli państwo wprowadza ustawę, która przewiduje klauzulę sumienia, to powinno przewidywać sankcje dla lekarzy, którzy nie przyznają się do jej stosowania – postępowanie dyscyplinarne z urzędu, brak kontraktów dla szpitali, które się na nią powołują. Powinno się w jakiś sposób motywować ludzi, żeby przestrzegali prawa, a nie robili własne folwarki. Wykonując określony zawód, mam określone obowiązki.
11
Mogą mi się podobać bądź nie, ale wybrałam swój zawód z pełnymi konsekwencjami, że na przykład przyjdzie mi bronić seryjnego mordercy. Kluczowe jest poszanowanie praw człowieka, co u nas wygląda różnie. W niektórych dziedzinach mamy porządne standardy. W niektórych – niestety – nie. – Te sfery, w których standardy są niskie, dotyczą głównie kobiet? – Nie tylko, również dzieci. Szczególnie w przypadku rozwodów, kiedy nie mają żadnej ochrony, choć sąd doskonale sobie zdaje sprawę, że jeśli orzeka w sytuacji konfliktowej, powinien ją dziecku dać. No a poza tym, czy rzeczywiście na podstawie jednej opinii psychologicznej sąd może poprawnie ocenić więź dziecka z rodzicami? Tutaj kobiety robią sobie ogromną krzywdę, nie rozumiejąc, że powinna być równowaga w opiece. Ale takie są też stereotypy, oczekiwania społeczeństwa. – Mam wrażenie, że poddają się im również sędziowie. – Sędziowie poprzez postrzeganie swojej niezależności i niezawisłości bardzo często się izolują. Nie integrują się z adwokatami czy prokuratorami. Uważają, że ich niezależność polega na izolacji, braku przenikania środowisk. To jest szalony błąd, bo niezależność polega na tym, że możemy siedzieć na kawie i rozmawiać na temat życia, a jeżeli zakładamy togi i wchodzimy na salę sądową, jesteśmy w pracy i nie ma znaczenia, czy prywatnie się znamy. Ludzie nie potrafią rozróżnić tych sfer. A gdyby sędziowie mieli okazję popatrzenia w dyskusji – merytorycznej czy nieformalnej – na różne problemy z innej strony, może byłoby im łatwiej pewne rzeczy zrozumieć. – Stereotyp matki Polki, działalność hierarchii kościelnej czy skostniałość sądów przysparza Pani najwięcej klientów? – Wszystko. Nasze państwo nie jest do końca laickie, a tylko wtedy można przestrzegać praw człowieka. Każdego. Także tego, który niekoniecznie musi być wiary rzymskokatolickiej. Człowiek jest wolny
wówczas, gdy może z określonych praw korzystać, a jednocześnie określone rzeczy nie są mu narzucane. To jest ten mechanizm art. 8 Konwencji Praw Człowieka. Wolność jest, gdy czegoś się nie narzuca. Prawo – że można coś wykonać. Żeby prawa człowieka funkcjonowały, strefa wolności i praw musi być przestrzegana. To obowiązek państwa – żeby człowiek mógł cieszyć się swoim życiem prywatnym i rodzinnym bez ingerencji osób trzecich. W Polsce jest problem związany z Kościołem katolickim, który zanadto w nasze życie ingeruje. Ludzie, którzy mają determinację, żeby poczuć swobodę i pokazać swoje racje, idą do Trybunału, i słusznie. To pokazuje innym, że należy szanować swobodę drugiego człowieka w wyborze. A państwo ma obowiązek pilnować, aby nikt nie wchodził nam z butami do życia prywatnego, bo dostanie po łapach. – Ale nie dostają po łapach ci wszyscy, którzy ciągle to robią. – Nie ma odpowiednich środków. Istnieje koncepcja, że jeśli ktoś nie obrazi z imienia i nazwiska, to nie narusza dóbr osobistych. Ja się z tą koncepcją nie zgadzam, no ale ja nie jestem wybitnym sędzią Sądu Najwyższego. Zmiana tego prawa spowodowałaby lawinowe pozwy, ale również większą odpowiedzialność za słowo. Czy wolno obrażać ludzi, piętnować dzieci, realizując swoją politykę? Czy księżom wolno, bo mają wytłumaczenie, że działają z wyższego rozkazu? Trzeba walczyć, trzeba wnosić sprawy, bo tylko to powoduje, że prawo się zmienia. Odkąd weszliśmy do Rady Europy i podpisaliśmy Konwencję praw człowieka, zaszły w Polsce ogromne zmiany. A postępowanie przed Trybunałem można prowadzić anonimowo, tylko o to trzeba wnosić na samym początku. I trzeba ten wniosek uzasadnić, na przykład zamieszkiwaniem w małej miejscowości, strachem przed napiętnowaniem czy wykonywanym zawodem. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Wywiad nieautoryzowany
12
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
CO BY TU JESZCZE SPIEPRZYĆ?
D
ziałającym w naszym kraju spekulantom życie ułatwia postępująca od 2006 r. liberalizacja regulaminów warszawskiej giełdy, polegająca na zmniejszeniu wymogów stawianych firmom emitującym akcje. W obrocie pojawiły się czysto spekulacyjne derywaty – zakłady na kursy akcji, walut i wartości giełdowych indeksów. Finałem liberalizacji była zgoda na wdrożenie od lata 2010 r. tak zwanej krótkiej sprzedaży akcji, obligacji i kontraktów terminowych. Według specjalistów za jej pomocą macherzy giełdowi doprowadzili w 1998 r. do kryzysu azjatyckiego. Objął on Japonię, Koreę Południową, Singapur, Tajlandię. Z dnia na dzień kursy tamtejszych walut oraz spółek spadły nawet o 2/3, wzrosło za to oprocentowanie pożyczek udzielanych azjatyckim rządom i firmom. Wiele przedsiębiorstw zbankrutowało. Rozwijająca się dotąd w szybkim tempie Azja pogrążyła się w kilkuletniej recesji. Co ważne, żaden ze wskaźników ekonomicznych nie uzasadniał tak gwałtownych obniżek kursów akcji i walut. Sprowokowali je finansowi spekulanci. Obstawili wtedy maksymalną obniżkę kursów papierów wartościowych (akcje i obligacje), wykorzystując cały szereg środków. Na ich rzecz pracowały w Azji rzesze szpiegów, którzy wykradali rządom i firmom poufne informacje, a następnie podrzucali je reporterom czołowych mediów. Wykorzystywano także zawodowych plotkarzy. Ich zadaniem było sianie paniki na forach internetowych.
Sprzedaję to, czego nie mam Spekulanci do krótkiej sprzedaży wykorzystują pożyczone akcje. Zyski czerpią z gry na spadek ich ceny. Odkupują tańsze akcje i je zwracają. Im ich kurs będzie niższy, tym większy będzie zysk spekulanta. Zajmują się tym międzynarodowe fundusze hedgingowe, które otrzymują środki od banków lub innych funduszy inwestycyjnych. Ich klientami są także arabskie i chińskie agencje rządowe. Doktor Jerzy Wajszczuk ze Szkoły Głównej Handlowej pisze w swojej pracy, że największe fundusze hedgingowe dysponowały pod koniec 2012 r. kapitałem szacowanym na ponad trzysta bilionów złotych. Tyle pieniędzy według cen z 2013 r. państwo polskie wyda na edukację, ochronę zdrowia, emerytury, policję, armię, administrację i obsługę długu przez najbliższe prawie tysiąc lat. Większość owych funduszy zarejestrowana jest w tak zwanych rajach podatkowych. Nadzór nad nimi ze strony państw jest w praktyce bardzo ograniczony. Od kryzysu na jesieni 2008 r. wiele krajów znacząco ograniczyło swobodę działania funduszy hedgingowych. Stało się tak w USA, Niemczech, Holandii, Austrii, Japonii, Australii, Chinach i Rosji. W Polsce musiało być jak zwykle inaczej i krótką sprzedaż w 2010 r.
Burdel na giełdzie Czy polska giełda zamienia się przy pełnej aprobacie kolejnych rządów w finansowe kasyno? Niektóre firmy, m.in. spółka CEDC, unieważniają swoje akcje, a o władzę nad parkietem walczą spekulanci z międzynarodowych funduszy inwestycyjnych. zalegalizowaliśmy. Mogą się nią także zajmować zarządzający Otwartymi Funduszami Emerytalnymi. Legalizacji tej towarzyszyło ograniczenie kompetencji Komisji Nadzoru Finansowego. W inną stronę poszła Komisja Europejska, która zobowiązała państwa członkowskie UE do przyjęcia przepisów ograniczających swobodę działania spekulacyjnych funduszy, w tym stosowania krótkiej sprzedaży. Niestety, jak dotąd rząd Donalda Tuska nie przygotował pełnego projektu ustawy wdrażającej unijne prawo.
Dziurawe prawo Co ciekawe, doświadczenia wielu państw świata wskazują, że ograniczenie stosowania krótkiej sprzedaży zwiększa popularność giełd. Przekonali się o tym zarządzający parkietami w Paryżu, Frankfurcie nad Menem i Pekinie. Na parkiet wrócili bowiem drobni i średni inwestorzy. Rządy i zarządzający giełdami bardzo dokładnie chronią ich prawa. Szczególnej kontroli ze strony państwa poddano między innymi operacje fuzji i przejęć. W przeszłości koszty wielu z nich w całości pokrywali mali inwestorzy. Wielkie koncerny odkupowały posiadane przez nich pakiety akcji przejmowanych firm za ułamek wartości. Aby ją obniżyć, stosowano szereg skomplikowanych zabiegów prawnych i księgowych. Od 2009 r. za ich stosowanie w większości państw świata grożą wysokie kary więzienia, grzywny oraz obowiązek wypłaty odszkodowań. Podobne kary grożą także za wykorzystywanie informacji poufnych – na przykład wstępnych raportów o kondycji firmy czy jej bilansów – oraz rozsiewanie plotek. Z tego żyły fundusze hedgingowe. Odpowiedniki naszej Komisji Nadzoru Finansowego w razie podejrzenia najdrobniejszej próby manipulacji kursami akcji lub obligacji przez inwestora mają prawo do przeprowadzenia szczegółowej kontroli jego działalności. Mogą między innymi zakładać podsłuchy, przejmować pocztę tradycyjną
i elektroniczną, blokować na czas postępowania rachunki bankowe i maklerskie. Podobne środki mogą stosować w razie podejrzenia, że zarząd przedsiębiorstwa notowanego na giełdzie manipuluje wynikami finansowymi, czyli stosuje tak zwaną kreatywną księgowość. Polega ona między innymi na zapisywaniu tego samego zysku w różnych miejscach bilansu lub zaniżaniu niezbędnych rezerw. Ta ostatnia jest szczególnie niebezpieczna, gdyż uniemożliwia właściwą wycenę firm. W Polsce przekonali się o tym akcjonariusze upadłej 11 lat temu spółki 4Media SA. Jej szefowie wielokrotnie zapewniali o wysokich zyskach i doskonałej rentowności firmy, a w rzeczywistości koncernowi brakowało pieniędzy na zapłatę najpilniejszych rachunków. Pod koniec 2002 r. spółka zakończyła działalność. Okazało się wtedy, że jej szefowie zawyżyli wiele razy wartość znaków towarowych. Akcjonariusze po latach kosztownego procesu uzyskali od byłych menadżerów 4Media SA skromne odszkodowania, znacząco niższe od poniesionych strat. Od odpowiedzialności udało się jak dotąd uchylić spółkom przeprowadzającym manipulacje kursami akcji, obligacji oraz derywatów (zakłady na kurs akcji lub wysokość wskaźników giełdowych), bo bardzo starannie zatarli za sobą wszelkie ślady, a zarobione pieniądze wytransferowali do rajów podatkowych. Na ponad 500 milionów złotych swoje straty szacują także klienci upadłego WGI Dom Maklerski. Podczas trwającego siedem lat śledztwa prokuratorzy nie byli w stanie ustalić, gdzie się podziały pieniądze klientów.
Zagraniczna może więcej Nie wystraszyło to polskich drobnych inwestorów. Ich liczbę szacuje się na pół miliona. Na ten wysoki wskaźnik wpływ mają także rządowe kampanie promocji Giełdy Papierów Wartościowych, na które składają się emisje publiczne dużych spółek
państwowych przynoszących zyski (PZU, firmy energetyczne), pakiety akcji pracowniczych (np. Kompania Węglowa i Jastrzębska Spółka Węglowa). Wśród debiutantów pojawiły się także firmy zagraniczne – z Izraela, Ukrainy, Czech i USA. Z tego ostatniego państwa pochodzi notowana w Nowym Jorku i do niedawna w Warszawie spółka CEDC. Wywodzi się ona z założonego w 1990 r. niewielkiego polskiego przedsiębiorstwa zajmującego się importem piw. W 1998 r. zajęła się handlem winami. Siedem lat później przejęła pierwszego producenta wódki – Polmos Białystok. Obecnie CEDC jest trzecim światowym producentem i sprzedawcą mocnych markowych alkoholi. Niestety, nieprzemyślane kosztowne akcje promocyjne doprowadziły firmę na skraj bankructwa. Wiosną 2013 r. przejął ją rosyjski przedsiębiorca Rustan Tariko. Upadający CEDC otrzymał od niego spory zastrzyk kapitału i dość szybko odzyskał zdolność kredytową, ale zapłaciła za to licząca kilkadziesiąt tysięcy osób grupa polskich drobnych akcjonariuszy, współwłaścicieli CEDC. Przeciętnie wydali oni na akcje amerykańskiej firmy kilkanaście tysięcy złotych. Stracili je, bowiem CEDC… unieważniła bez odszkodowania wszystkie swoje akcje. Zwrócili się więc o pomoc do KNF, a w odpowiedzi usłyszeli: „Akcje spółki CEDC emitowane były w oparciu o prawo stanu Delaware i również w oparciu o to prawo dokonywane są operacje na papierach, w tym (…) ich anulowanie. Dotyczy ono, jak wskazuje spółka, wszystkich papierów, także notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie (…). Inwestorzy nie mogą liczyć na to, że będą im przysługiwały uprawnienia wynikające z polskich lub europejskich (unijnych) regulacji w zakresie przejęć spółek. W szczególności, zgodnie z prawem amerykańskim oraz stanu Delaware, nie ma wymogu, aby podmiot przejmujący bezpośrednią lub pośrednią kontrolę nad CEDC lub nabywający określony procent naszych akcji, ogłosił obowiązkowe wezwanie na (...) akcje po cenie określonej przepisami prawa. W prawie amerykańskim nie obowiązuje także tzw. procedura przymusowego odkupu (sell out) umożliwiająca akcjonariuszom sprzedaż ich akcji podmiotowi przejmującemu, który nabył 90 proc. lub więcej
akcji spółki po »godziwej cenie« ustalonej zgodnie z polskim prawem”. Podobną opinię przedstawili reprezentanci Giełdy Papierów Wartościowych. Co ciekawe, ta sama Komisja Nadzoru Finansowego zaakceptowała prospekt firmy CEDC, w którym czytamy, że firma ma „obowiązek złożyć do polskiej Komisji wniosek o udzielenie zezwolenia na przywrócenie naszym akcjom zwykłym formy dokumentu w razie wycofywania (…) akcji zwykłych z obrotu na rynku regulowanym w Polsce. Przed złożeniem takiego wniosku mamy obowiązek ogłoszenia publicznego wezwania do zapisywania się na sprzedaż wszystkich naszych akcji zwykłych, które zostały nabyte w drodze transakcji zawartych na rynku regulowanym w Polsce i są zapisane na rachunkach papierów wartościowych w Polsce”. Firma CEDC złożyła tymczasem takie oświadczenie: „Na podstawie art. 56 ust. 1 pkt 1 oraz art. 62 ust. 8 ustawy z dnia 29 lipca 2005 r. o ofercie publicznej i warunkach wprowadzania instrumentów finansowych do zorganizowanego systemu obrotu oraz o spółkach publicznych (tj. Dz.U. 2009 r. nr 185, poz. 1439 z późniejszymi zmianami – Ustawa o ofercie) oraz w nawiązaniu do raportu bieżącego nr 50/2013, Central European Distribution Corporation (»CEDC« lub »Spółka«) niniejszym informuje, iż w dniu 5 czerwca 2013 r. wszedł w życie plan reorganizacji finansowej CEDC (ang. Prepackaged Plan of Reorganization) zatwierdzony przez Sąd Upadłościowy Dystryktu Delaware w dniu 13 maja 2013 r. Z chwilą wejścia w życie Planu wszystkie istniejące akcje CEDC, które zostały wcześniej zarejestrowane w Krajowym Depozycie Papierów Wartościowych oraz dopuszczone do obrotu na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie, zostały anulowane. W konsekwencji z dniem 5 czerwca 2013 r. CEDC przestała być spółką publiczną w rozumieniu Ustawy o ofercie”. Internauci zwrócili uwagę, że zgodnie z ustawą Prawo międzynarodowe prywatne „zobowiązanie wynikające z papieru wartościowego innego niż weksel i czek (np. obligacje lub akcje – dop. red.) podlega prawu państwa, w którym papier wartościowy został wyemitowany lub wystawiony”. Sporna unieważniona emisja akcji CEDC została wyemitowana wyłącznie w Polsce dla naszych inwestorów. Sprawa ma charakter precedensowy. Po raz pierwszy od ponad 70 lat amerykańska firma, działając zgodnie z prawem stanowym i federalnym, wywłaszcza bez odszkodowania swoich europejskich akcjonariuszy. Skandalem jest, że polscy urzędnicy nie reagują. Zachęcają za to inne amerykańskie i ukraińskie firmy do wejścia na polski parkiet. Warto w tym kontekście przypomnieć, że Polska Ludowa wypłaciła zachodnim właścicielom znacjonalizowanych przedsiębiorstw milionowe odszkodowania… MC
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
T
o, co się stało w USA w ostatnich tygodniach, można porównać chyba tylko do takiej sytuacji, w której znany biskup jakiegoś dużego wyznania powiedziałby publicznie, że Jezus nie zmartwychwstał, a liderzy wyznania przepraszają wiernych za zamieszanie, płonne nadzieje i duchowe szkody oraz likwidują swoją działalność… Ale po kolei. W ostatnich tygodniach kilkakrotnie pisaliśmy o fiasku tzw. psychologiczno-religijnego leczenia homoseksualistów, zarówno w Polsce (organizacja z Radomia), jak i w USA („FiM” 25/2013 i 21/2013). Okazuje się jednak, że opowiedziane przez nas przykłady to nie koniec historii, ale dopiero początek o wiele większych wydarzeń. W ostatnich tygodniach (przełom maja i czerwca) największa religijna organizacja „lecznicza” na świecie rozwiązała się, zakończyła swoją działalność i przeprosiła za wyrządzone przez siebie szkody. To bezprecedensowe wydarzenie w historii nie tylko tego typu ruchów, ale całych dziejów chrześcijaństwa. Przecież w kręgach kościelnych raczej się nie przeprasza, co najwyżej milknie się, dyskretnie zaczyna głosić coś innego niż dotąd lub znika z horyzontu.
Wyjście bez wyjścia Rzecz dotyczy nie jakiejś marginalne grupki, ale potężnej organizacji Exodus International, która w USA i Kanadzie miała 120 oddziałów, a kolejne 150 w 17 innych krajach świata. Nazwa organizacji nawiązywała oczywiście do biblijnego exodusu – wyjścia Żydów z niewoli egipskiej. Obecnie tymi „Żydami” w niewoli mieli być homoseksualiści, których organizacja miała prowadzić do „ziemi obiecanej” heteroseksualizmu i uwolnienia z „grzechu”. Ideologią tego ruchu była mieszanka konserwatywnej religijności potępiającej homoseksualizm i pseudomedycznych wyobrażeń sprzed kilku pokoleń. Zawierały się one w przekonaniu, że orientacja homoseksualna jest „błędem, który można naprawić” przy pomocy modłów, religijnego doradztwa i narzędzi psychologicznych, na przykład słynnej terapii reparatywnej. Organizacja powstała w 1976 r. jako rodzaj religijnego antidotum na ruch wyzwolenia gejów i lesbijek, święcącego w USA swoje pierwsze sukcesy. Exodus jednoczył głównie tak zwanych ex-gejów, czyli homoseksualistów, których wiara religijna zmuszała do zmiany stylu życia. Mieli oni porzucić „gejowski styl życia” i pozytywną tożsamość na rzecz sposobu myślenia, który w orientacji homoseksualnej widział jeśli nie sam grzech, to przynajmniej wielkie zagrożenie grzechem. Tylko tacy „nawróceni geje i lesbijki” mieli szansę na akceptację w konserwatywnych Kościołach protestanckich oraz prawicowej flance
Kościoła katolickiego (w USA istniała także i po części nadal istnieje silna frakcja tzw. postępowego katolicyzmu). Exodus produkował odpowiednią literaturę, prowadził konferencje i terapie. Dla całego konserwatywnego chrześcijaństwa ludzie z tej organizacji opowiadający o tym, jak Bóg ich zmienił, byli dowodem na to, że Biblia, potępiając homoseksualistów, mówi prawdę, a Bóg lituje
BEZ DOGMATÓW że niektórzy z was spędzili lata, zmagając się ze wstydem i poczuciem winy, bo wasze skłonności nie ulegały zmianie. Przykro mi, że promowaliśmy zmianę orientacji seksualnej i teorie reparatywne na temat orientacji, które piętnowały rodziców”. Innymi słowy – łgaliśmy, głosiliśmy pobożne bzdury, które zniszczyły życie tysięcy ludzi, a teraz jest nam cholernie przykro… Chambers nie stracił jednak zupełnie
Cud nawrócenia Można oczywiście przyjąć za dobrą monetę wyjaśnienia Chambersa, który twierdzi, że „po roku modlitw i refleksji”, ze swoją radą dyrektorów doszedł do wniosku, że głosił bzdury. Byłoby to na swój sposób nawet wzruszające. I nie możemy takiego biegu wypadków wykluczyć. Ale… istnieje jeszcze mniej wzniosła teoria wyjaśniająca ten nagły zwrot.
13
Takie rzeczy mogłyby się zdarzyć tylko w bajkach. W rzeczywistości ludzkie nawyki oraz przekonania są trwałe i ewoluują powoli, bo ugruntowane są przez lata ideologicznej obróbki, a także własne przemyślenia. Nie zmienia to faktu, że sprawa ma ogromne znaczenie propagandowe. Bo jeśli nawet powstanie nowa, wielka organizacja lecząca gejów i lesbijki (a na pewno powstanie), to będzie
Właśnie miała miejsce niemal niezauważona przez polskie media ogromna porażka konserwatywnych środowisk religijnych. Ma ona globalne znaczenie i historyczne skutki. Także w Polsce.
Bóg opuścił konserwę? się nad pokutującymi grzesznikami i oferuje im nowe, bezgrzeszne życie. Istnienie Exodusu dowodziło także, że ruch gejowski, ten propagujący przekonanie, że w homoseksualizmie nie ma niczego złego, jest szatańskim kłamstwem. Ruch byłych gejów – nawróconych i „żyjących w czystości” lub w heteroseksualnych małżeństwach był antytezą ruchu gejowskiego, jego lustrzanym, prawicowym odbiciem. Ważne jest zrozumienie tego, że znaczenie Exodusu wykraczało daleko poza ruch skierowany do niewielkiej przecież liczebnie grupy ludzi homoseksualnych. Dla setek milionów konserwatywnych chrześcijan na świecie – katolików i protestantów – był on podporą światopoglądu, dowodem na to, że Bóg istnieje i radzi sobie świetnie nawet z czymś tak dla nich strasznym i niepojętym jak homoseksualizm. Okazało się jednak, że ów „Bóg” (ten z ich wyobrażeń) potwornie ich rozczarował, a nawet w pewnym sensie oszukał. I to na tym polega historyczne znaczenie upadku Exodusu.
Wielka iluzja Po niemal 40 latach działalności Exodusu, po udzieleniu porad setkom tysięcy gejów i lesbijek, wydaniu niezliczonej ilości książek i ulotek organizacja ogłosiła porażkę. Oto co ogłosił Alan Chambers (na zdjęciu), szef rady dyrektorów, 28 maja 2013 r. na zjeździe organizacji kończącym jej działalność: „Przykro mi z powodu bólu i cierpień, których wielu z was doświadczyło przez lata. Przykro mi,
rezonu. Zapowiedział, że… będzie działał dalej! Tym razem jednak będzie budował chrześcijańskie społeczności w oparciu o „bezpieczeństwo, otwartość i wzajemną przemianę”. Kto w kogo lub w co będzie się przemieniał – na razie nie wiadomo. Tak czy inaczej z czegoś żyć trzeba… Zanim przejdziemy do poszukiwania przyczyn takiej spektakularnej publicznej kompromitacji, Czytelnikom należy się kilka słów wyjaśnienia. O co chodzi z tymi teoriami, które piętnowały rodziców? Otóż kościelne spekulacje poszukujące przyczyn homoseksualizmu, popularne także w Polsce, dopatrują się ich w rodzinach. Mówiąc najkrócej – zdaniem kościelnych szamanów chłopcy stają się gejami, gdy ich ojcowie są nieobecni (dosłownie albo psychologicznie) albo gdy matki są nadmiernie dominujące. Dziewczynki stają się lesbijkami, rzekomo także w rodzinie, gdzie są zaburzone role rodzicielskie, tylko nieco w innych układach emocjonalnych niż w przypadku chłopców. Ponieważ mało kto ma idealnych rodziców, niezwykle łatwo jest doszukać się u nich błędów wychowawczych. Także rodzice gejów i lesbijek oczywiście okazywali się zwykle nie dość doskonali. A takie organizacje jak Exodus miały tutaj wspaniałe pole do popisu. Oskarżano więc rodziców o winę, wielu z tych pobożniejszych wpychając na drogę prowadzącą do depresji lub czegoś jeszcze gorszego. Psuło to relacje rodzinne, prowadząc do wydumanych oskarżeń, nieuzasadnionego poczucia krzywdy, no i oczywiście tego, co pobożność prawicowa lubi najbardziej – życia z brzemieniem winy.
Otóż, jak wszyscy zapewne dobrze wiedzą, Amerykanie bardzo lubią pozywać bliźnich z żądaniem odszkodowania. Jak przystało na chrześcijański naród, który zwykł nadstawiać drugi policzek… Otóż Exodus był wprawdzie stowarzyszeniem, a nie firmą, ale jak wszystkie tego typu organizacje pobierał składki, darowizny oraz opłaty za różne usługi, no i sporo obiecywał. Chociażby zmianę orientacji seksualnej. A ona, jak wiemy już od samego Chambersa, często nie następowała. Bardzo łatwo można sobie wyobrazić sytuację, w której jedna z ofiar Exodusu, która wydała tysiące dolarów i zmarnowała dziesięciolecia (a może także chybione małżeństwa…), poda do sądu organizacje i liderów z żądaniem odszkodowań. I z tego powodu być może organizacja postanowiła się rozwiązać. Aby uniknąć odpowiedzialności tak skutecznie, jak to jest tylko możliwe. Tym bardziej że sam Chambers wyznał już w zeszłym roku, przygotowując swoich współpracowników na zmiany, że terapia reparatywna w 99,9 procentach nie przynosi żadnej zmiany. Jest to szokujące twierdzenie, bo sami członkowie organizacji twierdzili, że niemal co trzeci z nich takiej zmiany doświadczył. Co i tak mogło wydawać się skromnym wynikiem.
Kompromitacja, i co dalej? Oczywiście, zmiana frontu szefów Exodusu nie oznacza, że setki milionów homofobicznych ludzi religijnych nagle zmieni zdanie.
jej bardzo trudno pójść w ślady Exodusu. Nigdy nie zdobędzie jego pozycji, bo cała ta ideologia została skompromitowana. Upadek EI daje do ręki mocną broń środowiskom gejów i lesbijek, którzy tym głośniej mogą mówić o konserwatywnym oszustwie z „leczeniem”. Po drugie i jeszcze ważniejsze – dotąd miliony fundamentalistów chrześcijańskich, słysząc o czyimś „homoseksualnym problemie”, mogły odesłać tę osobę do Exodusu, ufając, że tam Bóg zrobi z nią porządek. Teraz okazuje się, że specjaliści od nawracania homoseksualistów o światowej renomie wyparli się swoich umiejętności i rzekomych osiągnięć. Bóg, na którego się powoływali, okazał się bezsilny. Konserwatyści mają wszelkie powody ku temu, aby sądzić, że w tej ważnej dziedzinie opatrzność ich opuściła i wystawiła na pośmiewisko. I dlatego sądzę, że amerykański zgon Exodusu to ważne wydarzenie dla całego świata, bo wyrywa konserwatystom dywan spod nóg. Sprawa kompromitacji Exodusu przetoczyła się już przez amerykańskie media i rozeszła po świecie. Do naszej redakcji dotarły wieści, że zamieszanie zrobiło się już także w polskich środowiskach „leczniczych”. Są to grupy mocno związane z Kościołem, a często także z PiS-em. Co teraz pocznie zatroskana poseł Krystyna Pawłowicz, która molestowała jeszcze niedawno ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza o odpowiednie dla homoseksualistów terapie? Oj, przyjdzie spalić się ze wstydu! MAREK KRAK
14
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Fot. Jola Lipka
R
zecznik praw dziecka stoi na straży praw dziecka określonych w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, Konwencji o prawach dziecka i innych przepisach prawa, z poszanowaniem odpowiedzialności, praw oraz obowiązków rodziców. Rzecznik przy wykonywaniu swoich uprawnień kieruje się dobrem dziecka oraz bierze pod uwagę, że naturalnym środowiskiem jego rozwoju jest rodzina. Tak mówi ustawa. – Zajmuje się on organizacją przeróżnych szkoleń, nie zauważa jednak potrzeby przeprowadzania kursów z zakresu wypełniania zadania podstawowego: prawa dziecka do wychowywania w rodzinie i do miłości obojga rodziców. Czy rodzinę może stanowić jeden rodzic? Statystyka jest bezwzględna i obrazuje skalę destrukcji: półtora miliona polskich dzieci wychowuje się bez udziału jednego z rodziców (zwykle ojca). Tyle naprodukowały sądy za przyzwoleniem rzecznika! – zauważają członkowie organizacji społecznych walczących o dobro dziecka i rodziny, negatywnie oceniając pracę Marka Michalaka. ~ ~ ~ Historia K. i jego córki jest jedną z tych, które trafiły na biurko rzecznika. Było tak: we wrześniu 2010 r. K. poinformował rzecznika Michalaka o sytuacji swojej córki – o tym, że została wywieziona przez matkę ponad 300 km od rodzinnych stron, utraciła kontakt z ojcem, rodziną i rówieśnikami, zaś sąd rejonowy nie zareagował. Rzecznik odmówił udzielenia pomocy, bowiem nie widział podstaw do interwencji. Niecały rok później sąd okręgowy wydał prawomocne postanowienie, ograniczając matce władzę rodzicielską i powierzając dziecko pod opiekę ojca. Swoją decyzję uzasadnił tym, że doszło do destabilizacji życia dziecka, a jego dobro i prawidłowy rozwój zostały zagrożone. – Można było tego uniknąć, gdyby rzecznik praw dziecka zareagował prawidłowo – uważa K. To jednak nie koniec. Niedługo po ogłoszeniu postanowienia o ograniczeniu matce władzy rodzicielskiej rzecznik otrzymał list od dziewczynki. Pisała ona, że nie chce być z ojcem. I wtedy Marek Michalak zaczął działać – wystąpił o wydanie dziecka i nakazał wstrzymanie prawomocnego postanowienia sądowego. – Nie badając nawet sprawy ani tego, czy dziecko nie zostało przypadkiem zmuszone do napisania listu – zauważa K. Nie uwzględniając również faktu, że jeszcze w kwietniu 2011 r. psycholog napisał w opinii do sądu, że „dziewczynka daje wyraz tęsknoty za ojcem i oczekuje kontaktów z nim”. W uzasadnieniu swojego pisma rzecznik domagał się ponownego wysłuchania dziecka. A w tym czasie upłynęło już 7 miesięcy, od kiedy
Niedorzecznik dziewczynka ostatni raz widziała ojca. Jak można się było spodziewać – w trakcie rozmowy z RPD powiedziała, że nie chce już mieszkać z tatą, i była do niego wrogo nastawiona.
w końcu wystąpiły do Marszałka Sejmu i Senatu z wotum nieufności wobec RPD. Uważają one bowiem, że swoją bezczynnością i niewypełnianiem nałożonych na niego podstawowych zadań wyrządził wielu
Bycie rzecznikiem praw dziecka to zajęcie wdzięczne. Co jakiś czas kampania społeczna, innym razem zgrabne przemówienie. Spełnić faktyczne oczekiwania jest jednak znacznie trudniej. Obecnie K., któremu sąd prawomocnym postanowieniem przyznał opiekę nad córką (dla jej dobra), nie ma z nią żadnego kontaktu. Dziewczynka już nie tęskni za nim ani nie domaga się spotkań z nim, jak miało to miejsce w chwili orzekania o ograniczeniu matce władzy rodzicielskiej. Boi się go i odnosi się do niego z wrogością. – To dzięki „pomocy” rzecznika praw dziecka Marka Michalaka – mówi K. ~ ~ ~ Ta historia w polskim krajobrazie wcale nie jest wyjątkowa. – Michalak zasłynął jako rzecznik dzieci martwych, bo gdy zdarza się tragedia dziecka czy rodziny, pokazuje się na chwilę w mediach i zapewnia, że wyjaśni sprawę, po czym znika do następnej tragedii – uważają przedstawicielki Forum Matek, organizacji prowadzonej i założonej przez matki oraz rodziny pokrzywdzone przez system. Od miesięcy starają się o to, aby rzecznik wsparł ich działania mające na celu eliminację patologii z polskiego prawa rodzinnego. Bez efektu. Dlatego
dzieciom (także ich rodzicom i rodzinom) krzywdę. Wszak do jego ustawowych obowiązków należy – z mocy art. 9 Ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka – inicjowanie zmian prawa zarówno z „własnej inicjatywy, a także przy wzięciu pod uwagę informacji pochodzących od obywateli”. Tymczasem – jak uważają panie z Forum Matek – rzecznik skupia się raczej na budowie własnego medialnego wizerunku, zdobywaniu odznaczeń za organizację szkoleń i różnych wycieczek po kraju ze środków, które powinny trafiać do dzieci. Zarzucają mu, że nie widzi, iż obszar, który podlega jego pieczy, potrzebuje zmian; blokuje też wszelkie inicjatywy społeczne. Kiedy Forum Matek złożyło do biura RPD wniosek o powołanie grupy ekspertów – naukowców z polskich uczelni, którzy mieliby wydać opinię w sprawie potencjalnej szkodliwości dla dziecka zjawiska alienacji rodzicielskiej, wypowiedzieć się w kwestii opieki naprzemiennej oraz rozwiązań w zakresie uprowadzeń dzieci przez jednego z rodziców i tego, jakie konsekwencje
niosą za sobą takie akty – postulat przeszedł bez echa. – Rzecznik praw dziecka blokuje próbę naprawy systemu. Zamiast zająć się skutkami alienacji, wprowadzić ten temat do projektu zmian prawa, obejmuje patronat nad Międzynarodowym Dniem Świadomości Alienacji Rodzicielskiej. My na własnej skórze problem alienacji rodzicielskiej przerabiamy każdego dnia, więc jesteśmy dostatecznie uświadomione. Czy sam patronat ma sprawę załatwić? – pytają się przedstawicielki Forum. Ojcowie i środowiska rodzin wyszły z apelami na ulicę, domagając się przestrzegania konstytucyjnej zasady równości do wychowywania własnego dziecka. Domagają się poszanowania tradycyjnych wartości i nieizolowania – przez nadmierną ingerencję państwa – dzieci od rodzin lub jednego z rodziców. A co robi rzecznik? – Złożył ślubowanie, że będzie podejmował działania zmierzające do wzmacniania więzi rodzinnych. Miał kierować się zasadą poszanowania praw i obowiązków oraz odpowiedzialności obojga rodziców za rozwój i wychowanie dziecka. Niczego w tym zakresie nie dokonał. W czasie swego urzędowania nie zorganizował ani jednego szkolenia, ani jednej konferencji na przykład na temat równouprawnienia rodziców czy prawa dziecka do opieki oraz wychowywania przez oboje rodziców. W stenogramie nr 92 z posiedzenia Sejmu z dnia 11 maja 2011 r., dotyczącego zmian Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, jest wypowiedź poseł sprawozdawcy Teresy Wargockiej (PiS): „Pan Rzecznik praw dziecka nie
przedstawił nam swojej opinii, na pewno będzie uczestniczył w dalszych pracach nad projektem ustawy, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej”. Niestety, niczego nie wprowadzał, nic nie kontynuował, żadnych zmian nie inicjował ani nie popierał przez cały okres swojego urzędowania – wyliczają sygnatariusze wotum. No a poza tym ich zdaniem rzecznik Michalak: ~ nie przeciwdziała przewlekłości postępowań w sprawach dzieci ani brakom skutecznych egzekucji wyroków; ~ na zgłaszane postulaty dotyczące likwidacji wskazanych mu nieprawidłowości – zjawiska alienacji dziecka od jednego z rodziców i jego rodziny – radzi podobno osobom krzywdzonym przez system, żeby się nauczyły z tym żyć jak z cukrzycą; ~ nie widzi potrzeby uczestniczenia w rozprawach sądowych, choć jego obecność byłaby pomocna dziecku i rodzinie; ~ na skargi odpowiada zawsze podobnie – że „wszystko jest zgodne z prawem”, a „sąd jest niezawisły”. Jaki jest cel istnienia urzędu Rzecznika Praw Dziecka, skoro nie potrafi on dostrzec rozlicznych problemów i skarg na system polityki rodzinnej państwa, którego ofiarami są dzieci oraz rodziny? – zastanawiają się autorzy wotum. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] * W lipcu kończy się kadencja Marka Michalaka na stanowisku RPD. Do czasu oddania tego numeru „FiM” do druku nie odniósł się do sprawy.
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r. – Wydał Pan właśnie książkę pt. „Kto w Polsce ma HIV?”. Chyba wszyscy wiemy: homoseksualiści, narkomani, „łatwe” dziewczyny. – Paradoksalnie to prawda, tyle że ona o niczym nie świadczy. HIV mają „pedały”, „dziwki”, „narkusy”. To polska opowieść wyjściowa. Na to nakłada się jednak „cywilizowana” narracja Krajowego Centrum ds. AIDS, w której trendem szczególnie niepokojącym mają być zakażenia wśród osób heteroseksualnych. Z pewnością ta instytucja lubi to powtarzać, bo dzięki temu jest bardziej „normalna” i istotna. Bo jakże to by wyglądało: duże biuro i kilkadziesiąt osób od jednej tylko choroby, w dodatku gejowosko-prostytucyjno-narkomańskiej? – A gdyby to jednak była epidemia gejowsko-narkomańska, to co? Nie leczylibyśmy ich? – Póki co wszyscy zdiagnozowani chorzy, wymagający terapii antyretrowirusowej, dostają niezbędne leki. Tyle że to komfortowa sytuacja, która nie będzie trwała wiecznie. Jak się wykrywa mało zakażeń, to w obrębie tego małego światka można wszystkim fundować leki. Pytanie, co będzie, jak się tych zakażeń zrobi więcej. – Z oficjalnych danych wynika, że w Polsce mamy 16 417 policzonych zakażonych. Krajowe Centrum ds. AIDS przyznaje jednak, że jest ich znacznie więcej – aż 70 proc. zakażonych nie zdaje sobie z tego sprawy. – James Chin, profesor z Berkeley, który na analizie danych statystycznych epidemii HIV zjadł zęby, napisał w swojej książce, że tak jak nie należy wiedzieć, jak się robi parówki, tak lepiej nie wiedzieć, jak powstają statystyki odnośnie tej choroby. Gdy się to już wie, trudno w nich dalej pokładać wiarę. Dodatkowo polski system zgłaszania nowych zakażeń do Państwowego Zakładu Higieny jest nieefektywny. Raporty są niepełne – w 60 proc. brak informacji o drodze zakażenia. W praktyce oznacza to, że nie wiemy, kim jest osoba zakażona: gejem, heterykiem, „narkusem”? Takie rzeczy trzeba wiedzieć, żeby coś sensownego policzyć. I tu jest kłopot. Nie dość, że statystyki medyczne są same w sobie niedoskonałe, to jeszcze w Polsce ich jakość zostaje obniżona przez zaniedbania systemowe. Co jest zresztą problemem nie tylko dotyczącym HIV. – Co przez to należy rozumieć? – Przytoczę przykład raportu NIK, dotyczącego zakupów sprzętu medycznego z pieniędzy unijnych, który wykazał, że wiele urządzeń zakupiono niepotrzebnie, bo brakuje personelu do obsługi konkretnych aparatów itd. Jeżeli zastanowimy się nad logiką tych wydatków, dojdziemy na którymś etapie do wniosku, że NFZ nie może sobie pozwolić na rzetelną epidemiologię, bo wówczas okazałoby się, że na leczenie masy schorzeń zwyczajnie brakuje pieniędzy. Okazałoby się, że tych chorych ludzi jest dużo więcej, niż sądzimy, wybuchłaby wielka
ZAMIAST SPOWIEDZI
15
Coraz więcej zakażeń Przez lata tylko ze strony „Faktów i Mitów” oraz senator Marii Szyszkowskiej padały pytania o dwuznaczną rolę księdza Arkadiusza Nowaka w walce z AIDS i narkomanią. Między innymi ten wątek podjął niedawno dziennikarz Jakub Janiszewski w swojej książce o epidemii, która w Polsce pożera coraz większą liczbę ofiar. awantura polityczna, a na co ona komu, skoro tych dodatkowych pieniędzy i tak się nie znajdzie? Trzeba by ludziom tłumaczyć, że za niektóre rzeczy należy zapłacić, tymczasem w dziedzinie zdrowia wszyscy jesteśmy socjalistami, a władza chce zawsze dobrze wyglądać. I co, ktoś ma przegrać wybory tylko dlatego, że coś nie działa? To już lepiej przeczekać. Na polu HIV mamy względny spokój, ale to nie będzie trwało wiecznie. Wojna o kasę zacznie się w końcu i tutaj. – Homoseksualiści, uzależnieni i prostytutki są w naszym kraju stygmatyzowani przez Kościół, który nazywa ich grzesznikami. W jakim stopniu kler odpowiada za epidemię HIV w Polsce? – Niedawno spotkałem Annę Marzec-Bogusławską, dyrektor Krajowego Centrum ds. AIDS, która zarzuciła mi nierzetelność i czepianie się Kościoła, bo nie uwzględniam faktu, że to ksiądz Arkadiusz Nowak podpisał pierwsze programy redukcji szkód, czyli na przykład wymianę igieł i strzykawek, terapię metadonową ułatwiającą życie bez heroiny. Tyle że w Polsce metadonowców jest bardzo mało i w dodatku traktuje się ich w skandaliczny sposób: wystarczy jedna wpadka, jedno „bezprawne” odurzenie, by wylecieć z leczenia. Tymczasem „czyści” metadonowcy nie istnieją. Sukces w programach substytucyjnych polega na tym, że osoby, które przed rozpoczęciem terapii kłuły się 130 razy w miesiącu, dzięki leczeniu sięgają po strzykawkę dwa albo trzy razy w ciągu kilku tygodni. W Polsce nikt tego nie chce przyjąć do wiadomości i substytucję traktuje się jak dodatkową pałkę na ludzi uzależnionych. Tego nie można nazwać redukcją szkód. To jakaś aberracja. W ogóle fakt, że w polskim systemie prewencji i leczenia HIV/AIDS tak potężną rolę odgrywał ksiądz Nowak, że był pełnomocnikiem ministra ds. AIDS, prowokuje do myślenia. Przecież to była realna władza. Ksiądz decydował o tym, jak będzie wyglądała
polska prewencja. Co na to prawo kanoniczne zakazujące łączenia funkcji cywilnych i kościelnych? Czy podejście polegające na tym, że chory ma się słuchać, bo inaczej wylatuje z leczenia, nie jest powiązane z cywilizacją śmierci, potępianą przez Jana Pawła II? Papież w 1989 r. wygłosił przemówienie do służby medycznej, w którym wyraźnie powiedział, że trzeba zwalczać tę straszną chorobę, ale nie można dopuścić do promowania zjawisk, utrzymujących ludzi w grzechu. Chodziło o prezerwatywy, substytucję, wymianę igieł. Wszystko to zostało potępione przez Watykan. – Podobno katolicy mają miłować bliźniego swego jak siebie samego, niezależnie od sytuacji. Tymczasem jeśli narkoman uczestniczący w terapii metadonem popełni błąd, to wyrzuca się go z leczenia, czyli skazuje na śmierć. – To jest sadyzm. WHO mówi przecież, że uzależnienie to choroba, którą cechują nawroty. Wychodzi więc na to, że karzemy ludzi za naturę ich schorzenia. Obawiam się, że to, co dzieje się w świecie użytkowników narkotyków, to powolna eksterminacja, której nie chcemy dostrzec. Bo mamy doskonałe triki, by zachować czyste ręce, dając pozory pomocy i ustawiając poprzeczkę zbyt wysoko. Wytłumaczę to na przykładzie: przez wiele lat nie można było uruchomić punktu substytucyjnego w Gdańsku; stoczono o niego wielką batalię. Kiedy program wreszcie ruszył, mało kto na niego trafił. Ciekawe czemu, prawda? Wspomniana dyrektor Marzec-Bogusławska ma na to prostą odpowiedź: Bo ludzie nie chcą tej pomocy, to ich nie interesuje. Frapująca wizja, że wszędzie na świecie uzależnieni od opiatów szukają takiej formy terapii, a u nas nie? A może zwyczajnie ci ludzie nie doczekali uruchomienia programu? Nie dożyli? A może jednak robimy coś nie tak? Może substytucja, w której się pacjentów kontroluje, upokarza i traktuje jako zło konieczne nie jest najlepszą metodą leczenia?
– To perwersyjne, że zarażeni czują większy strach przed instytucją niż śmiercią. – Ale tak się dzieje zawsze w sytuacji, gdy używanie narkotyków jest penalizowane. Ściganie użytkowników narkotyków przez policję ustawia całym system, wpływa bardzo mocno na zdrowie publiczne. Odciąga od szukania pomocy. Ludzie zawsze będą bardziej bali się policji niż wirusa. W ten sposób dobudowujemy też kolejne piętro stygmatu. – Piętnuje się narkomanię, ale i sam HIV to piętnująca choroba. – Stabuizowane choroby zawsze trudniej się diagnozuje i wykrywa. Także dlatego, że ludzie są skłonni wiele zrobić, by się o nich nie dowiedzieć. Tabu często prowadzi do utożsamienia danego schorzenia z pewną śmiercią, co w przypadku HIV jest nagminne, choć głęboko nieprawdziwe. Ludzie nie tylko boją się tak choroby, ale także tego, co im zafunduje służba zdrowia. Upokorzeniem bywa już sama diagnoza. – I to dlatego ludzie nie chcą się badać w kierunku HIV? – Być może. W Polsce działa system kilkudziesięciu Punktów Diagnostyczno-Konsultacyjnych, gdzie można się zbadać anonimowo i bezpłatnie. Niby OK, ale równocześnie całe badanie połączone jest z tzw. poradnictwem, którego częścią jest dość nieprzyjemna ankieta. Odpytuje się w niej z liczby partnerów, z orientacji seksualnej. Nie wszyscy chcą takiej rozmowy. Krajowe Centrum ds. AIDS, które te punkty nadzoruje i utrzymuje, jest przekonane, że wszystko działa tutaj świetnie. Równocześnie jednak pojawiają się niepokojące sygnały. Epidemiolożka z Państwowego Zakładu Higieny zasygnalizowała niedawno, że wykrywa się coraz więcej zakażeń HIV wśród dawców krwi, a grupa krwiodawców była zawsze niemal wolna od tego problemu. Więc co tu się dzieje? Ludzie wolą się badać w stacjach krwiodawstwa, bo tam ich nikt o nic nie wypytuje, czy może epidemia poszerza swój zasięg?
– Podjąłeś trudny temat. Wiele osób zapewne myśli: napisał książkę o HIV, bo sam się zaraził. Nie boisz się? – Na pewno dużo osób tak pomyśli. Ale spotykam coraz więcej zakażonych. I mam udawać, że nie widzę problemu, tylko dlatego, że ktoś mi powie: „Pan na pewno też”? Mimo wszystko Polska się zmienia, ludzie zaczynają się otwierać na innych, edukować. Czasem trzeba zaryzykować – ja podjąłem wyzwanie. Nie jestem „plusem”, ale to tylko po części moja zasługa, a po części szczęśliwy zbieg okoliczności. Jak się nad sobą dobrze zastanowię, to nie zawsze byłem tak ostrożny, jak powinienem być. Dopiero w momencie gdy poznałem pierwszego „plusa”, naprawdę otrzeźwiałem. – Polacy pielęgnują wizerunek buntowników, ale nie potrafią zmienić systemu, który ich poniża i wykorzystuje. Wypalają się po pierwszym sukcesie. Jak to możliwe? – Nie uporaliśmy się z tym, co drzemie w relacji władza–obywatel, instytucja–obywatele. Władza chroni się przed ludźmi, a ci nie mają zdolności zrzeszania się, są kulawi komunikacyjnie. Może to wynika z jakiejś nieprzepracowanej, głębokiej traumy? Faktycznie, jesteśmy potwornie okaleczeni. To widać i to prowokuje do pytań. Jak to możliwe, że 30 lat po wybuchu epidemii AIDS piszę książkę i okazuje się, że to pierwsza pozycja traktująca ten temat? Ludzie biorą ją do ręki i mówią: O rany, nic o tym nie wiedziałem, myślałem, że HIV jest nudny. Nie, nie jest nudny. Jest za to nudno podany. Tak, że nie sposób się nim przejąć. Ale gdy zdoła się tę nudę przekroczyć, nagle widać – i to bardzo wyraźnie – w jakiej jesteśmy rzeczywistości. HIV – wbrew temu, co nam się wydaje – jest nie tylko mrocznym i przygnębiającym tematem. To epidemia, która może nam wszystkim otworzyć oczy. Rozmawiała MAŁGORZATA BORKOWSKA
16
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
ZE ŚWIATA
ŚMIERĆ ZA SMOG Chińska gospodarka kwitnie, przynosząc coraz większe szkody środowisku naturalnemu.
a także wydłuży loty i doprowadzi do opóźnień na lotniskach. No i ceny biletów mogą wzrosnąć – przewiduje Paul Williams, jeden z twórców raportu.
wynajął spory lokal. Skacowani pacjenci znajdą w nim ukojenie 7 dni w tygodniu. Najtańsza kuracja kosztuje 99 dolarów.
WSZAWE KINDERBALE IGREKI W PRACY
Do tej pory mało kto się tym przejmował. Bogatsze prowincje (tam obowiązują wyższe standardy dotyczące emisji zanieczyszczeń) radziły sobie, zatruwając odpadami prowincje biedniejsze. Niszczenie kolejnych obszarów kraju doprowadziło do fali protestów. Chińscy włodarze poradzili sobie z tym problemem tak samo jak z wieloma innymi – „najpoważniejsze przypadki” zanieczyszczenia środowiska będą karane… śmiercią.
ZŁOTE DZIECKO Na narodzinach prawnuczka lub prawnuczki Elżbiety II angielska gospodarka zarobi jakieś 250 mln funtów – przewidują analitycy. Królewski potomek (jego rodzice nie chcą znać płci) ma przyjść na świat w połowie lipca. Anglicy uczczą to wydarzenie na specjalnie organizowanych imprezach. I kupią mnóstwo okolicznościowych pamiątek. Sklepy z artykułami dziecięcymi kombinują jak mogą – pojawił się nawet wózek przypominający królewską karocę konną. Pałac Buckingham też chce zarobić – planuje sprzedaż dziecięcych królewskich akcesoriów. Pieniądze mają być przeznaczone na utrzymanie monarszych pałaców i zbiorów sztuki.
LOT Z WYBOJAMI Turbulencji jest coraz więcej i są coraz silniejsze – o tym powinni wiedzieć korzystający z samolotów. Już teraz firmy ubezpieczeniowe wypłacają miliony dolarów poszkodowanym podczas wyboistych lotów. Z badań przeprowadzonych przez Royal Society w Wielkiej Brytanii (naukowcy skupili się na północnoatlantyckim korytarzu powietrznym, po którym codziennie kursuje 600 samolotów) wynika, że do połowy XXI w. turbulencji będzie dwa razy więcej niż teraz, a ich siła ma wzrosnąć aż o 40 proc. Wszystko przez zmiany klimatyczne, ale też dlatego, że lotów jest coraz więcej. Praca lotniczych silników nie pozostaje bez wpływu na ruchy powietrza, a jeśli piloci będą próbowali omijać turbulencje, to spowoduje to wzrost zużycia paliwa,
Ludzi urodzonych w latach 80. i 90. ubiegłego wieku nazywa się „pokoleniem Y” albo „pokoleniem iPodów”. Ma ich łączyć namiętne korzystanie z technicznych nowinek, dążenie do wygody za wszelką cenę oraz pewność siebie – często przesadna i nieuzasadniona. Jak to się przekłada na życie zawodowe? Szukanie pracy na przykład? Amerykańscy menedżerowie zajmujący się rekrutacją opowiedzieli o tym dziennikarzom z „USA Today”. Nieprofesjonalnie zachowuje się ponad połowa potencjalnych pracowników w wieku 18–34 lat. W najlepszym razie przychodzą na rozmowę kwalifikacyjną niewłaściwie ubrani i używają mowy potocznej. Ale trafiają się ciekawsze przypadki. Niektórzy w trakcie rekrutacji dzwonią do rodziców, żeby się poradzić. Bywa, że ojciec czy matka proszeni są o negocjacje z potencjalnym pracodawcą. Wspominano też dziewczynę, która na rozmowę o pracę przyszła z własnym.... kotem. „Życie stało się wygodne, pozbawione problemów i tacy stali się kandydaci, ale nie zdają sobie sprawy, że w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej muszą się po prostu dobrze sprzedać” – skomentowała Mary Swan z firmy rekrutacyjnej Manpower.
W Kanadzie wymyślono imprezy dla dzieci łączące przyjemne z pożytecznym. Chodzi o przyjęcia, podczas których sprawdza się, czy mali obywatele nie są... zawszeni. To w tamtych stronach dosyć częsty problem. Najwięcej takich „imprez” odbywa się latem, kiedy pociechy wracają z obozów czy kolonii. Trzeba zebrać je w kupę (np. po sąsiedzku) i zaprosić panią higienistkę, żeby przejrzała głowy pod kątem robactwa. Dzieci w trakcie tej obdukcji oglądają telewizję, rozmawiają sobie i jest im całkiem miło. A ich rodzice popijają kawkę czy drinki i relaksują się. Takie spędy nazywane są „dniami odnowy”.
SKOCZNA DIETA Żeby odchudzanie było skuteczne, warto połączyć dietę ze sportem.
TUPOT BIAŁYCH MEW Doktor Jason Burke pomaga przepitym mieszkańcom Los Angeles. Anestezjolog stworzył preparat łagodzący objawy zatrucia alkoholowego, którego skład cały czas udoskonala i testuje na sobie. Prowadzi praktykę pod szyldem „Hangover Heaven” (niebo dla skacowanych). Kiedyś jeździł po mieście specjalnym autobusem, a każdy, kto przeholował z trunkami, mógł wejść do środka i doznać cudownego uzdrowienia. Interes tak się rozkręcił, że Burke
GODZINA POLICYJNA W Anglii wymyślają nowe sposoby walki z otyłością wśród dzieci. Według zeszłorocznych danych miasteczka Salford nadwagę ma 35 proc. tamtejszych 10- i 11-latków. Stąd pomysł, żeby zakazać sprzedaży fast foodów przed godziną 17. Zakaz obowiązywałby w lokalach w promieniu 400 metrów od szkół. Pomysł – co oczywiste – nie spodobał się żyjącym ze sprzedaży hamburgerów, ale i wielu miłośnikom „szybkiego jedzenia”. „Frytki są jednym z naszych powodów do chluby, zaraz po Muzeum Wojny i BBC, a może nawet bardziej” – zabiadolił w imieniu ludu konsumpcyjnego „The Daily Telegraph”.
Obok roweru można też było zobaczyć podejrzanie wyglądające plamy. Szwed zainstalował kamerę wideo i... zamarł, kiedy zobaczył film z nagraniem. Jak się okazało, jego wybranka miała wielbiciela, który przebijał opony w jej jednośladzie, a potem... długo i namiętnie onanizował się, ocierając penisem o siodełko. „Nie boję się go, ale na filmie widać, że onanista trzyma w ręku jakieś zdjęcie. To prawdopodobnie fotografia mojej partnerki” – skomentował Edström, który o całej sprawie poinformował policję. Mundurowi szybko odkryli, że 5 lat wcześniej aresztowano chorego psychicznie 35-latka, który w podobny sposób „zaliczał” inne rowery. Mężczyznę wówczas podleczono i wypuszczono. Możliwe, że to ten sam.
ROMANTYCZNE ZARĘCZYNY Thomas Edwards postanowił oświadczyć się swojej dziewczynie. Nago.
LITERACKA OCHRONA Przy okazji dowiedzą się czegoś pożytecznego – pomyślał Ilja Zorin, rosyjski producent prezerwatyw. No i przyozdobił pudełeczka ze swoim produktem portretami rodzimych literatów i tytułami ich dzieł. Takimi wymownymi. Kilka przykładów: „Obłok w spodniach” Włodzimierza Majakowskiego, „Człowiek w futerale” Antoniego Czechowa czy „Tam i z powrotem” Aleksandra Grina. Zdaniem szlachetnego pomysłodawcy użytkownicy takiej gumy prosto z sypialni powinni udać się do biblioteki.
KULTURALNY PARYŻ Stolicę Francji co roku odwiedza około 30 mln turystów. Paryżanie chcą o nich zadbać. Paryska Izba Turystyczna wydała podręcznik savoir-vivre’u, który dostaną m.in. tamtejsi kelnerzy, taksówkarze i sprzedawcy pracujący w pobliżu najpopularniejszych zabytków. Dowiedzą się z niego, jak nie urazić obywateli poszczególnych krajów. I przeciwnie – jak z nimi postępować, żeby było miło i by zechcieli przyjechać raz jeszcze. W broszurce przeczytamy m.in., że Anglicy lubią, żeby zwracać się do nich na „ty”, z Włochami najlepiej witać się przez podanie ręki, a Chińczycy głośno pierdzą i docenią powitanie w ich ojczystym języku.
jak i środowiska. Rada Polityki Żywnościowej Vancouver podała, że hodowla zwierząt rzeźnych odpowiada za jedną piątą światowej emisji gazów cieplarnianych. Wyjaśniono, że każdy, kto raz w tygodniu zrezygnuje z jedzenia mięsa, pozwala zaoszczędzić rocznie około 160 tys. litrów wody i zmniejszyć emisję dwutlenku węgla do atmosfery o 320 kg. Za to właściciele sklepów mięsnych – oczywiście zupełnie przypadkowo – zaczęli organizować w tych dniach degustacje swoich produktów.
Najlepiej skakać na skakance, bo przy okazji oszukamy głód – wyszło z badań japońskich naukowców. Krótkotrwały wysiłek fizyczny sprawia, że na jakiś czas odechciewa nam się jedzenia. Podczas badania efektów wysiłku (także bieganie i jazda na rowerze) okazało się, że apetyt najbardziej hamowały właśnie ćwiczenia ze skakanką. Wiąże się to z faktem, że w trakcie takiego skakania mocnym wstrząsom poddawane jest jelito wraz z jego pokarmową zawartością. To zaburza produkcję hormonów (grelina), które wydzielają się, gdy jesteśmy głodni – wyjaśnili uczeni.
POST W PONIEDZIAŁEK Władze Vancouver próbują zniechęcić swoich obywateli do nadmiernej konsumpcji mięsa. Stąd pomysł na wegetariańskie poniedziałki. W pierwszym dniu tygodnia tamtejsze media uświadamiają obywateli, że nadmiar mięsa w diecie jest szkodliwy zarówno dla nich,
DOWCIPNA PRAWDA Seks oralny jest dziś sypialnianym standardem. Uprawiamy go, żeby było jeszcze przyjemniej. Ale mężczyźni nie tylko po to – twierdzą Michael Pham i Todd Shackelford. Zdaniem tych psychologów faceci sprawdzają w ten sposób, czy partnerka… jest im wierna. Po prostu – sama ewolucja to wymyśliła! – za pomocą języka i nosa próbują wyczuć spermę konkurenta. Z badań, jakie przeprowadzili uczeni, wynika, że im bardziej mężczyzna podejrzewa kochankę o zdradę, tym chętniej uprawia z nią cunnilingus. Epokowe odkrycie nie zostało potwierdzone przez innych naukowców.
ŚLAD NA JEDNOŚLADZIE Per Edström wkurzył się, bo ktoś regularnie przebijał opony w rowerze jego dziewczyny zaparkowanym przed domem.
Chłopak wybrał się do rodzinnego domu wybranki (wcześniej tam nie był) na Florydzie, od progu zrzucił ubrania i... Niestety, pomylił adresy. Obcy ludzie na widok gołego 22-latka z miejsca wezwali policję. Do przyjazdu radiowozu Thomas nie założył ubrań. Po przyjeździe – też nie chciał. Policjantowi, który kazał mu to zrobić, pogardliwie splunął w twarz, za co został potraktowany paralizatorem. Ledwie żywy narzeczony trafił do aresztu. Postawiono mu zarzut włamania, nieprzyzwoitego zachowania i znieważenia służb mundurowych.
OKO W OKO W temacie „erotyka” trudno już wymyślić coś oryginalnego. Japończykom się udało. Coraz modniejsze, zwłaszcza wśród tamtejszych nastolatków, staje się wzajemne lizanie... gałek ocznych. Rogówka jest dosyć mocno unerwiona, więc i wrażliwa na dotyk. Taka pieszczota może być przyjemna. Ale i niebezpieczna przy okazji – bywa, że kończy się zapaleniem spojówki albo jakąś infekcją. Problem opisała tamtejsza prasa. A wszystko zaczęło się od teledysku grupy Born, na której widać takie dziwactwo. Opracowała JUSTYNA CIEŚLAK
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r. Finałowy mecz futbolu amerykańskiego w Nowym Orleanie sprowokował pytanie, czy Bóg ma wpływ na wyniki rozgrywek sportowych. Problem rozpalił mieszkańców Ameryki „B”, czyli biednych i niedouczonych wyborców Partii Republikańskiej.
licznych noblistów oraz fantastyczne uczelnie. Ameryka „B” wierzy w brednie i zabobony, jest tłusta, fastfoodowa, ociężała umysłowo, uboga lub wręcz biedna. Ameryka „A” jest nieliczna, „B” masowa. „A” to centra wielkich miast oraz eleganckie, drogie przedmieścia, firmy high-tech
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI biedoty. Podbijają oni patriotyczny bębenek (Ameryka jest zawsze najlepsza), twierdzą, że religijność stanowi podstawę „wartości rodzinnych” i budzą aspirację do lepszego świata „amerykańskiego marzenia”, wskazując sukcesy m.in. pracowników wielkich korporacji i banków. Kultywują
Czy Bóg strzela gole? Badania wykazały, że co trzeci Amerykanin jest głęboko przekonany, że wynik każdego meczu zależy od woli Boga. 53 proc. sądzi, że Stwórca wynagradza dobrym zdrowiem i sukcesem sportowym osoby wierzące. Jest wiara, jest wygrana; niewiara oznacza nieuchronną porażkę. Z tych wierzeń nabija się słynny amerykański komentator telewizyjny satyryk Dennis Traynor: „Większość obywateli USA myśli, że Wszechmogący siedzi w niebie i patrzy w dół – na ekstremalną nędzę, w której pogrążona jest znaczna część tworu powołanego przezeń do życia w 6 dni. Widzi, że połowa wspaniałych istot stworzonych na jego podobieństwo wegetuje za mniej niż 2,5 dol. dziennie, ale ma to gdzieś, bo zajęty jest wynagradzaniem pobożności zawodników jednej z drużyn grających w finale Super Bowl”. Na tym nie kończą się dziwactwa Amerykanów. Znaczny odsetek społeczeństwa wierzy na przykład, że prezydent Barack Obama jest muzułmaninem i nie urodził się w USA, zaś były iracki dyktator Saddam Husajn nie tylko posiadał broń masowego rażenia, ale i bardzo blisko kumplował się z Osamą bin Ladenem. Co z tego, że wspomnianej broni nie znaleziono do dziś i że brak dowodów przyjaźni obu wspomnianych panów? Stany, tak jak i Polska, dzielą się na dwa odmienne światy: Ameryka „A” jest szczupła, wysportowana, higieniczna, zamożna, wpływowa, pewna siebie, pracowita, agresywna, ambitna i pazerna. Daje światu
i ekskluzywne kluby sportowe. „B” to zaniedbane i niebezpieczne peryferie i prowincja, a do tego robota w fabrykach i małych biznesach za marne pieniądze, bez urlopów, ubezpieczeń, bez żadnej szansy na stabilność. I dziesiątki godzin przed telewizorem z debilnymi programami typu reality show. Bogaci nie bywają w dzielnicach, sklepach, restauracjach ubogich, bo mają swoje, na odpowiednim poziomie. Zdarzają się jednak wyjątki: lepszy świat uśmiecha się do gorszego w dniu wyborów. Dlatego Ameryka „A” utrzymuje wybitnych spin doktorów tworzących miraże specjalnie na użytek
wrogość wobec gejów, aborcji, ateistów, demokratów i liberałów. Chodzi o to, by biedacy łudzili się nadzieją, że wkrótce spełnią swoje marzenia i doszlusują do lepszego świata. Jak spełnić te nadzieje? Oczywiście głosując na partię mającą monopol na wielbienie Boga, czyli na republikanów. W ten sposób dziesiątki milionów ludzi kopie się w zadek, głosując wbrew swemu ekonomicznemu interesowi. Proces ten został opisany w książce, „Co z tym Kansas” Thomasa Franka, dostępnej także w Polsce. Wydaje się, że nawet ci biedni, upodleni ludzie powoli zaczynają tracić złudzenia co do republikanów. Dowodzi tego reelekcja Baracka Obamy, mimo że republikanie zainwestowali miliardy w utrącenie tej kandydatury i ośmieszenie demokraty w oczach biednych Amerykanów. Nie zmienia to faktu, że w USA wiara bywa wykorzystana w charakterze narzędzia manipulacji i indoktrynacji. Co więcej, religia niezwykle często jest wrogiem nauki. Stąd tak popularna w Ameryce „B” (z premedytacją propagowana) nieufność i pogarda wobec tytułów naukowych. Właśnie z tego powodu w programie Partii Republikańskiej w rozdziale dotyczącym edukacji znalazł się postulat eliminacji nauki krytycznego myślenia, bo tak wyedukowane dzieci stawiają się rodzicom i stają się mniej podatne na religię. Zapis został nagłośniony i ośmieszony, więc zniknął. Niestety, tylko z broszurki programowej. PZ
17
Solidarność kleru kazuje się, że nie tylko Kościół katolicki ukrywa przestępstwa swoich kapłanów. Podobną taktykę stosują czasem niektórzy „bracia odłączeni”.
O
David Hope, anglikański arcybiskup Yorku w latach 1995–2005, oskarżany jest o ukrywanie przypadków molestowania seksualnego chłopców przez Roberta Waddingtona, wysokiego hierarchę kościelnego kierującego przez kilkadziesiąt lat anglikańskimi szkołami. Arcybiskup miał w 1999 i 2003 r. otrzymać formalne zgłoszenia molestowania, ale nie przekazał sprawy organom ścigania. Podjął jedynie decyzję o pozbawieniu Waddingtona prawa do przeprowadzania uroczystości religijnych. Sprawa wyszła na jaw, gdy brytyjski dziennik „The Times” przeprowadził śledztwo, w wyniku którego wykryto tajną, kościelną dokumentację
potwierdzającą, iż Hope wiedział o zarzutach wobec Waddingtona. Światło dzienne ujrzał także inny kompromitujący dokument – raport zamówiony przez niedawnego lidera Kościoła anglikańskiego, arcybiskupa Williamsa, w którym ten stwierdza, że ukrywanie przed opinią publiczną i prokuraturą przypadków pedofilii to swoista bomba zegarowa, która wybuchnie, jeśli hierarchom nie uda się powstrzymać kolegów od molestowania dzieci. Robert Waddington kilka razy przebywał na misjach w Australii, gdzie m.in. był dyrektorem szkoły, i z tego kraju także pochodzą oskarżenia o molestowanie. BritG.
Randka w ciemno olicja z Austin w Teksasie przybyła co koń wyskoczy do motelu na pomoc katolickiemu dobrodziejowi Rafaelowi Padilla-Valdezowi.
P
Funkcjonariusze z pewnym zdziwieniem stwierdzili, że kapłan stoi w otwartych drzwiach tylko w slipkach. Spostrzegli także, że księżowskie oblicze jest solidnie obite, posiniaczone i pokiereszowane. Po wejściu do pokoju dostrzegli puszki piwa i zapas prezerwatyw.
W raporcie napisali, że kapłan był nie dość, że narżnięty, to w dodatku na haju. Zapytany, co go spotkało, prosto i ujmująco odparł: „Nie wiem”. Stróże porządku przypuszczają, że w pokoju motelowym doszło do ostrego nieporozumienia na tle erotycznym. JF
Na krew Jezusa T
ragiczna dla księży wieść z Filipin. Duchowni katoliccy mają być traktowani tak samo jak inni ludzie.
Upiekło się Benedyktowi Byłego papieża nie osądzi na razie Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze. A jest za co! W 2011 r. organizacja Center for Constitutional Rights i ugrupowanie reprezentujące ofiary pedofilii Survivors Network wystąpiły do Trybunału Międzynarodowego w Hadze z oskarżeniem o zbrodnie przeciw ludzkości wobec papieża Benedykta, obecnego i byłego sekretarza stanu Watykanu Tarcisia Bertonego oraz Angela Sodana i byłego szefa Kongregacji Doktryny Wiary Williama Levady. Zarzucano im „umożliwienie przestępstw seksualnych na całym świecie i ochronę ich sprawców”. Do 71 stron oskarżeń załączono 22 tys. dokumentacji pomocniczej. W 2012 r. dodano jeszcze kilka tysięcy stron dokumentów mających świadczyć o winie duchownych. Prokurator zawiadomił wnioskodawców, że postępowanie nie zostanie wszczęte. Nie dlatego jednak, że uważa oskarżonych za niewinnych, ale z tego powodu,
że niektóre oskarżenia nie podlegają jurysdykcji trybunału, a inne nie mieszczą się w jego ramach czasowych. List stwierdza, że decyzja ta może ulec zmianie, jeśli pojawią się nowe dowody. Wnioskujący stwierdzili, że nie zamierzają zrezygnować i będą dalej zbierać dowody. Survivors Network komentuje: „Hierarchia katolicka wciąż pozostaje potężną monarchią, nastawioną na ochronę własnej reputacji i majątku, a nie zapewnianie bezpieczeństwa dzieciom. Kościół mówi o tym bezpieczeństwie dużo i pięknie, ale odmawia podjęcia choćby minimalnych konkretnych kroków. W maju 2011 r. Watykan zwrócił się do biskupów, by opracowali wewnętrzne dyrektywy zapobiegania przemocy seksualnej. W ubiegłym roku agencja Catholic News Service stwierdziła: Większość biskupów nie zrobiła prawie nic. To dotyczy także nowego papieża, byłego najwyższego rangą dostojnika kościelnego w Argentynie”. PZ
Władze uznały, że kapłani złapani na jeździe po pijanemu nie będą mieli prawa zasłaniać się twierdzeniem, że podczas obrzędu religijnego raczyli się „krwią Jezusa”, czyli winem mszalnym. Zmiana nie przeszła bez echa i sprowokowała ostrą dyskusję w filipińskim parlamencie. Konserwatywni i bogobojni zaproponowali, by księży nie dotyczyło prawo karzące za jazdę w stanie nietrzeźwym. Była to reakcja na podpisanie przez prezydenta Benigna Aquina prawa o obowiązkowym sprawdzaniu
trzeźwości kierowców po wypadkach drogowych. Według nowego prawa za jazdę po pijanemu można dostać na Filipinach 12 lat i wysoką grzywnę. Co ciekawe, niektórzy hierarchowie nie bronili swoich: abp Oscar Cruz stwierdził, że jest praktycznie niemożliwe, by upić się na skutek celebrowania mszy, bo „krew Jezusa” ma tylko 12 proc., a do kielicha wlewa się 2–3 łyżeczki. A co mają zrobić kapłani, którzy dolewają sobie ździebko więcej, chcąc pokazać, jak bardzo kochają Chrystusa? ST
18
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Zerwijmy konkordat! Analizując wystąpienie pana Józefa Oleksego w Krakowie na spotkaniu lewicy, odnoszę wrażenie, że skupieni w kierownictwie przywódcy SLD, broniący interesów Kościoła, nie potrafią wyciągać wniosków z historii i rozpoznawać intryg, jakimi posługiwała i posługuje się ta instytucja. Kiedyś lewica była po drugiej stronie barykady. Po utworzeniu partii PPS w listopadzie 1892 r. zaczęto docierać do mas robotniczych poprzez wydawanie pisma „Robotnik”. Oprócz spraw dotyczących postulatów ekonomicznych i antycarskiej agitacji niepodległościowej „Robotnik” podejmował również temat stosunku PPS do Kościoła i kleru katolickiego. Jak się wtedy zachowywali księża? Otóż z ambony można było usłyszeć, że socjalista to „antychryst”, „bezbożnik”, „dziecko szatana”, „wcielony Lucyfer”, „piekielnik”, który miał doprowadzić do zburzenia porządku bożego na ziemi. W replice PPS, uważając, aby nie obrażać uczuć religijnych prostych ludzi, ukazywała księży jako tych, których postępowanie jest sprzeczne z Chrystusowym nauczaniem. Redakcja „Robotnika” wskazywała, że Kościół jest organizacją przystosowaną do panowania klasowego, a wyzysk jest sprzeczny z nauczaniem Chrystusa. Podkreślano, że kler nie stoi po stronie biednych i wydziedziczonych, lecz po stronie silnych tego świata, i kapitał ma w nim gorliwych wielbicieli i sojuszników. A że prosty i biedny robotnik nie ma nic do zaoferowania chciwemu na życiowe wygody księdzu, to ksiądz zabiega o względy bogatej burżuazji, odwdzięczając się jej pacyfikacją oczekiwań proletariatu.
Dzisiaj burżuazję zastąpiły partie polityczne, kapitaliści i finansjera – to o ich poparcie zabiegają panowie biskupi. Kościół skorumpował i zanarchizował życie społeczne. Podejrzewam, że obdarowywanie Kościoła kwotą około 10 miliardów złotych za nicnierobienie nie jest darmowe. Wielkie miliony mogą trafiać pod stołem od Kościoła do rąk decydentów tego bezprzykładnego w historii okradania państwa. I wszystkie partie polityczne z wyjątkiem Ruchu Palikota z tego przywileju korzystają i stają w jego obronie. Dlatego RP jest znienawidzony tak samo jak dawniej socjaliści – zarówno przez Kościół, jak i pozostałe partie polityczne. Ale wszystkie malwersacje na różnych szczeblach władzy ukrywa się pod przykrywką krzyża. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, skoro Kościół winien śmierci milionów zamordowanych w bestialski sposób ludzi za swój symbol rozpoznawczy przyjął ten znak hańby i narzucił nam swoje panowanie. Zarówno kiedyś, jak i dziś Kościół ogłupia masy pracujące, aby je można było lepiej wyzyskiwać. Księża starają się, aby wierni nie byli tylko barankami w ich owczarni, ale również wołami roboczymi u bogaczy i polityków. Kościół, prowadząc próżniacze i pasożytnicze życie, ciśnie się między bogaczy, głosząc na ich cześć pochwalne mówki przy suto zastawionych stołach. Ci,
Mirosław Gierasimiuk pozdrawia z czeskiej Pragi
którzy ujawniają te praktyki, zarówno dawniej, jak i dzisiaj są obiektami ostrej nagonki księży, prowadzonej za pomocą argumentów religijnych, często skutecznych wśród ludzi wierzących. Religia i Kościół to dwie różne rzeczy. Szanujemy przekonania religijne, ale występujemy przeciw Kościołowi, kiedy ten stara się tumanić ludzi, kiedy sam występuje jako wyzyskiwacz i ciemiężca albo wyzyskiwaczy i ciemiężców broni. Związek Kościoła z państwem zawsze służył interesom sił konserwatywnych, nie zważająć na dobra wiary, mając na uwadze na partykularne interesy panujących. Z tego powodu Kościół ostro protestuje przeciwko temu, aby religię uznać za sprawę prywatną i aby każdy wierzył tak, jak mu rozum i sumienie dyktują. W okresie panowania caratu na ziemiach polskich Kościół zawsze stawał po stronie władzy, twierdząc, że poddani powinni niezmiennie dochować wierności panującemu jako Bogu wykonującemu władzę przez człowieka. Dzisiaj mamy wykonywać władzę papiestwa, bo reprezentuje ona prawo boże. Czy ktoś widział większe absurdy? Księża, przygrywając energicznie na zaczarowanym flecie uczuć religijnych, spędzają oszołomionych nędzarzy, nierozumiejących zgoła, że prowadzą ich na zatracenie. Kler, dawniej i dzisiaj, wykorzystując zacofanie i ciemnotę ludu, stroi się w piórka jego obrońcy. Już w tamtym okresie wiedziano, że skutecznym środkiem walki z zacofaniem kleru i Kościoła jest pozbawienie go wpływu na wychowanie młodego pokolenia.. Postulowano ustanowienie powszechnej i świeckiej szkoły, bo tylko wolna i dostępna dla wszystkich nauka będzie wrogiem najniebezpieczniejszym dla klerykalizmu. Dzisiaj Kościół ma większy wpływ na nauczanie młodzieży aniżeli na przełomie XIX i XX wieku. To wszystko albo dzięki ciemnocie, albo korupcji, albo głupocie nam panujących. Wszyscy ludzie prawdziwej, niefarbowanej lewicy powinni sobie zdawać sprawę, że bez osłabienia pozycji społecznej, ekonomicznej i politycznej duchowieństwa pozyskanie społeczeństwa dla poprawy jego losu jest nierealne. Z tego powodu należy jak najszybciej jednostronnie zerwać konkordat zawarty z feudalnym władcą Watykanu Karolem Wojtyłą przez sprzedajne władze Rzeczypospolitej Polskiej. Stanisław Błąkała RACJA PL, Kraków
C
zasem jeszcze słyszę żart, że komunizm stawiał czoła problemom, jakie były obce innym ustrojom. Tymczasem – wszystko już było i ciągle powraca! Wiele wody upłynęło w Wiśle od czasów PRL, czasy się zmieniły, ale ludzka mentalność – niewiele. Odeszli czerwoni, nadeszli czarni, ale głupota pozostała. Polski, radiomaryjny katolicyzm, wspierany przez klerykalną prawicę, stawia czoła wiszącym nad krajem zagrożeniom, które istnieją w ich głowach i których nikt oprócz nich nie widzi.
Stop klerykalizacji! 16 czerwca na Jasnej Górze odbył się w ogólnopolski kongres katolików pod utopijnym hasłem „Stop ateizacji!”, albowiem prześladowani ponoć Polacy katolicy dość mają promocji ateizmu, spychania na margines katolików, biskupów oraz polityków gorliwie wysługujących się Kościołowi. Przetrząsnąłem internet w poszukiwaniu ministerstwa ateizacji, czy choćby instytutu promującego ateizm, jakichkolwiek porozumień rządu z ateistami, wspólnych zespołów rządu i ateistów, komisji zwracającej majątek neopoganom i… nic! Nic takiego nie istnieje! Mimo to ma zostać powołany do życia Instytut ds. Przeciwdziałania Ateizacji. Oczywiście finansowany byłby z budżetu państwa, założę się o trzy pensje! Ma być też ogłoszony „manifest o konieczności zahamowania procesów ateizacji i wynaradawiania w Polsce”. Nie miałem dotąd bladego pojęcia, że ateista jest wynarodowiony! Ateiści są, istnieją i będzie ich przybywać, ku bezsilnej złości Polaków katolików i ich mistrzów w sukienkach, biskupów, czy to się im podoba, czy nie. Bo to ich polityka, pazerność, bezczelność i lekceważenie człowieka to sprawia. Politycy PiS, którzy tworzą sejmowy Zespół ds. Przeciwdziałania Ateizacji, przekonywali w ostatnich dniach, że kongres nie jest inicjatywą polityczną, a wynika z chęci mobilizacji środowisk katolickich. Trudno o większe kłamstwo, biorąc pod uwagę, kto stawił się na kongresie: politycy PiS, dowieziony prezes Kaczyński, strzeżony przez tabun ochroniarzy, trochę kleru, dziennikarzy z katolickich mediów, nieco postaci typu Jerzy Zelnik; ogólnie stawiło się ledwie 600 luda. Żałośnie mało! Mizernie wyszła mobilizacja środowisk katolickich… Kaczyński wymamrotał monolog, z którego wynikało, że Kościół katolicki potrzebuje przynajmniej dwóch rzeczy: musi mieć dobra materialne i musi dysponować także bezpieczeństwem – duchowni nie mogą być poddawani represjom z tego powodu, że są duchownymi. Zachodzę w głowę, jacy księża są represjonowani, w dodatku przez ateistów? Czyżby chodziło o pedofilów w sutannach, których draństwa zostają nagłośnione przez nielicznych odważnych dziennikarzy? Rozbawił mnie swoim kabaretowym wystąpieniem redaktor z tygodnika „Niedziela”, niemal grożący, że nie wyraża zgody na zamknięcie daru wiary w sferze prywatnej i nie może pozwolić, aby Chrystus był obrażany na forum publicznym. Bo w ocenie klechy ateizacja życia jest nowym zjawiskiem, które domaga się szczególnego zaangażowania katolików świeckich. W imię fałszywie pojętej tolerancji żąda się dziś jakoby od katolików, aby zrezygnowali z praktykowania tego, co z wiarą uznają za prawdziwe i słuszne. Ubolewał pan ksiądz, że jego oraz innych katolików przekonania są spychane na margines dyskusji jako anachroniczne. A dla niego najważniejsza jest wiara w Boga, która jest kluczem w życiu! O mamonie ksiądz przezornie nie wspomniał, podobnie jak o namiętnościach targających klerem, o których wspominał Tadeusz Pieronek… Wspomniał natomiast, że niemożliwe byłoby życie w Polsce bez ukochanego Tadeusza Rydzyka, że nie wyobraża sobie Polski bez tak znamienitej postaci. Ja natomiast nie mam z tym kłopotu i taką Polskę bez problemu sobie wyobrażam, to nic trudnego! Ksiądz Ireneusz Skubiś mijał się z prawdą, kiedy mówił, że jesteśmy poddani atakowi ateizacji przez struktury międzynarodowe – ONZ i Unię Europejską. Nie wie, że instytucje te nie wtrącają się w wewnętrzne, światopoglądowe relacje w krajach członkowskich, zostawiając sferę stosunków państwo–Kościół do dyspozycji rządów? Na zakończenie ogłoszono iście kabaretowe postulaty – w stylu stop temu i owemu („FiM” 25/2013). Niestety, nie doszukałem się hasła: Stop łamaniu polskiej konstytucji przez Kościół, kler i prawicę! Wielka szkoda. Paweł Krysiński
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
LISTY Jedyny odważny SLD poddaje totalnej krytyce Palikota. Palikotowi można wiele zarzucić, jeśli idzie o jego styl uprawiania polityki, ale nie determinację i poglądy. Gdyby nie Ruch Palikota, a także „Fakty i Mity” z RACJĄ PL, to sprawy kościelne byłyby dalej tematami tabu, płacilibyśmy na tych lichwiarzy, nie wiedząc, ile i za co, o sprawach obyczajowych nie wspomnę. Palikot otworzył drzwi do debaty na temat relacji państwo–Kościół, gdzie państwo klęczy, a Kościół jest instytucją dominującą. Nawet SLD podczas swoich rządów nie poruszało tych tematów, bojąc się ostracyzmu ze strony kleru. Palikot, cokolwiek by o nim powiedzieć, poszedł na całość i bez ogródek zaczął wytykać klerowi jego rozbuchane ego, pazerność, skłonności seksualne (pedofilia!) oraz wtrącanie się w każdą dziedzinę naszego życia. To pozwoliło innym przyłączyć się do tego chóru krytyków Kościoła – nabrali odwagi. Duża część naszego społeczeństwa zaczęła spoglądać na Kościół z innej perspektywy, zauważyła, że król – Kościół katolicki – jest nagi, że jego świętością stała się li tylko mamona. Stąd ubytek wiernych. Dużą zasługę na tym polu ma także gazeta „FiM”. Łatwiej jest krytykować, niż samemu działać, więc jeżeli ktoś, w tym SLD, nie chce działać na tym polu, to niech chociaż zaprzestanie krytyki tych, którzy się tego podjęli. J.F.
placówkami dyplomatycznymi w dniach katastrofy oraz zaopiekowali się rodzinami ofiar, i udzielili im wszelkiej pomocy, także psychologicznej: które miejsca związane z upamiętnieniem ofiar żołnierzy rosyjskich są tu – nad Wisłą i Odrą – w poszanowaniu Lechitów? Żadne. Popatrzcie na cmentarze wojenne na Zachodzie – tam leżą koło siebie wrogowie zebrani z pól bitewnych. Te nekropolie-muzea to jest kultura, to jest dbałość i pamięć.
Henryk Sienkiewicz z nowelą „Za chlebem” jest jeszcze aktualny i na topie. A czy Stefan Żeromski, pisząc „Ludzi bezdomnych”, był wizjonerem? Obecnie były wódz „Solidarności” przyznał, że nie tak miało być, i przepraszał naród za błędy, oczywiście nie swoje. A z czego ja mam się cieszyć, skoro dwóch moich synów też musiało wyemigrować „za chlebem”? Ci, którzy podburzali robotników do strajków i obrzydzali socjalizm, panowie w czerni,
U nas mamy oblewanie farbą, rozbijanie pomników młotem albo po prostu bezczeszczenie poprzez oddanie moczu i nie tylko. Czego więc, Polaku katoliku, oczekujesz od Rosjan, którzy nie przyczynili się do tragedii 10 kwietnia, choć pisowcy próbują nam to wmawiać na siłę, by złagodzić własne winy?! To była nasza zwyczajna bylejakość, polski tumiwisizm oraz zarozumiałość i bufonada prezydencka, podsycana zresztą przez jego bliźniaka. A.Z.
wydarli sobie największą część tortu i z dumą mogą świętować u boku władzy i ich kolesiów. Tymczasem na ulicach można ujrzeć smutne twarze ludzi masowo grzebiących w śmietnikach. Robolom zostały na pociechę sztandary „Solidarności” i „Nasza szkapa” Marii Konopnickiej, bo złotego rogu już nie ma i prędko nie będzie. H.R.
Święty wrak? Szczątki Tu-154M przemieszane z ziemią i zepchnięte do betonowych hangarów na lotnisku Siewiernyj. W koszmarnych warunkach przechowywane były szczątki prezydenckiej maszyny, gdy powstawały raporty rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego i polskiej komisji pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera – podały media. A ja się pytam: co, do k...y nędzy, mieli zrobić z tym złomem?! Pamiętamy, że nasi boleściwi pisowcy pluli na Rosję, że wrak nie został odpowiednio umyty. Więc go umyli. Mieli go trzymać w petersburskim Ermitażu? Co prawda kawałek wraku Tu-154M przywiozła do Polski jakaś siostra zakonna, by ubogacić nim obraz Matki Boskiej, ale przecież Rosja nie jest tak „ubogacona” w podobne idiotyczne umiłowanie fetyszyzmu jak Polska i dlatego brakuje tam szacunku dla wszystkiego co polskie, tym bardziej upadłe z „niebios”. A ja teraz zapytam tych, co roszczą owe pretensje do naszych sąsiadów, którzy złożyli dziesiątki tysięcy kwiatów i zniczy pod polskimi
SZKIEŁKO I OKO
Ludzie bezdomni W czerwcu, w rocznicę wolnych wyborów, w polskich mediach można się było nasłuchać o tym, jak to naród polski cierpiał za czasów komuny, bo w sklepach był tylko ocet. Zatem pytam: jak to możliwe, że od samego octu jakoś nikt nie umarł i nie ma zbiorowych mogił? Nie było też żebraków i bezdomnych. A dzieci, nawet z najbiedniejszych rodzin, masowo wyjeżdżały na kolonie letnie i obozy harcerskie finansowane przez tę znienawidzoną komunę. Nowe czasy, nowa władza prosolidarnościowa, nowe porządki. A gdzie jest ta reklamowana wolność i demokracja? Bo ja widzę państwo policyjne z licznymi wszechobecnymi służbami. Niby z czego mam się radować? Był majątek narodowy wart 700 miliardów – teraz też jest 700 miliardów, ale debetu. Co z prawami robotnika, które się cofnęły do lat 20. ubiegłego wieku? Co z milionami polskich obywateli na tułaczce za chlebem i pracą w obcych krajach? Dzięki nowemu ustrojowi
Polskie biadolenie Piszę do Was, bo czasem z zagranicy widać więcej i wyraźniej, co dzieje się w Polsce. Z ogromnym zdziwieniem słucham tych wszystkich zarzutów będących pretekstem do zastąpienia HGW prezydentem z PiS-u. Problemy włodarzy mniejszych czy większych europejskich (nie tylko polskich) miast są wszędzie podobne, a jakoś nikomu nie przychodzi do głowy, żeby od razu zwoływać referendum. Jesteśmy bardzo dziwnym narodem. Ponieważ przez kilkadziesiąt lat żyliśmy w socjalistycznym państwie, nabraliśmy nawyku ciągłego krytykowania władzy. Kowalski przecież zawsze wie lepiej! „Ten Tusk to nic nie robi, powinien to, powinien tamto, wszystko jest źle, wszyscy kradną, bezrobocie rośnie, dzieci głodują, płace za niskie, drogi niepokończone, korki na ulicach, wszyscy politycy się kompromitują...”. Takie uwagi słychać wszędzie, na okrągło, aż niedobrze się robi. Jak można żyć i rządzić w kraju, w którym absolutnie wszystko jest nie takie, jak być powinno? A prezesowi chodzi TYLKO o to, żeby posadzić w Warszawie swojego człowieka i wreszcie
POSTAWIĆ POMNIK WIELKIEMU BRATU pod nosem obecnego prezydenta. SLD i Ruch Palikota, nie widząc podstępu, idą jak stado baranów na rzeź tą samą drogą. Kaczyńskiemu nie udało się obalić rządu przy pomocy „technicznego” premiera, więc wpadł na genialny pomysł, żeby zacząć powolutku ryć od dołu. I ryje. Mieszkam w Anglii w mieście średniej wielkości. Centrum jest totalnie rozkopane od pięciu lat, bo buduje się trasę metrolinka (taki tramwaj). Trudno jest przejechać czy nawet przejść przez centrum. Dziesiątki firm jakoś muszą funkcjonować w tym bałaganie, jednak nikomu nie przychodzi do głowy rewolucja! Oczywiste jest bowiem to, że taka inwestycja MUSI TRWAĆ. Gdybyśmy przestali oburzać się na wszystko, a w zamian za to starali się przyłożyć własną cegiełkę do lepszej przyszłości, bylibyśmy zdrowsi i bogatsi. Polecam troszkę więcej życzliwości do otaczającego świata – wtedy żółć nas nie zaleje (tak jak ewidentnie zalewa prezesa). Może dobrze by było przypomnieć sobie, jak wyglądała Polska 20 lat temu? Może wtedy nie powtarzalibyśmy bezmyślnie, że wszystko jest do niczego? Nie od razu Kraków zbudowano! Jest pięknie, a będzie jeszcze piękniej. Niedożywione dzieci, bezrobocie, problemy służby zdrowia – takie argumenty można wysuwać zawsze i wszędzie jak mantrę. Tylko po co? Zamiast ględzić i narzekać, może lepiej coś konkretnego zrobić samemu. Bardzo łatwo jest wymagać od innych, a rząd jest idealnym obiektem tych wymagań. Tyle tylko, że co za dużo, to niezdrowo. Alicja
Dwie opłaty Byłem na turnusie rehabilitacyjnym w Międzywodziu. Przed końcem turnusu zapobiegliwe panie zbierały pieniądze na stołówce na mszę o tzw. szczęśliwy powrót do domów. Zebrane pieniądze zanieśli miejscowemu proboszczowi. I odbyła się owa msza. W czasie mszy ten sam proboszcz ogłosił, że trzeba zebrać składkę na tacę. Stąd wniosek, że za jedną usługę biorą dwie opłaty. I to wszystko bez opodatkowania – czysty zysk. Powrót przebiegł szczęśliwie – zdaniem naszych pań – dzięki Bogu i proboszczowi. Tak księża czynią cały czas – najpierw sprzedają swoje msze niczym ekspedienci, a potem w ich trakcie jeszcze zbierają na tacę. Oprócz tego – śluby, chrzty, komunie, bierzmowania, pogrzeby… Zatem żaden Fundusz Kościelny nie jest w ogóle potrzebny ani uzasadniony. Należy – tak jak w Niemczech czy Francji – wprowadzić podatki od wiernych danej religii. Zaoszczędzone pieniądze można przeznaczyć na zwiększenie niskich rent i emerytur. Aleksander Pawlak
19
Moje refleksje Jestem wielkim zwolennikiem postawienia pomnika Lecha Kaczyńskiego przed Pałacem Prezydenckim. Jeden już jest – księcia Józefa Poniatowskiego siedzącego na koniu i z szablą w dłoni. Dla równowagi powinien być pomnik Lecha Kaczyńskiego siedzącego okrakiem na samolocie, tuż za nim jego żona Maria siedząca na miotle, a z góry powinno patrzeć oko Rydzyka w trójkącie, a pod samolotem szambo. To by był piękny widok. Chciałbym też za Waszym pośrednictwem poprosić Pana Zbigniewa Bońka, prezesa PZPN, aby zatrudnił mnie na jeden miesiąc na stanowisku trenera naszej reprezentacji. Dowiedziałem się bowiem, że Pan Fornalik zarabia 160 tys. zł miesięcznie. A ja dostaję na rękę niecałe 600 zł. emerytury. Pracując miesiąc jako trener reprezentacji, podreperowałbym swoje finanse. Te 160 tys. to moja emerytura, którą dostanę przez prawie 27 lat. Zapewniam jednocześnie Pana Bońka, że wyniki naszej reprezentacji będą przez ten miesiąc dorównywać obecnym wynikom, na pewno nie będą gorsze, a może nawet się zdarzyć, że lepsze. Bardzo proszę o tę pracę, a jednocześnie – ponieważ jestem już emerytem – PZPN zyska na mniejszej opłacie na ZUS. Marian Wąsiewicz
Jest katecheza! Z zawodu jestem nauczycielem, mam 70 lat. Z pracy odchodziłem w 1992 roku, bo nie było dla mnie zajęcia (uczyłem języka rosyjskiego), na dodatek zwalniano multum nauczycieli. I tu się zatrzymam. Nowa władza wchodziła do szkół, niszcząc wszystko, co było możliwe: był lekarz – zwolniono go, była stomatolog – zwolniono ją, była pielęgniarka – przez jakiś czas jeszcze pracowała, później dokładano jej więcej obowiązków, by wreszcie zwolnić z naszej szkoły. GDZIE się to wszystko podziało?! Fotel dentystyczny i w ogóle całe wyposażenie? Dlaczego zlikwidowano etaty nauczycieli tzw. bibliotecznych, zlikwidowano zaplecza kuchenne, polikwidowano przedszkola? Klasy lekcyjne stoją puste, nikt nie zajmuje się harcerstwem, nie ma tzw. SKO, nie ma zajęć pozalekcyjnych, kółek. Kiedy jeszcze pracowałem, to jeśli nawet o trzeciej w nocy dyrektor szkoły zadzwonił i powiedział, że trzeba zająć się grupą dzieci, które nie dojechały na czas do jakiejś miejscowości, nie było pytań: za ile, jak długo itp., tylko robiło się to, by ci najmłodsi mieli dobrze. Podkreślam, że nauczyciel to nie tylko zawód, ale to przede wszystkim POWOŁANIE. Czytelnik
20
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
przemilczana historia
Muzułmanin, katolik i łóżko „Chwała Bogu, który sprawia, że mężczyźni znajdują największą przyjemność w organach płciowych kobiet, a kobiety w organach płciowych mężczyzn!” – czytamy w „Ogrodzie woniejącym dla wytchnienia umysłu”, który dla muzułmanów jest tym, czym „Kamasutra” dla hinduistów. Zdziwieni? Niepotrzebnie. Islam jest bowiem religią doceniającą wagę seksu. „Zalecane przez Koran normy życia małżeńskiego cechuje praktycyzm, umiarkowanie i względna tolerancja, wychodząca z założenia, że współżycie seksualne jest naturalną potrzebą człowieka, daje radość i szczęście” – pisał Zdzisław Wróbel w bardzo ciekawej książeczce pt. „Seks w religiach świata”. Oczywiście panuje tam patriarchat w jego najgorszej formie, a kobiety, choć to zależy też od wersji islamu – tych jest bowiem sporo – stają się ofiarami przesądów i religii. Jednak w ograniczeniach narzucanych przez mahometanizm chodzi bardziej o to, z kim się przyjemności zaznaje, a nie o to, w jaki sposób. Z żoną/mężem lub kochanką/kochankiem można sobie pozwolić na wiele. Łatwo to zauważyć podczas lektury najpopularniejszego poradnika seksualnego tamtego świata.
Wbrew obiegowym opiniom islam jest religią o wiele mniej restrykcyjną w kwestiach seksualnych niż pruderyjny i siermiężny erotycznie katolicyzm. zaokrąglony brzuch i falujące piersi. Atrybut atrakcyjnego mężczyzny to oprócz grubego portfela członek dużych rozmiarów. Powinna go także charakteryzować umiejętność panowania nad wytryskiem, bo to pozwala dawkować oraz przedłużać przyjemność... Na tym się oczywiście nie kończy, ponieważ Nefzaui podszedł do sprawy przekrojowo, udzielając rad nawet w sprawach gry wstępnej oraz zdrowia płciowego – w tym ostatnim wypadku opisuje choroby weneryczne oraz metody ich leczenia. Doradza także, co zrobić, gdy doskwiera nam oziębłość lub impotencja, jednak przede wszystkim opisuje techniki stosunku. Autor wymienia 11 pozycji będących jego autorskimi pomysłami, ale dodaje też kilkadziesiąt kolejnych, zaczerpniętych z podręczników pochodzących z Indii.
ruchów należy wypróbować od początku do końca, żeby nie przegapić czegoś, co może dać radość obojgu partnerom. Szejch Nefzaui przestrzega przed takim gapiostwem, opisując historię mężczyzny, który miał piękną kobietę, ale nie potrafił jej zadowolić, ponieważ wciąż próbował to robić tą samą metodą. Kiedy jednak spróbowali innych sposobów, to okazało się, że jest pozycja, podczas której jego partnerka doznaje wielkiej przyjemności. Należy zatem próbować do skutku!
Ars amandi celibatu W świecie zachodnim dzieło to poznano dopiero w wieku XIX, zachwycając się tym, że tak praktycznie mówi o rzeczach, które były wówczas w Europie
Co katolik wie o seksie?
Seks z XII wieku Autorem „Woniejącego ogrodu” był niejaki Muhammad ibn Muhammad al-Nafzawi – Berber nazywany w skrócie Szejchem Nefzaui, a piszący na terenach dzisiejszej Tunezji. Popularność poradnika Nefzauiego porównuje się do „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Jego powstanie długo datowano na XVI stulecie, choć dziś tę datę cofa się jeszcze dalej – do wieku mniej więcej XII, czyli do czasu, gdy w Europie swoje dzieła tworzył św. Tomasz z Akwinu, który zastanawiał się, czy pocałunek to grzech śmiertelny i na ile mężczyzna odpowiada za... nieświadome nocne polucje (może nie odpowiadać, bo czasami stoi za nimi diabeł). W tym samym czasie, gdy siedzący na zmysłach chrześcijańscy zakonnicy rozprawiali o nocnych zmazach i zastanawiali się, czy wierni muszą się z tego spowiadać (dotąd się to zresztą nie zmieniło), w świecie islamu powstał wspaniały seksualny poradnik podchodzący do potrzeb małżonków wprost i bez pruderii. A także podpowiadający kochankom, co robić, by oboje byli z seksu zadowoleni. Co zatem da się przeczytać w poradniku liczącym 800 lat? Szejch Nefzaui zaczyna od opisu tego, co w kobietach oraz mężczyznach najbardziej pociąga. U tych pierwszych są to kuszące oczy, kształtne pośladki,
XII-wieczny podręcznik jest dostępny za darmo w sieci w języku arabskim i angielskim, a jedynie po angielsku za parę złotych w księgarni Amazon. Porady Berbera dotyczą nawet takich szczegółów jak metody poruszania się stosowane w trakcie seksualnego aktu, a wymienia ich aż sześć. Szczególnie poleca jedną z nich – taszik el heub (spojenie miłości), a opisuje ją tak (cyt. za Wróblem): „Mężczyzna wprowadza do pochwy cały członek, tak że jego włoski łączą się z włoskami kobiety, i w tej pozycji wykonuje energiczne ruchy, nie wysuwając na zewnątrz najmniejszej części członka”. Przy czym ten ogromny zestaw możliwych połączeń pozycji oraz
Nie ma nic złego w tym, by kobieta aktywnie odpowiadała na pieszczoty i sama była w trakcie seksu aktywna” – pisał całkiem niedawno Syed Rizvi w „Islamskim małżeństwie”. Tymczasem w naszych stronach – za sprawą zamkniętych w odosobnieniu celibatariuszy, którzy stworzyli obowiązującą do dziś etykę seksualną katolicyzmu – istotny moralnie jest sam czyn seksualny, podejrzany i zagrożony grzechem ze swej natury. To powoduje, że o seksie mówić nie wolno (bo to pokusa). Nie wolno też o nim uczyć, a nawet myśleć (bo to też pokusa). Jeżeli już ktoś zbierze się na odwagę, by to zrobić – jak na przykład w czasie ostatniego seksualnego coming outu małżeństwa Terlikowskich – to rzecz sprowadza się do śluzu i jego gęstości. A gdzie jest miejsce na analizowanie śluzu, to na zmysłowość i uczucie już go raczej nie wystarcza. Do tego wiedza na temat erotyki jest marna, a ars amandi, za którą czai się katolicki mnich oraz poczucie winy, znajduje się w opłakanym stanie.
tabu (i zdecydowanie zbyt często są nim nadal). Może to być zaskakujące dla tych, którzy myślą, że islam jest zacofany i restrykcyjny w sprawach seksu, bo w rzeczywistości jest on bardzo zmysłowy. Powszechne przekonanie o jego zacofaniu jest wynikiem tego, że własne zakazy przykładamy do innych kultur. A w świecie muzułmańskim tabu seksualne buduje się zupełnie inaczej niż w naszym. Dotyczy ono bowiem nie tego, co się robi, tylko tego, z kim się to robi. Dlatego jeżeli związek jest „prawomocny”, to wolno robić w zasadzie wszystko. „Oczywiste jest, że mąż i żona powinni czuć się zupełnie wolni we własnym łóżku.
W jak bardzo opłakanym, można łatwo sprawdzić, gdy zajrzy się na katolickie portale, gdzie informacji o seksie jest zatrzęsienie, jednak żeby znaleźć coś na sensowne tematy, trzeba się solidnie napocić. Większość tekstów jest bowiem poświęcona „problemowi masturbacji” (leczy się to spowiedzią i komunią), temu, jak wytrwać bez pigułki (w abstynencji lub z kalendarzykiem), pomocy dla seksoholików (poważnie!) lub... homoterroryzmowi, który jak wiadomo bardzo zagraża tradycyjnej polskiej rodzinie. A kiedy już okaże się, że tytuł brzmi obiecująco (np. „Seks małżeński w doktrynie Kościoła katolickiego”), to i tak okazuje się, że o seksie nie ma nic poza tym, że jest wykroczeniem przeciw prawu Bożemu. Można za to przeczytać siedem stron o tym, dlaczego pigułka jest „beee”. Poziom abstrakcji, na który wchodzą katolicy, gdy mówią o seksie, a także język kościelnej nowomowy („urzeczywistnianie jedności”; „pozytywne obezpładnianie”; „sianie zgorszenia”; „wykroczenia przeciw prawu Bożemu”), są nie tylko absurdalne, ale zwyczajnie śmieszne. A raczej tragiczne, bo wiele osób przypłaca je seksualnymi nerwicami. Oto przykład. „Funkcje płciowe są o wiele bardziej złożone niż zwykła potrzeba jedzenia czy wydalania. Jeśli małżonkowie chcą, by ich seksualne pożycie było udane, nie mogą »pójść
na łatwiznę«. Muszą o nie zadbać, wyrwać je z tyranii popędu, zhumanizować i uczynić żywym odbiciem komunii, która łączy ich serca” – pisze Bénédicte Lucereau. Co z tego wynika? Zupełnie nic! Poza tym, że autorzy tego rodzaju porad nieźle z nich żyją. Ja w każdym razie rozumiem z tego niewiele i nie wątpię, że młodzi bywalcy akademickich duszpasterstw również, choć udają, że jest inaczej.
Kościelne techniki seksualne Młodym zagorzałym katolikom zdarza się zdradzić z własną niewiedzą i zapytać. Tak jak pytał pewien Michał, czytelnik chrześcijańskiego serwisu Mateusz.pl, który pisał do redakcji: „Mam takie pytanie związane z technikami seksualnymi. Jaki jest pogląd Kościoła katolickiego na seks oralny oraz na związek płciowy w innej pozycji niż »mężczyzna u góry, kobieta pod spodem«?”. W odpowiedzi, którą otrzymał, pięć razy zacytowano Biblię i napisano na przykład, że seks oralny jest „be”, bo nie jest to „akt pełny”. Ten bowiem „powinien kończyć się złożeniem nasienia w pochwie kobiety”. Przekonywano również, że „jeśli pieszczoty, gesty miłości, jakimi się obdarowują, są darem prawdziwej miłości, nie uwłaczają naszej godności, a współżycie jest zakończone w sposób naturalny – mężczyzna składa nasienie w łonie kobiety – to akt małżeński staje się pięknym przeżyciem, takim, jakim został zaplanowany przez Boga”. Jeżeli już zatem katolik może się o seksie czegoś dowiedzieć, to tylko tego, że najlepiej o nim zapomnieć. A jak już koniecznie musi go uprawiać, to jak najszybciej, jak najprościej i jak „najpłodniej”, by zapewnić Kościołowi nowych wiernych, którzy będą dawać na tacę. Do tego koniecznie tak, żeby się za bardzo nie podobało (!), bo jak się spodoba, to już prosta droga do potępienia i piekielnego ognia. Zatem, drogi katoliku! Jeżeli czytasz te słowa – a wiem, że czasem czytasz, bo ślesz mi listy o seksie i moim zepsuciu – i szukasz porady, jak sprawić przyjemność mężowi lub żonie (wiadomo wszak, że katolicy seksu pozamałżeńskiego nie uprawiają), to wypada poradzić ci, byś zajrzał do XII-wiecznego dzieła napisanego przez Berbera. Okazuje się bowiem, że islam już 800 lat temu miał na ten temat do powiedzenia więcej i sensowniej niż dzisiaj instytucja Kościoła. Co nie może zresztą dziwić, ponieważ Nefzaui robił jawnie to, co w ukryciu robi (lub o czym marzy) ta część purpuratów, która nie marzy o mężczyznach. KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r. Katolicki kult maryjny, wywodzący się z pogańskiego kultu bogini-matki, upowszechnił się w Kościele dopiero w V wieku, kiedy na soborze w Efezie (431 r.) matce Jezusa przyznano tytuł „Matki Boskiej”. Od tego też czasu stopniowo zaczęła się rozwijać teologia maryjna. W jakim kierunku ona ewoluowała? Najpierw doprowadziła do powstania świąt maryjnych, tak że pod koniec VI wieku Kościół Wschodni obchodził już cały szereg uroczystości ku jej czci, które niebawem przejął także Kościół Zachodni. Następnie zaś, ponieważ kult maryjny się wzmagał i przybierał na sile, coraz śmielej zaczęto przypisywać Marii szczególnego rodzaju świętość, a nawet bezgrzeszność.
Historia niepokalanego poczęcia Mimo tendencji zakładających, że Maria nigdy nie popełniła grzechu, twierdzenia tego rodzaju od samego początku budziły sprzeciw. Koncepcji tej przeciwstawiali się m.in. Orygenes, Bazyli, Grzegorz z Nazjanzu oraz Jan Chryzostom. Poza tym kwestią sporną była nie tylko bezgrzeszność Marii, ale także pytanie o czas, czyli w jakim momencie została ona uwolniona od grzechu. Na przykład Ildefons z Toledo (zm. w 667 r.) przypisywał Marii świętość już od poczęcia. Podobnie nauczał mnich Radbertus, który twierdził, że Maria była wolna od grzechu pierworodnego od samego poczęcia i narodziła się bez grzechu. Z twierdzeniami tymi nie zgadzał się jednak zarówno Anzelm (ur. ok. 1033 r.), który utrzymywał, że Maria urodziła się z grzechem pierworodnym, jak i inni katoliccy teolodzy – Bernard z Clairvaux (ur. 1112 r.), Bonawentura (ur. 1221 r.) i dominikanin Tomasz z Akwinu (ur. 1225 r.), którzy uważali podobnie, lecz twierdzili także, że Maria została oczyszczona z wszelkiego grzechu w momencie poczęcia. O tym, że Bóg wlał w Marię w momencie powstania jej duszy łaskę i sprawił, że jej poczęcie było niepokalane, i przez to uprzedził jej odkupienie przez Chrystusa – pisał dopiero franciszkanin Jan Duns Szkot (1266–1308). Dość wspomnieć, że koncepcja ta przez kilka stuleci była kością niezgody między franciszkanami a dominikanami i sporu tego nie rozstrzygnął nawet sobór trydencki. Co więcej, wokół tej doktryny toczyły się zawzięte spory jeszcze w XVII wieku. W tym też „XVII w. powstało bractwo zwane »krwawym ślubem«, gdyż jego członkowie przysięgli bronić tego dogmatu własną krwią. W 1644 r. Inkwizycja Rzymska nakazała inkwizytorom konfiskatę każdego dzieła zawierającego zakazane słowa »niepokalane poczęcie«. Trzeba było czekać aż do XIX wieku na ogłoszenie tego dogmatu” („Forum” nr 26, 1994 r., s. 23). Jak zatem doszło do tego, że doktryna o niepokalanym poczęciu Maryi stała
się powszechnie uznana w Kościele rzymskokatolickim? Po pierwsze – sprzyjała temu literatura poświęcona Marii, szczególnie wydany w XVIII wieku „Traktat” Ludwika Marii Grigniona de Montfort, który mówił o „prawdziwym nabożeństwie do Matki Bożej”. Po drugie – wpłynęło na to widzenie zakonnicy Katarzyny Labouré, która w 1830 r. miała zobaczyć postać Marii i usłyszeć
21
okiem biblisty jasnością; a Pismo św. – jakkolwiek nie mówi o niej wyraźnie, to jednak na nią naprowadza, mianowicie w pierwszej obietnicy Odkupiciela, w której mowa jest o nieprzyjaźni między wężem a niewiastą, i w słowach pozdrowienia anielskiego: łaski pełna” (L. Rudloff, s. 65). Ile prawdy jest w tych twierdzeniach? Jakkolwiek dziś już tylko niektórzy katoliccy egzegeci w protoewangelii dopatrują się sensu mariologicznego, to jednak katolicka interpretacja oparta na Wulgacie wciąż wprowadza wielu czytelników w błąd. Warto zatem przypomnieć, co na temat tego wersetu w przekładzie Wulgaty pisał ks. prof. Czesław Jakubiec: „Przekład słów opisujący przebieg zapowiedzianej walki: »Ona zetrze głowę twoją, a ty czyhać będziesz na piętę
PYTANIA CZYTELNIKÓW
O Marii, matce Jezusa rozkaz, by rozpowszechnić medalik z wizerunkiem „Matki Boskiej”, z której dłoni spływają na kulę ziemską snopy światła, symbolizujące łaski. U stóp tego wizerunku zakonnica odczytała napis: „Maryjo bez grzechu pierworodnego poczęta módl się za nami”. Między innymi to widzenie wpłynęło na wyobraźnię papieża Piusa IX, który – jak wiadomo – był żarliwym czcicielem Maryi i dlatego też sam, bez zwoływania soboru, postanowił ogłosić nowy dogmat maryjny. Dogmat ten został ogłoszony 8 grudnia 1854 r.
Orzeczenie dogmatyczne „Oświadczamy, stanowimy i wyrokujemy, że od Boga jest objawiona, a przeto przez wszystkich wiernych mocno i stale ma być wiarą wyznawana nauka, według której Najświętsza Dziewica Maryja w pierwszej chwili swego Poczęcia za szczególniejszą łaską i przywilejem u Boga Wszechmogącego, przez wzgląd na przyszłe zasługi Jezusa Chrystusa Zbawiciela rodzaju ludzkiego, zachowana była wolną od wszelkiej zmazy pierworodnej winy” (Pius IX, bulla „Ineffabillis Deus”). Tekst powyższy zawiera co najmniej kilka twierdzeń: 1. Dogmat niepokalanego poczęcia jest prawdą przez Boga objawioną; 2. Prawda ta ma być przez wszystkich wiernych wiarą wyznawana, czyli że należy w nią wytrwale i bez wahania wierzyć; 3. Niepokalane poczęcie polega na zachowaniu Marii od grzesznej natury, a co za tym idzie – że przez całe życie Maria była wolna od jakiegokolwiek grzechu. W „Małej dogmatyce dla świeckich” czytamy też, że „nauka ta występuje w tradycji Kościoła z zupełną
jej«, nie jest dokładny. Najpierw dlatego, że w tekście hebrajskim mamy tu zaimek rodzaju męskiego hu »on« albo również »ono«. A chociaż litery, z których ów zaimek się składa, mają niekiedy brzmienie hi »ona« (…), to jednak hebrajska forma czasownika – trzecia osoba liczby pojedynczej rodzaju męskiego (jeszuphecha, »on zetrze« lub »ono zmiażdży«) – wskazuje, że powinno tu być »on« czy »ono«, zatem »potomstwo« albo »potomek«” („Genesis. Księga Rodzaju”, Warszawa 1957, s. 80). Krótko mówiąc, tekst protoewangelii wskazuje na „potomka” jako ostatecznego zwycięzcę nad „wężem”, a nie na Marię. Takie jest też stanowisko Nowego Testamentu. W Liście do Hebrajczyków czytamy: „Skoro dzieci mają udział we krwi i w ciele, więc i On [Jezus] również miał w nich udział, aby przez śmierć zniszczyć tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła” (Hbr 2. 14, por. 1 J 3. 8). Również słowa pozdrowienia anielskiego nie dają podstaw dla doktryny katolickiej. Tym bardziej że Biblia Tysiąclecia podaje ten werset według łacińskiego przekładu (Wulgata), w którym zastosowano zwrot gratia plena („pełna łaski”). O tym, że nie jest to dosłowny przekład z języka greckiego, ks. Cz. Jakubiec pisał tak: „»Łaski pełna« jest to znów nie dość ścisłe tłumaczenie wyrazu greckiego kecharitomene, który w tym wypadku jest jakby tytułem Marii: »Szczególnie umiłowana« (…). Natomiast nie wyrażają one, przynajmniej jeśli chodzi o zasadnicze znaczenie tego wyrazu greckiego, najwyższego stopnia łaski czy świętości Maryi…” („Stare i Nowe Przymierze”, Warszawa 1961, s. 219). Powyższe wyjaśnienie oznacza, że grecki tekst nie pozwala na to, aby Marię traktować jako „łaski pełną” rozdawczynię.
(6)
Warto też zauważyć, że wszystkie pozdrowienia apostolskie rozpoczynają się od słów: „Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa” (1 Kor 1. 3, por. 2 Kor 1. 2; Ga 1. 3; Ef 1. 2; Flp 1. 2). Oznacza to, że ani słowa pozdrowienia anielskiego (błędne tłumaczenie Wulgaty), ani żaden inny fragment Nowego Testamentu nie uzasadniają tytułowania Marii „Pośredniczką wszelkich łask” lub „Niepokalanie poczętą”. Maria nie jest bowiem rozdawczynią łask, ale tą, która z łaski Bożej została matką obiecanego Mesjasza. Została „łaską obdarzona”, jako ta, która „znalazła łaskę u Boga” (Łk 1. 30). Przeciwko orzeczeniu papieskiemu przemawiają także następujące fragmenty Pisma: „Nie ma ani jednego sprawiedliwego (…), gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” (Rz. 3. 10, 23) oraz: „Jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak i na wszystkich ludzi śmierć przyszła, bo wszyscy zgrzeszyli” (Rz 5. 12). Poza tym Maria sama uznała swoją grzeszność, mówiąc: „Wielbi dusza moja Pana, i rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim” (Łk 1. 46– 47). Nie mogłaby zatem powiedzieć: „Ja jestem Niepokalane Poczęcie” – a więc słów, które rzekomo skierowała do Bernadety Soubirous w Lourdes w cztery lata po ogłoszeniu dogmatu o niepokalanym poczęciu. Co Biblia mówi o kimś, kto twierdzi, że nie grzeszy? Oto jednoznaczna odpowiedź: „Jeśli mówimy, że grzechu nie mamy, sami siebie zwodzimy, i prawdy w nas nie ma (…). Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, kłamcę z niego [Boga] robimy i nie ma w nas Słowa jego” (1 J 1. 8, 10). Jak widać, orzeczenie papieskie podkreślające, że dogmat o bezgrzeszności Maryi oraz o jej niepokalanym
poczęciu jest prawdą przez Boga objawioną, nie znajduje potwierdzenia w Piśmie Świętym. Nie znajduje też potwierdzenia w tradycji, chociaż tak głosi Kościół, bo główni teolodzy zdecydowanie odrzucali tę doktrynę. Prawda jest taka, że podstawą tego dogmatu była wola i wyobraźnia papieża Piusa IX, rozbudzona przez widzenie Katarzyny Labouré. Pius IX zasięgnął co prawda opinii biskupów, ale mimo ich generalnego poparcia odezwały się także głosy krytyczne, głównie dlatego, że w opinii wielu teologów katolickich i niekatolickich władzę uroczystego definiowania prawd wiary ma jedynie sobór lub synod, a nigdy jednostka. Dlatego też co bardziej krytyczni po ogłoszeniu dogmatu o nieomylności papieskiej na I Soborze Watykańskim w 1870 r. uznali, że Pius IX, ogłaszając dogmat o niepokalanym poczęciu, miał głównie na względzie wzmocnienie swojej władzy. Tony Lane uważa, że „definicja z 1854 r. była pod wieloma względami jazdą próbną dla nauki o nieomylności papieskiej” („Wiara – rozum – doświadczenie”). Czy należy wobec tego wierzyć w coś, co jest sprzeczne zarówno z Pismem Świętym, jak i zdrowym rozsądkiem? Według apostoła Pawła „wiara jest ze słuchania, a słuchanie przez Słowo Chrystusowe” (Rz 10. 17). Jest świadomą odpowiedzią na Bożą inicjatywę i Jego słowo. Z biblijnego punktu widzenia nie należy zatem wierzyć w coś, co jest sprzeczne z „fundamentem apostołów i proroków” (Ef 2. 20), z „wiarą, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 3). Tym bardziej że Jezus wyraźnie powiedział: „Daremnie mi cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi” (Mk 7. 7). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
okiem sceptyka
Polak niekatolik (49)
Odrodzone szkolnictwo Humaniści polscy domagali się utworzenia narodowej szkoły. Wyrazem tej potrzeby był rozkwit w Polsce oświaty różnych wyznań. Rozwojowi Polski w drugiej połowie XV i w XVI w. towarzyszył rozkwit kultury materialnej oraz umysłowej. Wielki wpływ na tę ewolucję wywarł fakt, że już w ósmym dziesięcioleciu XV w. stosunki Polski z państwami europejskimi znacznie się ożywiły, zwłaszcza odkąd Jagiellonowie zasiedli również na tronie czeskim oraz węgierskim. Polacy masowo wyjeżdżali na studia za granicę i dzięki temu poznawali nową, świecką ideologię odrodzeniową, wybitne dzieła kultury oraz najnowsze odkrycia naukowe. Humanista Erazm z Rotterdamu napisał w latach 20. XVI wieku: „Winszuję narodowi polskiemu, który teraz kwitnie w naukach (…) i obyczajach i we wszystkim tym (…), co najbardziej odległe jest od barbarzyństwa, że może rywalizować z pierwszymi i najbardziej kulturalnymi narodami w świecie”. Walcząc z zacofaniem, humaniści polscy koncentrowali się na skutkach dominacji Kościoła katolickiego nad polskim szkolnictwem i domagali się stworzenia narodowej szkoły świeckiej. Już w drugiej połowie XV wieku w gminach husyckich na Kujawach istniały placówki dla ludu, nauczające w języku polskim. Miały one nie tylko własne podręczniki w języku polskim, lecz także polskie przekłady tekstu Biblii. W 1480 r. na Kujawach inkwizycja postanowiła zamanifestować swą
K
siłę – szkoły te zostały zamknięte, a książki „w języku pospólstwa” spalono. O tym, że Polacy czuli potrzebę budowy szkolnictwa narodowego, świadczyć może bujny rozkwit różnowierczych placówek oświatowych w drugiej połowie XVI w. Nie były one co prawda szkołami świeckimi, wprowadzały jednak w szerszym zakresie lekcje języka polskiego, zajmowały też opozycyjne stanowisko wobec Kościoła. Katolickie szkolnictwo parafialne i średnie służyło jedynie do utrwalania wiary katolickiej, a jego nauczanie i wychowanie były zaprzeczeniem istoty oraz ducha szkoły humanistycznej. Jezuici próbowali opanować szkolnictwo wyższe, zwłaszcza Uniwersytet Jagielloński, który potrafił się tym usiłowaniom przeciwstawić. Placówka ta podupadła w pierwszej połowie XVII w., kiedy to powrócił do scholastyki i wykładano na nim niemal wyłącznie teologię. Już na sejmach w 1563 i 1565 r. posłowie żądali reformy edukacji w kraju, zaś w 1587 r. domagali się, aby do studiów „równomiernie wszystkich dopuścić, a każdemu jego religię zostawić”. Głosy te przeszły bez echa, bo innowiercy u schyłku lat 60. XVI wieku utracili przewagę w izbie poselskiej. Zwolennicy różnych odłamów protestantyzmu polskiego zabrali się do zakładania własnych szkół, zgodnie z zasadą:
atoliccy tropiciele okultyzmu pastwią się nad różnymi przejawami białej i czarnej magii oraz dopatrują się w niej diabelskiego działania. A tymczasem w ich własnym gronie… Klerykalny dziennik „Super Express” tak oto pisze o jednym z przedmiotów należących do pewnego mężczyzny: „To kosztowności cenniejsze od diamentów”, to „coś najcenniejszego i najpiękniejszego, nigdy się z tym nie rozstaję”. Co to takiego? Czy to listy od ukochanej albo drogocenne pamiątki po żonie? Skądże! To kawałki włosów Jana Pawła II, które mają prawie 35 lat! A mężczyzna, o którym mowa, to zakonnik Marian. Był on przez jakiś czas rzymskim kierowcą arcybiskupa Wojtyły, a nawet jego fryzjerem. Warto przy okazji dodać, że kardynał z biednego ponoć i prześladowanego Kościoła w komunistycznej Polsce miał w Wiecznym Mieście do dyspozycji eleganckie białe audi z kierowcą! Według „Super Expressu” włosy przechowywane przez „brata” Mariana to „kawałek świętości, który dodaje sił i radości”. Jeśli to nie jest magiczne podejście do religii, to czym innym miałoby ono być?
gdzie powstaje zbór, tam istnieje również szkoła. Zagadnieniami oświaty i wychowania zajmowali się Mikołaj Rej, Jan Seklucjan, Erazm Gliczner i wielu innych. Ten ostatni, który napisał w 1558 r. pierwszy w języku polskim poradnik w zakresie wychowania – „Książki o wychowaniu dzieci” – uważał, że szkoła powinna być „domem mądrości i sprawiedliwości”. Szkolnictwo ewangelickie najwcześniej pojawiło się w Wielkopolsce i na Pomorzu. W Toruniu, Elblągu oraz w Gdańsku powstały humanistyczne gimnazja ewangelickie, do których trafiały dzieci nie tylko polskich protestantów, lecz również mieszczaństwo ze Śląska. Na szczególną uwagę zasługuje też gimnazjum humanistyczne w Pińczowie. Najsłynniejszą i centralną placówką edukacyjną była szkoła braci polskich w Rakowie, nazywana Aten a m i
W powyższym opisie bez trudu można się też dopatrzyć nieco innej jeszcze formy niezwykłego przywiązania do przedmiotu. Poza aspektem magicznym jest tu pewna nutka fetyszyzmu. Przedmiot jest darzony miłością, która wykracza daleko poza zwykłe przywiązanie do pamiątek. A jeśli dodać do tego fakt, że obiektem miłości
Rakowskimi. Szkoły i drukarnie ariańskie, mimo wszelkich trudności materialnych, stały na bardzo wysokim poziomie: wydawały własne podręczniki oparte na najnowszych odkryciach z dziedziny nauk ścisłych, opracowały własne programy nauczania, regulamin szkolny, wprowadziły też postępową na owe czasy organizację placówki, dbając o wychowanie fizyczne i moralne młodzieży. Obowiązywała w nich tolerancja religijna, a naukę religii uwzględniano dość słabo, tak że przeciwnicy braci polskich pisali o nich: „Nigdzie takiego niedbalstwa nie masz w ćwiczeniu albo w wprawowaniu dzieci w religię swą”. Młodzież – także tę katolicką – posyłano też do słynącego z wysokiego poziomu
bezpośredni kontakt między człowiekiem a bóstwem. Zresztą warto zwrócić uwagę, że tam w ogóle nie ma mowy o Bogu – jest jakaś „świętość”, duże dziwnych emocji i fragment włosów ludzkich. To religijność – można powiedzieć – ateistyczna. Bóg tu do niczego nie jest już potrzebny, bo świetnie zastępuje go człowiek – Karol Wojtyła.
ŻYCIE PO RELIGII
Magia kościelna jest bądź co bądź fragment ciała zmarłego, to otrzymujemy w efekcie także domieszkę nekrofilii. Wszystko to daje mieszankę, w której tylko z trudem można doszukać się jakichś związków z chrześcijaństwem, które znamy z kart Nowego Testamentu. Ten mroczny koktajl ma więcej wspólnego z „pogańskim” kultem umarłych niż tradycją żydowską-chrześcijańską: surową, monoteistyczną, prostą, obliczoną na
Pamiętam, że kiedy za młodu pytałem duchownych o różne „pogańskie” aspekty katolickiej religijności – kult świętych, medaliki, krzyżyki, różańce, relikwie itp. – to zwykle otrzymywałem taką oto odpowiedź: „To wszystko jest może nawet trochę dziwne, ale w sumie okazuje się dobre, ponieważ przywiązuje ludzi do Kościoła”. Słyszałem to tak wiele razy, że nie ma wątpliwości, iż jest to powszechna polityka prowadzona
gimnazjum braci czeskich w Lesznie. Wykładał tam Czech Jan Amos Komeński – najwybitniejszy pedagog XVII w., twórca podstaw nowoczesnej pedagogiki i jeden z największych nauczycieli w historii wychowania. W 1628 r. znalazł on wraz z wieloma współwyznawcami azyl w Polsce, wygnany ze swojej ojczyzny przez cesarza Ferdynanda II. Przebywając na emigracji, Komeński zbliżył się do naszej kultury, nauczył się języka polskiego, a za jego staraniem wydano w 1660 r. w Amsterdamie Biblię polską (tzw. gdańską). Zgodnie z koncepcjami pedagogicznymi słynnego czeskiego wykładowcy szkoła powinna być powszechna: ma uczyć i wychowywać wszystkie dzieci, bez względu na płeć, pochodzenie oraz religię; stosować metodę poglądową, a nauczanie zaczynać w języku ojczystym. Komeński uważał też, że w procesie wychowawczym należy unikać stosowania kar cielesnych. Szkolnictwo protestanckie było ostatnią ostoją odrodzenia na niwie polskiej edukacji. Uczyło ono moralnego życia i przygotowywało do wypełniania obowiązków społecznych oraz państwowych. Wprowadziło do programu naukę języka polskiego, literatury, historii i geografii polskiej. Protestanci polscy jako pierwsi opracowali gramatykę języka polskiego (Piotr Statorius Stoiński), podręcznik ortografii (Stanisław Murzynowski), Słownik polsko-łaciński (Jan Mączyński), Wielki słownik języka polskiego (Samuel Bogumił Linde) oraz podręcznik pedagogiczny w języku polskim. ARTUR CECUŁA
przez duchownych. W tym przypadku bóstwem nie jest przede wszystkim ten konkretny Wojtyła, ale ów Kościół. Ten ostatni nie tylko jest władny rozstrzygać o tym, co dobre lub złe, ale także ma swoje własne interesy. I te interesy są rzekomo identyczne z interesami Boga. Bóg zresztą nie ma tu nic do gadania. Jest w jakimś sensie tożsamy z Kościołem, a można nawet powiedzieć więcej – jest zakładnikiem Kościoła i jego własnością. W tym kontekście dociekanie tego, czy jakieś praktyki katolickie są zgodne z życzeniem biblijnego Boga, wydaje się pozbawione sensu. Bo jeśli nawet nie są zgodne, to tym gorzej dla Boga. Ciekawe jest to, że wiele osób uważa Kościół m.in. za strażnika religijności. W mojej ocenie jest zupełnie odwrotnie. Katolicyzm skorumpował chrześcijaństwo do tego stopnia, że w wersji kościelnej jest ono samo do siebie niepodobne. Kościół jest wielkim pasożytem ludzkiej religijności, który wprawdzie ją samą także propaguje, ale wyłącznie jako pożywkę dla swojej władzy i własnych interesów. MAREK KRAK
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
N
ie wierzą w to jednak naukowcy, którzy od kilkudziesięciu lat poszukują genu homoseksualizmu i wskazują na biologiczne podłoże orientacji seksualnej. Znajdują zresztą coraz więcej dowodów – także anegdotycznych…
Homogen Na to, że homoseksualizm ma swoje biologiczne podstawy, wskazują na przykład pewne niewielkie różnice w anatomii. Jakie? Otóż matka natura wyposażyła gejów hojniej niż heteryków. Ale oczywiście tylko statystycznie. Ponoć męskość tych pierwszych jest dłuższa średnio o prawie centymetr niż tych drugich (16,02 do 15,2 cm) – to wyniki oparte o raport Kinseya (na zdjęciu), a więc wartości deklarowane. Ma za to odpowiadać wyższy poziom androgenów obecnych w trzecim trymestrze ciąży u matek homoseksualistów, który – jak argumentują niektórzy – może mieć podobny wpływ także na to, jak ukształtuje się mózg płodu. Uznano, że skoro hormony płciowe wpływają na wielkość narządów płciowych, to być może decydują także o przyszłej orientacji seksualnej płodu. Przy czym nie powinno dziwić, że chodzi o hormony odpowiadające za „męskość”, ponieważ dość często uważa się – co idzie zupełnie na przekór powszechnym wyobrażeniom – że męski homoseksualizm to pewna forma „hipermaskulinizacji”. Jednak to nie wystarcza, ponieważ nie tłumaczy genezy zjawiska i odpowiedzi trzeba szukać gdzie indziej. Między innymi w genach, a jest to temat, który bardzo interesuje specjalistów od naszego DNA. Choćby dlatego, że istnieją przekonujące dowody, iż homoseksualizm może być dziedziczony. Ale także z tego powodu, że – teoretycznie – nie miał prawa przetrwać. Wszak stosunek pomiędzy dwoma mężczyznami może być z pewnością przyjemny, ale... dzieci z niego nie będzie. – To jest właśnie intrygujące. Jeśli istnieje gen gejów, dlaczego jest tak powszechny? Dlaczego nie wyginął wieki temu, nie mogąc dotrzeć, bądź przynajmniej mając ograniczone możliwości dotarcia, do kolejnych generacji? – pytał Bryan Sykes, genetyk z Oksfordu, w głośnej książce pt. „Przekleństwo Adama”. A choć nie miał prawa przetrwać, to nie tylko przetrwał, ale też ma się bardzo dobrze.
Brat bratu gejem Wiele wskazuje na to, że orientacja seksualna jest związana z genami i co za tym idzie... dziedziczna. Dowodów dostarczają choćby badania bliźniaków. Zwykle są one przeprowadzane właśnie wtedy, gdy trzeba określić, czy coś jest determinowane przez geny. Jest tak, ponieważ ich identyczny zestaw u rodzeństwa jednojajowego pozwala na wyciąganie wiarygodnych wniosków.
Jeżeli bowiem wystąpienie jakiejś cechy u jednego z pary rodzeństwa znacząco zwiększa szanse, że pojawi się ona także u drugiego z jednojajowych bliźniąt, to jest to wskazówka pozwalająca uznać, że geny mają tutaj coś do powiedzenia. Zwłaszcza gdy ten wskaźnik jest wyższy niż u bliźniąt dwujajowych, które mają wiele wspólnych genów, ale nie są pod tym względem identyczne (w ten sposób dowiedziono na przykład genetycznego podłoża schizofrenii). Pierwsze badania tego rodzaju w odniesieniu do homoseksualistów miały miejsce już w połowie ubiegłego wieku i przyniosły wyniki, które były niedoskonałe, ale inspirujące. Błędy metodologiczne – a może
bez dogmatów niż w losowym rozkładzie dziedziczyły po matce ten sam „X”. Wkrótce Hamer poszedł dalej i obwieścił, że odkrył – na 99 proc. – konretny gen wpływający na pojawienie się homoseksualizmu, co jednak okazało się co najmniej wątpliwe. A przynajmniej nie zostało potwierdzone przez inne badania. Jednak szukano nadal, osiągając pewne sukcesy. Zupełnie niedawno zespołowi Koreańczyków udało się na przykład poprzez dezaktywację jednego z genów określać orientację płciową myszy. W kolejnych latach po badaniach Hamera dokonano zresztą jeszcze kilku „przełomowych” odkryć, które zwykle okazywały się mniej przełomowe, ale były bardzo ciekawe
23
8 proc. ich populacji zajmuje się nie owcami, tylko innymi baranami. Sprawdzono, czy ta preferencja jest powiązana z budową najważniejszego organu u tych zwierząt, i okazało się, że tak. Otóż barany homoseksualne mają znacznie mniejsze tzw. jądro zróżnicowane płciowo niż barany hetero. U tych pierwszych jest ono takie samo jak u owiec, co bardzo mocno wskazuje na biologiczne podłoże orientacji płciowej. Podobne różnice odkryto zresztą także i u ludzi, u których badano nie tylko mózgi homoseksualistów, ale też transseksualistów. To oznacza tyle, że płeć kulturowa (ten wyklinany przez Kościół „gender”) znajduje swoje odbicie w biologicznej budowie mózgu. Wśród ciekawostek znalazło
na tyle wielowymiarowym, że nigdy nie uda się wskazać jednej, określonej przyczyny – jednej odpowiedzi brak, bo jej po prostu nie ma. Genetycy nie byli w stanie wskazać, który gen – i czy w ogóle jakiś – jest związany z tym fenomenem, ale pokazali, że musi on być związany z genami. Analogicznie specjaliści od mózgu wskazali na pewne różnice w jego budowie, ale nie byli w stanie wyjaśnić, skąd one się wzięły. To samo dotyczy zresztą tych, którzy powiązali orientację seksualną z poziomem hormonów ciążowych. Wiadomo, że coś jest na rzeczy, ale nie do końca wiadomo, co i – co ważniejsze – dlaczego. Nie zmienia to jednak faktu, że te badania i tak mają ogromną wagę.
się i to, że heterycy inaczej niż geje reagują na... fluoksetynę, a więc popularny prozac. I to, że ci drudzy są znacznie częściej... leworęczni oraz wykazują większe zdolności językowe. Ponieważ wszystkie te badania podążają za nowymi trendami naukowymi (i wszystkie „coś” pokazują), to nie dziwi też to, że zupełnie niedawno pojawili się i tacy, którzy ogłosili, że geneza homoseksualizmu jest nie genetyczna, ale epigenetyczna. Ma polegać na tym, że ojciec może przekazać córce, a matka synowi, swoiste „przełączniki” ekspresji genów, które zmieniają jego orientację seksualną. Całość badań jest jednak wciąż w powijakach i choć epigenetycy odtrąbili sukces, to jest na niego jeszcze za wcześnie.
„Gdy patrzeć na nie oddzielnie, to żadne z nich nie jest całkowicie przekonujące – pisał o tym Matt Ridley w „Natura via Nurture”. – Jednak razem i przeciwstawione wielu dekadom całkowitych porażek w »leczeniu« gejowskich instynktów za pomocą terapii awersyjnej, »lekarstw« oraz uprzedzeń, stają się całkowicie jasne. Homoseksualizm jest nieodwracalną preferencją, która jest formowana wcześnie, zapewne jeszcze w okresie prenatalnym. Dorastanie dolewa tylko oliwy do ognia” – dodawał. Choć wciąż nie umiemy ze 100-procentową pewnością określić mechanizmów, które go determinują, to możemy być pewni, że jego geneza jest związana z biologią naszego organizmu. Homoseksualizm jest – by użyć kościelnych terminów – czymś naturalnym. I tak właśnie powinien być traktowany. KAROL BRZOSTOWSKI
Skąd się biorą homoseksualiści? Kościół na to pytanie odpowiada, że z wyboru, bo inaczej hierarchowie nie mogliby mówić o grzechu i straszyć ogniem piekielnym. przyjęte z góry założenie – spowodowały, że okazało się wówczas, iż jeżeli jeden z pary „jednojajowych braci” jest gejem, to drugi będzie nim na... 100 proc. Były to wyniki przesadzone, ale zachęciły kolejnych badaczy do pójścia ich śladem. Zreplikował je na przykład – już w latach 90. – Dean Hamer z National Institute of Health w Waszyngtonie. Uzyskał wyniki nieco inne, ale w istocie bardzo podobne. Okazało się bowiem, że homoseksualizm nie jest całkowicie determinowany przez geny, ale ich podobieństwo znacząco zwiększa szanse na jego pojawienie się. Kiedy jeden z braci bliźniaków „jednojajowych” jest gejem, drugi będzie nim w 57 proc. przypadków. Natomiast jeśli chodzi o braci „dwujajowych”, to kiedy jeden z rodzeństwa jest homoseksualistą, drugi będzie nim w co czwartym przypadku. Zatem i w pierwszym, i w drugim przypadku – znacznie częściej niż w całej populacji.
Spadek po matce? To odkrycie napędziło badania, w których szukano odpowiedzi na pytanie, gdzie znajduje się „ten” gen oraz jak to możliwe, że jest on dziedziczony. Zaczęto rozrysowywać drzewa rodowe homoseksualistów i zauważono, że w rodzinach matek homoseksualistów było znacznie więcej gejów, niż wynikałoby z amerykańskiej średniej. To nakierowało badaczy – jakby to nie było oczywiste i bez tego – żeby szukać w chromosomie X, który jest przekazywany przez matkę. Kolejne testy pokazały zresztą, że coś musi być na rzeczy, ponieważ pary braci gejów znacznie częściej
i dokładały kolejne argumenty przemawiające za tym, że źródła homoseksualizmu tkwią w biologii naszych organizmów. Jedna z najbardziej interesujących prac była dziełem amerykańsko-kanadyjskiego seksuologa Raya Blancharda. Zadał on pytanie: czy wśród młodszych braci będzie więcej homoseksualistów niż wśród braci starszych w tej samej rodzinie. I okazało się, że owszem. Z każdym kolejnym synem o 1/3 (czyli np. z 3 na 4 proc.) zwiększa się prawdopodobieństwo, że będzie on gejem. Zgodnie z danymi Blancharda, jeżeli chłopiec ma tylko jednego starszego brata, oznacza to, że w 2,6 proc. przypadków będzie gejem. Gdy jest piątym synem – ten odsetek wzrasta do 6 proc. A to nie wszystko, ponieważ okazało się też, że „młodsi bracia”, którzy zostawali homoseksualistami, byli w chwili urodzenia średnio o 170 gramów lżejsi niż noworodki – przyszli heterycy. Blanchard wyciągnął z tego wniosek, że chodzi o jakąś skomplikowaną relację genów matki, jej systemu immunologicznego, płodu oraz... poziomu testosteronu, estrogenu i progesteronu. Mimo to wciąż nie wiadomo, o co konkretnie chodzi, a wyniki wskazują raczej, gdzie szukać, nie dając definitywnych odpowiedzi.
Płeć mózgu i homoseksualizm Te poszukiwania cały czas trwają i dzięki nim pojawiają się kolejne interesujące odkrycia, które dotyczą na przykład biologii mózgu. Bardzo ciekawe były badania... baranów. Są one o tyle intrygujące – przynajmniej w tym kontekście – że aż
Nieodwracalny i naturalny A być może jest tak, że za wcześnie na wnioski będzie zawsze, ponieważ orientacja seksualna jest czymś
24
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
grunt to zdrowie
O
d dawna wie o tym medycyna chińska, która próbuje leczyć nowotwory – nawet w stanie zaawansowanym – bardzo ścisłą, restrykcyjną dietą, w której 50 proc. dziennego pożywienia zajmują zboża, 30 proc. – jarzyny, a 20 proc. – soki warzywno-owocowe. Osoby chore muszą całkowicie zrezygnować z cukru i jego pochodnych, a na okres siedmiu lat – z mięsa i sera. Owe siedem lat nie jest liczbą przypadkową. Otóż mniej więcej tyle trwa całkowita wymiana atomów w ludzkim ciele. Innymi słowy: siedem lat temu nie było w naszym ciele żadnego z atomów, które je tworzą obecnie. Czas ten jest więc niezbędny na zbudowanie niejako od nowa, pozbawionego kancerogenów organizmu i stąd też ta restrykcyjna dieta. Osoby rozważające podjęcie takiej antyrakowej terapii powinny oczywiście skonsultować to z lekarzem. Zdrowy pokarm ma właściwości lecznicze, a także prewencyjne – zapobiega powstawaniu nowotworów. Powinien się on składać ze świeżych, naturalnych pokarmów roślinnych. Dieta antyrakowa musi być uboga w tłuszcze zwierzęce i sól. Całkowicie eliminujemy mięso oraz cukier. Podstawą powinny być pokarmy obfitujące w witaminy: A, C, E (karoten, kwas askorbinowy, tokoferol) oraz takie pierwiastki jak magnez i selen, które blokują rozwój komórek rakowych. Wymienione witaminy i pierwiastki to aktywne antyoksydanty, które usuwają z organizmu zatruwające go wolne rodniki, będące niebezpiecznymi kancerogenami. Witaminy C i A zapobiegają ponadto rakotwórczemu działaniu nitrozamin (zwane też nitrozoaminami), które zawarte są w produktach spożywczych (głównie w wędlinach), a także tworzą się w przewodzie pokarmowym podczas procesów trawienia. Niezwykle istotny w diecie przeciwrakowej jest selen, którego naturalnymi źródłami są owoce morza, kiełki pszenicy,
Owies
Ma działanie wzmacniające. Charakteryzuje się dużą zawartością białka i tłuszczu, żelaza i witaminy z grupy B. Jest także bogaty w krzem, dzięki czemu pomaga w regeneracji układu kostnego i tkanki łącznej. Polecany jest też przy niedoczynności tarczycy, obniżeniu libido i bezpłodności. W postaci otrębów owsianych sprawdza się także jako środek obniżający poziom cholesterolu. Regularna konsumpcja wywaru z owsa wzmacnia odporność i zapobiega chorobom zakaźnym, ponieważ eliksir ten działa jak wewnętrzny środek bakteriobójczy.
Sposób odżywiania i styl życia mają olbrzymi wpływ na powstawanie nowotworów – dowodzą najnowsze badania.
Dieta antyrakowa
(1)
otręby, cebula, pomidory i brokuły. W diecie antynowotworowej nie wolno zapominać o właściwych napojach. Bezsprzecznie najwłaściwsza będzie niegazowana woda mineralna (najlepiej wysokozmineralizowana typu Muszyna). Na osobny artykuł zasługuje też herbata zielona, czerwona oraz yerba mate. Korzystne, a odpowiednio stosowane – lecznicze, jest także spożywanie soków warzywnych i owocowych. Całkowicie zabronione są wysokoprocentowe alkohole, kawa kofeinowa, mocna czarna herbata oraz wszelkie słodkie, gazowane lub niegazowane napoje. Można wypić od czasu do czasu kieliszek wytrawnego czerwonego wina oraz szklaneczkę piwa bezalkoholowego. To ostatnie ma o 50 proc. mniej kalorii niż jego alkoholowy odpowiednik. Jedno półlitrowe piwo bezalkoholowe zawiera około 125 kcal. Piwa bezalkoholowe to także świetny zastrzyk składników mineralnych, takich jak potas, fosfor, magnez, sód oraz źródło ważnych aminokwasów BCAA, elektrolitów reklama
JUŻ W SPRZEDAŻY!!! z cyklu: Biblioteczka Faktów i Mitów
Poradnik Zenona Abrachamowicza
Skuteczne wzmacnianie odporności organizmu Do kupienia w punktach sprzedaży prasy obsługiwanych przez firmy Ruch, Kolporter oraz Empikach w cenie
9,99 zł
Wydawnictwo prowadzi również sprzedaż wysyłkową w cenie 12 zł z kosztami wysyłki.
Książki z dołączonym paragonem wysyłamy w ciągu trzech dni roboczych od zaksięgowania wpłaty. Dane do wpłaty: Bansek Maciej Banasik 90-423 Łódź, ul. Piotrkowska 85 mBank 17 1140 2004 0000 3502 5458 6982 Prosimy o umieszczanie na dowodzie wpłaty lub przelewie adresu, na który wysłać książkę. W sprawach reklamacji lub zamówień telefon kontaktowy 608 07 06 21
i witaminy B. Na dodatek nie ma w nich tłuszczu ani cholesterolu. Przejdźmy jednak do omówienia grup pokarmowych, z których musi składać się codzienna dieta antynowotworowa.
Pełne ziarna zbóż Są one podstawą leczniczego menu i powinny stanowić około 40 proc. diety. Należy spożywać naturalny, brązowy ryż, wszelkie rodzaje kasz – gryczaną, jaglaną, jęczmienną, pęczak – oraz ziarna pszenicy, kukurydzę oraz amarantus. Od tysiącleci zboża we wszystkich kulturach stanowiły podstawowy pokarm człowieka. Oprócz dużej wartości odżywczej (wysoka zawartość białka, fosforu, cynku, krzemu, fluoru, wapnia, potasu i witamin z grupy B) dzięki obecności błonnika mają też działanie oczyszczające organizm ze zbędnych produktów przemiany materii. Zaś węglowodany złożone zawarte w zbożach dostarczają organizmowi potrzebnych składników odżywczych. W trakcie procesu trawienia stopniowo uwalniają energię, co daje siłę na wiele godzin efektywnego działania i dobrego samopoczucia – inaczej niż w przypadku cukrów prostych, działających na tzw. krótką metę. Warto też wspomnieć, że skoki insuliny związane z działaniem cukrów prostych są jedną z przyczyn powstawania cukrzycy typu II. Skoro wiemy, jak ważna jest rola zbóż w diecie antyrakowej, zapoznajmy się bliżej z działaniem najważniejszych z nich.
Pszenica Jest podstawowym zbożem chlebowym na świecie. Ma zdolność oczyszczania i wzmacniania pracy wątroby, działa pomocniczo przy bezsenności, nerwowości oraz przy problemach związanych z menopauzą. Stymuluje także wzrost i masę ciała, dlatego zalecana jest dzieciom, pod warunkiem że dobrze ją tolerują (ze względu na alergizujące białko – gluten). Wszystkie te właściwości uzyskujemy z kiełków
pszenicy, które zawierają moc enzymów i witaminy E lub z zaparzonych całych ziaren. Bardzo zdrowy jest orkisz, a to ze względu na większą zawartość białka, tłuszczu i błonnika niż w pozostałych odmianach pszenicy. Badania kliniczne przeprowadzone w Niemczech w XX w. wykazały, że orkisz spożywany trzy razy dziennie w czystej postaci (bez dodatków innych zbóż) z upraw ekologicznych w połączeniu ze specyficzną dietą leczy alergie, cukrzycę, otyłość, stwardnienie rozsiane, AIDS, Alzheimera, chorobę Parkinsona, anginę, reumatyzm, raka, zatrucie lekami. Jest pomocny w stanach osłabienia i wyczerpania. Dostępny jest w takich produktach jak chleb orkiszowy, kawa orkiszowa, otręby, makaron, mąka czy kasza. Osoby, które cierpią na wymienione choroby i chcą stosować terapię orkiszową, powinny zasięgnąć porady lekarza.
Żyto Ma zdolność wzmacniania kości, nerek i wątroby, działa także przeciwzakrzepowo. Jest niezwykle bogate w składniki mineralne (żelazo, fluor, kwas foliowy, sód, potas, wapno, jod). Wspomaga proces budowy tkanki mięśniowej, oczyszcza i odbudowuje naczynia krwionośne. Żytni chleb pieczony na zakwasie intensyfikuje usuwanie złogów tłuszczowych w naczyniach krwionośnych i osadów wapiennych w mniejszych tętnicach.
Proso Jest lekkostrawne, niezwykle bogate w białko i inne składniki odżywcze, dlatego przez wielu uznawane jest za króla zbóż. Jego odczyn alkaliczny podnosi odporność organizmu, wzmacnia śledzionę, trzustkę i żołądek. Posiada dużo lizyny (aminokwas odpowiedzialny za wzrost), dlatego zalecane jest dzieciom i osobom w trakcie rekonwalescencji, szczególnie w postaci kaszy jaglanej. Jej cenny atut to silne działanie odkwaszające organizm.
Jęczmień Kasza jęczmienna korzystnie wpływa na śledzionę, trzustkę, żołądek i jelita. Zawiera dużą ilość witaminy PP, wzmacnia także układ nerwowy i serce, obniża poziom cholesterolu, jest doskonałym lekiem przeciwnowotworowym i przeciwwirusowym. Pomaga zmniejszyć guzy, opuchliznę oraz zapobiega zatrzymywaniu wody w tkankach.
Gryka Niektórzy ją uwielbiają, inni krzywią się na sam jej widok. Nie zmienia to jednak faktu, że nasiona gryki posiadają dużą zawartość wysokowartościowego białka dzięki zawartości większości aminokwasów egzogennych (nie dają się syntetyzować i musimy dostarczać je z zewnątrz). Obecna w niej rutyna wzmacnia naczynia krwionośne i włosowate, przeciwdziała tworzeniu się hemoroidów, obniża ciśnienie krwi oraz neutralizuje skutki promieniowania w organizmie. Najbardziej wartościowa jest w postaci kaszy niepalonej, czyli nieoczyszczonej z najcenniejszych składników.
Ryż Oczywiście mowa wyłącznie o ryżu naturalnym, nieoczyszczonym. Jest lekkostrawny, wzmacnia śledzionę, żołądek i jelita, oczyszcza z toksyn, nie powoduje uczuleń. Zalecany w chorobach reumatycznych, ale obniża również poziom cukru i z uwagi na wysoką zawartość witamin z grupy B wzmacnia system nerwowy. Za absolutnego króla ryżu uważana jest jego czerwona odmiana, która działa korzystnie na serce i wzrok; sprzyja odbudowie i wzmacnianiu sił witalnych zapewniających jego smakoszom długowieczność.
Kukurydza Jest lekkostrawna i nie zawiera glutenu. Wzmacnia serce, żołądek i nerki, jest bogatym źródłem selenu, potasu, witaminy A i błonnika. Dostępna jest w postaci ziarna, mąki i płatków kukurydzianych. Szkoda tylko, że zwykle jest już produktem modyfikowanym genetycznie, więc należy szukać jej odmian typu BIO. Za tydzień opiszę kolejne produkty spożywcze będące podstawą diety antynowotworowej. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
FILOZOFIA STOSOWANA
Przemoc, biznes, tradycja Wkrótce rozstrzygnie się, czy w Polsce nadal będzie można robić biznes na torturowaniu zwierząt. Z wielkimi oporami proceduje w parlamencie ustawa regulująca tzw. ubój rytualny. Pod cynicznie wykorzystywanym pretekstem szacunku do religii w Polsce hulają sobie rzeźnie produkujące mięso na rynki arabskie i żydowskie, w których w sposób nieprawdopodobnie wprost okrutny zabija się przytomne zwierzęta, oglądające śmierć innych zwierząt, a potem wykrwawiające się przez kilkanaście minut, zanim skonają. Na przemysłowych taśmociągach śmierci każdego dnia w całej Polsce powtarza się gehenna tysięcy krów. Bezduszni ludzie, którym chciwość zlasowała i serca, i mózgi, tłuką swą krwawą kasę, osłaniani przez partię polityczną istniejącą głównie po to, by „przedsiębiorcom rolnym” nie stała się żadna krzywda. A rząd? Rozważa, czy interes zakładów przetwórstwa mięsnego
M
i pracujących tam robotników może usprawiedliwić torturowanie zwierząt. Zaiste nisko musiał już upaść ten rząd, skoro taki widzi dylemat. Pomogę, Panie Premierze! Otóż nikt nie ma moralnego prawa zarobkować na dręczeniu zwierząt. Kropka. Przemysłowa podróbka uboju rytualnego jest procederem nieludzkim. Inaczej jednak przedstawia się sprawa z prawdziwym ubojem rytualnym, który może być przeprowadzony (choć, niestety, nie zawsze tak jest) w sposób humanitarny. Dotyczy to obu religii: islamu i judaizmu. Przy odrobinie dobrej woli można stworzyć przepisy czyniące zadość potrzebom mikroskopijnych wspólnot religijnych mahometan i wyznawców judaizmu w Polsce. Takie przepisy istniały już w PRL. Tak naprawdę jednak religia i prawa wiernych są w dzisiejszym sporze wyłącznie tematem zastępczym, mającym odciągnąć uwagę od kwestii zasadniczej, którą jest dręczenie
ieszkałem pięć dni w Atenach. W ramach solidarnościowego zakwaterowania w mieszkaniu zwykłej greckiej rodziny. Przyjechałem na Alter – szczyt, spotkanie organizacji społecznych z całej Europy (takich jak nasza Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej), walczących w obronie ludzi, których system skazuje na niebyt, wykluczenie, biedę. Wymienialiśmy się doświadczeniami, uzgadnialiśmy wspólne ogólnoeuropejskie akcje, ale najwięcej mieliśmy się dowiedzieć od samych Greków. Artis, syn moich gospodarzy, student wydziału inżynieryjnego, opowiedział mi o młodym małżeństwie, które wprowadziło się naprzeciwko. Wynajęli mieszkanie, ale oboje stracili pracę i teraz mieszkają znowu osobno. Każde u swoich rodziców. Artis sam mieszka z rodzicami. Jego brat i siostra wyprowadzili się. Jednak po stracie pracy mają kłopoty z płaceniem rachunków. Pomaga rodzina i… przyjaciele. Ci z nich, którzy mają pracę, pokrywają do 20 proc. ich rachunków. W ramach pożyczek, których zwrotu nikt nie oczekuje. Ostatnio Trojka (Komisja Europejska, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy) nakazała Grecji obniżenie płacy minimalnej z 780 do 592 euro. Ludzie mieli kłopoty ze spłatą kredytów mieszkaniowych, więc parlament wprowadził moratorium na eksmitowanie przez banki zbankrutowanych dłużników. Na naszą międzynarodową konferencję do ośrodka olimpijskiego przybył Babis. Działacz lokalny z Pireusu w koszulce z napisem: „Guerrilla”, z długimi siwiejącymi włosami związanymi z tyłu w koński ogon. Zaprasza nas na jutrzejszy protest. Po zamknięciu stoczni w jednej z dzielnic Pireusu bezrobocie sięga tam 60 proc., więc ludzie zalegają z rachunkami. Co tydzień tysiące mieszkańców zbierają się na placu i myślą o dalszych akcjach protestacyjnych. – Zgromadzenia te są spontaniczne, ale stanowią rodzaj alternatywnej władzy
zwierząt dla zysku. Niemiej jednak owa zastępcza kwestia nie jest bez znaczenia w życiu demokratycznych społeczeństw. Każde z nich musi sobie postawić pytanie o granice tolerancji dla praktyk uświęconych obyczajem poszczególnych wspólnot kulturowych, ale wzbudzających obiekcje etyczne bądź prowadzących do konfliktu z prawem. Czy żydom wolno okaleczać małych chłopców w rytuale obrzezania? Czy muzułmanom wolno nakazywać kobietom zakrywanie całego ciała, łącznie z twarzą? Czy mamy tolerować bicie kobiet jako element kultury rozmaitych mniejszości narodowych? Odpowiedź na tego rodzaju pytania jest o tyle trudna, że najczęściej osoby, o których dobro i wolność niepokoimy się, gotowe są popierać wątpliwe praktyki. Obrzezani żydzi nie uważają, aby stała im się krzywda, a kobiety w burkach zarzekają się, że czują się świetnie, nie będąc narażone na pożądliwe
spojrzenia mężczyzn. Czy są w tym wiarygodne? I tak, i nie. Mogą tak myśleć dlatego, że tak je wychowano. Niewykluczone wszelako, że myślą tak po prostu dlatego, że nie miały okazji przekonać się, jak to jest nie chodzić w burce. A jest i taka możliwość, że myślą całkiem odwrotnie, niż mówią, z obawy przed karą, jaka mogłaby je spotkać za podważanie obyczajów i wiary swojej wspólnoty. Nie ma doskonałych rozwiązań w konflikcie między prawami grup mniejszościowych a prawami człowieka. Myślę, że warunkiem minimalnym, który musi być zawsze spełniony, jest ochrona osób niepodporządkowujących się obyczajom wspólnoty przed prześladowaniami. Inaczej mówiąc, państwa demokratyczne, chroniące prawa jednostki do wolności i nietykalności, a jednocześnie chroniące prawa wspólnot do zachowywania swoich tradycji, muszą stanowczo ścigać sprawców przemocy
25
wobec osób niepodporządkowujących się obyczajom. Chciałoby się wprawdzie, aby władze publiczne w całości eliminowały przemoc jako taką, lecz to jest właśnie niemożliwe. Przemoc fizyczna i psychiczna jest tak głęboko wpisana w wiele kultur, że jej całkowite nietolerowanie jest właściwie niemożliwe. Osoby doznające przemocy muszą bowiem (poza drastycznymi przypadkami) same zgłosić się do władz policyjnych i śledczych. Bardzo często nie mają takiej możliwości ani nawet wiedzy, że takie prawo im przysługuje. No i wracamy do punktu wyjścia. Zaczęliśmy od przemocy i okrucieństwa wobec zwierząt, a doszliśmy do przemocy wobec osób dyskryminowanych przez obyczaje swojej wspólnoty kulturowej. W zderzeniu świata wolnych i równych ludzi ze światem rozmaitych starodawnych tradycji, zwanym często „światem przednowoczesnym”, kwestią kluczową jest właśnie przemoc. Nasza współczesna kultura jest jedyną, która uważa przemoc jako taką za zło. Czasem nawet uciekamy się do przemocy, by bronić świat i ludzi przed przemocą. Czy da się tego uniknąć? JAN HARTMAN
– opowiada z entuzjazmem Babis. Pewnej rodzinie z niepełnosprawnym dziadkiem odłączono wodę. Na demonstrację jadę z Tasosem, bezrobotnym socjologiem i dziennikarzem, który był żonaty z Polką, studiował w Pradze i mówi po polsku z czeskim akcentem. Będzie tłumaczył. Przed siedzibą wodociągów gęsty tłum skanduje hasło: „Woda to nie towar, to nasze prawo!”. Są też transparenty ruchu ogólnogreckiego: „Nie płacę!”. Na chwilę zatrzymuje się starsza kobieta, coś wykrzykuje, machając rękami, i idzie dalej. Jestem przekonany, że jest oburzona, iż zgromadzeni blokują przejście.
GŁOS OBURZONYCH
Jestem Grekiem Jednak Tasos tłumaczy, że babina wygłosiła właśnie krótkie przemówienie, popierające demonstrację. Coś w rodzaju: „Musimy wszyscy walczyć razem”. I poszła. Dokądś się spieszyła. Wchodzimy do urzędu. Kolejki ludzi płacących za wodę, żeby im znowu podłączyli. Na najwyższym piętrze grupa rozjuszonych Greków krzyczy na urzędniczkę. Ta broni się słabo i wreszcie ulega. Woda zostanie podłączona i nikomu bezrobotnemu w dzielnicy już jej nie odetną. Na dole piękna, młoda dziewczyna o imieniu Afrodyta rozdaje gazetki kierowcom przejeżdżających samochodów. Należy do radykalnie lewicowej partii Syriza. Syriza była o krok od władzy, ale przegrała wybory. Gdyby wygrała, program cięć socjalnych by nie przeszedł. To nie zwykli Grecy zaciągnęli długi. Dlatego nie chcą płacić za cudze nadużycia. Mój przewodnik i tłumacz także jest członkiem tej partii. Kiedy jedziemy autobusem, łapie go kontroler. – Dlaczego pan nie ma biletu? – pyta. – Bo jestem bezrobotny. – Dowód
proszę. – Nie dam, bo pan nie jest policjantem i nie ma pan prawa mnie legitymować. Kanar wzywa policję, a Tasos prosi kierowcę o otwarcie drzwi. Ten otwiera, mimo że stoi w korku, a nie na przystanku. Jest po stronie Tasosa. Idziemy nad morze się wykąpać. Tasos opowiada, że miał w Polsce firmę turystyczną. Jakaś dziewczyna, Polka, chciała wziąć kredyt, więc poprosiła go, żeby jej podpisał zaświadczenie, że u niego pracuje. Podpisał. Grecy lubią pomagać. Kredyt na 20 tys. zł nie został spłacony, a za Tasosem wysłano europejski nakaz aresztowania. W końcu przesiedział miesiąc w Grecji i trzy tygodnie w areszcie Białołęka w Warszawie. Kiedy wyszedł, był już bankrutem. Wrócił do domu rodziców, gdzie teraz mieszka, i zobaczył, że odcięto im prąd. Otworzył więc skrzynkę elektryczną i zaczął podłączać. Zauważył to sąsiad i spytał: – Co robisz? Na co Tasos wytłumaczył mu, że podłącza prąd, bo nie może zostawić starych rodziców bez elektryczności. Sąsiad
przyznał, że to świetny pomysł, bo jemu już wcześniej odcięto światło, i też się nielegalnie podłączył. Za ich przykładem poszło kilku następnych. Teraz są w stałym kontakcie i ostrzegają się o możliwości kontroli. – Kryzys bardzo Greków do siebie zbliżył – konkluduje Tasos. Kiedy w szkole zauważono, że część dzieci słania się z głodu, bo przychodzą bez śniadania, rodzice zorganizowali zbiórkę. Potem zamówili kilkadziesiąt ton jedzenia u producentów, rolników. Pieniądze wraz z żywnością ofiarowano rodzicom, którym brakowało na jedzenie. Żadnego żywienia w szkole, pokazywania palcem. Nakarmiono nie tylko dzieci, ale całe rodziny. Grecy są dla siebie życzliwi. Nikt nikogo nie poucza, nie stawia do kąta. Pomagają sobie nawzajem, łamią przy tym mnóstwo zakazów i mimo kryzysu żyją na luzie. Dlatego ideowo i z charakteru jestem raczej Grekiem. PIOTR IKONOWICZ
26
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Narodowa frustracja
Elbląskie poletko panów K., P. i T.
W minioną niedzielę odwiedziłem trzy miasta: Bydgoszcz, Piłę i Wronki. Wszędzie protestowały grupy narodowców. W Bydgoszczy – 10 osób, w Pile – 3 osoby, a we Wronkach – o dziwo! – 25 osób. Hasła te same, wygląd ten sam, ta sama frustracja. Jedno, co było odmienne, to fakt, że we Wronkach stali na schodach ratusza i to na ich tle Mirosław Wieczór, burmistrz tego miasta (z PO), zagłuszał i utrudniał naszą akcję rozpoczęcia zbierania podpisów pod wnioskiem o odwołanie go ze stanowiska. Panika tego człowieka i całej Platformy Obywatelskiej to jednak temat na inną refleksję. Będąc w podróży, przez cały dzień myślałem o tym, co kieruje młodymi ludźmi, że są tak wściekli i że mają niezwykle uproszczoną wizję świata. Dlaczego policja jest bierna i nie reaguje oraz jak z nimi walczyć? Klasyczne teorie resentymentu, czyli nienawiści z powodu poniżenia, wydają się wciąż najbardziej prawidłowe. Tyle tylko, że dziś to poniżenie wynika z braku miejsc pracy, braku poczucia sprawiedliwości, perspektyw, szansy awansu. A nie tylko z przemocy w rodzinie. Do tego dochodzi prymitywna propaganda radiomaryjna, która wiąże poniżenie z prześladowaniem katolików, co jest przecież absurdalne w państwie niemal wyznaniowym. A jednak dla emocji resentymentu takie wyobrażenie fikcyjnych zagrożeń jest naturalne. Najciekawszym wnioskiem z dnia podróży jest jednak spostrzeżenie, że oni chcą rozmawiać, tylko – niestety – są sparaliżowani lękiem związanym z poczuciem poniżenia. Dlatego krzyczą! Ale po chwili rozmowy (bo zawsze z nimi rozmawiam, nie ignoruję i nie obrażam się) normalnieją... Jest tak z wielu zasadniczych powodów. Polska szkoła jest miejscem braku dialogu. Miejscem „wkuwania na pałę” i powtarzania formułek. Tu uczeń musi być głównie uległy wobec nauczyciela i to jest istotny krąg zagłuszenia emocji. Podobnie w rodzinie. W polskich rodzinach jest za mało rozmowy, emocji, akceptacji odmienności. Jesteśmy społeczeństwem zamkniętym i dlatego używamy krzyku, a nie argumentów. Proces otwarcia naszego kraju jest więc najważniejszym postulatem politycznym. Niestety, policja jest także pozbawiona zdolności negocjacji i zna głównie rozwiązania siłowe. Dlatego albo jej nie ma, albo używa przemocy.
Od dłuższego czasu na zdumionych oczach członków, sympatyków i wyborców Platformy Obywatelskiej dokonują się przetasowania na politycznej scenie. Partia Tuska, która jeszcze niedawno nie miała z kim przegrać, dostaje łupnia z wyborów na wybory. Na razie uzupełniające, bo innych nie ma. Rybnik, Żagań, Elbląg, a niedługo pewnie i Warszawa, to kolejne stacje platformerskiej drogi krzyżowej. Jeśli trend się utrzyma, w 2015 roku Tusk nie będzie miał czego zbierać. Ani dokąd iść, bo wbrew buńczucznym zapowiedziom Europa na niego nie czeka i nigdy nie czekała. Jest zbyt świecka i demokratyczna, by oddać Komisję szefowi partii zbudowanej na wzór Kościoła katolickiego i tak samo jak on bezczelnej, bezkarnej, bezideowej i bezdusznej. Wprawdzie mniej bogatej, ale – jak się okazało – z praktycznie nieograniczonym dostępem do państwowej kasy. I iście biskupią łatwością wydawania, a raczej trwonienia pieniędzy. Dane dotyczące wykorzystywania przez Platformę otrzymywanych dotacji i członkowskich składek wskazują, że partia jest dla swojego lidera dojną krową. Z 242 tys. partyjnych pieniędzy wydanych na markowe ubrania większość stanowiły zakupy dla premiera i premierowej, czyli małżonki, jak namiętnie określa swoje połowice klasa polityczna, niepomna, że prawidłowo na własną mówi się żona. Szkoda, że kasa PO płynie nie na poparcie rodzimej produkcji, ale jej zagranicznej konkurencji. Tusk kocha garnitury Ermenegildo Zegna i koszule od Hugo Bossa. Polskimi się brzydzi. Jaką firmę preferuje pani Małgorzata, nie wiadomo, ale wygląd nie wskazuje
Warto postawić jeszcze jedno pytanie – co zrobić (zanim nastąpią głębsze zmiany), żeby obniżyć poziom lęku u części naszego społeczeństwa? Odpowiedź jest trywialna. Potrzebny jest dialog i realna polityka społeczna, a te może dać tylko centrolewica. Nic tu nie poradzi teoria prawicy, że więzienia czegoś uczą i problem polega jedynie na tym, że za mało ludzi wsadzamy. Kto gwałtem reaguje na gwałt, ten najwyżej zaognia sytuację i tyle. Jeszcze inną kwestią jest reakcja PO i PiS-u na środowiska narodowców. Obie partie są gotowe grać „faszystami”, aby uciułać parę procent poparcia. Burmistrz we Wronkach nie wstydzi się ich mobilizować do blokowania referendum i odpowiada mu fakt, że „faszole” dowalają palikotowcom, choć przecież powinien wyznaczać granicę, której się nie przekracza w walce politycznej. Podobnie PiS broni narodowców, którzy obrzydliwie szczują na profesora Zygmunta Baumana, wyciągając mu pracę w Komitecie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, powołanym w 1945 r. do walki z polskim podziemiem. Robi to tylko dlatego, że a nuż będzie z tego trochę społecznego poparcia więcej. I w ten sposób obie te formacje wciągają neofaszystów do centrum sceny politycznej, fundując nam być może przyszłą reprezentację parlamentarną takich środowisk. Więcej – wywołują efekt obecności faszystowskiego języka w publicznej debacie. Od tego już tylko krok do mundurowych trójek na ulicach polskich miast (taka sytuacja ma miejsce w Budapeszcie). Jak to zatrzymać? Dobrze, stanowczo zareagował prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, a MSW obiecuje poprawę oraz bardziej zdecydowane działania policji. Sam się z tego cieszę, bo miałem już kilkanaście incydentów z bojówkami narodowców. Myślę, że najlepszą bronią jest zawsze śmiech. Ewentualna brutalna akcja policji może bowiem wywołać efekt męczeństwa za sprawę narodową i skonsolidować te środowiska. A śmiech je tylko ośmieszy. JANUSZ PALIKOT
na światowy top. Jedyny plus, że stroje nie są dobierane według modowych rad udzielanych przez córkę na blogu Makelifeeasier. Premier tłumaczy, że musi „sensownie wyglądać na tle naszych partnerów w Europie czy na świecie”, a premierowa „ma obowiązki, które wykonuje społecznie, jako współgospodyni wizyt państwowych”. Ponieważ w ramach koncepcji taniego państwa zlikwidował fundusz reprezentacyjny, a z czegoś musi płacić, wybrał pieniądze partyjne. Także do regulowania rachunków za markowe alkohole i cygara, za które zebrało się 96 tys. zł. Tusk zapewnia, że bierze z części pochodzącej ze składek. Ponieważ pieniądze nie są znaczone, nie można takiego tłumaczenia ani uznać, ani zakwestionować. To jednak bez znaczenia, gdyż ubieranie, pojenie alkoholem i okadzanie dymem premiera i jego rodziny nie jest w żadnej mierze działalnością statutową partii. Ponadto otrzymane ubrania stanowią przychód, który w świetle polskiego prawa jest opodatkowany. Premier, nie płacąc, popełnia przestępstwo karno-skarbowe, co w każdej cywilizowanej demokracji eliminowałoby go z polityki. W Polsce przekręty spływają jak po kaczce, która też czerpie pełnymi garściami z partyjnej kasy, tyle że PiS. W odróżnieniu od PO, dla której działalnością statutową jest dobrze wyglądać, partia Kaczyńskiego ma inny priorytet: bezpieczeństwo i dobre samopoczucie prezesa. Na jego fizyczną ochronę wydaje ponad milion złotych rocznie. Na ochronę dobrego imienia – kolejne setki tysięcy. Lokowane w zaprzyjaźnionych kancelariach adwokackich. Obywatele zapomnieli już policyjną IV RP i łudzą się, że jak
zagłosują na PiS, każdy będzie bezpieczny. Wiara, nawet smoleńska, cudów nie czyni, ale potrafi zmienić wynik wyborów. Sukcesy kaczej partii to także zasługa Tuska, który chciał dwupartyjnego systemu. PO versus PiS miało mu zapewnić dożywotnią dominację. Nie spodziewał się, że pamięć społeczno-polityczna jest krótka, a kaczki hodowane na platformerskiej piersi okażą się żmijami. Boleśnie ukąsiły Tuska na doświadczalnych poletkach w Rybniku i Elblągu. Elbląg, jako poletko pana Palikota, okazał się także dla Europy Plus kompletnym ugorem. Plonu nie przyniosło ogromne, osobiste zaangażowanie Aleksandra Kwaśniewskiego. Na nic się zdał spot z kandydatką i tysiące wysłanych listów sygnowanych przez byłego prezydenta wszystkich Polaków. Nie pomogły wizyty Biedronia, Kalisza, Palikota, Siwca. Zamiast zapowiadanych 20 proc. poparcia i drugiej tury jest skromne 4,8 proc. i 6 miejsce pani Ewy Białkowskiej w wyborach prezydenckich oraz wynik poniżej progu wyborczego w wyborach do Rady Miejskiej. Lepszy był nawet kandydat Solidarnej Polski. Kompletną porażką okazał się – zapowiadany jako preludium do eurowyborów – pojedynek z SLD. Wynik 5:0 w starciu do Rady Miejskiej pokazuje, że projekt pod nazwą Europa Plus jest niewypałem. Popularność Aleksandra Kwaśniewskiego nie przekłada się na notowania Palikota plus. Toteż jeśli były prezydent zachował resztki politycznego instynktu, stowarzyszenie prezesa Siwca niebawem straci ojca. Chrzestnego. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.eu
Fundacja „FiM”! Fundacja „W człowieku widzieć brata” ma za zadanie nieść wszelką pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej. Ponieważ ma ona status organizacji pożytku publicznego, podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”; ul. Zielona 15, 90-601 Łódź ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291; KRS 0000274691 www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE – – – –
A jutro proszę przyprowadzić ze sobą żonę i wtedy przedyskutujemy spokojnie wasz problem mówi psycholog w poradni małżeńskiej. To się pan zdecyduj: albo mam przyprowadzić żonę, albo mamy spokojnie coś przedyskutować! odpowiada mąż. ~ ~ ~ Rozmowa dwóch księży: – Odkąd nastał ten Franciszek, ciągle słyszę, że Kościół ma być ubogi. – I ja też o tym słyszałem. Tylko tak sobie myślę… Czy nas na to stać?
ZNALEZIONE W INTERNECIE
1
Poziomo: 1) lektyka dla anemika, 5) nie jest sobą, 8) skacze, kłuje i szachruje, 10) podnośnik dla leworęcznych, 11) to dla niej granie na fortepianie, 14) filiżanka do śniadanka, 15) musi się wyrżnąć, by go było widać, 16) waluta jak znak, 18) ciepłe turystów przyciągają, 19) nos smyka zatyka, 21) między kołami, 22) jarosza nie zachwyca, np. polędwica, 23) rosną po deszczu, 25) najważniejszy klawisz, 26) w tej dziewczynie San wciąż płynie, 29) pijany go nie trzyma, 30) NRD-owska marka, w fotograficznym skrócie, 32) tu studenci się uczą... życia, 33) diabła wart, 34) usprawiedliwiona lub nie, gdy nie ma cię, 35) lud o nią woła, gdy ma dość wpływu Kościoła, 40) nie czytają, nie piszą, a mówią i słyszą, 45) to weń dżokej wkłada stopę, gdy popędzić chce galopem, 46) nie dorosła, 47) ta pani stale w konfesjonale, 52) zabijaka, zawadiaka, 57) da Vinci, 59) 21, 61) gdy się przydarza, szukasz blacharza, 62) brany i po bólu, 63) paliwo z końca Europy, 64) żebrak po niej chodzi, 68) wspina się po drzewie, 69) Człowieczy los śpiewała w głos, 72) usypianie, kołysanie, 73) drżenie na muzycznej scenie, 74) ksiądz ją ma na karku, 75) przy tym wyznaniu myślisz o kredzie, 76) zaproszenie do dogrywki, 77) szlifuje pod kątem, 78) sporadyczna wyspa grecka, 79) zęby dookoła koła, 80) blondyn z Rudego, 81) kamienna, brązowa, lodowa..., 82) zakończona stopką, 83) arabski zły duch. Pionowo: 1) rób, co każą, 2) spec od joli, 3) u mruka jej nie szukaj, 4) 1/4, 5) strzał do góry nogami, 6) zwarta w mieście, 7) na dobranoc piesek z kresek, 8) dur wśród kur, 9) Brudny w kinie, 12) trudno z niego wyjść, 13) najbardziej znany on to ... Delon, 17) kochanka i żona, 20) bada nastroje, 23) czasza obok Judasza, 24) w co się daje uciążliwość?, 27) gdy spadają, wyprzedają, 28) przypuszcza się, 29) chociaż ma zęby, stolarza nie gryzie, 31) mamona dla Charona, 36) fan budki suflera, 37) takie panie mają branie, 38) skóra bez lica, miękkością zachwyca, 39) dobre na piekielny bruk, 41) strzeże pokoju, 42) to nie był tył, 43) tam są od rana kupcy przy straganach, 44) bywają bez pokrycia, 47) to do niego leń jest brany, 48) lekarstwo rosnące na łące, 49) miasto na dwóch kontynentach, 50) zabijana w wolnym czasie, 51) gdy człowieka trafia szlag, 52) czcicielka, wielbicielka, 53) ocena z cnoty, 54) gitara z kulami, 55) indyjski władca, wychodzi z zimna, 56) zgrywus pod namiotem, 58) czeka na klientów z gumą, 60) zgubna kwota, 61) spływający honor, 65) o prętach na pęta, 66) ... Panieńskie w teatrze, 67) z dżinem pod ręką, 69) dodawał smukłości jejmości, 70) na balkonie w Weronie, 71) kobieta poślubiona przez Mahometa.
8
P
9
C
H
15
O 16
M
79
A
G
R
32
A
16
75
L
32
K
A
D
81
K 36
A
S
T
36
G
65
37
I
6
R
57
L
82
89
E
P
80
88
S
O
73
E
49 64
N
T
22
66
Ś
S
A
78
72
T
U
B
37
38
Z
53
R
Y
50
L
41
I
K
56
Z
W
23
O 18
W 25
E
O
R
T
N 33
C
62
J
A
A
39
C
J
45
70
Ą
68
Ę
86
R O
69
I
Ę
N
R
D 62
74
A
A
A
A
59
I
Y 77
Ó
A
26
N
52
A
P 58
59
O
O
13
P
A
41
A
L
60
Ł
I
48
E 75
I
12
61
K
Z
10
A
94
J
K
R
N
R
E
90
A T
D
N
A
N E
4
78
R
E
R
T
P
A
S
72
E
O
39
M
D
95
42
F
O
T
F
R
Ł
21
Y
S
A
N
A
C
43
B
D
91
U
J
38
C
14
I
E
N
I
C 70
O
E
M
33
S
Z
43
R
M
27
20
55
O
66
K
K
A U
71
A
N
17
I I
E P
Ż
L
A
L
76
56 83
I
O
I
K 8
E
A
Z
55
R
A T
44
A 54
28
K
E
Z
G
T
N
J
54
19
30
I
L
E
A
K
U
81
13
A
27
K
76
O
K
A
R
9
87
T
34
O
83
K
E
69
N
K A
S
L
O
31
A
O
73
Ź 25
53
61
O 63
L
S 80
I
63
97
K
A
Z
N
L
N
60
C
A
N
A
Z
L
I
O
96
N
R
D
P 68
W
P
92
B
18
A
O
O
A
44
2 24
31
71
40
51
20
O
29
C
I 26
M
R
82
L
W
I
M
S
D
12
L
K
I
I
7
19
46
I
40
E
A
11
O
L
B
34
T
51
E
R
U R
R
11
K
A
7
E
O
30
R
Z
U
42
W
E
6
A
E 22
K Z
R 15
R N
O
Z
A
5
57
A
I
52
K
P
J
50 46
N
E
5 58
C
D
B
10
A
85
Ć
3
H
M
77
B
T
4
E
A
I
67 93
U Ł
K
P
S
L
Z 79
47
3
Z
Ł
M
U 74
98
E
Ł R
M
T
O
65
E
Y
Z
84
N
A
I
O 64
C
S
29
I Z
A
Y
I
48
R
S
T
O 47
Z
I
K 45
B
2
U
28
35
Y
A
A
O
N
A 35
K
R
Z
R
14 17
21
O
Z
K
R
24
1
A
A
Ó 23
Ł
N
S Z
K
A
49
67
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie. Po odwiedzinach u teściów mąż mówi do żony:
N1 I 2 E 3
T4 W5 I6 E7 R 8 D9 Z10 Ę11 , K12 O13 C14 H15 A16 N17 I18 E19 , Ż20 E21
T22 W23 O24 J 25 A26 A40 L41 E42 59
M27 A28 M29 A30
Ź31 L32 E33
Z43 A44 C45 Z46 Y47 N48 A49 M50
L60 A61 C62 Z63 E64 G65 O66
M79 O80 D81 L82 I83
S84 I85 Ę86
G34 O35 T36 U37 J38 E 39 ,
R51 O52 Z53 U54 M55 I56 E57
T67 W68 O69 J70 A71 P87 R 88 Z89 E90 D91
58
,
R72 O73 D74 Z75 I76 N77 A78 O92 B93 I 94 A95 D96 E97 M98
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 24/2013: „Grzeczne dziewczynki mają pracę, niegrzeczne – sponsora, a mądre – swój biznes”. Nagrody otrzymują: Helena Rogacka z Mysłowic, Teresa Jurewicz z Otwocka, Ernest Składny z Opola. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn , Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna – cena 52 za III kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 za III kwartał 2013 r., 100 zł za II połowę 2013 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Czarny humor – Mam dla pana dwie wiadomości: jedną złą, drugą dobrą – mówi lekarz do pacjenta. – To poproszę najpierw tę dobrą. – Kolegium medyczne zadecydowało, że nazwiemy tę śmiertelną chorobę pańskim nazwiskiem.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 26 (695) 28 VI – 4 VII 2013 r.
JAJA JAK BIRETY
Odświeżacz
~ ~ ~ Rozprawa w sądzie: – A więc oskarżony przyznaje się, że w czasie polowania postrzelił gajowego? – Tak, przyznaję się. – A czy oskarżony może wskazać jakieś okoliczności łagodzące? – Gajowy ma na nazwisko Zając.
Z
robiło się ciepło (gorąco nawet) i większość z nas nosi na twarzy gustowne ochraniacze na oczy – okulary przeciwsłoneczne. ~ Zaczęło się na Arktyce już w czasach starożytnych. To kraina wiecznego śniegu, a ten – jak wiadomo – odbija światło. Tak mocno, że może dojść do uszkodzenia oka. Eskimosi kombinowali z kawałkami kości lub odpowiednio naciętymi kopytami renifera. Przyczepiali je do twarzy tak, żeby było przez nie cokolwiek widać. ~ Okulary przeciwsłoneczne bardziej podobne do obecnych zauważył w XIII w. Marco Polo podczas podróży do Chin. Jako soczewek używano tam przywożonego z Mongolii szlifowanego kryształu, który dzięki zabarwieniu chronił przed światłem. ~ W Europie na dobre zagościły pod koniec XIII w. Oczywiście tylko wśród najbogatszych. W soczewkach zdarzały się wówczas bąble i zanieczyszczenia, a ze względu na ówczesny proces produkcji szkła miały zielonkawy kolor. ~ Opatentował je dopiero James Scott w 1752 r. Od tamtej pory kształt oprawek ewoluował. Najciekawsze fasony zawdzięczamy modzie lat 60. i 70. ubiegłego wieku. Z tych czasów wywodzi się jeden z najpopularniejszych modeli oprawek
CUDA-WIANKI
Parcie na szkło – duże, zakrywające niemal pół twarzy, tzw. muchy. Takie okulary nosiły Jackie Kennedy i Audrey Hepburn. Amerykańska pierwsza dama opowiadała, że na stoliku przy drzwiach stoi u niej wielka misa z okularami – żeby nawet w ostatniej chwili przed wyjściem mogła jakieś złapać. Lubiła ciemne szkła, które – jak mówiła – pozwalały jej swobodnie gapić się na innych ludzi. ~ W latach 70. hitem były okrągłe „lenonki” – znak rozpoznawczy muzyka Johna Lennona i subkultury hippisowskiej. ~ „Z okularami przeciwsłonecznymi na nosie jestem Jackiem Nicholsonem, a bez nich tylko zwykłym tłuściochem po 70.” – wyznał amerykański gwiazdor. ~ Zdaniem naszej piosenkarki Kory to świetny kobiecy gadżet, kiedy brak czasu na makijaż, a trzeba wyjść z domu.
~ „Nie mam iPoda, komórki ani komputera, ale za to mam ćwierć miliona par okularów” – powiedział w wywiadzie Elton John. Kiedy w tym roku występował w Brazylii, zażyczył sobie dodatkowego pokoju, w którym temperatura miała wynosić 16 stopni Celsjusza. Pomieszczenie było mu potrzebne do przechowywania okularów przeciwsłonecznych, które zabrał w trasę. ~ „Okulary dają poczucie kontroli, bo my widzimy, a nas nie widać. Dzięki nim możemy pokonać nieśmiałość i pozwolić sobie na wiele więcej. Najlepszy przykład: w ciemnych okularach kobiety chętniej opalają się topless” – dowodzi dr Glenn Wilson, psycholog z University of London. Badania dowodzą, że dla mężczyzn ciemne okulary dodatkowo symbolizują władzę – nie można się zorientować, co im chodzi po głowie, i to bardzo podniecające uczucie. JC