Jak załatwiono niepełnosprawnych
KARTY PARKINGOWE GANG KSIĘŻY KOŚCIÓŁ GRABI TKI Y B ) A ( Z A N W Ó T IS L K Y C O MOT
MIESZKANIE KOMUNALNE – LUKSUS DLA POLAKA
ZUS baluje we Włoszech Co roku na łatanie dziury budżetowej w ZUS-ie wydajemy kilkadziesiąt miliardów złotych. Bynajmniej nie tylko na renty i emerytury! Urzędnicy za te pieniądze zwiedzają, modlą się i bawią na ekskluzywnych wyjazdach. Ostatnio wydawali je w słonecznej Italii.
WWW.FAKTYIMITY.PL Nr 26 (799)
26 CZERWCA – 9 LIPCA 2015 r.
cena
4,50 zł
(w tym 8% VAT)
ISSN 1509-460X INDEX 356441
STRAŻ POŻARNA GASI ZA GROSZE
strona 2
ksiądz nawrócony
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Komentarz naczelnego
W
Kojotom na ratunek
tej chwili ważą się losy polskiej lewicy na kilka następnych lat. Choć sam próbowałem miesiące wcześniej zmobilizować tych, którzy najwidoczniej muszą mieć nóż na gardle, żeby usiąść do wspólnego stołu, to nie uważam, żeby było za późno na porozumienie i wspólną listę postępowych ugrupowań. Takie wydarzenie na krótko przed wyborami może wręcz pomóc. Emocje i nadzieje z nim związane nie zdążą opaść i wypalić się. Poza tym ludzie głosują właśnie emocjami, nie analizują meandrów programowych, co najlepiej pokazało poparcie w wyborach prezydenckich dla Pawła Kukiza. W tym wypadku liczył się wyłącznie sprzeciw wobec starych i zgranych elit władzy, bo przecież nie program, którego Kukiz nie ma do tej pory. Jeśli dojdzie do powstania jednej lewicowej listy, to otrzyma ona kilkuprocentową premię – nagrodę za zgodę i jedność – od racjonalnie myślących Polaków. Obudzi się też część tych, którzy w 2011 roku zagłosowali na Ruch Palikota, gdyż SLD był dla nich lewicową parodią, a dla wielu – zdrajcą lewicowych ideałów. Jeśli taka lista nie powstanie, ci wyborcy w tym roku w ogóle nie zagłosują, ewentualnie wybiorą ludzi Kukiza. Obstawiam, że jednak do porozumienia dojdzie. Po pierwsze dlatego, że wreszcie spotkali się prawie wszyscy. W ten sposób każdy, kto nie wyciągnie ręki do zgody i wspólnego startu, sam się zmarginalizuje – wykluczy z szans na zaistnienie w Sejmie. Po drugie, pracami programowymi przewodzi Basia Nowacka, co najlepiej wróży całemu przedsięwzięciu. A po trzecie i najważniejsze: wizja uczciwej pracy, czyli wegetacji poza Sejmem bez poselskiego uposażenia i bez błysku fleszy, przeraża. Zwłaszcza tych, którzy zasmakowali już takiego łatwego chlebka. No bo przecież paradowanie w garniturku i robienie wkoło mądrych min do ciężkich zajęć nie należy. Nie chcę tutaj urazić tych, którzy rzeczywiście angażują się w pracę nad ustawami, ale ta odbywa się w sejmowych komisjach, nie na mównicy czy „balkonie” dla reporterów w Sejmie. Tak więc rozwolnienie spowodowane kiepskimi sondażami pogoniło w końcu panów z SLD. I dobrze, bo jeśli porozumienie zostanie zawarte bez nich, to jest więcej niż pewne, że sam Sojusz do Sejmu nie wejdzie. Natomiast cała reszta bez niego ma duże szanse. Oczywiście nie zatrzyma to zwycięskiej krucjaty PiS, ale przynajmniej nie zabraknie w Sejmie paru głosów rozsądku i sprzeciwu wobec tego, co nam PiS zafunduje, a może raczej
FAKTY Jest „okrągły stół” lewicy. Nawet trzy stoły. Przy pierwszym zebrali się działacze lewicy na zaproszenie szefa OPZZ. Drugi stół osobno majstrują Rozenek i Napieralski, a trzeci – partia Razem. Siedzący przy stołach twierdzą, że nie ma u nich miejsca na lewicę kawiorową ani produkty lewicopodobne. Problem w tym, że wciąż jest więcej wodzów niż Indian. Można by pomyśleć, że w Polsce nastała „era gendera”. Po raz pierwszy w historii o władzę i fotel premiera zawalczą dwie kobiety: Ewa Kopacz (PO) i Beata Szydło (PiS). Jeśli wygra ta druga, to sytuacja kobiet w Polsce się pogorszy, bo nastanie katogender. I to będzie dopiero straSzydło. Przewodniczący SLD Leszek Miller sypnął wirtualną kasą – postuluje wypłacić rodakom tzw. dywidendę obywatelską – każdemu z Polaków po 500 zł. Kampanie wyborcze niczego Millera nie nauczyły. No bo dlaczego nie 1000 zł albo 10 000 zł? Albo 100 milionów?! Dzięki presji organizacji pozarządowych oficjalnym kandydatem PO i SLD na Rzecznika
z aDuda i wySzydli. Starałem się z kilkoma posłami pełnić rolę takiego głosu, choć z założenia było to wycie kojota na pustyni. A częściej śmiech hieny, bo wiele rodzajów katolickich diabłów można przegonić jedynie śmiechem i kpiną. Na przykład kiedy posłowie PiS, PO i PSL uchwalali rok 2014 Rokiem św. Jana z Dukli, który swym rzekomym pojawieniem się w przestworzach wystraszył kozaków oblegających Lwów, zadałem z mównicy pytanie: „Jedyną zasługą Jana z Dukli było to, że lewitował nad Lwowem. W jaki sposób? Czy samoczynnie, czy na machinie latającej? I jak ocenia ten lot komisja Antoniego Macierewicza?”. Ale wróćmy do lewicy,
która właśnie się ratuje lub pogrąża. Nie wiem, jak będzie wyglądało porozumienie programowe. Generalnie im będzie mniej szczegółowe, tym większa szansa, że w ogóle do niego dojdzie. Niepokoi mnie jednak, że w pracach nad nim tak niewiele mówi się o zagrożeniu klerykalizmem w życiu publicznym – o postępującym zawłaszczaniu przez Kościół szkolnictwa, służby zdrowia, służb mundurowych, mediów i wreszcie władzy na każdym jej szczeblu – od rad osiedlowych po parlament. Belwederu nie liczę, bo warszawski kardynał Nycz, a nawet kapelan prezydenta III RP są właściwie waż-
Praw Obywatelskich został dr Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. To dobra wieść, bo Bodnar ma opinię znakomitego prawnika i światłego działacza społecznego. Jeśli on zostanie zaakceptowany przez Sejm, to będzie postęp wobec obecnej rzeczniczki – Ireny Lipowicz, konserwatystki z Uniwersytetu Stefana Wyszyńskiego. Posłowie PiS opuścili obrady Zgromadzenia Parlamentarnego Polski i Ukrainy, które miały miejsce w Sejmie. Był to protest przeciwko zachowaniu ukraińskich parlamentarzystów, którzy odmówili jasnego i zdecydowanego potępienia zbrodni wołyńskiej. Jak wiadomo, zwykle zwalczamy klerykalne PiS, ale obiecaliśmy Czytelnikom, że na pewno pochwalimy ich, gdy zachowają się przyzwoicie i racjonalnie. To jest właśnie taka chwila. Tomasz Terlikowski prawomocnie przegrał sprawę w sądzie cywilnym z Anną Grodzką o ochronę jej dóbr osobistych. Sąd uznał, że zostały one naruszone przez obraźliwe epitety szefa „Frondy” wobec Grodzkiej, w tym nazywanie jej facetem. Sąd nie przychylił się jednak do zasądzenia zadośćuczynienia od Terlikowskiego na rzecz Fundacji Trans-Fuzja, o co wnosiła Grodzka. W ten sposób chamstwo nie zostało ukarane, a naczelny katotalib już trąbi o prześladowaniu go za głoszenie prawdy.
niejsi od głowy państwa. Podobnie jak prymas był ważniejszy od króla. A było tak przed rozbiorami... Pomijanie antyklerykalnych postulatów – oczywiście tych merytorycznych i wyważonych – to poważny błąd, a ci, którzy go popełnią, mylnie uważają, że „atak na Kościół” wystraszy wyborców. Tak, część wystraszy, ale o wiele więcej może ich przysporzyć. Jest bowiem w Polsce kilka milionów antyklerykałów, którzy głosowali na Palikota głównie z powodu świeckiego państwa, które ten obiecywał. Nie liczyli, przynajmniej od razu, na zdejmowanie krzyża w sali sejmowej; nie sądzili, że Palikot będzie nazywał biskupów pedofilami za to, że pedofilów ukrywają. Do głowy im nie przyszło, że posłowie będą kpić ze świętych obrazów, gardłować pod kuriami itp. Chodziło im i nadal chodzi o normalne, świeckie państwo, gdzie wszystko jest na swoim miejscu – to, co kościelne, i to, co publiczne, z natury pluralistyczne. Ci ludzie nie chcą mieszania się kleru w politykę ani w ich życie intymne, nie chcą skoku Kościoła na publiczne pieniądze; śmieszą ich twierdzenia, że związki partnerskie i in vitro zniszczą polskie rodziny. Chcą normalności. To nie idea świeckiego państwa spowodowała, że Ruch Palikota ma dziś w porywach 1,5 procent poparcia, ale brak wyczucia i szkolne błędy szefa RP, przed którymi go przestrzegałem. To on i kilku jego przybocznych sprowadzili szczytne idee antyklerykalne do epitetów, happeningów, chybionych oskarżeń, a w efekcie je zdewaluowali i sprofanowali. W klerykalnej do bólu Polsce ludzie lewicy, ale także światli liberałowie, powinni na idei świeckiego państwa budować porozumienia i programy, bo to obecnie największa – poza podniesieniem poziomu życia Polaków – potrzeba chwili. Choć też jedno z drugim niezmiennie się łączy. Nie wyobrażam sobie, aby w dokumencie programowym lewicowej koalicji nie było mowy o poparciu projektów (moich) ustaw o zakazie uczestniczenia duchownych w uroczystościach państwowych czy zakazie przekazywania podmiotom kościelnym majątku publicznego z bonifikatą do 1 proc. wartości. Czy wreszcie o publicznej szkole bez lekcji religii. Tak jak nie wyobrażam sobie, aby Czytelnik „FiM” nie wypełnił deklaracji o zakazie płacenia katechetom za te lekcje, drukowanej w naszym tygodniku, a obecnie na stronie www.faktyimity.pl. JONASZ
W Chojnicach debata nad zmianą herbu. Były przewodniczący rady miasta chce wyrzucenia tura, który obecnie jest w godle, i wprowadzenia w zamian Jana Chrzciciela. Tur jego zdaniem nie ma związków z miastem, a Jan Chrzciciel jest patronem grodu od 2002 roku. Należy się domyślać, że Chrzciciel w odróżnieniu od tura pomieszkiwał w Chojnicach przez lata i stąd te związki z miastem... Anonimowi hakerzy zaaplikowali Polskim Liniom Lotniczym LOT „czarną niedzielę”. Zaatakowali systemy teleinformatyczne przewoźnika i na kilka godzin uziemili 10 samolotów. Kiedyś zaczną się włamywać do ich pokładowych komputerów i maszyny zaczną spadać z nieba jak ulęgałki. A może w Smoleńsku Ruscy... Musi pan to koniecznie zbadać, panie Macierewicz! Co się dzieje w TVP? Ostatnio agenci Centralnego Biura Śledczego przeszukali siedzibę Ośrodka Nowe Technologie zajmującego się telewizją hybrydową i mediami interaktywnymi, podejrzewając zmowę przetargową. Technologie niby nowe, ale TVP tchnie głównie starym konserwatyzmem i nieświeżą korupcją. Stowarzyszenie Wolne Konopie rozkręcało kampanię w obronie swojego wiceprezesa
Jakuba Gajewskiego, któremu grozi kara 15 lat więzienia (!) za import 900 gramów leczniczego olejku z konopi. Tymczasem rodzice prezesa WK Andrzeja Dołeckiego zostali aresztowani na 3 miesiące za import wspomnianego oleju dla chorej na raka staruszki. Grozi im również 15 lat. Kto ma miękkie serce, ten nie powinien mieszkać w Polsce. Papież Franciszek potrafi pozytywnie zaskoczyć. Podczas wizyty w świątyni waldensów w Turynie poprosił przedstawicieli tej protestanckiej wspólnoty o przebaczenie prześladowań i „nieludzkich czynów”, których doznawali przez wieki ze strony Krk. Watykan w dokumencie roboczym na jesienny synod ws. rodziny zapowiada też przełom w sprawie rozwodników i specjalne duszpasterstwa dla gejów i lesbijek, ale „bez zmuszania do czegokolwiek biskupów”. Czyli Rzym przewidział już wyjątek dla Polaków. Zjednoczony Kościół Protestancki Belgii – największe wyznanie ewangelickie w tym kraju – oświadczył, że nie zamierza dłużej blokować gejom i lesbijkom dostępu do urzędów duchownych. Decyzję podjęto drogą demokratyczną – na synodzie. Bo wbrew temu, co sądzą katolicy, Kościół nie musi być dyktaturą podstarzałych frustratów.
gorące tematy
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
Mecz ostatniej szansy OPZZ mozolnie skleja lewicę. Namówiło liderów ponad 30 lewicowych ugrupowań do wspólnej pracy nad programem wyborczym.
– Najważniejsze, że pojawiła się wola dialogu – powiedziała „FiM” Barbara Nowacka (Twój Ruch), szefowa zespołu programowo-organizacyjnego, który być może zjednoczy lewicę (patrz str. 2, 19, 20, 21). Gospodarzem i mentorem rozmów jest wspomniane Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. Na razie nikt nie jest w stanie przewidzieć, co z tego wyniknie, czy powstanie wspólna lista i kto stanie na jej czele. W zasadzie wiadomo jedynie tyle, że jeśli lewica nie dojdzie do porozumienia, to walkowerem odda władzę prawicowym populistom, narodowcom, katotalibom i szaleńcom. Wiemy też, że szanse zjednoczenia są mgliste, bo przy OPZZ zabrakło przedstawicieli Partii Razem, która wyklucza współpracę z SLD, oraz Grzegorza Napieralskiego i Andrzeja Rozenka, bo oni tworzą własne ugrupowanie. Sęk w tym, że jeśli lewa strona sceny politycznej chce przetrwać, to musi szybko zapomnieć o waśniach, pominąć stare urazy i stłamsić wybujałe ambicje. – Nie możemy być zaślepieni pychą – przestrzegał Jan Guz, szef
Z
ałów, posłanie polskich wojsk do Iraku oraz przymykanie oczu na stworzenie tajnych więzień CIA na Mazurach. Po cichu nazywają go „killerem lewicy” i zarzucają brak wiarygodności. Chcą, aby odszedł na polityczną emeryturę. – Nam nie zależy na ratowaniu tonącego
ta Nosal-Ikonowicz (Ruch Sprawiedliwości Społecznej). Wygląda więc na to, że polska lewica musi jak najszybciej znaleźć lidera formatu niemieckiego kanclerza Willy’ego Brandta (SPD) – wizjonera, a zarazem mistrza zarządzania kryzysowego. Lewica
OPZZ. Choćby dlatego, że pycha kroczy przed upadkiem... – Jest szansa na powodzenie, pod warunkiem że przyciągniemy jak najwięcej partii, organizacji i stowarzyszeń. Być może uda nam się stworzyć koalicję, ale tylko wtedy, gdy wszystkie podmioty będą miały równe prawa i zachowają tożsamość polityczną oraz kulturową. SLD musi stać w szeregu – stwierdziła w rozmowie z „FIM” Anna Grodzka. Na razie SLD zadeklarowało, że akceptuje równouprawnienie rozmówców. Ale wagę tych deklaracji znacznie obniża fakt, że Sojusz przemawia ustami sekretarza generalnego SLD Krzysztofa Od lewej: Anna Grodzka, Gawkowskiego, a nie przewodBarbara Nowacka (TR) i Michał Kabaciński (TR) niczącego Leszka Millera. potrzebuje człowieka, który będzie SLD, tylko na walce z łamaniem Rzecz w tym, że to były premiał dość pokory, aby paść na kopraw pracowniczych, z eksmisjamier jest w tej układance postacią lana przed wyborcami i błagać ich mi na bruk, biedą i wykluczeniem. kluczową, szarą eminencją rozgryo wybaczenie za podwyższenie wieChcemy, by nasi przedstawiciele wającą własną grę. Liderzy wielu ku emerytalnego oraz eksmisje na byli wiarygodni i znali realne probugrupowań obawiają się, że ten bruk, w czym maczali palce niektólemy przeciętnych Polaków. Zapolityczny wyga zje ich na przyrzy politycy nazywający się lewicomierzamy tworzyć ugrupowanie, stawkę – tak jak kiedyś zdominowymi. Ta osoba powinna mieć tyle które zahamuje falę prawicowewał Unię Pracy. A także obwiniają odwagi, by walnąć pięścią w stół go populizmu – powiedziała Agago za odejście od socjalnych ide-
asypywanie dziury budżetowej w ZUS-ie tylko w tym roku będzie kosztowało podatników aż 80 miliardów złotych. Urzędnicy – zamiast oszczędzać – wciąż szastają naszymi pieniędzmi. W połowie maja Zakład Ubezpieczeń Społecznych zorganizował we Włoszech tzw. dni poradnictwa. Urzędnicy wyjaśniali Polakom przepisy dotyczące polskich emerytur, rent i rozmaitych świadczeń. Pierwsze spotkanie odbyło się w Rzymie w auli Akademii Alfonsjańskiej (Wyższy Instytut Teologii Moralnej Zgromadzenia Redemptorystów) przy Kościele Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Na drugie specjaliści ZUS wybrali sycylijskie Palermo – jeden z najpopularniejszych włoskich kurortów. Porad udzielano tam w parafii św. Agaty, położonej nieopodal Morza Śródziemnego. Dni poradnictwa przeprowadzane są w formule wykładu ogólnego (prezentacja) oraz indywidualnych porad. Niestety, ZUS nie chciał zdradzić, ile osób skorzystało z oferty. Nieoficjalnie wiemy, że… kilku, a większość stanowili księża z parafii. Kontaktowaliśmy się z kilkoma Polakami mieszkającymi w Rzymie. Nie mieli poję-
cia o akcji urzędników. Pogoda była świetna, urzędnicy się dobrze zrelaksowali, a przy okazji kościelne placówki zarobiły za wynajem pomieszczeń. W ZUS-ie dowiedzieliśmy się, że dni poradnictwa organizowane są we współpracy z polskim Ministerstwem Spraw Zagranicznych. To MSZ wydaje dyspozycje o potrzebach Polonii. Tym razem niezbędnej pomocy
Prezesa ZUS. Bilety lotnicze to koszt około 2000 zł, hotel w Rzymie – około 600 zł za noc; w Palermo podobnie. Dieta to również około 600 zł za całą delegację. Trzy dni (dwa noclegi) pracy jednego urzędnika kosztowały nas wobec tego około 3800 zł. Z pewnością jednak miło jest wyrwać się z dusznych pomieszczeń polskich biurowców do słonecznej Italii…
w zakresie wiedzy emerytalnej mieli potrzebować Polacy mieszkający we Włoszech. Jest ich tam ok. 97 tys., czyli ponad 6 razy mniej niż w Wielkiej Brytanii. Tam jest jednak kapryśna pogoda… Centrala ZUS mimo naszych pytań nie powiedziała ile dokładnie kosztowały polskich podatników te „porady”. – Na koszty wyjazdu składają się standardowe koszty odbywania podróży służbowych: przelot, zakwaterowanie i dieta – powiedział „Faktom i Mitom” Radosław Milczarski z Gabinetu
To tylko niektóre z wielu wypasionych wyjazdów urzędników z ZUS. Nie próbowali nawet ukrywać swoich krajowych i zagranicznych wojaży pod płaszczykiem udzielania porad. Poprzedni prezes – Zbigniew Derdziuk (Opus Dei) – bardzo chętnie finansował z kasy podatników rozmaite podróże swoich podwładnych. Priorytetem były Włochy ze względu na Watykan oraz Hiszpania, ojczyzna Opus Dei, gdzie zarząd ZUS był na konferencji organizowanej przez tę „kościelną mafię” („FiM” 37/2012).
ZUS Travel
strona 3
i zlikwidować „śmieciówki”, wymusić przyjęcie całej Karty praw podstawowych, całej Europejskiej karty społecznej oraz zmusić wielkie korporacje do płacenia podatków w Polsce. A także siły do walki z cynicznymi populistami, takimi jak Jarosław Kaczyński (PiS), który załamuje ręce nad pustymi lodówkami w polskich domach, ale tylko przed wyborami, zaś po nich obniża podatki, ale głównie najbogatszym. Pytanie, czy taka osoba wyłoni się z sali obrad lewicowego okrągłego stołu niczym Afrodyta z morskiej piany… I czy będzie nią Barbara Nowacka – polityczka słynąca z łagodności, lojalności oraz zamiłowania do kompromisu? – Nie przesadzajmy, jeszcze wiele wody w Wiśle upłynie, nim doczekamy się polskiego Willy’ego Brandta. Co nie zmienia faktu, że Barbara Nowacka ma szansę, by stać się jedną z ważnych postaci lewicy. Ma wiedzę, wykształcenie, świetnie znajduje się na arenie międzynarodowej. Musi jeszcze zbudować sobie drużynę – mówi „FiM” prezydent Aleksander Kwaśniewski. Rzecz jednak w tym, że zostało zaledwie pięć miesięcy do wyborów. W tym czasie lewica musi nie tylko porozumieć się sama ze sobą, ale przede wszystkim odzyskać zaufanie wyborców. Cóż, jeśli jesteśmy realistami, to żądajmy niemożliwego – to właśnie hasło wyniosło do władzy na przykład grecką SYRIZĘ. MAŁGORZATA BORKOWSKA
[email protected]
W 2012 r. jego 66 podopiecznych z Biłgoraju poleciało samolotem do Rzymu na 5-dniową wycieczkę. W jej programie poza audiencją u papieża znalazło m.in. zwiedzanie bazylik św. Jana na Lateranie, Matki Bożej Większej, św. Piotra i grobów papieskich. Z kolei nowosądecki ZUS ogłosił w ubiegłym roku przetarg na zorganizowanie wycieczek dla ponad 550 swoich pracowników. Zgodnie z jego wymogami „zusowscy” mieli zwiedzać m.in. Kraków, Pragę, Wieliczkę i Wrocław. W Wałbrzychu przygotowano przetarg na zorganizowanie 105 urzędnikom 5-dniowego obozu narciarskiego. W Częstochowie co roku ZUS-owcy pojawiają się na pielgrzymkach (koszt: około 150 tys. zł) oraz zlotach (około 300 tys. zł). W ubiegłym roku, kiedy na Jasnej Górze pojawiło się 3 tys. pracowników ZUS, były prezes Derdziuk powiedział, że takie pielgrzymki „kształtują sumienie”. Tymczasem na ZUS co roku robimy zrzutkę kilkudziesięciu miliardów złotych. Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że w okolicach 2030 r. zabraknie kasy na emerytury. ARIEL KOWALCZYK
[email protected]
strona 4
z notatnika heretyka
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Polka potrafi
Myśli niedokończone
Tata w ciąży Z sondaży wynika, że nasi panowie stali się bardziej rodzinni niż nasze panie. Zwłaszcza w kwestii prokreacji.
Nie o seks chodzi, ale powiększanie familii. Szczególnie jeśli mowa o potomku drugim czy trzecim. Kiedy standardowa Polka spróbuje „szczęścia”, czyli cudu pierwszych narodzin, na następny często nie ma już ochoty. Najbardziej boi się kilkuletniego niechodzenia do pracy. Mężczyźni w każdej grupie wiekowej – poza tą najmłodszą, do lat 24 – częściej niż kobiety marzą o rodzinie jak z reklamy margaryny i o tupocie małych nóżek w domu. Podejście do ojcostwa przechodzi u nas burzliwą ewolucję. „Mężczyzna świetnie poradzi sobie z niemowlakiem – potrzebuje tylko odpowiedniej instrukcji!” – przekonuje Izabela Operlein, psycholog, socjolog i matka, która założyła pierwszą szkołę dla przyszłych ojców. Na oryginalny pomysł wpadła, kiedy sama była przy nadziei. Zaciągnęła wówczas małżonka do szkoły rodzenia, a tam... wiadomo. Wszystkie nauki
P
skierowane tylko do kobiet. Facet występował jako osoba towarzysząca, a po przeszkoleniu był tak samo zielony jak i przed nim. Jak wygląda trening przed ojcostwem? Panom kursantom na dobry początek przymocowuje się do brzuchów baniaki z wodą. Chodzi o to, żeby na własnej skórze przekonali się, jak cudownie jest być ciężarną. Jeśli nie uciekną, czekają ich kolejne atrakcje. Ukobiecanie mężczyzn poskutkowało tym, że coraz częściej słyszymy o tzw. syndromie kuwady. Polega on na silnym współodczuwaniu stanu błogosławionego partnerki. Samo pojęcie wzięło się z kultury prymitywnych ludów, w których mężczyzna naśladował przeżycia żony związane
z porodem. Na przykład gdy w Papui-Nowej Gwinei kobieta zaczynała rodzić, jej mąż kładł się do łóżka i udawał bóle porodowe, głośno przy tym zawodząc. A noworodek był na „dzień dobry” przytykany do piersi ojca, który udawał, że go karmi. Jak jest z tym zachodnim współodczuwaniem? Najczęściej jest tylko emocjonalne, ale bywa i fizyczne, kiedy przyszły ojciec zaczyna wyglądać jak przyszła matka – rośnie mu brzuch, ma problemy gastryczne i zmiany apetytu. U niektórych zaobserwowano nawet wyższy wskaźnik prolaktyny (hormon odpowiedzialny za wzrost gruczołów sutkowych w czasie ciąży), przy jednoczesnym spadku testosteronu. U wrażliwych mężczyzn takie atrakcje pojawiają się zazwyczaj przy pierwszej ciąży partnerki i kończą w czasie porodu. U nadwrażliwych – przeciągają się jeszcze na czas kobiecego połogu. Profesor Zbigniew Lew-Starowicz twierdzi, że objawy zespołu kuwady występują już w całym zachodnim świecie. Im większa feminizacja, tym częściej! JUSTYNA CIEŚLAK
[email protected]
Polacy, nie uciekajcie od polityki, bo wybory wygrają klauni, gwiazdy rocka i skrajna prawica. (prof. Guy Standing, brytyjski ekonomista) Tak wyalienowanej władzy nie było w Polsce od czasów komunizmu! Rządzący traktują wyborców jak dzieci. (prof. Jacek Hołówka, etyk ) Chcę oddzielić państwo od Kościoła. (Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania) Ekologiczna encyklika papieża Franciszka „Laudato si” to pierwszy od lat dokument Kościoła, który zajmuje się naprawdę ważnymi sprawami. (prof. Stanisław Obirek, były jezuita) Zahipnotyzowani przez Kościół Polacy wloką się w ogonie ludzkości. To, że część ludzi odnajduje się w Kościele katolickim, świadczy tylko o tym, jak doskonała jest katolicka indoktrynacja. (Krzysztof Pieczyński, aktor) Rząd Grecji ma całkowitą rację, że nie daje się zmusić do społecznie szkodliwych i na dłuższą metę nieracjonalnych ekonomicznie cięć wydatków budżetowych. Postępuje też słusznie, nie godząc się na obciążające ludność dalsze podnoszenie podatków mające na celu głównie niekończące się spłacanie długu zagranicznego, w który został wpędzony. Ekipa SYRIZY jest pragmatyczna, a nie populistyczna. Wierzycielom proponuje rozsądne rozwiązania głębokiego kryzysu. (prof. Grzegorz Kołodko, ekonomista, były wicepremier) Akcja Wyborcza Solidarność, ugrupowanie o korzeniach związkowych, kontynuowała reformę emerytalną skrojoną pod zamożniejszą część społeczeństwa i przeprowadziła przebudowę systemu zdrowotnego, na pierwszym miejscu stawiając wynik finansowy, a nie pacjenta. W opiece zdrowotnej kierowanie się wynikiem finansowym jest złe (…). Kolejki są wynikiem tej reformy. W latach 90. kolejek nie było. (Marek Balicki, były minister zdrowia) Wybrali: AC i PPr
olski kapitalizm i państwo pozostające na jego usługach zaczynają przybierać formy karykaturalne. Można o jego paradoksach pisać powieści, a nawet przypowieści.
Niewiele rzeczy na świecie jest tak charakterystycznych dla kapitalizmu jak reklama. Z punktu widzenia klientów jest ona czymś absolutnie zbędnym, wręcz niepożądanym. Bo dostarczane przez nią „informacje” o produktach to zwykle wyrafinowana propaganda, mająca hipnotyzować klientów. Niechlubne efekty reklam są odwrotnie proporcjonalne do kosztów – te są imponujące i zawsze ponoszone przez klientów, którzy tym sposobem dwa razy tracą: nie dość, że są tumanieni, to jeszcze na swój własny koszt. Ale bez reklamy nie ma wolnego rynku, bo reklama to forma wolnorynkowej przepychanki właśnie. Tym bardziej więc symboliczne jest to, co odkryto niedawno w Krakowie. Mianowicie koczowisko bezdomnych w gigantycznej reklamie billboardowej. Nielegalnie zresztą stojącej. Podczas gdy sądowna walka z tą reklamą toczy się ospale od 3 lat, z jej mieszkańcami poradzono sobie w dwa tygodnie. Przegnano ich, choć nie było na nich skarg. To też jest symboliczne. Wymiar sprawiedliwości nie radzi sobie z korporacjami, ale zwykłych ludzi załatwi szybko i bez zmrużenia oka, gdy tylko podpadną biznesowi. To już niemal przysłowiowa rola państwa w dzikim kapitalizmie – bycie lokajem systemu. Owi bezdomni z reklamy to też pewne szyderstwo losu. Oto podstawowe narzędzie kapitalizmu dało chwilowe schronienie ludziom, którzy są poza systemem.
Oni nie korzystają z reklam, bo w zasadzie nie robią zakupów. Są niemal poza obiegiem pieniądza – żyją przecież z odpadków, czyli z tego, co kapitalizm i jego klienci wyrzucą jako zbędne. Zbędni ludzie, jedzący zbędną żywność mieszkają w reklamie – rzeczy bodaj najbardziej zbędnej z tego wszystkiego. Takie zderzenie kapitalizmu z ludźmi odpadami systemu obserwuję także dzień za dniem na ulicy Piotrkowskiej w Łodzi. Pięknie odnowiona za 48 milionów złotych główna arteria miasta – jego urbanistyczny kręgosłup – staje się koczowiskiem coraz liczniejszych bezdomnych: obdartych, pijanych, chorych fizycznie i psychicznie. Snobistyczna ulica klasy średniej i wyższej niechcący stała się oknem wystawowym nędzy. Widuję tam nawet sześcioosobowe grupy nędzarzy, którzy nagabują klientów ogródków restauracyjnych. Zjawisko się nasila i nie pozwala zapomnieć bogatszym o skutkach ubocznych ich dobrobytu, o które się muszą potknąć. Ten paradoks Piotrkowskiej przypomina jeszcze o jednym – w Polsce znajdą się natychmiast dziesiątki, setki milionów, a nawet miliardy złotych, gdy przychodzi do dotowania potrzeb klasy średniej – hal widowiskowych, szykownych ulic, ekstrawaganckich dworców, Pendolino, luksusowych muzeów itp., ale jak przychodzi do budowania mieszkań dla biednych, to okazuje się, że kieszeń państwa jest bardzo płytka i dziurawa jak dachy kamienic komunalnych. Piszemy o tym na str. 11. W mieszkalnictwie jesteśmy na poziomie Rumunii. Jak przystało na kraj ciągle wywijający sztandarem „Solidarności”! ADAM CIOCH
Rzeczy pospolite
Życie jak z reklamy
[email protected]
Trybun@ł ludu Po wakacjach widzów popularnego serialu „Na dobre i na złe” czekają spore zmiany. Z nadawanego przez Telewizję Polską tasiemca zniknie szpitalny bufet, w którym do tej pory spotykali się lekarze. W miejscu jadłodajni stanie kaplica, gdzie „pacjenci i ich rodziny będą mogli wziąć udział w mszy świętej albo oddać się modlitwie”. Wiadomo już, że robotę straci bufetowa Maria. Trwają ponoć poszukiwania jej imienniczki z przedrostkiem św. No cóż… Nie ma gdzie żreć, nie ma gdzie się leczyć. Można za to modlić się do oporu. Ten serial naprawdę oddaje polski realizm. ~valley Dlaczego tylko jedna kaplica? Powinna być na każdym piętrze i przed każdą salą operacyjną. ~IVRP Zacznijmy przerabiać sale chorych na kaplice! ~gość Bedzie kaplica i wszyscy będą chodzić w habitach. Przygotowują się do jesiennych wyborów. ~gryn A może teraz lekarze zaczną umierać z głodu? ~agatas Artur Żmijewski, były gwiazdor opisanego wyżej serialu, ostatnie lata spędził w sutannie, ganiając przestępców jako ojciec Mateusz. Żmijewski jako „czarny” detektyw spodobał się na tyle, że dostał nową propozycję. Został narratorem programu „Geneza grzechu”, gdzie pokazuje widzom występki przeciwko Dekalogowi. No i… kaplica. To Żmijewski rozstał się z ojcem Mateuszem na dobre i na złe? ~peszek Abp Wesołowski może być nowym detektywem! Świetnie zaciera ślady i tropi dzieci. ~23d Ojciec Mateusz, Ziarno, Słowo na niedzielę, w Dzienniku TV raportowanie wszelkich szczegółów sporu ks. Lemański vs abp Hoser, pielgrzymek, mszy, wiadomości parafialnych. To jeszcze mało?~parazyd
Wybrał ASz
na klęczkach
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Powrót na łono Grzegorz Napieralski może zostać w SLD. Taka jest wola sądu partyjnego. Polityk znalazł się w opałach po tym, jak skrytykował wystawienie jako kandydatki na prezydenta Magdaleny Ogórek. Teraz decyzja Millera jest wyśmiewana przez wszystkich, ale wówczas Napieralskiego zawieszono w prawach członka partii. Rzecz w tym, że sam zainteresowany ogłosił, iż wespół z Andrzejem Rozenkiem zakłada nową partię. Ugrupowanie to ma wystawić kandydatów w najbliższych wyborach parlamentarnych. Napieralski stwierdził, że ma „gorzką satysfakcję”, ale do partii wróci tylko pod warunkiem, że Miller ustąpi ze stanowiska. Czyli na białym koniu. ŁP
Żywot świętego Zbigniew Ziobro, producent fikcyjnych przestępców, odkrył w sobie talent literacki. Ujawnił, że jego pierwsze dzieło, oczywiście wiekopomne, już się tworzy. Publikacja ma dotyczyć pracy autora w Ministerstwie Sprawiedliwości. Czyli jednak kryminał. Według Ziobry książka ma „odkłamać mity” – m.in. w sprawie doktora Mirosława G. oraz związanych z tym problemów w transplantologii. Oczami wyobraźni już widzimy tę hagiografię. Do tej pory Ziobro był znany głównie ze swojej złotej myśli: „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”. Pewnie wyjaśni, że miał na myśli Kubę Rozpruwacza. ŁP
ni ożyła, to nieprawdopodobne, a jednak” – napisał dawny przywódca „Solidarności”. Cóż, ten „cud” zdarza się w neapolitańskiej katedrze całkiem często. Umieszczona w relikwiarzu niezidentyfikowana ciecz, uważana za krew św. Januarego, po prostu czasem rozpuszcza się, a czasem tężeje. Szybkie jej rozpuszczenie ma być wróżbą nadchodzącego szczęścia. ŁP
Dron agresji 27 czerwca do Słubic z Frankfurtu nad Odrą przyleci „dron aborcyjny” z pigułkami wczesnoporonnymi. To element akcji współorganizowanej przez Feminotekę i Porozumienie Kobiet 8 Marca. Happening „ma podkreślić różnice w realiach Polek – w kontekście dostępności bezpiecznych usług aborcyjnych – w porównaniu z realiami kobiet z innych krajów Europy”. Pomysł na powitanie drona znalazł już Tomasz Terlikowski: „Co z tym zrobić? Odpowiedź prosta: zestrzelić!”. Zauważmy – nie ukamienować, nie spalić… – to już jest postęp! ŁP
Popłynąć na „Barkę”
strona 5
Modły zostają W szkole w Golasowicach w lutym rozgorzał wielki spór o modlitwę przed lekcjami. Kuratorium przeprowadziło kontrolę oraz oceniło placówkę. Uzyskała najniższą ocenę: „E”. Ale na 3 kolejne lata dyrekcja ma spokój z kuratorium – jego pracownicy nie widzą podstaw, by w najbliższym czasie znowu interweniować. Dyrektorka Bożena Struzik złożyła tymczasem odwołanie od jakoby krzywdzącej ją oceny. No i póki co jest po staremu. Modły przed lekcjami trwają w najlepsze. ŁP
Święcona integracja Urząd Gminy w Przasnyszu chwali się na swoim oficjalnym portalu, że w ramach projektu „Integracja mieszkańców Gminy Przasnysz poprzez cykl imprez rekreacyjno-kulturalnych” dofinansował... poświęcenie pola w miejscowości Wielodróż. W rzeczonej „imprezie rekreacyjno-kulturalnej” oprócz mieszkańców okolicznych sołectw udział wzięli wójt Grażyna Wróblewska, przewodniczący Rady Gminy Andrzej Sekuna oraz ks. kanonik Wiesław Wiśniewski. Kościelny obrzęd święcenia pól zainaugurowała msza odprawiona przez proboszcza Cezarego Olzackiego. Następnie notable i goście wraz z mieszkańcami w procesji przemaszerowali na okoliczne pola w celu pomodlenia się za urodzaj w czasie żniw. „Uroczystość była okazją do integracji tej społeczności” – informuje przasnyski urząd gminy. Jak wiadomo, taka kościelna „integracja” to są drogie rzeczy, ale tym się już urząd nie pochwalił. A.K.
Przeworsk zgubiony
Pomnik na skróty
Rozpoczął się sezon pielgrzymkowy i organizatorzy próbują za wszelką cenę zainteresować coraz mniej chętnych ludzi do odwiedzenia sanktuariów. Tradycyjne piesze pielgrzymki już się przejadły. Drogę (ok. 17 km) z Katowic do Piekar Śląskich, gdzie znajduje się sanktuarium Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej (sic!), kilkadziesiąt osób przemierzyło na.... rolkach i hulajnogach. Z kolei 21 czerwca na basenie MOSiR w Pabianicach odbyła się Pierwsza Pielgrzymka Pływacka na Jasną Górę 2015. Uczestnicy przepłynęli łącznie 96 km, czyli tyle, ile wynosi odległość z Pabianic do Częstochowy w prostej drodze. Żeby nie zapomnieli, po co płyną, na basen przyniesiono kopię „cudownego obrazu”. Podobno woda w basenie też była poświęcona… ŁP
Lech łaski pełen Lech Wałęsa to ma dopiero szczęście. Nie dość, że w pojedynkę obalił „komunę”, to ostatnio osobiście był świadkiem cudu w Neapolu. „Krew cudownie budząca się. Cudowna krew. W mojej obecności w pełni ożyła. Na moich oczach w całej peł-
W Rzeszowie ma stanąć pomnik katastrofy smoleńskiej. Projekt ani lokalizacja nie zostały z mieszkańcami skonsultowane, bo o wszystkim zdecydował zarząd województwa podkarpackiego. Za wątpliwej urody monument z brązu zapłaci urząd marszałkowski, czyli podatnicy. Stanąć ma przy… wejściu do urzędu. Koszt: 50 tys. zł. „Nie chcieliśmy ogłaszać konkursu ani wywoływać publicznej dyskusji wokół projektu, bo to temat, który dzieli. Zaraz pojawiłyby się głosy: czy ma być, czy nie ma być, jak ma wyglądać. Więc poszliśmy na skróty” – bezczelnie komentuje urzędniczą samowolę marszałek Władysław Ortyl. ŁP
Obraz fanatyzmu Z gabinetu prezydenta Słupska Roberta Biedronia usunięto na jego polecenie obraz Jana Pawła II. To oczywisty przejaw neutralności światopoglądowej urzędu. Wielbiciele Wojtyły przejęli malowidło i z wielką pompą zawiesili je w słupskim kościele obok jakiejś kostki czy innego zęba papieża. Na tę nadzwyczajną uroczystość przybył nawet biskup koszalińsko-kołobrzeski Edward Dajczak. W kazaniu przywalił Biedroniowi: „Człowiek, który zapomniał o Bogu, zaczyna organizować świat na nowo, sprzątać według własnego punktu widzenia. Zaczyna sprzątać nawet to, co inni stworzyli. Sprzątać nawet innych” – bredził. W podobne zawiłości nie bawił się Ryszard Nowak, specjalista od tropienia sekt i „obrazy uczuć”. Złożył doniesienie do prokuratury, że zdjęcie obrazu w urzędzie jest zamachem na wiarę katolików. ŁP
Na zakończenie kościelnego odpustu z okazji 550 lat obecności bernardynów w Przeworsku (13 czerwca) władze miasta oficjalnie powierzyły opiekę nad miastem patronowi osób i rzeczy zagubionych – św. Antoniemu z Padwy. Po mszy powziętą uchwałę w sprawie wyrażenia woli ustanowienia świętego Antoniego z Padwy patronem miasta odczytał przewodniczący Rady Miasta Przeworska Tomasz Kojder, wyrażając przy tym nadzieję, że święty otoczy Przeworsk wyjątkową troską i opieką. Burmistrz Przeworska Leszek Kisiel natomiast zapewnił wszystkich zgromadzonych na odpuście, że „ustanowienie patronem miasta św. Antoniego z Padwy jest dla mieszkańców, jak również wszystkich osób związanych z Przeworskiem, wielką nobilitacją i honorem. Akt ten pozostawi zapewne dla przyszłych pokoleń niezatarty ślad żywego kultu św. Antoniego, wpisując się tym samym w historię miasta”. Decyzja władz Przeworska czeka teraz na zatwierdzenie przez watykańską Kongregację Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Wychodzi na to, że Przeworskiem nie rządzą jego samorządowcy, lecz watykańskie biuro. Jedno jest pewne – radni powinni się pomodlić do patrona rzeczy zagubionych w sprawie odnalezienia zagubionego rozumu. A.K.
strona 6
a to polska właśnie
P
osępni jeźdźcy nazwali się Rycerzami Świątyni Jerozolimskiej. Na sztandarach oraz plakietkach rozpoznawczych używają łacińskiej formuły Aequites Templi Hirosolimitani (ATH). W statucie zastrzegli, że działają „zgodnie z nauką W Kościoła” i są ściśle podporządkowani biskupowi włocławskiemu. On bowiem mianuje Radę Klubu, czyli 12-osobowe gremium kierownicze, w którego skład obligatoryjnie wchodzi sześciu księży. Dowodzący organizacją komandor też musi być osobą duchowną wskazaną przez ordynariusza. Obecnie funkcję tę sprawuje ks. Maciej
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity Komandor Jasiński (z lewej) i kapitan Deręgowski
Kronikarz klubu pracuje oczywiście w pozycji klęczącej. Po spotkaniu założycielskim zanotował: „Ksiądz Biskup wyraził radość, że powstający klub motocyklowy swoją działalność opiera na wartościach
diecezji włocławskiej powstał katolicki gang motocyklowy
chrześcijańskich”. Mering wskazał też na palącą dziś potrzebę stawania w obronie „wartości”. „Jak podkreślił Jego Ekscelencja, piękne jest to, iż dokonuje się to poprzez łącze-
Czarne wilki Jasiński, referent ds. gospodarczych kurii biskupiej. Jednym z dwóch jego zastępców – w randze kapitana – jest ks. Sławomir Deręgowski, były osobisty sekretarz biskupa Wiesława Meringa, obecnie proboszcz parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika we Włocławku. Ksiądz Rafał Bogus, wikariusz tejże parafii, ma w klubie stanowisko mistrza ceremonii. Rycerz Mering w stopniu generała stanowi instancję najwyższą, a jego decyzje są ostateczne.
K
nie z naszą pasją, jaką są motocykle” – czytamy w sprawozdaniu. Ze statutu katolickich „czarnych wilków” dowiadujemy się m.in., że „zawsze jadą dostojnie”. Łaska przyjęcia może zatem spłynąć tylko na „osoby o nienagannych normach moralnych i społecznych”. O ile wytrwają okres próbny oraz uzyskają rekomendację funkcjonariusza Rady. Zakonnicom formalnie wstępu się nie zabrania, ale żadna jeszcze nie zgłosiła takiego pragnienia. Być może dlatego, że
atolicka, nacjonalistyczna bojówka, idąc za wzorem nazistów, chce stworzyć i upublicznić „listę hańby” – imienny wykaz muzułmanów mieszkających w Polsce.
Polska Liga Obrony powstała na wzór skrajnie prawicowej English Defence League, ugrupowania neofaszystowskiego wyrażającego sympatię m.in. dla norweskiego mordercy Andersa Breivika. Według założycieli polska organizacja powstała „niezależnie, z inicjatywy polskich patriotów, którzy zobaczyli na obczyźnie szybko postępującą, przy poparciu tamtejszych władz i części społeczeństwa, zgodnie z ideą poprawności politycznej, brutalną islamizację” („FiM” 2/2014). Działacze PLO uważają, że przez wpuszczanie muzułmanów na nasz kontynent (muzułmanie w Europie mieszkają od ok. 1300 lat...) sytuacja na Zachodzie „robi się katastrofalna”. Jedynym sposobem na jej poprawę ma być „zatrzymanie brutalnej islamizacji”. Według deklaracji liderów Ligi wyznawcy Allaha są osiedlani nad Wisłą i utrzymywani przez polski rząd, mimo że to „często zbrodniarze wojenni z Al-Kaidy i Bractwa Muzułmańskiego”. Początek działalności PLO to głównie wyzwiska i wulgarne wpisy w Internecie. Kiedy poczuli się pewniej, organizowa-
przyjemność posiadania porządnej maszyny słono kosztuje. Rycerze w nabijanych ćwiekami skórzanych „sutannach” budzą zgorszenie wśród wiernych starszych wiekiem, choć prezentują się pięknie. Zwłaszcza podczas uroczystości kościelnych. A gdy towarzyszą swojemu generałowi w honorowej eskorcie, rosyjskie Nocne Wilki wyglądają przy nich na ministrantów... MARCIN KOS
li patrole w miejskich dyskotekach, których celem było… utrudnianie podrywu dziewczyn przez „śniadych książąt”. Zaczepiali Polki i towarzyszących im – zdaniem działaczy PLO – przybyszów z Bliskiego Wschodu. Kobiety dostawały ulotki z informacją o grożącym im śmiertelnym niebezpieczeństwie oraz krótką reprymendę na temat „uśmiechów wspaniałego Aladyna”. Efekt? „Już dwie dziewczyny, z którymi rozmawialiśmy, chcą do nas dołą-
[email protected]
tę i info od obywateli naszego kraju. Ponadto w opracowaniu jest również strona internetowa i miejsca zamieszkania i pracy muzułmanów u nas w kraju. Obywatele mają wiedzieć gdzie muzułmanie mieszkają, będziemy publikować ich adresy zamieszkania, adresy pracy, jak się nazywają itd”. To już, niestety, nie są żarty. Polscy nacjonaliści wiele razy podpalali drzwi do mieszkań ludzi o innym niż biały kolorze skóry. Nie wspominając już o licznych pobiciach na tle rasowym i religijnym.
Krzyżują na pałę czyć i ostrzegać inne Polki” – piszą dumnie członkowie PLO. Później wpadli na pomysł wysyłania do Centrum Kultury Islamu kawałków boczku, bo wierzyli, że muzułmanie przez kontakt z wieprzowiną trafią do ichniejszego piekła. Efekty akcji są niewiadome, gdyż żaden z nich nie pomyślał, jak sprawdzić, czy boczek rzeczywiście działa... Po kilku podobnie idiotycznych akcjach antyislamiści podeszli do swojej „świętej wojny” znacznie radykalniej. Jeden z liderów Ligi, Dariusz Mazurek, ogłosił (pisownia oryginalna): „Pracujemy nad nową platformą informacyjną, która zawierałaby sklep, gaze-
– To przestaje być śmieszne. Mieszkam w Polsce od 30 lat. Mam żonę i dzieci. Płacę podatki, żyję jak każdy inny – mówi „Faktom i Mitom” Eltigani (nazwisko do wiadomości redakcji) pochodzący z Sudanu. Przez lata pracował dla polskiego wojska jako tłumacz w kontyngencie w Iraku. – Dostałem nawet odznaczenie, ale tych zwyrodnialców nic nie obchodzi. Dobrze, że mam za sobą sąsiadów, pomogą w razie czego – dodaje. Rozmawialiśmy z Muzułmańskim Centrum Kultury w Polsce, ale żaden przedstawiciel MCK nie chciał zająć oficjalnego stanowiska w tej sprawie. – Po prostu
się boimy ich rozdrażniać – usłyszeliśmy w słuchawce. Według polskiego prawa zbieranie i upublicznianie danych przez Polską Ligę Obrony jest nielegalne, choćby w świetle ustawy o ochronie danych osobowych. Piętnowanie ludzi ze względu na narodowość lub wyznanie również jest przestępstwem. Trudno jednak egzekwować prawo, jeśli nacjonaliści będą kolekcjonować nazwiska i adresy muzułmanów – na przykład na zagranicznych serwerach w krajach, gdzie obowiązują inne przepisy. Od lat w ten sposób działa serwis Red Watch, na którym pojawiają się wrażliwie dane „zdrajców rasy”, anarchistów, lewicowych polityków czy antyklerykałów (w tym naczelnego „FiM”). Policja nie potrafi takiej sytuacji skutecznie zaradzić. Pomijając aspekty prawne i etyczne, akcja ta obnaża nieskończoną ignorancję organizatorów. Jak oni chcą ustalać przynależność wyznaniową tych swoich „muzułmanów”? Po kolorze skóry, brzmieniu imion i nazwisk? Niemała część Arabów mieszkających w Polsce to palestyńscy, syryjscy lub libańscy chrześcijanie. Wśród uchodźców z krajów islamskich jest też wielu niewierzących. I to oni teraz w Polsce mają być piętnowani za „islamizm”? ŁUKASZ LIPIŃSKI
[email protected]
polska parafialna
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
strona 7
Kościelna kolonizacja
D
o instytucji kościelnych popłynęła rzeka publicznych pieniędzy na organizację wakacji wyznaniowych dla dzieci i młodzieży szkolnej.
Z praktyki lat ubiegłych wiemy, że programy takich imprez wypełnione są obowiązkową modlitwą, codziennym uczestnictwem w mszy i zwiedzaniem obiektów sakralnych. Ich uczestnikami są ministranci, panienki ze scholi, pociechy aktywu parafialnego. Kasę wykładają samorządy wszystkich szczebli. Od gmin, po województwa. Łącznie około 15 mln zł. Dotację otrzymuje każda zainteresowana placówka kościelna, częstokroć z kilku źródeł. Największym beneficjentem instytucjonalnym jest Caritas. Przykład z województwa warmińsko-mazurskiego: 18 maja 2015 roku Kuratorium Oświaty i Wychowania w Olsztynie rozstrzygnęło konkurs ofert na organizację wypoczynku letniego. W puli było 267 tys. zł. Spośród wszystkich 50 ofert spełniających wymogi formalne, dofinansowania zdobyło 26 projektów, w tym 17 zgłoszonych przez Caritasy (z diecezji ełckiej, elbląskiej i archidiecezji warmińskiej), które zgarnęły w sumie 156 tys. 400 zł. Drugie tyle dostaną z gmin w ramach tzw. zadań własnych związanych ze „wspieraniem letniego wypoczynku”. Dodatkową korzyścią będzie „obłożenie” wolnych miejsc we własnych obiektach noclegowych. Zdecydowana bowiem większość kolonii i obozów zostanie zakwaterowana w różnych ośrodkach
rekolekcyjnych, domach formacyjnych itp. Urząd marszałkowski woj. kujawsko-pomorskiego ofiarował pieniądze 14 podmiotom kościelnym pod pretekstem „wspierania zajęć rozwojowych dla dzieci i młodzieży zagrożonych wykluczeniem społecznym”. Lokalne Caritasy, parafie i zakony zainkasowały na ten cel 110 tys. zł. Wojewoda wielkopolski dopłacił do „wakacji z Bogiem” 16,5 tys. zł (salezjankom z Pleszewa, Caritasowi Diecezji Kaliskiej i parafii w Krotoszynie). Gminy dają, ile Kościół sobie życzy. Urząd Miasta w Zielonej Górze dofinansował osiem parafii i Caritas kwotą 60 tys. zł, a burmistrz Kwidzyna (woj. pomorskie) szarpnął się na 39 tys. zł dla jednego Miłosierdzia Bożego. W Skarszewach (woj. pomorskie) przyznano Zespołowi Caritas przy św. Michale Archaniele 6 tys. zł na organizację półkolonii „promującej zdrowy tryb życia”. Druga tamtejsza parafia – św. Maksymiliana Kolbego – dostała 4,5 tys. zł na wycieczkę połączoną ze zwiedzaniem Jasnej Góry i katedry wrocławskiej. Burmistrz Libiąża (małopolskie) wysupłał zaledwie 3 tys. zł dla Przemienienia Pańskiego i 1 tys. zł dla klubu sportowego Święta Barbara. W Starogardzie Gdańskim dwie parafie dostały 14,9 tys. zł. W Swarzędzu (woj. wielkopolskie) rozdzielono 20,5 tys. zł między trzech proboszczów i diecezjalną Akcję Katolicką. Obóz organizowany przez Wspomożycielkę Wiernych ma mieć charakter „formacyjno-krajoznawczy”, co oznacza inten-
sywną indoktrynację małolatów. Płońsk (mazowieckie) dał parafii św. Maksymiliana Kolbego 20 tys. zł na „kolonie twórcze”, a proboszczowi od św. Michała
Archanioła 17 tys. zł celem zorganizowania „rajdów rowerowych do sanktuariów maryjnych”. Włodarze Jarosławia (woj. podkarpackie) mieli lepszy motyw („kolonie dla dzieci i młodzieży z rodzin dotkniętych problemem alkoholowym”), a dzięki niemu lżejszą rękę. 16 podmiotów kościelnych (m.in. parafie, archidiecezjalne Stowarzyszenie Rodzin, Akcja Katolicka) zainkasowało 155 tys. zł. Pod tym samym hasłem wakacji „antyalkoholowych” parafie w Redzie (woj. pomorskie) dostały 15 tys. zł. Natomiast pleban z Żywca (woj. śląskie) wpadł na pomysł kilkudniowego „wypoczynku dla dzieci z rodzin dysfunkcyjnych”, na które miasto przyznało mu 16 tys. zł. W Leszno-
woli (woj. mazowieckie) wymyślono dzieciom letni „program profilaktyczno-edukacyjny” realizowany przez dwie parafie za łączną kwotę prawie 26 tys. zł. Według zebranych przez nas wyrywkowych danych średnia wypłata gminy w Polsce na kościelne wakacje wynosi około 5 tys. zł. W skali kraju przekłada się to na ponad 12 mln zł. Wliczając dofinansowania przez województwa i powiaty, wychodzi co najmniej 15 mln zł. „W roku 2015 ze względu na niską dotację przyznaną przez Ministerstwo Edukacji Narodowej do ojczyzny przodków przyjedzie na wypoczynek zaledwie 350 dzieci polonijnych z Ukrainy” – łka Caritas i wyciąga rękę po więcej pieniędzy. Tak jest mniej więcej co roku. A dzieciaki z najbiedniejszych rodzin stroniących od Kościoła cieszą się, że mają chociaż trzepak na podwórku... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected] reklama
strona 8
życie po życiu
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Za klasztornym murem
(2)
Anna pamięta te ostatnie chwile. Weszła do kaplicy, zostawiła klucze i wyjechała. W habicie – żeby nie robić sensacji…
Po drodze odebrała telefon od siostry prowincjalnej, która wykrzyczała do słuchawki, że ma oddać habit i medal zakonny. Później przyszedł SMS: „Siostro, niech siostra nie podejmuje decyzji przekreślających tego, co Bogu ślubowała”. Ale Anna decyzje podejmuje szybko. I – jak mówi – nigdy ich nie żałuje. Wszak można karać za zło, ale nie zdarza się, żeby ktoś w zgromadzeniu został ukarany za czynienie dobra. Zgodnie z konstytucjami władza zakonna powinna jej szukać. Ale to tylko teoria.
Miała problemy Dzwonię do poznańskiej prowincji elżbietanek. – Szczęść Boże, w którym domu mieszka teraz siostra (…)*? – pytam zakonnicę, która odebrała telefon. – Siostra (…) opuściła nasze zgromadzenie. Jej tutaj nie ma. W Warszawie bodajże jest. Nie wiem, gdzie ona się obraca, bo teraz z nią kontaktu nie mamy – informuje. – Ale co się stało? – dociekam. – No, miała tutaj problemy… – odpowiada krótko moja rozmówczyni. Numeru telefonu Anna nie zmieniła. Ale dziś jej niedawne współsiostry raczej nie dzwonią. Nieliczne piszą SMS-y. Jedne z troską o to, jak sobie radzi i czy ma na chleb. Inne z zazdrością, że nie mają tyle odwagi, żeby pójść w jej ślady. Władza milczy. – Kiedy siostra umiera, idziemy na pogrzeb i co jakiś czas odwiedzamy grób na cmentarzu. Jeżeli odchodzi ze zgromadzenia, chce się o niej natychmiast zapomnieć. A przecież mamy miłować nawet wrogów swoich. Tym bardziej trudno to zrozumieć – mówi Anna z zadumą.
Babo, wyjaśnij! Nigdy nie zapomni tego dnia, gdy matka generalna przyjechała ukarać ją za niesubordynację. Za to, że wbrew jej zakazowi Anna wzięła udział w programie telewizyjnym i stanęła tam w obronie ojca samotnie wychowującego dwójkę dzieci. Władza weszła do domu z kamienną
czeniu – nie spotkała się z żadną krytyką. Raczej ze zrozumieniem. Kiedy poszła wymienić dowód osobisty, a w starym miała zdjęcie w habicie, pani z okienka spojrzała z uśmiechem i powiedziała: gratuluję decyzji. – Dziś, kiedy mijam na ulicy siostry, nie czuję żalu. Ja to porównuję do przeczytanej książki – przewróciłam kolejną kartkę. Tamto jest już za mną. Zamknęła się pewna historia, zaczęła się nowa. Ja mam nowe życie.
twarzą, bez wyrazu. Przywiozła upomnienie z zagrożeniem wydalenia ze zgromadzenia. – To było kilka minut, które zniszczyły całe zaufanie, którym wcześniej mnie władza darzyła. Jak można mówić o ewangelii, o szacunku do drugiego człowieka i tak się zachować? To dla mnie niewyobrażalne. W ciągu kilku minut zostałam pozbawiona przełożeństwa, o co akurat nie mam żalu, bo nie trzeba być przełożonym, żeby realizować swoje powołanie – mówi Anna. Tyle że władze zakonu postanowiły jej odebrać także możliwość katechizacji. Straciła misję kanoniczną. Do tej pory nie wie, na jakiej podstawie. Wszak można ją cofnąć tylko wtedy, jeżeli występuje gorszące zachowanie czy głoszenie nauki niezgodnej z linią Kościoła. Do żadnego z powyższych Anna się nie poczuwa. Napisała trzy listy z prośbą o uzasadnienie decyzji o odebraniu możliwości uczenia religii. Odpisali, że proboszcz prosił. Kiedy uparcie domagała się szczegółów, kuria przysłała pismo: „Poprzednia odpowiedź jest wyczerpująca i na tym kończymy korespondencję z Panią”. Karą miała być poza tym zsyłka na Wybrzeże. Tam na co dzień miałaby liczyć ziarnka piasku na plaży, a w sezonie sprzątać pokoje po gościach wakacyjnych turnusów. Władza mamiła niedookreśloną wizją powrotu. Kiedyś… – Nie sądziłam, że aż tyle zła ktoś jest w stanie mi wyrządzić. Bałam się tego, że jeśli tak psychicznie byłam zdołowana przez półtora roku i teraz pójdę w taką pustkę, to nie wytrzymam – mówi Anna. Nie było żadnej konfrontacji, żadnej rozmowy, nikt nie zażądał po prostu: babo, wyjaśnij, o co chodzi z tym romansem! To najbardziej boli. Nawet jeśli człowiek popełnia błędy, powinno się podjąć rozmowę, a nie z góry wydawać wyrok.
stała zgodę. Zyskała w ten sposób trochę czasu. Wciąż starała się szukać jakiejś nici porozumienia. „Matki założycielki zgromadzenia nie powstydziłyby się tego, co robiłam dla tej rodziny. To samo byłam gotowa robić dla innych. Nie zamknęłam się na pomoc jednemu człowiekowi” – pisała do matki generalnej z nadzieją na to, że dostanie choćby możliwość wytłumaczenia swoich czynów. Nie dostała. Zanim zdecydowała się odejść ze zgromadzenia, próbowała prosić o rok urlopu, tzw. eksklaustrację. Ale to były próby, które prowadziły donikąd. – Główny problem był taki, że zdecydowałam się na pomoc mężczyźnie. Gdybym wspierała kobietę, byłoby w porządku. Z każdym mężczyzną, którego spotkałam na drodze, miałoby mnie coś łączyć? To byłaby już spora kolekcja! Nie wszędzie trzeba widzieć zło, nie wszędzie trzeba się dopatrywać grzechu. Matki założycielki szły do ludzi, nie patrząc na ich płeć czy wyznanie. Czasem ludzie mają inne pojęcie dobra… – mówi z nostalgią.
Inne pojęcie dobra
Życie na kuroniówce
Tego dnia, gdy władza zakonna przyjechała ją ukarać, dostała trzy godziny na wyjazd z domu. Wybłagała możliwość uporządkowania swoich spraw, także w szkole. Do-
Pod habitem nosi się wyłącznie bieliznę. Kiedy więc Anna habit zdjęła, dotarło do niej, że nie ma niczego. I to dosłownie. Pożyczyła cywilne ubrania i poszła do sklepu.
Inny świat
– Nikogo nie interesuje to, że człowiek odchodzi bez złotówki. Ja do tej pory od dwóch sióstr dostałam pytanie, czy mam na chleb. Nie usłyszałam tego pytania od władzy zakonnej. – A masz? – Pieniądze z mojej ostatniej wypłaty zostały w zgromadzeniu. – Nie zgromadziłaś oszczędności? – My nie mamy oszczędności. Pieniądze z naszych rent, emerytur i pensji trafiają na konto wspólnoty, czyli matki przełożonej. – To z czego żyjesz? – Z kuroniówki. – Wystarcza? – Inni mają mniej albo nie mają wcale. Za podjęte decyzje ponosi się konsekwencje. Władze zakonne mnie przekreśliły. Spotkałam się natomiast z ogromną przychylnością osób świeckich. Do dziś nie znalazłam jednak pracy. Żyję na razie dzięki ludziom, na których bezinteresowną życzliwość mogę liczyć. Czasami mnie ta życzliwość krępuje, ale gdyby nie oni, nie miałabym dokąd pójść. Rodzice nie żyją, rodzinie nie chcę robić kłopotu, że oto zjawiam się po latach i trzeba mi zapewnić dach nad głową. Anna nie ukrywa swojej zakonnej przeszłości, ale też nią nie epatuje. I – nawet ku jej zasko-
Z wielu rzeczy zrezygnowała świadomie, podejmując decyzję o wystąpieniu ze zgromadzenia. W pierwszych dniach po zmianie stroju musiała się pilnować, żeby nie mówić „szczęść Boże” zamiast „dzień dobry”. Nie było łatwo – w końcu tak witała się z ludźmi przez ponad 30 lat. – Czy którakolwiek z sióstr powiedziała, że Ci zazdrości? – Od jednej usłyszałam, że ona nie ma takiej odwagi. – Skąd ta odwaga u Ciebie? – Nigdy nie byłam zamknięta w czterech ścianach. Musiałam zadbać nie tylko o siebie, ale o funkcjonowanie całego domu. To dlatego zmierzenie się ze światem poza domem zakonnym, z codziennością nie było aż tak bolesne. Do dziś nie było sytuacji, z którą nie potrafiłabym sobie poradzić. – A habit? – Wisi w szafie wśród innych rzeczy. Nie mam do niego żadnych pretensji. Tak jak nie mam pretensji do Pana Boga ani do ludzi. Póki co żyję i funkcjonuję, pracuję jako wolontariuszka w jednej z warszawskich fundacji. Najważniejsze jest dla mnie, że spokojnie mogę sobie spojrzeć w oczy. Powiedzieć, że to, co robiłam, robiłam dla drugiego człowieka. Wiem, że może być pod górkę, ale też wierzę, że się ułoży. Mogę uczyć religii w każdej diecezji poza kaliską, być pedagogiem szkolnym, uczyć w szkole specjalnej czy integracyjnej. Mam poza tym kwalifikacje asystenta rodziny i mediatora sądowego. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
* Imię zakonne do wiadomości redakcji.
polska parafialna
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
W
ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Łódzkiego na lata 2007–2013 dofinansowano projekt „Łask–Łódź–Piotrków Trybunalski – ku demokracji, humanizmowi, wielokulturowości – stworzenie trzech centrów idei”. Umowę między województwem łódzkim i archidiecezją łódzką zawarto 31 marca 2010 r. Pięknie, europejsko. Idee szczytne, wykonanie – niekoniecznie. Koszt całości to przeszło 45 mln zł, z czego 39 pochodzi z funduszy unijnych.
Demokracja po (wszech)polsku Najwięcej kasy pochłonęło piotrkowskie centrum „Ku Demokracji”. Na rozbudowę XVII-wiecznego klasztoru Panien Dominikanek wydano ponad 20 mln zł. 17,6 mln pochodziło z funduszy unijnych. Resztę wyżebrało u prywatnych sponsorów Stowarzyszenie Przyjaciół Zespołu Klasztornego Panien Dominikanek pw. Matki Bożej Śnieżnej w Piotrkowie Trybunalskim. Prace trwały prawie 4 lata, ale efekt jest olśniewający: imponuje zwłaszcza przeszklony dziedziniec, na którym umieszczono „letnią scenę”. Empatią wobec Panien Dominikanek wykazał się także lokalny samorząd, który przekazał nieruchomości na rzecz centrum. „Decyzje samorządu inspirowane przez osoby duchowne, które oddały serce dla tego miejsca, były decyzjami dobrymi. Pomimo wielu krytycznych wtedy uwag dziś poprzez konkretne czyny pokazaliśmy, że było warto” – ekscytował się podczas otwarcia prezydent Krzysztof Chojniak. W pracach intensywnie uczestniczył też duchowny, którego dziś próbuje się wymazać z historii centrum – ks. Ireneusz Bochyński. Człowiek ów zasłynął kontrowersyjną wykładnią pedofilii. „Mamy i dzieci 10-letnie, trochę starsze, i znam przypadki, gdzie ich życie intymne potrzebowało wcześniejszego zaspokojenia. Same dzieci »wchodziły« do łóżek dorosłych, chcąc być spełnionym. I to był wybór dziecka” – tłumaczył w wywiadzie dla portalu ePiotrkow.pl. Po tym „lapsusie” prokuratura wszczęła śledztwo, zaś ks. Bochyński – oskarżany o zachowania pedofilskie przez posłankę PO Elżbietę Radziszewską – przeprosił w oświadczeniu opublikowanym na stronie łódzkiej kurii. W ramach pokuty arcybiskup łódzki przeniósł go do Domu Księży Emerytów, gdzie o dzieci raczej trudno. Jego następcą został ks. Grzegorz Dziewulski, wcześniej
kapelan łódzkiego Portu Lotniczego im. Władysława Reymonta (bo niemal bezludne lotnisko musi mieć katolickiego kapelana!) i wykładowca seminarium. Długo jednak nie zagrzał miejsca w Piotrkowie i po niespełna roku wrócił do poprzednich zajęć. Dziś rektorem kościoła jest ks. Mariusz Jersak. Polityka kadrowa centrum „Ku Demokracji” jest osobliwa. W marcu 2015 r. ogłoszono, że piotrkowską placówkę wesprze swoją pracą ks. Michał Misiak. Młody duszpasterz szczyci się przynależnością do Młodzieży Wszechpolskiej i ochoczo wspiera inicjatywy narodowców. Ostatecznie krzepki wikary pozostał na parafii w Pabianicach. A mogło być jeszcze zabawniej...
strona 9
Ksiądz Ireneusz Kulesza
Idee sponsorowane
Jak promuje się idee demokratyczne w Piotrkowie? Krótki rzut oka na harmonogram imprez mówi wszystko. Przykładowe wydarzenia ze strony internetowej centrum: konferencja „św. Jan Paweł II poza
sala multimedialna. Na powierzchni 200 mkw. umiejscowiono półkoliście panoramiczny ekran mierzący 37 m. Właściwie 13 połączonych ekranów. To rarytas na skalę kraju. Mimo to sala świeci pustkami. Łódz-
Tam, gdzie można przytulić 45 mln zł, księża cudownie przemieniają się w piewców demokracji, humanizmu i wielokulturowości. Pod przykrywką tych wartości zmajstrowano kolejne centra klerykalizmu…
protokołem”; spotkanie formacyjne „Zjednoczeni w Duchu”; koncert „Full Power Spirit” (muzyka chrześcijańska); wystawa fotografii Jana Niteckiego „Sacrum przydrożne”; „Lamenty duszy i gitary” – koncert gitarowy pieśni wielkopostnych i pasyjnych; koncert kolęd i pastorałek; koncert pieśni maryjnych z okazji Dnia Matki; koncert „Tryptyk papieski” dedykowany Janowi Pawłowi II (na pewno się ucieszył!). Do deklarowanej chęci „krzewienia tradycji polskiego parlamentaryzmu” ma się to oczywiście nijak.
Wielokulturowość w podziemiu Centrum Idei „Ku Wielokulturowości” jest integralną częścią łódzkiej Bazyliki Archikatedralnej pw. św. Stanisława Kostki. Ta fanaberia kosztowała, bagatela, 14 mln zł – z czego niemalże 12 mln to fundusze unijne. Największą atrakcją łódzkiego centrum jest podziemna
cy przewodnicy narzekają na marną dostępność obiektu dla zorganizowanych grup. Wszystko zależy bowiem od dobrej woli (czytaj: widzimisię) proboszcza katedry. Podziemie katedry otwiera się dla indywidualnych zwiedzających trzy razy w tygodniu o godzinie 13. Czyli w czasie, kiedy większość pracuje lub jest w szkole. Następuje wówczas projekcja półgodzinnego filmu o budowie łódzkiej katedry. Brali w niej udział przedstawiciele innych wyznań, i fakt ten jest godzien odnotowania na 37-metrowym ekranie. Uprzejmy pracownik informuje wprawdzie, że przygotowywane są także inne projekcje, ale... sami rozumiecie: wymagania techniczne itd. W marcu pokazywano dodatkowo 4-minutową prezentację życiorysu gen. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, jednego z „żołnierzy wyklętych”. W tym samym czasie, jako że trwał Wielki Post, podziemie katedry rozbrzmiewało w niedziele pieśniami
pasyjnymi. „To tradycyjne pieśni, mają wiele zwrotek. Po 10 lub 12 zna się już melodię i można przyłączyć się do śpiewu” – zachęcał inicjator śpiewanek. I to wszystko, jeśli chodzi o półroczną działalność. Wielokulturowość pełną gębą! Podziemna sala nie kosztowała oczywiście całych 14 baniek. Tylko 6,5. Na co poszła reszta? Łebski proboszcz przy okazji odnowił elewację katedry i wymienił nawierzchnię wokół niej. W końcu centrum musi się jakoś prezentować. Akurat zbliżał się ingres abpa Marka Jędraszewskiego, więc zgrało się idealnie. A że na wystawę nie zajrzy pies z kulawą nogą? Ważne, że remont za bezbożne pieniądze z Brukseli zrobiony. Nad całością czuwa ks. Ireneusz Kulesza, proboszcz parafii katedralnej. Znany miłośnik dialogu i człowiek otwarty na różne punkty widzenia. Udowodnił to, gdy chciał posadzić za kratki człowieka motyla, czyli Pawła Hajncla (patrz: „Obraza rozumu” – „FiM” 6/2012).
Łask(a) humanizmu Ostatnim elementem projektu jest centrum „Ku Humanizmowi” w Łasku. Za 11 mln zł odnowiono tamtejszą kolegiatę. 9 mln zł to dotacja z UE. Poza renowacją budynku niewiele się tam dzieje. Żadnych fajerwerków – celem głównym było przywrócenie kościołowi „dawnej świetności”. Jedyna atrakcja to wyeksponowanie parafialnego skarbca, zawierającego m.in. pamiątki po kanclerzu Janie Łaskim. Skarbiec ów jest ciasny – jednocześnie może w nim przebywać najwyżej kilka osób.
Ale od czego technika? Pechowcy mogą sobie pooglądać zabytki na ekranie, na którym wyświetlana jest transmisja na żywo. Szczęśliwcy obejrzą mitry, stuły i inne liturgiczne precjoza. Humanizm że hej! Hucznie zapowiadano, że kolegiata łaska stanie się centrum kulturalnym, ale na zapowiedziach się skończyło. Chyba że za krzewiące idee humanistyczne imprezy można uznać na przykład peregrynację kawałka JPII, msze z modlitwą o uzdrowienie czy wystawę malarstwa pt. „8 błogosławieństw”. Proboszcz Marian Ciupiński – oprócz sowitej dotacji – otrzymał od marszałka województwa łódzkiego Witolda Stępnia certyfikat „Promuję Łódzkie”. Wbrew szumnej nazwie i deklaracjom próżno szukać tam historii polskich humanistów, którą prezentujemy choćby na łamach „FiM”.Ksiądz „Humanizm” w klerykalnym Ireneusz Kulesza narzeczu znaczy coś zupełnie innego niż w rozumieniu potocznym i filozoficznym. Najlepszym tego wyrazem jest renowacja kościołów. Kolejny raz kler pokazuje maluczkim, jak się robi biznes. Nic to, że z ambon wyremontowanych na cacy kościołów sączą się treści całkowicie obce zasadom demokracji, wielokulturowości i humanizmu. Przoduje w tym metropolita łódzki Marek Jędraszewski. Jego przemówienia stanowią wzorcową antytezę zadań programowych trzech centrów leżących na terenie jego włości. Dla „dobra sprawy” ksiądz jest wszelako gotowy zamaskować swoje ciągotki. Przynajmniej do czasu przelewu dotacji. ŁUKASZ PIOTROWICZ
[email protected]
strona 10
pod paragrafem
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Co w prawie piszczy
PiS, czyli „Prezes i Sitwa” E Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie dotyczącej pp. Andrzeja Dudy, Ryszarda Legutko, Zbigniewa Kuźmiuka i jeszcze innych europarlamentarzystów PiS. Podejrzewa się, że mogli dopuścić się oszustwa polegającego na wyłudzaniu pieniędzy z Parlamentu Europejskiego, czyli pieniędzy nas wszystkich – podatników unijnych. Środki te były przeznaczone na utrzymanie asystentów europosłów, a wykorzystywano je – jak donosi prasa – m.in. na malowanie p. Kaczyńskiego, żeby był mniej szkaradny. Prowadzone jest w tej sprawie śledztwo. Wyłudzenie jest zagrożone karą pozbawienia wolności do 8 lat. Jestem ogromnie ciekaw, czy prokuratura zachowa w tej sprawie kręgosłup moralny i czy doprowadzi do skazania oszustów, jeśli postępowanie wykaże, że rzeczywiście nimi są. Przypomnę też, że na wolności nadal hasają inni PiS-owscy moralizatorzy, którzy mieli wyłudzić – jak wynika z informacji medial-
U
Fot. PAP
uroposłowie z partii nazwanej przewrotnie „Prawo i Sprawiedliwość” mogli dopuścić się defraudacji pieniędzy Parlamentu Europejskiego, płacąc nimi swoim „asystentom”, a faktycznie pracownikom partyjnym, także makijażystce Kaczyńskiego oraz opiekunce jego matki.
nych – istotne kwoty pieniędzy na przejazdy, których nie było. Mowa tu m.in. o Adamie Hofmanie, Mariuszu Kamińskim, Adamie Rogackim, którzy mieli wyłudzić publiczne pieniądze na pokrycie kosztów przejazdu samochodem do Madrytu, podczas gdy polecieli tam tanim samolotem. Towarzyszyły im oczywiście „małżonki”, które awanturowały się po pijaku w samolocie. Nie dość więc, że miało dojść znów do wyłudzenia pieniędzy, to jeszcze do zakłócenia porządku. Dodatkowo panowie podobno nie pojawiali
biór wiernych w kościele musi respektować wartości chrześcijańskie. „Polonia Christiana” osobliwie wyjaśnia, jaki strój będzie właściwy. Na stronie internetowej pch24.pl zamieszczono poradnik dla uczęszczających na msze. W sam raz na lato, bo to właśnie wysokie temperatury sprawiają, że wierni (i wierne) „sieją zgorszenie”. Autor narzeka, że to, jak ubierają się Polacy do kościoła, „naprawdę woła już o pomstę do nieba”. Katolicki portal stworzył „listę strojów zakazanych” nawet w największe upały. I tak kobiety nie mogą zakładać: krótkich sukienek lub spódniczek, krótkich spodenek i dużych dekoltów, widocznej bielizny oraz obcisłych strojów. Zakazane są także gołe nogi, widoczne pępki, klapki na nogach i ubrania prześwitujące.
się na posiedzeniu, w którym udział sfinansowali im podatnicy państw członkowskich UE – podpisali tylko listy obecności i zniknęli. Wygląda to na wyłudzenie, niezależnie od innych okoliczności. Jakoś jednak nie słyszałem, aby panowie ponieśli konsekwencje karne. Sprawa nie wymaga nadludzkiego wysiłku prokuratora, trzeba tylko ustalić, czym dostali się do Madrytu, co tam robili (są nawet zdjęcia z ich pijackich wygłupów) i na co wzięli pieniądze. Nie rozumiem, jak można prowadzić w tej sprawie śledztwo od li-
Autor wykazał się przy tym ogromną empatią dla mężczyzn, którzy stanowią większość personelu kościelnego. „Wczujmy się w księży i służbę liturgiczną – przecież fakt, iż założyli oni sutanny czy alby nie oznacza, że przestali być
To idzie młodość!
stopada 2014 r.? Czy środowisko prokuratorskie traktuje PiS-owców jako jakąś szczególną kategorię nadludzi? Czy politycy PiS nie podlegają karze jak normalni ludzie? Na co prokuratura czeka? A może boi się narazić przyszłym władcom Polski? Kilka miesięcy temu w swoim felietonie zawiadomiłem prokuraturę o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia szeregu poważnych przestępstw przez posłankę Krystynę Pawłowicz z PiS. Prokuratura ma obowiązek ścigać przestępstwa z urzędu, reagując na informacje powszechnie dostępne, czyli – tak było w tym przypadku – także z prasy. Chciałbym zapytać prokuraturę, czy czeka na wynik wyborów parlamentarnych? Dlaczego prokuratura nie zareagowała na moje publicznie zgłoszone zawiadomienie? Z publicznie dostępnych akt postępowania przygotowawczego w sprawie tzw. afery podsłuchowej dowiedzieliśmy się, że świadkowie w tej sprawie zeznawali, iż pan Falenta miał działać w porozumieniu z politykami PiS i obiecywać kelnerom posady i korzyści, jeśli PiS wygra wybory. Jeżeli by tak było, to śledztwo powinno wyjaśnić tę sprawę, bo dotyczy ona przestępstwa opisanego w art. 128 par. 3 Kodeksu karnego. Polega ono na tym, że sprawca przemocą wywiera wpływ na czynności urzędowe konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej.
Trzeba przyznać, że to nowatorskie podejście do kwestii kościelnego dress code’u (zasady ubioru – red.). Zazwyczaj wymóg skromnego stroju motywowano szacunkiem dla powagi miejsca, doniosłością sprawowanych sakramentów itd. Element rozpraszania księży wyzywającym strojem praktycznie nie istniał. A tu proszę – ksiądz też facet
Stroje (wy)godne mężczyznami. Odsłonięte kolana przyciągają niestety ich wzrok, więc fakt, że zmuszamy ich do walki z »uciekającymi oczami« zamiast na służbie ołtarza, jest naszym przewinieniem. I nie jest żadnym usprawiedliwieniem znalezienie sobie miejsca z dala od oczu księdza – w ostatnich ławkach również siedzą mężczyźni, im również należy pozwolić skupić się wyłącznie na Bogu” – czytamy w instrukcji.
i lubi sobie popatrzeć. Być może to pierwszy krok na drodze do zniesienia celibatu? Ale i mężczyźni świeccy nie mogą sobie pofolgować w doborze ciuchów. Niepożądane jest zakładanie na mszę krótkich spodenek, t-shirtów czy spodni z niskim stanem. „Czy to licuje z powagą ojca rodziny?” – z ironią zapytuje autor. Nic zabawnego nie widzi oczywiście w wymyślnych sukienkach
Jest to przestępstwo zagrożone karą do 10 lat pozbawienia wolności. Warto zauważyć, że ten wątek – przewijający się w upublicznionych zeznaniach – powinien zostać wyłączony z akt tego postępowania jako autonomiczny. Dotyczy on bowiem podejrzenia bardzo poważnego przestępstwa przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej. PiS-owcy lubią się prezentować jako ludzie podekscytowani moralnie. Małą próbkę podejrzeń, w których kręgu ci ludzie się znajdują, właśnie Państwu pokazałem, opierając się doniesieniach prasowych i publicznie dostępnych aktach śledztwa. Środowisko polityczne, o którym piszę, jawi się w tym świetle jako zorganizowana grupa oszustów, zamachowców i innego rodzaju przestępców. Zaznaczam przy tym, że nie oskarżam tych osób o przestępstwa, a jedynie piszę o podejrzeniach, które postawiono publicznie, a których dotychczas nie wyjaśniono. Podejrzeń tych jest jednak zaskakująco i podejrzanie dużo. Prokuratura nie spieszy się z ich wyjaśnianiem. Pytam zatem – publicznie – dlaczego tak się dzieje? Na co czeka środowisko prokuratorskie? Czy prokuratorzy, będą umieli sobie spojrzeć w oczy i powiedzieć z całkowitym przekonaniem, że ochronili porządek prawny, a Polskę obronili przed rządzami przestępców? JERZY DOLNICKI
[email protected]
kapłańskich. Ale skoro ksiądz musi się gotować w albie i ornacie, to inni też muszą pocierpieć. Obowiązkowa jest przynajmniej koszula. Bo „trudno spodziewać się, by polski mężczyzna, wychowany przez polską matkę, ewentualnie mający polską żonę, nie miał w domu choćby jednej porządnej koszuli”. O ile z częścią tych postulatów komentujący się zgadzali, o tyle wspomniane wykładnie poszczególnych zakazów w najlepszym wypadku ich śmieszyły. „Przepraszam, Państwo tak na serio? Mogliście już ograniczyć się do listy, z którą się w pełni zgadzam. Ale te uzasadnienia tylko podkreślają to, za co z nas, katolików, się śmieją: że jesteśmy ciemnogrodem” – pisze jeden z komentatorów. Autor chętnie zarzuca Polakom, że do kościoła ubierają się jak na plażę. I to jest myśl. Zamiast na mszę – iść na plażę! W poczuciu pełnej swobody oraz w stroju całkowicie dowolnym. ŁUKASZ PIOTROWICZ
[email protected]
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
życie jak kromka chleba
P
olska jest razem z Rumunią na ostatnim miejscu Unii w zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych ludności. Dotyczy to zwłaszcza lokali dotowanych ze środków publicznych – komunalnych. Mieszkania komunalne z roku na rok popadają w większą ruinę, zagrażając życiu i zdrowiu ludzi. Samorządowcy swoją bierność i skąpstwo tłumaczą brakiem środków. Jak ustalili inspektorzy NIK, tylko w latach 2011–2014 na najpilniejsze remonty generalne potrzebowali miliarda 650 mln zł. Mogli przeznaczyć na ten cel zaledwie 132 miliony. W ostatnim 25-leciu jeszcze nigdy samorządy nie przeznaczyły tak mało pieniędzy na naprawy komunalnych domów mieszkalnych. Z analiz budżetów gmin wynika, że do 2011 roku pokrywały jedynie 1/5 kosztów niezbędnych prac. Obecnie ten wskaźnik spadł do 8 procent.
Domy się walą Samorządowcy nie zauważają rosnącej kolejki ludzi oczekujących na mieszkanie komunalne. Najwyższa Izba Kontroli ostrzegała w 2014 roku, że ostatni oczekujący wtedy na samorządowy dach nad głową dostanie go w… 2045 r. Od tego czasu sytuacja jeszcze się pogorszyła. Miasta straciły bowiem ze względów technicznych aż 10 proc. budynków. Musiały z nich wykwaterować lokatorów i dać im lokale zamienne. Jest jeszcze gorzej. Coraz więcej atrakcyjnych, będących w dobrym stanie technicznym budynków trafia w wyniku dzikiej reprywatyzacji w ręce dawnych właścicieli, ich potomków lub osób skupujących roszczenia. Do rzadkości należą wnioski o zwrot domów zniszczonych. Z danych NIK wynika, że aż 50 proc. mieszkań komunalnych, co do których nie ma roszczeń, oddano do użytku przed 1939 rokiem. W latach 2015–2020 ze względów bezpieczeństwa władze miast będą musiały pilnie wyprowadzić ludzi z ponad 200 tys. lokali. Dotknie to ponad milion osób. Sporą część mieszkań komunalnych zajmują przecież rodziny wielodzietne. W większości miast stale rośnie liczba kamienic, które z powodu fatalnego stanu technicznego trzeba pilnie opróżnić. W Krakowie w 2011 roku do wyburzenia zostały zakwalifikowane 4 kamienice, w 2013 roku – już 20. W Łodzi tylko w jednej dzielnicy – Górna – w 2011 roku nadzór budowlany nakazał wyprowadzić mieszkańców z 22 kamienic, w 2013 roku dodał do tej listy kolejne 38 budynków. W Wałbrzychu takie nakazy w 2011 roku do-
strona 11
ogrzewania (70 rodzin) czy instalacji gazowej (50 rodzin) i elektrycznej (66 rodzin). Podobne skargi pojawiają się także w listach do naszej redakcji. Pani Anna pisze, że w jej domu ze ścian na korytarzu wystają przewody. Instalacja elektryczna jest z poprzedniej epoki, ale mimo wielokrotnych próśb nikt z tym nic nie robi. Wielu naszych Czytelników narzeka na wilgoć. Pan Tomasz opowiada nam, że wszystkie remonty, które przeprowadza na własny koszt, idą na marne. Dopóki bowiem zarządcy mieszkania nie naprawią starego, przeciekającego dachu, ściany jego mieszkania, choć pomalowane, nadal będą pokryte grzybem. Urzędnicy wprawdzie obiecują, że remont będzie, ale na pustych obietnicach się kończy.
Polska się wali Mieszkanie komunalne staje się w Polsce dobrem rzadkim. Gminy prawie wcale nie budują nowych ani nie remontują starych czynszówek. tyczyły trzech budynków, w 2012 roku dopisano sześć, a w 2013 roku do listy dopisano 14 kolejnych. Władze Wałbrzycha samodzielnie podjęły decyzję o rozbiórce 18 kamienic. Przez dwa lata miasto straciło więc łącznie aż 48 budynków komunalnych z posiadanych zaledwie 750. Jednocześnie każde z wyżej wymienionych miast każdego roku przekazuje instytucjom kościelnym (zwykle i zgodnie z ustawą – za 1 procent wartości) po kilka pięknie odnowionych kamienic i atrakcyjnych działek. Rocznie buduje się w kraju ledwo kilkadziesiąt budynków komunalnych. Nasz rozmówca Krzysztof czekał na swoje mieszkanie w starym budownictwie prawie 10 lat. Gdy już je dostał, przekonał się, że takie mieszkanie to nie sielanka, ale ciągła walka z urzędnikami o poprawę warunków. Zazwyczaj walka przegrana.
Na święty nigdy Samorządowcy ograniczyli nawet środki na prace nakazywane przez nadzór budowlany. Czyli na naprawy przeciekających dachów, zrujnowanych klatek schodowych,
schodów zewnętrznych i wewnętrznych oraz wymianę wadliwych instalacji gazowych i elektrycznych. W Bydgoszczy kolejni prezydenci: Konstanty Dombrowcz (bezpartyjny) oraz Rafał Bruski (PO) akceptowali wykonywanie poleceń nadzoru budowlanego przez miejską spółkę zarządzającą domami komunalnymi w żółwim tempie – nawet przez 8 lat! Włodarze Wałbrzycha: Piotr Kruczkowski oraz Roman Szełemej (obaj z PO) godzili się na to, aby administratorzy miejskich kamienic pilne zalecenia nadzoru budowlanego realizowali przez 15 miesięcy. W Oświęcimiu dopiero po kontroli NIK zarządca domów wykonał wydane niegdyś pilne zalecenie naprawy wadliwej wentylacji w 20 mieszkaniach. Ich mieszkańcy przez lata domagali się tej naprawy od władz miasta i Zarządu Domów Komunalnych. Bez rezultatu. Jak wyjaśnił jego szef, brakowało pieniędzy. NIK podkreśla, że skutkiem takich zaniedbań „może być katastrofa budowlana i zagrożenie dla życia lub zdrowia mieszkańców tych domów”. I to się dzieje. W każdym podręczniku dla zarządców domów mieszkalnych
przeczytamy, że opóźnianie niezbędnych napraw prowadzi do pogorszenia stanu technicznego całego budynku i zwiększa koszty kolejnych remontów. Nie wiedzą tego krakowscy urzędnicy dowodzeni przez prezydenta Jacka Majchrowskiego. W latach 2011– 2013 wrzucili do kosza wnioski miejscowego Zarządu Domów Komunalnych o sfinansowanie kosztów „likwidacji pęknięć na ścianach zewnętrznych budynków, wykonanie izolacji fundamentów budynków z powodu zawilgocenia, wykonanie ekspertyzy technicznej w zakresie nierównomiernego osiadania fundamentów”. W Mysłowicach na później odłożono prace w dwóch budynkach. Po trzech latach ich stan tak się pogorszył, że musiano je przeznaczyć do rozbiórki. Lektura podań i próśb mieszkańców domów komunalnych wskazuje na to, że pogodzili się oni z niskim standardem swych mieszkań. Proszą bowiem nie o takie luksusy jak własna łazienka, ale by dach nie przeciekał lub nie spadł na głowę, a spróchniałe schody nie zawaliły się pod ciężarem lokatora. Tak było w Piotrkowie Trybunalskim rządzonym przez wywodzącego się z PiS prezydenta Krzysztofa Chojniaka. Lokatorzy woleli mieszkać w mieszkaniach bez łazienki (529 rodzin), WC (131 rodzin), mieć wspólny przedpokój (37 rodzin), ale korzystać z zmodernizowanych przewodów kominowych i systemów
Priorytety Samorządowej kasy nie brakuje jednak na siedziby samorządowych władz czy rozbudowywane z roku na rok muzea. W Warszawie z części placówki dokumentującej historię miasta zrobiono… Izbę Pamięci Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego. Zarządca kurii polowej wynajął miastu za okrągłą sumkę na ten cel pomieszczenia w budynku na ul. Długiej, tuż przy katedrze. Można w nich obejrzeć (choć nie wiadomo po co) ornaty, których używali biskupi: Leszek Sławoj Głódź i Tadeusz Płoski. Do obejrzenia są też kielichy mszalne i fotografie kapelanów. Nie jest to jedyna kościelna instytucja w stolicy, będąca na utrzymaniu samorządu. Największą z nich jest powołane w 2005 roku tzw. Centrum Myśli Jana Pawła II. W Krakowie miasto utrzymuje za kilkaset tysięcy złotych rocznie wspólnie z województwem małopolskim należący do kurii krakowskiej Instytut Dialogu Międzykulturowego im. Jana Pawła II. Dla wygody radnych miasto wynajęło od zakonu franciszkanów dodatkowy parking – za kilkanaście tysięcy rocznie. W Łodzi za pieniądze województwa Kościół katolicki wyremontował wybudowaną w latach 20. XX w. katedrę (patrz str. 9), a prywatny inwestor dostał środki na postawienie centrum handlowego (patrz „FiM” 18/2015). Według samorządowych polityków są ważniejsze rzeczy niż życie i zdrowie zwykłych mieszkańców. Domy mieszkalne nie walą się przecież codziennie. A karcący wzrok biskupa może lokalnym władcom zaszkodzić w karierze… MICHAŁ POWOLNY PIOTR CZERWIŃSKI
[email protected];
[email protected]
strona 12
a to polska właśnie
O lepszy poród W
teorii kobiety mają wiele praw jako obywatelki, pacjentki i matki. W praktyce to fikcja. Lekarka powiedziała, że muszę urodzić jak najszybciej. Wezwała dwie położne i wycisnęły ze mnie moją córeczkę. Miała krwiaki na główce. Przy okazji pękła mi szyjka macicy. Aby zszyć ją jak najszybciej, lekarka powiedziała, że musi wycisnąć ze mnie jeszcze łożysko. Zaczęła naciskać mój brzuch z taką siłą, że wyłam z bólu… To jedna z tysięcy historii opowiedzianych w ramach społecznej akcji „Lepszy poród”. To inicjatywa kobiet, które obnażyły przykre doświadczenia rodzących i protestują przeciwko znieczulicy oraz nadużyciom (por. „FiM” 49/2014). Rozporządzeniem ministra zdrowia zdefiniowano obowiązujące standardy opieki okołoporodowej. Teoretycznie gwarantują one przyszłym matkom wiele praw. Między innymi poszanowanie intymności i godności, wybór osoby towarzyszącej,
możliwość swobodnego wyboru pozycji w każdej fazie porodu. Normą po narodzinach ma być m.in. kontakt z dzieckiem „skóra do skóry”. Czy prawa przyszłych matek są przestrzegane – dotąd nikt nie sprawdzał. Podczas akcji „Lepszy poród” zebrano dane do raportu o przestrzeganiu praw kobiet rodzących w Polsce. Odpowiedzi udzieliło ponad 6,5 tysiąca respondentek, które rodziły w latach 2005–2015. Ich analiza – jak mówi koordynatorka akcji Karolina Piotrowska – dała
obraz wstrząsający. Niemal 59 proc. kobiet nie jest w ogóle pytanych o zdanie w kwestii procedur medycznych, którym są poddawane. Ponad 30 proc. badanych rodzących nie spytano nawet o zgodę przy nacinaniu ich własnego krocza! Kobietom na salach porodowych odbiera się nie tylko prawo do informacji, ale również do samostanowienia o własnym ciele, prawo do świadomej decyzji w sprawie poddania się zabiegom medycznym. „Lekarka dy-
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
żurna na moje pytanie, co się dzieje, zaczęła się śmiać, że nic. Nagle zrobiło się wokół mnie zamieszanie i nawet nie wiem, kiedy byłam już na stole gotowa do cesarskiego cięcia, nie pozwolono mi nawet zadzwonić do męża” – napisała jedna z ankietowanych. Łamane jest prawo do prywatności. W teorii kobiety mają pełną możliwość wyboru miejsca porodu, osób towarzyszących oraz osób sprawujących opiekę medyczną. W praktyce tylko nieliczne położne, na ogół w dużych miastach, przyjmują porody domowe. Żądają przy tym
dodatkowej zapłaty, gdyż takich porodów nie refunduje NFZ. Ponad 57 proc. badanych nie miało przygotowanego planu porodu, w którym powinny zostać zawarte potrzeby rodzącej. Aż 40 proc. spośród kobiet, które plan porodu miały, ujawnia, że nie był on respektowany przez personel medyczny. Jedynie 19 proc. mogło swobodnie wybrać swoją pozycję na
czas parcia. 26 proc. potrzebowało pomocy psychologicznej, ale jej nie otrzymało. Wielu kobietom (ponad 40 proc.) nie udzielono pomocy przy karmieniu piersią. Większości respondentek bez zaplanowanego cesarskiego cięcia (ponad 64 proc.) podano syntetyczną oksytocynę. 29 proc. z nich w ogóle nie pytano o zgodę, chociaż substancja
ta zwiększa ryzyko powikłań u matki oraz u dziecka. Rodzące na porodówkach nierzadko są poniżane, ubezwłasnowolniane i traktowane przedmiotowo. Pewnie w myśl zasady, którą od lekarza usłyszała jedna z przyszłych mam: „Jak się zrobiło, trzeba urodzić”. Personel medyczny czuje się bezkarny. Kobiety w okresie okołoporodowym nie mają siły na walkę z chorymi praktykami. Spośród rodzących między październikiem 2012 a marcem 2015 ponad 30 proc. uznało, że na sali porodowej doszło do złamania prawa. Jednak skargę złożyło jedynie 1 proc. spośród nich. Od ponad 11 lat Polska jest członkiem Unii Europejskiej. Coraz częściej uważamy się za tzw. państwo zachodnie. Jednak nieludzkie „standardy” opieki nad rodzącymi kobietami dowodzą, że do europejskich obyczajów wciąż mamy jeszcze baaardzo daleko… JULIA STACHURSKA
[email protected]
O
szuści i złodzieje tylko czyhają na nasze dane osobowe oraz informacje o tym, kiedy nie ma nas w domu. Nie przejmują się tym niektóre parafie i beztrosko publikują na stronach internetowych cenne dla oszustów dane osobowe.
Bogate źródło w szczególności stanowią zapowiedzi przedślubne. I tak narzeczeni z parafii pw. św. Marcina w Grywałdzie mają jedynie to szczęście, że proboszcz na parafialnej stronie nie publikuje jeszcze ich numerów PESEL. Poza tym ujawnia całemu
światu wszystkie ich dane osobowe. Imiona i nazwiska planujących wziąć ślub (to akurat zrozumiałe), ich dokładne daty urodze-
wielebny z parafii pw. św. Apostołów Piotra i Pawła w Węgorzewie. Łaskawie jedynie pomija daty i miejsca urodzin narzeczonych.
Parafia ujawnia nia (dzień, miesiąc, rok), miejsca urodzenia, imiona rodziców wraz z nazwiskiem panieńskim matki oraz dokładny adres zamieszkania (miejscowość, ulica, nr domu i mieszkania). Odrobinę tylko mniej skrupulatny jest
Potencjalne zagrożenie stanowią również rubryki „odeszli do wieczności”. Parafia pw. św. Wojciecha w Kruszewie, zawiadamiając o śmierci swojej parafianki, oprócz imienia i nazwiska zmarłej ujawnia dokładny adres
jej zamieszkania oraz informuje: „Msza św. pogrzebowa w środę o godz. 15.00 w kościele. O 14.30 różaniec i koronka do Miłosierdzia Bożego w int. Karoliny. Po Mszy Świętej pogrzeb na cmentarzu w Kruszewie”. Łatwo się domyślić, że w tym czasie nikogo z krewnych nie będzie pod wskazanym wcześniej adresem... Podobnie parafia pw. Wniebowzięcia NMP w Pelplinie, podając do wiadomości, kto umarł, wymienia, gdzie mieszkał (miejscowość, ulica, nr domu i nr mieszkania) oraz o której godzinie i gdzie odbędzie się pogrzeb. A.K.
polska parafialna
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
Szkoła przetrwania
Piwko. Zamierzają interweniować u generała zmartwychwstańców, aby zdyscyplinował swojego podwładnego. Zapowiadają także złożenie skargi do Rzecznika Praw Dziecka.
Tworzenie na masową skalę katolickich szkół odbija się czkawką zainteresowanym: dzieciom i rodzicom. A księdzu jak zwykle chodzi o kasę...
Gimnazjum im. Bogdana Jańskiego w Łomży (katolicka placówka powstała przy wyższej szkole pod tym samym patronatem) funkcjonuje od 2003 r., ale jego żywot dobiega końca. Taka jest wola „ojca założyciela” ks. Mariana Piwki (na zdjęciu) ze zgromadzenia zmartwychwstańców. W szkole nie ma już trzecioklasistów, a nabór na kolejne lata nie jest prowadzony. Są za to drugoklasiści, którzy chcieliby dokończyć naukę tam, gdzie ją rozpoczęli. Ksiądz założyciel nie przejmuje się jednak ich potrzebami.
Złamana umowa W drugiej klasie gimnazjum uczy się czwórka dzieci. To bardzo mało. Jednak decyzją byłej dyrektor grupka rozpoczęła cykl edukacyjny. Nie powinno się tak stać, ale faktem jest, że szkoła powstała, a dzieciom i rodzicom złożono obietnice normalnego prowadzenia zajęć. Pani dyrektor ten krok przypłaciła podobno stanowiskiem. Uczniowie zaś – bez wątpliwości – stresem i niepokojem o przyszłość. A są to dzieciaki z różnymi dysfunkcjami potwierdzonymi przez orzeczenia lekarskie. Wymagają szczególnej cierpliwości i staranności ze strony wychowawców. W opinii nauczycieli zmiana placówki może niekorzystnie wpłynąć na ich rozwój. Dotychczas stanowili małą, zwartą grupę, a teraz przyjdzie im na nowo budować relacje towarzyskie w licznej klasie. Rodzice w dobrej wierze posłali swoje pociechy do gimnazjum, które oferowało wysoki poziom nauczania. Do pedagogów nie mają zarzutów, czują się natomiast oszukani przez ks. Piwkę. Umowa, którą zawarli, gwarantuje możliwość ukończenia szkoły wraz z egzaminem gimnazjalnym. Z woli założyciela placówka ma być zamknięta z końcem bieżącego roku szkolnego. Rodzice uważają, że dowiedzieli się o tym stanowczo za późno. Jedna z matek pismo w tej
Likwidacja widmo
sprawie otrzymała w lutym. Druga – 27 maja, kolejna – jeszcze później. Zdesperowani uczniowie zdecydowali się na okupację szkoły. Do ich protestu dołączyli rodzice, którzy dodatkowo ogłosili głodówkę. Protest rozpoczął się 10 czerwca – po zebraniu, na którym bezpośrednio zapowiedziano rychły koniec. Tego dnia uczniowie po prostu nie wyszli ze szkoły.
Ksiądz dyrektor Najpierw to dzieciaki chciały głodować, ale rodzice nie mogli się na to zgodzić i wzięli ostrzejszy wymiar strajku na siebie. Protestujący chcą tylko mieć możliwość dokończenia gimnazjum w „Jańskim”. Warto wspomnieć, że placówka, mimo że ma status szkoły niepublicznej, nie pobierała opłat za naukę. I tu leży pies pogrzebany. Księdzu założycielowi takie marnowanie budynku bardzo nie w smak. Tym bardziej że – jak głosi plotka – ma zamiar otworzyć tam rentowne przedszkole. Rodzice mają na to radę: chcą współfinansować naukę w przyszłym roku szkolnym. Część nauczycieli zgodziła się nawet pracować za darmo, w ramach wolontariatu. To dla nich nie nowość, gdyż szkoła i tak od dawna ma kłopoty z płynnością finansową. Pensje rzadko pojawiały się w terminie, o ile w ogóle. Ksiądz Marian Piwko w dniu rozpoczęcia strajku co prawda był w szkole, ale z rodzicami się nie spotkał. Unika ich do tej pory, podobnie jak mediów. Wydał za to oświadczenie, którego treść wskazuje na nietypowe poczucie humoru duchownego. „Decyzja o likwidacji szkoły powstała w trosce o dobro uczniów. Czteroosobowa szkoła nie stwarza warunków do prawidłowego rozwoju młodych ludzi i nie sprzyja rozwojowi umiejętności budowania relacji międzyludzkich i zachowań społecznych. Utrudnia rozwój kulturalno-artystyczny, np. organizowanie apeli i uroczystości szkolnych, co nie sprzyja inte-
strona 13
gracji uczniów ze szkołą. Daleko posunięta indywidualizacja pracy z uczniem powoduje brak dystansu uczniów do własnych osiągnięć. Mała liczba uczniów w klasie nie jest w stanie pokryć kosztów utrzymania szkoły. Sytuacja demograficzna i jej tendencja na najbliższe lata nie dają podstaw do założenia, że w najbliższych latach może nastąpić poważny wzrost liczby uczniów, uzasadniający zachowanie szkoły” – czytamy w piśmie. Domorosła psychologia duchownego nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością.
Niewygodni W Wyższej Szkole im. Bogdana Jańskiego, która mieści się w tym samym budynku, normalnym trybem odbywają się zajęcia akademickie. Głodujący rodzice – jak słyszą – „sieją zgorszenie”. Kilka razy odwiedziła ich policja. W mundurach, z pałkami, jak gdyby przebywający na terenie szkoły byli terrorystami. Miały miejsce także inne niepokojące incydenty. Już pierwszej nocy do budynku weszło dwóch łysych mężczyzn. Jedna z protestujących matek relacjonuje, że ewidentnie czuć było od nich alkohol. Drwili sobie z protestujących, zachowywali się – mówiąc delikatnie – niezbyt uprzejmie. W obawie o swoje bezpieczeństwo tym razem to „okupanci” wezwali policję. Sytuacja powtarzała się w kolejnych dniach.
Rodzice zapowiadają, że nie opuszczą szkoły, dopóki nie dojdzie do porozumienia. A nie wygląda na to, by miało to nastąpić szybko. Z protestującymi spotkała się Agnieszka Muzyk, wiceprezydent Łomży. Ze spotkania jednak wiele nie wynikło. Miasto zresztą nie może zrobić nic poza tym, że zapewni czwórce uczniów miejsca w szkołach publicznych. Bezowocne było także spotkanie z obecną dyrektor szkoły. Każda ze stron obstaje przy swoim. Rodzice mają pretensje, że rozmawiać nie chce z nimi sam ksiądz
Nie jest to pierwsza łomżyńska afera, w której przewija się nazwisko rzutkiego zmartwychwstańca. O poprzedniej informowaliśmy w tekście „Warzenie Piwka” („FiM” 22/2013). Wówczas z kasy Wyższej Szkoły Zarządzania i Przedsiębiorczości im. Bogdana Jańskiego wyparowało 800 tys. zł. Uczelnia ma osiem oddziałów rozsianych po całej Polsce. Nie wszyscy studenci są zadowoleni z funkcjonowania placówek założonych przez księdza Piwkę. W ubiegłym roku niedoszła studentka z Opola nie mogła się doczekać zwrotu czesnego. Kobieta wpłaciła pieniądze za całe studia podyplomowe (2200 zł), ale w październiku jej kierunek w ogóle nie ruszył. Dopiero po interwencji mediów odzyskała swoją należność. Nie brakuje skarg na ciągłą wymianę kadry, utrudnienia w dziekanacie i ogólny chaos w poszczególnych placówkach. A wszystko to na uczelni, której celem jest „edukacja do chrześcijańskiej służby Narodowi, Kościołowi i Państwu”. PIOTR CZERWIŃSKI
[email protected]
Kłamstwa, korupcja, prywata i nie tylko! Kupując tę książkę, wspierasz fundację „FiM” Piotr Chmielowski – były poseł Ruchu Palikota – zdradza kulisy powstania, działania i upadku tego ugrupowania. Bez pardonu rozprawia się zarówno z samym Palikotem, jak i rzeszą niekompetentnych ludzi tworzących tę partię
Cena:
26 zł
Tego T ego n nie ie dowiecie się d owiecie s ię zm mediów! ediów!
Zamówienia na książkę można składać: - telefonicznie: (42) 630 70 66 - e-mail:
[email protected] Misja Charytatywno-Opiekuńcza * 9, 99,50 ,500 zzłł przy przzyy pprzedpłacie pr rzed rz edppłłaaccie iee nnaa ko kkonto ont nto 7,,555 zł z pprz rzyy ppł rz atnnnoośc at ścci pr pprzy rzy zy oodbiorze dbbioorz rzee „W człowieku widzieć brata” * 117 17,55 przy płatności ul. Zielona 15, 90-601 Łódź ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 KRS 0000274691 + koszt wysyłkii*
Zamówienia zagraniczne, nietypowe (większe ilości) realizujemy po wcześniejszym kontakcie i uzgodnieniu ceny.
strona 14
w zgodzie z naturą
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Swojski smrodek
Czy życie w smrodzie to konieczność? Jak się okazuje, dla niektórych to dzień powszedni.
Śmiercionośne pamiątki
Z
yski z handlu zagrożonymi gatunkami roślin i zwierząt wynoszą kilka miliardów dolarów rocznie. Po handlu bronią i narkotykami jest to trzeci co do zyskowności nielegalny proceder na świecie.
Sezon wakacyjny to żniwa dla kłusowników. Podróżnicy, wczasowicze, turyści latem kupują najwięcej pamiątek i bardzo często nie mają pojęcia, skąd one pochodzą i z czeOto pamiątki, których nie należy kupować: Koralowce Wyroby z kości słoniowej, zębów hipopotama, rekina oraz z kłów morsa Wyroby z rogu nosorożca Portfele, torebki, buty i inne wyroby ze skór węży lub waranów Skóry i produkty wykonane z zebry, dzikich kotów i antylop Produkty tradycyjnej medycyny chińskiej Wyroby wykonane z żółwi morskich Storczyki i kaktusy (mogą należeć do gatunków chronionych) Kolce jeżozwierza afrykańskiego Spreparowane ptaki i motyle Spreparowane węże w butelkach Ubrania z wełny wikunii i antylopy chiru Zasuszone koniki morskie
Za niecałe trzy lata na ukowcy skończą prace nad ultra nowoczesnym teleskopem STIX budowanym m.in. w Centrum Badań Kosmicznych PAN. STIX pozwoli na oglądanie Słońca z rekordowo niewielkiej odległo ści – mniejszej niż 1/3 dystansu od Ziemi, czyli około 42 mln km. Od końca maja weszła w życie ustawa o ochronie zwie rząt doświadczalnych. Zakłada ona m.in. zmniejszenie liczby komisji etycznych wydających
go są zrobione. Rzeźnicy zabijający zwierzęta dla pieniędzy dzielą je na części i sprzedają z ogromnym zyskiem. To, co nie nadaje się dla turystów, chętnie kupują na przykład Azjaci na potrzeby medycyny naturalnej. Najcenniejsza dla kłusowników jest kość słoniowa. W niektórych państwach Afryki wybito 2/3 populacji tych zwierząt. W rekordowym 2012 r. dla zdobycia kłów zastrzelono ponad 25 tys. słoni! Według ekspertów ONZ te sympatyczne i inteligentne ssaki mogą wyginąć już za 20 lat! W 2015 roku mija 25 lat od podpisania konwencji waszyngtońskiej (międzynarodowy układ kontrolujący transgraniczny handel różnymi gatunkami roślin i zwierząt oraz wytworzonymi z nich produktami). Dotyczy ona również Polaków, więc jesteśmy odpowiedzialni za ochronę gatunków – nawet w miejscach oddalonych o tysiące kilometrów od naszego kraju. Mówi Karolina Tymorek z World Wide Found of Nature Polska (WWF): – Kłusownicy odławiają dzikie zwierzęta w ich naturalnym środowisku i przemycają do krajów, gdzie jest na nie popyt. Od początku roku kłusownicy zabili aż osiem nosorożców indyjskich (na całym świecie żyje ich zaledwie około 3,5 tys. – dop. red.),
zgodę na badania na zwierzę tach oraz uzupełnienie ich skła du o przedstawicieli organizacji pozarządowych. Komisja Europejska przy gotowała listę najbardziej zagro żonych ptaków Europy. Znajduje się na niej 67 gatunków, w tym aż 15 z Polski, m.in: czajka, zimo rodek, turkawka, mewa srebrzy sta, droździk i orlik grubodzioby. Elektrownie wiatrowe wy twarzają energię dzięki łopatkom obracającym się wokół osi. Nie
a głównym celem tego procederu jest róg tych zwierząt, który – wbrew obiegowym opiniom – sam w sobie nie wykazuje żadnych właściwości leczniczych. W podobnej sytuacji znajdują się tygrysy. Szacuje się, że na wolności żyje ich tylko 3,2 tys. Niestety ta niewielka liczba ciągle maleje – między innymi z powodu kłusownictwa. Tygrysy są zabijane dla skór, kości, tłuszczu i innych części ciała, a takie produkty często trafiają również do Polski. Warto zaznaczyć, że za samo ich posiadanie grozi kara pozbawienia wolności. W czerwcu ekolodzy rozpoczęli kampanię informującą o pochodzeniu rozmaitych pamiątek i o karach, jakie grożą za kłusownictwo lub handel. Inicjatywa ma duże wsparcie wśród polskich celebrytów. Michał Piróg tłumaczy, że pamiątki zagraniczne mają dostarczyć miłych wspomnień z wakacyjnego pobytu, ale trzeba zwracać uwagę na to, co kupujemy: „Przywożąc do Polski przedmioty wykonane z zagrożonych gatunków, przyczyniamy się do nielegalnego procederu zabijania zwierząt, a po powrocie możemy zostać oskarżeni o popełnienie przestępstwa”. ŁUKASZ LIPIŃSKI
[email protected]
Źródło: WWF Polska
emitują szkodliwych substan cji, ale wytwarzają szkodliwy dla zwierząt i ludzi hałas. Naukow cy z Uniwersytetu w Cambrid ge odkryli, że budując łopat ki wiatraka na podobieństwo skrzydła sowy, można stworzyć znacznie cichsze i wydajniejsze elektrownie wiatrowe. Odkryw cy z Cambridge swój wynala zek zaprezentują jeszcze w tym miesiącu. 13 czerwca ulicami Jui galpa w Nikaragui przeszła
Chyba każdy kraj boryka się z problemem tak zwanej uciążliwości zapachowej. Komisja Europejska uważa na przykład, że problem leży w gestii władz krajowych, nie próbując nawet z tym tematem się zmierzyć. Brakuje stosownej dyrektywy. Od 20 lat trwają w Polsce prace nad ustawą dotyczącą wspomnianej wyżej „uciążliwości zapachowej”, jednak – o zgrozo! – szerokie konsultacje społeczne wskazują na przeciwników tej ważnej regulacji. Ci ostatni grzmią, że nie ma miarodajnych metod pomiarowych smrodu oraz że takie regulacje mogłyby utrudniać rozwój polskiego przemysłu. Tymczasem składowiska odpadów, garbarnie, cukrownie, zakłady chemiczne, oczyszczalnie ścieków, kurniki, farmy trzody chlewnej to oczywiste źródło uciążliwych zapachów. Urzędników to nie interesuje. Im zwykle nie śmierdzi. I nieważne, że Holendrzy już w 1971 roku, wprowadzili ustawę „antyodorową”. Idąc za ciosem, Niemcy trzy lata później uchwalili ustawę o ochronie powietrza atmosferycznego. Uznali po prostu, że tego typu uciążliwości to nic innego jak zanieczyszczanie środowiska. Podobne regulacje prawne przyjęły tez inne państwa: Australia, USA, Wielka Brytania i Belgia. A u nas? Podobno, jak informowało Ministerstwo Środowiska, przedsiębiorcy „zapachowi” mogą spać spokojnie! Nie będzie dalszych prac nad ustawą antyodorową, a w jej miejsce ma powstać tak zwany kodeks dobrych praktyk. Minister Janusz Ostapiuk, absolwent Wydziału Leśnego Akademii Rolniczej w Poznaniu, w swoim czasie zastępca prezesa Zarządu Fundacji Ekofundusz w Warszawie, postać niesłychanie „zasłużona” dla ochrony środowiska, stwierdził że to decyzja słuszna. „Ustawa byłaby totalnym bublem” – dopowiedział na końcu. Ekolog się znalazł! Oczywiście nie podzielam tego poglądu i jest mi po prostu żal osób, które w dalszym ciągu będą wdychać nieprzyjemne zapachy z sąsiedztwa. A panu ministrowi Januszowi życzę domku obok jakiejś śmierdzącej infrastruktury. MAREK DOMARACKI
15-tysięczna demonstracja przeciwników budowy kanału nikaraguańskiego między Oce anem Atlantyckim i Spokojnym, który będzie miał katastrofal ne następstwa dla środowiska naturalnego. Kanał o długości 278 km ma konkurować z Kana łem Panamskim. Będzie prze biegać przez jezioro Cocibolca (drugi co do wielkości zbiornik słodkiej wody w Ameryce Ła cińskiej). Ekolodzy alarmują, że przebicie kanału będzie mia
[email protected]
ło olbrzymie konsekwencje dla środowiska. Poza tym budowa zmusi władze do przesiedlenia około 30 tys. ludzi. Upłynęło 5 pięć lat od wycieku ropy naftowej do Za toki Meksykańskiej po eksplozji na platformie Deepwater Hori zon, dzierżawionej przez kon cern BP. Naukowcy twierdzą, że musi minąć jeszcze kilkadziesiąt lat, zanim środowisko naturalne odzyska równowagę… Wybrał ŁL
strefa laickiego rodzica
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
Odmieńcy
M
inisterstwo Edukacji Narodowej wymaga od nauczycieli, żeby uczyli swoich uczniów tolerancji, uczulali na różnorodność. Warunek jest wszakże jeden – musi być poprawna politycznie.
Z raportu Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej wynika, że dyskryminacja to rak toczący polską szkołę. Biedni, homoseksualni, otyli, kolorowi czy niewierzący przeżywają gehennę. Obnaża ten stan raport „Dyskryminacja w szkole – obecność nieusprawiedliwiona”. Według jego autorów dzieci i młodzież, którzy doświadczają dyskryminacji, są izolowani przez rówieśników, wyśmiewani i obrażani. Często doświadczają przemocy – zarówno psychicznej, jak i fizycznej, a nawet seksualnej. Z drugiej strony większość uczniów nie wie, czym jest dyskryminacja. Nie potrafią na nią reagować, więc pozostają bierni. W ten ton wpisują się również nauczyciele, którzy upowszechniają uprzedzenia, choćby dlatego, że bagatelizują zachowania dyskryminacyjne lub nie reagują. Jeśli to zrobią, muszą się liczyć z ostracyzmem z strony kolegów po fachu. Wnioski z raportu pokazują, że dyrektorzy oraz nauczyciele jako sposoby na przeciwdziałanie dyskryminacji wymieniają akcje charytatywne, rekolekcje, działania prozdrowotne czy ekologiczne. Taki obraz polskiej szkoły jest przygnębiający. Nieco odwracają tendencje zajęcia prowadzone w placówkach pod hasłem tolerancji i przeciwdziałania dyskryminacji. Warsztaty i spotkania, pikniki integracyjno-tolerancyjne, zajęcia w gronie obcokrajowców.
S
m m m Kilka bliźniaczych ludzkich szkieletów. Pod każdym podpis: „czarny”, „biały”, „hetero”, „LGBT”, „wierzący”, „ateista”, „ty” – praca o takiej tematyce powstała podczas warsztatów antydyskryminacyjnych w gimnazjum w Piątkowiskach (woj. łódzkie). Gdyby na takiej konwencji poprzestali, być może do dziś wystawa zdobiłaby szkolny korytarz. Ale na plakatach pojawiły się homoseksualne pary, zdjęcia Biedronia, Grodzkiej i Conchity Wurst. No i wpisy – o tęczowej miłości, uldze w byciu sobą… „Wszyscy jesteśmy ludźmi i wszyscy jesteśmy równi” – brzmiało hasło przewodnie. Homofobia stała się głównym motywem warsztatów, bo – jak wyjaśnia dyrektor placówki – badania szkolnej społeczności pokazały, iż to właśnie na tym tle młodzież wykazuje najmniejszą tolerancję. „Rolą nauczycieli i wychowawców jest nie tylko działalność dydaktyczna, lecz również (jeśli nie przede wszystkim) przygotowanie młodych ludzi do stworzenia społeczeństwa, w którym każdy jest równie ważny i tak samo godny szacunku. Każdy – bez względu na płeć, kolor skóry, wyznanie, narodowość, orientację seksualną czy status majątkowy”. W ten sposób placówka, która w statucie ma tolerancję, otwartość i współpracę, zachęcała rodziców i uczniów do udziału w warsztatach antydyskryminacyjnych. Ten sam dyrektor został zmuszony, żeby prace uczniów ze szkolnego korytarza… usunąć. Burzę wywołali członkowie lokalnego Obozu Narodowo-Radykalnego, którzy zaalarmowali lokalnych radnych PiS oraz samego wójta, że w szkole odbywa się prawdziwa
zukacie dla swoich dzieci książki o tym, jak ważne są marzenia i ich spełnianie? O tym, że warto przełamywać bariery i podejmować wyzwania? Zapraszam w podróż do „Błękitnej krainy” – krainy smoków. Stefan to smok optymista, któremu jednak czegoś w życiu nieustannie brakuje. Mieszka w krainie, gdzie wszystko jest niebieskie. Każdego dnia śni na jawie o kolorowej tęczy, a nie jednobarwnym łuku. „W jego głowie powstawały zachwycające obrazy. Nie chciał, żeby one zniknęły, ale też nie wiedział, jak je nazwać. Nie było w nich błękitu, natomiast były kolory, których nie potrafił określić. Tańczyły mu przed oczami, wirowały w przestrzeni”. Pewnego dnia, gdy po raz kolejny po
ruja i porubstwo, promocja zboczenia wśród najmłodszych. „Homoseksualizmowi w szkołach mówimy STOP!!! Walka trwa!” – deklarują narodowcy na swoim profilu w portalu społecznościowym. Wójt się przestraszył, że nie będzie reelekcji, i nakazał sprzątnięcie prac ze szkolnej przestrze-
Dyrektorzy oraz nauczyciele jako sposoby na przeciwdziałanie dyskryminacji wymieniają akcje charytatywne, rekolekcje, działania prozdrowotne czy ekologiczne ni. Do szkoły przyjechała kontrola z kuratorium. Pani wizytator nie dowierzała uczniom, że pomysł tych działań
i samej wystawy wyszedł od nich. W końcu zarzuciła im, że niewiele wiedzą o uprzedzeniach i stereotypach. Tego akurat nie są w stanie pojąć sami uczniowie, którzy od kilku lat uczestniczą w projekcie Amnesty International „Stop Dyskryminacji”. Kuratorium znalazło się w kropce, bowiem dyrektora, który realizuje ministerialny nakaz prowadzenia edukacji antydyskryminacyjnej, nijak ukarać nie może. Pani wizytator wypisała więc w swoich pokontrolnych wnioskach zarzut, że dyrektor nie sprawuje wystarczająco nadzoru pedagogicznego nad nauczycielami, a największą zbrodnią szkoły jest to, że współpracuje z organizacjami pozarządowymi. Uczniowie, którzy chcieli zachęcić do dyskusji, teraz – w wyniku nakręcania spirali niechęci – mierzą się z obraźliwymi okrzykami kolegów wyzywających ich od pedałów. Groźby i wyzwiska zalewają szkolną skrzynkę e-mailową i padają ze słuchawki telefonu. Wiele osób poczuło siłę, żeby artykułować
strona 15
swoją dezaprobatę w mało kulturalny sposób. Homofobia wybuchła niczym wulkan. Autorzy wystawy są głęboko zaskoczeni. Wypowiedzieli się na temat tego, co jest dla nich ważne, i zostali z tego powodu brutalnie zaatakowani. Na szczęście mają wokół siebie mądrych pedagogów. – Dla mnie i dla uczniów wartości demokratyczne są bardzo istotne. Dlatego też obok gazetki, która wychwala Ducha Świętego, obok godła narodowego mieliśmy w szkole wypowiedź uczniów na temat nietolerancji wobec osób nieheteronormatywnych. Tak jak w państwie żyją różni ludzie, tak różni ludzie są w szkole. W tej jednej demokratycznej przestrzeni różne wypowiedzi powinny były mieć miejsce – mówi jedna z nauczycielek, która koordynowała warsztaty. Sprawa z pewnością tak się nie skończy, gdyż z prośbą o interwencję do Ministerstwa Edukacji wystąpiło wiele organizacji pozarządowych, m.in. Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej czy Kampania Przeciwko Homofobii. OH
Kolumnę redaguje oksana hałatyn-burda
[email protected] deszczu pojawiła się na niebie jednokolorowa tęcza, postawił wszystko na jedną kartę i wyruszył na poszukiwanie swojego wymarzonego świata pełnego barw i odcieni. Spa-
dali się temu w milczeniu i słychać było tylko bijące serca. Pierwszy raz każde z nich widziało połączenie dwóch barw. Nie spodziewali się tego, że będzie aż tak pięknie”. Ale to nie był
Błękitna kraina kował, co uważał za potrzebne, i poleciał w nieznane. Leciał uparcie, pokonując na przemian niepewność i zmęczenie. Po drodze do realizacji swych marzeń spotkał rozśpiewaną smoczycę Julię, mieszkankę czerwonego świata. „Julia podeszła bliżej i wzięła Stefana za łapę. Czerwone i błękitne palce splotły się w dwubarwnym uścisku. Przyglą-
koniec podróży. Dalej, na poszukiwanie wyśnionego świata feerii barw, polecieli już razem. „Podróż we dwoje będzie wspaniała! Nie pozwolisz mi wtedy usnąć, kiedy będę zmęczony, a ja będę tobie dodawał otuchy, nawet jeśli będzie trudno uwierzyć, że w końcu dolecimy do krainy marzeń” – powiedział Stefan do Julii. I poszybowali w przestrzeń. Pokonując
różne trudności, dolecieli do złocistej krainy, w której spotkali Maćka, ogromnego, choć bardzo samotnego smoka. Jak potoczyły się losy trójki bohaterów? Czy uda im się spełnić marzenia? O tym przeczytacie w „Błękitnej krainie”. Książce o marzeniach oraz determinacji i wytrwałości tak potrzebnych w ich spełnianiu. Anna Świąć, na co dzień żona, mama i kobieta biznesu, napisała ją z miłości do dzieci oraz pragnienia stworzenia czegoś niezwykłego. Udało się. m m m Książka „Błękitna kraina” ukazała się nakładem wydawnictwa Attyka. Można nie tylko kupić, ale również wygrać. Szczegóły na www.blekitnakraina.pl.
strona 16
a to polska właśnie
Karty w tas Po 1 lipca stracą ważność karty parkingowe dla niepełnosprawnych. Nowe kryteria przyznawania takich uprawnień skutecznie utrudnią życie setkom tysięcy osób.
To konsekwencja zmiany prawa o ruchu drogowym. Wielu kierowców oszustów posługiwało się podrobionymi dokumentami, nawet wystawionymi na nazwiska niepełnosprawnych już nieżyjących! Albo na osoby, nad którymi nie sprawują faktycznej opieki. Według szacunków Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju wydano około 650 tys. kart parkingowych. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej twierdzi, że znacznie więcej – aż 900 tys. Ile z nich wykorzystywano niezgodnie z prawem? Tego nie wie nikt. Przeprowadzona w Warszawie kontrola wykazała, że spośród 38 tys. kart prawie 9 tys. straciło ważność z powodu śmierci niepełnosprawnego. W Poznaniu i powiecie poznańskim z około 30 tys. kart średnio co trzecia opiewała na osobę zmarłą. Dokumentów nie zwrócono do właściwych urzędów. Ich część prawdopodobnie jest nadal używana niezgodnie z prawem. Ogólnokrajowa skala tego procederu jest jednak nieznana. Fałszerstwa kart parkingowych można i należy ścigać jako przestępstwo z Kodeksu karnego. Policjanci jednak nie mają na to ochoty. Aby wyeliminować
patent „na nieboszczyka”, wystarczyło zweryfikować uprawnienia, nierzadko przyznawane bezterminowo. Politycy nie lubią jednak prostych rozwiązań, więc postanowili sprawę nadmiaru kart załatwić ustawą. Oto jej pokrętne uzasadnienie: „Funkcjonariusze służb uprawnionych do przeprowadzania kontroli mają ograniczone możliwości działania. Najczęściej kartę parkingową widzą jedynie przez szybę samochodu. Ponadto karta parkingowa jest wydawana osobie niepełnosprawnej, która nie zawsze musi być kierowcą pojazdu. Jeżeli osoba kierująca pojazdem przewozi osobę niepełnosprawną, to może korzystać z uprawnień identycznych jak te przysługujące niepełnosprawnemu kierowcy. A bardzo trudno jest ustalić, czy osoba ta była
rzeczywiście przewożona przez kontrolowanego kierowcę, jeśli nie znajduje się przy nim”. „Projektowana ustawa powinna przyczynić się do zwiększenia liczby miejsc parkingowych rzeczywiście dos tępnych dla pojazdów osób niepełnosprawnych” – zapewniał wiceminister infrastruktury Zbigniew Rynasiewicz. Nie zrozumiał, że wydzielonych miejsc (tzw. kopert) jest w całej Polsce tylko ok. 13 tys., zaś ustawa tej katastrofalnej sytuacji nie poprawia. Według nowych przepisów każdy pragnący uzyskać kartę parkingową musi osobiście stawić się przed zespołem ds. orzekania o niepełnosprawności i poddać się ponownym badaniom lekarskim. Taką weryfikację przejdą osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Problemy czekają tych ze stopniem umiarkowanym. Na karty mogą liczyć w zasadzie tylko niedowidzący lub niewidomi oraz osoby z upośledzeniem narządów ruchu czy chorobami neurologicznymi. Warunkiem koniecznym jest ponadto „znaczne ograniczenie możliwości samodzielnego poruszania się”, a karta nie może być przyznana na dłużej niż pięć lat. Dla ilustracji: człowiek po amputacji nogi, jeśli potrafi zgrabnie skakać na swojej protezie, karty nie dostanie. Niepełnosprawni w stopniu lekkim definitywnie
stracili uprawnienia. Nawet ci, którzy mieli je przyznane bezterminowo. Zdaniem posłów z sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny karty parkingowe zachowa maksimum 300 tys. niepełnosprawnych. W tym gronie znajdą się oczywiście także ci, którzy mają wystarczające znajomości. Albo umiejętność argumentowania „zaświadczeniami” NBP.
– Miałem kartę od 2006 roku z powodu zaawansowanego zwyrodnienia kręgosłupa i osteoporozy. Korzystam ze środowiskowego wsparcia w samodzielnej egzystencji. Czyli usług terapeutycznych i opiekuńczych oraz rehabilitacyjnych. Wymaga to częstego przemieszczania się samochodem. Nie najgorzej z miejscami postojowymi jest w Nowym Mieście Lubawskim, gdzie często bywam, ale w oddalonej o 28 km od mojego domu
Brodnicy parkingi są płatne. Tam właśnie najczęściej jeżdżę na zabiegi rehabilitacyjne. Straciłem kartę decyzją pani doktor z Ostródy. Lekarka kazała mi położyć się na kanapie i poruszała moimi nogami w różne strony. Na tej podstawie stwierdzono, że nie spełniam przesłanek określonych w ustawie, choć nadal jestem osobą niepełnosprawną w stopniu umiarkowanym. Kiedyś ciężko tyrałem i budowałem nasz kraj. Myślałem, że w jesieni życia będzie mi trochę lepiej – ubolewa 69-letni pan Jan z Brzozia Lubawskiego. – Od 14 lat mam orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu umiarkowanym, poruszam się z pomocą kuli łokciowej. Miałem dotychczas kartę bezterminową, jednak komisja orzekła, że już się w ogóle do karty nie kwalifikuję. Poprzednie badanie przeprowadzono w 2011 roku. Nic się od tego czasu z moim zdrowiem nie zmieniło. Nawet lekarz, który mnie teraz przyjmował, był ten sam. Ale kartę definitywnie
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
straciłem. To wygląda na jakąś farsę – ocenia pan Michał z Warszawy. Setki podobnych relacji znajdujemy na forach internetowych osób niepełnosprawnych. Typowe: „Prawo dla nas działa wstecz! Od 2009 roku mam orzeczenie o stopniu umiarkowanym i kartę parkingową na stałe w związku ze schorzeniami narządu ruchu. I oto dowiaduję się, że znowu muszę stanąć przed
komisją, która w składzie jednoosobowym orzeknie, co dalej. A za pięć lat ponownie, choć wiadomo, że mój stan zdrowia nie ulegnie poprawie. Nie wierzę, że chodzi o wyłapanie kart fałszywych czy kart ludzi zmarłych, bo do tego wystarczyłaby zwykła weryfikacja poprzez sprawdzenie aktualnych danych każdego z nas” – twierdzi 64-letnia Krystyna. „Córka jest inwalidą od urodzenia. Uszkodzenie centralnego układu nerwowego, znaczny stopień niepełnosprawności. Ponowne stawiennictwo przed komisją to nie kłopot. Problem w tym, jak uzyskać aktualną dokumentację medyczną. Do specjalistów trzeba czekać miesiącami. Nie mam szans na zaświadczenie w terminie, który pozwoliłby mi na zdobycie do 1 lipca nowej karty parkingowej” – zauważa pani Teresa. Poprosiliśmy o komentarz lekarza pracującego w jednym z miejskich zespołów ds. orzekania o niepełnosprawności. – Posiadacze wcześniej wydanych kart parkingowych z orzeczeniem o znacznym stopniu niepełnosprawności mogą
zostać załatwieni zaocznie. Na podstawie dobrej dokumentacji, czyli nie takiej sobie od lekarza rodzinnego, ale na przykład karty informacyjnej ze szpitalnego oddziału neurologii. Pozostali muszą stawić się osobiście. Wielu ma do nas pretensje, bo nie rozumieją, dlaczego odebrano im uprawnienia. A takie są, niestety, przepisy. Ich fatalne wdrożenie wywołało dodatkowe zamieszanie. W wielu miastach niepełnosprawni mieli wydane orzeczenia, ale nie mogli odebrać kart, ponieważ ich nie wydrukowano. Jeśli zaś chodzi o nadużycia, to one były, są i będą. Ta nowa ustawa ich nie wyeliminuje. Tym bardziej że karty są na okaziciela.
Wnuczek jeździ codziennie, a ciężko chora babcia raz na jakiś czas ruszy się z łóżka. Gdy straż miejska lub policja zechcą skontrolować kierowcę, ten powie, że właśnie czeka na niepełnosprawną lub ją gdzieś zawiózł. I mundurowi mogą mu naskoczyć. Także weryfikacja niepełnosprawności budzi zastrzeżenia. System jest mocno dziurawy. Zwłaszcza w niewielkich miejscowościach, gdzie każdy od każdego jakoś zależy. Znam mnóstwo przypadków wydawania nowych kart ludziom, którzy mogliby bez trudu pobiec w maratonie. Z drugiej strony „usprawniane” są osoby, które mają tylko teoretyczną możliwość samodzielnego funkcjonowania – przyznaje orzecznik. Gdyby nie to, że karty parkingowe są ze sztywnego plastiku, niepełnosprawni odwiedzający miasta atrakcyjne turystycznie mogliby się swoimi uprawnieniami podetrzeć. Na przykład w Sopocie, gdzie wolnej „koperty” trzeba szukać godzinami, a parkowanie w miejscu ogólnodostępnym słono kosztuje. – Każdy samorząd reguluje kwestie zwolnienia niepełnosprawnych od opłat po swojemu. Dla ludzi biznesu większe znaczenie ma możliwość niestosowania się do niektórych znaków zakazu. Widzę ich wypasione bryki w miejscach, gdzie można podjechać co najwyżej rowerem. A ja zapierdzielam o kulach, bo podobno „nie spełniam przesłanek”. W naszym kraju tak już jest, że jak coś zależy od decyzji lekarza, to patologie są nieuchronne – ironizuje niepełnosprawny Mateusz z Trójmiasta. A gdy coś zależy od polityków, to komplikacje są absolutnie pewne... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
a to polska właśnie
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
strona 17
Straż w ogniu
G
dy zostawał strażakiem, w zamian za narażanie życia i zdrowia, za tro skę o bezpieczeństwo oraz mienie obywateli oczekiwał godnego wynagrodzenia od państwa. Niestety, srodze się rozczarował…
Takich rozczarowanych strażaków jest w Polsce ponad 30 tysięcy. Nie palą opon pod Sejmem, toteż rząd od kilku lat jedynie udaje, że słucha ich postulatów. Trzeszczy w posadach formacja, która kompleksowo dba o bezpieczeństwo obywateli i cieszy się ich najwyższym zaufaniem. Tak wynika z badania przeprowadzonego na zlecenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Ten resort bardzo lubi się chwalić dokonaniami strażaków. – Na ich pomoc możemy liczyć zarówno w Polsce, jak i poza granicami kraju – podkreślała minister Teresa Piotrowska podczas odprawy strażackiego konwoju z pomocą humanitarną dla Ukrainy. Chwaleni strażacy obecnie prowadzą akcję protestacyjną już w siedmiu województwach. Z końcem czerwca prawdopodobnie obejmie ona cały kraj. Zamiast pochwał chcą waloryzacji wynagrodzeń, zwiększenia budżetów jednostek, podwyższenia płatności za nadgodziny z 60 do 100 proc. zwykłej stawki. O sytuacji w najgorzej opłacanej formacji mundurowej w Polsce rozmawiamy z Robertem Osmyckim, przewodniczącym Krajowej Sekcji Pożarnictwa NSZZ „Solidarność”. – Strażacy naprawdę tak mało zarabiają? – W 2009 roku średnie wynagrodzenie strażaka wahało się w granicach 120 proc. średniego wynagrodzenia w kraju. Obecnie
jest na poziomie 100 proc. Straciło wartość, ponieważ od 2009 roku nie było rewaloryzacji wynagrodzeń. W październiku 2012 roku była jednorazowa podwyżka, ale ona nie zrekompensowała tej różnicy. Nie jest to wynagrodzenie, które gwarantuje bezpieczeństwo i zapewnia normalny byt rodzinie. Ponad 1/3 strażaków ma wynagrodzenie na poziomie 2,2 tysiąca złotych brutto. Nie obrażając nikogo, podobne zarobki mają gospodarze domów w Warszawie. Tyle że zakres odpowiedzialności strażaka znacznie się różni od odpowiedzialności gospodarza domu. – Może rząd uważa, że nie potrzeba płacić więcej za lanie wody? – Strażacy wykorzystują bardzo wysokiej specjalizacji sprzęt wart miliony złotych. Sama drabina mechaniczna kosztuje ponad 2 miliony złotych. To są osoby, które muszą mieć specjalizacje. Praca strażaka jest wielozadaniowa. Walczymy ze zdarzeniami, które mają charakter biologiczny lub chemiczny – tu też muszą być specjaliści. Są wśród nas chemicy, płetwonurkowie, ratownicy medyczni, specjaliści w grupach poszukiwawczych, kontrolerzy przepisów budowlanych pod kątem bezpieczeństwa przeciwpożarowego. To muszą być ludzie z wiedzą na poziomie co najmniej średnim, a większość na wyższym specjalistycznym, żeby dobrze prowadzić działania. Muszą się cały czas szkolić, podnosić kwalifikacje. Spróbujmy w zakładzie chemicznym czy farmaceutycznym zatrudnić specjalistę za 2 tysiące złotych. Poza tym strażacy muszą wydać znaczną część swojego uposażenia na dodatkowe ubezpieczenie, żeby w przypadku utraty zdrowia bądź życia rodzina miała zabezpieczenie.
– Staż pracy ma wpływ na wynagrodzenie? – Jeszcze dwa lata temu strażak po 3 latach stażu mógł liczyć na podwyżkę w wysokości 300 złotych. Ten proces został ostatnio zachwiany. Także awans w stopniu lub stanowisku nie oznacza podwyżki uposażenia, za to zwiększa zakres odpowiedzialności W tej chwili środki na fundusze wynagrodzeń zostały wyeksploatowane, a resztki, które pozostały, nie idą do strażaków, tylko na utrzymanie jednostek. Szacujemy, że w tym roku ponad 40 mln złotych zostanie przeniesione z funduszu wynagrodzeń, czyli z kieszeni strażaka, na zakup paliwa, energii czy opłacenia wykorzystywanej wody. Bo przecież płacimy za wodę, którą gasimy pożary czy zdarzenia.
Nie możemy strajkować. Nie pozwalają na to nie tylko przepisy, ale też sumienie. Nie po to przyszliśmy do straży, żeby odejść od społeczeństwa – Rząd kończy pracę nad zmianą zasad naliczania wysługi lat dla strażaków z minimum 21-letnim stażem. – Problem w tym, że nikt nie zabezpieczył na to pieniędzy. Zmiana ma kosztować 8,2 mln złotych, które komendanci mają znaleźć sami. Na przykład zabiorą młodszym stażem albo zwolnią strażaka w jednostce po to, żeby zapłacić innym wysługę lat.
– Jest was, strażaków, tak dużo, że komendanci mogą sobie na to pozwolić? – Obecnie w 500 jednostkach ratowniczo-gaśniczych mamy 30 492 etaty. Powinno ich być 34 tysiące. Już teraz do prawidłowego funkcjonowania brakuje około 2500 etatów. W perspektywie jest dalsza ich redukcja spowodowana wielomilionowym deficytem. W wielu jednostkach do zdarzenia wyjeżdża pięciu strażaków. Żeby zachować bezwzględne minimum bezpieczeństwa, powinno wyjeżdżać sześciu. Wąskie gardło stanowią ratownicy-kierowcy. Na zmianie jest ich dwóch na cztery lub sześć samochodów w koszarach. Co będzie, jeśli jeden podczas akcji skręci nogę i pójdzie na zwolnienie lekarskie? Zasady działań ratowniczych mówią, że do większych zdarzeń muszą wyjechać przynajmniej dwa wozy. Monitujemy pismami ministerstwo, bo tak się dalej nie da funkcjonować. Ale ostatnio strażak jest na drugim planie, bo na pierwszym pokazuje się polityk. Kiedy wraca do Sejmu czy ministerstwa, zapomina zadbać o bezpieczeństwo ekonomiczne strażaków. – To s i ę o d b i j e n a społeczeństwie? – Nie może być inaczej. Odbije się na osłabieniu gotowości bojowej państwowej straży pożarnej. Zamrożenie wynagrodzeń i obniżenie płac przekłada się na to, że strażacy poszukują dodatkowego zarobkowania, więc przychodzą na służbę mniej wypoczęci i narażają siebie na błąd w czasie akcji. Z drugiej strony trudniej jest kupić specjalistów. Jeśli są w naszych szeregach, to pasjonaci. My o tym mówimy od 2010 roku. Jest coraz gorzej. Dotąd sporadycznie korzystano z funduszu wynagrodzeń na
wydatki bieżące. Teraz sytuacja jest taka, że jeżeli komendant nie ruszy tej puli, jednostki nie będą funkcjonować. Przynajmniej te małe, a ich jest niemal 70 proc. W Wielkiej Brytanii w latach 2010–2014 zredukowano zatrudnienie i zmniejszono liczbę jednostek o 10 procent. Od tego czasu drastycznie podniosła się liczba wypadków strażaków w służbie. Z powodu wydłużonego czasu dojazdu zwiększyła się liczba nieudanych akcji, a co za tym idzie – nieuratowanych osób. – Dlaczego zawód, o którym marzył niemal każdy chłopiec, został zapomniany przez państwo? – Może dlatego, że większość zdarzeń, do których jeździmy, jest mało chwytliwa medialnie. Mamy też niewielką możliwość nacisku na polityków, bo możemy najwyżej oflagować jednostki albo wyjechać na manifestację między zdarzeniami. Nie możemy strajkować. Nie pozwalają na to nie tylko przepisy, ale też sumienie. Nie po to przyszliśmy do straży, żeby odejść od społeczeństwa. Podejście polityków jest perfidne – skoro sobie do tej pory radziliście, to sobie poradzicie i teraz. Ostatnie rozmowy były 9 kwietnia. Miały całkiem optymistyczny charakter, ale z powodu ostatnich wydarzeń w polityce zostały przerwane. Minister Teresa Piotrowska powołała Forum Dialogu Społecznego. Mamy się spotkać 26 czerwca. Przekonamy się, czy rząd przewidział realizację któregoś z naszych żądań. Jeśli nie, będziemy kontynuować akcję protestacyjną. W drugiej połowie lipca planujemy manifestację. Inaczej się nie da. Nie możemy czekać. To jest ostatni gwizdek, żeby ratować sytuację w straży pożarnej. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
strona 18
nasze portfele
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Opodatkowanie odsetek od odszkodowania Podatnik znów ofiarą wadliwych przepisów. Skarbówka ma gdzieś wyroki sądów.
Konsumencie – broń się!
B
anki, ubezpieczyciele, dostawcy wody, prądu, gazu, Internetu, odbiorcy śmieci, operatorzy sieci telefonicznych i kablówek niejednokrotnie podsuwają nam do podpisania niekorzystne umowy. Nie dajmy się! Niełatwe jest życie konsumenta. Zwykle zmuszani jesteśmy podpisywać niezrozumiałe umowy, w których najważniejsze postanowienia zapisano małym druczkiem. W treści tych umów czyhają na nas rozmaite pułapki. Nie jesteśmy jednak całkiem bezbronni. Można poszukać rozwiązania naszego problemu w Internecie. Możemy skorzystać z bezpłatnej pomocy miejskiego lub powiatowego rzecznika konsumentów. Pouczające są także poradniki publikowane przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (uokik.gov. pl/poradniki.php). Warto też przejrzeć rejestr klauzul niedozwolonych (uokik.gov.pl/rejestr_ klauzul_niedozwolonych2.php).
Czego firmom nie wolno? Warto wiedzieć, co to są tzw. klauzule niedozwolone (zwane też klauzulami abu-
Według danych Państwowej Inspekcji Pracy w ciągu roku wzrosła aż o 20 proc. liczba osób pracujących na „śmieciówkach”. Aby ominąć normy Kodeksu pracy, coraz więcej pracodawców zawiera umowy terminowe na dłużej niż pięć lat. Eksperci ostrzegają, że szykowane przez rząd „przyjazne” zmiany ordynacji podatkowej faktycznie zwiększają uprawnienia skarbówek oraz wprowadzają nowe kary. Przewidują także automatyczną wymianę informacji finansowych z organami skarbowymi innych państw UE.
zywnymi – od ang. abuse, z łac. abusum – nadużycie). To takie zapisy w umowach, które rażąco naruszają interesy konsumentów i są sprzeczne z dobrymi obyczajami. Jeśli firma stosuje wobec nas takie niedozwolone zapisy umów – w tej części nie jesteśmy nimi związani. Po czym poznać, że zapis jakiejś umowy zawiera klauzulę niedozwoloną? Najlepiej sprawdzić, czy podobny zapis znajduje się w rejestrze prowadzonym przez UOKiK (także na stronie uokik.gov.pl/rejestr). W aktualnej jego wersji zawarto ponad 6 tys. zapisów umownych, którymi firmy z rozmaitych branż chciały nas wyrolować. Czego dotyczą takie klauzule? Z reguły banki czy inni przedsiębiorcy chcą nam narzucić dodatkowe opłaty albo korzystny dla nich sposób rozwiązywania sporów. Często wprowadzają jakieś wygórowane kary umowne. Zwiększają odpowiedzialność naszą, a zwalniają z tej odpowiedzialności siebie. Jednostronnie zmieniają warunki umowy, w tym zwłaszcza związane z nią koszty, czas trwania czy sposób rozwiązania. Wykorzystują nasze dane osobowe do zupeł-
i Dla ratowania wizerunku rządząca koalicja PO-PSL rozważa wypłacenie przed wyborami jednorazowego dodatku emerytalnego. Emerytura minimalna miałaby zostać chwilowo podwyższona do około tysiąca złotych. Aż 99 proc. polskich firm to małe i średnie przedsiębiorstwa. Są pracodaw-
Podatniczka w 2009 roku uległa wypadkowi samochodowemu. Skutkiem tego stała się osobą niepełnosprawną, niezdolną do pracy zarobkowej oraz wymagającą opieki innej osoby. W październiku 2014 roku – po 3 latach procesu – Sąd Okręgowy zasądził jej odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu. Pozwany wypłacił jej to odszkodowanie wraz z odsetkami za 3 lata. Poszkodowana zwróciła się o wyjaśnienie, czy powinna zapłacić podatek dochodowy od tych odsetek. Dyrektor Izby Skarbowej w Katowicach wydał w tej sprawie interpretację indywidualną sygn. IBPBII/1/4511-257/15/DP. Podkreślił w niej, że generalną zasadą jest podatek od wszelkich nie innych celów niż związane z zawartą dochodów, z wyjątkami wskazanymi w art. 21, umową. 52, 52a i 52c ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych. Nie płacimy też podatku od dochodów, od których zaniechano jego poboru na podstawie Ordynacji podatkowej. Art. 21 ust. 1 pkt 3b ustawy zwalnia z podatku zasądzone przez sąd odszkodowania W regulaminach sklepów chyba najbari zadośćuczynienia. Zdaniem organu skarbowedziej powszechna jest klauzula: „W przypadgo „skoro ustawodawca nie zamieścił w katalogu ku odstąpienia od umowy zwracany towar zwolnień odsetek przysługujących od zasądzonego zostanie przyjęty wyłącznie wtedy, gdy będzie świadczenia głównego (…), to należy stwierdzić, odesłany w oryginalnym opakowaniu z oryże odsetki podlegają opodatkowaniu podatginalnymi metkami”. Taki warunek jest bezkiem dochodowym od osób fizycznych (…)”. prawny. Dostawcy często zastrzegają, że Podatniczka powołała się na wyrok Naczelne„sprawdzenie stanu przesyłki przy odbiorze go Sądu Administracyjnego z 17 stycznia 2014 r. i sporządzenie protokołu w obecności kuriesygn. II FSK 289/12. NSA uznał, że skoro odsetki ra jest warunkiem koniecznym do przyjęcia należy przypisać do tego samego źródła przychoreklamacji”. Zgodnie z prawem wcale tak dów co należność główną, to one również powinny nie jest. Podobnych zapisów jest mnóstwo być zwolnione z podatku. Dyrektor Izby Skarbow rozmaitych umowach i regulaminach dla wej wypalił na to: „Odnosząc się do przywołanekonsumentów… go przez Wnioskodawczynię wyroku Naczelnego Pamiętajmy! Zgodnie z art. 385.3 Kodeksu Sądu Administracyjnego, należy wskazać, że źródcywilnego niedozwolone jest wprowadzanie do łem prawa są przepisy, a nie orzecznictwo. Podumów konsumenckich zapisów, zwłaszcza tych, kreślić należy, że wyroki stanowią cenny dorobek które: w wykładni prawa, ale jako takie nie mogą stanoq o graniczają lub wyłączają odpowiedzialwić podstawy do rozstrzygnięcia tegoż przepisu”. ność przedsiębiorcy, Pora na nasz komentarz. Za skandal naleq u prawniają przedsiębiorcę do wykładni poży uznać sytuację, w której organ skarbowy lekstanowień umowy, ceważy wyrok NSA. Wszystkim podatnikom, q p ozwalają przedsiębiorcy ustalać nieod których fiskus chciwie, choć bezprawnie, korzystny dla konsumenta czas trwania żąda podatku od odsetek od zasądzonych odumowy, szkodowań i zadośćuczynień, zalecamy odq n aruszają tzw. równowagę kontraktową woływać się do sądów administracyjnych. stron umowy. Kolumnę redaguje ADAM NOWAK
[email protected]
Plaga niedozwolonych zapisów
cą dla 68 proc. wszystkich pracujących i generują ponad połowę krajowego PKB. NIK ustalił, że organy skarbowe i celne wydają coraz więcej błędnych decyzji na niekorzyść podatników. W 2013 roku sądy administracyjne uchyliły aż 1/4 zaskarżonych decyzji wymiarowych. Według danych polskich banków ok. 4 mln Polaków korzysta z bankowości mobilnej, logując się na swoje konta z telefonu komórkowego. W latach 2005–2014 powstało w Polsce 1 618 299 firm. Większość z nich pada
po roku działalności. Po przetrwaniu pierwszych 36 miesięcy likwidacji ulega kolejne 40 proc. z nich. Jedynie kilka procent firm jest w stanie przetrwać 10 lat funkcjonowania na polskim rynku. Kolejne ruchy w procesie ratowania sektora SKOK przed bankructwem. PKO BP przejmuje SKOK „Wesoła”, której brakuje 282,8 mln zł aktywów. W SKOK „Kujawiak” we Włocławku Komisja Nadzoru Finansowego ustanowiła zarządcę komisarycznego. O odpowiedzialności tych, którzy wyprowadzili setki milionów ze SKOK-ów, cicho sza…
myślę, więc jestem
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
strona 19
Filozofia stosowana
N
Lewica na zakręcie
ie pierwszy to już raz rozlega się na lewicy wezwanie do jednoczenia. Ale po raz pierwszy stawka jest tak wysoka.
Sytuacja jest taka, że albo będzie nowe otwarcie, albo lewicy nie będzie w parlamencie wcale, a tym samym nie będzie ani żadnej realnej opozycji, ani żadnej demokratycznej reprezentacji. Nie będzie społeczeństwa otwartego, czyli tych wszystkich, którzy chcą Polski wolnościowej i równościowej, socjalnej, świeckiej, demokratycznej i praworządnej. Rozsądek podpowiada, by stworzyć wspólny, szeroki front, z jasnym, przekonującym programem. Front idący do wyborów pod nowym, świeżym szyldem, z nowymi twarzami. Rozsądek podpowiada, że tylko szeroki front i mocne listy mogą się obronić. W przeciwnym razie nastąpi rozdrobnienie i rozproszenie, w wyniku czego żadna formacja lewicowa nie dostanie się do Sejmu. Wszyscy to niby wiedzą, lecz złudzenia, egoizmy i animozje robią swoje. Jeszcze niektórym się wydaje, że lepiej iść osobno. Może jakoś przez ten próg, towarzysze, raz jeszcze się przeczołgamy? Wielu ludzi SLD „w terenie” tak sobie myśli.
Wielu martwi się, że na koalicyjnych listach zabraknie dla nich miejsca. No i wątpliwość najważniejsza: koalicja partii musi przekroczyć próg ośmioprocentowy. Czy to w ogóle możliwe? Oczywiście, że możliwe! Jeśli koalicja będzie szeroka, a jej tworzenie będzie otwartym demokratycznym procesem włączającym nowe podmioty i autentycznych działaczy społecznych, a nie typowych aparatczyków, wtedy wyborcy z pewnością to nagrodzą. Jeśli jednak koalicja będzie kolejną konstrukcją typu „SLD z przystawkami”, montowaną przez kierownictwo SLD w gabinetowych
układankach obliczonych wyłącznie na to, aby jak najwięcej ludzi z aparatu partyjnego wcisnąć do Sejmu, to faktycznie próg 8 proc. może okazać się nie do przebycia. Lewica znalazła się pod ścianą. Paradoksalnie jednak sytuacja przymusowa wyzwala energię zmiany. Poczucie, że trzeba zakończyć etap lewicy partyjniackiej i biurokratycznej, jest powszechne, i to w samym SLD. Mam nawet wrażenie, że stoimy twardo na dnie i szukamy swoich rąk, by chwycić się za nie i razem się od tego dna odbić. Ale to wymaga odwagi i moralnej mobilizacji, odrzucenia urazów i wykazania
gotowości na prawdziwe partnerstwo. Najbliższe dni będą decydujące dla przyszłości lewicy. Albo zwycięży duch partyjniactwa i z lewicy zostaną tylko zgliszcza, albo zaufamy sobie i weźmiemy się do pracy. Z natury jestem optymistą. Wierzę w ludzi, więc i dziś wierzę w zwycięstwo rozsądku i dobrej woli nad prywatą i urazami. Boję się tylko, że zabraknie wiary w zwycięstwo i zwykłej pracowitości. Lenistwo i defetyzm to zabójcze choroby w polityce – zwłaszcza w epoce gwałtownych przemian – a ta właśnie nastała. Czasu już nie ma. Albo wte, albo wewte. Albo wielka koalicja na
Głos oburzonych
O
Weźmy się za ręce!
gólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych wystosowało do lewicowych partii i stowarzyszeń apel o jedność i zaprosiło na rozmowy do swej siedziby. A tam już czekał Leszek Miller i zacierał ręce… Okazało się, że związki zawodowe nie zamierzają firmować listy wyborczej i że będzie to lista partyjna Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Padło hasło „ratować lewicę” i my jak głupki przybiegliśmy, ufając, że zaproszenie pochodzące od związków zawodowych jest szczere. Szybko jednak okazało się, że chodzi o ratowanie Leszka Millera i jego skompromitowanej ekipy. Ludzi, przez których słowo „lewica” w wielu pracowniczych środowiskach zaczęło brzmieć jak obelga. Kilkanaście lat spędziłem w piwnicy, pomagając ludziom, i zapomniałem, jak cyniczną grą jest polityka. Dowiedziałem się znowu, że nie można powołać komitetu wyborców, który gwarantowałby równorzędność, przynajmniej formalną, zgromadzonych podmiotów. Inaczej przepadnie subwencja budżetowa, jaką partie dostają proporcjonalnie do uzyskanych głosów. Koalicji też nie należy rozważać, bo o progu 8 proc. to lewica nawet nie marzy, że go przekroczy. Chodzi więc o co? Żeby kilku wciąż tych samych ludzi brało pensje poselskie? A w razie czego, żeby przekroczywszy 3 proc. głosów, mogli dalej udawać, że coś
robią za subwencje z budżetu? Narady w OPZZ przypominają akcję reanimacyjną połączoną z przygotowaniami do ewentualnego pogrzebu. Po latach pomagania postanowiliśmy zająć się polityką, by zmienić prawo, które pozwala gnębić ludzi. Jednak polityka okazała się jak zwykle strasznym łajnem. Nam nie wystarczy subwencja, my chcemy wpływać na proces tworzenia prawa. W tej chwili walczymy o naszą ustawę, która zabrania eksmisji na bruk i uruchamia budownictwo czynszowe. Tę ustawę napisaliśmy, siedząc w piwnicy na warszawskiej Pradze. Dla nas wejście do Sejmu to kwestia skuteczności pomagania tym, którzy nie mogą już czekać i mają w nosie ratowanie lewicy czy czyjeś kalkulacje na subwencję budżetową dla partii politycznych. Myśleliśmy, że wystarczy po prostu wziąć się za ręce i wspólnie pomaszerować z racjonalnym programem prospołecznych zmian i ognistymi hasłami przeciw liberałom, nacjonalistom, prawicowym populistom. Dlaczego nie można (prawdopodobnie) stworzyć jednej wielkiej, wielobarwnej, wspólnej listy lewicy społecznej?! Bo jedni kierowani źle pojętym pragmatyzmem zabiegają wyłącznie o dobre miejsca na liście SLD. Bo interes poszczególnych partii, ich strategia niekoniecznie uwzględnia cel nadrzędny, jakim jest organizowanie ludzi pracy przeciw wyzyskowi. W zamian
równych prawach z SLD, albo kilka komitetów i wspólna katastrofa. W najlepszym wariancie bierzemy się ostro do pracy, szukamy najlepszych ludzi na listy i przygotowujemy spójną kampanię. Jednak cudu się nie spodziewajmy. Nie zdążymy udobruchać wszystkich wyborców, którzy obrazili się na lewicę w wyborach prezydenckich. Nie zdążymy też zbudować nowego przekazu, który nawiąże do języka i wrażliwości rosnących grup tzw. prekariatu. W odczuciu tych, do których w największej mierze powinniśmy dziś adresować idee państwa opiekuńczego, wolnościowego i równościowego, lewica to ruch obrony interesów ludzi mających pracę na etatach, obojętny na młodych i ich problemy. Trzeba przyznać, że dotąd trochę tak było. Zanim się to zmieni i młodzi zrozumieją, że świat, na który się nie godzą, został wykreowany przez egoistyczny neoliberalizm, którego czarowi tak chętnie ulegają, minie dużo czasu. Lewica przespała ostatnie lata, i to nie tylko w Polsce. Jeśli chcemy, żeby oprócz rynku cokolwiek jeszcze decydowało o naszym wspólnym życiu, trzeba się obudzić i brać do roboty. Teraz. JAN HARTMAN
[email protected]
za to kieruje się doraźnymi interesami i ambicjami swego aparatu. Bo zimne kalkulacje, liczenie na subwencje i wyrachowanie zastępuje poryw serca, romantyczną, szczerą wspólną walkę z systemem. Bo taka wspólna lista powstałaby z porywu serca, a wszyscy wokół zastępują ów poryw liczeniem. Niedawno usłyszałem, że aby się „odspawać” od listy SLD, trzeba mieć 2 miliony złotych. Nie mam, ale już czuję się „odspawany”. Piszę te słowa, aby przeprosić, aby wytłumaczyć się przed tymi wszystkimi Czytelnikami, którzy chcieliby zagłosować na silną budzącą nadzieję listę lewicy społecznej. To nie akt kapitulacji. Ruch Sprawiedliwości Społecznej buduje struktury i przygotowuje się do startu wyborczego i jesteśmy wciąż gotowi zawiązać koalicję czy komitet wyborczy z każdym ugrupowaniem, które podziela nasze poglądy i nie jest do cna skompromitowane jak SLD czy TR. Wyciągamy też rękę do tysięcy ludzi, których Leszek Miller i inni członkowie kierownictwa partii zawiedli, doprowadzając do obecnego upadku i utraty ludzkiego szacunku. Wszyscy jesteśmy równi i wszyscy mamy prawo wspólnie walczyć o sprawiedliwość społeczną i przeciwstawiać się coraz powszechniejszej pogardzie dla zwykłego człowieka. Naszą siłą jest nasza wiarygodność. Są nowe ugrupowania, które dokonania mają jeszcze przed sobą. Są też ugrupowania stare, których „dokonania” nie przynoszą im chluby. Nasze środowisko zapytane: „Co zrobiliście?” – ma co odpowiedzieć. Zresztą powiedzą to w trakcie kampanii ci, którym realnie pomogliśmy. Zapraszamy na pokład i do współpracy wszystkich ludzi lewicy, którzy chcą czuć się potrzebni społeczeństwu – a nie tylko służyć aparatom partyjnym. Może jeszcze nie wszystko stracone… PIOTR IKONOWICZ
[email protected]
strona 20
trzecia strona medalu
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Jest alternatywa
W
Koalicja w lesie
gęstym lesie lewicowej polityki trwa partyzancka wojna podjazdowa. Czyli walka o najprawdziwszą prawdę, jedynie racjonalną rację i najsłuszniejszą słuszność. Pamiętacie dowcip o tym, jak partyzanci zajmowali pozycje w lesie, następnie wyganiali ich stamtąd Niemcy, partyzanci znowu instalowali się w lesie, a Niemcy powtarzali akcję? Wtedy gajowy wkurzył się i wszystkich wygonił z lasu. Tak stało się i teraz. Wkurzył się gajowy Jan Guz, przewodniczący OPZZ, i wygonił wszystkich z lasu. Wygonił i zarządził apel. Na wezwanie gajowego Jana Guza wszyscy partyzanci (no, prawie wszyscy) stawili się na łące do apelu. Przyszłam posłusznie i ja. Razem z moimi Zielonymi stanęłam grzecznie w szeregu. Kompania byłaby w pełnym składzie, gdyby nie jeden ważny partyzant – nowa i szybko zyskująca popularność partia „Razem”, która odważyła się pozostać w lesie i tam szykować się do ataku. Odważnie zignorowała wezwanie gajowego, bo stwierdziła, że nijak
nie może stanąć w jednym szeregu z partyzantem Millerem, który na apel (a jakże!) się stawił. Poza lasem – na wieść o leśnym apelu gajowego – ogłoszono powstanie nowej grupy partyzanckiej pod wodzą Andrzeja Rozenka i Grzegorza Napieralskiego. Mimo to gajowy Guz ogłosił radośnie koniec wojny, waśni i sporów w lesie. Teraz jesteście jedną armią przeciw PO-PiS-owi (Niemcom) – zarządził. I wszyscy się ucieszyli. Powołano zespół programowo-organizacyjny, który niezwłocznie przystąpił do pracy pod gwieździstym kierownictwem Barbary Nowackiej – obecnie współprzewodniczącej „palikociarni”. Stary eseldowski wódz Leszek Miller, kontestowany przez Razem, obiecał grzecznie nie pchać się na afisz i wskazał na młodą wiceprzewodniczącą Paulinę Piechnę-Więckiewicz. Zebrani odnieśli się z szacunkiem do rzuconej idei koalicji partii i ruchów społecznych oraz związków zawodowych. I chociaż koalicja w myśl prawa wyborczego ma do przekro-
czenia ośmioprocentowy próg wyb orczy (pa rtii wys ta rczy 5 proc.), to tylko taka koncepcja ma szansę połączyć kilka partii, które chcą zachować swoją polityczną i programową tożsamość. Hasło: „Co tam osiem, idziemy po 10, a nawet 15 procent!”, podniosło ducha zebranych. Wszyscy poczuli, że „wiatr odnowy wiał”,
I chociaż jedna lista nie gwarantuje sukcesu, to dwie czy trzy lewicowe reprezentacje gwarantują przegraną wszystkich i ucieszyli się, że póki co kobiety górą! Zrobiło się jakoś ładniej, bardziej świeżo i jaśniej. Może to świt? – pomyślałam. W każdym razie gajowy Jan Guz wyglądał promiennie. No cóż! Po klęsce establishmentu, mierzonej sukcesem wy-
Tendencyjny przegląd wydarzeń
Pomruk salonów Przed nami letnie upały i gorączka… przedwyborcza. Obciachowa Platforma ma nadzieję, że zapomnieliśmy o cygarach i ośmiorniczkach oraz aferach (alfabetycznie): Amber Gold, autostradowej, gazowej, hazardowej, stadionowej, stoczniowej, taśmowej, wyciągowej. Zakręcając „ciepłą wodę w kranie”, mydli nam oczy budżetami obywatelskimi i bliżej niesprecyzowanymi podwyżkami. Kopacz trzeci raz przeprasza „wyborców PO”, bo straciła nadzieję na innych. Twierdzi, że Kaczyński abdykował, ale wciąż usiłuje nim straszyć. Prezes Wielki Iluminator, grając na Dudzie, kłuje Platformę Beatą Szydło. „Odzyskuje Polskę” w ruinie, aby z niej zrobić drugie Węgry, a Polaków wysłać na wakacje do Egiptu. Szykuje się lato tak gorące jak spojrzenie Rydzyka na worek przekazów pocztowych. Premier Kopacz w amoku popełnia konstytucyjne wpadki. Obwieściła dymisję marszałka Sejmu RP
Radosława Sikorskiego. Choć to on – a nie ona – jest drugą osobą w państwie. Na konwencji PO wypaplała datę wyborów. Mówiąc: „Zostało nam 120 dni”, ujawniła, że będą 18 października. Zgodnie z prawem ogłasza to prezydent. Te potknięcia utrwalają pozycję Ewy Kopacz. Jako niezdarnego mistrza ceremonii pogrzebowej.
Wicemarszałek Jerzy Wenderlich trafnie zauważa, że Platforma pseudo-Obywatelska ma kompleks PiS. Pomimo sromotnej przegranej Komorowskiego Platformersi nie widzą, że straszenie PiS-em już nie działa. Że PO przestali lubić „idioci, którzy zarabiają mniej niż 6 tysięcy”. Czyli większość wyborców. Na konwencji Kopacz ogłosiła #punktzwrotny. Internetowa młodzież ten hashtag (znacznik na Twitterze) zilustrowała wymownym znakiem ostrzegawczym: wymiotującego do kibla. To „punkty zwrotne PO” – tam zwraca się obietnice Platformy.
borczym ugrupowania Kukiza i innych prawicowo-konserwatywnych pasztetów, koledzy i towarzysze lewicowi establishmentowcy wreszcie zrozumieli, że trzeba zmiany. Poprosili zatem o pomoc wiecznie młodych i niespranych „Zielonych” i „Ikonowiczów” oraz pokazali swoje kobiece twarze. Nie dziwota. Nawet PiS-owska konserwa oraz platformerskie „niewiadomoco” postawiło na kobiecość i młodość. W parlamentarnej reprezentacji i w dalszych szeregach SLD już słychać, że nie może być tak, iż tak „zacna” partia i tacy doświadczeni politycy oddadzą większość pola jakimś nowicjuszom, politycznym kanapom i zieleniakom. Celebryci z SLD szykują się do kontrataku. Nadreprezentacja celebrytów i rozpychanie się eseldowców w szyku niemal gwarantuje złamanie szeregu partii stojących na apelu Jana Guza. Nieobecność partii „Razem” nie wróży przecież jednej lewicowej listy wyborczej w wyborach. I chociaż jedna lista nie gwaran-
tuje sukcesu, to dwie czy trzy lewicowe reprezentacje gwarantują przegraną wszystkich. Nie wiem, czy uda się plan „A” – złożyć wspólną drużynę z partyzantów Jana Guza. Wiele zależy tu od SLD – jego skłonności lub braku skłonności do ustawienia się w równym szeregu z innymi. Ale jeśli plan „A” się nie uda, to jest jeszcze jedna nadzieja – plan „B”. Tym planem może być koalicja całej pozaeseldowskiej lewicy społecznej i odrębna lista wszystkich poza nimi. Wiele zależy także od gajowego Jana Guza. Czy zechce utrzymać swoje przywództwo, a partyzantkę w szeregu, czy też uzna, że już zrobił swoje. Pełna jestem nadziei na realizację któregoś z wariantów, nieobca mi jest jednak obawa, że to się nie uda. Boję się, bo nieobecność lewicy w przyszłym parlamencie może oznaczać utrwalenie konserwatywnego i prawicowego systemu politycznego oraz niebezpieczną zmianę Konstytucji RP. Może to oznaczać koniec nadziei na Polskę fair na wiele lat. ANNA GRODZKA
[email protected]
trzecia strona medalu
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
strona 21
Katedra prof. Joanny S.
W
Randka w jasno
odróżnieniu od randki w ciemno, na jaką w maju ponad 10 mln Polaków umówiło się z Dudą i Kukizem, coroczne spotkanie z Czytelnikami „Faktów i Mitów” jest randką w jasno. Sprawdza się stara prawda, że lubimy tych, którzy nas lubią. Toteż choć obie strony doskonale wiedzą, czego się po sobie spodziewać, to i tak wszystkich spotykają miłe niespodzianki. Redaktorzy, dziennikarze, felietoniści, rysownicy mają okazję dowiedzieć się, co Czytelnicy myślą o ich tekstach i rysunkach, a także czego oczekują. Z kolei Czytelnicy mogą pogadać ze swoimi ulubieńcami, popytać o warsztat, wymienić poglądy i dowiedzieć się więcej na interesujące ich tematy. Czerwcowy mityng zaczął się w piątek, 19 czerwca. Ze względu na sobotnie posiedzenie Zarządu Krajowego SLD przyjechałam dopiero w sobotę pod wieczór, ale przywiozłam najnowsze informacje o rozmowach na lewicy. Z inicjatywy OPZZ spotkali się przedstawiciele ponad 30 lewicowych partii, organizacji, stowarzyszeń. Wśród nich m.in. Ordynacka, PPS, Twój
Ruch, Unia Pracy, Zieloni, a z polityków Grodzka, Ikonowicz, Nowacka, Nowicka. Zdecydowanie jakichkolwiek rozmów odmówiła nowo powstała partia Razem, która wbrew nazwie chce startować osobno. Zaczął już pracę zespół programowy z Barbarą Nowacką jako szefową. Ze wspólnym programem kłopotów raczej nie będzie. Schody mogą się zacząć przy ustalaniu, pod jakim iść szyldem. Większość uważa, że powinien to być komitet koalicyjny z nową ponadpartyjną nazwą. Niechęć do szyldu SLD jest na tyle duża, że wolą ryzykować wyższy, 8-procentowy próg wyborczy i start z nieznaną nazwą. Anna Grodzka powiedziała wręcz, że albo będą wszyscy bez nazwy SLD, albo wszyscy bez Sojuszu. Odmiennego zdania są ci, którzy mają w pamięci wynik wyborczy AWS z 2001 roku. Solidarnościowa koalicja uzyskała wtedy 5,6 proc. głosów i nie weszła do Sejmu, co definitywnie zakończyło jej istnienie na scenie politycznej.
Platforma Tuska i Kopacz zrosła się z wizerunkiem aroganckich kłamców, koneserów drogich win. Obrazek uzupełniają: zegarek Nowaka, samochód Biernata czy giwera Grabarczyka. Zwłaszcza komisarz UE Bieńkowska, ubliżająca Polakom, że są idiotami, bo pracują za mniej niż 6 tys. miesięcznie. Spec od wizerunku politycznego Wojciech Jabłoński twierdzi, że teraz to PO jest kojarzona ze zmianami na gorsze. Puentuje: „Dziś więc można straszyć Platformą, a nie PiS-em”. Kacza partia zbliża się w tej sytuacji do świętości. Ma nawet nową Trójcę: Kaczora jako Ojca, Syna Dudę, Ducha Smoleńskiego i Matkę Boską Szydłowską. Na konwencji PiS wyszło Szydło z worka. Będzie premierką na 99,9 procent. Były europoseł PiS Marek Migalski wieszczy, że „partia ta jest w natarciu i wyraźnie widać, iż idzie po władzę”. Platforma zaś „pozostaje w szoku po przegranej Bronisława Komorowskiego i nie potrafi zająć się czymś innym niż sama sobą. Dawno nie było widać takiej różnicy między formacją naładowaną energią i jej pozbawioną, między wygrywającymi a loserami, między pospolitym rusze-
Drugi problem, który poruszyłam, to jednomandatowe okręgi wyborcze. JOW-y – wbrew temu, co mówią ich zwolennicy – powodują, że większość wyborców nie ma swojej reprezentacji w parlamencie. Tak już jest w stuosobowym Senacie, w którym zasiada 60 senatorów PO i 32 PiS. Wybrany kandydat nie musi bowiem zdobyć bezwzględnej (ponad 50 proc.) przewagi nad konkurentami – wystarcza mu
niem a dezerterującą zaciężną armią”. Konkluzja smutna: wybór pomiędzy Kopacz a Szydło dowodzi upadku polskiej polityki. Wkrótce Szydło może nam wyjść bokiem. Mianowany do sprzątania po Arłukowiczu minister zdrowia Zembala chciał wyrzucać z pracy strajkujące pielęgniarki. Duda z „S” domagał się jego odwołania. Zembala oskarżył go o polityczne gry, zaś dziennikarzy o manipulację.
względna. Przy kilkudziesięciu kandydatach można uzyskać mandat, zdobywając zaledwie 10–15 proc. głosów. Tym samym 85–90 proc. wyborców z danego okręgu nie będzie miało swoich reprezentantów. Obecnie ponad 90 proc. biorących udział w wyborach ma w Sejmie przedstawicieli partii, na którą oddali głos. JOW-y są zaprzeczeniem demokracji, bo tworzą i cementują dwupartyjny system, eliminując
Kłamał, że nie jest politykiem, choć jest radnym z partyjnej listy PO. W końcu spasował i znalazł pieniądze dla „kochanych pielęgniarek”. Wcześniej im żałował, choć zarabia 50 razy (sic!) więcej niż one. Minister zdrowia sam się wyleczy? Europejska koalicja organizacji pozarządowych wytknęła dziesięciu eurodeputowanym konflikt interesów. Dwóch z nich jest z Polski i z PO. Michał Boni działa w Komisji
mniejsze ugrupowania. Młodzi, którzy z niezgody na zabetonowany świat wybrali Kukiza i jego absurdalną, obsesyjną miłość do JOW-ów, naprawdę nie są antysystemowi. Chcą odmiany i – z braku wiedzy – wybierają zmianę na gorsze. Tylko głosowanie na lewicę chroni przed powrotem kaczyzmu, czyli przed państwem policyjnym, jeszcze bardziej wyznaniowym, upstrzonym pomnikami Lecha Kaczyńskiego, których liczba i brzydota dorównają monumentom santo subito. Spotkanie redakcji z Czytelnikami nie byłoby aż tak pozytywne i kształcące, gdyby nie wspaniałe otoczenie. Ośrodek wypoczynkowy „Białe Źródła” nad jeziorem Białym to wymarzone miejsce na spotkania, konferencje i zwyczajny rodzinny wypoczynek. Także z dziećmi, psami, kotami, bo wszyscy są miłe widziani. Do zobaczenia! JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl, senyszyn.eu
Przemysłu, Energii i Badań Naukowych PE, kasując szmal z Lewiatana oraz federacji Business Europe. Dariusz Rosati udziela się w Komisji ds. Gospodarczych i Finansowych PE, biorąc kasę od Banku Millennium oraz firmy finansowej Meridiam. Obaj w żywe oczy zaprzeczają, że są ukrytymi lobbystami świata biznesu i finansów. 600 szwedzkich, fińskich, brytyjskich i amerykańskich żołnierzy ćwiczyło manewry Baltops na poligonie w Ustce. Dowódca sił NATO w Europie gen. Philip Breedlove wyznał, że to „pokaz gotowości do odpowiedzi” – oczywiście Putinowi. Obok niego prężył się wicepremier Tomasz Siemoniak, zawsze chętny dozbroić na przykład pielęgniarki… Pardon… zabrać miliardy złotych pielęgniarkom, nauczycielom czy emerytom i kupić za nie amerykański szmelc zbrojeniowy. Polska armia zaprezentowała zupełnie wyjątkowe umiejętności. Pływający transporter samobieżny PTS… popłynął. Niestety, w dół. Czyli utonął. Po kilku godzinach pojazd wydobyto z dna. Był tam, gdzie są zdolności obronne naszej armii.
[email protected]
strona 22
ze świata
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
N
ic nie dzieje się przypadkiem. Wszystko za sprawą tych, którzy pociągają za sznurki. To wyznanie byłego brytyjskiego ministra obrony Denisa Healeya wydobyło z cienia tzw. grupę Bilderberg…
Jeśli kiedykolwiek mieliście wątpliwości, czy istnieje rząd światowy, czy ktoś steruje narodami, dążąc do Nowego Porządku Świata, to według zwolenników teorii spiskowych powinny one prysnąć jak bańki mydlane. Ci ludzie twierdzą od lat, że decyzje najbardziej istotne dla dziejów świata zapadają zakulisowo. Tyle że dawne wyobrażenia o spiskach magnaterii, plutokratów, masonów, Mędrców Syjonu, Iluminatów czy Opus Dei zastąpiono tajnym sprzysiężeniem najbardziej wpływowych na świecie polityków i biznesmenów. Według miłośników rozmaitych spisków współczesny rząd światowy jest tak tajny, że nie ma nawet nazwy. Jego członkowie nazwani zostali przez dziennikarzy grupą Bilderberg…
Iluminaci z Bilderberg Zakonem Iluminatów nazywano w historii kilka tajnych stowarzyszeń skupiających ludzi bardziej oświeconych (od łacińskiego illuminatus – oświecony) niż inni. Iluminaci bawarscy, których początki sięgają 1776 roku, szerzyli oświatę, niwelując wpływy potężnego zakonu jezuitów. Z czasem upodobnili się do masonów. Elitarny ruch wolnomularski powstały w XVIII wieku stawiał sobie za cel duchowe doskonalenie człowieka i braterstwo ludzi rozmaitych religii, narodowości i światopoglądów. Paramasoński charakter miała także organizacja nowożytnych iluminatów – Ordo Templi Orientis (O.T.O.), czyli Zakon Świątyni Wschodu, nazywany też Zakonem Wschodnich Templariuszy. Za współczesnych iluminatów niektórzy uważają tajemniczą ekipę najbardziej wpływowych na naszym globie wybrańców ze świata polityki i gospodarki. Formalnie grupa nie istnieje, choć ma oficjalną stronę internetową (bilderbergmeetings.org) oraz oficjalne biuro w holenderskim mieście Lejda. Około 120–150 jakoby najważniejszych na naszej planecie osób spotyka się raz w roku i dyskutuje o globalnych problemach bezpieczeństwa, polityki i gospodarki. Pierwsze takie spotkanie miało miejsce pod koniec maja 1954 roku w hotelu Bilderberg w holenderskim mieście Oosterbeek. Stąd wzięła się nazwa tego nieformalnego „rządu światowego” – grupa Bilderberg.
Władcy świata?
Inicjatorami tej grupy byli: polski pisarz, polityk i mason Józef Retinger, współtwórca Wspólnoty Europejskiej, oraz niemiecki arystokrata i skandalista książę Bernhard. Wolnomularz Retinger był sekretarzem grupy Bilderberg aż do swojej śmierci w 1960 roku.
„Jedna społeczność światowa”… Grupa Bilderberg działa niejawnie, niewiele więc wiadomo o zaproszonych na coroczne spotkania gościach oraz o tematyce rozmów. Od kilku lat na internetowej stronie grupy pojawiają się lakoniczne informacje. Także z wypowiedzi niektórych polityków wiadomo, że wśród uczestników obrad byli m.in.: były prezes Banku Światowego James Wolfensohn, były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, żona Billa Gatesa – najbogatszego człowieka na świecie. W spotkaniach uczestniczył też Zbigniew Brzeziński, były doradca prezydenta USA Jimmy’ego Cartera. Były brytyjski minister obrony Denis Healey, który przez ponad 30 lat uczestniczył w działaniach grupy, w 2001 roku wyjawił: „Mówienie, że dążymy do stworzenia rządu światowego, jest przesadą, choć nie jest całkiem niesprawiedliwe. My z Bilderberg czujemy, że nie możemy wiecznie walczyć ze sobą o nic, zabijać ludzi i pozbawiać mi-
liony dachu nad głową. Sądzimy, że jeden rząd światowy mógłby być dobrą rzeczą”. W 2012 roku przyznał, że „nic na świecie nie dzieje się przypadkiem. Wszystko za sprawą tych, którzy pociągają za sznurki”. To właśnie Bilderberg ma według niektórych odpowiadać za neoliberalizm i globalizację. Wśród bywalców na spotkaniach „światowego rządu” brylują m.in. były sekretarz stanu USA Henry Kissinger i Robert Zoellick, szef międzynarodowej rady doradców Goldman Sachs. Widać więc, że jest to środowisko nader opiniotwórcze. Nieformalnym szefem grupy jest obecnie Henri de La Croix de Castries, prezes francuskiego koncernu ubezpieczeniowego AXA. Od 20 lat w niektórych spotkaniach uczestniczą także wpływowi Polacy. Pierwszy był w 1994 roku Andrzej Olechowski, cztery lata później zaszczytu dostąpiła była premier Hanna Suchocka. W 2008 roku w spotkaniu odbywającym się w Westfields Marriott w Chantilly (Wirginia, USA) wziął udział Aleksander Kwaśniewski. Po czterech latach w tym samym miejscu w spotkaniu grupy uczestniczył Jacek Rostowski. Olechowski w 2010 roku wylał kubeł zimnej wody na rozgorączkowane głowy wietrzących spiski: „Bilderberg to prywatne doroczne konferencje. Coś takiego jak grupa Bilderberg nie istnieje. To doroczna konferencja, na której omawia-
ne są przede wszystkim zagadnienia współpracy euroatlantyckiej”.
Sikorski szuka posady Tegoroczne spotkanie grupy Bilderberg miało miejsce w dniach 9–14 czerwca w austriackiej mieścinie Telfs pod Innsbruckiem. Oficjalnie podano, że uczestniczyło w nim 140 osób z 22 państw świata, w tym m.in. sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, były szef KE Jose Barroso, były szef CIA David Petraeus, była królowa Holandii Beatrycze, premierzy Belgii i Holandii – Charles Michel i Mark Rutte – oraz prezydent Austrii Heinz Fischer. Także prezesi największych światowych koncernów, m.in. współzałożyciel Google Eric Schmidt, szef Airbusa Thomas Enders oraz szefowie banków: HSBC, Santander, Królewskiego Banku Kanady. Ich bezpieczeństwa jak najbardziej oficjalnie strzegli agenci tajnych służb, m.in. CIA, SAS oraz izraelskiego Mossadu. W tym roku na liście gości znalazła się Anne Applebaum z „Washington Post”. Prywatnie – żona odchodzącego w polityczny niebyt byłego marszałka Sejmu RP Radosława Sikorskiego. Jak podano, agenda tegorocznego spotkania była dosyć obszerna: sztuczna inteligencja, cyberbezpieczeństwo i technologie informatyczne, zagrożenie bronią chemiczną, globalna gospodarka, strategia europejska, globali-
zacja, terroryzm, Grecja, Iran, Bliski Wschód, NATO, Rosja, Wielka Brytania, USA oraz amerykańskie wybory. Ponoć mówiono także o zbliżającej się III wojnie światowej. Niektórzy przypuszczają, że w kuluarach obrad Anne Applebaum, która zarabia rocznie około 1,7 mln zł, lobbowała usilnie za jakąś zaszczytną posadą dla zarabiającego osiem razy mniej od niej męża, byłego marszałka sejmu, wkrótce bezrobotnego. Radosław Sikorski chciał być prezydentem RP, sekretarzem generalnym NATO, szefem dyplomacji UE albo chociaż unijnym komisarzem. Dla PiS-u jest zdrajcą, dla PO – skompromitowanym balastem. Czy możni z grupy Bilderberg pomogą zaspokoić ambicje „Słodkiego Radka”? Czy grupa Bilderberg w ogóle coś realnie może? Jedni twierdzą, że ta grupa to tylko mit, taka współczesna wersja tajemniczych bajek o masonerii. Inni przywołują opinię wpływowego brytyjskiego dziennika „The Times”: „Bilderberg to klika najbogatszych, ekonomicznie i politycznie najpotężniejszych ludzi świata zachodniego, którzy spotykają się potajemnie, by planować wydarzenia, które potem – wydawałoby się – po prostu mają miejsce”. Rzeczywistość współczesnego świata jest jednak tak skomplikowana, że nie może nią zarządzać jakaś stuosobowa grupa. To zwyczajnie niemożliwe. ANDRZEJ KROPEK
[email protected]
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
Kościół
przed sądem
kościół powszedni
strona 23
Potop gejowski
Mieszkańcy rozmodlonego i „arcymoralnego” Teksasu przeżyli ostatnio szok. Ich stan zalewa woda w biblijnych ilościach. Szybko znaleźli na to wytłumaczenie… ry. „Naturalny kataklizm zmiótł te Zalało miejsca, „gdzie się szerzy Już po tygodniu deszczów miasta z powierzchni ziemi, bo dookultyzm i sodomia”. Jedno z ta„chrześcijańskie” radia dokonały bypuszczano tam homoseksualizm. kich miejsc jest nawet administrostrego spostrzeżenia, że woda zaWięc jeśli uznać, że takie katastrofy wane przez „burmistrza sodomitę”. lewa te obszary Teksasu, w których sprowadza nadprzyrodzona moc, to W innych rejonach, gdzie „zboczereligijność jest niższa, a tolerancja można wyciągnąć z tego wnioski”. nia” i zamiłowanie do czarnej magii dla gejostwa wyższa, podczas gdy Kiedy bezbożne rejony połunie występują, z których „wykopano na terenach o dominacji świątoblidnia USA Bóg zalewał wodą, teleaborcję”, szczególnie konserwatywwej większości możliwe jest zachowizje pokazywały naprawdę spekny lud jest bezpieczny. wanie suchej nogi. Ukarane zostały takularny filmik: piorun wali w wieżę Pastor Fisher wskazał konkretrejony, w których gnieżdżą się hokościelną i wznieca pożar. Chrześne miejsca zepsucia: stolica stanu moseksualiści i niewierzący – oznajcijańscy egzegeci patrzyli akurat Austin i metropolia Houston, któmił pastor Bryan Fisher, jeden w inną stronę... ST re porównał do Sodomy i Gomoz naczelnych kaznodziei radiowych.
Gwałt zgodny z Biblią
Były ksiądz Curtis Wehmeyer
W USA prokuratura wzięła się na sposób w walce z katolicką pedofilią. Zaczyna pozywać Kościół jako instytucję. W 2013 r. sąd w stanie Minnesota skazał księdza (już byłego) Curtisa Wehmeyera na 5 lat więzienia. Udowodniono mu nakłanianie nieletnich do seksu i posiadanie dziecięcej pornografii. Odpryskiem tego wyroku jest niedawny pozew przeciw jednej z archidiecezji katolickich w tym stanie. Prokurator John Choi oskarża mianowicie prominentnych hierarchów diecezji o ukrywanie wiedzy o pedofilskich skłonnościach Wehmeyera i brak działań zapobiegających. W wyniku śledztwa okazało się bowiem, że już w latach 90. ubiegłego wieku nauczyciele księdza z jego seminarium informowali przełożonych, że ten nadużywa alkoholu i prowadzi bogate życie seksualne. Odradzali nadawanie mu święceń kapłańskich. Po ordynacji w 2001 r. koledzy księdza zgłaszali podobne obiekcje, a do władz archidiecezji dotarły informacje, że nakłania on młodych chłopców do innych czynności seksualnych w miejscowej księgarni. Także policja informowała hierarchów o tym, że spotyka Wehmeyera w znanych oficjalnie miejscach, gdzie męż-
czyźni umawiają się na przygodny seks. Biskupi zlekceważyli te informacje i mianowali księdza proboszczem w jednej z parafii. Do skazania kapłana doszło po zeznaniach trzech młodych mężczyzn, którzy twierdzili, że w latach 2008–2010, gdy byli niepełnoletni, Wehmeyer częstował ich alkoholem i narkotykami, po czym wykorzystywał seksualnie. Prokuratura oskarża całą archidiecezję, co było rzadkością w USA. Dotychczas udało się doprowadzić do końca jedną taką sprawę – archidiecezji w Ohio, po dobrowolnym poddaniu się karze, nakazano zapłatę 10 tys. dolarów za niezgłoszenie przypadków pedofilii wśród księży w latach 70. i 80. Archidiecezji w Minneapolis grozi jedynie kara pieniężna – 3 tys. dolarów za każdy zarzut (przedstawiono 5 zarzutów). Sprawa ta ma jednak duże znaczenie, gdyż dotyczy okresu, w którym obowiązywały już w amerykańskim Kościele katolickim procedury nakierowane na zapobieganie ukrywaniu aktów pedofilii wśród księży. AmerG
Niektórzy działacze chrześcijańscy próbują usprawiedliwiać gwałty. Także takie, które zdarzają się „w świętym węźle małżeńskim”. się na kobietę, która nie jest jego le mówić o gwałcie. Żona nigdy nie Do Kongresu USA startował własnością. Chrześcijańska poradma prawa stanowczo odmówić męniedawno osobnik, którego szczęśnia seksualna przestrzega też kożowi prawa do seksu. Nie ma praliwie pogrążył pogląd, iż kobieta biety, które mogłyby mieć jakiś żal wa odmówić mu dostępu do swegwałcona nie zachodzi w ciążę… do mężów, że przystępują do egzego ciała, bo jej ciało należy do jej jeśli nie chce. Jeśli zaś zaciąży, to kwowania swego prawa seksualnemęża. Żona może skromnie i delinie można mówić o zgwałceniu. go bez wcześniejszej rozmowy i gry katnie poprosić go o odłożenie sekPod tą osobliwą teorią podpisawstępnej: „Żona musi zrozumieć, że su na później, ale musi to być sforło się wielu amerykańskich fundaczasem jej mąż miał trudny dzień mułowane z pokorą i szacunkiem. mentalistów religijnych. Niestety, i jedyne, czego potrzebuje od niej, Powinna też przedstawić merytosą i propagatorzy jeszcze bardziej to seksualne zaspokojenie. Chce rycznie ważne uzasadnienie swej oryginalnych teorii w kwestii gwałtu. zapomnieć o swych kłopotach prośby. Rozsądzenie, czy uzasadW USA funkcjonuje chrześcijańi nie chce rozmawiać. Żona musi nienie jest wystarczające, należy do ski portal internetowy Biblical Gento uszanować i NIGDY nie powinmęża. W Biblii nie ma czegoś takieder Roles, który zajmuje się między na nalegać na kontakt werbalny pogo jak małżeński gwałt. W Piśmie innymi poradnictwem seksualnym. przedzający stosunek seksualny”. Świętym mówi się o gwałcie tylko Lansowana jest np. teza, że w ob KP w sytuacji, gdy mężczyzna rzuca rębie małżeństwa nie można w ogó-
Anno Domini 2067 Z chrześcijaństwem w Europie jest źle. Niektórzy nawet spekulują o datach jego ostatecznego wygaśnięcia w niektórych krajach. latach, ostatni chrześcijanin na ku liczby chrześcijan z kilku Pół roku temu George CaWyspach odejdzie z tego świata większych badań społeczrey, były lider Kościoła Anglii (anw 2067 roku. Dla samego Kościonych ostatnich lat, m.in. glikański) stwierdził publicznie, że ła Anglii dane te wyglądają jeszcze oficjalnych spisów „chrześcijaństwo w Wielkiej Brygorzej – ponieważ liczba wyznawpowszechnych. Przy tanii jest o jedno pokolenie ców tej denominacji spada najzałożeniu, że liczod wymarcia”. Hierarchoszybciej, datą graniczną jest rok ba wiernych bęwie tego Kościoła zgo2033. dzie spadać dzili się, że przeżywa on Zapewne dlatego hierarchow takim tempie głęboki kryzys, ale nie wie Kościołów chrześcijańskich jak w ostatnich podzielili opinii arcybiw Wielkiej Brytanii są chyba jeskupa seniora o końcu dyną grupą zawodową, któtej religii w czasie nara nie protestuje przestępnego pokolenia. ciwko zwiększającej Teraz będą musieli się liczbie imigrantów. przyjąć do wiadomoMiędzy innymi duża ści, że chrześcijańliczba Polaków rastwo na Wyspach tuje dziś brytyjskie zapewne wymrze parafie katolickie za dwa pokolenia. przed pustymi łaDo takiego wniosku wami na niedzieldoszli brytyjscy nanych mszach. ukowcy, którzy poBritG. łączyli dane o spad-
strona 24
okiem sceptyka
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Niewierzący w Polsce (17)
Adiutant Napoleona Józef Sułkowski był polskim radykałem, niezłomnym republikaninem. Bonaparte uczcił go określeniem: „oficer największych nadziei”.
W dziejach oświeceniowej, romantycznej i rewolucyjno-demokratycznej krytyki religii w Polsce, tj. między połową XVIII a połową XIX w., splotły się ze sobą postępowe prądy. Najważniejszym celem owych czasów stało się rewolucyjne obalenie porządku feudalnego. Rewolucjoniści byli oświeconymi racjonalistami i zdecydowanymi antyklerykałami. Szli na barykady z wizją społeczeństwa bardziej równego i sprawiedliwego, a kler przewodził w wyzysku. W czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej po stronie demokratów walczyli także Polacy. Najbardziej znani byli Klaudiusz Franciszek Łazowski i Józef Sułkowski, którzy połączyli zaangażowanie w walkę rewolucyjną przeciwko feudalizmowi z antyklerykalizmem. Również Józef Sułkowski odznaczał się radykalizmem społecznym i zawziętą nienawiścią do feudalnego świata. Jego rodowód stanowi splot tajemnic, w każdym razie oficjalnie uchodził za syna pułkowni-
C
ka wojsk austriackich. Urodził się około 1773 r. Był chłopcem genialnym, co stwierdzają zgodnie wszyscy „wspominkarze”. Generał Michał Sokolnicki mówił o nim: „Poznałem go, kiedy rozpoczął dziewiąty rok życia. Był sławny jako cudowne dziecko, nazywano go »małym uczonym«. Jego pamięć wchłonęła wszystkie skarby historii powszechnej, geografii i mitologii. Orientował się świetnie w literaturze łacińskiej, greckiej i z całkowitą swobodą mówił kilkoma językami żywymi”. Wszystkich olśniewała uroda i zniewalający wdzięk Sułkowskiego. Często wskazywano na jego podobieństwo do Louisa de Saint-Justa, przywódcy rewolucji francuskiej, znanego z radykalizmu i olśniewającej twarzy. W 1791 r. Sułkowski został kapitanem. Już w czasie Sejmu Wielkiego był radykalnie nastrojony – głowę miał wypełnioną postępowymi ideami i nie ustępował najbardziej lewicowym kołłątajowcom. Wstąpił do armii francuskiej w stopniu kapitana i został adiutantem Na-
zy moralne jest naśladowanie Boga w każdej sprawie? A jeśli nie zawsze moralne, to czy to znaczy, że Bóg jest grzesznikiem? Pod przywództwem papiestwa część historycznego chrześcijaństwa wyewoluowała w bardzo dziwną herezję o nazwie katolicyzm. Jedną z jej cech jest obsesyjne przekonanie wielu katolików, że odpowiadają za cudze życie. Wierzą, że powinni innych powstrzymywać od grzeszenia. W tym celu tworzą prawa zakazujące aborcji czy antykoncepcji, prawa nękające homoseksualistów lub zatruwające życie ludziom rozwiedzionym. Katolicy sądzą bowiem, że powstrzymywanie innych od grzechu jest ich pierwszorzędnym zadaniem. Nie tylko oni tak sądzą. Podobnie wierzą wyznawcy protestanckich utopii politycznych w USA lub miłośnicy muzułmańskich kalifatów, na przykład osławionego Państwa Islamskiego. Katolicy czasem lubią odwoływać się do Biblii, ale zapominają, że wtrącanie się w życie innych i budowanie Królestwa Bożego na ziemi politycznymi metodami jest sprzeczne z duchem Ewangelii i przykazaniem naślado-
poleona. W sztabie uchodził za wybitnego intelektualistę. W lutym 1797 r. wziął udział w szybkiej wojnie z państwem papieskim. Od najwcześniejszej młodości był bojowym antyklerykałem. We Francji widział, jak księża na czele bojówek mordowali jego jakobińskich przyjaciół. Nazywał księży potworami i z zaciekłością atakował państwo papieskie, jako najbardziej strupieszały przeżytek feudalizmu. W kampanii wojennej przeciwko papiestwu uczestniczył ze szczególną ochotą. Tak napisał o zdobyciu Ankony: „Mnisi ankońscy nie stracili jeszcze nadziei i uczynili ostatni wysiłek, aby zmusić mieszkańców do obrony. Arcybiskup urządza uroczystą procesję na cześć cudownej Madonny, która była rywalką Madonny z Loreto. Dwa tysiące Włochów z pochodniami w dłoniach, z gołymi głowami i boso gromadzi się przed kościołem; tam łobuz w sutannie dowodzi im wymownie, że ręka Boga gotowa jest spaść na Francuzów, że zapowiedziały to cuda; oświadcza także, że rzecznicy Boga mają prawo oczekiwać, że na widok tych cudów obudzi się wiara prawdziwych wiernych
wania Boga. Bo jeśli założyć, że Bóg istnieje, to nietrudno dojść do wniosku, że on w niczym nie powstrzymuje ludzkich grzechów. Spokojnie sobie na nie patrzy, a czasem tzw. grzesznikom ofiarowuje zupełnie sympatycz-
Życie po religii
Józe i f Sułkowsk
(…). Nazajutrz wydarzył się cud. Święta Dziewica pragnie ożywić odwagę Ankonczyków i żeby im to udowodnić ponad wszelką wątpliwość, obraz otwiera oczy. Najpierw zobaczyło to dziecko. Jakiś mnich świadczy za nim, klasztor potwierdza. (…) cała Ankona pławi się w radości (…) i zapełnia kościoły (…). Rozpuszczają pogłoskę, że Żydzi chcieli
nie tylko na takie lub inne „grzeszki”. On na nic nie reaguje. Nic go nie obchodzą ludzie mordowani i maltretowani, umierające dzieci w obozach koncentracyjnych lub ofiary rozmaitych zbrodniarzy. Ostatnio bardzo mnie poruszyła historia zabójstwa absolutnie przypadkowej starszej pani, któ-
wydać miasto (…). Ci nieszczęśliwi mieli już być wydani ogniowi i rabunkowi, kiedy przybyli nasi huzarzy. Na ich widok cała kanalia pierzchła i cud ustał”. W 1798 r. Sułkowski wziął udział w wyprawie do Egiptu. Brawura i determinacja, z jakimi walczył, wzbudzały podziw. W bitwie pod Salheyeh został parokrotnie trafiony z pistoletu i odniósł siedem ciężkich ran od szabel. Napoleon awansował go na szefa brygady. Przydzielony do pracy naukowej, w swoich pismach prezentował materialistyczną interpretację zjawisk społecznych. Pragnął wyzwolenia upośledzonej społecznie ludności Egiptu. Zginął 22 października 1798 r. w Kairze. Koń Sułkowskiego poślizgnął się i upadł. Oficer – ze wszystkich stron otoczony – został posiekany na kawałki. Napoleon, donosząc Dyrektoriatowi o śmierci adiutanta, zakończył raport słowami: „Był to oficer największych nadziei”. Nazwisko Józefa Sułkowskiego widnieje na kolumnie południowej Łuku Triumfalnego w Paryżu. ARTUR CECUŁA
[email protected]
równocześnie cieszyć z niebiańskiej chwały! Całe szczęście, że w takich kwestiach nie wszyscy wierzący chcą naśladować Boga. Zwłaszcza wierzący policjanci, strażacy lub pracownicy pogotowia ratunkowego. Teologia monoteistyczna, która chce wierzyć w Opatrzność i wiedzieć Boga jako
O ryzykownym naśladownictwie ne życie – „zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Ewangelia Mateusza, rozdział 5). Jeśli katolicy uważają, że nie powstrzymując cudzych grzechów, sami popełniają grzech, to muszą jednocześnie przyznać, że w taki sposób grzeszy nagminnie również ich Bóg. I jak się czują z taką świadomością? Czyżby próbowali być bardziej boscy od samego Boga? Ale z postępowaniem Boga wobec ludzi i zwierząt sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. I czasem to całe szczęście, że wierzący nie chcą go naśladować. Bo osobowy Bóg monoteistów nie reaguje
rą dopadł jakiś zwyrodnialec, gdy pracowała na swojej działce. Jej zwłok nie potrafiła zidentyfikować rodzina… A przecież na całą tę jednocześnie absurdalną i koszmarną scenę patrzyło – jak sądzą wierzący – zaklęte w trójkąt oko Opatrzności. Można się oczywiście wznieść na wyżyny teologicznej sprawności i powiedzieć, że Bóg cierpiał razem z tą kobietą. Ale kiepska to dla niej chyba była pociecha, gdy konała w mękach. I drugi wniosek – widocznie Bóg cierpiał jakoś niedostecznie mocno, skoro w tej samej chwili znosił jeszcze męki innych umierających na świecie ludzi i zwierząt. I zdążył się
sędziego świata, wikła się w nieskończone sprzeczności. To, co pozornie wydaje się logicznie wynikać z tzw. prawd wiary, może być jednocześnie zaprzeczone i obalone innymi „prawdami” tej samej religii. To uwikłanie jest absolutnie beznadziejne. Na koniec podam informację od dwóch Czytelników – panów Przemysława i Mariusza. Otóż okazuje się, że cytowana przeze mnie książka „Sprzeczności w Biblii” jest nadal do nabycia w Instytucie Wydawniczym „Książka i Prasa”, dokąd odsyłam wszystkich zainteresowanych. MAREK KRAK
[email protected]
okiem biblisty
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
W
edług Apokalipsy św. Jana Jezus Chrystus był największym świadkiem Jehowy – „ świadkiem wiernym i prawdziwym” (3. 14). Zatem skoro był nim Jezus, to czy i jego prawdziwi naśladowcy nie powinni być tego samego wyznania, co on?
micwach), człowiekiem zobowiązanym przestrzegać przykazań Tory, włącznie z przepisami dotyczącymi pożywienia, czyli pokarmów czystych i nieczystych, które również wiązały się ze świętością Boga Jahwe (Kpł 11. 44–47). Czytamy, że kiedy Jezus miał około trzydziestu lat, został ochrzczony (gr. baptizo oznacza
strona 25
Jezus w żydowskiej świątyni
Pytania czytelników
Świadek wierny i prawdziwy Aby odpowiedzieć na to pytanie, przede wszystkim należy podkreślić, że Jezus był pobożnym Żydem. Religią Jezusa – czy jak kto chce – Jego wyznaniem, był judaizm, wyznanie mojżeszowe. To znaczy że jak wszyscy Żydzi również Jezus został obrzezany ósmego dnia i w ten sposób został przyłączony do społeczności narodu wybranego (Łk 2. 21). Zgodnie z nakazem danym ojcom: „Niechaj słowa te, które Ja ci dziś nakazuję, będą w twoim sercu. Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o nich mówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając” (Pwt 6. 6–7, por. Wj ;12. 26–27), Jezus wychowywany był w duchu religii mojżeszowej. Brał udział w codziennych modlitwach, w szabatowych nabożeństwach i innych uroczystościach żydowskich. A kiedy ukończył trzynaście lat, stał się „synem przykazania” (bar
P
zanurzenie) przez Jana w rzece Jordan (Łk 3. 21–23) i wtedy też rozpoczął swoją działalność jako zapowiadany przez Mojżesza Boży prorok (por. Pwt 18. 15, 18–19; Dz 3. 22–23). „Ja się narodziłem – czytamy w Ewangelii Jana – i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego” (18. 37). Według czwartej Ewangelii Jezus był więc świadkiem tego, co widział i słyszał od Boga (3. 11; 5. 19). Dlatego powiedział: „Nauka moja nie jest moja, lecz tego, który mnie posłał” (J 7. 16) oraz: „Ten, który mnie posłał, jest wiarygodny, a Ja to, co usłyszałem od niego, mówię do świata” (J 8. 26). W Apokalipsie św. Jana czytamy, że Jezus nazwał się „świadkiem wiernym i prawdziwym” (3. 14; 1. 5), co między innymi oznacza, że można na nim polegać, bo „praw-
rzywykliśmy do sojuszu tronu i ołtarza. A nawet bardziej – do kontroli, jaką nad tronem sprawuje ołtarz. Nie pytamy zatem, czy chrześcijaństwo może być anarchistyczne. Szkoda.
Ukazała się właśnie nieduża książka Jacques’a Ellula, francuskiego socjologa, filozofa i teologa protestanckiego, zatytułowana „Anarchia i chrześcijaństwo”. Od młodości związany z marksizmem (w wieku 19 lat zaczął studiować „Kapitał” Marksa), bliski był francuskiemu personalizmowi i tzw. ekologii politycznej. Należy także do grona chrześcijańskich teoretyków anarchii – obok Lwa Tołstoja, Dorothy Day czy Vernarda Ellera. Stanowisko Ellula jest bardzo jasne. Mianowicie uważa on, że wszelkie religie bez wyjątku „są źródłem wojen i konfliktów, które okazują się znacznie poważniejsze niż wojny czysto polityczne”. Wskazuje przy tym, że z religiami mamy do czynienia także wtedy, gdy bogiem staje się Ojczyzna, Komunizm czy Pieniądz. Religia jest bowiem takim sposobem widzenia świata, w którym dana grupa przypisuje sobie posiadanie prawdy, za pomocą której zwalcza domniemaną obłudę, fałsz i zło wszystkich innych. Ellul uważa także, że „Objawienie Jezusa nie mogło spłodzić żadnej religii” i że największą zdradą Słowa Bożego było uczynienie z Niego religii. Oraz że wiara nie ma nic wspólnego ze zbawieniem. Biblia bowiem daje nadzieję na zbawienie wszystkich, a wiara oznacza wzięcie odpowiedzialności za realizację konkretnego stylu życia.
dziwy świadek nie kłamie” oraz „ocala życie” (Prz 14. 5, 25). I takim właśnie świadkiem – według Pism – był i jest Jezus. Można powiedzieć, że jak Dawid został „ustanowiony świadkiem dla narodów” (Iz 55. 4), tak Jezus jest świadkiem swego Boga – Boga Jahwe (Mk 12, 29–31; J 17. 3; 20. 17; Ap 3. 12). Jezusowy obraz Boga jest więc zgodny z objawieniem zawartym w Biblii hebrajskiej, w której czytamy: „Czy nie mamy wszyscy jednego ojca? Czy nie jeden Bóg nas stworzył?” (Ml 2. 10). Ale Jezus był nie tylko rzecznikiem biblijnego monoteizmu, ale także absolutnego posłuszeństwa Bogu. Powiedział bowiem wyraźnie, że nie przyszedł po to, aby znieść przykazania Tory albo proroków, lecz aby je wypełnić (por. Mt 5. 17). Co więcej, z Jego słów wynika, że nie tylko nie negował nie-
których przykazań, na przykład Dekalogu – jak to dzisiaj czyni większość chrześcijan – ale wręcz je zradykalizował. Powiedział nawet: „Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie. Ktokolwiek by tedy rozwiązał z tych przykazań najmniejszych i nauczałby tak ludzi, najmniejszym będzie nazwany w Królestwie Niebios; a ktokolwiek by czynił i nauczał, ten będzie nazwany wielkim w Królestwie Niebios” (Mt 5. 18–19). Innymi słowy, jeśli chcemy być tego samego wyznania co Jezus, powinniśmy trzymać się tego, czego On nauczał (por. Mt 17. 5; 1 J 2. 6). Religia Jezusa jest bowiem radykalnie odmienna od jakże zróżnicowanego i podzielonego chrześcijaństwa. Jezus był po prostu Żydem. Przyszedł „do owiec, zagi-
Wiąże się to, zdaniem Ellula, z bardzo charakterystycznym statusem chrześcijańskiej prawdy. Nie mamy tu bowiem do czynienia z prawdą jako doktryną – spisem dogmatów, instytucjonalnych dokumentów czy światopoglądem. Prawdą winna być dla chrześcijanina osoba Jezusa, a więc sposób, w jaki Jezus żył, to, co robił i jakie relacje łączyły go ze światem zewnętrznym. Prawda chrześcijańska nie polega na nauczeniu się określonych formuł, ale na naśladowaniu życia Mistrza z Nazaretu. Chrześcijanin zatem nie tyle zna prawdę, ile prawdę praktykuje. Przesłanie Chrystusa jest proste – należy praktykować bez-
nionych z domu Izraela” (Mt 15. 24, aby „szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19. 10). Powołując dwunastu apostołów, nie tylko nawiązał do dwunastu pokoleń Izraela, ale także chciał ożywić i odnowić religię żydowską, do której zaprosił i nas, nie-Żydów, abyśmy uczestniczyli w „wierze, która raz na zawsze została przekazana świętym” (Jud 3). O tym, czy ktoś jest prawdziwym świadkiem Boga, nie decyduje nazwa, jaką się określa on sam lub jego wyznanie, lecz Bóg („On zna tych, którzy są Jego” – 2 Tm 2. 19), oraz życie zgodne z Jego wolą, a nie własną. Tak przynajmniej nauczał Jezus, mówiąc: „Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie” (Mt 7. 21). BOLESŁAW PARMA
[email protected]
antychrześcijańskie – służy interesom korporacyjnym, umocnieniu własnej dominacji ewentualnie propagandzie państwowej. Powrót do chrześcijaństwa możliwy jest na drodze anarchii. W wydaniu Ellula jest to unikający przemocy sprzeciw wobec wszelkich form dominacji, nierówności, ucisku połączony z tworzeniem sieci solidarnych relacji. Rozmaitych oddolnych ruchów, wspólnot, instytucji, w ramach których ludzie realizują prawdę ukazaną w życiu Jezusa. „Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością” – pisał Paweł z Tarsu do Rzymian. Zdanie to można chyba uznać za „regułę” anarchistyczno-chrześcijańskiej postawy wobec świata. Ellul w wydanej po polsku książeczce wyjaśnia, jak rozumie anarchizm. Przywołuje teksty z Biblii hebrajskiej i z Nowego Testamentu, by pokazać, że główny nurt Pisma jest antypaństwowy. Mierzy się z różnego rodzaju zarzutami i trudnościami. Fragmentem książki jest także wyznanie księdza katolickiego i anarchisty Adriena Duchosala, który wspomina m.in. o Lechu Wałęsie i „Solidarności” (słowa są gorzkie, od atencji dla Wałęsy jako związkowca przechodzi Duchosal do nazwania go hamulcowym wolności). Nie wszystkie tezy Ellula wydają mi się zasadne. Niektóre interpretacje Pisma mnie nie przekonują. Zasadnicza wymowa tej pracy wydaje mi się jednak bardzo cenna. Warto tę książeczkę znać i przemyśleć jej przesłanie. Sam nie mam wątpliwości – chrześcijaństwo: tak; instytucje kościelne: nie. Więcej Jezusa. Mniej religii! TOMASZ KOZŁOWSKI
Inne chrześcijaństwo(33) warunkową miłość. Oznacza to przyjęcie postawy z gruntu niepolitycznej, obcej ziemskim instytucjom, a także wszelkiej formie dominacji czy przemocy. Miłość jest bowiem tym, co ludzi łączy: troską, życzliwością, empatią, przyjaźnią, przebaczeniem, zniesieniem podziałów, budowaniem zgody. A życie miłością jest radykalnym odrzuceniem diabelskości. Ellul przypomina, że w języku Biblii diabeł nie jest żadną osobą, jakimś swoistym rodzajem bytu. Diabolos oznacza po grecku wszystko to, co burzy zgodę, wprowadza dysharmonię, wywołuje podziały między ludźmi. Czymś takim zdaniem Ellula jest władza i polityka, w ramach których dzieli się ludzi na rządzących i poddanych, elity i masy, zwycięzców i zwyciężonych. Nie ma on cienia wątpliwości, że postępowanie oficjalnych Kościołów jest z gruntu
[email protected]
strona 26
świat się śmieje
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
W
1943 r. skończył się mit niepokonanej armii Hitlera. Klęska pod Stalingradem i rosnące straty Niemców zmusiły ich do uzupełniania kadr ochotnikami z całej Europy.
przemilczana historia
Tryzub i swastyka
W szeregi wojsk hitlerowskich wstępowali Ukraińcy. Zgłosiło się ich tak wielu, że udało się sformować cieszącą się ponurą sławą Ochotniczą Dywizję SS Galizien.
Spadkobiercy OUN Plany stworzenia ukraińskich jednostek wojskowych walczących u boku Niemców powstały dwa lata wcześniej. 5 października 1941 r. będąca pod wpływem OUN (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów) tzw. Ukraińska Rada Narodowa we Lwowie wysłała list do Hitlera, w którym wyraziła chęć dostarczenia III Rzeszy pomocy wojskowej, zasłaniając się oczywiście argumentem walki z bolszewizmem. Był to czas apogeum hitlerowskiej potęgi, dlatego Niemcy odrzuciły tę propozycję. Do sprawy powrócono w 1943 r., kiedy to słabnąca armia potrzebowała mięsa armatniego. Plany powołania do życia ukraińskiej jednostki Waffen SS zostały osobiście zaakceptowane przez Heinricha Himmlera. Początek jej formowania przypadał na kwiecień 1943 r. Jej nazwa zmieniała się w toku walk. Krótko po przeszkoleniu nazwano ją Ochotniczą Dywizją SS Galizien (z ukraińska – Hałyczyna), aby pod koniec 1944 r. przemianować ją na 14. Dywizję Grenadierów Waffen SS. Co interesujące, w nazwie specjalnie eksponowano nazwę Galicji zamiast Ukrainy, ponieważ nie chciano drażnić Hitlera, który mógłby nie znieść istnienia elitarnej jednostki nazistowskiej, składającej się z tak pogardzanych przez niego Słowian. Zresztą Niemcy mieli jasno określony cel wykorzystania jej żołnierzy. Dywizja miała być ściśle związana z armią hitlerowską i realizować jej rozkazy, tak jak inne ochotnicze zagraniczne jednostki Waffen SS złożone z europejskich nacjonalistów i faszystów. Żadne dążenia niepodległościowe Ukraińców nie wchodziły w grę – zabroniono nawet używania w jej szeregach słów „ukraiński” i „Ukrainiec”. Co ważne, dowództwo Dywizji składało się z niemieckich oficerów. Jedynym Ukraińcem, który dostąpił „zaszczytu” kierowania tą jednostką, był jej ostatni dowódca – Brigadefuhrer SS Pawło Sznadruk, były oficer Wojska Polskiego, posiadający nawet order Virtuti Militari za udział w wojnie obronnej 1939 r. Jawnie kolaborancki cel tworzenia tej jednostki nie przeszkodził
działaczom OUN, a zwłaszcza Adrijowi Melnykowi, wielkiemu politycznemu konkurentowi Stepana Bandery, w prowadzeniu intensywnej rekrutacji. Odniosła ona zamierzony skutek. Według niektórych źródeł do punktów poborowych mogło się zgłosić nawet 80 tys. mężczyzn. Byli nimi zarówno galicyjscy folksdojcze, jak również Ukraińcy z rejonu Lwowa. Część była ochotnikami, natomiast większość rekrutów – co trzeba podkreślić – była przymuszana przez nacjonalistów do mobilizacji. Z punktów poborowych wysyłano ich następnie do obozów szkoleniowych znajdujących się w Pustkowie obok Dębicy i Świętoszowie niedaleko Żagania. Tam żołnierze otrzymali umundurowanie niemieckie oraz własne emblematy: niebiesko-złote naszywki z wizerunkiem lwa stojącego na tylnych łapach w otoczeniu trzech koron. Dywizja posiadała własnego kapelana unickiego. Po odbytym szkoleniu, przed wymarszem na front, żołnierze złożyli przysięgę o niepozostawiającej złudzeń treści: „Tą świętą przysięgą przyrzekam Bogu, że w walce przeciw bolszewizmowi bez zastrzeżeń służyć będę Naczelnemu Dowódcy Niemieckich Sił Zbrojnych Adolfowi Hitlerowi i jako dobry żołnierz każdego czasu gotowy będę za tę przysięgę oddać życie”. Przysięgę złożyło prawie 13 tys. żołnierzy dywizji. Zrealizowali ją, dokonując głównie czystek etnicznych na bezbronnej ludności cywilnej.
Zbrodnie wojenne Ukraińców z SS Galizien hitlerowcy wysyłali głównie do brudnej roboty, czyli do walk z partyzantami w Europie Wschodniej i na Bałkanach. Przeradzały się one w prawdziwe rzezie. Jedną z najbardziej krwawych okazała się pacyfikacja Huty Pieniackiej, polskiej wsi będącej
bazą dla konspiratorów z AK, a także partyzantów radzieckich. Władze okupacyjne postanowiły „ukarać” mieszkańców wsi za pomoc podziemiu, wysyłając do realizacji tego zadania oddziały niemieckie i SS Galizien. W nocy z 27 na 28 lutego 1944 r. przypuścili atak na wioskę, zrównując ją praktycznie z ziemią. Podczas tej akcji działy się dantejskie sceny. Oto relacja Władysława Konarskiego: „Żołnierze SS Galizien dowodzeni przez (…) kapitana niemieckiego wchodzili do poszczególnych domów i zastanych w nim mieszkańców grupami doprowadzali do miejscowego murowanego kościoła, w którego wnętrzu ich zamykano. Doprowadzanie tych ludzi do kościoła odbywało się w nieopisanie brutalny sposób. Jedna z kobiet (…), 79-letnia staruszka, która nie mogła poruszać się w tempie nakazanym przez konwojujących, popędzana była przez jednego z nich pchnięciami osadzonego na karabinie bagnetu tak, że do kościoła doszła z wypadającymi z brzucha wnętrznościami (…). Innej z doprowadzanych (…) żołdak SS Galizien wyrwał z rąk noworodka i na oczach ludzi chwycił niemowlę za nogi i uderzył nim o mur kościelny, roztrzaskując mu głowę. W kościele inny zbrodniarz zastrzelił rodzącą w konfesjonale (…) i noworodka”. Mordowanie dzieci musiało zbrodniarzom sprawiać satysfakcję, gdyż po rozbijaniu im główek wrzucali je do podpalonych wcześniej domów. W morderczym szale oblali benzyną i spalili żywcem innego mieszkańca wsi za to, że ukrywał w swoim domostwie trzy żydowskie kobiety. Skala zbrodni była wręcz przerażająca. Zginęło około 1000 osób. Niemal z całej zabudowy Huty Pieniackiej, oprócz kościoła, został jedynie popiół. Podobny los spotkał znajdującą się nieopodal wieś Podkamień, gdzie 12 marca 1944 r. stacjonujący
oddział SS Galizien ochraniał napad banderowców z UPA. Ci, czując się bezkarni, wymordowali kilkuset Polaków próbujących schronić się w tamtejszym klasztorze.
W walce z „komunizmem” W walce przeciwko regularnym, dobrze wyszkolonym jednostkom wojskowym już tak dobrze nie szło ukraińskim esesmanom. Wysłana do walki z Armią Czerwoną dywizja została okrążona i rozgromiona pod Brodami w czerwcu 1944 r. Historycy szacują, że zginęło tam prawie 75 proc. stanu liczebnego SS Galizien. Część z niedobitków przyłączyła się do oddziałów UPA, aktywnie wspierając czystki etniczne na ludności polskiej Wołynia i Polesia. Pozostali ponownie trafili do obozu szkoleniowego pod Żaganiem. Tam odtworzono dywizję, która stała się na tyle atrakcyjna dla młodych Ukraińców, że trzeba było zwiększyć liczbę poborowych. Latem 1944 r. w dywizji służyło 22 tys. żołnierzy gotowych do walki po stronie III Rzeszy. Dowództwo niemieckie zadecydowało, że Hałyczyna powinna powrócić do walki z partyzantką. Wysłano ją więc na przełomie sierpnia i września 1944 r. do Słowacji, gdzie tłumiła powstanie tamtejszego podziemia. Następnie w styczniu 1945 r. przerzucono ukraińską dywizję do Słowenii, gdzie walczyła z komunistyczną partyzantką Josifa Broz Tity. Bitni jugosłowiańscy bojownicy okazali się dla SS Galizien przeciwnikiem zbyt silnym. Z powodu braku wojennych sukcesów na Bałkanach i trudnej sytuacji na froncie niemiecko-radzieckim przerzucono ich w kwietniu 1945 r. do Austrii. Tam dywizja współdziałała operacyjnie z dywizją pancerną
strona 27
SS Wiking. W austriackich górach do ukraińskich żołnierzy doszła wieść, iż zostali oni oficjalnie wcieleni do tzw. Ukraińskiej Armii Narodowej jako ich pierwsza dywizja. Zwierzchnikiem był kolaboracyjny Ukraiński Narodowy Komitet z siedzibą w Berlinie. Składał się on z nacjonalistycznych polityków ukraińskich marzących o narodowej Ukrainie sprzymierzonej z III Rzeszą. 8 maja 1945 r. Hałyczyna poddała się wojskom alianckim na północ od austriackiego Klagenfurtu. Tak zakończył się niechlubny szlak bojowy ukraińskich kolaborantów. Ciekawie ułożyły się losy kombatantów SS Galizien. Nie zostali oni wydani Rosjanom, bo alianci zachodni nie uznawali ich za obywateli radzieckich. Większość członków dywizji posiadało polskie obywatelstwo, dzięki czemu miedzy innymi około 200 byłych esesmanów zaciągnęło się do... II Korpusu Armii Polskiej Władysława Andersa. Pomoc Ukraińcom okazał również Watykan, wpływając na rząd brytyjski, aby pozwolił im bezpiecznie osiedlić się na terytorium Anglii. Ostatecznie w 1950 r. większość ukraińskich esesmanów przyjęła na swój teren Kanada. Warto wspomnieć, że to właśnie tam znajduje się najwięcej ukraińskich emigrantów, również nacjonalistycznej proweniencji.
Zapomniani „bohaterowie”? Mogłoby się wydawać, że dzieje SS Galizien zostały potępione i wyrzucone na przysłowiowy śmietnik historii. Nic bardziej mylnego! Wśród wielu współczesnych Ukraińców pamięć szlaku bojowego dywizji jest ciągle żywa. Niestety, dokonuje się zakłamania jej roli podczas II wojny światowej, próbując przestawiać ją jako dywizję patriotów walczących z komunizmem o wolność Ukrainy. Środowiska neofaszystowskie i nacjonalistyczne związane z tzw. Prawym Sektorem kijowskiego Majdanu świadomie pomijają kolaboracyjny i jawnie zbrodniczy charakter tej jednostki. Jawnie odwołując się do faszystowskiej tożsamości Hałyczyny, ukraińscy nacjonaliści ramię w ramię z „kombatantami” z UPA celebrują pamięć po SS Galizien uroczystymi marszami. Można by było stwierdzić, że jest to marginalne środowisko, lecz biorąc pod uwagę wzrost nastrojów nacjonalistycznych na Ukrainie walczącej z prorosyjskimi separatystami w Donbasie, należy baczniej spoglądać na sytuację polityczną w Kijowie. Zwłaszcza że polski rząd tak mocno deklaruje poparcie dla tamtejszych pomajdanowych decydentów. T. Rom
strona 28
szkiełko i oko
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Pierwszy tegoroczny Zlot Czytelników „FiM” dobiegł końca. Wszystkim uczestnikom serdecznie dziękujemy J
LISTY OD CZYTELNIKÓW Papierki albo leczenie Właśnie przeczytałem artykuł redakcyjny w ostatnim numerze. Na pytanie, skąd taka znieczulica w szpitalach i przychodniach, mogę odpowiedzieć z punktu widzenia kogoś, kto w tym siedzi. Masakra. Stosy papierowej dokumentacji, możliwość kontroli z NFZ i ewentualne ukaranie za brak ponumerowania spiętych spinaczem kartek lub brak pisemnego uzasadnienia wypisania leku czy jego postaci, sposobu przyjmowania itp. Liczba badań, jaką mogę zlecić, jest do opłacenia przez właściciela przychodni, ale NFZ tak zapisał w ustawie haki, żeby za nie raczej nie płacić. Przykładowo: za pobranie cytologii i odczytanie przez patomorfologa NFZ zapłaci jak pacjentka przyjdzie i odbierze wynik... Jeśli tylko wykonam badanie, a przychodnia zapłaci lekarzowi za odczytanie, czyli de facto usługa została wykonana, NFZ nie zapłaci do czasu, aż w dokumentacji pojawi się kolejna wizyta, że pacjentka przyszła i odebrała wynik. Ja bym tego nie wymyślił, ale w NFZ dbają o to, aby szpitale i przychodnie pracowały „za darmo”, bo albo nie płacą za nadwykonania, albo nasyłają kontrolę, która „znajduje braki zaświadczeń, potwierdzeń, nieponumerowane strony czy braki załączników” i każe oddawać pieniądze albo nakłada kary. Prowadzi to do tego, że jak wchodzi pacjent, to jako lekarz myślę przede wszystkim: jaki numer usługi muszę wykonać, jaki wpisać kod, jak go uzasadnić i wypełnić wszystkie wymagania (skierowania, badania), aby ewentualna kontrola nie kazała oddawać pieniędzy. Pomijam fakt, że mam tylko 10–20 minut na wizytę, bo za drzwiami kłębi się awanturujący o wejście tłumek ludzi. Brak nawet czasu na wywiad – co i od kiedy się dzieje. Badanie powinno trwać 10-20 minut, ale ten czas zabiera biurokracja. Moją rolą – i tak ją rozumiem – jest diagnozowanie chorób i pokierowanie ich leczeniem. Nie jest nią znajdowanie odpowiednich kodów procedury, kodów zlecanych badań czy pisanie PESEL-u kilka razy na receptach, zaświadczeniach, skierowaniach. Wkurzało mnie, że za drzwiami ludzie czekają, a ja po raz piąty wpisuję pesel na recepcie, skierowaniu, zaświadczeniu. Nie po to się tyle uczyłem i 25 lat zdobywałem doświadczenie, aby teraz przepisywać PESEL-e… T.O.
Czy lewica da radę? Lewica wciąż płacze nad rozlanym mlekiem. Tym, co się w tych powyborczych żalach powtarza regularnie, jest wkurzenie na młodzież, która na Zachodzie jest jej podporą, wychodzi na ulice, a w Polsce jakoś nie potrafi lewicy pokochać. Gdy czytam takie wypowiedzi, to nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Przez ostatnie 25 lat lewica miała aż nadto czasu, aby zbudować sobie jakąś tradycję, zespół kwestii ideowych i odwołań historycznych. Tymczasem nie robiła tego, olała tę sprawę dokumentnie. Panowie z SLD nie rozumieli, że wsparcie młodzie-
żowe dla lewicy na Zachodzie wzięło się z tego, że tam lewica historycznie była zawsze ruchem sprzeciwu – wobec dyktatur na południu Europy, wobec militaryzmu w USA, wobec drobnomieszczańskich norm obyczajowych na zachodzie Europy, wobec wyzysku w Ameryce południowej i centralnej. A u nas? Czy panowie sobie wyobrażali, że młodzi będą nosić koszulki z Bierutem, Gierkiem czy Wandą Wasilewską? Prawica całkowicie zagospodarowała w Polsce dyskurs historyczny, budując swoją tradycję na kulcie walki z nazizmem i komunizmem. Jest do tego stopnia silna, że w jej ramach toczą się zacięte dyskusje (np. nad sensem powstania warszawskiego). Lewica w tych dyskusjach nie istnieje – sama, z własnej woli, oddała całkowicie pole. I dlatego nie ma znaczenia, czy młody chłopak nosi koszulkę z żołnierzami wyklętymi, powstańcami warszawskimi czy husarzami, bo jeśli interesuje się historią, poczuwa do polskiej tradycji, to dla lewicy jest „nacjonalistą” i wrogiem. Nawet jeśli sam związku z prawicą nie czuje. A widać to nawet w kulturze popularnej – hitami literatury młodzieżowej są książki zdecydowanie antylewicowe, na przykład bestsellerowe powieści Pilipiuka, który nienawidzi lewicy i Zachodu, czy wyraźnie prawicowe powieści Cherezińskiej. Ostatnimi pisarzami odwołującymi się wyraźnie do lewicy byli Sapkowski czy Dukaj, ale potem w polskiej fantastyce zatriumfowała prawica. Wystarczy zajrzeć na fora i fanpage fanów muzyki metalowej – kiedyś tradycyjnie antykościelnej i antyreligijnej. Dziś wielu fanów tychże dzięki niesamowicie popularnemu szwedzkiemu Sabatonowi przerzuciło się na muzykę „tożsamościową”. Oni nawet nie nazywają się prawicowcami, a Rydzyka i jemu podobnych często nie znoszą, jednak gdy widzą polityka, który odwołuje się do tradycji historycznej, a po drugiej stronie widzą kogoś, kto stawia pomnik sowieckim żołnierzom poległym w 1920 r. lub mówi o Polakach jako o „narodzie sprawców”, to ich wybór jest oczywisty. Zmiana tego nastawienia to pewnie kwestia wielu lat, jeśli nie dekad. Pod warunkiem oczywiście, że lewica będzie przynajmniej próbowała to zrobić. Tomek
Ręce na pokład! Zwracam się z apelem o gesty poparcia dla szerokiego porozumienia wyborczego lewicy. Do wyborów już niedaleko, więc czas na zaprzestanie animozji i schowanie wybujałych ambicji do kieszeni. Nasze apele w końcu poskutkowały – lewica zaczęła się łączyć, a nie dzielić i rywalizować ze sobą, więc musimy ją w tym wesprzeć, bo takim wsparciem damy im impuls do lepszego działania. Więc – wszystkie ręce na pokład! Nie wykluczajmy nikogo, kto chciałby się do tego porozumienia przyłączyć, pod warunkiem jednak, że spełnia kryteria lewicowości, bo im szersze spektrum polityczne, tym większe poparcie w wyborach. PiS i prawicowe przystawki już pokazały, co daje wspólnota działań, prawica się połączyła, i najprawdopodobniej wygra wybory parlamentarne. Prezydenta już mają. Lewica nie może popeł-
nić takiego błędu i powinna się łączyć, ale tylko wokół pewnych ograniczonych kryteriów, a tymi kryteriami powinna być szeroko pojęta lewicowość, tzn. od lewicy socjalnej, poprzez centrolewicę, aż po socjalliberałów. Szerzej już nie, bo partia straci na swojej ideowości, o ile to jeszcze cokolwiek znaczy. Gdyby ktoś jednak chciał iść osobno, to jego prawo, nie krytykujmy się wzajemnie, bo naszym konkurentem politycznym jest prawica, a nie inna lewica. Nie wykluczajmy nikogo, niech wszyscy działają razem, bo tylko wspólnota działań może wyciągnąć naszą lewicę z niebytu. Józef Frąszczak
A to Polska właśnie Powiedz mi, ile w twoim kraju zarabia sprzątaczka, a powiem ci, w jakim państwie żyjesz. W Europie zachodniej sprzątaczka zarabia 10 euro za godzinę pracy. W Polsce – 2 euro. Czyli w Polsce zarabia się 5 razy mniej niż w normalnych krajach europejskich. Panuje u nas bezwzględny wyzysk i bezlitosna eksploatacja ludzi. Rzucono nas na żer „Biedronek”. W Polsce na ten sam produkt co w Europie trzeba pracować 4 razy dłużej. Zapewniam, że Europejczycy nie pracują 4 razy wydajniej. To raczej my pracujemy szybciej, lepiej i wydajniej. Balcerowicz to notoryczny kłamca. Po 25 latach dzikiego kapitalizmu z gębą Balcerowicza doprowadziliśmy ludzi do ruiny. Miliony Polaków pracują za 1500–2000 zł miesięcznie. Miliony wyjechały. Miliony głodują. PO czuje smród koło tyłka przed wyborami. Kopacz mówi, że będzie podnosić płacę minimalną. Za późno. Liberałom gospodarczym dziękujemy. A gdzie jest i co robi Polska Lewica? Waldemar Szydłowski, Gdańsk
Do Redaktora Naczelnego Dziękuję za obietnicę kandydowania. Zaczynam mieć nadzieję na normalność w tym kraju, choć z racji mojego wieku, mogę tego nie dożyć – mam 57 lat. Zdąży Pan doprowadzić ten kraj do normalności? Czasami mam na to nadzieję – tym bardziej że coraz więcej ludzi ocenia nasze siły polityczne realnie i ma chęć do zmiany. Problem w tym, że mówią o tym cicho, między swoimi, a boją się po prostu powiedzieć o tym głośno. Każda osoba myśląca inaczej naraża się na ostracyzm. Czyli każdej niedzieli chodzimy do kościoła, posyłamy dzieci na religię, popieramy księdza proboszcza, dajemy na tacę, siły rządzące zawsze mają rację, generalnie jest cudownie! Choć przeżyłam chwilę oportunizmu, gdy zauważyłam, że jednak młodzi ludzie nie boją się i nie wszyscy przyjmują księdza z kolędą. W nowym bloku, gdzie mieszkam, przed kolędą ksiądz zażyczył sobie, aby lokatorzy, którzy chcą przyjąć księdza, zaznaczyli drzwi, wieszając zaproszenie lub obrazek. Myślałam, że znów będę sama. I tu zaskoczenie. Było nas więcej. Jest więc nadzieja. Joanna Dębska, Radom
Podziękowania Serdecznie dziękuję Czytelnikom „FiM”, którzy wybrali mnie w głosowaniu o przyznanie Nagrody Kryształowego Świecznika marszałkinii Sejmu Wandy Nowickiej. Dzięki Państwa głosom został doceniony mój wkład w budowanie świeckości. Dziękuję także Redaktorowi Naczelnemu „FiM” oraz Koleżankom i Kolegom z redakcji, bez których moje teksty nie miałyby takiego zasięgu. Agnieszka Abémonti-Świrniak
grunt to zdrowie
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r.
strona 29
Soczyste zdrowie Nadszedł czas, kiedy możemy rozkoszować się wyjątkowo smacznymi wiśniami i czereśniami. Oprócz walorów smakowych posiadają one także bogate właściwości zdrowotne.
Z użytecznych walorów tych owoców należy czerpać pełnymi garściami. Warto również przygotować z nich przetwory wzmacniające nasz organizm podczas zimowych słot.
Czereśnie Chociaż aż w 80 proc. składają się z wody, to pozostałe 20 proc. stanowi istną skarbnicę witamin, minerałów i innych makrooraz mikroelementów. W 100 gramach owoce te zawierają aż 280 mg potasu, który jest niezbędny dla prawidłowej pracy serca oraz nerek. Moc witamin z grupy B, a zwłaszcza B5, czyni je skutecznym środkiem przeciwko artretyzmowi. Kwasy owocowe, witaminy A i C oraz bioflawonoidy dają tym owocom zbawienną siłę antyoksydacyjną, wspomagając usuwanie z ustroju wolnych rodników. Czereśnie zawierają też sporo jodu, bo aż 330 mg w 100 g. Są bardziej zasobne w ten pierwiastek niż wiele ryb morskich, a nawet dorsz. Z tego powodu wpływają pozytywnie na działanie gruczołu tarczycy oraz chronią nas przed chorobą Basedowa. Zawarte w nich: wapń, fosfor i żelazo regulują procesy przemiany materii, pobudzając procesy krwiotwórcze oraz wspomagając tworzenie się tkanki kostnej i zębów. Dlatego też są szczególnie polecane kobietom w ciąży oraz dzieciom. Garbniki w ich składzie
P
łagodzą stany zapalne błon śluzowych układu pokarmowego, a także działają wspomagająco w walce z nadciśnieniem. Owoce te wykazują działanie oczyszczające organizm z nadmiaru kwasu moczowego i pomagają zapobiegać dnie moczanowej. Świeży sok działa wzmacniająco na układ sercowo-naczyniowy, zaś nalewka alkoholowa pomaga w przypadku niestrawności żołądkowej. Napary przygotowane z ich ogonków działają odkażająco na układ moczowy i pomagają w walce z jego infekcjami. Teraz, kiedy jest sezon na te owoce, można sobie zaaplikować 2–3-dniową dietę czereśniową. Jedząc tylko je oraz pijąc ciepłą przegotowaną wodę, w przyjemny sposób oczyścimy nasz organizm z toksyn oraz usprawnimy pracę układu trawiennego. Można je spożywać w dużych ilościach, ponieważ jedna czereśnia zawiera tylko 5 kcal, a 700 gramów zaspokaja dzienne zapotrzebowanie na witaminę C. Czereśni nie należy popijać surową, zimną wodą ani mlekiem, ponieważ rezultatem takiego połączenia będzie prawie na pewno biegunka. Nie są także wskazane jako przekąska przed posiłkami zawierającymi smażone mięso, bo owoce te, bezpośrednio po ich zjedzeniu, upośledzają procesy trawienne. Najlepiej spożywać je jako oddzielny monoposiłek.
ijemy coraz więcej tzw. butelkowanej wody mineralnej. Ale nie każda zamknięta w butelce woda jest naprawdę mineralną! Na niektóre „wody mineralne” szkoda pieniędzy, bo zwykła „kranówka” przepuszczona przez dzbanek z filtrem do wody będzie od nich bogatsza w mikroelementy. Jakie wody kupujemy? Woda mineralna – musi zawierać co najmniej 1000 mg/l minerałów. Pochodzi ze specjalnych głębinowych ujęć, które zapewniają jej czystość. Najlepiej wybrać średnio
Staropolska nalewka z czereśni Skład: q 1 kg czereśni, q 1 l spirytusu, q pół kg cukru, q skórka i sok z 1 cytryny Czereśnie myjemy i usuwamy z nich pestki. Wkładamy je do słoja i zalewamy spirytusem, który musi przykryć wszystkie owoce (ewentualnie można płyn uzupełnić wodą). Wrzucamy skórkę cytrynową. Szczelnie zamknięty słój odstawiamy w ciepłe miejsce na miesiąc, od czasu do czasu wstrząsając nim w celu wymieszania zawartości. Po tym czasie zlewamy nastaw, dodajemy do niego sok z cytryny i wlewamy do szczelnie zamkniętego, dużego słoja, który umieszczamy w chłodnym, ciemnym miejscu. Pozostałe owoce zasypujemy cukrem/ksylitolem i odstawiamy w ciepłe miejsce, również wstrząsając co jakiś czas. Uzyskany w ten sposób sok wlewamy do wcześniej uzyskanej nalewki spirytusowej. Całość filtrujemy przez bibułę filtracyjną lub lnianą szmatkę, a następnie rozlewamy do szczelnie zamykanych butelek, które odstawiamy w ciemne, chłodne miejsce. Po dwóch miesiącach takiego leża-
kowania nalewka nabierze wyjątkowych walorów smakowych.
Wiśnie Wykorzystywane są głównie do przetworów, a działają prozdrowotnie podobnie jak czereśnie; nawet w niektórych aspektach lepiej. Zawierają wprawdzie mniej jodu, wapnia i żelaza, są jednak niezwykle bogate w pektyny, bioflawonoidy i inne niezwykle cenne dla naszego zdrowia kwasy organiczne. Dzięki temu są zbawienne dla naszego serca i układu krążenia. Wysoka zawartość pektyn przyczynia się do wiązania i usuwania toksyn oraz obniżenia poziomu złego cholesterolu. Wiśnie podobnie jak czereśnie wykazują działanie alkalizujące, co pomaga utrzymać w organizmie równowagę kwasowo-zasadową. Dieta bogata w wiśnie pomaga w odchudzaniu, ponieważ są one mniej kaloryczne niż czereśnie. Dzięki dużej zawartości pektyn działają wypełniająco, powodując uczucie sytości. Są polecane diabetykom, ponieważ cukry w nich zawarte nie powodują skoków insuliny we krwi. Sok z nich jest wskazany podczas infekcji górnych dróg oddechowych, działa bowiem antyseptycznie oraz
Woda wodzie nierówna lub wysoko zmineralizowaną. Zapewni nam pożyteczne mikroelementy (wapń, magnez, jony sodu, fluor, chlor). Latem, kiedy intensywnie się pocimy, oraz dla osób ciężko pracujących fizycznie i sportowców najlepsze będą wody wysoko zmineralizowane.
Woda źródlana – zawiera minerały w ilości mniejszej niż 500 mg/l. Pochodzi z podziemnych źródeł, a jej skład chemiczny może ulegać znacznym wahaniom.
Woda stołowa – otrzymywana przez zmieszanie źródlanej wody z wodą mineralną. Woda lecznicza – ma wysokie stężenie jednego lub paru składników mineralnych. Przeznaczona jest do celów leczniczych, a jej długotrwałe spożywanie musi być konsultowane z lekarzem. Dawkowanie nie może być przypadkowe i nie należy traktować jej jako zwykłego napoju do gaszenia pragnienia.
wykrztuśnie dzięki temu, że rozrzedza śluzową wydzielinę. Regularne spożywanie wiśni lub soku z nich pomaga likwidować puchlinę wodną, będącą następstwem problemów z krążeniem lub nerkami. Łagodzi dolegliwości związane z kamicą nerkową, schorzeniami pęcherza moczowego, epilepsją oraz problemami neurologicznymi. Pomaga także poprawić obraz krwi u osób dotkniętych anemią spowodowaną niedoborami żelaza w diecie. Nalewkę z wiśni możemy wykonać według przepisu na nalewkę z czereśni. Obie będą świetnym lekiem przeciwko przeziębieniom oraz niestrawności. Dostarczą też energii i pobudzą po ciężkim, aktywnym dniu. Warto także przyrządzać wywar z szypułek zarówno wiśni, jak i czereśni. Dzięki niemu usprawnimy pracę serca, a zawarta w nich kumaryna pomoże zapobiec powstawaniu niebezpiecznych zakrzepów krwi. Pomoże także mężczyznom cierpiącym na łagodny przerost gruczołu krokowego. Korzystajmy z sezonu wiśniowo-czereśniowego! Przygotujmy sobie na zimę zapas przetworów z tych bardzo wartościowych owoców. ZENON ABRACHAMOWICZ
[email protected]
Woda smakowa – zazwyczaj woda stołowa z dodatkami aromatycznymi, cukrem lub słodzikami i konserwantami. ZA
strona 30
jaja z miasta, jaja ze wsi
Plotki P i rekiny S zczęście w miłości nie idzie w parze z sukcesami sportowymi? Patrząc na karierę Agnieszki Radwańskiej (26 l.), trudno się z tym nie zgodzić.
Jeszcze nie tak dawno tenisistka mogła pochwalić się sporymi osiągnięciami. W 2012 roku dotarła do finału prestiżowego turnieju Wimbledonu. Zajmowała wówczas drugie miejsce w światowym rankingu tenisistek WTA. Wszystko zmieniło się, gdy się zakochała. Gdy trenerem Agnieszki był jej ojciec Robert Radwański, dziewczyna cały czas poświęcała tenisowi. Tata zawodniczki lubił powtarzać, że ma nadzieję, że im później będzie miał zięcia, tym lepiej. W 2013 roku Agnieszka zakończyła współpracę z ojcem. Jej partnerem treningowym został niejaki Dawid Celt – tenisista, którego karierę pokrzyżowała kontuzja. Ich znajomość szybko wyszła poza wspólne treningi. Ponoć w tym roku para zaręczyła się w Nowym Jorku. Radwańska coraz częściej wspomina o założeniu rodziny i... coraz rzadziej wygrywa na korcie.
B
ożena Dykiel (67 l.) chętnie przeszłaby już na emeryturę, ale nie może – pomaga swoim córkom i czwórce wnucząt. Maria (36 l.) i Zofia (34 l.) założyły już swoje rodziny, ale nie wiedzie im się najlepiej. Starsza z nich jest bezrobotna. „Jestem babcią, która wspomaga finansowo swoje obydwie córki. Muszę pracować, żeby im było lepiej niż mnie jako młodej dziewczynie, żeby szybciej dochodziły do czegoś, co chcą mieć – powiedziała Dykiel. – Taka babcia pracująca nie ma za dużo czasu, ale jak go mam, to bardzo dopieszczam swoje wnuki”.
rzez swoje duże piersi mogłam nie zostać aktorką – opowiada Violetta Arlak (47 l.). „Trzy razy oblałam egzamin do szkoły teatralnej. Wiedziałam, że oblewam z powodu moich »atutów«. W końcu zrezygnowałam i postanowiłam zrobić dyplom eksternistycznie” – opowiada aktorka, znana m.in. z serialu „Ranczo”. Ostatnio Arlak sporo schudła, ale nadal się sobie nie podoba. „Biust był moim przekleństwem i niewiele się pod tym względem zmieniło. Moja fizyczność mnie ogranicza... Jestem aktorką charakterystyczną – do ról kobiet brzydkich za ładna, do ról ładnych – za brzydka. Nawet kiedy już zostałam aktorką, siadywałam w kącie, bo wydawało mi się, że wszyscy się ze mnie śmieją i coś sobie szepczą na mój temat. Czułam się brzydsza, gorsza, mniej zdolna” – szczerze wyznała Arlak.
E
merytowana modelka Kate Moss (41 l.) szalała ostatnio w samolocie. Nie pierwszy raz zresztą.
Na lotnisku Luton pod Londynem policja wyprowadziła ją z samolotu. Interwencję przeprowadzono na żądanie personelu pokładowego, który nie mógł sobie poradzić z dawną gwiazdą wybiegów. Według świadków Moss wpadła w szał, kiedy zamiast zamówionych kanapek z rybą dostała makaron. Pijąc wódkę prosto z gwinta, obrzuciła stewardesy wyzwiskami i zażądała, żeby samolot zawrócił do Turcji po jej ulubione kanapki… W zeszłym roku policja też wyprowadzała Moss z lotniska, bo chciała lecieć bez biletu.
P
iosenkarka Mariah Carey (45 l.) ma za sobą załamanie nerwowe i leczenie w ośrodku odwykowym. Popularna w latach 90. gwiazda jest uzależniona od alkoholu (i to nie byle jakiego, bo upijała się tylko najdroższymi winami i szam-
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
PROWINCJAŁKI Domowa umieralnia
68
-latka z Myszkowa zadzwoniła na policję i powiedziała, że od trzech dni nie może wyjść z pokoju. Zamknęła ją na klucz córka i wyjechała, nie zostawiając nic do jedzenia. Całe mieszkanie też okazało się zamknięte na głucho. Potrzebna była straż pożarna, która wyniosła 68-latkę przez balkon.
Dzieci się nudzą
37 panami) oraz leków psychotropowych. Piła nawet, będąc w ciąży i karmiąc dzieci piersią. Po odwykówce pije podobno tylko wodę, i uczy się gotować dla dzieci. Ale, jak na gwiazdę przystało, znalazła sobie inną fanaberię. Pytana o nałogi odpowiedziała: „Teraz uzależniłam się od nawilżaczy powietrza. Mam ich z dziesięć. Są włączone non stop”.
O
scar Pistorius (29 l.), słynny biegacz paraolimpijczyk z RPA (nie ma nóg, biegał na protezach), w sierpniu wyjdzie z więzienia. Trafił tam w październiku skazany na 5-letnią odsiadkę za nieumyślne śmiertelne postrzelenie swojej dziewczyny – 30-letniej modelki Reevy Steenkamp. Przedterminowe zwolnienie jest zgodne z prawem RPA – za dobre sprawowanie można opuścić więzienie po odsiedzeniu 1/6 wyroku. Resztę kary Pistorius spędzi w areszcie domowym. Przeciwko złagodzeniu wyroku protestują rodzice zmarłej kobiety.
N
ajsłynniejszy egipski aktor Omar Sharif (83 l.), znany m.in. z roli w filmie „Doktor Żywago”, cierpi na alzheimera. Dziwi się, gdy ludzie robią sobie z nim zdjęcia… Według rodziny aktora Sharif ma problem z przypomnieniem sobie, co robił poprzedniego dnia. Nie mówiąc już o hollywoodzkiej karierze i latach sławy! „Bywają chwile, gdy czuje się lepiej, ale i takie, gdy sprawia wrażenie zupełnie oszołomionego. Jest jasne, że ten stan będzie się tylko pogarszał” – mówi Tarek Sharif, 58-letni syn aktora. Omar słynął ze swojego szelmowskiego uśmiechu, uwodzicielskiego spojrzenia i rujnującego jego finanse hazardu. Lekarze przepisali Sharifowi lekarstwa i zalecili różne ćwiczenia mające na celu spowolnienia rozwoju choroby. Nigdy jednak nie ćwiczył. Nie chciał.
-latek z Częstochowy pokłócił się z żoną i wieczorem wyszedł z domu. Już nie wrócił. Jego ciało kilka dni później wyłowiono z Warty. Ustalono, że zginął od ciosów nożem zadanych przez 14- i 15-latka. Sprawcy nie znali mężczyzny. Spotkali go, kiedy samotnie siedział przy drodze, i zabili „dla zabawy”. Byli pijani.
Do trzech razy...
30
-latek z Lublina ukradł skuter. Był tak pijany, że nie dał rady nim jechać, więc zapakował pojazd do autobusu. Podczas hamowania skuter uderzył w drzwi wejściowe i wybił szybę. Kilkanaście dni później ten sam 30-latek, znów pijany, ponownie ruszył w miasto! Tym razem ukradł ze sklepu manekina i suknię ślubną. Manekin wprawdzie znalazł się na podwórku jednej z kamienic, ale po sukni ślad zaginął. Złodziej recydywista po wytrzeźwieniu nie pamiętał, do czego były mu potrzebne takie łupy.
Triatlon złodziejski
W
okolicach Wrocławia policjanci ścigali mężczyznę podejrzewanego o to, że jedzie na kradzionym rowerze. Kiedy uciekinier zorientował się, że zaraz go złapią, porzucił pojazd i... wskoczył do Odry. Aresztowano go po drugiej stronie rzeki.
Za mundurem
25
-latek z Chełma uwodził kobiety, podając się za oficera CBŚ. Miał w domu fałszywą odznakę, atrapę broni i mundur. Kobiety zakochiwały się w młodym oficerze i ochoczo rozchylały nogi oraz... portfele, kiedy musiał pilnie pożyczyć od nich pieniądze. 25-latkowi udowodniono pięć przypadków uwiedzenia i okradzenia. Policja czeka na zgłoszenia kolejnych.
Dentysta sadysta
D
wa lata temu pijany stomatolog Dariusz N. z Radomska wyrwał zdrową jedynkę 28-latkowi. W tej sprawie toczy się proces, a dentysta... wciąż pracuje po pijaku. Ostatnio jego ofiarą padła 13-letnia Sandra. Dentysta wyrwał dziewczynce zdrową „siódemkę”, zamiast chorej „szóstki”. Na dodatek tak nieudolnie, że Sandra trafiła do szpitala. Ojciec 13-latki miał wątpliwości, czy lekarz w trakcie zabiegu był trzeźwy, i zgłosił sprawę policji. Dwa dni po tym zdarzeniu Dariusz N. – z ponad dwoma promilami we krwi – spowodował wypadek samochodowy. Przeciwko dentyście toczą się więc już trzy sprawy karne, a ten wciąż leczy.
Była nie odpuściła
W
Mirsku (woj. dolnośląskie) 37-latek spędzał miły wieczór ze swoją partnerką. Nagle – razem z drzwiami – wpadło do domu trzech osiłków. Pobili gospodarza, zabrali sprzęt elektroniczny i porwali kobietę. Bandyci nie założyli kominiarek, więc 37-latek zapamiętał, jak wyglądali. Śledczy szybko ich znaleźli. W tym czasie do domu wróciła porwana kobieta – bandyci wzięli ją tylko na „przejażdżkę”, po czym całą i zdrową wysadzili w innej miejscowości. Jak się okazało, całą akcję zorganizowała była żona 37-latka – zazdrosna, że mężczyzna ułożył sobie życie z inną kobietą. Kolumnę redaguje justyna Cieślak
[email protected]
świat się śmieje
Fakty i Mity nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. 1
2
25
28
29
42
21
38
53
27 31
34
41
40 46
50 55
59
33
45 49
63
62
32
39
54 58
23
44 48
8
17
22
1
30
43
47
7
12
26
37
36
6
16 20
19 24
35
11
15
14
18
5
10
9 13
4
3
51
52 57
56
60
61 64 2
Krzyżówkę rozwiązujemy wpisując po DWIE LITERY do każdej kratki. Poziomo: 1) jeden z trzech w koronie, 4) tam rozpusta we wszystkich domach, 6) porywają się z motyką na słońce, 9) zwyczaj lania na dziewczyny, 11) działka do omówienia, 13) z piłką w cyrku, 15) święta od chłodnego ranka, 16) 1 2 dobrze, gdy jest w interesie, 17) nim się napali, 18) broń biała jak papier, 20) papierowa pięćsetka, 22) poczekalnia dla pływających, 23) miasto szachistów, 24) konie całe wynędzniałe, 26) ... wojenna – gdy się pali i wali, 27) słychać w niej żal z Legią związany, 28) jest sobą, bo nie jest na poziomie, 29) w jego kieszeni wąż wciąż, 31) fasoli wspiąć się pozwoli, 33) pierwszy oka, 35) pieska pozycja, 37) pracuje, patrząc w niebo, 39) Turków rząd działa stąd, 41) do oddzielania złota od błota, 42) łyk polewki zamiast dziewki, 44) bony, 45) mydlany chłystek, 4 w Warszawie, 549) ale laska!, 51) 3 1 kto robi metkę?, 2 48) pierwsza 6 nierozerwalnie 7 8 47) zamieszkała z Kenią związana, 53) fiasko na szpulce, 54) wszystkie w nocy szare, 55) król nieraz wystawiony, 57) bóg miłości w kamaszach, 58) 10 z koktajlami Mołotowa, 12 przemowy polityka, 63) narzędzie pracy 9 stracił, 60) bary 11 62) styl każdy z nich klejnoty górnika w chodnikach, 64) jest na ustach wszystkich. Pionowo: 15 16 13 14 17 1) innymi słowy przenośnia, 2) wieść jego to coś strasznego, 3) stary gród we Francji, a Nowy w Luizjanie, 4) produkuje elektronikę w kalesonach?, 20 5) o21czaju z Paragwaju, 19 22 6) ilustracyjne pchnięcie 18 23 szablą, 7) dziewczę w halce, 8) dzwonki od Jankiela, 10) kompanem z plebanem, 12) ruda guzdrała, 14) strzela dla zabawy, 17) naprawia24 kapcie, a butów 25 nie, 19) wszyscy26przed nią zjeżdżają, 21) podnosi lustro 27 tylko z jednej strony, 22) ściganie na oceanie, 23) niezmywalna plamka na nosie, 25) suchy na czczo, 27) dziewczyna w dużym rozmiarze, 28) 1 bite 30 Wezuwiusza, 32) ona31czuje, co 28 przez skruszonych, 30) 29w podnóża 32 wróg knuje, 34) ... przytomności 33 34– finał libacji, 36) do nich się pisze, 37) jest dowodzona, choć nie ma dowódcy, 38) w łańcuchu ich wiele bywa, 39) imię kobiety z Anny Elżbiety, 40) obrazowe granice, 41) dała się pokroić przed jedzeniem, 43) czekał na starcie, a potem zniknął, 46) znany polski film do zwrotu, 47) porządki na dłoni, 48) stara jak świat, śmieje się z wad, 50) kara na fali, 52) tu w Syrii dama jest na pierwszym miejscu, 54) ... brukowa – nie do czytania, 56) jakie tajemnice można 37 38 39 41 35 36 40 wyciągnąć z kanara?, 58) czarny koń w karykaturze, 59) raz, może zaboleć, 60) gdy śpiewa, opiewa, 61) talerz latający na zawodach. 43 44 46 42 45 Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie krzyżówki – dokończenie scenki w hotelu. 48parę: 49 50 51 52 47 Recepcjonista zagaja nowo przybyłą – Urlop? 54 55 57 56 –53Tak... – A dzieci państwo posiadają? 60 58 59 61 – Posiadają... – A to tym razem państwo nie zabrali? 63 64 –62Nie zabrali... – Tylko we dwoje? Romantyczny wypad! 2 – Tak... – A kto został z dziećmi? – -
1
Humor: Mąż do żony: – Kochanie, gdzie idziesz? – Na cmentarz. – A po co?! – Żeby mnie strach przeleciał, bo w domu nie ma kto. Rozmawiają koleżanki: – Mój mąż postanowił, że zaczniemy wszystko od zera. – A skąd taka decyzja?! – Był ostatnio w kasynie... Telefon na pogotowie: – Pomocy! Córka wypiła jakąś zieloną ciecz! – I jak wygląda? – No, buzię ma całą zieloną. Usta zielone. O, język wystawiła! Też zielony! CO ROBIĆ?! – Cykaj pani fotkę i na fejsa!!! W nocy do psychiatryka dobija się jakiś mężczyzna i krzyczy:
strona 31
– Ratunku, oszalałem, potrzebuję natychmiastowej pomocy lekarskiej! Zaspany portier otwiera drzwi i warczy: – Panie, jest trzecia w nocy! Pan chyba zwariował! Rozprawa w sądzie: – A więc oskarżony przyznaje się, że w czasie polowania postrzelił gajowego? – Tak, przyznaję się. – A czy oskarżony może wskazać jakieś okoliczności łagodzące? – Gajowy ma na nazwisko Zając. – Kochanie, dawno nie słyszałam od ciebie żadnych ciepłych słów. – Grzejnik, rosół, bigos... Żona do męża: – Kochanie, powiedz mi coś miłego... – Jestem najedzony.
2
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 24/2015: „Drukarka”. Nagrody otrzymują: Józefa Sorkosz z Jaworzna, Ludmiła Kliszczewska z Odkrzykonia, Joanna Klupp z Warszawy. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] albo pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (Indeks 356441, ISSN 1509-460X); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Oksana Hałatyn-Burda, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. Warunki prenumeraty: 1. Prenumerata redakcyjna – 54,60 zł za III kwartał 2015 r., 54,60 zł za IV kwartał 2015 r.. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 54,60 zł za II kwartał 2015 r., 54,60 zł za III kwartał 2015 r., 54,60 zł za IV kwartał 2015 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Centrum Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 693 70 00 – czynne w dni robocze w godzinach 7.00–17.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Prenumerata elektroniczna: a) informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl – zakładka Prenumerata. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. b) www.egazety.pl c) www.nexto.pl 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
strona 32
jaja jak birety
nr 26 (799) 26.06–2.07.2015 r. Fakty i Mity
Cuda-wianki
Co by tu jeszcze...
O
d zarania dziejów biedni rządzący chcą pieniędzy od bogatego l u d u . Po m y s ł o w o ś ć władz w szukaniu źródeł zysku jest nieograniczona.
Rys. Tomasz Kapuściński
q W 1695 roku król Szkocji William III wprowadził podatek od okien. Każda chałupinka po 2 szylingi rocznie. Jeśli dom miał od 10 do 20 okien, opłata była dwa razy większa. Bogaci, znaczy się właściciele 20 i więcej otworów okiennych, płacili 6 szylingów. Zrozpaczeni biedacy zamurowywali okna. Szpanerzy, którzy chcieli pokazać, że stać ich na zbytki, wstawiali ich ile się dało – wbrew sztuce budowlanej. Podatek zniesiono dopiero w 1851 roku. q Rosyjski car Piotr Wielki wprowadził w 1718 r. tzw. podatek od duszy: skoro wierzysz, że ją masz – płać. Co ciekawe – a jakie sprytne! – obywatel heretyk (sam władca do bogobojnych też nie należał), który utrzymywał, że w żadne dusze nie wierzy, także płacił – „za odmienne poglądy religijne od ustawowo przyjętych”. XVIII-wieczny car w ogóle był wielkim fanem podatków. Pobierał haracz z okazji narodzin, ślu-
bu, pogrzebu, za posiadanie uli, piwnic czy nawet czapek, butów i... brody. q W 1795 roku William Pit Młodszy, premier Wielkiej Brytanii, sprezentował rodakom podatek od peruk – wówczas bardzo popularnych. Pieniędzy potrzebował na prowadzenie wojen, ale... przeliczył się. W ciągu następnych 20 lat peruki – towar już luksusowy – wyszły z mody. q Całkiem niedawno Gudrun Schyman, przywódczyni szwedzkiej Partii Lewicy, proponowała, żeby mężczyźni płacili podatek za... bycie mężczyzną. Pieniądze miały być przeznaczone na pomoc kobietom ofiarom przemocy domowej. q W latach 2005– 2009 w stanie Tennessee dilerzy narkotyków anonimowo płacili skarbowi państwa haracz za „sprzedaż substancji
niedozwolonych”. W zamian za to dostawali specjalną naklejkę, którą przyklejali na torbę z towarem i... mogli bezkarnie handlować. Tamtejsze władze wzbogaciły się wówczas o 6 milionów dolarów. q W 2005 roku w konserwatywnym stanie Utah opodatkowano „usługi świadczone przez nagich ludzi”. Chodziło o zgarnięcie kasy od nocnych klubów ze striptizem. q Kilka lat temu w Rumunii wszystkim wróżkom i czarownicom – bardzo tam popularnym – nakazano zarejestrowanie działalności gospodarczej. „Baby jagi” skrzyknęły się i... przeklęły swoich włodarzy. Ale na nic się to zdało – nadal płacą. q Włodarze Monachium ulitowali się nad właścicielami barów, w których klienci jedzą na stojąco – mogą płacić 7-procentową stawkę podatku VAT. Ci bogatsi, z krzesłami dla konsumentów – 19-procentową. JC
ŚWIĘTUSZENIE zczyzna Bezwstydna pols
– Celem poprawy jakości naszych usług rozmowy są rejestrowane. – Proszę księdza, to ja się gdzie indziej wyspowiadam. Małżeństwo z 20-letnim stażem leży w łóżku. – Wacku, a może sobie urozmaicimy trochę nasze łóżkowe sprawy, hę? – Dobrze. – Więc... Ty jesteś taksówkarzem, a ja młodą, sympatyczną dziewczyną. Dowiozłeś mnie, ale ja nie mam pieniędzy, aby zapłacić ci za kurs… – Dobrze. – Panie taksówkarzu, nie mam pieniążków. Niech mnie pan puści, proszę! – Wypad z auta!