WIELKA AFERA W SKOK-UU ! Str. 3 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 26 (486) 2 LIPCA 2009 r. Cena 3,50 zł (w tym 7% VAT)
3,5 roku temu przerażeni Polacy cały dzień oglądali w telewizji dramatyczne zdjęcia zawalonej hali targowej w Chorzowie. Ciała w workach. Rozpacz najbliższych. A u dołu ekranu pasek: numer konta Caritasu i telefon. Wpłać, wyślij SMS – za naszym pośrednictwem i ty możesz pomóc! Mało było takich, którzy nie złapali wówczas za telefon. Jesteście ciekawi, co stało się z tymi pieniędzmi? Sprawdziliśmy to... ! Str. 7
! Str. 11 ! Str. 9 ISSN 1509-460X
! Str. 20
2
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Po poprawkach Senatu w nowelizowanej ustawie medialnej ma się znaleźć zapis mówiący, że media publiczne powinny „wspierać wartości chrześcijańskie” (czyt. katolickie) oraz – UWAGA! –„przeciwdziałać wszelkiej dyskryminacji”. Ale czyż te dwa zapisy wzajemnie się nie wykluczają? Rząd zapowiedział zwiększenie deficytu budżetowego i wzrost podatków w 2009 roku (prawdopodobnie VAT i akcyza). Pilnie brakuje 9 miliardów zł. Wstrzymanie dotacji dla Kościoła i nałożenie na niego podatków załatałoby wszystkie dziury, ale nikt się nie chce porywać z fiskusem na księży(c). Papież Jan Paweł II przyjedzie do Polski. I nie chodzi (jeszcze) o cud zmartwychwstania. Zrodził się pomysł, że zanim się truchło potnie na tysiąc kawałków i relikwie roześle do kościołów, to jeszcze całego (no prawie) papieża należy obwieźć po Polsce. Doradzamy, aby podczas uroczystych wystawień trumny puszczać z playbacku co lepsze kawałki z przemówień (te o kremówkach) i wszystkie kichnięcia. Dziwisz stanie po prawicy... I będzie jak dawniej! Brak wstydu, bezczelność, czy jedno i drugie? Zdając sobie sprawę, że szanse na reelekcję są „mniej niż zero”, Lech Kaczyński zaczął forsować pomysł, by kadencję prezydenta przedłużyć do 7 lat. Bo chce sobie jeszcze ponygusować na Helu. Ot, taki polski Chávez. Tylko że tamten przynajmniej coś umie... A Kaczyński przynajmniej umie rozśmieszać. W Brukseli, chcąc zabłysnąć erudycją podczas przemówienia, powiedział tak: „Tu nasuwa się porównanie z pewną częścią twórczości naszego wybitnego poety Herberta: Trzeba kochać ludzi, bo szybko odchodzą”. Ot, profesor bez matury. Bo gdyby miał maturę, to wiedziałby, że to słynny cytat z księdza Twardowskiego. Bolesław Piecha – fanatyczny obrońca życia poczętego, zdeklarowany przeciwnik in vitro, były wiceminister zdrowia PiS (z zawodu ginekolog), za czasów PRL znany z tego, że „skrobał” taśmowo, aż w całym szpitalu było słychać – teraz mówi o „cudzie nawrócenia”. A my o obrzydliwym konformizmie... Czesław Kiszczak znów przed sądem. Tym razem za to, że podobno zwolnił ze służby milicjanta, którego rodzina brała udział w praktykach religijnych. Oby kiedyś przed sądem stanęli: Macierewicz za wyrzucanie z pracy funkcjonariuszy WSI, Giertych i Orzechowski za podobne czystki w oświacie oraz kilku innych miłych panów do dziś polujących na czarownice. Wyjątkowym poczuciem humoru popisała się sieć hipermarketów Tesco. W dziale księgarskim wyeksponowano specjalną półkę promującą „najlepsze prezenty z okazji Dnia Ojca”. Stała na niej książka o... Josefie Friztlu. Tesco potraktowało ją jako poradnik dla tatusiów? Pięknie popisał się za granicą Stefan Niesiołowski. To ten, co twierdził, że „FiM” są gazetą obrzydliwą (nieprawda), bo przynoszą wiele szkód Kościołowi (prawda). Niemieccy gospodarze przywitali polską delegację w Bundestagu grzecznym „guten Morgen”. „Co oni powiedzieli? Butem w mordę?” – prześmiewczo dopytywał kolegów z delegacji marszałek. Niemcy – gdy im przetłumaczono wypowiedź – nie załapali „żartu” Niesioła. Jeszcze niedawno był najwierniejszym z wiernych synów taty Rydzyka. Artur Zawisza sam o sobie mawiał, że Radio Maryja ma wypisane na czole. Ale po tym, jak rozgłośnia skrytykowała Libertas, Zawisza stał się jej wielkim wrogiem. Rydzykowcy wyciągnęli mu, że jest współudziałowcem „Radia Hobby”, które promuje wstrętny Przystanek Woodstock i organizuje konkursy roznegliżowanych panienek. Cóż za bolesny upadek: w jednej chwili z katotaliba na porno świntucha! „Przyślijcie nam księdza z żoną, a zabierzcie od nas duchownego w celibacie, bo podrywa wszystkie kobiety we wsi” – napisali do Watykanu parafianie z podkarpackiej miejscowości. Dobry przykład mają pod nosem, czyli w pobliskiej parafii greckokatolickiej, w której ksiądz ma żonę i na inne baby nawet nie spojrzy. Watykan oczywiście nie odpowiedział maluczkim, więc może maluczcy ciut zmienią obrządek? Jakby kto nie wiedział, to Polska graniczy z monarchią. Nie przez Bałtyk, tylko bezpośrednio. Z Litwą mianowicie, bo jej to władze samorządowe stołecznego okręgu wileńskiego uznały Chrystusa za swego króla. 13 czerwca odczytano oficjalny akt intronizacji. Ma on być „lekarstwem na upadek moralny”. Rzeczywiście, nisko musieli upaść i walnąć się przy tym w głowę. Księży z całego świata wzruszył do łez prezent Benedykta XVI z okazji rozpoczęcia Roku Kapłańskiego. „Nigdy dość potępienia dla kapłanów łamiących celibat i śluby czystości” – grzmiał papa i mówił jeszcze o „wielkości bożego daru”. „O to właśnie chodzi” – kiwali głowami księża. – O „wielkość” bożego daru, której nie możemy wykorzystywać... Barack Obama rozwiązał Radę ds. Bioetyki za to, że jej członkowie coraz ostrzej krytykowali prezydenta USA za jego propagowanie badań nad komórkami macierzystymi i embrionami. W odpowiedzi ostro zaprotestowali amerykańscy biskupi. Trzeba przyznać, że chłop ma jaja. Oba-ma. W odróżnieniu od naszych – jednojajowych i innych Donaldów. Spóźnione, za to szczere życzenia „FiM” z okazji 60 urodzin braci Kaczyńskich. Rośnijcie zdrowo!
Druga Japonia lipcu formuje się nowe kierownictwo Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej (unijny rząd). Dziennikarze i politycy przebierają nogami, że Jerzy Buzek może zostać przewodniczącym PE. Ach, jaki to zaszczyt, a ile po znajomości może Buzek zrobić dla Polski! Mówią tak zarówno ci z prawicy liberalnej (PO), prawicy socjalnej (PiS), jak i klubu zamożnych rolników (PSL). Tylko lewica przebąkuje, że znowu – niczym dzicy w buszu – za błyskotki oddajemy pole w rywalizacji o rzeczy naprawdę ważne. A tym polem jest dyskusja o nowym podziale tek w Komisji Europejskiej. Walcząc o prestiż, a nie o realną władzę, sami strzelamy sobie w stopę. Dla nas, Polaków, ważne są trzy rzeczy. Po pierwsze – budżet Unii. Razem z innymi nowymi członkami wspólnoty powinniśmy zadbać o kontynuowanie tak zwanej spójności, czyli polityki wyrównania szans rozwojowych ubogich regionów. To są miliardy euro. Niestety, kryzys i rosnące w siłę nacjonalizmy w państwach starej Unii spowodowały, że ich rządy zaczynają wykazywać coraz mniej zrozumienia dla ubogich krewnych z europejskiej rodziny. Pokazaliśmy jednak w 2004 i 2005 r., że potrafimy tutaj dość skutecznie budować koalicje i wygrywać nasze sprawy. Pole drugie – nauka; pole trzecie – nowoczesne technologie i społeczeństwo informacyjne. A mamy tu wiele do powiedzenia, o czym już polskie (?) media dziwnie milczą. Milczą też nasi politycy, bo łatwiej jest pomachać szabelką i postawić się Berlusconiemu, niż wypromować własny kraj i własnych obywateli. Przewodniczący PE ma wyłącznie funkcję reprezentacyjną; nie ma on faktycznie żadnej władzy, gdyż decyzje dotyczące tematyki posiedzeń zapadają w szerokim gremium prezydium oraz konwentu przewodniczących frakcji. Podobnie jest z komisarzem do spraw rozszerzenia UE. Polska musi mieć swojego komisarza, a w UE nie ma chętnych do objęcia tego fotela. I nie ma się co dziwić, bo realnie Unia może się w następnych latach poszerzyć jedynie o Chorwację. Taki komisarz (Lewandowski?) będzie więc bezrobotny. Natomiast na polu nauki (przy tragicznie niskich nakładach finansowych) mamy się czym pochwalić. Polscy naukowcy czynnie uczestniczą w największym europejskim eksperymencie naukowym, czyli w projekcie CERN-u o nazwie Wielki Zderzacz Hadronów. Mała polska firma z Bielska-Białej AVIO zaprojektowała i wdrożyła do produkcji jeden z najważniejszych elementów do silnika Boeinga. Kształcimy najlepszych informatyków w Unii. Opracowaliśmy syntetyczną ludzką insulinę o najwyższym stopniu czystości. Mamy pierwsze miejsce w Europie w leczeniu niedosłuchu. A postępująca cywilizacja powoduje, że coraz więcej ludzi ma z tym kłopoty. Zespół naszych naukowców wdrożył unikalny w skali świata system komputerowy do wczesnej diagnostyki ubytków słuchu, a także komputerowy symulator mowy leczący głuchych od urodzenia. Ten sam zespół zadziwił świat operacjami wszczepienia implantów słuchowych do pnia mózgu. Nie gorsi są naukowcy spoza stolicy. W łódzkim PAN powstała jedyna w świecie nadająca się do produkcji seryjnej sztuczna ludzka skóra. Opracowano także superwytrzymałe materiały, z których produkuje się lekkie i bardziej wytrzymałe kamizelki kuloodporne. Łodzianie z PAN tanio i skutecznie potrafią oznaczać wybrane ludzkie antygeny. Biedzili się nad tym fachowcy w Europie Zachodniej, ale nasi byli szybsi. No i nasz wielki hit, czyli tzw. niebieski laser, który umożliwi znacznie szybszy i lepszy druk w drukarkach komputerowych; znajdzie też zastosowanie w zapisie dźwięku i obrazu na nośnikach CD/DVD, w telefonach komórkowych oraz telewizorach (dzięki niemu sprzęt będzie jeszcze mniejszy i tańszy). Lekarze będą laserem bardzo precyzyjnie kroić pacjentów, a raka wykrywać, zanim ten zaatakuje. Niebieski laser pomoże nawet w ochronie środowiska, gdyż ułatwi lokalizację miejsc, gdzie nastąpił zrzut świństw do wody czy w powietrze. Produkt ten może być dla Polski tym, czym Mercedes dla Niemców albo Nokia dla
W
Szwedów. Ostrożne szacunki wskazują, że na sprzedaży samych diod laserowych możemy zarobić 2 miliardy dolarów, i to w ciągu roku! Polscy naukowcy oferują wiele ciekawych rozwiązań dla przemysłu zbrojeniowego. Niestety, gdy nasze firmy składają oferty za granicą, muszą się tłumaczyć, dlaczego do świetnego polskiego sprzętu nie ma zaufania polska armia. A mamy np. Ibisa. Waży to 290 kg i jest robotem do zadań saperskich, zaś po włożeniu w prowadnice karabinu Beryl może zostać wysłany do boju. Wojskowa Akademia Techniczna przygotowała rewelacyjny robot do walki oraz namierzania i rozbrajania min pułapek m.in. w Afganistanie. Ponieważ rząd – zajęty walką polityczną i dogadzaniem Kościołowi – nie potrafi skutecznie pomóc polskim przedsiębiorcom, ci sami zmuszeni są walczyć o swoje. Przykładem są kontakty z Indiami – obecnie jednym z największych odbiorców sprzętu obronnego na świecie. Zarządowi Grupy Bumar, we współpracy z firmami fińskimi, udało się zainteresować Hindusów opracowanym przez Polaków systemem rakietowym LOARA, który może śledzić 64 cele jednocześnie. Bumar – dzięki obecności w UE – mógł skorzystać z unijnych uproszczonych zasad transferu technologii i współpracy. Rozmowy zmierzają do pozytywnego finału. Hindusi mają dużą sympatię do Polaków, mimo że na przełomie roku 2006 i 2007 państwowy Bumar – kierowany przez nominatów wicepremiera Gosiewskiego – zlekceważył zaproszenia do rozmów w sprawie dostaw i remontów sprzętu wojskowego. Nie gorsze osiągnięcia notujemy w informatyce. I to pomimo fatalnej jakości łącz internetowych, w dodatku za najwyższe ceny. Udało nam się zbudować sieć łączności rządowej, którą Komisja Europejska rekomendowała innym państwom Unii (zmarnowaliśmy ją dzięki PiS-owi i PO). Mamy najlepszych programistów gier komputerowych III generacji. Nasi inżynierowie są monopolistami w produkcji i dostawie dekoderów do telewizji satelitarnej i cyfrowej, udało im się także podjąć skuteczną rywalizację z chińskimi firmami produkującymi piloty i sterowniki do wind oraz systemów monitoringu. Jesteśmy potentatem w dostawach sprzętu opartego na nanotechnologiach (dzięki temu możliwy jest montaż kabli czy nadajników niewidocznych dla ludzkiego oka). To wszystko upoważnia nas do postawienia przywódcom państw UE żądania przydzielenia Polsce teki komisarza odpowiedzialnego za naukę, badania i społeczeństwo informacyjne. XXI wiek to wszak era wielkiej rewolucji technologicznej, a postęp, oszczędności i zyski może przynieść tylko wdrożenie nowoczesnych technologii. Wiele z nich już wymyślili Polacy. Kształcimy świetnych lekarzy, fizyków, aktuariuszy, chemików, informatyków, matematyków, inżynierów. Mamy konkurencyjne czesne. Jednak nie potrafimy wykorzystać większości szans. Marnujemy je przez biurokrację (np. chiński student czeka na polską wizę ok. 9 miesięcy, a na niemiecką – 2 dni) i opłaty administracyjne (koszty polskiej wizy wynoszą niekiedy tyle co roczne czesne). Ale może ja jestem głupi? Może lepiej mieć przewodniczącego, co nic nie może, i komisarza od Chorwacji niż realną władzę, np. w postaci przewodniczących komisji unijnych?! Nasi politycy wiedzą, że o prawdziwych szansach dla Polski i Polaków najlepiej w ogóle nie wspominać, choćby dlatego, że inwestować i kombinować trzeba teraz, a zyski przyjdą, gdy będzie rządziła inna ekipa. I dlatego obok podniecenia Buzkiem najwięcej mówi się o roku kapłaństwa, który właśnie zaczął „przeżywać” watykański Kościół. Jakość kleru łupiącego i ogłupiającego rodaków jest przecież ważniejsza od jakichś tam nowych implantów... Takie małe g...o trudno jest wykorzystać w kampanii wyborczej, za to dużego biskupa każdy widzi, a niektórzy jeszcze słuchają. W swej ślepocie nasi politycy nie widzą, że polskie umysły oferują im coś, dzięki czemu mogą stać się wielkimi graczami w Europie, i to dokładnie tak jak lubią – z łapami w kieszeniach. JONASZ
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r. racownicy Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej im. Mikołaja Kopernika z siedzibą w Ornontowicach (woj. śląskie) odbili swoją firmę z rąk – nie bójmy się tego powiedzieć – rabusiów. Ludzi przysłanych z zewnątrz w celu rzekomego uzdrowienia sytuacji, która wręcz tryskała zdrowiem. Dzisiaj, pieniądze depozytariuszy są już na szczęście bezpieczne, ale SKOK Kopernik czeka jeszcze długa rehabilitacja po kilkumiesięcznym szabrowaniu kasy... ! ! ! System SKOK to spółdzielnia osób prawnych. Składa się z „czapki” w postaci Kasy Krajowej zrzeszającej (przynależność obowiązkowa!)
P
– Chodziło też, a może przede wszystkim, o przejęcie aktywów Kopernika w postaci ok. 660 mln zł i 125 tys. klientów. To był o wiele bardziej łakomy kąsek niż głowa Stadnickiego – odsłania „FiM” kulisy operacji finansista ze Stefczyka. Do sprzątania oddelegowali specjalistów, którzy nigdy nie zakładają białych rękawiczek, bo robota jest brudna. Jak bardzo uświnili się w Ornontowicach, opisaliśmy przed dwoma miesiącami („Napad na Kopernika” – „FiM” 17/2009). Przypomnijmy: ! Uchwałą z 9 grudnia 2008 r. Kasa Krajowa wprowadziła w Koperniku zarząd komisaryczny „celem zapewnienia nieprzerwanej działalności do czasu wyboru nowych władz”, ustanawiając czasowym
GORĄCY TEMAT ! Marek Helbin – kolega Jacenta, oskarżony w głośnym na Śląsku procesie o sfingowanie napadu na prezydenta Mysłowic (zastępca kierownika Działu Organizacyjnego); ! Ewa Roszkowska-Kleszcz z Warszawy – dyrektor regionu Mazowsze w SKOK Stefczyka (dyrektor ds. inwestycji); ! Krzysztof Krynicki z Łodzi – kwestor Kasy Krajowej (dyrektor finansowy). W okresie późniejszym Sikora przyjął jeszcze do pracy ok. 30 różnych pociotków i znajomych królika, wśród których znalazło się nawet miejsce dla dwóch działaczy ultraprawicowego Stowarzyszenia Federacji Młodzieży Walczącej (technik budowy okrętów Robert
sposobem za pieniądze swoich członków – zwykłych, ciężko pracujących ludzi – kasa została sparaliżowana przez narzuconego jej komisarza, który miał jedynie dopilnować wyboru nowych władz. Dlaczego w Krajówce zdecydowali się na tak drastyczne posunięcie? Prawdopodobnie dobrze już czuli pismo nosem, bowiem 17 kwietnia sąd postanowił udzielić „staremu” zarządowi „dodatkowego zabezpieczenia poprzez wstrzymanie wykonania uchwały Zarządu Krajowej Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej w Sopocie z dnia 8 grudnia 2008 r. do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia sprawy”, co oznaczało, że jedynym legalnym organem władzy w ornontowickim
Skok na SKOK Kilku spryciarzy wymyśliło napad na świetnie prosperującą instytucję finansową. Udało im się ją opanować i zdążyli wyprowadzić w nieznane kilkanaście milionów. O mały figiel byłby z tego SKOK stulecia na 660 mln złotych... 62 teoretycznie samodzielne centrale, dysponujące 1772 rozsianymi po całym kraju placówkami (z czego 314 należy do największej – SKOK Stefczyka). Kasy gromadzą ok. 1,9 mln członków i przechowują ponad 9,7 mld zł depozytów. Bezpieczeństwo tych pieniędzy zależy od grupki kolesiów tworzących Krajówkę i grających w jednej drużynie ze SKOK-iem Stefczyka, w którego Radzie Nadzorczej zasiada cały zarząd nakrycia łba owej hybrydy. Ma ona luksusową sytuację, bowiem dzięki kolejnym prezentom politycznym (zwłaszcza lobbystów spod znaku braci Kaczyńskich) oraz lukom w ustawie trzyma cały system w garści. Tak mocno, że nawet zgodne głosowanie na walnych zgromadzeniach pozostałych 61 (poza Stefczykiem) zrzeszonych w spółdzielni central nie jest w stanie przeforsować żadnych decyzji ograniczających wpływy koalicji kilku spółek oraz fundacji opanowanych przez Kasę Krajową, z jej prezesem Grzegorzem Biereckim na czele. Ci goście najbardziej nie lubią niepokornych, dlatego jesienią 2008 roku postanowili zrobić porządek w Koperniku, którego prezes Antoni Stadnicki otwarcie zaangażował się w prace nad złożonym przez posłów Platformy Obywatelskiej projektem ustawy wprowadzającej m.in. nadzór państwowy nad środkami zgromadzonymi w SKOK-ach i odbierającej ssącym kasy pasożytom prawo wykonywania głosu podczas walnych zgromadzeń, czyli radykalnie osłabiającej wpływy ludzi Biereckiego.
plenipotentem niejakiego Michała Włoszczyka (Kasa Krajowa), który wziął sobie do pomocy i uczynił dyrektorem generalnym Ludwika Romana Sikorę (SKOK Stefczyka); ! Ustanowienie komisarza było oczywistym naruszeniem prawa, bowiem ustawa o SKOK-ach zezwala na podobne kroki tylko „w przypadku powstania groźby zaprzestania spłacania długów przez kasę lub jej działalność wykazuje rażące lub uporczywe naruszanie przepisów prawa”, podczas gdy w Ornontowicach wszystko grało jak w szwajcarskim zegarku; ! 18 grudnia Sąd Okręgowy w Katowicach kategorycznie zakazał komisarzowi Włoszczykowi „podejmowania jakichkolwiek decyzji w przedmiocie likwidacji bądź połączenia SKOK Kopernik z inną spółdzielczą kasą” do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia powództwa „starego” zarządu o unieważnienie uchwały Kasy Krajowej z 9 grudnia. ! ! ! W styczniu 2009 r. Sikora uchwycił przyczółki, zwalniając z pracy w Koperniku kilkanaście osób i zatrudniając na kluczowych stanowiskach spadochroniarzy (przeważnie pracowników Stefczyka, którzy wzięli na ten czas bezpłatne urlopy w macierzystej firmie). Byli to m.in.: ! Lucjan Nowakowski z Gdańska – serdeczny przyjaciel posła Jacka „bulteriera” Kurskiego (PiS), został zatrudniony w Koperniku na posadzie dyrektora administracyjnego; ! Daniel Jacent – radny PiS z Mysłowic (zastępca kierownika Działu Kadr);
Kwiatek z Gdańska zatrudniony jako szef marketingu i Piotr Doroba z Książa Wielkiego w powiecie miechowskim, mający pomagać Kwiatkowi w reklamie produktów finansowych). ! ! ! Mimo cytowanego wyżej postanowienia sądu zabraniającego komisarzowi jakichkolwiek rewolucyjnych ruchów, w kwietniu 2009 r. Włoszczyk zakomunikował załodze Kopernika, że zamierza zwolnić grupowo jedną trzecią jej składu (150 osób) „w związku z ekspansją działalności SKOK w centralnej i północnej części Polski” oraz przeniesieniem siedziby kasy do Łodzi. Ludzie Biereckiego zagrali va banque i w noc poprzedzającą ogłoszenie tej hiobowej wieści firma „H&S” – spółka-córka Kasy Krajowej – wyrwała Kopernikowi serce, wywożąc całą serwerownię komputerową (patrz zdjęcie) „do nowej lokalizacji w Łodzi przy ul. Wróblewskiego 18”. Dowiadujemy się o tym z faktury opiewającej na prawie 174 tys. zł, za którą Włoszczyk zapłacił pieniędzmi... Kopernika! Tym oto
SKOK-u stała się od tej chwili ekipa Stadnickiego. Kilka dni później pracownicy niemal codziennie pikietujący siedzibę swojej firmy odbili ją z rąk ochroniarzy wynajętych przez Włoszczyka i Kopernik zmartwychwstał... – Zastałem krajobraz po bitwie. Brakowało służbowych laptopów i telefonów komórkowych. Wywieziono całą dokumentację. 24 kwietnia, czyli dokładnie w dniu przejęcia przez nas faktycznego zarządu, współpracownicy Włoszczyka wypłacili
3
sobie ponad 100 tys. zł zaliczek. Do dzisiaj nierozliczonych. Znalazłem stos faktur za hotele spadochroniarzy i zlecane przez nich usługi. W nieznanym kierunku odjechało 8 firmowych samochodów... – wylicza prezes Stadnicki. Jeden z pojazdów windykatorzy z Kopernika znaleźli w Łodzi. Mieli ze sobą zapasowe kluczyki i papiery potwierdzające, kto jest prawowitym właścicielem samochodu marki BMW X3. Gdy 8 czerwca usiłowali przejąć auto od Krzysztofa Krynickiego, kilkumiesięcznego dyrektora finansowego Kopernika, który nieco już bezczelnie wciąż je użytkował, ten wezwał policję, twierdząc, że go okradają. Ot, co może z człowieka zrobić perspektywa przesiadki do tramwaju... – Oprócz dóbr ruchomych przywłaszczyli sobie również pieniądze. Trzy dni po decyzji sądu przywracającej władzę legalnego zarządu i tuż przed jej wykonaniem z naszej kasy wyparowało okrągłe 25 mln zł – dodaje Stadnicki. Okazało się, że pieniądze trafiły na konto... Kasy Krajowej. Zostały przelane 20 kwietnia, kiedy to plenipotent Włoszczyk nie powinien podejmować decyzji o zakupie dla Kopernika nawet papieru toaletowego. Jednym słowem: kryminał! Stadnicki zdołał odzyskać 13 mln zł. Co się stało z resztą? „Została już wypłacona zgodnie z dyspozycjami z dnia 20, 21 i 22 kwietnia” – odpowiada enigmatycznie Kasa Krajowa, wzbraniając się
przed ujawnieniem, kto wydał owe dyspozycje i na czyje konta przelano pieniądze. Depozytariuszy Kopernika uspokajamy: prezes Stadnicki jest człowiekiem konsekwentnym i wyrwie Krajówce te miliony z gardła, a „FiM” trzymają rękę na pulsie i za tydzień znowu popatrzymy rabusiom na ręce... ANNA TARCZYŃSKA Współpraca T.S.
4
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Echo lat minionych Jest takie miejsce na wschodzie Europy, gdzie – zdaniem nielicznych polskich turystów – czuje się klimat niegdysiejszego PRL-u... Do Naddniestrza trafiłam przy okazji pobytu w stolicy Mołdawii. Historia tego quasi-państwa nadaje się do opracowania książkowego. Dość powiedzieć, że powstało w 1990 roku i – nieuznawane przez resztę świata, niezaznaczone na mapach Europy – funkcjonuje aż do dzisiaj dzięki wojskowej i finansowej pomocy Rosji. To, czy turyście z Zachodu uda się zwiedzić NRM (Naddniestrzańska Republika Mołdawska), często zależy od fartu, a jeszcze częściej... od łapówki wręczonej na granicy. W moim przypadku było jak zwykle: więcej szczęścia niż rozumu. Kiedy z towarzyszem podróży błąkaliśmy się po kiszyniowskim dworcu autobusowym, wypatrzył nas zmotoryzowany autochton, który zarabiał, podkradając pasażerów mołdawskiemu „Pekaesowi”. Wania – tak się przedstawił – który słyszał co nieco o naszym ojczystym kraju („Ja był w Polsze: k...a, k...a, k...a”...), chociaż za transport w obie strony chciał jełro (i tak się opłaciło), na kontrolach granicznych okazał się niezastąpiony: wypisał za nas po rosyjsku szereg urzędowych świstków i w naszym imieniu zadeklarował,
że jeszcze tego samego dnia wyjedziemy precz. Tak znaleźliśmy się w Tyraspolu uważanym za stolicę teoretycznie nieistniejącego kraju. W miejscu, którego niezwykłość tkwi wyłącznie w zauważalnym na każdym kroku wstecznictwie: Liczne akcenty prorosyjskie. Największe wrażenie na zwiedzających robi ogromny monument Lenina stojący przed siedzibą rządu. Pomnikami radzieckich herosów upstrzono też tyraspolski park. Na
plakatach: Putin obok Che Guevary, Miedwiediew obok Che Guevary, samozwańczy prezydent Naddniestrza Igor Smirnof obściskujący się z Putinem, hasła wzywające do jedności z Rosją. Wszechobecny sierp i młot. W księgarni, obok plakatów z młodzieżowymi gwiazdkami pop... towarzysz Lenin. Gotowość bojowa. Widoczna nie tylko na granicy. W Tyraspolu nadal
kazuje się, że kłamstwa dotyczące PRL i III RP są tematem, który poruszył wielu Czytelników. Dzisiaj więc dopisuję jeszcze kilka myśli, na które nie starczyło miejsca przed tygodniem. Tydzień temu napisałem w tym miejscu o powszechnym w głównych mediach przeinaczaniu historii sprzed 20 lat, z czasów Okrągłego Stołu i tzw. pierwszych wolnych wyborów. Reakcja czytelników przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Dostałem sporo listów od osób, które są umęczone kłamstwami wypełniającymi media i cieszą się, że ktoś wreszcie przypomniał, że tzw. wielki przełom 1989 roku nie tylko był czasem odzyskania niektórych wolności, ale także utraty wielu innych, często zupełnie podstawowych, takich jak prawo do pracy i do bezpieczeństwa socjalnego. Tak się składa, że jako młody chłopak sercem byłem po solidarnościowej stronie ówczesnego sporu. Oddałem wtedy głos „jak Pan Bóg przykazał”, czyli na ludzi sfotografowanych na plakatach z Wałęsą. Kiedy pierwszy rząd solidarnościowy wyniszczał kraj nieudanymi reformami, tłumaczyłem sobie, jeszcze zgodnie z linią oficjalnej propagandy, że musi być gorzej, aby było lepiej. Ale potem zwolna przejrzałem na oczy i zrozumiałem, że dla nowych elit cały przełom był tylko sposobem dorwania się do stanowisk, choćby i po trupach ludzi, którzy ich do władzy wynieśli. Przy Okrągłym Stole uroczyście ogłoszono budowę w Polsce społecznej gospodarki rynkowej z szerokim
O
stacjonuje rosyjska armia, a największy zabytek tego regionu, średniowieczną twierdzę w Benderach, zamieniono na poligon wojskowy. Po ulicach spacerują żołnierze, na cokołach stoją czołgi. Mnie urzekła wystawa salonu fotograficznego, którego reklamę stanowiło zdjęcie staruszka obwieszonego kilogramami wojennych odznaczeń. Niechęć do Zachodu. Starsza pani, z którą dzieliłam parkową ławkę, wydawała się szczerze zaskoczona tym, że przyjechałam z Polski, a kiepsko mówię po rosyjsku. Polska i Rosja to jedno i to samo – stwierdziła. Kiedy usłyszała, że w naszych szkołach uczą teraz angielskiego, skrzywiła się i zakończyła rozmowę. Saturatory. Jak u nas kilkadziesiąt lat temu. Z tym, że wodę z sokiem zastępuje kwas chlebowy. No i bary mleczne – bez brudnych talerzy przypiętych łańcuchem do stołu, ale z grubą kucharką krzątającą się między stołami i... najlepszymi pierogami, jakie w życiu jadłam. Żeby zwiedzić Tyraspol, wystarczy kilka godzin. Na więcej nie ma się już ochoty. Gąszcz pomników i górnolotnych haseł wypisanych na murach jakoś nie chce ukryć nędzy tego najbiedniejszym „kraju” Europy. Uciekają stamtąd wszyscy. JUSTYNA CIEŚLAK
udziałem samorządności pracowniczej, czyli kapitalizmu z ludzką twarzą, wzorowanego na modelu niemiecko-austriackim lub skandynawskim. Niczego takiego nigdy nie próbowano realizować, za to skonstruowano system, który umożliwił błyskawiczne wzbogacenie się garstki ludzi. Wszystkie formy własności miały być równoprawne, a tymczasem firmy państwowe nękano przez lata tzw. popiwkiem, od którego rychło zwolniono przedsiębiorstwa prywatne. W III RP żyję więc od 20 lat z grzechem pierworodnym oszustwa. Ponieważ nigdy nie próbowano za niego odpokutować, wraca on do nas takimi chorobami jak zaraza radiomaryjna, lepperyzm, kaczyzm czy totalna apatia polityczna połowy Polaków. Choroby te żerują na wielkim rozczarowaniu tamtych czasów. Niedawno miałem okazję, dzięki uprzejmości Fundacji im. Róży Luksemburg, uczestniczyć w spotkaniu międzynarodowego forum „Transform!”, które w obliczu kryzysu poszukuje alternatywnych i bardziej sprawiedliwych form życia ekonomicznego i społecznego. Delegaci z Niemiec – wobec informacji o faktycznym zaniku polskiej lewicy oraz rozczarowaniu środowiskami solidarnościowymi – zadali dobre, choć bardzo krótkie pytanie: „Kim w takim razie są zdrajcy?”. Cóż, zdrajcy zasiadali po obu stronach ówczesnego konfliktu. I zdradzili nie dlatego, że się ze sobą dogadali (jak głupio sugerują Kaczyńscy), ale dlatego, że nie dotrzymali obietnic złożonych społeczeństwu. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Jeszcze o fanfarach
Prowincjałki „Rezygnuję z wyższego wynagrodzenia nie ze względu na ewentualny poklask polityczny, ale na wzór świętego Franciszka z Asyżu – z miłosierdzia, ze względu na kryzys i rosnące bezrobocie” – oświadczył wójt gminy Wągrowiec Przemysław Majchrzak i nakazał obciąć sobie prawie 1000 złotych pensji. Odtąd biedaczyna będzie dostawał zaledwie 8899 złotych.
WÓJT ŻEBRACZY
W Katowicach w niedzielne popołudnie przypadkowy przechodzień oberwał od trzech nastolatków za to, że zwrócił im uwagę, iż za głośno się zachowują. Uciekł do pobliskiego kościoła, licząc na to, że tam znajdzie azyl, wtapiając się w grupę wiernych zgromadzonych na wieczornej mszy. Napastnicy sacrum nie uszanowali. Staranowali drzwi świątyni, przerwali mszę i przypuścili szturm na zgromadzonych. Trafili do aresztu.
BEZ PRZEBACZENIA
70-latek z Siedlec na klatce schodowej uderzył w twarz swoją 13-letnią sąsiadkę. Kiedy w jej obronie stanęła o dwa lata starsza koleżanka, starszy jegomość rzucił się na nią z parasolką. Na tyle skutecznie, że złamał dziewczynie rękę. Grozi mu za to do 5 lat paki.
ACH, TA MŁODZIEŻ!
Papierosy, spirytus, dokumentacja spraw i sprzęt komputerowy, w tym materiały dowodowe przeciw śląskim przestępcom – wszystko utonęło w deszczówce, która zalała policyjny magazyn dowodów przestępczości zorganizowanej, zorganizowany w... piwnicy.
MOKRA ROBOTA
Agata P., zaradna pracownica Urzędu Skarbowego w Katowicach, regularnie fałszowała dokumentację podatkową swojej matki i ciotki, wystawiając fikcyjne potwierdzenia wpłaty darowizn na rzecz śląskich parafii. Tym sposobem powiększyła swoje konto niemal o milion złotych. Miała prawdziwy talent – w trakcie śledztwa okazało się, że w skarbówce pracuje na podstawie fałszywego dyplomu, a z zawodu jest... kuśnierzem. Opracowała WZ
SKÓRKA ZA WYPRAWĘ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Zrobię wszystko, żeby lewicę w Polsce odbudować i żeby miała lewica ponad dwadzieścia procent w nadchodzących wyborach samorządowych. I zrobię wszystko, i tutaj będę bardzo konsekwentny i pracowity, aby lewica w Polsce była naprawdę siłą alternatywną dla dwóch prawicowych partii, bo taka jest potrzeba. (Grzegorz Napieralski)
!!! Grzegorz Napieralski jest skuteczny do wewnątrz – i chapeau bas, no! (Ryszard Kalisz)
!!! Premier żartował na serio, bo nieczęsto się zdarza, by polski kandydat najpierw otrzymywał poparcie od niemieckiej pani kanclerz, a potem od szefa Kancelarii Prezydenta Polski. (Radosław Sikorski)
!!! Dzieci pytają ojca, kiedy pojedziemy na wakacje, a ojciec marszałek nie wie i musi robić dobrą minę do złej gry. (Jerzy Szmajdziński o sejmowych wakacjach)
!!! Biskup Józef Życiński mówi, że jestem Judaszem, świat kościelny w dużej mierze przejawia wobec mnie ostracyzm. Jeśli podczas jakiegoś wydarzenia obecny jest Bartoś, to mało który duchowny się tam pojawi. Często księża otrzymują nawet w takiej sytuacji zakaz uczestnictwa (...). Przedmiotem mojej krytyki stała się owa scentralizowana, absolutystyczna struktura. Ona jest bowiem, według mnie, niemoralna. Ci, którzy zajmują w hierarchii najniższe pozycje, stają się jakby własnością przywódców, pozbawieni elementarnych praw ludzkich. (Tadeusz Bartoś, teolog, były ksiądz i dominikanin)
!!! Dobrze by było przekonać Jerzego Buzka, żeby przeszedł z protestantyzmu na katolicyzm. (Marek Migalski, eurodeputowany z PiS)
!!! Podczas mojej pracy reportażysty dla „Tygodnika Powszechnego” pewien ksiądz powiedział mi, że rozmawiając ze swoimi kolegami kapłanami utwierdza się w przekonaniu, że większość z nich nie wierzy... (Jędrzej Morawiecki, dziennikarz katolicki) Wybrali: OH, AC
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
TAK, A NAWET NIE Typowy dla PO przykład stanowczości w stosunkach z Kościołem dał tym razem minister spraw wewnętrznych i administracji Grzegorz Schetyna: najpierw zmusił służby porządkowe obsługujące pielgrzymki do odbycia odpłatnych kursów ruchu drogowego. Po protestach kleru poprosił marszałków o zwalnianie kościelnych aktywistów z opłat... MaK
LANS PRYMASA Chodzi o Glempa (80 lat). Nie dość, że mieszka w luksusowych apartamentach w pobliżu pałacu w Wilanowie i jako emeryt nie ma już żadnych obowiązków, to w Chicago, gdzie pojawia się regularnie, traktowany jest jak król. Polonusy obsypują go kwiatami, wozi się po mieście karetą, a policja zatrzymuje ruch pojazdów na skrzyżowaniach. Do tego na licznych przyjęciach pojawiają się tłumy snobów, którzy za towarzystwo polskiego prymasa płacą nawet po kilkadziesiąt dolarów. Wśród zapyziałej katolickiej Polonii w USA takiej popularności nie ma nawet Lech Wałęsa. Skąd ta sława prymasa? Wśród Polaków na obczyźnie uchodzi on za... gorącego patriotę i rozważnego kapłana stroniącego od polityki. BS
OJCIEC BIJE Znany z Telewizji Trwam o. Janusz Andrukiewicz rzucił się na Rafała Maszkowskiego, który pod Jasną Górą rozdawał ulotki krytykujące Radio Maryja. Doszło do szarpaniny, w trakcie której ksiądz uszkodził mikrofon należący do telewizji BBC, która kręci film o działalności ojca Rydzyka. Maszkowski jest informatykiem i prowadzi prywatną stronę poświęconą zagrożeniom, jakie dla społeczeństwa niesie rozgłośnia redemptorystów. Uchodzi za jednego z największych znawców tematyki radiomaryjnej. MaK
MROCZNI PIELGRZYMI Podczas gdy ich rówieśnicy zarywają noce, imprezując ewentualnie ucząc się, Marek Karpowicz i Przemysław Karczmarek postanowili jedną nockę w miesiącu poświęcać Panu Bogu w intencji walki o Polskę Chrystusową. A ponieważ w gromadzie raźniej, zorganizowali grupę podobnych sobie i od 2 lat raz w miesiącu wyruszają na nocną pielgrzymkę młodych do Matki Bożej Niepokalanej Wszechpośredniczki Łask. Jej trasa wiedzie z Błoni do Niepokalanowa i liczy dwadzieścia kilometrów. Nocny marsz, który rozpoczyna się wieczorną mszą o godz. 21, a kończy porannym nabożeństwem
o 5.45, ma charakter pokutny, tzn. jego uczestnicy modlą się non stop. Atrakcją czerwcowej, dwudziestej pierwszej z kolei nocnej pielgrzymki młodych była inauguracja „wielkiego dzieła intronizacji Chrystusa na Króla Polski”. Towarzyszyła jej zbiórka podpisów pod wnioskiem o uznanie przez władze świeckie i kościelne Jezusa Chrystusa za króla Polski. AK
PIJANY MORALIZATOR
Były wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski błysnął niegdyś stwierdzeniem, że ludzie spoza Kościoła nie mają prawa wypowiadać się na temat rzymskiej instytucji. Niestety, zdaniem zastępcy Giertycha, na temat etyki mogą mówić, a nawet krzyczeć ci, co stoją na bakier z moralnością. Sam Orzechowski... – ups, przepraszam! – Mirosław O. został przyłapany 7 marca, jak jechał samochodem na podwójnym gazie. Nie przeszkodziło mu to ostatnio grzmieć z oburzeniem na film „Antychryst” współfinansowany przez „polską instytucję rządową”. o.P.
BRACIA MNIEJSI Z przepisów stworzonych dla zysku Kościoła rzymskokatolickiego potrafią sprawnie korzystać mniejsze wyznania. I tak Kościół polskokatolicki dostał od państwa 10 ha gruntów rolnych we Wrocławiu. Ale rychło okazało się, że teren działki jest przewidziany pod zabudowę przemysłową. Kościół więc ziemię sprzedał za... 4,2 mln. Prokuratura oskarżyła biskupa Wiesława S. i jego syna Piotra o wręczenie łapówki urzędnikowi państwowemu. Ale to jeszcze nie koniec. Wierni Kościoła polskokatolickiego nie mogą się doliczyć kasy za tę transakcję. Piotr S. jest podejrzany o sprzeniewierzenie pieniędzy za ziemię. Jak widać, zniesienie celibatu nie rozwiązuje wszelkich problemów, a może też kreować nowe... MaK
5
NA KLĘCZKACH
STARY, ALE PAPIESKI
Pewien zbuntowany trzylatek, który nie chciał chodzić do przedszkola, poszedł „krzywą drogą” i zabłądził. Mimo usilnych poszukiwań długo nie można go było odnaleźć, aż jedna z uczennic z drugiej klasy wpadła na pomysł odmówienia różańca. Wtedy nagle wszyscy „poczuli, jak wstępuje w nich dobry duch” i w tym momencie odnaleźli zagubione dziecko. „Do domu wracali już prostą drogą. Potrafisz powiedzieć, dlaczego?” – kończy bajkę autorka. AK
Władze Starego Sącza z roku na rok popadają w coraz większe kompleksy. Mimo licznych „papieskich inicjatyw”, miasto wciąż wydaje im się za mało papieskie. W związku z tym i przy okazji obowiązującego właśnie w grodzie św. Kingi „Roku Ojca Świętego Jana Pawła II” Urząd Miasta postanowił wytyczyć papieską trasę spacerową poprzez odpowiednie oznakowanie czterech istniejących już punktów do zwiedzania, bezpośrednio związanych z JPII („Kącik papieski” w Muzeum Regionalnym, „Sala JPII” w klasztorze Klarysek, kaplica z cudownym źródełkiem kanonizowanej przez JPII św. Kingi, ołtarz papieski). Miasto wyda też folder z opisem trasy oraz ufunduje specjalnie opracowany souvenir – kamień z kroplą cudownej wody ze źródełka św. Kingi. AK
Austriaccy biskupi podczas wizyty w Watykanie rozmawiali z Benedyktem XVI m.in. o celibacie księży. Przyznał to abp Wiednia kardynał Christoph Schönborn, który przywiózł do Watykanu memorandum austriackich świeckich, którzy stanowczo domagają się uchylenia wymogu celibatu. Dodał, że chce, aby w Watykanie wiedziano, co o celibacie myślą laicy w Austrii. PPr
ZEMSTA NA DRZEWIE
PSY OGRODNIKA
Po 67 latach mieszkańcy Jasła przypomnieli sobie o wyjątkowo dorodnym dębie posadzonym podczas wojny w centrum miasta na cześć... Hitlera. Burmistrz grodu Maria Kurowska i część mieszkańców domagają się... spalenia drzewa, jakby ono było winne rozpętania II wojny światowej. Jakoś tak przypomina to nam stosy Świętej Inkwizycji. Aczkolwiek nie przepadamy za zbrodniarzami Kościoła, za żadne skarby nie chcielibyśmy w przyszłości wycinania dębów i gajów posadzonych na ich cześć. PS
Świeccy pracownicy Watykanu nie będą mogli w swoich biurach korzystać z portali społecznościowych takich jak Facebook czy MySpace. Zainstalowane przez księży zapory sieciowe uniemożliwią im również zaglądanie na strony erotyczne i zawierające „niewłaściwe treści”. Ks. Federico Lombardi, szef watykańskiego biura prasowego, uważa, że nie ma w tym nic zaskakującego, a zastosowane metody są „roztropnym i właściwym” posunięciem. Ergo, pracownicy Watykanu umilali sobie nudne etaty, gapiąc się na roznegliżowane panienki i chłopców. o.P.
MODLITWA NAPRAWI SAMOCHÓD Czego uczą katolickie bajki? Poczytajcie opowiastki Ewy Skarżyńskiej zamieszczone na internetowej stronie „Promyczka Dobra”, a sami się przekonacie. Na przykład „Zepsuty samochód”. Jego bohaterką jest pierwszokumunijna dziewczynka, która w pobliżu kapliczki spotyka kobietę bezskutecznie usiłującą naprawić zepsuty samochód. Zdenerwowanej pani pobożna dziewczynka proponuje odmówienie modlitwy. Ta jedynie wyśmiewa jej pomysł. Mimo to dzielna bohaterka werbuje koleżanki i wspólnie na środku ulicy zaczynają się modlić w intencji naprawy samochodu. I natychmiast staje się cud – słyszą warkot samochodu! Z historyjki „O prostej i krzywej drodze” katolickie dziatki dowiedzą się natomiast, że oprócz prostych dróg, które wiodą do kościoła, do figury Matki Boskiej na rynku i do szkoły, są – „niestety” – również „drogi krzywe”, które prowadzą do lasu czy nad strumień.
BISKUPI O CELIBACIE
SKANDALE U LUTERAN Ten rok nie będzie należał do udanych w szwedzkim Kościele, a to z powodu skandali seksualnych wywołanych przez tamtejszych pastorów. Już w kwietniu do biskupów z trzech diecezji wpłynęły zgłoszenia o „wybrykach” księży, w tym o pożyciu z 15-latką oraz wyzwiskach z podtekstem seksualnym w internecie. Arcybiskup Anders Wejryd zapewnił, że wszystkiego dopilnuje i że nic nie będzie zamiecione pod dywan. PPr
ŚWIĘCONA WODA DIABELSKA Wierni kościoła Santa Maria Stella Maris w Fiumicino koło Rzymu mogą czuć się zawiedzeni. Tamtejszy ksiądz postanowił nie udostępniać święconej wody wiernym, gdyż obawia się, że jest ona kradziona na potrzeby... satanistycznych rytuałów. Ksiądz ma takie podejrzenia, bo... wcześniej ulotniły się szaty mszalne. No a przecież podobno diabeł ucieka od święconej wody... PPr
PONURAK Czy w Australii nie znają się na dowcipach? Tak przynajmniej można wnioskować z wypowiedzi biskupa pomocniczego z diecezji w Sydney, który stwierdził, że jest przeciwny modzie, jaka nastała w kościołach katolickich, gdzie na koniec mszy kapłan opowiada dowcip. „Msza nie jest sceną do autoprezentacji kapłana”– upominał biskup Julian Porteous. Po takiej deklaracji i tak pustoszejące kościoły w Australii mogą stracić resztki wiernych. PPr
6
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
W Bielkowie pod Gdańskiem na 30 hektarach atrakcyjnych gruntów podarowanych Kościołowi przez jednego z wiernych miał wyrosnąć uniwersytet katolicki. Inwestycję pobłogosławił sam Jan Paweł II. Co z tego wyszło? Słowo na g... egioniści Chrystusa, którzy obiecali zbudować uniwersytet, wycofali się, bo z powodu skandalu związanego z ich założycielem i generałem doszło do wielkiej inspekcji zakonu zarządzonej przez następcę polskiego papieża. Marcial Maciel Degollado – twórca Legionu – wykorzystywał seksualnie seminarzystów, a ponadto okazało się, że miał kochankę, a ona córkę. Z Macielem. Odsunięcie generała od zarządzania zgromadzeniem nie naprawiło jednak nadwątlonego wizerunku legionistów. Budowę gigantycznego kompleksu edukacyjnego w gminie Kolbudy, w której znajduje się Bielkowo, okrzyknięto przed laty jako sensację. Do Gdańska sprowadził legionistów sam arcybiskup Tadeusz Gocłowski, licząc na to, że w swojej diecezji zbuduje konkurencję dla toruńskich redemptorystów. W nieustającej batalii o rząd polskich dusz. Legioniści zapowiedzieli stworzenie czegoś, co marzyło się nie tylko byłemu metropolicie, ale i darczyńcy owych 30 hektarów – Polikarpowi M. z Gdańska, ponad 70letniemu mężczyźnie, który dorobił się olbrzymich pieniędzy na hodowli świń.
L
Na pomysł budowy uniwersytetu gdańszczanin wpadł w 1998 roku, gdy podczas podróży po Afryce Północnej zobaczył niedaleko Tunisu znakomity uniwersytet. Podobny przydałby się w Polsce – pomyślał. Znajomy ksiądz opowiedział mu o legionistach Chrystusa. Wkrótce doszło do spotkania pana Polikarpa z ojcem Bernardem, dyrektorem gdańskich legionistów. Zamiast 3 hektarów, o których nieśmiało wspomniał zakonnik, gdańszczanin zaoferował 30. Zanim wykluła się wizja kompleksu edukacyjnego w gminie Kolbudy, Polikarp M. odwiedził seminarium duchowne zakonu w Salamance. Podejmowano go tam jak wielkiego dobroczyńcę zgromadzenia: legioniści wydali na jego cześć obiad, na stole pojawiły się flagi Polski i Hiszpanii, rozmawiał z rektorami uczelni i samym przełożonym zakonu na Europę. Polskiemu przedsiębiorcy spodobał się porządek w zakonie: żelazna dyscyplina, kult pracy. I przejrzystość. Dlatego w polskim kompleksie oświatowym pod Gdańskiem, w którym naukę miało pobierać 2 tysiące uczniów, zaplanowano ściany ze szkła – żadnych piwnic czy kątów, w których
Łomża diecezjalna Leżąca na Podlasiu Łomża rozwija się w oczach. Powstają nowe bloki, banki, markety i kościoły. Tych pierwszych byłoby znacznie więcej, gdyby nie te ostatnie... Dziś jest w mieście 9 kościołów i dziesiąty w budowie. Na tym się nie skończy. Obecni radni z nadania PiS-u i PO, zwani przez łomżan radnymi diecezjalnymi lub złośliwie: kapciowymi biskupa, już zaplanowali lokalizację jedenastego kościoła na terenie tzw. rezerwy kolejowej, a niech no tylko biskup dziobnie paluchem w plan miasta, to parcele i pod dwunasty dostanie. Oby jednak w kościółkowym zapale nie przesadzono, bo łacno dwunastu „apostołów” (czyt. proboszczów) może zamienić się w Panamickiewiczowych trzynastu zbójców. Choć prawdę mówiąc, ci, którzy
już są, też potrafią łupić miasto niezgorzej. Ratuszowi wazeliniarze na remont katedry przeznaczyli 130 tys. zł, a dla instytucji związanych z diecezją – 100 tys. zł. Również kościelne imprezy zostały potraktowane z miłością. I tak: na rzecz Wyższego Seminarium przewidziano kwotę 8 tys. zł, a dla Muzeum Północno-Mazowieckiego na plenerową imprezę pt. „Czasy Brunona z Kwerfurtu” – ponad 3 tys. zł. Natomiast dla PCK – organizacji zasłużonej w niesieniu pomocy potrzebującym – ratuszowi przewidzieli tylko 6,8 tys. zł w 2009 roku. Te liczby mówią same za siebie. Droga jest ta ratuszowa wazelina. Należy tylko mieć nadzieję, że przy następnych wyborach samorządowych wyborcy nie zapomną radnym i ich partiom zubożenia miasta. JERZY RZEP
można by się ukryć czy szprycować narkotykami, żadnych tajemnic. Miesięczne czesne uczniów zaplanowano na, bagatela, 500 euro. Krótko mówiąc, ta ekskluzywna kuźnia młodych kadr miała być w gruncie rzeczy wylęgarnią katolickich elit. Urzeczony wizją legionistów Andrzej Sotkowski – twórca projektu – dorobił do niej swoją teorię: „Architektura determinuje ludzką psychikę. Skąd w Polsce tyle korupcji i zakłamania? Bo polityka toczy się w ciemnych gabinetach!” Zapewne podobnie myślał pan Polikarp, któremu spodobała się wizja legionistów. W Bielkowie dziewczęta miały się uczyć po jednej stronie kompleksu, chłopcy – po drugiej, oddzielonej pasem zieleni. Intensywna nauka, żadnych wizyt obcych; rodzicom zapewniono by dostęp jedynie do biur tego elitarnego kompleksu. Co prawda pan Polikarp miał trochę obiekcji, bo legioniści na początek chcieli wznieść jedynie przedszkole, podstawówkę, gimnazjum i liceum, oczywiście z całym nowoczesnym zapleczem, i odcinali się od uniwersytetu, ostatecznie jednak w tej najważniejszej dla darczyńcy sprawie nie powiedzieli „nie”.
! ! ! W sześćdziesiątą rocznicę istnienia zakonu Polak przebywał w Rzymie na audiencji u JPII. Czuł się wyróżniony, bo polski papież przyjmował osobiście tylko garstkę rodaków. Po latach tak wspomina tamten szczególny dzień: „Była tam kobieta, która ufundowała cały uniwersytet w Nowym Jorku. Ja tam byłem najmniejszy”. 21 marca 2001 roku pan Polikarp oficjalnie przekazał ziemie zakonowi. Oczywiście na słowo, bez żadnych zastrzeżeń i warunków, że powstanie na niej uczelnia. Wieść o inwestycji w Kolbudach stała się sensacją. W krótkim czasie powstał projekt gigantycznego kompleksu. Mieszkańcy okolicznych popegeerowskich wsi liczyli na atrakcyjną pracę, ale roboty budowlane nie ruszały mimo kilkakrotnych szumnych zapowiedzi. Przez kilka lat zakonnicy bezustannie oświadczali, że inwestycja jest już przyklepana i tylko patrzeć jak na placu budowy pojawią się maszyny i ludzie. – Nic takiego jednak nie nastąpiło do dziś – mówi jedna z mieszkanek Bielkowa. – Zakonnicy łyknęli cenną darowiznę i zapewne będą chcieli teraz sprzedać ziemię na atrakcyjne działki. Tu cena ziemi idzie bezustannie w górę, bo gmina Kolbudy staje się sypialnią dla Gdańska. – Zakonnicy wycofali się z budowy kompleksu edukacyjnego. To dla nas wielka strata – ubolewa kolbudzki wójt Leszek Grombala. – Inwestycję traktowaliśmy niczym prezent z nieba. Niestety, będziemy mieli teraz sporo kłopotów, bo te 30 hektarów gruntów rolniczych przekształciliśmy pod potrzeby oświaty i musimy wszystko odkręcać... – Czy to oznacza, że legioniści definitywnie zrezygnowali z Bielkowa?
o, co od dawna przewidywaliśmy, stało się faktem. Otóż Papieska Akademia Teologiczna przemieniła się w Uniwersytet JPII. 19 czerwca br. Benedykt XVI ogłosił urbi et orbi, iż PAT to już nie PAT, tylko UJPII. Jednak ojcem całego zamieszania jest nie kto inny, tylko ten, o którym w Watykanie mówią Don Stanislao, wielki kanclerz szkoły kardynał Dziwisz. Chciał on, poprzez zmianę szyldu, podnieść rangę uczelni (sic!), a także, co nietrudno zgadnąć, wydębić publiczną kasę. Już zwrócił się do parlamentarzystów o zmianę zasad finansowania swojej szkoły z budżetu państwa, argumentując, że pomoc PAT-owi się należy, a to ze względu na rzekome krzywdy i upokorzenia, jakich wojtyłowa Alma Mater zaznała w ciężkich czasach komuny. Don Stanislao chyba zapomniał, że jako chłopiec pochodzący z małej górskiej wioski właśnie dzięki temu wyklinanemu dziś ustrojowi, który oświatę „zaprowadził pod strzechy”, mógł wraz ze swym pryncypałem JPII zdobyć wykształcenie i zrobić karierę duchownego. A przecież mógł też, jak jego brat, przez całe życie sprzedawać gazety w kiosku.
T
– Mają teraz olbrzymie kłopoty w związku z niełaską Watykanu i wygląda na to, że na Wybrzeżu nie zrealizują swoich planów – przypuszcza Grombala. Zupełnie innego zdania jest pan Polikarp. Potwierdza, że legioniści zwrócili mu owe 30 hektarów (naszym zdaniem jest to w dziejach Kościoła jeszcze większy ewenement niż budowa uniwersytetu w szczerym bielkowskim polu), ale kompleks edukacyjny kształcący od przedszkola do doktora wcześniej czy później powstanie. ! ! ! Legion Chrystusa (Legion de Cristo) to zgromadzenie rzymskokatolickie powstałe w 1941 roku w Meksyku z inicjatywy o. Marciala Maciela Degollado. Kapłani nazywają siebie legionistami Chrystusa, czyli uprawnionymi do szczególnej opieki i czci swojego patrona. Obecni są w 20 krajach, liczą ponad 550 księży i 2500 seminarzystów. W Polsce działają od 1994 roku, prowadząc własne domy w Krakowie i Gdańsku. W lutym 1997 roku ośmiu wyższych członków Legionu Chrystusa, prężnej organizacji religijnej będącej faktycznie skrzyżowaniem jezuitów z Opus Dei, oskarżyło założyciela zgromadzenia, Meksykanina Marciala Maciela Degollado, o nadużycia seksualne w czasie, kiedy byli nieletnimi. Okazało się wkrótce, że ujawnione szczegóły to zaledwie czubek góry lodowej. Ojciec Marcial Maciel prowadził podwójne życie i od dawna przejawiał pedofilskie skłonności. Meksykański zakonnik – podobnie jak abp Juliusz Paetz – także był ulubieńcem polskiego papieża. W maju 2006 r. założyciel zakonu został suspendowany, a zmarł na początku 2008 roku. BARBARA SAWA
Dziwiszowy projekt ustawy o nowym sposobie finansowania PAT-u poparło 120 posłów z PO, PiS-u i PSL-u. Bardzo zaangażowany w kardynalską inicjatywę jest kolejny po Jarosławie Gowinie fundamentalista katolicki z partii rządzącej – poseł Ireneusz Raś (zasłynął jako organizator rekolekcji dla posłów Platformy), którego rodzony brat Dariusz jest osobistym sekretarzem Dziwisza. Czyli mamy tu klasyczny rodzinny lobbing. Raś chce, aby posłowie zajęli się tą ustawą jeszcze przed wakacjami, po tym, jak B16 przyklepał nową nazwę. Zapewne już w myślach przelicza strumień państwowej gotówki prorektor PAT-u ksiądz Tadeusz Dzidek, dodając, że dotacje z budżetu państwa nie kolidują z ustawą o stosunku państwa do Kościoła, chociaż ta mówi, że inwestycje sakralne i kościelne są finansowane ze środków własnych. „Te sprawy można uregulować oddzielną ustawą, tak jak stało się to w przypadku KUL-u” – twierdzi rozpromieniony księżulo. Zaraz uspokajając, iż nowy sposób dotowania nie zmieni charakteru uczelni, która nadal pozostanie katolicka. MAREK PAWŁOWSKI
Wojtyłowy uniwerek
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r. awilon 1 Międzynarodowych Targów Katowickich, gdzie odbywała się 56 Ogólnopolska Wystawa Gołębi Pocztowych, stał się areną prawdziwego dramatu. Ponad trzy lata temu pod zawalonym dachem hali zginęło 65 osób, rannych zostało ponad 140. Rodziny w ponad 20stopniowym mrozie wyczekiwały wieści o swoich najbliższych. W blasku fleszy i pod okiem kamer obiecywano im każdą pomoc. Stacje telewizyjne pokazywały ogrom tragedii, rozpacz i łzy. Pokazywały też numer konta oraz SMS. Zgromadzonymi w ten sposób pieniędzmi miała dysponować organizacja charytatywna najsprawiedliwsza i najbardziej doświadczona w niesieniu pomocy – Caritas Polska. „Pragnę podziękować wszystkim, którzy włączają się w niesienie pomocy ofiarom tej katastrofy. Mam nadzieję, że nikt z tych, którzy ucierpieli, nie pozostanie sam” – zachęcał do ofiarności ówczesny dyrektor Caritas Polska, ksiądz Adam Dereń. Pieniądze płynęły więc z kraju i z zagranicy. Uzbierało się ponad 10,7 mln zł (5 932 551 zł trafiło na konto Caritas Polska; ponad 4 763 813 mln zł zebrał Caritas Archidiecezji Katowickiej). Przynajmniej do tylu Caritas oficjalnie przyznał się w komunikatach, w których wylicza przy okazji, ilu osobom już pomógł, a ilu jeszcze pomaga. Rozliczenia to jednak mgliste jak londyński zaułek o poranku. Popatrzmy. W roku 2006 na realizację programu pomocy Caritas Polska wydała 3 945 738,6 zł. Pozostałe środki w wysokości 1 986 812,4 zł zostały przeznaczone na kontynuowanie programu pomocy do czasu ich wykorzystania. Z kolei Caritas Katowice ze swojej puli wydał 3,27 mln zł, ponad 1,22 mln zł rezerwując na tzw. zobowiązania długoterminowe. W sprawozdaniu za rok 2007 czytamy, że w ciągu dwóch lat na realizację programu długofalowej pomocy ofiarom katastrofy Caritas Polska przeznaczyła w roku 2007 na pomoc dla poszkodowanych 2 111 680,10 zł. Pozostałe środki finansowe zostaną wykorzystane podczas kontynuowania pomocy. Na czym polegało to „kontynuowanie pomocy”, wyjaśnił ksiądz dyrektor Marian Subocz w sprawozdaniu za rok 2008. Stoi w nim czarno na białym, że „Caritas Polska wznowiła pomoc dla rodzin poszkodowanych w katastrofie budowlanej w Katowicach, przekazując 20 tysięcy złotych. Pieniądze zostały skierowane do dwóch rodzin ze Stargardu Szczecińskiego z przeznaczeniem na zakup lekarstw oraz rehabilitację”. I tyle. ! ! ! 18 czerwca br. w programie Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera” w blasku kamer brylował ksiądz Zbigniew Sobolewski, sekretarz Caritas Polska. „Świętego Caritas” – jak ochrzciła kościelną
P
instytucję pani redaktor. Opowiadano o tym, jak to Skarb Państwa rzuca kłody pod nogi rodzinom ofiar oraz osobom poszkodowanym, nie wypłacając należnych im odszkodowań, oraz że zawiodły wszystkie państwowe instytucje. Było też o jedynym sprawiedliwym, który zawsze zdąży z pomocą, znajdzie potrzebujące osoby, a logistyczne trudności go nie porażają. Ów jedyny sprawiedliwy to Caritas, nadzwyczaj sumiennie dbający o losy ludzi,
POLSKA PARAFIALNA musieli się więc pozbierać niezwykle szybko, żeby utrzymać firmę na powierzchni i wdrożyć się w jej funkcjonowanie. Było niezwykle ciężko. Czas żałoby i wciąż świeże rany nie ułatwiały koncentracji na przyziemnych, choć koniecznych sprawach. Dopiero kiedy przed oczami stanęła wizja bankructwa i utrata wszelkich środków do życia, zaś w uszach wciąż brzmiały płynące zewsząd zapewnienia o gotowości do pomocy, po raz pierwszy o nią poprosili. Premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Nie chodziło o to, by dał im pieniądze, ale czas potrzebny na zdobycie uprawnień do prowadzenia firmy. Odpisał, owszem. Że muszą sobie radzić sami. Poradzili sobie. Przetrwali najgorsze, korzystając z oszczędności, jakie za życia zgromadził mąż Krystyny.
do czasu ukończenia szkoły wyższej, jeśli takową będzie kontynuować – informował w oficjalnym piśmie ksiądz dyrektor Krzysztof Bąk. Osiem miesięcy później, zapewniając o ogromnym dla rodziny zmarłego współczuciu, wyjaśnił, że po weryfikacji swoich możliwości finansowych katowicki Caritas nie ma już pieniędzy i nie będzie już w stanie wypłacać przydzielonego wcześniej stypendium. Wyrównał należność do końca roku i tym samym pomoc finansową w formie stypendiów uznał za... dokonaną i zakończoną (miesiąc później podczas konferencji prasowej ten sam ks. Bąk zapewniał dziennikarzy, że na koncie katowickiego Caritasu jest jeszcze ponad 500 tys. zł). Pani Krystyna, owszem, dostała 5 tys. zł tytułem natychmiastowej jednorazowej zapomogi na najpilniejsze
7
się pogodzić z tym, jak stronniczo ukazano temat, ani z tym, że realną pomoc otrzymali wyłącznie wybrańcy losu. Jej mąż pojechał na targi jako wystawca. Nigdy stamtąd nie wrócił. Po jego śmierci nie śmiała o nic prosić. Zresztą nie przypuszczała, że trzeba się domagać pieniędzy, które – w jej przekonaniu – były zbierane także dla niej. Cierpliwie czekała (podobnie jak pani Krystyna i kilka innych kobiet, które pod walącym się dachem hali straciły mężów) na sprawiedliwy podział. – Niech ktoś wreszcie głośno powie, jaką naprawdę dostałyśmy pomoc. Ludzie myślą, że pławimy się w luksusach, bo dostaliśmy tyle pieniędzy z Caritasu, a tymczasem my codziennie walczymy o przetrwanie. Jesteśmy wdzięczne ludziom, którzy słali SMS-y, ale te
Święty Caritas Przy okazji wszelkich nieszczęść ludzkich największa instytucja charytatywna katolickiego Kościoła pojawia się niczym wygłodniałe hieny przy padlinie.
którym przyobiecał pomoc. Miliony widzów przed telewizorami zobaczyły więc na własne oczy piękne domy wystawione jedenastu wdowom za kilkaset tysięcy złotych, dowiedziały się o pomocy przy remontach czternastu innych i o tym, jak to wdowi grosz przekazany Caritasowi obraca się w złoto. A jednak – wbrew zapewnieniom o dziennikarskiej rzetelności – Elżbieta Jaworowicz pokazała swoim widzom zaledwie półprawdę o pomocy, jaka wartkim wydawać by się mogło strumieniem płynie do rodzin poszkodowanych w MTK... ! ! ! Krystyna ze Śląska (imię zmienione) pod gruzami hali straciła męża. Wszedł na teren targów kilkanaście minut przed tym, jak runął dach hali. Pani Krystyna nie widziała jego ciała. To samo można powiedzieć o pomocy, której – zgodnie z płynącymi z mediów deklaracjami – miał jej i dzieciom udzielić Caritas. Mąż Krystyny był jedynym żywicielem rodziny. Przez niemal dwadzieścia lat prowadził prywatną firmę. Ona zajmowała się domem i dziećmi – córką oraz nieuleczalnie chorym na autoimmunologiczne zapalenie wątroby synem. Po katastrofie
Ale oszczędności się skończyły. Dziś znów stoją na krawędzi i z niepokojem patrzą w przyszłość wypełnioną kredytami, zadłużeniami i nieopłaconymi rachunkami. – Mówiąc po Śląsku, czujemy się, jakbyśmy dostali mokrą szmatą w pysk – takie refleksje przychodzą na myśl pani Krystynie, kiedy wspomina wyemitowany w publicznej telewizji materiał o świętym Caritasie. Nie zazdrości tym jedenastu kobietom, którym wybudowano domy. Nie zazdrości też tym czternastu, którym domy wyremontowano. Ona i jej dzieci nie mogą jedynie zrozumieć, w czym są gorsi i dlaczego im oferuje się zaledwie jałmużnę. Bo inaczej trudno nazwać wsparcie, jakie dotąd otrzymali od katowickiej odnogi Caritasu. W marcu 2006 r., niecałe dwa miesiące po katastrofie, Caritas Archidiecezji Katowickiej jako koordynator pomocy humanitarnej dla poszkodowanych w katastrofie budowlanej przysłał pismo informujące o gotowości udzielenia pomocy rodzinie tragicznie zmarłego Zbigniewa (imię zmienione). Jego córka miała od 1 marca 2006 r. otrzymywać finansową pomoc humanitarną w wysokości 300 zł miesięcznie aż do ukończenia 18 roku życia bądź
potrzeby. Później przysłano jeszcze dwukrotnie drobne (w zestawieniu z milionami, jakie zasiliły konto Caritasu) sumy w odpowiedzi na jej błagalne listy. Wciąż cierpliwie czekała, aż pieniądze napływające od ludzi dobrej woli Caritas policzy, po równo podzieli i przekaże tym, dla których w rozumieniu darczyńców były przeznaczone. Nie doczekała się. – Czy mój ojciec był gorszy niż ojciec tamtego dziecka? Mnie nie chodzi o wielkie pieniądze, ale o realne zabezpieczenie finansowe, które zapewniłby mi tata, gdyby żył – mówi córka pani Krystyny. – Ja od Caritasu dostałam 5 tysięcy złotych tak zwanej natychmiastowej pomocy, i to tylko dlatego, że w mediach usłyszałam o tej formie pomocy i sama się po nią zgłosiłam. Zwrócono mi jeszcze pieniądze za wczasy z dziećmi. To wszystko – twierdzi z kolei inna wdowa. Rozmawia ze mną niechętnie. Wciąż ma przed oczami tę zimową noc, kiedy wraz z dachem hali zawalił się cały jej świat. Pozostawiona sama sobie czekała na najgorszą w życiu wieść, a dziennikarze biegali i starali się uchwycić w kadrze jej rozpacz. Po programie Elżbiety Jaworowicz nie spała przez całą noc. Nie mogła
pieniądze zostały niewłaściwie rozdzielone. To, co usłyszałyśmy w programie pani Jaworowicz, przeszło nasze oczekiwania. Skoro w chwili katastrofy głośno mówiło się o tym, że pomoc jest dla wszystkich, to zebrana suma pieniędzy powinna zostać sprawiedliwie i równo podzielona. Nas to boli, że Caritas tak postąpił – tak rozumują wdowy. Inaczej pojęcie sprawiedliwości definiuje słownik, z którego na co dzień korzysta dyrektor Caritas Polska, ksiądz Marian Subocz. „Pragnę poinformować, że Caritas jako organizacja charytatywna kierowała się przede wszystkim kryterium socjalnym (…). Nie stosujemy zasady »wszystkim po równo«, która byłaby naruszeniem sprawiedliwości zarówno wobec tych, którzy otrzymują pomoc, jak i wobec darczyńców. Darczyńcy, którzy przekazywali swe ofiary, chcieli wesprzeć osoby najbiedniejsze. Pomoc ma służyć przetrwaniu najtrudniejszych momentów i pozwolić odnaleźć się w nowej, bolesnej sytuacji i jest udzielana w ramach posiadanych środków” – wyjaśnił w odpowiedzi na jedno z pism pani Krystyny... WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
tefania K. mieszka wraz z mężem Markiem oraz córką Mariolą i jej synem Tomkiem w Starogardzie Gdańskim. Małżonkowie K. są już na emeryturze, ale Stefania ma intratny zawód, więc wciąż jeszcze dorabia na dostatnie życie i finansowe wspieranie rozwiedzionej córki samotnie wychowującej dziecko. Bo właśnie od niej wszystko się zaczęło... W 1994 r. Mariola zakochała się w Robercie P. – facecie bez wykształcenia, pracującym dorywczo w stolarni wujka za płacę minimalną. Najchętniej wówczas, gdy brakowało mu na gorzałę. Dziewczyna nie wzięła sobie do serca ostrzeżeń rodziców i wyszła za Roberta. Zaraz po ślubie zamieszkali w samodzielnym mieszkaniu użyczonym im nieodpłatnie przez małżonków K. Gdy rodzina P. powiększyła się o Tomka, przenieśli się wraz z dzieckiem do rodziców, którzy udostępnili im całe piętro swojego domu oraz zawartość lodówki i portfela. Ten ostatni był szczególnym dobrodziejstwem, bowiem Mariola zarabiała wówczas ok. 650 zł, a Robert osiągał w porywach 1200 zł miesięcznie, podczas gdy za samo przedszkole musieli zapłacić 280 zł, że o innych koniecznych wydatkach nie wspomnimy. – Płaciłam za jego mandaty, telefon komórkowy, raty, żywiłam, ubierałam, udzielałam nie zawsze spłacanych kilkusetzłotowych pożyczek... Normalnie, jak to w rodzinie – wspomina Stefania. Na piętrze mieszkali tymczasowo, bowiem rodzice uwili im w ogrodzie gniazdko: parterowy domek (110 mkw.), w którym Robert nie musiał się już zbytnio hamować, gdy systematycznie tłukł żonę w napadach pijackiego szału. – Wracał nocą, częstokroć w towarzystwie niedopitych koleżków. Wtedy było najgorzej... Na nasze wspólne utrzymanie dawał 200–300 zł miesięcznie. Reszta szła na wódkę i panienki. Cały czas pozostawaliśmy na garnuszku u mamy – mówi Mariola. Oba domy stoją tak blisko siebie, że jej rodzice doskonale słyszeli awantury. – Serce nam krwawiło, ale nie wzywaliśmy policji. Staraliśmy się łagodzić i wyciszać konflikty. Ba, nawet stawaliśmy po stronie zięcia i namawialiśmy córkę, żeby cierpliwie czekała, aż się wyszumi – przyznaje Marek. W sierpniu 2005 r. Robert załapał się na pracę w Norwegii. Okazja spadła nagle, czasu na załatwienie formalności było niewiele, a że nie miał koniecznego do podpisania kontraktu rachunku bankowego, poprosił teściową o możliwość skorzystania z jej konta. Wyraziła zgodę, bowiem chodziło wyłącznie o ewentualną wpłatę zarobionych przez niego pieniędzy. Pracował w Norwegii przez półtora miesiąca, za co otrzymał wynagrodzenie w łącznej kwocie
S
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
POD PARAGRAFEM 7183 zł, przelane przez pośrednika w dwóch ratach (we wrześniu i w październiku 2005 r.) na konto Stefanii. – Zaraz po powrocie zwróciłam mu te pieniądze z naddatkiem. Najpierw 5,5 tys. zł, a po kilku tygodniach 2 tys. zł. Choć obiecywał, że przeznaczy je na niezbędne w obliczu zimy docieplenie domu, w którym mieszkali, ostatecznie wszystko przetańczył i sama musiałam zapłacić za materiały – mówi
! ! ! Pół roku później Robert P. przypomniał sobie, że nie wystawił Sylwii żadnego pokwitowania odbioru pieniędzy zarobionych w Norwegii, podczas gdy zdobycie dowodu ich przelewu na konto byłej teściowej nie nastręczało większych trudności. Pewien radca prawny wysmażył mu pozew i 21 lipca 2008 r. w Wydziale I Cywilnym Sądu Rejonowego w Starogardzie zapadł wyrok nakazujący Stefanii zapłatę 7183 zł
W marcu 2009 r. prawnik Roberta P. zażądał od Stefanii pieniędzy. Z odsetkami prawie 10 tys. zł, które miała wpłacić na rachunek jego kancelarii. Ponieważ nie załączył żadnego pełnomocnictwa, kobieta potraktowała to jako próbę wyłudzenia i odesłała mecenasa na drzewo. Pisemnie zawiadomiła byłego zięcia, że niezwłocznie wypłaci mu zasądzoną należność, jeśli tylko przyśle jej numer swojego konta. Gdy Robert P. nie odpowiadał,
Proces W sporach sądowych zawsze jest tak, że ktoś wychodzi niezadowolony z rozstrzygnięcia. Gorzej, gdy werdykt Temidy ociera się o barierę groteski... Stefania, okazując nam na dowód faktury. Życie Marioli i Roberta toczyło się niezmiennym rytmem do stycznia 2006 r., kiedy to w ojcu Marku coś pękło – słysząc, jak zięć katuje córkę, pobiegł do nich i wyrzucił damskiego boksera ze swojego domu. Już na dobre, z nieodwołalnym zakazem powrotu. Przed rozpoczęciem pierwszej rozprawy rozwodowej Mariola złożyła Robertowi pisemną ofertę, że wypłaci mu od ręki 12 tys. zł, jeśli zgodzi się na szybkie załatwienie sprawy bez publicznego prania brudów i orzekania o winie. – Dobrze znam jego matkę, więc ze zwykłego sentymentu chciałam dać te pieniądze, żeby nie startował do nowego życia z gołym tyłkiem – wyjaśnia Stefania. Przed sądem okazało się, że Robert szalenie kocha swoją żonę i ani myśli o rozwodzie, a w kuluarach zażądał od Marioli za zmianę zdania kwoty kilkakrotnie wyższej od zaoferowanej. Na kolejną rozprawę dziewczyna przyszła już z adwokatem oraz plikiem wykonanych przez prywatnego detektywa zdjęć, przedstawiających jej męża w objęciach kochanki. Tym razem poszło gładko: Robert chętnie i bezwarunkowo zgodził się na rozwód bez orzekania o winie. – Ale dasz mi te 12 tysięcy? – zagadnął matkę swojego dziecka po ogłoszeniu wyroku. – Propozycja była jasna: dostaniesz, jeśli zgodzisz się na rozwód podczas pierwszej rozprawy – odparła. W maju 2007 r. sąd w Starogardzie rozwiązał małżeństwo P.
wraz z odsetkami oraz pokrycie kosztów usługi prawnika. Sąd oparł się na świadectwach dwóch butelkowych kompanów Roberta, „bowiem ich zeznania są spójne, logiczne i wzajemnie się uzupełniają” – czytamy w uzasadnieniu wyroku. Dodatkową przesłanką obciążającą Stefanię był fakt zaistnienia debetu na jej rachunku bankowym w okresie wrzesień – październik 2005 r., kiedy to pobrała z konta 7900 zł. No bo skoro miała debet, to jak mogła zapłacić Robertowi? „Zdaniem sądu, kłóci się z zasadami logiki i doświadczenia życiowego twierdzenie pozwanej, że trzymała w domu większą sumę, z której wypłaciła powodowi kwotę 2 tys. zł, jako drugą ratę” – orzekł Sąd Rejonowy w Starogardzie, uznając za zupełnie niewiarygodne zgodne zeznania Stefanii, Marka i Marzeny, że Robert jednak kasę dostał. „Należy podkreślić, że to na pozwanej ciążył w toku postępowania dowód, iż przedmiotowe środki pieniężne zostały zwrócone powodowi. Powyższego pozwana nie wykazała” – zauważył Sąd Okręgowy w Gdańsku, oddalając apelację i prawomocnie przyklepując wyrok pierwszej instancji. Ciekawe uzasadnienia. Po pierwsze, wypłacenie przez Marzenę z konta takiej właśnie sumy, jaką miała oddać zięciowi, powinna świadczyć na jej korzyść; po drugie, od kiedy to w rodzinie żąda się pokwitowań; po trzecie, sąd nie wziął pod uwagę motywu zemsty za rozwód.
Fot. MaHus
8
10 kwietnia złożyła w sądzie wniosek o ustanowienie depozytu. Chciała tam złożyć 9450 zł na poczet wykonania wyroku, ale jednocześnie zapewnić sobie możliwość odzyskania części pieniędzy, bowiem po przekopaniu się przez domowe archiwum znalazła twarde dowody, że Robert P. zalega jej ze spłatą pożyczek na kwotę 2768 zł i wniosła już w tej sprawie powództwo. Sąd kazał Stefanii zapłacić 100 zł i czekać. Do gry wkroczył tymczasem komornik Jarosław Baran, który 20 kwietnia zajął rachunek bankowy, emeryturę i pensję kobiety, a kilka dni później zapragnął także jej samochodu, zaś za pośrednictwo zawinszował sobie na dzień dobry prawie 1500 zł. Odwoływała się od egzekucji gdzie mogła (mamy w redakcji dowody nadania pism procesowych), jednak papiery w tajemniczych okolicznościach zawieruszały się gdzieś i docierały do adresatów po zaistnieniu faktów, których skuteczne odkręcenie wymagałoby zaangażowania tabunu specjalistów. Summa summarum: według stanu na połowę czerwca, pani K. ma już do zapłacenia Robertowi, jego prawnikowi oraz komornikowi ok. 15 tys. zł, a mając na uwadze galopujące odsetki, nie jest to kwota ostateczna. 30 czerwca rozpoczyna się w starogardzkim sądzie proces z powództwa upartej do bólu Stefanii. Tym razem chodzi o dług Roberta. Jeśli wiedziony „doświadczeniem życiowym” sąd uzna, że faceta zarabiającego maksimum 1200 zł miesięcznie stać było na swawole i utrzymanie
rodziny bez zaciągania jakichkolwiek zobowiązań finansowych u teściowej, to bezgranicznie niegdyś wierząca w sprawiedliwość kobieta polegnie na dodatkowe tysiące, tytułem zwrotu kosztów procesu i opłacenia obsługującego byłego zięcia prawnika, że nie wspomnimy o komorniku, który ustawił sobie licznik kary za zwłokę na 2,94 zł dziennie... ! ! ! Prawomocnym już wyrokiem Sądu Rejonowego w Bartoszycach, obywatelka Krystyna G. ze wsi Rogielkajmy została skazana za kradzież cegieł na szkodę obywatela Rafała Kozioła, posiadającego tam gospodarstwo rolne, a zamieszkałego w położonej nieopodal Sokolicy. Według prokuratury, Krystyna G. przywłaszczyła sobie w sumie ok. 2 tys. sztuk cegieł o wartości 2 tys. zł, a uczyniła to potajemnie, rozbierając szczyt obory należącej do pokrzywdzonego. Za zrujnowanie cudzego budynku w celu uzyskania korzyści majątkowej złodziejka zainkasowała trzy miesiące ograniczenia wolności w formie przepracowania 20 godz. miesięcznie na cele społeczne i została zobowiązana do naprawienia wyrządzonej szkody poprzez zapłacenie Koziołowi... 50 zł. Z sentencji wyroku dowiadujemy się ponadto, że oskarżona została zwolniona od wszelkich kosztów sądowych, zaś opiewający na 746,64 zł rachunek wystawiony przez broniącego ją z urzędu adwokata pokrył Skarb Państwa, czyli my – podatnicy. Postępowanie przygotowawcze w tej sprawie prowadziła Komenda Powiatowa Policji w Bartoszycach. Śledczy znaleźli ponad 1100 skradzionych cegieł u Mirosława M. z Łobzowa, któremu Krystyna G. sprzedała fanty za 400 zł. Paser nie zasiadł wszakże na ławie oskarżonych ani też nie zarekwirowano mu pochodzących z przestępstwa materiałów budowlanych, gdyż zasłonił się nieświadomością źródła ich pochodzenia. Podsumowując: ! Paser zarobił na czysto ok. 700 zł, a złodziejka minimum 500 zł (400 zł łupu minus 50 zł kary plus ok. 200 zł za pozostałe jej jeszcze cegły, które po wyroku spokojnie sprzedała, bowiem sąd nie rozstrzygnął o ich zwrocie prawowitemu właścicielowi); ! Poszkodowany Kozioł stracił co najmniej 5 tys. zł (1950 zł w skradzionych cegłach plus konieczność zakupu nowych i koszt robocizny związanej z odbudową obory); ! Państwo (my) zapłaciło śmieszne kilkaset złotych (nie licząc kosztów sądowych), ale też przy okazji doszczętnie się ośmieszyło. – Pomijając moje straty, intryguje mnie pewna kwestia. Otóż, jeśli niektóre sądy są tak szczodre dla złodziei i obciążają kosztami procesu Skarb Państwa, to czy nie byłoby lepiej, gdyby same się finansowały, zamiast wyciągać łapy po nasze – podatników pieniądze? – pyta „FiM” senior rodu Koziołów. ANNA TARCZYŃSKA
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
POD PARAGRAFEM
Dzieje grzechu 3
Gdy w tryby młyna sprawiedliwości trafi osoba duchowna, maszyna zaczyna pracować niemal bezgłośnie, ale my mamy dobry słuch... Przed Sądem Rejonowym w Lublinie toczy się proces 44-letniego księdza Romana K., oskarżonego o tzw. naruszenie miru domowego (występek zagrożony karą grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku) poprzez uporczywe zamieszkiwanie na terenie klasztoru Zgromadzenia Sióstr Rodziny Betańskiej w Kazimierzu Dolnym wbrew woli prawowitej szefowej zakonu. Nabroił przed dwoma laty, kiedy był jeszcze franciszkaninem, a z klasztoru okupowanego przez grupę betanek, które wypięły się na wszelkie władze kościelne z Watykanem na czele, zaczęły docierać sygnały, że mieszkający tam razem z mniszkami ks. Roman jest ich spowiednikiem, duchowym przywódcą i religijnym... bioenergoterapeutą, specjalizującym się w „otwieraniu na miłość Chrystusa” poprzez obmacywanie świątobliwych niewiast. Na całą zaś Polskę zasłynął w październiku 2007 r., gdy podczas transmitowanej na żywo przez telewizję akcji eksmitowania buntowników policjanci wyprowadzali go z klasztoru w kajdankach, bo – jak się później okazało – był tak wkurzony, że przyłożył jednemu z funkcjonariuszy monstrancją, innego kopnął w brzuch, a wszystkich lżył słowami na k... i ch... Choć franciszkanie wyrzucili konfratra z zakonu za rażące nieposłuszeństwo i molestowanie betanek, ordynariusz łomżyński biskup Stanisław Stefanek otulił księdza K. pasterską troską, a nawet dał mu posadę wikariusza parafii w Długosiodle pod Wyszkowem oraz nauczyciela (fot. 1) religii w miejscowym Zespole Szkół (por. „Biskup specjalnej troski” – „FiM” 40/2008). Gdy proces się rozpoczynał, ks. Roman miał na koncie – oprócz bezprawnego przebywania w klasztorze – znacznie cięższe zarzuty, bo jeszcze znieważenie policjantów „słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe” oraz naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza,
1 za co mógł teoretycznie posiedzieć w kryminale nawet 3 lata. Prokuratura nie przedstawiła mu zarzutów dotyczących przestępstw o podłożu seksualnym, bowiem żadna z jego świątobliwych „pacjentek” nie zdecydowała się na złożenie wniosku o ściganie sprawcy. Podczas wstępnej rozprawy lubelski sąd okazał wspaniałomyślność i przychylając się do wniosku obrony, zarządził, żeby oskarżony spróbował pojednać się z zakonnicami oraz policjantami na drodze tzw. postępowania mediacyjnego, co pozwoliłoby uniknąć procesu, a nawet wymierzyć karę z najniższej półki. Z siedmioma policjantami, którzy na własnej skórze odczuli gniew ks. Romana, poszło dosyć gładko: ! trzech podpisało oświadczenia, że absolutnie i bezwarunkowo nie mają do napastnika z monstrancją pretensji i bardzo pragną, żeby sprawę zakończyć warunkowym umorzeniem; ! pozostali też byli „za”, ale trochę grymasili. Dwaj przystali na koszty znaczka pocztowego na liście z przeprosinami do Komendanta Głównego Policji, trzeciego usatysfakcjonowała wpłata 4 tys. zł na rzecz fundacji Podkarpackie Hospicjum dla Dzieci w Rzeszowie, a najbardziej zawzięty policyjny psycholog skaleczył ks. Romana na wyrazy ubolewania w ogólnopolskim dzienniku. Tymczasem zakonnice twardo stanęły okoniem i podczas zorganizowanych przez mediatora dwóch spotkań z ks. Romanem, Zarząd Zgromadzenia i jego przełożona generalna s. Barbara Robak postawiły ks. Romanowi zaporowe warunki, jasno wyrażające dążenie do procesu.
– Wystarczyłoby jedno słowo arcybiskupa Józefa Życińskiego, żeby siostra Barbara poszła na ugodę. W kurii rozważano, czy cena, jaką przyjdzie zapłacić za publiczne wypranie brudów, nie okaże się zbyt wysoka, ale nasz metropolita bardzo chciał utrzeć nosa biskupowi Stefankowi za to, że przyjął doszczętnie skompromitowanego kapłana do swojej diecezji – ujawnia nam kulisy negocjacji lubelski proboszcz. ! ! ! Na podstawie wyników mediacji sędzina Katarzyna Żmigrodzka w imieniu Rzeczypospolitej warunkowo umorzyła na okres 2 lat postępowanie dotyczace znieważenia i napaści ks. Romana K. na policjantów w zamian za wynegocjowane zobowiązania. Uzasadnieniem orzeczenia była „znikoma szkodliwość społeczna czynu” (lubelscy „kibole” będą niewątpliwie zachwyceni!) oraz fakt, że wikaremu z Długosiodła zdarzyło się to pierwszy raz i podobno „wciąż jeszcze ma dobrą opinię”. „Doszło do zawarcia ugody z pokrzywdzonymi, co stanowi dodatkowy argument przemawiający za zastosowaniem dobrodziejstwa warunkowego umorzenia postępowania” – wyjaśniła sędzia Żmigrodzka. W procesie o pogwałcenie miru domowego wielebny oświadczył na wstępie, że jest niewinny, po czym odmówił składania dalszych wyjaśnień. Z odczytanych na rozprawie dokumentów postępowania przygotowawczego dowiadujemy się, że całkiem lekceważył prokuratora, w ogóle nie reagując na zadawane mu pytania i odmawiając zapoznania się z aktami śledztwa przed sporządzeniem aktu oskarżenia. 8 czerwca sąd rozpoczął od przesłuchania zakonnic. Na pierwszy
ogień poszła s. Barbara Robak. Ze zgrozą opowiadała o intruzie, który – mimo kilku oficjalnych żądań władz zakonu i osobistej interwencji abp. Życińskiego – przez ponad rok przebywał na terenie babskiego klasztoru, gdzie, jak słyszała, „leczył” młode mniszki złym dotykiem. Ciąg dalszy nastąpi po wakacjach, aczkolwiek już dzisiaj cosik nam się wydaje, że to jednak bp Stefanek będzie górą w zainicjowanej przez metropolitę lubelskiego wojence... ! ! ! A oto kilka newsów dotyczących jeszcze trwających lub zakończonych niedawno procesów świątobliwych mężów i niewiast: ! Opisywany przez nas („Choroby dziecięce” – „FiM” 47/2008) ks. Tomasz G. alias „Loczek” (fot. 2), przebywający w areszcie były wikariusz parafii św. Małgorzaty w Wysokiej (archidiecezja przemyska), został skazany w tajnym procesie przez Sąd Rejonowy w Łańcucie na 4 lata więzienia i 10 lat zakazu pracy w branży edukacji religijnej za romanse z młodziutkimi dziewczętami, wśród których była co najmniej jedna wielokrotnie „skonsumowana” czternastolatka. W wyroku pojawiła się też małolatka, którą duchowny „doprowadził do poddania się innym czynnościom seksualnym” – wyjawił prezes sądu Dariusz Zrębiec. Orzeczenie jest nieprawomocne, a obrona zapowiedziała apelację; ! Sąd Okręgowy w Szczecinie uchylił wyrok sądu I instancji skazujący na 8 lat więzienia ks. Romana B. za stosunki seksualne z kochanką, którą zaczął deprawować, gdy miała 12 lat. Wielebny jest
9
zakonnikiem z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, a przed zatrzymaniem był wikariuszem parafii św. Józefa w Stargardzie Szczecińskim oraz prefektem miejscowego gimnazjum katolickiego („Nałożnica chrystusowca” – „FiM” 28/2008). Choć sprawę skierowano do ponownego rozpoznania, szczeciński sąd nie zdecydował się na wypuszczenie mnicha z aresztu; ! Sąd Okręgowy w Świdnicy utrzymał w mocy wyrok skazujący na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata księdza kanonika Daniela B. – proboszcza parafii Matki Bożej Królowej Polski w Radogoszczy (diec. legnicka). Poszło o zabytkową figurkę Maryi z Dzieciątkiem, którą wielebny ukradł z kościoła, będąc jeszcze wikariuszem parafii w Witoszowie, po czym 2 próbował przehandlować ją za 9 tys. zł (cena wywoławcza) na aukcji internetowej. W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Mariusz Górski zauważył, że kara powinna być znacznie surowsza, bowiem oprócz kradzieży duchowny dopuścił się również oszustwa, jednak sąd II instancji nie miał już możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynu. Legnicka kuria biskupia ogłosiła, że ks. Daniel pozostanie proboszczem, bowiem miał szlachetne intencje zdobycia pieniędzy na remont kościoła, ale nasze źródła zapewniają, że bp Stefan Cichy zdejmie go lada dzień z funkcji i skieruje na kwarantannę do parafii w Miłkowicach, gdzie obejmie posadę wikariusza; ! już ponad rok przed Sądem Rejonowym w Zabrzu toczy się z wyłączeniem jawności proces s. Bernadetty, niegdysiejszej szefowej Specjalnego Ośrodka Wychowawczego, oraz jej totumfackiej – s. Franciszki ze Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek (fot. 3). Tej pierwszej postawiono piętnaście zarzutów, a jej podwładnej pięć. Była dyrektor ma problem z pomocnictwem w doprowadzeniu małoletniego do poddania się czynności seksualnej oraz naruszaniem nietykalności cielesnej wychowanków, a także ich znieważaniem. S. Franciszce prokuratura zarzuca znęcanie się fizyczne i psychiczne nad podopiecznymi (por. „Dzieci śmieci” – „FiM” 18/2008). – Byłem bity, poniżany, zamykany i często traktowany jak dzikie zwierzę – opowiadał zabrskiemu sądowi podczas zamkniętej dla publiczności rozprawy jeden z byłych wychowanków ośrodka administrowanego przez zakonnice. Termin zakończenia rozprawy też jest tajemnicą. DOMINIKA NAGEL
10
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
Krzyż pański... Polacy najbardziej jednoczą się w chwilach zagrożenia. W Stalowej Woli watykańczycy przez ponad 20 lat wyczekiwali więc właściwej chwili, aby wymusić na ludziach budowę świątyni. Aż w końcu nadszedł światowy kryzys. Od kilku miesięcy o wpływy w mieście walczą katolicki biskup i świecki prezydent. Wojna między nimi rozpoczęła się w lutym br., kiedy to ulicami miasta przeszła procesja drogi krzyżowej, w której uczestniczyło kilka tysięcy osób („FiM” 11/2009). Miała być pięciogodzinną modlitwą w intencji ofiar kryzysu gospodarczego – już zwolnionych pracowników huty Stalowa Wola oraz wszystkich zagrożonych bezrobociem. „Jesteśmy bardzo poruszeni losem tych, którzy pracę stracili. Chcemy być razem z wami w tych dramatycznych chwilach” – przekonywał sunący na czele biskup Edward Frankowski. A żeby swoje współczucie uwiarygodnić, przy dziewiątej stacji, w lasku na osiedlu Młodynie, posadowił pięciometrowy dębowy krzyż i poświęcił plac pod przyszłą (ósmą w mieście) świątynię, o którą czarni – jak twierdzą – zabiegają od ponad 20 lat. Ma być pod wezwaniem błogosławionego Jerzego Popiełuszki (przypomnijmy, że proces beatyfikacyjny wciąż trwa...): „Mamy nadzieję, że Stalowa Wola ze
stalową, czyli mocną wolą zmobilizuje się i stanie tam nowa świątynia, żeby, jak mówił Jan Paweł II, Stalowa Wola była miastem – symbolem wiary ludzi pracy” – podsumował. Część mieszkańców osiedla natychmiast rozpoczęła akcję protestacyjną przeciwko biskupiemu dziełu. Z kolei prezydent Andrzej Szlęzak oświadczył w ostrych słowach, że żadnego pozwolenia nie dawał i nie zamierza się dać szantażować faktami dokonanymi. Rozpoczęło się obustronne demonstrowanie siły. I to dosłownie, bo książę lokalnego Kościoła nie zamierza kapitulować. Tym bardziej że niespodziewanie w sukurs przyszedł mu powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Marian Pędlowski, który uznał, że krzyż ustawiony na miejskiej ziemi bez pozwolenia władz miasta samowolą budowlaną nie jest, bo nie jest... przydrożny! Nie przeszkadzali hierarsze także radni miejscy, którzy – pod czujnym okiem oddelegowanego do budowy dzikiej świątyni księdza Jerzego Warchoła – przyklepali uchwałę dotyczącą przystąpienia do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego z uwzględnieniem woli biskupa („FiM” 19/2009). W plan zostałby oczywiście wpisany obiekt sakralny. Szczególnie lobbował Marian Kolasa (KW LPR), argumentując, że Stalowa Wola jak
kania dżdżu potrzebuje ósmej świątyni. A to dlatego między innymi, że osiedle stanowi duże skupisko mieszkańców, którzy są pozbawieni kościoła i należytej opieki duszpasterskiej, a kościół architekturę osiedla upiększy i wniesie urozmaicenie w to skupisko szarych bloków. A najważniejsze – że nie można bazować na świadomości ludzi przeciwnych budowie, gdyż ich świadomość w wielu przypadkach została ukształtowana przez poprzedni ustrój, który przez 40 lat zwalczał Kościół. Uchwała radnych, od początku obarczona błędem formalnym (m.in. brak analizy zasadności sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania), została pod koniec maja br. storpedowana przez wojewodę podkarpackiego. Taka decyzja nie zbiła kleru z pantałyku. Wręcz przeciwnie – przeszli do ofensywy. Tuż obok krzyża rękami swoich podwładnych ustawili drewnianą kapliczkę (tak jak w przypadku krzyża, nie pytając władz miejskich o zgodę). Tego samego
Porady prawne Moja firma ma nakaz zapłaty opiewający na kilkadziesiąt milionów złotych, z klauzulą wykonalności na parafię, która posiada osobowość prawną. Czy za długi parafii odpowiada zgodnie z prawem kanonicznym również diecezja, czy można skarżyć i domagać się zwrotu pieniędzy również od Watykanu? I co by było, gdyby tę wierzytelność sprzedać osobie fizycznej lub spółce w jednym z krajów UE? Czy zwiększyłoby to szansę na odzyskanie długu? W świetle prawnoekonomicznym parafia, bez względu na to, czy posiada osobowość prawną, czy nie, nie stanowi lokalnego przedstawicielstwa diecezji, ani tym bardziej Watykanu, gdyż jest samodzielną jednostką organizacyjną. Z tego punktu widzenia nie ma znaczenia hierarchiczna organizacja Kościoła katolickiego, gdyż zgoda zwierzchników kościelnych wymagana jest jedynie w sytuacjach zaciągania zobowiązań przez kościelne osoby prawne, nie ma to natomiast wpływu na ich zobowiązania wobec osób trzecich. W praktyce więc kościelne osoby prawne są samodzielnymi podmiotami obrotu gospodarczego.
Przepisy ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej wyraźnie stanowią, że kościelne osoby prawne nie mogą ponosić odpowiedzialności za zobowiązania zaciągnięte przez inne kościelne osoby prawne, wobec czego – pomimo podległości hierarchicznej – diecezja nie może ponieść odpowiedzialności za długi zaciągnięte przez podległą parafię. Na gruncie prawa cywilnego istnieje możliwość przejęcia długu, jednakże może to nastąpić jedynie na mocy umowy zawartej między wierzycielem a osobą trzecią (w tym przypadku diecezją) i za zgodą dłużnika lub też poprzez umowę zawartą między dłużnikiem a osobą trzecią za zgodą wierzyciela. Natomiast zbycie wierzytelności na rzecz osoby trzeciej (cesja) nie wywiera wpływu na samodzielną odpowiedzialność parafii za długi przez nią zaciągnięte. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny 1) – DzU z dnia 18 maja 1964 r.; ustawa z dnia 17 maja 1989 o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej (DzU z dnia 23 maja 1989 roku); konkordat między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską, podpisany w Warszawie
dnia wierni powitali w niej obraz Matki Bożej Częstochowskiej w Cudownym Wizerunku Nawiedzenia. Obecny wśród zgromadzonych biskup Frankowski nie przepuścił okazji: – Tam gdzie staje kościół, tam jest twierdza polskości. W kościele wychowuje się dzieci i młodzież według zasady „Bóg, Honor, Ojczyzna”. I kochani, tak samo będzie i tutaj – opowiadał o przyszłości zaanektowanego przez siebie lasku. „To kpienie z prawa. Brak jakichkolwiek zahamowań i szacunku dla cudzej własności. To metody właściwe dla władzy komunistycznej, tyle tylko, że sierp i młot zastąpił krzyż” – podsumował wyczyny kurii prezydent Szlęzak. „Wszcząłem z urzędu postępowanie w sprawie drewnianego obiektu budowlanego na terenie osiedla Młodynie. Wybudowany obiekt stanowi ewidentny przypadek robót
dnia 28 lipca 1993 r., DzU z dnia 23 kwietnia 1998 r.; Kodeks prawa kanonicznego. ! ! ! Moja matka, staruszka, od kilku miesięcy zachowuje się nieobliczalnie – bije mnie, krzyczy, całą emeryturę oddaje proboszczowi – ja ją w całości utrzymuję. Czy można temu jakoś zaradzić? (Hanna, Łomża) Radą dla Pani jest orzeczenie o ubezwłasnowolnieniu. Zgodnie z kodeksem cywilnym, osoba, która ukończyła lat trzynaście, może być ubezwłasnowolniona całkowicie, jeżeli wskutek choroby psychicznej, niedorozwoju umysłowego albo innego rodzaju zaburzeń psychicznych, w szczególności pijaństwa lub narkomanii, nie jest w stanie kierować swym postępowaniem. Par. 2. Dla ubezwłasnowolnionego całkowicie ustanawia się opiekę, chyba że pozostaje on jeszcze pod władzą rodzicielską”. Do postępowania o ubezwłasnowolnieniu stosuje się odpowiednie przepisy kodeksu postępowania cywilnego. Zgodnie z art. 544 k.p.c.: „Par. 1. Sprawy o ubezwłasnowolnienie należą do właściwości sądów okręgowych, które rozpoznają je w składzie trzech sędziów zawodowych. Par. 2. W sprawach tych właściwy jest sąd miejsca zamieszkania osoby, która ma być ubezwłasnowolniona, a w braku miejsca zamieszkania – sąd miejsca jej pobytu”. Jest to postępowanie nieprocesowe, wszczynane na wniosek. Na podstawie art. 545 k.p.c.:
Fot. AG
budowlanych z naruszeniem prawa budowlanego, ponieważ został wykonany bez wymaganego pozwolenia na budowę. Czyn ten stanowi występek zagrożony grzywną, ograniczeniem wolności albo pozbawieniem wolności do lat 2. Decyzja zostanie wydana po zgromadzeniu materiału dowodowego, w ciągu miesiąca od wszczęcia postępowania” – ogłosił tym razem inspektor Pędlowski. No i rozpoczęła się prawdziwa wojna. Sacrum z profanum. Na ambonce jakaś wprawna ręka wyryła napis: „Ave, Satan!”. Drewnianą kapliczkę ktoś przyozdobił malowidłami... męskich genitaliów oraz osławionego CHWDP. Ktoś inny przytwierdził do niej wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej. „Z bólem przyjąłem wiadomość, że po odprawieniu mszy św. w dniu 1 czerwca br. w Stalowej Woli, przy krzyżu na osiedlu Młodynie dokonano zbezczeszczenia krzyża i tymczasowej kaplicy, w której sprawowana była Eucharystia w obecności Obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej Nawiedzającej naszą Diecezję, która przez ten fakt została znieważona” – napisał książę Frankowski w specjalnym komunikacie odczytywanym we wszystkich stalowowolskich kościołach. Pasterz zalecił wiernym modlitwę wynagradzającą Panu Bogu i polecił, aby po każdej mszy odśpiewali suplikacje (pieśni błagalne – dop. red.). W cieniu krzyża niechcianego przez większość mieszkańców zgromadzeni przy upstrzonej jajami i pomidorami kapliczce wierni Frankowskiemu, wpatrzeni w genitalia, modlą się więc o opamiętanie pomiotów szatana. JULIA STACHURSKA
„Par 1. Wniosek o wszczęcie postępowania o ubezwłasnowolnienie może zgłosić: 1) małżonek osoby, która ma być ubezwłasnowolniona; 2) jej krewni w linii prostej oraz rodzeństwo; 3) jej przedstawiciel ustawowy. Par. 2. Krewni osoby, która ma być ubezwłasnowolniona, nie mogą zgłaszać wniosku o wszczęcie postępowania, jeżeli osoba ta ma przedstawiciela ustawowego. Par. 3. Wniosek o ubezwłasnowolnienie częściowe można zgłosić już na rok przed dojściem do pełnoletności osoby, która ma być ubezwłasnowolniona. Par. 4. Kto zgłosił wniosek o ubezwłasnowolnienie w złej wierze lub lekkomyślnie, podlega karze grzywny do jednego tysiąca złotych”. Należy pamiętać, że w przypadku ubezwłasnowolnienia sąd będzie kierował się przede wszystkim dobrem osoby, co do której zostało wszczęte postępowanie. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny – DzU 1964.16.93 ze zm.; ustawa z dnia 17 listopada 1964 r. – Kodeks postępowania cywilnego – DzU 1964.43.296. ! ! ! Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r. Polsce – podobnie jak w wielu innych państwach – informacje o właścicielach nieruchomości zapisane są w rejestrach, tj. księgach wieczystych. Zazwyczaj prowadzą je sądy, ale u nas przez lata musiało być odwrotnie, więc akta działek i domów przechowywały Państwowe Biura Notarialne. W 1991 roku, nie bacząc na koszty oraz brak kadr i pomieszczeń, ówczesny minister sprawiedliwości prof. Wiesław Chrzanowski (prezes ZChN) przekazał prowadzenie ksiąg wieczystych wydziałom sądów rejonowych. Nieprzygotowane sądy nie były w stanie szybko i sprawnie załatwiać tysięcy spraw i w wielu miejscach Polski czas oczekiwania na wpisanie nowego właściciela sięgał roku. ! ! ! W krajach Europy Zachodniej wypis z księgi wieczystej jest jednym z najbardziej wiarygodnych dokumentów. Zaświadcza, że dana osoba jest właścicielem konkretnej nieruchomości. Zawiera także informacje dotyczące hipotek, czyli swoistych zastawów na rzecz różnych instytucji (banków, ZUS-u czy urzędów skarbowych). Obowiązują przy tym dwa domniemania. Pierwsze – że to, co wpisano w księdze wieczystej, jest zgodne ze stanem faktycznym i prawnym. I drugie, czyli rękojmia wiary publicznej ksiąg wieczystych. Politycy, widząc zapaść sądów zajmujących się nieruchomościami, zamiast wzmocnić je kadrowo i technicznie, zaczęli kombinować, jak by obejść cały system. Jednym z pomysłów był rozwój lokalnych systemów informacji o nieruchomościach. Oczywiście nie były one połączone w żadną centralną sieć i to, co zawierały, było sprzeczne z danymi zapisanymi w sądach. Zamiast konsolidować zbiory danych o nieruchomościach, politycy zarządzili dalsze ich rozpraszanie. Jak szacował w 2003 roku związany z lewicą ówczesny szef Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii, państwo dysponowało spójnymi informacjami dotyczącymi tylko 2 proc. nieruchomości w Polsce. Własność państwa i samorządu nie była i nadal nie jest dokładnie opisana. Eksperci alarmowali: na Ziemiach Zachodnich i Północnych – zgodnie z wpisami do ksiąg wieczystych – właścicielami działek są Niemcy, i to zarówno ci przesiedleni w latach 40. XX wieku, jak i ci, którzy z Polski wyjechali w latach 70. ubiegłego wieku. W stolicy 5 lat po włoskiej prywatyzacji Huty „Warszawa”, tj. w 1997 roku, wyszło na jaw, że jej najważniejszymi działkami dysponują wciąż... carskie pułki. Wkurzeni Włosi zażądali rekompensat. Sprawę udało się zakończyć polubownie. W Łodzi władze miasta przegrały proces o własną siedzibę i musiały za miliony euro wykupić gabinety swoich urzędników. Po prostu ktoś zapomniał złożyć stosownych wniosków do sądu. Uporządkowaniu
W
PATRZYMY IM NA RĘCE
11
Obrońcy ziemi jakie działki są własnością państwa lub samorządu. Drugi system to nowa elektroniczna księga wieczysta. Jej prawica nie zwalczała, ale zajmowała się podważaniem legalności aktów prawnych wydawanych w latach 1944–1989. Między innymi na ich podstawie państwo
Dzięki tej uchwale potężną broń do ręki dostały środowiska wypędzonych, negujące legalność przejęcia przez państwo polskie niemieckiej własności. Wszak jednym z praw człowieka, które podlega szczególnej międzynarodowej ochronie, jest prawo własności. Zanegowanie podstaw konfiskat otwiera drogę do sądowej egzekucji odszkodowań i zwrotu odebranej własności. Jeszcze bardziej dotkliwe skutki niesie ze sobą zanegowanie legalności zawieranych przez władze PRL umów międzynarodowych. Za nieważne można by uznać wtedy traktaty graniczne. Eksperci zwrócili
polskie przejmowało na własność nieruchomości. W 1998 roku Senat przyjął kuriozalną uchwałę w sprawie ciągłości prawnej pomiędzy II a III Rzecząpospolitą. Znaczna część senatorów ówczesnej Unii Wolności (której członkiem był Donald Tusk) poparła pomysł Alicji Grześkowiak, Wiesława Charznowskiego oraz Piotra Andrzejewskiego. Czytamy tam takie oto zdania: „Senat uznaje państwo utworzone w wyniku II wojny światowej na ziemiach polskich i funkcjonujące w latach 1944–1989 za niedemokratyczne państwo o totalitarnym systemie władzy (...) pozbawione suwerenności i nierealizujące zasady zwierzchnictwa Narodu (...). Senat stwierdza, że akty normatywne stanowione przez niesuwerennego prawodawcę w latach 1944–1989 pozbawione są mocy prawnej, jeśli godziły w suwerenny byt państwa polskiego lub są sprzeczne z zasadami prawa uznawanymi przez narody cywilizowane, znajdującymi swój wyraz w Powszechnej deklaracji praw człowieka. Dotyczy to w szczególności aktów (...), na podstawie których dokonano niesprawiedliwego pozbawienia własności”.
uwagę, że wszystkie głośne uchwały niemieckiego parlamentu w sprawie wypędzonych zawierały apel do rządu o zajęcie się tą sprawą. Polski Senat kategorycznie oświadczył, że w latach 1944–1989 jedynym polskim rządem był marionetkowy – działający jako spółka prawa handlowego – tak zwany rząd emigracyjny w Londynie. ! ! ! Lewica, oddając w 2005 r. władzę, obok projektu integracji baz danych o nieruchomościach pozostawiła po sobie dokumentację tak zwanej elektronicznej księgi wieczystej. Sądy miały dostać narzędzie informatyczne umożliwiające poprawę efektywności ich pracy i przyśpieszające tempo rozpatrywania wniosków o wpis właścicieli nieruchomości. Polacy mogli wreszcie mieć możliwość sprawdzenia stanu prawnego działki bez konieczności jeżdżenia po kraju. Wszystko miało się odbywać za pomocą łącz internetowych, szybko i tanio. Pierwsze próby wypadły dość pomyślnie. Po przejęciu władzy przez prawicę program Elektronicznej Księgi Wieczystej niby jest kontynuowany,
Politycy narodowej, populistycznej prawicy od pięciu lat straszą Polaków, że już niedługo do drzwi ich domów zastuka Niemiec czy Żyd i wyrzuci ich na bruk. Czyżby zapomnieli, że sami zaprosili byłych właścicieli do występowania o zwrot domów i działek? spraw własnościowych nie sprzyjały także ulubione gry polityków prawicy pod hasłem „szukamy komucha w urzędzie”. Nie liczyły się kwalifikacje, wiedza czy doświadczenie. Ważniejsi byli koledzy króliczka, opinia księdza proboszcza czy udział w pielgrzymkach. Nowi ludzie na nowo wszystkiego musieli się uczyć. Administracja traciła coś, co eksperci nazywają pamięcią instytucjonalną. O wiele groźniejsza dla bezpieczeństwa państwa polskiego jest sprawa Wolnego Miasta Gdańska. Okazuje się bowiem, że twór państwowy utworzony w 1920 roku na mocy traktatu wersalskiego, a obejmujący Gdańsk, Sopot oraz obszar Żuław i fragmenty dzisiejszego powiatu Tczew... nadal istnieje. Nie ma żadnej korygującej umowy międzynarodowej, na mocy której można by uznać Wolne Miasto Gdańsk za część Polski. Nie wspominają o nim także traktaty polsko-niemieckie. Owa luka powoduje, że podstawa prawna przejęcia przez Polskę w 1946 roku własności gdańskich nieruchomości jest wątpliwa. Nie było to bowiem ani mienie poniemieckie, ani też porzucone. Otwiera to drogę byłym właścicielom czy też ich spadkobiercom do żądania zwrotu domów, mieszkań i działek w Trójmieście. Pozycję prawną Polski pogarsza bałagan w księgach wieczystych. ! ! ! W zaprowadzeniu porządku miały pomóc dwa systemy, które zainicjowali politycy lewicy. Pierwszy to program prezesa Urzędu Geodezji i Kartografii na rzecz integracji rządowej i samorządowej informacji o nieruchomościach. Spotkał się on z doskonałym przyjęciem wysłanników Komisji Europejskiej. Bruksela zgodziła się przeznaczyć na ten cel ponad 200 milionów euro. Jego uruchomienie wymagało przyjęcia ustawy. Wiosną 2005 roku posłowie PO, PiS, LPR i Samoobrony, działając razem, odrzucili ów projekt. Głosili przy tym, że centralny zintegrowany rejestr nieruchomości umożliwi... kradzież działek. Nie zwrócili uwagi, że bez niego administracja nie jest w stanie sprawdzić,
ale efektów nie widać. I tak z 243 sądów wieczystoksięgowych tylko w 80 wszystkie informacje przeniesiono do systemu komputerowego. Kiedy w marcu 2009 roku inspektorzy NIK zapytali, ile na ten projekt już wydano, usłyszeli, że do 2005 roku na elektroniczną księgę wieczystą poszło ponad 165 milionów złotych. Późniejsze wydatki wymagają policzenia. Niestety, z pierwszych założeń projektu elektronicznej księgi wieczystej wiele nie pozostało. Nie udało się skrócić czasu oczekiwania na rozpatrzenie wniosków o wpis do księgi wieczystej nowego właściciela lub o ustanowieniu hipoteki. W skomputeryzowanych sądach średni czas oczekiwania na decyzję wynosi od 100 do 300 dni. Fiaskiem zakończyła się kampania, jaką latem 2007 roku rozpoczął rząd Jarosława Kaczyńskiego: ujawniamy w księgach wieczystych własność państwa i samorządu. Jej celem było zabezpieczenie się przed roszczeniami wypędzonych Niemców. Większość składanych wniosków zawierała poważne błędy uniemożliwiające sądom ich terminowe rozpatrzenie. A wynikały one z braku wspomnianej centralnej bazy informacji o nieruchomościach. Poprawki, jakie po 2005 roku wprowadzono do systemu elektronicznej księgi wieczystej, jeszcze bardziej zagmatwały sprawę. Okazuje się bowiem, że nie jest możliwe wpisanie części informacji, gdyż oprogramowanie takie dane traktuje jako błędne. Na dodatek w trakcie procesu przenoszenia danych do systemu informatycznego wiele nieruchomości zostało obciążonych nieistniejącymi hipotekami. Ich wykreślenie wymaga uzgodnień na linii właściciel nieruchomości–sąd–Ministerstwo Sprawiedliwości–wykonawca systemu. Bałagan pogłębiają zdarzające się nieustannie poważne awarie systemu. To one oraz przerwy w łączności z Centralną Bazą Ksiąg Wieczystych obniżają poziom bezpieczeństwa elektronicznej księgi wieczystej. Według naszych rozmówców z NIK-u, ryzyko wydania przez sąd dokumentów poświadczających nieprawdziwe informacje jest bardzo wysokie. Sędziowie skarżyli się inspektorom NIK-u, że nieruchomość może na przykład być sprzedana nawet trzy razy (co się zdarza), ale oni mogą o tym nie wiedzieć i poinformują petenta, że nic takiego nie miało miejsca. A zapłaci za to Skarb Państwa, czyli podatnicy! MiC
12
MITY KOŚCIOŁA
współpracowników odsunął na zawsze od pełnienia jakichkolwiek urzędów. Nowa funkcja ujawniła uśpione kompleksy „Kasi Ballou” (tak Płatka przezywali habitowi koledzy). Generał nie mógł się pogodzić z łysieniem i dlatego zaczesywał sobie na czoło włosy z karku (foto) co nawet przy delikatnym wietrze na jasnogórskim szczycie kończyło się wstydem. Trzeba jednak oddać Płatkowi sprawiedliwość
– poza kilkoma wyjątkami – zakonem kierował w sposób bardzo łagodny (może bał się kolejnego buntu?). Przed wysłaniem paulina na jakąś zagraniczną placówkę pytał, czy ten się na wyjazd zgadza. Być może dlatego w 1984 roku mnisi – już zgodnie z prawem – powierzyli mu na kapitule generalnej najwyższy zakonny urząd na kolejną sześcioletnią kadencję. Kariera Płatka osiągnęła swoje apogeum w latach 80., gdy Watykan zaproponował mu biskupstwo. Jednak generał nie przyjął propozycji, bo na Jasnej Górze grał pierwsze skrzypce, a w jakiejś marnej diecezji byłby zaledwie sufraganem (biskup pomocniczy). Po zakończeniu urzędu generalskiego zajął się wykładaniem w zakonnym seminarium teologii moralnej i zasad spowiednictwa. W 2003 roku zakon wydał jego książkę pt: „Dzieje paulinów XX wieku – życie i działalność” („Biały kruk bieli” – „FiM” 29/2008), by zaraz po jej przeczytaniu gorzko tego żałować i wycofywać ją śpiesznie z katolickich księgarni. Dziś jedynym śladem istnienia tego monumentalnego dzieła jest przypis w życiorysie o. Norberta Motylewskiego w Wikipedii. Dlaczego? Bo autor oszkalował wielu zmarłych współbraci, ujawnił kompromitujące paulinów fakty i przynajmniej kilka razy złamał prawo, podając adresy i oceny krewnych zakonników odsądzonych od czci i wiary. o. Pius, były paulin
kazuje się, że w katolickim kraju katolicy mają coraz większe problemy ze znalezieniem „odpowiedniego”, tzn. wierzącego i praktykującego współmałżonka. Aby im to ułatwić, parafia pw. św. Wincentego Pallottiego w Warszawie organizuje raz w miesiącu dla wszystkich samotnych specjalną mszę w intencji poszukiwania żon i mężów. Oprócz udziału w comiesięcznych
Szczególnie zdesperowani mogą ponadto zamieścić na stronie internetowej swoje prośby do św. Józefa. I tak Bogdan pokornie prosi „o czułą, kochającą i nade wszystko wierzącą i żyjącą na co dzień wiarą żonę”; Danuta błaga: „Proszę, święty Józefie, o dobrego męża, abym nie szukała go na śliskich drogach, tylko wyprosiła w modlitwie. Strzeż przed złymi ludźmi”, a zniecierpliwiona Gosia ponagla świętego: „Proszę o męża
Żywot nieświęty Oficjalne życiorysy często mają się nijak do faktów. Przodują w tym biografie ludzi Kościoła... Generał paulinów, przeor jasnogórski, autor kilkudziesięciu publikacji naukowych oraz wychowawca setek kapłanów – tak mniej więcej będzie brzmiała klepsydra o. Józefa Stanisława Płatka (na zdjęciu pierwszy od prawej). Będzie, bo zakonnik jeszcze żyje, choć coraz mniej paulinów jest z tego faktu zadowolonych. Dlaczego? Ojciec Płatek zaistniał w „wielkiej zakonnej polityce” marszem po trupach do władzy. Trupem okazał się generalny przełożony zgromadzenia – o. Grzegorz Kotnis – który stanął mu na drodze. Płatek na początku stał się najbliższym współpracownikiem młodego generała, który powierzył mu prestiżowy urząd przeora jasnogórskiego w 1975 roku. Nie na długo jednak, bo już 2 lata później o. Józef nie tylko przestał kierować „duchową stolicą” (rok przed końcem kadencji), ale otrzymał zakaz wstępu do częstochowskiego klasztoru
(sam o tym mówił w czasie konferencji do kleryków w 1995 roku, wieszając oczywiście psy na o. Kotnisie). Dlaczego Kotnis wydał taką decyzję – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że generał okazał się zbyt nowatorski do pełnienia tak wysokiej funkcji w Kościele. Jego nowoczesność polegała na walce z uświęconym tradycją... łamaniem celibatu. Dlatego musiał przegrać. W 1978 roku mnisi podpuścili prymasa Wyszyńskiego, by odebrał władzę legalnemu przełożonemu, a na jego miejscu posadził Płatka. Zanim ten dobrze się usadowił na urzędzie zajętym w wyniku puczu, musiało upłynąć kilka miesięcy, bo niezadowolony z zakonnego rokoszu papież Paweł VI planował nawet rozwiązać niepotrzebny Kościołowi zakon. Niestety, do sfinalizowania natchnionego pomysłu
zabrakło mu kilku dni życia. Albino Luciani nie zdążył zająć się sprawą, a JPII ani myślał kwestionować decyzji „prymasa tysiąclecia”, za to bez skrupułów podarł niepodpisany dekret kasacyjny swojego poprzednika. A Płatek, którego władzy nie zagrażało już żadne niebezpieczeństwo, pierwsze lata rządów poświęcił na niszczenie byłego generała i jego zwolenników. Kotnisa usunął do USA, a jego
Koszyk wielebnego Gdzie księża odprawiają msze podczas urlopu i skąd przeciętny wiejski proboszcz bierze pomysły na kazania? Odpowiedź znajdziecie w internetowych sklepach z dewocjonaliami... Dawniej kapłani musieli jeździć do większych miast, by zaopatrzyć się w nową sutannę, czarną koszulę, czy kupić ornat za pieniądze wydarte od dzieci pierwszokomunijnych. Dziś nie muszą wychylać nosa zza ścian wygodnej plebanii, a potrzebny religijny osprzęt dostarczą im firmy wysyłkowe. Na katolickich forach pojawiły się ostatnio reklamy sklepu internetowego dla duszpasterzy „Delectio”, który pragnie zapewnić wielebnym wszystko, czego mogą potrzebować do swojej pracy. Zajrzyjmy zatem do owego marketu. Za jedyne 795 zł każdy ksiądz może sobie kupić zestaw podróżny do odprawiania nabożeństwa. Co to takiego? Miniaturowy kielich mszalny, ampułki na wino i wodę, bielizna ołtarzowa (korporał, puryfikaterz) używana pod kielich i patenę. Wszystko w pięknym opakowaniu przypominającym walizeczkę. Teraz księża nie muszą pukać do obcych plebanii (robią to zresztą rzadko, bo rzadko podczas urlopów odprawiają msze), ale wystarczy, że rozstawią się na pniu drzewa czy stole kuchennym, odmówią w ciągu 12 minut „czary-mary” i stypendium mszalne (50–100 zł) jest w kieszeni. Nawiasem mówiąc, zestawik księdza podróżnika jest wygodny i tani, bowiem sam „normalny” kielich mszalny w ofercie „Delectio” można kupić w cenie od 690 zł nawet do 6499 zł. Jadącemu na urlop księdzu z pewnością przyda się „pektorał pod marynarkę” za 29 zł. A to co? Imitacja stroju duchowego, czyli przód koloratki przyczepiany do reszty garderoby na rzepy. Jednak w przeciwieństwie do czarnej koszuli, którą trzeba długo zdejmować, pektorału można pozbyć się jednym
pewnym szarpnięciem ręki... I która laska pomyśli, że ten przystojny chłopak w T-shircie Adidasa nie jest do wzięcia? Sklepik internetowy daje współpracującym z nim księżom wiele okazji do zarobku. W jaki sposób? Ot, choćby proponując dyplomy na zakończenie katechizacji za niespełna złotówkę. Proboszczowie na koniec nauki religii często robią uroczystą mszę, a za dyplom uzupełniony nazwiskiem i pieczątką inkasują od młodzieży... trochę więcej. Poza tym „Delectio” za zamówienia przekraczające 300 zł obdarowuje przewielebnych prezentem książkowym. A najbardziej poszukiwanymi przez duszpasterzy książkami są gotowce kazań. Te można dostać już za 25 zł, a kupić trzeba, bo pomysłów często brakuje, a bez homilii istnieje ryzyko, że kościelny nie zdąży przejść z tacą. Jeśli ktoś myśli, że cuda zdarzają się tylko w bajkach albo spotach wyborczych, to jest w błędzie. Cuda są też w „naszym” sklepie dla księży, i to jedynie za 19.90 zł. Tyle właśnie kosztuje „najsłynniejszy medalik świata”, noszony ponoć „przez miliony ludzi”. Jak informuje książeczka dołączona do łańcuszka, w 1830 roku sama Maryja obiecała, że wszystkie osoby noszące medalik otrzymają wiele łask, więc cóż znaczy taki marny grosz, zwłaszcza że za zamówienie ponad 50 sztuk cena egzemplarza spada do 13 zł. No, a komu jak komu, ale kapłanom nie trzeba przecież mówić, że moherowa parafianka za „cudowny”, srebrny medalik nie zapłaci mniej niż 50-100 zł, bo dać mniej księdzu – wstyd. Wielebni mają więc teraz więcej czasu na zakupy, ale te ciekawsze, nie religijne, których nie wypada robić w sutannie ani we własnej parafii. o. Pius
O
Kocham Cię, Józiu mszach zainteresowani znalezieniem katolickiego współmałżonka powinni do św. Józefa – odpowiedzialnego za kojarzenie dobrych małżeństw – odmawiać następującą modlitwę: „Święty Józefie, dziękuję Ci, że jeszcze nie wyszłam za mąż (nie ożeniłem się). Święty Józefie, Ty wiesz w Bogu, kto ma być moim mężem (żoną), pomóż mi spotkać tego człowieka. Święty Józefie, doprowadź do zerwania każdej znajomości, która nie podoba się Panu Bogu. Święty Józefie, obiecuję Ci dochować czystości przed ślubem. Święty Józefie, obiecuję dać pierwszemu mojemu dziecku przynajmniej jako drugie imię »Józef«. Święty Józefie, obiecuję innym mówić, że tak dobrego męża (dobrą żonę) mam dzięki Tobie. Amen!”.
jeszcze w tym roku, o męża z ramienia Bożego i o pełne przekonanie do jego osoby, o pewność, że to ten człowiek, z którym chcę iść przez życie”. „Święty Józefie spraw, aby Grzesiu mi wybaczył i ożenił się ze mną” – życzy sobie Urszula, natomiast K.T.C. domaga się: „Święty Józefie, przedstawiłam Ci swoich kandydatów na męża, chłopaka (...), ale żaden nie przypadł Ci do gustu... Teraz proszę, Ty mi kogoś przedstaw...”. Wśród licznych próśb trafiają się również podziękowania, a nawet deklaracje miłości do św. Józefa: „Święty Józefie, dziękuję Ci ślicznie za wspaniałą niewiastę. Jest cudowna jak aniołek (...). Wczoraj byliśmy wspólnie na Mszy Świętej (...). Dziękuję. Ciebie też kocham, Józiu” – pisze Metody. AK
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r. ierwsze spotkanie Kathy z przełożoną przytułku sióstr miłosierdzia wyglądało tak: – Jesteś tu po to, aby robić, co ci każę. Skończy się twoje bezczelne zachowanie. Tu nie wolno ci się odzywać. Ani jednego słowa. Dopóki cię o coś nie zapytam. A i wtedy masz odpowiadać: „Tak, proszę matki”, albo „Nie, proszę matki” (...). Od dzisiaj twoje imię brzmi Bernadetta. Zrozumiałaś? – Tak, proszę matki. ! ! ! – Co trzymasz? – spytała po chwili – Jak śmiesz wnosić coś takiego do świętego przybytku? Znów nie wiedziałam, o co jej chodzi. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mam w dłoniach książkę z obrazkami. To była moja pamiątka z domu. Palce zacisnęły mi się na niej tak mocno, jakby od tego zależało całe moje życie. Wyrwała mi jednak książkę, podniosła wysoko w górę z całej siły walnęła mnie nią w głowę. ! ! ! Jedna z zakonnic zabrała mnie do jakiegoś pokoju (...). Nie miałam pojęcia, o co jej chodzi, ale zgodnie z poleceniem położyłam się na plecach. Wtedy zdjęła mi majtki i zaczęła wkładać palce do środka. Krzyczałam z bólu. ! ! ! Dziewczynki, w tym i ja, byłyśmy tak zniszczone psychicznie, że często moczyłyśmy się w nocy. Doprowadzało to zakonnice do wściekłości; jeśli na którymś z łóżek zobaczyły rano zasikaną pościel, kazały właścicielce zdjąć ją z łóżka, a potem nosić jako ubiór na plecach. Potem ustawiały nas w szeregu i krzyczały, że wszystkie jesteśmy obrzydliwymi kreaturami. ! ! ! Kazała mi wyciągnąć przed siebie ręce i zapowiedziała, że jeśli spróbuję je cofnąć, dostanę pięć uderzeń więcej. Wysunęłam dłonie przed siebie i natychmiast instynktownie je cofnęłam. Trzęsły mi się kolana. Przytrzymała moje ręce na blacie biurka, żebym nie mogła ich schować, złapała za koniec grubego rzemienia i zaczęła bić. Ból był nie do zniesienia. Dłonie zrobiły się czerwone, spod skóry wychodziło żywe mięso, a ona dalej wymierzała cios za ciosem, sapiąc z wysiłku. Po twarzy spływał jej pot i zaczynało brakować sił. Ból wciąż od nowa przeszywał palce. Przypuszczam, że były połamane. Chciałam, żeby serce przestało mi bić. Chciałam umrzeć. ! ! ! Przez jakiś czas potem byłam dwa razy w tygodniu wsadzana do wanny z lodowatą wodą i musiałam w niej siedzieć, dopóki nie zsiniałam i zaczęłam tracić czucie w kończynach. Po takiej kąpieli trzęsłam się z zimna przez wiele godzin i miałam wrażenie, że nie rozgrzeję się już nigdy. ! ! ! Pewna wyjątkowo złośliwa i podła zakonnica czerpała ogromną przyjemność z katowania akurat mnie.
P
Gdy zrobiłam coś niewłaściwie, wzywała mnie do pokoju, w którym czekał już duży dzban z wodą. Za karę musiałam pić wodę szklanka po szklance, aż całkiem wypełnił mi się pęcherz i czułam, że za chwilę rozpadnę się na strzępy. Bardzo chciało mi się siusiu, więc błagałam ją: – Siostro! Bardzo proszę pozwolić mi iść do toalety! Zsiusiam się na podłogę. Nie wytrzymam dłużej!
wynosić i zagroziła, żebym o takich rzeczach nigdy więcej nie ważyła się nawet wspominać. ! ! ! W tydzień po wizycie u wielebnej matki zostałam zawieziona do szpitala miejskiego i zaprowadzono mnie do gabinetu, w którym czekał lekarz. Spędziłam w jego gabinecie wiele czasu, ponieważ opowiedziałam mu ze szczegółami wszystko, co
miał z malców uczynić bezwolnych niewolników przyzwyczajonych do nadludzkiej pracy. Okres drugi, w szpitalu psychiatrycznym, miał za zadanie uczynić z dzieci coś na kształt zombie. To wcale nie przesada. Na Kathy testowano nowe leki. Wykonywano elektryczną stymulację mózgu (ESC), stosowano elektrowstrząsy. A przede wszystkim szprycowano ją ogromną ilością psychotropów. Po co? Żeby zabić
13
wprowadzono mnie do tego piekła. Dołączono mnie do grupy dziewcząt składających prześcieradła. W pralni panował bezlitosny reżim. Pod bramę podjeżdżały furgonetki z brudną bielizną. Poplamioną ekskrementami. Do nas przywożono ją z więzień i szpitali. Musiałyśmy przez cały dzień prać stosy tej bielizny, wywabiać ohydne plamy. Wszystko musiało być gotowe na wieczór.
Pralnie mózgów Kolejny świadek ma na imię Kathy. Ośmioletnia wówczas dziewczynka – dziś dorosła kobieta – zeznaje, jak funkcjonariusze irlandzkiego i szkockiego Kościoła katolickiego maltretowali dzieci: bili, głodzili, faszerowali narkotykami. Dla wielkich pieniędzy! Zakonnica przez chwilę patrzyła ze mną wyczyniano. O księdzu i o ciąna mnie bez słowa, po czym odpogłym laniu od zakonnic. wiadała: Dopytywał się ciągle, czy o kimś – Ty obrzydliwa mała kreaturo! z tym rozmawiałam. W końcu spojNaprawdę gotowa jesteś obsikać sorzał na mnie przeciągle i oświadczył: bie nogi? Ty ohydna diablico! Trzy– Ze wszystkim sobie poradzimy mała mnie tak długo, aż w końcu nie – poczekaj teraz na korytarzu. Wywytrzymywałam. Musiałam znosić ból szłam, a on zaprosił zakonnice. Szczeponiżenia, kiedy czułam, jak ciepły rze wierzyłam, że ten miły doktor uraKadr z filmu „Siostry magdalenki” mocz spływa mi po nogach i zbiera tuje mnie i już nigdy nie będę musię w kałużę na podłodze. Dla niej był siała wracać do zakonnic. wolę. A celem były pralnie sióstr magto doskonały pretekst – tylko czekaMiałam wtedy już 9 lat. Ponieważ dalenek. Wielki i dochodowy biznes kała, żeby mnie wtedy skatować. odważyłam się powiedzieć prawdę tolickiego Kościoła, który zmonopolio seksualnym wykorzystywaniu mnie zował usługi pralnicze w Irlandii i Szko! ! ! przez rzekomo świątobliwego księcji. W przerażających warunkach tysiąDla zakonnic płacz był oznaką, że dza, zostałam zamknięta... w domu ce dzieci i bardzo młodych kobiet 12 wymierzona kara działa (...). Powstrzywariatów. godzin dziennie, siedem dni w tygomując łzy, doprowadzałam siostry dniu, w temperaturze powietrza do wściekłości. Mówiąc o mnie, przekraczającej 60 stopni C prapowtarzały, że nigdy nic dobreły bieliznę i pościel ze szpitali, go ze mnie już nie będzie. Ale koszar, internatów, hoteli itp. do bólu też można się przyzwyczaić. Te warunki – stuprocentowa wilgotność powietrza, opa! ! ! ry chemikaliów oraz trujący Nie mogłam znieść ciągłego smród uryny i kału – sprawiamolestowania przez obleśnego ły, że niewolnicy często umieksiędza. Pierwszy raz był taki, że rali. Wciąż potrzebny był nabór wyszedł z zakrystii, poszedł nowej, darmowej siły roboczej za mną do sypialni i tam zrobił „przygotowanej” przez siostry mi TO siłą! Ból był nie do zniemiłosierdzia. Darmowej, ale sienia. Kiedy wycierał się tą swobardzo dochodowej, i to w dwoją obrzydliwą białą chusteczką, jaki sposób: za „opiekę” zakonzobaczyłam na niej krew. nic nad dziećmi płaciło pańTo się powtarzało wielokrotstwo, a pralnie przynosiły Konie. ściołowi ogromne zyski. ! ! ! Swój pierwszy dzień w pralTak bardzo chciałam poni magdalenek, do której trafiwstrzymać obleśne poczynania ła po pobycie w szpitalu psyksiędza, że postanowiłam pochiatrycznym, Kathy opisuje tak: rozmawiać o tym z matką przełożoną. Zakonnica zaprowadziła Powiedziałam jej więc, że Dorosła Kathy na jednym z wielu masowych mnie do budynku wyglądająksiądz mi TO robi. Dopytywała grobów pracownic zakonnej pralni cego jak wielka szopa. Kiedy się, co mam dokładnie na myśli. otworzyła drzwi, natychmiast Powiedziałam więc, że robi mi te ogarnął mnie ogłuszający huk maszyn. ! ! ! straszne rzeczy i ciągle wkłada rękę Dobiegał spod gęstych kłębów pary Kathy w szpitalu psychiatrycznym do majtek. Na jej twarzy nie zauwawypełniających całe pomieszczenie. spędziła 2 lata. W tym szaleństwie byżyłam zaniepokojenia ani chęci poSmród był nieziemski. Nigdy wczeła metoda całego systemu. Kto uwiemocy. Powiedziała tylko, że ksiądz śniej nie przebywałam w tak bardzo rzy „nienormalnemu” dziecku w jego jest sługą Boga i wszystko mu wolrozgrzanym pomieszczeniu. Wtedy opowieści o maltretowaniu i gwałtach? no, a ja jestem grzesznicą i skończę, po raz pierwszy zobaczyłam pralnię Ale był i inny, ważniejszy powód. Pierwsmażąc się w piekle. Kazała mi się magdalenek. Miałam 12 lat, kiedy szy okres w przytułku sióstr miłosierdzia
W pralni nadzorowało nas kilka zakonnic. Musiały być specjalnie dobierane do tego typu zadań, bo wszystkie były bardzo agresywne oraz całkowicie pozbawione litości i jakichkolwiek ludzkich uczuć. Jeśli któraś z nas na przykład odezwała się do koleżanki, dostawała od dyżurnej zakonnicy okrutne lanie skórzanym pasem. Przez cały czas kazano nam się też modlić i prosić Boga o odpuszczenie naszych grzechów. ! ! ! Oto tylko niewielka część pamiętnika małej dziewczynki. Całość wydaną przez Wydawnictwo Sonia Draga można odnaleźć w księgarniach internetowych. Tytuł: „Wstrząsające wyznania Kathy”. Aż się nie chce wierzyć, że ostatnie przytułki sióstr magdalenek państwo zdecydowało się zamknąć dopiero w roku 1994. Przez piekło ich osławionych pralni przewinęło się ponad 30 tysięcy dzieci. Według ostrożnych wyliczeń współczesnych ekonomistów kościelny biznes przyniósł 5 do 7 miliardów funtów dochodu. Nie licząc państwowych dotacji na utrzymanie armii niewolników. MAREK SZENBORN
Mam swój blog w internecie. Oto adres: pinko0202.blog.interia.pl
od kapłaństwa do ateizmu Zapraszam. Na ten temat wydałem książkę. Informacje w internecie pod takim samym tytułem.
14
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
ZE ŚWIATA
HOMOMAŁŻEŃSTWA NA KRYZYS W USA trwa debata na temat małżeństw homoseksualnych. Eksperci wyliczyli, że ich legalizacja mogłaby pobudzić budżety lokalnych stanów, co w kryzysie może okazać się bardzo przydatne. Na razie dopuszczalne są małżeństwa w pięciu stanach – Massachusetts, Connecticut, Iowa, Vermont oraz Maine. Od 2004 roku zawarto w Massachusetts ponad 12 tysięcy takich małżeństw. Dzięki temu do lokalnej gospodarki trafiło 111 milionów dolarów. W Kalifornii zawieranie małżeństw tej samej płci było legalne od maja do listopada 2008 roku. Tamtejszy uniwersytet wyliczył, iż w tym czasie na najbliższe 3 lata śluby zaplanowała ponad połowa ze 100 tysięcy par mieszkających na terenie stanu i 64 tysięcy pochodzących z innych części USA. Zamierzały one wydać w tym czasie 684 mln dolarów na kwiaty, ciasta, fotografów i inne usługi związane z organizacją ślubów. Do kasy stanowej mogło wpłynąć ponad 70 milionów dolarów pochodzących z podatków, ale nie wpłynie, bo w referendum zdelegalizowano tam małżeństwa jednopłciowe. Tego samego problemu dotyczy raport Williama C. Thompsona, który stwierdza, że legalizacja takich małżeństw w ciągu trzech następnych lat mogłaby dać gospodarce stanu Nowy Jork impuls w postaci 210 milionów dolarów. Kolejne 149 milionów dolarów wpłynęłoby do kasy miasta. Gdyby małżeństwa homoseksualne zostały zalegalizowane we wszystkich 50 stanach, budżet federalny z tytułu podatku dochodowego zyskałby miliard dolarów, a na rynek trafiłoby około 12 miliardów dolarów! PPr
Szef policji uważa, że wszystko było w porządku, sprawców nawet nie zawieszono; burmistrz obiecuje śledztwo. Pod budynkiem policji odbyła się demonstracja protestacyjna, matka zabitego podaje do sądu policję i władze miejskie. W marcu policjanci zabili taserem 15-latka, w styczniu innego nastolaka. PZ
HANNIBAL Z WOLTAMI Krzesło elektryczne jako metoda wykonywania kary śmierci jest wycofywane z profesjonalnego obiegu, lecz amatorzy odmawiają zgody na jego odejście w zapomnienie. W Rosji wykryto i aresztowano seryjnego mordercę, Dymitra K. z Jekaterinsburga, który budował elektryczne urządzenia uśmiercające. Budował dla rozrywki. Rozrywka polegała na zabijaniu nimi przygodnych ludzi. Zwabiał ich ogłoszeniami o chęci zakupu części do komputera, sadzał w skonstruowanym przez siebie krześle elektrycznym i naciśnięciem klawisza w komputerze przepuszczał ogromną dawkę prądu. Zabitych wywoził do lasu i zakopywał. Policja znalazła jedną z ofiar Dymitra, który nie zaprzecza, że zabił co najmniej 6 osób. Obiecuje, że przyzna się do winy, gdy policjanci znajdą dalsze ciała. Prowadzący śledztwo są przekonani, że ofiar jest znacznie więcej. Dymitr zbudował również elektryczny dywan, który zabija każdego, kto na nim stanie. Opracował metodę zdalnego zatrzymywania samochodów przejeżdżających koło jego domu i śmiertelnego porażania wysiadających kierowców. Wyznał, że pracował właśnie nad maszyną niszczącą pamięć za pomocą promienia elektromagnetycznego. TN
ESEMESIZM POLICJA ZABIJA PRĄDEM Niewinni ludzie wciąż giną w Ameryce z rąk policjantów, którzy traktują paralizatory elektryczne Taser jak zaczarowane pałeczki.
Ostatnią ofiarą w USA jest 16-letni, niekarany, opóźniony w rozwoju chłopak z przedmieścia Detroit: gdy policjanci zatrzymali auto jego kuzyna za nieważną rejestrację, wystraszył się i zaczął uciekać. Gliny ruszyły w pogoń i w opuszczonym domu, bez świadków, zaaplikowały mu 50 tys. woltów.
Przesada we wszystkim jest niewskazana, a może się okazać szkodliwa. Dotyczy to również masowej produkcji esemesów. Amerykańscy psychologowie i lekarze przyglądali się skali tego zjawiska z niepokojem. Ponieważ jest to fenomen ostatnich lat, brakowało dotąd dowodów, że SMS-mania szkodzi. Teraz już są. Nastolatki w USA w ostatnim kwartale 2008 roku wysyłały prawie 80 SMS-ów dziennie. To ponad dwukrotnie więcej niż w roku 2007. Kalifornijski pediatra Martin Joffe obserwował uczniów szkoły średniej, którzy wysyłali esemesy co kilka minut. Wykrył, że skutkiem są zakłócenia snu. Prof. Sherry Turkle, psycholog z Massachusetts Institute of Technology, stwierdziła zaburzenia procesu dorastania. Dr Peter Johnson z University of Washington sądzi, że zaobserwowane u nałogowych esemesistów skurcze kciuków mogą doprowadzić do permanentnych uszkodzeń. Nauczyciele przyznają, że nie są w stanie poskromić wysyłania esemesów przez
uczniów podczas zajęć szkolnych. Oczywiście o koncentracji i przyswajaniu materiału nie ma mowy, gdy ktoś skupia się na wciskaniu guziczka i unikaniu przyłapania. Oczywiście, ta epidemia nie dotyczy tylko nastolatków. W wielu miastach i stanach USA władze zakazały posiadania telefonów komórkowych kierowcom autobusów i maszynistom. Powodem była seria poważnych wypadków i katastrof z licznymi ofiarami, bo prowadzący pojazdy nie patrzyli na drogę (tory), zajęci esemesowaniem. Niebawem powstaną ośrodki odwykowe dla esemesowców. TN
NIE CZUWAJ Bezsenność miewa z reguły podłoże chorobowe, ale chroniczne niedosypianie jest też związane z wyścigiem szczurów.
Zwłaszcza młodzi i ambitni niedosypiają: wracają z firmy późnym wieczorem, przed zaśnięciem robią analizy, zrywają się przed świtem, bo spóźnienie to bezrobocie. Ten tryb życia jest kosztowny. Wedle rezultatów badań specjalistów z University of Chicago, ludzie w średnim wieku śpiący przez 5 lat o godzinę mniej niż powinni mają o 37 proc. podwyższone ryzyko nadciśnienia. Nie tylko to: wzrasta zagrożenie infekcjami, zawałami serca, wylewami krwi do mózgu. Starsi niedosypiający częściej się potykają i przewracają. CS
włóknika dziennie. Jeśli jest zbyt rzadka, świadczy to o nietolerancji na jakiś rodzaj żywności, najczęściej laktozę, bezcukrowe słodziki lub produkty zbożowe z glutenem. Sprawcą rozwolnienia bywa też bakteryjna infekcja albo alergia. Kolor: dr Steth aprobuje wszelkie odcienie brązu, natomiast inne kolory kupy uważa za niedobre. Zmiana koloru może mieć nieszkodliwą genezę: jagody nadają odchodom kolor niebieski, a buraki czerwony. Ale na krótko. Kolor żółty świadczy o nadmiarze tłuszczu i jest sygnałem zaburzeń trawiennych. Kał szary towarzyszy kamieniom żółciowym, zaś czerwony lub czarny są znakami obecności krwi, wydzielanej przez hemoroidy lub wrzody żołądka. Bardzo ważny jest odpowiedni kształt kupy. Powinno się wydalać pojedynczy, bananowaty balasek. Jest to dowód dostatecznej ilości włóknika w pożywieniu. Kał cienki, np. w kształcie ołówka, może być alarmującym sygnałem raka jelita grubego. W tym przypadku należy natychmiast zgłosić się do lekarza. Po stwierdzeniu opisanych powyżej innych odchyleń od normy konsultacja medyczna również jest wskazana. PZ
STARY I CIĘ OGRA Naukowcy wiedzą, że aktywność umysłowa pozwala zachować na starość jasność myślenia. Badając to zagadnienie, odkryli, że szczególnie pozytywne właściwości ma gra w brydża.
KUPOLOGIA Już grzeczne dzieci wiedzą, że jak się zrobi, to trzeba spuścić. Na to przychodzi dr Anish Steth i woła: nie tak prędko! Specjalista od schorzeń układu pokarmowego ze szkoły medycznej Uniwesytetu Yale jest kupologiem, autorem dwu książek na temat tego, co zwykle spuszczamy po wizycie w klozecie. Mimo filuternych tytułów („Co ci mówi twoja kupka?” i „Dziennik kupowy”) dotyczą one bardzo ważnych spraw, a lektura może niejednemu czytelnikowi uratować życie. Niekwestionowana przez świat nauki teza dra Anisha Stetha brzmi: kał dostarcza wielu cennych informacji o tym, co dzieje się wewnątrz człowieka. Zdrowa kupa powinna być niezbyt twarda i opuszczać jelita bez wysiłku ze strony ich właściciela. Aby taką była, na ogół wystarczy picie dużej ilości wody oraz spożywanie co najmniej 25 gramów
Ludzie z grupy wiekowej powyżej 90 lat skutecznie bronią się w ten sposób przed demencją – stwierdziła neurolog dr Claudia Kawas z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. Brydż wymaga dobrej pamięci, której ćwiczenie utrzymuje mózg w stanie sprawności. Dobre efekty przynosi też rozwiązywanie krzyżówek i utrzymywanie aktywnych kontaktów z innymi ludźmi – nawet nieznajomymi. To samo studium wykazało, że kluczowe znaczenie mają geny. Jeśli odziedziczyliśmy dobre geny, będą chronić mózg zaatakowany nawet przez chorobę Alzheimera. JF
FAJERWERK GENITALNY Panowie: nigdy nie przyjmujcie zaproszenia na pożegnalny obiad od niewiasty, której wyznaliście, że kończycie z nią romans. Może was to drogo kosztować.
33-letni Alik z Moskwy przez dwa lata żył na kocią łapę z Kirą. Wszystko było jako tako, dopóki panienka nie zaczęła coraz częściej i namolniej napomykać o ślubie. Alik wyznał, że mu to nie w głowie i woli raczej powrócić do byłej połowicy, z którą ma syna. Kiedy zaczął się wyprowadzać, Kira urządziła, jak to nazwała, „obiad pożegnalny”. Po sutym i suto zalewanym posiłku Alik głęboko zasnął, Kira zaś przymocowała mu do penisa fajerwerki i odpaliła. Lekarze walczą, by mu uratować życie. Kirze grozi 12 lat, ale tylko wtedy, jeśli Alikowi uda się przeżyć. JF
BHP GRILLOWANIA Sezon grillowy w pełni. Nim wbijemy zęby w stek aromatycznie pachnący dymem, warto poczytać, że... Grillowanie nie jest najzdrowszym sposobem przyrządzania jedzenia. Podczas przypiekania wytwarzają się dwa rodzaje szkodliwych substancji: tłuszcz kapiący z mięsa spala się na ogniu lub gorącym węglu, a dym, który emituje, zawiera substancje rakotwórcze. Kiedy mięso pieczone jest w bardzo wysokiej temperaturze, w jego wnętrzu wytwarzają się związki wywołujące (na razie u zwierząt laboratoryjnych) nowotwory wymion, jelita grubego i prostaty. Kilkadziesiąt studiów badawczych stwierdza związek między występowaniem raka a częstym jedzeniem bardzo wysmażonego mięsa z grilla. U starszych kobiet faworyzujących ten sposób przyrządzania posiłków ryzyko nowotworu piersi wzrasta o 47 proc. Zagrożeń można uniknąć bez przechodzenia na gotowanie i duszenie. Należy mięso przed położeniem na grill podgrzać w kuchence mikrofalowej: w przypadku hamburgera wystarczy 1 minuta. Kuchenka wyzwala substancje eliminujące związki rakotwórcze. Zalecane jest marynowanie mięsa, co ma taki sam skutek. Do pieczystego warto podać brokuły lub warzywa do nich zbliżone: zmieniają one sposób, w jaki w organizmie dokonuje się metabolizm szkodliwych chemikaliów występujących podczas grillowania. TW
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r. e eminencje i ekscelencje kościelne są bezczelne, to standard. Ale rekord bezczelności należy się chyba biskupowi Brooklynu, Nicholasowi DiMarzio. Legislatorzy stanu Nowy Jork przygotowują projekt ustawy ułatwiającej ofiarom przestępstw seksualnych duchownych prezentowanie
Ż
których zaprosił na śniadanko do swej rezydencji. Od tego czasu kilkakrotnie obwieszczał, że wszystko podtrzymuje: „Ta ustawa zrujnuje Kościół”. Nie zamierza też za nic przepraszać: „Ja grożę wszystkim. Trudno. Taka jest moja rola”. Po czym się głupio zaśmiał, pozostawiając słuchaczy w rozterce, czy był to dowcip, czy nie.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI i charytatywnym pod warunkiem, że nie angażują się aktywnie w działalność polityczną. Tymczasem DiMarzio otwarcie szantażuje władzę ustawodawczą. Za biskupem opowiedział się parafialny beton. Prezes Donahue z Catholic League określił postępowanie kongresmenów jako... faszystowskie. No i powiało swojskością. PZ
Biskupi szczyt bezczelności swych krzywd przed sądem. Na inicjatywę wściekle zaszarżował lider brooklyńskiej diecezji. Tylko spróbujcie ustawę zatwierdzić! – zagroził. – Wtedy ja pozamykam parafie i szkoły katolickie (dotowane przez państwo) w dystryktach wyborczych wszystkich kongresmenów, którzy będą głosować za. Z kościelnego worka – deklaratywnie wypełnionego umiłowaniem bliźniego, dobrem i prawdą – wyszło wielkie szydło tupetu i zamordystycznych inklinacji. Biskup nie żartuje. Swą groźbę zaprezentował już kilka miesięcy temu legislatorom,
Nie wszyscy kongresmeni stanowi położyli uszy po sobie. Kilku z Partii Demokratycznej zdenerwowało się do tego stopnia na biskupi szantaż, że obwieściło akces do grona zaciekłych zwolenników projektu ustawy. Legislatorka Margaret Markey poradziła DiMarzio, by nie gadał, co mu ślina na język przyniesie, bo w efekcie jego diecezja może utracić status instytucji zwolnionej od podatków. Przywilej ten przysługuje jednostkom wyznaniowym
ktywiści religijni w USA nie mają żadnych wątpliwości, że osiągnięcie stanu powszechnej ziemskiej szczęśliwości, moralności i błogostanu nie będzie możliwe bez przykazań i symboli wiary chrześcijańskiej, a właściwie nasycenia nimi wszystkich sfer życia. Nie tylko im przyświecają takie dążenia... W stanie Północna Karolina trwa od ośmiu lat bój o zalegalizowanie tablic rejestracyjnych z antyaborcyjnym hasłem „Wybierz życie”. Prawdopodobnie sprawa wyląduje w Sądzie Najwyższym USA, bo podobne starcia i potyczki miały lub mają miejsce w większości stanów. Wygrywają działacze religijni. Władze Arizony stawiały opór, ale przegrały w sądzie na mocy paragrafu o wolności słowa. Ostatnio Wirginia stała się 22 stanem, który dołączył do innych zwalczających prawo kobiety do wyboru. Pierwszym była Floryda, gdzie hasło „Choose Life” (wybierz życie) widnieje na samochodach religijnych osób już od 12 lat. Przeciwnicy w zasadzie nie mają nic przeciwko, chcą tylko, aby także
A
imo obfitości różnych bogów ludziom wciąż mało obiektów, do których mogliby wznosić modły. Nawet pojawiające się ustawicznie w różnych miejscach i na różnych obiektach Matki Boskie nie zaspokajają popytu. Hindusi mają swoich własnych bogów bez liku i wciąż im mało. Teraz nimbem świętości obdarzyli żabę. Płazik znaleziony został przez Reji Kumara podczas podlewania ogródka i przyniesiony do domu. Powodem udomowienia żaby był fakt, że zmienia kolory: najpierw
zasy takie, że wszystkie religie mają problemy. Buddyści wprawdzie nie mają u siebie skandalu seksualnego molestowania nieletnich, ale zgryzoty z jednym nieletnim. Ważnym, bo świętym.
C
Najpierw starszyzna buddyjska w Tybecie otrzymała wieść, że kolejnym wcieleniem dalajlamy jest Osel Hida Torres. Maluch z sikający w pieluchy, nieświadom, że jest najwyższym dostojnikiem religii, został zabrany z domu w Granadzie (Hiszpania), przetransferowany do klasztoru na południu Indii i poddany obróbce pod kątem przyszłego stanowiska. Obecnie Torres ma 24 lata i zaczyna się buntować przeciw przeznaczeniu. „Zabrali mnie od rodziny i umieścili w średniowiecznym środowisku” – skarży się. W wieku 6 lat pozwalano mu kontaktować się tylko z innymi reinkarnacjami lamów. Młodzieńcowi nie wolno
grać w piłkę, oglądać filmów (z wyjątkiem jednego: „Złote dziecko”, o porwanym małym lamie wyposażonym w magiczne moce); o dziewczynach kazali zapomnieć. „To było życie w fałszu” – donosi młodzieniec i odmawia posłuszeństwa. Miast poznawać tajniki buddyzmu, uciekł na studia filmowe do Madrytu, nosi workowate portki i długie włosy i słucha Hendriksa – w ten sposób odrabia stracony czas. Pierwsza dyskoteka była dlań szokiem. Mimo tych poważnych uchybień społeczność buddyjska wciąż traktuje go jako guru, zwie „lamą Tenzin Osel Rinpoche”, bije przed nim pokłony i odmawia modlitwy za jego długi żywot. TN
ydarzenie było tej miary, że nawet zwróciło uwagę pochłoniętych hazardem bywalców Las Vegas – miasta-kasyna. Oto w 41 wiośnie żywota wydawała się za mąż renomowana, wieloletnia prostytutka Annie Lobert.
W
Nicholas DiMarzio
osoby opowiadające się za prawem do przerywania niechcianej ciąży mogły kupić tablicę rejestracyjną wyrażającą ich poglądy. Co to, to nie – słyszą od zwolenników „wolności słowa” z kościelnej kruchty. Floryda lansuje obecnie tablicę z Chrystusem na krzyżu. Są z tym problemy, bo wedle prawa tablice nie mogą prezentować żadnych wizerunków religijnych. Zwolennicy usiłują przepisy przechytrzyć i umieścić na tablicach słowo „Trójca”. Republikański gubernator Charlie Crist naiwnie dziwi się sprzeciwom: „Nie lubicie takich tablic, to ich nie kupujcie...”. Oponenci wskazują, że nie o to chodzi, ale o sakralizację sfery państwowej, która służy wszystkim niezależnie od wyznania (także niechrześcijańskiego) lub braku wyznania w ogóle. Zresztą ponad jedna czwarta samochodów w USA ma religijne nalepki na zderzakach, czego nikt nie zwalcza ani nie kwestionuje. Wygląda na to, że pomysł „FiM” z naklejkami antyklerykalnymi jest jak najbardziej na czasie. CS
Bóg kumkający jest biała, potem żółta, następnie szara, aż wreszcie tak przezroczysta, że widać jej bebechy. I tak w kółko, w dodatku bardzo szybko. Kumar sprawę przemyślał i doszedł do wniosku, że musi to być cud. Jego diagnozę w pełni potwierdzili sąsiedzi i znajomi. Wieść o cudownej żabie lotem błyskawicy rozeszła się po okolicy i do domu właściciela płaza ciągną tłumy, by oddać mu boską cześć, modlić się
Lama na dyskotece
Cnota z odzysku
Bóg na aucie
M
15
doń, prosić o cuda. Zapowiada się obiecujący biznes, ale jest szkopuł: trzymane w słoiku stworzenie (stworzyciel) odmawia jedzenia; Kumar próbował różnych specjałów i nic. Zagadką boskiej żaby zainteresowali się naukowcy. Prof. Oommen z Kerala University twierdzi, że zwierzęta często zmieniają kolory, ale tempo, w jakim robi to żaba Kumara, rzeczywiście wydaje się niezwykłe. JF
Prostytutka zrehabilitowana i odrodzona. Wszystko dzięki kokainie, którą przedawkowała ze skutkiem niemal śmiertelnym. Wydawało się już, że 11-letnia służba publiczna Anne ma się ku końcowi, gdy – w ostatnim odruchu – ubiła interes z panem Bogiem. I przeżyła, by założyć organizację Hookers for Jesus (Prostytutki dla Jezusa), której nie chodzi o sprzedawanie się w imię Syna Bożego, lecz wyciąganie koleżanek z zawodu. Lobert chodzi teraz po „mieście grzechu”, ale nie po to, by udostępniać otwory w ciele po 500
dolarów za godzinę, jak to czyniła uprzednio, lecz by rozdawać Biblie i nawracać. Męża wzięła sobie po linii: 47-letniego Oza Foksa, muzykanta z chrześcijańskiej kapeli. Wesele było transmitowane przez internet. Jeśli państwo młodzi połączą wysiłki ewangelizacyjne (Ostatnia płyta męża nosi tytuł „Odrodzony: Ufamy Bogu”), „miasto grzechu” może się przeistoczyć w miasto aniołów. Choć jedno Miasto Aniołów już w pobliżu jest, ale z aniołami oraz anielskością tam krucho... CS
Jezus w dżinsach W
katolickiej parafii Matki Bożej Niepokalanej w Uckfield (Anglia) odsłonięto nietypową rzeźbę Jezusa.
Współczesny mężczyzna ubrany w ekstradżinsy i rozwiewaną przez wiatr markową koszulę, z modnie ostrzyżonymi włosami i brodą może być przedmiotem westchnień wielu pań. „Co to takiego?” – dociekali dziennikarze „Daily Telegraph”. „Dość wiecznie cierpiącego Chrystusa. Zależało mi, by pokazać pełnego dynamizmu, serdecznego młodego człowieka” – odparł miejscowy proboszcz. Jak przyjedzie do Polski, to go ukrzyżują. Jezusa zresztą też. MarS
16
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
NASI OKUPANCI
KORZENIE POLSKI (12)
Polska plemienna Na ziemiach polskich około X wieku istniało blisko 50 związków plemienno-terytorialnych. Największe z nich tworzyły terytoria liczone w setki grodów. Niemal pięć wieków, tj. od VI do połowy X w., miało bardzo istotne znaczenie w historii ziem polskich. Ustabilizowaniu uległo wówczas osadnictwo słowiańskie, zaś z większego zespołu Słowian zachodnich wyodrębnili się – pod względem językowym i kulturowym – zróżnicowani jeszcze plemiennie Polacy; tworzyły się zręby słowiańskiego państwa. Niestety, w odniesieniu do tego okresu istnieje jedynie kilka przekazów pisemnych. Są one albo obcego pochodzenia, albo też znacznie późniejsze, odzwierciedlające wczesną tradycję. Również jeśli chodzi o źródła archeologiczne (wykopaliska) istnieje problem, gdyż ich wymowa bywa niewystarczająca. Prymitywna kultura materialna Słowian sprawiła bowiem, że aż do VIII w. osadnictwo słowiańskie na ziemiach polskich nie pozostawiło (z nielicznymi wyjątkami) śladów archeologicznych. Dopiero po kilku wiekach bytowania Słowianie na ziemiach polskich wspięli się na wyższy poziom cywilizacyjny. Świadectwem przemian było powstawanie, począwszy od połowy VII w., a zwłaszcza od VIII w., coraz liczniejszych grodów (pozostałości po nich w postaci rozsypisk
W
wałów nazywa się grodziskami). Lokalizowano je na ogół w miejscach charakteryzujących się trudną dostępnością; w międzyrzeczach, na cyplach otoczonych mokradłami lub naturalnych wzniesieniach. Wały grodów budowano z drewna w połączeniu z ziemią i kamieniami, co, poza lokalizacją, czyniło fortyfikację silną i odporną na wrogie działania. Gród stanowił ośrodek życia wspólnoty terytorialnej. W razie potrzeby chroniono się w nim, zbierano dla różnego rodzaju spraw ważnych dla wspólnoty, uprawiano kult religijny. Grody grupowały ludzi trudniących się różnymi zajęciami. W ich sąsiedztwie powstawały osady, tzw. podgrodzia, których ludność w razie niebezpieczeństwa mogła się schronić wewnątrz grodu. Na ziemiach polskich wielkie grody zajmowały niekiedy wewnątrz wałów przestrzeń do 8 tys. mkw. i dowodnie świadczą o sprawnej organizacji, która je tworzyła. Organizacja ta nosiła cechy protopolityczne. Przypuszcza się, że proces tworzenia osad obronnych na ziemiach polskich mógł zostać wywołany przez zagrożenie ze strony państwa Awarów, którzy podbili wiele plemion słowiańskich.
polskich warunkach, gdy lu dzie niereligijni są mniejszo ścią i często doświadczają osa motnienia wśród krewnych i znajomych, miejscem szczególnego cierpienia bywa rodzina. Co zrobić, aby domowe osamot nienie mniej bolało? Dostałem niedawno bardzo obszerny, ciekawy i wzruszający list od pana Roberta R. z Wielkopolski. Pisze on m.in. o poczuciu wyizolowania wśród członków rodziny, o arogancji niektórych wierzących, ich niewdzięczności i zakłamaniu. Mimo że pan Robert nie szuka zwady, stara się być tolerancyjny, a także usiłuje „nie ranić uczuć religijnych”, od jednego z najbliższych krewnych żony dowiedział się np., że „tylko świnie nie wierzą w Boga”. Jego bogobojna teściowa stała mu się wrogiem, mimo że przez wiele lat się nią opiekował, a nawet zdecydował się dla niej na ślub kościelny. Wszystko na próżno... „Najbliżsi” – takim właśnie słowem określamy najczęściej domowników i bliskich krewnych. Ale bliskość fizyczna lub genetyczna często niewiele ma wspólnego z bliskością duchową, z tym, co nazywamy pokrewieństwem dusz, a o czym każdy z nas marzy chyba najbardziej. Obawiam się zresztą, że na ogół nie może być inaczej. Rodzina jest wartością zbyt przereklamowaną i zmitologizowaną przez prawicę i różne religie. W rzeczywistości nie mamy
Na całym rozległym obszarze Słowiańszczyzny panował ustrój plemienny. Plemiona składały się z kilku do kilkunastu związków sąsiedzkich (żup, opoli), a to dawało społeczność liczącą od kilkuset do kilku tysięcy osób. Anonimowa zapiska tzw. Geografa bawarskiego („Opisanie grodów na północ od Dunaju”) z około 845 r., sporządzona na podstawie informacji kupców, wymienia liczne organizacje plemienne ludów słowiańskich sąsiadujących od wschodu z państwem niemieckim. Wśród nich wymienia również organizacje plemienne znajdujące się na ziemiach polskich. Interesowały one autora dlatego, że znajdowały się na szlakach handlowych. Według Geografa, na ziemiach polskich znajdowało się w połowie IX w. około 50 plemion. Na Śląsku istniały organizacje plemienne Dziadoszan (nad dolnym Bobrem, w okolicy Głogowa), Bobrzan (prawdopodobnie zależnych od Dziadoszan), Ślężan (w okolicy Wrocławia, wokół góry Ślęży), Opolan (po obu brzegach górnej Odry). Byli również
jej trzeźwego osądu, bo nie pozwala na to ani wychowanie domowe, ani szkolne. Szkoła podtrzymuje status quo i na ogół jest uważana za przedłużenie wychowania domowego, a rodzina najczęściej powiela schematy. Jaki zresztą interes mają rodzice w zaszczepieniu dzieciom krytycznej refleksji nad tym, czym jest rodzina? Obawiam się, że niewielki lub żaden.
Gołęszyce (zamieszkujący ziemie na granicy Moraw i Małopolski), których terytorium przez długi czas było sporne między Polską a Czechami. Na Pomorzu było przynajmniej kilkanaście małych plemion (m.in. Pyrzyczanie i Wolinianie) i kilka innych na Pomorzu Gdańskim. Podobnie na terenie Wielkopolski znajdowało się wiele pomniejszych plemion (pałuckie, lednicko-gnieźnieńskie, poznańskie, bonikowsko-przemęckie, nadorlańskie i gieckie). Jednym z takich terytoriów był państewko Goplan (Glopeani) ze znaczną liczbą 400 grodów. Jego nazwa związana była z jeziorem Gopłem, nad którym leżał prastary gród kujawski Kruszwica. Innym większym organizmem było znajdujące się nad górną Wisłą państewko Wiślan, którego książę był w IX w. – wedle źródła wielkomorawskiego
A przecież ponad tym wszystkim unosi się jeszcze obłok tzw. władzy rodzicielskiej, przed której sprawowaniem żaden rodzic nie może uciec. Stare przysłowie mówi, że nikt, kto sprawuje władzę, nie jest bez winy. Tym bardziej że w naszej kulturze nie ma dobrych wzorców nieautorytarnego sprawowania władzy. Wszędzie – w szkole, domu, państwie,
ŻYCIE PO RELIGII
Domowe koszmary Tymczasem życie rodzinne, a zwłaszcza relacje rodzice–dzieci, poddane są często zbyt wielu napięciom, aby mogły wiązać się z głębokim porozumieniem. Uczucia rodziców to bardzo silna mieszanka mocnego poczucia obowiązku i silnej chęci sprawowania opieki (nazywamy to na ogół miłością rodzicielską) z oczekiwaniem wdzięczności i innymi oczekiwaniami wobec dzieci. Większość rodziców bardzo silnie utożsamia się ze swoimi „pociechami”, a z tego płynie oczekiwanie, że dzieci „nie przyniosą wstydu”, a przeciwnie – będą przynosiły chlubę. Z takiej mieszanki uczuć, występujących często w przesadnej czy nawet histerycznej formie, rzadko wychodzi harmonijna relacja.
kościele i firmach – władzę sprawuje się na ogół poprzez stosowanie różnych form manipulacji i przemocy, najczęściej psychicznej. Rzadko się zdarza, żeby osoby poddane panowaniu wyrastały na dobrowolnych przyjaciół swoich „władców”. Za dużo jest w ich relacjach lęku, obłudy, wspomnienia krzywd i upokorzeń. Stosunek dzieci do rodziców to mieszanka poczucia wdzięczności i oddania, z wszystkim tym, co niesie ze sobą bycie poddanym. A zatem z poczuciem niższości, winy i doznanych niesprawiedliwości, a także całym teatrem udawania, którego uczymy się w dzieciństwie jako istoty zależne i zniewolone autorytetem
– „bardzo potężny”. Na wschód od Wisły, sąsiadując z Wiślanami, siedzieli również Lędzianie (z liczbą 98 grodów), od których najpewniej utworzona została nazwa naszego kraju na terenach południowo wschodnich: „Lachy” – na Rusi Kijowskiej, „Lenka” – na Litwie, a „Lengyel” – na Węgrzech. Najznaczniejsze jednak stało się w IX w. państewko Polan nad Wartą. O dziwo jednak, o istnieniu związku plemiennego Polan wiadomo jedynie z dwóch przesłanek: tradycji dotyczącej Piastów, przekazanej przez Anonima zwanego Gallem, i nazwy „Polska” dla naszego kraju, która przyjęła się na zachodzie Europy. Na terytorium państwa Polan odkryto największą liczbę grodzisk. Grody w Gnieźnie, Ostrowie na jeziorze Lednicy, w Poznaniu i Lądzie sięgają co najmniej VIII–IX w. Trzeba wiedzieć, że istnieją trudności, czasami wręcz nie do przezwyciężenia, w odtworzeniu mapy plemiennej Polski. Po pierwsze, przekazanymi źródłami nie da się pokryć całego terytorium późniejszej Polski, po drugie zaś – nazwy plemion były równie nietrwałe, co same organizmy plemienne. Na przykład nie jest znana ani jedna nazwa plemienna z terenu Mazowsza bądź Pomorza Gdańskiego. Uwidaczniani częstokroć na współczesnych mapach historycznych Mazowszanie, Kujawianie, Pomorzanie, Sieradzanie czy Lubuszanie nie są istocie niczym więcej niż rezultatem naukowych kombinacji i domysłów, próbą wypełnienia białych plam na plemiennej mapie Polski. ARTUR CECUŁA
dorosłych. To doprawdy jest cud, jeśli z tego nagromadzenia przeciwieństw wychodzi jakaś wolna, autentyczna i głęboka relacja. Szczęśliwi, którzy takowych doświadczają! Na domowe rozczarowania jest tylko jedno lekarstwo – należy jak najmniej oczekiwać od rodziny. Poza sprawiedliwym traktowaniem nie oczekujmy duchowej bliskości i przyjaźni. Jeśli są, to świetnie, ale nie wyglądajmy ich i nie żądajmy. Kto, poza prawicowo-religijną propagandą, którą trudno traktować poważnie, obiecał nam, że rodzina, na ogół właśnie autorytarna, będzie miejscem szczęśliwym i satysfakcjonującym? Rodzina w takim stanie, w jakim na ogół jest, ma powielać schematy władzy i dominacji – tak ją widzą konserwatyści. Nie ma tu wiele miejsca na przeżywanie bliskości i szczęścia. Zostawmy mity tym, którzy się nimi karmią i upijają, a sami szukajmy szczęścia tam, gdzie ono jest – w autentycznych, opartych na równowadze i podobieństwie przyjaźniach i związkach z ludźmi, którzy myślą oraz czują podobnie jak my. Muszę wyznać, że moje relacje z rodziną bardzo się poprawiły, odkąd przestałem oskarżać siebie i „najbliższych” o marną jakość naszych wzajemnych stosunków. Teraz cieszę się tym, co jest między nami dobre, ale prawdziwego spełnienia szukam gdzie indziej. MAREK KRAK
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r. rygenizm, bo tak można by ów system nazwać, nie jest drobnym zbłądzeniem wielkiego apologety chrześcijańskiego, ale ze względu na znaczenie i wpływ Orygenesa (186–254), teologa świetnie obeznanego z antycznym dorobkiem intelektualnym, stał się odrębnym nurtem „heretyckim”, swoistym platonizmem w chrześcijaństwie, zrodzonym z próby opracowania chrześcijaństwa dla ówczesnej inteligencji. W skrócie rzecz ujmując, orygenizm to chrześcijaństwo bez przegranych. Brak wiecznego piekła nie wiąże się jednak, jak choćby u świadków Jehowy, z unicestwieniem grzeszników, ale z ostatecznym zbawieniem wszystkich (apokatastaza), włącznie z diabłem. Pogląd ten wiąże się nadto z teorią przedcielesnej preegzystencji dusz oraz ich wędrówką.
O
czego nie tylko został przez biskupa Demetriusza pozbawiony święceń, ale i prawa nauczania. W rezultacie Orygenes wyemigrował do Cezarei, gdzie otworzył nową szkołę Jednym z najbardziej interesujących dzieł Orygenesa jest jego monumentalna polemika z Celsusem („Przeciw Celsusowi”, 2 tomy, 681 stron wydania współczesnego), na podstawie której można zrekonstruować zniszczoną przez chrześcijan pierwszą pisemną, a zarazem wybitną „pogańską” krytykę starożytnego chrześcijaństwa – „Prawdziwe Słowo” z 178 r., w którym filozof grecko-rzymski polemizuje z chrześcijaństwem (jako całością, włącznie z gnostycyzmem, gdyż ortodoksja wówczas była jeszcze nieukształtowana), zarzucając mu m.in. barbarzyństwo i nierozumność, celowe oszustwa, sprzeczności logiczne,
PRZEMILCZANA HISTORIA stworzone równymi w tym samym czasie. Ich główną rozrywką było kontemplowanie Boga, które odbywało się w „Kościele preegzystencji”. Preegzystujące dusze obleczone były w ciała eteryczne i stworzone zostały na obraz Boga. Z czasem jednak niektórym wiernym poczęła doskwierać monotonia egzystencjalno-kultowa (satietas – kontemplacyjny przesyt, znużenie oglądaniem Boga) i zapragnęły zmian. Te, które najmocniej się do tego wyrywały, zostały nazwane demonami, a grzesznicy letni wtrąceni zostali w ludzkie ciała. Najwierniejsi nadal służą jako ministranci anielscy przy ołtarzu Pana Boga. W pierwotnym Kościele nie było jasno ustalone, jakie są początki duszy ludzkiej – stąd twórczość teologiczna Orygenesa korzystała na tym niedopowiedzeniu. We wprowadzeniu do traktatu „O zasadach”
i nóg, zbywa się formułą tajemnicy Bożej. W orygenizmie wiadomo, że pokrowiec zależny jest od preegzystencjalnej skali przestępstw delikwenta. Człowiek rodzi się nie tyle obciążony symbolicznie jakimś grzechem pierworodnym, którego nie popełnił, ale własnymi zbrodniami religijnymi wobec Boga z okresu eterycznego. Dopiero tutaj staje się jasne, po co należy chrzcić dzieci, które wprawdzie na ziemi nie zdążyły jeszcze zła pomnożyć, ale za uszami swoje już mają. Jednak nie wszyscy zrodzeni z niewiasty to istoty upadłe. Czasami, tak jak Chrystus, wcielają się także aniołowie, aby pomagać ludziom w drodze do odkupienia. Wcielone anioły to np. Jan Chrzciciel czy prorocy starotestamentowi. Wcielonymi aniołami są również gwiazdy, które służą człowiekowi.
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (9)
Zbawiony diabeł? Kazus Orygenesa pokazuje, jak kompromituje się watykański system. Orygenes jest de facto jednym z najważniejszych ojców Kościoła, bo zajmuje ósme miejsce w kolejności cytowań w najnowszym Katechizmie Kościoła katolickiego, a jednocześnie jest potępiony od 543 roku (300 lat po jego śmierci) do dziś. Choć główny konflikt w Kościele wokół orygenizmu rozegrał się wiele lat po śmierci samego Orygenesa, to już za jego życia wzbudzał liczne kontrowersje. Początkowo wzbudzał podziw swoją erudycją, wobec czego biskup Demetriusz w wieku ledwie osiemnastu lat powierzył mu w Aleksandrii katechumenat, czyli nauczanie wiary. Bardzo szybko został też wyświęcony, lecz karierę rozpoczął od „skandalu”, kiedy w imię chrześcijańskiego kiełznania żądz cielesnych przeprowadził autokastrację. Początkowo inni asceci odnieśli się do czynu z podziwem. Kiedy jednak jego poglądy zaczęły wzbudzać coraz więcej wątpliwości, zamach na męskość został wykorzystany do odebrania mu święceń kapłańskich (zapewne na podstawie zapisu Pisma Świętego, że nie może wchodzić do przybytku Pana ten, kto ma zgniecione jądra). Z czasem podjął dodatkowe studia filozoficzne w szkole filatelejczyków (miłośników prawdy) Amoniusza Sakkasa, do której uczęszczał także Plotyn, późniejszy twórca neoplatonizmu. Sakkas odszedł z Kościoła, uznawszy, że nie ma tam duchowości wyższej niż w dawnych kultach pogańskich. Około 215 r. Orygenes otworzył słynną Szkołę Aleksandryjską (Didascaleion), w której udało mu się nawrócić bogatego gnostyka, Ambrożego. W roku 232, w czasie synodu aleksandryjskiego, oskarżono go o herezję, w wyniku
łatwowierność, banalność przekazu chrześcijańskiego, antropomorfizmy, zapożyczenia z wierzeń różnorakich ludów i krążących opowiadań o zmartwychwstaniu, absurdalność w zderzeniu z rzeczywistością i zdrowym rozsądkiem, spory doktrynalne między chrześcijanami, ciągłe kłótnie o sprawy nieistotne, zagrożenie dla państwa i kultury antycznej. 70 lat po śmierci autora tego dzieła Orygenes podjął rękawicę, ale czy mogła to być odpowiedź miarodajna? Orygenes nie był wszak katolikiem, choć jego „Contra Celsum” wydała w 1977 r. Akademia Teologii Katolickiej, prezentując to jako chrześcijańską polemikę z pogaństwem i bezbożnością. W istocie jednak „Przeciw Celsusowi” to polemika filozofa z heretykiem. W systemie orygenejskim wszystkie dusze zostały stworzone u prapoczątków i egzystowały bezcieleśnie, różnie używając swej wolności. Nie dzieliły się jeszcze na anioły, demony i ludzi – dopiero bowiem skala późniejszego ich upadku dokonała tego podziału. Kosmologią orygenejską rządzi zasada, iż koniec odzwierciedlać będzie początek: wszystkie dusze znów skupią się wokół Boga. Orygenes pisze o wielu światach tworzonych przez kolejne upadki. W głównym swym dziele „O zasadach” wyjaśnia, iż świat preegzystencji jest światem idei lub rozumów (logika). Wszystkie stworzenia zostały
Orygenes
mówi o tym tak: „Nie określono natomiast dosyć jasno, czy dusza bierze swój początek z posiewu nasienia – tak, iż jej istota i substancja tkwi w owych cielesnych zarodkach, czy też ma inne pochodzenie – czy jest zrodzona, czy niezrodzona, albo przynajmniej czy jest wprowadzona w ciało z zewnątrz, czy też nie”. Dopiero po wielu wiekach zwyciężyła zarodkowa wersja genezy dusz, aczkolwiek opowieść o przedcielesnych dziejach dusz nie zyskała uznania głównego nurtu doktrynerskiego. Z drugiej jednak strony to ta wersja rozwiązywała dylemat teologiczny odpowiedzialności Boga za wkładanie dusz w różne ciała, wyraźnie przy tym dyskryminując jedne względem drugich. W systemie zarodkowym kwestię, dlaczego niektóre dusze lądują w ciele bez rąk
Zauważyć można pewne podobieństwo orygenizmu do gnostycyzmu, a to ze względu na przedstawienie świata jako efektu upadku i zaburzenia pierwotnej jedności i harmonii. „On [herszt diabłów] jest bowiem pierwszą istotą ziemską, ponieważ pierwszy odstąpił od spraw doskonalszych i zapragnął życia innego niż doskonałe życie. Dlatego też stał się godny, aby być początkiem nie stworzenia ani nie dzieła, ale tworu [plasma] Pańskiego, utworzonego po to, żeby wyszydzili go aniołowie Pana” (Komentarz do Ewangelii Jana XX, 22 (20), 182). Wedle lidera chrześcijaństwa dla intelektualistów, świat został stworzony dla anielskich kpin, a diabeł jest „pierwszym Ziemianinem”. Kiedy się już aniołowie zabawią odstępcami, wszyscy ponownie zostaną zbawieni, czyli zagonieni przed ołtarz Pana.
17
Aniołowie diabła nie do końca są w stanie uświadomić sobie istoty problemu, gdyż po odrzuceniu uczestnictwa w boskim Logosie stały się aloga – istotami bez rozumu. Z powodu swej złośliwości nie mogą więc pojąć spraw duchowych i nic nie wiedzą na temat zbawienia. Mogą się jednak nawrócić, gdyż zachowały wolną wolę. Zachowały także swoje eteryczne ciała, „z natury delikatne i przejrzyste”. Jeśli chodzi o dusze, które trafiły do ciał ludzkich, to ich wina za upadek jest znacznie mniejsza, więc nie zostały uwięzione w stanie alogicznym, a jedynie odesłane do ziemskiego poprawczaka. Orygenizm nie pozbył się jednak „filozoficznego cienia” swego systemu: zauważmy, że bunt i różnorodność są wynikiem rozumnego umysłu wyposażonego w wolną wolę. Dopiero upadłe istoty przeznaczone do boskiej reedukacji i nawrócenia zostały pozbawione w większym bądź mniejszym stopniu swej rozumności a tym samym hartu i niezależności ducha. Główny konflikt wokół orygenizmu wybuchł około 300 r. i toczył się przez ponad dwa i pół wieku. Od około 395 do 403 roku Orygenes stał się przedmiotem gorących debat w całym chrześcijaństwie. Św. Hieronim najpierw tłumaczył i podziwiał Orygenesa, by potem go zwalczać z dziką zaciekłością. Jak pisze Bielawski w „Tygodniku Powszechnym”, „Hieronim – cóż, że furiat i pokłócił się z całą współczesną mu oikoumene – heretykiem nie był. Jest świętym. I basta. Takie to są losy herezji i nie-herezji”. Sam cesarz Justynian ułożył traktat przeciwko Orygenesowi w 543 r., wnosząc 9 klątw przeciwko dziele „O zasadach”. Orygenes został ostatecznie oficjalnie potępiony podczas drugiego soboru w Konstantynopolu w 553 r., kiedy to obłożono go piętnastoma klątwami. To z tego sporu bierze się chrześcijańskie potępienie reinkarnacji, uznano bowiem, że wędrówka dusz wydaje się umniejszać zbawienie chrześcijan, jest w konflikcie ze zmartwychwstaniem ciała, stwarza „nienaturalny” podział pomiędzy ciałem i duszą, jest zbudowana na spekulacjach z użyciem chrześcijańskich ksiąg, a poza tym nie mamy wspomnień poprzednich istnień. Mimo to, jak zauważa teolog katolicki Hans Urs Balthasar, „nie ma w historii Kościoła drugiego myśliciela, który stałby się tak niewidzialnie wszechobecny jak Orygenes”. Autor największej monografii o Orygenesie, zmarły jezuita Henri Crouzel, profesor rzymskiej Gregoriany, wielokrotnie słał do Watykanu pisma z prośbami o rehabilitację aleksandryjczyka. Watykańscy dogmatycy odpowiedzieli mu, że taka decyzja musiałaby zachwiać autorytetem św. Hieronima, autora Wulgaty, jednego z czterech teologicznych filarów katolicyzmu. Nie i amen! MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
esteś fotografem lub operatorem kamery? Chcesz sfilmować ślub, bierzmowanie, komunię, chrzest? Masz legitymację, dzięki której otwierają się przed tobą wszystkie kościoły? Jeśli nie, to musisz czym prędzej ukończyć kurs organizowany np. przez Archidiecezję Krakowską. Za 120 zł. Wita cię urocza salka na ul. św. Marka, gdzie znakiem postępu są wiszące na odrapanych ścianach
J
jeżeli pojawia się na naszych celebracjach człowiek niewierzący (...). Wszyscy wierzymy w zmartwychwstanie, inaczej nie bylibyśmy chrześcijanami (...). Potrzeba też wysiłku zmierzającego właśnie do pogłębiania ciągle waszej wiary (...). Dlatego trzeba, abyśmy tego typu rzeczy robili my – ludzie wierzący, którzy wiemy, o co chodzi”. Jeśli skończyłeś szkołę filmową, ale jesteś ateistą, a twój kolega katolik wziął pierwszy raz do ręki
Kurs zdjęcia już nie JP2, a Kardynała Dziwisza Wielkiego. Ponad 50 osób w napięciu oczekuje na wskazówki i porady dotyczące filmowania podczas liturgii. Na pewno będą osoby z doświadczeniem, przykłady na telebimie, a kto wie – może nawet paluszki i woda mineralna? Dwa dni przygody po 3 godziny. Jeszcze tylko ostatnie osoby w kolejce zapłacą z góry i można zaczynać. Wchodzi ksiądz wprowadzający. „Wstańmy! – powiada. – Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko...”. Następnie rozpoczyna się seans trzech księży głównych. Oprócz przypowieści o Abrahamie dowiadujemy się m.in. że „historycznym doświadczeniem Kościoła było to, że na ogół do świętej celebracji nie dopuszczało się ludzi niewierzących. Dzisiaj Kościół nie jest tak rygorystyczny w tym względzie, choć jednak kto wie, czy nie trzeba by wrócić do tych starych zasad”. Uff, czyli jednak Kościół uchyli drzwi dla ateistów. Przestajesz się czuć jak czarna owca i zaczynasz się nawet powoli rozluźniać. Ulga trwa 5 minut, gdyż dostajesz cały magazynek nowych informacji „Otóż zgodnie z tym, jak następuje rekrutacja, nasz kurs, zwracamy się przede wszystkim do ludzi wierzących (...). Dlatego tu jest niebezpieczeństwo,
kamerę wczoraj, to z was dwóch – według prowadzących kurs – tym, który wie, o co chodzi w filmowaniu, na pewno nie jesteś ty. I kolejna cenna techniczna wskazówka. „Trzeba w czasie liturgii móc odpowiadać z przekonaniem »amen«. I »i z Duchem Twoim«. Już wiesz, że samo mówienie „amen” podczas filmowania nie wystarcza. Musi być z przekonaniem. W przeciwnym razie twój film weselny będzie śnieżył, a fotki wyjdą nieostre. Jeśli np. chciałbyś się dowiedzieć, jak radzić sobie w ciemnych kościołach, gdzie światła jest jak na lekarstwo, a wskazania Episkopatu wykluczają dodatkowe źródła oświetlenia, to w zamian dowiadujesz się czegoś, co jest o wiele bardziej przydatne: „I przychodząc jako fotograf do Kościoła, ty przychodzisz przede wszystkim jako człowiek wierzący. I ty nie możesz się odwrócić od Chrystusa, nie zareagować na jego obecność, bo kiedy byś się odwrócił, byłbyś jak Judasz”. I wszystko jasne, żeby nie powiedzieć... stała się światłość. Wykład o moralności, czyli kazanie nr 2, kończy niezwykle przejmująca puenta. „I na koniec ostatnia ważna rzecz, o której chciałbym wam przypomnieć. Każdy człowiek
pracujący jest zobowiązany do płacenia podatków”. Nachodzi cię z miejsca szatańska myśl – albo księża nie pracują, albo nie mieszczą się w kategorii „każdy”, jednak czym prędzej odmawiasz szeptem „Pod Twoją obronę”, by oddalić takie grzeszne wnioski. Gdy po seansie trzech króli masz już wyprany mózg i przybierasz postać jamochłona, pojawia się znany fotograf, którego wykład polega na chwaleniu się swoimi dokonaniami. Przynosi albumy, które krążą po sali z rąk do rąk. Jednak zamiast fotografii z kościołów, które tak naprawdę cię interesują w związku z twoją przyszłą pracą, połowa albumów to zabytki Krakowa, a druga to kadry ze stanu wojennego. Ale nie ma co wybrzydzać. W zamian chłoniesz kolejną cenną uwagę, „że istnieją też takie zboczenia jak pary homoseksualne”. Na drugi dzień wita cię pewna para. Hetero. Najpierw przez 15 minut występuje miła pani, i tu 10 minut zabiera informacja o tym, co kręciła i dlaczego Jan Paweł II ściągał buty w meczecie. Potem jej miejsce zajmuje miły pan, który informuje, że na kursie co prawda nie ma telebimu, ale zaprasza wszystkich do swojego laptopa pooglądać fotki. Bawisz się w żyrafę, próbując tak jak pozostałe 50 osób coś zobaczyć, po czym zniechęcony udajesz się do kościoła na uroczystą mszę św., która kończy ten fascynujący kurs. Zindoktrynowany, z watą w głowie, masz już gdzieś, że Konstytucja RP mówi, iż „nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych”. Odbierasz grzecznie legitymację, po którą zgłaszasz się pod sam ołtarz – wyczytywany z imienia i nazwiska. Jesteś wolny. No prawie. Bo na drugiej stronie legitymacji masz informację, że jej posiadacz „zobowiązany jest też do udziału w rekolekcjach i warsztatach dla kamerzystów i fotografów organizowanych przez Komisję Liturgiczną Archidiecezji Krakowskiej. S.S.
Niewierny uczeń Po przeczytaniu listów od innych Czytelników pojawiła się refleksja na temat ostatnich lat mojej szkolnej kariery. 2 lata temu ukończyłem gimnazjum, w którym nie uczęszczałem na lekcje religii. Nie muszę wspominać, że lekcje te nie odbywały się na początku lub na końcu dnia szkolnego, lecz zwykle w środku. Za każdym razem, kiedy pozostałych dwadzieścia troje uczniów wchodziło z katechetką na lekcję, ona posyłała mi mordercze spojrzenie. W końcu nadszedł trzeci rok gimnazjum. Na zakończeniu wystąpił proboszcz lokalnej parafii i zainicjował odmówienie „Ojcze nasz”. Wszyscy wstali, ale ja nie. I pewnie pozostałbym niezauważony, gdyby nie fakt, że jakaś nawiedzona pani w berecie podniosła larum: „A dlaczego nie dziękujesz Bozi za tyle dobrych latek w szkole?”. Pół sali oglądało się na mnie. Po uroczystości zostałem doprowadzony pod eskortą dwóch babć do gabinetu
dyrektorki. Moherowe panie zażądały „kategorycznego obniżenia sprawowania”. Dyrektorka (bardzo rzeczowa kobieta) opowiedziała się za mną i sprawę zakończono. Po wakacjach dostałem się do dosyć dobrego LO. Rozpoczęcie roku także odbywało się pod czujnym okiem plebana (inna parafia). Nie zainicjował on modlitwy, lecz zapowiedział, że o godz. 18 tego samego dnia zostanie odprawiona msza „za szkołę, uczniów i nauczycieli”. Na następny dzień na lekcji polonistka – tak, tak, POLONISTKA – zapytała mnie, czy byłem na mszy. Od tamtego czasu jestem u niej na celowniku. I mimo że przygotowuję się do konkursu kuratoryjnego z języka polskiego w roku 2010 (przygotowuje mnie inna, bardziej tolerancyjna pani profesor), cały czas rzuca pod moim adresem uszczypliwe uwagi typu: „Poprosimy do tablicy pana niewiernego”. I gdzie tu jest neutralność światopoglądowa polskiego szkolnictwa? Sitex
odziennie rano, wyrywając kartkę z kalendarza i patrząc, kto ma imieniny, widzimy, że prawie wszystkie imiona są obcego pochodzenia, w dodatku tzw. świętych – zarówno prawdziwych, będących postaciami historycznymi, jak i tych fałszywych, wymyślonych. Ateiści nie chcą używać imion oferowanych przez kościół, a znacznej części imion figurujących w kalendarzu w ogóle się obecnie nie używa. Zanikają takie imiona jak Kleofas, Anzelm, Hipolit, Leon, Kalikst, Serafin, Gerwazy, Protazy i inne...
C
Imiona słowiańskie Imiona słowiańskie od wczesnego średniowiecza były rugowane z użycia przez kler (wówczas w większości niemiecki) jako pogańskie. Duchowni bowiem przy chrzcie zalecali i wymuszali imiona świętych o obcym brzmieniu, tym bardziej że świętych rodzimych było niewielu (papieże wyświęcali głównie „świętych” z krajów zachodnich). Jednak i kler miał wyrzuty sumienia z powodu usunięcia z użycia 95 proc. rodzimych, słowiańskich imion. W przedwojennym „Rycerzu Niepokalanej” był spis imion słowiańskich, którego kserokopię zdobyłem i przesyłam. Proszę o wydrukowanie ich na łamach „FiM” i zajęcie się – w miarę możliwości – powrotem imion słowiańskich do polskiego kalendarza. Czesław G.
Alfabetyczny spis imion słowiańskich Bądzimierz, Bądzisław, Bądzisława, Blizbor, Bogdan, Bogdana, Boguchwał, Boguchwała, Bogudar, Bogumił, Bogumiła, Bogudar, Bogusąd, Bogusław, Bogusława, Boguwola, Bolebor, Boleczest, Bolemierz, Bolemysł, Bolesław, Bożymierz, Bożysław, Bożysława, Bratumił, Bratumiła, Brodzisław, Bronisław, Bronisława, Broniwoj, Budzigniew, Budzimierz, Budzisław, Budzisława, Budziwoj, Chociebor, Chocimierz, Chocisław, Chwalibóg, Chwalimierz, Chwalisław, Chwalisława, Ciechomierz, Ciechosław, Ciechosława, Cieszybor, Cieszymierz, Cieszymysł, Cieszyrad, Cieszysław, Cieszysława, Czcibor, Czcibora, Czcirad, Czesław, Czesława, Częstobor, Częstomierz, Częstowoj, Dadźbog, Dalbor, Dalmierz, Dobigniew, Dobiemierz, Dobiemysł, Dobiesław, Dobiesława, Dobrociech, Dobrogost, Dobromierz, Dobromierza, Dobromiła, Dobromysł, Dobronieg, Dobroniega, Dobrosław, Dobrosława, Dobrowiest, Dobrowieść, Dobrowit, Dobrowoj, Domamierz, Domarad, Domasław, Domasława, Domawit, Drogomierz, Drogomił, Drogomysł, Drogosław, Drogosława, Gniewomierz, Godzimierz, Wodzisław, Godzisława, Gorzysław, Gościmierz, Gościmił, Gościrad, Gościsław, Gościsława, Gościwit, Grodzisław, Grzymisław, Grzymisława, Imisław, Imisława, Jaczewoj, Jarogniew, Jaromierz, Jaropek, Jarosław, Jarosława, Kaniemierz, Kazimierz, Krzesimierz, Krzesisław, Krzesisława, Krzywosąd, Leszek, Lubogost, Lubomierz, Lubomierza, Lubomysł, Ludmiła, Lutobor, Lutogniew, Lutomierz, Lutomysł, Ludosław, Łękomierz, Męcimierz, Mieczysław, Mierogniew, Mieronieg, Mieroniega, Mierosław, Mierosława, Miłobrat, Miłogost, Miłorad, Mirosław, Mirosława, Mścisław, Mścisława, Mściwoj, Myślibor, Myślimierz, Nadbor, Nadmierz, Nawoj, Nidamierz, Niegomierz, Niegosław, Niegosława, Niemsta, Niezmysł, Nieznamierz, Nieznawoj, Ninogniew, Ninomysł, Nosisław, Pakosław, Pięcisław, Pięcisława, Pękosław, Prosimierz, Przecław, Przecława, Przedbor, Przedpełk, Przedwoj, Przemił, Przemysł, Przybyczest, Racibor, Racimierz, Racisław, Radociech, Radogost, Radomił, Radomia, Radomysł, Radosław, Radosława, Radowit, Radowuj, Radzimierz, Radzisław, Radzisława, Radziwoj, Rościgniew, Rościmierz, Rościsław, Rościsława, Sambor, Sądomierz, Sądosław, Skarbimierz, Sławobor, Sławomierz, Sławomierza, Sobiesław, Świętopełk, Świętosław, Tęgomierz, Toligniew, Tolimierz, Tolisław, Tolisława, Trzebiemierz, Uniedrog, Uniegost, Unisław, Warcisław, Wielisław, Wielisława, Wierzchosław, Witomierz, Witomysł, Witosław, Witosława, Włodzimierz, Wojciech, Wrocisław, Wyszesław, Zbromierz, Zbrosław, Zbigniew, Zbylut, Zbysław, Zdzibor, Zdzimierz, Zdzisław, Zdzisława, Zdziwoj, Żelisław, Żerosław.
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
LISTY Orły, sokoły... Przywódcy naszego kraju – zarówno prezydent Lech Kaczyński, jak i premier Donald Tusk – moim zdaniem ośmieszają się. Pal licho, że ośmieszają siebie, ale czynią wiele zamieszania, ażeby ośmieszyć także Polskę. Prezydent RP Kaczyński głosi, że uczyni wszystko, ażeby były premier (z nadania sławetnego AWS) p. Jerzy Buzek został wybrany na przewodniczącego parlamentu Europy, natomiast pragnieniem premiera Tuska jest, ażeby komisarzem PE został p. Janusz Lewandowski – jego kamrat jeszcze z czasów, gdy obydwaj byli działaczami Partii Liberalnej, czy jakoś tak. W tym miejscu serdecznie współczuję p. D Hübner, że się przeliczyła, zgłaszając (jeszcze przed wyborami) swój akces współpracy z drużyną p. premiera Tuska. Jestem przekonany, że w Brukseli i nie tylko pamiętają wyczyny głównego afereła III RP p. Janusza Lewandowskiego, który to za marne grosze wyprzedał nieomal połowę majątku narodowego, na wytworzenie którego społeczeństwo polskie pracowało 40 lat. Budzi niemałe zdziwienie fakt, że p. premier Tusk, optując za wyborem p. Lewandowskiego, naraża na szwank swoje nazwisko, pełnioną funkcję i prestiż. Może jednak jest rzeczą piękną pamiętać o kamracie, gdy kroi się fucha za 100 tys. euro miesięcznie przez okres 5 lat? I pan Lewandowski ucieka w immunitety, a przecież już dawno powinien być klientem prokuratury i sądów. Pan prezydent Kaczyński zaś (w swej dobroci i głosem dość wzruszonym...) rzecze, iż zrobi wszystko, co tylko w jego mocy, ażeby p. Jerzy Buzek został wybrany na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Jakaś niespotykana amnezja! Przecież nawet dzieci pamiętają, że p. Jerzy Buzek premierował li tylko dlatego, iż sterowany był z tylnego siedzenia przez niejakiego p. Maryjana Krzaklewskiego. Wprawdzie J. Buzek dokonał wielkiego wyczynu, bo premierował całe cztery lata, a że pozostawił po sobie kosmiczną dziurę budżetową, któż to dzisiaj pamięta. Takich to orłów sokołów starają się wypuścić na salony Brukseli, do parlamentu Europy, panowie L. Kaczyński i D. Tusk. Czy w Polsce nie ma już innych ludzi, którzy mogliby zastąpić ww. panów? Mir.
Do dzieła! Chciałbym przedstawić czytelnikom, a przede wszystkim członkom RACJI, co robimy w Gdańsku, by szerzyć antyklerykalizm i pomóc „Faktom i Mitom” w promocji. Już od czterech lat regularnie raz w miesiącu odbieramy zwroty „FiM” i rozdajemy
je później ludziom na mieście – w najbardziej ruchliwym miejscu, by nie zajęło to zbyt dużo czasu. Zwrotów jest 2–2,5 tys. sztuk. Rozdanie zajmuje nam maksymalnie 3 godziny. Przeważnie robimy to w trzy osoby, czasami jednak nawet w dwie. Łatwo obliczyć, że rocznie daje to ok. 30 tys. egzemplarzy. Przez te cztery lata do ludzi poszło ponad 100 tys. sztuk zwrotów. Mamy niesamowitą satysfakcję z tego działania. Mamy również nadzieję, że jest
LISTY OD CZYTELNIKÓW to nie reagował. Oczywiście, na piersiach miał zawieszoną sakiewkę. Barbara emerytowana nauczycielka
Ostatni projekt W ubiegłym tygodniu przesłałem Szanownej Redakcji zdjęcia z rozwalania pomnika gen. Świerczewskiego, który stał w Poznaniu przy ul. Grochowskiej.
rzeczą i nie da się uczynić z niego tak łatwo niefrasobliwej ozdoby. Pal o wiele bardziej niż krzyż, do którego już tak przyzwyczailiśmy się, przypomina nam okropność śmierci Jezusa” (1 List do Koryntian, Warszawa 1979, str. 310). Możliwe więc, że narzędzie kaźni Jezusa miało kształt kojarzący się z symboliką falliczną, czy wręcz z fallusem, co wielce zgorszyło faryzeuszy, także tych współczesnych. J. Stawicki
Polemika
z tego jakiś konkretny skutek, czyli zdobycie nowych czytelników. Chciałbym dopingować RACJĘ we wszystkich większych miastach, by skopiowali nasze działania, oczywiście po wcześniejszej konsultacji z panem Romanem Kotlińskim. Silne „FiM” to dobra droga dla późniejszych sukcesów partii. Myślę, że te 3 godz. miesięcznie każdy jest w stanie poświęcić dla wspólnego celu, jakim jest dla nas, antyklerykałów, świeckie państwo, bez klechów wtrącających się w nie swoje sprawy. RACJA jest po naszej stronie. Musimy jednak podjąć więcej aktywnych działań, by wychodzić z programem do ludzi. Siedzenie w biurach i kiszenie się we własnym sosie nie prowadzi do osiągnięcia naszych celów. Waldemar Szydłowski Gdańsk
Wirus z sakiewką Po przeczytaniu artykułu „Terapia wstrząsowa” („FiM” 22/2009) chcę podzielić się swoimi spostrzeżeniami na ten temat. Piszecie o tym, że księża w szpitalach są jak bogowie, najważniejsi. Nieważne jest dla nich dobre zdrowie pacjenta, liczy się kasa. Mój mąż przebywał w szpitalu na oddziale onkologicznym (białaczka). Otrzymywał tam chemię. Ze względu na obniżoną odporność przez kilka tygodni leżał w izolatce w obawie przed zakażeniem. Nawet ja – żona – nie mogłam go odwiedzać w sali. Rozmawiałam z nim telefonicznie. Lekarze i pielęgniarki zakładali ubrania ochronne i maski. Tylko ksiądz w każdą niedzielę – bez żadnego ubrania ochronnego – wchodził do sali, nie pytając nikogo, czy może. Przecież to on roznosił najwięcej zarazków i nikt na
Projekt usunięcia pochodził od p. Macieja Frankiewicza. W dniu dzisiejszym dotarła informacja, że nagle zmarł. Wynika z tego, że był to Jego ostatni projekt. Zmarł i nawet nie zobaczy tego pustego miejsca. Dziwny jest ten świat – tak śpiewał Czesław Niemen. Mieczysław Gałdyński
Penis i krzyż Bardzo rozbawiły mnie argumenty sędziego Marcina Kradzieckiego („FiM” 24/2009), że Pani Dorota Nieznalska, łącząc krzyż z penisem, powiązała sacrum z profanum, co może wydawać się obelżywe. W takim razie obelżywie postąpili też autorzy Nowego Testamentu, którzy na oznaczenie narzędzia kaźni Jezusa Chrystusa aż 27 razy użyli helleńskiego rzeczownika „stauros” „stawiamy przedmiot” (etymologicznie spokrewniony z czasownikiem nieregularnym „stawiam”). W I w. n.e. rzeczownika tego używano na oznaczenie pala, słupa, krzyża (słupa z jedną lub dwiema poprzeczkami), a w języku potocznym... penisa, zwłaszcza w stanie wzwodu! Jako perfekcyjny znawca języków biblijnych potwierdzam, że artystyczny pomysł łączenia krzyża z penisem ma głęboki sens, a wszystkim głęboko oburzonym postępowaniem Pani Doroty polecam 1 List do Koryntian (1. 23), aby mogli się przekonać, jak bardzo przypominają owych Judejczyków, dla których „ukrzyżowany” Chrystus również stanowił nie lada skandal. Znany teolog Werner de Boor skomentował ów werset następująco: „Słowo, które zazwyczaj tłumaczymy przez »krzyż« znaczy dosłownie »pal«. Pal jest surową, brzydką
W 25 numerze „FiM”, na str. 8, MKC w artykule „Wielki Językoznawca” napisał o propagowaniu kreacjonizmu w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego. Świadczy to wyłącznie o tym, że MKC (zapewne ze wstydu nie podał swojego nazwiska) albo nie ma bladego pojęcia, jakiego rodzaju badania są prowadzone w IF UZ, albo nie zadał sobie trudu tego sprawdzenia, albo też, gdy się z nimi zetknął, nic z tych badań nie zrozumiał. MKC rozpoczął swoją własną krucjatę przeciwko badaniom naukowym zapewne dlatego, że nie jest w stanie zrozumieć, iż istotą nauki jest podejmowanie badań nad kwestiami, które komuś (np. MKC) wydawać się mogą dziwne i nienaukowe. Nie jest też w stanie, jak sądzę, zrozumieć, że krytyczne badania dobrze utwierdzonych punktów widzenia również stanowią istotę nauki. Gdyby MKC żył w XVII wieku, zapewne byłby bardziej surowy od kardynała Bellarmino i wydałby na Galileusza wyrok skazujący wyłącznie za to, że ten ostatni podjął badania nad kwestiami, które w owym czasie uchodziły za dziwne i nienaukowe. dr Krzysztof J. Kilian Międzywydziałowy Instytut Filozofii, Uniwersytet Rzeszowski Od redakcji Nie możemy się zgodzić z Pana tezami. W podręcznikach metodologii badań naukowych czytamy, że pojęcie nauka „obejmuje część kultury, której zadaniem jest wyjaśnienie funkcjonowania świata, w którym żyje człowiek. Czyni to za pomocą metod
19
naukowych poprzez działalność badawczą i publikację wyników analiz, prac i eksperymentów. Czyni się tak, aby zweryfikować ich wyniki i je upowszechnić. W taki sposób powstaje wiedza naukowa dostępna powszechnie”. Kreacjonizm to, według encyklopedii, „pogląd, że człowiek, życie, Ziemia i wszechświat zostały stworzone w swojej pierwotnej formie przez boga lub bóstwa”. Na świecie kreacjonizm nie jest uważany za teorię naukową i nie funkcjonuje w ramach nauk przyrodniczych, jakkolwiek na gruncie filozofii sformułowano kilka prób połączenia ewolucji i kreacji. Naszym zdaniem, publiczna uczelnia nie powinna angażować swojego autorytetu w propagowanie teorii, która nie spełnia wymogów uznania jej za naukową. Prowadzi to do rozmycia fundamentów, na których opierają się wyższe uczelnie: ich zadaniem jest kształcenie i prowadzenie badań naukowych. W jednym z najbliższych numerów opublikujemy tekst poświęcony kreacjonizmowi.
UWAGA! ZA TYDZIEŃ NAKLEJKA Nasz antyklerykalny BRATEK – ogólnoświatowy znak wolnomyślicieli i humanistów. Znajdziecie go wewnątrz numeru 27 „FiM”. Naklejony na tył samochodu, na podróżną torbę lub na drzwi mieszkania – będzie nas integrował, jednoczył. I cieszył. Kogoś, kto ma naklejkę z BRATKIEM, koniecznie trzeba serdecznie pozdrowić, a kiedy trzeba, pomóc w potrzebie. Bo jest naszym „bratkiem” albo siostrzyczką. Światłym Polakiem! BRATKA dostajecie w prezencie od redakcji. Całkowicie gratis. Niestety, tylko jednego na jedną gazetę, bo na więcej w dobie kryzysu nas po prostu nie stać. Większą liczbę naklejek będzie można zamówić w redakcji i otrzymać za zaliczeniem pocztowym. Z tym, że taniej zapłacimy przy zakupie dwu egzemplarzy 27 numeru „FiM” (w tym celu podnieśliśmy nieco nakład). Do czego serdecznie namawiamy. Redakcja
KSIĄŻKA WYDANA PRZEZ JONASZA Książka jest zapisem wspomnień Stanisława Leszkowicza (ur. 1928), wieloletniego pracownika Ministerstwa Handlu Zagranicznego oraz instytucji i przedsiębiorstw współpracujących z zagranicą. Autor podejmuje próbę ukazania powojennej rzeczywistości z punktu widzenia człowieka, który chce do czegoś dojść, kimś być w nie zawsze zdrowym systemie. Dzięki zawartości pikantnych szczegółów z ówczesnych realiów politycznych i gospodarczych, takich jak: permanentna walka o władzę w MSZ, mafijne powiązania i wymuszenia haraczy od sprzedawców węgla do Austrii i szynek do USA czy polskich importerów chemikaliów z Europy Zachodniej, książka stanowi swoisty, branżowy dokument minionej epoki. Sprzedaż wysyłkowa: Wydawnictwo Niniwa 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. Cena: 19 zł + koszty wysyłki.
20
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Sens życia Przeżywałem różne rozterki w życiu i wiele razy zastanawiałem się nad sensem życia. Niestety – do tej pory nie znalazłem odpowiedzi na pytanie o jego sens. W sumie to naprawdę nie wiem, po co żyję. Mam więc pytanie: co – według nadziei związanej z przesłaniem Biblii – jest sensem naszego istnienia? Rozpocznijmy od stwierdzenia, że prawie każdy człowiek w większym lub mniejszym stopniu rozmyśla nad własnym życiem, a na powyższe pytania ludzie szukają odpowiedzi już od tysięcy lat. Należą one bowiem do najważniejszych, ponieważ żyjemy tylko raz (Hbr 9. 27). Poza tym nie wiemy też, ile życia nam zostało. Niestety, prawdą też jest, że wielu ludzi specjalnie się tym nie przejmuje. Żyją niejako z dnia na dzień, w myśl powiedzenia: ,,Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy” (1 Kor 15. 32). Można by więc powiedzieć, że życie takich ludzi – w przeciwieństwie do tych, którzy pytają o sens życia – jest puste i bez większego znaczenia, bo żyją oni bez wyraźnie określonego celu – z dnia na dzień. Każdy, kto szuka głębszego sensu życia, musi więc sam dla siebie ustalić, kto i co jest dla niego naprawdę ważne. Czy najważniejsza będzie rodzina (żona, dzieci, rodzice i troska o ich bezpieczeństwo socjalne i duchowe), czy nauka i praca (dążenie do samorealizacji i kariery), czy też jedynie dążenie do dobrobytu i wygód (spełnienie marzeń i przyziemnych pragnień serca)... Krótko mówiąc, każdy sam musi podjąć decyzję, która pozwoli przeżyć to życie z sensem, tak aby jak najlepiej wykorzystać czas i dane mu możliwości. Oczywiście, Biblia głosi, że realizacja wyłącznie przyziemnych celów nie może uczynić naszego życia prawdziwie sensownym i szczęśliwym. ,,Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją?” (Mt 16. 26, por. Łk 9. 25). Często też śmierć bliskiej osoby powoduje, że wielu ludzi nie widzi sensu, aby dalej żyć. Co więcej, z roku na rok rośnie liczba samobójstw popełnianych nie tylko przez ludzi dotkniętych różnego typu patologiami, ale również przez ludzi zamożnych i sławnych. Inni z kolei, niezależnie od wykształcenia i pozycji zawodowej, ulegają różnym nałogom i w ten sposób sobie samym gotują zgubę. Poza tym jeśli nawet wiedzie się nam w miarę dobrze, ,,życie nasze trwa lat siedemdziesiąt, a gdy sił stanie, lat osiemdziesiąt; a to, co się ich chlubą wydaje, to
obraz i podobieństwo (Rdz 1. 26). Bóg stworzył nas bowiem dla siebie i bez społeczności z Nim nie uzupełnimy nigdy tego, czego nam brak. Czyli podstawą prawdziwie głębokiego sensu życia jest właśnie społeczność z Bogiem i postępowanie zgodne z Jego wolą. Przypomnijmy, że już do Abrahama powiedziano: ,,Jam jest Bóg Wszechmogący, trwaj w społeczności ze mną i bądź doskonały” (Rdz 17. 1). Później podobne słowa skierowano do Izraela: ,,Teraz więc, Izraelu, czego żąda od ciebie Pan, twój Bóg! Tylko, abyś okazywał cześć Panu, swemu Bogu, abyś chodził tylko jego drogami, abyś go miłował i służył Panu, swemu Bogu, z całego serca i z całej duszy, abyś przestrzegał przykazań Pana i jego ustaw, które Ja ci dziś nadaję dla twego dobra”
chciwość, złość, podstęp, lubieżność, zawiść, bluźnierstwa, pycha i głupota” (Mk 7. 21–22). Kto więc poszukuje głębszego sensu życia, musi rozpocząć od prawdziwego nawrócenia się do Boga. Jezus powiedział: ,,Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (Mt 18. 3). Musi doświadczyć narodzenia się na nowo (J 3. 3, 5, 7), nie tylko jakieś tam zmiany zachowania, połatania starej szaty suknem z nowego materiału (Mt 9. 16), ale całkowitej przemiany, czyli duchowego narodzenia się z Boga. Czytamy: ,,Tym zaś, którzy go [Jezusa] przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego, którzy narodzili się nie z krwi ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga” (J 1. 12–13).
tylko trud i znój, gdyż chyżo mijają, a my odlatujemy” (Ps 90. 10). Najgorsze zaś jest to, że często też śmierć zaskakuje ludzi w momencie najmniej spodziewanym, jak w przypowieści Jezusa, w której czytamy: ,,Głupcze, tej nocy zażądają duszy twojej; a to, co przygotowałeś, czyje będzie?” (Łk 12. 20). Innymi słowy: trudno znaleźć kogoś, kto uniknąłby w tym życiu cierpienia, chorób i innych problemów, i pozostał przy tym całkowicie szczęśliwym. Pocieszające jednak jest to, że nie wszyscy ludzie zadowalają się tym, co przyziemne, że zawczasu pytają o sens życia. Wielu poszukuje bowiem czegoś, co jest istotniejsze niż wszystko inne w życiu, czegoś, czego nie są być może w stanie od razu do końca określić, ale co każe im pytać o głębszy sens ich istnienia. Są ludzie, którzy przyznają się do duchowej pustki i szukają odpowiedzi na odwieczne pytania: skąd pochodzimy, kim jesteśmy, po co tu jesteśmy i dokąd zmierzamy? Można też powiedzieć, że kto stawia tego typu pytania, nie tylko jest na dobrej drodze, ale w pewnym sensie niedaleki jest też od Królestwa Bożego (Mt 6. 33). Pytania bowiem tego rodzaju zazwyczaj prowadzą do uświadomienia sobie dwóch rzeczy. Po pierwsze, że ,,życie jest czymś więcej niż pokarm, a ciało niż odzienie” (Mt 6. 25). Po drugie zaś, że ,,Nie samym chlebem człowiek żyje, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4. 4). Dawno temu wypowiedziane słowa Jezusa tłumaczą nam więc, Posłuszeństwo Chrystusowi – cel życia chrześcijańskiego dlaczego tak wielu ludzi odczu(Pwt 10. 12–13, por. Mi 6. 8). wa ów duchowy głód, którego nie Nowe narodzenie jest więc dzieW tekstach tych podkreśla się więc jest w stanie zaspokoić nikt i nic łem Boga, który ,,współdziała we to, co najważniejsze – więź z Bopoza Bogiem. Uświadamiają nam wszystkim ku dobremu z tymi, któgiem, miłość, szczere oddanie i przerównież, że życie jest darem Bożym rzy Boga miłują, to jest z tymi, któstrzeganie Jego przykazań. i tylko Bóg może wypełnić je trerzy według postanowienia jego są poRzecz jasna, człowiek nie jest ścią, która czyni je prawdziwie spełwołani” (Rz 8. 28). ,,Albowiem Bóg w stanie sam siebie zmienić, aby żyć nionym. Jak powiedział Jezus: ,,Każto według upodobania sprawia w nas w harmonii z Bogiem. Pisał o tym dy, kto pije tę wodę, znowu pragnąć i chcenie i wykonanie” (Flp 2. 12). będzie; Ale kto napije się wody, któjuż Jeremiasz: ,,Czy Murzyn może odW odpowiedzi na to duchowe rą Ja mu dam, nie będzie pragnął mienić swoją skórę, a pantera swoje oddziaływanie Boga, człowiek pona wieki, lecz woda, którą Ja mu pręgi? A czy wy, przywykli do złego, szukujący głębszego sensu życia modam, stanie się w nim źródłem womożecie dobrze czynić?” (Jr 13. 23). że jedynie okazać prawdziwą skrudy wytryskującej ku żywotowi wieczRównież Jezus powiedział, że człochę i przyjąć Jezusa Chrystusa jako nemu” (J 4. 13–14). Innymi słowy: wiek jest z natury zły (Mt 7. 11). DlaPana i Zbawiciela oraz jedynego ponikt nie jest w stanie zaspokoić natego też ,,z wnętrza, z serca ludzkieśrednika między Bogiem a ludźmi szych duchowych potrzeb, jak tylgo pochodzą złe myśli, wszeteczeństwo, (1 Tm 2. 5). Tylko w ten sposób ko Ten, który stworzył nas na swój kradzieże, morderstwa, cudzołóstwo, przywrócona zostaje społeczność
człowieka z Bogiem, a pokutujący stają się nowym stworzeniem w Chrystusie Jezusie (2 Kor 5. 17). Skutkiem tej duchowej przemiany będzie zatem pragnienie jeszcze głębszej społeczności z Bogiem (Ps 32. 2–3; 73. 28), a z czasem stanie się On prawdziwie ośrodkiem naszego życia (Mt 22. 37) i będziemy odczuwać coraz większe upodobanie w tym, co w życiu bywa najwznioślejsze i najpiękniejsze. Po drugie – duchowa przemiana powoduje również, że Biblia, wcześniej niedoceniana, zaczyna wywierać istotny wpływ na całe nasze życie. Kiedy bowiem Bóg otwiera nasze oczy na duchową rzeczywistość i do duchowych rzeczy przykładamy duchową miarę (1 Kor 2. 13), dostrzegamy, iż Biblia zawiera wskazówki, jak żyć w sposób racjonalny i celowy oraz jak uporać się różnymi problemami. Wszak ,,całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany” (2 Tm 3. 16–17). Stwierdzamy więc, że księga ta rzeczywiście zawiera odpowiedzi na interesujące nas zagadnienia dotyczące Boga, człowieka, sensu życia oraz celu powstania i istnienia wszystkiego, a również służy duchowemu posileniu i ,,wrastaniu pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa” (Ef 4. 15). Po trzecie – duchowa przemiana decydująca o prawdziwym sensie życia wyrazi się również w tym, że wszystko wokół nas nabierze nowego znaczenia. Zmieni się nasz stosunek do świata, otoczenia, środowiska i ludzi. Razić nas będzie zło, niesprawiedliwość, znieczulica, bezduszność. Zdamy też sobie sprawę z tego, że nie potrafimy już żyć inaczej, jak tylko w zgodzie z zasadami ewangelii. ,,Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili” (Ef 2. 10). A zatem – z biblijnego punktu widzenia – pytanie o sens życia zawsze wiąże się z naszym stosunkiem do Boga. Sens życia polega bowiem nie tyle na tym, aby realizować wyłącznie własne zamierzenia (choć mogą one być właściwe), ale na wykorzystaniu wszystkich sił, zdolności i możliwości zgodnie z wolą Boga i w przyjaźni z Nim (Mt 25. 14–30). Psalmista ujął to następująco: ,,Zaufaj Panu i czyń dobrze, mieszkaj w kraju i dbaj o wierność! Rozkoszuj się Panem, a da ci, czego życzy sobie serce twoje! Powierz Panu drogę swoją, zaufaj mu, a On wszystko dobrze uczyni. Wyniesie jak światło sprawiedliwość twoją, a prawo twoje jak słońce w południe” (Ps 37. 3–6). BOLESŁAW PARMA
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Oceń Boga W zależności od miejsca naszego zamieszkania nazywa się Bóg, Jahwe, Allach, Manitu itp. Ocenia każdą sekundę naszego życia. I sieje strach. Nareszcie mamy okazję mu się odwdzięczyć. W internecie. Międzynarodowy portal RateTheGod.com (wersja polska: ocenboga.com) robi światową karierę. O co chodzi? Otóż w każdym zakątku ziemi każdego dnia możesz podejść do komputera i wystawić ocenę Absolutowi. Może być ona funkcją Twojego aktualnego nastroju (szef opieprzył czy też pochwalił Cię w pracy) lub bieżącej sytuacji międzynarodowej (trzęsienie ziemi, tysiące ofiar albo wielka hossa na giełdzie), nieistotne – wybór należy do Ciebie. Co ciekawe, ranking nie jest jak w przypadku innych notowań zawsze pozytywny, to znaczy np. od 1 do 6. Tu możesz wystawić „swojemu Stwórcy” ocenę zdecydowanie negatywną. Lub przeciwnie... Skala bowiem to przedział od minus 5 do plus 5. W ten sposób codziennie Bogu wystawiają noty na całym świecie setki tysięcy obserwatorów rzeczywistości. Oczywiście trafiają się i takie osoby, którym np. w nocy nie wyszło w łóżku, teściowa przyjechała w odwiedziny lub zakochały się
albo wygrały kumulację w lotto. Jednak zawiadujący portalem socjologowie zauważają, że znakomita większość respondentów boski ranking ocenia całkiem poważnie. Skąd to wiadomo? Specjalne programy komputerowe określają otóż krzywe aktualnej popularności Najwyższego, a one zadziwiająco zgadzają się z bieżącą sytuacją świata i poszczególnych narodów. Aby wszyscy to mogli zobaczyć, raz na jakiś czas publikowane są raporty oraz – UWAGA! – aktualna ocena, jaką ludzkość wystawia Panu Bogu. Sprawdźmy, jak to interesująco wygląda na przykładzie ostatniego raportu. Podczas ubiegłorocznego, katastrofalnego trzęsienia ziemi w Chinach tylko 6,7 procent wszystkich głosów oceniało Boga na +5;
a pasmach amatorskich oprócz zwykłych rozmów można natrafić także na uduchowione. Te ostatnie nie wszystkim jednak trafiają do przekonania. Historia radiokomunikacji sięga początku XX wieku. Wtedy pierwsi krótkofalowcy radioamatorzy zaczęli nawiązywać ze sobą
N
biegunowo odmiennego zdania (-5) było 26,1 proc. Średnia nota wyniosła wówczas niemal -2 proc. Jest jednak i taka prawidłowość (widzę w tym „palec boży”), że ludzie dość szybko zapominają o sprawkach Najwyższego i jego notowania wędrują, wolno, ale jednak w górę. Tak było i tym razem, aż tu miesiąc później katastrofalne powodzie w USA pozbawiły tysiące ludzi dachu nad głową. Akcje Nieba znów poleciały na łeb, na szyję do „poziomu chińskiego” (w Stanach dwukrotnie bardziej, czemu trudno się dziwić). Nadzwyczaj interesująco wygląda podejście do Absolutu ludzi o całkiem odmiennych interesach. Podczas ataku Rosji na Gruzję aż 37 procent Rosjan wystawiło Niebiosom notę +5, za to 39 procent Gruzinów wpisało -5. Podobno
to także sport – mocno wyczynowy, choć niewidowiskowy, bo polegający na wykonaniu maksymalnej liczby łączności w określonym czasie (są stacje, które robią ich kilka tysięcy w ciągu doby, co oznacza, że obsługująca je osoba godzinami nie rusza się z miejsca). Radioamatorstwo dla wielu staje się sposobem na życie. W Polsce są nawet krótkofalowcy,
zdezorientowany wówczas Bóg po raz pierwszy od początku Wszechświata podrapał się w głowę:) Optymizm świata wzrósł natomiast niepomiernie po nominacji Obamy. Średnia ocen wystawiona przez cały świat wywindowała się do niebotycznej średniej +2,59 (przy aż 36 proc. +5 i tylko 7,1 -5). Było to spowodowane powszechną nadzieją na dobre zmiany. Ale tak jak z jawną niechęcią do Boga po jakimś kataklizmie, po którym boski indeks wraca do stanów średnich, tak samo dzieje się przy wielkim huraoptymizmie. Po niesłychanym boomie Obamowym ziemia znów popadła w pewną apatię i zaczęła nie lubić Pana Boga. Co takiego? – zapytacie. To, niestety, prawda... Moi Drodzy, boski indeks RateTheGod.com ma stały trend spadkowy. To niezwykłe zjawisko. Bardzo powolne, ale doskonale zauważalne. Chyba tam Na Górze będą musieli coś z tym zrobić. I to szybko. Socjologowie tłumaczą to w sposób ciekawy, który można by zilustrować antytezą powiedzenia „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”, czyli „Jak Bóg ludziom, tak ludzie Bogu”.
na określonej częstotliwości nad wersetami Pisma Świętego pochyla się więc grupa kilkunastu osób z różnych miast kraju. Rozważają. Analizują. Przeżywają. Rozmawiają o wierze, Kościele i Bogu. Coraz częściej też muszą zmagać się z... niezidentyfikowaną siłą nieczystą burzącą podniosły nastrój. Na tyle skutecznie, że guru Górski postanowił zainteresować
Diabeł siedzi w... eterze łączność i szybko stali się awangardą postępu na świecie. Z czasem zaczęli odkrywać nowe możliwości, korzystając z coraz to wyższych częstotliwości i coraz krótszej fali. W Polsce jest ich dzisiaj około 12 tysięcy. Na szeroką skalę ich możliwości zostały wykorzystane podczas powodzi w 1997 roku – kiedy przestały działać telefony, to oni zapewnili komunikację i łączność. Ustawa o prawie telekomunikacyjnym głosi, że służba radiokomunikacyjna amatorska ma na celu „nawiązywanie wzajemnych łączności, badania techniczne oraz indywidualne szkolenie wykonywane w celach niezarobkowych przez uprawnione osoby wyłącznie dla potrzeb własnych”. Pasjonaci przesiadują przed transceiverem (urządzenie nadawczo-odbiorcze – dop. red.) godzinami, kręcąc gałką i szukając dobrej propagacji, a więc możliwości nawiązania interesującej ich łączności na wybranym dystansie. Połączenia na falach ultrakrótkich
do których należą rekordy wszech czasów w liczbie nawiązanych łączności. Ale toczą się na krótkich falach także rozmowy o technicznych nowinkach, zdrowiu, pogodzie, gospodarce i – wbrew niepisanej regule krótkofalowców, by w eterze nie poruszać tematów związanych z polityką czy religią – o Bogu. Te ostatnie stały się w końcu kością niezgody, która skutecznie dzieli środowisko. Koło chrześcijańskie nadaje na jednej z częstotliwości amatorskich (3,72 MHz). Dwa razy w tygodniu spotykają się ci, którzy za główny cel swojej bytności w eterze obrali ewangelizację, a swoją radiostację traktują jako narzędzie do krzewienia katolicyzmu. Inicjator to Jerzy Górski, żarliwy katolik, czciciel kleru i wiary, a może nawet przyszły za nią męczennik. Krótkie częstotliwości zaczął wypełniać Słowem Bożym już w czasach PRL. Dwa razy w tygodniu
swoim problemem poważne organy państwowe. „Od pewnego czasu pojawia się na naszej częstotliwości ktoś – nie podając znaku wywoławczego – i rozpoczyna uporczywe, złośliwe zagłuszanie naszych rozmów. Rozmowa jest
21
Innymi słowy, ponieważ we wszelkich społecznościach głęboko zakorzenione jest przekonanie, że On karze nas za wszystko, więc teraz my mamy okazję ukarać go (ocenić) za tornada, tsunami, pożary, a nawet za śmierć chomika. Trudno odmówić logiki takiemu myśleniu. Obecnie Pan Bóg ma notowania w okolicach minus 0,8. Oto ostatnio sporządzony graf (patrz reprodukcja). Zwróćcie uwagę na ogromne spadki 1, 2 i 3. To odpowiednio: trzęsienie ziemi w Chinach, powodzie w USA i konflikt gruziński. Jest jeszcze jedna ciekawostka: w pewnych okresach zawirowań finansowych wykres popularności Boga nadzwyczajnie pokrywa się z krzywą giełdowych indeksów. ! ! ! No to cóż... do dzieła, Kochani. Zróbcie sobie przyjemność i wystawcie ocenę Panu Bogu. To trwa zaledwie kilka minut. Można nawet uzasadnić swoją notę. Potem jedno klik enterem i macie lepszy humor na resztę dnia. A że KTOŚ będzie miał gorszy? No cóż... nosił KTOŚ razy kilka... MAREK SZENBORN
wtedy absolutnie niemożliwa. Zło, które przejawia się w postaci zakłóceń, jest dziełem człowieka uwikłanego w konflikt z własnym sumieniem!” – napisał do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, prosząc o ochronę i pomoc w walce z przeciwnikami papieskiej wiary, gorszymi znacznie od PRL-owskich funkcjonariuszy MO, z którymi Górski jakoś sobie radził. Rzeczywiście, zwolennicy twierdzenia, że miejscem właściwym do głoszenia słowa Bożego jest kościół, zagłuszają eterowych misjonarzy, wykorzystując wszelkie dostępne sposoby – sprzężenia akustyczne, obelgi, transmisje fragmentów audycji innych radiostacji. Dla świętego spokoju Urząd Komunikacji Elektronicznej przez jakiś czas udawał, że stara się namierzyć zakłócających. Nie namierzył. W końcu Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego kłopotliwą piłeczkę odbiła do Piotra Skrzypczaka, prezesa Polskiego Związku Krótkofalowców, nakazując mu zdyscyplinowanie antychrystów. Niestety (dla koła katolickiego), okazało się, że PZK nie ma urządzeń nasłuchowych czy namierzających ani nawet prawnego umocowania do inwigilacji poczynań społeczności radioamatorów. Wszystko, co mógł w tej sprawie zrobić prezes PZK, który uważa, że amatorskie radio nie jest właściwym miejscem do szerzenia religii, to apelować o przestrzeganie norm współżycia i piętnowanie nagannych zachowań. Z mizernym skutkiem. WIKTORIA ZIMIŃSKA
22
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
RACJONALIŚCI est lato, choć za oknem nie widać, więc jak już rzekliśmy, postaramy się o nieco bardziej „podkasaną muzę”, czyli wierszyki lżejszego kalibru. Co przecież nie znaczy, że mniej wartościowe. Oto dwa urokliwe tekściki Jerzego Harasymowicza.
J
Okienko z wierszem Dlaczego pada śnieg? Raz w niebie dwaj święci przy grze w domino powiedzieli sobie: ach, ty taki synu. Co gdy usłyszał Archanioł Michał, to zaraz wsiadł na bicykl, kłuł go ostrogą, ciężko wzdychał. I przyjechał Michał, i tych świętych zabrał do mieszka, choć się za nimi wstawiała ich siostra Agnieszka. No i tak, święci bez pasków, bez sznurówek, w błękitnych kalesonach, wśród więziennych dachówek, święci się nudzą, siedzą we dwóch i wyrywają sobie święci z brody siwy puch jak najęci.
Buty dziadka Dziadku znowu poszliście kraść śliwy i to w kościelnych butach Żebyście choć wzięli buty codzienne Rzeczywiście mówi dziadek co im przyszło do głowy tym butom kościelnym Tyle się nasłuchały księdza tyle się nastały i poszły
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Wyborczy POPiS Polaków Polacy wybrali. Znowu POPiS. Biskupia koncepcja postsolidarnościowej koalicji Platformy Obywatelskiej i PiS spersonifikowała się w rekordowym wyniku Buzka i Ziobry w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Najgorszy premier i najgorszy minister III RP uzyskali najlepsze wyniki. 393 117 i 335 933 głosy. Premier (1997–2001) Buzek ma na swoim koncie cztery reformy i pogrzeb, czyli dziewięćdziesięciomiliardowy deficyt budżetowy na koniec kadencji. Zmartwychwstanie pogrzebanego wraz z AWS Buzka nastąpiło już po trzech latach. W 2004 roku, w pierwszych wyborach do PE, 173 389 Ślązaków zapomniało o dokonaniach nieudacznego, sterowanego przez pięknego Maryjana premiera i obdarzyło go zaufaniem. Może dlatego, że rząd SLD zasypał budżetową dziurę i doprowadził do gospodarczego wzrostu. Konsekwencje Buzkowych pseudoreform ponosimy do dziś. W miejsce 49 województw, mamy 16. W nich 314 powiatów ziemskich. Martwych tworów, pozbawionych kompetencji i pieniędzy. Sejmiki wojewódzkie i urzędy marszałkowskie dopiero dzięki środkom z Unii Europejskiej przestały jedynie administrować centralnie przyznanymi funduszami i zyskały realny
wpływ na rozwój regionu. Wojewodowie do dziś toczą spór z marszałkami, kto ma być witany jako pierwszy na terenowych uroczystościach. Godzą ich zazwyczaj lokalni biskupi, przodujący w precedencji państw wyznaniowych. Reforma szkolnictwa nawiązywała oczywiście do II RP. Po sześcioklasowej podstawówce wprowadzono gimnazjum, a potem liceum. Poziom, z wyjątkiem poziomu szkolnej agresji, się nie podniósł, bo od samego mieszania herbata nie robi się słodsza. Skandaliczna była reforma emerytalna. Miliony Polaków zostały zmuszone do odkładania pieniędzy w oszukańczych, prywatnych funduszach emerytalnych, które obiecywały wakacje pod palmami na starość. Przez pierwsze lata przejadały nie tylko zyski z zebranych składek, ale często i kapitał podstawowy. W czasie kryzysu straciły łącznie kilkadziesiąt miliardów złotych, niebezpiecznie ulokowanych na giełdzie. Dzięki Buzkowi polscy emeryci będą nie tyle pod palmami, co goli i bosi. Na szczęście on sam, po dwóch kadencjach europosła, otrzyma dodatkową emeryturę w wysokości kilku tysięcy euro, a jak zostanie przewodniczącym parlamentu – to dużo wyższą.
Kasy chorych miały zapewnić zdrowie, a przynajmniej bezproblemowe leczenie. U wybranych, najlepszych lekarzy, w komfortowych przychodniach i szpitalach. Bezpłatnie i bez czekania, czyli komuna bez kolejek. Wbrew założeniom, pieniądze nie szły za chorym, a w każdym razie nie przekraczały granic województw. Spowodowało to podział Polaków na lepszych i gorszych. Dostęp do procedur medycznych zależał od miejsca zamieszkania. Likwidacja kas chorych niewiele pomogła. Na leczenie wciąż potrzebna jest kasa. Często dawana w kopertach. Za pokazowe procesy lekarzy oskarżanych o branie kopert, alkoholi i wiecznych piór wielu Polaków pokochało z kolei Ziobrę. Patrzą w niego jak w obrazek z własnym wnusiem. Z miłości utworzyli oddziały ziobrowych beretów. Zbrojnych w laski, kule, parasole, a przede wszystkim w nienawiść. Tego kilkusettysięcznego wojska przeraził się nawet Jarosław Kaczyński. I polecił niedawnemu pupilowi, by na zesłaniu do Brukseli pilnie uczył się angielskiego. Ale jak Ziobro będzie gadał po obcemu, to jego wyborcy mogą się od niego odwrócić. No bo to nie – Polak jakiś, i w dodatku z masońskiej Unii. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.eu
Kongres Kobiet Polskich 2009 Zmarł tragicznie
Andrzej Olszewski, twórca Wydawnictwa Uraeus, dzięki któremu polscy czytelnicy mogli zapoznać się z dorobkiem światowej, zwłaszcza niemieckiej myśli wolnomyślicielskiej, w tym antyklerykalnej. Wszystkim zasmuconym jego odejściem składamy wyrazy współczucia Redakcja „FiM”
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warmińsko-mazurskie wielkopolskie zachodniopomorskie
Jerzy Dereń Józef Ziółkowski Ziemowit Bujko Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Józef Niedziela Jan Barański Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel.
0 698 0 607 0 606 0 604 0 607 0 692 0 501 0 667 0 606 0 502 0 691 0 606 0 609 0 698 (0-61) 0 510
873 811 924 939 708 226 760 252 870 443 943 681 483 831 821 127
975 780 771 427 631 020 011 030 540 985 633 923 480 308 74 06 928
Obawiałam się, że będzie to impreza rocznicowa uładzona i nie będzie nawet wypadało wspomnieć o kobietach, które transformacja zepchnęła na margines, ani o regresie praw brzydko nazwanych reprodukcyjnymi, które cofnęły sytuację kobiet do lat 50. zeszłego wieku. Moje obawy sprawdziły się na szczęście tylko w niewielkim stopniu. W części plenarnej ciekawy był wykład prof. Marii Janion, ukazujący portret kobiety Polki w rysie historycznym. Z wypowiedzi kobiet kombatantek moją uwagę zwróciła wypowiedź Barbary Labudy, która przypomniała m.in. dużą liczbę kobiet działających w podziemiu, a tylko jedną uczestniczkę Okrągłego Stołu. Prezydentowe były dwie: Jolanta Kwaśniewska i Maria Kaczyńska. Danuta Wałęsowa nie dojechała, a Barbara Jaruzelska pewnie nie została zaproszona. Spośród 10 konferencji odbywających się jednocześnie pierwszego dnia wybrałam temat „Wizerunek kobiet w mediach”. Zaproszono kobiety „robiące” widowiska telewizyjne, reklamę telewizyjną a także seriale, np. Ilonę Łepkowską. Dyskutantki krytykowały patriarchalny wizerunek kobiety w serialach i seksistowski w reklamach. Twórczynie broniły się, że odwzorowują rzeczywistość i że to się sprzedaje. Wypowiedź Olgi Lipińskiej o edukacyjnej roli telewizji została niestety przerwana przez Agatę Młynarską, niezbyt sprawnie prowadzącą dyskusję. Drugiego dnia wybrałam konferencję „Zdrowie kobiet”, prowadzoną przez prof. Eleonorę Zielińską i Wandę Nowicką. Wyłonił się z tego niewesoły obraz polskiego systemu ochrony zdrowia, nieprzyjaznego nawet kobiecie rodzącej, i nieefektywnej profilaktyki. Padły tu głosy m.in. ze strony przedstawicielki stowarzyszenia „Same o sobie” o fatalnej roli Kościoła. W finale kongresu, prowadzonym przez dr Henrykę Bochniarz, największe wrażenie swoją trafnością zrobiło raczej nieoptymistyczne wystąpienie Agnieszki Graff. Wzbudziło ono entuzjazm i zakończyło się owacją na stojąco. Graff mówiła o niemożliwej do realizacji jedności kobiet, o roli mężczyzn i o upolitycznieniu religii. Nie przyjechała niestety Hillary Clinton, której pozdrowienia wyświetlono w formie filmu. Przemówienie natomiast wygłosiła przedstawicielka rządu USA Melanne Verveer, która zajmuje stworzone przez Baracka Obamę stanowisko do globalnych spraw kobiet. Kongres był nieźle zorganizowany, a jego silną stroną jest wręczony uczestniczkom (w liczbie około 4 tysięcy) raport o sytuacji kobiet w 20-leciu, a także postulaty, których realizacja poprawiłaby los kobiet. Bardzo ważnym postulatem jest wprowadzenie do ordynacji wyborczej parytetu (50 proc. kandydatów dla każdej płci) obowiązującego na wszystkich listach wyborczych z naprzemiennymi nazwiskami kobiet i mężczyzn. Teresa Jakubowska, RACJA Polskiej Lewicy
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
Mąż i żona jadą przez wieś samochodem. Nie odzywają się do siebie, bo są świeżo po kłótni. Nagle żona spostrzega stadko świń i pyta męża pogardliwie: – Twoja rodzina? Na co mąż odpowiada: – Tak, teściowie! " " " Dworzec kolejowy. Do informacji podchodzi podróżny i pyta: – O której odjeżdża pociąg do Warszawy? – Nie wiem. – ?? Ale jak to, pani jest informacja, pani powinna mnie poinformować! – Więc pana informuję, że nie wiem. KRZYŻÓWKA Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone bombką Poziomo: 1) przylądek nadziei złodziei ! nieżywa istota ! pokręcony aromat 2) przez takie laseczki można stracić zdrowie ! wychodzi z domu na podwórko ! wyraz twarzy sapera 3) chytrus z Kalisza ! koszulka z polotu ! niby ma szyk, a lata i beczy 4) panna w wannie ! pierze w szopie ! świta znakomita 5) ćwiczenie z niemieckiego przerywnika ! to, co rodacy kładą na tacy ! gustował w dziewicach z Krakowa 6) niepełna pula ! mokre i słone wyjdą ze zmory ! skrzynia ze szpakami ! zakrywa biust w listopadzie 7) nie biegnie wkoło Macieja, ale wkoło maciejówki ! jest z nami i basta ! bierze od tych, co dają 8) by nawadniać powstały ! gazeta cała jak część ciała ! wiatr zrywający dachy w oborach Pionowo: A) gdy księżna pani wiąże się z poddanym ! fruwająca reklamówka B) rasowy balkon ! nadawana bez nadajnika ! są przezroczyste i mają skrzydła C) okupant w biszkoptach ! ma swój charakter ! co pies szczerzy, gdy jest zły? D) zbierał złom w kinie ! papuga cała w kolorach ! z klamką lub bez E) zaczyna się od nogi w Malborku ! patrol z pogawędką w sieci ! z kramami w Stargardzie F) dodatek z sanek ! przybyła i nakręciła ! Antonio lub Diego G) w parze z figą ! zarobiony, lecz nie zmęczony ! ma sprawność na ramieniu H) kto mi wyjdzie z tej książeczki ! prawie jak milicja ! najwyższy chórzysta I) nie z gruszki, lecz z pietruszki ! nie nie ! leśna w Sopocie Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie z cyklu „Niezapomniane słowa wybrańców narodu” (Stefan Niesiołowski)
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Ateista umarł i poszedł do piekła. Przerażony, na drżących nogach staje przed bramą. Potężne wrota nabijane ćwiekami, płonący ogniem napis „PIEKŁO”, swąd siarki, krzyki i jęki. Zastukał kołatką w drzwi i z niepokojem słucha szczęku otwierających się zamków. A tu... otwiera mu drzwi Diabeł: w garniturze od Armaniego, stylowa fryzura, elegancko przystrzyżona bródka. – A, witam, witam, zapraszamy do środka. Ateista wchodzi niepewnie, a Diabeł do niego: – Ależ nie musisz się niczego obawiać! Tu nie biją. Właściwie to mamy tutaj pełen luz, zero kar cielesnych. Diabeł oprowadza ateistę po piekle: – Tu w tej sali mamy restaurację. Wpadaj, kiedy tylko będziesz miał ochotę. Dania z całego świata, 24 godziny na dobę, oczywiście wszystko w najlepszym gatunku i zupełnie gratis. Wędrują dalej: – Tutaj jest nasz klub. Ateista przetarł oczy ze zdumienia. W środku półnagie dziewczęta serwują cygara i drinki. – Wpadaj, kiedy tylko masz ochotę. Kubańskie cygara i wszystkie gatunki alkoholi z całego świata. No i dziewczynki też są zawsze chętne do zabawy. Idą do następnej komnaty: – W tej sali jest nasza biblioteka. Możesz tu oddawać się lekturze dowolnych książek, także tych ocenzurowanych na górze. Co tylko na ziemi napiszą, zaraz się tutaj pojawia. Czuj się jak u siebie w domu. Wszystko jest do twojej dyspozycji. Diabeł prowadzi go dalej. Zatrzymał się na chwilę przed wielkimi pancernymi drzwiami, wyglądającymi jak do sejfu. – Zaczekaj chwilkę, tylko coś sprawdzę – powiedział do ateisty i otworzył drzwi. Ateista zerknął mu przez ramię i aż włos zjeżył mu się na głowie. Potępione dusze, smoła, dym, ogień, jęki i wrzaski. – A to co jest?! – spytał przestraszony. – Tym się kompletnie nie przejmuj. To katolicy. Jak sobie wymyślili, tak mają!
A
C
D
1
1 2
B 27
17
E
F
G
18
6
10
23
4
3 12
15
29
21
8
7
11
28
8
4
3
5
24 16
14
3
20
2
5
1 2
30
26 9
25
22 5
6
I
13
7
4
H
6
7
8
9 10 11 12 13 14
19
15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27 28 29 30
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 23/2009: „Są rzeczy ważniejsze do pieniędzy, tylko trzeba mieć pieniądze, by je kupić”. Nagrody otrzymują: Marek Kukulski ze Szczecinka, Janina Kruk z Wrocławia, Edit Bielska ze Szczecinka. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Maja Husko; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 26 (486) 26 VI – 2 VII 2009 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Ołtarz na kółkach
Fot. OH
Oto krajowy wkład w rozwój światowej wynalazczości – ołtarz bożocielny na drzwiach samochodu transportowego (okolice Łodzi)
Humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Mojżesz wraca z góry Synaj i mówi: – Dostałem od Boga 100 przykazań. W związku z tym mam dla was 2 wiadomości. Dobrą i złą. Dobra jest taka, że stargowałem do 10, a zła – że szóste zostało. ! ! !
Nowo przyjęty do służby policjant przez pomyłkę w księgowości nie dostawał pensji przez 4 miesiące. Po odkryciu pomyłki przełożony wzywa policjanta na rozmowę: – Heniu, od 4 miesięcy nie dostajesz pensji. Czemu nic nie mówiłeś? – Myślałem, że jak dostałem broń służbową, to mam sobie już jakoś radzić...
folklorze polskim diabły wywodzą się z mitologii słowiańskiej (nie chrześcijańskiej), kiedy to przybierały postacie czartów lub biesów. Jedną z najbardziej znanych diabelskich istot jest Boruta z Łęczycy. W lochach ciemnych, na głębokościach olbrzymich łęczyckiego zamku, siedział w żupan karmazynowy i pas złotolity odziany szlachcic pewien. Siedział i pił okrutnie. Z nudów chyba. Ale, ale... czapka rogatywka barankiem obszyta nienależycie mu do głowy przylegała, jakoby coś przeszkadzało... I kiedy tylko z bliska szlachciurze przyjrzeć się zdołałeś, a ten po głowie drapać się zaczynał dłonią z pięcioma ogromnymi pazurami, zza uchylonej czapki rogi dostrzec można było. Nikt inny pod postacią owego szlachcica się nie chował, jeno sam diabeł Boruta, który na łęczyckim zamku skarbów olbrzymich pilnował. Czort ów twarz wielką i rumianą posiadał, z której to wąsiska i broda do samych piersi zwisała, a oczyska iskrami straszyły. Siedział tedy Boruta posępny na wielkim antale po małmazyi, by wtem w beczkę pięścią walnąć i takie to słowa wyrzec: – Dość siem już w lochu jak głupi nasiedział, duszno i wilgoć wszędy zalega. Ostatniego jeno węgrzyna dopiję i hen, na świat, gdzie słonko
W
DIABŁY POLSKIE (1)
Boruta świeci, zawitam. Niewiele myśląc, z lochów głębokich Boruta wylazł, a jako że w okolicy zamku wesele huczne wyprawiano, kroki swe diabelskie natychmiast doń skierował. Po oczepinach już dobrze było, kiedy to kapela grać zaczęła. Wtem w drzwiach karczmy szlachcic jak malowanie stanął, by do izby, z racji postury swej słusznej, wraz w futryną raźnym krokiem wstąpić. Orkiestra natychmiast ucichła, chłopy pić przestały, oczy wybałuszywszy, a niewiasty po kątach z piskiem jęły się chować.
– Pić! – jął od progu wołać Boruta. Natychmiast beczkę miodu mu podano. No i naczynie. To rzucił w diabły i pysk swój prosto do antała przyssał. Oklaskom i krzykom, że „swój” na wesele zawitał, nie było końca. Ale kiedy mocno już podchmielony przybysz piszczącą ze strachu pannę młodą w tany porwał i hm... podszczypywać zaczął, tedy małżonek jej prawowity na pojedynek diabła wyzwał. Aż się zagotowało, kiedy obaj w szranki stanęli. Boruta bronił się zaciekle, ale pan młody sprawniejszym okazać się raczył fechmistrzem i obciął przybyszowi dwa palce. Syknął diabeł z bólu i z zakrwawionej ręki szablę wypuścił. Ale że w tym momencie pianie kura słyszeć się dało, po diable jeno pas i pazury obcięte zostały i tylko zapach siarki po całej karczmie się rozniósł. No i krzyki szlachty, że pan młody Borutę pokonał. A czort bez pasa i szabli na zamek łęczycki powrócił. Ponoć od czasu weseliska ani razu z zamku nie wylazł, jeno na pustych beczkach leży i łapę zranioną liże... PAR