Za rozpijanie i prostytuowanie dzieci oraz recydywę
KSIĄDZ PEDOFIL SKAZANY NA 5,5 ROKU WIĘZIENIA Â Str. 3
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 26 (591) 7 LIPCA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Polska ma dwie twarze: jedna to nalana butą i samozadowoleniem, wykrzywiona grymasem zaciętości twarz wiejskiego proboszcza; druga – to jasna, pełna radości i nadziei twarz Polaka Światłego. Którą z nich pokażemy Europie? Którą Europa zapamięta? Â Str. 11, 25
 Str. 3 -15
 Str. 14 ISSN 1509-460X
 Str. 11
2
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY CBOS przeprowadził bardzo interesujący – tzw. negatywny – sondaż przedwyborczy. Wynika z niego, że 48 proc. Polaków za żadne skarby nie odda swojego głosu na… PiS. Na drugim miejscu selekcji negatywnej jest Samoobrona – odrzuca ją 30 proc. respondentów, trzecia na antypudle znalazła się PO z niechęcią 24 proc. wyborców. Niewielki odsetek zdeklarowanych przeciwników ma Ruch Palikota i tyle samo SLD – 14 proc. Z najnowszego sondażu wynika również, że 44 proc. Polaków opowiada się za postawieniem Kaczyńskiego i Ziobry przed Trybunałem Stanu. 35 proc. tego nie chce, a pozostali się wahają. Spodziewana jest konferencja prasowa PiS, podczas której padnie oskarżenie, że Polacy to nie są Prawdziwi Polacy. Jarosław Kaczyński już zapowiada, że najprawdopodobniej oleje sąd i nie podda się nakazanym przez Temidę badaniom psychiatrycznym. Heroiczny sprzeciw wobec bezduszności władzy? Raczej pragmatyzm otoczenia doradców, którzy podejrzewają, że prezes, raz przestępując progi gabinetu psychiatry, mógłby szybko stamtąd nie wyjść. Po dokonaniu w pobliżu Kutna jednego z głębszych w Polsce odwiertów (ok. 6,5 tys. m) PGNiG dowierciło się do największego w naszym kraju i trzeciego co do wielkości w Europie złoża gazu ziemnego – co najmniej 100 mld m3. Niektórzy fani portali katolickich natychmiast dostrzegli w tym palec boskiej opatrzności. Może i tak, coś pilnowało, by Rydzyk się nie dowiercił. Na łamach „Ich Dziennika” Rydzyk przeprosił za swoje słowa w Brukseli, że „w Polsce jest totalitaryzm i od 1939 roku nie rządzą nią Polacy”. Za to na antenie Radia Maryja (podczas nocy poprzedzającej wyjście gazety) oświadczył: „Chciałem powiedzieć to, co powiedziałem, i niczego nie odwołuję”. „Niech wasza mowa będzie: tak, tak; nie, nie” – powiedział Jezus do… do swoich uczniów. Czyli wszystko jest OK. Po nocie ministra Sikorskiego w sprawie Rydzyka rzecznik Watykanu oświadczył, że „jakakolwiek wypowiedź ks. Rydzyka nie angażuje Stolicy Apostolskiej i Kościoła w Polsce”. Wynikałoby z tego, że Rydzyk działa publicznie jako osoba prywatna. Tymczasem – jako duchowny posiadający misję kanoniczną i dyrektor katolickiego radia działającego w oparciu o umowę zakonu redemptorystów z Episkopatem – jest on osobą publiczną. Na podstawie tej umowy zakon otrzymał koncesję nadawcy społecznego od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Rydzyk reprezentuje w Radiu Maryja swój zakon. Tak więc Watykan bezczelnie kłamie. Ale czy po raz pierwszy? Ronald S. Lauder, prezydent Światowego Kongresu Żydów (WJC), dopatrzył się w wypowiedzi Rydzyka w Brukseli elementów antysemickich. „To nie Żydzi są wrogami Polski, lecz ludzie tacy jak on” – powiedział Lauder i zażądał od Watykanu wydalenia Rydzyka z zakonu redemptorystów i stanu kapłańskiego. No i jest pasztet, bo papa Benedykt może sobie olać Sikorskiego, ale z WJC będzie dużo, dużo trudniej. W długim i nudnym wywiadzie dla onet.pl Czarnecki Ryszard, główny intelektualista (O BOŻE!) PiS i duma europarlamentu, powiedział jedno interesujące zdanie: „Kaczyński ma interes narodowy”. Zachodzimy w głowę, skąd o tym Rysio wie i co to oznaczać może. Jestże ten interes biało-czerwony? A może nałożono nań koronkę? Katarzyna Łaniewska (babcia z „Ziarna” i gospodyni księdza z „Plebanii”) ma startować do Senatu z listy PiS. G…zik by nas to obchodziło, gdyby w wywiadzie dla „Ich Dziennika” nie powiedziała o czasach PRL-u tak: „Wtedy był prosty układ: my i oni”. A cóż to, babciu? Skleroza? Kto są ci „oni”? To tacy, którzy w latach 50. byli przodownikami socjalizmu, na aktorskich studiach szefami ZMP, a w szeregach PZPR wyróżniającymi się aktywistami – jak babcia właśnie? Czy babcia ma słabą pamięć, czy wierzy, że amnezję mają wszyscy dookoła? Brytyjska Izba Gmin jednogłośnie zakazała występów dzikich zwierząt w cyrkach. Szkoda, że jurysdykcja angielskich prawodawców nie sięga na ul. Wiejską w Warszawie. Tam od lat w okrągłym cyrku występują dzicy posłowie. Tylko że nie ich się męczy – to oni męczą. Polaków. Nigeryjskie piłkarki nożne (cała reprezentacja) biorące udział w mundialu w Niemczech muszą poddać się specjalnym egzorcyzmom religii animistycznej. Szamana wezwała do roboty trenerka zawodniczek, która nakryła je pod prysznicem, jak się… przytulały. Selekcjonerka uznała, że sportsmenki opętał lesbijski szatan. Nie wiadomo, czy to prawda, ale bilety na mecze Nigeryjek wykupione są do ostatniego miejsca, a poseł Węgrzyn jest podobno gotów zapłacić za wejściówkę każdą cenę. W Sudanie (Północnym i Południowym) euforia. Ludzie tańczą na ulicach, wrogowie godzą się, a przyjaciele ucztują; nawet lew zrezygnował z zagryzienia gazeli. Oto bowiem polscy parlamentarzyści postanowili 29 czerwca pomodlić się plenarnie za Sudan. Byle nie o deszcz, bo siła polskiej modlitwy jest taka, że Chartum zaleją powodzie.
Kapitał cz. I P
ytacie, na kogo głosować? Kto powinien zostać posłem? Odpowiadam: ten, kto rozumie, że najcenniejszym polskim kapitałem są Polacy – nasz intelektualny potencjał i możliwości. I zrobi wiele, żeby ten potencjał w jak największym stopniu wyzwolić. Najcenniejszym bogactwem, np. Japonii, są ludzie. To oni określają status tego kraju jako jednego z najbogatszych na świecie, nie zaś bogactwa naturalne, których Japończycy nie mają. Jednocześnie bogaci w kopaliny mieszkańcy Afryki albo Ukraińcy śpiący na czarnoziemach – klepią biedę. Potencjał drzemiący w mądrych ludziach pozwala w stosunkowo krótkim czasie nadrobić nawet wiekowe zaległości. A może Polacy nie grzeszą mądrością? Może są mało zdolni? Nonsens. Absolwenci polskich studiów informatycznych wygrywają od kilkunastu lat międzynarodowe olimpiady i konkursy. W ciągu 10 lat staliśmy się światową czołówką w produkcji gier komputerowych. Nasze ultralekkie samoloty rozpoznawcze są najlepsze na świecie. Polska firma w ciągu 7 lat szturmem weszła do czołówki europejskich dostawców autobusów komunikacji miejskiej oraz luksusowych autokarów. Inna jest światowym monopolistą w produkcji dekoderów dla telewizji cyfrowej. Przodujemy w usługach szyfrowania danych. Polska firma produkuje jedne z najlepszych na świecie zapraw budowlanych i klejów, inna staje się potentatem w kosmetykach naturalnych itd. Dlaczego więc – skoro jest tak dobrze – wciąż jest tak źle? Dlaczego przebijają się tylko jednostki? Problem w tym, że od ponad 20 lat nasi politycy robią wszystko, aby polskich liderów nie było zbyt wielu. Od ponad 20 lat obserwujemy bowiem proces psucia polskiego systemu edukacji. Bez dobrej szkoły, i to na każdym szczeblu, nie ma szans na wykorzystanie potencjału, jaki tkwi w człowieku: talentów, umiejętności, ciekawości świata, pracowitości, samodzielności, wyobraźni i odwagi. Jesteśmy kreatywni, ale bez silnego kapitału intelektualnego nie wygramy światowej ani nawet środkowoeuropejskiej rywalizacji. A toczy się ona dzisiaj o nowe technologie i kontrolę nad patentami. Pierwszym rządem, który spróbował oszacować nasze mocne i słabe strony, jeżeli chodzi o potencjał wiedzy i umiejętności, była ekipa Tuska. Raport przygotowany przez zespół jego doradców w 2008 roku nie spotkał się jednak z zainteresowaniem ani polityków (nawet działaczy PO i SLD), ani mediów. Te ostatnie wolałyby z pewnością, gdyby Tusk założył jakąś figlarną czapeczkę albo pochwalił rumuńskie czereśnie. Szkoda, bo właśnie odpowiednie zarządzanie potencjałem, jaki tkwi w obywatelach, jest kluczem do rozwoju. A zarządzać nim można, prowadząc m.in. właściwą politykę edukacyjną. Tej z kolei przyświeca naczelna zasada, że edukacja na każdym szczeblu i w każdym wieku jest prawem obywatela; państwo musi natomiast zapewnić warunki do jego realizacji. Rządy czynią to w różny sposób – od finansowania edukacji w całości, poprzez państwowe fundusze stypendialne, po gwarantowane przez państwo kredyty studenckie itp. Trzeba tutaj podkreślić pojęcie: w każdym wieku. Rzecz w tym, że współczesny świat wymaga od nas ciągłego uczenia się: kursów, studiów podyplomowych, szkoleń itp. Równie istotną sprawą jest jednolitość przekazu wiedzy w szkołach. Wpompowanie w edukację olbrzymich pieniędzy nic nie da, jeżeli program będzie niespójny, na przykład przemieszanie wątków religijnych i prawdziwej wiedzy to podważenie podstawowej zasady, że świat jest racjonalny i da się go opisać,
zgłębić. Racjonalne spojrzenie na świat plus wiedza to gwarancja sukcesu. A mówiąc o wiedzy, mamy na myśli zwłaszcza królową nauk: matematykę. Polscy biskupi wiedzieli dobrze, że samo wprowadzenie religii do szkół w 1990 roku nie zapewni im panowania nad edukacją. Do tego potrzebowali wsparcia politycznego, co zapewniały im prawicowe rządy oraz klerykalni, lokalni kuratorzy oświaty. Druga rzecz była trudniejsza, bowiem wiązała się z przebudową programów nauczania. Chodziło o usunięcie/ograniczenie zajęć z przedmiotu, który uczył samodzielnego, logicznego myślenia i wyobraźni. Tym przedmiotem była matematyka. Już przed II wojną Polska słynęła z doskonałych matematyków. W czasach PRL stali się oni jednym z naszych najlepszych towarów eksportowych. Rezygnacja z obowiązkowego egzaminu z matematyki na maturze uruchomiła lawinę – zajęcia z niej stały się mało ważne. To następnie pozwoliło duchownym na przejęcie rządu dusz w edukacji; trzeba było zdegradować lidera, aby samemu nim zostać. Pojawiły się materiały dydaktyczne podające w wątpliwość teorię ewolucji, zaczęto mieszać w lekturach szkolnych, a na lekcjach historii pomija się niewygodne fakty (np. fakt, że Krzyżacy byli zakonnikami i pupilami papieży, udział biskupów w przedrozbiorowym rozkładzie Rzeczypospolitej i inne). Odbiło się to szybko na szkolnictwie wyższym. Na uczelnie zaczęli trafiać ludzie, dla których proste rachunki ekonomiczne stały się kompletnie niezrozumiałe. Kandydaci na socjologów mają trudności z opanowaniem narzędzi badań sondażowych. Ekonomiści nie czają rachunkowości i prognozowania. Studenci prawa nie znają takich pojęć jak „lichwa”, „myto” czy „dziesięcina” (to fakty!), a próba zmuszenia ich do lektury projektów umów zawierających liczne wyliczenia i szacunki okazała się niewykonalna. Spadło zainteresowanie studiami politechnicznymi i w ogóle naukami ścisłymi. W czasie przygotowań do Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej, gdy cały kraj powinien zamienić się w jeden wielki plac budowy, okazało się, że prawie nie mamy fachowców budowlańców poniżej 40., i to zarówno inżynierów, jak i tych po zawodówce. Te braki i zaniedbania w edukacji odbiły się na świadomości społecznej. Wielu obywatelom można na przykład wmówić, że podwyżka podatków to ich obniżka. Większość nie zna mechanizmów politycznego populizmu. Bez trudu łyknęli więc Polacy propagandę na rzecz reformy emerytalnej. Nikt nie zważał na jej skutki i groźbę katastrofy budżetowej. Ekipa Donalda Tuska w końcu zauważyła, że taka polityka edukacyjna prowadzi na manowce tzw. Trzeciego Świata, który zresztą właśnie nas przegania. Panie ministrowe Hall i Kudrycka – nie bez sprzeciwu prawicowej i lewicowej opozycji – zabrały się do reform. Niestety, nie zaczęły od wyrzucenia lub ograniczenia roli religii. Obu udało się za to choć po części przywrócić znaczenie matematyki w szkołach. Zaczęto też znów łączyć ofertę szkół z potrzebami gospodarki. Jak pokazują przykłady wielu państw świata, taka polityka wymiernie zwiększa szanse na sukces jednostek i całych społeczeństw. Jest to polityka właściwego zarządzania najcenniejszym kapitałem, jakim dysponujemy, czyli naszymi głowami. Ale o tym za tydzień. JONASZ
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
GORĄCE TEMATY
3
Cygańskie romanse Proboszcz wypłacił Romom 60 tysięcy złotych. W kilkunastu ratach. Zarzeka się, że czynił to z dobrego serca i nikt go nie szantażował… W Limanowej mieszka 35 rodzin polskich Romów – w sumie grubo ponad 100 osób. Przez tubylców zwani są obraźliwie moresami. Wzajemna niechęć, by nie rzec nienawiść, wywołuje najróżniejsze obustronne oskarżenia i bójki. Łososina Górna jest dzielnicą Limanowej. Graniczy z wsią Koszary, gdzie znajduje się enklawa około 80 Romów. Wszyscy są praktykującymi katolikami. Nie brali dotychczas czynnego udziału w limanowskich zadymach, choć równie ostro kłują w oczy sąsiadów swoim stylem życia i nakładami finansowymi państwa na integrację z lokalną społecznością. Jeśli chodzi o jurysdykcję kościelną, dzielnica i wieś podlegają władzy ordynariusza tarnowskiego biskupa Wiktora Skworca. Jego plenipotentem był tam do niedawna ksiądz prałat Ryszard Stasik (67 lat), proboszcz parafii w Łososinie, sprawujący także prestiżową funkcję dziekana, członek elitarnego siedmioosobowego klubu (z Janem Pawłem II na czele) Honorowych Obywateli Miasta Limanowa.
Z
W owej scenerii demograficznej doszło do wydarzenia, które o mały włos nie sprowokowało linczu… ~ ~ ~ Z początkiem czerwca proboszcz Stasik złożył w kurii rezygnację ze wszystkich stanowisk i otrzymał bezterminowy urlop na podreperowanie zdrowia, choć był jego okazem. Limanowa huczała od pogłosek, jakoby Romowie z Koszar przekręcili wielkodusznego kapłana na bardzo duże pieniądze, więc zrozpaczony postanowił odejść, a wstrząśnięta zaskakującą dymisją rdzennie polska ludność zwoływała się już na karną ekspedycję, żeby odzyskać zrabowaną przez „moresów” kasę. Krótko mówiąc, pogrom wisiał w powietrzu! – Ksiądz zgłosił nam, że został oszukany przez czterech mężczyzn, którzy wymyślali fikcyjne zdarzenia losowe i wyłudzili od niego około 60 tys. zł, ale nie ma na to żadnych dowodów w postaci pokwitowań – przyznał rzecznik miejscowej policji. Ksiądz Stasik urzędował w Łososinie już od 1983 roku i znał wszystkich na wylot. Był proboszczem
a rozpijanie i prostytuowanie dzieci ks. Piotr D. z archidiecezji warszawskiej spędzi najbliższe 5,5 roku w więzieniu. Był ostatnio kapelanem Domu Opiekuńczo-Leczniczego Opatrzności Bożej w Pilaszkowie, a wcześniej proboszczem parafii św. Ducha w Werdun nieopodal Tarczyna. Mierząc jego dokonania wysokością kary, okazuje się jednym z największych drani w kadrze świątobliwych pedofilów. Oczywiście tylko tych znanych Temidzie... Przypadek 60-letniego dziś ks. Piotra jest też ilustracją stadnej ślepoty wypasanych przezeń „owieczek” oraz kolejnej fatalnej dla ofiar przestępstwa łaskawości sądowej wobec funkcjonariuszy Krk. Pleban wpadł po raz pierwszy w 2007 r. Urzędował w parafii oraz uczył religii w pobliskiej szkole podstawowej. Wyszło wówczas na jaw, że przez 3 lata molestował seksualnie chłopca (zaczął, gdy dzieciak miał 9 lat!), ucząc go m.in. „anatomii” męskiego ciała i onanizując. Gdy 12-latek wyznał rodzicom, czego doświadczał w zaciszu plebanii, sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Grójcu. Śledztwo w pełni potwierdziło opisany przez ofiarę proceder i 16 sierpnia 2007 r. werduński proboszcz wylądował w areszcie, choć przysięgał, że dzieciak perfidnie kłamie. Ostatecznie przyznał się do winy, więc proces ograniczono do jednej rozprawy. Dostał 2 lata bezwzględnej odsiadki (prokuratura żądała 4 lat). Zaraz po ogłoszeniu wyroku grójecki sąd uchylił mu areszt i 31 października odzyskał wolność (por. „Dwa lata jak dla brata” – „FiM” 47/2007).
– Nikt oczywiście nie wierzy w bajki, że proboszcz dawał się nabierać Cyganom na jakieś opowieści o nagłych wypadkach losowych oraz przejściowych trudnościach finansowych, bo płacił im systematycznie i od ponad 2 lat. To był ewidentny szantaż. Zdarzało się, że przytypowym, czyli kutym na cztery ła~ pożyczał potrzebującym abjeżdżali do niego na plebanię napy oraz biegłym w rachunkach, więc solutnie prywatne pieniądze; wet w nocy. Co miał na sumieniu? wyłudzenie od niego choćby złotów~ starszyzna Romów z Koszar Trudno powiedzieć, bo ci z Koszar ki graniczyło z cudem. Kim zatem solennie obiecała mu zwrot gotówsą bardzo hermetyczni, ale najprawbyli ci cygańscy artyści, którym ki, choćby musiała wyrwać ją nadopodobniej chodzi o jakieś sprawudało się rozniecić u duchowneciągaczom z gardła. ki obyczajowe. Dobrze znam Stasigo tak wielkie współczucie, że Tak z grubsza wygląda wersja ka. Niczym innym nie dałby się zawsparł ich na piękne oczy dzieoficjalna. straszyć – podkreśla parasiątkami tysięcy? fianin z Łososiny. Po złożeniu rezygnacji – Nie badamy wątku prałat jeszcze przez kilka szantażu, bo proboszcz dni mieszkał na plebanii, zgłosił tylko oszustwo. Że ale stanowczo odmawiał niby pożyczali, a nie oddajakichkolwiek komentarzy wali. Ze źródeł operacyjna temat przyczyn odejnych dochodzą jednak syścia, uparcie jedynie podgnały, że Cyganie mieli silkreślając, że nie był przez ny argument, domagając nikogo szantażowany. Gdy się tych systematycznych w niedzielę 5 czerwca od„pożyczek” – wyjaśnia poprawiał pożegnalną mszę licjant z Limanowej. i przekazywał parafię wyWzbrania się przed znaczonemu przez biskuszczegółami, ale – jak znapa administratorowi, pomy życie – tymi „źródławiedział wiernym: mi” są ani chybi wiejscy – Jeśli kogoś zgorszyplotkarze rozpowiadający łem swoim postępowaniem, głupoty o bardzo małoletto bardzo przepraszam. nich Cyganeczkach, z któJak można kogoś zgorrych wdzięków mieli rzeszyć choćby nawet naiwną komo korzystać niektórzy wielkodusznością? Tego księża… nie wiemy, w każdym razie I bądź tu człowieku z dalszych mętnych tłumawielkoduszny… czeń księdza Stasika wyniDOMINIKA NAGEL kało, że: Ks. Ryszard Stasik – honorowy obywatel Limanowej
W okresie poprzedzającym apelację „czarne” zaczęło pociągać za sznurki. „Parafianie murem stanęli za duchownym. Ksiądz dał się poznać jako dobry gospodarz. Wybudował ołtarz, 2 kapliczki na zewnątrz, nową dzwonnicę, zadbał o zieleń. To człowiek o ogromnym sercu, oddany parafii i dzieciom w szkole – twierdzi Izabela Bis, emerytowana nauczycielka. Ludzie zebrali 600 podpisów pod pismem w obronie księdza i złożyli je
pomocy społecznej, gdzie nie będzie miał żadnych kontaktów z młodzieżą. Rozpatrujący apelację Sąd Okręgowy w Radomiu zlitował się nad rzekomo schorowanym pedofilem (ten nawet na papierze nie wykazał dolegliwości, której nie można byłoby leczyć w więzieniu) i wyrokiem z 12 lutego 2008 r. warunkowo zawiesił mu wykonanie kary na 5 lat, zaś posiadająca wówczas sprawę w swojej gestii radomska prokuratura
Filopedofil Nycz do grójeckiej prokuratury oraz kurii w Warszawie. Inna nauczycielka, Zofia Ryjak, podkreśla, że ksiądz nie wyciskał od mieszkańców ostatniej złotówki (…). Nauczycielki twierdzą, że oskarżenia są nieprawdziwe. Nie mają najlepszego zdania o chłopcu, który je wystosował (…). Księdza chwali ekspedientka z miejscowego sklepu. Twierdzi, że jej dzieci bardzo go lubią, ciągle biegają na parafię” – podkreślały lokalne media. Zarówno prymas Józef Glemp, który wielokrotnie gościł w parafii Werdun, będąc jeszcze metropolitą warszawskim, jak i jego zmiennik kard. Kazimierz Nycz (objął urząd 1 kwietnia 2007 r.) nie przeprosili ani słowem za swojego podwładnego. Ustami rzecznika archidiecezji kard. Nycz zapewnił jedynie, że po uprawomocnieniu wyroku ks. D. zostanie odsunięty od duszpasterstwa, a na razie podejmie pracę w domu
(nadrzędna nad grójecką) nie dostrzegła powodu, żeby wnieść kasację. Ks. D. wypoczywał w Pilaszkowie na posadzie kapelana, ale wciąż udzielał się publicznie pod starą banderą. „W dniu 2 maja 2009 r. we wsi Suchodół byliśmy świadkami uroczystości związanej z odrestaurowaniem zaniedbanej kapliczki. Poświęcenia dokonał Proboszcz parafii Werdun ks. Piotr D (…). Odprawił też nabożeństwo majowe. W uroczystości wzięła udział Barbara Galicz – burmistrz Tarczyna, członkowie Towarzystwa »Modrzewina«, a także Towarzystwa Przyjaciół Tarczyna” – czytamy w finansowanej przez ratusz gazetce. Wpadł ponownie 4 lutego 2011 r., kiedy to na wniosek grójeckiej prokuratury sąd aresztował ks. Piotra D. pod zarzutem rozpijania i prostytuowania dwóch chłopców
(„doprowadzenie do obcowania płciowego i innych czynności seksualnych, udzielając im różnego rodzaju korzyści majątkowych”) oraz permanentnego łamania zakazu kontaktów z małoletnimi. Ile ofiar faktycznie miał na koncie, nie wiadomo… Za te ujawnione ks. D. został przed kilkoma dniami skazany na 3,5 roku więzienia. Obyło się bez żmudnego procesu, bo sąd miał dowody jak na dłoni, więc doprowadzonemu z aresztu duchownemu nie pozostawało nic innego, jak tylko przyznać się do winy i samemu zaproponować wymiar kary. Tym razem po rozprawie wrócił do celi. Ponieważ orzeczone poprzednio 2 lata sąd musi odwiesić (kodeks nie daje na szczęście wyboru), a kary nie podlegają łączeniu, pedofil recydywista nie wyjdzie na wolność wcześniej niż w 2014 roku. Dopiero wówczas (po odsiedzeniu co najmniej połówek każdej kary z osobna) będzie mógł ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Gdzie tym razem skieruje go na wypoczynek kard. Nycz? 16 maja Kongregacja Nauki Wiary wydała „Okólnik do Konferencji Episkopatów w sprawie opracowania wytycznych dotyczących sposobów postępowania w przypadku nadużyć seksualnych popełnionych przez duchownych wobec osób niepełnoletnich”. Dokument nakazuje przygotowanie reguł aktywnego działania wobec pedofilów w szeregach kościelnych. Nasi biskupi nie spieszą się, bo przecież takie zjawisko w Polsce nie występuje, skoro Episkopat nigdy go jeszcze oficjalnie nie dostrzegł… ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Feminizm katolicki Kościół podejmuje próby pozyskania nowych owiec i pokazania, że nie jest tak zacofany, jak się wszystkim zdaje. Zachętą dla kobiet ma być tzw. feminizm katolicki. O co tu chodzi? Dokładnie nie wiadomo. Teoretycznie o docenienie (wreszcie!) znaczenia kobiet w domu i Kościele. I przekonanie wszystkich, że w XXI wieku istnienia chrześcijaństwa przykładna katoliczka może być spełniona i zawodowo, i rodzinnie, a nawet erotycznie. Tyle teorii. Mam przed sobą książkę „Intymne sprawy. 21 pytań na temat seksu, które zadają sobie kobiety” – poradnik z nurtu chrześcijańskiego feminizmu, nowość na katolickim rynku wydawniczym, polecany przez słynnego seksuologa w sutannie – ojca Ksawerego Knotza. Coś dla nowoczesnych mężatek. Instruktaż, jak zadbać o męża i atmosferę w sypialni, bez lęku, że oddali nas to od Boga. Jak być jednocześnie zmysłową i pobożną? Oto krótkie podsumowanie. Po pierwsze, naszej wyzwolonej kościelnej feministce – wreszcie myślącej o swoich potrzebach! – nieustannie powinna towarzyszyć modlitwa: „Boże, pokaż mi, jak stać się dla męża bardziej otwartą i zmysłową kochanką, jak wykorzystać moje piersi i moje ciało, aby dać mu rozkosz”. Po drugie, jeśli mąż nie był pierwszym partnerem, kościółkowa feministka przedstawia Bogu „każde imię i każdy czyn”, a na pamiątkę
Z
tej rozmowy kładzie przy swoim łóżku... nożyczki – że niby Bozia przecięła więzy z przeszłością. Po trzecie, kolejne tajniki ars amandi czerpiemy z lektury Biblii, a konkretnie z „Pieśni nad pieśniami” – miłosnej historii sprzed tysięcy lat, w której jest sporo o pachnidłach, erotycznych tańcach i mirze zawieszonej między piersiami. Dobra żona bierze Pismo Święte i spisuje wszystkie myśli na temat seksu. Kilka cytatów warto przyswoić, żeby wyrecytować w pikantnym momencie. Po czwarte, należy zrozumieć, że małżonek będzie oblizywał się na widok każdej ładnej kobiety. Jest to związane z faktem, że – uwaga, znawcy anatomii! – „nerw wzrokowy mężczyzny jest bezpośrednio połączony z jego penisem”.
buntowani żołnierze Jarosława Kaczyńskiego poszukują sprzymierzeńców jeszcze bardziej fanatycznych niż ich dawny pryncypał. Czyżby zapadli na syndrom byłej żony alkoholika, której kolejny mąż też musi pić? PO dobrze by zrobiła, gdyby choć na chwilę przeniosła swój elokwentny nowy nabytek w czerwonym żakiecie na głębokie tyły platformianych oddziałów. Samo zakupienie pani Kluzik do ekipy Tuska budzi już dostateczne emocje i poczucie niesmaku. Tymczasem to, o czym nie przestaje mówić „nawrócona” ekspisówka, tylko te przykre doznania pogłębia. Bo jak można cierpliwie i z wyrozumiałością słuchać na przykład takich jej rewelacji: „Jarosław Kaczyński nie ma szacunku dla różnorodności poglądów, tylko chciałby ludzi formatować wedle własnej sztancy. Jest antysystemowy i nie szanuje demokracji. Nie przystaje do rzeczywistości, jest wyizolowany ze świata. Zamknięty, wywożony, wwożony, przewożony z domu do biura, z biura do domu i czasem, jak go zawiozą, do sklepu, to widać jak bardzo gubi się w codzienności”. No cóż, wiemy to już sami od wielu lat, podobnie jak wszyscy trzeźwo myślący Polacy nieopętani frustracją, nacjonalizmem i fobiami, i doprawdy nie potrzeba nam byłej żołnierki IV RP, abyśmy przejrzeli na oczy. Kiedy pani Kluzik oddawała swe talenty na potrzeby władzy Kaczyńskich, my walczyliśmy razem ze wszystkimi niezainfekowanymi PiS-em,
Po piąte, kiedy oglądanie się za babami doprowadzi do zdrady, powinnyśmy znaleźć pobożną przyjaciółkę, żeby się z nami modliła, oraz księdza, który przekona męża, że nie warto już zapylać na boku. Zdradzana żona powinna kontemplować biblijną Księgę Ozeasza, „która jest alegorią cierpień Boga z powodu aktów cudzołóstwa, jakich dopuszczali się Izraelici”. Po szóste, „pornografia jest jak cudzołożnica, która chce zgwałcić twojego męża i wpędzić go do grobu”. Jeśli takowy problem istnieje, modlimy się, aby Bóg skierował pragnienia erotyczne małżonka na właściwe tory. Pismo Święte – czytamy dalej – dopuszcza odmowę współżycia z jednego tylko powodu. Modlitwy. Unikając seksu z innych pobudek, pozwalamy, żeby „diabelskie pokusy wtargnęły do małżeństwa”. Należy odpowiedzieć sobie na pytanie: „Czy chcę samolubnie postawić na swoim, czy poświęcę się mężowi, ufając, że Bóg wynagrodzi posłuszeństwo?”. Znaczy się: nie chcę, ale muszę… Ksiądz Marek Dziewiecki, ekspert Ministerstwa Edukacji z zakresu przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie, w dyskusji na temat feminizmu katolickiego przypomina: tylko Kościół troszczy się o promocję, godność i prawa kobiet. JUSTYNA CIEŚLAK
aby obłęd IV RP nie stał się rzeczywistością. I pani partyjna akrobatka lepiej by zrobiła, nieco więcej milcząc, bo wyborcy ją w końcu „zamkną, wwiozą, wywiozą i przewiozą” na polityczny śmietnik. Ohyda przebija nie tylko z popisów oratorskich pani Kluzik-Rostkowskiej, która – zanim stała się prawicą PO – robiła za lewicę PiS-u. Byli koledzy pani prawo-lewej nie żałują sobie i publiczności dwuznacznych politycznych wygibasów. Pan Poncyljusz na przykład poinformował nieco osłupiałą opinię publiczną, że PJN chce „łączyć siły” z Nową Prawicą (Janusz Korwin-Mikke) i Prawicą Rzeczypospolitej (Marek Jurek). Wygląda więc na to, że byli pisowcy z PJN dlatego opuścili Jarosława Kaczyńskiego, bo PiS był dla nich za mało radykalny. Marek Jurek dlatego przecież zerwał z PiS-em, bo partia ta była dla niego niedostatecznie klerykalna i nie dość katolicka. A Korwin-Mikke to znana marka ekstremistyczna – mieszanka ekonomicznych majaczeń, miłości do dyktatury, pogardy dla kobiet, homofobii ze sztubackim podziwem dla silnych i bogatych. Jeśli Jurek z Korwin-Mikkem mają dla Poncyljusza więcej powabu niż Jarosław Kaczyński, to gratuluję mu dobrego gustu. Pozostaje mieć nadzieję, że – zgodnie z prawami matematyki – „łączenie sił” w stylu 0+0+0 da nam w efekcie 0 (zero). ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Ohyda jest najwyraźniejsza
Prowincjałki Gimnazjalista z Siemianowic Śląskich rozwijał tężyznę fizyczną, namiętnie wspinając się po piorunochronach. Wchodził w ten sposób do mieszkań i firm, z których kradł pieniądze i sprzęt elektroniczny. „Karierę” 14-latka przerwie kilkuletni pobyt w poprawczaku.
SPIDERMAN
W Słubicach dwaj panowie zamierzali ukraść naczepę. W celu wybrania najbardziej odpowiedniej sztuki jeździli po lokalnych parkingach. O efektach rekonesansu informowali się przez radio, korzystając w tym celu z… policyjnej częstotliwości. Wpadli w zastawioną przez siebie pułapkę.
GŁUPI I GŁUPSZY
48-latek z gminy Wierzchowo rozerwał się na strzępy. Granatem z okresu II wojny światowej, który to granat najpierw znalazł w okolicznym lesie, a później postanowił rozbroić.
DZIWIĆ SIĘ DZIECIOM…
Damian, 13-latek z Rzeszowa, wyjął ze sklepowego wózka nie swoją złotówkę. Zamierzał kupić za nią napój. Ale nie kupił, bo zauważyła go poniewczasie właścicielka monety. Wezwana na miejsce policja zeznania poszkodowanej spisała, sąd rodzinny wszczął postępowanie wyjaśniające, a kurator dostał zadanie, żeby sprawdzić, czy 13-letni złodziej nie wykazuje innych przejawów demoralizacji.
DEGENERAT
Na granicy w Hrebennem celnicy zarekwirowali 6 tysięcy tabletek lewej viagry. W kartonach po sokach przewoził je Ukrainiec. Chociaż za trefny towar grozi mu do 5 lat więzienia, nawet nie próbował tłumaczyć, że zgromadził go na własny użytek… Opracowała WZ
SOKU… Z KROKU
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Jego Świątobliwość Benedykt XVI ma ważniejsze sprawy na głowie niż jakieś żale ministra Sikorskiego. (Ryszard Czarnecki, eurodeputowany PiS)
Rydzyk nie jest żadnym ojcem – jest politykiem. Czyim on jest ojcem? Jedzie na konferencję i mówi o totalitaryzmie, kłamie na ten temat. Teraz go biskupi jacyś bronią, jakiś Mering. To jakiś festiwal hipokryzji, po co komu taki biskup! Po co jest biskup, który kłamie? Istotą Radia Maryja jest kłamstwo i nienawiść. Mam nadzieję, że Rydzyk za to odpowie i że zostanie wyrzucony z hukiem z tej funkcji, którą pełni. Za udawanie, że nie ma kłamstwa i nienawiści, Kościół zapłaci taką cenę, jak płacił za pedofilię. Rydzyk to jakiś kompletny nieuk niegodny noszenia sutanny. (Stefan Niesiołowski, PO)
Dalsze przechylanie KUL w stronę modelu lansowanego przez Radio Maryja będzie oznaczać dziczenie kultury katolickiej. (ks. prof. Alfred Marek Wierzbicki, etyk z KUL)
Wypowiadanie się o jakimkolwiek kapłanie per „bieznesmen” jest dowodem arogancji i prymitywnego antyklerykalizmu. (prof. Jacek Bartyzel, przeciw nazwaniu Rydzyka „biznesmenem” przez europosła Michała Kamińskiego)
Brak zgody na całkowity zakaz aborcji jest jawną zdradą papieża, i to w roku jego beatyfikacji. (Tomasz Terlikowski, publicysta katolicki)
Premier Tusk nazwał swoją partię „ruchem społecznym”. To eufemizm na określenie śmietnika politycznego, który ma mu zapewnić zwycięstwo w wyborach. Czym są partie, na które mamy głosować, jeśli nie bronią żadnych idei i nie mają żadnych programów? (prof. Magdalena Środa, etyk)
Nie jestem najlepszą kandydatką do Sejmu, ale przecież nie o to chodzi. (Marta Szulawiak, nauczycielka tańca erotycznego, kandydatka na posłankę SLD)
Żydzi, widząc zatrważający upadek Zachodu, mogą odwrócić swoje przymierza i zbratać się przeciw niemu z islamem i Arabami. (prof. Bogusław Wolniewicz, filozof związany z Radiem Maryja) Wybrali: AC, ASz
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
NA KLĘCZKACH
NIECH SIĘ ŚWIĘCI! Duchowni z premedytacją wykorzystali świąteczną, wyższą frekwencję na czerwcowych pochodach bożocielnych, aby zdyscyplinować wiernych i polityków. Hierarchowie skupili się na projekcie ustawy o związkach partnerskich i z uporem maniaka przestrzegali przed jej rzekomo tragicznymi skutkami dla… małżeństw sakramentalnych, jedynych godnych. „Małżeństwo jest dziełem i darem Boga Stwórcy (…). Apelujemy do polityków, by stanowiąc prawo, nie ulegli tej potężnej presji niektórych środowisk próbujących zrównać małżeństwo z innymi związkami” – powiedział kardynał Nycz. Jego kolega kard. Stanisław Dziwisz stwierdził, że „związki partnerskie to nieporozumienie” i zapewnił, że tylko „ze zdrowych rodzin, otwartych na życie, wyrasta zdrowe społeczeństwo”. A co wyrasta w kościelnych związkach starych kawalerów, zamkniętych na (wszelkie poza swoim) życie? ASz
ROZSĄDEK WYMIERA Mimo że przyrost naturalny w Polsce oscyluje w ostatnich latach około zera (liczba ludności nie rośnie ani nie maleje), to arcybiskup Józef Michalik bije na alarm, krzycząc, że „Polska wymiera!”. Dziwnie, a nawet dwuznacznie zabrzmiało to na spotkaniu biskupów, bądź co bądź bezdzietnych kawalerów. Przynajmniej oficjalnie… MaK
ZA, A NAWET PRZECIW
CZUMA NIE SKUMAŁ Poseł Andrzej Czuma – niechlubnej pamięci minister sprawiedliwości i szef sejmowej komisji ds. nacisków – nie będzie formułował wniosków do Trybunału Stanu. Zadaniem jego komisji było zbadanie, czy w czasach rządów PiS służby specjalne i prokuratury nie nadużywały władzy. Po 4 latach niemrawe prace komisji skończyły się właściwie porażką. Zdaniem Czumy CBA Mariusza Kamińskiego nie było „policją polityczną”, tylko działało nieudolnie. Swoją drogą intrygują fakty – dział badający dochody majątkowe polityków zatrudniał 52 osoby, z których każda kontrolowała 2,7 osoby rocznie. To się nazywa wnikliwość! MaK
ZWIĄZKI PO POLSKU Zdumiewająco wysoki odsetek Polaków – 83 proc. według CBOS – chciałby legalizacji związków partnerskich. Pod warunkiem wszakże, że będą to związki heteroseksualne. Jakieś 2/3 pytanych życzyłoby sobie, aby miały one niektóre przywileje przysługujące dotąd tylko małżeństwom – wspólne ubezpieczenie zdrowotne, wzajemne dziedziczenie itp. MaK
ROBIN HOOD
BLIŹNIACZYM POMNIKOM – NIE! Od 8 do 22 czerwca ankieterzy z CBOS przeprowadzali na zlecenie władz Warszawy badania na temat budowy drugiego pomnika smoleńskiego. Mieszkańcy stolicy odpowiadali na pytanie: „Czy pana/pani zdaniem oprócz pomnika, który stanął na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, powinien stanąć w centrum stolicy drugi pomnik upamiętniający ofiary katastrofy pod Smoleńskiem?”. Z badań wynika, że 70,9 proc. ankietowanych jest przeciwna; za budową pomnika opowiedziało się 24,7 proc. warszawiaków; 4,1 proc. nie było w stanie odpowiedzieć; 0,3 proc. odmówiło podania opinii. Rzecznik stołecznego ratusza Bartosz Milczarczyk powiedział, „że to jest bardzo jednoznaczna odpowiedź mieszkańców Warszawy dotycząca tej kwestii”. ASz
ideologicznego na wzór wczesnego PRL-u, tylko że zamiast PZPR byłby Krk, a zamiast plenum komitetu centralnego partii – plenum Episkopatu Polski. MaK
Episkopat Polski po 12 latach debat zgodził się łaskawie na to, aby nie przymuszać innowierców chcących związać się z katolikami do deklarowania podczas ślubu zgody na wychowanie dzieci w wierze Kościoła papieskiego. Niemniej strona katolicka nadal musi uroczyście zadeklarować, że… dzieci wychowa we własnym Kościele. W ten prosty sposób Kościół stworzył pole do permanentnych kłótni. MaK
KONKURENCJA NIE ŚPI Ostatnia konferencja Episkopatu Polski była okazją do ataku biskupów na konkurencyjne firmy świadczące usługi duchowe. Arcybiskup Nycz martwił się, że „wielkie zyski czerpią magowie, wróżbici i sekty, do których zwracają się nie tylko ludzie prości i niewykształceni, ale także bardzo wykształceni”. Ale gdzie im wszystkim razem wziętym do międzynarodowej korporacji czarowników z Krk?! MaK
BAJKI DLA WSZYSTKICH Wygląda na to, że Kościół otwiera właśnie nowy front walki o dalszą klerykalizację szkół. Prymas Polski, arcybiskup Józef Kowalczyk, wystąpił z postulatem, aby także ateiści uczestniczyli w lekcjach religii katolickiej. Jego zdaniem służyłoby to ich wiedzy ogólnej. Prymas stwierdził, że jemu udział w lekcjach marksizmu w czasach PRL-u bynajmniej nie zaszkodził. Skoro religia miałaby być obowiązkowa dla wszystkich, to znaczy, że wrócilibyśmy do państwa
Zakonnik z klasztoru franciszkanów w Pińczowie (woj. świętokrzyskie) został oskarżony o kradzież szat liturgicznych, ponad tysiąca książek (w tym z XVIII i XIX wieku) oraz 31 obrazów ze swojego zakonu. Wartość zagarniętych przez duchownego dóbr szacuje się na prawie pół miliona złotych. Skradzione rzeczy sprzedawał na internetowych aukcjach, dzięki czemu część z nich udało się odzyskać. Zakonnik przyznał się do kradzieży, tłumacząc, że działał „ze szlachetnych pobudek”. Stwierdził, że skradzione fanty były nieużywane i leżały odłogiem, a dzięki pieniądzom zarobionym z ich sprzedaży pomagał ubogim i chorym. Policja dotarła do wspieranych przez złodzieja osób, ale ten nie jest w stanie wykazać, że przekazał im całą „zarobioną” kwotę. Grozi mu do 10 lat więzienia. ASz
KRZYSZTOF LUB KRZYSZTOF W Wasilkowie koło Białegostoku trwa debata na temat ustanowienia patrona ronda drogowego. Katolicki burmistrz chciałby mu nadać imię Krzysztofa Putry, PiS-owca, który zginął pod Smoleńskiem. Tymczasem środowiska jeszcze bardziej kościelne chcą obwołać patronem świętego Krzysztofa – katolickiego opiekuna kierowców. Zwracamy uwagę, że Putra nie najlepiej kojarzy się jako patron bezpiecznego podróżowania… MaK
CUD MNIEMANY Parafia w Sokółce, którą z powodu rzekomego cudu eucharystycznego („krwawiąca” hostia) rozsławił dziennik „Fakt”, przygotowuje się do eksponowania mięsa Jezusa. Hostia przechowywana obecnie w sejfie na probostwie zostanie wystawiona dla pobożnej publiczności we wrześniu bieżącego
roku. Podwójnie cudowny opłatek osiądzie na jednym z bocznych ołtarzy (obecnie remontowany). Kuria w Białymstoku powołała specjalną komisję teologów dogmatycznych, którzy… wykluczyli oszustwo „w cudownej historii hostii”. Mamy nadzieję, że kuria podzieli się swymi metodami pracy z policją – być może zatrudnienie teologów do wykrywania oszustw przyniesie przełom w światowej kryminalistyce. A swoją drogą, cóż byłoby (gdyby było!) nadzwyczajnego w tym, że kawałek „prawdziwego ciała Jezusa” zaczął krwawić? Dziwne jest raczej to, że wszystkie hostie nie broczą krwią… MaK
PARAFIANIE OKRADAJĄ Wokół parafii i jej obiektów co jakiś czas grasują kolejni zachłanni parafianie lub obcy złodzieje (…). W ciągu ponad 25 lat w mojej parafii – żali się ks. Franciszek Kamecki na swoim portalu – włamywano się wielokrotnie do darów holenderskich, do kostnicy, do plebani, do magazynu budowlanego i do garażu. Nieraz mówię parafianom, że wiele drzwi zewnętrznych w obiektach parafialnych to poturbowane i uszkodzone drzwi, jakby dopiero co skończyła się II wojna światowa. Tymczasem są to skutki i ślady naszych rabusiów, złodziei, kiboli i innych, co niszczą i kradną. Skąd takie lekceważenie siódmego przykazania w katolickiej Polsce? Ano po pierwsze – zdaniem proboszcza parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Grucznie – winne są filmy, w których biedaków pokazuje się jako „pożałowania i współczucia godnych partnerów zabawnych dialogów”, którzy wożą wózkami metalowe rupiecie, a nie pokazuje się, że kradną, i to spod kościołów. Po drugie do lekceważenia majątku kościelnego przyczyniają się nadmiernie lansowane dziś w mediach „niesłuszne i negatywne opinie o zwracaniu ziemi Kościołowi”. AK
TYLKO PODZIEL… Pojawiła się możliwość wykupienia terenu przy kościele pod samochodowy parking o powierzchni
5
ponad 1800 mkw. – informuje swoje owieczki proboszcz parafii pw. Chrystusa Dobrego Pasterza w Jurowcach. „Ci, którzy przyjeżdżają samochodem do kościoła, wiedzą, jak czasami jest trudno zaparkować, zwłaszcza w większe uroczystości” – głosi prosto z ambony i przekonuje: „Nadarza się niepowtarzalna okazja, aby rozwiązać ten problem! Teren pod parking jest położony naprzeciw wejścia do plebanii w Jurowcach. Właściciele proponują cenę 100 zł za mkw. Koszt całkowity wyniósłby zatem 180 tys. zł. Gdyby podzielić tę kwotę na 500 rodzin, mieszkających na terenie naszej parafii, wyszłoby po 360 zł od rodziny”. Także od tych, którzy do kościoła przychodzą piechotą? AK
SŁABA WIARA Tylko 48 proc. Duńczyków powyżej 17 roku życia wierzy, że Jezus został ukrzyżowany, jeszcze mniej – 26 proc. – wierzy, że naprawdę zmartwychwstał. Zdziwienia nie kryje prof. Hans J. Lundgaer: „Myślałem, że Duńczycy będą bardziej sceptyczni wobec zmartwychwstania. Jednocześnie jestem zdziwiony, że tak wiele osób wątpi w to, że Jezus został ukrzyżowany”. Im większa aglomeracja, tym wiara słabsza. Badania wykazały, że 72 proc. Duńczyków deklaruje się jednocześnie jako osoby nadal wierzące. Cokolwiek to jeszcze dla nich znaczy… PPr
U CZARNEGO NA CZARNO Kanadyjska policja postawiła zarzuty prawosławnemu księdzu Johnowi Lipińskiemu z St. Paul w prowincji Alberta. Powód? Nielegalne sprowadzenie kilkudziesięciu pracowników z Polski i ich finansowe wykorzystanie. Oszukanych było ok. 60 operatorów maszyn i spawaczy. Ksiądz zarobił na nich – wraz z żoną i wspólnikiem – około milinona dolarów. Oszukani rodacy przygotowali zbiorowy pozew, domagając się 5,5 mln dolarów odszkodowania. Ksiądz Lipiński został już przez swój Kościół zawieszony w obowiązkach. PPr
6
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Boże Ciało z marysią W Poznaniu przy ul. Dziekańskiej, w posiadłości należącej do centrali Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, po dwuletnim okresie nieurodzaju znowu obrodziły… konopie indyjskie. Wyjaśnijmy, że jest to podstawowy surowiec do chałupniczej produkcji marihuany (wystarczy wysuszyć), z którego przy odrobinie zachodu można także uzyskać ekskluzywny haszysz. Według ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii samo posiadanie uprawy grozi jej właścicielowi karą do trzech lat pozbawienia wolności, jeśli zaś mogłaby ona „dostarczyć znacznej ilości żywicy lub ziela konopi” – nawet do lat ośmiu. Na nasze
Ś
oko (według stanu stwierdzonego w Boże Ciało) towaru rosnącego u chrystusowców jest już wystarczająco dużo, żeby naćpało się nim całe ichnie seminarium duchowne oddzielone od plantacji zaledwie furtką w płocie, a z pewnością wystarczyłoby także na „skręty” dla lokatorów usytuowanych tuż obok pałaców biskupich oraz personelu kurii. Klęskę nieurodzaju wymusiły dwie nasze publikacje („Wyznawcy
rodowiska kościelne domagają się utrzymania specjalnej ochrony prawnej uczuć religijnych. Te uczucia przyprawiły jednak o śmierć tylu ludzi, że zamiast je chronić, należałoby raczej chronić przed nimi. Przed tygodniem obchodzono w Polsce typowo katolicką Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, czyli Boże Ciało. Od swego ustanowienia, czyli od średniowiecza, święto to miało charakter polemiczny, antyheretycki. Wynaleziona w tamtych czasach katolicka nauka o przeistoczeniu opłatka i wina w prawdziwą krew i prawdziwe ciało Chrystusa w czasie mszy z oczywistych względów wzbudzały sprzeciw wśród teologów i wiernych. Aby narzucić wiernym pogląd o przeistoczeniu (transsubstancjacja), trzeba było obok religijnej perswazji podjąć także inne nadzwyczajne działania. Należały do nich tzw. cuda eucharystyczne oraz właśnie specjalne święto ku czci opłatka przemienionego rzekomo w Boga. Kiedy w XVI wieku reformacja odrzuciła katolicką wiarę w przeistoczenie (uznano je za bluźnierstwo), Kościół organizował procesje eucharystyczne, aby pognębić przeciwników ulicznymi demonstracjami dewocji. Sam kult przeistoczenia nakręcał fanatyzm religijny, który miał niejednokrotnie tragiczne skutki. Jedną z najczęstszych ofiar eucharystycznego fanatyzmu stali się Żydzi. Pomawiano
maryśki” i „Mnisze kadzidło” – „FiM” 27, 38/2009), w których udokumentowaliśmy zakazaną uprawę i – całkiem niechcący – żenujący poziom pracy organów ścigania. Przypomnijmy: ~ Na cztery dni przed opublikowaniem pierwszego artykułu o dojrzewającej u chrystusowców marihuanie staraliśmy się zainteresować nią poznańską delegaturę CBŚ, gdzie stanowczo odmówiono przyjęcia od naszego dziennikarza zawiadomienia o przestępstwie (zawiadomiliśmy ich przełożonych). Zebrane na zakonnej działce próbki roślin oddaliśmy więc łódzkim „kryminalnym”, którzy po laboratoryjnym potwierdzeniu, że konopie są
ich o chęć znęcania się nad hostiami oraz o akty bluźnierstwa z tym związane. Scenariusz tych legend zwykle był taki: „przewrotni żydzi” mieli podkupywać słabych w wierze katolików, aby odsprzedali im wyniesione z kościoła hostie. Następnie mieli się nad tymi hostiami pastwić za pomocą noży lub szpilek. Dalej w tych opowieściach zwykle hostie krwawiły, raziły swoich oprawców lub dokonywały innych niezwykłych cudów. Finał bywał i taki, że sąd lub tłum wymierzał „oprawcom
jak najbardziej indyjskie (w odróżnieniu od tzw. włóknistych, zawierających mniej substancji psychoaktywnej), przekazali sprawę swoim kolegom z Poznania. ~ Rankiem 3 lipca 2009 r. (był to akurat piątek, gdy „Fakty i Mity” trafiają do kiosków) na Dziekańskiej zaroiło się od funkcjonariuszy. Dokładnie obstawili okolicę, żeby ktoś ciekawski nie przedostał się w pobliże plantacji, kosili konopie i wywozili w nieznanym kierunku. Choć jest zasadą, że grunt należało w takiej sytuacji zaorać oraz wypalić wszystkie chaszcze, dowodzący akcją dostał z komendy polecenie, żeby nie robić wielebnym zadymy.
ta tablica szczególnie nie przeszkadzała, co daje świadectwo zarówno siły katolickiego antysemityzmu, jak i ogólnej mizerii moralnej tego wyznania. Obok Żydów ofiarami pobożnych uczuć eucharystycznych padali także protestanci. Ich winą zwykle było nieuklęknięcie lub niezdjęcie czapki w czasie katolickiej procesji. Dodajmy, że taki akt równałaby się dla ewangelików wyparciu się własnych przekonań religijnych. Ale ta prosta dedukcja okazywała się
na śmierć 11 osób (wyłącznie protestantów!), w tym dwóch burmistrzów miasta. Okazało się, że urażona pobożność katolicka potrzebuje krwi, aby się udobruchać. To zbiorowe zabójstwo sądowe u progu Oświecenia dało Polsce opinię kraju nietolerancji i fanatyzmu religijnego. Myli się jednak ten, kto sądzi, że katolicki fanatyzm eucharystyczny to kwestia zamierzchłych czasów. Do dziś żyją zapewne świadkowie rozruchów bożocielnych z Podkarpacia (1933 rok). W miejscowości Grodzisko Dolne koło Łańcuta uczestnicy procesji obeszli się okrutnie z dwoma policjantami, którzy przybiegli pod kościół zaniepokojeni wybuchami petard odpalanych ku czci Jezusa Eucharystycznego. Pokaz wybuchów nie był uzgodniony z policją, a interweniujących policjantów zaatakowano. Kiedy ci bronili się przy użyciu broni, zakatowano ich bez miłosierdzia kijami i kamieniami, po czym tłum ruszył na komisariat. Zabarykadowani i przerażeni pozostali policjanci zabili 6 szturmujących osób. Rozruchy trwały w sumie 5 dni. Skalę nienawiści i agresji tłumaczono niechęcią wobec sanacyjnej dyktatury i frustracją wywołaną Wielkim Kryzysem, który doprowadził do dotkliwej nędzy na wsi. Tak czy inaczej zdumiewa ogrom nienawiści w czasie święta, które rzekomo ma wyrażać miłość Boga do człowieka. MAREK KRAK
Mordercza siła uczuć Chrystusa” sprawiedliwość, a Żydzi poddani torturom do wszystkiego się przyznawali. Na skutek tego typu wydarzeń m.in. powstało w późnym średniowieczu sanktuarium Bożego Ciała w Poznaniu. Tamtejsze hostie ponoć fruwały w powietrzu i… zmuszały nawet krowy do uklęknięcia. Natomiast w poznańskim kościele Najświętszej Krwi Pana Jezusa do roku 2005 wisiała tablica pamiątkowa zawierająca religijne przekleństwo wymierzone w Żydów: „Ty sam Boże jakoś jest zawsze sprawiedliwy. Ty wyniszcz aż do szczętu ten naród złośliwy”. Mało brakowało, a Adolf Hitler wypełniłby do końca życzenie wyrażone w słowach tej modlitwy. Ciekawe, że przez pokolenia (także po II wojnie światowej!) nikomu
zbyt trudna do pojęcia dla wielu katolików. Tak było w 1724 roku podczas słynnego tumultu toruńskiego, gdzie na ewangelickie miasto spadły krwawe represje, których początkiem była właśnie katolicka procesja. Podczas procesji eucharystycznej studenci szkoły jezuickiej próbowali nakłonić młodych ewangelików do oddawania czci hostii. Doszło do szarpaniny i rozruchów, w końcu do porwania jakiegoś ewangelika do gmachu kolegium jezuickiego. Rozsierdzony tłum protestantów, próbując ratować współwyznawcę, przypuścił szturm na szkołę, niszcząc przy okazji katolickie przedmioty kultu religijnego. Specjalny sąd powołany przez Augusta II Sasa skazał w sumie
~ Śledztwo prowadzone pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Poznań-Nowe Miasto zdechło, ale nam zafundowano wcześniej przesłuchania i nękano wezwaniami na kolejne (pod groźbą przymusowego doprowadzenia). Sytuacja wyglądała nieciekawie, więc ucieszyliśmy się jak dzieci (nie ma w tym stwierdzeniu cienia przesady), że ostatecznie nie usłyszeliśmy zarzutu kradzieży narkotykowego półproduktu z kościelnej plantacji… Ponieważ bestie z nas zawzięte, nie bacząc na dzień wolny od pracy, kopnęliśmy się do Poznania raz jeszcze. Tym razem przywieźliśmy jedynie pamiątkowe zdjęcia, pozostawiając kilkaset krzaków „trawki” miejscowym narkomanom. Pomni doświadczeń, uznaliśmy, że nie ma już sensu zawracać głowy prokuraturze i policji… ANNA TARCZYŃSKA
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Kościelna fundacja z pomocą nawróconego aparatczyka – nieboszczki PZPR – sprzedała ludowi Niderlandy… Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusa podkreśla w swoim statucie, że jest „kościelną szkołą wyższą podległą Stolicy Apostolskiej”. Z rzeczonego dokumentu dowiadujemy się dalej, że zasadnicza misja uczelni polega na „kształceniu i wychowywaniu inteligencji katolickiej” (przyjęcie na niektóre kierunki studiów warunkuje ocena z religii na świadectwie maturalnym i opinia księdza proboszcza), zaś „opieka i nadzór nad Uniwersytetem oraz troska o jego podstawy materialne należą do Konferencji Episkopatu Polski oraz jej organów”. Ponieważ biskupi – jak powszechnie wiadomo – klepią biedę, rzeczoną troskę wzięło na siebie nasze państwo, które choćby nawet miało odjąć od ust głodnym dzieciom, to znajdzie kasę na kształcenie specjalistów finalizujących studia pracami magisterskimi typu: „Moralna ocena antykoncepcji”, „Powołanie do życia w czystości”, „Problem sztucznej inseminacji” (rzecz o zapłodnieniu in vitro) i setkami podobnych tytułów traktujących o jakże ważkich dla nauki zagadnieniach. Oto kilka liczb: ~ W latach 2007–2010 KUL otrzymał z budżetu państwa co roku kolejno 114,3 mln zł, 130,1 mln zł, 135,7 mln zł i 134,4 mln zł dotacji na działalność dydaktyczną oraz pomoc materialną dla studentów i doktorantów. Dla porównania: w 2005 r. uczelnia dostała z kasy publicznej 90 mln zł, a według orientacyjnych szacunków w roku bieżącym zainkasuje ok. 137 mln zł; ~ Dodatkowo nasi rodzimi urzędnicy przyznali kościelnemu uniwersytetowi ponad 147 mln zł dofinansowania z rozmaitych funduszy europejskich (przypomnijmy, że dokładają się do nich również polscy podatnicy), w tym: 21,6 mln zł na utworzenie nowego kierunku studiów na Wydziale Zamiejscowym w Stalowej Woli; 1,5 mln zł – na „wzrost świadomości roli nauki w rozwoju gospodarczym”; 2,7 mln zł – na „modernizację zarządzania w administracji samorządowej”; 1,65 mln zł – „wsparcie osób pozostających bez zatrudnienia” i „przeciwdziałanie wykluczeniu”; 2,2 mln zł – „wspieranie rozwoju kwalifikacji zawodowych i doradztwo dla przedsiębiorstw”; 5,3 mln zł – „wsparcie dla współpracy” sfery nauki i przedsiębiorstw; 112,33 mln zł – na budowę i wyposażenie nowych obiektów uczelni. KUL otrzymuje od państwa także liczne prezenty w naturze. Są to ostatnio m.in.:
Sklep z „Niderlandami”
KUL-iisy przekrętu ~ kompleks nieruchomości w Dębówce (wieś bezpośrednio granicząca z północno-zachodnim Lublinem, położona przy trasie wylotowej na Warszawę) wykorzystywany wcześniej przez wojsko. Składają się nań trzy działki o łącznej powierzchni 12 hektarów. Uzbrojone (prąd, woda, kanalizacja), częściowo zabudowane i ogrodzone. Ich wartość sięga 20 mln zł, a oddano je KUL-owi „na cele nauki, dydaktyki i ochrony przyrody”. Państwo zostało ordynarnie oszukane, bo jedyną formą realizacji owych zobowiązań są wynajęci przez uczelnię ochroniarze, którzy pilnują, żeby nikt nie próbował zdemaskować faktu, że na wziętych jak swoje i marniejących dziś hektarach absolutnie nic się nie dzieje; ~ 23 hektary po byłych koszarach wojskowych na Majdanku. Obecnie są jeszcze dzierżawione, ale rektor ks. prof. Stanisław Wilk już zapowiada przejęcie nieruchomości na własność. Wkrótce przekonamy się, jaki myk tym razem wymyślili. ~ ~ ~ Czy KUL faktycznie jest tak biedny, że państwo musi dawać setki milionów, aby utrzymać tę watykańską uczelnię przy życiu? Jednym z najbardziej znaczących, choć utrzymywanych w najdalej idącej dyskrecji źródeł dochodów lubelskiej uczelni jest Fundacja KUL im. Anieli hr. Potulickiej, mająca swoją siedzibę w Wojnowie nieopodal Bydgoszczy (na zdjęciu). W akcie założycielskim otrzymała w 1925 r. od hrabiny 6038 ha gruntów „wraz z urządzeniem gospodarczym”. Ponieważ większość z nich po wojnie
upaństwowiono, decyzją nieocenionej Komisji Majątkowej z 18 czerwca 1991 r. KUL-owi zwrócono… 8537 ha (w części zabudowanych obiektami Państwowego Gospodarstwa Rybackiego w Ślesinie oraz byłego Kombinatu Państwowych Gospodarstw Rolnych w Wojnowie, który dzięki ogromnym dotacjom państwowym był za komuny prawdziwym klejnotem). Jakim cudem wielebnym się hektary rozmnożyły? Ano takim, że nie rwali się zbytnio do odzyskania lasów, więc za jeden ich hektar dostawali zamiennie – dzięki nabożnej przychylności urzędników – kilka hektarów ziemi uprawnej. Hrabina postawiła fundacji wiele twardych warunków, spośród których najbardziej przykra jest klauzula art. 4 aktu fundacyjnego o zakazie zbywania „sreber rodowych” Potulickich. KUL za nic ma ostatnią wolę darczyńcy – wyprzedaje atrakcyjne inwestycyjnie grunty przekształcone wcześniej na działki budowlane, a ponieważ za drobną cząstkę uzyskanych w ten sposób pieniędzy dokupuje ziemię o zbliżonym areale, twierdzi, że ręce ma czyste. Ima się też sposobów z pogranicza kryminału. Popatrzmy… Przed kilkoma laty KUL rozpuścił wici, że zamierza sprzedać swoje działki w podbydgoskiej wsi Lisi Ogon (gmina Białe Błota). Niektóre wciąż jeszcze były eksploatowanymi torfowiskami, które po zakończeniu wydobycia idealnie nadawały się na rybne stawy hodowlane. Zamarzyli o nich Danuta i Krzysztof Klisiowie, którzy wygrali przetarg,
wyłożyli na stół gotówkę i podpisali z fundacją (reprezentowali ją dyrektor dr inż. Józef Bała i jego zastępca mgr inż. Witold Dudek) umowę przedwstępną. Czytamy w niej, że „sprzedający zobowiązuje się w terminie jednego miesiąca od założenia ksiąg wieczystych na grunty, których jest właścicielem, oraz na grunty, których dotyczy umowa, a są w trakcie wymiany z rolnikami indywidualnymi i Urzędem Gminy w Białych Błotach, do przeniesienia na rzecz kupujących prawa własności nieruchomości… (tu ich numery geodezyjne)”, przy czym to, co należy do KUL (dwie działki), zostanie wydane natychmiast, a pozostałe (osiem działek) „w ciągu tygodnia od uprawomocnienia się dokumentów wymiany gruntów”. Fundacja zagwarantowała sobie jednocześnie tzw. służebność gruntową, czyli możliwość kontynuowania wydobycia torfu do czasu całkowitego wyeksploatowania pokładów surowca oraz zakaz (pod groźbą kary pieniężnej) prowadzenia takiej działalności przez kupujących. Innymi słowy: KUL-owska fundacja dopuściła się rzadko spotykanej bezczelności, sprzedając trochę swojego majątku oraz… to, czego nie ma, czyli Niderlandy! – Gwarantowali słowem honoru, że sprawa wymiany jest na finiszu i działki lada moment będą ich, więc podpisanie formalnej umowy notarialnej jest kwestią tygodni. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że agenda tak znakomitej kościelnej uczelni może nas okantować – podkreśla pan Krzysztof.
7
Czas pokazał, że jednak okantowali… Gdy Klisiowie zostali na lodzie (fundacja nie zdołała przejąć sprzedanych na pniu nieruchomości i nie chciała zwrócić pieniędzy), skierowali sprawę na drogę sądową. W tym momencie, o dziwo, do akcji wkroczyła gmina, która wcześniej umywała ręce. Mamy przed sobą porozumienie „w sprawie zamiany gruntów pomiędzy Fundacją KUL i firmą »Ziemiopłody« (spółka córka fundacji zajmująca się wydobyciem torfu z „Niderlandów” – dop. red.) a gminą Białe Błota”, podpisane przez Bałę, Tomasza Pilcha (dyrektor „Ziemiopłodów”) i Klisia w obecności wójta Katarzyny Kirstein-Piotrowskiej oraz jej zastępcy Grzegorza Pilarskiego. Zawiłości tego dokumentu sprowadzają się w istocie do obiecania Klisiowi gruszek na wierzbie za 3 lata (m.in. sprzedaż drogi biegnącej faktycznie dnem stawu za średnią cenę gruntu rolnego), pod warunkiem że w nieprzekraczalnym terminie 2 tygodni wycofa z sądu powództwo. Jaki gmina ma interes, żeby nadstawiać głowę dla pokrętnych kościelnych interesów? – W przeszłości straciło już pracę kilku ludzi przeszkadzających fundacji. Choć Bała był aparatczykiem PZPR (zasiadał w egzekutywie KW oraz w komisji rolnej KC), to mając za sobą KUL, wciąż rozdaje w okolicy karty. Kościół ma wobec niego dług wdzięczności za przysporzenie ogromnego majątku, a niewykluczone, że również się go boją, bo zna kulisy wszystkich „czarnych” operacji – zauważa urzędniczka z Białych Błot. „Członek ZMP w latach 1954–1956, ZMW w latach 1957–1962. Dyrektor Kombinatu PGR w Wojnowie. Przewodniczący Rady Krajowej Zrzeszenia PGR. W PZPR od 1965. Od 17 marca 1973 członek Egzekutywy KW w Bydgoszczy…” – ten polityczny życiorys Bały znaleźliśmy w sporządzonym przez IPN katalogu działaczy najważniejszych w czasach PRL. „Nader szczęśliwy okazał się także wybór dr. Józefa Bały na stanowisko Dyrektora Fundacji. Nie do przecenienia było gruntowne obeznanie Pana Dyrektora z post-PGR-owskimi realiami, mądre i fachowe poczynania, zarówno w sferze czysto rolniczej, jak i administracyjnej, lojalna i niezwykle ofiarna współpraca z władzami KUL. Tylko takie harmonijne i wytrwałe współdziałanie najwyższych władz Uczelni, jej delegatów oraz Pana Dyrektora czyniły możliwym proces, który zdawał się u początków wręcz niemożliwy do realizacji” – czytamy w laudacji ku czci nawróconego funkcjonariusza nieboszczki Partii, opublikowanej przez sztandarową kościelną uczelnię na jubileusz 80-lecia dzieła hrabiny Potulickiej. DOMINIKA NAGEL
8
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Archidiecezje, diecezje, parafie, seminaria duchowne, katolickie uczelnie, Caritas – oto główni kościelni beneficjenci, na których Unia Europejska wydała już setki milionów złotych. I wciąż wydaje. Według szacunków biznesmenów w koloratkach wartość kościelnych inwestycji w całej Polsce wyniosła od 2004 roku około miliarda złotych, z czego Unia Europejska zapłaciła ponad 750 mln złotych. W jednym z ostatnich numerów katolickiego tygodnika „Gość Niedzielny” pojawił się artykuł pod tytułem „Grzech nie korzystać”, w którym autorka Joanna Jureczko-Wilk zachwala powszechne finansowanie kościelnych instytucji z funduszy UE, czyli także naszych, i instruuje przyszłych kościelnych beneficjentów, jak mogą sobie poradzić z trudami pozyskania dotacji. Autorka tłumaczy, że najpierw należy uzbierać tzw. wkład własny, a to często skutecznie zniechęca tych, którzy nie są w stanie uzbierać wymaganej części kosztów dofinansowania. Oczywiście jest na to sposób. Jureczko-Wilk wyjaśnia, że mniejsze parafie mogą z łatwością pisać wspólne (to jest grupowe) wnioski, bo przecież razem łatwiej wysupłać potrzebną kwotę. Jeżeli w pobliżu na taki manewr chętnych nie ma, to… od czego są samorządy. Ot, na przykład marszałek województwa podkarpackiego Zygmunt Cholewiński sprezentował Kościołowi działkę o powierzchni 2,4 ha na rzecz budowy Uniwersytetu Teologiczno-Pastoralnego w Rzeszowie, która posłużyła później jako wkład własny podczas pozyskiwania unijnych dotacji na tę uczelnię. Na wartą prawie 41 mln zł inwestycję i takąż dotację rzeszowski Kościół potrzebował 6 mln zł własnego wkładu. I patrzcie Państwo, co za traf: podarowana działka była warta właśnie tyle (patrz: „FiM” 17/2010). Duchownych do dojenia Unii nie trzeba namawiać, jednak autorka artykułu chyba zapomniała, że hierarchowie i działacze katoliccy, którzy stoją dziś z wyciągniętą łapą w stronę Brukseli, jeszcze niedawno byli gorącymi przeciwnikami wstępowania Polski do UE. Nieżyjący już abp Kazimierz Majdański na łamach „Naszego Dziennika” o członkostwie Polski w Unii mówił tak: „Kto nam zamknął drzwi do Europy i kto chce je nam
otworzyć za jakąś niebywałą cenę? Nie tylko za cenę naszej suwerenności i za cenę utraty naszej ojczystej ziemi, ale także za cenę wiary w Boga i za cenę wierności jego przykazaniom, z przykazaniem: »Nie zabijaj!« włącznie. To jest srogi terroryzm. Ta klęska idzie przez cały świat, ale w sposób szczególny dotyka Europy, właśnie Europy. Cywilizacja śmierci, której patronuje najbardziej egoistyczny styl życia, jakim jest hedonizm, zbiera na naszym kontynencie obfite żniwo (...). Należy więc wyjaśnić – i to czynię, w poczuciu pełnej odpowiedzialności: Nie mógłby za taką Europą opowiadać się Najwyższy Pasterz Kościoła. Nie mógłby się opowiadać za takim programem dla własnej Ojczyzny”.
„Widzimy rzecz bardzo niepokojącą, która to całe przedsięwzięcie stawia pod znakiem zapytania, i również zasady, do których odwołują się twórcy Unii Europejskiej, dzisiejszej zwłaszcza, kiedy mówi się o wspólnych wartościach, takich jak: wolność, demokracja, praworządność, prawa człowieka, solidarność, sprawiedliwość społeczna itd. Bo jeżeli tego typu proces dokonywany jest poza zgodą społeczeństw, takich jak choćby nasz Naród Polski, jeżeli wolność oznacza bardziej wolność do zła niż wolność do dobra, jeśli nie ma demokracji, tylko jest centralizm, jeśli nie ma praworządności, jeśli mówi się o prawach człowieka, a prawa te nie obejmują prawa do życia, to można zastanawiać
„Pan Longinus Podbipięta powiedziałby: »Słuchać hadko«. Dla mnie jest to przede wszystkim wznowienie ducha Targowicy, tego ducha, który już raz doprowadził Polskę do niebytu politycznego. Przypomina mi się tutaj relacja, zresztą chyba już w tej chwili znana szerszemu kręgowi, którą opowiadał Niemiec, pan Beddermann, że kiedy był dzieckiem, to w niemieckiej szkole uczono go, że rozbiory polskie nastąpiły na wniosek polskich przywódców i on jako niemieckie dziecko nie mógł w to uwierzyć. A teraz, kiedy przyjechał do Polski, właśnie zaczyna w to wierzyć (…). Stoi przed nami i przed wszystkimi obywatelami zadanie właściwego przygotowania referendum. Stoi zadanie
Obłuda to nie grzech?
Abp Majdański zmarł w 2007 roku i pewnie przewraca się teraz w grobie, ponieważ jego archidiecezja szczecińsko-kamieńska o unijną kasę powalczyć potrafi. Ostatnio udało się jej dostać 8 mln zł na remont szczecińskiej katedry, a także prawie 800 tys. zł na renowację jednej z tamtejszych parafii. ~ ~ ~ Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński – wykładowca i kierownik Katedry Filozofii Kultury KUL oraz prezes fundacji „Lubelska Szkoła Filozofii Chrześcijańskiej” – o mateczce Unii również wypowiadał się niepochlebnie.
się, co to są te wspólne wartości, co one znaczą, poza tym, że są hasłami, które można powtarzać z wielką emfazą. Kiedy mocniej je naciśniemy, okazuje się, że one niewiele znaczą”. Katolicki Uniwersytet Lubelski w ubiegłym roku dostał 11 mln zł na prowadzenie zajęć wyrównawczych i uruchomienie nowych kierunków studiów. ~ ~ ~ Jan Łopuszański – były członek ZChN i Porozumienia Polskiego, obecnie działacz radomskiego Klubu Inteligencji Katolickiej i wykładowca Rydzykowej uczelni – również nie był zwolennikiem członkostwa Polski we wspólnocie:
wytłumaczenia sąsiadom, znajomym, krewnym: »Kochani, na to referendum bezwzględnie trzeba pójść, nie wolno w takim momencie zostawiać Polski samej. W tym referendum trzeba oddać głos w obronie niepodległości i suwerenności Polski, przeciwko wydaniu rządów nad Polską w ręce Unii Europejskiej«”. A oto głos ks. prof. dr. hab. Czesława Bartnika, wykładowcy w szkole Rydzyka: „Unia Europejska nie przyznaje Kościołowi żadnych praw na forum międzypaństwowym i ogólnoeuropejskim, np. mogłaby zakazać Radiu Watykańskiemu nadawania poza teren Włoch, gdyby któreś z państw, np. Albania lub jakieś stowarzyszenia żydowskie czy muzułmańskie,
zgłosiły takie zastrzeżenia (…). Karta Podstawowych Praw Unii Europejskiej, przyjęta przez władze Unii w Nicei 7 XII 2000 r. jako kierunek, a nie ścisłe prawo, nie czyni żadnego odniesienia do Boga, nie akceptuje Dekalogu, na miejscu Boga stawia człowieka, wyklucza rzeczywistość wyższego świata, a jednocześnie sprowadza człowieka do stanu zwierzęcia, poddając go aborcji, wyniszczeniu i eutanazji. Jest to karta całkowicie sekularystyczna, przy czym ma charakter ofensywny na rzecz ateizmu, agresywny i pogardliwy w stosunku do tradycji religijnych. W rezultacie jest brutalnym atakiem na człowieka i oznacza otwartą walkę z Kościołem katolickim. Podstawą tej ideologii jest potworny homo economicus, używający i siejący śmierć i zniszczenie. Wobec takiej ideologii nie można być naiwnym. Polska i Kościół polski nie mogą wchodzić na ślepo do wspólnoty bezbożnej i nieprawej, do ideologii typu rewolucji francuskiej lub bolszewickiej (…). Ewentualna ratyfikacja traktatu reformującego przez polityków polskich będzie ciężkim grzechem nie tylko przeciwko Ojczyźnie i Narodowi Polskiemu, ale także przeciwko Bogu, gdyż jest to oddawanie się w niewolę ateizmu. Ciągną nas do pełnego poddaństwa Niemcom i Unii mniejszości narodowe: Żydzi polscy, Ukraińcy, Niemcy i jeszcze inni, ale nie czują one w Polsce swojej Ojczyzny i prezentują normalne resentymenty mniejszości przeciwko większości”. Zarówno Łopuszański, jak i Bartnik są ściśle związani z ojcem Rydzykiem, który – jak wiadomo – sam stara się o unijne dofinansowanie swojej Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu oraz geotermii. Poza tymi skandalicznymi wypowiedziami mieliśmy w Polsce mnóstwo protestów przeciwko naszemu członkostwu w UE. Marsze przeciwników były organizowane w większości przez katolickie partie i stowarzyszenia, takie jak Liga Polskich Rodzin, Krucjata Młodzi w Życiu Publicznym, Stowarzyszenie KoLiber, Młodzież Wszechpolska, Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi i wiele innych. Jak daleko w obłudzie mogą posunąć się katoliccy duchowni i działacze? Jak ustosunkują się do biblijnej Ewangelii św. Mateusza, w której czytamy: „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata” (Mt 7. 1–5). ARIEL KOWALCZYK
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Jezus w oczy kole Z
iemie polskie miały kiedyś dwa regiony w znacznym stopniu zamieszkane przez ludność protestancką. Jednym były Mazury, a drugim – Śląsk Cieszyński. Po wypchnięciu Mazurów do Niemiec protestanci w zwartej grupie mieszkają już tylko na południu Polski, gdzie nie dali się skatolicyzować Habsburgom ani wyeksportować za granicę i gdzie nawet do dziś jest takie powiedzenie, że coś „trzimie jak lutersko wiara kole Cieszina”. Jednak z powodu walorów gospodarczo-turystycznych tereny te są masowo zasiedlane przez przybyszów z głębi Polski (czyli głównie przez katolików) i wkrótce zapewne stracą swój unikalny charakter. Tym bardziej że i Kościół katolicki nie próżnuje na tym terenie. W dolinach i na stokach Beskidu Śląskiego powstają coraz to nowe katolickie ośrodki wypoczynkowe, kaplice i parafie. Tworzenie tych ostatnich może zdumiewać, bo liczą one nieraz ledwie po kilkuset wiernych. Mimo to udaje się im „jakimś
cudem” utrzymać. Jednym z takich miejsc jest parafia Świętego Brata Alberta w Ustroniu-Zawodziu, położona na stoku Równicy. Góra ta ma symboliczne znaczenie dla miejscowych protestantów. To tam w XVII w. spotykali się na tajnych
Chrystusa. Każdy, kto zna protestantyzm, wie, że nic tak nie drażni ewangelików przywiązanych do Biblii, jak tego rodzaju przedmioty kultu. Ale to nie wszystko – obok stalowo-złotego Jezusa stoi dwumetrowy ojciec Pio, klęczy Jan Paweł II
W samym sercu Śląska Cieszyńskiego ustawiono na wolnym powietrzu coś w rodzaju gabinetu katolickich figur pobożnych. To trochę tak, jakby na placu Świętego Piotra w Rzymie postawić meczet. leśnych nabożeństwach, w najczarniejszych czasach habsburskiej dyktatury katolickiej, która chciała wymazać polski ewangelicyzm raz na zawsze z tamtych terenów. Mimo że za takie leśne zgromadzenia groziła surowa kara, a pastorom nawet kara śmierci, ewangelicy przetrwali do czasów bardziej tolerancyjnego Oświecenia. Teraz na Równicy, przy głównej drodze na Zawodziu, postawiono obok nowego katolickiego kościoła kilkunastometrową (razem z cokołem) figurę katolickiego
i pręży się Madonna z Dzieciątkiem. Jakby tej wystawy odpustowego kiczu było mało, w nowiutkim kościele, który cały skrzy się wewnątrz połączeniem piżdżącego błękitu i złota, stoi jeszcze 4-metrowa figura złotego cielca – Jezusa (?) w papieskiej koronie i z gigantycznym złotym słońcem za plecami. Złoty Jezus z Zawodzia wygląda jak postać z babilońskiego panteonu i tylko fakt ustawienia tego cuda w kościele nasuwa chrześcijańskie skojarzenia.
Za tą erupcją kiczowatej pobożności stoją duże pieniądze pewnego pobożnego katolickiego biznesmena z okolicy. Adam K., działacz katolicki, ojciec pięciorga dzieci i właściciel firmy budowlanej oraz stacji benzynowej, postanowił wybudować sobie coś w rodzaju prywatnego sanktuarium, które w dodatku realizuje jego osobliwe religijne przekonania. Jest on mianowicie wyznawcą kultu propagowanego przez wizjonerkę katolicką Rozalkę Celakównę („FiM” 25/2011), która głosiła potrzebę oddania Polski pod panowanie Chrystusa Króla Wszechświata. Tę właśnie odmianę Chrystusa przedstawiają obydwie zawodzkie gigantyczne figury i jego imieniu jest dedykowany kościół oraz dzwon na kościelnej wieży. Jest to zresztą dosyć oryginalna sytuacja – parafia
9
ma innego patrona (brata Alberta) niż miejscowy kościół. Ale cóż, fundator płaci i wymaga. Główna figura – Jezus z nierdzewki na wielkim cokole – została postawiona bez zgody miejscowych władz. Po odsłonięciu figury wybuchł konflikt z tutejszym nadzorem budowlanym i nie wiadomo, czy Jezusa nie trzeba będzie zezłomować. Pewien zagadnięty przez nas miejscowy katolik dopatrywał się w tych trudnościach złej woli tutejszych ewangelików, którym nie podoba się figura i którym – jak się nam żalił – nie podobał się także „wspaniały prezydent Lech Kaczyński”… Naszym zdaniem podbeskidzcy protestanci raczej lekceważą, niż zwalczają katolickie formy religijności. Niemniej duch kontrreformacji najwyraźniej znów krąży nad Śląskiem Cieszyńskim. ADAM CIOCH
10
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
POD PARAGRAFEM
Porady prawne Potrącenie z pensji Czy pracodawca może potrącić mi pewną kwotę z wynagrodzenia, argumentując to stwierdzeniem, że nienależycie wykonuję swoje obowiązki? Czy są jakieś granice kwot, które mogą ulec potrąceniu w takim przypadku? Pracodawca posiada możliwości prawne zmniejszenia przysługującego pracownikowi wynagrodzenia. Żeby jednak być precyzyjnym, należy zauważyć, że w opisanej przez Pana sytuacji nie mamy do czynienia z potrąceniem z należnego wynagrodzenia, ale ze zmniejszeniem, czyli odliczeniem od umówionego wynagrodzenia tego, co się pracownikowi nie należy. Trzeba zauważyć, że wynagrodzenie jest świadczeniem wzajemnym pracodawcy za pracę wykonaną przez pracownika. Treścią zobowiązania pracownika jest m.in. sumienne i staranne wykonywanie pracy. Wskazane jest to wprost w art. 100 Kodeksu pracy. Do treści zobowiązania nie zalicza się natomiast sam wynik pracy, a więc efekt końcowy, o ile działania pracownika spełniały wskazane powyżej przesłanki. Pracodawca ma zatem prawo do zmniejszenia wynagrodzenia jedynie wtedy, gdy wadliwe wykonanie produktów lub usług nastąpiło z winy pracownika – czyli z niezachowania należytej staranności i sumienności. Należy pamiętać, że to na pracodawcy ciąży obowiązek udowodnienia pracownikowi jego winy, musi zatem dysponować odpowiednimi dowodami, choćby w postaci składanych przez klientów reklamacji czy oświadczeń bezpośredniego przełożonego. Przepisy prawa pracy stanowią, że za wadliwe wykonanie z winy pracownika produktów lub usług wynagrodzenie w ogóle nie przysługuje. Jeżeli natomiast nastąpiło jedynie obniżenie jakości produktu lub usługi, wynagrodzenie ulega tylko odpowiedniemu zmniejszeniu. Problemem może być samo ustalenie, kiedy produkt lub usługa nie posiadają odpowiedniej jakości i w jakim stopniu są one zaniżone. Wydaje się, że w tym przypadku odpowiednie zastosowanie znajdą przepisy prawa cywilnego, które nakazują – o ile jakość rzeczy nie jest oznaczona przez właściwe przepisy, czynność prawną ani nie wynika z okoliczności – świadczyć rzeczy średniej jakości. Jako miernik jakości zazwyczaj więc będą wskazywane obowiązujące dla danego rodzaju wyrobów normy jakościowe, a w przypadku ich braku – średnia jakość towaru ustalana w oparciu o typowe przeznaczenie danego towaru.
Pracodawca, zmniejszając wynagrodzenie, powinien poinformować o tym pracownika na piśmie, wskazując, z jakich przyczyn i na podstawie jakich dowodów podjął decyzję o zmniejszeniu wynagrodzenia. Jeżeli pracownik nie zgadza się z decyzją pracodawcy, może wystąpić do sądu pracy z odpowiednim roszczeniem. Pracownik może uniknąć pomniejszenia swego wynagrodzenia, o ile usunie on wadliwość produktu lub usługi. Trzeba jednakże pamiętać, że nie przysługuje mu wynagrodzenie za czas, w którym będzie on przywracał jakość do wymaganych norm. Z uwagi na to, że jest to instytucja odrębna od potrącenia za wynagrodzenia, nie znajdują tu zastosowania przepisy wskazujące kwoty wolne od potrąceń. Oznacza to, że pracodawca może pomniejszyć wynagrodzenie o każdą kwotę, o ile jest ona adekwatna do stopnia wadliwości produktu lub usługi.
dopuszczalności wypowiadania umowy zawartej na czas określony) ani rozwiązać umowy o pracę, chyba że miałoby dojść do rozwiązania umowy bez wypowiedzenia z Pani winy. Do przedłużenia umowy nie dojdzie jedynie w przypadku, gdy zawarliśmy z pracodawcą tzw. umowę na zastępstwo. Po porodzie przedłużone umowy wygasają, nie będzie zatem Pani przysługiwał urlop macierzyński. Jednakże w takim przypadku zastosowanie znajdzie art. 30 ust. 4 ustawy z dnia 25 czerwca 1999 r. o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa. Na mocy tego przepisu przysługiwać Pani będzie zasiłek macierzyński przez okres równy wymiarowi urlopu macierzyńskiego. W przypadku urodzenia jednego dziecka jest to 20 tygodni, dwojga dzieci – 31 tygodni, trojga – 33 tygodnie, czworga – 35 tygodni, a pięciorga – 37 tygodni.
Ciąża a umowa o pracę Obecnie pracuję na umowę na czas określony do końca grudnia. Niedawno dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Boję się, że w takim wypadku szef nie zechce podpisać ze mną kolejnej umowy o pracę, a w zaawansowanej ciąży i krótko po urodzeniu dziecka nowej pracy zapewne nie znajdę. Zastanawiam się, skąd wezmę pieniądze na utrzymanie siebie i dziecka w tym okresie. Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji? Ustawodawca, dbając o politykę społeczną, szczególną opieką starał się objąć kobiety będące w ciąży oraz pracowników wychowujących dzieci. W Kodeksie pracy istnieje choćby cały dział, w którym uregulowano uprawnienia pracowników związane z rodzicielstwem. Dla pracownika zatrudnionego na podstawie umowy na czas określony przewidziano ochronę w postaci przedłużenia tejże umowy z mocy samego prawa do dnia porodu. Żeby jednak taki skutek powstał, konieczne jest, aby dzień, w którym umowa uległaby rozwiązaniu, przypadał co najmniej po upływie trzeciego miesiąca ciąży. W tym okresie pracodawca nie może wypowiedzieć (nawet jeśli taką możliwość przewidziano w umowie o pracę – co jest warunkiem
Umowa o dzieło Ostatnio postanowiłem dokonać małego remontu swojego mieszkania. W tym celu wynająłem ekipę, która miała się tym zająć. Efekt ich pracy jednak mnie nie zadowala, nie mówiąc już o opóźnieniach. Jest wiele niedoróbek i niedokładności. Firma wystawiła już faktury na umówioną sumę, ale patrząc na efekty jej pracy, uważam, że nie powinienem tyle zapłacić. W przedstawionym przypadku mamy do czynienia z umową o dzieło. Strony mogą w niej ustalić zasady odpowiedzialności stron w przypadku zaistnienia wad czy opóźnień w realizacji umowy. Jeśli strony nie uregulowały tych kwestii, należy się odwołać do przepisów regulujących umowę o dzieło
w Kodeksie cywilnym. Jeżeli prace nie zostały jeszcze zakończone, a już na tym etapie widoczne są wady w dziele lub też sprzeczny z umową sposób jego wykonania, zamawiający może wezwać wykonawcę do zmiany sposobu wykonywania i wyznaczyć mu w tym celu odpowiedni termin. Jeśli w tym terminie wykonawca nie poprawi dzieła, zamawiający może od umowy odstąpić albo też powierzyć dalsze wykonanie dzieła innej osobie na koszt i niebezpieczeństwo wykonawcy. Jak jednak rozumiem, umowa została już wykonana, a prace zakończone. W takim wypadku przysługuje Panu uprawnienie do żądania usunięcia wykrytych wad. W tym celu powinien Pan w liście poleconym zażądać od wykonawcy usunięcia wad oraz wyznaczyć mu do tego odpowiedni termin. Powinien Pan jednocześnie pouczyć wykonawcę, że w przypadku niewywiązania się we wskazanym terminie ze swojego zobowiązania, odstąpi Pan od umowy i zażąda zwrotu wpłaconych już pieniędzy, o ile dokonał Pan wpłat, np. zaliczek. Po bezskutecznym upływie terminu należy do wykonawcy wysłać kolejne pismo, tym razem informujące o odstąpieniu od umowy. Trzeba jednakże pamiętać, że wyżej opisane uprawnienie
do odstąpienia od umowy występuje jedynie wtedy, gdy wady są istotne. Jeżeli wady nie są istotne, będzie Panu przysługiwać jedynie prawo do żądania obniżenia wynagrodzenia w odpowiednim stosunku.
Zasiłek pogrzebowy W kwietniu zmarł mój brat, który był samotny. Formalności pogrzebowe związane z zasiłkiem pogrzebowym załatwiałem z panem, który w ostatnich tygodniach życia mojego brata opiekował się nim. Wszystkie dokumenty w kancelarii cmentarnej i w ZUS-ie podpisywałem osobiście. Opłaty wnosił opiekun pieniędzmi brata, które pozostawił na koncie. Pieniądze te odziedziczył tenże opiekun. Człowiek ten
bez mojej wiedzy podał w ZUS-ie swoje konto i na nie urząd przelał cały zasiłek. Zasiłek pogrzebowy powinienem ja otrzymać, bo wyraziłem zgodę na pochowanie brata w grobie moich rodziców (grób ja opłacam) i tylko dzięki mnie pomniejszono koszty pochówku co najmniej o 5–8 tys. zł. Zasiłek pogrzebowy jest wypłacany przez ZUS w razie śmierci: 1 – ubezpieczonego 2 – pobierającego emeryturę lub rentę albo w momencie śmierci spełniającego warunki do jej uzyskania i pobierania 3 – dzieci własnych, drugiego małżonka i przysposobionych, wnuków, rodzeństwa, małżonka oraz rodziców osób wskazanych w pkt 1 i 2. Jeśli zaś chodzi o kwestię, komu ten zasiłek się należy, to wskazane jest to w art. 78 ust. 1 ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (tekst jedn.: DzU z 2009 r., nr 153, poz. 1227). Przepis ten jako uprawnionego wskazuje jednoznacznie „osobę, która pokryła koszty pogrzebu”. Oznacza to, że tylko osoba, która faktycznie pokryła koszty pogrzebu i udokumentuje to odpowiednimi rachunkami, fakturami i pokwitowaniami, może ubiegać się o zasiłek. Brak jest w ustawie wskazania, jakie koszty wchodzą w zakres „kosztów pogrzebu”. Nie ulega jednakże wątpliwości, że chodzi tu o koszty faktycznie poniesione, nie zaś zaoszczędzone (np. z faktu posiadania już placu na cmentarzu). Kwestie rozliczeń nie stanowią większego problemu, gdy koszty ponosi najbliższa rodzina, ponieważ ZUS wypłaca całą zryczałtowaną sumę, która obecnie wynosi 4 tys. złotych. Potrzeba udokumentowania wydatków powstaje dopiero w momencie, gdy koszty pokrywa osoba obca, tak jak to miało miejsce w tym wypadku. Wtedy bowiem ZUS zwraca jedynie kwotę udokumentowaną, nie wyższą jednak niż 4 tys. złotych. Jeśli Pan również poniósł jakieś faktyczne koszty związane z pochówkiem, wtedy zgodnie z art. 78 ust. 3 ZUS powinien rozdzielić zasiłek pomiędzy obu panów, proporcjonalnie do poniesionych kosztów. Na zakończenie należy zaznaczyć, że wniosek o przyznanie zasiłku pogrzebowego trzeba złożyć w ZUS w okresie 12 miesięcy od dnia śmierci osoby, po której zasiłek przysługuje. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Jednak na kolanach Dostęp księży do naszych akt medycznych, poparcie polskiego rządu dla inicjatyw „Stolicy Apostolskiej” – oto ustalenia czerwcowej konferencji ministrów Donalda Tuska i delegacji Episkopatu. Zgodnie z ustawą o stosunku państwa do Kościoła katolickiego spotkania tak zwanej Komisji Wspólnej Przedstawicieli Rządu i Konferencji Episkopatu Polski to miejsce rozwiązywania „problemów związanych z rozwojem stosunków między państwem a Kościołem oraz (...) interpretacji (…) ustawy i jej wykonywania”. W czerwcu 2011 roku spotkanie rozpoczęło się od zaalarmowania ministrów: Jerzego Millera (minister spraw wewnętrznych i administracji odpowiadający za sprawy wyznaniowe) oraz Aleksandra Grada (minister skarbu państwa) przez biskupów, że służby państwowe nadal badają sprawy zlikwidowanej już Komisji Majątkowej. Ta sprawa jest już zamknięta! – pouczył ministrów arcybiskup Głódź. Obaj urzędnicy zanotowali, że w opinii Konferencji Episkopatu Polski najważniejszą rzeczą, jaką ma się zająć polski rząd w trakcie przewodniczenia Unii Europejskiej, jest „wolność religijna”. W tłumaczeniu na język watykański oznacza to promocję i przywileje dla jednej religii – papieskiej. Biskupi zażądali od rządu bezwarunkowego poparcia wszelkich inicjatyw tzw. Stolicy Apostolskiej „w obronie rzymskich katolików w szerokim świecie”. Dodatkowo rząd ma nie zapominać,
że Konferencja Episkopatu Polski zaplanowała mu już szereg spotkań z „przedstawicielami licznych konferencji episkopatów państw UE”, którym należy nadać odpowiednią rangę dyplomatyczną. Następnie biskupi przeszli do kwestii swobodnego dostępu pracowników kościelnych agend do dokumentacji medycznej oraz innych dokumentów urzędowych. Ich bezpośredni dostęp do treści objętej tajemnicą medyczną jest jednak niemożliwy, gdyż – jak zauważa z przykrością wiceminister sprawiedliwości Piotr Kluza – „kodeks prawa kanonicznego, który reguluje (…) działanie sądów kościelnych, nie stanowi ustawy, przez co nie może on być podstawą do zwolnienia lekarza z tajemnicy lekarskiej w postępowaniu przed tym sądem”. Duchowni jednak załatwili sobie dostęp do akt medycznych. Stało się to w następstwie uznania przez państwo polskie sądów kanonicznych za „inne organy orzekające”, o których mówi ustawa „Prawo ustroju sądów powszechnych”. Niesie to za sobą bardzo poważne skutki. Rzecz w tym, że sąd kanoniczny otrzymał prawo do domagania się od świeckiego sądu, aby ten przeprowadził na jego rzecz dowolny dowód – od przesłuchania świadka czy
Wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast, starostowie oraz marszałkowie województw na nowo definiują niezbywalne prawa obywatelskie dotyczące wolności sumienia i wyznania. Rozpoczęli od wytarcia gumką słowa „niezbywalne”. Ustawa zasadnicza gwarantuje, że nie będziemy „zmuszani do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych” oraz że żadna państwowa agenda nie zapyta nas o światopogląd i przekonania religijne. Dwa lata więzienia, wysoka grzywna lub ograniczenie wolności grożą temu, kto „ogranicza człowieka w (...) prawach ze względu na jego przynależność wyznaniową albo bezwyznaniowość”. Kolejne gwarancje ochrony wolności sumienia i wyznania znajdziemy w ratyfikowanych przez Polskę umowach międzynarodowych. I tak Europejska konwencja o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności przewiduje, że „każdy ma prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania; prawo to obejmuje wolność zmiany wyznania lub przekonań (…)”. Zakazana jest przy tym „dyskryminacja wynikająca z takich powodów jak religia”. Wiąże ta deklaracja Polskę podwójnie: raz – poprzez jej ratyfikację w 1992 roku, dwa – poprzez członkostwo w UE, która uznała konwencję za część swojego prawa. Do przestrzegania reguły wolności sumienia
biegłego, po omówienie zawartości dokumentacji medycznej. Duchowni swoje żądania kierują jednak nie bezpośrednio do sądu powszechnego, lecz za pośrednictwem ministra sprawiedliwości. Procedura ta – zdaniem Konferencji Episkopatu Polski – jest nieefektywna i nadmiernie skomplikowana. I dlatego zażądali w czerwcu 2011 roku jej znacznego uproszczenia. Za podstawę roszczenia jej przedstawiciele przyjęli nałożony przez Konkordat „obowiązek zapewnienia przez państwo Kościołowi katolickiemu (...)
i wyznania zobowiązują władze Polski także akty prawa międzynarodowego w ramach systemu Organizacji Narodów Zjednoczonych. Zgodnie z art. 18 Międzynarodowego paktu praw obywatelskich i politycznych każdy ma „prawo do wolności myśli, sumienia i wyznania. Prawo
swobodnego i publicznego pełnienia jego misji, łącznie z wykonywaniem jurysdykcji oraz zarządzaniem i administrowaniem jego sprawami na podstawie prawa kanonicznego”. Na początku poszerzone prawo do swobodnego zapoznawania się z cudzą dokumentacją medyczną otrzymać mają księża prowadzący postępowania w sprawie kandydatów na błogosławionych i świętych. Który polityk odmówi pomocy w procesie uczynienia Jana Pawła II świętym? Docelowo najprawdopodobniej mają je otrzymać proboszczowie i przełożeni zakonni. Według biskupów rząd powinien pilnie objąć nauczycielskimi przepisami emerytalno-rentowymi duchownych pracujących w wydziałach katechetycznych kurii biskupich i zakonnych oraz tym podobnych placówkach. Ustawodawca ma także jasno wskazać, że dawna katecheza parafialna była pracą nauczycielską. Kardynał Kazimierz Nycz chce objąć swoją wyłączną władzą jeszcze jeden wydział państwowego Uniwersytetu im. kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Do Wydziału Teologii Katolickiej i Wydziału Prawa Kanonicznego pod jurysdykcję metropolity Warszawy jako Wielkiego Kanclerza
po niej. Za zgodą władz samorządowych oprawą procesji w Kowalewie (woj. wielkopolskie) zajmują się uczniowie szkoły podstawowej i gimnazjum. Podobne zadania miały małolaty uczęszczające do placówek zlokalizowanych na terenie leszczyńskiej parafii św. Maksymiliana Kolbego.
TAKIE BĘDĄ RZECZYPOSPOLITE, JAKIE ICH…
Młodzieży chowanie to obejmuje wolność posiadania lub przyjmowania wyznania lub przekonań według własnego wyboru (…)”. Zakazuje się przy tym stosowania przez władze przymusu. Szczególną ochroną otoczone jest prawo rodziców do zapewnienia swym dzieciom wychowania religijnego i moralnego zgodnie z własnymi przekonaniami. Samorządowcy uznali jednak, że to oni lepiej wyłożą, czym jest wolność sumienia i wyznania. W opinii władz miasta i gminy Niemcza (woj. dolnośląskie), Kaźmierz i Rychtal (woj. wielkopolskie) obowiązkiem pracowników miejscowego urzędu jest przygotowanie ołtarza do procesji Bożego Ciała i posprzątanie
Lesznem rządzi od 2002 roku polityk SLD, Tadeusz Małolepszy. Natomiast tarnowscy filipini wzorem współbraci z ośrodka w Studziannie (woj. łódzkie) nakazali przygotowanie procesji na Boże Ciało konkretnym szkołom. Nie może wobec tego dziwić, że wiele publicznych placówek przeniosło uroczystości zakończenia roku szkolnego do świątyń katolickich – parafia św. Walentego w Konopiskach (woj. śląskie) obsłużyła miejscową podstawówkę i gimnazjum, parafia w Podłężu (woj. małopolskie) gościła przedszkolaków z miejscowego Samorządowego Przedszkola im. św. Kingi, proboszcz parafii św. Bartłomieja w Miedzeszynie (woj. pomorskie)
11
UKSW ma trafić nowo powołany Wydział Nauk o Rodzinie, kształcący przyszłych katolickich nauczycieli seksuologii. Chce on także zniesienia ograniczeń w finansowaniu przez budżet państwa inwestowania w sieć kościelnych Wyższych Seminariów Duchownych, które de facto stały się częścią Wydziału Teologii Katolickiej UKSW. Pani Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego, w poufnym piśmie do MSWiA sprzeciwiła się przyjęciu propozycji kardynała Nycza, gdyż nie wiadomo, jaka jest jego faktyczna rola w strukturze władz UKSW i jakie są jego kompetencje. Na zakończenie biskupi poprosili panią Krystynę Szumilas, wiceminister edukacji narodowej, aby szkoły publiczne skończyły ze zwyczajem umieszczania katechezy na pierwszej lub ostatniej lekcji. Jak wynika z lektury forów internetowych ułatwia to małolatom wypisywanie się z niej. Przedstawiciele rządu milcząco przyjmowali kolejne polecenia ze strony biskupów. Nie padło z ich strony ani słowo sprzeciwu wobec biznesowej działalności ojca Tadeusza Rydzyka oraz niechęci kościelnych instytucji do składania wymaganych przez prawo rozliczeń i sprawozdań. Szef MSZ Radosław Sikorski, który za przykładem swego szefa przed biskupami ponoć nie klęka, wysłał do Watykanu protestacyjną notę dyplomatyczną w związku z działalnością Tadeusza Rydzyka. Jak widać, zrobił to pod publikę, w ramach kampanii wyborczej. Na sali, gdzie rozgrywały się prawdziwe interesy watykańczyków, szef MSWiA Jerzy Miller w ramach polityki powszechnej zgody zaakceptował kolejne żądania Episkopatu. MiC
– uczniów podstawówki. Zorganizowanych pod opieką wychowawców i dyrekcji gimnazjalistów z V Samorządowego Gimnazjum żegnał proboszcz lubelskiej parafii pod wezwaniem św. Królowej Jadwigi. Grupy dziatwy szkolnej nawiedziły wraz ze swoimi wychowawcami także proboszczów parafii w Dwikozach i Złotowie (woj. wielkopolskie), Sikorkach (woj. zachodniopomorskie), parafii pod wezwaniem Chrystusa Króla w Przeworsku i Tarnowcu (woj. podkarpackie). Nie mogło zabraknąć i uczniów szkół średnich, np. przyszli transportowcy z Poznania stawili się wraz ze swoimi wychowawcami u administratora katolickiej świątyni przy ul. Fredry. Pozazdrościli im uczniowie liceum w Strzyżowie i poszli do miejscowej parafii. Podobnie rok szkolny zakończyli uczniowie Zespołu Szkół nr 5 w podkarpackim Sanoku. Scenariusz był niemal taki sam: msza, a po niej rozdanie świadectw – w kościele. Dla samorządowców wszystkie te działania wynikały z „troski o wspólnotę” i jej jedność. Nie zmuszali do praktyk religijnych ani nie przymuszali innowierców oraz ateistów do ujawnienia swoich przekonań. Ciekawe, jak jeszcze chcą łamać prawa obywatelskie lokalni włodarze? MiC Współpraca AK
12
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
ZE ŚWIATA
Według danych GUS w Polsce brakuje ok. 1,5 mln mieszkań. Jak je wybudować? Za co? Gdzie? A może wcale nie trzeba budować, tylko zaadaptować budynki, których jest nadmiar?
W jednej z encyklopedii internetowych pod terminem loft znajdujemy taką oto definicję: „Mieszkanie o wysokim standardzie, przeważnie o sporej powierzchni, urządzone w dawnych obiektach poprzemysłowych, pokomunalnych, biurowcach lub innych budynkach użyteczności publicznej. Moda na lofty dotarła do Polski stosunkowo niedawno, choć w zachodniej Europie ma już długą tradycję”. Tylko czy mamy w Polsce takie obiekty? Oczywiście! Solidne, odnawiane, nowocześnie ogrzane, wielkokubaturowe, żaden nie przecieka. To kościoły, z roku na rok pustoszejące. Jest ich w Polsce ponad 12 tysięcy. Każdy z jednym lub dwoma budynkami towarzyszącymi, często o powierzchni ponad tysiąca metrów. Razem z grubsza ponad 30 tysięcy budynków. A mieszkań potrzeba ok. 1,5 miliona. Podzielmy przez siebie obie liczby. Wyjdzie nam, że w przeciętnym kościele trzeba by wygospodarować 50 mieszkań. Czy to możliwe? Kiedy podzielimy główną nawę na przykład na trzy kondygnacje, da nam to średnio 10 mieszkań na piętro. Resztę, tj. 20 mieszkań, jak nic rozplanuje się na plebanii, w dawnych salach katechetycznych i domu parafialnym. Może nie w każdej wiosce, ale już w takim Licheniu da się pewnie zmieścić spore osiedle, a może nawet miasteczko. Całe duże wsie można zakwaterować w przepastnych budynkach setek klasztorów, nie mówiąc o biskupich pałacach i ich letnich wiejskich rezydencjach. I problem mieszkaniowy w Polsce będzie rozwiązany!!! Genialne? Odkryliśmy Amerykę? Nic podobnego. Na ten pomysł wpadli już dawno mądrzy ludzie w zachodniej Europie. Popatrzcie... ARIEL KOWALCZYK
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
ZE ŚWIATA
13
14
ZWIERZĘ TEŻ CZŁOWIEK
Do napisania tego tekstu sprowokował mnie e-mail pewnego małżeństwa – słuchaczy Radia „FiM” – wielkich miłośników zwierząt. Otóż ktoś nieopatrznie użył na antenie zwrotu „łże jak pies”. Ta rzeczywiście mało elegancka przenośnia zdenerwowała Krzysię i Wojtka do tego stopnia, że zażądali sprostowania i jasnego ogłoszenia w radiu, że zwierzęta, w przeciwieństwie do ludzi, nie kłamią. Nigdy! Ideę popieramy, o łże-psach nie będziemy pisać ani mówić. Ale z tym brakiem kłamstwa w świecie przyrody to jest absolutna nieprawda. Zwierzęta i rośliny kłamią tak samo jak ludzie i od zarania dziejów w takim samym celu: żeby odnieść z tego spodziewaną i wymierną korzyść. Takie podejrzenie kiełkuje w każdym właścicielu pieska lub kotka, które to zwierzaki doskonale wiedzą, jak urobić pana na swoją modłę i wykiwać drobnymi, acz często zabawnymi kłamstewkami. Ale to detale w porównaniu z kłamstwem, blagą i oszustwem dzikiej przyrody na każdym szczeblu troficznego łańcucha. Na przykład dla wspomnianego na wstępie pająka śmiertelnym zagrożeniem jest pewien gatunek os. Perfidne owe błonkówki polują na naszego pajączka, a jak już go dopadną, to żądlą. Ale jad os nie uśmierca nieszczęśnika, tylko całkowicie paraliżuje. I taki sztywny delikwent niesiony jest następnie do osiego gniazda, gdzie wyklute właśnie larwy mają zapas mięska. W dodatku długo świeżego, bo larwy owadzie zgrabnie go
podgryzają, by jak najpóźniej uśmiercić. Horror! No, ale jak nasz cyclosa zafunduje sobie sobowtóra, to oszukana osa niesie do gniazda kukłę, a tam maluchy zęby sobie na niej połamią. Oszust zaś nie dość że uszedł z życiem, to jeszcze cały czas z ukrycia może się przyglądać, co mu smakowitego w sieć wpadło. To pierwsza zaleta fantomowego kłamstwa. Druga jest taka,
mają barwy czarno-żółte i w ogóle są do os łudząco podobne. Choć same są całkowicie nieszkodliwe, odstraszają wielu potencjalnych wrogów. ~ ~ ~ To jednak niewinne oszustwa w porównaniu z tym, co robi północnoamerykański pająk bolas. Kłamca ten okrutny bawi się miłością. A robi to w sposób nader perfidny: poluje ów
Żyjący na Tajwanie pająk z rodziny cyclosa z martwych owadów, zarodków roślin, źdźbeł trawy itp. buduje własnego sobowtóra i umieszcza go pośrodku pajęczyny. Do czego służy mu aż tak wyrafinowane kłamstwo? Do tego, żeby przeżyć. łobuz na kilka gatunków ciem w ten sposób, że emituje feromony (zapachy godowe) charakterystyczne dla samic tych nocnych motyli. Zakochane motyle samce pędzą w kierunku lubej, a u mety spodziewanej rozkoszy czeka je ostatnia w życiu niespodzianka – śmierć od broni miotanej. Stąd nazwa pająka – bolas to broń Eskimosów: ciężkie kamienne kule otoczone rzemieniem. Nasz pajączek do łapania „panów ćmów” wykorzystuje nie dość że ciężkie, to jeszcze lepkie kulki żywicy przywiązane do nitki pajęczyny. Taki to przyjemniaczek. Podobnym rodzajem kłamstwa posługują się drapieżne świetliki Photoris, które bardzo lubią samce świetlików Photinus. Lubią… w celach kulinarnych, więc imitują godową częstotliwość światełek ich samic. Oszaleli z pożądania panowie Żabnica Photinus lecą do „żaru” miłości i…
że gospodarz pajęczyny może oddalić się na jakiś czas do swoich spraw (np. na siusiu?) bez strachu, że rywal zajmie mu jego gotową, luksusową pajęczynę. Ale idźmy dalej… Z kolei osy mają zazwyczaj odwłoki w barwach żółto-czarnych. To uniwersalny w przyrodzie kod (obok czarno-czerwonego), który mówi: lepiej ze mną nie zadzieraj, jestem piekielnie niebezpieczny. W trakcie ewolucji osom przyjrzały się uważnie motyle przezierniki, a z tego, co zobaczyły, wyciągnęły wnioski. Teraz
i pewnie nawet nie mają czasu się zdziwić, że można umrzeć z miłości. ~ ~ ~ Kolejni bohaterowie naszej opowieści posługują się oszustwem, aby podróżować na gapę. W Ameryce żyje sobie chrząszcz Meloe franciscanus, lecz zamiast brzmieć w trzcinie, jak na chrząszcza przystało, kombinuje, jak by tu wykiwać pszczołę Habropoda pallida. W tym celu składa jaja, które wydzielają feromony, a te pachną identycznie jak gotowa do godów samica oszukiwanej pszczoły. Co więcej, jaja tak są na łodydze rośliny ułożone, że wyglądają tak jak samica. No więc kolejny zaślepiony miłością samiec siada na jajowej niby-samicy i kopuluje. A jaja tylko na to czekają i przywierają do odwłoka owada. No i za chwilę mają podróż all inclusive w nieznane. Powyżsi miłośni oszuści to jednak detaliści w porównaniu z szarańczakiem Chlorobalius leucoviridis. Otóż łobuz ten ma okrutny apetyt na samce cykad. No więc uczy się na pamięć TYSIĘCY melodii odgrywanych przez te pluskwiaki. Tysięcy, bo tyle jest ich gatunków. A jak już się nauczy melodii (nie do odróżnienia od oryginału), to siada sobie na drzewie i gra akurat tę, która jest właściwa dla otaczającego go chwilowo gatunku. Finał koncertu łatwy do przewidzenia i zaprzeczający twierdzeniu, że muzyka łagodzi obyczaje.
~ ~ ~ Kolejnym godnym podziwu kłamcą jest niepozorny Fulgora Lucyfera – kostarykański pluskwiak, który durnia robi ze sto razy większych małp. Z przodu głowy ma ten owad wyrostek do złudzenia przypominający głowę kajmana. Z tym że mikroskopijną. Gustująca we wszelkiego rodzaju robalach małpa, która wśród listowia zobaczy taką główkę, ucieka gdzie pieprz rośnie, drąc się przy tym wniebogłosy, co dla współtowarzyszy jest dodatkowym sygnałem do ucieczki. A że cała sytuacja jest groteskoCephalotes wa? Że pluskwiak atratus jest mniejszy niż mały paznokieć małpoluda? No to co? Po pierwsze – małpy nie mają przy sobie miarki, a po drugie – lepiej uciekać, niż się zastanawiać. Bo można skończyć na talerzu. Takiego też zdania są poczwarki motyli Spalgis. Te z kolei cwaniaki zamiast motylej mają akurat małpią gębę. Też miniaturową, ale to wystarczy, by potencjalni klienci leśnej restauracji nie mieli na nie ochoty. A bo to wiadomo, co w takiej małej małpie siedzi? Odwiecznymi wrogami owadzich, tłuściutkich i smakowitych gąsienic są ptaki. Aby odszukać obiad, wypatrują (z lotu ptaka) gąsienicowych miejsc żerowania. W ten sposób na ptasich talerzach żywot kończą oseski większości owadów, ale nie tych z rodziny
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
15
Patyczak
miernikowców. Rzeczone cwaniaki nie wygryzają w liściach obrzydliwych i – co gorsza – demaskujących dziur, tylko obgryzają liść dookoła. Równiutko, kęs po kęsie. Listek jest coraz mniejszy, ale identyczny z pierwowzorem. Ma nawet zachowane charakterystyczne ząbkowanie. ~ ~ ~ Myślicie, że to wędkarze wynaleźli wędki z lipną muchą na końcu żyłki? Otóż żyje sobie głębinowa ryba o nazwie żabnica. Wtopiona w podłoże, kompletnie niewidoczna dla otoczenia, leży sobie na dnie i… wędkuje. Jedyną ledwie widoczną częścią ciała żabnicy jest długa, cieniutka witka wyrastająca ze szczytu głowy. Na końcu witki zachęcająco kołysze się doskonale widoczny „tłuściutki robaczek” – wyrostek. Żabnica macha tym robaczkiem w pobliżu swojej paszczy, aż da się na to złapać jakaś zgłodniała rybka. Oszustka wędkarka nie przestrzega żadnych rybich okresów ani wymiarów ochronnych. Związki wędkarskie są bezradne. ~ ~ ~ Kłamcą jest wąż heterodon płaskonosy. Zagrożony symuluje własną agonię. I to jak: w konwulsjach zwija się w spiralę, przewraca oczami, dostaje drgawek, wiotczeje, a na koniec sztywnieje. By uwiarygodnić tę pantomimę, z pyska zaczyna toczyć spienioną krew, a z ciała wydobywa się trupi odór gnijącego mięsa. Nie mniej cwane są kalifornijskie wiewiórki, które przeżuwają wylinki (skóry porzucane w wyniku
dziwacznych. I nie do końca eleganckich. Oto niegroźny pająk mrówczanka z rodziny skakunowatych w trakcie ewolucji upodobnił się do mrówki. A to z tego powodu, że bardzo wiele zwierząt woli nie mieć nic wspólnego z tą agresywną, linienia) grzechotników i taki krem świetnie zorganizowaną i często śmierwcierają sobie w futerko. Polujący telnie jadowitą czeredą. No tak, ale na wiewiórki drapieżnik nieźle musi co ma zrobić samiec mrówczanki, któsię zdziwić, ale i dwa razy zastanoremu (jak każdemu pająkowi) powić, czując pędzącego na czterech łatrzebne są do rozmnażania długie napach „grzechotnika” z rudą kitą. rządy gębowe? Natura myślała, myRajski dziwożon to ptak zamieszślała i wykombinowała to tak: samikujący tropikalny las na Sri Lance. ca pajączka do złudzenia przypomiJest on wielkim poliglotą i jeszcze na mrówkę, zaś samiec… też mrówwiększym leniem. Siedzi sobie na gakę – tylko taką, która akurat coś niełęzi drzewa i ani myśli szukać owasie w żuwaczkach, na przykład dów. Woli imitować godowe głojakiś dłuższy patyczek. sy innych ptaków lub ssaPrzypadki wyrafinowaków. W ten sposób przynego kłamstwa i oszustwa wabia ich kilka tuzinów, możemy dostrzec także a kiedy już w najbliższej w rodzimych lasach okolicy robi się rwetes i na swojskich polach. I nie nie do zniesienia, przyczachodzi tylko o oklepane kujone owady nie wytrzymukułki. Oto mądre kruki mają nerwowo i rzucają się ją w zwyczaju śledzić siebie do ucieczki. No i nasz rajnawzajem. To upodobanie ski ptaszek rajską ma ucztę. do śledzenia zaszło tak daleko, W tym towarzystwie rośliny z rodzaju Bulbophyllum jawią się Spalgis że śledzony śledzi śledzącego. Istna paranoja rodem z PiS. I ta wzajako drobne zaledwie kłamczuszjemna podejrzliwość groteskowe ma ki. Otóż storczyki te nie tylko mają skutki. Kiedy jakiś kruk wyśledzi, gdzie kwiaty cuchnące padliną, ale i wygląinny kruk, którego akurat śledził, schodem do złudzenia przypominają gniwał swoje skarby, czyli zapasy jedzejące mięso. Podobny widok i woń to nia, nie dobiera się do nich od razu. raj dla rozmaitych much, które za bezPrzeciwnie, z wielką wytrwałością szudurno przenoszą pyłek i zapylają. ka wszędzie dookoła, tylko nie w miej~ ~ ~ scu, gdzie jadło się znajduje. W końcu Czasem natura posuwa się odnajduje i z wielką radością wyraża w kłamstwie i oszustwie do rozwiązań
~ ~ ~ Istnieje świetna, acz mało w Polsce grana sztuka Jamesa Montgomery’ego, „Dzień bez kłamstwa”. W niej to dwóch dżentelmenów zakłada się o duże pieniądze o to, czy można przeżyć jeden jedyny dzień w życiu, nie kłamiąc, nie oszukując, nie kręcąc. Uprzedzając fakty, powiem państwu, że bohaterowie konstatują, iż jest to fizycznie niewykonalne. Absolutnie się nie da. Jak na przykład postąpilibyście, gdyby podczas proszonego, wystawnego przyjęcia pani domu zapytała, co sądzicie o grze na fortepianie niemiłosiernie fałszującej jaśnie panny córeczki? Już widzę bohatera, który odważyłby się powiedzieć prawdę: „Nie, tego się nie da słuchać”. Co więcej, taka prawda byłaby zwykłym grubiaństwem i niegrzecznością. Nieprawdaż? Kłamstwo jest zatem immanentną cechą istnienia. Nie da się bez niego żyć, tak jak się nie da się żyć bez prawdy, choć ta nie zawsze wyzwala. Istotne są tylko proporcje oraz okoliczności. I czy Przerażające takie kłamstwo nazwiemy po „spojrzenie” imieniu, czy zakamuflujemy je motyla pod pojęciem „spryt”, to już tylko kwestia semantyki. MAREK SZENBORN Te zjadają go wraz z nosicielką, wyOpr. graf. dalają z odchodami i… historia poTOMASZ KAPUŚCIŃSKI wtarza się w nieskończoność.
zdumienie, że właśnie trafił na coś niezwykłego… o czego istnieniu doskonale wiedział. Ograbiony „myśli” (?): ot, cholera, przypadek, miałem pecha. A to przypadek wcale nie jest. I na koniec jeszcze jeden, za to naprawdę przerażający przykład kłamstwa rodem z horroru: olbrzymia (ponad 1 cm) mrówka (Cephalotes atratus) z tropikalnych lasów Ameryki Południowej, spożywając ptasie odchody, zaraża się jajami pewnego pasożytniczego robaka. Robak w ciele mrówki dojrzewa do postaci dorosłej i składa (nadal w ciele żywicielki) mnóstwo jaj. Te jaja rozdymają odwłok mrówki i zabarwiają go na czerwono. Wygląda to jak smakowity owoc i jest celem dla ptaków.
16
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
ZE ŚWIATA
CERTYFIKAT ATEISTÓW Ateiści bywają łagodni i tolerancyjni, zaś wierzący we wszechmoc i królestwo nie z tego świata bywają wandalami i chuliganami. Zupełnie odwrotnie niż przedstawia to często religijna propaganda.
Dowodu na to dostarczyło przedsiębiorstwo transportu publicznego z Little Rock w stanie Arkansas oraz jego firma ubezpieczeniowa. Można im wierzyć, bo to stan w samym centrum „pasa biblijnego”; ludność tam – bogobojna na okrągło – rzadko wstaje z kolan. Ugrupowanie ateistów Koalicja Rozumu oskarżyło powyższe instytucje o dyskryminację. Kiedy usiłowało wykupić za 5 tys. dolarów napisy na bokach 18 autobusów: „Masz się dobrze bez Boga? Nie jesteś sam, miliony ludzi są z tobą”, zażądano odeń dodatkowej opłaty w wysokości 36 tys. dolarów. Za co? Ano za dodatkowe ubezpieczenie – wyjaśniono. Ale dlaczego? Inne ugrupowania, w tym religijne, umieszczały swoje hasła oraz reklamy na autobusach i żadnego ekstraubezpieczenia nie żądano... W odpowiedzi ateiści usłyszeli, że jest duże ryzyko, iż aktywiści religijni zdemolują pojazdy z bezbożnym hasłem, bo tak działo się w innych stanach. Rzecznik Koalicji Rozumu cytuje pisemne wyjaśnienie firmy ubezpieczeniowej: „Arkansas jest bardzo religijny i łatwo możemy sobie wyobrazić, że nadgorliwi lub mocno wierzący obywatele wezmą się do rękoczynów”. CS
ACH, TY PSIE! Ciemnogród ma się dobrze i wcale nie chodzi tym razem o Polskę. Głupotą wykazali się ortodoksyjni rabini, którzy skazali pewnego bezdomnego psa na ukamienowanie. Co przeskrobał czworonóg? Otóż rabini uznali, że wstąpiła w niego dusza zmarłego, obłożonego wcześniej klątwą. Rabini z ortodoksyjnej dzielnicy Jerozolimy Mea Szearim uznali, że przebywa w nim dusza zmarłego prawnika, obłożonego przed 20 laty klątwą za znieważenie ich trybunału. Sąd skazał psa na ukamienowanie, gdyż dzięki temu… dusza człowieka będzie mogła opuścić zwierzę. Pies jednak okazał się bardziej rozumny niż ludzie i wykiwał sędziów, uciekając z sądu. Nie wiadomo jeszcze, czy pobożni i bezwzględni mężowie wyślą za biedakiem list gończy. PPr
MARYJA SURFUJĄCA W nadmorskim miasteczku kalifornijskim Encinitas jest wiadukt kolejowy. Nic specjalnego – wiadukt jak wiadukt. Ale pojawiła się na nim Matka Boska… Któregoś dnia przyjechało kilku panów w drelichach i zaczęło instalować coś na ścianie wiaduktu. Gdy skończyli, miejscowi ujrzeli mozaikę 3 na 3 metry z kamienia i szkła, przedstawiającą surfującą Maryję. Jest to jej odmiana kultywowana w Meksyku, zwana Madonną z Gwadelupy. Mimo że na wiadukcie błękitna jest nie suknia, lecz fala (rozwiany strój ma zaś kolor zielony), to podobieństwo jest ewidentne. Mozaikę nazwano „Surfującą Madonną”, choć anonimowy artysta zatytułował dzieło „Zbawianie oceanu”. Madonna została od razu zaaprobowana: zatrzymywały się tam tysiące ludzi, którzy kładli kwiaty i palili świeczki. Ale pobożni czuwali. Burmistrz nakazał usunięcie mozaiki, ponieważ wpływały zażalenia na świętokradztwo. Pretekstem był brak oficjalnej zgody na instalację. Usunięcie okazało się jednak bardzo trudne, bo mozaika była solidnie i trwale przymocowana. No to władza powołała komisję ekspertów, którzy wzięli kilka tysięcy i pokręcili powątpiewająco głowami. Ciężka sprawa. Bez uszkodzenia nie da się tego usunąć – zawyrokowali. Znaleźli się już potencjalni kupcy. Tylko artysta twórca milczy. CS
PIĘKNO ZBRUKANE Portal randkowy BeautifulPeople. com zrzesza ludzi o nieprzeciętnej urodzie.
Rejestrować się w nim mogą jedynie wybrańcy – najpiękniejsze kobiety i najprzystojniejsi mężczyźni. Kandydatura każdego, kto chce dołączyć do pięknej wspólnoty, przechodzi przez sito weryfikacyjne – zarejestrowani już użytkownicy oceniają walory kandydata. Ostatnio sporo zamieszania spowodował wirus o nazwie Shrek, który sprawił, że mechanizm oceniający kandydatów przestał działać jak należy, a do serwisu BeautifulPeople.com przedostało się 30 tysięcy… brzydali. Kiedy problem został wykryty, do kilkudziesięciu tysięcy nieuprawnionych wysłano maile z informacją: „Przykro nam poinformować, że nie jesteś wystarczająco piękna/piękny”. Natychmiast uruchomiono też gorącą linię w celu duchowego wsparcia odrzuconych. W przeszłości dochodziło już do prób samobójczych wśród nieprzyjętych do bractwa najpiękniejszych. JC
KONIEC WE FRANCJI Fanatyczni wizjonerzy czekają na przyszłoroczny koniec świata. Jak przekonują, jedynym bezpiecznym miejscem jest mało dotąd znana francuska wioska. Do Bugarach, które (nie wiedzieć czemu) ma przetrwać nadchodzący Armagedon, zjeżdżają panikarze z całego świata, a przy okazji rozmaite sekty i organizacje paranaukowe – wiele z nich próbuje wykorzystać sytuację, żeby zwerbować nowych członków. Kolejna grupa przyjezdnych to nawiedzeni ufolodzy. Ci uważają, że znajdująca się na terenie wioski góra to tajna baza kosmitów, a w 2012 roku z jej wnętrza wyleci chmara latających spodków, które zabiorą wybrańców – to znaczy tych, którzy będą najbliżej. I tylko oni przeżyją. Oblężenie Bugarach (ceny nieruchomości wzrosły tam kilkakrotnie) zaniepokoiło francuskie władze. W przyszłym roku wioska będzie objęta specjalnym rządowym nadzorem. Istnieje obawa, że zbiorowa histeria może doprowadzić do fali samobójstw. Francja przeżyła już podobną sytuację w latach 90., kiedy to 74 członków Zakonu Słonecznej Świątyni popełniło samobójstwo, żeby w ten sposób „przetransportować się” do lepszej rzeczywistości. JC
SŁOŃCE IDZIE SPAĆ Ta sama poważna i solidna nauka, która od lat straszy nieuniknionymi konsekwencjami ocieplenia klimatu (efekt cieplarniany), teraz przynosi cień nadziei: być może od gorąca Słońca wybawi nas... Słońce. Choć kokon dwutlenku węgla otoczy planetę i podniesie temperaturę, to być może jednak się nie ugotujemy ani nie zaleją nas wody z topniejących lodów biegunowych, bo Słońce nie będzie grzać tak mocno. Wiadomość przynoszą amerykańscy badacze aktywności rozbłyskowej Słońca, czyli plam słonecznych. Prognozują, że obecny okres podwyższonej aktywności będzie znacznie słabszy niż wcześniejsze, a po nim nastąpi długi okres hibernacji, czyli słabej aktywności. To zaś przyczyni się do spadku temperatury, jaką emituje nasza gwiazda. Podobny fenomen miał już miejsce w latach 1645–1715 i określany jest jako Maunder Minimum; na skutek braku aktywności rozbłyskowej Słońca temperatura na Ziemi spadła tak, że mówiono o „małej epoce lodowcowej”. Teraz zbliżamy się do podobnego okresu – stwierdzają naukowcy z American Astronomical Society Solar Physics Division na Uniwersytecie Stanowym Nowego Meksyku w Las Cruces.
Podczas obecnego „cyklu 24” zaobserwowano niezwykle małą liczbę plam słonecznych. Przewiduje się, że „cykl 25 będzie bardzo słaby lub może nie nastąpić w ogóle”. W wielu dziedzinach przyjmuje się to jako dobrą wieść, bo wybuchy na Słońcu powodują poważne zakłócenia w pracy satelitów i w łączności radiowej. Pasażerowie samolotów podróżujący po silnym wybuchu otrzymują niebezpiecznie dużą dawkę promieniowania na znacznej wysokości. W 1989 roku wybuch na Słońcu spowodował awarię systemu zasilania w energię elektryczną w kanadyjskiej prowincji Quebec. Jeszcze silniejsza burza na Słońcu w 1859 roku przeszła do historii w krajach angielskojęzycznych jako „Carrington event”. Zakłóciła działanie telegrafów i wywołała falę zórz polarnych oglądanych m.in. nawet na Karaibach. Maksimum aktywności słonecznej przypada w obecnym cyklu na 2013 rok i zdaniem ekspertów będzie raczej słabe. Potem Słońce zapadnie w drzemkę i przed nadmiernym chłodem może nas uratować efekt cieplarniany. O ile oczywiście nie okaże się, że gwiazda Układu Słonecznego ma sobie za nic ekspertyzy jajogłowych... TN
TELEWIZJA ZABIJA Przesada w oglądaniu telewizji nie wychodzi na zdrowie, to wiedzą nie tylko przedstawiciele szpicy intelektualnej. Ale dopiero teraz naukowcy zdali sobie sprawę, jak poważne mogą być konsekwencje ślepienia w ekran bez umiaru. Badacze Harvard School of Public Health przeanalizowali 8 różnych studiów na ten temat i sami byli zaskoczeni, bo nie podejrzewali, że jest aż tak źle. Skutkiem nadmiernego oglądania telewizji może być przedwczesna śmierć w stosunkowo młodym wieku – stwierdzili. Każde dwie godziny przed telewizorem oznaczają wzrost ryzyka zachorowania na cukrzycę II typu o 20 proc. Ryzyko choroby serca wzrasta w tempie 15 proc. za każde 2 godziny dziennie spędzone przed ekranem. Dodatkowe 3 godziny dziennie oglądania powodują, że ryzyko śmierci ze wszystkich przyczyn rośnie o 13 proc. Nadmierne oglądanie telewizji ma takie skutki zdrowotne jak podwyższony poziom cholesterolu, nadciśnienie tętnicze albo palenie papierosów – dodaje od siebie prof. Stephen Kopecky, kardiolog ze słynnej Mayo Clinic w Rochester. Telewizjomania osiągnęła rozmiary epidemiczne. Na świecie ludzie spędzają przed skrzynką więcej czasu, niż poświęcają na cokolwiek innego, z wyjątkiem jedzenia, pracy i spania. W czołówce są Amerykanie, którzy spędzają przeciętnie 5 godzin dziennie przed ekranem. Zawdzięczają temu swój wygląd wielorybów, bo siedzący tryb
życia owocuje zakłóceniami metabolizmu. Oglądanie telewizji pożera czas, który mógłby być wykorzystany na spacery i ćwiczenia fizyczne, poza tym implikuje szkodliwe wzorce dietetyczne: ludzie jedzą więcej słodyczy, tłustych przekąsek, piją niezdrowe napoje gazowane. Zazwyczaj właśnie ten asortyment jest reklamowany w programach... PZ
OLIWKI I MÓZG Dieta śródziemnomorska od lat zbiera laury jako zdrowa i zapewniająca długowieczność. Ciągle odkrywa się jej nowe dobroczynne aspekty. Na Uniwersytecie Bordeaux sfinalizowano właśnie program badawczy, który wykazał, że szczególne laury należą się oliwie z oliwek. Studium objęło ludzi po 65 roku życia, których stan zdrowia był monitorowany przez szereg lat. Okazało się, że osoby używające dużej ilości oliwy mają o 41 proc. niższe ryzyko wylewów krwi do mózgu. Oliwa z oliwek ze wszystkich olejów zawiera najmniej tłuszczów nasyconych i „złego” cholesterolu. Wylewy są trzecim (po atakach serca i rakach) najczęstszym powodem zgonów. W uniknaniu ich pomaga – prócz oliwy – dieta bogata w warzywa i owoce, aktywność fizyczna i niepalenie papierosów. Te czynniki zmniejszają ryzyko wylewu o 80 proc. JF
UBRANIE CIĄŻOWE Coraz więcej mężczyzn, kiedy ich partnerka spodziewa się dziecka, odczuwa objawy ciąży urojonej: poranne mdłości, zgagę, kulinarne zachcianki.
Z myślą o panach, którzy jeszcze mocniej chcą wczuć się w sytuację ciężarnych wybranek, a także o paniach, które jeszcze się wahają (rodzić czy nie rodzić), w Japonii wymyślono ubranie, dzięki któremu można poczuć, jak to jest być w stanie tak zwanym błogosławionym. Specjalny przyodziewek symuluje wagę, temperaturę, ruchy płodu i bicie jego serca. Dziecko i wody płodowe zastępuje zbiornik z czterema litrami wody, a kopiące nóżki – 45 baloników, które rozprężają się i zapadają. Aby poczuć inne ruchy płodu, konieczne było zainstalowanie wibrujących przetworników, które zapewniają doznania dotykowe. Kiedy podłączymy ubranie do komputera, oprogramowanie odtwarza trójwymiarowy model płodu. JC
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
T
o, że Kościół albo się gruntownie zreformuje, albo skurczy do rozmiaru kultu dla myślących inaczej i ślepo wierzących, wydaje się nie ulegać wątpliwości. Jako przyczyny takiego procesu wymienia się hipokryzję władz i pracowników, dążenie do indoktrynowania, doktrynerstwo itp.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
podważane przy użyciu słów Marcina Lutra: „Zwykły świecki człowiek z Pismem Świętym jest potężniejszy od najpotężniejszego papieża”. Wierzącym do kontaktów z Bogiem coraz częściej wystarcza Biblia, nie fatygują się więc do kościoła. Nie można wykluczyć, że w lamusie historii wyląduje w końcu
zwłaszcza do apostoła Pawła, najbardziej płodnego autora biblijnego. Zarówno on, jak i apostołowie rybacy, Piotr i Jan, nie mogli być autorami z tej przyczyny, że byli analfabetami. Podszyli się pod nich, znacznie później, różni religijni egzegeci i badacze z wczesnego chrześcijaństwa, którzy w ten sposób prowadzili
Blada przyszłość religii Ostatnio słyszy się tezę, że uwiąd Kościoła – nie tylko katolickiego – może przyspieszyć Biblia. Tak jak 400 lat temu czytelnictwo tego wolumenu zrewolucjonizowało rozchodzące się masowo wydanie Biblii Króla Jakuba, tak teraz wydania drukowane wypiera coraz skuteczniej wersja elektroniczna. Pismo Święte dostępne jest już na iPhone’ach i iPodach. Ostatnio ogromną popularność zyskuje wersja cyfrowa (digital) „Youversion”, dostępna za darmo na iTunes w 113 odmianach i 41 językach. Duchowni utrzymują, że tylko oni zdolni są prawidłowo interpretować Biblię. To twierdzenie jest otwarcie w USA
A
i Kościół, i Biblia. Badania sondażowe z roku 2010 wykazały, że ponad 1/3 „urodzonych na nowo chrześcijan” (tak się określają najbardziej fanatyczni ewangeliccy protestanci w USA) czytuje Biblię rzadko lub nigdy. W całym społeczeństwie amerykańskim aż 2/3 ludzi nie bierze do ręki tej księgi. Gdyby niby-pobożni niby-czytelnicy Biblii przejrzeli wydaną właśnie pracę Barta Ehrmana, znanego eksperta biblijnego, pt. „Forged” („Sfałszowane”), mieliby mniejsze wyrzuty sumienia. Co najmniej 11 z 27 ksiąg Nowego Testamentu to falsyfikaty – nie napisali ich ci, których podaje się za autorów. Odnosi się to
merykanie przywykają do tego, że w ich kraju żyją ateiści. Teraz próbują zaakceptować, że także młodzież może być niewierząca. Stowarzyszenie Studentów Świeckich promuje ateizm i humanizm w ponad 200 college’ach. Tam jest łatwo: ludzie inteligentni, bardziej otwarci, tolerancyjni. Lecz ateiści na tym nie poprzestają – wdzierają się do szkół średnich. Studenci ewangeliczni mają swoje imprezy modlitewne, na terenie szkół funkcjonują po zajęciach kluby biblijne. Zorganizowani są w szkołach także żydzi i mahometanie. Dlaczego ateiści nie mogą? – pyta młodzież. Oczywiście sprawa jest jasna: tamci w coś wierzą, w jakąś odmianę kreatora. Jakakolwiek by była, jest to tylko odmienna wersja tego samego: Bóg, Allah, Jahwe itd. Ale nie wierzyć w nic wszechmogącego? Dyrekcje piętrzą problemy, choć po prostu zakazać ateistycznych spotkań nie mogą. Inicjatorzy dobrze znają prawo, powołują się na wolność słowa i konstytucję. Lecz od czego są przeszkody techniczne? Niektórzy członkowie spotykają się więc w podziemiu, jak chrześcijanie
i rozstrzygali na swą korzyść dysputy oraz kłótnie religijne. Dotyczyły one zazwyczaj stosunku do kobiet i niewolników. Ehrman kwestionuje także ewangelie Mateusza i Marka. Ich imiona zostały wypożyczone przez znacznie późniejszych skrybów. O fałszerstwach świadczy niespójny styl, niekonsekwencje i ewidentne sprzeczności. W jednym fragmencie „Listu do Koryntian” „Paweł” pisze, że w kościele kobietom nie wolno zabierać głosu, a kilkanaście wersów dalej, że mogą się odzywać... Ehrman wykrył około 100 fałszerstw popełnionych w Biblii w pierwszych czterech wiekach chrześcijaństwa. PZ
za Nerona. W jednej szkole, gdy tylko dyrektor dowiedział się o takich zebraniach, oskarżył ateistów o powołanie do życia „klubu nienawiści”. Inni belfrzy perswadowali, że to „niedobre dla przyszłej kariery”. W szkole w Houston dyro o klubie ateistów słyszeć nie chciał. W drodze wyjątku zgodził się – jeśli zmieni się nazwę na klub filozofa i podpisze lojalkę, że nie ma się nic wspólnego ze Stowarzyszeniem Studentów Świeckich. Dopiero gdy gazeta „USA Today”, napuszczona przez zainteresowanych powołaniem klubu, poprosiła go o wyłuszczenie powodów odmowy, musiał skapitulować. Teraz młodzi ateiści idą za ciosem i organizują Dzień Darwina. Kolejna prowokacja i obraza uczuć religijnych. Obwieszczenia klubowe tajemniczo znikają ze szkolnych tablic ogłoszeniowych. Klubów atestów będzie więcej. Pomocy udziela im ugrupowanie Amerykanie Zjednoczeni na rzecz Rozdziału Państwa od Religii. 29 proc. młodych deklaruje brak związków z konkretnym wyznaniem, w całym społeczeństwie zaś takich odmieńców jest 15 proc. „Zaraza” ma szansę rozprzestrzeniania się. CS
17
Konserwatyzm ustępuje W
niektórych zachowawczych krajach religijnych zmienia się spojrzenie ich mieszkańców na kwestie praw mniejszości.
W Liechtensteinie, do niedawna bardzo katolickim kraiku, Kościół właśnie przegrał referendum w sprawie związków partnerskich par jednopłciowych. Takie związki zalegalizował niedawno parlament księstwa, ale środowiska kościelne chciały namówić społeczeństwo do głosowania na „nie”. Nic z tego nie wyszło – 68 proc. mieszkańców poparło zniesienie dyskryminacji.
Mentalność zmienia się także w najbardziej wpływowym kraju świata – USA. Okazuje się, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat aprobata dla małżeństw jednopłciowych wzrosła za oceanem o 13 proc. – do 53 proc. ogółu. Podobny odsetek ludności popiera legalną aborcję. Także i w tej dziedzinie nastąpił w ostatniej dekadzie wyraźny wzrost. MaK
Kościół przed sądem W
Niemczech chcą od Kościoła pieniędzy za gwałty i molestowania, w Irlandii trwa śledztwo w sprawie niewolniczej pracy kobiet, pracy dla Kościoła. Pod naciskiem niemieckiej opinii publicznej Krk będzie musiał wypłacić odszkodowania sięgające 50 tys. euro ofiarom eksploatacji seksualnej ze strony kleru. Dotąd zgłosiło się aż 30 tys. osób poszkodowanych w ostatnich dziesięcioleciach – w wieku od 6 (sic!) do 89 lat. Rząd powołał specjalnego pełnomocnika, który ma koordynować pomoc dla ofiar Kościoła.
W Irlandii natomiast rząd zdecydował się prowadzić śledztwo w sprawie słynnych pralni kościelnych, w których przetrzymywano kobiety uznane za niemoralne. Proceder trwał przez dziesięciolecia (do 1996 roku!), a zaangażowany był w tę formę „resocjalizacji” rząd i Kościół, zwłaszcza zakony żeńskie. Więziono w nich ok. 30 tys. kobiet. MaK
Zaraza ateizmu
C
hrześcijański nakaz udzielania pomocy dotyczy przede wszystkim duchownych… Trudno się więc dziwić, że ks. Eugene Klein z diecezji Springfield, oddelegowany na kapelana więziennego, wyciągnął pomocną dłoń do Franka Calabrese. Bardzo pobożny ów katolik popadł w nie lada tarapaty: jako szefa chicagowskiej Cosa Nostra skazano go w roku 2009 na dożywocie za zamordowanie 13 osób. Ksiądz Klein udzielał mu w więzieniu wsparcia duchowego i nie tylko. Wyrok opiewał na odsiadkę, ale i na przepadek mienia; 4,4 mln dolarów sędzia nakazał wypłacić tytułem rekompensaty rodzinom zabitych. Chodziło o to, by władze nie były w stanie mieniem zawładnąć,
Kochaj bliźniego przynajmniej nie całym. Calabrese przekonał ks. Kleina, że jego duszpasterskim obowiązkiem jest pomóc mu w tym zadaniu. Chodziło zwłaszcza o ukrycie wartych miliony dolarów skrzypiec – stradivariusa z 1764 roku. Na polecenie 74-letniego mafiosa duchowny skontaktował się z jego wspólnikiem na wolności, a następnie zadzwonił do agenta nieruchomości, który sprzedawał luksusową chałupę don Franka w stanie Wisconsin. Plan był taki, że wspólnik odwróci uwagę agenta, a ksiądz hyc, złapie skrzypce,
pod sutannę, i w nogi. Jak kapłan mógł odmówić prośbie bliźniego katolika, skoro zdradził go nawet jego własny brat, który w roli koronnego świadka opisał, jak Frank najpierw dusił ofiary, a potem dla pewności podrzynał im gardła? Nie wszystko poszło jak zaplanowano i teraz wielebny Klein ma kłopoty. Zanosi się, że przez 5 lat może towarzyszyć Calabrese po tej samej stronie kraty. A diecezja i wierni będą musieli prawdopodobnie zapłacić ćwierć miliona dolarów grzywny, jakie zasądzi sąd od ks. Kleina. TN
Masowy exodus N
ajnowsze dane dotyczące Kościoła w Belgii świadczą o jego błyskawicznym rozkładzie.
Już tylko co drugi Belg przyznaje się do związków z Kościołem katolickim. W kraju, w którym dwa pokolenia temu było prawie 90 proc. katolików, a rząd i prawo były pod wpływem kleru! Jeszcze w 1981 roku katolikami było 72 proc. ludności, a obecnie tylko co dziesiąty Belg jest regularnie praktykujący.
Co czwarty Walon i Flamand żyje w środowisku w pełni ateistycznym, bez wpływów religii. 60 proc. ludności wierzy w Boga, ale dla połowy wierzących jest on po prostu „energią życiową”. Co trzeci mieszkaniec Belgii wierzy w życie pozagrobowe i taki sam odsetek ufa Kościołowi (spadek ufających o 30 proc. w ciągu 20 lat). MaK
18
Z
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
a cezurę upadku systemu komunistycznego w Polsce przyjmuje się rok 1989, choć na dobrą sprawę przy zachowaniu indywidualnego rolnictwa, prywatnego handlu i drobnej wytwórczości, a przede wszystkimi przy sporej autonomii Kościoła, tak naprawdę nigdy ustrój komunistyczny w Polsce nie istniał. Pojawiające się znacznie wcześniej przemiany ekonomiczne, dzięki którym Polska jako pierwsza wyzwoliła się z gospodarczych więzów państw bloku wschodniego, torowały drogę dla politycznej transformacji. Jednym z pierwszych posunięć odbiegających od wzorca krajów RWPG była zapoczątkowana jeszcze przez ekipę Edwarda Gierka koncepcja ściągnięcia do Polski obcego kapitału. Polegała ona na zachęceniu mieszkającej na zachodzie Polonii do inwestowania w kraju. PRL oferował niezłą infrastrukturę przemysłową i tanią siłę roboczą, natomiast Polonusi mieli sprowadzić niezbędne surowce, zainwestować odpowiedni kapitał, a wyprodukowane dobra miały częściowo iść na eksport oraz zasilić polski rynek. Jako pierwszy z tej uchylonej dla biznesu furtki skorzystał przybyły z Kanady Stefan Szewczyk, którego firma Top-Mart szyła w Łodzi ubrania. Kolejnym był przybyły z Włoch Jerzy Starak – właściciel działającej w branży spożywczej firmy Comindex. Obecnie Starak, który zarządza fabryką leków Polpharma, zaliczany jest do najbogatszych Polaków. Podobnie jak zmarły w 2009 roku Jan Wejchert. W 1983 roku Wejchert wraz z Mariuszem Walterem założył holding ITI – firmę, która w praktyce zmonopolizowała na polskim rynku sprzedaż magnetowidów i dystrybucję filmów na kasetach wideo. Obecnie koncern ITI zarządza m.in. telewizją TVN oraz klubem sportowym Legia Warszawa. Polska w tym okresie była rynkiem niezwykle chłonnym, co przynosiło firmom polonijnym spore i niemal natychmiastowe zyski z prowadzonej nad Wisłą działalności. Było oczywiście i mnóstwo trudności, na przykład borykanie się z wieloma obowiązującymi w PRL absurdalnymi przepisami. Dlatego Polonusi bardzo zabiegali o wyrobienie sobie odpowiednich znajomości wśród ludzi władzy, co automatycznie rozwiązywało wiele problemów. Inną specyfiką tamtejszego rynku były spore różnice w kursie dolara między ceną oficjalną a czarnorynkową. Państwo polskie bardzo liczyło na dewizowy zastrzyk od firm prywatnych, jednak firmy polonijne sporą część waluty sprzedawały nielegalnie cinkciarzom, którzy niczym ćmy krążyli wokół tych przedsiębiorstw. Oczywiście działania te nie uchodziły czujnym oczom bezpieki, a tajemnicą poliszynela były bliskie kontakty wielu szefów firm polonijnych z tajnymi służbami PRL. Niedawno głośny był spór sądowy szefa Polsatu Zygmunta Solorza-Żaka (drugi z najbogatszych Polaków)
HISTORIA PRL (65)
Początek oligarchii Jednym ze skutków istnienia Polski Ludowej była całkowita eliminacja warstwy arystokratycznej, która jeszcze w okresie II RP odgrywała istotną rolę w życiu społecznym. Do lat 80. XX wieku w Polsce nie było większego zróżnicowania materialnego w społeczeństwie, dopiero późny PRL stworzył nową klasę posiadaczy. z TVP o zarzut współpracy z wywiadem PRL, a później WSI. Solorz, działając pod pseudonimem „Zeg”, przekazywał jakoby informacje na temat Radia Wolna Europa, Polskiej Misji Katolickiej oraz Bawarskiego Komitetu Solidarności, działających w Monachium. Pod koniec lat 70. ten obecny magnat medialny posługujący się rodowym nazwiskiem Zygmunt Krok opuścił Polskę i udał się na Zachód. Po pobycie w obozie dla uchodźców Traiskirchen koło Wiednia Krok pod zmienionymi personaliami (Piotr Podgórski) przeniósł się do RFN, gdzie współpracował z Polską Misją Katolicką. Tam poślubił Ilonę Solorz, przyjął jej nazwisko oraz zarządzał jej firmą „Solorz Import Export”. Szybko też wszedł w polonijny biznes, dostając od państwowej centrali handlu zagranicznego Polimar koncesję na eksport do Polski używanych samochodów. Sprowadzał głównie wartburgi i trabanty. Wtedy też miało dojść do kontaktów Solorza z peerelowskim wywiadem. Solorz wiele razy przyznawał, że w 1983 r. podpisał zobowiązanie do współpracy z SB, ale zapewniał, że do faktycznej współpracy nie doszło, a podczas wymuszonych spotkań z esbekami nie przekazywał im innych informacji niż tylko o sobie. Zapewniał, że te kontakty ze służbami nie miały żadnego wpływu na jego działalność gospodarczą i nie dostał koncesji dla Polsatu dzięki nim. Po 1989 roku Solorz mocno stanął na nogi – w dużej mierze dzięki pożyczce udzielonej z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Do połowy lat 80. firm z kapitałem polonijnym było już w Polsce ponad 500, a dla większości obecnych dziś finansowych potentatów udział w tym polonijno-peerelowskim biznesie był trampoliną do znaczącej pozycji finansowej. Przez biznes ten, oprócz wspomnianych osób, przewinęli się także inni. Na przykład Ryszard Krauze – obecny właściciel fabryki leków Bioton oraz były
Zygmunt czworga nazwisk Solorz
właściciel firmy informatycznej Prokom, która w III RP pozyskiwała najatrakcyjniejsze kontrakty informatyczne instytucji państwowych. Krauze został uznany w świecie za pierwszego polskiego miliardera. Wtedy też biznesowe szlify zdobywał Henryk Kulczyk, który jako obywatel RFN założył w Polsce firmę InterKulpol budującą drewniane domy. Później do interesu dołączył jego syn, doktor Jan Kulczyk – obecnie najbogatszy Polak. Ten młody biznesmen doskonale wiedział, jak odnaleźć się w peerelowskiej rzeczywistości. Szybko dostał się do władz Polsko-Polonijnej Izby Przemysłowo-Handlowej Inter-Polcom – instytucji państwowej nadzorującej działalność firm polonijnych – co umożliwiło mu bliższe kontakty z politykami. Między innymi z Andrzejem Malinowskim, ówczesnym wiceministrem handlu wewnętrznego, czy też z obiecującym pezetpeerowskim politykiem Aleksandrem Kwaśniewskim, którego żona Jolanta Kwaśniewska pracowała również w polonijnej firmie – w polsko-szwedzkim konsorcjum PAAT. Podczas stanu wojennego Jan Kulczyk jako przedstawiciel firm polonijnych w specjalnym przemówieniu zgłosił ostry protest przeciwko wprowadzeniu sankcji ekonomicznych dla Polski: „Nigdy bardziej niż dziś nie czuliśmy się związani z Macierzą w potrzebie i zdeterminowani na przyjście jej z taką pomocą gospodarczą, na jaką nas stać”, a zwracając się do partyjnych oficjeli, dodał: „Uważamy się bowiem za takich samych Polaków jak wy, panowie, tutaj. Te postawy nakazywały wam, tu siedzącym Polakom z Australii, USA, Anglii, Kanady i z Polski, podejmować rezolucje przeciwko restrykcjom gospodarczym, podjętym przeciwko Polsce z pobudek politycznych”. W dowód uznania Kulczyk został odznaczony przez przywódcę państwa generała Wojciecha Jaruzelskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Biznesową karierę rozpoczynali wtedy również: Sobiesław Zasada,
potentat w branży motoryzacyjnej, który kupił stare niemieckie maszyny do produkcji zamków błyskawicznych i zainstalował fabrykę „Alpha” w Bielsku-Białej, oraz Edward Mazur (podejrzewany później o udział w zabójstwie generała policji Marka Papały), który wspólnie z byłym posłem PSL Zbigniewem Komorowskim założył spółkę „Bakoma”, potentata w branży mleczarskiej. Peerelowską specyfikę wykorzystał też inny milioner – Aleksander Gudzowaty. Jako dyrektor Textilimpeksu i Kolmeksu – państwowych agend handlu zagranicznego specjalizujących się w handlu z ZSRR – nawiązał na Wschodzie niezwykle cenne kontakty handlowe, które po przemianach ustrojowych, już jako szef prywatnej firmy „Bartimpex”, umiał doskonale wykorzystać do swoich celów, stając się wielkim potentatem w handlu z Rosją. Gudzowaty, by zyskiwać większe wpływy, wszedł w kontakt z polityką i w 1995 r. na kampanię wyborczą przeznaczył ogromne fundusze. Do połowy 2001 r. przez firmy związane z Gudzowatym przewinęło się 17 byłych ministrów z różnych opcji politycznych i wysokich urzędników państwowych, m.in.: Wiesław Kaczmarek, Piotr Czyżewski, Jacek Merkel i Andrzej Olechowski. Po upublicznieniu przez niego kompromitujących nagrań rozmów z Józefem Oleksym i Adamem Michnikiem Gudzowaty stracił pozycję wiarygodnego partnera, a całą akcję odczytano jako próbę przypodobania się PiS-owi. Wielkie interesy firm polonijnych wytworzyły nierozerwalny alians świata biznesu i polityki, który zwłaszcza w czasach dzikiego kapitalizmu lat 90. przybrał bardzo niepokojące rozmiary. Przykład Gudzowatego bynajmniej nie jest odosobniony, bo podobne praktyki stosował chociażby wspomniany już Ryszard Krauze, który w swoich firmach zatrudniał m.in. byłych oficerów służb specjalnych (Sławomir Petelicki i Wojciech Raduchowski), polityczno-biznesowego komiwojażera Wiesława
Walendziaka oraz Krzysztofa Pusza, szefa gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy. Można też wrócić do wspomnianego już w tekście Solorza-Żaka, który również nie stronił do polityków. Pierwszym dyrektorem Polsatu mianował Wiesława Walendziaka, a programami religijnymi Polsatu zajmował się szef ZChN (obecnie w PiS) Ryszard Czarnecki. W telewizji ze słoneczkiem działał również były rzecznik rządu Jarosław Sellin. Niemal od zawsze zaufanym człowiekiem Solorza był Piotr Nurowski – szef PKOL (zginął w katastrofie smoleńskiej), który zasiadał w zarządzie spółek kontrolowanych przez Solorza. Nie inaczej było też w przypadku Kulczyka, który w swoim Kulczyk-Holding zatrudniał m.in. wspomnianego wcześniej Andrzeja Malinowskiego oraz ludzi związanych z Wałęsą: szefa UOP Gromosława Czempińskiego, wiceministra przemysłu Krzysztofa Białowolskiego i szefa Sejmowej Komisji Rolnictwa Antoniego Furtaka. Program urynkowienia gospodarki późnego PRL-u nabierał tempa i trudno go już było zatrzymać politycznymi decyzjami. Zasady wolnego rynku powoli trafiały pod strzechy. Dziś za ojca kapitalizmu w Polsce uważa się profesora Leszka Balcerowicza, jednak gospodarka rynkowa narodziła się w Polsce już z końcem 1988 roku, kiedy to Sejm uchwalił ustawę o swobodzie działalności gospodarczej, tzw. ustawę Wilczka. Mieczysław Wilczek – minister przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego – opracował program, który w realiach PRL mógł wydawać się wprost rewolucyjny. Pierwszy zapis ustawy brzmiał: „Podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej jest wolne i dozwolone każdemu na równych prawach”. Dalej, w myśl definicji: „co nie jest zakazane, jest dozwolone”, skończono z wszechwładzą urzędników, wytrącając im z ręki narzędzie decydowania o interpretacji przepisów. Do dziś ekonomiści są zgodni, że był to okres, kiedy otworzenie i prowadzenie własnego biznesu było najłatwiejsze, a przepisy podatkowe oraz regulujące działalność były przejrzyste. Ustawa przewidywała, że prywatne firmy mogą zatrudniać dowolną liczbę pracowników, przekreślając tym samym postanowienie dekretu o nacjonalizacji przemysłu z 1946 roku, w myśl którego na własność państwa przechodziły wszystkie firmy zatrudniające ponad 50 osób. Polacy zaczęli się ustawiać w kolejkach, aby rejestrować swoje firmy, których tylko w 1989 roku powstało 2,5 miliona. Nieco zabawny jest fakt, że w „socjalistycznej” Polsce późnego PRL-u nierówności społeczne były większe niż w „kapitalistycznej” Szwecji. To jeszcze jeden dowód na to, że czasy PRL-u są bardzo trudne do jednoznacznego sklasyfikowania i osądzenia. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
LISTY Gest Kozakiewicza Przedwyborcze harce w pełni: konwencje partyjne, migracje znanych polityków i sondowanie wyborców egzotycznymi kandydatami. A za takiego uważam osobiście Władysława Kozakiewicza, który szykowany jest na lidera PSL w Warszawie. To jest jakiś absurd, skandal i bardzo nieodpowiedzialne potraktowanie elektoratu. Pytam, co wspólnego ma PSL z Warszawą, co ma wspólnego z Warszawą i polityką ten były sportowiec? Sam zainteresowany w wywiadzie telewizyjnym wypadł żenująco słabo. Czy chcemy, aby powielił ścieżki parlamentarne Panów Cugowskiego, Laty, Rewińskiego oraz wszystkich innych sportowców i aktorów? Co oni wnieśli do „pracy sejmowego silnika”? Nic lub prawie nic. A tak w ogóle to dzięki „przyklejonemu” PSL-owi udało się przetrwać wielu różnokolorowym koalicjom. Mogę powiedzieć, że to, co dziś mamy, jest zasługą ludowców. Warto się nad tym zastanowić. Jestem zdania, że od tak znanej partii można by wymagać więcej, choćby czytelnego programu, jasnych wypowiedzi prezesa czy też aktywności szerszej niż na niwie ochotniczych straży pożarnych czy obsadzaniu stanowisk w agencjach i spółkach skarbu państwa. Twierdzę, że z Kozakiewiczem PSL-owi nie jest po drodze. Edmund Szmigielski Ciechanów
Parada bożocielna To się w pale nie mieści. W gminie Sośnie (woj. wielkopolskie) jest gorzej niż w średniowieczu. Przed Bożym Ciałem kurierzy nie mogli rozwieźć przesyłek, bo gawiedź i mohery robiły przemarsze z obrazem. Dekoracje jak pierwszomajowe,
a strażacy z OSP w pełnym rynsztunku pomagali, jak mogli. A gdzie policja, żeby droga nie była zablokowana? Wolą się nie narażać proboszczom. Ponoć w jednej z parafii proboszcz sprawdzał obecność i domostwa zupełnie opustoszały. Naprawdę nie myślałem, że Polska stanie się bardziej święta niż sam Watykan, że będzie takim ciemnogrodem. XXI wiek… Cały świat ma z nas niezły ubaw.
SZKIEŁKO I OKO – kosztem nas wszystkich. Kościół jest bezwzględny w tym, co robi, więc tych prawicowych „baranków” będzie jeszcze bardziej konfliktował, albowiem w ten sposób czerpie profity od obu stron. Dlatego raz jest za PO, raz za PiS-em, a nawet podzielił się wpływami – nadzór nad PO ma tzw. Kościół łagiewnicki z Dziwiszem na czele (tu należą księża „spokrewnieni” z Gowinem i Rasiem), a nad PiS-em
uświadamiała im wybór? Czy nie dać pogłówkować wyborcom i listy układać alfabetycznie? Dlatego powyższa gra świadczy o głupocie ordynacji wyborczej odtwarzającej ten owczy pęd za „1”. Okręgi powinny być jednomandatowe i o to w przyszłości powinno się walczyć, gdyż dzisiaj układ sił będzie taki (oby nie!) jak zawsze od 20 lat – te same twarze i banda czworga (jak mówi JKM). Przy założeniu, że 50 proc. siedzi w domu. Ale by były jaja, gdyby te 50 proc. zagłosowało i oddało głos na koalicję „FiM”. Widzicie miny tych bogatych salonowców?! Ave Libertas
Kurczę pieczone! Co z tego, że pisze się o tym, ile państwo na nich łoży, skoro finanse państwa na tych pasibrzuchach cierpią. Mohery zjedzą suchy chleb, byle ojciec Rydzyk dostał od nich wsparcie... Zaczynam się bać o to, co będzie dalej. Karol
Dzieli i rządzi Chciałbym się odnieść do brukselskiego incydentu z Rydzykiem. Otóż wpłynąć na Rydzyka mogą tylko władze kościelne, w tym Watykan, lecz Rydzu jest im potrzebny, bo robi za nich czarną, i to dosłownie czarną, robotę. Dlatego unicestwienie go będzie bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe. No chyba że siły natury się o to postarają i sam odejdzie do „domu Ojca”, zgodnie z jego wiarą. Kościół owinął sobie wokół palca naszą prawicę, a dzięki swoim wpływom podzielił PiS i PO. Kłótnie pomiędzy tymi partiami są Kościołowi na rękę, albowiem skłóconymi łatwiej jest manipulować (jak niegdyś „Solidarnością” i władzami PRL), co Kościół z premedytacją czyni. Ci z kolei, żeby przypodobać się klerowi, spełniają jego zachcianki, tylko – niestety
– Rydzykowy Kościół toruński. Będzie to trwało dopóty, dopóki nie nastąpi faktyczny rozdział państwa od Kościoła, i to obwarowany szczegółowymi regulacjami, bo każdą dowolność kler i tak przeinterpretuje na swoją korzyść. Kto tego dokona? Najbliżej do uregulowania relacji państwo–Kościół jest lewica oraz Palikot ze swoim hufcem i RACJĄ PL. Warto dać im tę szansę podczas wyborów. Stały czytelnik
Pasą pasożytów Prosiłem mego kolegę, aby kupił wodę gazowaną. Przyszedł z wodą Krynką, którą lubię z powodu dobrego smaku. Ale nie mogę się pogodzić z reklamą na butelce, bo to reklama Caritasu. Czyżby szefowie Krynki nie wiedzieli, że Caritas jest najbogatszą instytucją w Polsce i w swoich strukturach ma księży katolickich, którzy żyją za pieniądze zebrane właśnie z takich akcji, a więc pasożytują? Kościół katolicki jest największą zbrodniczą, perfidną, pedofilską instytucją na świecie, a szefowie Krynki, jak widzę, całują biskupie wypasione dupska. Czytajcie, Panowie Szefowie, tygodnik „Fakty i Mity”', a dowiecie się dużo o chamstwach Kościoła katolickiego. Będę uświadamiał innych, by nie kupowali wody Krynki, która promuje pasożytów w sutannach. Won z Kościołem katolickim. Eryk Antykleryk
Odpowiedź na list Pani zamieszkałej w Niemczech, podpisanej „Czytelniczka” („FiM” 25/2011). Czytelniczka z Niemiec, pisząc o kosztach życia w Niemczech, przedstawia prawdę… fałszując ją. Niemal każde zdanie napisane przez tą Panią pomimo prawd jest fałszywe. Za wizytę u lekarza płaci się 10 euro, ale raz na kwartał. Gdy ktoś często choruje, to płaci rocznie 40 euro, a gdy choruje najwyżej dwa razy do roku, to wizyty kosztują go już 20 euro – rocznie. Dentysta to 10 euro na kwartał – wystarczy zmieścić się w jednym kwartale w roku, żeby te wizyty kosztowały 10 euro rocznie. O leczeniu kanałowym nie będę pisała, bo nie wiem, ale w Polsce też jest chyba płatne. Natomiast wszystkie białe plomby w Niemczech są bezpłatne (przy 1 kategorii płatności za kasę chorych); w Polsce za każdą białą plombę trzeba płacić. Na wizytę u dentysty na kasę chorych czeka się od kilku dni do tygodnia, a w Polsce czasami i miesiąc, chyba że idzie się prywatnie. Za pobyt w szpitalu płaci się 10 euro za 5 pierwszych dni, co daje 50 euro, a jednak warunki w niemieckich szpitalach są nieporównywalnie lepsze niż w polskich. Następna sprawa to czynsze. W Szczecinie za mieszkanie 3-pokojowe (74 m2) w spółdzielni płaci się 600 zł, w TBS – 1200 zł + media.
19
W stosunku do euro to niewiele, w stosunku do polskich zarobków to bardzo dużo. Wyżywienie i środki czystości: w Niemczech to około 100 euro na osobę (bez szaleństw), w Polsce niestety też, czyli 100 euro x 4 = 400 zł miesięcznie. A w Niemczech rodzina 4-osobowa może się zmieścić w 400 euro (skromnie), w Polsce przy tym samym standardzie potrzebuje 1600 zł. Telefon stacjonarny z internetem – rozmowy w Niemczech kosztują 30 euro, a z całą Unią Europejską – 35 euro miesięcznie. W Polsce sam internet bez telefonu kosztuje 70 zł. Czytelniczka z Niemiec nie skłamała ani jednym słowem, a mimo to cały jej list jest fałszywy. Niechby próbowała żyć na takim samym poziomie w Polsce tylko przy zarobkach męża. Sprzątaczka zarabia w Niemczech 12 euro za godzinę, a chociaż ubezpieczenie musi sama opłacać, to ma wybór, ile chce płacić. W Polsce ubezpieczenie od działalności jest dla wszystkich dokładnie takie samo. Pracuję w Niemczech jako opiekunka osób starszych, robię zakupy, czasami również niektóre opłaty i dlatego wiem, jak wyglądają sprawy finansowe. LP, czytelniczka żyjąca w dwóch światach – polskim i niemieckim
Pośrednicy boskiej mennicy Jakie ma Pan Bóg interesy w domu upstrzonym skarbonkami, gdzie pośrednik, ciesząc się z kiesy, piekłem straszy, a niebem mami? Nasycił się Kościół pogaństwem, niebiosa przesłonił świętymi, mocarnym chce stale być państwem z otumanionymi wiernymi. Uczciwość przegrywa z różańcem, ziemskie sprawy księdza podnietą, religia skutecznym kagańcem, ciemnota wyłączną zaletą. JaGa, czerwiec 2011
W miesiącach letnich (lipiec, sierpień) Radio „FiM” zawiesza emisję programu. Zdruzgotanym fanom polecamy archiwum☺ Do usłyszenia po wakacjach!
Koalicja „FiM”
Wierny Czytelnik pozdrawia z kuracji w Nałęczowie. Prus też się kłania
Ten cały owczy pęd za „1” list wyborczych jest żenujący. To tak, jakby społeczeństwo było pozbawione rozumu. Bezmyślne robocopy. Czyli iść i głosować bez zastanowienia (czy ktoś jest lepszy, mądrzejszy) na nr 1. To śmieszne i absurdalne. To tak, jakby głupszy musiał być dalszy na liście. Czy nie lepiej i sprawiedliwiej by było, żeby ludzie wiedzieli więcej o kandydatach, niż żeby wyłącznie „1”
WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki.
20
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Niepokorni uczeni Założona w 1364 r. Akademia Krakowska szybko stała się centrum polskiej myśli naukowej. Niektórzy uczeni polscy wypowiadali śmiałe poglądy, krytykowali zacofanie, walczyli o reformę Kościoła. Założenie Akademii Krakowskiej (Uniwersytet Krakowski, Uniwersytet Jagielloński) 12 maja 1364 r. miało duże znaczenie dla podniesienia poziomu oświaty na ziemiach polskich. W akcie erekcyjnym król Kazimierz Wielki wyraził następujące życzenie: „Niechże więc tam będzie nauk przemożnych perła, aby wydawała męże dojrzałością rady znakomite, ozdobą cnót świetne i w różnych umiejętnościach biegłe. Niechaj otworzy się orzeźwiające źródło, a z jego pełności niech czerpią wszyscy naukami napoić się pragnący. Niechże do tego miasta Krakowa zjeżdżają się swobodnie i bezpiecznie wszyscy mieszkańcy Królestwa naszego i krajów przyległych, ale i inni ze wszystkich stron świata”. Zadaniem Akademii było dostarczać państwu ludzi wykształconych, przede wszystkim prawników. Podobnie jak w innych krajach w tym czasie znajomość prawa rzymskiego miała służyć wzmocnieniu władzy królewskiej, państwowej. Najbardziej też dbał król o wydział prawa. W odróżnieniu od uniwersytetów włoskich i paryskiej Sorbony Studium Generalne – tak bowiem nazwano Akademię Kazimierzowską – miało tylko 3 wydziały: sztuk wyzwolonych (1 katedra), medycyny (2 katedry) i prawa (8 katedr). Akademia otrzymała od króla zabezpieczenie materialne i rozległy samorząd, niezależny od władzy kościelnej. Nie było natomiast w Akademii prestiżowego wydziału teologicznego, na otwarcie którego papież nie wyraził zgody. Akademia Krakowska była drugą, po praskim Uniwersytecie Karola (1348), wyższą uczelnią w Europie Środkowej. W murach uczelni poczęli się kształcić Polacy ze wszystkich ziem polskich, tu pobierali również naukę Rusini, Czesi, Niemcy. Król żywo interesował się życiem profesorów oraz studentów, zwanych żakami. Nie jest znane ani jedno nazwisko profesora, czynnego w pierwszym okresie działalności Akademii Krakowskiej. Niestety, po śmierci Kazimierza Wielkiego – wobec braku zainteresowania u króla Ludwika Węgierskiego, pozbawiona opieki i podstawy materialnej – Akademia upadła. Odnowiona została w 1400 r. z zapisu klejnotów królowej Jadwigi już jako pełny uniwersytet o czterech wydziałach. Stała się szybko najważniejszym w Polsce ośrodkiem naukowym, międzynarodowy rozgłos uzyskała zwłaszcza dzięki dynamicznie rozwijającej
się tu filozofii i prawu. Uczeni polscy tego okresu wypowiadali śmiałe poglądy, krytykowali zacofanie, walczyli o reformę Krk. Wówczas to rektorami Akademii byli Stanisław ze Skarbimierza, Paweł Włodkowic i Jan z Ludziska. Pierwszym rektorem odnowionej uczelni był Stanisław ze Skarbimierza (ok. 1365–1431). Był prawnikiem, kanonikiem kapituły katedralnej na Wawelu, filozofem, autorem kazań naukowych i prac o mądrości w życiu publicznym, współtwórcą z Pawłem Włodkowicem polskiej szkoły prawa międzynarodowego. Prawdopodobnie pochodził z niższej, plebejskiej warstwy ludności. Na Uniwersytecie Praskim otrzymał „zaszczytny tytuł doktora praw”. Był już wtedy doradcą i zaufanym królowej Jadwigi. Jeszcze za życia królowej przygotowywał wraz z Bartłomiejem z Jasła i Mikołajem z Gorzkowa odnowienie Akademii Krakowskiej. W słynnym kazaniu „O wojnach sprawiedliwych” napisał: „Można zaś uważać, że wojna jest sprawiedliwa, jeżeli prowadzi ją ktoś, kto jest osobą świecką, nie duchowną, której zakazane jest rozlewać krew ludzką. Jeżeli toczy się dla odzyskania wolności lub w obronie ojczyzny. Jeżeli prawowita jest przyczyna, mianowicie, że walczy się z konieczności, aby przez walkę odzyskać naruszony pokój albo go osiągnąć. Jeżeli nie toczy się z nienawiści albo zemsty czy chciwości, ale z umiłowania prawa boskiego, dla miłości, sprawiedliwości i posłuszeństwa”. Szczególnie ostro wystąpił przeciwko oszczerczej kampanii antypolskiej, prowadzonej przez zakon krzyżacki. Brał udział w procesach polsko-krzyżackich. Głosił postępowe zasady w stosunkach międzynarodowych. Poglądy Stanisława ze Skarbimierza były, co należy podkreślić, niezwykle nowoczesne. Wprawdzie o wojnie sprawiedliwej rozpisywali się inni wybitni autorzy średniowieczni, jednak nie tak całościowo, systematycznie i klarownie. Stanisław ze Skarbimierza przyznał niechrześcijanom prawo do posiadania państwa, własności, jak również do toczenia wojny sprawiedliwej. Uważał bowiem, że prawo do obrony jest naturalnym prawem każdego człowieka, bez względu na to, czy jest chrześcijaninem, czy poganinem. Sformułowane przez Stanisława ze Skarbimierza tezy znalazły znaczące rozszerzenie u wtórującego
mu w polemice z Krzyżakami Pawła Włodkowica (ok. 1370–1436). Włodkowic był prawnikiem, pisarzem religijnym i politycznym, dyplomatą, współtwórcą polskiej szkoły prawa wojny. Urodził się we wsi Brudzeń w ziemi dobrzyńskiej i pochodził z rodu Dołęgów. Studiował na uniwersytecie w Pradze, gdzie uzyskał bakalaureat sztuk wyzwolonych i magisterium, a następnie w Padwie, gdzie uzyskał stopień licencjata prawa kanonicznego. Po powrocie do kraju dwukrotnie pełnił funkcję rektora na Uniwersytecie Krakowskim i tam też uzyskał doktorat.
ani kanonicznego, ani cywilnego” – napisał Włodkowic. Włodkowic podważył prawne podstawy istnienia państwa zakonnego w Prusach. Przede wszystkim powoływanie się Krzyżaków na dane im przywileje cesarskie i papieskie oraz głoszoną w XIII w. przez Henryka de Segusio doktrynę, która mówiła, że poprzez narodziny Chrystusa wszystkie państwa pogańskie straciły rację bytu i że wojna przeciwko niewiernym jest wojną sprawiedliwą. Włodkowic napisał: „Nie wolno niewiernym, choćby nawet nie uznawali cesarstwa rzymskiego, zabierać państw ich, posiadłości lub
Jan Matejko – Założenie Akademii Krakowskiej
Swoimi traktatami i wystąpieniami Włodkowic wniósł wielki wkład w rozwój koncepcji europejskiego prawa międzynarodowego, prawa naturalnego narodów. Przyczynił się do traktowania Polski i Litwy ze Żmudzią jako krajów chrześcijańskich, przez co zakon krzyżacki mógł liczyć na ograniczoną liczbę sprzymierzeńców. Gdy rychło po klęsce grunwaldzkiej zakon krzyżacki rozpoczął oszczerczą kampanię przeciwko Polsce i Litwie, odpowiedzią na te oszczerstwa był przedłożony na soborze w Konstancji (1414–1418) – największym zjeździe średniowiecznego świata chrześcijańskiego – traktat Włodkowica „O władzy papieży i cesarza w stosunku do niewiernych”. „Krzyżowcy z Prus walczący ze spokojnymi niewiernymi albo raczej ich napadający nigdy z nimi nie prowadzili słusznej wojny, a to z tej przyczyny, że ci, którzy napadają pragnących żyć w pokoju, nie mają za sobą żadnego prawa ani przyrodzonego, ani boskiego,
przywilejów, ponieważ bez grzechu za sprawą Boga je posiadają, który to wszystko bez różnicy stworzył dla człowieka, którego ukształtował na swój obraz (…). Pisma cesarskie udzielone krzyżowcom z Prus albo innym w sprawie zajęcia ziem niewiernych żadnych im nie dają praw, ale raczej oszukują wiernych w Chrystusie, ponieważ nikt nie daje nic z tego, czego nie posiada, ani też tego rodzaju dokumenty, ani papieży, ani cesarzy nie mogły im nadać jakichkolwiek uprawnień, szczególnie przeciwko prawu naturalnemu i Bożemu”. Wbrew szeroko rozpowszechnionemu w Europie poglądowi Włodkowic twierdził, że poganie mają prawo do niepodległego państwa, do posiadania rodzin oraz mienia. Więcej, nie powinni być prześladowani, jeśli sami nie podejmują działań agresywnych przeciwko chrześcijanom. Traktat Pawła Włodkowica głosił tolerancyjną zasadę niezależności wszystkich ludów, zarówno chrześcijańskich, jak i niechrześcijańskich.
Występował przeciwko roszczeniom cesarstwa i papiestwa do panowania nad wszystkimi ludami, potępiał wszelkie wojny agresywne. „Wódz w tego rodzaju wojnie lub inny dowódca odpowiadać winien nie tylko za rabunki, mężobójstwa i inne zbrodnie, które sam popełnił, lecz także za popełnione przez innych” – napisał Włodkowic. Traktaty Pawła Włodkowica wpłynęły na rozpowszechnienie się idei, według której grzech pierworodny nie pozbawił pogan praw naturalnych. Włodkowic opowiadał się za koncyliaryzmem, czyli koncepcją wyższości soboru nad papieżem. Zarówno część Krk w Polsce, jak i odnowiona Akademia Krakowska widziały w koncyliaryzmie szansę na przemiany w instytucjach kościelnych i rozwiązanie palących problemów. Działalność Włodkowica na soborze w Konstancji była wielkim sukcesem polskiej dyplomacji. Jako wielki obrońca uciskanego stanu chłopskiego zasłynął z kolei Jan z Ludziska (ok. 1400–1460), nie bez kozery nazywany prekursorem polskiego Odrodzenia. Był lekarzem i astronomem, humanistą, wybitnym mówcą. Urodził się w chłopskiej rodzinie na Kujawach, jednak dzięki swemu talentowi i opiece mecenasów osiągnął wyżyny wykształcenia i wielkie poważanie. Studiował w Akademii Krakowskiej, uzyskując stopień bakałarza, a następnie magistra sztuk wyzwolonych. Studia kontynuował w Padwie, gdzie uzyskał doktorat z medycyny. W Akademii Krakowskiej był profesorem Wydziału Medycznego, a następnie Katedry Matematyki i Astronomii (w latach 1440–1447 był rektorem tejże Akademii). Jan z Ludziska głosił pochwałę ideałów humanistycznych. Jego zachowane mowy wskazują, że był człowiekiem nad wyraz mądrym, a jego poglądy wyprzedzały epokę, w której żył. Można w nich odnaleźć m.in. pochwałę nauki i słowa zachęty, by Polacy poświęcali się zdobywaniu wiedzy i poznawaniu świata. Witając w 1447 r. przybyłego do stolicy na koronację nowego króla – Kazimierza Jagiellończyka – głosił program reform państwowych, ostro napiętnował wzrastający ucisk chłopów, mówiąc, że „natura stworzyła wszystkich ludzi wolnymi”. Sławiąc ojczyznę, stwierdził z bólem: „Ale w niej lud wiejski niewolą najgorszą jest przyciśniony” i zwrócił się z gorącym apelem do króla, by zburzył „chłopską niewolę, jaka ze wszystkich nieszczęść jest największym złem wolnych”. Poddawał krytyce upadek obyczajów, zwłaszcza duchowieństwa. Szczególnie piętnował lichwę i nepotyzm. Wzywał do reformy Krk oraz prawa, które powinno być zgodne z prawami natury ustanowionymi przez Boga. Nawiązywał w ten sposób do Stanisława ze Skarbimierza i Pawła Włodkowica. On także był zwolennikiem koncyliaryzmu. ARTUR CECUŁA
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Kwestionowanie Trójcy W minionych tygodniach, na prośbę Czytelników, przedstawiliśmy doktrynę Trójcy w świetle nauki świadków Jehowy. Ale nie tylko świadkowie kwestionują ten dogmat. Istnieją również inne społeczności wyznaniowe, które odrzucają naukę o Trójcy bądź też przedstawiają ją w mniej typowy sposób. Kościół unitariański To jeden z najmniejszych Kościołów w naszym kraju, chociaż należy do ruchu ogólnoświatowego o bogatym dorobku, który w Polsce ma swój początek. Nazwa pochodzi od łacińskich słów unus (jeden) i unitas (jedność). Przypomnijmy, że jednym z prekursorów tego ruchu i zagorzałym przeciwnikiem Trójcy był XVI-wieczny hiszpański lekarz i teolog Michał Servet, który w swej książce „De Trinitatis Erroribus” („O błędach Trójcy”) podważał ów dogmat. Na podstawie Biblii dowodził, że kult Trójcy jest poważnym grzechem przeciwko Bogu. Uczył, że należy wierzyć w Boga i Jezusa, ale tak, jak przedstawia ich Biblia, a nie tradycja i dogmaty papieskie. Zarówno on, jak i późniejsi bracia polscy (arianie) zwracali m.in. uwagę na to, że Septuaginta (grecki przekład Biblii hebrajskiej) nie tłumaczy dokładnie wyrazów „Elohim” i „BeneihaElohim”, które w hebrajskim oryginale określały również aniołów, sędziów i królów żydowskich. Podkreślali zatem, że tytuł „bóg” przysługiwał nie tylko Bogu Izraela Jahwe, ale również innym podmiotom. Odrzucali też pogląd jakoby Logos uczestniczył w stwarzaniu wszechświata jako Stwórca. Za swoje poglądy Servet został skazany na karę śmierci przez spalenie na stosie. Zabójstwa nie dopuścili się jednak katolicy, ale protestanckie władze Genewy, i to pod naciskiem samego Jana Kalwina. Wkrótce potem, na skutek prześladowań, zwolennicy Serveta na początku lat 60. XVI wieku przenieśli się do Polski i dali początek społeczności o nazwie „Bracia Polscy”. Przypomnijmy, że do tej wspólnoty religijnej należeli niektórzy czołowi przedstawiciele szlachty polskiej i litewskiej, a głównymi centrami ruchu po Krakowie były Pińczów, Lublin, Nowy Sącz i Raków ze słynną Akademią Rakowską. Jednym z czołowych działaczy, reformatorów i myślicieli religijnych ruchu antytrynitarskiego był Faust Socyn. Głosił, że religia chrześcijańska tylko wtedy może pozostać w zgodzie z rozumem, jeśli odrzuci się papieskie baśnie i zabobony
– sprzeczne właśnie z zasadami rozumu. Odrzucał więc dogmat Trójcy jako sprzeczny zarówno z rozumem, jak i z samą Biblią. Podobnie uważał Andrzej Frycz Modrzewski, który w swoim dziele „Silvae” bronił poglądów antytrynitarskich. Niestety, działalność braci polskich na terenie naszego kraju trwała tylko jedno stulecie. Obóz kontrreformacyjny przyczynił się do wydania przez sejm uchwały, na mocy której zostali oni w 1658 r. zmuszeni do przejścia na katolicyzm albo do opuszczenia Polski (i Litwy) w ciągu trzech lat. Na skutek tej restrykcyjnej uchwały socynianie (tak ich nazywano poza granicami naszego kraju) wyemigrowali i osiedlili się w innych krajach, głównie w Holandii, gdzie rozwinęli działalność naukową i religijną. Ich trud nie był jednak daremny, bo dziś kontynuatorem unitariańskiej teologii jest międzynarodowy ruch religijny, znany jako Kościół unitariański. W Polsce Kościół ten, z siedzibą w Warszawie, zarejestrowany został w 1997 r.
Jednota Braci Polskich Inną grupą religijną, która odrzuca naukę o Trójcy, a która również w jakimś stopniu wiąże się z dorobkiem unitarian, jest Jednota Braci Polskich. Przypomnijmy, że do powstania tego ruchu w znacznym stopniu przyczynił się pastor luterański Karol Grycz-Śmiłowski, który pochodził z okolic Cieszyna. W roku 1934 wydał on książkę nawiązującą właśnie do tradycji polskich arian „Z ziemi świętej – nowoczesne »Wierzę«”. On też dwa lata później skupił grupę zwolenników i począł wydawać kwartalnik „Wolna Myśl Religijna”. Następnie w roku 1937 na zjeździe w Łodzi utworzył Wolną Społeczność Religijną „Bracia Polscy”. Po jego śmierci w roku 1959 społeczność ta przeszła jednak pewną ewolucję ideową, na skutek której powstały z niej dwie odrębne grupy: wspomniana wyżej Jednota Braci Polskich i Zbór Panmonistyczny. Dodajmy, że w roku 1984 do Jednoty weszła grupa zielonoświątkowców, która przyczyniła się do uformowania się obecnej duchowości wspólnoty.
Duchowna Kościoła unitariańskiego
Ogólnie rzecz biorąc, Jednota Braci Polskich kontynuuje myśl dawnych arian, bo tak jak bracia polscy odrzuca naukę o Trójcy i opiera się wyłącznie na monoteistycznych zasadach wiary i nauki głoszonej przez Jezusa Chrystusa. Głosi, że właściwy stosunek do boskości Jezusa uwarunkowany jest żydowskim pojmowaniem zarówno Boga JHWH, jak i żydowskiego Mesjasza. Jezus jest bowiem Mesjaszem żydowskim, który został „posłany tylko do owiec zaginionych z domu Izraela” (Mt 15. 24), a nie mesjaszem pogańskim. Poganie przecież żadnego mesjasza nie oczekiwali. Dopiero później zostali „wszczepieni” do żydowskiego drzewa oliwnego (Rz 11. 17). Wcześniej „byli bez Chrystusa, dalecy od społeczności izraelskiej i obcy przymierzom zawierającym obietnice, nie mający nadziei i bez Boga na świecie” (Ef 2. 12). Być może dlatego spojrzenie Jednoty Braci Polskich na Biblię jest bardziej chrystocentryczne od prezentowanego przez Kościół unitariański. Uważają oni bowiem, że istotą chrystianizmu jest „Chrystus ukształtowany w nas” (Ga 4. 19). Z drugiej jednak strony podkreślają oni, że nie da się biblijnie uzasadnić, jakoby Jezus Chrystus objawił innego Boga niż Jedyny Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba (por. Mt 22. 32). Tym bardziej że to właśnie Bóg uczynił Jezusa „Panem i Chrystusem” (Dz 2. 36) i to On modlił się do Boga, a nie odwrotnie. Przypominają, że Żydzi oczekiwali na Mesjasza, potomka niewiasty (Rdz 3. 15) z pokolenia Judy (Rdz 49. 10) i proroka „spośród ich braci” (Pwt 18. 18). Głoszą więc, że Jezus był co prawda wyjątkowym boskim „naczyniem”, ale nie Bogiem. Sam przecież uczył, że istnieje tylko
„jeden prawdziwy Bóg” (J 17. 3, por. Mk 12. 29), i nigdy tej jedyności nie podważył. Nigdy też nie pretendował do roli religijnego bóstwa. Ani jednym słowem nie powiedział również, że Bóg ma ludzką matkę, że Bóg się rodzi, że Bóg ma ciało. Jednota głosi zatem, że zgodnie z Chrystusowym (żydowskim) monoteizmem prawdziwi „chrystianie” różnią się od chrześcijan należących do Kościoła rzymskiego, którzy w IV wieku przyjęli niebiblijną (pogańską) Trójcę. Różnią się również od wszystkich innych Kościołów, które przyjęły dogmat o Trójcy.
Grupy Badaczy Pisma Świętego Ale Trójcę odrzucają również ortodoksyjni russellici: Stowarzyszenie Badaczy Pisma Świętego, Zrzeszenie Wolnych Badaczy Pisma Świętego oraz Świecki Ruch Misyjny „Epifania”. Ogólnie rzecz biorąc, ugrupowania te uznają tylko jednego prawdziwego Boga, Stwórcę i Pana wszechświata, który sam ma nieśmiertelność (Iz 42. 8; 1 Tm 6. 16); Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który był pierwszą duchową istotą bezpośrednio stworzoną przez Boga i Jemu podlega (Prz 8. 22; Ap 3. 14; Kol 1. 15; 1 Kor 11. 3; 15. 24–28; J 14. 28); Ducha Świętego, który nie jest osobą, lecz mocą i wpływem pochodzącym od Boga (Łk 24. 49; Dz 2. 4; 10. 38).
Wyznania wywodzące się od adwentyzmu Ponadto nauki o Trójcy nie uznają również niektóre wyznania wywodzące się z adwentyzmu:
21
Chrześcijanie Dnia Sobotniego, Zbory Boże Chrześcijan Dnia Siódmego i inne odrębne wspólnoty adwentystyczne oraz wiele różnych zborów autonomicznych.
Mormoni Trójcy zaprzeczają również mormoni, czyli wyznawcy Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, którego założycielem w roku 1830 był Joseph Smith. Ich teologia zasadniczo różni się jednak od innych antytrynitarzy. Chociaż bowiem mormoni odrzucają istnienie Trójcy jako jednego Boga i rozgraniczają Boga od Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego, to jednak ich doktryna nie ma nic wspólnego z biblijnym monoteizmem. Według Smitha istnieje bowiem wiele innych bogów i również ludzie duchowo odrodzeni, mormoni, którzy wypełniają wszystkie zalecenia Kościoła, mogą stać się jak Bóg [1]. Co więcej, Bóg Ojciec był kiedyś człowiekiem podobnym do nas, z ciała i kości [2]. Jezus Chrystus był natomiast „Wielkim Jehową Starego Testamentu, Mesjaszem Nowego. Pod kierownictwem swojego Ojca był Stworzycielem ziemi” [3]. Nauczają też, że swoje istnienie duchowe Jezus zawdzięcza Ojcu i matce niebiańskiej, a ziemskie – zrodzeniu w naturalny sposób przez fizyczny kontakt Boga z dziewicą Maryją [4]. Dodajmy, że również Duch Święty jest potomkiem Boga Ojca i małżonki niebiańskiej [5]. Cokolwiek by zatem powiedzieć o teologii mormonów, zasadniczo różni się ona od stanowiska zajmowanego przez innych antytrynitarzy oraz od Pisma Świętego. Biblia uczy bowiem, że istnieje tylko jeden prawdziwy Bóg, poza którym nie ma innych bogów (Pwt 6. 4; Iz 43. 10–11; 44. 6, 8; 45. 21–22; 46. 9; Mk 12. 29; J 17. 3; 1 Kor 8. 6). Bóg ten jest Duchem (J 4. 24) i nikt z ludzi Go nie widział (1 Tm 6. 16). Istnieje też od wieczności i jest wszechmogący, wszechwiedzący i wszechobecny (Ps 90. 2; 139. 7–10; Iz 40. 28; Łk 1. 37). Jedno jest pewne: „Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca i Syna” (2 J 9). BOLESŁAW PARMA Przypisy: 1. „Nauka Przymierza” 132: 19–20; Godpel Principles, s. 245; Achieving a Celestial Marriage, s. 130. 2. „Teachings of the Prophet Josef Smith”, s. 345. 3. „Żyjący Chrystus”, Świadectwo Apostołów Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, 1 stycznia 2000 r. 4. „Achieving a Celestial Marriage”, s. 129. 5. Joseph Fielding McConkie, „Encyklopedia of Mormonism”, t. 2, s. 649.
22
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (37)
Masakra w Wielkich Łukach Wojny króla Batorego z Moskwą toczone były o panowanie w Inflantach. Wojska Rzeczypospolitej nie zawsze postępowały godnie. Polska literatura historyczno-wojskowa zafascynowana postacią króla Stefana Batorego nawykła podkreślać prawość i rycerskość monarchy, a co za tym idzie – wielkoduszność wojsk batoriańskich. I rzeczywiście, Batory, bohater dwóch narodów – polskiego i węgierskiego – po sześciu latach swojego panowania w Rzeczypospolitej Obojga Narodów stał się jednym z najbardziej znanych i podziwianych władców Europy. W zdumienie wprawiła Europę łatwość, z jaką Batory pobił w trzech kampaniach wojennych Wielkie Księstwo Moskiewskie, zmuszając Iwana IV Groźnego do rozpaczliwych gestów pokojowych, a w końcu do upokarzającego Rosję rozejmu w Jamie Zapolskim. Klęski tej do dziś nie mogą odżałować rosyjscy historycy. Batory, jak na króla, był na ogół prawy, ale był też lawirantem, który nie stronił od przemilczeń i półprawd. Prowadził bardzo rozległe prace propagandowe, które wykonywało wiele osób – pisarze, sekretarze, drukarze itd. Miał też specjalnego sekretarza do podrabiania podpisów. Zdumienie wzbudziło zabranie przez Batorego na wojnę drukarni obozowej, „latającej drukarni”, której celem była praca ideologiczna i budowanie dobrego wizerunku
N
Rzeczypospolitej. Nim zagrzmiały działa w wojnie polsko-moskiewskiej, Batory wydał manifest skierowany do wszystkich narodów. Zawierał on szczegółowe uzasadnienie przyczyn, dla których Rzeczpospolita decyduje się na wojnę z Moskwą. Dowodził, że idzie o wojnę sprawiedliwą i słuszną, prowadzoną z przeciwnikiem wiarołomnym i podstępnym. Zobowiązywał wojsko do wierności chrześcijańskim ideałom, zakazując wszelkich gwałtów i odwetu wobec ludności rosyjskiej. Wojnę – jak głosiły kolejne uniwersały – prowadzi król Polski nie z ludnością, lecz z carem, Rosjanie mieli więc wybór – poddaństwo Rzeczypospolitej albo odejście w głąb państwa moskiewskiego. I rzeczywiście, w większości przypadków zezwalano na swobodne odejście, bez broni, załogom rosyjskich miast i zamków, zatrzymując w niewoli tylko starszyznę. Służba Rzeczypospolitej spotykała się najczęściej z odmową Rosjan, sama zaś wojna była bezpardonowa. W zdobytym Połocku rozkładających się trupów było tyle, że odwołano zaplanowane tam dziękczynne nabożeństwo. Żołdactwo marzyło o łupach. Frustracja z powodu niemożności swobodnej grabieży była tak duża, iż „kłótnie
iektóre twierdzenia i wyobraże nia religijne tak się upowszech niły i zakorzeniły, że nawet ate iści i agnostycy puszczają je mimo uszu. A szkoda! Niedawno czytałem jakąś polemikę światopoglądową autorstwa katolickiego dziennikarza, który przywołał znany z czasów PRL cytat pochodzący ponoć od pierwszego kosmonauty – Jurija Gagarina: „Byłem w niebie, ale Boga nie widziałem”. Zdanie to pamiętam od dzieciństwa, bo było powtarzane przez księży jako przykład prostackiego i naiwnego ateizmu. Nie wiem, czy Gagarin naprawdę wypowiedział te słowa, czy też później mu je przypisano, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia, bo nie mam zamiaru bronić na tych łamach ani jego, ani radzieckiego pseudoateizmu. Uważam go właśnie za ateizm fałszywy, ponieważ w ZSRR w miejsce poprzedniej religii panującej (prawosławne chrześcijaństwo) powołano do istnienia świecką religię pseudokomunistyczną z jej bogami, hierarchią, ikonami i nabożeństwami. Religię synkretyczną, bo prawdziwe ikony i hierarchia też były w niej – zwłaszcza pod koniec – obecne. Do tego dorobiono jeszcze marksistowsko-leninowską dogmatykę.
między Polakami i Węgrami tak zawzięte urosły, że się z orężem na siebie porywali”. Doszło z tej przyczyny 5 września 1580 r. do wielkiej masakry mieszkańców w Wielkich Łukach – w mieście, które ani do Polski, ani do Litwy nigdy nie należało. Ludność twierdzy przez kilka dni broniła się dzielnie i gasiła pożary, zadając oblegającym znaczne straty. W końcu pożar stał się tak silny, że zaprzestano walki. Oblężeni zaczęli wołać, że chcą się poddać. Pierwsi weszli na zamek Węgrzy, a „zobaczywszy to inszy motłoch [czeladź], co stał z drugiej strony zamku, z obozu królewskiego, którzy byli, mniemając, żeby ci hajducy już w zamek szli dla łupów i dla korzyści, poczęli na oślep po darni w zamek leźć”. Za nimi runęła, żądna złota, pozostała piechota węgierska i polska.
Był to więc ateizm więcej niż wątpliwy, raczej fanatyczna wiara konkurencyjna wobec dotychczasowej. Na miejscu religijnych polemistów nie śmiałbym się jednak z naiwności Gagarina. Przypisywana mu wypowiedź wypływa przecież z innego rodzaju naiwnych wyobrażeń
Nie ograniczono się jednak do rabunku, lecz dopuszczono się wielu okrucieństw i bezeceństw na bezbronnej załodze i mieszkańcach. Świadek tych wydarzeń, rotmistrz Łukasz Działyński, tak to opisał: „Zaczem haniebne wielkie morderstwo nasi czynili, mszcząc swych, co ich pobito i nie mieli respektu, tak stare, jak i młode niewiasty, i dzieci wszystkie mordowali, czego nie mogąc uhamować, starsi jechali precz, jednak który miał miłosierne serce, ile z jazdy siła odejmowano, a zwłaszcza białych głów, a dzieci, co ich nie dali pobić”.
w pewnych krajach jest nawet dniem wolnym od pracy. Zatem – gdzie wstąpił Jezus? Zapadł się do środka siebie? Ależ skąd – pofrunął w chmury jak rakieta, aż w końcu, jak twierdzą Dzieje Apostolskie, „wziął go obłok sprzed oczu uczniów”. Czego szukał Jezus w chmurach, skoro – jak naucza dziś
ŻYCIE PO RELIGII
Jak Bóg na niebie – ściśle religijnych. Któż to umieścił Boga w niebie i kto nauczał, że niebo jest „u góry”? Przecież nie zrobili tego radzieccy pseudokomuniści! Biblijna kosmologia jest porażająco naiwna, ale zgodna z ówczesnymi bliskowschodnimi wyobrażeniami o świecie. Dzisiejsze nauczanie Kościoła sytuujące niebo (mieszkanie Boga) w jakiejś tajemniczej rzeczywistości duchowej jest nie tylko świeżej daty, ale jest także rażąco niezgodne ze świadectwami Pisma. Biblijne niebo nie leży w sercu człowieka, ale „u góry”, jak najbardziej! Zupełnie niedawno niektórzy chrześcijanie obchodzili święto Wniebowstąpienia, które
Kościół – Boga tam nie ma, a przynajmniej nie ma go tam więcej niż tu na ziemi? Najgłupsza odpowiedź na to pytanie i bodaj najbardziej rozpowszechniona wśród chrześcijan dowodzi, że Jezus zrobił taki show dla swoich uczniów, aby brutalnie nie rozwalać ich wyobrażeń o starożytnej kosmologii. A to dobre! Jezus bulwersował ich przez trzy lata rewolucyjnymi wywodami na każdy temat, a na koniec zatroszczył się o to, aby tkwili w kosmologicznych błędach i nie zgorszyli się tym, że Bóg nie mieszka „u góry”. Ale to nie wszystko. Nowy Testament naucza, że jak Jezus pofrunął w chmury, tak
Dalszy przebieg wypadków był nie mniej tragiczny. Otumanione żądzą krwi i łupu żołdactwo zapomniało o gaszeniu pożaru, a że „nie gasił nikt, tedy tak ogień ogarnął zamek wszystek, że ratować próżno było, i gdy do prochów ogień doszedł, tedy zginęło naszych aż dwieście razem. Działa, których było trzydzieści i sześć, hakownic kilkaset, rusznic kilka tysięcy i skarbów inszych (…) wielka moc pogorzała”. Wielki wybuch pogrzebał katów i jeszcze więcej nieszczęsnych ofiar gwałtu. Po zdobyciu Wielkich Łuk, świadom znaczenia propagandy, wydał Batory polski i łaciński „Edykt Stefana Batorego z dnia 6 września 1580 roku spod Wielkich Łuk do szlachty polskiej przesłany”, zawierający relację z kolejnej wiktorii. O rzezi w edykcie nie wspomniano. Jedynie o wielkim pożarze, nieustępliwości Rosjan i, enigmatycznie, o „zajątrzeniu rycerstwa”. Gwałtów, których dopuszczali się żołnierze Batorego w wojnie z Moskwą, było więcej. Czyniły je na terytorium moskiewskim zagony Wiśniowieckiego, Radziwiłła i Tatarzy w służbie Rzeczypospolitej, którzy rozbijali pomniejsze oddziały i palili wsie aż po Wołgę. Car Iwan Groźny, sam krwawy tyran, wytykał Batoremu w swych listach zbędne okrucieństwo, które polegało na zezwalaniu na rozpruwanie brzuchów poległych Rosjan, z których niemieccy balwierze Batorego wyjmowali sadło. Wyrzucał stosowanie niehumanitarnej broni, tj. ognistych kul, za pomocą których Batory spalił niektóre twierdze. „Wynalazek nowy i nieludzki” – stwierdził car. Batory nie pozostawał carowi dłużny, „wyrzucając mu niecnoty jego”. ARTUR CECUŁA
z obłoków ma powrócić. Jeśli nie mieszka „u góry”, to po co ma znów latać w obłokach? Mało tego, według poglądów części chrześcijan Jezus ma zabrać „na obłoki” swoich wybranych, aby ich uratować przed Wielkim Uciskiem, którego ofiarami mają paść pozostali mieszkańcy ziemi. Nie bardzo wiadomo, co tysiące ludzi będą robić „u góry”, skoro niebo jest – jak twierdzą zgodnie niemal wszyscy współcześni chrześcijanie – jedynie rzeczywistością duchową, a nie żadnym określonym miejscem w kosmosie. Zatem umieszczanie Boga „u góry” nie jest prostactwem ateizmu, lecz konsekwentnym wyciąganiem wniosków z wierzeń rozpowszechnianych przez samych chrześcijan, którzy wstydliwie i cichcem wypierają się swojej biblijnej tradycji nawet wtedy, gdy określają siebie mianem „biblijnych chrześcijan”. To wypieranie się nieba stoi jednak w długim ciągu rozmaitych chrześcijańskich zaparć dokonywanych przez różne kościoły. Zatem wielu chrześcijan udaje, że w Biblii nie ma akceptacji poligamii i niewolnictwa, nakazu zabójstw na tle religijnym, dyskryminacji kobiet itp. Pewne cytaty się przemilcza, inne się powtarza, ale przezornie się ich nie komentuje. I tak trwa ta cicha niewiara wierzących. MAREK KRAK
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
E
lekcja papieska po śmierci autora konkordatu wormackiego znów była gorąca, pełna przemocy i walk frakcyjnych. Wyłoniły się dwie skłócone partie kardynalskie: stara gwardia gregorianów chcąca przede wszystkim wojować przeciwko potęgom świeckim o inwestyturę oraz młode wilki uważające, że spór o inwestyturę został już zakończony i pora się skupić na batalii wewnątrz Kościoła. Za obiema frakcjami stanęły przeciw sobie rodziny Pierleonich (gregorianie) i Frangipanich (antygregorianie).
krótko po tych wydarzeniach i przypuszcza się, że nie wyleczył ran z feralnego konklawe. Ironią losu jest zapewne to, że dziś oficjalne spisy papieży Honoriusza II uznają za prawowitego następcę Chrystusa na ziemi, a prawidłowo wybranego Celestyna – za antypapieża. Kolejny przykład na to, że „Duch Święty” stojący na straży elekcji papieskich nierzadko dawał się korumpować. Pierleoni nie mieli powodów lękać się mieczy Frangipanich. Wycofali się jednak, przekupieni przez kanclerza Stolicy Świętej oraz Leona
OKIEM SCEPTYKA się z zarzutów, czyli aby go upokorzyć. Po trzech odmowach Honoriusz wydał decyzję złożenia opata z urzędu. Również i tego aktu opat nie przyjął i nadal pełnił funkcję szefa opactwa. Kolejnym krokiem było ekskomunikowanie go. Trzeba było papieżowi armii, aby dokończyć rozprawę ze starym benedyktynem. Jeszcze przed konfliktem z papieżem Oderisio ufortyfikował klasztor, więc nie było łatwo, ale się udało. Mnisi poddali się i zgodzili się pozbawić władzy swojego opata. Nowym opatem został wówczas dziekan klasztoru, Niccolo.
rozpoczęła się od buntu grupy benedyktynów). Po upadku opat udał się na emigrację do Lewantu, gdzie odbudował swe siły i zebrał armię. W roku 1125 siłą odzyskał swoje opactwo i poskromił buntowniczych mnichów. O ile papież nie zareagował, kiedy mnisi dokonali zamachu na opata, to zareagował teraz, kiedy ten odzyskał siłą swój urząd. Wysłał do Cluny swojego legata, który miał na miejscu przeprowadzić śledztwo, ekskomunikować Pontiusa i wezwać go do stawienia się w Rzymie. Pontius okazał się mniej krnąbrny aniżeli opat Monte Cassino i dał się papieżowi
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (43)
Zmiana frontu Kościoła Kościół uznawał czasem za papieża uzurpatora, a biskupa Rzymu prawidłowo wybranego ogłaszał antypapieżem. W ten sposób „Duch Święty” stawał po stronie silniejszych i bardziej bezwzględnych. Wbrew pozorom nie był to przede wszystkim efekt konkurencji dwóch rodów rzymskich. Podział był wśród samych kardynałów. Konkordat wormacki, który de facto był sukcesem poprzedniego papieża, dla starych był jedynie przejściowym zgniłym kompromisem. Młodzi akceptowali konkordat. Starzy chcieli nadal wojować przeciwko cesarstwu w sojuszu z Normanami. Młodzi chcieli rozejmu z cesarstwem, aby móc wojować z Normanami, których wzrost potęgi na południu Włoch bardziej niepokoił. I wreszcie, może i najważniejsze, starzy związani byli przede wszystkim ze starymi ośrodkami monastycznymi, jak benedyktyńskie Monte Cassino czy Cluny, młodzi natomiast – z nowymi formacjami kościelnymi, takimi jak kanonicy regularni. Dość powodów, by się nienawidzić. Frakcja gregorianów była liczniejsza i początkowo wygrał ich kandydat Teobald, który przyjął imię Celestyna II. Odtrąbiono habemus papam, ustrojono elekta w czerwone szaty, lecz – zanim zdążono go wyświęcić – rozpoczęła się realizacja planu awaryjnego młodych wilków pod przewodnictwem kanclerza „Stolicy Apostolskiej”, kardynała Aimeryka de la Chatre (zm. 1141 r.) – szarej eminencji Watykanu. Do sali obrad wkroczył ze swym wojskiem baron Robert Frangipani. Rzec by można – rodzina z tradycjami zbrojnych konklawe, napaści na kardynałów i więzienia papieży. Tym razem Frangipani znów poturbował kardynałów, a papież elekt odniósł poważne rany, co sprawiło, że odechciało mu się „Stolicy Piotrowej”. Robert ogłosił nowym papieżem kardynała Lamberta z Ostii, który przybrał imię Honoriusz II. Celestyn żył dość
Frangipaniego (otrzymali twierdze Terracina i Formello). 21 grudnia kardynałowie w powtórnym głosowaniu jednogłośnie wybrali kandydata młodych. Zarówno nowy papież, jak i kanclerz Państwa Kościelnego należeli do organizacji kanoników regularnych. Dla benedyktynów i Normanów miały nadejść niełatwe czasy. Zemsta na ówczesnym opacie Monte Cassino, Oderisiu di Sangro, była sprawą osobistą. Oderisio pochodził z rodziny hrabiowskiej, zaś Lamberto Scannabecchi vel Honoriusz II, który dzięki osobistym cechom wdrapał się po drabinie kościelnej kariery na sam jej szczyt, wywodził się z niższych warstw. Nieznane jest dokładnie jego pochodzenie, lecz kiedy został biskupem Ostii, dumny opat kpił za jego plecami, że biskupstwo dostało się potomkowi chłopa. Kiedy Lamberto jako biskup zwrócił się do opata z prośbą o zgodę na zajęcie przez niego i jego świtę kościoła Santa Maria in Pallara, co było dotąd zwyczajowym przywilejem biskupów Ostii, Oderisio odrzucił to dumnie i nigdy nie zostało mu to zapomniane. Pretekst dla zemsty po objęciu godności papieskiej nie było trudno zdobyć. Po swym wyborze (1125 r.) Honoriusz II zwrócił się oficjalnie do opata Monte Cassino o bliżej nieokreśloną pomoc finansową. Opat odrzucił roszczenie papieskie. Papież ogłosił wówczas, że opat Monte Cassino jest zainteresowany przede wszystkim własną sakiewką, a nie dobrem Kościoła. Nazwał go „żołnierzem i złodziejem, a nie mnichem”. Z pomocą przyszedł następnie hrabia Atenulf z Akwinu, który oskarżył opata, iż knuje przeciwko papieżowi. Papież wezwał więc oskarżonego do Rzymu, aby wytłumaczył
Założenie zakonu templariuszy
Chcąc jednak całkowicie upokorzyć benedyktynów z Monte Cassino, papież orzekł, że ich wybór był niekanoniczny, i zalecił im wybranie na opata proboszcza klasztoru w Kapui, Seniorectusa. Wywołało to wściekłość mnichów, którzy jednak zdążyli się już podzielić na frakcje Oderisia i Niccola. Papież wymusił wówczas rezygnację wyklętego Oderisia i ekskomunikował dodatkowo Niccola, a następnie samodzielnie zainstalował na urzędzie szefa klasztoru swojego człowieka. Po tym wszystkim chciał jeszcze wymusić na mnichach uroczystą przysięgę wierności papiestwu, lecz opór był zbyt gwałtowny – zrezygnował z tego. W 1125 roku Honoriusz II rozprawił się również z drugim potężnym opactwem „starych” mnichów – Cluny. Od 1109 roku jego opatem był Pontius z Melgueil (ok. 1075–1126), chrześniak papieża Paschalisa II. W 1122 roku pod pretekstem „ekstrawagancji” wybuchł przeciwko niemu bunt mnichów, którzy go obalili. Holenderski historyk Adriaan H. Bredero uważa, że bunt był wywołany przez frakcję „młodych wilków”, którzy dążyli do przezwyciężenia reguły benedyktyńskiej i supremacji reguły cysterskiej (historia cystersów
złożyć z urzędu w roku 1126. Rzym okazał się jego grobem, gdyż wkrótce później papież nakazał uwięzienie byłego opata w lochach Septizodium, gdzie wkrótce zmarł. Upokorzenie benedyktynów zostało przeprowadzone wzorcowo. Jednocześnie posypały się przywileje dla nowych, dla kanoników regularnych. Wyrazem tego było m.in. zatwierdzenie w roku 1126 zakonu premonstratensów („biali kanonicy regularni”, norbertanie), którzy w późniejszym czasie odegrają kluczową rolę w chrystianizacji Słowian połabskich i Łużyczan. Dwa lata później poprzez swego legata na synodzie w Troyes papież zatwierdził regułę templariuszy, w której opracowanie zaangażowany był przyjaciel kanclerza Aimeryka, Bernard z Clairvaux. Już od początku swego pontyfikatu Honoriusz prowadził podboje południowych Włoch. W 1125 roku „ojciec święty” pokonał lordów Ceccano, zajmując jednocześnie szereg miast, w tym Maenzę, Roccaseccę, Trevi nel Lazio. W lipcu 1125 roku po dziesięciu tygodniach oblężenia padła twierdza Fumone. W 1128 roku siły papieskie podbiły Segni, zabijając lokalnego barona.
23
W lipcu 1127 roku przyszła kolej na papieską batalię z Normanami. Umarł wówczas bezdzietnie William II, książę Apulii. Po jego śmierci jednocześnie dwa ośrodki polityczne wysunęły pretensje do jego dominium: kuzyn Roger II Sycylijski oraz Święta Matka Kościół w osobie Honoriusza II. Obie strony utrzymywały, że wolą zmarłego było przekazanie jego dóbr właśnie im. Rozpoczęła się wojna. Kiedy papież otrzymał wieść o tym, że Roger wylądował w Italii, był właśnie po przegranej walce z jednym z lokalnych baronów normańskich pod Arpino. Niezwłocznie jednak wyruszył w kierunku Benewentu, aby zapobiec połączeniu się lokalnych wojsk normańskich z Rogerem. Hrabia sycylijski nie chciał jednak konfrontacji z papieżem i zaproponował układ, wysyłając jednocześnie bogate dary do „Namiestnika Chrystusa”: oferował apulijską Troię i Montefusco w Kampanii w zamian za uznanie go nowym księciem. Odpowiedzią papieża była groźba ekskomuniki. W międzyczasie udało się papieżowi przeciągnąć na swoją stronę wielu lokalnych szlachciców. W listopadzie Roger został uroczyście ekskomunikowany i musiał wracać na wyspę po posiłki przeciwko wzmocnionemu papieżowi. 30 grudnia 1127 roku papież ogłosił kolejną krucjatę, która miała być skierowana przeciwko nieposłusznemu władcy chrześcijańskiemu. Roger powrócił do Italii w maju 1128 roku i kontynuował wojnę podjazdową przeciwko papieżowi, unikając frontalnej walki, w przekonaniu, że wojska papieskie zaczną sukcesywnie dezerterować i podupadać na sile. Papież zrozumiał, że nie uda mu się przyłączyć Apulii do Państwa Kościelnego. Wysłał więc swoich negocjatorów – kardynała Aimeryka i Cencia II Frangipaniego – do Rogera, aby zawarli tajne porozumienie. Układ był taki: Roger zostanie przez papieża zatwierdzony jako książę Apulii w zamian za hołd i przysięgę wiary. Wkrótce po powrocie do Rzymu papież dowiedział się, że w Benewencie, mieście południowej Italii, gdzie papieże rządzili od 1053 roku przez swoich namiestników, patrycjusze postanowili obalić świecką władzę papieży i zaprowadzić republikę. Zabito wówczas papieskiego namiestnika. Rzymski monarcha wpadł w furię i zapowiedział straszliwą zemstę na całym mieście. Jego śmierć ocaliła Benewent. Po jego śmierci książę Roger opowiedział się po stronie antypapieża Anakleta II (ponieważ Pietro Pierleoni wywodził się z rodziny żydowskich bankierów, nazywany był Judaeo pontifex), który wkrótce koronował go na pierwszego króla Sycylii. Jako król „antypapieski” Roger dbał o rozwój nauki i sprowadził na Sycylię wielu uczonych arabskich. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Coraz częściej widuje się osoby, które spacerują w parkach, dzierżąc w dłoniach kijki przypominające narciarskie. Czy taki spacer może być skuteczną terapią, czy to tylko modny lans? Zacznijmy od tego, że nordic walking może być uprawiany przez każdego – niezależnie od wieku i poziomu kondycji fizycznej. Uprawiany jest on zarówno przez wyczynowych sportowców jako trening uzupełniający, jak i przez osoby starsze z ograniczoną ruchomością stawów czy wręcz problemami z poruszaniem się. Podczas spaceru ze specjalnie zaprojektowanymi kijkami odciążamy stawy, obręcz barkową, kręgosłup. Jest to świetna gimnastyka dla osób, które skarżą się na bóle stawowe, ograniczenie ruchomości w obrębie miednicy, kolan i kostek. Spacer z kijkami pomaga osobom starszym utrzymać równowagę, szczególnie podczas zimy, gdy spacerują po lodzie lub śniegu. Warunkiem powodzenia jest opanowanie właściwej techniki chodzenia i dobór odpowiednich dla nas kijków, o czym napiszę w dalszej części artykułu. Sekret skuteczności marszów z kijkami leży w fakcie, że podczas ich uprawiania angażujemy nie tylko mięśnie nóg (jak przy zwykłym spacerze), ale 576 z 640 wszystkich mięśni. Jest to niemal 90 proc. naszej muskulatury, zatem ćwiczenie to aktywizuje i trenuje prawie całe nasze ciało. Przynosi również inne korzyści: ~ usprawnia nasz układ oddechowy i sercowo-naczyniowy; ~ pozwala spalić około 400 cal/godz. (o 20 proc. kalorii więcej niż przy tradycyjnym marszu), podczas treningu nasze tętno wzrasta o 5–17 uderzeń na minutę (jest wyższe o około 13 proc. niż przy tradycyjnym chodzie), dzięki czemu przyspieszamy przemianę materii; ~ rozluźnia napięcia w okolicach karku i ramion, co oszczędza przede wszystkim odcinek szyjny kręgosłupa; ~ daje poczucie bezpieczeństwa (kijki) i pozwala na efektywny, dynamiczny trening w górach, na śniegu, na plaży, w lesie, parku oraz na oblodzonych i śliskich nawierzchniach. Badania przeprowadzane przez instytuty zajmujące się medycyną sportową udowodniły skuteczność nordic walking w następujących schorzeniach: nadwyrężenia stawu kolanowego; osteoporoza; urazy kręgosłupa; powracające bóle mięśniowe; złamania kończyn dolnych; uszkodzenia ścięgna Achillesa; problemy z utrzymaniem równowagi
Nordic walking
oraz ograniczona sprawność ruchowa; reumatyzm; cukrzyca; skolioza; niestabilność miednicy; RSI (ang. Repetitive Strain Injury), czyli urazy na skutek chronicznego przeciążenia mięśni i ścięgien. Dodatkowo spacer z kijkami jest świetny dla osób cierpiących z powodu bólu lub uszkodzeń tkanek miękkich oraz obniża poziom stresu nawet o 30 proc. bardziej niż zwykły spacer. Okazało się także, że pozytywnie wpływa na stan zdrowia osób po zawale serca i z problemami układu krążenia. Spacer o umiarkowanej intensywności jest świetnym sposobem na skuteczną rekonwalescencję po operacji, chorobie lub innych urazach. W zależności od naszej kondycji, zaawansowania i zapotrzebowania możemy wyróżnić trzy poziomy uprawiania tego rodzaju aktywności fizycznej. 1. Poziom zdrowotny Jest to podstawowy, najmniej intensywny poziom uprawiania spacerów z kijami. Stosuje się go w czasie rehabilitacji po urazach, podczas odchudzania czy rozpoczęcia przygody ze sportem. Nordic walking w szybki i bezpieczny sposób umożliwia dojście do żądanej sprawności. Mimo niskiej intensywności treningu (na przykład podczas godzinnego spaceru w weekendy) pracujemy nad kondycją, dotleniamy organizm, a ruch bez bólu i dyskomfortu staje się przyjemnością. Dodatkowo dochodzi do tego rozluźnienie w partiach szyjno-barkowych napięć, jakie powstają podczas długiego siedzenia za biurkiem. Spacer z kijkami po biurowej pracy jest świetnym antidotum na przeciążeniowe bóle głowy, kręgosłupa czy stawów kolanowych. Na tym podstawowym poziomie coraz częściej jest zalecany pacjentom po zawałach,
po operacjach aparatu ruchu, chorym na cukrzycę oraz przy chorobach układu krążenia – i jako rehabilitacja, i jako terapia. 2. Poziom fitness Jest przeznaczony dla osób pragnących podnieść swoją sprawność fizyczną poprzez urozmaicenie dotychczasowych treningów. Częstotliwość i regularność wysiłku jest bardzo ważnym elementem na poziomie fitness. Aby utrzymać i stale poprawiać swoją kondycję, należy trenować przynajmniej 3–4 razy w tygodniu po 1,5 godziny. Przed treningiem wykonujemy ćwiczenia rozgrzewające, a na zakończenie rozciągające (na przykład streching). Ćwiczenia te można także wykonywać przy użyciu kijków. 3. Poziom sportowy Poziom ten przeznaczony jest dla zawodowych sportowców, którzy wprowadzając nordic walking do swoich planów treningowych, przełamują stagnację. Technika sportowa obejmuje bieganie, skakanie, wchodzenie i schodzenie ze stromych zboczy. Dołączyć można wiele ćwiczeń wzmacniających mięśnie, zwłaszcza górnych partii tułowia. Podczas treningu sportowego ćwiczymy do granic fizycznych możliwości. Na tym poziomie rozróżniamy: ~ nordic jogging – trucht z kijkami; ~ nordic striding – trucht o dłuższym kroku i odbiciu stopy od podłoża; ~ nordic leaping – skoki z nogi na nogę; ~ nordic running – bieg z kijkami; ~ nordic jumping – różne skoki z kijkami; ~ nordic blading – jazda na specjalnych rolkach z kijkami.
Podstawą w nordic walking są specjalne zaprojektowane kijki. Przy ich zakupie warto zwrócić uwagę na kilka elementów, od których zależeć będzie efektywność, komfort i długość ich użytkowania: ~ trwałe uchwyty i paski (wędzidełka); ~ dopasowane rękojeści do rozmiaru dłoni; ~ wymienne końcówki (do chodzenia w różnym terenie: po piachu, asfalcie, śniegu); ~ konstrukcja z jednego elementu (bez regulowanej wysokości – wtedy są mocniejsze); ~ najlepszy materiał do konstrukcji kijków to włókna węglowe lub nieco cięższe aluminium. O ile kijki jednoelementowe są mocniejsze i lżejsze, o tyle w niektórych przypadkach można zastanowić się nad kupnem tych teleskopowych, rozkładanych. Zwłaszcza jeśli będą użytkowane przez dziecko, które – co oczywiste – rośnie, albo jeśli jedna para będzie służyć kilku członkom rodziny. No i jeśli mamy zamiar zabierać je na dalsze wyjazdy w plecaku. Jeśli jednak powyższe warunki użytkowania nas nie dotyczą, zdecydowanie lepiej zaopatrzyć się w kijki jednoczęściowe, które dzięki trwałej konstrukcji z pewnością dłużej nam posłużą. W systemach jednoczęściowych kijki sprzedawane są w długościach co 5 cm, np. 100, 105, 110 cm. W systemach regulowanych zaś możemy ustawić długość dokładnie co do centymetra. Długość kijków do nordic walking można w prosty sposób obliczyć za pomocą równania: nasz wzrost x 0,68 = długość kijków. Jeśli z tego równania wyjdzie nam pośredni wynik, to zaokrąglamy go, np. przy wyniku 103 cm wybieramy kijki o stałej długości 100 cm, a przy wyniku 108 cm wybieramy kijki o długości 110 cm.
Odzież powinna być lekka i niekrępująca ruchów, na przykład bielizna z włókien naturalnych, a okrycie wierzchnie z tkanin wodoodpornych, lecz przepuszczających ciepło i parę wodną, które nasze ciało wytwarza podczas wzmożonego wysiłku fizycznego. Buty mogą być typowo biegowe – lekkie i z elastyczną, miękką podeszwą. A teraz kolejna ważna sprawa – technika chodzenia. Na początku uczymy się chodzenia bez wbijania kijków. Trenujemy krok naprzemienny, prawa ręka z przodu, lewa noga w tyle odpycha się. I tak na przemian. Możemy też zaczynać naukę od chodzenia bez kijków. Naturalny ruch powoduje naprzemienną pracę rąk i nóg. Możemy świadomie wzmacniać wymachy rąk, przystosowując je do późniejszej pracy z kijkami. Następnie chwytamy kijki w dłonie, opuszczamy je luźno, ciągniemy za sobą i zaczynamy spacer, podczas którego stopniowo zaczynamy sobie nimi pomagać, zachowując naturalne ruchy kończyn. W miarę postępów nasze ruchy powinny stawać się obszerniejsze. Chociaż wydaje się to łatwe, wiele osób ma kłopoty z koordynacją ruchów – potrzebuje czasu, żeby złapać prawidłową technikę spacerów nordyckich. Sześć kroków pomocnych w opanowaniu techniki nordic walking: 1. Wbijamy kijki z tyłu za linią nóg, przez co wydłużamy krok. 2. Uczymy się puszczać i łapać rękojeść kijka. Trzymamy go tylko podczas odpychania się. W pozostałej fazie ruchu wisi on swobodnie na wędzidełku. Dzięki temu krew krąży szybciej, podnosi się tętno, następuje dotlenienie całego organizmu. 3. Wciągamy brzuch (wrażenie ciągnięcia pępka do góry). W ten sposób nasze ciało przyjmuje prawidłową pozycję. Biodra mogą swobodnie pracować i cała górna część ciała wchodzi w lekką rotację. Jest to znakomity masaż naszego kręgosłupa. 4. Wprowadzamy ramiona w ruch rotacyjny zsynchronizowany razem z biodrami. Kijki powinny być prowadzone blisko ciała. 5. Stopy stawiamy na pięcie, a później poprzez śródstopie odpychamy się palcami. 6. Staramy się, żeby ruchy były pewne, nasze ciało rozluźnione, a krok dynamiczny. Filmik z technikami nordic walking znajdziecie pod tym adresem internetowym: http://www.youtube.com /watch?v=6i6uJy3RlpM
Nordic walking ze względu na swoją prostotę, dostępność i niskie koszty jest doskonałym sposobem na utrzymanie wysokiej sprawności fizycznej i zdrowego kręgosłupa oraz stawów. A więc KIJE W DŁOŃ! ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Oda do radości W 26 krajach zjednoczonej Unii w przededniu przejęcia przewodnictwa Polska ma raczej dobrą prasę. W jednym – dwudziestym siódmym – okopali się jej wrogowie. W Polsce. Przejrzałem wstępniaki agencyjne. Nie powiem, nie bez zdziwienia: „The Economist” nadzwyczaj pozytywnie ocenia polskie ambicje prezydentury, a jeszcze lepiej postacie, które w tej prezydencji będą odgrywać pierwszoplanowe role. „TE” najbardziej chwali rząd Donalda Tuska za skuteczność, a potem pisze tak: „Oczy Europy i odpowiedzialność w pierwszym rzędzie spoczną na sekretarzu stanu ds. unijnych Mikołaju Dowgielewiczu, szefie dyplomacji Radosławie Sikorskim i specjaliście od finansów Jacku Rostowskim. To oni będą się pławić w blichtrze prezydencji, a Rostowski będzie miał szansę nauczyć kolegów z Europy, jak uchronić się przed recesją w czasach kryzysu. Bo cokolwiek o Polsce mówić, to jej gospodarka ma się dobrze”. Aż serce roście, gdy czyta się takie słowa. Różnie mogę myśleć o rodzimych przywódcach, ale pochwały z ust obcych brzmią miło i jako patriota od razu czuję się lepiej. Francuski „Liberation” wita polską prezydencją z nieukrywaną nadzieją: „Polska przygotowuje się do objęcia prezydencji z mocnym postanowieniem polepszenia wizerunku Unii Europejskiej. I oby jej się to udało, bo Warszawa obejmuje rotacyjne przywództwo UE mocno osłabionej przez prezydencje poprzednie”. AFP donosi: „Polska, która nie należy do strefy euro, znajdzie się na pierwszej linii frontu walki z chaosem w Grecji (…). Ale to nie koniec zadań. Warszawa będzie musiała także szybko poradzić sobie z Moskwą, która nieprzychylnie traktuje
naruszanie jej strefy wpływów, a za takowe uważa polskie oczko w głowie, czyli Partnerstwo Wschodnie. Ale jest jeszcze kryzys w północnej Afryce. Tu Warszawa ma mocny argument – własnego ambasadora w Bengazi, czyli w stolicy libijskich powstańców. Jeśli choć w połowie Polsce uda się rozwiązać tylko te problemy, jej rola w Unii Europejskiej może znacząco wzrosnąć”.
I jeszcze prestiżowy „European Voice”, który w przededniu prezydencji, zachwalając polską zaradność, bez cienia ironii pisze, że „trudno obecnie o lepszy wzór dla pozostałych państw UE”. Tyle obcy. A swoi… emisariusze Watykanu w „Ich Dzienniku” piszą tak: „Donald Tusk powinien się dowiedzieć, że pod jego rządami Polskę prześcignęły w krzewieniu demokracji takie państwa jak: Timor Wschodni, Jamajka, Trynidad i Tobago czy Botswana. (…) a tymczasem rządzący zajmują się sobą i prowadzą politykę antypolską. (…) rządzą nami złodzieje, była komunistyczna nomenklatura, agentura różna oraz kręgi, które się uwłaszczyły na naszym majątku. (…) Polska będzie musiała się w pewnej chwili wyzwolić (…) bo hymn potwierdza istnienie naszej wspólnoty”. W podobnym tonie utrzymane są teksty w „Gazecie Polskiej”, „niezależnej.pl”, „Nowym Państwie”, „Uważam Rze” i kilku podobnych tubach namiotu z Krakowskiego Przedmieścia. Ciekawe, że żadna
modlitwa nie zaczyna się od słów: „Panie, chroń mnie od przyjaciół, a z wrogami sam już sobie poradzę”. Ale „przyjaciół” mamy zbyt wielu, by nawet Pan sobie z nimi poradził, co więcej: w imieniu Pana oni występują. Nawet do Brukseli jeżdżą, by przekonywać Unię, że w Polsce nie rządzą Polacy. A Prawdziwi Polacy są uciskani w totalitarnym państwie z długim cieniem Lenina
w tle. Gotowi są wytoczyć na ulice płonące opony, wyprowadzić kiboli z bejsbolami i moherowe babcie z krzyżykami, by tylko światu udowodnić, że Kraj nierządem stoi. Tak zapowiadają i może im się to udać. Ale nawet bez Prawdziwych Polaków, bez zadań i oczekiwań zachodnich komentatorów, o których napisałem, cytując wpływowe europejskie media, rząd od dziś przez pół roku problemów będzie miał wiele. Już na dzień dobry Tusk wpadnie pomiędzy młot a kowadło: z jednej strony głodny władzy przewodniczący Herman Van Rompuy wspierany przez ministra dyplomacji Catherine Ashton, z drugiej – walczące ze wszystkimi i między sobą o przywództwo zjednoczonej Europy Francja i Niemcy. Te młyny mogą zemleć polską prezydencję, czyniąc ją niezauważalną, nieistotną, nawet śmieszną i marionetkową. Oby nie, a wiele, bardzo wiele, zależy tu od postawy i interpersonalnych kontaktów polskiego premiera. Układów i relacji z Angelą
Merkel, z Nicolasem Sarkozym, z Davidem Cameronem. W osobach dwóch ostatnich przywódców Tusk raczej sprzymierzeńców nie znajdzie (oba kraje – zazdrosne ostatnio o miano najwierniejszego przyjaciela USA i zaangażowane w libijską awanturę – dość ostro oceniły „bierność” Polski), ale Merkel wyraźnie i nie od dziś szuka sprzymierzeńców w środkowej Europie (przy okazji łączy nas „sojusz” nieinterweniowania w Trypolisie).
Ale francuskie i angielskie jastrzębie to i tak gołąbki w porównaniu z formacją PiS. Każde potknięcie, najmniejsza wpadka, mniej lub bardziej nieistotna niezręczność będzie po tysiąckroć nagłaśniana. Nie nad Sekwaną i Tamizą (a na pewno nie przede wszystkim), ale tu, nad Wisłą. A jeśli naprawdę coś się stanie niedobrego, to kurduplowaty nie tylko intelektualnie Kaczyński z dnia na dzień wyrośnie na narodowego dobosza i będzie walił w zdartą i rozciągniętą na werblu skórę Tuska. A jednak jest coś, co nas, Polaków, zdecydowanie i pozytywnie wyróżnia na tle kilkudziesięciu nacji zamieszkujących UE. To optymizm. A tak… optymizm! I radość. Aż 85 proc. z nas odczuwa zadowolenie, że żyje w Unii (to najlepszy wynik w Europie), a 67 proc. uważa, że prezydencja Polski będzie udana i nasz kraj na tym zyska. Optymizm i radość to doskonały towar eksportowy, którego jak
25
powietrza potrzeba przygnębionej kryzysem Europie, a także potężna broń biologiczna. Można nią pozytywnie zarazić innych. A wielu pokonać. Na przykład tych, którym już omdlewają ręce od dźwigania wypłowiałych sztandarów, stoczonych przez korniki krzyży i czterech nóg namiotu na Krakowskim Przedmieściu. I języki też im omdlewają od odmieniania przez wszystkie przypadki słowa „ojczyzna”. Dla tych mam niesamowity i zawsze aktualny fragment wiersza Kasprowicza: Rzadko na moich wargach – Niech dziś to warga ma wyzna – Jawi się krwią przepojony, Najdroższy wyraz: Ojczyzna. Widziałem, jak się na rynkach Gromadzą kupczykowie, Licytujący się wzajem, Kto Ją najgłośniej wypowie.
Widziałem, jak między ludźmi Ten się urządza najtaniej, Jak poklask zdobywa i rentę, Kto krzyczy, iż żyje dla Niej. Widziałem, jak do Jej kolan – Wstręt dotąd serce me czuje – Z pokłonem się cisną i radą Najpospolitsi szuje. Widziałem rozliczne tłumy Z pustą, leniwą duszą, Jak dźwiękiem orkiestry świątecznej Resztki sumienia głuszą. Sztandary i proporczyki, Przemowy i procesyje, Oto jest treść Majestatu, Który w tak wieku żyje. Więc się nie dziwcie – ktoś może Choć milczkiem słuszność mi przyzna – Że na mych wargach tak rzadko Jawi się wyraz: Ojczyzna. MAREK SZENBORN
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja przejęła prowadzenie fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, która ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także biednym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata” Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
26
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Chwyty PR
D
wa dni temu przeczytałem w prasie krajowej, że arcybiskup Nycz (z W-wy), uchodzący za bardziej cywilizowane skrzydło episkopatu (w przeciwieństwie do talibów Rydzyka), interweniował w sprawie swoich kuzynów w jednym z klasztorów, chcąc uzyskać zgodę na odkupienie jakiegoś majątku, który ten klasztor dostał z Komisji Majątkowej. Mamy tu nepotyzm, ale to w Kościele nie dziwi(sz), prywatę (wykorzystywanie pozycji hierarchy do załatwiania prywatnych spraw), korupcję i jeszcze kilka mniejszych grzeszków. Oczywiście ten „przeciek” o sprawie to atak talibów od Rydzyka na skrzydło liberalne w Kościele. To jest tak zwany czarny PR. W efekcie Nycz ma siedzieć cicho, aby nie było kolejnych przecieków. Bardziej szaleni komentatorzy dopatrują się w tym także niezłomności Nycza, czyli walki z sitwą Komisji Majątkowej, ale to już zostawmy psychiatrom, którzy podobnie jak Jarosława Kaczyńskiego powinni i kilku komentatorów przebadać. Swoją drogą to zdumiewające, jak często Kaczyński kłamie w sprawie leków i swojego samopoczucia po 10 kwietnia. Był już w ciężkim stanie, przeszedł przemianę, stał się innym człowiekiem, nie brał mocnych leków na uspokojenie – to do końca kampanii prezydenckiej. Potem okazało się, że wcale się nie zmienił, nie stał się lewicowcem i łagodnym barankiem w jednym, gdyż jednak brał leki, i to mocne, i to one właśnie powodowały, że nie wiedział, co mówi. Teraz Kaczyński, tłumacząc się w sądzie z tych leków, twierdzi, że to tylko łagodne środki, które nie miały żadnego wpływu na jego działanie. Kłamstwa u Kaczyńskiego już jednak nie rażą. Są jakieś takie niewinne. To tak, jakbyśmy ubolewali nad tym, że patologiczny zabójca nie myje paznokci. Atak Kaczmarka, byłego ministra w rządzie Jarosława, choć był w zamierzeniu
chwytem czarnego PR, nie odnosi skutku, gdyż jest za słaby na takiego demona jak Kaczor. Kilka dni temu Donald Tusk zapowiedział, że „nie będziemy (my – Platforma) klękać przed księdzem”. Warto mu przypomnieć, że właśnie w 2005 roku klękał w kampanii prezydenckiej, biorąc ślub kościelny, aby na tym politycznie wygrać. Teraz dla odmiany ma zamiar nie klękać, aby politycznie wygrać. Zmiana jest mimo wszystko pocieszająca, bo oznacza, że sprawy idą w dobrym kierunku. Ale trzeba pamiętać, że to tylko taki chwyt, a nie realny zamiar. Podobnie trzeba czytać wygłoszoną kilka dni temu krytykę Rydzyka! Tusk głosi, że Rydzyk posunął się za daleko, krytykując kraj za granicą, a przecież Rydzyk od lat przekracza granice demokratycznej krytyki w kraju, łamie daną mu koncesję, angażuje radio w politykę i popełnia całą masę innych grzechów. Od dawna więc są już przesłanki, aby mu zabrać koncesję, ale niestety nic się nie robi!!! I to w sytuacji, gdy w mediach rządzą ludzie PO i SLD. Kiedyś proponowałem premierowi, aby to mnie powierzył funkcję szefa KRRiT, a Rydzyk straci koncesję w trzy miesiące. I wówczas, i teraz szef rządu nie ma zamiaru niczego robić serio wobec Rydzyka czy Kaczyńskiego. Temu ostatniemu można by przecież zafundować Trybunał Stanu za Blidę, ale to nie dla Tuska. On obu potrzebuje do ugruntowania swojego zwycięstwa, a te wypowiedzi o nieklękaniu to tylko chwyty PR i nic więcej. Szokujące są więc dane, że po odejściu Joanny Kluzik-Rostkowskiej wzrosły notowania PJN-u! Kto jeszcze jest gotów uwierzyć w te bzdury?! To już nie PR, a czysta chamówa! Mimo wszystko nikt się już nie oburza! NIK(t) nie działa, nie sprawdza. Cóż, ktoś sobie po prostu kupił badania i to wszystko. Na koniec okaże się, że znów nic się zmieniło i to już nie będzie PR. JANUSZ PALIKOT
Nie ruszać g... Dyrektor Tadeusz Rydzyk pluł w Brukseli na Polskę. Żadna nowina. Takie albo jeszcze bardziej judzące kazania wygłasza codziennie ze swoich medialnych ambon. W Parlamencie Europejskim jego skandaliczne wystąpienie przeszło bez echa. I tak by zostało, gdyby rząd i premier Tusk osobiście sprawy nie rozdmuchali. Premier Tusk po raz kolejny zaprezentował moralność pani Dulskiej i uznał, że „brudy trzeba prać we własnym domu”. W wydaniu premiera, który lubi wszystko rozwlekać, brzmiało to tak: „Przykre dla Polski jest to, że od czasu do czasu niektóre osoby, tak było w przypadku Tadeusza Rydzyka, łamią pewną regułę, której mniej więcej wszyscy się jako tako trzymali – to znaczy o swojej ojczyźnie źle staramy się nie mówić wtedy, kiedy jesteśmy za granicą. Szczególnie w przeddzień prezydencji, kiedy tak wielu Polaków oczekuje na to, że prestiż Polski, polska reputacja zyska na prezydencji”. Premier dał wyraźny sygnał, że nie chodzi ani o treść, ani o formę Rydzykowego bełkotu, a jedynie o to, że redemptorysta bluzgał za granicą. To przekaz bardzo groźny dla Polski, gdyż zawiera zawoalowane przyzwolenie, by Rydzyk w swoim imperium medialnym mówił, co
ślina na język przyniesie. Niech szerzy ksenofobię i antysemityzm. Niech nawołuje do nienawiści i braku tolerancji. Niech szkaluje wszystko i wszystkich. Władza przymknie oko, nie odbierze koncesji. Wszelako pod jednym warunkiem. Kiedy toruński redemptorysta jedzie za granicę, ma mówić o III RP dobrze albo wcale. Na dobre sprawę nagłośnił jednak dopiero minister Sikorski. W odróżnieniu od szefa nie ograniczył się do relatywnie mało szkodliwego gadania po próżnicy. Poszedł na całość i skrobnął notę do Watykanu. Ambasador Hanna Suchocka przekazała władzom Stolicy Apostolskiej pokorną prośbę polskiego rządu „o podjęcie działań prowadzących do zaprzestania przez o. Tadeusza Rydzyka wystąpień godzących w dobre imię Polski i szkodzących Kościołowi w Polsce”. Wyrażona w nocie troska MSZ o Kościół katolicki odzwierciedla mentalne zblatowanie tronu z ołtarzem. W założeniu stanowić ma dla Watykanu przynętę, aby łaskawszym okiem spojrzał na problemy III RP z dyrektorem Radia Maryja. Problemy, których Episkopat Polski nie chce rozwiązać, a rząd nie umie. W rzeczywistości to przysłowiowy drugi grzyb wrzucony w barszcz. I tak
dobrze, że minister Sikorski nie poprosił o najazd Gwardii Szwajcarskiej na Toruń. Jednakże najzabawniejsza w wystąpieniu ministra Sikorskiego jest wiara, że Watykan, czyli państwo, którym nie rządzą Watykańczycy, państwo niedemokratyczne, które nie przestrzega zasad panujących w cywilizowanym świecie (choćby równouprawnienie kobiet), potępi obywatela Polski, który powiedział, że jego kraj jest „niecywilizowany, totalitarny i nie rządzą nim Polacy”. W tym wypadku wiara nie uczyniła cudu. Rzecznik Watykanu, ksiądz Federico Lombardi, powiedział, że „jakiekolwiek oświadczenie ks. Tadeusza Rydzyka nie angażuje Stolicy Apostolskiej ani polskiego Kościoła”. Minister Sikorski pouczenia nie przyjął do wiadomości. Może za delikatne? I zamiast odpuścić, brnie dalej: „Polska spodziewa się nie szybkiej, lecz przemyślanej odpowiedzi Watykanu na notę MSZ w sprawie wypowiedzi redemptorysty ojca Tadeusza Rydzyka w Parlamencie Europejskim”. W przyszłości, zanim podejmie się jakiekolwiek działania, warto mieć na względzie przysłowie: Nie ruszać g..., bo śmierdzi. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Ludzie bezdomni Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że niektóre samorządy znalazły stosunkowo tanie rozwiązanie problemu mieszkaniowego. Tanie, ale katastrofalne! Zarządy gmin kupują kontenery przeznaczone do tymczasowego używania przez ekipy budowlane, czasem przez powodzian czy pogorzelców. W każdym razie w naszym klimacie nie nadają się one do stałego zamieszkania dla rodziny, która musi się myć, prać, gotować, żyć... Jedyne źródło ciepła to elektryczność, stąd horrendalne rachunki do regulowania, a poza tym – ciasnota, zimno, wilgoć i grzyb. Kontenery ustawia się na przedmieściach i przesiedla się do nich ludzi. Kim są ci ludzie? Przedstawiciele samorządów mówią, że to alkoholicy, rodziny patologiczne itd. W rzeczywistości jest tam wielu biedaków, samotnych kobiet z dziećmi, emerytów itp. Są tam ci, którzy tkwili latami w kolejkach po przydział mieszkania komunalnego, a także ci, którzy nie byli w stanie płacić wysokiego czynszu w kamienicach oddanych byłym właścicielom. Teraz niemal całe dochody wydają na elektryczność albo wcale elektryczności nie mają. Katarzyna Czarnota, która bada problem, tak określa sąsiedztwo tych osiedli: „Nieużytki, nasypy kolejowe, śmietniska, złomowiska. Tak jak śmieci traktuje się także ludzi, wyrzuca się ich z centrów, by nie zakłócali ich estetyki, nie razili biedą. Utrudnia im to dostęp do instytucji publicznych (szkoły, szpitale, urzędy, miejsca pracy) i sklepów z podstawowymi artykułami. Ograniczenie możliwości znalezienia pracy, dłuższy czas i koszt komunikacji, utrudnione utrzymanie »domu« i opieka nad dziećmi pogłębia marginalizację”. Dzieci stygmatyzowane miejscem zamieszkania wolą chodzić do odległych szkół, co jeszcze bardziej utrudnia życie. Na domiar złego ludzie z kontenerów otoczeni są niechęcią okolicznych mieszkańców. Dochodzi do aktów wandalizmu z ich strony, co jeszcze bardziej pogarsza katastrofalny stan baraków, którymi nie interesują się żadne służby publiczne. Przyczyna – brak pieniędzy na budownictwo socjalne. Jakoś w czasie takich dyskusji nikomu nie przychodzi do głowy to, o czym czytamy w „Faktach i Mitach”... Nawet najbiedniejsze samorządy hojnie oddają nieruchomości Kościołowi i zawsze znajdują pieniądze na luksusowe obiekty kościelne – oczywiście kosztem biedoty. Może chodzi o to, żeby ta biedota szybciej znalazła się w niebie? TERESA JAKUBOWSKA, RACJA PL
Spotkania z wyborcami Janusza Palikota 2.07., sobota: 12.00–16.00, Warszawa – Krajowy Kongres Ruchu Palikota 7.07., środa: 12.00–13.00, Płońsk, okr. wyb. 16; 14.00–15.00, Sierpc, okr. wyb. 16; 16.30–17.30, Mława, okr. wyb. 16; 19.00–20.30, Ciechanów, okr. wyb. 16 8.07., piątek: 12.00–13.30, Wadowice, okr. wyb. 12; 15.30–17.00, Chrzanów, okr. wyb. 12; 18.00–19.30, Chorzów, okr. wyb. 31; 20.00–21.30, Katowice, okr. wyb. 31
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
Znaleziono na www.demotywatory.pl
KRZYŻÓWKA Krzyżówkę rozwiązujemy, wpisując po DWIE LITERY do każ dej kratki Poziomo: 1) spec od napadów na komis, 4) zdrowy do połowy, 8) kuszą w sklepie niebogatych, 9) trudno z nich zmyć olej stary, 11) zmuszanie wieprza, by wpieprzał, 13) połówka panoramy, 15) warzywa w skórze, 16) ciemnoszara połajanka, 17) z szablą na tygrysy, 19) zwykle wyrasta w centrum miasta, 20) jest zasadnicza, 21) lekceważące postępowanie z niczym, 23) ważne zajęcie na okręcie, 26) pomocnik licytatora, 28) malutka łódka, 31) zabawa na fest, 33) kosmetyk z pestką, 34) słynie z cierpliwości, 36) madrycka rzeczywistość, 37) co polityk zakłada, by popisać (się)?, 38) robi pranie przed śniadaniem, 40) podczas zabawy w remizie muszą stać na zewnątrz, 41) jest w każdej kopii, 42) niezgrabne u fajtłapy, 44) stara się nie puszczać, 45) płynie w głębinie. Pionowo: 2) śpiewa „Na drugim brzegu tęczy”, 3) pełna zjadliwych słów z tarasów, 5) uczniowska samowolka, 6) waluta z włoskiego buta, 7) wygładzi zmarszczki na portrecie, jak zechcecie, 10) nie stanie na szczekanie, 12) uroczo rzuca się na innych, 14) gdy nic się nie dzieje z duchem, 15) do tej koperty listu się nie wkłada, 16) pycha, choć nie wszystkim smakuje, 18) tacy, co jeszcze nie bronili pracy, 20) wargi całe w kapuście, 22) takiego kiwi w promocji nie kupisz, 24) stąd Maryna i Boryna, 25) niejeden starszy w urzędzie będzie, 26) tu się sypie ziarna w żarna, 27) protestuje, gdy tną tuje, 28) chłopczyk z łukiem, 29) a pan od tyłu się zatrzaśnie, 30) z czego w łóżku zrypanie powstanie?, 32) początek stalinizmu, 35) warzy się, 37) trójka winna, 39) za korzystanie z chaty, 41) lekki koniec programu, 43) suchy na czczo.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Małżeństwo świętuje piątą rocznicę ślubu. – Muszę ci, kochanie, coś wyznać – mówi mąż. – Jestem daltonistą. – I ja chciałabym coś wyznać – mówi żona. – Nie jestem z Rzeszowa, jestem z Mozambiku. ~ ~ ~ Przychodzi facet do apteki: – Poproszę jakieś lekarstwo na zachłanność… Tylko dużo, dużo, DUŻO!!! ~ ~ ~ Przychodzi baba do lekarza: – Panie doktorze, na wstępie pragnę zaznaczyć, że jestem jeszcze dziewicą. – A to się świetnie składa, bo ja właśnie jestem lekarzem pierwszego kontaktu. ~ ~ ~ Mąż do żony: – Kochanie, wczoraj w nocy, gdy się kochaliśmy, udawałaś...? – Nie – odpowiedziała. – Naprawdę spałam. ~ ~ ~ Bacę zaproszono w karnawale na bal przebierańców. Znajomi pytają go, za co się przebierze. – A za łoscypka. – A jak to będzie, baco, za oscypka? – A siądę se w kąciku i będę śmierdział. ~ ~ ~ Mały mól pierwszy raz samodzielnie wyleciał z szafy, zrobił rundkę i wrócił na płaszczyk. Stary mól: – Jak poszło? Mały: – Chyba dobrze, wszyscy klaskali. ~ ~ ~ – Patrz, jakie to proste: podnosisz łapę, obsikujesz i teren jest twój – mówi jeden pies do drugiego. – W każdym razie jest nam dużo łatwiej niż ludziom – oni muszą ustawić jakiś ciężki krzyż. ~ ~ ~ Przyjaciółka do przyjaciółki: – Podobno twój mąż leży w szpitalu, bo coś złamał. – Tak. Przysięgę wierności małżeńskiej. ~ ~ ~ Mały Jasio ogląda z wielkim zainteresowaniem swojego siusiaka. – Mamo, czy to mój mózg? – Nie, synku, jeszcze nie... ~ ~ ~ Każdy Chińczyk powinien w życiu zrobić trzy rzeczy: buty, dżinsy, DVD.
1
2
7
8
11
4
3 2
12
36
20 23
22
24
4
27
26
31
16
19
3
25
34 38
37
35 40
39 42
41
30
29
28
33
32 1
10
15
14
18 21
6
9 13
17
5
43
45
44
Litery zz pól pól ponumerowanych ponumerowanych w rawym d olnym rrogu ogu uutworzą tworzą rrozwiązanie ozwiązanie – - odpowiedź na Litery w pprawym dolnym pytanie: Co się kończy, gdy trzeba wnieść szafę na 8 piętro? odpowiedź na pytanie: Co się kończy, gdy trzeba wnieść szafę na 8 piętro? 1
2
3
4
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 24/2011: „Ja nie wiem, ale spytaj tatę”. Nagrody otrzymują: Franciszek Hylla z Szubina, Elżbieta Kusiak z Krosna, Michał Bajko z Białegostoku. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 56 zł na trzeci kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 56 zł na trzeci kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Nr 26 (591) 1–7 VII 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE Wiara zeszła na psy
Rys. Tomasz Kapuściński
Fot. L.M.-N.
F
rancuzi nazywają go la petit morte, czyli małą śmiercią. Oto kilka mało znanych faktów na temat orgazmu. ~ Mary Roach, pisarka popularnonaukowa, przekonuje, że pierwszych reakcji orgastycznych doświadczamy już w brzuchu matki. Na swoich wykładach Roach prezentuje galerię zdjęć i filmów USG, na których widać, jak podrośnięte płody niezmordowanie „bawią się” swoimi genitaliami. ~ U świeżego nieboszczyka stymulacja określonej części rdzenia kręgowego wywołuje tzw. odruch Łazarza – zmarły unosi ręce i krzyżuje je na klatce piersiowej. Naukowcy konfabulują, że uaktywnienie innego obszaru rdzenia doprowadziłoby do pośmiertnego orgazmu. Oficjalnie prób jeszcze nie przeprowadzono. ~ Najpopularniejszym sposobem na orgazm jest stymulacja narządów płciowych. Ale można inaczej. Biolog Albert Kinsey opisał przypadki kobiet, które szczytowały podczas pieszczot brwi lub... mycia zębów. Medycyna zna też przypadki orgazmów kolanowych. ~ Angielka Gabi Jones przeżywa orgazm tylko w trakcie objadania się. Nikogo nie dziwi, że dziewczyna waży 233 kilogramy. Ta 25-latka cierpi na zespół trwałego pobudzenia seksualnego, niezależnego od czynności stricte seksualnych.
CUDA-WIANKI
Tajemnice szczytowania ~ Jeśli kobieta szczytuje w tym samym momencie co jej partner, tuż po nim albo chwilę przed, wzrasta prawdopodobieństwo, że zajdzie w ciążę. Skurcze macicy podczas orgazmu powodują, że dociera do niej więcej plemników. Badania seksuologów wykazują, że kobiece szanse na wspólny orgazm i ciążę rosną, kiedy kochanek jest szczególnie atrakcyjny. W ten sposób natura zadbała, by wygrały lepsze geny. ~ Erin Cooper z Temple University przepytała kilkaset kobiet
w wieku od 18 do 32 lat, które regularnie udają w łóżku moment szczytowania. Jak się okazuje, kobiece aktorstwo niekoniecznie wynika z chęci uszczęśliwienia partnera. Panie robią to, bo czują się niepewnie w związku z faktem, że ich ciało nie reaguje „tak jak trzeba”. ~ Mężczyźni cierpiący na syndrom choroby poorgazmowej (uczulenie na własną spermę) każdy seksualny finisz muszą odpokutować trwającymi nawet kilka dni dolegliwościami: złe samopoczucie, bóle głowy i mięśni, swędzenie oczu, gorączka. Nie udało się jeszcze wymyślić skutecznego leku. ~ Naukowcy badający zwyczaje naszych dalekich kuzynów, szympansów karłowatych, odkryli, że małpie samice w czasie seksu są tym głośniejsze, im wyższą pozycję w stadzie ma ich partner. Miłosne jęki są formą chwalenia się wpływowym kochankiem. Zdaniem naukowców z uniwersytetu w New Castle ludzkie samice wykazują podobną skłonność, a częstotliwość kobiecych orgazmów rośnie wraz z dochodem ich partnerów. JC