ZAMACH NA DZIAŁKOWCÓW Â Str. 3
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 26 (643) 5 LIPCA 2012 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Kiedyś z kolegami wygrywał mecze. Teraz sam – już bez polskiej drużyny – ma wygrać 2 miliony euro, które wypłaci mu UEFA. Kazimierz Greń, który załatwił Lacie posadę prezesa PZPN, opowiada „FiM”, jak z zera zrobił milionera.
ANT O N O YKL WEJ ER Y P WA ŁYCIEKALNE J LD KOC EMAR A Â S O NI A tr. 14
 Str. 9
-15
 Str. 6
 Str. 11
ISSN 1509-460X
 Str. 7
2
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY No i objawiła się ONA – źródło wiedzy Jarosława Kaczyńskiego na temat sensacyjnej i tajemniczej „krótkiej listy” osób do zlikwidowania. To profesor Jadwiga Staniszkis, krwistousta muza polskiej prawicy. Okazuje się, że ta rzekoma lista to „nie była żadna spisana lista, tylko luźna rozmowa”. No i Staniszkis nie miała „na myśli fizycznej likwidacji”. Kto zatem miał iść w ślady Petelickiego? Co miała na myśli Staniszkis? Zapewne NIC. Jak zwykle coś tam sobie chlapnęła… 8 proc. Polaków mocno wierzy w to, że katastrofa smoleńska była zamachem. 25 proc. wierzy w ogóle – mocno lub słabo. 2 lata kłamstw przyniosły więc raczej mizerne skutki. Ale z tych 8 proc. bardzo wierzących może dobrze pożyć i „Gazeta Polska”, i koncern Rydzyka. Reszta Polaków już wie, że PiS-owskie rewelacje mają wagę i powagę opowieści pani Staniszkis. Panowie Wojewódzki z Figurskim „zażartowali” w swoim stylu z – nomen omen – stosunku Polaków do Ukrainek. Nikt się nie śmiał, za to posypały się gromy i sankcje. Wojewódzki był zdziwiony, że musi tłumaczyć się z dowcipu. Nieśmiało podpowiadamy – żart, z którego śmieje się tylko jego twórca, nie świadczy o poczuciu humoru najwyższych lotów. Minister Michał Boni, który negocjuje z Kościołem zamianę Funduszu Kościelnego na odpis z podatków, wyjawił, że w opłacaniu składek duchownym nie widzi szczególnego przywileju dla kleru. Wszak „opłacamy także składki za bezrobotnych”. Jeżeli polityk nie widzi różnicy pomiędzy sytuacją bezrobotnego a sytuacją księdza oraz pomiędzy opłacaniem wszystkich składek, a opłacaniem tylko zdrowotnej, to nadaje się chyba tylko do dymisji. Albo na ministra! „Nie mam zamiaru robić z PO jakiegoś ruchu jakobińskiego” – obiecał katolickiemu tygodnikowi premier Donald Tusk. Ależ wierzymy! Nam zupełnie wystarczyłoby, gdyby członkowie Platformy byli prawdziwymi, a nie farbowanymi na klerykalną modłę liberałami. Jak liberałowie w Szwecji albo w innych Niemczech. Do czego służy europoseł? Taki na przykład prof. Mirosław Piotrowski z PiS napomina brytyjski dziennik „The Guardian”. Cóż złego uczynili Brytyjczycy? Napisali o antysemityzmie środowiska radiomaryjnego. Piotrowski chce, aby przeprosili za to Rydzyka i „sprostowali oszczercze informacje”. Obawiamy się jednak, że „sprostowana” prawda będzie po prostu kłamstwem. Ksiądz Józef Świerczek, polski proboszcz pod Wiedniem, okrył się złą sławą, bo nękał powszechnie lubianego przez parafian geja, kościelnego aktywistę. Świerczek, przy medialnym oburzeniu i braku poparcia ze strony własnego biskupa, udał się na bezterminowy urlop. Ale zła sława go dopadła – ujawniła się w mediach jego była kochanka… No i teraz jest jeszcze większy wstyd, choć konserwatywne środowiska katolickie bronią księdza: duchowny zgrzeszył, ale już nie grzeszy, bo to była tylko kochanka – argumentują. A ten zły gej ciągle brnie w grzechu, bo żyje w… stałym związku. Stałość uczuć i wierność zobowiązaniom to najwyraźniej największe zagrożenia dla zbawienia katolickiej duszy. Reakcja papieża na aferę pedofilską jest oceniana negatywnie przez 73 proc. amerykańskich katolików. Ponad 60 proc. z nich uważa poglądy Benedykta XVI za zacofane (zwłaszcza poglądy na antykoncepcję i rolę kobiet w Kościele). Ale jedna cyfra jest jeszcze ciekawsza – już co czwarta osoba wychowana w wierze katolickiej w USA porzuciła Kościół. Z błogosławieństwem Watykanu dokonał się w Paragwaju bezkrwawy zamach stanu. Partie opozycyjne wobec lewicowego prezydenta Fernanda Lugo (były biskup) przegłosowały jego dymisję w parlamencie pod pretekstem niepanowania nad sytuacją w kraju. Prezydent ustąpił, aby uniknąć przelewu krwi. Słowacja jest krajem o rekordowej w Unii liczbie dni świątecznych – 16 w roku. Lewicowy premier postanowił w ramach oszczędności zlikwidować dwa – jedno państwowe i jedno kościelne (Siedmiu Boleści Maryi – 15 września). Protestuje przeciwko temu tamtejszy episkopat, ale nie dlatego, że lubi te boleści, tylko dlatego, że… złamano konkordat. Obawiamy się, że jedynym skutkiem tej debaty będzie pomysł świętowania maryjnych boleści w Polsce – przecież nie możemy być gorsi niż jakaś tam Słowacja! Na Węgrzech skandal po ujawnieniu, że pracownia genetyczna wynajmująca pomieszczenia na uniwersytecie budapeszteńskim wydała jednemu z posłów zaświadczenie o… czystości rasowej. Deputowany chciał, aby sprawdzono, czy ma w sobie „geny żydowskie lub cygańskie”. Deputowany należy do skrajnie prawicowej partii Jobbik. W Polsce skrajna prawica zadowala się zaświadczeniami od proboszcza i poparciem biskupa. W Atenach grupa pobożnych gorliwców za pomocą jaj i butelek z wodą zaatakowała Paradę Równości. Wcześniej marsz gejów i lesbijek ostro skrytykował Antymos, metropolita Salonik (główny grecki hierarcha). To się nazywa chrześcijańskie nadstawianie drugiego policzka. Tyle że cudzego!
Nowe państwo P
o niedawnym sondażu CBOS, który nie dawał Ruchowi Palikota miejsca w parlamencie, zawyła z radości cała prawica i pseudolewica. Z tęsknotą wyczekują teraz kolejnych hiobowych wieści na temat RP, bo przecież każdy wie, że badanie telefoniczne to raczej pic na wodę. Ale fama poszła. Ośmieliło to część naszych wyborców, którzy zarzucają Ruchowi nieskuteczność i zajmowanie się tak zwanymi tematami zastępczymi, typu krzyż sejmowy, legalizacja marihuany, związki partnerskie, zapłodnienie in vitro, zamiast gospodarką i egzystencją Polaków. To nie do końca prawda. Nie należę do Ruchu Palikota i zupełnie obojętny jest mi jego los. Gotów jestem zostać jego grabarzem. Oczywiście pod warunkiem, że na jego miejsce powstanie partia doskonalsza i bardziej skuteczna. I że przejmie wszystkie postulaty RP. Ale to obecnie nierealne. Klub Parlamentarny Ruchu Palikota, którego jestem posłem, jest najbardziej aktywny ze wszystkich – złożył najwięcej projektów ustaw, interpelacji, zapytań. Posłowie RP rozbijają samorządowe kliki w tzw. terenie, patrzą na ręce i rozliczają miejscowych kacyków, wytykają sojusze z klerem i wyprowadzanie na jego interesy milionów publicznych złotówek. Dlaczego? Bo są ideowi i jako jedyni – spoza układów. Naturalnie tych wszystkich inicjatyw nie nagłaśniają media powiązane różnymi niteczkami z rządzącymi w Warszawie lub Pcimiu Dolnym. A tych jest jakieś 99 procent. Media chętnie podejmują za to temat Palikotowych happeningów – tych z paleniem trawki i sztucznym penisem. A to margines. Choć też konieczny, ponieważ związek pomiędzy sprawami obyczajowymi a gospodarką i życiem społecznym jest faktem. Wyborcy zarzucają też Klubowi RP, że poparł ustawę emerytalną. I robią słusznie, bo to był błąd. Tyle że przy tym głosowaniu nie obowiązywała dyscyplina, a kilku posłów (w tym ja) się wyłamało. Nie można więc mówić, że Ruch Palikota głosował za reformą. Dlaczego Janusz Palikot nie postawił jako warunku poparcia żądań deklerykalizacji? Nie mógł. Niestety, w dzisiejszym Sejmie nie ma większości zdolnej do przeprowadzenia takiej operacji. Musimy tutaj wrócić na chwilę do historii. W podobny sposób jak RP media liberalne i prawicowe traktowały na początku lat 90. lewicę spod znaku Socjaldemokracji RP. Metodą ośmieszania, wyzywania oraz dzielenia na dobrych i złych złamano kręgosłup tej formacji. Liderzy SdRP, a potem SLD zaakceptowali w końcu system, w którym hierarchia Kościoła watykańskiego z tylnych siedzeń swoich limuzyn steruje władzą świecką. Zgodziła się też na to wyrosła z kontestacji tejże władzy Samoobrona. Ruch Palikota jest pierwszą partią, która w słowach i czynach zanegowała ten układ; neguje fundament państwa na nim zbudowany. Państwa, w którym ordynariusz watykański współrządzi województwem, biskup diecezjalny – jego częścią, dziekan – miastem lub powiatem, a proboszcz – gminą czy dzielnicą. W takim systemie, w ramach sojuszu z duchownymi (bo przecież nie z wiernymi), można było wprowadzić drakońską ustawę antyaborcyjną, szykanować gejów czy pod płaszczykiem ochrony uczuć religijnych w prawie karnym utrzymać cenzurę twórczości artystycznej. Stąd wzięło się też OFE poparte przez biskupów, którzy – w zamian za przywileje dla swojej firmy – akceptowali wszystkie najbardziej antyspołeczne pomysły pseudoliberałów. W ramach wzajemnego z nimi układu na prowincji przejmują
kontrolę nad świeckimi, publicznymi szkołami. Kościół papieski to pasożyt żyjący kosztem państwa i obywateli. Stąd biorą się dodatkowe opłaty za szkołę publiczną, która formalnie jest darmowa, za teoretycznie bezpłatne leczenie w szpitalu itp. Ruch Palikota złamał ową zmowę elit. Stał się śmiertelnym wrogiem systemu. Uderzając w klerykalny sojusz państwa i kleru, domaga się odzyskania wolności przez obywateli we wszystkich wymiarach, także obyczajowych. Palikot i jego ludzie chcą nowego państwa. Państwa, w którym będzie tylko jeden suweren – obywatele. I to oni będą kreować władze, a nie biskupi. Taki system zagraża wszystkim partiom poza RP. Po kłamliwej deklaracji premiera, jakoby Fundusz Kościelny miał być zniesiony, koalicja klerykalna PO-PSL-PiS-SP zgodnie zagłosowała przeciwko projektom RP i SLD, które to zniesienie sankcjonowały. Klerykałowie dobrze wiedzą, że państwo może z łatwością zrzucić garb, jakim jest finansowanie Krk. Pozwala na to konkordat, pozwala konstytucja, a także ustawy zwykłe. Donald Tusk przed głosowaniem 15 czerwca powiedział, że na wszystko musi być zgoda episkopatu. Skłamał po raz drugi. Postanowił odświeżyć nadszarpnięty nieco sojusz z klerem, wymierzony w Polaków. Z Polakami trzeba byłoby prowadzić uczciwy dialog, z biskupami jak zwykle można się dogadać pod stołem. Ci ostatni dobrze wiedzą, że ich los zależy wyłącznie od państwa. Liczba wiernych kurczy się z roku na rok. Nawet kościelni eksperci szacują, że tylko 30 procent mieszkańców Polski można określić mianem katolików. Hierarchowie robią jednak wszystko, by pokazać świeckiej władzy oraz wiernym, że mają wpływ na 96 procent społeczeństwa. Bronią w ten sposób władzy i pieniędzy. Finanse Krk to bowiem wielka szara strefa. Odważył się o tym powiedzieć w 1991 roku ówczesny dyrektor generalny Urzędu Rady Ministrów Marek Pernal. Wszystko mógłby uporządkować podatek kościelny, którego jak ognia (z wyjątkiem tego piekielnego) boją się biskupi z dwóch powodów. Po pierwsze: wystąpienie z Krk stanie się łatwe i proste, a mit o 96 procentach upadnie. Jeden banalny formularz przesłany urzędowi skarbowemu – i po sprawie. Po drugie: czują strach przed ujawnieniem raportu o stanie kościelnej kasy i obawiają się ustanowienia społecznej kontroli nad nią. Doświadczenia Niemiec, Austrii i Szwajcarii, gdzie wdrożono taki podatek, pokazują, że wierni bardzo szybko wskazali duchownym ich miejsce. Teraz pan i władca stał się tam sługą czekającym pokornie na wypłatę. Dotyczyło to zarówno proboszczów, jak i biskupów. Duchowni zaczęli się łasić do wiernych i popierać ich oddolne postulaty. Ktoś powie, że rolę podatku kościelnego może pełnić proponowany przez rząd odpis części PIT-u. Otóż nie może. PIT to nie odrębny podatek kościelny na zasadzie: uważasz się za wiernego danego kościoła – to płać na jego utrzymanie. Polski PIT obejmuje tylko część obywateli i nie daje podstawy do poddania finansów kościelnych pełnej kontroli ze strony państwa. Dlaczego więc partie poza RP odrzucają ten pomysł? Powtórzę – najłatwiej rządzi się ponad głowami społeczeństwa, mając za plecami cichego wspólnika, który w razie czego uspokoi nastroje, wytłumaczy „motłochowi”, że zmiany są konieczne i że za wszystko odpowiada „postkomuna”. A w ogóle, to ważniejsza od jakości życia doczesnego jest jakość życia po śmierci. JONASZ
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
W
Polsce jest 5 tys. ogrodów działkowych, a na nich ponad 967 tys. działek. Wszystko na powierzchni 44 tys. ha. Dla działkowców ogrody są miejscem wypoczynku, relaksu, kontaktu ze znajomymi i przyrodą. Nierzadko stanowią jedyną dostępną formę rekreacji dla osób o niskich dochodach. A poza tym – wpisały się na trwałe w polski krajobraz. Niektóre funkcjonują od kilkudziesięciu, a nawet ponad 100 lat. Gospodarowały na nich kolejne pokolenia. Polski Związek Działkowców (PZD), który stoi na straży ładu w tym morzu zieleni, zrzesza ponad milion osób, co razem z członkami ich rodzin daje 4–5 mln ludzi żywotnie zainteresowanych tym, aby ich azyl, miejsce odpoczynku, często jedyne, na jakie ich stać, nie zostało im wydarte i zalane betonem pod kolejną miejską inwestycję. „Istnienie i rozwój ogrodów jest przejawem świadomej polityki państwa w zaspokajaniu potrzeb społeczeństwa” – tak zapisano w art. 1 ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych. Dalej jest o tym, że pełnią pozytywną rolę w urbanistyce, w ekosystemie miast i gmin, stanowią tereny zielone. Ta ustawa zapewnia działkowcom szereg fundamentalnych praw, dzięki którym mogą bezpiecznie korzystać ze swoich działek: m.in. prawo do bezpłatnego używania gruntów; własność nasadzeń i obiektów usytuowanych na działce; zwolnienie podatkowe z tytułu użytkowania działki; odszkodowanie za utraconą
GORĄCY TEMAT
3
Pamiętajmy o ogrodach Wartość ziemi, na której znajdą się ogródki działkowe, w skali kraju jest szacowana na dziesiątki miliardów złotych. To łakomy kąsek dla deweloperów i polityków. własność i prawo do działki zamiennej na wypadek likwidacji ogrodu i przejęcia działki po zmarłym działkowcu przez jego bliskich. W 2010 r. konstytucyjność całej ustawy podważył Lech Gardocki, wówczas pierwszy prezes Sądu Najwyższego. Działkowcy zastanawiają się, dlaczego, skoro nie było takich spraw w sądownictwie, które dawałyby asumpt do podobnego działania. Co więcej, zaskarżył ją dopiero po 7 latach nienagannego funkcjonowania. Ogrody nie przeszkadzają bynajmniej samorządom, o czym świadczy fakt, że ich przedstawiciele jak kraj długi i szeroki przesyłają stanowiska poparcia dla PZD. Uważają bowiem – jak choćby Zbigniew Burzyński, prezydent Kutna – że „rodzinne ogrody stanowią enklawę zieleni i wpisały się w krajobraz miasta, są cennym miejscem aktywnego wypoczynku i spotkań”. Komu więc tak naprawdę zależy na tym, aby „uwolnić” tereny, na których znajdują się rodzinne ogrody działkowe (ROD-y)? Czy rzeczywiście – jak uważa poseł
O obecnej sytuacji ROD „FiM” rozmawiają z Izabelą Ożegalską, prezes PZD w Okręgowym Zarządzie Łódzkim. – Zarzuca się Wam, że blokujecie rozwój miast. – To nieprawda. I nie są to puste słowa, ale codzienność – w Gdańsku stadion na EURO powstał na terenie ogrodów działkowych, przekazaliśmy też tereny pod budowę Trasy Siekierkowskiej w Warszawie. Biblioteka uniwersytecka w Bydgoszczy powstała na miejscu zlikwidowanego ogrodu „Swoboda”; także część infrastruktury stadionu w Poznaniu zbudowano na terenach oddanych przez działkowców. Związek powstał w 1981 r. Dostaliśmy wówczas w zarząd nieużytki, ugory. W Łodzi były to tereny położone wzdłuż kolei obwodowej, w szczerym polu, bez komunikacji, bez dojazdu, bez wody czy energii. Tereny, których nikt nie chciał. To związek inwestował i budował te ogrody. Od ponad 30 lat modernizujemy starą infrastrukturę. Staramy się robić wszystko, żeby w ogrodach było widać XXI wiek. Teraz, kiedy miasto się rozrosło, znalazły się strefie zurbanizowanej, więc są to tereny atrakcyjne. Tak było w każdym dużym mieście. Dlatego nie można mówić, że my zajęliśmy cenne tereny. Trzeba postawić odwrotną tezę – że te tereny stały się atrakcyjne właśnie dlatego, że powstały tam ogrody działkowe. Czy każdy skrawek miasta należy zabetonować? Ogrody istnieją w całej Europie. W Niemczech jest nawet więcej działkowców niż w Polsce. Ich działki też są miastach i nie tylko nie są zwalczane, ale wręcz otrzymują wsparcie publiczne, dotacje i dopłaty. Tam władze rozumieją, że ogrody, jako tereny zielone, tworzą wartość dodaną aglomeracji.
Janusz Piechociński z PSL – wniosek został złożony pod naciskiem sił politycznych? Niewątpliwie sprzedaż terenów działkowych byłaby łatwym sposobem na doraźne załatanie dziury w budżecie… – Dzisiaj tylko dzięki ciężkiej pracy i nakładom finansowym wielu pokoleń działkowców są to atrakcyjne
– Jako działkowcy czujecie się uprzywilejowani z uwagi na zapisy ustawy o ROD? – Ogrody działkowe to tak naprawdę świadczenie socjalne państwa na rzecz niezamożnej grupy społecznej. Dlatego też w ustawie wprowadzone są pewne przywileje. Działki w ROD mają ludzie niezamożni. Dziś wielu to emeryci, są także młodzi ludzie z dziećmi. Trzeba pamiętać i o tym, że tereny dostaliśmy nieodpłatnie w użytkowanie wieczyste, a działkowcy nie są właścicielami ziemi, tylko nasadzeń i naniesień. – W ustawie jest zapis o tym, że ogrody mają być dostępne dla ogółu społeczeństwa. Jak to się ma do rzeczywistości? – To, że furtka nie jest otwarta na oścież, nie znaczy, że nie można wejść na teren ogrodu. Tam, gdzie jest zapotrzebowanie na zieleń, ogrody działkowe pełnią funkcję parków. Przychodzą mamy z dziećmi na place zabaw, a mieszkańcy osiedli na spacery. Organizujemy dni działkowca, dzieci przychodzą na lekcje botaniki czy biologii, w niektórych ogrodach organizuje się wczasy dla seniorów wspólnie z Polskim Komitetem Pomocy Społecznej. Ci ludzie korzystają z infrastruktury, w którą inwestujemy. – Za czyje pieniądze realizowane są te inwestycje? – Działkowców. To są pieniądze ze składek członkowskich (obecnie 0,19 gr za metr działki miesięcznie – dop. red.). – A wsparcie ze strony budżetu państwa? – Państwo nie daje nam nawet złotówki. Nawet na usuwanie skutków powodzi. Dlatego tak staramy się zarządzać składkami,
tereny, w pełni uzbrojone. Jest wielu chętnych na to, aby je szybko przejąć i zarobić, co się tylko da. Na przeszkodzie stoi tylko ustawa o ROD i organizacja Polski Związek Działkowców – twierdzi Barbara Kokot, prezes OZ w Bydgoszczy. Że trafiła w sedno, potwierdza Jacek Bielecki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich. – Dla deweloperów tereny działek byłyby bardzo atrakcyjne: w dobrych dzielnicach, blisko centrum, wokół są drogi i kanalizacja – przyznał szczerze.
żeby nie wydawać wszystkiego na bieżącą działalność. Nadwyżki przekazujemy na fundusz rozwoju; część pieniędzy trafia też do funduszu samopomocowego. – No ale przecież, co wielu boli, nie płacicie podatków. – Zwolnienie z podatków to nie przywilej, a pewna świadoma polityka państwa, która wynika właśnie z faktu, że ogrody przeznaczone są dla najmniej zamożnej części społeczeństwa. – Według pierwszego prezesa Sądu Najwyższego niekonstytucyjny jest m.in. przymus zrzeszania się działkowców w PZD. – Nie ma przymusu posiadania działki w ROD. Każdy ma wybór. A jeśli się decyduje, musi uwzględnić, że w tym ogrodzie działkowym panują pewne zasady, których nie można wysnuć z innych przepisów. Polski Związek Działkowców to nikt inny, tylko sami działkowcy. Gdyby nie było przepisów ustanowionych przez związek, dopiero wówczas na działkach zapanowałby bałagan, chaos i zamieszanie. Jeżeli nie będzie tego regulaminu wewnętrznego, zacznie się dzikie budownictwo lub prowadzenie działalności gospodarczej. – No właśnie, w raporcie NIK zapisano, że na terenie ogrodów działkowych mieszkają tysiące dzikich lokatorów. – Zacznijmy od wyjaśnienia, że ów raport NIK (kontrolę gmin pod kątem realizowania ustawy o ogrodach działkowych NIK prowadził w roku 2010 – dop. red.), powszechnie cytowany jako dowód na to, że na działkach panuje bałagan, okazał się bublem, za który publicznie przepraszał sam wiceprezes NIK-u Marek Zająkała! Gdyby nas bardziej wspierały
Sami działkowcy, jak również przedstawiciele PZD, nie zgadzają się na zmiany w chroniącej ich ustawie. Dla nich to bowiem początek końca ich małej sielanki. Pod petycją w obronie ustawy zebrano 620 tysięcy podpisów, a tysiące apeli, stanowisk i listów trafiło do przedstawicieli władz. Działkowcy zaskarżyli całą ustawę o rodzinnych ogrodach działkowych. Zagrożony jest byt ogrodów i działek. Zmiana dotychczasowej ustawy o ROD oznacza bowiem dla działkowca: czynsz dzierżawny (od kilkuset do 20 tys. rocznie za działkę); podatki (nawet do 700 zł rocznie za działkę i altanę); utratę obecnych praw do działki; utratę własności naniesień i nasadzeń na działce; zniesienie ograniczeń w likwidacji ogrodów; podporządkowanie ogrodów gminom; utratę własnego samorządu. 28 czerwca bieżącego roku sędziowie Trybunału Konstytucyjnego pochylili się nad jej losem. Wyroku nie poznamy przed oddaniem tego numeru „FiM” do druku. Ale nasz naczelny – poseł Kotliński – lobbuje w Sejmie w interesie działkowców, a my trzymamy za nich kciuki! WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. Ariel Kowalczyk
organy publiczne, tzn. gdyby urzędy nie meldowały ludzi w ogrodach działkowych, a nadzór budowlany był bardziej aktywny i wtedy, kiedy my zgłaszamy takie samowole, dawał nakazy rozbiórki i pilnował, żeby zostały przeprowadzone, to w ogóle nie byłoby takich przypadków. Ale to i tak jest zjawisko incydentalne. W Łodzi po skontrolowaniu przez NIK 845 działek postępowanie zostało wszczęte w stosunku do jednej! W ustawie jest powiedziane, że działka w ROD nie może być wykorzystywana do zamieszkiwania i do prowadzenia działalności gospodarczej. My jako związek wprowadzamy wewnętrzne przepisy, które mają pomóc w realizacji tego zapisu. Dyscyplinujemy działkowców. – To dlatego powstały stowarzyszenia poszkodowanych przez PZD? – Jeśli ktoś sprzedaje swoje mieszkanie i kupuje działkę po to, żeby na niej przez cały rok mieszkać, a teraz mówi, że mu się krzywda dzieje, bo związek chce go przywołać do porządku, to o jakiej tu krzywdzie mowa? – Co będzie, jeśli TK uchyli ustawę? – Działkowcy z użytkowników staną się dzikimi lokatorami. Będą pozbawieni należytej ochrony prawnej wynikającej z posiadania statusu użytkownika działki. Da to gminom możliwość łatwiejszego przejmowania terenów ogrodów. A jeśli zechcą to zrobić, działkowcom pozostanie opuścić teren i posprzątać po sobie. Nawet nie będzie podstawy do tego, aby ubiegać się o odszkodowanie. Liczymy na to, że TK, rozpatrując tę sprawę, weźmie również pod uwagę skutki, jakie wywoła to orzeczenie. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
4
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Chwała dziwkom Niedawno oglądaliśmy w kinach film „Sponsoring”. Bohaterki studentki puszczały się, bo… no bo lubiły się puszczać. Ot i wszystko. Innej filozofii nie było. Dziewczyny chciały seksu i różnych zbytków za cieleśnie zarobione pieniądze. Klientów same sobie wybierały. Małgorzata Szumowska, reżyserka, przed kręceniem przeprowadziła wywiady środowiskowe z utrzymankami polskimi i francuskimi (akcja rozgrywa się w Paryżu). – Myślałam, że będą mówiły: „O Jezu, jestem biedna, nie mam pieniędzy na studia, na życie, na jedzenie, muszę to robić”. Od żadnej takich tekstów nie usłyszałam – opowiadała Szumowska. – Wiele tych dziewczyn w tygodniu pilnie się uczy, a w weekendy idzie do baru i później uprawia seks z przypadkowymi partnerami. Doszły więc do wniosku, że na tej przyjemności mogą jeszcze zarobić… Temat jest na topie. Do kin wszedł dokument pt. „Chwała dziwkom”. Dla widzów o mocnych nerwach i takich, których nie zawstydzi oglądanie nieudawanego seksu na ekranie. Po prawie dwóch godzinach patrzenia można wyciągnąć optymistyczny dla katolików wniosek: prostytutki to najbardziej bogobojne istoty na świecie! Zaczyna się od Tajlandii. Młode tajskie prostytutki modlą
L
się do świętej figurki. Proszą o klientów i powodzenie w dziwkarskim fachu. Na co mogą liczyć, kiedy modły zostaną wysłuchane? Ano na to, że jakaś dobra pani, najczęściej eksprostytutka, uzna, że warto je wymalować i wystroić, bo są na tyle ładne. Wtedy trafią do oszklonego pomieszczenia, gdzie trwa zabawa w bydło i najemców. Klienci są po drugiej stronie szyby, naradzają się i wybierają. Opiekun przybytku przechadza się i doradza. Brzydsze dziewczyny są tańsze. Każda ma tabliczkę z przydzielonym numerem. Większość klientów jest pożeniona. Udanie nawet! Powtarzają stare jak ta profesja frazesy: żona się zestarzała, zbrzydła, trochę znudziła…
udzie nierozumiejący tego, co się wokół nich dzieje, bardziej się boją. A przestraszeni chętniej głosują na prawicę. I już wiadomo, dlaczego Rydzyk z Kaczyńskim ciągle straszą swoich wyznawców. Dwa tygodnie temu („FiM” 22/2012) pisaliśmy na tych łamach o tym, że polscy eurodeputowani głosowali ostatnio przeciwko walce z homofobią. Portal EUobserver.com – na podstawie wieloletnich obserwacji głosowań – doniósł w tych dniach, że jest to stała skłonność Polaków z Parlamentu Europejskiego. Tylko 20 proc. naszych eurodeputowanych jest skłonnych popierać prawa mniejszości seksualnych – to najgorszy wynik wśród 27 krajów Unii. Polska różni się pod tym względem wyraźnie na niekorzyść nawet od dwóch innych skrajnie homofobicznych krajów Europy Wschodniej – Litwy i Łotwy. Skąd się nam przyplątała taka skłonność do homofobii, identyfikowana raczej z prawicowym światopoglądem? Oczywiście wpływ nauczania Kościoła (a co za nim idzie – także katolickich norm kulturowych rozpowszechnionych w społeczeństwie) jest pierwszorzędny. Ale nawet uznanie tego faktu nie wyjaśnia jeszcze, dlaczego ten wpływ jest taki głęboki i dlaczego tak długo się utrzymuje. Nieco światła rzucają w tej kwestii niedawno opublikowane w „Psychological Science” badania kanadyjskich naukowców. Otóż przeanalizowali oni wyniki brytyjskich wieloletnich badań obejmujących aż 15 tys. badanych. Badano ich poziom inteligencji za młodu oraz, po latach, poglądy polityczne i światopogląd.
Tajskie burdele odwiedzają goście z całego świata. Kiedy przetrawimy oglądanie tajskiego syfu, bedzie jeszcze gorzej… Bangladesz. Tak zwana dzielnica burdeli. „Jeśli Bóg da, będziesz miała wielu klientów” – mówi „opiekunka” swojej nastoletniej podopiecznej. Czyli też jest bogobojnie! Życie tamtejszych kurtyzan sprowadza się do całodziennego żebrania o klientów. Wiele dziewczyn na pewno nie łapie się na przepisowe polskie 15 lat, po których prokurator nie przeszkadza. Mają klitki do obsługi, w których mieści się tapczanik i miska z wodą. Opiekunki rozdają kondomy, „bo AIDS”. Każdy kącik do płatnej miłości jest odpowiednio wymodlany i okadzany. Na koniec Meksyk. Lumpiarska dzielnica, podobna do tej w Bangladeszu. Prostytutki meksykańskie też się modlą, a jakże! One z kolei składają ręce do Matki Boskiej Śmierci. Ich święta Santa Muerte to taki ludzki szkielecik odziany w tunikę lub habit z kapturem. Trzyma kosę, która oznacza, że wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci – i król, i prostytutka właśnie. Tamtejsze damy lekkich obyczajów proszą Mateczkę o litościwy koniec. I to jak najszybciej. I co powiecie? Santa Muerte często wysłuchuje tych modlitw. JUSTYNA CIEŚLAK
Zauważono silny związek pomiędzy raczej niską inteligencją a przekonaniami prawicowymi. Osoby mniej rozgarnięte stosunkowo częściej charakteryzowały się przekonaniami rasistowskim i homofobicznymi, skłonnością do zachwytu nad autorytetami i potrzebą silnej władzy. Jak to wyjaśnić? Otóż sformułowano hipotezę, że osoby mniej inteligentne gorzej rozumieją świat, a w związku z tym silniej przeżywają rozmaite lęki. Strach z kolei sprawia, że są bardziej agresywne i skłonne do uciekania się pod parasol napastliwej, wykluczającej retoryki politycznej skierowanej przeciwko „obcym”. Nie wydaje mi się przy tym, abyśmy byli społeczeństwem jakoś szczególnie mniej rozgarniętym od innych. Przeciwnie – na przykład polscy uczniowie mają niezłe wyniki w porównaniu nawet z niektórymi znacznie bardziej zamożnymi społeczeństwami. Kluczową sprawą wydaje się raczej strach. W naszym społeczeństwie gwałtownie narasta rozwarstwienie społeczne, a zabezpieczenia socjalne są bardziej niż skromne. Z powodu życia w stałym lęku egzystencjalnym – przed bezrobociem, utratą mieszkania, brakiem środków na zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb – ludzie mają silne poczucie niepewności i zagrożenia, a to powoduje, że prawicowy światopogląd i retoryka nie tylko znajdują nowych wyznawców, ale także stają się dla wielu środowisk od kolebki aż po grób jedynym dostępnym horyzontem myślowym. W tej dezorientującej mgle lęku grasują apostołowie uprzedzeń i kłamstw spod znaku PiS i Krk. Wyjściem z tego impasu byłyby reformy społeczne i gospodarcze pozwalające na wydostanie się z atmosfery codziennej niepewności. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Prawica strachu
Prowincjałki Na plebanię w Morągu przyszedł zrozpaczony mężczyzna. Sugestywnie opowiedział księdzu tragiczną historię śmierci swej 6-letniej córki i choroby żony, pogrążającej się w nieopisanej wprost żałobie. 180 zł, które chciał pożyczyć od dobrodzieja, miało rozpacz matki osłodzić. Ksiądz w pierwszym odruchu pożyczył. A że nie dawało mu to spokoju, ruszył na poszukiwania żałobnika. W końcu 39-letniego Mariusza K. znalazł biesiadującego pod jednym z lokalnych sklepów. Za oszustwo grozi mu do 8 lat. Tym bardziej że 2 dni później, lejąc obficie łzy, naciągnął na 200 zł księdza i jego gospodynię w Bisztynku.
ŁAMACZ KSIĘŻOWSKICH SERC
Na korytarzu gimnazjum im. kard. Stefana Wyszyńskiego w Redzikowie była msza. Zamiast lekcji – bo obchodzono święto patrona. Oburzyli się rodzice. Dyrekcja wytłumaczyła, że na mszę w szkolnym holu, na którą spędzono całą uczniowską brać, zgodę wydała, żeby – tu cytat – „wszystko poszło… szybko i sprawnie”.
MSZA SZAST-PRAST
90-letnia mieszkanka Hajnówki dostała wezwanie do uiszczenia opłaty dodatkowej za parkowanie samochodu. Najpierw zdębiała, bo od dawna nawet nie porusza się o własnych siłach, a w końcu zaangażowała najbliższą rodzinę w rozszyfrowywanie tajemniczego monitu. Głowili się, głowili, aż w końcu ktoś sobie przypomniał, że ostatni raz ze strefy płatnego parkowania korzystali przed szpitalem. Tylko że to było ponad 5 lat temu! Tyle właśnie czasu potrzebowali białostoccy urzędnicy, żeby się doliczyć brakujących w kasie 50 zł…
KSIĘGOWOŚĆ NIERYCHLIWA…
Radni gminy Markuszowa nie byli zadowoleni z pracy wójta Andrzeja Rozwałki, więc stosowną uchwałą obcięli mu pensję. Znacząco, bo niemal o 2 tys. zł brutto. Na to pan wójt zgodzić się nie zamierza, więc wytoczył proces… urzędowi gminy. Temu samemu, którym kieruje! Chce za straty materialne rekompensaty w wysokości 25 tys. zł. I tak naprzeciw pana wójta stanie przed sądem pracownik gminy przez pana wójta wytypowany. Opracowała WZ
SĘDZIA WŁASNEJ SPRAWY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Śmierć generała Petelickiego jest tragedią, ale to, co prawicowa nekrofilia z pisoidalnego świata z nią wyprawia, nadaje się tylko na kpienie i politowanie. Włącznie z tajemniczą „krótką listą” prezesa Kaczyńskiego złożoną z osób źle mówiących o początkach, czy o całej transformacji i przeznaczonych do likwidacji. Jakieś horrendum! Jak dotąd jedyną „krótką listą” była ta jego brata. (Waldemar Kuczyński, ekonomista i publicysta)
Miałem od prezydenta Kaczyńskiego ofertę lotu do Katynia. Odmówiłem. Nie jestem drzewcem, na którym przypina się sztandar. (Jan Englert, aktor)
W Biblii jest napisanych pełno bzdur. Nawet teologowie mówią, że to bzdury, a pan jest inkwizytorem i talibem. (poseł Armand Ryfiński, Ruch Palikota, do Stanisława Koguta, senatora PiS, w debacie nt. skazania Dody)
Autorzy Biblii (której?) byli napruci i upaleni jakimś ziołem, latali na bezzałogowych pterodaktylach i legitymizowali zbrodnicze działania kogoś, kogo imienia nawet nie wymieniali, a także pochwalali przemoc, gwałty i inne przestępstwa, motywując to racjami religijnymi. (Roman Kurkiewicz, redaktor naczelny „Przekroju”)
Do Polski wkroczyła cenzura religijna. (Wojciech Maziarski, publicysta, o wyroku na Dodę)
Doda i tak łagodnie obeszła się z autorami Biblii. (dr hab. Wojciech Krysztofiak, logik i filozof)
Na Uniwersytecie Papieskim w Krakowie przeprowadzono badania na temat eutanazji z udziałem studentów i aż 60 proc. było za. (dr Teresa Weber, lekarz specjalista medycyny paliatywnej)
Rząd terroryzuje związkowców, pilnuje, aby tysiące jego krytyków nie mogły zarobić na życie. Po co grozi narodowi wprowadzeniem stanu wojennego? (Marcin Masny, tygodnik katolicki „Niedziela”) Wybrali: AC, ASz
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
NA KLĘCZKACH
RELIGIA OBOWIĄZKOWA?! Biskupi domagają się wprost od rządu umieszczenia religii (i etyki) na liście przedmiotów obowiązkowych. Oficjalnie chodzi o to, aby samorządom nie przyszło do głowy kasować za nauczanie religii pieniędzy od rodziców (jak za inne przedmioty nadobowiązkowe) albo ograniczyć liczbę zajęć katechezy. Jeśli żądania biskupów będą zrealizowane, oznacza to przymusową katolicyzację. Wszak spora część nauczycieli etyki to katecheci. MaK
zerwała z biznesem porno ponad rok temu, to Ministerstwo Kultury wciąż dostaje skargi w tej sprawie. Okazuje się, że to tylko pretekst, ponieważ głównym zapalnikiem wcale nie jest przeszłość artystki, tylko „skandalicznie niska” dotacja (50 tys. zł) na… projekt „Gorzkie żale” w Centrum Myśli JPII. ASz
GŁÓD U GŁÓDZIA
nieletnich ks. Romana J. ze wsi Mała. (Przypomnijmy: to dziennikarze „FiM” rozpracowali tego gagatka). Sąd pierwszej instancji skazał duchownego na 2,5 roku bezwzględnej odsiadki („FiM” 22/2010), natomiast Sąd Apelacyjny uznał, że to za duża kara i w prawomocnym orzeczeniu złagodził ją do 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata. Roman J. ma także zapłacić 13,5 tys. zł grzywny. Do sprawy niezwłocznie powrócimy. ASz
BIEDA NAPĘDZA KOŚCIÓŁ
LAICYZACJA ŚLUBÓW
Arcybiskup Józef Michalik żalił się w mediach, że odpis 0,3 procent z podatku dochodowego nie wystarczy na utrzymanie Kościoła, bo „siłą Kościoła są ludzie biedni”. To by wymagało pewnego sprostowania – siłą Kościoła są bojący się kleru politycy, a ludzie biedni są po prostu jego ofiarami. MaK
W Łodzi gwałtownie spadł odsetek ślubów zawieranych w kościołach. Jeszcze w ubiegłym roku w dwóch pierwszych dekadach czerwca 2 na 3 śluby były konkordatowe, w tym roku już tylko niewiele więcej niż połowa. Jeśli ten trend się utrzyma, za 2, 3 lata śluby kościelne będą w mniejszości. MaK
NIERELIGIJNI PRZECIW SEJMOWI
NA MSZĘ MARSZ!
Dziesięcioro posłów Ruchu Palikota, którzy uważają się za niekatolików, chce wnieść pozew przeciwko Sejmowi za zmuszanie ich do obradowania w obecności katolickiego krucyfiksu. Wśród pozywających znajdą się m.in. Janusz Palikot, Roman Kotliński i Andrzej Rozenek. Media kościelne twierdzą za to, że obrady w cieniu krzyża nie są naruszeniem wolności sumienia, bo krzyż jest katolicki, a katolicyzm jest legalny. Zatem gwałt dokonany przez duchownego też nie byłby niczym zdrożnym, o ile należy on do legalnego Kościoła… MaK
NAGONKA ZA PALIKOTA Prawicowy dziennikarz Krzysztof Kłopotowski wezwał do wyrzucenia ze stanowiska w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich innego dziennikarza, Krzysztofa Bobińskiego, który jest wiceprzewodniczącym koła warszawskiego. Cóż złego uczynił Bobiński? Otóż zasiadł w Radzie Programowej Ruchu Palikota. I to wystarczy jako powód do nagonki. MaK
SAKRO CZY PORNO? „Ministerstwo kultury sponsoruje gwiazdę porno!” – grzmią katoliccy publicyści, nie zostawiając suchej nitki na resorcie Bogdana Zdrojewskiego. Ministerstwo przyznało 400 tys. zł dofinansowania organizatorom „Unsound Festival 2012”, podczas którego śpiewać będzie m.in. Sasha Grey, niszowa piosenkarka, niegdyś gwiazda filmów dla dorosłych. Mimo że Sasha kategorycznie
Konta bankowe gdańskiej archidiecezji zostały ponownie zablokowane przez komornika! Długi duchownych pochodzą z kryminalnej działalności kościelnego wydawnictwa Stella Maris, przez które Skarb Państwa miał stracić ponad 65 mln zł! („FiM” 19/2012). Arcybiskup gdański Sławoj Leszek Głódź postanowił, że każdy duchowny z jego diecezji będzie płacił 50 zł miesięcznie na ratunkowe konto oraz po 5 gr za każdego parafianina. Hierarchowie liczą na przychody rzędu 75 tys. zł miesięcznie. ASz
WIRTUALNY PAPA Prezydent Sieradza Jacek Walczak z PO zamarzył sobie postawić nowoczesny pomnik JPII („FiM” 46/2011). Na początku stycznia w jego mieście miał stanąć elektroniczny posąg polskiego papieża. Prezydent założył, że Papa dostanie ciekłokrystaliczny ekran z czterema przyciskami. Pierwszy uruchomi nagrania homilii JPII, drugi – przemówienia do narodu, trzeci – informacje o życiu papieża, a ostatni – ciekawostki o Sieradzu. Pieniądze na budowę pomnika (ok. 70 tys. zł) Walczak planował zebrać wśród mieszkańców, ale ku jego zdziwieniu ci wcale za jego pobożne pomysły nie chcą płacić. Prezydent twierdzi, że wciąż liczy na budowę pomnika. „Mam nadzieję, że więcej osób do tego dojrzeje” – powiedział dziennikarzom. ASz
ULGA DLA PEDOFILA Sąd Apelacyjny w Rzeszowie zmienił wyrok w sprawie oskarżonego o molestowanie seksualne
Dyrekcje szkół publicznych znalazły sposób na zapewnienie frekwencji uczniów na mszach w kościele z okazji zakończenia roku szkolnego. Wystarczyło jedynie w przeddzień zakończenia nauki zorganizować klasowe wyjścia na msze do kościoła w nauczycielskiej obstawie w ramach zajęć szkolnych! „Msza święta na zakończenie roku szkolnego: czwartek 28 czerwca, godz. 8.30. Wymarsz ze sztandarem do kościoła o godz. 8.00” – poinformował uczniów Zespół Szkoły Podstawowej, Gimnazjum Publicznego i Przedszkola w Otfinowie. „Podczas 4 lekcji zostanie odprawiona msza św. w intencji uczniów, nauczycieli i pracowników szkoły w kościele MBKP. Uczniowie będą uczestniczyć w nabożeństwie pod opieką wychowawcy. Pozostałe lekcje odbędą się według planu” – zadecydowała Szkoła Podstawowa nr 9 w Tarnowskich Górach. Natomiast dyrekcja publicznego IV LO w Tarnowie podjęła się misji doprowadzenia pod belferskim nadzorem na mszę nawet licealistów: „Bezpośrednio po lekcji 4 uczniowie przechodzą do Kościoła pod opieką wychowawców. Po Mszy św. są zwolnieni do domu” (pisownia oryg.). AK
NĘKANY DOBROCZYŃCA Proboszcz z kościoła pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Raszkowie skarży się publicznie, że „dzięki pewnym osobom parafii” napotyka ogromne trudności z rozpoczęciem budowy nowej plebanii. Chodzi o to, że pani konserwator nie zezwala mu na budowę plebanii
– tak jak sobie zaplanował – w centrum ogrodu, ale upiera się, by proboszczowska rezydencja stanęła na miejscu starej. Oburzony ksiądz argumentuje: „Na czas budowy na miejscu starej plebanii nie mam gdzie mieszkać!”. Do tego jeszcze wiele osób wciąż go krytykuje i bezczelnie dopytuje się, skąd bierze pieniądze. A przecież powinni się cieszyć z księżowskich inwestycji i docenić, że do wielu z nich łaskawie dokłada z własnej kieszeni (jak twierdzi…), czyli z należnych mu prawem kościelnym intencji, ślubów, chrztów i pogrzebów. AK
TACZKI DLA PROBOSZCZA W miejscowości Sukowo w woj. świętokrzyskim wierni chcieli wywieźć na taczkach proboszcza z miejscowej parafii. Duchowny czmychnął jednak przed swoimi owieczkami, które mają do niego pretensje o zaniedbywanie parafii i brak rozliczeń finansowych. Może duchowni wpadną w końcu na to, że na taczkach należałoby wywozić biskupów. Wszak to oni mianują proboszczów. Biskupów z kolei mianuje… Czyli w zasadzie wystarczyłyby jedne taczki i po całej sprawie w skali globalnej. MaK
WAKACJE OD TACY? Ilekroć księża zwracają się do swoich wiernych „kochani”, oznacza to, że chcą od nich kasy. Proboszcz z parafii pw. Niepokalanego Poczęcia NMP w Grotnikach jest jednak wyrozumiałym kapłanem i na czas wakacji postanowił dać swoim wiernym czas na „złapanie głębszego oddechu”, czyli wolne od nadzwyczajnych składek na kościół. „Kochani parafianie. Nie tylko proboszcz musi odsapnąć, ale i Wasze kieszenie. Jak na razie, na kilka tygodni, nie planuję żadnych większych prac. Przez wakacje postaram się nie wołać o pieniądze na nadzwyczajne wydatki, by wszyscy w spokoju mogli wypoczywać” – obiecuje wielebny. Odpoczywając od „nadzwyczajnych” składek, owieczki mają spokojnie „zbierać siły” na wykańczanie kościoła oraz spłatę kościelnych długów… AK
5
TĘSKNIĄ ZA HITLEREM Na Podlasiu wybuchł skandal, po tym jak „Gazeta Współczesna” opublikowała reportaż o mniejszościach seksualnych w regionie. W debacie internetowej niektórzy uczestnicy żałowali, że „brakuje Hitlera i Stalina”, aby zrobić porządek, i że „przydałoby się getto dla pedałów”. Oj, na prawicowym Podlasiu niektórzy najwyraźniej tęsknią za łunami z Jedwabnego. MaK
SKAZANY ZA UKRYWANIE Po raz pierwszy w historii USA sąd uznał za winnego hierarchę, który ukrywał przypadki pedofilii. Grozi mu od 3,5 do 7 lat więzienia. Prałat Wiliam Lynn był jednym z liderów archidiecezji w Filadelfii. Przenosił duchownych przestępców do kolejnych parafii, tając przed wiernymi ich przeszłość. Ten sądowy precedens z pewnością pociągnie za sobą kolejne procesy. Kościół może już ogłosić, że padł ofiarą prześladowań. MaK
ŚWIĘCI MARATOŃCZYCY Amerykanie nie mają tak pięknych sanktuariów jak Polacy, więc pielgrzymują do Waszyngtonu. Taki sposób na zabicie czasu i zdobycie rozgłosu wybrał student Junior Garcia i wyruszył do stolicy z Fort Worth w Teksasie. Zamierza dotrzeć pod Biały Dom 13 lipca. „To mój sposób pokazania, że Jezus Chrystus pragnie osobistego kontaktu z każdym” – mówi. Pomysł spłynął nań przed rokiem: „Popatrzyłem w niebo i powiedziałem: jestem Twój. Tego dnia postanowiłem nieść mój krzyż”. Pielgrzymuje poboczem autostrady w towarzystwie rodziców i grupy wspomagającej z kościoła Oasis Church, uzbrojony w Biblię i nabożne pieśni. Garcię zainspirował nie tylko Chrystus, ale także Arthur Blessitt – facet, który peregrynuje z krzyżem po świecie od roku 1969. Obecnie ma 72 lata i znajduje się w północnej Kanadzie. Przeszedł prawie 40 tys. mil i zdobył wpis w Księdze rekordów Guinnessa. PZ
6
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Rozmowy kontrolowane Że niektórzy dziennikarze są inwigilowani przez służby specjalne i prokuraturę, wiadomo nie od dzisiaj. Ale dopiero dzisiaj mamy na to twardy dowód... Postanowieniem z 31 maja Prokuratura Okręgowa w Szczecinie (Wydział V Śledczy) zażądała od Polskiej Telefonii Cyfrowej S.A. (operator sieci komórkowej T-Mobile, znanej wcześniej jako Era GSM) przekazania wszelkich posiadanych informacji dotyczących użytkownika numeru 608(...)5. Bardzo pilnie, w nieprzekraczalnym terminie 7 dni. Zabił, napadł, porwał dla okupu? Okazuje się, że jeszcze gorzej: ów niebezpieczny osobnik jest... naszym dziennikarzem, stałym korespondentem z obszaru woj. zachodniopomorskiego. Należy podkreślić, że choć na łamach „FiM” używa pseudonimu (przez wzgląd na bezpieczeństwo rodziny), to jego nazwisko, legitymacja dziennikarska i numer telefonu kontaktowego są doskonale znane prokuratorom z Wydziału V Śledczego, rzecznikowi prasowemu
miejscowej policji oraz ekspozyturze Zarządu I Biura Spraw Wewnętrznych KGP. Ba, mamy nawet podstawy do twierdzenia, iż to nazwisko śni się niektórym po nocach, ponieważ łączą je (nie zawsze słusznie) z wieloma ujawnionymi przez nas aferami w organach ścigania. Gwoli ścisłości: aby poznać użytkownika numeru 608(...)5 i jego dokładny adres, wystarczy wpisać wiadome dziewięć cyferek do wyszukiwarki internetowej, zatem jakiekolwiek przyszłe opowieści o „niewiedzy” lub „nieświadomej pomyłce” prosimy od razu wkładać między bajki... Prokurator Michał Lasota, którego podpis widnieje pod dokumentem wystosowanym do operatora, zapragnął w szczególności: ~ daty rozpoczęcia użytkowania karty SIM związanej z interesującym go numerem oraz danych
Przy kolejnej próbie posadzenia na ławie oskarżonych likwidatora wojskowych specsłużb wyszło na jaw, że właściwie… nic nie wiadomo. Nawet tego, czy niszczyciel wywiadu był funkcjonariuszem publicznym. Prokurator generalny Andrzej Seremet (na zdjęciu z prezydentem Kaczyńskim) ponownie zwrócił do poprawki wniosek warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej o uchylenie Antoniemu Macierewiczowi immunitetu poselskiego. Ta zabawa trwa już pół roku, zaś w międzyczasie ślicznie przedawniają się kolejne (siłą rzeczy wciąż jeszcze domniemane) przestępstwa popełnione w toku likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, a także polegające na opublikowaniu kłamstw i zdradzie tajemnic w słynnym Raporcie z tej operacji. Popatrzmy na bieg zdarzeń: ~ 8 grudnia 2011 r. – na biurko Seremeta trafił pierwszy wniosek (77 stron uzasadnienia, że Macierewicz przekroczył uprawnienia, ujawnił informacje niejawne oraz dopuścił się urzędowego poświadczenia nieprawdy). 4 stycznia 2012 r. odmówił nadania sprawie biegu (przesłania papierów do Marszałka Sejmu) z powodu wychwyconych „uchybień formalnych i merytorycznych”. Chodziło zwłaszcza o fakt, że prokuratura apelacyjna nazbyt pochopnie uznała, że podejrzany był funkcjonariuszem publicznym (choć w fazie tworzenia Raportu Macierewicz dowodził już Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, to podpisał dokument jako przewodniczący Komisji Weryfikacyjnej, a takiej funkcji nie obejmuje kodeksowa definicja „funkcjonariusza”), oraz o zakres jego indywidualnej odpowiedzialności za pracę bez wątpienia zbiorową; ~ 23 marca – poprawiony wniosek (68 stron uzasadnienia) znowu znalazł się w centrali prokuratury. Zarzuty bezpośredniego
(niepowtarzalnych identyfikatorów IMEI) o wszystkich innych „komórkach”, do których ewentualnie ją przekładano w okresie od 1 lutego 2011 roku do dzisiaj; ~ wykazu połączeń (wychodzących i przychodzących) realizowanych przy użyciu tychże aparatów telefonicznych, bez względu na to, z jakiego numeru je wykonywano, oraz równie kompletnego zestawienia SMS-ów („pełnej informacji o wiadomościach tekstowych wychodzących i przychodzących”, czyli także dostępu do ich treści); ~ personaliów i adresów abonentów komunikujących się z aparatami, które kiedykolwiek współpracowały z kartą SIM o numerze 608(...)5. A na cóż prokuraturze tak gigantyczna wiedza? Lasota uzasadnił swoje żądania mówiąc, że nadzoruje postępowanie przygotowawcze o sygn. akt V Ds. 8/12 (skądinąd wiemy, że prowadzone przez BSW) i potrzebuje informacji „celem ustalenia istotnych faktów”. Przedziwnym trafem wystąpił o nie kilkanaście dni po naszej publikacji odsłaniającej
kulisy śledztwa o dokładnie tej samej sygnaturze, związanego z podejrzeniami, że w garnizonie zachodniopomorskim wyciekały na zewnątrz kompromitujące policję materiały, a pewnej funkcjonariuszce „poukładanej” towarzysko z establishmentem Temidy pozwolono odejść na emeryturę bez rozliczenia się z dokumentacji niejawnej (Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik szczecińskiej Prokuratury Okręgowej, odmówiła nam uściśleń, zasłaniając się tzw. dobrem śledztwa). „(...) najszczęśliwszym dla wszystkich rozwiązaniem byłoby zamiecenie sprawy pod dywan, a prowadzący śledztwo prok. Michał Lasota ma twardy orzech do zgryzienia...” – tak napisaliśmy na początku maja (por. „Ściśle jawne” – „FiM” 17/2012). Dzisiaj już wiemy, że próbuje wybrnąć poprzez rozszyfrowanie kontaktów naszego dziennikarza, który ani nie jest stroną rzeczonego postępowania, ani też podejrzanym o popełnienie jakiegokolwiek przestępstwa! ~ ~ ~ Nawiązując do skandalu związanego
„sprawstwa” w zakresie ujawnienia informacji zmieniono na „pomocnictwo”; ~ 29 marca – zastępca prokuratora generalnego Marzena Kowalska wydała postanowienie o przedłużeniu śledztwa (po raz jedenasty!) do 5 października 2012 r. Nie sformułowała żadnych zaleceń dotyczących usprawnienia postępowania ani też nie odniosła się do zaniechań w realizacji zadań postawionych przez siebie w poprzednich postanowieniach. Przykładowo:
Jak tę przepychankę rozumieć? – Albo Seremet celowo rzuca swoim podwładnym kłody pod nogi, albo śledztwo powierzono ignorantom. Być może również celowo... Innej interpretacji nie ma – twierdzi warszawski prokurator wojskowy. Wśród szeregu innych dyspozycji przekazanych z centrali do apelacji znalazła się konieczność ustalenia, jak dalece różni się od oryginału Raportu to, co Lech Kaczyński nakazał opublikować w „Monitorze Polskim”. Skąd wątpliwość? Otóż w śledztwie wyszło na jaw, że pan prezydent osobiście ingerował w treść dokumentu, wykreślając kilka nazwisk i usuwając około 20 stron, czym popełnił ewidentne przestępstwo urzędnicze, bowiem ustawa o likwidacji WSI absolutnie nie upoważniała go do dokonywania jakichkolwiek korekt (mógł jedynie utajnić niestrawne dla „znajomych królika” fragmenty). Ba, ale skąd wziąć ów oryginał, skoro nawet nie wiadomo, kto go napisał... Żeby pomóc prokuratorom unikającym jak ognia spotkania z Macierewiczem, zadaliśmy sobie nieco trudu i mamy dla śledczych absolutnie pewny trop prowadzący do współautorów Raportu. Okazuje się, że powstał on w specjalnie ku temu powołanym Zarządzie Studiów i Analiz SKW. Tam go stworzono przy ścisłej współpracy z Biurem Ochrony Informacji Niejawnych oraz ówczesnym dyrektorem gabinetu naczelnego kontrwywiadowcy. Nazwisk nie podajemy ze względu na ochronę danych osobowych i tajemnic państwowych, ale przecież prokuratorzy o randze apelacyjnych ustalą je z łatwością... DOMINIKA NAGEL
Macierewicz zawsze dziewica? przedłużając śledztwo we wrześniu 2011 r. (dziesiąty raz), nakazała sporządzić „Prawnokarną ocenę osób odpowiedzialnych za powstanie Raportu i treści w nim opublikowanych”, co do dzisiaj nie zostało wykonane, bo prokuratorzy z apelacyjnej... wciąż nie znają nazwisk współautorów. A może by tak po prostu zapytać o kompanów samego Macierewicza? „W istniejącej sytuacji procesowej przesłuchiwanie go w charakterze świadka jest bezprzedmiotowe” – twierdzi prok. Krzysztof Kuciński. Jego szef Waldemar Tyl (zastępca prokuratora zpelacyjnego) dodaje: „Kolejność przeprowadzania poszczególnych czynności procesowych jest pochodną przyjętej w śledztwie taktyki oraz dokonanych dotychczas ustaleń”;
~ 20 czerwca – Prokurator Generalny ponownie zablokował wniosek (tym razem potrzebował trzykrotnie więcej czasu do namysłu). Zażądał wykazania mu czarno na białym, że dopuszczony do najgłębszych tajemnic likwidator i przewodniczący komisji weryfikującej żołnierzy WSI był funkcjonariuszem publicznym, a sam Raport – dokumentem w rozumieniu Kodeksu karnego (jest nim „każdy przedmiot lub inny zapisany nośnik informacji, z którym jest związane określone prawo albo który ze względu na zawartą w nim treść stanowi dowód prawa, stosunku prawnego lub okoliczności mającej znaczenie prawne”), bowiem tylko wówczas Macierewicz mógłby odpowiadać za poświadczenie w nim nieprawdy.
z inwigilacją dziennikarzy podczas poszukiwania źródeł przecieków ze śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, Prokurator Generalny Andrzej Seremet publicznie wyjaśnił: „Ja wielokrotnie wyrażałem swoją opinię, jeśli idzie o sposób postępowania z billingami dziennikarzy, nakazując szczególną ostrożność ponieważ tajemnica dziennikarska jest jedną z tajemnic służbowych prawnie chronionych”. Podkreślił, że zupełnie inną kwestią są SMS-y i byłby „głęboko zaniepokojony, gdyby okazało się, że prokurator sięgnął po treść wiadomości tekstowej dziennikarza”. Niepokoje prokuratora generalnego to jego problem. Nam o wiele bardziej zależy na uspokojeniu wszystkich jawnych i anonimowych przyjaciół „FiM”. Zapewniamy więc, że w najważniejszych rozmowach posługujemy się używanymi komórkami zakupionymi na pchlim targu (odpada kwestia identyfikacji poprzez IMEI) i sukcesywnie wymienianymi kartami pre-paid (tłumaczy to nieustanną zmianę numerów kontaktowych), zaś automaty telefoniczne usytuowane poza zasięgiem wielkomiejskiego monitoringu oraz łączność z wykorzystaniem komunikatora internetowego Skype (nazwa konta: tygodniknieklerykalny) wciąż są bezpieczne... MARCIN KOS
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r. Redakcja katolickiego czasopisma „Fronda”, walcząc z prawdziwymi i urojonymi „wrogami Pana Boga”, wpadła w końcu we własne sidła. Użyła swojego Boga jako wulgarnego nośnika marketingowej treści. Czasopismo „Fronda” to forpoczta katolickiego konserwatyzmu w Polsce. Od 18 lat zwalcza liberalizm, wszelkie odmiany lewicowości, „herezje” oraz prawa gejów i lesbijek. Zwalcza je m.in. za pieniądze publiczne, czyli nasze wspólne, bo nietanie w końcu czasopismo (29 zł za egzemplarz) wspierane jest jeszcze finansowo przez Program Operacyjny Promocja Czytelnictwa, finansowany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Przyjrzyjmy się zatem, jakiego rodzaju kulturę promuje ministerstwo.
Bóg jako dachowiec Najnowszy 63 numer „Frondy” promuje teorię inteligentnego projektu – amerykański wynalazek z końca XX wieku, który w walce z darwinowskim doborem naturalnym ma zastąpić mocno już zużyty, poczciwy klasyczny kreacjonizm. Kreacjonizm był pseudonaukową, religijną próbą przeciwstawienia się teorii ewolucji. Ponieważ nie udało się wprowadzić go do szkół w USA jako alternatywę dla ewolucji, bo był zbyt prostacki, wymyślono coś pozornie bardziej przebiegłego – inteligentny projekt właśnie, który ma udawać teorię naukową. Zanim przejdziemy do zawartości tego numeru „Frondy”, zajmijmy się jednak jej okładką (patrz skan). Widzimy na niej grafikę przedstawiającą ojca teorii ewolucji Karola Darwina z gołębiem na głowie. Gołąb ma aureolę, czyli jest ni mniej, ni więcej, tylko chrześcijańskim Duchem Świętym przedstawionym jako gołębica. Plama pod ogonem „Ducha Świętego” znaczy chyba tyle, że Bóg narobił Darwinowi na głowę… Razem z hasłem: „Darwin passé” ma to być znak zwycięstwa i dominacji prawdziwej religii nad bezbożną teorią ewolucji. Trzeba przyznać, że w ten sposób odwołujący się do nowoczesnych środków wyrazu tradycjonalistyczny katolicyzm przekroczył pewną symboliczną granicę. Gdyby rysunek „srającego Boga” (przepraszam za dosłowność, ale chyba o taki efekt chodziło autorom) pojawił się na jakimś koncercie rockowym albo w „Faktach i Mitach”, byłby niechybnie proces o obrazę uczuć religijnych. Uznano by to za radykalny atak na religię, szarganie największych świętości, odrażającą ateistyczną prowokację, przejaw „cywilizacji śmierci”, bezbożne rozpasanie, szatańskie szydzenie z Boga itp., itd. Tymczasem w redakcji „Frondy” są same pobożne osoby – w tym jeden ksiądz i Tomasz Terlikowski, czyli ktoś dużo bardziej katolicki niż sam papież. I… nic. Nie słychać głosów oburzenia. Nikt
Terlikowskiego nie wyrzuca z Kościoła, nie donosi do prokuratury. Dominikanin ksiądz Michał Chaberek nie jest zawieszony w swej posłudze, choć redakcja wytarła sobie katolickim Bogiem buty i zmieszała go z błotem, czy raczej czymś
A TO POLSKA WŁAŚNIE Proces w Dover, zwany także pozwem Kitzmiller v. Dover Area School District, stał się zawstydzającą kompromitacją IP. Sąd orzekł w tej sprawie, co następuje: „IP nie jest nauką. IP zawodzi na trzech różnych poziomach, z których każdy jest wystarczający do wykluczenia IP jako nauki. Po pierwsze, IP narusza wielowiekowe fundamenty nauki przez odwołanie się i dopuszczenie możliwości nadprzyrodzonych uwarunkowań. Po drugie, centralny dla tego ruchu argument z nieredukowalnej
postulowanym w ich argumentacji jest chrześcijański Bóg”. Jak pokrętna jest argumentacja zwolenników IP, niech świadczy fragment tekstu autorstwa prof. Kazimierza Jodkowskiego, najbardziej – obok Macieja Giertycha – utytułowanego polskiego kreacjonisty. Tak pisze on we „Frondzie” o perspektywach darwinizmu i teorii inteligentnego projektu: „Zwycięstwo w sporze pomiędzy kreacjonizmem a ewolucjonizmem odniesie ta strona, która ma kulturowy autorytet,
Bluźnierstwo dewotów bardziej śmierdzącym. A przede wszystkim użyła taniego, prowokacyjnego chwytu w celu zwiększenia sprzedaży. Innymi słowy – katolicy obrazili swojego Boga w celach marketingowych.
Argument z kosiarki Cykl artykułów poświęconych tzw. inteligentnemu projektowi (IP) jest nie mniej kuriozalny niż okładka pisma. Znajdziemy tam na przykład argumentację, która intelektualnym wdziękiem przypomina konstrukcję cepa: „Kosiarki do trawy i samochody mają świece zapłonowe, ale nie oznacza to, że samochody wyewoluowały z kosiarek na drodze mechanizmu darwinowskiego”. Prawda, że urocze? Można tak bez końca. Na przykład fakt, że stół ma cztery nogi, a samochód 4 koła, nie oznacza, że samochód powstał ze stołu itp., itd. Cóż niedorzecznego jest w idei IP? To mianowicie, że ta na wskroś religijna idea, finansowana i wspierana przez chrześcijańskie środowiska, stroi się w piórka obiektywnej wiedzy naukowej. Tymczasem zwolennicy IP przegrali kilka lat temu sprawę w sądzie o to, czy ich teoria jest naukowa, czy kryptoreligijna. Ustalenia sądu w tej kwestii są porażające. Michael Beche, którego „Fronda” hołubi jako naukowego eksperta w sprawach IP, zeznał w czasie owego procesu (proces w Dover z 2005 roku) pod przysięgą, że nie istnieją żadne artykuły naukowe w prasie fachowej (recenzowane czasopisma naukowe), które popierałyby ideę IP za pomocą eksperymentów lub obliczeń. W czasie tego procesu list przeciwko idei IP wystosowało zresztą 72 laureatów Nagrody Nobla z różnych dziedzin, którzy zgodnie oświadczyli, że to teoria pseudonaukowa.
złożoności wyraża ten sam wadliwy i nielogiczny dualizm, który wykluczył naukowy kreacjonizm w 1980 roku, i po trzecie, negatywne ataki na teorię ewolucji zostały odparte przez naukową społeczność”. Sąd zdemaskował także religijną naturę tej pseudonaukowej teorii: „Religijna natura IP może być z łatwością zauważona przez obiektywnego obserwatora, czy to dorosłego, czy dziecko. Znaczącym aspektem ruchu IP jest opisanie IP jako argumentu religijnego. Pisane w tym duchu publikacje czołowych zwolenników ID pokazują, że projektantem
by zmienić fundamentalne reguły prowadzenia dyskusji. Jeżeli nadprzyrodzone stworzenie uzna się za poważną możliwość, to darwinizm nie może wygrać. Jeśli natomiast stworzenie wykluczy się a priori, to darwinizm nie może przegrać”. No proszę, a wydawałoby się, że w nauce chodzi o prawdę, którą można dowieść! Tymczasem pan profesor sugeruje, że liczy się kulturowa przewaga. Poza tym warto zauważyć, że darwinizm już wygrał w nauce, mimo że nauka w czasach, gdy powstawał w XIX wieku, nie wykluczała bynajmniej stworzenia. Ba, sam Darwin
7
go właściwie nie wykluczał w pewnym sensie. Coś marną profesor Jodkowski stosuje argumentację, jak na kogoś, kto zajmuje się logiką i metodologią nauk.
Homoobsesja Wśród kuriozalnych tekstów „Frondy” z pewnością na specjalną uwagę zasługuje artykuł ks. dr. Dariusza Oko, znanego w Polsce krucjatora antyhomoseksualnego. Jego tekst doszukujący się heretyckiego, progejowskiego spisku w „małopolskiej prowincji jezuitów” pełny jest sformułowań, które dobrze oddają mentalność autora i samego pisma. Tak więc w tekście czytamy o „homoherezji”, „homowinowajcach”, „homoideologii”, „homopropagandzie”, „homolobbystach”, „homolobby”, „homośrodowisku”, „homomafii” itp. Oj, ktoś tu jest najwyraźniej homozakręcony… Ksiądz Oko pisze, że „homoseksualizm jest raną osobowości, która może upośledzać wiele funkcji”. Ale po lekturze tekstu można odnieść wrażenie, że to autor jest jakoś mocno przez życie poturbowany. Problem statystycznej nadreprezentacji homoseksualnych mężczyzn w katolickiej hierarchii jest oczywiście faktem i ma dosyć proste wyjaśnienie. Niestety, próżno go szukać na kilkudziesięciu stronach tekstu księdza krucjatora... Być może dlatego, że wyjaśnienie to jest kompromitujące dla samego Kościoła. Odsyłamy zatem do numeru 12/2012 „FiM”, gdzie szeroko o tym pisaliśmy. Generalnie lektura „Frondy” daje odczucie obcowania z jakąś znerwicowaną rzeczywistością. Ludzie sprawiający wrażenie, że są nieszczęśliwi sami ze sobą, kąsają wszystkich wokół, propagują rozpaczliwie żenujące teorie, którymi próbują zasłonić podstawowy fakt, że bronią przegranej ideologii odchodzącego do historii Kościoła. Inteligentny projekt to pieśń pogrzebowa kreacjonizmu, który ostatecznie zawalił się pod wpływem odkryć współczesnej genetyki. Ewolucjonizm jest jak wielka, logiczna i spójna księga, a kreacjonizm nie ma żadnych badań na swoje potwierdzenie. Jego racją bytu jest doszukiwanie się (za pieniądze pobożnych sponsorów) potknięć strony przeciwnej, choć sam w sobie jest zupełnie nietwórczy i bezproduktywny. Bo po prostu nie jest nauką. Owszem, robi przeciwnikom na głowę tak jak bóstwo „Frondy”, ale nie jest to oznaka triumfu. To wyraz jego bezsilności. MAREK KRAK PS Ponieważ do naszej redakcji zgłaszają się wierzący Czytelnicy oburzeni okładką „Frondy”, rozważamy możliwość złożenia doniesienia do prokuratury z powodu obrazy uczuć religijnych. Niech choć raz ten paragraf Kodeksu karnego służy jakiejś sensownej sprawie, w tym przypadku zdemaskowaniu niesłychanej wręcz hipokryzji.
8
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
ZA KULISAMI
WAKACJE Z SERIALAMI (1)
07 zgłoś się Tym, którzy od Majorki i Las Palmas wolą wakacje w domu, telewizja co roku proponuje powtórki niezapomnianych polskich seriali. A my zaczynamy wakacyjny cykl ciekawostek z ich planów filmowych. Antyfani serialu „07 zgłoś się” zarzucają twórcom, że powstał on na zamówienie ówczesnego aparatu partyjnego (połowa lat 70.), który pragnął, aby społeczeństwo pokochało milicjantów. PRL-owska Milicja Obywatelska, delikatnie mówiąc, nie cieszyła się zbytnią sympatią. Nazywano ją żartobliwie „bijącym sercem partii”. Bohater serialu, porucznik Sławomir Borewicz, miał ponoć ten wizerunek MO ocieplić. Jeśli tego funkcjonariusza rzeczywiście da się lubić, to dlatego, że twórcom udało się go wykreować na zasadzie antytezy. Przed Borewiczem milicyjni bohaterowie polskich filmów byli przykładnymi ojcami i mężami, chodzili z żoną do teatru, a po pracy raczyli się lampką radzieckiego koniaku. Porucznik Borewicz to totalne zaprzeczenie takiego wizerunku – pije, pali, uwodzi (w każdym odcinku ma inną panienkę, a czasami więcej niż jedną). Działa niekonwencjonalnie, jest na bakier z regulaminem, ale jego metody odnoszą skutek i przestępca zawsze zostaje zdemaskowany. Co ciekawe, główny bohater nie tylko nie należy do partii, ale też w ogóle nie czuje przed nią respektu. Kiedy jeden z podejrzanych reklamuje się jako aktywny członek PZPR, Borewicz kwituje to następującym zdaniem:
„Było parę ważniejszych błędów, więc ten może pomińmy”. Ponadto nasz bohater to prawdziwy światowiec. Był na placówce w Londynie (o dziwo, nie w Moskwie), więc świetnie zna angielski. Jest inteligentny, oczytany, bywa w modnych lokalach, nosi ciuchy z Pewexu. Może dlatego specjaliści od doszukiwania się analogii we wszystkim i wszystkich łączyli tytułowy numer 07 z kryptonimem Jamesa Bonda – 007. Obaj byli skuteczni w działaniu, mieli cięte riposty i bałamucili kobiety. Samego reżysera serialu, Krzysztofa Szmagiera, zawsze te porównania bawiły. Okazuje się, że etymologia tytułu jest dużo bardziej prozaiczna i nie wykracza poza nasze granice. Otóż w latach 60. ubiegłego wieku zaczęły w Polsce wychodzić niebieskie zeszyty kryminalne pt. „Ewa wzywa 07”. Numer ten przed laty łączył bezpłatnie z milicją, zanim zastąpił go późniejszy 997. Ot, i cała tajemnica… Jeszcze inni „kryptolodzy” (a może ci sami) doszukiwali się drugiego dna w nazwisku współpracownika Borewicza – porucznika Zubka. Po raz
Kto decyduje o tym, czy ocena wystawiona z religii w szkole publicznej liczy się do tzw. średniej i w którym miejscu winna być wpisana ocena z etyki na świadectwie? Okazuje się, że decydujące zdanie w tej kwestii często należy do miejscowego proboszcza lub księdza katechety. „Na świadectwach szkolnych nie ma wpisu, że uczeń chodził na religię rzymskokatolicką. Ktoś chodzący na etykę ma taki sam wpis jak uczeń chodzący na religię!!!” – piekli się wielebny z parafii pw. św. Stanisława BM w Dobrzechowie. Ale już wielebny z parafii pw. św. Maksymiliana w Białymstoku z ambony podaje zarządzenie: „Po uzgodnieniu z dyrekcją i dojściu do konsensusu w sprawie etyki w szkole na Pietraszach sprawa wygląda następująco: Etyka jest przedmiotem dodatkowym w szkole. Nie jest przedmiotem obowiązkowym i ocena wystawiana na świadectwie z etyki nie będzie równoznaczna z oceną z religii”. Bo choć w Zespole Szkół nr 6 w Białymstoku przy ul. Pietrasze udało się przeforsować wprowadzenie lekcji etyki, to jednak z wyraźnym zastrzeżeniem dyrekcji, że „ocena z etyki jest oceną dodatkową na świadectwie, a nie zamiast oceny z religii”. Na dodatek
pierwszy to nazwisko wykorzystano w „Przygodach psa Cywila” z 1970 roku – serialu, którego Szmagier był reżyserem i scenarzystą. Zubka, milicyjnego tępego służbistę, zagrał wówczas Wojciech Pokora. Widać postać tak przypadła do gustu Szmagierowi, że dostała drugie życie właśnie w „07 zgłoś się”, a jej odtwórcą został tym razem Zdzisław Kozień. Dla
większości widzów sprawa była oczywista. Z-UBek musiał być po prostu pracownikiem niegdysiejszego Urzędu Bezpieczeństwa… No dobrze, główny bohater już jest, pozostaje jeszcze aktor, który mógłby go z powodzeniem zagrać. Niestety, każdy z trzech aktorów, którym Szmagier proponował udział w przedsięwzięciu, bał się zaszufladkowania, jakiemu uległ Stanisław
w minionym roku szkolnym etyka była wykładana w godzinach 14.35–16.10. I żeby było zabawnie, w programie nauczania etyki przewidziano wprawdzie gruntowne zapoznanie uczniów ze wskazaniami moralnymi religii chrześcijańskiej oraz innych „kluczowych” religii świata, ale jednocześnie ani jednego wykładu nie poświęcono etyce niezależnej. Dyrekcja białostockiego zespołu szkół
Mikulski po zagraniu w „Stawce większej niż życie”, mimo że już w latach 70. serial nosił miano kultowego. Wcielenia się w porucznika Borewicza odmówili Krzysztof Chamiec, Jan Englert i Piotr Fronczewski. Niekonwencjonalnego milicjanta zagrał w końcu Bronisław Cieślak – etnograf z wykształcenia, dziennikarz z zawodu i aktor z zamiłowania, który przed nakręceniem „07 zgłoś się” pracował w krakowskim ośrodku TVP jako gospodarz programu
„Bez togi”, prezentującego autentyczne historie kryminalne. Jak to wówczas bywało, emisja była „na żywo”. I tak podczas nadawania jednego z odcinków programu rozległ się potężny huk, a szkło pękniętej żarówki posypało się wprost na twarze uczestników. Cieślak, zachowując zimną krew, poprowadził program dalej. „Pechowy” odcinek oglądał wówczas jeden z reżyserów, który znając problemy obsadowe Szmagiera, naraił mu gospodarza „Bez togi” i ten otrzymał zaproszenie na zdjęcia próbne. Co prawda zaraz to zaproszenie wyrzucił, ale powiedział o nim redakcyjnym kolegom. Ci skwitowali, że jak na dziennikarza
ocenę wyjątkowo doniosłą dla wychowania chrześcijańskiego” – czytamy w wytycznych obowiązujących w roku szkolnym 2011/2012 w IV LO, Liceum Sportowym oraz w Publicznym Gimnazjum Sportowym nr 11 w Wałbrzychu (wśród autorów na honorowym miejscu figuruje ks. Gabriel Horowski). Niewliczanie oceny z religii do średniej jest więc z gruntu „niesłuszne” i „deprecjonujące”,
dopuszczająca z religii! Wystarczyło tylko, że uczeń „mniej lub bardziej rzetelnie” uzupełniał zeszyt oraz nie przeszkadzał (sic!) katechecie w prowadzeniu zajęć! Żeby otrzymać ocenę niedostateczną z religii (rzecz bez znaczenia, bowiem nie ma ona wpływu na promocję do następnej klasy), uczeń musiałby – oprócz lekceważącego stosunku do nauczania religii – wykazać się dodatkowo lekceważeniem wiary oraz „odmawiać wszelkiej współpracy”. Dla porównania: w publicznej Szkole Podstawowej nr 13 w Piotrkowie Trybunalskim do otrzymania oceny dopuszczającej wystarczy „problem ze znajomością pacierza”, „mało zadowalający poziom postaw i umiejętności”, „brak rozumienia podstawowych uogólnień”, „brak podstawowej umiejętności wyjaśniania zjawisk”, „niepoprawny styl wypowiedzi”, ale pod warunkiem posiadania zeszytu oraz „poprawnego stosunku do przedmiotu”. Na ocenę niedostateczną z religii uczeń zasłuży dopiero wtedy, gdy wykaże się nieznajomością pacierza, lekceważeniem przedmiotu, nieodpowiednim zachowywaniem, opuszczaniem lekcji oraz… brakiem zeszytu. AK
Cenzurka katolicka najwidoczniej wyszła z założenia, że uczniów koniecznie należy zapoznać z uwarunkowanymi religijnie systemami moralności, ale już, broń Boże, nie z systemami etycznymi pozbawionymi odniesień religijnych. „Stopień z religii powinien znaleźć się na świadectwie. Upominaliśmy się o godne miejsce dla tego stopnia. Uczniowie powinni wiedzieć, że ich wysiłki na katechezie są dostrzeżone (…). Każdy stopień ma znaczenie wychowawcze i każdy stopień uczniowie głęboko przeżywają. Szczególnie silnie trzeba przeżyć stopień z religii, który należy traktować jako
a na domiar złego ma ponoć działać na uczniów „antymotywacyjnie i antywychowawczo”. Kryteria obowiązujące w roku szkolnym 2011/2012 w wyżej wymienionych wałbrzyskich szkołach publicznych były jednak takie, że aby otrzymać stopień niedostateczny z religii rzymskokatolickiej, trzeba się było naprawdę bardzo postarać. Aż trudno uwierzyć, ale za lekceważący stosunek do przedmiotu, częste opuszczanie katechezy, niechętny udział w lekcjach i brak podstawowej wiedzy religijnej uczniowi należała się ocena
przystało, musi iść na ten casting, a następnie opisać to wszystko w reportażu. Tak oto Cieślak popełnił autoironiczny tekst „Jak nie zostałem gwiazdą filmową”. Tylko jak na ironię dziennikarz został gwiazdą filmową, bo w końcu główną rolę dostał. Na drodze do kariery stanęło jednak szefostwo krakowskiej telewizji. „Nie no, panie. Albo tak, albo srak. Po to my tu pana przeprowadziliśmy z radia, żeby pracował pan dla dobra PRL-owskiej telewizji Ośrodek Kraków. A jak ma pan udawać dziennikarza, a chce pan być artystą, to idź pan” – tak Cieślak wspomina niewybredną opinię szefostwa. Na stratę intratnej posady przyszły odtwórca roli Borewicza nie mógł sobie pozwolić. Na szczęście Szmagier załatwił sprawę tak, że i rola była, i etat dziennikarza został. Zresztą jeszcze przed śmiercią nieodżałowany reżyser zwykł mawiać, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, co skutecznie potwierdzał słowami: „Z cywilnego psa zrobiłem milicyjnego (oczywiście chodzi o wspomniane już „Przygody psa Cywila”), z dziennikarza zrobiłem aktora i pierwszy rozebrałem przed kamerą Grażynę Szapołowską”. Gwoli ścisłości, nie tylko ją, bo na planie serialu pojawiło się aż 28, mniej lub bardziej roznegliżowanych aktorek! Od pierwszej emisji „07 zgłoś się” minie w tym roku 36 lat (premiera pierwszego odcinka miała miejsce 25 listopada 1976 roku!). Co ciekawe, całość, czyli 21 odsłon, kręcono przez 11 lat, co dzisiaj jest nie do pomyślenia. Chociaż każdy z odcinków miał inną długość (od 47 do 103 minut), to kolejne kanały telewizyjne – mimo że mocno zakłóca to ich ramówkę – chętnie serial powtarzają. PAULINA ARCISZEWSKA-SIEK
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
9
Od zera do milionera
O
bałaganie w PZPN, łapówkach, nepotyzmie i konieczności zmian „Fakty i Mity” rozmawiają z Kazimierzem Greniem – byłym członkiem zarządu związku i obecnym prezesem podkarpackiego ZPN. – Po nieudanych dla nas mistrzostwach Europy mówi się, że Grzegorz Lato powinien podać się do dymisji. Skąd takie żądania, skoro nie on jest odpowiedzialny za słabą grę Polaków? – Na okręcie zawsze jest kapitan, a takim kapitanem, bardzo miernym kapitanem, jest właśnie prezes Grzegorz Lato. On złożył trzy lata temu wniosek o powołanie Franciszka Smudy na stanowisko selekcjonera reprezentacji, więc po części odpowiada za wyniki. Oczywiście nie można powiedzieć, że on jest odpowiedzialny za grę zawodników: Błaszczykowskiego czy Lewandowskiego, bo to byłaby bzdura. Nie Grzegorz Lato wychodzi na boisko, nie on gra, więc trudno go teraz za to obwiniać. Jednak spokojnie możemy powiedzieć, że miliony złotych wydawane na wyjazdy, zgrupowania i mecze reprezentacji przez ostatnie trzy lata nic nie dały. Pierwszym winnym jest tu Smuda, a drugim – prezes PZPN. I nie mówię tu o samym Euro, ale o całokształcie: koperty, taśmy, podsłuchy, 62 pozycja Polski w światowym rankingu… Wyżej notowane są drużyny z Jamajki czy Sierra Leone. Przez trzy lata kompletnie nic w związku się nie działo. Mało tego – sytuacja PZPN jest dużo gorsza, niż była. – Wobec tego prezes powinien odejść? – W wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” powiedział kiedyś, że odejdzie, jeśli na Euro nie będzie wyników. Powinien uderzyć się w pierś i podać do dymisji. – Kolejne wybory na prezesa związku odbędą się w październiku. Do tego czasu Lato będzie pobierać pensję niemałą, bo 50 tys. złotych. Kto mądry zrezygnowałby z takiej kasy? – Kiedyś Zbyszek Boniek powiedział, że Kazek Greń zrobił z bezrobotnego z Mielca milionera (Grzegorz
Lato pochodzi z Mielca – przyp. red.). To, niestety, prawda, ale kiedyś myślałem, że można i pieniądze zarabiać, i pracować, zmieniać PZPN na lepsze. Dziś jest gorzej niż przed 30 października 2008 roku, kiedy Lato obejmował funkcję prezesa. Dziś ten facet ma tyle kasy, że spokojnie mógłby powiedzieć na przykład, że zostaje, a pensję przeznaczy na szkolenie dzieci i młodzieży. Do tego dochodzą olbrzymie premie dla piłkarzy, którzy zdobyli nic nieznaczące dwa punkty na tych mistrzostwach. – Ale organizacja Euro jest bez zarzutów. – Według doniesień mediów Lato ma za to dostać 8 milionów złotych od UEFA. Niech mi pan powie, z jakiej okazji?! Czy prezes Lato budował stadiony, autostrady
– Kiedyś Zbyszek Boniek powiedział, że Kazek Greń zrobił z bezrobotnego z Mielca milionera i dworce? Oczywiście, że nie! Organizatorem mistrzostw jest UEFA, a nie PZPN. Co Lato zrobił? Nic! Proszę zobaczyć, jaka to małostkowość. Gdybyśmy zagrali lepiej i wyszli z grupy do ćwierćfinałów, to prezes grzałby się w blasku chwały. Padałyby hasła, że to „nasz sukces”, a dziś? Smuda nie wygrał żadnego meczu, zajął ostatnie miejsce w najsłabszej grupie, a Lato siedzi cicho... – W jednym z dzienników powiedział pan, że Grzegorz Lato jest umoczony w jakieś przekręty. Co pan miał na myśli? – Jako członek zarządu nie widziałem żadnych umów, to niedopuszczalne. Umów ze „Sport-Five” (firma zajmująca się obrotem prawami telewizyjnymi i marketingowymi – dop. red.), umów na autokary, kolportacje, zatrudnienia, zlecenia, pensje i wiele innych. Członkowie zarządu po prostu w ogóle nie mieli wglądu w ważne dokumenty. Kadencja prezesa trwa 4 lata, a obecny podpisał umowę na transmisje telewizyjne na 10 lat! To nadużycie. Jakim prawem można komuś zostawić takie pobojowisko?
Grzegorz Lato sprzedał wszystko: loże honorowe i vipowskie, bilety oraz wejściówki. Wszystko podlegało PZPN-owi, a Lato sprzedał to „Sport-Five”. Nowy prezes zastanie spaloną ziemię. Nikt, może poza dwiema osobami, tych dokumentów nie widział. – Co z tak zwaną „aferą taśmową”? Cała Polska widziała nagranie, z którego wynika, że Grzegorz Lato i Zdzisław Kręcina mogli dopuścić się korupcji przy jednym z przetargów na budowę nowej siedziby PZPN. Kręcinę wyrzucono ze stanowiska, a Latę mamy nadal. Dlaczego sprawa ucichła? – Prokuratura wciąż nad tym pracuje. Śledztwo się wydłuża z powodu mistrzostw Europy. Cała sytuacja jest śmieszna. Prezes twierdzi, że dostał koperty, a Grzegorz Kulikowski, były działacz PZPN, mówi, że dawał mu gotówkę. Wie pan… Jeśli ktoś dałby mi kopertę z pieniędzmi, to na drugi dzień poszedłbym z nią do prokuratury, a Lato trzymał ją 7 miesięcy i zastanawiał się, co z nią zrobić. To skandal! – „Afera taśmowa” dotyczyła kupna działki pod budowę nowej siedziby związku. Sama ziemia kosztowała 8 milionów złotych, a budynek to koszt około 50 milionów. Dlaczego podjęto taką decyzję, skoro związek bez przeszkód mógł wprowadzić się na Stadion Narodowy za trzy razy mniejszą kwotę? Nie mówiąc o wykorzystaniu stadionu, który po Euro nie będzie w stanie na siebie zarobić… – Obydwaj wiemy, o co chodzi... Na Narodowym dostalibyśmy tyle samo metrów kwadratowych i miejsc parkingowych. Dostalibyśmy miejsce na magazyn i inne niezbędne lokale. Nowa siedziba nie będzie w pełni kompleksowa. Nie będzie biur, centrum treningowego i hotelowego. Nie byłoby tego również na Stadionie Narodowym, co nie znaczy, że kadra przed jakimś ważnym wylotem nie mogłaby zrobić sobie treningu na płycie boiska. Komuś to, niestety, nie odpowiadało. Ktoś, zamiast kupić gotowe, wolał budować od zera. Dlaczego tak się dzieje? Chyba nie muszę tłumaczyć… – Program wyborczy Grzegorza Laty napisał Kazimierz Greń. Popierał go pan i pomagał w kampanii. Dziś jesteście wrogami. Skąd nagła zmiana poglądów? – Z najgorszego kandydata zrobiłem prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Nie da się tego ukryć. Lato miał być ikoną. Miał otwierać stadiony, niewiele mówić, bo on niewiele potrafi, miał bywać, zatrudniać poprzez konkursy, a nie rodzinę.
W biurach PZPN siedzą synowie z ojcami i matki z córkami. Tam jest normalna familiada. Lato obiecywał fachowców od reklamy, marketingu i pozyskiwania funduszy. Związek miał przejść głęboką przemianę. Lato tego nie zrealizował – spełnił może dwa
Czy prezes Lato budował stadiony, autostrady i dworce? Oczywiście, że nie! procent ze swoich obietnic. W końcu odszedłem z zarządu, bo nie mogłem tego znieść. Przedtem Lato spotkał się ze mną i powiedział: „Daj spokój. Trzeba z tym poczekać, nie można robić rewolucji, trzeba zrobić ewolucję”. Zapytałem go, o jakiej ewolucji mówi, a on odpowiedział: „Też nie wim, rozumisz, ale Zdzisiek (Kręcina – dop. red.) mi tak kazał mówić”. Wcześniej jeździłem po Polsce, namawiałem prezesów, działaczy, delegatów. Mówiłem, że był wielkim piłkarzem, a teraz będzie wielkim prezesem. Firmowałem go swoim nazwiskiem, a on poza stanem swojego konta nic nie zmienił! Zrezygnowałem, bo nie chciałem szargać swojego imienia. Dziś Lacie kibice śpiewają: „Byłeś legendą, jesteś mendą”. Ja tego nie chciałem! – Grzegorz Lato nie pozostaje panu dłużny i skutecznie uprzykrza życie. Na przykład pański podkarpacki związek piłki nożnej nie dostał należnych biletów na Euro 2012. – To tylko jeden z przykładów. Lato myśli, że jest na Białorusi i może wszystkich karać i kneblować. Przez ostatnie 3 lata stawałem przed wydziałem dyscypliny pięć razy. Płaciłem kary pieniężne, chciano mnie także zawiesić. Lacie wydawało się, że to tylko mnie nie przyznał biletów na Euro. To nieprawda. Organizowaliśmy konkursy, w których bilety miały być nagrodami, obiecaliśmy je działaczom, piłkarzom, trenerom. Nie mnie prezes ukarał. Nasze bilety dostał marszałek województwa. Pytam,
W biurach PZPN siedzą synowie z ojcami i matki z córkami. Tam jest normalna familiada. jakim prawem? Oczywiście marszałek może dostać ich mnóstwo i mnie to nie obchodzi, ale podkarpackiemu związkowi należało się ich 300, o czym mówi uchwała PZPN. – Skoro jesteśmy przy biletach, dlaczego nie dostali ich wybitni reprezentanci Polski, gwiazdy futbolu, ludzie, którzy zrobili bardzo dużo dla polskiej piłki?
– PZPN miał do rozdania mnóstwo biletów, a mimo to nie dał ich ludziom, którzy na nie zasługiwali. Pod stadionami wejściówki można było kupić u koników. Zastanawiające jest, że jeden taki osobnik potrafił mieć przy sobie 15 wejściówek na miejsca obok siebie! Jakim cudem? – Dlaczego wybitni Polscy piłkarze, działacze, trenerzy nie dostali tych biletów? – Ci, którzy je dostali, to z reguły klakierzy prezesa. Szkoda, że zapomina się o ludziach, którzy tworzyli polską piłkę. Niestety, musimy wracać do osiągnięć z 1974 roku, bo nie mamy w zasadzie innych sukcesów. Hiszpanie nie muszą tego robić, bo co chwilę zdobywają jakiś puchar. Powinniśmy jednak dbać o historię naszej piłki. Mnie także to dziwi, że taki Henio Kasperczak musiał bilet kupować od konia. Gdzie bilety dla Hajty, Świerczewskiego i innych piłkarzy? To jest właśnie pseudodziałalność Grzegorza Laty. Biletów było mnóstwo, a dostawała je jakaś pani Krysia, wujek, ciotka i tak dalej. – Wróćmy do samej reprezentacji… Wiemy, że Smuda nie będzie już w niej pracował. Kto zajmie jego miejsce? – Przede wszystkim trener powinien zostać wybrany po wyborze nowego zarządu związku. Po co wiązać ręce przyszłemu prezesowi? Smuda miał asystenta, Jacka Zielińskiego, który powinien prowadzić reprezentację do październikowych wyborów. Przecież kadra ma teraz wolne, a pierwsze mecze rozegra we wrześniu. Wiem natomiast, kto będzie nowym trenerem. – Kto? – Najprawdopodobniej Waldemar Fornalik z Ruchu Chorzów. To facet ze Śląska, więc ma silne poparcie Antoniego Piechniczka. – To dobry wybór? – Nie neguję jego umiejętności, ale uważam, że w Polsce mamy lepszych trenerów starszego pokolenia, choćby Kasperczaka albo Lenczyka. – Nie lepiej wziąć fachowca z zagranicy? – Wystarczy popatrzeć na polską siatkówkę. Mamy osiągnięcia, pełne i bezpieczne hale oraz zagranicznego trenera. Za Leo Beenhakkera po raz pierwszy awansowaliśmy na mistrzostwa Europy w piłce, nie wchodząc z urzędu, jak teraz. Te argumenty same mówią, kto byłby lepszy. – A co z prezesem PZPN? Kto powinien zastąpić Latę? – Na pewno nikt ze starego układu. To musi być ktoś z chęcią zreformowania całego związku. Ktoś młody i silny. Pojawiło się już kilka nazwisk, ale nie chcę nikomu robić reklamy. Rozmawiał ARIEL KOWALCZYK
10
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
POD PARAGRAFEM
Porady prawne Zniszczony grób W 1963 r. zmarła moja matka. Wraz z ojcem wykupiliśmy dwie sąsiadujące kwatery. W jednej z nich została pochowana moja matka, a druga została przeznaczona na pochówek ojca. Wspólnie z ojcem na obu kwaterach osadziliśmy jeden podwójny nagrobek, za który wspólnie zapłaciliśmy – podobnie jak za wykupione kwatery. Kontakt z ojcem urwał się wraz z moim ożenkiem, do tego okazało się, że nie był moim biologicznym ojcem, a tylko mnie usynowił. Po śmierci ojca, o której mnie nikt nie powiadomił, podwójny nagrobek znikł, a w miejscu przeznaczonym na pochówek został postawiony pojedynczy nagrobek. Nie dokonano ekshumacji szczątków matki, a jej grób zlikwidowano i zniwelowano do ścieżki cmentarnej. Po miejscu pochówku, w którym cały czas spoczywa matka, chodzili ludzie. Dopiero teraz zabezpieczyłem to miejsce, zapobiegając dalszej profanacji. Dopuściła się tego osoba organizująca pochówek ojca, nie pytając mnie o opinię w sprawie. Co ja mam z tym zrobić? Czego mogę żądać od osoby, która zniszczyła grób mojej matki? Może Pan złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa z art. 262 par. 1 kk. Przepis ten stanowi, że „kto znieważa zwłoki, prochy ludzkie lub miejsce spoczynku zmarłego, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”. Karalność tego czynu ustaje z upływem 5 lat od chwili jego popełnienia. Roszczenia, jakie mógłby Pan dochodzić na gruncie prawa cywilnego, pozostają niestety wątpliwe. Można rozważać zasadność roszczenia odszkodowawczego od zarządcy cmentarza, który dopuścił się zaniedbań, co bezpośrednio doprowadziło do zniszczenia grobu. Pozostaje jednak problem ewentualnej współwłasności nagrobku i miejsca pochówku matki (razem ze zmarłym ojcem), a także udowodnienie zaniedbań ze strony zarządcy. Wydaje się, że największe szanse na powodzenie miałby pozew o zadośćuczynienie z tytułu naruszenia dobra osobistego w postaci prawa do czci i kultywowania pamięci po zmarłym.
Utrata statusu bezrobotnego Jestem osobą bezrobotną, zarejestrowaną w urzędzie pracy. Ostatnio zaproponowano mi tam pracę dwuzmianową. Odmówiłam jej przyjęcia, ponieważ
wychowuję samotnie niepełnoletnie dziecko, a taki system pracy uniemożliwiałby mi zajmowanie się dzieckiem. Urząd pracy pozbawił mnie statusu bezrobotnego, a w związku z tym również zasiłku dla bezrobotnych. Czy faktycznie muszę przyjąć każdą propozycję, jaką przedstawi mi urząd? Prawa i obowiązki bezrobotnego uregulowane zostały w ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Zgodnie z definicją zawartą w tej ustawie, osobą bezrobotną jest osoba, która m.in. jest niezatrudniona i nie wykonuje innej pracy zarobkowej, jest przy tym zdolna i gotowa do podjęcia zatrudnienia w pełnym wymiarze czasu pracy obowiązującym w danym zawodzie. Do obowiązków bezrobotnego należy m.in. zgłaszanie się do właściwego powiatowego urzędu pracy w wyznaczonym przez urząd terminie w celu przyjęcia propozycji odpowiedniej pracy. Jeżeli bezrobotny odmówi bez uzasadnionej przyczyny przyjęcia propozycji odpowiedniej pracy, starosta pozbawi go statusu na okres uzależniony od tego, ile razy wcześniej odmówił już przyjęcia propozycji. W przypadku pierwszej odmowy utrata statusu następuje na okres 120 dni, w przypadku drugiej odmowy – na okres 180 dni, a w przypadku trzeciej i każdej następnej odmowy – na okres 270 dni. Przesłanką utraty statusu jest więc nieuzasadniona odmowa przyjęcia propozycji zatrudnienia. Jest to pojęcie nieostre, nie istnieje więc ustawowy katalog sytuacji, w których odmowę można uznać za zasadną lub nie. Decyzja należy w tym przypadku do starosty, który powinien podjąć decyzję w oparciu o analizę całościowego materiału dowodowego. Zasadność powinna być analizowana w kontekście warunków, jakie musi spełniać bezrobotny – a więc jego zdolności i gotowości do podjęcia pracy. Jeżeli bowiem przyczyny odmowy przyjęcia pracy jednocześnie stanowią o tym, iż osoba ta w ogóle nie jest zdolna i gotowa do podjęcia jakiegokolwiek zatrudnienia, nie może posiadać statusu osoby bezrobotnej. Sytuacja, gdy bezrobotny powołuje się na konieczność opieki nad dzieckiem, jest sytuacją bardzo skomplikowaną pod względem oceny zdolności bezrobotnego do podjęcia pracy. Starosta powinien ocenić, czy bezrobotny ma możliwości pozostawienia dziecka pod opieką innej osoby, czy godziny pracy będą kolidować z obowiązkami rodzinnymi itp. W ostatnim czasie Sąd Administracyjny w Łodzi wydał orzeczenie, w którym uznał, iż
pozbawienie statusu osoby bezrobotnej ojca samotnie wychowującego dziecko za odmowę przyjęcia pracy trzyzmianowej było bezpodstawne, ponieważ starosta nie dokonał wnikliwej analizy sytuacji rodzinnej skarżącego.
Pożyczka Mój znajomy, który jest bezrobotny od 2 miesięcy, poprosił mnie o pożyczenie mu 5 tys. zł na rozkręcenie interesu. Ustaliliśmy termin spłaty, która ewentualnie ma przejść na jego żonę. Jestem skłonny to zrobić, ale nie wiem, jak zabezpieczyć swoje ewentualne roszczenia. Czy powinienem sporządzić jakąś umowę?
byłoby zawarcie umowy między Panem jako pożyczkodawcą a znajomym i jego żoną, wtedy możliwa byłaby także ewentualna egzekucja z wynagrodzenia żony znajomego i jej majątku osobistego.
Podważenie testamentu Mam ponad 60 lat i przez całe swoje życie mieszkałem w trzykondygnacyjnym domu razem z moją matką. Już pod koniec 2011 roku matka zaczęła ciężko chorować, a na początku 2012 roku zmarła w szpitalu psychiatrycznym. W okresie choroby, jak się potem okazało, dwukrotnie zmieniła testament. Cały majątek łącznie z domem zapisała na córkę swojego chrześniaka. Problem polega na tym, że testament został potwierdzony notarialnie. Czy jest jakaś możliwość podważenia
w chwili sporządzania testamentu. W toku postępowania sądowego sąd na wniosek uczestnika postępowania powinien przeprowadzić dowód z opinii na przykład lekarza psychiatry, który oceni okoliczności świadomego podejmowania decyzji przez testatorkę oraz stan jej zdrowia psychicznego w chwili sporządzania testamentu. Na niekorzyść Pana na pewno wpływa fakt, że testament został sporządzony przed notariuszem. Taki testament nie ma oczywiście jakiejś „lepszej” mocy prawnej i da się go podważyć czy zmienić, ale w związku z faktem, że notariusz ma obowiązek sprawdzać, czy w momencie sporządzania testamentu nie istnieją żadne wady składanego oświadczenia, sąd może zakładać, iż obowiązku tego dopełnił. Z drugiej strony, notariusz nie jest lekarzem i nie ma też obowiązku weryfikacji zdrowia psychicznego swoich mocodawców, choć ma obowiązek dochować należytej staranności. Decydująca w sprawie będzie na pewno opinia biegłego.
Ustalenie ojcostwa
Przed przekazaniem pieniędzy wskazane jest sporządzenie pisemnej umowy pożyczki. W przypadku kwoty pożyczki przewyższającej 500 zł forma pisemna umowy jest zastrzeżona dla celów dowodowych. Tym samym w przypadku braku dokumentu pożyczki oznacza to znaczne problemy albo wręcz uniemożliwienie udowodnienia faktu jej zawarcia na etapie postępowania sądowego. Zgodę na zawarcie takiego zobowiązania powinna wyrazić na piśmie żona pożyczkobiorcy. W przeciwnym wypadku, zgodnie z art. 41 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, egzekucja z majątku wspólnego małżonków będzie niemożliwa. Najlepszym rozwiązaniem
testamentu? Czy w takiej sytuacji Sąd orzeknie zgodnie z formułą, że wolę zmarłej należy wypełnić? Biorąc pod uwagę okoliczności sprawy, na pewno istnieją przesłanki do tego, żeby testament uznać za nieważny. Zgodnie z brzmieniem art. 945 par. 1 ust. 1 Kodeksu cywilnego testament jest nieważny, jeżeli został sporządzony w stanie wyłączającym świadome albo swobodne powzięcie decyzji i wyrażenie woli. Jedną z sytuacji wyłączających świadome powzięcie decyzji jest choroba psychiczna testatora. Jednakże, żeby zaistniały przesłanki do tego, by uznać testament za niewiążący, niemożność podejmowania świadomej decyzji musi zaistnieć
Jestem ojcem dwójki dzieci. Moja partnerka odeszła jednak ode mnie parę lat temu, zabierając ze sobą dziewczynki. Chcę starać się o opiekę nad nimi. Dodam tylko, że w akcie urodzenia nie istnieję jako ich ojciec, konkubina podała bowiem, że ojciec dzieci jest nieznany. Żeby mógł Pan dochodzić opieki nad córkami, najpierw musiałoby zostać ustalone Pana ojcostwo. Ustalenie ojcostwa może nastąpić albo przez uznanie ojcostwa, albo na mocy orzeczenia sądu. Uznanie ojcostwa następuje, gdy mężczyzna, od którego dziecko pochodzi, oświadczy przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego albo sądem opiekuńczym, że jest ojcem dziecka, a matka dziecka ten fakt potwierdzi najpóźniej w ciągu trzech miesięcy od dnia złożenia tegoż oświadczenia. W przypadku braku oświadczenia matki potwierdzającego Pana ojcostwo konieczne będzie skierowanie sprawy do sądu. Sądowego ustalenia ojcostwa może żądać dziecko, jego matka oraz domniemany ojciec dziecka. Jednakże matka ani domniemany ojciec nie mogą wystąpić z takim żądaniem po śmierci dziecka lub po osiągnięciu przez nie pełnoletniości. Domniemany ojciec dziecka wytacza powództwo o ustalenie ojcostwa przeciwko dziecku i matce. Sądem właściwym do rozpoznania sprawy jest sąd opiekuńczy. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r. Będąca w stanie permanentnej agonii i skandalicznie niedofinansowana polska nauka po najnowszych drastycznych cięciach budżetowych skona sobie cichutko. Ale nie cała. Jest dziedzina, która dzięki obfitym dotacjom z kieszeni podatnika rozkwita lepiej niż mikroelektronika w Krzemowej Dolinie. To teologia. Rok 2012 nie zaczął się dobrze dla polskiej nauki. Większość instytutów i centrów badawczych otrzymała znacznie niższe niż dotychczas dotacje statutowe. A przecież i dotychczasowe były żenująco głodowe i swoim udziałem w budżecie państwa plasujące nas na szarym końcu listy krajów UE. Dotacje przeznaczane są na utrzymanie budynków, płace pracowników, badania, zakup i wydawanie literatury, zakup sprzętu oraz opłacenie kosztów udziału w krajowych i zagranicznych konferencjach naukowych. Od trzech lat wysokość tych państwowych dotacji na naukę jest coraz niższa. Docelowo w roku 2020 ma wynieść połowę kwoty z roku 2010. W przypadku placówek Polskiej Akademii Nauk ten proces jest jeszcze szybszy i bardziej wyniszczający. W ciągu dwóch lat budżety instytutów PAN skurczyły się aż o 30 proc. ~ ~ ~ Przerażonym badaczom pani minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka wyjaśniła, że nie ma strachu, bo lukę pokryją środki z tzw. grantów. Każdy będzie mógł wystartować w konkursie i zdobyć je dla siebie – głosi rządowy serwis. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie pewne drobiazgi. Owe granty dotąd były tylko dodatkiem do podstawowej pensji naukowca. Teraz mają ją zastąpić. A jak to jest w szerokim świecie, gdzie inwestowanie w naukę uważa się za interes dla państwa najlepszy, bo dokładnie policzono, że jeden dolar wydany na „jajogłowych” przynosi trzy dolary zysku? Jest oczywiście inaczej. Owszem, tam granty są, ale traktowane jako nagrody, o które naukowcy walczą, prześcigając się pomysłami. Finansuje się z nich również zakup bardzo drogiego sprzętu, wyjazdy na zagraniczne konferencje oraz – co może najważniejsze – publikacje w najlepszych, najbardziej prestiżowych czasopismach. Niestety, pojawienie się w nich polskiej rozprawy naukowej jest równie częste jak widok chudego biskupa w fiacie panda. Analitycy i eksperci od rynku nauki (a tak – dzisiaj nauka to czysty biznes) biją na alarm, że po zmniejszeniu dotacji statutowej polskie instytuty nie będą w stanie startować w krajowych, a przede wszystkim w zagranicznych konkursach na finansowanie projektów badawczych, bo nie będą miały środków na tak zwany wkład własny. Profesor Marek Chmielewski, wiceprezes Polskiej Akademii Nauk, zauważył, że wdrażany system dodatkowo wyklucza
ciągłość badań. A wiele z nich to eksperymenty i projekty trwające wiele lat. Granty zaś – nawet gdy konkretny instytut je wywalczy
POLSKA PARAFIALNA pensje 3600 naukowców. Tylu ich pracuje w PAN i tylu, pomimo haniebnych, ośmieszających płac, odnotowuje międzynarodowe sukcesy. W prestiżowym rankingu SCI Research Group obejmującym ponad 2800 jednostek naukowych z całego świata instytuty PAN zajęły 72 miejsce. Więcej niż nieźle! Oto kilka przykładów: badacze z łódzkiego centrum PAN są światowymi liderami, jeżeli chodzi o przemysłową produkcję ultralekkich materiałów opatrunkowych; ich koledzy z Instytutu Biologii Doświadczalnej im.
Z powodów oszczędnościowych z pracą może się pożegnać nawet 100 profesorów. ~ ~ ~ Są jednak profesorowie, doktorzy i doktoranci, którzy śpią spokojnie, bo nie muszą nawet myśleć o tak egzotycznych problemach jak brak środków. Czym zajmują się owi szczęśliwcy? Jaką dziedzinę „nauki” uprawiają ci wybrańcy losu? To teolodzy! Państwo sowicie dotuje między innymi Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego (minimum 108 103 zł), Katolicki Uniwersytet Lubelski
PAN oszenie teologów
– przyznawane są zazwyczaj na 3 lata. I nie ma żadnej pewności, że po tym okresie znajdą się kolejne środki na kontynuowanie pracy. Już tylko ten fakt wystarczy, aby skutecznie odstraszyć zagranicznych klientów polskiej nauki. ~ ~ ~ Fakt drastycznego obcinania państwowych dotacji na rzecz nauki jak na ironię zbiegł się w czasie z ustaleniem płac dla administrującej nauką rządowej biurokracji. Bo oto okazało się, że średnia płaca pracowników dwóch państwowych agend – Narodowego Centrum Nauki oraz Narodowego Centrum Badań i Rozwoju – została ustalona na poziomie ponad 5 tys. złotych. Zatem jest ona dwukrotnie wyższa od uposażenia niejednego profesora pracującego w placówkach Polskiej Akademii Nauk. A przecież ich pensje mogą być wkrótce jeszcze niższe. Nie jest jednak tak, że szefom różnych instytutów PAN nie pozostawiono wyboru. Pozostawiono. Oto mogą oni albo przeprowadzić masowe zwolnienia grupowe, albo drastycznie obniżyć i tak już głodowe
Marcelego Nenckiego PAN opracowali urządzenie wspomagające terapię osób po udarach (przez lata bezowocnie pracowali nad nim badacze z USA i Japonii); dzięki profesorom z Instytutu Fizyki PAN, Instytutu Chemii Fizycznej PAN i Instytutu Wysokich Ciśnień PAN będzie możliwe tanie i szybkie diagnozowanie choroby Parkinsona. Niestety, mogą to być ostatnie spektakularne osiągnięcia pracowników placówek Polskiej Akademii Nauk. Ale przecież to nie koniec programów oszczędnościowych przeprowadzanych wśród grup zawodowych, o których wiadomo, że nie będą pod Sejmem palić opon. Drastyczne programy oszczędnościowe muszą także wdrażać władze wielu uniwersytetów. W tej sytuacji zastępują one umowy o pracę tak zwanymi umowami śmieciowymi oraz tną wydatki na zakup sprzętu i literatury, a udział w konferencjach naukowych doktoranci opłacają z własnej kieszeni. Przykład? Pierwszy z brzegu – oto kolejne zwolnienia pracowników przygotowują władze Uniwersytetu im. Marii Curie-Skłodowskiej.
(minimum 134 376 zł) i Uniwersytet Papieski im. Jana Pawła II (minimum 20 850 zł). Ten ostatni nie jest nawet prawdziwym uniwersytetem, bo nie spełnia szeregu państwowych wymogów (np. liczby tytularnych profesorów). Na tym nie kończą się dotacje dla nauczycieli katolickiej Bozi. Narodowe Centrum Nauki pieniędzmi podatników płaci zupełnie dodatkowo za wiekopomne, fundamentalne dla polskiej i światowej nauki dzieła powstające w tych wybitnych centrach nauki. Oto kilka z nich: „Analiza pojęcia Miłosierdzie Boże w tekstach euchologijnych zbioru liturgicznego z Werony. Studium liturgiczno-teologiczne”; „Badania na temat roli Kościoła w porządkowaniu życia społecznego w Cesarstwie Rzymskim w świetle epistolografii łacińskiej przełomu IV i V wieku”. Ponadto na koszt państwa zespół pracowników Wydziału Teologii KUL przełoży i skomentuje „Targum Neofiti 1 do Księgi Rodzaju”, a badacze z Polskiej Akademii Umiejętności przygotują „Nowy, poprawiony przekład średniowiecznych francuskich opowieści o św. Katarzynie ze Sieny”.
11
Fascynujące! Naukowy świat wstrzymał oddech… ~ ~ ~ Ale przecież i to nie koniec rozdawania lekką rączką państwowych pieniędzy. Oto sympatycy „FiM” z kręgów polskiej nauki zwrócili nam uwagę na coraz częstsze i coraz bardziej widoczne panoszenie się teologów w Polskiej Akademii Nauk. PAN to swoista korporacja najwybitniejszych profesorów. Przez lata teologowie do niej nie należeli. Z dość prostego i oczywistego powodu: teologia nie spełnia wymogów naukowości. Przedmiotem jej dociekań są bowiem kwestie, które nie poddają się racjonalnym metodom analizy. No tak… Może i kiedyś nie spełniała, ale odkąd przyszło nowe, zaczęła spełniać i już! W roku 2003 z dnia na dzień teologowie – za sprawą ówcześnie rządzących – usadowili się w PAN i raz dwa powołali – wzorem ekonomistów, astrofizyków czy innych chemików – Komitet Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk. Jak to brzmi! I co Komitet robi? Ano wydaje na koszt Akademii czasopisma teologiczne i organizuje kongresy towarzystw teologicznych. Ma także pilnować, aby władze państwowe nie zapomniały o interesie badaczy istnienia katolickiego Boga. Obowiązkiem jego członków jest także troska o „Zgodność relacji teologii i magisterium Kościoła”. W tym celu Komitet współpracuje z Komisją Naukową Konferencji Episkopatu Polski. KNT PAN nawet nie ukrywa, że do jego najpilniejszych zadań należy nakłanianie władz PAN do przyjęcia większej liczby teologów do grona tak zwanych członków korespondentów Akademii. Czy o coś tu po cichu chodzi? Oczywiście! To oni właśnie, wspólnie z 350 dożywotnimi członkami rzeczywistymi PAN, wybierają władze Akademii: od prezesa po przewodniczących oddziałów regionalnych i poszczególnych Wydziałów. Członkowie PAN tworzą także rady doradcze rządowych agend zajmujących się podziałem środków na naukę. Mają także wpływ na to, kto zostanie członkiem Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Ta ostatnia decyduje, czy dana uczelnia może prowadzić studia danej specjalności. Czyli rozpoczęła się wojenka o władzę nad polską nauką, która może doprowadzić do tego, że zanim się obejrzymy, na czele Polskiej Akademii Nauk stanie Dziwisz. Albo jeszcze lepiej – Głódź. MiC PS Zdaniem prawników, z którymi rozmawialiśmy, funkcjonowanie Komitetu Nauk Teologicznych PAN jest sprzeczne z polską konstytucją. Przewiduje ona bowiem, że „władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym”. Polska Akademia Nauk w imieniu państwa wykonuje wiele zadań.
12
W
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
U NAS I GDZIE INDZIEJ
nieznośnej politycznej suszy spowodowanej piłką nożną samobójstwo generała Sławomira Petelickiego okazało się zbawiennym deszczem dla specjalistów od rozwadniania mózgów. Jako pierwszy wystąpił Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej (w rządzie Jana Olszewskiego i Jerzego Buzka), który 18 czerwca rozesłał do mediów takie oto oświadczenie: „W ubiegłym roku otrzymałem z poważnego źródła wiadomość, że w pewnym wpływowym gronie rozważano kwestię »uciszenia mnie na zawsze«. Nie było pewności, czy decyzja w tej sprawie zapadła. Okoliczności przekazania tej informacji nie pozwalały na jej ujawnianie. Nie mogąc dowieść prawdziwości informacji, zostałbym uznany za cierpiącego na manię prześladowczą lub oskarżony o pomawianie niewinnych ludzi. Śmierć gen. Petelickiego zmusiła mnie do zabrania głosu. W związku z tym oświadczam, że jestem zdrowy, nie mam żadnych kłopotów natury osobistej lub finansowej i nie zamierzam popełniać samobójstwa”. – Przyznaję, że śmierć Petelickiego skłoniła mnie, żeby taką wiadomość upowszechnić. Ciągle mamy te niewyjaśnione śmierci, ciągle ktoś popełnia samobójstwo... Za dużo tego jest. Więc pomyślałem sobie, że może warto i trzeba powiedzieć głośno, że również w stosunku do mnie taka informacja się pojawiła – wyjaśnił swoje intencje na antenie Radia Maryja. Szeremietiew zapomniał dodać, że z nieboszczyka także czerpał niebanalne dochody, zasiadając u jego
Zew krwi boku w radzie nadzorczej spółki „Grupa GROM” (ochrona i wywiadownia gospodarcza) aż do jej likwidacji w kwietniu 2008 roku, kiedy to trzeci członek rady, oficer CIA Michael Sulick, musiał wracać do USA, bo Agencja wyznaczyła mu nowe zadania na stanowisku szefa wydziału obsługującego zagraniczną agenturę.
Trup działa na hieny jak narkotyk... Prezes Jarosław Kaczyński nie chciał być gorszy i nazajutrz po Szeremietiewie oficjalnie ogłosił, że wersja o samobójstwie jest kompletną bzdurą: „Kilka dni temu miałem rozmowę, w której pewna bardzo znana uczestniczka życia publicznego powiedziała mi, że jest kilka osób zagrożonych, które za dużo mówią o tym, jak to naprawdę było przez te 20 lat. Wśród tych zagrożonych był pan Petelicki. Został wymieniony wśród zagrożonych i już nie żyje. Zresztą niektóre z tych osób już zostały na różne sposoby uderzone”. Swoją ekspertyzę musiał oczywiście przedstawić także Antoni Macierewicz: „Na razie wszystko, co wiemy, wskazuje, że to nie było samobójstwo, bo trudno sądzić, żeby człowiek, który podkreślał i demonstrował swoją miłość dla munduru, odwagi, godności i honoru, schodził
Schizma zakonnic Nie widać szans na rozwiązanie zaostrzającego się wciąż konfliktu Leadership Conference of Women Religious – organizacji zakonnic amerykańskich – z usiłującym je podporządkować Watykanem. Spotkanie władz Kościoła z zakonnicami w Rzymie zakończyło się fiaskiem, bo jedyne, co mieli do powiedzenia hierarchowie, to ostrzeżenie: Róbcie, co każemy, bo jak nie... Ale amerykańskie mniszki nie należą do strachliwych. W jezuickiej parafii w Charlotte dyrektorka związku zakonnic, siostra Simone Campbell, poszła na całość. Purpuraci watykańscy nie mają doświadczenia w pracy pasterskiej – stwierdziła. A ja nie czuję się komfortowo w roli osoby mającej popierać zakazy antykoncepcji i przerywania ciąży; nie pozwala mi na to moja duma. Campbell wyśmiała wytyczne, jakie zakonnice otrzymały od funkcjonariuszy Kongregacji Doktryny Wiary, i skrytykowała sprzeciw amerykańskich biskupów wobec reformy systemu ubezpieczeń zdrowotnych prezydenta Obamy. Wezwała katolików, by – rozważając pozycję hierarchów w kwestii „życia poczętego” – nie skupiali się tylko na aborcji, ale wzięli pod uwagę całość nauczania Kościoła. W tym samym czasie grupa zakonnic ruszyła autobusem w objazd USA; zamierzają prezentować swe stanowisko w sporze z biskupami i Watykanem. Amerykańscy eksperci religijni – zapytani o przyszłość stosunków na linii purpuraci-zakonnice – wyrazili pogląd, że schizma wydaje się nieunikniona. JF
K
do piwnicy i odbierał sobie życie. Zresztą tak samo zareagowali pierwszego dnia ludzie, którzy go dobrze znali. Tylko media inaczej to przedstawiały, ale dzisiaj widzę, że jego dawni koledzy zostali już przywołani do porządku i pod sznurek powtarzają, że to było samobójstwo. Widać ktoś im wytłumaczył”. A jak odpowiedziałby im Petelicki, gdyby żył?... „Sam byłem na takiej czarnej liście za rządów PiS-u. Była też druga lista z nazwiskami tych, których chcieli aresztować. Sporządzali je Ziobro ze Święczkowskim (ówczesny szef ABW – dop. red.), który w biurze trzymał broń maszynową. Tak się chłopak obawiał o siebie, że zrobił sobie szyby kuloodporne w oknach wychodzących na dziedziniec MSWiA. Macierewicz założył nawet podsłuch Radkowi Sikorskiemu, który w ich rządzie był ministrem obrony. Kiedy Jarosław dowiedział się, że Sikorski od czasu do czasu się ze mną spotyka, wezwał go do siebie i zabronił mu jakichkolwiek kontaktów z generałem Petelickim. Po pewnym czasie Radek przysłał mi prześmiewczy mail: »Fatwa się skończyła«. W postscriptum dodał: »Panie Antoni, proszę zameldować premierowi o tym ostatecznym dowodzie mojej nielojalności«. Od razu widać, kto jest przyzwyczajony do kłamania. Powinno się
doprowadzić do tego, żeby Kaczor i Donald znaleźli się tam, gdzie ich miejsce, czyli w Disneylandzie (…)”. Tak mówił Petelicki w wywiadzie dla „Playboya” (styczeń 2011), podkreślając, że „słudzy Jarosława od lat zajmują się kolekcjonowaniem haków”. ~ ~ ~ A tak ocenia Petelickiego towarzysz broni: – Zabiła go ambicja i przerost wyobrażeń o własnej wartości. Nie mógł pojąć, dlaczego z taką sławą oraz zasługami znalazł się ostatnimi czasy na aucie. Odreagowywał, ostro atakując w mediach Tuska i jego ministrów. Miał oczywiście wiele racji, ale popadał już w skrajności, zaś dziennikarze z trudem ukrywali zażenowanie, gdy pytany o Afganistan przeskakiwał na kiboli, jako perfidnie obrażanych przez rząd „walecznych młodych ludzi honoru”.
ongregacja Doktryny Wiary położyła ciężką rękę na książce siostry z zakonu sióstr miłosierdzia Margaret Farley, 77-letniej profesorki Uniwersytetu Yale, byłej prezeski Towarzystwa Teologów Amerykańskich, laureatki wielu nagród za osiągnięcia naukowe i dydaktyczne. Referencje znakomite, ale cóż z tego – książka trefna. I to już od samego tytułu – „Po prostu miłość: Ramy chrześcijańskiej etyki seksualnej”. Kto to widział, by kobieta, w dodatku zakonnica, zajmowała się takimi podejrzanymi (o wyuzdanie) tematami! Więc panowie wciągnęli książkę do swej kongregacji, by prześwietlić jej treść. Był rok 2006. Praca siostry Farley zniknęła bez śladu na 6 lat. Nie wiadomo, czy spadkobiercy inkwizycji mają problemy z szybkim czytaniem i pojmowaniem, czy też do lektury ustawiła się kolejka chętnych. Wreszcie 30 marca br. zapadł wyrok – książka nie spełnia wymogów cenzury kościelnej. 4 czerwca podano go do wiadomości. Potępienie jest rezultatem tego, że utytułowana zakonnica przedstawiła nowoczesny świat takim, jakim jest, nie zaś fikcyjny, widziany wedle zasad Kościoła. Największe gromy spadły na prof. Farley za to, że ośmieliła się poruszyć temat masturbacji. Wiadomo – zdaniem biskupów to grzech ciężki, tymczasem ona jak gdyby nigdy nic pisze, że „z samozapokajania się trzeba zdjąć tabu moralności”. Farley stwierdza bezwstydnie, że wiele kobiet w ostatnich 25 latach XX wieku odkryło przyjemność samozaspokajania się, czyli coś, czego wiele z nich nie doświadczało w stosunkach seksualnych z mężami i kochankami. „Można powiedzieć, że masturbacja
W jednej ze stacji telewizyjnych przez 20 minut usiłowali dowiedzieć się, co myśli o zatrzymaniu w Polsce agenta Mossadu. Bezskutecznie, bo on wciąż wracał do... akcji powodziowej. A gdy jeszcze w telewizji Rydzyka opowiedział o tajnym spisku Tuska z Putinem w sprawie pozostawienia Rosjanom śledztwa smoleńskiego, to w końcu poważne media przestały go zapraszać, a biznesmeni i „salony towarzyskie” zaczęły go unikać. Myślę, że właśnie poczucie odrzucenia, obok jakiegoś innego nagłego impulsu, którego już nigdy nie poznamy, w znacznej mierze wpłynęło na decyzję o samobójstwie. We wspomnianym wystąpieniu u Rydzyka generał powiedział: „Próbowałem listownie doradzać premierowi, co trzeba zrobić, żeby nie było różnych problemów, ale nie chciał mnie posłuchać, więc teraz będę patrzył na zimno, jak wybrnie”. Wykrakał... ANNA TARCZYŃSKA
bardziej służy umacnianiu stosunków z innymi, niż je utrudnia”. Apage satanas! Zakonnicy mało było drażnienia kościelnych alfa-samców z Watykanu czerwoną płachtą onanizmu. Rozpisała się szeroko o zaletach stosunków jednopłciowych i ponownego zamążpójścia po rozwodzie. „Kiedy staje się niemożliwe dalsze utrzymanie małżeńskich więzów, trzeba je rozwiązać” – konkluduje. Powołuje się na przykład średniowieczny, gdy złamanie nogi podczas pielgrzymki zwalniało z nakazu dotarcia do miejsc świętych – bez narażania się na piekło. Ale i tego siostrze Farley było mało. Demoralizuje czytelników obrazoburczymi konstatacjami, że prokreacja nie jest jedynym powodem, dla którego pary powinny mieć seks: „Owoce związku nie ograniczają się do płodzenia potomstwa. Jest wiele form owocnej miłości do bliźnich; opieka nad nimi, chęć uczynienia ich świata lepszym”. Jaskinią kongregacji wstrząsnął ryk grozy. Świadome używanie seksu poza małżeństwem, w celu innym niż prokreacja, jest złem, akty homoseksualne to dewiacja, a małżeństwa są nierozwiązywalne – wyrokują neoinkwizytorzy. Siostra Farley odpowiedziała polubownym oświadczeniem, że prowokowanie sukienkowej dyrekcji nie było jej intencją i nie planowała krytykować katolickiego nauczania. Z obroną prof. Farley pospieszyli akademicy; po jej stronie twardo stanęła liderka zakonu, a także niektórzy komentatorzy i dziennikarze. Maureen Dowd w „The New York Times” pisze: „Hierarchia powinna traktować pracę siostry Farley jako sprzeciw wobec krzywdzenia niewinnych dzieci przez seksualne eksploatowanie ich oraz jako wyraz szacunku dla indywidualności”. PZ
Kongregacja inkwizycji
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
RELIGIA FUTBOLU Zibi i Kaka
Juventus Turyn w 1984 roku
Gorączka piłki
(4)
Niekwestionowanym królem piłkarskich boisk był napastnik Edson Arantes do Nascimento, czyli znany wszystkim Pele. Mimo głośnej krytyki i ewidentnego narcyzmu to właśnie jego Międzynarodowy Komitet Olimpijski ogłosił najlepszym sportowcem XX wieku, a FIFA powierzyła mu stworzenie listy 100 najlepszych na świecie żyjących piłkarzy (jedynym Polakiem na liście jest Zbigniew Boniek).
ale z moimi będzie niezwykle ciężko. Gdy Messi strzeli 1283 gole i wygra 3 mundiale, wtedy pogadamy”.
Cesarz Franz Beckenbauer urodził się 11 września 1945 roku w Monachium. Karierę rozpoczynał w monachijskim Bayernie, gdzie w latach 1964–1977 rozegrał 427 meczów i strzelił 60 bramek. Czterokrotnie
Ostatnią część naszej serii o futbolu poświęcamy wybitnym gwiazdom tego sportu oraz nie mniej wybitnym komentatorom, którzy ubarwiają nam każdy mecz. W reprezentacji Brazylii Pele zadebiutował w wieku 17 lat w meczu z Argentyną. W 92 meczach zdobył dla swojego kraju 77 goli. Fani nazywali go Czarną Perłą. W całej karierze strzelił 1281 bramek w 1367 spotkaniach. Prawdą jest, że ponad 500 z nich było zdobytych w meczach nieoficjalnych, ale i w takich czasach przyszło grać gwiazdorowi FC Santos. Pele grał w latach 1956–1977. Karierę zakończył w amerykańskim klubie New York Cosmos. Brazylijski wirtuoz był i jest niewątpliwie ikoną futbolu, a ówczesne reżimowe władze w jego kraju chętnie korzystały z blasku swojej gwiazdy. Kiedyś, zapytany przez dziennikarzy o wspieranie niedemokratycznych władz, odpowiedział, że Brazylijczycy są za głupi na samodzielne wybieranie polityków. W 1995 roku został ministrem sportu w socjaldemokratycznym rządzie Fernanda Henrique’a Cardosa. Sprawował tę funkcję 3 lata. I jakoś tym razem ustrój całkowicie mu pasował. Za swoje chwiejne poglądy, podlizywanie się władzy oraz olbrzymią butę ma dziś rzeszę krytyków. W wywiadach podkreślał, że „nowy Pele się nigdy nie narodzi”, bo jego rodzice „zamknęli już fabrykę”. O świetnej grze Leo Messiego mówił: „Rekordy są po to, żeby je bić,
sięgał po mistrzostwo Niemiec, trzy razy zdobył Puchar Mistrzów i Puchar Niemiec, raz Puchar Zdobywców Pucharów oraz Puchar Interkontynentalny. Był mistrzem świata i Europy. Jego pseudonim „Cesarz” mówi wszystko o kunszcie piłkarskim, jakim dysponował. Beckenbauer grał na pozycji obrońcy, a mimo to często strzelał bramki. W całej karierze uzbierał ich aż 95. „Cesarz” to nie tylko wybitny piłkarz, ale i trener. W narodowej kadrze Niemiec również odnosił sukcesy. W 1986 roku z reprezentacją RFN wywalczył wicemistrzostwo świata, a 4 lata później na turnieju we Włoszech wygrał cały mundial. Tym samym, po Brazylijczyku Mario Zagallo stał się drugim człowiekiem na ziemi z tytułami mistrza świata zdobytymi jako piłkarz i trener.
biją rekordy popularności w internecie. Do legendy przeszedł rozegrany w 1986 roku ćwierćfinałowy mecz mistrzostw świata w Meksyku. Argentyna wygrała z Anglią 2:1. Strzelcem obu bramek był Maradona. Pierwszą z nich zdobył ręką, a drugą – po rajdzie niemal przez całe boisko i minięciu 6 Anglików. Napastnik dopiero po latach przyznał, że przy pierwszej bramce pomógł sobie w niedozwolony sposób. Kibice nazwali tego gola „ręką Boga”. Maradona od lat mówi otwarcie o swoich skrajnie lewicowych poglądach. Popierał Fidela Castro i Hugo Chaveza. Jeden z jego tatuaży to wizerunek Ernesta Che Guevary. Były piłkarz do dziś ma tysiące fanów. Stworzyli oni nawet „Iglesia Maradoniana”, czyli wspólnotę jego wyznawców. Wielu twierdzi, że sam Bóg zesłał go na ziemię. Nowi członkowie Kościoła mają obowiązkowy chrzest, spotykają się w kapliczkach, wizerunki Diega przystrajają kwiatami i przestrzegają dekalogu, w którym m.in. istnieje zapis: „Kochaj piłkę nożną ponad wszystko”. „Iglesia Maradoniana” zrzesza około 100 tysięcy członków.
Ręka Boga Wielu historyków i fanów futbolu bez wahania powie, że lata 70. i 80. należały do legendy argentyńskiej piłki – Diega Armanda Maradony. Filigranowy napastnik (165 cm wzrostu) był postrachem boisk na kilku kontynentach. Strzelał bramki na zawołanie, a jego rajdy z piłką przez całe boisko do dziś
Kazimierz Deyna
Niewątpliwie dwóch najzdolniejszych polskich piłkarzy to Zbigniew Boniek i Kazimierz Deyna. Obydwaj byli doceniani za granicą i właśnie tam zrobili największe kariery. Boniek przygodę z piłką zaczynał w Zawiszy Bydgoszcz, ale w Polsce najbardziej znany jest z występów w łódzkim Widzewie, w którym rozegrał 172 mecze i strzelił 50 bramek. Kreatywność, pomysł na grę i nieprzeciętne umiejętności piłkarza szybko zainteresowały zagraniczne kluby. W mistrzostwach świata w 1982 roku (Polska zajęła 3 miejsce) Zibi został wybrany do drużyny gwiazd mundialu. W tym samym roku trafił do wówczas czołowej europejskiej drużyny Juventusu Turyn. Z obecnym szefem UEFA Michelem Platinim odnosił w „Juve” największe sukcesy, zdobywając 6 pucharów. Kazimierz Deyna to do dziś legenda Legii Warszawa (304 mecze, 94 bramki). Był złotym medalistą Igrzysk Olimpijskich w Monachium w 1972 roku. Na tym turnieju 9 bramkami zdobył koronę króla strzelców. O popularnego Kakę starały się czołowe kluby Europy, ale jako oficer Ludowego Wojska Polskiego miał zakaz wyjazdów do krajów NATO. Długie namowy władz w końcu zakończyły się sukcesem i Deyna mógł wyruszyć za granicę. Grał w angielskim Manchesterze City, a później w San Diego Sockers (USA). 1 września 1989 roku zginął w wypadku samochodowym na autostradzie do San Diego. 6 czerwca 2012 roku odsłonięto jego pomnik przy stadionie Legii Warszawa. ~ ~ ~ Diego Piłka nożna jest najpopularniejszą dyscypliną sportową na świecie, w którą grają miliardy ludzi. Jej sława nie byłaby jednak tak olbrzymia, gdyby nie sprawozdawcy i komentatorzy, cierpliwie tłumaczący kibicom poczynania ich ulubieńców. Poniżej przedstawiamy efekty pracy „złotoustych” ekspertów, którzy komentują w radiu i telewizji niemal każdy piłkarski mecz. Jacek Banasikowski: ~ Campos popatrzył na swoich zawodników, jakby chciał powiedzieć, nic nie mówiąc: „Nic nie robicie”. ~ Protestuje Serb cypryjski, a właściwie Cypryjczyk serbski, nie wiem, czy dobrze powiedziałem. ~ Strzał i gooooooooooooooool... by był. ~ Trener Szwedów gra va banque, wpuszczając na boisko niepełnosprawnego zawodnika. Mateusz Borek: ~ 14 minut do końca tego gwizdka. ~ Trudno powiedzieć, czy złapał się za głowę Kanu, czy po prostu zmarzły mu uszy. ~ Ferdinand i Pellegrino. Obaj silni, wysocy, apetyczni.
13
Jacek Laskowski: ~ Trzy minuty, czyli zatem około 100 sekund. ~ Kosowski tym razem nie pociąga Karwana. Krzysztof Ratajczak: ~ Sidorczuk popatrzył w lewo, w prawo – jaka duża ta bramka! Włodzimierz Szaranowicz: ~ Te geny dziadka Franka grają w tym chłopaku. ~ Jęk zawodu na trybunach, zupełnie jakby torreador nie trafił w byka. ~ Te upały przypominają człowiekowi, w jakiej części składa się z wody. Dariusz Szpakowski: ~ Wtedy po raz pierwszy zastosowano nagłą śmierć całego zespołu. ~ Wielkie święto na stadionie, który został odbudowany, zniszczony i zbombardowany przed sześcioma laty. ~ Piłka znajduje się w centralnym punkcie okolic pola karnego. ~ Popatrzył Majewskiemu głęboko w oczy, czy nie ma tam wstrząśnienia mózgu.
Maradona (z lewej)
~ Manchester United, wiadomo, drużyna z wysp, a tam się gra dotąd, dopóki sędzia nie skończy spotkania. ~ Na Old Trafford Manchester United nigdy nie przegrał, ale nigdy nie oznacza zawsze. ~ Jak się nie ma lubi, to się lubi, co się lubi. ~ Polska przegrywa 0:1, ale przez lata piłka nożna nauczyła mnie jednego – każdy mecz ma dwie połowy. Wojciech Kowalczyk: ~ Trener nie powinien rzucać wszystkie szale na pierwszy mecz. Andrzej Zydorowicz: ~ Gol jest wtedy, kiedy piłka całym swoim obwodem przekroczy odległość równą obwodowi piłki. Roman Kołtoń: ~ Aplauz niezadowolenia z trybun. Tomasz Hajto (o Wasilewskim): ~ Nie wytrzymał linii Bąka. ARIEL KOWALCZYK Bibliografia: Pele, „Pele. Autobiografia” J. Dreisbach, M. Normann, „Piłka jest okrągła” C. Gifford, „Encyklopedia piłki nożnej” www.wpadki.com
14
ZAMIAST SPOWIEDZI
Nie wierzę... Spodziewałam się pretensjonalnego gwiazdora. Poznałam człowieka skromnego, o niezwykłym dystansie nie tylko do siebie, ale i do rzeczywistości. Proszę państwa: oto Waldemar Kocoń, jakiego – jestem pewna – nie znacie! – Dlaczego po twoim mieszkaniu chodzą afrykańskie koty, a nie dachowce? – W ten egzotyczny grunt wsiąkłem w Ameryce. Właśnie tam w 1983 r. po raz pierwszy zobaczyłem serwale. Odtąd nie wyobrażam sobie bez nich życia. Jestem nimi zafascynowany z powodu ich inności, zachwiania proporcji, niezwykłego piękna, niezależności i siły, jaka drzemie w tym średniej wielkości kocie Afryki. Serwal jest poza tym zwierzęciem nieprzeciętnym, niezwykle inteligentnym. – W krajach Unii Europejskiej nie można mieć serwala. Jakim więc cudem siedzi obok nas serwal Rexus? Mam rozumieć, że Waldemar Kocoń śmieje się w oczy unijnemu prawu? – Nie. Po prawie 20 latach spędzonych w Ameryce z całym mieniem przesiedleńczym zdecydowałem wrócić do Polski. To było jeszcze przed wejściem do Unii. Może dlatego uzyskałem zgodę. Dziś każdemu, kto kocha dzikie koty i chciałby je mieć, sugeruję, by zainteresował się kotem bengalskim albo kotem savannah (krzyżówka serwala i kota domowego – dop. red.). Ta ostatnia rasa została okrzyczana jako rasa trzeciego tysiąclecia, bo w egzotycznie wyglądające ciało tchnięto łagodność kota domowego. – To dlatego Maxim (kot savannah – dop. red.) zamiast chodzić
własnymi drogami, siedzi teraz u mnie na kolanach? – One kochają żyć w symbiozie z człowiekiem! – Czy inność fascynuje cię tylko w dzikich kotach? – Ludzie boją się tego, co inne. Boją się tego, czego nie znają. Inność to wyzwanie. Wszędzie tam, gdzie z powodu inności kogoś dyskryminują, staję w jego obronie. Jeżeli dyskryminują Żydów, jestem 300-procentwym Żydem; jeżeli nadają na gejów czy – jak to w Polce mówią – pedałów, jestem 1000-procentowym pedałem. – A jesteś? – A czy to ma znaczenie? – To ty śpiewasz: Mam dosyć fałszu, zakłamania… – W takim razie napisz: tak, jestem gejem. – Dlaczego tak trudno o tym mówić? Strach przed napiętnowaniem? – Tak, chyba strach przed stygmatyzacją. Sądziłem, że jestem kosmopolitą. Obywatelem świata. Ale jak wróciłem, odezwała się polska mentalność. Ona nie pozwoliła mi dotąd postawić kropki nad „i”. – To jak jest z tą popularnością? – Siadła. Bardzo. Wracając, wiedziałem o tym. Przyjechałem tutaj, by ją trochę odrestaurować. Miałem świadomość, że wciąż dysponuję potencjałem wokalnym, że jest
zapotrzebowanie na utwory, które proponuję. Na refleksję. I wciąż występuję – w małych formach one man show prezentuję poetycki komentarz rzeczywistości. Ludzie spragnieni wzruszeń połykają to. – Na przykład co? – Tytułową piosenkę mojej najnowszej płyty – „Nie wierzę”. Tekst Bułata Okudżawy, który od lat jest moim credo: Nie wierzę w łaskę Opatrzności, lecz w piękno, lecz w mądrość, lecz w siłę nienazwaną wierzę. Śpiewam tam, że do każdej rzeczy modły wznoszę, do wszystkich rzeczy, ścian i kranów. – Potrzeba odwagi, żeby w Polsce wyśpiewywać takie herezje! – Księża, którzy przez wieki określali rzeczywistość, dziś tracą wiarygodność i wiernych. W czasach PRL ksiądz Józef Tischner mówił, że nie Lenin zniechęci ludzi do Kościoła, bo proboszcz to zrobi. O tym śpiewam – o katechezie fanatyzmu, złowieszczenia, zakłamania w teatrze pychy, o niszczonym micie nieśmiertelności, chrześcijaństwa. Czy mam do ludzi Kościoła pretensje? Tak. Między innymi za to, że przez wieki nie robili nic dla poprawy losu zwierząt. A wystarczyłoby jedno słowo proboszcza i łańcuchy byłyby dłuższe. Płyta „Nie wierzę” jest moim wypowiedzeniem posłuszeństwa średniowiecznym dogmatom. To mój wyśpiewany akt duchowej apostazji. Z tą instytucją najwyższego społecznego zaufania, na której ludzie doznali największego zawodu, od lat nie chcę mieć nic wspólnego. W testamencie napisałem, że mój pogrzeb ma być świecki, żadnego katolickiego teatrzyku… – A może zwyczajnie wykorzystujesz antyklerykalną koniunkturę? – Nie. Po prostu zawsze starałem się żyć w zgodzie z samym sobą,
być szczery wobec siebie i wobec moich fanów. Nigdy nie podążałem za trendami. Ludzie dziś sprywatyzowali swoją wiarę. Ja o tym śpiewam: Jakim prawem mą wiarę długością różańca odmierzasz? Jakim prawem z własnego sumienia mam tobie się zwierzać? Z ciemnych grzechów rozliczy mnie Bóg, jeśli jest, to zrozumie bez słów. Pośrednikom dziękuję, o życiu mym sam decyduję. Wychowałem się w katolickiej rodzinie. Natomiast nie wierzę w tego Boga jedynego, wszechmogącego, który dopuścił do tak strasznych klęsk ludzkości, z Holocaustem na czele. Bacznie obserwuję to, co się dzieje, i nie godzę się ze status quo. Z Kościołem, który zarządza naszym państwem. Piosenki antyklerykalne mam od lat. Na tej płycie przedstawiam się jako kawał skurczybyka, który do tego Kościoła z twarzą ojca dyrektora ma stosunek wręcz analny. Jednocześnie ukazuję serce zwykłego
W testamencie napisałem, że mój pogrzeb ma być świecki, żadnego katolickiego teatrzyku… Polaka, nie ultrakatolickiego patrioty, nacjonalisty. Takiego, który ojczyznę kocha i nie wstydzi się o niej śpiewać. – Jesteś patriotą? – Jestem patriotą, ale mój patriotyzm, którego wyraz daję w piosenkach, zrodził się z tęsknoty. Jak bardzo kocham i ojczyznę, i matkę, uświadamiałem sobie w Ameryce. Cieszę się, że na tej płycie, podobnie jak na poprzednich, ocalam od zapomnienia te klimaty. Polonia – w Stanach, w Kanadzie, w Australii – pokochała
Waldemar Kocoń – piosenkarz i autor piosenek. Debiutował w Klubie Studentów UW Hybrydy. W 1971 roku zarejestrował debiutancki singel dla wytwórni Muza. Brał udział w wielu krajowych i zagranicznych festiwalach, zdobywając nagrody i wyróżnienia. Poza owacyjnie przyjmowanymi występami dla Polonii, w repertuarze poszerzonym o światowe standardy czy utwory kompozytorów włoskich, hiszpańskich, rosyjskich, amerykańskich, jugosłowiańskich W. Kocoń daje się poznać publiczności obcojęzycznej nie tylko w Ameryce, ale również w Kanadzie i Australii. Wydał 16 płyt. Na wniosek artystów, twórców i producentów Polskiego Stowarzyszenia Estradowego otrzymał statuetkę Prometeusza za najwyższe osiągnięcia artystyczne i twórcze dla sztuki estradowej. Wyśpiewał takie przeboje jak: „Uśmiechnij się, mamo…”, „Jakim prawem”, „Moje chryzantemy”, „Wspomnienie jesieni”. Źródło: wikipedia.pl
mnie właśnie za to, że byłem jej głosem. Oni czuli to, co ja śpiewałem. Był taki okres, początek lat 80., kiedy byłem noszony na rękach. Było nas dwóch – Jacek Kaczmarski i ja. On traktował to, co się stało w Polsce bardziej przez pryzmat historii. Ja podchodziłem do tego emocjonalnie. Być nazwanym bardem „Solidarności” obok Jacka Kaczmarskiego to był dla mnie wyjątkowy przywilej, mimo że w „Solidarności” nigdy nie byłem. – Nie chciałeś? – Nie zdążyłem. „Solidarność” i ten cały boom sierpniowy zastał mnie w Ameryce. Przyjechałem do Polski już po tym, jak zostały zalegalizowane związki zawodowe, jak Wałęsę okrzyczano bohaterem. Potem znów wyjechałem. – Dlaczego wybrałeś emigrację? – Nie wybrałem. Ona mnie wybrała. Pojechałem na koncert. Miałem koncertować sześć tygodni i wrócić do Polski 18 grudnia. 13 grudnia wprowadzono stan wojenny. Zatrzymał mnie, tak jak około 100 tys. innych Polaków. Zdecydowałem przeczekać. I zostałem 20 lat… Kocham Amerykę. Mam amerykański paszport. Tam emigrantem czułem się najwyżej kilka miesięcy. Potem wsiąkłem i czułem się jak u swoich. Paradoksalnie właśnie w Polsce częściej czuję się emigrantem. Gdy przyjechałem, miałem nadzieję, że będzie odseparowana od Kościoła. Ale tak nie jest. – Toż w Ameryce, którą tak kochasz, na każdym dolarze mają deklarację: „In God we trust”! – Tak, ale tam Kościół jest odsunięty od polityki! Na przyjęciach w Białym Domu nie widziałem hierarchów kościelnych. W in vitro, w aborcję księża nie ingerują jak
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r. – Opowiadając takie „herezje”, nie liczyłeś chyba, że w bogobojnej Polonii znajdziesz oddanych słuchaczy? – W tym samym czasie na rynek wchodził właśnie Rydzyk z Radiem Maryja. Popadłem w konflikt z pewną „radiomaryjówką”, Łucją Śliwą, od „Otwartego Mikrofonu”. Przez lata toczyliśmy bój na antenie. W jej programach wymyślano mi od komunistów, Żydów i pedałów. – Rzeczywiście nie kryjesz swej niechęci do Radia Maryja. – Odkryłem tę stację pod koniec lat 90. W tym czasie do Stanów przyjechał Tadeusz Rydzyk. Podpierał się Wałęsą, z którym wówczas nie był jeszcze skonfliktowany. Przyjechał po to, żeby jak sok z cytryny wyciskać pieniądze z Polonii na rzecz Stoczni Gdańskiej. Zebrał miliony dolarów. Stocznia runęła, a on się
Miałem 14 lat, gdy byłem molestowany przez księdza. To było traumatyczne przeżycie. z tych pieniędzy nigdy nie rozliczył. Potem, gdy słuchałem tych audycji, nie wierzyłem, że tyle nienawiści można żywić wobec wszelkiej inności. Wobec Żydów, Rosjan, gejów. Uważam, że od lat największym zagrożeniem w Polsce jest polityk Rydzyk. On ciągle żąda od tej swojej rodziny pokłonów i kasy, a oni pójdą za nim w ogień. Siła Rydzyka polega na tym, że on uderza w tę najwrażliwszą, bogoojczyźnianą nutę. – To, że otwarcie mówisz, iż nienawidzisz ludzi Kościoła, też pewnie nie przysparza zleceń? – To się oczywiście odbija na mojej popularności. Doda w wywiadzie z Jackiem Żakowskim przyznała, że po słynnej wypowiedzi na temat naprutych ziołami i napitych winem autorów Biblii i po związku z Nergalem, który przecież tę Biblię publicznie podarł, nie ma zbyt wielu koncertów. Powiedziała otwarcie, że boją się ją angażować władze miast. A władzami miast rządzą księża! Świetnie, że ten problem poruszyła właśnie Doda, bo jest artystką ogromnej siły. Dała ludziom do myślenia, jak bardzo, nawet w sferę show-biznesu, Kościół ingeruje. – A może po prostu jesteś outsiderem? Świadomie wybrałeś życie z dala od tzw. branży? – Z niektórymi się przyjaźnię – na przykład z Marią Fołtyn czy z Krystyną i Danielem Olbrychskimi. Tyle że zawsze byłem zwolennikiem życiowej i artystycznej naturalności. Niestety, moim zdaniem większość ludzi polskiego show-biznesu to tania kopia amerykańskiego pierwowzoru. Cieszę się ogromnie z sukcesu kolegów, ale widzę też, że za bardzo w Polsce postawiono na młodzież. Dziś jest tak, jakby starszego pokolenia nie było. Niezwykle ciężko odnaleźć się w dobie młodzieżowego lansu, inscenizacyjnego szaleństwa
w telewizji epatującej głównie mło„Nie wierzę” po Polsce, a może naże ludzie lubią okazywać swoją władością. wet po świecie. Mam zaproszenia dzę nad innym człowiekiem. Już wcze– To jest chyba ogólnoświatodo Australii i Kanady, do Polonii i wieśniej się z tym spotykałem. Teraz, gdy wa tendencja? lu etnicznych grup. Przyszłość widzę jestem wciąż słabszy, niektórzy tę włateż egzotycznie z moimi ukochanydzę okazują w dwójnasób. – Jednak w Stanach jest miejsce mi dzikusami. – A jednak po latach przyjedla każdego artysty. Wciąż śpiewa – A kiedy grałeś ostatni konchałeś, aby odzyskać syna. UdaTom Jones, Shirley Bassey. Frank cert? ło się? Sinatra występował do końca swo– Z pół roku temu. Późniejsze ze – Pierwsze nasze spotkanie było ich dni. względu na chorobę były odwołane. niezwykle ogniste. Uniosło mnie – Dlaczego wróciłeś ze Stanów? Nie lubię zawodzić zaufania publiczw emocjonalną stratosferę. Spotka– Wypchnęła mnie stamtąd samoności, bo później ogromnie ciężko liśmy się na obiedzie. On był wówbójcza śmierć mojego przyjaciela. Ale jest wrócić w to samo miejsce, ale czas w wojsku. Siedział przede mną przyjechałem też dlatego, że mam nie było wyjścia. w Polsce syna. Miałem nadzieję, że – To z czego żyjesz? nawiążę z nim kontakt. – Przejadam Amerykę. Od kilku – Nie znaliście się? Uważam, lat jestem też na niewielkiej emery– Mój syn urodził się 3 wrzeże od lat największym turze artystycznej. Zresztą nawet kieśnia 1981 roku. Bywałem w szpitalu, zagrożeniem w Polsce dy stać mnie było na wiele, nigdy widziałem go wielokrotnie. Ale wpajest polityk Rydzyk. nie żyłem ponad stan. A to, że mam dłem w panikę, bo nie byłem emozwierzęta o arystokratycznym wyglącjonalnie przygotowany do roli ojca. dzie, które wysyłają bardzo mylny W listopadzie wyjechałem na kolejsygnał – ich wina. Ludzie mogą mywspaniały człowiek, mój syn, którene tourneé do Stanów. Od początku śleć, że żyję jak król. Tymczasem ja go nie znałem. Przeprowadziliśmy nie chciałem ślubu ze swoją partmieszkam bardzo skromnie. W wymęską rozmowę. Byłem przekonany, nerką. W podjęciu decyzji o tym, że najętym mieszkaniu pod Warszawą, że nawiązuję z nim kontakt. Zadzwonie będzie małżeństwa, pomógł mi… na parterze, ale z kawałkiem ogródniłem następnego dnia. Usłyszałem stan wojenny. ka dla Rexusa i reszty pupili. To tak suche: „Proszę pana, przepraszam, – Odetchnąłeś z ulgą, że histojak z tą moją ostatnią płytą... Z jedale mam wartę”. ria rozwiązała ci osobiste sprawy? nej strony bardzo antykościelna, an– Próbowałeś dalej? – To jest straszne, co powiem, ale tyklerykalna, a z drugiej – bardzo ludz– Nigdy już nie odebrał mojego tak było. Uważałem, że moja obecka, bo pokazuje faceta, który nie wstytelefonu, nie odpowiedział na kartność w Stanach bardziej się przyda dzi się uczuć wobec swojej ojczyzny ki, które wysyłałem. Respektuję jego i mnie, i tym, którzy zostali w kraju, i matki. Najważniejsze to zachować decyzję. także dziecku. Występowałem, zaranormalność w tym dualizmie i ambi– Jak dzisiaj patrzysz na przybiałem, wysyłałem paczki. Ja kochawalencji wobec tego, co się robi. szłość? łem wolność, choć nigdy nie byłem Rozmawiała – W sferze osobistej chciałbym hedonistą. Nie fascynował mnie przeOKSANA HAŁATYN-BURDA oswoić chorobę, nie mieć z nią za dupych, życie na pokaz. Kochałem ż
[email protected] żych problemów. Jeździć z koncertem cie. Kocham je nadal, choć ostatnio nieco przysiadłem. – Zmęczenie? – Choroba. Tąpnęła mną strasznie. Od czterech miesięcy żyję z białaczką. Jestem po ostrej chemii, która niszczy komórki rakowe, ale odebrała mi apetyt na życie. Z dnia na dzień wylądowałem na oddziale hematologii, a tam lekarz rzucił mi prosto w twarz: panie Waldemarze, trzeba pobrać szpik. To był szok. Zostałem w szpitalu na sześć tygodni. To jest taki cios, po którym trudno się podnieść. Ja się edakcja tygodnika "Fakty i Mity" ma zaszczyt podniosłem. Ogromną przedstawić nową płytę Waldemara Koconia „Nie wierzę...” rolę odegrało duchowe Artysta, nie chcąc być utożsamiany z „instytucją największego społecznego wsparcie, jakie otrzymazaufania”, na której miliony ludzi doznają bolesnego zawodu, swoją płytą łem m.in. ze strony wiedokonuje duchowej apostazji. Będąc zwykłym Polakiem, a nie nacjonalilu kolegów artystów oraz stycznym krzykaczem patriotą, wyśpiewuje również synowską miłość internautów. Stokrotnie do Mamy i Ojczyzny. wam dziękuję! Jestem Wyraża w tekstach radość, że Polska kroczy drogą postępu, wolności, ludzświadom, że mam biakiej solidarności i wspólnoty. Słuchając płyty, odczujemy więź duchową łaczkę, i będę się z nią z Waldemarem Koconiem. To rzadkość w dzisiejszym świecie muzyki. oswajał. W końcu oswoiłem w swoim życiu kilZamówienia płyty można składać: ka egzotycznych kotów, - telefonicznie pod numerem (+42) 630 70 66; to dlaczego mam nie - elektronicznie:
[email protected]; oswoić raka... - po dokonaniu przedpłaty na konto – Śpiewasz: Ja się "Błaja News" Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 nie dam ani tobie, ani 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777 innym. Ja się nie dam, jak z żelaza jestem człoPłyta jest w cenie + koszty wysyłki* wiek. Dla kogo ta deklaracja? *4,10 zł przy przedpłacie za wysyłkę Zamówienia zagraniczne realizujemy po wcześniej*10,50 zł przy płatności podczas odbioru – To jest raczej rodzaj szym kontakcie i uzgodnieniu ceny wysyłki. buntu przeciwko temu,
REKLAMA REKLAMA
REKLAMA
do pły ku ta pi CD en ia !
w Polsce. To, co się dzieje tutaj, woła o pomstę do nieba. Kościół wtrąca się tam, gdzie machiny nauki zatrzymać się nie da. – Interesujesz się polityką? – Irytuje mnie polityka. Ta PiS-owska propaganda smoleńska. Oni skupili wokół siebie ludzi najbardziej nienawidzących rzeczywistości. Tej Polski, która nie jest ich Polską. Rydzyk i Kaczyński podzielili kraj. Im zależy na tym, by Polskę zniszczyć, spalić i dopiero na zgliszczach pobudować swoją ojczyznę. – Nie lubisz kleru? – Miałem 14 lat, gdy byłem molestowany przez księdza. To było traumatyczne przeżycie. Nie zgwałcił mnie, nie zadał bólu, ale molestował. Gorsze było jednak to, co stało się później. Zapowiedział, że jeżeli powiem komukolwiek o tym, co stało się między nami, spotka mnie kara boska. To są ich metody, tak oni postępują z dziećmi, z młodzieżą. Przecież żaden młody chłopak nie pójdzie do matki czy do ojca i nie powie, że ksiądz zrobił mu loda. To jest problem do dzisiaj. Często nikt inny, tylko sam kler jest przeszkodą na drodze do Boga. Za to, co zrobił. Za to, że stanął na drodze w mojej wierze – nie lubię kleru. Kościoły to dziś dla mnie tylko obiekty architektoniczne. Choć do kleru mam wiadomy stosunek, występowałem w największych obiektach sakralnych – bazylice św. Brygidy w Gdańsku, św. Stanisława Kostki w Warszawie, auli Jana Pawła II na Jasnej Górze i innych. Śpiewałem tam utwory o Polsce, o matce. Miałem ogromną satysfakcję. Robiłem to również po to, żeby przekonać się do ludzi Kościoła... – Udało się? – Nie. Przyglądałem się bacznie księżom na plebanii. Ich buta, pazerność i otaczanie się – jak w przypadku prałata Henryka Jankowskiego – tymi młodymi pięknymi chłopcami to był dla mnie dowód, że wszystko, co się na ich temat pisze i mówi, to prawda. Także to, co ja obnażałem w programie radiowym w Chicago. – A co obnażałeś? – Od początku lat 90. prowadziłem program radiowy „Kocoń przed północą”. Ujawniając kulisy życia i sławy różnych artystów, wchodziłem również za kulisy życia hierarchów Kościoła. Tych, którzy kryli zjawisko pedofilii, oraz księży, którzy tę pedofilię uprawiali. Wówczas Ameryką wstrząsnęły wieści o pedofilii wśród katolickich księży. Pierwsze strony gazet, brutalne tytuły, brutalne artykuły. Miałem znajomego w „Chicago Tribune”. Przysyłał mi w nocy newsy, które prezentowałem na antenie. Pewnego razu przysłał mi hit. Informację o wielkich odszkodowaniach, jakie Kościół amerykański musi wypłacić za igraszki księży z dziećmi. Wtedy zaczęły się na mnie sypać gromy za to, że śmiałem o czymś podobnym opowiadać. To jest ta polska hipokryzja, to polskie „lepiej nie wiedzieć”.
15
R
29,90 zł
16
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
ZE ŚWIATA
ZNÓW Z DALEKIEGO KRAJU Jeszcze kilka miesięcy temu watykanolodzy chórem wieścili pogrzeb krótkiej tradycji wybierania niewłoskich papieży. Skandal wokół dokumentów watykańskich wszystko zmienił. Watykańskie przecieki zrujnowały szanse na włoskiego papieża – twierdzi ekspert Marco Politi. Kardynałowie i biskupi z zagranicy interpretują skandal przecieków jako aferę włoską. Inny watykanolog, Sandro Magister, podziela ten pogląd, zauważając przy tym, że „włoska kuria nigdy nie cieszyła się pozytywnym wizerunkiem. To ośrodek władzy, który kreował problemy, zamiast je rozwiązywać. Teraz się to potwierdza”. Wszyscy wiedzą też o powiązaniach wielu włoskich hierarchów z mafią. Jedna czwarta kardynałów biorących udział w konklawe to Włosi. Ale nie stanowią spójnego bloku, brak im zdecydowanego faworyta. Od biedy uchodził za takiego kard. Angelo Scola, 70-letni arcybiskup Mediolanu, lecz jego notowania się kurczą. Ze świata na pierwszym miejscu wymienia się obecnie 68-letniego kanadyjskiego kardynała Marca Quelleta, szanowanego teologa, poliglotę i „nowoczesnego konserwatystę”. Rosną też notowania liberalnego Brazylijczyka, kard. Joao de Aviza, a także Petera Turksona z Ghany. PZ
KLER ŻĄDA KRWI! Trzy lata temu cywilizowany świat oburzył się na wieść o planowanym wprowadzeniu w Ugandzie kary śmierci za stosunki homoseksualne. Pomysł wówczas zarzucono, ale teraz powraca.
Do pomysłu zabijania gejów i lesbijek mieli ugandyjskich homofobów zainspirować konserwatywni „chrześcijańscy” misjonarze z USA, którzy przybywali do Afryki z bożą misją nawracania na słuszną wiarę. Protest wobec legislacyjnego barbarzyństwa wyraziło wielu liderów światowych, w tym prezydent Obama. Potępił go także Watykan, a konserwatyści religijni z USA pod presją opinii publicznej zaczęli się wypierać, jakoby mieli z tym cokolwiek wspólnego.
Okazuje się, że o pomyśle nie zapomniano i został ponownie formalnie wniesiony pod obrady parlamentu. Wspólna Rada Chrześcijańska Ugandy, którą tworzą biskupi katoliccy, anglikańscy i prawosławni, podczas swej corocznej konferencji wystąpiła z oświadczeniem wzywającym do reanimacji i zatwierdzenia ustawy. Ma ona „zapobiegać atakom na Biblię i instytucję małżeństwa” – tak brzmi motywacja. Ożywił się główny propagator ustawy, homofobiczny parlamentariusz David Bahati, ale uważa się, że jest on marionetką stojącej za nim Janet Musaveni, żony prezydenta Ugandy, mającej bliskie stosunki z ekstremistami religijnymi w USA, którzy ją też dofinansowują. Prawdopodobnie obejmie po mężu prezydenturę w roku 2016. Ugrupowanie Seksualne Mniejszości Ugandy nie czeka na dalszy rozwój wypadków, tylko oskarża Scotta Lively’ego protestanckiego kaznodzieję z USA, o sianie nienawiści i kreowanie klimatu prześladowań w Ugandzie. PZ
HOŁD DLA SPIRALI Ginekolodzy ze szkoły medycznej Uniwersytetu Washingtona w St. Louis przeprowadzili badania skuteczności środków antykoncepcyjnych. Jak zazwyczaj z naukowcami bywa, byli ludźmi bezbożnymi, przeto nie sławili metody kalendarzykowej, zwanej watykańską ruletką. Wyszło im za to, że bezkonkurencyjnie niezawodne są spirale dopochwowe – 20 razy skuteczniejsze niż tabletki antykoncepcyjne. Podobną skuteczność mają implanty podskórne. Nie chodzi o to, że pastylki – używane przez 28 proc. Amerykanek – gorzej działają. Trzeba je jednak zażywać codziennie, a gdy się zapomni – jest problem. Stosowane regularnie zabezpieczają tak samo dobrze jak spirale, ale te ostatnie zakłada się raz na 5–10 lat i można o nich, czyli o ciążowej niespodziance – zapomnieć. Tylko 5,5 proc. Amerykanek ich używa, zaś implantów jeszcze mniej – poniżej 1 proc. Powodem jest cena: spirala kosztuje co najmniej 500 dolarów i nie we wszystkich stanach ubezpieczenie pokrywa jej założenie. Spirale miały złą reputację, gdy trafiły na rynek w latach 70.; powodowały infekcje i zranienia. Do dziś niektórzy ginekolodzy nie potrafią ich fachowo zakładać. TN
WCIĄŻ NIEPOKONANY Niewesołą wieścią podzielili się badacze z brytyjskiego St. James Institute of Oncology w Leeds. Chodzi o raka. Wydaje się, że ludzkość przegrywa batalię z tą groźną chorobą, i to mimo ogromnego nakładu środków na badania i nowe terapie. Brytyjski magazyn medyczny „The Lancet” przynosi wiadomość, że do roku 2030 liczba zachorowań
na nowotwory złośliwe na całym świecie wzrośnie o 75 proc. – z 12,7 mln obecnie do 22,2 mln. Rak stanie się wiodącą przyczyną śmierci, wyprzedzając choroby serca. Głównymi powodami są powszechnie stosowane konserwanty żywności i palenie. Poza tym rak bywa dziedziczony. PZ
HERBATA RAKOTWÓRCZA Picie siedmiu filiżanek herbaty dziennie aż o 50 proc. zwiększa ryzyko zachorowania na raka prostaty – twierdzą naukowcy z University of Glasgow.
i utrzymanie warte 2400 euro miesięcznie. Sprawę podchwyciły światowe media. Dopiero po 10 miesiącach korzystania z bezpłatnej noclegowni tajemniczy przybysz zgodził się na upublicznienie swojego wizerunku. I wtedy… 20-letniego Robina van Helsuma rozpoznała rodzina z Holandii. Jak się okazało, nigdy nie mieszkał w lesie, ma za to sporo zupełnie nieleśnych problemów, w tym alimenty. Uciekł, żeby rozpocząć „nowe życie”. Niemiecka policja planuje obciążyć go kosztami postępowania. JC
MARYŚKA NA DESER
Eksperyment rozpoczął się w 1970 roku. Przeanalizowano stan zdrowia 6016 mężczyzn. Bezpieczna dawka to maksymalnie 3 filiżanki dziennie. Chociaż… nadużywający tego napoju panowie – według tych samych badań – mają mniejsze problemy z nadwagą i cholesterolem. JC
Do restauracji w kanadyjskim Niagara Falls przyszedł klient bez pieniędzy. Mężczyzna zjadł obiad za 10 dolarów. W kieszeni miał dolara. W ramach rekompensaty zaproponował kelnerowi woreczek marihuany. Ten mało, że się nie zgodził, to jeszcze wezwał policję. Zanim na miejsce przybyli mundurowi, klient gołodupiec próbował sprzedać zioło innym gościom. Zatrzymanie nie powiodło się. Właściciel woreczka uciekł do lasu. JC
LUKSUSOWA GŁODÓWKA Francuzi pokochali film „Post, nowa terapia”. Jego twórcy przekonują: nie jedzcie tyle!
śniadanie – szklanka soku owocowego; obiad – szklanka soku warzywnego; podwieczorek – herbata ziołowa z miodem; kolacja – bulion. W sumie – ok. 250 kalorii. Niektórzy wytrzymują tak 3 tygodnie. Zdaniem wielu dietetyków na takim głodowaniu tracimy jednak wiele cennych białek. Zamiast tego polecają inny – sprawdzony – sposób na długowieczność i dobre samopoczucie: nie najadać się do syta! JC
BEZDOMNY PICASSO Szwedzki hotel oferuje bezpłatny nocleg. Zamiast pieniędzy trzeba przynieść dzieło sztuki.
Wszystko jedno jakie. Może być knot, może być arcydzieło, jakiego świat nie widział. Byle własnoręcznie wykonane i podpisane. Ofertę skierowano do biednych artystów. Darmowe spanie przysługuje każdemu tylko dwa razy w roku. Sztokholmski „Clairon” planuje wystawę wszystkich zgromadzonych dzieł. JC
SZKOLNE EURO ŚLUBNE PIELUCHY Przemysł weselny kwitnie. Przybywa nowych gadżetów. Ostatnim wynalazkiem są pieluchy dla panien młodych. Niektóre suknie ślubne mają tak skomplikowany krój, że przeszkadza w korzystaniu z toalety – twierdzą producenci. Wyliczono, że niektórym paniom przygotowanie do skorzystania z WC w takiej sytuacji zajmuje nawet 20 minut, a czasem potrzebny jest ktoś do pomocy. Specjalna pielucha ma rozwiązać problem. Produkt jest dostępny w większości amerykańskich butików ślubnych. JC
LEŚNY LUDZIK Historia zaczęła się we wrześniu zeszłego roku. Pod ratuszem w Berlinie pojawił się chłopak z plecakiem i namiotem. Twierdził, że nie wie, jak się nazywa, bo przez ostatnie lata mieszkał w lesie. „Kiedy miałem 12 lat, moja matka zginęła w wypadku samochodowym. Ojciec wywiózł mnie na pustkowie. Żyliśmy tam 5 lat. Kiedy umarł, wyruszyłem w drogę i dotarłem aż tutaj” – opowiadał. Niemieccy urzędnicy nie do końca wierzyli w opowiastkę – namiot był w dobrym stanie, a „leśny ludzik” nie miał żadnych problemów z nowinkami technicznymi typu laptop. Mimo wątpliwości władze zapewniły chłopakowi dach nad głową
O zaletach krótkich głodówek wiadomo od dawna. W przypadku myszy były tak samo skuteczne na niektóre nowotwory jak chemioterapia. Ludzie, którzy spróbowali leczniczego niejedzenia, twierdzą, że dostali energetycznego „kopa”, przestały im dokuczać bóle głowy i… wypięknieli! Głodówkowicze opracowali już program „Post i wędrówka”. Spaceruje się po łąkach i polach – w grupie, żeby łatwiej zapomnieć o pustym brzuchu. Bogatsi mogą jechać do powstających w całej Europie specjalistycznych klinik. Tam głoduje się luksusowo! Żeby nie myśleć o jedzeniu, kuracjusze mają do dyspozycji baseny, sauny i zabiegi spa. Przykładowy jadłospis z takiego uzdrowiska:
W czasie lekcji dzieci się nudzą. Ale nie uczniowie z San Diego! Dziewięcioro 12- i 13-letnich chłopców onanizowało się w szkole, oglądając gejowski pornos. Na lekcji! Nazwa konkursu: „Test geja”. Zasady konkursu: komu bardziej stanie, ten gej. Żeby ułatwić sobie zadanie, zawodnicy przyszli tego dnia w luźnych dresach. Współzawodnictwo przerwał pan nauczyciel. Był tak zawstydzony, że odważył się tylko na słowną reprymendę. Gdy o sprawie dowiedziało się więcej osób, wspaniałomyślny belfer – za niedopilnowanie, żeby ręce milusińskich były na ławkach, a nie pod nimi – został zawieszony w pełnieniu obowiązków. Uczniowie masturbanci – tak samo. JC
CHOMIK JEZUS Rhino, 4-letni gryzoń z Anglii, został pochowany w domowym ogródku. Właściciel chomika znalazł go leżącego nieruchomo w klatce. Później zakopał. Następnego dnia... Rhino radośnie brykał po ogrodzie. Tuż przy „grobie” było widać tunel. „Chomiki, jeśli gwałtownie spada temperatura otoczenia, potrafią wejść w stan hibernacji. Wtedy wystarczy je ogrzać i ożyją” – wyjaśnili weterynarze. Tuż po „zmartwychwstaniu” zwierzątko otrzymało nowe imię – Jezus. JC
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
W
Polsce klerykalizm ma na ogół katolicką twarz. Ale także niejeden protestant chciałby zostać ministrem w „Chrystusowym królestwie na ziemi”. Według Ewangelii Jana Chrystus powiedział: „Królestwo moje nie jest z tego świata” (18. 33). Jednak na przestrzeni wieków wielu tych,
Dla protestanckiej, wiejskiej i konserwatywnej Ameryki przewrót czasów młodzieżowej kontrkultury był szokiem. Emancypacja kobiet, mniejszości rasowych i seksualnych, upodmiotowienie młodzieży, akceptacja seksualności, legalizacja aborcji, laicyzacja itp. – to był głęboki wstrząs. Reakcja nastąpiła niemal natychmiast. Już w latach 70. miały
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI z pionierów bardzo modnego obecnie za oceanem, choć nie tylko tam, zabierania dzieci ze szkół i edukowania ich w domach, oczywiście w duchu skrajnie konserwatywnym. Ta pobożna prawica domaga się wprowadzenia w szkołach publicznych w USA modlitw, nauczania kreacjonizmu (najlepiej zamiast teorii ewolucji), bezwarunkowego popierania
Klerykałowie z Biblią którzy się na niego powoływali (i powołują), miało na ten temat zgoła odmienne zdanie i rzekomo w imieniu Chrystusa starali się oni mozolnie takie ziemskie królestwo zbudować. Zwykle trudno je było odróżnić od czegoś, z czym mogłoby się kojarzyć sformułowanie „królestwo diabła na ziemi”… Klasycznym wcieleniem „Królestwa Bożego na ziemi” z papieżem w roli gubernatora jest oczywiście Kościół rzymskokatolicki, który nawet dosłownie jest jednym z królestw tego świata z międzynarodową osobowością prawną. Ale i protestanci nie byli wolni od tej pokusy. Luter flirtował z książętami Rzeszy Niemieckiej, choć, co trzeba przyznać, nie chciał ich sobie podporządkować ani też ich samych ustanowić głową Kościoła. Szukał po prostu ich wsparcia i opieki przed atakami papieskimi. Natomiast królowie Anglii, począwszy od Henryka VIII, mieszali się w sprawy kościelne, robiąc z siebie rodzaj najwyższej instancji wiary. Zresztą nawet bardziej demokratyczni wyznawcy kalwinizmu często mieszali to, co z boskie, z tym, co ludzkie. Wszak Genewa za sprawą Kalwina skazała nawet na śmierć za „herezję” Michała Serveta i próbowała kontrolować prowadzenie się mieszkańców miasta. Mniej lub bardziej udani uczniowie Kalwina próbowali także zaprowadzać „boskie porządki” w czasie rewolucji angielskiej w XVII wieku. Tysiące irlandzkich katolików nie przeżyły tego pobożnego eksperymentu – zatłuczono ich lub wyrżnięto jako ówczesnych „pogańskich Kananejczyków”. Rodzajem marszu ku nowej Ziemi Obiecanej była także wyprawa holenderskich protestantów do Południowej Afryki (później system segregacji rasowej poparły główne Kościoły reformowane RPA), pochód mormonów na Zachód i ich pierwsze rządy w Utah, a pewne cechy takiej specyficznej, klerykalnej mentalności widać w działalności ruchów prohibicyjnych w USA czy w Ku-Klux-Klanie. Z czasem presja środowisk chrześcijańskich na politykę słabła, a coraz bardziej znaczące nurty teologii liberalnej nie miały już zamiaru reformować na siłę bliźnich i państwa. Jednak kolejny impuls do wzmożenia pobożności przyszedł wraz z reakcją na rewolucję kulturową lat 60.
miejsce pierwsze pobożne krucjaty Anity Bryant (na zdjęciu), piosenkarki, chrześcijańskiej piękności, która zaangażowała swój talent i urodę przeciwko gejom i lesbijkom. Przy wsparciu licznych kościołów udało się jej nawet przystopować w niektórych stanach równouprawnienie mniejszości seksualnych. Teologiczną podbudowę pod pochód nowych chrześcijańskich polityków ery współczesnej dał nurt protestantyzmu zwany rekonstrukcjonizmem. Przyznaje on religii prymat nad życiem społecznym i politycznym. Nurt ten cechuje dominacjonizm, czyli pogląd, że człowiek
(boży człowiek!) ma panować nad całą ziemią z nadania Boga. Jednym z efektów działań nowej, protestanckiej prawicy było doprowadzenie do zwycięstwa Ronalda Reagana jako lidera konserwatywnej „kontrreformacji”. Wprawdzie Reagan był rozwiedziony i osobiście niezbyt pobożny, ale służył jako żelazna pięść na bezbożnych, a za nim stali ze swoimi pieniędzmi naprawdę religijni panowie z Bibliami w ręku. Wykreowany przez teologa Rousasa Johna Rushdoony’ego rekonstrukcjonizm był w swej czystej formie antydemokratyczny, totalitarny, pachnący jakimś pseudobiblijnym faszyzmem i miał ograniczony wpływ polityczny, jednak wiele aspektów jego nauczania przeniknęło do tego, co w USA nazywa się Chrześcijańską Prawicą i co obecnie gra pierwsze skrzypce w Partii Herbacianej – populistycznym nurcie republikanów, niezwykle wpływowym i popularnym. Rushdoony był też jednym
polityki Izraela (w zasadzie jest to realizowane), delegalizacji małżeństw jednopłciowych, ograniczania prawa do aborcji i edukacji seksualnej. Ludzie z tego środowiska nienawidzą prezydenta Obamy i są gotowi na wszystko, byle go zdyskredytować. To właśnie m.in. Chrześcijańska Prawica odpowiada za radykalizację republikanów, którzy przestali być konstruktywną opozycją i działają wprost w celu zniszczenia Obamy, nawet kosztem dobra kraju. Ta niesłychana zapiekłość nasuwa oczywiście rasistowskie skojarzenia. Za politykami stoją często całe Kościoły. Okazało się na przykład, że za kalifornijskim referendum w sprawie małżeństw jednopłciowych sprzed 4 lat stały dziesiątki milionów dolarów mormonów, wpłacane na kontro wyborcze przez podstawione „słupy”, czyli prywatne osoby, które miały zasłaniać rzeczywistych ofiarodawców. W ten sposób potężny Kościół wpływał wprost na życie polityczne i stanowienie prawa. Warto o tym pamiętać, skoro Romney – obecny kandydat republikanów na urząd prezydenta – jest mormonem. Oczywiście trzeba dla równowagi przypomnieć, że ogromna część protestantów dystansuje się od tego rodzaju używania, czy raczej nadużywania Biblii. W Ameryce, gdzie ponad połowa mieszkańców to protestanci, Prawica Chrześcijańska może liczyć tylko na jakieś 15 proc. elektoratu. Wielu protestantów ma lewicowe poglądy i wspiera partię demokratyczną, a znaczna część pozostałych chrześcijan odwołujących się do Biblii zachowuje daleko idącą neutralność, uważając, że polityka i religia biblijna nie mają zbyt wielu wspólnych płaszczyzn. Takie ugrupowania jak amisze i postprotestanccy świadkowie Jehowy uważają zaangażowanie polityczne za moralnie podejrzane. Bo przecież królestwo Chrystusa miało nie być z tego świata… MAREK KRAK
17
Duchowni bez ducha A
teizm rakiem religii – brzmi to może efektownie, ale pusto. No chyba że mówimy o ateizmie wyznawanym i głoszonym publicznie… przez duchownych. zrodził się ruch wzajemnej pomoRak religii może się nazywać cy i solidarności profesjonalistów, Clergy Project. Jego ojcem i matktórzy odcięli duchową gałąź swej ką są Daniel Dennett i Linda Laegzystencji. Fundacja na rzecz RoScola – naukowcy amerykańscy, zumu i Nauki Richarda Dawkinautorzy studium „Kaznodzieje, któsa przyszła im z pomocą, a potem rzy nie wierzą” z roku 2010. Ich działania przyjęły ramy instytucjobadania ujawniły zdumiewającą ponalne. W marcu 2011 r. 52 założywszechność tego fenomenu: ducieli powołało do życia Clergy Prochowni pracują dla Boga, ale weń ject. Dziś zrzesza on ponad 270 dunie wierzą. Liczba miazmatów techownych, a członków błyskawiczgo raka uległa w ostatnich latach nie przybywa, od kiedy o ruchu zadramatycznemu zwiększeniu. Ostatczęły przed kilku tygodniami infornio pastorka metodystów Teresa mować bardziej liberalne media MacBain na konwencji AmeriUSA. Wzajemnie dodają sobie otucan Atheists podczas marcowego chy, pomagają w chwilach kryzysoReason Rally, Manifestacji Rozuwych, w przekwalifikowaniu i zamu, oznajmiła: „Jestem ateistką!”. pewnieniu środków do życia. Było to równoznaczne z wyznaniem Oczywiście ruchowi daleko strażaka, że jest podpalaczem, lub do masowości. Większość duchowkapitalisty, że kocha komunizm… nych w obawie przed utratą syneJeszcze wcześniej, bezpośrednio kury nigdy nie wyzna publicznie po publikacji wyników studium swych wątpliwości. PZ Dennetta i LaScoli, spontanicznie
Szybkie kneblowanie O
tym, że w Watykanie decyzje podejmuje się w tempie godnym lodowca, napisano już tomy. Kościół nabiera jednak rozpędu, gdy trzeba kogoś uciszyć. Kiedy samozwańcza tzw. Stolica Apostołów chce, to działa błyskawicznie. To rzuca światło na jej priorytety: postępowania w sprawach o laicyzację pedofilów toczą się latami, ale karanie niepokornych teologów i duchownych odbywa się ekspresowo. Najnowszy dowód: emeryturę dla australijskiego biskupa Patricka Powera (na zdjęciu) z Canberry Benedykt XVI przyklepał niezwłocznie, choć hierarcha miał jeszcze 5 lat do ustawowego kościelnych, zwłaszcza celibatu, wieku 75 lat. Skądinąd wiadomo, że i o niezgodzie na duchowieństwo kopapież przedłuża kadencję większobiet. Potępiał reakcje Kościoła ści biskupów poza ten wiek. na skandal pedofilski i wzywał do „systemowych reform”. PowtaAle Power to dysydent. Od dawrzał, że Kościół odchodzi od moderna nie waha się krytykować politynizujących reform II Soboru Watyki Watykanu, a biuletyn internetokańskiego. „Tu nie chodzi tylko o pawy „Catholica” uważa go za najbarpieża – mówił. – Całe życie kościeldziej postępowego biskupa Austrane oddala się od tych reform i jest lii. Wyrażał się pejoratywnie m.in. to bardzo rozczarowujące”. JF o „autorytarnej naturze” doktryn
Czarna seria P
astor Creflo Dollar z Atlanty, lider kościoła World Changers International (30 tys. wiernych), trafił do aresztu. W roku 2007 Juanita Bynum Policję wezwała jego własna wezwała policję na męża, pastora córka i poskarżyła się, że papa Thomasa Weeksa, który ją zaatanapadł ją i dusił. Pastor – nomen kował. W roku 2010 biskup Edomen Dollar – jest przedstawiciedie Long został oskarżony przez 5 lem tzw. ewangelii prosperity. Pamłodych ludzi o to, że molestostorzy reprezentujący ten kierunek wał ich seksualnie, gdy byli niemówią wiernym, że pieniądze są letni. W roku 2011 pastor Zachedowodem miłości Boga. Przypary Tims został znaleziony mardek Dollara jest w ostatnich latach twy w nowojorskim hotelu, a obok kolejną z licznych potyczek czarleżała koperta z kokainą. CS nych kaznodziejów z prawem.
18
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Uczuciowcy Uczucie między ludźmi potrafi wygasnąć, nie ma jednak mowy o wygaśnięciu „uczuć religijnych”. Jak pokazał wyrok sądu, w którym skazano Dorotę Rabczewską, czyli Dodę, religijne, katolickie uczucia nie mogą wygasnąć. Czci się je niczym złotego cielca. Michał Piróg stanął w obronie skazanej Dody. Tancerz wyznał, że według niego Biblia jest zbiorem bajek, napisanym przez kilkunastu kolesi na zlecenie za grubą kasę. Przebudzili się „obrońcy wiary ojców”, w tym szef Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami, niejaki Ryszard Nowak. Pirogowi odpuścili, ale ten nie był przecież związany z szatanem Nergalem, a Dorota – tak. Nowak „obrazę” swoich „uczuć religijnych” opierał na paragrafie 196 Kodeksu karnego, który mówi, że kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. Zastanawia mnie, dlaczego świecki sąd nie udowodnił, że autorzy Biblii byli ascetami i że nie sięgali po środki odurzające, ale może to dla sądu oczywiste i się czepiam? Dlaczego sąd nie wskazał definicji tych „uczuć religijnych”, dlaczego tej definicji nigdzie nie ma? Bo to byłoby za proste, mości rodacy! Wtedy byłoby wszystko lekkie, łatwe i przejrzyste: czarne jest czarne, białe jest białe. A tak, z niedomówieniami, bez pełnej jasności, pod białe i czarne można podciągnąć i szare!
Uważam, że paragraf z „uczuciami religijnymi” ogranicza wolność wypowiedzi wszystkich samodzielnie myślących, którzy używają języka krytycznego. Jest niedoprecyzowany, można pod niego podciągnąć wszystko, no i wprowadza autocenzurę. A co z obrazą osób niewierzących i antyklerykalnych przez nawiedzonych, radiomaryjnych katolików? Artykuł 25, pkt 2 Konstytucji Rzeczypospolitej, NAJWYŻSZEGO aktu prawnego obowiązującego w Polsce, stanowi,
że władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym. Bezstronność i neutralność! Zatem paragraf 196 z „obrazą uczuć religijnych” łamie konstytucję.
Czy nie doszło tutaj także do naruszenia artykułu 53, pkt 1 Konstytucji RP, który stanowi, że każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii? Zatem, w zgodzie z własnym sumieniem, Dorota może mówić, pisać, śpiewać wszystko, co jej ślina na język przyniesie. Tak jak Kaczyński i jego podnóżki z PiS, którzy mówią, że państwo polskie jest niedemokratyczne, że jest kondominium, obrażają demokratycznie wybranego prezydenta i włos im z głowy za to nie spadnie. Życie i sami fani zweryfikują, czy repertuar piosenkarki jest odpowiedni, czy nie, bez wyroku sądowego. Gwarantuje to Dorocie artykuł 54 Konstytucji RP, pkt 1: „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”. Jak widać, nie każdemu, jeśli jego słowa nie są zgodne ze stanowiskiem Kościoła katolickiego! Czy prócz Nowaka i garstki katooszołomów Dorota czyjeś uczucia obraziła? 38 milionów Polaków, z których 95 proc. jest rzekomo katolikami, poczuło, że obrażono ich „uczucia religijne”? Nie, nic takiego. Kolejna sprawa: czy autorzy Biblii podlegają ochronie prawnej, są przedmiotem czci i kultu religijnego? Oczywiście, że nie! Jeśli nie będzie już paragrafu za obrazę „uczuć religijnych” nie zamierzam drwić, szydzić i kpić z radiomaryjnych, ile wlezie, bo ich amok religijny mi zupełnie zwisa. Niech robią, co im się podoba. Ale w domu, po kryjomu, bez walenia w dzwony, snucia się z procesjami po ulicach i krzykiem, jak to dyskryminują im ukochanego Tadeusza z Torunia. Za własne pieniądze, pod egidą instytucji Kościoła katolickiego, który będzie utrzymywał się bez dotacji z budżetu państwa. Paweł Krysiński
Poniżej poziomu Chciałbym nawiązać do opisanej na pierwszej stronie gazety akcji rozdawania wody „otrzeźwiającej umysł” przez dwóch „artystów” podczas procesji Bożego Ciała. Nie podoba mi się to! Uznałem ten pomysł za przejaw czystego chamstwa (podobnie jak inna osoba, która miała dość dobrą opinię o tygodniku „FiM”), ponieważ nie widzę w nim przesłania innego niż czysta prowokacja. Zupełnie nie rozumiem, co to miało na celu. Czy nie uważacie Państwo, że jest to zniżanie się do poziomu przeciwnika? Przecież jest to zwykłe przeszkadzanie innym normalnym ludziom, tyle że o odmiennych poglądach, w wyrażaniu ich poglądów. Czy nie uważacie, że jest to zwyczajne wprowadzanie w życie zasady „oko za oko”? Czyż nie jest to głupie wykorzystanie swoich praw (mieli do tego prawo, więc to zrobili)? Uważam, że mogliby Państwo powiedzieć w tym miejscu o najważniejszej zasadzie humanistów: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Bo wyobraźmy sobie, że ateiści mają swoje święto, organizują pochód, a kilku religijnych zapaleńców zaczyna rozdawać wodę „ukazującą istnienie Boga w świecie materialnym”. No przepraszam, ale wydaje mi się, że wtedy ta akcja zostałaby opisana jako głupia i nie
na miejscu, a przecież one się niczym od siebie nie różnią. Co o tym wszystkim Państwo sądzą? W tym miejscu chcę podziękować również panu Wątłemu za jego wątłe rady dotyczące krytykowania popieranej przez siebie opcji. Nie należy jej traktować z przymrużeniem oka, a wręcz przeciwnie. Jeżeli coś się dzieje źle, to trzeba to wytknąć, wykopać temu czemuś dołek, zasypać i w tym miejscu wsadzić coś nowego, kwitnącego i po prostu naprawić błąd. Tomasz Wala, Opalenica Od Redakcji: Jeśli chodzi o konkretny, podany przez Pana przykład – uważamy, że rozdawanie religijnej wody na niereligijnym marszu nie byłoby niestosowne. Niech gorliwi katolicy też rozdają, co chcą, byle nie przeszkadzali w marszu i nie rzucali kamieniami, co czasem mają w zwyczaju. Z tego samego powodu nie uważamy też, aby podawanie wody uczestnikom procesji było niestosowne i związane z zasadą „oko za oko”. Podawaliśmy wodę – coś obiektywnie dobrego, a nie np. kamienie czy obraźliwe okrzyki. Owszem, to była prowokacja, ale pogodna i nienapastliwa, a jej celem było pobudzenie do refleksji. Niemniej dziękujemy za krytyczne uwagi. Każde Państwa uwagi stanowią dla nas temat do przemyśleń.
W
ewnętrzny jad zżera ostatnio Watykan i wychodzi na jaw kupa brudów ukrywanych zawsze starannie przez „bożych pośredników”. Obecna, zażarta walka o stołki między purpuratami będącymi u szczytu władzy dziwnie jakoś kojarzy mi się z czasami, gdy na stolicy Piotrowej panował Leon X. Szkoda, że telewizja wynaleziona została dopiero 4 wieki po jego śmierci i nie ma na przykład nagrań z palenia „czarownic”, bo historia Kościoła rzymskokatolickiego z całą
wyprostować ich nieco pogięty światopogląd. Często nawet dopuszczają się rękoczynów (w imię miłości bliźniego) w stosunku do tych osób, co już niejednokrotnie pokazywała telewizja. Nie dostrzegają też w swoim ograniczeniu, jak często łamią II przykazanie Dekalogu, które w watykańskiej wersji brzmi następująco: „Nie będziesz wzywał imienia Boga twego nadaremno”. Wystarczy posłuchać wypowiedzi członków rodzin, których najbliżsi uczestniczyli w jakimś wypadku lub są nieuleczalnie chorzy: „Dzięki
Bluźniercy mimo woli pewnością potoczyłaby się zgoła innym torami i być może Polska nie stałaby się krajem tak zapiekłych katolików, których wiara ma niewiele wspólnego z treścią Biblii, a już najmniej z rozumem. Kłamstwa głoszone przez księży przez całe wieki wsączały się w umysły Polaków niczym powolnie działający narkotyk. Trucizna ta, wszczepiana naszym dzieciom już w okresie płodowym, czyni z nich kolejną rzeszę uległych półmózgów typu moherowe berety. A kościelni faryzeusze w sutannach, patrząc na ten teatr, z zadowoleniem i satysfakcją zacierają ręce, licząc w wyobraźni kolejne strumienie mamony spadającej na tace i do szkatuł poustawianych w kościołach. Widzą także pary młodych ludzi przychodzących na plebanie, by zostawić szmal i wziąć kościelny ślub, gdyż „nie godzi się żyć na kocią łapę, mając jedynie cywilny kontrakt”. Zdzierają za chrzty i pogrzeby, choć wierni, którzy chcąc pochować „po Bożemu” bliską im osobę, często zapożyczają się, by sprostać hasłu „co łaska”! Nawet im nie zadrży ręka, gdy wyciągają ostatnie grosze z kieszeni tych nieszczęśników. Nie ma to nic wspólnego z Bogiem, którego wepchnęli wiernym do głów, a także z Jezusem Chrystusem, o którym ww. papież Leon X wyraził się następującymi słowami: „Wszystkie wieki mogą poświadczyć, jak korzystna była dla nas ta bajka o Chrystusie”. Encyklopedie podają, że był on zatwardziałym ateistą. Mnie to nie dziwi. Tylko ludzie całkowicie pozbawieni zdrowego rozsądku nie dostrzegają, że ci zawodowcy żyjący z Jezusa Chrystusa wycierają sobie nim gęby. Wielu z nich to także ateiści, choć nie przyznają się do tego, woląc żyć w zakłamaniu i traktować społeczeństwo katolickie niczym dojne krowy. Zaślepieni wierni, mimo że żyją już XXI wieku i erze lotów kosmicznych, nie chcą nawet słuchać, gdy ktoś światlejszy próbuje
Bogu moja córka (mój syn) ocalała”; „Wymodliłam łaskę u Boga, ratując życie moich bliskich”; „Modlę się o nowe serce (nerkę, wątrobę, płuca) dla mojego dziecka” itp. Ludziom tym nawet do głowy nie przychodzi, że wypowiadając te słowa, życzą śmierci komuś innemu, bo przecież organy do przeszczepu z nieba nie spadają. Tym naiwnym ofiarom religijnej indoktrynacji nie przemknie także przez myśl, że bluźnią i robią ze swojego Boga potwora oraz mordercę, gdyż jeśli wierzyć opatrzności, to ci, którzy zginęli w wypadku, zginęli z jego ręki. Jako istota Wszechmogąca mógł przecież wszystkich ocalić, gdyby tylko chciał. Jego wola sprawcza, zgodnie z logiką, działa przecież w takich przypadkach w obydwie strony. Ale czy im coś takiego może przyjść do głowy?! Nie mam żadnych zastrzeżeń do tych, którzy modlą się, bo modlitwa ich uspokaja. Jednak pod warunkiem, że potem nie rozpowiadają, że to Bóg im pomógł. Modlitwa działa na niektórych jak placebo. Ci, co się chełpią, to pyszałki, bo niby dlaczego właśnie im miałby Bóg pomagać?! Czy są lepsi od innych? Wszak wielu bezbożnikom też się bardzo dobrze żyło na tym świecie. Nawet nadal niektórym z nich niczego nie brakuje. I tu nadchodzi moment, w którym każdy człowiek zadaje sobie proste pytanie: jest Bóg czy go nie ma? Znany pisarz Mark Twain odpowiedź zamknął w jednym zdaniu: „Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, a człowiek, będąc dżentelmenem, odpłacił mu tym samym”. Nic ująć ani nic dodać. Gdyby niektórzy z Was poczuli się urażeni moimi bezkompromisowymi uwagami, to niech do mnie o tym napiszą. Jeśli mnie przekonają o swoich racjach, to gotów jestem każdego osobiście przeprosić, wysyłając mu pokutnego maila. WITOLD PATER
[email protected]
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
LISTY Marzenia o CBA Mariusz Kamiński chce wrócić na stanowisko szefa CBA. Taką informację przekazał dziennikarzom chwilę po tym, jak sąd umorzył proces dotyczący wytworzenia fikcyjnych dokumentów w tak zwanej aferze gruntowej. Kamiński i jego ferajna byli oskarżeni o przekroczenie uprawnień oraz nielegalne działania operacyjne: podsłuchy, podrabianie dokumentów i wyłudzenie poświadczenia nieprawdy. No cóż, nie ma Andrzeja Leppera na tym świecie, nie ma sprawy? Trzymanie Mariusza Kamińskiego w fotelu szefa CBA po wyborach wygranych przez Platformę Obywatelską było błędem. Donald Tusk chciał uniknąć posądzania o granie stołkami, dlatego nie widział konieczności przeprowadzania zmiany na stołku szefa Biura. „Apolityczny fachowiec” Kamiński nie zapomniał jednak, dla której partii bije jego serce, czyniąc wszystko wbrew PO, na siłę knując prowokacje, szukając winnych wśród niewinnych. Po wyrzuceniu z CBA Kamiński szybciutko znalazł się na powrót w PiS; jego zastępcy również tam trafili. Co robili prawi i sprawiedliwi podlizujący się klerowi katolickiemu, stojący na straży „wartości chrześcijańskich”, uczuć religijnych” i uznający Kościół i Polskę za jedność? Ujeżdżali służbowe auta, niekoniecznie wykorzystywane do celów swego przeznaczenia. I odbierali premie. Duże premie! Im bardziej medialna akcja, tym większe pieniądze. Dziwnym zbiegiem okoliczności trafiały one do tych samych postaci. A że akcje były nieskuteczne, to już inna sprawa. Tworzono prowokacje, takie jak w przypadku posłanki Sawickiej, zamiast zająć się konkretnymi osobami i faktycznymi zdarzeniami. Bo jeśli zuchy z CBA nie potrafiły wyśledzić korupcji, to sami ją tworzyli, podszywając się pod biznesmenów i kusząc wizją łapówki. Nigdy jednak swoich, choćby zamieszanych w działalność kościelnej Komisji Majątkowej. Oczami wyobraźni widzę efekty CBA w tej sprawie, gdyby zawiadywali nim ludzie z Ruchu Palikota. Wyborcy PiS wpatrzeni w prezesa Jarosława Kaczyńskiego ciągle marzą o IV RP, którą budować nieudolnie pomagało CBA. Ich sen jak do tej pory się nie ziścił, zastąpiony koszmarem powrotu do struktur III RP, którą – jak wiadomo – kierują rzekomo agenci SB i WSI. To jakoby oni eliminują z życia jeśli nie elitę pisowską w Smoleńsku, to gen. Petelickiego, albo szykanują „zasłużoną” Telewizję Trwam. Moim zdaniem Mariusz Kamiński jak najbardziej może starać się o powrót do CBA… na posadę parkingowego, recepcjonisty lub funkcjonariusza ochrony. Oczywiście jeśli
przejdzie testy oraz nie obleje badania na wariografie. Funkcje: szefa CBA, zastępców i dyrektorów departamentów są pozajmowane i nikt nie będzie zwalniał ludzi dla pana Kamińskiego, który z zawodu nie jest dyrektorem. Do roboty, panie poseł! Społecznie, w mediach Rydzyka najlepiej. P.K.
100 procent sukcesu Mamy już z głowy Euro pod względem sportowym, teraz czas podzielić łupy. W minionych mistrzostwach osiągnęliśmy 100-procentowy
wymaluj, Bin Laden. Generał Petelicki chciał dać do zrozumienia Tuskowi, że jak nie zakończy swojej zbrodniczej działalności u Mahmeda Macierewicza, to odda go pod Trybunał Stanu, dlatego Mahmed go uśmiercił. Wcześniej o powiązaniach Mahmeda z talibami w Klewkach dowiedział się Lepper, dlatego także został uciszony, bo Macierewicz nie zostawia za sobą śladów. Zamach w Smoleńsku przeprowadzili talibowie, a zadaniem Mahmeda ma być skierowanie śledztwa na inne tory, najlepiej na kierunek rosyjski, co uparcie czyni. To są dane z CIA, a jak będę coś
Bajka o niebie „Teraz będziemy u Boga i tam będzie nam najlepiej”... Media podały właśnie fragmenty pożegnalnego listu 27-letniej kobiety, która w niedzielę popełniła samobójstwo i odebrała życie własnej córeczce... Tragedia. Nie mogła znaleźć wyjścia z jakiejś trudnej sytuacji... Czy gdyby nie była w swym krótkim życiu indoktrynowana katolickimi bajkami o niebie i gdyby wiedziała, że życie ma się tylko jedno, to czy też by tak postąpiła? A może wystarczyłoby jej odwagi i sił, żeby zawalczyć o swoje? Oto kolejny owoc watykańskich nauk. Stały czytelnik
Szkolna nietolerancja
sukces. Zdobyliśmy o sto procent więcej punktów niż na Euro 2008. Nie wygrywając żadnego meczu. Był natomiast zwycięski remis z rosyjskimi graczami, co odtrąbiono jako sukces pana trenera. Zdobyliśmy dwie bramki w 270 minutach, co daje dobrą średnią na mecz. Jest takie powiedzenie: odwrócisz tabelę, to Polska będzie na czele. Trzeba otrzymać godne wynagrodzenie za ten niebywały sukces. Dobrze, że nie płacą za żegnanie się, bo tu polscy piłkarze biją w rekord światowy. Gdy wchodzą na murawę, gdy schodzą, gdy się przewrócą, to zaraz dokonują znaku przynależności do katolicyzmu. Jednak ten znak jakoś nie uchronił naszej reprezentacji od zajęcia ostatniego miejsca w grupie. Premia za używanie tego znaku należy się kapelanowi naszych kopaczy futbolówki. Pan kapelan nic sobie z tego nie robił, mimo że nadużywano znaku religijnego nadaremno. Liczy się reklama znaku dla widzów, i to nie tylko z Europy. Niech widzą, że mierni ci nasi piłkarze, ale za to wierni. Ci sami piłkarze szykują się do jesiennych eliminacji mistrzostw świata... Marian Kozak, Siedlce
Imię jego Mahmed Mnożą się jakiś listy Kaczyńskiego osób zagrożonych, do tzw. odstrzału, a także spiskowe teorie na temat śmierci gen. Petelickiego, który miał grozić Tuskowi Trybunałem Stanu. Ja mam swoją teorię. Oto ona: Petelicki odkrył, że Tusk jest ukrytą opcją niejakiego Mahmeda Macierewicza, który z kolei jest ukrytą opcją talibów w naszym kraju (dla niepoznaki nosi oficjalnie chrześcijańskie imię) – jego rysy twarzy to, wypisz
19
SZKIEŁKO I OKO
wiedział więcej, to się z Wami podzielę. Mam kontakt z CIA poprzez Radio Maryja i Telewizję Trwam. To są z kolei ukryte opcje CIA w naszym kraju, a szefem delegatury jest Rydzyk, który kontaktuje się z szefem CIA poprzez Kobylańskiego. Zaznaczam, że moje dane są poufne, nie można ich rozpowszechniać, bo będą konsekwencje karne lub wpisanie na listę prezesa Kaczyńskiego – wybór należy do Was. A poza tym wszyscy zdrowi. J.F.
Parę postulatów Szanowny Panie pośle Palikot! Wieszanie kartek na drzwiach kościoła jest mało skuteczne. Moherencja będzie jeszcze bardziej atakować! Mam 76 lat i trochę na tym świecie widziałem i słyszałem. Oto parę postulatów z mojej strony: z Wprowadzić wreszcie dobrowolny system opodatkowania na rzecz wyznań religijnych – 0,3 lub 0,5 proc. Sprawa rozwiąże się sama i nie będzie potrzebna apostazja. z Opodatkować duchownych jak wszystkich innych obywateli. z Ukarać z całą stanowczością wszystkich pedofilów – w czarnych sukienkach i bez sukienek. z Wprowadzić kasy fiskalne w całym systemie wyznań religijnych. Skoro kierowca taxi musi taką mieć, to dlaczego nie proboszcz? z W komisjach sejmowych zająć się gospodarką i bezrobociem. z Postarać się o zmianę umów zwanych śmieciowymi. Jeśli choć część tych postulatów uda się wprowadzić, będę wiedział, że głosowałem na właściwych ludzi. Zdzisław z Piły
Chciałabym się odnieść do listu p. Justyny („FiM” 23/2012) pt. „Walczymy z nietolerancją”. Zgadzam się z jej wypowiedzią. Otóż 2 tygodnie temu zadzwonił mój 12-letni wnuk Daniel, bardzo zbulwersowany postawą katechetki. Od blisko 3 lat (po tzw. komunii) nie uczęszcza on na lekcje religii z własnego wyboru, a w jego klasie jeszcze trzy osoby nie chodzą na religię. Kiedy Pani prowadziła klasę na katolicki film, Daniel też musiał iść. Pani stwierdziła, że jest ochrzczony, tzn. wierzący, więc ma iść na film (ogłupiający). Nie liczy się zdanie młodego człowieka, tylko to, co oni myślą i mówią. Byłam tym zbulwersowana, ale co mogę zrobić? Mam nadzieję, że takich jak on – młodych i myślących ludzi – będzie w Katolandzie przybywać. Między innymi dzięki Wam i Waszej pracy. Czesława
zazdrosne itp. Myślę, że oferty matrymonialne, które Pan otrzyma, będą w większości podkolorowane. Nie daj Boże, żeby trafił Pan na kogoś w rodzaju Kazimiery Szczuki. To nie będzie nawet pół na pół. To będzie 80 proc. obowiązków dla Pana, a 20 proc. dla nowej żony. Kobiety stworzył nam Pan Bóg (wyjątkowo wredna bestia), żeby nas torturowały swoimi wiecznymi pretensjami o byle co. Słynne są powiedzenia kobiet o tym, jaką to sukienkę widziały w sklepie albo pierścionek u jubilera. I na to wszystko my musimy ciężko zapierdzielać! Czy nie lepiej poświęcić całą swoją energię na realizację misji, jaką sam Pan zapoczątkował, czyli walkę o w pełni świeckie państwo w Polsce? Życzliwy z Gdańska
Świeccy mistrzowie ceremonii pogrzebowej Państwo Borowikowie tel. 601 299 227
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej Mirosław Nadratowski tel. 721 269 207
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej Stefan Szwanke Włocławek tel. 604 576 824
Porady sercowe W 23 numerze „FiM” nasz naczelny antyklerykał Jonasz zamieścił w swoim komentarzu anons matrymonialny. Ogłosił publicznie, że szuka żony. Chce znów wstąpić w związek małżeński, zamiast cieszyć się i delektować otrzymaną wolnością. Drogi Panie Romanie, jako mąż swojej żony, z 30-letnim stażem, chciałbym przestrzec Pana przed pochopną decyzją. Przez kobiety w historii ludzkości były same problemy. Wiele wojen toczono z ich powodu. Janosik stracił życie przez kobietę. Kobiety z reguły są apodyktyczne, złośliwe, bezwzględne, nietolerancyjne,
Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy wszystkich do słuchania naszego radia w internecie na stronie www.faktyimity.pl. Półtoragodzinne audycje „FiM” nadawane są w czwartki i piątki od godziny 12. Redakcja
Księga Jonasza Wybrane komentarze naczelnego „Faktów i Mitów” z lat 2000 - 2010 w dwóch tomach.
WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki.
20
Z
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
końcem listopada 1939 roku decyzją władz francuskich siedzibę polskiego rządu przeniesiono z Paryża do odległego o 200 kilometrów miasteczka Angers, dawnej siedziby Andegawenów. Przeprowadzka spowodowana była nadmierną postawą roszczeniową polskiej administracji wobec strony francuskiej, do której zwracano się nad wyraz często z rozmaitymi i zwykle nieskoordynowanymi żądaniami. Jednak w Paryżu – w hotelu Regina, nieopodal Luwru – pozostała siedziba premiera i naczelnego wodza Władysława Sikorskiego. Ponieważ Sikorski postanowił zająć się sprawami wojskowymi, faktyczne rządy w Angers w jego imieniu sprawował profesor historii kultury Stanisław Kot – człowiek skory do intryg i spisków, znany również z niezwykle konfliktowego sposobu bycia oraz bezgranicznego oddania Sikorskiemu. Mówiono o nim „szara eminencja” i „zły duch”. Sikorski, uwolniony przez Kota od spraw rządowych, mógł się poświęcić kwestiom związanym z armią, aby skończyć z kuriozalną sytuacją wodza naczelnego pozbawionego wojska. Wydał w tym celu rozporządzenie skierowane do francuskiej i belgijskiej Polonii, zachęcające do zasilania nowo formowanej armii. Z kilkusettysięcznej polskiej populacji udało się powołać ok. 50 tysięcy żołnierzy, co było rezultatem raczej mizernym. Z nadzieją spoglądano więc za ocean, na kilkumilionową polską diasporę. Ze specjalną misją werbunkową pojechał do USA generał Józef Haller, jednak cała akcja skończyła się całkowitą klapą. Niechęć tamtejszych Polonusów, aby zaciągnąć się do armii Sikorskiego, miała wiele umotywowań. Niewątpliwie jednym z nich był silny kult marszałka Józefa Piłsudskiego w przeciwieństwie do antypiłsudczykowskiej polityki Sikorskiego. Siłą rzeczy podstawowym trzonem nowej polskiej armii byli żołnierze Polski przedwrześniowej, wciąż przybywający nad Sekwanę z Rumunii oraz Węgier. Francuzi oddali Polakom do użytku kompleks wojskowy w Coëtquidan (Polacy nazywali go koczkodanem) w Normandii. Warunki były bardzo ciężkie – żołnierzy lokowano w starych, często nieopalanych budynkach, a przy tym brakowało im też podstawowego wyposażenia – mundurów, butów, nie mówiąc już o nowocześniejszym uzbrojeniu. Pomimo wielu trudności, ostatecznie udało się sformować 1. Dywizję Piechoty (Dywizja Grenadierów) pod dowództwem generała Bronisława Ducha, 2. Dywizję Strzelców Pieszych (gen. Bronisław Prugar-Ketling) oraz 10. Brygadę Pancerno-Motorową, która pod dowództwem pułkownika Stanisława Maczka w całości przeszła przez Węgry. Natomiast z Polaków, którzy przedarli się przez z Rumunię i Turcję na kontrolowany przez Brytyjczyków Bliski Wschód, utworzono Brygadę
PAŃSTWO NA WYGNANIU (4)
Francuska katastrofa W zamyśle polskich kół rządzących Francja miała być tym krajem, który pokona Hitlera i wyzwoli okupowaną przez Niemców Polskę. Jednak potęga Paryża runęła szybciej niż skazana na porażkę i osamotniona Polska wrześniowa. Strzelców Karpackich pod dowództwem pułkownika Stanisława Kopańskiego. Klęska kampanii wrześniowej oraz polskie swary polityczne na emigracji spowodowały znaczny spadek notowań polskiego rządu na arenie międzynarodowej, czego wymiernym dowodem było niedopuszczenie Sikorskiego do pełnoprawnego udziału w Najwyższej Radzie Wojennej. Wielkim cieniem na pozycji Polski odbijał się też niejasny stosunek do ZSRR, z którym Polska nie była ani w stanie wojny, ani pokoju. Tymczasem na wiosnę 1940 roku ruszyła niemiecka ofensywa w Europie Zachodniej. Wojska niemieckie zaatakowały Norwegię oraz bez najmniejszych problemów zajęły Danię, Belgię i Holandię pomimo wsparcia tych państw przez siły alianckie. W obronie Norwegii wzięła udział nowo sformowana polska Brygada Podhalańska (gen. Zygmunt Szyszko-Bohusz), która walczyła w rejonie Bjerkwik, Ankens oraz w najcięższych walkach podczas zdobywania bazy morskiej Narwik. W walkach o Narwik zginęło ponad stu podhalańczyków oraz zatopiony został polski kontrtorpedowiec „Grom” z 66 marynarzami na pokładzie. Niestety, kilka dni po tym ważnym zwycięstwie siły alianckie zostały wycofane z Norwegii. Z początkiem czerwca wojska niemieckie w pełni zastosowały metodę blitzkriegu (wojna błyskawiczna). Wehrmacht potężnym uderzeniem znad rzeki Somme i Aisne zaatakował Francję. Kolumny wojsk niemieckich, w znacznym stopniu obchodząc legendarną linię Maginota, poprzez Szampanię i Burgundię
zaczęły szybko nacierać ku granicy szwajcarskiej. Wśród Polaków, którzy doskonale pamiętali podobny scenariusz z września 1939 r., zaczęła narastać panika, jednak Sikorski, wciąż bezgranicznie wierzący we Francję, nastroje te traktował jako sabotaż i zapowiedział ostre sankcje za „szerzenie defetyzmu”. W tym celu powołał nawet stanowisko pełnomocnika do spraw tłumienia paniki, który miał prawo – jak głosiła wykładnia – „zawiesić każdego urzędnika szerzącego zamęt”. Funkcję tę objął ksiądz prałat Zygmunt Kaczyński, wieloletni poseł chadecji, jeden z twórców Frontu Morges i zagorzały wróg sanacji. Oczywiście tym samym torem podążał rząd polski, gdzie niepodzielnie ton nadawał Stanisław Stroński – zastępca Sikorskiego. Rada Ministrów podjęła uchwałę stwierdzającą pełną wiarę w zwycięstwo Francji. Sytuacja na francuskim froncie stawała się coraz bardziej dramatyczna. Do połowy czerwca wojska niemieckie opanowały całą północną część kraju i wkroczyły do Paryża. Mimo to Sikorski wciąż powtarzał nieprawdziwe informacje, że sytuacja jest pod kontrolą, a z Ameryki wciąż napływają potężne dostawy najnowszego sprzętu lotniczego i pancernego. Ta bezgraniczna wiara we Francję nie mogła być poparta żadnymi argumentami, gdyż od początku kampanii Sikorski nie był dopuszczony do działań sztabu państw sprzymierzonych. Nie wiedział też, jak szybko we francuskim dowództwie dojrzała koncepcja kapitulacji. Losów kampanii nie odwróciła również zmiana na stanowisku głównodowodzącego siłami sprzymierzonymi,
gdzie w miejsce generała Gamelina wybrano generała Weyganda. Ten bohater Francji z I wojny światowej jeszcze 25 maja 1940 roku na tajnej konferencji w Pałacu Elizejskim zapowiedział, że nie widzi sensu dalszej walki i rozważał zaczęcie rozmów kapitulacyjnych z Niemcami. Sytuację próbował ratować nowo wybrany brytyjski premier Winston Churchill, proponując zawiązać unię brytyjsko-francuską. Jednak w połowie czerwca nowy premier Francji marszałek Petain wypowiedział znamienne słowa: „Trzeba poniechać dalszej walki”. Wybór Weyganda i Petaina rząd polski mylnie przyjął jako gwarancję prowadzenia dalszej wojny. Sikorski 10 czerwca opuścił Paryż i udał się w poszukiwaniu Weyganda, by przedstawić mu swój „zbawczy plan” użycia wojsk znad linii Maginota dla oskrzydlającego przeciwnatarcia. Niestety, wojska francuskie, o których myślał polski premier, były już rozbite. A Sikorski – zamiast organizować ewakuację do Anglii – błąkał się po Francji w poszukiwaniu Weyganda i wysyłał do polskiego rządu w Angres uspokajające wiadomości, aby „nie śpieszyć się z ewakuacją, gdyż sytuacja jest dobra i nadal się poprawia”. Na tym tle doszło nawet do scysji ze znanym z rozwagi prezydentem Władysławem Raczkiewiczem, który w ostrych słowach zażądał od Sikorskiego, aby „wyzbył się wreszcie swych dziwnych złudzeń” i jak najprędzej wracał, żeby przygotować ewakuację. Niestety, Sikorski, nawet jako Wódz Naczelny, nie miał żadnego wpływu na utworzone we Francji polskie wojsko, które z rozkazu
francuskiego sztabu zostało rozproszone i chaotycznie rzucane jako rezerwy wspomagające francuską armię. Pozbawiony dostępu do francuskich planów wojskowych nie umiał temu zapobiec, a skutki tych działań okazały się dla Polaków tragiczne. I Dywizja Grenadierów walczyła w Lotaryngii, staczając z Niemcami wielką bitwę pod Lagarde. W toku walk grenadierzy stracili 5200 żołnierzy (32 proc. stanu osobowego) i – co warto podkreślić – od tego czasu żadna polska jednostka wojskowa nie poniosła tak znacznych strat (nawet w demonizowanej dziś bitwie pod Lenino). 21 czerwca 1940 r. na skutek poniechania walk przez dowództwo francuskie dywizja została rozwiązana. Natomiast skierowana do obrony Alzacji II Dywizja Strzelców Pieszych starła się z Niemcami w rejonie Vesouls, jednak spychana przez Wehrmacht na południe przeszła na terytorium Szwajcarii, gdzie została internowana. Zaprzepaszczono również Brygadę Pancerno-Motorową, którą skierowano na front między Marną a Sekwaną, i tam – osaczona przez Niemców – musiała zniszczyć swój sprzęt. W rezultacie również została rozwiązana. Wielkim błędem Sikorskiego było również wysłanie do walki ewakuowanej z Norwegii i stacjonującej w bezpiecznej Szkocji Brygadę Strzelców Podhalańskich. Wyokrętowano ją, pomimo sprzeciwów dowódcy gen. Zygmunta Szyszko-Bohusza, w Bretanii, z której właśnie uciekali Brytyjczycy. Po kilku dniach ta doborowa polska jednostka została otoczona przez Niemców i w celu ratowania ludzi Bohusz podjął decyzję o rozwiązaniu oddziału (z 5 tys. żołnierzy do Anglii zdołało się wydostać raptem 167 osób). Piękną kartą w wojnie obronnej Francji zapisali się polscy piloci myśliwców, którzy zestrzelili około 50 samolotów Luftwaffe. Smutnym epizodem francuskiej kampanii było zatopienie przez Niemców polskiego okrętu podwodnego „Orzeł”. Tego samego, który kilka miesięcy wcześniej zasłynął brawurową ucieczką z portu w Tallinie, gdzie był internowany przez Estończyków, zmylił pościg i bez map, zabranych wcześniej przez Estończyków, bezpiecznie przepłynął przez kontrolowane przez Niemców cieśniny duńskie do Wielkiej Brytanii. W sumie w obronie Francji wystąpiło ok. 50 tys. polskich żołnierzy, lecz tylko około 20 tys. z nich udało się ewakuować do Anglii – reszta wojska poległa, została ranna i wzięta do niewoli albo internowana w Hiszpanii lub Szwajcarii. Odbudowana z tak wielkim trudem po tragicznym wrześniu 1939 polska armia poszła w rozsypkę. Jako jednostka ocalała jedynie stacjonująca w Syrii Brygada Strzelców Karpackich, która po opowiedzeniu się francuskiego dowództwa po stronie Vichy, ewakuowała się do brytyjskiej Palestyny. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Manipulacje wiarą ( 1) W związku z Pana artykułami na temat fałszywych proroków („FiM” 15–16/2012) mam pytanie: jaki powinien być stosunek chrześcijan do głośnego od lat Ruchu Wiary, który propaguje tzw. ewangelię sukcesu i kładzie nacisk na cudowne objawienia, prorokowanie oraz leczenie wiarą? Co sądzić o tak znanych postaciach jak Jane Dixon, Kathryn Kuhlmann, William M. Branham, Oral Roberts, Kenneth Hagin albo Benn Hinn? Czy ludzie wierzący rzeczywiście zawsze powinni być zdrowi i bogaci, jak twierdzi większość z nich? Zacznę od tego, że fałszywi nauczyciele i prorocy – świadomie lub nie – zawsze posługiwali się kłamstwem bądź niewłaściwą interpretacją Pisma Świętego. Pod tym względem aż do dnia dzisiejszego nic się nie zmieniło. Aby zatem odróżnić dobro od zła, fałsz od prawdy, przede wszystkim należy dogłębnie zapoznać się z „ewangelicznym Słowem prawdy” (Kol 1. 5). Chociaż bowiem Ruch Wiary głosi sporo prawdy, to jest ona wymieszana z herezją. Ta zaś działa jak trucizna. A jak wiadomo, nie trzeba jej wcale wiele, aby ulec zatruciu! Tak też pisał apostoł Paweł: „Czy nie wiecie, że odrobina kwasu cały zaczyn zakwasza?” (1 Kor 5. 6). Aby zatem uniknąć zwiedzenia, wierzący – bez względu na przynależność wyznaniową – powinni wzorować się na Berejczykach, o których czytamy w Dziejach Apostolskich. Co takiego ich wyróżniało? Po pierwsze – Berejczycy „codziennie badali Pisma” (Dz 17. 11). Nie byli to więc ludzie leniwi, ale codziennie dogłębnie rozważali Słowo (por. Ps 1). Najwidoczniej byli przekonani, że właśnie wtedy Duch Boży wprowadzi ich we wszelką prawdę i udzieli im coraz więcej światła. Słowo Boże traktowali jak pochodnię świecącą w ciemnym miejscu (Ps 119. 105; 2 P 1. 19), dzięki której coraz wyraźniej widzimy i rozpoznajemy szatańskie zamysły (2 Kor 2. 11; Dz 26. 18; Hbr 4. 12–13). Dlatego też i Izraelici od samego początku zobowiązani byli do tego, aby Boże przykazania zawsze mieć w pamięci, „przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając” (Pwt 6. 7), i nieustannie mieć je przed oczyma jako stały drogowskaz i znak. Po drugie – Berejczycy „przyjęli Słowo [głoszoną im ewangelię] z całą gotowością”. Byli więc ludźmi otwartymi, w przeciwieństwie do ludzi, którzy „odwracają ucho od prawdy, a zwracają się ku baśniom” (2 Tm 4. 4). Po trzecie – sprawdzali, czy to, co głosił im ap. Paweł, było zgodne z proroctwami dotyczącymi zapowiadanego Mesjasza.
Krótko mówiąc, kto chce wyrobić sobie właściwe zdanie o jakiejkolwiek doktrynie i mieć odpowiedni stosunek do rozmaitych trendów występujących we współczesnym chrześcijaństwie, m.in. do Ruchu Wiary i przeróżnych charyzmatycznych wizjonerów, powinien również – podobnie jak Berejczycy – „codziennie badać Pisma, czy tak się rzeczy mają”. Tylko bowiem gruntowna znajomość Biblii może zapobiec temu, „aby nie być jak dzieci, miotani i unoszeni lada wiatrem nauki przez oszustwo ludzkie i przez podstęp, prowadzący na bezdroża błędu” (Ef 4. 14). Co zatem można zaliczyć do błędnych nauk Ruchu Wiary? Przede wszystkim tzw. pozytywne wyznawanie i ewangelię uzdrowienia. Doktryny te uczą błędnego przekonania, że możemy stworzyć coś mocą swoich słów, podobnie jak Bóg. Przekonują, że nie powinniśmy mówić o rzeczywistym stanie swojego zdrowia, ale powinniśmy wyznawać (wmawiać sobie), że jesteśmy silni, zdrowi i bezpieczni. Kenneth E. Hagin pisze o tym tak: „Gdy rozprawiamy o naszych słabościach, czy chorobach, wtedy otwarcie wyznajemy, że Słowo Boże nie mówi prawdy i Bóg tego Słowa nie wypełnił. A co właściwie Bóg mówi o chorobach? On mówi: »Jego [Chrystusa] sińce uleczyły was« (1 P 2. 24). On także powiada: »On niemoce nasze wziął na siebie i choroby nasze poniósł« (Mt 8. 17)”. Nieco dalej dodaje: „Zamiast wyznawać, że On [Chrystus] wziął na siebie twoje słabości i choroby, byś ty nie musiał ich dźwigać, ty wyznajesz, że wciąż sam te choroby nosisz” („Dobry i zły sposób myślenia”, s. 36, 37). Nawet jeśli założymy, że Hagin ma dobre intencje, bo przecież nikt nie kwestionuje wartości pozytywnego myślenia, to jednak z trzech powodów nie sposób zgodzić się z jego twierdzeniem. Po pierwsze – dlatego, że samo pozytywne myślenie nie usunie chorób organicznych bez pomocy medycznej. Po drugie – Biblia nie zabrania mówić o swoich słabościach i chorobach. Nie każdy więc, kto to czyni, kwestionuje, że Bóg mówi prawdę. Po trzecie – powyżej
przytoczone wersety mówią raczej o naszych słabościach i chorobach w znaczeniu duchowym, na co wskazuje pełny tekst z Księgi Izajasza, który mówi: „Lecz on nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na siebie. A my mniemaliśmy, że jest zraniony, przez Boga zbity i umęczony. Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni” (53. 4–5). Nikt z wierzących nie kwestionuje więc, że proroctwo to wypełniło się w czasie pierwszego przyjścia Chrystusa. Kwestionuje się jedynie tendencyjną interpretację tego fragmentu. Choroby i cierpienia, o których czytamy – to bowiem nie tyle nasze fizyczne niedomagania, co nasze występki i nasze winy. To duchowe określenie naszych grzesznych problemów i duchowego uzdrowienia z niemocy grzechu.
czasami leczą, to jedynie pewne symptomy choroby, nigdy zaś nie wyleczą chorób organicznych. Nie mają więc daru uzdrawiania, a „leczą” wyłącznie za pomocą sugestii lub technik hipnotyzujących. Oto jak William Nolen, lekarz medycyny, opisał jedno z nabożeństw z udziałem zmarłej w 1976 r. Kathryn Kuhlmann: „Nabożeństwo dobiegło końca (…). Przed rozmową z panną Kuhlmann przez kilka minut obserwowałem ludzi w wózkach inwalidzkich. Wszyscy poważnie chorzy nadal pozostawali w wózkach (…). Gdy stałem na korytarzu i obserwowałem wychodzących z tak zwanymi beznadziejnymi przypadkami oraz gdy widziałem łzy rodziców prowadzących swoje dzieci do windy, życzyłem sobie, aby panna Kuhlmann była wtedy ze mną (…). Zastanawiałem się, czy naprawdę szczerze przeżywała radość »uzdrowionych« od bólu
Kenneth Hagin
Potwierdzeniem tego może być inny tekst z Księgi Izajasza, w którym czytamy: „Biada narodowi grzesznemu, ludowi obciążonemu winą, potomstwu złośników, synom wyrodnym! Opuścili Pana, porzucili Świętego Izraelskiego, odwrócili się wstecz. W co jeszcze można was bić, gdy nadal trwacie w odstępstwie? Cała głowa chora i całe serce słabe. Od stóp do głów nic na nim zdrowego: tylko guzy i sińce, i świeże rany” (1. 4–6). Poza tym warto dodać, że ilekroć Jezus uzdrawiał chorych, to zawsze czynił to w kontekście uzdrowienia duchowego – uwolnienia z grzechów. Co więcej, Jezus uzdrawiał wszelkie choroby (paraliż nóg, uschnięte ręce, ślepotę, trąd) za pomocą słowa lub dotknięcia, a jego uzdrowienia prawie zawsze były natychmiastowe, zupełne i trwałe (Mt 8. 8, 16; Mk 5. 25–34; Łk 5. 13; 17. 14; J 5. 9; 9. 1–7). Wzbudzał też z martwych (Mk 5. 22–24, 35–43; Łk 7. 11–16; J 11). Natomiast charyzmatyczni uzdrawiacze jedynie wpływają na chorych, każąc im wierzyć i wmawiać sobie, że są zdrowi. Jeśli
głowy czy artretyzmu, co miało rekompensować cierpienia odchodzących z uschłymi kończynami, z niedorozwiniętymi umysłowo dziećmi, z rakiem wątroby. Zastanawiałem się, czy ona naprawdę wiedziała o krzywdzie, jaką im wyrządziła (…). Co się tyczy uzdrowienia ciała, Kathryn Kuhlmann często powiadała: »Ja nie uzdrawiam, to Duch Święty uzdrawia przeze mnie«. Jak przypuszczam, są dwa powody, dla których panna Kuhlmann stale powtarzała to twierdzenie: po pierwsze, jeśli pacjent nie doznaje poprawy, winien temu jest Duch Święty, a nie Kathryn Kuhlmann; po drugie, nie ma żadnego pojęcia o uzdrawianiu i dlatego, obciążając za to odpowiedzialnością Ducha Świętego, na pytanie o uzdrawiające siły zawsze mogła odpowiedzieć: »Nie wiem. Wszystkiego tego dokonuje Duch Święty«” (John F. Mac Arthur, „Charyzmatycy”, Wydawnictwo „Słowo Prawdy”, Warszawa 1987, s. 186, 187). Co gorsza, winą obarcza się także samych chorych, którym zwykle zarzuca się brak wiary. Krzywda w tym przypadku jest jeszcze większa, bo
21
do choroby ciała dochodzi dodatkowo udręka duchowa. Poza tym bardzo często przekonuje się chorych, aby nie korzystali z pomocy medycznej… Ja sam słyszałem to na własne uszy. Byłem też świadkiem stosowanej przez charyzmatyków indoktrynacji, która polegała m.in. na wmawianiu chorym, że jeśli tylko mocno wierzą, na pewno zostaną uzdrowieni, ponieważ chrześcijanie nie powinni chorować. Jeśli zaś ktoś zachoruje, to wystarczy modlitwa o uzdrowienie, które należy przyjąć z wiarą, a następnie – niezależnie od objawów chorobowych – podtrzymywać swoje uzdrowienie, wyznając: „Jestem zdrowy”. „Sińce jego uzdrowiły mnie”… Oczywiście jestem bardzo krytycznie nastawiony do takiej „ewangelii”. Chociaż wierzę, że w szczególnych przypadkach Bóg może nas uzdrowić, to gdy jesteśmy chorzy, powinniśmy nie tylko powierzyć nasze zdrowie Bogu, ale również szukać pomocy medycznej. Świadczą o tym także słowa Jezusa: „Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci, co się źle mają” (Mt 9. 13). Poza tym, gdyby silna wiara była gwarancją trwałego zdrowia – jak twierdzą charyzmatycy – to dlaczego ap. Paweł nie został uzdrowiony (2 Kor 12. 7–10)? Dlaczego zostawił chorego Trofima w Milecie (2 Tm 4. 20), a choremu Tymoteuszowi zalecał naturalne sposoby leczenia (1 Tm 5. 23)? Pamiętam, jak podczas pewnego nabożeństwa (ok. 20 lat temu), będąc gościem w jednym z charyzmatycznych zborów, zwróciłem uwagę m.in. na powyższe przykłady, dowodząc, że to „ewangelia Chrystusowa jest mocą Bożą” (Rz 1. 16), a nie cuda (por. Łk 16. 29–31). Na niewiele się to jednak zdało, ponieważ przemawiający po mnie przełożony zboru miał nań zbyt duży wpływ i chyba zdołał przekonać słuchaczy, że „dzieci Boże nie powinny nigdy chorować, a jeśli chorują, nie powinny się z tą chorobą pogodzić, lecz powinny się jej przeciwstawić w imieniu Jezusa, a na pewno będą zdrowe”. Cóż, nie zawsze nawet najmocniejsze argumenty biblijne przekonają już przekonanych. Jednakże kilka dni po tym nabożeństwie jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności zachorowała żona wspomnianego pastora – prorokini zboru. Zachorowała na tyle poważnie, że nie pomogły ani modlitwy o uzdrowienie, ani pozytywne wyznawanie. Tak oto, chcąc nie chcąc, musiano wezwać pogotowie ratunkowe oraz skorzystać z tak krytykowanej wcześniej pomocy medycznej. Wniosek z tego może być tylko jeden: chociaż Ruch Wiary głosi absolutne uzdrowienie duchowo odrodzonych chrześcijan, rzeczywistość jest zupełnie inna. Poza tym nawet jeśli czasami uzdrowienia mają miejsce, nie oznacza to jeszcze, że pochodzą one od Boga (por. Mt 7. 22–23; 24. 24; 2 Tes 2. 9). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (93)
Ofiara „wyższych wartości” 7 lutego 2009 r. talibowie w makabryczny sposób zabili polskiego inżyniera – geologa Piotra Stańczaka. „Ścięliśmy głowę polskiemu inżynierowi, bo rządy Polski i Pakistanu nie przystały na nasze żądania” – oświadczyli terroryści. Piotr Stańczak urodził się w 1966 r. we wsi Potok koło Krosna na Podkarpaciu. On sam o sobie mówił, że jest introwertykiem, zaś swoje życie związał z przemysłem naftowym. Naukę zawodu rozpoczął w popularnej w Krośnie Naftówce, co było naturalne, gdyż okolice Krosna stanowią kolebkę światowego przemysłu naftowego. To przecież tu Ignacy Łukasiewicz jako pierwszy poddał destylacji ropę naftową i uzyskał naftę, potem zaprojektował lampę naftową, a w 1854 r. założył w Bóbrce pierwszą na świecie kopalnię ropy naftowej. Po ukończeniu technikum Stańczak poszedł na Politechnikę Krakowską, a po studiach rozpoczął pracę jako inżynier górnictwa, by związać się z firmą Geofizyka Kraków, należącą do PGNiG – największej w Polsce spółki zajmującej się poszukiwaniem i wydobywaniem gazu ziemnego i ropy naftowej. W krakowskiej Geofizyce Stańczak pracował kilkanaście lat. W sierpniu 2008 r. jako jeden z 18 członków personelu specjalistycznego tej
P
firmy ponownie wyjechał do bardzo ryzykownej pracy w Pakistanie. Zajmował się wykonywaniem zdjęć sejsmicznych dla jednej z pakistańskich firm paliwowych. Do uprowadzenia inżyniera doszło 28 września 2008 r. o 6 rano w okolicach miejscowości Pind Sultani, około 100 km od Islamabadu. Samochód z polskim geofizykiem ostrzelano, a towarzyszących mu trzech Pakistańczyków – kierowcę i ochroniarzy – sprawcy zabili. Do porwania Polaka przyznali się talibowie z Tehrik-i-Taliban Pakistan – ugrupowania będącego federacją talibskich oddziałów zbrojnych działających w Pakistanie. Stańczaka przeprawiono na drugi brzeg Indusu i ukryto w dolinie Tirah, a pod koniec roku przewieziono do Waziristanu Południowego – twierdzy talibów z Pakistanu i Afganistanu. Jeden z Polaków pracujących na kontrakcie tak opisał warunki pracy w Pakistanie: „W 2005 roku biały człowiek z Europy czy USA był jeszcze spotykany i akceptowany, teraz już praktycznie Europejczyków
od wpływem religii uważano świat zwierząt za pozbawiony rozumu, a więc również zachowań etycznych. Ale religia także w tej kwestii zawiodła. Większość religii i kościołów wywodzących się z tzw. tradycji abrahamicznej (judaizm, chrześcijaństwo, islam) nie ma głowy do etycznych zawiłości w kwestii traktowania zwierząt. Judaizm dawał im wprawdzie prawo do odpoczynku w szabat, jeśli mieszkały w gospodarstwie człowieka, ale więcej praw chyba już nie miały. W tradycji chrześcijańskiej tylko ckliwy Franciszek z Asyżu postawił je w roli „braci mniejszych”. Ale nie bardzo wiadomo, co by to miało znaczyć w praktyce. Zatem nie znaczyło w zasadzie nic, bo i sam nurt franciszkański traktowano jako niegroźne, pobożne szaleństwo. A w zasadzie raczej jak pożyteczne głupstwo – zawsze gdy ktoś powiedział, że Kościół jest bogaty i bezduszny, kler mógł pokazać na Franciszka: „Jak to?! My jesteśmy bogaci?! A jeden z nas, Franciszek, to był nawet dobrowolnym żebrakiem! I lubił ptaszki!”. Tylko tyle pożytku świat i zwierzęta mają z Franciszka. Odkąd nauka wyzwoliła się spod wpływów kleru (choć w Polsce nie tak do końca), odkryliśmy, że świat zwierząt i ludzi to biologicznie ten sam świat. „Bracia mniejsi” stali się znacznie więksi, niż sobie to kiedyś wyobrażaliśmy. Miewają nie tylko swoistą
na ulicach nie widać. Polacy, także z Geofizyki, wynajmowali mieszkania lub pokoje. Staraliśmy się unikać drogich hoteli, bo wbrew pozorom były jeszcze bardziej niebezpieczne; co kilka tygodni zmienialiśmy miejsce. Mnie chronili talibowie, co na początku dawało poczucie bezpieczeństwa. Później jednak zorientowaliśmy się, że oni również zamieszani są w różne walki czy nawet porwania i nie wiedzieliśmy, co o tym myśleć. Zaufania na pewno nie było. Zauważyłem wielką różnicę pomiędzy tym, co było w 2005 roku, a tym, co zastałem trzy lata później. Na pewno w tym kraju nie dzieje się coraz lepiej, a wręcz przeciwnie. Do demokracji im coraz dalej”.
Oczywiste jest, że uprowadzenie Polaka miało ścisły związek z obecnością polskich żołnierzy w Afganistanie. We wstrząsającym filmie nagranym chwilę przed egzekucją (polskie media pod presją rządu nie wyemitowały go), Stańczak skierował do polskiego rządu ostatnie przesłanie: „Powiem mojemu narodowi, ludziom z Polski, mojemu prezydentowi, mojemu rządowi, bo mój rząd wysłał za dużo wojska, za dużo żołnierzy do Afganistanu i krajów muzułmańskich. I chciałbym zakończyć tę walkę. Moje przesłanie dla mojego rządu Polski jest takie: nie wysyłajcie więcej wojska do krajów muzułmańskich. Bo muzułmanie będą z nim walczyć”.
Piotr Stańczak na chwilę przed egzekucją
kulturę, w tym język, ale również zachowania etyczne bardziej niż nam się wydaje odległe od tego, co nazywamy „instynktem”. Sama genetyka pokazała, z jak bardzo wspólnej gliny jesteśmy wszyscy ukształtowani. Zapewne katolicy powiedzą na to, że to
niekoniecznie będących krewnymi. Robiono na przykład badania na szczurach, które dążyły do wyswobodzenia swoich współbraci zamkniętych w klatkach. Warunek był jeden – szczur wyzwoliciel musiał być zżyty ze szczurem, którego nagle zamknięto w małej
ŻYCIE PO RELIGII
Bracia więksi nieważne, bo zwierzęta i ludzie nadal dzieli fundamentalna różnica – one nie mają duszy nieśmiertelnej. Problem polega na tym, że ta różnica istnieje wyłącznie w wyobraźni ukształtowanej przez Kościół. Nie ma żadnych powodów, aby oczekiwać, że jakaś część człowieka potrafi przetrwać ciało. Przecież nikt już chyba nie wierzy w to, że jakoś istnieliśmy, zanim nasze ciała powstały w ciałach naszych matek. Skąd zatem, poza chciejstwem, pomysł, że możemy istnieć, gdy ulegniemy fizycznemu rozpadowi? Badania nad etycznymi zachowaniami zwierząt są zaskakujące. Okazuje się, że nie tylko najlepiej mózgowo rozwinięte ssaki (naczelne i delfiny) potrafią troszczyć się o swoich bliźnich,
Niestety, rządy Polski i Pakistanu nie wykazały większego zainteresowania rozmowami z talibami. Terroryści w zamian za Polaka na początku domagali się od rządu pakistańskiego wypuszczenia ponad 100 więźniów, jednak w styczniu 2009 r. mówili już tylko o czterech. Polski rząd poniósł w tej sprawie dyplomatyczną klęskę. Kierując się „wyższymi wartościami” – w imię zasady, że „nie będzie negocjował z terrorystami” – nie wykazał chęci wykupienia inżyniera i w efekcie nikt nie negocjował uwolnienia go z rąk terrorystów. Najprawdopodobniej Stańczak zginął właśnie dlatego, że poczuli się oni zlekceważeni – wszak cechą charakterystyczną dla tego obszaru kulturowego jest negocjowanie ceny absolutnie wszystkiego, a tu chodziło dosłownie o głowę. Oświadczenie puszczone w eter przez premiera Tuska, że „Polska nie zapłaci okupu talibom za porwanego w Pakistanie krakowskiego inżyniera” i „nigdy nie będzie płatnikiem żadnych okupów”, było dyplomatycznym błędem. Wprawdzie nie było co liczyć na taki krok, jaki uczynił w 2004 r. rząd Filipin, który w zamian za uratowanie filipińskiego kierowcy wycofał z Iraku żołnierzy, jednak można było przynajmniej podjąć z talibami grę. W takim przypadku gra się bowiem nie tylko na zwłokę, bo przecież można wykorzystać negocjacje do śledzenia porywaczy i próby uwolnienia uprowadzanego, ale gdy staje się to niemożliwe, trzeba wynegocjować jak najniższy okup i go zapłacić. ARTUR CECUŁA
klateczce. Zwierzęta nie były zainteresowane klatkami, gdy były one puste, i nie chciały też wypuszczać stamtąd atrap przypominających szczury. Reagowały tylko na zwierzę bliskie sobie i wzywające pomocy. Byłby to dowód, że zwierzęta, nawet takie jak gryzonie, mogą działać motywowane empatią, bez oglądania się na jakąś formę fizycznej nagrody, na przykład w postaci pożywienia. Mało tego, potencjalny wyzwoliciel potrafi się dzielić pożywieniem z innym szczurem – jeszcze uwięzionym. Badania te opublikowano w jednym z ubiegłorocznych wydań prestiżowego „Science”. Znacznie wcześniej, przed półwieczem, robiono natomiast badania, które wykazały, że szczur potrafił rezygnować z pożywienia, którego zdobycie powodowało ból innego szczura. Nawet myszy stawały się bardziej wrażliwe na bodźce bólowe, gdy widziały cierpienie innych myszy. Rejestrowanie u zwierząt przypadków empatii i motywowanych nią działań ma także znaczenie dla oceny zachowań ludzi. Rozbija mianowicie stereotyp rozpowszechniany szczególnie przez ekonomistów, że każda nasza aktywność jest motywowana wyłącznie rachunkiem zysków i strat. Jak widać – różnie z tym bywa. Czasem do pomocowego działania wystarczy po prostu współczucie. MAREK KRAK
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
E
milio Altieri został papieżem po 5-miesięcznym konklawe, a jego wybór stanowił krótkotrwały kompromis (miał wówczas 80 lat). Wbrew oczekiwaniom Altieri żył jeszcze ponad 6 lat, a władzę w jego imieniu dyktatorsko sprawował zdeprawowany nepot. Był to już jednak schyłek zinstytucjonalizowanego nepotyzmu w Państwie Kościelnym. Altieri nie miał w swojej rodzinie
w negocjacjach z joannitami w sprawie zakupu od nich 100 niewolników, których ostatecznie udało się arcybiskupowi wymienić za drewno do budowy statków o wartości 10 tys. skudów. Z drugiej strony papieże sprzedawali niewolników, jeśli ktoś zaoferował godziwe wynagrodzenie. Zapewne ów 70-letni Turek uwolniony od wiosłowania na łodzi bojowej św. Piotra musiał być wdzięczny za ten akt miłosierdzia ze strony papieża.
OKIEM SCEPTYKA Ludwik XIV wykorzystał tymczasem wojnę, by umocnić gallikanizm, czyli autonomię francuskiego Kościoła wobec Rzymu. Przy końcu 1672 r. Zakon Rycerzy św. Łazarza został niejako upaństwowiony przez Francję i zaprzężony do służby wojskowej kraju, a na jego czele stanął, niemal na dwie dekady, minister wojny markiz de Louvois. Lazaryci przejęli wówczas majątki kilku innych zakonów działających na terenie Francji,
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (89)
Ostatnia nadzieja Klemens X (1670–1676) to kolejny papież, który odpowiada za zorientowanie polskiej polityki pod kątem interesów Kościoła i roli Polski jako „przedmurza chrześcijaństwa”. I to kosztem naszych interesów narodowych. pretendentów do roli nepotów mogących opanować władzę w Kurii, więc postanowił połączyć się z rodziną swojego kolegi, kardynała Paluzza Paluzzi degli Albertoni, którego adoptował, dodając mu swoje nazwisko i mianując kardynałem-nepotem. Paluzzo rychło dobrał się do władzy w szerokim zakresie, redukując sekretarzy stanu do zwykłych szyfrantów Jego Świątobliwości. Nie mniej sprawnie przejął wielkie bogactwa, jakie można wydobyć spod papieskiego stołka. Symbolem przepychu nepota stał się luksusowy Pałac Altierich w Rzymie, który rozbudował za ogromne sumy. W 1671 r. kardynał Altieri przeznaczył Koloseum do krwawych walk byków, lecz protesty ludności doprowadziły do wycofania się z tych rozrywek, co uczyniono w 1675 r. z okazji kolejnego Jubileuszu Roku Świętego. Zgodnie z odwieczną tradycją wyzwalano wówczas niewolników. W związku z tym 3 lipca papież wydał decyzję adresowaną do skarbnika generalnego Państwa Kościelnego o wyzwoleniu z galer papieskich czterech niewolników: Alego di Mustafa di Bona (65 lat), Giuseppe di Maumetto di Natolio (59 lat), Saina d’Asanne di Corone (70 lat) oraz Musę di Alemana di Salenichiego (58 lat). Na papieskich galerach niewolnikami byli na ogół Turcy lub Saraceni. Katolicka teologia moralna w owym czasie rozróżniała niewolnictwo sprawiedliwe od niesprawiedliwego (np. kiedy Żyd niewoli chrześcijanina). Niewolnictwo na papieskich galerach rozwinęło się w XVII w. Zachowały się dokumenty zamówień papieskich na zakup kontyngentów niewolniczych. I tak 8 lipca 1645 r. Innocenty X przekazał skarbnikowi generalnemu dyspozycję „zakupu stu tureckich niewolników”. W 1661 r. abp Neri Corsini, papieski skarbnik, pisał w imieniu Aleksandra VII do inkwizytora Malty, aby pomógł mu
Pontyfikat Klemensa X niemal w całości poświęcony był sprawom wojennym. Obok kupowania szmaragdów i diamentów do wykańczania luster papiestwo inwestowało wówczas w armaty, a dyplomacja papieska miała na głowie dwie wielkie wojny: przeciwko kalwińskiej Holandii (1672–1679) i z muzułmańską Turcją (1672–1676). Do wojny przeciwko Holandii szykowała się Francja. Choć marzeniem Klemensa było wciągnięcie Ludwika XIV w wojnę przeciwko Turcji, to potencjalny podbój Holandii też wypełniał radością papieskie serce. Mimo że cała Europa widziała w tym tylko francuski imperializm, który należało zatrzymać choćby i sojuszem ponadreligijnym, „ojciec święty” ochoczo dał się przekonać, że w istocie jest to „święta wojna”, której celem jest wyrwanie kalwińskiego chwastu, chętnie przygarniającego wszelkich wrogów Rzymu. Papież zorganizował specjalną procesję wstawienniczą za podbój Holandii i przestrzegł katolickich władców, by „małostkowo” nie próbowali przeszkadzać temu „dziełu Bożemu”. Ludwik XIV i admirał floty francuskiej Jean d’Estrées otrzymali nawet specjalne brewe dziękczynne. Ponieważ jednak inne kraje nie widziały żadnych świętości w wojnie holenderskiej, z czasem przemieniła się ona w wojnę Francji z koalicją hiszpańsko-austriacko-lotaryńską. 13 sierpnia 1672 r. papież napisał w instrukcji do nuncjusza hiszpańskiego, że może jedynie dziękować Bogu, jeśli Francuzom udałoby się pokonać Holendrów, z drugiej jednak strony gorzko ubolewa nad tym, że po stronie heretyków zaangażowali się katoliccy książęta, którzy powinni uderzyć na Turków. Jeszcze większy lament podniósł się w Rzymie, kiedy wojska cesarskie, zamiast walczyć z niewiernymi, połączyły się z wojskiem heretyków z Brandenburgii i pomaszerowały przeciwko Francji.
Michała Korybuta Wiśniowieckiego, któremu zarzucano homoseksualizm. Liderem potężnej opozycji był wówczas polski prymas Mikołaj Prażmowski. Oto jak pisze o tym Jasienica: „Nie wiadomo, czy prymas Prażmowski naprawdę myślał o królobójstwie. W każdym razie gadał o nim z posłem francuskim. Zmierzający do detronizacji spisek istniał na pewno. Głową jego był prymas, poczynający sobie jak warchoł najgorszego gatunku”. Cały kraj stanął u progu wojny domowej. Ten kryzys władzy wykorzystała Porta Otomańska, która w styczniu 1672 r. wypowiedziała Polsce wojnę. Papież poświęcił w tej intencji miecz i przekazał go królowi poprzez biskupa Chełmna Piotra Korycińskiego. Aby wlać wiarę i zapał w miecze, postanowił też beatyfikować Piusa V, współsprawcę jednego z największych pogromów Turków pod Lepanto. W połowie października wieść o upadku Kamieńca dotarła do Rzymu, gdzie niezwłocznie zebrała się narada wojenna. Aby zatrzymać pochód turecki, król Michał doprowadził 16 października do zawarcia pokoju. Papież oczywiście potępił układ, a katolicki historyk von Pastor nazwał tę ugodę „haniebnym pokojem bezmyślnego króla”. W listopadzie papież wziął udział
a rozwiązanych jednostronnie przez króla. Korona przejęła dochody z wakujących biskupstw i rozszerzyła prawo obsadzania wakujących beneficjów kościelnych. W marcu 1673 r. ukazał się edykt ministra finansów Colberta, który wprowadzał nadzór nad pieniędzmi wysyłanymi z Francji do Rzymu. 26 kwietnia papież wydał brewe protestacyjne, a przy okazji sformułował gorącą prośbę do króla o represje przeciwko francuskim hugenotom i jansenistom. Największym ciosem dla papieża było zawarcie przez Francję 5 czerwca 1673 r. konkordatu z Portą Otomańską. Kiedy bowiem Namiestnik Chrystusa montował w Europie świętą wojnę przeciwko Turcji, największa ówczesna potęga katolicka podpisała porozumienie o szerokiej współpracy z „wrogami krzyża”, które gwarantowało katolikom wolność religijną, swobodę pielgrzymowania do miejsc świętych, udogodnienia handlowe i inne. Oburzenie Rzymu było tak wielkie, że nawet Ludwik XIV narzekał, iż nie ma dnia, by papież w jakiś sposób nie atakował królewskiego au- Maryja w grafice „Bitwa pod Chocimiem” torytetu. w uroczystej procesji z bazyliki św. Papież stracił w końcu wiarę w poMarii ponad Minerwą do polskiego bożność króla i podjął starania o przekościoła św. Stanisława. Pod koniec kierowanie sił katolickich do wojny miesiąca przybył do Polski nadzwyz Turcją. Jednocześnie poprzez akt czajny nuncjusz wojenny, butny Franreligijny starał się przypomnieć władcesco Buonavisi, który przywiózł com katolickim, gdzie przebiega linia z Rzymu pierwsze pieniądze. podziału wojennego: w listopadzie dokonał beatyfikacji 19 zakonników Ponieważ sejm, przy wsparciu nun(tzw. męczennicy z Gorkum), którzy cjusza, odrzucił ratyfikację traktatu w 1572 r. zostali skazani na śmierć pokojowego, uchwalono jednocześnie przez kalwinów za prozelityzm. Nie środki na zaciąg armii. W kwietdało to żadnych rezultatów. niu 1673 r. Klemens X przyznał na cele wojenne w Polsce 10 tys. florePolska stała się ostatnią nadzieją Watykanu, a papież – głównym nów, czyli około 100 tys. zł, co wystrażnikiem kontynuowania wojny starczało na miesięczne utrzymanie turecko-polskiej. Połowa jego ponartylerii. Kardynał Benedetto Odetyfikatu przypadła na panowanie scalchi, późniejszy papież, któremu
23
Pius XII przyprawił aureolę, wysupłał dwa razy więcej, przekazując 20 tys. florenów. „Obrońca Wiary” Jan Sobieski odparł Turków, zwyciężając 11 listopada 1673 r. pod Chocimiem. Ponieważ przed wycofującymi się Turkami załamał się most na Dniestrze, co pozwoliło zakończyć starcie wielkim pogromem wroga, dopatrzono się interwencji Maryi w czasie bitwy. 23 grudnia w Bazylice św. Piotra papież celebrował uroczystą mszę na cześć zwycięskiej bitwy, której czuł się współsprawcą. Triumfujący Klemens X mógł się teraz czuć kontynuatorem nowo beatyfikowanego Piusa V. Pontyfikat bitwy pod Lepanto połączony został z pontyfikatem bitwy pod Chocimiem, a mennica papieska wypuściła wówczas okolicznościową monetę z Klemensem X na awersie i bł. Piusem V na rewersie. Modlącemu się Piusowi objawia się archanioł Michał z chorągwią turecką spod Lepanto, co nawiązywało także do nowej zdobyczy wojennej Watykanu. Rzymski malarz Lazarro Baldi dostał zlecenie na obraz ukazujący wizję zwycięstwa pod Lepanto. Nad bitewnym zgiełkiem nie mogło oczywiście zabraknąć Maryi z Dzieciątkiem. W ten sposób Klemens uświetniał swój triumf. Kiedy umarł król Michał, Watykan od razu włączył się w kampanię wyborczą. W styczniu 1674 r., po rozpoczęciu sejmu konwokacyjnego, papież wydał instrukcję przedelekcyjną dla polskiej hierarchii, a nuncjusz w swym wystąpieniu wezwał do wybrania „męża uduchowionego” i „dobrego katolika”, który potrafi walczyć z Turkami. Bynajmniej nie oznaczało to poparcia dla Sobieskiego, który miał jedną wadę: był liderem partii francuskiej w Polsce, dążącej do zakończenia wojny z Turcją. Rychło też przyszło uszczegółowienie instrukcji – pismo z watykańskiego Sekretariatu Stanu, datowane na 3 lutego, a adresowane do nuncjusza Buonavisiego. Wskazywało ono z nazwiska męża spełniającego wcześniej określone kryteria papieskie: był nim bratanek papieża Gaspare Paluzzi degli Albertoni Altieri. Tym razem nuncjusz jawnie przeciwstawił się tej kandydaturze, przekonując papieża, że wystawił za słabego konia. Papież zrezygnował więc z własnego kandydata. Kuria rzymska podjęła starania o finanse na kontynuowanie batalii i nałożyła na włoski kler specjalny podatek wojenny. Kiedy 20 maja na króla Rzeczypospolitej wybrano Sobieskiego, papież wysłał mu list gratulacyjny, w którym wzywał go, by jak najszybciej wznowił wojnę z Turcją. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Poskromić cholesterol Podwyższony poziom cholesterolu to jedno z najczęściej spotykanych zaburzeń zwiastujących poważne problemy związane z naszym układem wieńcowym. Wysoki poziom cholesterolu równa się zmianom miażdżycowym w naszym układzie krwionośnym – co do tego nie ma wątpliwości. Do niedawna medycyna klasyczna bez cienia wątpliwości winiła za taki stan rzeczy złe frakcje cholesterolu (LDL), jednak ostatnio coraz częściej słychać głosy, że „wysoki” cholesterol jest skutkiem, a nie przyczyną naszych kłopotów z naczyniami wieńcowymi. Według prof. dr. hab. nauk med. Waltera Hartenbacha aż 80 proc. ludzi leczonych z powodu wysokiego poziomu cholesterolu powinno zaprzestać tej terapii. Nadmierna redukcja stężenia poziomu cholesterolu we krwi może bowiem powodować ograniczenie wydolności fizycznej i psychicznej organizmu oraz przyczynić się do powstania zmian nowotworowych. W interesie pacjentów leży niepoddawanie się presji wywieranej na nich w celu leczenia lekami obniżającymi poziom cholesterolu. W wyniku celowej manipulacji, wykreowanej wokół cholesterolu przez przemysł farmaceutyczny w Niemczech w 2000 roku, ponad 20 milionów ludzi zgłosiło się na badanie poziomu cholesterolu we krwi pomimo braku jakichkolwiek wskazań zdrowotnych (W. Hartenbach, „Mity o cholesterolu”).
Podejrzane tabletki Czujecie się Państwo trochę oszołomieni takim podejściem do sprawy? Czyżby to znaczyło, że można pić i jeść wszystko, co nam wpadnie w ręce, wylegując się godzinami przed telewizorem, bez strachu o stan naszych arterii krwionośnych? Nic z tych rzeczy! Chociaż wysoki poziom cholesterolu nie niszczy naszych naczyń krwionośnych, to jednak wskazuje na ich złą kondycję. Ma on za zadanie naprawiać i „łatać” ubytki w nich powstałe, zapobiegając w ten sposób krwawieniom. Powstają one, kiedy naczynia krwionośne – w wyniku złej diety (brak w pożywieniu potrzebnej ilości witamin, minerałów i mikroelementów), stosowania używek (kawa, alkohol, tytoń), niehigienicznego
trybu życia pozbawionego aktywności ruchowej i stresu towarzyszącego naszemu współczesnemu życiu i pracy – z biegiem lat tracą swoją elastyczność. Wtedy powstają w nich szczeliny i ubytki, które organizm stara się wypełnić cholesterolem. Tezy te poparto obserwacjami dokonanymi u zwierząt, których poziom cholesterolu wielokrotnie przewyższa uznany przez lekarzy stan alarmowy, czyli 200 mg/dl. Taki, proszę Państwa, niedźwiedź ma poziom cholesterolu w granicach 600 mg/dl i jego układ wieńcowy ma się świetnie. Podobnie jest u większości zwierząt – one w ogóle nie chorują na miażdżycę. Wyjątek stanowią ludzie, małpy i... świnki morskie. Te trzy gatunki łączy brak możliwości syntetyzowania w ustroju witaminy C. Logiczne wydaje się więc, że niedostateczna podaż tej substancji może być odpowiedzialna za patologie w obrębie naczyń wieńcowych. Ściany naczyń krwionośnych człowieka zbudowane są z kolagenu (rodzaj białka), do którego produkcji niezbędna jest witamina C. Jej brak w organizmie człowieka objawia się m.in. szkorbutem i krwawieniami dziąseł, kiedy organizm nie produkuje wystarczającej ilości kolagenu. Choroby wieńcowe są zatem etapem przejściowym, w którym wątroba produkuje więcej cholesterolu w celu uszczelnienia naczyń krwionośnych, co z kolei skutkuje miażdżycą. Czy zatem syntetyczne leki obniżające poziom cholesterolu w przypadku zaawansowanej miażdżycy mogą powodować kolejne problemy zdrowotne? Wielu specjalistów podziela ten pogląd. Twierdzą oni, że statyny i fibraty (leki obniżające poziom cholesterolu) nie tylko nie zapobiegają chorobom serca, ale także same mogą stanowić zagrożenie dla zdrowia. Duży odsetek osób nimi leczonych odczuwa spadek sił witalnych, przewlekłe stany zmęczenia, problemy z libido, problemy z koncentracją, bóle mięśni oraz wydatne pogorszenie samopoczucia. Najprawdopodobniej ma to genezę w mechanizmie działania tych leków, prowadzącym do niedoborów koenzymu Q10 (bardzo ważna dla
Złogi miażdżycowe blokujące przepływ krwi
naszego zdrowia substancja, której braki przyczyniają się m.in. do niewydolności nerek, uszkodzeń wątroby, zaburzeń pracy serca, a także do zwiększonego ryzyka wystąpienia wielu schorzeń z nowotworem na czele). Zwolennicy tej teorii podają przykład leku Lipobay firmy Bayer, który został wycofany ze sprzedaży w związku z przypadkami poważnej niewydolności nerek spowodowanej tym farmaceutykiem. W samych Stanach Zjednoczonych lek ten spowodował śmierć co najmniej 100 osób, do sądów wpłynęło zaś około 10 tys. pozwów przeciw jego producentowi. Ciekawy był także fakt opublikowania w 2008 r. w Chicago raportu z badań klinicznych popularnego leku Vytorin, mającego obniżać poziom cholesterolu, który okazał się nieskuteczny. Kardiolog Roger Blumenthal, naukowiec z Johns Hopkins University, a zarazem rzecznik Amerykańskiego Stowarzyszenia Kardiologicznego, stwierdził, że w świetle najnowszych wyników badań lekarze nie powinni już więcej przepisywać Vytorinu oraz jego zamienników o takim samym składzie.
Ruch to zdrowie Uważam, że wszyscy samodzielnie myślący Czytelnicy wysnują trafne wnioski z powyższych informacji. Niestety, statyny będące substancjami czynnymi tych leków hamują syntezę cholesterolu, w wyniku czego wcale nie znikają złogi w naszych żyłach – mają one tylko inny skład: przeważa w nich wapń. Nic w tym dziwnego – organizm wciąż próbuje „łatać” ubytki żylne będące konsekwencją... No właśnie, czego? W tym miejscu dochodzimy do fundamentalnego pytania: co robić, aby zapobiec degeneracji naszych naczyń krwionośnych? Odpowiedź jest prosta, chociaż niektórych – zwłaszcza tych oczekujących „cudownej pigułki” – może rozczarować: prawidłowa dieta oraz regularna aktywność fizyczna. Naprawdę wystarczy zadbać o te dwa aspekty życia, aby pozbyć się poważnych problemów zdrowotnych. Nie chodzi tu o doraźne obniżenie wskaźników lipidowych,
żeby uspokoić nasze sumienie. Celem jest „naprawa” naszych naczyń krwionośnych, aby organizm nie musiał łatać ich złogami cholesterolowymi. Podstawą jest ruch! Już tylko 30 minut codziennego, amatorskiego uprawiania jakiegokolwiek sportu (w tym szybkiego marszu) przynosi wymierne korzyści. Zapominamy o tym, że to nie tylko trening mięśni, ale także serca oraz żył i tętnic. One także wówczas pracują, rozszerzają się, „gimnastykują”. Stają się „jędrne” i silne, a nie kruche i zwapniałe. Codzienna aktywność fizyczna nie pozwala także doprowadzić do powstawania zakrzepów krwi będących przyczyną udarów mózgu. Kolejną rzeczą jest walka ze stresem. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że gdy się zdenerwujemy, gwałtownie rośnie stężenie złego cholesterolu we krwi.
Ratunek w diecie Kolejnym etapem walki ze złogami miażdżycowymi jest odpowiednia dieta. Cały czas pamiętajmy, że ma ona służyć nie tylko doraźnemu obniżeniu poziomu złych lipidów w naszej krwi, ale przede wszystkim wzmocnieniu i odżywieniu naszego serca i arterii oraz dostarczeniu niezbędnych mikroelementów i witamin (przede wszystkim wspomnianej wcześniej witaminy C). Zaczynamy od tego, od czego musimy trzymać się z dala. Rezygnujemy z rafinowanego, białego cukru, białego pieczywa i skrobi. Ograniczamy spożycie tłustych mięs. Zastępujemy je rybami morskimi, owocami morza oraz białkami pochodzenia roślinnego – roślinami strączkowymi w każdej postaci. Unikamy smażenia, a tłuszcze spożywamy pod postacią oliw z pierwszego tłoczenia, serwowanych tylko na zimno w sałatkach czy też w surówkach. Absolutnie nie używajmy w kuchni margaryn bogatych w tłuszcze trans. Są one cichym zabójcą, bo w znacznym stopniu przyczyniają się do powstawania chorób serca i układu krążenia. Wywołują m.in. zapalenia w obrębie naczyń krwionośnych, co jest istotnym czynnikiem odkładania płytki
miażdżycowej. W ostatnich latach coraz więcej margaryn produkowanych jest w bezpieczny sposób, dzięki czemu nie zawierają niebezpiecznych kwasów tłuszczowych. Informacje o tym powinny być zawarte na opakowaniach, które warto czytać. Taką bezpieczną (lecz, niestety, drogą) margaryną jest „Benecol”. Także działające od lat zakłady tłuszczowe „Kruszwica” przygotowały linie zdrowych margaryn „Maestra”, które zawierają znikome ilości niebezpiecznych tłuszczy trans, a jednocześnie mają dość niską cenę. Należy jeść pieczywo razowe, pełnoziarniste, orkiszowe lub IG, wszelkie rodzaje kasz, orzechy oraz duże ilości warzyw i owoców. Te ostatnie najkorzystniej w postaci surowej. Im większa ilość błonnika w naszej diecie, tym mniej problemów. Korzystne jest także czerwone wino oraz sok z winogron. Zawierają one dobroczynne saponiny występujące także w soi oraz oliwie z oliwek. Nie bez przyczyny wielu sportowców wypija dziennie 2 łyżki oliwy z oliwek, znakomicie zastępującej tłuszcze zwierzęce (niezbędne w celu przyswajania niektórych substancji odżywczych) i pośrednio chroniącej nasz układ wieńcowy. Podczas posiłków należy popijać zieloną herbatę lub łykać jej ekstrakt w postaci tabletek. Pić powinno się co najmniej 2 litry czystej lub mineralnej wody dziennie, unikając wszelkich słodzonych, gazowanych napojów. Ostatnio błyskotliwą karierę robi wyciąg z karczochów. Badania na ochotnikach wykazały, że 12-tygodniowa suplementacja tego preparatu obniża poziom złego cholesterolu o 18 procent. Jeszcze bardziej skuteczny jest grejpfrut, którego biały miąższ zawiera pektyny „wymiatające” wręcz cholesterol z naszych żył. Ciekawą propozycją są sfermentowane na ryżu drożdże będące lekiem stosowanym od stuleci w Chinach. Preparaty z owych drożdży ryżowych zostały przebadane w 2009 r. na Uniwersytecie Kalifornijskim, gdzie wykazano, że dzienne spożycie 2,4 g tego produktu obniża poziom złego cholesterolu o 29 proc., trójglicerydów – o 37 proc., jednocześnie podnosząc poziom dobrego cholesterolu o 20 proc. W Polsce można kupić preparat o nazwie Cholestin wyprodukowany właśnie na bazie sfermentowanych drożdży ryżowych. Rezultaty są spektakularne, jednak drożdże te zawierają lowostatynę, zatem ich przyjmowanie może się wiązać z niebezpiecznymi skutkami ubocznymi – zaburzeniami mięśniowymi, bólami głowy, problemami z układem trawiennym itp. Dlatego podstawą w profilaktyce oraz leczeniu stanów miażdżycowych są przede wszystkim regularny ruch oraz właściwa dieta. Opisywane w tym akapicie suplementy są wtórne w stosunku do zdrowego trybu życia i mogą tylko wspomagać usuwanie istniejących złogów miażdżycowych. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
R
ządowy ZIS 110, w którym jechali Nikita Chruszczow, Władysław Gomułka oraz Edward Gierek, mimo zamachu zdołał się bezpiecznie oddalić. Gdyby powiódł się plan Stanisława Jarosa, skromnego elektryka pracującego w miejscowej kopalni, losy Polski i świata potoczyłyby się inaczej. Jaros urodził się w 1932 roku w robotniczej rodzinie mieszkającej w Sosnowcu-Zagórzu. W wieku 15 lat rozpoczął pracę w sosnowieckiej fabryce kotłów. Tam zetknął się z materiałami wybuchowymi, które najwyraźniej silnie zaabsorbowały wyobraźnię młodego chłopaka. Wkrótce został przyłapany na próbie kradzieży z zakładu około stu nabojów do karabinu. Czasy były niespokojne – trwała wówczas w Polsce wojna domowa z poakowskim podziemiem, a fabryka, w której pracował Jaros, świadczyła usługi na potrzeby wojska, była więc na wpół zmilitaryzowana. Młodemu robotnikowi mógł grozić surowy wyrok, jednak sąd obszedł się z nim bardzo łagodnie, skazując go raptem na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu. Po tych przejściach Jaros podjął pracę w kopalni, gdzie mógł wreszcie w legalny sposób dać upust swojej pasji, gdyż jako elektryk zajmował się detonacją kopalnianych wyrobisk. Jednak najwyraźniej to mu nie wystarczało, gdyż nadal kradł materiały wybuchowe i potajemnie realizował swoją piromańską pasję. Wysadził w powietrze między innymi koparkę, skrzynię połączeń semaforowych, słup wysokiego napięcia i transformator w kopalni „Kazimierz” oraz – w pobliskiej Dąbrowie Górniczej – stację benzynową. Oczywiście nie uszło to uwagi milicji, która łączyła te przypadki, jednak przyjmując hipotezę, że eksplozje były wynikiem sabotażu, za którymi stoi jakaś antykomunistyczna
PRZEMILCZANA HISTORIA
Zamachy na Gomułkę organizacja. By do niej dotrzeć, bezpieka jako przynętę założyła fikcyjną organizację antypaństwową, licząc, że piroman się z nimi skontaktuje. Jednak Jaros, którego działanie podyktowane było zgoła
Gomułką oraz gospodarzem wizyty – sekretarzem wojewódzkim PZPR w Katowicach Edwardem Gierkiem. Około godziny 14.30 konwój zatrzymał się nieopodal miejsca, gdzie Jaros umieścił potężny
15 lipca 1959 roku, podczas obchodzonych z wielką pompą uroczystości 15-lecia PRL, przez ulice Sosnowca przejeżdżała limuzyna, z której ważnych trzech pasażerów pozdrawiało licznie zebraną publiczność. Nagle eksplodował ładunek wybuchowy. innymi pobudkami, ani myślał bawić się w politykę. Najwyraźniej też przestało mu już wystarczać detonowanie anonimowych obiektów i zapragnął spowodować taką katastrofę, która – dosłownie – „wstrząśnie światem”. Kiedy w lipcu 1959 roku z wizytą do Polski przybył radziecki przywódca Nikita Chruszczow, Jaros postanowił spełnić swoje marzenie, czyli dokonać spektakularnej detonacji. Okazja stawała się tym bardziej kusząca, że Chruszczow miał gościć w jego rodzinnym mieście – Sosnowcu. Z kopalni, w której pracował, Jaros wykradł 10 kilogramów amonitu (materiał wybuchowy używany w górnictwie) i wraz z zapalnikiem elektrycznym umieścił go w przydrożnej lipie przy ul. Armii Czerwonej (obecnie Braci Mieroszewskich) – w miejscu, gdzie miał nastąpić postój rządowej delegacji. Oficjalna delegacja zgodnie z planem po spotkaniu z robotnikami Zagórza udała się do centrum Sosnowca. Wśród kolumny samochodów jechała limuzyna ZIS z Chruszczowem, pierwszym sekretarzem PZPR Władysławem
ładunek wybuchowy. W feralnym miejscu nastąpiło krótkie spotkanie partyjnych notabli z mieszkańcami i kiedy samochody ruszyły, Jaros zdetonował ładunek. Eksplozja nie była zbyt silna, a konary drzewa zraniły przypadkową osobę.
Sprawa zamachu nie przedostała się do szerokiej opinii publicznej, a oficjalna wersja głosiła, że był to wypadek. Milicja uruchomiła jednak śledztwo, które ostatecznie nie przyniosło rezultatów. Oczywiście na linii Warszawa–Moskwa nastąpił dyplomatyczny zgrzyt, gdyż strona rosyjska obwiniała polskich przywódców o niedostateczne zabezpieczenie wizyty Chruszczowa. Jaros bynajmniej nie zniechęcił się do swojej piromańskiej działalności, a kiedy dowiedział się o kolejnej wizycie Gomułki w Sosnowcu, postanowił spróbować jeszcze raz. 3 grudnia 1961 roku pierwszy sekretarz PZPR z okazji Barbórki przybył na Śląsk, gdzie między innymi otwierał nową kopalnię „Porąbka”. Nieopodal kopalni przy ul. Krakowskiej Jaros ukrył w przydrożnym słupku (kilkaset metrów od miejsca
Nikita Chruszczow i Władysław Gomułka
25
zamachu sprzed 2 lat) opancerzony ładunek melinitu, który po zdetonowaniu miał wytworzyć grad odłamków (w miejscu tym miało stać wiele przypadkowych osób!). Około południa rządowa delegacja opuściła kopalnię i kiedy była w pobliżu zasadzki, Jaros zdetonował ładunek. Eksplozja była tak silna, że z okolicznych domów wyleciały szyby, a finał akcji był tragiczny. Kawałki metalu zabiły przypadkowego mężczyznę oraz ciężko raniły 13-letnią dziewczynkę (została częściowo sparaliżowana). Odłamki uszkodziły też rządową limuzynę, jednak według niektórych wersji Gomułka, obawiając się zamachu, jechał w rzeczywistości w innym samochodzie i zupełnie inną trasą. Tym razem nie było już przelewek i nad złapaniem zamachowca pracowali najlepsi milicjanci w kraju. Zespół biegłych po zbadaniu bomby oraz sposobu i miejsca podłożenia ładunku ustalił, że sprawcą zamachu prawdopodobnie jest osoba mieszkająca w pobliżu miejsca wypadku, zorientowana w elektrotechnice oraz mająca dostęp do materiałów wybuchowych. Wytypowano około pięćdziesięciu podejrzanych, wśród których był i Jaros. 8 grudnia 1961 roku podczas przeszukania jego domu milicjanci odkryli materiały służące do przygotowania bomby. Jaros został aresztowany, jednak w toku śledztwa – choć przyznał się do zamachów – nie bardzo umiał wyjaśnić motywy swojego działania. Mówił, że od lat pasjonuje się materiałami wybuchowymi i chciał zrobić coś takiego, żeby było o nim głośno. Po trwającym rok procesie 1 stycznia 1963 roku Sąd Wojewódzki w Katowicach skazał Stanisława Jarosa na karę śmierci. Zamachowca powieszono cztery dni później. Obecnie niektóre środowiska próbują przypisać działalności Jarosa cechy „patriotyczne”. PAWEŁ PETRYKA
FUNDACJA „FiM” Fundacja pod nazwą „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”, ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: chorym, samotnym, uzależnionym, niepełnosprawnym, bezdomnym, dzieciom i młodzieży z domów dziecka. A także pomagać w upowszechnianiu edukacji, kultury i zasad współżycia z ludźmi. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291, KRS 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
26
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Sprawy i sprawki, czyli Doda i Kalina III RP mieni się kontynuatorką I, a zwłaszcza II RP. Od PRL się odcina. Z obrzydzeniem i zgodnie z zasadą, że najbardziej nienawidzimy tych, którym coś zawdzięczamy. Oczywiście – im więcej zawdzięczamy, tym niechęć większa. Właśnie dlatego tylu kmiotów, którzy dzięki ludowej ojczyźnie doświadczyli społecznego awansu, zdobyli wykształcenie, zawód, pozycję, mieszkanie, syrenkę, poloneza albo i fiata, zionie niechęcią do minionego ustroju. Dobrze wiedzą, że w II RP byliby nikim. Jak dziadowie i ojcowie gnieździliby się na wsi, obrabiali swoje dwie morgi lichej ziemi i pańskie hektary, paśli krowy, owce, gęsi. Kupowali naftę, ciemną sól, machorkę i zapałki, które dzieliliby na czworo. Z dobrobytu, o którym teraz majaczą. W najlepszym razie skończyliby cztery klasy, nauczyli się czytać, pisać i rachować. To nie przelewki, tylko ideał Polaka katolika według marszałka Stelmachowskiego. Starał się go wcielać w życie jako minister edukacji (1991–1992), ale na szczęście urzędowanie zakończył po niecałych sześciu miesiącach, wraz z upadkiem rządu Olszewskiego. Za dużo złego nie zdążył zrobić. Przeszedł do historii jako staruch wygrażający nauczycielom laską. Ot, pańskie maniery rodem z przedwojennej, a może nawet przedrozbiorowej Polski.
III RP w sferze obyczajowości i kultury jest w rzeczywistości nieodrodną córą PRL, którą się tak brzydzi. W dodatku spłodzoną w mentalnym uścisku stalinowsko-gomułkowskich czasów. Tak jak i wówczas, w dzień Trzech Króli lud pracujący miast i wsi ma wolne, lekcje religii odbywają się w szkole, aborcja jest karalna, a obrażanie uczuć religijnych niedopuszczalne. Seksualizm, a tym bardziej homoseksualizm, jest naganny. Podstawową komórkę społeczną wciąż stanowi rodzina, w której mąż jest głową, a matka Polka szyją. Wszelkie ekscesy, także artystyczne, są źle widziane. W PRL-u uosobieniem zła i rozwiązłości była Kalina Jędrusik, w III RP – Doda. Są seksbombami swoich czasów. Obyczajowymi skandalistkami, które naruszają obowiązujące zasady i pokazują zbyt wiele. Zarówno ciała, jak i swobody. Dysząc erotyzmem, zakłócają drobnomieszczański spokój. Kalina, w obcisłej czarnej sukni, z ogromnym dekoltem odsłaniającym obfite piersi, pomiędzy którymi wisi złoty krzyżyk, jest nie
do zniesienia dla gomułkowskiej, siermiężnej do bólu władzy. Za obrazę moralności dostaje zakaz występów w telewizji. Doda też drażni wszystkich. Sposobem bycia, bogactwem, niepohamowaniem w wyrażaniu opinii. W odróżnieniu od polityków posiadających immunitet, można ją sądzić. Właśnie została prawomocnie skazana na 5 tysięcy złotych
grzywny za stwierdzenie, że nie wierzy w Biblię napisaną przez „naprutych winem i palących jakieś zioła”. Podobno te słowa obrażają uczucia religijne. Na pewno wyrok skazujący kompromituje polski wymiar sprawiedliwości. Wynika z niego bowiem, że Biblia i/lub jej autorzy są przedmiotem kultu religijnego. Najwyraźniej to jakiś nowy kult, dopiero co odkryty przez sędzię. Warto poznać i zapamiętać jej nazwisko (Agnieszka Jarosz), bo niedługo może zostać
Idioci i fetyszyści 25 proc. – dokładnie tylu Polaków, w reprezentatywnej grupie indagowanej przez jeden z instytutów badawczych, wierzy, że tragiczny lot rządowego Tu-154 był tragiczny, ale z powodu zaplanowanego i przeprowadzonego z zimną krwią zamachu. Dane statystyczne mówią, że w państwach Europy liczba kompletnych kretynów waha się pomiędzy 3 a 5 proc. całości populacji w wieku 18–60 lat. Kretyni to ci, którzy nikomu i niczemu nie wierzą, wszędzie natomiast upatrują spisku i wiedzą na przykład, że gen. Petelickiego sukcesywnie podtruwano, by finalnie wypalić do niego z haubicy. Takich jest w naszym kraju 25 proc. Miło, wszak znów jesteśmy najlepsi – tym razem w całkowitym zidioceniu. Większość z idiotów to twardy elektorat PiS-u, hardkorowcy z moherkorps Rydzyka i wszelkiej maści popaprańcy typu starzejącego się Janusza Korwin-Mikkego, któremu już nawet kibice mówią: „Spieprzaj pan stąd!”. No, ale pan Janusz niczego się nie wstydzi, bo już coraz mniej rozumie. Każdy ma jakiś fetysz lub fetysze. W przestrzeni okołopolitycznej tym fetyszem jest oczywiście władza lub jej pragnienie, czego emanacją jest mandat parlamentarzysty. Przyzwyczaiłem się już do tego, że moi liczni
koledzy tracą kontakt z rzeczywistością, jak tylko na Wiejskiej zakotwiczą – wszak do polityki idą ludzie o słabych kręgosłupach. Gdyby je mieli, i to zbudowane z jakiegoś solidnego materiału, to nie kończyliby w tak żenujący sposób (koniec człowieka to zazwyczaj początek parlamentarzysty – oczywiście z nielicznymi wyjątkami). W związku z tą stale potwierdzającą się prawidłowością coraz bardziej zastanawia mnie, po której stronie plasują się lewicowi politycy, jak również ludzie udający lewicowych polityków, no i w związku z tym także ich wyborcy: czy to zwykli idioci, czy raczej fetyszyści podniecający się marmurami z Wiejskiej? Uważna obserwacja skłania do wniosku, że to towarzystwo mieszane, z przewagą fetyszystów. Ufff! Właściwie odetchnąłem, wszak dość idiotów po prawej stronie i w centrum. Co zatem dalej? Dalej właściwie niewiele. No, może poza tym, że ostatnio Ruch Palikota powrócił do kwestii sejmowego krzyża – na szczęście tym razem już w nieco bardziej rozsądny sposób. Rozsądny oznacza tyle, że Ruch wystąpił przeciwko Sejmowi, chcąc ochrony dóbr osobistych. Tym dobrem jest zdjęcie krzyża lub jego „niewiszenie” w sali obrad. Cały czas obawiam się, że ta figura prawna jest tylko przypadkiem (sezon ogórkowy za chwilę – jak nie
tak, to inaczej ten krzyż w mediach pokażemy), choć mogłaby się stać doskonałym przyczynkiem do fundamentalnej zmiany prawa w materii obrony tzw. uczuć religijnych. Otóż niedawno artystka Rabczewska (pseudonim operacyjny: Doda) została skazana przez sąd za obrazę takowych uczuć właśnie. W swojej własnej opinii sąd zrobił to, do czego zobowiązuje go prawo. Niby racja, jednak od parlamentarzystów z lewej strony Sejmu oczekiwałbym w tym momencie swoistej refleksji, szczególnie gdy występują do sądu, chcąc ochrony dóbr osobistych w takiej czy innej sprawie. Zestawienie kwestii sejmowego krzyża w takim właśnie kształcie prawnym ze sprawą artystki Dody pokazuje wyraźnie, czego sąd w przypadku wokalistki nie zrobił, a czego powinni domagać się parlamentarzyści: Konstytucja RP gwarantuje obywatelom wolność poglądów, sumienia i wypowiedzi, zatem sąd winien był w tym przypadku zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego z pytaniem czy zapis o obronie uczuć religijnych jest zgodny z Konstytucją. Zgodność ta powinna dotyczyć dwóch kwestii: po pierwsze – wolności wypowiedzi (bez względu na to, czy wypowiedź zostanie uznana np. za chamską, bo to nie sprawa dla sądu), po drugie – faktu, że w Kodeksie karnym świeckiego państwa funkcjonuje
powołana przez Gowina na wiceministra. W uznaniu zasług dla Opus Dei, a ku chwale rządu Tuska, którego Doda w czasie wyborów popierała. Nawiedzeni katole stale próbują przyłożyć różnym artystom, gdyż nienawidzą wszystkiego, czego nie rozumieją, a rozumieją niewiele. Polski Kodeks karny stwarza im wręcz nieograniczone możliwości, pozwalając skazywać za obrazę uczuć religijnych. Dokładnie nie wiadomo, co to takiego i czym się to je, ale każdy pretekst jest dobry, by chłostać biczem bożym. Pod tym względem ustępujemy tylko prawu koranicznemu. Dotychczas prokuratura i sądy, jeśli nie pierwszej, to drugiej instancji, wykazywały więcej rozsądku i znajomości prawa. Nergal, Nieznalska i wielu innych się uchowało. Doda ma szansę wygrać dopiero w Strasburgu. Od kilku dni w kolejce na skazanie czeka Kora Jackowska. Dla odmiany – za posiadanie 3 gramów marihuany. Jak Doda, ma szansę nawet iść siedzieć. Chyba że prokuratorzy i sędziowie pójdą. Po rozum do głowy. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
zapis żywcem wyjęty z XVI-wiecznego prawodawstwa kanonicznego. Pierwsza kwestia to podstawa państwa demokratycznego, a druga to kwestia jego świeckości, bo takim ponoć państwem jest Polska. Uczucia religijne są dobrem osobistym i jako takie mogą podlegać ochronie – uwaga – ale tylko z oskarżenia cywilnego. Jeśli Kowalski czy Nowak poczuje, że jego uczucia religijne zostały urażone, niech idzie do sądu. Niech państwo przestanie wyręczać Kowalskiego. Chciałbym, żeby zarówno Ruch Palikota, jak i SLD poważnie potraktowały tę kwestię. Ja opisałem, jak można przeprowadzić taką debatę, szczególnie że połączenie kwestii zdjęcia krzyża sejmowego z wnioskiem o ochronę dóbr osobistych jest całkiem nośną strawą dla mediów. Rozgrywając to na poważnie, można też doprowadzić do poważnej debaty w tej materii. Ale żeby to zrobić, trzeba być umiarkowanym fetyszystą władzy i właściwie trzeba też przestać być idiotą. Życzyłbym sobie więc, żeby ci, których coraz częściej mam za idiotów, okazali się tylko klaunami robiącymi sobie ze mnie jaja. Aby byli mądrzy i sprawni jak cały Episkopat w walce o mamonę. Wtedy ja wyjdę na kretyna, a parlamentarzyści z lewa nie. Dla Polski znacznie lepszym wyjściem jest to, żeby tylko autor tego felietonu był rzeczywistym idiotą, czego Państwu i sobie życzę, mając jednocześnie świadomość, że psie głosy (np. mój) zazwyczaj pod niebiosa nie dochodzą. Niestety. KUBA WĄTŁY
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
Znaleziono na www.demotywatory.pl
KRZYŻÓWKA Krzyżówkę rozwiązujemy, wpisując po DWIE LITERY do każdej kratki Poziomo: 1) serdaczek z mleka, 4) budowniczy piramid, 8) król na deskach, 9) druha słucha, 11) wymagają spłaty, 13) gorzkie śpiewanie przy plebanie, 15) psiapsióły gaduły, 16) ... do wody, chlup, 17) pobór, ale nie do wojska, 19) co się zrobi z kibola wśród górali na hali?, 20) zgubny święty, 21) tam rozpusta we wszystkich domach, 23) mają ogromne dzioby dla ozdoby, 26) służący w kościele, 29) bogacze z farszem ze złota, 30) modlą się i palą świeczki, 31) tym dla niego Astana, czym dla Jemenu Sana, 35) świadczy o czymś, 36) dbanie przez nianię, 39) wymaga dobrego sprawowania, 41) kto go ma, ten ucieka, gdzie pieprz rośnie, 42) z niego miała chłopca krakowianka jedna, 44) nie zna się na rzeczy, 45) nie Armani, ale o nim także marzy każda pani, 46) zarobiony, lecz nie zmęczony, 48) dla grzeszników z arki, 49) gdy z nieba spadnie, to wybije, co popadnie, 50) auta z topless, 52) szczęśliwy numerek wśród cyferek, 53) smród od niego może mniej. Pionowo: 2) z tymi oprychami nie pogadasz czule, 3) belką z szabelką, 5) wszystkie pozjadała osoba przemądrzała, 6) kompozytor znany, w klubach i pubach, 7) Kijowa mieszkanka, 10) kiszka zjadana przy szybach, 12) chudzielec w Watykanie, 14) sięgają do apteczki jak pijak do flaszeczki, 15) mówi, ile powietrza jest we wnętrzach, 16) wody nim nie nabierzesz, 18) pseudo Stalina z SOS, 20) dziewczyny z sawanny, 22) koło Kuby, lecz nie Jakub, i nie Michał, 24) filozoficzne oszukiwanie, 25) miasto ze zbędnych, 27) ma wielkie oczy, 28) mistrzostwo świata, 32) przykład awanturnika z prozaika, 33) jak sfaulują, to napastnik leży, 34) pracuje w dużej rurze, 35) co też krowa w pysku chowa?, 37) klatka bez krat, 38) o widoku ze stoku, 40) ma szablę tuż przy fajce, 43) miejsca brak na jej babskie łzy, 45) na głowie opaska, cała w blaskach, 47) Macedończycy o swej stolicy, 49) zamek w ogrodzie, 51) na to łapownik nieźle zarabia.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
– Tak się wczoraj uśmiałam w tym teatrze, że mało nie umarłam – mówi teściowa do zięcia. – Słyszałem, że dzisiaj grają na bis... ~ ~ ~ Blondynka na ulicy pyta przechodnia: – Która jest godzina? – Za piętnaście siódma. – Ja się nie pytam, która będzie, tylko która jest teraz… ~ ~ ~ Rozmawiają dwie blondynki: – Zdawałam wczoraj test na IQ. – Ojej, co dostałaś? – Piątkę… ~ ~ ~ Przychodzi blondynka do lekarza: – Pamięta mnie pan? – Jak mogłem panią zapomnieć. Była pani u mnie wczoraj. Chyba przepisałem pani krople do oczu. – No właśnie. Zapomniałam zapytać, czy mam je brać przed, czy po jedzeniu… ~ ~ ~ Gazdowska rozmowa. – Staszek, cy twój konicek kurzy fajkę? – Nie. – No, to ci się szopa pali. ~ ~ ~ Sprawa w sądzie. Sędzia pyta oskarżonego górala: – Zawód? – Optyk mechanik. – Co? – Optyk mechanik! – A co pan robi? – Optykam chałupy mchem... 1
3
2
4
5
8
7
9 13
12
11
14
18
17
15
16 4
22
25
23
26
27
32
36 7 2
45
46
43
42
47
49
48
50
52
38
37
41 6
44
1
33
35 40
8
28 30
31
39
20
24
5
34
10
19
21
29
6
51
53 3
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – dokończenie telefonicznej rozmowy dwóch kumpli: – Wpadaj do mnie, są dwie znajome, zabawimy się. – Ładne? Ładne?
1
2
3
4
5
6
7
8
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 24/2012: „Nic tak nie męczy jak cudzy wypoczynek”. Nagrody otrzymują: Jerzy Kotras z Ostrowca Świętokrzyskiego, Elżbieta Krasiak z Krosna, Adam Gliński z Ustrzyk Dolnych. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 52 zł za drugi kwartał 2012 r., cena 52 zł za trzeci kwartał 2012 r., cena 48 zł za czwarty kwartał 2012 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł za drugi kwartał 2012 r., 52 zł za trzeci kwartał 2012 r., 48 zł za czwarty kwartał 2012 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-0020-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Nr 26 (643) 29 VI – 5 VII 2012 r.
JAJA JAK BIRETY
S
ŚWIĘTUSZENIE
Nowy biznes Ojca Dyrektora?
Humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Żona do męża: – Wiesz, kochanie, ta para, co mieszka nad nami, oni się bardzo kochają. On ją całuje na powitanie i na pożegnanie. Czy ty nie mógłbyś też tak robić? – Daj spokój. Prawie jej nie znam. ~ ~ ~ Wraca pijany mąż do domu, a z nim jego kolega. Drzwi otwiera żona: – No nie! Marian, teraz to już przesadziłeś. Masz szlaban na seks
Fot. A.K.
do końca miesiąca. A ty, Benek, się nie śmiej, ciebie też to dotyczy. ~ ~ ~ Mąż odwiedza żonę na oddziale porodowym: – Kochanie, co się urodziło? – Trojaczki! Przesadziłeś, jak zwykle! ~ ~ ~ Facet baraszkuje w łóżku z blondynką. Nagle dziewczyna pyta: – Ale chyba nie masz AIDS, co? – Oczywiście, że nie! – Dzięki Bogu! Nie chciałabym znowu tego złapać…
tarożytni Grecy wierzyli w pszczeli dar rozpoznawania rozpustników. Jeśli dziewczyna przeszła obok roju i nic jej nie pokąsało, była dziewicą! ~ Długo uważano, że pszczoły tylko zbierają miód, a on sam pochodzi z zaświatów. Według greckiego historyka Pliniusza słodki przysmak był potem nieba albo śliną gwiazd, albo odchodami powietrza. Ponoć spadał z nieba tuż przed wschodem słońca i lądował na liściach. ~ Mahomet twierdził, że pszczoły przyleciały z raju i mogą tam podlatywać, jeśli mają ochotę. Według apokryfów biblijnych były „małymi służkami bożymi” i towarzyszyły Ewie i Adamowi. Pierwszym chrześcijanom pszczółki kojarzyły się nawet z Jezusem, bo też „umierają”, czyli zapadają w sen zimowy, żeby „zmartwychwstać” na wiosnę. ~ Według swojskich wierzeń pszczoły należało poinformować o najważniejszych ludzkich „świętach” – ślubach i pogrzebach. W przypadku pierwszej uroczystości owady miały być poczęstowane czymś słodkim z weselnego stołu, w przypadku drugim – ul należało przykryć kirem. Niedoinformowane pszczoły mogły „obrazić się” i polecieć w nieznane. ~ Pojawienie się roju w pobliżu domu oznaczało, że skrzydlate siostry mniejsze chcą „odprowadzić”
CUDA-WIANKI
Pszczoła nie siada kogoś do zaświatów. Wierzono, że są przewodniczkami w pośmiertnym świecie. ~ Według oględnych szacunków praca pszczół na całym świecie warta jest około 600 mld zł rocznie. Zapylają aż 71 gatunków roślin uprawnych. ~ Jeśli pszczoła znajdzie ciekawe, mocno ukwiecone miejsce, to trzema rodzajami tańca – okrągłym, sierpowatym lub wywijanym – „tłumaczy” koleżankom jego lokalizację. Oprócz zbieraczek, trutni i królowej ule zamieszkują także osobniki odpowiedzialne za temperaturę w gnieździe, sprzątaczki, a nawet zajmujące się pogrzebami.
~ Pszczoły mają lepszy węch niż psy – twierdzą specjaliści z Pentagonu. Badania trwały 4 lata i kosztowały ponad 25 mln dolarów. Jak się okazało, wystarczy jednego owada nauczyć rozpoznawania zapachu, na przykład trotylu, a on podzieli się tą wiedzą z resztą roju. Jak to robi? Jeszcze nie wiadomo. Być może w przyszłości latających „Bondów” zatrudni się do pracy na lotniskach. ~ Nowozelandczycy uczą pszczoły kojarzenia zapachu wydzielanego przez prątki gruźlicy. Obecnie chorobę diagnozuje się za pomocą drogich testów. Najwięcej przypadków zachorowań występuje w biednych rejonach świata, więc przyda się tańsza, nawet owadzia alternatywa. ~ Miłośnicy pszczół prześcigają się w konkurencji pt. „Ile sztuk na mnie usiądzie”. W tym roku do „Księgi rekordów Guinnessa” trafił 32-letni Chin She Ping. Chińczyk pozatykał watą nos i uszy, po czym umieścił na sobie pszczołę królową jako przynętę. W sumie obsiadło go – uwaga! – 331 tys. owadów. Ich waga wynosiła 34 kilogramy. JC