Według instrukcji dla szefów urzędów skarbowych, każda kontrola ma wykazać nadużycia, gdyż...
KAŻDY BIZNESMEN JEST ZŁODZIEJEM INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 27 (331) 13 LIPCA 2006 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 7
Obrazowo rzecz biorąc, lot samolotem to siedzenie okrakiem na baku pełnym tysięcy litrów paliwa, umieszczonym w pobliżu iskrzącego silnika. W tej sytuacji każdy woli obejrzeć dobry film, niż myśleć o wieczności... Być może z tego powodu kaplice w portach lotniczych całej Polski świecą pustkami. A zajmują moc miejsca i – wraz z pensjami kapelanów – niemało kosztują. Ü Str. 12
Nie trzeba już chodzić do spowiedzi! Nakaz spowiedzi w konfesjonale to efekt sprytnej manipulacji Kościoła. Dzięki naciąganiu tekstów biblijnych kler katolicki zdobył sobie kontrolę nad wiernymi: księża są niezbędni, bo bez ich pośrednictwa nie ma przecież odpuszczenia grzechów i zbawienia! Analizując uważnie Nowy Testament, demaskujemy te kościelne roszczenia.
Ü Str. 20
Ü Str. 15
2
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y MUNDIAL Drużyna polsko-niemiecka przegrała z Włochami
Żaba na boćku
i odpadła z rozgrywek. Trzeba było Niemcom zniemczyć Kristiana Ronaldo, Helmuta Zidane’a i Adolfa Kakę. POLSKA Nasza polityka zagraniczna cierpi na zaburzenia wewnętrzne. Najpierw potępił nas Parlament Europejski, potem Brytyjczycy zlekceważyli Kaczyńskiego, wreszcie prezydent, który źle znosi wizyty zagraniczne, dostał biegunki na myśl o spotkaniu z Merkel i Chirakiem. Przyczyną choroby prezydenta był też niewątpliwie artykuł z niemieckiego dziennika „Die Tageszeitung”, niepochlebnie opisujący prezydenta i jego rodzinę oraz jego niechęć do udziału w obchodach 60. rocznicy pogromu kieleckiego. Jeżeli Kaczyński obraził się o artykuł w niezależnej gazecie, na którą ani Merkel, ani Chirac nie mają wpływu, to znaczy, że naprawdę potrzebny jest lekarz.
Sprawa dymisji wicepremier Zyty Gilowskiej zaczyna przypominać operę mydlaną. Najpierw premier nakłania ją do dymisji, potem tego żałuje, następnie proponuje jej powrót, a gdy Zyta odmawia, Marcinkiewicz stwierdza, że wcale się jej nie dziwi. Przy okazji Marcinkiewicz publicznie skłamał (w niedzielę), twierdząc, że nie zna decyzji Gilowskiej, choć wiedział już o niej od soboty.
Po wakacjach rząd planuje urządzić na Zachodzie i w kraju (dla korespondentów zagranicznych) wielką kampanię promocyjną naszego kraju. Twarzą akcji ma być promieniejące szczęściem i szczerością łyse oblicze Kazimierza Marcinkiewicza. Premier bardzo chce naprawić wizerunek Polski, bo nie potrafi zrozumieć, dlaczego nasz miły kraj ma tak złą prasę za granicą. Do kontaktów z zagranicą oddelegujmy parę tenorów – Rydzykową posłankę Sobecką i starego Giertycha. Zrobią piorunujące wrażenie.
Marnemu wizerunkami Polski za granicą może jeszcze zaszkodzić najnowsza książka Tomasza Grossa pt. „Strach”. Autor słynnych „Sąsiadów” – opowiadających o masakrze w Jedwabnem – zajął się tym razem pogromami i mordami Żydów ocalałych z II wojny światowej. Problem oczywiście istniał, tyle że Gross postawił dyskusyjną tezę, że Polacy mordowali Żydów, bo czuli się winni współudziału w zbrodniach hitlerowskich. Książka zbiera doskonałe recenzje w USA. Dziwne, że akurat w tym przypadku nikt nie szuka inspiratorów zabójstw; tak jakby Kościół rzymski (mający tak wielki posłuch nad Wisłą) przez dwa tysiąclecia nie nauczał o „mordercach Jezusa”. PIŁA Sąd rejonowy uznał posłankę Renatę Beger z Samoobrony za winną sfałszowania list popierających jej kandydaturę do Sejmu w wyborach 2001 roku. Beger skazano na 2 lata więzienia w zawieszeniu, grzywnę w wysokości 30 tys. złotych i 55 tys. zł kosztów procesowych. Przyjdzie Reni przejść na dietę. Dietę poselską, oczywiście. UNIA EUROPEJSKA Szok i niedowierzanie wywołała wypowiedź eurodeputowanego Macieja Giertycha, który oddał w Parlamencie Europejskim hołd generałowi Franco (morderca kilkuset tysięcy ludzi) jako obrońcy „tradycyjnych wartości”. Od Giertycha odcięli się wszyscy, nazywając jego wypowiedź faszystowską, za wyjątkiem posła Brunona Gollnischa ze skrajnie prawicowego francuskiego Frontu Narodowego i Marcina Libickiego z PiS. Skoro syn Macieja jest w rządzie, to możemy także w Polsce liczyć na masowe rozstrzeliwanie lewaków przez chłopców z LPR, w obronie „tradycyjnych wartości”. NIEMCY Politycy niemieccy apelują do władz naszego kraju o za-
przestanie w Polsce produkcji wydawnictw, symboli i strojów hitlerowskich. Nasza produkcja jest zmorą niemieckiej policji, która konfiskuje setki takich strojów z napisem „Made in Poland”. Faszystowskie wdzianka to chyba ostatnia rzecz, z której nie wygryźli nas Chińczycy... USA Najwyraźniej nadchodzi koniec słynnego obozu dla arabskich więźniów w Guantanamo. Amerykański Sąd Najwyższy wydał wyrok anulujący orzeczenia sądów wojskowych o osadzaniu w obozie podejrzanych o terroryzm. Znając pomysłowość Busha Juniora, nie zdziwiłoby nas powstanie karnych plantacji kawy na południu USA. HISZPANIA Tuż przed rozpoczęciem katolickiego Światowego Spotkania Rodzin, na którym gościem będzie Benedykt XVI, doszło w Walencji do tragicznego wypadku w metrze. Zginęło 41 osób. Wypadek miał miejsce w pobliżu stacji o nazwie Jesus. Jak to się mówi w Kościele: „Duch Święty zawsze przebywa tam, gdzie Piotr”. Czyżby go nawet czasem wyprzedzał...? CZECHY/HISZPANIA Podczas gdy Polska pochłonięta jest lu-
stracją, dekomunizacją i rewolucją konserwatywną, w Pradze zarejestrowano pierwszy związek partnerski osób tej samej płci. W Hiszpanii natomiast milion osób na ulicach Madrytu świętowało pierwszą rocznicę uchwalenia prawa o małżeństwach homoseksualnych. Takie związki zawarło dotąd 4,5 tysiąca par, zarejestrowano też 3 rozwody. Jest to odsetek dziesięciokrotnie mniejszy niż stosunek ślubów do rozwodów (też w ciągu roku) wśród hiszpańskich par heteroseksualnych. Kościół powinien się cieszyć. Wreszcie ktoś szanuje jego naukę o nierozerwalności małżeństwa.
L
etnie upały z polityką IV RP tworzą mieszankę nie do wytrzymania. Jeśli chce się być na bieżąco ze wszystkimi wydarzeniami – a ja nie chcę, ale muszę – po jakimś czasie następuje przesilenie. Wirus pierdolca niepospolitego wyłazi nawet spod rzuconych luźno gazet, wydobywa się z głośników radia i telewizora, zaraża umysł człowieka, paraliżuje zmysły. Objawami są: otępienie, ogólna ociężałość, czasem pusty śmiech. No bo czy ktoś normalny przeżyje bez uszczerbku na zdrowiu drugi tydzień międlenia Zyty Gilowskiej? Ale wylew nastąpił w minioną sobotę, kiedy zobaczyłem i usłyszałem Renię Beger, jak tłumaczy się, dlaczego nie podrobiła podrobionych przez siebie podpisów pod listami wyborczymi. Dwa lata pierdla w zawieszeniu na pięć lat, które dostaje polski parlamentarzysta w polskim sądzie, oznacza dla niego dalsze pobieranie 9 tysięcy miesięcznie i zasiadanie w wymoszczonym sejmowym fotelu, tyle że już w nowej glorii męczennika. Sądy bowiem, jak wiadomo, mylą się z definicji. Jak może być inaczej, skoro sama „najwyższa” władza bliźniacza mówi o „poważnym kryzysie polskiego sądownictwa” i poucza prokuratorów, że jak nie ma na kogoś kwitów, to znaczy, że były, tylko zginęły. To zupełnie nowa, kacza kategoria dowodów sądowych i zapowiedź niemałej rewolucji w prawodawstwie – domniemanie winy bez prawa do obrony. Dotyczy oczywiście wyłącznie wrogów z układu. Dla swojaków też jest istotne novum: świadectwo niewinności kolegi. Nieważne, skąd przyszli i co robili taki Netzel, prezes PZU, czy Marzec, prezes Polskiego Górnictwa Nafty i Gazu; ważne, że zna ich Lesiu Kaczyński; Wojtuś Jasiński, minister skarbu, i Piotrek Woźniak – minister gospodarki; czyli zna ich pół PiS-u. I sprawa zamknięta – goście są czyści jak łzy. Nasze łzy, bo to my płacimy za nowe standardy IV RP. Na szczęście jest mundial, na nieszczęście – właśnie się kończy. Można było odreagować, patrząc jak Polacy strzelają bramki dla Niemców. W rodzimych klubach nikt ich tego nie uczył. W Londynie przy zmywaku i na budowie nauczą się Polacy jeszcze więcej. Kiedy wrócą, Polska będzie krajem dwujęzycznym; poszerzą się kruchtowe horyzonty. A w ojczyźnie nic nowego – jako w gospodarce, tak i na boisku – wszędzie są ludzie zdolni i pracowici, tylko porządnej organizacji i dobrego trenera brak. A jak jest, to pije albo dorabia na boku. Do tego kolejne pomysły racjonalizatorskie ministra Giertycha – z których każdy ma szansę trafić do Księgi rekordów Guinnessa, Kabaretu Olgi Lipińskiej lub jako oddzielny przypadek w psychiatrii. Sam Romek może już nic nie zwojuje w koszykówce, bo za stary (35 lat), ale jako komik do Kabaretu Moralnego Niepokoju nadaje się w sam raz. Wszak moralny niepokój (o innych) to jego konik. A więc to tak miała wyglądać ta IV RP? Watykańska kolonia z warownymi kościołami w każdej wiosce, gdzie na plantacjach zamiast chleba uprawia się jałowe mózgownice z częstotliwością nastawioną na Radio Maryja. Skansen dewocji i matecznik czarowników. Rezerwat taniej siły roboczej dla Europy. Z Polski prawej i sprawiedliwej
pozostała tylko kacza rzeczywistość. A wiadomo przecież, jaką pogodę lubią kaczki – deszcz na głowę, błoto pod nogi i wiatr w oczy. Kaczki to uwielbiają, reszta musi się przystosować... Latem, po sprawie Reni Beger i po mundialu, przy zdrowych zmysłach trzyma mnie tylko przyroda. Obieram sobie cel – kawałek dzikiego lasu, taflę czystej wody. Wsiadam do samochodu i po godzinie jestem w innym świecie. Zaczynam życie po Zycie! Jedno popołudnie takiego kontemplowania natury ładuje mi akumulatory. Z pewnością Lechu po Watykanie nie był tak spełniony jak ja. W ogóle uważam, że każdemu, dla zdrowia psychicznego, od czasu do czasu, potrzebny jest wypad za miasto. Człowiek nie jest przystosowany do ciągłego siedzenia w fotelu przed telewizorem, słuchania tramwajów, z przerwami na komputer czy jazdę samochodem. Czasem musimy poczuć się częścią przyrody, którą przecież jesteśmy. Wziąć głęboki oddech czystego, uwolnionego przez rośliny tlenu. Pochodzić boso po trawie. I ta cudowna cisza, czy ją słyszycie?... Nie da rady. W czterech ścianach z betonu i z gwarem miasta za oknem nawet nie można sobie wyobrazić, jak słychać prawdziwą ciszę. Dlaczego uciekam do natury? Ponieważ najbardziej – oprócz zielonego koloru – kocham w przyrodzie logikę, niezmienne prawa, ład i porządek. Czyli dokładnie to, czego tak brakuje mi w mojej ojczyźnie, w standardach polityki. Przyroda trwa niezmiennie od milionów lat, bo jest przepełniona logiczną oczywistością, rządzi się doborem naturalnym. Przejawia się to m.in. w walce o byt i przetrwanie. Wszelki dysonans, który zakłóca odwieczne prawa, groziłby zagładą całemu stadu, a nawet gatunkowi. No bo czyż drzewo może nagle zacząć rosnąć korzeniami do góry, ptak pływać pod wodą, a mucha zjadać pająka? Takie anomalie zniszczyłyby kilka łańcuchów pokarmowych, zabrały kryjówki zwierzętom i naraziły je na śmierć głodową. To, co nie zdarza się w dzikim lesie, na co dzień obserwować możemy w polskim zoo. Czasem jest nawet śmiesznie, ale jak długo można patrzeć na konia uczącego dzieci czy na kaczki dziwaczki w roli mądrych sów? Nawet sejmowe małpy skaczące i chodzące do góry nogami już się znudziły. Polskim gatunkiem kierują osobniki chore, kołowate, wynaturzone, niemyślące logicznie, które w normalnych warunkach powinny dawno paść łupem silniejszych i mądrzejszych od siebie. Żaby wzięły do galopu stado bocianów. Boćki zaś – jeśli w porę nie zjedzą żab – zdechną z głodu. Tacy jak Renia Beger, Wojciech Wierzejski czy Michał Ujazdowski na szczytach władzy partii rządzących to żywe wyłomy w teorii ewolucji. To żaby, które zapragnęły być królami zwierząt. I są! Siedzę sobie z laptopem na leśnej polanie i piszę ten letni komentarz. Nadchodzi wieczór i nie mogę już opędzić się od wstrętnych komarów. Gdzie są, do cholery, miłe ropuszki, które się nimi żywią? JONASZ
Podziękowania 1. Dziękuję za tak potężny odzew na moją prośbę o kupowanie dwóch egzemplarzy „FiM” i przekazywanie jednej gazety potencjalnemu nowemu Czytelnikowi. Mamy już dane o znacznie wyższej sprzedaży oraz listy z podziękowaniami od nowych członków rodziny „FiM”! 2. Dziękujemy za współpracę naszemu redakcyjnemu koledze Markowi Barańskiemu, który pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego „FiM”. Życzymy mu powodzenia na stanowisku naczelnego „Trybuny”. Marek będzie nadal pisał felietony do „FiM”.
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r. Sprawa TW „Beata” ciągnie się już dwa lata, ale dopiero teraz nabrała tempa. W 2004 roku prasa zaledwie o niej przebąkiwała. Tylko poseł Wrzodak huczał, że ktoś blokuje lustrację Gilowskiej. Potem nikt nie wracał do tematu – wszyscy nabrali wody w usta. Niedawno okazało się, że jednak coś się z tą „Beatą” działo. Sama Gilowska o tym mówi („GW”, 1–2 lipca 2006 r.). W 2004 roku pani Zyta była jeszcze gwiazdą Platformy Obywatelskiej, „siostrą” Tuska. Nie bardzo wiadomo, czy z własnej woli, ale przyznaje, że poszła z Rokitą do prezesa IPN, Kieresa. Można się domyślić, że platformersi po prostu kazali jej wystąpić o status pokrzywdzonej przez służby specjalne PRL. To był najlepszy, a jednocześnie nieprzesadnie głośny sposób na potwierdzenie jej niewinności, a co za tym idzie – przydatności do PO. Ku nieprzyjemnemu zaskoczeniu statusu pokrzywdzonej IPN Gilowskiej nie przyznał. Kieres tłumaczył, że nie ma żadnych papierów. Oznaczało to, że Gilowska nie robiła w PRL nic takiego, co zwracałoby czyjąś uwagę. Legenda o działalności opozycyjnej na UMCS okazała się dobra do opowiadania w gronie rodziny – w papierach potwierdzenia nie znajdowała. Mimo
wszystko jednak PO nabrała chyba jakichś podejrzeń. Może Miodowicz, kumpel Rokity, ich napuścił? W końcu był szefem kontrwywiadu UOP, a oficer, który ją zarejestrował, też pracował w kontrwywiadzie... Dla pewności spuścili ją do kanału – wyjątkowo obrzydliwie zresztą, bo pod pretekstem nepotyzmu, czyli wykorzystywania pozycji społecznej i politycznej, do wywianowania syna i synowej.
GORĄCE TEMATY do Sądu Lustracyjnego. Wniosek miał tam trafić 14 czerwca, przed długim weekendem. Potem miał to być 19 czerwca, następnie 22. Ostatecznie w sądzie znalazł się 23 czerwca. Tego samego dnia pani wicepremier podała się do dymisji. Trzy dni wcześniej długo rozmawiała z Jarosławem Kaczyńskim. Nie mówił, że premier będzie ją dymisjonował. Była to jej druga dymisja w ciągu kilkunastu dni. Pierwszą
COŚ NA ZĄB
Rozbieranka Jednak dopiero 17 stycznia 2006 roku „Beata” obudziła się naprawdę niczym wulkan na Jawie. Najpierw pojawił się dym... Tego dnia spotkała się z zastępcą rzecznika interesu publicznego, sędzią Jerzym Rodzikiem, który poinformował panią profesor, że jest ktoś, kto 20 lat temu „włożył ją w okładki” jako tajnego współpracownika (TW). Sędzia Rodzik notował swoją rozmowę z panią Gilowską, potem dał jej do przeczytania, co napisał. Ona wniosła poprawki, on je uwzględnił, ona podpisała. Teraz mówi, że nie wiedziała, że to protokół, że podpisała „coś”. Jak na profesorkę – obywatelka gapowata jakaś. Wybuch był więc kwestią czasu. I rzeczywiście: 12 czerwca rzecznik interesu publicznego powiedział Wassermannowi, że kieruje sprawę
niby w tym celu zaprasza ją ponownie do rządu. Najpierw ją pogonił, a teraz zaprasza na inne, naprędce sklecone stanowisko. Niby dla jej dobra, bo jak znów będzie wicepremierką, to będą musieli ją zlustrować. Tylko że dla kogoś, kto tworzył budżet państwa, posada koordynatora gospodarczego to upokorzenie. No i kpiny z państwa. To koniec Zyty. Dla Kazimierza to początek końca. Jeśli Gilowska ma resztki rozsądku, nie przyjmie jego propozycji, ale wtedy pozostanie zwykłą obywatelką. I „Beatą”. Będzie mogła jedynie wystąpić o autolustrację. Może nawet jej pomogą? Będzie miała zajęcie na parę lat. Jak Niezabitowska. MAREK BARAŃSKI
złożyła 7 czerwca. Wtedy odwodzono ją od tego kroku. Nawet księża przekonywali ją, żeby tego nie robiła. Ale 23.06., gdy już udało się trwale związać jej dymisję ze sprawą TW „Beata”, dymisja została przyjęta. Tym razem nikt nie odwodził jej od tego kroku. Premier Kazimierz tonął we łzach; mówił, że musi to zrobić dla Polski. Bo rynki finansowe są zaniepokojone. A z tymi skurczybykami SB-ekami to on jeszcze się policzy. Bo to na pewno SB-ecy... A Zyta? Zyta jest jak na golasa. Jak rozebrana. I na dobrą sprawę nie wie, kto ją rozebrał. Moim zdaniem, powinna dobrze rozejrzeć się po najbliższym otoczeniu. Po kolegach ministrach z rządu, z PiS-u. Z PO też. Przecież oni aż ociekają obłudą. Czy
GŁASKANIE JEŻA
Beniamin Giertych Gdy po zainstalowaniu reklamowanego przez Ministerstwo Edukacji Narodowej antypornograficznego programu komputerowego „Beniamin” wpisze się w wyszukiwarkę słowo „pedał” wyskakuje strona posła Wojciecha Wierzejskiego. Może Giertych wie coś, o czym my jeszcze nie wiemy? 22 czerwca minister Roman Giertych zwołał specjalną konferencję prasową, a minę miał wielce zadowoloną. – Koniec! – krzyczał dumny i jakoś tak niezdrowo podniecony. – Koniec z pornografią w Internecie. Zalecam i nakazuję, aby wszystkie szkoły pobrały ze stron MEN specjalny program „Beniamin” i zainstalowały go na swoich komputerach. Podobną operację powinni niezwłocznie w domowych pieleszach przeprowadzić rodzice – prawdziwi Polacy. To absolutnie doskonały filtr, który raz na zawsze położy kres internetowej pornografii. Dzieci i młodzież dzięki „Beniaminowi” już nie będą surfować po obrzydliwych stronach, na których zamiast wartości są gołe cycki i inne, stokroć gorsze bezeceństwa, których nigdy nawet u swojej żony nie widziałem. Tfu! Amen! Tak mniej więcej prawił szef polskiej oświaty i edukacji, a ja – cokolwiek mało ufny w jego talenty ministerialne – natychmiast pobiegłem do komputera i pobrałem reklamowany
naprawdę ktoś wierzy, że Lepper po niej płacze? Lepper do końca będzie bronił własnej oszustki – Begerowej, ale w sprawie Zyty palcem nie kiwnie. Jeszcze trochę urośnie w siłę i to Renata będzie ministrową od finansów, a nie Zyta. Czy Giertych będzie jej bronił? Gołym okiem widać, że nie ma zamiaru. Może Rokita? – śmiechu warte! Także szef Klubu Parlamentarnego PiS jej nie wierzy. Mówi wprost, że powrót do rządu jest możliwy wyłącznie po oczyszczeniu się z zarzutów. Ponieważ szef Klubu Parlamentarnego PiS nigdy nie mówi, tylko zawsze powtarza, jest jasne, że skoro Gosiewski coś mówi, to znaczy, że Jarosław Kaczyński tak chce. Czy więc lustracja Zyty w ogóle jest możliwa? Premier Kazimierz
3
plik, który MEN otrzymało bezpłatnie od krakowskiego Katolickiego Centrum Kultury, co jeszcze dodatkowo podwoiło moje wątpliwości. Na początek wpisałem w wyszukiwarkę straszne słowo „sex”. Ekran zamigotał, po czym pojawił się na nim napis: „STOP! Dostęp do strony zablokowany”. Niezrażony niepowodzeniem wystukałem obrzydliwy „erotyzm” i... znów to samo. – O, k..wa! („STOP! Dostęp...”). A to mnie Romuś urządził – kląłem, wpisując kolejne, coraz to inne wyrazy kojarzące się a to wprost, a to bardziej obocznie z pojęciem „bara-bara”. Po wpisaniu zresztą samego „bara-bara” też dostałem jako wynik owo „STOP! itd.”. Moje zdumienie rosło z minuty na minutę, szczególnie gdy skonstatowałem, że Giertychowy program z podobnym wstrętem reaguje na słowa „laska”, „dziewczynka”, „nastolatka”, „panienka”, a nawet „randka” czy „pocałunek”. Wszystko wskazywało, że coś się nareszcie Giertychowi udało, bo umysły twórców programu filtrującego podzieliły polski język na słowa dopuszczone i zakazane. Na prawomyślne, ładne i katolickie oraz na te głęboko niesłuszne, diabelskie, które raz na zawsze winny być ze słowników wyrugowane. Czy aby na pewno? Niestety...
Oto ogłaszam wszem wobec, że „Beniamina” można o kant dupy („STOP! Dostęp do strony zablokowany”) rozbić, a cały program Katolickiego Centrum jest gówno (STOP! Dostęp...”) wart. Trzeba bowiem ponad wszelką wątpliwość założyć, że znajomość obsługi komputera i sprawność posługiwania się nim mają nastolatki stokroć bardziej opanowaną niż ja. A ja kombinowałem następująco: jeśli „Beniamin” jest taki mądry, gdy chodzi o polskie słowa i polskie strony www (wszak wymyślił go gatunek wszechpolski), to przypuszczalnie całkiem zgłupieje, gdy wydać komputerowi polecenia w jakimś obcym języku i skorzystać z serwera usytuowanego poza granicami kraju. Żeby sprawdzić, czy prawidłowo rozumuję, w pasek poleceń wyszukiwarki Google wstukałem: www.freefoto.cz. To znany na całym świecie czeski – zupełnie darmowy – portal miłośników erotyzmu i seksu w jego najbardziej wymyślnych postaciach. Tysiące stron... Monitor komputera znów zamigotał – najwyraźniej „Beniamin” zaczął coś podejrzewać, a nawet kombinować. – A to cwaniak jeden – pomyślałem znów gotów pochylić czoło przed Giertychową przebiegłością. Niepotrzebnie, bowiem w tym momencie na ekranie pojawił się rezultat wyszukiwań w postaci pięciu linków. Wybrałem na chybił trafił link czwarty „podstrony” i... sprawdźcie sami! Aż się spociłem. Przez kilka minut zabawiałem się obrzydliwie, wpisując z kolei w Google polecenia po niemiecku, angielsku, a nawet po łacinie i rosyjsku. Nooo... cóż tam się wówczas nie
pojawiało, czegóż to ja się nie naoglądałem i nie dowiedziałem. Ech... gdybym był młodszy... Tak czy inaczej, po kilkunastu minutach nużącej – mówiąc już poważnie – zabawy (ale czegóż się nie robi dla nauki) mogę pod przysięgą złożyć następujące oświadczenie: program zalecany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej i osobiście przez Romana Giertycha może rozbroić, oszukać lub, jak kto woli, wystrychnąć na dudka każdy w miarę inteligentny szympans, nie mówiąc już o dziecku od lat sześciu w górę. Szympans owszem, dziecko jak najbardziej, ale przecież nie eksperci komputerowi MEN, bo ci oficjalnie rekomendowali „Beniamina”, twierdząc, że to absolutny pewniak – nie do przejścia (ciekawe, ile zarobiło na tej promocji Katolickie Centrum Kultury?). Znając pomysłowość smarkaczy oraz wiedząc, co znaczy smak owocu zakazanego, teraz dopiero można spodziewać się tego, że tysiące małolatów zasiądzie do swoich maszyn w poszukiwaniu jeszcze lepszych sposobów na zrobienie z „Beniamina” i Giertycha idiotów. Kończąc swoje naukowe badania programu „Beniamin”, wpisałem w wyszukiwarkę słowa „Krew i honor”. Natychmiast, bez zbędnych utrudnień, otworzyła się słynna faszystowska strona polskich nazistów, na której mogłem poczytać sobie między innymi, co należy zrobić – naśladując idola Hitlera – z pedałami, czarnuchami, Żydami, masonami, antyklerykałami, lewakami i innymi ludzkimi chwastami. No bo takie strony „Beniamin” otwiera bez żadnych zastrzeżeń. MAREK SZENBORN
4
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Spadziora jak z „Playboya”! Mam bardzo sprecyzowane kryteria, jeśli chodzi o mistrzostwa świata w piłce nożnej. A mianowicie, uwielbiam niesportowy tryb życia: piwo, kobiety i śpiew. Pomijam piwo, śpiew zostawiam raperowi Jarkowi Kaczyńskiemu, a jeśli chodzi o piękne kobiety, to one zawsze kręciły się głównie wokół aktorów filmowych i gwiazdorów rocka. Tak było do czasu. Dzisiaj na tapecie są piłkarze. Bo to oni mają szmal, miłość milionów kibiców, są idolami pokazywanymi na szklanym ekranie i dlatego są w kręgu zainteresowania młodych, seksownych dupencji. Na widok piłkarskiego idola piękne laski uśmiechają się powabnie jak łysy do grzebienia – szastu-prastu, nie mam rączek jedenastu – i już taki Ronaldinho, Ronaldo, Rooney, Podolski czy inny Klose są w ich wypielęgnowanych rączkach. Ale nasze polskie chłopaki grające w barwach Deutschlandu przynajmniej są patriotami. Znaleźli sobie polskie dziouchy. Lukas Podolski zakochał się w dwudziestoletniej Polce, która była gastarbeiterem w Niemczech. Pracowała jako kosmetyczka. Miroslav Klose też zadurzył się w Polce – ma na imię Sylwia. Poznał ją w sklepie z pamiątkami w Kaiserlauten, gdzie Sylwia była ekspedientką. I to jest właśnie patriotyzm,
W
o którym w Polsce marzy Wesoły Romek! Obie panie wiernie kibicują na trybunach swym mężczyznom. A dlaczego nie polskiej reprezentacji? Hm, naiwne pytanie. Biznes to biznes. Polacy niech grają w szachy wodne. Nie wyszli z grupy, a więc polopirynka i do łóżeczka! A jak było w innych drużynach? Różnie: kwadratowo i podłużnie. Prym wiodła Victoria Beckham (była piosenkarka „Spice Girls”). Podczas mundialu ukazało się w prasie niemieckiej więcej jej zdjęć niż jej męża Davida Beckhama. Piękna Victoria wydała fortunę w niemieckich sklepach na niepotrzebne ciuchy. W wydawaniu kasy dzielnie jej sekundowała Coleen McLoughlin, narzeczona Wayne’a Rooneya, modelka i gwiazdka „Playboya” (szczerze mówiąc – jest
iele osób w Polsce boleje nad wzrostem agresywności polskiego życia politycznego, która jest nakręcana m.in. przez działaczy Ligi Polskich Rodzin i Młodzieży Wszechpolskiej. Skąd się jednak wzięła popularność tych organizacji? No właśnie, skąd... Kiedy patrzy się na pewną siebie twarz wicepremiera Giertycha, trudno uwierzyć w to, że jeszcze kilka lat temu on sam i jego środowisko polityczne było niczym. Stronnictwo Narodowe, z którym związana była rodzina Giertychów, było jedną z wielu dziwacznych, skrajnie prawicowych i antysemickich sekt, których pełno w Polsce. Jest tylko jedno wyjaśnienie kariery tego środowiska – byłoby ono nadal niczym, gdyby nie silne wsparcie Kościoła i jego mediów. Przypomnijmy, że Liga Polskich Rodzin powstała ze zlepku rozmaitych skrajnie katolickich i ultranacjonalistycznych organizacji zebranych i wylansowanych przez Radio Maryja w roku 2001. Bez jego inicjatywy, pomocy i cierpliwego poparcia nigdy nie zostałyby nawet zauważone przez szerszą opinię publiczną, a cóż dopiero wybrane do parlamentu. A cały koncern medialny redemptorystów nigdy nie odgrywałby jakiejkolwiek roli w tym kraju bez wsparcia episkopatu. Między bajki należy włożyć ckliwe opowieści o rozbestwionym Rydzyku i bezsilnych, przerażonych biskupach, którzy chcą, ale nie potrafią sobie z nim poradzić. Doprowadzenie Rydzyka do porządku jest kwestią pół godziny i trzech telefonów – z episkopatu do Watykanu, z Watykanu do domu generalnego redemptorystów w Rzymie oraz od generała tychże do Torunia. Kościół to bezwzględna i zhierarchizowana instytucja, która
na co popatrzeć). No i co? Spadziora jak z „Playboya”! Rooney dostał czerwoną kartkę, Anglicy odpadli z mundialu, bo grali jak żółwie na wrotkach. A Brazylia? Proszę mnie nie rozśmieszać, bo dostaję zajadów na zębach. Na przykład taki Ronaldinho. Szczęście biło z jego wiewiórczej buzi, kiedy na trybunach siedziała wybranka jego serca, piękna i seksowna modelka Alexandra Parressant. No i co, nie pomogło! Ronaldinho i jego koledzy grali jak zmęczone zające po imprezie u chomika i przerżnęli. Odpadli. To koniec wielkiej drużyny sław. A może teraz kilka słów o dziewczynach „kaczek Janasa”? O, nie! Prędzej jeża urodzę. Kaczki zagrały, o czym wszyscy wiedzą, jak zdepnięty karton po margarynie. Spadziora! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Pod pozorem kupna starych obrazów dwie 45-latki weszły do domu samotnej kobiety we wsi Kowale koło Łap (woj. podlaskie). Przekonały gospodynię, że ciąży na niej klątwa. Na szczęście one potrafią sobie z tym poradzić, tylko że do tego niezbędne są jej oszczędności. Nastraszona kobitka posłusznie przyniosła, co miała. Przybyszki zawinęły pieniądze w chustę, zawiązały supeł i jęły „odczyniać”. Po czym wyszły, nakazując gospodyni na odchodnym, żeby rozwiązała chustę najwcześniej po godzinie. Po godzince gospodyni zorientowała się, że jest lżejsza o 7,5 tys. złotych. A
NA GŁUPOLA
Kary dożywocia zażądał prokurator dla 43-letniego mieszkańca Krakowa, który w czasie kłótni na klatce schodowej zastrzelił dwóch sąsiadów i ciężko ranił sąsiadkę. Według oskarżonego, sąsiedzi zatruwali mu życie i chcieli, żeby umarł na serce. „Okazało się, że serce miałem mocniejsze niż nerwy” – oświadczył przed sądem oskarżony. Co prawda, to prawda. AH
SĄSIEDZI
W Białej Podlaskiej na przejściu granicznym celnicy skonfiskowali pewnemu Rosjaninowi papugę patagonkę. Ptaszysko klnie jak szewc. Na powitanie skrzeczy „Job twoju mać”, a potem przechodzi do jeszcze gorszych kwestii. Teraz trafi do warszawskiego zoo, ale najprawdopodobniej zostanie odseparowane od innych papug, by nie zarazić ich swymi ordynarnymi manierami. AH
ŚWINIA Z PTAKA
Na szosie koło Mrągowa policjanci zatrzymali „malucha”. Zdziwili się, bo za kierownicą siedział mały chłopiec. Osłupieli jeszcze bardziej, kiedy okazało się, że jest nawalony zupełnie jak dorosły kierowca. AH
JAK WAKACJE...
W izbie wytrzeźwień w Rudzie Śląskiej wprowadzono muzykoterapię. Zachowującym się agresywnie pacjentom puszcza się z głośników muzykę poważną. Podobno natychmiast pomaga. Czy w związku z tym w Rudzie Śląskiej wzrośnie liczba melomanów czy alkoholików? Oto jest pytanie... AH
MUZYKOTERAPIA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
radziła sobie świetnie z nie takimi jak Rydzyk postaciami. Wrażenie rzekomej bezsilności jest wytwarzane w celach propagandowych, aby ukryć to, że wątpliwa doktrynalnie i moralnie działalność Rydzyka jest na rękę katolickim biskupom. Po prostu trzyma przy Kościele nacjonalistyczną, skrajną prawicę. Zatem LPR i jej młodzieżówka są dzieckiem Kościoła, bo Radio Maryja jest oficjalną katolicką rozgłośnią w Polsce. Warto to także podkreślić wobec eskalacji nienawiści, jakiej źródłem jest Giertych i jego kompani. Przecież np. medialna kampania skierowana przeciwko homoseksualistom nie wynika z jakichś niezwykle silnych polskich uprzedzeń skierowanych przeciwko mniejszościom seksualnym. Polacy nie są ani bardziej, ani mniej homofobicznie usposobieni niż inne narody środkowo-wschodniej Europy. Ale ta szczególna atmosfera powstała w Polsce 3 lata temu, kiedy Giertych zrozumiał, że urządzając nagonkę na homoseksualistów, zdobędzie sobie poklask najbardziej skrajnych środowisk. Inne partie prawicowe postanowiły pójść z LPR w zawody, kto będzie głośniej pomstował na „zboczeńców”, kto będzie mocniej zabraniał. A Kościół milczał i milczy, patrząc na ten festiwal nienawiści, bo wie, że prawica swoimi brudnymi rękoma realizuje jego interesy. Równie dobrze mógłby przywołać swoich oszalałych katolików do porządku, ale woli sprzedać ewangelię dla paru srebrników politycznego zysku. Popierani dyskretnie przez purpuratów wszechpolacy to niewinne przedszkolaki w porównaniu z katem Hiszpanii, generałem Franco, którego biskupi kazali wprowadzać do kościoła pod baldachimem, niczym Przenajświętszy Sakrament... ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Diabeł spod sutanny
Na dzisiaj to trudno powiedzieć, co to jest. Ja wiem, że coś takiego musiało nam się zdarzyć. Musieli nam się zdarzyć ludzie zakompleksieni, złośliwi, mali. W demokracji taki trening jest potrzebny i teraz mamy z tym do czynienia. (Wałęsa o Kaczyńskich)
¶¶¶
Obydwaj udowodnili, że z przodu i tyłu są czyści. Lech zabronił mężczyznom w Warszawie paradować z gołymi tyłkami, Jarosław zaś mieszka z własną matką, ale przynajmniej bez ślubu. (niemiecki dziennik „Die Tageszeitung” o braciach Kaczyńskich)
¶¶¶
Po wyroku sądu (dot. fałszowania list wyborczych – dop. red.) czuję się opluta w każdym calu. (Renata Beger)
¶¶¶
Posłem chciałbym być dwie–trzy kadencje, a potem z żoną otworzyć gospodarstwo agroturystyczne, mieć gromadkę dzieci, może nie ośmioro, jak u nas, ale ile Bozia da, i żyć sobie spokojnie (...). Prezydent kraju? Nie. Nigdy w życiu! Jakie prezydent ma uprawnienia? (Jarosław Wałęsa)
¶¶¶
Cóż może być bardziej niewinnego niż wesoły stwór z dziecięcej kreskówki, który jest małym smokiem, wręcz smoczkiem. Co tydzień jego przygody oglądają dzieci w telewizyjnej dobranocce i polubiły już tego dzielnego, pogodnego smoka. Co dzieci mogą wiedzieć o symbolice kultury chrześcijańskiej, w której smok jest obrazem diabła? Walka z symbolami, znakami rozpoznawczymi naszej kultury i religii, przez zamienianie ich, jest czymś perfidnym, zwłaszcza wobec dzieci, które jeszcze nie zdążyły ugruntować w sobie obrazu świata. („Niedziela” 26/2006)
¶¶¶
Mamy być znakiem sprzeciwu wobec utraty duszy przez Zachód. I taki jest sens przynależności do naszego narodu, nie jako wyraz megalomanii, ale jako pewien trud, a gdy trzeba, to nawet ofiara. („Nasza Polska” 26/2006)
¶¶¶
W Rosji wszyscy dają dupy, żeby być kimś. Bez względu na płeć. Trzeba tylko wiedzieć, komu, żeby nie paść ofiarą oszusta. (Ivan Komarenko, wokalista) Wybrała OH
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
NASZE, CZYLI KATOLICKIE Roman Giertych przeznaczył 1,5 mln zł z konta swojego resortu na dofinansowanie wypoczynku letniego dzieci i młodzieży. Brawo! Z 22 podmiotów, które zostały obdarowane kasą, tylko 8 (m.in. Caritas Polska, Salezjańskie Stowarzyszenie Wychowania Młodzieży, Fundacja Pomocy Młodzieży im. Jana Pawła II w Warszawie, Stowarzyszenie Rodzin Katolickich Diecezji Sandomierskiej czy Katolickie Stowarzyszenie Kolejarzy Polskich) to organizacje katolickie. Tylko, ale za to właśnie im przypadło 50 proc. wskazanej kwoty. Resztę Giertych przekazał także wyselekcjonowanym organizacjom, nie uwzględniając jednak ani Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, które ma olbrzymie zasługi na polu organizowania wypoczynku dla najbiedniejszych dzieci, ani „komuszego” ZSMP. BS
raz udał się do „rodzimej” parafii z tym samym aktem apostazji i... został uprzejmie powitany przez proboszcza. Ten nie tylko przyjął dokument, ale przeprosił za niepotrzebne zamieszanie. No i proszę, jakie cuda spowodować może, nawet w katolickiej Polsce, upór i konsekwencja jednego niezwykłego człowieka, przyprawione medialnym szumem. A
NUMER ZA NUMER
ZAKURZONE DZIEŁA Giertychowe Ministerstwo Edukacji Narodowej rozważało propozycję jednego z krakowskich wydawnictw, by zafundować wszystkim gimnazjom, liceom i technikom Katolandu 15-tomowy zbiór dzieł Jana Pawła II. Patronat nad tym idiotyzmem (pokażcie nam dzieciaka, który coś z tych „dzieł” zrozumie!) objęli: kard. Dziwisz i prezydent Kaczyński, a pobłogosławił sam Benedykt XVI. Cena jednego zbioru to 1125 zł (z rabatem). Gdy jednak okazało się, że cała akcja ma kosztować prawie 19 mln zł, ministerstwo z żalem wycofało się z interesu, argumentując ów krok brakiem pieniędzy. Wygląda jednak na to, że książki i tak trafią do bibliotek, jak to bywało niegdyś z dziełami Lenina, a stanie się tak za sprawą jakiegoś nawiedzonego biznesmena, który wyłoży kasę, by podlizać się protektorom. BS
WRESZCIE WOLNY! Z klerem można wygrać. Przekonał się o tym Zbigniew Kaczmarek, taksówkarz z Olecka, który, o czym pisaliśmy w „FiM”, od października ubiegłego roku toczył nierówną walkę o uznanie przez proboszcza jego apostazji i oficjalne wykreślenie z kościelnych kartotek. Motywował swój czyn faktycznym zaprzestaniem udziału w życiu Kościoła oraz niechęcią do podwyższania kościelnych statystyk. Proboszcz z Olecka odesłał go do diabła. Sprawa znalazła się przed sądem. Pozew został odrzucony, więc taksówkarz dochodził swych praw dalej. Tym razem przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku. Jednakże i ten stwierdził, że apostazja jest wewnętrzną sprawą Kościoła i sądowi nic do tego. Po tym wszystkim Kaczmarek, niezrażony niepowodzeniem, jeszcze
O tym, jak może się zemścić zdradzona kobieta, przekonał się Edward Gwizdała, członek PiS, a zarazem wójt gminy Jawornik Polski. Tenże prawy i sprawiedliwy katolik postanowił zgrzeszyć z własną sekretarką. Niestety, o zdradzie dowiedziała się połowica, która teraz rozsyła fotografie niewiernego małżonka, jak ten – kompletnie roznegliżowany – śpi słodko w towarzystwie pustych butelek. E-maile z tym dziełem domowej fotografii mieli już okazję oglądać księża z Przeworska, urzędnicy ze starostwa powiatowego oraz z urzędu pracy. – Zmagałem się z przeciwnikami politycznymi, a teraz zmagam się z własną żoną, która jest moim największym wrogiem, gorszym niż komuchy, i rozsyła przez Internet intymne zdjęcia z sypialni! – lamentuje Gwizdała. OH
MIERNI, ALE WIERNI Nowi władcy IV RP wywalili dotychczasową radę nadzorczą państwowego Radia Gdańsk i powołali do niej swojaków. W poprzedniej radzie zasiadali ludzie, którzy wcześniej mieli co nieco do czynienia z mediami. Obecnie jedynym specem od informacji jest Marek Łochwicki, prezes firmy medialnej Video Studio Gdańsk, zajmującej się wydawaniem na płytach i kasetach materiałów... z papieskich pielgrzymek. A na przykład taka Samoobrona wytypowała niejakiego Andrzeja Gackowskiego z Chojnic... Do tej pory gość zajmował się zaopatrzeniem w miejscowym szpitalu.
5
NA KLĘCZKACH
Facet, który ma decydować o sprawach ważnych dla Radia Gdańsk, rozbrajająco przyznaje, że nie zna nazwiska żadnego dziennikarza i nie kojarzy tytułu jakiejkolwiek audycji radiowej. Szo
JAK BYK Z BYKA Okazuje się, że wyborcy mają znacznie więcej cierpliwości niż zwierzęta. Nie odnotowano bowiem, aby jakiś człek strzelił z byka przedstawiciela narodu. A byk nie wytrzymał... Zaatakowany to poseł Mieczysław Aszołkiewicz z Samoobrony. Byk natomiast – imię nieznane – pochodził z poselskiej hodowli w Jonkowie pod Olsztynem. „Od tyłu mnie zaszedł. Stanął mi na nodze i wyrżnął łbem w plecy” – relacjonuje iście parlamentarną polszczyzną poobijany mocno poseł. Nie udało się ustalić, jakie motywy kierowały bykiem. Może poseł był zanadto czerwony? Wyrok jednak jest już przesądzony – zwierzę trafi do rzeźni. OH
DYMISJA O RZUT BERETEM Pracownicy wydziału oświaty Starostwa Powiatowego w Miastku mimo wakacji mają pełne ręce roboty. Otóż jeden z ich kolegów dopuścił się okropnego przestępstwa. Mowa o wicedyrektorze szkoły rolniczej, który wziął udział w zawodach sportowych. Nie widział – deprawator jeden – nic złego w konkurencji rzutu beretem... moherowym. Ta niefrasobliwość może go kosztować posadę, bowiem myślące głowy z wydziału oświaty wespół z radnymi wołają: „Chcemy jego odwołania. Nie można robić kpin z wiary!”. Do tej pory myśleliśmy, że ludziska wierzą w papieża i księży, ale żeby w moher!? WZ
NIE DA SIĘ, I JUŻ! Coraz więcej interwencji w sprawie lekcji religii w szkołach, które podlegają władzom Legnicy, otrzymują tamtejsi radni. – Duża część rodziców chciałaby, aby katechezę przenieść na ostatnią lub pierwszą godzinę zajęć lub w ogóle prowadzić ją poza szkołą. Mam także coraz więcej interwencji od wiernych innych wyznań, którzy chcieliby, żeby ich dzieci uczęszczały na alternatywne lekcje religii – mówi radny Kozaczek. „Ze względów organizacyjnych i dużej liczby lekcji niemożliwe jest prowadzenie tych zajęć wyłącznie na pierwszych i ostatnich godzinach lekcyjnych. Przyjęcie takiego rozwiązania oznaczałoby wydłużenie nauki” – informuje Dorota Purgal,
zastępca prezydenta Legnicy ds. oświatowych, i dodaje, że rozwiązanie problemu jest niemożliwe. To po co było, do cholery, ten problem kiedyś stwarzać? Kow
WYNAJMĘ CHODZIARZA Lato w pełni, a więc i pielgrzymkowy sezon rozkwita. Sutannowcy postanowili jakoś zwiększyć coraz bardziej lichą frekwencję na pieszych wycieczkach. Ci z archidiecezji lubelskiej wymyślili na przykład, że jeśli ktoś nie ma ochoty lub czasu, aby wziąć udział w pielgrzymce, a ma pieniądze, aby pokryć jej koszty, powinien wysłać w swoim imieniu jakiegoś mniej zamożnego brata katolika, który czasu ma pod dostatkiem i sił w nogach również, a nie stać go na udział w przemarszu. Zadaniem „zastępców” będzie dojść do Częstochowy, po drodze nieustannie wznosić modły za swego darczyńcę i wskazaną przez niego intencję, a po dotarciu pod obraz Najświętszej Panienki wysłać kartki z podziękowaniami. Do tej pory zgłosił się jeden chętny... WZ
BOŻE, PROWADŹ! „Zamiast szukać sensacji, złodziejami byście się zajęli. Utrzyjcie nos sprawie!” – przekonywał dziennikarzy 53-letni ks. Czesław Niemiec, pijany proboszcz parafii Rakszana Rąbana, którego za kółkiem zatrzymali policjanci. Wielebny miał 3,5 promila. Wpadł, gdy jeden z kierowców zawiadomił policjantów w Łańcucie, że ulicami miasta wężykiem jedzie peugeot. Po kilkudniowym milczeniu przemyska kuria poinformowała zbulwersowanych parafian, że ks. Czesław „w związku z nagonką prasową (sic! – przyp red.) oddał się do dyspozycji ks. biskupa Michalika”. Ekscelencja przyjął rezygnację. Pijakowi grozi kara pozbawienia wolności do lat 2, ale – jak znamy życie – włos mu z głowy nie spadnie. Podobno już zapowiedział, że samochodu mu nie zabiorą, bo ten służy mu do celów duszpasterskich. RP
KRZYŻACY! Do Malborka powrócili Krzyżacy. Nie po to, by odzyskać stare zamczysko i zemścić się na Polakach za Grunwald, lecz żeby wspomóc tamtejsze muzeum, a przy okazji rozpropagować dawną stolicę państwa krzyżackiego. Niedawno w zamku pojawił się wielki mistrz Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie Bruno Platter i po raz pierwszy od 550 lat odprawił tu mszę. Zamiast solidnej zbroi Ulricha von Jungingena ubrał czerwony ornat i mówił tylko o pokoju. RP
MURDOCH NADCHODZI Drżyjcie panowie z TVN i Polsatu! Robert Murdoch, australijski miliarder i potentat medialny, zakupił 50 proc. udziałów w spółce TV Inwestycje, która kontroluje Telewizję Puls. Resztę mają franciszkanie. Wszystko wskazuje na to, że z tej nikomu prawie nieznanej dziś telewizji, którą ogląda znikoma część widzów, Murdoch będzie chciał zrobić firmę komercyjną. Co zaoferuje polskiemu widzowi? Amerykańskie filmy, opery mydlane i transmisje sportowe, a także reklamę i nowoczesne usługi... Czy uda mu się zdobyć polski rynek? Zapewne tak, choć nie z takimi „fachowcami” jak na przykład znany nam sprzed lat szef telewizji publicznej niejaki Maniuś Terlecki, który jest szefem artystycznym Plusa. RP
PECUNIA NON... ...olet, czyli pieniądze nie śmierdzą – mawiał jeden z mądrzejszych cesarzy starożytnego Rzymu. Od tamtych czasów nic się nie zmieniło – państwo włoskie chce wyciągnąć od Watykanu pieniądze należne za wywiezienie ton śmieci i odprowadzanie ścieków. Długu uzbierało się już 20 mln euro, ale stróże moralności ani myślą uregulować należność. Mydlą oczy argumentem, że Watykan – jako suwerenne państwo – jest zwolniony z tego obowiązku. RP
6
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
Jeszcze się nie sparzyli Od 12 lat Stowarzyszenie Bałtyckie Centrum Leczenia Oparzeń w Gdańsku zabiega o budowę oddziału leczenia ciężkich oparzeń. Placówka ma powstać przy Klinice Chirurgii Plastycznej i Leczenia Oparzeń Akademii Medycznej. Jeśli uda się ją uruchomić, będzie jedyną w północnej Polsce. Lekarze i działacze stowarzyszenia są świadomi zagrożeń wypadkami ciężkich oparzeń w sytuacji, kiedy w samym tylko Trójmieście funkcjonują takie zakłady jak rafineria, stocznie i porty morskie. To jednak wcale nie jedyne zagrożenia. Akademia przypomina tragedię, kiedy w pożarze na koncercie rockowym w hali stoczni zginęło siedem osób, a prawie trzysta zostało rannych, doznawszy mniejszych czy większych poparzeń. Leczeni byli na drugim końcu Polski – w Siemianowicach Śląskich. Stowarzyszenie zwróciło się do wszystkich większych firm na Pomorzu z prośbą o finansową pomoc. Na apel odpowiedział tylko gdański Zespół Elektrociepłowni Wybrzeże, przekazując na konto stowarzyszenia kwotę 25 tys. zł. Radni miasta Gdańska mają dopiero zaakceptować przekazanie kwoty 600 tys. zł w formie... pożyczki (!). Sumy te, według lekarzy, wystarczą na adaptację strychu nad kliniką. I tu pewnie skończą się marzenia. Tymczasem szerokim strumieniem do kieszeni kleru płynie kasa przeznaczona na odbudowę
i remont sfajczonego niedawno dachu kościoła św. Katarzyny w Gdańsku. Ratuszowi gdańscy klęcznicy bez zmrużenia oka przekazali na ten cel kwotę 1 mln zł z pieniędzy podatników. Przekazali, czyli darowali, a nie pożyczyli! Gdańscy samorządowcy w swej usłużności dla kleru poszli dalej. Urząd Miejski uruchomił serwis SMS-owy. Każdy, kto wyśle pod odpowiedni numer SMS-a o treści „Katarzyna”, przekaże w ten sposób 2,44 zł na odbudowę świątyni. Samorząd województwa pomorskiego wysupłał ze swojego budżetu 200 tysiączków. Włodarze Gdyni i Sopotu dali po 100 tys. zł. Różne sumy – większe i mniejsze (raczej większe) – płyną też z prywatnych firm i banków. Kościelne konta puchną od gotówki. Zapytaliśmy jednego z majstrów pracujących przy odbudowie dachu, ile – według niego – może kosztować naprawienie wszystkich zniszczeń spowodowanych pożarem. Stwierdził, że nie więcej niż 400 tysięcy... Stowarzyszenie przy obecnym wsparciu samorządów i takiej hojności firm o budowę oddziału leczenia ciężkich oparzeń będzie musiało zabiegać przez kolejne 12 lat. Jeśli zaś zdarzy się tragedia podobna do pożaru w hali stoczni, to jej ofiary najlepiej będzie umieścić w kościele św. Katarzyny. Niech sobie podczas koszmarnego leczenia popatrzą na nowiutki daszek i inne cuda zrobione przy okazji. MARCIN SZOBA
Anoplura W poniedziałkowym numerze dziennika „Rzeczpospolita” felietonista Rafał A. Ziemkiewicz nazwał „FiM” gazetą szmatławą. Czym zasłużyliśmy sobie na to określenie? Jak na pierwszy rzut oka odróżnić szmatławca od nieszmatławca, aby już więcej nie błądzić w gąszczu papierowych mediów? Aby zabłysnąć w dobrym towarzystwie celną lokucją: „Gazeta X? O nie, ja tego szmatławca nie biorę do ręki”. Ten problem zaprzątał moją uwagę przez minut trzydzieści z okładem. A zaprzątał dopóty, dopóki nie spojrzałem jeszcze raz na „Rzeczpospolitą”. Dopiero wówczas przyszło olśnienie. Otóż wyróżnikiem jest język. Przede wszystkim on. W szmatławcu jest brzydki, toporny, wulgarny, pozbawiony lekkości, intelektualnego wdzięku i iskrzenia, a co najważniejsze – wieloznaczności i metafory. W nieszmatławcu zaś język jest giętki, płynny, potoczysty,
pełen muzycznych drgań i pięknej frazy. Dokładnie taki właśnie, jak u redaktora Rafała A. Ziemkiewicza, który – charakteryzując naszego byłego wicenaczelnego, a obecnie szefa „Trybuny” – taką posługuje się kadencją zdania: „(…) następcą Dębskiego został – kto? Marek Barański. Były jaruzelski wycirus z „Dziennika Telewizyjnego” czasów stanu wojennego”. Ech, pisać tak jak Ziemkiewicz... – rozmarzyłem się na chwilę. Otrzeźwienie przyszło natychmiast, kiedy spojrzałem na tytuł mojego mikrofelietoniku. Co to, do cholery, jest ta „Anoplura”? To rząd owadów zaliczanych do podgromady owadów uskrzydlonych; obejmuje gatunki pasożytujące na ludziach. Co ma wspólnego zwykła wesz z bohaterem tego tekściku? Nic. Zupełnie nic... Jak to bywa w szmatławej gazecie. MAREK SZENBORN
Czy tysiące prezydentów i burmistrzów polskich gmin popełnia w czasie wyborów przestępstwo? Są tacy, którzy uważają, że tak, a jeden uparcie chce to udowodnić. Tuż po wyborach parlamentarnych w 2005 roku do III Komisariatu Policji w Krakowie trafiło niecodzienne pismo – zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prezydenta Krakowa Jacka Majchrowskiego. Miał on złamać prawo poprzez dopuszczenie do zawieszenia w lokalach wyborczych symboli jednej z religii, oczywiście katolickiej. Autorem zawiadomienia był pan Stanisław Błąkała. Sprawa ciągnie się do dziś. – Idąc do wyborów parlamentarnych, przekonany o sile swojego głosu i dumny z życia w wolnej demokratycznej Polsce, rozczarowałem się po wejściu do lokalu wyborczego. Po prawej stronie godła powieszono równy jego wielkości krzyż z przybitą do niego, metalową imitacją trupa ludzkiego – opowiada pan Stanisław. Zniesmaczony tym faktem czym prędzej zwrócił się do policji: – Niezwłocznie złożyłem zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prezydenta miasta, który zgodnie z ordynacją wyborczą jest zobowiązany do urządzenia lokali wyborczych i zabezpieczenia przeprowadzenia wyborów zgodnie z obowiązującym prawem. Zdaniem pana Błąkały, doszło do złamania zapisów Konstytucji RP i ordynacji wyborczej oraz rażącego lekceważenia prawa przez wysokiego urzędnika samorządowego. Konstytucja, jako najwyższe prawo RP, mówi, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Tym samym są zobowiązane do respektowania zasady równouprawnienia kościołów i związków wyznaniowych, a nade wszystko zachowywania bezstronności w sprawach przekonań. Ponadto wszyscy obywatele są równi, mają prawo do równego traktowania przez władze i nikt z nich nie może być dyskryminowany z jakiejkolwiek przyczyny. Natomiast ordynacja stwierdza, że „zabronione są wszelkie formy agitacji w lokalu
Droga krzyżowa wyborczym oraz na terenie budynku, w którym ten lokal się znajduje”. Co więc z krzyżem? Odpowiedź prokuratury na zawiadomienie nikogo nie zaskoczyła. Asesor Prokuratury Rejonowej w Krakowie Krowodrzy, Sebastian Brzuchacz, postanowił odmówić wszczęcia śledztwa. „Czyn zabroniony (...) może być popełniony tylko umyślnie, tj. sprawca tego przestępstwa musi chcieć dokonać czynu zabronionego lub co najmniej godzić się na popełnienie takiego czynu” – czytamy w uzasadnieniu. Jego zdaniem, prezydent złamałby
prawo, gdyby wykazał świadomość i ukierunkowane działanie na osiągnięcie celu, czyli obecność krzyży w lokalach, i trudno wymagać od niego wiedzy o wystroju każdego pomieszczenia. Jednak – co ciekawe – dalej zauważa, że prawo przewiduje odpowiedzialność karną za nieumyślne działanie na szkodę interesu prywatnego poprzez niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego, ale musi wystąpić istotna szkoda. „Za taką szkodę nie sposób uznać obrażenia godności obywatela RP spowodowanej wywieszeniem symbolu religii katolickiej w lokalu wyborczym” – czytamy. – Niezadowolony z takiego postanowienia wniosłem zażalenie do prokuratury nadrzędnej. Zgodnie z ordynacją, prezydent ma szeroką gamę środków, za pomocą których może kontrolować każdy lokal wyborczy – mówi pan Stanisław. Podkreśla, że w każdym urzędzie pracuje sztab ludzi, którzy zajmują się
wyborami. – Ponadto ustawa wyraźnie mówi, że w lokalu wyborczym umieszcza się tylko urzędowe obwieszczenia wyborcze, zatem na katolicki symbol wiary miejsca tu nie ma, o czym prezydent wiedzieć powinien – komentuje uzasadnienie. W zażaleniu napisał: „Wchodząc do lokalu wyborczego, nie wiedziałem, czy się modlić, czy wyjść z lokalu, nie oddając głosu. Tak wygląda tolerancja w RP”. Zauważył też, że nawet konkordat potwierdza niezależność Polski od Kościoła rzymskokatolickiego: „Lokale wyborcze są na czas wyborów urzędami Państwa, dlaczego więc nie szanuje się niezależności tego Państwa?”. Jednak te i inne argumenty nie przekonały władzy sądowniczej. Prokurator okręgowy nie przychylił się do zażalenia i w lutym br. przekazał je do Wydziału II Karnego Sądu Rejonowego dla Krakowa Krowodrzy, gdzie 9 marca odbyło się posiedzenie. Sąd w składzie: przewodnicząca ASR Nina Uchwat-Woźniak i protokolant Agnieszka Ostafin – po rozpoznaniu sprawy – wydał postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa i utrzymał w mocy zaskarżone postanowienie prokuratury rejonowej. Potwierdził tym samym argumentację prokuratora. Postanowienie stało się prawomocne. Mimo że sprawa się zakończyła w polskim sądzie, pan Błąkała nie zamierza zaakceptować takiego rozstrzygnięcia. – Funkcjonariusz publiczny zamiast bronić niezbywalnej godności obywatela może ją bezkarnie poniżać, a nawet powiedzieć mu „spieprzaj, dziadu!”. W myśl zasady: co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie – śmieje się. Już planuje następny krok – chce szukać prawa i sprawiedliwości w Strasburgu, co może przynieść pożądany zwrot. Apeluje też do wszystkich Czytelników, aby uświadomili przed wyborami swojej lokalnej władzy o konieczności respektowania prawa: – Tylko przez samo usunięcie z pomieszczeń państwowych i samorządowych symbolu religii katolickiej, można osiągnąć wiele w zakresie neutralności światopoglądowej państwa. DANIEL PTASZEK Fot. Krzysztof Krakowiak
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r. Prokuratura robi, co może, aby już wkrótce media obiegła sensacyjna wiadomość: „Były SLD-owski wiceminister finansów Wiesław Ciesielski aresztowany za współudział w zorganizowanej grupie przestępczej działającej wewnątrz MF”. W Ministerstwie Finansów trwa wielkie polowanie na czarownice. Media podały, że była już minister Zyta Gilowska zażyczyła sobie na biurko teczki personalne wszystkich pracowników, którzy w jakikolwiek sposób otarli się w przeszłości o tzw. służby specjalne. Pani Zyta nie ukrywała, że los takich „agentów’ jest przesądzony. Po odejściu Gilowskiej akcja „łapaj komucha” – miast przycichnąć – eskaluje. Z naszych infor-
oceniona najwyżej w kraju. Tak stwierdziła nowa już władza MF. Nie przeszkadzało to jednak w wypieprzeniu jej z dnia na dzień. Kadrowi pracownicy MF, do których dotarliśmy, twierdzą, że nastał
raj dla oszustów. To, co się stało, porównują z czasową likwidacją Wydziału Przestępstw Gospodarczych Policji (lata
PATRZYMY IM NA RĘCE celnych czy innych agend MF, to kontrolerzy MUSZĄ COŚ ZNALEŹĆ! I nie miej do nich wielkich pretensji, bo taki mają rozkaz. Jeśli nie znajdą – znaczy kontrolowali źle i trzeba ich wymienić. Będą się więc starać za wszelką cenę.
A ceną będziesz TY! Ministerstwu Finansów potrzeba jak powietrza spektakularnych i widowiskowych osiągnięć. Tak więc w błysku fleszy aresztowano kilka osób z samej wierchuszki centrali, a kacze służby Wassermanna ogłosiły, że w MF wykryły Układ. Zatrzymani dyrektorzy departamentów i ich zastępcy podejrzani są o korupcję. Na przykład wymienia się tu umorzenie – w zamian za przyjęcie korzyści majątkowych – wielomilionowych podatków (co najmniej 40
do sprzedaży kas fiskalnych konkretnego producenta. Ujawnił również – we współpracy z „FiM” – szereg nieprawidłowości, a nawet ewidentnych złodziejstw przy zakupach i rejestracji automatów do gier – tzw. jednorękich bandytów. Wiceminister zakończył wewnętrzne śledztwo dotyczące tych spraw (rok 2003), po czym osobiście złożył w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Kilka miesięcy później prokuratura – podpisem swojej funkcjonariuszki Katarzyny Sawickiej (to ta od słynnej sylwestrowej zabawy z gangsterami korumpującymi obecnie aresztowanych dyrektorów ministerstwa) – umorzyła postępowania, nie dopatrując się znamion przestępstwa. Wściekły jak diabli Ciesielski złożył (w ramach protestu)
Sezon na leszcze macji wynika, że ganz nowy minister Wojciechowski – zamiast zająć się słupkami – rozkazał, aby pokazać mu kwity dotyczące przynależności do PZPR wszystkich pracowników MF – od sprzątaczki po dyrektorów departamentów. ¤¤¤ Jak wyglądają czystki w ministerstwie, najlepiej widać na przykładzie policji skarbowej, a dokładniej – w Biurze Dokumentacji Skarbowej. Otóż biuro to – stworzone przez Ciesielskiego – składało się z najbardziej elitarnych i doskonale wyszkolonych zastępów funkcjonariuszy. Ich działalność spędzała sen z powiek wszystkim aferzystom, a polegała na zakładaniu podsłuchów, inwigilacji bezpośredniej i analizie danych operacyjnych za pomocą specjalnego systemu informatycznego o nazwie Alert. Ów program koordynował pracę policji, prokuratury, CBŚ, ABW i innych – jeszcze tajniejszych – służb. W uproszczeniu wyglądało to tak: funkcjonariusz policji skarbowej MF wstukiwał w komputer np. nazwisko Ildefons Kowalski i po kilku minutach otrzymywał informacje, czy i w jakim zakresie interesują się nim inne służby, np. graniczne, i co mu mają do zarzucenia. Brzmi to bardzo groźnie i rzeczywiście takie było. Drogie i żmudne szkolenie specjalistów od „Alertu” trwało trzy lata i okazało się... przedsięwzięciem zbędnym, bowiem niemal wszystkich fachowców od tego programu wywalono na zbity pysk (w samej tylko Warszawie 100 osób). Oficjalny powód przedstawiony na piśmie: „Utrata zaufania”. Nie inaczej postąpiono z analogicznymi specami w całym kraju. Na przykład kadra z Urzędu Skarbowego w Rzeszowie (policja skarbowa) została, w wyniku wewnętrznego rankingu,
1989–1992). Wtedy to powstała słynna mafia paliwowa i wielkie fortuny naftowych bossów. Czy i komu wówczas zależało na paraliżu kontroli? Komu zależy teraz? A jednak medialnie, czyli oficjalnie, Ministerstwo Finansów ma działać sprawnie, a nawet spektakularnie, choć tak naprawdę jest obecnie całkowicie sparaliżowane. Oto wczesną wiosną 2006 roku w centrali MF odbyła się poufna narada szefów (już nowych) wszystkich skarbowych jednostek terenowych. Przekazano im jedno, ale za to jakże ważne polecenie: wszystkie, literalnie wszystkie rozpoczęte kontrole mają się zakończyć udowodnieniem zaistnienia przekrętów. Określono to tak: Od dziś nie ma kontroli bezwynikowych. Każda (sic!) ma przynieść wskazanie „złodzieja”. Gdyby go przypadkowo nie było, trzeba go znaleźć za wszelką cenę. – To stara, dobra szkoła Andrzeja Wyszyńskiego – stalinowskiego prokuratora i teoretyka prawa ZSRR, który mawiał: „Dajcie mi człowieka, a ja już paragraf na niego znajdę” – mówi jeden ze zwolnionych dyrektorów departamentu, z którym rozmawialiśmy. Podkreślmy i uściślijmy to jeszcze raz: jeśli jesteś biznesmenem z własną firmą i pojawi się u ciebie kontrola Urzędu Skarbowego, Urzędu Kontroli Skarbowej, służb
7
podobnym uzasadnieniem skierował na ręce następnego premiera – Marka Belki (patrz skan). Ten też nie spieszył się z jej przyjęciem i namawiał wkurzonego wiceministra do pozostania. Gdy to nic nie dało, odwołał Ciesielskiego – wiceministra i głównego inspektora kontroli skarbowej, a zarazem pełnomocnika rządu ds. zwalczania nieprawidłowości skarbowych – dopiero 3 sierpnia 2004. Parę tygodni temu, prawie w przeddzień wydania nakazu zatrzymania Ciesielskiego, warszawska prokuratura dowiedziała się o jego wewnątrzministerialnym śledztwie i gniewnych dymisjach. Miało być medialnie i głośno: stary komuch, główny nadzorca wszelkich kontroli skarbowych w Polsce nie dopilnował swoich podwładnych, a może nawet był w ich sprawki zamieszany. Tak przynajmniej by sugerowano. Niestety (ale na szczęście dla wiceministra), sprawa wyszła na jaw i prokuratura musiała obejść się smakiem, w ostatniej chwili unikając aresztowania i kompromitacji. Nie mogła ścierpieć jednak takiego afrontu i teraz próbuje ugryźć byłego wiceministra
z innej strony.
mln złotych) firmie byłego senatora Henryka Stokłosy. Co ciekawe, jest to akurat prawda, tylko że... Tylko że na ślad tej gigantycznej afery wpadł nie obecny zarząd ministerstwa, nie aktualni prokuratorzy i funkcjonariusze CBŚ i ABW, ale wiceminister Wiesław Ciesielski, i to już trzy lata temu. Co więcej, Ciesielski wykrył też inny przekręt. Chodzi o łapówki, które brali urzędnicy MF w zamian za dopuszczanie
na ręce premiera Leszka Millera dymisję, motywując ją tym, że nie będzie pracował z oszustami i łapówkarzami. Nie będzie też zezwalał na przymykanie oczu na ich złodziejstwa. Miller dymisji nie przyjął. Wezwał za to wiceministra na dywanik i srodze opieprzył za to, że pcha się przed szereg i wtyka nos w nie swoje sprawy. Jednak Ciesielski nie dał za wygraną i kolejną dymisję opatrzoną
Z naszych informacji wynika, że po krótkim, acz „owocnym” śledztwie postawiono Ciesielskiemu już oficjalny zarzut z art. 233 kodeksu karnego, czyniąc go tym samym podejrzanym o popełnienie przestępstwa. Śledczy chcą udowodnić teraz, że były wiceminister składał przed organami ścigania... fałszywe zeznania dotyczące sposobu zatrudniania pracowników przemyskiej Izby Celnej (chodzi o tzw. kumoterstwo). Niby mała rzecz, a prokuratorów cieszy, bo wina, którą obarczony jest Ciesielski, grozi trzyletnią odsiadką. Na razie wszystko odbywa się w całkowitej tajemnicy. Wszystkie telefoniczne rozmowy Ciesielskiego są podsłuchiwane i rejestrowane. Nowe służby przyprawiły mu też tzw. ogon, czyli śledzącego go nieustannie agenta. – Czy wie pan o podsłuchach i inwigilacji? – zapytaliśmy podejrzanego. – Wiem. – Czy zarzuty w jakiejkolwiek mierze są uzasadnione? – Nie miałem nic wspólnego z nepotyzmem, o który jestem oskarżany. Chodzi o to, by mnie wsadzić, i już. – Naprawdę liczy się pan z tym? – Oczywiście. Nie udało się ugryźć mnie w sprawie afery łapówkarskiej, to teraz próbuje się znaleźć inne haki. Ciesielski za kratkami... to by było coś. Tak naprawdę nie chodzi o moją skromną osobę, tylko o zmasowany atak na lewicę. Po mnie przyjdzie czas na następnych. Już wkrótce. MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI
8
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
SZLACHETNE ZDROWIE
S
zarlatanów obiecujących cudowne uleczenie chorego nigdy nie brakowało. Chorzy mogą mówić o szczęściu, gdy stracą tylko pieniądze. Chociaż i to boli. Od dłuższego czasu prawdziwą furorę robi na świecie (również w Polsce) „rewelacyjna metoda leczenia miażdżycy”, zwana chelatacją. Tysiące chorych upatruje w niej jedynej nadziei uzdrowienia, przedłużenia życia, bo tradycyjna medycyna w wielu przypadkach jest, niestety, bezradna.
3 razy w tygodniu, 10 następnych – 2 razy w tygodniu, 10 ostatnich – raz na siedem dni. O liczbie dodatkowych przetoczeń decyduje oczywiście lekarz kierujący zabiegiem. Buteleczka płynu do jednego przetoczenia kosztuje – UWAGA! – 140 zł. Zwolennicy chelatacji do jej zalet zaliczają m.in. to, że jest ona niemal bezinwazyjna i pozwala uniknąć skomplikowanych operacji bajsowych czy angioplastyki. Taka kroplówka z doskoku. Co najważniejsze – serię 20–50 wlewów stosuje się raz na całe życie.
przypadku nie udowodniono korzystnego działania EDTA. Rodzi się jednak pytanie: dlaczego pacjenci poddani terapii chelatacyjnej twierdzą, że czują się rzeczywiście lepiej? – Zjawisko jest związane z tym, że chorzy, którzy muszą płacić za kroplówki tysiące złotych, po prostu biorą się za siebie. Poza przyjmowaniem EDTA rzucają palenie, zmie-
krótkotrwałej poprawy, a czasem, w związku z przeprowadzaniem terapii chelatacyjnej, jest za późno na leczenie zgodne ze współczesną wiedzą medyczną. Doktor Kaszyński prezentuje jeszcze jeden druzgocący argument negujący wspomnianą metodę: – Zwolennicy chelatacji nie są w stanie przedstawić rzeczywistych dowodów na skuteczność swojego
niają dietę, tracą nadwagę – wyjaśnia dr Kaszyński. – A przecież roli tych elementów nie kwestionuje współczesna medycyna. Istotne jest również psychologiczne działanie drogiego leku. Niestety, po stosunkowo krótkim czasie pozornej poprawy dolegliwości wracają. U wielu pacjentów nie obserwuje się nawet tej
leczenia w postaci radiologicznego obrazu naczyń krwionośnych przed i po terapii albo oceny stanu naczyń przez niezależnego ultrasonografistę. Co więcej – na skutek stosowania tej metody może dojść do martwicy kanalików nerkowych, reakcji uczuleniowych, uszkodzenia szpiku czy zaburzeń rytmu serca.
Dawanie w żyłę Czym jest chelatacja? W prospekcie wydanym przez jednego z najaktywniejszych propagatorów tego sposobu leczenia, doktora Antoniego Krasickiego z Gdyni, czytamy: „Nieoperacyjna metoda lecznicza rozpuszczająca blaszki miażdżycowe w naczyniach krwionośnych, pierwsza w dziejach ludzkości metoda eliminująca źródła wolnych rodników w ustroju”. Zdaniem Krasickiego, chelatacja szczególnie korzystnie wpływa na zdrowie pacjentów z poważnymi komplikacjami krążeniowymi (udar mózgu, zawał mięśnia sercowego, bóle niedokrwienne kończyn) i pozwala chorym powrócić do normalnego życia. Poddający się tej terapii mają się czuć tak, jakby ujęto im 10–15 lat życia. Zabieg chelatacyjny to wlew kroplowy preparatu z EDTA, najczęściej wykonywany w pozycji siedzącej, zwykle 20–50 przetoczeń, każdy trwający od 2 do 4 godzin. Przeważnie 10 pierwszych wlewów wykonuje się
T
¤¤¤ Doktor n. med. Marek Kaszyński, ordynator Oddziału Chirurgii Naczyniowej Szpitala MSWiA w Łodzi, a jednocześnie konsultant wojewódzki w tej dziedzinie, nie ukrywa, że EDTA stosuje się od dawna przy leczeniu zatruć metalami ciężkimi, ale nie ma żadnych naukowych dowodów na przydatność tej metody w terapii miażdżycowej. Nie jest ona uznawana przez oficjalny świat medyczny ani w Europie, ani w USA, choć stosuje ją wielu lekarzy, a tysiące pacjentów wydaje olbrzymie pieniądze na kosztowne zabiegi. – Według stanowiska największych i najbardziej prestiżowych amerykańskich towarzystw lekarskich, zarówno chirurgicznych, kardiologicznych, jak i radiologicznych – mówi dr M. Kaszyński – chelatacja jest niewskazana w leczeniu miażdżycy tętnic i może być szkodliwa. Jak wynika z badań dużej liczby chorych, w żadnym
o nie fikcja, to Polska. Ciało ludzkie przypomina sklep z towarem. W Internecie w najlepsze kwitnie handel żywym towarem. Dla pieniędzy ludzie są gotowi sprzedać się kawałek po kawałku. Umawiamy się na spotkanie z panem Arkiem z Wrocławia. Pytamy, dlaczego chce sprzedać nerkę. – Mam trudną sytuację rodzinną. Dlatego jestem gotów to zrobić. Prawda jest taka, że największym moim życiowym niepowodzeniem było urodzenie się Polakiem. Dla mnie to wcale nie brzmi dumnie! Takie tu dziadostwo, że człowiek nie ma wyjścia. Godne potępienia jest zachowanie naszych ustawodawców, którym wydaje się to nielegalnym procederem. Zadam Panu jedno pytanie. Czy moja nerka jest moją własnością, czy też pańską, rządową, czy czyjąś jeszcze? Sprzedam ją tak czy inaczej, a groźby mam w dupie. Pani Kasia ze Świecia nad Wisłą chce sprzedać nerkę i szpik kostny. Dlaczego? – Robię to dla mojego dziecka. Grozi nam eksmisja na bruk. Muszę zdobyć te pieniądze. Błagam, niech Pan coś wymyśli! Pan Mariusz ze Zduńskiej Woli chce sprzedać szybko. Kiedy nie odzywam się przez pół dnia, wysyła SMS-y z ponagleniem. Tłumaczy,
że bez jednej nerki może żyć, ale bez 40 tys. zł – nie. Właśnie za tyle da się pociąć. Skąd ta podaż? Bo jest popyt. – Zrobimy wszystko dla ratowania syna – mówi kobieta z województwa śląskiego. Jest lekarzem internistą. Napisała: „Szukam nerki B RH+”
dyskrecji. W ogłoszeniu sprzedający podają tylko numer telefonu lub adres e-mailowy. Resztę załatwia się osobiście. „Na rynku” są nie tylko osoby prywatne. Pod koniec zeszłego roku nieznana fundacja zachęcała w Internecie do oddania swojej ner-
Sprzedam nerkę i podała numer telefonu. Jej syn ma 15 lat i od urodzenia choruje na wielotorbielowatość nerek. Został wciągnięty na krajową listę biorców, gdzie średni czas oczekiwania na przeszczep to prawie dwa lata. – Wszyscy nam mówią, że to już niedługo – dodaje kobieta i przyznaje, że jeśli otrzyma konkretną propozycję, nie będzie się wahała. W Polsce wykonuje się rocznie około 1600 przeszczepów. Osób, które czekają na transplantację, jest około 4 tysięcy. Ceny są różne: od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Najdroższe są organy ludzi młodych, zdrowych i z rzadką grupą krwi. Największą popularnością cieszą się nerki, szpik kostny i wątroba. Wszystko odbywa się z zachowaniem
ki, powołując się na umowę ze Stowarzyszeniem „Życie po Przeszczepie”, które zajmuje się kompleksową pomocą dla osób czekających na przeszczep, wspiera rodziny i przełamuje opory związane z pobraniem organów od bliskiego zmarłego. Okazało się jednak, że działalność fundacji nie miała nic wspólnego z tym stowarzyszeniem. Fundacja pośredniczyła w nawiązywaniu kontaktu między biorcami i dawcami organów na całym świecie. Po wypełnieniu internetowej ankiety osoba zainteresowana sprzedażą wyjeżdżała do Egiptu lub Izraela, tam oddawała nerkę i wracała do kraju. Liderem w nielegalnym handlu organami są kraje Trzeciego Świata, gdzie działają specjalne
Zapewne dlatego nigdzie na świecie, także w Polsce, terapia owa (poza leczeniem zatrucia metalami ciężkimi) nie jest refundowana przez narodowe fundusze zdrowia lub przez towarzystwa ubezpieczeniowe. Potwierdzono nam to także w NFZ. Zwolennicy leczenia EDTA twierdzą jednak, że są dyskryminowani, że nieuznawanie chelatacji wynika z partykularnych interesów środowiska chirurgicznego. Świat lekarski, według nich, zainteresowany jest krytyką tej cudownej metody – eliksiru młodości. – Nie wyobrażam sobie sytuacji, aby chirurg z trzydziestoletnią praktyką zaproponował choremu leczenie inwazyjne, wiedząc, że istnieje porównywalna metoda zachowawcza – odparowuje zarzuty Kaszyński. ¤¤¤ Wytwórnia Płynów Infuzyjnych przy szpitalu w Piszu zaopatruje dra Krasickiego, ale nie chciano tam z nami rozmawiać ani o składzie preparatu ATC 120, ani o wielkości i kosztach jego produkcji, choć udało nam się dowiedzieć, że stanowią ułamek oficjalnej ceny, którą płaci chory. Ustaliliśmy jednak, że ów tajemniczy EDTA to EtylenoDiaminoTetraAcetic, czyli kwas etylenodiaminotetraoctowy. W skład preparatu ATC 120 dra Krasickiego wchodzi m.in. trujący wersenian. Jak zatem traktować chelatacje i coraz większą liczbę ludzi oferujących za niemałe pieniądze cudowne wyleczenie? – Chorym odpowiadam wprost na takie pytania: to oszustwo, szkoda tracić czas i pieniądze. A w leczeniu miażdżycy tętnic czas jest na wagę złota. RYSZARD PORADOWSKI Fot. WHO BEE UWAGA! Za tydzień napiszemy, jak skutecznie leczyć miażdżycę.
mafie zajmujące się tym procederem. Na organach można zarobić więcej niż na narkotykach. Ścięgna Achillesa są pozyskiwanie w RPA i sprzedawane w Korei Południowej, a potem dostarczane na rynek w USA i Kanadzie. Bogaci Arabowie kupują organy od biednych Pakistańczyków. Natomiast Japończycy i Amerykanie kupują od Chińczyków, gdzie organy uzyskuje się najczęściej od skazanych na śmierć... Kraje Zachodu stwarzają pozory, że nie toleruje handlu organami. Zgodnie z polskim ustawodawstwem, lekarze mogą pobrać narządy do transplantacji tylko od zmarłych lub od członków rodzin osób oczekujących na przeszczep. Prawo jest prawem. W praktyce handel organami wymyka się spod kontroli. Jedynym krajem, gdzie można legalnie sprzedać nerkę, jest Iran. Dawcom płaci się tam 1200 dolarów. W Polsce też nie da się uciec od tego tematu. Jeśli nie nastąpi jakaś radykalna poprawa sytuacji bytowej wielu ludzi, nielegalny handel nie zniknie. Instytut Badania Opinii i Rynku Pentor zapytał respondentów, czy sprzedaliby swoją nerkę osobie oczekującej na przeszczep. Tak – odpowiedziało 53,8 proc.; nie – 34,5, a 11,7 proc. nie miało na ten temat zdania. A jaka jest Państwa odpowiedź? PIOTR TWARDYSKO
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
A
tmosfera wzajemnego zrozumienia w duchu „żyj i daj żyć innym” to w małym miasteczku podstawa, bez której wszelkie kręcenie lodów jest zajęciem ryzykownym. A gdy już wszyscy możni coś na siebie mają... Nowy Dwór Gdański to piękny przykład, że Samoobrona potrafi harmonijnie układać się z Polskim Stronnictwem Ludowym. Ba, jednego złego słowa nie powiedzą tam o sobie pani posłanka Danuta Hojarska (wiadomo skąd) i pan starosta powiatowy Mirosław Molski (PSL). Ona skutecznie reklamuje stolicę powiatu błyskotliwymi powiedzonkami typu: „Hanna Gronkie-
Wypada w tym miejscu podkreślić, że nie dostrzegamy niczego podejrzanego w tym, iż panowie Jost i Molski są w Ostaszewie sąsiadami. Naszą nieufność co do czystości procedury przetargowej wzbudza natomiast fakt, że oferta zwycięskiej firmy w sposób oczywisty nie spełniała wspomnianego wyżej warunku dopuszczającego, czyli potwierdzonego referencjami doświadczenia zawodowego. Ustawa o zamówieniach publicznych wymaga, żeby decyzja komisji była w takiej sytuacji tylko jedna: dyskwalifikacja. A mimo to orzeczono zwycięstwo sąsiada pana starosty... Mało tego: na trzy dni przed rozstrzygnięciem przetargu prawie wszyscy w nim startujący zostali po-
PATRZYMY IM NA RĘCE działa na rynku dobrych kilkanaście lat – kręciła Głobińska, uciekając od przyznania się, że dała wygrać firmie, która nie spełniła podstawowych warunków uczestnictwa w przetargu. Tymczasem jeden z pracowników starostwa ujawnia naszemu dziennikarzowi: – Komisji przetargowej pomagali dwaj rzeczoznawcy, którzy bardzo dokładnie przeglądali dokumenty i ostrzegali, że oferta firmy z Ostaszewa jest – ich zdaniem – nieważna i w ogóle nie powinna być przez komisję rozpatrywana. Pani Ania [Głobińska] absolutnie się tą opinią nie przejęła. Być może dlatego, że pan Jost miał też ciche poparcie Danusi Hojarskiej...
Publicznych nie unieważnił całego postępowania. Wręcz przeciwnie, w ocenie składu orzekającego postępowanie było prowadzone poprawnie, za wyjątkiem oceny ofert (...) i jedynym naszym wydatkiem była kwota 3700,69 zł tytułem kosztów postępowania” – zapewniał radnego Zbigniewa Ptaka, przewodniczącego Komisji Rewizyjnej Rady Powiatu, pismem z 24 marca 2004 r. Kłamał jak z nut: we wspomnianym wyroku z 30 października 2003 roku nie ma nawet przecinka na temat „poprawności postępowania” stwierdzonej rzekomo przez skład orzekający Zespołu Arbitrów. Stoi tam też jak byk, że starostwo musi wybulić nie 3700,69 zł, lecz dwa razy tyle!
9
komisji rewizyjnej. Czy można to rozumieć inaczej niż jako przygotowanie do ponownego, mniej prymitywnego, ustawienia przetargu? ¤ Po uzyskaniu zgody Prezesa UZP starostwo wszczęło procedurę negocjacji. Zaproszono sześć firm, zgłosiły się cztery. „Przemysłówka 03” uznała, że szkoda nerwów, gdy w specyfikacji warunków zamówienia doczytała się ewidentnie pod Josta złagodzonego kryterium doświadczenia zawodowego oferentów: z „5 robót tożsamych”, którymi winni się wcześniej legitymować, do zaledwie jednej na poziomie miliona złotych. Powód? Ano okazało się, że nie ma w urzędzie człowieka na tyle wykształconego, żeby umiał zinterpretować, cóż to takiego „roboty
Jak dobrze mieć sąsiada wicz-Waltz taka wielka dama, a w za krótkich garsonkach chodzi. Ja, kupuję swoje na Stadionie Dziesięciolecia albo na rynku w Nowym Dworze”. On zaś przymknie oko, gdy w ramach finansowanej z pieniędzy publicznych inwestycji robotnicy coś tam poprawią w obejściu posłanki w Lubieszewie albo Powiatowy Urząd Pracy sfinansuje jej córce Magdalenie staż w biurze poselskim mamy... Atmosfera wzajemnego zrozumienia, o której pisaliśmy na wstępie, to podstawa. Wówczas przechodzą bezkarnie nawet takie oto numery: W sierpniu 2003 r. starostwo powiatowe ogłosiło przetarg nieograniczony (o szacunkowej – zdaniem specjalistów – wartości rzędu 1,5–1,8 mln zł) na modernizację biurowca przy ul. Warszawskiej 28, przeznaczonego na siedzibę sądu. „Posiadanie doświadczenia zawodowego – wykonanie w latach 1998–2002 minimum 5 robót potwierdzonych referencjami przedstawicieli firm i tożsamych z zamówionymi” było jedynym i silnie wyeksponowanym warunkiem dopuszczającym oferentów do przetargu, a zaoferowana przez nich cena – kryterium rozstrzygającym o zwycięstwie. Wpłynęło 6 ofert, które komisyjnie otwarto 25 września. Dwie odrzucono bez rozpatrywania ze względu na poważne błędy. Z czterech pozostałych przedstawiciele starostwa wybrali najtańszą, w której Zakład Remontowo-Budowlany Krzysztof Jost z pobliskiego Ostaszewa deklarował, że zrobi sądowi śliczne gniazdko za niewiele ponad 1,53 mln zł.
informowani, że starostwo zmienia niektóre warunki („zakres rzeczowy”) zamówienia, co podnosiło koszty jego realizacji i wymagało korekty ofert cenowych. Prawie wszyscy, bo dziwnym trafem zapomniano o zawiadomieniu firmy z Ostaszewa, której kosztorys pozostał niezmienny, więc – siłą rzeczy – wadliwy i najtańszy. Wszystkie te śmierdzące przekrętem tricki wychwycił jeden z uczestników przetargu – Antoni Klecha, właściciel Przedsiębiorstwa Ogólnego „Przemysłówka 03” z Elbląga. Wystąpił do starostwa z formalnym protestem i żądaniem ponownego rozpatrzenia ofert. Gdy 13 października Molski – nie odnosząc się do merytorycznych zarzutów – odesłał go na drzewo pod wyssanym z palca pretekstem przekroczenia terminu, Klecha skierował sprawę do Zespołu Arbitrów przy Urzędzie Zamówień Publicznych (UZP). Kilka dni później obradowała Komisja Samorządowo-Społeczna Rady Powiatu Nowodworskiego. Oto co powiedziała radnym urzędniczka starostwa Anna Głobińska (też – przypadkowo zapewne – mieszkanka Ostaszewa), ustanowiona przez Molskiego szefową komisji przetargowej: – Szczegółowo ofert nie przeglądałam, a protesty i odwołania zdarzają się dość często i należy do tego podchodzić z rezerwą. – Czy firma, która wygrała przetarg, może poszczycić się jakimiś osiągnięciami? – zaciekawiło radnego Henryka Kuczmę. – Przedstawiła roboty, które wykonywała w ostatnim okresie,
Starosta Molski (z lewej): – W przetargach jestem debeściak, więc gdyby pan minister chciał coś wygrać...
Werdykt Zespołu Arbitrów był dla starostwa druzgocący: „Do specyfikacji istotnych warunków zamówienia wniesiono poprawki pismem z 22.09.2003 r., z tym że pismo to nie dotarło do wszystkich zainteresowanych, w tym do oferenta, który wygrał przetarg. Zamawiający przewidzianego na 25.09.2003 r. otwarcia ofert nie przesunął, co spowodowało, że nieliczni oferenci mogli poprawić swoje oferty zgodnie z wprowadzonymi do specyfikacji zmianami. Należy przypuszczać, iż spowodowało to zaniżenie ceny oferty, która wygrała przetarg (...). Podniesione przez Odwołującego się zarzuty znalazły na rozprawie potwierdzenie” – czytamy w uzasadnieniu wyroku z 30 października 2003 r., nakazującym „powtórzenie czynności oceny ofert” i obciążającym starostwo, czyli podatników z Nowego Dworu Gdańskiego, kosztami postępowania w kwocie ponad 7400 zł (po 3700,69 zł na rzecz UZP i Antoniego Klechy). Popatrzmy teraz, jak starosta Molski przekuł porażkę w olśniewające zwycięstwo: „Obowiązek powtórzenia czynności oceny ofert należy ocenić jako sukces, gdyż Prezes Urzędu Zamówień
¤¤¤ Zapytaliśmy zaprzyjaźnionego przedszkolaka, czy wie, co należy uczynić, gdy mama lub tata nakażą mu ponownie ułożyć porozrzucane zabawki. Wiedział. Wydawać by się zatem mogło, że dorośli z Nowego Dworu, wykonując wyrok Zespołu Arbitrów, odrzucą wadliwą ofertę sąsiada pana starosty, a z pozostałych trzech – uznanych przecież wcześniej za prawidłowe, tylko ciut za drogie – wyłonią ostatecznego zwycięzcę przetargu. Okazało się jednak, że byłoby to zbyt proste. Zrobili więc tak: ¤ 21 listopada 2003 r. komisja (tym razem pod wodzą wicestarosty Edwarda Adamczyka, a z Głobińską jako członkiem) dokonała ponownej oceny ofert i... wszystkie, w tym również ZR-B K. Jost, uznała za kompromitująco wadliwe, czego skutkiem była decyzja o unieważnieniu przetargu. „Powyższe działanie dało oczekiwaną przez zamawiającego możliwość wystąpienia do Prezesa UZP z wnioskiem o wyrażenie zgody na udzielenie zamówienia w trybie negocjacji z zachowaniem konkurencji” – zdradza podstęp Molski w przywołanym wyżej piśmie do przewodniczącego
tożsame” z planowaną przebudową biurowca przy ul. Warszawskiej: „W toku postępowania w trybie przetargu nieograniczonego powstała trudność polegająca na określeniu przesłanek spełnienia wymogu robót tożsamych z przedmiotem zamówienia. W szczególności problem dotyczył wyznaczenia i zatwierdzenia właściwej metody badania tożsamości robót oraz ustalenia obiektywnych kryteriów w tym zakresie” – tłumaczy naukowo Molski pójście na rękę sąsiadowi. Kto ostatecznie wygrał w cuglach przeprowadzone w styczniu 2004 r. negocjacje? Nagród w tym konkursie nie będzie, bo zagadka jest zbyt prosta. Ciekawi nas natomiast, jak to się stało, że poinformowana o szczegółach Prokuratura Rejonowa w Malborku, prowadząca w 2005 r. śledztwo (sygn. akt Ds. 4292/04) w sprawie odmowy udostępnienia przez starostę dokumentacji cuchnącego przetargu radnemu nowodworskiemu Zbigniewowi Piórkowskiemu, nie zainteresowała się z urzędu istotą problemu, czyli przyczyną utajnienia kwitów. Czyżby zadziałało „żyj i daj żyć innym”... ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
POD PARAGRAFEM
M
am prawo do wcześniejszej emerytury od 60. roku życia (ponad 15 lat pracy w warunkach szczególnych). W grudniu ub.r. skończyłem 56 lat. Czy przysługuje mi czteroletni przedemerytalny okres ochronny? (Aleksander K., Szczecin) Pracodawcy nie wolno wypowiedzieć umowy o pracę pracownikowi, któremu brakuje 4 lata do osiągnięcia wieku emerytalnego. Dalszy okres zatrudnienia musi umożliwić Panu wówczas uzyskanie prawa do emerytury z osiągnięciem tego wieku. Sąd Najwyższy przychylił się do stanowiska, iż zakaz wypowiedzenia umowy o pracę dotyczy również pracowników zatrudnionych w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze,
autokratycznie, gdzie duchowieństwo stanowi wydzieloną, wyspecjalizowaną grupę. W ramach zapewnionej konstytucyjnie wolności sumienia i wyznania obywatele mogą m.in. tworzyć wspólnoty religijne, zakładane w celu wyznawania i szerzenia wiary religijnej. W celu zarejestrowania własnego kościoła lub innego związku wyznaniowego powinien Pan złożyć ministrowi właściwemu do spraw wyznań religijnych deklarację o utworzeniu związku wyznaniowego i wniosek o wpis do rejestru. Wniosek taki musi zostać opatrzony notarialnie poświadczonymi podpisami co najmniej 100 polskich obywateli posiadających pełną zdolność do czynności prawnych. Do wniosku należy dołączyć dane wszystkich wnioskodawców, infor-
długo postępowanie będzie zawieszone. Postanowienie sądu o zawieszeniu postępowania nie jest postanowieniem kończącym postępowanie w sprawie, więc nie zawiera rozstrzygnięć co do kosztów sądowych, w tym kosztów zastępstwa adwokackiego. Jeżeli ma Pan na myśli kwestię zapłaty honorarium adwokackiego, to warunki te powinna określać umowa, którą zawarł Pan z adwokatem. Wydaje się, iż adwokatowi należy się wynagrodzenie za czynności podjęte do czasu zawieszenia postępowania (podstawa prawna: kodeks postępowania cywilnego, DzU z 1964 r. Nr 43, poz. 296). ¤¤¤ Synowa odstawiła syna od łoża i stołu, a następnie wystąpiła o rozwód i zażądała alimentów na
Porady prawne którym dalszy okres zatrudnienia umożliwi uzyskanie prawa do emerytury z osiągnięciem niższego wieku emerytalnego, tj. w Pana przypadku 60 lat. Proszę jednak pamiętać, że poza 15-letnim stażem pracy w szczególnych warunkach musi Pan również osiągnąć z tym wiekiem ustawowo wymagany ogólny okres zatrudnienia, który dla mężczyzn wynosi 25 lat. Oznacza to, że jeżeli w chwili ukończenia 60 lat nie będzie Pan miał przepracowanych 25 lat, to nie będzie Pan mógł jeszcze przejść na emeryturę. W takiej sytuacji, czteroletni przedemerytalny okres ochronny obejmie Pana dopiero z chwilą, gdy faktycznie w ciągu czterech lat będzie Pan mógł spełnić wszystkie warunki do uzyskania emerytury, czyli jednocześnie osiągnie Pan wymagany wiek 60 lat oraz będzie Pan posiadał 25-letni staż pracy, w tym 15 lat pracy w warunkach szczególnych (podstawa prawna: kodeks pracy, DzU 1998 r. Nr 21, poz. 94, Rozporządzenie Rady Ministrów z 7.02.1983 r. w sprawie wieku emerytalnego pracowników zatrudnionych w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze, Wyrok Sądu Najwyższego z dnia 28 marca 2002 roku, I PKN 141/2001).] ¤¤¤ Jak założyć własny kościół albo związek wyznaniowy? Jaka jest między nimi różnica? Jakie z tego wynikają przywileje i obowiązki? Czy mogę ogłosić się arcybiskupem, kardynałem, papieżem, czy nawet bogiem własnej religii? Ilu potrzebuję wyznawców i co krok po kroku powinienem zrobić? (Przemek) Związek wyznaniowy jest wspólnotą powołaną do celów kultu religijnego, propagowania i nauczania określonej tradycji religijnej. Kościół jest natomiast odmianą związku wyznaniowego, dużą organizacją hierarchiczną, rządzoną najczęściej
mację o dotychczasowych formach życia religijnego i metodach działania związku wyznaniowego oraz statut. Statut powinien określać wszystkie dane związane z działalnością związku wyznaniowego. Więcej szczegółów dotyczących rejestracji znajdzie Pan w ustawie. Z chwilą wpisu związek wyznaniowy uzyskuje osobowość prawną, co oznacza, że może w swoim imieniu nabywać uprawnienia i zaciągać zobowiązania. W 1989 r. zlikwidowane zostały różnorodne ograniczenia związków wyznaniowych. Ich uczestnictwo w obrocie cywilnoprawnym podlega ogólnie obowiązującym przepisom. Wszystkie mają prawo nabywania, posiadania i zbywania mienia ruchomego i nieruchomego, nabywania i zbywania innych praw oraz zarządzania swoim majątkiem. M.in. wolno im nabywać majątek w drodze spadku, zapisu, darowizny bądź w drodze umowy dożywocia. Mogą one także prowadzić różnorodną działalność gospodarczą, nie tylko związaną z wytwarzaniem przedmiotów i artykułów służących celom kultu i realizacji praktyk religijnych (podstawa prawna: ustawa z dnia 17.05.1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, DzU 2005 r. Nr 231, poz. 1965). ¤¤¤ W dniu 24.10.2002 r. Sąd Okręgowy zawiesił postępowanie w sprawie zmiany płci. Jak długo trwa takie zawieszenie? Czy obciążają mnie koszty ze strony sądu i adwokata, który jest pełnomocnikiem w tej sprawie? (S.C., Wrocław) Jeżeli postępowanie zostało zawieszone na wniosek stron, to musi zostać złożony wniosek o jego podjęcie w ciągu trzech lat od daty postanowienia o zawieszeniu. W przeciwnym razie sąd umorzy postępowanie. Jeżeli sąd zawiesił postępowanie z urzędu, to zawieszenie postępowania będzie trwało dopóty, dopóki nie ustanie przyczyna zawieszenia, tj. przeszkoda uniemożliwiająca dalsze prowadzenie postępowania. Nie znając przyczyny, trudno mi powiedzieć, jak
córkę. Zarobki mają porównywalne, ale to syn opłaca media, jak również wyposażenie córki do szkoły, sam musi się wyżywić i oprać, a więc nie wystarcza mu pieniędzy. Synowa nie ma zamiaru wyprowadzić się z mieszkania ani dokładać się do opłat, ponieważ mieszkanie jest na syna. Ze swojej pensji finansuje sobie sauny, baseny, siłownie, solaria, stać ją na wczasy z przyjaciółmi. Czy przepisy prawne regulują podobne sytuacje? (Teresa U. Wrocław.) Wprawdzie mieszkanie jest na syna, ale nie pisze Pani, czy stanowi ono majątek dorobkowy, nabyty w trakcie trwania małżeństwa, czy należy do majątku osobistego syna. Jeżeli mieszkanie stanowi własność syna, to może on po rozwodzie zażądać od byłej żony zapłaty należności z tytułu korzystania z mieszkania. Może również wystąpić do sądu o eksmisję. Sprawa alimentów na dziecko jest całkiem odrębnym zagadnieniem. Jeżeli sąd zdecyduje, że dziecko powinno pozostać przy Pani synu, to zasądzi alimenty na dziecko od jego matki – płatne do rąk ojca. W razie orzeczenia, iż córka ma pozostać przy matce, zasądzone zostaną alimenty od Pani syna. Orzekając o obowiązku alimentacyjnym, sąd rozpatruje każdy przypadek indywidualnie i rozważa wszystkie okoliczności sprawy. Jeżeli więc była żona pozostanie wraz z dzieckiem w mieszkaniu syna, to sąd – ustalając wysokość alimentów – z pewnością uwzględni fakt, iż syn ponosi koszty mieszkania córki (podstawa prawna: kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r. Nr 16, poz. 9; kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964 r. Nr 9, poz.59). Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Otrzymujemy dziesiątki pytań tygodniowo. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Odpowiedzi szukajcie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Libicki na tropie
Pod koniec ubiegłego roku na stronie internetowej Muzeum Tolerancji powiązanego z Centrum Szymona Wiesenthala znalazła się informacja, że w czasie II wojny światowej w gettach i obozach koncentracyjnych zlokalizowanych na tere-
świętego spokoju przeprowadzono rutynowe przesłuchania i po miesiącu wydano postanowienie o umorzeniu. Tuż po umorzeniu do prokuratorów rejonowych dotarło jednak pismo z „okręgówki”, w którym zostali oni zrugani za „przedwczesne” umorzenie. Powołali więc biegłego anglistę Jacka Fisiaka, profesora z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Ten zapoznał się z notką zamieszczoną na stronie Muzeum Tolerancji i w swojej opinii uznał, że zestawienie faktów oraz rzekomo kontrowersyjnych zdań było manipulacją mającą urazić Polaków. – Problem w tym, że jest to ocena wybitnie subiektywna. I nawet nie historyczna, a jedynie lingwistyczna. W sądzie na pewno byśmy jej nie obronili – twierdzi prokurator znający akta sprawy. Na marginesie – fakt, iż prof. Fisiak idzie ręka w rękę z takim Libickim i podziela jego zdanie w czym-
nie Polski zamordowano niemal 3 miliony Żydów. Każdy historyk to potwierdzi bez zastrzeżeń. Było też napisane, że antysemityzm w Polsce trwa. Temu twierdzeniu z kolei przytaknie każdy, kto słucha i widzi. Na internetową stronę Muzeum Tolerancji zawędrował jednak ów Marcin Libicki – eurodeputowany PiS, homofob, bohater pierwszego w Sejmie głosowania na dwie ręce i sprawca umieszczenia własnego syna na pierwszym miejscu listy wyborczej. Popatrzył, poczytał i tak nim wstrząsnęło, że skrobnął zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa znieważenia narodu polskiego przez Muzeum Tolerancji. Pognał z tym do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Po kilku dniach jego pisemko przekazano do Prokuratury Rejonowej Poznań Stare Miasto. Na początku doniesienie Libickiego traktowane było z przymrużeniem oka. Wiemy z pewnego źródła, że w pierwszym odruchu śledczy zamierzali wydać decyzję o odmowie wszczęcia postępowania przygotowawczego. Po dwutygodniowych debatach zmieniono jednak zdanie. Dla
kolwiek, jest polskim kuriozum. Fisiak, były minister szkolnictwa (lata 80.), jest racjonalistą i człowiekiem dowcipnym – cóż więc takiego się stało, że zawarł alians z kimś tak ponurym jak ten PiSior? Niemniej opinia Fisiaka otworzyła dalszy rozdział tego prawniczego absurdu. Prokurator nadzorujący śledztwo poczuł się zmuszony wysłać do USA prośbę o międzynarodową pomoc prawną. Zazwyczaj stosowaną przy ściganiu morderców czy gangsterów... Tym razem chodziło o przesłuchanie dwóch mężczyzn – redaktorów odpowiedzialnych za treści umieszczone na stronie internetowej Muzeum Tolerancji. Koszty postępowania będą ogromne, a zapłaci je państwo polskie. Ponieważ rabbi Meyer H. May i Aaron Breitbarth są obywatelami amerykańskimi, to tamtejsza prokuratura może olać kolegów znad Warty. Co zresztą właśnie ma miejsce, bo mija już kolejny miesiąc, a zza oceanu nie przyszło nawet „pocałujcie nas w dupę”. ANDRZEJ SOBCZAK Fot. WHO BEE
Uwaga, panie i panowie prokuratorzy. Marcin Libicki – zamiast dłubać w nosie, jak przystało na eurodeputowanego – surfuje po Internecie, niestety. Z tego mogą się zrodzić kłopoty dla pań i panów.
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
Trwają egzaminy wstępne na wyższe uczelnie. Już wkrótce okaże się, że dla wielu młodych ludzi studia dzienne w państwowych uczelniach są niedostępne, a za gwarantowaną konstytucyjnie darmową edukację przyjdzie im słono zapłacić. I niekoniecznie dlatego, że są jakimiś tumanami... Afera z protekcją i korupcją towarzyszącą rekrutacji na Wydział Prawa Uniwersytetu Gdańskiego – historia, w którą brzydko uwikłały się lokalne VIP-y – zakończyła się symbolicznym wyrokiem dla jednej maleńkiej płotki. A było tak: W 2004 r. uniwersytet planował przyjąć na prawo 250 osób, a jedynym oficjalnym kryterium było zdobycie na egzaminie minimum 54 punktów (z 60 możliwych). Waru-
przykładu jedno z sześciorga dzieci nauczycielki i bezrobotnego – dziewczynę (53 pkt) bezskutecznie odwołującą się z powodu „trudnej sytuacji rodzinnej”. Wymieńmy wreszcie Adriana K. – pośredniego sprawcę wypłynięcia afery na światło dzienne... ¤¤¤ Za przyjęcie na wydział prawa Adrian K. zapłacił 4 tys. zł łapówki. Forsę wzięła – polecona mu przez zorientowanych – Joanna B., wie-
POD PARAGRAFEM Żeby ktoś nie pomyślał, że sprawie ukręcono łeb dzięki lokalnym układom, śledztwo przekazano prokuraturze w Toruniu, która znalazła jeszcze dwie osoby „zdające” na uniwersytet u Joanny B., oraz wykryła, że kobieta przywłaszczyła sobie z kasy „Solidarności” około 9 tys. złotych. Wspólników od „załatwiania” przyjęć nie odnaleziono, gdyż Joanna B. – pozostająca dzięki wspaniałomyślności prokuratury na wolności – solennie zapewniła, że w pertraktacjach z kandydatami na studia powoływała się na nieistniejące wpływy w komisji rekrutacyjnej. Ta lojalna postawa okazała się dla pani Joanny bardzo opłacalna. Ktoś mądry podpowiedział jej, żeby zgodziła się dobrowolnie poddać karze, co pozwoli uniknąć nieprzyjemnego procesu. Oskarżona propozycję złożyła, sąd w Gdańsku szybko i bezboleśnie zaaplikował jej 2 lata w zawieszeniu na pięć (przy zagrożeniu do 8 lat bezwzględnego pozbawienia wolności), a uczelnia kształcąca pomorskich sędziów, pro-
Cennik naukowy nek ten spełniło 212 osób. Po rozpatrzeniu odwołań uczelniana komisja rekrutacyjna postanowiła dokooptować do grona studentów I roku jeszcze 66 kandydatów. Mogłoby się wydawać oczywiste, że w pierwszej kolejności zostaną przyjęci młodzi ludzie, którym do wymaganego minimum zabrakło najmniej. Tymczasem spośród 39 osób, które uzyskały 53 i 52 punkty, przyjęto zaledwie pięć. Okazało się bowiem, że rezultat egzaminacyjny nie miał większego znaczenia w postępowaniu odwoławczym. Ważne były tzw. względy społeczne, czyli... nazwisko, usytuowanie rodziców w gdańskim establishmencie, a ponad wszystko – „rodzinne tradycje prawnicze” (14 uwzględnionych odwołań). Władze państwowej uczelni utajniły listę osób przyjętych w owym nadzwyczajnym trybie genetyczno-towarzyskim i klauzula ta obowiązuje do dzisiaj. Wiadomo jednak, że uwzględniono m.in. odwołania dzieci: trzech sędziów sądu okręgowego (najsłabsza z pociech „zdobyła” na egzaminie 26 punktów), dwóch znanych adwokatów (specjalne listy referencyjne popierające wybrańców pisali do władz uniwersyteckich prezes gdańskiego sądu Wojciech Andruszkiewicz oraz dziekan Rady Adwokackiej Jerzy Lipski), notariusza ze Sztumu (42 pkt), honorowego konsula Danii w Gdańsku (24 pkt), a także córki (37 pkt) Józefa Fedosiuka – szefa prokuratury okręgowej. Spośród tych, których na uniwersytecie nie chciano, wymieńmy dla
loletnia pracownica rektoratu uczelni, a jednocześnie kasjerka zakładowej „Solidarności”. Zawarta na kilka miesięcy przed egzaminem umowa była uczciwa: jeśli młodzieniec osiągnie wymagane minimum i dostanie się na studia bez żadnej pomocy – otrzyma 3,5 tys. zł z powrotem. W przeciwnym wypadku łapówka miała iść na koszty załatwienia indeksu. Adrian K. schytrzył i nie dotrzymał przyrzeczenia. Uzyskał 53 punkty, więc pewny skuteczności odwołania zażądał zwrotu wszystkich pieniędzy. Dostał, ale za to się nie dostał. Węsząc spisek, opowiedział o swojej głupocie policjantom z wydziału antykorupcyjnego gdańskiej policji... – Gdy ci zaczęli grzebać w teczkach studentów przyjmowanych w trybie odwoławczym, okazało się, że najbardziej korupcjogenny był rok 2002, kiedy to na uniwersytecie nie było egzaminu, tylko konkurs świadectw. Właśnie wtedy – wśród rozlicznych VIP-ów – „z ważnych względów społecznych” dostała się na prawo między innymi córka rektora, profesora Andrzeja Ceynowy. W sprawie zaczęły się też pojawiać inne, nie mniej znamienite nazwiska. Policjanci wygadywali głupstwa, że problem dotyczy nawet syna ówczesnego szefa prokuratury apelacyjnej Janusza Kaczmarka (obecny zastępca prokuratora generalnego – przyp. red.), no więc trzeba było wreszcie zabrać im to śledztwo – mówi „Faktom i Mitom” prokurator, którego dziecko nie kontynuuje „rodzinnych tradycji prawniczych”.
kuratorów i adwokatów wyszła ze sprawy bez szwanku. Na krótko... W śledztwie prowadzonym już ponad rok przez Prokuraturę Apelacyjną w Białymstoku najważniejsi podejrzani wywodzą się ze środowiska gdańskich prawników – absolwentów uniwersytetu: ¤ sędzia Magdalena P. (skruszona) zeznaje o handlowaniu wyrokami przez koleżanki i kolegów oraz o wyrokach wydawanych przez nią osobiście, ale pod dyktando kochanka, czyli kruszejącego w areszcie mecenasa Piotra P.; ¤ Renata H. (skruszona) – była prokurator, a później adwokat – potwierdza, że należała do elitarnego grona „skutecznych” papug, czyli była w stanie kupić dowolne orzeczenie; ¤ sędzia Rafał S. (skruszony) – bezpośredni przełożony Magdaleny P., który dbał o to, żeby sprawy pilotowane przez mecenasa P. trafiały we właściwe ręce. Sypnął już m.in. byłego wiceprezesa sądu okręgowego Leszka M. (ten idzie w zaparte), zarzucając mu „ręczne sterowanie” procesami; ¤ Bogusław J. (skruszony) – niedawny prokurator rejonowy w Pruszczu Gdańskim – czynił mecenasowi P. procesowe grzeczności, a w zamian adwokat „załatwiał” prokuratorowi wyroki dla jego znajomych w sądach poza Pruszczem; ¤ Waldemar D. (skruszony) – były zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Gdańsk Południe – wpadł na... rowerach. Po włamaniu do piwnicy zgłosił policji, że trzymał tam
dwa „wypasione” jednoślady. Nie miał dowodów zakupu, poprosił mecenasa P. o dostarczenie lewych faktur. Na zakończenie przeglądu absolwentów wydziału prawa dodajmy, że w kolejce do wnioskowanego przez białostocką prokuraturę uchylenia immunitetów oczekuje jeszcze dwoje prokuratorów i jeden sędzia. ¤¤¤ Czy gdański uniwersytet i jego wydział prawa, gdzie wysiłkiem umysłu pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego powstała w 1990 r. rozprawa habilitacyjna pt. „Renta socjalna”, są jakimiś ewenementami? Wcale nie. Popatrzmy, jak radzą sobie wykładowcy i studenci innych polskich uczelni: ¤ w Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach doktor Urszula F. brała od 500 do 2 tys. zł za dobrą ocenę na egzaminie. Były rektor profesor Wiesław P. – wraz z kilkoma dziekanami i wykładowcami – jest oskarżony o wyłudzenie około 500 tys. zł od studiujących w charakterze tzw. wolnych słuchaczy; ¤ prof. Antoni J., do niedawna rektor Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu, wciąż siedzi pod kluczem – mimo wstawiennictwa Radia Maryja. Jest oskarżony m.in. o przyjmowanie łapówek i płatną protekcję; ¤ Monika W., adiunkt w katedrze matematyki Wydziału Nauczycielskiego Politechniki Radomskiej, żądała i – zdaniem prokuratury – przyjęła od studentów około 6 tys. zł za zaliczenie semestru. Podobne zarzuty usłyszał jej kolega dr Mirosław P. (około 5 tys. zł) oraz dr Krzysztof S. z Wydziału Materiałoznawstwa i Technologii Obuwia. Najbardziej szacowny z tego grona profesor Longin P. trafił za kratki podejrzany o przyjęcie od studentów co najmniej 5,5 tys. zł oraz odpłatne pośrednictwo w „załatwianiu” egzaminów z innego przedmiotu. Dr Olena B. specjalizowała się natomiast w pisaniu studentom prac licencjackich. Pochodzi z Ukrainy i jest poszukiwana listem gończym; ¤ dr Kazimierz W. z Wydziału Pedagogiki i Psychologii Akademii Bydgoskiej dawał zaliczenia za łapówki. Ocena: dwa lata w zawieszeniu na trzy i 4 tys. zł grzywny; ¤ dra Waldemara R. z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego (specjalista od kodeksu karnego wykonawczego) prokuratura oskarżyła o płatną protekcję (1500 zł za zaliczenie jednego przedmiotu); ¤ dr Janusz D., adiunkt z Politechniki Częstochowskiej, został skazany na dwa lata pozbawienia wolności (w zawieszeniu na cztery). Brał od studentów łapówki za przeprawienie ocen z niezaliczonego wcześniej egzaminu oraz wymuszanie innych korzyści majątkowych; ¤ trwa proces Michała P., byłego dziekana wspominanego już Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Profesor podejrzany jest o popełnienie
11
plagiatu. „Te prace magisterskie powstały przy mojej pomocy, więc użycie fragmentów tekstów, w które sam miałem duży wkład, nie jest plagiatem” – tłumaczy naukowiec przed sądem; ¤ kilkudziesięciu świadków potwierdza, że dr Małgorzata B., wicedyrektor instytutu pedagogiki, a prywatnie żona prorektora Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach, oraz dr Daria F., adiunkt na wydziale pedagogicznym tej uczelni (obie panie tymczasowo aresztowane), brały łapówki w zamian za lepsze oceny. W Piotrkowie Tryb. funkcjonuje filia Akademii. Policjanci zatrzymali tam dra Pawła M., adiunkta kieleckiej Alma Mater, podejrzanego o przyjmowanie 100–200 zł za pomyślnie zdany egzamin z dydaktyki ogólnej; ¤ dr hab. Bolesław F., adiunkt w lubelskiej Akademii Medycznej i wykładowca w tamtejszej Wyższej Szkole Społeczno-Przyrodniczej, żądał od studentów prezentów za pozytywne oceny na koniec semestru. Przed sądem wystąpił o dobrowolne poddanie się karze bez przeprowadzania procesu. Podarunkiem było tym razem dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć. Znane są też przypadki innego rodzaju wyłudzeń. Ot, choćby słynna historia pana ministra edukacji, którą ogólnopolski dziennik opisywał tak: „Żona Romana Giertycha, a zarazem studentka Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, zdawała egzamin na wydziale prawa i administracji. Egzaminował ją dr Ryszard Sowiński. Tuż przed egzaminem do Sowińskiego wszedł Giertych i powiedział: »Za chwilę wejdzie tu moja żona. Chcę, żebyś wiedział, że egzaminujesz właśnie ją«. Giertych miał również zasugerować, że LPR będzie niedługo potrzebować ekspertów. Sowiński powiadomił przełożonych, a jako świadków podał dwóch adiunktów. Sprawą zajęła się prokuratura, ale umorzyła ją, nie dopatrując się przestępstwa. Jednak wskazała, że zachowanie posła było naganne etycznie”. ¤¤¤ Żadna polska uczelnia nie mieści się w pierwszej setce europejskich szkół wyższych. Nasze wizytówki, czyli Uniwersytet Jagielloński i Uniwersytet Warszawski, sklasyfikowane są na pozycjach 124 i 168, a w rankingu światowym zajmują ex aequo miejsca 301 i 400 (źródło: Top 500 World Universities). Tymczasem: „System wychowawczy szkolnictwa publicznego powinien respektować chrześcijański system wartości oraz odwoływać się do tysiącletniej tradycji narodu i państwa polskiego. Dlatego też polskiej szkole przywrócimy zaniechane od kilkudziesięciu lat kształcenie postaw patriotycznych (…). Podejmiemy starania, by przeciętna polska szkoła wyższa nie odbiegała poziomem nauczania od swoich unijnych odpowiedników” – czytamy w programie rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość. HELENA PIETRZAK
12
LOTNISKA WZIĘTE
Poczekalnie Pana Boga 1
N
ajpierw jest wielkie halo: biskup, kamery, dziennikarze, entuzjazm, że jeszcze jedna, tak bardzo niezbędna... A później wstydliwa cisza, bo okazuje się, że kaplice na lotniskach potrzebne są jak ślepemu zegarek. Wywalonych na te fanaberie pieniędzy już nie liczymy... Port Lotniczy Łódź Lublinek: „Jego Eminencja Ksiądz Arcybiskup Władysław Ziółek Metropolita Łódzki w obecności prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego, prezesa Leszka Krawczyka oraz pracowników portu dokonał dziś uroczystej erygacji lotniskowej kaplicy. Dostępna jest dla podróżnych oraz pracowników portu w Terminalu 2” – obwieszczono światu 23 stycznia 2006 r. Mało tego: eminencja ustanowił nawet specjalnego kapelana lotniska, podnosząc do tej godności ks. Grzegorza Dziewulskiego, wykładowcę teologii w łódzkim Seminarium Duchownym. Odwiedziliśmy niedawno ów przybytek. W hali kłębił się dziki tłum pasażerów, jakiegoś wolnego krzesła czy fotela nie sposób znaleźć, więc trzeba przysiąść na walizkach, a jedynym miejscem, gdzie nie uświadczyliśmy żywego ducha była... kaplica (fot. 1 i 2). Obserwowaliśmy wejście do niej przez kilka godzin: tylko fotoreportera „FiM” zaciekawiło, co jest w środku... Ba, nie zajrzał tam ani jeden ksiądz z kilkuosobowej grupki facetów w koloratkach, którzy żegnali kolegę odlatującego do Londynu. Żaden nie skorzystał, choć sprzęt miał na miejscu... „Kapłani pragnący skorzystać z możliwości odprawienia Mszy św. w kaplicy lotniskowej powinni się zgłosić do Służby Ochrony Lotniska, gdzie po okazaniu dokumentu tożsamości, otrzymają klucze do szafek z paramentami liturgicznymi oraz albę i ornat” – przeczytaliśmy w instrukcji obsługi kaplicy. A jak wygląda sytuacja w innych miastach? Okazuje się, że tzw. kapelanie zainstalowały się już na wszystkich większych lotniskach. Są w Gdańsku, Katowicach, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu i oczywiście w Warszawie, gdzie – oprócz kaplicy – funkcjonuje nawet specjalne Biuro Kapelanii, w którym urzęduje ks. Sławomir Kawecki
3
2 z uroczą siostrą Ewą, zakonnicą ze 5 zgromadzenia klaretynek. Jeśli zaś chodzi o frekwencję wiernych, to doprawdy wstyd przyznać, ale nie sięga – wedle naszych pobieżnych obliczeń – promila (jednej tysięcznej) podróżnych przewijających się przez polskie lotniska. W takim na przykład „Lech Walesa Airport” w Gdańsku poczuliśmy się jak w Łodzi (fot. 3 i 4 oraz okładka). Byliśmy jedynymi ludźmi – spośród co najmniej tysiąca na coś tam oczekujących – zainteresowanymi kaplicą. A trafiliśmy do niej bez trudu, bo naprowadzające oznakowanie wiedzie ku świętemu przybytkowi jak po sznurku. Fot. W. Rohoziński/PPL – Nie chciałaby się pani pomo„Uprzejmie informujemy wszystkich zadlić przed podróżą? – zagadnęliśmy interesowanych pasażerów, że o godzistarszą kobietę. nie 11.45 w kaplicy zostanie odpra– A co mi tam, jak spadniemy, to wiona msza”. A potem jeszcze raz to chociaż dzieci będą miały odszkodosamo, tylko w wersji angielskiej, żeby wanie – roześmiała się. nawet do nietutejszych dotarło, że obecPustką świeci kaplica na warszawnie znajdują się w kraju katolickim. Cóż skim Okęciu (fot. 5), choć usytuowaza szczęście, że do tych bezbożnych Nina jest w hali odlotów... derlandów wracam. Żegnaj, czwarta Czyżby podróżni mieli więcej zaRP – powrócę dopiero wtedy, gdy naufania do nowoczesnych maszyn i ich stanie piąta! pilotów niż do wstawiennictwa urzędników Pana B.? Oto kilka opinii ludzi – Obiekty kultu, właśnie ze wzglęw świecie bywałych: du na ich szczególne znaczenie, po– Takich atrakcji jak kaplica na świawinny mieć swoje miejsce. Tym miejtowych lotniskach nie ma albo są doscem na pewno nie jest lotnisko. To brze ukryte. Na Okęciu przeżyłam szok, już jest prawie tak, jakby w kiblu zrogdy z głośników popłynął komunikat: bić ołtarz. Dziwi mnie, że nie razi to
4
uczuć religijnych samych katolików. Mnie to razi... – Te kaplice traktuję po prostu jako element kultury. W Indiach są krowy... Dla nas to część ich folkloru, ot co. Ale informacja przez megafon to rzeczywiście za dużo, czyjaś nadgorliwość i tyle. ¤¤¤ Nasze kapelanie lotniskowe to nie jest jakieś fiu-bździu. Okazuje się bowiem, że jeśli chodzi o liczbę kaplicznych placówek (7), to wyprzedzamy w Europie takie potęgi jak Niemcy (5 ekspozytur kościelnych na lotniskach), Francję i Wielką Brytanię (po 4), Szwajcarię (2), Hiszpanię (sic!),
Austrię, Belgię, Węgry, Irlandię, Maltę i Holandię (po 1). Niech więc nikt nie wybrzydza, że pieniądze publiczne są wyrzucane w błoto, na utrzymywanie nierentownych kaplic. Że ustępujemy Włochom (10)? Ale tylko im, i to na razie! Nie ma wątpliwości, że już wkrótce obejmiemy w Europie prymat, gdy tylko zamalowane zostaną paskudne białe plamy (Bydgoszcz, Rzeszów, Szczecin i Zielona Góra) na „czarnej” mapie lotniczej Polski. Tym bardziej że Watykan bardzo na nasz kraj liczy, czego dowodem jest powierzenie Wrocławiowi organizacji niedawnego (22–25 maja), prestiżowego V Europejskiego Seminarium Katolickich Kapelanów Lotnisk, nad którym patronat duchowy objęła Papieska Rada ds. Migracji i Podróżujących, a finansowy – m.in. PLL LOT i KGHM, czyli my wszyscy... Seminarium, podczas którego księża kapelani nie tylko pili i objadali się w luksusowym hotelu Jana Pawła II (190 zł za „jedynkę”), ale też „zastanawiali się, co robić, aby sprostać zadaniom w nowych warunkach wzrastającego ruchu lotniczego i jak zwracać uwagę podróżnych na istnienie kaplic na lotnisku...” – czytamy w komunikacie z imprezki. DOMINIKA NAGEL Fot. WHO BEE
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
P
o raz pierwszy w tym roku nie ma ruchu na zachodniopomorskich plantacjach truskawek. Nie tylko dlatego, że rodzimi plantatorzy nie wytrzymują chińskiej konkurencji. Także dlatego, że nie ma chętnych do zbioru. Co roku stali przed biurem chłodni w Dziwogórze koło Połczyna. W tym roku chłodnia nie była w stanie zatrudnić niezbędnej setki zbieraczy. Na Pomorzu Zachodnim, w regionie strukturalnego bezrobocia, zaczyna brakować rąk do pracy! Rząd pana Kazia i kaczyści bez wstydu sobie zapisują tę zasługę. Gówno prawda – jak mawiał ksiądz Tischner. Choćby nie wiem jak pan premier się nadymał i krzyczał: Yes! yes! yes!, to i tak nie zakrzyczy faktów. To oplutemu i sflekowanemu rządowi Leszka Millera zawdzięczamy wprowadzenie Polski do Unii i tym samym otwarcie przed rodakami rynków pracy na Zachodzie. Praca dla Polaków – to była jedna z gwarancji traktatu akcesyjnego, wynegocjowana przez lewicowy rząd. Niestety, rząd prawicowy nie ma żadnego innego pomysłu na życie w Polsce poza teczkami, rozliczeniami i niekończącymi się komisjami. Sam widok Romana, Jarka, Endrju i całej reszty tej bandy powoduje, że ludzie spieprzają gdzie pieprz rośnie. ¤¤¤ Łobez, województwo zachodniopomorskie. „Młody” powiat, utworzony kilka lat po reformie administracyjnej. Tu w ostatnich latach notowano stopę bezrobocia na poziomie 42 procent. Tragiczny rekord Polski. Ale aktualny tylko do ubiegłego roku. Danuta Walczak z łobeskiego Powiatowego Urzędu Pracy: – Wszyscy odetchnęliśmy. W maju bezrobocie zjechało do 37,7 proc. Czy znaleźli robotę za granicą? Tak, sporo.
W
13
Dwa światy I my, w urzędzie, prowadząc rozmaite kursy dające kwalifikacje, ustawiamy je właśnie pod kątem ewentualnego znalezienia pracy przez naszego bezrobotnego w krajach UE. Na przykład niedawno zakończył się kurs dla brukarzy. Wspólnie z Centrum Integracji Europejskiej szykujemy kolejny kurs w tym zawodzie, ale podnoszący kwalifikacje, bo da on uprawnienia czeladnicze z certyfikatem UE. Taki czeladnik zyskuje uprawnienia do założenia własnej firmy na Zachodzie. W PUP w Łobzie biją teraz inne ogólnopolskie rekordy – w liczbie kursów kwalifikacyjnych. Pani Walczak mówi, że jej samej trudno to policzyć. Statystyka łobeskiego PUP wykazuje w tym roku 53-procentowy wskaźnik otrzymania zajęcia po kursie, co – wedle fachowców – jest rewelacją. Szczecinek – miasto i gmina o podobnej co Łobez przeszłości, ale z nieco mniejszym bezrobociem, w granicach 27 procent. Ostatnio ponad 100 tutejszych bezrobotnych zrezygnowało z pomocy miejscowego PUP. Dlaczego? Po prostu szukają zajęcia na własną rękę. – To nie jest operatywna firma – krytycznie ocenia PUP pan Jacek Żarski, elektromonter. – Znalazłem pracę w Londynie, korzystając z informacji w Internecie. Za kilka dni wyjeżdżam. Kursy kwalifikacyjne w PUP? Pewnie jakieś prowadzą, ale ja o nich nie słyszałem. Koszalin – oferta PUP to 100 miejsc pracy, a jeszcze kilka miesięcy temu było ledwie kilkanaście. Pani Wanda Baranowska, dyrektor biura, podkreśla,
czasach późnego PRL wiele osób pełniących tzw. funkcje publiczne nosiło nazwiska adekwatne do funkcji i charakteru wykonywanego zajęcia. Stosownie do obyczajów panujących w służbach mundurowych czołowymi postaciami w Wojsku Polskim byli generałowie Baryła, Oliwa, Żyto i Kufel. Ministrem handlu wewnętrznego był Łakomiec, wiceministrem od rozdawnictwa zagranicznych darów – Mlekodaj, zaś szefem resortu rolnictwa – Kłonica, choć może bardziej pasowałby do MSW. Gdyby praktykę tę zastosować w dzisiejszej rzeczywistości politycznej, można by stworzyć całkiem niezły rząd złożony z przedstawicieli aktualnie rządzącej koalicji, opozycji parlamentarnej, kleru oraz ugrupowań nie mających swej reprezentacji w Sejmie czy Senacie. Taki rząd ponad podziałami. Bracia Kaczyńscy na pewno nie mieliby nic przeciwko temu, aby stanowisko premiera objął np. Grzegorz Woźny. Lepszym jednak kandydatem byłby Krzysztof Tchórzewski, który zresztą nadawałby się na każde stanowisko rządowe. Z kolei w państwie wyznaniowym odpowiednim premierem mógłby być Wojciech Wierzejski. Nie powinno być problemu z obsadą stanowiska ministra rozwoju regionalnego. Faworytem jest tu Tadeusz Mazowiecki, któremu może jednak zagrozić Ryszard Kalisz.
Ziemia obiecana że w tym roku rejestrują tu znacznie mniej ludzi młodych. – To wynik ożywienia na rynku pracy, a także podejmowanie prac sezonowych. Jak sezon, to Wybrzeże. Właściciele nadmorskich pensjonatów rozglądali się za przybyszami z głębi kraju. – Jak nie miał w pobliżu rodziny – to go nie kusiło – mówi mi pan Stefan, szef ośrodka wczasowego w Mielnie. – Niczego nie wynosił do domu, a zakwaterowanie nie było dla mnie kosztowne. Ale w tym roku, trudno, mam miejscowych i – odpukuję po pierwszych dniach – uczciwych. Znalazłem wykwalifikowanego kucharza. Dziewczynę po szkole hotelarskiej do recepcji. – W ubiegłym roku dostawałam za miesiąc pracy „na zmywaku” 500 złotych do ręki, w tym roku zażądałam więcej i szefowa bez targów się zgodziła. Nie mogła inaczej, bo gdyby
Nie ma natomiast konkurencji Jacek Piechota jako minister transportu oraz Stanisław Wziątek jako szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, choć mógłby też objąć Ministerstwo Skarbu Państwa, Zdrowia, a zwłaszcza Finansów. Je-
Ojczyźniana rzeczywistość nie ja, zostałaby bez pracownika – opowiada Ewa z Łazów koło Unieścia. – Ale na przyszły rok to na pewno obie z koleżanką wyjedziemy. Nie wiemy jeszcze, czy do Irlandii, czy do Niemiec. Zapisałyśmy się na kurs dla opiekunów ludzi starszych. Jesteśmy absolwentkami liceum, koleżanka ma pracę w sezonowym sklepiku. W Mielnie pierwszy raz od lat jako ratownicy na plaży zatrudnione są panie. Kiedyś to była domena wyłącznie
– najlepiej na stanowisko szefa wywiadu wojskowego. Poważnych kandydatów ma resort zdrowia: Stanisławę Aldonę Okularczyk, Zygmunta Wrzodaka, ewentualnie Kazimierza Gołojucha. Natomiast do objęcia resortu gospodarki
Rząd jedności narodowej go zastępcą w tym ostatnim resorcie, odpowiedzialnym za Służbę Celną, powinien zostać Andrzej Zoll (po niemiecku – cło). Kandydujący niegdyś na prezydenta Leszek Bubel najlepiej nadaje się do szefowania Ministerstwu Gospodarki, jak również przygotowującej rządowe projekty ustaw Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Do kierowania resortem spraw wewnętrznych najbardziej predysponowana wydaje się posłanka Ewa Kopacz, natomiast Ministerstwem Obrony – Zbigniew Kozak. Wśród kandydatów na ministra edukacji faworytem jest Jarosław Żaczek. Na ministra sportu najbardziej nadawałby się Marian Piłka. Do szefowania resortowi kultury odpowiednią osobą byłby Paweł Śpiewak. Szansę powrotu do świata polityki miałby były poseł i były wiceminister edukacji Jerzy Zdrada
morskiej pewnym kandydatem jest poseł Wiesław Woda, zaś jego zastępcą do spraw rybołówstwa może być inny poseł – Henryk Sandacz. Spora konkurencja panuje w resorcie rolnictwa. Wśród samych posłów jest kilku poważnych kandydatów: Wojciech Ziemniak, Robert Strąk, Andrzej Grzyb, Aleksander Grad. Z kolei poseł Jan Łopata byłby dobry jako minister od polityki socjalnej, zwłaszcza na odcinku zwalczania bezrobocia. Najlepszym natomiast kandydatem na stanowisko rządowego pełnomocnika do spraw polityki prorodzinnej – czy jak to się tam nazywa – jest Antoni Mężydło. Na rzecznika prasowego rządu powinien awansować obecny wiceminister obrony Marek Zająkała. Nie powinno być problemu z obsadzeniem, niektórych przynajmniej, placówek zagranicznych.
mężczyzn. Okazało się, że wielu dyplomowanych ratowników, zjeżdżających tu na sezon głównie ze Śląska, znalazło teraz zajęcie w Hiszpanii. ¤¤¤ Na pewno pierwsze jaskółki zmian na rynku pracy wiosny nie czynią. Ale martwić się jest czym. Oferowane stawki za pracę, w porównaniu z unijnymi, są wciąż śmieszne. WOJCIECH JURCZAK Fot. WHO BEE
Krzysztof, Marcin i Marek o nazwisku Król z powodzeniem mogliby pełnić funkcje ambasadorów w państwach rządzonych przez monarchów. Za wyjątkiem Szwecji, gdzie kandydatem bezkonkurencyjnym jest poseł Stanisław Szwed. Natomiast niekwestionowanym kandydatem na ambasadora w Berlinie jest były poseł Władysław Szkop. W Rosji, gdzie prawosławie zostało uznane za religię państwową, mile byłby widziany Piotr Ikonowicz. Z kolei Stany Zjednoczone z radością powitałyby jako ambasadora RP Jerzego Polaczka, którego nazwisko odpowiada sposobowi traktowania obywateli Polski przez obywateli USA. Na stanowisko ambasadora w Chinach, kraju komunistycznego cudu gospodarczego, najlepiej pasowałby abp Stanisław Dziwisz. W luksusowej sytuacji znajduje się poseł Leszek Murzyn, mogący wybierać sobie placówki w Angoli, Kenii, Kongu, Nigerii, Zimbabwe, a nawet RPA. W chwili obecnej chyba tylko jedno stanowisko rządowe zostało obsadzone w sposób spełniający odpowiednie kryteria. Osobą na właściwym miejscu jest sekretarz stanu w Ministerstwie Polityki Społecznej, a jednocześnie pełnomocnik rządu ds. osób niepełnosprawnych Paweł Wypych. Swoim nazwiskiem w sposób niezwykle trafny ilustruje stosunek rządu do tej (i nie tylko tej) grupy obywateli. BJ
14
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
ZE ŚWIATA
BRAT GEJ Różne bywają wyjaśnienia genezy homoseksualizmu. Neurolodzy doszukują się specyfiki budowy pewnych obszarów mózgu, psycholodzy i moraliści wskazują na doznania i błędy rodzicielskie z wczesnego dzieciństwa, fanatycy religijni określają pociąg do tej samej płci jako karę bożą. Anthony Bogaert, profesor psychologii z kanadyjskiego Brock University, sądzi, że wykrył czynnik, rzucający nowe światło na te dywagacje. Po przebadaniu i przeanalizowaniu historii rodzinnych 944 mężczyzn doszedł do wniosku, że decydujący jest czynnik fizyczny. Okazuje się, że mężczyźni, którzy mają braci, są bardziej predestynowani do tej odmienności seksualnej. Muszą to być jednak bracia wywodzący się z tej samej matki: rodzeństwo przyrodnie się nie liczy. „To oraz inne studia wskazują, że homoseksualizm ma prawdopodobnie podstawy biologiczne” – stwierdził prof. Bogaert,
referując swoje odkrycie na posiedzeniu Krajowej Akademii Nauk. Marc Breedlove, profesor w Michigan State University, uważa, że studium Bogaerta z całą pewnością potwierdza fizyczne podstawy tej aberracji seksualnej. Ponieważ takie rezultaty badań nie pasują do ideologicznych podwalin stanowiska konserwatystów, ci odrzucają je pryncypialnie. „Nie wierzymy w biologiczne korzenie homoseksualizmu” – oświadczył Tim Dailey z konserwatywnego ośrodka Center for Marriage and Family Studies, nie wdając się w argumentacje. TN
RANKING UPRZEJMYCH Pismo „Rider’s Digest” opublikowało ranking najuprzejmiejszych miast świata. Na pierwszym miejscu przed kandydatami z 35 krajów uplasował się Nowy Jork, co większość ludzi zaznajomionych z wilczymi obyczajami tego miasta przyjęło z osłupieniem. Dziennikarze badali uprzejmość mieszkańców na podstawie trzech testów: ilu ludzi grzecznie przytrzyma drzwi, aby następnemu wchodzącemu nie poleciały na twarz, kto podniesie z ziemi upuszczone przez bliźniego dokumenty oraz ilu sprzedawców dziękuje za dokonanie transakcji. Okazało się, że 90 proc. nowojorczyków
trzyma drzwi, 55 proc. podnosi upuszczone przedmioty i 19 z 20 sklepowych dziękuje za zakup. Można by dywagować, że przy zastosowaniu kilku innych kryteriów (np. kultura jazdy) Big Apple obsunęłoby się dramatycznie, ale niech tam. W czołówce uprzejmych znalazły się ponadto Zurych, Toronto, Berlin, São Paulo i Zagrzeb. W dalszej kolejności, niezbyt blisko szarego końca, uplasowała się Warszawa (między Auckland a Mexico City, ale przed Paryżem, Amsterdamem i Moskwą). Listę zamykają miasta azjatyckie, w których z uprzejmością krucho. PZ
DROGA MOSKWA Najdroższym miastem świata jest obecnie Moskwa, która zdetronizowała Tokio (spadło na 3 miejsce). Na pozycji drugiej uplasował się Seul. To dane z tegorocznej edycji prowadzonego przez Mercer Human Resources Consulting rankingu najdroższych miast świata. Awans Moskwa zawdzięcza drastycznej zwyżce cen nieruchomości – duże domy podrożały o 50 procent, zaś przyczyną spadku Tokio jest słaby jen. Oprócz stolicy Rosji spośród europejskich miast w pierwszej dziesiątce znalazły się tylko Londyn (5) i Genewa (7). Z miast USA najdroższy jest wciąż Nowy Jork (pozycja 10) oraz Los Angeles i San Francisco. Na miejscu czwartym znalazł się chiński Hongkong. Stosunkowo najbardziej przystępne są ceny w stolicy Paragwaju – Asunción. Oszacowania robiono, biorąc pod uwagę 200 czynników, np. ceny mieszkań, transportu, żywności. TN
HYMEN CEROWANY W krajach europejskich, w których żyje sporo muzułmanów (np. we Francji – 5 mln), jest duże, choć niejawne zapotrzebowanie na szczególną usługę medyczną: przywracanie dziewictwa. Kobieta muzułmańska, która lekkomyślnie je utraciła przed zamążpójściem, ma zrujnowaną przyszłość; mało tego, wystawiła na szwank honor rodziny. Chyba że pomoże lekarz. Dr Nathan Wrobel, jeden z nielicznych, którzy przyznają się do wykonywania zabiegu we Francji, przeprowadza osiem 30-minutowych operacji miesięcznie. Odzyskanie dziewictwa kosztuje 500 dolarów. Słono, ale to taniocha w porównaniu z Niemcami, gdzie lekarze oferują tę usługę za 1250 dolarów. Popyt jest tam duży, bo Turczynki masowo starają się zatrzeć ślady przedwczesnej defloracji. JF
STOJĄCY PROBLEM Charles Lennon ze stanu Rhode Island miał problemy – jak każdy. Z czasem skoncentrowały się one wokół jego męskiego narządu. Kłopot polegał na tym, że nie chciał się on prostować, co negatywnie rzutowało na życie seksualne właściciela. Znalazł rozwiązanie: w roku 1996 lekarz wzmocnił jego penis metalowo-plastikowym implantem „Dura-II”, który składał się z serii plastikowych płytek połączonych stalowym drutem. Niestety, konstrukcja, miast uczynić zeń Casanovę, sprowadziła mu na głowę prawdziwe problemy. Urządzenie działało – aż za skutecznie... Rezultatem była permanentna... 10-letnia erekcja! Implantu nie mógł usunąć, bo zaczął mieć inne problemy zdrowotne. Nie mogę obejmować ludzi, jeździć na rowerze, pływać ani nosić slipek – chlipał Lennon w sądzie. – Z powodu wiecznego zaambarasowania stałem się odludkiem... Ława przysięgłych, wczuwszy się w jego dramat, zasądziła w roku 2004 750 tys. dolarów odszkodowania. Sąd wyższej instancji stanął na stanowisku, że to jednak ździebko za dużo i zmniejszył rekompensatę do 400 tys. Stanowy Sąd Najwyższy zatwierdził właśnie wyrok. Wątpliwe, czy 69-letni Lennon będzie podejmował jeszcze jakieś kroki w walce z impotencją... ST
PARALIŻ NAUKI Zespół dra Douglasa Kerra ze szkoły medycznej John Hopkins University odniósł ogromny sukces w badaniach nad komórkami macierzystymi pochodzącymi z embrionów. Po przeszczepieniu ich 15 sparaliżowanym myszom – 11 z nich odzyskało sprawność ruchów i siłę mięśni. We wcześniejszych eksperymentach udawało się jedynie wyhodować poszczególne komórki nerwowe. Obecnie połączono neurony z mięśniami, niwelując paraliż. Stanowi to dowód, że wkrótce możliwe będzie przywracanie całkowitej zdolności ruchów sparaliżowanym ludziom. Czy uda się to zrealizować – nie wiadomo, i to nie ograniczenia natury medycznej stoją na przeszkodzie. Organ Watykanu „L’Osservatore
Romano” w wydaniu z 16–17 czerwca przypuścił wyjątkowo gwałtowny atak na decyzję Parlamentu Europejskiego aprobującą badania nad embrionalnymi komórkami macierzystymi. „Fundamentalna pomyłka”; „decyzja tragicz-
nie utylitarna”; „twardogłowie”; „ślepy sekularyzm”; „niedopuszczalna ingerencja w boży plan względem ludzkości” – miota się w bezsilnej furii gazeta papieska. Autor artykułu, biskup Elio Sgreccia, który kieruje Pontyfikalną Akademią Życia, w wypowiedzi dla Radia Watykan stwierdza, że decyzja jest „antyludzka”, „ignoruje zastrzeżenia co do eksperymentowania na żywej istocie ludzkiej”. Biskup porównuje badania do eksperymentów hitlerowskich i straszy trybunałem norymberskim. ZW
POD ZDECHŁYM AZORKIEM Lisa Hopfer z Wenzville w Kentucky dostała od sądu jednocześnie karę i odszkodowanie. Kupiła szczeniaka chihuahua, psa wielkości szczura. Marnie się chował, więc poszła z nim do weterynarza, który oświadczył, że szczenię nie ma miesiąca i musi wrócić do matki. Nie zdążyła psa oddać, bo zdechł. Z trupkiem i awanturą udała się więc do domu psiej handlarki. Krzycząc strasznie, odepchnęła ją od drzwi i torowała sobie drogę do piwnicy, by z trzymanej tam hodowli wybrać następnego psa. Bizneswoman nie była nagłej wizycie rada i panie jęły się prać. Handlarce udało się w końcu wypchnąć klientkę za drzwi, ale na werandzie ta zaczęła ją tłuc po głowie zdechłym szczeniakiem. Pobita udała się do szpitala, skarżąc się na obrażenia i utrzymując, że została zdzielona po głowie aż 30 razy. Lekarze obrażeń nie stwierdzili. Sąd ukarał klientkę za najście i atak, ale zasądził zwrot pieniędzy za psa. ST
BRUD TO ZDROWIE Pierwsza teoria wysuwająca obrazoburcze przypuszczenie, że czystość nie zawsze wychodzi nam na dobre, powstała 17 lat temu. Dwa nowe badania, których wyniki publikuje „Scandinavian Journal of Immunology” stanowią kolejne poważne potwierdzenie tej tezy. Jak się okazuje, dzikie szczury i myszy żyjące w kanałach czy w wiejskich gospodarstwach mają układ immunologiczny znacznie zdrowszy od pobratymców wegetujących w sterylnych klatkach laboratoriów. Stanowi to podbudowę twierdzeń coraz liczniejszych naukowców, że higieniczna kultura zachodnia daje taki efekt, iż układ obronny nie jest wystawiany na próby i nie wzmacnia się, zwalczając codzienne zagrożenia; byle pyłek powoduje histeryczną reakcję obronną (alergie). Przesadną higienę obarcza się winą za rozprzestrzeniającą się astmę, cukrzycę (typ A) oraz reumatyczne zwyrodnienie stawów. TN
POMPKI NA SEKS Dobroczynny wpływ ćwiczeń i ruchu na zdrowie znany jest od dawna. Ciągle przybywa faktów, które potwierdzają tę prawdę. Aktywność fizyczna przyczynia się do zbicia nadwagi, obniżenia poziomu cholesterolu i ciśnienia krwi, zmniejsza ryzyko odwapnienia kości i cukrzycy. Ostatnie badania prowadzone w najbardziej renomowanych ośrodkach naukowych przynoszą sporo nowych danych. Aktywny tryb życia ułatwia zasypianie i pogłębia sen. Najlepiej ćwiczyć rano lub po południu. Nie wieczorem – to może utrudnić zaśnięcie. 30 minut gimnastyki szczególnie poleca się kobietom po menopauzie. Zwiększone wydzielanie adrenaliny i łagodzenie stresu w wyniku aktywności fizycznej daje podobne skutki jak zapalenie papierosa przez nałogowego palacza; wysiłek fizyczny zmniejsza uczucie zapotrzebowania na nikotynę, co ułatwia rzucenie palenia. Studium opublikowane w periodyku „Nature” pokazuje, że starsi ludzie, którzy prowadzą siedzący tryb życia, wydatnie poprawiają swe zdolności umysłowe, jeśli spacerują przez 45 minut 3 razy w tygodniu. Ruch wzmaga też kreatywność, co pokazały badania Middlesex University oraz poprawia wydajność pracy o kilkanaście procent. Ćwiczenia – dowodzą badania Harvard University – owocują bardziej satysfakcjonującym życiem seksualnym. Analizując dane 31 tys. mężczyzn, stwierdzono, że czynni fizycznie mają o 30 proc. mniejsze ryzyko zaburzeń wzwodu. Uczeni z Uniwersytetu Columbia potwierdzili, że ćwiczenia (20 minut dziennie) owocują większą satysfakcją seksualną. JF
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
Ć
wierć wieku temu sezon ogórkowy był suty: przyniósł wieść o ukazaniu się Matki Boskiej szóstce dzieci w jugosłowiańskiej miejscowości Medjugorie. W Polsce szlagierem sezonu była „Solidarność”, więc zaabsorbowany naród nie padł masowo na kolana.
ZE ŚWIATA
„Zdecydujcie się na świętość, małe dzieci, i myślcie o niebie. Tylko w ten sposób w waszych sercach zapanuje pokój, którego nikt nie będzie w stanie zburzyć. Pokój jest darem, który Bóg oferuje wam w pacierzu”. Ogromna liczba tych przekazów budzi jednak sceptycyzm biskupa. Kapłan wspomina swą tegoroczną wizy-
Gadatliwa Madonna Dziś o powabach panny „S” można mówić w kategoriach, w jakich zjechana prostytutka wspomina pierwszy tytuł miss na szkolnej zabawie. Medjugorie lepiej przetrwało próbę czasu, choć ćwierćwiecze nie rozwiało nieufności urzędników Kościoła. W tym okresie miejsce objawień zwiedziło 30 mln ciekawskich i pielgrzymów. Niektórzy (podobno) doznawali duchowego odrodzenia, nawracali się. 24–25 czerwca w Medjugorie znów pojawiły się tłumy ludzi, choć zajmujący się ich organizacją franciszkanie nie planowali żadnych specjalnych obchodów. Spośród szóstki dzieci, którym ukazała się boża matka, niektóre – jak zamieszkała obecnie we Włoszech Marija Pavlović-Lunetti – wciąż twierdzą, że mają widzenia. Ratko Perić, biskup diecezji, na terenie której położone jest Medjugorie, szacuje, że w tym czasie Matka Boska wydała ponad 30 tys. komunikatów. Przeważnie świątobliwie-profetycznej natury, tak jak ten ostatni:
tę u Benedykta XVI: „Ojciec Święty rzekł mi: My w Kongregacji Nauki Wiary zawsze zadawaliśmy sobie pytanie, w jaki sposób katolik może uwierzyć w autentyczność objawień, które zdarzają się codziennie przez tyle lat”. Perić przypomina, że w roku 1991 jugosłowiańscy biskupi wydali komunikat stwierdzający, iż „nie można potwierdzić nadnaturalnego charakteru objawień i widzeń, które miały mieć miejsce”. Sam biskup uważa, że opisywane zdarzenia w Medjugorie
z pewnością nie mają nadnaturalnego charakteru. W ostatnich latach Watykan kilkakrotnie oświadczył, że ani diecezje, ani parafie nie powinny organizować pielgrzymek do Medjugorie, choć wiernym nie zakazywał się tam udawać. U podstaw stosunku Stolicy Apostolskiej leży nauka Kościoła, wedle której po śmierci ostatniego apostoła nie było „prywatnych” objawień, a widzenia, które rzekomo miały miejsce, nic nowego do wiary nie wnoszą. Jednak Kościół uznał i zatwierdził autentyczność objawień w Fatimie, Lourdes i meksykańskim Guadalupe. Jan Paweł II w prywatnych wypowiedziach niejednokrotnie wypowiadał się pozytywnie o tym, co się dzieje w Bośni. W wydanej właśnie książce „Zrozumieć Medjugorie” ekspert maryjny Donald Foley analizuje doniesienia o cudach, zwłaszcza te pochodzące z wczesnego okresu, i konstatuje: „Ze smutkiem trzeba powiedzieć, iż jedyna racjonalna konkluzja jest taka, że Medjugorie okazało się wielką religijną iluzją, choć niewątpliwie przykuwającą uwagę”. Wątpliwości Foleya pogłębiają sprzeczności w relacjach, jak długo objawienia trwały, ogromna liczba przesłań oraz ich wątpliwa, a czasem wręcz „głupia” treść oraz obfitość niewyjaśnionych „znaków”. Jego zdaniem, nie ma podstaw, by traktować głębokie przeżycia duchowe pielgrzymów jako mistyfikacje: to wpływ oddziałującej na emocje magii miejsca. Z kolei Elizabeth Ficocelli w swej pracy „Owoce Medjugorie” zestawia na 200 stronach historie „autentycznego, trwałego nawrócenia” pielgrzymów. W „Medjugorie – przesłanie” Wayne Weibe stwierdza, że jest to miejsce największej liczby objawień maryjnych w zarejestrowanej historii tego typu zjawisk. Co więcej, jak twierdzą osoby, przez które ma komunikować się Matka Boska, objawienia nie ustają. Wręcz przeciwnie – Maryja rozgadała się na dobre. PZ
15
Macacze 43
-letni ksiądz Jesse French był „duchowym doradcą” wyznawczyni ze swego kościoła Solid Life Ministries (Duszpasterstwo Solidnego Życia) w Cocoa na Florydzie, gdzie sprawował funkcję pastora. 4 miesiące temu oznajmił, że musi parafiankę natrzeć olejkami, bo jest zmęczona. Cóż, duchowemu cicerone nie wypada się sprzeciwiać. Nacieranie przerodziło się w macanki, te zaś doprowadziły do stosunku. Kuracja miała miejsce 10 razy; kobieta zapewnia, że usiłowała się sprzeciwiać, ale widać robiła to słabo – wszak była zmęczona... Spędzając czas samotnie w celi, pastor Jesse wypoczywa i może sobie tylko powspominać przyjemne
aspekty niwelowania zmęczenia, bo prokurator szykuje na niego 10 zarzutów. Nie tylko osoby duchowne wpadają na oryginalne erotomańskie pomysły. Niedawno w USA działał 76letni staruszek, który z czarną torbą lekarską chadzał od drzwi do drzwi, podając się za doktora i proponując darmowe badanie piersi. I on w końcu wpadł. TW
Samoosąd J
est! Wreszcie jest genialny patent na miganie się od oskarżeń o pedofilię. I wszelkich innych też!
Jedna pani, mimo że po latach, postanowiła jednak nie darować Williamowi Skylstadowi, że ten ją w przeszłości, jako małą dziewczynkę, molestował. William też zresztą nie jest już ten sam, co kiedyś. Teraz jest Przewodniczącym Konferencji Biskupów USA i biskupem, rzecz jasna... W każdym razie na biednego nie trafiło. I rzeczywiście – biskup się nie szczypał, nie sknerzył, wynajął detektywa, żeby ten prześwietlił jego przeszłość raz na zawsze. Śledczy właśnie zakończył dochodzenie,
nie doszukując się – jak nietrudno zgadnąć – winy swego pryncypała. Jasne, że gdyby przypadkiem fachowiec ów trafił choćby na ślad winy swego zleceniodawcy, to biskup uznałby się za winnego, sam sprawiedliwie osądził i sam siebie wsadził do pudła. Teraz „dowód niewinności”, przedłożony przez adwokata biskupa, rozważy sąd. Nie pytajcie, co wymiar sprawiedliwości może uczynić dla was. Zastanówcie się, co wy możecie zrobić dla wymiaru sprawiedliwości. PZ
Wszechświat i natura kobiety Wykład światowej sławy astrofizyka brytyjskiego Stephena Hawkinga na University of Science and Technology w Hong Kongu był wydarzeniem. Wybitny badacz wszechświata wspominał m.in. swoje spotkanie z Janem Pawłem II, kiedy to w Watykanie, na konferencji naukowej poświęconej kosmologii, papież usiłował zniechęcić jego i innych naukowców do szukania początku wszechświata. Papież pouczył ich wówczas: „Jest w porządku studiować wszechświat i to, co było na początku. Ale nie powinno się badać samego jego powstania, ponieważ był to moment kreacji i dzieło Boga”. Opowiadając tę dykteryjkę, Hawking zażartował, że miał szczęście, bo Jan Paweł II nie wiedział jeszcze, że właśnie opublikował pracę, w której wysuwał hipotezy dotyczące powstania wszechświata. „Wcale mi się nie uśmiechała perspektywa bycia oddanym w ręce inkwizycji jak Galileo” – ironizował. Hawking jest astrofizykiem, którego nieuleczalne schorzenie na tle neurologicznym przykuło do fotela. Porozumiewa się ze światem za pomocą komputerowego syntetyzatora dźwięku. W roku 1992 papież wyznał, że potępienie i uwięzienie Galileusza przez Kościół było błędem wynikającym
z „wzajemnego tragicznego niezrozumienia”. Jan Paweł II wierzył – stwierdził astrofizyk – że Bóg stworzył wszechświat z motywów, których „nie jesteśmy w stanie pojąć”. Sam uczony nie podziela poglądu, że Wszechmogący był niezbędny do stworzenia wszechświata; sądzi, że jego początek może być wytłumaczony „prawami nauki”. W jego opinii zarówno czas, jak i wszechświat nie mają początku ani końca. „Jesteśmy coraz bliżej odpowiedzi na odwieczne pytania: Dlaczego żyjemy? Skąd się wzięliśmy?”. Zapytany o swe ambicje, zażartował, że chciałby zgłębić nie tylko tajemnice wszechświata, ale też... naturę kobiety. Co do perspektyw przeżycia przez ludzkość następnego milenium 64-letni Hawking stwierdził, że nasze przetrwanie zależy od tego, czy znajdziemy nowy dom poza Ziemią, bo ryzyko kataklizmu, który doprowadzi do jej zagłady, zwiększa się. „Czy będzie to nagłe globalne ocieplenie, wojna atomowa, wyhodowany sztucznie wirus, czy też inne niebezpieczeństwo – nie wiemy”. „Za 20 lat ludzie powinni mieć stałą bazę na Księżycu, a za kolejnych 40 – na Marsie. Czegoś tak przyjemnego jak Ziemia nie znajdziemy w naszym gwiazdozbiorze” – dodał Hawking. TN
Znak towarowy: seks A
rcybiskup Pietro Sambi, nowy nuncjusz watykański w Stanach Zjednoczonych, podczas inauguracyjnego występu na forum konferencji biskupów USA oświadczył, że smuci go, iż Kościół amerykański najbardziej jest znany ze skandalów seksualnych księży. „Nie może być tak, że Kościół w USA jest znany tylko z tego jednego – stwierdza ambasador Watykanu. – Myślę, że ma on coś cenniejszego do wzbogacenia dorobku świata niż Coca-Cola i Marlboro”. Sambi nie oferuje jednak żadnych praktycznych porad, jak odmienić tę niekorzystną sytuację. Ugrupowanie Survivors Network,
reprezentujące ofiary przemocy seksualnej, udostępniło treść listu, który został w ich imieniu doręczony Sambiemu. List wyraża rozczarowanie poczynaniami biskupów na rzecz przezwyciężenia skutków skandalu. „Większość zapowiadanych reform ogranicza się do akcji PR” – konkluduje Survivors Network. CS
16
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
ŻYDZI POLSCY (cz. 41)
Exodus Polski reżim komunistyczny uczynił z mniejszości żydowskiej kozła ofiarnego, na którego przelewano grzechy władzy ludowej. W efekcie kilku kampanii antysemickich – rozpętanych przez partyjne kierownictwo – zmuszono niemal wszystkich Żydów do emigracji. Według rozmaitych szacunków, reakcją fanatycznego tłumu, podwojnę przeżyło nie więcej niż 350 judzonego przez plotkę o porwado 500 tys. Żydów polskich (10–15 niu i zamordowaniu w celach rytuprocent stanu z 1939 r.). 1 lipca 1946 alnych 9-letniego Henryka Błaszroku w ewidencjach „postępowego” czyka. Istnieje także teoria rozpoCentralnego Komitetu Żydów w Polwszechniana głównie przez środosce zapisano nazwiska 243 926 Żywiska prawicowe, że była to zapladów mieszkających w Polsce. W rzenowana zbrodnia, za którą stały czywistości było ich znacznie więnie tylko władze lokalne, ale i cencej, lecz z różnych względów woletralne – niewykluczone, że podjuli się nie rejestrować. Szybko okadzone przez ZSRR. Według tej teozało się, że mieli rację, bo represje, rii, genezą pogromu kieleckiego byzabójstwa i pogromy nie skończyły ło prawdopodobnie przegrane przez się wraz z zakończeniem II wojny komunistów referendum z 30 lipca światowej. 1946 r., dotyczące ustroju odrodzoW czasach kiedy ważyły się losy ustroju politycznego, doszło do pogromów w Krakowie, Parczewie, Kielcach i innych miejscowościach. Ujawnienie się Żyda i powrót do rodzinnej miejscowości wiązały się ze sporym ryzykiem. Był problem żydowskiej własności, która znajdowała się w innych rękach, a nowi właściciele mieszkania, domu czy kamienicy obawiali się, że powracający zażądają zwrotu swojej własności. Nastroje podżegał konflikt między komunistami a przeciwnikami nowego ustroju. Niektórzy – i tu podkreślić trzeba współwinę katolickiego kleru – wykorzystywali antyżydowskie uprzedzenia do zwalczania komunistów, bowiem wielu Pogrzeb ofiar rzezi kieleckiej członków Polskiej Partii Robotniczej (założonej w latach okupacji) nego państwa polskiego. Niepogobyło Żydami. Mieli oni nadzieję, dzeni z porażką komuniści wstrzyże socjalizm stworzy w Polsce takie mali ogłoszenie wyników, po czym struktury społeczne, w których Żysfałszowali je. Potrzebne było przy dzi uzyskają wreszcie gwarancję beztym jakieś inne wydarzenie, które piecznego życia. Szczególnie służodwróciłoby uwagę od sfałszowaneba państwowa i wojsko dawały go referendum. Organizując w umieschronienie i stabilizację tym, któjętny sposób pogrom w Kielcach, rzy czuli się zagrożeni. Niektórzy działali w organach bezpieczeństwa i nierzadko uczestniczyli w zbrodniach na polskich organach konspiracyjnych, zaś zachowanie się bezpieki zaczęto później opisywać jako typowe dla Żydów. Do najbardziej tragicznego w skutkach pogromu na Żydach w powojennej Polsce doszło 4 lipca 1946 r. w Kielcach. Śmierć poniosły wtedy 42 osoby – w tym dzieci – a 40 odniosło rany. Żydów zamieszkałych w kamienicy przy ulicy Planty 7 zabijano drągami, kamieniami i z broni palnej. Wyrzucano ich z okien, topiono w rzece. Martwych odzierano z ubrań i butów. Według ówczesnej oficjalnej wersji wydarzeń, pogrom kielecki był spontaniczną Władysław Gomułka
osiągnęli swój cel w sposób doskonały. Hipoteza ta nie neguje występującej w społeczeństwie niechęci do Żydów. Gdyby ów czynnik nie występował, do pogromu by nie doszło. „Trop komunistyczny” nie wyjaśnia jednak, jak to możliwe, że tak liczne w organach władzy osoby pochodzenia żydowskiego (co prawica przy innych okazjach często podkreśla) dopuściły do masakry na własnych ziomkach. Poza tym mordy na tle rasowym nie były nigdy domeną komunistów – nawet w najciemniejszych, stalinowskich czasach. Bezpośrednio po pogromie kieleckim wybuchła wśród Żydów panika tak wielka, że półtajne organizacje syjonistyczne (najaktywniejsza była tzw. Bricha) nie nadążały z organizacją ich wyjazdów z Polski. Do końca 1947 r. Polskę opuściło ponad 170 tys. Żydów. Działo się to za cichym przyzwoleniem władz polskich (a wbrew części komunistów żydowskich) i zgodnie z ówczesnym interesem ZSRR. W Moskwie łudzono się bowiem, że państwo Izrael, utworzone wbrew Wielkiej Brytanii, stanie się w tym ważnym stra-
1945–1956 przyjęły około 160 tys. emigrantów żydowskich z Polski. Pogorszenie sytuacji mniejszości żydowskiej w Polsce pogłębiło się w ślad za represjami, zsyłkami i morderstwami dokonywanymi na żydowskich intelektualistach w Związku Radzieckim, gdzie narastała obsesyjna wrogość Stalina wobec Żydów. Analogiczne zjawiska wystąpiły w innych państwach bloku sowieckiego. Żydów – „kosmopolitów” i „ludzi bez ojczyzny” – postrzegano jako syjonistyczno-imperialisycznych szpiegów i spiskowców. Naj-
„popierał wywrotową politykę”. Za pomocą takiej „argumentacji” przedstawiano w Polsce Żydów jako zwolenników III wojny światowej. Medialna nagonka dotknęła młodzież i całe intelektualne środowisko żydowskie – działaczy, naukowców, artystów, lekarzy. Wielu straciło posady, było przesłuchiwanych, a nawet aresztowanych. Szczególnie rok 1968 oraz represje po wydarzeniach marcowych były dla mniejszości żydowskiej tak wielkim ciosem, „że wydawało się, iż jest to już ostateczny schyłek jej prawie tysiącletniej hi-
Mieczysław Moczar (w środku)
tegicznie regionie świata oparciem dla polityki radzieckiej. W Polsce powstawały obozy, w których szkolono przyszłych bojowników żydowskich do walki z Brytyjczykami w Palestynie. Czechosłowacja potajemnie dostarczała im uzbrojenie. Stalinizacja kraju po 1948 r. – ograniczenie prywatnej przedsiębiorczości, upaństwowienie i likwidacja prawie wszystkich instytucji i organizacji żydowskich – wywołała kolejną falę emigracyjną. Żydów wydalano z kraju pod pretekstem szpiegostwa (m.in. przedstawicieli Jointu, organizacji charytatywnej założonej w USA), a niekiedy skazywano na więzienie – na przykład działaczy Nowej Organizacji Syjonistycznej. Zamierzeniem władz komunistycznych – pod realizowanym hasłem „unarodowienia kadr” – było pozbycie się zwolenników syjonizmu i „jednostek nieproletariackich”. Do końca 1950 r. wyjechała z Polski następna grupa – około 30 tys. Żydów. Większość wybierała Stany Zjednoczone, które tylko w latach
większe poruszenie wywołały procesy pokazowe i wyroki na czołowych komunistach w Czechosłowacji i na Węgrzech. Na początku 1953 r. tajne służby sowieckie „wykryły” spisek lekarzy kremlowskich, którego celem było zamordowanie przywódców ZSRR, włącznie ze Stalinem. Okazało się, że „przypadkowo” ów rzekomy spisek tworzyli niemal wyłącznie Żydzi, którymi miały sterować amerykańskie służby wywiadowcze. Śmierć Stalina w marcu 1953 r. uchroniła aresztowanych przed pewną egzekucją. Lekarzy zwolniono i zrehabilitowano. Odwilży politycznej w Polsce towarzyszyło obarczenie Żydów odpowiedzialnością za stalinowskie „wypaczenia”. Osoby, którym wykazywano żydowskie pochodzenie, usuwano z ważnych stanowisk w aparacie partyjnym i państwowym. Nowa kampania antysemicka rozpętała się w latach 60. – w czasie rządów skostniałego już reżimu Władysława Gomułki. Zainicjowana została przez frakcję ministra spraw wewnętrznych Mieczysława Moczara, a celem było zdobycie władzy we wszystkich najistotniejszych sektorach. W celach propagandowych wykorzystano wojnę izraelsko-arabską z 1967 r. (Polska, w ślad za ZSRR, zerwała wówczas stosunki dyplomatyczne z Izraelem), w której agresorami byli syjoniści. Kto się opowiadał za Izraelem, ten
storii na ziemiach polskich”. W rezultacie większość Żydów oraz osób pochodzenia żydowskiego, zszokowanych tą niespodziewaną falą antyżydowskiej wrogości, zdecydowała się na opuszczenie Polski. Także instytucje żydowskie uległy likwidacji, choć udało się ocalić Żydowski Instytut Historyczny i Państwowy Teatr Żydowski, pomimo emigracji wybitnych artystów i uczonych. Władze zezwalały na wyjazd tylko za zrzeczeniem się obywatelstwa polskiego i z jednostronnym „dokumentem podróży”. W latach 1968–1971 kraj opuściło 25–30 tys. całkowicie zasymilowanych Żydów lub Polaków żydowskiego pochodzenia. W Polsce pozostało od tamtej pory do dziś, według rozmaitych szacunków, zaledwie od 5 do 15 tys. osób pochodzenia żydowskiego. Mniej więcej od połowy lat 80. – m.in. w wyniku otwartej dyskusji o stosunkach polsko-żydowskich na łamach prasy „Solidarności” – zaznacza się nowa polityka wobec Żydów. Przejawy dyskryminacji osłabły, a żydowskie instytucje otrzymują dziś większe wsparcie ze strony państwa niż kiedykolwiek przedtem. Od chwili załamania się systemu komunistycznego (1989–1990) działalność mniejszości żydowskiej może się rozwijać w całkowicie swobodny sposób, nawet jeśli – w niektórych środowiskach – niezmiennie i w sposób jawny głoszone są antysemickie hasła. Utrzymuje się też rozpowszechniany przez środowiska prawicowe stereotyp „żydokomuny”. ARTUR CECUŁA
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
T
a ostra i podszyta ideowym żarem opinia w dużej jednak mierze wydaje się prawdziwa. O ile rozumiem sentymenty miłośników rodzimych wierzeń słowiańskich, które tak konsekwentnie zostały unicestwione, że w zasadzie nic pewnego dziś o nich powiedzieć nie można, a wszelkie rozprawy doktorskie o wierzeniach słowiańskich skazane są na spekulacje, o tyle nader wątpliwa wydaje się hipoteza czy raczej taka wizja Słowiańszczyzny, która uchowałaby się przed pogromem ze strony Kościoła rzymskiego. Jedno jest wszakże pewne: „Polacy”, czyli plemiona żyjące podówczas wokół Odry i Wisły, nie byli za-
– w odróżnieniu od tego XIX-wiecznego – po wielu wiekach zakończył się sukcesem. W dyskusji o tym trudno jest wydawać oceny, co było „dobre”, a co „złe”, i wydaje się, że nader trudno jest w dyskusjach o „wojnach kulturowych” kierować się li tylko kryterium „korzyści”. Słowianofile argumentują, że odcięto nas od korzeni kulturowych, zabito naszą tradycję, zdeptano wszystko to, co stanowiło o wspaniałości Prasłowian (których cechy „narodowo-kulturowe” na ogół są tutaj malowane z dużą dozą optymizmu i sentymentalizmu). Z kolei chrystianofile twierdzą, że wraz z chrześcijaństwem przyszła do nas „wyższa cywilizacja”. Gdzie więcej ra-
PRZEMILCZANA HISTORIA i Wieletów na północnym zachodzie; kiedy jego margrabia Gero w 963 roku podbił Łużyce, docierając do środkowej Odry; kiedy w tym samym czasie jego lennik, książę Czech Bolesław Okrutny, rozgościł się w grodzie Kraka, czyli kiedy wszystkimi kierunkami zbliżali się do Polan chrześcijanie – karmieni przez swych ideologów żarem świętych podbojów dla Chrystusa i skrajną pogardą dla tego, co niechrześcijańskie – nasz Mieszko doszedł do wniosku, że warto uprzedzić fakty i pozbawić nieprzyjaciół przynajmniej jednego doskonałego motywu. Mieszko zrozumiał, że jako „niewierny” nie ma szans na normalne układanie się z innymi władcami, któ-
katolickim. W zasadzie aż do XII w. nie było kleru polskiego, lecz w całości importowany. Możemy coś takiego wyobrazić sobie dzisiaj: oto premier Marcinkiewicz i bracia Kaczyńscy postanawiają wzmocnić Polskę, narzucając jej islam, który wszak w Europie, w przeciwieństwie do chrześcijaństwa, jest wyznaniem umacniającym się. Ściągają do kraju kilka tysięcy imamów i ajatollahów, wydziedziczają kler katolicki z jego dóbr i kościołów, które przekazują imamom. Rozpoczyna się rewolucja religijna w Polsce. Dziś pewnie spaliłaby na panewce, bo jednak prawa człowieka itd. Niegdyś jednak, w okresie tak sławionym przez dzisiejszy Kościół, nie krępowano się
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (12)
Pogromcy świętych gajów W Wyroczni słowiańskiej Lech Emfazy Stefański pisze o Słowiańszczyźnie: „(...) religijna »rewolucja« w X wieku, brutalnie niszcząc wszystko, co wiązało się ze światem duchowym naszych praprzodków, odcięła nas od korzeni, chrześcijańscy misjonarze zachowali się u nas jak barbarzyńscy najeźdźcy. Zrobili z Mieszkowej Polski istny »duchowy obóz zagłady«. Trzeba przyznać, że im się udało. Nie ocalało prawie nic”. interesowani chrześcijaństwem – musiało im być siłą narzucone, jako religia państwowa, drogą odgórnych zarządzeń. W tzw. chrystianizacjach nieodmiennie siła miecza liczyła się niepomiernie bardziej niż siła „Słowa Bożego”. Czasami słyszy się opinie, jakoby rzymskie chrześcijaństwo w Polsce zostało zaprowadzone „pokojowo”, ale znaczy to tylko tyle, że bez zewnętrznej zbrojnej interwencji; nie tak jak na przykład podczas chrystianizacji Sasów. Nie znaczy to jednak, że był to proces bez przymusu i bez przemocy. Niemiecki kronikarz Thietmar pisze o naszym kraju tak: „Ich pierwszy biskup Jordan ciężką miał z nimi pracę, zanim niezmordowany w wysiłkach nakłonił ich słowem i czynem do uprawiania winnicy Pańskiej” (IV, 56). Proces chrystianizacji naszego kraju miał miejsce między IX a XV w., czyli przez kilkaset lat. Został naznaczony przymusowym chrztem władcy Wiślan, przyjęciem chrztu przez władcę Polan, następnie bardzo powolnym procesem chrystianizacji społeczeństwa, które wielokrotnie stawiało temu czynny opór – czasami w formach, które przez komentatorów historycznych bywają nazywane powstaniami. Proces zakończył się wyparciem ze świadomości społecznej całej tradycji religijnej, która częściowo została zniszczona, a częściowo przekształcona i wchłonięta do systemu chrześcijańskiego. Był to swego rodzaju Kulturkampf, który
cji – trudno jednoznacznie wskazać, jest jednak pewne, że twierdzenia o „wyższej cywilizacji” muszą się łączyć z podejściem apatriotycznym, czyli muszą ignorować wszelkie ponadutylitarne czy ponadinteresowne podejście do polityki narodowej. Jeśli zatem twierdzi się, że przyjęcie chrześcijaństwa było dla nas „dobre”, bo otworzyło u nas bramy dla „wyższej cywilizacji”, to równie dobrze można by poważnie rozważać, czy aby nie „lepsze” byłoby całkowite poddanie się germanizacji pod zaborami, bo być może Niemcy tworzą sprawniejszą, czyli lepszą od naszej państwowość, a tym samym stanowią w stosunku do nas „wyższą cywilizację”. Jestem przekonany, że żyją jeszcze w Polsce tacy obywatele, którzy uważają, że „za Niemca było lepiej” i że „pod Niemcem” byłoby lepiej, czyli korzystniej. Takie rozumowanie pokazuje tylko trudności w przyswajaniu tego rodzaju argumentów w przypadku chrystianizacji Polski. Dużo łatwiej jest ograniczyć się do faktów. A te wyglądają tak, że chrystianizacja była Kulturkampfem, tak jak była nim germanizacja czy rusyfikacja. Gdyby nie Niemiec zbliżający się nieubłaganie do naszych granic z mieczem i kropidłem, być może żadnemu władcy do głowy by nie przyszło, by wszczynać w kraju rewolucję religijną i bezpardonowo niszczyć tradycyjne wierzenia. Kiedy jednak w roku 955 Otto I pokonał koalicję Obodrzyców
rzy przed nim zdążyli przyjąć już ideologię religijną, zgodnie z którą człowiek innej wiary może być traktowany jak pies. Tego rodzaju „uzasadnienia” w formie anegdot czy hagiografii były ówcześnie szeroko kolportowane. Na przykład w tradycji Kościoła salzburskiego, jak podaje G. Labuda, utrzymywała się przez długie lata legenda o obelżywym potraktowaniu przez karynckiego księcia Ingo (784–798) wielmożów słowiańskich zaproszonych na ucztę: „Zaprosił do siebie wierzących parobków do swego stołu, natomiast ich niewierzących panów polecił posadzić na zewnątrz przed drzwiami, jakby byli oni psami, kładąc przed nimi chleb i mięso, i wino w brudnych dzbanach”. Podobne anegdotki krążyły wśród czeskich chrześcijan. W „Legendzie o św. Wacławie” znalazła się opowieść o księciu czeskim Borzywoju, który został podobnie podjęty po przybyciu na dwór Świętopełka, chrześcijańskiego księcia morawskiego: „Zaproszono na ucztę razem z pozostałymi, nie przydzielono mu jednak miejsca wśród chrześcijan, lecz zgodnie z pogańskim zwyczajem kazano mu usiąść na podłodze przed stołem”. Chrześcijaństwo przyjęli Polacy za pośrednictwem Czech, najpewniej poprzez diecezję ratyzbońską, która jurysdykcją kościelną obejmowała Czechy. Było to chrześcijaństwo obrządku łacińskiego (choć niewygasłe są spekulacje dotyczące istnienia u nas równolegle i w większym zakresie obrządku słowiańskiego). Warto dodać, że kolejni papieże, m.in. Stefan V, zakazywali ówcześnie odprawiania mszy w językach słowiańskich. Po ochrzczeniu księcia (imię chrzestne: Dago) i jego dworu, zaczął się proces nawracania ludności. Cała rewolucja musiała się z konieczności opierać na cudzoziemskim klerze
takimi ograniczeniami. Wielu „pogan” siłą zagnano do baptysteriów, a reszta została zmuszona sankcjami prawnymi (np. prawo konfiskowania majątków wobec „pozostających w błędach pogaństwa”). Za czasów Chrobrego upór ludzi zaowocował stosowaniem nadzwyczajnej brutalności. Jak podaje Thietmar, „w państwie [Bolesława] panuje dużo różnych obyczajów, a choć są one straszne,
to jednak niekiedy zasługują na pochwałę. Lud jego wymaga bowiem pilnowania na podobieństwo bydła i bata, na podobieństwo upartego osła (...). Jeśli stwierdzono, że ktoś jadł po Siedemdziesiątnicy mięso, karano go surowo poprzez wyłamanie zębów.
17
Prawo Boże bowiem świeżo w tym kraju wprowadzone, większej nabiera mocy przez taki przymus, niż przez post ustanowiony przez biskupów” (VIII, 2). Niewątpliwie tego rodzaju praktyki inspirowane były przez samych misjonarzy. Wiadomo bowiem, że drugi z głównych ówczesnych misjonarzy na Polskę, św. Brunon z Kwerfurtu, zalecał wpajanie nowej wiary drogą przymusu. Początkowo cała Polska miała status kraju misyjnego. Biskupem misyjnym przydzielonym na Polskę był Jordan. Zaczęli ściągać do nas kolejni mnisi do zadań specjalnych, zaprawieni w operacjach misyjnych. Na Pomorzu działał aktywnie biskup kołobrzeski Reinbern, którego Thietmar tak wychwala: „Brak mi zarówno wiedzy, jak wymowy, by przedstawić, jak wiele zdziałał on na powierzonym sobie stanowisku. Niszczył i palił świątynie z posągami bożków i oczyścił morze zamieszkałe przez złe duchy wrzuciwszy w nie cztery kamienie pomazane świętym olejem i skropiwszy je wodą święconą. Na chwałę Boga Wszechmogącego zaszczepił on na bezpłodnym drzewie latorośl winną, to znaczy wyhodował pośród nieokrzesanego ludu krzew świętego Słowa Bożego” (VII, 72). „Krzew święty” nie zapuścił tam jednak korzeni, gdyż operacja chrystianizacji na Pomorzu poniosła fiasko. Tam jednak, gdzie „krzew” się przyjmował, niszczone były wszelkie oznaki rodzimej wiary. Na miejscach trzebionych gajów i burzonych świątyń stawiano kościoły, w dniach świąt tradycyjnych wprowadzano święta kościelne, lokalne bóstwa zastępowano kultem świętych (np. Brygis – św. Brygida). Szybko udało się wytępić zwyczaj kremacji zwłok, natomiast długo utrzymywała się praktyka manifestowania żałoby przez głośne lamenty i płacze. Podobnie było z radosnymi biesiadami, o czym można przeczytać w „Żywocie św. Stanisława”: „Zakorzeniony ten bowiem i naganny zwyczaj wywodzi się ze starych błędów pogańskich i do dziś dnia starym obyczajem na ucztach u Polaków słyszy się pogańskie pieśni, klaskanie w dłonie i przepijanie do siebie nawzajem”. Jeszcze w 1415 r. synod biskupów polskich podjął uchwałę w następującym brzmieniu: „Również nie pozwalajcie na klaskanie i śpiewy, w których wzywa się imiona bałwanów (...), jak to bywa w Zielone Świątki”. Pod koniec życia Mieszko I miał sporządzić dokument znany dziś pod nazwą Dagome iudex, w którym przekazuje swe państwo papieżowi Janowi XV. Ten zagadkowy dokument budzi jednak liczne wątpliwości. Owa polska wersja „donacji Konstantyna” jest może tyle samo warta, co jej pierwowzór. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
MITY KOŚCIOŁA
KSIĄŻKI NA LATO, CZYLI
Zakazane lektury (1) Plany wprowadzenia do szkół przez ministra Giertycha szeroko pojętego wychowania patriotycznego bliskie są memu sercu. Dlatego też chciałbym wspomóc go w tych działaniach, przedstawiając listę autorów, których dzieła należy bezwzględnie wycofać z bibliotek szkolnych. Lista ta powstała na podstawie jedynie słusznego dzieła „Co czytać?”, wydanego w roku 1932. Jego autorem jest ojciec Marian Pirożyński – redemptorysta. Ze wstępu autora: Dziełko niniejsze jest próbą pierwszego rodzaju, dążącą do właściwej oceny ideowej powieści i nowel, bo bez względu na wyznanie religijne ludzkość odczuwa potrzebę ukrócenia samowoli moralnej w zakresie literatury i sztuki. Po wynalezieniu druku okazała się potrzeba oficjalnego spisu książek szkodliwych. Po raz pierwszy wydał go dla całego Kościoła papież Paweł IV w r. 1557, a następnie poprawił Pius IV w r. 1564 (Index librorum prohibitorum). Spis ten z odpowiedniemi zmianami przetrwał do naszych czasów, stanowiąc dla niedowiarków kamień obrazy. Kardynał Merry del Val w dobitny sposób uzasadnia stanowisko Kościoła w tej sprawie: „Książki bezreligijne i niemoralne są pisane niekiedy stylem powabnym, często poruszają zagadnienia, które podniecają namiętność ciała albo schlebiają pysze ducha, zawsze zaś dążą do tego, by przez zręczne sztuczki albo podstępne sofizmaty wywrzeć wpływ na umysł lub serce nieuświadomionych czytelników. Jest przeto naturalnem, że Kościół, jako uważna i roztropna Matka, ostrzega wiernych przez stosowne zakazy i nie
K
dopuszcza, aby wargi swe przykładali do pociągającego puhara trucizny” . Dla kogo nasza książka jest przeznaczona? Dla wychowawców, dla kierowników bibljotek, dla ludzi dobrej woli, dla każdego chrześcijanina, bo chrześcijanin to dziecko Boga, to syn królewski. I jak na dworze królewskim dworzanin próbuje pokarmu, czy nie jest zatruty albo szkodliwy dla zdrowia, a potem dopiero wręcza go królowi, tak samo i chrześcijanin tylko te książki bierze do ręki, które zostały uznane przez władze kościelne za nieszkodliwe dla zdrowia jego duszy. Augustynowicz Jan. Ur. 1876. Zapisał się smutno w literaturze polskiej paszkwilem na duchowieństwo: Ksiądz Prot. Bohater powieści to człowiek zrównoważony, w którym zarozumiałość i swojego rodzaju szlachetność walczą o lepsze z ograniczeniem umysłowem i sensualizmem. Piekło – Bolszewja i Polska powojenna: dużo okropności, a jeszcze więcej nieczystości. Bartkiewicz Zygmunt. Ur. 1870. Pisarz naturalistyczny, z etyką się nie liczy. Psie dusze, rzeczywiście, ludzie w nowelach opisani psie życie prowadzą; Pierwszy grzech, Krwią
olejny raz 30 maja Francuzi ob chodzili święto swojej patronki, Joanny d’Arc. Dla koneserów – Dziewicy Orleańskiej. Dlaczego została świętą? Kim była naprawdę? Jak podkreślali tego dnia księża w kościołach, nie obchodzi się dziś święta Joasi tylko dlatego, że wygnała podłych Anglików z terytorium francuskiego. Urodzona w roku 1412, czyli w czasach wojny stuletniej, w niedużej wiosce Domrémy na wschodzie Francji, od dziecka „słyszała głosy” mówiące jej, że została przeznaczona na wyzwolicielkę swojego kraju. Nie czekała więc długo i już w wieku 17 lat wyruszyła do Chinon, gdzie stacjonował tchórzliwy Delfin, czyli następca tronu Francji. Tu nastąpił drugi (po głosach) cud – Joasia, chociaż nigdy wcześniej Karola nie widziała, rozpoznała go bez pudła – mimo zmyłki przygotowanej na tę okazję. Przekonała go nie tylko do rychłej koronacji, ale także do tego, aby dał jej oddział wojska. Oddział dostała i ruszyła wyzwalać Orlean, porwawszy za sobą żołnierzy i lud francuski w pierwszym tak wielkim patriotycznym odruchu obrony ojczyzny.
i atramentem, Historja jednego podwórza, jak szlachcic został bogatym przemysłowcem; Polityka w lesie, przyziemne nowele, bez horyzontu, urągające prawom etyki; są i takie, które godzą w sakrament małżeństwa i propagują wolną miłość; Wyzwolenie, nowele ze współczesnego życia polskiego, moralności nie obrażają; Trzy opowieści, dobre obserwacje życia. Berent Wacław. Ur. 1873. Mimo wielu sympatycznych stron w twórczości Berenta, należy go uznać za pisarza niezdrowego jużto wskutek często się trafiających scen nieodpowiednich, jużto wskutek niechęci do nauk Kościoła, czemu dał niezbity dowód, tłumacząc na język polski kilka tomów dzieł Nietzschego. Fachowiec, przeciwko wypaczonym hasłom demokratycznym; bohater idealista rzuca uniwersytet, aby jako prosty robotnik stanąć przy warsztacie – wykoleja się, kończy jako nałogowy pijak; Próchno, tem próchnem są artyści i dziennikarze – cynicy i wyuzdani rozpustnicy, dla których samobójstwo jest ostatnią deską ratunku; Ozimina, bal w salonie warszawskim, znów ordynarny erotyzm. Gałczyński Konstanty. Trochę poeta, Przynależność cechowa – „Kwadryga”. Napisał dziwaczną powieść: Porfirion Osiełek, czyli Klub Świętokradców. Jasieński Bruno. Ur. 1901. Z pochodzenia Żyd, z przekonań bolszewik, z zawodu „poeta” i powieściopisarz, propagujący w literaturze polskiej komunizm, Zdobył sobie rozgłos „poematem”, apoteozującym Szelę: Pieśń o głodzie. Potem napisał powieść ziejącą nienawiścią do kultury
I tu właściwie cuda się kończą. Zaczyna się drugi etap świętości Dziewicy Orleańskiej – męczeństwo. Złapali ją swoi, czyli Burgundczycy stojący po stronie wroga, i sprzedali (!) Anglikom. Żeby udowodnić, iż koronacja Delfina na króla Francji jest nieprawomocna, oskarżono ją o czary. Delfin, już jako Karol VII,
zachodniej, w której starał się przedstawić Paryż z najgorszej strony: Palę Paryż. Rząd francuski wydalił autora z Francji; schronił się do Bolszewji. Inny wytwór tego pisarza nosi wiele mówiący tytuł: Nogi Izoldy Morgan. Przybyszewski Stanisław (1868–1927). Dramaturg, poeta, powieściopisarz. Dwa pierwiastki występują stale w twórczości Przybyszewskiego: erotyzm i alkoholizm. Są one tak silne, że zasłaniają mu normy etyczne, uniemożliwiają wszelki obiektywizm i popychają do bluźnierstw, nawet do kultu szatana. „Na początku była chuć”, cynicznie parafrazuje Przybyszewski Pismo św. Zdanie to da się całkiem słusznie zastosować do wszystkiego, co napisał. Jest tam chuć nie tylko na początku, ale i w środku, i na końcu jego artystycznej twórczości. Etyki u Przybyszewskiego szkoda się doszukiwać: wyznawał on nietzscheańską filozofję nadczłowieka, wyzwolonego od wszelkich więzów i nakazów moralnych. Jego bohaterom wszystko wolno robić: mordować, palić, gwałcić. Jest on najniezdrowszym ze wszystkich niezdrowych pisarzy polskich. Wprawdzie pod koniec życia nawrócił się, odwołał rozsiewane błędy i umarł pojednany z Kościołem katolickim, ale nawrócenie to nie odbiło się niczem pozytywnem w jego twórczości. De profundis, temat: kazirodztwo kończące się samobójstwem; Dzieci szatana, Synagoga szatana, Msza żałobna – satanizm; Androgyne, obraz stopienia się płci (sic!); chorobliwe majaczenia; Homo sapiens, apologja egoizmu i fatalizmu; Synowie ziemi, Dzień sądu, Zmierzch, przekleństwo złego czynu; Mocny człowiek, typ nadczłowieka, a w rzeczywistości łotra skończonego; ciąg dalszy: Wyzwolenie, Święty gaj, Dzieci nędzy, Adam Drzazga, Powrót, Krzyk, obraz degeneratów moralnych i fizycznych; Il regno doloroso, ohydna powieść o czarach i kulcie
A jakie inne tajemnice kryją się za żywotem i śmiercią Joanny d’Arc? Jedną z ciekawszych jest to, iż sędzią w jej procesie o czary był francuski biskup o nazwisku Cauchon. Dwa razy Joanna powiedziała mu (drugi raz już ze stosu): „Biskupie! Przez ciebie umieram. Gdyby oddano mnie do kościelnego więzienia, to
Joanna d’Arc oczywiście palcem w bucie nie kiwnął, aby Joasię odbić, uwolnić, choćby negocjować w sprawie jej życia. Bo jaki miałby w tym interes? Królem już był, wiedział, że zwycięstwo jest możliwe. Joanna była mu potrzebna jako legenda, sztandarowa postać, męczennica za wiarę i ojczyznę. Miałabyż dożyć późnej starości i opowiadać, że jako nastolatka porwała do boju bojaźliwego króla, że to ona ocaliła Francję? Komu to potrzebne? Karolowi VII na pewno nie. Tak więc Francuzi pozwolili Anglikom spalić biedną dziewczynę żywcem 30 maja 1431 roku w Rouen. Legenda trwa.
wszystko nie miałoby miejsca”. Ponieważ do końca wierzyła w swą misję, dorzuciła: „O tak, głosy te pochodziły od Boga i nie omyliły mnie!”. Ale Joanna i dla Kościoła była niewygodna. Wiedziała lepiej niż biskupi, co krajowi jest potrzebne. To ona – wiedziona „bożymi głosami” – przyczyniła się do wyzwolenia kraju, podczas gdy ich rady nie przynosiły żadnego skutku. Dzięki niej król został namaszczony, a przedtem żaden biskup na akt ten się nie odważył. Joanna była legendą, ale łatwiej było włączyć ją potem do swoich szeregów jako męczennicę niż jako buntowniczkę.
szatana; Na drogach duszy, frazesy o twórczości artystycznej bez ładu i bez związku, urągające zasadom estetyki; Moi współcześni, wspomnienia. Staśko Paweł. Zawodowy pornograf współczesny. Jasnowłosa piratka, Kwitnące sady, Legenda fal, W szponach dzikusa, Wenus znad Sanu, Czerwony car i pies, Sabath życia, W rajskim ogrodzie itp. Tuwim Julian. Ur. 1894., reklamowany wielce poeta, który miał rzekomo odrodzić poezję. Jego osławione Czyhanie na Boga robi przykre wrażenie – autor spoufala się z panem Bogiem, także i rasowego tupetu nie brak. Nic dziwnego, że tego rodzaju „poeta” zajął się satanizmem: Czarna msza. Ważyk Adam: Człowiek w burem ubraniu, trzy nowele, nabrzmiałe brudną zmysłowością. Witkiewicz Stanisław Ignacy. Ur. 1885. Malarz i literat, pisarz sztuk teatralnych. Nienasycenie, powieść w dwóch częściach: Przebudzenie, Obłęd – ostatni tytuł jest trafną charakterystyką całości, która jest zła, ordynarna, zmysłowa, pornograficzna. Żuławski Jerzy (1874–1915). Poeta i powieściopisarz. Panteista, wyznawca Spinozy. W poezji deklamator, w powieści bezwyznaniowiec. Najsławniejszy jego utwór: Eros i Psyche. Autor chciał przedstawić walkę ducha z materją, a naprawdę dał smutny obraz istoty tarzającej się w błocie rozpusty – obraz, który uderza dowolnością konstrukcji, brakiem prawdy psychologicznej i poczucia estetycznego. Na Srebrnym Globie, eskapada na Księżyc; są ustępy prawie bluźniercze; Stara ziemia, powrót na ziemię; Kuszenie szatana, opowiadania, które niczem szczególnem się nie odznaczają, ale mają tę wartość, że zmuszają do myślenia. Laus feminae: I. Powrót, II. Profesor Butrym. Zachowano pisownię oryginału. Za tydzień – autorzy zagraniczni. Opr. PSz
Na stosie (tak skonstruowanym, żeby jak najdłużej lizały ją płomienie), Joanna przywołała Jezusa, co odczytuje się jako wyrzut rzucony w twarz oprawcom i biskupowi Cauchonowi. Jeden z sekretarzy króla Anglii, przerażony dokonanym czynem, powiedział po egzekucji: „Jesteśmy straceni, spaliliśmy świętą”. Mimo całego polityczno-religijnego tragizmu tej postaci pozostaje jednak pewien problem: wszyscy we Francji wiedzą, że tak naprawdę, to nie Joasia spłonęła na stosie. To trochę tak jak u nas – wszyscy wiedzą, że to nie św. Wojciech spoczywa w pięknej trumnie w Gnieźnie. Co się z nią naprawdę stało? Nie wiadomo... Mimo to Francuzi pozostają wierni jej mitowi. Jej wielką i prawdziwą zasługą było zespolenie narodu francuskiego. Król i książęta lenni, którzy dotąd dowolnie i samolubnie decydowali o losie terytoriów, którymi władali, zjednoczyli się pod sztandarem wielkiej, wspólnej Francji. Może warto, żebyśmy i my pochylili się nad tą ideą. Niekoniecznie paląc wcześniej – choćby i symbolicznie – własnych bohaterów na stosie. AGNIESZKA ŚWIRNIAK
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
LISTY „Dzieła” dla ateistów Jestem uczennicą szkoły średniej. Dowiedziałam się, że Ministerstwo Edukacji zamierza kupić 15-tomowy zbiór dzieł papieża Jana Pawła II dla wszystkich liceów i techników w kraju. Uważam to za totalny absurd! Faworyzowanie „jedynie słusznej religii” jest istną dyskryminacją! Jak mają się czuć dzieci innego wyznania?! Jaką korzyść z „dzieł” Papy będą mieli ateiści?! Pomijam fakt, że w budżecie naprawdę nie ma pieniędzy na ochronę zdrowia, „zwykłą” oświatę czy wiele ważnych spraw. Ale nie, przecież udowodnienie, jak bardzo ważny był JPII, jest bezcenne... Po raz kolejny, z bólem serca muszę przyznać, że wstydzę się tych ociemniałych ludzi, którzy zabraniają mi czuć się wolnym człowiekiem... Aleksandra Kurdybacha Trzebiatów
a chcemy go przy byle okazji utopić w łyżce wody? Czymże więc jest ta deklarowana, wręcz manifestowana, religijność? Tylko zwykłą, do niczego niezobowiązującą deklaracją? Rozglądnijcie się wokół, poszukajcie odpowiedzi. Józef Pawłowski
Wolni Aktywiści Zmartwieni i przerażeni obecną, kaczą sytuacją w Polsce zawiązaliśmy Koalicję Wolnych Aktywistów. Jest to nieformalna grupa mająca na celu usprawnienie organizowania marszów, happeningów i demonstracji. Dołączyli do nas ludzie powiązani z różnymi ugrupowaniami i partiami politycznymi. Najważniejszym narzędziem naszej inicjatywy jest forum internetowe. Służy ono szybkiej, sprawnej wy-
LISTY OD CZYTELNIKÓW jakiś czas wydają płyty ze swoimi gagami. To naprawdę byłoby mi na rękę, gdybym mógł raz na jakiś czas kupić płytę z twoimi skeczami zamiast gapić się całymi dniami w telewizor, czekając na twój występ... Wpadło mi do głowy, że najlepszym kabaretem, z którym mógłbyś się związać, jest KOŃ POLSKI. PS Powiedz mi, Roman, bo założyłem się z kumplami: z tego, co wiadomo, jesteś patriotą, tylko ja twierdzę, że watykańskim, a oni, że polskim. Kto ma rację? Zatroskany z Opola
Pije Kuba do Jonasza Plan (pomysł) jest taki. Teraz są wakacje i przerwa w nadawaniu programów Tomasza Lisa („Co z tą Polską?”) i Kuby Wojewódzkiego. Ten ostatni przed wakacyj-
piłkę nożną w przepaść, a przynajmniej pomogli w tym. Jacek Gmoch, Andrzej Strejlau rysują na tablicy jak powinny zagrać poszczególne drużyny, a nie zagrały. Same mądrale. Jan Tomaszewski najpierw ostro rypał Listkiewicza, potem się z nim pogodził, a teraz znów rypie. Tacy członkowie zarządu jak Lato, Bińkowski, Żelazko, Apostel nic nie wiedzą, o aferach nie słyszeli, czyli byli za, a teraz są przeciw. Wie pan, że prezes Górnika Zabrze się przyznał, więc go wypuścili z aresztu. Mój Boże, chciałoby się powiedzieć, chociaż jestem ateistą, jak polska reprezentacja ma dobrze grać, kiedy rządzi nią GANG? Ja już naprawdę nie wiem, w jakim kraju my żyjemy. Facet z PZPN mówi, że w Ekwadorze grają boso i nie ma stadionów, a pokazuje się w telewizji takie ekwadorskie stadiony, że Polska może tylko o tym marzyć. I my się pchamy do organizacji piłkarskich mistrzostw Europy w 2012 roku? Tu nawet psychiatra nie pomoże! AG
Czy Bóg umarł? I jak to jest? Podobno jesteśmy społeczeństwem bardzo religijnym. Podobno prawie wszyscy wierzą, a ponad 80 proc. praktykuje. Przynajmniej tak wynika z sondaży, które wskazują, że aż 96 proc. dorosłych Polaków deklaruje się jako osoby wierzące, w tym 86 proc. regularnie lub nieregularnie praktykujące. Co prawda ostatnie liczenie w kościołach uczestników niedzielnej mszy (20 listopada 2005 roku) pokazało, że było ich tylko 45 proc., ale kto by tam na takie drobne rozbieżności zwracał uwagę... „Ostatnie wyniki badań potwierdzają polską specyfikę; podstawowe wskaźniki religijności nie zmieniają się; te z początku lat 90. i początku XXI wieku są takie same; Polacy nie odstępują od wiary i od praktyk religijnych, zaprzeczając tym samym teorii, że wraz z modernizacją następuje laicyzacja” – donoszą z triumfem polskie media, mimo że takich związków, jak się chce i dobrze patrzy, można się łatwo doszukać. Najwięcej osób wierzących, ale niepraktykujących, jak wskazują statystyki, żyje w miastach od 200 do 500 tysięcy mieszkańców (20 proc.) oraz w stolicy (15 proc.). Ale jednocześnie w Warszawie 51 proc. deklaruje, że raz w tygodniu uczestniczy we mszy świętej, a codziennie – tylko, a może aż 9 proc. Załóżmy jednak, jak chcą tego tryumfaliści, że prawie wszyscy Polacy wierzą, a znaczna większość praktykuje. To ja pytam – skąd się bierze w tym narodzie tyle nieprawości, draństwa, tyle zwykłej zawiści? Dlaczego nie umiemy kochać bliźniego swego jak siebie samego,
mianie poglądów i propozycji, które później – po konsultacjach – wprowadzamy w życie. Jeśli są Państwo zainteresowani tym, co do tej pory zrobiliśmy, lub chcą usprawnić organizację swoich inicjatyw – zapraszamy na www.kwa.cej.pl! Nie bądźmy bierni! Nie bądźmy sami! Maciej Nowotny
Drogi Romku Piszę do Ciebie ten list, bo martwi mnie, że marnujesz swój niewątpliwy talent satyryczny w tej głupiej polityce. Twoje decyzje jako ministranta edukacji nadają się raczej jako gotowy scenariusz na niejeden kabaretowy skecz. Proszę Cię, Romku, lubię dobry humor i ty mi go dostarczasz, lecz na boga, ROMANIE, nie mam tyle czasu, by całymi dniami śledzić twoje poczynania w Sejmie czy w programach typu „Co z tą Polską”... Dlatego proszę Cię, Romku, ulżyłbyś nie tylko mnie, lecz wielkiej rzeszy jajcarzy w Polsce, gdybyś się związał z jakąś grupą kabaretową. Takie grupy – jak wiadomo – raz na
ną przerwą powiedział, aby pisać do niego, kogo chce się widzieć w jego programie (po wakacjach)... Dlaczego by zatem tego nie wykorzystać? Otóż proponuję, abyśmy wysyłali listy i e-maile do wyżej wymienionych osób z prośbą o goszczenie Jonasza w tychże programach. O ile oczywiście zgodziłby się wystąpić, zwłaszcza w programie Kuby, i trochę się z nim „powygłupiać”... Co można uzyskać dzięki dobremu wrażeniu w TV, chyba nie muszę Panu mówić. Najdobitniej świadczy o tym wynik ostatnich wyborów prezydenckich... Podaję e-mail do telewizji Polsat:
[email protected], pod który możecie pisać, dopisując, o jaki program chodzi. Przyjaciel Niniejszym wyrażam zgodę. Kto chce – może wysyłać. Jonasz
Ograli na bosaka Szanowny Panie Rodan! Na pewno Pan czyta lub ogląda w tv, zresztą Pan dobrze wie, jak się mądrzą ci, co wpędzili PZPN oraz polską
Wielce Szanowny Panie dr. Cecuła, jestem pod wrażeniem Pana ostatniego artykułu o Holokauście i nieobecności Boga, tak drastycznie odczuwanej przez naród żydowski. Pisze Pan o przeżyciach Eli Wiesela, o tej makabrycznej scenie wieszania chłopczyka. Czy byłoby normalne, aby wierzyć, że naród wybrany podobno przez Boga zaznawał tyle okrucieństw od świata? Przecież 1/3 Żydów została wymordowana w czasie II wojny światowej. Nie dziwię się, że w Izraelu połowa mieszkańców to niewierzący. Sam koresponduję z pisarzem polskojęzycznym, który na szczęście uniknął zagłady, bo po prostu wyjechał na Bliski Wschód jeszcze przed wojną, ale jest konsekwentnym ateistą, choć tłumaczy, że nie wierzy, gdyż jest ewolucjonistą, krytykiem biblijnych mitów. Większość znanych Żydów to osoby niewierzące. Ostatnio czytałem książkę Primo Leviego: „Czy
19
to jest człowiek?”. Levi popełnił samobójstwo już wiele lat po wojnie, bo nie mógł żyć po Holokauście. Jak strasznie trudno wierzyć w Boga po tej katastrofie! Jestem sceptycznym, skrajnie liberalnym luteraninem, właściwie ateistą, ale nie bardzo mnie cieszy, że większość największych zbrodniarzy hitlerowskich pochodziła z tzw. dobrych katolickich rodzin. Hitler, Himmler, Goebbels, Hess, Ribentrop, Frank, Stroop. Ewangelikiem był Goering. Kościoły zawiodły, jak zawsze. Wiele lat interesowałem się gnozą i teorią, że nasz wszechświat został stworzony przez nieudolnego demiurga i stąd permanentne cierpienie żywych istot. Nie wiem, czy jednak nie lepiej zostawić w spokoju Stwórcę, który – jak powiada Nietzsche – umarł, i zająć się czynieniem dobra w złym świecie. Krzysztof Kezwoń
[email protected]
Pani Red. Anna Tarczyńska Odpowiadając na pytanie dotyczące pisma z dnia 22 maja br., informującego pracowników Ministerstwa Transportu o ustaleniu przez Prezesa Rady Ministrów Pana Kazimierza Marcinkiewicza dnia 26 maja 2006 r. dniem wolnym od pracy w celu umożliwienia godnego przeżycia wizyty Jego Świątobliwości Papieża Benedykta XVI w Rzeczypospolitej Polskiej, uprzejmie wyjaśniamy, że podniesiona przez Panią Redaktor kwestia użycia w treści pisma określenia „Rzeczypospolitej Polskiej rządowej” wynika z błędu redakcyjnego powstałego na etapie redagowania projektu pisma. Podczas korekty treści pisma w cytowanym zdaniu powinny zostać wykreślone wyrazy „dla pracowników administracji rządowej”, przy czym omyłkowo pozostawiony został wyraz „rządowej”. Z poważaniem p.o. Dyrektor Biura Informacji i Promocji Rzecznik Prasowy Teresa Jakutowicz
SUPERPROMOCJA! 3 książki w cenie 15 zł Książki wydane przez Jonasza, rekomendowane przez „Fakty i Mity” Wydawnictwo Niniwa, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, tel. 0-42 630-70-66, e-mail
[email protected] Cena 15 zł + koszty wysyłki
20
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
CZUCIE I WIARA
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Spowiedź Interesuje mnie sakrament pokuty. Chciałbym wiedzieć, czy spowiedź uszna ma biblijne podstawy, a jeśli nie, to kiedy została wprowadzona i jak należy interpretować słynny fragment: ,,Którymkolwiek grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, którym zatrzymacie, są zatrzymane” (J 20. 23)? Zacznijmy od tekstu z Ewangelii Jana (20. 23), który w Kościele rzymskokatolickim uważany jest za biblijną podstawę sakramentu spowiedzi. Czy słusznie? Czy werset ten rzeczywiście dowodzi, że Jezus ustanowił sakrament spowiedzi usznej? Otóż taki wniosek byłby właściwy jedynie wtedy, gdyby Jezus w tym lub w jakimkolwiek innym miejscu Ewangelii wyraźnie nauczał o spowiedzi usznej; gdyby wprost zaznaczył, że należy spowiadać się przed apostołami lub starszymi (biskupami) zborów chrześcijańskich. Tylko wtedy spowiedź tego rodzaju miałaby biblijne uzasadnienie. O czymś takim jednak nie czytamy w żadnej części Nowego Testamentu – ani w Ewangeliach, ani w apostolskich listach. Czy autorzy tych pism nie wspomnieliby o tym (o spowiedzi usznej i kapłanach pośrednikach), skoro bez tej spowiedzi – jak uczy Kościół – nie można zostać zbawionym?! Jakie jest więc znaczenie słów przytoczonych z Ewangelii Jana? Biorąc pod uwagę wszystkie inne wypowiedzi Jezusa na temat odpuszczania grzechów, słowa te głównie dotyczą przyjęcia do wspólnoty pokutujących grzeszników lub – w przypadku braku pokuty – odłączenia ich od zboru. Jezus powiedział: ,,A jeśliby zgrzeszył brat twój, idź, upomnij go sam na sam; jeśli cię usłuchał, pozyskałeś brata swego. Jeśliby zaś nie usłuchał, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch, aby na oświadczeniu dwu lub trzech świadków była oparta każda sprawa. A jeśliby ich nie usłuchał, powiedz zborowi; a jeśliby zboru nie usłuchał, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik. Zaprawdę powiadam wam: Cokolwiek byście związali na ziemi, będzie związane i w niebie; i cokolwiek byście rozwiązali na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie” (Mt 18. 15–18). A zatem Jezus Chrystus dał swym uczniom prawo okazywania miłosierdzia i przebaczenia tym, którzy okazują skruchę, ale również dał im władzę usuwania ze wspólnoty zatwardziałych grzeszników. Podobne stanowisko w tej sprawie zajął apostoł Paweł. ,,Napisałem wam, abyście nie przestawali z tym, który
się mieni bratem, a jest wszetecznikiem lub chciwcem, lub bałwochwalcą, lub oszczercą, lub pijakiem, lub grabieżcą, żebyście z takim nawet nie jadali. Bo czy to moja rzecz sądzić tych, którzy są poza zborem? Czy to nie wasza rzecz sądzić raczej tych, którzy są w zborze? Tych tedy, którzy są poza nami, Bóg sądzić będzie. Usuńcie tego, który jest zły, spośród siebie” (1 Kor 5. 11–13, por. 2 Kor 2. 6–10; 2 Tes 3. 6, 14–15). Na tym właśnie polega owo zatrzymywanie lub odpuszczanie grzechów przez wyznawców Chrystusa. Innymi słowy: jeśli ktoś z członków wspólnoty dopuszcza się pijaństwa lub innych wymienionych grzechów, to zbór powinien go ostrzec zgodnie ze słowami Chrystusa (Mt 18. 15–18). Jeśli się opamięta, zbór powinien mu odpuścić; jeśli jednak na przekór będzie trwał w grzechu, to wspólnota ma obowiązek go wykluczyć spośród siebie (por. 1 Kor 5. 1–6; 1 Tm 1. 20). Jak widzimy, procedura ta nie ma nic wspólnego ze spowiedzią uszną, jak również nie dotyczy wszystkich grzechów z przeszłości danego człowieka, lecz wyłącznie grzechów jawnych. Świadczą o tym także inne słowa: ,,Są ludzie, których grzechy są jawne i bywają osądzone wcześniej niż oni sami; ale są też tacy, których grzechy dopiero później się ujawniają” (1 Tm 5. 24). Co więcej Biblia mówi na temat odpuszczania grzechów? Przede
wszystkim Biblia zachęca nas do wyznawania grzechów samemu Bogu. Tak postępowali wszyscy patriarchowie, prorocy, apostołowie i pierwsi chrześcijanie. Psalmista Dawid wołał: ,,Grzech mój wyznałem Tobie i winy mojej nie ukryłem. Rzekłem: Wyznam występki moje Panu; wtedy Ty odpuściłeś winę grzechu mego” (Ps 32. 5, por. Ps 51. 1–6, 11–16; 103. 3). Podobnie czytamy w Księdze Izajasza: ,,Chodźcie więc, a będziemy się prawować – mówi Pan! Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna” (1. 18). Również Nowy Testament zawiera podobne przykłady. Wystarczy wspomnieć o celniku, który wo-
ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata” (1 J 2. 1–2). Jezus jest też jedynym pośrednikiem między Bogiem a ludźmi (1 Tm 2. 5). ,,Dlatego może zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nimi” (Hbr 7. 25). Ale czy w Liście Jakuba nie czytamy, że należy wyznawać grzechy jedni drugim (Jk 5. 16)? Czyż Kościół rzymski nie powołuje się również na te słowa, aby uzasadnić spowiedź uszną? Tak, to prawda, że Kościół próbuje wykorzystywać ten fragment. Jednak twierdzenie, że tekst ten mówi o kapłanach i spowiedzi usznej jest klasycznym przykładem nadużycia Pisma Świętego. Tekst ten po prostu mówi, aby nie tylko wyznawać grzechy jedni drugim, ale również, aby modlić się jedni za drugich. Zarówno wzajemne wyznawanie sobie grzechów, jak i wzajemna wstawiennicza modlitwa postawione są na tej samej płaszczyźnie. Jest to po prostu obowiązek wszystkich bez wyjątku wierzących, a nie przywilej tylko duchownych.
łał: ,,Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu” (Łk 18. 13) albo też o radzie apostoła Piotra: ,,Proś Pana, czy nie mógłby ci być odpuszczony zamysł serca twego”, jakiej udzielił Szymonowi magowi (Dz 8. 22). Ten ostatni przykład wyraźnie pokazuje, że gdyby apostołowie mieli uprawnienia, jakie duchowni katoliccy przypisują sobie, to apostoł Piotr by z nich skorzystał. On jednak nie zachęcał Szymona czy kogokolwiek innego do spowiedzi usznej, ale wyłącznie do wyznania grzechów Bogu. Nauka apostolska w omawianej kwestii jest jednoznaczna: ,,Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości” (1 J 1. 9). Tak więc ,,jeśliby kto zgrzeszył, mamy orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest sprawiedliwy. On ci jest
Jak powiedział Jezus: ,,Jeślibyś składał dar swój na ołtarzu i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie, zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i najpierw pojednaj się z bratem swoim, a potem przyszedłszy, złóż dar swój” (Mt 5. 23–24). Są więc grzechy, które należy wyznać przed tymi, których one dotyczą. Nie ma to nic wspólnego ze spowiedzią uszną. Każdy, również duchowny, może odpuszczać grzechy tylko tym, którzy zawinili przeciwko niemu, i to wyłącznie za siebie. A nie za Boga! Jeśli więc grzeszymy na przykład przeciwko sąsiadowi, to naszym obowiązkiem jest przyznać się do winy, np. przepraszając go, i dążyć do pojednania się z nim. A zatem niedorzecznością jest wyznawanie grzechów księdzu, jeśli go nie dotyczą, przy jednoczesnym zachowaniu obojętności
wobec tych, wobec których naprawdę się zawiniło. Tym bardziej że ta prosta, ale jakże ważna zasada występuje nawet w Modlitwie Pańskiej: ,,I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” (Mt 6. 12). Innymi słowy: wyznawanie i odpuszczanie grzechów jest obowiązkiem nas wszystkich. Dopiero wtedy możemy liczyć na Boże odpuszczenie. Jezus powiedział: ,,Jeśliby zgrzeszył twój brat, strofuj go, a jeśli się upamięta, odpuść mu. A jeśliby siedemkroć na dzień zgrzeszył przeciwko tobie, i siedemkroć zwrócił się do ciebie, mówiąc: Żałuję tego, odpuść mu” (Łk 17. 3–4). Cokolwiek by powiedzieć o wzajemnym wyznawaniu sobie grzechów, Biblia jednoznacznie zaprzecza spowiedzi usznej. Konfesjonał, spowiedź uszna i kapłani w roli pośredników pochodzą ze starożytnego Babilonu. To tam zastosowano po raz pierwszy konfesjonał, aby utrzymać pełną kontrolę nad obywatelami. W Kościele rzymskim zaś tzw. sakrament spowiedzi przeszedł długą ewolucję, zanim za pontyfikatu Innocentego III – podczas obrad IV Soboru Laterańskiego w r. 1215 – postanowiono: ,,Każdy wierny bez względu na płeć, skoro doszedł do lat rozeznania, winien się sam dobrze wyspowiadać ze wszystkich grzechów przynajmniej raz na rok przed własnym kapłanem i starać się odprawić wedle możności zadaną pokutę (...) w przeciwnym razie należy za życia odmówić mu wstępu do kościoła, a po śmierci pozbawić go chrześcijańskiego pogrzebu” (kard. P. Gasparri, ,,Katechizm katolicki”, s. 342–343). Czemu więc ma służyć spowiedź uszna? Przede wszystkim uzależnieniu wiernych od posługi Kościoła hierarchicznego. Wiernym bowiem wmawia się, że bez posługi kapłana, spowiedzi i innych sakramentów ich wieczny los jest z góry przesądzony. Przez długie wieki spowiedź uszna wykorzystywana też była do gromadzenia informacji dla politycznych potrzeb Kościoła. Dzięki spowiedzi Kościół katolicki stał się właścicielem najskrytszych tajemnic, zarówno zwyczajnych ludzi, jak i przedstawicieli wielkiego świata polityki. Przed wojną krążyło mnóstwo opowieści o plebanach, którzy przekazywali dziedzicom informacje ze spowiedzi chłopów folwarcznych, zwłaszcza te dotyczące „podebrania” czegoś ze dworu... Biblia mówi: ,,Nie pokładajcie ufności w książętach ani w człowieku, który nie może pomóc!” (Ps 146. 3). ,,Szukajcie Pana, dopóki można go znaleźć, wzywajcie go, dopóki jest blisko! Niech bezbożny porzuci swoją drogę, a przestępca swoje zamysły i niech się nawróci do Pana, aby się nad nim zlitował, do naszego Boga, gdyż jest hojny w odpuszczaniu!” (Iz 55. 6–7). BOLESŁAW PARMA
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
T
ekstem odgrywającym ważną rolę w „Kodzie Le onarda da Vinci” jest Ewangelia Filipa. To w niej Ma ria Magdalena jawi się – we dług niektórych interpretacji – jako małżonka Jezusa. O apostole Filipie niewiele wiadomo. Źródła z II w. łączą jego misję z Azją Mniejszą i krajem Partów. Według Papiasza, biskupa Hierapolis, mieszkańcy tego miasta wspo-
SZKIEŁKO I OKO
powiązania z teologią bpa Lyonu Ireneusza i azjatyckim gnostycyzmem Marka Maga. Chociaż trudno z tego powodu uznać tekst za „rekonstrukcję” życia historycznego Jezusa, to i tak Ewangelia Filipa jest pod wieloma względami wyjątkowa. Jej klimat różni się w sposób istotny od pism NT. Przekazuje wierzenia wspólnoty, uznanej później przez ortodoksję katolicką za heretycką. Szkoda tylko, że treść księgi jest w szczegó-
NIEŚWIĘTE PISMO
Ewangelia Filipa minali o Filipie i jego córkach, z którymi głosił Chrystusa w Hierapolis we Frygii. Nieco później montanista Proklos oznajmił, że nie był to apostoł Filip, lecz diakon – „jeden z siedmiu” – o tym samym, co apostoł imieniu, o którym Dzieje Apostolskie mówią, że przebywał w Cezarei, a jego cztery córki miały dar prorokowania i pozostały w dziewiczym stanie. Z imieniem apostoła związany jest „cykl Filipa”, czyli pisma, które nie weszły do kanonu NT. Posiadamy m.in. wysławiające dziewictwo Dzieje Filipa oraz Ewangelię Filipa – księgę, która była nieznana aż do roku 1945, kiedy to odkryto ją wśród dokumentów składających się na „bibliotekę” z Nag Hammadi. Raczej nie ma wątpliwości co do tego, że Ewangelia Filipa nie jest relacją spisaną przez apostoła Filipa lub innego naocznego świadka życia Jezusa. Powstała najprawdopodobniej około 200 r. w Antiochii. Wątpliwości nie budzi również to, że jest to dzieło o charakterze gnostyckim, w którym dostrzeżono
W
łach niejasna, co wynika częściowo z jej konstrukcji, a częściowo z faktu, iż manuskrypt zawierający Ewangelię Filipa jest miejscami zniszczony i podziurawiony. Dotyczy to również słynnego fragmentu: „Towarzyszką [brak tekstu] Maria Magdalena [brak tekstu] bardziej niż [brak tekstu] uczniów [brak tekstu] całował ją [brak tekstu] w [brak tekstu]”. Najwyraźniej Jezus całował Marię Magdalenę – ale nie sposób określić, w jaką część ciała (polski przekład Ewangelii Filipa A. Dembskiej i W. Myszora sugeruje, że całował ją w usta). Niewykluczone, że wspólnota,
ygląda na to, że w Europie nadchodzi powoli koniec terroru uczuć religijnych, których obraza była pretekstem do cenzurowania wypo wiedzi, publikacji, a nawet wystaw artystycznych. Tak się jakoś złożyło, że w wielu krajach Europy – mimo wycofania w XIX i XX wieku paragrafu piętnującego tzw. bluźnierstwa – zachowano przepis chroniący w szczególny sposób uczucia religijne. Uczucia owe są warte uwagi z dwóch powodów. Po pierwsze, nie wiadomo w ogóle, czym są. Bo można żywić jakieś przekonania religijne i te łatwo zdefiniować, ale czym są owe prawnie chronione „uczucia religijne” – nie sposób określić. Ponadto nie wiadomo, dlaczego godne ochrony powinny być akurat uczucia związane z religią, a nie na przykład te wynikające z niewiary lub doznań estetycznych. Dlaczego prawo miałoby karać za stwierdzenie „Budda był głupi”, a za opinię „Ateizm jest niemoralny” już nie?! Czy to nie jest rodzaj dyskryminacji? A może dla dobra wolności i demokracji nie należy w ogóle chronić żadnych uczuć, a jedynie samych ludzi? Wiele środowisk od dawna postuluje, aby przepis o ochronie uczuć religijnych odesłać na śmietnik historii, bo nie jest on niczym innym, tylko formą cenzury, co w Polsce widać szczególnie wyraźnie. Wystarczy, że ktoś powie, że dany obraz, film czy artykuł obraża jego uczucia religijne (wszystko przecież może je urazić!), a już
która stworzyła Ewangelię Filipa, odprawiała odpowiednik pradawnego rytuału hieros gamos – zrytualizowany akt seksualny, o którym mowa w „Kodzie Leonarda da Vinci”. W Ewangelii jest wymienionych pięć sakramentów, a wśród nich tajemniczy sakrament „komnaty małżeńskiej”. Być może chodziło o ten sam rytuał, o którym meldował ojciec Kościoła Epifaniusz (zm. 403 r.). W obszernej krytyce praktyk pewnej wspólnoty gnostyckiej, zwanej fibionitami, opisał on rytuał seksualny, który pod pewnymi względami przypomina to, co widziała bohaterka „Kodu”, Sophie Neveu, w piwnicy swego wiejskiego domu. Według Epifaniusza, w tajemnym obrzędzie, odprawianym nocą, z udziałem jedynie wtajemniczonych członków grupy, fibionici łączyli się w pary z osobami nie będącymi ich małżonkami i uprawiali rytualny seks. Jednak w momencie szczytowania mężczyzna przerywał stosunek, zaś zebrane nasienie zjadano, mówiąc: „Oto ciało Chrystusa”. Kiedy było to możliwe, pito krew menstruacyjną, mówiąc: „Oto krew Chrystusa”. Najbardziej rzucającą się w oczy cechą Ewangelii Filipa jest podkreślany wielokrotnie kontrast między tymi, którzy posiedli pełnię wiedzy (tj. autorami księgi), a ignorantami. Między wiedzą ezoteryczną a egzoteryczną. Za poważne wypaczenia jej autorzy uznawali akceptację takich idei jak narodziny z dziewicy (w. 17) oraz fizyczne zmartwychwstanie Jezusa (w. 21) – przyjmowane jako dosłowne opisy, a nie symboliczne przedstawienie głębszych prawd. Umieranie i zmartwychwstawanie z Chrystusem interpretowali jako odkrycie własnego „ja” – tego, co w człowieku duchowe, boskie, a dotychczas nieuświadamiane. ARTUR CECUŁA
przerażeni urzędnicy zamykają wystawy, redaktorzy wycofują teksty, a kina zdejmują plakaty reklamowe. W sukurs wszystkim tym, których duszą obrażone cudze uczucia religijne przyszła ostatnio Rada Europy, której Zgromadzenie Parlamentarne uznało, że wolność słowa stoi ponad ochroną uczuć religijnych. Rada Europy ogłosiła, że „wolność słowa dotyczy nie tylko idei, które są dobrze przyjmowane, ale także tych, które mogą szokować, obrażać i oburzać zarówno państwo, jak i część jego obywateli”. Jest to kapitalne stwierdzenie – dla wszystkich, a zwłaszcza antyklerykałów, tłamszonych przez bigoterię płaczącą nad swoimi skrzywdzonymi rzekomo uczuciami. W dyskusji zwrócono zresztą uwagę, że drażliwość niektórych grup wyznaniowych dziwnie ostatnio wzrasta. Warto w tym miejscu przypomnieć, że także i nasz tygodnik był wielokrotnie straszony procesami z paragrafu o obrazę uczuć religijnych. Wprawdzie od decyzji Rady Europy do wprowadzenia jej w życie nad Wisłą droga jest bardzo daleka, ale będzie się teraz na co powoływać w dyskusjach nad wolnością wypowiedzi także w naszym kraju. Bo swoboda wypowiedzi ma fundamentalne znaczenie dla możliwości postępu i rozwoju wszelkiej światłej myśli. Gdzie byłby dzisiaj świat, gdyby kiedyś nie przebiły się uznawane powszechnie za bluźniercze i raniące uczucia religijne idee Kopernika, Galileusza, Woltera czy Martina Luthera Kinga? MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Uczucia limitowane
I
mmanuel Kant (1724–1804) nie był osobą o bujnym temperamencie i szczególnie interesującym życiorysie. Urodził się w Königsbergu (przez Polaków zwany Królewcem), spędził tam cały, dość nudny, długi żywot i tam w końcu umarł. Studiował, a potem powoli piął się poprzez wszystkie szczeble niezbyt błyskotliwej kariery na Uniwersytecie Królewieckim aż do stanowiska rektora. Co ciekawe, dopiero zbliżając się do sześćdziesiątki, napisał swoje pierwsze wielkie dzieło – „Krytykę czystego rozumu” – i natychmiast przyniosło mu ono ogólnoeuropejską sławę. Kant oddziałał na całą filozofię tak, jak niegdyś Kopernik oddziałał na naukę, dlatego przewrót, jakiego dokonał w myśleniu, nazywano nawet kopernikańskim. Zanim jednak stał się rewolucjonistą w filozofii, zajmował się innymi dziedzinami, w których również wyka-
21
Kant stwierdził w tej książce, że zdania, jakie człowiek wygłasza na temat świata, wynikają z doświadczenia bądź z umysłu. Kant zapytał, skąd pochodzą racjonalne twierdzenia matematyki – oparte nie na doświadczeniu, tylko tworzone przez umysł – skoro przecież w dziwny sposób pasują do świata opisywanego przez doświadczenia? Na przykład liczby i figury geometryczne są wymyślane przez człowieka jako konstrukcje umysłu, a jednak potem okazują się doskonałym narzędziem do opisu rzeczywistości. Zdawało się oczywiste, że nikt nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie w sposób zadowalający, to znaczy zgodny z zasadami nauk doświadczalnych. Kant jednak udzielił odpowiedzi. Uznał, że w procesie poznania przekraczamy rozgraniczenie między światem doświadczalnym oraz umysłowym, ponieważ rezultaty badań empirycznych (zmysłowych) oraz teoretycznych (racjonalnych) wzajemnie się
HISTORIA WOLNEJ MYŚLI
Rewolucjonista z Królewca zał sporo samodzielności. Sformułował słynną hipotezę kosmologiczną, według której Słońce powstało z grawitacyjnie zapadającej się chmury gazów, a planety to część tych gazów wybita z pierwotnego Słońca przez zderzenie z wielkim ciałem niebieskim. W roku 1764, opublikował rozprawę porównującą matematykę z metafizyką, gdzie wykazał bezpodstawność lub przynajmniej brak dowodów w odniesieniu do większości tez tradycyjnej metafizyki. Poddał więc w wątpliwość nieśmiertelność duszy, istnienie Boga i podstawy religii. W roku 1770 Kant napisał, że czas i przestrzeń nie są obiektywnie istniejącymi bytami, a jedynie subiektywnym sposobem widzenia rzeczywistości przez człowieka. Uznał, że obok siebie funkcjonują dwa światy równoległe i wzajemnie niezależne: pierwszy jest zmysłowy, czasowo-przestrzenny i wypełniony przedmiotami, drugi zaś – umysłowy, bezczasowy, bezwymiarowy i wypełniony pojęciami ludzkiego umysłu. Do pierwszego należą nauki przyrodnicze i doświadczalne odwołujące się do obserwacji. Do świata umysłu zaś należy metafizyka oparta na pojęciach tworzonych przez sam umysł, która powinna rozwinąć się w prawdziwą naukę, lecz jeszcze nią nie jest. Kontynuacją tej linii rozumowania jest wspomniana już „Krytyka czystego rozumu” (1782 r.), która zapoczątkowała filozofię krytyczną, przez samego Kanta określaną mianem transcendentalnej.
kontrolują i uzupełniają, dając pewność, że sformułowana ostatecznie teoria naukowa jest prawdziwa. W ten sposób matematyka, choć nie jest nauką bezpośrednio sprawdzalną w doświadczeniu, okazuje się prawdziwą wiedzą o świecie. Po raz pierwszy filozofia okazała się narzędziem do rozgraniczenia twierdzeń nienaukowych i tego, co naukowe. Pokazała, że tezy religijne i teologia są wiedzą rzekomą, że w żaden sposób nie zbliżają się do naukowej prawdy, a zatem powinny być traktowane wyłącznie jako mity lub co najwyżej niesprawdzalne hipotezy. Idąc zaś dalej, stwierdza się, że Bóg jest zaledwie użyteczną hipotezą służącą utrzymaniu społecznej dyscypliny. W żaden sposób nie można udowodnić jego istnienia. To samo dotyczy pojęć dobra, moralności, piękna oraz wszystkich tradycyjnych wartości przyjmowanych w społeczeństwie. Tezy Kanta przewróciły społeczne mity i chociaż do publicznej świadomości dotarły dopiero wiele lat po śmierci myśliciela z Królewca, oddziałały bardzo mocno. Zrozumieliśmy, że nasze widzenie świata jest z natury subiektywne i ograniczone. Naukowa obiektywność poznania to nieosiągalny ideał, do którego chcielibyśmy zdążać, lecz możemy jedynie weryfikować poszczególne tezy nauki. Metafizyka i religia okazały się z natury nieweryfikowalne, a to wykluczyło je poza nawias obiektywizmu i nauki. LESZEK ŻUK
22
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA RACJI PL Augustów – Bogdan Nagórski, tel. 601 815 228; Bełchatów – Marek Szymczak, tel. 603 274 363,
[email protected]; Będzin – zebrania w każdy trzeci poniedziałek miesiąca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29; Białystok – dyżury: wt.–czw., godz. 16–18, DH „Koral”, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309; tel. (85) 744 49 39; Bolesławiec – Wiesław Polak, tel. (75) 734 34 25; Brzeg – zebrania w każdy ostatni czwartek miesiąca, godz. 19, restauracja „Laguna” (przy obwodnicy). Koordynator na Brzeg: Zenon Makuszyński, tel. 696 078 240; Busko Zdrój – Kamil Oliwkiewicz, tel. 600 121 793;
[email protected]; Bydgoszcz – dyżury w każdy czwartek, godz. 17–19, ul. Garbary 24; Bytom – dyżury w czwartki, godz. 17–19, ul. Dworcowa 2; Chełm – zebrania w każdą ostatnią niedzielę m-ca, ul. Stephensona 5a, godz. 15, tel. (82) 563 51 93, 501 711 386; Cieszyn – kontakt: 609 784 856, 661 210 589; Dąbrowa Górnicza – zebrania w każdą trzecią środę m-ca, godz. 17 w siedzibie Polskiego Związku Wędkarskiego przy ul. Wojska Polskiego 35; Dąbrowa Tarnowska – koordynator: Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93; Dębica – kontakt: Małgorzata Król-Gierczak, tel. 601 548 707; Elbląg – kontakt: 601 391 586; Gdańsk – kontakt: (58) 302 64 93, 691 943 633; Gdynia – kontakt: 604 906 246; Gliwice – kontakt: Andrzej Rogusz, tel. 600 26 70 76; e-mail:
[email protected]; Gorlice – koordynator: Zbigniew Bosek, tel. (18) 540 71 35; Gorzów Wlkp. – Czesława Król, tel. 604 939 427; Gryfice – Henryk Krajnik, tel. 603 947 963; Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 600 872 683; Jasło – Józef Juszczyk, tel. 600 288 627; Jastrzębie – Jan Majewski, tel. 512 203 524, (32) 476 55 64; Jelenia Góra – kontakt: Mieczysław Bronowicz, tel. (75) 647 54 91, 887 231 740; Kalisz – Stanisław Sowa, tel. (62) 599 88 15, 512 471 675; Katowice – dyżury w każdą pierwszą sobotę m-ca od godz. 16 w siedzibie miejskiej SLD przy ul. św. Jana 10 (III p.); Ryszard Pawłowski, tel. (32) 203 20 83, 606 202 093; Kielce – 12.07, godz. 17, siedziba partii, ul. Warszawska 6, pok. 7 – spotkanie; dyżury we wtorek w godz. 14–18, tel. (41) 344 72 73; 609 483 480; Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy poniedziałek w godz. 16–18 w siedzibie, ul. Rybacka 8, tel. 505 155 172; Konin – Zbigniew Górski, tel. 601 735 455; Kostrzyn – Andrzej Andrzejewski, tel. 502 076 244; Kraków – Zarząd Wojewódzki RACJI PL, 31-300 Kraków 64, skr. poczt. 36, tel. (12) 636 73 48; (12) 626 05 07; 695 052 835. Spotkania od czerwca pod nowym adresem: ul. Kamienna 19, Restauracja „Pod Szablą”, godz. 17, w każdy trzeci czwartek m-ca. Zarząd RACJI PL w Krakowie poszukuje chętnych do organizacji struktur powiatowych w Niepołomicach, Wieliczce, Wadowicach, Andrychowie, Bochni i Brzesku. Zgłoszenia prosimy kierować pod nr tel. (12) 636 73 48; Legnica – Krzysztof Lickiewicz, tel. 854 86 55, 607 375 631; Łowicz – Mirosław Iwański, tel. 837 78 39; Lublin – 15.07, godz.16, ul. Beliniaków 7 (siedziba SLD). Wszystkich członków prosimy o zabranie zdjęcia o wymiarach 2.5 x 2 cm. Kontakt: Piotr Podstawka, tel. 601 165 841; Zapraszamy także wszystkich zainteresowanych udziałem w manifestacji 29 lipca w Warszawie – będzie omawiana organizacja wyjazdu; Łódź – cotygodniowe zebrania odbywają się we wtorki w godzinach 16–18, ul. Zielona 15, I piętro, pokój 10, tel. (42) 632 17 84. Kontakt: Jolanta Komorowska, tel. (42) 684 47 55; Mielec – Zbigniew Maruszak, tel. (17) 788 91 01; Mysłowice – druga sobota każdego m-ca w Brzęczkowicach, lokal „Alf” (naprzeciwko Mini Kliniki), godz. 17, Remigiusz Buchalski, tel. 508 496 086; Myszków – Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233; Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. (68) 388 76 20; Nowy Sącz – Andrzej Idzik, tel. (18) 443 62 61; Nowy Targ – każdy 3 piątek m-ca, godz. 17, bar „Omega”, ul. Szaflarska 25, Stanisław Rutkowski, tel. (18) 275 74 04;
Nowy Tomyśl – Barbara Kryś, tel. (68) 386 84 37; Nysa – Andrzej Piela, tel. (77) 435 79 40; Olkusz – zebrania w każdą drugą niedzielę m-ca w kawiarni „Arka” w Rynku. Kontakt tel. (32) 642 49 48; Olsztyn – kontakt: 693 656 908; Opatów – kontakt tel. (15) 868 46 76; Opole – osoby zainteresowane wstąpieniem do partii lub organizacją struktur lokalnych w woj. opolskim proszone są o kontakt: Stanisław Bukowski, tel. 663 335 416; Ostrowiec Świętokrzyski – 12.07, godz.18, pub „Dekada” – spotkanie; kontakt: Eliza Szumlak, tel. 509 107 237; Pabianice – Jacek Rutkowski, tel. 601 217 090; Piła – 14.07, godz. 18, restauracja „Hades” – zebranie członków i sympatyków z Piły i powiatu. Henryk Życzyński, tel. (67) 351 02 85; Pińczów – kontakt tel. 888 656 655; Płock – Jerzy Paczyński, tel. 603 601 519; Poznań – Witold Kayser, tel. (61) 821 74 06. Koordynator na powiaty jarociński, pleszewski i krotoszyński – Marcin, tel. 692 675 579; powiat słupecki – Włodzimierz Frankiewicz, tel. 692 157 291; Radom – Maciej Tokarski – przewodniczący Koła RACJA PL w Radomiu, tel. 660 687 179; Radomsko – Mariusz Madej, tel. 606 426 948; Rybnik – Bożena Wołoch, tel. (wieczorami) 880 754 928; Rzeszów – dyżury w drugi i ostatni poniedziałek miesiąca, godz. 18–19, pub „Korupcja”, ul. Króla Kazimierza 8 (róg Słowackiego), Andrzej Walas, tel. 606 870 540; Sanok – kontakt: Klaudiusz Dembicki, e-mail:
[email protected], tel. 606 636 273; Siedlce – zebranie członków i sympatyków RACJI PL w każdy pierwszy piątek miesiąca o godz. 17 w barze „Smaczek”, ul. Kazimierzowska 7. Kontakt: Kozak Marian, tel. 606 153 691; adres: Siedlce 6, skr. poczt. 9; Siemianowice Śląskie – każdy drugi poniedziałek miesiąca, godz. 16, ul. Szkolna 7. Kontakt: Zygmunt Pohl, tel. 501 797 260; Słupsk – kontakt: 505 010 972; Starachowice – tel. (41) 274 15 76; Stargard Szczeciński – Marian Przyjazny, tel. 601 961 034; Staszów – Dariusz Klimek, tel. 606 954 842; Sucha Beskidzka – Andrzej Lenik, tel. 607 988 061; Szczecin – poszukujemy koordynatorów partii RACJA PL w miejscowościach: Koszalin, Szczecinek, Gryfino, Kamień Pomorski, Choszczno, Dziwnów, Międzyzdroje, Darłowo, Łobez, Nowogard, Chojna, Mieszkowice, Trzebież; e-mail:
[email protected]; Świnoujście – zebrania członków i sympatyków RACJI PL w każdą ostatnią sobotę miesiąca o godz. 17 w lokalu przy ul. Grunwaldzkiej 62C; Tarnów – Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93; Tczew – Waldemar Grzonkowski, tel. 606 330 830; Toruń – zapraszamy codziennie do naszego biura, ul. Broniewskiego 15/17 w godz. 10–12 i 16–18; przewodniczący zarządu wojewódzkiego J. Ziółkowski zaprasza w każdy piątek w godz.. 16–18; tel. 607 811 780, e-mail:
[email protected]; Turek – Wiesław Szymczak, tel. 605 094 491; Tychy – 11.07, godz. 18, ul. Grota-Roweckiego 42, III p., pok. 311 – zebranie; Wałcz – zebrania w każdy pierwszy piątek m-ca, godz. 17, ul. Dworcowa 14. Kontakt: Józef Ciach, tel. 506 413 559; Warszawa (Mazowsze) – osoby zainteresowane organizowaniem struktur terenowych w powiatach: mławskim, ostrołęckim, wyszkowskim, pułtuskim, sokołowskim, wołomińskim, mińskim, garwolińskim, otwockim, lipskim, białobrzeskim, grójeckim, piaseczyńskim, pruszkowskim, żyrardowskim, sochaczewskim, płońskim i ciechanowskim proszone są o kontakt z Krzysztofem Mróziem w celu uzyskania pełnomocnictw. Tel. 608 070 752, (22) 646 82 12, e-mail:
[email protected]; Wrocław – dyżury w lokalu PKPS we Wrocławiu, ul. Zelwerowicza 4, w środy o godz. 16 i w piątki o godz. 18. Jerzy Dereń, tel.: (71) 392 02 02, 698 873 975; Zabrze – Krystian Lotarski, tel. 880 716 618; e-mail:
[email protected]; Zawiercie – Zarząd powiatowy poszukuje niedużego pomieszczenia udostępnianego 1–2 razy w miesiącu na zebrania partii, za darmo lub za symboliczną opłatę. Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233; Zielona Góra – Bronisław Ochota, tel. 602 475 228; Żary – Andrzej Sarnowski, tel. 507 150 177.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Prawa człowiekowatych III RP powstała z niezgody na ograniczone prawa i wolności obywateli PRL. Niejako z założenia powinna była je rozszerzać. Częściowo uniemożliwiał to brak pieniędzy. W większym stopniu brak dobrej woli. Polska prawica pałała chrześcijańską nienawiścią do wszystkiego, co czerwone. Po obaleniu ustroju obalała pomniki. Zaraz potem zdekomunizowała ulice, place i patronów. Cudem ostały się Czerwone Wierchy. Dzięki sympatii słuchaczy – Czerwone Gitary. Z szacunku dla narodowo-wyzwoleńczej tradycji – czerwone maki. Trudno przewidzieć, jak długo się uchowają. Niewykluczone, że w ramach wychowania patriotycznego Jarosław K. przesadzi je z Monte Cassino, czyli „z ziemi polskiej do Wolski”. Czy je także przefarbuje, zależeć będzie od wyników badań polskiej krwi. Z roku na rok coraz bardziej na topie jest błękitna. Nie pamiętam już dokładnie, co tę modę w III RP zapoczątkowało. Arystokratyczne bale i śluby, telewizyjne reklamy podpasek czy częściowo zrealizowane chore pomysły zwrotu magnackich fortun. Globalną dekomunizację homo polonicus odroczyła koncepcja grubej kreski. Na drzewach zamiast liści nie zawiśli komuniści. Jedynie co jakiś czas odbierano prawa nabyte grupom arbitralnie uznanym za polskojęzycznych homo sovieticus. Postkomuna, oficjalnie nazywana lewicą, nawet specjalnie głośno nie protestowała. Z pokorą przyjęła, że wolno jej mniej. Nie czekała aż nadejdzie dzień zapłaty. Przeciwnie. Wielokrotnie sama pomagała kręcić na siebie bicz. Bynajmniej nie boży. Prawicowo-klerykalny. Przez parę lat była nim ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej. Z założenia niesprawiedliwa, tendencyjna,
niezgodna z konstytucją – miała jedną zaletę. Dając możliwość walenia w czerwonych, zastępowała ustawę dekomunizacyjną. Kościół i prawica piały z zachwytu nad tym dziecięciem spłodzonym, by pomściło ich wyimaginowane krzywdy. Każdy krytyczny głos uznawały za zamach stanu. Nie miały dość słów potępienia dla przeciwników ustawy. Aż tu nagle hołubione dziecię okazało się niegodnym bękartem. Zaczęło się dobierać do swoich rodziców. Przeżyli szok. Skończyła się rodzicielska miłość. Wystarczył Hejmo, Czajkowski, a zwłaszcza paru nieujawnionych księży, by Episkopat dojrzał moralne wady ustawy. Gilowska – by PiS dojrzał do zmiany przepisów lustracyjnych. Czas nagli. Pewnie Prezes Pan już zna nazwiska kolejnych, którym sfałszowa-
no teczki. Porządnych, uczciwych, szlachetnych. Wszak tylko tacy są w koalicji. Ludzie, w których jest samo czyste dobro. Prawo musi ich chronić. Przed wszystkim. Nawet przed nimi samymi. Oczywiście, także przed lustracją. Z tym większą mocą musi uderzać w pozostałych. Nienależącym do nowego układu trzeba prawa odbierać. Dawanie byłoby polityczną głupotą. Zapewne dlatego takie zdziwienie we władzach IV RP wzbudziła
możliwość przyznania przez hiszpański parlament praw człowiekowatym. Giertych, Cymański wypowiadali się na ten temat z oburzeniem i szyderstwem. Jak wszyscy szowiniści gatunkowi. Niewiedza Cymańskiego nie dziwi. Wszak wpisał żonę do rejestru korzyści poselskich. Poraża ignorancja Ministra Edukacji. Ma obowiązek wiedzieć, że szympansy i goryle należą wraz z ludźmi do tej samej podrodziny człowiekowatych. Dzięki wysokiej inteligencji rozumieją przyczynowość. Cechuje je refleksyjna świadomość, poczucie sprawiedliwości i odpowiedzialność za własne czyny. Jak ludzie stosują podział na własną grupę, która się liczy, i „onych”, którzy się nie liczą. Mimo to nie odbierają nam żadnych praw. My im – wszystkie. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku grupa wybitnych filozofów i naukowców podjęła inicjatywę znaną jako „Projekt Wielkich Małp – równość większa niż ludzkość”. Jej celem było włączenie wszystkich człowiekowatych do wspólnoty moralnej zarezerwowanej dotąd dla gatunku homo sapiens. Projekt opiera się na ogłoszonej w 1993 roku „Deklaracji praw człowiekowatych”. Obejmuje ona prawo do życia i ochrony wolności osobistej oraz zakaz tortur. W kilku krajach są już zakazy eksperymentowania na wielkich małpach. W trzech – Wielkiej Brytanii, Nowej Zelandii i Hiszpanii – parlamenty debatowały nad konstytucyjnym przyznaniem praw wszystkim człowiekowatym. To nie umniejsza praw człowieka. Przeciwnie. Nadaje im głębszy, ponadgatunkowy wymiar. Władcy IV RP tego nie pojmują. Wolą dawać prawa ludzkim zygotom. Z nimi przynajmniej czują wspólnotę umysłową. JOANNA SENYSZYN
Wielki akt sprzeciwu Już tylko trzy tygodnie pozostały do naszego wielkiego aktu sprzeciwu wobec postępującej klerykalizacji Polski i szybkiego ubożenia społeczeństwa. 13 lat konkordatu to 13 lat okupacji i wyzysku państwa polskiego. 29 lipca wyjdziemy na ulice Warszawy. Musi być nas wielu, aby protest nie pozostał niezauważony. Przypominamy, że RACJA organizuje w każdym województwie transport autokarowy. Wspólny wyjazd to nie tylko pewność udziału w wielkiej manifestacji, która na długo pozostanie w pamięci, ale również szansa na poznanie wielu ciekawych ludzi – antyklerykałów walczących o neutralność światopoglądową, członków i liderów RACJI oraz czytelników i dziennikarzy tygodnika „Fakty i Mity”. Czy można zmarnować taką okazję? Dodajmy, że całkowity koszt przejazdu przy pełnym autokarze powinien się zamknąć w kwocie ok. 40–50 zł lub mniej. Telefony do koordynatorów wojewódzkich: woj. świętokrzyskie – 609 483 480; małopolskie – (12) 626 05 07; łódzkie – (42) 684 47 55; śląskie – 880 755 846; pomorskie – (58) 663 02 68, 604 906 246; wielkopolskie – (61) 821 74 06; podkarpackie – 606 870 540; kujawsko-pomorskie – 607 811 780; dolnośląskie – (71) 392 02 02; lubuskie – 604 939 427; lubelskie – (81) 479 64 61; podlaskie – 502 443 985; warmińsko-mazurskie – 693 656 908; zachodniopomorskie – (91) 421 55 12; opolskie – 663 335 416. Chętne osoby z woj. śląskiego powinny do 16 lipca wpłacić kwotę na konto: Kazimierz Zych, nr 50 1020 5558 1111 1369 8880 0050, z podaniem imienia i nazwiska oraz słowa „autokar”, i potwierdzić wyjazd telefonicznie. Koszt dla członka z woj. śląskiego 40 zł, dla osób spoza partii – 50 zł. Bądźmy tam wszyscy! Daniel Ptaszek
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Interesowny facet jedzie drogą i widzi samochód w rowie. Zazwyczaj nie pomaga ludziom, więc przejeżdża obok i jedzie dalej. Spogląda jednak we wsteczne lusterko i zauważa, że za kierownicą auta siedzi piękna kobieta. Cofa więc swą półciężarówkę i zaczepia linę, mówiąc: – Wie pani, jest pani pierwszą kobietą w ciąży, której pomagam. – Ale ja nie jestem w ciąży – mówi ona. – Z rowu też jeszcze pani nie wyjechała... ¤¤¤ Żebrak stuka do drzwi bogatej damy i pyta: – Czy ma pani jakieś butelki po piwie? – Oburzające! Czy ja wyglądam na osobę, która pije piwo? – Och, przepraszam. Czy ma pani jakieś butelki po wódce?
Dwóch gości siedzi w barze i użala się nad sobą: – Co za życie! Wymamroczesz parę słów w Urzędzie Stanu Cywilnego i... klops! Jesteś żonaty! – Drugi mu wtóruje: – Właśnie! A wymamroczesz parę słów przez sen i... klops! Jesteś rozwiedziony! ¤¤¤ – Moja żona kupiła kimono, zapisała się na jakieś zajęcia i teraz wraca późnym wieczorem. Mam święty spokój. – To i ja muszę swoją wysłać. A na co twoja chodzi? – Coś tam ze Wschodu. Zaraz, jak to szło... Aka... ama... O, mam! Kamasutra! ¤¤¤ Z klasztoru w Tybecie wywalono mnicha za pijaństwo. Nazywali go Nalej Lama. Odgadnięte wyrazy 6-lliterowe należy wpisać zgodnie z ruchem wskazówek zegara, rozpoczynając od pola oznaczonego strzałką. 1) co jedna, to i druga, 2) czeka na wyprawkę, 3) dwie kropki zza Odry, 4) nie od razu zbudowany, 5) pluje do tarczy, 6) chłop śpi, a w polu rośnie, 7) skrzynia z rumem, 8) wciera się po kąpieli, 9) uraz wyniesiony z matury, 10) salwowała w październiku, 11) podstawowa rola prasy, 12) na babce, 13) język hymnów na nie, 14) zakręcony w antykwariacie, 15) w ogonie w batalionie, 16) być albo nie być – to jego pytanie, 17) łotr z benzyną, 18) racjonalna przemowa, 19) pies na szczury, 20) lokal dla dudka, 21) nastawia się na bimber, 22) jedna z dziesięciu w każdym wieku, 23) toksyczna gadka, 24) bał się chodzącego lasu, 25) pali w domowym ognisku, 26) podnoszony przez urażonych, 27) oślepiony przez zakonników, 28) tur – jego wzór, 29) pracuje, patrząc w niebo, 30) głośny przypadek, 31) spis byków w podręczniku, 32) twardawa lawa, 33) zrobił pierwszy krok w chmurach, 34) gdy zawracamy od bramy, 35) super, hiper, 36) mroził krew w żyłach przed odwilżą, 37) po nim siódma woda, 38) potrzebna, by skoczyć na głęboką wodę, 39) mówi, jak powinien działać PiS, 40) nie przepuści żadnej piłki, 41) gdy ręce opadają już na starcie, 42) rodzaj prezentu dla klientów, 43) woli piankę niż kochankę?, 44) poszukiwacz straconego czasu, 45) z czym do Budy?, 46) goli się, 47) mlekiem i miodem płynąca, 48) toczy tamto i owamto, 49) dobra – czeka na wzięcie, zła – siedzi w parlamencie, 50) czarny na drodze, 51) w bok, lecz nie skok, 52) fan kalania, 53) oferuje pańską skórkę, 54) fałszuje jak z nut, 55) wypalana do wina, 56) zaliczka z rachunku A, 57) styka się z miskami?, 58) powrót z tarczą, 59) stroi się, lecz nie jest modny, 60) powrót z kortu.
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie krzyżówki
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 25/2006: „Jeśli nie chcesz mojej zguby, daj mi banknot, ale gruby”. Nagrody (koszulka + czapka „FiM”) wylosowali: Daniel Salostowicz z Piekar Śląskich, Franciszek Kamiński z Wrocławia, Janina Maciejewska z Kutna. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika, wybrany wzór, rozmiar koszulki oraz adres, na który mamy wysłać nagrodę. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2006 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 27 (331) 7 – 13 VII 2006 r.5
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Przypadek?
W
czoraj zastanawiałem się, czy ci skubani demonstranci nie mają przypadkiem trochę racji. W sumie to może faktycznie nie powinienem zostawać ministrem edukacji, a np. ministrem zdrowia. Przecież na medycynie znam się tak samo jak na szkolnictwie... A może wtedy bar-
i z oddaniem składali mi honory. Swoją drogą, czy to życie musi być takie skomplikowane? Dlaczego na drzwiach wejściowych napisano „ciągnąć”, a zapomniano dodać, w którą stronę? Z pewnością ułatwiłoby to obywatelom życie, a i ja zdążyłbym na własne wystąpienie... A tak, wszedłem akurat na oklaski!
w piśmie). W każdym razie pani Basia, moja sekretarka, która pełniła rolę tłumacza, powiedziała, że jutro chcą oni przeprowadzić ze mną interwju. Brzmi poważnie i zachęcająco. Wprawdzie nie wiem, co to takiego, ale lepiej włożę czystą bieliznę... Wieczorem rozmawiałem w tej sprawie z Lepperem, a ten kmiot
Pamiętnik Romana (cz. 2)
Rys. Tomasz Kapuściński
Taki cud jak katolickie małżeństwo dwóch kawalerów jest możliwy chyba tylko w gdańskiej parafii Świętej Brygidy. Atmosfera, jaką pozostawił po sobie prałat Henryk Jankowski, sprawia, że tamtejsi księża zapominają się w marzeniach... Fot. Paliwoda
dziej by się ze mną liczyli – w końcu o zdrowie każdy dba! Aby rozwiać wszelkie swoje wątpliwości, postanowiłem zasięgnąć „opinii z przeszłości”. Wyciągnąłem z szafy kopię swojej pracy maturalnej i przeczytałem. Temat: „Niepokalane poczęcie a owca Dolly – różnice i podobieństwa. Opisz temat na podstawie przeczytanych książek”. Ach, już wtedy miałem pociąg do tych medycznych wynalazków... Wybrałem „Naszą szkapę” i „Żale Matki Boskiej pod krzyżem”, a wszystko poparłem analizą zachowań bohaterów z „Milczenia owiec”. Tak, to powinno zamknąć usta moim przeciwnikom. Już w lepszym humorze udałem się na zjazd Młodzieży Wszechpolskiej, gdzie miałem być gościem honorowym. Wszyscy – jak zwykle – czekali na mnie z utęsknieniem
Dziś rano przyszli do mojego gabinetu jacyś dziennikarze. Byli z zagranicy, więc ni w ząb nie mogliśmy się dogadać, mimo że znam aż dwa języki (polski w mowie i polski
zaczął rechotać, że to będzie interwjo, tzn. że mnie zapędzą jak konia w ślepą uliczkę. Przypomniało mi się, że byłem niedawno na bardzo ważnym spotkaniu z jakimś ambasadorem. Spodobał mi się sposób, w jaki został on nam przedstawiony. Pamiętam dokładnie: John Ford – ambasador, wybitny mąż stanu, ukończył uniwersytet Yale. Od dziś na moim biurku będzie stać plakietka: Roman Giertych – minister edukacji, wybitny mąż Barbary, ukończył 36 lat. Na tym samym spotkaniu podano wyborną kawę. Ambasador powiedział mi, że przywiózł ją z wycieczki do Brazylii. Pomyśl, pamiętniczku – przejechała tak długą drogę i nie wystygła! Czyż to nie fascynujące? Na podstawie joemonster.org oprac. @