JAN PAWEŁ II POMAGA NIE TYLKO KUBICY!!! INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 27 (383) 12 LIPCA 2007 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Str. 2
Nazywani są sektą i porównywani z satanistami. Czy dlatego, że nie kradną, nie idą do wojska, nie przeklinają, a zalecenia Biblii traktują dosłownie? A może fakt, że ich szeregi stale rosną, doprowadza do paniki biskupa w kurii i wiejskiego proboszcza? Str. 12, 13
Str. 11
Str. 8
ISSN 1509-460X
Str. 6
2
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Głodne jakichkolwiek sukcesów, podległe premierowi
Papa Formuły 1
Centralne Biuro Antykorupcyjne ściga już nawet ludzi PiS-u. Właśnie wsadziło do pudła dyrektorów Centralnego Ośrodka Sportu. Obaj panowie należeli do kręgu współpracowników Lecha Kaczyńskiego, a jeden z nich jest mężem szefowej prezydenckich kadr. Byli sportowcy mieli w planach przechwycenie zyskownych kontraktów na budowę stadionów. Jakkolwiek by patrzeć, ściganie swoich jest chwalebne. Oby tak dalej!
Po przeszło półrocznej pracy Kościelna Komisja Historyczna wreszcie przyznała, że 16 biskupów donosiło w czasach PRL-u tajnym służbom. Sama lista na razie jest tajna (tylko do wiadomości B16). Tajna? Służymy rocznikami „Faktów i Mitów”. Przez kilka lat opisaliśmy ze dwa tuziny purpuratów współpracowników SB.
Roman Giertych nie ustaje w dostarczaniu rozrywek nawet w czasie wakacji. Po lustracji podręczników Romek chce, aby dziatwa w podstawówce pooglądała sobie sfabrykowane, antyaborcyjne filmy niejakiego doktora Nathansona. Dodatkowo małolaty koniecznie muszą się zapoznać z obrazkami poaborcyjnych płodów. Aborcję wykonuje się najwyżej do 3 miesiąca. Dzieciom – tak jak na niedawnych wystawach – pokaże się płody ośmiomiesięczne.
Strajk lekarzy i pielęgniarek będzie niedługo najdłuższym po 1990 roku protestem społecznym w Polsce. Premier wyznaczył na swojego pełnomocnika popularnego (jeszcze) ministra zdrowia Zbigniewa Religę. Ten socjotechniczny zabieg może się powieść, ale rząd i tak nie ma żadnego planu. Utrzymanie jednej watykańskiej parafii kosztuje tyle, co utrzymanie jednego, polskiego ośrodka zdrowia. Oto i plan...
Rząd ponoć nie ma pieniędzy na podwyżki dla służby zdrowia. Nie przeszkadza to jednak w podniesieniu pensji o 20 procent pracownikom Kancelarii Sejmu. Tak zdecydował Ludwik Dorn. W przypadku strajku powszechnego może się okazać, że pracuje wyłącznie Sejm. I Kaczyńskim może to wystarczyć!
Roman Giertych i jego kompani przodują w marnowaniu publicznych pieniędzy. Inspektorzy NIK zbadali, że wywodzące się z Młodzieży Wszechpolskiej kierownictwo Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli szesnaście razy złamało prawo przy okazji rozmaitych zakupów na potrzeby firmy. Za złe mają i to, że jeden z młodzieńców dostaje (z ewidentnym naruszeniem prawa) 10 tysięcy zł miesięcznie dodatku funkcyjnego. Całość przekrętów wesołej kompanii wyceniono na milion złotych. Straty w mózgach nauczycieli „doskonalonych” przez Młodzież Wszechpolską są nie do ogarnięcia.
Redakcja „Polityki” do spółki z internautami wybrała najważniejsze pojęcie IV RP. Wygrał „układ”. Dzięki niemu koalicja wyjaśnia wszelkie swoje błędne i głupie decyzje. Inne ulubione pojęcia rządzących to: „odzyskiwanie państwa” (TKM) oraz „udoskonalanie wolności mediów”, czyli jej ograniczanie. Naszym zdaniem, powinien wygrać zwrot „IV RP” jako synonim „IV świata”, który Polsce zafundowali bracia Kaczyńscy.
Prokuratura chciała podać w wątpliwość tezy Antoniego Macierewicza, likwidatora WSI, o przestępczym charakterze tej jednostki. Nie udało im się, bowiem pan Antoni odmówił przekazania akt prokuratorom... w trosce o bezpieczeństwo państwa. Ale to bezpieczeństwo państwa wymaga, żeby Antek odszedł w niebyt!
Mieszkający w Izraelu informatyk na swoim blogu opublikował imienny wykaz członków zespołu redagującego raport Antoniego Macierewicza z likwidacji WSI. Wszystko dzięki temu, że Antek pozostawił tam dane dotyczące oznaczeń komputerów, na których sporządzano poszczególne fragmenty kwitu, i przez przypadek pozostały także oznaczenia autorów plików. Jak wyżej...
Drużyna ministra Jerzego Polaczka nie potrafi zmusić budowniczych nowego terminalu na Okęciu do oddania obiektu w stanie nadającym się do użytku. Okęcie II przypomina ruinę. A wystarczyło zacząć od nadania lotnisku imienia JPII...
Tomasz Sakiewicz, szef prorządowej „Gazety Polskiej”, w otwartym liście do papieża Benedykta naskarżył na Tadeusza Rydzyka, który manipuluje ludźmi i rzeczywistością. Wściekłość Sakiewicza i PiS wywołała obrona przez Rodzinę RM wysłanego na emeryturę abpa Wielgusa. Swoją akcją Rydzyk osłabił plan Kaczyńskich zachęcenia (czytaj: zmuszenia) biskupów za pomocą teczek SB do wspomagania rządu. Pierwszą jego odsłoną była właśnie akcja „Gazety Polskiej”, wymierzona w Wielgusa. Sakiewicz uprzejmie donosi B16, że wierni Ojca Dyrektora przestali szanować papieża i nawet pozwalają sobie na krytykę jego decyzji. Po Wałęsie i setkach innych „skacowanych” po sojuszu z Kaczyńskimi – teraz dyrektor Rydzyk przekonał się, że bliźniak jest wierny wyłącznie drugiemu bliźniakowi. WIELKA BRYTANIA Kilka dni po zmianie na stanowisku pre-
miera Wielkiej Brytanii przez Londyn oraz Szkocję przeszła fala podejrzanych prób zamachów terrorystycznych, Następca Tony’ego Blaira ma niewielkie szanse na zwycięstwo wyborcze. Skuteczna i sprawna akcja policji może mu w tym pomóc. Może i nasze Kaczory liczą na to, że amerykańska tarcza przyciągnie terrorystów, a oni kilku złapią za ziobro...
Według sondaży przeprowadzonych w Anglii i Irlandii, większość naszych rodaków ani myśli wracać do kraju. Wolą pracować za 8 tysięcy zł, niż przyjechać i dołączyć do strajków.
J
an Paweł II rozsmakował się w wyścigach Formuły 1. I słusznie, wszak poza uzdrawianiem chorych należy mu się też trochę rozrywki. Nie powinno to w sumie dziwić, bo Wojtyła zawsze był postępowy. W kwestii żydów, muzyki i sportu właśnie. A teraz komu ma kibicować i kogo wspomagać (czy to aby nie jest niedozwolony doping?), jeśli nie młodego Polaka, Kubicę? I nie są to żadne kpiny, tylko streszczenie komentarzy medialnych, stanowiska Kościoła i większości ostatnich kazań. Nieczytającym gazet i przysypiającym już na dziennikach wyjaśniam, że miesiąc temu polska nadzieja Formuły 1, Robert Kubica, miał wypadek na torze. Wyglądało to koszmarnie – bolid wielokrotnie koziołkował, przywalił z prędkością 230 km/godz. w betonowy mur, a kierowca ostał się jeno w tubie. To właśnie dzięki temu tzw. przetrwalnikowi – zdaniem specjalistów (z pewnością niewierzących w Boga) – ocalił życie i zdrowie. Po roku 1994, kiedy to zginęli na torze dwaj wielcy kierowcy, Senna i Ratzenberger, Międzynarodowa Federacja Samochodowa wprowadziła owe przetrwalniki – kokony wykonane z włókna węglowego, odporne na ponaddwudziestotonowe siły zgniatania. Swoją drogą, szkoda, że takie niezniszczalne tuby nie chronią wszystkich prowadzących pojazdy. I można by pogratulować i podziękować genialnym konstruktorom, gdyby nie to, że na kasku Kubicy wścibscy dziennikarze odkryli napis: „Jan Paweł II”. Także sam ocalały kierowca, który już po 24 godzinach o własnych siłach wyszedł ze szpitala, na pytanie, czemu zawdzięcza ocalenie, wskazał niebo. A on przecież wie najlepiej. Kryguje się trochę, co prawda, z tym napisem. W zeszłym sezonie „Jan Paweł II” był na kasku bardziej widoczny; teraz litery są mniejsze, za to z czarnych na białym zrobiły się złote na czerwonym tle. Ale, jak widać, ta zmiana nie miała żadnego wpływu na skuteczność papieża. Pierwotnie – po ogłoszeniu wszem wobec „cudu na torze” – Kubica miał być oficjalnym świadkiem świętości JPII. Zabiegał o to sam prałat Stanisław Oder, główny postulator procesu beatyfikacyjnego papieża. Ale nasz najszybszy kierowca spóźnił się, gdyż przesłuchiwanie świadków zostało oficjalnie zakończone. Teraz może tylko złożyć świadectwo osobiste. Ks. Oder stara się również, aby Robert opowiedział o swoim cudzie dla „Totus Tuus” – miesięcznika wydawanego przez biuro beatyfikacyjne. W numerze tym mają się ukazać wywiady z kilkoma sportowcami, nawiedzonymi ponoć duchem Wojtyły. Nasze publiczne media katolickie – zawsze wierne i gotowe nagłośnić kociokwik wiejskich proboszczów – odtrąbiły kolejny papieski cud. Ja jednak, powodowany troską o dobre imię Kościoła, ośmielam się wyrazić kilka wątpliwości. Po pierwsze: Robert Kubica miał już dwa poważne wypadki, w tym jeden na drodze publicznej, a drugi na torze. Czy miał wtedy kask z Napisem? A jeśli nie miał, to czy opieka JPII jest przypisana wyłącznie do Napisu (jak np. opieka N.M. Panny do szkaplerza), czy może jednak do obiektu opieki? Bo jeśli do Napisu, to... mamy wreszcie świętego na miarę czasów! Sygnaturę: „Jan Paweł II” należy natychmiast umieścić – najlepiej fabrycznie – na wszystkich samochodach (w tym koniecznie na autokarach wiozących pielgrzymki!), motorach i samolotach. Jeśli już potem zdarzy się jakaś stłuczka, to nawet z rozbitego F-16 pilot wyjdzie bez szwanku! Mało
tego, skoro opieka papy wspomaga skuteczność ww. przetrwalnika, to powinna także wspomóc działanie innych urządzeń, wszelakich lekarstw (Napis na opakowaniu lub recepcie), diet, preparatów, nawozów, trucizn i innych. A także poprawić funkcjonowanie komputerów, linii produkcyjnych, oczyszczalni, przepompowni, elektrowni, hut, kopalni itd. Ja na przykład co jakiś czas wcieram sobie w głowę różne świństwa na porost włosów. Oczywiście – naiwny idiota – jak łysiałem, tak nadal łysieję! Ale gdybym tak butelkę od kolejnego świństwa podpisał... Oho... Chyba zaraz spróbuję! W przypadku poszczególnych produktów każdy z nich należy opatrzyć napisem, np: „Jan Paweł II. Made in Japan”. Natomiast do szkół, zakładów pracy, domów i dróg można przytwierdzić tablice z papieską sygnaturą i datą poświęcenia przez miejscowego proboszcza. Nie muszę chyba dodawać, że od każdej sygnatury należy uiścić podatek na rzecz Watykanu. Załóżmy jednak, że zmarły papież nie zważa na to, co kto nim podpisał, lecz odpowiada na prośby i modlitwy konkretnej osoby. Sama papieżyca Szymalla w I programie TVP oznajmiła, że cały katolicki świat (miliard osób!) modli się o łaski (czyt.: cuda) do polskiego papieża. No, powiedzmy, że nie „cały” i nawet nie połowa, tylko 1/10, czyli jakieś 100 milionów. Dlaczego więc wysłuchanych – tych, którzy przysłali swoje świadectwa do Watykanu – są tylko setki? Czyżby papież był „łaski nie pełen” i wysłuchiwał zaledwie co 100-tysięczną prośbę?! I jeszcze – cały czas à propos troski o Kościół – wątpliwość ostatnia: ksiądz Oder, bp Pieronek i reszta kleru bardzo chcą wystawić Kubicę w wyścigu błogosławionych przez JPII. Dlaczego? Bo obecnie 19-latek naprawdę dobrze jeździ. Ale co będzie, jak chłopak zacznie przegrywać lub – nie daj Boże – rozwali się na amen? Może świątobliwy „Fakt” pospieszy z pomocą i napisze, że papież opuścił Kubicę, bo gówniarz się rozpił albo chodzi na dziwki? Ten sam problem dotyczy ewentualnych wszelkich innych dzieł stworzenia podpisanych przez JPII. Przecież one mogą się zacząć psuć, powodować wypadki, a nawet zabijać. A taka na ten przykład odzież podpisana papieżem, lub plecak, może trafić na barki Giertycha, i co wtedy? Czy nasz ukochany „Ojciec Święty” ma wówczas odpowiadać za niedorzeczne pomysły wielkiego edukatora? Uważam, że Kościół powinien powołać specjalną komisję do weryfikowania, co lub kto dobrze rokuje na przyszłość, aby mógł dostąpić podpisu papieża. I pomyśleć, że biali ludzie, kiedy spotykali dzikich, śmiali się z ich malunków na ciele, zwierzęcych kłów i kości wieszanych na szyi, kamyków, figurek i innych amuletów. Chroniły one przed złymi duchami i przyzywały dobre. Ktoś powie, że tamte zaklęcia i duchy były fałszywe, nieskuteczne? Taaak? To w takim razie kto im wówczas pomagał, np. w polowaniach? Czyżby także...?! JONASZ
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r. a polityczne niedołęstwo jeszcze się w Polsce nie idzie (niestety!) do więzienia, ale jest w kodeksie karnym artykuł, który powiada, że jeśli funkcjonariusz publiczny „w celu osiągnięcia korzyści osobistej” nie dopełni obowiązków, działając w ten sposób „na szkodę interesu publicznego”, to może pójść za kratki nawet na 10 lat. Ponieważ wyłudzanie taniego poklasku wydaje się ewidentną chęcią osiągnięcia korzyści osobistej, niniejszym zawiadamiamy prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę o naszym podejrzeniu, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oraz premier Jarosław Kaczyński usiłowali sparaliżować funkcjonowanie polskich sądów okręgowych, działając w ten sposób na oczywistą szkodę interesu publicznego.
Z
¤ zorganizowanych grup przestępczych – ok. 1 tys. spraw; ¤ ujawnienia tajemnicy państwowej – ok. 20 spraw; ¤ kradzieży tzw. mienia znacznej wartości (187,2 tys. zł według aktualnych wskaźników) – ok. 1,5 tys. spraw; ¤ przywłaszczenia rzeczy lub praw majątkowych znacznej wartości – ok. 3,5 tys. spraw; ¤ oszustwa (w tym również komputerowe) wobec mienia znacznej wartości – ok. 6,5 tys. spraw; ¤ nadużycia zaufania prowadzącego do powstania szkody majątkowej wielkich rozmiarów (936 tys. zł według aktualnych wskaźników) oraz prania brudnych pieniędzy – łącznie ok. 1 tys. spraw. Powtórzmy: sądy rejonowe zostałyby zmuszone (!) do przerwania ok. 13,5 tys. toczących się
GORĄCY TEMAT Warszawskiego, w opinii prawnej z 4 grudnia 2006 r., wykonanej na zlecenie Kancelarii Sejmu; 2. Tak zwane pierwsze czytanie ustawy odbyło się 6 grudnia, a projektowane zmiany w K.p.k. dotyczące rozszerzenia katalogu spraw, którymi sądy okręgowe powinny zajmować się jako sądy I instancji, reprezentant rządu uzasadniał tym, że dotyczą „najpoważniejszych przestępstw gospodarczych, a także tych przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu, które naszym zdaniem powinien rozpoznawać sąd okręgowy jako sąd pierwszej instancji, a nie – jak dotychczas – sąd rejonowy” – przekonywał posłów Przemysław Piątek, zastępca prokuratora generalnego RP; 3. Ustawę skierowano następnie do Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, która 14 grudnia wyłoniła 5-osobową podkomisję
kosmetyczną poprawkę ratującą ministra Ziobrę przed totalną kompromitacją, aczkolwiek zupełnie nie załatwiającą problemu – mówi nam ekspert Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Rzeczona poprawka to dopisany do rządowego projektu ustawy artykuł 6, powiadający, że „sprawy, w których przed wejściem w życie ustawy rozpoczęto rozprawę główną, toczą się do końca postępowania w danej instancji według przepisów dotychczasowych”. – Posłowie koalicji musieli być jednak pod ogromną presją „swojego” ministra sprawiedliwości, bo bezsensownie dopisali jeszcze do tego artykułu zdanie, że jeżeli w sądzie rejonowym dojdzie do zawieszenia postępowania, odroczenia rozprawy lub ponownego rozpoznania sprawy, to bezwzględnie
Móżdżek à la Ziobro Minister sprawiedliwości skonstruował bombę i wraz z premierem usiłował wysadzić wszystkie – jak leci – sądy okręgowe w Polsce. Nie do końca im się to udało, ale i tak ładnie pierdykło... W uzasadnieniu prześledzimy ścieżkę legislacyjną oraz ujawnimy skutki pewnego – bardzo na pozór niewinnego – zapisu „Ustawy z 29 marca 2007 r. o zmianie ustawy o prokuraturze, ustawy – Kodeks postępowania karnego oraz niektórych innych ustaw” (DzU z 2007 r., nr 64, poz. 432), wchodzącej w życie z dniem 12 lipca 2007 r. Zapisu, który sprawi, że 46 sądów okręgowych w Polsce zostanie po tej dacie dosłownie zasypanych kilkuset tonami akt spraw zalegających w 310 sądach rejonowych lub oczekujących tam na rozpoznanie, a także... będących już w trakcie procesu! ¤¤¤ Projekt ustawy opracowały najtęższe mózgi w resorcie sprawiedliwości pod wodzą samego ministra. Gdy ten nabrał już pewności, że jest wypieszczona do ostatniego przecinka, przekonał do niej premiera, który 2 listopada 2006 r. przekazał ją na ręce ówczesnego marszałka Sejmu Marka Jurka z życzeniem rychłego uchwalenia. Wczytując się w tekst projektu (druk sejmowy nr 1113), ostatni kauzyperda zauważy, że gdyby posłowie spełnili wolę duetu Ziobro-Kaczyński i przyjęli nowelizację Kodeksu postępowania karnego (K.p.k.) w proponowanym brzmieniu, to polskie sądownictwo pogrążyłoby się w kompletnym chaosie. Czym by się on objawił? Z dnia na dzień zostałyby przerwane wszystkie (!) toczące się w sądach rejonowych procesy dotyczące:
procesów i przekazania ich sądom okręgowym, bo tego wymagałaby ustawa, której autorzy nie pomyśleli, żeby wprowadzić jakieś rozwiązania przejściowe lub dłuższe – od zaplanowanych na zaledwie 3 miesiące – vacatio legis. Mało tego: poszedłby na marne trud sędziów przygotowujących się do rozpoznania 5–7 tys. spraw wskazanego wyżej typu, bowiem musiałyby one zostać przeniesione do sądów okręgowych, choćby nawet w rejonowych wyznaczono już im datę rozpoczęcia procesu. ¤¤¤ A oto co zdarzyło się po przekazaniu ustawy do Sejmu: 1. „(...) Można mieć wątpliwości co do zasadności objęcia właściwością sądu okręgowego spraw o kradzież, przywłaszczenie, wymuszenie okupu, oszustwo komputerowe w sytuacji, gdy czyny te dotyczą mienia znacznej wartości (...). Kradzież rzeczy znacznej wartości nie jest generalnie czynnikiem automatycznie i samoistnie generującym wzrost wagi czy też stopnia skomplikowania sprawy, uzasadniającego powierzenie jej sądowi o większym doświadczeniu. W pozostałym zakresie proponowanego rozszerzenia, tj. w sprawach o przestępstwa popełniane w ramach udziału w gangu czy kierowania nim, ujawnienia tajemnicy państwowej, niszczenia zapisu komputerowego (...) oraz prania pieniędzy, projekt przeniesienia ich do właściwości sądu okręgowego zasługuje na zastanowienie” – ostrzegała dr Maria Rogacka-Rzewnicka z Uniwersytetu
Fot. WHO BE
nadzwyczajną (Łukasz Zbonikowski i Marek Ast z PiS-u, Alina Gut z Samoobrony, Stanisław Chmielewski z PO, Michał Tober z SLD), powierzając jej zrecenzowanie pomysłu ministra Ziobry, co zdawało się początkowo jedynie zwykłą formalnością. – Szczęśliwym trafem wszyscy członkowie podkomisji są prawnikami i choć żaden z nich nie ma doświadczenia karnisty, to jednak któryś zauważył, że puszczenie tego bubla w kształcie proponowanym przez rząd całkowicie rozłoży na łopatki sądy okręgowe. Prawdę powiedziawszy, należało ustawę zwrócić autorom do poprawki, ale siła głosów reprezentantów rządzącej koalicji przeważyła i wprowadzono
musi ona już być przekazana do sądu okręgowego – zauważa ekspert. 4. Ostateczny kształt ustawy – z artykułem 6 mającym teoretycznie utrzymać ciągłość toczących się procesów – Sejm uchwalił głosami PiS, Samoobrony i LPR, a 4 kwietnia 2007 r. pan prezydent Lech Kaczyński osobiście odpalił lont, składając pod nią swój podpis. ¤¤¤ Nim przedstawimy wybuchowe skutki nowego aktu prawnego, wyjaśnijmy niektóre terminy, o których mowa w jego artykule 6 (dopisanym do dzieła ministra Ziobry przez podkomisję). Otóż „zawieszenie postępowania karnego” następuje na skutek zaistnienia zdarzeń o charakterze
3
przejściowym, na przykład takich jak długotrwała choroba podejrzanego lub kluczowego świadka, ewentualnie ukrywanie się któregoś z nich. Z kolei „odroczenie” zarządza się wówczas, jeśli dla czynności procesowych, wypoczynku lub „innej ważnej przyczyny” nie wystarczy przerwa, która automatycznie przekształca się w odroczenie także wówczas, gdy trwa dłużej niż 35 dni. Jakie z tego – w świetle nowej ustawy – rady dla podsądnych, którym wcale nie spieszno do więzienia i którzy poprzez grę na czas szukają ratunku w przedawnieniu? – Chyba oczywiste. Adwokaci niechybnie podpowiedzą klientom choroby, okresowe zniknięcie niezbędnego świadka, żmudne wnioski dowodowe, wykorzystanie urlopowej przerwy sędziego, aby w jej końcówce zaniemóc choćby i na kilka dni... Metod jest mnóstwo – zapewnia doświadczony łódzki sędzia, przewidując masowe wręcz wykorzystywanie przez oskarżonych otwartej im furtki i nie wykluczając tego, że sami sędziowie rejonowi znajdą w niewygodnej dla siebie sprawie fortel, który pozwoliłby pozbyć się „garbu” na rzecz kolegów z sądu okręgowego. Prawdopodobny zaś efekt będzie taki, że – zdaniem naszego rozmówcy – w skali całego kraju wstrzymana zostanie przynajmniej co trzecia z toczących się już przed sądami rejonowymi spraw dotyczących gangów oraz złodziei i oszustów ponadprzeciętnego kalibru, a w konsekwencji – wydziały karne sądów okręgowych zostaną nagle zasypane tonami akt. Lada dzień będzie je można również liczyć w kilometrach, bowiem chodzi tu przecież nie tylko o procesy w toku. Z naszych ostrożnych szacunków i wyrywkowego sondażu (Ministerstwo Sprawiedliwości nie ujawnia dokładnych danych) wynika, że w sądach rejonowych oczekuje obecnie na rozpoczęcie 5–7 tys. spraw mieszczących się w nowym (obowiązującym od 12 lipca) katalogu przestępstw zarezerwowanych dla sądów okręgowych i każdego dnia wpływają następne... – Intencje ministra były niewątpliwie słuszne, bo chodziło mu o odciążenie sądów rejonowych. Osobiście nie wierzę, żeby był aż tak prawniczo odmóżdżony, by nie dostrzec katastrofalnych skutków ustawy w zaproponowanym kształcie. Ktoś go musiał wsadzić na minę i wielka szkoda, że nie umiał się z tej wpadki honorowo wycofać, tylko brnął dalej iluzoryczną korektą – zauważył w rozmowie z „FiM” cytowany wcześniej sędzia. Jednakowoż powstrzymał się przed deklaracją, czy uznałby te niby dobre intencje magistra prawa – Ziobry – oraz doktora prawa – Kaczyńskiego – za okoliczność łagodzącą... ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Siostry biją braci! Poczekaj siostro, nie tak ostro! Nie widzisz, że braciom styki nie kontaktują! Na nowy sezon Polsat szykuje nowe serialowe niespodzianki. W romantycznej telenoweli „Tylko miłość” (tytuł roboczy) zobaczymy Edytę Herbuś, Bartłomieja Świderskiego, Małgorzatę Kożuchowską, Marię Pakulnis, Jerzego Bończaka. Pierwsze 32 odcinki reżyserować będzie Przemysław Angerman („Samo życie”, „Fala zbrodni”). Drugi nowy serial to „Skorumpowani”. Rzecz o gangsterach, narkotykach, skorumpowanych politykach, morderstwach i akcjach CBŚ. W rolach głównych wystąpią m.in.: Jan Englert, Olga Bołądź, Jerzy Trela, Artur Łodyga. Natomiast już dobiegają końca zdjęcia do serialu „Halo, Hans”, którego główni bohaterzy są odpowiednikami Klossa – agenta J-23 – i Brunnera. W rolach głównych wystąpią: Cezary Żak, Artur Barciś, Dorota Chotecka, Tamara Arciuch, Grzegorz Wons. Tyle nowości plus donosik na serial „Na dobre i na złe”. Raczej na złe idzie, bowiem biały personel szpitala w Leśnej Górze nie dołączył do akcji protestacyjnej polskich pielęgniarek! Hańba! I być może dlatego Andrzej Strzelecki, dyrektor festiwalu Gala Gwiazd Międzyzdroje 2007, nie zaprosił na tę imprezę twórców i aktorów tej telenoweli. Każdy z festiwalowych dni będzie poświęcony innemu polskiemu serialowi. Będą to „M jak miłość”, „Klan”, „Samo
K
życie”, „Kryminalni”. Każdy z tych seriali zostanie uhonorowany festiwalową ławką, ustawioną na nadmorskiej promenadzie. W Międzyzdrojach jednak nie zobaczymy ławki Małgorzaty Foremniak, Mariana Opani i Jolanty Fraszyńskiej, chyba że przyjadą odwiedzić ciocię mieszkającą w Międzyzdrojach. Im się nie dziwię, ale że Edyta Jungowska (Bożenka, siostra oddziałowa) nie pojawiła się przed Kancelarią Premiera na proteście swoich koleżanek?! Chyba należy do Akcji Katolickiej albo jest przyjaciółką innej piguły, Jolanty Szczypińskiej – tej kościstej babki, co się jej premier Jarek podoba. Ma gust jak jej biust. Minus trzy. No cóż, darzbór! Protest sióstr wystraszył butnych braci i wykazał, że premier, czyli Pierwszy Minister (po łacinie dosłownie: sługa!), nie chce być sługą narodu, zachowuje się jak stary kawaler, który nie lubi kobiet i boi się ich,
aczyńscy wpisali do projektu traktatu Unii Europejskiej jednostronną deklarację. Jej celem jest odebranie Polakom praw, którymi cieszyć się będą inni obywatele Unii. Ma nas to ustrzec przed zarazą zachodniej cywilizacji śmierci... Od lat piszemy, że dla środowisk klerykalnych w naszym kraju i dla Watykanu Polska ma stać się koniem trojańskim katolicyzmu w Europie. Mamy być nie tylko (po raz kolejny w historii!) bastionem watykańskiej religii, której reguły mają odzwierciedlać się w polskim prawodawstwie, ale także przyczółkiem „nowej katoewangelizacji”, który przywróci duchowe zwierzchnictwo papiestwa nad zbuntowanym i zlaicyzowanym kontynentem. Dlatego kler i jego polityczni akolici od lat robią co mogą, aby Polacy nie mieli takich samych praw jak inni mieszkańcy Europy, m.in. prawa kobiet do aborcji, do wychowania seksualnego opartego na naukowych podstawach, prawa ludzi żyjących w wolnych związkach do ich rejestrowania, prawa wprowadzenia zasad świeckiego państwa. Walczą o to, aby Polska – przez łatwy dostęp do rozwodów i środków antykoncepcyjnych – nie straciła swego katolickiego dziewictwa. Mamy zostać ostatnim w Europie katolickim rezerwatem, co jest tym pilniejsze, że inne kraje nie chcą już za taki uchodzić – Portugalczycy wprowadzili właśnie prawo do aborcji, Włosi i Irlandczycy przygotowują przepisy legalizujące wolne związki (w tym jednopłciowe), a Hiszpania postanowiła się zbuntować na całej linii, i robi to konsekwentnie od
zwłaszcza sióstr z zastrzykami. Edward Gierek, kiedy m.in. Jarek i Lech Kaczyńscy (to ten, co chodzi jakby miał granat w majtkach) byli doradcami stoczniowego komitetu strajkowego, tak samo chrzanił, że nie będzie rozmawiał z osobami łamiącymi prawo. Chociaż między Jarkiem a Edwardem są pewne różnice – Gierek miał jednego ochroniarza, zresztą jego osobistego przyjaciela, natomiast Jarek, ulubieniec moherków, ma dziesięciu bodyguardów! Gierek zniósł podatki od wynagrodzeń, a bliźniacy straszą podniesieniem wynagrodzeń od i tak wysokich podatków. I dojdzie do tego, że kiedyś bracia Kaczory wywiozą na taczkach własny zbuntowany naród. A już miałem nadzieję, kiedy Jaruś publicznie powiedział, że umrze za pierwiastek... Pierwiastka nie ma, a on – jak zwykle – obietnicy nie dotrzymał! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki ...smoki istnieją. Do takiego wniosku mogli dojść mieszkańcy Przeźmierowa (woj. wielkopolskie), uciekając przed wielkim jaszczurem, dostojnie kroczącym ulicami miasteczka. Wezwana na pomoc straż miejska przecierała oczy ze zdumienia: faktycznie – smok, i do tego żywy! Po bliższych oględzinach „dinozaur” okazał się waranem stepowym, który uciekł swojemu hodowcy. Zwierza przewieziono do zoo w Poznaniu. MarS
GIERTYCH MIAŁ RACJĘ...
Policjantom ze szczecińskiego komisariatu dyżur urozmaiciła pewna 17-latka, która postanowiła rzucić się do studzienki kanalizacyjnej, aby ratować przed zatopieniem swój telefon komórkowy. Dziewczynka – jak to na wakacjach – była pijana. Zapewne z tego powodu nie zorientowała się, że objętość włazu do studzienki jest nieco mniejsza niż jej własna. Dzielni stróże prawa wybawili z opresji zaklinowane dziewczę i jej drogocenną komórkę też. WZ
NA RATUNEK
Wyrzutnię granatów, ostre naboje, lufy do broni długiej, zasobniki i taśmy do amunicji, korpusy granatów, kastety i 26 gramów narkotyków znaleźli policjanci w mieszkaniu bezrobotnego mieszkańca Tomaszowa Lubelskiego. 22-latek tłumaczył się, że większość militariów znalazł; lufy do broni dostał od nieżyjącego już dziadka, a narkotyki... wcisnął mu w barze przypadkowo napotkany człowiek. WZ
MAFIOSO Z PRZYPADKU
...dziesiąty już raz został wybrany w ogólnopolskim turnieju w Wąchocku. Wystartowało 59 szefów wiosek z całego kraju. Musieli między innymi policzyć gołębie, rzucać celnie widłami w sąsiada, przecinać jaja (nie sąsiada...) batem i walić celnie cepem. Najwięcej emocji wzbudził skok na unijną kasę. W tej konkurencji sołtysi starali się wyłowić z basenu jak najwięcej euro. Sołtys roku dostał telewizor. MarS
SOŁTYS ROKU...
Naparstek liczący ponad 2 tysiące lat znaleźli archeolodzy w Sobkowie (woj. świętokrzyskie). To najstarsze tego typu znalezisko w Polsce, a może i w Europie. Co ciekawe, naparstki nie służyły jedynie do szycia, ale były również miarkami do alkoholu. MarS
CIENKO PILI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
3 lat, za nic mając histeryczne protesty biskupów i Rzymu. Została już Watykanowi na starym kontynencie tylko Polska i mikroskopijna Malta – kraj liczący tylu mieszkańców, ilu zamieszkuje dwie dzielnice Łodzi. To raczej niewiele jak na imperialistyczne ambicje papiestwa, które od zawsze pozowało na przywódcę świata. Kolejnym krokiem na drodze do rekatolicyzacji jest wprowadzona właśnie do projektu zreformowanego traktatu konstytucyjnego i napisana w kościelnej nowomowie jednostronna deklaracja rządu polskiego, mówiąca o tym, że „»Karta praw podstawowych« w żaden sposób nie wpływa na uprawnienia państw członkowskich do ustawodawstwa w dziedzinie moralności publicznej, prawa rodzinnego, jak i ochrony ludzkiej godności i szacunku dla ludzkiej integralności fizycznej i moralnej”. Chodzi o to, aby Polacy nie mogli – np. w kwestiach dopuszczalności aborcji – odwoływać się (jak np. Alicja Tysiąc) do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości oraz o to, aby Unia w przyszłości nie nakazała państwom członkowskim czegoś, co nie spodoba się Watykanowi. Na szczęście ta deklaracja jest tylko zbiorem pobożnych życzeń, bo żeby była przyjęta, musi zostać zaakceptowana przez wszystkie kraje członkowskie. Ale kierunek rządu jest jasny – w imię jakiejś nieokreślonej moralności (choć w domyśle wiadomo, że katolickiej), która pojawia się aż dwa razy w jednym zdaniu deklaracji, Polacy mają mieć mniej praw od innych mieszkańców Unii. Wielkie dzięki... ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Rezerwat Polska
TVN ma 10 kanałów. (...) A jak atakują tam biskupów, a jak atakują tam księży! (...) A czy to jest propolskie, prokatolicke? (...) I jeszcze powstanie Owsiak, teraz zakłada następny, też z nimi. Z tymi Woodstockami. Jakżeśmy pokazali prawdę o Woodstocku, to on nas do sądu podał. A sędziowie patrzę, który jaki, córka jednego czerwonego bardziej niż czerwieńszy wydała wyrok na nas skazujący. Za to, że myśmy to pokazali. I każą, żebym ich przeprosił. Ja się szykuję pierwszy raz do więzienia, bo nigdy nie przeproszę za to, że prawdę powiedziałem. (o. Tadeusz Rydzyk)
¶¶¶
Ataki na PiS świadczą o naszej uczciwości i umiejętności działania. (Jarosław Kaczyński)
¶¶¶
Stosunki Angeli Merkel i Lecha Kaczyńskiego są bardzo dobre, co było widoczne podczas szczytu. Bo te rokowania miały dwóch aktorów. Najlepsza rola żeńska – kanclerz Niemiec. Najlepsza męska – Lech Kaczyński. Tyle że oscarową rolę zagrał jednak prezydent Polski. To on był w Brukseli głównym rozgrywającym. (Anna Fotyga)
¶¶¶
W Sejmie trudno znaleźć drugiego takiego dobrego piechura jak poseł Maksymiuk, dlatego uwielbiam spędzać z nim czas. (Sandra Lewandowska)
¶¶¶
Sytuację w szkołach można poprawić przez ścisłe współdziałanie rodziców z nauczycielami oraz przez wychowywanie do wartości w domach, a więc przez rodzinne praktyki religijne, modlitwę... (Ewa Sowińska, rzecznik praw dziecka)
¶¶¶
Ciekawsze rzeczy i te, które się do tego nadają, zbieram i przekazuję na Jasną Górę. Jest to z reguły złoto i inne kosztowne drobiazgi. (Lech Wałęsa wyjaśnia, co robi z imieninowymi prezentami) Wybrała OH
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
NA KLĘCZKACH
ŚWIĘTA KROWA Rzeszowskie „Nowiny” obwieściły pobożnym podkarpackim owieczkom, że minister Ziobro odniósł kolejny sukces na froncie walki o prawą i sprawiedliwą Najjaśniejszą IV RP. Otóż wystarczyło zaledwie 47 wezwań, aby przed obliczem prokuratora stawiła się posłanka Maria Zbyrowska – namiestnik Samoobrony na Podkarpaciu i promotor bujnie kwitnącego tam Andrewlandu („FiM” z 21.06.). Dzięki cudownemu zrządzeniu niebios „prorok” mógł wreszcie postawić jej zarzuty związane ze słynną akcją z czerwca 2002 roku, gdy razem z A. Lepperem i K. Filipkiem wysypywała zboże z wagonów na bocznicy kolejowej w Warszawie. Informacja o tak ogromnym sukcesie resortu ministra Ziobry podważyła prawdziwość plotek, jakoby posłanka Zbyrowska była już nietykalną dla Temidy świętą – za przeproszeniem – krową. Ale nie do końca, bo sprawa nie trafiła jeszcze na wokandę stołecznego Sądu Rejonowego Praga-Północ. Akt oskarżenia leży w nim od listopada ub. roku, lecz terminu rozprawy jeszcze nie ustalono. Kurka wodna, a tu Lepper zapowiada pięć kadencji z rzędu – mówią na Podkarpaciu i już kombinują, jakby to casus podkarpackiej kadrowej na pożytek dla pospólstwa przekuć. Może wpisać do kodeksu paragraf, że pierwszych 46 wezwań do prokuratury można olać bez obaw o konsekwencje? Jad
TYTUS NA BLOKADZIE Ponieważ Samoobrona jest partią ludzi nietuzinkowych, to tak ważny jubileusz, jakim jest 15-lecie jej istnienia, nie może przejść bez echa. I nie przejdzie, bowiem tajemniczy, acz bardzo znany polski rysownik
dostał od władz partii propozycję. Ma narysować komiks ilustrujący działalność formacji wodza Andrzeja Leppera. Mateusz Piskorski – rzecznik prasowy Samoobrony, a zarazem autor scenariusza do rysunkowego hitu – zapowiada, że najpierw to dzieło będzie kolportowane przez lokalne biura, ale kiedy tylko zacznie cieszyć się popularnością, pchną je do masowej sprzedaży. OH
BEZ OPÓŹNIENIA... ERUDYTA... ...no po prostu erudyta i geniusz, chciałoby się powiedzieć o Jarosławie Kaczyńskim, wsłuchawszy się w jego ostatnie przemówienie. Publicyści z prawa i lewa od kilku dni roztrząsają znaczenie premierowych, tajemnych słów o „innych szatanach, którzy są czynni”, próbując odgadnąć ich ukryte znaczenie. Tymczasem nasz wielce uczony prezes po prostu zacytował frazę z „Chorału” Kornela Ujejskiego: Ależ o Panie! Oni niewinni, Choć naszą przeszłość cofnęli wstecz, Inni szatani byli tam czynni; O! Rękę karaj, nie ślepy miecz. Ufni, że Kaczyński jest wielbicielem zapomnianej dziewiętnastowiecznej poezji, spieszymy przypomnieć mu inny fragment z tego samego wiersza: Ileż to razy Tyś nas nie smagał, A my, nie zmyci ze świeżych ran, Znowu wołamy: „On się przebłagał, Bo On nasz Ojciec, bo On nasz Pan!” I znów powstajem w ufności szczersi, A za Twą wolą zgniata nas wróg, I śmiech nam rzuca, jak głaz na piersi: „A gdzież ten Ojciec, a gdzież ten Bóg?”. MarS
...przejedzie w połowie lipca przez Polskę (m.in. Malbork) najsłynniejszy pociąg świata – Orient Express. Znany z powieści Agaty Christie skład jeździ po Europie od 1883 roku. Bilecik na kurs z Wenecji do Pragi kosztuje, bagatela... 20 tysięcy złotych. A chętnych podobno nie brakuje, bo w cenę wliczona jest luksusowa sypialnia, wykwintne dania w trzech restauracjach i muzyka grana cały czas na żywo. Mars
OKROPNY SKANDAL... ...w ciechanowskim starostwie. Taki że aż zajęli się nim rajcy podczas sesji Rady Miasta. Oto okazało się, że jakimś cudem z urzędu wyciekły dane osobowe Dody (Rabczewskiej) – powszechnie znanej jako szansonistka. No i te dane wpadły w łapska dziennikarza jednego z tabloidów. Faktem, że dane osobowe osób znacznie znaczniejszych wyciekają z IPN dzień w dzień, nie ma się kto zająć! JG
CYSTERSKIE WCZASY Każdy, kto pragnie, by prawdziwa zakonnica w habicie umyła i wymasowała mu plecy, była jego osobistą trenerką czy z uśmiechem
podała mu do stołu, powinien zafundować sobie urlop w sanatorium prowadzonym przez cysterki przy klasztorze Marienkron w Austrii. I bynajmniej nie są to wczasy w klasztornej celi z twardym łóżkiem, bez ciepłej wody i telewizora oraz regulaminową pobudką w środku nocy. Cysterskie centrum w Marienkron gwarantuje swoim gościom luksusowy standard, oddając do ich dyspozycji 141 czterogwiazdkowych pokoi, basen, trzy sauny, solarium, kilka sal do ćwiczeń, kawiarnię, gabinet kosmetyczny i pokój do medytacji. Siostrzyczki przygotowały również wyjątkowo bogaty zestaw zabiegów i zajęć dla uczestników turnusów. Oprócz całego spektrum kuracji wodnych i odstresowujących masaży, proponują wczasowiczom kilka rodzajów diet (odchudzające, oczyszczające, owocowe) oraz udział w różnych formach rekreacji, począwszy od aerobiku, fitnessu i gimnastyki podwodnej, poprzez ćwiczenia jogi, qigong i medytacje zen, a na spacerach z kijkami, przejażdżkach rowerowych i bilardzie skończywszy. Na życzenie klienta istnieje też możliwość skorzystania z homeoterapii, akupunktury czy wykonania analizy mineralnej z włosa. Wszystkich kuracjuszy cysterki zachęcają ponadto do korzystania z zabiegów upiększających, wykonywanych w gabinecie kosmetycznym. Opcjonalnie dla chętnych przewidziano także możliwość studiowania Biblii, nauki religijnego śpiewu oraz udział w godzinnej modlitwie z zakonnicami. AK
WAKACJE ZE ŚWIĘTĄ Polscy księża radzą wiernym, aby – zamiast ubezpieczać się od nieszczęśliwych wypadków i zakładać dodatkowe zamki – na czas urlopu polecili się opiece patronów swoich parafii, a także kierowali do nich modły o szczęśliwy wyjazd i powrót z wakacji. Watykan do tej misji oddelegował wszak specjalną świętą – patronką urlopu jest św. Notburga (ok. 1265–1313) z Eben w Austrii. Ta dziewica otaczana jest kultem przez Tyrolczyków – przede wszystkim jako opiekunka stanu chłopskiego i służących. Czczona współcześnie również jako patronka czasu wolnego i urlopu, pierwotnie sprawowała pieczę jedynie nad wolnymi od pracy niedzielami i świętami katolickimi. Jak głosi legenda, bogaty gospodarz, u którego służyła, wymagał wykonywania pracy w polu również w niedziele i święta, uniemożliwiając tym samym spełnianie praktyk katolickich. Pewnego razu zdesperowana święta Notburga na znak protestu przeciw pracy w niedzielę sięgnęła po sierp i rzuciła go
do góry. Sierp zawisł w powietrzu nad głową gospodarza, co uznano za dowód bożej interwencji. Urlop urlopem, ale aż dziw bierze, że walczący o zakaz pracy w niedziele i święta w Polsce do tej pory nie zatroszczyli się jakoś o import kultu św. Notburgi. AK
KOLEJNA WPADKA Benedykt XVI to mistrz słownych wpadek i gaf, czasem prowadzących do dramatycznych skutków. Wystarczy przypomnieć jego niefortunne wypowiedzi pod adresem Mahometa lub obraźliwe dla Indian rozgrzeszanie katolickich konkwistadorów. Tym razem Ratzinger napisał do chińskich katolików, domagając się od nich „wierności Kościołowi powszechnemu”, czyli samemu sobie. Sytuacja chińskich katolików jest bardzo delikatna – zarówno tych żyjących w podziemiu, lecz wiernych Watykanowi, jak i tzw. patriotów, posłusznych władzom. List sprowokował już Pekin do powtórnego żądania, aby Watykan przestał się mieszać w wewnętrzne sprawy Chin. AC
5
SKROMNY JAK KSIĄDZ Niewykluczone, że po „Pasji”, opowiadającej o męce Pańskiej, Mel Gibson nakręci film biograficzny o pasjach (może o Kajtusiu?) prałata Jankowskiego. Taką przynajmniej propozycję – wartą kilkanaście milionów złotych – otrzymał amerykański reżyser. Oblicze prałata ma zostać uwiecznione nie tylko w filmie, ale także na koszulkach, bluzach, breloczkach, zapalniczkach, wizytownikach, portfelach, a nawet krawatach czy czapeczkach. Ale to przecież nie koniec „charytatywnych” pomysłów gdańskiego księdza. W szesnastu największych polskich miastach ma już wkrótce powstać sieć kawiarni. W nich to najurodziwsze parafianki będą serwować m.in. wino opatrzone etykietą z wizerunkiem kapelana „Solidarności”. Mało? No to dorzućmy do tego serię ekskluzywnych perfum serii „Ksiądz Jankowski”, która niebawem wejdzie na rynek. I niewątpliwie stanie się hitem. Zwłaszcza w kręgach kółek różańcowych, w których podniecający zapach prałata od dawna dobrze jest kojarzony. JG
PEREGRYNACJA LENINA
BŁĄD KARDYNALNY?
Administracja Kremla chce pozbyć się wodza rewolucji październikowej i opróżnić pobliskie mauzoleum, co oznacza, że Lenina czeka wreszcie tradycyjny pogrzeb i spoczynek na cmentarzu. Zanim to jednak nastąpi, przywódca bolszewików wybierze się w ostatnią podróż, by mogli go zobaczyć wszyscy Rosjanie. Nie wiadomo, jak wódz zniesie taką nietypową wyprawę, bo przecież od kilkudziesięciu lat nad mumią czuwa sztab naukowców, a w warunkach polowych nie będzie można zapewnić Leninowi ani należytej temperatury, ani ochrony. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat niejednokrotnie próbowano dokonać „zamachu” na wodza rewolucji. I jeszcze jedno – podobno komuniści przestali się bać przepowiedni, że wyrzucenie Lenina z mauzoleum oznaczać będzie kres wielkiej Rosji. BS
Prominentny kardynał australijski George Pell może stanąć przed sądem za okazanie pogardy wobec parlamentu. To inicjatywa przywódców Partii Zielonych, zaaprobowana przez władzę legislacyjną. Pellowi zarzuca się wygłoszenie oświadczenia, że posłowie głosujący na rzecz badań nad klonowaniem powinni zastanowić się nad „konsekwencjami w aspekcie swego miejsca w życiu Kościoła”. Prawnicy Zielonych oskarżają, że intencją księcia Kościoła było zastraszenie prawodawców. Komentując akcję Zielonych w wywiadzie radiowym, kardynał stwierdził, że czuje „powiew stalinizmu”. Odmówił okazania skruchy. Wciąż powtarza, iż poparcie klonowania pociąga za sobą „konsekwencje moralne”. Odmówił jasnej odpowiedzi na pytanie, czy posłom popierającym klonowanie udzieli komunii. JF
6
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Polskie Stonehenge T
ysiące neopogan i turystów co roku w dzień przesilenia letniego (około 22 czerwca) przybywa do Stonehenge w południowej Anglii, by w najsłynniejszym i największym europejskim megalitycznym kręgu wziąć udział w uroczystym powitaniu początku astronomicznego lata. W tym czasie swoje największe oblężenie przeżywa rezerwat Kamienne Kręgi w Odrach – największe w Polsce i drugie w Europie po Stonehenge skupisko kromlechów. Znajduje się tutaj dziesięć całych i dwa fragmenty kamiennych kręgów o średnicy od 15 do 33 metrów. Układ kamieni w Odrach przypuszczalnie mógł służyć Gotom jako obserwatorium astronomiczne do wyznaczania pór roku. Kamienie otoczono ścisłą ochroną, są bowiem na nich porosty będące reliktami sprzed 10 tysięcy lat. Najliczniej na terenie Polski kamienne kręgi zachowały się na Pomorzu (najbardziej znane po Odrach – w Węsiorach i Leśnie), ale
można je spotkać także na Śląsku (na szczytach Ślęży i Raduni), w Górach Świętokrzyskich czy Puszczy Białowieskiej. Nieprzerwanie fascynują zarówno naukowców, jak i licznych badaczy amatorów. Przez tych ostatnich uznawane są za tzw. miejsca mocy lub ośrodki pradawnych kultów na cześć słońca. Za jedną z tzw. świątyń słońca uchodzi tajemniczy krąg w lesie w okolicach Nowin Horynieckich na Roztoczu. Utworzony jest z kilkunastu niewielkich wapiennych kamieni, z centralnie ustawionym dużym głazem z wydrążonym otworem, przez który o świcie w dniu przesilenia letniego wpadać powinien pierwszy promień słońca. A.K.
Fot. Autor
Teoria dawania C
zy widząc dziecko, które wpadło do stawu, odmówilibyśmy mu pomocy w obawie, że zamoczymy buty? Tak brzmiało jedno z pytań, jakie zadał łódzkim studentom Peter Singer – światowej sławy australijski bioetyk – w trakcie wykładu: „Bieda na świecie – jakie są nasze zobowiązania?”.
No właśnie – jakie? Udzielilibyśmy pomocy dziecku topiącemu się w sadzawce, więc dlaczego nie mielibyśmy pomóc jednemu z dziesięciu milionów dzieci, które w ciągu najbliższego roku umrą z głodu, chorób czy nawet zaburzeń tak niegroźnych dla Europejczyków jak biegunka? Profesor za pomocą prostych argumentów starał się uzmysłowić obecnym, że jeśli bez wielkiej ofiary osobistej jesteśmy w stanie zapobiec czemuś, co jest obiektywnie złe, wówczas mamy moralny obowiązek tak właśnie postąpić. Odmówienie sobie kolejnej pary butów czy szminki może zdziałać naprawdę wiele dla ludzi, którzy zarabiają średnio dolara dziennie. Cztery dolary to już dziecko uchronione przed malarią. Dużo? Nie dla kogoś, kto co parę dni wydaje tyle na papierosy. Odległość, jaka dzieli nas od głodujących w Etiopii czy w Kotlinie
Kongijskiej, nie ma – według Petera Singera – żadnego znaczenia. Pomagać tam, gdzie da się pomóc i zachęcać do tego innych – w gruncie rzeczy drobnostka, a może zdziałać naprawdę wiele. Nie mamy funduszy? Filozof podaje przykład niejakiego Provinskiego, który najpierw oddał potrzebującym zbędne oszczędności, a następnie – równie zbędną... nerkę. Tego rodzaju poświęcenia nikt od nas nie wymaga, ale sam przykład pokazuje, że pieniądze to wcale nie jedyna rzecz, jaką możemy podzielić się z innymi. Choć Peter Singer jest światowej klasy bioetykiem, to w Polsce jego wizyta przeszła bez echa. Może dlatego, że media wolą wytykać mu jego poglądy na temat aborcji, niż zainteresować się iście chrześcijańską altruistyczną postawą, której tak wielu duchownym brakuje. MOS
Kwatera z widokiem A
leja zasłużonych na miejskim cmentarzu bywa czasem za mało godna, aby pochować w niej szczególnie wyróżniające się osobistości. Ciekawe, co o tym sądzą sami nieboszczycy... Dla Pińczowa podobno niezwykle zasłużył się ksiądz infułat Tadeusz Marchaj. Trudno się jednak doszukać w pamięci mieszkańców czy na lokalnych stronach internetowych śladu tych zasług, chyba że zaliczyć do nich ponaddwudziestoletnie proboszczowanie miejscowej parafii pod wezwaniem św. Jana Ewangelisty i walkę z „komuną”, za którą ks. Marchaj w latach 50. zapłacił represjami, a nawet więzieniem. „Pińczowianie zawdzięczają swemu duchownemu utworzenie Towarzystwa Przyjaciół Ponidzia. Dzięki jego staraniom w Pińczowie utworzono nową parafię Miłosierdzia Bożego i wzniesiono nową świątynię. Odnowiono wiele zabytków, w tym kaplicę św. Anny – patronki miasta” – napisał też lokalny dziennik po śmierci kapłana. W podzięce za te zasługi mieszkańcy miasta – według oficjalnej wersji, wszyscy jak jeden mąż – postanowili pochować ks. Tadeusza nie na cmentarzu, na którym leżą przecież także różne indywidua, tylko przy kościele. W tym celu napisali nawet list specjalny do ordynariusza kieleckiego, biskupa Kazimierza Ryczana, z prośbą o pozwolenie. Tak pro forma, rzecz jasna. ¤¤¤ Pogrzeb odbył się w grudniu 2006 r. i dopiero wtedy ci mniej zaangażowani w sprawę mieszkańcy zorientowali się, że na trawniku przed kościołem nagle wyrosła mogiła. W samym centrum miasta, niedaleko rynku. Rzecz wydała im się o tyle dziwna, że całe życie sądzili – zresztą w myśl ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych – iż pochówków dokonuje się raczej na nekropoliach, chociażby ze względów czysto sanitarnych. – Plac, na którym pochowano księdza, nie ma żadnych cech cmentarza. To jest po prostu otwarty teren, bez śladu jakichkolwiek grobów. Nawet jeśli kogoś tu chowano, to
całe wieki temu! – mówi jedna „z tych zdziwionych” mieszkanek Pińczowa. Mając na uwadze deklaracje włodarza miasta Włodzimierza Baduraka, jakie głosił jeszcze przed drugą turą wyborów, że „urząd, gmina, burmistrz powinny się zmienić, wyjść naprzeciw oczekiwaniom i potrzebom mieszkańców” – ci dociekliwi skierowali do niego pismo z prośbą o wyjaśnienie tej niecodziennej sytuacji. Skorzystali przy tym z pomocy dra Józefa Niedzieli, przewodniczącego świętokrzyskiej RACJI PL. ¤¤¤ Burmistrz Badurak był nauczycielem pińczowskiego Zespołu Szkół Zawodowych. O dyplomację nie miał się więc gdzie otrzeć. Za to z nowym stanowiskiem już się raczej otrzaskał, bo kiedy trafiło do niego zapytanie od pińczowian zaskoczonych nową atrakcją w centrum miasta – napisał, co mu do głowy przyszło: „(...) Biskup Kielecki oraz Wojewódzki Konserwator Zabytków i Państwowy Terenowy Inspektor Sanitarny w Busku-Zdroju wyrazili zgodę na pochówek ks. Tadeusza Marchaja”, instruując przy tym zainteresowanych, że nic dziwnego w tym nie ma, bowiem „w historii naszego kraju są liczne wypadki chowania szczególnie zasłużonych osób na cmentarzach przykościelnych, jak chociażby w nieodległej przeszłości pochówek ks. Jerzego Popiełuszki”. Odpowiedź była wyczerpująca. Żaden z ludzi burmistrza ani nawet on sam nie przypuszczał, że niesubordynowani pińczowianie polecą z jęzorem do tych, co to się niby zgodzili. Polecieli. I osłupieli. ¤ „Konserwator nie mógł wydać decyzji na pochówek ks. Tadeusza Marchaja, ponieważ nie posiada takich uprawnień” – orzekł Janusz Credo, świętokrzyski wojewódzki konserwator zabytków; ¤ „Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny zgodnie z obowiązującymi przepisami wydaje decyzje w sprawie transportu i ekshumacji zwłok, natomiast niewymagana jest zgoda inspektora sanitarnego na pochowanie zwłok na cmentarzu. (...) W związku z powyższym Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny
w Busku-Zdroju nie wydał decyzji w przedmiotowej sprawie” – zawtórował Krzysztof Wołoszyn. Całkiem nieoczekiwanie wścibscy obywatele złapali więc swego włodarza na kłamstwie, i to nie byle jakim. Chcieliśmy poprosić Włodzimierza Baduraka o odpowiedź na pytanie, czy to on zrobił ich w konia, czy też w konia sam został zrobiony przez
Art. 12. Ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych: 1. Zwłoki mogą być pochowane przez złożenie w grobach ziemnych, w grobach murowanych lub katakumbach i zatopienie w morzu. 2. Przenoszenie lub przewożenie zwłok w otwartych trumnach jest wzbronione. 3. Groby ziemne i groby murowane, przeznaczone na składanie zwłok i szczątków ludzkich, mogą się znajdować tylko na cmentarzach. 4. Minister właściwy do spraw administracji publicznej w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw zdrowia może w drodze rozporządzenia określić wyjątki od zasad ustalonych w niniejszym artykule oraz ustalić szczegółowy sposób stosowania przepisów niniejszej ustawy do tych wyjątków. któregoś ze swoich pracowników, ale burmistrz stał się nagle nieuchwytny. ¤¤¤ Tak już całkiem na marginesie całej sytuacji zastanawia nas jeszcze, jaka to wątpliwej jakości pośmiertna nobilitacja spotkała ks. Marchaja, skoro niemal po jego grobie spacerują właściciele okolicznych zwierząt ze swymi pupilami, nienauczonymi szanować poświęcone miejsce... – Wie pan, że tu jest grób? – pytam jednego ze spacerowiczów. – Ja, proszę pani, to wiem, ale niech pani spróbuje wytłumaczyć to mojemu psu – odpowiada grzecznie. Spoglądam niepewnie na słusznych rozmiarów rottweilera i dochodzę do wniosku, że psisko rzeczywiście gotowe nie zrozumieć... JULIA STACHURSKA
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r. Wielomilionowe straty, setki oszukanych ludzi i firm – to krajobraz po bitwie, czyli działalności ks. Halberdy. Choć od oszustw sutannowego minęło już piętnaście lat, Kościół wciąż nie wyraża chęci naprawienia szkód swojego kapłana. Na szczęście robi to wreszcie Temida, choć tempo osądzania winnych jest iście żółwie. Ksiądz prałat Jan Halberda – dyrektor ekonomiczny i szara eminencja diecezji elbląskiej, bohater wielu naszych artykułów (m.in. „FiM” 4/2001) – za wiedzą swojego pryncypała, bpa Andrzeja Śliwińskiego, napożyczał od ludzi i instytucji 32 miliony złotych, za które zbudował i zmodernizował wiele obiektów sakralnych. Gdy przyszło do zwrotu kasy, wypiął się na wszystkich, podobnie zresztą jak jego biskup. Ten ostatni zasłynął w kraju nie tylko udziałem w pożyczkowej aferze i pisaniem modlitewników. W swoim czasie głośno było o jego alkoholowych wyczynach na lotnisku w Moskwie i za kierownicą swojej limuzyny. Procesy wytoczone przez oszukanych toczą się nadal, ale dzieje się coś, co w Katolandzie może szokować – ludzie zaczynają wygrywać z Kościołem! Doszło nawet do tego, że idąc śladem Dalikowa, komornik zabrał się do licytacji świątyni.
Umarł ze zgryzoty Andrzej W. pożyczył ks. Halberdzie, legitymującemu się wszelkimi pełnomocnictwami biskupa, sporą
S
POD PARAGRAFEM
7
Krajobraz po Halberdzie kwotę pieniędzy. Było to w 1992 r. Właśnie powstawała nowa diecezja, a operatywny ksiądz potrzebował kasy na realizację licznych inwestycji, m.in. na budowę kościoła, hospicjum, domu samotnej matki i seminarium duchownego. – Obiecywał, że niedługo otrzyma kredyt i natychmiast zwróci zaciągniętą pożyczkę – mówi p. Mirosława, małżonka Andrzeja W. – Opowiadał też o swoich planach sprowadzenia ze Szwecji rewelacyjnych pieców ekologicznych do spalania śmieci, na czym miał robić niebotyczną kasę. Nie było jeszcze powodu, by powątpiewać w prawdziwość tych słów. Gdy jednak po pewnym czasie zaczęliśmy domagać się zwrotu pieniędzy, stosunek ks. Halberdy i biskupa Śliwińskiego do nas zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Obydwaj zaczęli nas traktować jak powietrze. Nie chcieli nawet słyszeć o zwrocie długu. Andrzejowi W. nie pozostało nic innego, jak oddać sprawę do sądu. Tak też uczynił, ale Temida przez długi czas wyraźnie trzymała stronę biskupa i jego poplecznika. Andrzej W. popadł w finansowe tarapaty, a w końcu w 1999 roku zmarł ze zgryzoty na zawał, choć miał zaledwie 40 lat. – Nie mogłam tej sprawy tak pozostawić, choćby ze względu na pamięć męża – wspomina Mirosława W. – A sprawa nie była łatwa, bo traktowano mnie tak, jakbym to ja okradła biskupa. Musiałam też udowodnić, że mąż pożyczył pieniądze, bo ksiądz Halberda temu zaprzeczał. Przyciśnięty do muru przyznał się wreszcie do pożyczki. Sąd nakazał, żeby parafia prałata zwróciła Mirosławie W. prawie 600 tys. zł. Ostatecznie sprawa trafiła do
utanna ma magiczną moc dla tych, którzy opanowali umiejętność chodzenia na kolanach. Ale akurat ci mogą się co do sutanny najbardziej pomylić. 56-letni Władysław S. zaliczył w swoim życiu dwa lata pobytu w jakimś klasztorze i uznał, że to w zupełności wystarczy. Przez długi czas działał na północy Polski i jako fałszywy księżulo odwiedzał kościoły, spowiadał, nawracał, ewangelizował młodzież, pokazywał swoje zdjęcia w sutannie i konfesjonale, ale przede wszystkim zbierał kasę na co mu do głowy przyszło i co brzmiało dość bogobojnie. I żył z tego całkiem nieźle. W końcu wpadł i trafił za kratki. Wyszedł, ale pokusa płacy bez pracy zwyciężyła i ponownie założył koloratkę. Znów wpadł. W Zabrzu. I to nie dzięki nosowi kapłanów, którzy z daleka potrafią wywęszyć różnicę między oryginałem a falsyfikatem, ale z powodu ostrożności jednego z dyrektorów szkół. Podejrzenie wzbudziła... sfatygowana koloratka gościa.
Sławomir Porzycki usiłuje teraz odzyskać część zaległej kwoty z majątku Kościoła. W czerwcu br. Sąd Rejonowy w Elblągu przyznał TWI dwie nieruchomości przy ul. Kopernika, w których mieści się hospicjum. Wcześniej obiekty te usiłował zlicytować komornik, ale znów nie było chętnych. – Przejęcie wspomnianych budynków nie będzie jednak sprawą prostą. Choćby z tego powodu, że budowa nowego hospicjum potrwa jeszcze długo – przyznał sędzia Mariusz Gregorowicz, który prowadził sprawę. Czy winni oszustw na tak wielką skalę ponieśli jakiekolwiek konsekwencje? Nie – biskup Śliwiński przeniesiony został co prawda na emeryturę, ale z innego powodu (głośny przed kilku laty wypaPokrzywdzeni, dek drogowy po pijaku) i włos mu oszukani z głowy nie spadł, choć dobrze wiedział o wszystkich finansowych maIle osób i instytucji naciąchlojkach swojego podwładnego. gnął świątobliwy duet HalberI akceptował je... da-Śliwiński? Temida dysponuJeśli zaś idzie o ks. Halberdę, je listą prawie 50 wierzycieli, na pewien okres odsunięto go od choć nie ulega wątpliwości, że pracy na parafii, ale potem wszystjest ich więcej. Wielu oszukako wróciło do stanu pierwotnego. nych wolało bowiem przełknąć Wbrew opiniom, które być może gorzką pigułkę i uniknąć sąsam rozpuszczał, nie był kozłem dzenia się z czarnymi. ofiarnym. Obdarzony tytułem KaWśród poszkodowanych pelana Jego Świątobliwości nadal przez wspomniany duet znama się dobrze. Jeździ wypasioną lazł się także jeden z mieszkańców Elbląga, któremu na- Biskup Andrzej Śliwiński – patron prze- limuzyną i unika dziennikarzy jak diabeł święconej wody. Wyrzuleży się zwrot od parafii po- krętu Halberdy tów sumienia chyba nie ma, bo Binad 8 mln zł (wyrok prawoblię traktuje do bólu (nie swojego) Wybrzeża, której parafia w Elblągu mocny). Na liście pokrzywdzonych dosłownie: „Miłujcie nieprzyjaciół wawinna była prawie 460 tys. zł. Towawidnieje również bank Pekao S.A. szych (...) dobrze czyńcie tym i pożyrzystwo Wspólnego Inwestowania w Sopocie, któremu nie spłacono 650 czajcie, niczego się za to nie spodziew Elblągu pożyczyło na potrzeby kotys. zł kredytu. Na skutek pożyczki wając. (...) A wasza nagroda będzie (pieniądze przeznaczone były na wyścielne sporą kwotę. Oczywiście, nie wielka, i będziecie synami Najwyższepłatę „trzynastki”) udzielonej Halbyło mowy o ich zwrocie i w konsego” (Mt 5, 38–48). berdzie, w fatalnej sytuacji znalazła kwencji firma upadła, a 400 osób BARBARA SAWA się również Barbara S. – księgowa straciło sporą kasę. Dyrektor TWI komornika, który zawiadomił nowego proboszcza parafii św. Jerzego o wszczęciu postępowania egzekucyjnego. Parafia długo jednak rżnęła głupa i nie reagowała na liczne monity komornika. – Prawdopodobnie dojdzie do licytacji kościoła – mówiła przed paroma laty Mirosława W. – Po tym okresie walki z Kościołem rozpatruję to bardziej w aspekcie moralnym niż finansowym. Jeśli jednak nie będzie innego wyjścia, wezmę kościół i wydzierżawię go. Choć mamy już rok 2007, Mirosława W. nie otrzymała jeszcze nawet złotówki. Kościoła nikt nie chciał kupić.
W zabrzańskiej szkole Władysław S. opowiadał, że realizuje film o zmarłym niedawno suwalskim społeczniku w sutannie – księdzu Jerzym Zawadzkim. Potrzebował statystów.
Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, której sąd nakazał zwrócić prawie 190 tys. złotych. Kiedy Adolf S., człowiek blisko 90letni, dowiedział się, że nie może liczyć na odzyskanie od Halberdy 26 tys. dolarów, wylądował w szpitalu. Jedna z firm z Grudziądza straciła 900 tys. zł. Do gdańskiego Sądu Okręgowego trafiła też sprawa mieszkanki
poinformowała go, że musi pilnie wypełnić formularz dla Narodowego Funduszu Zdrowia i wpłacić 40 złotych, dyrektor poprosił księdza o wyjaśnienia. Oszust obstawał przy
Farbowane kruki Obiecywał, że najlepsi młodzi aktorzy pojadą w nagrodę do Rzymu. Gratis, oczywiście. – Był miły, uprzejmy, nie wzbudzał żadnych podejrzeń – twierdzi jeden z uczniów. – Kazał przynieść zgodę rodziców na statystowanie. Do Rzymu miało pojechać 30 uczniów, choć chrapkę na taką wycieczkę miało znacznie więcej. Na te pozory dał się początkowo nabrać także dyrektor zabrzańskiego Centrum Edukacji Marian Kitel, ale gdy jedna z uczennic
swoim, ale coś tu nie grało, więc Kitel zawiadomił policję. – Jestem księdzem, to jakieś nieporozumienie – tłumaczył Władysław S., gdy pojawili się policjanci. Zmiękł dopiero na komendzie. Przyznał, że nie jest księdzem i że ostatnio korzystał z gościny kilku naiwnych proboszczów. Sąd w Zabrzu aresztował przebierańca na trzy miesiące. Naszym zdaniem, oszust od początku źle wybrał teren działania. Na Podkarpaciu mógłby lawirować latami, a może i do emerytury. Lud tam bowiem bardziej łatwowierny.
To wcale nie jedyny taki przypadek w ostatnich latach. W Piotrkowie Trybunalskim działał niegdyś oszust podający się za polonijnego kapłana i zbierał kasę na misję i budowę świątyni w... Ameryce. Naiwnych nie brakowało. Z kolei Krzysztof K. z Bierunia Starego, wikary jednego z tyskich kościołów, znany był z niezłej „nawijki” i umiejętności zjednywania sobie ludzi. Pewnego dnia zrzucił jednak sutannę i założył kilka firm (m.in. Prestige) działających w tzw. systemie argentyńskim. Naciągał biedaków, obiecując im wysokie kredyty po zapłaceniu kilku rat, łamał prawo bankowe i współdziałał z jednym z sosnowieckich gangsterów czerpiących zyski z nierządu. Jak się później okazało, oszukał ponad 15 tys. ludzi. Niektórzy – mimo rosnących podejrzeń i obaw – nadal wpłacali oszustowi niemałe kwoty. „Przecież dawał mi ślub, więc mu wierzyłam” – mówiła jedna z kobiet. Prokuratura w Katowicach podsumowała działalność wikarego na minimum... 20 mln zł. BS
8
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Rozmowa z Bogusławem Wołoszańskim – Proszę zdradzić tajemnicę, czy rzeczywiście istniało tajemnicze urządzenie „ryba miecz”, za pomocą którego niemiecki wywiad odczytywał radzieckie szyfrogramy, opisane w Pana powieści „Twierdza szyfrów”? – Takie urządzenie istniało naprawdę, na co znalazłem dowody w postaci wspomnień dowódcy
Film został znakomicie zrealizowany, grają w nim świetni polscy aktorzy, wykorzystaliśmy piękne plenery, stare zamki, podziemia, tajne tunele. Szczególnie dbałem o zachowanie realiów tamtych lat, nie tylko wystroju wnętrz, pojazdów, mundurów, ale także zachowania aktorów i statystów, w czym ogromnie pomogli mi członkowie grup rekonstrukcyjnych. Nikt tak jak oni nie zna oporządzenia, uzbrojenia i umundurowania żołnierzy, których odtwarzali. Wykorzystaliśmy także technikę komputerową do odtworzenia scen ataku radzieckich samolotów na niemiecki konwój. W sumie – rok
A to dopiero początek walki z kłamstwem i fałszem, jaką musiałem podjąć, choć wiem, że potrwa to wiele lat. – Wróćmy jeszcze na moment do historii i Pana wspaniałych „Sensacji XX wieku” oraz innych programów telewizyjnych. Zaryzykuję stwierdzenie, że to właśnie rodzinny Piotrków Trybunalski z jego fascynującymi dziejami i zabytkami zainspirował Pana do tropienia historii... – Tak, wyrastałem w atmosferze, gdy historia była jeszcze „gorąca”, gdy można było dotykać choćby poniemieckich bunkrów
gdyż dzięki niemu ktoś, kto nie przeczytał nawet jednej książki o tym ważnym wydarzeniu, dowie się o bohaterstwie warszawiaków, a może i zasiądzie do poważnego opracowania na ten temat. Okazuje się, że takie opowiadanie naszych dziejów, oprócz naukowej dyskusji i celebry, jest wprost niezbędne. Historia, według mnie, to także autentyczne miejsca, dokumenty, świadkowie. – Według Pana, II wojna światowa rozpoczęła się nie we wrześniu 1939 roku, a w 1935 roku na poligonie pod Kijowem, gdzie Armia Czerwona zaprezentowała zachodnim obserwa-
Sensacja XXI wieku amerykańskiego wywiadu. Ważącą 7 ton aparaturę odnaleziono w Niemczech w kwietniu 1945 roku, następnie wykonano jej kopię i wywieziono do USA. Amerykanie przejęli 200 tysięcy radzieckich szyfrogramów, wysyłanych z placówek dyplomatycznych w Stanach. „Ryba miecz” umożliwiła odszyfrowanie tych depesz i zdemaskowanie radzieckich szpiegów, interesujących się pracami USA nad bombą atomową. – Dlaczego ta sprawa jest dziś zupełnie nieznana? – To temat wstydliwy dla Amerykanów, ponieważ niemiecka, a nie ich maszyna umożliwiła im schwytanie szpiegów. Utajnili sprawę, a zasługę złamania szyfru przypisali swojemu kryptologowi Meredithowi Gardnerowi. „Ryba miecz” miała też ważne znaczenie dla Niemców, gdyż rozszyfrowując depesze Rosjan, otrzymywali niejako na talerzu wiedzę o postępach USA w pracy nad bronią atomową. Dziś wiemy niemal ze stuprocentową pewnością, że już w październiku 1944 roku hitlerowcy dokonali próby nuklearnej na poligonie pod Lubeką. – Na podstawie „Twierdzy szyfrów” powstał 13-odcinkowy serial, który sugeruje, że wspomniane urządzenie znajdowało się w zamku w Czosze... – Nie można wykluczyć, że w tym obiekcie funkcjonowała tajna placówka wywiadu. Być może od 1943 roku urządzenie „ryba miecz” przez jakiś czas znajdowało się w Jeleniej Górze, gdzie działał ośrodek kryptologiczny Pers Z, ewakuowany w lutym 1945 roku. Wszystko to pozostaje tajemnicą do dziś. – Wygląda na to, że wspomniany serial będzie wielkim hitem... – W porównaniu z książką jego fabułę znacznie rozbudowałem.
Bogusław Wołoszański – rocznik 1950, pochodzi z Piotrkowa Trybunalskiego, z wykształcenia prawnik i dziennikarz, wydawca. Przez 32 lata pracował w TVP, tworząc tak popularne programy jak „Sensacje XX wieku” i „Encyklopedia II wojny światowej”. Autor wielu książek, m.in.: „Sensacje II wojny światowej – II wojna światowa”, „Sensacje XX wieku – po II wojnie światowej”, „Tajna wojna Churchilla”, „Tajna wojna Hitlera”, „Encyklopedia II wojny światowej”. bardzo ciężkiej pracy około 200 osób, 11 milionów złotych wydanych na ten serial... – Emisja filmu ma się rozpocząć w połowie września bieżącego roku. Czy oznacza to, że Telewizja Polska nie chce już wracać do zarzutów kierowanych pod Pana adresem, dotyczących współpracy z wywiadem, które stały się rodzajem „sensacji XXI wieku”? – Nie chcę na ten temat rozmawiać. Powiem tylko, że zawiadomiłem prokuraturę o przestępstwie pracownika Instytutu Pamięci Narodowej – Gontarczyka.
w rejonie Sulejowa. Ale jednocześnie otaczał nas fałsz, który zakrywał najważniejsze wydarzenia i procesy historii. To rodziło chęć poznania prawdy. – Zawsze podziwiałem Pana oryginalne spojrzenie na historię, dalekie od perspektywy akademickiej... – Historia to dramatyczny proces, a nie tylko jakaś data i nazwisko, czy nazwa, które przeciętnemu śmiertelnikowi nic nie mówią. W prezentowaniu historii niezbędna jest różnorodność. Ostatnio ukazał się komiks o powstaniu warszawskim. I bardzo dobrze,
torom swoje olbrzymie możliwości... – Mówimy o polityce, a nie strzelaniu. Manewry pod Kijowem uświadomiły brytyjskim generałom, jaką potęgą jest Armia Czerwona. Uświadomiły również, że Rosjanie są gotowi do wielkiego marszu na Zachód, gdy nie był on gotowy do obrony. Bolszewickiej nawały nie mogła zatrzymać słaba Polska, a tylko potężne Niemcy. Stąd wzięła się ustępliwość Zachodu. Przecież danie Hitlerowi pola do działania w 1938 r. w wyniku konferencji w Monachium nie było czymś przypadkowym.
– Czy dziś w TVP pokazuje się naszą historię w taki sposób, jaki Pan preferował w programach, cieszących się popularnością wśród widzów? – Nie, bo faktycznie nie ma w telewizji historii – ani poważnych dyskusji, ani filmów archiwalnych czy widowisk. Uruchomiono co prawda kanał o tej tematyce, ale faktycznie oznacza to, że spuszczono ją w... kanał. – Dlaczego zatem nie robi Pan interesujących programów w TVP? – Bo telewizja nie jest tym zainteresowana. Odszedłem z TVP w sierpniu 2002 roku, gdy zobaczyłem, że mój program nikogo nie obchodzi, a nawet... jest ciężarem dla TVP. Mój zespół nie miał komputera czy faksu, przez 9 miesięcy walczyłem z rozbudowanym aparatem biurokratycznym i niemocą, by wreszcie powiedzieć: dość! – Odwiedził Pan wiele niesamowitych miejsc. Które z nich zrobiło na Panu największe wrażenie? – Hiroszima. Dlaczego? Gdy wysiadłem z pociągu, ogarnęło mnie wzruszenie, podobne do tego, jakie pojawiło się po przekroczeniu bramy Auschwitz. Hiroszima i Auschwitz to symbole XX wieku, a więc naszego życia. – O rozwikłaniu jakich tajemnic marzy jeszcze Bogusław Wołoszański? – Jest ich wiele. Na przykład chciałbym poznać prawdę o śmierci gen. Sikorskiego, czy o transferze gigantycznych kapitałów z Niemiec do Ameryki Południowej, co miało miejsce w 1944 i 1945 roku, a ogromne zyski dla pośredników sprawiły, że brały w tym udział największe banki i dwory panujące: brytyjski i szwedzki. Chciałbym również dowiedzieć się, czy 23 maja 1945 roku popełnił samobójstwo szef SS Himmler, czy może jego sobowtór. Takie podejrzenia mogą być uzasadnione. – Nad czym Pan obecnie pracuje? – Łatwiej byłoby raczej powiedzieć, nad czym nie pracuję. Przygotowuję książkę pt. „Szpieg”, w której wykorzystuję swoje doświadczenia, ale nie będzie to powieść autobiograficzna. Piszę felietony do „Focus-Historia”. Przygotowuję nagrania audio książki „Twierdza szyfrów”, a skłoniła mnie do tego popularność audycji „Sensacje XX wieku”, emitowanej w Radiu Zet. Właśnie zakończyłem negocjacje z Francuzami na temat wydania na tamtym rynku książki „Tajna wojna Hitlera”. Niemcy z kolei zainteresowani są „Twierdzą szyfrów”. Rozbudowuję również swoją stronę internetową, jako że spotyka się z dobrym przyjęciem. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
JAK KUSZĄ „SZATANI”
„FiM” z pielęgniarkami
Białe miasteczko pielęgniarek pod znakiem „Faktów i Mitów”! Dlaczego tam byliśmy? Bo antyklerykałowie wolą być z ludźmi, a nie głosić im kazania. „Na służbę zdrowia opodatkujmy najbogatszych: księży i biskupów!” – bił w oczy tytuł z pierwszej strony naszej gazety, a brzuchaty biskup z okładki wywoływał rozbawienie. W środku kilka artykułów poświęconych sytuacji w ochronie zdrowia, w tym najważniejszy – „Tanie dranie”. Udowodniliśmy, że pieniądze dla pielęgniarek i lekarzy są na wyciągnięcie ręki. Dzisiaj rozdrabniane przez PiS-owską administrację, Samoobronę i LPR, wkładane w prezencie klerowi do kieszeni, mogłyby rozwiązać wiele problemów pracowników i pacjentów. Tyle że mało komu w parlamencie i Kancelarii Prezesa Rady Ministrów na tym zależy. Pan
premier woli mobilizować swój żelazny elektorat, wmawiając mu, że Polskę opanowali szatani. Postanowiliśmy dotrzeć do pielęgniarek, które na swoje nieszczęście widzą jeszcze jakieś nadzieje w tym rządzie, a co gorsze... w hierarchach kościelnych. Ci przecież murem stoją za swoją czarnolubną władzą, co to siłą traktuje kobiety. Dzięki pomocy warszawskiego koła RACJI pół tysiąca egzemplarzy „FiM” trafiło w ręce protestujących pań w Kaczogrodzie czy też „pięciogwiazdkowym Hotelu Hilton” – bo to dwie najpopularniejsze nazwy białego miasteczka. Rozmawiała też z nimi prof. Maria Szyszkowska, która przekonywała do
czytania naszej gazety. Ale wsparcie medialne to nie wszystko. Solidaryzując się z dziewczynami i życząc im wytrwałości w walce o postulaty, przekazaliśmy oficjalnie dary rzeczowe od redakcji „FiM” na kwotę kilkuset złotych – środki higieniczne i produkty żywnościowe. Patrząc na drugą stronę al. Ujazdowskich, na zabarykadowaną i szczelnie otoczoną policją siedzibę pana premiera, ktoś w pewnym momencie zwrócił uwagę na wielki, wyryty w ścianie napis: „Honor i Ojczyzna”. I tylko się z politowaniem uśmiechnął. DP Fot. Autor
9
10
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
Z LEWA I Z PRAWA...
K
uzynka wyszła za mąż i zamieszkała w mieszkaniu męża, które początkowo było mieszkaniem zakładowym, a po rozwodzie zostało wykupione przez niego na własność. Mają jedną córkę. Mąż kupił po rozwodzie jeszcze jedno mieszkanie i dał córce klucze. Gdy chorował, kuzynka wraz z córką odwiedzały go w szpitalu. Po jego śmierci okazało się, że przepisał miesz-
Córka może dochodzić zapłaty zachowku od brata swojego ojca tylko w tym drugim wypadku. Majątek przepisany za życia nie wchodzi bowiem do spadku i w tej sytuacji nie będzie on brany pod uwagę przy ustalaniu wartości zachowku. Jeżeli brat został ustanowiony właścicielem samego tylko mieszkania, oznacza to, że przedmioty w nim się znajdujące wchodzą w skład masy spadkowej. Skoro są to przedmioty nabyte w trakcie trwania małżeństwa, w połowie są
Okazało się, że macocha przepisała na niego testamentem również owo własnościowe mieszkanie spółdzielcze. Wyjaśniła to bratu w ten sposób, że ja i siostra nie jesteśmy przecież jej dziećmi. Nie zaniedbuję macochy, pomagam jej i pielęgnuję, kiedy jest chora. Czy ja i siostra nie mamy prawa do części tego mieszkania oraz innych dóbr, które przekazuje swojemu biologicznemu synowi? (Nina P., Poznań)
Porady prawne kanie na brata. Zostały w nim rzeczy, które wspólnie z żoną kupowali. Po rozwodzie mąż powiedział, że nie będą robili podziału majątku, bo wszystko zapisze na córkę. Czy córka może starać się o zachowek po ojcu? Słyszałam, że taka sprawa przedawnia się po pół roku. (Stała Czytelniczka, Częstochowa) Roszczenia z tytułu zachowku przedawniają się z upływem trzech lat od ogłoszenia testamentu. W ciągu sześciu miesięcy spadkobierca jest natomiast zobowiązany złożyć oświadczenie o przyjęciu lub odrzuceniu spadku. Były mąż miał prawo dysponowania swoim majątkiem wedle swojej woli. Z listu Pani nie wynika, czy były mąż ustanowił brata właścicielem mieszkania jeszcze przed swoją śmiercią, czy w drodze testamentu.
W
one Pani własnością. Pozostałą część na mocy ustawy dziedziczy Pani córka, o ile były mąż nie zadecydował inaczej w drodze testamentu (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93; Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964 roku, nr 9, poz. 59). ¤¤¤ Po śmierci matki ojciec ożenił się po raz drugi. Z pierwszego małżeństwa ojca mam jeszcze siostrę, z drugiego – siostrę, która zmarła 38 lat temu, i brata. Przed śmiercią ojca (20 lat temu) jego brat podarował rodzicom pewną kwotę na zakup mieszkania i kupili oni mieszkanie spółdzielcze. Zgodnie z wolą ojca, mieszkanie to zostało kupione na imię macochy. Brat otrzymał od rodziców ich poprzednie mieszkanie, które zostało w pełni wyposażone. Siostra i ja nie otrzymałyśmy żadnego posagu.
Europie żyjemy pod ciśnieniem poglądu, że w życiu należy kierować się rozumem. Przypisujemy – post factum – dokonywanym przez nas wyborom sens racjonalny. Zaciemnia to prawdę o motywach naszych działań. Wstydliwie przyznajemy się do działań irracjonalnych. Wybitny kompozytor Tadeusz Baird wyrażał nadzieję, że zawsze pozostanie w człowieku jakiś element niepoddający się kontroli rozumu. Niejeden wybitny przyrodnik przyznawał się do tego, że wiele zawdzięcza poznaniu intuicyjnemu. Profesor medycyny Julian Aleksandrowicz przekonywał, że intuicja pełni w medycynie szczególną rolę przy stawianiu diagnozy oraz dawkowaniu lekarstw. Intuicja to poznanie bezpośrednie. Im większa skala uczuć i wrażliwości, tym większy poziom rozwoju intuicji. Obdarzeni są nią przede wszystkim ludzie sprzęgnięci ze światem przyrody, jak również wielcy artyści. Sfera irracjonalna leży poza obszarem dowodliwości rozumu, ale nie jest z nim sprzeczna. Twierdzę, że należy uznać przemienność w naszym poznaniu czynników dyskursywnych oraz intuicyjnych. Nasza wiedza jest szersza od sfery podlegającej dowodliwości rozumu. Ale trzeba mieć odwagę, by zawierzyć intuicji, ponieważ nie jest ona powszechnie aprobowana. Intuicja dochodzi do głosu w życiu codziennym,
Skoro ojciec zadecydował za życia, że jedyną właścicielką mieszkania będzie macocha, to miała ona pełne prawo, aby podarować to mieszkanie swojemu synowi. Pozostały majątek pozostawiony przez ojca dziedziczy Pani razem z rodzeństwem i macochą. Jeżeli jest to majątek nabyty w czasie trwania wspólności majątkowej, w połowie należy się on drugiej żonie ojca. Reszta należy do spadku po nim, który wspólnie dziedziczycie. Macocha ma prawo do dysponowania swoim majątkiem wedle swojej woli. Fakt sprawowania opieki nad daną osobą nie powoduje również nabycia praw do dziedziczenia po tej osobie. Polskie prawo przewiduje dziedziczenie ustawowe jedynie po krewnych i małżonku. Macocha nie jest natomiast osobą, po której śmierci nabywa się prawa do spadku. Tym bardziej więc za życia może ona swobodnie dysponować swoim
gdy czegoś jesteśmy pewni, aczkolwiek nie możemy tego uzasadnić. W Europie dominuje racjonalizm. Jesteśmy wychowywani w szacunku dla wiedzy płynącej z rozumu. Uczy się nas, by w razie rozterek wybierać to, co podpowiada rozum. Jednocześnie wiadomo, że na przykład niejeden
majątkiem. Ewentualne roszczenia może Pani zatem skierować jedynie wobec tych przedmiotów majątkowych, które w chwili śmierci stanowiły także własność ojca (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93; Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964 r., nr 9, poz. 59). ¤¤¤ Sąd orzekł rozwód bez orzekania o winie, pomimo że to żona wniosła sprawę o rozwód. Przed ślubem ojciec zapisał mi dom mieszkalny. Po ślubie zameldowałem w nim swoją żonę. Żona wyprowadziła się w 2003 r., a wymeldowała na mocy nakazu administracyjnego w 2005 r. Czy ma ona w tej sytuacji prawa majątkowe do domu? Jak dzieli się przedmioty (meble, sprzęt) zakupione po ślubie i do którego momentu? Jak należy taki podział przeprowadzić? (Adam B., Pajęczno) Okoliczność, że to żona wniosła pozew o rozwód, nie przesądza o tym, kto ponosi winę za rozkład pożycia w małżeństwie. Co do zasady, sąd orzekając rozwód, ma obowiązek rozstrzygnąć kwestię winy. Jednakże sąd, na zgodne żądanie małżonków, wydając orzeczenie rozwodowe, zaniecha orzekania o winie. Z tego, co Pan pisze, najwyraźniej wynika, że wyraził Pan w toku sprawy rozwodowej zgodę na rozwód bez orzekania o winie. Jeżeli dom otrzymał Pan od ojca przed ślubem, to nie wchodzi on w skład wspólności majątkowej małżeńskiej i była żona nie ma do niego żadnych praw. Byłoby tak również w sytuacji, gdyby ojciec podarował Panu dom już po ślubie. Prawa do domu była żona miałaby
wiedzę naukową, to uważał, że w życiu codziennym należy odwoływać się do intuicji serca. Filozof ten zdawał sobie sprawę z niewystarczalności wiedzy naukowej w sprawach życiowo doniosłych dla człowieka. Trzeba podkreślić, że to, co irracjonalne, nie jest tym samym, co antyracjonalne, a więc
FILOZOFIA CODZIENNOŚCI
Rozum i intuicja człowiek uratował się w czasie wojny dzięki temu, że usłuchał podszeptów intuicji. Poznałam kogoś, kto w czasie bombardowania opuścił schron, ratując tą decyzją – zdawałoby się bezrozumną – własne życie. Na dom spadła bomba i nikt nie ocalał. Intuicja ma swoje odmiany. Niektórzy filozofowie odwoływali się do intuicji intelektualnej. Tomasz z Akwinu pisał o aniołach jako o istotach obdarzonych taką właśnie zdolnością poznawczą. Dzięki niej anioły bezpośrednio poznają istotę rzeczy. Filozofowie odwołują się także do intuicji uczuć. Pascal podkreślał, że rozum jest bezradny w sprawach mających znaczenie dla dokonywania wyborów życiowych i chociaż cenił
nie jest sprzeczne z rozumem. Warto też pamiętać, że nauka powinna przyznawać się do tego, że bywa omylna. Wszak historia poszczególnych nauk – na przykład astronomii czy medycyny – jest zapisem błędów, które rozum uczonego popełnia, dążąc do prawdy. Teorie naukowe wczoraj uznawane za prawdziwe – wraz z rozwojem wiedzy – bywają odrzucane. Wyjątek stanowi tu filozofia, bowiem systemy tworzone przed wiekami mają nadal swoich zwolenników. Wyrazistym przykładem jest tomizm – filozofia stworzona w XIII wieku, a dziś w Polsce mająca wielką siłę oddziaływania. Na marginesie dodam, że stanowimy pod tym względem wyjątek w Europie. Przykładem może być także augustynizm czy kantyzm.
tylko w sytuacji, gdyby Pana ojciec uczynił tę darowiznę nie tylko na Pana rzecz, ale na rzecz was obojga. Majątek nabyty w czasie trwania małżeństwa wchodzi w skład wspólności majątkowej małżeńskiej. Jeżeli do dnia rozwodu wspólność ta istniała, tzn. nie było intercyzy bądź sądowego zniesienia współwłasności, to objęte są nią wszystkie składniki majątkowe nabyte do dnia uprawomocnienia się wyroku orzekającego rozwiązanie małżeństwa. Od tego momentu przedmioty te objęte są zwykłą współwłasnością, która może zostać zniesiona sądownie bądź w drodze umowy. Umowne zniesienie współwłasności jest oczywiście tańszym sposobem, ale wymaga porozumienia stron co do sposobu podziału wspólnego majątku. Przy braku takiego porozumienia, konieczne będzie wystąpienie do sądu z wnioskiem o zniesienie współwłasności. Od wniosku takiego należy uiścić opłatę stałą w kwocie 1000 zł (podstawa prawna: Kodeks rodzinny i opiekuńczy, DzU z 1964 r., nr 9, poz. 59; Ustawa z 28.07.2005 r. o kosztach sądowych w sprawach cywilnych, DzU 167.1398 ). ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Można dawać wiele przykładów silnego oddziaływania tego, co irracjonalne. Myślenie naukowe, odwołujące się do doświadczenia i do rozumu, nie stanowi – jak podkreślał B. Suchodolski – naturalnej właściwości ludzkiego rozumu. Jest ono wydarzeniem, które powstało w określonym miejscu i czasie. Wracając do irracjonalizmu, warto podać jako przykład wielką siłę oddziaływania mody. Mam na myśli nie tylko modę w odniesieniu do sposobu ubierania się czy urządzania mieszkania. Moda zaznacza się w każdej dziedzinie życia. Wiąże się z protestem wobec monotonii i stanowi przejaw znużenia tym, co już jest znane. Moda kultywuje nowość z racji nowości. Szybkość, z jaką mody się rozchodzą, wskazuje na siłę tego, co irracjonalne. W kategoriach racjonalnych niepodobna tego zrozumieć. Również poddawanie się tradycji wymaga sięgnięcia do tego, co irracjonalne. Tradycja bowiem wzmaga swoją siłę na skutek naśladownictwa. Utrzymuje się ona mimo zmian warunków, w których kiedyś powstała. Przechodzi ona do sfery „świętości” niepodlegających dyskusji. Pokolenia późniejsze naśladują w jakiejś mierze pokolenia, które przeminęły. Rozum, intuicja, doświadczenie, wiara religijna w przypadku nurtów tworzących filozofię chrześcijańską – to różne, odmienne źródła poznania. MARIA SZYSZKOWSKA Fot. Jan Stępień
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
11
Leśny szkodnik Prawo i Sprawiedliwość od ponad pięciu lat chwali się publicznie, że w swoich szeregach ma wybitnych znawców spraw ochrony przyrody. Jednym z nich jest leśnik Jan Szyszko. Warto mu się przyjrzeć... Ów wykładowca Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego należy do kręgu najwierniejszych sług brata Jarosława i dlatego w 2005 roku został ministrem środowiska. Był to dla niego powrót do wielkiej polityki po krótkim ministrowaniu w latach 1997–1999 w rządzie Jerzego Buzka. Zasłynął wtedy z dekomunizacji firmy o nazwie Lasy Państwowe. Dzięki radosnej twórczości kolegów pana ministra stanęły one na progu bankructwa. W 2006 r. okazało się, że minister wyraził zgodę na budowę obwodnicy Augustowa przez puszczę. Miłość ekologa Szyszki do dróg ma jednak swoje granice. Gdy wojewoda mazowiecki zapragnął przeprowadzić objazd Warszawy dla tirów kilka kilometrów od chałupy Szyszki, to natychmiast wyszło, że jest to droga nadzwyczaj szkodliwa dla środowiska. ¤¤¤ Gdy z pomysłami szefa resortu środowiska polemizowali ekolodzy, zarówno on sam, jak i pan premier odpowiadali, że jest to atak polityczny. W końcu atakujący to działacze Partii Zielonych 2004, czyli lewica. W maju 2007 r. do wojny z ministrem przystąpiło czterdziestu członków Państwowej Rady Ochrony Przyrody. Są to jego osobiści doradcy. I ci, zamiast grzecznie współpracować – a już, broń Boże, nie przeszkadzać mu w pracy – uważają w spec. raporcie, że „rząd (..) prowadzi antyprzyrodniczą kampanię informacyjną”. Eksperci twierdzą też, „że władza propaguje fałszywą wizję, że walory przyrodnicze są wynikiem zacofania kraju, a ich ochrona stanowi zaporę, upośledzającą możliwości rozwoju gospodarki i infrastruktury”. Jajogłowi wymyślili, że walory przyrodnicze niektórych regionów (takie jak czyste powietrze czy woda) są dla nich szansą rozwoju”. Wyartykułowali też zarzut, iż rząd nie przestrzega konwencji
przyrodniczych i porozumień międzynarodowych. Polska nie uczestniczy aktywnie w światowych działaniach na rzecz ochrony przyrody i nie wywiązuje się z przyjętych dobrowolnie zobowiązań, np. niszczymy siedliska dzikiego ptactwa wodnego oraz nietoperzy. Natomiast rząd Kaczyńskiego tylko udaje, że ma i realizuje krajową strategię ochrony różnorodności biologicznej. Członkowie Rady twierdzą, że obecny podział funduszy europejskich szkodzi środowisku. Na liście inwestycji priorytetowych umieszczono bowiem betonowanie koryt wszelkich rzek (w tym Wisły i Odry) oraz węzły drogowe w środku dużych kompleksów leśnych. Według ekspertów, jest to odgrzewanie starych (pochodzących z lat 60. i 70. ubiegłego wieku) pomysłów, które zostały porzucone. Tymczasem rząd chce wydać na nie ponad 1,5 miliarda euro. Według Szyszki, beton na brzegach rzek raz na zawsze uwolni nas od uciążliwych ekosystemów bagiennych – naturalnych siedlisk ptaków (lasy łęgowe, podmokłe łąki, torfowiska), tarlisk ryb itp. ¤¤¤ Jan Szyszko to pierwszy od kilkunastu lat minister środowiska, którego pozycja w rządzie jest tak słaba, że nikt się z nim zupełnie nie liczy. Na przykład Szef resortu rolnictwa Lepper wydaje kilka milionów złotych rocznie na zarybianie rzek starymi, zamiast młodych sztukami. Na dodatek są to groźne gatunki pochodzące z obcych ekosystemów. Stanowią one poważne zagrożenie dla rodzimych gatunków (ryb, roślin, bezkręgowców). Sprowadził też dwa nowe gatunki jeleni, a wraz z nimi... nowego pasożyta, który dziesiątkuje stada żubrów w Puszczy Białowieskiej. Skoro ministrowie się z Szyszką nie liczą, to swojego szefa zaczęli lekceważyć także podlegli mu leśnicy. No i sprowadzili i sadzą na masową skalę nieznane w tej części Europy drzewa, które zaburzają nasz ekosystem.
Wbrew wymogom racjonalnej gospodarki drewnem wycinają też wszystko, co da się sprzedać. Kilka stron raportu uczonych zrzeszonych w PROP to wykaz luk prawnych, jakie sobie zafundowaliśmy w ochronie przyrody. Gdy dochodzi do dewastacji środowiska, zaczyna się ruletka – która z ośmiu (sic!) państwowych agend ma się tym zająć. Członków Państwowej Rady Ochrony Przyrody wnerwia także to, że rząd zgodził się, aby rady gmin mogły skutecznie stosować weto przy ustalaniu miejsc szczególnie ważnych dla dziedzictwa przyrodniczego. Wystarczy niechęć jednego samorządu, aby teren o znaczeniu narodowym czy światowym nie był skutecznie chroniony. ¤¤¤ Dzięki zmianie prawa samorządowego oraz ustawy o ochronie przyrody wszystkie dotąd ustanowione przez gminy obszary ochrony przyrody przestały istnieć. Na wielu z nich można już prowadzić dowolną działalność gospodarczą. Skutki tego już można zaobserwować na Warmii i Mazurach. Wyrastające gdzie popadnie kopalnie piasku zniszczyły systemy wodne i równowagę ekosystemów. Ponadto gminy, układając plany wykorzystania rezerwatów przyrody czy europejskich obszarów Natura 2000 (najcenniejsze przyrodniczo kawałki naszego kontynentu), nie potrzebują pytać o opinię konserwatora przyrody. Naprawdę groźne jest to, że pomysły postawienia dużych zakładów przemysłowych nie są faktycznie oceniane pod względem ich wpływu na przyrodę. A nie są, bo panowie politycy zapomnieli wprowadzić do polskiego prawa odpowiednich regulacji europejskich. Zresztą, jak już prawo UE przepisujemy, to z takimi błędami, że staje się niewykonalne. Taki los spotkał deskrypty dotyczące ochrony ptaków i ich siedlisk. ¤¤¤ Za dowcip profesorowie uznali wprowadzenie na masową skalę tak
zwanych stref ochrony krajobrazu. Nie wiadomo bowiem, co one oznaczają i co się tam zabezpiecza. Nie wiadomo, bo nie ma żadnych regulacji prawnych. Wynalazkiem tego rządu jest też prowadzenie gospodarki w parkach narodowych i ścisłych rezerwatach na podstawie kilkumiesięcznych planów ochrony przyrody. Cała Europa, a nawet RPA takie wytyczne przygotowuje na kilka, kilkanaście lat do przodu. Pod hasłem odszkodowania dla natury podejmuje się rzeczy dla niej szkodliwe. Naukowcy podają przykład działań drogowców, którzy w zamian za wycinkę drzew w Dolinie Rospudy chcą zalesić cenne łąki w Bereżnikach. A Szyszko pochwalił inicjatorów pomysłu za miłość do przyrody... ¤¤¤ Na ochronę przyrody (pomimo rosnących dochodów budżetu
państwa) wydajemy coraz mniej. Dodatkowo pan minister robi wszystko, aby niczego do skromnej sakiewki nie dorzucić. Tylko tym możemy wyjaśnić skandaliczny chaos prawny, uniemożliwiający wykorzystanie przez Polskę funduszy europejskich przeznaczonych na ochronę środowiska. Pomagają mu w tym inni ministrowie. Ot, choćby wspomniany Lepper. To przez niego rolnicy gospodarujący na terenach objętych szczególnym reżimem ochronnym (tak zwana Natura 2000) nie mają szans na stosowne rekompensaty. ¤¤¤ Nie wiemy też, dlaczego panu ministrowi podoba się na przykład straszenie nietoperzy w trakcie ich zimowego snu. Dotąd zimowe wycieczki po niektórych jaskiniach były zakazane. Od dwóch lat grotołazi mogą chodzić po nich kiedy chcą. W państwach UE i na przykład w Kanadzie za taki spacerek grozi wysoka grzywna. Szef resortu środowiska nie znajduje czasu, aby pogadać na temat złamania w przyrodzie równowagi pomiędzy drapieżnikami (np. lisami i jenotami) a drobną zwierzyną przez nich konsumowaną. ¤¤¤ Po paru tygodniach milczenia pan minister zareagował na raport. Pouczył publicznie profesurę, że przekracza ona swoje uprawnienia. I jak się nie poprawi, to on, minister, już nigdy gadać z nimi nie będzie. MICHAŁ CHARZYŃSKI
12
BYLIŚMY ŚWIADKAMI ŚWIADKÓW
Dobre uczynki Pod hasłem „Naśladuj Chrystusa!” świadkowie Jehowy rozpoczęli serię swoich tradycyjnych kongresów okręgowych. W 18 miastach Polski odbędą się – do końca lipca – 22 zgromadzenia z przewidywanym udziałem ok. 160 tys. wyznawców. Raz do roku stadion piłkarski łódzkiego „Widzewa” staje się tak bezpieczny, że na ściśle wypełnionych trybunach można spotkać nawet rodziców z niemowlętami. Owa zdumiewająca prawidłowość towarzyszy kongresowi okręgowemu świadków Jehowy (ŚJ), którzy w bieżącym roku stawili się nań w liczbie ok. 9 tys. uczestników, skupionych na co dzień w 109 tzw. zborach. Przez trzy dni studiowali fragmenty Biblii („natchnione i nieomylne Słowo Boże”), oraz wsłuchiwali się w przemówienia, mające ich utwierdzić w przekonaniu, że choć „miliony ludzi twierdzą, że wierzą w Jezusa Chrystusa”, to przecież „od prawdziwych chrześcijan wymaga się więcej niż samej wiary. Niezbędne są uczynki”. Zebranym na kongresie przypominano, że znaki rozpoznawcze „prawdziwych chrześcijan” to przede wszystkim ścisłe przestrzeganie nauk i naśladowanie Jezusa w codziennym życiu osobistym, rodzinnym oraz służbie kaznodziejskiej („wykonywanie słowa, a nie tylko słuchanie”). Takie właśnie postawy zdecydowanie – zdaniem ŚJ – wyróżniają ich spośród innych religii uzurpujących sobie miano chrześcijańskich.
Na kongresie wiele miejsca poświęcono też rodzinie i małżeństwu, stanowiącemu dla ŚJ „związek dozgonny”, którego rozwiązanie może usprawiedliwić – w myśl Pisma Świętego – jedynie zdrada. Jednym z najważniejszych akcentów uroczystości był chrzest, rozumiany jako symbol oddania się Bogu osoby uznanej za dojrzałą do zrozumienia i zaakceptowania Biblii oraz doktryny ŚJ. Ceremonia odbyła się w drugim dniu kongresu, a przez specjalne baseny (chrzest odbywa się poprzez zanurzenie w wodzie) przeszło na kolejny stopień wtajemniczenia 114 członków wyznania. Wśród uczestników zgromadzenia zauważyliśmy mnóstwo młodych ludzi, kilku obcokrajowców oraz grupę polskich Romów. Pieniędzy „na tacę” nie zbierano. A poza tym pogoda dopisywała, humory również i chyba tylko małe dzieci nieco się nudziły... Świadkowie Jehowy są trzecim pod względem liczebności – za katolicyzmem i prawosławiem – wyznaniem w Polsce. Dodajmy, że bardzo prężnym – w tym roku było 114 nowo ochrzczonych. Dla porównania – do łódzkiego Wyższego Seminarium Duchownego zgłosiło się
w bieżącym roku 9 kandydatów na księży... To jest główna przyczyna niezwykle zażartej wojny propagandowej wypowiedzianej ŚJ przez kat. Kościół. Na stronach internetowych firmowanych przez tenże papieski Kościół roi się od kierowanych pod adresem ŚJ (podkreślmy, że jest to wyznanie absolutnie legalne) epitetów typu „drapieżna i niebezpieczna sekta”, zaś katoliccy emisariusze nie szczędzą trudu i pieniędzy podatników – o ironio, także tych wywodzących się spośród ŚJ – by ostrzegać przed rzekomymi zagrożeniami społecznymi ze strony tego wyznania (por. „Szatan w VII klasie” – „FiM” 26/2007). Kogo „nasi okupanci” tak się boją? Popatrzmy na zdjęcia... ANNA TARCZYŃSKA Fot. Autor
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
13
14
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
Z KRAJU I ZE ŚWIATA
E
skimosi starych ludzi wsadzali na krę i puszczali ją na morze; plemiona afrykańskie wypędzały starców w głąb dżungli. My nie robimy niczego podobnego. Wszak jesteśmy cywilizowani... W ostatnich latach na szpitalnych oddziałach oprócz chorych pojawiła się całkiem nowa grupa – rezydenci. „Czcij ojca swego i matkę swoją” – jak z nut recytuje prawie każdy mały Polak katolik, przygotowując się do przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej. Wówczas rodzice rzeczywiście są niezwykle ważni, bo to oni o wszystko dbają, karmią, kupują, bronią. Takich rodziców nietrudno jest czcić. Objawy kryzysu pojawiają się kilkadziesiąt lat później, kiedy ci, którzy kiedyś byli w centrum i na piedestale, leżą zapomniani w szpitalach. Nikt nie
– Już teraz w szpitalach brakuje łóżek. Czasem dochodzi do tak dramatycznych sytuacji, że ludzie naprawdę chorzy, których nie możemy przyjąć z powodu braku miejsca, czekają na miejsce dosłownie przy wezgłowiu umierającego staruszka! – mówi pielęgniarka z Łodzi. – A rezydentów nie możemy przenieść na przykład do domu opieki, bo na to potrzeba albo ich zgody, albo nakazu sądu – dodaje. Najbliżsi tłumaczą się zazwyczaj brakiem czasu, umiejętności, wyjazdami. Jednak najczęściej motywem ważniejszym niż godność i uczucia starego człowieka okazują się pieniądze. Na miesięczny pobyt staruszka w domu opieki trzeba poświęcić 70 proc. jego dochodów, a jeśli to nie wystarcza na pokrycie wszystkich kosztów, różnicę pokrywa rodzina.
W jednym z dolnośląskich szpitali leży pan Franciszek. Dziecko wychowywał po katolicku, nawet do kościoła razem chodzili, kolędy na święta śpiewali, za papieżem Wojtyłą po Polsce jeździli. Kiedyś miał mieszkanie, ale nieopatrznie pozwolił zamieszkać w nim synowi i jego żonie. Upoważnił ich też do odbierania emerytury. – Na początku to jeszcze o mnie pamiętali, potem ważniejsze okazało się mieszkanie i pieniądze – kiwa ze smutkiem głową. ¤¤¤ Nakłonienie młodych kobiet do rodzenia dzieci to główny i – jak się wydaje – jedyny cel prorodzinnej polityki polskiego rządu. Według Jarosława Kaczyńskiego, nie jest ona kwestią przekonań, ale potrzebą naszego społeczeństwa. Poza nawias wszelkich dyskusji wychodzi los tych,
Rezydenci zgłasza się, aby ich odebrać, bo opieka nad chorym, zniedołężniałym ojcem czy matką zdecydowanie wykracza poza wyuczony swego czasu i już dawno zapomniany dekalog. Bo starość wymaga poświęceń. – Niezwykle przykre jest to, że starsze osoby przywożone są do nas, kiedy zbliżają się święta czy wakacje. Dotyka to szczególnie ludzi niedołężnych, wymagających codziennej opieki. Tutaj nikogo już nie dziwi nagłe zagęszczenie na oddziałach właśnie w tym czasie. Pretekst, niestety, zawsze się znajdzie: nadciśnienie, wysoka temperatura, przewlekłe bóle – mówi Beata, pielęgniarka z łódzkiego szpitala CZMP. – Jednak po badaniach nie ma już kto pacjenta odebrać. To po prostu tańszy i wygodniejszy sposób niż zapewnienie mu fachowej opieki w domu – dodaje. ¤¤¤ Dla zadłużonych placówek, cierpiących na deficyt wolnych łóżek, jest to nie lada problem, bo pacjenci, którzy powinni wyjść do domu po kilku dniach hospitalizacji, spędzają na oddziale kilka miesięcy, a nawet lat! – Często jest tak, że do szpitala po starszą osobę nikt się nie zgłasza. Odwozimy więc karetką pod podany adres, ale i tam nikt nie czeka. A że nie możemy zostawić człowieka na łasce losu, zabieramy z powrotem... – opowiada Paweł, sanitariusz z Wrocławia. Rezydenci szczególnie teraz stanowią dla dyrekcji placówek istotny problem. Narodowy Fundusz Zdrowia opłaca jedynie leczenie pacjentów, pod warunkiem że są ubezpieczeni. Za tych, którzy „mieszkają” w szpitalach, trzeba zapłacić z budżetu placówki. Jak wysokie są owe budżety, nikomu w dobie ogólnokrajowego strajku pracowników służby zdrowia tłumaczyć nie trzeba. Poza tym dziś, kiedy wiele szpitali uległo likwidacji, te, które pracują, mają ograniczoną liczbę miejsc.
Gdy jej na to nie stać, może starać się o dotację w gminie, ale tym sposobem renta lub emerytura „dziadka” przelatuje młodym koło nosa. Za pobyt w szpitalu płacić nie trzeba. ¤¤¤ Dla setek starych, schorowanych i zapomnianych ludzi szpitale, do których przywieźli ich najbliżsi, stają się więc drugim domem. Mogliby wyjść, ale nie mają dokąd, bo a to wnuczka wprowadziła się do pustego chwilowo mieszkania, gdyż szczęśliwie zwolnił się i tak skąpy metraż, a to córka nie ma czasu, aby zaopiekować się niedołężną matką. Zresztą powodów jest tyle, ilu ludzi okupujących szpitalne łóżka. Pani Stanisława w jednym z łódzkich szpitali spędza już kolejny miesiąc. Czasami – w przypływie rozrzewnienia – uroni kilka łez. Ma rodzinę. Pamięta nawet, że niedawno jej wnuczka urodziła córkę – Karolinkę. Nie widziała małej, bo przecież na oddział z dzieckiem nie wolno. Ona to rozumie. Zresztą potrafi sobie wytłumaczyć także wiele innych rzeczy. Na przykład to, że ani jedno z trójki z trudem wychowanych dzieci „nie ma czasu”, aby ją odwiedzić częściej niż raz na miesiąc. A mają tak blisko... O tym, że mogliby ją przygarnąć pod swój dach, to już nawet nie marzy. Proponują za to dom opieki. – Nie chcę iść do obcych, bo to umieralnia – twierdzi stanowczo. Za to w szpitalu czuje się bezpiecznie – wszystkich zna, z siostrzyczkami może porozmawiać, nawet koleżankę ma.
Fot. WHO BE
którzy kilkadziesiąt lat temu o dzietność narodu się zatroszczyli. Dzisiaj nie ma kto zatroszczyć się o nich. Jednym z priorytetów tego rządu jest też ochrona zapłodnionych jajeczek i straszenie narodu widmem grzesznej eutanazji. O tych, którzy „jeszcze żyją”, już się nie pamięta. Dyrektorzy szpitali alarmują, że brakuje jasno określonych sposobów postępowania z porzucanymi w lecznicach pacjentami. Dzisiejszy stan prawny nie nakłada na rodzinę obowiązku opieki nad jej członkiem. Pewnym rozwiązaniem tej sytuacji byłoby wprowadzenie składki pielęgnacyjnej, która zapewniłaby środki na opiekę dla tych, którzy z powodu chorób lub wieku nie są w stanie radzić sobie sami, a na najbliższych nie mogą liczyć. Bo chociaż słowo rodzina w ustach rodaków odmieniane jest przez wszystkie przypadki, to starość nijak nie daje się wpisać w lansowany obecnie styl życia. Upycha się ją więc po kątach, bagatelizuje, jakby zapominając, że stanie się ona udziałem nas wszystkich. WIKTORIA ZIMIŃSKA
Koszmarna twarz wojny W
szystkie oblicza wojny są tragiczne i brutalne, prawie każda wojna – z wyjątkiem obrony kraju przed atakiem – jest bezsensowna. A jeśli mamy do czynienia z wojną wywołaną w oparciu o zmyślony pretekst? Spektakularne oblicza agresji amerykańskiej w Iraku – popieranej przez kurczącą się „koalicję chętnych” – są znane. Ponad 600 tys. cywilnych ofiar; 3,5 tysiąca młodych żołnierzy USA, poległych za realizację imperialnej polityki Busha; kilkanaście tysięcy rannych i trwale okaleczonych; setki miliardów dolarów zmarnowane; Irak zniszczony, bez nadziei na odrodzenie w formie stabilnego bytu państwowego; kilka milionów uchodźców (głównie profesjonaliści); potęgujące się napięcie na Bliskim Wschodzie; kompromitacja USA (także w świetle torturowania jeńców i bezprawia w Guantanamo) jako lidera „prawego świata”; głębokie dysonanse w łonie państw tzw. cywilizacji zachodniej. I tak dalej. Ale jest i inne oblicze tej wojny – w swej mikroskali z pewnością jeszcze bardziej koszmarne. Joseph Briseno leży na plecach. Niewidomy. Niemy. Kompletnie sparaliżowany. Opleciony siatką rurek i przewodów. Przy życiu trzyma go maszyna pompująca powietrze do płuc. Porozumiewa się za pośrednictwem jęków i grymasów. Co najgorsze, ma pełną świadomość tego, co się z nim dzieje. Miał 20 lat i był studentem w George Mason Uniwersity. Chciał być anatomopatologiem. Próg satysfakcjonującego życia. Nagle wezwanie: Briseno zapisał się wcześniej do rezerwy armii. Teraz posyłała go ona na front.
Przed czterema laty życie Josepha jako pełnowartościowego człowieka dobiegło końca: w Bagdadzie kula w tył głowy, z bliskiej odległości, zgruchotała kręgosłup, rdzeń kręgowy. Zastopowanie akcji serca spowodowało nieodwracalne uszkodzenia mózgu – stąd ślepota. Ocenia się, że jest on najciężej ranną (po stronie amerykańskiej) ofiarą wojny Busha i Cheneya, do której parli oni za wszelką cenę, nie licząc się z niczym, rojąc o amerykańskim panowaniu nad światem. Szykujcie pogrzeb – powiedzieli rodzicom lekarze wojskowi. Ale jakimś cudem (przekleństwem losu?) przeżył. Szpital US Forces w Landstuhl, medyczne centrum armii w Bethesdzie, dom rodziców w Wirginii, szpital weteranów w Tampie. „Wszystkie nasze pieniądze, wszystkie oszczędności, fundusze emerytalne... wszystko opróżnione do zera” – mówią rodzice, którzy porzucili pracę, by oddać się opiece nad synem. Ponieważ nie mieli z czego żyć (Ameryka jest szczodra dla swych bohaterów głównie na płaszczyźnie werbalnej), podjęli znów jakieś dorywcze zajęcia. Z pieniędzy organizacji dobroczynnych przerobili piwnicę na pokój syna. Dzielą nocne dyżury: bezwładne ciało chłopaka musi być co 4 godziny odwracane na łóżku. „Zawsze mamy nadzieję. Jesteśmy tacy szczęśliwi, że go mamy. Bóg go nam dał i jest on naszym błogosławieństwem”. JF
Biedaku, nie choruj! E
dith Rodriguez, 43-letnia kobieta, zmarła w szpitalu w Los Angeles z powodu perforacji jelit. Anatomopatolog zakwalifikował śmierć jako przypadkową. Ot, codzienna sprawa. Ale tylko z pozoru! Przed zgonem Rodriguez przez 45 minut leżała na podłodze pogotowia ratunkowego szpitala Martina Luthera Kinga, krwawiąc z ust i wijąc się z bólu. Nikt z personelu medycznego nie pospieszył jej z pomocą. Jej syn i inny pacjent dwukrotnie dzwonili na numer alarmowy, ale spotkali się z odmową. Powiedziano im, że to nie nagły wypadek i powinni dzwonić na... policję. Policjanci stawili się, a jakże, lecz zamiast ratować konającą Meksykankę, postanowili ją aresztować, bo podobno złamała warunki wcześniejszego zwolnienia z więzienia. Zmarła, gdy taszczyli ją do radiowozu. Eksperci oświadczyli, że interwencja lekarska ocaliłaby jej życie.
Rzecz miała miejsce w szpitalu w dzielnicy nędzy w Mieście Aniołów, jednym z najbogatszych miast świata. Tydzień wcześniej inspektorzy federalni kontrolujący oddział pogotowia stwierdzili, że pacjenci są tam „w stanie bezpośredniego zagrożenia życia”. Przed kilkoma miesiącami media nagłaśniały wypadki ze śródmiejskiego getta: ambulanse przywoziły chorych biedaków, którym wcześniej gdzie indziej udzielono pierwszej pomocy, i w szpitalnych koszulach wyrzucały ich na ulicę. Pierwsze pytanie, jakie słyszy pacjent przywieziony na pogotowie w USA, brzmi: Ubezpieczenie jest? Ci, którzy go nie mają, mogą być wożeni godzinami od szpitala do szpitala i bywa, że umierają w karetkach. Jaki ten świat mały... PZ
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r. PARADA NORMALNOŚCI W Nowym Jorku odbyła się tradycyjna parada gejowska. Wzięły w niej udział dziesiątki tysięcy ludzi. Jak zawsze po 5 Alei w kierunku dzielnicy Greenwich Village maszerowali transwestyci w szalach, a na motorach jechały lesbijki.
Udział wzięli geje z policji i ze straży pożarnej. W etnicznych grupach paradowali geje z Azji, Haiti, Argentyny i Urugwaju. Nie zabrakło delegacji amerykańskich Indian homoseksualistów. Maszerował też burmistrz Bloomberg i... liczne organizacje religijne. Żydów reprezentowała kongregacja Beth Simchat Torah – największa gejowska synagoga. Katolików reprezentowało – z tęczowymi flagami – ugrupowanie Dignity (Godność), grupujące wierzących homoseksualistów. „Obserwujemy, że opinie zwykłych katolików na temat parady zmieniają się” – stwierdzali liderzy Dignity. Byli też buddyści, a ramię w ramię z rabinem Kleinbaumem maszerował kaznodzieja Troy Perry, założyciel Metropolitan Community Church. Obaj należeli do grona patronów parady. Zgromadzenie stanowe uchwaliło prawo legalizujące małżeństwa jednopłciowe. Popiera je gubernator Eliot Spitzer, ale na razie blokowane jest przez republikanów w senacie. Ktoś mógł na paradę (odbywają się ich w USA dziesiątki) zaprosić polskie Rodzeństwo Rządzące, by na własne oczy ujrzało (przejrzało), że Bóg widział i nie grzmiał, a świat się nie walił. JF
KONIEC POTTERA „Harrypotterowska” obsesja zbliża się do zenitu. 21 lipca to termin publikacji najnowszej, siódmej i ostatniej z serii znienawidzonych przez Kościół książek o przygodach chłopca czarodzieja. Tabuny rozgorączkowanych fanów z trudem powstrzymują biegunkę z podniecenia, gubiąc się w internetowych spekulacjach, jak też J.K. Rowlings zakończy cykl. Czy uśmierci
Harry’ego? Rozgorączkowanie zwiększyła wieść hakera o pseudonimie Gabriel, który na stronie internetowej InSecure.org oznajmia, że wdarł się do komputera londyńskiego wydawnictwa Bloomsbury Publishing i zapoznał z treścią zakończenia. Jest to sekret strzeżony jak tajemnice szpiegowskie, bo od jego zachowania zależą grube miliony dolarów. Wydawnictwo zachowuje milczenie, stwierdzając lakonicznie, że wersja archanioła – to jest, pardon, Gabriela – nie musi być prawdziwa. Książki o Harrym Potterze są światowym bestsellerem. Tylko w USA planuje się sprzedać co najmniej 12 mln egzemplarzy finalnej powieści. Cztery filmy o Potterze dały dochód w wysokości 3,5 mld dolarów. Piąty trafi na ekrany na początku lipca. W roku 2005 skradziono szósty odcinek przygód czarodzieja – na miesiąc przed oficjalnym wydaniem, kiedy to ludzie stoją po nocach przed księgarniami. Postawiona w stan pogotowia policja ujęła dwóch facetów, którzy planowali sprzedać treść tabloidowi „Sun”. „Psujemy wam przyjemność, by uczynić czytanie nudnym i bezużytecznym” – sadystycznie deklaruje Gabriel. Czyżby był z Watykanu? CS
JAK PRZEŻYĆ LOT Jak przeżyć katastrofę lotniczą? Pytanie za cenę życia. Cudownych recept nie ma. Stewardesa Iła-62 odpowiadała na pytanie pasażera: Gdzie najlepiej siedzieć? W ogonie. Można wtedy przeżyć? Eee, przeżyć to nie, ale zwłoki się łatwiej identyfikuje...
Sprawa z pozoru banalna: jak odpinać pasy bezpieczeństwa. W chwili paniki umiejętność szybkiego odpięcia pasa może uratować życie. Nie ma miejsc w samolocie, które mogą być zbawienne. Przeciętnie pasażera dzieli od wyjść ewakuacyjnych 7 rzędów foteli. Należy siedzieć więc w tej odległości. Przed startem warto policzyć, ile rzędów dzieli nas od przedniego i tylnego wyjścia. Ułatwi to opuszczenie maszyny w ciemności bądź w oparach dymu. W sytuacji zagrożenia należy się skulić, spuszczając głowę jak najniżej. To redukuje zagrożenie utraty przytomności, które pozbawia szans na szybkie opuszczenie płonącego samolotu. TN
CZY LECI Z NAMI PILOT? Nie nauka, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera – głosiło stare polskie przysłowie. Nie oficera, lecz pilota – to poprawka do wersji chińskiej. 22-letni bezrobotny Chińczyk – Shu Shi – kupił w internecie mundur kapitana chińskich linii lotniczych oraz wszystkie dokumenty identyfikacyjne, po czym – nie niepokojony przez nikogo – przeszedł przez kontrolne bramki w międzynarodowym porcie lotniczym w Pekinie i zasiadł za sterami odrzutowca. Po starcie pierwszy pilot zorientował się, że jego szef nie ma pojęcia o prowadzeniu maszyny. Wystawił go poza kokpit, a po szczęśliwym wylądowaniu – oddał w ręce policji. W roku 2002 Spielberg nakręcił film „Catch me as you can”, którego bohater (rola Leonarda DiCaprio) grał samozwańczego pilota. Chińczyk najwidoczniej chciał sprawdzić, czy to się da zrobić w realu. Ukarano go dziesięcioma dniami paki i grzywną wys. 65 dolarów. Dobrze, że nie zaciukano... ST
BOBOGENIUSZE
To jakoś ilustruje sytuację. Człowiek 10 kilometrów nad ziemią nie ma zbyt wielkich szans, jeśli poważnie zawiedzie maszyna, pogoda lub umiejętności pilota. Ale coraz częściej pasażerowie uchodzą z życiem z lotniczych katastrof, które zresztą zdarzają się coraz rzadziej. Australijski profesor Ed Galea przeprowadził wywiady z 2 tys. ludzi, którzy przeżyli 105 wypadków lotniczych. Przeanalizował ich wypowiedzi, zachowanie i sformułował kilka rad. Jeśli leci się z rodziną, nie można pozwolić personelowi samolotu na rozdzielenie jej. Kiedy siedzi się razem, łatwiej skoordynować sprawną ewakuację.
15
ZE ŚWIATA
Geniusz robiący w pieluchy – sytuacja wysoce nietypowa. Jednak zdarza się. Stowarzyszenie superinteligentnych – Mensa – skupia ponad 100 tys. członków na całym świecie. 30 proc. z nich ma mniej niż 10 lat. Georgia Brown to maluch o wydolności mózgu porównywalnej – uwzględniając różnicę wieku – do możliwości Stephena Hawkinga, uważanego za najwybitniejszego współczesnego fizyka. Jej iloraz inteligencji to 152 IQ. Z takim wynikiem klasyfikuje się w górnych 0,2 proc. najinteligentniejszej populacji. Najmłodszym członkiem elitarnej Mensy jest Amerykanka Jessica Opett – trzylatka. „Oznaki wybitnej inteligencji dostrzegliśmy bardzo wcześnie” – stwierdzili rodzice. Dotyczyły uzdolnień motorycznych, mowy i umiejętności czytania. Przede wszystkim jednak uderzająca była jej niewiarygodna pamięć. To typowe dla dzieci genialnych.
Eksperci uważają, że pomocne w rozwoju intelektualnym dziecka jest jak najczęstsze czytanie mu książek, ćwiczenie pamięci i namawianie do gier słownych. TN
EMBRION MARYNOWANY Badania naukowców z uniwersytetów z Finlandii i Wielkiej Brytanii wykazały, że kobiety mające brata bliźniaka o 25 proc. rzadziej wychodzą za mąż i o 15 proc. rzadziej rodzą dzieci. Dzieje się tak dlatego, jak wywodzą jajogłowi, że przez 9 miesięcy w macicy marynują się w testosteronie – męskim hormonie, emitowanym przez brata. Wpływ hormonów na embriony był już wcześniej znany. Kształtują one rysy twarzy, a nawet długość palców. Na szczęście, nasze bliźniaki to 100-procentowi mężczyźni... ST
BĄDŹ MI TATĄ Jakie mechanizmy decydują o wyborze przez kobiety samca godnego zainwestowania uczuć?
Fragment tajemnicy odsłaniają wyniki badań naukowców z angielskiego Uniwersytetu Durham oraz z Instytutu Antropologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Okazuje się, że panie intuicyjnie postrzegają jako atrakcyjnego tego mężczyznę, który przypomina im ojca. Nie wszystkie: tylko te, które w dzieciństwie miały z nim bliskie i dobre kontakty. „Nie chodzi tylko o twarz i wygląd zewnętrzny. Raczej o zakodowane w pamięci pozytywne wrażenia zachowań” – stwierdza psycholog Lynda Boothroyd. JF
porąbani: 40 proc. ludzi powyżej 45 roku życia oddałoby komórkę nawet za ulubionego drinka. ST
OSTALGIA... ...to określenie nostalgii za utraconym rajem socjalizmu w NRD. Twór ów był wystawowym oknem systemu, forsę pompowali weń zarówno Sowieci, jak i Niemcy z RFN, pragnąc pomóc ziomkom, którzy znaleźli się pod butem Moskwy. Trzymani za mordę i szpiegowani byli (szpiegowali się nawzajem) niemiłosiernie, jednak zaopatrzenie rynku było przyzwoite. Mur obalono przy dźwiękach „Ody do radości”, ale już po kilku latach euforia ustąpiła miejsca frustracji. Dziś wielu byłych dedeerów z sentymentem wspomina brak bezrobocia, brak olbrzymich różnic dochodowych itd. Stąd „ostalgia”. Jej najnowszym dowodem jest otwarcie – 1 maja, oczywiście – nowego berlińskiego hotelu pod nazwą Ostel. Stanowi on panoptikum minionej ojczyzny Honeckera. Hotel mieści się w stalinowskim gmaszysku, nieopodal zachowanego fragmentu muru. Nad recepcją 4 zegary wskazują czas w Moskwie, Berlinie, Hawanie i Pekinie, choć w hotelu czas zatrzymał się w roku 1989. Wyposażenie – za wyjątkiem pościeli, materaców i toalet – pochodzi z NRD. Wychowani w Berlinie Wschodnim – właściciele hotelu skupywali je na pchlich targach i po znajomych. Ze ścian w hallu i pokojach z portretów srogo spoglądają koryfeusze partyjni. W telewizji lecą „szoły” z okresu dyktatury proletariatu. Cena za noc (50 dolarów) – jak na Berlin – śmieszna. Ale można jeszcze taniej: 12 dolarów zapewni pryczę w „schronisku pionierów”. Zachęceni powodzeniem inicjatorzy przedsięwzięcia planują zagospodarowanie w stylu enerdowskim apartamentów do wynajęcia. PZ
TRZY LATA BEZ SEKSU Kanadyjczyk Steven Cranley ma 24 lata i nie będzie miał tego, czego młodzieniec najbardziej pożąda – panienki. Nie ma rady. Tak orzekł wysoki sąd.
KOMÓRKO, POZWÓL ŻYĆ! Nieważny seks, alkohol, czekolada – tego wszystkiego większość Brytyjczyków w wieku 16–24 lat wyzbyłaby się chętniej niż swojej ukochanej komórki. Odebranie jej, choćby na miesiąc, jest dla nich nie do zniesienia. Co trzeci nie zgodziłby się na jej utratę nawet za milion albo więcej funtów! To wyniki sondażu London School of Economics przeprowadzonego wśród 1256 osób w wieku od 16 do 64 lat. Starsi są nieco mniej
Trzy lata bez „romantycznego związku oraz kontaktów natury intymnej” – brzmi wyrok. Cranley to chłopisko zapewne poczciwe, ma jednak trochę nierówno pod sufitem. Świadczyć ma o tym fakt, że napadł swą byłą bogdankę i zlał ją. Jako okoliczności łagodzącej sędzia nie potraktował faktu, że potem, zapewne w ramach pokuty, dziabnął się nożem. ST
16
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (44)
Włodarze sumień O niecnych obyczajach kleru opinia publiczna – z braku „Faktów i Mitów” – dowiadywała się z obfitej literatury staropolskiej. Dostęp do archiwów kościelnych potwierdził, że dawny antyklerykalizm w literaturze był w pełni uzasadniony. Przez całe stulecia poziom umysłowy duchowieństwa w Polsce był bardzo niski. Dotyczyło to nie tylko proboszczów, wikarych, kleryków czy organistów, ale również biskupów. Zostać księdzem nie było trudno. Wystarczyło, jeżeli kandydat na księdza nauczył się czytać po łacinie, a już rozumieć tego, co czyta, nie musiał. Księża przypominali ministrantów, którzy – wyuczywszy się łacińskiej ministrantury – „wyklepywali ją” przy ołtarzu, nic z tego nie rozumiejąc. Nawet w Krakowie, siedzibie biskupstwa i uniwersytetu, pełno było wśród kleru analfabetów. Duszpasterstwo w parafiach wiejskich, mniej rentownych, stało na jeszcze niższym poziomie. Życie na odludziu nie należało do przyjemności. Ulubionym miejscem rozrywek była karczma, a najlepszym przyjacielem gorzałka. W niejednej parafii karczma była częścią majątku kościelnego, a dochody z szynkowania wódki były uposażeniem plebana. W karczmie pili wszyscy. Z uchwał synodów kościelnych wynika, że znudzeni proboszczowie dzień i noc wysiadywali w karczmach, pili i grali w kości z chłopami. Każdy wyjazd księdza – czy po kolędzie, czy do chorego – kończył się libacją w karczmie. Często
J
w szkółkach parafialnych i na plebaniach mieściły się wyszynki wódki, przeciwko czemu w 1641 r. interweniował biskup kujawski Maciej Łubieński. Często proboszcz uzależniał udzielenie ślubu od urządzenia w jego karczmie zabawy weselnej. Pijackie orgie wyprawiano też z okazji chrztu, czy po prymicji świeżo wyświęconych kleryków. Kończyły się one częstokroć karczemnymi bójkami, co zmuszało władze kościelne do interwencji. Świadczą o tym zachowane uchwały synodów. Przekupni wizytatorzy diecezjalni pobierali od plebanów i wikarych łapówki, a jeśli pleban odmówił, archidiakon „obsmarowywał” go przed biskupem. Ksiądz, który umiał chodzić koło swej sprawy, niełatwo mógł być pociągnięty do odpowiedzialności za swoje występki. Jeśli osądził go surowo biskup, to apelował do arcybiskupa, a potem do nuncjusza; niejedna sprawa obiła się nawet o Rzym. Niejednego księdza „sprawy sercowe”, na skutek celibatu – bardzo powikłane, sprowadziły do więzienia biskupiego. Na podstawie zbadanych w krakowskim konsystorzu aktów wizytacji biskupich wiadomo o różnych grzechach i występkach, o jakie oskarżała się wzajemnie sama elita
ak powszechnie wiadomo, sprawy dotyczące praw człowieka i świec kości państwa w Polsce od lat ra czej nie idą w dobrym kierunku, stąd często minorowy nastrój panujący na łamach „FiM”. Ostatnio jednak wiatry po woli zaczynają wiać we właściwą stronę. Dobre zmiany nie płyną bynajmniej od góry, czyli od rządzących. Tam jest coraz gorzej – premier obwieścił właśnie, że polityka PiS to „wojna ze złem”, a swoich przeciwników nazwał „szatanami”. Takie słowa – poza tym, że są być może oznaką pogarszającego się stanu zdrowia głowy rządu – zwiastują bezpardonową walkę na śmieć i życie, a nie demokratyczną debatę i normalną polityczną rywalizację. Dobre wiatry zaczynają wiać na dole społeczeństwa. Zmieniają się nastroje i postawy, jest mniej strachu, a gdzieniegdzie ustępuje typowa polska skłonność do mitomaństwa. Otóż dosyć nietypowe jak na Polskę rzeczy dzieją się wokół słynnej książki „Bóg urojony” Richarda Dawkinsa – słynnego uczonego ewolucjonisty i propagatora ateizmu. Pierwsza partia polskiego tłumaczenia książki, która jest niczym innym jak gwałtownym i pewnym pasji atakiem na religię (w tym na katolicyzm)
parafialna (S. Kot, „Szkolnictwo parafialne w Małopolsce XVI–XVIII wieku): proboszczowie, wikarzy, diakoni i bakałarze (kierownicy szkółek parafialnych) z różnych parafii w diecezji krakowskiej. Oto niektóre z nich: W Skale klecha oskarżył proboszcza z Mironic, że tamtejszy kierownik szkoły zastał go na grzesznym uczynku z konkubiną. Jeszcze gorsze sprawki ujawnił proboszcz z Gostynina, donosząc o córce bakałarza i proboszczu w Krzyżanowicach. Ona ukrywała martwe niemowlę w garnku, a proboszcz, wiedząc o tym, nie dopuścił do śledztwa, bo sam był współwinny zabójstwa. W Bodzęcinie biskup kazał wydalić klechę jako tęgiego rozpustnika i pijaka. Za te występki biskup skazał go na cztery tygodnie więzienia (co sobota o chlebie i wodzie), które miał odsiedzieć w dzwonnicy przy kościele. Były przypadki, że proboszczowie i wikarzy wydawali swoje konkubiny za mąż za organistów. W Lipniku proboszcz wypędził wikarego, przejął jego dochody, a obowiązki powierzył dwóm synom, które miał z konkubiną.
– zniknęła z księgarń w ciągu kilku dni, po czym tłumy niedoszłych czytelników zaczęły zapisywać się u księgarzy w „kolejce oczekujących”. Pierwsze egzemplarze kolejnego dodruku poszły „spod lady” – jak za starych dobrych
Przy ołtarzu zaś zamiast ministranta usługiwały mu córki. Późniejszy proboszcz w Lipniku, Kędzierski, też nie był lepszy. Gdy przyjechał biskupi wizytator, ukrył w szkole 4-tygodniowe niemowlę, które miał z konkubiną. Nie wiadomo, ilu oskarżonych siedziało w księżym więzieniu na zamku biskupim w Lipowcu. Na pewno siedział w nim ksiądz Janowski z Kościelca. Karcer ten dostał za to, że miał dzieci z zamężną córką kierownika szkoły. Jednak nawet groza przymusowej odsiadki nie odstraszała kleru od seksu. Nienajgorzej też musiało się wieść więźniom lipowieckim. Świadczą o tym słowa pewnego wikarego, który stwierdził: „Będę w Lipowcu, nic to, nie dadzą mnię przecie ani utopić, ani ściąć”. Obyczaje w wiejskiej parafii nie mogły być inne, skoro nawet
Zdumiewa pozytywnie, że książkę firmuje znany z umiarkowania i ostrożności wpływowy tygodnik „Polityka” (każdy egzemplarz zaopatrzony jest w obwolutę „Polityka poleca”). To zaskakuje, bo książka jest (jak na Polskę)
ŻYCIE PO RELIGII
Zapach zmian czasów. Jak to możliwe, że Polacy wyszarpują sobie z rąk bezbożną książkę, i to bynajmniej nie jakąś cieniutką powieść (ponad 500 stron!) i aż za około 50 zł od sztuki? Od kiedy tak bardzo jesteśmy spragnieni racjonalizmu i trzeźwego, krytycznego myślenia w kraju znanym dotąd z „cudów Ojca Świętego”, Matek Boskich objawiających się na drzewach i ścianach oraz przywiązania do tradycji? Idą zmiany, bo ludzie najwyraźniej szukają odtrutki na głupotę i „ściemnianie” sączące się z telewizorów i ambon. I nie jest to już tylko niepobożne życzenie redaktorów z antyklerykalnych „Faktów i Mitów”. To nareszcie rzeczywistość!
niezwykle ostra, a język dosadny i atakujący także polskie świętości. Np. Dawkins pisze jadowicie, że „Jan Paweł II miał politeistyczne ciągotki”, pastwi się nad maryjną pobożnością Wojtyły, wyśmiewając m.in. jego wdzięczność do Matki Boskiej Fatimskiej za uratowanie życia w zamachu: „A co robiły w tym czasie Najświętsza Panienka z Lourdes, Nasza Pani z Gwadelupy, Matka Boża z Medjugorie (…)? Czy akurat miały inne sprawy na głowie?”. Dawkins pisze o „katolickiej mitologii” i jej „niewyobrażalnej kiczowatości”. Produkowanie kolejnych świętych nazywa „bezwstydną wynalazczością”. I to wszystko firmuje
z samej góry, ze szczytów hierarchii, dochodziły gorszące wieści. Zachowała się kronikarska zapiska Jana Chryzostoma Paska na temat arcybiskupa gnieźnieńskiego – prymasa Mikołaja Prażmowskiego (1617–1673). Był to człowiek znienawidzony przez szlachtę, a nienawiść ta uwidoczniła się w poczynaniach konfederacji w Gołębiu w roku 1672. Konfederacja ta wydała wyrok, mocą którego Prażmowskiego pozbawiono urzędu prymasa, skazano na zamknięcie w klasztorze i konfiskatę dóbr. W swoich „Pamiętnikach” Pasek uczynił Prażmowskiego odpowiedzialnym za wzniecenie krwawej wojny domowej między wojskami hetmana Lubomirskiego a armią króla. Pomstując na prymasa, wspomniał również o jego sekretnym liście miłosnym do jednej z mężatek: „Wątpię, żeby cię tam zasłoniły te francuskie talery, których na machinacje nabrałeś, a potem kurwom rozdałeś (...). Do kogoś to pisał, przypominij sobie te słowa: »Twoje śliczne i oczom moim milusieńkie pozdrawiam drobiażdżki i one jak najprędzej pocałować życzę«. Co to za drobiażdżki? Wytłumacz mi, czy to oczy, czy palec, czy coś innego? (...) O księże kurzeju, gdybym ja był mężem tamtej żony, a wiedział o takich amicycjach, znalazłżeby ja na ciebie sposobu, żebym z ciebie uczynił prawdziwego kapłana i potrafił w to, żebyś był namieśnikiem mądrego Orygenesa [poddał się kastracji], co się to cudzymi delektujesz drobiażdżkami”. Jakim sposobem Pasek przejął i zatrzymał list arcybiskupa – pierwszego po królu dostojnika państwowego – powierzony przez tegoż celem oddania „damie” – nie wiadomo. ARTUR CECUŁA
umiarkowany polski tygodnik, a rozchwytują tysiące rodaków... Niech ktoś jeszcze powie, że w tym kraju nic się nie zmienia! Co do książki, to trzeba przyznać, że jest dobrze napisana i udokumentowana. Dawkins nie przynudza, pisze z ikrą i humorem, tak, że czytelnik odkłada wszystkie zajęcia na bok i połyka każdą kolejną stronę. Dawkins lub jego polski tłumacz nie ustrzegł się jednak potknięć, co odnotowujemy tylko dla rzetelności, bo nie mają one wpływu na główne przesłanie książki. I tak libijskie miasto Benghazi umieścił jakimś cudem w Libanie i pisze o zgniataniu herezji Ariusza w średniowieczu, choć zasadniczo rozprawiono się z nią już w starożytności. O Dawkinsie pisaliśmy już kilkakrotnie („FiM” 14 i 17/2007) i z satysfakcją odnotowujemy, że ten autor – uznawany „obok Noama Chomsky’ego i Umberta Eco za najwybitniejszego światowego intelektualistę znanego szerszej publiczności” (ze wstępu do książki) – zgodził się udzielić wywiadu także dla czytelników „Faktów i Mitów” (24/2007). Do „Boga urojonego” z pewnością na tych łamach jeszcze wrócimy. MAREK KRAK
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r. eon XIII postanowił zmienić stanowisko Kościoła w nowej rzeczywistości społeczno-gospodarczej. „Rozwój wydarzeń nie przebiegał po myśli Watykanu. Szczególnie niepokojące były doświadczenia Komuny Paryskiej 1871 r. Zdrowy rozsądek polityczny, który nakazywał unikać pozycji straconych, zmuszał Kościół do zrezygnowania z antyburżuazyjnych i antykapitalistycznych demonstracji. Papiestwo dokonało więc zwrotu w kierunku zaaprobowania prokapitalistycznych przemian” (Olszewski, Zmierczak). Z drugiej jednak strony kapitalizm pchał masy ludowe do ideologii socjalistycznej, co absolutnie nie mogło być zaakceptowane przez Kościół z uwagi na jej antyklerykalizm. Tak
L
czasu pracy, postawione przez socjalną demokrację, nie jest usprawiedliwione i musi być odrzucone”, albowiem „tak krótki czas pracy, jakiego domagają się socjaliści, często mógłby się stać szkodliwy dla życia rodzinnego i dobra robotników: czasu bowiem wolnego od pracy mogliby oni używać na hulaki i marnotrawstwo” (T. Biederlak), przeto – pozwólmy dokończyć Leonowi XIII – „wobec rozpasanej chciwości bardzo potrzeba utrzymywać masy w karbach obowiązku” (RN). „Ten sam »myśliciel« [tzn. Biederlak] – pisze Kołakowski – wyjaśnił jeszcze jedno »robotnicze« hasło Watykanu: hasło uznania niedzielnego odpoczynku dla robotników. Nie trzeba dodawać, że o płatnych urlopach dla robotników kościelni pisarze nigdy
PRZEMILCZANA HISTORIA – przyp. L.K.), gdyby praca była tak nagląca, że nawet na czas potrzebny do wysłuchania mszy św. nie można by zwolnić robotników bez znacznej szkody pracodawcy albo utraty nadzwyczajnego zysku«. Nie podobna zaiste wyobrazić sobie, czego jeszcze mógłby żądać najwytrawniejszy dozorca niewolników!” („Szkice o filozofii katolickiej”). Pius X potępiał nowe porządki, marzył o ożywieniu ustroju sprzed 1789 roku, uważał, że w celu rozwiązania problemów społecznych „wystarczy odnowić struktury zniszczone przez rewolucję i adaptować je w tym samym duchu chrześcijańskim, jaki je inspirował, do nowego środowiska, stworzonego przez ewolucję materialną współczesnego społeczeństwa”.
uwzględnia żadnych pozytywnych jego odmian. Kapitalizm okazał się systemem zgubnym i niebezpiecznym. Liberalizm, socjalizm i bolszewizm to systemy bratnie: „Jest obowiązkiem Naszego pasterskiego urzędu ostrzec ich przed tym groźnym niebezpieczeństwem; aby wszyscy pamiętali, że ojcem etyczno-kulturowego socjalizmu był liberalizm, a spadkobiercą będzie »bolszewizm«.” (QA, 122). Wszystkie te idee opierają się na zepsuciu moralnym, więc „surowa i twarda karność moralna, kontrolowana ściśle przez władzę państwową, mogłaby była usunąć te ogromne braki, albo im nawet zapobiec; na nieszczęście jednak zbyt często nie dopisywała. Początki bowiem nowego ustroju gospodarczego wypadały na okres, w którym
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (63)
Początki katolickiej nauki społecznej Aż do pontyfikatu Leona XIII Kościół odrzucał kapitalizm, opowiadając się zdecydowanie po stronie dawnych stosunków feudalnych. Kościół – jak pisał Alexis de Tocqueville – „chociaż miał początki, inne przeznaczenie i inną niż feudalizm naturę, w końcu połączył się z nim najściślej”. więc za akceptacją nowego porządku nie mogło iść jednocześnie opowiedzenie się po stronie liberalno-kapitalistycznej. Encyklikę Rerum novarum (1891) Leszek Kołakowski podsumował w ten sposób: „Jej istotną treścią jest stwierdzenie, że wobec nieszczęść, jakie niesie ze sobą walka klasowa, należy spowodować, aby klasa robotnicza uznała nienaruszalność własności prywatnej, przejęła się zasadą nieuchronnej nierówności społecznej i posłuchu dla władzy, uwierzyła w znikomość dóbr ziemskich, konieczność cierpienia, po czym w braterskiej miłości pojednała się z kapitalistami, którzy obiecają jej w zamian »godziwe płace« i litościwą jałmużnę”. Potępiając w encyklice Rerum novarum socjalizm, odrzuca zarazem liberalizm, a gdzie indziej mówi wręcz o „śmiertelnej pladze liberalizmu”. Inaczej niż liberalny kapitalizm ocenia papież miejsce państwa w systemie gospodarczym. Jednakże z drugiej strony, ze strony marksizmu, wytykał mu Leszek Kołakowski brak zgody na podstawowe żądania robotnicze, takie choćby jak ośmiogodzinny dzień pracy przez sześć dni tygodnia. Kościelny pisarz racji takiego stanowiska dowiódł w dziele pt. „Kwestia społeczna”, pisząc m.in., że „żądanie powszechnego ośmiogodzinnego
słowem nie wspomnieli. Tłumaczą natomiast, że robotnik powinien mieć odpoczynek niedzielny w celu udania się do kościoła. »Socjalni demokraci – wykrzykuje z oburzeniem jezuita – żądają nieprzerwanego odpoczynku przez 36 godzin«. I zaraz czytamy niezbity dowód niesłuszności tego żądania: »Że to żądanie niczym nie da się uzasadnić, na to nie trzeba długich dowodów«. W ten sposób pierwsza część sprawy została załatwiona. Dalej czytamy, że »według przykazania kościelnego, opierającego się na prawie Bożym, spoczynek niedzielny winien trwać przez 24 godziny«. Ale fabrykantowi może to być nie na rękę. I oto pewne ograniczenie »prawa Bożego«: »Jeśli nie można przerwać pracy bez względnie wielkiej szkody lub utraty nadzwyczajnego zysku, wówczas przykazanie kościelne pozwala na pracę niedzielną; ale i w takim wypadku robotnicy muszą mieć sposobność... wysłuchania mszy świętej«. A więc z zasady odpoczynku pozostała godzina na wysłuchanie mszy raz na tydzień! Przypuśćmy jednak, że fabrykant widzi »nadzwyczajny zysk« również w tym, aby robotnicy nie opuszczali nawet godziny na niedzielną mszę? Mamy następną regułę »prawa bożego«: »To przykazanie kościelne tylko wtedy przestałoby obowiązywać i co do tego drugiego punktu (tj. słuchania mszy
Leon XIII
Kolejną encykliką społeczną Kościoła była Quadragesimo anno (1931) Piusa XI – dokument wydany w szczytowym okresie Wielkiego Kryzysu i największego upokorzenia dawnego liberalizmu gospodarczego. W podtytule encykliki czytamy: „O odnowieniu ustroju społecznego i o udoskonaleniu go według normy prawa ewangelii”. Będzie więc papież starał się przedstawić nowy, lepszy porządek społeczny, w opozycji do urządzeń kapitalistycznych (jak też socjalistycznych). Miał nim być korporacjonizm. Ideą, która miała zapewnić zduszenie marksistowskiej walki klas, był postulat ich wzajemnej zgody i braterstwa w duchu chrześcijańskim, o czym L. Kołakowski pisał tak: „Papież zaleca, aby robotnicy zamiast walczyć o swoje prawa, jednoczyli się z kapitalistami we wspólnej modlitwie, która da im bez porównania więcej korzyści niż bezbożne domaganie się wyższej płacy”. Jednocześnie potępienie liberalizmu jest totalne – encyklika nie
racjonalizm opanował umysły i głęboko w nich się zagnieździł; pod jego zaś wpływem rychło powstała nauka ekonomiczna obca prawdziwej moralności. Tak się dokonało w tej dziedzinie wyzwolenie ludzkich namiętności z więzów” (QA, 133). Dziś nawet ludzie Kościoła przyznają, że „ocena liberalizmu zawarta w encyklice QA jest zbyt pesymistyczna” (Piotr Matejski SJ). Encyklika Divini redemptoris (1937) jest również frontalnym atakiem na liberalizm i liberałów, którzy „wyznając zasady liberalizmu i tzw. laicyzmu, wznosili na tym grząskim fundamencie budowy swoje zasady społeczne, które na pierwsze wejrzenie wydawały się wielkie i wspaniałe, wkrótce jednak okazało się, że nie miały trwałych podstaw i zapadały się jedne po drugich, jak żałośnie runąć musi wszystko, co nie opiera się na jedynym kamieniu węgielnym, którym jest Chrystus” (38). Pisząc o bezbożnym komunizmie, obarcza jednocześnie ideologię liberalną odpowiedzialnością za powstanie socjalizmu oraz
17
komunizmu. Pisze: „Żeby jednak lepiej zrozumieć, jak to się stać mogło, że takie rzesze robotników bezkrytycznie przyjęły ich złudne pomysły, należy sobie uprzytomnić, że robotnicy na tę propagandę byli już przygotowani przez zaniedbania w dziedzinie religijno-moralnej, jakiej się wobec nich dopuścił system gospodarki liberalnej. Praca na zmianę nie pozwalała robotnikowi spełniać powinności religijnych nawet w niedziele i święta. Nie starano się o budowę kościołów w pobliżu miejsc pracy ani nie ułatwiano zadań duszpasterzom. Co więcej, popierano zeświecczenie (laicyzm) i jego urządzenia” (16). Tak więc główną winą liberalizmu jest nadmierne wykorzystywanie pracownika, przez co traci on odpowiednią gorliwość w wierze i upada na duchu, a dalszą tego konsekwencją jest przyłączenie się do „bezbożnego komunizmu”. W tejże samej encyklice ponownie podkreśla, że korporacjonizm jest dużo lepszym rozwiązaniem społeczno-gospodarczym niż kapitalizm: „(...) świat nie wyjdzie z upadku, do którego niemoralny liberalizm go wtrąca (...). Powiedzieliśmy, że uzdrowienie nastąpić może na prawdziwych zasadach rozumnego systemu korporacyjnego uznającego konieczną hierarchię społeczną i że wszystkie korporacje dla dobra ogółu winny się złączyć w harmonijnej jedności” (32). Tym sposobem katolicka nauka społeczna spotkała się z faszyzmem. Po swym postfeudalnym osieroceniu, w strachu zarówno przed liberalizmem (który przeszkadza robotnikowi w wysłuchaniu niedzielnej mszy), jak i socjalizmem (który zniechęca robotnika do słuchania mszy), doszli papieże do przekonania, że trzeba tutaj silnej ręki i porządku. Dalszym krokiem była już współpraca z reżimami faszystowskimi. Aż do ich kompromitacji... Kościół nie proponuje obecnie żadnej „trzeciej” drogi między kapitalizmem i socjalizmem – postuluje raczej głębokie zmiany w ramach systemu kapitalistycznego w „duchu solidarności międzyludzkiej”, czyli mówiąc inaczej: popiera kapitalizm z pewnymi elementami właściwymi dla socjalizmu. Od kiedy lud się przebudził, Kościół zajmuje pozycję środka – dając kapitaliście świeczkę, a socjaliście ogarek. Stąd też nie mogą dziwić pozornie sprzeczne wypowiedzi i oceny tej kwestii, wypowiadane przez różnych ludzi czy też przez różne środowiska. Pius XI w środowiskach liberalnych oceniany był jako nieprzejednany przeciwnik kapitalizmu, a jednocześnie Leszek Kołakowski, jeszcze zanim przestał wierzyć w komunizm, mógł pisać zgoła coś przeciwnego: „Papieże w beznadziejnej pogoni za magicznymi środkami unicestwienia obiektywnych praw społecznego rozwoju podejmują krzykliwą reklamę kapitalizmu jako sielankowego ustroju chrześcijańskiej współpracy między posiadaczem a robotnikiem. Podstawę do tej wzruszającej zgody oferuje miłościwie sam kościół”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Koziołek w układzie Życie w realiach IV RP wiąże się z koniecznością weryfikacji wielu narodowych mitów oraz autorytetów, zmianą niepoprawnych nazw ulic, czy też planami usunięcia niewłaściwych książek z listy lektur szkolnych. Pragnąc przyłączyć się do moralnej odnowy narodu w duchu patriotyczno-wiemy jakim, chciałbym zgłosić konieczność bezwzględnego rozprawienia się z dziełkiem niejakiego Kornela Makuszyńskiego oraz Mariana Walentynowicza, opowiadającym o przygodach Koziołka Matołka. Był on nie tylko kuty, ale także wielokrotnie podrzucany, a nawet raz wyrzucony z wulkanu, pozbawiony członków, które następnie mu przyszyli, kilka razy omal nie został skonsumowany (o tej konsumpcji później). Jak takie męczenie zwierzęcia oddziałuje na dziecięcą psychikę? Pomijam już powszechnie znany fakt zupełnie otwartej promocji satanizmu, że pozwolę sobie zacytować: „Więc Koziołek mądra głowa” – a kozia głowa to jeden z symboli satanizmu właśnie. Wymienione w trzecim wersie błąkanie się po całym świecie to wyraźna pochwała kosmopolityzmu (stąd u wielu czytelników tych przygód późniejsza miłość do UE), a kto wie, czy nawet nie moralnego (o zgrozo!) relatywizmu. Wreszcie niegodny prawdziwego Polaka jest cel tak uporczywie kontynuowanej wędrówki – nie jest to bowiem ani Licheń, ani Częstochowa, ani żadne inne sanktuarium, tylko mało znane miasteczko Pacanów. Wątpliwości moje wzbudza także stosunek głównego bohatera do zaszczytnej służby ojczyźnie. Wcielony do wojska Koziołek Matołek wykazuje się niesubordynacją i wyjątkową ślamazarnością, co doprowadziło do
P
jego relegowania. I to ma być wzór dla małego Polaka, potomka obrońcy przedmurza katolicyzmu? Niedoczekanie! Nie będzie pacyfista jeden ośmieszał szczytnych tradycji naszego oręża. Mocno podejrzany jest także Koziołek Matołek pod względem religijnym. I nie chodzi tu tylko o celowe unikanie przez niego miejsc kultu religijnego, czy o posiadanie przezeń rogów, ale o bardziej subtelną kwestię związaną ze sposobem odżywiania się. Powiem krótko: Koziołek Matołek nie je mięsa! Ktoś naiwnie stwierdzi, że w przypadku kozła to naturalne, jednak dlaczego na dietę częściowo bezmięsną przechodzi pod jego wpływem lew, ślubując wyłączenie ze swojego menu rogacizny? I dlaczego w tak negatywny i podejrzany sposób przedstawiony jest krokodyl pragnący – wszakże zgodnie ze swoją naturą – pożreć Koziołka? A przecież nie ma słowa o tym, że to był piątek. Nie oszukujmy się i nie pozwólmy oszukiwać naszych dzieci, Koziołek Matołek promuje wegetarianizm, a dokładnie – niebezpieczną sektę wegetarian! Ponadto – podejrzany lekarz niedźwiedź (a dajcie mi jego dyplom, niechaj mu się lepiej przyjrzę!), stosujący na wszystko ziołolecznictwo, czy szewc dokonujący operacji przyszycia odciętej głowy... Całość nabiera zupełnie nowego znaczenia. Niekonwencjonalna symbolika (czarownice i smoki), niekonwencjonalne
o Sejmie plącze się projekt senacki, przewidujący wprowadzenie dodatku z tytułu ciąży i połogu. Ma być wypłacany przez dziewięć miesięcy jako świadczenie alternatywne dla jednego z dwóch dziś obowiązujących dodatków z tytułu urodzenia dziecka (becikowe – dwa razy po tysiąc zł). Da to kobietom możliwość wyboru: 1000 zł po urodzeniu albo po 160 zł przez 9 miesięcy. Przysługiwać ma bowiem od momentu potwierdzenia ciąży (zaświadczenie lekarskie), a dotyczy tylko kobiet z rodzin, w których dochód na osobę nie przekracza 504 zł. Projekt przewiduje też podwyższenie dodatku z tytułu wychowywania dziecka w rodzinie wielodzietnej z 80 do 100 zł oraz przesunięcie terminu rozpoczęcia i zakończenia okresu zasiłkowego. Miałby rozpoczynać się 1 października i trwać do 30 września następnego roku (dotychczas od 1 września do 31 sierpnia). Każdej inicjatywie zmierzającej do zagwarantowania rodzinom dodatkowych środków na utrzymanie dziecka należy przyklasnąć i ja to czynię. Jednak analiza senackiego pomysłu – jak i skutków dotychczasowego becikowego – nie napawa optymizmem. To kropla
zabiegi medyczne oraz niekonwencjonalna dieta w jednym – to przecież kombinacja jakże charakterystyczna dla pseudofilozofii New Age! Kolejnym poważnym w warunkach IV RP zarzutem są nieokreślone preferencje seksualne głównej postaci. Do kogo otóż wzdycha Koziołek Matołek? Do Pacanowa! I tylko przez chwilę do baby co czerwoną ma spódnicę (czerwoną!). Czy wobec braku wyraźnej wybranki serca nie należy założyć, iż jest Koziołek Matołek dziełem nie tylko pełnym przemocy, nie tylko pozbawionym wartości patriotycznych oraz wątpliwym pod względem religijnym, ale także elementem podstępnej propagandy homoseksualnej? Na taką demoralizację ja – wierny syn Kościoła – zgodzić się nie mogę. Domagam się zatem przeredagowania tego dziełka, aby lepiej pasowało do rzeczywistości IV RP. Zaczynać się może ono tak: „W Częstochowie obraz cudny Więc Koziołek moherowy Zwiedza piękny kraj nasz cały Aby dojść do Częstochowy Właśnie nową zaczął podróż W którą ruszył ze swą żoną Co widzieli i przeżyli? – Wkrótce będzie wam wiadomo”. Dopiero tak odnowione moralnie i religijne – w duchu narodowym i promujące heteroseksualizm – przygody Koziołka będą dla mnie do zaakceptowania. I sądzę, że taka lektura dostarczyłaby dzieciom IV RP wielu niezapomnianych wrażeń. Ryszard Nanke
w morzu potrzeb, i to nie tylko finansowych. W życiu rodzin zmieni niewiele albo nic. Nie tędy wiedzie droga do odwrócenia niekorzystnych trendów w polskiej sytuacji demograficznej. By nie być gołosłownym, oddam głos Funduszowi Pomocy Dzieciom UNICEF i polskiemu GUS.
K
iedy przeczytałam artykuł „Cud niepamięci” („FiM” 20/2007), wróciły dawne wspomnienia! Dziękuję za rzetelne przedstawienie faktów z tamtych lat i bardzo wymowne zdjęcia radzieckiego cmentarza. Urodziłam się w czasie wojny na ziemi sandomierskiej. Wiemy z historii i od naocznych świadków, że ogromne zasługi w wyzwoleniu naszego kraju mieli żołnierze radzieccy. Moja rodzina i sąsiedzi nigdy
Uczmy postawą o tym fakcie nie zapomnieli. Często wspominali tych młodych ludzi, którzy za zgodą moich bliskich postanowili w naszej posiadłości mieć kwaterę (duże zabudowania gospodarcze jak na owe czasy). Nestorka rodu, babcia, często wspominała tych młodych Rosjan, wzbudzających z jednej strony szacunek za ich odwagę, ale i litość, zwłaszcza w momencie, kiedy przybyli do nas. Jak to często bywa na wojnie, byli brudni, zawszeni, a często sznurek zastępował im pasek. Wówczas moi bliscy pomagali im w praniu bielizny, odwszawianiu itp. Byli także bardzo wygłodzeni. Jedli wszystko, co było i co się ruszało. Nikt nie miał im tego za złe, bo była przecież wojna. Wówczas ludzie dzielili się z nimi wszystkim co mieli. Żołnierze szybko zaprzyjaźnili się z moją rodziną, a szczególnie polubili babcię, którą nazywali „matuszką”. Ona po latach potrafiła wymienić ich imiona, pamiętała zwłaszcza Iwana – najmłodszego, dwudziestolatka, którego wojna oderwała od matki. Pożegnanie tych żołnierzy było dla babci szczególnie trudne. Przytulała ich po kolei jak własnych synów idących w krwawy bój. Jej serce przeczuwało,
plagą bezrobocia (szary koniec państw OECD), ponad 8 proc. ma w domu mniej niż 10 książek, a ponad 40 proc. nie posiada czegoś z katalogu rzeczy uznawanych za niezbędne w nowoczesnej edukacji (biurko, ciche miejsce do nauki, komputer, internet, kalkulator, słowniki czy podręczniki). A co ma do powiedzenia na
Becikowe to nie wszystko Z raportu UNICEF wynika, że zła sytuacja demograficzna Polski jest faktem. Ale faktem jest i to, że każde kolejne dziecko w rodzinie oznaczać będzie większe prawdopodobieństwo popadnięcia w skrajną nędzę i brak jakichkolwiek perspektyw wyjścia z tej sytuacji. Polska pod względem warunków, jakie stwarza dla wychowania potomstwa, jest na 14 miejscu (na 21 badanych krajów OECD), a w niektórych kategoriach wylądowała jeszcze niżej (21 – sytuacja materialna dzieci, 19 – postrzeganie swego statusu, 15 – ocena zdrowia i bezpieczeństwa). 10 proc. polskich dzieci żyje w rodzinach dotkniętych
że już nigdy ich nie zobaczy. Poprosiła w imieniu rodziny, aby po zakończeniu wojny dali znać o sobie. Próbowaliśmy niektórych z nich odszukać, ale bezskutecznie. Zginęli, wyzwalając naszą ojczyznę! Babcia i moi rodzice tłumaczyli mi, gdy byłam dzieckiem, że tych żołnierzy (i pamięć po nich – groby) należy uszanować. To byli przecież nasi bliźni! Nie można ich winić za komunizm! Nie wybierali sobie ani miejsca, ani czasu przyjścia na świat.
temat polskich rodzin polski GUS? Stwierdza, że 12 proc. rodzin żyje poniżej minimum egzystencji, a 18 proc. sięgnęło poziomu „ubóstwa relatywnego” (50 proc. średnich miesięcznych wydatków gospodarstw domowych); 51 proc. deklaruje, iż z wielką trudnością „wiąże koniec z końcem”, a 31 proc. – z trudnością; 36 proc. nie stać na zjedzenie co drugi dzień posiłku zawierającego mięso lub ryby; 59 proc. nie ma pieniędzy na zakup odzieży lepszej jakości (nie mówiąc już o drogich szkolnych mundurkach), a 36 proc. nie stać na odpowiednie ogrzewanie mieszkania. Dzieci mają bariery w poznaniu kraju,
Chciałbym poprosić nasze władze o zaprzestanie dalszej kompromitacji Polski. Dosyć fałszowania faktów historycznych. One żyją w naszej pamięci. Na koniec, jako pedagog i teolog, pragnę poradzić katechetom przeprowadzenie kilku praktycznych zajęć z lekcji religii. Polegałyby one na tym, aby posprzątać zaniedbane groby rosyjskich żołnierzy (i przy okazji naszych starszych braci w wierze – Żydów). Byłaby to wspaniała praktyka okazywania miłości bliźniego. Polska jest ponoć krajem szanującym przeszłość, pomniki przeszłości. Mamy jednak zbyt wybiórczą pamięć. Nie miałby Jan „Solidarności” bez wolności, którą między innymi wywalczył Iwan. Kiedyś należałam do harcerstwa. Byłam dumna z tego, że od czasu do czasu nasi zwierzchnicy zabierali nas na groby żołnierzy, m.in. radzieckich. Sprzątaliśmy, plewiliśmy. Takiego szacunku uczyli nas nasi wspaniali nauczyciele, często naoczni świadkowie tamtych wydarzeń. Właśnie oni uczyli nas patriotyzmu – nie propagandą, ale swoją postawą, szacunkiem i tolerancją wobec drugiego człowieka. Z. Miriam Orlik
w którym żyją (70 proc. rodzin nie może sobie pozwolić na choćby tygodniowe wakacje). System przedszkolny leży na łopatkach (najmniej powszechny w Europie!). Do przedszkoli uczęszcza nieco ponad połowa dzieci w wieku 3–6 lat, a na wsi – tylko 37 proc. I GUS i UNICEF są więcej niż zgodne: poniżej minimum egzystencji żyje w Polsce 6 proc. rodzin z jednym dzieckiem, 10 proc. – z dwójką, 22 proc. – z trójką i aż 44 proc. – z czwórką. Już tylko te liczby wskazują, że dotychczasowe działania obecnego rządu, inspirowane głównie przez LPR, zdały się psu na budę. Becikowe wielu doraźnie pomaga, ale w najbiedniejszych i patologicznych rodzinach napędza tylko liczbę urodzin, a tym samym pogłębia ich biedę i obszar ubóstwa. Jeśli naprawdę chcemy odwrócić niekorzystne tendencje demograficzne, musimy sięgnąć nie do propagandowych erzaców, ale do sprawdzonych europejskich rozwiązań. Ale tego rządu, tej koalicji na to nie stać. Tylko pokazanie jej czerwonej kartki przy urnach wyborczych może otworzyć furtkę dla rzeczywistych prorodzinnych zmian. Danuta Zakrzewska radna Sejmiku Dolnośląskiego
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
LISTY I kto ma rację? Wirtualna Polska spytała polskich katolików, czy chcą, aby Kościół i kler opodatkować. 85 procent Polaków odpowiedziało „tak”. To znaczy, że polscy katolicy mają w d... katolicką obłudę i chętnie te stracone na Kościół pieniądze przekazaliby na przykład na służbę zdrowia. Więc kto ma rację: naród czy PiS, który zdrowie Polaków ma głęboko w kiszce stolcowej, a pieniędzmi Polaków wspomaga czarnych pasożytów?! Piotr Nadzieja
pierwiastka, za którą mieliśmy przecież umierać. Otóż Polska nie wypracowała żadnego sukcesu. Koncepcja pierwiastka – z takim szumem medialnym promowana przez nasz kraj przed szczytem brukselskim – była od razu skazana na porażkę, ze względu na to, iż została zgłoszona co najmniej półtora roku za późno i nie miała żadnych szans na poparcie innych państw. A co w takim razie swoją postawą
LISTY OD CZYTELNIKÓW Tu nie ma na co czekać. Księża muszą jeszcze raz wszędzie i wszystko wyświęcić, a ,,białe miasteczko” nawet ze dwa razy. I nie żałować grosza księżom. Tu bez specjalistów się nie da, więc niezwłocznie trzeba uruchomić brygady księży egzorcystów. Niech przebadają wszystkich lekarzy z ministrem Religą włącznie, a potem pielęgniarki. I niech wypędzą z nich szatana po wieki wieków amen. Zenon Paszkiewicz
O sytuacji w szkolnictwie Stanowisko Pomorskiej Rady Wojewódzkiej SLD w sprawie sytuacji w szkolnictwie Zakończył się rok szkolny 2006/2007. Rok niezwykłej aktywności medialnej ministra edukacji narodowej Romana Giertycha, który co tydzień miał różne pomysły, z których znaczna część nie wyszła poza zakres pomysłu – na szczęście dla uczniów i nauczycieli. Był to rok tragedii w Gimnazjum nr 2 w Gdańsku i wielu innych szkołach, rok dyskredytacji przez MEN dorobku i znaczenia mającego ponad 100-letnią historię Związku Nauczycielstwa Polskiego, ideologicznej, antycywilizacyjnej weryfikacji lektur szkolnych, rok ideologizacji zarządzania oświatą i rok odejścia od świeckości nauczania i wychowywania. Jest to też rok, w którym nauczyciele i uczniowie – pomimo przeszkód – w większości uczciwie pracowali i osiągali wyniki na dobrym poziomie. Wszyscy jesteśmy rodzicami, wszyscy doceniamy znaczenie edukacji w życiu narodu i dlatego składamy gratulacje uczniom, ich rodzicom i nauczycielom, a także koleżankom i kolegom ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. Życzymy udanych wakacji i zobowiązujemy się wspierać działania mające na celu poprawienie pozycji materialnej nauczycieli i warunki pracy uczniów i nauczycieli. Jarosław Szczukowski przewodniczący Pomorskiej Rady Wojewódzkiej SLD
wypracowała Polska? Myślę, że jak zwykle nic, no może poza tym, że już nie tylko ze Wschodu wieje chłodem, ale i z Zachodu. Nasi rządzący udowodnili wszystkim, że potrafią głośno krzyczeć i nic więcej. Zachowali się jak ta przysłowiowa krowa, co to dużo ryczy, a mało mleka daje. No ale cóż się dziwić – Kaczyńscy wygrali dzięki poparciu Kościoła katolickiego, muszą więc dbać o jego przywileje, bo tylko katolicy domagają się wpisania owych wartości do tzw. konstytucji; inne wyznania chrześcijańskie zbyt poważnie traktują Biblię, by się tego domagać. Pismo przestrzega przecież przed mieszaniem się do polityki. Co jeszcze zyskał Kaczyński? Oto zapracował sobie na opinię faceta, który, będąc na miejscu, nie potrafił samodzielnie podjąć decyzji. A co z mechanizmem blokującym z Joaniny? Myślę, że wszyscy zapomnieli, przytłumieni tym niby-sukcesem, że ów mechanizm działa w obie strony i również decyzje Polski mogą zostać przyblokowane. A co do polskiego prawa weta, jestem za tym, by zostało ono ograniczone, gdyż zamiast Polsce pomagać, to bardzo jej szkodzi. Marcin Antoniak
Szkodnicy
Apage, Satana!
Mieliśmy umierać za pierwiastek, będziemy musieli żyć dla kompromisu z łaski, gdyż – głównie dzięki Polsce – nie mamy żadnej wizji rozwoju Europy jako kontynentu międzyludzkiej solidarności i wolnej konkurencji. Media i komentatorzy polityczni otrąbili sukces Polski, wynikający – ich zdaniem – z nieugiętej postawy Polski w Brukseli, uznając, że dzięki temu dostaliśmy nawet więcej, niż zakładała nasza propozycja
Jest nowy układ. Na konwencji samorządowej PiS w Radomiu w dniu 30.06.2007 r. premier Kaczyński Jarosław ujawnił nowego wroga. Są nim szatani przeszkadzający Polsce. Gdyby nie oni, nie byłoby strajków w służbie zdrowia. Na pewno premier wie, co mówi, wszak jest w stałym kontakcie ze swoim guru o. Rydzykiem – specjalistą od sił nadprzyrodzonych (tak naprawdę od biznesu). Panie premierze, sytuacja jest nadzwyczajna, więc i środki muszą być nadzwyczajne.
aby ją nabyć... Pewnie katolicy chcący się doedukować i poznać to dzieło szatana... Na szczęście jest jeszcze internet i np. Allegro. Będę ją miał za 2–3 dni. Myślę, że warto poruszyć temat tak ogromnego zainteresowania tą książką w naszym kraju. Wyjdzie na to, że katolicki tak naprawdę mamy tylko rząd... Na marginesie: „W ramach cyklu »Filmowe dochodzenia« Planete wyemituje 16 lipca o godz. 20.50 dwuodcinkowy obraz »Źródło wszelkiego zła«, który powstał na podstawie wydanej niedawno w Polsce książki »Bóg urojony« Richarda Dawkinsa”. Pozostaje czekać na ripostę ze strony TVP i nabożny „dokument” z udziałem plejady uczonych w piśmie biskupów, obalający tezy Dawkinsa na podstawie „niepodważalnych faktów” biblijnych. Jakub Morawski
Zahukani, więc bierni
Polska ateistów? „Bóg urojony” Dawkinsa jest nie do kupienia! Chyba że się ustawię w wielgachnej kolejce na zapisy (najlepiej w kilku księgarniach naraz) i może za kilka tygodni ją dostanę. W Katowicach, Zabrzu, Gliwicach – wszędzie, gdzie o nią spytam, dowiaduję się, że czeka już na nią kilkanaście osób. Nawet w Empikach nie dają żadnej gwarancji dostarczenia... Tak samo w oddziałach, jak i na stronie internetowej. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że podobno żyjemy w katolickim kraju i ciekawe, kto wykupił cały nakład w ciągu bodaj kilkunastu dni od wydania i kto czeka w kolejkach,
Chciałbym odnieść się do treści zawartych w felietonie pt. „Aktywność albo śmierć” („FiM” 20/2007). Zgadzam się z jego meritum – będziemy tylko głupimi bydlątkami w zagrodzie, nie udzielając się publicznie, społecznie czy politycznie. Uważam jednak, iż niezbyt dogłębnie pokazano przyczyny takiego stanu, a te, które zostały wymienione (ogłupiające media, politycy działający w złej wierze, podział na „nich” i „nas”), nie są pierwszoplanowe w omawianej kwestii. Pan Adam Cioch stworzył obraz świata, w którym „oni” chcą „nas” ogłupić, a my się im dajemy; jesteśmy posłusznymi narzędziami w ich rękach. Społeczeństwo polskie nigdy w swojej historii nie było zorganizowane na wzór zachodni. Zawsze stał nad nami pleban wraz z panem dziedzicem dzierżącym bat w ręku. Tak się przyzwyczailiśmy, bo tak łatwiej – bo nie trzeba myśleć, zrobią to za
„BYŁEM
nas inni. Przez wieki ogłupiania wierzymy więc, że żadna aktywność niczego nie zmieni, co zresztą jest na rękę rządzącym. Aby ten proces odwrócić, trzeba zmian w mentalności Polaków – zmian wręcz pokoleniowych, bowiem trudno w ciągu jednego pokolenia przekształcić postrzeganie i stosunek do otaczającego nas świata, choć piękny przykład Hiszpanii daje nadzieję, iż jest to możliwe. Drugi aspekt omawianego problemu, którego Pan Cioch nie poruszył, jest bardzo prozaiczny, ale może najważniejszy. Większość Polaków, harując od 7 do 17 czy 18, skupia się na zapewnieniu bytu sobie i swoim rodzinom. Wróciwszy do domów, chcą spokoju, banalnej rozrywki, chcą po prostu odpocząć. Gdzież znaleźć czas i środki na sferę ducha, na kulturę, teatr, dobry film czy wreszcie tę aktywność obywatelską? Obywatelem trzeba się wpierw poczuć, nie zaś wyrobnikiem we własnym kraju. Aby „być”, trzeba „mieć”. Mieć przynajmniej podstawy spokojnej egzystencji, jakąś ekonomiczną stabilizację. D.S.
Nie wierzyłam... Kupiłam po raz pierwszy Wasz tygodnik, bo przyciągnęła mnie „pielęgniarska” okładka. Pracuję w jednym szpitalu 16 lat, ale tak źle jeszcze nie było. Od 12 lat z mężem oszczędzamy na własne mieszkanie (mąż jest kierowcą autokaru), ale ceny wciąż rosną, a zarobki nie. Przeczytałam, że takie ogromne sumy idą na Kościół. Nie wierzyłam, ale koleżanka czyta Wasz tygodnik już długo i potwierdziła to. Niesamowite, jak wykorzystuje się prostych ludzi, którzy ciężką pracą służą Polsce i swoim rodakom! Widzę, że Wam też bardzo się to nie podoba. Od dziś jestem Waszą czytelniczką. Może razem coś zmienimy... Ela z „Banacha”
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
I
II Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce
III Owce ofiarami pasterzy
19
Owoce zła
Cena jednego egzemplarza – 12 zł plus koszty przesyłki Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Wydawnictwo „NINIWA”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, e-mail:
[email protected], lub telefonicznie (0-42) 630-70-66
Przy zakupie 3 książek – opłata 30 złotych plus koszt przesyłki
20
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Z podobną nadinterpretacją mamy do czynienia również w przypadku tekstu z Pierwszego Listu do Tesaloniczan (1 Tes 4. 16). Chociaż bowiem tekst ten w przekładzie Nowego Świata sugeruje, że głos archanioła jest głosem Jezusa, przeczy temu zarówno szerszy kontekst biblijny, jak i prawie wszystkie współczesne tłumaczenia Biblii. Dla przykładu zobaczmy, jak tekst ten tłumaczy Żyd mesjaniczny – David H. Stern: „Bo sam Pan zstąpi z nieba z gromkim okrzykiem, na wezwanie jednego z władców anielskich i na dźwięk szofaru [trąby] Bożego” („Komentarz żydowski do Nowego Testamentu”).
(1 Tes 4. 16). Ponadto, Biblia ani jednym słowem nie wspomina o tym, by Jezus po wniebowstąpieniu nosił imię Michał. Wszędzie, gdziekolwiek jest o nim mowa, nazywany jest „Panem”, „Chrystusem” lub „Jezusem”, „aby wszelki Język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca” (Flp 2. 11). Kim więc jest Michał? Według Księgi Daniela, jest on „jednym z pierwszych książąt anielskich” (10. 13), obrońcą narodu izraelskiego (10. 21), „orędownikiem synów twojego ludu” (Dn 12. 1), jest jakby Aniołem Stróżem, który chroni i wspiera lud Boży w jego zmaganiach z przeciwnościami (por. Mt 18. 10; Dz 12. 15; Hbr 1. 14). Jak podaje Księga Daniela, był on – wraz z innym aniołem, niewymienionym z imienia – zaangażowany w duchową batalię przeciwko siłom ciemności, które wywierały wpływ na wrogie Izraelowi narody. Wzmianka, iż jest „jednym z pierwszych książąt”, sugeruje jednak, że
Według Biblii, powtórne przyjście Mesjasza ma więc nastąpić z chwilą Bożej decyzji (Mt 24. 36; 1 Tm 6. 14–15), czyli z rozkazu Boga, ogłoszonego przez jednego z przedniejszych aniołów. Wyraźnie potwierdza to zresztą tekst z Księgi Apokalipsy, który mówi: „I widziałem, a oto biały obłok, a na obłoku siedział ktoś podobny do Syna człowieczego, mający na głowie swojej złotą koronę, a w ręku swym ostry sierp. A inny anioł wyszedł ze świątyni, wołając donośnym głosem na tego, który siedział na obłoku: Zapuść sierp swój i żnij, gdyż nastała pora żniwa” (Ap 14. 14–15, por. Mt 13. 39–41; 16. 27; 24. 30–31). Nie ulega więc wątpliwości, że Chrystus i archanioł, których wymienia ap. Paweł, to dwie różne postacie: „Pan”, czyli Jezus, oraz „archanioł”, czyli jeden z przedniejszych aniołów, niewymieniony z imienia
Michał nie jest jedynym z „wielkich”, ale jednym z wielu. Na przykład żydowska literatura przedstawiała Michała i Gabriela jako dwóch wymienionych z imienia spośród czterech aniołów stojących wokół tronu Bożego. Michał przedstawiony w niej został jako najwyższy z aniołów. Z kolei z Listu Judy wynika, że archanioł Michał „z diabłem wiódł spór i układał się o ciało Mojżesza” (w. 9). Tekst ten jednak pochodzi z apokryficznej księgi żydowskiej, zatytułowanej „Wniebowzięcie Mojżesza”, z początku I wieku n.e. Podobnie więc dowodzi, że w judaizmie archanioł Michał uważany był za obrońcę Izraela i przeciwnika Szatana. Wskazuje zresztą na to również ostatni tekst z Księgi Apokalipsy, w której czytamy: „I wybuchła walka w niebie: Michał i aniołowie jego stoczyli bój ze smokiem. I walczył smok i aniołowie
Kim jest Michał? Bardzo lubię czytać pana odpowiedzi na pytania dotyczące Biblii. Mam więc i ja jedno pytanie: kim jest archanioł Michał? Jego imię oznacza: „Któż jest jak Bóg”. A w Pierwszym Liście do Tesaloniczan czytamy: „Sam Pan zstąpi z nieba z nakazującym wołaniem, z głosem archanielskim” (4. 16, Przekład Nowego Świata). Z tekstu tego wynika więc, że głos Jezusa jest głosem archanielskim. Czy oznacza to, że Jezus jest archaniołem Michałem? Rozpocznijmy od stwierdzenia, że przynajmniej dwie wspólnoty wyznaniowe w Polsce (Kościół Adwentystów Dnia Siódmego i świadkowie Jehowy) są przekonane, że imię Michał (hebr.: „Kto jest jak Bóg”) odnosi się do Jezusa Chrystusa. Znamienne jednak jest, że obie te wspólnoty różnią się m.in. poglądem co do istoty Boga. I tak adwentyści – uznający Trójcę Świętą – twierdzą, że spośród istot stworzonych nie ma nikogo, kto dorównywałby Bogu, jak tylko Jezus. Uważają więc, że Michał to inne imię Syna Bożego, który powiedział o sobie: „Kto mnie widział, widział Ojca” (J 14. 9) oraz: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10. 30). Natomiast świadkowie Jehowy – antytrynitarze – główny nacisk kładą na to, że w Liście Judy nazwano Michała „archaniołem” (w. 9), czyli użyto tytułu, który ma się odnosić tylko do jednej osoby – do Jezusa. Potwierdzeniem tego ma być również przytoczony przez Czytelnika tekst w przekładzie Nowego Świata. Według tej interpretacji, Jezus to imię ziemskie Chrystusa, a Michał to imię, do którego Jezus powrócił i które jednocześnie świadczy o Jego preegzystencji. Czy interpretacje te są słuszne? Czy potwierdza je Biblia? Czy samo znaczenie imienia Michał („Kto jest jak Bóg”) upoważnia do utożsamienia go z osobą Jezusa, a tym samym zrównania go z Bogiem? Bynajmniej. Biblia zawiera bowiem wiele imion (np. proroków i królów), które wiążą się z Bogiem, ale są to przecież imiona własne poszczególnych osób, które jedynie reprezentowały Boga. Na przykład Jozue (hebr. Jehoszua, oznaczające „Jahwe [jest] zbawieniem”) to imię m.in. Jozuego, następcy Mojżesza, jak również Jezusa Chrystusa. Z faktu tego jednak nie wynika, by osoby te można było utożsamiać w dosłownym tego słowa znaczeniu z Bogiem. Podobnie jak nie można tego czynić na podstawie słów Jezusa: „Kto mnie widział, widział Ojca”. Wypowiedź ta bowiem nie świadczy o identyczności i równości osób: Boga i Jezusa. Jezus przecież wyraźnie powiedział: „Ojciec większy jest niż Ja” (J 14. 28, por. 1 Kor 15. 24–28). Dowodzi
natomiast, że Jezus stał się doskonałym obrazem Boga niewidzialnego (por. J 1. 18; 2 Kor 4. 4; Kol 1. 15; Hbr 1. 3). Ponieważ jako „ostatni Adam” osiągnął to, co utracił „pierwszy Adam”, który był stworzony na obraz Boga (Rdz 1. 27). To zaś znaczy, że również ten pierwszy – zanim utracił owo duchowe podobieństwo – mógł powiedzieć: „Kto mnie widzi, widzi Boga”. Być „obrazem” Boga i jednością z Nim, podobnie jak Jezus (J 17. 21), to więc nie tylko wyróżnienie, ale również przeznaczenie ludu Bożego. Jak napisano: „Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty” (1 P 1. 16). Wykorzystywanie znaczenia imienia Michał lub innych tekstów, aby dowieść, że Jezus jest współistotny i równy Bogu, jest po prostu bezpodstawne. Tak jak bezpodstawne są twierdzenia, że tytuły pochodzące z Księgi Izajasza (9. 5–6): „Cudowny Doradca, Bóg Mocny, Ojciec Odwieczny, Książę Pokoju” odnoszą się do Jezusa. Tekst z tej księgi brzmi bowiem zupełnie inaczej, niż podają je popularne przekłady Biblii. Oto jego dosłowne tłumaczenie: „Bo [Achaz] zrodził dziecko dla nas – syn został nam dany – na jego barkach [spocznie] władza od Boga i otoczy go sława dana przez Cudownego Doradcę, Boga Potężnego, Wiecznego Ojca [i] Władcę Pokoju. Oto [ten, który przyjął] wielkość [Bożej] władzy. [Otrzyma] bezgraniczny pokój dla tronu Dawida i dla jego królestwa, aby je utwierdził i podtrzymywał przez swe czyny sprawiedliwe i prawe, poprzez całe jego istnienie. A sprawi to gorliwość Boga Zgromadzonych sił [dla Cijonu]” (wg „Tory”, Księga Druga „Szemot”, s. 468, Pardes Lauder, 2003 r.). Różnice w tłumaczeniach są aż nadto wyraźne, aby trzeba je było komentować. Wystarczy jedynie dodać, że same tytuły odnoszą się do Boga, tekst zaś mówi głównie o Ezechiaszu [Hiskiaszu] (hebr. „Bóg umacnia”), na co wskazuje zresztą kontekst (Iz 7 rozdz.), a dopiero w następnej kolejności w sensie typicznym można go odnieść do Mesjasza, którego Ezechiasz był zapowiedzią.
jego, lecz nie przemógł i nie było już dla nich miejsca w niebie” (12. 7–8). Chociaż i ten tekst nie wyjaśnia nam dokładnie, kim jest Michał, to jednak z wszystkich przytoczonych tekstów Pisma Świętego, jak i tekstów z wczesnej literatury żydowskiej wynika, że jest on przede wszystkim obrońcą Izraela, ale być może i wszystkich, którzy do tej duchowej społeczności zostali włączeni (Rz 11. 16–17; Ga 6. 16; Ef 2. 12). Jak już powiedzieliśmy, postać Michała znana jest więc głównie z tradycji apokaliptycznej (Księga Henocha, Apokalipsa Barucha, Wniebowzięcie Mojżesza). Oto co na ten temat pisze Craig S. Keener: „W Zwojach znad Morza Martwego świat dzieli się na obóz Księcia Światłości oraz obóz Anioła Ciemności. Mityczny język zaczerpnięty z żydowskich opowieści o przedpotopowej bitwie stoczonej w niebie, która doprowadziła do upadku złego księcia i jego aniołów, został tutaj zaadaptowany (...). Ponieważ archanioł Michał był czasami przedstawiany jako obrońca Izraela przed Bogiem, szatan zaś ogólnie uważany za oskarżyciela Izraela, użyty tutaj obraz wojny może mieć charakter zarówno konfliktu sądowego, jak i zbrojnego” („Komentarz historyczno-kulturowy do Nowego Testamentu”). Reasumując wszystko to, co do tej pory zostało powiedziane, można pokusić się o stwierdzenie, że Michał i jego aniołowie staczają batalie być może w bardziej realnym sensie, niż przypuszczamy. Jak czytamy bowiem w Liście do Efezjan, „(...) bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich” (6. 12). A zatem, niezależnie od tego, kim jest Michał, najważniejsze jest, by jak prorok Daniel pamiętać o tym, że wynik tej walki zależy głównie od sił świata niewidzialnego, ale również od nas. Chociaż bowiem – jak podaje Nowy Testament – w tej odwiecznej batalii decydującą rolę odegrał Jezus Chrystus (Łk 11. 20–22; J 16. 11, 33; Kol 2. 15) i nadal w tym boju uczestniczy Michał i jego aniołowie (Dn 12. 1; Ap 12. 7–9), w tych duchowych zmaganiach jest miejsce również dla wszystkich, którzy chcą być zaliczeni do zwycięzców (Ap 2. 7, 11, 17, 26; 3. 5, 12, 21; 12. 11). Oto sedno sprawy, a poza tym Biblia nie upoważnia nikogo, aby mówić więcej ponad to, co napisano (1 Kor 4. 6) – również gdy czytamy o jednym z przedniejszych aniołów. BOLESŁAW PARMA
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
D
oprawdy szatan musiał wetknąć w polską politykę swoje kopyto. Na dodatek, jak już nam zesłał tych Kaczyńskich, to akurat w momencie, gdy nie mają przeciwników. Donald Tusk nigdy nie był przywódcą. To polityczny miglanc, produkt politycznych układów, sejmowej arytmetyki, wewnątrzpartyjnych porachunków, politycznego szczęścia i zdarzeń losu. Tusk jako polityk jest pusty niczym wydrążona tykwa. To nie przypadek, że jego głównym
Wydawałoby się, że ta sytuacja jest idealną okazją dla lewicy. Niestety – lewica ciągle żyje w cieniu Aleksandra Kwaśniewskiego, ciągle nie potrafi znaleźć sposobu na partnerskie współżycie z tym niewątpliwie najzdolniejszym po tej stronie sceny politykiem. O dziwo, nawet młodzi przywódcy SLD tego nie potrafią. Tymczasem, z punktu widzenia SLD, Aleksander Kwaśniewski ma milion zalet, ale jedną wadę – on SLD nie lubi, szydzi zeń, traktuje wyłącznie użytkowo. Nie wyszedł mu projekt
MAREK & MAREK Zresztą czynią to do dziś, czego przejawem była ostatnia wypowiedź Jana Lityńskiego o SLD. Według niego, Sojusz jest anachroniczny i głosi głupie hasła, które Partia Demokratyczna musi uszlachetniać, co czyni niechętnie, z obrzydliwością i z wielkimi oporami, bo jakakolwiek współpraca z „nimi”, to dla ludzi pokroju pana Lityńskiego „poważny problem”. Wiele podobnych wyzwisk usłyszeli działacze SLD podczas niedawnej kampanii samorządowej, która pod skórą obfitowała w dziesiątki kłótni
COŚ NA ZĄB
Diabli nadali polemistą jest żona Jana Marii Rokity – Nelly. Jej mąż też zresztą traci już ostatni swój walor – publicystyczny. Jest powtarzalny jak zacięta płyta. Jest też kompletnie niewiarygodny. Teraz akurat odgrywa rolę konserwatywnego skrzydła PO, gotowego do „dialogu” z PiS. Naprawdę ta jego Nelly jest już jego ostatnim atutem – Jan, Maria, Nelly Rokita. Trzeci ze sztandarowych polityków PO, Bronisław Komorowski – udający konserwatystę, ale liberała, człowieka niezacietrzewionego – również pozbawiony jest jakiejkolwiek siły politycznej – nawet w ramach swego ugrupowania. Nikt inny w PO się nie liczy. Plastikowy Tusk, zblazowany Rokita czy fałszywy Komorowski nie są w stanie w niczym Kaczyńskiemu zagrozić. Kaczyński kiwnie palcem, a cały PiS staje na baczność, w gotowości do działania. Tusk woła: „Na Kaczora”, a jego hufce powtarzają: „Na Kaczora, na Kaczora...”, stojąc w miejscu.
znany jako SdPl (partia Borowskiego, zbudowana niby spontanicznie na totalnej krytyce Sojuszu, nawet nie dostała się do Sejmu), więc na powrót, z konieczności, zwrócił się w stronę SLD. To jedyna struktura po lewej stronie, która ma potencjał wyborczy. Gdyby nie to, Kwaśniewski zerwałby już ostatnie liny łączące go z ugrupowaniem, któremu zawdzięcza swoje największe sukcesy polityczne. Jego serce od dawna jest już przy Unii Wolności, także teraz, mimo że ta „kochanka” postarzała się i zmieniła nazwisko. Zawsze pragnął „wielkiej koalicji”, czyli politycznego zespolenia dwóch lewicowych środowisk – UW i SLD, post-„Solidarności” z postkomuną. To jest jednak niemożliwe. „Przyjaciele” Kwaśniewskiego z Unii Wolności wypowiedzieli pod adresem środowisk, które wyniosły go na szczyty, tyle złych słów, tyle oskarżeń i obrzydliwych potwarzy, że to jest nie do zapomnienia.
o miejsca na listach. Na zewnątrz udaje się jeszcze utrzymywać pozór „trudnej”, ale rozwijającej się współpracy w ramach LiD, ale pod spodem trzeszczy od wzajemnych niechęci. Nie ma wątpliwości, że prawdziwa wojna rozpocznie się, gdy zaczną się pierwsze przymiarki do list wyborczych do Sejmu i Parlamentu Europejskiego. Już słychać, że rodzi się koncepcja „partnerstwa”, czyli dla każdego z czterech ugrupowań tworzących LiD po 25
GŁASKANIE JEŻA
Ratuj się kto może! Roman Giertych zamierza zmieniać treść podręczników do biologii i historii. Do tej pory żartowałem sobie z niedouczonego, popełniającego kardynalne błędy językowe ministra edukacji. Teraz zaczynam być przerażony. To, że naczelny nauczyciel młodych Polaków ma kłopoty ze składnią, frazeologią, fleksją, wymową nosówek (i błędnym ich używaniem), że myli często biernik z narzędnikiem i wołaczem, można było skwitować zdumieniem i szyderstwem. Może jeszcze i smutkiem. Ale, że oberedukator wziął się za zmianę mentalności, ba... całej wiedzy pokolenia? No nie... Tu trzeba wzorem kapitana tonącego okrętu zakrzyknąć: „Ratuj się kto może!” albo „SOS – ratujcie nasze (ich) dusze!”. Swoje prawdziwe, brunatne oblicze Roman Giertych odsłonił 2 lipca w wywiadzie dla „Naszego Dziennika”: „Jeśli przebudujemy szkołę w duchu pewnych [moich] wymagań wobec młodych ludzi,
to za 20 lat będziemy mieli przebudowane społeczeństwo” – mówi Giertych, a ja obawiam się, że ten człowiek ma przerażającą rację. Tym bardziej że nie ukrywa, na czym owa przebudowa ma polegać: „Dlaczego upieraliśmy się przy obowiązkowych strojach jednolitych? (...) Nie tylko ze względów bezpieczeństwa. Ważny jest argument pewnej symboliki (...) mundurek w szkole to będzie symbol tych zmian”. Nie wiem jak Państwo, ale ja (z historii) wiem, jakiej ideologii podobna doktryna w przeszłości służyła: Niemcy po 1933 r., Chiny – lata pięćdziesiąte i później, Rosja radziecka, Wietnam, Kampucza. Według niej, jednakowość, jednomyślność, uniformizacja stroju i mózgu jest cnotą. Indywidualizm to zbrodnia. „Jeśli zmieniamy lektury, to właśnie po to, żeby zniknęły książki, które nie pokazują pozytywnego podejścia do wychowania. Promujemy natomiast książki, które pomagają kształtować charaktery” – ogłasza minister, wcale nie ukrywając, że jakakolwiek wątpliwość gnieżdżąca
proc. Dla SLD, które liczy kilkadziesiąt tysięcy członków i jako jedyne ma reprezentację sejmową, 25 proc. i tyle samo dla PD, która składa się z kilku zaledwie nazwisk, oraz dla Unii Pracy, która składa się bodaj ze swojego przewodniczącego. Jestem przekonany, że Aleksander Kwaśniewski będzie ten pomysł forsował i jak zwykle wymuszał na SLD ustępstwa. To będzie kres SLD. Jego młodzi przywódcy z liderów wciąż liczącej się partii zmienią się bowiem w kogoś w rodzaju kuzynów z prowincji, których nie wypada wyrzucić na ulicę, skoro już są. Reszta odwróci się ostatecznie. Jedynym wyjściem dla przywódców Sojuszu jest przestać się bać Aleksandra Kwaśniewskiego. Przestać żyć w przekonaniu, że tylko z nim SLD może uratować swoją przyszłość. Aleksander Kwaśniewski mówi: tylko przy mnie nie zginiecie. Trzeba mu odpowiedzieć: tylko z nami nie zginiesz. W ogóle trzeba przestać się bać: tego, co napisze Leszek Miller; tego, co zrobi Marek Dyduch; tego, co usiłuje budować Paweł Bożyk. Na lewej stronie nikt nic nie zrobi bez SLD – to jest jego siła. Nawet LiD nic nie zrobi. To może dać sobie z nim spokój, niech się pan Lityński tak nie poświęca. Zamiast wzmacniać LiD, SLD może wzmocnić siebie, jeśli dogada się z Millerem – bez wątpienia już centrolewicowym – z nurtem socjalnym reprezentowanym przez Dyducha, z PRL-owską nostalgią Bożyka, antyklerykalizmem Racji. SLD nie może odwracać się od PRL choćby dlatego, że – jak wykazują sondaże – nie ma innego elektoratu. To trzeba dbać o ten, który się ma! On zresztą może być większy, niż pokazują „słupki”. Trzeba tylko odpalić Lityńskiemu, gdy obraża Sojusz, odpowiedzieć Pieronkowi,
się w głowie młodego człowieka ma być natychmiast rugowana „Ogniem i mieczem” (obowiązkowa lektura). O... taki na przykład Gombrowicz... to wszak jeden wielki relatywizm. No to won z Gombrowiczem. W zamian „Pamięć i tożsamość” Wojtyły... I o nim samym: „Wujek Karol. Kapłańskie lata papieża”. W roku 1968 moją lekturą obowiązkową była książeczka pt. „Opowiadania o Leninie”. Czy coś się zmieniło? Tylko bóstwo dane maluczkim do ubóstwiania. W zasadzie w tamtej lekturze słowo Lenin można zastąpić słowem Wojtyła i... I już mamy gotową hagiografię. Nawet nie trzeba płacić praw autorskich. Jedna z tamtych czytanek zaczynała się np. od słów: „Lenin był bardzo dobrym człowiekiem...”. Można się pośmiać i pobawić w taką podstawiankę, ale nagle śmiech zamiera na ustach, bo oto Giertych w swojej doktrynie idzie dalej... „Jeśli chodzi o historię, to (...) historia musi być uaktualniona” – mówi. Czy pamiętacie, moi Mili, czym zajmuje się główny bohater „Roku 1984” Orwella – Winston Smith? Otóż onże pracownik Ministerstwa Prawdy właśnie uaktualnia historię. Na taką modłę, jakiej życzy sobie Wielki Brat (wielcy bracia mali?). I skreśla raz na zawsze wielkich ludzi z kart dziejów. Jakby nigdy nie istnieli, nie
21
żeby najpierw zajął się bliższymi swojemu środowisku „złodziejstwami”, Giertycha zapytać, co z okradzionym bankiem rolnym, a nie ciągle udawać, że deszcz pada. Z prawicą nie ma kompromisów! Kaczyński uznaje tylko taki kompromis, który jest jego dyktatem. I nie ma co liczyć, że łatwo odda władzę! Ulegnie wyłącznie sile. Więcej – nie tylko nie odda władzy dobrowolnie, w trybie przyspieszonych wyborów, ale wręcz będzie się starał utrzymać ją siłą, choć z demokratycznymi pozorami. Ma niewolników, którzy za szanse politycznego przeżycia, za limuzynę, BOR i gabinet podpiszą mu wszystko, nie tylko jakiś aneks. Jednak dla Kaczyńskiego wygrać z lewicą, „z szatanem”, to za mało, trzeba jeszcze ją zniszczyć. Na razie będzie więc rządził do końca kadencji, ale myśli już o następnej. W majestacie demokracji zmieni ordynację wyborczą tak, żeby po następnych wyborach wejście do Sejmu kogoś z lewicy graniczyło z cudem. PO (PiS bis) już zgłosiła gotowość pomocy w tym zbożnym dziele. Dla lewicy naprawdę więc bije ostatni dzwonek. Nie ma mowy o wcześniejszych wyborach, strajki lekarzy i pielęgniarek skończą się mniej więcej tak jak strajki górników za Margaret Thatcher – dostali pomoc i pieniądze, ale nie od razu i jako kompletnie przegrani. Antykaczyńska rewolucja byłaby możliwa, gdyby ruszyły masy, tylko że w wyniku rewolucji „Solidarności” nie ma już mas. Pielęgniarki z Alej Ujazdowskich nikogo więc nie porwą. Lekarze też nie. Co najwyżej zacznie się od nich odwracać sympatia społeczna, bo brak opieki lekarskiej zacznie być doskwierający, a nie każdego stać na prywatne leczenie. Słowem, Kaczyński jedzie po bandzie i może wygrać, bo na razie nie widać, z kim mógłby przegrać. MAREK BARAŃSKI
żyli, nie tworzyli. Tak jak dziś zamienia się: Gombrowicza na Dobraczyńskiego, Miłosza i Szymborską na „poetę” Wojtyłę, Brzechwę na Bełzę... Przerażająca wizja autora „Folwarku zwierzęcego” egzemplifikuje się tu i teraz. Ale wszak nasz Minister Prawdy to umysł (nie)skończenie (nie)ograniczony. Chce zmienić także podręczniki biologii: „Na biologii wszyscy powinni uczyć się o ochronie życia człowieka. Uważam, że każde dziecko powinno się dowiedzieć, na czym polega zabójstwo (...) dzieci nienarodzonych (...) To jest najważniejsze zadanie”. Każde też dziecko z nowego podręcznika dowie się, że darwinizm, że ewolucja to tylko taka bajeczka, a naukową prawdą jest wyłącznie boska kreacja w ciągu 7 dni (i prokreacja?). Że Noe zabrał na arkę dinozaury, a może i nawet jednorożca? Lecz czy ktoś oseskowi powie, na co było Noemu okrętować wirusy, w tym ebolę? No dobrze... pożartowaliśmy, ale czas przestać się śmiać. Wielki czas zacząć działać. Moje Drogie Wykształciuchy, nasi dziadkowie i rodzice uczyli, a także zdobywali wiedzę (i to niezłą) na tajnych kompletach. Być może już wkrótce w edukacyjnym podziemiu będziemy musieli zapalić kaganki. Oświaty. Liczę na Was! MAREK SZENBORN
22
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
RACJONALIŚCI
N
o i jak się tu dziwić, że Czesław Miłosz jest ostatnio w Polsce persona non grata! Że obecnie rządzący nie chcą jego imieniem nazywać placów i szkół. Że nie chcą Go pochować w krypcie zasłużonych. Drukować jego wierszy... Jak się tu dziwić, skoro „wierszokleta” ów takie wypisywał rzeczy:
Okienko z wierszem Zaklęcie Piękny jest ludzki rozum i niezwyciężony. Ani krata, ni drut, ni oddanie książek na przemiał, Ani wyrok banicji nie mogą nic przeciw niemu. On ustanawia w języku powszechne idee I prowadzi nam rękę, więc piszemy z wielkiej litery Prawda i Sprawiedliwość, a z małej kłamstwo i krzywda. On ponad to, co jest, wynosi, co być powinno, Nieprzyjaciel rozpaczy, przyjaciel nadziei. On nie zna Żyda ni Greka, niewolnika ni pana, W zarząd oddając nam wspólne gospodarstwo świata. On z plugawego zgiełku dręczonych wyrazów Ocala zdania surowe i jasne. On mówi nam, że wszystko jest ciągle nowe pod słońcem, Otwiera dłoń zakrzepłą tego, co już było Piękna i bardzo młoda jest Filo-Sofija I sprzymierzona z nią poezja w służbie Dobrego. Natura ledwo wczoraj święciła ich narodziny, Wieść o tym górom przyniosły jednorożec i echo. Sławna będzie ich przyjaźń, ich czas nie ma granic. Ich wrogowie wydali siebie na zniszczenie.
Szanujmy wspomnienia! Równo 15 lat stuknęło Unii Pracy – partii, która kiedyś połączyła ludzi „Solidarności” i PZPR. Z tej okazji liderzy tego lewicowego ugrupowania, które zasiadało w parlamencie, zorganizowali uroczystość rocznicową.
Fot. DP
Jan Barański, przewodniczący RACJI PL na jubileuszu Unii Pracy
Podczas spotkania nie zabrakło wspomnień, toastów, ale i gorzkich słów. Liderom UP wypomniano, że w pewnym momencie zatracili swoją lewicowość. Partia, która z sukcesami walczyła m.in. o neutralność światopoglądową, w czasie współrządzenia bardzo się pogubiła. Dziś z hasłem: „Po pierwsze człowiek” próbuje wrócić do korzeni, choć – jak mówiono – może to być trudne, zwłaszcza w centrowym układzie Lewicy i Demokratów. – Jubilatka Unia Pracy ma dłuższą historię i większe osiągnięcia niż RACJA Polskiej Lewicy. Jednak w wielu kwestiach niejako nadaje na tych samych falach. Wspólnie wiele możemy zrobić – powiedział przewodniczący RACJI Jan Barański, który był jednym z gości uroczystego spotkania. Z kolei prof. Maria Szyszkowska przyznała, że dziś człowiekiem lewicy może być tylko osoba odważna i właśnie odwagi życzyła działaczom UP, przypominając o konkretnych postulatach, które powinny widnieć na jej sztandarach. Daniel Ptaszek
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Czerwiec w Radomiu Z Radomia znowu powiało grozą. Ładne miasto, ale nie ma szczęścia do czerwcowych dni. Obojętne, czy demokracja jest ludowa, czy kaczyńska. 30 czerwca 2007 roku premier Jarosław Kaczyński zaszczycił był swym wystąpieniem Samorządową Konwencję PiS w Radomiu. Rozochocony owacyjnym przyjęciem, po raz kolejny dał popis buty, arogancji, bezczelności. Z braku argumentów – obrażał. Oponentom, czyli Siłom Ciemności, zarzucał „chamstwo, agresję, knajactwo, kłamstwo”. Siebie i swoich wyidealizował na Siły Światła, walczące „o ideę prawa i sprawiedliwości”. W zależności od potrzeb, pisanych z małej lub dużej litery. Podobało się, więc brnął dalej. Operował sprawdzonymi chwytami. PiS to oblężona twierdza. Wrogowie nie mogą znieść naszego sukcesu. Wreszcie ich nazwał. To już nie łże-elity, nie hołota z PRL, ale ktoś o wiele potężniejszy. Szatani. „My odpowiadamy za Polskę, za wszystkich Polaków”, a szatani przeszkadzają. Ich rodowód jest niepolski i dlatego
są Polsce niechętni. Jarosław Kaczyński jest przekonany, że został zesłany przez Boga do walki z szatanami wcielonymi we wrogów IV RP. Chcecie, to wierzcie, chcecie, nie wierzcie... PiSowcy wierzą święcie. We wszystko, co powie wódz. Wątpiących już w PiS nie ma. Przy panującej koniunkturze politycznej to wciąż jeszcze nieopłacalne. Przez prawie dwie doby szatani byli konstrukcją hipotetyczną. Armia PiS znała wroga tylko z ogólnego wskazania. Zresztą wcale nie nowego. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. 2 lipca, podczas konferencji prasowej w Przemyślu, premier ujawnił, że Siły Ciemności to nie tylko organizatorzy i wspierający strajk pielęgniarek. To wszyscy ci, którzy chcą „wysadzić rozwój gospodarczy w powietrze”. Ci, którym się „polski rozwój i polskie umacnianie pozycji nie podobało”. Knują i sypią piach także w tryby organizacji EURO 2012. Na szczęście, „szatanów bardzo łatwo zidentyfikować, widać te buzie także w mediach”. Niedługo strach będzie występować w TV. Czyżby dlatego
Gosiewski i Cymański od jakiegoś czasu stronili od kamer? Niewątpliwie idą dobre czasy dla egzorcystów. Dotychczas jest ich w Polsce siedemdziesięciu. Dużo, zważywszy wymagania stawiane wykonującym tę posługę. Według zaleceń Komisji ds. Dyscypliny Sakramentów, muszą się cechować „pobożnością, wiedzą, roztropnością i nieskazitelnością życia”. Będzie bardzo trudno znaleźć następnych. Dobrze, że choć Jarosław K. jest nadziany „czystym dobrem”. Przynajmniej mamy Pierwszego Egzorcystę IV RP. Świeckiego, więc nikt się nie przyczepi, że płatnego z budżetu. Ponoć już się szykują Ziobro i Kamiński. Uczestnicy radomskiej konwencji nie mieli dość poczucia humoru, żeby umrzeć ze śmiechu. Zapomnieli, że upiory się budzą, gdy rozum śpi. Oni nie obudzą się z ręką wymierzoną we wrogów. Chyba że w kolejnej odsłonie wróg zmaterializuje się w nocniku. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Oblicza socjalizmu Socjalizm. Często wykpiwany i uważany za relikt przeszłości – do dziś ma wielu amatorów. Wbrew pozorom niejedno ma imię i nie można go utożsamiać wyłącznie z negatywnymi zjawiskami PRL-u. Na ten temat odbyła się niedawno w Nałęczowie konferencja naukowa pod tytułem „Odmiany socjalizmu”, zorganizowana przez prof. Marię Szyszkowską i Stowarzyszenie Kultury Europejskiej, a wspierana przez Fundację im. Róży Luksemburg. Zgromadziła kilkudziesięciu uczestników, zarówno zwolenników, jak i przeciwników tej idei. Zasypywano się Fot. Jan Stępień więc argumentami za i przeciw. Obrady w galerii „Ewelina” otworzył dr Holger Politt – dyrektor Fundacji. Pierwszy wykład od razu sprowadził słuchaczy na ziemię, bo w ramach referatu „Idee lewicy w myśli politycznej europejskiej prawicy” dr Władysław Kulesza z Uniwersytetu Warszawskiego skutecznie przekonał do propagandowej siły PiS-u i mizerii lewicy, co pozwoliło na zdecydowane wygranie wyborów przez prawicę. Kolejne referaty pokazały, że socjalizm socjalizmowi nie jest równy. Poglądy np. Trzebuchowskiego, Strzeleckiego, Trockiego, Stempowskiego czy Kanta mogą się znacznie od siebie różnić, mimo że odwołują się do podobnych ideałów. Również znienawidzona przez hierarchów kościelnych teologia wyzwolenia, zrodzona z niesprawiedliwości społecznej w Ameryce Południowej, w swej istocie odwołuje się do postulatów socjalistycznych. A te należy przecież rozpatrywać na gruncie mechanizmów gospodarczych, jak również na płaszczyźnie stosunków społecznych: relacji międzyludzkich czy człowiek–państwo. Oczywiście, pod warunkiem że nie odrzucimy ich z założenia jako niemożliwe do realizacji. O takim podejściu rozprawiał prof. Andrzej Zachariasz w wykładzie „Socjalizm – czy to jest możliwe?”. Większość zebranych twierdziła, że socjalizm nie tylko jest możliwy, ale wręcz konieczny jako przeciwwaga dla wszechobecnego kapitalizmu. Powoływano się na przykład Szwecji, gdzie rozbudowana opieka socjalna państwa wcale nie oznacza zapaści gospodarczej i wysokiego bezrobocia. Podkreślano niepokojącą u nas dążność do powszechnej prywatyzacji dobra wspólnego i, co gorsza – za wszelką cenę. Społeczeństwo jak dotąd nie odniosło z takiej polityki żadnych korzyści. Od kilkunastu lat większość polityków, głównych mediów i ludzi nauki fetyszyzuje kapitalizm i neoliberalizm. Wynika to zapewne z wszechobecnej ideologii prawicowej, która odwołuje się do idei tzw. narodowego kapitalizmu. Dla rzetelnej dyskusji o negatywnych skutkach takiej wizji państwa i społeczeństwa, a także dla debaty o socjalizmie, miejsca raczej nie ma. Co najwyżej w niszowych, bardzo ideowych kręgach. Niestety, rządząca dwa razy lewica nie zrobiła nic, aby w głównych mediach rozmawiano też o ideologii lewicowej. Często zaś sama powodowała sytuacje idealne do kwestionowania dorobku ludzi lewicy. Dziś mamy tego skutki. A przecież bez konkretnej wizji, opartej na podbudowie filozoficznej i będącej alternatywą, nikt jeszcze świata nie zmienił. Jan Stępień, DP
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
W środę po meczu Realu David Beckham, rozdając autografy, niespodziewanie podpisał kontrakt z Odrą Wodzisław. ¤¤¤ Spotkali się dwaj psychoanalitycy, popili i gadają o pracy: – A u mnie się leczą aktorzy, sportowcy, politycy... – Szczerze mówiąc, to z politykami kiepsko ci idzie. ¤¤¤ – Kochanie... – Nie! – Ale raz... – Nie! – Ale tylko raziczek... – Nie. Do ślubu nie! – Ale tylko ten jeden raz! – No dobra, ale nikomu nie mów... – E, to już nie trzeba... Rozczarowana swoim życiem seksualnym żona zwraca się do męża: – To był chyba dziesiąty raz w tym miesiącu, a ja słyszałam o byku sprzedanym na aukcji, który potrafił reprodukować się 365 razy w ciągu roku. To wychodzi raz na dzień! No i co ty na to powiesz?! Mąż, poirytowany tym porównaniem, stwierdza: – Tak, może i raz dziennie, ale najpierw trzeba było spytać prowadzącego aukcję, czy codziennie z tą samą krową! ¤¤¤ Rolnik i jego świeżo poślubiona małżonka wracają z kościoła wozem ciągniętym przez kilka koni. Kiedy najstarszy z koni się potknął, rolnik powiedział: – Raz. Kawałek dalej koń znów się potknął, a rolnik powiedział: – Dwa. Po chwili koń potknął się po raz trzeci. Tym razem rolnik nic nie powiedział, tylko sięgnął pod siedzenie, wyjął strzelbę i zabił konia. Widząc to małżonka, krzyknęła do męża: – To było okropne, jak mogłeś to zrobić?! Rolnik na to: – Raz. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2007 r. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2007 r. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2007 r. Cena 39 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE Kościół sponsorowany
Kościół św. Katarzyny w Gdańsku. Współpraca Kościoła z firmą ubezpieczeniową nas nie dziwi. W końcu księża też sprzedają polisy na życie – przyszłe... Fot. Krzysztof Krakowiak
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 27 (383) 6 – 12 VII 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
P
iszą do nas co rusz Czytelnicy i, wskazując co pikantniejsze fragmenty polskich dzieł, proponują skreślenie ich z kanonu lektur ku radości Romka Giertycha. Nie, Proszę Państwa, nie tędy droga – w ten sposób w zestawie lektur nie pozostałoby zgoła nic. Dlatego ze skreśleń przestawiamy się na... reinterpretację. Jakoś tak 100 lat temu Gabriela Zapolska stworzyła postać, od której wywodzi się pojęcie „dulszczyzna” – jakże chętnie wykorzystywane w różnych okolicznościach, i to nie tylko wobec kobiet. I kilka już pokoleń wie na pewno, że Dulska jest be, a dulszczyzna fuj... A niby dlaczego?! Pierwszy w tej sprawie wypowiedział się Mistrz Hanuszkiewicz, proponując rehabilitację pani Dulskiej. My jesteśmy za, a nawet... bardzo za. Zaczynamy pomału uważać, że pani Dulska jest świetlanym wzorem dla kobiet, a tragifarsa Zapolskiej może stanowić vademecum w procesie wychowywania panienek na przyszłe poczciwe żony. „Kobieta powinna przejść przez życie cicho i spokojnie (...). Dla kobiety nie ma jak dom i rodzina...”. Te słowa pani Dulskiej powinni sobie wziąć do serca nie tylko poloniści czy wychowawcy w reformowanych szkołach, ale przede wszystkim działaczki wszelkich organizacji feministycznych. Szczególnie że sposób
NOWE LEKTUR ODCZYTANIE
Vivat Dulska! na mężów mają podany na tacy: „Męża można uchodzić (...). Pensję zabierać, gdy zafasuje...”. Natomiast poglądu, że „dla męża (...) kobieta się nie potrzebuje pod spodem stroić”, nie należy rozumieć w ten sposób, że dla innych mężczyzn rzekomo może... A poza tym pani Dulska jest najlepszą pod słońcem matką, żoną i... gospodynią: pamięta nie tylko o ćwiczeniach z muzyki i lekcjach tańca swoich córek, ale i hartowaniu ich zdrowia (zimna woda do mycia); o potrzebach syna i sposobach przywiązania go do domowych pieleszy (cóż jest lepszą przynętą jak nie młoda dziewczyna?); o schludnym wyglądzie męża, codziennym cygarze dla niego (osobiście suszone na piecu) i domowej siłowni (spacer dookoła stołu z zegarkiem i ręcznikiem w ręku); o czynszach, kurzach i nowej miotle zostawionej przez stróża na podwórzu.
Tylko kobieta taka jak Dulska potrafi to wszystko ogarnąć... A zaradności w interesach niejedna bizneswoman mogłaby jej pozazdrościć. I wszystko byłoby dobrze, miło i pożytecznie, gdyby pani Dulska nieopatrznie nie zlekceważyła porady księdza, który kazał Hance odejść ze służby („Czy ty u księdza służysz, czy u mnie?)... Na szczęście wszystko dobrze się skończyło (i to bez aborcji) i znów można było żyć po bożemu. Uwaga, nauczyciele gimnazjum! Nie możecie przeoczyć faktu, że Mela miała wolę do klasztoru, misji i dziewictwa. I nie musicie zajmować się uświadamianiem seksualnym nastolatek, bo takie sprawy załatwi za was kucharka albo panna służąca. Mówimy wszakże o domach, gdzie żyje się „po bożemu”. JOLCZYK