DZIESIĘĆ LAT W NIEWOLI KONKORDATU Fot. PAP/CAF A. Kęplicz
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
Ü Str. 6, 7, 8 http://www.faktyimity.pl
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 12
Od trzech lat tropimy i ujawniamy zboczeńców, którzy zamaskowali się czarnymi sutannami. Już nam zaczyna brakować dziennikarzy do śledzenia i opisywania tych dewiantów, a ich z roku na rok przybywa i przybywa. Oto kolejna relacja z dziennikarskiego śledztwa „Faktów i Mitów” o kolejnym pedofilu spod znaku krzyża – tego z katolickich ołtarzy, a nie z Golgoty.
Eksperyment filadelfijski
O czym wiedział Albert Einstein? Czy to prawda, że bał się przekazać ludzkości wyniki swoich badań? Może naprawdę poznał wzór „na wszystko” (ogólna teoria pola)? Czyżby miał o tym świadczyć słynny eksperyment filadelfijski, na temat którego władze USA do tej pory nie udzielają żadnych informacji? Ü Str. 16
rodzy Czytelnicy, Członkowie Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA – AntyklerykaD łowie! Nie było nas 10 lat temu tam, gdzie nasi ówcześni decydenci rządzący Polską zaprzedali ją w gorzką niewolę Watykanu. Wówczas to konkordat związał nową, niepodległą ojczyznę haniebnymi więzami poddaństwa wobec obcej nam, Słowianom, ideologii i wiary, zresztą wielokrotnie skompromitowanej. Od 10 lat Kościół katolicki pasożytuje na żywym organizmie coraz bardziej biednego polskiego narodu, ze zwielokrotnioną siłą, mając oparcie w konkordatowych artykułach.
Ü Str. 3, 11
Świniokurcz koszerny Woda, chemia, napromieniowana żywność – oto nasza „zdrowa” dieta. Nie ma się co pocieszać, że za granicami, że daleko. Ani że genetycznie modyfikowana (albo jeszcze gorsza) strawa do nas nie dotrze. Postęp dotyczy wszystkich...
Ü Str. 13
Dlatego zgromadźmy się wszyscy 27 lipca w Warszawie, o godz. 13.00 na placu Zamkowym, pod kolumną Zygmunta. Zaprotestujmy przeciwko zdradzie, grabieży i kolejnym rozbiorom, które dokonują się każdego dnia, i to bluźnierczo, bo w imię Boże. Zróbmy to, jeśli nie dla siebie, to dla swoich dzieci i wnuków. Nikt za nas nie przyjdzie i nie zaprotestuje. Dzisiaj możemy Wam przyrzec jedno: za parę dni – demonstracja; za parę lat – nowa, niepodległa od oszołomów i złodziei Polska. Pokażcie tylko, że mamy z kim walczyć, że jesteście! Przewodniczący APP RACJA Honorowy Przewodniczący APP RACJA Piotr Musiał Roman Kotliński – Jonasz
2
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Wreszcie coś optymistycznego – krajowa gospodarka, jak orzekli zgodnie polscy i zagraniczni eksperci, wyszła ponoć z zastoju i rozwija się (ponad 3 proc. PKB rocznie). Tyle że nikt poza ekspertami tego nie zauważył. Prawdopodobnie projekt ustawy o mediach sfałszowano tak, żeby nie sprzyjała planom Agory dotyczącym zakupu Polsatu. To nowy trop w aferze Rywina, prowadzący do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wobec nowej sytuacji premier poprosił marszałka Borowskiego o wstrzymanie prac nad ustawą. Opozycja, prezydent i Michnik – znowu górą. Wychodzi na to, że poseł SLD, Jagiełło, nie ostrzegał kolegów partyjnych ze Starachowic przed CBŚ, lecz przed wzięciem łapówki. O takim niecnym zamiarze dowiedział się z plotek. Odpowiedzialnością za przeciek obarczono szefa kieleckiego SLD, Henryka Długosza, zwanego golden boyem z powodu zamiłowania do kosztownych błyskotek. Baronowie SLD coraz bardziej przypominają biskupów. Kolejna zmiana w rządzie Millera. Po prawie dwóch latach urzędowania nieudolny rzecznik prasowy Michał Tober został przeniesiony do Ministerstwa Kultury. Jako wiceminister będzie sprawował pieczę nad nowelizacją ustawy o mediach. Młoda nadzieja SLD i następca Millera skończy jako cień Jakubowskiej? Na procesie w sprawie afery Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego Janusz Iwanowski-Pineiro po raz kolejny złożył zeznania obciążające braci Kaczyńskich. Potwierdził, że nakłaniano go, by wspierał finansowo Porozumienie Centrum, a nawet osobiście wręczał gotówkę Jarosławowi Kaczyńskiemu. Kaczory wszystkiemu zaprzeczają, twierdząc, że to spisek PRL-owskiej SB... ...i Mosadu, i masonów, i Kaczora Donalda, czyli konkurencji do koryta. Topnieje Samoobrona. Tym razem Andrzej Lepper sam wyrzucił posłów: Witaszka, Duliasa, Jankowskiego, Tymę i rozwiązał struktury na terenie całej Opolszczyzny. Sejmowa Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich zarekomendowała Sejmowi wniosek o uchylenie immunitetu dwójce posłów – małżeństwu Łyżwińskim, oskarżanym o utrudnianie pracy komornikom, niestawianie się na rozprawy i pomówienie. Jak Begerową zamkną w mamrze, to Jędrusiowi ostanie się jeno sznur. Media kościelne, czyli państwowe, szeroko informowały o akcji „Krzyś”, propagującej walkę z pijaństwem kierowców. Specjalny znaczek na tę okoliczność zaprojektował Andrzej Mleczko, a dochód z jego sprzedaży zasili polskich misjonarzy znad Amazonki. Stary numer Kościoła: pomysł chwalebny – dochód wielebny. ŁÓDŹ Nie będzie w tym roku Parady Wolności, największej w kraju imprezy techno, jednej z nielicznych, jaka przyciąga do miasta tysiące turystów. Prezydent Kropiwnicki odmówił prawa do zabawy na ulicach miasta. Fani technomuzyki mogą się bawić, ale tylko w zamkniętym pomieszczeniu. Tymczasem wszystkie służby ratownicze pozytywnie zaopiniowały imprezę. Beztroska zabawa młodzieży od lat raziła tutejszych działaczy przykościelnych. Są Drogi krzyżowe, Marsz dla Jezusa, procesje Bożego Ciała i Eucharystii... po cholerę jeszcze Parada w Czerwonej Łodzi? NOWY SĄCZ Zapadły wyroki w sprawie o zabójstwo szefa gangu pruszkowskiego, Andrzeja K., czyli „Pershinga”. Ryszard B. dostał 25 lat za zabójstwo, a Mirosław D. („Malizna”) – 10 lat więzienia za zlecenie zabójstwa. Taka okazja zmarnowana! Za nadzwyczajne złagodzenie kary bandziory rozwaliłyby resztę Pruszkowa. POLSKA/WATYKAN 27.07.2003 r. obchodzimy 10-lecie podpisania konkordatu. Ta haniebna umowa uzależniła państwo polskie od Watykanu, obciążyła budżet bezsensownymi świadczeniami na rzecz Kościoła (patrz str. 6–8). Za utratę niepodległości, dziury budżetowe i łzy niedożywionych dzieci Watykan oferuje nam... ...papieskie błogosławieństwo. POLSKA/USA Kiedy marszałek senatu Longin Pastusiak zabiegał o zniesienie bądź przynajmniej potanienie procedury wizowej dla Polaków, ambasada amerykańska objęła wszystkich ubiegających się o nią obowiązkiem umawiania się za pomocą linii 0-700... (prawie 5 zł za minutę!). Za to w Iraku Polacy mają zaszczyt bez problemów obcować (a wkrótce także... ginąć) z Amerykanami. USA Obrońcy księży pedofilów, tj. katoliccy biskupi amerykańscy, chcą doprowadzić do przegłosowania prawa zakazującego finansowania ze środków publicznych zabiegów sterylizacji i aborcji. Prawdopodobnie uda im się, gdyż parlament i rząd są zdominowane przez prawicę... ...która kolejnych miliardów dolarów potrzebuje na zbrojenia, wojny, czyli na zabijanie... narodzonych. WIELKA BRYTANIA Ciągłe kłopoty ma premier Blair. Tym razem z powodu śmierci Davida Kelly’ego, eksperta rządowego ds. broni masowego rażenia. Kelly zginął śmiercią samobójczą w tajemniczych okolicznościach po tym, jak ujawnił, że rządowy raport uzasadniający napaść na Irak był mocno „nadmuchany”. Szkoda, że zabójcy „Pershinga” akurat siedzieli, można by im spokojnie „przypisać” faceta. HISZPANIA Wyższy Instytut Nauk Religijnych w Barcelonie został pierwszą katolicką uczelnią teologiczną, w której całe studia można odbyć przez Internet. Specjalną zgodę na taki tryb nauki wydała Watykańska Kongregacja Wychowania Katolickiego. Niech jeszcze ktoś powie, że Kościół nie idzie z postępem...
Teraz Polska! W
letnie upały, kiedy z pracy cieszą się tylko właściciele lodziarni i budek z piwem, nachodzą mnie czasem refleksje filozoficzno-egzystencjalne. Ot, choćby taka: czy teściowa to też człowiek? Zdania na ten temat są podzielone, ale ja doszedłem do wniosku, że i owszem. Skąd taka pewność? Ano stąd, że teściowa zawsze czegoś chce, a co najgorsze, głośno o tym mówi – w odróżnieniu od zwierzęcia. Mojej teściowej niedawno zachciało się zmienić telewizor po czterdziestu latach pracy – swojej i starego, lampowego Topaza. Jak nowy odbiornik, to od razu nowa antena, a jakże. Po tygodniu idealnego odbioru nagle całe ustrojstwo szlag trafił. Odbiera tylko TVN, bo nadajnik jest rzut beretem od kamienicy. Zięć, wiadomo, wiecznie zapracowany, więc ma wszystko gdzieś. Trzeba było szukać fachowca. I to szybko, bo życie w „Klanie” toczy się na gorąco. Specjalista wlazł na dach i przytargał stamtąd coś, co na drugi rzut mojego oka mogło uchodzić za mocowanie do anteny. Nie pomyliłem się. Z nowiuśkiego masztu zostały dwie śrubki i klamerka. Specjalista zrobił przy tym minę, jakby od lat niczego innego nie trzymał w rękach. – To jasne, ktoś zbierał aluminium na dachach – stwierdził uczenie. – Jak to zbierał? Jakiś kolekcjoner czy co? – spytałem zadziwiony. – Eee tam, złom po prostu zbierał aluminiowy, żeby do punktu skupu odstawić. Ja to prawie codziennie takie złamane maszty widzę. Za jedną antenę dostanie z pięć złotych, a jak na obchodzie zbierze z dziesięć... – instruował spec, coraz bardziej jednak zaniepokojony moim wytrzeszczem oczu. No, Drodzy Państwo, przyznam, że mnie na dłuższą chwilę zatkało, chociaż już trochę w życiu widziałem, a i Lema, i Londona w swoim czasie trochę się czytało. Wprawdzie każdy wie, że to Polska, a Polak potrafi, ale... no, no. Jeszcze się na dobre nie otrząsnąłem po tym niecodziennym wydarzeniu, a już następnego wieczoru znów musiałem chylić czoło przed inwencją moich rodaków. Oto już w swoim własnym telewizorze, w wiadomościach regionalnych, słyszę, że w Poznaniu wandale notorycznie rozwalają parkometry, rabując znajdujące się w nich drobniaki. Zaraz przytoczono też opinię przedstawiciela angielskiej firmy, która nie nadąża z reperowaniem urządzeń – „(...) nasze przedsiębiorstwo instaluje parkometry niemal na całym świecie, ale tylu aktów dewastacji nie notowaliśmy dotąd nigdzie”. I co, powinienem być dumny, no bo chyba już nie zdziwiony? A ja się tylko mocno zasępiłem nad naturą Polaka katolika i powoli krew zaczęła się we mnie burzyć. Powodowany postawą obywatelską członka kandydata do Unii pomyślałem też sobie, że póki moi współobywatele Europejczycy nie parkują jeszcze masowo swoich aut w Poznaniu i zanim umieszczą na łódzkich kamienicach swoje anteny... MUSZĘ ICH OSTRZEC!!! A oto moje ostrzeżenie, które – w wersji francuskiej – dla pewności prześlę na ręce Valery’ego Giscarda d’Estaing, przewodniczącego Konwentu Europejskiego. I proszę nie traktować mnie jak donosiciela. Szanowny Panie Przewodniczący, Bracia Europejczycy zza Odry, Sudetów i Tatr – Polska to piękny kraj, ALE: – mamy premiera o najniższym w czasach nowożytnych poparciu społecznym; – 70 proc. Rządu i Parlamentu RP (w tym co drugi minister) nie mówi w żadnym obcym języku. Kelner w Warszawie musi znać co najmniej angielski, wobec ministrów
takiego wymogu nie ma; – Polak, jak żaden Europejczyk, może należeć jednocześnie do kilkunastu partii, z lewa i prawa; – posłowie z tego wszystkiego czasem głupieją, skaczą, tupią i okupują mównicę w Sejmie; – co piąty dorosły Polak chciałby urodzić się w innym państwie (90 proc. spośród nich w USA), ale co dziesiąty nigdy nie opuścił granic swojego województwa, a co czwarty nie wyjechał z kraju; – w „spożyciu” mydła na głowę (4–5 kostek na rok) przewyższamy tylko Grecję i Albanię. Za to magnetowidów mamy (zaraz po Włochach) najwięcej w Europie. Są to jednak siłą rzeczy modele dość proste, gdyż zaledwie jeden na pięciu rodaków rozumie instrukcję obsługi pilota do telewizora; – Polska ma dwa razy więcej studentów niż Francja; – co dziewiąty z nas żyje za mniej niż 70 groszy dziennie; – cena samochodu to przeciętnie 3-letnie zarobki, ale o miejsce na parkingach trudno. Może dlatego, że wydajemy dwa razy więcej, niż zarabiamy...; – jesteśmy potentatem (pierwsze miejsce na świecie) w produkcji bombek choinkowych. Do ich produkcji potrzebny jest piasek i żwir, a tych bogactw Polska, niestety, nie posiada. Kierując się priorytetami w gospodarce, do produkcji bombek sprowadzamy całe statki piachu z Republiki Płd. Afryki; – na złom, oprócz anten, odstawiamy ciepłe jeszcze szyny kolejowe i przewody wysokiego napięcia; – niestraszna nam obróbka metali, a w szczególności unijnych monet. Szlify zdobywaliśmy na piłowaniu starych dziesięciozłotówek, które w niemieckich automatach zastępowały marki, zaś Duńczycy szybko musieli zmienić swoje wymyślne dziurkowane 25 ore (też do automatów) na pełne, bo przybysze znad Wisły w dziurkach zawiązywali nitkę, wrzucali, wyjmowali i... gadali bez końca. Co do banknotów, robimy najlepsze podróby na świecie; – polską specjalnością jest picie na przemian denaturatu i „świętej wody” z sanktuaryjnych źródełek, z braku kasy na lekarstwa. A jeśli już mowa o oszczędności, to bijemy na głowę każdego Szkota (niech ktoś znajdzie prywatną budowę, na której kable maszyn podłączone są za, a nie przed licznikiem); – czasami, dla oszczędności, nadmiar własnych dzieci topimy w rzece, dorabiamy też peklowaniem bachorów w beczkach, aby pobierać za nie dodatek rodzinny, a jeden z mieszkańców Krakowa chciał nawet w lombardzie zastawić syna; – z Polakami lepiej nie pić. Pewien wrocławianin osiągnął rekord świata: 14,8 promila (śmiertelna dawka 3,5 promila nie dotyczy Polaków!); – ...nie ćwiczyć, bo do Polaka kulturysty należy inny rekord: 500 razy przekroczona norma testosteronu; – ...i nie palić: chorzy na raka opatentowali sposób palenia papierosów przez rurkę w tchawicy. Jeśli już musicie nas, drodzy Bracia Europejczycy, odwiedzać, to uważajcie na drogach. Część samochodów bardzo dymi – to kolejny polski wynalazek: jazda na oleju opałowym. Lewy pas ruchu jest najszybszy tylko teoretycznie, bo wyprzedza się prawym. Szlabany kolejowe zamykane są 10 minut przed przejazdem pociągu. Najlepiej od razu pogódź się, Bracie, z tym, że Twój samochód z unijną rejestracją nagle wyparuje, choćby był zabezpieczony elektronicznym identyfikatorem na linie papilarne. Może być znacznie gorzej, jeśli zdarzy Ci się wypadek. Lekarze pogotowia „rozluźniają” pacjentów pavulonem. I lepiej nie pytaj, Valery, co to takiego. A już tak prywatnie, od siebie – jeśli ta antena teściowej zapewniła komuś głodnemu choć jeden posiłek, to pies ją trącał. Kablówka już działa... JONASZ
POWIEDZ O NAS SWOIM ZNAJOMYM!
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
K
siędza Jerzego Ubermana, proboszcza parafii Podwyższenia Krzyża św. w Słowinie (diec. koszalińsko-kołobrzeska), zgubiła pazerność. – Nieopatrznie powiedział jednej z nauczycielek, że M. ukradł mu pięćdziesiąt złotych. Od tego się zaczęło – mówi policjant, biorący udział w późniejszym zatrzymaniu księdza.
czworaka, bo ksiądz mówi, że chce dobrze widzieć, co mam w pupie – odpowiedział Andrzej. Z jego dalszej relacji wynikało, że był często kąpany przez proboszcza, a gdy okoliczności nie sprzyjały oglądaniu odbytu, święty mąż zadowalał się wkładaniem ręki w majtki dziecka. Mruczał później z rozkoszy, wąchając ją i oblizując.
Boże dzieci Każda pedofilska wpadka księdza spotyka się zawsze z tą samą reakcją biskupów: „Mój Boże, gdybyśmy wiedzieli wcześniej”. Mamy dowód, że hierarchowie zwyczajnie łżą. Wzburzona wychowawczyni chłopca (w dalszej części będę go nazywała Andrzejem), a jednocześnie koleżanka ks. Ubermana uczącego religii w tej samej szkole, wezwała matkę 12-latka, żeby poinformować ją o występku syna. Dzieciak zbity przez matkę na kwaśne jabłko przyznał, że od kilku miesięcy otrzymuje od proboszcza gratyfikacje, ale dobrowolne... – Za co? – zapytała mama, nie dowierzając synowi. – Muszę tylko chodzić po plebanii bez majtek. Najlepiej na
Wychowawczyni oniemiała, gdy pani M. powtórzyła jej zwierzenia dziecka: „Pomyślę, jak możemy to rozwiązać” – wykrztusiła Renata S. Rankiem 29 maja br. anonimowy informator zawiadomił Komendę Powiatową Policji w Sławnie, że na terenie plebanii w Słowinie dochodzi do aktów pedofilii. Wskazał nazwiska trzech chłopców systematycznie molestowanych przez ks. Ubermana. – Szefowie kazali udać się tam niezwłocznie. Poczekaliśmy, aż
GŁASKANIE JEŻA
Zbrodnia i kara Dwa wyroki sądowe zapadły ostatnio w Polsce niemal jednocześnie: jeden głośny, medialny, ogłaszany w błysku fleszy; drugi – cichutki, skrywany, chociaż i tak przecież nie wzbudzał najmniejszego zainteresowania dziennikarzy. Mówiąc o orzeczeniu spektakularnym, mam oczywiście na myśli sprawę artystki Doroty Nieznalskiej. Za swoje dzieło (moim zdaniem kiepskie i obliczone na efekt taniej popularności – nie o to tu jednak chodzi) przedstawiające ukrzyżowane męskie genitalia Nieznalska dostała karę pół roku ograniczenia wolności, która ma polegać na społecznej pracy w stołówce Caritasu. Oczywiście chodziło o dodatkowe upokorzenie artystki. Ciekawy to jest, proszę Państwa, wyrok w sprawie – jak to określił sędzia – o ochronę uczuć religijnych osób wierzących. Tylko ja się zapytuję: czyje uczucia zostały tak naprawdę zszargane? Przecież doniesienie do prokuratury i sądu złożyła grupa działaczy LPR, którzy sami otwarcie przyznali, że „Pasji”
Nieznalskiej na oczy nie widzieli, a jedynie o niej słyszeli. Mamy tu więc do czynienia z bodaj pierwszym przypadkiem w dziejach ludzkiej cywilizacji obrażenia kogoś per procura. Do obrażenia owych uczuć (o ile sztuka w ogóle może obrażać) mogło rzeczywiście dojść, tylko że znacznie później – po wywołaniu całej awantury przez ligusów. Otóż genitalia na krzyżu pokazała telewizja. Czyli co...? Czyli mamy sprawcę rozpowszechniającego obrazy mogące... i tak dalej. Ale przecież Wysoki Sąd nie skaże telewizji na obieranie ziemniaków w garkuchni, chociaż Kwiatkowski dużo bardziej podobałby mi się z chochlą niż z kamerą w łapie. Nic to... i tak możemy być dumni. Jest to bodaj pierwszy od czasów Salmana Rushdiego przypadek skazania twórcy. Ale Irańczyka skazał fundamentalizm islamski, a Nieznalską – fundamentalizm katolicki. No i był drugi proces, i drugi wyrok. Niezawisły sąd w Łęczycy skazał pedofila księdza Wincentego Pawłowicza na rok i osiem miesięcy więzienia. W toku przewodu zboczeńcowi udowodniono współżycie
GORĄCE TEMATY skończy odprawiać mszę i weszliśmy do środka – opowiada policjant. Znaleźli stosy czasopism gejowskich, kaset wideo i filmów DVD. – Pierwsze uderzenie jest najskuteczniejsze, więc od razu udaliśmy się na rozmowy z dziećmi. Włos się jeżył, gdy Andrzej M. i Marek N. opowiadali o seksualnych wyczynach klechy. Bez żadnych ceregieli „trzepał się” przy dzieciakach. Jedną ręką onanizował ich, a drugą folgował sobie – kontynuuje funkcjonariusz. Postanowieniem Sądu Rejonowego w Koszalinie pedofil został aresztowany na 3 miesiące pod zarzutem „czynności seksualnej wobec małoletniego poniżej 15 lat” (art. 200 kk), zagrożonej karą pozbawienia wolności do lat 10. Śledztwo (sygn. akt II Ds. 1680/2003) prowadzone przez prokuratora Adama Niedka ujawniło, że zboczeniec w sutannie deprawował dzieci również na swoich poprzednich parafiach (Zarańsko, a wcześniej Białogórzyn). Miał sprawdzoną metodę: „Najchętniej wybierał ministrantów, a przy tym chłopców z najbiedniejszych rodzin. Obłaskawiał... a to piwkiem, a to drobnymi kwotami i szukał pretekstu, żeby zwabić ich na noc na plebanię. Jednego z rodziców uspokajał: »Zbyszek pomoże mi w przygotowaniu opłatków«, innemu tłumaczył: »Z samego rana wyjeżdżamy na wycieczkę, niech się prześpi u mnie«. Gdy dzieciak był już w łóżku atakował bez skrupułów” – relacjonuje jeden z prokuratorów. Ü Dokończenie na str. 11
seksualne z pięcioma chłopcami – ministrantami. Nie potrzeba kalkulatora, aby się dowiedzieć, ile w Polsce warta jest dziecięca wrażliwość, drzazga w psychice na długie lata, obrzydliwe wyrwanie z dzieciństwa. Otóż dla sędziny (matki?) warte to jest cztery miesiące od dziecka. Teoretycznie. Wyrok został bowiem tak zmyślnie wyliczony, żeby Pawłowicz niezwłocznie wyszedł na wolność. Wszak mija mu właśnie przewidziana połowa kary (zaliczono w jej poczet areszt), po której może się starać o warunkowe zwolnienie. Kto się chce założyć? Ja twierdzę, że je otrzyma. Za miesiąc wolny już ksiądz zboczeniec Wincenty będzie kroczył ulicą jakiegoś (może Twojego) miasta i być może spotka na swojej drodze jakieś (może Twoje) dziecko. Statystyki mówią, że ogromna większość pedofilów po opuszczeniu więzienia dalej poluje na dzieci, więc... Poza tym dwa miesiące odsiadki za każdego malca da się bez trudu podpiąć pod tak zwane ryzyko zawodowe. W procesie Nieznalskiej uczestniczyło kilkudziesięciu dziennikarzy, w procesie Pawłowicza tylko my. To też o czymś świadczy: zapewne o tym, że pedofil w sutannie obraził uczucia tylko (co najmniej) pięciu smarkaczy z zabitej dechami wiochy, a artystka obraziła całą Ligę Polskich Rodzin. Zgroza... powiadam, zgroza! MAREK SZENBORN
3
Pawłowicz skazany B
lisko rok trzeba było czekać na osądzenie 39-letniego księdza pedofila Wincentego Pawłowicza. Sąd Rejonowy w Łęczycy uznał artykuły w „Faktach i Mitach” – opisujące pedofilskie praktyki wikarego z Witoni – za prawdziwe i skazał zboczeńca na 1 rok i 8 miesięcy więzienia. W kolejce czekają inni.
Za sprawą „FiM” doszło do aresztowania, a później do rozprawy. Sąd przesłuchał rodziców pokrzywdzonych i ich samych. Na światło dzienne wyszły ponure okoliczności działalności zboczeńca. Okazało się, że „zabawiał” się on z nieletnimi chłopcami nie tylko na plebanii w Witoni, ale także wywoził ich do
Przypomnijmy pokrótce sprawę Pawłowicza, która zaczęła się w kwietniu 1999 r., gdy matka jednego z nieletnich mieszkańców Witoni zastała swojego syna w łóżku, podczas wymuszonego stosunku z miejscowym wikarym. Chłopak, podobnie zresztą jak kilku innych jego kolegów, chodził na plebanię, by pod okiem młodego klechy uczyć się obsługi komputera. Zamiast owej „nauki” klecha organizował pedofilskie orgie, które rejestrował za pomocą kamery wideo. Filmy rozpowszechniał później w Internecie. Wstrząśnięta kobieta zawiadomiła policję z Łęczycy, a ta natychmiast rozpoczęła śledztwo. Zostało jednak szybko wyciszone i zamknięte. Jak się później okazało, miał w tym swój udział biskup łowicki Alojzy Orszulik. W czerwcu ubiegłego roku wpadliśmy na trop tej bulwersującej historii i odnaleźliśmy zboczeńca w podtomaszowskiej Lubochni, gdzie żył niczym pączek w maśle, przeniesiony przez biskupa chcącego zatuszować skandal. Po demaskatorskim artykule w naszym tygodniku sprawą powtórnie zajęła się prokuratura w Łęczycy i – potwierdziwszy opisane przez nas przestępstwa duchownego – skierowała do sądu akt oskarżenia. Jednak czujący pismo nosem Pawłowicz zbiegł z Lubochni i przez pewien czas ukrywał się w różnych parafiach, a później – znów za cichą zgodą bp. Orszulika – zamelinował się na Ukrainie. Tam jednak wytropili go nasi reporterzy.
Szczecina i tam „wypożyczał” kolegom. Dla pięciu pokrzywdzonych młodych mieszkańców Witoni proces stał się jeszcze jednym koszmarnym przeżyciem zaserwowanym przez kapłana. Z nieoficjalnych źródeł wiemy (rozprawa odbyła się przy drzwiach zamkniętych), że molestowani chłopcy i ich rodzice potwierdzili ostatecznie winę wikarego. Zeznawali również biegli sądowi psychiatrzy. Za wykorzystywanie seksualne nieletnich księdzu Pawłowiczowi groziła kara pozbawienia wolności do lat 10. Prokuratura nie postawiła zarzutu rozpowszechniania przez duchownego pornografii (dowody zabezpieczyła kuria na rozkaz biskupa Orszulika), który niósł za sobą groźbę dalszych pięciu lat więzienia. Sąd Rejonowy w Łęczycy okazał się jednak wyjątkowo łagodny – wydał wyrok dwudziestu miesięcy odsiadki. Dlaczego tak niewiele? Nie wiadomo. Być może istniały nadzwyczajne powody do ulgowego potraktowania oskarżonego. Tylko jakie? Agata Chybicka, która przewodniczyła składowi sędziowskiemu, odmówiła komentarza w tej sprawie. Z wyrokiem nie zgadza się prokurator rejonowy Krzysztof Kowalczyk, który rozważa złożenie apelacji. Ciekawe, czy się odważy? RYSZARD PORADOWSKI MAREK SZENBORN Fot. R.P.
4
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
Pre(mier)zydent Wszystkie twarze prezydenta Prezydent Światowiec – wizerunek wróbla w pawich piórach. To trochę tak, jakby zabłysnąć w kraju nowym modelem rumuńskiej daci, podczas gdy w Europie Zachodniej wszyscy jeżdżą mercedesami klasy S. Prezydent bardzo światowo robi elitarne miny z lekko przymrużonym spojrzeniem, jakby sam się zachwycał swoim majestatem – ale tylko w Polsce. W Wielkim Świecie zapał światowca gaśnie na rzecz wystraszonego, niepewnego swej roli, przemokłego wróbla. Prezydent Swojak – Paździoch na salonach. Ulubiona rola prezydenta, gdy światła jupiterów powoli gasną, a w głowie przyjemny szum wody ognistej. Czasem prezydent się zapomni i jako Paździoch wchodzi na salony, czy to w Charkowie, czy do Dyżurnej Wiedźmy Medialnej Kraju – Moniki o oleistym nazwisku. Prezydent Prezydentowej – krótki cień swojej wysokiej żony. Zawsze, kiedy widzę prezydenta w towarzystwie jego pięknej i dostojnej żony, język jego ciała zmienia się tak, jakby w jednej chwili tracił wszystkie atrybuty swojej męskości. Pewnie dlatego widzę go w tym towarzystwie coraz rzadziej. Prezydent Kameleon – parametry zależne od czasu. Imponująca jest umiejętność to przybierania, to tracenia na wadze, podobnie, jak blask raz większej, raz mniejszej siwizny prezydenta. Gdybym cierpiał na amnezję, po jego posturze i włosach bezbłędnie odgadłbym, kiedy wybory, a kiedy sielanka. Prezydent Parweniusz – czyli dumny kamerdyner Jaśnie Pana. To istne przekleństwo i losu, i historii, gdy służący przerasta intelektem swojego Pana i kiedy nieprzerwanie musi zabiegać o jego względy. No cóż, cała nadzieja
A rcybiskup Józef Życiński dopiął swego. Naczelny Sąd Administracyjny (Ośrodek Zamiejscowy w Lublinie) uznał za nieważną decyzję wojewody Andrzeja Kurowskiego o zakazie oddania watykańczykom atrakcyjnych działek budowlanych. Jak już pisaliśmy („FiM” 23/2003), prawicowa Rada Miasta Lublina przekazała je kat. Kościołowi za złotówkę, choć w trakcie sesji w dniu 24 kwietnia pojawiały się sugestie, żeby jednak obniżyć tę sumę do 50 groszy...
(2)
w tym, że Bush Junior rzadko będzie się pokazywał w Polsce. Prezydent Nieobecny – nie widać go, więc jest. Jaka jest najlepsza recepta na podwyższenie swoich notowań?
Premier Macho-Melancholik – najseksowniejszy polski polityczny dzwonnik z Notre Damme. Myślę, że w sztuce uwodzenia premier długo będzie odnosił swoiste sukcesy, pod jednym wszakże warunkiem. Mniej wizji, więcej głosu. Modulacja werbalna jest bardzo niska i spokojna, a to kobietom mimo woli kojarzy się z poczuciem bezpieczeństwa i płodnością. Premier Szablasto-zębno-mimiczny – gdyby jego uśmiech mógł zabijać, a zaciśnięte zęby wysysać krew, mielibyśmy Monolit Baronów w parlamencie i nikogo innego poza nimi. Premier Brygadzista Drugiej Zmiany – rządzenie krajem jest
Prowincjałki Za 50 zł odzyskają każdy dług. Sposób jest prosty: klątwa. Czy chodzi o afrykańskich szamanów albo czasy średniowieczne? Ależ skąd! Oto Polska XXI wieku. Wrocławska firma informuje o swoich usługach w Internecie: „Zaklinacze rzucają uroki i wysyłają złe myśli w kierunku wskazanej osoby lub instytucji. Inicjowana magia działa bezterminowo aż do wystąpienia oczekiwanych skutków, po czym wygasa”. Zaklinacze nie narzekają na brak chętnych. Co prawda pomocy (a raczej zemsty) szuka większa liczba porzuconych kochanków niż wierzycieli, ale lista klientów i tak wciąż rośnie. Z usług firmy korzystają nawet synowe, które mają dosyć wścibskich teściowych. – Największe trudności były z zarejestrowaniem firmy – zdradza jej założyciel. Na początku był... pech, bo odnośny urząd nie zgodził się na działalność w zakresie: przynoszenie pecha, więc wybrano bardziej naukową wersję: wytwarzanie ujemnego pola energetycznego. Pomysłodawca tłumaczy, że chodzi o telepatyczne przekazywanie złych myśli. Dłużnik specjalnym certyfikatem ma być informowany, że rozpoczęto „działania”. Całe szczęście, że klątwa samoistnie wygasa po uregulowaniu należności. O, Boże! Gdzie my żyjemy?!
TY PRZEKLĘTY DŁUŻNIKU!
Jak rozpoznać gwałciciela? Po brakach w uzębieniu! Uzbrojony w nóż 27-letni mężczyzna obrabował i zgwałcił na obrzeżach Nowego Sącza młodą kobietę. Ta nie była w stanie go rozpoznać, bo mężczyzna miał na głowie kaptur, a do gwałtu doszło późnym wieczorem. Jedyne, co ofiara zapamiętała, to brak dwóch górnych jedynek i sepleniący głos. Policja w ciągu kilku dni wyłowiła z półświatka dwóch szczerbatych. W mieszkaniu jednego z nich znalazła nóż z krwią zgwałconej dziewczyny. Takiemu to nawet w zęby dać nie można.
EWIDENTNE DOWODY WYBITE
Albo fantazja, albo tęsknota za III Rzeszą skłoniła niemieckiego turystę do próby niecodziennej kradzieży. 60-letni Jens H., zwiedzając obóz koncentracyjny w Sztutowie, zapragnął nagle przywłaszczyć sobie... żeliwne drzwi do krematorium. Ot, taka staroć do wykorzystania przy budowie domu – zeznał przyłapany przez strażników. Podobno myślał, że drzwi są bezużyteczne, a jak ulał pasowałyby do jego nowej rezydencji. Teraz Niemca należy pilnować bardzo dokładnie, bo drzwi od celi aresztu też mogą mu się przydać. PaS
NIEMIECKA NOSTALGIA
Zaszyć się w podziemiu i odpoczywać w kącie. Kto nic nie robi, nie popełnia żadnych błędów.
Wszystkie twarze premiera Premier Homopoliticus – czyli połączenie podstępnego szczurka z walecznym wilkiem, innymi słowy – rasowe zwierzę polityczne. Język ciała premiera w parlamencie jest zawsze językiem lidera, wodza i władcy, poza nim zachowuje się jak cyniczny, małostkowy gracz polityczny. Gdybyśmy chcieli zadbać o dobry image wodza, powinniśmy mu nałożyć areszt parlamentarny, by nigdy nie wychodził poza jego granice. Premier Ripostman – czyli jak ginąć od własnej celnej riposty. Przewrotny los Super-Spider-Batmanów jest niestety podobny – często mogą polec od własnej broni, a ponieważ jest bardzo celna, długo będzie zapamiętana i powtarzana. Premier zaczyna bardzo bojowo, kończy często w złym stylu.
Naczelny Sąd Arcybiskupi Nie uszanował tej decyzji wojewoda, uznając, że 1 zł to ciut za mało. Gdy Kurowski, mocą sprawowanej funkcji, odrzucił przemodloną decyzję lubelskich radnych – arcybiskup wpadł w szał. „Jak
jednak czymś bardziej subtelnym i skomplikowanym niż podział zadań wśród robotników na budowie, a to często obserwujemy. Premier Pustelnik – wiara w swoją własną intuicję i samosterowanie to cenna rzecz pozwalająca przetrwać, ale obawiam się, że głównie na pustyni irackiej. Na koniec dwie sentencje, jakże mocno porażające swą mocą, niczym nieśmiertelne prawdy Konfucjusza: „W ustroju demokratycznym każda społeczność ma takiego prezydenta i taki rząd z premierem na czele – na jaki zasługuje”. „Ustrój demokratyczny im bardziej idealny i wszechobecny, tym wyraźniej zbliża się do rządów głupców”. Na całe szczęście do demokratycznego ideału nam daleko, dlatego wizja polskiego PreMierZydenta cokolwiek od Double-Debil Busha pozostaje jeszcze odległa. Obyśmy tylko zdrowi byli. PIOTR TYMOCHOWICZ
to?! Przecież w całym kraju na cele kultu religijnego przekazuje się grunty za symboliczną kwotę” – ryczał z ambony zagniewany Życiński. Sprawa trafiła do NSA. Nadano jej absolutny priorytet i już 19 bm. sąd pokornie uchylił widzimisię wojewody, uznając uchwałę radnych za absolutnie prawidłową. – Oczekiwaliśmy takiego rozstrzygnięcia – przyznał ksiądz Mieczysław Puzewicz, rzecznik prasowy arcybiskupa Józefa Życińskiego. I my też! A.T.
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE Ci, którzy się modlą, na pewno zachowują przepisy drogowe, a jeśli się zapomną albo się zdenerwują, to się z tego spowiadają. („Niedziela” 29/2003) ¶ ¶ ¶ (...) w oczach władzy każdy obywatel ma telewizor, a więc go ogląda, a więc musi płacić za abonament. A jeśli ktoś nie ogląda, choć ma odbiornik, też musi płacić. A jeśli telewizora nie ma – też musi zapłacić (bo jest przyjęte, że ma), chyba że udowodni, iż rzeczywiście go nie ma. („Nasz Dziennik” 166/2003) ¶ ¶ ¶ Śmieszne, kiedy możesz wysłać tysiące „kawałów” poprzez e-mail, i one rozprzestrzeniają się jak pożar lasu, ale kiedy zaczniesz słać wiadomości o Bogu, ludzie zastanawiają się dwa razy, zanim podzielą się nimi z innymi. Śmieszne, kiedy niemoralność, brutalność, wulgarność i nieprzyzwoitość latają w cyberprzestrzeni, ale publiczne dyskusje o Bogu są zakazywane w szkołach i miejscach pracy. (Internet, www.ojczyzna.pl) Wybrała O.H.
Odkręcanie łba J
ak już informowaliśmy („Tron na ławę” – „FiM” 28/2003), Prokuratura Rejonowa w Elblągu wznowiła postępowanie w sprawie biskupa pirata Andrzeja Śliwińskiego. Przy okazji wyszło na jaw, że jeden z poszkodowanych przez pijanego biskupa wymagał o wiele dłuższego leczenia niż 7 dni – od której to granicy odpowiedzialność karna ulega zaostrzeniu. Owszem, wyszedł z jednego szpitala już po tygodniu (wcześniej odwiedzili go tam adwokaci biskupa...), ale po to
tylko, żeby natychmiast udać się do drugiego, gdzie przez kilka dni leżał unieruchomiony na specjalnym wyciągu. Lekarz, który zwalniał „wyleczonego” już pacjenta, mówi dzisiaj: „No cóż, ocena stanu zdrowia jest kwestią interpretacji”, a szefowie elbląskiej prokuratury zauważają jedynie, że prowadzący postępowanie „był mało wnikliwy”. A nie lepiej przyznać po męsku: „Staraliśmy się za wszelką cenę ukręcić sprawie łeb i – niestety – nie wyszło, gdyż wyniuchały to sępy z »Faktów i Mitów«”? A.T.
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
NA KLĘCZKACH
BEZKARNE MATEC... CZENIE Prokuratura ogłosiła, że zamierza umorzyć śledztwo w sprawie wyłudzeń kredytów bankowych 500 mln zł przez lubińską fundację salezjańską. Bohater afery – prezes fundacji, kilkakrotnie goszczący na łamach „FiM” ksiądz Ryszard Matecki – może mówić o wielkim szczęściu. Zamiast więziennej ogląda sobie nadal klasztorną celę. Grozi mu co najwyżej stłuszczenie wątroby z przejedzenia. W dodatku, ku wyraźnej uciesze sprawców, prokuratura zamierza teraz postawić zarzuty niektórym urzędnikom bankowym. Wobec takiego stanowiska panów prokuratorów lubińscy salezjanie poczuli wiatr w żaglach i wątek aferalny ze swoim udziałem przedstawiają teraz jako przykład walki z Kościołem. Niczym z wiatrakami... P.P.
(czytaj: spolegliwych). Na koniec udzielił pasterskiego pouczenia Sojuszowi: „Niech ten projekt na razie odłożą!”. A.C.
JAWNOGRZESZNICE NA PROCESJI
NIEKATOMYŚLNI
DAMSKI BOKSER Prokuratura Rejonowa w Turku (woj. wielkopolskie) umorzyła postępowanie w sprawie pobicia trzech dziennikarek przez ks. Andrzeja Klauze, proboszcza parafii św. Mikołaja w Miłkowicach („Bij, kto w Boga wierzy” – „FiM” 24/2003). Mimo licznych obserwatorów i zdjęć, „nie ma obiektywnych świadków, którzy mogliby potwierdzić wersję którejś ze stron, więc nie można ustalić rzeczywistego przebiegu zajścia” – orzekł prokurator. Ks. Klauze zeznał, że chciał tylko odebrać dziennikarkom aparat fotograficzny. Z kolei poszkodowane zgodnie stwierdzają: „Ksiądz nalegał, byśmy nie publikowały o nim żadnych informacji. Kiedy odmówiłyśmy – zaczął bić, próbując odebrać aparat”. „Interes społeczny nie wymaga w tym przypadku ścigania z urzędu, bowiem nie można wykluczyć, że to jednak kobiety sprowokowały księdza” – stwierdził urząd powołany do ochrony praworządności. „A co się stanie, jeśli sprowokowany oskarżeniem obywatel nakładzie nam po pysku?” – zastanowili się w prokuraturze okręgowej. Jej szef Krzysztof Grześkowiak w trybie nadzoru nakazał ponownie zbadać sprawę. A.T.
OŚWIADCZYNY BISKUPA Projekt ustawy o związkach jednopłciowych („FiM” 29/2003) jeszcze nie wszedł pod obrady parlamentu, a już wywołał histerię w episkopacie. Biskup Stanisław Stefanek, szef Rady Episkopatu ds. Rodziny, oświadczył, że projekt prof. Marii Szyszkowskiej jest „atakiem na koncepcję człowieka nie tylko chrześcijańską, ale i ogólnoludzką” (?). Stwierdził także, że małżeństwo heteroseksualne „pochodzi z prawa naturalnego” (projekt nie mówi o małżeństwie), a cała sprawa jest wielką manipulacją. Purpurat wyraził przekonanie, że projekt utknie w zespole politycznym SLD, „gdzie jest chyba kilku trzeźwych polityków”
Osiem godzin później, tuż po północy z poniedziałku na wtorek na antenie Radia Maryja głos zabrał sam ojciec Dyrektor i entuzjastycznie oświadczył: „Na Jasnej Górze było nas ponad pół miliona”. Nie ośmielamy się nawet podejrzewać, że Radio Watykan kłamliwie zaniżyło liczbę uczestników radiomaryjnej pielgrzymki, bo to przecie oficjalna tuba państwa watykańskiego. Z. Dunek
W Wejherowie (Kaszuby) policja – zamiast zająć się walką z przestępcami – nęka przydrożne panienki (prostytucja jest tolerowana przez polskie prawo). Komendant powiatowy policji, Cezary Tatarczuk (w porozumieniu z miejscowymi proboszczami), zachęca okoliczną ludność do organizowania codziennych procesji do miejsc pracy tirówek i odprawiania tam modłów, by zniechęcić panienki i ich klientów. Tatarczuk wierzy, że z pomocą wiernych „można by ten problem opanować”. Na razie umieści tablice ostrzegające kierowców przed prostytutkami i... AIDS. Według komendanta, Kościół ma „niezwykłą siłę oddziaływania”. O tak, nie ma co do tego żadnych wątpliwości... A.C.
PAŃSTWO POLICYJNE Były minister Kołodko z perspektywy fiskusa jawi się jako gość chorobliwie nienawidzący podatników. Dowodem jest np. ustawa o wojewódzkich kolegiach skarbowych, czyli o wywiadzie skarbowym. Pracownicy nowej specjalnej policji otrzymali prawo do zakładania podsłuchów i sprawdzania korespondencji, a listę ofiar będzie ustalać jej szef (wiceminister finansów) z kolegą, ministrem sprawiedliwości, bez żadnej kontroli („FiM” 23/2003). Kuriozalne jest pozostawienie pracownikom wywiadu skarbowego prawa do dorabiania po godzinach i prowadzenia własnych biznesów. Aleksander Kwaśniewski – mimo apeli przedsiębiorców – ustawę podpisał. MP
„DROBNE” 300 TYSIĘCY Dziennika Telewizyjnego już nie ma, ale jego duchowi spadkobiercy mają się całkiem nieźle. W poniedziałek, 14 lipca, o godz. 16.45 w wiadomościach Radia Watykan poinformowano, że „w niedzielnej pielgrzymce Radia Maryja na Jasną Górę udział wzięło 200 tysięcy osób”.
Pracownicy Polskiego Radia Pomorza i Kujaw w Bydgoszczy trafili na dywanik arcybiskupa Henryka Muszyńskiego, gdzie dostali porządny opieprz za program poświęcony przydrożnej prostytucji. Tirówki opowiadały o swym zawodzie; stwierdzono, że w Polsce de facto istnieją domy publiczne. Ponadto przeprowadzono sondę wśród słuchaczy, pytając, czy są za, czy przeciw legalizacji prostytucji. Temat obraził oczywiście uczucia religijne katolików, którzy wystosowali protest m.in. do KRRiTV, Rady Etyki Mediów, kurii i mediów. Kres awanturze położyło dopiero pokajanie się dziennikarzy w arcybiskupim pałacu. PaS
PLUS NA MINUS Kierowane przez członków Opus Dei katowickie Radio Plus nie odniosło niestety sukcesu rynkowego, bo liczba jego słuchaczy mieściła się cały czas w granicach błędu statystycznego. Nie pomagały kosztowne akcje reklamowe; także SMS-y z papieskimi złotymi myślami zysków nie przyniosły. W Plusie wdrożono więc ciupasem program naprawczy polegający na wywaleniu z roboty jednej trzeciej załogi. Krok taki zdenerwował jedną trzecią słuchaczy, która w osobie Kowalskiego zaprzestała słuchania rozgłośni. Pozostałe dwie trzecie: Nowak i Malinowski, są jej nadal wierne. MP
BISKUP POD GRUSZĄ Katolicka Agencja Informacyjna postanowiła zaspokoić ciekawość kościelnych owieczek i przygotowała raport o wypoczynku wakacyjnym biskupów. Otóż pasterze twierdzą, że pracują wiele, a odpoczywają mało. A i te krótkie chwile wytchnienia poświęcają na pożytek duszyczek wiernych oraz własnych. Jeżeli nawet nie piszą artykułów i książek (Życiński) albo nie odwiedzają owieczek za oceanem (Glemp), to spędzają czas na lekturze (Gocłowski), modlitwie (Ziółek), pielgrzymkach (Wojtkowski), często w osamotnieniu i leśnej głuszy. Słowem – wzory pracowitości, skromności i prostoty. Skądinąd wiemy, że niewiele w tym prawdy. Owszem, niemal każdy hierarcha jest nawet kilka razy do roku na pielgrzymce, np. na Seszelach, w Egipcie czy Kalifornii. Niewiele miejsc
tak sprzyja modlitwie, jak las sekwojowy na zachodnim wybrzeżu USA. A i dzieła klasyków najlepiej czytać w oryginale, np. w British Museum. A po wakacyjnej nudzie pozostaje już tylko wystawna rezydencja i limuzyna... A.C.
TRUPY NAWRACAJĄ Katolicki kult zwłok ma się dobrze. Wiosną 2005 r. do naszego kraju dotrą resztki truchła zmarłej w 1897 roku katolickiej świętej Teresy z Lisieux (święta Teresa od Dzieciątka Jezus), 24-letniej karmelitanki o wątpliwym zdrowiu psychicznym, ogłoszonej przez obecnego papieża „doktorem Kościoła”. Kikuty mniszki podróżują po świecie od 1994 r., przynosząc, jak twierdzą karmelici, masowe nawrócenia. Mogą też przynieść coś innego, gdyż święta zmarła na gruźlicę; sprawę polecamy szczególnej uwadze sanepidu... Koneserom przypominamy także o październikowej beatyfikacji Matki Teresy z Kalkuty – jak obiecują w Watykanie, jej zwłoki będą „udostępnione do kultu publicznego”. A.C.
PSALMY BEZPRAWNE Po 33 latach z Wielkiego Kanionu w USA znikły spiżowe tablice, na których wyryto fragmenty biblijnych psalmów. Władze Parku Narodowego doszły do wniosku, że umieszczenie cytatów z Biblii w Kanionie jest złamaniem prawa. Tablice znajdowały się bowiem w budynkach administracji stanowej, co – według dyrekcji – uderza w konstytucyjną zasadę rozdziału Kościoła i państwa. PaS
DOJENIE ŁOTWY Katolicki kościół na Łotwie ma problemy. Biskupi narzekają na kiepską współpracę z państwem. Dopiero co wszedł tam w życie konkordat (październik 2002), a watykańczycy już rzucili się na forsę. Kardynał Janis Pujats skarży się na brak pomocy w finansowaniu szkół katolickich i twierdzi, że będzie musiał zamknąć dwa katolickie gimnazja. Aż dziwne, że w czasach przedkonkordatowych nie było problemów z ich utrzymaniem. Co więcej, w ciągu ostatnich lat wybudowano ponad 30 kościołów. No, ale skoro pojawiły się nowe możliwości, tylko głupiec by nie doił. PaS
5
JODZE – NIE! Chorwacki Kościół katolicki zaprotestował przeciwko planom wprowadzenia do szkół publicznych nieobowiązkowych kursów jogi. Pomysłodawcą jest ministerstwo oświaty. Biskupi potępili plan jako niezgodny z europejską tradycją kulturową i ogólnie akceptowanymi wartościami. Dodatkowo skrytykowali resort za próbę wprowadzenia do szkół „praktyk religijnych hinduizmu przedstawianych jako ćwiczenia”. Do zamanifestowania sprzeciwu zachęcają rodziców. PaS
KOMPLEKS MĘCZENNIKÓW Kościół ewangelicki w Niemczech jest głodny męczenników. Rozpoczął poszukiwania żyjących w XX wieku wyznawców, którzy zginęli śmiercią męczeńską. Chodzi o ofiary systemów totalitarnych: nazizmu, narodowego socjalizmu, stalinizmu. Widać ewangelicy pozazdrościli starszym braciom – wcześniej księgę XX-wiecznych męczenników opublikował Kościół katolicki. PaS
TOLKIEN MOLESTANT Kościół katolicki w Anglii zapłaci ofierze molestowania seksualnego. Prawie 60-letni dziś Christopher Carrie twierdzi, że w wieku 17 lat był napastowany przez wikarego parafii w Birmingham. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że tym duchownym był syn autora „Władcy pierścieni”. John Tolkien, który zmarł pół roku temu w wieku 85 lat, nigdy nie przyznał się do molestowania Carriego. Mężczyzna wywalczył jednak swoje, czyli 15 tys. funtów. PaS
RĘCE, KTÓRE LECZĄ Australijscy uczeni dokonali odkrycia: panowie, którzy onanizują się przynajmniej pięć razy w tygodniu, trzykrotnie rzadziej zapadają na raka prostaty. Odkrycie może wprowadzić w zakłopotanie konserwatywne środowiska chrześcijańskie, skłócone w wielu kwestiach, ale jednogłośnie potępiające masturbację jako praktykę „niezdrową i niemoralną”. A.C.
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
IV ROZBIÓR POLSKI
ierwszy znaczący w historii świata konkordat został zawarty w 1801 roku między Napoleonem Bonaparte a papieżem Piusem VII. Na jego mocy liczba biskupów w cesarstwie została ograniczona do sześćdziesięciu, ponadto cesarz Francuzów zastrzegł sobie wyłączne prawo do ich mianowania, a ci już mianowani mieli obowiązek składać mu przysięgę wierności. Taki to był konkordat; ech, łza się w oku kręci... Od tego czasu minęło dwieście lat z okładem, społeczeństwa zmądrzały jeszcze bardziej, ale nie wszystkie. W poniższym opracowaniu (rocznicowym, jasna cholera) postaramy się udowodnić, że konkordat podpisany przez ministra spraw zagranicznych Skubiszewskiego z jednej strony i nuncjusza papieskiego Kowalczyka z drugiej – czyni z Polski państwo lenne politycznie, ekonomicznie, religijnie i kulturowo wobec Watykanu...
P
¤¤¤
Już sama preambuła owej umowy daje jasno do zrozumienia, że nie podpisują jej równi partnerzy, bowiem jeden z nich jest bezwstydnie forowany: „Stolica Apostolska i Rzeczpospolita Polska (...), podkreślając posłannictwo Kościoła, rolę odegraną przez Kościół w tysiącletnich dziejach Państwa Polskiego oraz znaczenie pontyfikatu jego Świątobliwości Papieża Jana Pawła II dla współczesnych dziejów Polski (...) postanowiły zawrzeć niniejszy Konkordat...”. Dalej jest już tylko gorzej. Ot, choćby lakonicznie brzmiący i na oko niewinny art. 1: „RP i SA potwierdzają, że Państwo i Kościół są w każdej swojej dziedzinie niezależne i autonomiczne (...)”. Problem polega na tym, że zapis ów w jakikolwiek sposób nie określa, co należy rozumieć przez dziedzinę Kościoła, a co przez dziedzinę państwa. Brak takiego precyzyjnego określenia sprawia, iż od lat obserwujemy, jak coraz to inne dziedziny państwa zostają zawłaszczone przez Krk i stają się jego immanentną częścią: np. edukacja, polityka zagraniczna czy choćby święta państwowe. W jawnej sprzeczności z ową „autonomicznością i niezależnością” stoi też art. 4, punkt 2 konkordatu: „RP uznaje również osobowość prawną wszystkich instytucji kościelnych, terytorialnych i personalnych, które uzyskały taką osobowość na podstawie prawa kanonicznego (...)”. Należy tłumaczyć to następująco: prawo polskie zostało tu z założenia (na swoim terytorium!) podporządkowane prawu innego państwa (Watykanu), traktując jego postanowienia – co do jakże fundamentalnego aspektu osobowości prawnej – jako bezdyskusyjne. Jednak prawdziwe „schody” zaczynają się dopiero przy kolejnych artykułach. Oto na przykład w art. 8, punkcie 3 czytamy: „Miejscom przeznaczonym przez właściwą władzę kościelną do sprawowania kultu i grzebania zmarłych państwo gwarantuje w tym celu nienaruszalność (...)”.
Rodzi się tu natychmiast pytanie: a gdzie ma pogrzebać swojego zmarłego rodzina ateistyczna lub innego wyznania, jeśli w danej miejscowości jest wyłącznie cmentarz katolicki? Z jednej strony – ustawa z 1959 roku gwarantuje w takich przypadkach pochówek na nim (na równych prawach) każdego niekatolika, z drugiej strony – z cytowanego i innych
przychodzą dzieci, rosną i idą do przedszkola, a później do szkoły. I tu właśnie pierwszy raz dotyka je umowa z Watykańczykami, bowiem art. 12 stanowi: „Uznając prawo rodziców do religijnego wychowania dzieci oraz zasadę tolerancji, Państwo gwarantuje, że szkoły publiczne podstawowe i ponadpodstawowe oraz przedszko-
swojego niezbywalnego (jak by się mogło wydawać) prawa do kształtowania przyszłych pokoleń. Przecież nikt w tym momencie nie może zaprzeczyć, że w ustach nauczycieli religii takie fundamentalne pojęcia demokracji, jak wolność światopoglądu, wyznania, wolność seksualna i wolność sumienia brzmią jak największe herezje i grzechy śmiertel-
ROCZNICA PODPISANIA KONKORDATU
Dziesięć lat
niewoli Słowo „konkordat” (łac.) oznacza tyle co uzgodnienie, porozumienie. I rzeczywiście... 28 lipca 1993 roku niepodległa III RP „uzgodniła”, że odtąd traci znaczną część swojej suwerenności na rzecz państewka Watykan. Prześledźmy zapisy jednego z najbardziej haniebnych traktatów w historii Polski. artykułów wynika, że władza świecka nic nie może Krk nakazać i niczego wyegzekwować, bo właśnie zagwarantowała mu „nienaruszalność”. Oto jeden z wielu przykładów, w których prawnicy bez trudu wykazują sprzeczność konkordatu z obowiązującym w Polsce prawem. I nie są to jedynie czcze rozważania akademickie... Wszak wielokrotnie opisywaliśmy, jak to proboszczowie bezczelnie odmawiają pochowania na „swoich” cmentarzach niekatolików. Może jednak nie do końca „bezczelnie”, bo zezwala im na to właśnie... konkordat. Idźmy dalej. Całkiem paradoksalny z punktu widzenia polskiego prawa jest art. 10 traktujący o małżeństwach tzw. kanonicznych, zrównanych w prawie ze związkami cywilnymi. Stanowi on między innymi: „Od chwili zawarcia małżeństwo kanoniczne wywiera takie same skutki, jakie pociąga za sobą zawarcie małżeństwa zgodnie z prawem polskim (...)”. To nic innego, jak legalizacja bigamii... Skoro Krk nie uznaje ślubów świeckich, więc taki – raz zawarty – można zbagatelizować i zawrzeć związek kanoniczny z innym partnerem. O takiej bagatelnej sprawie, że ślub konkordatowy zmusza małżonków do jednoznacznego określenia swojego wyznania i światopoglądu – co leży w jawnej sprzeczności z Konstytucją RP – już nawet nie ma sensu dłużej się rozpisywać. W kolejnych artykułach konkordat jest zadziwiająco konsekwentny. Kiedy już bowiem dochodzi do tzw. prawa pokropku, to na świat
la (...) organizują zgodnie z wolą zainteresowanych naukę religii w ramach planu zajęć szkolnych (...). W sprawach treści nauczania i wychowania religijnego nauczyciele podlegają przepisom i zarządzeniom kościelnym (...)”. To fragment jednego z najbardziej kontrowersyjnych zapisów konkordatu. Sankcjonuje on religijne indoktrynowanie dzieci i młodzieży w placówkach oświatowych, które z założeń konstytucyjnych zapisów mają być neutralne światopoglądowo. W tym kontekście eufemistyczny zapis „zgodnie z wolą zainteresowanych” oznacza, że owymi zainteresowanymi są funkcjonariusze Watykanu. Zwłaszcza w niewielkich miejscowościach presja kleru katolickiego (i sklerykalizowanych gron pedagogicznych) jest bowiem tak duża, że rodzicom i dzieciom nie pozostawia się praktycznie żadnego wyboru. Odmowa uczestniczenia w religijnej indoktrynacji nazywanej katechezą jest równoznaczna z zatrważającym ostracyzmem „niepokornych”, dokonywanym także przez lokalną społeczność, i gorszymi ocenami z innych przedmiotów. Jednak problem ten dotyczy także wielkich aglomeracji. Na łamach „FiM” opisywaliśmy wiele podobnych, pożałowania godnych, przypadków rozgrywających się np. w Warszawie, Krakowie, Łodzi... Równie niebezpieczne jest zdanie, które mówi o tym, że w zakresie treści nauczania i sposobie wychowania religijnego katecheta podlega wyłącznie władzom Krk. W ten sposób niepodległy kraj oddał część
ne. Innymi słowy, Polska – w myśl tego punktu lennej umowy – przestała być państwem światopoglądowo neutralnym i świeckim. Przeciwnie! Jasno określiła się jako państwo wyznaniowe stojące po stronie „jedynie słusznej” doktryny religijnej. Mówi o tym na przykład art. 13: „Dzieciom i młodzieży katolickiej przebywającym na koloniach i obozach oraz korzystającym z innych form zbiorowego wypoczynku zapewnia się możliwość wykonywania praktyk religijnych, a w szczególności uczestniczenie we Mszy św. (...)”. Czarno na białym widzimy tu, że państwo polskie stworzyło dwie kategorie obywateli: lepszych i gorszych. Ci lepsi („dzieci i młodzież katolicka”) mają prawo do praktyk, a gorsi, np. świadkowie Jehowy, prawosławni, żydzi, zielonoświątkowcy, adwentyści – już takiego prawa nie mają. Poza tym uwidacznia się w takim zapisie ograniczenie już nie tylko roli państwa, ale i rodziców. Oto bowiem będąca na kolonii siedmioletnia Zosia z rodziny np. ateistycznej będzie musiała (czy chce, czy nie) pójść w niedzielę do kościoła razem ze swoją grupą rówieśników i wychowawczynią. Przecież nie istnieje prawo pozostawiające wolny wybór tak małemu dziecku. Taki wybór należałby ewentualnie do rodziców, ale tych akurat nie ma w pobliżu – w momencie, gdy ich pociecha zmuszana jest do nauki pacierza, żegnania się i pokornego klęczenia w nawie świątyni. Dzieci jednak w końcu dorastają i idą na studia. Tu też już na nich
czeka z otwartymi rękami Krk. Art. 15, punkt 1: „RP gwarantuje Kościołowi katolickiemu prawo do swobodnego zakładania i prowadzenia szkół wyższych (...). Art. 15 punkt 3: „(...) papieska Akademia Teologiczna i Katolicki Uniwersytet Lubelski dotowane są przez państwo. Państwo rozważy także udzielenie pomocy finansowej odrębnym wydziałom (innym uczelniom katolickim – przyp. MS). W myśl tych postanowień konkordatu coraz większy kawałek „tortu” o nazwie polskie szkolnictwo wyższe będzie sukcesywnie stawał się (i staje się na naszych oczach!) udziałem Krk. Kolejne uniwersytety uruchamiają kolejne wydziały teologii katolickiej. Poza tym, Polska godzi się bez zastrzeżeń na (niecytowany tu z braku miejsca punkt 2 art. 15) uznawanie tytułów naukowych (np. doktorów i profesorów) nadawanych przez uczelnie kościelne. Krk dostał od Polski, co chciał, a nawet więcej. Zupełnie przeciwnie niż np. Bawaria, która w podobnym punkcie konkordatu stanęła okoniem i w roku 1966 zawarowała zapis, że to tylko państwo ma prawo nadań naukowych tytułów. No cóż... Polska to jednak nie Bawaria... Jednak spora część dorastającej młodzieży na studia nie pójdzie i tym poletkiem Krk też musi się zająć. Art. 16 konkordatu stanowi: „Opiekę duszpasterską nad żołnierzami wyznania katolickiego w służbie czynnej i zawodowej sprawuje (...) Biskup Polowy (...). Żołnierzom, o których mowa, zapewnia się możliwość swobodnego uczestniczenia we Mszy św. (...)”. Kapelani wojskowi zajęli miejsce dawnych oficerów politycznych, z tym, że ich liczba wzrosła prawie sześciokrotnie (w stosunku do tzw. politruków). Cały ordynariat polowy, łącznie z budową kościołów i kaplic, finansowany jest oczywiście z budżetu państwa, jednak nie to jest najistotniejsze. Otóż żołnierze służby zasadniczej (bezwyznaniowcy lub wyznawcy innych religii), jeśli chcą mieć choć trochę spokoju od biegania przez pół dnia w maskach gazowych, oraz oficerowie myślący o jakimkolwiek awansie – wolą dla świętego spokoju pójść na niedzielną mszę. Zawsze to przecież lepiej stać sobie w chłodnej nawie, niż sprzątać rejony; zawsze lepiej mieć nadzieję na awans, niż raz na zawsze ją pogrzebać. Konkordat z 1993 roku pozwolił na wdzieranie się Kościoła w każdą formę aktywności państwa: po pierwsze – aby indoktrynować, po drugie – aby wydzierać kasę, skąd się tylko da. Asumptem do tego jest na przykład art. 17: „Rzeczpospolita Polska zapewnia warunki do wykonywania praktyk religijnych i korzystania z posług religijnych osobom przebywającym w zakładach penitencjarnych, wychowawczych, resocjalizacyjnych oraz opieki zdrowotnej i społecznej, a także w innych zakładach i placówkach tego rodzaju (...). Dla realizacji uprawnień, o których mowa, biskup diecezjalny skieruje kapelanów, z którymi odpowiednia instytucja zawrze stosowną umowę”. niż
6
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r. Zapis ten z punktu widzenia merkantylnego można interpretować jedynie tak: co roku studia i wydziały teologii opuszcza dywizja oddanych Kościołowi ludzi i trzeba coś z nimi zrobić. W końcu kościoły, plebanie i biura doradztwa przyparafialnego mają ograniczoną pojemność i zdolność wchłaniania, ale... placówki państwowe takiego ograniczenia praktycznie nie mają. To nic, że np. w szpitalach brak pieniędzy na leki i pensje dla personelu medycznego, to nic, że stawka żywieniowa ciężko chorych ludzi leżących w szpitalach nie przekracza 7 złotych... Wszystko furda... państwo zobowiązało się (i dotrzymało słowa) wziąć na garnuszek tysiące wątpliwych pocieszycieli dusz. Czy ktoś słyszał kiedyś, aby dla szpitalnych kapelanów zabrakło pieniędzy na wypłatę? Nie... to by było nie do pomyślenia. Jednak, żeby naprawdę rządzić, trzeba mieć w ręku media – ową czwartą, a tak naprawdę pierwszą i najważniejszą władzę we współczesnym świecie. Jak trzeba, to proszę bardzo... Art. 20 konkordatu brzmi: „Kościół katolicki ma prawo swobodnego drukowania, wydawania i rozpowszechniania wszelkich publikacji związanych z jego posłannictwem (...) i ma prawo posiadania i używania własnych środków społecznego przekazu, a także (UWAGA!) do emitowania programów w publicznej radiofonii i telewizji (...)”. Zapis ten wskazuje jednoznacznie, jak rażąco faworyzowany jest Kościół rzymski względem innych kościołów, które takiego przywileju z pewnością nigdy nie otrzymają. Na przykład prawosławni i zielonoświątkowcy mogą na zawsze zapomnieć o choćby jednej na miesiąc audycji w publicznej telewizji. Za to zmuszani są (oni i choćby ateiści) do oglądania rozmaitych „Ziaren”, „Aniołów Pańskich” i rocznicowych obchodów z udziałem koryfeuszy w ociekających złotem ornatach. Co więcej, te same osoby, chociaż nie chcą mieć nic wspólnego z Krk, mają obowiązek płacić comiesięczny abonament telewizyjny, czyli finansować tę hucpę. Na szczęście – zawsze można wyłączyć telewizor. W naiwności swojej Polska Rada Ekumeniczna w oświadczeniu skierowanym do rządu RP 15 lutego 1995 roku wyraziła nadzieję, że przywilej prezentowania się w telewizji publicznej stanie się także udziałem innych Kościołów. Osiem lat PRE czeka na odpowiedź w sprawie owego memorandum... i jeszcze zapewne „trochę” poczeka, a my, nie czekając, idźmy dalej... Weźmy na warsztat choćby taki niewinnie brzmiący art. 24: „Kościół ma prawo do budowy, rozbudowy i konserwacji obiektów sakralnych, kościelnych oraz cmentarzy – zgodnie z prawem polskim”. Na razie wszystko wydaje się lege artis, ale już od następnego zdania jeży się włos na głowie: „O potrzebie budowy świątyń i o założeniu cmentarzy decyduje biskup diecezjalny lub inny właściwy ordynariusz (...)”. Jeśli ktokolwiek jeszcze raz zapyta, jakim to cudem gminy, miasta
7
IV ROZBIÓR POLSKI
i samo państwo oddają za pół darmo najlepsze działki pod budowę kolejnych katolickich świątyń pychy, powinien za karę nauczyć się całego konkordatu na pamięć. Przecież właśnie w zgodzie z tym artykułem powstał Licheń, „Boże Miłosierdzie” i setki innych obiektów, a niedługo powstanie „Opatrzność Boża” oraz tysiące innych miejsc poboru „kościelnego podatku”. ¤¤¤
W powyższym – jakże skrótowym – komentarzu do konkordatu staraliśmy się wykazać, że państwo polskie przekazało „za bezdurno” znaczną część swoich kompetencji, uprawnień i – co najważniejsze – środków na usługi innego państwa. Ale przecież spolegliwi wobec Watykanu polscy sygnatariusze tej haniebnej umowy mogli coś przeoczyć, czegoś nie dopatrzyć, mogli w jakiś sposób pokrzywdzić swoich ciemiężycieli... Mogli, więc wymyślili art. 27 i 28: „Sprawy wymagające nowych lub dodatkowych rozwiązań będą regulowa-
„(...) Poza listem posłów i senatorów (135 parlamentarzystów miało wątpliwości – przyp. MS) wpłynęło wystąpienie obywateli wyrażające obawy, że ratyfikacja konkordatu w tym kształcie, w jakim został podpisany, doprowadzi do nierówności obywateli innych wyznań niż rzymskokatolickie oraz ludzi niewierzących (...). Podnosi się, że wynikające z konkordatu przenikanie strefy wyznaniowej do prawa państwowego oznacza podważenie zawartej w Konstytucji zasady rozdziału Kościoła od Państwa oraz, że w razie ratyfikowania konkordatu może powstać kolizja z ratyfikowanymi wcześniej przez Polskę uniwersalnymi normami prawa międzynarodowego, takimi jak art. 14 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw i Podstawowych Wolności Człowieka”. Na razie prof. Zieliński formułuje jedynie fundamentalne wątpliwości zgłaszane mu przez parlamentarzystów i zwy-
w wewnętrznych ustawach, a nie poprzez międzynarodowe traktaty (takim jest wszak konkordat). Innymi słowy, już samo podpisanie konkordatu stoi w jawnej sprzeczności z ustawą zasadniczą i jako takie jest NIEWAŻNE! Tym bardziej NIELEGALNA była jego ratyfikacja. Tego samego zdania jest Rzecznik Praw Obywatelskich, bo w 1994 roku pyta naiwnie: „(...) Powstaje zatem pytanie, dlaczego rząd RP sięgnął do konkordatowej podstawy ułożenia stosunków Rzeczypospolitej Polskiej z kościołem większościowym, skoro ustawodawca konstytucyjny (...) przewidział wyraźnie dla regulacji tych stosunków formę ustaw? (...)”. Takie pytanie jest naiwne, bo przecież profesor sam na nie odpowiada, określając, w jakiej optyce politycznej rząd i parlament konkordat ów tworzyli i podpisywali. Rzecznik ujawnia też – a my za nim – pismo ministra spraw zagranicznych (wówczas Olechowski) do prof. Zielińskiego:
wydane na podstawie konkordatu przepisy prawa wewnętrznego nie ograniczają wolności sumienia, gdy tzw. prawo do milczenia nie zostanie rodzicom i uczniom zagwarantowane (...)”. Pan rzecznik pyta retorycznie, a jednak my odpowiadamy: otóż owo prawo nie zostanie zagwarantowane, za to kilka innych, podstawowych praw konstytucyjnych zostanie złamanych! Na koniec swojej długiej epistoły Rzecznik Praw Obywatelskich konstatuje: „(...) Faktem jest także, że konkordat nadaje szczególne uprawnienia jednemu z kościołów w Polsce i jego wyznawcom. Większościowy kościół uzyskał w ten sposób określone przywileje, których inne kościoły i związki wyznaniowe nie mają (...)”. Myśl cokolwiek mało odkrywcza, ale w końcu i tak dobrze, że ktokolwiek z wielkich autorytetów prawniczych nazwał rzecz po imieniu. Na to w Katolandzie trzeba mieć jednak sporo odwagi. Zapewne takiej właśnie odwagi nie brakuje prof. Czesławowi Bakalarskiemu (sędzia Trybunału Konstytucyjnego), który – przywołując znamienny zapis dzienników premiera Becka po klęsce wrześniowej 1939 roku – napisał: „Do głównych sprawców tragedii mego kraju należy też Watykan. Zbyt późno pojąłem, że nasza polityka zagraniczna służyła interesom Kościoła katolickiego. Niewolny od grzechów jest również konkordat z 1993 roku. Dlatego też na szczególną uwagę zasługuje wypowiedź wybitnego znawcy przedmiotu (...) Jerzego Wisłockiego, który stwierdza, że konkordat ów jest ważnym ogniwem w tworzeniu Polskiej Rzeczypospolitej Katolickiej”. ¤¤¤
ne na drodze nowych umów między Układającymi się Stronami albo uzgodnień pomiędzy Rządem Rzeczypospolitej Polskiej i Konferencją Episkopatu Polski, upoważnioną do tego przez Stolicę Apostolską (...). Układające się Strony będą usuwać na drodze dyplomatycznej zachodzące pomiędzy nimi różnice dotyczące interpretacji lub stosowania niniejszego konkordatu”. W tłumaczeniu na polski chodzi o to, że jeśli o jakimkolwiek przywileju Krk, o jakiejkolwiek formie indoktrynacji i pozyskiwania kasy rząd RP zapomniał, to bardzo przeprasza i nie będzie już zawracał głowy Watykanowi, tylko od ręki załatwi sprawę z miejscowym episkopatem. ¤¤¤
A może to tylko nasze, tendencyjne lub mylne rozumienie prawa międzynarodowego doprowadza do błędnej interpretacji wspaniałego układu, jaki zawarła Najjaśniejsza Rzeczpospolita ze swoim odwiecznym „przyjacielem” Watykanem? Pełni pokory dla własnej niewiedzy oddajmy więc głos uznanym autorytetom prawa. Prof. dr Tadeusz Zieliński pisze do marszałka Sejmu RP Józefa Oleksego (prawie nieznany list z roku 1994):
kłych obywateli. Wkrótce w swoim długim liście artykułuje obawy: „(...) Faktem jest, że konkordat został podpisany przez rząd o określonej orientacji politycznej i rozpatrywany będzie – pod kątem ratyfikacji – przez parlament kierujący się również określonymi racjami politycznymi (...)”. Święta prawda... a jednak i tak możemy mówić o szczęściu, bowiem gdyby konkordat miał być sporządzany, podpisywany i ratyfikowany przez rząd Millera, to najpewniej RP oddałaby Watykańczykom znacznie więcej! Zieliński pisze dalej w 1994 roku, w odniesieniu do tzw. małej konstytucji, cytując zapiski na papierze zwanym konstytucją: „(...) Zasady stosunku państwa do Kościoła oraz sytuację prawną i majątkową związków wyznaniowych określają ustawy. Konstytucja mówi więc wyraźnie o ustawach, a nie o innych aktach prawnych (...)”. Oto ustawa zasadnicza z roku 1952 (wówczas obowiązująca) jasno stanowiła, iż wszelkie relacje Polski i Krk powinny być zapisane
„(...) W sytuacji, gdy rząd RP uważałby za niezbędne dokonanie pewnych zmian w ustawodawstwie wewnętrznym, Stolica Apostolska, w dobrej wierze i duchu życzliwości, zasiadłaby do stołu rokowań (...)”. Jak wam się to podoba? Bo rzecznikowi wcale, twierdzi bowiem: „(...) Wynika z tego, że w czasie obowiązywania konkordatu Kościół nie będzie stał na uboczu w sprawie zmian w ustawodawstwie państwowym (...)”. Owszem, panie psorze, tylko, że rzecz należałoby nazwać językiem mniej dyplomatycznym. Chodzi mianowicie o to, że minister wolnego (już nie!) kraju nie ma najmniejszych wątpliwości, iż zmiana wewnętrznego ustawodawstwa ma być konsultowana i zatwierdzana („w duchu życzliwości”) z kolejnym Wielkim Bratem, czyli rządem obcego kraju. Czyż nie tak? Wróćmy jednak do prof. Zielińskiego, który ma kolejne wątpliwości, i pisze: „(...) Wątpliwości wzbudzają w związku z nauczaniem religii w szkołach postanowienia art. 12 konkordatu (...) Nasuwa się znów pytanie, czy
Oto wypowiedź dwu luminarzy polskiej nauki i współczesnej myśli politycznej z roku 1999. Niestety... ich słowa stały się ciałem. Już nowa polska konstytucja z 1997 roku skutecznie dostosowała się do konkordatu. W jej art. 25 ust. 4 czytamy bowiem: „Stosunki między Rzecząpospolitą Polską a Kościołem Katolickim określają umowa międzynarodowa zawarta ze Stolicą Apostolską i ustawy”. Dziś, 10 lat po podpisaniu konkordatu, wiedząc już o wszystkich jego konsekwencjach, co dzień budzimy się w Polskiej Rzeczypospolitej Katolickiej z niemym, bezradnym krzykiem! Już kiedyś w podobny sposób traciliśmy niepodległość: „(...) Z wolnej woli dziś rezygnujemy z pretensji do tronu i polskiej korony (...). Pieczołowitość nasza na nic się nie przyda, świadczymy z całą rzetelnością naszego imienia”. To fragment aktu abdykacji ostatniego polskiego króla, oddającego Polskę pod panowanie carycy Katarzyny i dwóch innych wrogich mocarstw. W zasadzie mógłby ją sobie żywcem przepisać i powiesić nad łóżkiem prezydent Aleksander Kwaśniewski. I powtarzać, i powtarzać... MAREK SZENBORN przy współpracy ANNY KARWOWSKIEJ
8
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
HAŃBA NARODOWA
„Do głównych sprawców tragedii mego kraju należy też Watykan. Zbyt późno pojąłem, że nasza polityka zagraniczna służyła interesom Kościoła katolickiego” (Józef Beck, minister spraw zagranicznych II RP, po klęsce 1939 roku).
komisji upoważnionej przez JPII do rozmów traktatowych. Kard. Casaroli zapewniał z Rzymu: „Watykan zawiera umowy z państwami nie po to, by uzyskać przywileje dla Kościoła, lecz żeby zagwarantować mu możliwość nieskrępowanego pełnienia misji. Dlatego też skończył się czas kon-
Kwestia zawarcia umowy regulującej stosunki między PRL-em a centralą kat. Kościoła zaistniała po reaktywowaniu 24 września 1980 roku Komisji Wspólnej Rządu i Konferencji Episkopatu. Już wtedy strona kościelna podnosiła w rozmowach sprawę konkordatu. Gdy w listopadzie ’87 polscy biskupi powzięli przekonanie, że komuchy bardziej słabi niż teraz już nie będą, a rząd w tym samym czasie pilnie potrzebował społecznego dowartościowania – zgodną decyzją postanowiono rozpocząć formalne prace nad konkordatem. 29 marca 1988 r. odbyła się narada pod przewodnictwem Jana Pawła II. Uczestniczyli w niej: kardynał Agostino Casaroli, arcybiskup Achille Silvestrini, arcybiskup Francesco Colasuonno oraz prałaci: Faustino Sainz-Munoz i abp Janusz Bolonek. Wojtyła podjął decyzję: „Nie należy dążyć, aby nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Polską zbiegało się w czasie z dziesięcioleciem pontyfikatu. Sprawa ta nie może być czymś w rodzaju ukoronowania rocznicy wyboru Polaka papieżem. Nawiązanie pełnych stosunków dyplomatycznych z Polską musi nastąpić dopiero po osiągnięciu pełnej dojrzałości prac przygotowawczych” (z tajnego raportu złożonego gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu przez szefa wywiadu, generała Zdzisława Sarewicza). Władze państwowe wiedziały, że partnerzy będą grać na zwłokę („prace należy wykorzystać do uzyskania jak największych zabezpieczeń dla Kościoła” – ustalono w Watykanie). 4 maja 1988 r. ostateczny projekt konwencji został parafowany podpisami ministra Władysława Loranca (Urząd ds. Wyznań) oraz abp. Jerzego Stroby (metropolita poznański). Aby finalizację umowy przyspieszyć, 17 maja 1989 r. Sejm spełnił oczekiwania biskupów, uchwalając trzy tzw. ustawy wyznaniowe. Wznowiono stałe stosunki dyplomatyczne z Watykanem, lecz Wojtyła już nie reagował, czekając na spodziewane łupy z nowego „rozdania” władzy. Pod koniec 1991 r. nuncjusz apostolski abp Józef Kowalczyk oficjalnie poinformował polski MSZ, że parafowany wcześniej dokument został odrzucony przez papieża. Udostępnił władzom państwowym nowy (opracowany w Watykanie) projekt; przedstawił zarazem skład
kordatów, które stawiały Kościół w pozycji uprzywilejowanej”. Pierwsze rozmowy przeprowadzono 3 kwietnia 1993 r. W skład delegacji watykańskiej oprócz abp. Kowalczyka wchodzili: abp Bronisław Dąbrowski, abp Stroba, bp Alojzy Orszulik i bp Tadeusz Pieronek. Stronę rządową
przy obojętności 14 proc. i przy 20 proc. obywateli deklarujących, że nie mają w tej sprawie wyrobionego poglądu; za ratyfikacją opowiedziało się 38 proc. ankietowanych. Mimo kategorycznej „zachęty” wyrażonej 25 sierpnia 1993 r. przez Episkopat (kilka miesięcy wcześniej
w niedalekiej przeszłości niezmiernie przez bezpiekę ceniony. Politycy pragnący wówczas uchodzić za lewicowych byli niewzruszeni: „Przyjęcie konkordatu bez zmian jest, z punktu widzenia lewicy, rzeczą niewyobrażalną” – przysięgał 20 lutego 1994 roku marszałek sejmu
Jak wam nie wstyd?!
reprezentowali m.in.: Krzysztof Skubiszewski (MSZ), Jan M. Rokita (URM), Zdobysław Flisowski (MEN), Jadwiga Skórzewska (Ministerstwo Sprawiedliwości) i Marek Pernal (Biuro ds. Wyznań). Wystarczyło 6 spotkań negocjacyjnych, by sprawę konkordatu sfinalizować. „W rozmowach z rządem Hanny Suchockiej stosunkowo łatwo osiągaliśmy porozumienie z uwagi na wspólną wizję państwa (...). Tekst był gotowy już 28 maja. Ze Stolicą Apostolską uzgodniono, że należy go podpisać przed rozpoczęciem kampanii wyborczej, żeby nie stał się przedmiotem ani przyczyną ataków na rząd, który miał ustąpić” – ujawnił Orszulik. Umowę uroczyście podpisano 28 lipca 1993 r., a opublikowanie zapisanych w niej ustępstw państwa wobec Kościoła wywołało prawdziwą burzę społeczną. „Ten konkordat narzuca przyszłej konstytucji konkretne rozwiązania. Zabezpiecza wyłącznie przywileje Kościoła, co może zniweczyć zasadę rozdziału Kościoła od państwa” – stwierdził prof. Jerzy Wisłocki, wybitny historyk prawa. Przeciwko traktatowi zdecydowanie wystąpiło 28 proc. Polaków,
bp Pieronek wyraził pogląd, że „z punktu widzenia Kościoła byłoby idealnie, gdyby najpierw uchwalono konstytucję, a potem zawar-
to konwencję”), władze państwowe zwlekały z uruchomieniem procedury ratyfikacyjnej. „Obiecaliśmy wyborcom, że doprowadzimy do renegocjacji niektórych przepisów i słowa dotrzymamy. Stosunki Polski z Watykanem niewątpliwie powinny być uregulowane, ale trudno sobie wyobrazić, by SLD zagłosowało za konkordatem w jego obecnym kształcie, jednoznacznie kwestionowanym przez prawników” – zapewnił szef SLD Aleksander Kwaśniewski u schyłku 1993 r. Bp Orszulik natychmiast zweryfikował kwalifikacje owych ekspertów: „Niektórzy członkowie rządu i liderzy lewicowych partii odwołują się do ekspertów, którzy byli współpracownikami IV Departamentu MSW” – zauważył ten „doradca”,
Józef Oleksy podczas słynnej (klęczącej) wizyty na Jasnej Górze. Projekt ustawy upoważniającej prezydenta do ratyfikacji zawartych z Watykanem ustaleń wpłynął do Sejmu 17 marca 1994 roku. Postęp późniejszych prac parlamentarnych biskupi recenzowali chętnie i bezkompromisowo. Gdy w lipcu 1994 r. Sejm uzależnił ratyfikację konkordatu od uchwalenia nowej konstytucji (uchwałę poparło SLD, UP oraz kilkunastu posłów z PSL i UW), Pieronek stwierdził: „Odłożenie ratyfikacji konkordatu to przejaw niespotykanej dotąd w polskim życiu publicznym nienawiści do Kościoła”. Wtórował mu Orszulik: „Parlamentarzyści, którzy podjęli decyzję w sprawie konkordatu, to ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach, którzy odrzucili rękę wyciągniętą przez Ojca Świętego”. Puentę, z pozycji suwerena, wyraził prymas Glemp: „Odrzuca się tę rękę, bo niezdrowa wyobraźnia kreuje państwo, społeczność bezwyznaniową, w której pod pozorem różnych haseł kryje się autentyczne ujarzmienie człowieka”. Choć lewica dysponowała w Sejmie większością pozwalającą na odrzucenie konkordatu – odwagi zabrakło. Od połowy 1994 r. (12 sierpnia z Kwaśniewskim,
a 31 sierpnia oraz 20 września ze Zbigniewem Siemiątkowskim spotkał się bp Pieronek) do wiosny 1995 roku (25 marca i 1 kwietnia: rozmowy Oleksy–Glemp) toczyły się tajne pertraktacje liderów SLD z przedstawicielami Episkopatu RP. „Zależy nam na wygaszeniu ognisk sporu, na schowaniu mieczy i na dialogu” – oznajmił Pieronek. Formalnego paktu nie udało się zawrzeć, ale już wkrótce Izabella Sierakowska wykrzyczy Siemiątkowskiemu: „Jak ci nie wstyd?!”, gdy kierowana przez niego komisja sejmowa nagle uznała, że konkordat jest zgodny ze starą (jeszcze wtedy) konstytucją. Równie nieoczekiwanie do ratyfikacji przekonał się premier Włodzimierz Cimoszewicz. Kwaśniewski wprawdzie jeszcze w marcu ’95 zarzekał się podczas obrad Rady Naczelnej SdRP: „Nie wciskajcie mi dziecka w brzuch. Będę głosował przeciwko konkordatowi”, ale już na posadzie prezydenta (listopad ’95) zapowiedział, że ratyfikuje traktat – nawet bez tzw. deklaracji interpretacyjnej, o którą od dłuższego czasu toczył bój. Ponieważ liderom rządzącej lewicy konkordat już się spodobał, przez cały rok 1996 (pod rządami Oleksego, a następnie Cimoszewicza) MSZ poszukiwał szansy na wyjście „z twarzą” z zapewnień składanych elektoratowi. Niestety: „...stanowisko strony watykańskiej jest negatywne. Stanowczo odrzucają możliwość renegocjacji konkordatu, jak również inne formy działania czy też przyjęcia takiej interpretacji (deklaracja interpretacyjna – dop. A.T.), które tworzyłyby wrażenie, że treść konkordatu ulega renegocjacji” – przyznał zasmucony min. Dariusz Rosati. Patowa sytuacja trwała jeszcze ponad rok i dopiero za sprawą kolejnej ekipy rządzącej (AWS plus Jerzy Buzek) prezydent Kwaśniewski podpisał 23 lutego 1998 r. dokumenty ratyfikacyjne konkordatu. Kilka godzin później w Watykanie ratyfikował go Jan Paweł II. Józef Beck w grobie się przewrócił. My i nasze dzieci mamy z tym żyć. ANNA TARCZYŃSKA
Podatnik, wróg fiskusa C
zy fiskus „skasuje” wszystkich, a może tylko połowę drobnych przedsiębiorców? Takie pytanie zadają sobie analitycy po ostatnim orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego. Tęgie profesorskie głowy uznały, że minister finansów miał prawo decydować, co jest, a co nie jest samochodem ciężarowym. W pułapkę zastawioną przez urzędników wpadło tysiące małych firm. Ich właściciele kupowali samochody osobowe i przerabiali je na małe wozy dostawcze, oddzielając osławioną kratką część bagażową od pasażerskiej, a następnie rejestrowali swoje pojazdy w urzędach. Po uporaniu się z biurokracją korzystali z prawa odliczenia zapłaconego VAT-u. W ten sposób ratowali płynność finansową przedsiębiorstw. Minister finansów Grzegorz Kołodko uznał swego czasu, że przedsiębiorcy ci chcą okraść państwo i wydał specrozporządzenie. Zakazał w nim odliczania VAT-u, gdy samochód dostawczy wcześniej był osobowym. Każdy w miarę uważny czytelnik ustawy
o podatku od towarów i usług zauważył, że minister takiego prawa nie miał (rozporządzenie, akt prawny niższej rangi, nie może zmieniać ustawy). Przez niemal sześć lat biznes toczył boje z urzędnikami skarbowymi. Ci nakładali grzywny i nakazywali zapłacić zaległy VAT z odsetkami. Przedsiębiorcy odwoływali się do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który decyzje uchylał i zabawa nie miała końca. Prywatny biznes liczył na to, że gehennę zakończy Trybunał Konstytucyjny. Miał on odpowiedzieć, czy owo feralne rozporządzenie ministra finansów jest, czy nie jest zgodne z konstytucją. Niestety, profesorowie zdecydowali o wyższości interesów fiskusa nad zdrowym rozsądkiem oraz interesem obywateli. Po tym wyroku zbankrutują zapewne tysiące małych firm, które i tak wegetują na granicy bankructwa, bo niemal żadna z nich nie będzie w stanie zapłacić „zaległego” podatku. I to liczonego pięć lat do tyłu, plus odsetki. Tylko pogratulować... głupoty! MP
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
9
Taczka dla chama Cham, oszczerca, samolub, chciwiec bez serca i sumienia – to tylko delikatniejsze zarzuty pod adresem plebana, które płyną z ust zbulwersowanych parafian. Na łamach „FiM” (24/2003) wspominaliśmy już o ks. Kazimierzu Żeleźnickim, proboszczu parafii Szczepki w diecezji ełckiej, który miejscowych działaczy Samoobrony wyzwał z ambony od gnojarzy. Parafię Szczepki tworzy kilka wsi leżących przy trasie z Augustowa do Suwałk. Bieda aż piszczy. Może Bogu ducha winnym ludziom żyłoby się dostatniej i spokojniej, gdyby nie pazerność i chamstwo proboszcza, wielkiego znawcy rynsztokowego słownictwa. Swoje owieczki strzyże niemiłosiernie i bez skrupułów. Coraz więcej parafian szerokim łukiem omija kościół, pielgrzymując – ku oburzeniu sutannowego – na niedzielne nabożeństwa do oddalonej o kilkanaście kilometrów sąsiedniej parafii w Augustowie. Ks. Żeleźnicki przed pięcioma laty zamiast na emeryturę trafił do Szczepek. Początkowo w milczeniu znoszono krzyki, łajania, wyzwiska czy pretensje o brak ofiarności. Miarka się przebrała na początku maja br., gdy podczas tradycyjnie
Państwo zalegalizowało rozbójnictwo. Każdy z nas może paść ofiarą legalnego napadu. Jak to możliwe? Zaraz wytłumaczymy. Dzień w dzień pracownicy zakładów energetycznych odwiedzają tysiące osób. Coraz częściej zdumionym klientom monterzy oświadczają, że właśnie złapali ich na kradzieży prądu. Na pytania o dowody pada odpowiedź: „Żadnych nie potrzebujemy. Nakładamy karę i zabieramy licznik”. Kto nie zapłaci, wkrótce pofatyguje się na pocztę po odbiór listu poleconego z nakazem płatniczym. Nadawca: urząd skarbowy. Od pięciu lat („FiM” 34/2002 „Wahania napięcia”) obowiązują w Polsce kuriozalne zapisy prawa energetycznego przewidujące, że karę za nielegalny pobór energii elektrycznej wyegzekwuje... urząd skarbowy. Otóż prawo zrównało karną opłatę na rzecz elektrowni z podatkami. Przed rokiem ministrowie i posłowie obiecywali zmianę prawa. Niestety, w ferworze bratobójczej walki o całej sprawie zapomnieli. Na szczęście dla ofiar elektrowni istnieje Naczelny Sąd Administracyjny, którego sędziowie uznają nakazy płatnicze wystawione
mokrych obchodów śmigusa-dyngusa tragiczną śmierć ponieśli Anna i Andrzej Staszkiewiczowie. W ich domu trwał remont. Pralka w łazience stała na gołym i mokrym cemencie. Kabel doprowadzający prąd do urządzenia leżał na podłodze. Nastąpiło przebicie. Młodzi, którzy akurat przebywali w łazience, zginęli na miejscu. Rodziny postanowiły pogrzebać zmarłych we wspólnym grobowcu na cmentarzu w Szczebrze, skąd pochodziła Ania. Udali się więc, pogrążeni w żałobie, z wizytą na plebanię. Żeleźnicki stanowczo odmówił pochówku w jednej mogile, ponieważ... nie byli małżeństwem. Pół roku wcześniej zawarli tylko związek cywilny. Za miesiąc mieli stanąć przed ołtarzem w Sejnach. Przy okazji księżulo przypomniał sobie o niedawnym sporze ze zmarłym narzeczonym. Otóż Jędrek ośmielił się zwrócić proboszczowi uwagę, że nieużywaną od lat salkę katechetyczną wynajął na sklep, zamiast oddać ją biednej rodzinie, która nie miała się gdzie podziać.
Po wielu prośbach i groźbach ks. Żeleźnicki zgodził się w końcu na wspólny pogrzeb w Szczebrze, nazajutrz o trzynastej. Jednak bez tzw. pokropku, czyli poświęcenia trumien w domu. Mszę pogrzebową zaczął, nie uprzedzając nikogo... kilka minut po dwunastej. Państwo Tarnowscy i Staszkiewiczowie, rodzice zmarłych, w milczeniu przełknęli jawną zniewagę. – Chyba nie chciał, żeby przyszli ludzie, bo, jak powiedział, „nie ma co dla takich robić wielkiego zgromadzenia” – stwierdza drżącym głosem Danuta Tarnowska, matka Ani. Tydzień później na niedzielnej mszy proboszcz zmieszał zmarłych z błotem. Doszło do awantury. Tarnowscy demonstracyjnie opuścili świątynię. Odtąd w każdą niedzielę i święta modlą się w parafii w Augustowie. Podobnie jak wielu innych szczepkowian. – Przestaliśmy chodzić do kościoła, bo mieliśmy dosyć kazań przesyconych plotkami i nienawiścią – mówi Danuta Waluś. Jej syn, Jacek, został wyzwany od głupoli, gdy przed zapowiedziami obwieścił proboszczowi zamiar wzięcia ślubu w Augustowie. Za wydanie aktu chrztu i zaświadczenia zezwalającego na udzielenie sakramentu w innej parafii zapłacił 500
Legalny napad przez urzędy skarbowe na rzecz zakładów energetycznych za bezprawne. Tłumaczenie jasne: administracja to jedno, firmy energetyczne to drugie. Nie można wynajmować państwa do ściągania prywatnych długów. Koniec problemów? Tu klient srodze się myli. Gdy NSA zamknął zakładom energetycznym jedną możliwość gnębienia klientów, sądy powszechne otworzyły możliwość następną.
Sędziowie tłumaczą to tak: „Do zastosowania zryczałtowanego sposobu obliczenia należności za energię (po polsku – nałożenia kary – A.K.) wystarcza taki stan, w którym istnieje możliwość jej nielegalnego poboru. Nie jest potrzebny dowód,
że kradzież w rzeczywistości nastąpiła”. Tłumacząc na polski – wystarczy, że sieć umożliwia nielegalne podłączenie, licznik jest wadliwy albo cokolwiek innego i już zakład energetyczny ma prawo nas ukarać. I to my musimy udowodnić swoją niewinność. Niestety, udowodnienie, że nie jest się wielbłądem – kosztuje. Musimy zapłacić za ekspertyzy, badania biegłych, a niewielu Polaków stać na proces sądowy i wyłożenie na dzień dobry 20–27 tysięcy złotych. Wiedzą o tym energetycy i do domów emerytów czy rencistów przychodzą z propozycją nie do odrzucenia. Częstochowski rzecznik praw konsumenta przyjmuje codziennie kilkanaście osób oskarżonych przez energetyków o kradzież prądu. Niestety, bez zmian w prawie nie da się ukrócić arogancji zakładów energetycznych. Przypomnijmy. Konstytucja w artykule drugim mówi: „Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawa”. Może raczej – miała być. ANNA KARWOWSKA
złotych. Wstydu najadła się również Janina Olszewska za „zbrodnię” powtórnego ożenku po śmierci pierwszego męża. Na uroczystym obiedzie, na który zaprosiła ks. Kazimierza, dowiedziała się, że ma córkę ladacznicę. Przeprawa z proboszczem nie ominęła też Józefa Folejewskiego ze wsi Pijawne Ruskie. W styczniu zmarła mu matka. Pochowanie zmarłej Żeleźnicki uzależnił od uregulowania należności na kościół i oddzielnie za pogrzeb. Na nic zdały się tłumaczenia o braku pieniędzy w domowym budżecie. Pan Józef musiał zapożyczyć się u sąsiadów. – Myślę, że ten człowiek pomylił zawody – podsumowuje. – Powinien zostać komornikiem. Najwięcej przykrości doznała Halina Bełczącka ze Szczebrów. Tragiczna sytuacja materialna nie pozwoliła jej na katolicki ślub. Ze swoim partnerem żyje więc na kocią łapę. Wychowują troje dzieci. Wiosną proboszcz nie pozwolił ich córce jako jedynej w całej parafii przystąpić do I Komunii św. – za grzechy rodziców. – Jak to dziecko strasznie płakało – opowiada ze łzami w oczach pani Halina. – Proboszcz postawił
sprawę jasno: będzie ślub, będzie komunia. A ja na chleb w domu nie miałam. Córka dobrze się uczy, chodzi na religię, do kościółka... Chciałam, żeby przyjęła sakrament w kościele w Augustowie, ale ksiądz nie wydał odpowiedniej zgody na piśmie, a bez tego nie można. Nieraz przy innych dzieciach wypominał córce, że pochodzi z pijackiej, niereligijnej rodziny. A przecież to nieprawda. Przez niego moja dziewięcioletnia córeczka ma nocne koszmary i siusia do łóżeczka. Ponad 500 mieszkańców parafii podpisało petycję do biskupa o odwołanie Żeleźnickiego. Pragną, aby w parafii nastał wreszcie spokój, a nowy kapłan zajął się ich duszami, a nie kieszeniami. Na wypadek oporu ze strony ekscelencji, w pogotowiu czeka przygotowana dla proboszcza taczka. – Jestem starszym, wierzącym człowiekiem i wcześniej byłem na mszy przynajmniej dwa razy w tygodniu. Przez tę chciwość i pazerność proboszcza w ogóle przestałem chodzić do kościoła. A teraz nie mogę, po prostu nie mogę – unosi się Edward Czuper. I o to właśnie, ludzie, chodzi, o to chodzi! DAMIAN PLUTA
Głódź na ośle? C
zy to możliwe, aby wkrótce biskup polowy Sławoj Leszek Głódź stracił swoją służbową limuzynę, a jego koledzy – kapelani wojskowi – lukratywne posadki utrzymywane kosztem polskiego podatnika? W Klubie Parlamentarnym SLD od kilku dni leży projekt wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie, czy istnienie katolickiego, prawosławnego i ewangelickiego duszpasterstwa wojskowego utrzymywanego ze środków publicznych jest zgodne z konstytucją. Autorka wniosku, senator Maria Szyszkowska, przypomina, że istniejący obecnie model współpracy kościołów i państwa w sferze wojskowej narusza konstytucję, która zapewnia neutralność światopoglądową państwa i równość wszystkich związków wyznaniowych. W polskiej praktyce doszło do tego, że uprzywilejowano trzy kościoły: rzymskokatolicki, prawosławny i ewangelicko-augsburski,
finansując ich duszpasterstwo ze środków publicznych (w sumie 15 mln zł w 2003 roku!). We wniosku czytamy, że możliwe jest finansowanie określonych grup społecznych w przypadku, gdy są one w jakimś stopniu społecznie upośledzone, w celu wyrównania szans życiowych. Do takich grup nie należy jednak żaden z wymienionych kościołów. Mało tego, głęboko niesprawiedliwą jest sytuacja, w której podatnicy bezwyznaniowi lub innych wyznań muszą finansować duchownych trzech uprzywilejowanych kościołów. Na razie nie wiemy, czy klub SLD podejmie zaproponowany wniosek. Jeżeli tak, to senator Szyszkowska, jak sądzimy, bez trudu znajdzie 30 parlamentarzystów niezbędnych do podpisania wniosku. Gorzej będzie w samym Trybunale, bo jego sędziowie niejednokrotnie już dowiedli, że konstytucja konstytucją, a sprawiedliwość musi być po stronie Kościoła. ADAM CIOCH
10
POZORY MYLĄ...
KOŚCIELNA REWIA MODY
Wystroić kapłana Złote i srebrne brokaty, kunsztowne koronki i gipiury, wyszukane hafty i zapierające dech w piersiach... ceny. To jednak nie paryskie pokazy mody pret-à-porter, ale kolekcja szat liturgicznych. Posiadająca od trzech lat swoje przedstawicielstwo w Polsce belgijska firma Slabbinck, która stroi m.in. samego Jana Pawła II, proponuje duchownym wielce szykowne kreacje. Dla najbogatszych – ornaty uszyte z tkaniny Cantate (99 proc. wełny, 1 proc. złotych nici), dekorowane scenami z życia Jezusa, jedynie za 5780 zł (słownie: pięć tysięcy siedemset osiemdziesiąt), nieco skromniejsze z tej samej materii, z ręcznie haftowaną złotem wzorzystą wstawką i kołnierzem ze złotego brokatu – 4800 zł. Jest też ornat z wykładanym kołnierzem z aksamitu i ręcznie haftowaną aksamitną wstawką, inspirowaną motywem Memlinga z kaplicy św. Urszuli – 4285 złotych. Dla mniej zasobnych są ornaty wyszywane ręcznie z przetykanej złotą nitką wełny i złotym haftem, np. z motywem maryjnym (3150 zł lub 2810 zł), szyte z tkaniny z gradacją kolorów (45 proc. wełny, 54 trewiry, 1 proc. złotych nici) i z tkanymi pośrodku pasami z motywem krzyża (2295 zł) lub modele zdobione brokatem Byzant w kolorze niebieskim (2080 zł). Slabbinck przygotował też ofertę ornatów „dla ubogich” – w jednolitym kolorze, bez haftu, tylko za 345 zł – do których jednak wystarczy dobrać utrzymaną w tej samej tonacji kolorystycznej stułę ze złotym wzorem (550 zł), by takiej sylwestrowej kreacji pozazdrościła niejedna kobieta. Pod ornat konieczna jest alba. Slabbinck proponuje alby z niegniotących się i łatwych do prania tkanin, o kroju płaszczowym, dzięki czemu z powodzeniem mogą zastępować sutannę i komżę. W zależności od rodzaju tkaniny alby kosztują 505–885 zł (bez dekoracji) lub 765–850 zł (z dekoracją na rękawach i spódnicy). Oprócz tradycyjnej bieli czy beżu (łac. alba znaczy biały) Slabbinck ma w swoim katalogu także alby kolorowe. Najważniejszym elementem szat liturgicznych, symbolizującym władzę
kapłańską, jest stuła. W wersji ekskluzywnej Slabbinck proponuje ręcznie haftowaną stułę przedstawiającą sceny z życia Jezusa dostępną w kolorze białym, czerwonym, zielonym lub fioletowym za... 5570 zł (słownie: pięć tysięcy pięćset siedemdziesiąt)! Znacznie tańsze są stuły: „Zmartwychwstanie” – 1520 zł; „Jezus uzdrawia chorych” – 1380 zł; „Dobry pasterz i syn marnotrawny” – 1600 zł; „Czterej ewangeliści” – 1625 zł; „Najświętsza Maria Panna” – 1520 zł. Kapłan potrzebuje też komży. Bywają do wyboru: z dekoracją na rękawach i spódnicy, z tkanymi wstawkami lub haftem (400–720 zł) oraz kilka koszul. Na przykład model „Klerikos” – 100 proc. bawełny, z podwójną fałdą z tyłu i francuskimi mankietami, ze stałą lub wyjmowaną koloratką, z długim lub krótkim rękawem (177–230 zł), ze spinkami (z litego srebra – 180 zł, a pozłacane – 200 zł). W kategorii „specjalnie dla biskupów” Slabbinck prezentuje mitrę (trójkątna czapa) za 2090 zł, pastorał – 14 430 zł, pierścień – 13 260 zł, krzyż biskupi – 5940 zł. Są też wersje tańsze. Księża wcale nie muszą korzystać z ofert zagranicznych, bo na rynku polskim prosperuje mnóstwo rodzimych firm produkujących tańsze wdzianka. To jednak zdecydowanie nie ta klasa. Jeśli wziąć pod uwagę, że księża zmieniają kolor szat kilka razy w roku – w zależności od uroczystości i okresu liturgicznego – to wystrojenie kapłana kosztuje NAS niemało. ANNA KALENIK Fot. archiwum
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r. Ü Dokończenie ze str. 3
Boże dzieci
Tuż po aresztowaniu księdza Ubermana kuria biskupia w Koszalinie zakomunikowała ustami ks. Krzysztof Zadarko, dyrektora Wydziału Duszpasterskiego: „Jesteśmy wówczas, że dzieci są o wiele bezczyści, bo nigdy dotąd nie wpłynępieczniejsze. ła żadna skarga na księdza”. Zdobyłam otóż dowody, że by– Słyszałem, że jedna z ofiar jeło zupełnie inaczej, co jednogo niepohamowanej żądzy miała poznacznie obciąża biskupów odpękany odbyt, a Jurek dużo zapłapowiedzialnością za tolerowanie cił rodzicom za milczenie – opowiapedofilskich praktyk podopieczda ks. K. nego. Ale po kolei. Jednak niektórzy rodzice Uczciwy ksiądz K. wspomina: otwarcie informowali biskupów o pedofilskich praktykach ka– Skłonności Jurka już od 3 ropłana. Oto fragment relacji złożoku seminarium nie były dla nas tanej „FiM” i podpisanej przez jemnicą, jednakże jemu podobni Jana B.: „Po otrzymaniu wiadomotworzyli silną, wpływową grupę. Paści o zdarzeniu (molestowanie dziecsterz (bp Ignacy Jeż, ordynariusz ka – dop. A.T.) w następnym dniu diecezji w latach 1972–1992 – dop. pojechaliśmy z żoną do Szczecina A.T.) mógł wyrzucić wszystkich lub (państwo B. pomyłkowo sądzili, milczeć. Wybrał to drugie. Ksiądz że ks. Uberman jest podwładnym Uberman został wyświęcony w 1978 ordynariusza diecezji szczecińskoroku. Miał wówczas 27 lat i gusto-kamieńskiej – dop. A.T.) na rozwał w młodzieńcach w wieku od 16 mowę z tamtejszym biskupem. (...) do 18 lat spotykanych na plażach Obiecano nam spotkanie z biskulub spowiadających się w konfesjopem pomocniczym za... 3 dni! Kienałach nadmorskich kurortów. Łody ostro nalegaliśmy, po 2 godzinach wił na „stałe stypendium” (patrz zjawił się bp Stanisław Stefanek. fragment listu), finansował wycieczZbulwersowani przedstawiliśmy mu ki, chłopakowi na wakacjach wspacałe zajście pomiędzy naszym synem niałomyślnie oferował kilkudniowy a ks. Ubermanem...”. darmowy wikt i opierunek na plebanii w Dźwirzynie. Do nastolatków zraziły go jednak zbyt częste pomyłki w ocenie szans na seks. Szczególnie fatalnie skończyła się przygoda z Krzysztofem, jesienią 1988 roku. Naiwny młodzieniec przyjął zaproszenie, by przenocować na plebanii, co się działo dalej – wiadomo... Po krótkiej walce na pięści Krzysztofowi udało się wyzwolić, a oblicze niezaspokojonego gospodarza przez dwa tygodnie uniemożliwiało mu pokazanie się przy ołtarzu. Stwierdził Plebania w Słowinie – ostatni przystanek pedofila
Przestańmy się oszukiwać. Niechaj w Kodeksie drogowym pojawi się nareszcie zapis, że tenże kodeks dotyczy wszystkich... z wyjątkiem księży. Nawet wówczas, gdy zabijają oni ludzi na drogach. Ksiądz Artur M. ze Strzelina jest młodym i nadzwyczaj energicznym kapłanem. Nie przekroczył jeszcze trzydziestki, a już zdążył się dorobić luksusowego samochodu, na który nie byłoby stać nawet nieźle sytuowanych „cywilów”. A jak się już ma taką brykę, to przecież nie po to, aby jeździć nią 60 km/h. Jesteśmy przekonani, że takie mniej więcej myśli przebiegały przez głowę księdza, gdy 13 maja ub.r. swoją alfą romeo gnał jak szalony przez gęsto zabudowany teren. Dodatkowo nastrój poprawiała mu głośna muzyka wydobywająca się z samochodowego stereo, a także pisk opon na zakrętach. Następny ostry łuk, jeszcze następny i... w polu widzenia pirata pojawia się młody chłopak naprawiający na poboczu motorower. Rozpędzony do grubo ponad setki wóz
(...) A teraz jest jeszcze jedna propozycja. Otóż na początku września był w Dźwirzynie pewien kapłan, który postanowił miesięcznie ofiarować komuś stypendium w wysokości 500 zł i pytał czy bym kogoś nie znalazł komu by się to przydało więc wtedy pomyślałem o Tobie. On będzie te kwoty pieniężne przeze mnie przekazywał. Myślę, że i ta suma pieniężna się przyda Tobie. Oczekuję odpowiedzi i serdecznie pozdrawiam ks. Jerzy.
nie ma żadnych szans na ominięcie przeszkody. Rozlega się makabryczny huk i chłopiec – wyrzucony w powietrze jak z katapulty – upada obok zmiażdżonego motoroweru. – Gdy dobiegłem do miejsca wypadku, dzieciak leżał nieprzytomny – wspomina zdarzenie jeden ze świadków. – Kierowca, który spowodo-
Biskup Stefanek sporządził krótką notatkę, nakazał zdesperowanym rodzicom zachować milczenie, a opis zdarzenia przesłać do bp. Jeża. Państwo B., jako ludzie głęboko wierzący, dokładnie podporządkowali się zaleceniom, a pedofil... dalej grasował, zmieniając jedynie parafie. Czy on jeden? – Słowino ma jakiegoś pecha. Wcześniej były tam podobne kłopoty z księdzem W.M., ale na szczęście biskup zdążył go przenieść do parafii w Ś., co pozwoliło uniknąć skandalu – ujawnia ks. K. Zmowa milczenia i pobłażanie dewiantom w sutannach z pewnością nie jest wyłączną specjalnością biskupów koszalińsko-
kobieta nie przespała spokojnie ani jednej nocy, ciągle płacze. Podupadła na zdrowiu. Śledztwo w sprawie wypadku w Drzeniowie, prowadzone przez Prokuraturę Rejonową w Krośnie Odrzańskim, potwierdziło winę kierowcy alfy romeo. Biegli ustalili, że w chwili tragedii samochód jechał z prędkością ponad 130
Rażąca krzywda wał wypadek, był księdzem i udzielił swojej ofierze ostatniego namaszczenia. – Właśnie wracałem z ryb, gdy 400 metrów od domu usłyszałem sygnał karetki ratunkowej – wspomina Mieczysław Chustecki, ojciec chłopca. – Rzuciłem wszystko i pobiegłem na miejsce wypadku. Mój Krzyś był ciężko ranny, w zasadzie umierający. Wiedziałem, że to koniec, że w jednej sekundzie straciłem 15-letniego syna! Jeszcze przez dwa tygodnie lekarze walczyli o jego życie, ale nie odzyskał już przytomności. Tuż po Bożym Ciele, pochowaliśmy go na cmentarzu w Cybince. Ojciec i matka Krzysztofa do dziś nie mogą otrząsnąć się z tragedii. Od tamtej chwili
kilometrów na godzinę, czyli ponad dwa razy tyle, ile dopuszczają przepisy w terenie zabudowanym. Stosowny akt oskarżenia został skierowany do sądu. W styczniu bieżącego roku Sąd Rejonowy wydał wyrok: dwa lata pozbawienia wolności... w zawieszeniu na trzy lata! A na otarcie łez dodał pięcioletni zakaz prowadzenia pojazdów. Od tego orzeczenia odwołuje się zarówno prokurator, jak i... obrońca oskarżonego. Ten ostatni twierdzi, że – UWAGA! – „wyrok jest rażąco krzywdzący i powinien być znacznie łagodniejszy, bo ksiądz nie był jeszcze karany, a ze względu na młody wiek i zawód nie można go krzywdzić”. Pięknie!
11
-kołobrzeskich. Przypomnijmy tylko ostatnio ujawnionych: ks. Edward P. z Pszenna k. Świdnicy, ks. Wincenty P. z Witoni k. Łodzi (wytropiony przez „FiM”), ks. Roman K. ze wsi Szyleny k. Braniewa, ks. Wojciech C. z Gdyni Chwarzna, ks. Michał M. z Tylawy, ks. Mikołaj S. z Ostrowa Wlkp., ks. Wojciech K. z Marek k. Warszawy – wszyscy działali bez jakiejkolwiek reakcji ze strony kościelnych zwierzchników. O wiele bardziej zadziwiają reakcje sądów. Jak już informowaliśmy („Kuria jego mać” – „FiM” 28/2003), 3 lipca Sąd Okręgowy w Koszalinie podjął skandaliczną decyzję o zwolnieniu ks. Ubermana z aresztu za poręczeniem majątkowym w wysokości... 5 tys. złotych! Jak przewidywaliśmy, zboczeniec zniknął. Na pytania policji o miejsce pobytu podejrzanego, kuria biskupia odpowiada: „Sami chętnie byśmy się dowiedzieli. Chcemy go gdzieś umieścić, ale nie wiemy, jak się skontaktować”. Ks. Ubermana nie widziano również w miejscu stałego zameldowania (Zarańsko 42, koło Drawska Pomorskiego). Czy już wyjechał za granicę? Nie wiadomo. Dlatego ostrzegamy wszystkich małolatów odpoczywających nad Bałtykiem: nie dajcie się zaprosić na przejażdżkę czerwonym volkswagenem golfem o num. rej. ZDRA 637. Adwokata ks. Ubermana, mec. Piotra Ziętarskiego, pragniemy z kolei uprzedzić, że docierają już do naszej redakcji sygnały o próbach finansowego „oddziaływania” na rodziców pokrzywdzonych dzieci. Jesteśmy w stałym kontakcie z prokuraturą. ANNA TARCZYŃSKA Fot. Autor
Prokurator tymczasem domaga się 2 lat bezwzględnej odsiadki i uzasadnia swój wniosek tym, że rozmiar winy kierowcy jest zatrważający, zważywszy, że śmiertelną ofiarą idiotycznej brawury stało się dziecko. Na początku kwietnia Sąd Okręgowy w Zielonej Górze zmienił zaskarżony wyrok... nie uwzględniwszy ani jednego argumentu prokuratury. Przeciwnie. Temida okazała się jeszcze łagodniejsza dla pirata i zmniejszyła okres wstrzymania prawa jazdy z pięciu do dwóch lat. No i koniec. Prokurator nic nie może zrobić. – Gdybyśmy byli bogaci, mieli znajomości lub gdyby brata zabił ktoś inny, a nie ksiądz – mówi siostra Krzysztofa, Sylwia – zapewne nie taki byłby wyrok. Wyrok w sprawie wypadku w Drzeniowie jest już prawomocny. Ksiądz Artur już niedługo znowu zasiądzie za kierownicą swojej śmiercionośnej limuzyny. Cóż zatem pozostało rodzinie zabitego Krzysia? Mogą teraz skarżyć księdza w procesie cywilnym, ale na to potrzebne jest zdrowie i wielkie pieniądze, których Chusteccy nie mają. Jest jeszcze jedna rzecz – proces nie powinien się toczyć w państwie wyznaniowym... BARBARA SAWA
12
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
BYŁA ZAKONNICA OSTRZEGA
Moc ciemnogrodu Dziewczyno, jeśli masz 20 lat, mieszkasz na głębokiej prowincji i wiesz, że jedyną przyszłością jest tam dla ciebie dożywotnia bieda, mąż pijak i siedmioro dzieci – to i tak, broń Boże, nie wstępuj do klasztoru. Lato to czas werbunku do największej sekty świata – do katolickich seminariów i klasztorów. Nawet jeśli cała twoja odwaga płynie z wiary i poza nią nie masz właściwie nic, klasztor nie jest miejscem, które pozwoli ci wygrać życie. Przeciwnie, już po kilku latach zamienisz się w zgorzkniałą i wstrętną babę. Nigdy nie zdołasz się z tej pułapki wydostać. Twoja młodzieńcza pobożność, twój szczery altruizm zaowocują zgodą na wyrzeczenia, które zamkną cię na całe życie w dobrowolnym więzieniu. Siostrzyczki wiedzą, jak łatwo omotać osoby, które prosto spod rodzicielsko-szkolnej kurateli trafią pod walec klasztornej reguły. Chodzi o to, żeby potencjalne kandydatki nie miały zbyt dużo doświadczenia, by nie zdążyły poznać smaku niezależności finansowej i (co się z tym wiąże) możliwości samodzielnego decydowania o sobie. Pierwsze reguły, których doświadczysz za bramą klauzury, to ścisła izolacja, kontrola i baczna obserwacja. Ta sytuacja nie zmieni się aż do ślubów wiecznych, czyli – bagatela! – przez 9 lat. W tym czasie musisz uważać na każde słowo wypowiedziane nawet w gronie przyjaciółek. Mistrzyni nowicjatu umie tak manipulować twoimi mniej inteligentnymi współsiostrami, że powtórzą jej wszystko. Nie mniej pilnie strzec się musisz spowiedników, bowiem – zgodnie z kościelno-klasztorną tradycją – w nowicjatach nie
K
obowiązuje żadna tajemnica spowiedzi. Wszystkie twoje sekrety, obawy i wątpliwości każdy księżulo prosto z konfesjonału poleci wyklepać Mistrzyni, a ta na swój sposób zajmie się ich rozwiązaniem. Wszystkie listy, które napiszesz, będziesz musiała – niezaklejone – oddać swojej przełożonej. Od niej też otrzymasz – otwarte i przeczytane – te, które przyjdą do ciebie. Lepiej więc pisać jak najmniej i powiedzieć bliskim, żeby także nie pisali zbyt dużo. Ryzykujesz po prostu wtrącanie się Mistrzyni we wszystko, aż po dyktowanie, co masz w konkretnej sytuacji odpowiedzieć. W konsekwencji nowicjuszki zazwyczaj wolą urwać kontakt z rodziną. Taki skutek również jest przewidziany i dobrze obliczony. Dzięki niemu klasztor uzyskuje ludzi wykorzenionych, którzy powoli przestają samodzielnie myśleć i wiedzieć, kim są. Ograniczenie kontaktów dotyczy nie tylko tak zwanego świata. Nowicjuszki nie mogą rozmawiać z profeskami – poza kilkoma, które mieszkają na ich terenie i mają ściśle określone funkcje w nowicjacie. Profeski obejmuje taki sam zakaz. Wszystko to wytwarza specyficzną atmosferę
ilkanaście lat temu wstąpiłem do zakonu jezuitów z myślą o służbie Bogu na misjach w Afryce lub Ameryce Południowej. Zrezygnowałem, bo równie prawdopodobne było, że zostanę szpitalnym kapelanem lub kustoszem jednego z krajowych sanktuariów. – Pójdziesz, gdzie cię wyślemy – obiecywali przełożeni – a w zamian film „Misja” z Robertem De Niro możesz sobie obejrzeć... w czasie wolnym, w telewizji! W myśl zasady „raz się żyje”, wypełniłem w Centrum Formacji Misyjnej na warszawskiej Pradze wszystkie wymagane formularze i zapisałem się na listę oczekujących. – Musisz się kształcić w tym kierunku, synu – doradzano mi w Centrum. – Robota na misjach to nie przelewki! Przez sześć lat zgłębiałem teologię, słuchając z zapartym tchem o historii „podbojów misyjnych” Kościoła i o powołaniu do bycia misjonarzem. Dowiedziałem się, że w 1967 roku powołana została Komisja Episkopatu Polski ds. Misji (znajdowałem się wtedy jeszcze w łonie matki, ale jestem przekonany, że ów cudowny fakt wstrząsnął moją głęboko
getta i w żaden sposób nie pozwala ci wyrobić sobie prawdziwej opinii o instytucji, do której trafiłaś. Zrozumienie przyjdzie później, kiedy zerwanie więzów stanie się niezwykle trudne. To, co na razie wiesz o zakonie, to twoje oczekiwania i projekcje plus opowiadania Mistrzyni. Rzeczywistość jest za oknem – nie możesz tam wyjść, żeby jej dotknąć. Atmosferę niepewności, obaw i lęku wytwarza w nowicjacie dobrze zainscenizowany teatr wokół sióstr odchodzących (lub wydalanych). Pewnego dnia, bez żadnego uprzedzenia, na zakończenie milczenia
podczas posiłku, Mistrzyni grobowym głosem oświadcza, że siostra taka a taka właśnie nas opuściła. Przyczyna zniknięcia niedawnej towarzyszki nie jest nikomu znana. Mistrzyni wyrzuca nowicjuszkę, zanim ta zdoła jawnie sformułować krytykę lub wyrazić swoje niezadowolenie. Ważne jest to, żeby zostające
wierzącą rodzicielką i jej łonem dostatecznie mocno, aby dotrzeć i do mnie!). Celem Komisji jest budzenie i rozwój świadomości oraz gorliwości misyjnej wszystkich katolików polskich. Do jej zadań należy również popieranie wszelkich inicjatyw na rzecz misji oraz gromadzenie misyjnych funduszy.
dobrze zrozumiały: za każde podejrzenie o nielojalność może je spotkać to samo – upokorzenie, utrata dobrego imienia i oczywiście wroga reakcja dewotów z rodzinnego środowiska. Cała sytuacja jest przeżywana zawsze w sposób wyolbrzymiony... I o to też chodzi. Nowicjuszka powinna za wszelką cenę wtopić się w instytucję. Myśleć na jej sposób, czuć na jej sposób. Wszystko jedno, czy jest to dobre i moralne, czy też nie. Klasztory lubią pokazywać swoje nowicjaty: wesołe, śmiejące się dziewczęta. Młode kobiety o wielkiej wrażliwości, szczerości, oddaniu. Te same kobiety po roku spędzonym w klasztorze nie są już tak spontaniczne, pewne siebie i normalne. Ich uczuciowość, ich szczere reakcje wyssała klasztorna obłuda – kropla po kropli. Zgasły iskry w oczach i zniknęła ochota do śmiechu. Smutne, stłumione dziewczyny dochodzą po latach do upragnionego statusu wieczystej profeski, nie bardzo wiedząc, jak wielką cenę za to zapłaciły i jaką jeszcze przyjdzie im płacić. Zajęcia są tak pomyślane, żeby zużyć cały zapas twojej młodzieńczej energii. Wielogodzinne modły w kaplicy, ćwiczenia śpiewu, nauki Mistrzyni, trochę lektury (mocno ograniczonej) i praca fizyczna – wypełnią twój czas od szóstej rano do dziesiątej wieczorem. Nie byłoby to tak trudne i męczące, gdyby nie histeria grzechu, którym obciążone jest każde niedociągnięcie. Mistrzyni, nazywając to praktykowaniem pobożności, będzie wymagała od ciebie, żebyś na kolanach przed całą współnotą oskarżała się za drobne uchybienia w realizowaniu planu dnia, żebyś (ciągle na kolanach) prosiła ją o pozwolenie na czytanie książki (którą masz obowiązek czytać)... Masz sobie uświadomić własną pozycję wobec zakonu: jesteś nikim, petentką, która na kolanach ubiega
Pieniądze na tacę sypały się strumieniami we wszystkich kościołach. A tu nic! Żadnej odpowiedzi. Coś nie tak ze mną i moim powołaniem?! Postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej o stosowanych przez Episkopat RP, procedurach wyjazdowych.
Tylko dla orłów Ponieważ z natury jestem człowiekiem niecierpliwym, już po sześciu latach od zapisania się na listę (tyle zajęły mi studia teologiczne) zdenerwowałem się brakiem pozytywnej odpowiedzi. Zacząłem intensywnie dociekać przyczyny takiego stanu rzeczy. Z tytułem „magistra od religii” poczułem się uprawniony do pracy w imieniu Kościoła, tym bardziej że w parafiach kaznodzieje grzmieli z ambon o niedostatecznej liczbie misjonarzy. Mówili o powołaniu i potrzebie niesienia dobrej nowiny głodującym poganom z Afryki i Ameryki Płd.
Jak czytamy na oficjalnej stronie internetowej Komisji Episkopatu Polski ds. Misji (www.misje.pl), kandydat na świeckiego misjonarza swoją modlitwą, ofiarą duchową i materialnym wsparciem na rzecz misji musi wykazać gotowość służenia Kościołowi. Ci, którzy wybierają się na misje na okres kilku miesięcy (standardowy kontrakt trwa 3 lata), muszą sami zgromadzić środki finansowe i rzeczowe. Mogą sobie poszukać sponsorów, zorganizować jakąś zbiórkę pieniężną. Centrum Formacji Misyjnej przez 16 lat swego istnienia przyjęło na kursy przygotowawcze
się o dożywotni kontrakt pracy i w tym celu zgadza się spełnić wszystkie postawione wymagania. Powoli do twego narastającego zmęczenia dołączy się nowe odkrycie: nie zyskałaś nic poza teatralnym kostiumem, atmosferą dziwności i nowymi znajomościami, bo duchowość wcale nie mieszka pod tym adresem. Gdy to zrozumiesz, niekoniecznie będziesz miała odwagę, by się wycofać... W wieku dwudziestu lat nie jest łatwo, bez ryzyka utraty równowagi, kwestionować największe społeczne autorytety. Tym bardziej że pochodzisz przecież z niezywkle pobożnej rodziny, bezkrytycznej wobec sutanny czy habitu. Jeśli jednak przyznasz rację własnemu rozsądkowi, a nie autorytetom, znajdziesz się poza religią i poza społeczeństwem. Zakonna formacja pomaga ci stracić odwagę, osłabiając zaufanie do własnych sądów. Najbardziej zniewalająca indoktrynacja w klasztorze dokonuje się oczywiście w oparciu o autorytet Jezusa i Maryi. Mistrzyni, a także liczni rekolekcjoniści, których poznasz, przypomną ci, że twoje grzechy są nieustannie przyczyną śmierci Chrystusa. Masz być przekonana, że twoją rolą jest nie tylko być posłuszną, ale nadto upodobnić się do cierpiącego mistrza. Jako zakonnica masz kochać cierpienie, masz przyjmować je z radością, masz pozwalać, by inni (to znaczy głównie przełożeni) ci je zadawali. Nie ma wprawdzie w tym rozumowaniu żadnej logiki, nie ma żadnego związku z atmosferą ewangelii, jednak brak teologicznego wykształcenia i niemożność konfrontacji z czymkolwiek innym sprawi, że nie będziesz protestować. Kościół zaprezentuje ci się w całej potędze wyrachowanej władzy i autorytetu i w końcu, krok po kroku, zgodzisz się oddać mu życie, stając się niewolnicą hipokryzji. Na szczęście i w porę WYZWOLONA ALICJA DOAN OSU (Unio Romana Ordinis Sanctae Ursulae)
516 osób. Najliczniejszą grupę stanowili księża diecezjalni (43 proc.). W następnej kolejności przyjmowano osoby zakonne (49 proc.), a ze świeckich dokooptowano jedynie 8 proc. Kwalifikacje zawodowe wybranych osób odpowiadały zapotrzebowaniom nadesłanym przez biskupów z krajów misyjnych (technicy budowlani, pielęgniarki, zootechnicy, rolnicy i katecheci). Przez trzynaście lat w Centrum Formacji Misyjnej przygotowywało się zaledwie 41 osób świeckich. Na misje, z różnych powodów, wyjechało tylko 31 absolwentów Centrum. Po zapoznaniu się z powyższą statystyką i wymogami formalnymi (finansowymi) zrozumiałem, że powołanie misyjne realizuje się niezwykle rzadko. Sam jeden przez kilkanaście lat spotkałem w swoim najbliższym otoczeniu prawie tyle samo kandydatów na misjonarzy, ile wysłano z terenu całej Polski. Żeby więc zostać misjonarzem, potrzeba pieniędzy, wykształcenia, szczęścia i Bóg wie, czego jeszcze. A dzikim wiatr w oczy i pogaństwo z butów wystaje. Niech się nawracają sami. TYMOTEUSZ
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
U
nia Europejska za cholerę nie chce zaakceptować koncepcji młodszego Busha, który stara się wcisnąć jej żywność genetycznie modyfikowaną. Jednakże GMO (Geneticaly Modified Organisms) wypływające z USA zalewa świat. Unia, w której żywności też jest nadmiar, nie rozumie, dlaczego – mając nadprodukcję – miałaby pro-
przeżyć, a szprocie w oleju i tak to nie zaszkodzi. Nowa nalepka: „ważne do 2006” i... na półkę. Dziecinna zabawa (jeśli ma się dostęp do reaktora, plutonu czy radu). Potem przyszła era chemii, czyli pompowanie mięsiw wodą z dodatkami. Stabilizatory, białka proteinowe... Czego to, dobrodzieju, nie pcha się dzisiaj do wędlin, aby „pod-
ZE ŚWIATA znakomicie, że uznana została za wędzony ozór, nikt już w branży kucharskiej nie kieruje się smakiem i zapachem. Parę dni wcześniej Holender z PROWICO wyszeptał na ucho reporterom „Guardiana”, że przejdą każdy test. W kurczaka wstrzykują rozwodniony stabilizator (utrzymuje wodę w produkcie na poziomie
KORESPONDENCJA WŁASNA Z HOLANDII
Świniokurcz koszerny Pożerając w biegu kawałek parzącego pazury krokieta, nikt nie może być pewny, co składa się na panierkę ociekającą przechodzonym tłuszczem. „Przeglądy tygodnia” polskich barów epoki Gierka zdają się w dzisiejszych czasach żywnością zdrową i apetyczną. dukować (i subsydiować) jeszcze więcej, zwłaszcza że nie do końca wiadomo, jaki wpływ na organizm człowieka mają zmodyfikowane proteiny.
Ale dobre! Bush wie jednak, że jest to wpływ dobry, a co dobre dla USA, dobre i dla ludzkości. Kto nie jest z Bushem II, jest – jak wiemy – przeciwko niemu, a to może mieć – z racji istnienia na świecie Wolfowitza i Rumsfelda – poważne konsekwencje. Trzy czwarte Holendrów i Belgów, prawie tyle samo Niemców i większość Francuzów ogarnia wyraźne obrzydzenie na myśl o pożeraniu ziemniaczanych czy kalafiorowych mutantów. Sprzedaż opakowań napiętnowanych stemplem GMO nie rokuje tu dobrze. Bush II pragnie jednak równouprawnienia, a w jego koncepcji geożywnościowej amerykański ziemniak z probówki oraz pyra spod polskiego końskiego łajna – mają dzielić półki sklepowe, konkurując pięknem i odorem... Bez żadnych tam nalepek o pochodzeniu. Przecież takie coś jest niczym paszkwil na gwiazdę filmową, co to popiersie ma z silikonu i tyle naciągania skóry za sobą, że zrosty zostały wiadomo gdzie. Ludziska chcą wiedzieć, co jedzą. Wiedzą jednak niewiele, a powinni... nie wiedzieć nic. Szczególnie mało wiedzą zaś angielscy pożeracze przysmaków z frytury. Jeszcze gorzej, gdy dostawca ich krokietów kręci interes z Holendrami, którzy co prawda świństw jeść nie chcą, ale zarobić na nich, to znaczy na innych frajerach – jak najbardziej.
Dutching Nie wiecie – co to? To proces konserwacji żywności wynaleziony przed laty w krainie wiatraków. Jeśli coś przeleży 5 lat w magazynach i w następnym roku już może rozsadzić puszkę, wystarczy to poddać twardemu promieniowaniu gamma i jest OK. Żadna bakteria nie ma prawa
nieść ich smak, aromat i zawartość białka”?! A tak naprawdę rozwodnia się wędlinę jak zupę z kostki bulionowej i utrzymuje we względnej świeżości przez tygodnie. O rekord walczy Dania, która sprzedaje produkt zwany szynką o zawartości wody... 60 proc. PROWICO z Holandii (w Polsce przedstawicielem handlowym jest Dydona sp. z o.o.) oferuje pełną gamę cudów wszelkiej maści, w tym i stabilizatory pozwalające na utrzymanie poziomu wody w skali 1:10. 26 złociszów za kilogram. Nie jest to rekord, bo PROWICO oferuje i wersję turbo o parametrach 1:40. Ta reszta produktu finalnego to kość, resztki mięsa i białka kolagenowe (produkcji PROWICO rzecz jasna), podnoszące poziom zawartości protein (17 zł kilogram. Z dostawą). Jak wszędzie, i tu jest postęp. Z punktu widzenia handlowego bije on na głowę pomysły genetyków amerykańskich.
Test nie stres – Test niczego nie wykazał – stwierdza naukowiec z laboratorium w Manchester. Testowany krokiet przechodził właśnie genetyczny test PCR (łańcuchowa reakcja polimeryczna). To jedyna metoda sprawdzenia, jaki rodzaj mięsa stanowi jego zawartość. Od kiedy pewien genialny kucharz przyrządził (w okresie rewolucji francuskiej) podeszwę w pikantnym sosie tak
do 50 proc. – cóż za zysk!), do tego zaś dodają proteiny wołowe mieszane z tajemniczą substancją, która paraliżuje każdy test DNA. Filet z kurczaka będący w połowie odpadem wołowych protein i wody z kranu robi za świeżynkę prosto z kurnika. Taki skurczybyk pasł – za sprawą współuczestniczących w aferze angielskich dystrybutorów – miliony ludzi w szkołach, szpitalach i zakładach pracy (tam, gdzie są ich kafeterie). Aby było apetyczniej, bycze proteiny pochodzą z Brazylii, nie są więc testowane na BSE (choroba wściekłych krów), ponieważ w Brazylii BSE ponoć nie istnieje. Niby gorzej dla producenta, jeśli obok protein wołowych pompuje się w kurę świninę. Test PCR coś tam wykazuje. Nic to jednak: świniokurczak chodzi na rynkach jako krokiet, a na opakowaniu – byczymi literami, a świńskim sposobem – głosi, że krokiet zawiera „mleczny puder”. Dlatego może zawierać (logicznie!) proteiny wołowe. Diabli wiedzą, jakie proteiny wali się w szynkę. Może kurze? Z tych zdechłych... w ostatniej holenderskiej epidemii? PROWICO ogłosiło naturalnie, że ich substancje anty-PCR nie są wstrzykiwane, by oszukać testy, lecz dla podniesienia jakości produktów. BBC1 podejrzewa, że rocznie 60 tys. ton kurczaków importowanych z Niemiec i Holandii oprawianych jest dokładnie w ten sposób. Holendrzy podejrzewają, że tutejsze firmy importują 100 tys. ton kurczaków rocznie z Azji, po czym, po zaświnieniu i rozwodnieniu, puszczają Angolom na stół. A reszta? Informator z PROWICO uważa, że ludzie są głupi albo ślepi, bo produkt paraliżujący test PCR jest w użyciu już od dziesięciu lat. Czy tak samo Unia powalczy z GMO? Smacznego! JACEK D. PAJĄK
13
Jak Pan Bóg stworzył O
d pewnego czasu parafianie i pewien lokalny pastor wiedli spór co do szczegółów stroju, w jakim wierni powinni przychodzić do kościoła. Wreszcie 63-letni duchowny nie wytrzymał i w kościele, na oczach dzieci i ich rodziców, którzy przyszli na uroczystość konfirmacji (odpowiednik katolickiego bierzmowania), zrzucił z siebie... cały przyodziewek.
Rzecz działa się w jednym z kościołów we wschodniej części Finlandii. Młodzież (kawalerowie i panienki w wieku 14–15 lat) miała świetną zabawę, a skonsternowanym rodzicom aż głos odebrało. Jedynym, który godnie i z całkowitym spokojem zniósł ten kościelny striptiz, był oczywiście... Stwórca – ani
nie zagrzmiał, ani nie poraził pastora np. apopleksją. Nic, żadnej reakcji. Być może dlatego, że – jak powiedziała dziennikarzom lokalnej gazety Ilta Sanomat, matka jednego z konfirmantów – wielebny nie był zupełnie nagi, lecz stał przed ołtarzem w... skarpetach. Z. DUNEK
Seks z tapetą S
karżącej się na depresję mieszkance Manchesteru trafił się 65-letni psycholog Reginald Kenworthy, który polecił jej, by dla poprawy relacji partnerskich ubierała się w... tapetę. Dla urozmaicenia pacjentka mogła się ewentualnie przebrać w worek na śmieci. Seks miał zyskać na wartości również dzięki założeniu kaloszy. Ale to nie koniec. Dla odzyskania wiary w siebie i zrzucenia paru kilogramów, kobieta musiała zdejmować bieliznę, przypinać elektrody do
pośladków i trzy razy dziennie porażać się prądem. Autor terapii był nie byle kim, bo szefem kliniki psychologii w Manchester. Tytuł naukowy jednak nie pomógł i sprawa skończyła się w sądzie. Że też ludziom przeszkadza odrobina szaleństwa... PaS
Operował wiertarką P
ewien lekarz z Peru za pomocą zwykłej wiertarki i obcęgów wykonał trepanację czaszki. Co więcej – operacja się udała, a pacjent wraca do zdrowia! Gdy po bójce ulicznej do szpitala przywieziono umierającego mężczyznę, doktor Cesar Venero, którego szpital nie dysponuje narzędziami neurochirurgicznymi, pobiegł do sklepu i kupił wiertarkę. Przy okazji wziął z samochodu obcęgi, którymi naprawia auto. „Wywierciłem otwory w czaszce, po okręgu, oderwałem
kość obcęgami i usunąłem skrzepy, które uciskały mózg” – relacjonował lekarz. Sprzedawcy ze sklepu z narzędziami znają doktora bardzo dobrze. Kupował tam narzędzia do zabiegów już pięciokrotnie! A nasze szpitale wciąż narzekają na brak kasy. Peru świeci przykładem! PaS
Fatamorgana D
uńskie oddziały wysłano do Iraku z prawdziwą misją specjalną: w ramach sił stabilizacyjnych żołnierze mają... odśnieżać irackie ulice! Jednostki wyposażono bowiem w pług śnieżny oraz zapas soli do posypywania jezdni. Może chłopakom pomylił się plus z minusem – w Iraku jest obecnie 50 stopni Celsjusza, tyle że powyżej zera. Żołnierzom stacjonującym na piachu w pobliżu Basry wysłano również kosiarki do trawy (ach, ta cywilizacja!). Oddziały nie dostały natomiast masztów do namiotów... PaS
14
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
oczątek wieku XIX. Napoleon Bonaparte staje się niekwestionowanym władcą Europy. U swych stóp ma kontynent od Atlantyku po Niemen, a także całe zastępy władców i włodarzy. Pobity Franciszek II Habsburg zmuszony zostaje do zrzeczenia się tytułu cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego i odtąd będzie już tylko cesarzem Austrii. Samodzierżca Aleksander I Romanow potulnie wypełnia żądania Bonapartego narzucone w Tylży i Erfurcie.
P
jako władcą. Prusy zmuszone są ponadto do olbrzymiej kontrybucji na rzecz Francji, a do czasu jej zapłacenia – w państwie stacjonować mają wojska napoleońskie. W sytuacji tak dramatycznej ujawnia się cała potęga pruskiej natury. Plon zbiera tradycja oświecenia ukształtowana przez myśl Woltera i Ignacego Krasickiego (tak!, polska historiografia unika prezentowania ostatniego etapu życia biskupa warmińskiego, autora pouczających bajek, który został nie tylko poddanym, ale i osobistym przyja-
zachowają się one pod nazwą reform Steina-Hardenberga. 30 października 1810 r. (a więc w przeddzień święta reformacji) Fryderyk Wilhelm III wydaje edykt sekularyzacyjny. Akt ten wywołuje powszechny entuzjazm. Błyskawicznie rośnie poparcie dla króla. W większości protestancka społeczność zgodna jest, o dziwo, z... katolikami, którzy mają dość pyszniącego się kleru, zajętego jedynie gromadzeniem bogactw doczesnych. Operacja odbywa się przy milczeniu duchowieństwa,
talarów. Dużą część pokościelnego majątku przeznaczono na utworzenie państwowego Uniwersytetu Wrocławskiego (na bazie jezuickiej Akademii Leopoldyńskiej połączonej z protestanckim uniwersytetem Viadrina z Frankfurtu nad Odrą). Bibliotekę Królewską i Uniwersytecką wyposa-
przyczyniły się do uratowania niepodległości Prus, a z całą pewnością do zbilansowania budżetu. Po kongresie wiedeńskim (1815) bogate już państwo pruskie rozpoczęło wypłatę odszkodowań za przejęte w warunkach wojennych mienie. Takie rozwiązanie odpowiadało obu stronom. Do lat 40. XIX w.
Prusak potrafił... Zwykliśmy podziwiać Prusaków za ich porządek i gospodarność. Ale warto z nich wziąć przykład jeszcze w jednym: konfiskacie majątków kościelnych. Król Prus Fryderyk Wilhelm III Hohenzollern zostaje rozgromiony w bitwach pod Jeną i Auerstedt. Człowiek ten, choć w oczach współczesnych uchodzi za mięczaka (w dodatku rogacza, dzięki swej swawolnej małżonce Luizie) o marnych możliwościach intelektualnych, to jednak przejdzie do historii jako wybitny reformator państwa. Zastosowane przez jego administrację rozwiązania nie tylko ocaliły byt królestwa, ale dokonały prawdziwego wyłomu w mentalności i kulturze. Na tyle trwałego, że jego pozostałości dotrwały do naszych czasów. I wielka szkoda, że osiągnięcia pruskiego Fryca Polacy XXI wieku tak usilnie pomijają. Po pokoju w Tylży (1807) tylko dzięki stanowisku Aleksandra I, cara Rosji, monarchia pruska istnieje nadal. Musi jednak zrzec się ziem polskich zagrabionych w II i III rozbiorze. Z nich utworzone zostaje Księstwo Warszawskie z królem Saksonii
K
cielem Fryderyka Wielkiego, zresztą zdeklarowanego ewangelika). Wobec słabości władcy pruskie elity polityczne, świadome, wykształcone i odpowiedzialne, konsolidują się, porzucają wzajemne urazy, zapominają o hierarchii, urażonym honorze i wszystkim tym, co cechuje nadwiślańskiego szlachetkę. Tworzy się partia królewska wspomagająca niezdecydowanego monarchę. I jest to zasadniczy zwrot, który sprawi, że z napoleońskiej zawieruchy Prusy wyjdą wzmocnione. Pierwszym krokiem jest edykt królewski, znoszący osobiste poddaństwo w monarchii pruskiej, kolejnym – pionierska na owe czasy ustawa o miastach. Dzięki nim uzyskano poparcie mieszczan i chłopów dla zmian w państwie. Jednak to, co najistotniejsze, dopiero ma nastąpić. Gigantyczny deficyt skarbowy i trudności finansowe Prus wymagają zastosowania środków specjalnych. W pamięci potomnych
lerykalizm to stosowane przez rzeczników świeckiej organizacji państwa i laicyzacji pejoratywne określenie ogółu tendencji do podporządkowania życia społecznego, politycznego i kulturalnego duchowieństwu i zasadom religijnym. Klerykalizm utożsamiany jest z postawą polityczną, która broni znaczącej roli religii i Kościoła w życiu publicznym, i ich instytucjonalnego wpływu na życie społeczno-polityczne (w szczególności administracji, wojska i szkolnictwa). Klerykalizm to także dążenie do zapewnienia duchowieństwu sprawowania kontroli nad życiem osób świeckich oraz uprzywilejowanej pozycji duchowieństwa jako grupy społecznej. Wprawdzie początków klerykalizmu należy szukać w zamierzchłej historii – w teokratycznych państwach starożytnego Wschodu, a w Europie w epoce średniowiecza (w szczególności podczas rządów papieża Innocentego III, który umocnił na początku XIII w. hierarchiczną organizację Kościoła oraz jego zwierzchność nad władzą świecką) – ale sam termin pojawił się niedawno. Pojęcie „klerykalizm” po raz pierwszy zostało użyte dopiero około 1848 roku we
któremu biskupi zabronili wystąpień antypaństwowych. Na Śląsku likwidacji ulegają dobra należące do biskupstwa wrocławskiego. Ostatecznej kasacji ulega księstwo nyskie, będące własnością biskupów wrocławskich od 1290 r. Zamknięte zostają klasztory i inne instytucje kościelne. Na własność państwa przechodzą liczne nieruchomości, archiwalia i biblioteki, dzieła sztuki. Posunięcie to jest nie tylko uderzeniem w pozycję Kościoła katolickiego, ale także wyjściem naprzeciw oczekiwaniom pospólstwa i elit oburzonych dotychczasową niechęcią papieskiego kleru wobec protestanckiego władcy. Ponadto kler od lat podejrzewany jest o sprzyjanie katolickiej Austrii, z którą Prusy prowadziły w XVIII wieku trzy wojny zwane śląskimi. Odebrane kościołowi budynki przekazano instytucjom publicznym, a dobra ziemskie albo sprzedano, albo przekształcono w domeny królewskie. Samych majątków klasztornych przejęto – tylko na Śląsku – aż 68! Do tego doliczyć trzeba fortuny biskupie, kapitulne i kolegiackie. Wartość ziemi przekroczyła – wedle ówczesnych szacunków – 13 mln
Francji w okresie natężenia krytyki Kościoła katolickiego. Zaistniało w przemówieniach polityków francuskich zwalczających polityczne wpływy duchowieństwa i zarzucających mu
żono w przejęte księgi i druki. Dokumenty trafiły do powołanego przez króla Archiwum Państwowego. To, co dokonało się w Prusach, nie było samosądem (jak w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej), lecz aktem sprawiedliwości dziejowej. Zezwolono na funkcjonowanie klasztorów zajmujących się szpitalnictwem lub edukacją młodzieży, w tym urszulankom, bonifratrom i elżbietankom. Starych i schorowanych zakonników z rozwiązanych klasztorów wzięto pod opiekę miast, gdzie dożywali końca swych dni. Młodzi mnisi musieli jednak sami zatroszczyć się o swoje utrzymanie. Duchowni z pozostawionych parafii otrzymali pensje od państwa. Fundusze pozyskane z kasaty klasztorów w znaczący sposób
i wolnomyślicieli szybko przenikało do terminologii innych krajów europejskich (Belgia, Niemcy, Włochy, Hiszpania), a klerykałami powszechnie zaczęto nazywać świec-
Z DZIEJÓW POJĘĆ
Klerykalizm nadmierne ambicje kontrolowania życia społecznego, zwłaszcza szkolnictwa oraz prawa małżeńskiego. W 1852 roku termin wszedł już na stałe do francuskiego słownictwa politycznego na oznaczenie wszelkiego rodzaju dążeń kleru do zapewnienia sobie prawa ingerencji w sprawy publiczne. Prawdziwego rozgłosu nabrał jednak w II połowie XIX w. po słynnej mowie republikanina Leona Gambetty (1838–1882) wygłoszonej w parlamencie w 1877 roku. Wskazał on na klerykalizm jako głównego wroga III Republiki. Hasło to szeroko popularyzowane przez liberałów
kich katolików zaangażowanych po stronie doczesnych interesów Kościoła. Obecnie termin „klerykalizm” używany jest w dwu znaczeniach. W znaczeniu szerszym oznacza całokształt postaw życiowych, poglądów i dążeń zmierzających do przyznania duchownym określonego wyznania decydującego wpływu na życie społeczne, polityczne i kulturalne. Przejawia się to w zapewnieniu klerowi uprzywilejowanej pozycji w państwie (poza kontrolą społeczną i odpowiedzialnością) oraz w podporządkowaniu sfery publicznej zasadom religii. W znaczeniu węższym mianem klerykalizmu określa
nastąpiła wypłata wszelkich zobowiązań – król i jego następca spłacili co do joty zarekwirowane majątki. Dzisiejsze apetyty polskiego kleru (na terenie dawnych Prus) na rewindykację dawno już spłaconych majątków są arogancją, pogwałceniem prawa i zwyczajną bezczelnością. Także zakony zostały wówczas uwolnione od uciążliwego zajmowania się dobrami doczesnymi, a wkrótce dostały jeszcze za to odszkodowania. Teraz wykazują się krótką pamięcią i lepkimi rękami. Warto na te lepkie łapska spojrzeć przez pryzmat wydarzeń nazywanych reformami Steina-Hardenberga. P. POLAŃSKI
się zorganizowany i kierowany przez Watykan ruch polityczny rozwijający się od połowy XIX wieku, którego celem była obrona zagrożonych pozycji Kościoła na terenie laicyzujących się państw europejskich. Jego wyrazem stały się klerykalne partie polityczne, organizacje społeczne, Opus Dei oraz prasa, a z czasem także inne środki masowego przekazu. Z klerykalizmem blisko spokrewniona jest klerykalizacja. Tym mianem określa się działania zmierzające do dostosowania prawa, polityki, obyczajów i moralności do doktryny instytucji kościelnej, a tym samym zdobycia przez nią uprawnień do kontroli społecznej. Realizuje się to poprzez wprowadzanie duchowieństwa w dziedziny życia świeckiego (m.in. kapelanat wojskowy, kapelanat poszczególnych – w Polsce wszystkich – branż pracowniczych, religia w szkole). Wielu zarzuca „Faktom i Mitom” ich antyklerykalny charakter. Tymczasem nie brakuje głosów, także światłych katolickich intelektualistów, że klerykalizm szkodzi w konsekwencji samemu Kościołowi, który, stając się hegemonem, oddala ludzi od Boga. A.K.
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r. Już w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej w 1789 r. religia otrzymała we Francji status sprawy prywatnej. Obywatel miał prawo uwolnić się od wszelkich tradycyjnych więzi, w tym także religijnych. Do dziś na paryskiej Sorbonie jest katedra Historii i Socjologii Laickości. Jednak korzenie francuskiego antyklerykalizmu sięgają jeszcze głębiej. Już Wolter ze swoim gniewnym „Wypleńcie nikczemne zabobony!” walczył przeciwko wszechmocnej państwowej cenzurze, która była pod wyraźnym wpływem Kościoła. Duchowieństwo miało znaczny udział w torturowaniu i mordowaniu nieprawomyślnych. Jeszcze w 1766 r. szlachcic Jean Francois La Barre był tak długo torturowany, dopóki nie przyznał się, że śpiewał bezbożne pieśni, zniszczył krucyfiks, a podczas procesji nie zdjął kapelusza. Za karę, jak pisał Denis Diderot, obcięto młodemu mężczyźnie głowę, a resztę ciała publicznie spalono. Takie doświadczenia z katolicką formą chrześcijaństwa spowodowały, że po 1789 roku bardziej umiarkowani rewolucjoniści usiłowali zdechrystianizować kraj. W drugiej połowie lat 90. XVIII w. Kościołowi ponownie przywrócono swobodę działania. W 1801 roku Napoleon i papież Pius VII podpisali konkordat, dzięki któremu Kościół i państwo znalazły wspólną drogę do pokojowego współistnienia. Z obu stron był to niechętny kompromis pomiędzy „wolną a katolicką Francją”, ale przetrwał on 100 lat. W czasie restauracji Burbonów kler osiągnął ponownie dominującą
O
MITY KOŚCIOŁA
JAK SIĘ FRANCJA Z KOŚCIOŁEM WADZIŁA
Marianna na ołtarzach antyklerykalne. W 1870 roku cesarpozycję i był to okres, który historyk stwo skapitulowało przed wojskami Denis Pelletier nazwał czasem zaniemieckimi, powstała Republika konów. Do 1880 roku utworzono 400 Francuska i za prezydentury Macnowych wspólnot, które liczyły oko-Mahona znowu został odtworzony ło 180 000 członków, czyli około dzie„moralny porządek” („ordre moral”). sięć razy więcej niż w 1808 roku. KleDo ponownego ochłodzenia storycy byli przeważnie nauczycielami sunków pomiędzy państwem a Kochłopców, a wykształcenie dziewcząt ściołem doszło dopiero na przełomie należało do obowiązków zakonnic. lat 1876 i 1877, kiedy to papież Pius Od 1852 r., w Drugim Cesarstwie, istIX poczuł zagrożenie ze strony młoniał statut szkolny, w myśl którego dego państwa włoskiego i domagał pierwszym obowiązkiem nauczycieli się francuskiej pomocy militarnej. było nauczanie dzieci religii. PostaFrancuzi nie chcieli jednak walczyć wa Napoleona III wobec Kościoła za papieża. Od przemowy Leona była raczej natury taktycznej. Dała Gambetty 4 maja 1877 r. obowiązytemu wyraz Eugenia, pobożna małwało zawołanie bojowe republikanów: żonka cesarza, która poprosiła pa„Le clericalipieża na ojca chrzestDenis Diderot sme? Voila nego swojego syna, l’ennemi!” następcy tronu. (Klerykalizm? W latach 50. i 60. To jest wróg!). XIX w. Kościół we Szkoły Francji rozpoczął klasztorne zykampanię rekatolizaskały opinię cji, wskrzesił kult „ostoi nienawiŚwiętego Serca Jezuści do nowosa Chrystusa, organiczesnej Franzował kampanie recji” (Gambetklamowe cudów Mata). W marcu ryi i świętych oraz 1879 roku mipielgrzymki w wielnister oświaty Jules Ferry wydał ustakim stylu. Poświęcenie groty w Lowę o szkolnictwie zawierającą wyurdes było szczytowym punktem retyczne dla kościelnych uczelni. Aby katolizacji. Przybyło 100 tys. pielgrzyuniknąć zamknięcia, miały one – w mów. Jednak porozumienie Kościociągu pół roku – przemianować się ła z władzą państwową nasiliło ruchy
wielkich agnostykach, ateistach i an tyklerykałach, takich jak Giordano Bruno czy Wolter, można przeczytać w każ dej encyklopedii. Napisano o nich obszerne dzieła, a nawet poświęcono im filmy fabular ne. O prowincjonalnym francuskim probosz czu z Szampanii, który żył w latach 1664–1729, wie mało kto. Zapomnieli o nim nawet autorzy niektórych współcześnie wydawanych leksykonów religioznawczych. Milczenie, jakim otoczona była i jest, szczególnie w Polsce, postać księdza Jana Mesliera oraz dzieło jego życia, „Testament”, ma długą metrykę. „Testament” jest być może najbardziej bezkompromisowym, a na pewno najbardziej sugestywnym w dziejach ludzkiej myśli manifestem przeciw religii i instytucji Kościoła. W okresie Wielkiej Rewolucji Francuskiej, 17 listopada 1793 r., na wniosek jakobińskiego deputowanego, ateisty Anacharsisa Clootsa, Konwent uchwalił nigdy niezrealizowany dekret o wzniesieniu pomnika Meslierowi – „pierwszemu księdzu, który miał odwagę i siłę przekonania, aby wyrzec się błędów religijnych”. „Testament” składa się z 99 rozdziałów, w których zawarta jest rozwinięta treść ośmiu „dowodów jałowości i fałszywości religii”. Pierwszy z nich dotyczy genezy religii, której Meslier dopatruje się wyłącznie w motywacjach ludzkich, a konkretnie widzi w niej narzędzie
panowania klasowego warstw uprzywilejowanych nad ludem. W drugim dowodzie Meslier analizuje podstawy religii, którymi są według niego ślepa wiara i bezwzględne posłuszeństwo wobec autory-
na państwowe. Prasa katolicka odebrała to jako zapowiedź wojny: „Od dziś – pisała jedna z gazet kościelnych – istnieje wojna pomiędzy katolikami a rewolucjonistami, którzy nami rządzą”. Państwo zamknęło szkoły klasztorne w czerwcu 1880 r. i wydaliło 5643 jezuitów. Około 200 urzędników, którzy sprzeciwili się ustawie, straciło pracę. W czerwcu 1881 r. i w marcu 1882 r. Pius X weszła w życie słynna do dziś antyklerykalna reforma szkolnictwa Ferry’ego: powszechny obowiązek nauki i bezpłatne zajęcia dla wszystkich dzieci. Oprócz tego w salach szkolnych miała obowiązywać zasada świeckości oraz „moralne i obywatelskie wychowanie”. W klasach obrazy z Chrystusem zostały zastąpione przez obrazy z Marianną – uosobieniem Republiki. Ostatecznie jednak nastroje uspokoiły się. Odprężenie przyniósł najpierw biskup Algieru, który 12 listopada 1890 r., wznosząc toast, radził zebranym oficerom, aby szanowali republikę. Następnie nakazał kościelnemu korpusowi muzycznemu zagrać „Marsyliankę”. Także papież w lutym 1892 r. namawiał do zgody encykliką Inter Sollicitudines. Między 1896 a 1898 rokiem związki zakonne ponownie stały się pełnoprawnymi instytucjami szkolnymi, a przewidywane upaństwowienie szkół dla dziewcząt – zniesiono. W 1902 r. premierem i jednocześnie ministrem spraw wewnętrznych oraz ministrem oświaty został Emil Combes i natychmiast przystąpił do laicyzacji szkół. Zakony musiały zatwierdzać swoje statuty,
w tamtych czasach. Co prawda przejawiał nonkonformistyczne zachowania w stosunku do możnych, których gromił z ambony za krzywdy czynione ludowi, ale nie było to przecież świadectwo odstępstwa od wiary, choć przysparzało
Dziwny ksiądz tetu. Krytykuje też treść ewangelii za tkwiące w nich sprzeczności. W trzecim i czwartym poddaje krytycznej ocenie zjawiska cudów, proroctw, objawień itp., kwestionując ich rzekomo nadprzyrodzone pochodzenie. W piątym analizuje krytycznie dogmatykę chrześcijańską (np. teologię wcielenia, kult hostii i doktrynę grzechu pierworodnego) oraz etykę chrześcijańską. Szósty poświęca instytucjom religijnym, jako rozsadnikowi zła. Przedmiotem dowodu siódmego są filozoficzno-teologiczne koncepcje Boga i tzw. dowody na jego istnienie. Dowód ósmy i ostatni poświęcony jest krytycznej analizie dogmatu o nieśmiertelności duszy. Dzieło kończy się namiętnym i potężnym credo antyreligijnym. Meslier wzywa do walki z „tyranią oraz główną jej ostoją: religią”. Meslier przeżył swoje życie w sposób dość typowy dla szeregowego księdza katolickiego
(1)
mu przykrości ze strony duchownych przełożonych. Był księdzem, który całkowicie dosłownie i niezwykle gorliwie traktował chrześcijańskie wezwanie do miłości bliźniego. Był prawdziwym, oddanym przyjacielem ludu. Gdy po jego śmierci odnaleziono „Mój testament” (tak dokładnie brzmiał tytuł rękopisu), jego treść zrobiła ogromne wrażenie. Jak napisał Wolter, „ksiądz, który umierając, oskarżał się o to, że wyznawał religię chrześcijańską, większe wywarł wrażenie na umysłach niż »Myśli« Pascala”. Meslier nie objawił się w swoim dziele jako stuprocentowy ateista, choć zawarte w „Testamencie” rzadkie deklaracje wiary robią wrażenie retorycznych, nawykowych lub obliczonych na bardziej nieufną część czytelników jego dzieła. Pewnie więc odruchowo, jedynie z kapłańskiego nawyku, wzywając „imienia Bożego”, pisał we wstępie: „Bóg mi świadkiem, że
15
a członkowie niezatwierdzonych przez państwo stowarzyszeń nie mogli dłużej nauczać. Ponieważ wiele zakonów nie dostało zezwoleń na prowadzenie szkół, do października 1902 roku około 30 tys. zakonników musiało emigrować, 10 tys. szkół zamknięto lub postawiono pod świecki nadzór. 5 lipca 1904 roku Combes wydał zakaz nauczania dotyczący wszystkich zakonów – także tych upoważnionych. W 1904 roku Combes wykorzystał potyczkę o nominowanie biskupów, by zerwać stosunki z Rzymem i urzeczywistnić swoje plany – ustawę o rozdziale Kościoła od państwa. Czytamy w niej: „Republika gwarantuje wolność wyznań”. Odrzucono też pomoc pieniężną i opłacanie „jakichkolwiek sług bożych”. Kościoły i ich dobra kościelne stały się własnością państwa, co wydatnie przyczyniło się do jego umocnienia oraz wzrostu zamożności obywateli. Pius X w swojej encyklice Vehementer nos określił ustawę o rozdziale Kościoła od państwa jako bezbożną (niegodziwą). W połowie marca 1906 roku rząd zatrzymał sporną akcję inwentaryzacyjną, a ostatecznie – w myśl ustawy z 2 stycznia 1907 roku – państwo powierzyło kościoły kapłanom, ale z prawną formułą, że są oni „właścicielami bez tytułu prawnego”. Skonfiskowane już dobra kościelne zostały podzielone pomiędzy instytucje społeczne. Kościół i państwo zostały od tego momentu ostatecznie rozdzielone. I tak zostało do dnia dzisiejszego, co i nam daj Panie Boże, amen. oprac. SANDRA TARKOWSKA za „Die Zeit” 51/2002 Fot. archiwum
w głębokiej pogardzie miałem także tych, którzy naigrawali się z prostoty nieokrzesanego ludu, pobożnie łożącego wielkie sumy na zakup modlitw. Jakże ten monopol jest obrzydliwy! Nie potępiam pogardy, w której ludzie obrastający w tłuszcz waszym znojem i trudem mają swoje tajemnice i zabobony, lecz nienawidzę ich nienasyconej chciwości i nieukrywanej przyjemności, z jaką podobni im naigrawają się z niewiedzy tych, których starannie utrzymują w stanie ślepoty. Niech się zadowolą śmiechem z własnego dobrobytu, niech jednak nie szerzą przynajmniej błędów, nadużywając ślepej pobożności tych, którzy w naiwności ducha umożliwiają im wygodne życie. (...) Musiałem jako proboszcz wykonywać obowiązki mojego urzędu. Jakichż jednak doznawałem cierpień, kiedy zmuszony byłem nauczać was tych pobożnych kłamstw, których nienawidziłem z całego serca! W jakiejż pogardzie miałem mój kapłański urząd, a szczególnie tę zabobonną mszę, to śmieszne udzielanie sakramentów, zwłaszcza gdy musiałem wykonywać to wszystko z namaszczeniem, które pociągało waszą pobożność i waszą dobrą wiarę! Ileż wyrzutów sumienia wywoływała we mnie wasza łatwowierność! Tysiące razy byłem o krok od publicznego wybuchu, tysiące razy chciałem otworzyć wam oczy, lecz obawa większa od moich sił powstrzymywała mnie i zmuszała do milczenia aż do śmierci”. Jaka to była obawa? (Cdn.) KRZYSZTOF WODNICKI
16
Ufolodzy twierdzą: „...wszystko, co istnieje na Ziemi, jest śladem działalności kosmitów na naszej planecie”. Spróbujmy więc pójść powyższym tropem, aby przybliżyć niektóre teorie opisujące ingerencję przybyszów z kosmosu w cywilizację ziemską. Oddalone od siebie tysiącami kilometrów dwie starożytne kultury – Indii oraz Majów – powstały mniej więcej w tym samym czasie. I co ciekawe: ich mitologie są podobne, a mówią, że bogowie przybyli z gwiazd. W ocalałej księdze cywilizacji Majów – Chilam Balam – możemy przeczytać o „istotach, które przybyły z nieba na latających statkach” oraz o „białych bogach podróżujących w kolistych pojazdach, którymi potrafią dolecieć do gwiazd”. Z kolei indyjska Świątynia Słońca w Konarak została, według ówczesnych mitów, wybudowana w miejscu, w którym rzekomo wylądował latający pojazd boga Słońca – Surji. W podaniach czytamy: „Ze środka zupełnego pustkowia wyłania się nagle potężny rydwan Surji, boga Słońca, ciągniony przez siedem koni, toczący się na dwunastu parach kół”. Ponadto świątynia przypomina kształtem UFO. W obu kulturach istnieją dowody działalności „bogów z gwiazd”. W kulturze Majów, w świątyni Kukulkana, możemy podziwiać
D
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
NIE DO WIARY
Bogowie przybyli z gwiazd przedstawienie „boga o skrzydłach z noży”. Twarz niebiańskiej postaci zasłonięta jest hełmem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zza szyby hełmu spogląda na nas pozaziemska istota. Czy to nie dziwne, iż cywilizacje, które z powodu odległości nie mogły mieć ze sobą żadnego kontaktu, a powstałe w tym samym okresie, posiadają analogiczną kulturę i takie same podania? Przypadek? Uważam, że w świecie nie ma czegoś takiego jak koincydencja, zatem wszelkie tego rodzaju przesłanki być może świadczą o pobycie kosmitów na Ziemi, który to pobyt zaowocował powstaniem dwóch starożytnych cywilizacji. Ale i w naszej kulturze odnotowane są wydarzenia, w które trudno byłoby uwierzyć, gdyby nie ich źródło, którym jest... Biblia. W Księdze Ezechiela mamy taką oto wizję rydwanu Bożego: „... wielki obłok i ogień płonący, a z jego środka jakby połysk stopu złota ze srebrem. Pośrodku było coś, co było podobne do
o najbardziej niewiarygodnych współczesnych wydarzeń należy niewątpliwie amerykański, ściśle tajny projekt pod nazwą eksperyment filadelfijski. Była to ponoć udana próba kamuflażu elektronicznego, mająca na celu zastosowanie einsteinowskiej teorii pola, co w konsekwencji miało doprowadzić do całkowitego zniknięcia... okrętu i jego załogi. Projekt ten opracowano w biurze badań marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, a jego „ojcem” był podobno sam Albert Einstein. Rzeczywiście, w archiwach personalnych armii amerykańskiej z łatwością można znaleźć dokumenty mówiące o tym, że w latach 1943–1946 ten wielki uczony był zatrudniony w Departamencie Marynarki Wojennej jako pracownik kontraktowy Służb Specjalnych, czyli konsultant Biura Uzbrojenia. W listopadzie 1943 roku na stojącym w doku filadelfijskiego portu niszczycielu USS „Eldridge” D-173 i jego załodze wypróbowano działanie pola magnetycznego. Za pomocą magnetycznych generatorów, zwanych degausserami, stworzono na okręcie i wokół niego potężne elektromagnetyczne pole siłowe. W konsekwencji „Eldridge” i wszyscy marynarze znajdujący się na okręcie znikli podobno z oczu obserwatorów i naukowców. Według ich relacji, po włączeniu degausserów ukazała się świecąca, zielonkawa mgiełka, która bardzo szybko objęła cały okręt. Pole magnetyczne uformowane w kształt elipsoidy rozciągało się na około sto metrów z każdej strony okrętu. Przez jakiś czas było jeszcze widać bardzo niewyraźne, odrealnione sylwetki marynarzy znajdujących się na pokładzie. Wszyscy sprawiali wrażenie jakby unosili się
czterech istot żyjących. Miały one postać człowieka. Każda z nich miała po cztery twarze i cztery skrzydła. Nogi ich były proste, stopy zaś były podobne do stóp cielca; lśniły jak brąz czysto wygładzony”. Ów „rydwan” przybyły z nieba był, według Ezechiela, ognistym pojazdem niebieskim, a w chwili startu otaczały go ogromne płomienie, błyskawice i rozbrzmiewał „ogromny huk”. Ezechiel opisuje więc w słowach równie prostych, jak ówczesna wiedza techniczna, pojazd przybyły z nieba. Prorok na pewno nie był wizjonerem cierpiącym na urojenia, tylko faktycznie przeżył bliskie spotkanie trzeciego stopnia. Ale przenieśmy się do starożytnego Egiptu i jego słynnych piramid. Wielu ufologów jest zdania, iż ówcześni Egipcjanie nie mieli tak rozwiniętej techniki budowniczej, aby wykonać te niesłychanie skomplikowane dzieła. Niektóre teorie sugerują również, że Egipcjanie podczas budowy piramid otrzymali wsparcie przybyszów z kosmosu, że korzystali z ich nowoczesnej technologii.
Przyjrzyjmy się zatem słynnej piramidzie Cheopsa (największa z trzech piramid w Gizie) wybudowanej w XXVI w p.n.e. i zaliczanej w starożytności do siedmiu cudów świata. Jej podstawa to prawie idealny kwadrat (obwód – 921,42 m), piramida stoi na osi północ–południe i od końca lutego do początku października dokładnie o godzinie 12 w południe nie rzuca cienia. Długość boku podstawy wynosi około 365,342 łokci egipskich i jest równa liczbie dni roku słonecznego w tropikach. Ta ostatnia właściwość związana jest z pozostałymi piramidami, które ustawione są dokładnie tak jak gwiazdy Oriona. W tym kontekście można przyjąć jedną z wielu teorii, które mówią, że kosmici wybudowali piramidy jako znaki nawigacyjne dla swoich statków kosmicznych. Nie byłyby to zatem grobowce (warto zwrócić uwagę na fakt, że komora grobowa otworzona po raz pierwszy w XIX wieku nie zawierała żadnych przedmiotów ani kosztowności, tylko... pusty sarkofag!). Teoria punktów nawigacyjnych odnosi się także do innej budowli, mianowicie Stonehenge (1900–1400 p.n.e.), wzniesionej w Anglii na północ od Salisbury. Według ufologów, ta megalityczna budowla kamienna związana z mitologią celtycką i kultem jej najwyższych kapłanów, druidów, była lądowiskiem statków kosmicznych (do dzisiaj nad tym miejscem obserwuje się wzmożoną aktywność UFO). Analogicznie do piramid przedstawia się także geneza budowli w Stonehenge. Jak ludzie w tamtym czasie zdołali wznieść ów kamienny krąg, skoro najbliższe
Eksperyment filadelfijski w powietrzu. Kiedy zwiększono siłę pola, okazało się, że nie można już niczego dostrzec. Na powierzchni wody widać było tylko wyraźnie zarysowany kształt kadłuba i jedynie owa depresja potwierdzała fakt, że kiedykolwiek tam cumował. W tym samym czasie w Bazie Sił Morskich w zatoce Norfolk (Wirginia) przed oczami przypadkowych cywilów i marynarzy stojących na molo ukazał się, pojawiając się znikąd, a może raczej z zielonkawej mgły – okręt wojenny. Całkowicie osłupiali ludzie, mimowolni świadkowie wydarzenia, nawet nie zdążyli otrząsnąć się ze zdumienia, gdyż okręt tak samo szybko, jak się pojawił – znikł. Warto dodać, że odległość pomiędzy portem w Filadelfii a zatoką w Norfolk wynosi około 375 kilometrów. USS „Eldridge” przebył ją w ułamku sekundy. A więc sukces? Całkowite zniknięcie i dodatkowo teleportacja? Jeżeli tak, to znaczenie takiego odkrycia trudno byłoby przecenić. Należy pamiętać, że trwała właśnie II wojna światowa. Wiosną 1942 roku przewaga japońska na Pacyfiku była ogromnym zagrożeniem dla wojsk amerykańskich. Gdyby więc eksperyment filadelfijski zaczęto stosować w celu zmylenia wroga, dałoby to Amerykanom niekwestionowane zwycięstwo i to na wszystkich frontach. Czy eksperyment filadelfijski zmienił losy II wojny światowej? Czy przypadkowy jest fakt, że na przełomie 1942 i 1943 roku Amerykanom
udało się definitywnie powstrzymać japoński napór, a nawet przejąć inicjatywę na froncie? Pytania i dywagacje można mnożyć. Wielu próbowało dociec prawdy, ale w swoich śledztwach wciąż spotykali się ze zmową milczenia. W 1956 roku znany ufolog Morris K. Jessup, który zajmował się sprawą eksperymentu filadelfijskiego, dostał dwa listy od mężczyzny podpisującego się Carlos Miguel Allende. Człowiek ten twierdził, że był świadkiem zdarzenia w zatoce Norfolk i zna losy marynarzy z USS „Eldridge”. W listach podał też swój marynarski numer identyfikacyjny Z-416175, a także dane o źródłach, gdzie można by szukać potwierdzenia prawdziwości jego słów. Według niego, część członków załogi „Eldridge’a” prawdopodobnie zginęła, część przeniosła się w nicość, a ci, których uratowano, byli obłąkani. Miały się im przydarzać samospalenia, przechodzenie przez ściany, transmutacja, czyli niekontrolowane czasowe zniknięcia. Niektórzy marynarze trzymani byli w specjalnych ośrodkach, gdzie otrzymywali specjalistyczną pomoc jeszcze długo po zakończeniu eksperymentu. Jednym z dowodów Allende jest artykuł z 1943 roku, w którym dziennikarz donosi o całkowitym zniknięciu dwóch marynarzy z tamtejszej tawerny. Kelnerki zeznały przed policją, że dwóch mężczyzn, biorących udział w bójce, „nagle jakby rozpłynęło się w powietrzu”.
miejsce, skąd mogli wydobyć tak wielkie kamienie, oddalone jest o 400 kilometrów? W dzisiejszych czasach również istnieją zjawiska, które nie mogą być dziełem człowieka. Pojawiające się na całym świecie kręgi zbożowe mogą być również kolejnym śladem obecności istot z kosmosu. Zboże przygniecione do ziemi nie jest zniszczone, zatem człowiek (maszyna?), który wykonuje ten krąg, musiałby unosić się w powietrzu. Ponadto musiałaby to być jakaś wielka organizacja, bo jak wytłumaczyć fakt powstania w jednym czasie kręgów w miejscowościach oddalonych od siebie o setki, a nawet tysiące kilometrów? Być może kręgi te nie są lądowiskami UFO, lecz – podobnie jak piramidy i Stonehenge – punktami nawigacyjnymi dla kosmitów planujących inwazję na naszą planetę... Tak, jak to miało miejsce w filmie „Znaki” M. Nighta Shayamalana (świadomie nawiązującym do „Bliskich spotkań III stopnia” Stevena Spielberga). Wiele tajemnic wszechświata nie zostało dostatecznie wyjaśnionych, ale – jak powiedział wybitny reżyser Stanley Kubrick – „dla starożytnych Greków wielkie obszary morza musiały kryć tego samego rodzaju tajemnicę, jaką przestrzeń kosmiczna kryje dla naszego pokolenia”. Dla sceptyków UFO pozostanie jedynie science fiction twórców filmowych i światem kreowanym przez pisarzy. Jednak pamiętajmy, że fikcja, mimo swego baśniowego uniwersalizmu, przeważnie opiera się na faktach, a podróże kosmiczne już w ubiegłym wieku stały się rzeczywistością. PAWEŁ NEIVIL
Niestety, zanim Jessup rozwikłał zagadkę, popadł w ciężką depresję, a w roku 1959 rzekomo popełnił samobójstwo. Podobno był o krok od celu. Do dzisiaj niektórzy twierdzą, że znany ufolog nie żyje, gdyż „za dużo wiedział i był za bardzo dociekliwy”. Rzeczywiście po jego śmierci zapomniano o całej sprawie. Dopiero po dziesięciu latach temat znów wypłynął i to ponownie za sprawą Carlosa Miguela Allende. Ten wytrwały marynarz osobiście zgłosił się do redakcji „APRO-Journal” w stanie Arizona. Dziennikarze ustalili, że podawane przez niego informacje rzeczywiście są zgodne z prawdą. Jednak marynarka amerykańska nigdy nie zajęła oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Ba! Nigdy nawet nie przyznała się do przeprowadzenia opisanego eksperymentu. Dlatego też dotarcie do jakichkolwiek dokumentów, które mogłyby rzucić światło na całą sprawę, graniczy z cudem. Dlaczego? Według niektórych źródeł, Albert Einstein sam przeraził się konsekwencjami przeprowadzonych badań. Był przekonany, że ze względów czysto humanitarnych nie należy kontynuować tego typu działań. Wpływ pola elektromagnetycznego na ludzki mózg jest na tyle duży, że powoduje szereg zmian w zachowaniu i psychice człowieka. Prowadzi do stanów epileptycznych, utraty pamięci, może powodować okresową ślepotę i zaburzenia hormonalne. Niektórzy psychofizjologowie i psycholodzy, tacy jak np. Susan Korbel z Harper College, podejrzewają, że długotrwałe oddziaływanie pola elektromagnetycznego o bardzo niskiej częstotliwości na organizm żywy może doprowadzić do zmiany jego struktury genetycznej. LiS
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
Chrystus i tradycja Człowiek uczciwy dąży do prawdy zarówno w dziedzinie nauki, jak i religii. Jednak w obydwu obszarach spotykamy nadużycia. Te naukowe mogą zweryfikować tylko fachowcy, religijne – każdy szczerze wierzący. Zdefiniowanie prawdy w kontekście zbawienia nie powinno chrześcijanom sprawiać kłopotu. Fundament i głowa chrześcijaństwa – Jezus – określił ją jednoznacznie, mówiąc: „Ja jestem droga, prawda i życie”. A jednak, mimo tak prostej recepty, świat chrześcijański pogubił się w filozoficznych dysputach, co jest ważne, a co nie; co obowiązuje, a czym można manipulować. Przy tak ogromnej różnorodności wyznań oraz presji ze strony Kościoła-Matki, który uzurpuje sobie jedyne prawo do głoszenia prawdy, znalezienie jej urosło do rangi problemu. Niektórzy chrześcijanie uznali, że niemożliwe jest odszukanie prawdy wśród licznych wyznań różniących się od siebie; inni z kolei doszli do wniosku, że poszukiwanie prawdy jest zbędne, ponieważ wszystkie wyznania prowadzą do jednego i tego samego Boga. Jeszcze inni uznają, że sprawy religii nie podlegają ich osądowi, więc – przechodząc obojętnie nad zagadnieniem prawdy – pozostają w sferze bezkrytycznej akceptacji religijnych autorytetów i tradycji przodków. Jezus przybył na świat, aby „prawdzie dać świadectwo”. W dziedzinie religijnej prawda może być tylko jedna; na drugim biegunie jest fałsz, a innych możliwości nie przewiduje nawet filozofia. Oczywiście, może też istnieć prawda częściowa, ale taką Jezus nigdy nie był zainteresowany. Swoim uczniom wszystkich pokoleń Jezus zostawił ciekawą wskazówkę: surowo zganił „tradycję starszych”, a ponad opinie ludzkie i zarządzenia kapłanów wywyższył Słowo Boże. Prawdę zbawczą rozstrzygnął jednoznacznie. Przestrzegał, że to droga mniejszości, bo większość bezmyślnie podąża za „uczonymi w Piśmie”, drogą przestronną z bramą szeroką. Najwyższym autorytetem – tak dla Jezusa, jak i dla pierwszych chrześcijan – było Pismo, o którym apostoł Paweł mówił, że „całe jest przez Boga natchnione i służy ku nauczaniu, strofowaniu, prostowaniu...”. Dlatego też chwalił wiernych z Berei, którzy wszystko, co usłyszeli, sprawdzali z Biblią w ręku (Dz 17. 11). Jak pisze ks. prof. M. Rzeszewski: „W Piśmie Świętym jesteśmy u samego źródła Prawdy Bożej”. Skoro przyznają to sami kapłani, dlaczego służą „naukom ludzkim”, a nie czynią „woli Bożej”? Dlaczego owo „źródło Prawdy” lekceważą? Wyjaśnia to inny kapłan, znany katolicki publicysta, ks. M. Michalski: „...wiedzę o tym, co jest, a co nie jest naprawdę nauką objawioną przez Chrystusa, czerpie katolik nie tyle z Pisma
św., ile przede wszystkim z żywej tradycji Kościoła”. A więc tradycja wywyższona. Tak jak w przypadku narodu izraelskiego, tradycja wyparła Biblię. W czasach Jezusa z zadziwiającą dokładnością wykonywano dziesiątki dziwnych i niepotrzebnych przepisów narzuconych przez kapłanów, zapominając o podstawowych obowiązkach wynikających z Pisma. Aż wszystko stało się rutyną i bezmyślną ceremonią, jak napisano: „Lud ten czci mnie wargami, lecz sercem jest daleko ode mnie”. Apogeum lekceważenia Biblii nastąpiło w okresie średnio-
wiecza, kiedy wielokrotnie wydano zakaz jej czytania. Papieże kompromitowali siebie i Kościół swoimi wypowiedziami; na przykład Grzegorz VII przekonywał króla czeskiego, że „Panu Bogu upodobało się i podoba się jeszcze dziś, żeby Pismo św. pozostało nieznane, ażeby ludzi – UWAGA! – do błędów nie przywodziło...”! Jeszcze w XIX wieku papież Pius IX nazywał Biblię trucizną, a u progu XX wieku Leon XIII zakazał jej czytania w języku ojczystym! Dziś Kościół oficjalnie zmienił swój stosunek do Pisma Świętego, ale wciąż, choć innymi słowami, deprecjonuje je. Kierując się postanowieniami soboru trydenckiego (1545–1563), wbrew Jezusowi, apostołom, pierwszym chrześcijanom, a nawet tzw. ojcom kościoła, nie uznaje Biblii za jedyne i wystarczające źródło objawienia Bożego i najwyższe kryterium prawdy. Miejsce to zajęła tradycja. Zupełnie przecząc słowom Jezusa i apostoła Pawła, kardynał Jakub Gibbons stwierdza w jednym ze swych dzieł, że „Pismo św. jest niewystarczającym przewodnikiem i regułą wiary” oraz że „nie zawiera wszystkich prawd do zbawienia koniecznych”. Zatem Kościół uzurpuje sobie prawo decydowania o ludzkim zbawieniu, choć o tym może decydować tylko Bóg. A Jezus przestrzegał, że „jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną”.
WIARA I NAUKA Czy katolicka tradycja nie jest wielką iluzją? Według czołowego apologety katolickiego, ksiądz St. Bartynowskiego, „ustnie przekazywane prawdy, »które Apostołowie głosili, ale ich nie spisali«, zawierają się obecnie w orzeczeniach papieży i soborów...”. Problem w tym, że wiele nauk w tych orzeczeniach zawartych nie ma nic wspólnego ideowo z apostołami, nie mówiąc już o tym, że – historycznie rzecz ujmując – pochodzą one z mocno poapostolskich czasów. Jak w ogóle – przekazywane ustnie – mogły uchować się przez wieki w niezmienionym kształcie? Takie przekazy zawsze ulegają zniekształceniom, interesownościom, uzupełnieniom, pogoni za sensacją; tak właśnie powstają legendy i plotki. Wiedząc o tym, Bóg zabronił dodawać cokolwiek i cokolwiek ujmować z Pisma św. (Prz 30. 6; Ap 22. 19–20). Owa tradycja, bogata w często wykluczające się nauki, jest jedynie świadectwem ciągłej ewolucji katolickich zasad, nie zaś niezmiennego przekazywania ich z pokolenia na pokolenie. Owszem, stanowi cenne źródło informacji historycznej, ale nigdy duchowej. Pokazuje, jak kształtował się ustrój, liturgia i dogmaty Kościoła, którego wierzenia stały się wypadkową teologii, polityki, obyczajów i tradycji. Krk nie jest pierwszym, który dopuścił się duchowego nierządu. To samo zrobili żydowscy kapłani i uczeni w Piśmie. Ich nauk skrupulatnie przestrzegano, stawiając je wyżej od Pism, i posługiwano się tradycją przy ich interpretowaniu. Im większym autorytetem darzono tradycję, tym mniejszą wagę przykładano do fundamentu wiary, czyli do dekalogu. To jego zmianę zarzucił starszym Izraela Jezus. Sam nie przestrzegał zwyczajów starszych, popadając przez to w ciągły konflikt z Żydami. Z całą mocą swego autorytetu oświadczył, że daremna jest służba Bogu według nauk reprezentujących ludzkie koncepcje (Mt 15. 1–6). Ujawnił przy tym rzeczywistą rolę tradycji: umocnienie autorytetu nauczycieli Kościoła przez uchylenie mocy obowiązujących przykazań i prawd Bożych! W jaki sposób wierzymy – to zatem kwestia wyboru autorytetu: czy Chrystus, czy człowiek, który ważył się na to, co boskie. Chrześcijaństwo powtórzyło grzech judaizmu: dokonało wyłomu w Prawie Bożym. Jednak nawet żydowscy nauczyciele nie uczynili tego tak bezczelnie – oni tym samym przykazaniom nadali inną interpretację, natomiast katolickie (i nie tylko) autorytety w ogóle zmieniły ich zapis. Wielu katolików nie wie o tym, że biblijny dekalog nie pokrywa się ze znaną im wersją katechizmową. Ba, nie wiedzą o tym nawet niektórzy księża! I o ile świat protestancki wrócił do odrzuconego przez Krk drugiego przykazania zabraniającego kultu wizerunków, o tyle stanowczo za mało kościołów kwapiło się do przywrócenia biblijnej wersji dnia świętego, a więc święcenia soboty zamiast niedzieli. Nawet w kościołach ewangelicznych, których credo brzmi: „sola Scriptura” (tylko Biblia), zabrakło sił, by poradzić sobie z brzemieniem tradycji. PAULINA STAROŚCIK
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Przed kilkoma tygodniami na łamach „FiM” ujawniliśmy, że policja inwigilowała niekatolickie związki wyznaniowe na Pomorzu. Dlaczego po tej publikacji, Pani – osoba nienależąca do żadnego kościoła – interweniowała w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji w obronie mniejszości religijnych? – Nie mam wątpliwości co do tego, że powinna istnieć w państwie wolność religijna. Nikt nie powinien być zmuszany do wyznawania żadnej religii i żadna religia nie powinna być uprzywilejowana. Interweniowałam więc w imię sprawiedliwości. Poczucie sprawiedliwości nie pozwala mi milczeć, gdy dostrzegam przejawy dyskryminacji czy to jednostek, czy grup społecznych. Uważam, że ważne jest to, aby interwenio-
Fot. Krzysztof Krakowiak
obecnie nic nie znaczy, a służy tylko do atakowania religijnej konkurencji. Sekciarzem można nazwać każdego lub nikogo. – Oczywiście, w tej chwili to słowo stało się obraźliwe, ponieważ Kościół katolicki nadał mu taki sens. Kiedyś mianem sekty nazywano małą liczebnie grupę religijną. Przecież jeszcze w okresie międzywojennym historycy powszechnie pisali o wczesnym chrześcijaństwie jako o sekcie. Niepokoi mnie także, że policja współdziała z organem episkopatu zajmującym się tak zwanymi sektami. To jest nie do zaakcepto-
OKIEM HUMANISTY (34)
Wolność światopoglądowa wać także w sprawach, które nas osobiście nie dotyczą. Trzeba umieć postawić siebie w sytuacji osób dyskryminowanych. – W tej sprawie wypowiedziała się także Komenda Główna Policji, oświadczając, że policja nie ma zamiaru śledzić wyznań zalegalizowanych, a jedynie nielegalnie funkcjonujące grupy. Ale cóż to są grupy nielegalne? Przecież nie zdelegalizowane za jakieś przestępstwa, ale po prostu z różnych powodów niezarejestrowane. – Ja na przykład nigdy nie zarejestrowałam założonego przeze mnie klubu Don Kichotów. Spotykamy się kilka razy w roku i nie sądzę, abyśmy robili coś nielegalnego tylko dlatego, że nie widzimy potrzeby rejestracji. Mało tego, od kilkunastu lat istnieje na przykład Religia Życia. Jest taka grupa, która spotyka się w Warszawie, w domu pewnego malarza. Ta grupa też jest niezarejestrowana, ale na pewno nie jest nielegalna. Interpretując przepisy w takim duchu, jak czynią to MSWiA i policja, powinno się inwigilować zarówno klub Don Kichotów, jak i Religię Życia – tylko dlatego, że gdzieś ktoś się spotyka. Takie interpretowanie nie pozostaje w żadnym związku z państwem demokratycznym. To może służyć tylko i wyłącznie interesom Kościoła rzymskokatolickiego, który chce mieć monopol w państwie, a to, co odstaje od poglądów tego kościoła, określa mianem sekty. To, co dawniej nazywało się herezją, teraz określa się mianem sekty. – Czy nie powinno się zabronić nazywania jakiegokolwiek związku wyznaniowego sektą? To jest zwykła inwektywa, która
wania, bo policja staje się wyrazicielem dążeń jednego nurtu światopoglądowego. – Z drugiej strony istnieje rzeczywiste zagrożenie dobra jednostek ze strony niektórych przywódców religijnych. Tylko że linia zagrożenia nie pokrywa się z linią oddzielającą to, co nielegalne i nowe, od tego, co stare i zalegalizowane. Skoro policja tak troszczy się o dobro i rozwój osób, to czy nie powinna zainteresować się katolickimi niższymi seminariami duchownymi, w których indoktrynuje się nastolatków, lub zakonami kontemplacyjnymi, w których mniszki nie mają praktycznie żadnego kontaktu z bliskimi? – Wiem o przejawach sadyzmu, który pojawia się w zamkniętych społecznościach zakonnych, zwłaszcza kobiecych. Poza tym nikt nie bada, na ile działania księdza Rydzyka powodują wzrost nienawiści słuchaczy do ludzi innych wyznań, do żydów, masonerii. Skoro policja tak się troszczy o wolność obywateli, to czy nie powinna zainteresować się wprowadzaniem religii nawet do przedszkoli? Pracowałam kiedyś w poradnictwie i wiem, jak wielu ludzi ma ogromne kłopoty, ponieważ poważnie traktuje nakazy Kościoła rzymskokatolickiego i czuje głęboką kolizję między chęcią sprostania tym nakazom a naturalnymi popędami. Ileż z tego powodu jest konfliktów wewnętrznych, tragedii, problemów psychicznych! Jestem przekonana, że teoria Freuda powstała jako reakcja na ogromne poczucie winy i grzechu spowodowane nauczaniem Kościoła. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
NASZA RACJA
OGŁOSZENIA PARTYJNE Zarząd Krajowy APP RACJA, ul. Zegrzyńska 8, 05-110 Jabłonna, tel./fax (22) 782 45 86, www.racja.org. Sympatyków APP RACJA, chcących wspomóc finansowo jej działania, prosimy o wpłaty na konto: APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi, nr r-ku: 04105014611000002266001722 Spotkania: Bielsko-Biała – 19.08, godz. 17, ul. 1 Maja 45/4, lokal zarządu powiatowego – spotkanie członków i sympatyków, tel. 815 87 21; Gdańsk – 26.07, godz. 11, ul. Toruńska 10 (wejście od Grodza Kamienna 1 przy Dolnej Bramie) – spotkanie członków i sympatyków; Lublin – 25.07, godz. 17, ul. Nałęczowska 53, restauracja „Zacisze”; Łomża – 3.08, godz. 15, ul. Długa 8, klub „Tango” (III piętro) – spotkanie członków i sympatyków. Kontakt: Grzegorz Kotarski, 0 501 247 578; Radosław Zawojski, 0 600 052 540; Opole – 25. 07, godz. 19, ul. Domańskiego 21 – spotkanie członków i sympatyków; Świnoujście – 9.08, od godz. 15, w ogródku „TAWERNA MARINE” w miejscowości Karsibór przy ognisku odbędzie się spotkanie członków i sympatyków oraz czytelników tygodnika „Fakty i Mity” z okazji 1 rocznicy powstania APP RACJA. Kontakty: Zarząd Krajowy APPR, 05-110 Jabłonna, ul. Zegrzyńska 8, tel./fax (22) 782 45 86, www.racja.org. WARMIŃSKO-MAZURSKIE Olsztyn – zarząd wojewódzki, ul. Panasa 1a, tel. (89) 541 19 05, czynne w poniedziałki, środy, piątki w godz.18–20; Bronisław Oleksiewicz, (89) 543 26 33; Grażyna Kurczewska, 0 608 335 102; Anania Toczko-Sandowicz, 0 605 535 207; OPOLSKIE Opole – zarząd wojewódzki, ul. Domańskiego 21; Stanisław Bukowski, (77) 457 49 04; Stanisław Pokrywka, 0 691 030 923; WIELKOPOLSKA Poznań – zarząd wojewódzki, ul. Knapowskiego 21, tel. (61) 866 46 52; dyżury codziennie 8.30–14.00; Jacek Wojciechowski, 0 600 855 554; Janina Kurtz, 0 693 628 260; Kalisz – zarząd powiatowy, ul. Wojska Polskiego 115 (II p), tel. 0 604 397 499. MAŁOPOLSKA Kraków – zarząd wojewódzki, ul. Wójtowska 3; Zbigniew Sawiński, 0 502 715 902; Stanisław Błąkała, (12) 6367348; Olgierd Krupiński, 0 603 420 074. ŚLĄSKIE Bytom – zarząd wojewódzki, ul .Dworcowa 2, poniedziałki 14–16; Julian Marcichów, 0 609 091 051; Będzin – zarząd powiatowy, ul. Małachowskiego 29, tel. 265 86 54, czynne w środy 11–13 oraz piątki 16–18; Kazimierz Zych, 0 601 404 945; Chorzów Tomasz Sroka, 0 501 858 115; Rafał Maćkowiak, 0 600 299 101; Częstochowa – zarząd powiatowy, al. NMP 24 (II p, lokal PPS) wtorki i czwartki w godz. 17–19; Andrzej Bąk, 0 502 085 148; Maciej Kołodziejczyk, 0 601 505 890; Katowice – zarząd powiatowy, ul. Sokolska 10a/4, czwartki 15–18, tel. (32) 259 78 17; Ruda Śląska – zarząd powiatowy, Wirek, ul. 1 Maja 270, tel. 242 30 33, 240 70 34, czynne we wtorki 17–19 oraz piątki 10–12; Henryk Wiedehoeft, 0 605 369 803; Tarnowskie Góry – Kordian Konieczny, 0 503 427 730; Tychy – zarząd powiatowy – dyżury w środy w DK „Tęcza”, al. Niepodległości, godz. 17–19; LUBUSKIE Zielona Góra – Konrad Ciesielski, (68) 320 44 02; Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, (68) 388 76 20; Gubin – Mirosław Sączawa, 0 609 591 912; Żary – Józef Abramowicz, (68) 479 32 32; Sulechów – Babimost, Piotr Kozyra, 0 507 862 427. PODLASKIE Białystok – zarząd wojewódzki, ul. Zwycięstwa 8, pok. 216, tel. 651 25 70, wew. 119, czynne w środy 16–18; Wojciech Wądołowski, 0 692 135 813; Łomża – Grzegorz Kotarski, 0 501 247 578; Radosław Zawojski, 0 600 052 540. MAZOWIECKIE Warszawa, zarząd wojewódzki, ul. Zegrzyńska 8, tel. (22) 782 45 86, dyżury w każdy poniedziałek w godzinach 15–19;
Warszawa – Mirosława Zając, 0 502 362 404; Marek Foryś, 0 502 383 166; Ciechanów – Lidia Cyranowicz, (23) 671 35 20; Otwock – Stanisław Wiśniewski, 0 601 761 652; Pruszków – Krystyna Laskowska, 0 600 248 875; Radom – Marek Motyka, 0 603 196 411; Sochaczew – Sylwester Sionek, 0 601 942 662; Siedlce – Marian Kozak, 0 606 153 691. POMORSKIE Gdańsk – zarząd wojewódzki, ul. Toruńska 10 (wejście od Grodza Kamienna 1), tel. (58) 305 17 30; Andrzej Kotłowski, 0 601 258 016; Zbigniew Krasnodębski, 0 693 410 622; Sztum – Andrzej Petrykowski, 0 602 446 758; Gdynia – Ziemowit Bujko, 0 606 924 771. DOLNOŚLĄSKIE Wrocław – Bielska Urszula, (071) 355 45 03; 0 609 113 566; Edward Hołówko, (71) 344 53 33; 0 600 856 904; Bolesławiec – Antoni Liput, 0 609 814 643, w każdą środę w godz. 17–19 ; Głogów – Marcin Malczyk, 0 506 869 511; Jawor – Paweł Rybczyński, (76) 870 20 04; 0 601 960 185; Jelenia Góra – Urszula Musielak, (75) 761 19 02; Andrzej Turkiewicz, (75) 755 25 04; 0 502 049 532; Kamienna Góra – Maria Lemańska, (75) 742 65 96; Kłodzko – Kazimierz Sobol, (74) 647 04 86; Legnica – Alfred Giebień, (76) 856 13 22; 0 602 588 297; Polkowice – Jan Forościej, (76) 845 50 11; 0 604 977 561; Strzelin – Roman Szwarc, (71) 394 90 12; Świdnica – Władysław Sanak, 0 605 729 168; Świebodzice – Krzysztof Filipiak, (74) 666 88 01; 0 609 474 729; Ząbkowice Śląskie – Marian Gawęda, (74) 641 02 25; 0 600 552 449; Zgorzelec – Jerzy Grzyb, (75) 648 21 21; 0 607 915 612; Złotoryja – Kazimierz Kozłowski, 0 603 369 599. ZACHODNIOPOMORSKIE Szczecin – Zbigniew Ciechanowicz, 0 600 368 666; Krzysztof Mościbroda, 0 602 763 226; Białogard – Jerzy Grzelak, 0 604 914 621; Choszczno – Lucjan Fałdrowicz, 0 692 787 803; Drawno – Adam Janił, 0 505 702 412; Goleniów – Ireneusz Kosmala, 0 605 892 613; Gryfice – Henryk Krajnik, 0 603 947 963; Gryfino – Henryka Pankowska, 416 11 18; Kołobrzeg – Grzegorz Stalmach, 0 505 155 172; Koszalin – Jan Piechowski, (94) 345 42 89; Pyrzyce – Leopold Wolański, 0 692 597 374; Stargard Szczeciński – Wojciech Kłaczkiewicz; 0 601 723 440; Świnoujście – Jerzy Strymiński, 0 604 797 181; Wałcz – Józef Ciach, (67) 250 95 46. ŁÓDZKIE Łódź – zarząd wojewódzki, ul. Próchnika 1, pok. 307, tel. (42) 632 34 83, dyżury poniedziałki 14–17.30 oraz w środy 10–18; Elżbieta Szmigielska, 0 503 162 608; Agata Szubka, 0 507 345 522; Tomaszów Mazowiecki – ul. Żurawia 21, dyżury wtorki 17.30–19; Jarosław Kość, 0 602 586 646. PODKARPACKIE Rzeszów – zarząd wojewódzki, ul. Słowackiego 24; Dyżury: wtorki, czwartki 16–18, soboty 11–13. KUJAWSKO-POMORSKIE Bydgoszcz – zarząd wojewódzki, ul. 20 Stycznia 21; Stanisław Kantarowski, 0 606 358 817; Toruń – Stanisław Gęsicki, (56) 651 92 58. ŚWIĘTOKRZYSKIE Kielce – zarząd wojewódzki, ul. Warszawska 6 (pok. nr 7), tel. 344 72 73; Dyżury: wtorki i czwartki 14-18. LUBELSKIE Jerzy Majewski, 0 693 378 871. Sympatyków APP RACJA, którzy chcą wspomóc finansowo jej struktury terenowe, prosimy o wpłaty na konto: województwo śląskie – Zarząd wojewódzki APP RACJA, MILLENNIUM BIG BANK SA o/Bytom – 81 1160 2202 0000 0000 3590 6515; województwo mazowieckie – APP RACJA Oddział Wojewódzki w Warszawie, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Warszawie, 60105010381000002271547404.
Uchwała Kongresu Założycielskiego Posłanie do Premiera Rzeczypospolitej Polskiej Antyklerykalna Partia Postępu RACJA zwraca się do Pana Premiera, zarówno jako Prezesa Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej, jak i szefa partii – Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Podczas ostatniej kampanii wyborczej do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej dzisiejsi członkowie i sympatycy naszej partii w zdecydowanej większości identyfikowali się z programem i hasłami głoszonymi przez Sojusz Lewicy Demokratycznej – Unię Pracy i głosowali na Was. Wynik wyborczy polskiej lewicy odczytywaliśmy jako zwycięstwo sił rozsądku i postępu; odbieraliśmy go jako wspólne osiągnięcie. Przedwyborcze zapowiedzi zmian wielu ustaw o znaczeniu społecznym, uchwalonych przez poprzednie rządy, uległe wobec Kościoła rzymskokatolickiego, miały wpływ na masowe poparcie elektoratu SLD-UP. Rzeczywistość szybko okazała się złudna i nieprzystająca do pokładanych nadziei. Klerykalizacja kraju jednak nie tylko nie ustaje, ale wręcz przybiera na sile. Grabież mienia państwowego, pod przykrywką zwrotu dóbr „martwej ręki”, nie ma końca. Przedstawiciele hierarchii kościelnej nie wahają się sięgać nawet po obiekty użyteczności publicznej, jak szpitale, muzea, szkoły, przedszkola itd. Obecny rząd – w jeszcze bardziej widoczny sposób – stara się spełniać życzenia hierarchów. Swoistą wymowę ma tu „spowiedź” finansowa wicepremiera i ministra finansów dokonana w trakcie plenarnych obrad Konferencji Episkopatu Polski, czego nie czynił oficjalnie bardziej uległy wobec Kościoła prawicowy rząd Jerzego Buzka. Wymownym dopełnieniem szczodrości samego Szefa Rządu Rzeczypospolitej Polskiej było Jego osobiste zaangażowanie się w udzielenie koncesji na wydobywanie bursztynu dla prałata Jankowskiego i, odpowiednio, oprawa bezpośrednio temu towarzysząca, nie w Warszawie, lecz na audiencji w Gdańsku. Pan Premier, jako doświadczony działacz partyjny, wie doskonale, że hierarchowie kościelni zawsze układają się z siłami rządzącymi, niezależnie od ich orientacji ideowej, w trosce o swoje żywotne interesy. Taki koniunkturalny stosunek prezentują również w odniesieniu do opcji reprezentowanej przez partię Pana Premiera, czego nie ukrywają nawet w swoich publicznych wypowiedziach. Czy bezwzględne wykorzystywanie przez biskupów słabości władzy dla swych merkantylnych interesów nie skłania Pana do głębszych refleksji w tej mierze? Antyklerykalna Partia Postępu RACJA posiada w swoim programie uzdrowienia sytuacji społeczno-politycznej także wymienione w posłaniu aspekty i na tym dziele będzie koncentrować swoje działania. Uważamy nasze cele za społecznie pożądane i postępowe. Wierzymy, że nasz czas nastąpi. Do Pana, Panie Premierze, apelujemy o nieangażowanie powierzonego rządowi aparatu władzy w działania destrukcyjne wobec naszej partii i jej przedstawicieli. Nie zamierzamy biernie poddawać się objawom czy aktom represji wymierzonych w naszą programową działalność. Skrupulatnie będziemy dokumentować fakty wykorzystywania organów rządowych przeciwko naszej legalnej działalności, szczególnie że zawsze będą miały one charakter bezprawny i antykonstytucyjny. W imieniu Rady Krajowej Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA: Sekretarz Generalny Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA JERZY WRÓBEL
Przewodniczący Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA PIOTR MUSIAŁ
i taniec, niepalący, z mieszkaniem, pozna panią o podobnych zainteresowaniach, szczupłą, niezależną, także w celu matrymonialnym (Katowice). Nr 6/b/30 174/80, szatyn, przystojny, bezpruderyjny pozna panią, która go zasponsoruje lub da pracę (Łódź). Nr 7/b/30
PANI POZNA PANA Wdowa, 67/150/60, szatynka, szczupła, młodo wyglądająca, bez nałogów, z wykształceniem zawodowym, niezależna finansowo, wesoła domatorka, lubiąca muzykę, taniec i przyrodę pozna pana o podobnych zainteresowaniach, bez nałogów, także materialnie niezależnego (Stargard Szczeciński). Nr 1/a/30 42/164/54 wdowa, niebieskooka blondynka o dziewczęcym wyglądzie pozna pana, wolnego, najlepiej z wyższym wykształceniem, prawdziwego humanistę (Częstochowa). Nr 2/a/30 22/165/56, studentka, długowłosa blondynka, lubiąca muzykę rockową, piłkę nożną, długie spacery, jazdę na deskorolce i horrory, pozna sympatycznego chłopaka z poczuciem humoru. Wyznanie, kolor skóry i orientacja seksualna nie mają znaczenia (Łódź). Nr 3/a/30 Dyskretna pani lat 52, 164 cm wzrostu, rozwódka, uczciwa, wykształcenie zawodowe. Poznam drugą połowę lub przyjaciela. Nietrunkowego! Wyznanie obojętne, może być księdzem, byle tylko pomógł mi finansowo... Ważne, aby miał Boga w sercu. Może to będzie przyszły towarzysz życia? Mam mieszkanie dwupokojowe (Kudowa Zdrój). Nr 4/a30
i wszechstronnymi zainteresowaniami pozna pana do towarzystwa o podobnych danych, bez nałogów i absolutnie areligijnego, niezależnego, najlepiej z okolic Krakowa (Kraków). Nr 6/a/30 PAN POZNA PANIĄ Kawaler, 28 lat, niepełnosprawny, pozna bezdzietną pannę do 30 lat, tolerancyjną, w celu matrymonialnym, najchętniej z okolic Sosnowca, Czeladzi lub Katowic (Sosnowiec). Nr 1/b/30 43/178, szczupły, niepalący, wykształcenie średnie, pozna bezdzietną kobietę o rubensowskich kształtach do 37 lat w celu matrymonialnym (Łódź). Nr 2/b/30 29 lat, uczuciowy i opiekuńczy, o wszechstronnych zainteresowaniach, w szczególności lubiący spacery i przyrodę, nie znoszący fałszu, obłudy i oszustwa oraz katolickich czarnych pijawek, chętnie pozna dziewczynę (Bydgoszcz). Nr 3/b/30 Emeryt, 59/174/72, bez nałogów, z samochodem, interesujący się kulturą i motoryzacją, lubiący wypady w góry i nad morze, pozna elegancką kulturalną wdowę z wykształceniem wyższym do lat 65, niezależną finansowo i z mieszkaniem (Bielsko-Biała). Nr 4/b/30
56/170/72, ciemnooka, pogodna, niekonfliktowa wdowa, wyższe, pasjonatka przyrody, turystyki pieszej i samochodowej. Nie znoszę chamstwa, obłudy i urzędników pana B. w czarnych sukienkach. Oczekuję listu od pana w odpowiednim wieku, o podobnych poglądach i zainteresowaniach (Świdnica). Nr 5/a/30
28/185/95, niebieskie oczy, ciemne włosy, z poczuciem humoru, spokojny i niepijący alkoholu pozna panią do lat 35, niematerialistkę, czułą i delikatną, najchętniej z okolic Sosnowca, Będzina, Czeladzi lub Dąbrowy Górniczej (Dąbrowa Górnicza). Nr 5/b/30
69/164/64, szare oczy, zadbana i elegancka, solidna, zamożna, z wyższym wykształceniem
Samotny, 65/163/65, wykształcenie średnie, tolerancyjny, lubiący teatr, podróże, zabawę
67/175/81, wolny strzelec, sprawny fizycznie i psychicznie ateista, romantyk, zmotoryzowany emeryt z wykształceniem średnim technicznym, lubiący naturę i muzykę klasyczną, pozna spokojną kobietę, raczej szczupłą, mieszkającą samotnie (Konin). Nr 8/b/30 INNE 61 lat, blondynka z wykształceniem pomaturalnym, życzliwa, bezinteresowna i wesoła antyklerykałka, kochająca ludzi, pozna ludzi o podobnych cechach. (Toruń). Nr 1/c/30 Jestem kobietą w bardzo dojrzałym wieku, „kochającą inaczej”, spoza środowiska, nie budzącą skojarzeń. Podobam się paniom i panom. Mam 174 cm wzrostu, ważę 63 kg. Jestem wierząca, antyklerykalna, można ze mną porozmawiać na wszystkie tematy. Poznam panów powyżej 35 roku życia, chętnie o takich samych preferencjach lub takich, którzy zaakceptują moją „inność”. Nr 2/c/30 Opracowała PAULINA Z uwagi na dużą liczbę napływających ogłoszeń postanowiliśmy przenieść je na naszą stronę internetową. Na łamach „FiM” ukażą się jeszcze te ogłoszenia, które zostaną wysłane na adres redakcji do 28.07. Pozostałe będziemy umieszczać na stronie WWW. Instrukcję zamieszczania anonsów znajdziecie na naszej stronie: www.faktyimity.pl Redakcja
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
LISTY I wszystko jasne Uznanie pani Doroty Nieznalskiej winną obrazy uczuć religijnych kończy zaledwie rozpoczęty proces cywilizowania polskiego narodu i jego obyczajów. Bardzo poważnym w skutkach wydaje się fakt ograniczania artyście możliwości wyboru środków wyrazu i form artystycznej wypowiedzi. Współczesna sztuka może poruszać jeden z dwóch organów: albo mózg, albo żołądek. Ale jeśli porusza organa ścigania, to należy wzmóc czujność, bo dzieje się coś bardzo złego. Przeraża możliwość skazania człowieka za to, że kilku oszołomionych zwolenników jakiejś mglistej idei zauważyło związek, notabene bardzo luźny, używanego (bo przecież nie czczonego) przez nich symbolu z dziełem, i że poczuli się tym faktem dotknięci. Wiadoma instalacja jako żywo przypomina krzyż hakowy bez części ramion. Czy w związku z tym jeszcze ktoś spróbuje oskarżyć panią Nieznalską o rozpowszechnienie symboliki faszystowskiej? Paranoja! Wyrok, jaki zapadł w tej głośnej sprawie, jest skutkiem działań Rządu RP, który w drodze do cywilizacji urządził nam międzylądowanie w Klechistanie. Trzeba mieć nadzieję, że nie zabawimy zbyt długo w tej nieprzychylnej ziemi. Polecimy dalej dzięki ludziom z APP RACJA i jej zwolennikom. Zostaną tylko ci, którym znacznie „łatwiej rozwinąć sztandary niż skrzydła”. I jeszcze jedna obserwacja. Istnieją ludzie, którzy mogą oglądać jedynie wystawy sztuki sakralnej i... wszystko jasne. Szymon Tkacz, Kolno
Krzyżowa paranoja Nawiązując do „afery” z udziałem odważnej pani plastyk Doroty Nieznalskiej, krzyża i aktywistów Ligi Polskich Rodzin, stawiam pół litra albo i cały temu, kto wykaże i uzasadni monopol katolików lub szerzej – chrześcijan – na „użytkowanie” krzyża. Wychodząc naprzeciw inicjatywie ligusów, proponuję też wprowadzić zakaz wytwarzania latawców płaskich, ponieważ ich elementem konstrukcyjnym są dwie listewki złożone w kształcie krzyża. Biorąc pod uwagę, że osobom początkującym latawiec często wali o glebę, zakaz ten jest zasadny. Krzyż jako taki nie może być kojarzony z upadkiem, niezależnie czy w dosłownym znaczeniu tego słowa, czy w przenośni. Zakaz powyższy profilaktycznie
proponuję rozszerzyć na latawce skrzynkowe. Pozostając przy podboju niebios, proponuję wprowadzić zakaz lotu samolotów, które w powietrzu ani chybi przypominają krzyż. Na ich pokładach wyprawiają się różne bezeceństwa – podawany jest alkohol, a kobiety osiągają orgazm podczas mycia głowy szamponem, co należy traktować jako nowy rodzaj masturbacji pod okiem, o zgrozo, Ojca Niebieskiego. Stwierdzić należy również, że samolot bardziej przy-
LISTY OD CZYTELNIKÓW A może po podpisaniu konkordatu konstytucja jest już nieważna? Dlaczego rozdaje się ziemie parafiom i dlaczego łoży się na instytucje związane z Kościołem, a nie ma pieniędzy np. na zasiłki dla żyjących w skrajnej nędzy? Aborcja – nie, ale czy kościół, który tak broni życia nienarodzonych, interesuje się życiem tych narodzonych? Panie premierze Miller, czy nie przeraża Pana liczba samobójstw biednych Polaków? Nie ma prawa w Katolandzie. Może jest dla drobnych przestępców. Dla
duszyczkom nie kojarzyło się to z tym, na tle czego mają ci „obrońcy” pornoobsesję. Ale do nich to nie dociera. Informując o powyższym, proszę wykorzystać ten aspekt, kiedy znów propaganda kościelna ożywi się, by mieszać w umysłach tych, którzy jeszcze ich szatańskich metod do końca nie rozpracowali. Trzeba odwołać się do ich historii – niech pilniej niż dotychczas czytają św. Augustyna! Michał z Lubania, Dolny Śląsk
Śniłem o JPII
pomina w powietrzu krzyż prawosławny niż katolicki, co niewątpliwie dodatkowo uzasadnia wprowadzenie zakazu lotów. Jako niedopuszczalne należy traktować wykorzystanie krzyża jako elementów dystansowych przy klejeniu płytek ceramicznych (w kiblach!). A już chodzenie po takich wzorach z terakoty to czysta profanacja. Konieczny jest jak najszybszy powrót do starych zasłużonych zapałek. Niewątpliwie jak najszybciej należy zrezygnować z wykorzystywania marionetek w teatrach lalek. Istotnym elementem ich konstrukcji jest za przeproszeniem krzyżak. Jak to sobie państwo wyobrażacie, że takim krzyżem – krzyżakiem – będzie sterowana postać, która nie działa na chwałę Bożą? Co więcej – może mieć tę chwałę głęboko w d... Proponuję również, aby sąd ustalił wymiary prawne chronionego krzyża. Na wszystkich „świętych” obrazkach znajduje się krzyż, którego pionowe ramię jest znacznie dłuższe od poziomego, a dzieło Nieznalskiej dotyczy krzyża równoramiennego. Dariusz Sociński
Chory Katoland Mam pytanie do prezydenta, ponoć wszystkich Polaków, a nie tylko Polaków-katolików: gdzie są świeckie szkoły, w których nie uczą religii pod niepisanym przymusem? Dlaczego ocena z religii figuruje na świadectwach? Gdzie tu jest wolność wyznania gwarantowana przez konstytucję?
grubych złodziei sprawy ciągną się latami, a oni dalej pławią się w dobrobycie. Czy skonfiskowano chociaż jedną wielką fortunę zdobytą w nieuczciwy sposób? A rząd podobno szuka pieniędzy. A może by tak Episkopat RP, który zaprasza wielkiego Papę, chociaż raz pokrył koszty związane z wizytą gościa? Przyzwoitość nakazuje zapraszać gości na swój rachunek. Emerytka z Wrocławia
Do Pana Jerzego Owsiaka Cierpiętniczo-pokutniczy, jedynie słuszny i prawdziwy Kościół rzymskokatolicki, a w szczególności jego sztandarowa agenda – Radio Maryja, przy niewybrednych często atakach na Pana i działalność „Orkiestry” używa hasła: „Róbta, co chceta” jako przejawu rozpasania, rozpusty, hedonizmu i wszystkich innych wyklętych przez duchowieństwo -izmów. Wskazywałem już tym nawiedzonym wyznawcom uosobionej fikcji oraz ich wielu religijnym ośrodkom i prasie katolickiej, że hasło: „Róbta, co chceta” to przecież maksyma św. Augustyna, doktora, głównego teologa i ojca kościoła – przy czym jego powiedzenie brzmiało wówczas: „Kochajcie i róbcie, co chcecie”. Wykazywałem zatem faryzeuszom, że w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy wyłączyliście z myśli wielkiego ojca kościoła – „kochajcie”, aby nie sugerować zbyt bezpośrednio seksu, aby ich podopiecznym
Miałem sen. Piękny sen. Śniło mi się, że Ojciec Święty nie przyjedzie do umiłowanej ojczyzny. W swojej wspaniałomyślności i wielkoduszności postanowił, że za pieniądze, które miały być wydane na oprawę jego wizyty duszpasterskiej, zakupi się prezerwatywy oraz tabletki antykoncepcyjne i rozda potrzebującym, tj. rodzinom wielodzietnym. JPII nie chce chyba, aby dzieci jego rodaków kończyły swój bardzo krótki żywot na śmietnikach i w dołach kloacznych. Już się obudziłem... Bogusław Krawczyk, Police
Zgorszony ksiądz Nieprzyjemna sytuacja zdarzyła się mojej wnuczce przebywającej u mnie na wakacjach. Moja wnusia Agnieszka w pierwszy piątek lipca około godz. 16 poszła do spowiedzi do kościoła N.S. Jezusowego w Tarnowie. Ponieważ dzień był upalny, miała na sobie podkoszulek na ramiączkach. Nadmieniam, że Agnieszka ma 10 lat, a poszła do kościoła razem z koleżanką 9-letnią. Po przygotowaniu się do spowiedzi obie dziewczynki ustawiły się w kolejce. Wtedy z konfesjonału wyszedł ksiądz,
19
podszedł do nich i krzyczał przy wszystkich, że tak ubranym nie przychodzi się do Pana Boga i kazał im wyjść natychmiast z kościoła. Agnieszka przyszła z płaczem do domu i przez łzy powiedziała: „Już więcej do kościoła i spowiedzi nie pójdę”. W ten oto sposób księża zachęcają dzieci do praktyk religijnych. S.P.
Nasi w Kalifornii W moim mieście – w Kalifornii – macie dużo zwolenników. Popieramy Waszą działalność. Zróbcie wszystko, żeby Polską nie rządził w przyszłości kler, a ludzie żeby przejrzeli na oczy. Nie ma takiej drugiej gazety jak Wasza! Komar i reszta z Santa Ana
Do Czytelników Z uwagi na bojkotowanie „Faktów i Mitów” przez inne media prosiliśmy Was wielokrotnie o pomoc w reklamowaniu naszego tygodnika. Kilku naszych czytelników wystąpiło z inicjatywą wysyłania e-maili z informacją o nas na wszystkie znane sobie adresy internetowe. Jeżeli ktoś chce się przyłączyć do tej akcji – serdecznie zapraszamy. Redakcja
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS pod numer naszej gorącej linii: +48 691 051 702.
wiecki mistrz ceremonii pogrzebowej
tel. 0-601-942-662 Cena: 200 z³ brutto + koszty dojazdu.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; P.o. sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 20 września na czwarty kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
Nr 30 (177) 25 – 31 VII 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Co kraj, to... gdzie indziej macaj!
Precz z wakacjami! C
Rys. Tomasz Kapuściński
Powyżej – pomnik nagrobny jednego z zasłużonych paryżan. Obok – nasz poczciwy, łódzki poeta – Tuwim. Jak widać, pomniki oddają nie tylko przeszłość, ale również upodobania narodów... Fot.: RK, Alex Wolf
zy ktoś w ogóle wie, kiedy wymyślono wakacje? Durny wynalazek. Sprawdziłbym w jakiejś encyklopedii albo w Internecie – gdybym był w domu. Ale nie jestem. Mam urlop. Żona od rana do nocy. Dzieciaki wrzeszczą i ciągle czegoś chcą. Pies chce jednego, za to na okrągło – na spacer. Państwo się nudzi, to państwo może z kundlem pobiegać i patyka porzucać. Czy kto słyszał, żeby kiedyś jakiś Patrokles jeździł na wakacje? Juliusz Cezar? Święty Augustyn? Jadwiga z Jagiełłą? A jak Spartakus zrobił sobie wolne od areny, to się dopiero porobiło. Szela Jakub też narozrabiał, kiedy mu do głowy przyszły rozrywki. Historia jest nauczycielką życia, ale widać kiepsko się uczymy. À propos nauki – można by od biedy stwierdzić, że wakacje są dla uczniów. I że to właśnie ich cieszy brak szkoły. No, może... Ale po pierwsze – nie jest to wymyślone sprawiedliwie, bo czy ktoś jedzie na samych szóstkach, czy nazbierał komplet jedynek, kończy zajęcia tego samego dnia w czerwcu i tego samego wrześniowego poranka zaczyna.
A po drugie – i tak większość uczniów siedzi w domu (gdzieś wyjeżdża góra ćwierć tej wiary, co oficjalne i poważne statystyki mówią). Ci, którzy kiblują w chałupie, dopiero mają bal! Nie da się zełgać, że śmieci nie wyniesie, bo jutro klasówka z matmy. Że siana nie zbierze, bo pani od muzyki ochrzani za spuchnięte paluchy. Dorośli? Prawie 20 procent wakacje ma od wielu miesięcy, dość kiepsko płatne. Albo wcale. Ta część, która zechce podziwiać uroki kraju i zagranicy, albo będzie przeklinać, że leje, albo że za gorąco. Co może grozić awanturą rodzinną, a w skrajnym przypadku rozpadem szczęśliwych stadeł (zwłaszcza gdy zupełnie obcy/a pan/pani znajdzie dość energii, żeby pocieszać). A ilu chętnie skoczyłoby po wakacjach na urlop zdrowotny – dla ratowania wątroby? Emeryci i renciści już się naurlopowali. Teraz o palmach mogą zapomnieć. No to kto wymyślił tę całą rozpierduchę? Za czyje grzechy? Może bym się gdzieś dowiedział, ale jestem na urlopie... SITEK