Bunty parafian przeciw biskupom. W diecezji łowickiej...
BUNTUJĄ SIĘ KSIĘŻA! ! Str. 3, 18 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 31 (491) 6 SIERPNIA 2009 r. Cena 3,50 zł (w tym 7% VAT)
Tyran, pijak, zimny drań – to chłop, nie inaczej! Taki stereotyp panuje w społeczeństwie. Ojciec, który kocha swoje dzieci i walczy o prawo do opieki nad nimi, nijak się w ten stereotyp nie wpisuje. Właśnie dlatego tak trudno mu walczyć z systemem i obowiązującym w Polsce prawem. ! Str. 11 Ale on i tak walczy.
! Str. 12, 13
! Str. 8,
9
ISSN 1509-460X
! Str. 20
2
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Ojciec Rydzyk jest biedny. Nie w sensie kasiory (uchowaj Boże!), tylko niefarci mu się okropnie. Oto skarbówka wykryła, że ojdyr przytulił na boku ponad 4 mln należnego państwu podatku VAT z działalności fundacji Lux Veritatis i nakazała zwrot forsy. Każdy inny powędrowałby za to za kratki, ale nie ON! ON oświadczył, że nie zapłaci, bo... nie ma z czego. W jego imieniu do kontrataku przystąpił wiceguru Radia Maryja – o. Jan Król. I zażądał od izby skarbowej, by ta wyjaśniła, kto jest winny wyciekowi do mediów informacji, że tata Rydzyk skubnął ponad 4 bańki. „Przecież to tajemnica skarbowa” – pieklił się na antenie RM Król. I słusznie – autor przecieku powinien iść do pierdla. Kilku posłów PiS otrzymało propozycję reklamowania „rydzykofonów”. Wszyscy natychmiast się zgodzili. Na przykład Jan Szyszko (ten od koncesji na odwierty geotermalne) do pomysłu podszedł entuzjastycznie i tylko prosił, by przygotować mu tekst, który odczyta z anteny Radia Maryja. Gdy okazało się, że to prowokacja dziennikarska, rzecznik PiS wydał komunikat, że to „niesmaczne”. Faktycznie, rzygać się chce! „Hitler’s Daughter” (Córka Hitlera) – tak zatytułowany jest angielski film dokumentalny o... Radiu Maryja. Obraz traktuje o krzewieniu przez rozgłośnię antysemityzmu, ksenofobii i rasizmu. Fragmenty filmu można obejrzeć na YouTube. Polecamy! Eurodeputowani PO uznali, że w Polsce wiedzy o funduszach europejskich pilnie potrzebują jedynie katoliccy duchowni. I wydali za pieniądze Parlamentu Europejskiego informator o warunkach, jakie muszą spełnić parafie czy zakony, aby dostać dofinansowanie. Wszystko z błogosławieństwem Tuska. Czyżby Donek chciał zastąpić Suchocką w Watykanie? Pojawił się nowy spot reklamowy PiS. W rysunkowym filmiku widzimy posła Grasia (PO) jako ciecia u Niemca. Tamże pies robi Grasiowi kupę na buty, słychać też odgłosy puszczania bąków. Zaiste, poziom dowcipu partii braci K. jest powalający. I jeszcze jedna kreskówka – tym razem w formie książkowej. Polscy aktywiści gejowscy zapowiadają wydanie książeczki dla dzieci pt. „Z Tangiem jest nas troje”. Rzecz traktuje o historii (autentycznej) pingwinów płci męskiej przykładnie wychowujących pingwiniątko. Bajka ma uczyć tolerancji. Nie nauczy. Przynajmniej tych, którzy już zapowiadają wielką awanturę i pikiety. Ponad 600 hektarów ziemi, oddanej Watykanowi przez Komisję Majątkową w zamian za mienie utracone w czasach PRL (podwójnie już zwrócone!), sprzedały siostry elżbietanki i Towarzystwo św. Brata Alberta. Nabywcy to zaprzyjaźniony z klerem biznesmen, jego siostra, żona i szwagier. Transakcji dokonano tak szybko, że ani gminy, ani dzierżawcy gruntu, którzy mieli prawo pierwokupu, nie zdążyli złożyć ofert. Metropolita katowicki Damian Zimoń przeszedł sam siebie. Z okazji dnia św. Krzysztofa poświęcił w Tychach kilka tysięcy samochodów oraz – z rozpędu – pociąg. Jeśli teraz usłyszycie o wypadku w Tychach – nie wierzcie. Mamy też nadzieję, że nie chodziło o pokropek pociągu... proboszczów do ministrantów. Z okazji tego samego święta w kilku miejscach w Polsce policjanci wraz z księżmi prowadzili akcję o kryptonimie „Krzysztof”. Kierowcy przyłapani na wykroczeniach nie byli karani mandatami, tylko namawiani do wspólnej modlitwy i przyjęcia naklejki z 10 przykazaniami dla kierujących pojazdami. A gdyby ktoś nie chciał klepnąć paciorka? Pięć stów kredytowego! Specjalnie przeszkoleni katolizatorzy z „Przystanku Jezus” mają mówić młodym ludziom taką m.in. formułkę: „Nie jesteśmy kosmitami z UFO, jesteśmy normalni jak inni młodzi ludzie. Nie chcemy nikomu wciskać kitu”. Ale kit! Ludzie, schizma! Katolicka dotąd Telewizja Puls wystąpiła do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o zmianę zapisów koncesji. Z chrześcijańskiej na zwykłą. Więc co? Chodzi o kasiorę. Otóż o.o. franciszkanie (większościowy udziałowiec) chcą stację sprzedać, a konfesyjnej tuby nikt nie chce kupić. Tysiące turystów przemierzających codziennie nawę Bazyliki św. Piotra w Rzymie za nic mają jedno z najświętszych miejsc katolicyzmu. Służby porządkowe co wieczór odlepiają (brr...) kilka kilogramów gumy do żucia poprzyklejanej na przenajświętszych marmurach, stiukach i rzeźbach. Plagą są też turyści dowcipnisie, którzy siadają w licznych tamże konfesjonałach i spowiadają innych, niczego niepodejrzewających turystów. Ameryka i Izrael w szoku. Ochraniani przez wpływowych polityków ortodoksyjni rabini w USA zajmowali się praniem brudnych pieniędzy na wielką skalę oraz handlem ludzkimi organami. Na przykład Levy Izaak Rosenbaum, jeden z głównych rabinów USA, kupował od biedaków nerki po 10 tys. dolarów za sztukę, a sprzedawał po 160 tysięcy. Zyski z procederu transferowane były m.in. do Izraela. Cała nadzieja, że od tego draństwa chasyd powstrzymywał się w szabas. W rosyjskich szkołach publicznych będzie obowiązkowa religia! Tyle że będzie to raczej religioznawstwo – świeccy nauczyciele będą uczyć historii i doktryny czterech religii uznanych za rodzime na terenie Federacji Rosyjskiej: prawosławia, islamu, judaizmu i buddyzmu. Dla ateistów będzie etyka świecka. Jest też i zła wiadomość – armia weźmie na etaty 250 kapelanów, którzy do tej pory służyli w niej na zasadach wolontariatu.
Trochę polotu! rzeraża lub przyprawia o nudności nijakość ekipy skupionej wokół nijakiego premiera Donalda Tuska. Weźmy na przykład przemówienie inaugurujące kadencję Jerzego Buzka – było pozbawione konkretów, bez wizji, bez scenariusza. A Unia Europejska jak nigdy potrzebuje nowych wyzwań, nowych pomysłów i mężów opatrznościowych. Buzek nadaje się do tej roli jak bracia Kaczyńscy do pierwszej ligi koszykówki. Unia znów przejedzie się na Polakach. Na szczęście poprzeczkę wysoko zawiesili kochani Czesi, którzy w środku swojego przewodnictwa Wspólnocie postanowili wymienić rząd. Do tego czeski prezydent Vaclaw Klaus – na czas czeskiej prezydencji szef UE – wypowiadał się przeciwko jej istnieniu. Sabotaż albo idiotyzm. Nic dziwnego, że Klaus cieszy się zaufaniem i przyjaźnią ze strony prezydenta RP. Tymczasem tak duży kraj jak Polska miał (wciąż ma!) szansę otworzyć nową kartę historii Europy. Z potencjałem 40 (no, może... 20) milionów wygłodniałych materialnego awansu obywateli, w tym setek tysięcy tzw. „złotych rączek”, mogliśmy być dla Unii tym, czym Chiny dla reszty świata. Mamy zresztą nie tylko rączki, ale i główki nie od parady, o czym już pisałem. Zachód Europy zgnuśniał, popadł w apatię, zapatrzył się w swoje przeszłe złote wieki i zabytki. A dziś górą są ci, którym się chce, zaś przyszłość świata leży na Wschodzie. Widać jednak światełko w tunelu... Pomimo nijakości władzy, niedostatków materialnych i watykańskiego pasożyta są Polacy, którzy zachowali światłe umysły, którzy mają wizję i – w odróżnieniu od Buzka – swojej kariery nie zawdzięczają pseudoreformom czy robieniu dziur w budżecie. Powstał otóż zespół ludzi, którzy za darmo przygotowali projekt wielkiej reformy Unii. Reformy, dzięki której zjednoczona Europa może stać się największym mocarstwem świata, znowu dyktować standardy technologiczne, a Polska może na trwałe wejść do czołówki, która decyduje o losach naszej planety. Skąd to wiem? Dziennikarze „FiM”, którym nie żałuję na delegacje, byli na prezentacji raportu przygotowanego przez ekspertów gospodarki i życia społecznego. Na sali nie zauważono polityków, a z dziennikarzy – tylko nasi. Zespół skupiony jest wokół Centrum Strategii Europejskiej demosEuropa, które założył Paweł Świeboda, przez lata zajmujący się analizą Unii Europejskiej. Musiał za to zresztą opuścić sFotygowany MSZ, bo tłuki chcą mieć pod sobą nie mędrców, lecz tłuków gorszych od siebie. Zgromadzeni przez niego eksperci (m.in. Igor Chałupec, były prezes Orlenu, prof. Michał Klaiber, prezes PAN, oraz Andrzej Olechowski) wiedzą, że kryzys gospodarczy jest najlepszym momentem do przedstawiania projektów zmian. A oto ich pomysły na silną Polskę i Europę: 1. Euro. Wspólna waluta okazała się najlepszym spoiwem integracji. Jest ona obecnie najbardziej atrakcyjna w rozliczeniach międzynarodowych, gdyż nie niesie ze sobą zagrożenia wysoką inflacją, która wisi nad USA. Europejski Bank Centralny – w odróżnieniu od amerykańskiego – zawsze prowadził ostrożną politykę. Mimo to spowolnienie gospodarcze w UE jest zdecydowanie mniejsze niż w USA. Aby utrzymać siłę euro, zespół demosEuropa proponuje
P
ściślej powiązać gospodarki unijne oraz bardzo szybko włączyć do strefy euro wszystkie państwa członkowskie UE. Płynny kurs złotego jest dobry na dziś, ale już za pół roku prawdziwy kryzys może rozłożyć polską walutę i nasze finanse na łopatki! 2. Innym znakiem rozpoznawczym UE jest model społeczny łączący skutecznie sprawną gospodarkę z wysokimi standardami społecznymi. Kryzys pokazał, że rozbudowane zabezpieczenia socjalne amortyzują wstrząsy i przyczyniają się do stabilności. O tym, że nie warto ich rozmontowywać, przekonali się Litwini, Łotysze i Estończycy. Ich liberalne rządy wszystko co się dało sprywatyzowały, przyjęły minimalne standardy socjalne i teraz kombinują, jak ratować ludzi. Skandynawia takich problemów nie ma. 3. UE musi lepiej wykorzystać potencjał naukowy, którym dysponuje. Polsce powinno zależeć na tym szczególnie, gdyż to właśnie nasi naukowcy przyczynią się do zaistnienia... „złotej polskiej dekady 2011–2020”. Według prof. Krzysztofa Rybińskiego (były wiceprezes NBP, profesor SGH), przeciętny wzrost gospodarczy III RP w tym okresie przekroczy znacznie 5 procent PKB. To bowiem my mamy najlepszy w Europie system kształcenia informatyków i biotechnologów i to my mamy szansę zainicjować w Europie Wielką Krzemową Dolinę. Jest „tylko” jeden warunek: zwiększenie wydatków na placówki naukowe i edukację. To pozwoliłoby skończyć z eksportem wykształconych na nasz koszt polskich mózgów głównie do USA. Oto nasze największe – obok utrzymywania watykańczyków – marnotrawstwo. UE powstała 50 lat temu tuż po krwawej wojnie, a budowały ją narody, które przez wieki nie darzyły się sympatią, więc pełno jest różnic językowych i uprzedzeń. I co? I okazało się, że można się dogadać, że wojna, broń i siła nie muszą być używane. Unia pokazała światu, że prawa człowieka, tolerancja religijna i wolność przekonań pozwalają na pokojowe współistnienie. Dziś, po upadku USA, świat potrzebuje mocarstwa, które będzie wzorem dla innych. UE ma szansę stać się takim mocarstwem. Jej zręczna polityka może pozwolić na rozładowanie napięć z islamem i wykorzystanie jego potencjału. Projekt zespołu demosEuropa zakłada także wzmocnienie unijnej dyplomacji, tak żeby UE mówiła wreszcie jednym głosem. Profesor Rybiński zwrócił z kolei uwagę na potrzebę ochrony środowiska. Zresztą właśnie teraz świetny projekt przyspieszenia gospodarczego poprzez inwestowanie w ekologię przedkłada krajom Piętnastki Szwecja. Nie możemy naszym dzieciom zostawiać śmieciowiska! Ale czy tandem Tusk-Buzek-Sikorski będzie stać na bycie Kimś w Europie? Tusk to mistrz unikania decyzji, a polskie przewodnictwo w UE już za półtora roku. Panie Premierze, gdzie Pańskie jądra? Gdzie Pana odpowiedź na mój list otwarty? Gdzie debata publiczna? Gdzie Pana projekt europejski? Polska prezydencja będzie najważniejszym wydarzeniem w dziejach naszej dyplomacji. Może warto na niej oprzeć zbliżające się kampanie wyborcze? Także WŁASNĄ. Może już czas posłuchać ekspertów spoza rządu? Czy nie będzie Panu wstyd, kiedy razem z Niemcami sztafetę integracji Europy prowadzić będą takie „potęgi” jak Cypr, Luksemburg, Bułgaria czy Rumunia? Człowieku, trochę polotu w grze! Nie tylko na boisku. JONASZ
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r. rdynariusz łowicki biskup Andrzej Dziuba ma złą passę. Ledwie przyschły odgłosy ucieczki z pieniędzmi ks. Krzysztofa Malczyka, byłego ekonoma, czyli „ministra finansów” diecezji, i ks. Franciszka Augustyńskiego, pierwszego po biskupach byłego wikariusza generalnego kurii, oraz sprawki ks. Witolda Jaworskiego, proboszcza największej parafii w Żyrardowie, który całymi latami „zapominał” oddawać tacę ze zbiórek na KUL i Fundację „Dzieło Nowego Tysiąclecia” utworzoną ku czci papieża Polaka, a na ekscelencję zaraz spadł nowy kłopot. Kto wie, czy nie okaże się poważniejszy
O
„Diecezja się sypie, a Ksiądz Biskup ją zostawia i leci bawić się do Ameryki. Czego tam chce się nauczyć? (...). A może nosząc w Ameryce teczkę za Księdzem Prymasem liczy ks. Biskup na dalsze Jego poparcie? Odchorował ks. Biskup fakt, że Szczecin przeszedł koło nosa, to może ks. Prymas jeszcze przed opuszczeniem sceny w grudniu 2009 r. załatwi Gniezno? Z trwogą dopuszczamy myśl, że ks. Biskup Dziuba mógłby stać się rzekomym religijnym przywódcą duchowym w Polsce” – podkreślają wielebni konspiratorzy w pierwszych zdaniach listu. Komentuje nasz rozmówca: – Dyskretnie popytałem w kurii i okazało się, że faktycznie, w pierwszym
GORĄCY TEMAT późną nocą wraca z libacji lub ze wspólnej podróży. Urząd (...) piastowany przez ks. S. jest jawną ironią ze spraw duchowych”; ! „Ewidentnym przykładem, jak Ks. Biskup troszczy się o sprawy inne niż duchowe, jest przejęcie po Biskupie Alojzym Orszuliku (...) ks. Jerzego S. Jest on teraz nie tylko powiernikiem Biskupa, ale i jego (...) do zabawy. Powszechnie wiadomo, że notorycznie nadużywa alkoholu, jeździ na dwóch gazach samochodem, trzykrotnie był złapany na tym przez Policję, wprawdzie dyskretnie, ale pija nawet na plebanii podczas biskupiej posługi w parafiach. I Biskup tego nie widzi, nie czuje? I taki człowiek ma poważny udział
Zajęli się też kuźnią kadr: ! „(...) powszechnie wiadomo, jakie życie prowadzi ks. Rektor, że wraca nad ranem do Seminarium, wiadomo po co jeździ do Ameryki i do kogo. A ileż popełniono błędów w ocenie powołania! Czy to wszystko nie ma wpływu na fakt, z którym nie można dyskutować, że w tym roku nie było święceń kapłańskich, a na pierwszym roku jest tylko jeden alumn?”. – Sytuacja w seminarium duchownym rzeczywiście jest tragiczna, bowiem na pierwszym i szóstym roku mamy zaledwie po jednej osobie, a kapłanów systematycznie ubywa. Malczyk i Augustyński odeszli w atmosferze skandalu, ale
Bunt na pokładzie W diecezji łowickiej tli się bunt. Grupa zakonspirowanych księży wzięła pod lupę politykę personalną i dochody hierarchów... w skutkach, bowiem tym razem grupa łowickich księży zawiązała tajną organizację polującą na samego ordynariusza. Na razie wysłali mu ostrzeżenie... List, którego obszerne fragmenty niżej publikujemy (zachowując stylistykę oryginału, ale usuwając dane personalne niektórych osób i wykropkowując treści nazbyt drastyczne bądź pozwalające na identyfikację), znany był dotychczas – oprócz samego zainteresowanego – jedynie watykańskiemu nuncjuszowi abp. Józefowi Kowalczykowi, prymasowi kard. Józefowi Glempowi, przewodniczącemu Episkopatu abp. Józefowi Michalikowi, metropolicie łódzkiemu abp. Władysławowi Ziółkowi, pozostałym biskupom łowickim: Józefowi Zawitkowskiemu i Alojzemu Orszulikowi, dwóm kurialistom: dyrektorowi Wydziału Nauki Katolickiej ks. Wiesławowi Wronce i kanclerzowi ks. Stanisławowi Plichcie oraz 21 dziekanom. Proboszczom i wikariuszom tego dokumentu nie udostępniono. Dlaczego? – Z treści wynika, że autorzy faktycznie troszczą się o dobro diecezji i nie chcą publicznie obnażać biskupa Andrzeja, a większy krąg odbiorców ani chybi spowodowałby przeciek do mediów. Tym groźniejszy, że w szeregach buntowników jest ktoś znakomicie poinformowany, bo o niektórych historiach ja sam nie miałem dotychczas pojęcia. Kim są? Kuria prowadzi intensywne śledztwo, ale nie ma jeszcze żadnych konkretów – twierdzi dziekan, który udostępnił „FiM” starannie chronioną tajemnicę.
tygodniu czerwca razem z prymasem, u którego był kiedyś osobistym sekretarzem, bawił przez kilka dni w Chicago. Jest również prawdą, że 18 grudnia kard. Glemp kończy 80 lat i z tą chwilą tytuł prymasa powróci do arcybiskupa gnieźnieńskiego. Abp Henryk Muszyński już zgłosił papieżowi gotowość do odejścia na emeryturę, a biskup Andrzej uznawany jest za jednego z głównych kandydatów na jego następcę. Kolejnym wątkiem listu są kwestie niejasnej polityki personalnej i – zdaniem autorów – awansowania tylko takich kandydatów, którzy „okażą wdzięczność w wymiarze możliwym do policzenia”: ! „Typowym przykładem jest nominacja ks. Tadeusza P. do parafii M., choć wiadomo o nim, że żyje w konkubinacie i starał się o większą parafię, by mieć możliwość utrzymania domu postawionego w Diecezji Płockiej, oraz godziwego utrzymania konkubiny. Ponadto ów awans stworzył mu poczucie bezpieczeństwa; jako Dziekan jest gorliwym i „wiarygodnym łącznikiem” pomiędzy Duchowieństwem Dekanalnym, a Biskupem. Trudno przecież informować o swoich nadużyciach, ale o cudzych – jak najbardziej, jeszcze można zarabiać punkty na prałaturę”; ! Biorą następnie pod lupę ks. Wiesława S. – jednego z najważniejszych w diecezji kapłanów, „o którym powszechnie wiadomo i ks. Biskup też o tym wie, że największą uwagę skupia na sprawach cielesnych, a nie duchowych. Już nie wystarczą mu spotkania z kobietą w złym celu, ale jest ona jego domownikiem, kierowcą i ochroniarzem, gdy
Biskupi: Orszulik (z lewej) i Dziuba dostają coraz mniejsze koperty...
w sprawowaniu rządów przez Biskupa Andrzeja, które mają być sprawowane w Duchu Świętym dla dobra dusz ludu Diecezji Łowickiej? Co was łączy?”. – Ksiądz Jerzy jako pierwszy padł ofiarą donosu, bowiem przed kilkunastoma dniami został usunięty z posady w kurii i przeniesiony do parafii we wsi B. liczącej około 500 mieszkańców. Nawet nie został tam proboszczem, tylko administratorem – ujawnia nasz rozmówca. Wiele miejsca poświęcono w liście wspomnianemu na wstępie ks. Witoldowi Jaworskiemu oraz jego sąsiadowi z Żyrardowa – dziekanowi i proboszczowi ks. Adamowi Bednarczykowi, a także ks. Witoldowi Okrasie, dziekanowi i proboszczowi parafii Wiskitki. Wielebni wyciągają im takie rzeczy, że cytować ich nie sposób.
wymienieni w tym liście ks. dr Jacek L., świetny naukowiec i wykładowca seminarium, oraz ks. Grzegorz K., niedawny wicedyrektor łowickiego Caritasu, zrzucili sutanny dobrowolnie, co niewątpliwie było dotkliwym ciosem dla diecezji – potwierdza ksiądz dziekan. ! „A może to wszechstronna wiedza o biskupach, którą z racji piastowanych urzędów posiedli, ułatwiła im apostazję?” – spekulują w liście księża, zapowiadając, że „szykują się dalsze odejścia”. Nic jednak bardziej nie boli, niż kasa, którą proboszczowie płacą i płaczą, przez co nerwy już mają takie, że momentami przechodzą nawet z szefem na „ty”: „Sprawowanie urzędu przez Biskupa Andrzeja okazuje się wielce intratnym zajęciem: według oficjalnych danych księża z ofiar otrzymanych
3
od wiernych musieli dać w 2008 r. na utrzymanie Biskupa i jego dworu 340 tys. 519,01 zł, czyli ok. 28,3 tys. zł miesięcznie, plus niemożliwe do obliczenia ofiary z posług biskupich w parafiach. I pomyśleć, że te pieniądze pochodzą od wiernych mających na swoje utrzymanie maks. tysiąc złotych miesięcznie, jeśli im się dobrze wiedzie, choć są i tacy, którzy muszą się zadowolić kwotą 500 zł na osobę lub nawet mniejszą (według danych kurii 20 proc. rodzin na obszarze diecezji łowickiej żyje poniżej minimum socjalnego – dop. red.). Taki dobrobyt muszą zapewnić Biskupowi księża, których nie lubi, obraża, lekceważy. Człowieku, opamiętaj się! Kościół wyprowadził cię z ubogiej wsi gnieźnieńskiej i dał możliwość osiągnięcia dobrobytu, a nawet zbytku, podczas gdy ty odpłacasz się jawnym popełnianiem siedmiu grzechów głównych!”. Dostaje się też biskupowi seniorowi Alojzemu... ! „...który i tak jest bogaty jak Celsus, a choć wyrządził tyle zła Kościołowi Łowickiemu, kosztował nas 225 tys. 671,22 zł, czyli 18,8 tys. miesięcznie plus ofiary z posług parafialnych (nie do obliczenia)”. Summa summarum: ! „Dwóch urzędników wnoszących mierne dobro w życie Diecezji kosztuje nas ponad 565 tys. zł – dwa razy więcej niż utrzymanie wszystkich księży emerytów, na co wydano 247 tys. zł. Gdzie są pieniądze z katechizacji i z opłat na księży emerytów? Dlaczego świadczenia na Seminarium są wciąż na takim samym poziomie, choć kleryków coraz mniej? Na duszpasterstwo rodzin ks. Biskup wydał bagatela 69,80 zł, co wskazuje na wyjątkową o nie troskę. To są dane oficjalne, ale wiadomo o niezliczonych przekrętach, oszustwach, nie rejestrowanych przychodach… Najlepszą ich ilustracją jest fakt, że ks. Malczyk wyprowadził z Diecezji fortunę, która wystarczyła mu na wystawne urządzenie się (willa w Warszawie itp.), a rachunki przez niego prowadzone nie wykazały kradzieży” – nie mogą wyjść z podziwu wielebni. Posuwają się nawet do jednoznacznych pogróżek. ! „To się musi zmienić. Apelujemy już nie do wiary ks. Biskupa, nie do wierności powołaniu kapłańskiemu i nie do tego, że biskup ma być pierwszym świadkiem wiary i moralności w diecezji, ale do zwykłej ludzkiej uczciwości. Za takie dochody niech ks. Biskup choć trochę kieruje się sprawiedliwością. To fakt, że przeszedł ks. Biskup złą szkołę u boku ks. Prymasa, gdzie panowała intryga, zausznictwo, służalczość, podejrzliwość i chciwość, ale przecież według nauczania Kościoła diecezja ma być wspólnotą miłości, której przewodzi i ma być ojcem biskup” – tak kończą swój list konspiratorzy, lojalnie uprzedzając, do kogo jeszcze go wysłali, „wierząc, że pospieszą z pomocą rozpadającej się Diecezji Łowickiej”. ANNA TARCZYŃSKA PS Ciąg dalszy sprawy – za tydzień
4
POLKA POTRAFI
Krzyk mody Przeszło 150 lat temu wojujące feministki przywłaszczyły sobie ubraniowy atrybut męskości. Spodnie. Nie wiedziały, że skazują praprawnuczki na dyskomfort, nieudane pożycie małżeńskie i... gniew boży! „Dziewczęta! Żeby być dobrymi matkami, za żadne skarby świata nie pozwólcie nałożyć sobie spodni czy szortów (...). Oczywiście nie wszystkie kobiety, które zakładają spodnie, niszczą życie, które noszą w swym łonie, ale wszystkie pomagają w stwarzaniu proaborcyjnego społeczeństwa. Staroświeckość w wyglądzie jest dobra, nowoczesność jest zabójcza” – obwieścił swego czasu biskup Richard Williamson (ten sam, który twierdził, że w obozach koncentracyjnych nie było pieców gazowych). I albo nie jest w swoich poglądach odosobniony, albo... sezon ogórkowy nie ominął naszej prasy katolickiej! „Niedzielna” redaktorka Ewa Polak-Pałkiewicz w felietonie „Kobiety lubią mundur” zaapelowała do nadużywających spodni rodaczek: nie idźcie tą drogą!
Portki – ubolewa autorka – ubierają dziś wszystkie baby. Nawet do kościoła. A wzięło się to cholerstwo z feministycznej zazdrości... o noszone przez mężczyzn mundury! Dorosłe kobiety, dziewczynki i babcie, które się na tych mundurowych zapatrzyły, przestały już zauważać, że spodnie odebrały im delikatność, tajemniczość i... część osobowości. Mało tego. Tak odstrojone panie mają znikome szanse na udane pożycie z mężczyzną. Wszystko przez nieszczęsne spodnie, które rozbudzają w nich dzikie bestie i „utrzymują w gotowości, by – jak przyjdzie co do czego – rozpocząć wojnę płci, zdystansować mężczyznę, wyręczyć go, odtrąbić swoją nad nim przewagę”.
amil Durczok, redaktor naczelny „Faktów” w TVN i specjalista od publicznego rzucania „ku...ami”, uczy lewicę i antyklerykałów kultury i dobrego smaku. Polska nie byłaby krajem tak potwornie sklerykalizowanym i zakłamanym, gdyby za pretensjami Kościoła do władzy i pieniędzy nie stało grono oddanych mu sojuszników. Wiemy już, że kler może liczyć na ochocze wsparcie szerokiego frontu prawicy – od neofaszystów, poprzez LPR i PiS, aż do PO. Jednak szwindle i zdrady polityków byłyby mało skuteczne lub wręcz niemożliwe bez milczenia bądź poklasku ogromnej części mediów. Dziennikarze podlizują się klerowi z oportunizmu, strachu, niedouczenia, ale także z powodu własnego światopoglądu. Kiedy badano kilka lat temu poglądy śmietanki telewizyjnego dziennikarstwa to okazało się, że całe to towarzystwo ma poglądy konserwatywne lub bardzo konserwatywne. Nic dziwnego, że ten kraj tak bardzo różni się światopoglądowo od Zachodu, skoro jest karmiony co wieczór Rymanowskimi, Olejnikami i Durczokami. Ten pierwszy własne dzieci wysyła do szkoły Opus Dei, a ten ostatni napisał ostatnio dla dziennika „Polska” tekst, który ściął mnie z nóg. Niczego dobrego nie spodziewałem się po człowieku z polskiego medialnego establishmentu z powodów, które opisałem powyżej. Ale też nie wierzyłem, że ktoś może napisać coś równie bezczelnie bałamutnego. Durczok w tekście „Lewico, łapy precz od Kościoła” zaatakował SLD za wypowiedź Wenderlicha o szpitalnych kapelanach, którzy w dobie kryzysu mogliby przestać pobierać pieniądze z publicznych środków. W ten sposób, dowodził poseł, Kościół mógłby włączyć się do dotkliwego oszczędzania, które znosi całe społeczeństwo. SLD zaatakował natychmiast abp Głódź, a z usłużną odsieczą „prześladowanemu” klerowi przybiegł właśnie Durczok.
K
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA To taki spisek „zaplanowany i solidnie przeprowadzony” – przez katalogi mody, babskie pisemka i reklamy, w których pokazuje się ładne panie w spodniach. Spisek przeciwko tradycyjnemu, katolickiemu modelowi rodziny! I tak dzisiejsza kobieta, zanim się spostrzegła, została „zdyscyplinowanym żołnierzem światowej armii, który upatruje jedyny cel swojego życia w biernym podporządkowaniu się dowódcy (dyktatorom mody), poddaniu się bezlitosnym rozkazom, aż do zatracenia swojej osobowości”... Ambitna dama, zdaniem pani Ewy, powinna wiedzieć, że wybór tradycyjnej – cokolwiek miałoby to dziś znaczyć – garderoby dla niej samej i potomstwa płci żeńskiej jest „misją kulturową i cywilizacyjną”. Jest na ten niesłychany problem jakaś rada? Nasza klerykalna sufrażystka wspomina znajomego księdza, który już w seminarium założył SOSK: Stowarzyszenie Obrony Stroju Kapłańskiego (sic!). Idąc za wzorem niepostępowego kapłana, Polki katoliczki powinny utworzyć organizację wspierającą bardziej konserwatywne noszenie się kobiet. Nie wiemy, niestety, jak daleko w owym powrocie do tradycji warto się cofnąć... Wystarczą chodaki, fartuchy, czepki i kiecki do kostek czy... wracamy do figowego listka? JUSTYNA CIEŚLAK
Najważniejszy dziennikarz TVN porównał SLD do... Rydzyka, zarzucając mu bezczelne parcie na kasę. To w Polsce stary zabieg, a polega na tym, aby ludzi przeciwnych klerykalizacji i walczących o prawa człowieka porównywać do prawicowego betonu i tym sposobem spychać poza nawias poważnej debaty. Następnie Durczok biadoli, że „SLD będzie walczył o kościelną tacę, a może i rząd dusz”. To już podła manipulacja – wiadomo przecież, że nie chodzi ani o pieniądze dla SLD, ani o datki wiernych, bo spór idzie o publiczne środki, które kler pobiera za szerzenie swojej propagandy np. w szpitalach, szkołach, jednostkach wojskowych itp. Durczok krzyczy, że „lewica chce obłupić księży z części ich wynagrodzenia”. Chyba tylko w Polsce ktoś, kto się chce przeciwstawić złodziejstwu, bywa pomówiony o kradzież! Jakie ma Durczok argumenty na korzyść klerykalnych transferów od państwa do Kościoła? Argument jest jeden – „sięganie po kościelną kasę jest zwyczajnie głupim pomysłem”. To też stara metoda – jeśli nie wiadomo, jak odpowiedzieć na argumenty przeciwnika, najlepiej zasugerować mu głupotę i pomówić o najgorsze. Durczok mówi, że „Senyszyn ma diabelski entourage” i wspomina też o „tygodnikach, które chciały zabierać Kościołowi”. To pewnie o nas. Osobiście uważam, że nie ma niczego bardziej diabolicznego niż używanie Boga do nabicia sobie wielkiej kasy kosztem ubogich. Dziwię się, że redaktor z TVN tym się jakoś nigdy nie zgorszył. Na koniec Durczok każe się SLD zamknąć, bo nie jest godny krytykować Kościoła i może taką krytyką „szkód narobić bez liku”. Jeśli klerykalny dziennikarz tak bardzo boi się wszelkiej krytyki Kościoła, to możliwe, że wie, co mówi. Zatem obnażajmy, krytykujmy, demaskujmy, bo skoro Durczok tak się tego boi, to może koniec ogłupiania i wykorzystywania Polaków jest już bliski! ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Sojusznicy zniewolenia
Prowincjałki 31-letni Daniel K. jest kolekcjonerem. Swoją pasję będzie jednak musiał na jakiś czas zarzucić, bo pewnej lipcowej nocy został zatrzymany przez policjantów z Białej Podlaskiej, którzy znaleźli przy nim mszalne wino, święcone olejki oraz sprzęt nagłaśniający z pobliskiego kościoła.
KOLEKCJONER
Przed łódzkim chirurgiem plastycznym stanęła pewnego dnia wytworna kobieta z paskudnie złamanym nosem. Okazało się jednak, że przyszła wcale nie po to, żeby ów nos naprostować, ale w celu powiększenia piersi, bo – jak wyjaśniła lekarzowi – są przyczyną jej przeogromnych kompleksów.
BABA U LEKARZA
Pod okiem znajomego trenowała przed egzaminem na prawo jazdy pewna 26-letnia mieszkanka Sławoszyna. Wszystko szło jak po maśle do czasu, aż – nie wyrobiwszy na łuku drogi – zaparkowała pojazd w kanale melioracyjnym. „Kursantka” miała we krwi ponad 2 promile alkoholu. Jej „instruktor” – jeszcze więcej.
JAZDA NA TRZECH GAZACH
Stróże prawa mogą zaspokajać różne społeczne potrzeby. Komisariat policji w Rabce odwiedził młody mężczyzna. A sprawę miał do mundurowych nietypową. Tego dnia zamarzyło mu się bowiem, że zadźga nożem jakiegoś policjanta. Wybór padł na funkcjonariusza wydziału dochodzeniowego, który jednak – na swoje szczęście – okazał się sprytniejszy od napastnika.
ZEW KRWI
Po wielogodzinnych poszukiwaniach policja odnalazła zaginionego listonosza z Knapów pod Tarnobrzegiem. Nawalony jak stodoła (3,49 prom.) doręczyciel bawił w „lasku bulońskim” obok tarnobrzeskiego dworca PKS. Znalazła się też torba służbowa, większa część z 15 tys. zł na wypłaty rent i emerytur oraz niedostarczone listy i przesyłki.
POCZTA W LESIE
Prawdziwą traumę przeżywają mieszkańcy ulicy Władysława Króla w Łodzi. Od lat wszelkiej maści urzędnikom, lekarzom etc. muszą tłumaczyć, że ich ulica została tak nazwana na cześć polskiego olimpijczyka, a nie Łokietka czy Jagiełły. Nie lepiej już nazwać poszczególne ulice tytułami papieży? W końcu było ich 264 i każdy inny. Opracowali: WZ, JA
KRÓL JEST (NIE)JEDEN
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE My nie mamy wielkich środków, utrzymujemy się, to radio, od pierwszego do pierwszego. Tak wiążemy koniec z końcem. (o. Tadeusz Rydzyk)
!!! A z kim tu dyskutować? Z oddechem Lenina? Poza tym, co to za pomysły? Z jakiego kręgu wychodzą? To, że ktoś w Sojuszu powiedział, że coś musimy, to nic nie oznacza. Oni nie są naszym partnerem do rozmowy. Nie dyskutujemy z żadną partią. Ani z nogą prawą, ani z nogą lewą. Ani z żadną protezą. I niech zaczną od siebie. Pismo Święte mówi: godzien jest robotnik zapłaty swojej. (abp Sławoj Leszek Głódź o sugestii SLD, aby w obliczu kryzysu kapelani szpitalni przestali pobierać pensje)
!!! Jeżeli czegoś dzisiaj w Polsce brakuje, jeśli mamy dzisiaj jakiś wielki deficyt w naszym życiu (...), to jest to deficyt prawdy. O tę prawdę musimy walczyć (...). I musimy jednocześnie wiedzieć, że te zwycięstwa będą tym łatwiejsze, czym bardziej będziemy zjednoczeni także wokół Radia Maryja, wokół Telewizji Trwam. (Jarosław Kaczyński)
!!! Żyjemy dziś w neobarbarzyńskim i obłudnym świecie, który prowadzi walkę z Bogiem i z człowiekiem. (były senator Czesław Ryszka)
!!! Pan prezydent nie lubi osób gruboskórnych i w jego otoczeniu nie ma takich osób. (Władysław Stasiak)
!!! Osobiście uważam, że zdrowa seksualność i dobra edukacja moralna powinny być połączone z antykoncepcją, co pozwoli unikać niechcianych ciąż. Przyznaję, że stoi to w sprzeczności z doktryną Kościoła katolickiego i nie oczekuję, że zgodzi się ze mną w tej kwestii ktoś, kto uważa ją za element wiary. Bez wątpienia nie znajdziemy w tej dziedzinie wspólnego języka. (Barack Obama) Wybrali: RK, OH, AC
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
NA KLĘCZKACH
NIE WARTO ROZMAWIAĆ? Rozpoczęła się kolejna fala ataku na zwolenników aborcji w Polsce, a pretekstem jest zapowiedź przyjazdu do naszego kraju przedstawicieli amerykańskiej organizacji Katolicy na rzecz Wyboru (istnieje od 1973 roku). Jej lider poprowadzi w naszym kraju warsztaty pod hasłem: „Jak rozmawiać o aborcji?”. Biskup Tadeusz Pieronek stwierdził wprost: „Ja z nimi dyskutować nie będę”. Przyjazd światłych katolików z USA (w zasadzie są oni poza Kościołem) z pewnością przypomni głośne protesty sprzed sześciu laty, gdy na Bałtyku pojawił się statek organizacji „Kobiety na Falach”. PS
ludzi, którzy jeszcze nie zdążyli się przekonać, jakie straszne kłamczuchy są z tych panów w czarnych kieckach. o.P.
KONKURENCJA NIE ŚPI
KOLEJNE SKANDALE W IRLANDII Nazwiska 15 kolejnych katolickich księży winnych molestowania przedstawia raport dublińskiej archidiecezji komisji śledczej w sprawie seksualnego wykorzystywania dzieci. Aż 11 z nich zostało już skazanych, a w przypadku pozostałych trwa postępowanie. Raport skupia się przede wszystkim na niechlubnej roli 19 biskupów, którzy z pełną świadomością kryli swoich podwładnych, przyczyniając się do rozszerzenia procederu. Siedmiu, szczęśliwie dla nich samych, już nie żyje. PPr
GASNĄ PIELGRZYMKI KSIĄDZ ZROBIŁ SWOJE
Stale ubywa chętnych do pieszego pielgrzymowania na Jasną Górę. I tak z pielgrzymki szczecińskiej w ciągu zaledwie 2 lat ubyło aż 15 procent pątników. Wygląda na to, że Polacy wolą pielgrzymować do galerii handlowych niż do paulińskiego skarbca, który ciągle (od wieków!) trzeba uzupełniać. MaK
KSIĄDZ ZARADNY Wierni z Szamocina (okolice Chodzieży) domagają się odejścia miejscowego proboszcza skazanego (o dziwo!) na karę więzienia w zawieszeniu. Ksiądz został skazany za krycie przed policją ministrantów, którzy rozbili jego auto na słupie, a głównie za próbę wyłudzenia od firmy ubezpieczeniowej odszkodowania za wypadek. Bezlitośni są parafianie w Polsce: niezadowoleni, gdy ksiądz ministrantów obmacuje; obrażeni, gdy kryje ich przed policją; źli, jak ich skubie z kasy, i wkurzeni, kiedy sam stara się być... zaradny. I jak tu takim dogodzić! MaK
ŚMIESZNIE I STRASZNIE Każdy nowy dzień jest kolejną odsłoną katolickiej hipokryzji. Na przykład abp Józef Życiński poczuł się „zażenowany” pomysłami dziennikarzy, którzy zgłaszają się do kurii, by uzyskać pozwolenie na wywiad z egzorcystą. Na antenie diecezjalnego radia „eR” hierarcha pouczał ludzi mediów: „Nie wolno nam z dramatu robić sensacji”. Czyżby lubelski biskup zapomniał, że egzorcyści chętnie goszczą na pielgrzymkach i rekolekcjach dla młodzieży, gdzie pod pozorem konferencji sieją strach i sensację właśnie? Kościół boi się więc, by wnikliwe pytania dziennikarzy nie ośmieszyły średniowiecznego obrzędu. Woli robić ferment w umysłach młodych, ufnych
„Jeżeli odczuwasz potrzebę duchowej posługi, ale nie odpowiadają ci tradycyjne formy wielkich religii, to zapraszam do skorzystania z moich usług” – zachęca na swojej stronie internetowej Arkadiusz Lisiecki z Wrocławia, chwalący się certyfikatem ponadwyznaniowego duchownego wyświęconego przez Metaphisical Interfaith Church (Metafizyczny Kościół Międzywyznaniowy) w Universal City (Teksas, USA). Proponowana przez Lisieckiego oferta „posług duchowych ponad religijnymi podziałami” obejmuje błogosławieństwo związków partnerskich, zaręczyny, ślub i nadanie imienia dziecku, spowiedź, udzielenie rozwodu „przed Bogiem”, ostatnią posługę połączoną z „pomocą w przejściu do Światła”, oczyszczenie duchowe (w tym „odsyłanie do Światła zabłąkanych Dusz”) oraz błogosławienie mieszkań, domów, nieruchomości, sklepów, firm i pojazdów. AK
PARAFIA-MIASTO W Polsce nie tylko imprezy państwowe mają kościelny charakter (jak ostatnie Święto Policji z mszą i pokropkami), ale także imprezy kościelne otrzymują rangę publicznych. Ostatnio w nadmorskim Tolkmicku w organizację odpustu parafialnego włączył się osobiście burmistrz. Odpust będzie nietypowy nie tylko z tego względu. Część imprez odbędzie się na plaży, a wśród nich wymieniono „gry i zabawy”, oraz „karaoke show”. Z „Bogurodzicą” i „Boże coś Polskę”? MaK
Watykan suspensował duchownego, księdza Tomislawa Vlasica z Medjugorie. Powodem tej decyzji jest śledztwo wytoczone przez Kongregację Nauki i Wiary, która nie wierzy jego „wizjom” i zarzuca mu „niemoralne prowadzenie”. Ksiądz miał romans z zakonnicą, która zaszła w ciążę. Ojczulek nie chciał współpracować w śledztwie i opuścił swój klasztor. Ciekawe, czy teraz Kościół odda wiernym miliony (miliardy?), które zebrał od nich w Medjugorie, wcześniej zwożąc ich tam z całego świata, począwszy od 1981 roku? PPr
KOŚCIÓŁ Z DYKTATURĄ Hierarchia katolicka w Hondurasie i najbardziej wpływowy duchowny z tego kraju, kardynał Oscar Maradiaga, postanowili wesprzeć przewrót wojskowy. Kilka tygodni temu legalnego prezydenta, Manuela Zelaya, cieszącego się poparciem ponad połowy mieszkańców, obalił spisek wojskowych. Kardynał za wystarczający powód do obalenia prezydenta uznał jego rzekome kłamstwa i naruszenie konstytucji, czego w istocie nie było. Prezydent chciał ewentualnie przedłużyć swoją kadencję za pomocą referendum. Jednak głównym grzechem prezydenta było to, że przyjaźnił się ze znienawidzonym przez Watykan prezydentem Wenezueli Hugonem Chavezem. CS
NADGORLIWCY W Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej chrześcijaństwo wciąż uważane jest za konkurencyjne dla kultu szefa tamtejszego reżimu i państwa, stąd kilkadziesiąt tysięcy tamtejszych chrześcijan od lat przebywa w więzieniach. Doszło nawet do tego, że wielu z nich
skazuje się na śmierć za działalność np. na rzecz USA, bo wyznawcy Jezusa traktowani są jak szpiedzy i wywrotowcy. Dziwi to wszystko tym bardziej, że dziadkowie aktualnego szefa KRLD Kim Dzong Ila, czyli rodzice założyciela komunistycznej Korei Kim Ir Sena, byli gorliwymi protestantami. BS
ODCHRZCZENI Ateiści w USA coraz częściej podejmują się ceremonii odchrzczania, co ma być przeciwwagą dla obrzędu chrztu. Odchrzcić można się na razie w czterech stanach, a na zakończenie ceremonii dostać certyfikat. Zamiast komunii odchrzczony spożywa... krakersa z masłem orzechowym. PPr
BISKUP POŚWIĘCIŁ TOALETĘ W miejscowości Devon bp Bob Evans, sufragan anglikańskiej diecezji Exeter, poświęcił toaletę kompostową w miejscowej parafii. Wierni przekonywali, że w ten sposób tam, gdzie dotąd nie było bieżącej wody, zapewni się wiejskim parafiom zaplecze sanitarne. A u nas tyle niepoświęconych toalet typu toi-toi... PPr
NASA... PLANETA Zespoły ekspertów z NASA oraz Europejskiej Agencji Kosmicznej ESA od ponad trzech lat biedziły się nad sposobem analiz materiałów fotograficznych sporządzonych przez sondę MRO krążącą wokół Marsa. Używane przez nich systemy nie były dokładne. Ich problemy rozwiązał wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego Jan Kotlarz z polskiego zespołu Mars Society Polska. Opracowany przez niego program o nazwie RODM umożliwia precyzyjne badanie nawet kilkudziesięciocentymetrowych obszarów Czerwonej Planety i opracowanie ich wizualizacji. Pomoże on także w weryfikacji hipotez dotyczących przeszłości danej
5
części Marsa, np. czy ukształtowała go woda. Nie próżnują także inni członkowie Mars Society Polska. Przygotowali oni robota o nazwie Skarabeusz, przeznaczonego do poszukiwania śladów życia na Marsie. Projekt wykładowców i studentów Politechnicki Warszawskiej oraz Uniwersytetu Warszawskiego wzbudził zachwyt uczestników konkursu University Rover Challenge 2009, który odbywał się na pustyni w stanie Utah. Na drodze do zwycięstwa polskim naukowcom stanęli pracownicy jednej z firm transportowych. Tak się śpieszyli, że dostarczyli przesyłkę ze Skarabeuszem tuż przed ostatnią konkurencją. Zgodnie z regulaminem, do ścisłego finału kwalifikowały się wyłącznie projekty zaprezentowane minimum dwa razy. Według ekspertów, gdyby nie ten incydent, zespół, który przygotował Skarabeusza, wygrałby konkurs, bo prezentując go w najtrudniejszej konkurencji, zdobył maksymalną notę. MiC
ONANIZM GROZI ŚMIERCIĄ Zaprawdę, rację mają duszpasterze, ostrzegając owieczki przed zgubnymi skutkami masturbacji i oglądania pornosów! Doświadczyła tego para z La Crosse w stanie Wisconsin. 23-letnia Rachel Ferrara przedwcześnie wróciła do domu i złapała partnera na oglądaniu filmu porno i onanizowaniu się. Z miejsca ogarnęła ją nieposkromiona furia; rok starszy partner przypuszczalnie zaniedbywał swe męskie wobec niej powinności seksualne. Z rykiem: „Ty pier... oszuście!” zaszarżowała, waląc samca w brzuch (dwukrotnie) i kopiąc w przyrodzenie. Nie odpuściła, mimo że błagał, by się uspokoiła. Pospieszyła za uciekającym do kuchni, porwała nóż i dziabnęła w ramię i brzuch. Ranny był w stanie sam odwieźć się do szpitala, gdzie uratowano mu życie. Jeszcze jeden związek uczuciowy nie doczeka się finału na ślubnym kobiercu... TN
6
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
Gowin na prezydenta Fundamentalista religijny i wierny wykonawca poleceń kardynała Dziwisza prezydentem Krakowa? Taki czarny scenariusz może się ziścić już za rok. Poseł Jarosław Gowin należy do pseudoliberalnej PO, choć mentalnie bliżej mu do prawicowego skrzydła PiS-u. Obecnie do wypromowania swojej osoby chce on wykorzystać niezbyt dobry, lokalny wynik wyborczy swojej partii do Parlamentu Europejskiego (PO w Małopolsce uległa PiS-owi) oraz jej wewnętrzny kryzys, spowodowany wyrzuceniem – za niejasne powiązania biznesowe z firmą Creation – szefa krakowskiej PO Pawła Sularza (partyjny przeciwnik Gowina). Gowin ma ambicje zostania oficjalnym kandydatem klubu na stanowisko prezydenta Krakowa i stanąć w szranki z dotychczasowym włodarzem miasta, popieranym przez środowiska lewicowe prof. Jackiem Majchrowskim. „Kraków potrzebuje naprawdę silnego prezydenta, który przyjdzie do ratusza z programem i ekipą” – twierdzi pan poseł Gowin i aż strach pomyśleć, co pod tą ,,siłą” konserwatysty może się skrywać. Dotychczas w obozie PO jedynym zdeklarowanym pretendentem do objęcia sterów w krakowskim magistracie był poseł Ireneusz Raś, którego brat Dariusz jest
osobistym sekretarzem kardynała Dziwisza. Czyli cudowna alternatywa dla otwartych światopoglądowo i oczekujących ukrócenia samowoli kleru krakowian... Jak na razie w krakowskiej PO trwa spór, kto obejmie schedę po przewodniczącym Sularzu. Gowin wraz ze swym siostrzeńcem, którego wkręcił do polityki, posłem Łukaszem Gibałą, forsują kandydaturę senatora Pawła Klimowicza. Jednak stanowczo sprzeciwia się temu frakcja tzw. ludzi Grzegorza Schetyny, którzy jako przewodniczącego widzą Grzegorza Koscha (zasłynął przedwyborczym konfliktem w 2006 roku z J.M. Rokitą). Nie jest również wielkim sekretem, iż świątobliwy Gowin ma w partii wielu wrogów, których irytuje jego fanatycznie religijna postawa oraz wyjątkowo mdła aparycja. Dlatego, ich zdaniem, ten „odgrzewany naleśnik” nie ma w starciu z charyzmatycznym Majchrowskim żadnych szans. Konflikt w krakowskim oddziale PO jest na tyle poważny, iż udał się tutaj sam Grzegorz Schetyna, aby zaprowadzić porządek oraz namaścić nowego szefa klubu.
Fot. PAP/Jacek Bednarczyk
Wielce wymowny był również fakt, iż zanim przybył na spotkanie z partyjnymi kolegami, wcześniej udał się do pałacu biskupiego, aby pokłonić się kardynałowi Dziwiszowi. Czyżby tam miały zapaść najistotniejsze decyzje? Jakie więc są perspektywy dla Krakowa? Potężny kardynał, przed
Pomnik dla szpiega Nie ma sposobu, by zastopować radosną twórczość masowego producenta pomników JPII, Czesława Dźwigaja, który wizerunkowi podwawelskiego grodu zdołał już wyrządzić więcej szkód niż cała okupacja hitlerowska. Profesor Dźwigaj, który najwyraźniej wartość swych dzieł ocenia poprzez ilość, nie zaś przez oryginalność i artyzm, swoim urobkiem twórczym zdążył już zaskarbić sobie dozgonne ,,joby” krakowian, a jego osoba posłużyła jako asumpt do zorganizowania konkursu Archi-szopy, czyli wyboru najszkaradniejszej budowli w mieście. No i w tym konkursie jego dzieło przedstawiające... pijaka na słupie (ups, przepraszam, pan profesor twierdzi, że jest to sylwetka księdza Piotra Skargi) zostało pierwszym laureatem. Niestety, później było jeszcze gorzej, a dziś, przechadzając się po miejskim placyku lub skwerku, trudno nie natknąć się na uśmiech odlanego z brązu Papy. Jednak miarka się przebrała, gdy profesor zabrał się do długo oczekiwanego w Krakowie pomnika marszałka Józefa Piłsudskiego. To prestiżowe przedsięwzięcie poprzedziła debata publiczna nad sensem stawiania w ogóle jakichkolwiek nowych pomników w Krakowie, gdyż cudowne namnożenie się papomników już dawno przekroczyło wszelkie granice. Wówczas władze miasta jeszcze raz uległy czarowi pana Czesia i do dziś plują sobie w brodę. Zwłaszcza że w Kielcach od 1938 roku stoi prawie identyczny pomnik popularnych czwartaków. Jednak pan profesor nie zamierza zawiesić dłuta na kołku. Wszedł w komitywę ze Stowarzyszeniem im. płka Ryszarda Kuklińskiego, które planuje swemu idolowi – zdrajcy – postawić kolejny pomnik (jeden w Krakowie
już jest!). Dźwigaj przekonał ich, że bezsensem jest organizowanie konkursu na projekt pomnika, skoro mają na podorędziu takiego... fachowca. I tak w sercu Nowej Huty, przy placu Centralnym przemianowanym niedawno na plac Ronalda Regana (na szczęście krakowianie nie zaakceptowali tej zmiany i nadal posługują się starą), stanie nowe dźwigajdzieło. Pomnik wysokości 25 metrów (dziesięciopiętrowy wieżowiec!!!) ma przedstawiać orła, którego jedno ze skrzydeł jest przestrzelone w dwóch miejscach, co ma symbolizować niewyjaśnioną śmierć synów Kuklińskiego. Choć dziś pojawia się coraz więcej wiarygodnych informacji, iż CIA sfingowała ich śmierć (jednego – niemal na pewno), by uchronić ich przed ewentualną zemstą Moskwy. Drugim zaś skrzydłem ten wielki ptak będzie osłaniał się... od strony wschodu oczywiście. Całe to zamieszanie wokół pomnika oburza Piotra Gajewskiego, prezesa krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich, który twierdzi, iż przestrzeń miejska jest własnością całego społeczeństwa, dlatego w takich przypadkach niezbędny jest konkurs, który pozwala skonfrontować wiele prac, co w konsekwencji doprowadzić powinno do ogólnej dyskusji i najlepszego wyboru. ,,Nie może być tak, że godzimy się na wszystko tylko dlatego, że pojawiają się pieniądze” – mówi prezes Gajewski. Jednak ,,kukliniaki” niewiele sobie z tego robią. ,,Rozmawialiśmy z wieloma rzeźbiarzami, ale profesor Dźwigaj zaproponował to, o co nam chodziło (sic!). Jego rzeźby docenia cały świat” – mówi Henryk Pach, prezes stowarzyszenia. Pomnik Kuklińskiego ma kosztować ponad 2 miliony złotych. MAREK PAWŁOWSKI
[email protected]
którym kłaniają się najważniejsze osoby w państwie, oraz dwóch, w dużym stopniu zależnych od niego kandydatów na prezydenta. Gowin jest zależny biznesowo (wynajmuje od Dziwisza okazały budynek, w którym mieści się jego szkoła), Raś pozostaje uzależniony poprzez koligacje rodzinne. Obydwaj – przez
poglądy. No cóż, jedna z legend podaje, że Kraków swą nazwę wziął nie od króla Kraka, lecz od kraczących kruków i wron, gdyż te czarne ptaszyska miały w przeszłości gnieździć się na skalistym wzgórzu, gdzie dziś dumnie stoi wawelski zamek. MAREK PAWŁOWSKI
[email protected]
adeusz Głomb (sam nazywa siebie Dziadgiem Tadgiem), emerytowany inżynier z Częstochowy, ma dwie pasje: filmowanie uroczystości parafialnych oraz promowanie wymyślonej przez siebie idei „31 000 JPII na Olimpiadę 2020”.
oraz wprowadzenie na Olimpiadę 2020 rozgrywania różnych konkurencji na „dystansach 31 000 JPII” – 31 000 mm (31 m), 31 000 cm (310 m), 31 000 dcm (3100 m), 31 000 m (31 km) oraz w sztafetach. Aby zarazić innych swoją ideą Dziadeg Tadeg rozesłał już tysiące
T
Papieski olimpijczyk „Po odejściu Jana Pawła II do domu Ojca (...) zauważyłem, że Karol Wojtyła, Nasz Papież Jan Paweł II, żył 31 000 dni, i doszedłem do wniosku, że zmieniając jednostkę czasu na jednostkę miary, można uczcić Jego pamięć na sportowo, wprowadzając Dystanse JPII – 31 000 i sztafety składające się z 5 etapów, bo przecież pielgrzymował do wiernych na 5 kontynentach. Wiedząc, że struktury administracyjne mają swoje terminy w wieloletnich planach (...), wziąłem sprawę w swoje ręce i pomalutku jak ta kropla wody drążąca skałę dążę do wytkniętego celu” – wyjaśnia Tadeusz Głomb na swojej stronie w internecie. Tym celem ma być ustanowienie roku 2020 Międzynarodowym Rokiem Jana Pawła II w stulecie jego urodzin
e-maili reklamujących pomysł wprowadzenia „papieskich dystansów” na olimpiadę w 2020 roku, zadbał też o wyłożenie „sedna sprawy” w języku angielskim, francuskim, rosyjskim, hiszpańskim, niemieckim, a nawet chińskim, japońskim, jidysz i hindu. Mimo to inicjatywa „31 000 JPII na Olimpiadę 2020” jak na razie nie wzbudziła większego entuzjazmu nawet w kręgach kościelnych. AK
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r. ziennikarzom nie udostępniono tekstu porozumienia w sprawie Komisji Majątkowej podpisanego 25 czerwca 2009 r. podczas posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu, więc dotychczas wiadomo było o nim tylko tyle, ile udało się wyłowić z mętnej wody oficjalnego komunikatu i zawoalowanych wypowiedzi biskupów (por. „Głódź, smród i ubóstwo” – „FiM” 28/2009). Zadaliśmy sobie wielki trud dotarcia do źródłowego dokumentu zatytułowanego „Uzgodnienia dotyczące usprawnienia funkcjonowania Komisji Majątkowej” parafowanego przez obu współprzewodniczących Komisji Wspólnej w osobach wicepremiera Grzegorza Schetyny i abp. Sławoja Leszka Głódzia. No i teraz już wiadomo, dlaczego tego kwitu nikomu z zewnątrz nie pokazali... Mimo dziesiątków wykrytych i nie tylko przez nas opisywanych przypadków skrajnej naiwności, a nierzadko ewidentnych nadużyć w kilkunastoletniej praktyce Komisji Majątkowej (zwłaszcza w kwestii aprobowania drastycznie zaniżanej wyceny nieruchomości oddawanych kat. Kościołowi), układające się strony stwierdziły, że nie ma sensu czegokolwiek zmieniać. „Biorąc pod uwagę (...) relatywnie niewielką ilość spraw pozostałych do rozpatrzenia, a także długotrwałą procedurę ewentualnej ustawy o stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej uznano, że postępowania te zostaną zakończone na podstawie obowiązujących przepisów” – czytamy w preambule „Uzgodnień...”. Innymi słowy: skoro państwo pod rządami kolejnych ekip – od prawa
D
do lewa i z powrotem – zbłaźniło się już w ponad 90 proc. (Komisja rozpatrzyła 2810 spośród 3063 spraw), to szkoda fatygi, żeby cokolwiek prostować, choć na wokandzie pozostały sprawy najcięższego kalibru, w których Kościół domaga się gruntów (lub ekwiwalentu w gotówce) o wartości ok. 1,5 mld zł!
dzierżawcy (rolnicy, przedsiębiorcy rolni) mogą pożegnać się z myślą o pierwokupie, a gminy i ANR zapłacą ciężkie odszkodowania z tytułu niewywiązania się z zawartych umów; ! W dwóch kolejnych punktach „Uzgodnień...” zapisano „równy dostęp do informacji o prowadzonym
i Głódź z pełną świadomością podpisali bzdurę, żeby zamydlić oczy opinii publicznej, albo wszelkie dotychczasowe zapewnienia przedstawicieli kolejnych rządów i Episkopatu o niezależności Komisji Majątkowej były ordynarnymi kłamstwami.
Gra pozorów Ponieważ Kościół nie dopuszcza stosunku przerywanego, rząd oddaje się do końca, żeby w pełni zadowolić świątobliwego partnera... Przejdźmy teraz do wynegocjowanych przez rząd i Episkopat reguł mających „usprawnić funkcjonowanie Komisji Majątkowej w granicach obowiązującego prawa”. ! Na pierwszym miejscu znalazło się przyrzeczenie władz państwowych, że każdy wojewoda, na którego terytorium Kościół ma do załatwienia jakieś interesy, będzie „aktywnie brać udział w tym postępowaniu” oraz „odgrywać rolę mediatora w przypadku rażącej różnicy stanowisk” pomiędzy wielebnymi, a desperatami broniącymi naszego wspólnego dobra. Na wojewodów i zarządzającą mieniem Skarbu Państwa Agencję Nieruchomości Rolnych nałożono ponadto obowiązek „przeciwdziałania przypadkom sprzedaży osobom trzecim” gruntów i budynków upatrzonych sobie przez watykańczyków jako „nieruchomości zamienne”. Oznacza to m.in., że dotychczasowi ich
iedy w kampaniach wyborczych (np. do PE) jurkopodobni politycy mówią o nierozerwalnym związku Kościoła katolickiego z kulturą europejską, to całkiem przypadkiem mówią „świętą” prawdę... „Świętą”. Ale czy można tak niefrasobliwie mylić zasługi z przyczynami...? Nie tak dawno mieliśmy okazję wskazać „nierozerwalny związek” krucjaty dziecięcej z roku 1212 z rozwojem teatru eksperymentalnego w Warszawie („FiM” 15/2009). Obecnie możemy przeżywać emocje etyczno-duchowo-artystyczne podczas spektaklu pt. „Bramy raju” na Scenie Kameralnej Teatru Jaracza w Łodzi. I czerpać pełnymi garściami z „dorobku kulturalnego” Kościoła, zastanawiając się nad prawdziwym przesłaniem opowieści Jerzego Andrzejewskiego, którą Małgorzata Bogajewska teraz tak odważnie zaadaptowała na scenę teatralną. O ile autorzy spektaklu w warszawskiej Rampie postawili na niewinność, poświęcenie i cierpienie dzieci, to twórcy spektaklu łódzkiego wręcz przeciwnie: pozostając w zgodzie z oryginałem, oddają nie tylko niespotykany kształt powieści, ale i najbardziej mroczne zakamarki duszy człowieka – jakże jeszcze młodego. Sam spektakl, podobnie zresztą jak tekst literacki, łatwy w odbiorze nie jest, ale zmusza do maksymalnego skupienia. Opowieść Andrzejewskiego składa się... z dwóch zdań,
K
POLSKA PARAFIALNA
postępowaniu”, co ma polegać na tym, że oprócz wielebnych, także pozostałe zainteresowane podmioty (np. gmina, starostwo, wojewoda, ANR) będą wiedziały, co Komisja Majątkowa chce im zabrać, żeby oddać Watykanowi. Zagwarantowano im dostęp do wszystkich dokumentów rozpatrywanych spraw, możliwość „zajęcia stanowiska na każdym etapie postępowania”, a nawet protokołowanie wypowiedzi. Mało tego: wicepremier wespół z arcybiskupem zarządzili, że koniec z tajnymi posiedzeniami komisji (sic!), bowiem w najdrobniejszych nawet sytuacjach spornych „orzeczenia przenoszące własność nieruchomości lub przyznające odszkodowanie wydawane będą podczas rozpraw, do udziału w których wezwani zostali wszyscy uczestnicy postępowania”. Ta deklaracja jednoznacznie niestety dowodzi, że Schetyna
Oto dowód: ! „Minister spraw wewnętrznych i administracji nie jest organem nadzoru nad działalnością niezależnej od organów administracji rządowej Komisji Majątkowej, bowiem zapewnia jej tylko obsługę kancelaryjno-biurową” – tak 24 sierpnia 2006 r. przekonywał posłów PiS-owski sekretarz stanu w MSWiA Jarosław Zieliński; ! Przed niespełna rokiem działający „z upoważnienia” ministra Schetyny sekretarz stanu w MSWiA oraz reprezentant strony rządowej w Komisji Wspólnej Tomasz Siemoniak (PO) uroczyście zapewniał Sejm, że jego szef „nie posiada kompetencji nadzorczych ani kontrolnych” umożliwiających wydawanie Komisji Majątkowej jakichkolwiek dyspozycji. „Komisja jest niezależnym od organów władzy publicznej ciałem kolegialnym (...) znajduje się poza strukturą organizacyjną MSWiA i ze względu na swój charakter (postępowanie przed komisją zastępuje postępowanie sądowe lub administracyjne) żaden organ administracji rządowej nie może sprawować nad
Krucjata do kwadratu
a to drugie tylko z czterech wyrazów. W pierwszym – niezwykle rozbudowanym i wielokrotnie złożonym – mieści się zasadnicza treść, a tworzy ją spowiedź głównych bohaterów, którzy wraz z ogromną rzeszą innych francuskich dzieci idą za młodziutkim pasterzem Jakubem
z Cloyes wyzwolić Grób Jezusa w Jerozolimie. Na scenie powtarzają się te same „momenty” erotyczne, podkreślające prawdziwe motywy uczestnictwa w owej „krucjacie niewinności”, więc niczym antyteza brzmi równie konsekwentnie powtarzane wezwanie Jakuba,
7
działalnością orzeczniczą komisji kontroli” – twierdził Siemoniak w piśmie z 12 sierpnia 2008 r. No proszę, a teraz nagle okazało się, że jednak można coś „sądowi” nakazać! Wydać polecenie stosowania określonych procedur, przesłuchiwania wskazanych świadków... Gdzie zatem leży prawda? – Z formalnoprawnego punktu widzenia, te wszystkie uzgodnienia ministra z arcybiskupem mają wartość świstka papieru, na którym je zapisano, bowiem bez zmiany zarządzenia z 8 lutego 1990 r., dotyczącego szczegółowego trybu postępowania Komisji Majątkowej, może ona dalej działać tak jak dotychczas. A przecież wystarczyło kilka minut, by dokonać w obowiązujących przepiasch dwóch kosmetycznych zmian niewymagających długotrwałych konsultacji, żeby te wszystkie nadmuchane pod publiczkę obietnice stały się dla komisji obowiązkiem. Dlaczego tego nie zrobiono? – Kościół nie chciał słyszeć o żadnych zmianach – wyjaśnia „FiM” wysoki rangą urzędnik z MSWiA. W ostatnim punkcie „Uzgodnień...” Schetyna z Głódziem zgodnie stwierdzili, że „w celu zapewnienia przejrzystości działań Komisji Majątkowej” wykaz pozostałych do rozpatrzenia kościelnych roszczeń zostanie opublikowany na stronie internetowej MSWiA. To było grubo ponad miesiąc temu, ale wykazu wciąż nie ma. Okazuje się, że obaj panowie zapomnieli umówić się, do kiedy go ujawnią... Ktoś zapyta: – A do czego zobowiązała się strona kościelna? Odpowiadamy: do dalszego szabrowania majątku polskiego! DOMINIKA NAGEL
„aby wobec bezdusznej ślepoty królów, książąt i rycerzy dzieci chrześcijańskie okazały łaskę i miłosierdzie dla miasta Jerozolimy”... Nie, nie, tak naprawdę nie o Jerozolimę chodzi, i w ogóle nie tylko o tę krucjatę, ale najwyraźniej jest ona najbardziej przejrzysta jako metafora i przydatna jako tworzywo do przekazania refleksji uniwersalnych. I ponadczasowych. Bo chociaż zdarzyła się prawie 8 wieków temu, to nie można się oprzeć porównaniom z teraźniejszością, a to dowodzi, że ludzkość wciąż popełnia te same błędy, zaś poszczególni ludzie nadal nie potrafią właściwie ukierunkować własnych słabości, wierzeń, żądz i ambicji. I nie próbują myśleć, dokąd, a raczej do czego mogą one doprowadzić i indywidualnie, i w tłumie, z całym bagażem kłamstwa i wszelkich -izmów. Pod płaszczykiem idei... A dokąd? Czy rzeczywiście do bram raju? Spójrzmy w przeszłość i puknijmy się w głowę. Przedstawienie przedpremierowe (20 czerwca br.) widzowie przyjęli owacyjnie. Należy tylko mieć nadzieję, że w nowym sezonie teatralnym nie znajdą się wśród widzów tacy, którzy jej wydźwięk potraktują tak dosłownie i propagandowo jak niegdyś książkę. Albo tacy, którzy za obrazę wartości poczytają np. nagość Boskiego ciała, odniesienia erotyczne, szczególnie te homoseksualne, a przede wszystkim... „obrazoburczą” motywację owej krucjaty. IGA OLCZYK
8
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
W ZDROWYM CIELE...
W dobie rozwoju chorób cywilizacyjnych nieprawidłowy styl życia i jedzenia daje pole do popisu wolnym rodnikom, które systematycznie wyniszczają nasz organizm. Tarczą obronną są antyoksydanty. W krajach rozwiniętych ekonomicznie mniej więcej 20 proc. zgonów następuje w wyniku chorób układu sercowo-naczyniowego. O ile nie mamy wpływu na uwarunkowania indywidualne, a więc wiek, płeć czy odziedziczone geny, to w zakresie diety i stylu życia możemy dla własnego zdrowia zrobić niezwykle dużo, chociażby pomagając organizmowi w zwalczaniu wolnych rodników (mogą uszkadzać DNA, komórki nerwowe czy naczynia krwionośne). Powstają one w sytuacjach naruszenia równowagi metabolicznej (tzw. stres oksydacyjny prowadzący do przewagi procesów utleniania), a konsekwencją ich panoszenia się w organizmie jest rozwój chorób płuc, stawów, układu sercowo-naczyniowego, cukrzycy, zaćmy oraz powstawanie nowotworów. Jednym z czynników, które mają wpływ na ograniczenie zachorowań, jest spożywanie antyoksydantów (przeciwutleniacze neutralizujące wolne rodniki), zwłaszcza tych pochodzenia naturalnego. Mimo że każdy organizm jest w nie wyposażony, predyspozycje do wytwarzania
– Znów wrze w środowisku pielęgniarek i położnych... – Związki zawodowe są od tego, by walczyć o prawa pracownicze. Negocjujemy od dawna, ale nie widać dobrej woli ze strony rządu i chyba w końcu podejmiemy decyzję o ogólnopolskim proteście. – Kiedy może do niego dojść? – Nie wiem, może jesienią... – Słynny protest w „białym miasteczku” w 2007 roku miał być przełomem w rozwiązywaniu problemów płacowych... – ...i częściowo był, bo w ustawie o ZOZ-ach przewidziano pieniądze na podwyżki także dla pielęgniarek i położnych, ale nie wszyscy dyrektorzy szpitali sprawiedliwie nas potraktowali, wyraźnie preferując lekarzy. Zgodnie z dyrektywą unijną wprowadzono dla nich
Witamina C
Brokuły, kalafior, kapusta, owoce cytrusowe, porzeczki, truskawki, papryka, natka pietruszki
Witamina E
zboża, nasiona słonecznika, migdały, dorsz, halibut, orzechy laskowe, oleje roślinne, kapusta włoska, szpinak, mango
Antocyjany
ciemne winogrona, czerwone wino, aronia, truskawki, czarne porzeczki, śliwki
Flawany
cebula, jabłka, herbata, brokuły, seler, oliwa, brzoskwinie, wiśnie
Flawonony i flawonole
brokuły, jarmuż, liście selera, żółta i zielona fasola, gryka, herbata, kakao
Beta-karoten
Marchew, pomidory, czerwona papryka, cykoria, morele, suszone śliwki
Luteina
Szpinak, zielona sałata, brokuły, groszek zielony, żółtka jaj
Koenzym Q10
Sardynki, łosoś, makrela, jaja
Kwasy fenolowe
białe winogrona, oliwa, jabłka, maliny, wiśnie, pomidory, zboża, kapusta
Fot. MaHus
warzywa i owoce, głównie jabłka, cebula, brokuły, jagody, oliwki, sałata, a także czerwone wino czy czekolada. Polifenole hamują aktywność enzymów wspomagających rozwój nowotworów, chorób krążenia, choroby Alzheimera, choroby niedokrwiennej serca, zawału oraz udaru mózgu i wielu innych. Bogatym źródłem antyoksydantów jest też zielona herbata (właściwości antyoksydacyjne zielonej herbaty są sześciokrotnie wyższe niż czarnej).
Rząd wyleczy się sam Rozmowa z Dorotą Gardias – przewodniczącą Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych.
Źródła pokarmowe
Flawonoidy:
Naturalna broń antyoksydantów zależą od genetycznych uwarunkowań, wieku, a także rodzaju diety. Osłabiony chorobami, starszy lub nieprawidłowo odżywiony organizm wytwarza mniej antyoksydantów, przez co słabiej broni się przed wolnymi rodnikami. Równie szkodliwie oddziałują liczne czynniki środowiskowe, np. stresujące, intensywne tempo życia, zanieczyszczenie powietrza spalinami, dym papierosowy, chemiczne konserwanty żywności, promieniowanie urządzeń elektronicznych. Z tego względu wskazane jest, aby dostarczać w pożywieniu odpowiednią dawkę antyoksydantów, a także wspomagających je minerałów, np. takich jak selen, żelazo, miedź, cynk, mangan. Antyoksydanty to m.in. witamina C, witamina E, beta-karoten, luteina, koenzym Q10 czy polifenole. Źródłem tych ostatnich są
Antyoksydant
limitowany czas pracy, więc na dodatkowe dyżury przeznaczono między innymi nasze pieniądze. – Ile obecnie zarabia pielęgniarka? – Niedawne badania przeprowadzone w 580 szpitalach (na ponad 700 istniejących) wykazały, że średnia płaca jest na poziomie od 1,8 do 2 tysięcy złotych, jednakże dziś pielęgniarka po studiach otrzymuje zaledwie 1280 do 1300 złotych, choć według mnie powinna zarabiać dwukrotnie więcej. – Gdy trwał strajk, w „białym miasteczku” odwiedzały was tabuny polityków... – ...i to ze wszystkich partii opozycyjnych, choć pod siedzibą rządu nie było przecież wiecu politycznego. – Czy przyszli też księża? – Nie, koleżanki same modliły się w „miasteczku”, ale kapłani się nie pojawili. – Cały czas walczycie o swoje sprawy, lecz z pola widzenia znikają pacjenci, co potwierdził
Żeby zapewnić organizmowi jak najlepszą ochronę i skutecznie neutralizować wolne rodniki, w codziennej diecie powinno znaleźć się około 70–80 dag świeżych warzyw i owoców – najcenniejszych dla człowieka źródeł antyutleniaczy (np. w Holandii spożycie flawonoidów wynosi około 30 mg dziennie – pochodzą głównie z herbaty, cebuli i jabłek; w USA ok. 20 mg, a głównym źródłem obok herbaty, jabłek, pomarańczy i cebuli są brokuły;
niedawno strajk w Radomiu, podczas którego zmarł jeden z pacjentów. Jest też więcej skarg na jakość waszej pracy. – Śmierć pacjenta jest z pewnością olbrzymią tragedią, ale z informacji przewodniczącej tamtejszego związku wynika, że protest rozpoczął się o godz. 8, a do zgonu doszło wcześniej. Pragnę podkreślić z całą stanowczością, że walczymy nie tylko o spełnienie naszych postulatów, ale i w interesie pacjentów. Spółki prawa handlowego, lansowane teraz na siłę przez rząd, są złym rozwiązaniem i boję się, że tych skarg będzie coraz więcej. Tłumaczymy wszystkim wokół, że oszczędzanie za wszelką cenę, na przykład na pielęgniarkach, obciążanie ich ponad normę, musi spowodować obniżenie jakości naszych usług. Mówimy posłom, że umowy cywilnoprawne są dla ludzi krzywdzące, że pielęgniarki będą zmuszone do dorabiania. Jedna pielęgniarka na 60 chorych to stanowczo za mało. – Dyrektorzy szpitali nie wiedzą, że jedna pielęgniarka nie może obsłużyć należycie kilkudziesięciu chorych? – Wiedzą, ale przymykają oczy, bo w przeciwnym razie musieliby zatrudnić więcej pielęgniarek.
Japończycy spożywają ok. 80 proc. flawonoidów z herbaty, a w diecie Włochów 40 proc. tych związków pochodzi z czerwonego wina). Przetwarzanie warzyw i owoców zwykle pozbawia je właściwości antyoksydacyjnych. Należy je więc spożywać na surowo, a jeśli gotować, to krótko. Najtrwalszy pod tym względem jest beta-karoten (marchew, pomidory) – nie szkodzą mu nawet wysokotemperaturowe procesy. To jednak wyjątek. Pozostałe
– Skąd mogliby wziąć te pielęgniarki, jeśli „położono” system kształcenia? Do tego te pracujące są coraz starsze, a młodzież nie garnie się do tego zawodu... – To, niestety, prawda. – Raport o sytuacji w niepublicznych Zakładach Opieki Zdrowotnej mówi o naruszaniu prawa pracy i zagrożeniu dla zdrowia pacjentów. – Niestety, pracodawcy nie przestrzegają norm dotyczących zatrudnienia personelu średniego. Na przykład w jednym ze szpitali na południu Polski liczba personelu pielęgniarskiego zmniejszona została z 380 do 150. W tamtych szpitalach masowo nie płaci się za nadgodziny, obniża dodatki funkcyjne i wymusza niekorzystne warunki płacy. Mimo że ludzie boją się mówić o tych sprawach, bo nie chcą stracić pracy, raport dostarcza wstrząsających przykładów. Przekazałam go głównemu inspektorowi pracy, by przeprowadzono stosowne kontrole. – Podczas czerwcowego zjazdu sprawozdawczo-wyborczego Związku mówiono o niekontrolowanych przekształceniach własnościowych w służbie
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r. naturalne antyoksydanty charakteryzują się małą odpornością, dlatego procesy przetwórcze powodują znaczne straty naturalnych przeciwutleniaczy. Witamina C bardzo łatwo ulega utlenieniu. Produktów, które ją zawierają, nie powinno się więc poddawać obróbce termicznej – blanszowaniu, gotowaniu (cytrynę dodawać do herbaty po jej przestygnięciu), pasteryzacji, a także suszeniu lub mrożeniu. Utratę naturalnych antyoksydantów powoduje również obieranie i rozdrabnianie. Smażenie w tłuszczu, oprócz działania temperatury, powoduje dodatkowo straty związków przeciwutleniających na skutek ich reakcji z powstającymi podczas rozkładu tłuszczu wolnymi rodnikami. Witaminę E utracimy, poddając produkty, które ją zawierają, smażeniu lub mrożeniu. Najmniej przetwarzać powinno się także produkty bogate w luteinę oraz koenzym Q10. Antyoksydanty nie są oczywiście lekiem, nie gwarantują też wiecznej młodości. Mają zastosowanie głównie w profilaktyce, co oznacza, że jeśli zaczniemy właściwie komponować naszą dietę, uwzględniając w niej odpowiednią ilość owoców i warzyw oraz innych źródeł antyoksydantów, możemy liczyć na to, że unikniemy przynajmniej niektórych dolegliwości, a z pewnością uodpornimy nasz organizm – nawet na wirusy, choćby tzw. świńskiej grypy... JULIA STACHURSKA Artykuł powstał we współpracy z Polskim Towarzystwem Promocji Zdrowego Życia i Żywności
zdrowia, naruszających prawa pracownicze i wolności związkowe. Sprzeciwiano się też praktyce jednoosobowych dyżurów pielęgniarskich, ale efektów tego wszystkiego nie widać. – Na zjeździe był, zaproszony przez nas, wicepremier Waldemar Pawlak i zwróciłam się do niego z prośbą, by przy korekcie budżetu zabezpieczono pieniądze na podwyżki dla pielęgniarek, ba, nawet rozmawiałam na ten temat w Ministerstwie Zdrowia, ale jedyną reakcją jest... cisza. Od kilku miesięcy usiłujemy rozmawiać na ten temat ze stroną rządową, ale mam wrażenie, że zamiast zrozumieć nasze problemy, rząd jedynie dokręca śrubę. – Dla pielęgniarek i położnych brakuje pieniędzy na podwyżki, ale są za to na bardzo dobrze płatne szpitalne etaty kapelanów. – Związkowcy nie są od tego, by odbierać komukolwiek pieniądze, bo sprawami płacowymi w takich przypadkach powinni zajmować się dyrektorzy szpitali. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI
Gdy ekipa braci Kaczyńskich rozdawała w Polsce karty, krupierem w regionie świętokrzyskim był Przemysław Gosiewski alias „Peron”, który do pilnowania spraw na co dzień miał tam wojewodę Grzegorza Banasia (obecnie senator PiS). Ci dwaj szczególnym nadzorem objęli Kieleckie Kopalnie Surowców Mineralnych. Bogatą spółkę należącą w całości do Skarbu Państwa, będącą największym w okolicy pracodawcą. Zaczęli oczywiście od kadr. Na czele firmy stanęli ludzie „słuszni” ze świadectwami moralności od władz kościelnych, przywrócono właściwą rangę związkowcom z „Solidarności”, awansując jej szefa na stanowisko godne noszonego w klapie znaczka, wypromowano towarzyszy partyjnych, kolegów, rodziny... Krótko mówiąc: było sielsko, polsko, czyli normalnie. KKSM sterował do niedawna duet: Ryszard Gądek (prezes zarządu) oraz Henryk Ciosmak (dyrektor techniczny – członek zarządu), a z tylnego siedzenia kursu pilnował Jacek Michalski (przewodniczący „Solidarności” i kierownik działu z pensją ok. 8 tys. zł), wraz ze swoją byłą zastępczynią Marią Kornaszewską (zrezygnowała z emerytury, żeby za ok. 10 tys. zł miesięcznie doradzać zarządowi), którzy w Radzie Nadzorczej spółki mieli swoich „przedstawicieli załogi” w osobach Barbary Świerszcz i Barbary Łuszczyny. Dokonania tej ekipy obszernie już opisywaliśmy („Kopalnie króla Edgara” oraz „Solidar-dość” – „FiM” 20, 22/2009), ale dotarliśmy do nowych dokumentów dotyczących epizodu, który wydawał nam się wówczas zgoła kryminalny, i w swojej naiwności mniemaliśmy, że prokuratura to potwierdzi. Przypomnijmy: Dyrektor Ciosmak (współtwórca wspólnoty modlitewno-charyzmatycznej „W Pieczy Najwyższego”) wybudował rezydencję we wsi Mójcza, wchodzącej w skład gminy Daleszyce. Do hacjendy prowadziła pełna wertepów ścieżka, zaś gmina nie miała pieniędzy, żeby ją poszerzyć oraz przyzwoicie utwardzić. I wtedy stał się cud: ! We wrześniu 2007 r. Gądek z Ciosmakiem sprzedali gminie 3218 ton piasku i kruszywa po złotówce za tonę(!), choć łączna wartość oddanego praktycznie za darmo surowca była kilkadziesiąt razy większa; ! Gmina nagle znalazła kasę na robociznę, po czym wybudowała ok. 600 m elegancko utwardzonego szlaku wiodącego prościutko do bramy domu Ciosmaka. Zdaniem ówczesnego przewodniczącego Rady Nadzorczej KKSM Andrzeja Krawczyka, transakcja z gminą ewidentnie „miała charakter pozorny, a przyjęta cena 1 zł za
PATRZYMY IM NA RĘCE
9
Ostry skręt w prawo
tonę kruszywa zmierzała do uniknięcia znamion darowizny”, aby: ! ominąć konieczność uzyskania na nią zgody Rady (wg statutu firmy, koniecznej przy darowiznach przekraczających wartość 5 tys. euro); ! wykolegować Skarb Państwa i „uniknąć zapłaty należnego podatku VAT od rzeczywistej wartości darowizny (takie wyjaśnienie zostało przedstawione Radzie Nadzorczej w toku składania wyjaśnień przez prezesa R. Gądka)”. Krawczyk powiadomił o tym Ministerstwo Skarbu Państwa pismem z 10 stycznia 2008 roku, wyraźnie podkreślając „podejrzenia ugruntowane w czasie wizji lokalnej we wsi Mójcza, iż na obniżenie ceny sprzedaży kruszywa miał znaczący wpływ fakt, że zostało ono wykorzystane na budowę drogi prowadzącej do posesji członka Zarządu H. Ciosmaka”. Na średnim szczeblu ministerstwa PiS wciąż jeszcze miał swoich ludzi, więc w Warszawie sprawie zgrabnie ukręcono łeb, usuwając Krawczyka ze stanowiska przewodniczącego RN. I wszystko by elegancko przyschło, gdyby nie znalazł się wyjątkowo upierdliwy obywatel Marek J., który znając KKSM jak własną kieszeń, poleciał z jęzorem do Prokuratury Rejonowej Kielce-Wschód, żądając wszczęcia śledztwa w sprawie „wyrządzenia przez członków zarządu znacznej szkody majątkowej poprzez nadużycie uprawnień i niedopełnienie ciążących na nich obowiązków” (zagrożone karą do 5 lat pozbawienia wolności). Zanim prokuratura wzięła się do roboty, Rada Nadzorcza KKSM podjęła własne dochodzenie, zlecając je... paniom Świerszcz i Łuszczynie (podwładne „oskarżonych”), „oddelegowanym do indywidualnego przeprowadzania czynności nadzorczych”. Tak zapisano w protokole z posiedzenia RN. „Pozostawienie wyjaśnienia sprawy jedynie członkom Rady wybranym przez pracowników Spółki, może budzić wątpliwości ze względu na obserwowany sposób pełnienia przez nich funkcji” – interweniował w ministerstwie były przewodniczący Krawczyk,
podkreślając zależność służbową obu pań „względem osób, które mogły dopuścić się naruszenia prawa”. Owe damy okazały się jednak niezawisłe niczym wszyscy sędziowie Sądu Najwyższego razem wzięci. Na podstawie wyników przeprowadzonego przez nie śledztwa Rada Nadzorcza uznała, że „sprzedaż po cenie preferencyjnej 1 zł za tonę obejmowała tylko tzw. rumosz, czyli zalegający na hałdach surowiec najgorszego gatunku” oraz jest kompletną nieprawdą, jakoby „dostarczone surowce gmina przeznaczyła na wybudowanie drogi do prywatnej posesji członka zarządu”, gdyż wiedzie ona też do co najmniej 30 działek składających się na nowo budowane w sąsiedztwie posesji Henryka Ciosmaka osiedle domków jednorodzinnych”. Ciekawe, że będąc niedawno w Mójczy, doliczyliśmy się „w sąsiedztwie” zaledwie jednego domu... „Zarząd nie działał pozornie i w intencji ukrycia przed pozostałymi organami Spółki darowizny (...). Stwierdziwszy niemożność ustalenia a posteriori, jakie parametry miały poszczególne partie wyrobu dostarczone po cenie preferencyjnej, Rada przyjęła oceny Zarządu za wiarygodne i adekwatne” – stwierdziła RN, oczyszczając prezesa i dyrektora ze wszelkich podejrzeń. Tymczasem trzej bezpośredni i znający się na rzeczy świadkowie, do których dotarli dziennikarze „FiM”, zadeklarowali gotowość zeznania pod przysięgą, że było całkiem odwrotnie, bowiem widzieli na własne oczy, jak na budowę drogi do hacjendy Ciosmaka przywożono z KKSM wysokiej jakości tzw. piasek płukany i najlepszego gatunku kruszywo, kilkadziesiąt razy droższe niż „cena preferencyjna”. Mało tego: były przewodniczący Krawczyk dysponuje zdjęciami z wizji lokalnej, które „ugruntowały” podejrzenia zgłoszone przez niego ministerstwu. Ale po cóż świadkowie? Przecież – żeby dojść prawdy najprawdziwszej – wystarczyło przeprowadzić wizję lokalną, dziobnąć w 3–4 miejscach kilofem i sprawa byłaby jasna. A co zrobiła prokuratura?
Śledztwo o sygn. 4 Ds. 441/08/S umorzono, bowiem Zarząd KKSM ani na jotę nie uchybił swoim obowiązkom, nie mówiąc już o jakimś przekręcie: ! „Podnieść należy, że sprzedaż produktów »za złotówkę« nie obejmowała wyrobów wysokogatunkowych. Dotyczyła wyrobów o obniżonej jakości”; ! „Jeśli chodzi o zarzut, że sprzedaż wyrobów »za złotówkę« Urzędowi Gminy Daleszyce była czynnością pozorną, albowiem materiał ten posłużył do wybudowania drogi dojazdowej bezpośrednio do jednej posesji, a to posesji Henryka Ciosmaka, to zarzut ten nie znajduje żadnego potwierdzenia w zgromadzonym w sprawie materiale dowodowym. Nabyte po preferencyjnej cenie wyroby Urząd Gminy wykorzystał do bieżącej naprawy dróg (...). Między innymi wyremontowano drogę obok posesji Henryka Ciosmaka, ale posesja H. Ciosmaka była jedną z trzydziestu, do których wyremontowana droga prowadziła” – orzekła kielecka prokuratura, niemal dosłownie cytując konkluzję śledztwa przeprowadzonego przez podwładne szefów KKSM. Że nie przesłuchano naocznych świadków, ani też nie przeprowadzono oględzin? No cóż, widocznie nie było takiej potrzeby, choć deklarowaliśmy na łamach „FiM” gotowość wskazania osób mających w tej sprawie wiele do powiedzenia... Od czerwca w KKSM działa już nowy zarząd wybrany w konkursie przez nową radę nadzorczą, w której pozostały jednak wciąż te same „przedstawicielki załogi”. „Solidarność” zażądała od Ministerstwa Skarbu Państwa unieważnienia wyboru. „Bardzo nas niepokoi, że poprzedni prezes, który bardzo dobrze działał, został odwołany” – łkał w lokalnych mediach przewodniczący Michalski, grożąc nawet strajkiem. Z „FiM” nie chciał rozmawiać, bo – jak stwierdził – jesteśmy niewiarygodni. Były dyrektor Ciosmak znalazł robotę w branży surowców mineralnych, ale już w firmie całkiem prywatnej... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
10
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
POD PARAGRAFEM
Głuchy rząd i ślepi posłowie Jak bezkarnie łamać podpisane przez siebie umowy międzynarodowe – oto temat zajęć, jakie mogą prowadzić polscy biskupi katoliccy. Od ponad 10 lat dzięki politykom koalicji AWS-UW, którą wsparł ówczesny prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, w polskim porządku prawnym zagościł konkordat. Od dłuższego czasu biskupi robią wszystko, aby przestał on jednak obowiązywać.
Dwa episkopaty i bezkarny Rydzyk Tak zwana Stolica Apostolska zobowiązała się w artykule 6 konkordatu, że żaden biskup zarządzający polską diecezją nie może brać udziału w pracach obcego episkopatu. Praktyka jest jednak inna. Biskupi ordynariusze obrządku grecko-katolickiego (metropolita przemysko-warszawski Jan Martyniak i jego podwładny – ordynariusz diecezji wrocławsko-gdańskiej bp Włodzimierz Juszczak) głosują na posiedzeniach Konferencji Episkopatu Polski i Konferencji Episkopatu Ukrainy. Polski rząd nie reaguje. Od premiera uczą się, jak nie zauważać łamania prawa, pomniejsi urzędnicy. Państwowi i samorządowi zarządcy dróg przyzwyczaili się, że jezdnie (także na najważniejszych trasach krajowych) zamieniają się bez uprzedzenia w miejsca odprawiania mszy świętych i innych nabożeństw. Konkordat jasno przewiduje, że ustawowe regulacje dotyczące zajmowania dróg na inne cele odnoszą się także do uroczystości religijnych. Kolejnym martwym przepisem konkordatu jest jego artykuł 19. Przewiduje on, że stowarzyszenia i inne zrzeszenia kościelne, gdy działają publicznie (zbierają datki, wydają czasopisma, prowadzą działalność gospodarczą), podlegają prawu polskiemu. Oznacza to między innymi obowiązek rejestracji w sądzie. Biskupi to olewają, a ministrowie nie reagują. I dlatego od ponad 10 lat w całej Polsce aktywną działalność prowadzi tak zwany Ruch Kół Przyjaciół Radia Maryja. Organizacja posiadająca swoje placówki niemal w każdej parafii organizuje komercyjne wycieczki nazywane pielgrzymkami, uczestniczy aktywnie w kampaniach wyborczych i dysponuje własnymi rachunkami bankowymi. I to wszystko bezprawnie, tj. bez rejestracji w sądzie i bez płacenia podatków. Polski Episkopat za nieobowiązujący uznał także artykuł 21 ustęp 2 konkordatu. Czytamy tam: „(...) przepisy prawa polskiego o zbiórkach publicznych nie mają zastosowania do zbierania ofiar (...), jeżeli
rządowo-kościelnego zespołu do spraw reformy finansów Kościoła w Polsce. Nie spotkał się on ani razu. A miałby o czym debatować. Ot, choćby o procederze poszerzania przez kościelne instytucje definicji kultu religijnego i działalności charytatywno-opiekuńczej Krk na wszelkie formy swojej aktywności gospodarczej, np. prowadzenie hoteli, pensjonatów, biur turystycznych, parafialnych knajp i tym podobnych.
jakiś projekt ustawy stał się prawem powszechnie obowiązującym, muszą być spełnione trzy warunki: projekt musi być właściwie uchwalony, czyli uzyskać poparcie wymaganej większości posłów i senatorów, prezydent musi złożyć pod nim swój podpis, a na końcu nowe prawo musi zostać opublikowane w Dzienniku Ustaw. W przypadku ustawy ratyfikującej konkordat nie został spełniony warunek pierwszy. Prowadzący wtedy obrady Sejmu Maciej Płażyński, prawnik z wykształcenia, zapomniał, że na mocy konkordatu Polska przekazała szereg swoich kompetencji organizacji międzynarodowej – Kościołowi katolickiemu. Według doktora Pawła Boreckiego z Uniwersytetu Warszawskiego oraz profesora Ryszarda Małajnego z Uniwersytetu Śląskiego, na mocy konkordatu duchowni katoliccy
odbywają się w obrębie terenów kościelnych, kaplic oraz w miejscach i okolicznościach zwyczajowo przyjętych w danej okolicy i w sposób tradycyjnie ustalony”. Wszystkie inne zbiórki organizowane przez instytucje kościelne wymagają zgody władz. Według naszej wiedzy, zakon redemptorystów prowadzący Radio Ślepy rząd i Sejm Maryja przez 10 lat obowiązywania konkordatu ani razu nie wystąpił do Zasady prawa międzynarodoweMSWiA z prośbą o zgodę na przego są klarowne. W przypadkach upoprowadzenie ogólnopolskiej zbiórrczywego naruszania umowy mięki publicznej. Podobnie do tego obodzynarodowej przez jedną ze stron wiązku podchodzą władze Caritas drugiej przysługuje prawo do jej wyPolska i jego diecezjalnych oddziapowiedzenia. Odnosimy wrażenie, łów. Zresztą całość finansów sieci że nie znali jej ani dwaj prezydenCaritas jest wielką tajemnicą... Na ci (Kwaśniewski i L. Kaczyński mocy prawa organizacje, które dostały status organizacji pożytku publicznego, zobowiązane są do publikacji dokładnych sprawozdań finansowych. 40 oddziałów Caritasu ma taki status, zaś pełne sprawozdania publikuje mniej więcej 1/3. Pozostałe albo tego nie czynią, albo przedkładają skandaliczne dokumentacje, pełne luk i wewnętrznych sprzeczności. Wymaganych przez ustawę o radiofonii i telewizji sprawozdań oraz rozliczeń nie składa wspomniany zakon redemptorystów prowadzący Radio Maryja. Ma on pełne poparcie Konferencji Episkopatu Polski. Jej przewodniczący, arcybiskup przemyski Józef Michalik, od ponad Reprezentanci Episkopatu do rozmów z rządem 6 lat nie robi nic, aby zmusić władze zakonu do uporządkouzyskali uprawnienia urzędników – profesor prawa), ani premierzy wania sytuacji rozgłośni. państwowych w sprawach małżeń(Buzek, Miller, Belka, MarcinBiskupi gwiżdżą też na fakt, iż skich, rząd zrzekł się także na rzecz kiewicz, J. Kaczyński, Tusk), ani na mocy konkordatu mają obowiąStolicy Apostolskiej uprawnień kolejni szefowie dyplomacji. Przedzek przestrzegania przepisów praw zakresie nadawania przez kościelstawiciele władzy wykonawczej nie wa budowlanego i bez zgody włane uczelnie państwowych tytułów są jedynymi decydentami, którzy nie ściwych władz nie wolno im stai stopni naukowych. W takich przywidzą problemów z konkordatem. wiać obiektów kultu religijnego (kapadkach – zrzeczenia się jakiejkolNie zauważają ich także posłowie plic czy świątyń), budować cmentawiek części przypisanych państwu lewicy. Mogą oni przecież z łatworzy. „Fakty i Mity” regularnie dosuwerennych decyzji – ratyfikację ścią złożyć stosowny wniosek do Trynoszą o kolejnych kościelnych samusi poprzeć co najmniej 2/3 głobunału Konstytucyjnego. W tomie mowolkach budowlanych („FiM” sujących posłów. W głosowaniu nad „Dziesięć lat polskiego konkorda–19/2009 „Krzyż dokonany”). konkordatem wzięło udział 436 partu”, opublikowanym przez StowaKościół nie dopełnił obowiązlamentarzystów, w tym przypadku rzyszenie Absolwentów Wydziału ku przedstawienia państwu wykawymagana większość wyniosła 290, Prawa i Administracji Uniwersytetu zu obiektów zabytkowych. Biskupi Warszawskiego, znajdą kompletną a wniosek rządu o ratyfikację konunikają także rozmów w sprawie listę przepisów konkordatu łamiąkordatu poparło 273. Zabrakło 17 zasad ich udostępniania turystom. cych obowiązującą konstytucję! (pagłosów. Nieprzegłosowanie projekKolejni ministrowie kultury i dzierokrotnie pisaliśmy o tym w „FiM”, tu ustawy powoduje, że wędruje dzictwa narodowego zgodzili się za m.in. 15/2008). on do kosza. W przypadku konto, aby jako przejaw kultu religijNa początek zajmijmy się ustakordatu tak się nie stało i de facnego traktować pobieranie opłat za wą, na mocy której konkordat zoto odrzucony dokument marszałek wstęp do świątyń. Wpływy z bilestał wprowadzony do polskiego praPłażyński skierował do Senatu, tów są oczywiście nieopodatkowawa. Otóż nie została ona wcale... a potem do Prezydenta RP. Obok ne. Władze Konferencji Episkopauchwalona. Już studenci pierwnieważnej ratyfikacji sam konkortu Polski od 10 lat sabotują prace szego roku prawa wiedzą, że aby dat zawiera przepisy sprzeczne
z konstytucją. Zdaniem Pawła Boreckiego, państwo polskie na mocy konkordatu utraciło suwerenność wobec Kościoła rzymskokatolickiego. Na jego mocy biskupi wyznaczają kompetencje państwa. Dał on także przywilej traktowania kodeksu prawa kanonicznego jako źródła prawa powszechnie obowiązującego. Konstytucja w katalogu źródeł prawa nie wymienia wewnętrznych regulaminów 130 działających w Polsce kościołów i związków wyznaniowych. Nie wymienia również przewidzianych przez konkordat umów pomiędzy rządem a Konferencją Episkopatu Polski. Na mocy konkordatu są one traktowane jak ustawy. Na podstawie konkordatu – zgodnie z wytycznymi kodeksu prawa kanonicznego – małolaty utraciły nadane im przez konstytucję i konwencje międzynarodowe prawo do wyrażania opinii w sprawie udziału w katechezie. Zdaniem ekspertów, konstytucyjną zasadę autonomii uczelni naruszają regulacje konkordatu, na mocy których biskupi decydują o ich strukturze organizacyjnej. Jej ograniczenie może nastąpić wyłącznie w drodze ustawy, a nie na mocy nieznanych polskiemu porządkowi prawnemu umów rządu i Konferencji Episkopatu Polski. Jak czytamy w analizie wspomnianego już dra Boreckiego, konkordatowy nakaz dotowania Papieskiej Akademii Teologicznej oraz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – wraz z zobowiązaniem udzielenia przez państwo wsparcia z budżetu pozostałym kościelnym szkołom wyższym – narusza aż trzy przepisy konstytucji. Po pierwsze, łamie nakaz bezstronności władzy w sprawach światopoglądowych poprzez finansowanie instytucji kształcących kadry jednego z kościołów. Narusza także konstytucyjną zasadę wzajemnej niezależności grup religijnych od państwa. Konkordat włącza instytucje wyznaniowe w proces kształtowania budżetu państwa. I narusza także zasadę równości wyznań. Żaden z innych kościołów nie otrzymał od państwa środków na promocję swojej doktryny, w tym także poza granicami RP (misje). Co przeszkadza posłom lewicy w złożeniu wniosku do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niezgodności konkordatu z ustawą zasadniczą? Oto wielka tajemnica wiary! MiC Współpraca DP
[email protected] Fot. MaHus
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
POD PARAGRAFEM
11
Nikt nie odebrał im praw rodzicielskich, nie są bandytami ani łotrami, a jednak sądy przyznają im zaledwie kilka godzin w tygodniu „widzeń” z własnymi dziećmi. Walczą więc o zmianę prawa i stereotypów. Ojcowie. W tej walce próbują dotrzeć do polityków i zdobyć ich poparcie, próbują także zwrócić na swój ból uwagę społeczeństwa. Dlatego głośno protestują. Tak jak w Dniu Ojca przed Ministerstwem Pracy czy w połowie lipca przed łódzkim sądem rodzinnym (na zdjęciach). Przyjeżdżają z całej Polski. Niektórzy z odzyskanymi po latach dziećmi, inni ze wspomnieniami o nich. Jak Dariusz Komorowski. Jego kilkunastoletni syn Patryk odebrał sobie życie, nie wytrzymując sytuacji okołorozwodowej rodziców oraz ingerencji osób trzecich w sytuację rodziny. Organizacje ojcowskie, zrzeszone w Inicjatywie Społecznej Porozumienie Rawskie, nie są żadnym lotnym komandem, ale w sytuacji bezradności służb, które powinny im pomagać, a tego nie czynią, swoją obecnością na ulicach zmuszają do refleksji nad tym, że dla dziecka nieraz większą tragedią niż śmierć jednego z rodziców jest ich rozstanie. W Polsce to rozstanie wciąż okupione jest walką, eskalacją nienawiści i niechęci obojga dorosłych, którzy nie zawsze pamiętają, że ich poczynania obserwuje para (pary) małych oczu. W sytuacji konfliktu ludzie nie widzą rozwiązań, zaś instytucje i organizacje, które wchodzą w ten konflikt, zamiast go wyciszyć i stanąć za dzieckiem, stają prawie zawsze po jednej ze stron – po stronie matki. – Przed obliczem sądów rodzinnych ojciec zawsze jest na straconej pozycji. Jeśli odchodzi od rodziny, jest zły. Jeśli kocha i chce rodzinę utrzymać, jego upór jest dla rodziny toksyczny – twierdzi Krzysztof Chojnacki. Od kilku lat walczy o prawo nie do „kontaktów” czy „widzeń”, ale do opieki nad swoimi dziećmi. Stereotyp ojca, któremu nie zależy na rodzinie i dzieciach, jaki pokutuje w społeczeństwie, odbija się czkawką wszystkim tym, którzy naprawdę kochają swoje pociechy i chcą je wychowywać. Nie mogą liczyć ani na wyroki sądowe, bo tych zazwyczaj nie są w stanie wyegzekwować, ani na instytucje pomocowe, bo te często bardziej szkodzą, niż pomagają. Jak Rodzinne Ośrodki Diagnostyczno-Konsultacyjne. Do nich ojcowie mają najwięcej zastrzeżeń. Zdarza się bowiem – jak w przypadku Krzysztofa Chojnackiego – że pracownice ośrodka jeszcze przed badaniem sprawy obiecują kobietom pozytywną dla nich opinię...
Prawo ojca
Fot. MaHus
Wątpliwości budzą również sposoby badań psychologicznych. Na przykład takich, w których z góry zakłada się, że dziecko musi dokonać wyboru. Karolina miała 6 lat, kiedy pani psycholog w RODK-u poleciła jej uzupełnić rysunek rakiety. Rakieta leciała na księżyc, w podróż w jedną stronę. Obok Karoliny w rakiecie było jedno puste miejsce – miała zdecydować, kogo zabierze ze sobą – mamę czy tatę... Statystyki są bezwzględne. Sądy najczęściej (ok. 56 proc. wszystkich przypadków) przyznają opiekę nad dziećmi wyłącznie matce, podczas gdy wyłącznie ojcu – w zaledwie 4 proc. przypadków. 40 proc. rozwiedzionych par wychowuje dzieci wspólnie. Wspólnie – według polskich sądów rodzinnych – to znaczy, że dzieci mieszkają z matką, zaś ojcu wyznacza się tzw. kontakty. – Bywa oczywiście i tak, że mężczyzna odchodzi do nowej rodziny. Wówczas jeszcze trudniej utrzymać mu kontakt z dzieckiem, bo kobieta – w odruchu zemsty – skutecznie mu te próby uniemożliwia. Problem w tym, że ludzie się załamują, nie mają siły na bezowocną, wieloletnią walkę. Jesteśmy bezradni wobec systemu, który odbiera nam to, co najważniejsze w życiu – mówi Andrzej Słonawski, zastępca
przewodniczącego Inicjatywy Społecznej Porozumienie Rawskie. Według organizacji ojcowskich, polskie prawo – zamiast scalać rodzinę – skutecznie ją unicestwia. Jest skierowane przeciwko dziecku, a jakiekolwiek drobne poprawki niczego nie naprawią. Potrzeba radykalnych zmian (m.in. wprowadzenia opieki równoważnej), wciągnięcia sądów rodzinnych do cywilnych, (bo tam w równym stopniu orzekają mężczyźni i kobiety) oraz zmiany systemu powoływania ławników, tak żeby do konkretnej sprawy ławnika wyznaczała Rada Ławnicza, a nie sędzia, który w sprawie orzeka. Ojcowie nie występują przeciwko kobietom. Nie chcą izolować dzieci od matek, bo – jak mówią – nie ma dobrych rozwiązań poza zdrową rodziną. Lekiem na obecnie panujące zło jest więc wspomniana wcześniej tzw. opieka równoważna (z powodzeniem stosowana we Włoszech, Niemczech, Francji, Holandii oraz krajach skandynawskich). Jej główna idea jest taka, że w przypadku separacji rodziców dziecko ma prawo do zachowania stałego, równoważnego i bezpośredniego związku z każdym z nich, otrzymywania opieki, edukacji i zdobywania doświadczenia od każdego rodzica i utrzymywania znaczących relacji ze
swoimi przodkami i krewnymi od strony obojga rodziców, mieszkając na przemian z każdym z nich. Sądy nie pozbawiają praw opiekuńczych i nie zasądzają alimentów. Oboje rodzice decydują o edukacji, wychowaniu i ochronie zdrowia dziecka, a sąd uznaje za nadrzędne prawo dziecka do równego kontaktu z obojgiem rodziców. Dziecko nie musi więc dokonywać wyborów, jak obecnie w Polsce. Plusy takiego systemu to także zmniejszenie ryzyka manipulowania dziećmi i nastawiania ich przeciwko drugiemu rodzicowi w trakcie spraw o separację czy rozwód. W przypadku równego traktowania rodziców unika się też wielu konfliktów pomiędzy nimi, co ma niezwykle pozytywny wpływ na rozwój dziecka. Poza tym rozwód nie zwalnia żadnej ze stron z bycia aktywnym rodzicem. Propozycja opieki równoważnej (więcej informacji na www.opiekarownowazna.pl) to przede wszystkim próba ratowania rodziny jako naturalnego środowiska życia dziecka, ale także swoiste porozumienie ponad podziałami. Zdeterminowani w walce o swoje dzieci ojcowie skupili wokół siebie polityków różnych barw (Senacka Komisja ds. Rodziny i Polityki Społecznej pod przewodnictwem Mieczysława Augustyna [PO], której ostatnie posiedzenie odbyło się 16
czerwca br., jednomyślnie opowiedziała się za wprowadzeniem tego modelu opieki), zdobyli poparcie Marka Michalaka, rzecznika praw dziecka, a nawet środowisk kobiecych. – W sądach rodzinnych ojcowie są tolerowani, ale nie słuchani. Wygrywamy sporadycznie, najczęściej wtedy, kiedy matka w ogóle nie jest zainteresowana dzieckiem. Jako stowarzyszenie działamy na rzecz równego traktowania rodziców przy sprawowaniu opieki nad dziećmi. Naszym celem jest najszybsze przygotowanie i przeprowadzenie takiego zapisu Kodeksu Rodzinnego i Opiekuńczego, aby forma opieki wspólnej nad dzieckiem obojga rodziców jako leżąca w najlepszym interesie dziecka mogła być faktycznie sprawowana w Polsce – deklarują członkowie Porozumienia Rawskiego. Artykuł 9 Konwencji o prawach dziecka mówi wyraźnie, że „Państwa-Strony będą szanowały prawo dziecka odseparowanego od jednego lub obojga rodziców do utrzymywania regularnych stosunków osobistych i bezpośrednich kontaktów z obojgiem rodziców, z wyjątkiem przypadków, gdy jest to sprzeczne z najlepiej pojętym interesem dziecka”. Polska ratyfikowała go w 1991 roku... WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
12
ZA MUNDUREM...
Armia kobiet Zamiast makijażu – kamuflaż. Zamiast eleganckich strojów – plamiaki. Zamiast szpilek – wojskowe buty. Zamiast torebki – plecak z ekwipunkiem. Kiedyś pełniły wyłącznie służbę medyczną bądź pracowały w sztabach. Dziś biegają po poligonach, dowodzą plutonami, służą w siłach powietrznych, pływają na okrętach marynarki wojennej, wyjeżdżają nawet na misje stabilizacyjne – jako żołnierze rozpoznania i dowódcy. – Dziewczyny, które obecnie zasilają szeregi armii, mają na siebie pomysł, są ukierunkowane i doskonale wiedzą, co chcą osiągnąć. Szkoły podoficerskie to spore wyzwanie. Mimo to, a także wbrew poglądom, że jak baba, to do garów, każdego roku wśród elewów jest coraz więcej kobiet – mówi chorąży Katarzyna Pędziwiatr, były dowódca plutonu, obecnie asystent prasowy Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu i zarazem jedyna kobieta podoficer w tutejszej jednostce. Godzina 5.45 – pobudka. Po niej 10 minut na posłanie łóżek i ubranie się. Jeszcze nie w mundur, ale w dresy. Rozpoczyna się poranny rozruch fizyczny. Zaprawa. Do pokonania 3 tys. metrów. Czas – 20 minut. Powrót na pododdział, toaleta poranna. Teraz dopiero cała kompania idzie na śniadanie. Dalej – apel poranny, sprawdzenie stanu osobowego i wyglądu żołnierzy. Zadania na cały dzień. Po apelu – zajęcia programowe.
Teoretyczne bądź praktyczne – a to w zależności od okresu szkolenia. Regulaminy, psychologia, pedagogika, język angielski, prawo humanitarne. Apel popołudniowy, relacja z realizacji zadań, obiad, kolejne zajęcia, treningi, kolacja. Rejony wewnętrzne – czyli sprzątanie pododdziałów. Bo w szkole sprzątaczek nie ma. Apel wieczorny i capstrzyk – cisza nocna. I tak codziennie. Ale dziewczyny nie narzekają. Tym bardziej że – w przeciwieństwie do kolegów – wciąż muszą udowadniać, że są co najmniej tak samo dobre jak oni. „Poszły w kamasze” świadomie i z żelazną konsekwencją spełniają swoje marzenia o służbie w armii. Jednym z elementów przygotowania jest poligon. Zazwyczaj dwa razy do roku. Wymarsz na poligon zwiastuje alarm. Pobranie broni z magazynu i wymarsz kilkanaście kilometrów za jednostkę. Oczywiście w pełnym rynsztunku. Każdy ma ze sobą wyposażenie indywidualne – m.in. broń, maskę przeciwgazową, gumowy kombinezon, plecak z wyposażeniem niezbędnym do bytowania, pałatkę. Razem – ponad 15 kilogramów. Na miejscu organizują obozowisko. Omawiają sytuację taktyczną. Ogólnowojskowi zabezpieczają obozowisko – budują umocnienia fortyfikacyjne, szczeliny przeciwlotnicze. Saperzy ustawiają pole minowe.
Na poligonie to elewi są dowódcami drużyn. Taką funkcję na podwrocławskim Rakowie pełni między innymi 23-letnia Paulina Wagner. Pod jej rozkazami koledzy z grupy chemicznej wystawiają posterunek obserwacji skażeń. Do ich zadań będzie należało wysłanie raportu meteorologicznego oraz wykrywanie potencjalnych zagrożeń. Perspektywa nocy spędzonej pod pałatką na poligonie absolutnie jej nie przeraża. – W wojsku człowiek hardzieje, staje się twardszy, bardziej odporny na przeróżne sytuacje – mówi Paulina. Plany na przyszłość ma sprecyzowane. Po szkole podoficerskiej kilka lat służby w stopniu podoficera, dopiero później szkoła oficerska. Nie wyobraża sobie funkcjonowania poza wojskiem. Agnieszka Gwóźdź ma 20 lat. Od zawsze interesowały ją rzeczy ekstremalne, dlatego postanowiła spróbować sił w wojsku.
Przekonać się, czy da radę. W przyszłości chce wyjechać na misję wojskową. Szkoła podoficerska to początek drogi do realizacji marzenia. Na „stałki” jeździ rzadko, ale kiedy już zawita do rodzinnego Nowego Sącza, bliscy są pełni podziwu, że aż tak promienieje radością. Dopingują więc wszyscy – i rodzina, i znajomi. Twierdzą, że odkryła siebie.
W typowo męskim środowisku kobietom nie jest łatwo. Ale są zawzięte, ambitne, czasem nawet ambitniejsze niż koledzy. Chcą pokazać, że dadzą sobie radę. – Mężczyźni są silniejsi, ale kobieta w kryzysowej sytuacji jest w stanie ogarnąć się, pomyśleć i zadecydować o wyborze odpowiedniego rozwiązania – tak uważają dziewczyny. – Dziewczęta łagodzą obyczaje. Kiedy panie pojawiają się w wojsku, od razu daje się zauważyć kultura sztabowa – twierdzi jeden z dowódców plutonu wrocławskiej szkoły. Od 1999 r., a więc od czasu, gdy Ministerstwo Obrony Narodowej w ramach integracji naszych sił zbrojnych z NATO umożliwiło podejmowanie studiów na uczelniach wojskowych kobietom, ich liczba wciąż rośnie. Do 1999 r. w armii służyło niewiele ponad 200 żołnierek (niemal wszystkie w służbach medycznych). Dziś – według stanu na grudzień 2008 roku – w Siłach Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej jest ich 1664 (1153 kobiet żołnierzy w służbie czynnej oraz 511 – w kandydackiej). Kiedy swoją zawodową drogę wybierała Bożena Szubińska, nie było dla kobiet miejsca w wojsku. Ukończyła więc studia farmaceutyczne i... to one kilka lat później okazały się przepustką do wymarzonej armii. Dziś komandor Szubińska (jedna z sześciu kobiet
najwyższych stopniem) pełni funkcję pełnomocnika ministra obrony narodowej ds. wojskowej służby kobiet. – Czy kobiety są w polskiej armii dyskryminowane? – Pokonać barierę mentalną jest dość trudno. Panowie z jednej strony – politycznej – godzą się na naszą obecność, a z drugiej – w życiu codziennym – mają kłopot z całkowitym jej zaakceptowaniem. Muszą pamiętać, że kobieta ma te same prawa, te same szanse. Trudno ich o tym przekonać, ale powoli się to zmienia. Musimy być jednak dobre w tym, co robimy, a czasami godzić się nawet na to, że jeszcze jesteśmy na stanowiskach poniżej naszych umiejętności i ambicji. – Macie dostęp do wszystkich stanowisk? – Wejście kobiet do szkół w 1999 r. sprawiło, że specjalności techniczne stały się dla nas naprawdę dostępne. Należałoby się jednak – ze względu na potencjalne narażenie na utratę zdrowia – zastanowić nad kryteriami ich dostępności do stanowisk bojowych. Nie chodzi oczywiście o to, żeby całkiem zamknąć im drogę do służby, ale ustalić okres, przez który mogą ją bezpiecznie pełnić. Kobiety powinny być wszędzie tam, gdzie są potrzebne, gdzie są lepsze niż mężczyźni, zaś tam, gdzie ich długotrwała nieobecność – np. spowodowana urodzeniem dziecka – mogłaby dezorganizować służbę, powinny
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
13
Siły specjalne
Powietrznych (fot. powyżej). Obecni na tegorocznym spotkaniu w Lednicy kapelani „ładowali baterie duchowe potrzebne księżom żołnierzom niosącym posługę w kraju oraz na misjach zagranicznych”, o czym informuje na oficjalnej stronie internetowej MON mjr Tomasz Szulejko. Należy podkreślić, że nie wszyscy rzecznicy instytucji wojskowych są tacy wylewni. Zwłaszcza wobec prasy niekościelnej... Oto po artykule „Chłopcy (prze)malowani” („FiM” 27/2009) dotyczącym m.in. zorganizowanej z wielką pompą przez Wojskową Akademię Techniczną pielgrzymki rowerowej (na zdjęciu) dla 22 żołnierzy zawodowych i podchorążych, których na całej trasie do Częstochowy (około
– Bezpośrednio z uczelni. Napisałem, że chciałbym je opublikować w gazecie parafialnej i dostałem. Bez żadnych problemów – wyjaśnił kolekcjoner. „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, proszę księdza dopiero teraz udało mi się wyciągnąć zdjęcia, ponieważ wielu uczestników pielgrzymki jest już na urlopach. Zatem co zdobyłem, przesyłam. Szczęść Boże!” – bił się w piersi rzecznik prasowy WAT Jerzy Markowski, ubolewając, że ksiądz J. musiał czekać na spełnienie życzenia aż 4 dni. Wielebny ostatecznie zrezygnował z pomysłu, ale... – Ponieważ jesteście gazetą niestroniącą od problematyki kościelnej, a otrzymałem te fotografie bez jakichkolwiek zastrzeżeń dotyczących dalszego rozpowszechniania, więc – jeśli chcecie – chętnie się nimi podzielę, żeby wypełnić intencję ofiarodawcy – zaoferował.
230 km) pilotowała Żandarmeria Wojskowa i uczelniany mikrobus, zetknęliśmy się towarzysko z pewnym wikarym. W połowie rozpijania „Jasia wędrowniczka” wyjął album ze zdjęciami z uroczystego pożegnania rowerzystów przez wicerektora WAT płk. Tadeusza Szczurka i ks. płk. Jana Domiana – dziekana warszawskiego dekanatu wojskowego. Skąd wziął te fotki?
Coś nas tknęło, żeby sprawdzić, jak rzecznik WAT zareaguje na analogiczną prośbę wystosowaną oficjalnie przez „FiM”. Choć zadeklarowaliśmy gotowość zapłaty, okazało się, że „nie ma fizycznej możliwości” zdobycia nawet najmarniejszego zdjęcia z pielgrzymki. Tak napisał! No cóż, prześlemy mu gratis egzemplarz gazety. Niech sobie chociaż popatrzy... DOMINIKA NAGEL
Armia rozpoczęła manewry opatrzone kryptonimem „Pielgrzymka 2009”. Okazuje się, że główno nimi dowodzący mają coś do ukrycia...
trafiać rzadziej. Tam nie będą służyły ani sobie, ani opinii o kobietach, ani gotowości bojowej, ani wojsku. – Czy obecnie są przepisy, które wymagają natychmiastowej regulacji? – Między innymi te dotyczące macierzyństwa. Kiedy mężczyzna żołnierz decyduje się zostać ojcem, nie ma to wpływu na jego karierę. W przypadku kobiet – na razie – jest inaczej. Należy się zająć również kwestią zakwaterowania w przypadku małżeństw żołnierzy. ! ! ! Po 10 latach od chwili, gdy w progach szkół wojskowych stanęły kobiety,
ich obecność w szeregach żołnierzy wciąż budzi kontrowersje. Jedni – jak Janusz Onyszkiewicz, były minister obrony narodowej, którego zdaniem kobieta w wojsku to zjawisko miłe, ale kłopotliwe – wyrażają je w sposób delikatny. Inni – jak generał Stanisław Koziej – twierdzą wprost, że armia z kobietami jest droższa. Trzeba się ciągle zastanawiać, gdzie można kobietę posłać, a gdzie nie można. Są i wyznawcy poglądu, że kobieta w wojsku to zjawisko sprzeczne z naturą. Panie żołnierki wciąż udowadniają, że jest inaczej. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. MON, Autor
Katolicki Ordynariat Polowy dostał na 2009 r. z budżetu państwa aż 21,8 mln zł, wobec 19,6 mln zł w 2008 r. i 16,6 mln zł w 2007 r. Można więc oczekiwać, że tegoroczne modlitewne ćwiczenia pod dowództwem 180-osobowego korpusu księży kapelanów będą zakrojone na szerszą niż zazwyczaj skalę, czym istotnie przyczynią się do wzmocnienia poziomu bezpieczeństwa naszego kraju, mimo wprowadzonych w wojsku drastycznych oszczędności. Spośród operacji zrealizowanych dotychczas przez sztabowców biskupa polowego gen. Tadeusza Płoskiego warto odnotować: ! brawurowy desant na sanktuarium maryjne we francuskim Lourdes, gdzie przez trzy dni doskonaliła się w wojennym rzemiośle 150-osobowa reprezentacja naszej armii (w tym odwód Polskiego Kontyngentu Wojskowego KFOR sprowadzony specjalnie z Kosowa), dowodzona przez księży kapelanów Sebastiana Piekarskiego, Roberta Krzysztofiaka, Krzysztofa Szpyta i Krzysztofa Smolenia. „Niepowtarzalny nastrój modlitwy odmawianej wspólnie z żołnierzami innych krajów dawał obecnym poczucie wspólnoty w wierze. Dla uczestników pielgrzymki chwile spędzone w Lourdes były źródłem głębokich, duchowych przeżyć” – raportował kpt. Robert Fałek, oficer prasowy KFOR; ! szczęśliwe dotarcie do Bramy Ryby w Lednicy żołnierzy 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej, którzy w pełnym umundurowaniu zdołali przebiec dystans 45 km, żeby stawić się przed obliczem grupy duchownych z kard. Józefem Glempem na czele, w asyście dowiezionej z Dęblina Kompanii Reprezentacyjnej Sił
14
Astronauci bez kibla ie wiadomo, czy to zły omen, ale z pewnością niedobry znak: gdy Amerykanie obchodzili 40 rocznicę lądowania na Księżycu, w orbitalnej stacji kosmicznej wybił wychodek.
N
Kosztował grube miliony, a dostarczono go dopiero co – w listopadzie. Przykre wrażenie osłabia nieco wieść, że był produkcji rosyjskiej, ale obywatele USA z troską myślą o astronautach, którzy muszą czekać w kolejce za potrzebą do jedynej czynnej (jeszcze) toalety na pokładzie stacji. Przypuszczalnie ubikacja nie wytrzymała frekwencji, bo nigdy dotąd nie było na pokładzie stacji tylu ludzi i tylu defekacji. Oprócz sześciu osób ze stałego personelu stacji prom kosmiczny Endeavour dostarczył przed kilku dniami jeszcze pięciu, no i kibel się zatkał... Do reperacji wydelegowano Belga i Amerykanina (czemu nie Rosjan?)
– w goglach, maskach i rękawicach – ale po pierwszej rundzie nieudanych wysiłków hydraulicy kosmiczni zostali odwołani, a gościom z promu polecono korzystać z ubikacji Endeavoura. Atmosfera jest dość nerwowa, bo nie można wyjść na dwór, żeby sobie ulżyć, a jedna toaleta dla całego towarzystwa na dłuższą metę nie starczy. Na szczęście astronauci są wyposażeni w osobiste zbiorniki w kombinezonach, więc w sytuacji bez wyjścia mogą robić w majtki. Nie byłoby to stosowne w doniosłej chwili celebrowania małego kroku dla człowieka, a wielkiego dla ludzkości. 40 lat temu załatwiano się w okolicach Księżyca bezproblemowo. PZ
Diabeł istnieje! est dowód: zdjęcie, z którego uśmiecha się (diabolicznie) młody mężczyzna z wydatnym uzębieniem i wystającymi kłami oraz dwiema naroślami na czole.
J
Do niedawna 39-letni Brytyjczyk zwał się Gavin Pankov, lecz zmienił nazwisko na Diablo Delenfer, bo to – jak twierdzi – przekłada się na „diabeł z piekła”. Diablo zbierał forsę na operacje plastyczne mające upodobnić go do ideału (rozszczepienie języka, fosforyzująco zielone oczy, rogi itp.) Zbierał, podkradając firmom, w których pracował jako ochroniarz. W sumie zdefraudował 3500 funtów – kwotę grubo poniżej kosztów pełnej transformacji (rogi będą sporo kosztować, a gdzie jeszcze kopyta i zionący siarką oddech?). Pan Diablo dostał od sądu wyrok: ma przepracować publicznie 200 godzin i nie wolno mu się ruszać z domu nocą (!). Ponadto zainstalowano mu
elektroniczny lokalizator. Ukarany przyznał, że jest „prawie normalną istotą ludzką, tylko w trochę innym wydaniu”. TN
W
Omówione powyżej zagrożenia bledną przy tym, z czym mamy do czynienia, sięgając po któryś z popularnych środków czyszczących. Reklamują je w TV słodkie dzierlatki: jedno psiknięcie, przejechanie gąbką – bród znika, bakterie unicestwione! To nie koniec ich działania. Zmieszajmy, choćby przypadkowo, chlor z amoniakiem i otrzymujemy coś w rodzaju gazu bojowego stosowanego w pierwszej wojnie światowej. Osobno substancje te również nie są niewiniątkami: amoniak silnie
są odporne nie tylko na antybakteryjne mydła, lecz i na antybiotyki. Używana z reguły substancja bakteriobójcza – triclosan – kumuluje się w organizmie, przenika do mleka karmiących matek i do organizmów niemowląt. W normalnym środowisku domowym nie ma niebezpiecznych ilości bakterii chorobotwórczych, zaś inne bakterie wzmacniają układ odpornościowy. Zwykłe szare mydło i woda w zupełności wystarczają, by obronić nas przed roznoszącymi choroby bakteriami.
Wrogowie domowi Typowy przykład: teflonowe naczynia. Wyeliminowały zmorę przypalonych potraw, szorowania patelni nad zlewozmywakiem. Jaka to ulga... Tymczasem patelnia, do której nie przywiera to, co się smaży, jest podstępnym wrogiem. Składnik używany do wytwarzania teflonowej powierzchni to PTFE, wyrafinowany truciciel. Pod wpływem wysokiej temperatury PTFE zaczyna emitować toksyczne gazy, które przyczyniają się do chorób nowotworowych, zniszczenia organów wewnętrznych, uszkodzeń systemu reprodukcyjnego itp. Jeśli ktoś nie może się zdobyć na wyniesienie teflonowych garów na śmietnik, niech przynajmniej nie smaży na pełnym ogniu: im wyższa temperatura, tym większa emisja trucizn. Najlepiej jednak kupić patelnie stalowe lub żeliwne. Następny cichy truciciel – jednorazowe plastikowe butelki. Część z nich zawiera szkodliwą substancję BPA, negatywnie wpływającą na układ endokrynologiczny człowieka. Wydziela się, gdy butelka wyeksponowana jest na ciepło, np. słońca. Zdrową i zbawienną dla środowiska alternatywą jest naczynie ze szkła lub stali.
podrażnia, niszcząc wątrobę i nerki, chlor zaś jest silnym utleniaczem; powoduje oparzenia i poważnie szkodzi układowi oddechowemu (częste pływanie na chlorowanym basenie też szkodzi!). Lepiej wybrać któryś z naturalnych, nietoksycznych środków czyszczących albo zrobić go samemu, mieszając ocet z proszkiem do pieczenia. Opuszczenie kuchni czy łazienki nie oznacza, że jest się bezpiecznym: wiele produktów ogrodniczych ma silne właściwości trujące – nas albo środowisko. Unikać należy chemicznych substancji do niszczenia chwastów, bo przy okazji niszczą wątrobę. Spreje przeciw insektom podrażniają oczy, skórę i układ oddechowy oraz szkodzą systemowi nerwowemu. Nawozy sztuczne, spłukiwane do mórz i rzek przez deszcze, przyczyniają się do rozwoju alg. Kupując antybakteryjne mydła, ulegamy złudzeniu, że zwalczamy szkodliwe mikroby. Pomijając fakt, że niszczące bakterie związki zakłócają rozwój systemu immunologicznego dzieci, mikroby dobrze sobie z nimi radzą, a ich kolejne generacje
łowo „dżin” kojarzy się eleganckiej części narodu z jałowcówką (wspaniała z tonikiem), ale przecież dżin może występować także w stanie lotnym – w krajach arabskich zwłaszcza. To drugie wcielenie (o paskudnych cechach) zostało opisane w islamskiej teologii nie mniej skrupulatnie niż Duch Święty w katolicyzmie. Przemyślni, choć niegramotni młodzi obywatele Bangladeszu udowodnili, że dzięki dżinowi można migiem zbić duży szmal, choć finał wzbogacenia bywa przykry. Policja kraju znanego światu głównie z ubóstwa społeczeństwa złapała w ostatnich miesiącach kilkudziesięciu nastolatków, którzy nacinali rzesze allaho- i dżinobojnych obywateli. „To u nas prawdziwa epidemia” – utyskuje Imrul Kayes, jeden z szefów policyjnych. Scenariusz jest taki: zbiera się prywatne informacje o ludziach, po czym dzwoni do nich z komórki, przedstawiając się jako „król dżinów”, który właśnie zstąpił z niebios. Powołując na swe metafizyczne koneksje i znajomość sekretów rodzinnych, recytując kilka wersetów z Koranu, żąda się – pod groźbą tragedii rodzinnej – zdeponowania w umówionym miejscu niebagatelnej kwoty pieniężnej. Wydaje się naturalne, że po takim dictum obywatele niedotknięci defektami umysłowymi zarechoczą szyderczo i, rzuciwszy na pożegnanie grube słowo, rozłączą
Odór? Nieprzyjemny zapach? Nic prostszego! Czarująca dziunia z telewizyjnej reklamy robi psik-psik, po czym przybiera minę jakby właśnie wniebowstąpiła. Prawda jest inna. Rozpylając spreje tłumiące smrody, zamieniamy dom w komorę gazową. Lista ich szkodliwych oddziaływań jest długa: są wyjątkowo toksyczne, zwłaszcza dla cierpiących na schorzenia układu oddechowego, jak astma. Powodują anomalie hormonalne, problemy reprodukcyjne i uszkadzają płody. Plastikowe torby na zakupy bezpośrednio nam nie szkodzą, ale środowisku naturalnemu bardzo. 1700 km od wybrzeży Kalifornii na Pacyfiku unosi się utworzona przez nie plastikowa wyspa (Great Pacific Garbage Patch) o powierzchni pięciokrotnie większej niż Polska. Aby nie tworzyć plastikowych kontynentów (tylko znikoma część plastikowych toreb jest odpowiednio przerabiana), warto wrócić do dawnego zwyczaj chodzenia po zakupy z własną siatką. TN
się. Nic podobnego! Nie w muzułmańskim Bangladeszu, gdzie – jak we wszystkich arabskich krajach – strach przed dżinami jest powszechny. Chociaż więc naciągacze podszywający się pod siłę nieczystą są analfabetami, zbijali w ciągu roku duże pieniądze. Oszukani rodacy jęli coś podejrzewać i skarżyć się policji, która zaczęła uzurpatorów wyłapywać i wsadzać – nie do butelek, w których mieszkają dżiny, lecz do kicia. Bangladesz to wcale nie jedyny kraj arabski, którego obywatele cierpią na skutek działalności dżinów. Rodzina z Medyny w Arabii Saudyjskiej znalazła się w gorszej sytuacji, bo życie zatruwał im autentyczny dżin. Złośliwa bestia. Zaczęło się od dziwnych odgłosów płoszących dzieci, a potem zjawa poszła na całość: zaczęła w domowników rzucać kamieniami i... kraść komórki. Czyżby po to, by dzwonić do Bangladeszu z propozycją nie do odrzucenia? Saudyjska familia zareagowała nowatorsko. Zamiast ducha przekupić czy przebłagać, podała go... do sądu, oskarżając o groźby karalne, chuligaństwo (kamienie) i zabór mienia. Wyrok jeszcze nie zapadł, ale jeśli nawet będzie dla dżina niepomyślny, wyegzekwowanie go stoi pod znakiem zapytania. Pierwszą rundę wygrał dżin, który wybrykami i przestępstwami tak zatruwał życie rodzinie, że ta w końcu przeprowadziła się. PZ
Bój się dżina
sy są mądrzejsze, niż dotąd sądzono – konstatują naukowcy z Eotvos University po przeprowadzeniu dwu studiów badawczych.
Posiadają zdolność rozumienia gestów charakterystyczną dla 2-letniego dziecka i błyskawicznie uczą się sygnałów wizualnej komunikacji. Są pod tym względem pojętniejsze od szympansów
chodząc do kuchni czy łazienki, nie ma się wrażenia, że są to miejsca wypełnione produktami i substancjami czyhającymi na nasze zdrowie. Gotowymi zaszkodzić, zatruć, a niewykluczone, że zabić. Tymczasem... Znamy je dobrze z reklam i darzymy ciepłym uczuciem jako skutecznego sojusznika w nigdy nie kończącej się walce z brudem i bakteriami albo jako narzędzie ułatwiające gotowanie.
S
Psy jak dzieci P
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
ZE ŚWIATA
oraz innych małp naczelnych, najbliżej spokrewnionych z ludźmi. Jednak dzieci już w wieku 3 lat, kiedy uczą się języka, zdolnościami znacznie przewyższają psy. JF
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
Maciel smarował kardynałom Nie zanosi się na to, aby ciszej było nad trumną Marciala Maciela, twórcy zakonu Legioniści Chrystusa i faworyta Wojtyły. Zakonnik zmarły w zeszłym roku i pogrzebany w rodzinnej pipidówie meksykańskiej Cotija, nie zaś w zbudowanej z zebranych przezeń datków rzymskiej bazylice Naszej Pani z Gwadelupe, wciąż powoduje kościelne trzęsienie ziemi. Rusza właśnie dochodzenie zlecone przez Benedykta XVI (tzw. wizytacja), które nadzorują biskupi z pięciu krajów. Jeśli starczy im odwagi, by drążyć tajemnice działalności Maciela, a papieżowi, by ujawnić rezultaty śledztwa, niewątpliwie będzie to fascynująca lektura. Już dziś coraz więcej faktów wskazuje, że założyciel (1941 r.) ultrakonserwatywnego zakonu zawdzięcza swe sukcesy i powodzenie korumpowaniu wyższych szarż watykańskich. W stolicy Włoch pojawił się w roku 1946 i od razu wręczył ówczesnemu wikaremu Rzymu, kardynałowi Clemente Micarze, kopertówkę z gigantyczną na owe czasy kwotą 10 tys. dolarów w gotówce. Kiedy w roku 1959 umarł Pius XII, który 3 lata wcześniej zawiesił Maciela za lekomanię i powtarzające się pogłoski o molestowaniu seksualnym nieletnich, Micara nie zapomniał, komu zawdzięcza podarek, i załatwił odwieszenie. Maciel był najzdolniejszym zbieraczem pieniędzy w historii Kościoła. Doił meksykańskiego nababa Carlosa Slima (uważany przez niektórych za najbogatszego człowieka na świecie) i rodzinę hiszpańskich oligarchów Oriol. Jego najmożniejsi protektorzy w Kościele również byli stymulowani materialnie: późniejszego sekretarza stanu kard. Angela Sodana poznał w Chile, gdzie był on ambasadorem, a Maciel cementował związki z krwawym reżimem
Pinocheta. Gdy budował swój uniwersytet Regina Apostolarum, Sodano załatwił niezbędne pozwolenia u włoskich władz, a jego kuzyn – architekt – sporo na tym projekcie zarobił. Podpłacanie i obdarowywanie dostojników ze świecznika nie ustało, gdy w roku 1997 gazeta „Hartford Courant” oskarżyła Maciela o przestępstwa seksualne. Jeden z księży legionistów anonimowo gorszy się: „Tak dużo pieniędzy szło z okazji świąt na wino, whisky i luksusowe szynki do koszy, którymi obdarowywani byli kardynałowie i inni sprzymierzeńcy. Same szynki potrafią kosztować tysiąc dolarów sztuka. Do dystrybucji używano seminarzystów... To dawało Macielowi siłę. Rozumiem mały prezent, ale tak duży to przekupstwo”. Pewnemu kardynałowi zapłacono za druk jego książki. Kard. Pio Laghi, prefekt kongregacji związanej z edukacją, dostał w prezencie nowy samochód, bo Maciel zakładał uniwersytet i potrzebował życzliwości. Laghi auta nie przyjął, ale inny kardynał nie grymasił. O korumpowaniu elity kleru mówi ks. Giovanni Adena, prowadzący niezależną agencję wiadomości religijnych: Obdarowywanie prezentami przekraczało normy przyzwoitości, ale np. kardynał Franc Rode, prefekt kongregacji odpowiedzialnej za zakony, zachęcał do tego. Kiedy jego kongregacja prosiła o prezenty, ci, którzy pragnęli mieć wpływy, dawali najwięcej. Rode to uwielbiał”.
Córki z piekła rodem Egzorcyzmy, jeśli tego średniowiecznego obrzędu nie można wyeliminować, lepiej zostawić profesjonalistom kościelnym, bo wówczas znacznie rzadziej pacjenci przypłacają życiem kurację demonobójczą. Do takiego wniosku skłania casus mieszkanki Waszyngtonu Banity Jacks. Była ona matką czterech
córek (w wieku 5–17 lat). Czas przeszły jest tu uzasadniony – ich rozkładające się ciała wykryto w trakcie wykwaterowywania matki z mieszkania. Jacks wyjaśniła, że dziewczęta były opętane przez demony: w najstarszą, Brittany, miał wstąpić demon Jezebel – prostytutki rozsiewającej choroby. Córki kłóciły się i nie
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI Rozmiary i efekty korupcji to jeden temat dla biskupów dochodzeniowców. Inny – to stosowane w zakonie metody, których efekty przetrwały zgon założyciela. „Atmosfera jest dziwaczna – konstatuje inny ksiądz. – Do dziś 320 seminarzystów nie zostało poinformowanych o pedofilii Maciela. Ich poczta jest cenzurowana, dostęp do internetu ograniczony restrykcjami. Im wyprano mózgi. Ciągle każe im się czytać listy »Naszego Ojca«, aby trwali w przekonaniu, że niebawem zostanie świętym. Oni żyją w obozie koncentracyjnym”. Ks. Thomas Berg, członek kierownictwa, niedawno wystąpił z zakonu i przeniósł się do archidiecezji nowojorskiej; w wywiadzie zaapelował, by legioniści wyrzekli się Maciela, i wyraził obawę, że wyjdą na jaw jego nieznane jeszcze nadużycia. Ks. Adena wini Jana Pawła II za zaniechanie wszczęcia śledztwa w sprawie Maciela: „Wojtyła otrzymywał liczne, wiarygodne sygnały, które ignorował. Wręcz przeciwnie, papież bardzo faworyzował Maciela. Poważne pytania powinny zostać w związku z tym postawione w trakcie procedury wynoszenia JPII do świętości”. Księża krytycznie nastawieni to wciąż mniejszość: gdy w lutym wyszło na jaw, że Maciel ma córkę, jeden z członków kierownictwa zakonu oświadczył w Rzymie: „Powiedziano nam, że Maciel miał wiele różnych twarzy, ale mimo skaz Legion jest bożym instrumentem w służbie dobra”. Obecnie, kiedy śledztwo watykańskie rusza, komentatorzy podkreślają, że prowadzący je biskupi będą musieli znaleźć odpowiedzi na wiele drastycznych pytań, m.in. czy zakon utrzymuje córkę Maciela i jej matkę, jak długo wiedziano o drugim życiu zakonnika oraz kluczowe: kiedy został o tym poinformowany papież Jan Paweł II... CS
słuchały rodzicielki, co interpretowała jako ewidentny dowód roboty demonów. „Były bardzo niedobre – mówi Jacks. – A młodsze wydawały z siebie okropne skrzeczące dźwięki”. Brittany została zadźgana nożem, a pozostałe uduszono. Matka utrzymuje, że nie ma z tym nic wspólnego, a córki umarły we śnie i zostały uwolnione od demonów. Obecności krwi nie jest w stanie wyjaśnić. Adwokaci doradzali jej obronę przez utrzymywanie, że jest szalona, ale odmówiła. JF
15
Motosacrum edle świeckich źródeł, za pierwszego konstruktora samochodu uznaje się francuskiego inżyniera Nicolasa Josepha Cugnota, który w 1769 roku zaprezentował pojazd mechaniczny (wóz artyleryjski) napędzany tłokowym silnikiem parowym. Ale wedle katolickich źródeł, za wynalazcę pierwszego automobilu uchodzi jeden z członków misji jezuitów w Chinach, flandryjski ksiądz Ferdinand Verbiest.
W
Miał on rzekomo przedstawić chińskiemu cesarzowi pojazd z napędem parowym już w roku 1678. Niestety, nie ma na to żadnych wiarygodnych dowodów. Pierwszą ofiarą wypadku samochodowego był w 1786 roku anglikański pastor z Redruth, który na widok pędzącego i buchającego parą automobilu skonstruowanego przez Williama Murdocka dostał zawału serca. Motoewangelizacja to nie jest pomysł ostatnich lat. Objazdowe kościoły pojawiły się w Stanach Zjednoczonych już na początku XX wieku, a produkowano je w fabryce Forda obok słynnego modelu T. Fordy-kaplice chętnie nabywali księża i pastorzy i udawali się nimi w drogę od farmy do farmy. Automobilowa kaplica kaznodziei z nowojorskiego Brooklynu oprócz ołtarza posiadała również witraż, organy oraz składaną dzwonnicę.
Za najbardziej odpowiedni dzień na błogosławieństwo aut Kościół w Polsce uznaje dzień św. Krzysztofa – 25 lipca. Oprócz naszego kraju zwyczaj błogosławieństwa samochodów popularny jest również we Włoszech, tyle że 9 marca – w dniu św. Franciszki Rzymskiej. Co roku w celu poświęcenia swoich pojazdów pod kościół pod wezwaniem św. Franciszki tłumnie zjeżdżają zarówno właściciele prywatnych samochodów, jak i kierowcy tramwajów i autobusów. Ze święcenia samochodów słynie także boliwijskie sanktuarium Matki Boskiej w Capacabana nad jeziorem Titicaca. Co sobotę przed tamtejszą katedrą odbywają się błogosławieństwa pojazdów udekorowanych kwiatami i szarfami (patrz fot.). Po mszy i po złożeniu stosownej opłaty ksiądz obficie kropi święconą wodą każde z aut nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. AK
Indie za mało ludne J
ak myślicie, czego trzeba Indiom do szczęścia? Mnożenia obywateli. Ot co!
Jakie są palące problemy subkontynentu? Ktoś myślący realistycznie mógłby pochopnie orzec: trzeba ograniczyć postępujące przeludnienie. Jeśli nic się w tej kwestii nie uczyni, w roku 2030 Indie będą najludniejszym państwem świata. Nic bardziej błędnego! – orzeka Rada Biskupów Katolickich stanu Kerala. „Kościół zachęca do zwiększania liczby dzieci” – przypominają hierarchowie. Nie zamierzają poprzestać na nawoływaniach i modłach: Kościół zapewnia, że pospieszy z pomocą finansową każdej matce, która
zapragnie dodatkowego potomstwa. Będzie łożył na zabiegi odwracania sterylizacji, na przywrócenie płodności. Kościół chce, by rodziny miały więcej niż dwoje dzieci... Oczywiście – rodziny katolickie. Czy jest to sposób na wyrównanie dysproporcji wyznaniowych w hinduistycznym kraju? Raczej nie, lecz ponoć wiara przenosi góry... Bez wątpienia akcja Kościoła papieskiego przyczyni się do zwiększenia pogłowia indyjskich analfabetów, których obecnie jest 40 proc. Ale trudno o bardziej pobożnego wyznawcę niż niepiśmienny. CS
16
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
NASI OKUPANCI
KORZENIE POLSKI (17)
Gdzie są Polanie? Dlaczego przed Bolesławem Chrobrym nikt nie zapisał określenia „Polanie”? Konia z rzędem temu, kto to wyjaśni. Około X w. istniało na ziemiach polskich blisko 50 związków plemienno-terytorialnych. Obok niewielkich, obejmujących po kilka opoli (wspólnoty sąsiedzkie), istniały już w tym czasie i potężniejsze organizmy, obejmujące znacznie większy obszar. Najznaczniejsze stało się państwo Polan nad Wartą, którym – od drugiej połowy IX w. – władała rodzima dynastia Piastów. W wiekach od IX do X państwo Polan stało się ośrodkiem jednoczenia w jedno państwo wszystkich ziem polskich nad Odrą i Wisłą. Biorąc pod uwagę rolę, jaką odegrało plemię Polan w tworzeniu się państwa polskiego, zdziwienie budzi fakt, że o istnieniu związku plemiennego pod tą nazwą wiadomo jest właściwie z dwóch przesłanek – tradycji dotyczącej Piastów przekazanej przez Galla Anonima i... nazwy naszego kraju, która przyjęła się na zachodzie Europy. Co prawda określenie „Polanie” (Polani, Poleni i Polenia) pojawia się w początkach XI w. w najstarszych żywotach św. Wojciecha oraz występuje w kronice biskupa meresburskiego Thietmara, jednak trudno jest dociec, kiedy nazwy te zostały utworzone i czy można je cofnąć do epoki plemiennej. Wszystko, co wiemy o Polanach między połową IX a połową X w., pochodzi
W
zatem z tradycji późniejszej. Największe zdziwienie badaczy budzi fakt, że terytorium plemiennego o tej nazwie próżno szukać w dokumencie zapisanym około 845 r. (tzw. Geograf bawarski), stanowiącym główne źródło o geografii plemiennej ziem dzisiejszej Polski w IX w. Spis plemion słowiańskich, znany dziś pod nazwą Geografa bawarskiego, odkrył w bibliotece elektora bawarskiego hrabia de Buat, minister Ludwika XV, i ogłosił go drukiem w 1772 r. Jan Potocki, ekscentryczny podróżnik, pisarz (autor m.in. powieści fantastyczno-filozoficznej „Rękopis znaleziony w Saragossie”) i pierwszy polski archeolog, badacz starożytności słowiańskich, przedrukował ów spis w 1796 roku, nadając mu nazwę Geografa bawarskiego. Pierwszy paradoks tego dokumentu polega na tym, że powstał on, zanim narodziła się Polska, a dotarł na nasze ziemie, kiedy Polska jako państwo już nie istniała. Drugim paradoksem jest fakt, że jego autor w rejestrze około 60 plemion słowiańskich położonych na północ od Dunaju nie wymienił budowniczych Polski – plemienia Polan. Są więc w nim wymienieni Wiślanie, Ślężanie, Goplanie, Opolanie, Gołęszyce i wiele innych plemion, ale plemienia Polan nie ma. Badacze różnie próbowali rozwiązać
teatrze iluzji prowadzonym przez Kościół ku swojej własnej chwale panuje polityka zdumiewającej gospodarności. Nawet odstępcy i wiedźmy mogą, dzięki przemyślnym sztuczkom, zostać przerobieni na reklamy tego sprawnego przedsiębiorstwa. W ostatnich tygodniach sporo pisaliśmy o kościelnej gospodarce trupami, o niezwykłym talencie Watykanu do zarabiania pieniędzy na śmierci, także poprzez ordynarną sprzedaż kawałków zwłok, zwanych relikwiami. Kościół wie, że ludzie – nawet wojowniczy i butni za życia – po śmierci są zupełnie bezbronni. Można więc z nimi zrobić to, co się zechce. A im więcej czasu upłynie od ich zgonu, tym lepiej, bo wśród żywych nie znajdzie się już nikt, kto broniłby prawdy o zmarłych; kto stanąłby przeciwko manipulacji faktami. Tę prawdę uświadomiłem sobie po raz kolejny, kiedy ze zdumieniem przeczytałem w katolickim „Gościu Niedzielnym” ciepłą wzmiankę o Oscarze Wildzie. Kościelny tygodnik donosi o ukazaniu się książki napisanej przez katolickiego speca od literatury i historii, niejakiego Paola Gulisano, w której dowiedziono ponoć, że Wilde, pisarz sprzed przeszło stu lat, „odbył długą drogę do nawrócenia na katolicyzm”. Kościół, jak już wiemy, uwielbia nawrócenia na łożu śmierci i nieważne, czy
ten problem, do dziś nie poprzestając w hipotezach, a nawet – tak jak ostatnimi czasy – uciekając się do pomocy nauk przyrodniczych. Sugerowano przede wszystkim, że autor zapisków mógł poprzekręcać nazwy plemion, a nawet celowo zostać wprowadzony w błąd. Przyjmuje się najczęściej, że był on wywiadowcą państwa karolińskiego i zebrał informacje o Słowianach w celach handlowych bądź wojskowych. Cesarz Franków Ludwik II Niemiec (804–876) chciał po prostu wiedzieć, jaką siłą dysponują plemiona żyjące po północnej stronie Dunaju. Zapiski te trafiły prawdopodobnie do Ratyzbony, gdzie w klasztorze św. Efrema zostały poddane drugiej redakcji. O autorstwo pierwszej redakcji posądzany jest mnich Rudolf z Fuldy – on był tym wywiadowcą lub też – co jest bardziej prawdopodobne – informator (lub różni informatorzy) podyktował mu swój raport. Najmniejsze zaufanie budzą w zapisce informacje o liczbie grodów. Większe zaufanie budzą natomiast nazwy plemienne, choć z nimi również jest problem. Zapiski zawierają bowiem cały szereg niezrozumiałych do dziś nazw, które zapewne już
autentyczne, wymuszone przez otoczenie, czy kompletnie zmyślone przez kościelną hagiografię. Nawrócenie Wilde’a bardzo jest przydatne w jednej z najważniejszych krucjat prowadzonych obecnie przez Kościół.
nigdy nie zostaną zidentyfikowane. Dlaczego nigdy? Ponieważ, zdaniem Aleksandra Brücknera „albo sam autor je z palca wyssał, albo mu jakiś kpiarz podyktował, wyszydzając łatwowierność mnicha i tych, co mnichowi zwieść się dali”. Możliwe jest też inne wytłumaczenie. Otóż przezorni Słowianie, należycie oceniając mnichów ratyzbońskich jako zwiad wroga, podawali im nieprawdziwe informacje. To mogłoby tłumaczyć olbrzymią u Geografa liczbę grodów. Z liczbą 98 grodów występują u Geografa bawarskiego „Lendizi”, czyli Lędzianie lub Lędzice. Ich też najczęściej starano się utożsamić z Polanami. Rzeczownik „lęda” oznacza bowiem obszar uprawny, pole, a skoro od „pola” utworzono nazwę „Polanie” i „Polska”, to nasuwało się
Otóż Wilde jest postrzegany przez literaturę i media jako prototyp geja z wielkomiejskich elit ery nowożytnej, czy może raczej jego stereotyp: świetnie wykształcony, utalentowany, złotousty, ostentacyjny, błyskotliwy,
ŻYCIE PO RELIGII
Zmiażdżeni święci Tak, ciepły ton katolickiej gazety brzmi złowrogo, kiedy mowa jest o słynnym brytyjskim skandaliście i prześmiewcy, literacie i arbitrze elegancji, a na dodatek człowieku zamieszanym bodaj w najgłośniejszy skandal homoseksualny wszech czasów. O Wildzie można powiedzieć wszystko, ale nie to, że jego życie miało cokolwiek wspólnego z cnotami chrześcijańskimi. Do czego klerowi jest więc potrzebny obecnie Oscar W., człowiek skazany na dwa lata ciężkich robót za romans z synem jednego z brytyjskich arystokratów? Po tej katastrofie już nigdy się nie podniósł – schorowany i zaszczuty wyemigrował pod zmienionym nazwiskiem do Francji, gdzie zmarł szybko w zapomnieniu.
skandalizujący, znający się na sztuce i modzie, programowo zniewieściały, dla wielu zachwycający i odrażający jednocześnie. Jest on, czemu trudno się dziwić, ikoną ruchu gejowskiego – jako męczennik, któremu sfanatyzowane religią, homofobiczne społeczeństwo zniszczyło młode i obiecujące życie. Jako taki pozostaje... doskonałym kandydatem na katolickie ołtarze. Oczywiście, nie z powodu skandali, ale z powodu późniejszego domniemanego nawrócenia. Byłby taką gejowską Marią Magdaleną, doskonałym orężem do wojny ideologicznej, patronem skruszonych i kneblem do zatykania ust niepokornym. Idę o zakład, że zainteresowanie katolickich hagiografów osobą Wilde’a będzie narastać, a wszelkie
domniemanie o identyczności Polan i Lędzian, zwłaszcza, że w Wielkopolsce mamy gród Ląd, Jezioro Lednickie (Lędnickie) oraz Ostrów Lednicki. Pogląd o identyczności tych plemion został jednak ostatecznie zarzucony. Istotną przesłanką było to, że Lędzianie – według wzmianki autorstwa Konstantyna Porfirogenety – byli trybutariuszami Rusi Kijowskiej, a więc musieli mieć swoje siedziby na wschodzie, gdzieś w rejonie Sanu, a może Bugu. Więcej zwolenników ma dzisiaj hipoteza, że protoplastami Polan byli „Zeriuani”, czyli plemię Żerowian, nazywające się tak od słowa żar. Istnieje przypuszczenie, że Żerowanie prowadzili intensywną gospodarkę wypaleniskową, paląc rozległe obszary puszczy pod uprawę. Kiedy intensywność wypalania przez nich lasów spadła, a wzrosło znaczenie uprawy roli, plemię zyskało nowa nazwę – Polanie. Zagadkę, dlaczego wśród plemion wymienionych przez tzw. Geografa bawarskiego nie ma plemienia Polan, próbują wyjaśnić badania dendrochronologiczne. Ustaliły one zupełnie nową chronologię początków państwa polskiego. Wiele wskazuje na to, że państwo polskie powstało znacznie później, niż przyjmowali dotychczas historycy. A zatem w momencie redagowania zapisków Geografa nie istniała jeszcze wspólnota plemienna Polan, a ukształtowała się ona najpewniej dopiero na przełomie IX i X wieku. I tak na przykład gród w Gnieźnie nie powstał w VIII w., jak wcześniej zakładano, ale – w świetle tych badań – dopiero około 940 r. ARTUR CECUŁA
jego słowa przyjazne Kościołowi będą starannie wyszukiwane i nagłaśniane, na przykład i takie, które – moim zdaniem – wyglądają na przewrotną kpinę, a które „Gość Niedzielny” wziął za dobrą monetę: „Nie jestem katolikiem, ja jestem po prostu zapalonym papistą”. Kościół widział już nie takie rzeczy, jak potencjalne wniebowzięcie gejowskiego skandalisty. Przykładem niech będzie Joanna d’Arc, kobieta skazana dwukrotnie na karę śmierci przez sąd biskupi, m.in. za rzekome czary. Jej prochy, zgodnie z zasadami katolickiego miłosierdzia, wrzucono do Sekwany. Po ponad 400 latach od tragicznej śmierci Joanna została beatyfikowana, a wkrótce potem kanonizowana, gdy tylko okazało się, że to może być korzystne dla Kościoła. Na początku XX wieku Rzym miał we Francji problem z lewicowym i antyklerykalnym rządem, który wprowadził bardzo konsekwentny rozdział Kościoła od państwa. Do walki z tą władzą papiestwo użyło więc francuskiej bohaterki narodowej zamordowanej... przez Kościół. Joanna stała się patronką francuskiej klerykalnej prawicy, a Kościół gospodarnie przerobił własną ofiarę na taran do rozwalania twierdz swoich przeciwników. Czyż to nie jest mistrzostwo świata w biznesowym podejściu do rzeczywistości? MAREK KRAK
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r. to w skrócie teologia, którą wyznawał Jansen, a wcześniej św. Paweł, św. Augustyn i Kalwin: Bóg ma wybierać podług swego kaprysu ludzi, którzy mają być zbawieni. Ci ludzie nie mają żadnego innego wyboru, jeśli Bóg zechce ich zbawić – bezwarunkowo będą dążyć (jak zaprogramowane roboty) do zbawienia. Podobnie mały wybór miejsca pośmiertnego wyznaczano ludziom pozbawionym łaski – ci zasilą nieodwołalnie pokłady piekielne. Dzieci nieochrzczone nie mogą iść do nieba, więc również cierpieć będą wieczne męki (choć trochę lżejsze niż zwykli grzesznicy). Co więcej:
O
jawnie i otwarcie, więc wykoncypowano myśl następującą: skuteczna łaska uświęcająca, która działa pod wpływem Boga i której nie możemy się oprzeć i odrzucić jej, powoduje w nas pewną konieczność czynienia dobra, po prostu nie potrafimy czynić inaczej. Nie oznacza to, że jesteśmy pozbawieni wolnej woli, gdyż owa łaska mocą boskiego geniuszu jest tak sprytna, iż powoduje nieodmiennie w człowieku chęć, czyli wolę czynienia dobra. Stanowi dla niego konieczność stosownego postępowania, ale nie przymus, gdyż przymus oznacza konieczność czynienia wbrew własnej woli. Boska konieczność tak formuje naszą wolę, że chcemy dobra,
PRZEMILCZANA HISTORIA „Według jansenistów nie wystarczy być dobrym chrześcijaninem, przestrzegać przykazań i wierzyć. Chcą oni, abyśmy byli tylko chrześcijanami, niczym więcej; chcą pozbawić nas wszystkiego, co albo nie ma chrześcijańskiego sensu, albo, jeśli nawet ma, nie jest powszechnie postrzegane jako chrześcijańskie. Wszystko, w każdym momencie, musi być skierowane ku Bogu; wszystko inne jest – w jakimś dziwnym sensie – nierzeczywiste. Bezinteresowna ciekawość, ziemska miłość jakiegokolwiek rodzaju, sztuki, nasze świeckie radości i cierpienia – wszystko to jest niczym, o ile nie uzyskało skromnej realności poprzez swój związek z Bogiem. Łzy – jak
papieża). Głównymi przeciwnikami jansenistów w pojmowaniu łaski byli jezuici. Spór, jaki wybuchł w tej kwestii, był jednym z największych sporów teologicznych wewnątrz Kościoła – był bardzo ważny, gdyż przesądził o jego trwaniu. „Było to ogromnej wagi wydarzenie w dziejach chrześcijaństwa, a więc i w europejskiej historii idei” (Leszek Kołakowski, „Bóg nam nic nie jest dłużny. Krótka uwaga o religii Pascala i o duchu jansenizmu”). Janseniści dali asumpt do wewnętrznej reformy w Kościele. Jednak kłótnie, jakie wywołali janseniści i jezuici, były żałosne i bardzo długie. „(...) stulecie całe było zaburzone tymi niesnaskami”
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (14)
Bóg chce niemożliwego? Korneliusz Jansen, biskup Ypres, napisał grube dzieło „Augustianus”, w którym dowodził, że Kościół odszedł od nauki św. Augustyna, swego największego Ojca. Kościół i Augustyn rozminęli się w kwestii łaski uświęcającej. Teologia łaski sprowadzała niemalże do zera udział człowieka we własnym zbawieniu, przekazując wszystko w ręce Boga. piekło ma być usytuowane w taki sposób, aby Wybrani przebywający w niebie mogli się radować, obserwując ich cierpienia. Mogło się na przykład zdarzyć tak, że matka, która zostanie wybrana, będzie obserwować przez całą wieczność męki swego nieochrzczonego dziecięcia. Według nich, cokolwiek człowiek robi w życiu, poświęca to albo Bogu, albo diabłu, a żaden uczynek nie jest indyferentny moralnie. Każdy nasz najdrobniejszy uczynek i każda najbłahsza myśl winny sławić Stwórcę. 5 jansenistycznych tez (każda z nich może być jednocześnie przypisana św. Augustynowi): Bóg nakazuje rzeczy niemożliwe: „Niektóre Boże przykazania są niemożliwe [do spełnienia] dla ludzi sprawiedliwych, pragnących i usiłujących [je wypełniać], przy siłach, jakie aktualnie mają; brakuje im też łaski, która by umożliwiała spełnienie tych przykazań”. Bóg przymusza nas do bycia dobrymi: „W stanie natury upadłej nigdy nie można oprzeć się łasce wewnętrznej”. Jeśli Bóg postanowi nas zbawić, to zapewne tak się stanie, gdyż pokieruje on odpowiednio naszą wolą, aby uzdatnić nas do czynienia dobra. Chociaż nie-wolni, jesteśmy wolni: „Ażeby w stanie natury upadłej człowiek pozyskał zasługę bądź ją utracił, nie musi on być wolny od konieczności; wystarczy, że będzie wolny od przymusu”. Czy ta augustiańska teologia łaski niwelowała wolną wolę człowieka? Gdzieżby znowu – przeciw Biblii występować nie można tak
a zatem nie jest zachwiana nasza wolna wola – wszak nie czynimy nic wbrew własnej woli (choć pod działaniem konieczności). Nie możemy odepchnąć Boga: „Semipelagianie uznawali, że wewnętrzna łaska poprzedzająca jest konieczna we wszystkich poszczególnych czynach, włącznie z początkiem wiary, byli jednak heretykami, ponieważ utrzymywali, iż owa łaska jest tego rodzaju, że ludzka wola może jej się sprzeciwić bądź też jej ulec”. Nie w tym rzecz, czy człowiek obdarzony łaską przejawia skłonności do buntu, czy też nie, lecz w tym, czy człowiek obdarzony łaską może się zbuntować skutecznie. Janseniści twierdzili, że nie. Jezus umarł tylko za predestynowanych: „Semipelagiańskie (więc niesłuszne – przyp. aut.) jest twierdzenie, jakoby Chrystus umarł bądź przelał krew za wszystkich w ogóle ludzi (...). Jezus Chrystus nie mógł umrzeć za wszystkich ludzi. Wiedział On, kto będzie potępiony, a kto zbawiony i jest nie do pomyślenia, by z rozmysłem rozlewał swą krew na próżno bądź poświęcał się za przyszłych mieszkańców piekła”. Papież musiał się wyraźnie poczuć tym, za którego Jezus mógł nie umrzeć, gdyż bulla potępiająca owe tezy, przy piątej zaserwowała długą i barwną wiązankę epitetów: „fałszywe, bezczelne, gorszące, bezbożne, bluźniercze, zelżywe i szkodliwe dla czci Bożej tudzież heretyckie”. Z tez owych możemy wysnuć m.in. taki wniosek, że żaden zbawiony „nie wnosi najdosłowniej nic do dzieła własnego zbawienia”, albowiem wszyscy zasługują na wieczne piekło.
Biskup Korneliusz Jansen
uczył Saint-Cyran (za św. Janem Chryzostomem) – są po to, byśmy opłakiwali nasze grzechy, wszelki inny z nich użytek jest niewłaściwy. Może nas to razić zbytnią surowością (np. matka opłakująca swe zmarłe dziecko popełniałaby religijne nadużycie), ale doskonale się zgadza z jansenistyczną mentalnością” (Kołakowski). Janseniści dali pretekst do zrewidowania stosunku Kościoła do teologii św. Augustyna. Kościół nie mógł wyznawać samobójczej teologii odrzucającej wartość uczynków, z których sam się utrzymywał. Należy zaznaczyć, że janseniści nie byli sektą niezależną od Kościoła, lecz jego wewnętrzną schizmą, która nigdy nie wydzieliła się z Kościoła (chociaż nie różnili się prawie od kalwinizmu w kwestii łaski, to jednak byli jednoznacznie rzymscy – zarówno w kwestii interpretacji transsubstancjacji, pokuty, sakramentu kapłaństwa, sukcesji apostolskiej, jak i kultu świętych i Maryi, całkowicie uznawali hierarchię kościelną i pozycję
(Reinach). Dla Kościoła nie był to dylemat teologiczny, lecz okazja do zrzucenia uciążliwego balastu zaszłości chrześcijańskich. W 1651 r. (już po śmierci Janseniusza) jezuici uzyskali od papieża Jana Chrzciciela Pamfilego (Innocenty X – 1644–1655) potępienie słynnych „pięciu tez”, które miały być streszczeniem dzieła Janseniusza. Nowe spory wybuchły na tle tzw. formularza. Miała to być przysięga antyjansenistyczna, składana odtąd przez kler i zakonnice. Historia formularza jest długa i zawiła, a jej dzieje bulwersujące i żenujące. Zakonnice z Port Royal, centrum myśli jansenistycznej, wzbraniały się przed przysięgą, tłumacząc, że nie mogą przysięgać z całym przekonaniem, gdyż nie mają żadnego przygotowania teologicznego, a ponadto nie czytały nawet „Augustianusa” (nie było go w klasztornej bibliotece). Na próżno. Musiały przysięgać, a że w większości odmówiły, rozesłano je po różnych zakątkach
17
Francji. Jezuici w swej pasji na tym nie poprzestali – kazali nawet odkopywać ciała, które spoczywały przy kościele Port Royal. Sprawa nabrała rumieńców, gdy janseniści stali się cudotwórcami; ściślej, gdy Bóg poprzez cuda, którymi obdarzał jansenistów, zaczął okazywać, po której stoi stronie. I tak siostrzenica Pascala, pensjonariuszka z Port Royal, uleczona została „z fistuły gruczołu łzawnego, całując cierń z korony Jezusa Chrystusa”. To były chwyty poniżej pasa, na które jezuici nie mogli wynaleźć sensownych argumentów. Musieli zaprzeczyć rzekomemu cudowi, podając w wątpliwość cudowne objawienia. Janseniści nie mieli jednak z jezuitami łatwego pojedynku, byli to bowiem ludzie światli i przebiegli, a przy tym potężni. „Szukano wszelkich dróg ku uczynieniu ich nienawistnymi. Pascal zrobił więcej, uczynił ich śmiesznymi. Listy Prowincjonalne, które się ukazywały wtedy, były wzorem krasomówstwa i żartownictwa. Najlepsze komedie Moliera nie zawierają więcej soli od pierwszych »Prowincjałek«” (Wolter). „Publiczność miała z tego wszystkiego wielką uciechę dzięki »Prowincjałkom«. Natychmiast stały się one bestsellerem – i tak już miało pozostać. Był to z pewnością potężny cios w Towarzystwo, które miało wielu znakomitych uczonych, ale najwidoczniej nikogo o porównywalnym bodaj w części talencie literackim [jak Pascal] (...). »Prowincjałki« stały się nie tylko ważną pozycją w obiegowym kanonie literatury francuskiej, ale przede wszystkim częścią kanonu libertyńsko-liberalno-antyklerykalno-wolteriańskiego. Funkcjonowały jako pamflet demaskujący »jezuicką obłudę« oraz, przez uogólnienie, obłudę kleru katolickiego i – przez dalsze uogólnienie – obłudę religii chrześcijańskiej. Ich swoiście Augustyńskie zaplecze oraz jansenistyczna inspiracja łatwo mogły przejść niezauważone” (Kołakowski). A Blaise Pascal przecież w najczarniejszych snach nie mógł śnić, że on – gorący chrześcijanin – przyczyni się do zasilenia obozu antychrześcijańskiego. W 1713 r. papież wydał słynną bullę „Unigenitus”, w której potępił 101 tez, które przypisywano jansenistom. W związku z tym doszło do kolejnej (ostatniej już wielkiej) fali prześladowania jansenistów, którymi zapychano więzienia do końca panowania Ludwika XIV. Po kolejnej fali cudów jansenistycznych, dziejących się tym razem na grobie pewnego diakona jansenistycznego, rozkazem królewskim zakazano wstępu na miejsce, w którym działy się „te dziwy”, a po paru dniach jakiś żartowniś dopisał przed strzeżonym wejściem cmentarnym taki wierszyk: Tu, z królewskiego rozkazania, Bogu się cudów czynić wzbrania. „Znani są jeszcze janseniści w Paryżu i w Holandii; to są ludzie spokojni, dobrych obyczajów i nie czyniący cudów” – kończy Reinach. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
iekłończyca. Maleńka i urocza wieś w Zachodniopomorskiem. Niewiele ponad 300 mieszkańców, szkoła i kościół. Jeszcze bez plebanii. Z tego właśnie powodu szczecińsko-kamieńska kuria metropolitalna postanowiła uszczknąć gminie kawałek ziemi. Purpuraci przyzwyczajeni do służalczości władzy i wiejskiego gminu mogli się spodziewać wszystkiego. Z wyjątkiem protestu... Zakusy na działkę (nr 490) zaczęły się 4 lata temu. Wtedy to po raz pierwszy ogłoszono owieczkom, że kuria chce im postawić plebanię. Obiecywano przy okazji nową parafię. Tak, żeby księdza mieli pod ręką i żeby on nie musiał dojeżdżać z sąsiedniego oddalonego o... 3 kilometry kościoła Podwyższenia Świętego Krzyża w Trzebieży. Tyle że mieszkańcy Niekłończycy doskonale znają swoją niezbyt intensywną religijność, a także rozległą powierzchnię plebanii w sąsiedniej wsi, w której samotnie urzęduje ksiądz proboszcz Mieczysław Wdowiak, emisariusz arcybiskupa Andrzeja Dzięgi. No i nastąpił prawdziwy koniec świata, bowiem dzielna lokalna społeczność solidarnie (!) uznała, że ani nowej parafii, ani tym bardziej plebanii nie potrzebuje. W przeciwieństwie do świetlicy wiejskiej (walczą o nią od 30 lat!), gdzie mogłyby się odbywać zabawy, spotkania, wieczorki i zajęcia dla dzieci. Wszystkich, nie tylko katolickich, bo i takie – o zgrozo! – w Niekłończycy mieszkają. Pierwszy raz planom kurii sprzeciwili się w kwietniu 2005 r., kiedy to na zebraniu – w obecności przedstawicieli gminy oraz radnych – nie zgodzili się na przekazanie działki. Przypomnieli przy okazji włodarzom, że Kościół wcale nie musi sięgać po gminne, bo właśnie w Niekłończycy w ramach roszczeń okołokonkordatowych wyssał już kilka działek o łącznej powierzchni 3,44 ha. Pierwszą rundę wygrali. Po kilku latach względnego spokoju ksiądz Mieczysław postawił na fakty dokonane. Tym razem z mieszkańcami nie dyskutował. Powędrował natomiast na sesję Rady Miejskiej w Policach, gdzie pomagał radnym w podejmowaniu decyzji o zmianie planu zagospodarowania przestrzennego, przemawiając płomiennie: „To nie jest kwestia na już, natomiast decyzje – byłbym ogromnie wdzięczny, żeby były podejmowane sprawnie, bo ta kwestia jest chyba 5 lat. Ja to już bardzo dawno zgłosiłem”. Przyobiecał przy tym, że plebanię wybuduje na tyle dużą, że znajdzie się miejsce na świetlicę. Przy jawnym poparciu burmistrza Władysława Diakuna i większości radnych cel osiągnął bez większych kłopotów. Działki (o rynkowej wartości ponad 500 tys. zł) jeszcze nie dostał, chociaż zmiana przeznaczenia gruntów z rekreacyjnych na sakralne, jaką przyklepali radni, wydaje się jednoznaczna.
N
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA – Nie żyjemy w czasach średniowiecza. Jesteśmy katolikami, ale to nie oznacza, że musimy ślepo ufać księdzu, tym bardziej że mamy inne potrzeby – twierdzą tamtejsi parafianie. Żeby przypomnieć burmistrzowi, że działa wbrew ich woli i interesowi, wysłali do niego i do rady miasta petycję: „W dalszym ciągu mieszkańcy naszej wsi pragną, aby w tym miejscu zbudowana została świetlica wraz z kompleksem rekreacyjnym, z którego będą mogli korzystać wszyscy mieszkańcy, w tym katolicy oraz mieszkańcy o innym wyznaniu. Mieszkańcy (...) niezwiązani Kościołem rzymskokatolickim mogą czuć się skrępowani, uczestnicząc w zajęciach w przyszłej świetlicy, znajdującej się na terenie nieruchomości
! Tyniec – benedyktyński przyczółek na południowy zachód od centrum Krakowa. Ludzie od pokoleń żyją tu w cieniu XI-wiecznego klasztoru. W tym samym cieniu pozostały ich interesy w chwili, gdy miasto postanowiło poczynić zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego. Najwięcej emocji budzą tu założenia poszerzenia drogi prowadzącej m.in. do klasztoru benedyktynów. Niestety, kosztem tyńczan – ich gospodarstw i planów na przyszłość. Mnisi od lat starają się także o to, aby prywatne działki budowlane okalające klasztor w miejscowym planie zagospodarowania zostały uznane za tereny zielone i włączone w projekt Natura 2000. Swego czasu na mszach odczytywali
Przez 20 lat demokracji władze nie pamiętały o Tyńcu. Nie ma tu kanalizacji (!), dobrych dróg, a nawet chodników. Toteż mieszkańcy protestują. Głośno i widocznie. Zabudowania obwiesili transparentami: „Nasze dzieci chcą budować, a nie emigrować”; „Nie damy okraść naszych wnuków”; „Nie zabrał Stalin. Czy zabierze demokracja?”; „Nie niszczyć Tyńca. Stop dla wyburzeń”; „Tyniec to my, mieszkańcy, nie tylko klasztor”. – W zakresie planowania przestrzennego standardy polskie nie przystają do standardów unijnych. Dowodem na to jest właśnie Tyniec. W tworzeniu miejscowych planów zagospodarowania powinni partycypować mieszkańcy, bo to ich mają dotyczyć.
Opór zbiorowy
Sutanna przestaje działać na ludzi obezwładniająco, a katolickie zaklęcia nie mają już tak wielkiej mocy. Oto dowody, że naród przytomnieje. kościelnej. Nasza świetlica w przyszłości zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej ma służyć wszystkim obywatelom”. Na razie cierpliwie czekają na odpowiedź. Ich dążenia z całych sił wspiera sołtys Grażyna Pawłowska: – Jeśli coś jest dobre i będzie służyło mieszkańcom, walczę o to. Gdzie mamy wychowywać młodzież? Pod sklepem? – wyjaśnia swoje poparcie dla świetlicy wiejskiej. – Moim zamiarem jest zaproponowanie Radzie Miejskiej takiego rozwiązania, które zaspokoi rzeczywiste potrzeby mieszkańców Niekłończycy. Sprawę budowy świetlicy w Niekłończycy komplikuje dualizm potrzeb (świeckich i religijnych) oraz zdublowanie się koncepcji (sołectwa i parafii). Rozwiązanie tego problemu wymaga pogodzenia sprzecznych interesów, co nie będzie łatwe – wyjaśnił „FiM” burmistrz Diakun. Liczymy na to, że jednak stanie na wysokości zadania.
specjalne odezwy i zbierali podpisy pod petycją, doprowadzając do szewskiej pasji tych, których podobny ruch pozbawiłby możliwości budowy na należących do nich działkach. Taki punkt pojawił się jednak w najnowszym planie zagospodarowania osiedla. Miasto postanowiło też zmodernizować prowadzącą do klasztoru drogę (to z pewnością ukłon w stronę przedsiębiorczych zakonników, którzy lada chwila rozpoczną budowę lapidarium, muzeum oraz wielkiego parkingu, a niewykluczone, że nawet przeprawy promowej na drugą stronę Wisły). Żeby plany wprowadzić w życie, należałoby zrównać z ziemią niektóre zabudowania. Mieszkańcy nie kryją emocji: – Jeśli plan przejdzie w takiej formie, mój dom zostanie wyburzony, a ziemia, na której miały się budować moje wnuki, będzie leżała odłogiem, bo zakonnicy chcą mieć ładny widok z okien – mówi zdesperowany tyńczanin.
Tylko wówczas plany będą dostosowane do tego, czego ludzie oczekują – uważa Borysław Czarakcziew, przewodniczący rady Małopolskiej Okręgowej Izby Architektów, a zarazem mieszkaniec Tyńca. I nie dziwi się desperacji swoich sąsiadów. Ostatnie wieści, jakie dotarły do tyńczan, nie są jednak optymistyczne. Magistrat odstąpił co prawda od założeń, że na jednej działce będzie można postawić tylko jeden budynek mieszkalny, zwiększono też dopuszczalną zabudowę o 20 proc., mimo to urzędnicy nie zaakceptowali większości uwag i propozycji autochtonów, choć – zdaniem Czarakcziewa – były tak logiczne i merytoryczne, że ich nieprzyjęcie jest równoznaczne z działaniem przeciwko społeczności lokalnej. Tyńczanie zastanawiają się więc całkiem serio nad tym, aby – w następstwie referendum – odłączyć się od Krakowa i dołączyć do mniejszej Skawiny. Czy do referendum
dojdzie – nie wiadomo. Jedno jest natomiast pewne – oni bez walki swoich gospodarstw nie oddadzą. ! Stalowa Wola na pobożnym Podkarpaciu. Tutaj od kilku miesięcy trwają (i – jak na razie – nie widać ich końca) przepychanki między księdzem Edwardem nomen omen Warchołem, plenipotentem biskupa Edwarda Frankowskiego, a prezydentem Andrzejem Szlęzakiem. Co jakiś czas mieszkańcy są świadkami kolejnej odsłony tragikomedii. I tak: na miejskiej ziemi strona kościelna samowolnie postawiła krzyż i przyobiecała zebranym akurat wiernym, że w tym miejscu powstanie kościół („FiM” 11/2009). Protesty mieszkańców i ostre słowa prezydenta bynajmniej nie ostudziły zapału klerobudowniczych. Do krzyża migiem dokooptowali drewnianą kapliczkę, która przez Mariana Pędlowskiego, powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, została oficjalnie uznana za samowolę (przypomnijmy, że pan inspektor krzyż czarnym przyklepał, uznając, że skoro nie jest przydrożny, to stać może). A że ksiądz Warchoł nic sobie z nakazów rozebrania budowli nie robił, sprawa trafiła do prokuratury. Dał jednak inspektor Pędlowski oręż księdzu Warchołowi, zaznaczył bowiem w swojej decyzji, co następuje: „Poinformowałem inwestora o tym, iż istnieje możliwość podjęcia działań zmierzających do legalizacji samowoli budowlanej. Warunkiem niezbędnym jest jednak uzyskanie decyzji o warunkach zabudowy, która rozstrzygnie w zakresie zgodności z przepisami o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Jeżeli inwestor w ciągu 7 dni od doręczenia informacji przedłoży dowód wystąpienia do Prezydenta Stalowej Woli o wydanie takiej decyzji, postępowanie rozbiórkowe zostanie zawieszone do czasu ostatecznego zakończenia postępowania w sprawie warunków zabudowy”. Ksiądz Warchoł z okazji skorzystał, wysmarował do prezydenta wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy i już kilka dni później inspektor Pędlowski raportował: „Zawiesiłem postępowanie w sprawie drewnianego obiektu budowlanego na działce przy ul. Okulickiego w Stalowej Woli, do czasu ostatecznego zakończenia postępowania z wniosku ks. Jerzego Warchoła o wydanie decyzji o warunkach zabudowy”. Prezydent Szlęzak pozostaje nieugięty. Twierdzi, że dopóki ma coś do powiedzenia, na legalizację krzyża i kapliczki się nie zgodzi, szczególnie że warunki zabudowy wydaje się dla obiektów, które mają powstać, a nie dla tych, które już stoją. Wniosek księdza oddalił. „Nie będzie bolszewickich zasad i nierespektowania prawa własności” – podsumował dotychczasową działalność duchownego... BRAWO, Panie Prezydencie! WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. Autor
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
LISTY Słowo prawdy 65 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego skłoniła mnie do napisania wiersza, który (mimo że nie jest zgodny z obecnie obowiązującą linią historyczną) postanowiłem zadedykować Redakcji i Czytelnikom „FiM”.
LISTY OD CZYTELNIKÓW
Drodzy Redaktorzy, wybaczcie, proszę, mój ton wypowiedzi rozedrgany jak prezydencki gabinet, lecz – sami Państwo to przyznacie – naprawdę trudno o dobitniejszy przykład debilizmu! Po czymś takim nie byłem w stanie ani nawet nie miałem ochoty słuchać odpowiedzi
powrotu do XIX-wiecznego kapitalizmu większość z nas obudziła się z ręką w nocniku. Vide górnicy, hutnicy czy stoczniowcy. Jednym z takich dziennikarzy jest Tomasz Sianecki. Bardzo się zdziwiłem 23 lipca, kiedy z jego ust usłyszałem, że w jego szkole wykładano
Słowo o Powstaniu Warszawskim Szli w bój – krwią znacząc swoje męstwo. Walczyli – z wiarą na zwycięstwo. Zginęli – a z Nimi pół miasta. Ten czyn legendą już obrasta. Jest także przy tym sporo wrzawy: Kto posłał dzieci na bój krwawy? Kto ten śmiertelny los zgotował? Ludzi i miasta nie żałował. Dziś gloria victis to za mało, By dni tych prawdę oddać całą. Warto historii znać oblicze, Gdy bohaterom palisz znicze. Paweł Kołodziejczyk Warszawa
TVParafianin To, co usłyszałem dziś (26.07.2009) z ust prezentera telewizyjnej jedynki w jednym z przedpołudniowych programów katolickich, wprawiło mnie w prawdziwe osłupienie. Cóż za bezmyślnych durniów zatrudniają w TVP! Otóż pan „redaktor” ze śmiertelną powagą i zaangażowaniem zadał telekonferującemu księdzu – doktorowi X – mniej więcej takie pytanie: Czy jeżeli odkryjemy kiedyś obce formy życia na innych planetach albo nawet cywilizacje, to powinniśmy je chrystianizować?
księdza doktora. Moja żona aż wyskoczyła z łazienki i omal... nie pękła ze śmiechu. A ja zamarzyłem przez chwilę, aby stać się obywatelem choćby Somalii. Robert Kaźmierski
przedmiot o nazwie „przysposobienie do życia w socjalistycznej rodzinie”. Że też nie dostał pypcia na języku. Bogdan Pokrowski
Z zestawień tych jasno wynika, że wzrost liczby kierowców będących „pod wpływem” przełożył się na wyraźny spadek wypadków! Z suchych danych można wysnuć wniosek, że tych 9266 „nawalonych” przyczyniło się do uratowania życia i zdrowia 1273 użytkowników naszych dróg. Czyli statystycznie rzecz ujmując, by uratować jednego człowieka, musi się urżnąć średnio 7,28 innych. Hm... Czy zdrowie, a już szczególnie życie człowieka, nie jest warte tych kilku flach wódy? A tak na poważnie – uważam, że wielce interesujące byłoby zestawienie obrazujące, ilu owych nieszczęść dopuścili się „nawaleni”, a ilu sprawców czyniło to w pełni swych władz umysłowych (z premedytacją?). Brakuje mi też danych na temat pasów bezpieczeństwa. Ciekawym wielce, w ilu przypadkach ów genialny wynalazek uratował życie, a w ilu był przyczyną śmierci, często w męczarniach. A były ponoć czasy, gdy „stan wskazujący” okolicznością był łagodzącą... Twierdzący, że każde „uszczęśliwianie na siłę” to zniewolenie, Jerzy Myślicki
Pij i... jedź??? Obrzydzanie przez kłamanie Jestem głęboko przekonany, że ustrój PRL, niezależnie od jego braków, był ustrojem bardziej zbliżonym do ustroju sprawiedliwości społecznej niż ten w III Rzeczpospolitej, że nie wspomnę o nieudanej na szczęście próbie tworzenia IV RP. Przekonują mnie o tym dziennikarze wszelkiego autoramentu, którzy, będąc na usługach wielkiego kapitału, na każdym kroku starają się obrzydzić następnym pokoleniom rzeczywistość, w której żyliśmy przez 50 lat, aby nie przyszło społeczeństwu do głowy, że w wyniku
„BYŁEM
Policja na stronie www.policja.pl/ portal/pol/71/37920/Podsumowanie_ 2008_roku.html „podsumowuje” dane za 2008 r. dotyczące bezpieczeństwa na drogach. W podsumowaniu statystycznych danych czytamy: „W 2008 roku na polskich drogach było bezpieczniej. W porównaniu do 2007 r. odnotowano mniej wypadków (o 482, tj. o – 1%), zabitych (o 146 osób, tj. o – 2,6%), rannych (o 1127 osób, tj. o – 1,8%), zgłoszonych kolizji o 5414, tj. o – 1,4%. Niestety, nie zmniejszyła się liczba kierowców będących pod wpływem alkoholu. W 2008 roku, w porównaniu z rokiem 2007, nastąpił ich wzrost o 9266 (o 5,8%)”.
Za mali na JPII Radni Miasta i Gminy Stawiski (Podlasie) głosowali wczoraj nad przyznaniem imienia JPII jednej ze szkół podstawowych w regionie. Na sesję przybył proboszcz, ponieważ sprawa miała być oczywista, niemal czysto techniczna. Część radnych zaproponowała głosowanie tajne. I takie się też odbyło. Wniosek o przyznanie szkole im. JPII został odrzucony. Ośmiu radnych głosowało przeciw przyznaniu, pięciu za przyznaniem. Słuchałem później, jak w łomżyńskim Radiu Nadzieja (katolickie), redaktor powiedział: „Zapewne radni uznali,
19
że tak mała szkoła nie podźwignie ciężaru i zobowiązania, jakie niesie za sobą noszenie przez szkołę imienia tak znamienitego Polaka”... Wojciech Fidurski, Ełk
Obrońcy zbrodniarzy W nawiązaniu do artykułu „Tron we krwi” („FiM” 22/2009) autorstwa Macieja Psyka chciałbym napisać o roli Watykanu w „przemycaniu” hitlerowskich zbrodniarzy do Ameryki Południowej. Thomas Toivi Blatt, polski Żyd, któremu udało się zbiec z obozu w Sobiborze w książce „Sobibór. Zapomniane powstanie” opisuje, jak w 1948 r. komendant Sobiboru Stangl oraz jego zastępca Gustaw Wagner, korzystając z pomocy watykańskich urzędników i biskupa Aloisa Hudala (1885–1963), uciekli przez Syrię do Brazylii. Obaj zbrodniarze – Stangl i Wagner – wyposażeni zostali w wizy, pieniądze, bilety na statek oraz niezbędne dokumenty. Bp Alois Hudal był sympatykiem nazizmu, autorem książki „Podstawy narodowego socjalizmu” (1936), gdzie wychwala Hitlera i nazistów. Ponadto był rektorem uczelni Santa Maria del Anima i był wyznaczony przez Watykan na spowiednika społeczności niemieckich katolików. 18 października 1943 roku Niemcy przeprowadzili w Rzymie obławę na ludność żydowską – bez żadnych protestów ze strony Watykanu. W 1976 r., pośmiertnie, ukazały się wspomnienia bpa Hudala w formie dziennika pt. „Roemische Tagebuecher” i można w nim znaleźć wiele ciekawych informacji nt. jego udziału w pomocy zbrodniarzom hitlerowskim. Głośna jest również książka Carla Falconiego „The Silence of Pius XII”, wydana w 1970 r., opisująca milczenie oraz ciche przyzwolenie papieża Piusa XII na hitlerowskie zbrodnie. Sławomir Hordejuk
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
I
II Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce
III Owce ofiarami pasterzy
Cena jednego egzemplarza – 12 zł plus koszty przesyłki Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Wydawnictwo „NINIWA”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, e-mail:
[email protected], lub telefonicznie (0-42) 630-70-66
4
Owoce zła Przy zakupie sagi – opłata 30 złotych plus koszt przesyłki
Prezent – czwarta książka niespodzianka – gratis!!!
56/L/1/1 188/L/1/3 187/L/16/1
20
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Człowiek obrazem Boga? był z natury dobry. Drugą zmianą, która po części wyjaśnia możliwość mówienia o zmianie kondycji ludzkiej natury z dobrej na złą, jest wspomniana już utrata harmonii z przyrodą. O ile wcześniej przyroda była bezkonfliktowa, a ludzkie ciało było nieśmiertelne i nie sprzeciwiało się woli, o tyle po pierwszym odwróceniu się od Boga stało się ono źródłem cierpień, było już zniszczalne i skazane na starzenie się. Stało się grzeszne, co nie oznacza, że jest przesiąknięte immanentnym
Powyższe rozważania rzucają pewne światło na kwestię „złej natury ludzkiej”. Teologowie Kościoła katolickiego rozstrzygnęli tę sprawę przez koncepcję grzechu pierworodnego, któremu nadano dość mocną, metafizyczną interpretację. Oto wraz z zerwaniem owocu w Edenie ludzka natura stała się zepsuta i od tego czasu każdy, nawet niemowlę, które jest jeszcze nieświadome i ex definitione nie może grzeszyć, jest już grzeszne, jakby samo zgrzeszyło. W jego istnieniu jest substancjalnie zakorzenione zło (stąd chrzest niemowląt). Interpretacja taka nie znajduje jednak oparcia w Biblii. Jest raczej tak, że w każdym człowieku, niezależnie od jego indywidualnych poczynań, tkwi odziedziczona skłonność do zła. Takie pojmowanie zepsucia natury ludzkiej jest też o wiele
jednorodnym, że występuje w nim pewna dysharmonia pomiędzy wolą, która w zasadzie zawsze chce jakiegoś dobra (problem leży w tym, że błądzący w tej kwestii rozum nieraz przedstawia jej jako dobro, co jest w rzeczywistości złe), a ciałem, które jej się przeciwstawia i którego bodźcom często nie potrafi dać odporu (Ga 5. 17). Inna rzecz, że człowiek obdarzony jest wolną wolą i właściwa mu słabość, skłonność do zła, nie determinuje jego czynów, że może on (choć nie jest to łatwe) dawać odpór tej skłonności (Rdz 4. 7). Jest to o wiele łatwiejsze, gdy człowiek jest pojednany z Bogiem – swym Źródłem – który wspiera wierzącego w walce ze złem. Jednocześnie nie jest tak, że prawe życie (w ludzkim rozumieniu) bez świadomej współpracy z Bogiem jest
złem, lecz że utraciło pierwotną harmonię z ludzką wolą, stało się podległe raczej zewnętrznym prawom przyrody. Jest to sytuacja o tyle dramatyczna, że od człowieka wymaga się działania według pewnych rozumnych zasad, podczas gdy ciało jest czymś zwierzęcym i irracjonalnym, wymykającym się jurysdykcji rozumu i woli, a wręcz stawiającym im opór (Rz 8. 7). Stąd fenomen nazywany słabą wolą: wola chce czegoś, lecz cielesne ograniczenia czy wręcz przeciwieństwa jeśli nie uniemożliwiają, to przynajmniej znacznie utrudniają realizację wyboru woli (Rz 7. 19). Tak więc choć wola ma moc wolnego dokonywania decyzji, to nie przekłada się automatycznie na moc sprawczą jego urzeczywistnienia. Nie jest oczywiście tak, że człowiek jest bezwolną kukłą wydaną na pastwę cielesnych bodźców – jest raczej tak, że jego duchowe jądro stale stacza walkę z fizycznymi bodźcami, próbuje uczynić działanie człowieka suwerennym wobec przyrodniczych oddziaływań. Człowiek jest więc odpowiedzialny za swoje postępowanie, nie musi stawać się biernym narzędziem zewnętrznych wpływów.
bardziej zgodne ze zdrowym rozsądkiem, bowiem chyba każdy przyzna, że w człowieku tkwi taka skłonność. Zresztą potwierdzają to badania naukowe i rozważania filozofów, którzy wskazują choćby na fakt, że żadnego gatunku istot żywych nie cechuje takie natężenie agresji wewnątrzgatunkowej. W podobnym duchu Zygmunt Freud obok kreatywnego Erosa dostrzegał w człowieku instynkt śmierci, destrukcji, czyli Tanatosa, którego nieraz utożsamiał też z zasadą przyjemności, to znaczy bardzo silną tendencją „id” (instynktowna sfera nieświadomości) do nieograniczonego (i dlatego grożącego konfliktami) dążenia do uzyskiwania przyjemności. Należy jednocześnie zaznaczyć, że antropologia, jaką można zrekonstruować na podstawie Biblii, nie jest tak pesymistyczna, jak sugerowałaby to doktryna grzechu pierworodnego forsowana przez Kościół katolicki. Człowiek nie tyle jest zły w absolutnym tego słowa znaczeniu, ile ma silną skłonność do zła. Zło wynika więc nie z jakiejś metafizycznej substancji, quasi-platońskiej esencji człowieczeństwa samego w sobie, lecz z tego, że człowiek nie jest bytem
niemożliwe, gdyż każdy człowiek wyposażony jest w sumienie i prawo Boże, wpisane w serca wszystkich, także pogan (Rz 2. 24–15). Powracając do kwestii podobieństwa, należy je wyraźnie odróżnić od tożsamości. Wielu filozofów – najdobitniej chyba Ludwig Wittgenstein (zob. „Dociekania filozoficzne”, Warszawa 1972) – wykazało, że nie ma czegoś takiego jak podobieństwo w ogóle, lecz zawsze jest to podobieństwo pod jakimś względem. Podobieństwo pod każdym względem oznaczałoby tożsamość, nieodróżnialność dwóch obiektów. Tak więc dla orzekania podobieństwa pary obiektów wystarczy choćby tylko jedno podobieństwo. Tym, co czyni człowieka podobnym Bogu, jest posiadanie przezeń aspektu duchowego: woli, emocji, rozumu. Tym, co człowieka od Boga różni, jest posiadanie ciała, a co za tym idzie – zmienność, przemijalność, podatność na bodźce zewnętrzne. Podkreślana powyżej dysharmonia ducha i ciała sprawia, iż ludzki duch – w odróżnieniu od Bożego – jest podatny na grzeszne impulsy. Nie wyklucza to jednak duchowego podobieństwa człowieka do Boga z co najmniej
W artykule o sensie życia (,,FiM” 26/2009) pisał Pan, że Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo, ale w innym miejscu tego samego artykułu czytam, że człowiek jest z natury zły... Więc jak to jest? Która z tych niezgodnych opinii jest prawdziwa? Aby odpowiedzieć na powyższe pytanie, a także rozstrzygnąć, czy pomiędzy tymi dwiema biblijnymi koncepcjami – o podobieństwie człowieka do Boga i o zepsuciu natury ludzkiej – istotnie występuje niezgodność, należy wpierw dokonać analizy znaczenia pojęć uwikłanych w tę kontrowersję. Warto zacząć od przytoczenia tekstu dotyczącego stworzenia człowieka: „Potem rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas (...). I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go” (Rdz 1. 26–27). Tekst ten nie mówi explicite, na czym polega podobieństwo człowieka do Boga, można jednak zeń wysnuć pewne wnioski. Człowiek w mikroskali odzwierciedla hierarchiczną pozycję Boga w świecie: tak jak Bóg jest Panem wszechświata, całego bytu, tak uczynił Bóg człowieka gospodarzem ziemi, istotą najwyżej postawioną w tym obszarze bytu. Można by rzec, że uczynił człowieka swym namiestnikiem na ziemi. Wyższość człowieka nad resztą bytu i jego podobieństwo do Boga przejawiają się też w tym, że jest on istotą obdarzoną przede wszystkim rozumem i wolną wolą. Jednak człowiek źle wykorzystał swoją wolną wolę – zgrzeszył i utracił znaczną część swego dostojeństwa. Pierwszy grzech w Edenie spowodował co najmniej dwie istotne zmiany w kondycji człowieka. Po pierwsze, przed nim człowiek był jakby poza dobrem i złem, chociaż mógł kierować się zarówno ku dobru, jak i ku jego przeciwieństwu. Nie było w nim jednak pragnienia zła. Natomiast wraz z alegorycznym zerwaniem owocu z drzewa poznania dobra i zła, zaczął w inny sposób rozróżniać owo dobro i zło – na podstawie własnego doświadczenia. Z jednej strony, spowodowało to utratę harmonijnej więzi z Bogiem i przyrodą, utratę szczęścia, a także wystawienie się na pokusę świadomego grzechu. Z drugiej strony, człowiek stanął przed bardzo trudnym wyzwaniem, przed ryzykiem, jak i szansą: teraz, jeśli postępował dobrze, czynił to wbrew kuszącemu go złu; dobre postępowanie stało się kwestią świadomego wyboru i sporego wysiłku, podczas gdy w Raju było bezrefleksyjne i żadnego wysiłku nie wymagało, bowiem człowiek
dwóch względów. Po pierwsze, jak zauważył już Filon z Aleksandrii – żydowski filozof i teolog – podobieństwo do Boga nie jest czymś danym, tylko zadanym. Innymi słowy, jest ono potencjalne, tkwi w człowieku jako zdolność, która dopiero ma być urzeczywistniona. Przez nawrócenie woli człowiek może upodobnić się do Boga, a więc odzyskać w jakiejś mierze takie podobieństwo do Niego, jakie cechowało go jeszcze w Edenie. Wiara zaś dodaje mu sił, aby przezwyciężyć ową podatność na zło i realizować dobro. Po drugie – odbicie, obraz, kopia nigdy nie dorównują oryginałowi, są tylko jego cieniem, na co zresztą zwracał uwagę już Platon w słynnej metaforze jaskini. Nawet najlepsza kopia nie oddaje w pełni jakości oryginału. I tak zdaje się być z człowiekiem: został on obdarzony wolą, która chce dobra, choć jest nieraz kuszona występnymi bodźcami, które pochodzą z ciała. Nie oznacza to, iż w ciele należy upatrywać źródła wszelkiego zła. Jest raczej tak, że to wola, będąc słabą, poddaje się zmysłowym pokusom. Tak więc, choć wola człowieka jest podobna do Bożej, gdyż chce dobra, to tym się od Bożej różni, że jest podatna na pokusy, że jest słaba. Można wysunąć obiekcję, iż skoro wola Boża jest święta, a ludzka – podatna na grzech, to nie są one podobne, a tym samym nawet w aspekcie duchowym człowiek nie jest podobny do Boga. Należy jednak pamiętać o tym, że podobieństwo może mieć różne stopnie abstrakcji: np. jedne kwiaty są czerwone, inne żółte, ale wszystkie łączy cecha posiadania jakiejś barwy. Człowieka i Boga łączy to, że choć ich duch (wola, rozum) są od siebie różne, to jednak samo ich posiadanie czyni ich sobie podobnymi. Już Arystoteles określił człowieka jako zoon logikon – zwierzę rozumne, przy czym rozumność jest właśnie tą cechą człowieka, która wyróżnia go spośród wszystkich istot żywych. Jest to także ta cecha, w której człowiek przypomina Boga. Oczywiście stwierdzenie, że Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, nie oznacza, że podobieństwo to nie zmniejszyło się. Uległo ono bowiem zniekształceniu (ale nie zniknęło całkowicie) z chwilą upadku człowieka, bo ten upadek spowodował, że natura ludzka stała się bardziej skłonna do zła niż dobra. Podobieństwo to można jednak po części odzyskać przez wiarę, a całkowicie dokona się to – zgodnie z chrześcijańską nadzieją – dzięki ostatecznemu zbawieniu, uczynieniu człowieka doskonałym w Królestwie Bożym. Mam nadzieję, że rozważania powyższe dobrze rozjaśniają sens tezy o stworzeniu człowieka na Boże podobieństwo, a z drugiej strony jasno przedstawiają prawdę o zepsuciu jego natury oraz pokazują, że te dwa przekonania nie tylko nie przeczą sobie, ale są ze sobą jak najbardziej koherentne. BOLESŁAW PARMA
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Balony SLD Jerzy Wenderlich (SLD) oświadczył, że kapelani w czasach kryzysu powinni zrezygnować z sowicie opłacanych państwowych etatów. Bo oszczędzać powinni wszyscy. „To oddech Lenina!” – zawył abp Głódź. Do wtóru z Niesiołowskim, który podobne pomysły określił jako „powrót do czasów Bieruta”. Czy Wenderlich nie przypuszczał, że swoimi słowami wywoła burzę z piorunami i gradobiciem? Doskonale o tym wiedział. A nawet o to mu chodziło. Bo, jak się wydaje, przejął właśnie po Joasi Senyszyn etat największej czarownicy, skandalistki i antyklerykała w Polsce. Przecież ktoś musi w posłusznym Kościołowi i zestrachanym przed biskupami Sojuszu takimi wypowiedziami zagospodarować, przytulić antyklerykalną część elektoratu. Coraz większą, więc jest do kogo puszczać oko. Choć sam poseł Jerzy jest człowiekiem sympatycznym, nie oczekujmy od niego cudów – to, niestety, tylko zasłona dymna. Skąd to wiem? A stąd, że rok temu z okładem siedzieliśmy z Jonaszem w gabinecie Napieralskiego. W zamian za poparcie w wyborach na szefa SLD „polski Zapatero” obiecywał wówczas, że lewica ostro weźmie się za przywileje Kościoła. Naczelny „FiM” uwierzył, ja też. Dwa tygodnie później media zgodnie przyznawały, że pozytywna kampania w naszym tygodniku przechyliła szalę i pan N. rzutem na taśmę pokonał konkurenta – pana O. Pokonał i o dotrzymaniu słowa zapomniał z dnia na dzień. Nawet zapowiadana przez SLD „Biała księga” traktująca o panoszeniu się Krk w Polsce nie powstała nigdy.
Ale jednak przyjrzyjmy się pomysłowi Wenderlicha i skutkom, jakie wywołał. Jego słowa wcale nie były tak buńczuczne, a i tak wywołały wściekłość adwersarzy. Powiedział mianowicie, że „konkordat dał możliwość, by kapelani nieśli wsparcie duchowe, lewica nie chce ich tego pozbawić – ale niekoniecznie za pomocą sowitych etatów. To niewłaściwe, żeby kapelan zarabiał więcej niż pielęgniarka, a w czasie kryzysu każdy powinien zaciągać pasek o jedną dziurkę dalej”. Mój Boże, jedna dziurka na paskach pasibrzuchów w sutannach. Cóż to oznacza w porównaniu z jedną dziurką na pasku biedaka! O ile ma on tam jeszcze wolne dziurki. Wenderlich zaraz zastrzega, że „oszczędności dla budżetu nie będą z tego wielkie, ale „są pieniądze, które mają wymiar znaczący i takie, które mają wymiar symboliczny”. I o ten symbol prominentowi lewicy właśnie chodzi. No to przyjrzyjmy się bliżej temu „symbolowi”, tym „niewielkim pieniądzom dla budżetu”. Czy chodzi rzeczywiście o etaty po – średnio – 4 tysiące złotych netto, jak to wyliczyła niedawno posłanka Senyszyn? „To kłamstwo! Nie ma w ogóle mowy o takich zarobkach. Wiem to, bo kontaktuję się codziennie z kapelanami. Zarobki kapelanów wynoszą maksimum 1200 złotych. Jest to wynagrodzenie minimalne w stosunku do wielkiej pracy, jaką wykonują” – zdenerwował się ksiądz Jerzy Jachimczak – duszpasterz krajowy służby zdrowia. Wtórowali mu duszpasterze innych grup zawodowych. Z naszych informacji wynika, że trudno znaleźć kapelana służb
olski Kościół szczyci się tym, że produkuje liczne zastępy misjonarzy. Jednak o tym, że znaczna ich część to odpady z rodzimych diecezji i zakonów, już nie wspomina... W Saint Maximin we Francji od 700 lat stoi wspaniała gotycka bazylika słynąca z kultu biblijnej Marii Magdaleny. Chlubą tego średniowiecznego kościoła jest krypta, w której znajduje się sarkofag kryjący rzekomo szczątki świętej kurtyzany znanej z kart Nowego Testamentu. Nikogo specjalnie nie dziwi fakt, że przy świątyni krzątają się polscy duchowni. We Francji „powołanie” do katolickiego kapłaństwa jest równie częste jak lądowanie UFO. Dlatego paulinów z Polski, którzy przybyli tu w 2004 roku, miejscowa nieliczna dewocja przywitała życzliwie. Ich instalacja w Saint Maximin przyciągnęła do kościoła nie tylko miejscowego biskupa i księży z sąsiednich parafii, ale nawet przedstawicieli władz miejskich i departamentu. Mnisi z Jasnej Góry również z wielką radością przejęli nową placówkę, bo pasowała
P
mundurowych, który bierze mniej niż 3 tysiaki, ale co tam – uwierzmy na chwilę szefowi duś-pasterzy kapelanów i przemnóżmy te jego 1200 złotych na biret przez skalę zjawiska. W dzielnej polskiej armii mamy 190 etatowych kapelanów, w służbie zdrowia minimum 550, w więziennictwie 100, w straży pożarnej 20, w policji 70 i w straży granicznej 14 (liczba takich etatów w leśnictwie, w kolejnictwie i w służbach celnych oraz granicznych nie jest znana, ale z całą pewnością nie mniejsza niż 100). Teraz podsumujmy. 1044 etatowych kapelanów, za których utrzymanie płaci budżet państwa, czyli my wszyscy. Przemnóżmy to teraz przez te marniutkie 1200 złotych księdza Jachimczaka. Daje to kwotę 1 252 800 złotych. I ten „drobiazg” jeszcze razy 12 miesięcy. No i mamy piętnaście milionów trzydzieści trzy tysiące sześćset złotych! (naszym zdaniem, według ostrożnych wyliczeń, to naprawdę suma trzy razy wyższa). Jaka to kwota? Nasze zdenerwowanie tonuje poseł Girzyński z PiS: „To są środki symboliczne, to gra SLD pod publiczkę” – oświadczył. No i ma gość rację, i jej nie ma. Ma, bo Sojusz co jakiś czas wymachuje w ten sposób szabelką, pod antyklerykalną publiczkę właśnie, o czy pisałem na wstępie.
do ich zakonnego charyzmatu i poziomu. Szczególną czcią otoczyli „paseczek skóry z czoła Marii Magdaleny, na którym Zbawiciel położył palec w poranek swego zmartwychwstania”, bo wyczuli w tym niezłą
Nie ma racji, a w zasadzie łże, twierdząc, że wydatki państwa na kapelanów to kwota symboliczna. Bo czy 5 milionów obiadów dla dzieci (według nas ponad 15 milionów) to tani populizm? Może faktycznie i tani, bo obiady nie będą serwowane w sejmowej restauracji. Tymczasem SLD pilnie nadstawia ucha, jakie jeszcze joby polecą po balonie próbnym wypuszczonym przez Wenderlicha. Głódź rozwrzeszczał się o oddechu Stalina, Brudziński o komunistycznym rodowodzie pomysłodawców, a Niesiołowski – o metodach Bieruta. A więc mamy nowy sojusz PO i PiS, czyli taki POPiS bis. Popis dla Kościoła. Czy w tym przypadku Sojusz zdecyduje się na ogłoszenie kolejnych postulatów? Ma je już przygotowane. Musi tylko zdmuchnąć trochę kurzu, bo już kilka razy zgłaszane były w kolejnych kampaniach wyborczych. W najbliższych tygodniach Napieralski ma (przy pomocy Wenderlicha?) ogłosić, że SLD złoży projekt ustawy o ochronie prawnej ateistów, o usunięciu symboli religijnych z instytucji państwowych, o refundowaniu antykoncepcji i złagodzeniu restrykcyjnego prawa antyaborcyjnego. Takie są na razie tajne zamiary i koncepcje propagandowe lewicy parlamentarnej. Propagandowe, bowiem z czystej arytmetyki sejmowej wynika, że równie dobrze panowie i panie – co to serce mają pono po lewej stronie – mogą postulować zorganizowanie przez Polskę igrzysk olimpijskich w... dajmy na
ze Szwedami dali sobie radę, poradzą sobie też z „wrogami krzyża i Ojczyzny”. Kośnik, który chciał zatrzaskiwać bramy sanktuarium przed ludźmi z SLD, widzi teraz... puste ławki francuskich świątyń.
Nie dotykaj mnie kasę. Oczywiście pod warunkiem, że udałoby się ściągnąć do świeckiej Francji moherowe pielgrzymki (zawsze to jakaś nowość taki pasek z Magdaleny). Pewnie dlatego częstochowscy biali mężowie wysłali do ojczyzny świętego Ludwika samych „orłów” w białych habitach... Szefem „misjonarzy” został były przeor jasnogórski o. Szczepan Kośnik. Ten sam, który Aleksandrowi Kwaśniewskiemu pokazał środkowy palec ręki. A następnie zakomunikował prezydentowi, by do Częstochowy się lepiej nie wybierał, bo paulini, którzy
Kolejnym według precedensji (starszeństwa) asem nawracającym żabojadów jest o. Tomasz Kubala – posiadacz wielkiego mniemania o sobie i kilku szram na życiorysie. Na przykład jako katecheta i duszpasterz paulińskiej parafii we Włodawie wyleciał stamtąd z hukiem w październiku 2000 roku. Księży uczących religii przenosi się zwyczajowo po zakończeniu roku szkolnego. No chyba że któryś popełni jakiś ohydny występek – wówczas przełożeni komunikują wiernym, że ksiądz jest bezwzględnie potrzebny w innym miejscu. Tak było i z o. Tomaszem. Co
21
to – Toruniu. Kiedy SLD miała większość w Sejmie, takich koncepcji zabrakło... A żeby nie było wątpliwości, Wenderlich oświadczył „butnie”: „Sojusz na wojnę z nikim nie chodził, nie chodzi i nie będzie chodził”. Czyli po ptokach. Nie dla dwójki młodych ludzi, którzy w tyleż naiwny, co desperacki sposób na wojnę z Kościołem poszli. I bardzo obrazili Matkę Boską w Puławach. Ta poczuła się do tego stopnia dotknięta do żywego, że natchnęła tamtejszych sędziów, by ci wymierzyli młodym przestępcom karę więzienia (rok w zawieszeniu) i 400 zł grzywny. Czym zasłużyli sobie na tak surowy wyrok? Otóż na drzwiach kościoła flamastrami dopisali jedną literę. I z inskrypcji „Żyj jak Maryja” wyszło „Żryj jak Maryja”. Po roku pierdla za jedno „r”. Faktycznie, czuć oddech Stalina. Teraz, jak przypuszczam, odważny Sojusz Lewicy Demokratycznej złoży do laski marszałkowskiej wniosek, by karę więzienia dla nastolatków złagodzić, zamieniając ją na publiczną chłostę. A tuż przed wyborami może nawet poważy się postulować ograniczenie wyroku tylko do dybów. MAREK SZENBORN PS Kilka lat temu wespół z Jonaszem i kilkoma tysiącami sympatyków „FiM” szliśmy Nowym Światem w Warszawie w antyklerykalnym pochodzie, chyba jak dotąd największym w Polsce. I nagle rozpoznaliśmy idącego trotuarem posła Wenderlicha. Koledzy z RACJI, w tym z jego rodzinnego Torunia, zaczęli go głośno zapraszać do pierwszego szeregu. I wiecie, co zrobił Wenderlich? Odwrócił się na pięcie i uciekł!
zrobił? Wiedzą nieliczni i jasnogórskie archiwa zamknięte nawet dla IPN-u. Miejscowi mówią, że w klasztorze tylko nocował, a spać chodził późno. Ostatnim paulinem z owej nieświętej trójcy jest kapłan znany prokuraturze i prasie jako Paweł M. W październiku 2004 roku włodawska policja zatrzymała go, gdy jechał samochodem, mając 0,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Zatrzymała go nieprzypadkowo. Kilka minut wcześniej o. Paweł musiał tłumaczyć się straży granicznej, co robi w nocy nad Bugiem z dwoma... nieletnimi chłopcami. Podwójny pech księdza polegał też na tym, że tatusiem jednego z dzieciaków był nieprzychylny Kościołowi dziennikarz lokalnej gazety. Dzięki prawnikom paulinów i pieniądzom udało się jednak zatuszować sprawę. Karą okazało się przeniesienie zakonnika do Francji i zmuszenie go do kultu owego paseczka skóry Marii Magdaleny, który nosi wielce wymowną nazwę Noli me tangere, co w tłumaczeniu na język polski znaczy: nie dotykaj mnie! o.P.
22
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
RACJONALIŚCI ichał Anioł wielkim rzeźbiarzem był. Ale i niezgorszym poetą. Rozczarowany polityką papieża, który – zamiast na renesansową sztukę – postawił na zbrojenia, napisał w roku 1512 taki oto antypapieski sonet:
M
Okienko z wierszem Z kielichów hełm i miecz kuje tu chciwość I krew Chrystusa sprzedają garściami, Krzyż, ciernie stają się tarczami, dzidami Że aż Chrystusa kończy się cierpliwość. Niech mija gród ten, bo cenę zelżywość Za krew tu jego podgwiezdną wymami; Sprzedażą jego skóry Rzym się plami I jest wygnana z ulic sprawiedliwość. Jeślim chciał skarby stracić, papieżowa Moc dokonała na mnie pracy brakiem, Czego na Maurze zła Meduzy głowa. Lecz jeśli niebo ma ubóstwo w takiem Umiłowaniu, skąd nam dusz odnowa, Gdy stracim przyszły byt pod innym znakiem.
Mistrzowie świeckiej ceremonii pogrzebowej 0 601 299 227
Pomoc prawna przy procesie o stwierdzenie nieważności małżeństwa rzymskokatolickiego 022 219 54 77, 0 505 540 220
RACJA zaprasza Zapraszamy do wzięcia udziału w uroczystych obchodach 7 rocznicy powstania RACJI oraz ogłoszonego przez partię Dnia Antyklerykała. Impreza odbędzie się 8 sierpnia w Katowicach na placu przed Teatrem Śląskim. Start godz. 11. W tym roku manifestujemy pod hasłem: „Wszyscy jesteśmy Polakami i wobec prawa jesteśmy równi”. Naszą akcją pragniemy zwrócić szczególną uwagę na: – łamanie praw obywatelskich, – uprzywilejowanie Kościoła rzymskokatolickiego, jego przemożny wpływ na życie polityczne, gospodarcze i społeczne w Polsce, – niesprawiedliwe obciążanie skutkami kryzysu tych, którzy nie odpowiadają za jego powstanie, czyli ludzi pracy, rencistów i emerytów, oraz najuboższej części polskiego społeczeństwa. Podczas imprezy przewidziane są oficjalne wystąpienia przedstawicieli partii i organizacji zaprzyjaźnionych. Zapraszamy też na specjalny happening drużyny kultywującej wierzenia i zwyczaje prasłowiańskie, promocję jedynego w kraju tygodnika antyklerykalnego „Fakty i Mity” oraz inne atrakcje. Wszystkich, którzy chcieliby zabrać głos w trakcie zgromadzenia, lub mają pytania, prosimy o kontakt z koordynatorem imprezy: Dariusz Lekki, tel. 606 240 530, email:
[email protected]. PAMIĘTAJCIE, ŻE NIE POWINNO TAM ZABRAKNĄĆ NIKOGO, KOMU PRZYŚWIECA IDEA ŚWIECKIEGO PAŃSTWA!!!
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. (wsch.) warm.-maz. (zach.) wielkopolskie zachodniopomorskie
Jerzy Dereń Józef Ziółkowski Ziemowit Bujko Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Józef Niedziela Jan Barański Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0 tel. 0
698 873 975 607 811 780 606 924 771 604 939 427 607 708 631 692 226 020 501 760 011 667 252 030 606 870 540 502 443 985 691 943 633 606 681 923 609 483 480 784 266 544 512 312 606 61 821 74 06 510 127 928
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Ryby też biorą Biorą wszyscy. Wbrew obiegowemu twierdzeniu, ryby też. Tylko ta złota daje, czyli korumpuje. W zamian za wolność, w dodatku egoistycznie swoją, a nie waszą i naszą, oferuje spełnienie życzeń. Nie wszystkich, tylko trzech. Brzmi wiarygodniej. W dodatku to liczba mistyczna. Trójca Święta, do trzech razy sztuka, pleść trzy po trzy. Jak Miller w 2001 roku obiecywał zdrowie, bezpieczeństwo i edukację, nabrało się ponad 40 proc. W 2007 roku na sto konkretów – zaledwie 13 proc. Z obietnicami nie należy przesadzać. Tym bardziej z marzeniami i życzeniami. Mogą się spełnić. Korupcja jest wszechogarniająca. Wysysamy ją z mlekiem matki. Uczymy się od rodziców, dziadków, nauczycieli, księży. Jest tak powszechna i oczywista, że nie budzi najmniejszego sprzeciwu. Ani korumpowanych, ani korumpujących. Przeciwnie. Stanowi stały element procesu wychowawczego. Jak bicie. Wszyscy aprobują obiecywanie dzieciom, że jak będą grzeczne, odrobią lekcje, pomogą mamie, pocałują babcię, wyjdą z bratem lub psem na spacer, to... coś dostaną. Jak nie – też, tyle że lanie. Nie jest to nagradzanie właściwych postaw, ale
ich kupowanie. Coraz częściej za żywą gotówkę. W odróżnieniu od wełny, niekoniecznie czystą. Współcześni rodzice płacą dzieciom za wszystko. Przede wszystkim za to, że są. Płacić jest prościej i łatwiej, niż uczyć i wychowywać. Kasa rozwiązuje problem braku czasu i umiejętności okazywania uczuć. Bicie – zastępuje cierpliwość i argumentację. Dlatego cała Polska i bije, i korumpuje dzieci. Jak dorosną, zechcą brać od innych i oczywiście przekażą tradycję własnym pociechom. Korupcja, niezauważalnie, przejdzie z pokolenia na pokolenie. Jak z nią walczyć, skoro dzień po dniu sączy się do naszych uszu wolnorynkowa wiedza, że „za dziękuję się nic nie kupuje”. Księża dokładają swoje: „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. W odróżnieniu od Boga, za wszystko chcą pieniędzy. Co łaska, ale nie mniej niż... Wierni ani organy ścigania nie dopatrują się w tym korupcji. A przecież duchowni od otrzymania koperty uzależniają wykonywanie swoich służbowych obowiązków, w tym udzielanie sakramentów. Dla innych na takie czyny jest paragraf. Księża są ponad prawem, a raczej obok. Biorą bezkarnie. Jak ryby i dzieci.
W odróżnieniu od nich urzędnicy Pana Boga mają głos. Niestety. Korupcja ma wiele wspólnego z pornografią. Niby wszyscy wiedzą, na czym polega, ale jednoznacznej definicji nie ma. Kiedy się z nią stykamy osobiście, wykazujemy zazwyczaj mentalność Kalego. Korumpują się inni. To źle. Trzeba ich ścigać i surowo osądzać. My tylko dajemy lub przyjmujemy zmaterializowane wyrazy wdzięczności. Im większe, tym oczywiście lepiej. Łakomiących się na byle co lud nazywa gównojadami. Zazwyczaj kończą źle. Nawet jeśli nie w więzieniu, to w biedzie. Podwójny sposób myślenia o korupcji był glebą, na której wyrósł kaczyzm. Szaleństwo Ziobry zjednywało mu zwolenników, dopóki do obywateli nie dotarło, że prowokacje, fałszywe zeznania, rewizje i wydobywcze areszty za chwilę mogą dotknąć ich samych. A wtedy nikt ich nie obroni. Do dziś popierają PO za to, że nie jest PiS-em. Na wszelki wypadek ze słownika polityki i dużego biznesu eliminuje się takie terminy jak łapówka i korupcja. O ileż lepiej brzmi prowizja i offset. I o wiele przyjemniej brać. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog
Biskupie, błądzisz! Podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego w Obwodowych Komisjach Wyborczych nr 91 i 92 w Krakowie zdarzył się nieprzyjemny incydent, spowodowany przez księdza, który z grupą fanatyków religijnych przyszedł do lokalu wyborczego zagłosować i przystąpił do wieszania krzyży w lokalach wyborczych. Pan bp Pieronek dał komentarz do tego zdarzenia, zamieszczony w „Gazecie Krakowskiej”, a zatytułowany: „Mamy polskich Talibów?”. RACJA PL w Krakowie nie może obojętnie potraktować wypowiedzi indolenta w sprawach prawa wyborczego, mimo że jest on watykańskim komisarzem w niepodległej i demokratycznej ponoć Polsce. Pan biskup pogardliwie nazywa przewodniczącego OKW, młodego człowieka, absolwenta UJ, religioznawcę, samorodkiem nietolerancji i sugeruje, jakoby szkoła publiczna użyczyła pomieszczenia na lokale wyborcze z łaski watykańskiego urzędnika z parafii św. Jadwigi. Nie ma on zielonego pojęcia o tym, że wiszące w lokalach wyborczych krzyże dyrektor szkoły i każdej innej instytucji powinien schować do szuflady albo odnieść w procesji moherów na przechowanie w parafialnych pomieszczeniach. Panie biskupie! Krzyże w lokalach wyborczych będą wisiały bez protestów wtedy, kiedy będą się odbywać wybory proboszczów, biskupów i papieża przez wiernych pańskiego Kościoła. Pan Pieronek oburza się na słowa przewodniczącego OKW, który miał powiedzieć księdzu: „Pan tu nie ma nic do powiedzenia”. Art. 27. 4. wyraźnie mówi, że „członkowie komisji wyborczych korzystają z ochrony prawnej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych i ponoszą odpowiedzialność jak funkcjonariusze publiczni”. W oparciu o ten przepis, RACJA PL rozważa, czy nie zawiadomić prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez pana proboszcza organizującego nalot na lokal wyborczy z grupą podżeganych przez niego obywateli. W następnym lokalu, gdzie przewodniczącym OKW był wytrawny prawnik, sutannowy odszedł z kwitkiem. Przewodniczący na zawieszenie krzyża nie pozwolił, a dobrodziejowi powiedział: „Tu jeszcze jest Rzeczpospolita Polska, a nie Watykan”. Dobrodziej zawinął kiecką, zrobił w tył zwrot i odszedł. Parlament Europejski nie pozwolił naszym oszołomom katolickim na powieszenie na sali obrad krzyży. Polska jest ewenementem w skali UE, bo tylko nasi ulegli marszałkowie sejmu pozwolili sobie narzucić ten symbol zbrodniczej religii. STANISŁAW BŁĄKAŁA, przew. RACJI PL w Krakowie
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Do dziś pamiętam mój pierwszy raz z prezerwatywą. Miałem 16 lat albo coś około. Poszedłem do sklepu kupić paczkę prezerwatyw. Za ladą stała przepiękna kobieta, która najprawdopodobniej wiedziała, że nie mam doświadczenia w tych sprawach. Podała mi paczkę i zapytała, czy wiem, jak tego używać. Szczerze odparłem: nie. Ona otworzyła paczkę, wyjęła jedną prezerwatywę i rozwinęła na kciuku, po czym poleciła sprawdzić, czy jest na miejscu i czy mocno się trzyma. Musiałem wyglądać na osobę, która nie do końca to zrozumiała, bo sprzedawczyni rozejrzała się po sklepie, podeszła do drzwi i zamknęła je. Chwyciła mnie za rękę i wciągnęła na zaplecze, gdzie zdjęła z siebie bluzkę. Po chwili zdjęła też stanik. Spojrzała na mnie i zapytała: „Czy to cię podnieca?”. No cóż, byłem tak zaskoczony tym wszystkim, że tylko kiwnąłem głową. Wtedy powiedziała, że czas nałożyć prezerwatywę. Kiedy ją nakładałem, ona zrzuciła spódniczkę, zdjęła majteczki i położyła się na stole. „No dawaj – powiedziała – nie mamy zbyt wiele czasu”... No to położyłem się na niej. To było cudowne, szkoda, że nie wytrzymałem zbyt długo... Puff, i było po sprawie... Spojrzała na mnie przerażona: „Jesteś pewien, że nałożyłeś prezerwatywę?”. Odpowiedziałem tylko: „No pewnie” i podniosłem kciuk, by jej pokazać.
1
B
Fot. Krzysztaf Krakowiak
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) dmucha się w radiowozie, 5) bombowa niemiecka sztuka, 9) cios, czyli razowiec bez owiec, 10) końskie spodnie, 11) o panu z Tajwanu, 13) co jest z ropy w warzywniaku?, 14) nietuzinkowa karta, 15) to tam baca kasę wpłaca, 17) co się wymienia na dzień dobry?, 18) tam palił Rzymianin domowe ognisko, 20) wcinają się w ląd koło nosa, 21) czy tego chcemy, czy też nie, tutaj królową jest NMP, 22) poniżej mata, 25) wcale nie przypomina swego ojca... bernardyna, 26) w sali koncertowej styka, 27) warstwa niska dla paniska, 29) sławnych ludzi gromada, 32) pierwsza kobieta z puszką z Grecji, 35) tam mieszkają legioniści, 36) kto już na dworze mieszkać nie może?, 39) czarująca laska, 43) bardzo długi u pleciugi, 44) nie muszą wierzyć, by mieć duszę w środku, 46) naukowiec ludowiec, 47) najważniejszy Amerykanin w Paryżu, 50) byk bez rogów, 52) dwa siedzi stale w tym materiale, 53) wyspa z rowem, 54) jak się przyczepi, to będzie wisiał, 55) trzy panie przy fortepianie, 57) do młodości Mickiewicza, 58) jaki jest portal z nim?, 59) bywa mu duszno, 60) w nią idzie tłum, gdy słyszy „Bum!”, 61) czy jej wypada?, 62) o luce w sztuce, 63) każe sobie płacić za wciskanie kitu. Pionowo: 1) ramiona czempiona, 2) tych klapek nie zdejmiesz z oczu, 3) jak uszczypnie, będzie znak, 4) wystawiają oceny tym ze sceny, 5) drewno wyciągnięte z paszczy, 6) broni się przed wysadzeniem, 7) sos z zup, 8) co się łączy w Styksie?, 10) braterskie zajęcie, 12) łamaniec na torach, 13) łączy dwa jeziora z rzek, 16) zagadka, która jest z początku szara, 17) ryba z klejem, 19) leje, gdy wieje, 22) wybitny specjalista od metalowych płyt, 23) w czym jest guzdrała po terminie?, 24) sprzedaje piwo Lech do Czech, 27) pomaga żeglarzom w ciszy, 28) dżem zeń jem, 30) strach w klękaniu, 31) rozkoszny dźwięk, 33) płytka, nie głęboka, ale płaska i okrągła, 34) słychać jelenia z oddalenia, 36) sport cłem obłożony, 37) biegów w Warszawie 203, 38) tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco, 40) przechowalnia maluchów, 41) żuraw z winem, 42) co trzeba znać od a do zet?, 45) bezrobocie jej nie grozi, 46) co ma pyza w policzku?, 48) papuga w czerni, 49) kłopot z barem, 51) zachęca do dyskusji, bo ma asa?, 52) na rany jedyna, 56) w żłobie leży, 58) sztuka na pokaz. Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utwo rzą rozwiązanie z cyklu „Niezapomniane słowa wybrańców narodu” (Radosław Sikorski)
2
A
A 10 13
P
O
R
B
R
R
Y
Z
26
A
Y
E
37
K
U
17
O
35
D
30
P
L
36
E
4
K
31
J
S
K
37
R
P
6
K
O
M
R T
R
38
12
Z
I A
Ł
24
56
O
T
9
J
20
A
2
21
G
P
3
33
22
N
R
4
23
B
5
O
24
S
B
A
D
R
Ó W
Y
Y
46
J
Ę
7
E
D
27
E
O
R
5
60
R
D
9
O
28
T
25
10
Z
29
L
O
S
R
O
K
12
31
L E
13
U
32
Ż
G
E
D W
K
I
P
K
2
42 31
A
A
A
F A
A
B E
N
E
T
36
A
11
A R
M
14
33
K
R
O
A
M
A
L
B
N
K
41
58
Y
R
U
O
7
D
Y
17
D
D
Z
K
30
Ż
M
J
E
11
D
8
A
34
O
Ł
C
A S
E
O
63
S
R
40
52
Ł
A
T
8
D
B
A
21
A
K
K
D
29
49
D
15
T
K
W
N
Ó
A R
Y
33
V
R
K
T
O 39
K
Z
S
A
S
Z
S
U
P
O W
L
N U
16
U
23
U
O
S
I
Z
M
34
K
R
19
22
32
Ł
54
61
E
K
K
U
24
12
Y 15
P
S
N
Z
21
28
B
T
C
I
Z
M
O
A
26
13
S
Z
A
S
57
T
Z
48
E
6
25
27
Ń
R
R
A
M
R Ę
Ę
I
8
A
E
26
O
E
A
A
C
45
K
T
I
3
J
P
Ę
G
Y
M
E
10
K
D
D
43
T
T
P
A
U
28
S
E
A S
19
A
51
O
A
L
7
U
E
18
N
T
H
Z
23
6
W
I P
A
53
U
Y
27
47
K
A
A
K
C
S
62
1
E
Z C
Y
R
L
P
P
N
A
Z
11
C
I
Y
N
A
Ó
A
T
T D
R
14
M
Ż
Y
59
L
R
N
55
22
S
Y
R 14
18
S
30
L
Z
50
16
5
K
9
O
35
K
44
I
A
20
Ę S
K
K
1
E
Ł
J
E
Ę
K
E
I
29
U
4
I
B
L
N
O
Z
Z
A
25
N I
C
32
T
3
O
A
A
20
L
Z N
I
N
T
15
E
34
35
16
36
V
17
Y
E
18
A
19
37
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 29/2009: „Jeśli poprzecie Platformę Obywatelską, pomożecie sobie, pomożecie Polsce”. Nagrody otrzymują: Andrzej Kupisz z Brzegu Dolnego, Piotr Niedzielski z Łodzi, Halina Kwoska z Gdańska. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE Różańcem po oczach
Świecka gazeta „Echo Dnia” proponuje czytelnikom różaniec dla kierowców z medalikiem świętego Krzysztofa. Polacy mają samochody najbardziej w Europie zagracone dewocjonaliami i najwyższą śmiertelność na drogach. Czy to ma być ta opieka boska? Fot. Krzysztof
– Baco, co robicie, żeby wam wilk owiec nie porywał? – pyta dziennikarz. – Ano stucek takich zem je naucył. – Jakich sztuczek? – Naucyłech je, ze jak wilka wycujom, to majom po całej łące jak te kangury skokać. Cały rok je ucyłem! – To dość oryginalny pomysł. Ale po co to?
– Potem majom se jedne drugim kolejno na grzbiet wdrapywać, coby utworzyć takom wielkom góre. To dwa lata treningu! A na samej góze jedna owiecka umie tak przednimi kopytkami jedno o drugie stukać, że snopy iskier krzesze. – Nie do wiary! I co? Skutkuje? – A nie wiem, bo w tych lasach wilków ni ma.
Humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 31 (491) 31 VII – 6 VIII 2009 r.
JAJA JAK BIRETY ończąc cykl opowieści o czartach zamieszkałych na naszych ziemiach, jeszcze raz udowodnimy, że diabły te – kierując się sprawiedliwością – często pomagały pokrzywdzonym, szkodząc tym, którzy za zło odpowiadali. Noc ta gwieździstą była niezmiernie, a wiatry szły od Dunajca ciepłe i przychylne. Wszystko to jednak zbyt późno, bo majowe ulewy zdążyły już pozamieniać zboża w rude bagna, a bujne trawy w trzęsawiska. Wieś cichła, jeno chłopi pod koniec czerwca z zagonów dobywali ocalałych resztek, by nakarmić wygłodniałe bydło. Na szczęście u biedoty jako tako szło, bowiem z łąk biedaków na wzgórzach położonych woda spływała, szczędząc w ten sposób trawę. Tak też było u Antka, którego chałupa na wzniesieniu stała. Tedy tylko, kiedy lać przestało, wyprowadził on wygłodniałą krowinę na zbocze pod lasem. Ledwo zwierzę na nogach stało, ale kiedy tylko trawę poczuło, wnet się paść zaczęło. Antek szczęśliwy za sianokosy się wziął. Jak tylko wyschniętą trawę w kopy powiązał, jedyną krowinę do domu przygnał, a i sam na odpoczynek zasłużony się udał...
K
DIABŁY POLSKIE (6)
Czarty na rozstajach Inaczej za to u bogatego paniska ze wsi się działo. Chłop znany był ze swej pazerności i chociaż pieniądze w komodzie u niego leżały, żal mu było paszy dla swych koni kupić. Kiedy więc tylko biedaczyska jęły na nogach się słaniać, z Antkowego pola... znikać zaczęły zebrane przez niego kopy siana. Nim się chłopina zorientował, zostały tylko cztery. Wziął wtedy
Antoś w rękę garść źdźbeł i zrozpaczony te słowa wyrzekł: – Niech cię diabli porwą, ty, który mnie ograbiłeś z całego dobytku! Słońce tylko rozpromienić się zdołało, jakby na potwierdzenie Antkowych słów. Nocą udał się bogacz na pole i ostatnie cztery kopy siana biedakowi ukradł. Zadowolony ruszył do wioski, gdy nagle, na rozstaju dróg, jego konie stanęły. Ściągnął lejce i cmoknął, ale nic. Po bat sięgnął i smagnął nim konie, ale i to nic nie dało. Te stanęły dęba, bowiem na środku kamienistej drogi, nagle, jakby spod ziemi, cztery diabły stanęły. W końcu konie, ze strachu oszalałe, poniosły, ciągnąc ze sobą uwiązanego do wędzideł bogacza. Tydzień później zwierzęta znaleziono w pobliskiej wiosce, ale bogatego chłopa przy nich nie było. Tylko w rocznicę owych wydarzeń okoliczni chłopi widują rozpędzone konie i skrzące diable oczy. PAR