Uwaga na straszną chorobę ze źródłem w Sejmie!!!
ZESPÓŁ MACIEREWICZA ! Str. 7 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 31 (543) 5 SIERPNIA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
Przychodzą i odchodzą. Choć z założenia są nieśmiertelni, to jednak najczęściej umierają. Bogowie. W historii ludzkości było ich ponad sto tysięcy. Pozostało niewielu. Ale rodzą się nowi. Jedni groteskowi, inni prześmiewczy, jeszcze inni budzący grozę. Przedstawiamy najnowszy remanent najciekawszych religii. ! Str. 12, 13
! Str. 3
! Str. 22 ISSN 1509-460X
! Str. 21
2
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Jeszcze nie udało się zażegnać wojenki o wiadomy krzyż, a już szykuje się nowa. O inny krucyfiks, ale... też smoleński. Kolejny symbol męki pana prezydenta pojawił się nagle przed Sejmem (wraz z prowizoryczną tabliczką ku pamięci) i nie ma sprawców. Nie ma też jak zwykle odważnych do demontażu politycznej hucpy. Jan Pospieszalski ostrzega, że jeśli obrońcy krzyża sprzeciwią się jego usunięciu sprzed Pałacu Prezydenckiego (3 sierpnia br.), to Komorowski jest gotowy wprowadzić w Polsce stan wojenny i wyprowadzić czołgi na ulice. No cóż, jak ktoś jest łysy, to musi szczególnie na słońce uważać. Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” – marnego periodyku z gatunku science fiction – oświadczył, że jeśli spod Pałacu Prezydenckiego zostanie zabrany krzyż (siłą, bo Prawdziwi Polacy będą go bronić do ostatniej kropli krwi), to onże Sakiewicz własnymi rękami ustawi następny. Może nawet sam się do niego przybije? Mamy cichą nadzieję... „Nasz Dziennik” sugeruje na swoich stronach internetowych, a w zasadzie już wie, że niektórzy pasażerowie Tu-154 przeżyli smoleńską katastrofę. Oto dziennikarze tej superśledczej gazety dotarli m.in. do zegarka generała Błasika i stwierdzili, że zatrzymał się on feralnego dnia na godzinie... 10.38. To już nie jest poszlaka, to pewność! Zatem strzały słyszane na amatorskim filmie to było... No nie... Zatem generała dobito wraz z jego zegarkiem. Horror! Kilka dni temu zaniepokojeni czemuś pretorianie prezesa PiS zawieźli swojego guru do szpitala gruźliczego na badania. Niepotrzebnie. On pluje jadem, a nie krwią. Bartosz Arłukowicz będzie kandydatem z ramienia SLD na prezydenta Szczecina. To znaczy z ramienia PiS. A może jednak SLD... nieważne, i tak Szczecin od lat nie ma szczęścia. Beata Kempa bezsilnie wściekła na posła Sekułę rozpłakała się przed kamerami. Tym samym szlochająca posłanka PiS raz na zawsze zadała kłam plotkom, że jest trzecim bliźniakiem przerobionym (nieudolnie) na babę. Bez koronowanych głów, prezydentów i premierów, fajerwerków oraz transmitowanych na cały świat przemówień świętowana będzie, cicho i wstydliwie, 30 rocznica powstania Solidarności. No bo co tu czcić... Wówczas stoczniowcy wyszli na ulicę, bo „podrożała kiełbasa, której i tak nie było”. Dziś kiełbasa jest, tylko nie ma stoczni i stoczniowców. Okazuje się, że bohater licznych naszych publikacji – ksiądz Jankowski, legendarny kapelan Solidarności i SB, był podsłuchiwany i nagrywany. Za czasów Ziobry i za jego wiedzą. Podczas mszy żałobnej w intencji prałata płomienną mowę o ideałach wolności, moralności i prawdzie trzymał inny pretorianin Kaczora – Kurski. I grom z jasnego nieba go nie zabił. Bo Bóg akurat nie miał przyjemności być na tym pogrzebie. Wbity w mur duży fiat z numerem rejestracyjnym SB 19 10 84 (data śmierci), wystający z bagażnika sznur związany w pętlę i wypadające z samochodu wielkie kamienie to pomnik księdza Popiełuszki w Rybniku. Brakuje jeszcze relikwii – kości z palca kapłana, ale ta ma być dostarczona lada dzień. I też wmurowana. Autentycznie! Swój autorski program będzie miał w legendarnej niegdyś radiowej Trójce Marcin Wolski (ostatnio zasłynął wierszem o Kaczyńskim, w którym nazywa przeciwników eksprezydenta łajdakami). Poza Wolskim w III programie PR audycje mają jeszcze Michał Karnowski, Tomasz Sakiewicz, Bronisław Wildstein, Rafał Ziemkiewicz... I to jest ukretynienie większe o głowę niż w Radiu Maryja, „Naszym Dzienniku” i TV Trwam razem wziętych. Sąd Rejonowy w Ropczycach przedłużył o kolejne 3 miesiące areszt księdzu Romanowi J., podejrzanemu o seksualne molestowanie nieletnich dziewcząt. Tym samym sędziowie pokazali Prawdziwym Polakom Katolikom, że nie są czuli na ich naciski i pogróżki. Przypomnijmy: specjalnie zawiązany komitet obrony księdza (z senatorem PiS na czele) żądał od sądu uwolnienia dewianta, mimo że ten przyznał się do winy. Należałoby powołać zespół do zbadania zbrodni, której dokonano na księdzu. Po raz pierwszy od wprowadzenia euro pojawiła się watykańska mutacja tej waluty. Na monecie widnieje wizerunek Benedykta XVI i napis „Città del Vaticano 2010”. Naszym zdaniem stosowniejsza byłaby bliższa niegdyś sercu Ratzingera inskrypcja „Gott mit uns”. Anglikański ksiądz z Toronto tak był szczęśliwy, że jego kościół odwiedził nawrócony grzesznik, że udzielił komunii nie tylko jemu, ale i przyprowadzonemu na smyczy psu. No i jest straszny z tego powodu skandal. Pewnie dlatego, że pies nie był wyspowiadany. W Rzymie myślą, że mają sensację. Reporterzy tygodnika „Panorama” wytropili i nagrali film o tym, że księża gremialnie odwiedzają kluby gejowskie. Furorę robi kadr filmowy, na którym autentyczny księżulo odziany jest w samą tylko koloratkę. No i co z tego? Takimi zdjęciami, choćby z klubu w Łodzi, to my możemy połowę Rzymu zarzucić.
Biceps lanowałem w połowie wakacji napisać całkiem luźny komentarz o tak zwanej dupie Maryni i wakacyjnych ogórkach. Kiedy już wizję swą miałem urzeczywistnić – jak to w życiu nierzadko bywa – w jednej chwili odechciało mi się żartów, ogórków, a nawet dupy, i to w każdej postaci. Dostałem bowiem w dupę od losu. Na działce pod Łodzią postanowiliśmy z żoną umyć naszego psa rasy shar-pei, który z powodu swej gęstej sierści cierpi bardzo podczas upałów. Ja trzymałem silne psisko za obrożę, żona mydliła je szarym mydłem. Woda do mycia była „zaletniona” na piekącym słońcu, ale do spłukania pozostał tylko szlauch. To, co my wyobrażaliśmy sobie jako wielką ulgę, dla psa okazało się zapewne szokiem termicznym. Wystrzelił więc z czterech łap do góry, a że żarcia mu nie skąpimy, zrobił to z wielką siłą. Niestety, razem z nim wystrzeliła też moja ręka, na szczęście lewa. W ułamku sekundy wyprostowała się i skręciła. Usłyszałem trzask, jakby złamanej gałęzi, i poczułem piekący ból. Byłem przekonany, że mam złamaną kość, ale było o wiele gorzej. Zerwało mi się główne wiązadło przytrzymujące dwugłowy mięsień bicepsa. Uświadomił mi to na pogotowiu lekarz i zalecił jak najszybszą operację. – Alternatywa jest taka, że będzie pan miał 20 procent siły w tej ręce, i to już do końca życia – oznajmił, a mnie wyszła para oczu na sprężynach. Poza czytaniem książek i stukaniem w klawiaturę komputera mam bowiem jeszcze kilka innych zainteresowań, jak pływanie kajakiem, nurkowanie (zodiakalna ryba...), jazda na rowerze czy – do jasnej cholery – ćwiczenia na siłowni! Nie było rady, wybrałem operację. Tak, operację, nie jakiś tam zabieg czy – jak w przypadku zwykłego złamania – złożenie i włożenie w gips. Operacja w pełnym znieczuleniu trwała prawie 3 godziny i polegała na przewierceniu wiertarką kości przedramienia, przeciągnięciu przez nią zerwanego wiązadła i przyszyciu go na miejsce. Potem jeszcze „tylko” miesiąc z ręką na temblaku, a po kolejnych 30 dniach rehabilitacji – kto wie, może nawet zasiądę za kierownicą! Minął już tydzień od rozpłatania mi w dwóch miejscach ręki, a ból w niej nie osłabł. Nie mogę się sam porządnie ubrać, umyć, zrobić czegoś do jedzenia, pograć z dzieckiem w piłkę. Spuchnięta łapa poci mi się niemiłosiernie w temblaku ze sztucznej tkaniny (ponoć innych nie ma). Ponownie uczę się pisać na komputerze jedną ręką, przez co pracuję o połowę dłużej. W nocy nie zasypiam bez dwóch tabletek nasennych. Na parę miesięcy stałem się niemal kaleką. Z tego wszystkiego chciałbym się choć porządnie opić, ale nawet tego mi nie wolno, bo alkohol rozrzedza krew i cholerstwo dłużej się będzie goić. Jeszcze przed operacją, kiedy uświadomiłem sobie, jak spędzę resztę lata, postanowiłem, że wpadnę w depresję i obrażę się na swój los. A dobiło mnie to wszystko tak bardzo dlatego, że do tej pory byłem wprost niesamowitym farciarzem, i to pod każdym względem. Na szpitale patrzyłem jak fan piłki nożnej na boisko do rugby – a niech sobie tam inni grają. Ale właśnie największy szpital w Łodzi od depresji mnie uchronił. Co więcej – dał mi porządną lekcję pokory wobec życia. Mając zdrowe nogi, chodziłem po wszystkich oddziałach, łącznie z dziecięcym i onkologicznym. Nasłuchałem się dziesiątek historii na temat chorób, o których istnieniu nie miałem dotąd
P
pojęcia. Zrozumiałem przede wszystkim, że naprawdę chory jest tylko człowiek chory przewlekle i nieuleczalnie. A takich ludzi są przecież grube tysiące, chociaż właśnie ich nie widać, bo nie spacerują w parkach i nie chodzą po zakupy. Z kilkoma z nich rozmawiałem, m.in. z chorymi na raka i na stwardnienie rozsiane. Byłem w niemałym szoku, że ludzie ci – mimo swej beznadziejnej na ludzki rozum sytuacji – nie są wcale załamani. Łapią się promyczka nadziei, że może choroba ich opuści lub odstąpi choć na jakiś czas. I ten (zwykle krótki) czas bez bólu, poza łóżkiem, jest dla nich pełnią szczęścia. Taką szczęśliwą buzię i oczka patrzące z nadzieją widziałem u nastoletniej, ogolonej na łyso dziewczynki, która wraz z rodzicami czekała na szpitalny wypis. – Może już nigdy więcej tu nie wrócę? Może już wszystko będzie dobrze? Zresztą nie musiałem łazić po całym szpitalu, żeby porządnie (choć już w przenośni) stuknąć się w głowę. Na mojej sali, podczas licznych rozmów, kilku facetów uświadomiło mi, jak bolesne bywają życiowe zakręty i jak łatwo jest „wypaść z gry”, najczęściej w najmniej oczekiwanym momencie. Jeden przez 4 miesiące rehabilitował się bez żadnego rezultatu po upadku z rusztowania i teraz czekała go operacja barku. Tego lata miał zadaszyć dom córki i jechać na oczekiwany od lat urlop. Inny spadł z drabiny i złamał kość pięty; efekt – dwie śruby i 6 tygodni w gipsie. Był też pacjent z zerwanym bicepsem; kiedy powiedziałem mu, że nie uwierzy, w jak głupi sposób ja zerwałem swój, tylko się uśmiał: – Pies powiadasz? Ja mam stoisko z chemią na hali targowej. Rano przychodzę do pracy i robię pierwszy ruch – podnoszę paletę papieru toaletowego... Ludzie, którzy mnie znają, twierdzą, że jestem dzieckiem szczęścia. I mają kurde rację. Niejaki Marek Szenborn powiedział mi niedawno, że nie urodziłem się w czepku, tylko w całym kombinezonie, który mnie chroni od wszelkiego zła. To poniekąd prawda, bo wszystko, co sobie zaplanowałem, szczęśliwie się dokonało. Ale nurkowie wiedzą, że nawet najlepszy kombinezon można rozciąć na ostrej rafie. I wtedy zaboli. Pewne przypadki po prostu się zdarzają, bo całe życie to jeden wielki zbiór przypadków. Dobrych i złych. Zbiór wzlotów, ale i upadków, czyli słabości. Jeśli te ostatnie mają być przejściowe, to ważne jest, aby nasza moc w tych słabościach się doskonaliła. Radzę więc podobnym do mnie farciarzom, których życiowy pech kończy się na zerwanym mięśniu czy innej pierdole, aby podziękowali losowi, że ich dobra karta odwróciła się tylko na krótką chwilę. Punkt widzenia zależy co prawda od punktu siedzenia, ale czasem warto wychylić się ponad swoje uwite, ciepłe gniazdko i zobaczyć, jak wiele ten „parszywy los” nam oszczędził. JONASZ
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r. Dwa dni po katastrofie smoleńskiej grupa małolatów w mundurkach harcerskich przywlokła przed Pałac Prezydencki specjalną obudowę, po czym umieściła w niej 4-metrowy krzyż. – Zrobiliśmy to absolutnie spontanicznie i w imieniu całego wstrząśniętego tragedią środowiska – podkreślają dyrygujący dzieciakami panowie w mundurkach.
rodzaju sporach dotyczących polskiej historii i polskich powiązań” oraz popełni „ciężkie moralne nadużycie”. Prezes PiS podkreślił, że „krzyż ustawiony przez harcerzy można będzie przenieść dopiero wtedy, gdy w tym miejscu stanie pomnik upamiętniający ofiary katastrofy”; ! „Ten krzyż (...) jest też potężnym protestem przeciwko kłamstwu, jakie chciano zostawić Polakom po 10 kwietnia. Niech kłamcy się wstydzą, a my pilnujmy krzyża. Bądźmy tam razem” – zagrzewa do walki „Gazeta Polska” piórem jej redaktora naczelnego Tomasza Sakiewicza. ! „Nie pozwolimy ruszyć krzyża, a jak będzie trzeba, oddamy życie w jego obronie!” – zapowiadają co bardziej radykalni wartownicy
GORĄCY TEMAT przykościelnego Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza”, czyli, jak czytamy w dokumentach programowych organizacji, „ruchu wychowawczego, posługującego się metodą harcerską, opartego na zasadach religii rzymskokatolickiej oraz uczestniczącego w wielkiej wspólnocie wiary i działania, jaką jest Skauting Europejski”. Podlacha to były ministrant z harcerskiej służby liturgicznej, uczeń Archidiecezjalnego Męskiego Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie, z zawodu projektant ogrodów, obecnie zwierzchnik i ideolog Hufca Warszawskiego, na które to stanowisko awansował z funkcji szefa drużyny św. Andrzeja Boboli. Mówi o sobie tak: „Jestem wychowawcą w skautingu katolickim od 9 lat.
były nauczyciel Katolickiej Szkoły Podstawowej nr 109 w Warszawie) jest w „Zawiszy” jednym z najważniejszych funkcjonariuszy. Działa w organizacji od 2001 r., pracował w centrali na stanowisku Dyrektora Biura Zarządu, a od trzech lat pełni funkcję krajowego szefa sieci zastępów im. św. Michała Archanioła. Odpowiada za rozwój stowarzyszenia (zakładanie nowych zastępów harcerzy, bieżący nadzór nad już istniejącymi, gospodarka finansowa). To jemu właśnie władze „Zawiszy” powierzyły funkcję „koordynatora służby przy Pałacu Prezydenckim”. A kim są pozostali dwaj reprezentanci „oddolnej” rzekomo Inicjatywy „Polsce i bliźnim”? Popatrzmy:
A-ppolityczni harcerze Wkrótce okazało się, że akcji patronowała nikomu dotychczas nieznana, powołana ad hoc Inicjatywa „Polsce i bliźnim” firmowana przez: Michała Kuczmierowskiego, Michała Pałamarza, Franciszka Podlachę oraz Piotra Trąbińskiego (rzecznik prasowy), którzy powiadają o sobie, że reprezentują „oddolną inicjatywę harcerek i harcerzy pragnących niezależnie od codziennej pracy we własnych organizacjach utrwalić znaczenie wspólnej służby podjętej pamiętnego dnia 10 kwietnia 2010 roku”. Ich pierwsze wspólne dokonanie stało się, jak wiadomo, zarzewiem bardzo ostrego konfliktu politycznego, a kto wie, czy nie doprowadzi jeszcze do starć ulicznych i przelewu krwi. Przypomnijmy, jak podgrzewano atmosferę, gdy prezydent elekt Bronisław Komorowski oświadczył, że „Pałac Prezydencki jest sanktuarium państwa”, a ponieważ żałoba minęła, krzyż – jako symbol religijny – „zostanie we współdziałaniu z władzami kościelnymi przeniesiony w inne, bardziej odpowiednie miejsce”... ! „Krzyż powstał z naturalnej potrzeby serca tysięcy ludzi, zresztą nie tylko osób wierzących. Powstał w miejscu nieprzypadkowym i stał się miejscem spotkań setek tysięcy Polaków, którzy pod nim składają kwiaty i palą znicze. Proszę im go stamtąd nie zabierać” – zażądał od Komorowskiego Zbigniew Ziobro w liście otwartym z 11 lipca, podpierając się zawołaniem Jana Pawła II: „Brońcie krzyża!”, w ustach papieża odnoszącym się do znaku ustawionego na Giewoncie. ! 16 lipca Jarosław Kaczyński ostrzegł na konferencji prasowej, że jeżeli nowy lokator Pałacu ośmieli się usunąć stojący przed budynkiem krzyż, to „będzie zupełnie jasne, kim jest i po której jest stronie w różnego
strzegący dzień i noc nielegalnej budowli, choć 20 lipca Kancelaria Prezydenta, instytucje kościelne (kuria metropolitalna w Warszawie i Duszpasterstwo Akademickie przy kościele św. Anny) oraz dwie największe organizacje harcerskie (Związek Harcerstwa Polskiego i Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej) podpisały porozumienie o „godnym przeniesieniu i usytuowaniu krzyża w nowym miejscu”, a trzy dni później ustalono i ogłoszono datę jego procesyjnego przetransportowania do kościoła św. Anny (3 sierpnia o godz. 13). ! ! !
Zajmowałem się wychowywaniem chłopców w wieku 12–17 oraz 17–20 lat, a teraz zajmuję się formacją dorosłych mężczyzn – wychowawców w wieku 19–25 lat. Nasza myśl pedagogiczna stoi na bardzo wysokim poziomie. Dużo się modlimy, rozpoznajemy swoje powołanie do świętości, kapłaństwa, służby Kościołowi, życia religijnego w rodzinie”.
Harcmistrz Kuczmierowski (z wykształcenia filozof, gra pierwsze skrzypce w mediach, choć nie jest formalnym rzecznikiem Inicjatywy) był do marca 2010 r. komendantem Mazowieckiej Chorągwi ZHR, czyli tej słusznej (w przeciwieństwie do ZHP) organizacji harcerskiej „wychowującej w oparciu o wartości chrześcijańskie” i „otwartej dla
Lobbysta Kuczmierowski i wywiadowca Trąbiński
Druh koordynator Pałamarz
Kim są ludzie, którym udało się „spontanicznie” wywołać tak wielkie zamieszanie? Przyjrzeliśmy się im nieco bliżej i wszystko już wydaje się jasne... Franciszek Podlacha i Michał Pałamarz (obaj w stopniu podharcmistrza) są wysokiej rangi działaczami
Jeśli zaś chodzi o zapatrywania polityczne, przyznaje, że jest konserwatywnym „katolem”, ceni wolność gospodarczą i bardzo nie lubi „pana Tuska”. Pałamarz (absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Resocjalizacji Uniwersytetu Warszawskiego,
wszystkich osób poszukujących wiary”. Kręci się przy harcerstwie, ale równolegle zajmuje się biznesem, a ściślej rzecz ujmując – lobbingiem sejmowym, pracując w spółce „Pracownia” należącej do bardzo blisko związanego z ludźmi PiS Sebastiana Bojemskiego (w nieodległej przeszłości działacz ZHR). I tu jest jakby pies pogrzebany, ponieważ Bojemski znany jest nie tylko ze związków z Opus Dei, ale był do niedawna czołowym ideologiem braci Kaczyńskich. Czy Kuczmierowski został służbowo oddelegowany, żeby dopilnować sprawy krzyża? Tego nie wiemy, ale ślady są tak czytelne, że nawet zuch by je dostrzegł...
3
Podharcmistrz Trąbiński również należy do ZHR (szef Hufca „Grochów”) i był wcześniej podwładnym Kuczmierowskiego. „W pewnej chwili zadzwonił telefon. Znajomi, rodzice młodszych harcerzy, zapytali wtedy po raz pierwszy o ten krzyż. Powiedzieli, że jest zrobiony, gotowy. Taki prosty, drewniany. I zapytali, czy można przywieźć na Krakowskie Przedmieście i ustawić przed Pałacem Prezydenckim. Teraz nawet trudno sobie przypomnieć, kiedy to dokładnie było – którego dnia, o której godzinie” – epatuje swoimi uniesieniami „Gościa Niedzielnego”. Chłopina z tego wszystkiego zapomniał nawet nazwisk ludzi, którzy krzyż wykonali i przywieźli... Ale to jeszcze nic: oto ze strony internetowej organizowanego przez działaczy ZHR kursu Twierdza 2010 dowiadujemy się, że Trąbiński, mianowany na ten czas „majorem”, sprawuje podczas owego szkolenia funkcję Szefa Zarządu Studiów i Analiz. A czym się tam harcerze zajmują? „Podstawowe działanie: antykomunistyczny wywiad polityczny, w szczególności z punktu widzenia działalności propagandowej. Uzyskiwanie, gromadzenie, analizowanie, przetwarzanie i przekazywanie właściwym organom informacji mogących mieć znaczenie dla obronności państwa, bezpieczeństwa lub zdolności bojowej” – czytamy w programie. Normalna kuźnia kadr szpiegowsko-kontrwywiadowczych dla Macierewicza, gdyby zdołał jakimś cudem wrócić na posadę szefa specsłużb! A warto też odnotować ciekawostkę, że wśród wykładowców ubiegłorocznych edycji Twierdzy byli m.in. poseł PiS Jan Dziedziczak (rzecznik prasowy Jarosława Kaczyńskiego), człowiek Opus Dei Marian Moszoro (wiceminister finansów w rządzie PiS) oraz „wiele innych zacnych osób, których nie sposób tutaj wymienić” – dyskretnie pomija nazwiska kronikarz imprezy. Ot, tak sobie wybrali się z dzieciakami na przeszpiegi... ! ! ! Sygnatariusze Inicjatywy „Polsce i bliźnim” deklarują, że kiedy instalowali krzyż, ich jedynym celem było „przekonanie społeczeństwa do budowy przed Pałacem Prezydenckim pomnika, którym jako państwo i Naród oddamy hołd ofiarom katastrofy pod Smoleńskiem”. Dzisiaj stanowczo nalegają, żeby nie włączać ich w żadne spory polityczne, ale jednocześnie żądają, aby krzyż „mógł pozostać na obecnym miejscu przez czas pozwalający na postawienie pomnika” – czytamy w „Apelu do polityków i dziennikarzy” wystosowanym przez jak najbardziej politycznych harcerzy. ANNA TARCZYŃSKA Współpraca T.S.
[email protected]
4
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Spis cudzołożnic Pojawiły się kolejne nowinki dotyczące seksualności naszych dzielnych rodaczek. Wielkie badania na temat życia seksualnego nowomilenijnych niewiast przeprowadzono na zlecenie firmy Bayer Schering Pharma w 18 krajach Europy (naszym również) oraz w Kanadzie. Wzięło w nim udział ponad 25 tys. kobiet w wieku 15–49 lat. Polki w europejsko-kanadyjskim rankingu wypadają naprawdę niczego sobie: 43 proc. krajanek deklaruje, że uprawia seks częściej niż raz w tygodniu, 11 proc. raz na tydzień, 19 proc. – kilka razy w miesiącu. Dla porównania – 37 proc. Europejek kocha się więcej niż raz w tygodniu, 17 proc. deklaruje, że raz na tydzień właśnie, 15 proc. kilka razy w miesiącu, 9 proc. – okazjonalnie. Najbardziej aktywne seksualnie są Rosjanki – 49 proc. uprawia seks częściej niż raz na 7 dni. Najrzadziej spółkują Turczynki, Dunki i Portugalki – kilkanaście procent każdej z tych nacji, nie wiedzieć czemu, żyje w czystości. Przy okazji potwierdzono – dla ponad 90 procent Europejek ważna jest rodzina oraz atrakcyjny wygląd. Religia istotna jest tylko dla ok. 40 proc. pań. Własne seksbadania – dotyczące wyłącznie Polaków – przeprowadził także dr Zbigniew Izdebski,
seksuolog. Wyszło mu, że aż... 91 proc. Polaków jest zadowolonych ze swojego życia intymnego, a 18 proc. – nawet bardzo zadowolonych. Co ciekawe, poziom satysfakcji okazał się zróżnicowany geograficznie. Najlepiej swoje życie seksualne ocenili mieszkańcy województwa opolskiego i lubuskiego. Najgorzej – podlaskiego i podkarpackiego. Od lat
artie polityczne mają rozmaite sposoby na uwodzenie wyborców: na chciwość, na patriotyzm, na strach, na żałobne współczucie. Na prawo i na sprawiedliwość. No i na woalkę. Współczesna polityka jest zarzucaniem sieci na różnego rodzaju ryby. Kiedyś sprawa była znacznie prostsza. Partie chadeckie i prawicowe reprezentowały klasy posiadające oraz konserwatywny elektorat zbałamucony przez Kościoły. Ugrupowania liberalne reprezentowały tę część warstw uprzywilejowanych, która nie chciała poddać się dyktatowi środowisk religijnych. Partie socjaldemokratyczne były głosem postępowej części inteligencji oraz klas nieuprzywilejowanych, a właściwie tej części z nich, która wierzyła, że kapitalizm da się zreformować. Środowiska bardziej lewicowe i komunistyczne głosiły natomiast potrzebę radykalnej zmiany ustroju i także występowały w imieniu klas niższych. Począwszy od jakichś dwóch, trzech dekad ten uporządkowany świat polityki zaczął ulegać defragmentacji i przetasowaniom. Wiara w możliwość poważniejszych reform systemu, przynajmniej do czasów kryzysu, niemal zupełnie zanikła, a partie zaczęły łowić ryby gdzie się da, udając przy tym kogoś, kim z pewnością nie są. W Polsce mogliśmy to zobaczyć wyraźnie podczas ostatnich wyborów, kiedy to prawicowo-prorynkowy Komorowski zaczął nagle przekonywać, że nie jest zwolennikiem prywatyzacji i popiera parytet, a naczelny dekomunizator kraju Jarosław Kaczyński ujawnił swoją dobrze dotąd skrywaną miłość do Edwarda Gierka. Jedną z form tej strategii jest też metoda na woalkę lub dyżurną frakcję. Otóż partia o dosyć wyrazistym profilu organizuje wewnątrz swych struktur frakcję,
P
kochamy się najczęściej w piątki, soboty i niedziele, między godz. 21 a 24. Jak skrupulatnie podliczono, średni czas stosunku to 14,5 minuty. Dominuje pozycja klasyczna, jakkolwiek jesteśmy coraz bardziej otwarci na seksualne eksperymenty. Panie zapewniają, że udane życie intymne to czułość, zaufanie, wzajemne zrozumienie itp., itd., jednak to wcale nie oznacza, że kobietom nie zależy na łóżkowych technikach i orgazmie. Wręcz przeciwnie. W ostatnich latach znacząco wzrosła wiedza Polek w łóżkowej ars amandi, a co za tym idzie... lęk mężczyzn obawiających się, że nie sprostają wymaganiom wyedukowanych na filmach porno i kolorowych piśmidłach kobiet. Jeśli wierzyć sondażom, oto jawi nam się nowa kategoria sfrustrowanych panów – takich, których dosyć często „boli głowa”, a pociechy szukają poza własnym ciepłym gniazdkiem. Smutne wnioski potwierdziły polskie prostytutki, również zankietowane. Okazuje się, że odwiedzający je panowie coraz częściej dopraszają się nie tyle seksu, co rozmowy i pieszczot. Pracujące w seksbiznesie panie zwróciły na to uwagę, bowiem nie jest to ich wymarzona forma kontaktu z klientem... JUSTYNA CIEŚLAK
która zdaje się reprezentować poglądy odległe od głównego nurtu ugrupowania. Tego rodzaju grupy lub znane medialnie osoby uaktywniają się zwłaszcza w okresie wyborczym, aby wprowadzić zamieszanie i podebrać trochę wyborców przeciwnikowi. Najsłynniejszą woalką polityczną ostatnich miesięcy jest z pewnością Joanna Kluzik-Rostkowska, posłanka PiS i medialna twarz Jarosława Kaczyńskiego z ostatniej kampanii wyborczej. Od lat robi ona za jednoosobową frakcję liberalno-lewicową w PiS. Używając na jej określenie słowa „woalka”, nie kwestionuję zupełnie szczerości poglądów tej pani – raczej wskazuję na cel, do jakiego daje się ona używać. W ogóle mało mnie interesuje szczerość lub jej brak u polityków – uważam za ważniejsze to, do czego w rzeczywistości przykładają ręce, czemu służą. Bo jakie liberalno-lewicowe cele osiąga pani Kluzik-Rostkowska, deklarując od lat poglądy na lewo od swojej partii? Żadnych oczywiście. Nawet jeśli wzbudza ona swoimi poglądami entuzjazm części feministek i lewicy, to efekt jej działań polega przecież na tym, że jej sympatyczna buzia ma zasłonić bezwzględną twarz Jarosława Kaczyńskiego. Ma być woalką właśnie, wabikiem dla mniej rozgarniętej i bardziej naiwnej części elektoratu. Moje moralne wątpliwości budzi też zapał, z jakim deklarowała ona przekonanie o zmianach, które dokonały się w Jarosławie Kaczyńskim. Przecież ta ulubienica lewicy musiała wiedzieć, że wprowadza w błąd wyborców. I niemal jej się to udało. Od politycznej woalki PiS wolę już twarze Ziobry i Brudzińskiego. Są jednoznaczne i niesympatyczne, ale być może dzięki temu mniej szkodliwe. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Pani woalka
Prowincjałki Z remizy strażackiej w gminie Wilczyce zniknęły sztućce oraz szklanki o wartości 400 zł. Jak się szybko okazało, po 60 sztuk noży, łyżek i widelców ukradł 49-latek poszukiwany już przez sąd za to, że nie zgłosił się do odsiadki zainkasowanej za inne przestępstwo.
ZASTAWA STOŁOWA
W Skarżysku Kamiennej złodziej włamał się do budynku wydziału komunikacji tamtejszego starostwa. Drzwi do pokojów pootwierał oryginalnymi kluczami. Według urzędników, którzy rano stawili się do pracy, łupem włamywacza padła paczka papierosów. Stróżujący tej nocy dozorca miał we krwi 0,5 promila alkoholu.
UZALEŻNIENI
Ma 31 lat i niesłychanie mocne szczęki. Adam P., zatrzymany za jazdę po pijaku mieszkaniec stolicy, bardzo nie chciał opuścić policyjnego radiowozu. W końcu tak mocno zacisnął zęby na narożniku dachu, że aż porysował karoserię.
GRYZOŃ
Dwóch pijanych kierowców w jednym aucie zatrzymali policjanci z Czaplinka. A było tak: podczas gdy pierwszy kierowca, 19-latek bez prawa jazdy i z promilem alkoholu we krwi, wsiadł do radiowozu, drugi, też 19-latek, zajął jego miejsce i próbował odjechać. Ten miał we krwi 1,5 promila.
STRZAŁ W DZIESIĄTKĘ
Pokłócili się radni w Szczecinie. Padły nawet tak ostre słowa jak złodziejstwo i nepotyzm. Poszło o bonifikatę na sprzedaż gruntu dla parafii św. Antoniego w Warszewie. Działkę o powierzchni ponad 2 tys. mkw. wycenioną na prawie milion parafia miałaby „kupić” za niewiele ponad 2 tys. zł! A pokłócili się radni dlatego, że uznali, iż taki projekt uchwały to nic innego jak prezent prezydenta Piotra Krzystka dla brata księdza Andrzeja Krzystka, rezydenta u św. Antoniego. Opracowała WZ
BRAT BRATU?
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Kościół popełnia błąd za błędem. Najpierw poparł Kaczyńskiego i zaangażował się w wybory polityczne, a później podzielił krzyżem państwo na pół. Polska jest państwem świeckim, a nie katolickim. Szczypińska niech wyjedzie do Arabii Saudyjskiej albo innego państwa fundamentalistycznego, jeśli jej się to nie podoba. (Janusz Palikot, PO)
!!! Nam wszystkim wpojono kompleks polski: zapętlenie historią, lęki i obsesje przeszłości, romantyzm pomieszany z chamstwem. Martyrologia totalna. To jest chyba naczelna cecha Polaków. Ten, kto nas uwolni od tego strasznego mułu historii, będzie naszym największym dobroczyńcą. (Xawery Żuławski, reżyser)
!!! Kościół ustami arcybiskupa Nycza nakazał „demonstrowanie tradycyjnego rozumienia małżeństwa”, co – jak na największą organizację kawalerów (niektórzy twierdzą, że gejów) – brzmi nieco dziwnie. (profesor Magdalena Środa, etyk)
!!! Ruch homoseksualny jest zagrożeniem dla naszej wolności, między innymi dla wolności Kościoła. (Marek Jurek, były marszałek Sejmu)
!!! Gdyby aktywiści gejowscy doszli do władzy, to zsyłaliby do łagrów tych homoseksualistów, którzy podejmują terapię uwalniającą ich od swoich skłonności. (ks. dr Marek Drzewiecki, psycholog, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego)
!!! Chrześcijaństwo to zbyt poważna sprawa, żeby ją zostawić Kościołowi katolickiemu. (profesor Slavoj Žižek, filozof słoweński, jeden z najbardziej znanych współczesnych myślicieli lewicy)
!!! Miałem incydent, który mi pomógł trzasnąć drzwiami. Byłem ministrantem... Padłem ofiarą gwałtu, ale nie chcę o tym publicznie mówić. (Krystian Legierski, polityk i działacz gejowski, o przyczynach swojego zerwania z Kościołem katolickim i wiarą)
!!! Gdyby Jezus zstąpił dziś na ziemię, zostałby zabity przez CIA lub FBI z powodu strachu przed przejęciem kontroli. (Serj Tankian, wokalista System of a Down) Wybrali: AC, ASz
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
NA KLĘCZKACH
RÓWNI I RÓWNIEJSI Nie wszystkim rodzinom ofiar tragedii smoleńskiej odpowiada hucpa Macierewicza. „Ja ani nikt z moich bliskich Antoniemu Macierewiczowi nie dawał mandatu, by mówić w naszym imieniu. 10 kwietnia 2010 roku nie było żadnego drugiego Katynia” – powiedziała Izabela Sariusz-Skąpska, córka tragicznie zmarłego prezesa Fundacji Rodzin Katyńskich. Dodała również: „Nikt z mojej rodziny nie otrzymał zaproszenia na posiedzenie parlamentarnego zespołu ds. wyjaśniania katastrofy. Mój ojciec nie był politykiem, na liście ofiar Smoleńska był w grupie »inni«, więc nie sądzę, żeby jego nazwisko było politykom potrzebne do jakiejkolwiek rozgrywki”. ASz
kapłańskich. Bo wyroki wobec duchownych są zwykle łagodne, a ich przełożonym nigdy nie spada w Polsce włos z głowy. MaK
PISZCZACKI PAT PIĘŚCIĄ W STÓŁ
KATOLICKIE SĄDY Przed wyborami policja zatrzymała prezesa stowarzyszenia „Contra in Vitro” – Jacka Kotulę, który jeździł po Rzeszowie z lawetą, na której znajdował się billboard ze sławnymi już zdjęciami płodu i fotkami kandydata na prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wszystkiemu towarzyszyło hasło: „Kompromis aborcyjny zabija chore dzieci”. Poseł PO Tomasz Kulesza, który zarzucał Kotuli obrazę ówczesnego marszałka sejmu, zgłosił sprawę na policję, a samego pomysłodawcę akcji nazwał „ateistą i praktykującym niewierzącym”. Na reakcję Kotuli nie trzeba było długo czekać. „Jeśli katolik jest obrażany przez katolika, to powinien iść do sądu kościelnego” – grzmiał rozwścieczony. Skąd pomysł na sąd kościelny? Dla Kotuli to oczywiste: „Są tam inne procedury niż w normalnych sądach. Tu chodzi o wiarę. Bo kto jak kto, ale sąd kościelny jest najbardziej kompetentny w sprawach wiary. Ja i poseł Kulesza będziemy przesłuchiwani przez księży. Chodzi nam o to, by sąd kościelny stwierdził, że zostaliśmy obrażeni. Potem to nagłośnimy. To wystarczy”. ASz
SUROWY WYROK Sąd w Mieście Lubawskim skazał nauczyciela wf-u na 4 lata więzienia oraz dożywotni zakaz pracy z dziećmi za doprowadzanie nieletnich dziewczynek do „innych czynności seksualnych”. Srogo ukarał także dyrektorkę i jej zastępczynię, których kary wynoszą – rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata oraz pięcioletni zakaz pracy z dziećmi za to, że nie zgłosiły organom ścigania przypadków molestowania, o których wiedziały. Wyroki nie są prawomocne, ale nas intryguje, czy ta zaskakująca, jak na polski wymiar sprawiedliwości, surowość ma związek z tym, że oskarżeni nie mieli święceń
względu na zły stan i brak pieniędzy na jego utrzymanie wystawiono na sprzedaż. Na razie nie pojawiła się jeszcze żadna konkretna oferta kupna. ASz
Kapucyn uważa, że dzięki celibatowi jest mu dużo łatwiej rozmawiać na intymne tematy. „Małżonek, który współżyje, jest zaangażowany. Ze mną jest czasami łatwiej rozmawiać, bo jestem z zewnątrz. Jestem neutralnym człowiekiem, który słucha z pewnego dystansu. Paradoksalnie jest mi łatwiej o tym mówić”. ASz
Trwający od kilku miesięcy zażarty spór o to, gdzie postawić pomnik papieża, na dobre podzielił mieszkańców wsi Piszczac. Komitet budowy zdołał uzbierać 70 tys. zł i dawno już mógłby ruszać ze wznoszeniem papieskiego monumentu, gdyby nie problem z uzgodnieniem jego lokalizacji. Społeczny komitet kategorycznie upiera się, żeby pomnik postawić na rynku w centrum wsi – tak, by papież mógł wskazywać drogę pielgrzymom podążającym do sanktuarium w Kodniu. Radni tymczasem proponują ustawić go przed urzędem gminy, gimnazjum lub kościołem. Lokalne władze nie miałyby zapewne nic przeciw udekorowaniu rynku postacią JPII. Diabeł tkwi w unijnym szczególe, bowiem na rewitalizację piszczackiego rynku pozyskano fundusze unijne i przez pięć lat jego otoczenie nie może ulec zmianie, gdyż to wiązałoby się ze zwrotem dotacji. AK
TĄPNIĘCIE W KATOWICACH W stolicy tradycyjnie konserwatywnego i religijnego Górnego Śląska doszło w ciągu ostatnich dwóch lat do gwałtownego spadku odsetka chodzących do kościoła. Okazuje się, że w tak krótkim czasie przestał praktykować co piąty katowicki katolik. Podobne zjawisko zanotowano w prawicowym i prokościelnym Gdańsku. Tam można to wyjaśnić „efektem arcybiskupa Głódzia”, ale co się stało w Katowicach? Czyżby antyklerykalne tąpnięcie? MaK
KOMU KOŚCIÓŁ, KOMU? Chcesz kupić sobie świątynię? Nic prostszego. Na liście Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków (lubelskie) znajduje się kościół katolicki w Tworyczowie, który ze
Nietypową wizytę złożył wójtowi gminy Hanna (woj. lubelskie) miejscowy proboszcz. Walił pięścią w stół i krzyczał, bo rada gminy ośmieliła się przegłosować uchwałę bez konsultacji z nim. Chodzi o uchwałę o dopuszczalnej odległości punktów sprzedaży alkoholu od budynków użyteczności publicznej. Zdaniem księdza, zatwierdzona odległość jest zbyt mała. Proboszcz zażądał wycofania uchwały, a radnych wyzwał od „antykatolików” i wyznaczył radzie... termin, do którego ma wprowadzić żądane zmiany. Miejscowy wójt cierpliwie tłumaczy mediom, że rada gminy nie jest antykatolicka, bo chętnie dopłaca do kościelnych inwestycji – grodzi i odwadnia teren kościelny oraz odnawia budynki parafialne. Nas dziwi oburzenie wójta – skoro gmina już grzecznie realizuje życzenia parafii, to nic dziwnego, że proboszcz oczekuje pełnego posłuszeństwa radnych. MaK
WSZYSTKO Z WINY GEJÓW Rydzykowy „Nasz Dziennik” podał kłamliwą informację o tym, że Love Parade w Duisburgu, podczas której zginęło 20 osób, „była paradą homoseksualistów”. Tymczasem te wielkie niemieckie imprezy muzyki techno nie mają nic wspólnego z jakąkolwiek akcją środowisk gejowskich. Są to zwykłe komercyjne imprezy muzyczne, na których dominuje z oczywistych przyczyn statystycznych heteroseksualna publiczność. Kłamliwą wiadomość mającą zapewne zohydzić homoseksualistów czytelnikom („(...) uczestnicy byli agresywni, odurzeni narkotykami i alkoholem”) podano w tytule, wstępie i samej treści artykułu. MaK
ZE ŚLEPYM O KOLORACH „Moja książka pt. »Seks jest boski« pokazuje, że on rzeczywiście jest boski, czyli pochodzi od pana Boga, ale może być też taki wspaniały. To się wszystko jakoś razem łączy” – mówi ojciec Knotz, katolicki specjalista od seksu. Na pytanie, skąd związany celibatem człowiek może cokolwiek wiedzieć o seksie, Knotz odpowiedział krótko: „Nasłuchałem się tego tyle, że aż się zaczynam martwić, że coraz mniej mnie interesuje”.
KONSULTACJE Z ATEISTAMI Traktat lizboński zobowiązuje władze Unii do regularnych konsultacji ze związkami wyznaniowymi i „organizacjami filozoficznymi”. Te ostatnie to m.in. organizacje skupiające świeckich humanistów, wolnomyślicieli lub masonów. Jesienią, pod presją stowarzyszeń laickich, odbędzie się właśnie spotkanie Komisji Europejskiej z ateistami i masonami. Humaniści z Europejskiej Federacji Humanistycznej nie są zachwyceni takim rozwiązaniem – zostaną przyjęci osobno, bez przedstawicieli religii, dla których będzie inne spotkanie. Uważają, że nikogo nie należy wyróżniać i trzeba zorganizować wspólną konferencję. Także po to, dodajmy, aby bacznie obserwować kościelny lobbing. MaK
ŹRÓDŁA AFERY Po wybuchu afer pedofilskich na całym świecie Kościół znalazł się pod ostrzałem bolesnych dla siebie komentarzy. Jednak... wina nie stoi po stronie kleru! Tak przynajmniej uważa katolicki publicysta Francesco Agnoli. Jego zdaniem, za nagłośnienie i wykorzystywanie skandalu księży pedofilów przeciwko Kościołowi odpowiedzialne są środowiska lansujące aborcję, gejowskie, ateiści i katoliccy dysydenci, dawni komuniści i masoni. – Mają oni jeden wyraźny cel: zdyskredytować Kościół, ażeby przestał mówić prawdy niewygodne w epoce „zakazu zakazów”. Skoro wy gwałcicie dzieci – na tym polega ta gierka – jak śmiecie mówić nam, że nieludzka jest aborcja, manipulacja życia,
5
wypożyczanie macicy, sprzedaż spermy, klonowanie człowieka! – dowodzi Agnoli. PPr
SZEF EPISKOPATU TONIE Kardynał Robert Zollitsch, przewodniczący Episkopatu Niemiec, został oskarżony przez media o to, że tuszował pedofilię w swojej diecezji. Zollitsch w ostatnich miesiącach był znany z bardzo hardej czy wręcz agresywnej postawy wobec mediów i władz w obliczu wybuchu skandalu pedofilskiego. Kardynał tłumaczy, że to, co media biorą za ukrywanie pedofilii, było w rzeczywistości „minimalizowaniem szkód”. MaK
ŁASKA DLA ZBRODNIARZY Z okazji 200 lat istnienia Chile tamtejszy Episkopat katolicki zaproponował, aby uczcić rocznicę pojednaniem narodowym. Biskupi rozumieją je jednak dosyć specyficznie – chodzi im o ogłoszenie amnestii dla zbrodniarzy junty generała Pinocheta, ludzi odpowiedzialnych za śmierć 3, 4 tysięcy opozycjonistów. Augusto Pinochet był praktykującym katolikiem i cieszył się przychylnością Jana Pawła II. Cała chilijska opozycja (w tym chadecy) oraz rodziny ofiar sprzeciwiają się pomysłowi biskupów. MaK
NIEWINNI I ZABICI W Fajsalabadzie w Pakistanie sądzono dwóch chrześcijan oskarżonych o napisanie i rozprowadzanie broszurek uznanych za bluźniercze wobec proroka Mohameta. Według biegłego sądowego, oskarżeni chrześcijanie nie byli autorami broszurek, lecz islamscy radykałowie już rozpętali w mieście nagonkę na „bezbożnych”. Gdy oskarżeni wychodzili z sądu, nieznany sprawca zastrzelił ich i ciężko ranił ochraniającego policjanta. W odpowiedzi na zabójstwo miejscowi chrześcijanie zaatakowali kamieniami muzułmańskie sklepy... MaK
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
TRYBUNA(Ł) LUDU
Zaścianek Europy Obserwując ostatnie wydarzenia, aż trudno uwierzyć, że mamy już w Polsce XXI wiek. Kolorowa dłoń z czarną kropką w środku, pod spodem napis: „Nowy Sącz dobrze wróży”. Takie logo ma promować małopolskie miasto. Jak będzie – nie wiadomo, bo spisek satanistyczno-gejowski zwęszyli członkowie duszpasterstwa akademickiego „Strych” wspierani przez jezuitę ks. Roberta Więcka. Hasło „dobrze wróży” kojarzy się towarzystwu z wróżeniem z ręki, czego Kościół nie akceptuje, czarna kropka w środku dłoni ma oznaczać oddanie się we władanie szatana, zaś wielobarwność – to nic innego jak symbolika środowisk gejowskich. Ksiądz Jacek Prusak z „Tygodnika Powszechnego” uznał, że protestujący kolega duchowny nie tylko źle odczytał znaczenie designu, ale ośmieszył katolików i zakon. Co na to internauci? ! Logo powinno być takie: srebrny krzyż, nad nim bogato zdobiona korona, a pod nim taca ze złotymi monetami („amen”); ! Kupiłem dziecku kredki i dopiero teraz się zorientowałem, że to przecież nic innego jak sprytnie zakamuflowany gejowski symbol! Won do śmieci! CZARNYM na białym będzie rysować! O! („g”);
! Katolików nie trzeba ośmieszać, wystarczy ich posłuchać („antyciemność”); ! Kościół akceptuje tylko wróżenie z tacy. Z ręki też, ale ta ręka musi dawać („ksiądz”); ! Ja się nie dziwię, że ręka kojarzy się księdzu z satanizmem. Szatan nie raz skusił księży, by łapami obmacywali nieletnich („Berenika”); Jako przykład wszystkim Polakom mogliby służyć mieszkańcy Miejskiej Górki. Oni słuchają kilku mszy dziennie, a od niedawna – nawet transmisji z pogrzebów. Wszystko przez zamontowane na kościele głośniki. Problem w tym, że choć proboszcz ksiądz Marian Podlarz czerpie z gnębienia ludzi jakąś niekłamaną przyjemność, im się to wcale nie podoba. ! Tylko czekać, aż wprowadzi parafianom abonament za ten radiowęzeł („zbuntowana_kreska”); ! Moja szwagierka też słucha kilku mszy dziennie, ale nikt jej do tego nie zmusza („don_chichot”);
! Przestańcie dawać na tacę, jak się mamona skończy, to się uspokoi („mirror”); ! Kiedy PiS i ojciec Tadeusz przejmą władzę w Polsce, to w każdym domu będzie zainstalowany megafon i będziemy słuchać Radyja 24 na dobę („Anders”); ! Kto to powiedział: „Jeżeli chcesz się modlić, to nie wystawaj
na rogach ulic, zamknij się w swojej izdebce, by nikt Ciebie nie widział i nie słyszał”? Ale Jezus proboszcza nie będzie pouczał! („staho1”); ! Przetransportować opornego klechę na furze gnoju do granic miejscowości, a potem złożyć pozew zbiorowy przeciwko kurii za uszczerbek na zdrowiu i działanie na szkodę mieszkańców („semper fi”);
! A co wam szkodzi zrzucić się na mocne audio i nadawać w tym samym czasie? („tatles”). Rzeczywiście – chociaż ustalono w końcu, że 3 sierpnia br. krzyż spod Pałacu Namiestnikowskiego trafi do kościoła św. Anny, obrońcy drzewca nie odpuszczają. Zapowiadają, że żadnego przeniesienia nie zaakceptują, ba – zgodnie z sugestią abp. Kowalczyka – zamierzają bronić krzyża, walcząc na śmierć i życie. ! Za te dwie deski zbite w formie krzyża czteroma gwoździami? („krakus”); ! Watykańczycy są genialni! Od wieków skłócali ten debilny naród i wciąż – mimo XXI wieku – im się to udaje („gość Rychu”); ! Nie pierwszy raz chrześcijanie będą mordować z imieniem Jezusa na ustach... („gość”); ! A niech umierają za ten krzyż, będzie ciekawie. Walka o kawałek drewna. Śmieszne, a Kościół zamiast od razu określić stanowisko, to patrzył, czy się nie pozabijają. Kabaret. Tylko poklaskać. Samopalenie powinni zrobić, razem z tym krzyżem („Pm”);
Zmarł Kazimierz Imieliński... ...lekarz seksuolog kliniczny, profesor nauk medycznych, wieloletni kierownik Zakładu Seksuologii i Patologii Więzi Międzyludzkich Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego w Warszawie, założyciel Polskiej Akademii Medycyny i Akademii Wiedzy Seksualnej. Wielki humanista i ateista. W 1963 roku prof. Imieliński jako pierwszy lekarz w Polsce otrzymał tytuł specjalisty seksuologa, który przyznała mu komisja powołana przez Studium Doskonalenia Kadr Lekarskich w Warszawie. Był osobistością znaną na całym świecie, w sumie otrzymał 56 doktoratów honoris causa nadanych przez uczelnie z kilkudziesięciu państw, otrzymał również tytuł honorowego profesora na 18 zagranicznych uniwersytetach. Jest autorem 260 publikacji naukowych oraz 73 książek. Do jego najsłynniejszych dzieł należą m.in. „Życie intymne człowieka”, „Medycyna seksualna”, „Seksuologia kliniczna”, „Seksuologia społeczna. Zagadnienia psychospołeczne”, „Kobieta i seks”, „Przekleństwo Androgyne. Transseksualizm: mity i rzeczywistość”, „Seksuologia – mitologia, historia, kultura”, „Drogi i bezdroża seksu”.
„Pasją Imielińskiego było propagowanie idei humanizmu w medycynie i za to został w świecie dostrzeżony i tak bardzo uhonorowany. Był człowiekiem o ogromnej pracowitości i zaangażowaniu. Patrzył na pacjenta w sposób holistyczny i zwracał uwagę, by chorych nie traktować instrumentalnie. Podkreślał, że postęp w medycynie jest ważny, ale podstawową sprawą jest relacja pacjent-lekarz” – powiedział przyjaciel Imielińskiego, prof. Izdebski. „Imieliński stworzył fundamentalne dzieła w seksuologii. Dostrzegał potrzebę łączenia tego, co jest związane z medycyną seksualną i seksuologią społeczną. Uważał on, że na seksualność człowieka trzeba patrzeć w wymiarze uwarunkowań społecznych i kulturowych” – dodaje Izdebski. O tym, skąd pomysł na niecodzienny wówczas kierunek studiów, profesor Imieliński opowiadał: „Udało mi się wyjechać do Niemiec, do Kolonii na roczny staż dla lekarza gościa. Tam pierwszy raz zetknąłem się z czymś, czego jeszcze w Polsce nie było, czyli z seksuologią. Jeszcze w Niemczech postanowiłem się specjalizować we wspomnianej dziedzinie. Po powrocie wybrałem Gdańsk jako miejsce specjalizacji
u psychiatry prof. Tadeusza Bilikiewicza. Wyjechałem. Zostawiłem etat akademicki, miałem I stopień specjalizacji i perspektywę kariery w zawodzie lekarza. Pojechałem poniekąd w nieznane, a z pewnością w niepewne. Tak się zaczęła moja wielka życiowa przygoda z seksuologią”. Od samego początku walczył z zaściankowością i klerykalnością naszego społeczeństwa. Kiedy w 1965 roku wydał książkę pt. „Życie seksualne – psychohigiena”, uznano go niemal za dewianta. Również niedawno na profesora posypały się gromy po tym, jak odkryto, że na stronach o tematyce pedofilii cytowane są jego wypowiedzi i książki. Sam był tym przerażony. „W »Seksiatrii« i innych moich pracach, w rozdziałach dotyczących pedofilii podaję spektrum poglądów na ten temat. Wzmiankuję również te, które odstają od przyjętych, bo wymaga
! No to czekamy. Alleluja i do przodu. Ktoś powinien przyjmować zakłady. Stawiam 1 do 10, że wygra rycerstwo z Torunia. Są nieugięci w boju i bezlitośni dla wrogów Kościoła („gosc58”). Osławione rzeszowskie stowarzyszenie „Contra in vitro” ma nowy cel. Oto przed sądem... kościelnym zamierza postawić posła PO Tomasza Kuleszę. Czym sobie pan poseł zasłużył? Prezesa stowarzyszenia Jacka Kotulę, zawziętego przeciwnika aborcji, ośmielił się wyzwać od ateisty i praktykującego niewierzącego. Kotula wybrał sąd kościelny, bo – jak wyjaśnia – są tam inne procedury niż w normalnych sądach. Tu chodzi o wiarę. A kto jak kto, ale sąd kościelny jest najbardziej kompetentny w sprawach wiary. ! Będą go tam rozciągać, w dziewicy norymberskiej ściskać, kleszczami paznokcie wyciągać. Na koniec kocią łapką pasy skóry drzeć i solą sypać. Aż się przyzna, że szatan przemówił jego głosem i on z piekieł ma dyrektywy. Wyda też innych heretyków, zanim łaskawie w ogniu stosu pozwoli się jego duszy odejść („foruman”); ! Jako katolik (mam papiery – chrzest) chciałbym zgłosić do sądu kościelnego pozew o ukrywanie przez Benedykta 16 pedofilii wśród księży i grabież majątku narodowego przez Komisję Majątkową („vontomke”); ! Toż to sensacja przyrodnicza na skalę światową. Wszyscy myśleli, że kołtun polski bezpowrotnie wyginął, a tu patrzcie państwo: zdrowy osobnik w wieku rozrodczym. Prawdziwa żywa skamielina („fagusp”); ! A mówi się, że Polska dołączyła do Europy („czarny_jerzyk”). JULIA STACHURSKA
tego rzetelność. Podaję między innymi bardzo kontrowersyjną opinię szwajcarskiego pastora, który twierdził, że uprawiał dobrą pedofilię i zapoznawał się z dobrodziejstwem dziecięcego dotyku. Widocznie autorzy tego typu strony wycinają z mojej książki tylko pasujące im fragmenty. Jestem przeciwny pedofilii, rozbudzanie dziecka z letargu seksualnego jest niewskazane. Dziecko musi przejść w odpowiednim dla siebie czasie wszystkie etapy rozwoju emocjonalnego” – bronił się profesor. O polskim seksie mówił, że „jeszcze wiele wody upłynie, zanim podejście Polaków do seksu zmieni się na tyle, by można było traktować tę sferę życia jako coś naturalnego. Tradycjonaliści mówią, że zostaniemy wtedy odarci z intymności. To prawda. Ale kiedy seks stanie się naturalną dziedziną rz nd życia, nieobciążoną demonami, A P/ PA Fot. grzechem, poczuciem winy i strachem, będziemy wszyscy szczęśliwsi”. Bez cienia wątpliwości Kazimierz Imieliński był jednym z najbardziej zasłużonych i najwybitniejszych polskich naukowców. Jego śmierć to ogromna strata dla polskiej medycyny. I nie tylko dla niej. ARIEL KOWALCZYK Ry bc zyń ski
POLSKA PARAFIALNA
ej
6
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r. Sejmie odbyła się premiera nowego kabaretu politycznego o nazwie „Parlamentarny Zespół ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154 M z 10 kwietnia 2010 r.”. Obsada gwiazdorska: na tle 133 statystów (posłowie i senatorowie PiS) występuje sam Antoni Macierewicz pełniący w zespole funkcję dyrektora, reżysera, scenarzysty, pierwszoplanowego aktora, a nawet wykidajły. Emocji i rozrywki w przyszłości nie zabraknie, bo po raporcie z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych artysta ów zdobył absolutnie zasłużoną sławę mistrza w produkowaniu najbardziej niedorzecznych twierdzeń i nadawaniu im rangi niewymagających dowodu aksjomatów, zaś tym razem będzie musiał przekonać opinię publiczną, że katastrofa w Smoleńsku była efektem międzynarodowego spisku. Macierewicz zdołał go już z grubsza rozgryźć. „Lech Kaczyński wraz z elitą niepodległościową znalazł się w wirze wielkiej rosyjskiej operacji odzyskiwania wpływów na obszarze dawnego imperium w uzgodnieniu z Niemcami oraz za zgodą rządu Donalda Tuska. Była to w istocie gigantyczna pułapka, która zatrzasnęła się wraz ze startem Tu-154” – ujawnia kulisy katastrofy na łamach „Gazety Polskiej”. A dlaczego Niemcy, Rosjanie oraz Tusk wspólnie i w porozumieniu zapragnęli zgładzić pana prezydenta na kilka miesięcy przed jego niechybną porażką w wyborach? Ano dlatego, że Lech Kaczyński miał plan „skupienia wokół Polski państw Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej od Odry po Dniepr i od Bałtyku po morza Adriatyckie, Czarne i Kaspijskie. Tak pomyślany blok, zdolny dzięki źródłom kaspijskim do samodzielności energetycznej, silny potencjałem terytorialnym i ludnościowym, wsparty sojuszem z USA i udziałem w UE, mógł odgrywać samodzielną rolę między Niemcami i Rosją”, natomiast zdrajca Tusk (wiadomo, dziadek w Wehrmachcie...) celowo pojechał trzy dni wcześniej do Katynia, gdzie po tajnych konszachtach z premierem Władimirem Putinem „wyraził zgodę na podpisanie umowy gazowej uzależniającej Polskę na 30 lat od dostaw gazu z Rosji w sytuacji, gdy właśnie podano do wiadomości publicznej, że Polska dysponuje największymi w Europie złożami gazu” – wyjaśnia Macierewicz. Proste? Teraz wystarczy zebrać trochę podkładek i biada wszelkim faktom dowodzącym, że piloci pod presją pana prezydenta oraz jego otoczenia pogwałcili procedury bezpieczeństwa, decydując się na lądowanie w ekstremalnie trudnych warunkach atmosferycznych i nawigacyjnych. ! ! ! Macierewicz biegle posługuje się urojeniami, ale nie są mu obce również zwykłe kłamstwa. Czasem drobne i wyłącznie dla prywatnej korzyści budowania kombatanckiego
W
wizerunku, nierzadko grube i rodzące poważne konsekwencje w życiu publicznym. Popatrzmy... ! „Wychowałem się w domu katolickim i narodowym, mój ojciec Zdzisław był członkiem Stronnictwa Narodowego, a po wojnie skarbnikiem podziemnego Stronnictwa Pracy. Od dzieciństwa było więc dla mnie jasne, z jakim wrogiem mamy w Polsce do czynienia” – prężył się Macierewicz w jednym z wywiadów, podczas gdy wcześniej ujawnił nieopatrznie: „Nikt nie powiedział mi o związkach ojca z podziemiem antykomunistycznym. Dotarłem do tego sam jako dorosły człowiek”. W którym miejscu kłamie?
BERIA I INNI ! 16 lutego 2007 r. w obecności prezydenta powiedział na konferencji prasowej, że na każde słowo napisane w raporcie z rozwiązania WSI ma twarde dowody obnażające „szeroko rozbudowaną współpracę obecnego establishmentu rządzącego ze strukturami finansowo-mafijnymi stworzonymi przez WSI” oraz kryminalne i gołym okiem widoczne „ślady prowadzące do związków tej mafii z agenturą rosyjską”. Wkrótce okazało się, że majaczył, bo z jego 270 zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa prokuratura nie zdołała wycisnąć nawet jednego aktu oskarżenia.
może było to związane z potrzebą dowartościowania swojego znaczenia w sytuacji ciągłych klęsk” – spekuluje Jarosław, wspominając koniec lat 70. Nie ukrywa, że „Antkowi” wciąż się pogarszało: „Próbował w różny sposób działać w Solidarności; szczerze mówiąc, nie była to zbyt mocna pozycja, nie bardzo mu to wszystko wychodziło”. Swoje wyjątkowe uzdolnienia kabaretowe i aktorskie Macierewicz zademonstrował patronowi dopiero w początkach stanu wojennego. „Ukrywa się na swoim blokowisku na Żoliborzu, ale nie w swoim mieszkaniu. Przychodzę do niego, ale nie pali się tam światło. Żona Macierewicza,
7
Zapowiedział, że jeśli wygra, wzmocni nieudolną stołeczną policję „patrolami św. Michała”, czyli krzyżówką niegdysiejszego ORMO ze strażnikami rewolucji islamskiej. – Ten pomysł został zatwierdzony na Krajowej Konwencji Ligi Rodzin Polskich. Patrole św. Michała mają na celu wyplenienie przestępczości i ukrócenie korupcji. Patrole będą się składać z ochotników, na przykład sąsiadów, kolegów, którzy będą obserwowali podejrzane miejsca, takie jak knajpy, bazary, linie tramwajowe. Będą zwracali uwagę, czy w pobliżu ich miejsca zamieszkania nie kręcą się podejrzane elementy ludzkie. A jeśli takie zdarzenie
Świat według kiepskich W zależności od doraźnych potrzeb Kaczyński przebiera Macierewicza w kobiece fatałaszki lub każe mu podpalić Polskę... ! Twierdzi, że jego ojca, „docenta Wydziału Chemii Uniwersytetu Warszawskiego, zamordowano jako wroga ludu w 1949 roku”. W rzeczywistości tata popełnił samobójstwo po otrzymaniu ostrzeżenia, że Urząd Bezpieczeństwa jest na jego tropie w związku z działalnością siatki szpiegowskiej francuskiego konsula w Szczecinie. „Docent Macierewicz w swoim gabinecie na Pasteura wypił szklankę roztworu cyjanku potasu. Gdy po niego przyszli – już nie żył” – demaskuje łgarstwo świadek tamtych wydarzeń, znany chemik profesor Zbigniew R. Grabowski. ! Utrzymuje, że rozpoczął przygotowania do walki o niepodległość, współtworząc, a później dowodząc 1. Warszawską Drużyną Harcerską im. Romualda Traugutta (bardziej znana pod nazwą Czarna Jedynka) przy warszawskim liceum im. Tadeusza Reytana. Tej wersji zadaje kłam dr Stanisław Stupkiewicz w liście z 1999 roku opublikowanym na łamach „Gazety Wyborczej”: „Byłem uczniem Reytana i od początku członkiem Czarnej Jedynki, reaktywowanej po przemianach 1956 roku. Z całą odpowiedzialnością mogę zapewnić, że Macierewicza przy tym nie było (...). Podłączył się na krótko do drużyny w drugiej połowie lat 60. Najwyższa funkcja, do jakiej doszedł, to komendant jednego z podobozów podczas wakacji, po czym odszedł nie całkiem z własnej inicjatywy”.
Czy bracia Kaczyńscy zdawali sobie sprawę, że wysługują się mitomanem? „On często zbyt ostro widzi rzeczywistość: tam, gdzie jest różowo, to on mówi, że jest czerwono” – diagnozował zaburzenia Macierewicza pan prezydent (21 marca 2005 r. w wywiadzie dla Radia Zet), co przecież nie przeszkodziło mu w powołaniu „daltonisty” na przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej WSI. Jarosław jeszcze brutalniej wypowiadał się o przypadłościach pana Antoniego. „Trzeba jasno powiedzieć, że obraz, jaki chwilami tworzy, twierdząc, że niemal wychowywał się w podziemiu kościołów, jest oczywistą nieprawdą. No i także to jego funkcjonowanie w tym stosunkowo niezależnym harcerstwie było związane z kompromisami – jak sami opowiadali, najpierw szli na pochód pierwszomajowy, a potem na mszę” – podkreślił w wywiadzie rzece „O dwóch takich...” z 2006 r. Z tej książki dowiadujemy się, że prezes niemal od zawsze traktował Macierewicza z przymrużeniem oka. „Bardzo niechętnie przyjmował wszelkie projekty zjednoczeniowe [organizacji opozycyjnych]. Nie chciał o tym słyszeć. Może marzył o drodze Lenina – iść samodzielnie, a w decydującym momencie być gotowy i wygrać. Oni wtedy byli zafascynowani książką »Lenin w Genewie«, gdzie ta praktyka była opisana. A być
Hanka, wprowadza mnie do łazienki. Antek siedzi w zamkniętej łazience na sedesie. Podekscytowany krzyczy: niech mnie rozstrzelają! A żona: mogą cię rozstrzelać, ale na razie siedzisz na klozecie” – opowiada Kaczyński. Żeby umożliwić nieszczęśnikowi spokojne zrobienie kupy, osobiście ratował go z opresji: „Znalazłem współpracującą z opozycją lekarkę, która miała wywieźć Macierewicza karetką pogotowia. Ale ostatecznie przyszły panie, ogoliły, wymalowały i przebrały Antka, po czym wyprowadziły go jako elegancką wysoką damę”. Krótko mówiąc: nie dość, że odarł legendę ze spodni, to jeszcze przyczynił się do zrobienia z niej drag queen! ! ! ! Gdy w 1992 r. Macierewicz przyniósł do Sejmu listę znanych polityków – domniemanych agentów SB (m.in. szef jego własnej partii ZChN Wiesław Chrzanowski), doprowadzając do upadku rządu Jana Olszewskiego, w którym pełnił funkcję ministra spraw wewnętrznych, wydawało się, że nikt w miarę rozumny nie zechce już z nim współpracować. Tułał się po różnych kanapowych partyjkach, współtworzył Ligę Polskich Rodzin, w 2001 r. dostał się z jej ramienia do Sejmu, a w wyborach samorządowych 2002 roku rywalizował z Lechem Kaczyńskim o posadę prezydenta Warszawy.
będzie mieć miejsce, patrol św. Michała poinformuje o nim policję – prezentował swój program podczas występów w kościele św. Barbary. Po burzliwych awanturach porzucił LPR i w 2005 r. starał się o mandat poselski jako kandydat Ruchu Patriotycznego. – Z pewnością Ruch Patriotyczny przekroczy 5 procent! Już dzisiaj tak jest. Fałszuje się badania opinii publicznej, aby zaniżyć nasze wyniki. To świadczy o strachu establishmentu przed nami, który wynika z naszej siły – przekonywał 6 września 2005 r. Zdobył wraz z kolegami 1,05 proc. głosów, ale odtrąbił sukces: „Szereg okoliczności złożyło się na taki właśnie wynik wyborczy, jednak zdołaliśmy ukształtować się zarówno w wymiarze organizacyjnym, jak i programowym”. „Do dzisiaj nie zbudował żadnego trwałego sojuszu” – pokpiwał rok później Jarosław Kaczyński. ! ! ! 4 maja 2010 r. Macierewicz ogłosił, że wraz ze swoim Ruchem Patriotycznym przystępuje do PiS (dotychczas był tylko członkiem klubu parlamentarnego), bo chce „pomóc partii, która po 10 kwietnia znalazła się w dramatycznej sytuacji”. W nagrodę dostał od prezesa Smoleńsk. – To będzie rola mojego życia – obiecał Macierewicz po pierwszym występie zespołu. ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
Księży grzechy główne Powołanie czy zawód – katolicy coraz częściej zadają to pytanie, myśląc o swoich duszpasterzach. Ich fanaberie znoszą cierpliwie. Przynajmniej do czasu, aż jakaś kropla przeleje czarę goryczy. Oto jakie grzechy wierni najczęściej zarzucają swoim duszpasterzom. Pycha. Pani Helena katoliczką była wzorową. Do kościoła w K. (woj. zachodniopomorskie) na sumę chodziła regularnie. Od ponad 40 lat. Siadała w pierwszym rzędzie, żeby na Pana Jezusa z bliska popatrzeć. Wszystko do czasu, kiedy do parafii na stanowisko wikarego trafił ks. Robert. – Na dwóch rzędach ławek rozłożył kartki z napisem „zarezerwowane”. Bez żadnego uprzedzenia czy wyjaśnienia wyrzucił nas, starych i kaleki o kulach, i posadził młodzież. Przeżyliśmy szok – opowiada pani Helenka. Ona którejś niedzieli postanowiła się jednak woli księdza sprzeciwić i na swoje miejsce blisko Jezusa wróciła. No i wtedy zdarzyła się rzecz, o której kobieta nie śniła nawet w najczarniejszych snach. Ksiądz Robert posądził leciwą parafiankę, że kartki z rezerwacją ukryła w torebce. Chciał ją nawet zrewidować, ale się nie zgodziła. Wobec powyższego od ołtarza jej jeszcze zapowiedział, żeby pod żadnym pozorem do komunii nie podchodziła, bo on i tak jej Panem Jezusem nie uraczy. – Młody ksiądz, mnie starą odarł ze wszelkiej godności. Poinformowałam o tym proboszcza, ale na nic się to zdało. Więcej już nie poszłam i nie pójdę do kościoła – mówi rozżalona staruszka. C h c i w o ś ć . Pewną innowację w zakresie miejsc siedzących w kościele w L. (woj. pomorskie) wprowadził ksiądz prałat Henryk. Otóż każdy, kto zechce podczas mszy wygodnie posiedzieć w ławce, musi za ów komfort zapłacić 40 zł na rok. – Ksiądz jest bardzo pomysłowy, bo za to samo miejsce kasuje trzy razy – tyle, ile jest mszy niedzielnych. A każde miejsce jest opłacone za określoną godzinę – sprytną taktykę objaśnia jedna z parafianek.
! Proboszcz Zbigniew Kras z Lipnicy Murowanej (diec. tarnowska), znakomity organizator wszelkiej maści funduszy, napisał do swoich parafian list. Wyjątkowy – jak sam go nazwał. „Zrobiliśmy wspólnie bardzo dużo, ale w kościele św. Andrzeja, by zajaśniał pięknością, by był prawdziwie Domem Bożym, który wyraża naszą wiarę i miłość do Tego, któremu wszystko zawdzięczamy, należy uczynić jeszcze bardzo dużo. Prace konserwatorskie, jak wiecie, są trudne, kosztowne, specjalistyczne i pracochłonne”. Co wobec powyższego umyślił sobie ksiądz proboszcz? Ano że o pieniądze na remont wystara się z Unii. Udało się. Wniosek został oceniony pozytywnie, a proboszcz dostał 75 proc. wartości inwestycji, czyli ponad 2,3 mln zł. No i od tej pory zaczął zachodzić w głowę, jak tu od parafian wyrwać pozostałe 25 proc., tzw. wkład własny. Postanowił, że zrobi tak: „Przez najbliższe dwa lata, rozpoczynając od września 2009 r., przedstawiciele naszej wspólnoty będą odwiedzali wasze domy i co miesiąc prosili i zbierali ofiary na tzw. wkład własny. Ten, jak na nasze możliwości, jest duży, ale gdy wielu, mam nadzieję znacząca większość, zaangażuje się, uda się zebrać”.
Dalej ks. Kras tłumaczy wiernym, że aby nie rujnować domowych budżetów, będzie zbierał małe kwoty. Małe to znaczy 30 zł od każdej rodziny. „Oczywiście mam nadzieję, że będą osoby, które przekażą więcej” – objaśniał dobrodziej. – W najbliższych latach miało nie być kopert – tak obiecywał proboszcz, ale któregoś dnia na ogłoszeniach parafialnych oświadczył, że parafianie sami się ich domagają – mówi zmęczony księżymi komornikami parafianin Krasa. Nieczystość. Grzech nieczystości odkryli u swego księdza Krzysztofa parafianie z W. (woj. wielkopolskie). Ksiądz to młody – niedawno wyświęcony, ale mimo wszystko nadzwyczaj podatny na kobiece wdzięki. – Zapowiadał się na dobrego kapłana, a my patrzyliśmy na niego pełni nadziei, jednak wszystko się zmieniło w dość szybkim tempie. Ksiądz poznał dziewczynę, w której sie rozkochał. Ona przychodzi do niego w weekendy na noc, spotykają się też w pobliskim dużym mieście. Właściwie nie wiemy już, co robić – żalą się parafianie. A kuria nie widzi powodu, żeby sprawę zbadać. ! Że owce wcale nie są tak głupie, jak chcieliby niektórzy pasterze, przekonał się też ks. Paweł z miejscowości Z. w diecezji łódzkiej. Wytropiły czujne oczy swojego duszpasterza, kiedy to regularnie odwiedzał mieszkanie jednej tylko parafianki. W dodatku nader późno je opuszczał. „To nazywa się w ewangelii obłudą. Nakładacie ciężary, a sami ich nie nosicie. Mówicie o przykazaniach, a sami nie zachowujecie. Wstyd i hańba za nasze pieniądze, o które tak wołacie z ambony, by kościółek był piękny, a sumienie waszego kolegi jest pełne obłudy i zgorszenia” – wierni po roku przyglądania się sytuacji zaalarmowali wszystkich miejscowych proboszczów oraz biskupa Ziółka. Żaden nie odpowiedział. Zazdrość. To nieprawda, że ludziom na wsi się nie chce. W Krośnie nad Ornetą (woj. warmińsko-mazurskie) mieszkańcy chcieli zorganizować plac zabaw dla najmłodszych. Gmina takiej aktywności przyklasnęła i wyznaczyła plac, a dzieci wybrały odpowiednie sprzęty. Traf
chciał, że wskazana działka – chociaż gminna – leży tuż przed kościołem. No a tamtejszy ksiądz proboszcz Andrzej, miłośnik motocykli, uznał, że plac zabaw będzie mu psuł widok na kościół. No i placu zabaw w tym miejscu nie będzie. – Proboszcz parafią zarządza od 25 lat. Kościół, choć zabytkowy, popada w ruinę, ciągle coś się wali. Ksiądz sam nic nie robi i nam nie pozwala – mówią rozżaleni mieszkańcy.
Gniew. Pan Marcin swego czasu pożyczył od proboszcza parafii w L. (woj. śląskie) Alojzego D. heblarkę. Proboszcz jej nie używał. Panu Marcinowi – przydała się jak najbardziej, bo rozkręcał właśnie firmę stolarską. W końcu umówili się panowie po dżentelmeńsku, to znaczy na gębę, że parafianin maszynę od księdza odkupi. Zaliczkę zapłacił, resztę miał uregulować w ratach. Tak też – jak zapewnia – uczynił. Ani umowy sprzedaży, ani pokwitowania wpłacanych rat panowie
nie sporządzali. Nie było potrzeby, bo żyli ze sobą w dobrych, jak to się mówi, stosunkach. Kiedy temperatura tych stosunków nieco spadła i pleban z parafianinem rozmawiał coraz rzadziej,
pewnego dnia listonosz wraz ze zwykłą korespondencją przyniósł pozew sądowy. Adresatem, a więc i pozwanym, był pan Marcin. Powodem – ksiądz proboszcz. Na sprawie ksiądz zeznał, że pieniędzy za swoją maszynę na oczy nie widział. Pan Marcin z kolei twierdził, że pieniądze zapłacił. Obydwaj byli zgodni tylko co do tego, że nie ma ani świadków, ani dowodów owej transakcji. Mimo wszystko starcie przegrał parafianin. – W niniejszej sprawie brak jakiegokolwiek dowodu na to, że jestem dłużnikiem względem księdza i nie uregulowałem należności za zakup heblarki. W sytuacji, gdy brak jest jakichkolwiek dokumentów potwierdzających dług, zastanawia mnie fakt, że sąd dał wiarę księdzu – dziwi się pan Marcin.
Lenistwo. „Dajcie nam proboszcza prawdziwego, a nie opieszalca” – napisał do kurii pan Kazimierz, porządny obywatel z G. (woj. podlaskie). Porządny, bo w Boga wierzący, po ślubie kościelnym, a do tego wszystkiego wraz z żoną wychował w wierze aż pięć córek. Bohaterem listu jest ks. Waldemar, który od lat kilku, odkąd go biskup na parafię przysłał, nie może – jak na porządnego gospodarza przystało – ogrodzić świątyni. No a do tego wszystkiego parafialną ziemię pokątnie sprzedaje, na co ludzie nie mogą patrzeć bez zgorszenia. Ale przecież takimi drobnostkami jak ludzkie niezadowolenie to biskup się nie zajmuje. JULIA STACHURSKA
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r. olicja to największa służba mundurowa w kraju. Z okazji święta tej 100-tysięcznej formacji organizowano festiwale, komendanci wręczali odznaczenia i awanse. Były też uroczyste msze. Na obchodach centralnych chwalił policjantów marszałek Grzegorz Schetyna (na zdj. obok, podczas obchodów 90-lecia Policji): „Dzisiaj, pamiętając o tym wielkim wyzwaniu dla polskiej policji – być blisko ludzi, ich problemów i pomóc te problemy rozwiązywać – mogę, muszę i chcę powiedzieć, że państwo polskie jest z polskiej policji dumne”. Chwalił też komendant główny policji Andrzej Matejuk – za to, że mimo bidy radzą sobie jego podwładni świetnie, a wykrywalność przestępstw ciągle wzrasta. Było o emeryturach, konieczności modernizacji, no i o tym, że już więcej cięć w resorcie nie będzie. Mogą policjanci wreszcie odetchnąć nowoczesnością, bo – jak wynika z obietnic szefostwa – w ciągu najbliższych lat znikną z komisariatów maszyny do pisania, a na ich miejscu pojawią się laptopy. Ten projekt wprowadzania niebieskich w XXI wiek zacznie się od pięciu największych polskich miast. Z czasem ma objąć zasięgiem cały kraj. To z pewnością informacja, która wielu ucieszyła bardziej niż awanse czy odznaki. Ale są i tacy, którzy nie mają czego świętować. „Ja, obywatel Rzeczypospolitej Polskiej, świadom podejmowanych obowiązków policjanta, ślubuję: służyć wiernie Narodowi, chronić ustanowiony Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej porządek prawny, strzec bezpieczeństwa Państwa i jego obywateli, nawet z narażeniem życia...” – słowa policyjnej roty niektórzy pamiętają każdego dnia swojej służby. Nadkomisarz Bohdan Wawrzyńczak w tak pojmowaną służbę angażował się bez reszty. Bo – jak mówi – praca w policji po prostu mu się podobała. Łapówek nie brał, wódki nie pił, za to realizował się w sporcie. Jako kulturysta reprezentował policję na światowych zawodach służb mundurowych. Trofea to m.in. srebrny medal w dwuboju siłowym przywieziony z Quebeku w Kanadzie. Dostał z tej okazji list gratulacyjny od komendanta głównego. „Pana ogromne sukcesy podczas igrzysk są następstwem ciężkiej pracy, wewnętrznej siły oraz wielu wyrzeczeń, na które zdobywają się tylko najlepsi. Osiągnięcia te jednocześnie pozwalają w sposób szczególny promować pracę i zalety polskiego policjanta” – napisał komendant we wrześniu 2009 r., życząc przy okazji pomyślności w służbie i życiu osobistym. Tylko że u Wawrzyńczaka już od jakiegoś czasu nie działo się najlepiej, o czym zresztą szefostwo instytucji doskonale wiedziało... Zaczęło się w maju 2004 roku. Na placu zabaw w Sulejowie jego 12-letni wówczas syn o mały włos nie stracił nogi. Sprawie – jak to się popularnie
P
A TO POLSKA WŁAŚNIE
9
Psy
Są dzielni, odważni i odnoszą sukcesy; niektórzy zostali nawet wyróżnieni podczas Święta Policji. Ale są też gnębieni i wyniszczani przez swoich przełożonych – i o tych oficjalnie się nie mówi. mówi – zamierzano ukręcić łeb. I chociaż Wawrzyńczak udowodnił, że zawiniły władze gminy (plac nie był dopuszczony do użytku), sąd uznał, że było inaczej. Skazał emerytowanego górnika, radnego, za przestępstwo urzędnicze. Żeby sztuka się zgadzała. Wawrzyńczak, człowiek konsekwentny i uparty, doprowadził do skazania właściwej osoby – burmistrza. Wtedy nie miał pojęcia, że zadarcie ze „swojakami” przerodzi się w pasmo niekończących się stresów. Że prawda w takiej rozgrywce nie ma znaczenia, a ważniejsze są lokalne małomiasteczkowe układy. Zaczęły się szykany. Jego życie przykładnego policjanta zmieniło się w pasmo spraw sądowych, żmudnych apelacji, skarg – po prostu w walkę o przetrwanie. O sprawiedliwość i godność. Żeby tylko pokazać, gdzie jego miejsce, przełożeni wykorzystywali każdą sytuację. A było ich wiele, bo Wawrzyńczak o wszystkich nieprawidłowościach w szeregach policji natychmiast zawiadamiał Biuro Spraw Wewnętrznych. Problem w tym, że to on dostawał prokuratorskie zarzuty, m.in. próby wręczenia korzyści majątkowej swojemu przełożonemu, próby korumpowania policjanta czy wszczęcia bójki pod wiejską dyskoteką. Świadkowie zeznający przeciwko glinie byli po prostu prima sort: sprawcy wykroczeń, rozbojów, winni składania fałszywych zeznań.
– Wyrządzono mi wielką krzywdę. 18 miesięcy byłem zawieszony, straciłem wszystko – pracę, zdrowie, pieniądze, dobre imię. Do kogo mam się zwrócić o odszkodowanie za głupotę prokuratora? Kto ma mi zapłacić za to, że działałem zgodnie z prawem, że pozyskane informacje o poważnych przestępstwach natychmiast przekazałem BSW? – zastanawia się Wawrzyńczak. Po 18 miesiącach (!) prokuratura uznała, że czas najwyższy, aby śledztwo umorzyć, jako że podejrzany nie popełnił zarzucanych mu czynów, na co wskazuje pozyskany w toku śledztwa materiał dowodowy. – Moja historia to doskonały przykład na to, jak można człowieka zeszmacić i nikt nie poniesie za to konsekwencji. Mnie do dziś nikt nie przeprosił, choć powinien. Łamią życie uczciwym ludziom. Chciałbym, żeby świat usłyszał, co się w Polsce dzieje. Jak ja mam pracować? Jak ujawniać nieprawidłowości? Jak zachować się następnym razem? Czy przejść obojętnie wobec przestępstwa? – mówi Wawrzyńczak. Komendant Andrzej Matejuk zapewnia: „Mamy profesjonalnych policjantów, dla większości z nich to nie jest tylko zawód, to misja”. Jak tę misję widzą jego podwładni? Krzysztof, w policji od 10 lat: – Miernikiem naszego funkcjonowania nie jest zapewnienie społeczeństwu bezpieczeństwa, ale wykazanie tego stanu w dziesiątkach różnych tabel. Takie miesiące jak marzec,
czerwiec, wrzesień oraz każdy styczeń nowego roku to najważniejsze dla policyjnych szefów miesiące statystyczne. W grudniu i listopadzie oraz w końcu października puszcza się do informatyki tzw. enki, czyli przestępstwa niewykryte, a wykryte zachowuje do stycznia, aby mieć dobry start. Manipulacja statystyką to być albo nie być dla naczelników sekcji, wydziałów kryminalnych lub dochodzeniowych. Janusz, w policji od 23 lat: – Dochodzeniowcy traktowani są jak przysłowiowe mięso armatnie. Praktycznie to oni pracują na całą policję, a nie kierownictwo. Jednocześnie najłatwiej uje...ć dochodzeniowca, bo przy 40–70 sprawach (w dużych miastach mają nierzadko po ok. 100 spraw na biegu) nie sposób dobrze je prowadzić. Do tego dziesiątki absurdalnych przepisów i wytycznych, które służą komórkom kontrolnym, aby ukarać prawdziwego gliniarza, a nie gryzipiórka umieszczonego tam z uwagi na układy.
Piotr, w policji od 17 lat: – Brak jednolitych struktur przy obecnym stanie zagrożenia przestępczością rodzi pewien chaos. Pozwala każdemu komendantowi powiatowemu lub miejskiemu na dowolne roszady ludźmi oraz wprowadza niezdrowe współzawodnictwo, szczególnie w komendach, w których jest kilka komisariatów. Wielu z nas wpada w depresję, nadużywa alkoholu, wypija litry kawy, wypala po parę paczek papierosów dziennie, ma poważne problemy rodzinne i zdrowotne, ale szefostwa to nie obchodzi. Znam przypadki, gdy 100 proc. śledczych brało L-4, a razem z nim pracę do domu, gdyż inaczej nie było możliwości wyrobienia się z dochodzeniami. Przełożeni to tolerują, bo żeby utrzymać się na stołku, muszą wyrobić normę, tzn. tak zwane progi satysfakcji narzucone przez KGP Warszawa. Później na comiesięcznej odprawie tłumaczą się, dlaczego ich nie osiągnęli. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. MaHus
10
iemal wszyscy traktują ich jako reprezentantów poważnego pisma cieszącego się dużym społecznym zainteresowaniem. Czyta je przecież całe... 2,5 tysiąca osób! Jak to się stało, że zespół niszowego kwartalnika wyrósł na medialną, opiniotwórczą potęgę? Ze swoimi poglądami mieści się przecież na prawicowym marginesie. Na dodatek „Frondy” są dzisiaj... cztery. Odpowiedź jest banalna: ekstremiści otrzymali pomoc od państwa polskiego. Sądy pozwalały na łamanie przez stowarzyszenie i spółki grupy Fronda obowiązków składania sprawozdań, a urzędnicy udzielali jej hojnych budżetowych dotacji. Ale skąd się w ogóle Fronda wzięła? W roku 1994 grupa młodych dziennikarzy z „Życia Warszawy” redagowanego przez Tomasza Wołka (to ten od hołdów składanych Pinochetowi) postanowiła dać odpór, jak to oni sami określili, „liberalnej obyczajowej dyktaturze”. Połączyły ich także rekolekcje organizowane przez Opus Dei. To tam zrodziła się koncepcja nowego pisma i jego pierwsza redakcja. W jej skład weszli między innymi: Grzegorz Górny (który powołał się sam na naczelnego „Frondy”), Rafał Smoczyński (członek Opus Dei, który dość szybko opuścił Dzieło i „Frondę”, gdyż – jak sam powiedział – stał się agnostykiem), Cezary Michalski (dzisiaj w „Krytyce Politycznej”), Paweł Lisicki (od 2006 roku naczelny „Rzeczpospolitej”) oraz Piotr Skwieciński (w latach 2006–2009 prezes Polskiej Agencji Prasowej, wcześniej szef jej redakcji krajowej, pracował także w TV Puls). Pierwsze numery kwartalnika z podtytułem „pismo poświęcone” wydała Fundacja Inicjatyw Kulturalnych z Radomska. Połączył ich dziennikarz Jacek Łęski, który w rodzinie ma jednego z szefów FIK. Na początek „Fronda” rozprawiła się z Barbarą Labudą. W roku 1994 była ona jedną z nielicznych jawnie antyklerykalnych posłanek. „Fronda” jej działalność opisała pojęciem „barbarzyński labudyzm”. Obok tego redakcja pisma publikowała teksty Adolfa Hitlera i polskich antysemitów, a także materiały o rumuńskich faszystach z Legionu Michała Archanioła i łotewskiej Waffen-SS. Obficie czerpała również z dzieł włoskiego faszysty Juliusa Evolli. Frondowcy przywrócili indeks ksiąg zakazanych. Wpisywali na niego publikacje negujące zasady radykalnego liberalizmu ekonomicznego, niekatolickie książki o New Age, a nawet niektóre podręczniki szkolne. Problem z brakiem własnego wydawcy miała „Fronda” do wiosny roku 1995. Wtedy to jeden z jej przyjaciół ufundował redakcji spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością z kapitałem 4,5 tysiąca złotych. Akt notarialny mówi, że spółka miała się zajmować wszelkimi biznesami – od wynajmu samochodów po drukarnie.
N
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
POD PARAGRAFEM Wśród nich znajdziemy produkcję programów telewizyjnych. To właśnie wtedy ekipa Wiesława Walendziaka zleciła redakcji realizację reportaży i filmów dokumentalnych oraz produkcję katolickiego programu dla młodzieży. Żeby było ciekawiej, zlecenia dla Frondy z ramienia TVP podpisywał... jej założyciel Cezary Michalski. W latach 1994–1997 spółka Fronda otrzymywała od TVP rocznie od pół do miliona złotych wynagrodzenia za produkcję filmów o spisku homoseksualistów przeciw cywilizacji oraz o zmowie agentów KGB, którzy zorganizowali w 1989 roku przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej lub o Wisławie Szymborskiej – ukrytej stalinistce.
Pomimo zmiany nazwy na Księgarnię Ludzi Myślących (XLM) nadal nie przynosi ona zysku. Nowi właściciele także nie składają sądowi sprawozdań. Praktyczne bankructwo spółki Fronda nie zniechęciło Grzegorza Górnego do interesów. Poszukał sobie nowego sponsora. Wybór padł na młodego stołecznego przedsiębiorcę Michała Jeżewskiego. Wiosną 2003 roku pojawiła się więc nowa spółka Fronda PL o kapitale 50 tysięcy złotych. Inwestor dał też spółce eleganckie biuro, sprzęt komputerowy i samochody. Od samego początku przychody ze sprzedaży kwartalnika i książek z logo Frondy nie przekraczają rocznie kwoty 390 tysięcy złotych. Pismo „Fronda” ma
pieniądze, zaczyna się konflikt. W roku 2009 Grzegorz Górny zaprzyjaźnił się z Tomaszem Terlikowskim. Obaj zaczęli domagać się władzy nad portalem Fronda.pl. Tak naprawdę była to jedyna cenna rzecz, jaką dysponowała Fronda PL. Warto przy tym zwrócić uwagę, że na samej prawicy Górny i Terlikowski nie cieszą się sympatią. Pierwszy – gdyż, jak pisze jeden z prawicowych internautów, „Fronda pod jego redakcją to mdłe pismo międlącę nieustannie aborcję i pedziów plus wyznania nawróconych aborterek i tak w kółko macieju, do wyrzygania, walka z cywilizacją śmierci. On oznacza parafiańszczyznę.” Drugiemu radykalni katolicy nie mogą wybaczyć tego, że był jednym z założycieli
Ekstrema sponsorowana Piękny jubel. Publicyści czasopisma „Fronda” już od pięciu lat w stacjach telewizyjnych, rozgłośniach radiowych i poważnych dziennikach prowadzą osobistą krucjatę przeciwko feministkom, antyklerykałom i mniejszościom seksualnym. Następcy Wiesława Walendziaka nie byli już skłonni płacić Frondzie. Warto przy tym zwrócić uwagę, że zarząd Frondy sp. z o.o. nie złożył sądowi ani razu w terminie sprawozdania finansowego. Za coś takiego grozi odsiadka i wysoka grzywna. Katolicy z Frondy woleli zaryzykować karę, niż ujawnić publicznie brak zdolności menedżerskich. W końcu pomimo przynoszącej nawet milion złotych czystego zysku produkcji dla TVP, a potem Telewizji Familijnej, spółka przejadała kapitał i co rok przynosiła straty. Naszym zdaniem, przyczyną tego były wysokie koszty ogólnego zarządu Frondy sięgające nawet miliona złotych rocznie oraz słaba sprzedaż książek z logo pisma. Ratunku nie przynosiły wyprzedaże. Publikacje nie znajdowały czytelników nawet wtedy, gdy ich cena nie pokrywała kosztów wydania. Magazyny zalegała między innymi jednostronnie opisująca historię PPR publikacja autorstwa Piotra Gontarczyka czy księga udowadniającą, że za zbrodnię w Jedwabnem odpowiadają sami Żydzi. Rok 2002 zakończył działalność biznesową spółki Fronda pod jej dotychczasową nazwą. Od Grzegorza Górnego odkupili ją pracownicy.
zaś około 2,5 tysiąca czytelników. Przy takim nakładzie nie ma co mówić o zwrocie kosztów ani tym bardziej zyskach. Pomocy udzielił niezawodny budżet państwa. W ramach programu Promocja Czytelnictwa pokrywane są honoraria autorów kwartalnika, koszty składu i druku. W latach 2006–2008 Fronda korzystała ponadto z hojności spółek Skarbu Państwa. PZU finansował jej na przykład polską edycję amerykańskiego pisma katolickich fundamentalistów „TT”. Ale i te dotacje się skończyły. Jednak miejsce państwowych spółek zajęły inne rządowe agendy: Instytut Książki, Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie oraz Rada Pamięci Walk i Męczeństwa. Łącznie od nich Fronda otrzymywała przez ostatnie lata do kilkuset tysięcy złotych rocznie. I to dzięki nim funkcjonuje i ma zyski. Jednak, jak to zwykle bywa na prawicy, tam, gdzie pojawiają się
Ekumenicznej Agencji Informacyjnej. Do zarządzania portalem Jeżewski powołał pod koniec 2009 roku kolejną, czwartą Frondę – spółkę o nazwie Portal Fronda. Władzę nad nią dzierżyli wspólnie żona Jeżewskiego i jego znajomy, niejaki Grzesik. Nie spodobało się to tandemowi Górny-Terlikowski. Do wojny ze sponsorem, który, według internautów, domagał się wyjaśnień co do okoliczności kilku dziwnych przelewów, panowie G-T wykorzystali trzecią Frondę, czyli Stowarzyszenie Kulturalne Fronda. Powstało ono w 1998 roku. Jego założyciele (między innymi Górny, Michalski, Skwieciński, Lisicki, Wencel) planowali udzielać stypendiów młodzieży uzdolnionej artystycznie, wydawać książki i periodyki, organizować wykłady i sesje, a nawet produkować programy TV. Władze stowarzyszenia, tak samo jak spółek Fronda, nie złożyły ani razu w terminie wymaganych przez prawo sprawozdań. Może nie chciały
się chwalić, że przez ponad 14 lat udało im się tylko: udzielić dwóch stypendiów (jedno z nich trafiło do kieszeni założyciela Frondy Wojciecha Wencla), zorganizować za pieniądze samorządu stolicy (dzielnica Żoliborz) warsztaty teatralne dla uczniów podstawówek oraz wydać dzięki państwowym dotacjom książki swoich członków. Władze SK Fronda były za to niezwykle aktywne w operacjach pod nazwą: „czystki”. Ostatniej towarzyszyło otrzymanie przez SK Fronda statusu organizacji pożytku publicznego. Sąd przyklepał wniosek Górnego 22 kwietnia 2010 roku. Fronda dostała wtedy nie tylko prawo do otrzymywania 1 procentu z PIT-ów, ale i pierwszeństwo w ubieganiu się o środki z budżetu państwa i samorządów. Przy okazji Grzesik z Jeżewskim wylecieli ze Stowarzyszenia, a jego statut stał się kompletnie nieczytelny. Członkowie władz SK Fronda otrzymali za to prawo do pensji z kasy organizacji, zaś jej działalność statutowa zlała się z działalnością gospodarczą. Sprzeciw wobec tego skoku na kasę złożył nadzorujący SK Fronda Urząd Miasta Warszawy. Mimo to sąd rejestrowy w czerwcu 2010 r. zarejestrował nowy statut. Po pozbyciu się Jeżewskiego i Grzesika tandem Grzegorz Górny-Tomasz Terlikowski zajął się portalem Fronda.pl. Ze stanowiskiem redaktora naczelnego pożegnał się jego twórca Piotr T. Pałka oraz szef finansów Maciej Gnyszka. Władze portalu wyjaśniły przy tym uprzejmie, że powodem reorganizacji kadrowej były „dynamiczny rozwój portalu oraz poszerzanie się środowiska Frondy (...), a także zmiany społeczne, jakie nastąpiły po 10 kwietnia”. Na to odpowiedział redaktor Piotr T. Pałka, pisząc na swoim blogu: „Szanowni Frondowicze, Drodzy Przyjaciele, przepraszam, że dopiero teraz odnoszę się do oświadczenia Zarządu Stowarzyszenia Kulturalnego Fronda z dnia 10 maja (które w nieco innej formie zostało mi zakomunikowane 30 kwietnia, ale czekałem na zakończenie procedury audytu). Niestety nie mogę przyjąć gratulacji z powodu awansu, bo go nie przyjmuję (...). Jestem zmuszony zrezygnować z pracy dla Frondy, bo audyty bez oficjalnego odniesienia się Zarządu do wątpliwości podnoszonych przez jego odbiorców są jedynie »audytami«, awanse są tu jedynie »awansami«, a struktura organizacyjna jest niezrozumiała nawet dla członków stowarzyszenia”. W odpowiedzi szefowie portalu zaczęli usuwać niewygodne dla nich wątki dyskusji. Po tej awanturze powstały co najmniej dwie konkurencyjne wobec Frondy listy dyskusyjne. Wszyscy uczestnicy awantury są w większym lub mniejszym stopniu związani z Opus Dei. Jak pisze jeden z blogerów, „nie przeszkodziło im to, aby w sporze o kasę wyszły z nich wilki”. MiC
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
Grunwald bis Późnym popołudniem 24 lipca w jednej z miejscowości pod Aleksandrowem Łódzkim polsko-litewskie wojska ponownie starły się z Krzyżakami w morderczej bitwie.
e nic podobnego nie zdarzyło się w historii? Otóż zdarzyło się. Kilka dni temu. A było tak... Równo 100 lat temu, w 1910 roku, we wsi Wola Grzymkowa pojawiło się czterech tajemniczych inwestorów, którzy, wiedząc o finansowych problemach Izabelli Sikorskiej – właścicielki tej 30-hektarowej miejscowości – odkupili od niej zadłużoną ziemię. Dla uczczenia obchodzonej wówczas pięćsetnej rocznicy słynnej bitwy z Krzyżakami jeden z dziedziców zmienił nazwę nowo nabytej wsi na Grunwald. „Postanowiliśmy to wykorzystać dla celów promocyjnych. Nawiązaliśmy kontakt z bractwem rycerskim z Inowłodza, które z kolei skontaktowało się z rycerzami z całej Polski”– mówi „FiM” rzeczniczka Urzędu Miasta Aleksandrowa Łódzkiego Krystyna Buda-Sowa. „Przez deszczową i wietrzną pogodę wiele z zaplanowanych atrakcji niestety nie mogło się odbyć. Dla bezpieczeństwa publiczności, która pojawiła się w liczbie paru tysięcy, postanowiliśmy zrezygnować na przykład z pokazów łuczników, ponieważ wiatr mógłby zmienić trajektorie lotu strzał, a wtedy trup naprawdę mógłby ścielić się gęsto. Wielu rycerzy i wiele zakonów nie mogło do nas przyjechać, ponieważ leczyło rany i złamania po bitwie z 17 lipca. Inscenizacja inscenizacją – oni tam naprawdę walczą, tłuką się i łapią różne kontuzje. Mimo to, zdaniem widzów i uczestników, wszystko się udało, więc mamy nadzieję, że nasza, mała na razie, bitwa pod Grunwaldem stanie się sporą imprezą cykliczną i na stałe wpisze się w kalendarz tego typu przedstawień” – marzy pani rzecznik.
Ż
My również uważamy, że impreza pod względem organizacyjnym i widowiskowym była znakomita. Poza rycerskimi pojedynkami, i oczywiście samą bitwą, do atrakcji z pewnością należały liczne olbrzymie ogniska, przy których widzowie mogli piec sprzedawane w średniowiecznych namiotach kiełbaski. Zdjęcia z prawdziwymi rycerzami i członkami zakonu krzyżackiego były niewątpliwie gratką dla widzów i zachwyconych dzieci, a wybuchy imitujące strzały z armat mroziły krew w żyłach. Mamy nadzieję, że za rok pogoda dopisze i – zgodnie z życzeniem aleksandrowskiego magistratu – inscenizacja „małej bitwy pod Grunwaldem” stanie się „nową świecką tradycją”. ARIEL KOWALCZYK Fot. Autor, UMAŁ
„FiM” POLECAJĄ
11
12
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
NIEZNANE RELIGIE
Bogowie tacy i owacy Jeden na stu Brytyjczyków deklaruje oficjalnie, że jest członkiem Kościoła Jedi. Najszybciej rozwijająca się religia XXI wieku to wiara w Latającego Potwora Spaghetti. Ma ponad 10 milionów wyznawców. Śmieszne? Niekoniecznie... Straszne? Czasem tak, bo obok religii sympatycznych jest cała gama wierzeń przerażających. Na świecie istnieje obecnie nieco ponad 10 tysięcy różnych religii. Czyli czego? Już sama definicja encyklopedyczna nie jest prosta: „Religia – system wierzeń i praktyk, określający relację pomiędzy różnie pojmowaną sferą sacrum (świętością), sferą boską, a określonym społeczeństwem, grupą lub jednostką. Manifestuje się ona w wymiarze doktrynalnym (doktryna, wiara), w czynnościach religijnych (np. kult czy rytuały), w sferze społeczno-organizacyjnej (wspólnota religijna, np. Kościół) i w sferze duchowości indywidualnej (m.in. mistyka)”. Przetłumaczmy to na język bardziej zrozumiały: jeśli człowiek wierzy, że istnieje coś, co kieruje jego życiem, ma na to życie istotny wpływ, i to coś akurat nie jest żoną, mężem lub szefem w pracy, lecz istnieje sobie w jakichś wyższych sferach świadomości, to mamy tu do czynienia z wiarą. Jeżeli dodatkowo zdanie takie podziela pewna grupa ludzi, to możemy już mówić o religii, a co za tym idzie – o Kościele. No i fajnie, ale jak wytłumaczyć, że w XXI wieku coraz więcej mieszkańców Ziemi zaczyna wierzyć w jakieś groteskowe, śmieszne bóstwa, potwory, krasnoludki? To jakiś żart? Tak można sądzić na pierwszy rzut oka, ale uśmiech zamiera nam na buziach, gdy konstatujemy, że wszak wiele poważnych religii opiera się na równie „niepodważalnych”, czyli niepoważnych fundamentach i dogmatach. Tak więc lepiej nie pytać członka Światowego Kościoła Krasnoludów, Skrzatów i Elfów (taki Kościół naprawdę istnieje), jak można wierzyć w coś tak irracjonalnego, bo w odpowiedzi usłyszymy, że wiara w anioły i diabły jest jeszcze głupsza i przy okazji groźna. Cóż, coś w tym jest... ! ! ! Przyjrzyjmy się kilku dziwnym ruchom religijnym, kilku wyznaniom i Kościołom. Ale zanim rykniemy śmiechem, słysząc o Latającym Potworze Spaghetti, pomyślmy o latających i gwałcących dzieci potworach w sutannach. Ten pierwszy – makaronowy – ani jego koryfeusze przynajmniej nikomu nie czynią krzywdy.
Kościół Latającego Potwora Spaghetti (Church of the Flying Spaghetti Monster)
to jedna z tak zwanych alternatywnych religii ateistycznych, powstałych na znak protestu przeciwko chrześcijaństwu i islamowi. Na początku ruch był zabawą kilku osób. Zabawą, która od 2005 roku ma coraz więcej wyznawców i obecnie plasuje się... w PIERWSZEJ DWUDZIESTCE największych religii świata! Co my tu mamy? Otóż jak na porządną religię przystało, jest PIERWSZY PORUSZYCIEL, czyli nadistota boska – sprawca wszystkiego (który stworzył wszechświat, będąc pod silnym wpływem alkoholu). Objawia się czasem swoim wyznawcom (pastafarianie – od pasta – makaron) jako fantazyjnie poskręcane spaghetti – niekiedy w towarzystwie dwóch pulpetów (trójca święta?). Pastafarianizm narodził się w odpowiedzi na próbę wprowadzenia do szkół w USA kreacjonizmu jako naukowej (sic!) alternatywy dla darwinizmu. Wyznawcy pastafarianizmu deklarują notarialnie, że wypłacą 250 tysięcy dolarów każdemu, kto udowodni, że Jezus nie jest synem Latającego Potwora Spaghetti. Do tej pory nikt się nie zgłosił, choć pieniądze rzeczywiście zdeponowane są w banku i nawet procentują. Kościół LPS ma 8 prawd wiary, w których PORUSZYCIEL zwraca się do swoich wyznawców, zaczynając myśli od słów: „Naprawdę wolałbym...”. Przytoczmy dwie prawdy: ! Naprawdę wolałbym, żebyś nie używał Mojego istnienia jako narzędzia do uciskania, ciemiężenia, karania, patroszenia lub bycia złośliwym wobec innych. Nie wymagam
składania ofiar, a czystość jest niezbędna jeśli chodzi o wodę pitną, a nie o istoty ludzkie; ! Naprawdę wolałbym, żebyś nie oceniał ludzi na podstawie tego, jak wyglądają lub jak się ubierają, jak mówią lub... Dobra, po prostu bądź miły, OK? I wbij to do swojej tępej głowy: mężczyzna = człowiek, kobieta = człowiek. To samo = to samo. Nikt nie jest od nikogo lepszy. No i co powiecie? Czy Latający Potwór Spaghetti nie jest bardziej humanitarny, bardziej boski i miły niż Jahwe i Allach? Ale nie wszystkim miły. Kilka dni temu wyznawcy Latającego Potwora Spaghetti spotkali się pod Pałacem Prezydenckim, aby złożyć hołd ofiarom smoleńskiej katastrofy i... zostali zaatakowani gazem pieprzowym przez „Prawdziwych Polaków”. Cóż, katolicki Bóg jest widać diabelnie zazdrosny, o czym mowa już w pierwszym jego przykazaniu. A czy od katolicyzmu nie jest także milsza wiara w bóstwo o nazwie:
Sympatykiem religii NRJ jest najsłynniejszy bodaj ateista na świecie Richard Dawkins, który o Niewidzialnym Różowym Jednorożcu wspomina nawet w swoim dziele „Bóg urojony”. Jak widzimy, obie powyższe religie zdobyły światowy rozgłos dzięki internetowi. A czy sam internet nie mógłby być Bogiem? Nie tylko mógłby, ale jest! Interaktywizm – oto wspólna nazwa wielu ruchów religijnych w globalnej sieci. Wśród nich pierwsze skrzypce gra
Kościół Google. Trzeba przyznać, że wyznawcy największej wyszukiwarki na świecie, twierdząc, że mają znacznie więcej namacalnych dowodów na „boskość Google” niż wyznawcy innych
Kościół Ewoka.
Niewidzialny Różowy Jednorożec. Jeden z twórców tej internetowej religii (Jednorożec jest bóstwem coraz większej rzeszy internautów ateistów) Steve Eley napisał:
„Niewidzialne Różowe Jednorożce to istoty o wielkiej mocy duchowej. Wiemy to, ponieważ są zdolne być niewidzialnymi i różowymi w tym samym czasie. Jak we wszystkich religiach, osoby wyznające wiarę w Niewidzialne Różowe Jednorożce opierają się zarówno na logice, jak i na wierze. Wierzymy głęboko, że są różowe; logicznie dedukujemy, że są niewidzialne, bo nie możemy ich zobaczyć”. To oczywista ironia skierowana wobec tzw. panujących religii teistycznych, w których argument braku dowodów na nieistnienie Boga jest dowodem na jego istnienie. Jeśli tak, to Różowy Jednorożec stanowiłby byt równoprawny na przykład z chrześcijaństwem.
to 1 procent (wzrost o 700 proc.), zaś przyrost ich liczebności następuje w postępie geometrycznym. Jakie to dla Krk (i nie tylko dla niego) groźne zjawisko, niech świadczy fakt, że powstał niedawno
religii, posługują się bardzo logicznymi argumentami: „Google posiada największą na świecie bazę informacji, a więc jest jednostką najbliższą Wszechwiedzy. Ta wyszukiwarka jest wszechobecna i dostępna jednocześnie na całym świecie dla wszystkich. Za darmo. Jest nieśmiertelna, gdyż w razie awarii jakiegoś serwera natychmiast zastępuje go inny. Jest nieskończona, bo teoretycznie internet może rozrastać się bez końca. Odpowiada na modlitwy, a nawet zwykłe prośby, nigdy nie czyni zła, pamięta wszystko i jest częściej wyszukiwanym terminem niż Jezus, Allach, Bóg, chrześcijaństwo i Budda”. No i co? To się wszystko trzyma kupy. I nie woła na tacę! Czyż nie? We wstępie napisaliśmy o
To też religia oparta na fabule „Gwiezdnych wojen”. Jednak tym razem przypuszcza się, że wyznanie powstało z tajnej inicjatywy brytyjskich Kościołów chrześcijańskich, by w stosownym czasie skompromitować Kościół Jedi. Kościół Ewoka jest pomieszaniem wierzeń kosmicznych i Biblii.
Kościele Jedi – szlachetnym zakonie rycerzy Mocy (jej dobrej strony), którego źródło stanowi fascynacja filmem „Gwiezdne wojny”. Żeby było jeszcze śmieszniej, Kościół Jedi jest ostro zwalczany (przynajmniej na Wyspach Brytyjskich, gdzie ma najwięcej wyznawców) przez Kościół katolicki, który widzi w tym eskalującym ruchu zagrożenie dla siebie. Nic dziwnego, skoro katolicy to w Zjednoczonym Królestwie zaledwie 9 procent populacji (spadek w ciągu dekady o 5 proc...), a zwolennicy Jedi
! ! ! Ale przecież jest też wiele Kościołów, których hasło przewodnie moglibyśmy streścić do słów: „Idol jest moim pasterzem”. Mamy zatem oficjalnie zarejestrowany Kościół Diega Maradony i Kościół Tigera Woodsa. Oba chyba ostatnio straciły sporo wyznawców. Pierwszy po kompromitacji reprezentacji Argentyny na mundialu, drugi po erotycznych podbojach swojego guru.
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r. Za to coraz większe triumfy święci Pierwszy Kościół Jezusa Chrystusa Elvisa, którego członkowie głoszą, że ich Bóg był żywą emanacją Chrystusa i pewne jest jego ponowne przyjście na ziemię. Ponieważ Elvis jest często tu i ówdzie widywany, więc być może to „przyjście” już nastąpiło. ! ! ! Wymienione wyżej religie mają oczywiście charakter ironiczny i satyryczny. Ale istnieją na świecie także wzbudzające uśmiech lub zdumienie wierzenia, których wyznawcy traktują je najzupełniej serio...
Grzebani przez sępy
NIEZNANE RELIGIE
tego złego boga, a ludzkie zwłoki są rzeczą bardzo nieczystą. Z tego też powodu prawidłowy pochówek w obrządku zaratusztriańkim polega na wystawieniu zwłok na tzw. wieżach milczenia, aby zajęły się nimi sępy. Obecnie jednak pod naciskiem władz oraz wymogów sanitarnych coraz częściej zwłoki chowa się w betonowych grobach – tak jednak, aby nie dotykały ziemi i nie skaziły jej. Zaratusztrianizm jest religią wymierającą; w rodzimym Iranie niemal zupełnie wyparty przez islam, ma jeszcze wyznawców w Indiach oraz na Zachodzie. Z kręgów tej wiary wywodził się znany wokalista zespołu Queen, Freddie Mercury.
W XVII i XVIII wieku pobożni nudyści pojawiali się wśród brytyjskich protestantów. Później adamici odrodzili się w Czechach. A XX wiek to już pełny rozkwit nudyzmu, ale praktykowanego na ogół ze świeckich pobudek.
Boski fallus
Zagłodzeni z pobożności
Zaratusztrianizm (zoroastryzm) zwany także parsizmem to jedna z najstarszych religii świata. Wywodzi się z Persji, ale poprzez oddziaływanie na judaizm i chrześcijaństwo wywarł wpływ na sposób myślenia ludzi na całym świecie. To pod wpływem tej religii irańskiej Żydzi w niewoli babilońskiej uwierzyli w świat aniołów i demonów oraz kosmiczny konflikt sił dobra i zła. Z zaratusztrianizmu wywodzi się także najprawdopodobniej żydowsko-chrześcijańska wiara w niebo, piekło oraz sąd ostateczny. Również koncepcja mesjasza jest wynalazkiem pochodzenia irańskiego.
Centralnym kultem wyznawców tej religii jest oddawanie czci ogniowi, który symbolizuje dobrego boga – Ahura Mazdę. W świątyniach zaratusztriańskich stoją ołtarze ognia, na których kapłani przyobleczeni w białe szaty nieustannie podtrzymują płomień. Wyznawcy wierzą, że im starszy ogień płonie w ich świątyniach, tym większą ma moc uzdrawiania i sprawiania innych cudów. Przeciwnikiem dobrego boga Ahura Mazdy jest jego odwieczny wróg – Angra Mainju, zły duch, mający rangę niemal równą najwyższemu bóstwu. Śmierć jest stworzona przez
Nie bez wpływu koncepcji irańskich kształtował się gnostycyzm, ruch filozoficzno-religijny, który zlał się z chrześcijaństwem i na pewnych obszarach był bardziej znany i popularny niż to, co nazwalibyśmy chrześcijaństwem ortodoksyjnym. Ten nurt wierzył w odwieczną walkę dobra ze złem, ducha z materią, światłości z ciemnością. Z tego właśnie środowiska wywodziły się manicheizm i kataryzm, które głosiły, że świat, w którym żyjemy, jest zły, a razem z nim złe jest m.in. rozmnażanie. Wśród katarów, w średniowieczu obecnych w większości krajów Europy, były
dwie grupy wyznawców – tzw. doskonali oraz zwykli wierni. Doskonałym nie wolno było jeść mięsa, pić wina, rozmnażać się, a także wchodzić w związki małżeńskie. Musieli zachowywać ubóstwo oraz prowadzić działalność misyjną. Ponieważ wymogi dotyczące życia doskonałych były bardzo surowe, wielu z nich, aby nie popaść w grzech, poddawało się tzw. endurze. Endura była ścisłym postem prowadzącym do... śmierci głodowej, czyli do ostatecznego uwolnienia duszy od złego ciała. Dylematy moralne katarów, którzy cieszyli się ogromną popularnością zwłaszcza w południowej Francji, rozwiązali katolicy. Wszystkich tych „heretyków” po prostu wymordowano.
Okaleczeni dla Boga Jedną z najbardziej dziwacznych religii wszech czasów jest sekta skopców, wywodząca się z reformatorskiego skrzydła prawosławia, tzw. bezpopowców. Skopcy, zwani także
„białymi gołębiami”, głoszą potrzebę kastracji – warunku godnego życia chrześcijańskiego. W praktykowaniu tego wymogu nie byli pierwsi – najbardziej znanym samokastratem dla Boga był żyjący na przełomie II i III wieku niezwykle uzdolniony myśliciel chrześcijański – Orygenes. Ten kastracyjny nurt chrześcijaństwa nawiązuje do Ewangelii Mateusza 19. 12, która jest odczytywana jako zachęta do uczynienia samego siebie bezpłodnym. Skopcy uznają dwie formy kastracji. Tak zwana mała pieczęć obejmuje ucięcie jąder u mężczyzn i przypalenie gorącym żelazem sutków u kobiet (ewentualnie ucięcie całych piersi). Formą doskonalszą kastracji jest tzw. wielka pieczęć, która polega na usunięciu także członka u mężczyzn, a u kobiet – ucięciu poza piersiami warg sromowych i łechtaczki. Wierzenia skopców trudno uznać za łatwe w praktykowaniu, jednak ta odmiana chrześcijaństwa przetrwała do naszych czasów, i to mimo zaciekłych prześladowań. Skopcy przetrwali, choć ich zwyczaje uniemożliwiają właściwie rozwój przez rozmnażanie i indoktrynację dzieci, czyli najpopularniejszy sposób zdobywania wiernych stosowany przez różne religie.
Święci nudyści Począwszy od II wieku w chrześcijaństwie na Wschodzie i Zachodzie od czasu do czasu pojawiał się trend kultywowania rajskiej nagości. Pierwsze takie znane ugrupowanie
powstało w II wieku naszej ery w Północnej Afryce. Adamici, bo tak ich często nazywano, pojawiali się także później w starożytności. W średniowieczu podobne praktyki stosowali bracia i siostry wolnego ducha.
Skoro jesteśmy przy kwestiach wstydu i nagości, to warto przypomnieć o mającym całe tysiąclecia kulcie męskiego członka, czyli fallusa. Ta forma pobożności, tak szokująca dla pruderyjnych zwykle chrześcijan, ma na ogół związek z kultem płodności. Męski członek jest czczony jako źródło życiodajnej siły i symbol płodności. Bywa, że jego kultowi towarzyszy kult waginy. Do naszych czasów kult fallusa w masowej wersji przetrwał w Indiach i południowej Azji, gdzie lingamy, symboliczne, a czasem także
bardziej naturalistyczne przedstawienia męskiego członka, odbierają hołdy wiernych w świątyniach oraz innych miejscach kultu. Lingam jest symbolem boga Sziwy, jednego z najważniejszych bóstw hinduistycznego panteonu. Bywa, że te przedmioty kultu osiągają wielometrowe rozmiary, budząc zdumienie i zażenowanie Europejczyków, nawykłych do tego, że religia musi być wyprana z wszelkich erotycznych skojarzeń i związana z kultem dziewictwa i tzw. czystości. Elementy kultów fallicznych występowały także w innych kulturach, m.in. w religiach: germańskiej, greckiej oraz egipskiej. W starożytności posągi i obrazy boga płodności Priapa z wielkim fallusem były normalnym wyposażeniem wielu domów i nikomu nie przychodziło do głowy, że mogłyby być one gorszące lub nieprzyzwoite dla dzieci. Jednym z symboli przejmowania władzy przez chrześcijan na terenie Cesarstwa Rzymskiego było niszczenie wyobrażeń Priapa poprzez urywanie im fallusów. Obecnie w Ameryce Północnej działa Kościół Świętego Priapa będący uwspółcześnioną wersją kultów fallicznych. Głównym przedmiotem czci jest dla jego nomem omen członków – fallus. W czasie nabożeństw dochodzi do orgii seksualnych. W USA i Kanadzie znajduje się 17 ośrodków kultu tej religii, a główna jego siedziba znajduje się w Montrealu.
Naturalne dzieci Boga Z punktu widzenia głównego nurtu chrześcijaństwa niezwykle dziwnym wyznaniem religijnym jest
13
Kościół Jezusa Chrystusa Świętych Dni Ostatnich, znany szerzej jako wyznanie mormońskie. Ten ruch założony w pierwszej połowie XX wieku zdobył rozgłos dzięki praktykowanej przez pół wieku poligamii. Pod naciskiem władz USA poligamię zniesiono 130 lat temu (przynajmniej w głównym nurcie mormonizmu, bo w innych bywa praktykowana), ale łatka poligamistów już na trwałe przylgnęła do wyznawców tej religii. Mormoni prowadzą życie rodzinne oparte na zasadach patriarchatu, a małżonkowie są sobie przeznaczeni na całą wieczność. Mormonom nie wolno spożywać żadnych używek (nawet herbaty) ani uprawiać hazardu. Powinni się natomiast oddawać działalności misyjnej. Dzięki niej mormonizm jest obecny niemal we wszystkich krajach świata. Z ciekawostek religijnych warto zwrócić uwagę na to, że mormoni wierzą w trzech bogów (a nie w jednego w Trójcy jak większość chrześcijan) i w preegzystencję dusz przed narodzeniem oraz praktykują chrzest za zmarłych przodków. Uważają także, że ludzie są naturalnymi dziećmi Boga, tak jak w aspekcie biologicznym są dziećmi własnych rodziców. Uważają ludzkie dusze za „narodzone z Boga” w sensie dosłownym. Większość chrześcijan uznaje mormonów za sektę, ale na terenie USA doszło do zmiany wizerunku tego wyznania. Ponieważ bywają zamożni i zwykle popierają konserwatywne rozwiązania prawne, prawicowe nurty katolicyzmu i protestantyzmu uznały ich za cennych sojuszników w walce z amerykańską lewicą
i liberałami. Dziennikarskie śledztwo ujawniło m.in., że obalenie w referendum małżeństw jednopłciowych w Kalifornii w 2008 roku odbyło się po niezwykle zmasowanej i kosztownej akcji propagandowej prowadzonej za pieniądze głównie mormonów właśnie. Mormoni są jednym z najszybciej rozwijających się wyznań na świecie, w Polsce liczą jednak tylko 1,2 tys. wyznawców. ! ! ! Czy nie jest tak, że czasem trudno odróżnić tzw. religię prawdziwą, której wyznawcy są gotowi umrzeć za swoje przekonania, od religii stworzonej dla śmiechu? I czy wiele innych wyznań ze swoimi dziwacznymi strojami, pompatycznymi tytułami duchowny oraz zdumiewającymi wierzeniami nie wygląda tak, jakby ich celem było bawienie publiczności? MAREK SZENBORN ADAM CIOCH
14
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Dura lex, sed lex Wielki rzymski filozof Cyceron powiedział: „Bądźmy niewolnikami prawa, abyśmy mogli być wolni”. Miał rację? Chyba nie do końca, bo jak uważać się za „wolnego”, kiedy w niedzielne popołudnie w Szwajcarii nie można suszyć prania? Przedstawiamy Państwu zbiór autentycznych przepisów i nadal obowiązujących praw z całego świata. Planując w najbliższym czasie urlop, warto się z nimi zapoznać. W stanie Alabama (USA) zabroniona jest gra w domino w niedzielę.
Także w niedzielę, ale w Maine (USA), zabronione jest słuchanie w radiu audycji rozrywkowych. Coś dla słuchaczy Radia „FiM”. W Wirginii (USA) rytuały kościelne traktowane są z niezwykłą powagą. Jeśli ktoś zostanie przyłapany podczas mszy na przykład na żuciu gumy, zostanie niezwłocznie zelżony przez wynajętych do tego celu pomocników pastora. W stanie Illinois (USA) kategorycznie zabronione jest wchodzenie do gmachu opery z pluszowym misiem. W Waterwille (Maine, USA) zakazane jest publiczne wycieranie nosa. Nielegalne jest przewożenie w londyńskich taksówkach wściekłych psów i zwłok ludzkich, a jakby ktoś nieopatrznie miał ochotę umrzeć w siedzibie brytyjskiego parlamentu, powinien wiedzieć, że jest to również surowo zabronione! I karane śmiercią?
Przyklejenie na pocztówce znaczka z brytyjskim monarchą do góry nogami to zdrada stanu. We Francji nie wolno nazwać prosiaka Napoleon.
W San Francisco (USA) karalne jest mycie samochodów zużytą bielizną. W Alabamie nie wolno kierowcom prowadzić samochodu z zamkniętymi oczami. Gdzie indziej wolno... Załoga każdego statku Królewskiej Marynarki Wojennej w Wielkiej Brytanii, który przybija do londyńskiego portu, ma obowiązek przekazać naczelnikowi twierdzy Tower of London baryłkę rumu.
W Miami na Florydzie nie wolno jeździć na deskorolce po posterunku policji. W Tajlandii nie wolno opuścić domu bez bielizny. W mieście San Salvador pijani kierowcy mogą zostać rozstrzelani przez pluton egzekucyjny. Nadal uważacie, że zabranie prawa jazdy to surowa kara? W Wielkiej Brytanii każda osoba, która zmuszona jest oddać mocz w miejscu publicznym, może tego dokonać, pod warunkiem że sika na tylne koło swego wozu, a prawą ręką opiera się o ten pojazd. W stanie Kentucky nielegalne jest noszenie ukrytej broni dłuższej niż 6 stóp, czyli około... 180 centymetrów.
Walijczycy w mieście Chester (stolica historycznie wrogiego im hrabstwa Cheshire) nie mają prawa wejść do miasta przed wschodem słońca i muszą opuścić je przed zachodem. W obrębie murów miasta York wolno zamordować Szkota jedynie jeśli niesie on łuk z kołczanem. W Londynie nie wolno zatrzymywać taksówki, jeśli jest się chorym na dżumę. Na całym świecie kobiety mają więcej przywilejów, niż im się wydaje. Szkoda tylko, że owe prerogatywy nie zawsze należą do najprzyjemniejszych. Dla złagodzenia sytuacji zaczniemy od tych „prokobiecych”...
Egipski parlament postanowił, że kobieta będzie mogła skarżyć do sądu męża, który nie pozwoli jej podróżować. Podrywanie kobiety na ulicy w Little Rock (Arkansas, USA) grozi miesiącem więzienia. W Tanzanii (Afryka) pan młody, składając przysięgę małżeńską, pod groźbą kary więzienia musi powtarzać za urzędnikiem następujące słowa: „Niech się wykrwawię, niech mnie piorun roztrzaska, niech mnie zeżre krokodyl, niech ogłuchnę i oślepnę, niech stanę się żebrakiem, jeśli oszukam lub opuszczę żonę”. W Waszyngtonie (USA) absolutnie zakazany jest seks z dziewicą – raj dla nadopiekuńczych tatusiów i dla Kościoła (tysiące zawsze dziewic). Ale co z prokreacją? W Bahrajnie każdy lekarz ma prawo badać kobiece narządy rozrodcze, lecz jest zakazane patrzenie na nie bezpośrednio. Może im się przyglądać jedynie poprzez odbicie w lustrze. Adiutant oficera angielskiej Gwardii Jej Wysokości Królowej Elżbiety II ma zakaz przyglądania się małżonce przełożonego. W Wielkiej Brytanii ciężarna kobieta może legalnie wypróżnić się gdziekolwiek zechce – jeśli sobie zażyczy, to nawet do kasku policjanta. Niestety nie wszystkie przepisy dotyczące kobiet są tak „liberalne” jak wymienione wyżej. Przyjrzyjmy się, co doprowadza feministki do szału... W Arkansas (USA) mężczyzna ma prawo bić swoją konkubinę, pod warunkiem że nie robi tego częściej niż raz w tygodniu, a w Los Angeles (USA) mąż ma prawo bić żonę pasem, o ile szerokość pasa nie przekracza 3,6 cm – małżonka może zgodzić się na ustępstwa. W Nowej Gwinei zapłata za ślub z „nową” narzeczoną to 240 dolarów, 5 świń i jeden ptak. Dwie świnie, ptak i jedyne 30 „zielonych” wystarcza, aby zapłacić za żonę z odzysku (rozwódka lub wdowa).
Nic nie płaci się za byłą dwukrotną mężatkę. Indianki z plemienia Yanomami (żyją w Wenezueli i Brazylii) od dwóch lat mają zakaz rodzenia dziewczynek. Za urodzenie dziecka płci żeńskiej grozi publiczna chłosta. Na Florydzie każda niezamężna kobieta skacząca na spadochronie w niedzielę może trafić do więzienia. Dziewczyny z Oregonu (USA), które mają poniżej 18 lat, nie mogą pić kawy w miejscach publicznych po godzinie 19. Być może dla niektórych ten przepis jest jak najbardziej pozytywny, zwłaszcza dla rodziców, którzy chętniej oglądają spokojne córeczki w domu niż – pobudzone kofeiną – na dyskotekach. W Vermont kobieta musi otrzymać pisemne pozwolenie od małżonka na noszenie sztucznej szczęki. W Liverpoolu kobiecie nie wolno występować topless publicznie, chyba że jest sprzedawczynią w sklepie z tropikalnymi rybami. W Sacco w Missouri (USA) kobiety nie mogą nosić kapeluszy, które mogłyby przerazić dzieci, osoby wrażliwe i zwierzęta. W Cleveland (Ohio, USA) prawo zakazuje kobietom nosić obuwie ze skóry, by mężczyźni nie oglądali ich nóg odbijających się w wypastowanych butach. W miejscowości Tuscon (Arizona, USA) nie wolno kobietom nosić spodni. W Cuernee (Illinois, USA) kobieta ważąca ponad 100 kg nie ma prawa jeździć konno w podkoszulku. W mieście Wichita (Kansas, USA) pobicie teściowej nie może być powodem rozwodu. Tam to jest dopiero raj.
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
Dla panów, którzy już marzą o zamieszkaniu na stałe w Arizonie, nie mamy dobrych wieści. Prawa mężczyzn nie należą tam do najbardziej liberalnych: Sąd w Kansas nakazał Arturowi Younkinowi (waga: 225 kg) schudnięcie o 50 kg i zakazał jedzenia więcej niż jednego posiłku dziennie. Skazany stracił z powodu otyłości pracę i nie spłacał kredytu. Odchudza się w więzieniu. W Nogalcs (Arizona) mężczyznom nie wolno nosić szelek, a w Delaware (Connecticut) – obcisłych spodni. W Anglii nielegalne jest bycie pijanym w barze lub pubie. Przepis martwy... Niedawno w prowincji Ottawa (Kanada) trzynastu Indian wystąpiło do władz o wydanie zakazu płacenia za skalpy. Od 1756 roku obowiązuje tam bowiem rozporządzenie królewskiego gubernatora brytyjskiego Williama Lawrence'a zachęcające w ten sposób do skalpowania czerwonoskórych. Władze libańskiego więzienia Roumieh zakazały skazanym nudzenia się w celach. Kiedy zaczynają się nudzić, mają głośno śpiewać – wtedy organizuje się im zajęcia. W miejscowości Saratosa (Floryda, USA) zakazane jest śpiewanie w slipkach. W Iranie w toalecie nie można korzystać z gazety. W gazecie może bowiem znajdować się zdjęcie imama albo święte słowo.
Na Spitsbergenie (wyspa norweska na Morzu Arktycznym) obowiązuje absolutny zakaz picia alkoholu. W Ohio prawo stanowe zakazuje łowienia ryb po pijanemu.
W Indonezji masturbacja jest karana ścięciem głowy. W Anglii wszyscy mężczyźni powyżej 14 roku życia powinni ćwiczyć strzelanie z łuku dwie godziny dziennie. Oczywiście nie możemy zapomnieć o naszych braciach mniejszych. W wielu krajach zwierzęta mogą więcej niż ludzie. Co wcale nie jest takie głupie...
Na Alasce (USA) nie wolno budzić niedźwiedzi ze snu zimowego w celu zrobienia im fotografii. W Kalifornii (USA) ludziom bez uprawnień myśliwskich zabrania się stawiania pułapek na myszy. W miejscowości East Lake w Ohio (USA) obowiązuje zakaz kopania zwierząt. Kara za kopnięcie na przykład psa to grzywna 25 dolarów i 10 dni więzienia. Na Alasce (USA) prawo zabrania rozmawiania z niedźwiedziem. W Danbury (USA), gdy twój pies zapłodni sukę sąsiada, jesteś za to odpowiedzialny i musisz zapłacić za aborcję, jeśli sąsiad sobie tego zażyczy. W Oklahomie (USA) niezbędne jest specjalne pozwolenie burmistrza na kopulację psów. W tym samym stanie za strojenie niestosownych min do psa płaci się grzywnę w wysokości 220 dolarów. W Danii, jeśli jedziesz autem, musi przed tobą biec ktoś z ostrzegawczą flagą, żeby konie ciągnące wozy wcześniej wiedziały, że nadjeżdża auto. W Lancashire nikt nie ma prawa podjudzać psa do ujadania gdy zostanie zatrzymany przez policjanta nad brzegiem morza. W Londynie każdy obywatel ma prawo przeprowadzić stado owiec przez most London Bridge bez płacenia myta. Może także pędzić gęsi przez ulicę Cheapside. W Boulder w stanie Kolorado nie wolno zabijać ptaków w obrębie miasta, a także posiadać zwierzęcia. Mieszkańcy miasta, zgodnie z literą prawa, są jedynie opiekunami zwierząt. W miejscowości Fairbanks (Alaska, USA) nie wolno częstować myszy wódką. W Barber (USA) walki między psami a kotami są zabronione. Niestety jak zwykle istnieje druga strona medalu... W stanie Indiana (USA) małpom nie wolno palić papierosów. W Cresskill (USA) koty muszą nosić 3 dzwoneczki, aby ostrzegać ptaki o swojej obecności. W Provo (Utah, USA) obowiązuje przepis zabraniający wychodzenia psom z domu po godzinie 19. Psy z New Jersey (USA) nie mogą szczekać od godz. 20 do 8 rano. W Georgii natomiast koty nie mogą wyć po godz. 21.
15
W Haifie (Izrael) nie wolno przyprowadzać niedźwiedzi na plażę. W Libii w 1977 r. sąd, zgodnie z prawem islamskim, skazał na miesiąc więzienia psa, który pogryzł człowieka.
Gubernator Tokio nakazał mieszkańcom miasta jedzenie mięsa wron, bo jest ich w stolicy za dużo. Włączenie wroniny do menu tokijczyków pozwoliło zmniejszyć stada tych ptaków co najmniej o dwie trzecie. Polacy wcale nie odstają od reszty świata w wymyślaniu bzdurnych przepisów. Dlaczego nas to nie dziwi? Rozporządzenie MSWiA mówi: „Osoby noszące brody i bokobrody oraz długie włosy i wąsy, a także nieprzestrzegające bieżącego golenia zarostu twarzy nie mogą brać udziału w działaniach ratowniczych”. Olej rzepakowy nie jest paliwem ciekłym z zawartością biokomponentu ani biopaliwem. W sytuacji gdy taki sam olej rzepakowy jest oferowany na sprzedaż lub używany jako paliwo silnikowe, wyrób ten należy klasyfikować jako paliwo silnikowe. Ustawa o języku polskim przewiduje 30 dni aresztu za posługiwanie
się językiem obcym w nazewnictwie towarów, reklamie czy instrukcjach obsługi. W Polsce zakazane jest noszenie przy sobie przedmiotów, w których ukryte jest ostrze (np. buty z wysuwającymi się kolcami lub laski ze szpikulcem). Zakaz niby słuszny, ale niestety nic nie mówi o tasakach, maczetach czy nawet półmetrowych nożach kucharskich. W całym kraju nie można fotografować dworców kolejowych. W Polsce wciąż opodatkowuje się żywność przekazywaną przez przedsiębiorcę w formie darowizny, na przykład w stołówce dla bezdomnych. Sprowadzanie alkoholu z zagranicy przez internet jest obłożone akcyzą, a przywożenie osobiście – nie. Kierowca, który ma polskie prawo jazdy ważne bezterminowo, a wymienia je na taki sam czasowy dokument zagraniczny, nie może ponownie otrzymać polskiego bezterminowego prawa jazdy. Każda strona internetowa aktualizowana częściej niż raz w roku powinna być zarejestrowana w sądzie. Kierowcy, którzy posiadają prawo jazdy kategorii „D” (mogą prowadzić autobusy), nie mają prawa kierować samochodem osobowym. ARIEL KOWALCZYK
16
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
ZE ŚWIATA
Z GIWERĄ DO KOŚCIOŁA Wiernym z Luizjany została wreszcie zapewniona pełna wolność religijna. Republikański gubernator Jindal podpisał ustawę dającą obywatelom prawo przychodzenia z bronią na nabożeństwa.
aby podkreślić odmienność USA od bezbożnych Sowietów. Dwa dni po rozpoczęciu ekspozycji jacyś reprezentanci patriotyczno-religijnego ludu Karoliny Północnej wspięli się na billboardy i farbą w spreju dopisali: „Under God”. „Niektórzy ludzie nie mogą przyjąć do wiadomości, że wierzenie w Boga nie jest obowiązkowe, aby być Amerykaninem” – skomentowali inicjatorzy akcji z billboardami. PZ
SEKSMISJA
Wieść bardzo uradowała wielbicieli pistoletów, zwłaszcza ludzi pobożnych, którzy twierdzą, że „posiadanie broni jest chrześcijańskim obowiązkiem”. Osoby postulujące pewne ograniczenia w tym względzie cytują fragmenty z Biblii – te o przekuwaniu mieczy na lemiesze oraz błogosławieniu czyniących pokój – i pytają, jak to jest, że dla bożych ludzi możliwość dokonania adopcji przez pary homoseksualne jest drastycznym zagrożeniem praw i bezpieczeństwa dzieci, zaś wpuszczanie uzbrojonych do kościoła im nie zagraża. Poza tym statystyki pokazują, że broń jest używana zawsze przez konserwatystów religijnych i często wymierzona w ludzi, którzy nie podzielają ich przekonań. Nie zdarzają się wypadki, by liberał ateista zastrzelił konserwatystę dewota. Republikańscy inicjatorzy ustawy o broni palnej w kościołach twierdzą, że zapewni to wiernym „ekstrazabezpieczenie przeciw przestępstwom”. Widocznie już nawet w domu Bożym nie czują się bezpiecznie. TN
Jak urozmaicają sobie czas odważne, seksualnie wyzwolone kobiety? Na własnej skórze doświadczył tego pewien mieszkaniec Białorusi. Młody mężczyzna przyjechał z zabitej dechami wsi do stolicy swojego kraju. Chciał znaleźć lepszą pracę. Już na dworcu spotkał dwie młode i urodziwe niewiasty, które najpierw zaproponowały alkohol, a potem namówiły turystę, żeby się rozebrał. Chłopak, niedoświadczony w kontaktach z „miastowymi”, licząc zapewne na gorący trójkącik, prośbę natychmiast spełnił. Dziewczyny kazały mu czekać w krzakach, po czym zabrały ubrania i... w nogi. Sponiewieranemu mężczyźnie pomogła policja. Dowcipnym złodziejkom grozi do... 6 lat więzienia. JC
DZIECI TANIEJĄ Patrick Fousek (38 l.) z Salinas w Kalifornii na parkingu przed domem towarowym zapytał dwie kobiety, czy mógłby skorzystać z ich telefonu. Gdy zakończył rozmowę, zaproponował: Może by panie chciały kupić 6-miesięczne dziecko?
ATEIZM? NO PASARAN! Koalicja ateistów i agnostyków z Karoliny Północnej, Secular Association, postanowiła zademonstrować, że patriotyzm nie jest związany z religijnością i w 6 miastach stanu wykupiła na 4 tygodnie billboardy w Dniu Niepodległości 4 lipca. Wszystkie ukazują flagę USA z napisem „One Nation, Indivisible” (jeden naród, niepodzielny). To fragment ze „ślubowania wierności”, które wszyscy uczniowie recytują w szkołach co rano. Z jedną poprawką: w oryginale między „One Nation” a „Indivisible” jest jeszcze fragment: „Under God” (z Bogiem). Ślubowanie w oryginalnej wersji pastora baptystów z roku 1892 nie zawierało tego zwrotu. Dodał go prezydent Eisenhower w roku 1954,
Nie chciał dużo, zaledwie 25 dolarów... Widząc zaszokowanie, oddalił się do auta, gdzie czekała jego partnerka, 20-letnia Samantha Tomasini, i odjechał. Kobiety zapisały numer rejestracji i o 1 w nocy policja złożyła sprzedawcom wizytę. Oboje byli po porcji narkotyków i resztę nocy spędzili w areszcie. Nie było przyjemnie – zwłaszcza Fousekowi, bo więźniowie usłyszeli w TV, jakiego typu transakcję pragnął doprowadzić do skutku i dokonali na nim grupowego samosądu, w wyniku którego doznał złamania dwu żeber. TN
MAŁPOWANIE Chińczyk Li Chun przed trzema laty znalazł w lesie ledwie żywą małpę: jej ręka i noga były zgniłe, ledwo się trzymały. Zwierzę było niemal w agonii. Zabrał je do domu i przeprowadził własnoręcznie amputację. Małpa, choć jednoręka i jednonoga, przeżyła i wydobrzała. Wykazywała niezwykłe przywiązanie do swego zbawcy, objawiała prawdziwą miłość. Gdy umarł ojciec Li Chuna, ocierała mu łzy i głaskała po głowie. Naśladowała swego pana i robiła dokładnie to samo, co on. Ujrzawszy jak rozbił jaja na jajecznicę, udała się do kurnika i uczyniła to samo ze wszystkimi innymi, które udało jej się znaleźć. Gdy przyuważyła, jak Chun zabija kurczaka na rosół, w mgnieniu oka była w kurniku i dusiła wszystkie kury, które nawinęły się jej pod rękę. Li Chun miał bardzo dużo surowca na rosół, bo przytaszczyła mu 80 kurzych trupków. Od tego czasu piastująca troskliwie szczeniaki swego pana małpa wpada co jakiś czas do kurnika, by potłuc nowe jaja i skręcić kark kilku kurom. Te, które jeszcze żyją, Chun będzie musiał zacząć pieścić... CS
CIENIE WAKACYJNEJ PRZYGODY Romans wakacyjny może pozostać w pamięci na długo, ale lepiej, żeby nie owocował nieprzewidzianymi konsekwencjami zdrowotnymi. Nie, nie zamierzamy straszyć chorobami wenerycznymi. Są inne niebezpieczeństwa, na które można się bezwiednie narazić. Bywa, że plaża jest zamknięta z powodu zanieczyszczenia wody. Te same mikroby mogą jednak znajdować się w piasku. Jak wykazały badania, 91 proc. piasku plażowego zawiera spore ilości bakterii wywołujących zakażenie dróg moczowych, a nawet zapalenie opon mózgowych. 61 procent badanych próbek piasku zawierało bakterie coli, mogące powodować wysypkę i infekcje skórne. Osoby preferujące wakacyjny seks poza sypialnią powinny wiedzieć, że kondomy nie zawsze działają dobrze w wodzie. Nawilżające je substancje nie powinny mieć z nią kontaktu. O ile słona woda nie niszczy gumy, to chemikalia dodawane do wody w basenach nie są bezpieczne. Ciepło może powodować pęknięcie kondomu. Poza tym gorąca woda, na przykład w jacuzzi, przyczynia się do zmniejszenia płodności mężczyzn. Jeżeli ma temperaturę wyższą od temperatury ciała, to po 30 minutach zaczyna wpływać negatywnie na produkcję i ruchliwość plemników. Jeśli więc planuje się podczas wakacji powiększyć rodzinę, lepiej starać się na sucho. PZ
STRÓŻE NIEPORZĄDKU Mało która policja uchodzi za klub wrażliwych dżentelmenów, ale na podstawie opowieści o wyczynach policji amerykańskiej można nakręcać horrory. Oto kilka ostatnich dokonań.
Cotto zaczął krwawić z odbytnicy i pojechał na pogotowie. Sąd skazał go na zapłatę 100-dolarowego mandatu za prowadzenie bez prawa jazdy, ale policjanci (pardon – podatnicy) mogą zapłacić więcej. JF
GWIAZDKA W LIPCU
Lonnie Tinsley z El Reno w stanie Oklahoma wpadł do babci, żeby sprawdzić jak się miewa, i czy niczego nie potrzebuje. Nie miała się dobrze: 86-letnia Lona Vernon nie brała przepisanych leków i poważnie słabowała. Wnuk zadzwonił po pogotowie. Zamiast niego zjawiła się brygada w sile 12 gliniarzy. Nie wpłynęło to pozytywnie na samopoczucie staruszki, więc kazała im się wynosić. To z kolei nie zostało dobrze przyjęte przez stróżów prawa. Jeden z nich wyjął paralizator. „Nie strzelajcie do mojej babci!” – rozdarł się wnuczek. Tyle zyskał, że został rzucony na ziemię, skuty i zawleczony do radiowozu. Potem jeden ze strażników praworządności nadepnął na przewód dostarczający babci tlen, a drugi wypalił do niej z tasera. Strzelec doszedł do wniosku, że to za mało jak na tak poważnego przestępcę jak Lona Vernon i wypalił jej w pierś ponownie. Gdy staruszka straciła przytomność i posiniała, usatysfakcjonowani policjanci zawieźli ją do szpitala psychiatrycznego. Bo czy zdrowy na umyśle człek każe się policji wynosić? Niestety zrobiła się chryja i przełożeni dzielnych policjantów zaczęli zapewniać, że działali oni w obronie własnej, bo przykuta do łóżka staruszka robiła srogie miny i groziła nożem. Po spędzeniu 6 dni w psychiatryku Vernon wytoczyła policji sprawę karną i wygląda na to, że podatnicy z El Reno będą mieli spore wydatki. Kontakty z policją zapamięta do końca życia także mieszkaniec Middletown. 32-letni Alexander Cotto został zatrzymany gdy jechał samochodem i policjanci wpadli na pomysł, by w środku miasta sprawdzić, czy czegoś nie schował w kiszce stolcowej. Po kontroli, która odbywała się z udziałem widowni i przy rechotach glin, dzielących się uwagami à propos rasy zatrzymanego (był Latynosem),
W amerykańskich supermarketach rozpoczęła się bożonarodzeniowa wyprzedaż. Choinki, bombki i święte mikołaje po superpromocyjnych cenach mają nakłonić Amerykanów do zrobienia świątecznych zapasów. Zabawkarska sieć „Toys R Us” oficjalnie rozpoczęła akcję „Boże Narodzenie w lipcu” i reklamuje się wizerunkiem mikołaja – opalającego się w przeciwsłonecznych okularach. Jeszcze nigdy w amerykańskiej historii handlu Gwiazdka nie była tak wcześnie. W ubiegłym roku poczekano do września. JC
ATAKUJĄ! Dom jednego z mieszkańców Bośni i Hercegowiny szczególnie upodobali sobie... kosmici. Swoje zainteresowanie okazują, zrzucając z nieba kamyczki.
W posiadłość Radivoke’a Lajica, mieszkańca wioski Gornji Lajici, już 6 razy trafił meteoryt! Nic dziwnego, że wyróżniony w ten sposób mężczyzna uwierzył w kosmiczną ingerencję. „Kosmici wzięli mnie sobie na cel. Nie wiem, co zrobiłem, że oni się tak rozzłościli, ale innego logicznego wytłumaczenia nie widzę” – opowiada wybraniec. Prawdopodobieństwo, że w dom, w którym mieszkamy, trafi kosmiczny kamień, jest minimalne. A sześć razy?! Naukowcy z uniwersytetu w Belgradzie badają pole magnetyczne wokół nawiedzonego domu. Przy okazji potwierdzili, że to, co weń uderzyło, faktycznie jest meteorytem. Lajic wyznaje, że spadające z nieba kamienie wniosły w jego życie mnóstwo radości. Już planuje wybudowanie małego, ogródkowego muzeum dla miłośników meteorytów. JC
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r. „Kazanie na kopcu” to najsłynniejsze przemówienie Margaret Thatcher. Kobieta, której rządy w północnej Anglii i górniczej Walii są wspominane jako okres „wojny domowej”, dała w nim oryginalną wykładnię tego, jak połączyć chrześcijańskie miłosierdzie z pogardą wobec biednych i bezrobotnych.
Jest to niezwykle ciekawe „kazanie” – również gdy spojrzy się z polskiej perspektywy. Poglądy w nim zawarte w mniejszym lub większym stopniu podziela wielu rodzimych księży i katolickich polityków. Jeszcze ciekawsze są efekty, które przyniosło stosowanie polityki opartej na koniunkcji chrześcijaństwa i kapitalizmu. Za rządów Thatcher bezrobocie w Wielkiej Brytanii osiągnęło „polski”, ponad 10-procentowy poziom. Biedni szybko tracili. Najbogatsi powiększali jeszcze swój majątek. Do dziś w wielu miejscach widać efekty „reform” Żelaznej Damy: zniszczoną „tkankę społeczną”, biedę i przekazywaną z pokolenia na pokolenie patologię. Wciąż można usłyszeć o traumie lat 80. Ludzie nie zapomnieli „wojny domowej”, którą zafundowała im konserwatywna premier, a którą wygrała, pokonując ich głodem.
Kazanie na kopcu Głośne przemówienie, które w nawiązaniu do nowotestamentowego „Kazania na Górze” (ang. Sermon on the Mount) nazwano „Kazaniem na Kopcu” (Sermon on the Mound), zostało wygłoszone pod koniec lat 80. do hierarchów Kościoła Szkocji. Thatcher, córka pastora, pokazała w nim, jak zmienić chrześcijaństwo w twardy kapitalizm i nadal nazywać chrześcijaństwem. Czyli zrobić coś, co w latach 90. doskonale udało się polskiej władzy. „Zawsze miałam problem z interpretacją biblijnego zalecenia, by kochać »bliźniego swego jak siebie samego«. To się zmieniło, kiedy przeczytałam C.S. Lewisa. On podkreślił, że siebie też nie zawsze kochamy. Zwłaszcza kiedy spadamy poniżej wyznaczonych sobie standardów lub odchodzimy od przekonań, które akceptujemy. W rzeczywistości możemy siebie nawet nienawidzić” – mówiła Thatcher. W ten sposób bardzo łatwo zamienić miłość i miłosierdzie na pogardę. W końcu jeżeli bliźni jest biedny, brudny,
PRZEMILCZANA HISTORIA
Kazanie na kopcu
brzydki lub głodny, to spada poniżej standardów i odchodzi od przekonań, które akceptuje Thatcher. A jeżeli tak, to zasługuje na pogardę. I rzeczywiście taki człowiek nie mógł liczyć na pomoc Żelaznej Damy. Podkreślała, że zgodnie z jej przekonaniami, „kto nie pracuje, ten nie powinien jeść”. Zresztą w jej wykładni religijnych przekonań nie mieściło się karmienie głodnych. „Chrześcijaństwo zajmuje się duchowym zbawieniem, a nie reformą społeczną” – mówiła. Wskazała, że z natury stworzenia wypływa dobrobyt, a nie bieda. Przytoczyła też fragment ze św. Pawła, żeby dowieść, że biedny „jest gorszy niż niewierny”.
À la Pinochet W latach 70. była ministrem edukacji. Postanowiła wtedy zabrać brytyjskim dzieciom „szklankę mleka”. W końcu skoro rodziców nie stać na nakarmienie dzieci, to jest to ich problem, a nie szkoły. Konserwatyści objęli rządy w kraju po bardzo ciężkim okresie. Zmianę władzy poprzedziła historyczna „zima niezadowolenia”, w czasie której związki zawodowe zbuntowały się przeciwko własnemu lewicowemu rządowi, ponieważ ten chciał zamrozić płace. W 1979 roku wybory wygrali torysi, a Thatcher stała się pierwszą w historii kobietą, której powierzono stanowisko premiera Wielkiej Brytanii. Był to okres, w którym światowa prawica wielbiła Pinocheta, obrońcę Ameryki Południowej przed czerwonymi. Sama Żelazna Dama także była pod wrażeniem ideologii „Chicago Boys” i pozostawała w bliskich stosunkach z Miltonem Friedmanem oraz Friedrichem von Hayekiem. Już dwa lata po wyborach sytuacja gospodarcza kraju była bardzo zła. Szybko spadało poparcie dla rządu – akceptowało go zaledwie 18 proc. pytanych. Torysi nie mogli zatem myśleć o wywracaniu ładu społecznego i odbieraniu elementarnych zabezpieczeń brytyjskim pracownikom.
Wówczas z ratunkiem przyszła im Argentyna, która zaczęła bezsensowny konflikt o Falklandy. Mała, zwycięska wojna rozpętała falę patriotycznego uniesienia i dzięki niej notowania Thatcher szybko poszły w górę. Uwaga opinii publicznej została odwrócona od gospodarczych planów rządu; prezent zrobili Thatcher także centrowi laburzyści, którzy dokonali rozłamu w Partii Pracy. Wszystko to – chociaż podzielona Labour otrzymała w sumie ponad 50 proc. głosów – zapewniło Thatcher sukces wyborczy. I to mimo że (podobnie jak w innych krajach, gdzie dokonywano reform na modłę Friedmana) produkcja przemysłowa spadła od 1978 do 1983 roku o 30 proc. Bezrobocie przekroczyło liczbę 3,5 mln osób, a inflacja stale utrzymywała się na poziomie ok. 10 proc.
Wróg to wróg Wojna przyniosła na tyle „dobre” efekty, że brytyjska premier postanowiła ją kontynuować i dzięki temu formować rozwiązania, które, zgodnie z jej słowami, nie mogłyby zostać wprowadzone w normalnym procesie demokratycznym. Ponieważ zabrakło wroga zewnętrznego, znaleziono jednego w kraju. Stali się nim górnicy. W 1984 roku ogłoszono, że kopalnie są nierentowne i zawarte 10 lat wcześniej porozumienie społeczne dotyczące branży węglowej przestaje obowiązywać. Robotnicy, broniąc się przed planami zamknięcia kopalń i utratą tysięcy miejsc pracy, rozpoczęli strajki w całym kraju. Premier zmobilizowała przeciwko nim cały aparat państwa. Thatcher powiedziała: „Musieliśmy walczyć z wrogiem zewnętrznym na Falklandach, a teraz w kraju musimy walczyć z wrogiem, który jest znacznie trudniejszy, ale równie niebezpieczny dla wolności”. Podkreśliła także, że „oni” nie podzielają brytyjskich wartości. Było jej łatwo wypowiedzieć wojnę ludziom,
ponieważ rząd starannie przygotował się do tego „zaskakującego” konfliktu. Przygotowano zapasy węgla, rozbudowano sieć awaryjnego zasilania domów w energię, a do związku górników wprowadzono licznych „tajniaków”. „To było jak zbrojenie się w obliczu Hitlera pod koniec lat 30.” – wspominał później ówczesny minister finansów. Zgodnie z planami, na pierwszy ogień miało pójść 20 kopalń i 20 tysięcy miejsc pracy. Warto podkreślić, że dla wielu miasteczek były to jedyne źródła utrzymania. Nawet przeprowadzka nie wchodziła w grę, ponieważ przy przekraczającym 3,5 mln osób bezrobociu nie było perspektyw na inną pracę. Jednocześnie podzielono górników, obiecując, że część najbardziej dochodowych kopalń zostanie zachowana. Tę obietnicę później złamano. Strajk górników trwał ponad rok. W jego wyniku do aresztów trafiło ponad 10 tys. osób. Dochodziło do licznych starć z policją, niektóre z nich przybierały charakter regularnych bitew. Jednym z takich wydarzeń była tzw. bitwa pod Orgreave, w której ran doznało ponad 100 osób, a kolejne 100 trafiło do aresztów. „Widzieliśmy policję na koniach szarżującą w ludzi, oni bili pałkami, rzucali na ziemię, kopali. Brutalność przypominała kraje Ameryki Łacińskiej” – opisywał wydarzenia lider górników Arthur Scargill. Przeciwko strajkującym skierowano wszystkie siły, nie wyłączając służb specjalnych. Telefony liderów związku były na podsłuchu. Próbowano także pozbawić ich środków finansowych. Sąd nakazał zajęcie aktywów Narodowego Związku Górników, które Scargill w ostatniej chwili przetransferował za granicę. Strajkujący nie mieli szans z całym aparatem państwa i przegrali. Rząd był lepiej przygotowany do strajku, nie doszło do przerw w dostawach energii. Za to górnikom, mimo licznych zbiórek w całym kraju, zabrakło pieniędzy – zostali „wzięci głodem”. W czasie
17
strajków zginęło 10 osób. Część z nich to protestujący górnicy, a część to... dzieci, które w biedaszybach wykopywały węgiel potrzebny do ogrzewania domów.
Prywatyzacja wszystkiego Przed strajkiem w Wielkiej Brytanii było 170 czynnych kopalń. W 2009 roku zostały cztery – resztę zamknięto lub sprzedano za bezcen. Jednak to był jedynie początek prywatyzacji. Kiedy najpotężniejszy związek zawodowy przegrał, inne także wiedziały, że nie mają szans w starciu z rządem. Na sprzedaż zostało wystawione niemal wszystko – od hut po telekomunikację. Zlikwidowano znaczną część domów komunalnych i ograniczono uprawnienia pracowników. Mimo wszystko efekty gospodarcze były mizerne. Wprawdzie Zjednoczone Królestwo – po spadkach w początku lat 80. – notowało wzrost gospodarczy nieznacznie wyższy niż pozostałe kraje OECD, a produktywność wzrastała w bardzo szybkim tempie, ale jednocześnie koszty społeczne były olbrzymie. Podobnie jak w Polsce po 1989 roku – bogaci szybko się bogacili. Życie tych „szarych” stawało się bardzo trudne. Bezrobocie długo przekraczało 10 proc. i nawet w liczbach bezwzględnych było dwa razy wyższe niż w dzisiejszej kryzysowej Wielkiej Brytanii. Bilans płatniczy pogarszał się, ponieważ znikała rodzima produkcja i zastępował ją import. Wydatki publiczne pozostawały na poziomie wyższym niż w okresie rządów laburzystów. Z tą różnicą, że zamiast do ludzi, trafiały do korporacji. Do dziś w Wielkiej Brytanii pozostały otwarte rany po rządach Żelaznej Damy. Kiedy odwiedzałem puby na północy Anglii lub w niegdyś górniczej Walii, słyszałem o tym, jak thatcheryzm zmienił życie tych ludzi. Są regiony z „miastami duchów”, których mieszkańcy musieli szukać szczęścia gdzie indziej i wciąż stanowią najbiedniejsze części Wielkiej Brytanii. Średnie płace w wielu z tych regionów oscylują wokół kwoty 300 funtów tygodniowo, a więc niewiele przekraczają polską średnią krajową. W brytyjskich warunkach to bieda. Wszystko to dokonało się – zdaniem Margaret Thatcher – zgodnie z chrześcijańskimi ideałami. „Wyznawczyni dziewiętnastowiecznego liberalizmu”, jak nazwał ją Friedman, połączyła kapitalizm z religią. Ideologowie polskiego kapitalizmu – którego wyznacznikiem była (i jest nadal!) katolicka nauka społeczna – czerpali z niej garściami. Tak kler, jak i świeccy. W końcu wszyscy wiemy, że pieniądze są im bliższe niż ludzie. A chciwość często wygrywa z miłosierdziem. KAROL BRZOSTOWSKI
18
Igrzyska Skończyła się kampania prezydencka w Polsce. Skończyły się igrzyska dla ludu, a chleba dalej nie będzie. Skończył się koncert życzeń, by złapać wyborcę na swój haczyk. Komorowski naobiecywał więcej, więc wygrał. I dobrze. Lepszy Bronek po wczorajszym polowaniu niż trzeźwy Jarek. Oby tylko nowy prezydent nie przesadzał z tym szampanem. Już jednego z „chorobą filipińską” mieliśmy i 10 lat zleciało. W Szwecji, gdzie pracuję, kandydat, który zachęca wyborców do pójścia do urn, „a później na piwo”, nie miałby żadnych szans. Wiadomo – ateistyczny kraj, inne standardy. Schetyna ma zostać marszałkiem Sejmu. „Grzechu, przecież mamy wszystko ustalone” – mówił Sobiesiak. W Szwecji po takich rozmowach byłby wyautowany z polityki na zawsze. Ale w Polsce mamy katolicyzm, wszystko traktuje się z przymrużeniem oka. Liberalnie. Miłosiernie. Unia Wolności nas wyliberalizowała, a wyborcy pokazali jej czerwoną kartkę. Teraz mają swoją tratwę, na której o dziwo pływają. 50 procent Polaków nie bierze udziału w igrzyskach polityków. I dopóki lewica nie przedstawi społeczeństwu odważnego programu wyjścia z biedy, dopóty tak będzie. Dlaczego Murzyni z Europy nie przyjeżdżają do nas do pracy? Za takie pieniądze nawet Murzyn nie chce pracować. My musimy. Wszyscy przecież nie wyjedziemy. Moje córki to zrobiły. Mądre dziewczyny, tak jak te 2 mln Polaków, które opuściły nasz Katoland. Komorowski obiecał nauczycielom 30 proc. podwyżki w ciągu trzech lat. Dobrze, że nie jestem już nauczycielem. Sprzątaczka w Europie zarabia trzy razy więcej. Wiem, my się dopiero rozwijamy. Ceny jak w Europie, a zarobki 3, 4 razy mniejsze.
W Polsce dobrze jest tylko księżom, politykom i prostytutkom. Prostytucja w Szwecji jest zakazana. Nie ma płatnego seksu, nie ma żadnych agencji towarzyskich. Inne standardy, ateizm, a nie katolicyzm. No ale gdyby zakazać prostytucji w Polsce, to co by było z księżmi, gdzie by chodzili po mszy świętej? Zostałaby im tylko jedna pani, pani Rączkowska. Biedni byliby ci parafianie z rozłożonymi porożami. I to nie jest wcale śmieszne, nawet imam, rabin, pop i pastor mają żony. Jednak celibat to święta sprawa. Kasa by się rozlazła. W kampanii dziennikarze pytali Bronka i Jarka o ich stosunek do in vitro. Obaj katolicy! Bronek jest za, Jarek przeciw. A więc mamy w Polsce dwa katolicyzmy, a może i więcej.
am 33 lata i chciałam się z Wami podzielić swoją historią. U mnie niechęć do Kościoła zaczęła się wiele lat temu, już w dzieciństwie, a właściwie w dniu Pierwszej Komunii Świętej. Cały ten stres związany z ceremonią uświadomił mi, że coś tu jest nie tak, jak powinno być. Mając 9 lat, powinnam się cieszyć, a nie uczyć na pamięć jakichś niezrozumiałych dla mnie formułek i zdawać je przed zakonnicą na ocenę. Potem wszyscy patrzyli na mnie jak stałam w białej sukience i tylko ja byłam ważna, a nie wiara w Jezusa. Coś mi otworzyło oczy. Jeszcze nie wiedziałam, co jest nie tak, ale czułam to. Im byłam starsza, tym bardziej
M
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR O czym my dyskutujemy w XX (!) wieku? Jesteśmy naprawdę Iranem Europy. Religia w szkołach, krzyże w miejscach publicznych, klechy w instytucjach państwowych, państwowe uroczystości z udziałem klechów, w telewizji państwowej obowiązuje przestrzeganie wartości katolickich (np. krycie pedofilii wśród księży), zakazana jest aborcja i eutanazja. Ogólnie panuje katolicki dyktat, strach przed Kościołem, biskupami. Nawet feministki wystraszyły się kwasu solnego Pieronka. A my przecież nie jesteśmy żadnymi katolikami! Rozwodów w Polsce jest więcej niż w „holenderskim szambie”, jak mawia o Holandii Rydzyk, „ojciec naszych babć i dziadków”. I nie nazywajmy katolicyzmu perfumerią! Największym nieszczęściem współczesnej Polski było to, że mieliśmy polskiego papieża. To JPII jest winny temu, że dziś jesteśmy watykańską kolonią. Człowiek, który poświęcił życie na ogłupianie innych ludzi, jest w Polsce poza wszelką oficjalną krytyką. Oczywiście nie mówię tu o „Faktach i Mitach”. Ratunkiem może być tylko odważna lewica. Czy stać na to SLD i Napieralskiego? Może. Mówił w kampanii o rozdziale państwa od Kościoła. Wzorem dla niego powinien być Zapatero. Okazuje się, że można. Trzeba koniecznie wprowadzić podatek wyznaniowy ściągany z pensji wierzącego. Trzeba skończyć z utrzymywaniem Kościoła katolickiego z budżetu biednego państwa. Oczywiście będzie krzyku co niemiara, bo przecież „nieważne, jaka Polska, ważne, by była katolicka”. Watykan żeruje na nas od ponad 1000 lat – może już czas, by powiedzieć dość. Szwedzi zrobili to 500 lat temu i na dobre im to wyszło. Gdy opowiadam im o naszych problemach, to mówią: „Chwała naszym przodkom”. Religie to największa zaraza, jaka nawiedza świat. Waldemar Szydłowski Gdańsk www.bezboga.pl
arafie katolickie poza krajem także urządzają komunię polskim dzieciom, wleczonym przez rodziców na polskie lekcje religii w każdą sobotę. Francuska Polonia niestety nie przesiąkła duchem wolności i racjonalizmu... Moją koleżankę – Anielę – mamę dziewięcioletniej Magdy i czteroletniej Agaty (trzecie dziecko w drodze), spotkałam pod koniec kwietnia w parku. Westchnieniem nader ciężkim obdarzyła moje nowe skórzane (nawiasem mówiąc, kupione na przecenie) spodnie i wyjęczała z siebie, że właśnie zostawiła wczoraj księdzu z polskiej parafii 200
P
Swojsko nad Sekwaną euro na komunię Magdy. „Że ile?” – zapytałam nieco przygwożdżona sumą, a przed oczyma zatańczyło mi dziesięć par przecenionych skórzanych spodni we wszystkich kolorach tęczy. „Ale po co im aż 200 euro?!” – nie wiem, co było większe, moja ciekawość czy jej oburzenie. „No wiesz... – obruszyła się Aniela, która skądinąd wiecznie zastanawia się, jak kupić dzieciom kozaki na zimę, że nie wspomnę o wyjeździe na wakacje – No... tego... fotograf, kamerzysta i siostry kwiatkami kościół muszą ubrać”. „To do cholery – nie wytrzymałam – kwiatków za 1800 euro nakupią?!” – przemnożyłam sprawnie 200 euro przez dziewięcioro polskich dzieci komunijnych tejże parafii. Aniela odpowiedzi w kwestii ceny kwiatów udzielić mi nie umiała. Dodała za to, że jest to dopiero pierwsza rata. Jęknęłam. Całość miała kosztować ją jakieś pięć stówek! EURO! A i tak szczęście miała nie z tej ziemi. Albę dla Magdy wraz z torebką i rękawiczkami odkupiła po zeszłorocznej (jej przyda się jeszcze na rocznicę) za 20 euro. Powstała za to kwestia butów. Tu jest jakby druga strona tego medalu – nie chodzi już o pazerność polskiego księdza, ale o sposób myślenia (żeby nie powiedzieć – głupotę) Polaków. Otóż zakomunikowała mi Aniela:
Jestem anty odsuwałam się, nie chodziłam do kościoła, modliłam się sama, w domu czy gdziekolwiek. Mając 14 lat, byłam już świadoma, że w Kościele nie ma dobra, jest tylko zbieranie kasy i żerowanie na nieświadomości ludzkiej. Kiedy powiedziałam mojej „religijnej” babci, że tak nie powinno być, myślałam, że mnie udusi. Nie chciała nawet wysłuchać, mówiąc, że to pewnie matka wciągnęła mnie w sektę; poszła się za moją duszę modlić i dać
„Magdzie należą się na komunię dwie pary białych butów”. „Dlaczego dwie?” – zapytałam. „Bo przecież nie będzie biegała cały dzień w czółenkach, trzeba po kościele założyć jej sandałki”. „A dlaczego do kościoła nie może iść w sandałkach?” – zapytałam znów, w naiwności swojej. W odpowiedzi usłyszałam oburzone: „Do komunii? W sandałkach?!”. Na tydzień przed komunią Aniela zaczęła panikować. Bo jeszcze fotografa nie znaleźli i nie wiedzą w związku z tym, ile będzie kosztował, a ona już nie ma kasy. Nie dowiedziałam się, co stało się z fotografem, na którego przecież wybuliła na samym początku 200 euro.
na tacę, żebym nie zginęła marnie. Dzieliłam sie spostrzeżeniami z innymi, ale ludzie tego nie rozumieli. Będąc na ślubie u znajomej już jako dorosła osoba, wchodząc do kościoła, nie przeżegnałam się – były straszne spojrzenia, jak na odmieńca i bezbożnicę. A ja wierzyłam i wierzę, ale w Boga, a nie instytucję, jaką jest Kościół, która odbiera, zamiast dawać czy pomagać. Miałam taką sytuację, kiedy sąsiadka doprowadziła mnie
Za to udało mi się ustalić, że kamerzysty jednak nie będzie. Bo bierze za godzinę po cztery stówy bodajże, więc trzeba by było podzielić to przez 9 itd. Chyba jednak same kwiatki kosztowały 1800 euro... Na komunię Magdy nie przyszłam, pomimo zaproszenia. Szczerze mówiąc, wolałam pojechać z rodziną na długi weekend, który, że tak niewinnie wtrącę, kosztował nas dużo mniej niż 500 euro. Chyba nie zniosłabym zachowania i rozmów, które już byłam w stanie sobie wyobrazić po tym, co usłyszałam. Nie po to mieszkam we Francji, żeby sobie Polskę fundować. Bo TU, nad Sekwaną, też jest Polska właśnie, Polska katolicka, zaściankowa, Polska zastaw się, a postaw się, Polska niedzielnych plotek po mszy i hurrakatolicyzmu, bo dziecko idzie w tym roku do komunii. Dziecię mojej innej przyjaciółki, wżenionej w katolicką, ale francuską rodzinę, też było w tym roku u komunii. Sylwia nawet nie słyszała o albach, syn poszedł w „elegantszych”, jak to wyraziła, spodniach i koszuli. A gdy po wszystkim poproszona została o pieniądze za zdjęcia z ceremonii, to mocno się skrzywiła, ale stwierdziła, że w końcu komunia jest raz w życiu, to może te 30 euro zapłacić. Na tym zamknął się jej rozrachunek z francuską pierwszą komunią. Agnieszka Świrniak
do ostateczności, trując malutkie kotki, którymi się opiekowałam. Biegała do kościoła, uważała się za bogobojną. Powiedziałam jej, kim jest i zapytałam, czy to morderstwa nauczyli ją tam, dokąd biega co niedzielę. Była oburzona, przestała mnie dostrzegać, obgadała. A ja miałam ją gdzieś, tylko mi było jej żal po prostu. Nie namawiam już nikogo do niczego, ale wiem, że ludzie sami zaczęli widzieć, że coś jest „nie halo”, bo jak potrzebują wsparcia, nie idą i nie dostają go od Kościoła. To na tyle, choć mogłabym pisać i podać setki przykładów. Uważam, że Wasza gazeta jest świetna. Trzymajcie tak dalej i piszcie jeszcze szczerzej! Harpia
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
LISTY Psychiatra niezbędny Nie rozumiem dlaczego do tej pory żaden z lekarzy psychiatrów nie wystąpił z urzędu do Sejmu z gotowym orzeczeniem o chorobie psychicznej sporej części PiS-owskich posłów, z ich szefem na czele. Przecież ci ludzie zagrażają całemu społeczeństwu poprzez ciągłe szukanie haków, których nie ma, sianie nienawiści, szerzenie obłudy i kłamstw. Nie dość, że to z winy największego nieudacznika (casus Gruzji), jaki dotychczas sprawował urząd prezydencki w naszym kraju, zginęło tragicznie wielu godnych szacunku ludzi, to jeszcze teraz banda PiS-owskich oszołomów, z szefem nawiedzonym duchem nienawiści do wszystkich mających odmienne od PiS-owsko-radiomaryjnej propagandy zdanie, próbuje wmawiać Polakom zbrodnię, której dopuścili się wszyscy „inni” z Tuskiem, Komorowskim i Putinem na czele. Kaczor oznajmił, że nie pozwoli zabrać krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego, dopóki nie powstanie w tym miejscu pomnik – oczywiście brata, który Polakom przynosił wstyd, a Polsce cofanie się w rozwoju. Wygląda na to, że PiS w swoich płytkich umysłach zawładnął sobie Krakowskie Przedmieście z Pałacem Prezydenckim na stałe i najchętniej obecnie zamieszkałby tam bufon z Alikiem, no i może w roli włazidupców Macierewicz, Brudziński i Kurski. Skoro ponad stu PiS-owskich posłów znalazło się w komisji zajmującej się tworzeniem bredni, mającej na celu przekonanie narodu do wiary w męczeńską śmierć „wielkiego wodza” – zamiast zajmować się wdrażaniem reform, to uważam, że Jarek powinien wydać polecenie, pod groźbą ukamienowania, aby wszyscy posłowie, członkowie i zwolennicy PiS-u postawili sobie krzyż wraz z pomnikiem wielkiego nieudacznika na własnym podwórku. Włodzimierz Młodzik
Przykryć prawdę Mam swoją wersję dotyczącą tej katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem, jest to jednak tylko hipoteza, która może, ale nie musi się potwierdzić. Otóż moim zdaniem, jedną z przyczyn były zbyt duże zależności między osobami znajdującymi się na pokładzie. Była tam głowa państwa – prezydent Kaczyński, który był zwierzchnikiem dowódcy wojsk lotniczych gen. Błasika. Niekonwencjonalne zachowania prezydenta Kaczyńskiego znamy z lotu do Tbilisi – mógł podobnie postąpić jeśli idzie o gen. Błasika, a ten, żeby mu się przypodobać, wiedząc, że jego ewentualne awanse są zależne od głowy państwa, udał się do
kabiny pilotów, przekazując uwagi prezydenta z aluzją, żeby zrobili wszystko, co w ich mocy i wylądowali. Piloci z kolei, wiedząc, że ich ewentualne awanse czy podwyżki są zależne od ich zwierzchnika, gen. Błasika, nie chcąc mu podpaść, wyłączyli racjonalne myślenie, tak ważne u pilotów, i próbowali dokonać rzeczy niewykonalnej, czyli wylądować. Skutki znamy: 96 ofiar, w tym para prezydencka. Jarosław Kaczyński bierze taką ewentualność pod uwagę, dlatego chce to wszystko przykryć
SZKIEŁKO I OKO Polska Elita Potyliczna, czyli krótka historia o tym, że „z kim sobie pościelisz, z tym się wyśpisz”! Motto: „Latasz na msze i wybory, Polaku katoholiku, czemu więc zawsze się budzisz z ręką po łokieć w nocniku...?” Kiedy wieje wiatr Historii, ponoć, jak tym pięknym ptakom ludziom skrzydła wyrastają – a trzęsą portki pętakom!
Praw Stanowionych Obrońca, Ojczyźnie się w pacht oddaje Czy pod wodzą kapelanów na pielgrzymki się udaje?!
Maluczko, a obcym będziesz, tu, Polaku, w swoim kraju! W hochsztaplerów, wydrwigroszy, rzymskopedofilskim Raju!
W Częstochowie, uśmiechnięty, miód instrukcji z warg tam spija: jak być Polsce dobrym posłem? czy... płatnikiem Rad-Maryja?!
Nocą zmienili ci Polskę Twój umiłowany kraj w sutannowych, wrogich ludziom, rzymskich prominentów Raj!
Patrz, wyborco, śledź uważnie, poseł to – czy kleru szmata co przed każdą sesją Sejmu po klesze instrukcje lata? Na głowie – wyborców wawrzyn? Czy... różańcem przepasany? Jako rzekł mu święty tata, zlatujący tu pasjami?! O pomyślność Polski dbały czy miliardy pchnie na nowy pomysł, którym się wzbogaci Święty Apis na Miodowej?! Lub też butny, nietykalny, Niebo ma na polskiej Ziemi! Byk, tu w roli świętej krowy spec-stoczniowiec toruniowy?! Poseł to, Narodu rzecznik czy członek Radia-Rodzinki co zawsze dziewicę chwali, wspólnie klepie tam godzinki?
i doprowadzić sprawę do absurdu, powołując swoją, PiS-owską komisję z Macierewiczem na czele. Chcą w ten sposób wytworzyć w społeczeństwie nieufność do osób badających przyczyny tej katastrofy. Nadzieja w Palikocie, że będzie w stanie pokrzyżować zamiary PiS-u i Kaczyńskiego, forsujących najbardziej absurdalną teorię, która mówi o przeprowadzonym zamachu, a nawet uprowadzeniu pasażerów samolotu przez Rosjan. Prędzej uwierzę w UFO niż w tę teorię. Józef Frąszczak, Głogów
Wiedza i władza Czy ja się przesłyszałem? Możliwe. Jednak na własne uszy słyszałem głupotę wypowiedzianą przez Bronisława Komorowskiego pogadującego w radiu z okazji rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Zamiast „wojna trzynastoletnia”, rzekło mu się „wojna trzydziestoletnia”. Pomylił nie tylko nazwę, ale nawet wieki, epoki i wszelkie inne możliwe sensy. „Przejęzyczenie” – powiedzą obrońcy p. Bronisława. Gafa? Nie! Brak wiedzy! I to podstawowej. Nawet się nie przygotował. Zbagatelizował. Jak nic był pewny swego. Ile p. Bronisław zarabia? Worki banknotów. Ile ja w moim zawodzie polonisty z wiedzą historyczną, chociaż to nie moja branża? Teraz ciężko niosę co miesiąc do domu z pracy na portierni dzień i noc lekko ponad 900 zł – zmuszony bezrobociem. Bez opłat ZUS-u i prawa do urlopu. Gniew ludu rośnie, gniew inteligencji także. Czytelnik
Rozejrzyjcie się Polacy, po Historii nawałnicy Patryjotów w rządach macie? Czy robactwo, co z piwnicy wypełzło na światło dzienne, i zwyczaje kat-trumienne przez dwadzieścia lat uprawia, że nic, tylko puścić pawia? Ptaki to są godne orła, co bieleje im w koronie czy pętaki, co strach z gaci wytrzepują gdzieś na stronie? Rozejrzyjcie się, Polacy, dokładnie dokoła siebie Orły rządzą – czy pętaki, na kolanach, z wzrokiem w Niebie? Mąż to stanu – czy mimoza, drżąca, gdy przeciąg powieje Ilekroć prałat uchyli plebanijnych wrót wierzeje? Mąż to stanu, wyzwoleniec, który się spod kleru bata wyrwał pro publico bono czy nasiąkła dogmą szmata? Gdy z mównicy głos zabiera wierzy w głoszone poglądy? Czy wyborcom zapierają klerykalne wyziew-swądy? Głosi światu śmiałe teksty Czy w ich rację święcie wierzy? Czy też dba, by były zgodne z... kierunkiem kościelnej wieży? Świeckiej Polski on obrońcą, praw świeckich ojciec zbiorowy Czy... EpiskoOkupatu rzecznik Polski rozbiorowy?!
19
Gorzkie żale i koronki pod nosem mantruje, mruczy, to ma we łbie swym baranim, co Radyjo go nauczy! Czy jest człekiem o otwartej rzadko spotykanej! głowie czy jęzorem w Sejmie chlasta, co mu Rydz w Radyju powie?! Czułym krzywdą słabych, biednych dbałym jest o dobro Państwa Czy bojowcem o dobrobyt kato-rzymskiego szamaństwa? Gotów uchwalić in vitro nawet dla samotnej panny czy zajada wartościami nie wychodząc spod sutanny? Śmierdzi tych kreatur w Sejmie i Senacie zgrana paka a każdy z nich bez wyjątku wzorcem jest... kato-Podlaka! Siedzą, drzemią, trzepią kasę, głosują na obie rączki wróble wzięte na dogmatu plewę – i na końskie pączki! Pisał ongiś wieszcz i klasyk: nie polezie orzeł w gówna! Czy Polak przy dojcz-zmywaku orła z gównem dziś nie zrównał? Czy Polaka-piastowicza posługactwo u ołtarza najeźdźcy-watykańczyka nie poniża, nie obraża? Ziemię przodków, skąd piastowski dumny i waleczny ród katabasom rozdajemy i zmieniamy w Ciemnogród!
Leon Bod Bielski
Dlaczego nie głosuję Po przeczytaniu wypowiedzi Zbigniewa K. z nr. 29/2010 na temat ostatnich wyborów postanowiłem zabrać głos w tej sprawie. Jest kilka powodów, dla których, od kiedy mieszkam poza granicami Polski, nie biorę udziału w żadnych powszechnych wyborach obywających się w Polsce. Jednym z nich jest fakt, że nie mam moralnych podstaw, aby Polakom mieszkających w Polsce narzucać swój pogląd polityczny lub gospodarczy, nie mieszkając razem z nimi. I nie uczestnicząc w żaden sposób w życiu politycznym ani gospodarczym kraju. Nie płacę podatków, nie odczuwam żadnych skutków złych lub dobrych decyzji politycznych i gospodarczych uchwalanych często przez zacietrzewionych politycznie, małostkowych wybrańców narodu czyli (p)osłów. Nie wyobrażam sobie, aby na przykład mój wujek mieszkający od kilkudziesięciu lat w Niemczech, niepłacący żadnych podatków w Polsce, nieuczestniczący w żaden sposób w życiu Polski, nieprzysyłający mi żadnych paczek ani żadnej kasy – co kilka lat mówił MI, jak mam się ubierać, co wkładać do garnka lub kiedy zmieniać meble w mieszkaniu czy kiedy kupować nowy samochód. Czy ktoś normalnie myślący zgodzi się na taki układ? Na pewno nie. Pogoni wujcia na drzewo banany prostować! Dlatego też uważam, że postępowanie Polonii demonstracyjnie wyrażającej swoje tzw. postawy patriotyczne zawiera wielką dozę hipokryzji i zwykłej ludzkiej przewrotności, bo w głosowaniu wyraża swoje sympatie lub antypatie, nie kierując się względami merytorycznymi zawartymi w programach kandydatów lub partii. Idę o zakład, że większość z tych głosujących nie zna programów, pod którymi są prowadzone kampanie wyborcze. Uważam więc, że głosowanie tych polonusów jest ze wszech miar naganne, a swój patriotyzm można wyrażać w inny sensowny sposób – choćby nie wstydząc się swojej polskości na ulicach kraju, w którym mieszkamy. Tymczasem większość tych pseudopatriotów nie rozmawia ze sobą po polsku, bo to obciach. Marek Piotrowski Malmo, Szwecja
20
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
KORZENIE POLSKI (68)
Misyjna klapa Pomorze było jedną z ostatnich enklaw pogaństwa. Niepowodzeniem zakończyła się w tym kraju misja Bernarda Hiszpana. Na Pomorzu Zachodnim żyło kilkanaście małych plemion słowiańskich (m.in. Pyrzyczanie i Wolinianie), kilka innych zaś na Pomorzu Gdańskim. Co prawda po przegranej walce w roku 967 całe Pomorze Zachodnie jako lenno zostało przyłączone do Polski, jednak już około 1007 roku, w okresie wojen prowadzonych przez Bolesława I Chrobrego z Niemcami i Czechami, rozeszły się drogi Pomorzan i Lechitów. Słowianie nadbałtyccy byli ludem, który zdecydowanie odrzucał wszelkie próby misji chrześcijańskiej na swoich ziemiach. Założone w roku 1000 biskupstwo w Kołobrzegu upadło, a jego biskup – Reinbern – zmuszony został do ucieczki. W ten sposób pierwsza misja chrystianizacyjna na Pomorzu Zachodnim uległa załamaniu. Jednym z misjonarzy, który podjął się kolejnej próby nawrócenia zachodnich Pomorzan, był Bernard zwany Hiszpanem. Powrót zwierzchnictwa polskiego nad Bałtykiem nastąpił na początku XII w. Opanowanie Pomorza Wschodniego nie nastręczyło Bolesławowi Krzywoustemu większych trudności. Podbój tej krainy od Gdańska i Starogardu nad Wierzycą po Słupsk nastąpił w 1116 r.
K
Ostatecznie w wyniku ponownej wyprawy w 1119 r. wcielono te ziemie do państwa polskiego. Bez porównania większy problem stanowiło Pomorze Zachodnie. Tutaj ścierały się ekspansywne dążenia cesarstwa niemieckiego, Danii i Polski, zainteresowanych przede wszystkim strategicznie ważnym i bogatym obszarem wokół ujścia Odry. Zamieszkiwała go ludność doświadczona w stawianiu oporu wszelkim próbom narzucenia jej obcego zwierzchnictwa. Zimą 1121/1122 r. Krzywousty całością wojsk uderzył na Pomorzan zachodnich. Wyprawa zakończyła się wiosną 1122 r. pełnym sukcesem militarnym i politycznym. Książę zachodniopomorski Warcisław I stał się lennikiem Krzywoustego i zobowiązał się do chrystianizacji Pomorza. Krzywousty wysłał do Rzymu delegację, która przedstawiła Kalikstowi II plan chrystianizacji Pomorza Zachodniego i wiosną 1122 roku, prawdopodobnie w maju, przybył do Gniezna legat papieski, kardynał Idzi z Tusculum, przywożąc odpowiednie pełnomocnictwa. W orszaku kardynała przybył również benedyktyn Bernard. Ten niegdysiejszy biskup, owładnięty ideą odnowy życia duchowego, porzucił
onserwatywni chrześcijanie twierdzą, że Bóg jest tak nie zwykły, iż nie potrafimy go zro zumieć. A jednocześnie każą czytać „święte księgi”, abyśmy mogli to, co niezrozumiałe, lepiej poznać i... zrozumieć. Przed dwoma tygodniami na tych łamach pisałem o zdumiewających fragmentach Nowego Testamentu, które są równie niepokojące co koszmarne fragmenty Starego Testamentu. Zapowiadałem, że wkrótce zajmiemy się niezwykłą przypowieścią o pannach mądrych i głupich przypisywaną Jezusowi. Oto ona... „Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: Królestwo niebieskie podobne będzie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: »Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie«. Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: »Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną«. Odpowiedziały roztropne: »Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie«.
swą godność, aby przywdziać zakonne szaty i prowadzić ascetyczne życie. Był jednym z owych „bożych szaleńców”, ogarniętych pasją krzewienia wiary wśród pogan, którzy nie szczędzili trudów, a nawet poszukiwali męczeńskiej śmierci. Dowiedziawszy się o istnieniu Pomorzan, Bernard stanął przed księciem polskim. Kronikarz Ebo zanotował: „Kiedy zaś powód swej podróży [Bernard] wyłuszczył, książę łaskawie odpowiedział, że raduje się z żarliwości tak świętego zamiaru, lecz tak wielką szczep ów odznacza się dzikością, iż gotów jest raczej śmierć mu zadać, niż jarzmu wiary się poddać. Na to biskup niewzruszenie oświadczył, iż w tym celu wyruszył, aby dla miłości Chrystusa wyrok śmierci, jeśli zajdzie tego potrzeba, bez wahania przyjąć. Tą odpowiedzią książę niezwykle uradowany, zgodnie z życzeniem przydzielił mu tłumacza i przewodnika na drogę, dołączył też modlitwę, by z woli Bożej wszystko wypadło po jego myśli”. Jak wynika z zapisu, Krzywousty z przychylnością odniósł się do inicjatywy Bernarda, licząc może, że ewentualne męczeństwo misjonarza przyda prestiżu Polsce w oczach Zachodu. Traktował ją też zapewne jako próbę wybadania przyszłych terenów misyjnych, na co wskazuje fakt, że nie przydzielił misjonarzowi żadnej
Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: »Panie, panie, otwórz nam«. Lecz on odpowiedział: »Zaprawdę powiadam wam, nie znam was«. (Mt 25. 1–13).
ochrony. Bernard ruszył boso do bogatego Wolina i rozpoczął ewangelizację wśród jego mieszkańców. Jednak szybko stało się jasne, że metody oderwanego od życia ascety nie znajdą powodzenia. Mieszkańcy zamożnego Wolina przyjęli Bernarda ze zdziwieniem, nie mogąc zrozumieć, dlaczego Bóg chrześcijański wysłał swojego posłańca w łachmanach i bez butów. Uznali, że mają do czynienia z czarownikiem i oszustem. Ten sam kronikarz tak opisał reakcję Wolinian: „Jakżeż możemy wierzyć, żeś ty zwiastunem Boga Najwyższego, skoro On chwalebny jest i wszelkiego bogactwa pełen, ty zaś wzgardy godny i taki ubogi, że nawet obuwia mieć nie możesz? Nie przyjmujemy cię ani słuchać nie będziemy. Najwyższy bowiem Bóg nigdy by tak nikczemnego posła do nas
chrześcijańskich w takim kształcie, w jakim głosi je większość Kościołów. Historia o pannach, podobnie jak omówiona już przeze mnie przypowieść o uczcie wydanej przez króla, pełna jest dziwnych zwrotów akcji. Przede wszystkim z treści wynika, że przyczyną braku oliwy u części
ŻYCIE PO RELIGII
Panny i oblubieniec Pierwsze, co uderza w tej opowieści, to fakt, że sprawia ona wrażenie, jakby propagowała poligamię – wszak jest jeden „oblubieniec” i liczne „oblubienice” – wiadomo aż o dziesięciu! Jest to o tyle dziwne, że w czasach Jezusa Żydzi zwykle żyli w rodzinach monogamicznych. Dziwię się, że tej historii nie wyrzucono jeszcze z Biblii. Razem zresztą z opowieścią o miłości Dawida i Jonatana: twórca biblijnego psałterza szlocha na kartach Słowa Bożego, że miłość zmarłego Jonatana była mu „droższa od miłości niewieściej”. Nie wiem, czy poligamia oraz namiętna przyjaźń męsko-męska nadają się do propagowania wartości
panien jest spóźniający się oblubieniec. Ale to panny zostaną za jego spóźnienie ukarane i to przez samego spóźnialskiego! Po drugie – panny roztropne, które mają służyć za wzór, okazują się nieczułe na potrzeby swoich bliźnich – nie chcą podzielić się oliwą. Ich wyjaśnienie, że oliwy mogłoby dla wszystkich nie starczyć, wydaje się pokrętne – wszak wiadomo było, że oblubieniec właśnie nadchodzi. Wreszcie na koniec narzeczony udaje, że nie zna swoich spóźnialskich przyjaciółek, choć każdy nieuprzedzony czytelnik tej przypowieści wie, że to wykręt i kłamstwo lub choroba tzw. krótkiej pamięci.
nie skierował; ale jeśli naprawdę chce naszego nawrócenia, przez odpowiedniego i godnego swej władzy sługę nas odwiedzi. Ty zaś, jeśli życie swoje cało chcesz unieść, jak najspieszniej wracaj, skądeś przybył, i nie opowiadaj, żeś posłany został dla sprawy Boga Najwyższego, gdyż po to jedynie, by ulżyć swej doli żebraczej tutaj przybyłeś”. Mnich, niezrażony szyderczym przyjęciem, usiłował głosić Słowo Boże oraz usuwać symbole pogańskiego kultu. Porwał topór i zaczął rąbać święty posąg. Domagał się też, by zapalono jakiś dom i wrzucono jego samego w ogień, a wtedy on – na dowód prawdziwości swej wiary – wyjdzie zeń cało. Podniosły się głosy, żeby go zabić, ale obawiano się zemsty Krzywoustego. Wolinianie znali opowieść o św. Wojciechu i przykrych dla Prusów skutkach jego zabójstwa, dlatego ograniczyli się do pobicia misjonarza. Miejscowi kapłani uwolnili Bernarda z rąk pospólstwa i odesłali na statek, mówiąc, że skoro tak bardzo chce głosić swoje kazania, to niech to czyni rybom i ptakom morskim. W ten sposób fiaskiem zakończyła się misja Bernarda Hiszpana. Misjonarz wrócił na dwór książęcy i opowiedział o wszystkim, co go spotkało. Misja, choć nieudana, pozwoliła zebrać cenne doświadczenia. Następna wyprawa, której przewodził Otton z Bambergu, poprowadzona została w bogactwie i przepychu. ARTUR CECUŁA
Według najpopularniejszej interpretacji chrześcijańskiej – panny symbolizują wierzących, a oblubieniec jest Chrystusem. Ucztę na ogół uważa się za symbol nieba i zbawienia. Jaki morał można wyciągnąć z takiej historii? Po pierwsze taki, że władza najwyższa (Bóg, Chrystus itp.) ma zawsze rację, nawet jeśli sama nawala. Bywa kapryśna, niesprawiedliwa i kłamie. Po drugie – egoizm i nieczułość na potrzeby współbraci bywają opłacalne, a nawet do zbawienia koniecznie potrzebne. Nie bardzo pojmuję, jaki rodzaj postawy moralnej mają zbudować w słuchaczach tego typu historyjki. Chyba taki tylko, że władzy należy się bać bez względu na wszystko, a współtowarzyszom niedoli ziemskiej nie opłaca się okazywać solidarności. To świetnie nadaje się do budowania społeczeństw autorytarnych (a takimi są często Kościoły), nijak jednak nie da się w oparciu o taki system wartości zbudować sprawnej demokracji i jakichkolwiek relacji partnerskich z bliźnimi. Bóg jawi się znów jako niezrozumiały, bezwzględny, niesprawiedliwy i kapryśny, ale za to kontrolujący wszystko i wzbudzający strach. Co to wszystko ma wspólnego z tzw. miłością chrześcijańską, która rzekomo jest osią tej religii? Sam Pan Bóg raczy to wiedzieć... MAREK KRAK
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r. astamani uznają czarnoskórych za prawdziwych potomków biblijnego króla Dawida. Zgodnie z legendami Żyd Menelik I (X w. p.n.e.) – pierwszy król Etiopii, był synem biblijnego króla Salomona i królowej Saby. Wierzą, że Jahwe (którego zwą Jah) posiada manifestacje lub wcielenia (awatary), do których zaliczają m.in. Mojżesza, Eliasza, Jezusa Chrystusa, tudzież ostatniego cesarza Etiopii, Haile Selassie I. Współcześni rastafarianie, którzy w olbrzymiej większości nie podzielają rasistowskich przekonań swoich poprzedników, skłonni są uznawać
R
Tafari Makonnen (ras to etiopski odpowiednik tytułu hrabia). Ras Tafari uznany został za jedno z wcieleń boga Jah, który ma poprowadzić czarnoskórych rozproszonych po całym świecie do ich afrykańskiego „Syjonu”. Cesarz nie podzielał przekonania, że jest rastafariańskim zbawicielem i zniechęcał do emigrowania rastafarian do „Syjonu” oraz starał się ich nawrócić na wyznanie państwowego Kościoła Etiopii (chrześcijaństwo koptyjskie). Opór Selassie przeciwko uznaniu go za mesjasza nie zachwiał wiarą braci z Jamajki. Po 5 latach od koronacji Selassie został zaatakowany przez faszystowskie Włochy
OKIEM SCEPTYKA obchodzą ścisły szabas od zachodu słońca w piątek do zachodu w sobotę. Zabraniają kobietom w czasie menstruacji przygotowywać pożywienie, uznając je za nieczyste. Kobiety mogą wtedy podawać jedzenie gościowi, ale nigdy mężczyźnie Bobo. Żyją w małej utopijnej komunie Bobo Hill, w której większość mężczyzn jest albo kapłanami, albo prorokami. W roku 1966 Selassie odwiedził Jamajkę, spotykając się ze starszyzną półoficjalnych komun rastafariańskich. Starał się wówczas spacyfikować polityczne ostrze ruchu. Wezwał rastafarian, aby walczyli z „Babilonem” we własnych krajach
Selassie zmarł w roku 1975. Po jego śmierci bardziej ortodoksyjni rastafariańscy „uczeni w Piśmie” uznali, że przeniósł się czasowo do nieba, skąd przy końcu czasów będzie wybierał sprawiedliwych z ludu Rasta. Bardziej liberalni myśliciele rastafariańscy uznali, że tak naprawdę cesarz nie umarł, a jego śmierć została sfingowana przez „siły Babilonu”, kiedy w rzeczywistości on ukrywa się gdzieś na Czarnym Lądzie, czekając właściwej chwili na poprowadzenie swojego ludu ku Ziemi Obiecanej. W pozbawionej kontekstu historycznego odmianie rastafarianizmu Ziemia Obiecana w Afryce została
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (64)
Joint dla Pana Boga Ruch Rastafari powstał na Jamajce w latach 30. XX w. Początkowo miał charakter millenarystyczno-mesjanistyczny oraz rasistowski (chrześcijaństwo czarnej rasy). Był to rodzaj wyzwoleńczej religii dla czarnoskórych. metodystę Marcusa Garveya, działacza na rzecz równouprawnienia czarnych, za twórcę rastafarianizmu. Ten jednak nie tylko nigdy nie uważał się za rastafarianina, ale nawet po odrzuceniu swego metodyzmu przeszedł do obozu papieskiego. Dlatego też za twórcę ruchu rastafari uznać możemy Leonarda Howella (1898–1981), zwanego „Pierwszym Rasta”. W latach 30. sformułował on założenia społeczne ruchu: nienawiść do białej rasy, wiara w wyższość czarnej rasy, dążenie do zemsty na białej rasie za wszystkie krzywdy, które uczyniła czarnym ludziom, walka z legalnym rządem Jamajki (sprawowanym w tym czasie przez białych), czynienie przygotowań do powrotu do Afryki, uznanie cesarza Haile Selassie za mesjasza i jedynego prawowitego władcę czarnych ludzi. Po opublikowaniu tych założeń został uwięziony na dwa lata. Kiedy go wypuszczono, stworzył komunę Pinnacle, która stała się pierwszą „wzorcową” komuną rastafariańską. U początku ruchu rasta leży jeszcze inny, bardziej fundamentalny „chrzest rasta” mimo woli – dotyczący cesarza Haile Selassie I (cesarz w latach 1930–1975), którego mianowano mesjaszem, mimo że sam zainteresowany zdementował informację, jakoby był wcieleniem Jah. Religijne namaszczenie Selassie jest zrozumiałe. W tym czasie Etiopia była jedynym w pełni niepodległym państwem w Afryce, a Selassie jedynym czarnoskórym władcą, którego poważnie traktowano w Europie. Sama nazwa ruchu podkreśla fundamentalne znaczenie tej postaci – wywodzi się ona od przedkoronacyjnego imienia cesarza – ras
przy wtórze katolickich werbli wojennych i znalazł się na emigracji w Wielkiej Brytanii. Rastafarianie słali hojne datki na restytucję czarnego cesarstwa, dzięki czemu Selassie w tym okresie nieco życzliwiej spojrzał na cały ruch i w nagrodę, po odzyskaniu władzy, zezwolił rastafarianom osiedlać się w Etiopii. Najstarszym organizmem rastafariańskim jest Rząd Teokratyczny Nyabinghi (nazwa pochodzi od królowej rządzącej Ugandą w XIX w., która walczyła przeciwko kolonialistom). Poza uznaniem Selassie za mesjasza, rastafarianie głosili ideę globalnej teokracji pod duchowym przywództwem cesarza. Zajmowali się repatriacją do Etiopii, będącej dla nich kolebką ludzkości. Od nich pochodzi religijne znaczenie marihuany i dredów. Dom Nyahbinghi trwa do dziś i jest zarządzany przez obieralną radę 72 starców. W 1941 r. władze kolonialne na Jamajce rozwiązały komunę Pinnacle, a w 1950 r. wyjęły spod prawa rastafarianizm. Prześladowano wówczas noszących dredy i palących marihuanę. W tym okresie w siłę zaczęła rosnąć etiopska wspólnota rastafariańska, która zdobyła wpływ na rządy i stała się podporą słabej władzy cesarskiej. W latach 50. powstał na Jamajce drugi znaczący odłam (tzw. dom) rastafarianizmu – Bobo Ashanti (od nazwy plemienia, z którego wedle wierzeń mieli pochodzić jamajscy niewolnicy), zwany też Bobo Dreads. Jego członkowie uważają, że konieczna jest repatriacja wszystkich czarnych do Afryki i że powinno się wypłacać odszkodowanie za niewolnictwo. Styl życia mocno wzorują oni na Starym Testamencie:
Ikona rastafarian – Haile Selassie
i nie szukali za szybko Ziemi Obiecanej. Jednocześnie posłał pomiędzy braci w dredach duchownych Kościoła koptyjskiego, by ich nawracali na właściwą wiarę. Konsekwencją tej wizyty było powstanie w 1968 r. trzeciego, obecnie najbardziej wpływowego odłamu rastafarianizmu – 12 Plemion Izraela. Założył go dr Vernon „Prorok Gad” Carrington. „Dom” ten jest najbardziej pokojowym i liberalnym odłamem rastafarianizmu. Mesjańskie miejsce Selassie zajął w nim Iessus Kristos (Jezus Chrystus). Selassie stał się jedynie jego reprezentantem. Rasizm został uznany za „siłę Babilonu” i wyklęty. Z tego najnowszego odłamu pochodzi jamajski muzyk reggae Bob Marley, który rozsławił rastafarianizm wśród zbuntowanej młodzieży. Pochodną komercyjnego sukcesu Marleya jest de facto prawdziwy sukces rastafarianizmu, który z nabożeństwem kupiło pokolenie „dzieci kwiatów”, zapominając o jego korzeniach i mało sympatycznych rysach z przeszłości.
zamieniona na Ziemię Obiecaną dla wszystkich ras, gdzie nie będzie wojen i niesprawiedliwości. Rastafarianie mają swoją wersję koszerności pożywienia, zwaną Ital (od ang. vital). Uznają tylko ekologiczne jedzenie, nie stosują chemikaliów, korzystają z płodów naturalnych. Odrzucają „sztuczne” dodatki do żywności (nie tylko np. koloryzujące, ale i sól), które są „skażone Babilonem”. Herbata jest dozwolona, alkohol i kawa – nie. Podobnie jak w judaizmie i islamie, zabraniają spożywać wieprzowiny, niektórych zwierząt morskich, węży, wielu z nich nie je ryb, inni jedzą ryby tylko o długości dopuszczonej w Starym Testamencie. Bardzo duża ich część nie ogranicza się do rygorów Ital i przechodzi na ścisły wegetarianizm lub weganizm. Uzasadniają to Przypowieściami Salomonowymi: „Lepszy jest pokarm z jarzyny, gdzie jest miłość, niżeli z karmnego wołu, gdzie jest nienawiść” (Prz 15. 17). Ich wyróżniające się obfitością fryzury (dredy) stały się popularne na całym świecie wraz z rosnącą
21
popularnością ich muzyki. W etiopskiej wersji rasta były nieobecne. Dredy mają dla nich znaczenie duchowe. Symbolizują z jednej strony jedność z naturą, z drugiej – grzywę lwa Judy (symbol nieustraszonego Jah oraz Selassie), która jest wyrazem protestu przeciw „siłom Babilonu”. Mają na to zaplecze biblijne: „Przez cały czas trwania nazireatu nożyce nie dotkną jego głowy. Dopóki nie upłynie okres, na który poświęcił się Panu, będzie święty i ma pozwolić, by włosy jego rosły swobodnie” (Księga Liczb 6. 5). W religii rasta marihuana jest sakramentem. Wykorzystują ją do wnioskowania (rezonowanie). Stosują ją także w celach leczniczych. Marihuana, określana przez rastafarian jako „zioło mądrości”, jest stałym elementem ich wierzeń – Jah stworzył „trawkę” w czasie siedmiu dni stwarzania i nakazał człowiekowi ją spożywać. Uważają, że po wypaleniu jointa mogą doskonalej uczcić Boga, gdyż wówczas człowiek „staje się mądrzejszy i swobodnie uwalnia uczucia”. Znane jest powiedzenie Boba Marleya: „Ziele jest uzdrowicielem narodów. Politycy to diabły, które przywodzą do zepsucia. Nie palą ziela, ponieważ sieje ono zgodę między ludźmi, a oni nie chcą zgody”. Marihuanę palą w trakcie jednej z dwóch ceremonii rastafariańskich – w czasie tzw. kręgu albo w trakcie Nyahbinghi. To pierwsze to jakby indiańska fajka pokoju, wypalana podczas dyskusji religijnych, podawana z rąk do rąk w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Z kolegi Nyahbinghi to ceremonia szabasowa, w której paleniu marihuany towarzyszą gra na bębnach, śpiewy i czytanie Biblii. Oczywiście same niebiosa usankcjonowały ten zbożny odlot. Rastafarianie wytropili w Biblii oczywiste ślady marihuany. Już w czasie przegnania naszego czcigodnego rodzica z raju Jahwe jakby na osłodę proponuje żucie „trawki”: „(...) będziesz pożywał ziela polnego” (Rdz 3. 18). Apokalipsa powiada: „A liście Drzewa Życia służą do leczenia narodów”. W Psalmach również doszukali się całkiem przyzwoitego ustępu: „Każesz rosnąć trawie dla bydła i roślinom, by człowiekowi służyły” (Ps 104 [103]. 14). Czy to nadinterpretacje? Prawdę mówiąc, łatwiej jest dostrzec w Biblii Adama ze skrętem niż Jahwe jako boga miłości, tudzież koncepcje jego troistości. Poza tym, czyż Jezus nie wydaje się bliższy kulturze „dzieci kwiatów” (pokój i miłość – peace brother) niż papieżom błogosławiącym krzyżowców i inkwizytorów? A czyż bohaterowie opowieści biblijnych nie działają na ogół jakby „na haju”? Doda uważa, że jest coś na rzeczy... Generalnie, jak widać – za pomocą Biblii można z całkiem niezłym rezultatem bronić dowolnej idei... MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
22
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (34)
Kult świętych, relikwii i obrazów Według soboru trydenckiego, „święci, królujący z Chrystusem, ofiarują Bogu swoje prośby za ludzi; dobrą [zatem] i pożyteczną jest rzeczą pokornie ich wzywać i wypraszać dobrodziejstwa u Boga... uciekać się do ich modłów i pomocy ich wzywać. Kto by zaś twierdził, że się wcale za nami nie modlą... że ich wzywanie byłoby bałwochwalstwem, głupio by sądził” [Denz. 984]. „W »Wyznaniu Wiary« są przez tenże sobór umieszczone następujące słowa: »Wierzę stanowczo, że... Świętych, którzy wespół z Chrystusem królują, powinniśmy czcić i wzywać. Oni się modlą do Boga za nami, a my powinniśmy czcić ich relikwie« [Denz. 998]” (ks. Wincenty Zaleski, „Nauka Boża – Dekalog”, s. 105). Czcząc świętych, religia katolicka uczy, że „obcowanie ze świętymi łączy nas z Chrystusem”, a „Kościół pielgrzymów od zarania religii chrześcijańskiej czcił z wielkim pietyzmem pamięć zmarłych...” („Katechizm Kościoła katolickiego”, p. 957, s. 235). Co więcej, Kościół zdogmatyzował również kult relikwii. W „Katolickim katechizmie ludowym” czytamy: „Godziwość czci relikwii jest dogmatem wiary. O godziwości i czci należnej relikwiom świętym mówi Jan XV z okazji kanonizacji św. Udalryka na Synodzie rzymskim w roku 993... Czci relikwii świętych stanowczo broni Sobór Nicejski II... Innocenty III na Soborze Laterańskim IV w r. 1215 normuje formy kultu relikwii świętych... Sobór w Konstancji w r. 1418 potępił naukę Wiklifa i Husa, która odrzucała cześć relikwii... Sobór Trydencki... jako dogmat ogłosił naukę o celowości i godziwości czci relikwii świętych: »Kto by twierdził, że relikwiom świętym nie należy się nabożeństwo ani cześć, zasługiwałby na całkowite potępienie...«” (ks. prof. Franciszek Spirago, t. II, s. 138–139). Konsekwencją zaś kultu świętych i ich relikwii było ostateczne usankcjonowanie czci wizerunków Chrystusa, aniołów i świętych. Artykuł wiary soboru trydenckiego mówi: „Stanowczo twierdzimy, że należy mieć i zachowywać obrazy Chrystusa, wiecznie dziewiczej Matki Boskiej, jak również innych świętych, że należy okazywać im należną cześć i uwielbienie” (Herman I. Hegger, „Biblia a Rzym”, s. 13). Ksiądz W. Zaleski pisze: „Urzędowo wystąpił Kościół w obronie wizerunków świętych, kiedy na Wschodzie powstała herezja obrazoburców (...). Sobory: Nicejski II (rok 787), Konstantynopolitański IV (870), w Konstancji (1418) i wreszcie Sobór Trydencki (1563) jako heretyków
wyklinają tych, którzy by chcieli zwalczać cześć obrazów świętych” (tamże, s. 111). Co zatem sądzić o wszystkich tych orzeczeniach soborowych? Czy rzeczywiście kult świętych, relikwii i wizerunków zapoczątkowany został u zarania religii chrześcijańskiej? Aby odpowiedzieć na te pytania, warto przede wszystkim sięgnąć do opracowań katolickich. Oto co na ten temat pisze ks. W. Zaleski: „Od IV wieku rozpoczyna się w Kościele kult wyznawców: wielkich biskupów i ascetów na czele ze św. Grzegorzem Cudotwórcą i św. Atanazym (na Wschodzie) oraz ze św. Marcinem z Tours i św. Hilarym z Poitiers (na Zachodzie). W tym też wieku rozpoczyna się kult wizerunków świętych; powstają sanktuaria z obrazami słynącymi cudami; kwitnie ruch masowych pielgrzymek do tych miejsc” (tamże, s. 103). Nie jest więc prawdą, że kult ten datuje się od zarania chrześcijaństwa. Co więcej, „początkowo inicjatywa dotycząca kultu Świętych pochodziła od samych wiernych (...); skoro zaś kult zyskał aprobatę miejscowych władz kościelnych (milczącą lub formalną), przyjmował się i szerzył, skupiając się zwłaszcza około ich grobów (...). Aby jednak w tym kulcie spontanicznym, ludowym nie było jakichś nadużyć, z wolna inicjatywę co do ich kanonizacji przejmuje Kościół, początkowo biskupi, potem papieże. Pierwszym papieżem, który zastrzegł prawo ogłaszania nowych Świętych wyłącznie dla Stolicy Świętej, był Aleksander III” (tamże, s. 103). Warto dodać, że początkowo kult świętych obejmował tylko męczenników i skupiał się wokół miejsca ich pochówku oraz miał charakter lokalny. Dopiero z czasem, kiedy prześladowania ustały, a chrześcijaństwo uzyskało status religii państwowej, kult ten objął również co wybitniejszych (w rozumieniu Kościoła) ascetów i biskupów. Ponadto, jak pisze Jan Ptaśnik, duży wpływ na jego rozwój miały religie pogańskie. „Kult świętych chrześcijańskich powstaje w wiekach średnich, a słusznie podnosi się, że na jego powstanie wywarł wpływ panteon bogów rzymskich i greckich (...).
Świętymi robiła ich opinia publiczna (...). Dopiero od X wieku przychodzi do współdziałania opinii ze stolicą świętą, która niejako sankcjonuje, ogłaszając dekret, wynoszący świątobliwego do rzędu świętych. Powoli weszło w zwyczaj, że każdy kraj, każde miasto, każdy zawód nawet pragnął mieć swego świętego jako patrona” („Kultura wieków średnich”, s. 73). Po drugie – podkreślić należy, że kult świętych, relikwii i wizerunków stoi w rażącej sprzeczności z pierwszymi dwoma przykazaniami biblijnego Dekalogu, które mówią: „Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko ani
pokłonów ani jakiejkolwiek czci nie odbierali również aniołowie. Kiedy bowiem Jan upadł do nóg anioła, by mu oddać pokłon, usłyszał: „Nie czyń tego! (...) Bogu oddaj pokłon!” (Ap 19. 10, por. 22. 8–9). Św. Paweł napisał zaś: „Niech was nikt nie potępia, kto ma upodobanie w poniżaniu samego siebie i w oddawaniu czci aniołom (...)” (Kol 2. 18). Jak widać, sami apostołowie odrzucali kult człowieka, a nawet aniołów. Dziwić więc musi, dlaczego ci, którzy chcą uchodzić za ich następców, a więc biskupi rzymscy, głoszą zupełnie inną naukę, która stoi w rażącej sprzeczności z tą od samego początku głoszoną przez prawdziwych sług Słowa.
tego, co jest na ziemi (...). Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył (...)” (Wj 20. 4–6, BT). Jest też sprzeczny z nauką proroków (Iz 44. 9–20; Jr 10. 1–5; Ez 14. 1–6), Jezusa, który ostrzegał przed zmianą przykazań Bożych (Mt 5. 17–20) i głosił, że „prawdziwi czciciele będą oddawali Ojcu cześć w duchu i w prawdzie” (J 4. 23) oraz apostołów, którzy piętnowali bałwochwalstwo i sami odrzucali ludzką chwałę (Dz 17. 29; Rz 1. 23; 2 Kor 6. 16). Na przykład Korneliusz „padł do nóg [ap. Piotra] i złożył mu pokłon. Piotr podniósł go, mówiąc: Wstań, i ja jestem tylko człowiekiem” (Dz 10. 25–26). Podobnie postąpili św. Paweł i Barnaba, gdy mieszkańcy Listry uznali ich za bogów i chcieli im złożyć ofiarę. „Gdy to usłyszeli apostołowie Barnaba i Paweł, rozdarli szaty swoje i wpadli między tłum, krzycząc i wołając: Ludzie, co robicie? I my jesteśmy tylko ludźmi, takimi jak i wy, zwiastujemy wam dobrą nowinę, abyście się odwrócili od tych marnych rzeczy do Boga żywego” (Dz 14. 14–15). Co więcej,
Po trzecie – warto też wyjaśnić, że według Biblii święci to wszyscy wyznawcy Chrystusa, którzy nawrócili się do Boga i zerwali z grzechem (Rz 1. 7; 1 Kor 1. 2; 2 Kor 1. 1; Ef 1. 1; Fil 1. 1; Kol 1. 2; 1P 1. 15; 2. 9). Poza tym Biblia uczy, że to żyjący święci (a nie zmarli) mają „zanosić błagania, modlitwy, prośby i dziękczynienia za wszystkich ludzi” (1 Tm 2. 1). Modlitwy te zaś powinny być kierowane do Boga jedynie w imieniu Jezusa Chrystusa, i to z uwagi na Jego zasługi, a nie świętych (J 14. 13–15; Hbr 4. 14–16; 10. 19–20). Jezus powiedział: „(...) nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przez mnie” (J 14. 6). Nie jest więc prawdą, że kanonizowani przez Kościół katolicki „święci” wstawiają się za nami, ponieważ Pismo wyraźnie mówi, że „jeden jest pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” (1 Tm 2. 5), który „może zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nimi” (Hbr 7. 25, por. Rz 8. 34; 1 J 2. 1).
Innymi słowy, chociaż powinniśmy znać imiona bohaterów wiary, pamiętać o ich zasługach oraz przelanej krwi męczenników, stanowczo musimy odrzucić twierdzenie, że to zmarli święci pośredniczą i wstawiają się za nami. Twierdzenie to jest bowiem sprzeczne z nauką Pisma Świętego. Poza tym, zachęcając swoich wiernych do „obcowania ze świętymi” i duszami pokutującymi w czyśćcu, Kościół rzymski zachęca do społeczności z umarłymi, a więc do praktyk potępianych przez Biblię (Kpł 19. 31; Pwt 18. 9–14). Również twierdzenie, że „relikwiom świętym należy się nabożeństwo”, z biblijnego punktu widzenia jest nie do przyjęcia. Praktyka ta bowiem na równi z kultem „świętych” i wizerunków jest jednym z najbardziej prymitywnych przejawów bałwochwalstwa, które tak wyraźnie potępia Biblia. Jako przykład warto w tym miejscu przypomnieć, że kiedy pewna niewiasta powiedziała do Jezusa: „Błogosławione łono, które cię nosiło i piersi, które ssałeś” – Chrystus odpowiedział jej: „Błogosławieni są raczej ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go” (Łk 11. 27–28). Innymi słowy: Jezus nie pochwalił takiego aktu uwielbienia, chociaż dotyczył Jego matki. W świetle powyższego oczywiste jest, że kult świętych, relikwii i obrazów koliduje zarówno z drugim przykazaniem* biblijnego Dekalogu, które zakazuje bałwochwalstwa, jak i z całą Biblią, która potępia wszelkie wypaczone i zwyrodniałe formy kultu. Uprawianie zaś takich form pociąga za sobą liczne ujemne i dalekosiężne konsekwencje. Dziś, kiedy przybywa „świętych”, a papież Benedykt XVI zezwolił na beatyfikację ks. Jerzego Popiełuszki i hierarchowie wmówili ludziom, że 6 czerwca J. Popiełuszko „zasiadł wśród świętych” i mogą prosić go o ocalenie przed powodzią czy innymi nieszczęściami, należałoby ich zapytać, czy w ogóle wierzą w Boga. A jeśli tak, to w jakiego. Czy jest to Bóg, który powiedział: „Ja, któremu na imię jest Jahwe, chwały swojej nie odstąpię innemu ani czci mojej bożkom” (Iz 42. 8, BT), czy też jest to bóg papieży i inkwizytorów? Wszystkim też należy przypomnieć, że „kto ucho odwraca, by Prawa nie słyszeć, tego nawet modlitwa jest wstrętna” (Prz 28. 9, BT). Jezus powiedział: „Daremnie mi cześć oddają, głosząc nauki, które są nakazami ludzkimi” (Mt 15. 9). Cokolwiek by zatem powiedzieć na temat kultu świętych, relikwii i wizerunków, jedno jest pewne: Biblia zalicza go do najcięższych wykroczeń przeciwko Bogu (Pwt 27. 15). BOLESŁAW PARMA *Przypomnijmy, że to właśnie przykazanie, zakazujące uprawiania kultu obrazów i figur, usunął Kościół; natomiast aby zachować biblijną liczbę przykazań, dziesiąte przykazanie rozdzielił na dwa osobne przykazania: dziewiąte i dziesiąte.
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
23
Oryginalna twórczość Emila Zegadłowicza (1888–1941) przyniosła mu z jednej strony uznanie, z drugiej – potępienie. Zapowiadał się na regionalnego poetę, przetwarzającego gwarę beskidzką, a wyrósł na radykalnego pisarza publicystę, któremu Krk zatruł ostatnie lata życia. „Mała ojczyzna” Zegadłowicza to wieś Gorzeń Górny pod Wadowicami. Tam tworzył przez większą część życia, tam też powstała grupa literacka Czartak, do której należeli tacy pisarze jak Zofia Kossak-Szczucka czy Jan Wiktor. Z Czartakiem utrzymywał twórczy kontakt także Bolesław Leśmian. Poetycki program grupy wyrażał się w szukaniu inspiracji w kontakcie z naturą oraz w apologii ludowej prostoty i szlachetności. Utwory poetyckie stylizowano na wiejskie ballady. Jednym z najpiękniejszych dzieł „czartakowców” był zbiór ballad Zegadłowicza pod wspólnym tytułem „Powsinogi beskidzkie”. Ich bohaterowie to wędrowni wiejscy rzemieślnicy, prości górale cechujący się swoistą „religią serc”, mocno związani z naturą i przyrodą. Utwory Zegadłowicza miały świetne recenzje i w roku 1935 władze Wadowic oraz krakowski oddział Związku Literatów urządzili pisarzowi wielką fetę z okazji 25-lecia twórczości. Nadano mu tytuł honorowego obywatela miasta, a jedną z ulic nazwano jego imieniem. Zegadłowicz był humanistą o wszechstronnym wykształceniu zdobytym na Uniwersytecie Jagiellońskim, a także na uniwersytetach w Wiedniu i w Dreźnie, gdzie studiował filozofię, historię sztuki oraz filologię polską i niemiecką. Trudna sytuacja materialna zmusiła Zegadłowicza do szukania posady poza Galicją. W roku 1927 opuścił Gorzeń Górny i przeniósł się do Poznania, gdzie zaoferowano mu posadę kierownika literackiego Teatru Polskiego, a także redaktora w Księgarni św. Wojciecha, a później również dyrektora programowego Polskiego Radia w stolicy Wielkopolski.
Ówczesny Poznań był ostoją endecji, która wraz z klerem faktycznie władała grodem nad Wartą. Aby utrzymać swe posady i zarobki (ponad 2000 ówczesnych złotych miesięcznie), pisarz zmusił się do założenia maski człowieka godzącego się z taką sytuacją. Ale maska uwierała coraz bardziej. W prowadzonym wówczas dzienniku przyznaje, że czuł się jak na wygnaniu i „kupczył duszą”. Pod datą 18 listopada 1927 roku Zegadłowicz notuje: „Spisywać trzeba te dowody bezprzykładnego obskurantyzmu, jakie niesie każdy dzień straszliwej poznańskiej głupoty! – Rezerwat obskurantyzmu! Najciemniejszy kąt Europy!”. Trzeba dodać, że Emil Zegadłowicz był człowiekiem wierzącym. Jednak dla niego wzorem życia religijnego była wspólnota pierwszych chrześcijan, prześladowanych przez rzymskich cesarzy, żyjących w ubóstwie, a jednocześnie w solidarności. Natomiast zachłanny na władzę polski kler przerażał pisarza, który w końcu doszedł do przekonania, że człowiek wolny powinien zerwać z przynależnością do wszelkich Kościołów. W swym dzienniku napisał: „Dopiero po wyzwoleniu się z więzów wyznań człowiek w pełni rozwija w sobie pozaegoistyczny stosunek do bliźniego – dopiero wtedy staje się naprawdę »dobry«. Wyznania, ze swym przymusem dbania o własne zbawienie jednostki – do cna zabijają wzniosłość i humanitarność (...). Papież Leon XII wydał Breve przeciw prezerwatywom (chroniącym od zakażeń) – twierdząc, że to krzyżuje drogi opatrzności, która karze te członki, które grzeszą!”. Zegadłowicz notował coraz śmielsze uwagi i przemyślenia: „Katolicyzm, wyznanie obłudno-komercyjne,
z jakim spotykam się w Poznaniu, nie ma nic wspólnego z Chrystusem! Jest antytezą Jego miłującej mądrości! Jest wstrętny i pokraczny! Według infułata Adamskiego – Kościół to ogromny bank Związku Kółek Zarobkowych – prezesem rady nadzorczej jest papież! Świetne! Pierwszy raz spotykam praprawnuczka tych kupców, których Chrystus wygnał z przedsionka świątyni”. Tak Zegadłowicz nazwał Stanisława Adamskiego, księdza, a jednocześnie posła na sejm, potem senatora, a od 1930 roku – biskupa śląskiego. W „Liście Pasterskim z Klechistanu”, który ukazał się w „Dwutygodniku Literackim” w roku 1931, pisarz obarcza Krk winą za panującą w kraju ciemnotę i zacofanie. Zegadłowicz nie mógł już dłużej wytrzymać ciężaru maski lojalności wobec klerykalno-endeckiego układu. Po „Liście Pasterskim” pisarz musiał opuścić Poznań, gdzie został obrzucony inwektywami za „bluźnierstwo”, „demoralizację”, „nawoływanie do buntu”. W roku 1932 Zegadłowicz wrócił do Gorzenia, a rok późnej podjął pracę kierownika literackiego teatru w Katowicach; zaczął też wykładać historię sztuki w Śląskim Konserwatorium Muzycznym. Coraz mocniej wiązał się z lewicą. Nawiązał współpracę z „Dziennikiem Popularnym”, a na lwowskim Zjeździe Pracowników Kultury wystąpił z płomiennym przemówieniem antyfaszystowskim. W roku 1935 pisarz postanowił rozprawić się ze zmorami ciemnoty i klerykalizmu. Ukazała się powieść pt. „Zmory” i od razu wybuchł nowy skandal, najpierw w Wadowicach. Rajcy miejscy oraz księża dokładnie zapluli własne brody. Wypominano sobie, że poprzednie utwory
Zegadłowicza nie zostały dokładnie przestudiowane, bo nie dostrzeżono w nich zapowiedzi późniejszych, antyklerykalnych wystąpień. Nikt w porę nie wykazał czujności i nie dostrzegł, że bohaterowie „Powsinogów beskidzkich”, pozornie bogobojni biedacy, nieśli w sobie zapowiedź buntu autora przeciw dominacji kleru na wsi polskiej. Nie zwrócono też uwagi, że „czartakowcy” nawiązywali do pacyfistycznych haseł polskich arian, a nazwa Czartak pochodzi od dawnej kaplicy ariańskiej w Mucharzu. „Zmory” to autobiograficzna opowieść o latach gimnazjalnych Zegadłowicza i o stosunkach panujących w Wadowicach (sportretowane jako Wołkowice). Autor pokazał wiele autentycznych postaci, niekiedy pod ich prawdziwymi nazwiskami. Jest tam katecheta – inkwizytor terroryzujący uczniów, a inni przedstawiciele prowincjonalnej elity ukazani zostali w sposób demaskujący ich obłudę. Powieść obfituje też w ostre sceny erotyczne, w których ludzie ci aktywnie uczestniczyli. Zatęchłe, klerykalne Wadowice nie mogły czegoś podobnego znieść. Pisarz został pozbawiony honorowego obywatelstwa miasta, nadanego mu dwa lata wcześniej, a ulica Zegadłowicza powróciła do nazwy Tatrzańska. Nagonka na pisarza przybrała rozmiary karykaturalne, gdy księża z ambon zakazywali czytania jego utworów. Pisarz odpowiedział nową powieścią, jeszcze śmielszą. Ekspresjonistyczne „Motory” to nowa rękawica rzucona klerowi. Powieść znakomicie uzupełniały rysunki Stefana Żechowskiego, odważnie podkreślające erotyczne motywy książki. „Motory” zostały skonfiskowane przez cenzurę, wyrokiem
sądowym. Z nakładu liczącego 1000 egzemplarzy zachowało się kilkadziesiąt, przezornie ukrytych przez autora. Dziś są to „białe kruki” osiągające wysokie ceny na aukcjach. Zegadłowicz napisał potem „Domek z kart” (1940), znakomitą sztukę teatralną stanowiącą rozrachunek z sanacją, którą autor obarcza współwiną za klęskę wrześniową. Jest tam świetny portret ówczesnego premiera, generała Felicjana Sławoja-Składkowskiego (ten od słynnych ubikacji wiejskich zwanych „sławojkami”). Chory na raka pisarz zmarł w sosnowieckim szpitalu w 1941 roku. Dziś Zegadłowicz należy do pisarzy zapomnianych. W jego dawnym dworku w Gorzeniu działa muzeum. Jest tam galeria malarstwa polskiego z dziełami m.in. Władysława Lama, Jerzego Hulewicza, Leona Wyczółkowskego, Bronisławy Rychter-Janowskiej, są także obrazy Stefana Żechowskiego, stanowiące ilustracje do powieści Zegadłowicza. Warto zobaczyć unikatowe góralskie rzeźby Jędrzeja Wowry opisanego w jego wierszach. Muzeum Zegadłowicza, które mogłoby stanowić ważny punkt na polskiej mapie kulturalnej, zaledwie wegetuje, rzadko odwiedzane. Pewnie również dlatego, że do „papieskich” Wadowic jest tylko 5 km. Muzeum czynne jest tylko w piątki, soboty i niedziele, w godzinach 11–16, od maja do października. Tel.: (33) 873–27–97. Te informacje podajemy, aby zachęcić naszych Czytelników, którzy znajdą się w Beskidach, do odwiedzenia placówki poświęconej wielkiemu twórcy i antyklerykałowi, który nie powinien być zapomniany. JANUSZ CHRZANOWSKI
24
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Męski problem Prostata jest małym gruczołem, z którym 95 proc. mężczyzn może mieć niemały problem. Prostata jest wielkości kasztana i znajduje się poniżej pęcherza moczowego. Ze względu na funkcję bliższa jest układowi płciowemu niż moczowemu, gdyż jej wydzielina wchodzi w skład spermy i umożliwia plemnikom poruszanie się. Związek z układem moczowym wynika z położenia – przez środek gruczołu przebiega bowiem cewka moczowa. Niektórzy mężczyźni mogą długo w ogóle nie zdawać sobie sprawy z jego istnienia. Niestety po pięćdziesiątce większość z nich dowiaduje się o prostacie za sprawą przykrych dolegliwości. Gruczoł krokowy mężczyzny w wieku od 30 do 50 lat nie zmienia zwykle swojej wielkości. Z wiekiem, gdy w organizmie mężczyzny zmniejsza się produkcja męskich hormonów, gruczoł zaczyna się powiększać. Powoduje to ucisk na cewkę moczową i zwężenie jej światła. To główny powód zaburzeń oddawania moczu. W skrajnych przypadkach może nawet dojść do zupełnego zatrzymania moczu. Rozrośnięta prostata utrudnia całkowite wypróżnienie pęcherza moczowego. Zaleganie w nim moczu może być przyczyną nawracających infekcji, a w dalszej konsekwencji prowadzić do zaburzenia pracy nerek. Większość przypadków łagodnego rozrostu prostaty można leczyć farmakologicznie. Gdy zmiany są bardzo zaawansowane, konieczna może być interwencja chirurgiczna. Choroby gruczołu krokowego przebiegają według stałego schematu. Zazwyczaj pierwszy pojawia się stan zapalny. Nie wiąże się on z wyraźnymi dolegliwościami, ale jest zwiastunem nadciągających problemów. Kolejna faza choroby to łagodny rozrost prostaty – stan, który możemy rozpoznać m.in. po trudnościach z oddawaniem moczu. Najcięższą formą chorobową jest nowotwór, w 95 proc. przypadków pojawiający się w postaci złośliwej.
Łagodny rozrost gruczołu krokowego może dotknąć każdego mężczyznę po przekroczeniu 50.; dodatkowymi elementami sprzyjającymi temu są otyłość i dieta obfitująca w tłuszcze. Obowiązują więc podobne zasady profilaktyki co przy wielu innych chorobach: zdrowa, niskotłuszczowa dieta, codzienna aktywność fizyczna, kontrola wagi. Pierwszym symptomem rozrostu prostaty jest zmniejszenie siły strumienia moczu, połączone z koniecznością wyczekiwania na rozpoczęcie jego wydalania. Następnym wczesnym objawem, który czasem staje się najbardziej dokuczliwy, jest potrzeba coraz częstszego wstawania w nocy w celu oddawania moczu. Początkowo dolegliwości nie są bardzo nasilone i można nauczyć się z nimi żyć, jedynie nieco ograniczając swoją normalną codzienną aktywność. Świadczą one o istnieniu łagodnego rozrostu gruczołu, zwanego gruczolakiem stercza. Po 70. mogą u większości mężczyzn pojawić się inne dolegliwości oraz zaburzenia czynnościowe ze strony gruczołu krokowego. Specjaliści są zdania, że przerost prostaty występuje u 60 proc. wszystkich mężczyzn po 60 roku życia, a ponad 95 proc. mężczyzn powyżej 80 roku życia cierpi na związane z nim dolegliwości. Jest to stan chorobowy związany z wiekiem – tak samo jak siwe włosy, łysienie czy słabnące mięśnie jest czymś, z czym prawie wszyscy będziemy musieli nauczyć się żyć. Jak przy każdym innym schorzeniu, istotną rolę spełnia tu możliwie najszybsze zareagowanie na zaobserwowane u siebie objawy chorobowe. Pozwoli ono na podjęcie skutecznego zapobieżenia przekształceniu się gruczolaka w nowotwór. U każdego mężczyzny, który trafia do urologa z dolegliwościami układu moczowego, zaleca się przeprowadzenie badań takich jak: wywiad chorobowy, badanie ogólne
i badanie gruczołu krokowego palcem przez odbytnicę (per rectum), punktowa ocena objawów (patrz: tabela) i ocena jakości życia oraz ogólne badanie moczu. Wizyta u lekarza zaczyna się od wywiadu chorobowego. Pytania dotyczą przede wszystkim dolegliwości ze strony układu moczowo-płciowego. Wywiad lekarski powinien uwzględniać: częstotliwość oddawania moczu i jego objętość, ocenę zaburzeń oddawania moczu oraz ocenę życia seksualnego pacjenta. Badanie per rectum jest zasadniczym i głównym badaniem gruczołu krokowego. W niektórych krajach każdy mężczyzna zgłaszający się do lekarza – nie tylko urologa – jest badany w ten sposób. Przeprowadza się je u pacjenta pochylonego w pozycji stojącej lub leżącego na boku. Lekarz, badając pacjenta, wyczuwa gruczoł krokowy przez odbyt. W ten sposób ocenia wielkość, konsystencję, symetrię i kształt jego powierzchni. Podczas badania urolog stwierdza, czy nie uległ on powiększeniu bądź stwardnieniu, czy nie jest asymetryczny, czy nie ma na nim guzów. Istotnym elementem badania urologicznego jest punktowa ocena objawów ze strony dolnych dróg
– zwiększyć spożycie tłustych ryb morskich – zawarte w nich kwasy tłuszczowe omega 3 zwiększają odporność organizmu i zmniejszają ryzyko zakażeń oraz innych stanów chorobowych prostaty; – unikać słodyczy i węglowodanów przetworzonych (przetwory z jasnej mąki); – zwiększyć spożycie produktów sojowych – zawierają izoflawony, substancje zapobiegające chorobom prostaty; – zwiększyć spożycie pomidorów – zawarty tam likopen skutecznie chroni przez rakiem gruczołu krokowego; – stosować codziennie lub co dwa dni tzw. nasiadówki (na przemian w zimnej i ciepłej wodzie). Zabieg ten znakomicie poprawia ukrwienie prostaty. Możemy też jednocześnie stosować leki ziołowe obecne w aptekach bez recepty, np. prostatonin, poldanen, tadenan, permixon czy prostamol. Leki zawierają pokrzywę, nasiona dyni, korę afrykańskiej śliwy oraz wyciągi z owoców karłowatej palmy argentyńskiej. Wspomagają one regenerację komórek nabłonka prostaty, działają przeciwzapalnie, przeciwobrzękowo i przeciwbakteryjnie. W efekcie zmniejsza się obrzęk gruczołu krokowego, łagodnieją dolegliwości bólowe, trudności w oddawaniu moczu, częściowo zmniejsza się jego zaleganie. Leki ziołowe nie hamują popędu seksualnego, nie powodują też objawów ubocznych ani uczuleń. Ciekawostką związaną z prostatą jest też fakt nazywania jej męskim punktem G. W sprzedaży są nawet specjalne stymulatory będące męskim odpowiednikiem wibratora. Doznania są ponoć bardzo intensywne, aczkolwiek piszący te słowa nie wypróbował tego rodzaju rozkoszy. Tak więc, kochany Czytelniku, nie łudźmy się, że jesteśmy w tej szczęśliwej grupie, której obce są i będą problemy z prostatą. Sprawdzajmy ją regularnie, a jest szansa na utrzymanie naszego życia intymnego na stałym wysokim poziomie. No i na zdrowy sik. ZENON ABRACHAMOWICZ
moczowych (I-PSS) i jakości życia mężczyzny (QOL). System punktowej oceny, stosowany niemal w całej Europie, pozwala zidentyfikować rodzaj i nasilenie dolegliwości decydujących o obniżeniu jakości życia mężczyzny cierpiącego z powodu łagodnego rozrostu prostaty. Po zsumowaniu punktacji za odpowiedź otrzymujemy wynik: 0–7 punktów – łagodne objawy rozrostu prostaty; 8–19 punktów – umiarkowane objawy; 20–35 punktów – objawy o znacznym nasileniu; Badanie to jest formą samooceny, która może uświadomić pacjentowi zaistniały problem i skłonić go do zgłoszenia się do urologa w celu dokonania szczegółowych badań. Od jakiegoś czasu możemy też kupić w aptece i wykonać samemu test na poziom PSA – czyli antygenu prostaty. U zdrowego mężczyzny antygen ten występuje we krwi w ilościach śladowych. U mężczyzn ze zmienionymi chorobowo komórkami prostaty do krwiobiegu przedostaje się znacznie więcej antygenu PSA. Przekroczenie wartości prawidłowych wskazuje na patologię prostaty (łagodny przerost, zapalenie, rak, itp.) i powinno być wskazaniem do dalszej diagnostyki w tym kierunku. Badanie PSA powinno być przeprowadzane co roku u mężczyzn po 50 roku życia. Jeśli nasze dolegliwości wskazują tylko na łagodny przerost prostaty, możemy sami skutecznie temu przeciwdziałać: – unikać przyjmowania płynów przed snem oraz napojów działających moczopędnie (np. kawa, piwo); – unikać ćwiczeń fizycznych z przepełnionym pęcherzem; – unikać jazdy na rowerze, motocyklu, siedzenia na zimnym podłożu; – ograniczyć palenie; – unikać przyjmowania leków nasilających schorzenia prostaty (sterydy anaboliczno-androgenne); – dostarczać organizmowi duże ilości cynku, beta-karotenu, witaminy C, E oraz flawonoidów (owoce, warzywa, naturalne soki owocowe, warzywa strączkowe, orzechy);
Międzynarodowa skala punktowa objawów towarzyszących chorobom prostaty (I-PSS) nigdy 1. Jak często w ciągu ostatniego miesiąca miał pan uczucie niecałkowitego opróżnienia pęcherza po oddaniu moczu? 2. Jak często w ciągu ostatniego miesiąca musiał pan oddawać mocz ponownie w czasie krótszym niż dwie godziny po jego poprzednim oddaniu? 3. Jak często w ciągu ostatniego miesiąca zaobserwował pan przerywany strumień moczu ("zacinanie się")? 4. Jak często w ciągu ostatniego miesiąca miał pan uczucie nagłej konieczności oddania moczu? 5. Jak często w ciągu ostatniego miesiąca obserwował pan słaby strumień moczu? 6. Jak często w ciągu ostatniego miesiąca musiał pan wysilać się (przeć), aby rozpocząć oddawanie moczu?
mniej niż raz na 5 razy
mniej niż połowę razy
około połowę razy
ponad połowę razy
prawie zawsze
0
1
2
3
4
5
0
1
2
3
4
5
0
1
2
3
4
5
0
1
2
3
4
5
0
1
2
3
4
5
0
1
2
3
4
5
wcale
1 raz
2 razy
3 razy
4 razy
5 razy i więcej
0
1
2
3
4
5
7. Podczas ostatniego miesiąca ile razy w ciągu nocy (średnio) musiał pan wstawać, aby oddać mocz?
Ocena jakości życia (QOL) 1. Jakby się pan czuł, gdyby dolegliwości ze stronu układu moczowego utrzymywały się w dalszym ciągu na obecnym poziomie?
świetnie
dobrze
raczej dobrze
średnio
raczej źle
źle
bardzo źle
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Zespół Macierewicza Różne straszliwe przypadłości atakują podstępnie i znienacka. Ktoś tam zapada na zespól Touretta, ktoś inny na zespół Downa. Prawdziwym jednak nieszczęściem jest wiadomość, że dopadł cię zespół Macierewicza. Nie do końca wiem, jakim cudem udało się Jarosławowi Kaczyńskiemu wmówić wielu Polakom, że jest politykiem skutecznym, wizjonerskim i benedyktyńsko pracowitym. Uwierzyli w taki obraz nawet niektórzy wrogowie prezesa. Tymczasem to jeszcze jeden nadmuchany balon, po przekłuciu którego pozostaje lateksowy flak przypominający zużytą... no mniejsza o to, co przypomina. A wszystko na zasadzie „twórzmy o sobie mity, bogowie nie zaczynali inaczej”. A to jest bujda zwykła – ta skuteczność i pracowitość poselska. Dowody każdy znaleźć może choćby w internecie i sam je ocenić. Otóż prawdziwa aktywność posła, wielotygodniowa, czasem wielomiesięczna praca trwa nie podczas plenarnych posiedzeń, nie w czasie efektownych, demagogicznych, płomiennych przemówień, ale w sejmowych komisjach i podkomisjach, gdzie przygotowuje się ustawy i gdzie właśnie potrzebna jest wiedza, zaangażowanie i cierpliwość. Przeciętny poseł należy do trzech, niekiedy czterech komisji – zgodnie ze swoimi zainteresowaniami i obietnicami złożonymi wyborcom. Ze strony www.sejm.gov.pl dowiadujemy się tymczasem, że poseł Kaczyński Jarosław należy wyłącznie do Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. To ciekawe ciało
zbiera się tak naprawdę tylko wtedy, gdy jakiegoś ważnego polityka trzeba postawić przed Trybunałem Stanu. Ponieważ to się jeszcze nigdy nie wydarzyło (choć kiedyś próby były), KOK spotyka się raz na jakiś czas wyłącznie po to, żeby złożyć sprawozdanie z... nicnierobienia. Każdy poseł może należeć także do sejmowych ciał statutowych o nazwie grupy bilateralne i stałe delegacje parlamentarne. Ale prezesowi się nie chce należeć. Nie chce mu się należeć nawet do jednego z wielu zespołów parlamentarnych, do których zapisują się posłowie kierowani jakąś pasją (np. podróżowaniem, jak Zespół Parlamentarny ds. Turystyki). Niestety, zespołu posłów z szewską pasją nie ma, a ten byłby dla Jarosława w sam raz. No to może prezes pracował nad jakimiś ważnymi interpelacjami, które zaowocowały stosownymi ustawami i legislacją? A i owszem – nad dwiema interpelacjami. Obie dotyczyły psów. Szczególnie interesująca jest ta, w której Jarosław postuluje, aby określić listę psów uznawanych za agresywne i niebezpieczne dla ludzi. I w ten oto elegancki sposób znów doszliśmy do Macierewicza, czyli sejmowa aktywność prezesa Prawa i Sprawiedliwości zatoczyła koło. Po co Kaczyńskiemu ponad setka osób dotkniętych ostrym przebiegiem – praktycznie stanem terminalnym – zespołu Macierewicza? Otóż po to, żeby zsakralizowały one zmarłego męczeńską śmiercią (tak ma się wszak ostatecznie okazać) brata bliźniaka. A po co komu święty Lech? Bo to z kolei jedyny sposób,
eśli uchował się jeszcze ktoś, kto szuka panaceum skutecznego na wszystkie dolegliwości, to spieszymy donieść, że coś takiego naprawdę istnieje! A nazywa się... woda egzorcyzmowana. Co to takiego? Niby zwykłe H2O, lecz poświęcone według rytuału przedsoborowego. Dystrybucją cieczy zajmuje się sanktuarium św. Antoniego w Ratowie koło Mławy – słynne z posiadania grobu błogosławionej Bolesławy Lament. Płyn działa na nałogi, chuligaństwo, zboczenia, zwierzęta, rośliny i na odległość. Po prostu na wszystko. Po co na przykład przepłacać za plastry niquitin? „Łyk tej wody – jak donosi strona www kościoła – może spowodować ustanie głodu nikotyny, podobny skutek zauważono przy pokropieniu nią paczki papierosów”. Że woda jest cudowna, świadczą liczne dziwy zdziałane za jej pomocą. Bo czyż poniższe świadectwo nie jest cudowne? „Moja córka E. mieszka na Czubach w Lublinie. W bloku w pobliżu dwóch wind jest hol, na którym zbierali się chłopcy palący papierosy, pijący alkohol, a może i zażywający
J
aby odzyskać (a przynajmniej próbować odzyskać) władzę. Służyć ma temu rodzący się „spontaniczny” kult Lecha Kaczyńskiego. Nowa religia (porównaj str. 12–13 „FiM”). Zaczęło się na Wawelu („bo królom był równy”) i trwało pod krzyżem smoleńskim, gdzie gromadzili się nowi wyznawcy. A tak – „wyznawcy”, bo tych przecież potrzebuje każda religia. Ta akurat może się nazywać kaczanizm lub lechosławie albo jakoś tak. Mamy więc bożka, mamy jego wyznawców, a co z głównym kapłanem? Chyba nie macie wątpliwości, że jest tylko jedna osoba godna tej mistycznej funkcji. Tak, to ON, jako łożyskowa emanacja. Tylko ON! Zespół Macierewicza ma napisać nową Biblię. To Pismo Święte zawierać będzie takie m.in. prawdy
wiary jak ta, że Tusk wraz z Putinem (może jeszcze z Merkel – to się okaże) zamordowali najwybitniejszego prezydenta w dziejach Polski. Wszystko to był światowy spisek masońsko-liberalno-żydowski. Spisek zawiązany po to, by Polska nie była już Polską, i aby pod tym znakiem Polak już nigdy nie mógł poczuć się Polakiem. Kto w te brednie uwierzy? Ci sami, którzy bez zastrzeżeń uwierzyli, że nagle Kaczyński z wilka stał się barankiem. Niestety, to jest jakieś czterdzieści procent narodu chorego na zespół Macierewicza. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak groźna to i podstępna choroba. Atakuje wszystkie członki. Najbardziej mózg. Nie wierzycie? W takim razie muszę posłużyć się przykładem Baby Jagi, czyli babci Jadwigi...
Czyżby bracia?
narkotyki. E. zaczęła systematycznie kropić to miejsce wodą egzorcyzmowaną. W niedługim czasie wszyscy oni przestali tam się zbierać”. Jeśli kogoś dziwi, że chuligani dostrzegli działanie wody, niech wie, że nawet zwierzęta odróżniają ją od niepoświęconych płynów i chętnie piją pobłogosławioną ciecz. Ba! „Odzyskują potem zdrowie”.
łaski rozciąga się na wszystko, na cokolwiek padną krople tej wody”. Mało tego! Woda może uzdrowić nawet kogoś, kto się z nią bezpośrednio nie zetknął. W jaki sposób? Mocą wiary. „Przecież ksiądz, poświęcając pola, nie idzie na każdy
Aqua vitae Mieszkanka wsi, używając cudownej wody, „poprawiła” weterynarza bezskutecznie usiłującego pomóc jej maciorze, która oprosiła się i długo leżała bezsilna. Wystarczyła kropla wody, aby świnia zerwała się na równe nogi, odzyskując siły. Siły i zdrowie odzyskują nawet stworzenia wegetatywne, gdy tylko jakaś dobra dusza skropi je ożywczą wilgocią. Bowiem, jak wierzą katolicy, „moc Bożej uzdrawiającej
zagon; poświęcając pokarmy, nie podchodzi do każdego koszyczka, zaś przy poświęceniu medalików może objąć modlitwą także będące w kieszeni lub torebce”. Woda „wielorakich oczyszczeń” – bo i tak jest nazywana – ma też moc obrony przed diabłem i uwalnia od wszelkiej nieczystości (nie od brudów, bo mycie się nią jest profanacją). O dziwo, mimo swej cudownej mocy woda z Ratowa nie jest powszechnie znana. O jej
25
Staniszkis. W TVN ta „wszystko wiedźma” powiedziała coś tak niesłychanego, że jej słowami powinna zająć się nie tylko prokuratura, ale i komisja lekarska. Oto zapytana, dlaczego Jarosław Kaczyński zachowywał się w kampanii wyborczej tak, jak się zachowywał (czyli łagodnie i koncyliacyjnie), a teraz powrócił do wcześniejszej wściekłej retoryki, odpowiedziała: „W kampanii nie reagował, bo był znieczulony. Także w sensie farmakologicznym”. Ojacierpiedolę! To kandydat na prezydenta sporego europejskiego kraju przez całą kampanię wyborczą był na haju? Po prostu pięknie! Ciekawe co mu podawali! Może LSD? To by wiele tłumaczyło, na przykład nagłe oświadczenie, że SLD to już nie są komuchy, które trzeba zdelegalizować, tylko nowoczesna lewica. Tak czy inaczej to my jesteśmy szczęściarzami. Rzadko które pokolenie w dziejach człowieczej cywilizacji ma okazję obserwować narodziny kolejnej monoteistycznej religii. No może w tym przypadku raczej stereoteistycznej – czyli takiej, która objawia wiernym, że Bóg jest jeden, ale w dwóch osobach. Jedna jest już w niebie, ale druga szczęśliwie została tu na ziemi. I do tej pierwszej można się modlić za pośrednictwem tej drugiej. Jeśli Kościół w porę nie dostrzeże sakralizacji kultu Lecha (tak jak to kiedyś było z kultem Stalina), to może się niedługo obudzić w sytuacji, w której nowy bożek (kiedyś to się nazywało – bałwan) rozpanoszy się już nie tylko na Wawelu, nie tylko pod jakimś krzyżykiem, ale nawet na Jasnej Górze (zawsze można tam trzymać jakąś relikwię). A dotknięci zespołem Macierewicza pielgrzymować będą już nie do zawsze dziewicy, ale do zawsze prawiczka. MAREK SZENBORN
istnieniu nie słyszało nawet wielu księży. Jeden z mławskich proboszczów, pytany o wodę, pomylił chyba naszego dziennikarza z bigotem, bo popukał się tylko w czoło. Dlaczego zatem Kościół reklamuje wodę egzorcyzmowaną właśnie w Ratowie? Tutejsze sanktuarium zarabia już m.in. na liliach św. Antoniego (badyl z 3 kwiatkami) oraz na ogierze, którego ksiądz odpłatnie udostępnia do pokrywania klaczy sąsiadów. Co zatem szkodzi, żeby do lokalnego biznesu dodać trochę magicznej wody? o.P.
26
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
RACJONALIŚCI rzecież nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy co jakiś czas nie zaproponowali wiersza Wisławy Szymborskiej. Tym razem noblistka napisała „O śmierci bez przesady”.
P
Okienko z wierszem Nie zna się na żartach, na gwiazdach, na mostach, na tkactwie, na górnictwie, na uprawie roli, na budowie okrętów i pieczeniu ciasta. W nasze rozmowy o planach na jutro wtrąca swoje ostatnie słowo nie na temat. Nie umie nawet tego, co bezpośrednio łączy się z jej fachem: ani grobu wykopać, ani trumny sklecić, ani sprzątnąć po sobie. Zajęta zabijaniem, robi to niezdarnie, bez systemu i wprawy. Jakby na każdym z nas uczyła się dopiero. Tryumfy tryumfami, ale ileż klęsk, ciosów chybionych i prób podejmowanych od nowa! Czasami brak jej siły, żeby strącić muchę z powietrza. Z niejedną gąsienicą przegrywa wyścig w pełzaniu. Te wszystkie bulwy, strąki, czułki, płetwy, tchawki, pióra godowe i zimowa sierść świadczą o zaległościach w jej marudnej pracy. Zła wola nie wystarcza i nawet nasza pomoc w wojnach i przewrotach, to, jak dotąd, za mało. Serca stukają w jajkach. Rosną szkielety niemowląt. Nasiona dorabiają się dwóch pierwszych listków, a często i wysokich drzew na horyzoncie. Kto twierdzi, że jest wszechmocna, sam jest żywym dowodem, że wszechmocna nie jest. Nie ma takiego życia, które by choć przez chwilę nie było nieśmiertelne. Śmierć zawsze o tę chwilę przybywa spóźniona. Na próżno szarpie klamką niewidzialnych drzwi. Kto ile zdążył, tego mu cofnąć nie może.
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Krzyżowa samowola Krzyż pod prezydenckim pałacem miał wielu ojców. Do czasu, aż okazał się kością niezgody. Choć od początku krzyżowa inicjatywa przypisywana jest harcerzom, harcmistrz Jarosław Błoniarz z Naczelnictwa ZHR idzie w zaparte. Twierdzi: „Do końca nie wiemy, kto go zrobił ani kto go przyniósł”. Nieładnie się wypierać. Zwłaszcza że zgodnie ze statutem stowarzyszenia, nawet instruktor ZHR musi być chrześcijaninem, a cóż dopiero harcmistrz. Wszak rzecz działa się publicznie. Na oczach milionów widzów i tysięcy zgromadzonych żałobników. Harcerze przynieśli i postawili pod Pałacem Prezydenckim wielki, toporny, drewniany krzyż. I natychmiast ustawili się do kamery, by udzielić wywiadu. Rozmawiający z nimi dziennikarz TVP, Przemysław Babiarz, w ciężkiej żałobie, mówił łamiącym się z rozpaczy głosem, że „ten krzyż musi tu zapuścić swoje korzenie”. Sama widziałam i słyszałam, uwięziona w brukselskim biurze przez wulkaniczne pyły, które sparaliżowały ruch lotniczy nad Europą. Krzyż, wbrew duchowym rozterkom Błoniarza, od początku nazywany harcerskim, przechodził różne koleje losu. W nocy z 21 na 22 maja zwaliła go i uszkodziła wichura. Na kilka dni zniknął. Wrócił 27 maja. 30 maja, w stulecie harcerstwa, pełniący pod krzyżem służbę przybili do niego tablicę następującej treści: „Ten krzyż to apel harcerek i harcerzy do władz i społeczeństwa o zbudowanie tutaj pomnika w hołdzie tragicznie zmarłym 10.04.2010 r. w drodze do Katynia oraz dla upamiętnienia dni żałoby narodowej, która zjednoczyła nas ponad wszelkimi podziałami. Polsce i Bliźnim”. Podpis „Polsce i Bliźnim” jest nazwą harcerskiej, ponoć oddolnej inicjatywy zawiązanej, by „utrwalić znaczenie wspólnej służby, podjętej
pamiętnego dnia 10 kwietnia 2010 roku”. Pod tym ładnie brzmiącym pustosłowiem kryje się konkretny cel: „przekonanie władz państwowych, samorządu Warszawy i Rodaków, by zbudować wyjątkowy pomnik, który przez samo miejsce postawienia upamiętni ofiary katastrofy pod Smoleńskiem, jednocześnie utrwalając pamięć o dniach niosących nadzieję na odrodzenie zagubionych wartości obywatelskich i patriotycznych. Skromny, drewniany krzyż, przyniesiony przez harcerzy pod Pałac Prezydencki w czasie żałoby narodowej, to tymczasowy symbol naszego apelu (...). Gorąco prosimy, by nikt nie nadawał drewnianemu krzyżowi ustawionemu przez harcerzy przed Pałacem Prezydenckim ani idei budowy pomnika, którą symbolizuje, żadnych innych znaczeń niż te, które przedstawiliśmy”. Takie prośby zawsze czuć fałszem. Nie inaczej jest i w tym wypadku. Harcerze niby się odcinają, ale przecież wiadomo, jak jest w Polsce z krzyżami. Raz postawione są w zasadzie nie do ruszenia, choć w zdecydowanej większości stanowią samowolę budowlaną. Ustawa Prawo budowlane z dnia 7 lipca 1994 r. wymienia enumeratywnie obiekty, które nie potrzebują pozwolenia na budowę, ale wymagają zgłoszenia właściwemu organowi. W odniesieniu do krzyża pod Pałacem Prezydenckim może mieć zastosowanie w powiązaniu z art. 30, art. 29 pkt 4 (obiekt małej architektury) lub art. 29 pkt 5a (tymczasowy obiekt budowlany, niepołączony trwale z gruntem i przewidziany do rozbiórki lub przeniesienia w inne miejsce w terminie określonym w zgłoszeniu, ale nie później niż w okresie 120 dni od dnia rozpoczęcia budowy określonego w zgłoszeniu). Jeśliby jednak uznać, że krzyż tych rozmiarów i w tym miejscu jest „szczególnie
szkodliwy dla zdrowia ludzi”, mogłoby być wymagane trudniejsze do uzyskania pozwolenie na jego budowę. Fakt, że krzyż się wywrócił i tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności nikogo nie zabił ani nie ranił, dowodzi, iż nie jest to obiekt obojętny dla zdrowia i życia. Krzyż harcerski, jako postawiony bez zgłoszenia, jest klasyczną samowolą budowlaną. Ustawa Prawo budowlane jednoznacznie reguluje los takiego obiektu. Zgodnie z art. 48, podlega on przymusowej rozbiórce. Bez odwołania, nie mówiąc o dyskusji. Ponieważ ta konkretna samowola ma kształt krzyża, w dodatku smoleńsko-katyńskiego, wszyscy o prawie zapomnieli. Nawet prezydent, który powinien stać na jego straży. Za ogromny sukces uznaje się czwórporozumienie o przeniesieniu krzyża, zawarte pomiędzy Kancelarią Prezydenta, Kurią Metropolitalną Warszawską, Duszpasterstwem Akademickim Kościoła św. Anny w Warszawie i sprawcami samowoli, czyli organizacjami harcerskimi. Pomimo rozdzierania szat przez radiomaryjnych obrońców krzyża i wściekłego ataku PiS-owców z prezesem na czele, 3 sierpnia krzyż ma być poświęcony i przeniesiony do kościoła św. Anny. Następnie poprowadzi XXX Jubileuszową Warszawską Akademicką Pielgrzymkę Metropolitalną na Jasną Górę i wróci do kościoła. Harcerze, zamiast przeprosić za bezprawie, którego dokonali i podziękować za niekaranie, są stroną porozumienia i jeszcze stawiają warunki: w miejscu krzyża pomnik lub pamiątkowa płyta. Dobrze, że krzyż zostanie wreszcie usunięty spod Pałacu. Źle, że młodzi ludzie będą dorastać w przeświadczeniu, że cel uświęca środki. Czym skorupka za młodu nasiąknie... JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Zaproszenie Śląska Rada Wojewódzka RACJI Polskiej Lewicy serdecznie zaprasza na coroczne obchody Dnia Antyklerykała, które odbędą się w sobotę 7 sierpnia bieżącego roku w Katowicach. Celem imprezy jest promowanie idei racjonalnego postrzegania świata oraz wyrażenie sprzeciwu wobec postępującej indoktrynacji religijnej i klerykalizacji większości obszarów życia społecznego w Polsce. Nie możemy dopuścić, by w XXI wieku o polityce i gospodarce kraju decydował Kościół katolicki. Jego instytucje i hierarchowie nie biorą udziału w wytwarzaniu majątku narodowego, a szeroko korzystają z ulg i przywilejów, którymi obdarzają ich urzędnicy państwowi i politycy sprawujący władzę. Po raz kolejny wspólnie zademonstrujmy, że RACJA jest po naszej stronie, że antyklerykalizm to nie zbrodnia, lecz światła idea! Stańmy dumnie razem i upomnijmy się o świeckość państwa, o poszanowanie dla każdego człowieka bez względu na jego płeć, kolor skóry, światopogląd, status społeczny i majątkowy czy poglądy polityczne! Impreza rozpoczyna się o godz. 10.30 zbiórką na katowickim Rynku (plac przed Teatrem Śląskim). O godz. 11.00 wyruszy kolorowy korowód. Przemaszerujemy aleją Wojciecha Korfantego pod pomnik Powstańców Śląskich, gdzie będą miały miejsce wystąpienia przedstawicieli RACJI Polskiej Lewicy oraz przybyłych gości. W trakcie trwania imprezy z namiotu przy pomniku rozdawane będą egzemplarze tygodnika „Fakty i Mity” oraz materiały promujące partię. Kazimierz Zych, Przewodniczący Śląskiej Rady Wojewódzkiej RACJI Polskiej Lewicy Po zakończeniu centralnej imprezy dla członków RACJI i przybyłych gości przewidziana jest część nieoficjalna. Odpowiedzi na wszelkie pytania odnośnie do organizacji i przebiegu imprezy udzieli Dariusz Lekki. tel. kom.: 784 448 671, e-mail:
[email protected]
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Do kancelarii adwokackiej przychodzi staruszka i prosi o poradę. Po jej uzyskaniu pyta adwokata: – Ile płacę? – Sto złotych – odpowiada adwokat. Staruszka sięga do portmonetki, wyciąga sto złotych i podaje adwokatowi. Niestety nie zauważyła, bo miała słaby wzrok, że do tych stu złotych przykleiła się jeszcze jedna setka. Adwokat natychmiast zauważył, ale wziął dwie sklejone setki... I w tym momencie zaczął go nękać dylemat etyczny: Podzielić się ze wspólnikiem czy się nie podzielić?
1
P
2
O
1
R 10
S
13
C
Z
12
A
Z A
Znalezione na www.joemonster.com
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) ma innych bogów przed Nim, 5) pobyt z ością, 9) najbardziej normalna organizacja międzynarodowa, 10) nie da ci ojciec, nie da ci matka tego, co ona ma pod dostatkiem, 11) ubranie dla polityków z każdego szeregu, 13) gaz z głośników, 14) wstępna – warta świeczki, 15) dopada mopsa, 17) tam się pije i bije, 18) wytacza działa w czasie pokoju, 20) godzina ostatnia, 21) japońska samoobrona, 22) pogrywa w kościele, 25) zna się na deskach, 26) co ożywia Tinky Winky?, 27) coś, co drwale robią stale, 29) dzięki nim ręce mogą mniej niż więcej, 32) agent w laboratorium, 35) gdy myje się ręce sto razy lub więcej, 36) tam na sianie kochanie, 39) taki mądry, a drze w środku, 43) zasada na kilka głosów, 44) chatka Puchatka też to ma z lewa, 46) kto się pokaże, gdy pomieszasz zdławisz?, 47) naszywka dla przyszłego sędziego, 50) badanie przez hodowanie, 52) podskakuje z torbą, 53) kibice wiedzą, że zdobi je Korona, 54) co ma krzyżak z krzyżem?, 55) jej wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi, 57) auto z klasą, 58) o pannie w sutannie, 59) nie jest groźna, gdy jest ślepa, 60) zew krwi, 61) zbudował statek dla samych par, 62) plakat o lodach z makreli, 63) szukanie Marka w podwórka zakamarkach. Pionowo: 1) to nie tokarz, nie marynarz, jak cię kopnie, nie wytrzymasz, 2) Nowa na antypodach, 3) męczydusza, 4) o kaskadzie w Stanach i w Kanadzie, 5) jakie ptaki mają gatki?, 6) płytki na podłodze, 7) poszkodowany na tacy, 8) życia bez działki sobie nie wyobraża, 10) ten temat nie potrzebuje reżysera, 12) w lamusie znajdziecie, 13) czai się w kuchni, 16) ten gość budzi złość, 17) tego środka wyrazu dobry aktor nie unika, 19) goła nie do spania, 22) mówi, jak mamy wybierać, 23) przypadek, wcale nie cięższy od innych, 24) galaktyka widoczna i dla laika, 27) literata z tkaczem brata, 28) wylewany przez budowlanych, 30) pop w galerii, 31) znakomity sprzęt na płyty, 33) środek zegarka na kartofle, 34) sprzeciw w kiosku, 36) stale się na poczcie stawia, 37) po takim natarciu zwykle jeden wygrywa, 38) diabłu się należy, 40) oryginał, nie kopia, 41) jak mówi sternik o koledze na omedze?, 42) niezły stopień bez sternika, 45) wnoszenie o ponowne rozpatrzenie, 46) zaszło na jawie, 48) wspiera Japończyków w układaniu storczyków, 49) służył pod Borem, 51) co ma Sokół na górze?, 52) kiedyś piękną klaczą była, 56) ryba jak rzeka, 58) co malarz chętnie tworzy, w praktyce?
S
6
G
J N
A
R
I
E
I
A
30
K
A
J
C
42
I
31
D
35
S
53
37
T
O
9
L
50
P
31
D
O
S
29
A
59
J 47
I
A
A
44
R
M
U
N
U R
E
T
K
43
L
27
C
C
23
N
R
L
S
Ę
14
D A
N
48
I
17
E
J
A
41
M
O
A
34
W
I
E C
5
N
39
Z
7
H
I
52
Ł
10
R
34 3
N
O
T
I 41
Z
11
W
Ł
N
K
G
E
42 33
A
W Ó
U
R K
A
N
K
T
N
C Z
A 58
Y
T
O
A
50
A N
E
S
40
Ł
O
J
A
W
K
30
G
D
B
S
33
O G
A
K
D W
63
A
J
O
I
N
D
D
C
Z
Z
26
I
40
E
A
R
I
A
A
Ę
16
D
E
O
A
60
A
K
M
E
M
C
54
61
M
A
52
I
39
K
B
16
K
49
I
R
46
U P
E
32
N
R
49
13
I
D
O O
Z
18
N
W
12
19
A
B
46
N
R
24
23
T
U 15
A
E C
15
T
21
T
28 25
Ć
P
I
A
A
Ą
8
A
26
Z R
N
O
I
Ś
F
K
K
Y
57
J
K
O
38
A
O
A
T
K
45
L
I
A
A
7
N
R
I
P
55
A
18
A
I
62
27
A 4
R
45
E E
G
A
43
24
T E
11
A
E
36
56
47
8
A
A
K
W
G
6
Y
O
R
A
C
S
Ą
E W 53
N
W
51
I
54
C
A
Y
L
Ł
R
37
Z
I
G
Y
G
N O
R
N
28
E 55
N
38
E W
M
R
35
F
E
O
B
14
D
V
T 44
A
32
K
A 22
A
22
I
48
5
N
9
D
L
21
K
R 36
20
4
I
Z
M
A
29
2
M
N
G
25
A
N 17
O
N U
I
D
M
20
3
A
W
Ą
51
G
19
N
A
I
A
I
E
T
A
N
Y
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
P
I
N
I
A
L
E
C
I
E
1
19
26
39
2
20
27
40
E
3
E
N
4
21
Ą
D
Z
D
A
J
Ą
L
E
P
I
E
5
22
28
41
I
R
42
P
29
43
6
23
30
44
7
24
31
45
8
E
S
Z
C
Z
J
J
E
S
W
L
U
K
9
10
11
12
13
Ę
14
Ś
C
U
S
15
16
17
18
25
I
32
Ć
46
E
33
34
47
35
48
36
49
37
50
38
S
51
52
53
54
55
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 29/2010: „Jeśli wiara czyni cuda, musisz wierzyć, że się uda”. Nagrody otrzymują: Michał Klimkiewicz z Bydgoszczy, Jerzy Forczek z Gorlic, Jerzy Ostaszewski z Białegostoku. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52,80 zł na czwarty kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 52,80 zł na czwarty kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Ona by chciała do trójkąta?
Humor Facet pyta kolegę: – Dlaczego ty zawsze nosisz buty za małe o dwa numery? – Jestem na bezrobociu, mam obrzydliwą żonę, syn ma w szkole same pały, teściowa od rana wrzeszczy... Jedyną radością w moim życiu jest chwila, gdy wieczorem zdejmuję buty. ! ! !
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 31 (543) 30 VII – 5 VIII 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
Ich troje
Fot. A.M.
Facet chce się pozbyć kota, więc wywozi go cztery ulice dalej. Przychodzi do domu, a kot siedzi na wersalce. Wywozi go jeszcze dalej. Ale kot znowu wrócił. Kolejnym razem wywiózł go daleko za miasto. Po chwili dzwoni do domu do żony i pyta: – Jest z tobą kot? Na to żona: – Jest, a co? – Daj tego drania do telefonu, bo się zgubiłem!
adania przeprowadzone przez angielskich naukowców wykazały, że opinię o drugim człowieku wyrabiamy sobie także na podstawie jego imienia. ! Jak skrupulatnie podliczono, przeciętni brytyjscy rodzice średnio 45 godzin wybierają imię dla nowo narodzonej pociechy. Większość z nich wierzy, że właściwe imię doda dziecku pewności siebie i pomoże w karierze zawodowej. ! Kobiety, które noszą imiona posiadające męskie odpowiedniki – takie różne Stanisławy i Ryszardy – mają większe szanse na zrobienie kariery w polityce czy zawodach prawniczych – wszędzie tam, gdzie obserwuje się dominację mężczyzn – obwieścili naukowcy z Clemson University. ! Pewna szwedzka para próbowała nazwać nowo narodzonego syna... Brfxxccxxmnpccclll mmnprxvcimnckssqlbb11116. Literowo-znakowy twór miał być wyrazem artystycznej kreacji. Sąd ukarał pomysłową parę grzywną w wysokości 5 tys. koron. ! Chińscy rodzice bywają równie oryginalni. Tysiące Chińczyków nosi imię Olimpiada – zdecydowana większość to chłopcy urodzeni po 2000 roku; równie popularne są imiona po maskotkach olimpijskich, na przykład Bei Bei, Jing Jing czy Ni Ni.
B
CUDA-WIANKI
Jak cię piszą? Także w Chinach jedno z małżeństw próbowało nadać swojemu potomkowi imię... „@”, tłumacząc, że znak używany w adresach e-mailowych najlepiej wyrazi ich miłość do dziecka. ! Sąd we Włoszech nie pozwolił na nazwanie jednego z nowo narodzonych obywateli Verendi, czyli – Piętaszek. Imię miało być wyrazem uwielbienia dla powieści „Robinson Cruzoe”. Wymiar sprawiedliwości orzekł: postać Piętaszka „charakteryzuje się służalczością i poczuciem niższości i nigdy nie osiągnie poziomu cywilizowanego człowieka”.
! Również w Nowej Zelandii ofiary rodzicielskich pomysłów walczą o nową „nazwę”. Sądownie zmieniono zarejestrowane wcześniej imię... Talula Tańczy Hula z Hawajów. Szczęśliwie odmówiono zalegalizowania Ogiera i Owocu Seksu... ! Najwięcej chętnych do zmiany imienia przybyło ostatnio w Wielkiej Brytanii. Najczęściej decydują się na to imigranci: polska Marta przerabia się na Marthę, arabski Mohammed na Michaela itd. W Anglii funkcjonuje także biuro tłumaczeń, które za 1000 funtów sprawdzi wszystkie znaczenia egzotycznego imienia, jakie chcemy nadać dziecku. ! Najdłuższe imię świata zafundował sobie dwa lata temu 19-letni wówczas George Garratt. Młody fan popularnych komiksów, po uiszczeniu urzędowej opłaty, nazywa się... Kapitan Fantastyczny Szybszy od Supermana Spidermana Batmana Wolverine'a Hulka i Flasha Razem. JC