„DELEGACIE” JANKOWSKI, PODAJ NAS DO SĄDU! INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
Ü Str. 3 http://www.faktyimity.pl
Nr 32 (336) 17 SIERPNIA 2006 r. Cena 3,00 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 13
Błędy maryjne Z tysięcy wyznań chrześcijańskich jedynie Kościół rzymskokatolicki uczynił z Maryi pośredniczkę zbawienia, współodkupicielkę, czyli de facto boginię. Wszystkie tzw. dogmaty maryjne opierają się na tradycji, mistycyzmie, a przede wszystkim – na bujnej wyobraźni papieży. Nie mają żadnego uzasadnienia w Biblii. Ü Str. 20
„Półkownik” to wcale nie jest szarża napisana z błędem ortograficznym... Takim mianem antysocjalistyczna opozycja określała nieprawomyślne filmy, stojące latami na półkach bez nadziei na projekcję. Okazuje się jednak, że i w tym przypadku w IV RP wróciło nowe. Film pod tytułem „Plusy dodatnie, plusy ujemne”, bezlitośnie obnażający tajnego współpracownika o pseudonimie Bolek, czeka w archiwum TVP na lepsze czasy. My ten film Ü Str. 6, 7 obejrzeliśmy...
2
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Albo PiS modlił się za długo, albo nie sprecyzował,
Bicie piany
ile deszczu oczekuje z nieba. W kazdym razie na Dolnym Śląsku rzeki wystąpiły z brzegów. Na miejscu Marka Jurka sprawdzilibyśmy, czy na mszy w ogóle byli posłowie z Wałbrzycha i Jeleniej Góry.
W ogrodach swojego ministerstwa – niczym prezydent USA – przyjął wicepremier Andrzej Lepper prymasa Glempa. Rozmawiano m.in. o suszy i powodzi. Prymas wyznał, że modlił się o deszcz. I zaczęło padać, choć niektórym wydaje się że za długo. Pocieszył też powodzian, że „deszcz wsiąknie w ziemię”. Redakcja „FiM” modli się od lat za: wejście Polski do UE, wzrost gospodarczy, rewolucję seksualną, dojście Leppera do władzy oraz drugą część „Misia”. I stało się!
Po mundialowej porażce przyszła pora na sportowe sukcesy: osiem medali w Pływackich Mistrzostwach Europy. Robert Kubica natomiast trafił do stałej ekipy BMW Sauber. Nasi pływacy wygrywają, nie mając na co dzień dostępu do olimpijskiego basenu. Oni to dopiero muszą się modlić!
Hitem tygodnia pozostaje tajemniczy „Delegat”, który w czasach PRL współpracował z SB, a jednocześnie należał do czołówki „Solidarności”. „FiM” już rok temu pisały, że był nim prałat Henryk Jankowski, główny duszpasterz związku. Kardynał Józef Glemp twierdzi, że „Delegat” nie był osobą duchowną. Czyżby kwestionował ważność święceń Jankowskiego?
Prokuratura nie potrafi potwierdzić zarzutów posła Jacka Kurskiego z PiS, który oskarżył władze Platformy Obywatelskiej o nielegalne finansowanie kampanii wyborczej. Jedynym świadkiem, który zeznaniami wspiera to oskarżenie, jest Włodzimierz Soiński, były pracownik PZU. Jeśli prokuratura podległa Ziobrze nie potrafi pomóc koledze Kurskiemu, to może... coś z tym koleżeństwem jest nie tak?
Giertychowskie Ministerstwo Edukacji Narodowej podarowało (na początek!) Radzie Szkół Katolickich, czyli prywatnych, 55 tysięcy złotych na kształcenie nauczycieli oraz stworzenie Ogólnopolskiego Forum Szkół Katolickich. I proszę nie szumieć i nie marudzić, bo kiedyś nasze dzieci będą korzystały z prywatnych, katolickich nauczycieli. Przymusowo!
Rozpada się Partia Demokratyczna. Część jej działaczy, zwłaszcza z frakcji młodych, w proteście przeciwko porozumieniom przedwyborczym z lewicą (SLD, UP, SdPl, Zieloni) założyło Forum Liberalne – stowarzyszenie, które chce głosić liberalizm obyczajowy i ekonomiczny. Dodajmy: na kanapie lub kanapce, w cieniu PiS-u... Antoni Słonimski powiedział: Kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie łajdakiem. Ale Słonimski to był głupi Żyd...
Policja zatrzymała sprawcę napadu na Macieja D., anarchistę, którego dane znalazły się na słynnej faszystowskiej liście „zdrajców białej rasy” – „Redwatch”. Napastnik, który – według policji – działał z pobudek osobistych, a nie politycznych, jest, jak donosi „Trybuna”, synem jednego z dziennikarzy prawicowego tygodnika „Newsweek Polska”. Nie ma to jak patriotycznie zaangażowana młodzież...
Liga Polskich Rodzin oraz związane z nią środowiska moherowe zapowiadają protesty w związku z przyjazdem do Polski Eltona Johna, który należy do największych gwiazd światowego popu i nie ukrywa swojego homoseksualizmu. Tym gorzej dla niego. Mógł iść na księdza, a nie obnosić się ze swoim zboczeniem po całym świecie...
Splajtował tygodnik „Ozon” prezentujący poglądy skrajnie konserwatywne i ultrakatolickie. Gazetę założyli biznesmeni powiązani z prawicą i Kościołem (m.in. poseł Janusz Palikot z PO). „Ozon” pochłonął 28 mln złotych. Plucie na wszystko, co postępowe, i szczucie na feministki i homoseksualistów nie wystarczy już w Polsce do odniesienia sukcesu. BIELSKO-BIAŁA/KOŚCIERZYNA Paweł Zyzak, młodzieżowy
działacz PiS z Bielska-Białej i redaktor naczelny pisma „W prawo zwrot!”, nazwał homoseksualistów zwierzętami i wysłannikami diabła. Natomiast w Kościerzynie działacze PiS wystawili na siedzibie biura taki transparent (pisownia oryginału): „Dziś lesby-geje, jutro zoofiliści, kto pojutrze? Czy tak ma wyglądać wolność i demokracja? To jest SYFILIZACJA!!! Najznamienitszy z rodu Polaków przygląda się z Domu Pana. Dokąd zmierzasz Narodzie Polski?”. Antidotum przeciwko syfilisowi to prezerwatywa. A jak zapobiec syfilisowi umysłowemu? Może reklamówki na łby, bo moher przepuszcza aż za dużo... UKRAINA Prezydent Wiktor Juszczenko desygnował na pre-
miera Wiktora Janukowycza – swojego dawnego konkurenta do urzędu. Polscy komentatorzy nazywali go „przestępcą”; ciekawe, co teraz powiedzą?
Do następnego numeru „FiM” załączymy wkładkę z dużym zbiorem odpowiedzi na pytania Czytelników w zakresie porad prawnych, których namnożyły nam się setki. Cena poszerzonego numeru – 3 złote
W
takie letnie dni ze słoneczkiem i zielenią za oknem chciałoby się głębiej odetchnąć, zwłaszcza od polityki. Nie sposób. Za dużo się dzieje. Niedawno przejrzałem sobie serwisy informacyjne krajów Unii. I wiecie co? Tam, zwłaszcza u starych członków, kompletna nuda. Są, owszem: jakieś drobne afery, dyskusje nad budżetem, napady, wypadki drogowe (w takiej Szwecji średnio jeden na dzień). Ale generalnie kraje o unormowanej demokracji żyją prognozą pogody, ploteczkami z show-biznesu i sportem. Żadnych lustracji, zawłaszczania mienia narodowego, układów, łże-elit. Oni nawet własnych rocznic martyrologicznych nie obchodzą hucznie. Nie budują świątyń narodowo-opatrznościowych. Nikomu do głowy nie przychodzi odgrzebywać kary śmierci, zaliczać komuś niezdane egzaminy, oskarżać dziennikarzy z innych krajów; wciąż nowelizować, zmieniać, poprawiać... Po prostu jedna wielka stagnacja i brak postępu, który widoczny jest tylko w nowych technologiach. A w Polsce? U nas atrakcji jest co niemiara, i to każdego dnia. Od podłączania prądu do ogrodzenia szkolnego boiska (nikt na całym świecie nie wymyśliłby czegoś podobnego!), aż po prezydenta i premiera, którzy nie mogą być, jak w innych krajach, obcymi ludźmi, lecz muszą być braćmi, do tego bliźniakami. I tak są jaja bez końca, bo za kilka lat, kiedy wybory przegra PiS, a po LPR pozostaną wyremontowane plebanie i kawały opowiadane w Parlamencie Europejskim, nowa władza znów wszystko zacznie prostować, przywracać i nowelizować. I znowu będzie się działo. Pytanie tylko, czy aby na pewno PiS przegra przyszłe wybory... Niezmiennie wysoka pozycja Kaczej partii w sondażach jest fenomenem. Tym bardziej że od jesieni ubiegłego roku „prawi i sprawiedliwi” nie zrobili nic pożytecznego dla kraju, za to bez przerwy mówią, straszą, obiecują... Mnożą nowe, głupie ustawy i powołują zdublowane instytucje, powiększają biurokrację. Gromią lekarzy, prawników krytykują za bezczelność, dziennikarzy lustrują, bratają się z Rydzykiem, populistami i faszystami; zwalniają tysiące fachowców, zatrudniając na ich miejsce koleżków znanych z ministrantury, kościelnego harcerstwa lub wszechpolskich rozrób itd. Dwa najwyższe stanowiskach w państwie szczycą się najniższym poparciem i sympatią od 1989 roku. Za granicą braciom udało się skutecznie ośmieszyć Polskę i Polaków, i to teraz, kiedy kolejne dwa miliony z nich tam się przeniosło. A jednak PiS wciąż przewodzi w sondażach! Dlaczego? Czyżby nie było już dla nas nadziei na normalność? To jest niestety możliwe, i to z kilku względów. Po pierwsze, „smutna koalicja” wykorzystuje bardzo dobrą koniunkturę w gospodarce. To ciągle efekt wejścia Polski do Unii, otwarcia nowych rynków, inwestycji i przyspieszenia gospodarczego z czasów ekipy Millera. Polacy zapomnieli już, że Polsce – u schyłku rządów Krzaklewskiego na Buzku – groziła powtórka z Argentyny. Ogromny deficyt budżetowy i zawał finansów publicznych był faktem, bo ewangelik Buzek i jego ministrowie z Opus Dei (vide: Ujazdowski) bardziej dbali o potrzeby AWS i episkopatu niż Polaków. To w tamtych czasach nieudolność styropianowych koleżków na wszelkich stołkach władzy była tak powszechna, że w końcu stała się cnotą. I nastał Miller. Po czterech latach rządów SLD bracia Kaczyńscy z Giertychem już nazajutrz po wygranych wyborach sięgnęli po wypracowane przez lewicę środki i zaczęli je rozdawać, gnojąc przy tym darczyńców. Do dnia dzisiejszego nie ma żadnego dowodu, ani nawet przesłanki na nieprawdziwość opinii, że Kaczyńscy potrafią tylko burzyć, a nie budować. Uważają tak wszyscy – z Wałęsą, Tuskiem i Rokitą na czele – którzy ich znają lub znali, a dziś nie są od nich zależni. Niestety, dzięki
wzrostowi gospodarczemu, w tym eksportu i płac, oraz malejącemu bezrobociu – co tak naprawdę jest zasługą operatywności i pracowitości samych Polaków – PiS spija śmietankę, która mu się wcale nie należy. Ale przydaje się do bicia piany. Jest jeszcze problem natury psychologicznej. Po przewrocie ustrojowym w 1989 roku i wejściu Polski do Unii narodowi zabrakło nowych wrażeń i wyzwań. A Polacy lubią wyzwania, potrzebują wyznaczonego celu, najlepiej wzniosłego, choćby był utopijny jak kolejne powstania. Do dziś przecież, nawet w literaturze, bardziej cenią okres romantyzmu niż pozytywizmu. Po prostu wolą szabelkę od pracy u podstaw, igrzyska od codziennego chleba. Kochają, jak coś się dzieje! Nooo, kto jak kto, ale obecna władza zapewnia im dużo wrażeń. A poza tym jeszcze dalekosiężne cele: zabranie mitycznemu układowi mitycznej władzy, pogonienie uwłaszczonych na naszym postkomuchów, ostateczne rozliczenie z agentami SB, pełne lodówki; i wreszcie – co dla wielu najważniejsze – ochrona tradycji i wartości katolickich. Ludzie PiS-u nazywają rzeczy po imieniu (nadanym przez kruchtę i ulicę); dla nich nie ma tematów tabu, a wszystko jest bardzo proste – gej to zboczek, komuch to gnida, nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, a Rusek dominował, antyklerykał godzi w podstawy państwa, Kościół czyni dobro, bo tak mówi, więc tak jest. Kartofel to nie pomidor, a wrogów Polski (czyt. Kaczyńskich) trzeba pogonić. Jak lekarze będą strajkować, to w kamasze ich albo niech spier... za granicę. Ludziom to się podoba! Wreszcie mają przywódców z jajami, a nie tylko „rządzących”. Marszałek Piłsudski – Kaczy idol – też taki był i pociągnął za sobą naród. Tyle że on był wielki i miał wielkie cele, a oni są mali w swoich horyzoncikach i knowaniach. Zaś cele (zwykle niemające nic wspólnego z gospodarką) mają po prostu głupie, a już na pewno nie z tej epoki. Najgorsze jest to, że dla Kaczyńskich nie widać alternatywy. Te wszystkie cechy, które doprowadziły ich do władzy, nie występują u innych liderów i partii. Przegrane wybory niczego opozycji nie nauczyły. Gubi ją brak wyrazistych programów. SLD na bazie lewicowych ideałów mógłby zbudować wokół siebie szeroką koalicję, ale tego nie robi, bo boi się oskarżeń o komusze korzenie i antyklerykalizm. Platforma, dopóki będzie we wszystkim podobna do PiS, też nie ma szans na rządzenie, bo z dwóch jednakowych drużyn wyborcy zawsze postawią na silniejszego – tego, któremu się udało i jest przy władzy. Obecne punktowanie PiS-u przez Rokitę i Tuska przy niemal identycznym programie obydwu partii jest śmiechu warte. Ludzie mówią: Kaczyńscy się nie boją, starają się coś zmienić, a tamci chcą tego samego, ale tylko by krytykowali. Zamknięte koło. Przeciwstawić się kaczyzmowi może tylko koalicja sił postępowych. I to wcale niekoniecznie jakieś wielkie pospolite ruszenie, bo twardy Kaczy elektorat to może raptem 8–10 procent Polaków. Reszta dała się złapać na lep silnej władzy i hasła: zrobimy porządek! Ci pójdą za każdym, kto powie to samo, ale będzie bardziej przekonujący, a porządek będzie chciał zrobić choćby z PiS-em. Potrzebni są odważni ludzie z jasnym, zdecydowanym programem, choćby był on dokładnym przeciwieństwem programu PiS-u. Bo nie o cele i programy tu chodzi, a o ostre szable. Na sprzątanie po demagogach i klerykałach przyjdzie jeszcze pora. Znowu... JONASZ
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
Z
araz mnie chyba szlag trafi, kur...a strzeli i diabli wezmą! – takimi słowami skomentował Jonasz „sensacyjne” doniesienia „Rzeczpospolitej” dotyczące agenta SB o kryptonimie „Delegat”. Irytacji naczelnego nie należy się dziwić ani trochę. Przecież o „Delegacie” (rozszyfrowując, kto kryje się pod tym pseudonimem) pisaliśmy dwa lata temu w tekście „Agent Libella” („FiM” 34/2004). Ale przecież to już nie pierwszy raz, kiedy dziennik „Rzeczpospolita” najbezczelniej w świecie kradnie nam owoce dziennikarskiego śledztwa, podając je jako własne hity. Podejrzewam, że dzieje się to tak: jest jakiś specjalny redaktor IKS w „Rzepie”, który w zakresie obowiązków ma czytanie „Faktów i Mitów” od deski do deski – przynajmniej gość się nie nudzi. Wynikiem lektury jest zakreślanie flamastrem artykułów z „FiM”, które da się podpieprzyć. Oczywiście, trzeba tu zastosować jakiś margines bezpieczeństwa, aby draństwo nie było zbyt widoczne. Ów margines „przyzwoitości” w przypadku „Rzepy” wynosi mniej więcej dwa lata. Po tym okresie karencji, gdy jest np. posucha i nic (poza kręgami w zbożu) się nie dzieje, naczelny „Rzeczpospolitej” wzywa IKSA i pyta: – No cóżeś tam, kochanieńki, na dzisiaj ukradł od Kotlińskiego? – A to... i to. No może jeszcze to... – Brawo! Premia i podwyżka. ¤¤¤ Tak mniej więcej było z artykułem o biskupie Paetzu. Wiele tygodni trwało żmudne, dziennikarskie śledztwo „FiM”, które zaowocowało demaskatorskim artykułem o seksualnych dewiacjach zboczonego kapłana. Musieliśmy przekonywać świadków,
GORĄCE TEMATY
żeby na wszelki wypadek podpisali nam oświadczenia, nagraliśmy ich zeznania na kasetę itd. A po publikacji – nic. Cisza. Co prawda biskup rozważał możliwość wytoczenia nam procesu na zasadzie „przecież nie byli materacami”, ale poradzono mu, aby dla własnego dobra siedział cicho. Więc siedział! Do czasu aż IKS nie przeprowadził swojego z kolei redaktorskiego śledztwa polegającego na lekturze naszej gazety. Publikacja w „Rzepie” (kopia naszych ustaleń)
kazała doradzać) i pozyskiwał coraz większe zaufanie Wałęsy i jego otoczenia. W wolnych chwilach pisał sążniste raporty z pracy operacyjnej, które były przez szefów SB tak wysoko cenione, że postanowili dla bezpieczeństwa zakamuflować swojego arcycennego człowieka jeszcze bardziej. Wówczas to zmieniono jego operacyjny kryptonim. Umarł „Libella” – narodził się „Delegat”. Nowe pseudo znali już tylko najwyżsi rangą oficerowie służb specjalnych
Podobnie zresztą było, gdy opisaliśmy grzeszną miłość księdza Jankowskiego do Kajtusia. Nie inaczej sprawy się miały z publikacją w „FiM” opisującą nielegalne przywłaszczenie sobie przez prałata pewnego gdańskiego mieszkania. Scenariusz identyczny: burza, hałas w Trójmieście... brak reakcji Jankowskiego i... znów cisza. ¤¤¤ Dziennikarze „Rzepy”, dumni ze „swojego” osiągnięcia, oświadczyli w świetle kamer, że na 90 procent
GŁASKANIE JEŻA
Delegat Brygidy okazała się dziennikarskim hitem sezonu, a IKS dostał za nią nagrodę dziennikarską roku! I tylko „Tygodnik Powszechny” nieśmiało przebąkiwał, że ta cała bomba to plagiat. Teraz mamy kolejny hit „Rzeczpospolitej”, czyli „Delegata”. Tymczasem przypomnijmy: w lecie 2004 roku napisaliśmy, że w najwyższych kręgach „Solidarności” działał głęboko zakonspirowany agent SB – ksiądz – o kryptonimie „Libella”. On to właśnie został podstawiony przez bezpiekę, gdy w roku 1980 gdańscy stoczniowcy coraz głośniej domagali się osobistego kapłana, który mógłby odprawiać na terenie stoczni nabożeństwa, być spowiednikiem i aniołem stróżem. „Libella” nadawał się w sam raz, bo stocznia leżała przypadkowo akurat w granicach jego parafii. Był przeto kandydatem wymarzonym – poza podejrzeniami. Libella „odprawiał” więc, spowiadał, doradzał (to, co mu SB
(kilka osób) – w tym pewien pułkownik, nasz informator. W artykule sprzed dwóch lat rozszyfrowaliśmy obie ksywy esbeckiej wtyki w „S” i napisaliśmy, że ponad wszelką wątpliwość chodzi o księdza Henryka Jankowskiego, wielkiego patriotę i kombatanta, obrońcę polskości i seksu z młodymi chłopcami. Po naszej publikacji zawrzało, ale o dziwo – tylko w Gdańsku. Prałat ani nie zaprzeczał, ani nie dementował. y.pl Przeciwnie, siedział tyimit w.fak ://ww jak mysz pod mio- http tłą, więc hałas po jakimś czasie ucichł.
PR
Ziomale Pan Łętowski, namiestnik PiS na Informacyjną Agencję Radiową, czuje się bezpiecznie. On wie, że wojsko wtedy jest pełnowartościowe, gdy bierze udział w prawdziwych wojnach. Żołnierz ćwiczący tylko na poligonach przypomina aktora, który spędza czas wyłącznie na próbach. Żołnierz musi walczyć. – Musi powąchać prochu – mówi pan Łętowski („7 dzień tygodnia”, TVP, 5 sierpnia). Oznacza to, że musi strzelać, czyli także zabijać. Do niedawna Wojsko Polskie ćwiczyło wyłącznie w Iraku. Nie atakuje, tylko jest atakowane, i nie walczy, tylko „stabilizuje”... Ale to się zmieni. Właśnie wysłaliśmy pododdział do Kenii, mamy już żołnierzy w Afganistanie i na Bałkanach. Będziemy mieli więcej. Zwłaszcza Afganistan jest interesujący z punktu widzenia „wąchania prochu”. Mam więc pomysł – niech ten Sikorski wyśle ze dwie dywizje w rejon walk plemion Tutsi i Hutu. Jedną do tych, drugą do tamtych. Oni leją się nieustannie, co pozwoli na niekończące się ćwiczenia. Pan Łętowski będzie się czuł jeszcze bardziej bezpiecznie. Będzie jeszcze
S W O K N A J T AŁA
bardziej zadowolony z własnych perspektyw i z perspektyw, które staną przed krajem. „Jeszcze bardziej”, bo bardzo zadowolony już jest. W końcu tylko dlatego, że jest dobrze notowanym przykościelnym prawiczkiem, został tym szefem radiowej agencji, bo przecież na radiu się zna jak ja na tradycyjnym chińskim teatrze. On więc na pewno należy do 34-procentowej rzeszy Polaków, którzy są zadowoleni ze swoich perspektyw na przyszłość, co stawia nas na pierwszym miejscu (przed Węgrami, Ukraińcami, a nawet Gruzinami, których pytano o to samo). Z tych samych badań wynika, że Łętowski jest też najpewniej członkiem tym razem 51-procentowej rzeszy naszych rodaków, którzy są bardzo zadowoleni z własnej pracy zawodowej. Co prawda jego poprzednik, który postawił Radiową Agencję Informacyjną na wysokim poziomie, wywalony teraz na pysk, żeby Łętowskiemu zrobić miejsce, na pewno nie jest w takim samym stopniu co on zadowolony z życia, ale przecież nie wszyscy mogą mieć wszystko. Do zadowolonych może się śmiało zaliczyć także pan premier Kaczyński. Bredzi nieustannie,
B S M E T N E G KI A
X -460 509 N1 ISS
441 356 EKS IND
. 3, 6
Ü Str
IA RPN 26 SIE (233) Nr 34
0 zł (w na 2,4 r. Ce 2004
m roll a jednak rządzi. Ciągle e niezdaje, him K mu się - że jest usza Joac bardzo, ż z m y d ią w s k byłorzministerstwo d a w e T ó jeszcze w PRL-u, gdzie prze. k p a n cału obojg amować h po oręczną c a poh IV t ę mysłu, a nie wsięswojej RP, w której jest min cz as z ie w rzed wł Jeśli zaś p n a d ” i Myli i. s e r m nisterstwongospodarki. gazoport z naftor ie st p kiem u ich pie zycz wpro n y m i zrost ,które „z ję wWSI, to on sam portem, likwiduje o w iowymyślił lą w d o ó a r t c oll s kon chłop p c ia m i u m ks. Kr zi o w miejsce post-PRL-owskiej WSW (sic!), file a to gdy o n chod a ic h p u d a e p z Ale nie m p a d a jako . 11 po raz pierwszy, turakancelarii ach.członek Ü Str prekura olan n a k t, bo pro s zydenta Wałęsy,jezabierał się do zniszczenia wojskowych służb specjalnych. No i nieustannie myli wolność z przynależnością do PiS. Paru młodych cwaniaków, specjalistów od public relation, wmówiło mu, że jak będzie częściej w „tivi”, to podreperuje swój wizerunek w społeczeństwie. Przyczesali mu co prawda fioka na łbie, dociągnęli krawat, ale przecież nie oduczą go cmokania i „yyykania”, bo to jest niemożliwe. Perszeron nie będzie arabem, Lepper – Radziwiłłem, a Kaczyński – mężem stanu. To się po prostu nie da. Dlatego, słuchając Kaczyńskiego, człowiek jest odruchowo nastawiony na konfrontację tego, co on paple, z tzw. otaczającym światem. Gdy więc mówi, że będzie budował drogi szybciej i skuteczniej, to aż chce się go odesłać na drogę z Koszalina do Białego Boru, zatłoczoną teraz, w sezonie, spragnionymi wypoczynku ludźmi. Niechby sobie postał w miejscowości Mostowo, gdzie dzielni drogowcy reperują most. W sobotę i niedzielę nie reperują, bo odpoczywają. Droga jest newralgiczna, korki kilometrowe. Każdy, kto tam
K
Dla Czytelników „FiM” mamy jednak nową gratkę. Oto rodzi się pytanie: jak to się stało, że sprawa „Delegata” nie wybuchła z wielką siłą dwa lata temu, tylko dopiero teraz? Wiemy i powiemy. Istnieje żelazna zasada wszystkich służb specjalnych na całym świecie, która polega na tym, że nie dekonspiruje się agentów... nawet po latach i nawet tych już nieczynnych. Zasadę tę złamał właśnie Jankowski, ogłaszając bezczelnie z miną niewiniątka, że wkrótce ujawni listę gdańskich informatorów SB (wszystkich z wyjątkiem siebie!). Złamał niepisane prawo omerty, więc „pewni ludzie” dobrali mu się do skóry, przypominając „Rzepie” artykuł „Faktów i Mitów”. Ot i całe kulisy najnowszej sensacji, której na imię „Delegat”. MAREK SZENBORN
wiedzą, kim był „Delegat”... Jesteśmy zawiedzeni. Czyżby redaktorzy aż w dziesięciu procentach nie mieli do nas zaufania?!
płci zieci lubi d oże
COŚ NA ZĄB
3
% tym 7
VAT)
Nr 34 (233) 26 SIERPNIA 2004
stał i słuchał jednocześnie premiera, aż sam się dziwił, jak wielopiętrowe przekleństwa potrafi budować. Żaden PR tego już nie zmieni. Pan premier ma to samo co brat bliźniak – cokolwiek by zrobił, to do śmiechu. Dla przykładu – fragment dialogu autorów „Antylisty” w „Antyradiu”. Cytuję z pamięci: – Ceny na Helu spadły... – Coś ty? Wzrosły! Wszyscy mówią, że wzrosły. – Mówię ci, że spadły. Kaczyńscy przyjechali do Juraty. Podobno, nawet Wacek, wieloryb z Bałtyku, jak się o tym dowiedział, to walnął głową w jakiś statek i zdechł... – No nie gadaj! Przecież on nie wychodzi z tego ośrodka, to skąd taki Wacek miałby wiedzieć, że Lech tam jest? – Skoro nigdzie nie wychodzi, to co robi cały dzień? – Nie wiem, gra w tenisa... – Coś ty, nie ma takiej niskiej siatki... – Pójdziemy siedzieć, jak nic pójdziemy siedzieć... Panowie Wojewódzki i Figurski, jak słychać, w przeciwieństwie do pana Łętowskiego, nie zaliczają siebie do tej 34-procentowej rzeszy rodaków zadowolonych z własnych perspektyw życiowych. W tym względzie sytuują się raczej na poziomie Ukraińców, żeby nie powiedzieć Gruzinów. MAREK BARAŃSKI
4
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Kaczka śpiewaczka W polskiej piłce nożnej dzieją się cuda-niewidy i baranie rogi. Wiadomo, że prezio PZPN Listkiewicz, ksywka Listek, idzie na odstrzał, ale już na jego miejsce przebierają nóżkami tabuny kandydatów. Jarosław Kaczyński w swoim sejmowym exposé ble, ble, ble zapowiedział, że uzdrowi polski futbol. I śpiewająco wziął się do roboty. Zapowiedziano w PZPN zmianę prezesa. I na tym uzdrawianie się kończy. To nie do wiary, ale za najpoważniejszych kandydatów do fotela prezesa PZPN uważani są Jan Krzysztof Bielecki (55 lat) i Ryszard Czarnecki (43 l.). Ja chyba zgłupiałem i pójdę z bateryjką pogadać, bo nikt z rozumem nie wyjaśni mi, dlaczego trzecioligowy premier (tak go nazwał Lech Wałęsa), który od 1 października 2003 roku jest prezesem Banku PKO SA, chce zostać szefem kopaczy piłki. Chyba pójdę się utopić, póki woda nie zamarzła! Wprawdzie Bielecki przez kilka lat działał społecznie w wydziale zagranicznym PZPN, ale efekty jego roboty były żadne. Oj, Jasiu Krzysiu, idź się połóż i nie oddychaj! A Rysiu Czarnecki? Na samą myśl o tym kiszki mi się śmieją, ze szczególnym uwzględnieniem jelita grubego. Rysio to były członek (dosłownie!) ZChN, potem AWS, były wiceminister kultury, szef Komitetu Integracji Europejskiej. Co chłopak ruszył, to strasznie i zabawnie było. Obecnie jest eurodeputowanym
P
z ramienia partii Andrzeja Leppera. Jaka jest moja opinia o Czarneckim jako ewentualnym szefie polskiego futbolu? Powiem krótko: Rysiu, idź się zakop, a potem odnieś łopatę do sklepu! Samo poparcie koalicji rządzącej dla polskiej piłki nie wystarczy, żeby wygrać mistrzostwa Europy. Te dwa nazwiska na corleonów futbolu świadczą, że Jarosław Kaczyński – główny naprawiacz – powinien natychmiast stworzyć nowe centralne biuro do ochrony swego wizerunku przed wkurwionymi kibicami. Jak on teraz pokaże się na meczach z udziałem Polaków? To przecież ostatnie miejsca za granicą, gdzie jeszcze może jechać bez zaproszenia. Kibice wygwiżdżą go tak, że ze wstydem spojrzy do lustra, żeby sprawdzić, czy nie ma go z drugiej strony... Powiecie, dociekliwi Czytelnicy: łatwo sobie robić jaja, no ale kto by się nadawał? Mogę podać moje kandydatury, chociaż kaczor mnie męczy (wyjaśniam: to nie o premieroprezydencie, tylko po prostu mam kaca. Jak zawsze.). Są to:
olska znów zrobiła się sławna w Europie. Tym razem dzięki wspartej pośrednio przez prezydenta Kaczyńskiego kampanii na rzecz przywrócenia kary śmierci. Liga Polskich Rodzin, najbardziej odwołująca się do Watykanu, a więc antypolska partia polskiego parlamentu, postanowiła dążyć do przywrócenia kary śmierci – na razie dla pedofilów morderców. Ciekawe jest to, że postulat zabijania przestępców jest sprzeczny z aktualnym nauczaniem Watykanu, i to od czasów papieża Polaka. Nie słychać jednak ze strony episkopatu głosów oburzenia wobec polityków ulubionej partii. Nikt też nie płacze, że wniosek LPR obraża swoim postulatem Jana Pawła II – obraża wprost i znacznie bardziej bezdyskusyjnie niż cytująca go w dobrej wierze posłanka Joanna Senyszyn. Pomysł LPR wsparł natomiast dyskretnie Lech Kaczyński, przyznając, że też jest za zabijaniem, choć nie wierzy w sukces tej inicjatywy z przyczyn ogólnoeuropejskich. Przy okazji napomniał Europę, że znalazła się w ślepej uliczce cywilizacyjnej, rezygnując z wieszania i wypalania mózgu prądem. Europa – zarówno Unia i jak i Rada Europy – odesłały Kaczyńskiego na drzewo, przypominając, że na kontynencie nie zabija się nawet z przyczyn, które wydawałyby się uzasadnione. Po prostu uznano wszelkie zabijanie ludzi za barbarzyństwo niegodne cywilizowanego świata. Nawet w Rosji rezygnuje się z kary śmierci na rzecz przymusowych, dożywotnich robót. Wojciech Wierzejski, główny rzecznik zabijania przestępczego życia narodzonego, nie wyjaśnił, niestety,
Zbigniew Boniek (50 l.) i Andrzej Rusko (55 l.). Pierwszego przedstawiać nie trzeba: wielki autorytet, szerokie kontakty zagraniczne, zna światowy futbol i – co najważniejsze – grał w piłkę. I to świetnie! Natomiast Rusko jest prezesem Ekstraklasy SA. Nie łączy się go z żadnymi koteriami w PZPN. Jest bezkompromisowy, twardy, niezależny finansowo. Ewentualnie proponowałbym również Krzysztofa Klickiego z Kielc. Jest to biznesmen (ogólnopolski dystrybutor prasy – „Kolporter”), właściciel pierwszoligowego Kolportera Kielce, który wprowadził ten prowincjonalny klubik do ekstraklasy. Jedźcie do Kielc i zobaczcie, jaki mają stadion. To nie jest stadion na miarę IV RP, ale... Europy! Niestety, mam świadomość, że moich propozycji nikt nie weźmie pod uwagę. Dlaczego? Bowiem najlepszym kandydatem na prezesa PZPN z ramienia PiS, LPR i Samoobrony może być tylko Jarek Kaczyński. Czy ten kandydat ma jakieś wady? Żadnych! Jarek jest wysportowany (gra w warcaby z kotem) i – co najważniejsze – potrafi śpiewać polski hymn narodowy lepiej niż Edyta Górniak na mundialu w Korei. Jest śpiewakiem jak letnia susza w środku zimy. Jeśli on zaśpiewa naszym chłopcom „Jeszcze Polska nie zginęła” na Mistrzostwach Europy 2008, to oni – jak to się mówi w żargonie piłkarskim – będą gryźć trawę... ANDRZEJ RODAN
dlaczego LPR chce wieszać akurat zabójców osób poniżej lat piętnastu. Czy, ich zdaniem, życie zabójców szesnastolatek lub staruszek jest więcej warte niż morderców czternastolatków? Czy zabicie trzynastolatka z przyczyn pozaseksualnych jest bardziej szlachetne niż morderstwo połączone z gwałtem, a jego sprawca mniej groźny? Oczywiście, że nie. W całej tej histerycznej akcji chodzi jedynie o medialny rozgłos i wpisanie się w powszechną i zrozumiałą nienawiść do morderców i gwałcicieli dzieci oraz społeczne przyzwolenie w Polsce dla wieszania zabójców. Zabijanie dzieci w kontekście seksualnym to zjawisko marginalne. Kara śmierci zresztą nie uratuje najprawdopodobniej życia żadnego z tych nielicznych zagrożonych dzieci, bo seksualni zwyrodnialcy to specyficzna kategoria osób, która nie myśli o karze przed dokonaniem zabójstwa. W ogóle raczej niewiele myśli. Gdyby Wierzejski i jego koledzy naprawdę byli zainteresowani życiem i zdrowiem polskich dzieci, to ogłosiliby zbiórkę na dodatkowe policyjne radary na drogach, bo na polskich ulicach trwa prawdziwa rzeźnia każdego dnia. Codziennie ginie przynajmniej jedno dziecko. W całej tej medialnej zadymie dzieci są jednak tylko narzędziem, zabawką, która ma służyć Lidze Polskich Rodzin w poprawieniu spadających na łeb na szyję notowań. Taką samą zabawką jest zresztą dla nich papież, którego rzekomo zagrożonej czci dla poklasku bronią, ale jego słów, i to otwarcie, nie mają najmniejszej ochoty realizować. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Wieszatiele
Prowincjałki 41-letni mieszkaniec Sieradza w ataku pijackiego szału oblał rozpuszczalnikiem i podpalił swoją konkubinę. Mimo szoku płonąca kobieta zdołała sama ugasić ogień na ciele i ubraniu. Jej partner zajęty był w tym czasie ratowaniem wersalki, która również zajęła się ogniem. Nie ma to jak dobrze rozwinięta hierarchia ważności.
PALĄCE SPRAWY
W Kielcach do jednego z mieszkań wszedł 36-letni mężczyzna, podszedł do kanapy, na której leżał jego 50-letni wspólnik, wyjął nóż, poderżnął leżącemu gardło i bez słowa wyszedł. Wcześniej obaj panowie pokłócili się o sprawy finansowe, ale... po cóż gadać po próżnicy!
GARDŁOWY PROBLEM
W Jastrzębiu Zdroju dwóch dorosłych mężczyzn głośno zabawiało się na dworze, pijąc alkohol. Gdy ich terytorium naruszył 14-latek i swoją obecnością zaczął przeszkadzać w libacji, postrzelili go z karabinka pneumatycznego. Jeden miał 2,8 promila alkoholu we krwi, drugi – prawie 1 promil. W Polsce na wiatrówkę nie trzeba mieć zezwolenia.
USTRZELILI GNOJKA
W jednym z olsztyńskich pubów na Starym Mieście unosi się zapach marihuany i piwa. Wszystko jest legalne. Dzięki wejściu do Unii zaczęły u nas obowiązywać przepisy, które dopuszczają, by kilogram żywności zawierał do 5 mikrogramów THC. Tak właśnie jest z serwowanym w pubie piwem Cannabia. Chmiel z marihuaną na razie najbardziej zakręcił pracowników miejscowego sanepidu. Są tak zaskoczeni i zdezorientowani, że nie chcą się wypowiadać w tej sprawie.
SANEPID NA HAJU
W Radomiu, w ogródku pewnego domu, pojawił się jego niepełnosprawny mieszkaniec, którego zdenerwował pies sąsiadów. Wzorem czworonoga zaczął zachowywać się głośno i agresywnie. Przybyli na miejsce funkcjonariusze potraktowali delikwenta gazem, a ten... zmarł w szpitalu. Psy w Radomiu mają mniejsze powody do narzekań.
PSI ŻYWOT
Dwóch zamaskowanych napastników wpadło wieczorem z bronią do sklepu spożywczego w Zgierzu. Krzyczeli, że to napad. 61-letnia ekspedientka chwyciła wiadro z wodą i oblała złoczyńców, następnie jednemu z nich złamała nos i obu wypchnęła ze sklepu. I kto tu na kogo napadł? Opracowała AH
NAPAD
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE W ciągu ostatnich 16 lat doszło (...) do załamania w sprawach dotyczących budowania i wychowywania przyszłych pokoleń. To, co się stało z polską szkołą (...), to nie jest tak (...), że polska szkoła dzisiaj doskonale wychowuje i kształci młodzież. To jest nieprawda, to jest teza nieprawdziwa. Dzisiaj polska szkoła jest w momencie olbrzymiego kryzysu (...). Szkoła wymaga dzisiaj zdecydowanych zmian. (Roman Giertych)
¶¶¶
Proszę panią, żaden Kaczyński, nawet gdyby był pięcioraczkiem, by nie dał rady tyle zrobić, ile ja zrobiłem z Wachowskim i innymi. Nikt by nie poradził sobie lepiej, niż my sobie poradziliśmy. (Lech Wałęsa)
¶¶¶
Wywracają się co rusz rządzący na swoich własnych nogach, które im się plączą w polityce zagranicznej. (Jan Rokita)
¶¶¶
Rząd to nie gra komputerowa, do której należy wchodzić i wychodzić. (Zyta Gilowska)
¶¶¶
W koalicji trochę trzeszczy. Chciałbym, żeby panowie z PiS-u, przywódcy PiS-u, naprawdę rano wzięli zimny prysznic i zanim coś powiedzą, to zastanowili się, że koalicja to jest PiS, Samoobrona i LPR. (Andrzej Lepper)
¶¶¶
Gdy dzisiejszy prezydent nosił wąsy (...), mówiło się wówczas w Sejmie: Kaczka z wąsami i Kaczka bez wąsów. Teraz obaj nie mają wąsów i jest to znaczne utrudnienie. Bracia Kaczyńscy występują w różnych wersjach. W wersji dostojnej są identyczni i wówczas mam kłopot, ale jak się zachowują w sposób otwarty, rubaszny, przyjacielski, wtedy są do rozpoznania. (Stefan Niesiołowski)
¶¶¶
(...) prezydentura Lecha Kaczyńskiego cechuje się dotąd nieróbstwem, przy którym leniwy Aleksander Kwaśniewski wydaje się tytanem pracy. (prof. Roman Backer, politolog) Wybrała OH
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
NA KLĘCZKACH Dla wszystkich Polek, które prowadzą własną działalność gospodarczą, patronka zatem jak się patrzy. AK
BEZ PRZESADY PiS pomodlił się o deszcz. Ponieważ władza zawsze dostaje to, co chce, teraz jak Polska długa i szeroka leje niczym z cebra. Przemysław Gosiewski z klubu PiS na łamach „Dziennika” (7.08.06) zauważył triumfalnie, że wymodlony deszcz spadł już pierwszego dnia po zamówionej mszy! (ciekawe gdzie?) Minister zapytany, czy w przypadku zagrożenia powodzią zamówi kolejną intencję, odpowiedział, że odwoływanie do Stwórcy zawsze jest konieczne „dla katolika, a kierownictwo PiS składa się z katolików, więc odwoływanie do Boga przynosi najlepsze skutki. „Jednak nie chcemy nadużywać boskiej cierpliwości” – zapewnił (sic!). KB
15 mln zł! Taki właśnie kosztorys trafił do ministerstwa. A ile przyniosły wymuszone akcje dobrowolnych datków wiernych i „spontanicznych” haraczy zbieranych przez władze miasta wśród podległych urzędników? Okazuje się, że po trzech miesiącach stan specjalnego konta, na które wpłacają instytucje i osoby prywatne, wynosi... 360 tys. zł. Pójdą te ochłapy na remont wnętrz „Katarzyny”, podobnie jak 200 tys. zł z pomorskiego Urzędu
wszelkie kruczki prawne, by nie dopuścić do sprzedaży majątku. A wszystko to dzieje się w państwie prawa i sprawiedliwości. BS
HISTORIA OD NOWA PISANA Wystarczy zaledwie kilka lat, aby strażnicy polskiej pamięci próbowali przekręcać historię i wmawiali nam, że widząc białe, oglądamy czarne. „Gazeta Wyborcza”
MASOWANIE MINISTRANTA Ksiądz Marek B., 41-letni wikariusz parafii Miłosierdzia Bożego w Głogowie, zasiadł na ławie oskarżonych pod zarzutem doprowadzenia małoletniego ministranta do obcowania płciowego i poddania się „innym czynnościom seksualnym”. Incydent miał miejsce 23 stycznia 2006 r. na plebanii: „Ksiądz Marek zrobił mi herbatę z alkoholem. Musiał dużo wlać, bo byłem oszołomiony. Potem zaproponował, żebym położył się na łóżku, to zrobi mi masaż. No i wtedy właśnie »to« się stało. Wykorzystał mnie, a w gruncie rzeczy to chyba nawet zgwałcił. Później proponował jeszcze, żebym został u niego na całą noc” – zeznał ministrant. Ksiądz odpowiada z wolnej stopy. Prokuratura zakazała mu kontaktów z małoletnimi. AT
GOCŁOWSKI ZOSTAJE Wolą BXVI arcybiskup Tadeusz Gocłowski będzie metropolitą gdańskim do 2008 roku, choć za miesiąc kończy 75 lat i, zgodnie z prawem kanonicznym, powinien zostać emerytem. Papież zgodził się, by dr Goc dotrwał na arcybiskupim stolcu do obchodów 25-lecia otrzymania sakry biskupiej. Tak więc ci, którzy liczyli na radykalne zmiany w archidiecezji, będą musieli jeszcze poczekać. To właśnie Goc odpowiedzialny jest za wiele afer, m.in. skandal i olbrzymie nadużycia w archidiecezjalnym wydawnictwie Stella Maris. BS
NASZA DROGA KATARZYNA Tuż po pożarze gdańskiego kościoła św. Katarzyny minister kultury Kazimierz Ujazdowski uroczyście zadeklarował, że państwo w całości sfinansuje odbudowę świątyni. Już wiadomo, że wszystkich nas będzie to kosztowało co najmniej
FIFTY-FIFTY Stanisław Goc, proboszcz parafii św. Mikołaja w Witkowie, chce zaoszczędzić na wywozie śmieci z parafialnego cmentarza. Tłumaczy więc na zebraniach rady miasta, że cmentarz tylko z nazwy jest parafialny, w rzeczywistości zaś – komunalny jak najbardziej. Takie przemianowanie miałoby zepchnąć z niego koszty wywozu odpadów na łączną sumę 4 tys. zł rocznie. Jeśli tak, to zyski z pogrzebów i stawianych na cmentarzu pomników (10 proc. wartości każdego nagrobka idzie do kieszeni duchownego), też powinny być w połowie przekazywane miastu. KB
ŚWIĘTA WODA OGNISTA
Polska walcząca
Marszałkowskiego, milion z kasy Gdańska i 500 tys. zł z solidarnej zrzutki kilku miast. Biskupi i księża dyskretnie milczą w kwestii przyłączenia się do kwesty... AT
PRIORYTETY Rada Miejska Olsztyna, przyznając pieniądze na remonty zabytków, pokazała, kto tak naprawdę liczy się w Polsce, szczególnie w okresie przedwyborczym. Z puli 1,6 mln złotych przeznaczonych w bieżącym roku na ochronę zabytków aż 1,4 mln dostały parafie. Większą część tej kwoty – okrągły milion złotych – dostała katedra św. Jakuba na remont organów, co ogłosił na niedzielnej sumie sam prezydent miasta. AC
PRAWO KOŚCIELNE Urzędnicy watykańscy uznają tylko sądy kościelne i gdzieś mają prawomocne wyroki świeckich sądów. Zarówno łódzka kuria, jak i parafia w Dalikowie nie chcą zapłacić odszkodowania Agnieszce M., która przed 9 laty na cmentarzu w podłódzkim Dalikowie doznała poważnych urazów kręgosłupa. Zasądzone przez sąd odszkodowanie wraz z odsetkami wynosi już ponad pół miliona złotych, a komornik w Łasku zdołał dotąd odzyskać zaledwie 30 tys. zł pochodzących ze sprzedaży działki. We wrześniu zanosi się na licytację kolejnej działki (tym razem z plebanią), oszacowanej na ponad 100 tys. zł, ale może do niej nie dojść, bo parafia stosuje
Fot. Pastor
napisała, że przyczyną zagłady przemysłu tekstylnego w Łodzi przed dekadą była „włókiennicza monokultura przemysłowa”. Innymi słowy, łódzkim fabrykom zaszkodziło to, że było ich dużo... My jeszcze pamiętamy, że zagłada przyszła z ręki nieudolnej solidarnościowej władzy, która nie potrafiła i nie chciała prowadzić umiejętnej polityki przemysłowej i celnej i lekkomyślnie odcięła się od rynków wschodnich. „Gazeta Wyborcza” tę głupią politykę aktywnie wspierała pod hasłem „nie ma innej drogi”. Teraz zwala winę na mityczną „monokulturę”... MK
– Naszą ziemię sprzedaliśmy parafii na cele sakralne za jeden procent wartości. Nie pozwolimy, by teraz działał tam hotel z wyszynkiem – mówi burmistrz Wasilkowa Antoni Pełkowski. Podczas sesji rady gminy postawił on wniosek o kategoryczny zakaz podawania jakiegokolwiek alkoholu w centrum pielgrzymkowo-turystycznym w Świętej Wodzie. Radni – niesłychane! – w stu procentach przyklasnęli tej propozycji. Jednak nie w smak jest ona zarówno małżeństwu Z., które zwróciło się o wydanie koncesji na sprzedaż i podawanie alkoholu (w domu pielgrzyma planowano urządzać wesela, chrzty i komunie), jak i miejscowemu proboszczowi Alfredowi Butwiłowskiemu, który już liczył zyski z tego handelku. RP
POKOLENIE JPII ŚWIĘTA BIZNESWOMAN Bizneswoman to nie jest wymarzone wcielenie katolickiej kobiety. Klaryski z sanktuarium św. Kingi w Starym Sączu postanowiły to zmienić. Starają się wylansować św. Kingę (1234–1292) na patronkę współczesnych kobiet interesu. Oprócz trudów walki o zachowanie dziewictwa w małżeństwie (sic!) z Bolesławem Wstydliwym, kreatywność św. Kingi znalazła wyraz w zamiłowaniu do czynienia licznych fundacji na rzecz budowy kościołów i klasztorów oraz dotowania duchownych. A pełnią swojego biznesowego talentu wykazała się księżna dopiero po śmierci męża, zakładając w 1280 roku klasztor klarysek w Starym Sączu, z sowitym uposażeniem i rozległymi nadaniami. Od ponad siedmiu stuleci klasztor czczony jest jako pomnik jej hojności dla Kościoła.
Na kościelnych oazach oprócz modlitwy jest też czas na popijawę. 4 sierpnia około godz. 23 we wsi Przewóz (gm. Chmielno) rozpoczęła się całonocna libacja oazowiczów z Gdyni. Opiekujący się nimi księżulo nie wytrzymał tempa i poszedł spać. Nad ranem dwie dziewczyny wypadły z okna pierwszego piętra
5
domku letniskowego, gdzie oaza kwaterowała. 16-latka (0,64 promila) zwichnęła jedynie kostkę i stłukła kręgosłup, ale jej 19-letnia koleżanka (0,52 promila) złamała żuchwę oraz doznała urazu twarzoczaszki i rany ciętej uda. Przybyła z Kartuz policja nie zbadała trzeźwości pozostałych uczestników oazy, zadowalając się oddechem księdza opiekuna grupy. Prawdopodobnie dlatego, że był jedynym, który zdążył – jak pokazała aparatura do mierzenia promili – „ochłonąć”... AT
GOL SAMOBÓJCZY Urząd miasta Giżycka wsparł finansowo imprezę, w której uczestniczyli m.in. członkowie Ziomkostwa Prus Wschodnich, wspierający idee słynnej Eriki Steinbach. Na spotkaniu Niemców z obydwu stron Odry i Nysy mówiono o potrzebie odszkodowań za utracone majątki. AC
TYSIĄC OFIAR Księży pedofilów było w Irlandii znacznie więcej, niż dotychczas sądzono. W ciągu ostatnich piętnastu lat katoliccy sutannowi z diecezji w Dublinie mogli zgwałcić nawet tysiąc dzieci. Jak wynika ze śledztwa specjalnej komisji rządowej, tylko w diecezji Ferns w latach 60. ubiegłego wieku 2002 księży dopuściło się 100 aktów seksualnej przemocy wobec dziewcząt i chłopców. Pedofilska afera podkopuje autorytet tutejszego Kościoła, co powoduje masowe odejścia wiernych. RP
BEZBOŻNE SPODNIE W jednej z holenderskich protestanckich szkół prywatnych odrzucono podanie o przyjęcie pewnego ucznia. Powodem odmowy było jego niewłaściwe pochodzenie – w rodzinnym domu dziecka używano telewizora i Internetu, co dyrekcja szkoły uznała za bluźniercze, a na dodatek okazało się, że jego siostra nosi spodnie. To ostatnie uznano za sprzeczne z nakazami Biblii. Szkoła należy do najskrajniejszego odłamu kalwinizmu, zwanego Kościołem czarnych pończoch. MK
6
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
HAŃBA DOMOWA
Człowiek ze styropianu W TVP tyka bomba! Jest nią film dokumentalny „Plusy dodatnie, plusy ujemne” – rzecz o tajnym współpracowniku, który składane Służbie Bezpieczeństwa raporty i pokwitowania honorariów podpisywał pseudonimem Bolek. Jeśli film zostanie pokazany, podręczniki najnowszej historii Polski trzeba będzie pisać od nowa... Czy Lech Wałęsa kolaborował w latach 70. z komunistycznymi służbami specjalnymi? 16 listopada 2005 roku otrzymał od Instytutu Pamięci Narodowej zaświadczenie, że nie. „Polska ma bohatera, który powinien być naszym wspólnym bohaterem i wokół którego powinniśmy nasze oceny historii zjednoczyć” – powiedział prezes IPN Leon Kieres podczas uroczystego wręczenia certyfikatu „pokrzywdzonego” legendarnemu przywódcy „Solidarności”. Tymczasem wśród telewizyjnych „półkowników” leżakuje od niedawna kaseta zawierająca „Plusy dodatnie, plusy ujemne” – blisko godzinny film dokumentalny 39-letniego Grzegorza Brauna (niezależny reżyser współpracujący z wrocławskim ośrodkiem TVP), który prezentuje oskarżycielskie relacje byłych kolegów Wałęsy oraz pochodzące z IPN-u dokumenty, przekonujące widza o tym, że „nasz wspólny bohater” kapował i brał za to pieniądze. Na ekranie wypowiadają się nie tylko „dyżurni” Krzysztof Wyszkowski oraz Joanna i Andrzej Gwiazdowie – byli działacze gdańskiej „Solidarności”, którzy już od dawna uporczywie twierdzą, że Wałęsa ma w życiorysie plamę współpracy z SB – ale również Henryk Lenarciak i Henryk Jagielski – stoczniowcy z tej samej co Wałęsa brygady, na których „Bolek” raportował bezpiece po wydarzeniach z grudnia 1970 roku. Najbardziej porażającą wymowę mają jednak nie słowa, lecz pożółkłe dokumenty – własnoręcznie pisane doniesienia oraz pokwitowania odbioru pieniędzy. Pisał np. „Bolek” 13 stycznia 1971 r.: „Jasiński Jan i Popielewski – elektrycy, sondowali mnie, co ja myślę aby robić. Jakie są moje zapatrywania na ewentualne zorganizowanie strajku. Jasiński opowiedział mi również, że (...) wzywany jest na MO. Rozmowy tej specjalnie nie obawia się. Uważam, że rozmowa z nim powinna być delikatna,
gdyż może on bardziej zamknąć się w sobie i nie uzewnętrznić swoich myśli...”. Ba, nawet podpowiadał: „Uważam również za wskazane, żeby dla lepszego zakonspirowania mojej osoby wezwać mnie na MO, gdyż inne osoby z tego Wydziału są zorientowane w mojej działalności. Nie wezwanie mnie do komendy może wzbudzić różne podejrzenia”. Spotkania odbywały się w zaciszu pokoju hotelu Jantar „z zachowaniem zasad konspiracji”, zaś TW „Bolek” przybywał tam „punktualnie i chętnie udzielał informacji”. Nie za darmo wszakże: „Kwituję odbiór 1500 zł (tysiąc pięćset złotych) od pracownika Służby Bezpieczeństwa, za współpracę i udzielone informacje – Bolek” – rozszyfrowujemy bazgroły na stopklatce. I niżej potwierdzenie oficera prowadzącego: „18 lutego 1971 r. wręczyłem TW „Bolek” 1500 zł za przekazywane informacje”.
„Informuję, że 3 kwietnia 1991 roku byłem wraz z Jarkiem Kaczyńskim w głównej siedzibie NATO. Uważam, że Kaczyński może być kiedyś dobrym kandydatem na premiera...”
Ostatnie z pokazanych przez Brauna pokwitowań (700 zł) nosi datę 29 czerwca 1974 r., a w sumie wziął „Bolek” 13 tys. 100 zł – o czym donosi „Notatka służbowa z analizy akt archiwalnych dot. ob. Wałęsa Lech”, sporządzona w czerwcu 1978 r. przez M. Aftykę, młodszego inspektora Wydziału III „A” (jednostka zajmująca się w SB tzw. ochroną przemysłu). A oto konkluzja owego dokumentu: „TW ps. Bolek przekazywał nam szereg cennych informacji dot. destrukcyjnej działalności niektórych pracowników (...). W tym czasie dał się poznać jako jednostka zdyscyplinowana i chętna do współpracy. Po ustabilizowaniu się sytuacji w stoczni dała się zauważyć niechęć do dalszej współpracy z naszym resortem.
Tłumaczył on to brakiem czasu i tym, że na zakładzie nic się nie dzieje. Żądał również zapłaty za przekazywane informacje, które nie stanowiły większej wartości operacyjnej (...). Ponowne nawiązanie kontaktu z TW „Bolek” spowodowało u niego bardzo aroganckie zachowanie w stosunku do naszego pracownika (...). Biorąc pod uwagę niewłaściwe zachowanie wymienionego i to, że został zwolniony ze stoczni (30 kwietnia 1976 r. – dop. red.), wyeliminowano go z czynnej sieci agenturalnej...” – napisał Aftyka, a na kolejnej stopklatce widzimy „Dziennik rejestracyjny KWMO w Gdańsku”, gdzie pod datą 19 czerwca 1976 r. i pozycją I/14713 widnieje wpis o „zdjęciu z ewidencji” TW ps. Bolek z powodu „niechęci do współpracy”, co formalnie kończyło jego wieloletnią kooperację z SB, zainicjowaną 29 grudnia 1970 r. Co sprawiło, że „Bolek” nagle się zbiesił? Braun tego w filmie nie wyjaśnia, więc poprosiliśmy o komentarz specjalistę: – Agent mógł być nieumiejętnie prowadzony lub zrozumiał swój błąd i dostrzegł, że dał się paskudnie uwikłać. Być może zawiódł się w oczekiwaniach, dostrzegł szansę kariery po drugiej stronie barykady... W każdym razie jego reakcja, czyli zwrot o 180 stopni, była wręcz podręcznikowa. Wielu neofitów politycznych zachowywało się w tamtych latach dokładnie tak samo, gryząc rękę, która wcześniej ich karmiła, czego przykładem jest też burzliwa, od miłości do nienawiści, historia naszych związków z księdzem Henrykiem Jankowskim – mówi „FiM” były oficer gdańskiej bezpieki. Jakkolwiek by było, kolejne podejście bezpieki do Wałęsy okazało się nieudane: „6 października w godz. 11–12,20
wspólnie z mjr. Łubińskim przeprowadziłem rozmowę operacyjną z ob. Lechem Wałęsą, byłym tw. ps. Bolek, aktualnie rozpracowywanym w sprawie krypt. Bolek. Rozmowa miała na celu podjęcie próby ponownego pozyskania L.W. do współpracy, względnie zneutralizowania jego negatywnej działalności w ramach tzw. Wolnych Związków Zawodowych...” – czytamy w „tajnej spec. znaczenia” notatce z 9 października 1978 r., której autorzy (mjr Czesław Wojtalik, zastępca naczelnika Wydziału III KWMO w Gdańsku, oraz mjr Ryszard Łubiński – zastępca szefa Wydziału III „A”) przyznają, że Wałęsa jest już dla bezpieki stracony. ¤¤¤ W „Plusach...” wypowiada się również główny bohater filmu. Spotkanie z nim (w przeddzień uroczystego wręczenia Wałęsie przez Kieresa świadectwa „pokrzywdzonego”) Braun wspomina tak: – Jeszcze w rozmowach telefonicznych z panią Marią Wałęsówną podkreślałem, jak bardzo zależy mi na tym, by moja ekipa miała czas niezbędny na przygotowanie się do zdjęć. Wyjaśniałem, że zależy mi, by miały charakter filmowy, dokumentalny, a nie „newsowy”. Tak, by nie uchybić panu prezydentowi formą ujęć, gdyby realizacja była zbyt pospieszna. I choć obiecano mi cały kwadrans na ustawienie planu, już minutę po wejściu do biura ekipa stała się obiektem napastowania – inaczej nie da się tego określić – ze strony samego pana prezydenta. Jeszcze przed włączeniem kamer wiedziałem, że mój rozmówca nie poświęci mi wiele czasu. Że z jakiegoś powodu dąży do zerwania wywiadu. A co miał do powiedzenia gospodarz, gdy wreszcie ustawiono aparaturę? Oto stenograficzny zapis fragmentów jego wypowiedzi – utrwalonych w „Plusach”: „Dla mnie to hańbą jest, że paru niepoważnych ludzi, którzy nie potrafili walczyć, którzy nie mają takich
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r. osiągnięć, zmusili mnie, człowieka, który oddał wszystko, postawił rodzinę i siebie i był gotów zginąć za walkę z komunizmem, że wymuszono na mnie tłumaczenie się, że wyszukano jakieś papiery przez bezpiekę robione”. Na ekranie widzimy, że Wałęsie zaczynają puszczać nerwy, gdy Braun usiłuje drążyć kwestię rozmów z rzeczoną bezpieką: „Przesłuchania, a nie rozmowy, w których odpowiadałem na pytania, bo w latach siedemdziesiątych nie było jasne, czy należy odpowiadać jako świadek, czy wezwany, czy nie. Więc mój błąd polegał na tym, że ja odpowiadałem, ale z premedytacją. Walcząc, a nie łamiąc się. Ja walczyłem na śmierć na życie z bezpieką. Dlatego też, jak pan widzi, nawet głos mam podniesiony, bo jestem wściekły, że ktoś mógł coś podobnego wymyślić”. Całkowicie traci panowanie nad sobą, kiedy rozmówca prosi go o ustosunkowanie się do dokumentów znalezionych w archiwach IPN-u. Wałęsa drze papiery, nie sprawdzając, co zawierają, a po chwili zrywa się z fotela i już spoza kadru słyszymy: „Zwijać żagle, nie ma was! Jak może śmieć spytać mnie, który pokonał komunizm. Jak może śmieć, jak może pytać mnie o takie rzeczy!?”. ¤¤¤ Braun nie zdążył już zapytać, jak to się stało, że gdy 4 czerwca 1992 r. pojawiła się w Sejmie „lista Macierewicza” zawierająca 66 nazwisk posłów, senatorów, przedstawicieli rządu oraz urzędu prezydenta, mających w przeszłości powiązania z SB, do Polskiej Agencji Prasowej trafiło nazajutrz oświadczenie Lecha Wałęsy: „Po przegranym strajku w 1970 r. przysięgałem Bogu i sobie, że będę walczył aż do zwycięstwa nad komunizmem. Byłem przywódcą strajku, próbowałem różnych możliwości i różnych sposobów walki. Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu 1970 r., podpisałem trzy albo cztery dokumenty”. Depeszę zdjęto z serwisu PAP kilka minut po opublikowaniu, bo okazało się, że w parlamencie rozpoczęła się właśnie bitwa – wygrana przez prezydenta Wałęsę – o obalenie rządu premiera Jana Olszewskiego... ¤¤¤ Czy „Plusy...” zostaną pokazane w dającej się przewidzieć przyszłości? Kogo jak kogo, ale braci Kaczyńskich na pewno takie materiały korcą. Telewizja zamówiła ekspertyzę prawną, z której wynika, że bomba jeszcze nie wybuchnie. „Emisja doprowadzi do naruszenia dóbr osobistych Lecha Wałęsy”, bo w filmie wypowiadają się osoby z nim skonfliktowane, a „jeśli nawet znalazła się w tym materiale wypowiedź Lecha Wałęsy, to wobec jego zdenerwowania nie jest ona wartościową wypowiedzią drugiej strony” – orzekła prof. Ewa Nowińska (prawnik oraz dyrektor Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego). ¤¤¤ Film – filmem, ale mamy też w redakcji stenogram poufnej rozmowy, podczas której Wałęsa wraca
wspomnieniami do składanych kiedyś podpisów. Rzecz dzieje się 14 listopada 1982 r. podczas jego spotkania z płk. Bolesławem Klisiem (szef Oddziału V Naczelnej Prokuratury Wojskowej) i płk. Hipolitem Starszakiem (dyrektor Biura Śledczego MSW). Ponieważ władze zapowiedziały już zwolnienie przywódcy „Solidarności” z internowania, pułkownicy chcieli mu jeszcze to i owo objaśnić: Wałęsa: – Z tym, żeby między nami nie było konfliktów, a więc sprawę stawiam jasno. Tak jak od 4 lat, nic nie podpisywałem, mimo... Starszak: – Ooo, parę podpisów widziałem. W.: – Nie, raczej nie. To znaczy jestem gotów podpisać się pod porozumieniami każdymi, wynegocjowanymi. Ale nie pod żadnym zobowiązaniem; żadnych druków nie podpisuję. S.: – Panie Lechu, jeszcze nie doszliśmy do tego etapu... ¤¤¤ Przypomnijmy głośną przed laty aferę: oto w okresie swojej prezydentury Wałęsa poprosił Urząd Ochrony Państwa o dostarczenie mu teczki „Bolka”, aby obejrzeć – jak to określa w rozmowie z Braunem – „papiery przez bezpiekę robione”. Dokumenty wróciły do UOP w kopercie z napisem: „Nie otwierać bez zgody prezydenta”. Gdy ów depozyt za czasów Aleksandra Kwaśniewskiego otwarto, okazało się, że brakuje kilkudziesięciu dokumentów. Wszczęte przez prokuraturę tajne śledztwo umorzono „ze względu na znikome niebezpieczeństwo społeczne czynu”. Cokolwiek by tam zginęło, „nie ma żadnego dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Lecha Wałęsy z byłą SB, jako tajnego współpracownika o pseudonimie Bolek, lub też poddawał w wątpliwość prawdziwość złożonego przez pana Lecha Wałęsę oświadczenia lustracyjnego. Materiał dowodowy, który został przez sąd w tej sprawie zgromadzony, pozwala na graniczące z pewnością stwierdzenie, że najprawdopodobniej materiały oryginalne nigdy nie istniały” – zawyrokował w sierpniu 2000 r. sędzia Paweł Rysiński, przewodniczący składu orzekającego lustrującego Lecha Wałęsy. Polska musi przecież mieć jakichś bohaterów... 1 sierpnia 2006 r. napisaliśmy do Lecha Wałęsy w sprawie „Plusów...”. W zakończeniu listu poprosiliśmy: „Panie Prezydencie, doceniamy i szanujemy Pańskie niekwestionowane zasługi dla Polski, dlatego też bardzo pragnęlibyśmy, aby zechciał Pan – nie obrażając się na formę pytania – odpowiedzieć: ¤ czy kiedykolwiek podpisał Pan PRL-owskim służbom specjalnym pokwitowanie odbioru pieniędzy lub poufny dokument o charakterze informacyjnym? ¤ Czy w latach 70. spotykał się Pan w gdańskim hotelu Jantar z jakimiś funkcjonariuszami państwowymi?”. Nie zechciał odpowiedzieć... DOMINIKA NAGEL
PATRZYMY IM NA RĘCE
NIE MA DZIUR, KOLEIN, ALE I... DRÓG
Wirtualne drogi Samorząd Legnicy najlepiej na świecie rozwiązał problem budowy i konserwacji dróg. Drogi kosztują tyle, co kreski na mapie. W ten sposób zaoszczędzono na ogrody dla biskupów. Drogi mogą zobaczyć turyści na planie miasta kupionym w kiosku. Zaś urzędnicy zmagają się z wirtualnymi drogami codziennie, gdyż są one na mapach geodezyjnych służących np. do tworzenia planów przestrzennego zagospodarowania albo mapach administracyjnych, które wykorzystuje Zarząd Dróg Miejskich. To chyba dlatego drogi wyglądają tam dużo lepiej niż w całym kraju, bo nie ma w nich dziur i kolein. Ale też... – Tam nic nie ma, nawet krawężników – przyznaje Andrzej Szymkowiak, dyrektor Zarządu Dróg Miejskich w Legnicy, opowiadając o części ulicy Masarskiej. Zgodnie z mapą, powinno się nią dojechać do kilku domów, ale naprawdę można tam dojść tylko na piechotę. Podobnych pułapek dla kierowców jest w Legnicy więcej. Jeżeli ktoś chciałby zgodnie z mapą skrócić sobie jazdę z ulicy Bydgoskiej na Poznańską przez Polkowicką, to zgodnie z mapą wjedzie, ale... na szczere pole. Podobnie jest w przypadku ulicy Sarniej, na której znajduje się pole uprawne. – A także na Bławatkowej czy Maków – dodaje dyrektor Szymkowiak. Ulica Prusa jest, ale tylko do skrzyżowania z ulicą Leszczyńską, bo zaraz potem także ginie w polu.
Ł
– Na Gołębiej nie ma ulicy, tam rosną tylko drzewa – przyznaje Jadwiga Zienkiewicz, zastępca prezydenta Legnicy. Dlatego ostatnio gospodarze miasta zlikwidowali ulicę Gołębią, choć i ona – jak inne – także na mapach figuruje. „Działka powyższa nie spełnia funkcji drogi publicznej, od kilkunastu lat w ogóle nie jest utrzymywana” – napisano w uzasadnieniu o jej likwidacji. Podobnie postępuje się w przypadku ul. Szarych Szeregów, która przebiegała przez ogromny plac, gdzie stoi supermarket. Łącznie w Legnicy jest ponad pięćdziesiąt kilometrów dróg, które uwzględniono na oficjalnych mapach, a które w rzeczywistości w ogóle nie istnieją! 76 ulic to jedynie (w najlepszym wypadku) ubite klepiska! Władza narzeka i śmieje się (gratulujemy poczucia humoru...), że to spadek po PRL-u, bo to właśnie wtedy wyznaczano ulice, nazywano je, ale do dziś nie są zbudowane. Jednak bardziej spostrzegawczy zauważają, że nowa władza potrafi tylko drogi likwidować, choćby były wirtualne, a nowych też wcale nie buduje. A jeśli już coś robi, to woli wydawać pieniądze na trawniki albo chodniki, a najlepiej dla kurii biskupiej. Właśnie władze Legnicy postanowiły wydać blisko milion złotych z pieniędzy podatników na upiększanie placu przed siedzibą legnickiej kurii biskupiej i kościołem katedralnym. Trwa również specjalny „remont kościelnych” terenów, choć tego nie wymagają.
owicki biskup pomocniczy poręczył 300-tysięczny kredyt dla jednego z proboszczów, a ten zniknął z kasą, bo teraz Kościół to mu lotto. Wraz z upływem czasu poznajemy coraz więcej szczegółów dotyczących ucieczki z kraju 65-letniego ks. Franciszka Augustyńskiego – proboszcza parafii Świętego Ducha w Łowiczu. Pisaliśmy o tym skandalu w „FiM” 22/2006, sugerując już kilka miesięcy temu, że powodem zniknięcia sutannowego były pieniądze, a być może także niekonwencjonalne upodobania seksualne. W łowickiej kurii nikt wówczas nie chciał potwierdzić naszych przypuszczeń. Ksiądz Augustyński zniknął 17 marca br. Prawdopodobnie wyjechał do któregoś z zachodnich krajów (według naszych ustaleń – do Anglii). Na lotnisku Okęcie odnaleziono jego samochód. Z parafialnej kasy znikły wszystkie pieniądze (proboszcz zbierał kasę na odrestaurowanie jednego z ołtarzy, a parafianie nie szczędzili grosza). Teraz okazało się, że ks. Augustyński w jednym z banków wziął kredyt wysokości 300 tys. zł, poręczony przez
7
Tam właśnie wymiana drzew pięknych na piękniejsze, zielonych trawników na bardziej zielone oraz chodników prostych na jeszcze prostsze pochłonie około 700 tysięcy złotych. Na przykład za blisko 400 tysięcy złotych przed oknami duszpasterzy posadzi się magnolie, wrzosy, rododendrony, oczary (krzewy), bo... – Jesiony, które tam rosną, nie pasują do tego miejsca, gryzą się estetycznie – uważa Ludmiła Kubicka-Sopel, dyrektor wydziału infrastruktury Urzędu Miasta Legnicy, realizująca „zielono-czarne inwestycje”. Tymczasem na założenie i pielęgnację trawników na terenach „świeckich” Legnicy trzeba ponad 3 miliony złotych rocznie (których nie ma), bowiem tereny pokryte roślinnością, czyli dzikimi trawami i drzewami, zajmują prawie 370 hektarów. I są niemal wszędzie. – Gdziekolwiek pan spojrzy, tam widać takie obszary – przyznaje Ludmiła Kubicka-Sopel. Urząd Miasta przekazał także 100 tysięcy zł na remont organów w kościele katedralnym. Nie żałuje pieniędzy na organizację obchodów Roku Jana Pawła II, który trwa w mieście. Koncerty, wystawy, publikacje – to wszystko kosztuje, ale nawet Tadeusz Krzakowski, prezydent miasta, nie chce albo nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, ile w sumie kosztują budżet miasta papieskie obchody. Odpowiedzi na to pytanie nie uzyskał nawet legnicki radny Robert Kozaczek. – To dziwne i niepokojące. Jestem przecież zobowiązany przez moich wyborców do dbania o ich podatki – mówi radny Kozaczek. – Nie wiem, co mam zrobić, żeby dowiedzieć się, ile kosztuje miasto to przedsięwzięcie. My wiemy – pisz pan na Berdyczów. KOW
samego Józefa Zawitkowskiego – biskupa pomocniczego łowickiej kurii. Tak wysoki kredyt był wzięty pod zastaw... łowickiej świątyni. Po ucieczce proboszcza parafii Świętego Ducha pieniądze musiała zwrócić łowicka kuria. Zgodnie z kościelnymi przepisami, bp Zawitkowski nie miał prawa udzielać poręczenia – mógł to zrobić jedynie biskup ordynariusz i to po zasięgnięciu opinii m.in. diecezjalnej rady ekonomicznej (Kościół jest w sprawie pieniędzy bardzo ostrożny). Biskup Zawitkowski żałuje swojej decyzji i wyjaśnia, że poręczył kredyt, gdyż parafia prowadziła szeroko zakrojone prace remontowe. Prokuratura dopiero pod presją mediów wszczęła śledztwo w sprawie kradzieży pieniędzy i zaginięcia kapłana. Zdaniem ks. kan. Stanisława Plichty, kanclerza łowickiej kurii, przez kilka miesięcy była to „wewnętrzna sprawa Kościoła”. Pewnie tak, bo duchownym koło tyłków lata fakt, że skradzione pieniądze w przeważającej części pochodziły od parafian. Przed kilku laty w łowickiej kurii milczeniem skwitowano także podobnie tajemnicze zniknięcie ekonoma diecezjalnego – ks. Krzysztofa Malczyka. RP
Biskup w jajo zrobiony
8
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Bomba zegarowa Znana toruńska firma Metron (producent aparatury pomiarowej) stoi na skraju upadłości. Los jej 800 pracowników zależy od ułożenia się z największym wierzycielem, czyli Skarbem Państwa. Ten zaproponował, że w zamian za długi spółki, obejmie w niej większościowe udziały. Propozycja nosi cechy oszustwa. W dokumentacji wewnętrznej Metronu, ściśle chronionej przed osobami niepowołanymi, znajduje się „Notatka służbowa nr 4/2006”. Oto jej fragment: „Spotkanie dotyczyło informacji posiadanych przez Tomasza P(...) związanych z toczącym się postępowaniem układowym, a w szczególności stanowiska Ministerstwa Skarbu Państwa na Zgromadzeniu Wierzycieli w dniu 20 lutego. Na samym początku T.P. stwierdził, że ma związki ze służbami specjalnymi... [dalej w oryginale charakterystyka tych „związków”, którą – na razie – zachowujemy do wiadomości redakcji]. Informacje pozyskał od znajomych w Warszawie, będących byłymi lub aktualnymi pracownikami służb specjalnych (w rozmowie podkreślał, że niektórzy »spadli«, tzn. stracili pracę). Z informacji tych wynika, że schemat działań względem METRONU ma być następujący: 1. Skarb Państwa dokonuje konwersji wierzytelności na udziały, 2. następnie ujawnia, że został wprowadzony w błąd i sprzedaje [za bezcen] swoje udziały, by nie ponosić dalszych strat. W rozmowach prowadzonych w czasie różnych spotkań towarzyskich informowano T.P., że jest to »zasługą« APATORA, za którym stoją pieniądze [Jana] Kulczyka (...)” – odnotował 27 lutego 2006 r. Leszek Pilarski, prezes zarządu toruńskiej firmy, tuż po spotkaniu z byłym dyrektorem jej oddziału. Bajki? A może spiskowa teoria dziejów? Przekonajmy się... ¤¤¤ Metron to największy w Polsce producent wodomierzy (ok. 75 proc. udziału w krajowym rynku), czołowy – w produkcji nowoczesnej aparatury do pomiarów zużycia gazu, energii i czasu, oraz jeden z największych pracodawców w regionie, zatrudniający – wraz ze spółkami zależnymi – ok. 800 pracowników. Firma ma status tzw. spółki pracowniczej. 1 stycznia 2001 r. państwo przekazało jej swoje mienie (wraz z 15,8 mln zł długów) w 10-letni leasing.
W umowie prywatyzacyjnej zapisano konieczność utrzymania stanu zatrudnienia oraz nakładów inwestycyjnych (27 mln zł w okresie 5 lat). Apator SA jest spółką giełdową o podobnym rodowodzie. Zatrudnia ok. 500 osób, działa na rynku aparatury łącznikowej i pomiarowej, głównie dla górnictwa oraz energetyki. Firmą prywatną stała się w 1992 r. po przekształceniu przedsiębiorstwa państwowego w spółkę akcyjną. Rok później otrzymała od Skarbu Państwa mienie do odpłatnego korzysta-
w „gabinecie cieni” Platformy Obywatelskiej) i od wielu lat ogromną chrapkę na Metron: nieoficjalnie wiadomo, że już w drugiej połowie lat 90. skonstruował zręby tajnego planu przejęcia sąsiada, oficjalnie zaś dał temu wyraz 25 września 2003 r., formułując list intencyjny adresowany do zarządu i rady nadzorczej Metronu z propozycją wykupienia ich firmy. ¤¤¤ Tuż po oddaniu Metronu we władanie pracowników państwo zrobiło im wyjątkowo brzydki kawał:
nia, a w 1996 r. – po uregulowaniu wszystkich zobowiązań finansowych – użytkowany majątek stał się jej niepodzielną własnością. Apator ma pieniądze, naturalną w tej sytuacji sympatię lokalnych polityków (szczególnie Jana Wyrowińskiego – ministra skarbu
l sierpień 2001 r. – minister finansów, bez jakichkolwiek konsultacji z producentami, podnosi tzw. opłaty legalizacyjne: wodomierzy o prawie 300 proc. (nowa opłata stanowiła ok. 20 proc. kosztu wytworzenia produktu, co musiał ponosić producent) oraz liczników
gazu i energii o 200 proc. (ok. 4 proc. udziału w kosztach); l spośród wszystkich polskich producentów aparatury pomiarowej wzrost haraczu najboleśniej odczuwa Metron: podwyżka opłat legalizacyjnych kosztuje ich w latach 2001–2004 ok. 13 mln zł, co przy ówczesnym wyhamowaniu koniunktury w budownictwie (główny rynek zbytu firmowych produktów) wywołuje lawinę kłopotów; l na pogarszającą się sytuację finansową firmy błyskawicznie reagują współpracujące z nią banki, żądając „twardszych zabezpieczeń” kredytów (największą aktywność wykazuje Bank Handlowy, którego regionalnym Oddziałem w Bydgoszczy kieruje Mariusz Tokarski, były przewodniczący rady nadzorczej Apatora); l w styczniu 2003 r. Metron występuje do Ministerstwa Skarbu Państwa o zgodę na ustanowienie żądanych przez banki zabezpieczeń na leasingowanym majątku. Odmowa pociąga za sobą wypowiedzenie niemal wszystkich umów kredytowych. Dodajmy, że honorowo przez spółkę spłacanych (z 20,2 mln zł na początku 2003 r., pozostało 7,1 mln zł na koniec 2005 r.) – mimo obciążeń programu inwestycyjnego zapisanego w umowie prywatyzacyjnej z państwem (z umówionych 27 mln zł, wykonano 32,3 mln zł) i kosztów dotrzymania słowa w kwestii niezmiennego stanu zatrudnienia; l gdy w 2004 r. Metron leży już „na łopatkach”, państwo obniża opłaty legalizacyjne na podstawowy produkt tej firmy o... 900 procent! Ot, tak po prostu uznaje, że symboliczna złotówka (zamiast obowiązujących dotychczas 9 zł) będzie w sam raz. ¤¤¤ Co może zrobić firma obezwładniona długami, żeby przeżyć? Ratunkiem jest tzw. postępowanie układowe, polegające na próbie dogadania się z wierzycielami w sprawie ewentualnego umorzenia części należności
bądź przesunięcia terminu ich spłaty. Wszczęcie procedury zatrzymuje narastanie dławiących odsetek (niejednokrotnie przewyższających wartość zobowiązania głównego), a pertraktacje i bieżące funkcjonowanie przedsiębiorstwa odbywają się pod kontrolą sądu, który powołuje w tym celu specjalnego „nadzorcę sądowego”. l 17 stycznia 2003 r. Metron występuje do Sądu Rejonowego w Toruniu o otwarcie postępowania układowego w sprawie wierzytelności przekraczających już 41 mln zł, z czego ok. 56 proc. stanowił dług wobec Skarbu Państwa z tytułu rat leasingowych. Spółka proponuje umorzenie wszelkich należności ubocznych (odsetki i koszty procesu) i spłatę pozostałych długów przez 6 lat w równych kwartalnych ratach, a w przypadku kilkuset drobnych wierzycieli (do 5 tys. zł) – w ciągu roku; l niespełna miesiąc później sąd wydaje formalne postanowienie otwierające postępowanie układowe oraz wyznacza sędziego komisarza Mariusza Trelę i „nadzorcę” w osobie radcy prawnego Krzysztofa Nasarzewskiego; l rozpoczyna się widowisko artystyczne, w którego rolach głównych wystąpią ponadto: Waldemar Szczepański – dyrektor Delegatury Ministra Skarbu Państwa (czyli Wojciecha Jasińskiego) w Toruniu; Piotr Rozwadowski – do niedawna podsekretarz stanu w MSP; szefowie Metronu z prezesem Leszkiem Pilarskim, a w epizodach – właściciele Apatora, były premier Kazimierz Marcinkiewicz i kilku ważnych ministrów ze Zbigniewem Wassermannem i Zbigniewem Ziobrą na czele. ¤¤¤ Pierwsze spotkanie wierzycieli Metronu sąd wyznaczył na 20 lutego 2006 r. Dlaczego tak późno? Bo państwo – największy wierzyciel Metronu – robiło wszystko, zarówno poprzez centralę Ministerstwa Skarbu w Warszawie, jak i szefa jej delegatury
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r. w Toruniu, żeby tylko nie podjąć z dłużnikiem merytorycznych pertraktacji na temat propozycji układowych. A gdy wreszcie 20 lutego swoje stanowisko przedstawiło (zgromadzenie wierzycieli nie mogło w tym dniu głosować w sprawie układu ze względu na brak quorum), okazało się ono... sprzeczne z prawem. Wpadła nam oto w ręce poufna korespondencja renomowanej warszawskiej Kancelarii Prawnej Chałas i Wspólnicy – z podsekretarzem Rozwadowskim, odpowiedzialnym w resorcie za nadzór nad terenowymi Delegaturami Ministra Skarbu Państwa. W dokumentach czytamy, że 24 marca 2006 r. Rozwadowski poprosił Kancelarię o bezstronną ocenę sprawy Metronu, a cztery dni później mecenas Jarosław Chałas – niekwestionowany ekspert w dziedzinie prawa gospodarczego – alarmował ministrowi: „(...) Dyrektor Delegatury dr Waldemar Szczepański w trakcie przedmiotowego Zgromadzenia Wierzycieli podniósł kwestię, iż Skarb Państwa zaakceptowałby propozycje układowe (...), gdyby zostały zmodyfikowane w ten sposób, że spłata zobowiązań nastąpiłaby w drodze konwersji wierzytelności na udziały w spółce. W tym momencie sprawa zawarcia układu staje się nierealna. Wynika to nie z faktu, że po stronie spółki istnieje jakikolwiek opór wobec takiego rozwiązania skutkującego de facto denacjonalizacją spółki, ale wobec faktu, iż na gruncie poprzednio obowiązującego prawa (postępowanie w sprawie Metronu toczy się na gruncie przepisów obowiązujących przed 1 października 2003 r., kiedy to weszła w życie nowa ustawa Prawo upadłościowe i naprawcze – dop. red.), taka propozycja układowa jest niedopuszczalna, a zatem sprzeczna z prawem, i w związku z tym Sędzia Komisarz zmuszony byłby ją podważyć”. Czyżby chodziło o realizację scenariusza (błąd prawny) ujawnionego wcześniej Pilarskiemu przez „związanego ze służbami specjalnymi” Tomasza P.? Przedstawiony w dalszej części listu Chałasa poziom funkcjonowania specjalistów od zarządzania majątkiem narodowym jest po prostu druzgocący: „W trakcie dzisiejszego spotkania stwierdziłem, iż Pan Dyrektor [Waldemar Szymański] nie ma na dziś żadnej koncepcji ani też, jak stwierdził, żadnych wytycznych ze strony swojego przełożonego co do tego, jakie są ewentualne oczekiwania Skarbu Państwa (możliwe do spełnienia przez spółkę Metron) warunkujące pozytywne głosowanie za układem (...). Dzisiejsze spotkanie potwierdza jednoznacznie, że jedynie interwencja Pana Ministra w tej sprawie spowoduje, iż układ albo stanie się realny, albo (przynajmniej nie w sposób przemyślany) nie dojdzie do skutku”. Na kończącą list sugestię osobistego spotkania minister Rozwadowski nie odpowiedział... Zaniepokojony prawnik zwrócił się więc 12 kwietnia do ministra od
sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Przedstawił raz jeszcze swoje spostrzeżenia i zaapelował: „Nie udało mi się spotkać z Panem Ministrem Rozwadowskim, który nadzoruje ten temat, a wydaje mi się to nader istotne (...), by działania Delegatury nie były opierane na sprzecznych z prawem propozycjach. Prosząc zatem o jakąkolwiek interwencję w sprawie, pozostaję z wyrazami szacunku...”. Nie pomogło. 25 kwietnia 2006 r. zebrało się quorum wierzycieli Metronu. W głosowaniu nad układem udział wzięły 183 osoby. 177 opowiedziało się „za”, sześć było przeciwnych. Przeliczając głosy na reprezentowany kapitał: 10,5 mln zł akceptowało propozycje Metronu, 23,6 mln zł (w tym 21,6 mln zł należących do Skarbu Państwa mającego decydujący wpływ na odrzucenie układu) wybrało opcję upadłości spółki. Sędzia Trela poinformował Zgromadzenie Wierzycieli, że układ nie doszedł do skutku, postępowanie układowe zostaje umorzone, a na Metronie ciąży obowiązek zgłoszenia wniosku o upadłość spółki. A 11 maja, odpowiadając w Sejmie na pytania posłów, minister Rozwadowski kłamał (cyt. ze stenogramu posiedzenia): „Dlaczego Skarb Państwa głosował przeciwko układowi, na szkodę większości wierzycieli? (...). Złożyliśmy nowe propozycje układowe. Te propozycje spro-
A TO POLSKA WŁAŚNIE
W
Szczecinie zaczął się proces o danie największej łapówy po 1989 roku. Jest się czego sromać i jest co ukrywać, bo zalatuje kantami kaczyńskiej „prawej” prawicy aż miło. Oskarżeni w tym procesie faceci byli w przeszłości miejskimi prominentami. Cieszyli się szczególnymi względami kleru. Biskupi diece-
Akcyjną „Bryza” – firmę utworzoną tylko po to, by zgarnąć nienależny szmal. Jak to u kaczystów... Głównym oskarżonym o przekazanie radnym 13 milionów złotych łapówki jest Ryszard M. – szczeciński biznesmen, właściciel targowisk przygranicznych na granicy z Niemcami (obecnie mieszka w swej rezydencji w Malibu, w USA). Inny oskarżony to Janusz W., rad-
Największa łapówka transformacji! zjalni niemal na wyścigi wymachiwali kropidłami, błogosławiąc im interesy. Ekscelencjom nic za to przecież nie grozi, a kasa była przyzwoita. Ale teraz ich podręczni sponsorzy mogą trafić na długi czas pod opiekę więziennych kapelanów. Na ławie oskarżonych siedzi 14 osób ściśle powiązanych z pierwszą partią braci Kaczyńskich – Porozumieniem Centrum. To prominentni szczecińscy radni i członkowie prawicowych władz Szczecina z lat 90. Proces jest zwieńczeniem trwającego wiele lat śledztwa w sprawie afery Spółdzielni Mieszkaniowej „Bryza”, przekształconej następnie w Spółkę
ny. Był prezesem podwójnym – SM „Bryza” i „Bryzy” SA. Obok niego Krzysztof T. – też prawicowy radny, niezwykle aktywny w komisji budownictwa i planu zagospodarowania przestrzennego Szczecina. Obaj panowie – zdaniem prokuratury – przyjęli owe 13 mln zł „wziątki”. Od kogo? To nieco dłuższa historia... Spółdzielnia Mieszkaniowa „Bryza” w 1995 r. kupiła od miasta (bezprzetargowo) za 6,5 mln zł 10 hektarów gruntów. Był jednak przy tej bezprzetargowej transakcji warunek, że „Bryza” zbuduje osiedle mieszkaniowe... Ale 2 lata później Spółdzielnia powołała „Bryzę”
9
SA i przekazała jej owe grunty, a spółka natychmiast sprzedała je za 16,5 mln zł (10 mln zysku) francuskim handlowcom pod budowę hipermarketów Géant i Castorama. Stojący za tą transakcją biznesmen Ryszard M. – wedle prokuratury – jeszcze tego samego dnia dostał od francuskich biznesmenów 30 milionów złotych za... inną nieruchomość – grunty rolne, które do dziś leżą odłogiem. To była prawdziwa zapłata za działki pod hipermarkety – twierdzi oskarżyciel publiczny. Prokuratura uważa, że zarząd miasta – za namową radnych Janusza W. oraz Krzysztofa T. – nagle przestał być rygorystyczny i... zmienił w planie zagospodarowania przestrzennego przeznaczenie gruntów – zamiast budownictwa mieszkaniowego wpisano tam cele komercyjne. W związku z tym akt oskarżenia zarzuca członkom ówczesnego zarządu miasta nadużycie uprawnień. Zarzut taki prokuratura przedstawiła m.in. Piotrowi M., architektowi, wiceprezydentowi Szczecina w latach 1991–1998 (potem był ministrem mieszkalnictwa w rządzie AWS Jerzego Buzka). Zapowiada się długi proces – same opinie biegłych to cztery tomy akt, a wszystkich jest 30. Sąd przesłucha 180 świadków. Czy niezawisłemu sądowi wystarczy determinacji, by udowodnić winę dawnym konfratrom z obecnie rządzącego krajem układu spod znaku PiS? Pożyjemy, zobaczymy, napiszemy... WJ
Morderstwo na sobie Piotr Rozwadowski
wadzały się do konwersji wierzytelności na akcje Metronu (...). Skoro nie było zgody na takie rozwiązanie, głosowaliśmy przeciwko układowi”. ¤¤¤ Czy to już koniec Metronu? Niekoniecznie, gdyż państwo raz jeszcze pokazało swoją niekompetencję, zapominając wyposażyć dyr. Szczepańskiego w odpowiednie pełnomocnictwa do głosowanie „przeciw” podczas Zgromadzenia Wierzycieli, co zostało podniesione przez prawników spółki w zażaleniu na postanowienie o umorzeniu postępowania układowego. O tym i o toczących się za kulisami grach z udziałem sędziego Treli, nadzorcy Nasarzewskiego, Apatora, związkowców, ludzi usiłujących wywołać niedawno strajk w Metronie... – napiszemy już za tydzień. Wyjaśnimy też, o jakie pieniądze (i dla kogo) tak naprawdę chodzi. ANNA TARCZYŃSKA
W muzeum po dawnym obozie koncentracyjnym Gross-Rosen w Rogoźnicy na Dolnym Śląsku młodzież uczy się nie tylko o eksterminacji Żydów i innych narodów, ale także o... eutanazji. Czy to skandal, czy nowa naukowa metoda? Dlaczego, skąd taki pomysł? Wszystko jest właśnie sprawdzane. Na razie wiadomo, że w muzeum na terenie byłego obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, zbudowanego w czasie II wojny światowej w Rogoźnicy na Dolnym Śląsku, jeden z wykładowców (nauczyciel historii i katecheta) zorganizował dla młodych ludzi „warsztaty na
P
recedensowy proces rozpoczął się na Dolnym Śląsku. Legnicka jednostka wojskowa została pozwana do sądu. Pracownicy cywilni, a także żołnierze 11. Batalionu Radioelektronicznego stacjonującego w mieście domagają się wypłaty z kasy jednostki ponad 70 tysięcy złotych. O swoje pieniądze jako pierwsi wystąpili Jan N., Kazimierz Ś. i Ryszard B. Gotówka jest dla nich szczególnie cenna, bo... „zginęła” z Koleżeńskiej Kasy Oszczędnościowo-Pożyczkowej.
temat eutanazji”, a potem pochwalił się swoimi osiągnięciami na łamach miesięcznika, który ukazuje się na Dolnym Śląsku („Oblicza edukacji” nr 2 z kwietnia 2006 roku). Jolanta Szwedowska – wicedyrektor Dolnośląskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Informacji Pedagogicznej we Wrocławiu i współorganizator zajęć dla młodzieży w obozowym muzeum – jest zdziwiona, zaskoczona i zbulwersowana tym faktem. – Wystosowaliśmy pismo do Janusza Barszcza, dyrektora Muzeum KL Gross-Rosen, z prośbą o wyjaśnienie sprawy – mówi Szwedowska. Jolanta Szwedowska podkreśla, że ma nadzieję, iż doszło do pomyłki, nieporozumienia, głupiego błędu... KOW
Morale w jednostce nie jest najlepsze od momentu ujawnienia afery. Nie tylko dlatego, że wiele osób straciło nawet po kilka tysięcy, ale także ze względów etycznych i ho-
pieniądze, ale ich nie księgowała. Oskarżona przyznała się do winy, ale odmówiła składania zeznań. Zgodziła się też na dobrowolne poddanie karze. Kiedy jednak jej sprawa znalazła się w Sądzie Rejonowym w Legnicy, Wanda L. wycofała się ze swojego stanowiska i zażądała przeprowadzenia procesu. W trakcie jednej z rozpraw nie przyznała się do winy. Co więcej, oświadczyła, że gdy objęła funkcję księgowej w 1998 roku, w kasie już były nieprawidłowości w dokumentacji. WAL
Wojsko pod sąd norowych, gdyż to pierwsza w historii jednostki tak wstydliwa sprawa. W wyniku śledztwa Prokuratura Rejonowa w Legnicy zarzuciła księgowej, która obsługiwała kasę, iż przywłaszczyła sobie 27 320 złotych. Wanda L. miała pobierać
10
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
PORADY PRAWNE
D
wadzieścia trzy lata temu zmarł mój ojciec. Nie pozostawił żadnego testamentu, a matka, która jest w podeszłym wieku, do dziś nie przepisała na siebie majątku. Młodsze rodzeństwo przebywa na stałe za granicą i nie utrzymujemy kontaktów. Czy należy mi się zachowek? Jak to załatwić? Ja i mama mieszkamy w różnych województwach. (Aniela N., Wołów) Skoro ojciec nie wyraził swojej ostatniej woli w testamencie, to Pani, Pani mama oraz reszta rodzeństwa dziedziczycie po ojcu na mocy ustawy. W tej sytuacji należałoby przeprowadzić przed sądem właściwym ze względu na ostatnie miejsce zamieszkania ojca, postępowanie spadkowe po ojcu, którego uczestnikami powinni być wszyscy spadkobiercy ustawowi. Jeśli rodzeństwo mieszka za granicą i nie zna Pani ich adresów, to konieczne będzie powołanie kuratora dla osób nieobecnych, który będzie reprezentował te osoby przed sądem. Co do zasady, dzieci oraz małżo-
uzyskaną z niej ceną. Biorąc pod uwagę fakt, iż wiązałoby się to z koniecznością zwrotu pełnej kwoty waloryzowanego odszkodowania, warto wcześniej zbadać, w jakim stanie nieruchomość obecnie się znajduje i czy jej cena rynkowa nie będzie np. niższa lub równa wysokości odszkodowania. Oczywiście, jeżeli ostatecznie wystąpi Pan sam o zwrot udziału w nieruchomości, to także będzie Pan mógł tym udziałem swobodnie rozporządzać (podstawa prawna: Ustawa z 21.08.1997 r. o gospodarce nieruchomościami, DzU z 2004 r., nr 261 poz. 2603). ¤¤¤ Mam córkę, która urodziła się z porażeniem mózgowym. Ma II grupę inwalidzką i otrzymuje rentę socjalną w kwocie 412 zł + 144 zł dodatku. Opieka nad córką spadła całkowicie na mnie z powodu obłożnie chorej żony, która od kilku lat jest sparaliżowana. Żona ma I grupę inwalidzką i otrzymuje rentę rolniczą wraz z dodatkiem pielęgnacyjnym – 144 zł. Ja mam 72 lata, cho-
o świadczeniach rodzinnych z 28.11.2003 r., DzU 03.228.2255; Ustawa z 12.03.2004 r. o pomocy społecznej, DzU 2002.64.593). ¤¤¤ Jestem bezrobotny, bez prawa do zasiłku, zarejestrowany w Urzędzie Pracy. Żona jest bezrobotna, ale wyrejestrowała się z PUP i wyjechała za granicę, gdzie pracuje na czarno, więc oficjalnie nie ma żadnego dochodu. Kiedy starałem się o dodatek mieszkaniowy, kazano mi wpisać na formularzu dochód żony. Podobno jeśli tego nie uczynię, to mogę mieć problemy z uzyskaniem tego dodatku. Poradzono mi więc, abym nie wpisywał żony w skład członków rodziny, ale przecież nie jesteśmy po rozwodzie. Co robić? Dlaczego składkę zdrowotną, jaką przekazuje UP na leczenie bezrobotnego, wlicza się do dochodu rodziny? (Jacek W. z Podlasia) Z ustawy wynika, że dodatek mieszkaniowy przysługuje w sytuacji, gdy średni miesięczny dochód na jednego członka kil-
Porady prawne nek spadkodawcy dziedziczą w częściach równych. W każdym przypadku małżonkowi nie może przypadać mniej niż 1/4 spadku, zaś reszta przypada na dzieci w częściach równych. Nie jestem w stanie wskazać, jaki jest Pani udział spadkowy po ojcu, ponieważ nie pisze Pani, ile ma Pani rodzeństwa. Nadto, jeżeli majątek, o którym Pani wspomina, został nabyty w trakcie trwania wspólności majątkowej małżeńskiej, to Pani mama jest właścicielką połowy tego majątku, a druga połowa wchodzi w skład masy spadkowej po ojcu. Na podstawie postanowienia sądu stwierdzającego nabycie spadku po ojcu, będzie Pani mogła żądać wpisania Pani oraz Pani mamy do księgi wieczystej jako współwłaścicielek nieruchomości wchodzących w skład spadku po ojcu (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93). ¤¤¤ Jest nas czterech spadkobierców. Nieruchomość spadkodawcy uprzednio została wywłaszczona na cele społeczne, które nie zostały zrealizowane. Czy istnieje realna możliwość odzyskania tej nieruchomości? Czy jako jeden ze spadkobierców mogę dochodzić odzyskania należnej mi części w formie finansowej? (Henryk M., Biała Podlaska) Skoro nieruchomość została wywłaszczona na cele społeczne, to musiało to nastąpić za odszkodowaniem pieniężnym. Żądanie zwrotu wywłaszczonej nieruchomości będzie wiązało się z koniecznością zwrotu waloryzowanej kwoty otrzymanego odszkodowania. Jako jeden ze spadkobierców ma Pan możliwość ubiegania się o zwrot części wywłaszczonej nieruchomości, odpowiadającej wartości przysługującego Panu udziału w spadku. Wówczas będzie Pan musiał zwrócić odpowiednią część odszkodowania. W ten sposób może Pan stać się współwłaścicielem wywłaszczonej nieruchomości. Nie może Pan natomiast żądać ekwiwalentu pieniężnego, ponieważ Pana poprzednik prawny otrzymał już raz odszkodowanie w zamian za wywłaszczenie i w tej sytuacji, skoro musiałby Pan je oddać, to obie kwoty pieniężne wzajemnie by się potrącały. Z pewnością gra byłaby warta świeczki, gdyby o zwrot wystąpili wszyscy spadkobiercy. Odzyskując prawo własności, moglibyście tę nieruchomość sprzedać i podzielić się
re serce, emeryturę pracowniczą i nikogo do pomocy. Czy córce przysługuje I grupa inwalidzka i jakie wiążą się z tym przywileje? Czy należy mi się świadczenie z ZUS-u za sprawowanie opieki nad dwiema osobami? Na jaką pomoc Państwa mogę liczyć? (Józef H., Albigowa k. Łańcuta) Córce Pana została przyznana stała renta socjalna, ponieważ spełniła warunki do jej otrzymania, tzn. jest trwale i całkowicie niezdolna do pracy. Wysokość renty socjalnej wynosi 84 proc. kwoty najniższej renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy określonej w ustawie o emeryturach i rentach. Kwota renty socjalnej nie zmieni się więc, nawet jeśli córka będzie miała orzeczoną I (a nie jak dotąd II) grupę inwalidzką. Określenie stopnia inwalidztwa córki należy do oceny lekarza orzecznika i jeżeli Pana zdaniem choroba córki postępuje, to powinien Pan zażądać zbadania córki przez komisję lekarską. Orzeczenie I grupy nie wpłynie wprawdzie na wysokość otrzymywanych przez córkę świadczeń od Państwa, ale wiąże się z rozmaitymi przywilejami w codziennym życiu, np. bezpłatnymi bądź zniżkowymi przejazdami komunikacją publiczną. Świadczenie pielęgnacyjne przysługuje w związku z rezygnacją z zatrudnienia lub innej pracy zarobkowej, spowodowaną koniecznością opieki nad dzieckiem legitymującym się znacznym stopniem niepełnosprawności, jeżeli potrzebuje ono stałej i długotrwałej opieki. Świadczenie to można otrzymać, gdy dochód rodziny w przeliczeniu na jedną osobę nie przekracza kwoty 583 zł. Niestety, świadczenia pielęgnacyjne nie przysługują w sytuacji, gdy osoba sprawująca opiekę ma tak jak Pan ustalone prawo do emerytury lub renty. Być może powinien Pan zwrócić się do Miejskiego Ośrodka Pomocy – np. o zasiłek okresowy, który przyznawany jest w szczególności ze względu na długotrwałą chorobę, niepełnosprawność czy bezrobocie. Ustawa przewiduje m.in. także zasiłek celowy, który służy pokryciu kosztów zakupu leków, żywności itp. Istnieje również szereg innych form pomocy społecznej, m.in. także usługi opiekuńcze. Szczegółowe informacje uzyska Pan w najbliższym MOPS-ie (podstawa prawna: Ustawa z 27.06.2003 r. o rencie socjalnej, DzU 03.135.1268; Ustawa
kuosobowego gospodarstwa domowego w okresie ostatnich 3 miesięcy przed złożeniem wniosku nie przekracza 125 proc. kwoty najniższej emerytury. Wydaje się, że jeśli żona wyjechała nawet na kilka miesięcy za granicę, to może Pan ją wpisać jako członka gospodarstwa domowego. Ma to istotne znaczenie, ponieważ jeżeli lokal przekracza określoną powierzchnię na 1 osobę, to wówczas dodatek mieszkaniowy nie przysługuje. Proszę nie zapominać, że dodatek mieszkaniowy przyznawany jest tylko
na okres 6 miesięcy. Przypuszczam, że wymóg wskazania dochodów odnosi się wyłącznie do zarobków udokumentowanych. Skoro żona pracuje na czarno, to nie będzie Pan w stanie tych dochodów udowodnić. Z drugiej strony, wójt, burmistrz lub prezydent mają prawo przeprowadzić wywiad środowiskowy. Jeżeli ustalą, że występuje rażąca dysproporcja pomiędzy niskimi dochodami wykazanymi w złożonej deklaracji, a Pana faktycznym stanem majątkowym, wskazującym, że jest Pan w stanie uiszczać wydatki związane z zajmowaniem lokalu, to wówczas odmówią Panu przyznania dodatku mieszkaniowego. Warto wiedzieć również o tym, że za podanie fałszywych informacji we wskazanej powyżej deklaracji majątkowej grozi odpowiedzialność karna. Proszę więc wszystko dokładnie rozważyć, zanim zdecyduje się Pan ubiegać o dodatek mieszkaniowy. Zgodnie z ustawą o dodatkach mieszkaniowych, za dochód uważa się wszelkie przychody po odliczeniu kosztów ich uzyskania oraz po odliczeniu składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe oraz na ubezpieczenie chorobowe, określonych w przepisach o systemie ubezpieczeń społecznych,
chyba że zostały już zaliczone do kosztów uzyskania przychodu. Oznacza to, że uiszczana na Pana rzecz przez Urząd Pracy składka na ubezpieczenie zdrowotne nie powinna być wliczana do dochodu rodziny (podstawa prawna: Ustawa z 21.06.2001 roku o dodatkach mieszkaniowych, DzU 2001.71.734). ¤¤¤ Jestem osobą niewierzącą i chcę, aby po śmierci moje prochy zostały rozsypane do morza. Jak to załatwić? Jak zabezpieczyć się przed tym, aby dzieci postąpiły zgodnie z moją wolą? Mieszkamy w małej miejscowości i obawiam się, że dzieci mogą ulec presji krewnych i znajomych. (Apolonia A., Pępowo) Jeżeli nie życzy sobie Pani pogrzebu kościelnego i chciałaby Pani, aby rozsypano Pani prochy do morza, to może Pani taką wolę wyrazić w testamencie w formie polecenia nałożonego na spadkobierców. Wskazane jest, aby testament taki został sporządzony u notariusza i żeby dzieci o tym fakcie wiedziały. Nadto może Pani powołać wykonawcę testamentu, którego zadaniem jest nie tylko wydanie spadkobiercom majątku zgodnie z wolą spadkodawcy, ale również wykonanie zawartych w testamencie poleceń. Zgodnie z polskim prawem, w morzu mogą spocząć tylko prochy zmarłego. Istnieją nawet firmy, które organizują pogrzeby zgodnie z ceremoniałem morskim. Pogrzeb odbywa się na statku, który ma czarną szarfę na maszcie i prochy zmarłego są rozsypywane nad wodą albo wrzucane do morza w specjalnej ekologicznej urnie. Oczywiście, pochówek w morzu może odbyć się także bez korzystania z usług firmy, która organizuje tego typu ceremonie (podstawa prawna: Ustawa z 31.01.1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych, DzU 2000 r., nr 23 poz. 295). ¤¤¤ Gdy zwróciłem się z prośbą do TP SA o czasowe wyłączenie mojego numeru telefonu, to musiałem uiszczać miesięczną opłatę w wysokości połowy abonamentu. Czy to jest zgodne z przepisami? Trzy lata temu złożyłem pisemny wniosek o przeniesienie mojego numeru telefonu na inną ulicę – w tej samej miejscowości i strefie numerowej. Do dnia dzisiejszego nie zrealizowano tego wniosku, chociaż, z tego, co wiem, Telekomunikacja ma 18 miesięcy na bezpłatne przeniesienie numeru. Zażądano ode mnie zakupu słupa do zawieszenia sieci i zgody sąsiadów, przez których działkę ewentualnie przechodziłaby linia telefoniczna. Po spełnieniu tych żądań TP SA wycofała się z wykonania przyłącza. Na jakiej podstawie mogę żądać od TP SA wykonania tej usługi, aby ponownie być abonamentem swojego numeru telefonu? (Tadeusz K., Sochocin) Telekomunikacja Polska wykonuje na Pana rzecz usługi telekomunikacyjne na podstawie zawartej z Panem umowy. Z treści tej umowy wynikają określone prawa i obowiązki dla obu stron. Jeżeli umowa ta przewiduje, że w okresie czasowego wyłączenia telefonu jest Pan zobowiązany do uiszczania określonej miesięcznej opłaty, to TP SA miała prawo żądać od Pana takiej opłaty. Skoro słyszał Pan, że dostawca usług telekomunikacyjnych ma obowiązek w ciągu 18 miesięcy dokonać przeniesienia numeru, to powinien Pan wcześniej upewnić się, czy obowiązek ten rzeczywiście wynika z umowy bądź regulaminu świadczenia usług telekomunikacyjnych, który stanowi jej integralną część. Jeżeli faktycznie przeniesienie numeru powinno nastąpić w powyższym terminie, to ma Pan prawo żądać niezwłocznego wykonania tej usługi. W razie odmowy powinien Pan
złożyć reklamację. Jeżeli reklamacja ta nie zostanie uwzględniona, to będzie Pan mógł wystąpić do sądu z żądaniem wykonania umowy albo żądać odszkodowania za jej niewykonanie. W takim postępowaniu szczególne znaczenie dowodowe będą miały pisma, z których wynika, że dostawca usług telekomunikacyjnych uzależnił wykonanie przyłącza od spełnienia przez Pana określonych żądań oraz dowody potwierdzające, iż żądania te zostały przez Pana wykonane (podstawa prawna: Ustawa z 16.07.2004 r. Prawo telekomunikacyjne DzU 2004.171.1800; Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964 r., nr 16, poz. 93). ¤¤¤ Nabyłem mieszkanie komunalne z 30-procentową zniżką, pod warunkiem że mieszkania tego nie sprzedam przed upływem 5 lat. Niestety, choroba zmusiła mnie do sprzedaży mieszkania i wyjazdu na leczenie (operacja serca). W związku z powyższym – do jakiego czasu Urząd Miasta może mnie ścigać za złamanie umowy? Ile lat obowiązuje termin przedawnienia i jakie mogę wszcząć środki obronne? (Jan S., Gdańsk) Przepisy zezwalają na sprzedaż z bonifikatą nieruchomości należących do Skarbu Państwa m.in. wtedy, gdy sprzedawane są one na cele mieszkaniowe. W takiej sytuacji, jeżeli nabywca lokalu mieszkalnego sprzeda go przed upływem 5 lat, licząc od dnia jego nabycia, lub wykorzysta na inne cele, to jest zobowiązany do zwrotu kwoty bonifikaty. Zwrot ten powinien nastąpić na żądanie właściwego organu. Urząd Miasta ma zatem prawo żądać od Pana zwrotu równowartości kwoty bonifikaty. Termin przedawnienia tego roszczenia wynosi 10 lat. Proszę pamiętać o tym, że termin ten zostanie przerwany, jeżeli Urząd Miasta podejmie przed sądem lub innym właściwym organem czynności zmierzające do zaspokojenia tej należności. Przerwanie biegu przedawnienia spowoduje, iż termin ten będzie biegł na nowo. Jedynym środkiem Pana obrony jest powołanie się na zasady współżycia społecznego, tj. na okoliczność, iż do sprzedaży mieszkania zmusiła Pana nagła potrzeba pieniędzy związana z chorobą, a nie chęć zysku z jego sprzedaży. Być może Urząd Miasta, uwzględniając Pana wyjątkową sytuację, umorzy Panu tę należność w całości lub części albo zgodzi się, aby spłacał ją Pan na raty (podstawa prawna: Ustawa z 21.08.1997 r. o gospodarce nieruchomościami, DzU 2004 r., nr 261, poz. 2603). ¤¤¤ Otrzymuję rentę rodzinną po moim mężu z Grecji i z ZUS-u w Polsce. Jak wygląda kwestia opodatkowania moich dochodów w sytuacji, gdy w Polsce mam stałe miejsce zamieszkania? (Barbara C., Wrocław) Umowa zawarta między Polską a Grecją w kwestii unikania podwójnego opodatkowania przewiduje, że dochód, który osiąga Pani w Grecji, może być w Grecji opodatkowany. Wówczas potrącona zostanie w Polsce kwota podatku dochodowego równa podatkowi zapłaconemu w Grecji. W Polsce natomiast może być wobec Pani zastosowana stawka podatku od wszystkich Pani dochodów. Oznacza to, że musi Pani zapłacić w Polsce podatek stanowiący różnicę między kwotą podatku ustaloną w Polsce a podatkiem zapłaconym w Grecji (podstawa prawna: Umowa między Rządem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej a Rządem Republiki Greckiej w sprawie unikania podwójnego opodatkowania w zakresie podatków od dochodu i majątku z dnia 20.11.1987 r., DzU 91.120.524). ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Informujemy, że od przyszłego numeru odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Towarzystwo z Ubezpieczeń cd. Przypomnijmy. W ostatnim numerze „FiM” ujawniliśmy kulisy odwołania Kazimierza Marcinkiewicza z funkcji premiera. Ryszard M., współwłaściciel firmy ubezpieczeniowej, był świadkiem rozmów, z których wynikało, że premier był osaczony przez kilka osób z tzw. sieci Monkiewicza, mogących mieć wpływ na decyzje państwowe. Swoimi podejrzeniami i wiedzą na ten temat Ryszard M. podzielił się m.in. z prokuratorami, Ministerstwem Sprawiedliwości i Jarosławem Kaczyńskim. Dwa dni później Marcinkiewicz stracił stanowisko, a Prokuratura Okręgowa w Warszawie podjęła sprawę i rozpoczęła śledztwo, więc coś musi być na rzeczy... Były premier to nie jedyny ważny urzędnik w tym „towarzystwie”. ¤¤¤ Jan Monkiewicz jest przewodniczącym Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych. Nadzoruje blisko 70 firm ubezpieczeniowych i 15 towarzystw emerytalnych. Firmy obracają miliardami złotych. Profesor Monkiewicz za pierwszych rządów lewicy był doradcą ministra finansów Grzegorza Kołodki. Szybko awansował na wiceministra. W 1996 roku został prezesem PZU. Najbardziej strzeżonymi tajemnicami towarzystw ubezpieczeniowych są dane klientów. Monkiewicz zlecił firmie Centralny Rejestr Pojazdów Oznakowanych dwie operacje: skopiowanie bazy danych milionów klientów PZU, a także wysłanie do klientów – w imieniu PZU – wezwania do zapłaty kolejnej składki OC komunikacyjnego. Za tę „usługę” CERPO miała otrzymać kilkadziesiąt milionów złotych. Kapitał zakładowy CERPO to 40 tys. zł. Jej współwłaścicielami były: Fundacja Bezpieczny Dom założona przez Józefa Oleksego i firma Polisa. Wspólnie z CERPO bazę ubezpieczonych kierowców tworzyła niemiecka firma HoloData. Z interesu nic nie wyszło i Niemcy wywieźli bazę, żądając odszkodowania. PZU straciło ponad 3 mln złotych. W 1997 roku rada nadzorcza odwołała Monkiewicza z funkcji szefa PZU – m.in. za te właśnie działania. Sprawą wyprowadzenia bazy danych zajęła się prokuratura. Szef nadzoru uniknął wówczas procesu. Od kilku miesięcy sprawy wyprowadzenia bazy danych i samego umorzenia tamtego śledztwa bada Prokuratura Okręgowa w Suwałkach (V DS 26/06/5). Po stracie stanowiska w PZU Monkiewicz został prezesem firmy ubezpieczeniowej Polisa Życie, choć Państwowy Urząd Nadzoru Ubezpieczeń uznał, że Monkiewicz nie może
pełnić tej funkcji, bo ma zbyt małe doświadczenie w branży. Profesor procesował się o to z PUNU przed NSA. W Polisie znalazła pracę żona Józefa Oleksego – Maria. W 2002 roku rząd SLD-PSL połączył w jedną instytucję Państwowy Urząd Nadzoru Ubezpieczeń i Urząd Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi. Marek Belka, ówczesny minister finansów, zgłosił premierowi Millerowi kandydaturę Monkiewicza na przewodniczącego nowego superurzędu – Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych (KNUiFE). Miller zaakceptował kandydata, ale kiedy później wyszło na jaw, że Monkiewicz ma postępowanie prokuratorskie, chciał jego dymisji. Nie wyszło. Sejm uchwalił, że przewodniczącego KNUiFE nie można odwołać przed upływem kadencji. Profesor Monkiewicz wie, kto mu w życiu sprzyja i sprzyjał. W KNUiFE dobrze płatną robotę znaleźli m.in: Marek Ociepka, syn Marka Ociepki – wiceministra finansów za czasów rządów Grzegorza Kołodki w tym resorcie; Agnieszka Sawaszkiewicz-Żałobka, żona do niedawna dyrektora generalnego Ministerstwa Finansów – nadzorcy pracy KNUiFE; Magdalena Fujarska – szwagierka profesora. ¤¤¤ Profesor ma szwagra. Szwagier nazywa się Mirosław Fujarski. W przeszłości był asystentem Józefa Oleksego. Jest też kolegą Marka Pola, byłego wicepremiera. Marek Pol był przewodniczącym rady nadzorczej FSO. Z kolei fabryka miała towarzystwo ubezpieczeniowe – Daewoo TU – ze stumilionowym kapitałem. Fujarski miał zabiegać, aby prezesem tego Towarzystwa został Tadeusz Soroka, jego kolega. Pol się zgodził. Jedną z pierwszych decyzji prezesa Soroki było powołanie w Warszawie II Oddziału Daewoo TU. Jego dyrektorem został Mirosław Fujarski. Ten sam. W notatce do Jarosława Kaczyńskiego Ryszard M. oskarżył pana Mirosława o bardzo brzydkie rzeczy: „Fujarskiemu bardzo zależało na tej funkcji, ponieważ właśnie jako dyrektor Oddziału mógł...” – pomińmy ciąg dalszy, żeby nie wyręczać prokuratury. W 2001 roku nadzór ubezpieczeniowy przeprowadził kontrolę w Daewoo TU. Kontrolerzy stwierdzili liczne nadużycia. Tadeusz Soroka stracił stanowisko w grudniu 2001 roku. Został wiceprezesem katowickiego Kopeksu, a następnie wiceministrem skarbu państwa. Wicepremierem był już
wówczas Marek Pol. W Daewoo TU zjawił się zarząd komisaryczny. Jego szef, Grzegorz Dworak, o wykrytych nadużyciach informował prokuraturę i sądy. Kiedy w 2002 roku przestał istnieć Państwowy Urząd Nadzoru Ubezpieczeń, a na czele Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych stanął Jan Monkiewicz, szwagier Mirosława Fujarskiego, odwołał on Dworaka i na jego miejsce powołał Anatola Adamskiego. „Adamski (...) jako dyrektor departamentu w Ministerstwie Finansów za rządów Grzegorza Kołodki pomógł Monkiewiczowi zdobyć prezesurę PZU, a później uratował go przed utratą tej posady (dzięki opinii prawnej Adamskiego uznano, że Monkiewicz nie zła-
operację finansową. Obniżono kapitał Towarzystwa ze 100 mln do 2 mln złotych. W wyniku tej operacji udziały FSO w akcjonariacie Daewoo TU spadły z blisko 88 do niespełna 3 procent. W Ministerstwie Finansów zgodę na taką operację podpisał Andrzej Sopoćko, ówczesny wiceminister finansów, później członek władz Giełdy Papierów Wartościowych. Daewoo TU wemitowało nowe akcje. Przejęły je spółki zależne od państwowego giganta chemicznego Ciech SA – Janikosoda i Soda Mątwy oraz Matrix, Investa i Polskie Towarzystwo Reasekuracyjne. Tylko ta ostatnia firma wyłożyła kasę na akcje. Pozostali objęli akcje aportami, np. Matrix kupił akcje Daewoo TU, płacąc akcjami spółki Pro Jan Monkiewicz
Fot. PAP/ Tomasz Gzell
Jarosław Kaczyński ma rację. W Polsce jest układ, przynajmniej jeden. „Układ” zabezpiecza wzajemnie swoje interesy. Trzeba tylko odpowiednich ludzi i można grać o duże stawki.
mał tzw. ustawy antykorupcyjnej, zabraniającej łączenia funkcji rządowych z biznesem zależnym od Skarbu Państwa)” – czytamy w notatce. W 2002 roku II Oddział Daewoo TU kierowany przez Mirosława Fujarskiego odwiedzili kontrolerzy. Stwierdzili liczne nieprawidłowości i wnioskowali o zamknięcie Oddziału II i włączenie go do warszawskiego Oddziału I. Stało się odwrotnie. Rozwiązano I Oddział i Mirosław Fujarski został dyrektorem Daewoo TU na Warszawę. Na ten awans nie chciał się zgodzić Adamski i dlatego stracił stanowisko, co przyznał publicznie. Nowym komisarzem w Daewoo została Grażyna Brocka, była prezes firmy Compensa. To właśnie Brocka powołała Mirosława Fujarskiego na dyrektora oddziału warszawskiego, a na dodatek zrobiła go prokurentem firmy. To oznacza, że mógł w imieniu firmy podpisywać dokumenty na wielkie kwoty. Mirosław Fujarski w Oddziale Daewoo TU dawał umowy-zlecenia m.in. swojej żonie i dwójce dzieci Jana Monkiewicza. Swoim zastępcą zrobił Henryka Czapkę, byłego komendanta MO w Radomiu, który stracił posadę dyrektora Hestia Insurance w Radomiu. ¤¤¤ Grażyna Brocka jako komisarz przeprowadziła w Towarzystwie Ubezpieczeniowym Daewoo zadziwiającą
Futuro. Akcje warte wówczas po 200 złotych za sztukę biegły wycenił na 29 tys. zł każda, bo tyle miały podobno kosztować kilka lat później! Spółkę Pro Futuro kupiła Netia i w wyniku tej operacji kapitał Daewoo TU z 2 mln złotych zwiększył się o ponad 64 mln złotych, chociaż prócz PTR nikt w akcje nie zainwestował ani grosza. 23 maja 2003 roku o godz. 20.16 (!) w Krajowym Rejestrze Sądowym dokonano odpowiednich wpisów o przeprowadzonych operacjach finansowych i zmianach właścicielskich (WA.XX NS-REJ.KRS/7563/3/140). Firma zmieniła też od razu nazwę z Daewoo TU na Polskie Towarzystwo Ubezpieczeniowe SA (dziś Polskie Towarzystwo Ubezpieczeń SA – w skrócie: PTU). Całą operację przeprowadzono tuż przed upływem kadencji zarządu komisarycznego, któremu szefowała Grażyna Brocka. Cała operacja nie byłaby możliwa bez wiedzy i – co ważniejsze – zgody państwowych organów nadzorujących, czyli m.in. KNUiFE, Ministerstwa Skarbu i Ministerstwa Finansów. Nie protestował Monkiewicz. Wiceminister skarbu Ireneusz Sitarski wydał zgodę, aby spółki Ciechu „weszły” do tego interesu. Wiele wskazuje na to, że operację „zabezpieczał” prawdopodobnie Sławomir
11
Cytrycki, ówczesny szef Kancelarii Premiera Marka Belki. Nie mamy dostępu do dokumentów Kancelarii Premiera, z których by to jasno wynikało. Być może znajdzie je prokurator. Może wyjaśni okoliczności szybkiego zatrudnienia żony Cytryckiego – Elżbiety – w KNUiFE. Specjalnie dla niej utworzono posadę naczelnika jednoosobowego wydziału prezydialnego z pensją ok. 9 tys. złotych. Po zmianie właścicieli Daewoo TU, czyli PTU, jego nowym prezesem została Grażyna Brocka. Pani prezes zatrudniła u siebie Bartłomieja Sopoćko, syna Andrzeja Sopoćko z Ministerstwa Finansów. Przewodniczącym Rady Nadzorczej PTU został Ireneusz Sitarski. Jego zastępcą jest Roman Fulneczek (poprzednik Monkiewicza na stanowisku prezesa PZU), prezes Polskiego Towarzystwa Reasekuracyjnego, którego odwołano z tej funkcji i postawiono mu prokuratorskie zarzuty. Jednym z wiceprezesów PTU od października 2005 roku jest Piotr Czyżewski, minister skarbu w rządzie Leszka Millera. Członkiem Rady Nadzorczej – Antoni Dragan, który był przewodniczącym Rady Nadzorczej TVP za czasów Roberta Kwiatkowskiego. Dragan jest mężem Barbary Misterskiej, wiceministra skarbu z czasów, kiedy resortem tym rządził Piotr Czyżewski. Ten, który dzisiaj jest wiceprezesem PTU. 6 kwietnia 2006 roku na ważnym stanowisku dyrektora Biura Planowania Strategicznego zatrudniono w PTU panią Violettę Stanek. Uprzednio pracowała w KNUiFE jako dyrektor Departamentu Nadzoru Pośrednictwa. Do tego „towarzystwa” dołączył też Zbigniew Pusz, działacz ZChN i PiS. Bliski współpracownik premiera Marcinkiewicza. FSO wytoczyło proces sądowy nowym właścicielom Daewoo TU (dziś PTU). Fabryka samochodów stara się też o pomoc publiczną, umorzenie i rozłożenie na raty ponad 10 mln dolarów zaległych podatków. Firmie grozi bankructwo, a pracownikom zwolnienia grupowe. Ryszard M., który w liście do Jarosława Kaczyńskiego ujawnił kulisy „Układu” ubezpieczeniowego, twierdzi, że ludzie z „sieci Monkiewicza” grozili mu śmiercią. Odwiedził go w domu pewien osobnik i dał do zrozumienia, co go może spotkać, jeśli nie będzie trzymał języka za zębami. Mimo to w marcu bieżącego roku M. zawiadomił stosowne urzędy o swoich podejrzeniach. Sprawy trafiały przeważnie do Prokuratury Rejonowej na warszawskiej Woli. I niewiele się działo... Po odwołaniu Marcinkiewicza wszystkie sprawy natychmiast przejęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Może odpowie na pytanie, czy opisywane „towarzystwo” jest siecią powiązanych ze sobą ludzi, czy też może wszystko jest dziełem przypadku? TOMASZ ŻELEŹNY ANNA TARCZYŃSKA
12
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Z CZARNEGO PODKARPACIA
A Unię wydoić... Przed referendum, w którym podkarpackie owieczki decydowały, czy chcą żyć w UE, ich pasterze ostrzegali przed „judaszami z Brukseli”, którzy Kościół i Polskę chcą zniszczyć, naród tożsamości pozbawić i niewolnikami uczynić! Nie pomogło. Trzódka w dobrowolny unijny jasyr poszła, a judasze nie dość, że Boga nie ukradli i kościołów nie zamknęli, to jeszcze kasę dają. Podkarpaccy dobrodzieje szybko zmienili myślenie, bo pojęli, że z unijnej kasy da się nieźle wyżyć. Tak narodziło się jedenaste przykazanie: A Unię, ile się da, wydoić! Wybory samorządowe, w których od lat karty rozdają tu biskupi i proboszczowie, to przednia okazja. Samorządowcy skazani już na wycięcie i polityczny niebyt, a dzielący jeszcze unijne środki zrobią przecież wszystko, aby odkupić swoją grzeszną polityczną przeszłość. Na plebaniach i w kruchtach płodzą więc na potęgę wnioski o unijne srebrniki. Trzy klepnął w czerwcu zdominowany przez PSL zarząd województwa podkarpackiego. Z Uchwały nr 265/4330/06 „w sprawie wyboru projektów do dofinansowania z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach działania 3.3 „Zdegradowane obszary miejskie, poprzemysłowe
P
i powojskowe” wynika, że z pozytywnie rozpatrzonych dziesięciu wniosków (na kwotę 12,1 mln zł) trzy wnioski „kościółkowe” dostaną 3,8 mln zł, czyli prawie milion euro. Wsparcie EFRR sfinansuje remonty i modernizację „obszarów poprzemysłowych i powojskowych”, a m.in. kompleks Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP w Jarosławiu, budynki Archidiecezji Przemyskiej (adaptacja na Muzeum Archidiecezjalne im. św. bpa J.S. Pelczara) i Kolegium Księży Misjonarzy w Brzozowie (remont z przebudową piętra)... Na unijne dotacje nie mogą liczyć (padły w przedbiegach, wyparte przez kościelne!) takie bzdety jak Park Dziedzictwa Kulturowego (I etap) w Sanoku, przebudowa ulic w Stalowej Woli i Brzozowie, bezpieczeństwo obszarów rewitalizowanych w Jaśle, adaptacja budynku na cele dydaktyczne w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Sanoku i Podziemna Trasa Turystyczna w Przemyślu.
ośród dóbr materialnych, które za Bóg zapłać albo za pocałuj mnie w d... dostali od dozorców państwa słudzy boży, istotną pozycję stanowi pensjonat w Pleśni nad Bałtykiem, nieopodal Ustronia Morskiego. Ten przepięknie położony (patrz zdjęcie) pałac – podarowany w połowie lat 90. ubiegłego wieku ówczesnemu ordynariuszowi diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej biskupowi Marianowi Gołębiewskiemu przez Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa oddział w Koszalinie (obecnie ANR) – pracuje dla kuriewnych jak należy. Aż furczy korbka od kasy. O biskupim biznesie już pisaliśmy („FiM” 17/2001). Teraz sprowadziły nas do Pleśni pewne wieści i inny wymiar tego wczasowiska... Oficjalnie 20-pokojowy pensjonat jest siedzibą Fundacji Pomocy w Kształceniu Młodzieży Wiejskiej ks. bpa Mariana Gołębiewskiego. Jednocześnie ten sam obiekt to – jak wygrawerowano na mosiężnej tablicy umocowanej na potężnym głazie – Ośrodek Rekolekcyjno-Wypoczynkowy „Marian” w Pleśni. Z głazu i tablicy lipą zalatuje aż dymi. Darowany biskupowi pałac to po prostu dom wczasowy
„Król Podkarpacia” abp Józef Michalik ma powody do radości. Prawie milion euro piechotą nie chodzi... wizja milionów, jakie następny samorząd, wzorem kończącego kadencję, wpompuje w Michalikową archidiecezję, studnię bez dna... – Dwa kościoły trzeba wykończyć i ze dwa następne zacząć budować, aby nie Prezydent Przemyśla Robert Choma ma pewną wypaść z „normy”– mówią realiści. – Następne ołtarze, posadę do roku 2010 plebanie i klasztory ustawią się w ogonku po szmal na renoMichalikowo, jak mówią na Podwację, modernizację i remonty. W przekarpaciu o Przemyślu, nie może narzemyskim magistracie salezjańskie gimkać, bo wyrwało także 2,4 mln zł na nazjum szuka milionów na salę gimtrzy inne, poza muzeum archidiecezji, nastyczną. A oazy, festiwale, przegląkościelne wnioski. Ten ukłon władz dy, dofinansowywanie akcji charytatywPodkarpacia wobec siedziby szefa polnych i walki katolickich stowarzyszeń skiego episkopatu przesądza zapewne z patologiami? – wyliczają, pomijając reelekcję prezydenta Przemyśla Rojuż taki drobiazg jak budowa drugiego berta Chomy – zdolnego lektora w mieście pomnika JPII. i partnera do brydża abpa Józefa MiZ kolei radni Rzeszowa, tak chętchalika. Radość przemyślan z „pachni do rozdawnictwa miejskiego mienia nących Chomą” dotacji UE studzi
Wczasowe dzieło boże dostępny dla wszystkich gości z odpowiednią kasą. Kolorowy folder rozdawany w Koszalinie, Kołobrzegu i Ustroniu Morskim zachęca do odwiedzenia biskupiego pensjonatu, choć „Marian” nie występuje tam wcale jako wczasowe dzieło boże... Poza sezonem mogą tu wypoczywać księża i zakonnice. Płacą taniej. Doba hotelowa
z pełnym żarciem kosztuje od 80 do 90 zł, a po sezonie – 6 dych. Nikt w okolicy nie widział tu jakichkolwiek rekolekcji czy kontemplującej młodzieży wiejskiej... Kiedy przed laty ekscelencja uruchamiał wczasy w Pleśni, nie musiał wykładać nawet złotówki na remont i podobne kosztowne dyrdymały. Wystarczyło wziąć klucz, otworzyć, zaprosić gości, rozpalić w stołówkowej kuchni... Budynek, choć popegeerowski, był i jest w doskonałym stanie. Wszystko jest jak było, tzn. elegancko. Znakomicie utrzymuje się kort tenisowy i w ogóle widać rękę dobrych gospodarzy. A jest o co dbać i zabiegać, bo dom wczasowy w takim miejscu to kopalnia forsy. Zapobiegliwy i niewątpliwie doceniony biskup Marian odszedł w pełni
(właśnie oddali bernardynom prawie hektar placu w centrum miasta – „FiM” 28/2006), skutecznie blokują inną, wartą 400 mln inwestycję, która może zapewnić 1000 miejsc pracy. Nieszczęście w tym, że postarał się o nią prezydent Tadeusz Ferenc (SLD), który „musi” opuścić ratusz, bo PiS ma w rękawie swojego orła... Jest nim były prezydent miasta Andrzej Szlachta, którego wspomnienie wielu rzeszowianom odbija się gorzką czkawką. – To inwestycja za kilkadziesiąt milionów. Chcąc skorzystać ze środków unijnych, bernardyni muszą mieć kilka milionów wkładu własnego. Skąd na to wezmą? – mąci SLD-ecja. Zupełnie jakby na Marsie żyła i nie wiedziała, że po prawdopodobnym sukcesie katoprawicy w jesiennych wyborach tych parę groszy z łatwością się znajdzie. AP Fot. Autor
sławy do Wrocławia, gdzie jest pierwszym pasterzem archidiecezji i tam owieczki teraz strzyże. Ale nie zaniedbuje Pleśni. Niecne ploty kursujące wśród księży w okolicach Ustronia Morskiego i Kołobrzegu głoszą, że dawny gospodarz zgarnia nadal kasę z wczasów w „Marianie”. Ma o to pretensje nowy biskup koszaliński – Kazimierz Nycz. Podobno na tym tle między ekscelencjami jest ostry konflikt. Ale może to tylko ludzkie gadanie? „Podatki i ich wysokość to tajemnica skarbowa” – wyjaśniono nam w stosownym urzędzie w Kołobrzegu, a w Koszalinie potwierdzono wysłaniem na drzewo lub do diabła. A zresztą fundacja czysto charytatywna, która oficjalnie w „Marianie” rezyduje, podatków płacić wcale nie musi. Kiedy ekscelencja brał w posiadanie pałac, w pobliżu nie miał żadnej konkurencji. Było tylko kiepsko wyposażone pole namiotowe. Od tamtych czasów powstało tu kilka pięknych rezydencji z apartamentami do wynajęcia. Stoją przyczepy campingowe: 100 złotych za jeden nocleg dla sześciu osób. Tak czy owak – w Pleśni nie ma już przepięknej nadmorskiej samotni. Jedyne, co przez lata się nie zmieniło, to unikatowa, szeroka plaża – jedyna taka na środkowym Wybrzeżu. WOJCIECH JURCZAK Fot. Autor
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
Świadkowie
W
pierwszy sierpniowy weekend świadkowie Jehowy uczestniczyli w tradycyjnych, trzydniowych zgromadzeniach, połączonych z chrztem (poprzez zanurzenie w wodzie) symbolizującym – jak wyjaśnia nam Michał Hoszowski, rzecznik ŚJ – „oddanie się Bogu osoby uznanej za dojrzałą do zrozumienia i zaakceptowania naszej doktryny”. – W ciągu tych trzech dni bracia i siostry wysłuchali wykładów, obejrzeli inscenizacje kostiumowe oparte na motywach biblijnych, a kulminacyjnym punktem był chrzest, który przyjęło w sumie 1913 osób – dodaje Hoszowski.
Uroczystości – pod wspólnym hasłem „Wyzwolenie jest blisko” – odbyły się w ośmiu miastach: Chorzowie, Bydgoszczy, Gdańsku, Łodzi, Poznaniu, Wałbrzychu, Warszawie i Zamościu. Zgromadziły w sumie około 145 tys. ŚJ, w tym niemało gości zagranicznych: około 15 tys. z kilku republik byłego ZSRR (Armenii, Białorusi, Gruzji, Litwy, Mołdawii, Rosji, Tadżykistanu, Turkmenistanu oraz Ukrainy), 4,5 tys. z Finlandii i 3,5 tys. z USA. Najwięcej, bo około 51 tys. osób, przybyło na Stadion Śląski w Chorzowie. Co charakterystyczne: przez kilka wcześniejszych weekendów świadkowie Jehowy sprzątali społecznie stadiony, gdzie miały się odbyć
zgromadzenia, myli krzesła, malowali płoty i słupy oświetleniowe, kosili trawę. Z pewnym zdumieniem informowały o tym lokalne media. ¤¤¤ Obserwowaliśmy spotkanie ŚJ w Łodzi, gdzie na stadionie Widzewa zebrało się około 12 tys. osób, wśród których nie zabrakło młodzieży i dzieci. Pogoda była fatalna, ale nastroje na trybunach oraz w specjalnych basenach, gdzie nowi wyznawcy stawali się pełnoprawnymi członkami społeczności ŚJ – były znakomite. Popatrzmy... ANNA TARCZYŃSKA Fot. WHO BE
13
14
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
ZE ŚWIATA
Gdybym był Duńczykiem... N W
brew niegdysiejszym literackim przepowiedniom, że źle się dzieje w państwie duńskim, sytuacja przedstawia się całkiem inaczej. Dania uznana została za najszczęśliwsze państwo świata. To rezultat prac analitycznych socjologa Adriana White’a z University of Leicester w Anglii, który prześledził dane dotyczące 178 krajów i 100 studiów globalnych – m.in. ONZ i Światowej Organizacji Zdrowia. Największy wpływ na poziom szczęścia mają zamożność i wykształcenie. Na pierwszej „światowej mapie szczęścia” za Danią plasują się Szwajcaria, Austria, Islandia i Wyspy Bahama. USA znajdują się na
23 miejscu, Niemcy na 35, W. Brytania na 41, a Francja – na 62. Polskie szczęście znajdujemy nieco dalej, bo na... 99 pozycji. Niezbyt szczęśliwi są Azjaci: bogata Japonia jest na miejscu 90, a Indie – na 125. Mniejsze kraje są na ogół szczęśliwsze ze względu na kultywowanie więzów społecznych – stwierdza White. Listę zamykają państwa afrykańskie: Kongo, Zimbabwe i Burundi. PZ
Rak i tłuszcz J
eśli jesteś otyła i palisz, to – według amerykańskich naukowców – powinnaś zacząć szykować się na tamten świat.
Zakończono właśnie w USA eksperyment, w trakcie którego przez 26 lat monitorowano zdrowie ponad 87 tys. kobiet w wieku 30–55 lat. Wykazał on ścisły związek między przybieraniem na wadze a nowotworem piersi. Dotyczy to zwłaszcza pań po menopauzie. Z kolei utrzymanie stałej, normalnej wagi przez co najmniej 4 lata
zmniejsza szanse raka o 60 procent. Inne studium wykazało, że od jakiegoś czasu Amerykanki palą relatywnie więcej, co jest efektem ubocznym ruchu feministycznego. Palą mniej więcej tyle co mężczyźni, ale – niestety – dwa razy częściej padają ofiarą raka płuc. Nowotwór ten jest odmianą raka, która zabija najwięcej ludzi. TW
a Bliskim Wschodzie coraz intensywniej dymi kolejny wulkan. Lotnictwo izraelskie atakuje Liban po porwaniu przez islamski Hezbollah trzech żołnierzy żydowskich. Infrastruktura południowej części kraju została prawie doszczętnie zdewastowana. Liczba cywilnych ofiar przekroczyła 1000, a co najmniej 750 tys. ludzi jest bezdomnych. Hezbollah nie zamierza się poddawać. Władze izraelskie nie chcą słyszeć o rozejmie, bo mają przyzwolenie USA na ataki. Stany Zjednoczone chronią też Izrael przed presją międzynarodową. Podczas konferencji 15 krajów w Rzymie tylko Amerykanie i Brytyjczycy sprzeciwiali się postulatowi przerwania ognia. Na forum ONZ USA zablokowały rezolucję potępiającą atak izraelski na posterunek obserwatorów ONZ. Wiele wskazuje, że dokonano go z premedytacją. Eskalacja działań wojennych i konflikt z udziałem kilku innych państw wisi na włosku. Watykan wyraził jednoznaczną dezaprobatę wobec polityki USA, udzielającej pełnego poparcia Izraelowi. Abp Giovanni Lajolo, minister spraw zagranicznych Stolicy Apostolskiej, oświadczył w Radiu Watykan, że „natychmiastowe przerwanie ognia jest możliwe, a więc konieczne. Warunki trwałego pokoju mogą i muszą być stworzone przy użyciu środków innych niż zabijanie niewinnych ludzi. Trzeba powiedzieć, że apelom o pokój – zainicjowanym przez papieża Jana XXIII, a tak często powtarzanym przez Jana Pawła II – należy się najwyższe uznanie. To wielki zwrot w polityce Państwa Kościelnego, które w historii zawsze inicjowało konflikty zbrojne i popierało je (nie chodzi tylko o wyprawy krzyżowe, o poparcie dla Hitlera czy dla Mussoliniego podczas z Etiopią, ale o wiele innych, mniejszych konfliktów). Szkoda, że obecne apele papieża nie skutkują. Ze stanowiskiem Watykanu w pełni solidaryzuje się Konferencja Biskupów USA. Bp Thomas Wenski,
F
przewodniczący Komitetu Polityki Międzynarodowej, powiedział: „Eskalacja przemocy nie zbliży nas do sprawiedliwego rozwiązania. Niektórzy zdają się pragnąć kontynuacji walk aż do czasu, gdy Hezbollahu nie trzeba
Uczestniczący w obradach ambasador izraelski Danny Ayalon zadeklarował, że Izrael i Ameryka zostały zaatakowane przez wspólnego wroga: „islamofaszyzm”. Przewodniczący Partii Republikańskiej Ken Mehl-
Armagedon będzie rozbrajać, bo zostanie zmieciony z powierzchni ziemi, ale nie jest to dobry sposób, by zmniejszyć liczbę matek opłakujących stratę swych synów i córek”. Watykan i biskupi USA przyznają, że to Hezbollah zainicjował konflikt, ale zgodnie krytykują „dysproporcjonalną reakcję izraelską”. W opinii bpa Wenskiego stanowisko biskupów „nie jest
oficjalnie wiążące dla sumień katolików amerykańskich”. Obecna sytuacja jest najpoważniejszym impasem dyplomatycznym między Kościołem a administracją Busha od czasu rozpoczęcia agresji na Irak. W tym samym czasie w waszyngtońskim Hiltonie w dniach 18–20 lipca odbywała się konferencja (lub raczej wiec) założonej 5 miesięcy temu przez pastora i teleewangelistę teksańskiego, Johna Hagee, organizacji Christians United for Israel. Członkami są chrześcijańscy ewangelicy – najbardziej radykalne i prawicowe skrzydło protestantyzmu.
ikcyjne podróże to nowa, coraz prężniej rozwijająca się oferta przemysłu turystycznego, polegająca na tym, że klienci płacą biurom podróży za to, że... nigdzie nie muszą wyjeżdżać. Robią to, bo albo chcą się pochwalić znajomym fantastycznymi wakacjami spędzonymi w egzotycznych miejscach, na które ich nie stać, np. w dżungli amazońskiej, bądź też jest im potrzebne alibi. Za jedyne 500 dolarów biuro podróży Perseus Tour z Moskwy proponuje turystom na niby pełne dossier dowolnie wybranego celu podróży. Składa się nań konspekt z informacjami o rzekomo zwiedzanych atrakcyjnych miejscach (wraz z pakietem osobistych wspomnień z „odbytej” podróży, pozwalających maksymalnie uwiarygodnić swój pobyt przed znajomymi). Jest też dokumentacja fotograficzna, czyli zestaw cyfrowych fotomontaży, na których klient np. uczestniczy w safari, przechadza się po Wielkim Murze czy opala na hawajskiej plaży... Na specjalne życzenie za około tysiąc dolarów biuro gotowe jest
man oświadczył: „Dziś wszyscy jesteśmy Izraelczykami”, a sen. Rick Santorum stwierdził, że „już czas, by Stany Zjednoczone stanęły ramię w ramię z Izraelem i skoncentrowały się na sednie problemu, jakim jest Iran”. Podczas wiecu większość mówców formułowała oskarżenia i groźby pod adresem tego kraju. Pastor Hagee nazwał prezydenta Iranu nowym Hitlerem, który zamierza zbudować bombę atomową i zaatakować Amerykę i Izrael. „Znowu jest prawie tak jak w roku 1938” – alarmował Greg Stephens, pastor z San Diego. „Nie będziemy nastawiać drugiego policzka – odgrażał się Larry Hunch, pastor z Teksasu. – Solidaryzujemy się z Izraelem”. Rada wykonawcza Chrześcijan Zjednoczonych z Izraelem zapowiedziała, że sprzeciwi się każdej próbie wywarcia presji na państwo żydowskie, by w zamian za pokój wycofało się z okupowanych terytoriów oraz ograniczyło ataki na Liban. „Chcemy, by Izrael miał zdolność odpowiedzi najsilniej jak może” Ewangelicy chrześcijańscy popierają Izrael tak gorliwie, bo uważają, że jest on kluczem do realizacji biblijnej przepowiedni o końcu świata. Bez istnienia Izraela nie może zaistnieć biblijny Armagedon. Tymczasem może się on rozpocząć w tym rejonie świata bardzo szybko – tylko dzięki ludzkim poczynaniom. PIOTR ZAWODNY
również zaopatrzyć klienta w pamiątkowe prezenty z każdego zakątka świata. Można też skorzystać z usług internetowych serwisów trudniących się wysyłaniem na zlecenie klientów kartek z pozdrowieniami z różnych zakątków kuli ziemskiej, w których zleceniodawca niekoniecznie musiał być. Na przykład niemiecka agencja May Day Card, wysyłająca około 2 tysiące tego rodzaju kartek miesięcznie, ma w swojej ofercie do wyboru kilkadziesiąt miejsc w najbardziej atrakcyjnych turystycznie kurortach świata. Za jej pośrednictwem można przesłać znajomym lub szefowi własnoręcznie wypisane na oryginalnych pocztówkach pozdrowienia z fikcyjnych wakacji – m.in. z Las Vegas, Nowego Jorku, St. Moritz, Majorki, Hongkongu, Paryża, Londynu, Izraela, Dubaju, Bora-Bora, Tahiti, Mauritiusa, Sydney, Pekinu czy Tokio. Koszt usługi – w zależności od miejsca nadania – wynosi od 9,99 do kilkudziesięciu euro. Aby „wysłać” kartkę, wystarczy wejść na stronę internetową www.maydaycards.com i złożyć zlecenie. AK
Palcem po mapie
Słońce zabija O
NZ-owska Światowa Organizacja Zdrowia stwierdza w swym raporcie, że 60 tys. ludzi rocznie umiera z powodu nadmiernej ekspozycji na promienie słońca. Powodem śmierci jest najczęściej rak skóry, wywołany zbyt dużą dawką promieniowania ultrafioletowego. Oczywiście – zagrożeniu można niemal w 100 procentach zapobiec przez stosowanie
odpowiednich ubrań i kremów ochronnych. Ograniczona ekspozycja na promienie słoneczne jest natomiast korzystna, bo stymuluje produkcję witaminy D. TN
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
B
óg może odetchnąć z ulgą: kongresmani amerykańscy wystąpili w jego obronie. Na szczęście obeszło się bez bombardowań, czołgów i rakiet. Wystarczyło głosowanie w Izbie Reprezentantów. 19 lipca 260 kongresmanów bez trudu pokonało 167 bezbożników, którzy chcieli Boga wysiudać z USA. Niedoczekanie! Uchwalono, że sądom wszelkich instancji nie wolno rozpatrywać pozwów zmierzających
ZE ŚWIATA
konstytucyjnego rozdziału państwa i religii wystąpiło kilkoro rodziców, którzy nie mieli takiego problemu jak Newdow. Ponieważ niektórzy eksperci konstytucyjni stwierdzili, że nie ma szans, by uznać w zasadzie przymusową recytację o „kraju oddanym Bogu” (kto odważy się wychylić – przecież w USA ateista to wyrzutek!) za zgodną z rozdziałem religii i państwa, konserwatyści religijni postanowili działać. Taka jest geneza ustawy.
Ta historia nas otacza. Ona woła, że nasz kraj oddaje cześć Bogu.”; „Wierzymy, że istnieje Bóg, który daje wszystkim ludziom podstawowe prawa i zadaniem rządu jest strzec tych praw!” – oto niektóre wypowiedzi orędowników ustawy. Republikanie głosowali en bloc za, a demokraci przeciw. Zauważali przy tym, że pomysł konserwatystów oznacza właściwie kontrolę władzy sądowniczej przez ustawodawczą, co gwałci monteskiuszow-
Ameryka ratuje Boga do wyeliminowania zwrotu „kraj oddany Bogu” z tzw. Ślubowania wierności, recytowanego co dzień przez wszystkich uczniów na początku szkolnego dnia, a także przez dorosłych z okazji rozmaitych zebrań i ceremonii. Odwołaniu do Boga sprzeciwił się prawnik, doktor i ateista z Kalifornii – Michael Newdow – wnosząc, że gwałci to wolność sumienia jego córki. Ku zgrozie większości Ameryki Federalny Sąd Apelacyjny przyznał mu rację, co zostało skwitowane licznymi i hałaśliwymi protestami. Sądowi Najwyższemu USA podczas apelacji udało się jednak wywinąć od podjęcia decyzji dzięki kwestiom proceduralnym (Newdow był rozwiedziony i córka znajdowała się pod opieką matki, która przeciwko „krajowi oddanemu Bogu” nie występowała). Ale z identycznym zarzutem gwałcenia
„Tworzymy ogrodzenie. Ogrodzenie wokół federalnego sądownictwa. Robimy to, bo nie mamy doń zaufania”; „Nie powinniśmy i nie możemy pisać na nowo historii, ignorując naszą duchową spuściznę.
ską zasadę równości władz. Na szczęście, żeby ustawa Izby Reprezentantów stała się obowiązującym prawem, musiałaby zostać zatwierdzona także w Senacie. Projekt trafił tam rok temu, ale od tego czasu nie może dostać się na forum obrad. Posunięcie kongresowe nie zasmuciło Newdowa – wprost przeciwnie... Ma nadzieję na przejście ustawy, bo to pokaże cele jej inicjatorów – „gotowi są zrujnować kraj, byle tylko Bóg był w nim wszędzie obecny”. TW
Madonna zapłakała nad pedofilami Nasze życie jest pokorą, walką i pokutą – zapewniał w roku 2003 Walter Christey z teksańskiego klasztoru Christ of the Hills (Chrystus Wzgórz). – Wszystkie kary, które nas spotykają w życiu, pochodzą z ręki miłującego Boga... Dziś, siedząc w więziennej celi wraz z trzema braćmi zakonnymi, Christey wolałby, by mu tych słów nie przypominano. No bo zamiast pokory, walki i pokuty była lubieżność, dziecięca pornografia, narkotyki, oszustwa i przestępstwa; zamiast Chrystusa – na wzgórzu rozsiadł się szatan, a kary pochodzić będą nie z ręki miłującego Boga, lecz sędziego. O tym, że coś jest poważnie nie tak w klasztorze położonym między Austin i San Antonio, miejscowa policja dostawała informacje już od ponad 10 lat. Wreszcie – 25 lipca – funkcjonariusze weszli do klasztoru z nakazami aresztowania i rewizji oraz oskarżeniem o molestowanie chłopca. Na tym nie koniec. Mnichom zarzuca się zorganizowaną przestępczość, fałszerstwa pocztowe i wyłudzanie pieniędzy. Pedofilia nie ograniczała się do jednego dzieciaka. Mnisi zwabiali do klasztoru wielu chłopców pod pretekstem uczenia ich życia zakonnego. Uczyli... homoseksualnego. Biskup Michael Jakimczyk przyznaje teraz, że podczas odwiedzin klasztoru widział małoletniego chłopca w stroju mnisim. Mówi, że „nie wyglądało to dobrze i poczuł się nieswojo”. Zapewniono go, jak twierdzi,
że bracia starają się przekazać młodym smak życia zakonnego i wszystko jest w porządku. Jakimczyk mówi, że sprawy nie badał i nic z tym nie zrobił, bo klasztor nie był w jego jurysdykcji, a wizyta miała charakter kurtuazyjny. Jednym z oskarżonych jest 61-letni przeor Samuel Greene, który założył klasztor w 1980 roku. Z powodu złego stanu zdrowia znajduje się pod ścisłym nadzorem w areszcie domowym. Wcześniej dostał wyrok 10 lat nadzoru sądowego za molestowanie seksualne 14-letniego kandydata na mnicha podczas nowicjatu w roku 2000. Podczas śledztwa przyznał się do przestępstw wobec innych dzieci. Klasztor słynął z obrazu Matki Boskiej, która roniła krwawe łzy. – Cud – mówili pobożni i wierzyli w to. Tysiące ciągnęły pielgrzymkami do świętego miejsca, napływały pieniądze i prośby o modlitwę. – To kant – stwierdził miejscowy szeryf. – Ten płaczący obraz to oszustwo mające na celu ściągnięcie ludzi, w tym dzieci, i zdobycie pieniędzy. Sam przeor Greene przyznał w końcu, że numer z płaczącą ikoną to pic. Cudowna Matka Boska jest dziś w komisariacie jako dowód rzeczowy, podobnie jak komputery i wyposażenie biura klasztoru. Po najeździe policji został tam tylko odźwierny, który już nawet nie zamyka drzwi przed myszkującymi dziennikarzami. Wstyd jak jasna cholera... Aresztowani mnisi mówią, że Bóg daje im siłę, a policja – że będą go potrzebować. TN
15
Siostry na lodzie D
o dotychczasowych problemów Kościoła w USA dołączył nowy – także natury finansowej. Choć trudno uwierzyć, ale blednie przy nim wydatek ponad miliarda dolarów na odszkodowania dla ofiar pedofilii. Chodzi o zabezpieczenie emerytalne personelu. Właściwie problem nie jest nowy, lecz teraz władze kościelne zaczynają sobie w pełni uświadamiać jego rozmiary. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji zakonnic. Siostry stanowią 82 procent kościelnych emerytek, a większość jest po 70. Tylko w ubiegłym roku na opiekę nad emerytkami Kościół wydał 926 mln dolarów. W ciągu 18 lat ze specjalnej składki na ten cel zebrano 499 mln, tymczasem szacuje się, że do roku 2020 dziura budżetowa przekroczy 20 miliardów dolarów.
Sprawą zajmuje się były dziennikarz działu religijnego „The New York Times”, Kenneth Briggs, a omawia ją w świeżo wydanej książce „Podwójnie ukrzyżowane: Odsłonięcie zdrady Kościoła wobec zakonnic”. Autor stwierdza, że władze kościelne wetowały dramatyczne prośby zakonnic o więcej swobody i prawo zarządzania duszpasterstwami po II Synodzie Watykańskim. Obecnie tylko 4 proc. sióstr – z największych zakonów USA – ma zapewnione fundusze emerytalne. Setki zakonów zostały zmuszone do wyprzedaży majątku, by pokryć koszty. PZ
Zaraza w Afryce W
Republice Południowej Afryki toczy się dochodzenie w sprawie 32 przypadków przemocy seksualnej księży katolickich wobec nieletnich. Sekretarz generalny Konferencji Biskupów RPA Vincent Brennan oświadczył w ubiegłym tygodniu: „Zdajemy sobie sprawę z tego problemu. Kościół jest bardzo zatroskany. Nie ma w nim miejsca dla nikogo, kto molestuje seksualnie młodych”. Stan rzeczy jest taki sam jak wszędzie – skargi na poszczególnych księży napływały latami i były ignorowane przez ich zwierzchników. Gdy bywało już tego za dużo, kapłana wysyłano na leczenie (czasem do USA), po czym umieszczano w nowej parafii z zapewnieniem, że już jest zdrowy...
I przestępstwa zaczynały się od początku. Jednym z największych recydywistów był 65-letni ks. James McCauley. Jego proces miał się rozpocząć we wrześniu, ale kapłan zginął w wypadku samochodowym. Drugi pedofil z Cape Town, ks. Patrick Thornton, dziwnym trafem również zginął nagle w wypadku. W USA w 90 procentach ofiarami księży są małoletni chłopcy, podobnie w Australii, Niemczech i innych krajach; w Ameryce Łacińskiej i Afryce gwałcone są przede wszystkim nastoletnie dziewczynki. A w Polsce? JF
Medjugorie pod lupą K
ardynał Vinko Puljić z Sarajewa ujawnił, że tworzona jest komisja, która ma zbadać kulisy i wiarygodność domniemanych objawień maryjnych w Medjugorie. 25 lat temu Matka Boska zaczęła się jakoby ukazywać 6 młodym osobom, które twierdzą, że widzenia te trwają do dziś. Skład komisji, która we wrześniu ma rozpocząć pracę, nie jest jeszcze znany. Kardynał oczekuje sugestii Kongregacji Nauki Wiary. Pytany, czy planowana akcja jest inicjatywą kongregacji, czy też Konferencji Biskupów Bośni-Hercegowiny, Puljić uchylił się od odpowiedzi. Komisja rozważy, czy należy wydać oficjalny zakaz udziału oficjeli w wyjazdach do Medjugorie oraz
organizowania oficjalnych pielgrzymek do sławnego na cały świat miejsca. Watykan dotąd nie zajął oficjalnego stanowiska, jednak kwestię wiarygodności objawień traktuje raczej sceptycznie. Jeśli zakaz zostanie wydany, to wierni będą mogli nadal do Medjugorie pielgrzymować, a księżom będzie wolno oferować im opiekę duchową i sakramenty. Liczy się przecież kasa. CS
16
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
MITY KOŚCIOŁA
O Polsko! (...) Krzyż twym papieżem jest – twa zguba w Rzymie! Tam są legiony zjadliwe robactwa: Czy będziesz czekać, aż twój łańcuch zjedzą? Juliusz Słowacki, „Beniowski”
P
ublikujemy wybrane (i znane!) wydarzenia oraz decyzje, które kompromitują kler rzymskokatolicki w Polsce. 1267 r. – „katolickie ustawy norymberskie”. W odpowiedzi na statut kaliski z 1264 r., w którym książę Bolesław Pobożny nadał przywileje Żydom, synod duchowieństwa archidiecezji gnieźnieńskiej obradujący we Wrocławiu nakazał utworzenie gett żydowskich, noszenie przez Żydów
1440 r. – pod wpływem papieża i kardynała Oleśnickiego przyjęto koronę Węgier dla króla Władysława III bez możliwości jej dziedziczenia. Węgry prowadziły wówczas wojny z Turcją. Polska została w nie wciągnięta przez papieża i musiała ponosić ich koszty. Skończyło się klęską pod Warną, śmiercią młodego króla i kwiatu rycerstwa oraz zrujnowaniem skarbu państwa, który później na krótko odbudowała królowa Bona. Po Warnie Polska przez wieki nie miała pieniędzy na prowadzenie polityki zagranicznej i wojen. Królowie dla zdobycia pieniędzy musieli nadawać coraz to nowe przywileje szlachcie, osłabiając władzę królewską i państwo;
1523 r. – Zygmunt Stary wydał kolejny edykt, grożący luteranom konfiskatą dóbr i śmiercią na stosie oraz zezwalający na poszukiwanie książek luterańskich w domach prywatnych; 1529 r. – w Krakowie spalono na stosie Katarzynę Wajglową za przejście na judaizm; 1550 r. – król swoim edyktem oddał innowierców pod jurysdykcję katolickich sądów duchownych. W procesach „o wiarę” innowierców ogłaszano heretykami i konfiskowano ich majątki, po czym zabijano lub wypędzano z kraju; 1556 r. – w Sochaczewie odbył się proces przeciwko Żydom o rzekomą profanację hostii. Spalono żywcem
uczniowie szkół jezuickich wykorzystywani byli do wzniecania licznych rozruchów religijnych i pogromów. Nastąpił koniec względnej tolerancji religijnej. Repertuar jezuickiego terroru to m.in. cenzura i palenie książek, prowokowanie pogromów innowierców połączonych z morderstwami, profanacją i niszczeniem kościołów i cmentarzy protestanckich, wykopywanie i profanacja zwłok, napady na szkoły, kondukty pogrzebowe oraz znaczących członków społeczności protestanckiej; 1574 r. – pierwsze zburzenie kościoła protestanckiego w Krakowie w czasie pogromu protestantów. Sprowokowali go jezuici. Odbudowany zbór burzono jeszcze w czasie kolej-
Zguba nasza w Rzymie (cz. 1) Kler szczyci się zasługami Kościoła dla narodu i państwa polskiego. Owe „zasługi” to zastępy świętych, katolizatorów polskich ziem oraz liczne tzw. cuda, np. cud nad Wisłą lub cudowna obrona Jasnej Góry. Tymczasem watykańczycy tak naprawdę mają jedną, największą zasługę – uczynienie z Polski biednego, zacofanego kraju, skansenu Europy i pośmiewiska całego świata. spiczastych czapek, zakazał kupowania żywności od kupców żydowskich, zakazał im pełnienia urzędów, wezwał chrześcijan do zaprzestania towarzyskich kontaktów z Żydami. Kler katolicki 670 lat przed ustawami norymberskimi Hitlera zgotował Żydom w Polsce podobny los; 1315 r. – biskup wrocławski Henryk z Wierzbna spalił na stosie w Świdnicy 50 heretyków wraz z ich żonami i dziećmi; 1319 r. – Rada Miejska Wrocławia – na wniosek biskupa – ogłosiła Żydów winnymi klęski głodu i wygnała ich z miasta; 1334 r. – biskup krakowski Jan Grot wyklął Kazimierza Wielkiego, gdy król opodatkował kościelne dobra. Klątwę zdjął dopiero w roku 1343; 1399 r. – w Poznaniu ruszył pierwszy w Polsce proces przeciwko Żydom o profanację hostii, połączony z pogromem i prześladowaniami (Kronika Długosza ); 1424 r. – Władysław Jagiełło, pod naciskiem papieża, edyktem wieluńskim uznał herezję za zbrodnię równą obrazie majestatu, co karano konfiskatą mienia, a nawet śmiercią. Ruszyły prześladowania husytów: konfiskata majątków, stosy. M.in. w Wielkopolsce spalono żywcem siedmiu duchownych husyckich ze Zbąszynia; 1439 r. – rzeź husytów w bitwie pod Grotnikami. Papież Marcin V skierował do Władysława Jagiełły słowa pełne katolickiego miłosierdzia: „(...) nadajemy Ci wolność i władzę napadania zbrojno w Naszym i Kościoła imieniu na ich miasta, miasteczka, wsie i włości, zabierania ich w niewolę i wedle brzmienia ustaw kanonicznych prześladowania aż do zagłady...”;
1455 r. – papież Kalikst III rzucił klątwę na Związek Pruski i jego sojuszników (a więc i na Polskę!) za bunt przeciwko Krzyżakom i poddanie się Polsce. Utrudniło to wojnę o odzyskanie Pomorza Gdańskiego. Ciągnęła się aż 13 lat. A klątwa rzucona na Polskę do dziś nie została zdjęta (!); 1495 r. – wypędzenie Żydów z Litwy. Aleksander Jagiellończyk nie był w stanie spłacić pożyczek zaciągniętych u Żydów, wobec tego – idąc za podszeptem kleru i wzorem katolickiego króla Hiszpanii – wypędził Żydów, a swoje długi anulował. Wskutek upadku gospodarczego Litwy – w r. 1503 zezwolił Żydom na ponowne osiedlenie, ale za zezwolenie musieli słono płacić (tzw. powrotne); XVI–XVIII w. – na ziemiach polskich spalono na stosach 10–15 tysięcy kobiet w procesach „czarownic”. Procesy inkwizycyjne organizowali głównie dominikanie. Spalono też wielu mężczyzn. Każdy niepokorny wobec władzy kościelnej mógł stracić wszystko, łącznie z życiem; 1511 r. – w Waliszewie k. Poznania pierwsza w Polsce „czarownica” została spalona na stosie; 1520 r. – Zygmunt Stary wydał w Toruniu edykt zabraniający sprowadzania do Polski pism M. Lutra, a także setek innych pism protestanckich, łącznie z tymi, które traktowały o kulturze rolnej i wynalazkach. Kościół rozpoczął publiczne palenie książek – ulubioną rozrywkę księży aż do rozbiorów;
czterech Żydów i Polkę. Większość pozostałej społeczności żydowskiej uciekła z miasta w obawie przed pogromem. Takie procesy wytaczano też protestantom. Do rozbiorów odnotowano w Polsce ok. 120 procesów o mord rytualny i profanację hostii. Takie oskarżenia rzucali księża, bo była to okazja do wymuszania od Żydów łapówek i okupów, pozbycia się żydowskiej konkurencji (powstają m.in. biskupie browary, wyszynki i karczmy) i do pogromów połączonych z rabunkami; 1564 r. – sprowadzono do Polski jezuitów, którzy stali się motorem kontrreformacji. Przejęli wychowanie młodzieży szlacheckiej, a poziom nauczania – po zniszczeniu konkurencyjnych protestanckich szkół o bardzo wysokim poziomie – spadł katastrofalnie. Szkoły jezuickie i inne kościelne „uczelnie pacierzy” ponoszą odpowiedzialność za trwałe opóźnienie cywilizacyjne Polski. Fanatyczni
nych pogromów w latach 1587 i 1591, profanując przy okazji cmentarz. W 1591 r. zbór zburzono na oczach króla Zygmunta III Wazy. Sprawcy nie ponieśli kary; 1577 r. – biskupi na synodzie w Piotrkowie Trybunalskim rzucili klątwę na akt konfederacji warszawskiej, uchwalonej przez sejm w roku 1573. Ten akt tolerancji zaprzysięgał każdy elekcyjny król w Artykułach henrykowskich. Thomas Jefferson przyznał, że konstytucję USA wzorował m.in. na konfederacji warszawskiej. W 2003 r. jej tekst został wpisany na listę „Pamięć Świata” UNESCO; 1596 r. – unia brzeska inspirowana przez papieża. Jednak unici byli dyskryminowani i pogardzani – m.in. nie dopuszczono ich do senatu, podczas gdy wszyscy biskupi katoliccy zasiadali w senacie z urzędu. Zygmunt III uznał Kościół unicki za jedyne przedstawicielstwo chrześcijan wschodnich. Prześladowania prawosławia doprowadzały do stałego konfliktu z Rosją. Cerkwi prawosławnej odbierano klasztory, majątki, cerkwie, rugowano popów. To początek wielkich nieszczęść Rzeczypospolitej; 1596–1657 – występujący w obronie prawosławia Kozacy szukają wsparcia u kniaziów Rosji. Katolicyzacja Ukrainy i prześladowanie prawosławia doprowadziły do wojen kozackich, powstania Chmielnickiego, wojen z Rosją, utraty Zadnieprza i trwałego osłabienia Rzeczypospolitej; 1606 r. – w Poznaniu pogrom protestantów i zburzenie zboru przez tłum podburzony przez jezuitów;
1606–1607 – rokosz Zebrzydowskiego, fanatycznego katolika, przeciwko absolutystycznym dążeniom Zygmunta III, wszechwładzy jezuitów i podporządkowaniu Polski polityce Habsburgów. Szlachta domagała się odebrania królowi prawa rozdawnictwa urzędów oraz wygnania jezuitów i cudzoziemców. Wobec postępowania króla, który pod wpływem jezuitów otwarcie eliminował innowierców z życia publicznego, obsadzał urzędy wyłącznie katolikami, faworyzował jezuitów i po cichu sprzyjał pogromom protestantów, część protestanckiej szlachty przystąpiła do rokoszu. Rokoszanie ponieśli klęskę w 1607 r. pod Guzowem; 1607–1610 – mściwi jezuici wykorzystali klęskę rokoszan i sprowokowali w całej Polsce falę terroru przeciwko protestantom – dochodziło do morderstw, burzenia kościołów, napadów na szkoły i profanacji cmentarzy. Spalono, zburzono lub odebrano protestantom 2/3 świątyń, zbezczeszczono cmentarze. Kościół wykorzystał udział części protestanckiej szlachty w rokoszu Zebrzydowskiego do rozprawy z protestantami. Król Zygmunt III Waza, fanatyczny katolik, łamiąc zaprzysiężoną wolność religijną, pozwalał na cichą wojnę religijną, w Polsce. Sprawcy pogromów i zabójstw pozostawali bezkarni; 1609 r. – podburzony przez księży tłum zburzył meczet w Trokach; 1609 r. – papież pobłogosławił wyprawę na Moskwę i ogłosił ją krucjatą przeciwko prawosławiu; 1611 r. – w Bielsku Podlaskim odbyła się kaźń arianina Iwana Tyszkowica za bluźnierstwo. Po torturach ścięto go i spalono zwłoki. Jako arianin nie chciał złożyć przysięgi na krucyfiks ani na Świętą Trójcę, tylko na Boga żywego. Donosiciel zagarnął jego majątek; 1612 r. – Prusy oddano w lenno Hohenzollernom brandenburskim, mimo że sejm pruski opowiedział się za przyłączeniem do unii polsko-litewskiej na prawach Litwy. Wobec otwartego faworyzowania katolików przez króla Zygmunta III Wazę postawiono warunek, aby urzędy w luterańskich Prusach obsadzano tylko ewangelikami. Kościół i jezuici w obawie przed równouprawnieniem protestantów w Polsce woleli oddać Prusy Niemcom, bo świeży triumf nad protestantami po rokoszu Zebrzydowskiego mógł zostać zaprzepaszczony, 1613 r. – uczniowie szkół jezuickich zniszczyli w Wilnie dwa kościoły – luterański i braci czeskich, 1614 r. – jezuici sprowokowali pogromy protestantów, zburzenie kościołów ewangelickich, a także szkół w Poznaniu i w Lublinie. Kościół ewangelicki w Lublinie do r. 1633 był burzony pięć razy w czasie kolejnych pogromów protestantów. Profanowano też cmentarz; 1632 r. – zakazano budowy świątyń protestanckich w miastach królewskich... Część druga za tydzień Zebrał LUX VERITATIS
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
17
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (17)
Krucjata przeciwko Słowianom Obodrzyce zamieszkujący niegdyś tereny dzisiejszej Meklemburgii i Holsztynu, stanowili grupę Słowian połabskich, którzy tworzyli organizm państwowy najsilniejszy w obrębie Połabian (800–1164). Ich wyznaniem była religia spokojnych rolników. To jedno z państw, które zostało unicestwione w konsekwencji niepodporządkowania się wierze chrześcijańskiej. Najwybitniejszy władca obodrzycki, książę Niklot (1131–1160) walczył z Niemcami i Duńczykami o wolność swego ludu w czasie krucjat połabskich i był jedynym słowiańskim władcą, który pokonał wyprawę krzyżową, powstrzymując przymusową chrystianizację oraz napływ kleru na jego ziemie. Jednak wyczerpane walkami z krzyżowcami państwo musiało z czasem ulec. Pierwszy etap narzucania Obodrzycom chrześcijaństwa miał miejsce w roku 931, kiedy to król niemiecki Henryk I pokonał nieznanego z imienia księcia obodrzyckiego, zmuszając go do hołdu oraz przyjęcia chrztu. Fakt ten pozostał bez następstw, gdyż książę nie przejął się nową wiarą. Nieco większe znaczenie miała działalność pierwszego biskupa merseburskiego – Bosona (968–970). Ale i tym razem lud nie padł na kolana. Thietmar opisuje, jak „gwoli szyderstwa” przekręcali oni modlitwy, które im Bozo nakazywał odmawiać (II, 37). Niemniej już od X w. Niemcy poczęli tworzyć na Połabiu pierwsze biskupstwa (dla Obodrzyców – starogardzkie, 968 r.). W roku 1018, przy okazji najazdu Wieletów, miała miejsce kolejna reakcja pogańska. Księciem, który wprowadził chrześcijaństwo, był Gotszalk (1010–1066). Ten wychowanek klasztoru sam aktywnie włączył się w akcję ewangelizacyjną, ale głosicielem nowej wiary był kler niemiecki, który – nastawiony głównie na korzyści materialne i uważany za ciemięzcę – nie budził u Słowian zaufania. Po kilkunastu latach Gotszalk został zamordowany z inspiracji Związku Wieleckiego, po czym wybucha wielka „reakcja” pogańska, która skończyła się unicestwieniem organizacji kościelnej na ziemiach obodrzyckich i ukamienowaniem chrześcijan w połabskim Raciborzu. Dwa lata później sam biskup halbersztacki srogo zemścił się na Wieletach, napadając na Retrę i burząc świątynię Swarożyca. W wyniku akcji zbrojnej biskupa rozpadł się Związek Wieletów. Tymczasem „praca misyjna” trwała... Jak zauważył Adam Turasiewicz, „hasło pracy misyjnej w odniesieniu do Połabian, przerodziło się w praktyce w najbardziej obłudną komedię, której szczytowym punktem była wyprawa krzyżowa w roku 1147”.
Nim jednak doszło do krucjaty, władzę w państwie obodrzyckim przejął wybitny książę Niklot, który po śmierci synów Henryka Gotszalkowica objął tron w drodze elekcji przez wiec. Jego panowanie zostało w pierwszym okresie naznaczone pokojową pracą nad zespoleniem i wzrostem znaczenia politycznego i ekonomicznego państwa. Bezpośrednią przyczyną pierwszej krucjaty połabskiej było proklamowanie przez papieża Eugeniusza III drugiej wyprawy krzyżowej do Ziemi Świętej w roku 1147. Głównym rzecznikiem tej krucjaty stał się Bernard z Clairvaux (późniejszy święty), który nakłonił do udziału w niej m.in. króla niemieckiego Konrada III. Papieskie wezwanie do krucjaty pociągało wówczas za sobą zobowiązania moralne, w szczególności dla chrześcijańskich władców. Bardziej pragmatycznym władcom saskim nie w smak była jednak zbrojna wyprawa w nieznane, zamyślili więc „służbę zastępczą”. Henryk Lew, Albrecht Niedźwiedź oraz Konrad z Zähringen przekonywali, że nie ma sensu gnać daleko na wschód, kiedy pod bokiem mnóstwo pogan, „tych przeto przede wszystkim albo wytępić, albo nawrócić wypada”. Św. Bernard podzielił logikę tego wywodu i zezwolił Sasom na odbycie wyprawy krzyżowej na żyjących spokojnie i w ogóle niezagrażających Niemcom Obodrzyców. Oficjalnie decyzja św. Bernarda została zatwierdzona przez papieża, który w specjalnym piśmie z 14.04.1147 r. opatrzył wszystkich wojowników w te same odpusty i nagrody duchowe, które przysługiwały krzyżowcom udającym się w tym czasie do Palestyny. Aby wzmocnić ducha bojowego, wprowadził papież do tego aktu dodatkowe zastrzeżenie: pod groźbą ekskomuniki żaden krzyżowiec nie może przyjąć jakichkolwiek pieniędzy od pogan, gdyż mogłoby to „ostudzić zapał religijny, a niewiernych w ich błędach umocnić”. Na Obodrzyców uderzyły dwie armie saskie (60 tys. żołnierzy Albrechta Niedźwiedzia i ok. 40 tys. Henryka Lwa) oraz flota duńska pod wodzą Kanuta i Swena. Za Albrechtem Niedźwiedziem ruszyło na Słowian grono arcybiskupów, biskupów i opatów: biskup hoboliński i legat papieski Fryderyk Anzelm, arcybiskup magdeburski Fryderyk,
biskup halbersztacki Rudolf, biskup monastyrski Werner, biskup miśnieński Reinhard, biskup brandenburski Wigger, biskup ołomuniecki Henryk i opat z Korbei – Wibald. Nieco mniej hierarchów przyłączyło się do armii Henryka Lwa, m.in. arcybiskup bremeński Adalbert, biskup werdeński Ditmar oraz prałat Hartwig – późniejszy arcybiskup bremeński. Siły lądowe wspomagała potężna flota duńska, która miała atakować z morza i blokować porty. O nasileniu fanatyzmu krucjatowego świadczy okoliczność, że na wezwanie do wyprawy na pogan zawieszono w Danii trwającą niemal od roku wojnę domową, aby obaj pretendenci do tronu, wraz
dezercji. Efektywność dalszego oblężenia znacznie spadła i była osłabiana przez kolejne rozejmy. Dopełnieniem porażki Duńczyków stała się klęska floty duńskiej pod wodzą Ascerusa, biskupa Boeskilde. Została niespodziewanie zaatakowana przez sprzymierzeńców Obodrzyców – Ranów zamieszkujących wyspę Rugię i pobliskie ziemie. Nie lepiej się działo w południowej armii krzyżowców, która oblegała Dymin. W wojsku tym panował głód, szerzyły się choroby, dezercja, niskie morale. Trwająca trzy miesiące wojna znużyła krzyżowców, którymi często dowodzili biskupi mający więcej żaru religijnego niż umiejęt-
Pomnik księcia Niklota wystawiony przez jego zniemczonych potomków
ze wszystkimi mężczyznami zdolnymi do noszenia broni, mogli uderzyć w niewiernych. Do wyprawy dołączyły także, niestety, wojska polskie księcia Mieszka w sile 20 tys. krzyżowców. Krucjata była więc niewątpliwie potężna, co podkreśla kronikarz: „(...) aż ziemia drżała na ich widok”. Losy kampanii skoncentrowały się na oblężeniu dwóch twierdz – obodrzyckiego Dumina i lucickiego Dymina. Słowianie, uznając przewagę bojową agresorów, unikali starcia w otwartym polu, skupiając się na odcinaniu wszelkich środków posiłkowych i aprowizacyjnych. Kiedy armia duńska została wysadzona na ląd i dołączyła do oblężenia Dubina, została błyskawicznie zaatakowana przez Niklota, który zorientował się, że armie saska i duńska rozdzielone są grząskim terenem. Wodzowie sascy mogli jedynie obserwować klęskę swych niefortunnych sprzymierzeńców. Pogrom Duńczyków znacznie osłabił morale Sasów, zaczęto więc zastanawiać się nad sensem dalszej walki przeciw Słowianom, tym bardziej że coraz częściej dochodziło do
ności wojskowych. Stracili wiarę w pomyślne zakończenie wypadu. Znużeni wojną Sasi podjęli w końcu układy pokojowe z niewiernymi. Zawarto rozejm na zasadzie zachowania stanu sprzed ataku, przy czym Obodrzyce mieli przyjąć chrześcijaństwo. Tym samym rozpoczęta z wielkim rozmachem wyprawa krzyżowa zakończyła się niesławnym odwrotem i „pozornym chrztem”. Niemniej drugi okres panowania Niklota był już naznaczony dramatycznymi staraniami o zachowanie niepodległości. W konsekwencji pokoju dubińskiego erygowano ponownie na ziemiach obodrzyckich organizację kościelną (Starogard i Meklemburg, 1149 r.). Ludność obodrzycka nadal jednak była niechętna nowej religii. Połabianie uważali bowiem Chrystusa za boga niemieckiego, a wiarę chrześcijańską za szczepowy kult Niemców. Nie pomogło ani niszczenie pogańskich świątków przez biskupa Gerolda ani akcja misyjna Brunona. Stąd też organizacja kościelna mogła w zasadzie służyć jedynie niemieckim kolonistom.
Ostatecznego podboju państwa Niklota dokonano w czasie sasko-duńskiej kampanii wojennej, która wybuchła w 1160 r. Właśnie wtedy śmiercią bohaterską zginął sam Niklot. W roku 1161 ziemie obodrzyckie stały się lennem najeźdźcy, który nadał je synom poległego księcia. Sojusznicy Obodrzyców, Ranowie, ostatni bastion zachodniosłowiański, zostali w roku 1168 podbici przez króla duńskiego Waldemara I i biskupa Absalona z Roskilde. Świadomość narodowa (plemienna) koncentrowała się u nich wokół kultu Światowita, który cementował opór przeciwko narzucaniu rzymskiego chrześcijaństwa i zaborom germańskim. Nawet chrześcijański król Danii Swen (1146–1157) przysyłał dary dla Światowita. Kiedy więc w czasie najazdu króla i biskupa zdobyto i zniszczono świątynię Światowita, zadano tym samym śmiertelny cios Słowianom zachodnim. Podobnie jak dokładnie wiek wcześniej, kiedy biskup halbersztacki doprowadził do rozpadu Związku Lucickiego, podbijając i niszcząc centralny ośrodek kultowy Swarożyca. W ciągu roku Ranowie zostali przymusowo ochrzczeni, a ich ziemie bullą papieża Aleksandra III zostały włączone do diecezji Roskilde. Słowianie i słowiańska kultura zostały wyparte poprzez zmarginalizowanie przez niemieckich osadników. Także i Polacy mieli w tej zagładzie swój udział. W kronice Helmolda czytamy: „(...) cały (...) kraj Obodrzyców i ziemie przyległe, do królestwa obodrzyckiego należące, przez ciągłe wojny, najbardziej zaś przez tę ostatnią, w zupełną pustynię zamienione zostały (...). Resztki Słowian, jeśli gdzie pozostały, z braku żywności i spustoszenia pól tak silnie głodem dotknięte zostały, że tłumami uciekały do Pomorza albo do Duńczyków, którzy bez żadnej litości sprzedawali ich Polakom, Serbom i Czechom” (II, 5). Po zdominowaniu ziem połabskich przez Niemców, ludność słowiańska została poddana nieludzkiemu wyzyskowi ekonomicznemu i szykanom. W efekcie większość z nich w rozpaczy porzucała ziemię i – żeby żyć – przerzucała się na rozbój i korsarstwo. Wciąż też wybuchały mniejsze lub większe powstania... Pamięć o Niklocie przetrwała przez wieki, a jego osoba stała się symbolem prawości, poświęcenia i nieugiętości zasad. Potomkowie Niklota zapoczątkowali linię panującą w Meklemburgii do 1918 r. Później jej przedstawiciele świadomie nawiązywali do słowiańskich tradycji. Zniemczeni potomkowie wystawili mu pomnik. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
ŚLADAMI NASZYCH PUBLIKACJI
P
rzed dwoma laty przedstawiliśmy dowody na bardzo dwuznaczny udział Hanny Gronkiewicz-Waltz w sterowanej upadłości Banku Staropolskiego. Dzisiaj ta historia stała się „sprawą porażającą”. I choć mdli nas fakt, że jest rozgrywana politycznie, podpowiadamy sejmowej komisji śledczej oraz prokuraturze, o co pytać... Medialną sensacją ostatnich dni lipca była informacja, że do prokuratury wpłynęło doniesienie o popełnieniu przestępstwa przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, posłankę Platformy Obywatelskiej i liczącą się kan-
szybkie przesłuchanie Gronkiewicz-Waltz – ekscytował się zastępca przewodniczącego komisji Waldemar Nowakowski (Samoobrona). ¤¤¤ Posłowi Nowakowskiemu dobrze by zrobiło (debiutant w Sejmie, więc nie będziemy pastwić się nad nim innymi słowy), gdyby od czasu do czasu wziął do ręki „Fakty i Mity”. Wszak już dwa lata temu, publikacjami „Va banque” oraz „Zygmunt mówi bankowy” („FiM” 46 i 47/2004), rozpoczęliśmy serial o ewidentnie kryminalnych wątkach upadłości Staropolskiego, warunkującej rozkwit ściśle z nim związanego Invest-
Solorz posiadł pakiet kontrolny akcji Investu, cały ten ich plan szlag by trafił. ¤¤¤ Mierzi nas fakt, że sprawa rozgrywana jest w okresie sugerującym zamówienie polityczne opcji, z którą nam nie po drodze. Mimo to podpowiemy sejmowym komisarzom – tudzież prokuraturze, gdyby nie posłuchała dramatycznego apelu pani Hanny – od czego zacząć przesłuchanie. Otóż bardzo trudno jej będzie wytłumaczyć, dlaczego: l już 12 stycznia 2000 r. Komisja Nadzoru Bankowego, powołując się
Kto czyta, nie błądzi dydatkę do prezydentury w Warszawie. Autorem zawiadomienia jest Roman Sklepowicz, prezes Stowarzyszenia Pokrzywdzonych przez System Bankowy. Zarzuca parlamentarzystce, że w 2000 r., będąc szefową Komisji Nadzoru Bankowego (z urzędu, jako prezes Narodowego Banku Polskiego – dop. red.): „(...) wnioskowała o upadłość Banku Staropolskiego w oparciu o nieistniejącą opinię biegłego, podczas gdy przedstawił on jedynie swoje stanowisko, w którym stwierdził, że nie może wydać rzetelnej opinii, gdyż nie ma dostępu do wszystkich dokumentów banku”. Na wieść o możliwych kłopotach pani Hanna wydała specjalne oświadczenie, w którym czytamy m.in.: „PiS i Kazimierz Marcinkiewicz, kandydat braci Kaczyńskich, nie cofną się w tej kampanii [na urząd prezydenta Warszawy] przed użyciem żadnych środków. Będę atakowana zarówno przez nich, jak i przez różnego rodzaju grupy za sprawy nieprawdziwe, wymyślone i zmanipulowane”. Doniesienie było gwiazdką z nieba dla sejmowej komisji śledczej ds. banków: – Jeśli pan Sklepowicz ma rację, sprawa jest porażająca! Wnioskowałem o jej zbadanie przez komisję oraz
Ś
-Banku (druga po Polsacie ulubiona zabawka Zygmunta Solorza). Co więcej: wskazaliśmy („Ciemna strona mocy”, „W rytmie Waltz-a” – 11 i 12/2005) na konkretne dowody niekwestionowanego w tej operacji uczestnictwa – i trudnej do przecenienia roli – Hanny Gronkiewicz-Waltz, która dzisiaj apeluje: „Mam nadzieję, że nie znajdą się prokuratorzy, którzy byliby gotowi wszcząć śledztwo przeciwko mnie na polityczne zamówienie” – czytamy w przywołanym wyżej oświadczeniu. Czego się obawia? Nie będziemy tu raz jeszcze odtwarzać misternej intrygi skutkującej upadłością Staropolskiego. Przypomnijmy jedynie, że w „Ciemnej stronie mocy”... 1) udowodniliśmy, iż „Zygmuś” nie zdołałby przejąć Invest-Banku bez życzliwego współdziałania ze strony „Hani” (tak do siebie kiedyś mawiali Solorz z Gronkiewicz-Waltz) oraz jej psiapsiółki Ewy Śleszyńskiej-Charewicz (ówczesna szefowa Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego); 2) pokazaliśmy, że gdyby Gronkiewicz-Waltz wszczęła procedurę upadłościową Staropolskiego choćby o dzień wcześniej, zanim
miertelnie toksyczne pestycydy z silosów w Siankach zostaną zabrane i poddane utylizacji. Oto pokłosie artykułu „11 ton śmierci” i nasze małe WIELKIE zwycięstwo! W „Faktach i Mitach” 26/2006 napisaliśmy, że na Ukrainie, w miejscowości Sianki, 150 metrów od granicy Polski, składowane są przeterminowane pestycydy (w tym być może zabójcze DDT). Dowodziliśmy, iż śmiercionośna chemia wydobywa się z pękających, betonowych silosów, co już wkrótce może doprowadzić do skażenia wód pobliskiego Sanu, a tym samym do katastrofy ekologicznej i biologicznej na sporym obszarze naszego kraju. W artykule, który odbił się szerokim echem wśród przerażonych mieszkańców Polski południowo-wschodniej obiecywaliśmy, że sprawą zainteresujemy kręgi decydenckie oraz władze Ukrainy. Słowa dotrzymaliśmy, a końcowy efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania
na druzgocącą opinię biegłego rewidenta o stabilności finansów Staropolskiego, zawiesiła jego działalność i zgłosiła do Sądu Okręgowego w Poznaniu wniosek o upadłość banku, podczas gdy raport biegłego rewidenta (firma audytorska Deloitte&Touche) został sporządzony dopiero 13 stycznia, a do NBP wpłynął 9 lutego?; l będąc wybitnym fachowcem, nie dostrzegła w raporcie Deloitte&Touche zastrzeżenia, że przedłożone biegłemu rewidentowi „Sprawozdanie finansowe Banku Staropolskiego SA na dzień 31 października 1999 r.” (ewidentna fałszywka spreparowana przez Zarząd obsadzony ludźmi Solorza – twierdzą autorzy znajdującej się w posiadaniu „FiM” analizy firmowanej przez dwie renomowane kancelarie prawne z Poznania) „jest sprawozdaniem jednostkowym, w związku z czym nie może stanowić jedynej podstawy oceny sytuacji majątkowej i finansowej Banku Staropolskiego SA”? Dalej to już radźcie sobie posłowie-komisarze sami, ale gdybyście potrzebowali jakichś podkładek lub dowodów w postaci dokumentów... – adres w stopce redakcyjnej. HELENA PIETRZAK
List otwarty Czytelnika Szanowny Panie Wicepremierze Giertych Zwracam się do Pana z uprzejmą prośbą w sprawie, którą – jak sądzę – tylko Pan, pedagog o nowoczesnych poglądach oraz posiadający doskonały kontakt z młodzieżą rozpatrzyć będzie mógł pozytywnie. Zwracam się wzruszony troską o maturzystów, którym z różnych powodów (powiedzmy to głośno: na pewno stali za tym zwolennicy PO i SLD – autorzy zbyt trudnych pytań) powinęła się noga. A chodzi mi o objęcie maturalną amnestią osoby (podkreślam, że nie chodzi tu o mnie), która do egzaminu tego podchodziła w roku 1996. Ktoś powie, że to szmat czasu i cała sprawa dawno już jest przedawniona, ale co to właściwie za różnica, którego roku amnestia ta miałaby dotyczyć – 2006, 2005 czy 1996! Wyrządzone przez komunistów szkody naprawiać należy bez oglądania się na daty. W dodatku śmiem twierdzić, iż pojawiają się tutaj dodatkowe okoliczności. Osoba ta (po raz kolejny podkreślam: nie ja) oblała egzamin maturalny z powodu psychicznego szoku, jakim było dla niej zwycięstwo Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach w roku 1995. Wychowana w patriotycznym duchu oraz w przywiązaniu do tradycji, pamiętny wieczór grudnia 1995 przypłaciła nerwowym załamaniem. Nie mogła pojąć, jak to się stało, że na najwyższy urząd w RP wybrano przedstawiciela klasy politycznej tak otwarcie nierespektującej chrześcijańskich wartości. Schudła, zmizerniała, wszystkie włosy jej powypadały. Całymi godzinami przesiadywała przed telewizorem. Kiedy zaś na ekranie pojawiał się nasz prezydent wypowiadający się płynną, bezbłędną angielszczyzną (to chyba identyfikuje go jednoznacznie), osoba ta pogrążała się w jeszcze większej depresji. W takich warunkach zdanie przez nią matury oczywiście nie wchodziło w grę. Cóż zresztą matura?! Przeprowadzenie nawet podstawowych operacji arytmetycznych było czynem ponad siły tego kompletnie załamanego młodego człowieka, który na skutek spisku Okrągłego Stołu z dnia na dzień kompletnie utracił poczucie sensu życia i utracił wiarę w hierarchię wartości. Szanowny Panie Ministrze! Czy w świetle przedstawionych przeze mnie faktów (na które mogę przedstawić wiarygodnych świadków) osoba ta również nie zasługuje na to, by ujrzano w niej człowieka? Czy jej także nie powinna objąć maturalna amnestia? Powiem nawet więcej: czy nie należałoby uznać jej za ofiarę SLD-owskiego reżimu i wynagrodzić co najmniej tytułem magistra, a może nawet jakąś posadą (najlepiej w pańskim resorcie, w wydziale wdrażania patriotyzmu)? W końcu cierpiała za słuszną sprawę! Pozostaję niezmiennie z głębokim dla Pana szacunkiem – były maturzysta, który miał w zwyczaju swoje egzaminy zdawać za pierwszym razem. Ryszard Nanke
Jadu już niet – choć początki wymiany korespondencji nie wyglądały zachęcająco. Oto wojewoda podkarpacki Ewa Draus pisze do redakcji „FiM”: „Obecnie nie ma niebezpieczeństwa, a przeprowadzone badania nie wykazały zanieczyszczenia rzeki San pestycydami (…). Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska zwrócił się do naczelnika Państwowego Urzędu Ekologii i Zasobów Naturalnych obwodu lwowskiego z pytaniem, czy pestycydy w miejscowości Sianki składowane są obecnie w sposób bezpieczny i czy nie zagrażają bezpieczeństwu ekologicznemu na obszarach przygranicznych. W odpowiedzi strona ukraińska potwierdziła, że nie ma takiego zagrożenia”. Szczena nam opadła... Pani Draus pyta Ukraińców, czy chcą nas otruć, a oni odpowiadają,
że skądże! Czy aby na pewno nasi wschodni sąsiedzi tak kłamią w żywe oczy à propos zagrożenia? Otóż nic podobnego, bo wkrótce po liście pani wojewody otrzymaliśmy korespondencję z Ambasady Ukrainy, w której ambasador Alexander Motsyk do problemu podszedł bardzo poważnie i poinformował, że nasz artykuł został dokładnie przetłumaczony i przesłany do ukraińskiego ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych oraz do ministerstwa spraw zagranicznych. Czyli coś się zaczęło dziać. W międzyczasie o problemie Sianek poinformowały „Wiadomości” TVP i „Teleexpress”, oczywiście nie wspominając słowem o publikacji w „FiM”. A my dostawaliśmy kolejne listy, w których różne agendy informowały, że sprawą Sianek się interesują... Aż w końcu nadszedł kluczowy
dla tematu list od p. Wojciecha Stawiany – głównego inspektora ochrony środowiska. Inspektor pisze tak: „Strona ukraińska przeprowadziła kontrolę gromadzenia odpadów (w Siankach). KONTROLA POTWIERDZIŁA ZŁY STAN KONTENERÓW (WYCIEKI Z PIĘCIU KONTENERÓW). Firmę Agroserwis SA odpowiedzialną za ten stan zobowiązano do usunięcia stwierdzonych nieprawidłowości (…), w II półroczu br. strona ukraińska planuje wywiezienie i unieszkodliwienie zgromadzonych na terenie miejscowości Sianki niebezpiecznych odpadów, przy czym wywiezione zostaną poza kolejnością odpady z kontenerów uszkodzonych”. ¤¤¤ Innymi słowy – wbrew opinii Pani wojewody i innych niedowiarków – mieliśmy rację. Teraz wypada tylko poczekać na spełnienie obietnic przez Ukraińców. Sprawie nadal będziemy się przyglądać. MAREK SZENBORN RYSZARD PORADOWSKI
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
LISTY Komedia narodowa Prawicowy rząd IV Rzeczypospolitej Kaczyńskiego daje kilku milionom rolników 300 mln zł (chciał dać 100 mln zł!) odszkodowań za suszę, a na Świątynię Opatrzności Bożej wydał już 40 mln zł z publicznych pieniędzy. I będzie dawać dalej, co ostatnio zadeklarował któryś z braci rządzących tym chorym krajem. M. Pogodziński, Kudowa Zdrój
razu z góry zaznaczam, że nie mam nic przeciwko homoseksualistom, niech żyją jak chcą, nawet uważam, że powinni mieć możliwość zawierania małżeństw – jak to ma miejsce w całym cywilizowanym świecie. Chodzi mi tylko o potworne zakłamanie Kościoła, który na każdym kroku potwornie pluje i potępia homoseksualistów, a sam ma ich w swoich szeregach. Jest to zrozumiałe, bo celibat i brak kobiet to marzenie każdego homoseksualisty. Ponadto, jeżeli przy-
LISTY OD CZYTELNIKÓW Sojusz Coraz mocniej zacieśnia się w Polsce przymierze „tronu” – prawicowej prokościelnej władzy świeckiej – z „ołtarzem”, czyli Krk (exposé premiera J.K. też o tym świadczy). Wszystkie dziedziny życia państwowego i społecznego (urzędy centralne, nawet prezydent, wojsko, policja, straż graniczna, MSWiA, straż pożarna, więziennictwo, szkolnictwo, lecznictwo) oplecione są pajęczyną
Rasizm w RM 25.06.2006 r. w Radiu Maryja, w audycji „Minął miesiąc”, J.R. Nowak cytował jakiś artykuł, z którego wynikało, że możemy się spodziewać przybyszów z Afryki. Bardzo był oburzony i powiedział, że to bardzo źle, bo najlepiej, jak naród jest jednorodny... I pomyśleć, że dzieje się to wtedy, gdy UE upomina nas za rasizm, a jednocześnie Rydzyk protestuje, mówiąc, że w Polsce rasizmu nie ma. Później się dziwimy, że na piłkarza na boisku kibole rzucają banany. Marian Ważyk
Papież nie kocha zwierząt Papież Benedykt XVI spotkał się w Hiszpanii z rodziną królewską, premierem Zapaterą i rodzinami hiszpańskimi, aby ich błogosławić, scementować ich wiarę, potępić małżeństwa homoseksualne itp. „bezeceństwa”. Wielkie jak zawsze słowa o miłości, o miłosierdziu i dobrym, sprawiedliwym Bogu... I ani słowa o prześladowaniu zwierząt w katolickiej Hiszpanii, gdzie od lat ludzie znęcają się nad bykami (korrida). To jest straszne! Byłam w Hiszpanii na urlopie i obserwowałam wynędzniałe, biedne psy, wałęsające się po polach namiotowych. Hiszpanie nie mają dla nich serca. Dlaczego papież nie skorzystał z możliwości, aby w rozmowie z królem zwrócić uwagę na los prześladowanych zwierząt? Magdalena S., Berlin
Chodzi o zakłamanie Od wielu lat mamy bardzo negatywny stosunek do kleru i do całego Kościoła rzymskiego, przede wszystkim za potworne zakłamanie. Doświadczyłam tego bardzo boleśnie w mojej najbliższej rodzinie, ale nie o tym chcę pisać. Poruszona zostałam ostatnio wiadomościami (i na szczęście negatywnymi komentarzami) na temat tryumfalnego powrotu do życia publicznego Juliusza Paetza. „Rzeczpospolita”, która w żadnym razie nie może być posądzona o lewicowe sympatie, zamieściła artykuł w bardzo krytycznym tonie. Od
sięgali celibat, to dlaczego nikt go nie przestrzega – traktują swój zawód jako doskonałe rozwiązanie życiowe, nic się nie robi, kasa pełna, pełna niezależność. Jak wiadomo – Kościół tylko wtedy wyciąga jakieś konsekwencje, kiedy uprą się dziennikarze. Mamy na to wiele przykładów (ksiądz pedofil z Dukli, ksiądz Pawłowicz ukrywany latami po różnych klasztorach i wielu, wielu innych). Bezczelność Kościoła jaskrawo też objawiła się tym, że Ratzinger pojechał do Hiszpanii i nauczał, że małżeństwo to związek tylko kobiety i mężczyzny. Tym samym dał policzek Hiszpanom, którzy przecież wprowadzili niedawno całkowitą liberalizację małżeństw gejowskich i lesbijskich. Jak mają się czuć ci wszyscy klerycy i młodzi księża zmuszani przez Paetza do seksu? Robił to przecież całymi latami, najpierw w Łomży, potem w Poznaniu. Janina Lisiecka, Sopot
Po posłach – osły I znów TVN 24 (6.08.) podała wiadomość o kolejnych PiS-owskich modłach. Tym razem rolnicy (bo któż by inny!) modlą się, by opady, które pojawiły się po suszy, nie trwały tyle, co ona. Ja im radzę – za darmo i szczerze w przeciwieństwie do klechów, którzy ich strzygą na okrągło – by zaczęli się modlić o zdrowie, gdy o rozum za późno. Jeżeli zatem moja rada nie wpłynie choć trochę na poziom ich świadomości, będzie to oznaczać, że większą część ich rozumu wypaliła miniona susza, a resztę wypłukują deszcze, które po niej przyszły. Znak to dla proboszczów, że mogą z powodzeniem dalej strzyc swoje głupie owce i barany. Aleksander Kowalewski
duszpasterstwa Krk. Nic za darmo. Prawie wszyscy opiekunowie są na etatach – za pieniądze z budżetu. W zamian oferują „podopiecznym” „złudzenia z tego świata”. I kontrolują, co się da. Edward Ćwik, Jaworzno
Wolność na mszy Polska jest krajem mszy świętych i wielkich rocznic. Dziwnych rocznic – rocznic klęsk i upadków. Przez kilka ostatnich dni 62 rocznicę powstania warszawskiego sfery rządzące i kler próbowały za pośrednictwem mediów przekuć w wielkie zwycięstwo... Tak rodzi się IV Rzeczpospolita – głośno, hucznie i na kolanach! W TVN 24 usłyszałem w dniu 1 lipca głos, bodajże red. Agnieszki Czajkowskiej. Wypowiedziała z pietyzmem, że dzięki temu powstaniu możemy żyć w wolnej i demokratycznej Polsce. Równie dobrze mogła przywołać powstanie styczniowe lub listopadowe. Miały taki sam związek z jej słowami. – A wolność?! Demokracja?! W państwie wyznaniowym, którym stajemy się z dnia na dzień i coraz bardziej, słowa te brzmią dziwnie szyderczo i ironicznie. Adam Struziński
Emanacja się boi? Posłowie – emanacja polskiego społeczeństwa – czegoś się chyba zaczynają bać, coś chcą ukryć. Może społeczeństwa, któremu – jak im się przynajmniej wydaje – robią dobrze... Wpadli bowiem na pomysł wybudowania ogrodzenia wokół budynku Sejmu. Komendant straży marszałkowskiej zaproponował Komisji
Regulaminowej i Spraw Poselskich, aby dla wzmocnienia bezpieczeństwa postawić wokół gmachu porządny płot z solidnymi bramami” oraz uzupełnić system monitoringu. Argumentował, że ogrodzenie wokół Sejmu może np. zapobiec wjechaniu ciężarówki wypełnionej materiałem wybuchowym (prowadzonej chyba przez terrorystę PO lub SLD). A przecież Polski kompleks sejmowy i w II RP, i w III, a nawet za stalinizmu (komunizmu) i postkomunizmu, słynął nie tylko z pięknego wyglądu, ale też z położenia. Bliskość parku sprawiała, że wielu warszawiaków wybierało sobie otoczenie Sejmu na spacer. Możliwość swobodnego przemieszczania się między sejmowymi budynkami budowała piękny symbol otwartości polskiego parlamentu. Pomysł PiS-uarów ma kosztować circa 5,5 mln zł. A nie lepiej wyposażyć straż marszałkowską w dodatkowy sprzęt lub lepsze zabezpieczenie budynków sejmowych, które eliminowałyby ewentualne niebezpieczeństwa? Budowa ogrodzenia tworzyłaby wokół parlamentu nieufną atmosferę. Nawet ci najbardziej znienawidzeni, jak dziś nam się wmawia, nie bali się zamachów, albo nie na tyle, by odgrodzić się kordonem od „kochających” mas. Czego więc boją się ci najbardziej słuszni, najbardziej kochani? Coś mi się wydaje, że samych siebie i swej „bezkompromisowej ideowości”. Józef Pawłowski
Płaczą i płacą Irytują mnie skargi i płacze niektórych czytelników na ich proboszczów, odnośnie do płacenia im haraczy i poniżanie przez nich. Czego się spodziewają? Myślą, że ktoś za nich odrobi „lekcję”? Pewien „mędrzec”,
19
który był prezydentem Katolandu, powiedział: „Trzeba sprawy brać w swoje ręce”. Owieczki (a może barany?) potrafią tylko narzekać i płakać, ale pasibrzuchowi na tacę dają. Najwyższy czas, żeby przeciwstawić się czarnemu okupantowi. Będzie okazja w zbliżających się wyborach samorządowych. Są sygnały z kraju, wprawdzie nieliczne, ale są, że można powstać z kolan. Więc nie lamentujmy, weźmy się do roboty. Mamy swoje „Fakty i Mity”, pomogą nam. Do dzieła! Bogdan z Dębicy PS Ci „zaklinacze deszczu” rozśmieszyli mnie do łez. Szkoda, że cały świat też się z nas rechocze.
A teraz coś dla rozrywki Chciałbym zaprosić czytelników „FiM” do udziału w ankiecie. Żadnych nagród nie należy się spodziewać, bo to nie konkurs. Pytań jest 5 i można wytypować dwa z nich, a temat brzmi: Co zrobiłby poseł Wojciech Wierzejski, gdyby się okazało, że jego syn jest homoseksualistą? 1. Próbowałby go poddać leczeniu? 2. Uznałby to za dopust boży i odpuścił? 3. Wyrzekłby się go i kazał wynosić się z domu? 4. Udawałby, że niczego się nie domyśla? 5. Kazałby mu wstąpić w szeregi Młodzieży Wszechpolskiej licząc na zbawienny wpływ jej członków, których wiadomy stosunek do gejów mógłby przynieść radykalną zmianę preferencji jego potomka? Ja obstawiam punkty 1 i 5, lecz niczego przez to nie sugeruję. Alan Struś
20
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
CZUCIE I WIARA
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Wniebowzięcie NMP W związku ze zbliżającym się świętem Wniebowzięcia NMP chcę zapytać: czy to prawda, co głosi Kościół katolicki, że Maria po śmierci z duszą i ciałem została wzięta do nieba? Czy Pismo Święte to potwierdza oraz czy potwierdza inne dogmaty maryjne? Co mówi Biblia na ten temat? Katolicka nauka o wniebowzięciu Marii z duszą i ciałem opiera się na tradycji i mistycznym wykładzie niektórych tekstów biblijnych. Kościół twierdzi, że prawda o wniebowzięciu NMP z duszą i ciałem jest znana w Kościele od najdawniejszych wieków. Potwierdzeniem tego mają być liczne świątynie pod wezwaniem Maryi Panny Wniebowziętej, powstałe na długo przed ogłoszeniem tego dogmatu w 1950 roku. Świadczyć mają o tym również święte obrazy, starożytne księgi liturgiczne, brak śladów miejsca pochówku Maryi oraz samo Pismo Święte, które ma jakoby uczyć, że Maria – w miejsce starotestamentowej Ewy – jest doskonałą niewiastą, złączoną z nowym Adamem – Chrystusem (1 Kor 15. 22). Kościół twierdzi, że to Maria jest ,,Matką żyjących” (Rdz 3. 20), a zjednoczona z Chrystusem, ma doprowadzić do zwycięstwa nad grzechem, szatanem i śmiercią (Rdz 3. 15; Ap 12. 1–6), ponieważ jako pierwsza osiągnęła zbawienie i wniebowzięta stała się obrazem Kościoła w chwale, a nawet rękojmią zbawienia. Na tej podstawie papież Pius XII w dniu 1 listopada 1950 roku konstytucją apostolską Munificentissimus Deus ogłosił dogmat o wniebowzięciu słowami: ,,(...) ogłaszamy, orzekamy i określamy jako dogmat objawiony przez Boga: że Niepokalana Matka Boga, Maryja zawsze Dziewica, po zakończeniu ziemskiego życia z duszą i ciałem została wzięta do chwały niebieskiej”. Tyle Kościół. A co mówi Pismo Święte? Czy dogmaty maryjne są zgodne z Biblią? Odpowiedź może być tylko jedna: Pismo Święte nie mówi nic – ani o wiecznym dziewictwie Marii, ani o niepokalanym poczęciu, ani o też o wniebowzięciu Marii. A oto potwierdzenie. O wiecznym dziewictwie Marii nie może być mowy co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze – ewangelista Mateusz informuje, że Józef nie ,,nie obcował z nią [Marią], dopóki nie powiła syna” (Mt 1. 25). Mateusz powiada więc, że Józef nie współżył z Marią jedynie dotąd, dopóki Maria nie porodziła syna. Zatem wniosek o późniejszym współżyciu jest tu logiczny i oczywisty. Tym bardziej że
w Izraelu bezdzietność kobiety była hańbą (por. 1 Sm rozdz. 1). Ponadto współżycie małżeńskie było otoczone czcią (Hbr 13. 4), a posiadanie dzieci związane było z Bożym błogosławieństwem (Rdz 1. 28; Ps 127. 3; 128. 1–3). A zatem Maria i Józef mieli prawo do normalnego życia małżeńskiego. Po drugie – wszyscy czterej ewangeliści mówią, że Jezus miał braci i siostry (Mt 12. 46–50; Mk 3. 31–35; 6. 3; Łk 8. 19–21; J 7. 3–5). Że nie byli to kuzyni – jak głosi Kościół rzymski – świadczy już samo zestawienie zwrotu: ,,matka jego” z ,,braćmi jego”. W NT czytamy: ,,Czyż matce jego nie jest na imię Maria, a braciom jego Jakub, Józef, Szymon i Juda? A siostry jego, czyż nie są wszystkie u nas?” (Mt 13. 55–56). Zauważmy też, że grecki wyraz adelphoi nigdzie w Nowym Testamencie nie określa ,,kuzynów”, gdy bowiem Nowy Testament chce mówić o kuzynach (anepsios), to właśnie tak ich nazywa – na przykład w wersecie Kol 4. 10” (Karlheinz Deschner, „I znowu zapiał kur”, t. I). Tak więc twierdzenie Kościoła, że Jezus jest jedynym synem Marii, jest bezpodstawne, ponieważ Nowy Testament nie tylko wspomina o rodzeństwie Jezusa, ale również nazywa Jezusa ,,pierworodnym synem” Marii, czyli jej pierwszym dzieckiem, a nie jedynakiem (Łk 2. 7, por. Łk 7. 12). Różnica pomiędzy jedynakiem a pierworodnym jest aż nadto oczywista! Po trzecie – idea wiecznego dziewictwa znana była w Egipcie i Babilonie, w Indiach i Persji, w Grecji i Rzymie, i to na długo przed pojawieniem się chrześcijaństwa. W Kościele pojawiła się dopiero w II–III wieku po Chrystusie w kręgach ascetycznych, w których sam akt seksualny traktowano jako grzech. Idea ta oparta została głównie na apokryficznej ,,Protoewangelii Jakuba”, która podaje, że ,,bracia Jezusa” byli synami z pierwszego małżeństwa Józefa. Apokryf ten, zawierający liczne legendy, podaje m.in., że kiedy Józef wezwał położną, ta stwierdziła, iż Maria – pomimo urodzenia dziecka – nadal pozostała dziewicą. Przypomnijmy, że z poglądem tym nie zgadzało się wielu duchownych Kościoła, a dogmat o wiecznym dziewictwie Marii został sformułowany
dopiero na pierwszym soborze laterańskim w 1123 roku. Podobnie też przedstawia się historia dogmatu o niepokalanym poczęciu Marii, który został ogłoszony przez papieża Piusa IX w dniu 8 grudnia 1854 r. Również w tym przypadku twierdzenie Kościoła, jakoby Maria została poczęta przez swą matkę jako niepokalana i wolna od grzechu pierworodnego, stoi w rażącej sprzeczności z nauką Pisma Świętego. Biblia mówi, że ,,jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak i na wszystkich ludzi śmierć przyszła, bo wszyscy zgrzeszyli” (Rz 5. 12). Innymi słowy: ,,Nie ma ani jednego sprawiedliwego (...) gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej” (Rz 3. 10, 23). Pismo Święte mówi, że jedynym, który ,,grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego” – jest Jezus (1 P 2. 22, por. Iz 53. 9; J 8. 46; 2 Kor 5. 21; Hbr 4. 15). Co się zaś tyczy Marii, Biblia mówi, że Maria nie tylko wyraziła potrzebę zbawienia, ale również zgodnie z Prawem Mojżeszowym poddała się oczyszczeniu i złożyła ofiarę oczyszczającą (Łk 2. 22, por. Kpł 12. 1–8). I wreszcie dogmat o wniebowzięciu Marii z duszą i ciałem... Również ten dogmat i przytoczone na wstępie jego uzasadnienie, nie znajduje poparcia w Biblii. Powoływanie się Kościoła na świątynie pod wezwaniem Marii Panny Wniebowziętej powstałe na długo przed ogłoszeniem dogmatu lub święte obrazy, nie stanowi żadnego dowodu w omawianej kwestii. Przeciwnie, świątynie te i obrazy otaczane tak szczególną czcią są raczej dowodem szybkiego odstępstwa Kościoła rzymskiego od nauki Pisma Świętego, które piętnuje wszelkie przejawy bałwochwalstwa (Wj 20. 3–6; Dz 17. 24, 29). Ponadto doktryna o wniebowzięciu Marii została wymyślona dopiero na przełomie VI i VII wieku. Wcześniej nie wspominają o niej nawet tzw. ojcowie Kościoła, mimo że niektórzy, jak Efrem czy Ambroży, byli zainteresowani kultem Marii. Potwierdzeniem tego są tu słowa Epifaniusza z Salaminy, który stwierdził: ,,Nic nie wiemy ani o śmierci Marii, ani o tym, czy była pogrzebana... Pismo Święte zachowuje na ten temat całkowite milczenie”. Dlatego też sprawa ta pozostawała w zawieszeniu aż do ogłoszenia dogmatu o wniebowzięciu w 1950 roku. Również teksty biblijne, na które powołuje się Kościół, nie dają żadnych podstaw do dogmatyzacji
wniebowzięcia. Twierdzenie, że tzw. protoewangelia (Rdz 3. 15) urzeczywistnia się w Marii, która – jak podaje Wulgata – ,,zmiażdży” głowę węża, nie znajduje potwierdzenia w Biblii. Zresztą w przypisach do tego tekstu, w Biblii Tysiąclecia, bibliści katoliccy przyznają, że ,,Wulgata utrwaliła to maryjne tłumaczenie, wprowadzając zmianę rodzaju: ipsa conteret – Ona zmiażdży”. Właściwe tłumaczenie oddaje ten tekst jako ,,ono zmiażdży” (BT). Biblia nie mówi więc, że ,,niewiasta” zdepcze głowę węża, lecz że uczyni to jej ,,potomstwo”. Tym zaś konkretnym ,,potomkiem” jest Jezus (Ga 3. 16), który przyszedł ,,zniweczyć dzieła diabelskie” (1 J 3. 8). Jak mówi Biblia: to pod Jego stopy Bóg poddał cały świat, włącznie z szatanem, a nie pod stopy Marii (Ef 1. 22, por. Kol 2. 15; 2 Tm 1. 10; Hbr 2. 14; Ap 3. 21 i 5. 5). Przypomnijmy, że takie stanowisko zajęła też katolicko-luterańska grupa robocza, której spotkanie miało miejsce w roku 1978 w USA (,,Zwiastun”, nr 3–6 z 1990 roku). W tym ekumenicznym dialogu zakwestionowano m.in. wszelkie dotychczasowe interpretacje, które miały jakoby wskazywać na powiązania Marii ze starotestamentową Ewą (Rdz 3. 15, 20), jak również wyrażono wątpliwości co do maryjnego znaczenia obrazu w Apokalipsie (12. 1–6). Chociaż więc obecnie wielu katolickich egzegetów uznaje tę interpretację za fałszywą, Kościół wciąż stosuje tu tradycyjną wykładnię; postępuje za przykładem papieży: Piusa IX (1846–78) i Piusa X (1903–14), którzy zawyrokowali, że tekst ten (Ap 12. 1–6) wskazuje na Marię. Czy zatem w tym apokaliptycznym obrazie ,,niewiasty” należy dopatrywać się rysów maryjnych? Kogo symbolizuje obraz niewiasty odzianej w słońce i księżyc pod jej stopami? Biorąc pod uwagę symbole występujące w Starym Testamencie, tzn. podobieństwo do snu Józefa (Rdz 37. 9–11), obraz niewiasty rodzącej, a także pojęcie Izraela jako oblubienicy Boga (Iz 26. 17; 54. 1; 62. 5; 66. 6–9; Jr 3. 12–13; Oz 2. 18, 21–23; Mi 5. 1–2), można uznać, że tekst Apokalipsy (12. 1–2) nie wskazuje na Marię, matkę Jezusa, ale na losy boleśnie doświadczonego Izraela, z którego pochodzi Jezus Chrystus. Twierdzenia hierarchów i teologów katolickich są więc bezpodstawne. Podobnie bezpodstawne są inne argumenty mające przemawiać za wniebowzięciem Marii, a mówiące o jej najściślejszym związku z Jezusem, że jako pierwsza dostąpiła zbawienia i jest rękojmią przyszłej chwały odkupionych. Twierdzeniom tym zaprzecza cały Nowy Testament, który ukazuje, że pomiędzy Jezusem a Marią istniał wyraźny dystans. Potwierdzają to słowa Jezusa, który powiedział: ,,Matką moją i braćmi moimi są ci,
którzy słuchają Słowa Bożego i wypełniają je” (Łk 8. 21). Ponadto – jak czytamy w czwartej Ewangelii – ścisły związek z Chrystusem nie jest wyłącznym przywilejem jednostek, lecz jest możliwy (i konieczny) dla każdego Jego wyznawcy. Jezus powiedział: ,,Kto nie trwa we mnie, ten zostaje wyrzucony precz jak zeschnięta latorośl” (J 15. 6). O to ścisłe zjednoczenie Jezus też się modlił: ,,Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we mnie, a Ja w tobie, aby i oni w nas jedno byli” (J 17. 21). Wzorem jedności nie jest więc zjednoczenie Jezusa z Marią, lecz ścisła jedność Syna z Ojcem! Co zaś się tyczy zbawienia, leży ono wyłącznie w kompetencjach Boga (Mt 19. 25–26) i nikt z ludzi nie może decydować o tym, kto i kiedy będzie zbawiony (Mt 20. 23). Nowy Testament ani słowem nie potwierdza teorii Kościoła rzymskiego dotyczących Marii. Informuje natomiast, że jako pierwsi wyróżnieni zostali apostołowie. Ich imiona nie tylko zostały zapisane w niebie (Łk 10. 20), ale również oni ,,zasiądą na dwunastu tronach i będą sądzić dwanaście pokoleń izraelskich” (Mt 19. 28, por. Łk 22. 30). O Marii Nowy Testament milczy. Wszystko wskazuje na to, że Maria nie odgrywała większej roli w życiu pierwotnej wspólnoty apostolskiej, skoro Łukasz wspomina ją w Dziejach Apostolskich tylko raz (Dz 1. 14). Maria nie może też być rękojmią zbawienia, bo taką rękojmią jest przede wszystkim zmartwychwstały Jezus i Jego Duch, ,,który jest rękojmią dziedzictwa naszego, aż nastąpi odkupienie własności Bożej, ku uwielbieniu chwały jego” (Ef 1. 14). Cokolwiek by powiedzieć o dogmatach maryjnych: jej wiecznym dziewictwie, niepokalanym poczęciu, wniebowzięciu, pośrednictwie oraz jej udziale w odkupieniu świata, jedno jest pewne – żadne z tych twierdzeń nie daje się udowodnić Pismem Świętym. Dogmatów tych więc nie objawił Bóg – jak twierdził m.in. Pius XII. Przeciwnie, dogmaty te odprowadzają ludzi od Boga i ,,szczerego oddania się Chrystusowi” (2 Kor 11. 3). Zaprzeczają Biblii, która uczy zupełnie czegoś innego niż Kościół rzymskokatolicki. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć po Biblię i ,,zbadać, czy tak się rzeczy mają” (Dz 17. 11). Tak więc kiedy pada pytanie, czy Maria została wzięta do nieba razem z ciałem, tak naprawdę wystarczy przeczytać jeden lub dwa teksty z Biblii, które udzielają jednoznacznej odpowiedzi. Apostoł Paweł napisał: ,,Zapewniam was, bracia, że ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego, i że to, co zniszczalne, nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne” (1 Kor 15. 50, BT). A zatem ,,nikt nie wstąpił do nieba, tylko Ten, który zstąpił z nieba, Syn Człowieczy” (J 3. 13). BOLESŁAW PARMA
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
W
iększość starożytnych i nowożytnych history ków przeczy istnieniu ezoterycznej nauki Jezusa, kontynuowanej przez jego uczniów. Ale tej opinii zaprzeczają fakty. Słownikowa definicja głosi, że ezoteryzm (gr. esoterikos – „wewnętrzny”, „zamknięty”) jest „wiedzą dostępną tylko dla wtajemniczonych, wybranych”. Ta wiedza to gnoza. Greckiego słowa gnosis („poznanie”, „wgląd”) używa
SZKIEŁKO I OKO
zakresie jedynie ustnie, odwoływali się przede wszystkim gnostycy. Wobec roszczeń gnostyków, które podkopywały władzę i wyjątkowość katolicyzmu, większość tzw. ojców kategorycznie zaprzeczała, że w pierwotnym chrześcijaństwie istniało coś takiego jak chrześcijański ezoteryzm. Tylko kilku – Ireneusz, Klemens Aleksandryjski, Orygenes – przyznawało, że Jezus rzeczywiście miał w zwyczaju przekazywać sekretne na-
NIEŚWIĘTE PISMO
Chrześcijański ezoteryzm się zasadniczo w trzech znaczeniach: 1 – pozaracjonalna, bezpośrednia i wewnętrzna wiedza o ukrytej przed oczami niewtajemniczonych prawdziwej naturze człowieka i wszechświata, wiedza dająca wyzwolenie od iluzji; 2 – znajomość tajemnych zaklęć, umożliwiajacych przejście duszy po śmierci ciała poprzez sfery, nad którymi pieczę trzymają strażnicy owej iluzji, archonci; 3 – każde doświadczenie mistycznego wglądu, z którym wiąże się otrzymanie przekazu inicjacyjnego i wiedzy. Większość wczesnochrześcijańskich dzieł określano mianem „apokryfu” (zawierały objawienia dotąd „ukryte”), a ich treścią była ezoteryczna nauka, przekazana – wedle ich autorów – przez zmartwychwstałego Chrystusa i dotycząca tajemniczego sensu wydarzeń jego życia oraz ich wpływu na losy wszechświata. Do wiedzy tej, przekazywanej w pełnym
K
uki z zastrzeżeniem dla wybranych. O praktykowaniu ezoterycznego nauczania wspomina Ewangelia Marka. Podkreśla się w niej, że Jezus „na osobności” lub „w domu” wyjaśniał ukryte znaczenie swoich nauk. Pewnego razu „gdy był na osobności, pytali go ci, którzy z nim byli razem z dwunastoma, o te podobieństwa. I odpowiedział im: »Powierzono wam tajemnicę Królestwa Bożego; tym zaś, którzy są na zewnątrz, wszystko podaje się w podobieństwach.
ościół w swoim nauczaniu na temat „ochrony życia poczętego” zapętlił się zupełnie w swoich sofizmatach. Nic się tam już nie trzyma kupy – ani założenia, ani argumentacja, ani wnioski. Na świecie w ostatnich miesiącach toczy się dyskusja na temat finansowania ze środków publicznych eksperymentów medycznych na ludzkich embrionach – odpadach w procesie sztucznego zapłodnienia i tak skazanych na zagładę, jeśli nie w próbówce, to w laboratoryjnym zlewie. Dla członków i władz niektórych kościołów sprawa stanowi problem natury etycznej, bo wierzą oni, że Bóg zaszczepia duszę w momencie zapłodnienia jaja przez plemnik i w tym momencie zygota wielkości około 1 mm staje się pełnowartościowym człowiekiem, zwanym w religijnym żargonie dzieckiem poczętym lub dzieckiem nienarodzonym. Te dwie zbitki słowne są zresztą wyjątkowo przewrotne i oszukańcze, bo dziecko – w medycynie i świadomości ludzkiej – to istota, która się narodziła. Nie istnieje przeto dziecko nienarodzone, tak jak nie ma na przykład żywego trupa, bo istotą nieboszczyka jest brak życia właśnie. Obrońcy stanowiska kościelnego popadają w niezliczone śmieszności. I tak w „Niedzieli” (32/2006), konserwatywnym tygodniku katolickim, nie wierząc własnym oczom, przeczytaliśmy, co następuje: „Przy okazji takich eksperymentów (na embrionach – przyp. red.) giną po prostu ludzie. Nie mają, co prawda, nóg, rąk, oczu i uszu,
Aby patrząc, widzieli, a nie ujrzeli; i słuchając słyszeli, a nie rozumieli, żeby się czasem nie nawrócili i nie dostąpili odpuszczenia«” (Mk 4. 10–12). Weźmy też choćby przemienienie Jezusa na górze Tabor – wydarzenie, którego znaczenie do dziś pozostaje dla specjalistów zagadką. Jezus ukazał wtedy trzem wybranym uczniom swoje świetliste ciało. Tekst Ewangelii milczy, jakim kryterium kierował się Jezus przy wyborze uczniów godnych tej wizji. Apostołowie Piotr, Jakub i Jan – podobnie jak inni wtajemniczeni w ścieżkach mistyczno-ezoterycznych – otrzymali bezpośredni ogląd bóstwa. Poza tym w opisie mamy do czynienia z tak charakterystyczną dla ezoterycznego scenariusza segregacją wiernych. Wspomniany Klemens Aleksandryjski (zm. w 215 r.) porównywał prostych niewtajemniczonych chrześcijan do świń. Dla niego Chrystus był przede wszystkim „mistrzem gnozy”, który po to zstąpił na ziemię, by poprowadzić wybranych do wyższej wiedzy, ucząc ich apatheia („niewzruszoności”) oraz przekazując tajemne nauki, oparte na alegorycznej wykładni Pisma. Wskazuje się również na ap. Pawła i jego związki z ezoteryką żydowską, tradycją tajemnych doktryn i praktyk, z których wyłoniła się literatura Merkabah. Ich mistycyzm opierał się na nadzwyczajnych widzeniach. W trakcie mistycznej podróży wizjoner odwiedzał bekalot – siedem pałaców lub sal zamieszkanych przez rajskie istoty – i kontemplował tron oraz rydwan Boga. Inicjacyjny scenariusz (nauczanie i sekretne ryty, segregacja wiernych, przysięgi milczenia itp.) odgrywał ważną rolę u samarytan, faryzeuszy i esseńczyków. ARTUR CECUŁA
nawet mózgu, ale przecież nie to stanowi o istocie człowieczeństwa”. Właśnie, według katolickich bajkopisarzy, o istocie człowieka nie stanowi mózg! Cały świat wie (poza „obrońcami życia poczętego”), że jest dokładnie odwrotnie, że istota ludzka, choćby pozbawiona wielu organów w wyniku na przykład jakiegoś koszmarnego wypadku, zachowuje jednak swoją tożsamość dzięki istnieniu sprawnego mózgu. Przecież to, co nas odróżnia od innych zwierząt, to przede wszystkim nie te czy inne części ciała, bo podobne mają np. szympansy, ale jakość tego, co mamy w głowach, i dorobek ludzkich mózgów, czyli np. kultura. Z drugiej strony, kościelnemu rozumowaniu nie sposób odmówić pewnej logiki. Faktycznie, z posiadania mózgu wynikają rozmaite problemy i kłopoty. Czyż wszelkie herezje, ateizmy albo inne marksizmy nie są pochodną istnienia i używania ludzkiego mózgu? Czyż nie byłoby pięknie wyobrazić sobie, że poza duchownymi nikt inny nie posiada normalnego mózgu, a jedynie parę szarych komórek niezbędnych do wykonania woli panów Kościoła i odśpiewania bezbłędnie kilku nabożnych pieśni? Czyż wówczas świat nie byłby spokojniejszy, a ludzie szczęśliwsi? Księża nie musieliby także grzeszyć irytacją wobec krnąbrności swoich owieczek, zaś owieczki nie kumałyby, że księża robią ich w konia. Ach, ci wspaniali ludzie bez mózgu! Czy nie dałoby się trochę takich wyhodować w jakimś laboratorium w Watykanie albo w Toruniu? MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Dusze bez mózgu
O
tym, że przyroda może się kiedyś zmęczyć, a jej zasoby wyczerpać, czło wiek nie chciał myśleć przez większą część swojej historii. Pod koniec zlodowacenia w Eurazji ludzie wynaleźli nowe techniki myśliwskie, nowe bronie i taktyki polowania, co natychmiast odbiło się na faunie w postaci zjawiska określanego jako... wielkie zabijanie. Także później, kiedy ludzie wynaleźli rolnictwo, ich wpływ na otoczenie był daleki od idyllicznego współistnienia, które tak chętnie wmawiają nam romantycznie nastawieni pisarze. Rolnicy celowo wybijali wielkie zwierzęta – zarówno na mięso, jak i w celu eliminacji gatunków zagrażających uprawom. Wycinali i wypalali całe hektary lasów, aby zdobyć pola, które porzucali już po kilku latach, kiedy dochodziło do ich wyjałowienia. Nad Morzem Śródziemnym,
21
Na jego polecenie wykonano pierwszy w dziejach raport o stanie przyrody Ziemi. Dramatyczny w swej wymowie dokument uświadomił decydentom, że ludzkość zbliża się do granicy, poza którą przyroda ulegnie ostatecznemu załamaniu, a wraz z nią zginie sam człowiek. Setki gatunków zagrożonych wymarciem i już wymarłych z winy człowieka, zerodowane gleby, zatrute wody, miliardy ton śmieci – wszystko to efekt rozwoju gospodarczego i doktryny ekspansji. U Thant stał się symbolem nowego spojrzenia na rzeczywistość. Zapewne nie było przypadkiem, że wywodził się on z kraju na wskroś buddyjskiego, ponieważ buddyzm właśnie, w przeciwieństwie do chrześcijaństwa i islamu, głosi poszanowanie każdej formy życia, wykluczając ekspansję czy podbój. Zresztą reakcje na apel U Thanta i następnych działaczy na rzecz ochrony przyrody są też niezmiernie cha-
HISTORIA WOLNEJ MYŚLI
Rewolucyjny raport gdzie pierwotnie istniały lasy, na ziemiach ogołoconych z drzew rozpanoszyły się kolczaste, niskie zarośla zwane makią. W skali globalnej doprowadziło to do zwiększenia ilości dwutlenku węgla w atmosferze i podniesienia temperatury powietrza już w neolicie. Efekt cieplarniany, o którym tyle się teraz mówi, zaczął się więc w prehistorii, a niektórzy klimatolodzy wierzą nawet, że zapobiegł kolejnemu zlodowaceniu. To, że znikają kolejne gatunki i ekosystemy, nikogo nie wzrusza, ponieważ ziemia została ponoć dana człowiekowi. Dopiero zagrożenie egzystencji samych ludzi wywołało refleksję i zaczęto mówić o ochronie przyrody. Tak więc w 1933 r. w Londynie została podpisana konwencja o ochronie przyrody Afryki, a w roku 1940 w Waszyngtonie – o ochronie przyrody obu Ameryk. Niedługo potem – w roku 1950 – odbyła się I Światowa Konferencja Ludnościowa, która wykazała, że ziemia jest przeludniona, co prowadzi do zniszczenia środowiska, a następnie biedy i głodu. Wciąż jednak zdawało się, że wody nigdy nie zabraknie, że ścieki można swobodnie wylewać do rzek, dymy i spaliny wypuszczać do atmosfery, a wyżywienie załatwi chemizacja rolnictwa. Dopiero rok 1969 rzeczywiście wstrząsnął ludzką świadomością. Sekretarzem generalnym ONZ był wtedy birmański polityk U Thant (1909–1974), lewicowiec i pacyfista.
rakterystyczne. W krajach buddyjskich apel spotkał się na ogół ze zrozumieniem i choćby werbalnym poparciem. Natomiast w krajach chrześcijańskich i muzułmańskich w najlepszym wypadku nie było odzewu, a często otwarcie potępiano ekologów jako neopogańską religię. Wystarczy przypomnieć opinie wygłaszane przez wielu przedstawicieli Kościoła katolickiego. Na szczęście rozsądek zwyciężył i rządy oraz przemysłowcy dostrzegli niebezpieczeństwo. Co więcej, zrozumieli, że można nawet zarabiać na recyklingu, co jest sprawą niebagatelną, jeśli uwzględnić kurczące się zasoby surowców. Po wystąpieniu U Thanta wydarzenia potoczyły się dużo szybciej. W roku 1972 odbyła się w Sztokholmie I Konferencja ONZ pod hasłem „Mamy tylko jedną Ziemię”. W 1978 powstała Deklaracja praw zwierząt UNESCO i EWG (w tym ochrona przed okrucieństwem). Dzieje ruchu na rzecz ochrony przyrody można podzielić na dwie epoki: przed U Thantem i po U Thancie. Jest to jeden z najbardziej zasłużonych, a zarazem zbyt rzadko wspominanych ludzi w dziejach ludzkości i świata. Dziś nawet chrześcijańskie kościoły uznają zasadność żądań ekologów i dokonują reinterpretacji biblijnych tekstów w taki sposób, aby szacunek dla natury uczynić przykazaniem religijnym. Niewątpliwie jest to w dużym stopniu zasługą słynnego raportu o stanie Ziemi. LESZEK ŻUK
22
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA RACJI PL Augustów – Bogdan Nagórski, tel. 601 815 228; Bełchatów – Marek Szymczak, tel. 603 274 363,
[email protected]; Będzin – zebrania w każdy trzeci poniedziałek miesiąca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29; Białystok – dyżury: wt.–czw., godz. 16–18, DH „Koral”, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309, tel. (85) 744 49 39; Bolesławiec – Wiesław Polak, tel. (75) 734 34 25; Brzeg – zebrania w każdy ostatni czwartek miesiąca, godz. 19, restauracja „Laguna” (przy obwodnicy). Koordynator na Brzeg: Zenon Makuszyński, tel. 696 078 240; Busko Zdrój – Kamil Oliwkiewicz, tel. 600 121 793;
[email protected]; Bydgoszcz – dyżury w każdy czwartek, godz. 17–19, ul. Garbary 24; Bytom – dyżury w czwartki, godz. 17–19, ul. Dworcowa 2; Chełm – zebrania w każdą ostatnią niedzielę m-ca, ul. Stephensona 5a, godz. 15, tel. (82) 563 51 93, 501 711 386; Cieszyn – 16.08, godz. 16, Remiza OSP Bobrek, ul. Stawowa; kontakt: Bogdan Starski, tel. 609 784 856; Dąbrowa Górnicza – zebrania w każdą trzecią środę m-ca o godz. 17 w siedzibie Polskiego Związku Wędkarskiego przy ul. Wojska Polskiego 35; Dąbrowa Tarnowska – kontakt: Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93; Dębica – kontakt: Małgorzata Król-Gierczak, tel. 601 548 707; Elbląg – kontakt: 601 391 586; Gdynia – kontakt: 663 02 68, 604 906 246; Gliwice – kontakt: Andrzej Rogusz, tel. 600 26 70 76; e-mail:
[email protected]; Gorlice – koordynator: Zbigniew Bosek, tel. (18) 540 71 35; Gorzów Wlkp. – Czesława Król, tel. 604 939 427; Gryfice – Henryk Krajnik, tel. 603 947 963; Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 600 872 683; Jasło – Józef Juszczyk, tel. 600 288 627; Jastrzębie – 26.08, godz. 17, bar „Caro”, ul. Jasna; kontakt: Jan Majewski, tel. 512 203 524, (32) 476 55 64; Jelenia Góra – kontakt: Mieczysław Bronowicz, tel. (75) 647 54 91, 887 231 740; Kalisz – Stanisław Sowa, tel. (62) 599 88 15, 512 471 675; Katowice – dyżury w każdą pierwszą sobotę m-ca od godz. 16, w siedzibie miejskiej SLD przy ul. św. Jana 10 (IIIp.); Ryszard Pawłowski, tel. (32) 203 20 83, 606 202 093; Kielce – kontakt: tel. (41) 344 72 73 oraz 609 483 480; Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy poniedziałek, godz. 16–18, w siedzibie przy ul. Rybackiej 8, tel. 505 155 172; Konin – Zbigniew Górski, tel. 601 735 455; Kostrzyn – Andrzej Andrzejewski, tel. 502 076 244; Kraków – Zarząd Wojewódzki APP RACJA, 31-300 Kraków 64, skr. poczt. 36, tel. (12) 636 73 48; (12) 626 05 07; 695 052 835. Spotkania od czerwca pod nowym adresem: ul. Kamienna 19, restauracja „Pod Szablą”, godz. 17, w każdy trzeci czwartek m-ca. Zarząd RACJA PL w Krakowie poszukuje chętnych do organizacji struktur powiatowych w Niepołomicach, Wieliczce, Wadowicach, Andrychowie, Bochni i Brzesku. Zgłoszenia prosimy kierować pod numer tel. (12) 636 73 48; Legnica – Krzysztof Lickiewicz, tel. 854 86 55, 607 375 631; Łowicz – Mirosław Iwański, tel. 837 78 39; Lublin – Piotr Podstawka, tel. 601 165 841; Łódź – cotygodniowe zebrania odbywają się we wtorki w godzinach 16–18, ul. Zielona 15, I piętro, pokój nr 10, tel. (42) 632 17 84. Kontakt: Jolanta Komorowska, tel. (42) 684 47 55; Mielec – Zbigniew Maruszak, tel. (17) 788 91 01; Mysłowice – druga sobota każdego m-ca w Brzęczkowicach, lokal „Alf” (naprzeciwko Mini Kliniki), godz. 17, Remigiusz Buchalski, tel. 508 496 086; Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. (68) 388 76 20; Nowy Sącz – Andrzej Idzik, tel. (18) 443 62 61; Nowy Targ – każdy 3 piątek m-ca, godz. 17, bar „Omega”, ul. Szaflarska 25, Stanisław Rutkowski, tel. (18) 275 74 04; Nowy Tomyśl – Barbara Kryś, tel. (68) 386 84 37;
Nysa – Andrzej Piela, tel. (77) 435 79 40; Olkusz – zebrania w każdą drugą niedzielę m-ca w kawiarni „Arka” w Rynku. Kontakt tel. (32) 642 49 48; Olsztyn – kontakt: 693 656 908; Opatów – kontakt tel. (15) 868 46 76; Opole – osoby zainteresowane wstąpieniem do partii lub organizacją struktur lokalnych w woj. opolskim proszone są o kontakt: Stanisław Bukowski, tel. 663 335 416; Ostrowiec Świętokrzyski – kontakt: Eliza Szumlak, tel. 509 107 237; Pabianice – Jacek Rutkowski, tel. 601 217 090; Piła – Henryk Życzyński, tel. (67) 351 02 85; Pińczów – kontakt tel. 888 656 655; Płock – Jerzy Paczyński, tel. 603 601 519; Poznań – Witold Kayser, tel. (61) 821 74 06. Koordynator na powiaty jarociński, pleszewski i krotoszyński – Marcin, tel. 692 675 579; powiat słupecki – Włodzimierz Frankiewicz, tel. 692 157 291; Radom – Maciej Tokarski – przewodniczący Koła RACJA PL w Radomiu, tel. 660 687 179; Radomsko – Mariusz Madej, tel. 606 426 948; Rumia – kontakt: (58) 663 02 68, 604 906 246; Rybnik – Bożena Wołoch, tel. (wieczorami) 880 754 928; Rzeszów – dyżury w drugi i ostatni poniedziałek miesiąca, godz. 18–19, pub „Korupcja”, ul. Króla Kazimierza 8 (boczna Słowackiego), Andrzej Walas, tel. 606 870 540; Sanok – kontakt: Klaudiusz Dembicki, e-mail:
[email protected], tel. 606 636 273; Siedlce – zebranie członków i sympatyków RACJA PL w każdy pierwszy piątek miesiąca o godz. 17 w barze „Smaczek”, ul. Kazimierzowska 7. Kontakt: Kozak Marian, tel. 606 153 691; adres: Siedlce 6, skr. poczt. 9; Siemianowice Śląskie – każdy drugi poniedziałek miesiąca, godz. 16, ul. Szkolna 7, kontakt: Zygmunt Pohl, tel. 501 797 260; Słupsk – kontakt: 505 010 972; Starachowice – tel. (41) 274 15 76; Stargard Szczeciński – Marian Przyjazny, tel. 601 961 034; Staszów – Dariusz Klimek, tel. 606 954 842; Sucha Beskidzka – Andrzej Lenik, tel. 607 988 061; Szczecin – 15.08. zapraszamy na piknik antyklerykalny. Spotkanie o godz. 11 na pętli tramwajowej przy jez. Głębokie. Poszukujemy koordynatorów Partii RACJA PL w miejscowościach: Koszalin, Szczecinek, Gryfino, Kamień Pomorski, Choszczno, Dziwnów, Międzyzdroje, Darłowo, Łobez, Nowogard, Chojna, Mieszkowice, Trzebież. Świnoujście – zebrania członków i sympatyków RACJA PL w każdą ostatnią sobotę miesiąca o godz. 17 w lokalu przy ul. Grunwaldzkiej 62C; Tarnów – 31.08., godz.17, budynek „B” OHP, ul. Mościckiego 27 – spotkanie organizacyjne. Zapraszamy członków i sympatyków. Kontakt: Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93; Tczew – Waldemar Grzonkowski, tel. 606 330 830; Toruń – od poniedziałku do piątku w godz. 10–12 i 16–18 zapraszamy do naszego biura przy ul. Broniewskiego 15/17; przewodniczący zarządu wojewódzkiego J. Ziółkowski zaprasza w każdy piątek w godz. 16–18; tel. 607 811 780, e-mail:
[email protected]; Turek – Wiesław Szymczak, tel. 605 094 491; Wałcz – zebrania w każdy pierwszy piątek m-ca, godz. 17, ul. Dworcowa 14. Kontakt: Józef Ciach, tel. 506 413 559; Warszawa (Mazowsze) – osoby zainteresowane organizowaniem struktur terenowych w powiatach: mławskim, ostrołęckim, wyszkowskim, pułtuskim, sokołowskim, wołomińskim, mińskim, garwolińskim, otwockim, lipskim, białobrzeskim, grójeckim, piaseczyńskim, pruszkowskim, żyrardowskim, sochaczewskim, płońskim i ciechanowskim – proszone są o kontakt z Krzysztofem Mróziem w celu uzyskania pełnomocnictw. Tel. 608 070 752, (22) 646 82 12, e-mail:
[email protected] Wrocław – dyżury w lokalu PKPS we Wrocławiu, przy ul. Zelwerowicza 4, w środy o godz. 16 i w piątki o g. 18. Zapraszam – Jerzy Dereń, tel.: (71) 392 02 02, 698 873 975; Zabrze – Krystian Lotarski, tel. 880 716 618; e-mail:
[email protected]; Zielona Góra – spotkania w pierwszy piątek miesiąca, ul. Sienkiewicza 30, pok. 14. Bronisław Ochota, tel. 602 475 228; Żary – Andrzej Sarnowski, tel. 507 150 177.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Kraina OZI „Pierwsza, druga, wpół do trzeciej...”. Tak leciał czas w przedwojennej piosence. W naszej niełatwej historii tak zmieniały się Rzeczypospolite. Pierwsza trwała 341 lat. Była demokracją szlachecką. Datuje się od przywilejów nieszawskich nadanych w 1454 roku do trzeciego rozbioru w 1795 roku. Obejmowała Koronę Królestwa Polskiego i Wielkie Księstwo Litewskie. Po pierwszym i drugim rozbiorze coraz mniej. Sama się oczywiście nie numerowała. Była jedyna. Nie tylko w swoim rodzaju. Miała władców wielkich i miernych. Z przewagą tych ostatnich. W czasach elekcyjnych jedenaście razy interrexem był prymas. Raz biskup krakowski. W zastępstwie. Tak musi wyglądać sen Dziwisza. O jeszcze większej potędze. II Rzeczpospolita trwała zaledwie dwadzieścia jeden lat. Od 11 listopada 1918 r. do października 1939 roku. Wszystko biegło, jak na starym filmie. W przyspieszonym tempie. Miała Naczelnika, czterech prezydentów, dwudziestu premierów. Sześciu wielokrotnie. Rekordzistą był Bartel. Piastował urząd pięciokrotnie. Najkrócej – 4 dni. Najdłużej – 287 dni. Witos i Sławek premierowali trzy razy. Piłsudski, Grabski i Ponikowski po dwa. II RP w pośpiechu nadrabiała zaległości czasu zaborów. Dawała władzę swoim synom. Niekoniecznie najlepszym. Po wojnie Polska Rzeczpospolita zamiast numeru była Ludowa. W 1989 roku została potraktowana jak w czasie zaborów. Nawet gorzej. Protestów nie było. Wody w usta nabrali także płatni zdrajcy, pachołki Rosji – jak ich rozszyfrował Moczu. O łże-elitach nie wspominam, bo zawsze były koniunkturalne. Nawet w świętym oburzeniu. Zadziałał mit kwestii smaku. Jako swoja karykatura. Ci, co
mieli smak zaledwie na więcej schabowych, zostali fanatycznymi zwolennikami II RP, w której akurat mięsa jadało się znacznie mniej. Mieli dość pustych półek i kolejek. Pozwolili sobie wmówić, że mają dość urbanizacji, uprzemysłowienia, propagandy sukcesu, wczasów pracowniczych, przymusu nauki i pracy. Beneficjenci reformy rolnej i nacjonalizacji uwierzyli, że ponad wszystko pragną powrotu przedwojennych czasów. Wróciły. Z Senatem, konkordatem, arystokratycznymi balami, karierami Dyzmów i Nikosiów. Co gorsza, także z biedą, głodem, bezdomnością, bezrobociem i wyzyskiem. Rzeczpospolita Postludowa dostała numer III. Symbolizował eliminację PRL-u. Wyrzucał ją z historii narodu i państwa. Zmieniał w czarną dziurę. Orzeł dostał koronę. Polacy – galopującą inflację. Za resztę musieli zapłacić. Wysoką cenę kompensowała duma, że z pomocą Bożą i JPII obalili ustrój. Nie było końca zachwytom, że nasz kraj znowu jest przedmurzem, Mesjaszem narodów i co tam jeszcze. Po latach przyszła refleksja, że nie o take Polske walczyli, a Lechu skakał przez płot. Nawet jeśli – według Walentynowicz – nie skakał. Wszechogarniającą narodową frustrację wykorzystali Kaczyńscy. Kampanię wyborczą 2005 oparli na krytyce III RP. Stworzyli mit IV. Solidarnej, uczciwej, bez układów. Nie dodali, że dla wybranych. Genetycznych patriotów z nowego układu. Nieskażonych kolaboracją z PRL. Dla reszty będzie kraina OZI. Osobowych źródeł informacji. Każdy, kto się urodził przed marcem 1972 roku, jest potencjalnym OZI. Wyjątek stanowi Gilowska. W aktach TW Beata. W mediach – Biedna Zyta. Drugi po Kaczyńskim i zapewne ostatni przypadek sfałszowania akt
bezpieki. Kapitan Wieczorek bezpodstawnie zarejestrował obiekt jako TW. Teraz żałuje. Daje świadectwo moralności. Esbecy wyżsi rangą współczują. Prawdziwy Wersal. Premier „bardzo się cieszy z przebiegu procesu”. Znaczy, dobrze się spisują. Jeszcze się musi spisać sąd. Dać wiarę zeznaniom, nie – jak w innych sprawach – aktom. Uniewinnić. Uznać za pokrzywdzoną. Szybko. Sprawnie. Rzutem na taśmę. Nie po to sprawa Gilowskiej z naruszeniem prawa weszła na wokandę, żeby było inaczej. Biedna Zyta musi być znowu wicepremierem. Albo choć musi móc. Trzeba było zdążyć. Nie przed Panem Bogiem. Przed nową, rewolucyjną ustawą. Nie ma w niej pokrzywdzonych. Są winni i podejrzani. Nie ma różnicy, czy donosili za pieniądze, czy byli bezczelnie podsłuchiwani. Pisali raporty, czy czytano adresowane do nich listy. Składali meldunki, czy paplali w gronie znajomych. W każdym przypadku są OZI. Poza podejrzeniem pozostają ślepi, głusi, niemi i duchowni. Ten ostatni rodzaj kalectwa też zwalnia z lustracji. Hejmo, Czajkowski mieli pecha. Nie doczekali nowego. Ciekawe, jak pójdzie „Delegatowi”... W IV RP OZI będą niższą kastą. Orwellowskimi proletami. Zbuduje się im na wsi fabryki. Podda reedukacji. Polska rewolucja moralna przebije chińską kulturalną. W krainie OZI czarnoksiężnik Kaczyński będzie panem życia. Śmierci, jak się uda przywrócić najwyższą karę. Stara prawda mówi, że lepsze jest wrogiem dobrego. PiS wciela w życie nową: gorsze jest wrogiem złego. Tak hartuje się IV RP. Jej plakatowi obywatele wiedzą, że jest gorsza od III. Dlatego boją się patrzeć Polakom w oczy. JOANNA SENYSZYN
Razem czy osobno? (cz. 1) To nie przejaw troski o ortograficzną poprawność. To pytanie, które stawiają sobie liderzy wielu ugrupowań politycznych. To dylemat, który nurtuje ich z coraz większą mocą – w miarę zbliżania się jesiennych wyborów samorządowych. Także RACJA Polskiej Lewicy nie może się zdystansować od tego problemu. Podstawę „racjonalnych” rozważań w równym stopniu stanowią poprzednie wyborcze doświadczenia, co rozwój i dynamika aktualnych wydarzeń politycznych. Do pierwszej kategorii należy zaliczyć przede wszystkim wyniki uzyskane przez RACJĘ Polskiej Lewicy w wyborach do Sejmu RP. Różnie zostały ocenione przez uczestników minionej kampanii. Przez jednych – jako satysfakcjonujące czy zadowalające, przez innych, którzy oczekiwali lepszych notowań, odebrane jako porażka. Kandydaci RACJI startowali w wyborach do Sejmu z list wyborczych Polskiej Partii Pracy. W skali kraju listy te uzyskały łącznie 0,77 proc. wszystkich oddanych głosów. Jeżeli już miała miejsce krytyka ostatecznych wyników wyborczych kandydatów RACJI, to sama decyzja o wspólnym starcie z innymi ugrupowaniami lewicy pozaparlamentarnej, na tamten czas, była uważana za optymalną – najwłaściwszą z możliwych i niekwestionowaną przez zdecydowaną większość uczestników i obserwatorów wydarzeń. W kontekście takich ocen powstał problem, czy należy pójść tą samą drogą, realizować ten sam scenariusz wyborczy i powtórzyć wspólny start w wyborach samorządowych. Konwencja krajowa RACJI w połowie stycznia tego roku ukierunkowała liderów partii na kształtowanie lokalnych porozumień wyborczych. Organizacje terenowe otrzymały daleko idącą samodzielność, swobodę inicjatywy i podejmowania decyzji. Tak aby w konsekwencji stać się beneficjentami swoich dokonań. Ograniczenia dowolności działania ze strony kierownictwa partii były niewielkie, choć oczywiste. Porozumienia miały być zawierane przede wszystkim na podstawie programów bazujących na wartościach lewicowych, miały popierać kandydatów o nieposzlakowanej opinii i potrafiących zdobyć zaufanie lokalnych społeczności. Przy tym RACJA miała być traktowana jako równorzędny partner w koalicji. Nie było natomiast zgody ze strony kierownictwa na współpracę z ugrupowaniami kierującymi się w działaniu konserwatyzmem światopoglądowym i realizującymi neoliberalną politykę gospodarczą. Cdn. Przewodniczący RACJI Polskiej Lewicy Jan Barański
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
Pani zapytała dzieci, kim są ich rodzice i ile zarabiają. Zgłasza się Ola i mówi: – Moja mama jest prostytutką. Wychodzi do pracy tylko wieczorem, w domu zawsze jest obiad, no i mamy kupę kasy. Następnie zgłasza się Karol i mówi: – Mój tato jest policjantem i pracuje w drogówce. Zawsze może sobie dorobić na boku, bo bierze łapówki, więc nie narzekamy na brak kasy. W końcu zgłasza się Jasio i mówi: – Mój tato jest kierowcą TIR-a i gdyby nie prostytutki i policjanci, to też mielibyśmy kupę kasy. ¤¤¤ W piaskownicy bawią się dzieci, a jedno z nich siedzi samo w rogu. – Dlaczego twój dzieciak siedzi dziś tak sam w kącie? – No bo dzisiaj bawią się w pracownię komputerową, a mój instaluje Linuksa. ¤¤¤ W domu wybuchł pożar. Żona z mężem wybiegli na ulicę, żeby czekać na straż pożarną. – Nie ma tego złego... – mówi żona. – Po raz pierwszy od dziesięciu lat wreszcie wyszliśmy gdzieś razem... ¤¤¤ Pacjent pyta lekarza: – Panie doktorze, czy wyleczy mnie pan z bezsenności? – Tak, ale najpierw trzeba ustalić i zlikwidować jej przyczynę. – Lepiej nie. Żona jest bardzo przywiązana do naszych dzieci.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Mąż wraca z pracy do domu i zastaje żonę nagą. – Dlaczego nie nałożysz nic na siebie? – Przecież tyle razy ci mówiłam, że nie mam co na siebie włożyć! Mąż otwiera szafę. – A to co?! Jedna suknia, druga suknia, trzecia suknia, cześć Franek, czwarta suknia... ¤¤¤ Mąż rano patrzy w lustro i mówi do żony: – Co sobie pomyślałaś wczoraj, jak przyszedłem pijany do domu z tym sińcem? – Jak przyszedłeś, to go jeszcze nie miałeś. ¤¤¤ Syn Ignaca wrócił z wojska i Ignac zaczyna szukać mu kandydatki na żonę. Poszedł do sąsiedniej wsi, a gdy wrócił, oznajmił synowi: – Znalazłem ci narzeczoną. – Ładna? – Jeszcze jak! Żebyś ty widział, jak szybko potrafi widłami słomę zrzucić z furmanki! ¤¤¤ Babcia z dziadkiem postanowili sobie na starość poużywać i umówili się, że o północy będą uprawiać seks. Gorączkowo się przygotowują – babcia w łazience skrycie wyczernia łono pastą do butów, a dziadek usztywnia swój interes za pomocą dwóch kredek, które przywiązuje nićmi. O północy wchodzi do sypialni, a babcia już czeka naga na łóżku. Widząc to, dziadek pyta: – Stara, a po kim ty nosisz tę żałobę między nogami? Na to babcia: – A po tym, co go właśnie niesiesz na noszach. ¤¤¤ – Nowak, kim jesteś w cywilu? – W cywilu – panie sierżancie – to ja jestem pan Nowak. ¤¤¤ Żeby zwiększyć frekwencję na sali podczas obrad Sejmu, zaczęto na korytarz wypuszczać tygrysy. Jednak po pewnym czasie zdarzył się śmiertelny wypadek i tygrysy usunięto. Tygrys robi wyrzuty drugiemu tygrysowi: – Na co ci była ta sprzątaczka? Ja tydzień temu zjadłem czterech posłów i do tej pory nikt tego nie zauważył.
Określenia słów znajdujących się w tym samym wierszu (lub kolumnie) diagramu zostały oddzielone Poziomo: 1) z najprawdziwszą z legend l nie chciała spaść z nieba, mimo poselskich modłów l bóg handlu (także niedzielnego) 2) trzynastka bez jednej l uRZEKA zamkami nad brzegami l znak firmowy logopedy 3) wspomnienie z baletu l najważniejszy przy Okrągłym Stole l brawurowy model 4) z platformy do mercedesa l wątpliwości co do przyszłości l dla letnika lub nieboszczyka 5) czas londyński l w mlecznym barze – zjeść i cześć! l gaz z głębi Afryki 6) zrewolucjonizował kulturę za murem l prawie jak Batman l papierowa paczka l japoński pas w „budomarkecie” 7) okrągła liczba l dyskusja na podłodze l towarzyskie spotkanie z ringiem 8) czasem staje przed Ateną l dzielnica dla dzielnicowego l pod listkiem figowym Pionowo: A) paskudny makaron l kozak z tego Słowackiego B) do wysysania kłamstw l po co komu taki dziedziniec w domu? l razem z rockiem – kręci jak wódka z sokiem C) nie do przesadzania l grecka litera halsuje teraz l rezygnuję, z brzucha D) na głupotę nadal brak l wzmacniacz propagandowy l Spokojny mimo sztormu E) zaleta w portfelu l pokusa z biwaku l kandydat na majora z telewizora F) szarpie się w filharmonii l zwalniają pracowników l dodaje Anglikowi powagi G) teraz jest nasza l latająca mądra głowa l katowskie nakrycie głowy H) dojrzewa w meloniku l czeka na dowód l jacht z kosmosu I) puszcza się go na stadionie l wesoły pierwiastek l DINGO z podwójnym brzuszkiem
Litery z ponumerowanych pól utworzą rozwiązanie z cyklu „Niezapomniane słowa wybrańców narodu” (Krystyna Łybacka o „giertychowskiej maturze”)
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 30/2006: „Ten człowiek jest szkodliwy dla Polski”. Nagrody (koszulka + czapka „FiM”) wylosowali: Daniel Solostowicz z Piekar Śląskich, Roman Kołodziejczyk z Pińczowa, Henryk Wróblewski z Dąbrowy Górniczej. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika, rozmiar koszulki oraz adres, na który mamy wysłać nagrodę. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2006 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 32 (336) 11 – 17 VIII 2006 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Niezła kabała!
O
to – cudem odnaleziona – nieznana dotąd księga „Pana Tadeusza”. Dowodzi bezspornie, że Mickiewicz był wieszczem...
Było na całej Litwie kaznodziei bez liku, Ale żaden z nich nie śmiał przemówić przy Rydzyku.
I gdy wreszcie stanęła oko w oko z tym jednym, wyśnionym, Okazał się on być księdzem, Bogu przeznaczonym. Nie mogła więc zrozumieć okrutnego losu, Co z nią ciągle igra w tak perfidny sposób. Cdn. Na podstawie joemonster.org oprac. @
Pan Tadeusz (cz. 1) I nawet ksiądz Robak, choć biegle mową władał, Widząc Ojca Rydzyka wnet na ławie siadał. Zaiste, był Ksiądz Rydzyk krasomówcą znanym, W Polsce, na Litwie i Żmudzi wielce poważanym. Wiernego słuchacza miał ów ksiądz o ustach złotych Śród szaraczkowej szlachty, pospólstwa i hołoty. Dlatego zwykł on mawiać, że na zawołanie Wnet za jego plecami tysiąc szabel stanie. I gdy stał, głosząc wszem te słowa, władczy i stanowczy Tedy zawsze ogień dziwny rozświetlał jego oczy. Powiadała służba, że Pani Telimenie Niezwykle się podoba to w oczach świecenie. I także Gerwazy raz był zauważył, jak ona na Kapłana widok zmienia się na twarzy...
Rys. Tomasz Kapuściński
Że żydowską kabałą interesuje się ekstrawagancka Madonna i gwiazdy Hollywood, jesteśmy w stanie zrozumieć. Ale żeby przyzwoita, polska zakonnica... Fot. Paweł M.
I zdawać się mogło, że Telimeny myśli Niczym konie w galopie toczą dziki wyścig. Tak też i było, wygrała zaś taka: celibat Jest okrutnym strażnikiem kapłańskiego świata. Bowiem już od lat szukała męża takiego, Co sprytny jest i przy tym nie lęka się niczego. Prócz tego miał on być mężczyzną wysokim, Hardym, śmiałym, stanowczym i w barach szerokim.
www. joemonster.org