Nowy pomysł Kościoła na większe zyski
1 NIEBOSZCZYK – 2 POGRZEBY INDEKS 356441
 Str. 3
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 33 (598) 25 SIERPNIA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
 Str. 15
 Str. 21
Gdyby wszystkie monoteistyczne religie połączyć w jedną oraz zsumować i zastosować ich paradygmaty, ludzie musieliby przestać po ludzku jeść, kochać się, a nawet cieszyć i śmiać. Zapanowałby biblijny raj.
 Str. 20
ISSN 1509-460X
 Str. 12
2
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Tusk podczas konferencji prasowej porównał Kaczyńskiego do Pchły Szachrajki. Dziennikarze jednak nie wychwycili dowcipu. Co innego my. Pobiegliśmy do tomiku Brzechwy i z ukontentowaniem czytaliśmy: „Niesłychana rzecz po prostu / By ktoś tak marnego wzrostu / I nędznego pchlego rodu / Mógł wyczyniać bez powodu / Takie głupstwa i gałgaństwa / Jak pchła owa, proszę państwa”. Dopiero co w redakcji „FiM” śmialiśmy się, że PiS winą za katastrofę kolejową w Babach (maszynista trzykrotnie przekroczył dopuszczalną prędkość) obarczy Tuska, a już się stało. Ogłosił to poseł Hofman podczas wtorkowej konferencji prasowej. Wojciech Młynarski powiedział w monologu: „Waza stłukła się etruska – oczywiście wina Tuska”. Satyryk? Raczej prorok. W atmosferze sporego jak na Rzeszów skandalu (po artykule w „FiM”) na zasłużoną emeryturę został nagle przeniesiony Mac – proboszcz katedry, agent i mistrz karciany. Współpraca z parafianami świetnie mi się układała – powiedział na odchodne infułat. A z nami jeszcze lepiej – obśmieli się byli funkcjonariusze SB. Kulisy odejścia Maca opiszemy za tydzień. Na Jasnej Górze padły słowa paulińskiego przeora, że polska armia zwycięży nie bronią, ale... różańcem. Też jesteśmy tego zdania, w dodatku koszty mniejsze. Wobec tego niezwłocznie należy rozpisać przetarg nieograniczony na lekki bojowy, wielozadaniowy różaniec ogólnowojskowy. Bumar Łabędy dysponuje już podobno kompozytowym prototypem z kewlaru i testuje go na poligonie w Drawsku. Innego niż przeor zdania jest biskup Guzdek, który z kolei podczas mszy inaugurującej Dzień Wolska Polskiego oświadczył, że wyszkolona armia polska powinna bronić „najwyższych wartości chrześcijańskich”. Pewnikiem w Afganistanie. „Bez Maryi nie byłoby cudu nad Wisłą w 1920 roku. To ona stoi i zawsze stała na straży podmiotowości i suwerenności polskiej narodowej”– bez mrugnięcia powieką ogłosił w katedrze Matki Boskiej Zwycięskiej abp Hoser. Stoi i zawsze stała? Policzmy: pierwszy, drugi i trzeci rozbiór – stała, powstania kościuszkowskie, listopadowe i styczniowe – stała. Nawet w 1939 roku stała. Czyli zawsze, jak Polska leżała. W ogóle mocno się biskupi ostatnio rozgadali. Gocłowski na przykład oświadczył, że „kobieta zawsze była i jest herosem Kościoła”. Sprzeczałby się z nim m.in. święty Augustyn, który twierdził, że niewiasta jest istotą skalaną i złą, albo święty Anzelm, który porównywał kobietę do worka łajna, lub święty Odo, elegancko dostrzegający w kobiecie świńskie wymiociny. 12 tysięcy złotówek nagrody otrzymał z ratusza Zbigniew Leszczyński – komendant warszawskiej Straży Miejskiej. Za co?! – drą mordy „obrońcy krzyża”. Za pacyfikację Krakowskiego Przedmieścia, za usuwanie zniczy, krzyży, portretów i przede wszystkim namiotu? – zawodzą krzyżowcy. Jeśli rzeczywiście za to, to jesteśmy gotowi, Panie Zbigniewie, do nagrody się dorzucić. Aquapark z 25 basenami (!) – największy (331 m2) z wodą słodką i nieco mniejszy (312 m2) z wodą morską i falami – dla 2,5 tysiąca turystów jednocześnie, gabinety SPA ze 150 stanowiskami, pięciogwiazdkowy hotel na 2 tysiące gości. Oto najnowsza toruńska inwestycja Rydzyka. Projekt firmy Epro już gotowy, a budowa rusza w styczniu przyszłego roku. A kasiora? Może od wdzięcznych za ratunek stoczniowców z Gdyni i Gdańska? Albo z zysków z nieistniejącej sieci komórkowej wRodzinie? Może z tysięcy moherowych składek na geotermię? Tadeusz raczy wiedzieć. Jak miło. Za pyski wzięli się naczelny Frondy Terlikowski i Dziwisz. Poszło o Natanka. Kardynał nawiedzonego Natanka wziął i op... oporządził chrześcijańskim słowem, zaś redaktor kumpla w nawiedzeniu wziął w obronę. Na takie dictum Dziwisz pękł ze złości i zacytował „Fakty i Mity”: „On chce narzucić opinii publicznej swoje osobiste i szkodliwe opinie, a jeśli jednocześnie mieni się człowiekiem Kościoła, to wzywam go do poważnej refleksji”. Kropka w kropkę to samo pisaliśmy. I tak samo głupio, bo nawoływać Terlikowskiego do refleksji to tak, jak Macierewicza poprosić o uśmiech bez jadu. W jednym z warszawskich szpitali pacjent ateista zdjął krzyż ze ściany sali, w której leżał. Został za to srodze zrugany, zaś krucyfiks wrócił na miejsce. A konstytucyjna zasada świeckości państwa? – ktoś zapyta. Niech gość się raczej cieszy, że nie pójdzie siedzieć za obrazę uczuć religijnych salowej, która narobiła wrzasku, zobaczywszy taką profanację. Happening w TVN w programie Wojewódzkiego – ten z wtykaniem chorągiewek narodowych w psie kupy (mało błyskotliwy protest przeciwko zanieczyszczaniu ulic psimi odchodami) – spotkał się z uznaniem jury, w skład którego wchodzili sędziowie Sądu Apelacyjnego na wniosek członków KRRiT. Grand Prix to 471 tysięcy złotych, które ma zapłacić... TVN. I jeszcze niewdzięcznicy zapowiadają, że będą odwoływać się do Strasburga. Chcą więcej? Nareszcie w jakiejś dziedzinie jesteśmy w najściślejszej światowej czołówce. Okazało się, że Polacy są na zaszczytnym 9 miejscu w światowym rankingu oglądania internetowych stron pornograficznych (na 207 krajów). Ich „konsumenci” to w 83 procentach ludzie młodzi. Ot, rośnie nam pokolenie JPII, kurza twarz! Jednak Jarek miał rację z tym internetem...
Tanie życie W
brew pozorom nie będzie to tekst o sposobach na przeMam przed sobą polskie gazety codzienne, tylko z lipca trwanie kryzysu albo konsekwencjach tegoż. Pragnę nim i sierpnia, w których krew leje się strumieniami i aż roi się zwrócić uwagę, że życie potaniało. Zdewaluowało się prawie od nieboszczyków. Oto 27-letni Łukasz Ł. dusił, a w końcu wszędzie, i to pomimo tego, że w krajach bogatych jego dłu- utopił w wannie 4-letnią córeczkę, żeby zrobić na złość jej matgość wzrasta. Po prostu życie jawi się ludziom jako niewiele ce, która go porzuciła. Porzucony górnik poderżnął żonie garwarte – między innymi dlatego, że coraz łatwiej je stracić. dło. Głuchoniemy syn zabił matkę, bo nie pozwoliła mu jeździć Z wielu względów i powodów. A często bez powodu. samochodem, bała się o niego. Córka zagłodziła na śmierć ojUmieranie gwałtowne i na masową skalę ma miejsce każ- ca (ważył 35 kg), a zaczęła go głodzić, odkąd upoważnił ją do oddego dnia podczas coraz liczniejszych kataklizmów (trzęsienia bierania emerytury. Tomasz M. zakatował na śmierć 1,5-roczziemi, tsunami, powodzie, susze...), katastrof (samoloty, stat- nego Szymonka, bo dziecko za głośno płakało; w pierwszej inki), wybuchów metanu itp. oraz zamachów terrorystycznych, stancji dostał za to... 2 lata więzienia, dopiero w apelacji jak ten niedawny w Norwegii. Ale – 7,5 roku. Adam D. zarąbał sieprzecież podobnych zamachów jest kierą matkę i siostrę, by ze spadkilka lub kilkanaście dziennie, i o nich ku po nich spłacić swoje długi; się już nawet nie mówi (informacje D. to pracownik prosektorium (ruo dziesiątkach ofiar przesuwają się tyna?), syn biskupa zboru świadna paskach), bo mają miejsce w Paków Jehowy. Zdzisław R. cztery kistanie, Afganistanie czy Iraku. 12 midni po powrocie z więzienia rozlionów mieszkańców Somalii, Sudatrzaskał kołkiem głowy żony, panu, Kenii i Etiopii jest w tej chwili zasierbicy, która oskarżała go o mogrożonych śmiercią głodową z powolestowanie, i swojej 4-letniej códu suszy, jakiej nie było we wschodreczki, po czym sam się powiesił; niej Afryce od 60 lat. Zmarły już setponoć sanitariusze „broczyli w móki tysięcy. W telewizji Discovery dzienzgach ofiar”. Babcia zastrzeliła nikarz przeprowadza krótki wywiad wnuczęta z porażeniem mózgoz kobietą trzymającą na rękach wywym, aby ulżyć córce w wychochudłe maleństwo: – To twoje najwaniu, na koniec zabiła samą siemłodsze dziecko? – Tak. – Reszta nie bie. Do kamery wypowiada się sądoczekała transportu z żywnością? – Tak. – Ale w waszej wio- siad: – To była bardzo miła kobieta, chodziła często do kosce nie ma żadnych pogrzebów. Gdzie są wasi zmarli? – Nie ścioła. Czytam, że wszyscy (oprócz katów dzieci) uchodzili ma pogrzebów, inaczej wszyscy byśmy poumierali... za kulturalnych, spokojnych ludzi. Tacy polscy Fritzlowie i BreCo roku przybywa na ziemi 80 milionów ludzi, z czego 90 iviki. No właśnie... jeszcze ten Breivik, jeszcze Londyn, wyspa procent w tzw. Trzecim Świecie. 80 procent populacji homo Jersey i śmierć Leppera. Za dużo tego jak na jedno lato... sapiens żyje z dnia na dzień. Nie planuje. Nie dojada. Nie wie, Świata może i nie nawrócimy, choć próbować trzeba. Na raco to wakacje. Cały dobytek mieści w jednej torbie. W Afry- zie Polska wspiera międzynarodowe inicjatywy Watykanu, któce wskaźnik śmierci wśród dzieci i niemowląt jest obecnie ry torpeduje, m.in. na forum ONZ, wszelkie próby ograniczewyższy niż przed II wojną światową. Życie potaniało, bo jest nia urodzin. Tym samym głosujemy za głodem, niepokojami go za dużo, i to w miejscach najbardziej życiu nieprzychyl- społecznymi i wojnami. Pochylmy się jednak nad eskalacją nych. W Kanadzie, przebogatym, drugim co do wielkości kra- krwawych patologii na polskim podwórku. Skąd się biorą? ju na świecie, żyje 38 milionów ludzi, czyli nieco ponad 3 oso- Czy można im zaradzić? Sprawdziłem, że Polska przoduje na świecie w tzw. samoby na km2. W małym Bangladeszu wegetuje 160 milionów – 1050 osób na km2. bójstwach poszerzonych, tj. poprzedzonych zabójstwem najbliżTo przeludnienie sprawiło, że naturalna jego konsekwencja, szych (dzieci, wnuków, rodziców, partnerów). Są to najwyższe czyli wszechobecność śmierci, nie robi już wrażenia nawet formy działań autoagresywnych – autodestrukcyjnych. Może to na niektórych organizacjach humanitarnych. Mrowia ludzkie przypadek, ale faktem jest, że religia katolicka od zawsze traku jednych powodują wzruszenie ramion, a u innych niwelują tuje różne formy działań autodestrukcyjnych jako warte szacunzahamowania. Dochodziło lub wciąż dochodzi do pogromów ku lub wręcz zalecane. Taki charakter miały i mają rytuały biludności cywilnej, i to nie tylko w Afryce, ale również w cy- czowników, umartwienia pustelników lub członków Opus Dei wilizowanym Meksyku, Brazylii, Serbii czy na Zakaukaziu. Za po- noszących włosiennice. Nawet sam post ma zbliżyć wiernych średnictwem mediów wszystko to dzieje się na naszych oczach. do poszczącego i cierpiącego Chrystusa. Zamknięcie się na laCo może się dziać w mózgu osobnika, który z różnych wzglę- ta w klasztorze uważane jest za największą formę poświęcedów jest zdolny do zabicia siebie lub innej osoby, kiedy ze- nia się Bogu. Dodatkowo w polskiej kulturze oraz mitologii hiwsząd przenikają do niego informacje o masowych zgonach, storycznej przeważa kult ofiary, przegranego. Nie pokazuje się pogromach – o powszechności śmierci i zabijania. Ja uwa- wzorców tych, którzy radzili sobie w życiu i podnosili się po klężam, że taki człowiek może myśleć: Życie – moje czy innych skach, lecz tych, którzy przegrali wszystko, poświęcając swoosób – jest nic niewarte. Dziś żyjemy, jutro możemy umrzeć. je życie. „Moje będzie za grobem zwycięstwo” – pisał SłowacZresztą czym różni się jutro jutrzejsze od jutra za 30–50 lat? ki w „Beniowskim”. Cd. za tydzień. JONASZ Czym się różni? Ano często trzydziestoma, a może i pięćdziesięcioma latami wegetacji, zgryzot, kompleksów, bolesnych zmagań z innymi ludźmi. Jestem na to za słaby! Będę więc kierował się impulsem, wypełnię moje przeznaczenie, pójdę na całość... Na świecie wzrasta liczba zabójstw i samobójstw, i to zarówno w krajach z przewagą osób niereligijnych, na przykład w Czechach czy Finlandii, jak i protestanckich lub katolickich, jak Polska i Brazylia. Tak czy inaczej, religie nie odgrywają w tym przypadku pozytywnej roli hamulca, WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki. a przecież powinny.
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
GORĄCE TEMATY
Biskupi stanęli na głowie, żeby zniechęcić wiernych do kremacji zwłok. Mieli w tym ukryty cel, a właściwie celów miliony... Podczas zaplanowanego na 14–15 października w Przemyślu 356 Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski zostanie zadekretowana rewolucja w tzw. katolickich pogrzebach. Jej istota sprowadza się do oficjalnego i kategorycznego uznania, że dla Kościoła nieboszczyk w pełnowymiarowym drewnianym opakowaniu jest o wiele bardziej wartościowy niż jego prochy w kapsule. Konsekwencją będzie zmuszenie upartych wiernych do zorganizowania dwóch uroczystości pogrzebowych... Teza o wyższości „świeżych” zwłok nad ich prochami nie jest w zasadzie żadną nowością, bowiem Kodeks prawa kanonicznego promulgowany w 1917 r. jednoznacznie zabraniał kremacji i dopiero w 1963 r. watykańska Kongregacja Nauki Wiary – w obliczu coraz powszechniejszej mody na kremacje – ogłosiła, że ogień piekielny dotknie tylko tych, którzy podejmują decyzję o spaleniu zwłok, „kierując się niekatolickimi intencjami”. Tę wykładnię potwierdziła nowa wersji Kodeksu z 1983 r. Czytamy w nim, że „Kościół usilnie zaleca, by pobożny zwyczaj grzebania ciał zmarłych był przestrzegany; jednakowoż nie zakazuje kremacji, o ile nie została ona wybrana z pobudek przeciwnych nauce chrześcijańskiej” (kan. 1176, par. 3). W Polsce regulamin katolickich pochówków urny z prochami określał dotychczas „Dodatek do obrzędów pogrzebu” zatwierdzony przez Episkopat (po uzyskaniu akceptacji Watykanu) we wrześniu 2010 roku. Z owego dokumentu, który ma jedynie moc „wskazań”, dowiadujemy się, że:
P
Na umrzyka skrzyni ~ wszystkie obrzędy „zasadniczo należy odprawić przed kremacją ciała” i tylko w uzasadnionych przypadkach, na przykład po sprowadzeniu prochów z zagranicy, można je wykonywać nad samą urną; ~ rytuały przeprowadzane zazwyczaj w kaplicy lub przy grobie mogą odbyć się w budynku krematorium, ale tylko przed kremacją. „Przez odpowiednie pouczenie należy zapobiec niebezpieczeństwu zgorszenia lub indyferentyzmu religijnego”, czyli „przypominać wiernym o pierwszeństwie tradycyjnego grzebania ciała”; ~ urnę z prochami„składa się w grobie lub specjalnym kolumbarium (ściana lub kaplica na cmentarzu) bez
rawny bałagan, partyjne nominacje, zawyżone cenniki – oto obraz polskich cmentarzy komunalnych. Władze Polski Ludowej sądziły, że cmentarze komunalne staną się konkurencją dla miejsc pochówku zarządzanych przez katolickich proboszczów. Niestety, w bardzo wielu gminach i miastach do dziś nie ma ani jednej takiej publicznej nekropolii. A przecież dobrze utrzymany i zarządzany cmentarz komunalny może się stać perłą małej architektury. Za przykład niech posłuży Cmentarz Centralny w Szczecinie. Jest to największa nekropolia w Polsce i trzecia pod względem wielkości w Europie. Na jej powierzchni (ponad 167 hektarów) pośród przeszło 400 gatunków drzew złożono od 1901 roku szczątki ponad 300 tysięcy osób. Udało się zachować unikalny układ alejek, wewnętrznych placów, mostków i żywopłotów. Cmentarz stanowi też prawdziwą gratkę dla miłośników przyrody. Wszedł
zewnętrznej okazałości, z udziałem jedynie najbliższej rodziny”. Krótko mówiąc, pogrzeb powinien być dwufazowy: najpierw uroczysta procedura nad trumną, a dopiero później spopielenie (średni czas oczekiwania w kolejce na kremację wynosi 2–3 dni) i dyskretne umieszczenie urny na cmentarzu. Jak natomiast wyglądała praktyka? – Nikt się do tego nie stosował, bo przecież w polskiej tradycji najważniejsze jest odprowadzenie do grobu, a msza i ostatnie pożegnanie w krematorium to jakiś budzący grozę dziwoląg. No i koszty! Trumna do pieca nie może mieć jakichkolwiek metalowych ozdób, zaś
zdecydowana większość rodzin preferuje efektowne, bo przecież „ludzie patrzą”. Siłą rzeczy należałoby później przepakowywać zmarłego do trumny łatwopalnej! Co z konduktem z kościoła na cmentarz? W środowisku wiejskim jest to obyczaj, którego długo nie zmienią żadne instrukcje, choćby i nawet papieskie. Co robić z kwiatami oraz wieńcami, skoro grób jest jeszcze pusty? Podejrzewam, że Episkopat uległ lobby producentów trumien – twierdzi proboszcz jednej z podłódzkich parafii. „Wskazania” powyższe będą niedługo twardym „nakazem” obowiązującym duchowieństwo i zniechęcającym katolików do kremacji.
Cmentarna anarchia na stałe do podręczników architektury ogrodowej i co roku przyciąga tysiące zwiedzających. Jego szefowa – Maria Michalak – jest jednym z ostatnich dyrektorów cmentarzy znających się na swojej pracy. Niestety, w Polsce ekspertów coraz częściej zastępują partyjni nominaci bez żadnego przygotowania merytorycznego i doświadczenia. Sprzyja temu obowiązujące w Polsce prawo pochodzące jeszcze z przełomu XVIII i XIX wieku. Po prostu ustawa z 31 stycznia 1959 roku o cmentarzach i chowaniu zmarłych to faktycznie przepisane żywcem przepisy państw zaborczych. Od ponad 20 lat specjaliści proszą polityków o uporządkowanie zasad wnoszenia pomników i budowy
grobowców, opracowanie reguł dotyczących składania urn, rozsypywania prochów w tak zwanych ogrodach pamięci, ekshumacji i nadzoru nad cmentarzami, a także kwalifikacji wymaganych od kandydata na dyrektora cmentarza komunalnego. Niezwykle istotne jest także wprowadzenie precyzyjnej regulacji dotyczącej trybu ustalania wysokości opłat za złożenie na nim ciała i budowę pomnika. Dzisiaj w większości miast decydują o tym samodzielnie niscy rangą samorządowi biurokraci. Wydawane przez nich taryfikatory opłat nie są nigdzie oficjalnie publikowane. Oni także jednoosobowo decydują o zasadach wydawania zgody na postawienie pomnika. Od ich widzimisię zależy, czy,
3
W niektórych diecezjach (na przykład katowicka) słychać już głosy, że sprawy da się „załatwić” przez... umieszczenie urny w trumnie! Mamy przed sobą „Dekret zatwierdzający dla Polski obrzędy pogrzebu związane z kremacją zwłok”, wydany 7 lipca 2010 r. przez watykańską Kongregację ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Z jego treści jednoznacznie wynika, że nasi biskupi sami strzelili sobie w stopę. Choć Kongregacja zauważa, że „istnieje różnica pomiędzy ciałem zmarłego i jego prochami”, to jedynie „chciałaby zasugerować Konferencji Biskupów w Polsce sposobność dalszej refleksji nad niektórymi konkretnymi punktami dotyczącymi pogrzebu”. Rodzi się pytanie: dlaczego polscy biskupi chcą zniechęcić wiernych do kremacji i wolą trumnę od urny? Czy chcą pokazać, że są świętsi od papieża, czy może z tym lobby producentów trumien jest coś na rzeczy? Wątpliwe. Obawiamy się, że jak zwykle chodzi o pieniądze, i to grube miliony. W Katolandzie obecnie urny umieszcza się najczęściej w grobach i grobowcach, ale z czasem – jak to jest od lat w Europie Zachodniej czy na przykład w Czechach – na pewno przybędzie ścian z setkami wnęk do zabudowania. Taka jedna szafka na urnę zajmuje tyle samo co doniczka, więc na cmentarzach parafialnych głupio byłoby żądać od rodziny nieboszczyka za jej wynajem ponad 1000 złotych (średnio, ale na niektórych cmentarzach nawet kilkanaście tysięcy złotych), czyli tyle, co w przypadku opłaty za miejsce pod standardowym grobem. Ponadto od wartości grobowca proboszczowie biorą haracz wynoszący od 10 do 30 procent jego wartości. Cała ta kasa, którą proboszcz musi się dzielić z kurią, topniałaby z roku na rok wraz z rozwojem kolumbariów. Tymczasem mamy nadzieję, że nowe biskupie prawo zniechęci Polaków do wszelkich pochówków katolickich. ANNA TARCZYŃSKA
na jakich zasadach i za ile na teren nekropolii zostaną wpuszczeni pracownicy firm pogrzebowych i zakładów kamieniarskich. Samodzielnie decydują także o tym, co dzieje się ze starymi zaniedbanymi grobowcami. Według wojewodów jest to zgodne z prawem. Tak samo zresztą jak łączenie przez samorządowych biurokratów zatrudnienia w urzędzie z pełnieniem funkcji kierowniczych w dowolnej liczbie miejskich spółek i jednostek organizacyjnych (szkoła, basen, przychodnia, zarząd cmentarza). Mogą oni dorabiać także w firmach należących do innych miast i powiatów. W efekcie łączne płace samorządowców przekraczają nawet dochody premiera. W 74-tysięcznym Lubinie jeden z urzędników inkasuje rocznie ponad pół miliona złotych z publicznych pieniędzy. Mimo to ministrowie nadal uznają, że ani cmentarna anarchia, ani proceder łączenia stanowisk nie zasługują na ich uwagę. MiC
4
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Rodzę, więc jestem W Anglii, naszej drugiej ojczyźnie, wystawiono rachunek rodzicielstwu: ile to wszystko warte i czy się w ogóle opłaca. Gdyby statystyczną brytyjską matkę dało się wynająć na wolnym rynku, kosztowałaby 42 tys. euro rocznie, znaczy się – 3 tys. euro comiesięcznej pensyjki. Kilka tysięcy kobiet – także pracujących zawodowo – matek co najmniej jednego dziecka poniżej 16 roku życia zapytano, ile godzin dziennie poświęcają rozwijającym ciało i umysł rozrywkom typu: gotowanie, zmywanie, opieka nad potomstwem. Z badań wynika, że średni czas ich pracy to 70 godzin tygodniowo. Z takiego stanu rzeczy zadowolona jest zaledwie co 6 rodzicielka. Aż 83 procent pań przyznaje, że ma problem z wygospodarowaniem nawet godziny dziennie tylko dla siebie. Jedna na trzy matki z powodu nadmiaru obowiązków śpi krócej niż 6 godzin na dobę. To męczeństwo jest udziałem Angielek! Mieszkających w kraju, gdzie kobiecie, która ma co najmniej dwoje dzieci i pracującego męża, nie opłaca się iść do pracy. Rodzenie bywa tam sposobem na życie, z czego korzystają nasze zangielszczone rodaczki. Ogólnie w Wielkiej Brytanii funkcjonują trzy podstawowe zasiłki na dzieci: child benefit, czyli ok. 20 funtów tygodniowo, tax
J
credits, naliczany współmiernie do zarobków, oraz housing benefit, czyli dofinansowanie do mieszkania. Wiele Polek emigrantek, żeby załapać się na większe podatkowe ulgi, celowo nie legalizuje związku z ojcem swojego dziecka. Wracamy na rodzime podwórko... W przypadku Polek – według raportu firmy Sedlak and Sedlak – wartość miesięcznej pracy statystycznej gospodyni można porównać do przeciętnej wypłaty. Kobiet, które rezygnują z kariery zawodowej i zamieniają się w pełnoetatowe matki i gosposie, jest w Polsce ponad 1,4 miliona. Dla pracujących zawodowo utrzymanie domu to w praktyce drugi etat.
akkolwiek oceniać Andrzeja Leppera, to historia jego sukcesów i upadku mówi wiele o tym, jakim krajem jest Polska. W bieżącym numerze „FiM” zamieszczamy interesujący tekst – wspomnienie Piotra Ikonowicza, byłego posła na Sejm, o Andrzeju Lepperze (str. 6). Wprawdzie nie podzielam jego zauroczenia postacią zmarłego polityka, ale też zupełnie odrzucam takie mówienie o Lepperze, jakie zaprezentował ostatnio Władysław Frasyniuk. Ten były przywódca związkowy zarzucał zmarłemu pospolite złodziejstwo i sugerował pochowanie go pod cmentarnym płotem... Leppera nie da się sprowadzić ani do roli pomnikowej – współczesnego Janosika walczącego o los pokrzywdzonych – ani obsadzić go wyłącznie w roli kryminalnej. Jest oczywiście faktem, że pierwsza część historii Samoobrony jako ruchu społecznego oporu wobec poczynań nieudolnych władz na początku lat 90. jest godna odnotowania. Politycy obozu solidarnościowego, którzy nieudolnie kierowali krajem w latach 1989–1993 i 1997–2001, powinni się cieszyć, że wówczas stanęły tylko blokady na drogach, a nie płonęły ministerstwa, bo rozmiary katastrofy społecznej, którą spowodowali, w pełni uzasadniałyby gwałtowne wybuchy niekontrolowanej złości. Jednak podobnie jak rozczarowali solidarnościowi reformatorzy z Bożej łaski, tak samo rozczarował Lepper jako antysystemowy opozycjonista. Miał skłonność do naruszania prawa nie tylko wtedy, kiedy było to niezbędne. Otaczał się różnymi szemranymi postaciami i nie stworzył żadnej sensownej i przekonującej
Można powiedzieć – skoro sprząta SWÓJ dom i wychowuje SWOJE dzieci, takie wyliczanki nie mają sensu. Ci, którzy praktykują podobne rozrachunki, podkreślają: dzieci nie wychowuje się dla siebie, ale dla społeczeństwa i w ogóle – dla świata. Do macierzyństwa namawiają nasze dzieciate lub ciężarne celebrytki – paradują z okrągłymi brzuszyskami i... świadomością, że stać je na nianię, szybki powrót do pracy i poporodowe odsysanie tłuszczu. Bezmyślne poddanie się presji (w niepisanej umowie społecznej urodzenie dziecka staje się gwarantem życiowego spełnienia i czyni z obywatelki „pełnowartościową” kobietę) ma swoje konsekwencje. Na stronach www trafiłam na szczery do bólu internetowy pamiętnik matki Polki, której uroki macierzyństwa szybko obrzydły, choć cokolwiek poniewczasie. Oto fragment jej lamentu: „Zabić to mało. Charczą, kaszlą, smarkają na zielono, rzygają. Cały dom zarzygany słodkimi syropami. Nie chcą pić, nie chcą jeść, nie chcą brać leków. Z bezsilności płaczesz, masz ochotę się upić, skoczyć z balkonu, zasnąć i się nie obudzić. Jak mogłaś dać się w to wrobić?!”. JUSTYNA CIEŚLAK
alternatywny wobec tego, co sam krytykował. Nawet jego podstawowe motywacje budzą wątpliwości. O wodzowskim stylu uprawiania polityki nawet nie wspomnę, bo w Polsce nie uchodzi to za wadę, a raczej za chleb powszedni (na przykład rodzaj przywództwa reprezentowany przez Jarosława Kaczyńskiego). Lepper jako przeciwnik systemu zupełnie zawiódł i stał się jego częścią, bynajmniej nie najszlachetniejszą. Jego następca i chwilowy współpracownik w roli głosu sprzeciwu – Jarosław Kaczyński – też potrafi jedynie wzniecać kłótnie, organizować nagonki i zwodzić frustratów. W latach 90. mieliśmy jeszcze opozycję antysystemową w postaci radykalnej lewicy, ale partie te – m.in. Unia Pracy i PPS – były zbyt skłócone i nieprzekonujące, aby porwać za sobą miliony. Nikt już o nich właściwie nie pamięta. Dlaczego zatem nie potrafimy stworzyć ruchu społecznego, który zmieniłby oblicze tego kraju na bardziej sprawiedliwe? Być może z tego samego powodu, z jakiego Polacy w tak masowej skali boją się siebie nawzajem, gdy znajdą się na emigracji. Mamy skłonność do gier indywidualnych, nieuwzględniających interesów innych ludzi albo prowadzonych nawet kosztem otoczenia. Razem nie bardzo umiemy zrobić coś trwałego, no chyba że w krótkich uniesieniach, przez kilka godzin lub dni, jak na akcjach Jerzego Owsiaka. Gdy jesteśmy razem trochę dłużej, zaczynamy się wzajemnie zwalczać i kombinować na boku. W tym kontekście Lepper jawi się jako ktoś zupełnie zwyczajny, jeden z wielu ludzi codziennie mijanych na ulicy. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Syn tej ziemi
Prowincjałki Do krakowskiego Sanktuarium Bożego Miłosierdzia przybyli niecodzienni pątnicy. Matka i jej niepełnosprawny syn najpierw rozebrali się do naga, a później zaczęli uświadamiać zebranych w świątyni, wykrzykując: „Nie pójdziecie do nieba”, „Precz z szatanem”. Ewangelizację przerwała policja.
GOŁA NOWINA
W Krośnie ma być kasyno. Zgodzili się na to miejscowi radni. Członkowie Akcji Katolickiej oraz przedstawiciele PiS-u nie chcą jednak u siebie gniazda rozpusty. Proponują referendum. „Poprośmy Matkę Bożą Murkową, która jest patronką naszego Krosna, aby ona była dla nas opiekunką, abyśmy w ważnych sprawach dla przyszłości naszego miasta prosili o jej opiekę. Ona jest najbardziej potrzebną pomocą w tych ważnych obradach” – tak ks. prałat Tadeusz Szetela rozpoczął sesję rady miasta, podczas której rajcy mieli zdecydować, czy referendum jest w ogóle zasadne.
MARYJA NIE OBSTAWIA
Długo nie nacieszył się swoim sukcesem złodziej z Niska, który – żeby opróżnić kasę baru piwnego – wykonał pod niego podkop. Tak się zmęczył, że gdy tylko wszedł do środka, postanowił ugasić pragnienie. A gasił je tak długo, że z baru wyprowadziła go ochrona. Prosto do aresztu.
POLSKA ROBOTA
W Chojniku (gmina Morąg) lokalny ksiądz podczas kazania skrytykował organizatorów festynu rodzinnego. A to dlatego, że odbywał się on w trakcie mszy: „Zrobili festyn przeciwko Kościołowi, Bogu i mnie” – uznał skromnie ks. Marian Pastuszko.
FESTYNEM W BOGA
Mieszkanka Dobrzeszowa (gmina Łopuszno) postanowiła przyjąć pod swój dach pielgrzymów zdążających na Jasną Górę. Rano, gdy pątnicy ruszyli już w dalszą drogę, zorientowała się, że zabrali ze sobą jej złote pierścionki, obrączki i łańcuszki. Z pewnością w darze dla Najświętszej Panienki.
WOTA
Pewnego duchownego z parafii w powiecie tucholskim szantażowało trzech młodych mężczyzn. Ciekawe, jakiego mieli haka, skoro zanim wpadli w ręce policji, wyłudzili od dobrodzieja ponad 30 tys. zł. Opracowała WZ
TAJEMNICA WIARY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE W głowie się nie mieści, że jest kategoria ludzi, którzy kiedyś nasyłali na wicepremiera swojego rządu (Andrzeja Leppera – przyp. red.) służby specjalne, a teraz snują insynuacje dotyczące jego śmierci. A może chcą odwrócić uwagę od siebie? (Sławomir Nowak, sekretarz stanu w kancelarii prezydenta, o politykach PiS)
Jeśli w dobie światowego kryzysu kapitalizmu partia lewicowa nie ma pomysłu, jak zdobyć elektorat, to znaczy, że nigdy go nie zdobędzie. (prof. Radosław Markowski, politolog, o SLD)
SLD nie jest partią lewicową po prostu. W swoim najlepszym okresie była partią centrolewicową, ale zostało to zmarnowane pod obecnym przywództwem. Ta trójka: Napieralski, Wikiński i Kalita to po prostu nieszczęście. (Andrzej Szostkiewicz, publicysta)
Sam pomysł, by pokazywać Polakom Grzegorza Napieralskiego jako męża stanu, świadczy o porażeniu jego i jego otoczenia przez pychę. (Waldemar Kuczyński, publicysta)
Niepokoją nas te feministyczne wizje, które z kobiety chcą uczynić herosa. (abp Tadeusz Gocłowski)
W teologii Bitwa Warszawska nie była cudem, choć nosi jego znamiona. Cudem było zjednoczenie młodych serc w obronie ojczyzny. (abp Sławoj Leszek Głódź)
Jak się chłop na chłopa położy, to nie znaczy, że są małżeństwem. Albo jak baba na babie poskacze. Bo jak to tak. A jak góral pójdzie na hale owce wypasać? Tam żony nie ma. I on z tą owcą coś... Niedługo Bruksela powie, że na Podhalu można się z owcami żenić. (ks. dr hab. Piotr Natanek) Wybrali: AC i PPr
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
NA KLĘCZKACH – obelisk czy pomnik. Optujemy za pomnikiem, byle dużym, a może nawet jeszcze większym. PAR
KOMISJA ŚCIGANA Sławetna, a nieistniejąca już od 1 marca Komisja Majątkowa nie przestaje budzić zainteresowania CBA. Doniesienie do prokuratury złożono właśnie w związku z gruntem pod należącym do kurii warszawskiej biurowcem Centrum Jasna. Wszystko wskazuje na to, że Kościół nie powinien był tej działki w ogóle otrzymać. CBA ma także wątpliwości w sprawie 5 innych decyzji komisji. Chodzi o to – o czym pisaliśmy wielokrotnie – że m.in. w Żorach, Nysie, Bytomiu i Kętach Kościół rzymskokatolicki dostał kilkakrotnie więcej ziemi, niż stracił. Czasem nawet 9 razy więcej! MaK
chore na „religiofobię”. Ryczan wezwał także matki „do obrony życia nawet za cenę życia”. Chodzi oczywiście o obronę „życia nienarodzonego”, bo inne nie ma dla biskupów większego znaczenia. MaK
pieniądze dziurawe ulice w Supraślu, zrujnowaną kanalizację czy zerwać azbest z dachów budynków komunalnych? W końcu budżet miasta to zaledwie 6 milionów złotych („FiM” 18/2010). PAR
MĘCZENNIK KURII
CENZURUJĄ PWN
NA RATUNEK GMINOM Profesor Ewa Łętowska, były rzecznik praw obywatelskich i sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, uważa, że istnieje podstawa prawna do odzyskiwania dóbr, które na skutek orzeczeń Komisji Majątkowej zagarnął Kościół. I to do odzyskiwania wprost od Kościoła, nie od państwa. Według Łętowskiej, znanej od lat obrończyni świeckości państwa, po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie Komisji Majątkowej gminy będą mogły oskarżyć Kościół o tzw. świadczenie nienależne, które podlega zwrotowi. Do sprawy powrócimy po opublikowaniu przez prof. Łętowską jej analizy prawnej w czasopiśmie „Państwo i Prawo”. AC
IN VITRO MAŁO WAŻNE Jacek Majchrowski, jeden z liderów politycznej inicjatywy prezydentów miast o nazwie Obywatele do Senatu, ogłosił: „Jesteśmy osobami, które w znacznej mierze mają dosyć dyskusji na temat związków partnerskich, in vitro, katastrofy smoleńskiej i tych wszystkich tematów, które są oczywiście istotne, ale nie najważniejsze”. Zestawienie in vitro (problem setek tysięcy bezpłodnych par) z PiS-owską gadaniną o katastrofie smoleńskiej to rzecz co najmniej niestosowna. Ale swoją drogą rozumiemy, że Majchrowski i Dutkiewicz doskonale wiedzą, jak rozwiązać „to, co najważniejsze” – bezrobocie, brak mieszkań, biedę i nierówności społeczne. Oby! MaK
ZARYCZAN NAS Biskup kielecki Kazimierz Ryczan wezwał do „obrony Boga”. Przed kim? Przed biskupami nadużywającymi Boga do własnych interesów? Bynajmniej! Zdaniem duchownego, profesora KUL, Europie zagrażają „prądy laickie i masońskie” trzęsące Unią, które są
Z niespodziewaną obroną ekscentrycznego ks. Piotra Natanka wystąpił dziennik „Rzeczpospolita”, i to piórem Tomasza Terlikowskiego. Jego zdaniem Natanek od lat był nękany przez kurię krakowską, która próbowała zablokować jego habilitację i „rozmawiała z księdzem za pomocą dekretów”. Terlikowski ujawnia także, że Natanek jest pod wpływem prorokujących kobiet ze swojego otoczenia. To te kobiety są zapewne słynnym już „telefonem do nieba” księdza Piotra. MaK
FERMENT W SLD Zerwanie współpracy z SLD przez Wandę Nowicką i Roberta Biedronia (patrz wywiad na str. 12) spowodowało ferment w samym Sojuszu. Z kandydowania do Sejmu zrezygnował na znak protestu Krzysztof Sokołowski – przewodniczący miejskiej organizacji Sojuszu w Wejherowie. Jego zdaniem działania Grzegorza Napieralskiego ośmieszają partię. Wezwał także do zmiany na stanowisku przewodniczącego oraz w Radzie Krajowej SLD. AC
KLASZTOR TOTALNY 12 sierpnia w Supraślu doszło do podpisania uroczystej umowy. Otóż marszałek województwa podlaskiego Jarosław Dworzański przekazał tamtejszemu Prawosławnemu Klasztorowi Męskiemu Zwiastowania NMP, bagatela, 8 milionów (!) dotacji. Kasę wypłacił Regionalny Program Operacyjny. Ale to nie wszystko. Monaster dostanie także 790 tysięcy z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dzięki darowiźnie klasztor ma odzyskać dawny blask, m.in. przez wybudowanie na jego terenie biblioteki ze starodrukami i utworzenie auli ze sceną dla 150 osób. Pewnie, no bo jaki sens naprawić za te
Wydawnictwo Naukowe PWN, które publikuje m.in. najpopularniejsze encyklopedie, po interwencjach organizacji pozarządowych odstąpił wreszcie od zwyczaju nazywania w swoich hasłach homoseksualności i biseksualności „zaburzeniami identyfikacji płciowej” i od 2010 r. nazywa je „orientacją seksualną”, co jest zgodne ze współczesną wiedzą medyczną. W efekcie na PWN wylała się fala krytyki ze strony środowisk katolickich – atakuje go „Nasz Dziennik” i znany z homofobicznych akcji krakowski Instytut Edukacji Społecznej im. ks. Piotra Skargi. Instytut zorganizował nawet protest internetowy, którego uczestnicy domagają się utrzymywania w encyklopediach PWN katolickiego punktu widzenia na homoseksualność. AC
KOSTKA NA KRZYŻU Dziennik „Super Express” zaatakował aktorkę Weronikę Rosati za to, że ośmieliła się przyczepiać krzyżyk do bransoletki noszonej na kostce. Zdaniem gazety przechodnie z pewnością są zbulwersowani takim zachowaniem aktorki. Aby ją pognębić, powołali się nawet na „autorytet” w sprawach mody i religii – księdza Janusza Koplewskiego, ponoć „duszpasterza wielu krajowych gwiazd”. Ksiądz uznał szyję za jedyną dopuszczalną część ciała, na której można nosić krzyż. Zawieszanie go w innych miejscach to według niego „dziwactwo”. MaK
JPII SAMORZĄDZI Oleśno to mała miejscowość w województwie warmińsko-mazurskim, ale pierdolcem wojtyłowym, jakiemu uległa, można by obdzielić kilka miast. I tak: na tamtejszych Siedmiu Źródłach rośnie od pięciu lat papieski dąb, a w tym roku dołożono krzyż, oczywiście papieski; jakby tego było mało, we wrześniu odbędzie się w Oleśnie IV Krajowa Konferencja – Samorządy dla Jana Pawła II. Na pierwszy dzień całej hucpy, która rozpocznie się nie inaczej jak mszą ku czci błogosławionego Wojtyły, zaplanowano uroczyste wmurowanie kamienia węgielnego przy kościele pw. św. Michała. Kamień ma upamiętniać... papieża Polaka. Na razie „tylko tyle”, bowiem samorządy nie wiedzą jeszcze dokładnie, co stanie na jego miejscu
SEMINARIUM DLA SENIORA Jak zwiększyć malejącą liczbę tzw. powołań kapłańskich? Namówić na łatwy księżowski chleb starych kawalerów i wdowców! Na pomysł wpadł biskup Grzegorz Ryś, nowy sufragan krakowski. „Wiek podejmowania decyzji o wstąpieniu do seminarium się przesuwa. Mam poczucie, że człowiek, który w późniejszym wieku decyduje się na kapłaństwo, potrzebuje bardziej zindywidualizowanej formacji” – przekonuje. W tym celu w Polsce – wzorem USA i Niemiec – miałoby powstać specjalne seminarium dla starszych mężczyzn. Jednak niewielu panów tam się zgłasza, a zatem kto po nich? Naszym zdaniem prawdziwym ratunkiem dla Krk byłoby wyświęcenie hurtem wszystkich członkiń kółek różańcowych i duchowych córek taty Tadeusza. PPr
MSZA O SŁONECZKO
5
im. gen. Jakuba Jasińskiego w Inowrocławiu, pod dowództwem plutonowego Dariusza Sopolińskiego. Żołnierze bardzo sprawnie rozłożyli za Kościołem namiot, w którym wierni będą mogli się gromadzić na nabożeństwach w razie niepogody”. AK
IGRZYSKA ZAMIAST CHLEBA Do krytyki „pielgrzymki” Benedykta XVI do Hiszpanii, prowadzonej przez tamtejsze środowiska lewicowe i laickie, dołączyło... ponad stu księży. Duchownych z najbiedniejszych parafii Madrytu kłuje w oczy przepych i rozmach wizyty, gdy w Hiszpanii panuje 20-procentowe bezrobocie, a rząd dokonuje ostrych oszczędności, w tym 20-procentowych cięć wynagrodzeń pracowników służby publicznej. Krytykom władz i papieża nie podoba się także to, że korporacyjne giganty, takie jak Coca-Cola, Telefonica czy Banco Santander, które przekazują pieniądze na „pielgrzymkę”, będą mogły odliczyć je jako darowiznę na cele publiczne i dzięki temu zapłacą mniejszy podatek. PPr
Lato tego roku mamy szczególnie kapryśne. Włodarze miasta i gminy Płońsk uznali więc za stosowne zatroszczyć się o wyjednanie w sierpniu dla miejscowych rolników pogodowej łaski u Najwyższego. Specjalnie na tę okoliczność zamówili odprawienie „mszy św. błagalnej o dobrą pogodę i szczęśliwe zebranie plonów” w kościele św. Maksymiliana w Płońsku. Proboszcz parafii poinformował, że mszę św. w intencji ładnej pogody „zamówił Pan Burmistrz Andrzej Pietrasik i Pan Wójt Aleksander Jarosławski”. AK
Benedykt XVI ruszył z odsieczą dla tysięcy pustoszejących na świecie budynków klasztornych. W samym środku sezonu turystycznego zachęcił wiernych do odwiedzania klasztorów i szukania w nich wypoczynku i natchnienia. Nasi znajomi zakonnicy potwierdzają, że w klasztorach kontemplacyjnych, za murem i kratą, można się poczuć nawet tak miło jak... w więzieniu. MaK
ARMIA PROBOSZCZA
BIBLIA POD LUPĄ
Żeby na czas remontu kościoła pw. Wszystkich Świętych w Kretkowie wierni nie musieli moknąć w deszczu w czasie mszy, proboszcz zaapelował w tej sprawie o pomoc do wojska. Wojsko polskie, czyli katolickie, z pomocą pośpieszyło. Wielebny w internetowym dzienniku parafialnym zaraportował: „Na prośbę ks. Proboszcza Waldemara Gruszki, pan Minister Obrony Narodowej Bogdan Klich udostępnił Parafii techniczny namiot wojskowy. Rozkaz Ministra dot. namiotu wykonali żołnierze z kompanii Remontowej II Pułku Komunikacyjnego
Uczeni z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie pracujący przy tzw. Projekcie Biblijnym (naukowa edycja tekstu Biblii Hebrajskiej) potwierdzają, że w minionych tysiącleciach doszło do licznych zmian w „tekstach świętych”. Na przykład księga proroka Jeremiasza w wersji znanej obecnie została powiększona aż o kilkanaście procent w stosunku do najstarszego znanego rękopisu. Nawet wzmianka o zburzeniu świątyni jerozolimskiej została dodana – jako rzekome proroctwo – już po tym wydarzeniu. MaK
WAKACJE W CELI
6
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Lepper do komornika: „Szacunku trochę dla posłów Rzeczypospolitej Polskiej! Idź pan stąd i nie denerwuj ludzi. Idźże stąd człowieku, ty naprawdę wstydu nie masz, takim zawodem się zajmować, ludzi usuwać na bruk, łobuzie jeden!”. Tego dnia mój mandat poselski wygasał, a Andrzej Lepper po raz pierwszy zostawał posłem i pierwsze, co zrobił w charakterze parlamentarzysty, to pomógł mi powstrzymać eksmisję na bruk samotnej matki z małą córeczką. Jest zima, minus dziesięć stopni, cała wieś stoi i blokuje drogę. Zapytany o cel blokady jeden z jej uczestników tłumaczy: „Widzi pan tę szkołę? Do niej chodzą moje dzieci i tam nie ma ani jednego komputera”. Ludzie, którzy poparli Leppera, nie byli głupi. Im lepszy gospodarz, tym większe wziął kredyty, żeby inwestować w gospodarstwo, i tym bardziej został dotknięty brakiem polityki rolnej państwa. Aż nagle pojawił się ktoś, kto mówił ich językiem i znał się na rolnictwie, bo był jednym z nich. Zwykli ludzie, dla których nie było miejsca w balcerowiczowskim „nowym wspaniałym świecie”, znaleźli kogoś, kto ich nie tylko bronił, ale i atakował model gospodarczy, niedający szans nie tylko polskiej wsi, która – zamiast nadrabiać zaległości cywilizacyjne – coraz bardziej się pogrążała. Atakował tych wszystkich, którym w procesie prywatyzacji odebrano pracę i odmówiono wsparcia. Okrzyknięto go więc populistą. Elity nie mogły mu wybaczyć swady, z jaką swym prostym językiem docierał do masowej świadomości, uzyskując poparcie tam, gdzie liberałowie napotykali na mur obojętności i niechęci.
Andrzej Lepper był nie tylko sprytny, przebiegły, śmiały, ale i naiwny. Jego żywiołem była walka. Umiał znieść procesy, długi, nagonkę medialną. I to nie one go zabiły. Zginął z rąk salonu, który go wciągnął i rozszarpał na strzępy. Na koszalińskiej popegeerowskiej wsi to on był królem, a Kaczyńscy, Tuskowie i Kwaśniewscy nie
o gwałt. Czyż nie tak jest z Assangem? I podobnie było z Lepperem. Lepper śmiał powiedzieć z mównicy sejmowej, że władza kradnie. Wszyscy to wiedzą, ale jemu się dostało. Dostało mu się, bo nie umiał tego udowodnić. Kiedy sąd oczyścił go z zarzutów w tzw. seksaferze, przeczytałem tytuł w gazecie: „Lepper na razie wolny”.
naciskowej szedł ręka w rękę z Ziobrą, który intrygę gruntową uknuł, używając służb specjalnych do zwalczania koalicjanta. W zwalczaniu Andrzeja Leppera Tuskowi było dziwnie blisko do paranoika Kaczyńskiego, który z satysfakcją oświadczył, że z chwilą, gdy uczynił Leppera wicepremierem, wysłał za nim szpicli.
Chłop na schwał mieli tam wiele do powiedzenia. Gdy jednak wszedł na ich teren, instynkt go zawiódł – odcięty od swego zaplecza stał się łatwym celem Kaczorowych intryg i Tuskowych zniewag. Hasło „Balcerowicz musi odejść!” nie było socjotechnicznym trikiem. Wynikało z głębokiego i konsekwentnie głoszonego przesłania antyliberalnego. Lepper kwestionował system, który jego zdaniem był niesprawiedliwy i nieracjonalny. Kiedy ktoś ujawnia najgorsze szwindle władzy, uwaga mediów i prokuratury skupia się na tych, którzy złamali tajemnicę, dokonali przecieku, a nie na tych, którzy za nasze pieniądze robią machloje i kombinują za plecami opinii publicznej. Teraz, kiedy mamy już prawo głosować, liberałowie, ci miłośnicy wolności, zrobią wszystko, żebyśmy nie mieli wiedzy potrzebnej, aby ze swego prawa obywatel mógł zrobić rozsądny użytek. Póki jesteśmy ślepi i głusi, możemy do woli korzystać z naszych demokratycznych praw. Biada jednak temu, kto ujawni prawdę. Ba, temu, kto prawdę wygłosi publicznie. I co mu zarzucą? Korzystanie z prawa do wolności słowa, do informowania opinii publicznej? Nic podobnego. Ktoś taki zostanie natychmiast pojmany i oskarżony o jakieś ohydne, pospolite przestępstwo. Na przykład
Kiedy Samoobrona próbowała wrócić do tego, co jej przyniosło największe sukcesy, do blokad, prokurator zadzwonił do Leppera i ostrzegł, że jeżeli pojawi się na jakiejś blokadzie, to każe go zamknąć, ale nie za blokady, tylko w sprawie Anety Krawczyk. Gdy rozmawiał z mediami, pozwalano mu mówić tylko o tym, czy się nie boi, że za swe „straszne zbrodnie” trafi w końcu do więzienia. Lepper był winny tego, że w sposób nieskrępowany, swobodny i bezczelny mówił to, co myśli, nazywał rzeczy po imieniu. Lepper miał jednak na sumieniu jeszcze większe przestępstwo. Udowodnił, że zwykli, skromni ludzie, dotychczas niewidzialni dla politycznej elity, mają prawo głosu i mogą aspirować do współdecydowania o losach państwa. Tego było za wiele. Trzeba było chamstwo zagnać z powrotem do gnoju. W tej jednej sprawie elity były zgodne. Czuma ze swym zakłamanym raportem z komisji
No to kaplica We wsi Gózd na Lubelszczyźnie jak nic powstanie niebawem nowe sanktuarium. Wszystko przez wyładowania atmosferyczne... Podczas burzy piorun trafił w wysoką sosnę. Drzewo niemal pękło na pół, ale przymocowanej do niego małej kapliczce nic się nie stało. Teraz obrazek Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus (umieszczony w czymś na kształt karmnika dla ptaków) emanuje ponoć wyjątkową jasnością, co stało się powodem licznych pielgrzymek.
I tak w dzień i w nocy do ocalałej kapliczki ciągną tłumy wiernych. Odbywają się czuwania, a aktyw różańcowy wznosi modły i śpiewy. Dziadkowie prowadzają wnuki, gospodarze – sąsiadów, a rodzice wiodą dzieci, by pokazać im cud. Wokół pełno kwiatów i płonących świec, choć z ogniem na terenach okołoleśnych nie powinno się eksperymentować. Miejscowi powtarzają stare legendy o ochronie, jaką nad okolicą i jej mieszkańcami pełni Najświętsza Panienka. Wieść rozniosła się szeroko,
Zanim jednak rozpętała się kampania oczerniania i gnojenia, do dobrego tonu na salonach i w mediach należało wyśmiewanie „kmiota”. Lepper dla młodzieży z dużych miast był synonimem obciachu. Opaleni tenisiści i żeglarze z wyższych sfer, którzy odwiedzają co drugi dzień fryzjera i manicurzystkę, byli „cool”, ale „solarka” i „zaczeska” Leppera były obciachowe. Oni chcieli Leppera takiego jak na pierwszych blokadach – w waciaku. Lepper w garniturze ich śmieszył i obrażał. Co wolno wojewodzie… itd. Kampania ta, w której ochoczo prześcigali się dziennikarze wszystkich niemal mediów, do złudzenia przypominała niesmaczne, inteligenckie kpiny z robotniczego pochodzenia i sposobu wyrażania się Lecha Wałęsy. Różnica jednak polega na tym, że Wałęsa jest głuptasem, a Lepper – jak sam o sobie mówił – urodził się inteligentny. Ta wrodzona inteligencja i duża zdolność uczenia się sprawiły, że był trudnym rozmówcą i zapędzał największych tuzów w kozi róg. Przez kilka ostatnich lat nie miał już jednak takiej możliwości. Mógł się tylko bronić. I nie wybronił się. Nie wiem, czy powiększył on liczbę tych, którzy powiesili się w kąciku sanitarnym, czy też po prostu miał wszystkiego dość. Odpowiedzialność za wykończenie Andrzeja Leppera rozkłada się pomiędzy wielu i jest, by tak rzec, zbiorowa. To oni, zanim cokolwiek ustalono, lansują wersję: „Facet miał problemy z kasą i się powiesił”. A ja wam odpowiadam: Byli talibowie w Klewkach, były tajne więzienia CIA i był Andrzej Lepper – chłop na schwał! Piotr Ikonowicz
więc w kierunku Gózdu (powiat rycki) zbaczają z głównej trasy nawet samochody z rejestracjami z innych województw. – A może to przypadek z tym ocaleniem kapliczki? – pytam jedną z babć. – Jaki przypadek! – denerwuje się inna. – Cud, pani, prawdziwy cud! Do całej sprawy niejednoznacznie podchodzą księża. Oficjalna wersja jest taka, że pod kapliczką modlić się może każdy, jednak do ogłoszenia jej oficjalnie miejscem cudownym nikt się nie kwapi. Ludzie jednak i tak swoje wiedzą. W ten sposób – dzięki gromowi z niekoniecznie jasnego nieba – w Polsce mamy jeszcze jedno miejsce szczególnej troski… religijnej. KC Fot. www.radio.lublin.pl
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
7
Pomnik znanego żołnierza Ile kosztuje wiara w słowo oficerskie? W przypadku jednego z dowódców Sił Powietrznych ponad 171 tys. zł, nie licząc odsetek... awansowany przez ministra Klicha Z racji stacjonowania w Łasku na stanowisko szefa Operacji Po(woj. łódzkie) samolotów wielozadawietrznych w niezwykle ważnym straniowych F-16 tamtejsza 32. Baza Lottegicznie Centrum Operacji Powietrznictwa Taktycznego jest „wizytówką” nych, będącym głównym organem doSił Powietrznych. Funkcjonuje ona wodzenia „aktywnymi środkami walpod tą nazwą od 1 stycznia 2010 r., ki” lotnictwa wojskowego. Podczas kiedy to minister obrony narodowej hucznego pożegnania z Łaskiem geBogdan Klich rozkazał, aby połąnerałowie i miejscowi oficjele opoczyć w jeden organizm dotychczasowiadali o jego zasługach takie rzeczy, wą 32. Bazę Lotniczą (największy że łza kręciła się w oku. Człowiekiem w regionie pracodawca zatrudniający mającym autentyczne powody do płaponad 1,3 tys. osób) oraz 10. eskaczu był Brylski – skaleczony na podrę lotnictwa taktycznego użytkująnad 171 tys. zł, bo coś mu strzecą „efy”. Szefem nowo powstałej liło do głowy, żeby uwierzyć w „słostruktury został płk pil. dypl. Dawo oficerskie” pułkownika doktoriusz Malinowski, który przed obra. Popatrzmy, jak do tego doszło... jęciem tegoż stanowiska kierował ~ ~ ~ eskadrą. Bazą i całym Garnizonem Łask dowodził w tym czasie (nieJedną ze wspomnianych przez przerwanie od lipca 2007 r.) płk pil. Malinowskiego wiekopomnych „inwestycji” poprzednika było wzniedr Władysław Leśnikowski. Gdy sienie (na placu przylegającym 8 stycznia 2010 r. na placu apelowym do Klubu Garnizonowego) pomniBazy odbywała się uroczystość (z liczka im. Lotników Łaskich i przebunym udziałem generalicji i lokalnych dowa otoczenia, aby mogły się tam dygnitarzy) przekazania Malinowskiemu zreorganizowanej jednostki, Leodbywać parady wojskowe. Sam mośnikowski powiedział: „Zadanie zbunument jest po prostu dużym głazem dowania od podstaw nowoczesnej baz tabliczką, więc kosztował grosze, zy lotniczej było trudnym wyzwaniem ale utwardzenie terenu wokół niego i egzaminem, ale zdaliśmy go wszywymagało niemałych pieniędzy, scy i teraz możemy być dumni, że tu, w Łasku, odbywa się codzienne szkolenie lotnicze, zaś przełożeni docenili nasz trud, determinację i profesjonalizm”. Malinowski komplementował go słowami: „Dziękuję panu pułkownikowi za doskonałe dowodzenie i modernizację lotniska poprzez realizację różnego rodzaju inwestycji”. W przykrym presti- Szwancparada w COP... żowo układzie personal- (Leśnikowski drugi z lewej) nym Leśnikowski (laureat plebiscytu na 50 najbardziej wpłyktórych Baza nie miała. Leśnikowwowych osób w regionie łódzkim) muski znalazł na to sposób. siał wytrzymać pięć miesięcy, bo warNajpierw, występując jako Doszawska Prokuratura Garnizonowa wódca Garnizonu Łask, zażądał prowadziła akurat śledztwo (sygn. Pg. od Zakładu Energetycznego ŁódźŚl. 141/09) w sprawie „doprowadze-Miasto pilnego usunięcia dwóch słunia do niekorzystnego rozporządzepów linii energetycznej „w związku nia mieniem”, czyli zwyczajnego oszuz zamiarem budowy w tym rejonie postwa na szkodę Mariusza Brylskiemnika” i koniecznością „gruntownej go, właściciela firmy „Kosbruk” z Łoprzebudowy terenu wokół klubu” (pibudzic, który jesienią 2008 r. na ososmo z 15 kwietnia 2008 r.). Poniebiste zamówienie dowódcy Bazy waż działka (0,87 ha) pozostaje w zawykonał dla wojska roboty brurządzie Rejonowego Zarządu Infrakarskie i nie otrzymał należnej struktury w Bydgoszczy, załatwił tam zapłaty. Po umorzeniu postępowasobie pełnomocnictwo do składania nia karnego oraz zaklepaniu decyzji oświadczeń o prawie do dysponoprokuratorskiego asesora (!) przez wania nieruchomością na cele buWojskowy Sąd Okręgowy w Warszadowlane oraz zgłoszenia zamiaru rozwie (postanowienie z 13 kwietnia poczęcia robót związanych z zago2010 r.) Leśnikowski został w czerwcu spodarowaniem. Mając już w ręku
Szwancparada z biskupem Płoskim w Łasku...
Święto Niepodległości i kolejna parawszystkie konieczne zgody i projekt da. Chyba tylko na zachętę postanoarchitektoniczny (we wszystkich dowili wypłacić mi wówczas część umókumentach jako inwestor występowionej zaliczki – wspomina Brylski. wała 32. Baza Lotnicza w Łasku), po5 listopada 2008 r. wystawił Stozostało mu jedynie znaleźć wykonawwarzyszeniu fakturę: 25 tys. zł tytucę. Problem tkwił w tym, że do załem „zaliczki na wykonanie Parku planowanego na 24 października 2008 Lotników Łaskich przy ul. Jana Pawroku odsłonięcia i pokropienia poła II”. Dwa dni później papier podmnika przez samego biskupa polopisał prezes ppłk Janusz Drohomiwego WP gen. dyw. Tadeusza Płorecki (były dowódca Jednostki Wojskiego czasu było niewiele, a pienięskowej 4208 przynależnej do Sił Podzy wciąż nie było. wietrznych oraz przewodniczący Ra– We wrześniu Leśnikowski pody Miejskiej Łasku w kadencji prosił mnie o wykonanie na cito kom2002–2006) i pieniądze znalazły się pleksowych robót brukarskich. Miał na koncie wykonawcy. Pozostałych bardzo kosztowne i całkiem niepoBrylski już nie zobaczył. trzebne wymagania, bo na samej gru– Leśnikowski zaczął mnie unibości podłoża kać, a Stowarzyszenie się wypięło, tłumożna było zaoszmacząc, skądinąd słusznie, że nie mieczędzić około 30 liśmy ze sobą żadnych ustaleń. Cietys. zł, ale takie kawe, na jakiej podstawie wypłacili chcieli, więc skoro 25 tysięcy... Wobec tak ewidentnego inwestor wymagał, przekrętu udałem się do Żandarmeto zrobiłem. Czołrii Wojskowej w Sieradzu. Początkogiem można tam wo byli jakby zaciekawieni, ale szybteraz jeździć! Przyko im przeszło, zaś Leśnikowski dzwojął wstępny kosznił do mnie z pretensjami: „Człotorys i zapewniał, wieku, co ty odp...sz, przecież dostaże zapłaci Baza niesz pieniądze”. Czekałem kilka miena spółkę ze Stosięcy i wreszcie złożyłem zawiadomiewarzyszeniem nie do prokuratury. „Międzynarodowy Panowie oficerowie poszli po roPiknik Lotniczy zum do głowy i zaproponowali poluŁask-Buczek”. bowne załatwienie sprawy. Autentycznie bił się w piersi, że – Oficjalnie negocjowaliśmy wszystko jest już załatwione i nie muz Drohomireckim, a praktycznie szę się martwić o kasę. Na wejściu z Leśnikowskim, który był jeszcze mieli dać 70 tys. zł zaliczki. Nie dadowódcą Bazy. W jednym spotkaniu li, tłumacząc się jakimś drobnym poślizgiem organizacyjnym. 15 października przekazałem Bazie końcowy kosztorys. Wyszło w sumie ponad 196 tys. zł brutto, a około 10 tys. zł w robociźnie przy porządkowaniu terenu dałem im gratis. Zdążyłem w terminie. Po uroczystościach z udziałem biskupa (oprócz pomnika poświęcił także przebudowany plac – dop. red.) pozostała nam tylko kosmetyka, ale Leśnikowski wciąż poga- „Wiekopomne dzieło” niał, bo przecież zbliżało się za cudze pieniądze...
uczestniczył także Malinowski – relacjonuje właściciel „Kosbruku”. Mamy przed sobą projekt kuriozalnej „ugody” z 18 stycznia 2010 roku, jednostronnie parafowanej przez prezesa Drohomireckiego i Sekretarza Stowarzyszenia Ewelinę Cierpuchę (podinspektor Biura Rady Miejskiej Łasku). W owym dokumencie czytamy, że „w ramach zapłaty za wykonanie prac brukarskich na Placu Lotników Łaskich Stowarzyszenie przekaże Panu Brylskiemu kwotę 40 tys. zł (brutto), w ciągu siedmiu dni od wystawienia przez niego faktury”, mimo zastrzeżenia, iż „Stowarzyszenie nie uznaje żadnych roszczeń związanych z przeprowadzonymi robotami”, a podstawowym warunkiem zapłaty jest „złożenie przez Pana Brylskiego w prokuraturze oświadczenia, które spowoduje umorzenie postępowania”. Biznesmen nie przyjął ochłapu. Asesor prokuratury garnizonowej umorzył śledztwo, a złożone przez ofiarę oszustwa zażalenie sąd wojskowy oddalił, bowiem „postulaty skarżącego jawią się jako wyraz jego subiektywnych odczuć pozbawionych cech konkretności” (cyt. z uzasadnienia). 10 lutego 2010 r. prezes Drohomirecki pisał do Brylskiego tak: „(...) domniemywam, iż przesłana Stowarzyszeniu faktura została wysłana na nasz adres pomyłkowo” i „niezrozumiałym jest nękanie Stowarzyszenia, co przejawia się w wykorzystywaniu naszych danych i umieszczaniu ich w dokumentach, których nie jesteśmy stroną”. Na wojskowej działce, na której usytuowany jest pomnik, stoi tablica informująca przechodniów, że Park im. Lotników Łaskich zbudowała armia oraz „firmy prywatne z inicjatywy Dowódcy Garnizonu Łask płk. pil. dr. Władysława Leśnikowskiego”... ANNA TARCZYŃSKA PS Do sprawy wkrótce wrócimy
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA Fot. RP
8
Buntownicy z wyboru „Odpowiedzią na obecną sytuację w Kościele oraz spojrzenie społeczeństwa na duchowieństwo” jest Dzieło Duchowej Adopcji Kapłanów – zapewnia jego założycielka Sandra Kwiecień. Jak dotąd do adopcji, czyli wspierania poprzez codzienną modlitwę, trafiło 836 księży. Adoptujący chcą m.in. wymodlić świętość kapłanów i ludu Bożego. A modlić się rzeczywiście jest o co, bo w skali kraju co najmniej 70 księży rocznie stawia się swoim biskupom, wypowiadając im posłuszeństwo lub umowę o pracę. Przypomnijmy historie tylko tych buntowników, którzy swoim biskupom najdłużej odbijali się czkawką. ~ Był duchownym archidiecezji krakowskiej, wykładowcą Papieskiej Akademii Teologicznej oraz adiunktem w Katedrze Historii Kościoła XIX i XX wieku tej uczelni. Jest ognistym mówcą, słynnym z kontrowersyjnych homilii i kazań, założycielem Pustelni Niepokalanów w Grzechyni (ośrodek rekolekcyjny dla młodzieży), gorącym orędownikiem idei intronizacji Chrystusa na Króla Polski oraz uznania nadrzędności prawa bożego nad prawem stanowionym. W końcu ksiądz Piotr Natanek, bo o nim mowa, zaczął wymykać się spod kontroli. Do Grzechyni na inspekcję przyjechał sam kardynał Stanisław Dziwisz i stwierdził, że z uwagi na liczne błędy teologiczne w nauczaniu Natanek powinien zakończyć duszpasterską działalność. Tyle że ten zdobył już zbyt wielu fanów, aby zejść z raz obranej drogi. Dziwiszowe przykazania zignorował, publicznie wypowiadając mu posłuszeństwo, a swoją kaznodziejską działalność rozwija w najlepsze. Żeby niepokornego zdyscyplinować, a jego owce nieco postraszyć, biskupi wydali na piśmie ostrzeżenie, w którym stoi, że popieranie Natanka „może prowadzić do rozbicia kościelnej jedności, a nawet do oderwania się od wspólnoty wierzących”. Czarę przelały jego opowieści o tym, że Życiński smaży się w piekle.
Po tych wizjach Dziwisz nieposłusznego kapłana suspendował, czyli zawiesił. Tyle że Natanek na oczach milionów wypiął się na swojego biskupa. Nie on jeden, choć nie wszyscy mieli tak dużą publikę...
ten kapłan podobać, gdy zaczął otwarcie krytykować Kościół, pontyfikat Jana Pawła II (nazwał papieża złotym cielcem) oraz bałwochwalstwo wiernych. Przełożeni starali się go uciszyć, a kiedy się to nie udało,
Istota kapłaństwa to bezwzględne posłuszeństwo. A to znaczy, że nie ma w rzymskim Kościele miejsca dla indywidualistów. ~ Sprawa intronizacji Chrystusa stała się też gwoździem do trumny kapłańskiej posługi jezuity Tomasza Kiersztyna, wyświęconego w 1979 r. przez samego JPII. Ksiądz Tadeusz nie znalazł u hierarchii Kościoła zrozumienia dla swej idei, ale mimo wszystko się nie ugiął: „Gdy sztandaru Jezusa Króla Polski mimo wszelkich gróźb, kar i nacisków nie chciałem wypuścić z dłoni, postawiono mnie, tak jak ongiś górników z »Wujka«, przed plutonem »egzekucyjnym«, którym dowodził sam kard. Stanisław Dziwisz, i nie strzelano do mnie z broni palnej, lecz popełniono mord moralny przy użyciu broni, znanej dobrze siłom ciemności” – żalił się kapłan w liście do hierarchów. Dziwisz, nazywany przez Kiersztyna nie inaczej jak moralnym zbrodniarzem, w końcu buntownika usunął z szeregu swych żołnierzy. „Ujawniły się ukryte dotąd w zakonie jezuitów i w Kurii krakowskiej siły liberalne, niewiele mające wspólnego z Objawieniem i z religią katolicką, wrogo nastawione do idei panowania Boga w naszym Narodzie. Jeśli zakon zmusza mnie do opuszczenia Polski, to wolę opuścić zakon, by zostać w Polsce dla wyżej wymienionych racji” – skwitował Kiersztyn. Obecnie kwaterę główną ma w Szczyglicach, skąd wraz ze swymi zwolennikami wciąż krzewi ideę ustanowienia Jezusa Królem Polski. ~ „Wiara jest dla mnie ważniejsza niż zakon” – deklaruje Stanisław Obirek, były jezuita, doktor teologii PAT. Hierarchii przestał się
pozbawiono go stanowiska prorektora Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum, zakazano prowadzenia zajęć ze studentami, a także kontaktu z mediami. W końcu powiedział dość. A że nie zamierzał przestać komentować życia kościelnego i społecznego, opuścił zakon i już w cywilu z powodzeniem kontynuuje rozważania nad kondycją współczesnego katolicyzmu. ~ Jeden z najwybitniejszych polskich teologów i filozofów – ksiądz profesor Tomasz Węcławski – swoje wystąpienie z szeregu duchownych wyjaśnił po prostu: „Po wieloletnim i gruntownym zastanowieniu doszedłem do przekonania, że z racji sumienia nie powinienem już w swoim działaniu reprezentować instytucji i wspólnoty kościelnej. Zakończyłem i zamknąłem działalność kapłańską. Tak wybieram, jestem z tym wyborem gotów dzisiaj umrzeć bez lęku i pragnę, by taka powaga wszystkich moich istotnych wyborów trwała do godziny mojej śmierci”. Węcławski był rektorem poznańskiego seminarium duchownego i dziekanem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej w Rzymie. Zbuntował się m.in. przeciwko zmowie milczenia, jaka panowała w Kościele przy okazji afery molestującego kleryków abpa Juliusza Paetza. ~ Doktor hab. Piotr Briks – profesor Uniwersytetu Szczecińskiego, gdzie na Wydziale Teologicznym kierował od 2005 r. Katedrą Egzegezy
i Teologii Biblijnej Starego Testamentu, redaktor naczelny „Colloquia Theologica Ottoniana”, wykładowca Arcybiskupiego Wyższego Seminarium Duchownego – po 17 latach rzucił sutannę, by w ten sposób wyrazić swój sprzeciw dla zachłanności, zakłamania kleru oraz afer pedofilskich w Kościele. ~ Ksiądz dr Andrzej J. – były rzecznik kurii metropolitalnej we Wrocławiu, dyrektor oddziału „Gościa Niedzielnego”, wykładowca seminarium, korespondent KAI, jedna z najbardziej znanych i wybitnych postaci archidiecezji wrocławskiej. Sutannę zrzucił, bo – jak zauważył biskup – „okazywał nieposłuszeństwo i trwał w nim mimo wielokrotnych upomnień”. ~ Ksiądz Marek Bożek przypieczętował swój los, kiedy stanął na czele polonijnej parafii św. Stanisława Kostki w Saint Louis w USA, która nie chciała oddać władzom tamtejszej diecezji swojego majątku. Za karę arcybiskup odwołał z parafii wszystkich księży oraz zabronił odprawiania w kościele mszy, zaś wiernym – uczestnictwa w „nielegalnych” uroczystościach. „Kto złamie polecenie, popełni grzech śmiertelny” – napisał w specjalnym dekrecie wydanym na tę okoliczność. Wobec takiego dictum nie można się dziwić, że długo nie było chętnego, aby pozbawione pasterza owce przygarnąć. Po siedemnastu miesiącach odważył się na to właśnie ks. Bożek. Został ekskomunikowany. ~ Ojciec Łukasz Chruszcz był mistrzem postulatu u bonifratrów w Prudniku. Kiedyś w dziennikach prowadzonych przez chłopców wyczytał takie oto rewelacje: „Brat (...) łapał mnie dzisiaj za krocze, ponawiając wcześniejszą propozycję stosunku seksualnego (...). Brat (...) namawiał mnie, żebym mu zrobił »masaż pałki«” i zamiast wybrać milczenie – w takich sytuacjach zwyczajowe dla przedstawicieli Kościoła – natychmiast powiadomił o sprawie urzędującego w Rzymie generała zakonu. Z postulatu wylecieli wszyscy molestowani: – Sytuacja polegająca na tym, że ofiary nadużyć seksualnych zostały ukarane, a sprawcy wzięci w opiekę, sprawiła, że ja z takim zakonem nie mogłem się identyfikować. Ponieważ nie otrzymałem z Rzymu satysfakcjonującej odpowiedzi, po 25 latach kapłaństwa postanowiłem rzucić to wszystko, nie czekając na decyzję generała. Co więcej: uznałem, że również z takim Kościołem nie mogę się identyfikować i formalnie wystąpiłem z Kościoła rzymskokatolickiego – mówi były już ojciec Łukasz. ~ Ksiądz Adam S. z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej nie potrafił udawać, że nie widzi skandali obyczajowych z udziałem swego proboszcza. Zamknięto mu usta, skazując na banicję w diecezjalnej bursie dla chłopców. Tam ksiądz S. trafił na amatorów chłopięcych wdzięków. Nie wytrzymał i odszedł. ~ Płacić w Kościele trzeba za wszystko – za probostwo, przeniesienie
na lepszą parafię, wyniesienie do godności kanonika czy prałata... Wkurzył się w końcu na te zasady ks. Stanisław D. z diecezji łomżyńskiej i postanowił nie tylko nie dawać więcej w łapę, ale też donieść na swojego biskupa Stanisława Stefanka do Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA przekazało sprawę do prokuratury, a tam ją umorzono, bo biskup nie jest funkcjonariuszem publicznym, więc łapówki brać może!). Przepychanki z lokalnym hierarchą skończyły się dla D. przymusową banicją. Obecnie pracuje w USA. ~ Ksiądz Artur Strzępka napisał książkę pt. „Kościół i kobiety”, która obrazuje rolę płci pięknej w oczach papieży oraz ideologów katolickich. Hierarchii lektura się nie podobała. Żeby więc nie zaszkodzić swej dobrze zapowiadającej się karierze, nie powinien nawet myśleć o jej wydaniu. Biskup Edward Dajczak dał mu nawet rok urlopu, żeby się nad sprawą dobrze zastanowił. Książka trafiła do wydawcy. Sutanny ksiądz Artur już nie nosi. ~ Biskup Jan Wieczorek z Gliwic zawiesił w czynnościach kapłańskich, zwolnił z posady katechety i wyrzucił z plebanii ks. Krzysztofa Rusina, bo ten publicznie prowokował do nieposłuszeństwa wobec hierarchy, obrażając go w mediach. Rusin, kapłan z 11-letnim stażem, nie chciał zaakceptować faktu, że biskup zajął się agitacją wyborczą. A ponieważ nie czuł się winny, wyroku zaakceptować nie chciał. Mógł co prawda skorzystać z możliwości ukorzenia się i przeproszenia za wyrządzoną biskupowi krzywdę, ale nie skorzystał. Domagał się za to między innymi rekompensaty za niewypłacone składki ZUS i pensje, ponieważ w latach 1990–1996 za darmo, do tego na półtora etatu, uczył w szkole, a także zwrotu pieniędzy wpłacanych przez 11 lat na tzw. Fundusz Samopomocy Kapłańskiej. W tym celu zdecydował się nawet na okupację gliwickiej kurii. Z sukcesem, bo w końcu biskup się ze swej kary wycofał. ~ Biskup Wieczorek musiał zmierzyć się też w starciu z wiernymi z Miasteczka Śląskiego oraz ich proboszczem – księdzem Grzegorzem Deworem. Zaczęło się niewinnie. Biskup wydał dekret o przeniesieniu Dewora do innej parafii, zarzucając mu pijaństwo. Ludzie wiedzieli, że prawdziwa przyczyna to brak pokory wobec biskupa. Proboszcza wypuścić nie chcieli i niemal przez pół roku okupowali plebanię, odpierając pod przewodem ks. Grzegorza ataki kurialistów. Dewor został ukarany suspensą. Tak jak poprzednik dostał ostatnią szansę – możliwość ukorzenia się i odpokutowania. Trwałoby to 5 lat – rok w klasztorze, a reszta w szpitalu lub w więzieniu, gdzie rozdawałby komunię. O sprawowaniu samodzielnych funkcji proboszcza czy wikarego musiałby zapomnieć na zawsze. Pokutować za grzechy, których nie popełnił, nie zamierzał. Odszedł do cywila. WIKTORIA ZIMIŃSKA
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
MITY KOŚCIOŁA
Lawina cudów Po rzekomym uzdrowieniu przez JPII siostry Marie Simon-Pierre do Watykanu napływają setki doniesień o kolejnych domniemanych uzdrowieniach, jakich miał dokonać polski papież. Do beatyfikacji Jana Pawła II wystarczyło kościelnym hierarchom mocno wątpliwe „tajemnicze uzdrowienie” francuskiej zakonnicy z nieuleczalnej choroby Parkinsona („FiM” 4/2011). Kolejnym krokiem na drabinie katolickich szczebli jest kanonizacja, czyli oficjalne uznanie za świętego i dopuszczenie do kultu w całym Kościele. Aby JPII stał się przedmiotem powszechnego kultu (o ile jeszcze nim nie jest), potrzeba kolejnego cudu, który miałby się dokonać za jego wstawiennictwem. Sprawa nie jest prosta, bo ów cud musi być naukowo niewytłumaczalny, muszą go potwierdzić specjaliści z różnych dziedzin i musi być uznany przez biskupów z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Świadectw traktujących o niewytłumaczalnych zjawiskach z pewnością hierarchom nie brakuje, jednak problem pojawia się w momencie, gdy wkracza nauka. Historie cudownie uzdrowionych ludzi są zwykle mocno przesadzone, zaś wierni – przekonani o świętości polskiego papieża – potrafią z lekkiej choroby zrobić nieuleczalną, a z zupełnie zdrowego człowieka – okropnie schorowanego i niemal konającego. Przez takie mało realne „świadectwa” kanonizacja Wojtyły zdaje się coraz bardziej oddalać, bo w ogromnej liczbie jego rzekomych, heroicznych wyczynów ani specjaliści, ani duchowni z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych niczego szczególnego dotąd nie znaleźli. Mimo to lista rzekomych papieskich cudów bez przerwy się wydłuża, a jej zawartość, choć nieuznana przez Kościół, wprawia w zachwyt niejednego wiernego. I odwrotnie – w zażenowanie każdego inaczej myślącego. Poniżej przedstawiamy listę najpopularniejszych i najbardziej niedorzecznych papieskich uzdrowień. 9-letni Francesco z Włoch, cierpiący na zapalenie jelit, nerek i oskrzeli spowodowane niesprawnym układem odpornościowym, w 2002 roku udał się wraz z rodzicami na prywatną mszę celebrowaną przez JPII w jego kaplicy. Po nabożeństwie papież porozmawiał z chłopcem i pogładził
go po policzku. Kiedy rodzina opuściła świątynię, wszystkie dolegliwości Francesca minęły. 9-latek stwierdził, że w trakcie błogosławieństwa poczuł cudowne ciepło i to dzięki temu wyzdrowiał. ~ ~ ~ 16-letni Rafał z Lubaczowa, który chorował na raka węzłów chłonnych, poprosił Fundację „Mam marzenie” o audiencję u polskiego papieża. Fundacja bardzo chciała spełnić prośbę nastolatka, chociaż Papa najwyraźniej takim spotkaniem nie był zainteresowany. „Mimo wcześniejszych obietnic, że audiencja dojdzie do skutku, nagle okazało się, że chłopiec nie ma żadnych szans na spotkanie z Ojcem Świętym. Nie pozwolono mu nawet na to, by dał papieżowi list napisany przez chore na raka dzieci z Krakowa” – opowiadał Piotr Piwowarczyk, prezes fundacji. „Kiedy zawiedziony i załamany spakował swoje rzeczy i jechał z rodziną na lotnisko, zadzwoniłem do arcybiskupa Dziwisza i poprosiłem go o pomoc; opowiedziałem mu też historię Rafała. Sekretarz papieża powiedział, żeby chłopiec z rodziną przyjechał do Watykanu. Prywatna audiencja (...) trwała kilka minut, a Rafał nigdy nie zdradził, o czym rozmawiał z papieżem” – dodał. Po kilku miesiącach od audiencji okazało się, że choroba ustąpiła... Ustąpiła, bo jest uleczalna u około 40 procent młodych ludzi, a zaleczalna jeszcze częściej. ~ ~ ~ 16-letnia kanadyjka Angela Baronni w 2002 roku wzięła udział w Światowych Dniach Młodzieży. Nastolatka poruszała się na wózku inwalidzkim, była chora na raka szpiku kostnego, ale miała nadzieję, że podczas spędu chociaż przez chwilę uda się jej porozmawiać z polskim papieżem. I oto stał się pierwszy cud, bo JPII znalazł chwilę, aby spośród tysięcy uczestników imprezy wybrać chorującą Angelę i zamienić z nią kilka słów. Podczas spotkania papież modlił się nad nastolatką, położył ręce na jej głowie i uczynił znak krzyża. Wkrótce po tym wydarzeniu dziewczyna zaczęła zdrowieć. Wózek
inwalidzki przestał być potrzebny, a jej lekarz uznał, że wszystkie objawy choroby ustąpiły. Kanadyjska telewizja postanowiła nagrać materiał o całej sprawie i przeprowadzić wywiad z cudownie uzdrowioną. Baronni zdradziła nawet, co powiedział jej papież. „Powiedział mi kilka słów: że Pan Jezus bardzo mnie kocha i chce, żebym była zdrowa. Ja mu uwierzyłam i wiem, że to On uprosił mi łaskę zdrowia u Pana Jezusa. I dlatego zawsze zostanie tu, w sercu” – zachwycała się dziewczyna. Powinna jeszcze zachwycić się działaniem podanego jej leku, Velcade, którego twórcę nagrodzono niedawno Nagrodą Nobla. ~ ~ ~ Kolejny cud również pochodzi z Kanady. Tam katolickie małżeństwo od lat starało się o potomstwo, jednak za każdym razem starania kończyły się porażką... Para postanowiła szukać pomocy w Watykanie na audiencji u Jana Pawła II. Obydwoje udali się do Stolicy Piotrowej i wzięli udział w otwartym spotkaniu z papieżem. Siedzieli na tyle blisko, że rozmowa z nim nie stanowiła problemu. O cudownym wpływie Wojtyły opowiadali później w telewizji. „Słyszałam, jak ludzie mówią mu o swoich problemach, a on z uśmiechem – tego uśmiechu nigdy nie zapomnę – każdemu coś odpowiadał i błogosławił. Ja też po angielsku w kilku słowach powiedziałam o swoim problemie. Wtedy papież odpowiedział mi, że będę mieć syna, i zrobił znak krzyża nad moją głową. Kiedy jechaliśmy do Rzymu, nie wiedziałam, że znów jestem w ciąży. Tym razem ku naszej radości wszystko było w porządku i urodziłam syna, któremu daliśmy imiona papieża”.
Młody John Paul stał się kolejnym przykładem papiesko-naprotechnologicznego (?) cudu... Albo dość powszechnej, choć nie do końca rozpoznanej przez naukę prawidłowości, że niektórym parom udaje się spłodzić potomka dopiero tuż przed końcem okresu prokreacyjnego. ~ ~ ~ 9-letni Dawid z Gdańska cierpiał na bardzo ciężką odmianę raka nerek. Kolejne operacje nie pomagały, a lekarze przestali już dawać rodzicom choćby cień nadziei. Załamani rodzice postanowili pojechać z synem do Watykanu i w tamtejszych grotach modlić się z nim przy grobie polskiego papieża. Według doniesień prasowych Dawid był w tak ciężkim stanie, że pod trumnę JPII został przyniesiony na noszach. Razem z rodzicami żarliwie się modlił i nagle stał się cud. Już po wyjściu z krypty zaczął samodzielnie chodzić, a w tej chwili podobno prowadzi całkiem normalne życie. W tej katolickiej relacji kluczowe wydaje się słowo „podobno”. ~ ~ ~ Australijczyk Emil Barbar – cierpiący od urodzenia na poważną chorobę mózgu uniemożliwiającą chodzenie – w 1980 roku pojechał wraz z matką do Rzymu. Na placu św. Piotra Emil podobno zawołał papieża, a ten ku zdumieniu wszystkich zareagował na krzyki chłopca i natychmiast do niego podszedł. Kiedy matka chłopca tłumaczyła Wojtyle, na jakie cierpienia skazany jest jej synek, ten zlecił jej, aby zabrała chorego do Lourdes. Obiecał, że po tej wizycie Emil wyzdrowieje. Mimo zapewnień lekarzy, którzy tłumaczyli, że to choroba nieuleczalna, zatroskana mama zrobiła, co kazał papież. Po wizycie w miejscu objawień Matki Boskiej Emil zaczął chodzić... Przypadków całkowitych uzdrowień naliczono w Lourdes dokładnie 67. Potwierdza to sam Kościół. Oficjalna medycyna wylicza zaś, że remisja choroby z niewyjaśnionych przyczyn jest obserwowana u jednego na 6 tys. chorych. Zwykła statystyka przekonuje więc, że liczba cudów – zważywszy na miliony wiernych odwiedzających sanktuarium – jest tam proporcjonalnie mniejsza niż gdzie indziej. ~ ~ ~ Cierpiący na nowotwór mózgu Piotrek (Polak) był według lekarzy nieuleczalnie chory. Załamani rodzice w 1997 roku wysłali do papieża list, w którym opisali gehennę swojego małego synka. Kilka tygodni później przyszła z Watykanu odpowiedź – papież zapewnił o modlitewnym wstawiennictwie. Wkrótce Piotruś poczuł się lepiej, a kolejne badania wykazały, że nie ma śladu po guzie.
9
Piotrek z Polski to mało precyzyjna lokalizacja. Poza tym medycyna zna guzy mózgu pozorne. Ale nawet te niepozorne od czasu do czasu same znikają. ~ ~ ~ W 2002 roku Słowak Tibor Uljacki podczas audiencji w Watykanie poprosił papieża o modlitwę za jego 12-letnią córkę chorą na białaczkę. Po paru miesiącach dziewczynka wyzdrowiała. W 2003 roku, kiedy JPII odwiedził Bratysławę, postanowił spotkać się z nastoletnią Słowaczką. „Papież osobiście chciał ją poznać. Kiedy podzieliłem się tą radosną wiadomością z arcybiskupem Henrykiem Nowackim, nuncjuszem apostolskim na Słowacji, powiedział mi, że z całym przekonaniem możemy mówić o prawdziwym cudzie uzdrowienia” – przekonywał Tibor Uljacki. ~ ~ ~ Ewa, 58-letnia mieszkanka Houston (USA, stan Teksas), miała zapaść i przestała oddychać. Kiedy czuwający przy jej szpitalnym łóżku mąż usłyszał od lekarzy, że żona nie żyje, zaczął żarliwie modlić się do Jana Pawła II. Prosił, aby papież wrócił życie jego małżonce. Kilka chwil później, ku zdumieniu personelu szpitala, Ewa obudziła się... Podobne przypadki śmierci pozornej zdarzają się niestety nader często. Ostatnio w Łodzi pacjent powrócił do żywych dopiero w... prosektorium. W każdym z opisanych przypadków konsekwentnie ukrywa się dane o historii choroby, długości jej trwania i – co najważniejsze – o stopniu jej zaawansowania. Lekarze są zgodni, że wymieniane przez katolików cudowne uzdrowienia to ciężka praca medyków, chemioterapie, leki i kompleksowa opieka. Wszystkie wymienione choroby są uleczalne, a niektóre były błędnie diagnozowane – dlatego po wyleczeniu fałszywego raka Kościół sobie może przypisać zasługi. Przykład może stanowić również neurologia, gdzie bardzo łatwo się pomylić. „Wielu neurologów spotyka się z psychogennymi przypadkami choroby Parkinsona, gdzie na skutek różnych zaburzeń psychiatrycznych pacjenci wykazują objawy tej choroby, ale tak naprawdę jej nie mają. W neurologii mamy całe bogactwo takich chorób” – tłumaczy dr n. med. Dariusz Koziorowski. Według specjalistów cytowanych przez brytyjski dziennik „Guardian” liczbę omyłkowo stawianych diagnoz w 2009 roku szacuje się na 459,5 tys. w całej Europie. Te szacunki mogą być znacznie wyższe, ponieważ „zaledwie 10 proc. poszkodowanych zgłasza tego typu incydenty” – twierdzi David Cousins z brytyjskiej służby zdrowia. Czym w takim razie są „cudowne” i „niewytłumaczalne” uzdrowienia chorych, jeśli nie zwykłym, a może i celowym „błędem lekarskim”? ARIEL KOWALCZYK
10
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
POD PARAGRAFEM
Mniejszościowe grupy religijne są ponoć tak niebezpieczne dla państwa, że policja musi katalogować ich aktywistów i siedziby, a tajne służby mają inwigilować niekatolickich duchownych. Działania władz są podejmowane w ramach kampanii wymierzonej w tak zwane sekty. To pojęcie stało się modne na nowo w II połowie lat 80. XX wieku. Wtedy to zachodnioeuropejscy konserwatyści zaczęli szukać czegoś, czym mogliby zająć uwagę opinii publicznej. Propagandową siłę miała im dać walka z sektami zniewalającymi obywateli państw Wspólnot Europejskich. Wtedy to Parlament Europejski przyjął rezolucję zatytułowaną „Raport dotyczący rozwoju i działalności nowych ruchów religijnych w państwach Wspólnot Europejskich”. Jego autor – brytyjski eurodeputowany Richard Cottrella – zażądał od ministrów pracy państw należących do Wspólnot wprowadzenia „administracyjnej kontroli nowych ruchów religijnych ze szczególnym uwzględnieniem ich finansów”. Dokument ten przyjęto przy bardzo niskiej frekwencji i szybko powędrował na dno urzędniczej szafy. W 1996 roku konserwatyści ruszyli jednak z nową odsłoną wojny przeciw sektom. Tym razem towarzyszyła jej profesjonalnie przygotowana kampania promocyjna. Europejczycy dowiedzieli się na przykład, że nowe ruchy religijne stanowią „największe zagrożenie dla demokracji, praw człowieka i stabilności wspólnoty”. Problem tzw. sekt wiosną 1994 roku wprowadził do polskiej debaty publicznej jeleniogórski poseł Unii Pracy Ryszard Nowak. Nie chciał być od niego gorszy ówczesny prezydent RP Lech Wałęsa, więc na jego polecenie Henryk Goryszewski (działacz ZChN i wicepremier w rządzie Hanny Suchockiej) opracował raport o zagrożeniach bezpieczeństwa państwa, z którego wynikało, że sekty rozsadzają społeczeństwo, gospodarkę i administrację. Lewicowy premier Włodzimierz Cimoszewicz też dołożył swoje trzy grosze i w trakcie kampanii wyborczej latem 1997 roku powołał specjalny Międzyresortowy Zespół ds. Nowych Ruchów Religijnych. AWS dodała do tego specjalny Wydział ds. Sekt w ówczesnym Departamencie Bezpieczeństwa Publicznego MSWiA. Marek Biernacki (dzisiaj jeden z najważniejszych polityków pomorskiej PO) nakazał policji monitorowanie działalności najróżniejszych niekatolickich kościołów i grup wyznaniowych, a Leszek Miller wyraził zgodę na kontynuowanie takich działań. W 2003 roku – po naszej publikacji – przepraszał za to ówczesny szef MSWiA Krzysztof Janik. Ale już MSWiA pod rządami polityków PiS ponownie zajęło się sektami. Już w 2000 roku policyjni analitycy raportowali, że „ujawniona przestępczość nowych grup religijnych nie stanowi większego zagrożenia dla
bezpieczeństwa państwa i społeczeństwa. W latach 1992–1999 odnotowano (...) tylko 49 przypadków wykroczeń związanych z działalnością nowych ruchów religijnych”. Były to ponoć sprawy związane z fałszowaniem dokumentów, na mocy których grupy te uzyskiwały przywileje podatkowe i celne, oraz z udzielaniem przez osoby nieuprawnione świadczeń medycznych. Socjologowie
światopoglądowych i filozoficznych”, a „Kościoły i inne związki wyznaniowe są równouprawnione”. Nie przeszkadza to zwierzchnikom policji zatrudnić funkcjonariuszy do monitorowania i kontrolowania wspólnot religijnych, które – według Kościoła rzymskokatolickiego – są sektą. Szefowie MSWiA pochwalili się także, że wdrożyli nieznaną polskiemu prawu regułę oceniania przez Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego cudzoziemskich kandydatów na stanowiska kierownicze w wybranych mniejszościowych wspólnotach religijnych. Złośliwi przypominają, że zgodnie z konstytucją „organy władzy publicznej mogą
dziatwy szkolnej wynika z tego, że policji we wszystkich tych działaniach pomaga sieć Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Ruchach Religijnych. MSWiA chwali się, że dziatwa szkolna może się od zakonników i policjantów dowiedzieć, jakie „zachowania są pożądane ze społecznego punktu widzenia” i „jak się bronić przed zagrożeniami ze strony grup psychomanipulacyjnych”. A wszystko to zostaje przekazane rzekomo w atmosferze tolerancji i szacunku wobec odmiennych wyznań. Złośliwi przypominają, że dominikanie muszą wtedy zaprzeczyć całej swojej historii. Zostali przecież utworzeni w XIII wieku, aby
Sektą w sekty religii zwracają przy tym uwagę na zasadniczy problem, przed jakim stoją walczący z sektami: pojęcie sekty nie jest nigdzie zdefiniowane! Już w 1995 roku zwracali na to uwagę specjaliści prawa wyznaniowego. Wielu z nich naiwnie myślało, że zwycięska liberalna Platforma Obywatelska przerwie bezprawne działania. Dla premiera Donalda Tuska to bezprawie nie było rzeczą wartą uwagi i bez zastrzeżeń zaakceptował antysekciarskie plany dwóch kolejnych szefów MSWiA – Grzegorza Schetyny (od lata 2010 roku marszałek sejmu) i Jerzego Millera. Swoje osiągnięcia w walce z konkurentami Kościoła katolickiego opisali w dwóch raportach o stanie bezpieczeństwa państwa. Wynika z nich, że w XXI wieku w państwie demokratycznym i formalnie świeckim specjalne zainteresowanie policji wzbudzają organizacje religijne, które „odrzucają dialog ekumeniczny” oraz „wiarę w Jezusa oraz Trójcę Świętą”, „za zbawionych uznają tylko własnych członków”, zalecają lekturę materiałów zawierających nietypową „interpretację Biblii i (...) dodatkowe objawienia”. Według raportu MSWIA szczególnie groźne jest to, że sekty takie zaspokajają wyłącznie „możliwość doświadczenia wewnętrznej wolności poprzez operowanie emocjami, uczuciami, płaczem, radością, uzdrowieniami, proroctwami, zjawiskami pozazmysłowymi oraz transem (...), nie proponując właściwie żadnej wiary”. Urzędnicy państwowi za podstawę swojej pracy przyjęli wytyczne opracowane przez trzech katolickich konserwatywnych teologów. Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, panowie ministrowie zapomnieli o takim drobiazgu jak reguły Konstytucji RP. Przewiduje ona bowiem że „władze publiczne (...) zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych,
działać wyłącznie na podstawie i w granicach prawa”. Ustawa o gwarancjach sumienia i wyznania nie przewiduje takiego uprawnienia tajnej policji jak ściganie sekt. Ewentualne zastrzeżenia może przedstawić wyłącznie szef MSWiA. Warto przy tym pamiętać, że na jego rzecz pracuje specjalny departament zajmujący się wyłącznie Kościołami i związkami wyznaniowymi. Nie może wobec tego dziwić rozszerzenie pojęcia „działania prewencyjne policji” na zadania na rzecz „wprowadzenia do programów szkoleniowych (...) ABW oraz prokuratury i sędziów zagadnień związanych poszerzaniem i doskonaleniem wiedzy o zagrożeniach ze strony destrukcyjnej działalności sekt”. Zdaniem rzeczniczki prasowej MSWiA owe zadania dotyczą działalności edukacyjnej policjantów w szkołach gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Naszym zdaniem połączenie w jedno szkoleń tajnych agentów, sędziów i prokuratorów oraz pogadanek dla
siłą nawracać katarów. Pełnili także rolę głównych inkwizytorów. Dzięki policyjnej rekomendacji z usług dominikanów w ramach kampanii zwalczania sekt korzystają także samorządy. Nadzorowane przez zarząd województwa łódzkiego Regionalne Centrum Polityki Społecznej zorganizowało w 2009 roku dwa szkolenia – dla pracowników socjalnych, kuratorów zawodowych i nauczycieli – pod hasłem „Bezpieczeństwo w szkole”. Koncentrowały się one wokół takich zagadnień jak „Psychomanipulacja religijna, sekty, mechanizmy i możliwości pomocy” oraz „Jak wejść do sekty?”. Warto pamiętać, że województwem łódzkim od 2006 roku rządzi mająca bezwzględną większość w sejmiku koalicja PO i PSL. Z raportów o stanie bezpieczeństwa wynika, że w ramach prewencji policjanci gromadzą informacje o konkurentach Kościoła katolickiego. W 2009 roku Komenda Miejska Policji w Poznaniu zameldowała
o zaobserwowaniu działalności następujących nowych grup psychomanipulacyjnych i nowych ruchów religijnych: Akademia Pełnego Zaangażowania – Kurs Cudów, Projekt Cheops, Fundacja Klauni Dzieciom – Rodzina Miłości, Społeczność Wampirystyczna – Nowa Krew, Wieczernik, 12 Plemion oraz Fundacja Przyjaciół Osho. Norbert Kulesza, prezes tej ostatniej (nawiązującej do hinduistycznych metod medytacji), nie krył zaskoczenia, gdy zapytaliśmy go o jej poznański ośrodek. Wyjaśnił nam, że jego fundacja nigdy nie zorganizowała żadnego spotkania w Poznaniu. Opolscy policjanci zameldowali, że namierzyli człowieka, który kazał nazywać się Jezusem (na dodatek uchylał się od płacenia podatków), oraz zajęli się krapkowicką grupą Odnowy w Duchu Świętym, zdelegalizowaną przez miejscową kurię biskupią. Ich koledzy z małopolskiego Olkusza zlokalizowali siedzibę Akademickiego Stowarzyszenia Urzeczywistniania Wartości Uniwersalnych CARP. Z żalem przyznali, że jak dotąd „nie odnotowano żadnych interwencji w związku z funkcjonowaniem i działalnością tego ruchu”. Zapytaliśmy MSWiA, czy na liście monitorowanych grup znajdują się niektóre radykalne środowiska należące do Kościoła katolickiego. W końcu Rodzina Radia Maryja czy wspólnota księdza Natanka odpowiadają definicji sekty, jaką przyjęło ministerstwo. Interesowało nas także, czy z zainteresowaniem urzędników spotkały się organizowane przez katolickie zgromadzenia kontemplacyjne rekolekcje dla gimnazjalistów. Podczas tych rekolekcji nawołuje się małolaty do zakończenia nauki na poziomie matury oraz porzucenia rodziny i znajomych. Dowiedzieliśmy się, że MSWiA nie prowadzi badań na temat „destrukcyjnych działań zarejestrowanych organizacji religijnych”. Naszym zdaniem antysekciarska kampania ministrów Grzegorza Schetyny i Jerzego Millera jest odpowiedzią na prośby, jakie kierują do nich biskupi oraz – na ich polecenie – posłowie Platformy Obywatelskiej. Jej wrocławska posłanka Ewa Wolak, była pani wizytator w dolnośląskim kuratorium, domagała się wprowadzenia rządowego programu ochrony obywateli przed sektami. Jeszcze dalej poszedł poznański poseł Platformy Michał Stuligrosz. Zażądał on pilnego wprowadzenia ustawy zakazującej działalności sekt. Jerzy Miller zapowiedział opracowanie regulacji „zmierzającej do (...) ograniczenia możliwości dokonywania zmian w sferze poznawczo-emocjonalnej człowieka”. Czyli wymierzonej w sekty. I tylko Jan Widacki – krakowski poseł SLD i znany adwokat – twierdził, że „kwestie wiary są prywatnymi sprawami obywateli”. Tylko czy ktoś jeszcze o tym w Polsce pamięta? MiC
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Kościół przeciwko (2) ludzkości Niemieccy prawnicy Christian Sailer i Gert-Joachim Hetzel obarczają go osobistą odpowiedzialnością za drastyczną w społecznych skutkach politykę dowodzonego przezeń Kościoła oraz świadome tolerowanie przestępstw, których światowa skala i ciężar gatunkowy wyczerpują znamiona zbrodni przeciwko ludzkości. W ubiegłym tygodniu przytoczyliśmy zarzuty odnoszące się do kierowania „organizacją ujarzmiającą swoich przymusowych członków za pomocą gróźb” oraz „utrzymywania siejących śmierć” zakazów. Oto kolejny rozdział zatytułowany „Protektorat nad przestępstwami seksualnymi” (wstawki i komentarze redakcyjne zaznaczono kursywą). Istnieje uzasadnione podejrzenie, że dr Ratzinger, jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, a następnie papież, posiadł pełną wiedzę o ogólnoświatowym zjawisku wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży przez księży katolickich oraz systemowo chronił sprawców, przez co zezwalał im na kontynuowanie zbrodniczych praktyk. Powszechnie już wiadomo o dziesiątkach tysięcy ofiar. Podane niżej przykłady ograniczają się do najbardziej jaskrawych przypadków tuszowania spraw przez Kościół. ~ Stany Zjednoczone Masowe przestępstwa księży na tle seksualnym wyszły po raz pierwszy na jaw w 2002 r. dzięki cyklowi publikacji dziennika „Boston Globe”. Pokazano w nich 130 ofiar (dane zebrane tylko od połowy lat 90.). Dzieci systematycznie wykorzystywanych seksualnie, a także gwałconych przez duchownych archidiecezji bostońskiej. Ich przełożony kard. Bernard Law (ówczesny metropolita) wiedział o tych praktykach, ale jedyną jego reakcją było ukrywanie sprawców poprzez przenoszenie do innych parafii. Sam kardynał został skierowany do Watykanu, gdzie pełnił zaszczytne funkcje (Jan Paweł II mianował go archiprezbiterem prestiżowej Bazyliki Matki Bożej Śnieżnej), podczas gdy zarządzana przezeń diecezja musiała wypłacić
ofiarom 100 mln dol. odszkodowania. Także archidiecezja Los Angeles doszła do porozumienia z ofiarami, wypłacając im w sumie 660 mln dol. odszkodowania. Ujawniono ponadto, że już w 1985 r. ówczesny ordynariusz diecezji Portland bp William Lewada dowiedział się o praktykach pedofilskich podległych mu księży, ale nic przeciwko temu nie
odszkodowań dla ofiar. Przedłożyła swój wstępny raport w 2002 r., po przeprowadzeniu kilku śledztw w katolickich instytucjach wychowawczych. Do zbadania faktycznej skali problemu powołano kolejną komisję. Choć Jan Paweł II usiłował przedstawić masowe wykorzystywanie seksualne dzieci przez księży jako specyficznie amerykański przypadek,
W Biurze Prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze czeka na rozpoznanie sprawa Josepha Ratzingera, pseudonim Benedykt XVI. przedsięwziął. Tolerując zło, doprowadził diecezję na skraj upadłości, przed czym uchronił się, zawierając z ofiarami ugody na łączną kwotę 75 mln dol. Kard. Lewada jest obecnie (od 13 maja 2005 r.) sukcesorem Ratzingera na stanowisku prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Inne diecezje uciekały w bankructwo, żeby uniknąć pozwów o odszkodowania ze strony ofiar. Łączny rachunek za gwałty na dzieciach wyniósł ok. 5 mld dol. Przypadki molestowania seksualnego dzieci przez księży znane są niemal we wszystkich stanach USA. Gdy już nie dało się przenosić sprawców między parafiami lub diecezjami, biskupi zaczęli wysyłać ich do innych krajów. Najnowsze badania wykazały, że zamiast trafić do więzienia, krążyli między USA, Irlandią, Rzymem, Meksykiem i Afryką. Według raportu opracowanego na zlecenie Episkopatu USA: 10 667 poszkodowanych złożyło wiarygodne oskarżenia przeciwko 4392 księżom. W 2002 r. kard. Ratzinger określił liczbę księży pedofilów na 1 proc. ogółu amerykańskiego duchowieństwa, podczas gdy faktycznie stanowili 4,3 proc. populacji. Najbardziej drastycznym przypadkiem był ks. Lawrence Murphy, który w ciągu 20 lat wykorzystał seksualnie 200 głuchoniemych w Wisconsin. ~ Irlandia W 2001 r. powstała komisja pod przewodnictwem sędziego Sądu Najwyższego Seana Ryana, której zadaniem było wypracowanie zasad
końcowy raport opublikowany w 2009 roku określa wykorzystywanie seksualne w instytucjach katolickich Irlandii jako „endemiczne” (stałe występowanie zachorowań na określoną chorobę na danym obszarze, w liczbie utrzymującej się przez wiele lat na podobnym poziomie). Świadkowie relacjonowali, że poczucie wstydu, przewaga sprawców, kultura milczenia, izolacja i strach przed karami cielesnymi powstrzymywały ich przed ujawnieniem sprawców. W raporcie napisano: „Nie jest możliwe określenie pełnego rozmiaru przestępstw seksualnych, których dokonano w szkołach dla chłopców (...). Kościół rozpatrywał je wyłącznie pod kątem potencjalnych szkód, jakie poniósłby w przypadku upublicznienia. Taka polityka prowadziła do ochrony sprawców przemocy”. W listopadzie 2009 r. opublikowano raport komisji pod przewodnictwem sędzi Yvonne Murphy o sytuacji w diecezji dublińskiej. Badaniem objęto okres 1975–2004. Po przesłuchaniach świadków i analizie dokumentów zidentyfikowano 14,5 tys. ofiar. W konkluzji napisano: „Komisja nie ma wątpliwości, że w okresie objętym badaniem wykorzystywanie dzieci w diecezji dublińskiej oraz jej instytucjach było zatajane. Chodziło o uniknięcie skandalu, ochronę imienia i majątku instytucji kościelnych oraz księży jako ich najważniejszych członków”.
~ Niemcy Mur milczenia wokół masowego wykorzystywania dzieci w instytucjach kościelnych był przez wiele lat nieprzenikalny. Zmowę przełamał w 2010 roku dyrektor jezuickiego Canisius-College (ks. Klaus Mertes). Dochodzenie wykazało, że 50 księży przez wiele lat wykorzystało ponad 200 uczniów tej szkoły. Wkrótce ujawniono przypadki z wielu innych diecezji. W samej Bawarii ustalono 280 sprawców przestępstw seksualnych przeciw dzieciom. Dochodzenie wykazało, że również w Archidiecezji Monachium i Fryzyngi systematycznie je tuszowano, zaś co najmniej w jednym przypadku osobistą za to odpowiedzialność ponosi ówczesny metropolita kard. Ratzinger. Kiedy pewien pedofil (ks. Piotr Hullermann) został przeniesiony z Essen do Monachium, kardynał pozwolił mu dalej pełnić posługę duszpasterską. Gdy wrócił do przestępstwa i został skazany, okazało się, że jego akta zostały zniszczone. Gazeta „Süddeutsche Zeitung” podsumowała: „Wszystko jedno, czy monachijskim kardynałem był Döpfner, Ratzinger, czy Wetter – ofiar przemocy seksualnej w tamtych czasach nikt nie słuchał, a sprawcy otrzymywali ochronę balansującą na granicy prawa”. ~ Kanada Do pierwszego wielkiego skandalu pedofilskiego doszło w 1990 r., kiedy to dziewięciu członków przykościelnej organizacji „Christian Brothers” skazano na więzienie za wykorzystywanie seksualne chłopców w sierocińcu. W 2001 r. ujawniono, że szkoła katolicka w Montrealu stała się jaskinią rozpusty, zaś przestępstwa duchowieństwa tuszowano poprzez wypłaty odszkodowań. W 2003 roku policja wykryła, że jeden z biskupów ukrył oświadczenie o przyznaniu się do winy napisane własnoręcznie przez księdza, którego przenosił z parafii do parafii, nie wskazując na jego kryminalną przeszłość i skłonności. Duchowny został ostatecznie skazany za wykorzystanie 47 dziewczynek. Najgłośniejszym echem odbiła się fizyczna i duchowa przemoc w prowadzonym przez Kościół internacie dla dzieci indiańskich. W ramach ugody Kościół wypłacił tytułem odszkodowania za przestępstwa 80 mln dol., a państwo kanadyjskie – 2,2 mld dol. ~ ~ ~ W podrozdziale „Prominentni sprawcy” autorzy oskarżenia zauważają, że przestępstwa seksualne nie ograniczają się tylko do prostych księży, lecz sięgają najwyższych rangą dostojników Kościoła: Ordynariusz belgijskiej diecezji Brügge (bp Roger Joseph Vangheluwe, mianowany 15 grudnia 1984 r. przez Jana Pawła II) musiał ustąpić z urzędu, gdy wyszło na jaw, że przez wiele lat wykorzystywał seksualnie swojego bratanka. Jego przypadek doprowadził do powołania przez Episkopat komisji dochodzeniowej, której ustalenia wykazały, że w okresie kilkudziesięciu lat doszło do co najmniej
11
488 przypadków wykorzystania seksualnego dzieci przez duchownych. Norweski biskup Georg Mueller (szef tzw. prałatury terytorialnej w Trondheim) wykorzystywał seksualne posługującego mu ministranta. Najpaskudniejszy jest przypadek byłego austriackiego kardynała Hansa-Hermanna Groëra (w 1986 r. mianowany przez JPII arcybiskupem Wiednia, a dwa lata później wyniesiony do godności kardynalskiej), który jako nauczyciel religii w początkach swojej kariery wykorzystał seksualnie prawdopodobnie aż 2000 chłopców. Nigdy nie poniósł za to kary, a papież Jan Paweł II pozwolił mu spokojnie osiąść w klasztorze. Niektórym jego ofiarom wypłacono odszkodowanie i zmuszono do milczenia. Wydarzenia te rozegrały się w latach, kiedy Joseph Ratzinger był Prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Choć Jan Paweł II i kardynał Ratzinger już w 2000 r. wiedzieli o popełnianych przez polskiego arcybiskupa Juliusza Paetza czynach nierządnych na klerykach, to podanie się do dymisji zlecili mu dopiero wówczas (dwa lata później), gdy fakty te upubliczniły media. Najgłośniejszy przypadek seksualnego wykorzystania dzieci w Ameryce Łacińskiej dotyczy przyjaciela Jana Pawła II – o. Marciala Maciela Degollado. Papież przyjął go w 2004 roku, żeby osobiście podziękować mu za „służbę kapłańską wypełnioną łaskami Ducha Świętego”. Maciel założył w Meksyku zakon Legionistów Chrystusa, organizację podobną do osławionego Opus Dei. „Frankfurter Rundschau” napisał o nim: „Gdyby w Kościele była lista rankingowa największych grzeszników, to Maciel stałby na jej czele”. Ten założyciel zakonu miał nie tylko skłonność do doczesnych nałogów (narkotyki), ale również nie przestrzegał celibatu (spłodził kilkoro dzieci z różnymi kobietami) oraz wykorzystał seksualnie co najmniej 20 dzieci, w tym również swoje własne, spowiadając post factum ofiary i nakładając na nie obowiązek milczenia. Choć zarzuty wobec Maciela były znane Watykanowi od dziesiątków lat, dopiero gdy Jan Paweł II leżał na łożu śmierci, kard. Ratzinger wszczął dochodzenie. To, czego dowiedział się od ofiar Maciela promotor sprawiedliwości Kongregacji Nauki Wiary ks. Charles Scicluna, było tak wstrząsające, że w 2006 r. Rzym polecił założycielowi zakonu całkowite wycofanie się z duszpasterstwa i oddanie modlitwom oraz pokucie. W Argentynie 47 seminarzystów oskarżyło metropolitę archidiecezji Santa Fe de la Vera Cruz (abp Edgardo Gabriel Storni, nominowany w 1984 r. przez JPII) o wykorzystywanie seksualne. W lutym 1995 r. papież umorzył kościelne dochodzenie w tej sprawie. Pod koniec 2009 r. świecki sąd skazał abp. Storniego na osiem lat więzienia. Ostatnia część, („Strategia tuszowania przestępstw seksualnych”), już za tydzień. DOMINKA NAGEL
12
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Sojusz hipokrytów Rozmowa z Robertem Biedroniem, politologiem, działaczem społecznym, współzałożycielem Kampanii przeciw Homofobii.
– Ostatnio jest Pan w konflikcie nie tylko, tradycyjnie, z homofobiczną polską prawicą, ale także z SLD. Nazwał Pan politykę Sojuszu „wielkim oszustwem”. Skąd tak ostre słowa? – SLD próbował mnie oszukać, mamiąc wysokim miejscem na liście, aby w końcu zaproponować jakieś dalsze miejsca, kosztem wyrzucenia z list kobiet popieranych przez Partię Kobiet i Zielonych 2004. Podobnie próbowano zrobić z Wandą Nowicką, wybitną działaczką na rzecz kobiet. Miałem więc w praktyce
nabić Sojuszowi głosów, aby wprowadzić z pierwszych miejsc aparat partyjny. Moje życie nie zależy od SLD, mogłem pozwolić sobie na to, aby o tym oszustwie powiedzieć publicznie. W przeciwieństwie do niektórych nie jestem i nigdy nie będę zakładnikiem politycznym, który z zaciśniętymi zębami będzie milczał, gdy dzieje się niesprawiedliwość. Chciałbym przestrzec ludzi przez wyborczym blefem, jaki przygotowuje nam SLD, a jednocześnie mam zamiar budować prawdziwie lewicową alternatywę.
PiS ma krótką ławkę osób z tytułem profesora, które wspierają ideologię lansowaną przez Jarosława Kaczyńskiego. Za to zasiadają na niej prawdziwe gwiazdy intelektu. Wiele osób z okołopisowskiej profesury znamy aż nadto dobrze. Jadwiga Staniszkis – elokwentna czerwonousta dama, potomkini starego nacjonalistycznego rodu, znana z tego, że jej przewidywania jako socjologa prawie nigdy się nie sprawdzają. Pewnie dlatego w polskich mediach występuje jako autorytet w kwestiach, w których tak często się myli. Zdzisław Krasnodębski – filozof społeczny i socjolog, szerzyciel kultu religii smoleńskiej i autor niewybrednych ataków na wszystko, co nie jest PiS-em. Ryszard Legutko – filozof i europarlamentarzysta PiS-u, znany z tego, że „nie lubi tolerancji” i nazywa wolnomyślicielską młodzież domagającą się świeckiej szkoły „smarkaczami” i „szczeniakami”. Socjolog Andrzej Zybertowicz z Torunia to niestrudzony tropiciel spisków i układów, spec samego prezesa do spraw bezpieczeństwa. Na tej samej uczelni – Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu – dziekanem wydziału pedagogicznego jest Aleksander Nalaskowski (na zdjęciu). Ciekawi Was może, w jakim duchu
– Tomasz Kalita, rzecznik SLD, powiedział, że „Robert Biedroń nie był na liście SLD. Ma zarzuty karne za napaść na policjanta”. Robią z Pana teraz kłamcę i bandytę? – To świństwo, że używa się tych argumentów, manipulując społeczeństwem, ale też kolejny dowód na to, żeby nie dać się nabrać na wyborczą ściemę, jaką przygotowuje nam SLD. Napieralski i jego koledzy prowadzili ze mną rozmowy od kilku miesięcy, rozgłaszali w mediach, że będę kandydował z pierwszego miejsca listy w Gdyni lub Gdańsku, a teraz udają, że nic o tym nie wiedzieli? Sprawa napaści na policjanta jest powszechnie znana. Dotyczy demonstracji antyfaszystowskiej 11 listopada. Zostałem pobity przez policję. Policja, broniąc się, oskarża mnie o pobicie. Szczytem chamstwa jest to, że Kalita użył tego argumentu, bo przecież do niedawna politycy Sojuszu stawali murem w mojej obronie, a Kalita był ze mną tego dnia. Polityczna hipokryzja SLD jednak nie zna granic. – Czy oszustwem można nazwać ustawę o związkach partnerskich, lansowaną ostatnio przez SLD? Przecież to są
wychowuje przyszłych pedagogów na świeckiej uczelni? To przeczytajcie poniższe. Pedagog Nalaskowski, człowiek zapraszany na PiS-owskie kongresy i często cytowany przez media katolickie, zasłynął ostatnio ze stwierdzenia, że „homoseksualizm jest
konkretne działania także na rzecz gejów i lesbijek. – To dlaczego SLD nie złożył tego projektu na początku kadencji? Przypomniał sobie na cztery miesiące przed wyborami? To typowa zagrywka SLD – powtarzana przed każdymi wyborami. Wyciąga się projekty nośne społecznie – liberalizujące ustawę antyaborcyjną, związki partnerskie czy in vitro – żeby pokazać, jaka to lewicowa partia i jak bardzo im zależy. A po wyborach szybko zapominają o problemach społecznych. Gdyby politykom SLD naprawdę zależało na rozwiązywaniu problemów społecznych, to wzięliby się do roboty, a nie kupowali luksusowe samochody i nosili brylantowe kolczyki. – Spodobał się Panu żart posła Wikińskiego z Sojuszu, który obawia się, że będzie go Pan „adorował”? No i jeszcze mówił o tym, że SLD chciał dać Robertowi Biedroniowi szansę „obnoszenia się” ze swoimi „poglądami w sferze obyczajowej”. – Jaka partia, taki żart. Nie pierwszy zresztą – przecież była jeszcze Anita Błochowiak z głupim żartem o czerwonych skarpetkach. Za podobny żart poseł PO Robert Węgrzyn został wyrzucony z partii. Wikiński ma się dobrze, bo być może większości jego kolegów z SLD takie żarty też się podobają i rechoczą razem z nim. Założę się z panem, że SLD zamiecie sprawę
pozycji zawodowej, a nawet narazić go na przykrości prawne. Profesor tak się poplątał, że raz w mediach pisze o swoich wykładach na temat homoseksualności, a innym razem – że homoseksualnością naukowo się nie zajmuje.
pod dywan. W tej partii dulszczyzna też ma się dobrze. – SLD potraktował z lekceważeniem Pana i Panią Wandę Nowicką, a jednocześnie znalazł świetne miejsce na liście dla człowieka wielokrotnie skompromitowanego – Leszka Millera. – Dzisiaj SLD się okopuje. Nie poszerza o nowe środowiska lewicowe, pozbywa doświadczonych ludzi. Napieralski bezpiecznie czuje się tylko z podporządkowanym mu aparatem partyjnym. Środowisk lewicowych się boi, bo ich nie rozumie. Otoczył się całkowicie pretorianami, tak jak kiedyś Giertych chłopcami z Młodzieży Wszechpolskiej. Proszę pamiętać, że ci chłopcy znaleźli się w Sejmie, ale byli miernymi politykami. Szybko więc musieli się zwinąć ze sceny politycznej. Podobnie będzie z SLD, jeśli w porę nie pozbędzie się Napieralskiego. Sondaże są bezlitosne – poparcie dla tej partii leci na łeb na szyję. A wracając do Leszka Millera – jego start z Gdyni to całkowita kompromitacja SLD. Proszę pamiętać, że to okręg, z którego startowały wybitne posłanki – Joanna Senyszyn i Izabela Jaruga-Nowacka. Wrażliwe na problemy społeczne, prawdziwie lewicowe. Całkowite zaprzeczenie Millera. I jak elektorat z Gdyni czy Słupska ma teraz zagłosować na takiego kandydata? Przecież to kompletna aberracja. Rozmawiał ADAM CIOCH Fot. WhoBe
nie zaskoczyło). Jego zdaniem szkolenia antyhomofobiczne wśród nauczycieli to jest „szukanie rynku zbytu na usługi homoseksualne dorosłych wśród dzieci”, a publikowanie książek o homoseksualnych zwierzętach to „zepsucie z czasów starożytnego Rzymu”. Profesor sugerował też, że „wprawdzie Kościół nie potępia ludzi homoseksualnych, ale szkoła to nie Kościół”. Zatem, jak należy rozumieć, świecka szkoła powinna realizować homofobiczną doktrynę katolicką jeszcze bezwzględniej niż sam Kościół. Co robi człowiek, który od lat prowadzi taką niewybredną nagonkę przeciwko określonej grupie społecznej? Oczywiście krzyczy, że „padł ofiarą nagonki”! Kiedy jego napastliwe wypowiedzi zebrano, opublikowano i wysłano, m.in. na jego macierzystą uczelnię, pan profesor dostał białej gorączki i zaczął mówić o „strzale w plecy”. To rzeczywiście niezwykły strzał, skoro w swoje plecy wystrzelił Nalaskowski własnymi słowami. MAREK KRAK
Krucjata pana dziekana chory”. Niestety, nie sprecyzował, na co choruje homoseksualizm, ale należy się domyślać, że jest chory ze swej istoty. Kiedy wokół tego stwierdzenia rozpętała się medialna burza, Nalaskowski próbował kręcić. Sugerował, że jego wypowiedź nie była autoryzowana, że jest „skrótem myślowym”, a w ogóle to wypowiadał się jako osoba prywatna, a nie pedagog albo dziekan państwowej uczelni. Sprawa jest poważna, bo polskie prawo zabrania dyskryminowania kogokolwiek, także ze względu na jego orientację seksualną, a tu pan dziekan wysyła do leczenia swoich potencjalnych podwładnych, studentów, no i przyszłych podopiecznych swoich wychowanków. Nalaskowski z tego właśnie powodu próbował zbagatelizować swoją wypowiedź, bo zrozumiał, że zabrnął w okolice, które mogą zagrozić jego
Okazuje się, że szczucie na gejów i lesbijki nie jest pojedynczym wyskokiem Nalaskowskiego. Dociekliwe Stowarzyszenie Pracownia Różnorodności (organizacja pozarządowa) wyszukało cały bukiet napastliwych wypowiedzi toruńskiego dziekana oraz ślady czegoś w rodzaju manii prześladowczej. Bo Nalaskowski odkrył, że geje i lesbijki „prześladują zdrową większość społeczeństwa” (komentarz dla Katolickiej Agencji Informacyjnej, której to twierdzenie najwyraźniej
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r. Nie adwokat, nie inżynier, nawet nie bankowiec... Zatem kto? Przedstawiamy listę najbardziej pożądanych zawodów świata. W ubiegłym tygodniu opisaliśmy najbardziej odrażające, poniżające i dołujące zawody. Czas na drugą stronę medalu. Ranking sporządzony został na podstawie ankiety umieszczonej w wyszukiwarce Google i wzięło w nim udział ponad 6 milionów respondentów z 97 krajów. Opiekun rajskiej wyspy. Za bezapelacyjnie najatrakcyjniejszy zawód świata ankietowani uznali pracę zaproponowaną przez rząd Australii. Opiekun za pół roku mieszkania w luksusowej posiadłości, za leżenie na plaży, pływanie i nurkowanie oraz popijanie piwka (a także opisywanie swojej „gehenny” na internetowym blogu) zarabia 111 tys. dolarów.
Smakosz whiskey i wina. Wymarzona praca dla prawdziwego faceta, przy czym smakosza nie należy mylić z kiperem. Aby zapracować na comiesięczną (niemałą, bo ok. 7 tys. dolarów) pensję, trzeba regularnie pić gratisowe trunki renomowanych marek i później opisywać swoje wrażenia. Na przykład czy takie to a takie wino dobrze komponuje się z kaczką, a dany Burbon nie powoduje okresowego zmniejszenia – mój ty Boże – libido. Czyli czy facet po pięciu głębszych jeszcze może i ile może? Wytrawni smakosze opisują też skutki libacji nazajutrz oraz najlepsze, bo wypróbowane, leczenie tych skutków. Panów smakoszy i panie smakoszki zatrudniają ekskluzywne hotele, restauracje, wydawcy luksusowych przewodników turystycznych,
U NAS I GDZIE INDZIEJ
Żadna praca nie hańbi a także producenci trunków wyskokowych z najwyższych półek. Tester luksusowych łóżek. Czy można zarabiać na spaniu w pracy? Można, i to średnio tysiąc funtów miesięcznie. Kokosów nie ma, ale za to robota nie męczy. Do zadań testera lub testerki należy przesypianie kilku godzin na dobę we wskazanym przez pracodawcę łóżku i spisywanie swoich wrażeń na temat jakości wypoczynku. „Królewny na ziarnku grochu” zatrudniają światowe marki produkujące renomowane materace, a nawet łóżka wodne do nocy poślubnych. Te też są testowane, choć ich wykonawcy nie chcą ujawnić jak. Tester zjeżdżalni wodnych. Zatrudniają go przewodniki i biura turystyczne. Jeździ sobie zatem tester po calutkim świecie i zjeżdża. Całkowicie incognito. A jak już zjedzie, to smali raport o jakości usług, o wysokości zjeżdżalni,
prędkości zjeżdżania, ilości wody i bezpieczeństwie lądowania – zwłaszcza dla dzieci. Stąd zjeżdżalnie oznaczane są gwiazdkami – jak hotele. Pensja ok. 3 tys. dolarów miesięcznie plus darmowe podróże po największych kurortach całego świata. Kontroler jakości usług w domach publicznych. Naprawdę istnieje taka profesja! Przecież obok zwiedzania Fatimy czy innego Watykanu męska i często samotna część człowieczej populacji nie wie, gdzie włożyć... rękę. No więc przed pytaniami typu: gdzie włożyć, za ile, co potrafią panienki, czy są ładne, młode, czyste, czy mają okresowe badania lekarskie, i – co najważniejsze – jak wygląda jaskinia uciech, stanął niejeden Man. A czasem i woman. Bywa, że naprzeciw nim wychodzi boj hotelowy i wręcza
stosowny folderek. Materiałów do takich właśnie folderów (w szczególnych przypadkach mogą być poszerzone o reklamę indywidualnych usług poszczególnych pań wymienianych z imienia), a także do specjalnych bedekerów dla dorosłych, oferowanych pod stolikiem przez najbardziej renomowane biura podróży, dostarczają właśnie rzeczeni kontrolerzy. Stały uczestnik castingów filmów dla dorosłych. Reżyser filmu erotycznego zatrudnia tzw. kaskadera, który podczas zdjęć próbnych przed ekipą filmową testuje umiejętności kandydatek (kandydatów testuje kaskaderka). Praca trudna, wymagająca żelaznego... hm... zdrowia (często 10 i więcej partnerów podczas jednego castingu), a także wiedzy z zakresu ars amandi, bo testujący ocenia ruchy bioder, tzw. nadmierną potliwość, a nawet sprawdza, czy odgłosy są adekwatne do sytuacji. Uczestnikami castingów są zazwyczaj byli (czyli starzejący się) aktorzy filmów dla dorosłych, ale zdarza się, że w tej profesji sprawdzają się studenci i studentki dorabiający sobie do stypendium. Tester kondomów. Praca w sam raz dla tych, co lubią robotę brać do domu, lub dla pracoholików, którzy nie zwalniają tempa nawet na wczasach. Każdy zatrudniony co pewien czas otrzymuje nową partię gumek i ma za zadanie wszystkie je wypróbować, a po każdym „razie” wpisać w specjalny kwestionariusz zalety i wady: łatwość zakładania (także ustami), wygląd, zapach, smak, komfort użycia i przede wszystkim trwałość. W kolejną rubrykę trzeba też wpisać opinię partnerki, a to może już zaowocować kilkoma guzami, zatem profesja jest raczej niebezpieczna. Fabryki kondomów płacą około 1000 dolarów od przetestowanej partii, i tu niestety zaczynają się schody, bo dla jednego producenta „partia” to 10 sztuk, a dla innego – 100. Zaharować się można. Tester cukierków. Coś jak marzenie z filmu „Charlie i fabryka czekolady”. Zatrudniają ich
13
(2)
największe fabryki słodyczy. Do zadań testera należy próbowanie wszystkich wyrobów oraz ocenianie ich smaku, zapachu i wyglądu. To chyba marzenia z dzieciństwa sprawiły, że zawód ten jest tak pożądany, bo tak naprawdę
prezentuje się dość... niesmacznie czy wręcz rzygawicznie. Tester gier komputerowych. Wymarzone i wysokopłatne zajęcie dla małolatów. Najlepsi zarabiają nawet po 300 i więcej tysięcy dolarów rocznie. Za to, że siedzą przed kompem, grają w najnowsze gry i szukają dziur w całym, czyli luk w programach. Oceniają też grafikę, dźwięk, stopień trudności zabawy oraz ogólną jej logiczność i atrakcyjność. Jednak aby dostać taką robotę, trzeba przejść ostre sito eliminacji. Fotograf dla Google Maps. Można go zobaczyć niemal wszędzie. A jak rozpoznać? Porusza się na dziwnym trójkołowym rowerku, na którym ma zamontowane sprzężone kamery, odbiornik GPS, komputer i generator prądu. Co robi? Podróżuje i fotografuje wszystko to, co pracodawca mu zlecił w specyfikacji, a więc: restauracje, hotele, rzeki, jeziora, zabytki, muzea, piękne pejzaże, ulice, bardziej znane budowle, a nawet sklepy. Niektórzy
europejscy fotografowie Google Maps jeżdżą nawet 10 miesięcy w roku, a zarabiają około 3 tys. euro miesięcznie. Plus spanie i jedzenie. Żyć, nie umierać! ~ ~ ~ Oto zawody według milionów respondentów najatrakcyjniejsze. Ale najatrakcyjniejsze nie znaczy najbardziej popłatne. Lista tychże zupełnie nie przystaje do przedstawionego wyżej rankingu. Jeśli chcesz zarabiać naprawdę kokosy, to zatrudnij się jako pracownik platformy wiertniczej – 300 tys. zł za pół roku pracy; kontroler lotów – 20 tys. zł miesięcznie (praca 2, najwyżej 3 dni w tygodniu); pełnomorski poławiacz krabów – 150 tys. zł za 3 miesiące pracy w sezonie. Która z tych i wcześniejszych profesji byłaby najodpowiedniejsza dla Ciebie, Szanowny Czytelniku? Zapewne zależy to od tego, kto towarzyszy Ci przy czytaniu tego tekstu. Jeśli żona, to ani chybi wybierzesz fach poławiacza krabów, jeżeli zaś pomarzyć przyjdzie w samotności lub z kumplem, to ten kontroler jakości usług albo uczestnik castingów byłby w sam raz. Nieprawdaż? MAREK SZENBORN
14
BEZ DOGMATÓW
Artyści przekrętu Historię świata tworzą nie tylko wybitni myśliciele i wodzowie, ale także genialni mitomani, artyści fałszowania dokumentów, wirtuozi bajeru. W XIX wieku niezwykle modny stał się spirytualizm – wierzono, że z duszami można się porozumieć za pośrednictwem medium. Sprytni na wywoływaniu duchów nieźle zarabiali. I nadal zarabiają.
Przekręt paranormalny Siostry Kate i Margaret Fox przyszły na świat w latach 30. XIX wieku w nowojorskim domu, o którym mówiono, że jest nawiedzony. Nocą 1848 roku nawiązały podobno kontakt z duchem zamieszkującym ich domostwo. Zjawa przedstawiła się jako Charles Rosma – domokrążca zamordowany tam kilka lat wcześniej i pochowany w piwnicy (w 1904 roku podczas remontu rzeczywiście znaleziono zabetonowane zwłoki, ale nie udało się ustalić, do kogo należały, a policja nigdy nie trafiła na ślad jakiekolwiek Charlesa Rosmy). Młode kobiety „usłyszały”, że zostały wybrane, aby „przekonać sceptyków o wielkiej prawdzie nieśmiertelności”. Pierwszy publiczny występ panie Fox dały w 1849 roku. Do sióstr dołączyła trzecia – najstarsza, zamężna już Leach. Seanse spirytystyczne – obfitujące w wiele tajemniczych efektów dźwiękowych – cieszyły się ogromną popularnością. Siostry Fox stały się sławne i bardzo bogate. Kilka razy próbowano udowodnić, że oszukują widzów, ale nie znaleziono niczego, co mogłoby udawać postukiwanie duchów. Dopiero w 1851 roku profesorowie z Buffalo ustalili, że siostry niemalże niewidocznie potrafią wydawać dźwięki... stawami palców. W 1888 roku Kate i Margaret (Leach grzesznej zabawy w duchy zabronił mąż), które sława i bogactwo wpędziły w alkoholizm – skuszone zarobkiem – na uniwersytecie brooklyńskim publicznie zademonstrowały czarodziejskie paluszki. Wprawdzie rok później wszystko odwołały i wciąż chciały wywoływać duchy, ale było już za późno. Siostry umarły w biedzie i zapomnieniu.
Człowiek z Piltdown To jedno z najbardziej znanych oszustw naukowych. W 1912 roku adwokat Charles Dawson, z zamiłowania archeolog, przedstawił swoje znalezisko – ludzką czaszkę ze szczęką przypominającą małpią. Odkrycie uznano za brakujące ogniwo między małpą a człowiekiem. Ustalono, że czaszka wykopana w angielskim Piltdown należała do małpoluda żyjącego tam pół miliona lat wcześniej (okres plejstocenu). Brakujące ogniwo ewolucji nazwano Eanthropus dawsoni. Przez
kilkadziesiąt lat napisano o nim ponad 500 prac doktorskich; stworzono tysiące rysunków i reprodukcji. Dopiero w latach 1949–1953 znalezisko przebadano nowoczesnymi metodami. Eanhropus dawson okazał się starannie przygotowaną mistyfikacją: ludzka czaszka miała około 500 lat, żuchwa należała do orangutana, a tkwiący w niej ząb – spiłowany metalowym pilnikiem – do szympansa. Kości postarzono, używając siarczanu żelaza. Skaza na zębie, uznana za warstwę zębiny, była... kawałkiem gumy do żucia. O oszustwo posądzono nieżyjącego już Dawsona. „Człowiek z Piltdown” na kilkadziesiąt lat zaprzepaścił rzetelne prace archeologów, którzy odwoływali się do niego w swoich badaniach. Dla kreacjonistów stał się dowodem,
Alfred Kinsey że inne odkrycia nauki na temat naszego „nieboskiego” pochodzenia także są łgarstwem.
Rewolucja seksualna W latach 50. ubiegłego wieku – w świętojebliwej naówczas Ameryce – Alfred Kinsey ogłosił, że 90 proc. mężów zdradza żony, a seks z dorosłym jest dla dziecka... przyjemnością. Urodził się w 1894 roku w rodzinie ortodoksyjnych metodystów, gdzie uczony był dyscypliny i panowania nad popędem. Jako młody chłopak udzielał się w Związku Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej, później ukończył wydział biologii ze specjalnością entomolog, a jeszcze później ożenił z przykładną katoliczką, wzorowo płodząc czworo dzieci. Od samego początku bardziej niż świat owadów interesował Kinseya seks. I to najbardziej wyuzdany. Początkowo jego działalność naukowa skupiała się na porównywaniu zachowań seksualnych owadów i ludzi, aby z czasem skupić się wyłącznie na naczelnych. Ten seksuolog z wyboru przeprowadził 10 tysięcy wywiadów z dorosłymi rodakami, co zaowocowało dwiema publikacjami: „Zachowanie
seksualne mężczyzny” (1948 r.) i „Zachowanie seksualne kobiety” (1953 r.). Badania Kinseya wstrząsnęły purytańskimi Stanami. Bo cóż się okazało? Co trzecia żona i dziewięciu na dziesięciu mężów zaliczyło skok w bok; około 46 proc. mężczyzn „reagowało” na osoby tej samej płci; 69 proc. panów reSiostry gularnie korzystało z usług prostytutek, a 12 proc. gospodyń domowych podniecał sadomasochizm. Redaktorzy zapewniali, że autentyczNajwięcej kontrowersji wzbudziły ność dzienników potwierdzili grafolownioski na temat pedofilii. Zdaniem dzy. Czytelnikom na zachętę zaserwoprofesora dzieci same z siebie są zainwano kilka fragmentów ukazujących teresowane seksem, a intymne kontakludzkie oblicze wodza III Rzeszy. „Ileż ty z dorosłym najczęściej sprawiają im to biedactwo (Ewa Braun – dop. red.) przyjemność i pozytywnie wpływają musi wycierpieć. Lekarze przekazali mi, na ich rozwój. że znów była to tylko ciąża urojona. Ewa Seksualna rewolucja przyniosła wciąż jednak rozmyśla o konieczności Kinseyowi sławę i pieniądze. Dała aborcji. Akurat teraz, kiedy ta młoda też podwaliny pod filozofię hippisów. dziewczyna rzeczywiście potrzebuje moSeks i onanizm przestały być traktojej pomocy, muszą ją zostawiać samą” wane jako grzech, tylko jako biologicz– miał pisać Führer w 1940 roku, kiena konieczność. I wszystko pięknie, dy szykował się do inwazji na Anglię. ale... przez lata nikogo nie zainteresowało, skąd Siebie oszukujemy w miarę potrzeb, pochodził „materiał badawinnych – w miarę możliwości. czy”. W 1990 roku, już (Władysław Grzeszczyk, satyryk) po śmierci profesora, ukazała się książka Judith Reisman Nakład kolejnego numeru (już i Edwarda Eichela pt. „Kinsey – seks droższego), w którym rozpoczęto przei oszustwo”, dedykowana „kilkuset dziedruk pamiętników, wzrósł niemal dwuciom – ofiarom perwersyjnych ekspekrotnie. rymentów seksualnych”. Na jaw wyszły Liczni naukowcy przypominali, że fakty kompromitujące guru seksu. Hitler cierpiał na niedowład prawej ręDo badań tendencyjnie wybierał osoki i nigdy nie przepadał za pisaniem by wyemancypowane. Wszyscy przesad– wszystko dyktował sekretarkom. Nie nie przyzwoici byli z miejsca dyskwalizachowała się też żadna wzmianka o jefikowani. Aż 25 proc. ankietowanych go zacięciu pamiętnikarskim, pomijato więźniowie odsiadujący wyroki za jąc fakt, że planując podbój świata, mógł nie mieć czasu na spłodzenie... przestępstwa seksualne. Wielu chęt62 tomów. W maju tego samego roku nych znalazł w klubach gejowskich lub dzięki zaprzyjaźnionym prostytutkom. Badanym płacono, co – zdaniem socjologów – zawsze przyciąga fantastów. Paul Gebhard, współpracownik Kinseya, zeznał, że informacji o płciowości dzieci dostarczali... pedofile. „To tak, jakby wyciągać wnioski o seksualności dorosłych kobiet z relacji gwałcicieli” – skomentowali Reisman i Eichel.
Hitler pamiętnikarz W kwietniu 1983 roku niemiecki tygodnik „Der Stern” podał sensacyjną informację – odnaleziono nieznane dzienniki Führera, w których zrelacjonował 12 lat swojego życia aż do samobójczej śmierci. Dostarczył je korespondent „Sterna” – Gerd Heidemann, kolekcjoner nazistowskich pamiątek. Hitler na krótko przed śmiercią kazał rzekomo przetransportować ważne dokumenty (w tym pamiętniki) do kryjówki w Alpach, ale... samolot rozbił się, a rękopisy znaleźli i ukryli przypadkowi świadkowie katastrofy. „Stern” zorganizował międzynarodową konferencję prasową i wydał specjalny numer poświęcony odkryciu.
Człowiek z Piltdown komisja, w której skład wchodzili pracownicy Federalnej Policji Kryminalnej RFN oraz archiwiści, udowodniła, że dzienniki zostały sfałszowane. Głównym dowodem był wynik analiz papieru, atramentu i innych materiałów, z których wykonano zeszyty. Wykryto w nich produkty nieznane przed 1945 rokiem. Peter Koch, naczelny „Sterna”, podał się do dymisji. Pracę stracił też Heidemann, który musiał ujawnić, od kogo kupił dzienniki. Oszustem literatem
okazał się Konrad Kujau – wielokrotny recydywista, który handlował nazistowskimi pamiątkami i fałszował dokumenty potwierdzające ich autentyczność. Co więcej, obdarzony talentem malarskim Kujau podrabiał też obrazy Führera i – jak się okazało – był autorem większości rysunków i obrazów, które w latach 80. opublikowano w albumie „Adolf Hitler. Nieznany artysta”. Podczas procesu Kujau wyznał, że Heidemann od początku wiedział, że pamiętniki są fałszywe. Obaj panowie zostali skaFox zani na ponad 4 lata odsiadki. Udało się zabezpieczyć część wyłudzonych pieniędzy (w sumie wydawcy stracili 9,3 mln marek), ale 5 mln marek przepadło. Wiele lat zajęło tygodnikowi odzyskanie zaufania czytelników (zaraz po aferze „Sternowi” groziło bankructwo). Gerd Heidemann po odzyskaniu wolności zaszył się w swojej skromnej kawalerce, w której urządził minimuzeum III Rzeszy. Konrad Kujau – przeciwnie. Jeszcze w więzieniu chętnie udzielał wywiadów. Po odsiadce występował w licznych programach telewizyjnych i uczył trudnej sztuki fałszowania...
Wirtualna białaczka Wraz z popularnością internetu modne stało się pisanie tzw. blogów, czyli pamiętników sieciowych, które mogą czytać miliony osób na wszystkich kontynentach. Jedną z takich blogerek była Kaycee Nicole, 19-latka z Kansas, chora na białaczkę. Dziewczyna miesiącami opisywała w internecie swoją walkę z chorobą. „Chcę wygrać. Będę walczyła do końca!” – zapewniała powiększające się grono czytelników. Zamiennie na stronach WWW pojawiały się też relacje matki Kaycee, która wzruszająco opowiadała, jak trudno znosić cierpienie umierającego dziecka. Ludzie na całym świecie – poruszeni tragiczną historią – dodawali otuchy paniom Nicole, wysyłali im pieniądze i prezenty (między innymi nakrycia głowy, aby chora mogła przykrywać łysinę po chemioterapii). W 2001 roku w sieci pojawiła się informacja, że Kaycee nie żyje. „Dziękujemy wam za miłość, radość, śmiech i łzy. Będziemy was kochały bezustannie i zawsze” – pisała matka dziewczyny. Zdruzgotani czytelnicy bloga dziwili się, dlaczego starsza pani Nicole nie chce podać daty i miejsca pogrzebu. Przeprowadzili prywatne śledztwo, które wykazało, że historię Kaycee i jej matki wymyśliła 40-letnia Deborah Swenson. Pojawiające się zdjęcia chorej na białaczkę okazały się fotosami niczego nieświadomej córki jej sąsiadów – zdrowej oczywiście. „Nigdy nie przypuszczałam, że na moją pisaninę zareaguje aż tak wielu ludzi” – wyjaśniła Swenson, tłumacząc, że wymyślona przez nią historia przyniosła dużo dobrego. W końcu – nagłośniła problemy chorych na białaczkę. JUSTYNA CIEŚLAK
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r. Nie jedz, nie pij, nie kochaj itd. Oto imperatywy największych światowych religii, które opierają się głównie na archaicznych zakazach i oczywistym obowiązku oddawania czci „Najświętszemu”. Kilka dni temu wielki mufti Dubaju (znawca prawa muzułmańskiego) Mohammed al-Kubajsi uznał, że wszyscy poddani Allaha, którzy mieszkają na 80 i wyższych piętrach w wieżowcach, muszą dłużej pościć w ramadanie („FiM” 32/2011). Chodzi o to, że ci nieszczęśnicy dłużej widzą słońce, przez co o kilka minut wydłuża się dla nich głodówka. W ramadanie, obchodzonym na pamiątkę przekazania Mahometowi przez archanioła Gabriela kilku wersów Koranu, muzułmanom przez miesiąc od świtu do zmierzchu nie wolno jeść, pić, palić, a nawet uprawiać seksu. Także każdy mieszkaniec drapacza chmur, podróżnik, który w tym czasie leci samolotem, nawet góral – wszyscy muszą z zegarkiem w ręku obserwować zachód słońca. Ramadan jest trochę mniej restrykcyjny dla kobiet w ciąży, bowiem będąc w stanie błogosławionym, mogą jeść do woli całą dobę, ale są zobowiązane do wybrania dowolnych 30 dni w roku, podczas których odpokutują swoje łakomstwo i będą pościć, jak na przykładną mahometankę przystało. Największe religie świata są przepełnione podobnymi, archaicznymi zakazami i nakazami. Według religioznawców owe prawa mogły mieć pewien sens w czasach, gdy zostały ustanowione, ale z biegiem czasu, rozwoju kultur, technologii i rozumu stały się po prostu śmieszne. Niestety, nie dla wyznawców zmuszanych przez ortodoksów do ich przestrzegania. Często za wszelką cenę. A „wszelką ceną” bywa niekiedy życie. Aby dokładnie zrozumieć, o co chodzi, należy przeanalizować święte księgi monoteistycznych religii:
muzułmański Koran, chrześcijańską Biblię i żydowski Talmud. Oto garść stosownych fragmentów – zapisów stosowanych do dziś z całkowitą dosłownością: Koran Sura 2. Al-Baqarah, wers 2.192 Na cześć Bogu odbywajcie pielgrzymkę do Mekki. Jeżeli do tego jest co na przeszkodzie, posyłajcie przynajmniej ofiary. Nie gólcie głów waszych, póki ofiara nie będzie spełnioną; jeśliby kogo choroba lub jaki wypadek znagliły golić głowę, za pokutę: niech pości, daje jałmużnę lub
rozdają ze swojego majątku. Przeto cnotliwe kobiety są pokorne i zachowują w skrytości to, co zachował Bóg. I napominajcie te, których nieposłuszeństwa się boicie, pozostawiajcie je w łożach i bijcie je! A jeśli są wam posłuszne, to starajcie się nie stosować do nich przymusu. Zaprawdę, Bóg jest wzniosły, wielki! Sura 9. At-Taubah, wers 9.5 Po upływie świętych miesięcy zabijajcie niewiernych wszędzie, gdzie ich napotkacie, bierzcie ich w niewolę, oblegajcie im miasta, ze wszystkich stron stawcie na nich zasadzki.
Biblia Pwt 25. 5–10 Jeśli bracia będą mieszkać wspólnie i jeden z nich umrze, a nie będzie miał syna, nie wyjdzie żona zmarłego za mąż za kogoś obcego, spoza rodziny, lecz szwagier jej zbliży się do niej, weźmie ją sobie za żonę, dopełniając obowiązku lewiratu. A najstarszemu synowi, którego ona urodzi, nadadzą imię zmarłego brata, by nie zaginęło jego imię w Izraelu. Kpł 19. 19 Będziecie przestrzegać moich ustaw. Nie będziesz łączył dwóch
Nieboskie zasady zrobi jaką ofiarę. Skoro żadnej nie ma przeszkody, odbywający pielgrzymkę do Mekki, zwiedziwszy święte miejsca, powinien uczynić ofiarę, jakiej stan jego dozwalać będzie; ten zaś, co nic nie może ofiarować, powinien trzy dni pościć podczas podróży, a siedem za powrotem, czyli razem dni dziesięć. Naznaczam takową pokutę temu, kto nie będzie mieć z sobą w Mekce swojej rodziny. Bójcie się Pana, On jest straszny w zemście swojej. Sura 4. An-Nisa, wers 4.34 Mężczyźni stoją nad kobietami ze względu na to, że Bóg dał wyższość jednym nad drugimi, i ze względu na to, że oni
Jeżeli się nawrócą i odprawiać będą modlitwy, zapłacić powinni haracz święty: zostawcie ich w pokoju. Pan jest miłosierny i łaskawy. Sura 2. Al-Baqarah, wers 2.223 Wasze kobiety są dla was polem uprawnym. Przychodźcie więc na wasze pole, jak chcecie, i czyńcie pierwej coś dobrego dla samych siebie. Bójcie się Boga i wiedzcie, że się spotkacie z Nim! A ty głoś radosną wieść dla wierzących! Koran 24. 31 Powiedz wierzącym kobietom, żeby spuszczały skromnie swoje spojrzenia i strzegły swojej czystości; i żeby pokazywały jedynie te ozdoby, które są widoczne na zewnątrz; i żeby narzucały zasłony na piersi, i pokazywały swoje ozdoby jedynie swoim mężom lub ojcom, albo ojcom swoich mężów, albo swoim synom lub synom swoich mężów, albo swoim braciom, albo synom braci lub synom swoich sióstr; lub ich żonom, lub tym, którymi zawładnęły ich prawice; albo swoim służącym spośród mężczyzn, którzy nie są owładnięci pożądaniem cielesnym; albo też chłopcom, którzy nie poznali nagości kobiet. Koran 9. 29 Zwalczajcie tych, którzy nie wierzą w Boga i w Dzień Ostatni, który nie zakazują tego, co zakazał Bóg i Jego Posłaniec, i nie poddają się religii prawdy – spośród tych, którym została dana Księga – dopóki oni nie zapłacą daniny własną ręką i nie zostaną upokorzeni.
gatunków bydląt. Nie będziesz obsiewał pola dwoma rodzajami ziarna. Nie będziesz nosił ubrania utkanego z dwóch rodzajów nici. Pwt 25. 11–12 Jeśli się bić będą mężczyźni, mężczyzna i jego brat, i zbliży się żona jednego z nich i – chcąc wyrwać męża z rąk bijącego – wyciągnie rękę i chwyci go za części wstydliwe, odetniesz jej rękę, nie będzie twe oko miało litości. Pwt 15. 1–2 Pod koniec siódmego roku przeprowadzisz darowanie długów. Na tym będzie polegało darowanie długów: każdy wierzyciel daruje pożyczkę udzieloną bliźniemu, nie będzie się domagał zwrotu od bliźniego lub swego brata, ponieważ ogłoszone jest darowanie ku czci Pana. Kpł 11. 10–12 Ale każda istota wodna, która nie ma płetw albo łusek w morzach i rzekach spośród wszystkiego, co się roi w wodzie, i spośród wszystkich zwierząt wodnych, będzie dla was obrzydliwością. Będą one dla was obrzydliwością, nie jedzcie ich mięsa i brzydźcie się ich padliną. Wszystkie istoty wodne, które nie mają płetw albo łusek, będą dla was obrzydliwością. Wj 35. 2–3 Sześć dni będziesz wykonywał pracę, ale dzień siódmy będzie dla was świętym szabatem odpoczynku dla Pana; ktokolwiek zaś pracowałby w tym dniu, ma być ukarany śmiercią. Nie będziecie rozpalać ognia w dniu szabatu w waszych mieszkaniach.
15
Lb 15. 32–36 Gdy Izraelici przebywali na pustyni, spotkali człowieka zbierającego drwa w dzień szabatu. Wtedy przyprowadzili go ci, którzy go spotkali przy zbieraniu drew, do Mojżesza, Aarona i całego zgromadzenia. Zatrzymali go pod strażą, bo jeszcze nie zapadło postanowienie, co z nim należy uczynić. Pan zaś rzekł do Mojżesza: Człowiek ten musi umrzeć – cała społeczność ma go poza obozem ukamienować. Wyprowadziło go więc całe zgromadzenie poza obóz i ukamienowało według rozkazu, jaki wydał Pan Mojżeszowi. Pwt 22. 5 Kobieta nie będzie nosiła ubioru mężczyzny ani mężczyzna ubioru kobiety; gdyż każdy, kto tak postępuje, obrzydły jest dla Pana, Boga swego. Talmud Babha Bathra 54b Wszystkie rzeczy przynależące do nieżydów są jak na pustyni; pierwszy żyd, który przyjdzie i je weźmie, może uznać je za swoje własne. Midrasch Talpioth 225 Nieżydzi zostali stworzeni, by służyć żydom jako niewolnicy. Moed Kattan 17a Jeżeli żyd jest skuszony, by czynić źle, powinien pojechać do miasta tam, gdzie nie jest znany, i tam robić źle. Sanhedrynu 58b Jeżeli poganin (nieżyd) uderza żyda, goj musi być zabity. Uderzyć żyda to jest to samo, co uderzyć Boga. Yebamoth 98a Wszystkie nieżydowskie dzieci są zwierzętami. Abodah Zarah 36b Nieżydowskie dziewczyny są w stanie nieczystości (niddah) od urodzenia. Abodah Zarah 22a, 22b Goje (nieżydzi) wolą seks z krowami. Gittin 70a Po wyjściu z ustępu człowiek nie powinien mieć stosunku płciowego, aż przejdzie pół mili, ponieważ demon ustępu jest z nim na ten czas; jeżeli to robi, jego dzieci będą epileptyczne. Gittin 69b (p. 329) By wyleczyć chorobę zapalenia opłucnej, żyd powinien „wziąć odchody białego psa i zmieszać je z balsamem, ale jeśli może tego uniknąć, to nie powinien zjeść odchodów psa, bo to rozluźnia kończyny”. Shabbath 86a, 86b Ponieważ żydzi są święci, nie mają stosunku seksualnego podczas dnia, jeżeli dom nie jest zaciemniony. Żydowski uczony może mieć stosunek seksualny podczas dnia, jeżeli używa on swojej części garderoby tak jak namiotu, by zrobiło się ciemno. ARIEL KOWALCZYK
16
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
ZE ŚWIATA
BIBLIA JAK WIKIPEDIA Wielu chrześcijan, zwłaszcza amerykańscy protestanccy ewangelicy, dadzą się posiekać, że Biblia to słowo Boże, ergo – literalna, niepodważalna prawda. Współcześni analitycy Biblii zadają temu środowisku ciężkie ciosy. Badacze z New Orleans Baptist Theological Seminary pokazują, że księgi Nowego Testamentu nie są bynajmniej wykute w kamieniu i podlegały wielokrotnym zmianom. Przez 11 lat analizowali oni najwcześniejsze manuskrypty greckie każdej z ksiąg i wykryli ponad 17 tys. stron odmiennych wersji. W Ewangelii św. Marka przedstawiającej zmartwychwstanie Jezusa pisze się, że powstał z grobu i widziało to wielu ludzi, w tym apostołowie. Tymczasem w manuskryptach nie ma o tym mowy. Profesor Bill Warren twierdzi, że taką informację dodano w II wieku, aby ewangelia efektowniej się kończyła. Inne znaczące rozbieżności dotyczą Ewangelii św. Jana. We wczesnych manuskryptach nie ma śladu słów: „Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem”, przypisywanych Chrystusowi. Historia ta została najprawdopodobniej dołożona do Biblii w II lub III wieku. CS
APOSTACI GÓRĄ Coraz więcej wiernych opuszcza Kościół katolicki w Niemczech.
a episkopat nieprzerwanie twierdzi, że nie są mu znane dokładne dane o apostatach. ASz
LEGION SIĘ ZWIJA Jedna z najbogatszych i najbardziej wpływowych organizacji katolickich zamiera po ujawnieniu prawdy o życiu jej założyciela. Ponad 5 procent księży i kleryków należących do Legionu Chrystusa odeszło w ciągu ostatnich 2 lat z tej organizacji po ujawnieniu skali przestępstw i nadużyć, których dopuszczał się ksiądz Marcial Maciel Degollado – gwałciciel, ojciec sześciorga dzieci, oszust finansowy i… osobisty przyjaciel Jana Pawła II („FiM” 9/2009). Co ciekawe, w zakonie ujawniła się grupa około 200 legionistów, którzy otwarcie domagają się radykalnych reform w zakonie, zwłaszcza odsunięcia skompromitowanych przełożonych, którzy kryli postępki Maciela. Grupa ta spotkała się z… potępieniem ze strony reprezentanta Watykanu, który zarzucił jej, że „działa z natchnienia szatana”. Wprawdzie Watykan po aferze reformuje zakon, ale najwyraźniej niezbyt energicznie. Na razie 1 sierpnia odchodzi pierwsza grupa przywódców, w tym lider i sekretarz zakonu. Legioniści zamykają niektóre prowadzone przez siebie szkoły i seminaria, bo po aferze brakuje chętnych i sponsorów. Ale nawet bez nich majątek zakonu szacowany jest na miliardy dolarów. MaK
ABORCJA JAK MASAKRA Skrajnie prawicowa Wolnościowa Partia Austrii wykluczyła ze swoich szeregów deputowanego Wernera Koenigshofera. Porównał on aborcję do masakry w Norwegii. Ciekawe, że austriaccy prawicowcy gorszą się czymś, co na ambonach, w czasopismach katolickich i wystąpieniach polskich polityków jest tysiące razy powielane – na przykład w formie porównań aborcji do Holocaustu. MaK
BENEDYKT ZNÓW PODPADŁ
Tamtejszy episkopat podaje, że w 2010 roku ponad 180 tysięcy osób dokonało aktu apostazji. W 2009 r. na ten krok zdecydowało się 123 tys. osób. Konferencja biskupów ujawniła także liczbę katolików uczestniczących w mszach (niewiele ponad 12 procent – spadek o 0,5 proc. w porównaniu z 2009 rokiem). W minionym roku liczba opuszczających Kościół była o 11 tysięcy większa od liczby chrztów. Niestety, nadal nie wiadomo, jak kwestia apostazji wygląda w Polsce. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego ponoć nie prowadzi takich badań,
W samym środku napięć na linii Watykan–Irlandia doszło do konfliktu centrali Kościoła katolickiego z Chorwacją. Czy Benedykt chce się skłócić ze wszystkimi katolickimi krajami Europy? Sprawa wygląda poważnie – Chorwaci są wściekli, a rząd wezwał na dywanik nuncjusza apostolskiego w Zagrzebiu. Chodzi o to, że popierani przez Watykan włoscy benedyktyni żądają od jednej z chorwackich diecezji odszkodowania za ziemie stracone po II wojnie światowej. Problem polega na tym, że kwestie wszelkich powojennych pretensji i odszkodowań zostały już dawno wyjaśnione w traktacie włosko-jugosłowiańskim z 1975 roku, a do tego chorwacka diecezja jest na skraju bankructwa. Władze w Zagrzebiu
uznały działania watykańsko-benedytyńskie za ingerencję w wewnętrzne sprawy Chorwacji i próbę podważenia umów międzynarodowych. A gdyby i nasi politycy tak stanowczo bronili polskiej ziemi przed kościelnymi roszczeniami? MaK
KRZYŻ ZAMIAST WIEŻY Nie tylko w Polsce trwa wojna o krzyże. 23 lipca w USA ugrupowania religijne ustawiły 3,5metrowy krzyż w miejscu, gdzie stało ongiś World Trade Center.
Próba sił pomiędzy władzami (państwowe i miejskie) a protestującymi „oburzonymi” z Ruchu 15 Maja przybrała nieoczekiwany obrót. Świetnie zorganizowane obozowisko młodzieży protestującej przeciw kryzysowi, bankom i nieporadności polityków zostało nagle zlikwidowane przez policję. Powodem do takiej konfrontacji jest kolejna wizyta Benedykta XVI w Hiszpanii. Papież, który politykom (także lewicowym) służy za natchnienie do likwidacji protestów społecznych! Czy trzeba lepszego symbolu współpracy tronu i ołtarza? MaK
TERAZ POLSKA?
Skonstruowany został ze stali pochodzącej z zawalonego budynku, a pobłogosławił go franciszkanin. Do sądu najwyższego stanu Nowy Jork natychmiast wystąpiło z pozwem ugrupowanie ateistyczne. Stwierdzono, że teren jest własnością publiczną i utrzymywany jest z podatków wszystkich Amerykanów, nie tylko chrześcijan. Ponadto w ataku terrorystycznym zginęli także przedstawiciele wyznań niechrześcijańskich, a ich przedstawicielom nie pozwolono w miejscu tragedii ustawić swoich symboli religijnych. – To był atak na Amerykę, a nie na chrześcijaństwo – stwierdzili ateiści. – Ustawienie krzyża jest pogwałceniem Pierwszej Poprawki do konstytucji uznającej rozdział religii od państwa. CS
Największa na świecie organizacja zrzeszająca ofiary księży pedofilów chce nawiązać kontakt i pomóc Polakom molestowanym przez duchownych. SNAP (Zrzeszenie Ofiar Księży Pedofilów) działa od 23 lat w USA, Kanadzie i krajach Ameryki Południowej. Działacze SNAP rozpoczęli niedawno kampanię w Europie. Barbara Blaine – założycielka i przewodnicząca zrzeszenia – planuje zorganizowanie we wrześniu spotkania w Warszawie. „Zorganizujemy we wrześniu w Warszawie spotkanie dla ofiar i ich bliskich. I drugie – otwarte dla wszystkich – na którym będziemy dyskutować o problemie molestowania oraz o tym, jak uczynić Kościół i społeczeństwo bezpiecznymi i wolnymi od takich nadużyć. Byłoby naiwnością sądzić, że w Polsce nie dochodzi do molestowania seksualnego, że dotyczy to tylko Irlandii i USA. Wiemy, że są takie przypadki. Ci ludzie wstydzą się i cierpią. Staramy się im pomóc” – powiedziała Blaine. „FiM” zaopatrzy SNAP w materiały poglądowe. Do sprawy wrócimy. ASz
muzułmanie, buddyści. W oczywisty sposób nowa sytuacja będzie sprzyjać starym Kościołom tradycyjnym, w tym dwóm największym – katolickiemu i ewangelicko-reformowanemu. I zapewne o to właśnie chodziło – aby środki państwowe w większych sumach przeznaczyć właśnie dla nich. MaK
SAMOZAGŁADA PROROKA Raczej się nie zdarza, aby ktoś uznający się za proroka doszedł do wniosku, że jest prorokiem fałszywym. Coś takiego przydarzyło się 21-letniemu Amerykaninowi z Longmont. Upadły prorok, o którym mowa, użył noża do krojenia kotletów, aby obciąć sobie język – organ przyczyniający się do emisji fałszywych proroctw. Mężczyzna nie miał nawet czasu zgromadzić wokół siebie wyznawców, założyć Kościoła i zebrać milionów dolarów, co w Ameryce wcale nie jest takie trudne. Ukatrupił swą świętość nieodwracalnie, bo cóż to za prorok, który posługuje się językiem migowym. Po amputacji narządu mowy postanowił zatamować krew, opalając ranę nad płomieniem kuchenki gazowej, a świadkowie tej akcji usiłowali do tego nie dopuścić. Lekarze nie byli w stanie już nic uczynić, bowiem po samookaleczeniu nieszczęśnik wrzucił język do ubikacji i nie udało się go odzyskać. Zamiast sławy i wiernych, ma zapewnione towarzystwo psychiatrów. CS
KRWAWA POBOŻNOŚĆ Troy Moross z USA stracił życie w 2001 roku, w wieku 26 lat, z powodów religijno-seksualnych.
MODLITEWNA KAMPANIA Modlitewnie rozpoczął swoją kampanię prezydencką gubernator Teksasu Rick Perry. Zorganizował on na stadionie w Houston gigantyczną „modlitwę za Amerykę” w obecności 30 tysięcy ludzi. Spotkanie odbyło się mimo ostrzeżeń organizacji świeckich, które uważają, że gubernator złamał prawo, angażując się jako urzędnik państwowy w publiczną działalność religijną. Gubernatorowi grożą pozwem. Perry zlekceważył jednak przeciwników, wiedząc, że w ultrakonserwatywnym regionie liczy się raczej wymachiwanie Biblią niż respektowanie kodeksu prawa państwowego. Perry nie kryje swoich apetytów na zasiadanie w Białym Domu i modły niewątpliwie stanowiły specyficzny show przedwyborczy. MaK
SYMBOLICZNA LIKWIDACJA Słynny obóz protestujących na Puerta del Sol w Madrycie zlikwidowano z powodu… wizyty papieża.
DYSKRYMINACJA NA WĘGRZECH Prawica węgierska chce przykręcić śrubę Kościołom. Ale tylko tym, które PiSopodobny rząd w Budapeszcie uznał za mniej słuszne. Pobożny premier Orbán przeforsował nową ustawę o związkach wyznaniowych, która spowoduje wyrejestrowanie ze spisu religii większości z nich: od 2012 roku przywilejami kościelnymi – w tym subwencjami państwowymi – będzie się cieszyć tylko 14 z 362 istniejących dotychczas legalnie. Reszta będzie mogła się starać o ponowne włączenie do spisu, ale może to być niełatwe – trzeba będzie bowiem udowodnić, że działa się na Węgrzech przynajmniej od 20 lat. A poza tym trzeba zyskać poparcie aż 2/3 członków parlamentu, bo to on będzie odpowiedzialny za rejestrację Kościołów. Decyzja władz wywołała już gwałtowne protesty i skargi do Unii Europejskiej. Ze spisu zostaną wyrzuceni m.in. zielonoświątkowcy, adwentyści, świadkowie Jehowy,
Zginął od ciosu w głowę, po czym ktoś z wprawą chirurga amputował mu genitalia. Niedawno po przeprowadzeniu badań DNA ujęto prawdopodobnego sprawcę zbrodni. Jest nim 51-letni mężczyzna o swojskim nazwisku Robert Nowak. Moross padł ofiarą seksualno-religijnej sekty działającej w Rochester. Zajmowała się ona okaleczaniem i torturowaniem ofiar, co było uwieczniane na filmach. W domu Nowaka zabezpieczono narzędzia chirurgiczne oraz zabawki seksualne. CS
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
K
iedy urodziła się nam córka – tu, na francuskiej ziemi, z ojca Francuza – moim naturalnym (genetycznym?) odruchem był pomysł ochrzczenia jej, choć progu kościoła, poza celami turystycznymi, od dawna nie przestąpiłam. Chrzest jawił mi się jako impreza rodzinna. Nie miałam szczęścia do swoich chrzestnych, więc marzyły mi się przyjazne stosunki rodzinne między własnym potomstwem a jego chrzestnymi (obserwowałam to u koleżanek) i szczególna uwaga, jaką poświęciliby oni mojemu dziecku, jakieś pamiątkowe upominki na osiemnastkę itd. I tu mój mąż się postawił. Nie tyle w swym ateizmie, co w swej lewicowości i laickości. Że co? Dziecko ochrzcić? Na pośmiewisko chcesz nas wystawić? Chcesz, żeby związkowi koledzy się ze mnie śmiali? Ja na to, że co w tym wielkiego, że dziecięciu jakieś imię się należy i w ogóle. Swoją drogą, dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę zarówno z własnej naiwności, jak i z pustoty polskiego katolicyzmu. Dla mnie była to kwestia nadania imienia oraz zapewnienia chrzestnych, którzy ewentualnie pomogliby córce w razie naszej śmierci. Tak to widziałam. Francuski katolicyzm i ogół społeczeństwa widzi jednak to wydarzenie wyłącznie jako przystąpienie dziecka do pewnej wspólnoty wyznaniowej (my do żadnej przynależności się nie poczuwamy, więc faktycznie chrzest byłby aktem nielogicznym), a rolą chrzestnych jest… religijne uświadamianie i wychowywanie chrześniaka. Wspomnę, że mąż mój jest chrzestnym swojego siostrzeńca… Notabene siostrzeniec swojego syna już ochrzcić nie dał. Wspomnę też jako ciekawostkę, że dla ludzi, którzy tęsknią za rodzinną imprezą jak ja, wymyślono w tym kraju „chrzest obywatelski”, czyli oficjalne przyjęcie dziecka do wspólnoty obywateli (laickich) swego państwa. Małżonek, tym razem chyba w jakimś anarchistycznym odruchu, też nie był skory do tej ceremonii, która, bądź co bądź, trąci co nieco nacjonalizmem (szczególnie na historycznym tle republiki Vichy). No więc od prawie 5 lat wychowujemy poganina. Potomek ma jednakże zapewnione święta w postaci malowania jajek oraz choinki, a nawet żłobka. Swoją drogą, przynajmniej w większych miastach, gdzie bawią się razem dzieciaki różnych religii, wiele niechrześcijańskich rodzin (np. muzułmanie czy hinduiści) zaadoptowało bożonarodzeniowe drzewko do swych innowierczych obyczajów, gdyż domagają się tego maluchy obserwujące na ulicach świerki. Inna rzecz, że ułatwia im to francuska nazwa tychże świąt – „Noël” – w której nie ma słowa „Bóg”. Z powodu mieszanki kulturowej oraz zamiłowania do laickości we Francji mówi się o „świętach końca roku”, które to
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Laickie, ale jakie Czy można wychować dziecko po laicku? Można, ale nie jest to proste. Łatwiej jest w takim pluralistycznym, świeckim kraju jak Francja, gorzej – w Polsce.
Fot. Mac
powiedzenie można bardzo łatwo zastosować zarówno do Bożego Narodzenia, jak i muzułmańskiego Święta Barana czy żydowskiej Chanuki, obchodzonych w okolicach naszej choinki, a także do przełomu roku albo rocznicy zniesienia niewolnictwa, świętowanego w niektórych departamentach zamorskich 20 grudnia… Do wyboru, do koloru. Dzieci i młodzież dowiadują się – co bardzo cenne – że dla każdego ważne jest coś innego. Wracając do laickiego podejścia do świąt, nie mieliśmy kłopotu z małym Jezuskiem w żłóbku, który miał mamę i tatę, jednym słowem – wszystko układało się w małej główce według własnych rodzinnych standardów. Do czasu. Do czasu, gdy podczas ostatniej Wielkanocy nasza pięciolatka zobaczyła, chyba gdzieś w katolickich Włoszech, ukrzyżowanego Jezusa (już wcześniej ją to zastanowiło – gdy byliśmy kiedyś na cmentarzu – ale ponieważ widywała już wieloreligijne cmentarze, jakoś jej to pewnie umknęło). Wywiązał się
następujący dialog: „Mamusiu, a Jezusek umarł?”. „Yyyy, noooooo, umarł, ale jak był już dorosły”. (Całe szczęście, chyba by się zapłakała, gdyby umarł dzieckiem!). „Mhy, a dlaczego umarł?”. „Źli ludzie zrobili mu krzywdę i umarł”. „A jak mu zrobili krzywdę?”. No i co powiedzieć pięcioletniemu dziecku o ukrzyżowaniu? Skoro jesteście czytelnikami „FiM”, to pewnie macie podobne rozterki jak ja. Skończyło się odwróceniem uwagi na nadjeżdżające Lamborghini Diablo, bo ręce mi opadły. Ujrzałam wówczas po raz pierwszy ogrom dziwaczności i niezrozumiałości „naszej” religii. Nie tylko naszej. Z powodów poniekąd rodzinnych córka moja ma stosunkowo regularną styczność z hinduizmem. Najbardziej rzucającym się w oczy i miło wyglądającym hinduskim bóstwem jest Ganesz – chłopczyk ze słoniową głową (patronujący dzieciom, zresztą). Niestety, kiedy przepadająca za tą postacią córeczka zapragnęła dowiedzieć się, dlaczego Ganesz ma głowę słonia,
słowa wytłumaczenia ugrzęzły mi głęboko w gardle. Zbyłam ją szybkim „żeby było ładniej i inaczej, żeby ludzie pamiętali, że zwierzątka też są ważne”. A tu niefart – w kupionej córce kreskówce o Ganeszu hinduski twórca bajki bez żenady wyjawia dzieciom krwawą historię malucha. Otóż Ganesz na rozkaz matki sprzeciwia się ojcu, a ten nasyła na niego zbirów, którzy obcinają mu głowę. Uwaga, to nie koniec. Kiedy nieźle wkurzona matka każe mężowi wskrzesić syna, ten wysyła sługi, aby przynieśli głowę pierwszej napotkanej istoty. I co robią słudzy? Obcinają głowę śpiącemu, małemu (!) słonikowi, żeby przyczepić ją Ganeszowi… Nie no, po prostu straciłam całą sympatię dla hinduizmu, jaką miałam. I wszystkie hinduskie maluchy uczą się o tym tak po prostu – tak jak chrześcijańskie dzieciaki o ukrzyżowaniu. A skoro jesteśmy przy ukrzyżowaniu, to ostatnio opowiedziano mi historię chłopca, który – indoktrynowany na lekcjach religii – przeżył
17
głęboko fakt, że jakiegoś dobrego pana zabili, dlatego że on (chłopiec, nie pan) nie słucha rodziców. No bo niby za nasze grzechy, tak? A za jakie grzechy, przepraszam, przeraża się w ten sposób dzieciaki w szkole? I to państwowej! Ponoć w Polsce powszechnie wciska się uczniom, że gdy robią coś złego, to cierpi Jezus. To jest tak, że kiedy oni na przykład nie pomogą mamie, to jakby Jezusowi ktoś palec ucinał! I jak tu nie być przeciwnikiem religii w szkole? Wniosek – religia uczy dzieci przemocy. A na dodatek ciężko od niej uciec. Jest przecież wszechobecna i wcale się nie krępuje. Nie mam nic przeciwko bożonarodzeniowym wystrojom ulic (jakkolwiek na przykład świadkowie Jehowy twierdzą, że jest to narzucanie katolicyzmu), ale przecież w telewizji na okrągło obecni są sutannowi, którzy biorą udział w poważnych dyskusjach na najróżniejsze tematy. Uwielbiająca kolorowy ekran i wpatrzona w niego ukradkowo dziatwa (jak wielu rodziców sadza małolatów przed telewizorem, żeby po prostu mieć święty spokój?), która nie ma jeszcze wykształconego krytycznego myślenia, nabiera mimochodem przekonania, że są oni specjalistami od wszystkiego i że z ich zdaniem należy się liczyć w każdej dziedzinie. Podobnie dzieje się w każdej innej religii, gdzie sfera duchowa miesza się z państwową, że nie wspomnę o większości krajów muzułmańskich, gdzie po prostu różnicy między tymi dwiema nie ma żadnej, zatem nie ma nawet co analizować, a z pokolenia na pokolenie wychowuje się dzieci i młodzież do życia po prostu według praw wyznaniowych. Są przynajmniej takie szczęśliwe kraje jak Francja (jednak!), gdzie państwo pozostaje laickie, a różnorodność religijna jest codziennością, choć czasami trzeba się nagłowić, aby odpowiedzieć na dziecięce pytania. Cytaty z własnego podwórka: „Mamusiu, a dlaczego ten pan tak krzyczy z góry?” (muezin); „A dlaczego chodzimy zapalać światło u sąsiada?” (szabat); „Tatusiu, a po co babcia chodzi do kościoła?”; „Mamusiu, ja chcę iść porozmawiać z Ganeszem, jak babcia chodzi rozmawiać z Jezuskiem”. Czasem są i zabawne strony tego medalu. W wieku lat czterech nasza córka ujrzała jeden z tych nowoczesnych, betonowych, bezkształtnych polskich kościołów z lat 80.–90. i zapytała: „Mamusiu, czy to jest cyrk?”. Inny znów, posiadający czerwony dach, zyskał u niej miano „domku Czerwonego Kapturka”, a na widok zdjęcia z mojej pierwszej komunii zdziwiła się: „Mamusiu, co to był za teatrzyk?”. Teatrzyk, ten i inne, trwa już tysiące lat. Mam nadzieję, że nadejdzie kiedyś pokolenie takich dzieci, które będą się nad religią zastanawiać, a ona nie będzie ich przerażać czy śmieszyć. Tylko jak takie pokolenie wychować? AA
18
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Raport o mniejszości Mniejszości zawsze są zakładnikiem elit politycznych – twierdzi w wywiadzie z „FiM” socjolog dr Adam Bobryk. – Kto jest w gorszej sytuacji – Polacy na Wschodzie czy mniejszości narodowe na terenie Polski? – W Polsce mniejszości korzystają z wielu przywilejów – na przykład wyższej subwencji oświatowej i dofinansowania na działalność kulturalną i wydawniczą. Mogą też używać swych imion i nazwisk w oryginalnym brzmieniu, w wielu miejscowościach ich język uznany jest jako pomocniczy w urzędach, gdy dana ludność stanowi przynajmniej 20 proc. mieszkańców. Obecnie w Polsce jest 30 takich gmin – w 22 stosuje się język niemiecki, w pięciu – białoruski, w dwu – kaszubski, w jednej – litewski. Natomiast w 40 gminach używane są równolegle nazwy w języku mniejszości. Dla porównania: Polacy w Niemczech nie zostali nawet uznani za mniejszość narodową, a na Litwie od lat prowadzi się działania dążące do ograniczenia zakresu szkolnictwa polskiego. W traktacie polsko-litewskim z 1994 roku uznano co prawda prawo Polaków do imion i nazwisk w brzmieniu języka ojczystego, zastrzeżono jednak, że szczegółowe rozwiązania zostaną przyjęte w oddzielnym dokumencie, którego nie ma do dziś. Za to służby porządkowe wchodzą na teren prywatnych posesji i żądają usuwania tabliczek z polskimi nazwami ulic, które znajdują się obok litewskich. Jednocześnie grozi się lokalnej administracji samorządowej zdominowanej przez Polaków, że jeśli polskie napisy nadal będą na obiektach, urzędnicy poniosą kary finansowe, a może nawet trafią do więzienia. – Twierdzi pan, że polskie władze podejmują nieskuteczne działania, aby pomóc Polakom na Wschodzie. Tymczasem minister Radosław Sikorski, przepraszając za decyzję polskiej prokuratury w sprawie Alesia Bialackiego, deklaruje: Zdwoimy wysiłki na rzecz demokracji na Białorusi! – To tylko dowód na to, że chaotyczną politykę maskuje się górnolotnymi deklaracjami. Brak odpowiedniego wsparcia dla Polaków na Wschodzie nie wynika ze złej woli. Strona polska podejmuje wiele rozmaitych działań, niemniej brak tu spójnej wizji i dostrzegania związków przyczynowo-skutkowych. Najpierw zapowiadamy ingerencję w wewnętrzne sprawy sąsiada, a później dziwimy się, że jest negatywna reakcja. Poprawność polityczna
w relacjach z Litwą powodowała, że brak było skutecznych interwencji na rzecz mniejszości polskiej, co uznano za przyzwolenie dla dalszych działań. Od wielu lat strona polska skupia się na postulatach dotyczących pisowni nazwisk, a przecież znacznie ważniejsze jest odzyskanie przez Polaków ich dawnej własności, co w zdecydowany sposób podniosłoby ich status materialny i społeczny. Samo hasło – Polacy na Litwie, Ukrainie czy Białorusi – budzi pozytywne emocje, brak jest natomiast perspektywicznej i skoordynowanej działalności. Powołano stosowne zespoły i komisje, ale tak naprawdę nie ma racjonalnie określonych bliższych i dalszych celów. Jest raczej bieżące działanie, bez właściwego rozpoznania potrzeb. W Mohylewie na Białorusi wybudowano Dom Polski, gdy w całym województwie żyło wówczas niespełna 3 tys. Polaków (teraz jest ich o połowę mniej), a nie wystawiono go w Grodnie, gdzie w samym mieście jest 65 tys. Polaków. Funkcjonuje kilka organizacji finansowanych z budżetu państwa, na przykład Związek Polaków na Białorusi... –... który złożono na ołtarzu ofiarnym! – Zawsze mniejszości są zakładnikiem polityki międzynarodowej. A przecież nie możemy według naszych standardów i oczekiwań rozwiązywać problemów wewnętrznych sąsiadów. Nie jest zadaniem jakiegokolwiek kraju obalanie przywódcy ościennego państwa, niezależnie od jego oceny. Można nie zgadzać się z prowadzoną przez niego polityką. Są jednak pewne standardy zachowań. Tymczasem oczekuje się nieposłuszeństwa od obywateli sąsiedniego państwa wobec jego władz, zapominając jednak, że żyją oni w określonych warunkach, w których muszą pracować, mieszkać, rozwijać się. Nie bierze się pod uwagę konsekwencji, które nas bezpośrednio dotyczyć nie będą. Wskazywanie przy tym, który rodak jest słuszny, a który nie, stanowi duże niebezpieczeństwo dla funkcjonowania mniejszości polskiej jako całości. Obecnie jest taka sytuacja, że starzy AK-owcy i sybiracy, którzy działają w oficjalnych strukturach Związku Polaków, mają trudności z wjazdem do Polski i brak szans na otrzymanie karty Polaka. Ci ze środowiska opozycyjnego są z kolei prześladowani na Białorusi za to, że nie przestrzegają norm
prawnych obowiązujących w tym kraju. To jest działanie niekorzystne przede wszystkim dla mniejszości polskiej i doprowadzi do dalszego drastycznego zmniejszenia jej liczebności. Takie działania przyspieszają procesy asymilacyjne. Zadaniem Macierzy nie jest wskazywanie, który ze Związków Polaków jest lepszy, tylko doprowadzanie do sytuacji, by była to jedna organizacja, która może swobodnie działać i realizować swe cele statutowe. – Zmiana polskiego rządu nie rozwiązała tego problemu? – Pojawiło się kilka ciekawych inicjatyw. Skończyła się polityka deklaratywnej wielkiej przyjaźni z Litwą, bez realnego uwzględniania położenia mniejszości polskiej, ale z tego niewiele wynika. Liczą się efekty, a nie chęci. Mamy wieloletnie zaniedbania. Poprawę statusu Polaków na Litwie przecież można było uzyskać chociażby przy akcesji tego kraju do UE i NATO, a u nas przyjęto założenie, że to musi być bezwarunkowe. W przypadku Białorusi proszę zobaczyć, ile funduszy wydaje się na rzecz środowisk opozycyjnych wobec władzy. Czy skutek nie byłby lepszy, gdyby przeznaczyć je na rozwój oświaty? Sprzyjałoby to także załagodzeniu wzajemnych relacji. – Na razie konflikt na Białorusi trwa od 2005 r. Jakie są jego konsekwencje? – Najbardziej widoczne jest to, że coraz mniej osób przyznaje się do polskości. O połowę spadła liczba polskich uczniów. Specyfiką Białorusi jest to, że funkcjonują tam tylko dwie szkoły polskie – w Grodnie i Wołkowysku. Poza tym konflikt
z władzami Białorusi w sposób istotny odbija się na sytuacji mniejszości polskiej. Nikt jakoś nie zwrócił uwagi, że między spisami powszechnymi w 1999 r. i 2009 r. ubyło ponad 100 tys. Polaków. I to nie dlatego, że była presja, by wskazywać inną narodowość. Do takiej autodeklaracji zniechęcały konflikty i dzielenie na dobrych i złych Polaków. To nie tworzyło dobrej atmosfery. Takie napięcia zawsze wzbudzają obawę. Poza tym w ferworze emocji zapomina się też o interesach gospodarczych. – Znajdą się pewnie tacy, którzy zarzucą panu pochwałę reżimu. – Nie oceniam w tej rozmowie polityki władz Białorusi, choć chciałbym jej zmiany. Pragnę jednak wskazać na konsekwencje, które są wywoływane przez naszą stronę. Nie można poświęcać losu mniejszości narodowej, która topnieje w ogniu walki politycznej. Zwróćmy uwagę, że kiedy niemiecka gazeta „Die Tageszeitung” porównała braci Kaczyńskich do kartofli, w Polsce mieliśmy do czynienia z falą protestów. Co by się zatem stało, gdyby liderzy innego kraju otwarcie wzywali do obalenia polskiego rządu i wspierali antyrządowe protesty?! Musimy patrzeć w sposób nieemocjonalny, uwzględniając rachunek zysków i strat oraz lokalną specyfikę. O tym, do czego prowadzi angażowanie się w wewnętrzne sprawy sąsiedniego kraju, niech świadczy przykład Ukrainy. Polska postanowiła w okresie pomarańczowej rewolucji nieść tam demokrację. A efekt? Do władzy doszedł prezydent, który hołdował banderowcom, sprawcom rzezi Polaków na Ukrainie. Samego Stepana Banderę uczynił bohaterem Ukrainy. Z kolei prezydent
Doktor Adam Bobryk – socjolog, specjalizuje się w badaniach dotyczących mniejszości narodowych i wyznaniowych, m.in. w problematyce Polaków na Wschodzie.
Wiktor Janukowycz, który w wyniku ówczesnych mediacji został odsunięty od władzy, dziś jest prezydentem Ukrainy, i to z nim polska dyplomacja musi teraz rozmawiać. Nasze dość ponadstandardowe zaangażowanie spowodowało reakcję domina – zdawać by się mogło przypadkowe negatywne kroki ze strony Rosji i Białorusi... – Jak wówczas należało odczytać tę decyzję Juszczenki w sprawie Bandery? – To dla naszych elit było zaskoczenie, bo przecież Wiktor Juszczenko był ich wielkim ulubieńcem. To pokazuje, jak krótkowzroczna jest polska polityka wschodnia. Powinniśmy wyjść wreszcie ze sfery emocji. W polityce liczą się fakty, a nie mity. Nasza pozycja w Unii Europejskiej byłaby znacznie wyższa, gdybyśmy mieli dobre relacje z krajami graniczącymi. – Te stosunki wciąż jednak dobre nie są. Obecnie w ogniu krytyki znalazł się Radosław Sikorski, który jakoby podsyca gasnący ogień konfliktu polsko-litewskiego. – Trudno mówić o jakimś wcześniejszym konflikcie. Obydwie strony przez wiele lat podkreślały, że relacje są najlepsze od czasów Jagiełły. Polska jednak starała się nie dostrzegać negatywnego stosunku wielu środowisk litewskich do mniejszości polskiej, od „Sajudisu” poczynając. Minister Sikorski tylko jasno wyartykułował pewne oczekiwania, żeby jednak miało to wpływ na położenie Polaków, musi być elementem szerszej polityki. Warto tu zwrócić uwagę na przykład na inicjatywę litewskich aptekarzy z sieci „Litfarma vaistin?”. W specjalnej gazetce stwierdzili oni wprost, że na obecnych relacjach odbija się przedwojenna polityka, gdy państwowość litewska była budowana na antypolskości. Wzywają jednocześnie do dialogu. Jest wiele środowisk na Litwie, które są otwarte na dialog. Myślę, że kompromis jest zawsze możliwy. – A katastrofa Tupolewa? Jak wpłynęła na stosunki polsko-rosyjskie? – Katastrofa wywołała w narodzie rosyjskim falę ogromnego autentycznego współczucia. Nastąpiło przełamanie. To otwarcie strony rosyjskiej zostało jednak przytłumione za sprawą dalekich od realiów hipotez, które zaczęły funkcjonować w Polsce. Ostatecznie coś, co mogłoby być swoistym pomnikiem ofiar tego tragicznego wypadku, a więc dobre relacje polsko-rosyjskie, zacieśnienie współpracy gospodarczej, zawiązanie prawdziwego strategicznego partnerstwa, na czym Polska z pewnością by zyskała, zostało w dużym stopniu zmarnowane przez różnego rodzaju insynuacje i oskarżenia. Rozmawiała WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
LISTY Krwawe żniwo Rządy IV RP zbierają swoje żniwo. Najpierw była Barbara Blida, zaszczuta przez służby podległe Ziobrze i Kaczyńskiemu, a teraz Andrzej Lepper. Jego upadek polityczny rozpoczął się zaraz na drugi dzień, gdy wszedł do rządu Jarosława Kaczyńskiego. Sam Kaczyński mówił (to są jego słowa), że wysłał za Lepperem służby specjalne zaraz po tym, jak ten objął tekę wicepremiera. Już wtedy Kaczyński rozpoczął knowania przeciwko niemu i z tego właśnie wynikła afera gruntowa sprokurowana przez CBA oraz niejednoznaczna seksafera, w której Aneta Krawczyk nie mogła znaleźć ojca swojego dziecka i oskarżała o to Leppera i Łyżwińskiego. Tego ostatniego doprowadzono w areszcie do śmiertelnej choroby, choć badanie DNA obu ich wykluczyło. Początkowo współczułem tej kobiecie, lecz potem zauważyłem, że sprawa jest szyta zbyt grubymi nićmi. Nie byłem fanem Leppera, bo prowadził destrukcyjną politykę, ale jego upadek zapoczątkował nie przeciwnik polityczny, tylko współkoalicjant z rządu – Jarosław Kaczyński z Ziobrą i PiS-em. Lepper najprawdopodobniej nie wytrzymał presji, plucia i popełnił samobójstwo. Analogia do Barbary Blidy nasuwa się sama, a różni ich tylko rodzaj śmierci: u Blidy gwałtowna, pod wpływem chwili, u Leppera odległa w czasie – on musiał dojrzewać do tak drastycznej decyzji. Jego prześladowców wybielił w swoim raporcie niejaki Czuma… Ciekawe, jak się teraz czują Tusk i cała PO. Oni mają chyba rozdwojenie jaźni, bo podpisali się pod raportem Ryszarda Kalisza, który przedstawia czarną stronę rządów IV RP, a z drugiej strony Czuma – ich przedstawiciel – w swoim raporcie wybiela te rządy i ich liderów. Z tego wynika, że PO stała się jak Lech Wałęsa – jest za, a nawet przeciw, i to jednocześnie w tej samej sprawie. Oto polska paranoja. Józef F., Głogów
Trzeba zmian Uśmiałem się 20.07.2011 r., oglądając w programie „Tak jest” występ profesora Nałęcza. Bełkot jak zwykle, a do tego Nałęcz powiedział, że spoty wyborcze to „taki ogłupiacz”... Chyba zapomniał, jak sam się ośmieszył, publikując billboardy ze zdjęciami: swoim i prezydenta Obamy. Żałosny facet ten profesor od siedmiu boleści, natomiast bardzo dobrze się stało, że nastąpiła pewna furtka do prawdziwej demokracji. Mam na myśli jednomandatowe okręgi wyborcze do Senatu, choć uważam, że Senat to relikt, który powinien zniknąć, bo wiadomo, jakie są jego kompetencje. To przechowalnia niepotrzebnych etatów,
o czym w przeszłości mówił Leszek Miller, a obecnie – wielu Czytelników „FiM” oraz sam Palikot. Ale powinno się iść za ciosem i w przyszłości dążyć do prawdziwej demokracji, to jest do jednomandatowych okręgów wyborczych do Sejmu! Bo to jest najważniejsze, żeby przełamać ten monopol zabetonowanej sceny politycznej, choć po 9 października 2011 r. i tak się nic nie zmieni. Banda czworga się załapie, bo ma lepszą kasę i zaporę w postaci 5-procentowego progu. Należy zmienić ordynację wyborczą i wszyscy muszą dążyć do reform politycznych, gdyż ten układ zniszczy nas prędzej czy
zużywa się tony papieru na listy partyjne. Gdzie jest ta tania Polska, którą nam proponowano? Gdzie oszczędność papieru? Dlaczego nikt nie zwrócił uwagi na lasy, z których produkuje się materiał na plakaty partyjne oklejające nasze miasta? Po wyborach pozdzierane propagandowe afisze będą tylko zmorą zakładów oczyszczania miast. Dlaczego nie można zarejestrować komitetów Partii zarejestrowanych w sądzie – uniknęłoby się wtedy stresu towarzyszącego zbieraniu podpisów. Można byłoby też oszczędzić fundusze, gdyby wystarczyła lista zawierająca dane o kandydatach,
pacyfistów, przeciwnie – uważam, że napadnięty ma prawo do obrony, a agresora powinna spotkać sprawiedliwa kara. Osobiście złamałam palec bandziorowi, który napadł na mnie w centrum Szczecina, i wcale tego nie żałuję, ale była to obrona konieczna, która nie miała nic wspólnego z górnolotnymi uczuciami i – zamiast przynieść zmiany na lepsze w moim życiu – przyniosła silny stres. Wojny i rewolucje prowadzone z honorem, jakie oglądamy na filmach, nie mają nic wspólnego z prawdziwym obrazem konfliktów zbrojnych. Najlepiej wiedzą o tym ci, którzy osobiście doznali okropności wojny. (Niech pan Arkadiusz spróbuje do swoich poglądów przekonać choćby jednego więźnia obozu koncentracyjnego!). Irena Matejek
Przystanek Jezus
później. Nie może być tak, żeby piłka krążyła tylko między dwoma zawodnikami (PO i PiS), a reszta stanowiła rezerwę. Dlatego trzeba stworzyć „rewolucję polityczną”, to jest jednomandatową ordynację wyborczą do Sejmu. Najlepiej to zrobić poprzez powołanie Komitetu Obywatelskiego, tj. obywatelskiego projektu z liczbą podpisów wystarczającą do tego, żeby tym projektem zajął się Sejm. I to bez przechowywania w zamrażarce, tylko natychmiast, bo inaczej marazm będzie trwał wiecznie, ze szkodą dla nas. Według sondaży nie widać na politycznym horyzoncie, żeby partie spoza Sejmu przebiły się przez mur 5-procentowego progu. Więc jedyna metoda to nowy podkop i tunel, czyli nowa ordynacja. A druga sprawa to dobór odpowiednich kandydatów, ponieważ niektórzy to się już za bardzo dobrze mają – bywa że od 20 lat. Wytworzyła się nowa klasa bogatych pasożytów, którzy poprzez układy dobrze prosperują i mydlą oczy tą dupokracją. Co to jest demokracja? Odp.: To wybory do Sejmu na osoby, nie na partie, oraz czynnik kontrolujący, czyli rekrenda! Libertas
Wybory na papierze Zbliżają się kolejne wybory do polskiego parlamentu, więc ludzie chodzą i zbierają podpisy, aby zarejestrować komitety. Czas tych ludzi jest marnowany, a do tego
19
SZKIEŁKO I OKO
wisząca spokojnie na słupie reklamowym. Bywa często i tak, że ludzie podpisują listę jakiegoś komitetu, a głosują na zupełnie innego kandydata, bo wychodzą z założenia, że dobrego towaru nie potrzeba reklamować. Jeśli ludzie znaliby dobrego kandydata ze swojego otoczenia, to cyrk z kampanią wyborczą byłby zbyteczny. Marian Kozak
Brawo, motyl! Podpowiadam Panu Hajnclowi (motyl na procesji), jaką ma przyjąć linię obrony w sprawie o tzw. obrazę uczuć religijnych. Skoro Kościół katolicki anektuje wszystkie ludowe zwyczaje i obrzędy, należy w sądzie tłumaczyć, że chciał Pan podsunąć księżom pomysł, by obok sypania kwiatków podczas procesji przyklepali także różne inne formy wyrazu artystycznego – właśnie motylki, ptaszki i inne zwierzątka, za które będą się przebierały dzieci i dorośli „na chwałę Bożego Ciała”. Panie Pawle, jestem pod wrażeniem. To, co Pan zrobił, jest piękne i na pewno podoba się Bogu. W.S.
Krew i honor cd. Przytoczone przez Marka Kraka („FiM” 30/2011) argumenty Arkadiusza C. są żałosne, ponieważ każdy, kto kojarzy walkę zbrojną z honorem, godnością i zmianami na lepsze, zasługuje na ocenę niedostateczną z historii i zdrowego rozsądku. Nie należę do stuprocentowych
Chciałabym podziękować za bardzo rzetelny artykuł o Woodstocku i woodstockowiczach. Napisaliście też o Przystanku Jezus, moim zdaniem jednak zbyt łagodnie. Dlaczego tak twierdzę? O „Jezusach” – tych małych, pucułowatych draniach – mogłabym mówić godzinami. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że mój obóz, w którym jako Pokojowy Patrol miałam odpoczywać i regenerować siły przed pracą nad bezpieczeństwem festiwalu, sąsiadował z Przystankiem Jezus (pierwsze, co dane mi było zobaczyć po wystawieniu głowy z namiotu, to wielki krzyż, więc czułam się prawie jak pod Pałacem Prezydenckim). Nie wiem, czy wam wiadomo, ale wielka scena ustawiona przez rzeczonych to „podest bez zadaszenia i nagłośnienia”, no ale jeśli według nich Jezus Świebodziński to mała architektura ogrodowa, to ja nie mam pytań. Kochane Jezuski zapewniały nam na co dzień moc rozrywek, a było to m.in. słuchanie w kółko „Waka Waka” Shakiry i „Radio Hello” zespołu Enej (swoją drogą ciekawe, czy mają na to koncesję), opowiadanie świadectw wiary (w kółko tych samych), straszenie ludzi ogniem piekielnym, a żeby wieczory nie były nudne, zapraszano gości, którzy obrażali wszystkich zebranych – co było nie lada osiągnięciem. No ale jeśli zaprasza się Jana „Szkoda gadać” Pospieszalskiego, to wszystko staje się jasne. Nie mówiąc już o spowiadaniu w trybie awaryjnym każdego, kto się nawinął, i happeningach pod płotem obozu. Słowem, chrześcijanin tańczy, tylko czemu przy tym narzuca się innym i zmusza ich do mimowolnego uczestnictwa w swoich magicznych praktykach? Matka Boska Bezlitosna
Bądźmy oazą pokoju Uważam za wielkie nieporozumienie list „Kocioł wybuchnie” czytelnika M., wieszczącego konieczność bliskiego wybuchu wojny, i to akurat na terenie Polski. Może chodzi mu o tę ideologiczną, polsko-polską, a ta istnieje już od dawna. Jak można tak cynicznie pragnąć wojny! Przecież fakt, że należymy do zjednoczonej Europy, daje nam wielką gwarancję pokoju. Ta osoba nie zna kompletnie współczesnej historii Europy. Powołanie przez Schumana wspólnoty węgla i stali, która przekształciła się potem w Unię Europejską, miało właśnie za główny cel zachowanie światowego pokoju. I dzięki temu cieszymy się tym pokojem już 66 lat. Możemy tylko śledzić różne dramatyczne wydarzenia rozgrywające się w nieszczęsnych obszarach innych kontynentów. I nie wolno nam „wieszczyć” żadnych wojen, tylko usilnie dążyć do światowego pokoju. Szkoda, że nasi politycy tak kurczowo trzymają się sojuszy z państwami terrorystycznymi. Po uwolnieniu się z narzuconego nam sojuszu z ZSRR rzuciliśmy się w zbrodniczy sojusz z największym światowym terrorystycznym państwem – USA. A efekt tego to wplątywanie nas w coraz to nowe konflikty zbrojne, podczas których zginęło już wielu żołnierzy polskich i które tyle nas kosztują. A wystarczyło wziąć przykład z Kostaryki, państwa, które – mimo położenia w bardzo niespokojnym rejonie – w 1949 r. zlikwidowało całkowicie armię i jest oazą spokoju i dobrobytu. W ostatnim rankingu dobrobytu państw świata Kostaryka zajęła 6 miejsce. Polska jest daleko za 50 miejscem. Władysław
Świeccy mistrzowie ceremonii pogrzebowej Państwo Borowikowie tel. 601 299 227
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej Mirosław Nadratowski tel. 721 269 207
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej Stefan Szwanke Włocławek tel. 604 576 824
Zjazd czytelników „FiM” (26–28.08.) zbliża się wielkimi krokami. Potwierdzamy ostatecznie miejsce zlotu, którym jest: Ośrodek Sportu i Rekreacji „VICTORIA” ul. Błonie 1, 97-330 Sulejów Do zobaczenia!
20
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Święte orgie
Dopiero chrześcijaństwo pasję i ekstazę powiązało z czystością. Przez stulecia ludzie oddawali bóstwom cześć poprzez seks. Niekiedy chodziło o w miarę grzeczne zamienianie się żonami, ale bywało i tak, że organizowano „święte orgie”. To pierwsze dotyczy na przykład Eskimosów, którzy praktykowali rytualną wymianę żon (nawiasem mówiąc, Inuici w razie potrzeby „pożyczali” także swoje żony kolegom). Dochodziło do tego wówczas, gdy kończyła się zima i trzeba było „wezwać” zwierzęta do powtórnego przybycia, by można było rozpocząć polowania. „Szaman oddawał się kontemplacji, by wreszcie ogłosić pary imion ludzi, którzy przez pewien czas mieli ze sobą współżyć seksualnie” – pisała Anna Zadrożyńska w „Seksuologii kulturowej”. To miała być gwarancja, że przyroda odrodzi się i zapewni przetrwanie społeczności. Jednak gdy wiosna się opóźniała, zarządzano kolejną zamianę partnerów, licząc na to, że tym razem dobór będzie szczęśliwszy. I tak „do skutku”. Inuici to bynajmniej nie jedyny lud, który używał seksu, by oddać cześć bogom lub przyrodzie. U takich na przykład Indian Hopi – o czym także pisze Zadrożyńska – łamanie seksualnych tabu było nieodłącznym elementem rytuałów koniecznych do sprowadzenia deszczu. „Podczas obrzędowych tańców i występów, trwających przez kilka miesięcy z przerwami, naśladowali oni ruchy kopulacyjne, wymagane przez scenariusz obrzędu” – relacjonowała seksuolożka. Oprócz mężczyzn brała w nich udział kobieta nazywana „Panną Kukurydzą”. W czasie obrzędów stawała się ona ofiarą kilku „błaznów”, którzy starali się odbyć z nią stosunek. Jednak nie to stanowiło clou seksualności całej imprezy. W czasie festiwalu zawieszeniu ulegały wszelkie zakazy – także te natury seksualnej, a młodzież – i nie tylko – mogła swobodnie oddawać się realizacji
fantazji, które w innych porach roku były zakazane, i robiła to w nieco orgiastycznej atmosferze. Wyjątkiem byli przechodzący inicjację chłopcy, którzy byli zobowiązani do kilkudniowej wstrzemięźliwości. Podobne „festiwale” odbywały się też u afrykańskich Aszantów, a towarzyszyły one corocznej celebracji apo. To rytuał poświęcony przede wszystkim oczyszczeniu społeczności z żalów – polegał on na odwróceniu ról i daniu członkom plemienia możliwości bezkarnego „nawrzucania” wodzowi i przedstawienia zarzutów wobec starszyzny. W tym czasie porzucano także wiele innych zakazów obowiązujących na co dzień. Przykładem podobnego „festiwalu” było święto boskich zaślubin u bengalskich Oraoni. Tam zaczynało się spokojnie – od wspólnego posiłku – a kończyło na orgii.
Starożytni bachanci W tym miejscu warto wspomnieć, że samo słowo orgia pierwotnie oznaczało przede wszystkim „tajemny kult”. Dopiero z czasem chrześcijaństwo nadało mu negatywne znaczenie. Powodem była oczywiście niechęć do seksu, który niezwykle często pojawiał się w religijnych rytuałach przeznaczonych dla wybranych. Nowa religia miała z czym walczyć, ponieważ w takiej formie wielbienia bóstwa starożytni byli szczególnie rozmiłowani i praktykowali je z dużą radością. Właśnie z tamtych czasów zachowało się najwięcej opisów nieskrępowanego „karnawału”, który miał przypieczętować boskie małżeństwo lub zapewnić odrodzenie się życia. Już w starożytnym Egipcie (choć doskonale wiemy, że także
wcześniej) pojawiały się obrzędy falliczne oraz seksualne festiwale. Jednym z najbardziej znanych przykładów były obchody ku czci Mina – bóstwa przedstawianego niekiedy z ręką położoną na członku i z polem sałaty (uznawano ją za afrodyzjak) w tle. Według niektórych autorów punktem kulminacyjnym tego święta urodzaju był stosunek króla i królowej. O obchodach święta Mina wiemy jednak niewiele. Znacznie więcej – choć i tu pozostaje ogromne pole do domysłów – możemy powiedzieć o greckich i rzymskich festiwalach, podczas których celebrowano seks. W tym pierwszym przypadku najbardziej znane są z pewnością obrzędy ku czci Dionizosa. W pracy „Seks w religiach świata” Zdzisław Wróbel pisze, że kobiety porzucały wówczas swoje codzienne, zwykłe obowiązki i „ogarnięte dionizyjskim szałem opuszczały domowe ogniska, uciekały w leśne ostępy i tam jako bachantki i menady, nie dopuszczając mężczyzn, oddawały się ekstatycznym tańcom i tajemnym praktykom”. Wśród tych ostatnich – tak w każdym razie twierdzą niektórzy znawcy tematu – było poszukiwanie seksualnej ekstazy, a jednym z narzędzi, po które w tym celu sięgano, był fallus z figowego drewna. W czasie Wielkich Dionizji odbywały się festiwale, podczas których także mężczyźni oddawali się rubasznym zabawom, a moralne rygory ulegały znacznemu rozluźnieniu. Równie ciekawie zabawiano się w czasie obchodów poświęconych Demeter. Tam, po rytuałach hierogamii (boskie zaślubiny), gdzie bruzda była symbolem waginy, a pług – fallusa, obecni w świątyni ludzie wchodzili w rolę kopulujących bóstw i oddawali się miłosnym harcom, które były na tyle nieprzyzwoite, że sam Herodot wstydził się opisać ich przebieg. Zdzisław Wróbel przypomina także o święcie Demeter przeznaczonym dla mężatek. Tam, po odbyciu postu, kobiety zabawiały się za pomocą figurek
narządów płciowych, co – ich zdaniem – miało zapewnić płodność. Rzymianie, którzy wiele odziedziczyli po Grekach, mieli także swój znaczący wkład w rozwinięcie obrzędów orgiastycznego oddawania czci bóstwom. Odprawiali bachanalia, luperkalia, floralia, saturnalia itd. Wiele z nich miało bardzo ciekawy przebieg. Na przykład w czasie tych ostatnich – poświęconych Saturnowi – obnoszono wielką figurę fallusa, wokół której odbywały się dzikie tańce, często nago, bo odrzucano wtedy wszelkie ograniczenia i na kilka dni „odwracano świat do góry nogami”. Na przykład słudzy stawali się panami, a ci drudzy zamieniali się w sługi. W czasie luperkaliów nadzy młodzieńcy biegali po ulicach miasta i uderzali rzemykami mijanych ludzi. Szczególnie chętnie poddawały się takiej „chłoście” dziewczęta, które wierzyły, że zapewni im ona potomstwo. Ważnym elementem święta miał być także zmysłowy taniec z... kiełbasami. Festiwal odbywał się jeszcze w V wieku, a w końcu został zakazany przez papiestwo. Z kolei floralia były świętem prostytutek. „Przystrojone w długie welony, pod którymi na nagich ciałach miały tylko ozdoby, ciągnęły z muzyką ze swoich domów do cyrku, gdzie tłumy widzów oczekiwały podniecającego widowiska. Na arenie zrzucały okrycia i demonstrowały swoją nagość w całej krasie, biegając, tańcząc, skacząc, błaznując i walcząc jak atleci. Wtargnięcie na arenę nagich mężczyzn rozpoczynało publiczną orgię”– tak uroczystości ku czci Flory opisuje Wróbel.
Seks sakramentem Wszystkie te rytuały skończyły się w czasie, gdy chrześcijaństwo zdobyło w Europie dominującą pozycję. Seks został zastąpiony przez czystość, a festiwale płodności – przez... karnawał. Jednak i w średniowieczu pojawiały się ruchy, dla których stosunek między kobietą i mężczyzną stawał się... sakramentem. Przykładem mogą być choćby Bracia i Siostry Wolnego Ducha, którzy dali początek m.in. czeskim adamitom. Ta panteistyczna grupa religijna, która działała w Europie między XIII i XV wiekiem, głosiła, że dla ludzi pozostających w komunii z Bogiem pojęcie grzechu nie istnieje. W związku z tym odrzucali zakazy narzucane przez Kościół i oddawali się wolnej miłości. Akceptowali także nagość i mieli odprawiać – przynajmniej niektórzy z nich – nabożeństwa w stroju Adama i Ewy. Piszę „mieli”, ponieważ większość informacji na ich temat pochodzi od ich krytyków i równie dobrze może stanowić po prostu kościelną propagandę ukierunkowaną na zdyskredytowanie ruchu. Zresztą przez długie wieki pierwszego tysiąclecia obok tej nowej moralności i obrzędowości, określanej i dyktowanej przez Kościół, istniała
także stara, która często nawiązywała do kultów płodności. Niektóre z zastanych obrzędów zostały nawet przez Kościół przyjęte, ale po przystosowaniu ich do wiary panującej. Jednym z przykładów takiej współegzystencji było celtyckie święto Beltane, podczas którego tańczono wokół ogromnego słupa, czyli symbolicznego fallusa. Po odprawieniu zwyczajowych rytuałów uczestnicy dobierali się w pary (grupy?) i udawali się do pobliskich lasów lub na pola, by pod chmurką wspólnie celebrować ten ważny dzień. Forma tej celebracji nie miała nic wspólnego z obowiązującą chrześcijańską etyką seksualną. „Słyszałem od mężczyzny o znacznej powadze i reputacji, że z czterdziestu, kopy lub stu dziewic, które pójdą do lasu tej nocy, z ledwością trzecia część wraca do domu nienaruszona” – użalał się Phillip Stubes, brytyjski purytanin z XVI wieku. Warto jeszcze wspomnieć, że święta podobne do Beltane istniały nie tylko w Irlandii i Wielkiej Brytanii, ale też m.in. we Francji i Niemczech. Także na Słowiańszczyźnie zachowały się przekazy o mocy aktu seksualnego. Anna Zadrożyńska przypomniała na przykład, że często początek prac na wiosnę „wspierano rytuałem symbolicznego stosunku seksualnego między kobietą i mężczyzną, dokonywanego na świeżo zaoranej ziemi”.
Kościół uczy czarownice Dziś już z trudem można odnaleźć pełne erotyki religijne rytuały. Choć są wyjątki. Należą do nich neopogańskie obrzędy wiccan, związane z czarami i czarownictwem. Paradoksalnie wiccanie korzystają w tym celu między innymi z kościelnych dokumentów opisujących średniowieczne procesy czarownic. Niektóre z wiccańskich grup – podobnie jak chrześcijańscy naturyści – odprawiają swoje „sabaty” nago, a niekiedy uprawiają nawet symboliczną hierogamię. Podczas niektórych rytuałów hierogamia nie jest symboliczna, a w rolę męskiego i żeńskiego bóstwa wcielają się kapłani kultu. Zastanawiające jest tempo, w jakim wicca zdobywa sobie nowych wyznawców, przestając być religią całkowicie niszową – zwłaszcza w krajach anglosaskich. Nie sposób nie przypomnieć, że rytualny seks – zwłaszcza we współczesnym wydaniu – może mieć niekiedy fatalne konsekwencje. Tak było w przypadku 64-letniej emerytowanej nauczycielki z Nowego Jorku, która za 300 dolarów postanowiła sobie kupić „szczęście” od lokalnego kapłana voodoo. Decydującym elementem obrzędu miał być stosunek… Niestety, w trakcie tych czynności prześcieradło zapaliło się od świec, które miały nadać „rytuałowi” odpowiedni charakter. Ognia nie udało się ugasić i kobieta zginęła w płomieniach… KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
O stworzeniu świata i człowieka My, niewierzący, zakładamy, że człowiek rozwinął się w toku ewolucji i żaden Bóg nie miał z tym nic wspólnego. Człowieka, jego wygląd i strukturę ukształtowała natura i warunki panujące na Ziemi – jako produkt wielu miliardów lat ewolucji życia i jego form. Rozum mi podpowiada, że nie mogło to się stać jednego dnia. Nie chce mi się wierzyć, że ktoś dzisiaj poważnie traktuje biblijne opisy stworzenia człowieka, bo ich poziom wiarygodności jest dokładnie taki jak bajek o krasnoludkach lub opowieści o ufoludkach. Ciekawe, jak na to patrzy red. Parma. Czy uważa te opisy za prawdziwe i niepodważalne? Chociaż Biblia nie jest podręcznikiem nauk przyrodniczych i opisu sześciu dni stworzenia świata nie należy pojmować dosłownie, nie wątpię, że Bóg jest autorem dzieła stworzenia, zgodnie z pierwszymi dwoma rozdziałami Księgi Rodzaju. Oczywiście przekonanie to wynika przede wszystkim z wiary, ale również wielu naukowców wierzy zarówno w działanie Stwórcy, jak i w jakąś formę ewolucji. Co jednak wskazuje na stwórcze działanie Boga? Przede wszystkim fakt, że wszechświat ma początek. Dinesh D’Souza tak o tym pisze: „Ku zadziwiającemu potwierdzeniu tego, co napisane jest w Księdze Rodzaju, współcześni uczeni odkryli, że wszechświat powstał z pierwotnej eksplozji energii i światła. Nie tylko miał początek w czasie i przestrzeni, ale początek wszechświata był również początkiem dla czasu i przestrzeni. Czas i przestrzeń nie istniały przed powstaniem wszechświata. Jeśli zatem przyjmie się, że wszystko, co ma początek, ma również przyczynę, to świat materialny ma niematerialną, nadnaturalną przyczynę. Ta nadnaturalna przyczyna dała istnienie wszechświatu bez użycia praw fizyki. Powstanie świata było cudem i to w całkiem dosłownym znaczeniu tego słowa. O jego stwórcy wiadomo, że jest istotą duchową i wieczną, twórczą i potężną ponad wszelkie pojmowanie. To myśl, a nie materia, była na początku. Z pomocą nauki i logicznego rozumowania wszystko to można racjonalnie wyjaśnić” („To wspaniałe chrześcijaństwo”, Kraków 2011, s. 132). Wszechświat nie istniał więc od zawsze, jak wcześniej błędnie głosili astronomowie Hermann Bondi, Thomas Gold i Fred Hoyle, którzy wysunęli teorię stanu stacjonarnego wszechświata, bo wszystko zaczęło się w wyniku Wielkiego Wybuchu, o którym fizyk Stephen W. Hawking (popiera naukę o ewolucji) napisał, że „osobliwość typu Wielkiego Wybuchu musiała mieć miejsce” („Krótka
historia czasu – od Wielkiego Wybuchu do czarnych dziur”, Poznań 1996, s. 58). Wiadomo też, że Wielki Wybuch spowodował, że wszechświat wypełniony był światłem. „Wszechświat – pisze Dinesh D’Souza – został powołany do istnienia w błysku światła 15 miliardów lat temu. Nasze słońce i planety zaczęły istnieć miliardy lat później, zatem światłość rzeczywiście poprzedziła Słońce. W pierwszej wzmiance o światłości w Księdze Rodzaju (1. 3) da się, jak się wydaje, rozpoznać właśnie Wielki Wybuch. Oddzielenie dnia od nocy (Rdz 1. 4) wyraźnie wskazuje na powstanie Ziemi i Słońca. Noc i dzień, których doświadczamy w wyniku obrotów Ziemi, powstały znacznie później niż cały wszechświat” (tamże, s. 140). Współczesna nauka dowodzi więc, że biblijny opis stworzenia wszechświata wcale nie musi być włożony między bajki, bo przedstawiona w nim wersja powstania wszechświata w ogólnym zarysie zgodna jest z naukowym poglądem na jego pochodzenie. Tak więc chociaż Biblia nie jest podręcznikiem naukowym, nie posługuje się językiem nauk przyrodniczych, nie oznacza to, że jej stwierdzenia są nieprawdziwe. Poza tym – jak stwierdził astronom Robert Jastrow – „uczeni nie mają żadnego dowodu na to, że powstanie życia nie jest rezultatem aktu stwarzania” („The Enchanted Loom: Mind in the Universe”, 1981, s. 19). W swojej książce pt. „Bóg i astronomowie” Jastrow tak podsumował osiągnięcia nauki dotyczące obecnego modelu wszechświata: „Jest to zadziwiający obrót rzeczy, nieoczekiwany przez nikogo oprócz teologów, którzy zawsze akceptowali słowo Biblii: »Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię« (…). Sytuacja jest nieoczekiwana, ponieważ nauka odnosiła tak niezwykłe sukcesy w śledzeniu łańcucha przyczyn i skutków wstecz w czasie (...). Obecnie chcielibyśmy przedłużyć ten łańcuch jeszcze dalej wstecz, lecz bariera dalszego postępu wydaje się
nie do pokonaniu. To nie jest kwestia jeszcze jednego roku czy jeszcze jednej dekady pracy, jeszcze jednego pomiaru lub jeszcze jednej teorii; wydaje się, że nauka nigdy nie będzie w stanie podnieść kurtyny zasłaniającej tajemnicę stworzenia. Dla naukowca, który żył wiarą w potęgę rozumu, historia kończy się jak zły sen. Pokonywał on bowiem góry ignorancji, jest już niedaleko podboju najwyższego szczytu i kiedy wciąga się na ostatnią skałę, wita go banda teologów, którzy siedzieli tam już od wieków” („God and the Astronomers”, New York 1992, s. 107). Po drugie – na boski akt stworzenia życia wskazuje to, że mimo usilnych starań uczeni nie zdołali
Uczonym trudno dowieść również to, co twierdził Karol Darwin – że wszystkie organizmy mają wspólnego przodka. W roku 1999 biolog Malcolm S. Gordon napisał: „Wydaje się, że organizmy żywe nie mają wspólnego przodka, że uniwersalne drzewo filogenetyczne wcale nie wyrasta z pojedynczego korzenia” („The Concept of Monophyly: A Speculative Essay”, [w:] „Biology and Philosophy”, 1999, s. 335). Darwinowskiej teorii wspólnego przodka przeczy również ewolucjonista Eric Bapteste, który w roku 2009 na łamach czasopisma „New Scientist” oświadczył: „Nie mamy żadnych dowodów na to, że drzewo filogenetyczne naprawdę istnieje”. W tym samym
udowodnić, że życie może się wyłonić przez zbieg okoliczności z materii nieożywionej. Oto co na ten temat napisał R. Jastrow: „Ku swemu zakłopotaniu [naukowcy] nie mają na to wyraźnej odpowiedzi, ponieważ chemikom jeszcze nie udało się powtórzyć eksperymentów tworzenia życia z materii nieożywionej, które przypisuje się przyrodzie. Uczeni nie wiedzą, jak to się stało” („The Enchanted Loom: Mind in the Universe”, New York 1981, s. 19). Podobne stanowisko zajął profesor biologii Alexandre Meinesz, który w roku 2008 oświadczył, że „żadne empiryczne dowody nie potwierdzają hipotezy samorzutnego powstania życia na Ziemi w jakiejś molekularnej zupie; trudno nawet mówić o jakimkolwiek postępie, który w istotny sposób przybliżałby nas do jej udowodnienia” („How Life Began – Evolution’s Three Geneses”, Chicago 2008, s. 33).
artykule potwierdza to biolog Michael Rose: „Musimy się pożegnać z ideą drzewa filogenetycznego – wszyscy to dobrze wiemy. Trudniej pogodzić się z tym, że fundamentalistycznej zmianie musi ulec cały nasz sposób patrzenia na biologię” (Graham Lawton, „Uprooting Darwin’s Tree” [w:] „New Scientist”, 24.01.2009, ss. 34, 37). Dodajmy, że takich zmian w podręcznikach naukowych musiano zresztą dokonać bardzo wiele, bo w świetle najnowszych zdobyczy naukowych niemal wszystkie wcześniejsze założenia i teorie okazały się błędne. Znane są też przypadki celowych przekłamań, na przykład sprawa słynnego człowieka z Piltdown, kiedy to „w roku 1912 Brytyjczyk Charles Dawson przedstawił naukowemu światu czaszkę współczesnego człowieka z żuchwą orangutana – jako pozostałość po rzekomym praczłowieku, zamieszkującym niegdyś tereny Anglii” („Rzeczpospolita”, 3.03.2006).
21
Po trzecie – o tym, że to sam Bóg stoi za dziełem stworzenia, świadczy również wyjątkowość człowieka wśród stworzenia. Do niedawna niektórzy uczeni kwestionowali, że wszechświat został stworzony dla ludzkości, ale „w ostatnich latach fizyka (…) potwierdza, że człowiek zajmuje wyjątkowe miejsce w kosmosie. Okazuje się, że ogrom obszaru i wiek naszego wszechświata nie są dziełem przypadku. Są one bowiem koniecznymi warunkami istnienia życia na ziemi. Innymi słowy wszechświat musi być tak wielki i tak stary jak jest, by mogło być na nim miejsce dla żywych mieszkańców, takich jak ty i ja. Cały wszechświat z wszystkimi prawami, jakie nim rządzą, wydaje się zbudowany według schematu, którego celem jest stworzenie – tak! – nas. Fizycy nazywają to niewiarygodne odkrycie zasadą antropii. Mówi ona, że świat, który obserwujemy, musi mieć ściśle taką naturę, która umożliwi istnienie istot żywych, zdolnych do percepcji świata (…). Gdyby podstawowe wielkości i stosunki w przyrodzie były choć trochę inne, niż są, ani nasz wszechświat, ani my nie istnielibyśmy. I choć to zabrzmi jak fantastyczna opowieść, trzeba powiedzieć, że wszechświat został skrojony tak, by stał się mieszkaniem ludzi. Żyjemy w idealnym, akuratnym wszechświecie, gdzie panują dokładnie takie warunki, jakich potrzebuje życie, by się pojawić i osiągnąć rozkwit” (Dinesh D’Souza, op. cit., s. 147, 148). Cytowany już Stephen Hawking stwierdza: „Gdyby początkowe tempo ekspansji było mniejsze o jedną tysięczną jednej milionowej jednej milionowej procenta, to wszechświat już dawno zapadłby się ponownie” (op. cit., s. 118). Czy to przypadek? Nie, ponieważ Biblia wyraźnie stwierdza, że to Bóg stworzył niebo i ziemię (Rdz 1. 1). Dlatego też „niewidzialna jego istota, to jest wiekuista jego moc i bóstwo, mogą być od stworzenia świata oglądane w dziełach i poznane umysłem” (Rz 1. 20). Jastrow podkreśla, że zasada antropii „to najbardziej teistyczny wynik, do jakiego kiedykolwiek doszła nauka” („The Astronomer and God” [w:] Roy Varghese, „The Intellectuals Speak Out about God”, Chicago 1984, s. 22). Reasumując, wszechświat jest zbyt doskonały, by był dziełem przypadku. Już samo to, co zostało wyżej przedstawione (fakt, że wszechświat ma początek, brak dowodów na samoistne powstanie życia, brak dowodów na to, że wszystkie organizmy mają wspólnego przodka oraz zasada antropii), wskazuje na inteligentnego i przyjaznego ludzkości Stwórcę. A zatem chociaż biblijny przekaz o stworzeniu świata i człowieka nie informuje nas o szczegółach tego procesu, chrześcijanie nie muszą być zakłopotani wierzeniem w opis Księgi Rodzaju na temat stworzenia, ponieważ „każdy dom jest przez kogoś budowany, lecz tym, który wszystko zbudował jest Bóg” (Hbr 3. 4). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (44)
Bohater Rumunii, wróg Polski W 1599 r. rumuński bohater narodowy Michał Waleczny zjednoczył Wołoszczyznę, Mołdawię i Siedmiogród. Do upadku jego wizji niepodległościowej przyczyniła się Polska. Idee zjednoczeniowe w zamieszkanych przez Rumunów Księstwach Mołdawskim i Wołoskim, a także w Siedmiogrodzie, żywe były od końca XVI w. Z powodu ucisku tureckiego mogły się one zrealizować dopiero w drugiej połowie XIX w., lecz rozbudzenie rumuńskiej świadomości narodowej nastąpiło już za hospodara Michała Walecznego – jednego z najznaczniejszych wodzów w historii Rumunii i bohatera narodowego tego kraju. Michał Waleczny – pierwszy władca rumuński, który zjednoczył pod swoją władzą trzy księstwa i stworzył silne państwo buforowe między Polską a Turcją – stał się symbolem oporu przeciwko obcemu panowaniu i walki o jedność Rumunii. Do upadku jego myśli zjednoczeniowej wydatnie przyczyniła się Polska, która z Turcją i Habsburgami walczyła o dominację w księstwach rumuńskich. Idea zjednoczenia ziem rumuńskich i stworzenia silnego państwa, które mogłoby skutecznie przeciwstawić się obcemu panowaniu, narodziła się na Wołoszczyźnie – krainie historycznej w południowej Rumunii, obejmującej Nizinę Wołoską. Od XIV w. aż do roku 1862 istniało tam Księstwo (Hospodarstwo) Wołoskie, które stanowiło – obok
W
Księstwa Mołdawskiego – jedno z państw naddunajskich. W XIII w. na Wołoszczyźnie powstało kilka księstw, które stopniowo przyjęły protektorat Węgier, a od XIV w. dążyły do zjednoczenia, w czym wspierało je Księstwo Mołdawii. Ziemie wołoskie zjednoczył hospodar Mircza Stary, został jednak zmuszony do przyjęcia w 1411 r. zwierzchnictwa sułtana. O wyzwolenie się spod jarzma tureckiego i zjednoczenie z Księstwem Mołdawii i Siedmiogrodem walczyli jego następcy, a szczególnie hospodar Mihai Viteazul, czyli Michał Waleczny (1593–1601), za którego panowania Wołoszczyzna osiągnęła szczyt potęgi. Michał był synem hospodara wołoskiego Piotra I Dobrego. Był władcą ambitnym i energicznym. Zanim został hospodarem, piastował w kraju wysokie stanowiska. Rządy na Wołoszczyźnie przejął pod protektoratem Stambułu, ale chociaż tron zawdzięczał Turkom, szybko obrócił się przeciwko nim i zawarł sojusz z Mołdawią. Odniósł nawet szereg zwycięstw nad Turkami, ale w wyniku ich kontruderzenia utracił Bukareszt i musiał uciekać w góry. Później, korzystając z pomocy Siedmiogrodu, wyparł Turków z Wołoszczyzny, by następnie zostać
ostatnich dwóch tygodniach słyszeliśmy lamenty nad współczesną młodzieżą, której po noć strasznie brakuje autorytetów. Ale w Polsce mamy megaautorytet JPII i w niczym nie czyni to naszego kraju lepszym od innych. W kontekście zamieszek w Wielkiej Brytanii w takim biadoleniu celują szczególnie konserwatyści i rzeczywiście to oni donośnym głosem krzyczeli o tym zarówno w Brytanii, jak i w Polsce. Premier David Cameron mówił o „braku szacunku dla autorytetów”, a Marek Magierowski, dyżurny moralista „Rzeczpospolitej”, wysmażył cały tekst o potrzebie „mówienia o moralności” oraz wyrażał żal z powodu „obalenia autorytetów politycznych i religijnych”. Wielką karierę w tych dniach zrobiło także słowo „motłoch” odmieniane przez wszystkie przypadki. Skąd się bierze ten straszny motłoch? Pisaliśmy w ostatnich latach w „FiM” kilkakrotnie o wynalezionym przez profesora Jerzego Drewnowskiego pojęciu „motłoszenia”. Chodzi o to, że pewne okoliczności społeczno-polityczne, a często także pewne świadome działania elit, mogą sprawiać, że część społeczeństwa stanie się czymś, co bywa nazywane motłochem – bezmyślnym tłumem,
u niego służbę. Hospodar przedstalennikiem sułtana i płacić na rzecz wił wówczas propozycję, że w zaTurcji haracz. Zagrożenie pojawiło mian za uznanie go przez Polskę się także od północy, gdzie rządy objął eksbiskup warmiński – kardynał władcą księstw naddunajskich i SiedAndrzej Batory. Był on blisko zwiąmiogrodu oraz za polski indygenat zany z hetmanem wielkim koron(uznanie tytułu szlacheckiego) dla synym Janem Zamojskim i zamiena i żołd polski dla siedmiotysięcznej rzał wprowadzić na tron polskiego lennika Szymona Mohyłę. Kardynał został przez Wołochów pobity i utracił nie tylko księstwo siedmiogrodzkie, ale także życie. Pod berłem Michała Walecznego znalazł się w ten sposób także Siedmiogród. Następnie ruszył hospodar na Mołdawię, która była lennem Polski (stacjonujące tam wojska Rzeczypospolitej były bardzo nieliczne), i całkowicie ją opanował. Polityka Walecznego, którego siła opierała się przede wszystkim na chłopach, uczyniła go popularnym wśród najszerszych mas. Działalność Michała zbulwersowała Polskę. Mihai Viteazul, czyli Michał Waleczny Do wojny z nim parł przede wszystkim Jan Zamojski, armii zgodzi się uznać wasalem Zygsprzymierzony z szukającym łupów munta III Wazy. Niestety, nie przyw księstwach naddunajskich nowojęto tej propozycji. Wtedy Waleczbogackim rodem Potockich. Ale ny – mimo że sam był wyznania pranawet w Polsce miał Waleczny swowosławnego – uzyskał protekcję paich stronników; byli też ochotnicy pieską, co z kolei wywołało obuz polskiej szlachty, którzy – nęceni rzenie, że papież broni prawosławżołdem i łupami – przyjmowali nego władcy.
który nie potrafi stworzyć niczego konstruktywnego, lecz poddaje się manipulacji. Ludzie rodzą się ludźmi, a nie częścią motłochu, i dopiero specyficzny rodzaj wychowania może ich skierować albo w stronę bezmyślnego tłumu, albo samoświadomego i twórczego społeczeństwa. Co sprzyja „motłoszeniu” ludzi? Z całą pewnością głębokie
jest krajem bardzo rozwarstwionym, w którym takie właśnie miejsca beznadziei powstały. Dawne dzielnice robotnicze zamieniły się właśnie w miejsca wyobcowania i braku perspektyw, kiedy w ramach globalizacji przemysł dający dotąd pracę wyniósł się do krajów Trzeciego Świata. W Polsce zresztą takich miejsc beznadziei także nie brakuje.
ŻYCIE PO RELIGII
Motłoch i autorytety rozwarstwienie społeczeństwa; taka jego struktura, która sprawia, że spora część ludzi czuje się zmarginalizowana, i to często już na życiowym starcie. Wiąże się z tym często tworzenie gett, dzielnic bezrobocia, nędzy, braku perspektyw, miejsc, w których rozkwitają gangi. Ludziom, którzy tam się urodzą, bardzo trudno jest się wyrwać, bo nie otrzymują ani dobrych wzorców, ani sensownego wsparcia. Często najwyższym autorytetem jest tam lokalny gangster – „człowiek sukcesu” ze złotym łańcuchem na szyi i dobrą „furą”. Jak na Europę Zachodnią Wielka Brytania
Zatem moraliści brytyjscy i krajowi, zamiast biadolić, powinni się zająć usuwaniem przyczyn społecznych prowadzących sporą część młodych do degradacji życiowej i moralnej. Bo może się okazać, że to wielu konserwatywnych polityków-moralistów przyczyniło się do rozpadu społeczeństwa. W Zjednoczonym Królestwie wiele na sumieniu w tym względzie ma Margaret Thatcher i... premier Cameron, który m.in. drastycznie podniósł opłaty za studia i zlikwidował dotacje do klubów młodzieżowych w ubogich dzielnicach. Uzasadnione protesty studenckie stłumił
Polska interwencja zaczęła się na jesieni 1600 r., kiedy dwudziestotysięczna armia hetmanów koronnych przekroczyła graniczny Dniestr. Zamojski planował zająć stolicę Siedmiogrodu, więc skierował tam Jakuba Potockiego z 7 tysiącami wojska, jednak ubiegł go generał cesarski. Nie chcąc ryzykować walki na dwa fronty, Zamojski zajął Suczawę, wkroczył na Wołoszczyznę i usadowił się w Ploeszti (60 km na północ od Bukaresztu). Następnie przybył pod Bukowo i 20 października, korzystając z mgły, ruszył do natarcia. Mimo że Michał miał ze sobą 40-tysięczne wojsko, bitwa zakończyła się jego klęską. Polacy zdobyli 95 chorągwi, obóz i artylerię. Ale Michał Waleczny nie ustępował. „Umknąwszy z placu boju, trzymał się ciągle siedmiogrodzkiej granicy, mając nadzieję, że odzyska Wołoszczyznę (…), tymczasem kusił namowami Mołdawian i Wołochów, którzy mu więcej niż Mohyłom [lennikom Polski] sprzyjali”. Po kolejnych porażkach, z których szczególnie dotkliwa była zadana mu przez starostę kamienieckiego Jana Potockiego, uciekł za granicę. Jako że był niebezpieczny również dla Austrii, został skrytobójczo zamordowany przez cesarskiego generała. W ten sposób pozbyto się niebezpiecznego konkurenta do rządów w księstwach naddunajskich, a podjęta przez Michała Walecznego próba wyzwolenia ziem rumuńskich spod obcego zwierzchnictwa nie powiodła się. ARTUR CECUŁA
zresztą z całą bezwzględnością. Tak to bywa z natrętnymi moralistami, że ich własna moralność bywa zwykle kiepskiej próby. Co rozważania o motłochu i autorytetach mają wspólnego z racjonalistycznym humanizmem? Wydaje mi się, że trzeźwo myślący moralista powinien zawsze z wielką podejrzliwością odnosić się do popularnej gadaniny o związkach autorytetów z moralnością. Jestem zwolennikiem moralności opartej na rozumie i społecznej solidarności (jako rzeczy jak najbardziej rozumnej), czyli moralności uwewnętrznionej, a nie zewnętrznej, opartej na autorytetach boskich i (lub) ludzkich. Tę pierwszą uważam nie tylko za dojrzalszą, ale i trwalszą. Bo moralność oparta na autorytetach przewraca się razem z ich upadkiem lub przemijaniem. Ktoś kiedyś dowcipnie zauważył, że „autorytet to osoba znana publicznie, której publiczność nie miała okazji zbyt wnikliwie poznać”. Humanista ceni rozmaite poglądy i osoby, ale nikogo nie stawia na piedestale. Cokoły są dobre dla ludzi o mentalności autorytarnej, niedojrzałej i niesamodzielnej. Rozmaici „ojcowie święci” albo „ojczulkowie narodów” potrzebują dzieciarni, którą mogliby zarządzać i która mogłaby ich podziwiać. Ale nie z nami takie numery, prawda? MAREK KRAK
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
E
uropa stała się wtedy świadkiem ludobójstwa religijnego i innych form pobożnej przemocy – na rozkaz papieża mordowano albigensów, niszczono kulturę okcytańską i splądrowano bizantyjski Konstantynopol podczas IV wyprawy krzyżowej. To wówczas sobór wprowadził getta żydowskie i znakowanie żydów oraz potępił pierwszy dokument, który uważa się za zaczątek regulacji praw człowieka – angielską Wielką Kartę Swobód (1215 r.). W dniu wyboru na papieża kardynał Lotariusz Conti, hrabia Segni, miał 37 lat. Jego spryt polityczny miał okazję trafić na okres znacznego
i terenów Państwa Kościelnego oraz umocnienie się w Italii. Przyszedł czas na odrobienie strat poprzednich pontyfikatów. W samym Rzymie na drodze stały dwie władze: prefekt jako przedstawiciel cesarstwa rzymskiego oraz senator jako przedstawiciel rzymian. Kiedy prefekt stracił cesarskie poparcie, złożył przysięgę wasalną wobec papieża (22 lutego 1198 r.). W tym samym roku papież skłonił do ustąpienia senatora ze znamienitej rzymskiej rodziny Paparonich, następnie – za pomocą łapówek – doprowadził do zrzeczenia się przez ludność prawa do wolnego wyboru senatora i przekazania tej kompetencji papieżowi.
OKIEM SCEPTYKA uprawnienia wobec Kościoła na Sycylii. Tuż przed swą śmiercią, pod koniec 1198 r., mianowała papieża regentem Sycylii i opiekunem swojego małoletniego syna Fryderyka. W 1202 r. – wobec sporu pomiędzy Filipem Szwabskim i Ottonem Brunszwickim o niemiecką koronę – Innocenty wydał dekret „Venerabilem”, którym przyznawał sobie prawo interwencji w wybór cesarza. Koronę przyznał Ottonowi, gdyż ten zaoferował uznanie zaborów Państwa Kościelnego, które rozszerzyło się kosztem praw cesarskich, a także zadeklarował gotowość rezygnacji z ius spolii. Otton skończył marnie. „Wystarczy popatrzeć
Największą jednak wyprawą zorganizowaną przez Innocentego III była krucjata przeciwko albigensom. Był to największy pogrom heretyków w okresie średniowiecza. Albingensi tworzyli „konfederację heretyków”, która skupiona była na południu Francji (z centrum w mieście Albi). Ich większość stanowili katarzy, ale byli tam również petrobruzjanie, henrycjanie, waldensi, arnoldyści i inni. Ponieważ lokalny hrabia Rajmund VI z Tuluzy nie prześladował ich, bujnie się rozwijali. Już na samym początku swego pontyfikatu Innocenty wysłał do Langwedocji dwóch swoich ludzi, którzy mieli za zadanie tępić
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (50)
Panowie świata Król królów, władca władców – tak kazał nazywać siebie papież Innocenty III, który panował w latach 1198–1216. Jego pontyfikat stanowił kulminację świeckiej potęgi papiestwa – stało się ono wówczas najsilniejszym ośrodkiem politycznym Europy. Ku jej zgubie. osłabienia Hohenstaufów. Europejskie zapędy polityczne ówczesnego papiestwa hamować mogli jedynie szwabscy cesarze. W 1197 r. w wieku 32 lat zmarł przedwcześnie potężny Henryk VI Hohenstauf, a jego syn, Fryderyk II, miał wówczas zaledwie 3 lata i na dodatek oddany został pod opiekę papieża. Wszystkie te okoliczności w pełni wykorzystał nowy papież. Przed swoim wywyższeniem kardynał Lotariusz nie mógł mieć wielkich nadziei na władzę, gdyż papież Celestyn nie darzył go sympatią. Kardynał zajmował się wówczas pisaniem przeciętnych traktatów mistycznych i dogmatycznych. Nie był to jednak jego żywioł. Angielski kronikarz benedyktyński Mateusz Paris pisał o Innocentym, że był człowiekiem niesłychanie ambitnym, pysznym, o niezaspokojonej żądzy bogactw i gotowym za pieniądze do każdej transakcji. Podczas kiedy w Niemczech walczono o władzę królewską, papież sukcesywnie podporządkowywał sobie kolejnych władców świeckich. Królowie Skandynawii, Portugalii, Aragonii, Anglii i Irlandii, władcy Serbii i Bułgarii stawali się lennikami papieskimi i płacili do Rzymu sute daniny. Pozostałe kraje płaciły wprawdzie nieco mniej w postaci świętopietrza, jednak godziły się na ogół na bezpośrednie ingerencje papieskie w sprawy polityczne. Na wszystkie strony świata leciały więc z Rzymu klątwy i interdykty, które stanowiły główną broń psychologiczną papiestwa. Najpilniejszą dla papieża kwestią było pełne odzyskanie Rzymu
Nie zakończyło to jeszcze walki o Rzym, gdyż wciąż prężnie działała frakcja demokratów, którzy nie chcieli się pogodzić z papieską uzurpacją władzy. W 1203 r. wywołali oni w Rzymie wojnę domową, podczas której wzburzony lud zaatakował Kapitol. W maju papież musiał uciekać z Rzymu do Palestriny, skąd powrócił dopiero rok później. Rzym wciąż jednak był podzielony, a na ulicach toczyły się walki pomiędzy frakcją papieską i demokratyczną. Sam papież siedział zabarykadowany na Lateranie, a z czasem partia papieska zaczęła tracić pole. Wówczas Innocenty otworzył skarbiec. Papieskie złoto okazało się najskuteczniejszą bronią przeciwko demokratom i w 1205 r. papież kupił pokój i prawa zwierzchnie do senatu. Już na początku swego pontyfikatu Innocenty wywołał rewolucję italską, której celem było pozbawienie cesarza jego wpływów na półwyspie. Ostatecznie nie tylko odzyskał pełnię władzy w Państwie Kościelnym, ale i przyłączył do niego nowe terytoria. Dużym sukcesem było opanowanie księstwa Spoleto, które od VI w. należało do Germanów – papież zdobył je latem 1198 r. Namiestnikiem ziem księstwa Spoleto został więc rzymski kardynał. Po raz pierwszy w swojej historii również Perugia, silna stolica Umbrii, złożyła hołd papieżowi i została częścią patrimonium Sancti Petri. Władzę na Sycylii uzyskał papież od wdowy po zmarłym cesarzu, która po śmierci męża uznała papieża swoim suzerenem i oddała mu przysługujące tradycyjnie władcy
Inocenty III wzywa do wojny przeciw albigensom
na nikczemnego cesarza Ottona IV, którego papież uczynił swą marionetką i który potem jako renegat, ofiara papiestwa, zmarł na dyzenterię” (Paul Johnson). Po ekskomunikowaniu Ottona papież przyznał tytuł cesarski Fryderykowi II Hohenstaufowi. Innocenty III jest odpowiedzialny za rozpętanie IV – najtragiczniejszej – krucjaty (1202–1204), która zamiast do „Grobu Świętego” skierowała się na Bizancjum i zakończyła się zdobyciem i złupieniem Konstantynopola oraz ustanowieniem na tych terenach Cesarstwa Łacińskiego (1204–1261). Papież nie brał początkowo pod uwagę podboju Konstantynopola, ale po fakcie pobłogosławił nowy podbój i zaczął podporządkowywać sobie duchowieństwo wschodnie. Zdarzenia te były nie tylko zbrodnicze – one zapoczątkowały również długofalowy i definitywny rozpad chrześcijańskiego świata oraz przyspieszyły całkowity upadek Bizancjum pod naporem islamskim. W 1202 r. Innocenty zatwierdził powołanie zakonu kawalerów mieczowych (Rycerze Chrystusowi) i upoważnił go do podboju Inflant. Była to kolejna opresyjna organizacja religijno-polityczna, która przez lata gnębiła ludność północno-wschodniej Europy. W 1215 r. wezwał zakon krzyżacki do krucjaty przeciwko Prusom.
herezję za pomocą ekskomuniki i miecza. Później wysłał kolejnych, a wśród nich wyróżniał się Dominik Guzman, późniejszy założyciel zakonu dominikanów. Kiedy w 1208 r. w niewyjaśnionych okolicznościach zginął Piotr z Castelnau – jeden z papieskich gnębicieli heretyków – papież wykorzystał to jako pretekst do krucjaty. Jeszcze tego samego roku beatyfikował swojego „męczennika” i skierował płomienny apel do wszystkich chrześcijan: „Powstańcie, żołnierze Chrystusa! Wypleńcie tę bezbożność wszelkimi środkami, jakie tylko da wam do dyspozycji Bóg! Wyciągnijcie daleko ramiona i uderzcie odważnie na szerzycieli herezji; postępujcie z nimi równie okrutnie jak z Saracenami, oni są bowiem jeszcze gorsi niż tamci! Co się jednak tyczy hrabiego Rajmunda (...), to przepędźcie jego samego i jego zwolenników z ich zamków, odbierzcie im ich posiadłości, by prawowierni katolicy mogli wejść w posiadanie dóbr heretyków”. Na terenach południowofrancuskich papież legalizował więc nie tylko eksterminację heretyków, ale i rabunek w imię Chrystusa, bo uczył katolików, że „dobrze” wierzący może zagarniać dobra „źle” wierzącego. Dodatkowo przyznawał im jeszcze jeden przywilej: jeśli będą waleczni, zostaną zwolnieni z obowiązku spłaty odsetek od zaciągniętych długów.
23
Na apel papieski za broń chwyciły tysiące katolików żądnych łupów (20 tys. rycerzy i 200 tys. pieszych). Do wyruszającej armii krzyżowej papież skierował nową odezwę, aby wlać w nich ducha bojowego i odpowiednie zacięcie: „Naprzód, waleczni żołnierze Chrystusa! Wyruszajcie przeciwko zwiastunom antychrysta i zabijajcie sługi przewrotnego węża. Do dziś walczyliście o przemijającą sławę, teraz walczycie o chwałę wieczną! Do dziś walczyliście dla świata, teraz walczycie dla Boga! Nie zachęcamy was, byście dokonali tego wielkiego dzieła dla Boga w zamian za ziemską zapłatę, lecz ze względu na królestwo Chrystusa, które wam z pełnym zaufaniem przyrzekamy”. Ruszyli, siejąc zniszczenie. Największa masakra dokonała się w Béziers, gdzie wymordowano wszystkich – włącznie z dziećmi. Z Béziers papieski legat Arnaud Amaury wysłał do papieża następującą informację: „Dzisiaj, Wasza Świątobliwość, dwadzieścia tysięcy mieszkańców wydano mieczowi, niezależnie od posady, wieku czy płci”. Następnie zniszczono wspaniałe Carcassonne. Papieżowi nie spodobała się jednak niechlujność jego krzyżowców i narzekał, że zarzynali nie tylko heretyków, ale i katolików. Dziś kościelni apologeci uwalniają Kościół od odpowiedzialności, twierdząc, że prześladowaniem heretyków zajmowali się świeccy władcy i to ich brutalność znaczyła dzieje herezji. W istocie jednak papiestwo nie tylko wlewało bezwzględność w serca wszystkich żołnierzy Chrystusa, ale i prześladowało karami kościelnymi tych władców świeckich, którzy odmawiali swego udziału w tym dziele zniszczenia. W tym samym czasie buntowniczy „ruch ubogich” został ostatecznie podporządkowany papiestwu jako... zakon franciszkanów. Podsumowaniem działalności Innocentego III był zorganizowany przezeń w 1215 r. największy sobór średniowiecza – IV Sobór Laterański. Wśród wielu zagadnień podjął on temat żydów i heretyków. W kanonie 68 ojcowie soborowi wskazują na problem wtapiania się żydów w społeczność chrześcijańską, tak że czasami nie można ich poznać i przez to dochodzi do spółkowania pomiędzy chrześcijankami i żydami albo chrześcijanami i żydówkami. Aby to zmienić, domagano się, aby żydzi nosili wyróżniający strój „we wszystkich chrześcijańskich regionach i w każdym czasie”. Kiedy zaś chrześcijanie świętują zmartwychwstanie Jezusa, żydzi nie mogą w ogóle pokazywać się publicznie. Równie bezwzględne zalecenia wydano w sprawie ścigania heretyków, którzy „wprawdzie różne mają oblicza, ale ogony ze sobą nawzajem splątane”. Należy wyrywać diabelskie chwasty, a kto nie plewi poletka Pana – niech będzie przeklęty! MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Anemia Nazywana bywa niedokrwistością. I chociaż sama w sobie nie jest dolegliwością zagrażającą bezpośrednio życiu, może być objawem poważnych schorzeń. Zacznijmy od procesu powstawania czerwonych krwinek w naszym organizmie. Wszystkie komórki krwi, czyli erytrocyty (krwinki czerwone), krwinki białe oraz płytki krwi, powstają w procesie krwiotworzenia (hematopoeza) w tkance krwiotwórczej, którą u dorosłego człowieka jest szpik kostny (w okresie płodowym taką funkcję spełnia początkowo wątroba). Do produkcji czerwonych krwinek niezbędne jest żelazo. Po opuszczeniu szpiku dojrzałe erytrocyty krążą w naczyniach krwionośnych, podejmując funkcję polegającą przede wszystkim na przenoszeniu tlenu z płuc do tkanek oraz dwutlenku węgla w kierunku odwrotnym (w tym procesie udział bierze hemoglobina). Na zakończenie swojego czteromiesięcznego życia erytrocyty wyłapywane są przez specjalne komórki w śledzionie oraz – w mniejszym stopniu – w wątrobie, gdzie ulegają zniszczeniu. Są dwie przyczyny niedokrwistości: niedostateczna produkcja czerwonych krwinek oraz ich nadmierne niszczenie lub utrata (na przykład z powodu krwawień wewnętrznych). Źródłem tych defektów mogą być takie czynniki jak deficyt witamin (szczególnie B12 i kwasu foliowego) oraz żelaza, uwarunkowania genetyczne, uboczne efekty działania leków, przebyte choroby i urazy, niewłaściwa flora bakteryjna jelit lub okres ciąży i karmienia. Aby proces tworzenia i egzystencji czerwonych krwinek był prawidłowy, musi być zachowana równowaga podczas całego ich „życia”. Dlatego żelazo należy przyjmować w połączeniu z odpowiednią dawką kwasu foliowego oraz witaminy B12. Ze statystyk wynika, że największe prawdopodobieństwo wystąpienia niedokrwistości dotyczy osób, które chorują na przewlekłą niewydolność nerek, cukrzycę, chorobę nowotworową, choroby serca, artretyzm oraz zapalenie jelit.
Prawie 80 proc. przypadków anemii wynika z niedoboru żelaza. Jest ono składnikiem hemoglobiny, a jego zawartość u przeciętnego człowieka waha się w granicach od 1 do 1,5 g. Dzienne zapotrzebowanie to 10–12 mg, a u kobiet – nawet 13–25 mg. Przyczyną anemii powstałej z niedoboru żelaza jest niedostateczne dostarczanie organizmowi powyższego pierwiastka, wzrost zapotrzebowania na niego (ciąża, okres karmienia piersią, wzrost i rozwój organizmu), jego niewłaściwe wchłanianie w przewodzie pokarmowym lub jego nadmierna utrata (krwawienia). Z niedoborem żelaza ściśle związany jest nasz tryb życia i nieregularne oraz niedbałe odżywianie się. Chodzi tu nie tylko o niewystarczającą podaż tego pierwiastka, ale i innych składników pokarmowych potrzebnych do jego przyswajania. Także choroby układu pokarmowego mogą blokować przyswajanie jego odpowiedniej ilości z pożywienia. Aby stwierdzić upośledzone wchłanianie tego pierwiastka, lekarz może przeprowadzić test jego wchłaniania (określenie stężenia żelaza w surowicy przed i 2 godziny po doustnym podaniu 100 mg dwuwartościowego żelaza – poziom powinien wzrosnąć dwukrotnie). U kobiet do wyczerpania ustrojowych zapasów żelaza mogą doprowadzać obfite menstruacje. Inną przyczyną przewlekłego krwawienia mogą być zmiany w obrębie układu pokarmowego (polipy jelita grubego, stany zapalne, nowotwór jelita grubego). Częstym miejscem krwawienia są też owrzodzenia żołądka i dwunastnicy. Diagnozuje się je, wykonując badanie na krew utajoną w kale (powinien je zlecić lekarz po stwierdzeniu u pacjenta objawów typowych dla anemii). A objawami typowymi przy niedoborach żelaza w ustroju są: znużenie, zaparcia, osłabienie popędu
płciowego, łamliwe paznokcie, trudności z oddychaniem, brak chęci do życia, bladość, wypadanie włosów, pękanie kącików ust, trudności w koncentracji uwagi, mrowienie w stopach i dłoniach. Osoby, które cierpią na niedobór żelaza, mają niewielką wytrzymałość na wysiłek i bardzo szybko się męczą. Związane jest to z upośledzeniem dostarczania tlenu do komórek, spowodowanym właśnie małą ilością krwinek czerwonych. Objawy anemii są często niejednoznaczne i na niektóre z nich możemy nie zwrócić uwagi. Oprócz dolegliwości wymienionych powyżej osoby cierpiące na to schorzenie mogą się uskarżać także na zawroty głowy, bladość skóry czy kołatanie serca. Lekarz natomiast może dodatkowo wybadać tachykardię (szybka akcja serca powyżej 100 uderzeń na minutę), szmer sercowy czy – w cięższych przypadkach – powiększenie śledziony. Do prawidłowego rozpoznania anemii konieczne jest wykonanie morfologii krwi i stwierdzenie obniżonego stężenia hemoglobiny, liczby czerwonych krwinek i hematokrytu poniżej wartości uznanych za prawidłowe. Badanie nie jest drogie – kosztuje zazwyczaj kilkanaście złotych. Warto zwrócić uwagę, że nie ma stałych wartości parametrów, poniżej których możemy stwierdzić anemię – różnią się one bowiem w zależności od płci i wieku. Przykładowo: u dorosłej kobiety anemię rozpoznajemy przy stężeniu hemoglobiny poniżej 12 g/dl, natomiast u dorosłego mężczyzny – poniżej 13 g/dl. Zdrowy organizm pobiera z pokarmu 10–15 proc. zawartego w nim żelaza. Przy wspomnianych wcześniej problemach gastrycznych lub niewłaściwej florze bakteryjnej spowodowanej błędami żywieniowymi wchłanianie tego pierwiastka jest utrudnione. Bezpośrednią tego przyczyną może być mała kwasowość
i brak odpowiednich kwasów organicznych. Powinno się wtedy suplementować żelazo, przyjmując jego preparaty doustnie w dawce uzależnionej od stopnia niedokrwistości. Leczenie jest długotrwałe i należy je kontynuować od 4 do 6 miesięcy po uzyskaniu prawidłowych parametrów morfologii krwi, a celem takiego postępowania jest uzupełnienie zapasów żelaza w ustroju. Niekiedy, na przykład w przypadku nietolerancji preparatów doustnych czy dużej utraty żelaza, lekarz może zdecydować o zastosowaniu preparatów żelaza dożylnie. Na rynku istnieje dużo preparatów z zawartością łatwo przyswajalnego żelaza, takich jak: Olimp Chela-Ferr Forte (ok. 16 zł), Ferrovit (ok. 12 zł) czy Biofer Folic (ok. 17 zł). Najważniejsza jest jednak dieta bogata w żelazo. Dlatego właśnie posiłki spożywane przez anemików powinny obfitować w mięso, drób, wątróbkę, podroby, jaja, kakao, rośliny strączkowe, szpinak, śliwki suszone, orzechy, rodzynki, daktyle, drożdże. Wskazane jest uzupełnianie diety o surowe mięsa, na przykład pod postacią befsztyków tatarskich. Na organizm korzystnie wpłyną też galaretki, kompoty oraz dodawana do głównego dania niewielka ilość czerwonego wytrawnego wina. Ujemny wpływ mają natomiast różnorakie placki, ciasta, makarony, kasze i inne mączne kluski, a także tłuste potrawy. Również kawa oraz herbata mogą powodować upośledzenie wchłaniania żelaza. Łatwo zauważyć, że na niedobory żelaza szczególnie narażeni są wegetarianie. Dieta wegetariańska, która jest ograniczona tylko do warzyw i owoców, może doprowadzić do anemii niedoborowej, związanej najczęściej z deficytem żelaza i witaminy B12.
Nie zawsze duże ilości danego składnika w produkcie świadczą o tym, że jest on dla nas jego dobrym źródłem. Przykładem może być szpinak, który zawiera sporo żelaza, ale jego przyswajalność jest mała i wynosi około 2 proc. Najlepiej przyswajalne jest żelazo hemowe, występujące w produktach pochodzenia zwierzęcego (mięso, ryby, drób). Nie zapominajmy też o innych składnikach naszej diety ułatwiających wchłanianie żelaza. Należą do nich: witamina C, witaminy z grupy B, soki z owoców cytrusowych oraz dieta bogata w białka i aminokwasy. Niezbędne są także takie mikroelementy jak miedź, cynk, mangan, kobalt, molibden, chrom, fluor, selen. W zapobieganiu anemii bardzo ważna jest również podaż kwasu foliowego. Przyswajalność żelaza jest gorsza w przypadku niedokwaśności, stosowania leków hamujących wydzielanie kwasu solnego w żołądku oraz zobojętniających go. Przykładem najczęściej stosowanych preparatów z tej grupy są: ranitydyna, omeprazol, pantoprazol, Alugastrin, Manti. Wchłanianie żelaza upośledzają również produkty zbożowe – pszenica i otręby. Szczególną uwagę należy zwrócić na budulec pozwalający nam „wyprodukować” witaminę B12. Nie dostarczymy jej bowiem z pokarmem – jest produkowana przez bakterie i inne jednokomórkowe organizmy żyjące w naszym przewodzie pokarmowym. Człowiek potrzebuje około 100 mg witaminy B12 dziennie. Nasze ciało potrafi ją przechowywać, dlatego nie ma konieczności codziennego spożywania pokarmów, które ją zawierają. O tym, jaka jest ważna, świadczy fakt, że razem z kwasem foliowym bierze udział w tworzeniu czerwonych krwinek w szpiku kostnym, poprawia wydajność mózgu i utrzymuje w dobrej kondycji układ nerwowy. Wspomaga działanie żelaza, witaminy C i B5, kwasu foliowego oraz choliny. Jej niedobory prowadzą do poważnych zaburzeń związanych z koncentracją, upośledzeniem motoryki, urojeniami, apatią oraz zaburzeniami psychicznymi i zmianami organicznymi w układzie nerwowym. Nie wszyscy wiedzą, że osoby intensywnie uprawiające sport także są narażone na anemię spowodowaną niedoborami żelaza. Dlatego też większość przeznaczonych dla nich odżywek ma w swoim składzie żelazo, i to często w postaci chelatu, który jest łatwiej przyswajalny. Warto więc sprawdzić poziom czerwonych krwinek i hemoglobiny, gdyż może się okazać, że potrzebujemy „poprawić” jakość naszej krwi poprzez zwiększoną podaż żelaza i innych krwiotwórczych substratów. Przed długą i ponurą zimą taka kuracja poprawiająca wytrzymałość i samopoczucie przyda nam się jak znalazł. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Strachy na Lachy Bad news is good news (zła wiadomość to dobra wiadomość) – zasada, która obowiązuje niemal we wszystkich mediach na świecie, dla polskich mediów stała się religią. Ktoś, kto nieopatrznie albo z jakiejś masochistycznej chuci przegląda codziennie tabloidy lub kanały niektórych telewizji informacyjnych i nie popadł jeszcze w totalną depresję, może się uważać za szczęściarza. Dzień w dzień z pierwszych stron, z ekranów, z głośników dowiadujemy się, że nie będzie owoców i zboża, za to będzie plaga kleszczy niosących śmiertelne choróbska. A jak drań kleszcz nas nie ukąsi, to zrobi to na pewno wściekły lis, bo pod koniec tego lata wścieklizna ma się stać prawdziwą plagą. Podobnie jak pałeczki coli oraz komary i meszki. Jednak meszki to jeszcze nic w porównaniu z trującymi grzybami, które rosną już nawet na ścianach domów powodzian. Tych, co to ich Tusk zostawił samym sobie. Podmokłych ścian nie zdołały osuszyć nawet trąby powietrzne, bo zanim to zrobiły, owe ściany już leżały w gruzach. Może i lepiej, że tak się stało, bo za chwilę w wyniku szkód górniczych i tak przestałyby istnieć. Poza tym mała strata, bo prędzej czy później lokatorzy i tak w wyniku eksmisji za niepłacenie czynszu wylądowaliby na bruku. A czynszu nie płacą, bo emerytury i renty są poniżej minimum biologicznego i będą dalej obniżane, a nawet likwidowane. Identycznie jak szpitale itd., itp.
Noblista William Golding, autor „Władcy much”, napisał: „Jak człowiek się kogoś boi, to go nienawidzi, ale nie może przestać o nim myśleć”. To druga fundamentalna zasada (obok cytowanej na wstępie), bez której nie mogą żyć współczesne media. Zobaczcie, jakimi bzdetami straszono nas przez kilka ostatnich lat... SARS – ostra niewydolność oddechowa, na którą mieliśmy wszyscy (no może prawie wszyscy) umrzeć. Nagłówki gazet z roku 2003 zapowiadały, że w samej Polsce może być milion (!) pogrzebów. Zamykano szkoły, ludzie brali urlopy i... Na SARS zachorowało na całym świecie ok 7 tys. osób. Zmarło 700 (to znacznie mniej, niż co roku zadławia się wodą mineralną lub piwem). W Polsce nikt! Wąglik – ależ to była psychoza, gdy do biur, do redakcji gazet i diabli wiedzą gdzie jeszcze zaczęły przychodzić koperty z białym proszkiem. Pamiętacie? Temat nie schodził z czołówek gazet przez miesiące. Oba polskie tabloidy prześcigały się w makabrze: jeden podał, że w wyniku zarażenia pałeczką wąglika i światową pandemią może wymrzeć 1/10 całej populacji, drugi – że nawet 1/5. Szacunki „prawie” trafione, bo zmarło 9 osób. W Polsce ani jedna nawet nie zachorowała. Taki wstyd... I żadne cholerne medium nie zająknęło się na przykład o tym, że w dwudziestoleciu międzywojennym wąglik był w naszym kraju chorobą dość powszechną, niebudzącą jakiegokolwiek przerażenia.
Świńska grypa była kolejną nadzieją mediów. Przed wirusem A/H1N1 miały chronić szczepionki i maseczki na buzie. Tych ostatnich zabrakło w aptekach, więc w internecie osiągały astronomiczne ceny. Pod naciskiem mediów Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła pandemię świńskiej grypy, poszczególne kraje zaczęły wydawać miliony na szczepionki (na przykład Francja – 358 mln euro), zaś gazety donosiły o kolejnych śmiertelnych przypadkach. Gdy gorączka opadła (i grypowa, i medialna), podliczono straty i wszczęto śledztwo (trwa do dziś), żeby wiadomo było, kto napompował ten idiotyczny balon, na który sama tylko UE wydała bezsensownie ponad 2,5 mld euro. Na całym świecie na świńską grypę zmarło bowiem 17 tys. osób. Powiecie, że to dużo? To śmiesznie mało, bo w tym samym czasie zwyczajna grypa sezonowa zebrała żniwo ponad 500 tys. ofiar, więc ci, co zachorowali na tę świńską, mogą mówić o farcie.
Ptasia grypa. Może tym razem... – rozmarzyły się media w agencyjnych newsach. W ciągu miesiąca zachoruje na świecie 30 mln ludzi, z czego połowa umrze – „radośnie” donosił „Fakt”. To może być epidemia większa od słynnej „hiszpanki”, która pochłonęła więcej istnień niż cała I wojna światowa – „cieszył” się „Super Express”. No i... znów kicha. Ale przecież została jeszcze jedna nadzieja... Szalone krowy. Pamiętacie te biedne słaniające się na nogach bydlątka, te stosy tysięcy bydlątek palonych na rozległych łąkach Belgii, Anglii, Francji? Panika była tak ogromna, że spożycie wołowiny spadło w Europie o 55 proc. Bankrutował nie tylko przemysł mięsny, ale i całe gałęzie przetwórstwa. Co najmniej 8 farmerów doprowadzonych do ruiny popełniło samobójstwa. I to były jedyne ofiary osławionego BSE. Innych wśród ludzi nie odnotowano. Ale to wszystko historia, powiecie. Historia? A zapomnieliście już o tegorocznych szalonych ogórkach? O mało przez te ogórasy nie zbankrutowała Hiszpania, a Niemcy
25
do dziś liżą rany. Polskim rolnikom też się rykoszetem oberwało. Według badań renomowanych instytucji socjologicznych aż 57 proc. człowieczej populacji jest nadzwyczaj podatne na strach rozbudzany i podsycany przez media. Badanie takie przeprowadzono, bo nad światem pojawił się nowy Czarny Lud, którym środki masowego przekazu straszą czytelników, widzów i słuchaczy. Ponieważ krowy i ogórki już się trochę przejadły, zapanowała moda na światowy kryzys. Grubo ponad połowa respondentów poddawanych badaniom ankietowym przyznaje, że alarmistyczne i pesymistyczne wiadomości o stanie światowej i krajowej gospodarki wpływają na nich depresyjnie. Zaledwie 7 proc. badanych twierdzi, że nic sobie z tych strachów nie robi, za to blisko 30 proc. podaje, że dołujące informacje wpływają na pogarszanie się jakości ich pracy. No i mamy samospełniającą się przepowiednię. W Polsce tym bardziej, bo politycy w przededniu wyborów nie zawahają się nawet przed najbardziej irracjonalnym straszeniem obywateli, żeby tylko odnieść zamierzone korzyści. Stąd już słyszymy doniesienia (15 sierpnia), że Polska jest niemal bezbronna, bo armia popadła w totalną rozsypkę, zaś służba zdrowia praktycznie przestaje istnieć, a jeśli PO dojdzie do władzy, to w listopadzie zabraknie pieniędzy na wypłatę emerytur, a w grudniu – na pensje dla nauczycieli. Uwierzyliśmy we wściekłe krowy, ogórki i wąglika? Uwierzymy i w to. Bo – jak to powiedział klasyk kłamstwa Kurski – ciemny naród wszystko kupi. MAREK SZENBORN
Start! 16 sierpnia Ruch Palikota zaprezentował w całej Polsce kompletne listy 920 kandydatek i kandydatów we wszystkich 41 okręgach w wyborach do Sejmu RP. Na konferencji prasowej w Warszawie Janusz Palikot potwierdził start z list Ruchu redaktora naczelnego „Faktów i Mitów” Romana Kotlińskiego, dziennikarza muzycznego Roberta Leszczyńskiego, olimpijczyka – pływaka z Sydney – Marcina Kaczmarka oraz wielokrotnej medalistki mistrzostw świata fitness Elżbiety Boreckiej-Brzózki. Przewodniczący RP podkreślił również, że nie wystawi listy kandydatów do Senatu, ponieważ postuluje całkowitą likwidację tej izby parlamentu. Spośród wszystkich komitetów wyborczych RP zaproponował najkorzystniejszy parytet z 46 procentami kobiet na listach. Wśród kandydatów znajduje się m.in. 114 członków RACJI PL, 34 – z Kampanii przeciwko Homofobii i Stowarzyszenia Wolnych Konopi. Ponadto na listach RP jest 127 kandydatów z obywatelskich list wyborczych.
Palikot zaznaczył jednocześnie, że 25 procent osób ubiegających się o mandat poselski z ramienia RP to ludzie poniżej 30 roku życia. Jednym z głównych celów Ruchu jest
zakończenie dotychczasowego procederu finansowania wszelkich partii z budżetu państwa. Działacze podkreślają: Ruch Palikota istnieje bez jakichkolwiek dotacji, natomiast
przez ostatnie 10 lat PO, PiS, SLD i PSL zabrały z naszych kieszeni około 640 milionów złotych! ASz Fot. Mac
26
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Kolej na Oceń swojego pasterza Grabarczyka
W środę w całym kraju stanęły pociągi Spółki PKP Przewozy Regionalne. Kolejarze zażądali podwyżek pensji o 280 zł, a zarząd Spółki się nie zgodził. Mamy w Polsce 67 spółek PKP i prawie wszystkie przynoszą straty. 67 zarządów i 67 rad nadzorczych to dobrze płatne miejsca pracy dla działaczy PO i PSL-u. W kraju żaden pociąg nie jeździ powyżej 200 km/godz. Zaledwie tydzień temu miała miejsce tragiczna w skutkach katastrofa kolejowa na trasie Warszawa–Katowice. Kiedy kilka lat temu powiesił się świadek w sprawie Olewnika, premier Tusk odwołał ministra Ćwiąkalskiego z funkcji. Tymczasem nic nie wskazuje na to, by podobne konsekwencje miały spotkać ministra Grabarczyka, choć winy tego ministra są bardziej oczywiste niż ministra Ćwiąkalskigo. Żeby mogło dojść do odwołania ministra Klicha z funkcji, musiały spaść dwa samoloty. Ile pociągów musi się wykoleić? Ile dni musi trwać strajk na kolei i jak wielki musi być tam chaos? Jak wielkie straty
musi przynosić cała grupa spółek PKP, aby doszło do odwołania ministra Grabarczyka? Otóż odpowiedź na to pytanie jest bardzo szokująca. Ewentualne odwołanie ministra Grabarczyka, na co się wcale nie zanosi, nie będzie miało żadnego związku z oceną jego pracy i funkcjonowania PKP. Minister Grabarczyk miał zostać ministrem sprawiedliwości w roku 2007. Był jednak do tej funkcji zbyt dobrze przygotowany. Stanowiłby zagrożenie dla Tuska, gdyby odniósł sukces. Został więc skierowany do Ministerstwa Infrastruktury za karę. Podobnie jak minister Zdrojewski został skierowany do Ministerstwa Kultury, a nie do Ministerstwa Obrony Narodowej. Wówczas jednak (2007 r.) nikt nie sądził, że dojdzie do śmiertelnej walki między Schetyną a Tuskiem. Dzisiaj Minister Grabarczyk jest niezbędny premierowi do utrzymania się w roli szefa Platformy. Dlatego bez względu na to, ile popełni jeszcze błędów, to nie przyjdzie „kolej na Grabarczyka”. JANUSZ PALIKOT
Darowizny na Ruch Palikota 1. Wpłaty darowizn mogą być dokonywane tylko przez osoby fizyczne posiadające obywatelstwo polskie. 2. Nie wolno wpłacać pieniędzy gotówką – ani w banku, ani na poczcie. Prawidłowo wypełniony przelew powinien zawierać następujące elementy: nazwa odbiorcy
Ruch Palikota, Warszawa, Fundusz Wyborczy
nr rachunku odbiorcy
77 1140 1977 0000 5967 1000 1002
kwota PLN
kwota darowizny (przykład: 350,00 zł)
nr rachunku zleceniodawcy
nr rachunku os. wpłacającej (wygeneruje system lub wpisać)
nazwa zleceniodawcy
imię, nazwisko, adres, PESEL (dokonującego wpłaty)
tytułem
imię, nazwisko, adres, PESEL darczyńcy (podać, jeśli jest inny niż zleceniodawca) 1) darowizna OW nr ……. (na potrzeby kampanii wspólnej) lub 2) darowizna OW nr ……. imię i nazwisko kandydata (na potrzeby kampanii indywidualnej)
Dobrzy lubią być oceniani. Marni boją się wszelkich osądów niczym piekielnego ognia. Wysoko postawieni chcą odpowiadać tylko przed Bogiem i Ojczyzną. Brzmi dumnie, wywyższa ponad pogardzany motłoch, a – co najważniejsze – oznacza całkowitą bezkarność. Przynajmniej w życiu doczesnym. Innym nikt się nie przejmuje. Nie wyłączając kleru. Od pewnego czasu niemieccy wierni oceniają swoich pasterzy. Nie budzi to żadnych emocji, gdyż już wcześniej parafialne wspólnoty miały wiele do powiedzenia. Przede wszystkim w kwestii dysponowania finansami. Natomiast dla polskich owieczek jest szokujące, że ksiądz też człowiek i jak każdy może podlegać weryfikacji. Najbardziej niesamowite i oczywiście nie do przyjęcia wydaje się to samym duchownym. Przez wieki przyzwyczajonym do statusu świętych krów, którym wolno wszystko, podczas gdy wiernym wolno tylko pokornie prosić, płacić i całować po upierścienionych, tłustych łapach. Gdyby było inaczej, powołania stopniałyby jak śnieg na wiosnę. Na razie taki kataklizm polskiemu Kościołowi nie grozi. Młodzi widzą, że wciąż kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie pobodzie. Równocześnie dawno minęły czasy, kiedy duchowny musiał stale chodzić w sutannie i uważać na prowadzenie, a z rozrywek miał głównie żarcie, picie i karty. Też było nieźle, ale nie to, co dzisiaj, kiedy co najmniej połowa księży ma związki z kobietami, a 10–15 proc. jest ojcami. Hierarchia pomaga im poprzez przeniesienie do bogatszej parafii, co jest ukrytym rodzajem alimentacji. Tylko czekać, a pojawi się oficjalny kościelny fundusz alimentacyjny dla dzieci kleru. Tajny może już i jest. Zwłaszcza na wsi i w niewielkich miasteczkach sukienkowi są panami życia i śmierci. Zależą od nich wszystkie najważniejsze, by nie powiedzieć życiowe dla katolika
imprezy: chrzciny, pierwsza komunia, ślub, pogrzeb. Jeśli którakolwiek z nich nie odbędzie się z kościelnym rytuałem, rodzina jest wyklęta. Toteż w małych środowiskach nie ma ucieczki przed czarną dyktaturą. Księdzu się nie odmawia. Jak premierowi. Kolędę trzeba przyjmować, pieniądze dawać, dzieci na religię posyłać, pracę na rzecz parafii świadczyć. Naturalnie na czarno. W dodatku w katolickiej odmianie hard, czyli nie tylko bez ubezpieczenia, ale i bez wynagrodzenia. W razie śmiertelnego wypadku nie należy liczyć na bezpłatny pogrzeb, a w razie kremacji – na wpuszczenie urny do kościoła. Wcale nierzadki jest taki obrazek: do małego wiejskiego sklepiku wchodzi młody, ale już solidnie wypasiony ksiądz. Wszyscy rzucają się do witania i oczywiście przepuszczają uprzywilejowanego klienta. Fakt, że często wyglądającego jak w zaawansowanej ciąży. Ten niby przypadkiem upuszcza małą karteczkę czy banknot. I naraz obecni prawie się tratują, bo każdy chce pierwszy usłużyć swojemu pasterzowi. Za Bóg zapłać, w nadziei odczucia przyszłej łaskawości. Takie zachowania obu stron są naturalnie racjonalne, gdyż w Polsce to duchowni oceniają wiernych (ze wszystkimi tego konsekwencjami), a nie odwrotnie. To jeden z atrybutów państwa klerykalnego. Idąc tropem niemieckich wiernych, warto przynajmniej spróbować to zmienić. Ocena pasterza wcale nie będzie trudna. Można zastosować prostą, szkolną skalę ocen w pięciu aspektach: bogactwo, bezkarność, bezczelność, bezduszność i bezideowość. Oczywiście, inaczej niż w szkole – im niższa ocena, tym lepiej. Duchowni bowiem wcale nie powinni posiadać wymienionych cech, ani też w nadmiarze dóbr doczesnych. Tylko skąd by wtedy brać chętnych do seminariów? Relatywnie najłatwiej ocenić bogactwo. Zaprawdę, trudno dziś spotkać ubogiego księdza. Często im
biedniejsza parafia, tym bogatszy pasterz. Im skromniejszy kościół, tym większa plebania i stojący przed nią samochód. Jeśli jednak na 6 ocenilibyśmy proboszcza, to nie byłoby skali dla biskupów i kardynałów. Ze względu na liczebność poszczególnych grup średnia ważona to najwyżej 3 plus. Spotkać ukaranego księdza to prawie jak trafić szóstkę w totolotka. Jeśli nawet przestępca w sutannie zostanie ukarany, jest to najczęściej wyrok najmniejszy z możliwych, w zawieszeniu. Członkowie episkopatu są wręcz poza wszelkim podejrzeniem. Arcybiskupa Gocłowskiego nie tylko nie spotkała żadna kara za przekręty wydawnictwa „Stella Maris”, ale był przez sąd traktowany niczym udzielny książę. Sędziowie pokornie przyjechali do jego rezydencji w celu uzyskania zeznań i czekali w przedpokoju, by raczył ich przyjąć. Nie spotkała ich żadna kara dyscyplinarna za złamanie procedur. Średnią obniżyło ostatnio kilka wyroków dla księży pedofilów. Mimo to za bezkarność można z czystym sumieniem dać 5 plus. W odróżnieniu od bogactwa i bezkarności bezczelność, bezduszność i bezideowość są o wiele łatwiejsze do ukrycia. Wierni nie powinni się jednak uchylać od oceny tych cech, a ateiści, którzy via budżet płacą na Kościół, od pomocy. Konieczna jest duża staranność, gdyż istnieje grupa duchownych ideowych, traktujących poważnie obowiązki duszpasterskie, mających krytyczny stosunek do występków swojej instytucji i kolegów po fachu. Jej liczebność nie jest dotychczas zidentyfikowana, stąd trudno o średnią ocenę badanych cech. Ponieważ w szkole religię wlicza się do średniej, a kilkadziesiąt tysięcy księży i zakonników obojga płci ją prowadzi, katoliccy pasterze są ogólnie na szóstkę. I trzeba będzie lat, by tę ocenę obniżyć. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Festiwal Humanizmu w Łodzi Z przyjemnością pragniemy zaprosić czytelników „Faktów i Mitów” na organizowany przez Stowarzyszenie Ateistyczne Festiwal Humanizmu. Festiwal odbędzie się w dniach od 30 września do 2 października w Hotelu Prząśniczka w Łodzi (Hotel Prząśniczka, ul. Studencka, Łódź-Arturówek). Podczas trzydniowej imprezy będzie można wysłuchać wykładów i referatów czołowych przedstawicieli świata nauki i polityki oraz działaczy organizacji społecznych. Ponadto organizatorzy zapraszają na towarzyszące panele dyskusyjne oraz imprezy integracyjne. W festiwalu wezmą udział między innymi: Robert Biedroń, dr Tomasz Witkowski, Teresa Jakubowska, prof. Jerzy Drewnowski, prof. Joanna Senyszyn, dr Maciej Zatoński, Andrzej Dominiczak i wielu innych. Goście będą poruszali tematy związane ze świeckością państwa, feminizmem, lewicą, demokracją, pseudonauką i filozofią. Zapowiada się prawdziwa uczta dla spragnionych wiedzy umysłów. Koszt uczestnictwa w festiwalu za pełne trzy dni wynosi 60 zł, po 1 września – 80 zł. O szczegółowy plan festiwalu oraz dodatkowe informacje prosimy pytać pod adresem e-mailowym:
[email protected].
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
Przychodzi facet do USC: – Dwa lata temu wziąłem tu ślub. – I co? – Proszę, oddaję... ~ ~ ~ – Gdzie się tak opaliłeś? – A, wiesz, plaża nudystów. – A te białe kręgi wokół oczu? – Od lornetki. ~ ~ ~ Stoi Jaś przed klasą i zastanawia się: – Gdzie tu sens, gdzie tu logika?! Podchodzi dyrektor i pyta: – Co się stało, Jasiu? – No bo wie pan: pierdnąłem w klasie, pani mnie wyprosiła, a oni siedzą dalej w tym smrodzie... KRZYŻÓWKA Krzyżówkę rozwiązujemy, wpisując po DWIE LITERY do każdej kratki Poziomo: 1) ostrosłup, a w nim... trup, 4) pranie ręczne, 8) pokaże, ile ważę, 9) takie tłuste coś na oś, 11) słowa, gdyś ślubował, 13) w nim pijany ma, 15) czarną owcę też pokryje, 16) sexy bielizna, każdy to przyzna, 17) od lat porywali na wodach Somalii, 19) pozostałości kiepskiej jakości, 20) laska Janosika, 21) nim kosa trafi na kamień, 23) w książce łata, 26) białemu rymów brak, 28) o bramce na działce, 31) chciał Kaczkę Dziwaczkę upiec, 33) ten poziom od pięt się zaczyna, 34) tam rządzi starosta z PO, 36) wrzaski z Ameryki, 37) o zwoju lub opoju, 38) co płonie na stadionie?, 40) duchowny lub ducha, 41) jego syn był w wojsku od małego, 42) m jak …, 44) zmiata kurz, który napotka, 45) o pojemniku dla przewoźników. Pionowo: 2) Blues Festival w krawacie, 3) mruga do kierowców, 5) lata koło ucha, kiedy wietrzyk dmucha, 6) co może pociągać anioła w czarcie?, 7) rozszerza oczy, 10) wspiera oficera, 12) tak zaczynają się tarapaty, 14) miejsce na stronie, 15) góral skalisty, 16) o lasach w dawnych czasach, 18) raz, może zaboleć, 20) słomianka ze szmaty, 22) wszystko wie o swym lwie, 24) zdanie sprawy, 25) coś z koguta na patyku, 26) tam przemawia ideowiec, 27) gdy docinasz, to ją wbijasz, 28) kto ją robi, ten zachwyca, 29) budził zgrozę w obozie, 30) parowanie, 32) kto w nie gra, ten ma wyniki, 35) wyjście przy stoliku, 37) mowa alkoholowa, 39) wiąże cegły, 41) przewrót, nie do tyłu i nie w przód, 43) wiersz przy sukni.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
1. Prawo Tertila: Sprawa raz odłożona dalej odkłada się sama. ~ ~ ~ 2. Prawo Clyde’a: Im dłużej zwlekasz z tym, co masz do zrobienia, tym większa szansa, że ktoś cię wyręczy. ~ ~ ~ 3. Zasada Larsona: Dokonaj czegoś niemożliwego, a szef zaliczy to do twoich obowiązków. ~ ~ ~ 4. Reguła Jaffersona: Tytuły przeważają nad osiągnięciami. ~ ~ ~ 5. Prawo Wilsona: Ranga osoby jest odwrotnie proporcjonalna do szybkości mowy. ~ ~ ~ 6. Reguła Achesona: Raport ma służyć nie informowaniu czytelnika, lecz ochronie autora. ~ ~ ~ 7. Prawo Niesa: Energia zużywana przez biurokrację na obronę błędu jest wprost proporcjonalna do jego wielkości. ~ ~ ~ 8. Prawo Phillipa: Łatwe do przeprowadzenia są tylko zmiany na gorsze. ~ ~ ~ 9. Prawo Woltarskiego: Praca w zespole polega na tym, że przez połowę czasu trzeba tłumaczyć innym, że są w błędzie. ~ ~ ~ 10. Prawo Owena: z Jeśli jesteś dobry, to cała robota zwali się na ciebie. z Jeśli jesteś naprawdę dobry, to nie dopuścisz do tego. ~ ~ ~ 11. Reguły komisyjne: z Nigdy nie zjawiaj się na czas, bo będziesz musiał zaczynać. z Nie odzywaj się do połowy posiedzenia, a zyskasz opinię człowieka inteligentnego. z Bądź tak mało konkretny, jak to tylko możliwe, dzięki temu nikogo nie urazisz. z Kiedy masz wątpliwości, zaproponuj powołanie podkomisji. z Pierwszy wystąp z wnioskiem o przełożenie obrad – zyskasz popularność, gdyż wszyscy na to czekają. 1
3
2 8
7 12
11
4 2
13
17
25
22
31
16 20
23
26
27
32 37
29
28
34 38
39 42
41 44
1
24
33
36
10
15
19
21
6
9 14
18
5
30 35 40
43
45 3
Litery z p ó l p o n u m e r o w a n y c h w p r a w y m d o l n y m r o g u u t w o r z ą r o z w i ą z a n i e z a g a d k i : C o p o rozbiciu nadal będzie całe?
1
2
3
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 31/2011: „Nimfomanka”. Nagrody otrzymują: Adam Sikora z Warszawy, Alfred Brzezina z Wodzisławia Śląskiego, Tadeusz Dusiński z Mysłakowic. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 51 zł na czwarty kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 51 zł na czwarty kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Nr 33 (598) 19–25 VIII 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Noc z Jezusem
Fot. S.J.
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Ksiądz udał się do dermatologa. Lekarz go zbadał i stawia diagnozę: – Proszę księdza, jak by to powiedzieć, złapał ksiądz chorobę weneryczną. Ksiądz poczerwieniał:
– No tak, trzy tygodnie temu jakaś młoda wczasowiczka kąpała się w stawie, po którym pływały moje kaczki. Ostatnio moja gosposia upiekła mi jedną i pewnie stąd to się wzięło. – Zapewne – przytakuje lekarz. Ale następnym razem radziłbym jednak na widelec zakładać prezerwatywę...
N
ie wszystkie dyscypliny sportu są reprezentacyjne. Nie wszystkie nadają się na igrzyska. Ale każdy może znaleźć coś dla siebie. ~ Od 1980 r. w angielskim Willaston odbywają się zawody w „zaklinaniu robaków”. Każdy uczestnik zabawy ma do dyspozycji kwadrat ziemi o wielkości 3 na 3 metry, który musi tak „zaczarować”, żeby zwierzątka zechciały opuścić podziemie. W tym celu należy wprawić ziemię w drgania (użycie środków chemicznych jest zabronione). Niektórzy podlewają grunt herbatą lub piwem. Inni... śpiewają. W 2009 r. rekord świata – 567 robaków – ustanowiła 10-letnia Sophie Smith. Po zawodach robalom należy umożliwić powrót do gleby. ~ W polo na słoniach grają Nepalczycy, Lankijczycy, Hindusi i Tajlandczycy. Na każdym zwierzaku jadą dwie osoby: „kierowca” oraz gracz, który uderza piłkę kijem bambusowym. Żeby było sprawiedliwie, sędziowie też siedzą na słoniach. Niestety… trąbalscy przypominają sobie niekiedy o swojej dzikiej naturze. Na turnieju w 2007 r. słoń wpadł w szał, zrzucił z grzbietu dwie osoby i zniszczył autokar drużyny Hiszpanii. ~ Amerykańscy entomolodzy z Purdue University
CUDA-WIANKI
Olimpiada specjalna wymyślili nową konkurencję – plucie na odległość nieżyjącym świerszczem. Cały owad musi znaleźć się w ustach zawodnika i opuścić je najdalej 20 sekund później. Wynik jest zaliczany, jeżeli sędzia stwierdzi, że świerszcz po wylądowaniu ma nadal sześć nóg, cztery skrzydła i czułki. Rekord świata ustanowił w 1998 r. Danny Capps z Wisconsin – 9,17 metra.
~ Na plaży w Petersburgu co roku odbywa się wyścig pływacki na dmuchanych laskach z sex-shopu. W tym roku popłynęło ponad 800 osób. ~ Jedna z niestandardowych dyscyplin sportowych, wymyślona przez Anglików, wymaga udziału tchórzofretek – do tego głodnych i wściekłych. Zawodnik rozpina spodnie i wrzuca sobie do nich dwa zwierzątka. Nogawki są związane nad kostką. Wygrywa ten, kto wytrzyma najdłużej. Niepobity jak dotąd rekord padł w 1981 r. – 5 godzin i 26 minut. ~ Anglicy wymyślili także rzut szmatą nasączoną piwem. Na środku placu stoi sztandarowy pijak (tzw. flonker) i trzyma drewnianą łychę, na końcu której wisi nasączona browarkiem ściera. Wokół niego, trzymając się za rączki, tańczą pozostali zawodnicy. Kiedy cichnie muzyka, flonker próbuje trafić szmatą w wybraną osobę z kółeczka. Jeśli trafi – delikwent wypija kufel piwa; jeśli nie trafi – sam pije. Impreza kończy się, kiedy żaden z uczestników nie jest już w stanie ustać na nogach. JC