KOŚCIÓŁ PROMUJE KSIĘDZA PRZESTĘPCĘ Â Str. 7 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 34 (599) 1 WRZEŚNIA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Watykan, 5 listopada 2002 roku, wczesne przedpołudnie. Biskup Stanisław Dziwisz otrzymuje pocztą dyplomatyczną wstrząsający list od meksykańskiego księdza Antonia ~ Roquen í Ornelasa, opisujący zbrodnie pedofilskie kościelnych hierarchów, a przede wszystkim łajdactwa Maciela Marciala – przyjaciela Jana Pawła II. Osobistemu sekretarzowi papieża list ten posłużył jako papier toaletowy. Â Str. 17
 Str. 6
 Str. 12 ISSN 1509-460X
 Str. 14
2
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Na posiedzeniu sejmowej komisji pracującej nad ustawą o związkach partnerskich (projekt SLD) nie pojawił się ani jeden poseł z SLD. Nic w tym nagannego ani dziwnego. Ot, po prostu żadna telewizja nie wysłała swoich kamer, więc tylko głupek użerałby się w dusznej sali z jakimiś tęczowymi Biedroniami i Legierskimi. „Należąc do SLD, można być dobrym katolikiem” – odkrył Amerykę bp Pieronek. Oczywiście, że można, a pojęcie „dobry katolik” jest wprost proporcjonalne do ilości pieniędzy i liczby przywilejów przekazanych Krk. Na razie najlepszym w Polsce „komuchokatolikiem” jest Kwaśniewski (za zasługi oddane na rzecz ratyfikacji konkordatu), choć o mało nie przegrał rywalizacji z Millerem, który dał Kościołowi wszystko wedle życzeń – nawet koncesję na bursztyn. Słynny inkwizytor i niestrudzony tropiciel sekt Nowak Ryszard znów odwiedził prokuraturę. Tym razem nie w sprawie kolejnego donosu na Dodę czy Nergala, ale na rapera Hukosa. Otóż ten Hukos śpiewa, że zabije Kaczyńskiego, bo tenże jest palantem. Cóż... zgadzamy się z panem raperem. Połowicznie, bo nie jesteśmy za zabijaniem. Płyty DVD z kazaniami księdza Natanka odnaleźli w swoich skrzynkach na przesyłki mieszkańcy Lublina. Do każdej płytki dołączony jest... list od Matki Boskiej. A na DVD mamy np. takie Natankowe ostrzeżenia: „Jeden facet rzucił księdzem o ścianę, a nazajutrz piła obie ręce mu odcięła. Nadchodzą czasy ostateczne”. Tak jest. I widać w tym piłę boską! „Nie tylko wierzę w istnienie diabła, ja wiem, że on istnieje” – oświadczył Cejrowski Wojciech i dodał, że może słuchać każdej muzyki, pod warunkiem że jej wykonawca został ochrzczony i kiedyś był... ministrantem. A Maryla Rodowicz nie była, więc jej nie ceni. No i jeszcze zaznaczył, że nie kupuje chleba od gwałcicieli (sic!). Natomiast indiańskie kobiety są skromne, choć chodzą z cyckami na wierzchu. Podobno od chwili udzielenia tego wywiadu Frondzie stan Cejrowskiego uległ dalszemu pogorszeniu. Syryjka Myrna Nazzour, która od lat robi za stygmatyczkę, przybyła do Lublina w celu modlenia się. Luda chcącego zobaczyć publicznie krwawiącą kobietę przybyło od groma, a tu stowarzyszenie „Solidarni 2010” ogłosiło sprzedaż biletów (na Myrnę) po 40 i 60 złotych. Na to Myrna, że to skandal, bo ona krwawi całkiem za darmo. Na to „Solidarni”, że organizacja kosztuje i w ogóle... Że też na coś podobnego nie wpadł Poncjusz Piłat jakieś 2 tysiące lat temu. W wielu europejskich telewizjach emitowany jest spot reklamujący Polskę. Wyprodukowany przez Polską Organizację Turystyczną klip „Czuj się zaproszony” jest po prostu znakomity. To znaczy jest prowokacyjnie obrzydliwy, antypolski i niepatriotyczny. Czy uwierzycie, że nie ma w nim słowa o Papieżu Tysiąclecia? I nawet wzmianki o katastrofie smoleńskiej ani też o najwybitniejszym w historii prezydencie? Skandal i prowokacja! Fotoreporter „Gościa Niedzielnego”, zanim zemdlał ze zgrozy, sfotografował w Madrycie zboczeńca, który na znak protestu wobec wizyty Benedykta symulował kopulację. Z niedźwiedziem. Niedźwiedź był kamienny i nie miał nic przeciwko. Za to ponad 70 tysięcy młodych Hiszpanów skandowało w tym czasie „Go home!”. Do misia, ale tego w czerwonych bucikach. „Z moich podatków zero dla papieża” – pod takim hasłem protestowali przeciwko wizycie Benedykta członkowie 140 hiszpańskich organizacji ateistycznych. Wycieczka Papy nad Ebro kosztowała tamtejszych bankrutujących podatników 60 milionów euro. Ale są też i znaczące plusy: 22 proc. bezrobotnych (35 proc. wśród młodzieży) nie poniosło żadnych kosztów turystycznych fanaberii watykańskiego monarchy. „Są tacy, którzy uważają się za bogów (...) i chcą decydować, co jest dobre, a co złe” – powiedział na placu Cibeles Benedykt XVI. Jego słowa nie dotyczyły pewnego jegomościa z Nazaretu, tylko „szerzącego się moralnego relatywizmu w Europie”. Nauki te w ustach przywódcy pedofilskiej międzynarodówki relatywistycznie nie brzmią ani trochę. Ideał sięgnął bruku. W Westbourne (Wielka Brytania) miejscowy kościół zamieniono na hipermarket TESCO. Podobno ksiądz proboszcz nie może sobie darować, że nad ołtarzem nie wywiesił napisu: „Codziennie niskie ceny!”. Albo: „Dziś promocja – pokuta za trzy grzechy, czwarty gratis”.
Tanie życie (cz. II) N
ie wiem, co robią polscy socjologowie poza udowadW Polsce rocznie około 5 tysięcy osób odbiera sobie żynianiem tez wcześniej przez siebie postawionych, ale cie. Czy można ograniczyć tę liczbę? Eksperci Światowej Ornie natknąłem się na pracę, która wykazywałaby, jak złożo- ganizacji Zdrowia (WHO) zwracają uwagę na zapewnienie ną i żywą tkankę stanowi współczesne społeczeństwo. Kan- w publicznej opiece medycznej dostępu do profesjonalnej podydaci na magistrów i doktorów piszą rozprawy o ukrytym mocy psychologiczno-psychiatrycznej. Człowiek nie może być przesłaniu (nawet jednej myśli) w dziełach Jana Pawła II, pozostawiony sam sobie, nie może czuć się bezimienną, ale nikt się specjalnie nie zastanawia na przykład nad tym, niepotrzebną nikomu rzeczą. Ratunkiem jest społeczeństwo dlaczego mężczyźni w Polsce 4 razy częściej niż kobiety gi- obywatelskie, w którym zachęca się obywateli do wspólną śmiercią samobójczą. Płeć słabsza zmonopolizowała nego działania, co pozwala na budowę nowych więzi, rezyza to przypadki hospitalizacji z powodu samookaleczeń. Al- gnację z anonimowości. Państwo ma tu wiele do zrobienia. bo co z faktem, że po samobójczej śmierci osoby publicznej Jego decyzje muszą być przewidywalne. lawinowo wzrasta liczba śmiertelnych wypadków drogowych. Gwałtowny skok liczby samoPrawdopodobnie wielu kierowców zaczyna wtedy jeździć brabójstw w Polsce na początwurowo, gdyż w ich podświadomości uruchamia się reflekku lat 90. XX wieku sja: skoro taki ktoś ze sobą skończył, to może śmierć jest (w 1989 roku odnotowano ich 4307, w 1990 najlepszym rozwiązaniem także moich problemów? roku – 4970, a w 1993 roku – już 5569) I tu wróćmy na chwilę do samobójstwa poszerzonego, był spowodowany przeprowadzoną nagle poprzedzonego zabójstwem bliskich (patrz cz. I), w którym w grudniu 1989 roku zmianą zasad rozliagresor traktuje unicestwienie pozostałych ofiar jako ampuczania kredytów bankowych. Zobowiątację części własnego jestestwa. Stąd tak wiele zabójstw zania tysięcy ludzi wobec banków po porzuceniach i zdradach. Egoistyczna psychika człowiew ciągu tygodnia – między wigilią ka tego nie wytrzymuje. Coś, co było miłością rodzicielską, Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem małżeńską, partnerską, nagle przeradza się w ich odwrotną, – wzrosły kilkudziesięciokrotnie. Stodestrukcyjną formę. Dlaczego nie wykształcono żadnych hając przed widmem utraty dorobku mulców dla takich obłędów? całego życia, słabsi psychicznie, Jednym z powodów może być powszechny wśród Pow tym wielu rolników, woleli umrzeć. laków przekaz wychowawczy, że o złych sprawach rodzinNic tak nie niszczy relacji społecznych nie powinno się opowiadać obcym, poza domem; nanych jak nieprzewidywalne zachowawet jeśli jest to gabinet psychologa rodzinnego. Ponadto kania państwa. Częste zmiany prawa burzą plany i powodują, że do naszego tolicka, konserwatywna mentalność podpowiada, że najwiękżycia wkracza dodatkowy stres. A jesze znaczenie ma wizerunek na zewnątrz, choćby kłamliwy: śli skumuluje się on na przykład z prozobaczcie, jaki jestem szczęśliwy, jaką mam fajną blemami w domu – stanowi niszżonę, dzieci, jak mi się powodzi! Stąd tak częczycielską siłę. I dlatego tak ważne jest ste nieposzlakowane opinie zabójców. dbanie o kondycję psychiczną, racjonalTu ujawniają się też skutki złeny odpoczynek, urlopy. go, purytańsko-religijnego wyPolskie państwo nie dba o powszechny tani chowania, którym przedostęp do pomocy psychologiczno-psychiatrycznej. Nie siąknięte są również chroni nas przed agresją – sędziowie rzadko orzekają o zaszkoły (metoda „urawkazie zbliżania się przestępców do swoich ofiar, nie nakazuniłowki”, odrzucenie diają ich bezwarunkowej eksmisji, słabo chronią świadków. logu i rozmowy, traktowanie Strach słabiej uposażonych potęgowany jest przez brak respraw intymnych jako nieważnych dodatków do wiedzy, wykształcenia, słabe przygotowanie pe- alnej pomocy ze strony systemu pomocy społecznej. Gorzej dagogów). Młodzieży nie uczy się podejmowania samodziel- przystosowani ludzie czują się bezbronni i po prostu strasznych decyzji i ponoszenia za nie konsekwencji. Skutek? Ma- nie się boją. Państwo musi być przyjazne obywatelowi. Szkoła musi my dzieciaki coraz lepiej wykształcone i bezradne w zderzeniu z rzeczywistością. Małolaty świetnie potrafią manipulo- uczyć nasze dzieci, jak radzić sobie z emocjami, i przekonywać innymi, kreować własny nieprawdziwy wizerunek, a jed- wać je, że każdy jeszcze za życia odpowie za swoje czyny. nocześnie nie potrafią kontrolować własnych emocji, rozła- Ważna dla zdrowia jednostek i całych społeczeństw jest rówdowywać napięcia, budować trwałych relacji z innymi. Ma- nież odbudowa mikrospołeczności, m.in. towarzyskich, sporją też zakodowane, że ciało jest brudne, nieprzyzwoite, że towych, sąsiedzkich. Uprawiający amatorsko sport, hobbysprawy związane z naszymi popędami i emocjami są na mar- ści, zarządzający miniosiedlem i im podobni są zdrowsi na cieginesie. W takim stanie rzeczy częstym sposobem zwróce- le i duchu, mają wypełniony czas, czują się potrzebni. Ich nia uwagi otoczenia na to, że mamy jakiś problem, jest życie nabiera wartości. Bo życie ludzkie jest wciąż najwyżagresja lub autoagresja, na przykład próba samobójcza. szą wartością, choć niektórym spowszedniało, a jeszcze inJednym z jej powodów może być poczucie winy, że czemuś ni twierdzą, że to tylko przystanek na drodze do wieczności. JONASZ nie zapobiegliśmy (Lepper winił siebie za chorobę syna), że broniąc siebie, wyrządziliśmy komuś krzywdę. Tak katolicka propaganda przedstawia m.in. osoby, które zdecydowały się na rozwód. Zadaniem małżonków jest bowiem trwanie przy sobie aż do śmierci, i mało ważne, że mąż czy żona stosują przemoc fizyczną lub psychiczną. Rozejście się takiej pary Kościół uznaje za zdradę Boga i rodziny, upadek moralny. W takim stanie osoby, które się rozwiodły, zaczynają żyć z piętnem winy. Im słabsza jest ich psychika, a nasilenie propagandy mocniejsze, tym większe ryzyko, że mogą one w końcu nie wytrzymać i próWAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki. bować ze sobą skończyć.
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
GORĄCY TEMAT
S
tołeczną Temidą wstrząsnęła w marcu niebywała afera. Wyszło mianowicie na jaw, że Ewa Ł., wieloletnia kierowniczka Oddziału Kadr Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, zorganizowała proceder polegający na nakłanianiu podległego sobie personelu do zaciągania kredytów (w kwotach od 15 do 150 tys. zł) i przekazywania jej pieniędzy. Żeby zaś ludzie mieli za co spłacać pożyczki, podnosiła im wynagrodzenia tak, aby zawsze byli trochę na plusie. Innymi słowy: jeśli miesięczna rata wynosiła 1000 zł, zaufany pracownik dostawał ów tysiąc plus 200–300 zł (na otarcie łez) w podwyżce pensji netto. Cała sprawa ujrzała światło dzienne dzięki kontroli zainicjowanej przez ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego. Rewidenci odkryli ponadto, że: ~ średnie zarobki w kadrach po tego rodzaju „podwyżkach” wynosiły około 6400 zł (brutto), podczas gdy w innych komórkach organizacyjnych sądu tkwiły na poziomie 3100 zł; ~ w niektórych przypadkach miesięczne raty przewyższały wysokość pensji (co stawia w bardzo nieciekawym świetle pewien znany „FiM” bank udzielający kredytów nawet bez wymaganej zgody współmałżonka); ~ na liście płac figurowały „martwe dusze” nieświadczące żadnej pracy dla sądu; ~ siatka Ewy Ł. oplatała w sumie co najmniej 40 osób; ~ pochodną ujawnionych nieprawidłowości było drastyczne przekroczenie przez rzeczony sąd limitów etatowych i budżetowych (część przeznaczona na płace). Po zakończeniu kontroli minister Kwiatkowski skierował do stołecznej prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstw polegających na „wyłudzaniu kredytów bankowych przez pracowników sądu na skutek namowy i w interesie osoby pełniącej tam stanowisko kierownika” oraz „fałszowaniu dokumentów lub poświadczaniu nieprawdy w dokumentacji księgowej” (to drugie dotyczyło także współdziałania z Ewą Ł. osoby akceptującej w banku kredyty niewspółmiernie wysokie w stosunku do zarobków). Pokłosiem skandalu były też decyzje personalne: sędzia Lidia Malik złożyła rezygnację z funkcji prezesa (sprawowała bezpośredni nadzór nad oddziałem kadr, czyli m.in. podpisywała umowy o pracę i wnioski dotyczące podwyżek), natomiast odpowiedzialna za dyscyplinę finansową i audyt wewnętrzny dyrektor sądu Krystyna E. została przez ministra zdymisjonowana. Wyjaśnijmy, że dyrektor jest w sądzie (dla ustalenia uwagi przyjmijmy, że chodzi o szczebel okręgowy) jedną z najważniejszych osób. Według ustawy:
~ powołuje go (i wycofuje) minister sprawiedliwości na wniosek prezesa, aczkolwiek może go odwołać „także z własnej inicjatywy po zasięgnięciu opinii prezesa”; ~ kieruje całą gospodarką finansową sądu; ~ jest dysponentem budżetu dla sądów rejonowych;
Urzędnik z praskiego sądu dodaje: – Sprawa odżyła w lipcu, kiedy to nieznające regulacji prawnych lokalne media odtrąbiły z charakterystycznym dla tabloidów „świętym oburzeniem”, że Krystyna E. wróciła po zwolnieniu lekarskim do pracy. Fakty były natomiast takie, że
~ ~ ~ 17 grudnia 2010 r. spółka Centrum Naukowo-Produkcyjne Elektroniki „Radwar” po wielomiesięcznych bezowocnych staraniach (z nożem na gardle w postaci niespłaconego kredytu inwestycyjnego) znalazła wreszcie kupca na oddany w maju do użytku biurowiec przy ul. Poligonowej 3, zwany Radwar Business Park (makieta obok). Nabywcą okazał się Sąd Okręgowy Warszawa-Praga, który wypatrzył tę nieruchomość (jej głównymi elementami są powiązane komunikacyjnie dwa zmodernizowane budynki z 1976 oraz 1977 r.) na swoją nową siedzibę i zgodził się zapłacić za nią ponad 150 mln zł! – Mieliśmy już duże kłopoty finansowe, więc natychmiast sprzedaliśmy tę wierzytelność bankowi, żeby zdobyć środki na spłatę kredytów. Sąd spadł nam po prostu z nieba – ujawnia sympatyk „FiM” pracujący w „Radwarze”. – Obiekt jest efektowny i wart wysokiej ceny, ale nie takiej, skoro
Sąd rodzinny Malwersacje finansowe, szalone zakupy za publiczne pieniądze, układy i układziki... Okazuje się, że najciemniej jest pod latarnią. ~ podlega służbowo prezesowi, ale tylko częściowo, bowiem w zakresie dysponowania budżetem podporządkowany jest dyrektorowi sądu apelacyjnego, którego przełożonym jest z kolei minister (a w jego imieniu dyrektor Departamentu Budżetu i Inwestycji w resorcie sprawiedliwości). Krótko mówiąc: Krystyna E. miała w ręku władzę i wszystkie pieniądze sądu. To było w marcu. A później? – Aferę podrzucono Ostrołęce, bo stołeczna prokuratura nie chciała jej wziąć, tłumacząc, że ma wiele silnych związków służbowych z praskim sądem, więc może być podejrzewana o stronniczość. Przesłuchania świadków oraz analizy dokumentów realizuje CBŚ, śledztwo wciąż toczy się „w sprawie” i nikt nie usłyszał jeszcze zarzutów. Tym bardziej że niektóre osoby zapadły nagle na choroby psychiczne i uciekły na długotrwałe zwolnienia lekarskie. Rzeczy mają się ciutkę inaczej, niż początkowo ogłosiło ministerstwo, gdyż część pobranych na „słupy” kredytów Ewa Ł. (uzależniona od hazardu) spłacała osobiście, zaś drobniejsze w takich sytuacjach podwyżki i awanse stanowiły formę wynagrodzenia za przysługę. Jedno jest już wszakże wyraźnie widoczne: w pionie administracyjnym kwitły machlojki chronione przez układy rodzinne i powiązania towarzyskie bądź „łóżkowe”. Czuli się bezkarni – mówi zbliżony do śledztwa policjant z Centralnego Biura Śledczego.
9 marca została ona definitywnie odwołana (z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia) z funkcji dyrektora, ale ponieważ jest w tzw. okresie chronionym (niespełna dwa lata do emerytury), pracodawca (w tym przypadku powołana 29 marca nowa
na etapie projektowania modernizacji oszacowano jego wartość na 98 mln zł. Poza tym absolutnie nie nadaje się na siedzibę sądu! Zaprojektowano go pod biura i sale konferencyjno-szkoleniowe zajmujące w planach 11 804 mkw., czyli niespełna połowę całkowitej powierzchni użytkowej (całkowita wynosi 23 400 mkw. – dop. red.). Reszta to przestronne korytarze, handel i usługi z małymi lokalami
Sąd Apelacyjny w Łodzi za 56 mln zł
prezes sędzia Beata Janusz) musiał zapewnić jej inną pracę, odpowiednią do kwalifikacji zawodowych. Tak też pani sędzia uczyniła, ale Krystyna E. nie przyjęła stanowiska głównego specjalisty ds. finansowych, więc Kwiatkowski zwolnił ją wreszcie dyscyplinarnie. Prawdopodobnie nawet nie wie, że uczynił wyłom w bardzo silnym układzie towarzysko-rodzinno-biznesowym, który teraz staje na głowie, żeby zachować wpływy i uratować tyłki. Chodzi zwłaszcza o dziesiątki milionów złotych wyrzuconych w błoto przy okazji zakupu nowej siedziby sądu – podkreśla nasz rozmówca.
gastronomicznymi, salonem fitness, zakładem fryzjerskim czy wreszcie gabinetem kosmetycznym. Żeby zrobić tam sąd, trzeba będzie dodatkowo wyłożyć kilkadziesiąt milionów. Ale najśmieszniejsze jest to, że kompleks znajduje się w strefie zalewowej, więc jeśli wały puszczą, wody Wisły sięgną nawet trzeciej kondygnacji! Ciekawe, co zrobią wówczas z aktami... – ironizuje warszawski deweloper. Gwoli ścisłości dodajmy, że: ~ 18 sierpnia rozstrzygnięto przetarg i już wiadomo, że tylko za prace budowlane przystosowujące Radwar Business Park do potrzeb
3
praskiej Temidy podatnicy będą musieli dodatkowo zapłacić 27 mln 521 tys. 343 zł plus nieznaną jeszcze cenę dostaw energii elektrycznej na czas robót i ochrony inwestycji. Późniejsze umeblowanie pochłonie co najmniej 5 mln zł. Całość kosztować nas zatem będzie grubo ponad 180 mln zł;
Minister Krzysztof Kwiatkowski
~ operację zakupu z koniecznością natychmiastowej adaptacji biurowca pilotowało pięciu ważnych urzędników, wśród których znajdujemy także byłych policjantów zmuszonych do odejścia ze służby w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach, związanych – delikatnie rzecz ujmując – z niegospodarnością (sprawy zamieciono pod dywan). Wszystkie nazwiska chętnie ujawnimy, jeśli prokuraturę zainteresuje, dlaczego nowa siedziba praskiego sądu kosztuje fortunę, a zakończone niedawno budowy innych obiektów Temidy – kilkakrotnie mniej. Dla ilustracji: Sąd Apelacyjny w Łodzi (178 pomieszczeń biurowo-administracyjnych i 7 socjalnych, 22 sale rozpraw, parkingi na 177 stanowisk) – ok. 56 mln zł; Sąd Rejonowy w Rzeszowie (196 pomieszczeń biurowo-administracyjnych, 8 socjalnych, 35 sal rozpraw, parking z ponad 200 miejscami) – niespełna 74 mln zł. ~ ~ ~ Zarządzeniem z 6 maja 2011 r. prezes Beata Janusz ogłosiła konkurs na nowego dyrektora sądu. Zgłosiło się ośmiu kandydatów (w tym dotychczasowy zastępca Krystyny E.). Po dwóch etapach postępowania kwalifikacyjnego do zaplanowanej na 7 lipca finałowej rozgrywki o tę intratną posadę (z dodatkami ok. 14 tys. zł brutto) zakwalifikowała się dwójka kandydatów. Oboje z zewnątrz. Konkurs w tym momencie unieważniono i ogłoszono nowy, dopisując do regulaminu, że obok fachowości brane będą pod uwagę „kryteria społeczne oraz osobowościowe”. Do kolejnego zapisało się 11 osób, spośród których pięć jest ściśle związanych ze strukturami sądowymi. Idziemy o zakład, że do wyznaczonego na 16 września finału wejdą już ci „właściwi”... ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
4
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Z Kózką do łóżka Błogosławiona Karolina Kózka – opiekunka dziewic – nie chciała wyjść za mąż, dobrze się uczyła (zwłaszcza religii), sprzątała w kościele i oszczędzała na pielgrzymkę do Kalwarii Zebrzydowskiej. Jednak największą „zasługą” tej 16-latki, której młodość przypadła na czas pierwszej wojny światowej, była śmierć z rąk carskiego żołnierza. Podobno kiedy wiejskie znachorki wybadały, że nieboszczka ma nietknięty hymen, jej rodzicom... „spadł z serca kamień” i wszyscy już wiedzieli: wolała śmierć niż hańbę! Co roku w sierpniu do sanktuarium błogosławionej Kózki w Zabawie zjeżdżają nietknięte Polki świętować... urodziny nieżyjącej Karoliny, a przy okazji celebrować swój dziewiczy stan i zaobrączkować się tzw. pierścieniem czystości. Imprezy organizowane przez Ruch Czystych Serc bywają huczne i śmiało mogą konkurować z młodzieżowymi „osiemnastkami”: jest tort urodzinowy, festyn, fajerwerki, zabawa z wodzirejem. Nie ma picia i bzykania, ale to kwestia tego, co kto lubi. Swoista moda na zdeklarowane dziewictwo panuje także w świętojebliwych Stanach. Jakieś 20 lat temu powstał tam Ruch „Prawdziwa Miłość Poczeka”. Rząd amerykański przeznaczał na te bzdety miliony dolarów rocznie – między innymi na szkolną prewencję, czyli
J
pogadanki o nieuprawianiu seksu. Na imprezach organizowanych przez Ruch – przypominających te Kózkowe – dziewczyny ślubują czystość, a ich... ojcowie przysięgają pilnować córek, dopóki nie znajdzie się przyszły zięć. Seksuolodzy przekonują, że płciowa abstynencja nie dla wszystkich jest wyrzeczeniem. Pojawiają się głosy, że do trzech znanych orientacji seksualnych należy dołączyć czwartą – aseksualizm. Żyją sobie osobnicy płci obojga, którzy twierdzą, że nigdy w życiu nie odczuwali tzw. woli bożej, i to nie dlatego, że są przesadnie religijni, fizycznie nieudolni czy ukrywają skłonności homoseksualne. W 2001 roku Amerykanin David Jay, u którego w wieku studenckim libido wciąż się nie odezwało, założył stronę internetową dla unikających seksu: www.asexuality.pl.
oseph Ratzinger wysłał na laicyzującą Hiszpanię to, co Kościół ma najcenniejszego – naiwną młodzież. Bez liczenia się z kosztami i stratami, czyli jak zwykle. Kościół ma ogromną wprawę w organizowaniu krucjat, pobożnych najazdów, które mają przywrócić Krk narody odeń odpadłe, a także podporządkować nowe. Z powodu katastrofy laicyzacji w ostatnich pokoleniach Watykanowi brakuje sił i środków do walki, ale kiedy tylko może – próbuje. Czy to nie jest zastanawiające, że podeszły w latach i nieszczególnie lubiący podróżować Joseph Ratzinger już trzeci raz w czasie swojego krótkiego panowania pojechał do Hiszpanii? W ultrakatolickiej Polsce wszak był tylko raz. Za tymi wędrówkami kryje się oczywiście wyraźna intencja – zahamować galopujące odchodzenie od Kościoła społeczeństwa i kraju, który był jego filarem i ratunkiem przez stulecia. W ostatniej podróży Benedykt XVI postanowił wykorzystać do ataku na zbuntowanych Hiszpanów także zastępy młodych, zwerbowane przez parafie, szkoły katolickie i wielkie organizacje kościelne na całym świecie. Najazd został, to nie pierwszyzna, opłacony przez pogrążonych w kryzysie Hiszpanów, bo darczyńcy mogli sobie ofiary na ratzingerową imprezę odpisać od podatków. Spęd zorganizowano w środku lata, w miejscu, w którym zwykle o tej porze panują niemal saharyjskie upały, przekraczające nieraz 40 stopni. Największe spotkanie zwołano mimo ostrzeżeń, że nadciąga silny front burzowy. Cóż, na krucjatach ofiary muszą być i były także tym razem: tysiące zasłabnięć z upałów, ranni
Celem Davida było przekonanie wszystkich, że aseksualność to orientacja, a nie zboczenie. Profil do dziś funkcjonuje i ma tysiące zwolenników. Ashley Grossman, profesor neuroendokrynologii z Londynu, uważa, że aseksualizm nie może wynikać z przyczyn biologicznych: „Nie ma z niego żadnych korzyści. Zniknąłby w procesie ewolucji”. Z kolei Petra Boynton, brytyjska seksuolog, twierdzi: „Aseksualność nie jest niczym nowym. Naukowcy zajmujący się seksem zdają sobie sprawę z jej istnienia. Jeśli nie prowadzisz życia seksualnego, ale ci to nie przeszkadza, wszystko w porządku”. Potwierdzeniem tej tezy są dla pani Boynton wyniki badań przeprowadzonych na baranach, szczurach i myszoskoczkach. Istotnie – po kilka procent osobników w tych zwierzęcych populacjach ani trochę nie było zainteresowanych płodzeniem. Polscy aseksualiści sami siebie nazywają „asami”. Liczebnie przeważają wśród nich to młode kobiety. Na aseksualnym forum szukają aseksualnego mężczyzny, a jeszcze częściej skarżą się na zwierzęce chucie swoich niewyrozumiałych partnerów, czyli nieszczęśników, którzy zainteresowali się kózkami, a dorosły im... prawdziwe kozy. JUSTYNA CIEŚLAK
w czasie burzy. Wiele jednak może zdziałać naiwna wiara w to, że straty i cierpienia poniesione dla interesów Kościoła zostaną wynagrodzone w Królestwie Niebieskim. Śmiesznie było słuchać papieża, który ma się za nieomylnego, zasiada na tronie, a ludzi będących poza Kościołem oskarża o to, że „mają się za bogów”. Niekatolicy tylko dlatego są zdaniem Ratzingera „bogami”, bo sami, na własny rachunek, chcą odkrywać, co jest bardziej, a co mniej właściwe w postępowaniu z innymi ludźmi. Papieże nazywają to „relatywizmem moralnym”, a jest to przecież nic innego, jak to, co robią oni sami, tyle że nie na własne potrzeby, a na potrzeby miliarda katolików. Przecież to papieże określają dla tzw. wiernych, co jest dobre, a co złe, na podstawie tzw. tradycji Kościoła, czyli de facto własnego widzimisię. Przecież ta tradycja jest pełna sprzeczności, z których trzeba w końcu coś „nieomylnego” wybrać i ogłosić jako obowiązujące. Papieże to prawdziwi relatywiści, a na dodatek faktyczni bogowie dla katolików. Wszak bez papieskiego błogosławieństwa, bez posłuszeństwa Kościołowi nie można trafić do nieba. To ostatnie potwierdził zresztą sam Benedykt, ostrzegając na koniec madryckiego spędu młodych, by nie ważyli się iść za Chrystusem bez katolickiej smyczy na szyi. Bo bez niej „nie spotka się nigdy Chrystusa albo będzie się podążać za jego fałszywym wizerunkiem”. Tymczasem nie ma chyba bardziej fałszywego wizerunku ubogiego żydowskiego nauczyciela Jezusa niż ten, jaki prezentuje światu papiestwo – pyszne, wyniosłe, chciwe i żądne władzy. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Ostatnia krucjata
Prowincjałki Cmentarz parafialny na tarnobrzeskim Miechocinie wygląda jak obraz nędzy i rozpaczy – alarmują rodziny zmarłych. Proboszcz twardo utrzymuje, że o żadnych remontach mowy nie ma, bo pieniędzy, jakie inkasuje z pochówków, wystarcza zaledwie na wywóz śmieci. Wygląda na to, że odwiedzający będą tak długo taplać się w błocie i przechodzić przez rozpadającą się bramę, aż na remont sypnie lokalna władza.
NĘDZA
W Woźnejwsi niedaleko Grajewa policjanci zatrzymali do kontroli motorower. 16-letni kierujący oraz jego trzej pasażerowie – 14-, 19- i 34-latek – byli pijani. Wszyscy jechali w odwiedziny do cioci z sąsiedniej wsi.
KAWALERIA
Tadeusz Żdanuk, proboszcz od św. Rocha w Białymstoku, swego czasu zasłynął z tego, że wyciął w pień wszystkie drzewa wokół swojej świątyni. Drzewa były zabytkowe, a na wykarczowanie nie dostał zgody konserwatora. Każdy Kowalski nie wypłaciłby się z nałożonej nań kary. Proboszcz nie ma takiego problemu. Więcej – już drugi raz dostał od miasta dotację na… zieleń wokół świątyni (w sumie ponad 100 tys. zł). A to w konkursie „Świat wokół mnie”, którego celem jest ochrona środowiska.
PROEKOLOGICZNIE
Dwaj rolnicy z Sulistrowa pokłócili się o gałązkę modrzewia, którą jeden z nich złamał. Właściciel drzewka (Wacław S.) oskarżał sąsiada (Stanisława K.) o to, że ten jakoby po złości drzewko traktorem rozjechał. A że nie mogli się po dobroci dogadać, poszli na policję. No a później to było bardzo profesjonalnie – przesłuchania świadków, dochodzenie oraz kilkumiesięczny proces, w wyniku którego Stanisław został… uniewinniony.
A TO POLSKA
Naczynia liturgiczne z kościoła w Karakulach oraz krzyże i figurki z kilkunastu cmentarnych nagrobków – taki łup zebrali dwaj Białostocczanie. Sprzedać nie zdążyli, bo wcześniej niż do skupu złomu trafili do policyjnego aresztu. Opracowała WZ
ZBIERACZE
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Nie będę głosował za postawieniem Kaczyńskiego i Ziobry przed Trybunałem Stanu, bo nie ma ku temu żadnych podstaw. SLD przed wyborami mobilizuje własny elektorat do walki z Kościołem i PiS-em. Po wyborach nie będą już tacy wojowniczy. (poseł Andrzej Czuma, PO, o nadużyciach władzy w czasach rządów PiS, a także o śmierci Barbary Blidy)
To nieprawda, że mamy 15 procent przewagi nad PiS, jak głoszą sondaże, w rzeczywistości jest to tylko kilka procent. (Grzegorz Schetyna, marszałek sejmu)
NIK raport katastrofie smoleńskiej ogłosi zimą, po wyborach?! To ja mam ich w dupie z tym raportem. Problem jest taki, że myśmy przez tę katastrofę zostali przecweleni, przetrącono nam kręgosłup. (Jan Pospieszalski, dziennikarz katolicki)
Nie słychać wezwań kardynała Stanisława Dziwisza o zaprzestanie działalności politycznej księdza Kazimierza Sowy, który coraz częściej w mediach prezentuje raczej linię PO niż Kościoła. (Tomasz Terlikowski, publicysta katolicki)
Ponieważ większość legalnych aborcji w Polsce jest przeprowadzana z powodu uszkodzenia płodu, stawia to nasz kraj obok hitlerowskich Niemiec, które stosowały praktyki eugeniczne. (Mariusz Dzierżawski, pełnomocnik komitetu inicjatywy ustawodawczej delegalizującej aborcję w każdym przypadku)
Nie można zabijać dzieci za grzechy ich ojców, tu nie trzeba żadnej wiary, żadnej ideologii. (Czesław Hoc z PiS w debacie dotyczącej ustawy całkowicie zakazującej aborcji)
Związki gejowskie są związkami bez żadnej przyszłości, dlatego nie należy ich zrównywać z małżeństwami. (ks. Robert Nęcek, rzecznik abp. Stanisława Dziwisza) Wybrali: AC, PAr i PPr
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
BREIVIK PO POLSKU Centralne Biuro Śledcze zatrzymało w Płocku 17-latka odgrażającego się w internecie, że ukarze Murzynów i gejów za pomocą bomby, którą zdetonuje 22 sierpnia w Warszawie. Zapewniał też, że „jest gorszy niż Breivik”. Na nastolatka złożył w końcu doniesienie polski internauta z Niemiec. Tamtejsza policja zawiadomiła polską, a ta zatrzymała prawicowego „rycerza”. Zatrzymany tłumaczył, że tylko żartował i że był pod wpływem alkoholu. Całe szczęście, że na razie mamy tylko takich „terrorystów” – rozgadanych i zapewne pijanych. Na razie... MaK
gumowego kościoła odbył się w Kołobrzegu, a teraz katolicka nowoczesna broń misyjna pojedzie w podróż na Daleki Wschód. Jest tam o co walczyć, bo mimo że na terenie trzykrotnie większym od Polski mieszka zaledwie 200 aktywnych katolików, to misjonarze ocenią tamtejszy kościelny potencjał na 5 tysięcy dusz. Jeśli Rosjan uda się nabrać na katolicyzm, to będzie komu nadmuchiwać kościoły i księże portfele. MaK
MAŁŻEŃSTWA PO NOWEMU
KURIA CHWYTA ZA GARDŁO
PIS PRZECIW MUZYCE Kilka miesięcy temu pisaliśmy o projekcie muzycznym R.U.T.A. („FiM” 15/2011), który łączy dawne brzmienia muzyczne z punk rockiem i tekstami wyrażającymi plebejski bunt przeciwko „panom i plebanom”. Płoccy PiS-owcy domagają się wycofania wsparcia miejskiego dla koncertu z pieśniami R.U.T.A., ponieważ ta muzyka „wyśmiewa i oczernia wartości chrześcijańskie, wiarę i księży”. Jeśli wyzysk, gwałty i przemoc atakowane przez tę muzykę są częścią owych „wartości chrześcijańskich”, to nic, co robi Kościół i PiS, już nas nie zdziwi. AC
KRZYŻOWANIE MŁODYCH Ojcowie, za przeproszeniem, kapucyni z Warszawy organizują kolejny zlot młodzieży pod nazwą „Golgota Młodych”. Wbrew nazwie młodzież nie będzie tam dręczona ukrzyżowaniem, lecz kształcona w duchu katolickim (a może jedno niewiele się tam różni od drugiego?). Młodych będzie kształcić m.in. Krzysztof Ziemiec, dziennikarz TVP. AC
KOŚCIÓŁ DYMANY Polscy misjonarze pracujący na rosyjskiej Kamczatce po nieudanych próbach załatwienia budowy normalnej świątyni sprawili sobie dmuchany kościół. Udany debiut
Ta kandydatura potwierdza raz jeszcze, jak zażyłe i bliskie są kontakty tego parabanku z partią Jarosława Kaczyńskiego. MaK
ANTYABORCJA ODRZUCONA Stosunkiem głosów 45 do 22 w komisjach sejmowych szczęśliwie odrzucono projekt (niby społeczny, a de facto kościelny) zupełnie zakazujący aborcji. Projekt czeka jeszcze głosowanie w Sejmie i, miejmy nadzieję, ostateczne odrzucenie. AC
DZIENNIK, KTÓRY PLUJE
Arcybiskupstwo poznańskie przysłało do Urzędu Miasta Poznania wezwanie do zapłaty 6 mln złotych za użytkowanie budynku szkolnego eksploatowanego przez miasto. Budynek liceum, choć nigdy nie był własnością Kościoła, został mu przyznany decyzją sądu w 2007 roku. Teraz kuria chce sformułowania umowy najmu i wypłaty „zaległego” czynszu. MaK
Na wniosek posła Stanisława Wziątka z SLD MSWiA rozważa wprowadzenie przepisów ułatwiających organizowanie ślubów poza urzędem stanu cywilnego, na przykład na wolnym powietrzu lub w pięknym budynku wybranym przez nowożeńców. Obecnie takie śluby mogą się odbywać tylko w drodze wyjątku, a w wielu miejscowościach sale USC są albo ciasne, albo brzydkie i odstręczające. W Polsce ok. 70 proc. ślubów ma charakter wyznaniowy, a ok. 30 proc. – świecki. MaK
POSZLI WON Z TEATRU! W Bydgoszczy spore zamieszanie wywołał radny PiS Stefan Pastuszewski, który protestował przeciwko międzynarodowej konferencji gejowsko-lesbijskiej zorganizowanej w Teatrze Miejskim. Spotkanie odbyło się w ramach współpracy miast i mieszkańców Bydgoszczy z partnerskim Mannheim w Niemczech. Pastuszewski uznał za skandal, aby Niemcy uczyli Polaków, jak się zachowywać, gdy padną ofiarą dyskryminacji. PiSior chciał także zaprzestania na przyszłość „organizowania tego typu schadzek”. AC
SKOK Z PIS-U Prezes SKOK Grzegorz Biernacki wystartuje do Senatu z okręgu rzeszowskiego w barwach PiS.
5
NA KLĘCZKACH
Rydzykowy „Nasz Dziennik”, znany z ataków m.in. na Wisławę Szymborską i Czesława Miłosza, rzucił się tym razem na profesora Zygmunta Baumana, najwybitniejszego żyjącego polskiego intelektualistę na Zachodzie. Profesor Bauman (wyrzucono go z Polski w 1968 r.) jest wybitnym socjologiem i badaczem współczesnej kultury. Gazeta Rydzyka zarzuca mu, że jest „ortodoksyjnym marksistą” i „stalinowskim propagandystą”, choć w rzeczywistości jest on myślicielem postmodernistycznym. Bauman ma być ozdobą wrocławskiego Europejskiego Kongresu Kultury, imprezy związanej z polską prezydencją w Unii. MaK
CUD RYCHŁEJ ŚMIERCI Rozmaite bywają cudowne łaski, jakie propaguje Kościół katolicki i jego akolici. Bardzo oryginalny wydał się nam cud, jaki zdaniem Ewy Czaczkowskiej, katolickiej dziennikarki („Rzeczpospolita”), spadł na rodzinę Lipszyców, u której przed laty służyła Helena Kowalska, obecna święta Faustyna. Otóż, jak donosi Czaczkowska, Samuel Lipszyc, ojciec rodziny (z kontekstu wynika, że był Żydem), „zmarł rok przed wojną, unikając Holocaustu”. Miał to być „dowód opatrzności Bożej”. Faktycznie, niesamowity! AC
PRZYWILEJ PIELGRZYMKOWY Władze polskich miast, miasteczek i wsi masowo dotują różnego rodzaju kościelny biznes turystyczny, udzielając dotacji do pielgrzymek. Parafia pw. św. Jana Chrzciciela w Choroszczy we wrześniu organizuje pielgrzymkę do Lichenia. Nic nadzwyczajnego, oczywiście. Koszt dwudniowej pielgrzymki to 150 zł. Nie dla każdego
jednak, bo – jak zapewnia proboszcz – „krwiodawcy otrzymają dofinansowanie z Urzędu Miasta od Pana Burmistrza”. Ciekawe, na jaką dotację od pana burmistrza mogą liczyć honorowi krwiodawcy niezainteresowani przywilejem w formie pielgrzymki do Lichenia? AK
PSY Oryginalny podarek z okazji imienin parafii zaoferował swoim owieczkom proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Dulsku. Ów prezent to „smycz sakramentalna” – „symbol przywiązania do parafii”. Smycze mają wyrażać wdzięczność za sakramenty oferowane przez parafię i jednocześnie reklamować je. Prezenty w postaci smyczy nie są jednak gratis. „Potraktujmy je jako cegiełkę przeznaczoną na remont chrzcielnicy” – wyjaśnia na wszelki wypadek proboszcz. Żeby nie było nieporozumień... AK
NA KSIĘDZA Równie skuteczne jak oszustwo „na wnuczka” okazuje się okradanie seniorów metodą „na księdza”. Do domu 72-letniej mieszkanki Włodawy zapukała kobieta, twierdząc, że przychodzi z polecenia księdza. Oświadczyła, że musi spisać posiadaną przez starszą panią biżuterię oraz numery wszystkich przechowywanych w domu banknotów. Łatwowierna kobieta bez namysłu przyniosła do pokazania około tysiąca złotych w banknotach, zegarek oraz złotą biżuterię. W pewnym momencie „wysłanniczka księdza” zawinęła wszystko w koc i wyszła z mieszkania. Wówczas dopiero włodawianka zorientowała się, że padła ofiarą bezczelnej kradzieży. Swoją naiwność oszacowała na 6 tys. zł straty. AK
WIARY BRAK Agencja badań opinii społecznej Prime Consulting zbadała jakość katolicyzmu na Litwie. Ta statystyka powodem do dumy raczej nie jest, bo – jak się okazuje – do kościoła raz do roku (albo i rzadziej) chodzi niecałe 50 procent mieszkańców dużych miast; blisko 13 procent deklaruje, że udaje się do świątyni przynajmniej raz na miesiąc; 11 procent twierdzi z kolei, że wyłącznie w święta. Deklarowany powód? Zapracowanie, brak czasu, słaba praca duszpasterska księży, przestarzałe tradycje Kościoła. WZ
MEGAARKA Powstaje arka, jakiej Noe by pozazdrościł. W stanie Kentucky, w centrum „pasa biblijnego” (tak Amerykanie nazywają stany południowe). Wcześniej powstało tu Muzeum Kreacji, więc naturalną rzeczy koleją pora na arkę. W Hebron pracuje nad nią zespół, którego kapitanem jest Mike Zowath. Jednostka ma być ogromna, ale nie z myślą o rejsach po akwenach zalanych wodami drugiego potopu, lecz dla przypomnienia, że biblijna opowieść to nie bajka. „Przekaz jest taki: słowo Boga jest prawdą” – mówi Zowath. Ma podkreślać, że świat powstał 6 tys. lat temu. Wedle Biblii arką Noego podróżowało 2–4 tys. zwierząt i tyle samo ma być na jej amerykańskim odpowiedniku. Część będzie żywa, a część będą stanowić roboty (jak dinozaury w Muzeum Kreacji). Arka Zowatha ma być centrum nowego parku religijno-rekreacyjnego, w którym powstanie także wieża Babel. Jednostek zbudowanych na wzór arki Noego jest już kilka: jedna stoi w Hongkongu, inną budowniczy Holender zamierza dopłynąć ze swego kraju do Londynu na przyszłoroczną olimpiadę. Ta z Kentucky ma być największa. CS
6
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Siedem wspaniałych Kilka tygodni temu zgłosiła się do nas Monika Ludkiewicz-Kasper – mieszkanka wsi Ośno (woj. kujawsko-pomorskie). Nie szukała pomocy dla siebie, ale dla dzieci z jej rodzinnej miejscowości. W liście opisała trudne i nierzadko niesprawiedliwe życie najmłodszych mieszkańców Ośna. „Choć wydawałoby się, że obraz wsi zmienił się nieco na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, to jednak nie do końca tak jest. Z czym zatem wiejskim dzieciom kojarzy się „bycie z rodziną”? Ze wspólnymi posiłkami oraz pracą w trakcie żniw. Niestety, te maluchy nie mogą opisywać wakacyjnych wojaży z rodzicami. Z zazdrością wysłuchują historii o tym, jak to kolega z klasy zwiedzał ze swoim tatą górskie szlaki, a koleżanka zbierała z mamą muszelki na plaży. Wciąż wiejska rzeczywistość jest taka smutna (choć mam nadzieję, że nie wszędzie), bo nie chodzi tylko o to, że brakuje środków, dzięki którym mogłyby wyjechać na wymarzone wakacje. Praca na gospodarstwie pochłania mnóstwo czasu. Zaczyna się wczesnym rankiem, a kończy późnym
O
wieczorem. Tak jest zwłaszcza w okresie żniw. Wtedy także dzieci pomagają. A i w ciągu roku szkolnego zdarza się, że dzieci chodzą do szkoły, wracają, siadają do obiadu i biegną pomagać rodzicom. W mojej wsi również jest sporo takich dzieci, które nie mają tyle szczęścia, co te z miasta” – pisze pani Monika. Z listu dowiedzieliśmy się również, że autorka wraz z przyjaciółkami stara się umilać dzieciom każdą wolną chwilę. Organizuje im cykliczne spotkania, pikniki integracyjne, dni dziecka, gwiazdkę czy ferie. „Dodatkowo co roku organizujemy loterię fantową. Za pieniądze, które udawało się uzbierać, organizowaliśmy zawsze coś dla naszego wiejskiego klubu. Kupowaliśmy także wyprawki i inne pomoce szkolne dla dzieciaczków. W tym roku jednak plan jest nieco inny. Jakiś czas temu miałam okazję poznać czteroletnią dziewczynkę – Marikę. Ta wesoła istotka ma tylko jedno marzenie – chciałaby być zdrowa. Marika choruje już prawie
d września bieżącego roku miała zacząć pracę w katolickiej podstawówce. Zamiast wymarzonej posady dostała gorzką lekcję życia. K. ma 26 lat i mieszka na Śląsku. Przy wyborze kierunku studiów kierowała się – jak mówi – sercem. A że nie miała nic przeciwko temu, aby uczyć cudze dzieci, poszła na pedagogikę. Najpierw licencjat, a po nim studia magisterskie. Na kilka miesięcy przed obroną zaczęła szukać pracy. Ambitnie – w zawodzie, a konkretnie w szkole podstawowej (zgodnie ze swoimi chęciami i powołaniem). Wysłała dziesiątki aplikacji do szkół, także katolickich, bo ich profil odpowiadał jej światopoglądowi. W końcu, gdy zaczynała się już nieco zniechęcać, odezwał się telefon – sekretariat katolickiej podstawówki w Krakowie zapraszał na rozmowę. To było niedługo przed Wielkanocą. Pojechała na spotkanie z panią wicedyrektor. Kandydatką była dobrą. Oprócz zwyczajowych praktyk studenckich mogła się wylegitymować m.in. wyjazdami na kolonie organizowane przez Caritas, a także opinią proboszcza jej parafii. Zostało ostatnie ogniwo rekrutacji. – Pani dyrektor chciała zobaczyć, jak prowadzę zajęcia, sprawdzić mój kontakt z dziećmi, ich reakcje na mnie oraz to, czy mnie słuchają; temat – zwyczaje związane ze świętami wielkanocnymi w Wielki Wtorek – mówi K.
I z tym poradziła sobie bez kłopotu. Dzieci były zadowolone, a i pani dyrektor nie miała do swej potencjalnej pracownicy zastrzeżeń. Wszystko było na najlepszej drodze do zatrudnienia. Nie dość, że wierząca, praktykująca, to jeszcze młoda. A w tej szkole stawiają na młodość – tak zapewniała dyrekcja. No i mówiła jeszcze, że nie będzie szukać innego kandydata, bo K. jej pod każdym względem
Fot. Miłosz Worowiec
Dzięki mrówczej pracy wolontariuszy Fundacji „W człowieku widzieć brata”, a przede wszystkim dzięki Wam – Darczyńcom i Czytelnikom „Faktów i Mitów” – jesteśmy w stanie dotrzeć do coraz większej liczby potrzebujących.
rok na białaczkę limfoblastyczną. Są potrzebne pieniążki na jej leczenie. Dlatego też w tym roku walczymy o jej zdrowie” – dodaje opiekunka i prosi o wsparcie dzieci, które lada dzień pójdą do szkoły. „Przyda się naprawdę wszystko. Od artykułów plastycznych po wyprawki szkolne. Maluszki z pewnością z dumą zabiorą ze sobą do szkoły Państwa firmowy długopis, dzięki któremu być może uda im się zdobyć jakąś piątkę”. No nie, nie mogliśmy pozostawić takiego apelu bez odpowiedzi. Z fundacyjnych pieniędzy zakupiliśmy zatem to i owo – czyli wszystko, co składa się na kompletne wyprawki szkolne – i ruszyliśmy do Ośna. Na miejscu już czekało siedem wspaniałych dziewczynek tworzących zespół taneczny o nazwie
panią dyrektor i wychowawczynię o mojej sytuacji. Pani sekretarka obiecała wiadomość przekazać – opowiada K. Kiedy dotarła na miejsce, świąteczne spotkanie klasowe już się skończyło. Grzecznie przeprosiła. – Pani dyrektor wyraźnie dawała mi do zrozumienia, że nie ma czasu ze mną rozmawiać. Mimo wszystko szybko zaczęłam się tłumaczyć – przeprosiłam i poprosiłam, aby raczyła nie brać mojego spóźnienia
Spadaj z Bogiem! odpowiada. Z rozmowy wyszła zadowolona. Zaczęła już nawet planować przeprowadzkę do grodu Kraka. Na razie dostała zaproszenie na śniadanie wielkanocne swojej przyszłej klasy. Mając wizję rychłego zatrudnienia, zgodziła się bez wahania, chociaż wiązało się to z kolejną kilkugodzinną podróżą. No i owa podróż – jak się okazało – stała się punktem zwrotnym w tak gładko toczącej się dotąd akcji. Ruch był duży – jak to przed świętami. Na drodze dojazdowej do Krakowa gigantyczny korek. K., chociaż z domu wyjechała – jak jej się wydawało – odpowiednio wcześnie, utknęła w nim niemal na godzinę. Właśnie o tyle spóźniła się do szkoły. – Oczywiście zadzwoniłam do sekretariatu, aby poinformować
pod uwagę, bo jeśli otrzymam tę pracę, będę wynajmować mieszkanie na miejscu – tak K. wspomina ostatnie chwile w szkole. Nieco oszołomiona i zdegustowana brakiem wyrozumiałości wróciła do domu. Na decyzję jednoosobowego jury czekała niemal miesiąc. W końcu wyczerpała się jej cierpliwość i zdecydowała się zagadnąć o werdykt wychowawczynię, którą miała zastępować. Od niej dowiedziała się m.in., że „Pani Dyrektor musiała skonsultować decyzję z Księdzem Dyrektorem (...). Sprawa jest już nieaktualna. Po rozmowach z kilkoma kandydatkami została zaakceptowana inna nauczycielka”. K. zamurowało. Po licznych obietnicach zatrudnienia i zapewnieniach, że innych kandydatów nie ma, lakoniczny e-mail zadziałał
„BeHappy”. Zanim się obejrzeliśmy, już uczestniczyliśmy w pokazie naprawdę niemałych choreograficznych umiejętności dzieci. Gdy naszedł czas na prezenty, okrzykom radości nie było końca. Co tu gadać, łezka nam się w oczach zakręciła, gdy w rewanżu dostaliśmy śliczne laurki. Przy okazji okazało się również, że zdolne dzieciaki własnoręcznie tworzą biżuterię, a z pieniędzy zarobionych z jej sprzedaży finansują sobie na przykład wycieczki na basen. Po odpowiednich zakupach w ich „jubilerskim sklepie” pożegnaliśmy się z Ośnem i naszymi nowymi przyjaciółmi. To wspaniale, że dzięki Wam – Kochani – możemy spełniać marzenia najbardziej potrzebujących. Dziękujemy. Fundacja www.bratbratu.pl
na rozgorączkowaną głowę nawet lepiej niż kubeł zimnej wody. Postanowiła napisać do rzeczonego Księdza Dyrektora. W końcu – myślała sobie – w katolickiej szkole powinny obowiązywać wysokie standardy, no a przynajmniej – szacunek dla bliźniego. Reklamacja dotyczyła więc traktowania. Czego oczekiwała, trudno powiedzieć. Może dobrego słowa, bo jako osoba wierząca naprawdę cieszyła się z możliwości podjęcia pracy w katolickiej szkole. „Prowadząc 8 placówek opieram się na zaufaniu do współpracowników, więc temat pozostawiłem po wyjaśnieniu na poziomie wicedyrektor i został on już, jak rozumiem, zamknięty. Życzę powodzenia. Z Bogiem” – napisał po prostu Ksiądz Dyrektor. Racji K. nie uznał, bo przecież cóż to za racje... K. pracy nie dostała, ale mimo wszystko coś na tej smutnej przygodzie zyskała – świadomość, że katolickie wcale nie znaczy lepsze. – Straciłam czas i pieniądze, jeżdżąc do Krakowa na każde zawołanie. I nikt nawet nie poinformował mnie, że nie mogę już liczyć na tę pracę. Przez miesiąc czekania na obiecaną pracę nie wysyłałam innych podań, nie chodziłam na żadne rozmowy, naiwnie utrzymując, że słowo powiedziane ma jakąś wartość. I to wszystko spotkało mnie ze strony osób, które rzekomo uznają te same wartości co ja, są prawi, rzetelni, są... katolikami – twierdzi dziś wciąż bezrobotna magister edukacji wczesnoszkolnej. WIKTORIA ZIMIŃSKA
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
7
Aleja gwiazd Dwie znane postaci Kościoła, dwie burzliwe kariery i morał: współpraca współpracy nierówna... bardzo porządnego księdza prałata Jana Delektę, dotychczasowego proboszcza z Ropczyc, blisko związanego z naszym biskupem pomocniczym Edwardem Białogłowskim – mówi duchowny z Rzeszowa. Nasz sympatyk pracujący w parafii katedralnej dodaje: – Forma pożegnania infułata była dlań ewidentnym policzkiem wymierzonym przez pasterza i kurię, skoro po prawie 40 latach pełnienia funkcji proboszcza na uroczystej mszy nie pojawił się żaden biskup! Przysyłając w zastępstwie księdza Wiesława Szurka, odpowiedzialnego za formację kapłanów, dali wyraźny sygnał, że Mac jest skończony. Co się z nim dzieje? Obecnie przekazuje parafię Delekcie i trochę to potrwa. Twierdzi, że dalej będzie tutaj mieszkał.
Wojewodzina w ramionach ks. Turka...
biznesmenów... Widywano go także z groźnymi gangsterami. Twierdził, że te wszystkie znajomości są z czasów „dzieciństwa i wspólnych zabaw na podwórku”. Gdy agenci CBA przyszli na plebanię, miał w kieszeni bilet lotniczy do Irlandii. Chciał lecieć nazajutrz. Według wersji kościelnej – w celu „zbierania materiałów do pracy doktorskiej”. Żeby ulubieniec miał w śledztwie spokojną głowę, metropolita łódzki abp Władysław Ziółek udzielił mu urlopu. Nie bez powodu, bo dokładnie miesiąc wcześniej do aresztu trafił kawaler elitarnego Złotego Krzyża Archidiecezji Łódzkiej Lech Maląg, wieloletni dyrektor łódz„Łukasz” kiej Izby Skarbowej, podej– duszpasterz rzany o korupcję i ukrywasamorządów nie majątku (m.in. „rzutem na taśmę” podarował ośmio~ ~ ~ letniej córce dom wart prawie milion złotych). Przyjrzyjmy się teraz oszałamiaTurek poszedł na współpracę jącej karierze kapłana, który swoz prokuraturą. Przyznał się do poimi wpływami dorównuje biskupom średnictwa w przekazywaniu Maląłódzkim... gowi łapówek od biznesmenów zaW sobotę 28 września 2002 r. pointeresowanych korzystnym „załalicjanci z Centralnego Biura Śledtwieniem spraw” i opowiedział śledczego zatrzymali 40-letniego wówczas czym wszystko z detalami, więc ks. Piotra Turka, wikariusza parafii po sześciogodzinnym przesłuchaniu Podwyższenia Świętego Krzyża sprazostał zwolniony za kaucją (40 tys. wującego też funkcję archidiecezjalzł) z zakazem opuszczania kraju. nego duszpasterza głuchoniemych. Maląg do końca szedł w zaparMimo stosunkowo krótkiego stażu te, więc odzyskał wolność dopiero (14 lat po święceniach) był już jedw czerwcu 2004 r., gdy proces obu nym z najbardziej rozpoznawalnych panów i czterech innych uczestniw mieście duchownych, miał świetne ków przestępczego procederu zbliukłady w kurii, a nawet w Watykażał się już ku końcowi. Były dyreknie. W styczniu 2002 r. lokalne metor skarbówki wyszedł z aresztu dia ogłosiły, że „Ojciec Święty Jan za kaucją (200 tys. zł) i osobistym poPaweł II z radością przyjął wiadoręczeniem proboszcza parafii katemość o sukcesie księdza Piotra Turdralnej – ks. Ireneusza Kuleszy. ka, który w plebiscycie zdobył tytuł Trzy tygodnie później powiesił się „Łodzianina Roku 2001”. Papież prow drewutni swojego domu w podsił o przekazanie gratulacji laurełódzkiej Kalonce. atowi”. Często pokazywał się w toNa otarcie łez po przyjacielu Tuwarzystwie polityków, wysokiej rangi rek dostał od Ziółka – dekretem urzędników, artystów, najbogatszych
o sygn. ABP 411-1717/04 z 14 października 2004 r. – posadę kapelana energetyków. Uniżoną prośbę w tej sprawie wystosował prezes zarządu Zakładu Energetycznego Łódź-Teren S.A. Proces pozostałych przy życiu oskarżonych zakończył się w połowie 2006 r. Zapadły wyroki skazujące – duchowny zainkasował rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. W międzyczasie wrócił po zakończeniu „urlopu” do parafii i z dniem 30 sierpnia 2005 r. wznowił robotę na etacie wikariusza. A gdy już wylizał rany i sprawa trochę przyschła: ~ na zaproszenie wojewody Jolanty Chełmińskiej (PO) „zabezpieczał duszpastersko” imprezę opłatkową w łódzkim Urzędzie Wojewódzkim (grudzień 2007); ~ grał pierwsze skrzypce w nagłośnionym medialnie ślubie kościelnym Dariusza Jońskiego (SLD), szefa Klubu Radnych Lewicy (styczeń 2008);
Fot. Małgorzata Kujawka/Agencja Gazeta
K
siądz infułat Stanisław Mac stracił posadę proboszcza parafii katedralnej Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rzeszowie. Był jej budowniczym i pierwszym szefem. Do 14 sierpnia, kiedy to podziękował wiernym za współpracę i poinformował, że za zgodą biskupa przechodzi na zasłużoną emeryturę. Umiejętnie stworzona przezeń legenda weterana walki z komuną sprawiła, że nie odwiedzał działaczy politycznych, lecz przyjmował ich na audiencjach. Zwłaszcza tych z PiS-u, dla których był ikoną patriotyzmu i ostoją moralności. Swoimi wpływami dorównywał biskupom, a jako diecezjalny duszpasterz samorządowców miał zdecydowaną „większość” w radzie miasta. Jego pozycja i układy legły w gruzach, gdy dzięki historykom Instytutu Pamięci Narodowej wyszło na jaw, że ma w życiorysie nawiązaną 13 grudnia 1982 r. tajną współpracę (pod pseudonimem „Łukasz”) ze Służbą Bezpieczeństwa. Wierną, bo aż do 19 stycznia 1990 r., czyli niemal ostatniego tchnienia zlikwidowanej pięć miesięcy później nieboszczki bezpieki (por. „Mac(ki) SB” – „FiM” 20/2011). Na tę porażającą wieść prawicowi ultrasi dopingowani przez senatora Kazimierza Jaworskiego zawyli z bólu, żądając natychmiastowej dymisji szefowej rzeszowskiego oddziału IPN Ewy Leniart (kandydatka PiS na radną sejmiku wojewódzkiego w 2010 r.), zaś opanowana przez ludzi Jarosława Kaczyńskiego Rada Powiatu podjęła 22 czerwca kuriozalną Uchwałę nr VIII/67/11 o przyjęciu stanowiska w przedmiocie publikacji w materiałach IPN oraz niektórych mediach informacji dotyczących Kościoła Katolickiego. W owym stanowisku – klepniętym 18 głosami, przy 6 przeciw i 3 wstrzymujących się – czytamy m.in., że samorządowcy wyrazili głębokie oburzenie z powodu upublicznienia „informacji o agenturalnej działalności Księdza Maca naruszającej Jego dobre imię i podważającej wszystkie Jego niezaprzeczalne dokonania”. A co na to ordynariusz rzeszowski bp Kazimierz Górny? – Sprawa była dla niego jasna, ale oczywiście nie mógł zmusić „Łukasza” do odejścia zaraz po publikacjach prasowych, no bo jak by to wyglądało! Z pomocą przyszła natura, czyli wiek Maca. Ponieważ w kwietniu skończył 75 lat, zgodnie z prawem kanonicznym musiał złożyć rezygnację (kan. 538, par. 3: „Proboszcz, po ukończeniu siedemdziesiątego piątego roku życia, jest proszony o złożenie zrzeczenia się urzędu na ręce biskupa diecezjalnego, który rozważywszy wszystkie okoliczności osoby i miejsca, powinien zadecydować o przyjęciu lub odłożeniu zrzeczenia” – dop. red.). Biskup ją skwapliwie przyjął, choć rzadko się to u nas praktykuje. Tym bardziej że Mac cieszy się takim zdrowiem, że mógłby jeszcze popracować. Na jego miejsce wyznaczono
POLSKA PARAFIALNA
parafii św. Anny, jednej z najbardziej dochodowych placówek w Łodzi. Mimo nowych obowiązków duszpasterskich Turek nie odpuszczał żadnej większej imprezy. ~ Na osobistą prośbę zhańbionego aferą hazardową byłego ministra sportu posła Mirosława Drzewieckiego (PO) celebrował uroczystości pogrzebowe jego matki (październik 2009). ~ W towarzystwie Włodzimierza Fisiaka (marszałek województwa łódzkiego) kopnął się do Ośrodka Wypoczynkowego „Wodnik” nad zalewem Sulejowskim, żeby pokropić łódkę ratowniczą Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego (lipiec 2010). ~ Wraz z licznymi politykami, biznesmenami i prawnikami bawił się do białego rana na bankiecie imieninowym byłego posła Samoobrony Piotra Misztala (2 lata pozbawienia wolności w zawieszeniu i pół miliona złotych grzywny za oszustwa podatkowe), zorganizowanym w luksusowym pałacu w Piorunowie koło Łodzi (lipiec 2010). ~ Z wojewodziną Chełmińską w ramionach szalał na parkiecie podczas elitarnego balu sylwestrowego w Pałacu Poznańskich, czcząc nadany mu kilka dni wcześniej przez arcybiskupa prestiżowy przywilej tzw. rokiety i mantoletu (grudzień 2010). W lutym 2011 r. Turek dostał od Ziółka „za całokształt” Kanonik honorowy... tytuł kanonika honorowego ~ był gwiazdą Konsularnego Kapituły Archikatedralnej Łódzkiej, Rautu Noworocznego, na którym baa z kurii dochodzą sygnały, że wkrótwiły się łódzkie VIP-y (luty 2008); ce otrzyma godność prałata. ~ na wniosek niesławnej pamięZ zestawienia obu tych karier jaci prezydenta Jerzego Kropiwnicsno wypływa morał, że współpraca kiego Ziółek mianował go dodatkowspółpracy nierówna, ale w przypadwo kapelanem Straży Miejskiej (styku Turka – także i przestroga, bo czeń 2009). nie wiadomo, co opowie, gdy komuś powinie się noga... W sierpniu 2009 r. metropolita ANNA TARCZYŃSKA obdarował skazańca probostwem
8
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Fikcyjne organizacje kościelne i coraz mniej parafialnych aktywistów – oto obraz społecznej siły Kościoła katolickiego w Polsce.
analizą działalności organizacji społecznych. Hierarchia katolicka chwali się, że przy każdej z 9559 parafii działa przynajmniej 15 najróżniejszych zrzeszeń obywatelskich. To one – zdaniem sympatyzującej z PiS socjolog wsi Barbary FedyszakRadziejowskiej – przyczyniają się do rozwoju kapitału społecznego. Jej zdanie podziela Andrzej Miłosz – konserwatysta i były minister
jednostka”. I wtedy możemy „zrozumieć, kim jesteśmy, jakie jest nasze powołanie i jaka jest nasza właściwa godność”. Z tego krótkiego przeglądu powinno wynikać, że w ruchach kościelnych działają miliony Polek i Polaków, młodych i starszych, wykształconych i niewykształconych, zamożnych i ubogich. Kłam pobożnym bajaniom przykościelnych
w wieku emerytalnym, mieszkające na wsi i w małych miastach. Skład członkowski kościelnych zrzeszeń jest dość stały. Prowadzi to czasem do dość zabawnych sytuacji – na przykład w Klubie Inteligencji Katolickiej w Warszawie za młodzież uchodzą 35-, a nawet 40-latkowie. Co ważne, zdecydowana większość (ponad 80 proc.) grup parafialnych całą swoją energię
Kościół podkolorowany Polityków oraz zwykłych obywateli biskupi karmią opowieściami o tym, że 95,64 proc. obywateli RP to katolicy. Rzecz w tym, że obraz głęboko wierzącej chrześcijańskiej Polski jest mitem. Świadczą o tym wyniki ostatnich badań Głównego Urzędu Statystycznego oraz Instytutu Statystyki Kościelnej pallotynów. Wyłania się z nich obraz Kościoła katolickiego jako instytucji, od której odwracają się wierni, pozbawionej aktywistów, koncentrującej swoją działalność na własnych interesach i potrzebach, mającej za to – w odróżnieniu od prawdziwych społeczników – spore środki finansowe i... pełne zaufanie rządu i samorządów. Taki stan rzeczy przewidzieli już w 1980 roku socjologowie z Uniwersytetu Warszawskiego. W opublikowanym w nakładzie 100 egzemplarzy opracowaniu pt. „Polacy ’80: wizje rzeczywistości dnia (nie)codziennego” możemy przeczytać o wierze na pokaz, o traktowaniu Kościoła jako jednej z wielu instytucji, a także o niechęci do zaangażowania się w życie parafii. Ich obserwacje potwierdzają dane dotyczące frekwencji na mszach. W latach 1980–2010 tylko raz w kościołach zgromadziło się więcej niż 51 proc. obywateli RP – w święta wielkanocne 1982 roku (stan wojenny) nawiedziło je ponad 57 proc. Polaków. Później było już znacznie gorzej. W 2010 roku na niedzielnych mszach odmeldowało się 41 proc. wiernych, czyli 14 milionów 956 tysięcy obywateli Polski. Całkiem spora armia – pomyśleli biskupi. Miny im zrzedły, gdy eksperci przedstawili im tak zwany profil socjologiczny modlących się. Rzecz w tym, że wśród nich dominują kobiety po 40 roku życia, mieszkające na wsi i w małych oraz średnich miastach. Z młodego pokolenia na mszach licznie pojawiają się tylko uczniowie młodszych klas szkół podstawowych. Nastolatki i studenci masowo wybierają inne formy spędzania niedzieli. W dzielnicach akademickich wielkich miast frekwencja na mszach nie przekracza 27–30 procent. I nie jest to koniec złych wiadomości dla biskupów. Eksperci z Głównego Urzędu Statystycznego zajęli się bowiem
koncentruje na działalności sakralnej. Ich liderzy odmawiają zresztą jakichkolwiek rozmów z wysłannikami GUS. Wyjaśnienie takiego zachowania jest proste – większość z tych grup tak naprawdę istnieje wyłącznie na papierze. Proboszczowie utrzymują tę fikcję, bo im bogatszy wykaz parafialnych aktywistów, tym lepsza ocena w kurii. W wielu przypadkach te same osoby działają w kilku grupach. Jeżeli podejmują działalność społeczną, to kierują ją głównie do grona swoich
skarbu państwa w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Opowiada on, że „żadna z instytucji nie posiada w Polsce takiego kapitału zaufania jak Kościół rzymskokatolicki”. Zgadza się z nimi profesor Mirosława Grabowska – socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego oraz szefowa Centrum Badań Opinii Społecznej. Dowodzi ona, że popularność postaw prodemokratycznych wśród Polaków wynika z powszechnej religijności. Wierzący i praktykujący czują się odpowiedzialni za samych siebie oraz za wspólnotę lokalną. Dlatego też chętnie angażują się w prace na ich rzecz. A to wszystko zawdzięczamy temu, że Polacy „byli uzależnieni od duchownych” i integrowali się „wokół tradycyjnych obowiązkowych i zbiorowych praktyk”. Pozwoliło to zbudować „poczucie wspólnoty religijnej i narodowej”. Współcześnie w opinii szefowej CBOS „katolicyzm i religijność są jedynym dostępnym zasobem do budowania i umacniania siły jednostki”. A to dlatego, że zgodnie z nauką Kościoła katolickiego „człowiek został stworzony przez Boga na jego obraz i podobieństwo, obdarzony wolnością i zbawiony”. Naszą siłę psychiczną podnoszą także regularne praktyki religijne, które „wzmacniają (...) naszą indywidualność”, bowiem „podczas mszy przed Bogiem staje nie wspólnota, ale (...) wolna
naukowców zadają jednak dane GUS. Otóż według jego szacunków grupa parafialnych aktywistów liczy nie więcej niż dwa miliony osób (łącznie z Rodziną Radia Maryja), z czego tylko pół miliona mieszka w dużych i średnich miastach. Specjaliści od statystyki nie poprzestali na tym. Jak wynika z ich analiz, w latach 1993–2008 liczba kościelnych aktywistów spadła w skali kraju średnio o 20 proc. Rekordy biły województwa: łódzkie, kujawsko-pomorskie, dolnośląskie i lubuskie – tam ubyło ponad 27 proc. zaangażowanych świeckich wiernych. Bardzo ciekawe wyniki przyniosły badania dotyczące skali zaangażowania młodych wolontariuszy w prace kościelnych organizacji. Okazało się, że przyciągnęły one zaledwie 50 tysięcy uczniów i studentów. Tymczasem w prace samej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy co rok angażuje się 120 tysięcy młodych Polaków, którzy działają w ponad 1500 sztabach zlokalizowanych na terenie większości gmin i powiatów. W prace kościelnych organizacji angażują się zazwyczaj panie
członków. W raporcie GUS czytamy, że „tylko 1 na 4 grupy parafialne deklaruje, że udzielała pomocy osobom fizycznym nienależącym do grona ich członków”. Co ciekawe, ich liderzy nie potrafią odpowiedzieć na najprostsze pytania stawiane przez GUS, a dotyczące liczby osób, które otrzymały wsparcie, ich wieku, płci i stanu cywilnego. Podobną orientację co do zakresu udzielanej pomocy i kręgu osób ją otrzymujących wykazują szefowie dużych diecezjalnych i ogólnopolskich instytucji charytatywnych i edukacyjnych. Problemów z udzieleniem odpowiedzi, komu i jak pomagają, nie mają natomiast społecznicy świeccy. Podobnie zresztą jak działacze organizacji związanych z kościołami mniejszościowymi. Szefowie dużych katolickich organizacji chwalą się za to licznym etatowym personelem. Świeckie organizacje opierają swoją pracę na wolontariuszach, ograniczając liczbę stałych pracowników do minimum. Zwykle nie mają środków na etaty i stałe biura. Wyjaśnienie tego fenomenu jest dość proste
– etaty personelu w kościelnych organizacjach opłacane są z budżetu państwa i samorządów. Dzięki temu mają one większe możliwości ubiegania się o dodatkowe wsparcie – zarówno publiczne (między z innymi w ramach programów europejskich), jak i prywatne. Spośród świeckich organizacji aż 21 proc. całą swoją działalność finansuje wyłącznie ze składek członkowskich i datków sympatyków. Nie dziwi więc, że ich średni budżet bywa aż 25 razy niższy od budżetu organizacji Kościoła katolickiego. Ujawnia się przy tym dość ciekawa tendencja – otóż brak osobowości prawnej nie przeszkadza grupom parafialnym obficie korzystać ze środków samorządów gminnych. Organizacje kościelne mogą się pochwalić sporym majątkiem – nieruchomościami, samochodami, sprzętem komputerowym. W przypadku organizacji świeckich tylko 4 proc. może wpisać do ksiąg rachunkowych posiadane przez siebie nieruchomości czy też samochody. W gronie 2 milionów aktywistów parafialnych możemy odnaleźć 35 tysięcy członków Akcji Katolickiej. Jej liderzy mają wzmacniać głos hierarchii w „sprawach publicznych, a zwłaszcza w przypadkach zagrożenia wiary i moralności chrześcijańskiej”. Akcja ta miała się także stać narzędziem w promocji świeckich działaczy kościelnych w „życiu społecznym, gospodarczym, kulturalnym i politycznym”. Po 15 latach działania sami duchowni przyznają, że eksperyment pod nazwą Akcja Katolicka skończył się fiaskiem. Nie ma ona struktur w większości parafii. Aby zachować twarz, większość biskupów z braku chętnych sama musiała zająć się tworzeniem Instytutów Diecezjalnych Akcji Katolickiej. Na nic zdały się kampanie promocyjne podczas pieszych pielgrzymek na Jasną Górę. I tutaj statystycy mają złe wieści dla katolickich biskupów. Popularność kościelnych wakacji spada z roku na rok. Najdotkliwiej odczuli to organizatorzy Warszawskiej Pieszej Pielgrzymki. Do przeszłości odeszły lata, kiedy grupy akademickie ze względu na frekwencję szły własną trasą. Dzisiaj pielgrzymów dostarcza wojsko i inne służby mundurowe. W 1998 roku w pielgrzymce uczestniczyło łącznie 13 485 osób, a dziesięć lat później – około 10 tysięcy. Spadkowi zainteresowania pielgrzymowaniem stołecznej młodzieży towarzyszył raptowny wzrost skali jej zaangażowania w prace świeckich organizacji społecznych. Bije ona także rekordy frekwencji wyborczej. Mimo to biskupi i ich świeccy pomagierzy nadal twierdzą, że wypowiadają się w imieniu 96 proc. obywateli RP. A większość polityków tylko im przytakuje. Choć katolickich aktywistów jest mniej niż stałych i okazjonalnych wędkarzy... MiC
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Samoobrona Rzeczypospolitej Polskiej
O
d lat uważnie śledzimy badania największych sondażowni w Polsce i komentujemy ich wyniki. Kto w 2005 roku pomyślał, że bracia Kaczyńscy wezmą wszystko i zaczną budować IV Rzeczpospolitą, kto w 1990 roku dawał nieznanemu Stanisławowi Tymińskiemu choćby cień szansy na pokonanie Tadeusza Mazowieckiego i wyrównaną walkę o fotel prezydenta RP? Śledząc ówczesne badania i podawane przez media nastroje Polaków, wyżej wymienieni nie mieli szans na powodzenie, tymczasem ich praca i upór zatkały usta wszystkim niedowiarkom i wyborcom ślepo wierzącym w sondaże. Podobnych historii jest w Polsce wiele – my postanowiliśmy przypomnieć najbardziej spektakularne parlamentarne sukcesy, które wbrew wszystkim zapisały się w kolorowej historii rodzimej polityki.
Partia X Kiedy Stanisław Tymiński – zachłyśnięty sukcesem w wyborach prezydenckich w 1990 roku – przeszedł do drugiej tury razem z Lechem Wałęsą, postanowił założyć własną partię, która miała zrewolucjonizować scenę polityczną. Tymiński – zauroczony filmem „Malcolm X”, opowiadającym historię radykalnego przywódcy ruchu afroamerykańskiego w USA – nazwał swoje ugrupowanie Partią X, na cześć czarnoskórego działacza. Program partii, nazwany planem X, opierał się głównie na oskarżeniu środowisk rządzących, czyli Unii Demokratycznej, Kongresu Liberalno-Demokratycznego (do KLD należała czołówka dzisiejszej Platformy), całego rządu i oczywiście prezydenta. W 1991 roku Państwowa Komisja Wyborcza unieważniła 32 listy okręgowe partii z powodów proceduralnych, wykreślając tym samym około 90 proc. kandydatów. Mimo to Partia X – skazana w wyborach parlamentarnych w 1991 roku na porażkę – otrzymała 3 mandaty poselskie. W sejmie zasiedli: Antoni Czajka (wynalazca rozrzutnika gnoju!), Kazimierz Chełstowski i Waldemar Jędryka.
Polska Partia Przyjaciół Piwa (PPPP) Partia założona w 1990 roku przez – kojarzonego obecnie z PiS – satyryka Janusza Rewińskiego. Pod koniec lat 80. telewizyjna Dwójka emitowała program „Skauci piwni”, w którym poza Rewińskim brali udział: Krzysztof Piasecki, Bohdan Smoleń i Stanisław Zygmunt. Dzięki ogromnej popularności audycji powstało stowarzyszenie skatów piwnych, przeobrażone później w partię polityczną nazwaną Polską Partią Przyjaciół Piwa. Głównym punktem i celem PPPP było zwalczanie alkoholizmu poprzez kulturalne picie piwa. „Nie mamy złudzeń, że Polak stanie się abstynentem. Tylko niech nie pije
9
Partie piwne i dziwne Gdyby sondaże wyborcze sprawdzały się w stu procentach, to obraz III Rzeczypospolitej byłby diametralnie inny niż ten, który znamy i pamiętamy, a nazwiska Giertych czy Lepper istniałyby w pamięci jedynie garstki działaczy politycznych. wódki. Smaczne, chłodne, aromatyczne piwo tak samo może służyć do wznoszenia toastów (...). Przy piwie można wymienić poglądy, przy piwie łatwiej dojść do porozumienia, dogadać się. Dogadujmy się, bądźmy tolerancyjni, wyrozumiali i spolegliwi” – czytamy w oficjalnym programie wyborczym partii. W dzisiejszych czasach tak abstrakcyjne ugrupowanie z pewnością nie mogłoby liczyć na jakikolwiek mandat w Sejmie, ale w wyborach w 1991 roku Polacy – rozczarowani dotychczasowym rządem – dali PPPP szansę. Z wynikiem 3,27 proc. (10 wynik na 111 komitetów wyborczych) Rewiński i spółka wprowadzili do Sejmu 16 posłów. Niedługo po sukcesie wyborczym PPPP podzieliła się na dwie frakcje: Małe Piwo i Duże Piwo, choć Rewiński zapewniał, że „piwo nie jest ani ciemne, ani jasne – jest po prostu smaczne”. Do Małego Piwa należeli: Adam Halber, Krzysztof Ibisz (tak, ten Ibisz!) i Adam Piechowicz. Członkowie MP działali również jako Koło Poselskie „Spolegliwość”, a po odejściu Adama Halbera do SLD – jako Koło Poselskie Partii Emerytów i Rencistów „Nadzieja”. W Dużym Piwie skupieni byli: Tomasz Bańkowski, Tomasz Brach, Leszek Bubel (naczelny
antysemita RP), Sławomir Chabiński, Andrzej Czernecki, Jerzy Dziewulski (antyterrorysta), Zbigniew Eysmont, Tomasz Holc, Marek Kłoczko, Janusz Rewiński, Cezary Urbaniak, Jan Zylber i Andrzej Zakrzewski. PPPP startowała również w wyborach do parlamentu w 1993 roku, ale uzyskała tylko 0,10 proc. głosów. W 2007 roku Leszek Bubel próbował reaktywować partię, jednak bez powodzenia.
Unia Chrześcijańsko-Społeczna (UChS) Partia powstała w styczniu 1989 roku z przekształcenia Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Społecznego. W wyborach do sejmu w 1991 roku ugrupowanie – pod nazwą Ruch Chrześcijańsko-Społeczny „Przymierze” – uzyskało 0,12 proc. Jedynym członkiem UChS, który dostał mandat w tych wyborach, był Eugeniusz Czykwin (obecnie poseł SLD). Startował wówczas z ramienia Komitetu Wyborczego Prawosławnych. Partia – zdawać by się mogło stricte chrześcijańska – miała sporo problemów z kościelną hierarchią, która mocną ją krytykowała. UChS nie odrzucała dorobku PRL, była przeciwko rozliczaniu byłych PZPR-owców, a także przeciw lustracji i dekomunizacji. Członkowie Unii opowiadali się za państwem wolnym światopoglądowo, w którym bez przeszkód mogliby żyć ludzie różnych wyznań, a także niewierzący. Liderem UChS od 1989 roku jest nieprzerwanie Kazimierz Morawski (były doradca prezydenta Kwaśniewskiego ds. mniejszości narodowych i etnicznych).
Solidarność ’80 Założony w 1989 roku związek zawodowy krytykujący Lecha Wałęsę i porozumienia okrągłego stołu. Pierwszym przewodniczącym był Marian Jurczyk, który dwukrotnie został uznany za kłamcę lustracyjnego, ponieważ zataił fakt
współpracy ze Służbami Bezpieczeństwa w 1977 roku. W 2002 roku Sąd Najwyższy uchylił poprzednie orzeczenia w tej sprawie, twierdząc, że wspomniana współpraca nie miała tajnego charakteru, a dane przekazywane przez Jurczyka były pozbawione treści operacyjnej. Do prominentnych członków związku należeli: Seweryn Jaworski, Andrzej Gwiazda i Stanisław Kocjan, który jako jedyny w wyborach w 1991 roku zdobył mandat poselski z ramienia Solidarności ’80.
Liga Polskich Rodzin (LPR) Partia o silnie nacjonalistycznych poglądach powstała w 2001 roku z połączenia Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego i Stronnictwa Narodowego. Wspierana przez wielokrotnie oskarżaną o propagowanie faszyzmu Młodzież Wszechpolską była marginalną partyjką, prawie zupełnie nie braną pod uwagę w sondażach przedwyborczych w 2001 roku. Wybory odbyły się 23 września, a badania przeprowadzane na zlecenie różnych partii i mediów tworzyły stały obraz sił politycznych w kraju. Brzmi znajomo? Średnie wyniki sondaży wyglądały następująco: koalicja SLD-UP – 49 proc., PO – 12 proc., PSL – 9 proc., AWS – 12 proc., PiS – 6 proc., UW – 3 proc. LPR z Romanem Giertychem na czele była skazana na porażkę, ale mimo fatalnych prognoz jej członkowie prowadzili kampanię wyborczą, która skończyła się olbrzymim – jak na tę partię – sukcesem. Liga Polskich Rodzin zakończyła wybory parlamentarne w 2001 roku z wynikiem 7,87 proc. głosów, zdobywając 38 mandatów poselskich, czyli ponad 8 proc. wszystkich miejsc w sejmowych ławach. Powtórzyła ten sukces 4 lata później, zdobywając 7,97 proc. głosów, co zaowocowało stworzeniem koalicji rządzącej LPR-PiS-Samoobrona i najwyższymi stanowiskami w rządzie dla Giertycha i spółki.
Partia o chrześcijańsko-demokratycznych i agrarnych ideach założona m.in. przez Andrzeja Leppera, Marka Lecha, Jerzego Trojanowskiego, Pawła Skórskiego i Romana Wycecha. Na początku kojarzona była z przybudówką SLD, a później stała się samodzielną, trzecią siłą w Sejmie. Podobnie jak w przypadku LPR media i wyborcy nie traktowali Samoobrony poważnie. Kontrowersyjne poglądy i akcje (nielegalne blokady dróg, publiczne znieważenia i fałszywe oskarżenia polityków) przewodniczącego partii Andrzeja Leppera skazywały go na polityczny margines. Również sondaże przedwyborcze w 2001 roku nie dawały Samoobronie żadnych szans. W większości pracowni sondażowych partia Leppera nie była brana pod uwagę, a sam przewodniczący, który działał na pograniczu prawa (kilka spraw sądowych i wydany za nim list gończy), zdawał się nie przejmować niekorzystnym wizerunkiem partii i liczył na wyborcze zwycięstwo. Ku zaskoczeniu sceny politycznej i mediów Samoobrona zdobyła w wyborach parlamentarnych w 2001 roku 10,2 proc. głosów i została trzecią siłą w Sejmie z 53 posłami. Druga w tabeli Platforma otrzymała 12,68 proc., a koalicja SLD-UP – 41 proc. W kolejnych wyborach sukces Samoobrony był jeszcze większy. Partia zdobyła 11,41 proc. głosów, wyprzedzając SLD, LPR i PSL. W koalicji z LPR i PiS Andrzej Lepper został wicepremierem oraz ministrem rolnictwa i rozwoju wsi. ~ ~ ~ Sondaże wyborcze i media z pewnością mają duży wpływ na układ sił w polskim rządzie. Nie muszą jednak oddawać faktycznych nastrojów społecznych i przesądzać o wynikach wyborów. Powyższe przykłady są tego idealnym dowodem. Obawa przed zmarnowaniem głosu przy wyborze niszowej partii jest bezpodstawna, bo funkcjonująca w mediach opinia może nie odpowiadać rzeczywistości. Według uśrednionych badań największych krajowych sondażowni obecnie na PO swój głos chce oddać 38 proc. wyborców, na PiS – 24 proc., na SLD – 11 proc., na PSL – 4,8 proc., a na Ruch Palikota – niecałe 2 proc. Idąc naprzeciw zamawianym przez różne partie i media sondażom, niezależni studenci nauk społecznych przeprowadzają własne badania w całej Polsce. Metodą wywiadu ulicznego na grupie reprezentatywnej 1000 osób – z uwzględnieniem cech demograficznych, z podziałem na wiek, płeć i miejsce zamieszkania – żacy formułują zupełnie inny obraz nadchodzących wyborów. Według ich badań wyniki wyglądają następująco: PO – 34 proc., PiS – 31 proc., SLD – 9,5 proc., Ruch Palikota – 9 proc., PSL – 8 proc. Wyniki badań można zobaczyć na portalu: www.wybory.xaa.pl. ARIEL KOWALCZYK
10
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
POD PARAGRAFEM
Nasza bieda powszednia Według ONZ-etowskiej skali poziomu życia (Human Development Index) Polska zalicza się do szeroko rozumianych krajów zamożnych. Jednocześnie mamy u nas do czynienia z najprawdziwszą nędzą, i to w dosyć masowym wydaniu. Według nowo opublikowanego raportu GUS (Główny Urząd Statystyczny) w Polsce żyje około 2,2 miliona ludzi (prawie 6 proc. całej populacji) poniżej tzw. minimum egzystencji. Jest to kwota, która nie pozwala na zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb żywieniowo-mieszkaniowo-odzieżowych. Życie przy niższych dochodach niż minimum egzystencji oznacza zagrożenie dla normalnego biologicznego przetrwania. Zatem owo minimum nie oznacza zwykłego niedostatku lub biedy, ale prawdziwą, klasyczną nędzę. W Polsce to minimum oznacza obecnie dochód w wysokości 466 zł na gospodarstwo jednoosobowe albo 1257 zł na gospodarstwo czteroosobowe miesięcznie. Kim są współcześni nędzarze? Dosyć łatwo jest wyodrębnić grupy społeczne, które są bardziej od innych zagrożone nędzą. Najgorzej jest
mieć w rodzinie bezrobotnego – aż 16 proc. takich gospodarstw domowych doświadcza nędzy (dla przypomnienia – średnia to 6 proc.). Jeszcze gorzej jest być dzieckiem w rodzinie, która posłuchała Kościoła katolickiego i ma dzieci czwórkę lub więcej. 25 proc. takich rodzin żyje w nędzy i stara maksyma, że jak Bóg da dziecko, to da i na dziecko, raczej się nie sprawdza. Kto jeszcze jest zagrożony takim niebezpiecznym dla życia stanem? Co dziesiąte statystyczne dziecko jest nędzarzem; podobnie jest wśród rencistów, niepełnosprawnych i rolników, choć wśród tych ostatnich jest mniej biedy niż do niedawna (dzięki dopłatom unijnym i rosnącym cenom skupu niektórych produktów rolnych). Generalnie niemal co czwarty polski nędzarz to dziecko (600 tys. dzieci) i ta liczba jest chyba najbardziej zawstydzająca. Co ciekawe, fałszywe jest wyobrażenie o powszechnej nędzy wśród emerytów – tylko 4 proc. ich gospodarstw doświadcza takiego stanu, czyli znacznie mniej niż średnia krajowa, za to bardzo wielu emerytów żyje w zwykłym niedostatku. Oznacza to, że system emerytalny odziedziczony
po PRL-u stosunkowo nieźle chronił – przynajmniej przed nędzą. Tak zwane nowe emerytury raczej nie dadzą już tej gwarancji. W nędzę stosunkowo łatwo można się stoczyć, gdy mieszka się w niewłaściwym miejscu. Osoby mieszkające w województwach północno-wschodniej i wschodniej Polski oraz na Kielecczyźnie mają „szansę” na skrajne ubóstwo niemal dwukrotnie większą niż mieszkańcy reszty kraju. O dziwo, najmniej nędzarzy jest w średniozamożnych województwach: łódzkim i opolskim (ok. 3 proc.). W bogatym mazowieckim natomiast istnieją wielkie dysproporcje pomiędzy bardzo zamożnym rejonem Warszawy a biednymi obrzeżami (np. Radomskie) i odsetek skrajnie biednych jest większy niż właśnie na przykład w Łódzkiem. Według standardów unijnych około 17 proc. Polaków można uważać za osoby zagrożone relatywną biedą, ponieważ mieszkają w gospodarstwie domowym, w którym przeciętny dochód stanowi poniżej 60 proc. średniego dochodu w kraju. Co ciekawe,
ta liczba właściwie nie zmienia się od 10 lat, jeśli nie liczyć tego, że w latach 2003–2005 było jeszcze gorzej. Około 40 proc. Polaków ma problem z normalnym utrzymaniem się, choć ta ostatnia cyfra ma charakter subiektywny i wynika z deklaracji samych zainteresowanych. Zwykle mówi się, że trzeba czekać na wzrost gospodarczy, który sprawi, że liczba osób niezamożnych zmaleje, a nędza zniknie. Niestety, statystyka tego nie potwierdza. Oczywiście, im większy wzrost gospodarczy, tym lepiej, ale to nie ma decydującego wpływu na poziom biedy. Istotne jest to, jak dochód narodowy jest dzielony, niezależnie od tego, czy jest on z roku na rok rosnący, czy na podobnym poziomie. Polska jest
krajem na tyle zamożnym, że łatwo mogłaby znacząco ograniczyć drastyczną nędze. Nie ma tylko woli politycznej, aby tego dokonać. Co można zrobić, aby nędzę ograniczyć? Jest mnóstwo ku temu narzędzi. Można na przykład obniżyć opodatkowanie najniższych dochodów, co byłoby natychmiastową ulgą dla najbiedniejszych, można także wprowadzić większą kwotę wolną od opodatkowania. Skoro dzieci są głównymi ofiarami nędzy, można zorganizować rozmaite programy pomocowe skierowane prosto do nich, na przykład za pośrednictwem szkół – darmowe posiłki, podręczniki itp. Na razie pomoc dla dzieci jest organizowana w taki sposób, że zależy ona od zamożności gminy. Zatem życie biedaka w biednej gminie upośledza podwójnie: dziecko w Warszawie dostanie w szkole dobry obiad, a na ścianie wschodniej – kanapkę. Nie dość, że wszystko w biednej gminie jest gorsze – szkoły, start życiowy, możliwości pracy – to jeszcze nawet jedzenie jest marniejsze, bo gmin nie stać na porządny posiłek. To jakiś kompletny absurd! Jako pointa niech posłuży wypowiedź dra Waldemara Urbaniaka, socjologa ze Szczecina: „W sferze socjalnej jesteśmy barbarzyńcami. Żaden rząd w Polsce nie stworzył długofalowej polityki społecznej i rodzinnej”. ADAM CIOCH
Fot. C.P.
Porady prawne Testament W 2003 r. zmarł mój mąż. Po jego śmierci przeprowadziliśmy sprawę w sądzie i na tej podstawie spadek odziedziczyłam ja i 2 synów – po 1/3 majątku. W lutym 2011 r. przypadkowo odnalazłam testament, w którym mąż ustanawia mnie jedynym spadkobiercą. Co powinnam zrobić w takiej sytuacji? Czy istnieje możliwość ponownego podziału spadku po zmarłym mężu? Opisywana sytuacja zdarza się dość często. Nie zawsze krąg spadkobierców zdaje sobie sprawę, że zmarły pozostawił po sobie jakiś testament, w którym w sposób odmienny od postanowień ustawowych rozdysponowuje swoim majątkiem. Fakt utajnienia swej ostatniej woli może być podyktowany na przykład chęcią uniknięcia sporów rodzinnych o majątek jeszcze za życia testatora. Ustawodawca jednak przewidział podobne sytuacje i stworzył szczególne rozwiązanie prawne, które pozwala uwzględnić ostatnią wolę zmarłego, nawet po długim czasie od przeprowadzenia postępowania o stwierdzenie nabycia spadku. Z postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku wypływa domniemanie, że
osoby w nim wskazane w istocie są spadkobiercami i przysługuje im prawo do masy spadkowej. Jeżeli jednak pojawią się dowody, że treść postanowienia nie odpowiada prawdzie, domniemanie to może zostać obalone, ale tylko i wyłącznie w postępowaniu o zmianę postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku. W tym przypadku wyłączona więc została możliwość wznowienia prawomocnie zakończonego postępowania na zasadach ogólnych. Prawo wniesienia wniosku o wszczęcie postępowania przysługuje każdemu zainteresowanemu, czyli osobie, której praw dotyczy wynik postępowania. Najczęściej do zmiany prawomocnego postanowienia dochodzi z powodu: przedstawienia testamentu nieujawnionego podczas postępowania, wykrycia okoliczności uzasadniających nieważność testamentu przyjętego za podstawę dziedziczenia, zgłoszenia się spadkobiercy ustawowego, którego pozostali uczestnicy nie znali lub zataili jego istnienie przed sądem. We wniosku należy wskazać prawomocne orzeczenie, które powinno ulec zmianie, oraz okoliczności i dowody je potwierdzające, wskazujące, że treść postanowienia nie odpowiada rzeczywistemu i prawnemu stanowi sprawy.
Mimo że to na wnioskodawcy ciąży obowiązek przedstawienia odpowiednich dowodów, sąd i tak z urzędu zbada, kto w rzeczywistości jest spadkobiercą. Termin do złożenia wniosku uzależniony jest od tego, czy wnioskodawca był uczestnikiem postępowania o stwierdzenie nabycia spadku, czy też nie był. Należy zastrzec, że chodzi tu o formalny udział w postępowaniu, nie zaś o ocenę aktywności takiego uczestnika podczas postępowania, jego bierności czy całkowitej bezczynności. Osoba, która nie była uczestnikiem postępowania, może złożyć wniosek w każdym czasie (nie istnieją ustawowe bariery w tym przedmiocie). Jeśli zaś chodzi o uczestnika – może on żądać zmiany postanowienia, gdy żądanie opiera na podstawie, której nie mógł powołać w tamtym postępowaniu, a wniosek o zmianę składa przed upływem roku od dnia, w którym tę możność uzyskał. We wniosku uczestnik powinien wskazać okoliczności uzasadniające twierdzenie, że zachował on termin do jego złożenia. Z racji tego, że była Pani małżonką testatora, pozostawała Pani również formalnym uczestnikiem postępowania. Należy więc we wniosku zaznaczyć, że nie wiedziała Pani o pozostawieniu przez małżonka
testamentu, można też pokrótce wskazać okoliczności jego odnalezienia oraz wskazać datę, kiedy to nastąpiło. Koniecznie trzeba pamiętać o rocznym terminie, który w Pani przypadku upłynie w lutym 2012 r. Opisane postępowanie odnosi się nie tylko do sądowego postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku, ale również do notarialnego zarejestrowanego aktu poświadczenia dziedziczenia.
Umowa na czas nieokreślony Od jakiegoś czasu byłem zatrudniony w pewnej małej firmie. Miałem zawartą umowę na czas nieokreślony. W zeszłym tygodniu pracodawca wręczył mi wypowiedzenie. Jako argument wskazał potrzebę zatrudnienia w moje miejsce kogoś na czas określony. Czy pracodawca może tak postąpić? Takie działanie jest w świetle prawa niedopuszczalne. Kodeks pracy nakazuje w oświadczeniu pracodawcy o wypowiedzeniu umowy o pracę zawartej na czas nieokreślony lub o rozwiązaniu umowy o pracę bez wypowiedzenia wskazać przyczynę uzasadniającą wypowiedzenie lub rozwiązanie umowy. Naruszenie powyższego wymogu ma miejsce nie tylko w sytuacji, gdy uzasadnienia zabraknie w ogóle, ale również wtedy, gdy jest ono niedostatecznie zrozumiałe lub mało konkretne. Oceny tych kryteriów
uzasadnienia dokonuje się z perspektywy pracownika – to on powinien wiedzieć i rozumieć, dlaczego rozwiązuje się z nim stosunek pracy. Przyczynę wskazaną przez Pana trudno uznać za uzasadnioną czy choćby zrozumiałą. Szczególnie że z pańskiej relacji nie wynika, aby pracodawca wyraził chęć zatrudnienia Pana następnie na czas nieokreślony. Wypowiedzenie takie można ponadto potraktować jako naruszenie zakazu dyskryminacji. Przepisy Kodeksu pracy wskazują wprost, że pracownicy powinni być równo traktowani, m.in. w zakresie nawiązywania i rozwiązywania stosunku pracy, bez względu na zatrudnienie na czas określony lub nieokreślony. Rozwiązanie stosunku pracy z osobą zatrudnioną na czas nieokreślony jedynie po to, by następnie zatrudnić inną osobę na czas określony, spełnia kryteria naruszenia zakazu dyskryminacji. Ponieważ wypowiedzenie jest wadliwe, przysługuje Panu możliwość odwołania się do Sądu Pracy. Na odwołanie pracownik ma 7 dni, od momentu doręczenia pisma wypowiadającego umowę o pracę. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
BRACIA MNIEJSI
11
Zaginął dom! tylko dwie osoby) staramy się pomagać finansowo, na przykład zdobywać pożywienie, które później rozdzielamy. Niedługo chcemy zorganizować nową kampanię „Buda na zimę”. Mamy nadzieję, że uda się ją przeprowadzić w ramach ak– To autorski pomysł Fundacji cji „Zaginął dom”. Ogłaszamy się, Powyższy przejmujący apel jest Viva, ale chcemy zjednoczyć wszystgdzie możemy. Namawiamy wszystsloganem akcji „Zaginął dom”, kokie działania propagujące adopcje kich, aby rozwieszali nasz plakat ordynowanej przez Fundację Viva zwierząt. (patrz zdjęcie) i dopisywali w nim i Piotra Zygmunta z Agencji GREY. – Jak to wygląda w praktyce? adres i numer swojego schroniska. To nietuzinkowy pomysł miłośni– Jakie warunki trzeba spełków zwierząt na chociaż częściowe – Na naszej stronie internetonić, aby móc do was dołączyć? zmniejszenie problemu bezpańskich wej www.zaginaldom.pl znajduje Załóżmy, że nie prowadzę żadpsów. Odwrócenie pojęć sprawia, że się logo akcji. Nie ma tam śladu nego schroniska czy fundacji. akcja cieszy się ogromną popularpo innych fundacjach, ponieważ Po prostu opiekuję się porzunością, a jej chwytające za serce planie chcemy nikogo promować. conymi zwierzętami w swoim katy potrafią wzruszyć niejednego Chodzi o jedną wspólną inicjatydomu. przechodnia. wę. Przyłączyło się do nas już po– Wystarczy wejść na naszą stroPomysłodawcy przekonują, że nad 30 organizacji prozwierzęcych. nę internetową i wypełnić formu„to szeroko pojęte działanie na rzecz To nowość w Polsce. Nowością jest larz, który w zasadzie jest tylko wyzwiększenia ilości adopcji bezdomrównież fakt, że poza fundacjami, rażeniem zgody na publikację danych zwierząt. Chcemy poszerzyć wiektóre można znaleźć w KRS, monych. Później zostaje współpraca ze dzę ludzi na temat nieszczęścia tygą się do nas przyłączyć także osomną. Trzeba wysłać do mnie ogłosięcy zwierząt, które każdego roku by prywatne, a takich jest bardzo szenie, które opublikuję na naszej tracą dom, by później resztę życia dużo. Często jest im bardzo ciężwitrynie i na Facebooku. Jeśli jakiespędzić w schronisku. Niektóre z tych ko działać w pojedynkę, bo nie magoś pieska trzeba leczyć, to orzwierząt nigdy do schroniska nie trają wsparcia w gminie ani w meganizujemy szybką zbiórkę i wyfiają – umierają na ulicach miast diach – po prostu nie mają możlisyłamy potrzebne pieniądze. lub na uliczkach wsi, w lasach wości, aby ubiegać się o różne forOczywiście jest też tak, że gdy i w różnych innych miejscach, gdzie my dofinansowania. Poza tym tazbieramy potrzebną kwotę na lejest zimno, głodno i bardzo, bardzo kie osoby często są narażone czenie zwierzęcia, to ludzie chętsamotnie”. na ostracyzm wynikający z ich dzianiej wpłacają pieniądze na konO akcji i jej efektach rozmałalności. W związku z powyższym to fundacji niż równie potrzebuwialiśmy z koordynatorką akcji mamy oddzielne konto dla tej akjącej prywatnej osoby. Fundacja Magdaleną Buszko. cji i małymi siłami (koordynują to cieszy się większym zaufaniem społecznym. Mam nadzieję, że akcja będzie się rozwijała, bo odJestem malutką 2,5-letnią suczkąd ją rozpoczęliśmy, czyli ką. Kochan ą, dobrą, bardzo od października zeszłego roku, grzeczną. Niestety, nie miałam naprawdę udało się wiele zrobić. szczęścia do dobrego domu. ŻyCiężko nam prowadzić statystyłam pod jednym dachem z gruki, bo działające przy nas schropą osób, dla których całym niska czy fundacje same prowaświatem jest alkohol. W trakdzą swoją działalność. Nie jestecie jednej z kilkudniowych, prześmy w stanie na bieżąco zbierać platanych kłótniami i bójkami wszystkich informacji. W tej chwili libacji została m wyrzuc ona wiem na sto procent, że dzięki nam z drugiego piętra kamienicy (...). Jeżeli możecie mnie przydom znalazło 30 psów, ale wiem garnąć – piękną psinę o dobrym sercu – zróbcie to! Jeśli również, że uratowanych w ten sponie – pomóżcie mi znaleźć troskliwych opiekunów i dobry sób czworonogów jest o wiele, wiedom. 501 100 646,
[email protected]. le więcej. Poza adopcją tradycyjną prowadzimy również adopcje wirtualne. Znajdujemy wiePołączył nas los i wspólne nieszczę lu ludzi, którzy – choć ście. Od dawna jesteśmy nierozłączne. Kied bardzo chcą – nie są yś miałyśmy wspólny dom, kochającego w stanie wziąć psa człowieka, rodzinę. Wydawało nam się, że do siebie; mają jednak tak będzie już zawsze, że nasza miłość i wie pieniądze i opłacają im rność wystarczy, aby spędzić resztę życia miejsce na przykład u boku tego, któremu oddałyśmy nasze serd w schronisku albo u kouszka. Lecz człowiek znudził się nami. Przy goś mniej zamożnego wiązał w środku lasu do jednego drzewa w domu. Poza tym sam . Kiedy patrzyłyśmy, jak odchodzi, myślałyś fakt, że dzwonią do nas my, że to żart, że zaraz wróci, że nas pog dziennikarze i chcą o nas łaszcze, przytuli. Lecz on nawet się nie odw rócił, nie spojrzał nam w oczy. Czy napisać, również jest to nie o psach się mówi, że „uciekaj ą tchórzliwe z podkulonym ogonem wielkim sukcesem. ?”. My nie uciekłyśmy – śmiało patrzyły śmy mu w oczy, z ufnością i wiarą. – Wasze internetoTo on nas skazał na śmierć, na zapo mnienie w tym lesie, przy tym drze we ogłoszenia również wie, gdzie miałyśmy tylko siebie (...). Pokochasz nas? Zadzwoń do schroodbiegają formą i treniska Azorek w Obornikach: 607 099 681, napisz na GG: 5257225 lub wyścią od dotychczas stoślij maila:
[email protected]. sowanych...
W ubiegłym tygodniu zaginął dom z rodziną, ciepłym kątem i miską pełną jedzenia. Zrozpaczony Azor będzie wdzięczny za każdą informację. Nagroda – przyjaźń psa na całe życie.
Podczas powodzi zostałam na posesji sama. Ja, taki malutki piesek, bardzo się bałam, bo nie wiedziałam, co robić, a wody było coraz więcej. Moi ludzie sobie poszli, pomyślałam, że może stałam się przezroczysta ze strachu, więc krzyczałam głośno: – A ja? Tu jestem! Nie zostawiajcie mnie samej! Przecież jestem waszym pieskiem i was kocham! Głośno krzyczałam, na pewno słyszeli. Nie wrócili po mnie. Nie kochali – wtedy to zrozumiałam. Przebywam w OTOZ Animals – Przytulisku w Dąbrówce (koło Wejherowa). Jestem zaszczepiona i odrobaczona. Posiadam książeczkę zdrowia. Jeśli chcesz dać mi dom, zadzwoń: 607 540 557 lub napisz:
[email protected].
– Tak. U nas pies rozwiesza plakaty, na których zamieszcza rozpaczliwe apele, że zaginął mu dom! To nowy pomysł, ale widać, że chwyta za serce. Taka konwencja wydaje się bardzo prosta, jednak do tej pory nikt jej nie wykorzystywał. Powoli znajdujemy naśladowców, co oczywiście bardzo nas cieszy, bo to znaczy, że Mój dom mnie już nie chce. Nie nasze działania są skuteczne i powiem czemu, ale wyganiają mnie, ruszają sumienia. nie karmią, nie leczą. Choć jestem Do akcji przyłączają się rówjeszcze młoda, to strasznie bolą nież znane osoby i razem z womnie łapki. Z uszami też coś nie lontariuszami pomagają odszukać bardzo. Mieszkam sobie koło modom wspomnianego w ogłoszejego domu, bo nie mam dokąd iść. niu Azora. Spoty wideo z dzienNa szczęście codziennie przychonikarką i prezenterką Agnieszdzi do mnie pani Magda i przynoką Szulim, choreografem Misi mi jakieś kąski. Ale tak bardzo chałem Pirógiem i aktorką Agasię boję, że pewnego dnia ona się tą Buzek obejrzało już tysiące nie pojawi, i wtedy nie będę miaosób. Pomysłodawcy akcji zapewła nikogo, nikogo! (...). Proszę Cię... niają, że mają głowy pełne noJeśli czytasz te słowa, pomóż mi wych planów i już niedługo mo– niewielkiej suni, której prawie już żemy się spodziewać kolejnych nie ma. .. Pros zę, daj mi dom zaskakujących kampanii. – 664500434,
[email protected]. ARIEL KOWALCZYK
12
O
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
MITY KOŚCIOŁA
to ojciec Kenneth Ryan „w sposób zwięzły i rzetelny” odpowiada na pytania, które mogą nurtować przeciętnego katolika, a dotyczą kwestii wiary. Tak przynajmniej reklamuje owo dzieło jego wydawca. A jak jest w praktyce? Każdy racjonalista przy lekturze książki może się mocno zdziwić – zarówno pytaniem, jak i odpowiedzią, a nierzadko i szczerze uśmiać. Nurtujące prawdziwych katolików zagadnienia dotyczą różnych aspektów religii, począwszy od natury Boga oraz życia i posłannictwa Jezusa, po sens szczegółowych praktyk religijnych – z wodą święconą i relikwiami włącznie. Z całego zestawu przedziwnych pytań i odpowiedzi wybraliśmy kilka... I tak dociekliwy katolik pojąć nie może, w jaki sposób do jednej arki wlazły na raz wszystkie zwierzęta, i to w liczbie dwóch z każdego gatunku. No i my się mu nie dziwimy – nie wie, to pyta... Z odpowiedzią spieszy ojciec Ryan... I co mówi zdziwionej owieczce? „Ludzie, którzy odbierają słowa Księgi Rodzaju w sensie dosłownym, nie wiedzą, że słowo wszystkie, które powraca w opowieści o potopie, oznacza jedynie fragment wszystkiego”. Czyli co, Biblia kłamie?! Nic z tych rzeczy – zapewnia duchowny, tłumacząc, że te wszystkie zwierzęta „to idiom i że autor Księgi Rodzaju, cytując Boga, miał na myśli, że na statku znalazły się jedynie zwierzęta domowe”. Ot, i cała filozofia... Ale co tam arka! Okazuje się, że dużo poważniejszym problemem jest kwestia, czy ktokolwiek oglądał Boga twarzą w twarz? W odpowiedzi ojca Ryana pada „jednoznaczne” i tak, i nie. Duchowny zdaje sobie sprawę, że tym stwierdzeniem raczej nie rozjaśnia w głowie zatroskanemu katolikowi, więc spieszy z wyjaśnieniem, że jedynie oblicze Jezusa było wcielone. Tu odwołuje się do Księgi Wyjścia (33. 20), gdzie Bóg zwraca się do Mojżesza: „Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu”. Zabrzmiało groźnie... A że człowiek to bojaźliwie zwierzę, w książce nie mogło zabraknąć pytania o istnienie czyśćca. Pytano, czy on rzeczywiście jest, czy tylko niebo i piekło. Duchowny odpowiada, że czyściec istnieje naprawdę, i argumentuje tezę stwierdzeniem, że Bóg jest nieskończenie sprawiedliwy, więc jak inaczej miałby przyjmować do nieba jednocześnie tych, co grzeszyli, a teraz żałują, jak i tych, co prowadzili życie święte. Ponadto ojciec Ryan podkreśla ogromną rolę świętych w naszym zbawieniu. Wyjaśnia, że ci ostatni, „przebywając w niebie, mogą pomagać ludziom znajdującym się na ziemi lub w czyśćcu, orędując swoim wstawiennictwem przed Bogiem”.
Kto pyta, nie błądzi... Pozostając w sferze grzechów i kar, nie sposób pominąć zagadnienia dotyczącego aborcji, a szczególnie powodów, dla których Kościół stosuje za to ekskomunikę. I tu w wywodzie ojca Ryana następuje typowa i jedynie słuszna katolicka paplanina: „Kościół
w Ewangelii kobiety, która za cudzołóstwo została skazana na ukamienowanie. Dociekliwy katolik pyta, dlaczego nie ukarano także mężczyzny? Duchowny wyjaśnia, że „w ramach ówczesnego porządku społecznego kobieta traktowana była jako część dobytku lub własność, a rozwód był jedynie przywilejem mężczyzn”. Po czym z rozbrajającą szczerością dodaje, że „Chrystus nie atakował tyranii Rzymian, nie dążył do redystrybucji bogactwa ani nie korygował nierówności zawartych w porządku społecznym – nawet niesprawiedliwej, poddanej mężczyznom, pozycji kobiet w ówczesnym społeczeństwie żydowskim”. Wszystkim tym,
przynajmniej księża powinni go w tej materii naśladować. Odpowiedź na pytanie o papieża Jana XXII jest kolejnym przykładem na to, że Kościół wszystko potrafi przełożyć na własną modłę. Pewien katolik stawia wyraźną tezę, że wyżej wymieniony „ojciec święty” był człowiekiem złym, więc dlaczego jego imię było tak chętnie przyjmowane przez kolejnych papieży? Na początek zadający pytanie dostaje kubeł zimnej wody na głowę. Jak w ogóle mógł pomyśleć, że Jan XXII był zły?! „Był człowiekiem szpetnej urody, bardzo bogatym, utrzymywał też w mocy decyzję swojego poprzednika,
nakłada za dokonanie aborcji karę natychmiastowej ekskomuniki z racji nieodwracalnej krzywdy wyrządzonej innej istocie ludzkiej. Ten charakter grzechu (świadomie dokonanej aborcji) sprawia, że cechuje się on złem przewyższającym większość ludzkich upadków. Dziecko jest pozbawione szansy otrzymania chrztu, co w ramach opatrzności bożej oznacza tradycyjny sposób umożliwiający człowiekowi osiągnięcie nieba. Dla każdego człowieka oznaczającego się zwykłą ludzką wrażliwością i wyznającego wiarę chrześcijańską wyrzuty sumienia z powodu popełnienia tego grzechu są niemal nie do zniesienia”... Jeśli pytania katolickie odnoszą się do kwestii aborcji, muszą też odnosić się do kwestii współżycia seksualnego. Całkiem logiczne wydaje się pytanie dotyczące opisanej
którzy mogliby zwątpić w miłosierdzie Jezusa, ojciec wyjaśnia jednak, że „Jezus tak naprawdę zawstydził męskich cudzołożników przez dokonanie moralnej korekty grzechów, które można by nazwać indywidualnymi w przeciwieństwie do grzechów zbiorowych, popełnianych przez społeczeństwo, w którym żył”. Prawda, że zrozumiałe...? Na pytanie, dlaczego Kościół zabrania księżom obrządku łacińskiego zawierania małżeństw, ojciec Ryan powinien odpowiedzieć krótko i zgodnie z prawdą, że chodzi majątki kościelne. O to, żeby nie były przekazywane dzieciom duchownych, a tym samym pozostawały w łapach Kościoła. Ale nic z tych rzeczy. Otóż czytamy, że źródłem celibatu jest fakt, że Jezus nie miał żony i jako duchowego przywódcę
przenoszącą siedzibę papieską do Awinionu (we Francji) zamiast rezydować w Rzymie, do którego przynależał. Jednak prywatnie wiódł on żywot zacnego cysterskiego mnicha”. Ojczulek Ryan zapomniał jednak o jednym małym szczególe z życia świątobliwego papieża – o fakcie, że tron papieski zdobył podstępem. Otóż nakazał on swojemu słudze roznieść wieść o tym, że do końca jego żywota zostało kilka dni. Kardynałowie wybrali go, myśląc, że szybko umrze... Duchowny ani słowem nie wspomniał też o tym, że Jan XXII był organizatorem jednej z krwawszych krucjat przeciwko Turkom... Ciekawą odpowiedź katolik może także otrzymać w kwestii dotyczącej spowiedzi. Na pytanie, dlaczego nie możemy spowiadać się
...mówi stare przysłowie. Trudno jednak przyznać mu rację podczas lektury książki „Katolickie pytania. Katolickie odpowiedzi”.
z grzechów i modlić o przebaczenie bezpośrednio do Boga, ojciec Ryan powołuje się na apostołów, którym Jezus rzekomo powierzył władzę odpuszczania grzechów za pomocą spowiedzi („którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”). Choć oni, jeśli traktować poważnie Nowy Testament, nigdy nikogo nie wyspowiadali! Ponadto dodaje, że nie bez znaczenia są tu także aspekty psychologiczne. „Człowiek jako istota rozumna, która dopuściła się grzechu, odczuwa głęboką potrzebę otrzymania zewnętrznego znaku przebaczenia. Gdyby ludzie sami mogli udzielać sobie odpuszczenia po wyznaniu grzechów Bogu, niektórzy z racji natury ludzkiej brnęliby dalej w grzech, przyznając jednocześnie, że ich postępowanie jest grzeszne”. Co ciekawe, na przykład w islamie właśnie model spowiedzi wprost przed Bogiem znalazł uznanie, a fakt, że muzułmanie nie wiedzą do końca, czy ich grzechy będą odpuszczone, motywuje ich do jak najlepszego wywiązywania się z obowiązków tu, na ziemi. Spowiedzi nie ma też w protestantyzmie, co nie przeszkadza jego wyznawcom poważnie traktować moralnych powinności. Najciekawszą odpowiedź przyniosło jednak pytanie, dlaczego katolicy muszą płacić za ślub, pogrzeb czy chrzest, skoro w Ewangelii Mateusza (10. 8) Chrystus zakazuje przyjmowania daru za wykonanie świętej czynności? I tu nastąpił długi wywód ojczulka Ryana, który szczerze nas ubawił: „Zacznijmy od krótkiego przeanalizowania tła wypowiedzi Pana Jezusa (»Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie«, Ewangelia Mateusza 10. 8). Chrystus chciał dać uczniom jasno do zrozumienia, że nie powinni pojmować swojego powołania jako sposobu zarabiania na życie lub gromadzenia bogactwa. Należy uznać za mało prawdopodobne, by zwyczaj wnoszenia opłat kościelnych i dawania na ofiarę podczas mszy świętej zrodził się stąd, że kapłani odmawiali udzielania ślubów i pogrzebów bez wynagrodzenia. Przypuszczalnie zwyczaj ten wykształcił się z dobrowolnych datków od ludzi przyjmujących różne błogosławieństwa duchowe. Później owe ofiary przybrały postać stałej opłaty, by hojność możnych nie spowodowała, że ubodzy będą się wstydzić proszenia o duchowe błogosławieństwo”. Brawo, ojcze Ryanie! Jak zgrabnie i z jaką gracją można obejść nakaz samego Chrystusa! PAULINA ARCISZEWSKA-SIEK
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
R
zeczona praca, a raczej broszurka autorstwa niejakiego Wincentego Łaszewskiego nosi jeszcze podtytuł: „Intronizacja, która zmieni świat” i kosztuje całe 26 złotych. Na każdej stronie mamy po 27 linijek tekstu (!), więc wiekopomne dzieło czyta się – a raczej „smakuje” – pół godziny. I to z przerwą na siusiu. Wydała je oficyna tatki Rydzyka „Nasza Przyszłość”, zatem można mieć pewność, że kilka tysięcy procent zysku posłuży na ratowanie jakiejś kolejnej stoczni, a jeśli już żadnej do uratowania nie ma, to ta kasiora pójdzie na powstającą w Toruniu świątynię dziękczynną za wiadomy pontyfikat. No bo przecież nie na mybacha... Tak czy inaczej – zabrałem się raźno za lekturę, bo o pilnej potrzebie intronizacji Jezusicka znów jest głośno: od Natankowej Grzechyni, poprzez Rydzykowy Toruń, aż do Głódziowego Trójmiasta. Sam pomysł (i akt) uczynienia z Polski boskiej monarchii nie jest nowy i w zasadzie można by go nazwać odgrzewanym, śmierdzącym kotletem, który u najbardziej zainteresowanego (gdyby istniał) mógłby wywołać podejrzenie, że ktoś chce z niego zrobić idiotę. Intronizacji Chrystusa dokonano w Polsce już trzy razy. Najpierw na Jasnej Górze w roku 1920 koronował Jezusicka na polskiego króla prymas Edmund Dalbor. Do kolejnej koronacji doszło – z udziałem całego episkopatu – rok później w Krakowie. Trzeci raz okrzyknął Pana Zastępów monarchą nadwiślańskim kardynał Wyszyński, a było to 28 października 1951 roku. Co ciekawe, uczynił to „w imieniu całego narodu” – choć z tego, co wiemy, ogólnonarodowe referendum „3xTAK” innych zgoła spraw dotyczyło. Jakby tego było Jezusickowi jeszcze mało, w roku 1969 papież Paweł VI podniósł „polskiego króla” do rangi Władcy Wszechświata i na tym jego ambicje – wydawać by się mogło – dobiegły kresu. Ale nie... Okazuje się, że Chrystus chce być ponownie, czyli już po raz czwarty, królem Polski. A po co mu to – tego nikt poza 641 osobami nie wie. Taka jest dokładnie liczba osób skupionych w 10 oficjalnie zarejestrowanych towarzystwach intronizacyjnych rozsianych po całej Polsce. Wszystkie są z sobą oczywiście skłócone, a i cele mają cokolwiek rozbieżne. Na przykład jedne chcą intronizacji podrobów, czyli dokładnie Jezusowego serca; inne – serca owszem, ale wraz z jego właścicielem. My jednak oddajmy głos najnowszej publikacji na ten temat, bo z niej dowiemy się dosłownie wszystkiego. Na przykład tego, że cały świat pełen jest boskich (w tym maryjnych) objawień, a w Polsce w temacie „cuda” panuje zawstydzająca posucha. Autor do tej niemiłej kwestii powraca kilkakrotnie... Podczas gdy od początku istnienia chrześcijaństwa do początku
XX wieku miało miejsce niewiele ponad tysiąc publicznych objawień Matki Bożej, to od 1900 r. do połowy lat siedemdziesiątych minionego stulecia było ich już blisko sześćset. Ale nagle częstotliwość objawień zwiększa się kilka tysięcy razy (...). W latach 1976–1986 Matka Najświętsza objawiła się już dwadzieścia jeden tysięcy razy! A potem liczba niebieskich interwencji jeszcze bardziej rośnie. Uwaga: Tak jest w świecie. Nie w Polsce. Nad nami Niebo milczy... Ciśnie się na usta pytanie: Dlaczego w Polsce ustały objawienia? Dlaczego wokół nas panuje cisza? Dlaczego od ponad półwiecza Niebo milczy nad nami?
MITY KOŚCIOŁA pierwsze trzy miejsca na pudle (i jeszcze jakieś 10 tys. dalszych) mamy zagwarantowane. Choćby z tego powodu, że inne nacje już siedzą na karnej ławce z czerwoną kartką w zębach: (...) Francja – jeszcze na początku XX w. przewodniczka w kulcie maryjnym – usłyszała z ust Jana Pawła II: „Co uczyniłaś ze swoim chrztem?”. Anglia, nosząca zaszczytny tytuł „Wiana Matki Bożej”, już w dobie reformacji
Król z kapelusza Jeżeli Polacy niezwłocznie nie koronują Chrystusa na swojego króla, to ten zemści się na nich, czyli na nas, okrutnie. Skąd to wiem? Z reklamowanej przez „Nasz Dziennik” książki „Polska dla króla”. Tak rozdzierająco pyta Wincenty Łaszewski i jakże prostą, acz oczywistą i krzepiącą znajduje odpowiedź: Z pewnością dzieje się tak dlatego, że taka jest pedagogia Boża. Innymi słowy, Bóg, może Jezus, a nawet i Zawsze Dziewica zabrali się do wychowywania Polaków. Trochę poniewczasie, ale może lepiej późno niż wcale. A poza tym liczy się jakość, a nie ilość. Bo przecież... ...trwa wojna polsko-bolszewicka. Armia Czerwona prze zwycięsko naprzód. Dochodzi aż do rzeki Wisły. I wówczas w nasze dzieje interweniuje Niebo. Podczas rozstrzygającej bitwy pod Warszawą Najświętsza Maryja Panna ukazuje się nad polem walki i zmusza czerwonoarmistów do ucieczki (...). No i jaki cholerny niedowiarek powie, że to mało? To bardzo dużo, chociaż... ...od 1949 r. w wymiarze objawień panuje wśród nas cisza. Czy jest ona złowieszcza? Jest dziwna. Tym bardziej zastanawia, że wydajemy się być narodem, który jako jeden z niewielu nadal uczestniczy w wyścigu do stóp Maryi, by pierwszy złożyć Jej hołd. Bo choć przez wieki wcale nie byliśmy „najmaryjniejsi”, to dziś już jesteśmy. Narody bliższe Najświętszej Maryi Panny i bardziej zasłużone dla szerzenia Jej chwały zrezygnowały już ze świętej rywalizacji z Polakami. No tak... Pewnie Wam, podobnie jak i mnie, łezka w oku się zakręciła z żalu, że wyścig do stóp Maryi nie jest konkurencją igrzysk olimpijskich. Jeszcze nie jest, bo kiedy będzie, to
roztrwoniła swe skarby wiary i miłości do Bogurodzicy. Rosja – nazywana „Domem Maryi” – przeżywa falę postkomunistycznej laicyzacji. Portugalia – „ziemia Najświętszej Maryi Panny” – stoi przed dramatem braku powołań kapłańskich. Irlandia zgubiła swą więź z duchową tradycją. Nie jest dla nas zaskoczeniem, że szatan podczas jednego z egzorcyzmów wykrzyknął, że już cały świat jest jego, że opiera mu się jeszcze tylko Polska. Podobno jeden z wysoko stojących w hierarchii masońskiej ludzi usłyszał: „Dla mocy piekielnych naród polski jest wyjątkowo znienawidzony i do końca XX wieku był zaporą do realizacji ich celów” (...). No nie! Nawet pisząc ten tekst, usadowiony z tej strony kartki i ekranu komputera, widzę i czuję, jak ten i ów Czytelnik powoli dostaje zajadów ze śmiechu. Stop, prześmiewcy! Wara, szydercy! Szydzicie, bo jeszcze nie wiecie, że oto... ...zostaliśmy sami. Choć jesteśmy zgubieni i podzieleni, grzeszni i oddający swe dusze sprawom doczesnym, choć raz po raz próbujemy żyć, jakby Boga nie było, choć bywa, że oddzielamy życie od wiary zarezerwowanej na niedziele i święta, to jednak... ratunek ma przyjść właśnie z Polski (...). Naszemu Narodowi została przypisana szczególna misja. Być może wiele zawdzięczamy jakiejś wyższej protekcji. Naszej królowej? (...). Pięknie! Ale co by się stało, gdyby bezrozumni Polacy z jakiegoś niejasnego powodu nie ogłosili po raz czwarty, że ich królem ma być Chrystus?
Katastrofa! Mówi o tym licznie cytowana w dziele Łaszewskiego mistyczka Rozalka Celakówna, która pasjami gawędziła sobie z Jezusickiem i jego mamusią. A było tak: W marcu Rozalia słyszy głos wewnętrzny, który mówi: „Ratunek dla Polski jest tylko w Moim Boskim Sercu”. Miesiąc później Najświętsza Maryja Panna powtarza słowa swego Syna: „Ratunek dla Polski jest tylko w Sercu Jezusa, Mojego Syna (...)”. W pewnym momencie zaledwie trzykrotnie koronowany Chrystus najzwyczajniej wkurza się (by nie użyć mocniejszego słowa) biernością Polaków i przechodzi do gróźb, które można by nawet uznać za karalne: (...) Pewnego dnia powiedział mi Jezus, że spuści karę na jego miasto [Kraków], które jest najpiękniejsze w Ojczyźnie naszej. Kara ta miała być [taka], jaką Bóg ukarał Sodomę i Gomorę. Widziałam wielkie zagniewanie Boże i dreszcz napełnił, przeszył mi serce. Milczeniem modliłam się. Po chwili powiedział mi Jezus: „Dziecię Moje, łącz się ściśle w czasie ofiary ze mną i ofiaruj Ojcu Niebieskiemu krew i rany moje na przebłaganie za grzechy miasta tego (...)”. Czyli co? Albo mnie zrobicie Chrystusem Królem, albo zrobię z Krakowa jajecznicę? Z objawień Celakówny wiadomo, że dawno by już to zrobił, gdyby nie Mamusia. Czy przełożyła awanturniczego i mściwego Synalka przez kolano? Niezupełnie... Wieczorem ujrzałam Matkę Bożą, z obnażoną piersią i zatkniętym mieczem, rzewnymi łzami płaczącą, i zasłaniała nas przed straszną karą Bożą. Bóg chce nas dotknąć straszną karą, ale nie może, bo nas zasłania Matka Boża. Lęk straszny przeszedł przez moją duszę, modlę się nieustannie za Polskę, drogą mi Polskę,
13
która jest tak mało wdzięczna Matce Bożej. Gdyby nie Matka Boża, na mało by się przydały nasze zabiegi. Pomnożyłam swoje wysiłki modlitw i ofiar za drogą Ojczyznę, ale widzę, że jestem kroplą wobec fali zła. Jakże kropla może powstrzymać falę? O, tak. Sama z siebie kropla jest niczym, ale z Tobą, Jezu, śmiało stawię czoło całej fali zła i nawet piekłu całemu. Twoja wszechmoc wszystko może. Widziałam gniew Boży ciążący na Polską. I teraz widzę, że jeśliby Bóg dotknął kraj nasz największymi karami, to byłoby to jeszcze jego wielkie miłosierdzie, boby nas mógł ukarać wiecznym zniszczeniem za tak wielkie występki. Nic, tylko na klęczkach dziękować. Mógł pozabijać, a nie pozabijał. Zaiste, Bóg jest dobry! Oczywiście pod takim warunkiem (to wraca w dziele „Polska dla Króla”), że się go w końcu po raz czwarty uczyni nadwiślańskim monarchą. Bo jak nie, to zacznie od Krakowa. Razem z Dziwiszem? Ale nie... ...Polska nie zginie, o ile przyjmie Chrystusa za Króla w całym tego słowa znaczeniu... Inaczej nie ostoi się (...). Tylko te państwa nie zginą, które będą oddane Sercu Jezusowemu przez Intronizację. Państwa oddane pod panowanie Chrystusa i Jego Boskiego Serca dojdą do szczytu potęgi i będzie już jedna owczarnia i jeden Pasterz. Nie trzeba zaniedbywać sprawy o przyspieszenie Intronizacji w Polsce. Polska ma wielkie zadanie, bo ma stać się wzorem i przykładem życia Bożego dla całego świata (...). A poza wszystkim postawmy sprawę jasno: Pan Jezus w szczególny sposób chce być naszym Królem, tego On sobie po prostu życzy (...). No bo jak nie, to... ...choćbyśmy wszystkie skarby całego narodu naszego ofiarowali na potrzeby armii; choćbyśmy zawarli przymierze z wszystkimi narody Europy; choćbyśmy organizacją obrony narodowej i siłą przewyższali wszystkie państwa – na nic się to nie zda wobec zbliżającej się grozy wojennej, jeśli nie przyspieszymy Intronizacji Najświętszego Serca Jezusowego! (...). Żadna inna akcja nie ma na obecny stan stosunków międzynarodowych tak rokujących wyników jak akcja intronizacyjna w całych państwach! Jest to wprost „Boża polityka” przeznaczona na nasze czasy ostateczne (...). Zatem reasumując: trwa w Polsce w temacie cudów pełna boskiego wyczekiwania cisza. Ale jest to tylko cisza przed burzą. No bo jak MU nie wręczymy berła, jak MU nie damy jabłka, jak GO czwartą koroną nie ukoronujemy, to... No właśnie – co? 9 października PiS dojdzie do władzy? Aż tak okrutny to Pan zastępów chyba nie jest... MAREK SZENBORN
14
BEZ DOGMATÓW
C
ałkiem niedawno Peter Parham z Uniwersytetu Stanforda wyjaśnił, w jaki sposób krzyżowanie się naszych przodków z innymi hominidami ułatwiło ekspansję człowieka. Naukowiec z Kalifornii szukał w genomie ludzkim śladów pochodzących od innych gatunków, takich jak neandertalczycy i tzw. ludzie z jaskini Denisowa. Znalazł ich mnóstwo, a to stanowi dowód, że nasi przodkowie dość chętnie spółkowali z ewolucyjnymi kuzynami. Wymiana genów, która nastąpiła w wyniku tych figli, pozwoliła nam szybko nabyć odporność konieczną do ekspansji w zimniejszej od Afryki Europie, a także Azji, gdzie homo sapiens musiał zmierzyć się z innymi chorobami niż te, które znał ze swojej praojczyzny. Dzięki temu mogliśmy szybko rozprzestrzenić się po całym świecie, a nie wszystkim gatunkom się to udało.
Geniusz z pożądania
Pozytywna siła seksu Odporność jest ważna. Jednak to nie wszystko, co zawdzięczamy zamiłowaniu ludzi do seksu i preferowaniu przez nich określonych cech u partnerów. Psychologowie ewolucyjni opracowali kilka znacznie bardziej obrazoburczych tez. Począwszy od tych oczywistych (na przykład że nasze penisy i piersi są wynikiem działania doboru płciowego, a duży majątek stanowi doskonały afrodyzjak), do bardziej zaskakujących – dotyczących rozwoju naszego mózgu. Taki na przykład Geoffrey Miller przekonuje, że to właśnie seks, a dokładnie mechanizm doboru płciowego, zadecydował o tym, że ludzie są ludźmi. Ze wszystkimi swoimi zaletami i wadami. Żeby zrozumieć pożądanie, które wpłynęło na rozwój kondycji ludzkiej, trzeba na chwilę przenieść się do świata zwierząt i przyjrzeć się pawiom oraz niewielkim ptaszkom nazywanym altannikami. Zwłaszcza tym pierwszym, a przede wszystkim ich pięknym i całkowicie niepraktycznym ogonom. Przez lata stanowiły one zagadkę dla biologów, którzy stawiali sobie pytanie: jak ewolucja, która promuje osobniki najlepiej przystosowane, mogła dopuścić do wykształcenia się czegoś, co nie tylko nie pomaga, ale nawet zdecydowanie przeszkadza przetrwaniu. Odpowiedź tkwi w mechanizmie działania doboru płciowego. W ewolucyjnym wyścigu wygrywają nie ci, którym udaje się przeżyć. Sukces odnoszą osobniki, które mają potomstwo. A ozdoby seksualne – w tym pawie ogony – stanowią przynętę dla samic i zwiększają szanse samca na przekazanie genów. Pojawia się jednak oczywista wątpliwość i kolejne pytanie: dlaczego samice pawia wybierają dla swoich dzieci geny (czyli piękniejsze ogony), które nie pomogą im w przetrwaniu? Wyjaśnił to w latach 70. ubiegłego wieku biolog Amotz Zahavi. Izraelczyk sformułował bardzo nośną „zasadę upośledzenia”
i twierdził, że ozdoby seksualne – a taką z pewnością jest pawi ogon – mają dowodzić sprawności potencjalnego partnera, a ich wiarygodność zwiększa się, gdy są kosztowne. W wypadku pawia posiadanie dużego ogona wiąże się z ryzykiem i wymaga sprytu oraz sił do czasochłonnej pielęgnacji. Dlatego samice preferują samców
właśnie strategia doboru płciowego oparta na marnotrawstwie.
Ozdobny umysł Wskaźniki sprawności powstawały prawdopodobnie jako „zwykłe” cechy. To znaczy ich funkcją niekoniecznie musiało być przyciąganie partnerów
Zdaniem kleru pożądanie to relikt naszej zwierzęcej natury i hamulec duchowego rozwoju człowieka. Tymczasem prace naukowców dowodzą, że seks jest siłą napędową naszego rozwoju. o atrakcyjnych ogonach – to gwarantuje dobre geny, zdrowie i potomstwo z dużymi szansami na matrymonialnym rynku. Mówiąc prościej – coś musi decydować. W tym wypadku jest to wygląd zewnętrzny. Gdzie indziej – kolor twarzy, piękny śpiew lub specyficzne zachowanie. To ostatnie charakteryzuje właśnie altannika. W czasie godów samce tego gatunku budują ozdobne altanki, które mają przyciągnąć uwagę potencjalnych partnerek. Gniazda, które budują, nie służą jednak do zamieszkania. Są jedynie pokazem umiejętności samca i jego zdolności do zebrania potrzebnych elementów oraz do konstrukcji atrakcyjnego „domku”. Wszystkie te seksualne pokazy łączy ich duży koszt – zwykle im większy, tym lepszy, chociaż w znacznym stopniu to marnotrawstwo. Nie inaczej jest zresztą u ludzi, gdzie „wyrzucanie pieniędzy w błoto” jest standardowym elementem wielu zalotów. Jaka jest funkcja brylantów? Po co kupować naręcza kwiatów lub inwestować – to w przypadku tylko niektórych pań i panów – w drogie i efektowne samochody, które jeżdżą tak samo jak te tańsze? Otóż właśnie dlatego, by pokazać, że jesteśmy bardziej wartościowi, że nas na to stać. Jeżeli wierzyć Millerowi, „ostentacyjna konsumpcja” to
seksualnych, jednak z różnych względów stawały się ważnym elementem doboru płciowego. A kiedy już tak się stało, sprawność jako przymiot zaczęła pochłaniać coraz więcej energii z puli dostępnej dla organizmu i szybko się rozwijać. I tu pojawia się zaskakująca teza Millera, który twierdzi, że u ludzi funkcję pawiego ogona pełni mózg. Jego zdaniem nasz najcenniejszy organ wyewoluował właśnie jako ozdoba seksualna. Dobór płciowy promował hominidy o dużych mózgach, ponieważ były zdolniejsze, zabawniejsze, a ich inteligencja świadczyła o tym samym, o czym przekonuje pawi ogon – o zdrowiu i braku pasożytów. Partnerzy zaczęli traktować to wszystko jako wskaźnik dobrych genów. Mózg – podobnie jak ważne wskaźniki dotyczące innych gatunków – jest niezwykle kosztowny i trudny w utrzymaniu. Jego praca pochłania znaczną część kalorii zużywanych przez nas każdego dnia, a złożoność powoduje, że w jego dysfunkcjach łatwo zauważyć ogromną liczbę mutacji DNA. Szacuje się, że z jego działaniem ma związek nawet 50 proc. naszych genów, a sam pochłania około 25 proc. energii, którą konsumuje nasz organizm. Trudno o lepszy wskaźnik genetycznej jakości niż sprawne posługiwanie się mózgiem. A raczej jego specyficznie ludzkimi funkcjami, których nie dzielimy nawet
z naszymi najbliższymi kuzynami, a więc małpami człekokształtnymi. Millerowi nie chodzi bowiem o wszystkie adaptacje, a jedynie o te, które – przynajmniej na początku – będą rodzajem marnotrawstwa. To na przykład zdolności muzyczne, język i inteligencja twórcza. Jeżeli amerykański uczony ma rację, a wysuwane m.in. przez niego argumenty są przekonujące, to można powiedzieć, że mieliśmy sporo szczęścia, ponieważ mózg – choć energochłonny i często służący do efekciarskich popisów – okazał się także niezwykle użyteczny i dał nam ogromną przewagę nad innymi gatunkami.
Zdrowa potencja Oczywiście dobór płciowy nie kierował się jedynie zdolnościami umysłowymi, które reklamowały ludzkie geny. Pojawiły się także inne wskaźniki sprawności oraz seksualne ozdoby, które – nawiasem mówiąc – dowodzą tego, że u homo sapiens od bardzo dawna wybór partnera opierał się na obustronnych „zalotach”. U wielu gatunków ozdoby pojawiają się przede wszystkim u samców, ponieważ jedynie samice są wybredne i wymagają odpowiedniego „oczarowania”. U ludzi tego rodzaju dodatki znajdujemy u obu płci, co dowodzi, że ważny był wybór dokonywany zarówno przez kobiety, jak i przez mężczyzn. O jakie ozdoby chodzi? Tutaj nie będzie zdziwienia. Na przykład o pełne wargi i gęste włosy na głowie. Ale też – i to bardziej – o męskie penisy i kobiece piersi. Podobną rolę mają mieć także pośladki. I jedne, i drugie są, podobnie jak mózg, dość wyjątkowe u naszego gatunku. Do tego pełnią funkcje, które nie wiążą się jedynie z estetyką. A w każdym razie są nie tylko ozdobą wizualną. „Dorośli mężczyźni mają najdłuższe, najgrubsze i najbardziej elastyczne penisy wśród wszystkich naczelnych. Penisy goryli i orangutanów mierzą przeciętnie
około 5 centymetrów w stanie pełnej erekcji, a szympansów niespełna 8. W odróżnieniu od tego przeciętny penis człowieka mierzy w stanie erekcji około 14 centymetrów. Jeszcze bardziej niezwykła od długości jest grubość penisa u człowieka. Penisy innych naczelnych mają grubość ołówka, podczas gdy średnica przeciętnego ludzkiego penisa w stanie erekcji sięga niemal trzech centymetrów” – pisze autor „Umysłu w zalotach” i podkreśla, że podobnie wyjątkowy jest też sam mechanizm erekcji, który u większości naczelnych jest oparty na działaniu mięśni i... kości prącia. Sposób, w jaki erekcja przebiega u ludzi, oraz znaczące rozmiary przyrodzenia mają świadczyć o tym, że penis wyewoluował w ścisłym związku z preferencjami prehistorycznych pań. Po pierwsze – zdolność do stosunku jest całkiem niezłym sprawdzianem męskiej kondycji, a przynajmniej była nim przed wynalezieniem viagry. Po drugie – psychologowie ewolucyjni wskazują na to, że ukryta owulacja oraz możliwość „testowania” partnera poprzez uprawianie seksu przez cały miesięczny cykl powodowały, że kobiety mogły preferować tych, którzy lepiej radzili sobie w „sypialni”. A właśnie tacy panowie pozostawiali więcej potomstwa, które było coraz lepiej „wyposażone”. A przecież do spełnienia swej podstawowej funkcji, a więc umożliwienia zapłodnienia, wcale nie potrzebujemy „narzędzia” tak dużych rozmiarów. Nie chodzi też o to, aby męski członek był piękną ozdobą wizualną – ważniejsze jest to, czego nim można dokonać. Tym bardziej że kobiety wykształciły doskonały mechanizm oceny męskiej sprawności fizycznej. Jest nim... łechtaczka. Trzymając się tej linii argumentowania, należy podkreślić, że zostaliśmy ukształtowani tak, by umieć sobie nawzajem zapewnić przyjemność. Podobną rolę miały odgrywać i wciąż odgrywają kobiece piersi. Ich kształt i rozmiar nie mają wiele wspólnego z ich podstawową funkcją, a więc wytwarzaniem mleka. Wielkość piersi nie wpływa też na ilość pokarmu. Inne naczelne mają na ogół płaskie lub prawie płaskie klatki piersiowe. Dlaczego kobiety homo sapiens wykształciły tak krągłe kształty? Być może w celu okazania swojej dojrzałości płciowej. A może jako wskaźnik sprawności, który pozwalał mężczyznom na ocenę zdrowia potencjalnej partnerki. Na to drugie rozwiązanie wskazywałoby to, że symetria kobiecych piersi koreluje z płodnością. Wniosek jest przynajmniej jeden. Pożądamy dowcipu, inteligencji i wszystkiego tego, co jej dowodzi. A z drugiej strony jesteśmy inteligentni i dowcipni właśnie dlatego, że pożądamy. I choć brzmi to jak najgorszy koszmar wszystkich tych, którzy od stuleci starają się oddzielić „czysty” i „brudny” pierwiastek naszej natury, to wydaje się, że ludzki mózg – a więc nasza najbardziej specyficzna „duchowość” – jest głównie wytworem preferencji seksualnych naszych pramatek i praojców. KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r. Czy można Boga postawić przed trybunałem? Czy można z nim walczyć? A może nie tylko można, ale i trzeba? Dla dobra własnej psychiki, dla uratowania siebie. Idea walki człowieka wierzącego z Bogiem jest stara jak... Biblia. Wszak Jakub, jeden z protoplastów tzw. narodu wybranego, dostał nowe imię, bo „walczył z Bogiem”. Spór Żyda z Bogiem jest obecny w całej tradycji judaistycznej, a nasilił się – ze zrozumiałych powodów – w czasie Holocaustu i zaraz po nim. Powstała wówczas nowa teologia judaistyczna i potężna fala niejako protestacyjnego ateizmu, bo – zdaniem wielu Żydów – nic nie może wytłumaczyć ani usprawiedliwić Zagłady. Ale problem nie dotyczy bynajmniej tylko Żydów, nawet sama kwestia Holocaustu wychodzi poza judaizm. Z kwestią sprawiedliwości (niesprawiedliwości) Boga zderza się prędzej czy później każdy wierzący, w tym każdy przyszły ateista i agnostyk. W tym kontekście godny polecenia jest film telewizyjny, a może raczej sztuka teatru telewizji, zrealizowana kilka lat temu przez BBC i amerykańską telewizję edukacyjną WGBH, pt. „God on trial”, czyli „Bóg przed sądem”. Sztuka (ze świetną obsadą aktorską) przedstawia proces wytoczony Bogu przez żydowskich więźniów Auschwitz, którzy oskarżają go o złamanie przymierza z Żydami i organizują prowizoryczny sąd w jednym z obozowych baraków. Proces jest formą wyrażenia bólu, rozpaczy i złości przez ludzi nazwanych kiedyś „narodem wybranym”, który Jahwe obiecał chronić. Tymczasem przypadło im w udziale nie tylko straszne cierpienie i perspektywa rychłej śmierci, ale także oglądanie zagłady całego znanego im świata, całego narodu. Gdzie jest Bóg? – pytali jak najbardziej zasadnie.
K
Jeden z pobożnych Żydów twierdził w procesie, że cierpienie Żydów ma charakter notoryczny, co uważał za okoliczność łagodzącą i przemawiającą na korzyść Jahwe. Cóż – dowodził – jesteśmy Żydami, a naszym udziałem jest cierpienie. Inni uznali
takiego strasznego zrobili ludzie, których wymordowano setkami i tysiącami? Co zrobiły dzieci? Na to jeden z obecnych w baraku rabinów przypomniał, że w karach spadających na naród nie ma niczego osobistego i że nie cierpią
Rodzi się jeszcze jeden problem. Kto doczeka Mesjasza w obliczu morderczej machiny Holocaustu? Ludzie najgorszego sortu i najpodlejszych charakterów, którzy zgodzili się na pracę w charakterze obozowego kapo albo na wpychanie innych
Bóg przed sądem to jednak za przejaw stałego sprzeniewierzenia się Boga zawartej z narodem umowie. Wierny próbował twierdzić dalej, że cierpienie jest rodzajem próby, jakiej poddawani są ludzie religijni. – Może to nie Bóg pogwałcił najpierw przymierze, ale my? – pytał. Zatem cierpienie byłoby także karą za grzechy. Oskarżył też Żydów o zeświecczenie, masowe odstępstwo i uleganie ideologiom – syjonizmowi, socjalizmowi, kapitalizmowi. Inni obecni na procesie przypomnieli, że hitlerowcy mordują także prawowiernych, cichych i spokojnych Żydów ortodoksyjnych. No i dzieci... Przypomniano także, że kara musi być proporcjonalna do popełnionego występku, a cóż
ościelna nekrofilia, czyli kult relikwii, budzi wstręt nawet wśród wielu katolików. Ale od czego są księża?! Urabiają sumienia wiernych, aby przełamać obrzydzenie. Rozczłonkowywanie zwłok JPII na relikwie wydaje się większości wierzących Polaków makabryczne i wstrętne, a na dodatek wielu katolików nie tylko ów kult odrzuca, ale – co gorsza – wręcz się z niego wyśmiewa – ubolewa ks. Andrzej Nowak w artykule „Po co relikwie?”, zamieszczonym na stronie parafii pw. NMP Różańca Świętego w Gdańsku. Dlatego podjął się karkołomnej misji przekonania zgorszonych katolicką nekrofobią owieczek, że kult relikwii w XXI wieku jest jednak „czymś jak najbardziej pozytywnym w Kościele katolickim”. W celu przełamania obrzydzenia do tak modnego ostatnio gromadzenia w kościołach fragmentów doczesnych szczątków JPII proponuje katolikom dokonanie kilku prostych wizualizacji.
tylko ci, którzy zawinili. Przymierze zawarto z narodem, a nie z jednostkami, więc to naród cierpi za karę. Ponadto uznał, że nieszczęście, jakie spotkało Żydów, należy być może uznać za oczyszczenie – „coś bolesnego, ale pięknego”. Coś, co prowadzi do „wyższego dobra”. A pozostali przy życiu będą się cieszyć byciem „świętą resztką”, która dostąpi przyjścia Mesjasza. Zatem ten koszmar miałby być przywilejem, a zamordowani – wspaniałą, bo niewinną, ofiarą złożoną Bogu. Pada zatem pytanie: czy w takim razie Hitler i Mengele są Bożymi pomocnikami, skoro cała masakra Żydów jest realizacją niebiańskiego zamiaru? Sprzeciw wobec Hitlera byłby więc walką z Bogiem...
Na początek należy sobie wyobrazić, że relikwie pełnią taką samą funkcję jak... noszone w portfelu fotografie dziewczyny, chłopaka, męża czy dzieci. Spojrzenie na takie zdjęcia ukochanych osób ma ponoć wywoływać u pobożnych odruch „wznoszenia aktu strzelistego w ich intencji”. Tak przynajmniej twierdzi
do komór gazowych? Czy to miałaby być ta „święta resztka Izraela”? Pojawił się także problem wolnej woli. Jeden ze studentów prawa zwrócił uwagę na to, że Bóg zawsze daje człowiekowi wybór. Wówczas jeden z ojców powiedział, że esesman pozwolił mu uratować jednego z trzech synów. Sam miał wybrać, który z nich ocaleje. Jaki właściwie miał wybór? Co podlegało jego wyborowi? Czym jest wobec tego wolna wola? W trakcie debaty lista zarzutów staje się coraz dłuższa. Oto Bóg zabrał Żydów z Egiptu. Ale jak oni tam wcześniej trafili? Czy nie on ich tam umieścił z pomocą zarządcy Józefa, syna Izaaka? Zatem Bóg był zarówno sprawcą nieszczęścia, jak i wybawicielem!
Podobnie jak nawiedzanie grobów, będących swego rodzaju relikwią bliskich osób, ożywia pozytywne wspomnienia o zmarłych i inspiruje do modlitw, tak samo kolekcjonowanie w kościołach fragmentów świętych nieboszczyków ma za zadanie pobudzać żyjących do „czynów pobożnych”.
Bezsensem byłaby też rezygnacja przez Kościół z szerzenia kultu świętych trupów – usiłuje przekonać nekrofobów ks. Nowak – kiedy świetnie można go wykorzystywać w celach edukacyjnych (dzieje chrystianizacji narodu, walka o zbawienie wyniesionych na ołtarze, tudzież – w przypadku omawiania szczątków zwłok błogosławionego JPII – reewangelizacja
Czy to nie dziwne? W zemście za ucisk Żydów pozabijał dzieci Egipcjan, czyli istoty niewinne. A co ze słynną Ziemią Obiecaną? Była cudowna, ale już zamieszkana. Bóg kazał wygnać i wymordować zaludniające ją narody. Okazuje się, że Żydzi, starając się przypodobać Bogu, popełniali niegodziwości, a Bóg często nie karał sprawców zła, ale na przykład ich dzieci. Jeden z więźniów dowodzi, i to skutecznie, że Żydzi czują się w czasie Holocaustu, jak Egipcjanie i Amalekici – narody wcześniej gnębione przez ich Boga. Gnębione czasem rękami Żydów. W świetnej przemowie pada nawet logiczny wniosek, że być może trafne są słowa „Gott mit uns” napisane na pasach żydowskich oprawców. Być może Bóg stał się wrogiem Żydów, tak jak był wrogiem Amalekitów i Egipcjan. A przymierze zostało teraz zawarte z hitlerowcami... Ostatecznie Bóg zostaje przez ludowy trybunał skazany, ale dzień kończy się wyprowadzeniem części więźniów na zagładę. Sztuka kończy się wspólną modlitwą w obliczu śmierci, prowadzoną także w komorze gazowej, choć nie wszyscy skazańcy w niej uczestniczą. Modlą się jednak niektórzy z grona głównych oskarżycieli Boga. Prawdę mówiąc, ta scena jest jakby kapitulacją części więźniów wobec strachu i majestatu śmierci oraz... Boga. Zakończenie sztuki staje się jak gdyby usprawiedliwieniem Jahwe. Wszak przymierze nie zostało złamane – wielu zginęło, ale naród przetrwał. Oskarżyciele Boga milkną w obliczu śmierci, a modlitwa staje się ostatnią pociechą, nawet dla niektórych bluźnierców. Choć zakończenie rozczarowuje, to dialogi „Boga przed sądem” są godne uwagi jako wyrafinowana rozprawa teologiczno-filozoficzna, wobec której trudno przejść obojętnie. Widz konfrontowany z tym, co w życiu jest najstraszniejsze i najpoważniejsze, a jego światopogląd przechodzi przez trudny egzamin. Link do „God on trial” z polskimi napisami zamieściliśmy na naszej stronie internetowej www.faktyimity.pl. ADAM CIOCH
Europy). A co za tym idzie – konkluduje – relikwie mogą stać się „przyczyną sprawczą dla wielu nawróceń”. Ostatnim elementem „kuracji” jest pokonanie odruchu awersji, jaką u wielu współczesnych katolików wywołuje sama myśl o rozkawałkowaniu zwłok JPII. Okazuje się, że i na to ks. Nowak ma banalnie prosty sposób. Wystarczy tę kontrowersyjną i tylko „z pozoru” makabryczną czynność zacząć postrzegać tak samo jak... pobieranie narządów do transplantacji. I obrazowo sugeruje: „Pobieranie relikwii jest zupełnie podobną czynnością. Poszczególne pobrane organy, które zaczynają żyć swoim życiem w innym ciele, będą »relikwią zmarłego w ciele żyjącego«”. Jedyna różnica polega na tym, że przeszczepione od zmarłego organy ratują życie innemu ciału, a „relikwie ratują życie duchowe człowieka”. AK
Rozkoszujcie się trupami! ks. Nowak. Analogicznie więc jak portfelowe zdjęcia bliskich „pociągać do świętości” mają relikwie. Wprawdzie wielebny grzeszy tu wielką naiwnością, ale głęboko wierzący katolik powinien taką argumentację przyjąć na wiarę. Następnie otaczanie kultem relikwii świętych i błogosławionych wystarczy przyrównać do... odwiedzin mogił na cmentarzu 1 czy 2 listopada.
15
16
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
ZE ŚWIATA
Z DESZCZU POD RYNNĘ Kardynał Justin Rigali, lider Kościoła w Filadelfii, zużył się do tego stopnia, że gdy po ukończeniu 75 lat zwyczajowo przedłożył papieżowi swą rezygnację ze stanowiska, ten przyjął ją, choć w przypadku książąt Kościoła nie jest to wcale regułą. Rigali skompromitował się osłanianiem winnych w dwu skandalach pedofilskich w archidiecezji: w roku 2005 i w lutym bieżącego roku, gdy wyszło na jaw, że chronił 37 podwładnych oskarżonych o przestępstwa seksualne. Trzeba przyznać, że znaczną część winy odziedziczył po swych poprzednikach (kard. Bevilacqua i kard. Król), którzy czynili wszystko, aby nikomu w habicie włos z głowy nie spadł – niezależnie od tego, czego się dopuścił. Nie wygląda na to, aby w archidiecezji filadelfijskiej zapanowały spokój i harmonia. Nowo mianowanym liderem został kontrowersyjny i konserwatywny arcybiskup Charles Chaput, który jako zwierzchnik Kościoła w Denver pokazał, że dobro funkcjonariuszy Kościoła jest dlań dobrem najwyższym. Zasłynął też z deklaracji, że katolickim politykom, którzy nie potępiają prawa do aborcji, nie powinno się dawać komunii. Jako takich Chaput wskazał m.in. senatora Johna Kerry’ego, byłego kandydata demokratów na prezydenta, oraz Nancy Pelosi, ówczesną liderkę tej partii w Izbie Reprezentantów. Komentatorzy twierdzą, że pogarda Chaputa wobec planów reformowania Kościoła nie jest tajemnicą; rozumie on tę instytucję jako hierarchię i papieża, nie zaś zrzeszenie bożych ludzi, tak jak ujmował to II Sobór Watykański. Dezaprobatę wobec nominacji Benedykta wyraziło ugrupowanie Survivors Network, reprezentujące ofiary przestępstw seksualnych kleru. Nominacja pokazuje jasno, że obecny papież nie planuje żadnej reformy, pragnie natomiast promować radykalnych liderów, a Chaput uchodzi właśnie za zwolennika metod mocnej ręki. Prokuratura rozpoczęła ujawnianie treści przesłuchań kard. Bevilacquy przez ławę przysięgłych, ale wstrzymał to sędzia. Do opinii publicznej dotarły jednak niektóre jego wypowiedzi. Bevilacqua stwierdził m.in., że nie informował parafii o przestępstwach przerzucanych do nich księży, bo utrudniłoby to im pracę. Poza tym... „ksiądz ma prawa”. Zapytany, czy tajenie kryminalnych czynów kleru to niedbalstwo, czy coś więcej, kardynał odparł: „Nie można mówić nawet o zaniedbaniach; robiliśmy, co mogliśmy”. Bevilacqua ma demencję i gwiżdże na sprawiedliwość. JF
KOŚCIÓŁ MUSI PŁACIĆ Sąd kolumbijski po raz pierwszy w historii tego kraju uznał odpowiedzialność Kościoła za przestępstwa jego pracowników.
Diecezja Ibague będzie musiała zapłacić równowartość ok. 250 tys. dolarów ubogiej rodzinie za gwałty na dzieciach, których dopuścił się jeden z duchownych. Proboszcz Luis Valencia został skazany na 18 lat więzienia za gwałty na dwóch kilkuletnich chłopcach. „Opiekował się” nimi jako przyjaciel jednej z ubogich rodzin. Od wybuchu afery diecezja nie zrobiła niczego, aby pomóc rodzinie. Przeciwnie – stale wypierała się swojej odpowiedzialności. Robi to zresztą dalej, twierdząc, że ze skazanym księdzem nic ją już nie łączy, a wyrok jest niesprawiedliwy. MaK
SĄD PRZECIW UCZUCIOM Sędziowie w USA podeptali uczucia religijnego lidera jednego z odłamów mormonów i wsadzili go do więzienia. Na zawsze.
Jezusowi boskości. Ale żeby w ogóle nie wierzyć w istnienie Jezusa jako człowieka? Tymczasem dla Kennedy’ego ta postać to „bajka” i „metafora”: „Nie ma niepodważalnych dowodów istnienia osoby zwanej Jezusem. Badacze Pisma Świętego powtarzają, że nie może ono być rozumiane literalnie. Były osoby umierające i zmartwychwstające na długo przed chrześcijaństwem; chrześcijaństwo po prostu przejęło pogańskie i żydowskie mity”. Ksiądz Kennedy wciąż jednak wierzy w Boga, z tym że w jego ujęciu jest to postać, która nie miesza się w sprawy ludzkie. „Jeśli wierzyć w Boga interweniującego w ludzką historię, trzeba zadać sobie pytanie, dlaczego dopuścił do masakry w Norwegii” – twierdzi. Kennedy wierzy w modlitwę, ale nie taką, która polega na proszeniu Boga o spełnienie próśb i życzeń. „Dla mnie modlitwa jest zadumą nad pięknem i tajemnicą życia, nad dobrocią ludzi. Modlitwa w kościele nie jest bezpośrednim mówieniem do Boga” – mówi. CS
USUNIĘTY ZA KOBIETY
Waren Jeffs – przywódca Fundamentalistycznego Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich – głosił kobietom zbawienie poprzez pokorne trwanie w poligamicznych małżeństwach i wychowywanie licznego potomstwa. Sam miał 50 żon i trudną do ocenienia liczbę dzieci, ponieważ seks uprawiał nie tylko ze swoimi małżonkami. Ze spółkowania, zwłaszcza z nieletnimi dziewicami, uczynił sakrament i wprowadzał nastolatki w arkany seksu na specjalnym łóżku-ołtarzu. Sąd w pobożnym Teksasie nie wziął sobie jednak do serca uczuć religijnych Jeffsa i skazał go za gwałty oraz współżycie z nieletnimi na dożywocie i... 20 lat więzienia. Tak oto świat religijnych fundamentalistów wzbogacił się o jeszcze jednego „męczennika za wiarę”. MaK
JEZUS TO BAJKA Katolicki ksiądz Peter Kennedy z Australii nie jest jedynym, który zrujnował swoją karierę reformatorskimi zapędami. W jego przypadku było to zapraszanie kobiet do wygłaszania homilii oraz błogosławienie związków jednopłciowych, w czym jednak nie był szczególnie oryginalny. Przypuszczalnie jest on jednak jedynym duchownym, który stracił wiarę w Jezusa! Bo byli już tacy, którzy przestawali wierzyć w Boga albo tylko odmawiali
Amerykańskie zgromadzenie misyjne Maryknoll usunęło ze swoich szeregów księdza Roya Bourgeois, który publicznie deklarował poparcie dla kapłaństwa kobiet w Kościele katolickim. Niesubordynowanemu kapłanowi grozi też przeniesienie do stanu świeckiego. Już w 2008 r. Kongregacja Nauki Wiary skierowała do duchownego list, w którym poprosiła go o zweryfikowanie poglądów na temat wyświęcania kobiet na kapłanki oraz zagroziła ukaraniem go – jeśli będzie trwał przy swoim stanowisku – ekskomuniką mocą samego prawa (latae sententiae). Zdaniem przełożonego zgromadzenia postawa zdymisjonowanego księdza wywołała w Kościele „poważne zgorszenie”. Roy Bourgeois jest duchownym od prawie 40 lat. Zasłynął m.in. jako twórca społecznego ruchu protestu przeciwko Amerykańskiej Szkole Wojskowej dla Ameryk w Fort Benning, w stanie Georgia, która obecnie nosi nazwę Western Hemisphere Institute for Security Cooperation. W szkole tej – według niego – uczy się technik tortur i przygotowuje się przywódców paramilitarnych jednostek działających na terenie Ameryki Łacińskiej. Za udział w demonstracjach zakonnik trafił nawet do więzienia. PPr
PREZES BEZPIECZNY! Wysocy zawsze mieli z górki. Czy ktoś kiedykolwiek wymyślił pogardliwie określenia na wybujały wzrost, przeciwstawne sformułowaniom: pokurcz, karzeł, kurdupel? Nie. Bo taki dajmy na to „drągal” brzmi tylko żartobliwie. Teraz niskorośli mogą sobie zrekompensować lata kompleksów,
podczas gdy wysocy zaczną z niepokojem patrzyć w lustro i garbić się. Dzięki nauce. Zespół dr Jane Green z Oxfordu zbadał, że ludzie wysocy mają o 16 proc. wyższe ryzyko zapadnięcia na chorobę nowotworową. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Związek raka ze wzrostem spostrzeżono już wcześniej, ale miał on dotyczyć tylko nowotworu piersi, jąder i jelita grubego. Teraz okazuje się, że zwiększone ryzyko dotyczy także wielu innych raków: zwłaszcza skóry, jelit, jajników oraz białaczki. Nie wiadomo na pewno, dlaczego tak się dzieje. W grę mogą wchodzić względy hormonalne albo po prostu fakt, że wysocy mają więcej komórek i dlatego ryzyko rozwoju w nich raka jest u nich wyższe. Odkrycie zespołu dr Green pomaga wyjaśnić, dlaczego w XX wieku zarejestrowano wzrost zachorowań na choroby nowotworowe: w tym okresie średni wzrost Europejczyków zwiększał się co dekadę o centymetr. Sara Hiom, dyrektor z brytyjskiego Cancer Research, uspokaja, że wysocy nie powinni jednak wpadać w panikę – rzadziej chorują na serce i choroby krążenia. CS
JAK WALCZYĆ Z ALZHEIMEREM Alzheimer – słowo budzące grozę. Choroba bez szansy na wyleczenie, odbierająca stopniowo coraz więcej i więcej pamięci.
Na świecie cierpi na nią 33,9 mln ludzi, a w ciągu następnych 40 lat ta liczba ulegnie potrojeniu. Mało kto jest jednak świadomy, że choć wciąż brak lekarstwa na alzheimera, to można zrobić wiele, by się przed nim uchronić. Pierwsze symptomy pojawiają się dyskretnie – na lata, a nawet dekady przed otwartym atakiem choroby. Najważniejszym sposobem, żeby nie dać się alzheimerowi, jest ćwiczenie aktywności umysłowej. Na chorobę zapadają najczęściej ludzie o niskim poziomie edukacji i niskim ilorazie inteligencji, które nie partycypują w stymulujących myślenie formach aktywności. Drugi ze sposobów uniknięcia tego schorzenia to niepalenie, a trzeci – dbałość o dobrą kondycję fizyczną. W otłuszczonej Ameryce to bierność fizyczna i siedzący tryb życia przyczyniają się do Alzheimera w największym stopniu. W zachowaniu dobrze funkcjonującego umysłu i sprawnej pamięci pomagają także kontrola ciśnienia krwi i leczenie cukrzycy. JF
ONANIZM NA RAKA Nowotwór prostaty jest jednym z najgroźniejszych raków zagrażających mężczyznom. Diagnoz raka prostaty jest więcej niż raka płuc, jelita grubego i mózgu łącznie. Ale ryzyko możemy zmniejszyć.
Niestety, panowie pobożni znajdą się w trudnej sytuacji, bo staną przed wyborem: albo ratować życie, albo grzeszyć. Niedawne studium medyczne z Australii przynosi wieść, że redukcję zagrożenia zapewnia częsta masturbacja. Mężczyźni onanizujący się co najmniej 5 razy w tygodniu o 34 proc. zmniejszają prawdopodobieństwo zachorowania na raka prostaty w wieku 70 lat. Bronią jest także seks, a dokładniej pozbywanie się podczas wytrysku substancji rakotwórczych zawartych w spermie. Pomocna bywa też Propecia – środek na porost włosów, dzięki któremu można nie tylko uniknąć łysiny, ale także raka prostaty. Osoby zażywające 5 mg Propeci przez 7 lat o 25 proc. zmniejszają prawdopodobieństwo wystąpienia u siebie tego nowotworu. Lek blokuje bowiem hormon, który powoduje łysienie, a zarazem przyczynia się do rozrostu prostaty. Mężczyźni zamieszkujący Europę Zachodnią rzadziej zapadają na tego raka. To zasługa diety śródziemnomorskiej, a zwłaszcza czosnku. 10 g (3 ząbki) czosnku dziennie zmniejsza ryzyko nowotworu o połowę. Zbawienne jest również czerwone wino i winogrona, zawierające resveratrol, który hamuje rozwój raka prostaty. 2 kieliszki wina dziennie wystarczą. Nadmiar alkoholu neutralizuje jednak zbawienny efekt – ostrzegają lekarze. Ostatni sposób, jaki można we własnym zakresie zastosować, aby uniknąć raka, to konsumpcja ziół. Imbir, oregano, rozmaryn, a także zielona herbata zawierają składnik hamujący działanie proteiny COX-2, potrzebnej do rozrostu guza. Jeśli nawet nie uniknie się operacji raka prostaty, to wkrótce nie trzeba będzie liczyć się z nietrzymaniem moczu i impotencją, które do niedawna były smutnymi konsekwencjami wycięcia gruczołu krokowego. Obecnie coraz częściej urolodzy przeprowadzają operacje przy zastosowaniu precyzyjnych robotów systemu da Vinci, które pomagają uniknąć przecięcia wszystkich kluczowych nerwów. ST
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
17
Kościół przeciwko ludzkości (3) Niemiecka kancelaria prawnicza wniosła do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze oskarżenie wobec Benedykta XVI, obarczając go osobistą odpowiedzialnością za drastyczną w skutkach społecznych politykę dowodzonego przezeń Kościoła oraz świadome tolerowanie przestępstw, których światowa skala i ciężar gatunkowy wyczerpują znamiona zbrodni przeciwko ludzkości. Oto ciąg dalszy dokumentu (wstawki i komentarze redakcyjne zaznaczono kursywą): Przed wyborem na papieża dr Joseph Ratzinger był (od 1981 r.) prefektem Kongregacji Nauki Wiary, do której należy m.in. Wydział Dyscypliny zajmujący się występkami przeciw moralności. Sposób ich rozpatrywania regulowała wydana w 1962 r. tajna instrukcja „Crimen Sollicitationis” z umieszczonym w preambule kategorycznym zastrzeżeniem: „Do pieczołowitego przechowywania w tajnym archiwum kurii do użytku wewnętrznego. Nie do publikacji ani opatrywania komentarzami”. W przypadku przestępstw na tle seksualnym popełnionych przez księży zobowiązywała wszystkie zainteresowane osoby (sprawcę, ofiarę i ewentualnych świadków oraz uczestników wewnątrzkościelnego postępowania karnego) do zachowania tajemnicy pod groźbą ekskomuniki. Instrukcja obowiązywała do 30 kwietnia 2001 r., kiedy to Jan Paweł II zastąpił jej postanowienia przez motu proprio (forma dekretu) „Sacramentorum sanctitatis tutela”. Ogłoszenie nowych regulacji nastąpiło w liście „De delictis gravioribus”, wystosowanym 21 maja 2001 r. do wszystkich biskupów Kościoła katolickiego przez ówczesnego prefekta Kongregacji kard. Ratzingera (podpisał się też Sekretarz Kongregacji abp Tarcisio Bertone, obecnie kardynał i watykański sekretarz stanu, czyli odpowiednik premiera). W owym dokumencie napisano m.in., że: ~ „przestępstwa przeciwko szóstemu przykazaniu Dekalogu popełnione przez duchownego z osobą niepełnoletnią, tj. poniżej osiemnastu lat, są zastrzeżone Trybunałowi Apostolskiemu Kongregacji Nauki Wiary”; ~ ilekroć hierarcha kościelny uzyska choćby tylko mglistą informację o tego rodzaju przestępstwie, „po uprzednim przeprowadzeniu dochodzenia winien ją przekazać Kongregacji”, gdzie zapadnie decyzja o dalszym toku postępowania („Jeśli – z uwagi na szczególne okoliczności – Kongregacja nie zajmie się sprawą sama, poleca, by Ordynariusz przystąpił do dalszej procedury poprzez własny Trybunał, przekazując zarazem odpowiednie normy”);
~ uczestnikami postępowania – kościelnymi sędziami, prokuratorami, adwokatami i protokolantami – muszą być „wyłącznie kapłani”, zaś ściganie przedawnia się po upływie 10 lat od uzyskania przez ofiarę pełnoletności; ~ wszystkie „tego rodzaju sprawy podlegają sekretowi papieskiemu”. Z powyższego stanu prawnego wynika, że przewodniczący Kongregacji musiał być na bieżąco informowany o wszystkich przestępstwach seksualnych popełnianych przez księży katolickich na całym świecie. Wiedział o dochodzeniach przeprowadzanych przez lokalnych biskupów i wynikach toczących się na szczeblu diecezjalnym procesów. Wiedział, że z reguły nie informowano policji, a wymierzane kary miały charakter wewnątrzkościelny i nawet za najcięższe gatunkowo przestępstwa maksymalną dolegliwością była jedynie ekskomunika oraz wydalenie ze służby. Wiedział, że takie kary wymierzano w incydentalnych przypadkach, zaś sprawcy po jakimś czasie ponownie obejmowali urzędy i dopuszczali się kolejnych przestępstw seksualnych na dzieciach. Wiedział, że państwowe komisje śledcze badające przestępstwa księży spotykają się z obstrukcją strony kościelnej. Dochowanie tajemnicy stanowiło najważniejsze przykazanie – podkreślał kard. Ratzinger w „De delictis gravioribus”. Szczególnie jaskrawym tego potwierdzeniem był list z 8 września 2001 r., w którym Watykan gratulował francuskiemu biskupowi Pierre’owi Pican z Bayeux „dzielnej postawy”, polegającej na odstąpieniu od zawiadomienia policji o przestępstwach seksualnych swoich księży, choć wedle francuskiego prawa był do tego zobowiązany. Gdy rzecz wyszła na jaw, hierarchę skazano na trzy miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu. Najgroźniejszy z ukrywanych przezeń seryjny pedofil – ks. René Bissey – dostał 18 lat więzienia. „Postąpił Ksiądz Biskup właściwie. Cieszę się z takiego Brata, który na oczach biskupów i historii wolał iść do więzienia, niż zadenuncjować swojego syna i kapłana” – napisał w imieniu papieża i Sekretariatu Stanu kard. Darío Castrillón Hoyos.
Drugi po Ratzingerze w Kongregacji, kard. Bertone, oświadczył w lutym 2002 roku: „Nie wykluczam, że w niektórych przypadkach może istnieć jakaś forma współpracy, jakaś wymiana informacji między władzą kościelną i świecką, ale żądanie, aby zobowiązać biskupa do kontaktu z policją w sprawie przestępstwa pedofilskiego księży, jest nieuzasadnione. Społeczeństwo ma obowiązek bronić swoich obywateli, ale musi także szanować tajemnicę zawodową księży. Ona nie może być zredukowana tylko do nienaruszalnej tajemnicy spowiedzi świętej. Jeśli ksiądz nie będzie mógł zaufać swojemu biskupowi ze strachu, że ten go zadenuncjuje, to nie będzie już wolności sumienia”.
„sprawy tej natury podlegają tajemnicy papieskiej”, dzięki czemu ksiądz, który wyznał swoje winy oraz zobowiązał się prowadzić dalsze życie w modlitwie i pokorze, może liczyć na ułaskawienie... W dalszej części oskarżenia Sailer i Hetzel obszernie uzasadniają formalno-prawne aspekty postawienia Ratzingera przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Kończą swój akt oskarżenia uwagą, że… …obwiniony wraz z rzeszą współsprawców ponosi pełną odpowiedzialność za rozprzestrzenianie się przestępstw seksualnych księży katolickich, choć przedstawia się publicznie jako bogobojny przywódca Kościoła, który usprawiedliwia się przed ofiarami i zapewnia o chęci
Ojciec Degollado gwałcił nawet własne dzieci...
Można zatem stwierdzić, że w latach 1981–2005 Joseph Ratzinger jako prefekt Kongregacji, a następnie jako papież, kierował ogólnoświatowym systemem tuszowania, wyjmującym kościelnych pedofilów spod jurysdykcji świeckich sądów. Stosowano jedynie prawo kanoniczne, które żadnemu sprawcy nie zrobiło większej krzywdy, bowiem pozostawali zazwyczaj na urzędach oraz mieli możliwość popełniania kolejnych przestępstw. Przedstawionej wyżej sytuacji prawnej i faktycznej nie zmieniła nowelizacja „Normae de gravioribus delictis” zatwierdzona przez Benedykta XVI 21 maja 2010 r. Jedynymi w niej nowościami są: wydłużenie okresu przedawnienia do 20 lat, zakwalifikowanie do ciężkich przestępstw posiadania pornografii dziecięcej, uznanie wykorzystywania seksualnego dorosłych niepełnosprawnych umysłowo za równoznaczne z aktami nierządnymi dokonywanymi wobec nieletnich. Wciąż
zapobieżenia dalszym zbrodniom. W rzeczywistości działa jako wyrachowany obrońca systemu ich tuszowania, czemu kres może położyć tylko wnikliwe dochodzenie przeprowadzone przez Biuro Prokuratora Trybunału. ~ ~ ~ Znakomitą ilustracją ukrywania zbrodniczej pedofilii, której niemieccy prawnicy nie znają, jest przypadek kard. Stanisława Dziwisza. Poniżej prezentujemy fragmenty wstrząsającego listu skierowanego doń 5 listopada 2002 r. (Dziwisz był wtedy osobistym sekretarzem JPII w randze biskupa) przez 68-letniego meksykańskiego ks. Antonia Roqueñí Ornelasa. Sprawa dotyczyła cieszącego się przyjaźnią papieża o. Marciala Maciela Degollado, założyciela Legionu Chrystusa, a jednocześnie jednego z największych wówczas w Kościele łotrów (wykorzystał seksualnie co najmniej 20 dzieci, w tym również
swoje własne). Na prośbę licznych ofiar (także molestowanych seksualnie byłych legionistów) ks. Ornelas został ich kościelnym adwokatem. „Od chwili przyjęcia przeze mnie tego zlecenia cierpiałem niezrozumienie i prześladowanie. Chciałem zrobić wszystko, co było w moich siłach, żeby dojść sprawiedliwości w Trybunale Kościelnym w Meksyku lub tamtejszym arcybiskupstwie. Broniąc moich klientów, zawsze prosiłem ich, żeby szli drogą prawdy, wyrzekając się skandalu, który mógłby przynieść zgorszenia i krzywdy. Jest prawdą, że osoby, których interesów bronię, mogły popełnić błędy jeszcze przed rozpoczęciem sprawy, publikując np. w jednym z tygodników przesłanie skierowane do Ojca Świętego, zanim jeszcze znalazło się w Jego rękach. Trzeba jednak zdać sobie sprawę, że straszne nadużycia seksualne popełnione na nich w ostatnich latach dzieciństwa i młodości naznaczyły ich na zawsze. Większość walczyła i wciąż walczy o zachowanie wiary. Ponieważ o. Marcial Maciel uważa się za przyjaciela oraz doradcę Ojca Świętego, moi klienci zgadzają się i pragną stanąć przed sądem kościelnym, by opowiedzieć, czego doznali. Nie mogą zrozumieć, jak to jest możliwe, że Urzędy odpowiedzialne za wykonywanie sprawiedliwości nie chcą wziąć pod uwagę ich ciągłych próśb (…). Ta sprawa robi się coraz bardziej poważna i może być bardziej niebezpieczna niż amerykańskich księży oskarżonych o pedofilię. Nie da się uciec od sprawiedliwości, ukrywając prawdę. O. Marcial Maciel i jego przyjaciele grożą śmiercią pewnym osobom. Wiemy, że podarowanych przez niego samochodów i innych cennych używają kardynałowie w Kurii Rzymskiej (…). Moi klienci byli przedmiotem licznych nadużyć seksualnych w dzieciństwie i młodości spędzonej w Legionie Chrystusa. Byli też świadkami ciężkich przestępstw przeciwko moralności ludzkiej i religijnej. Gdy po latach udało im się dotrzeć osobiście do hierarchów kościelnych, nikogo ta sprawa nie interesowała. Ostatecznie przedstawili swoją sprawę we właściwej Kongregacji, lecz mimo upływu lat wciąż nie otrzymali odpowiedzi, choć mamy dokumenty mogące pomóc w udowodnieniu przestępstw” – napisał w zakończeniu ks. Ornelas, „całując z uszanowaniem” pierścionek Dziwisza. Ten, nie chcąc robić szefowi przykrości, najprawdopodobniej ukrył papier, bo w żaden inny sposób nie możemy zrozumieć, dlaczego dwa lata później „santo subito” przyjmował z wielkimi honorami notorycznego pedofila, dziękując mu za „służbę kapłańską wypełnioną łaskami Ducha Świętego”. DOMINIKA NAGEL
18
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Wskazówki dla „Palikotów” Ruch Poparcia Palikota swobodnego dostępu do mediów nie ma, toteż wypadałoby robić wszystko, by o Ruchu zaczęło się robić głośno, by o nim pisano i mówiono. Po przemianach ustrojowych i podziale łupów brakuje wizji, koncepcji i pomysłu na Polskę – jej rozwój, dobrobyt i pomyślność mieszkańców. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że szykowana jest Polakom nieco łagodniejsza forma feudalizmu z kastą polityków, kleru i rekinów biznesu. Pozostali mają karnie chodzić do urn i „wybierać”. Najlepiej między prawicą PO a prawicą PiS. Od lat budowane są zbędne instytucje (IPN, Muzeum Powstania Warszawskiego, instytuty badania myśli Wielkiego Rodaka itp.). RPP winien bombardować władze każdego szczebla pomysłami powołania innych instytucji (Muzeum Polskiej Nędzy, Rozpaczy i Klęski Ustrojowej; Centralny Urząd Ścigania Podziemia Aborcyjnego itp.). Możliwości jest mnóstwo. Nikt oczywiście nie zamierza powoływać wyżej wymienionych tworów, ale warto się przekonać, jak zareaguje i co uczyni władza po zapoznaniu się z takimi pomysłami. Dalej: święta kościelne mają swe określone daty i nie są brane z sufitu; warto by na długo przed nimi ubiegać się o zorganizowanie (w miastach, gdzie struktury posiada RPP) wystawy na przykład strojów kąpielowych, miss mokrego podkoszulka, wystawy poświęconej ofiarom pedofilii czy zboczeńcom w sutannach itp. Oczywiście zamiarem nie jest pokaz, lecz wywołanie ciekawej debaty i sprowokowanie sprzeciwów. To samo dotyczy miejskich bib, na których prócz władz nie brakuje kleru. Nic nie stoi na przeszkodzie, by nieopodal takiego katolickiego pikniku zaznaczyć swoją obecność. Krk otrzymuje niezwykle atrakcyjne bonifikaty na grunty będące własnością
T
Skarbu Państwa. RPP winien zasypywać władze monitami i prośbami o ziemie i nieruchomości, podkreślając, że skoro Kościół może liczyć na łaskawość władz, to dlaczego nie RPP? Może warto byłoby powołać się na pogan, którzy przed wiekami mieszkali na tych ziemiach, i to od nich wywodzą się korzenie Polski (nie od chrześcijaństwa czy katolicyzmu)? A RPP może powołać się na dziedzictwo pogańskie. Władza miałaby twardy orzech do zgryzienia, szukając bzdurnych wyjaśnień. By ujawnić mentalność władz, warto byłoby pomyśleć o małej prowokacji. Członek RPP ubrany w sutannę (apage!) i wyposażony w dyktafon wybiera się na spotkanie z przedstawicielem bogobojnej samorządowej władzy i żąda tego czy owego. Efekty byłyby ciekawe. Biblioteki szkolne zawalone są „dziełami”, w których prócz propagandowej i katolickiej sieczki nie ma nic sensownego. To pole do popisu RPP, by atakować dyrekcje szkół wstawieniem tytułów antyklerykalnych. Z tego, co wiem, szkoły są otwarte na sponsorów, którzy mogą wyłożyć fundusze na zakup prasy czy książek do biblioteki. Proszę sobie wyobrazić miny dyrektora, katechety, księdza i klerykalnego aktywu pedagogicznego na prośbę zakupu uczniom książki Wisłockiej czy Lwa-Starowicza, że o „Faktach i Mitach” nie wspomnę. Skandal pedofilski nadwerężył Kościół w kilku krajach europejskich (w Polsce jak do tej pory ujawniane są nieliczne przypadki). Dlaczego by nie bombardować dyrekcji szkół potrzebą informowania uczniów na zajęciach – niegdyś były godziny wychowawcze czy wiedza o społeczeństwie – o pedofilach w sutannach. Można by zaproponować sprowadzenie na kilka wykładów edukatorów seksualnych z grupy „Ponton”? Ubaw po pachy, wicie się i tłumaczenie klerykalnych władz – bezcenne.
o nie my, pracownicy, jesteśmy kiepscy, tylko pracodawcy i system kształcenia. Chciałbym się odnieść do narzekań prywatnych przedsiębiorców. Mam 58 lat i jestem fachowcem z dziedziny budownictwa (37 lat pracy). Pracowałem na różnych stanowiskach, przeważnie kierowniczych i samodzielnych. W chwili obecnej nie mam pracy, ponieważ żaden pracodawca nie chce mnie zatrudnić ze względu na wiek, a jak ostatnio pracowałem, to przeważnie na czarno lub na umowę-zlecenie. Pracodawcy polscy zachowują się wobec pracowników jak książęta, nie umieją nawet rozmawiać z pracownikami. Wymagania mają wielkie, płace natomiast proponują mizerne, przeważnie najniższe. Na stanowiskach kierowniczych proponują płace minimalne, a resztę – pod stołem. Ponadto część ludzi prowadzących działalność gospodarczą nie
RPP winien słać monity do kurii biskupich z żądaniem odpowiedzi na pytanie, ilu pedofilów w sutannach ukrywa w podległych parafiach biskup. Warto byłoby uświadomić mieszkańców przed tymi „podrywaczami”. Lokalnej społeczności często brakuje w mieście rozrywki, parku wodnego, solidnej jezdni, sensownej komunikacji miejskiej, na które często władza rzekomo nie posiada funduszy, jednak znajduje je, żeby finansować inicjatywy kleru. Nie ma chyba przeciwwskazań, by ludzie RPP informowali mieszkańców: moglibyście mieć to i to, ale władza wolała sfinansować kościół, kostkę przed kościołem czy wyremontować pałac biskupi. Tzw. „niezależni” dziennikarze krzyczą, że dokonuje się zamach na wolne media. Bo ich jest przed kamerami za mało. O jakiej wolności i równowadze oni mówią, skoro absolutnie brak jest w TVP treści antyklerykalnych lub pozbawionych piętna katolicyzmu? KRRiT oraz dyrekcja z Woronicza nie czuje na plecach oddechu widzów, którzy żądają normalnych treści i programów. Może to zmienić RPP. À propos „Pontona”: MEN utrzymuje od wychowania seksualnego „fachowców”, którzy śmiesznie wyglądają w czarnych sukienkach. Kierując się troską o bezpieczeństwo dziatwy przed pedofilami, można by kierować monity o korzystanie z usług edukatorów seksualnych. Odpowiedzi na „nie!” odpowiednio można wykorzystać. Władze zwykle są niechętne inicjatywom antykościelnym. Czy szefowie RPP zastanawiali się, jaka byłaby reakcja samorządowców, gdyby poproszono ich o objęcie patronatem antyklerykalnej imprezy lub zaproszono na imprezę upamiętniającą ofiary Kościoła i kleru katolickiego? Paweł Krysiński
Z
gadzam się z poglądami red. Marka Szenborna zawartymi w artykule „Oni (sz)czekają na prawdę” („FiM” 31/2011). Sprawa wymaga jednak kilku uzupełnień. Powstanie warszawskie – tak jak każdy medal – ma dwie strony: istnieje problem dowódców oraz kwestia losu żołnierzy i mieszkańców. Autor artykułu opisał sprawę dowódców, i w całej rozciągłości się z nim zgadzam, natomiast jeśli chodzi o żołnierzy i mieszkańców, to według mnie zasługują oni na pełny szacunek
Oni (sz)czekają i cześć. Żołnierz ma walczyć i, ufając swym dowódcom, to właśnie czynili powstańcy oraz niżsi dowódcy. Mieszkańcy zmuszeni niejako do udziału w działaniach znosili je lepiej lub gorzej. Wracając do wodzów powstania, należy zadać pytanie o to, czy zdawali sobie sprawę z możliwego przebiegu powstania i jego skutków, a może raczej, czy powinni sobie zdawać. Moim zdaniem powinni. Według Jana Ciechanowskiego – autora książki „Powstanie warszawskie” – chyba jednak dobrze wiedzieli o możliwych skutkach powstania i bezsensie jego wywołania, bo decyzję podjęli w drugim terminie przy nieobecności przeciwników jego wybuchu. Ponadto istnieje taki termin jak ekonomia bitwy, i tego dowódcy nie uwzględnili. Przyjrzyjmy się jeszcze autorowi tego opracowania: pochodzi z warszawskiej inteligencji, brał udział w powstaniu w szeregach
Głos pracownika zasługuje na miano pracodawcy. Nie mają pojęcia, co znaczy określenie pracodawca. W Polsce są to często ludzie przypadkowi, a wśród nich jest mnóstwo zwykłych chamów, którzy traktują pracownika jak śmiecia. Gdy zatrudniałem się w pewnym prywatnym przedsiębiorstwie, powiedziano mi, że w firmie panuje zwyczaj pracy po 10 godzin dziennie, potem okazało się, że trzeba pracować po 12 godzin dziennie, nawet w sobotę i niedzielę. Pracodawcy w Polsce nie chcą zatrudniać ludzi powyżej 50 lat, bo boją się, że tacy pracownicy są mądrzejsi od nich, a oni tego nie
AK, a następnie był w II Korpusie gen. Andersa, szkoły ukończył w Wielkiej Brytanii i tam pozostaje do dziś. Krytycznie ocenił też powstanie gen. Anders. Powstania wybuchły także w czeskiej Pradze i Paryżu, i tam odniosły sukces, ale zostały przeprowadzone w inny sposób i przy uzgodnieniu z atakującymi te miasta wojskami. W Warszawie inne były cele wybuchu powstania i w zasadzie z tego też względu było ono skazane na niepowodzenie. Za powstanie to zapłacił później nasz naród, jeszcze po wojnie
lubią. Miałem pracodawcę, który – zanim został przedsiębiorcą – był operatorem spychacza. Praca z tym człowiekiem to była tortura. Polscy pracodawcy najchętniej zatrudnialiby ludzi, którzy pracują po 12 godzin dziennie, nie biorą urlopów, nie chodzą na zwolnienia lekarskie i cieszą się, że w ogóle pracują za 1000 zł. Całe życie pracowałem uczciwie i naprawdę od 1989
ponosząc koszty odbudowy totalnie zniszczonej stolicy. Moje miasto (Elbląg) płaciło również fizycznie – w postaci cegły wysłanej na odbudowę Warszawy. Przez wysyłkę cegły z mocno zniszczonego Elbląga starówka mojego miasta czekała na odbudowę do lat 90. XX wieku; również ja ponosiłem koszty, dopłacając do zakupu niektórych towarów na FOS (Fundusz Odbudowy Stolicy). Pojawiła się inicjatywa prezydenta Stalowej Woli Andrzeja Szlęzaka, który wyszedł z propozycją przeprowadzenia rozprawy nad powstaniem warszawskim, przy czym stronę wodzów powstania mieliby reprezentować szefowie Muzeum Powstania Warszawskiego. Dyrektor muzeum Jan Ołdakowski „raczej nie weźmie udziału” w takiej formie debaty (tak oświadczył). No cóż, widocznie czuje, że przegra symulowany proces. Karol Wyszyński, Elbląg
roku nie znalazłem żadnego porządnego prywatnego przedsiębiorcy. Zawsze miałem pecha i trafiałem na oszustów i cwaniaków, którzy kantowali pracowników. Reasumując, część polskich przedsiębiorców nie zasługuje na to miano – mają problemy, bo nie potrafią uszanować pracownika. Powinni jechać na Zachód i tam się uczyć. Ponadto wina leży po stronie obowiązujących przepisów i ich egzekwowania, a także po stronie przepisów prawa pracy. Na Zachodzie polskich pracowników się chwali, a w Polsce ich się nie szanuje. Czytelnik
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
LISTY Brak szacunku Zmarł mój tata. Zgodnie z jego wolą odbył się świecki pogrzeb z udziałem mistrza ceremonii, który oczywiście odpowiednio (nie tak jak ksiądz) się do tego przygotował. Ponieważ to mała miejscowość pod Łodzią i kler rządzi tu niepodzielnie, fakt ten bardzo się nie spodobał (no 8 stówek przeszło koło nosa). Pan (ksiądz) Zdzisław Góra postanowił, że nie wywiesi w swojej gablocie nekrologu, bo „antyklerykałem ojciec był”. Mało tego – wyciął jedyne drzewo, które rosło przy kościele, by nekrolog nikogo, kto nie jest tego godzien (czyli nie zapłaci), tu nie wisiał. W głowie się to nie mieści, bo przecież znał naszą rodzinę od lat, tata często w czasie kolędy z nim dyskutował (a może to mu się nie podobało?). Zwykły człowiek, który ma szacunek dla innych ludzi, pewnie by tak nie zrobił, no ale to przecież ksiądz. Pozdrowienia dla księdza Góry i jego gosposi. Tak się nie robi, panie Zdzisławie... Beata P. z Tuszyna
Rydzyk na ulotkę! Zbierając podpisy poparcia dla kandydatów na posłów startujących z list Ruchu Palikota, napotkani na ulicy ludzie proszą o to, aby opodatkować biznesy księży, w tym wielomilionowe dochody księdza Rydzyka. Dobrze byłoby, aby ulotki Ruchu Palikota okraszone były zdjęciem Rydzyka i hasłem typu: „I ciebie też opodatkujemy!” czy jakoś tak... Według mnie takie ulotki i plakaty dałyby dodatkowo kilkaset tysięcy głosów w najbliższych wyborach parlamentarnych. Andrzej
Razem możemy wszystko Z dużym zadowoleniem odebrałem wiadomość o wspólnym starcie do wyborów partii RACJA PL i RP Palikota. Jest to jednak tylko pierwszy krok i – moim zdaniem – należy znacznie poszerzyć wspólny blok wyborczy. Potencjalnych sojuszników szukałbym pilnie wśród ugrupowań mających „serce po lewej stronie” lub nawet pośrodku. Nie wiem, czy startujące w wyborach ugrupowania, poza PiS oraz PO, mają zapewniony udział w przyszłym Sejmie RP. Dlatego należy łączyć się w silniejsze bloki wyborcze, które jednoczyć może zbliżony program. A może warto wyjść z ofertą do środowisk, które jeszcze nie zdecydowały się na „podpięcie” pod którąś z czołowych partii. Mam na myśli środowiska emerytów i rencistów, ruchy społeczne i organizacje skupiające na przykład działkowców, federacje konsumentów czy też liczne
towarzystwa miłośników różnych regionów. A może jednak zacząć od rozmów z SLD? Jest jeszcze inny podtekst takiego przygotowania wspólnych list wyborczych. Otóż należy zapewnić Polakom możliwość głosowania na kandydatów we wszystkich okręgach. Zdaję sobie sprawę, że nie wszędzie
SZKIEŁKO I OKO Kilka słów o powiecie przysuskim. 28 proc. bezrobocia – mało to i dużo. Do czasu „terapii szokowej” do Przysuchy dojeżdżali ludzie do pracy z sąsiednich powiatów, bo brakowało miejscowej siły roboczej. W szczycie sezonu często korzystano z OHP, a sporadycznie – z pomocy wojska. Przyszło nowe
mogę się udać do parafii zamieszkania. Problem w tym, że nie jestem zameldowany w Krakowie, tylko tam, gdzie byłem chrzczony, i nie wiem, czy ten „adres zamieszkania” (z instrukcji na portalu apostazja. pl) musi być adresem zameldowania wpisanym w dowodzie osobistym. Czy ksiądz będzie sprawdzał w dowodzie adres zameldowania i jeśli stwierdzi, że adres ten nie należy do jego parafii, to odeśle mnie „w diabły”? Czy na przykład mogę iść do pierwszego lepszego kościoła (tam, gdzie mieszkam, a nie jestem zameldowany) z aktami chrztu i apostazji oraz dwoma świadkami i wszystko tam załatwię? Dodam, że w miejscowości chrztu bywam bardzo rzadko i miałbym problem ze znalezieniem osób na świadków. Emil
Zniszczono spółdzielczość samopomocową, ogrodniczo-pszczelarską, Kółek Rolniczych. Spółdzielnie te posiadały bazę techniczną i prosperowały, zatrudniając setki ludzi, ale należało stworzyć miejsce dla zachodnich firm handlowych, no i mamy to, co mamy. Stały Czytelnik
Trzeźwieję bez Boga
działa RACJA PL i RP Palikota – wtedy naturalnym kandydatem byłby ktoś z koalicjantów skupionych wokół wspólnego programu. Edmund Szmigielski Ciechanów
Mało i mało Chciałem się odnieść do wypowiedzi lewicowego posła Kalisza, który twierdzi, że 13 tysięcy zł uposażenia parlamentarzysty to za mało. Przecież temu panu nikt nie każe być posłem. Może się zatrudnić za średnią krajową albo najniższą, która jest 10 raz mniejsza od jego, a wtedy zobaczy, jak żyje większość społeczeństwa. Andrzej Kuśmierczyk Warszawa
i stało się. Na pierwszy ogień w ramach niszczenia gospodarki poszedł Hortex, gdzie średnio pracowało około 1200 osób (dziś niewiele ponad 100), ale oprócz stałego zatrudnienia 20 okolicznych gmin stanowiło bazę surowcową dla tego zakładu, co dawało rolnikom stały, niemały dochód. Płakać się chce, gdy jadąc przez powiat, widzi się odłogi tam, gdzie kiedyś rosły piękne warzywa. Rosłyby i dzisiaj, gdyby miał je kto kupić. Hortex w 80 proc. produkował na eksport i dlatego należało w pierwszej kolejności go zniszczyć, bo był groźnym konkurentem dla zachodnich firm. Za Hortexem poszła Spółdzielnia Pracy „Postęp”, która dawała zatrudnienie kobietom. Musiała być zniszczona w ramach likwidacji spółdzielczej, no i produkowała na eksport.
W odpowiedzi na list Pana Zdzisława z Poznania (alkoholika) – „FiM” 32/2011. Szanowny Panie, ja też jestem alkoholikiem, ateistą i także zraziłem się do 12 kroków AA. Raz w życiu byłem na mityngu AA w Jaworze jako gość klubu AA z Wałbrzycha. To, co mnie zraziło, to właśnie te odniesienia religijne, półmrok, zapalone świece i rytuały. Z choroby leczyłem się z pomocą psychoterapeutów i psychologów, nie potrzebowałem wsparcia Bożego – po prostu uważam, że to nie jest jego sprawa. Nie piję już od 1986 roku. Na koniec chciałbym Panu poradzić: jeżeli zechce Pan organizować mszę dla kolegów i koleżanek z AA, to proszę zaprosić do współpracy księdza alkoholika, na pewno taki się w pobliżu znajdzie. Pozdrowienia dla Pana Janusza Polakowskiego. Jurek, alkoholik z Wałbrzycha
Dziękujemy za list. Po pierwsze – można, a wręcz należy udać się do parafii miejsca zamieszkania. Nie musi ona być tożsama z parafią miejsca stałego zameldowania. Duchowny nie ma podstaw do negowania/weryfikowania naszego oświadczenia o miejscu zamieszkania/pobytu. Bez żadnych wątpliwości możemy więc wybrać parafię miejsca zamieszkania, a nie zameldowania. Świadectwo chrztu możemy otrzymać pocztą, bez potrzeby udawania się po nie osobiście. Jak już je zdobędziemy, piszemy oświadczenie, zabieramy świadków i idziemy do proboszcza wybranej przez nas parafii. Uwaga! Nasze oświadczenie o wystąpieniu z Kościoła katolickiego może przyjąć tylko proboszcz, więc warto wcześniej sprawdzić, kiedy urzęduje on w kancelarii. Redakcja
Apostazja Zamierzam odstąpić od Kościoła katolickiego poprzez złożenie aktu apostazji. Obecnie mieszkam i pracuję w Krakowie, natomiast przymusowo zostałem ochrzczony w małej miejscowości pod Warszawą. Zgodnie z instrukcją zamieszczoną na portalu apostazja. pl po akt chrztu muszę się udać do parafii, gdzie ten „sakrament” miał miejsce, natomiast do złożenia aktu apostazji
Świecki mistrz ceremonii pogrzebowej Mirosław Nadratowski tel. 721 269 207
Dziwny kraj
„BYŁEM
Dorota Nieznalska, Adam „Nergal” Darski, a ostatnio Paweł Hajncel na własnej skórze odczuli zaciekłość polskich „talibów”, którzy wprawdzie nie widzieli, nie byli świadkami zdarzenia, ale wiedzą najlepiej (lub wie to ich ksiądz), że ich „uczucia religijne” (cokolwiek to znaczy) zostały obrażone jakimś artystycznym happeningiem. Czy to nie jest zdumiewające? Stanisław Rak, Nowa Sól
Chce się śmiać i chce się płakać Czytając artykuł „Zielona wyspa bezrobocia” („FiM” 29/2011), chce się na przemian śmiać i płakać. Chce się płakać, że akceptowaliśmy bez najmniejszego sprzeciwu, a wielu cwaniaków w Warszawie aż przebierało nogami, że idzie nowe. Nowe miliony do kieszeni za zniszczenia gospodarki.
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
I
II Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce
III Owce ofiarami pasterzy
Cena jednego egzemplarza – 12 zł plus koszty przesyłki
19
Owoce zła Przy zakupie sagi – opłata 30 złotych plus koszt przesyłki
Prezent – czwarta książka Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Relax, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, niespodzianka – gratis!!! e-mail:
[email protected] lub telefonicznie: (42) 630-70-66 Zamawiając książki, prosimy podać adres odbiorcy wraz z jego numerem telefonu
20
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
D
oktor Michael Stone, twórca skali zła, psychiatra z prestiżowego Columbia University, Charlesowi Mansonowi przyznał 15 punktów, słynny Ted Bundy dostał ich 17, a opisywany przez nas jakiś czas temu Ed Gein, który posłużył jako inspiracja dla „Milczenia owiec” – „zaledwie” 13. Wszyscy oni byli seryjnymi mordercami, którzy popełniali przerażające zbrodnie. Ale lider religijnej sekty, która działała na pograniczu Stanów Zjednoczonych i Meksyku, został sklasyfikowany wyżej od nich. Powodem było nie tylko to, co zrobił, ale też sposób i przyczyny, dla których ten religijny szaleniec katował swoje ofiary.
Ministrant, syn wiedźmy Adolfo de Jesus (na zdjęciach – żywy i martwy) urodził się w amerykańskim Miami w 1962 roku. Gdy przyszedł na świat, jego matka miała zaledwie 15 lat. Chłopak był jednym z trojga dzieci, które urodziła Aurora Constanzo. Każde pochodziło ze związku z innym mężczyzną. Jednak pierworodny od początku był wyjątkowy. Gdy miał 6 miesięcy, został pobłogosławiony przez lokalnego kapłana palo mayombe (wyznanie pochodzące z Afryki, nadal popularne w krajach latynoskich). Ten miał stwierdzić, że niemowlę urodziło się po to, by w dorosłym życiu dokonać wielkich rzeczy. Matka chętnie w to uwierzyła. Po śmierci ojca chłopak razem z matką przeniósł się do Puerto Rico. Tam Aurora Constanzo wyszła za mąż po raz drugi. Rodzina – już z nowym mężczyzną – wróciła do Miami, ale ojczym chłopca niebawem też zmarł. Na szczęście dla dziecka oraz jego matki był zamożnym człowiekiem i zostawił im środki wystarczające do życia. W tym okresie rodzina mieszkała w dzielnicy Little Havana. Chłopak niczym nie wyróżniał się z otoczenia i tak jak większość jego rówieśników był ministrantem. Jednocześnie pobierał też inne nauki. Podobno zaczęło się od nieszkodliwej santerii, a więc połączenia afrykańskich wierzeń w duchy przodków z chrześcijańskim kultem świętych. Później przyszedł czas na nauki voodoo, by wreszcie skupić się na palo mayombe. Elementem edukacji nastolatka było m.in. rozkopywanie grobów w celu zdobycia ludzkich szczątków, które były pomocne w religijnych rytuałach... Tego Adolfo uczył się już w Puerto Rico. Kilka razy wyjeżdżał też na Haiti, gdzie nauk udzielali mu lokalni kapłani. W czasie pobytu w Stanach również był pod duchową opieką miejscowego kapłana palo. Do jego religijnej edukacji swoje dołożyła także matka, którą sąsiedzi uważali za wiedźmę. Sama mocno przykładała się do podtrzymywania tych przekonań. Kiedy ktoś
Kwintesencja zła Adolfo de Jesus Constanzo, nazywany Ojcem Chrzestnym z Matamoros, na skali zła, według której klasyfikuje się seryjnych morderców, osiągnął maksimum, czyli 22 punkty. Sekta, której przewodził jako najwyższy kapłan, składała ofiary z ludzi. z nią zadarł, mógł się spodziewać, że wkrótce na jego wycieraczce znajdzie się pozbawiony głowy kozioł lub – gdy przewinienie było mniejsze – kurczak. Pod koniec lat 70., a więc jako nastolatek, Adolfo zaczął podobno wykazywać moce parapsychiczne – tak twierdziła jego matka. Jakie? Potrafił jakoby przewidywać
im religijne rytuały. Jedne miały im zapewnić niewidzialność, inne – odporność na pociski. Rzucał też klątwy na ich przeciwników. Gangsterzy wierzyli w jego moc, a dodatkowo – jeżeli tylko coś im się udawało – część zasług przyznawali działaniu mocy Adolfa. W ten sposób ugruntowywali jego reputację. Pieniądze, coraz potężniejsi klienci oraz sława pozwoliły mu rekrutować kolejnych członków sekty. Wśród nich byli nawet policjani – także ci zajmujący się narkotykami. To oczywiście spowodowało, że jego moc przepowiadania przyszłości, szczególnie w odniesieniu do policyjnych nalotów, znacznie wzrosła i była coraz więcej warta dla lokalnych rodzin mafijnych.
przyszłość, a jednym z jego największych osiągnięć było wywróżenie zamachu na Ronalda Reagana. Jednocześnie coraz mocniej przejawiała się jego seksualność. Chłopak zdawał się odkrywać uroki obydwu płci. Nie odrzucał kobiet, jednak coraz wyraźniej pociągali go męscy partnerzy.
Sprzedawca niewidzialności Jako 21-latek wyjechał do Mexico City, gdzie przez krótki czas pracował jako model. Dorabiał dzięki wykorzystaniu swoich nadzwyczajnych mocy – przepowiadał przyszłość, zdejmował klątwy. W dzielnicy czerwonych latarni, gdzie działał, szybko zaczął znajdować „uczniów”. Niektórzy wchodzili nie tylko w rolę wyznawców, ale także kochanków mistrza. Mniej więcej w tym samym czasie ostatecznie zdecydował, że będzie praktykował „czarną” religię. Na swojego patrona wybrał ducha, który w tradycji chrześcijańskiej odpowiadał szatanowi. W swoich naukach zaczął łączyć santerię właśnie z satanizmem. Udało mu się zdobyć „dobrą” reputację i liczne grono zamożnych klientów. Przede wszystkim narkotykowych bossów. Sam zresztą chętnie zaangażował się w ich działalność. Wykorzystując ich brak wykształcenia i pochodzenie ze środowisk, gdzie utrzymywała się wiara w obrzędy związane z duchami przodków, oferował
Prawdopodobnie w połowie lat 80. sekta zaczęła składać z ludzi ofiary, które miały chronić jej członków. Constanzo wybierał ofiary w taki sposób, by nie ściągać na siebie uwagi władz. Polował przede wszystkim na drobnych kryminalistów i ludzi bezdomnych, których zniknięcie nikogo nie obchodziło. Dzięki temu udało mu się wypełnić naczynie ofiarne stosowane w kulcie palo nie tylko szczątkami zwierząt oraz wykopanymi na cmentarzu ludzkimi kośćmi, ale także ciałami ofiar zamordowanych specjalnie w tym celu. Trafiały do niego na przykład ludzkie mózgi. Wiara we własną moc skłoniła go do zażądania pozycji w „zarządzie” jednego z gangów narkotykowych. El Padrino – bo tak nazywali go członkowie sekty – wierzył, że sukcesy tych bezwzględnych przestępców są wynikiem jego nadludzkich mocy. Rodzina Calzado, do której się zwrócił, miała jednak
inne zdanie i może dlatego Michael Newton w „Encyklopedii seryjnych morderców” napisał, że wkrótce po odrzuceniu życzenia najwyższego kapłana rozrastającej się sekty zaginęło siedmiu liderów gangu. W miejscu, gdzie widziano ich po raz ostatni, odnaleziono wypalone świece oraz różne ślady odbycia dziwnego religijnego rytuału. Wkrótce policja dokonała makabrycznego odkrycia w pobliskiej rzece. „Siedem ciał zostało wydobytych w ciągu tygodnia. Wszystkie miały ślady sadystycznych tortur – palce u rąk i nóg oraz uszy usunięto, to samo zrobiono z sercami i genitaliami, z jednego ciała wyrwano część kręgosłupa, w dwóch innych nie było mózgów” – pisał Newton. W 1987 roku do sekty dołączyła „najwyższa kapłanka” – La Madrina. Była nią Sara Aldrete (na zdjęciu), studentka, którą Constanzo wybrał na swoją partnerkę i kochankę. Kobieta została wtajemniczona w kult i z czasem brała w nim coraz większy udział. Za wielokrotne morderstwo została kilka lat później skazana na ponad 60 lat więzienia. Rozrastająca się sekta przeniosła się na Ranczo Świętej Eleny, które znajdowało się w okolicy Matamoros, gdzie corocznie na wakacje przyjeżdżały tysiące amerykańskich studentów. Położone na odludziu budynki pozwoliły na swobodne odbywanie makabrycznych rytuałów. Elementem morderstw – dokonywanych prawdopodobnie jedynie na mężczyznach – były tortury i gwałt, którego El Padrino dokonywał na ofierze. Zwłokom usuwano też różne części ciała (genitalia, mózgi, serca), które służyły później do celów rytualnych.
Myślał, że go nie widać Bezkarność oraz coraz większe sukcesy w przestępczym świecie Meksyku spowodowały, że ten religijny szaleniec popełnił dwa błędy, które kosztowały go życie. Pierwszym był zły wybór ofiary do swoich praktyk. Drugim – nadmierna charyzma i wpajanie uczniom przesadnej wiary we własną moc. „Złą” ofiarą był jeden z amerykańskich studentów, którzy w Matamoros spędzali wakacje. Kiedy sekta porwała pochodzącego z Teksasu Marka Kilroya, jego zniknięcie nie przeszło bez echa, a rodzina wywierała na władze presję, zmuszając je do prowadzenia poszukiwań syna.
Jednocześnie meksykańska policja urządziła na drogach blokady, które miały powstrzymać przemyt narkotyków, ale niektórzy twierdzą, że był to także element poszukiwań Kilroya. W tym czasie El Padrino chciał przemycić do USA ponad pół tony marihuany i żeby zabezpieczyć transport, dokonał rytualnego morderstwa. Duchy zapewniły go ponoć o tym, że jest bezpieczny. Jeden z członków sekty – Serafin Hernandez – nie zatrzymał się podczas mijania policyjnej blokady. Powód był prosty – Meksykanin wierzył, że funkcjonariusze go nie widzą, bo duchy i moc guru zapewniają mu ochronę. Zignorował ścigające go samochody i pojechał... wprost na ranczo należące do sekty, ściągając tam za sobą policję. Łatwo sobie wyobrazić, jak bardzo był zdziwiony, gdy okazało się, że jednak jest widzialny. Aresztowano „uczniów”, którzy akurat byli tam obecni, odkryto też broń i marihuanę. W czasie przesłuchań okazało się, że Kilroy mógł po zaginięciu znajdować się w budynkach należących do sekty. Na terenie rancza znaleziono jeszcze rytualne naczynia, w których znajdował się m.in. mózg zaginionego studenta. Złapani członkowie organizacji wskazali cmentarz, na którym w zbiorowych grobach znajdowało się 15 ciał – wszystkie nosiły ślady rytualnych morderstw i tortur. Oprócz „standardowych” czynności policyjnych na miejscu przeprowadzono egzorcyzmy, a funkcjonariusze podobno kropili groby wodą święconą. El Padrino ukrył się w Mexico City wraz z Sarą, jednym z kochanków oraz kilkoma „uczniami”. Gdy policja trafiła na jego ślad i odcięła mu możliwość ucieczki, przytulił swojego wybranka i kazał się zastrzelić. Funkcjonariusze znaleźli jedynie ciało. Zatrzymani na miejscu członkowie sekty trafili przed sąd i za udział w wielokrotnych morderstwach otrzymali długoletnie wyroki więzienia. Nie wiadomo dokładnie, ile osób zabiła sekta El Padrino. Z całą pewnością było ich ponad 20. Jednak szacuje się, że szaleństwo doprowadziło do śmierci znacznie większej liczby ludzi. Michael Newton w artykule zamieszczonym w „Crime Library” podaje, że tylko w latach 1987–1989 w samym Mexico City policja zarejestrowała ponad 70 niewyjaśnionych mordów rytualnych. W tym właśnie okresie odnotowano setki zaginięć bez śladu. KAROL BRZOSTOWSKI Więcej informacji o El Padrino można znaleźć w pracach Michaela Newtona. Adolfo de Jesus Constanzo był także bohaterem kilku filmów dokumentalnych. Na wydarzeniach z Matamoros opiera się akcja filmu fabularnego „Borderlands”.
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Paradoksy wszechmocy (1) Chciałbym odnieść się do drugiej części cyklu „Bóg Wszechmocny” autorstwa Bolesława Parmy. Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że aby w ogóle ateista mógł podjąć polemikę z biblistami, teologami i gorliwcami, jego wywód musi niestety wybrzmiewać w oparciu o założenie istnienia urojeń. Pan B.P. kłuje czytelnika po oczach przymiotami dotyczącymi swego Boga. Otóż szafowanie takimi stwierdzeniami jak „wszechmoc”, „wszechobecność” czy „wszechwiedza” daje argument do dłoni tylko nam – ateistom. Niemożliwe jest istnienie takiego atrybutu jak wszechmoc, ponieważ zaprzecza on sam sobie, a jeszcze w połączeniu z wszechwiedzą zupełnie nie wytrzymuje rzeczowej krytyki. Otóż postawmy panu B.P. logiczne pytanie: czy Bóg byłby w stanie stworzyć taki głaz, którego nie mógłby udźwignąć? Możliwe odpowiedzi: 1. Tak, mógłby (a zatem nie jest wszechmogący, bo nie zdołałby udźwignąć głazu); 2. Nie, nie mógłby (a zatem nie jest wszechmogący, bo jest coś, co przekracza jego możliwości). W najlepszym wypadku możemy więc Boga nazwać potężnym lub nawet arcypotężnym, w żadnym razie jednak nie możemy nazwać go wszechmogącym. Cytat zamieszczony powyżej pochodzi z jednego spośród dwóch listów krytykujących rozważania podjęte w cyklu „Bóg Wszechmocny”. Wybrałem te partie listu, które – obok złośliwości i przytyków – obfitowały w merytoryczne zarzuty. Poniżej zajmę się jednym z nich, tj. sławetnym „dylematem głazu” (pozwolę sobie ukuć taką roboczą nazwę). W kolejnym artykule poruszę inny argument przedstawiony przez Czytelnika. Oba prztoczone argumenty mają obalić tezę, że Bóg (o ile istnieje) jest wszechmocny. Przyznaję, krytyczne zarzuty skłoniły mnie do uściślenia pewnych kwestii. Należy, po pierwsze, rozważyć znaczenie pojęcia wszechmocy. Spór dotyczący tej kwestii toczył się w późnym średniowieczu (głównie pomiędzy kontynuatorami Tomasza z Akwinu a zwolennikami Wilhelma Ockhama). Czy pojęcie wszechmocy oznacza, że dla kogoś „wszechmocnego” nie ma nic niemożliwego? Lecz co oznacza samo wyrażenie „coś niemożliwego”? Otóż coś może być niemożliwe technicznie (tj. z punktu widzenia aktualnego stanu techniki), fizycznie (tzn. jest niezgodne z obowiązującymi prawami fizyki) lub logicznie (tj. narusza prawa logiki). Technicznie – nic dla Boga nie jest niemożliwe. Fizycznie – tu powstaje dylemat: czy ingerencje boskie muszą się dokonywać zgodnie z prawami fizyki, czy też mogą je łamać? Podaję przykład: czy rozstąpienie się Morza Czerwonego przed ludem Izraela dokonało się, bowiem Bóg posłużył się wiatrem, wysoką temperaturą czy innymi czynnikami naturalnymi tak, że poziom wody się obniżył, czy też ingerencja ta była spektakularna (jak w hollywoodzkich
ekranizacjach), tj. w wodzie powstał korytarz, z którego ścian wystawały rybie ogony? Druga wersja jest przeznaczona raczej dla dzieci, natomiast rozsądny wierzący człowiek przyjmuje, że o ile to tylko możliwe, Bóg posługuje się prawami natury. Niemniej radykalni ockhamiści wysuwali argument, że skoro Bóg stworzył świat i obowiązujące w nim prawa, to może – jako ich stwórca – zmieniać lub zawieszać te prawa. Ich zdaniem Bóg jest też twórcą praw logiki, zatem i te może zmieniać. Na to tomiści się nie godzili. Sama Biblia nie rozstrzyga sporu, czy Bóg może łamać prawa logiki, czy nie. Niemniej na jej kartach nie sposób odnaleźć przypadku, w którym złamałby na przykład prawo niesprzeczności czy wyłączonego środka, tworząc – dla przykładu – kwadratowe koło. Jednak z tego, że Bóg nie łamie praw logiki, nie wynika, że nie mógłby tego zrobić. To, że nie wykorzystuje swojej wszechmocy, nie oznacza, że nią nie dysponuje. Tym bardziej że nie w każdym świecie możliwym prawa klasycznej logiki dwuwartościowej, czyli takiej, w której wartością zdań może być tylko prawda lub fałsz, są obowiązujące (można by się posłużyć eksperymentem myślowym, w którym – posługując się logikami modalnymi i wielowartościowymi – konstruować można światy możliwe, w których prawo niesprzeczności nie obowiązywałoby). Bóg – spośród wielu możliwych światów – wybrał taki, w którym obowiązuje logika dwuwartościowa, ale nie jest „więźniem” logiki, tzn. mógł stworzyć świat, w którym prawo niesprzeczności nie obowiązywałoby. Nasuwa się tu następująca wątpliwość: skoro Bóg już
wybrał ten świat, z taką logiką, to jest zniewolony swoim wyborem. Zajmę się tym nieco dalej, w związku z drugim z postawionych zarzutów. Obecnie nadmienię tylko, że działanie konsekwentne, zgodne z własnym wyborem, nie jest zniewoleniem. Co więcej, wielu filozofów upatrywało w takiej konsekwencji istotę wolności. Bóg, chcąc stworzyć świat takim, jakim on jest, wybrał na tworzywo materię i ograniczył jego funkcjonowanie prawami fizyki i logiki. Ale równie dobrze mógł stworzyć inny świat, w którym obowiązywałyby inne prawa (np. świat czysto duchowy albo bez grawitacji). To nie Bóg, lecz stworzony przezeń świat jest ograniczony tymi prawami. Rezygnacja z wykonywania ingerencji, które łamałyby te prawa, także jest konsekwencją swobodnego wyboru Boga. Cóż jednak z owym głazem? Otóż załóżmy na chwilę, że Bóg może stworzyć taki głaz. Taki głaz musiałby mieć masę, która uniemożliwiałaby Bogu jego podniesienie. Dla rozwiązania
problemu przydatne będzie odwołanie się do dorobku teologicznego zaczerpniętego z tradycji tomistycznej, na bazie której można przedstawić następujące założenia. O ile Bóg istnieje, to po pierwsze – jest doskonały i nieskończony; po drugie – jego przymioty, czyli wiedza i moc, są doskonałe i nieskończone; po trzecie – stworzenie nigdy nie może być tak doskonałe jak jego stwórca, bowiem jest wobec niego czymś pochodnym; po czwarte – stworzenia materialne są bardziej niedoskonałe niż stworzenia duchowe (np. anioły). Te pierwsze stoją niżej w hierarchii bytów [1]. Jakie znaczenie mają powyższe założenia dla „dylematu głazu”? Obalają go na wielu poziomach. Po pierwsze – aby coś przekraczało czyjeś możliwości, na przykład moc, musi wymagać większej mocy niż ta, którą ktoś posiada. Ale Bóg posiada nieskończoną moc, a zatem taki głaz musiałby wymagać większej mocy niż moc nieskończona. A nad
nieskończoność – z definicji – nic większego istnieć nie może. Dlatego dylemat głazu jest równie bezsensowny jak pytanie, czy może istnieć liczba większa od liczby nieskończonej (po dodaniu do nieskończoności dowolnej liczby nadal otrzymujemy nieskończoność). Po drugie – masa głazu uniemożliwiająca jego podniesienie nieskończoną siłą (choć, jak wykazałem, taka masa po prostu nie może istnieć) oznaczałaby pewną doskonałość głazu przewyższającą doskonałość mocy Boga. Jednak stworzenie, zwłaszcza materialne, nie może być doskonalsze od Boga, co jest kolejnym powodem niemożliwości istnienia takiego głazu. Nie może istnieć byt stworzony (tj. niedoskonały i skończony) przewyższający czy ograniczający Boga. Więc to nie dla Boga może istnieć coś niemożliwego, lecz jedynie dla stworzenia (np. posiadanie masy nieskończonej, a tym bardziej większej nad nieskończoność).
Na zakończenie tej części odniosę się do pewnego pomniejszego błędu rzeczowego zawartego w zgłoszonych zarzutach. Chodzi mi o używanie wobec religii pojęcia (inwektywy?) „urojenie”. Jest to maniera szczególnie popularna od wydania głośnej pozycji pt. „Bóg urojony” Richarda Dawkinsa. Jednak koncept polegający na porównywaniu religii do chorób psychicznych wywodzi się z twórczości Zygmunta Freuda, o którym zresztą wspomina sam autor zarzutów (w niecytowanych tu fragmentach listów). Odniosę się tylko do tekstu Freuda jako myśliciela znacznie poważniejszego i trudniejszego (i zapewne dlatego mniej popularnego i znanego – nie z nazwiska, lecz merytorycznie), a mianowicie do „Przyszłości pewnego złudzenia”. Freud pisze, że religia jest przede wszystkim złudzeniem, co nie oznacza, że jest koniecznie fałszywa: „Wyobrażenia te [religijne – B.P.]
21
(…) to złudzenia, spełnienia najstarszych, najsilniejszych, najpilniejszych życzeń ludzkości (…). Złudzenie znamionuje to, że wywodzi się z życzeń ludzkich, i pod tym względem bliskie jest znanemu psychiatrii rojeniu, ale też złudzenie różni się od niego, i to nie tylko dlatego, że rojenie powstaje w wyniku skomplikowanego procesu rozwoju. W wypadku rojenia jako cechę istotną podkreślamy sprzeczność z rzeczywistością, jeśli zaś chodzi o złudzenie, to nie musi być ono fałszywe, to znaczy niewykonalne czy sprzeczne z rzeczywistością (…). Niektóre spośród nich [doktryn religijnych – B.P.] są tak nieprawdopodobne (…), że – przy uwzględnieniu różnic psychologicznych – możemy je porównać z rojeniami” [2]. Wiadomo, że z tego, że coś nie musi być z konieczności fałszywe, nie wynika, że jest prawdziwe. Jednocześnie nie można stawiać znaku równości pomiędzy złudzeniem a fałszem, co wojujący ateizm chętnie czyni, zapominając, co o tym pisał sam Freud. Po drugie – gdy Freud przyrównuje pewne doktryny do urojeń, to tylko przyrównuje, wykazuje podobieństwa, analogie. Podobieństwo to nie tożsamość, tak jak oczy niebieskie jak niebo nie są niebem. Inna rzecz, że sam Freud zdradzał się niekiedy ze świadomością tego, że analogię między formacjami kulturowymi a chorobami psychicznymi są nie do końca uprawnione metodologicznie: „(…) mamy tu tylko do czynienia z analogiami i (…) wtedy, gdy chodzi o pojęcia, wyrywanie ich ze sfery, w której powstały i rozwijały się, jest niebezpiecznym posunięciem” [3]. Poza tym wartość stosowania do religii porównań z urojeniami czy myśleniem życzeniowym zakłada, że psychoanaliza, na gruncie której powstały te pojęcia i porównania, jest wartościowa poznawczo. Większość filozofów zajmujących się metodologią nauki dowodzi, że psychoanaliza jest nienaukowa [4]. Czyni to odwoływanie się do niej przez ateistów – najczęściej gorących zwolenników podejścia „naukowego” – zjawiskiem dosyć osobliwym, zaś same ich diagnozy religii – nieprawomocnymi. Zresztą diagnozy te rzadko kiedy opierają się na głębszej znajomości koncepcji ojca psychoanalizy, a posługują się jedynie wyrwanymi z tekstu fragmentami, zbanalizowanymi do poziomu propagandowych haseł. BOLESŁAW PARMA 1. Zob.: E. Gilson, „Byt i istota”, Warszawa 1963. 2. S. Freud, „Przyszłość pewnego złudzenia” [w:] tenże, „Pisma społeczne”, Warszawa 2009, s. 142–143 (pogrubienie własne). 3. Tenże, „Kultura jako źródło cierpień” [w:] tamże, s. 226. 4. Zob. np.: K.R. Popper, „Droga do wiedzy. Domysły i refutacje”, Warszawa 1999, s. 65–68.
22
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (45)
Krwawa jutrznia W 1605 r. magnaci polscy osadzili na tronie moskiewskim Dymitra Samozwańca. Rosyjska awantura zakończyła się pogromem Polaków. Próby podboju Rosji przez Rzeczpospolitą za panowania Stefana Batorego zakończyły się niepowodzeniem. Polska ofensywa zatrzymała się na Pskowie, a planom nowej wyprawy wojennej na Rosję przeszkodziła nagła śmierć Batorego. I wtedy wydawało się, że stosunki polsko-moskiewskie zaczną się poprawiać. W 1600 r. do Moskwy wyruszyli polscy i litewscy posłowie i po wielomiesięcznych pertraktacjach przedłużyli trwający między obu państwami pokój na kolejne 20 lat. Niestety, najbliższe lata stały się widownią wydarzeń, których echa do dziś pobrzmiewają we wzajemnych stosunkach obu narodów. Doprowadziły one nie tylko do spustoszenia państwa rosyjskiego, ale i do poważnego osłabienia ekonomicznego Rzeczypospolitej (rekompensatę stanowiła poprawa sytuacji strategicznej). Państwo rosyjskie po śmierci Iwana Groźnego znajdowało się w trudnej sytuacji wewnętrznej. Zaostrzyły się konflikty między szlachtą a bojarami, o tron carski toczyły się krwawe walki, a jednocześnie co rusz wybuchały powstania chłopów. Sytuację tę postanowili wykorzystać polscy i spolszczeni magnaci, mieszając się w wewnętrzne sprawy
P
Rosji. Mieli oni ciche poparcie Zygmunta III Wazy, który aprobował te awanturnicze plany. Gdy na dworze ukraińskiego magnata Wiśniowieckiego pojawił się człowiek podający się za syna Iwana Groźnego – Dymitra – magnaci zorganizowali wyprawę wojenną w celu zawładnięcia stolicą państwa rosyjskiego i osadzenia na tronie rosyjskim samozwańczego księcia. Kim był ów awanturnik? Jedna wersja głosiła, że był zbiegłym z monastyru mnichem Griszką Otriepowem, inna – że synem Batorego z nieprawego łoża. Wiadomo, że po śmierci Iwana Groźnego przy życiu pozostało dwóch jego synów: Fiodor i urodzony w 1582 r. Dymitr. Ten ostatni zmarł niespodziewanie w 1591 r. w niewyjaśnionych okolicznościach. Samozwaniec przedstawiał to wydarzenie jako nieudaną próbę zamachu na swoje życie. Przewidując możliwość spisku, jego matka i wierni słudzy ukryli podobno carewicza wśród dworskich chłopców. Dzięki temu nie padł on ofiarą mordu. W carskie pochodzenie pretendenta wierzyli jedynie ci, którzy wierzyć chcieli. Panowie polscy liczyli
odobnie jak ewolucja organizmów żywych wymagała czasu, tak też rozwój ludzi i społeczeństw do maga się cierpliwości oraz wysiłku. Nie istnieją tu, niestety, drogi na skróty. Często bywa tak, że człowiek próbuje uciec do przodu przed samym sobą, podążając za odkrytymi przez umysł prawdami o życiu i świecie. Chce biec za nimi, ale siła nawyków i przyzwyczajeń, które w nim tkwią, przyciska do ziemi jak sztaba ołowiu. Dotyczy to zarówno osobistej, życiowej ewolucji, jak i procesów społecznych i politycznych. Przed ponad półwieczem tak to opisał w dziedzinie polityki Bertrand Russell: „Przyznaję, że nowe systemy dogmatów, takie jak nazizm i komunizm, są jeszcze gorsze niż stare systemy, ale nigdy nie zawładnęłyby milionami umysłów, gdyby w młodości nie wpojono im ortodoksyjnych dogmatycznych zwyczajów. Język Stalina jest pełen reminiscencji seminarium teologicznego”. Otóż to właśnie. Na pewnym etapie Stalin zapewne zachwycił się nowoczesnymi ideami zachodnioeuropejskimi: sprawiedliwością, równością i demokracją, ale i on, i jego koledzy byli przecież dziećmi zacofanej i bezwzględnej dyktatury – Rosji carskiej. Nigdy przed tym nie potrafili uciec, bo musieliby uciekać przed sobą. Sam Stalin, wychowanek prawosławnego seminarium z zapadłej prowincji tego
przede wszystkim na wzrost polskich wpływów w Rosji, co miałoby doprowadzić do unii obu państw na kształt związku Polski i Litwy. Osobą Samozwańca zainteresowani byli też jezuici, nuncjusz papieski Klaudiusz Rangoni i Kuria Rzymska – ci ujrzeli w nim narzędzie pomocne do rozszerzenia wpływów Kościoła rzymskiego w Rosji. Samozwaniec przyjął więc w Krakowie – po kryjomu – katolicyzm i obiecał wprowadzić to wyznanie w państwie rosyjskim. Bezpośrednimi protektorami Samozwańca byli książęta Wiśniowieccy i zadłużony po uszy wojewoda sandomierski Jan Mniszech, który spodziewał się, że Dymitr, któremu
imperium, skończył jako obłąkana pragnieniem władzy absolutnej odmiana świeckiego boga. Podobne problemy mieli rewolucjoniści francuscy, którzy chcieli obalić feudalną tyranię, ale wielu z nich było jej nieodrodnymi dziećmi i tyrania była częścią ich sposobu życia i myślenia.
obiecał dać córkę za żonę, odwdzięczy się nadaniami. Stanisław Żółkiewski stwierdził w swoich pamiętnikach, że „zaślepiony chciwością i pychą” wojewoda sandomierski dobrze wiedział, „że ten szalbierz nie jest Dymitr”. Ów Dymitr wydał w czerwcu 1604 r. akt, w którym przekazał Rzeczypospolitej „smoleńskiej ziemi połowicę”, by potem z wojskami polskich magnatów wkroczyć na teren Rosji. Dołączyli do niego zbuntowani chłopi rosyjscy. Początek wyprawy był pomyślny, jednak przyszła też klęska. W beznadziejnej sytuacji z pomocą przyszedł przypadek. 23 kwietnia zmarł car Borys Godunow, a 6 tygodni później zginął jego syn Fiodor, który nie zdołał opanować powstałego zamieszania. Umożliwiło to Dymitrowi zajęcie w 1605 r. Moskwy i koronowanie się na cara. W otoczeniu Samozwańca znaleźli się panowie polscy, choć nowy władca starał się uwzględniać także interesy miejscowej szlachty. Mimo to jego triumf nie był trwały. Zarówno otaczanie się przezeń cudzoziemcami, nierespektowanie miejscowych praw i zwyczajów, jak również arogancka i łupieżcza postawa Polaków bawiących na Kremlu doprowadziły do wybuchu
gorzej. Niby bardziej niż Luter cenił demokratyczne rozwiązania i demitologizację sakramentów, ale był jednocześnie obrzydliwym legalistą i sprawcą zabójstwa Michała Serveta. Następcom reformatorów tylko z wielkim trudem udawało się przez stulecia przezwyciężać dziedzictwo ojców założycieli.
powstania, i to podczas uroczystości związanych z zaślubinami cara i Maryny Mniszchówny. W sobotę 17 maja 1606 r. – zgodnie z kalendarzem juliańskim – spiskowcy przystąpili do działania, gotując swoim wrogom tzw. krwawą jutrznię. Dymitra zamordowano, a wraz z nim zabito około 500 jego polskich popleczników. Pozostałych Polaków uwięziono jako zakładników w różnych stronach państwa rosyjskiego. Lud moskiewski spalił zwłoki Dymitra, a jego prochy zostały wystrzelone z działa w kierunku Polski... Powstałą sytuację wykorzystali wielcy feudałowie rosyjscy (bojarzy), by wprowadzić na tron człowieka ze swej grupy – Wasyla Szujskiego. Wydawało się, że dymitriada została zakończona. Wkrótce jednak okazało się, że z rządów Szujskiego niezadowolona była szlachta rosyjska, a nowy car zmuszony był skupić wszystkie swoje siły na walce z powstaniem chłopskim. Wtedy doszło do kolejnej polskiej interwencji. Panowie polscy poparli drugiego Samozwańca, który podawał się za Dymitra, rzekomo cudownie uratowanego w powstaniu moskiewskim, i w 1607 r. udzielili mu pomocy wojskowej. I chociaż w niczym nie przypominał pierwowzoru, „Dymitra”, uznała go również Maryna, wypuszczona z więzienia przez Szujskiego. Zawarła z rzekomym carem ślub. Nowy uzurpator opanował znaczne połacie Rosji i próbował zdobyć Moskwę, jednak po początkowych sukcesach stracił przewagę na rzecz Szujskiego. W 1609 r. rozpoczęła się bezpośrednia interwencja Rzeczypospolitej w sprawy rosyjskie. ARTUR CECUŁA
niestety, pozostają w nas zawsze, i jakże często ściągają z obranej drogi. Dziwimy się, że racjonaliści tak często są irracjonalni, humaniści bywają niehumanitarni, a zwolennicy demokracji mają tyle dyktatorskich zapędów, ale przecież nie może być inaczej – wszyscy oni żyją i wychowują się w świecie
ŻYCIE PO RELIGII
Bieg w ołowianych butach Na podstawie powyższego lepiej rozumiemy niepowodzenia i aberracje wszelkich rewolucji. One nie mogą się udać także dlatego, że nowy system, może nawet lepszy i słuszniejszy, tworzą ludzie, którzy są dziećmi starego. Przyjrzyjmy się Marcinowi Lutrowi i Janowi Kalwinowi – zbuntowanym dzieciom katolicyzmu. Przy całym ich pragnieniu zmian oraz wielu celnych analizach i pomysłach w wielu sprawach pozostali duchowo synami Kościoła katolickiego. Luter wierzył w szatańską moc czarownic, nienawidził Żydów i odwoływał się do tyrańskich metod. Co nie przeszkadzało mu zresztą mówić o pięknie Ewangelii i jej wolności. Z Kalwinem było pod pewnymi względami jeszcze
Jednocześnie przecież nie można zaprzeczyć, że reformacja – oceniana z perspektywy 5 wieków – bardzo zmieniła świat, i to zdecydowanie na lepsze. Bez niej trudno byłoby sobie wyobrazić współczesną demokrację, wolność sumienia czy swobodę poszukiwań naukowych – to wszystko ma przecież swoje korzenie m.in. w krytycznym protestanckim duchu. Zatem rewolucje, przynajmniej niektóre, przynoszą znaczące owoce, ale dopiero z upływem pokoleń. Wtedy gdy nowi ludzie, wychowani w nowym duchu, powoli nabierają lepszych nawyków. Te procesy pozwalają nam lepiej zrozumieć nas samych i życie wokół. Wszelkie zmiany wymagają czasu i pracy, a stare nawyki,
niechętnym wobec wartości, które sami uznali za słuszne. To trochę tak jak z polskimi protestantami, którzy statystycznie są bardziej zachowawczy od swoich zachodnich współwyznawców. A to m.in. dlatego, że żyją w katolickim, konserwatywnym kraju, który kształtuje ich sposób postrzegania świata nawet wbrew ich własnym intencjom. Nie pozostaje więc nic innego, jak zaopatrzyć się w cierpliwość wobec siebie i otoczenia. A także w czujność, która pozwoli wychwytywać pułapki, jakie sami na siebie zastawiamy jako dziedzice irracjonalnej, opresyjnej obyczajowości, żyjący w otoczeniu raczej nieprzyjaznym rozwojowi dojrzałego człowieczeństwa. MAREK KRAK
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r. Po śmierci Innocentego III władzę papieską objął Cencio, były skarbnik papieski, który przyjął imię Honoriusz III (1216–1227). W zasadzie cała jego polityka skierowana była na zabiegi wokół nowej krucjaty, która stała się jego idée fixe. Sztandarowym osiągnięciem Cencjusza była jednak Liber Censuum Romanae Ecclesiae („Księga wpływów Kościoła rzymskiego”), czyli pierwsza wielka ewidencja wszystkich źródeł przychodów i dóbr papieskich na całym Bożym świecie. W części były to nie tylko realne dochody, ale i kościelne pretensje i roszczenia. Wstęp spisu informuje, że jest to oficjalna lista „tych klasztorów, szpitali (...), miast, zamków, dworów (...), a także królów i książąt podlegających jurysdykcji i własności św. Piotra i Świętego Kościoła Rzymskiego, wraz ze wskazaniem tego, ile zobowiązani są płacić”. Spis zmieścił się Cencjuszowi w... osiemnastu tomach i obejmował papieskie przychody z nieruchomości pomiędzy rokiem 492 a 1192. W związku z „Księgą wpływów” papiestwo powołało jedną ze swoich pierwszych dykasterii – Kamerę Apostolską, która miała zajmować się administracją, dobrami i prawami Stolicy Apostolskiej. Według Iana Stuarta Robinsona zbiór ten stanowi „ostatnią i najbardziej autorytatywną próbę, z serii tych rozpoczętych w XI w., sformułowania dokładnego zapisu roszczeń finansowych Kościoła rzymskiego” („The Papacy, 1073–1198: Continuity and Innovation”). Z kolei historyk J. Rousset de Pina uważa „Liber Censuum” za „najbardziej efektywny instrument i (...) najbardziej znaczący dokument kościelnej centralizacji” w dojrzałym średniowieczu. Już jako doradca finansowy Innocentego III Cencjusz doprowadził do ustanowienia bezpośredniego opodatkowania duchowieństwa na rzecz potrzeb papieskich. Początkowo był to „podatek krucjatowy” w wysokości 1/40 dochodów z beneficjów i domów zakonnych. Na potrzeby swojej batalii z cesarzem Honoriusz III wprowadził dwa nowe podatki – od „pierwszych plonów” (nakładany na nowego posiadacza beneficjum kościelnego, odpowiadający wartości całorocznych zysków) oraz dziesiątej części wszystkich dochodów duchownych. Po raz pierwszy ściągano te podatki w 1225 r. i obowiązywały przez całe średniowiecze. Papież finansista narzekał na „nieokiełznane grubiaństwo ludu szwedzkiego”, gdyż Szwecja odmówiła klerowi prawa dziedziczenia majątków. Również Rzym znów zaczął sprawiać problemy. Stronnictwo demokratyczne poczuło się wyzwolone
spod żelaznej ręki Innocentego i spróbowało odzyskać utracone prawa. Wobec buntu ludności w czerwcu 1219 r. papież na ponad rok musiał uciekać z miasta. Pomocy w odzyskaniu Lateranu udzielił mu Fryderyk II, który chciał się w Rzymie koronować na cesarza, co też papież wkrótce uczynił w nadziei, że w końcu nowo koronowany cesarz wywiąże się z krucjatowego zobowiązania. Fryderyk bardziej jednak interesował się umacnianiem swojej władzy w Niemczech i Italii niż zamorskimi awanturami. W Spoleto wywołany został bunt przeciwko władzy papieskiej, w który zaangażowany był
OKIEM SCEPTYKA i 12 września 1217 r. pokonały krzyżowców pod Salvetat. W odpowiedzi na to papież sformułował szereg pogróżek i potępień w stosunku do prokuratora generalnego Królestwa Aragonii i Hrabstwa Barcelony, Sancha, hrabiego Roussillon, który w królestwie pełnił ówcześnie rolę regenta. Katalończycy posiadali swoje ziemie w Langwedocji i nie zamierzali ich składać na ołtarzu papieskiej walki z heretykami. Kiedy więc ich dobra stały się przedmiotem grabieży krzyżowców, wsparli siły langwedockie. W bulli z 23 października oburzony papież wyrzucał Katalończykom, że ośmielają się występować
rycerski do walki z kataryzmem, ale nic z tego nie wyszło. Kościół znów wziął sprawy w swoje ręce. Papieski legat we Francji, kardynał Romano Frangipani, oskarżył Rajmunda VII o sprzyjanie heretykom i w roku 1225 synod w Bourges ekskomunikował go i ogłosił nową krucjatę, w którą teraz zaangażował się król Francji, Ludwik VIII. Ponieważ król wkrótce zmarł, władzę przejęła jego żona, Blanka Kastylijska, która pozostawała w zażyłych stosunkach z legatem (było to powodem plotek). Doprowadziła ona do całkowitego podboju Langwedocji, a Kościół... wyniósł ją na ołtarze.
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (51)
Wojenna obsesja Honoriusz III zatwierdza regułę dominikanów
cesarski urzędnik Guncelin von Wolfenbüttel (1170–1255). Rebelia zakończyła się wygnaniem papieskich urzędników. W 1225 r. w samym Rzymie walkę z papieżem rozpoczął hrabia Ryszard Conti. W maju papież znów musiał uciekać z Rzymu. Senatorem został wówczas Parentius – „zdecydowany wróg kleru” (Gregorovius). Parentius był wcześniej podestą, czyli najwyższym urzędnikiem w niezależnej Republice Lukki, gdzie nakazał duchowieństwu płacić podatki pod karą banicji. Prawo to zaowocowało klątwą papieską. Mediatorem pomiędzy Rzymem a papieżem został Fryderyk II, który ponownie umożliwił Honoriuszowi powrót do miasta, co nastąpiło w lutym 1226 roku. To, co najlepiej wyszło Honoriuszowi, to ostateczna zagłada kultury oksytańskiej (południowofrancuska) i całkowity podbój Langwedocji. Początkowo wspierał gorliwie Szymona de Montfort, który wycinał w pień całe miejscowości. Papież słał mu na pomoc bulle z groźbami wobec wszystkich stawiających opór krzyżowcom. Miastom oksytańskim groził pozbawieniem biskupstw, jeśli nie poddadzą się karzącej ręce papieskiego generała. Siły langwedockie zostały jednak wsparte przez Katalończyków
„przeciwko Bogu samemu”, i groził im interdyktem, jeśli nie zrezygnują ze wspierania herezji katarskiej. Aragonia była formalnie lennem papieskim i w roku 1216, chcąc osłabić regenta Sancha, angażującego się w sprawy Langwedocji, papież powołał do współrządzenia państwem radę siedmiu doradców, złożoną z biskupów, hrabiów i templariusza. Teraz „doradcy” w odpowiedzi na papieską bullę wystąpili przeciwko regentowi. Ponieważ Sanczo nie przejął się groźbą interdyktu, w grudniu papież wypuścił dwie kolejne – jedną do Sancha, drugą do ośmioletniego króla Aragonii Jakuba I. Papież karcił w bulli małoletniego monarchę i wypominał mu przysługę papieską polegającą na uwolnieniu go z rąk Montforta w 1214 r. Obie bulle groziły bez ogródek zorganizowaniem krucjaty przeciwko Aragonii i Katalonii, jeśli nie przestaną one pomagać Langwedocji. Stary Montfort niedługo później poległ jednak od kamienia z maszyny miotającej, wobec czego dowództwo nad wojskami krzyżowymi objął jego syn Amalryk. Choć młody Montfort w 1213 r. pasowany został przez biskupa Orleanu na „rycerza Chrystusa”, nie był już tak waleczny jak jego ojciec. Wprawdzie razem z papieżem próbowali w 1221 r. powołać specjalny zakon
Mniej udało się papieżowi zwojować w zakresie organizacji piątej wielkiej krucjaty chrześcijan na ziemie niewiernych. Krucjata została ogłoszona jeszcze u schyłku poprzedniego pontyfikatu (1215 r.) na soborze laterańskim. Cały pontyfikat Honoriusza upłynął na próbach wymuszania na cesarzu Fryderyku II wyprawy na niewiernych. Za Fryderykiem wlokło się to zobowiązanie jeszcze z czasów jego małoletności – wszak był wychowankiem papieskim. W 1217 r. papieżowi udało się namówić na wyprawę krzyżową, która obecnie miała być skierowana głównie na Egipt, króla węgierskiego Andrzeja II. Po kilku miesiącach król węgierski stracił „święty zapał” i zarządził powrót do domu. Władca ten w 1225 r. roztropnie wygnał ze swojego kraju Krzyżaków, którzy znaleźli wówczas schronienie w nieszczęsnej Polsce, gdzie kilka lat wcześniej nieudolne krucjaty na Prusy organizował Konrad Mazowiecki (z upoważnienia papieskich bulli z 1217 i 1218 r.). Do udziału w krucjacie papież zdołał także namówić księcia Austrii Leopolda VI (1176–1230), który w 1212 r. brał już udział w krucjacie na albigensów. Leopold znacznie dłużej wojował w Egipcie dla papieża, bo od 1217 do 1221 r.
23
Papież zdawał sobie jednak sprawę, że tylko wyprawa cesarza może przynieść sukces świętej wojny. Fryderyk natomiast nadużywał papieskiej cierpliwości. Pomimo cesarskiej koronacji nie tylko nie wyruszył na krucjatę, lecz dodatkowo złamał obietnicę i koronował swojego syna Henryka na króla Niemiec, a następnie Rzymian. W 1225 r. po wielu naciskach Fryderyk wreszcie zgodził się na karę ekskomuniki, jeśli nie wyruszy na krucjatę do lata 1227 r. Wbrew obietnicy złożonej papieżowi, którego kluczowym założeniem politycznym na Półwyspie było niedopuszczenie do połączenia królestwa Sycylii z cesarstwem, Fryderyk nie zrezygnował z Sycylii i Neapolu. Syna zostawił w Niemczech jako namiestnika, zaś sam udał się na południe Włoch i na Sycylii stworzył podstawę swojej potęgi. Ten późniejszy zacięty wróg papiestwa, który przez jednych został określony Antychrystem, a przez innych – średniowiecznym wolnomyślicielem, stworzył na Sycylii nowoczesną monarchię. „Na potrzeby kształcenia kadr urzędniczych ufundował w 1224 r. uniwersytet w Neapolu. Dwór królewski w Palermo był oazą artystów i poetów. Cała Sycylia stała się w średniowieczu niespotykanym przykładem państwa tolerancyjnego, w którym urzędy sprawowali ludzie różnych wyznań” (Jerzy Rajman). System lenny stracił tam na znaczeniu, a władzę objęli opłacani fachowcy. Feudalne pospolite ruszenie zostało zastąpione armią najemną ze znacznym udziałem muzułmanów. Sycylijskie prawo przyznało dzieciom księży prawo dziedziczenia, którego odmawiano im w innych prawowiernych krajach. Naturalnie papiestwo śmiertelnie obawiało się sprawnej „wolnomyślnej monarchii” sycylijskiej Fryderyka. Lękano się, że sukcesywnie wchłonie ona wszystkie regiony Włoch, razem z Państwem Kościelnym jako przystawką, i stworzy jednolitą monarchię włoską. Byłoby to zapewne ogromne szczęście dla Europy. Fryderyk był człowiekiem nauki, a nie religii. Jako jeden z najlepiej wykształconych ludzi ówczesnej Europy obficie korzystał z wiedzy świata arabskiego i zlecił tłumaczenie Arystotelesa. Nie tylko rządził, ale i pisał traktaty naukowe (traktat ornitologiczny wraz z ilustracjami 900 gatunków ptaków) oraz jako jeden z pierwszych naukowo badał twierdzenia religijne (słynny eksperyment deprywacyjny, mający sprawdzić, jakim językiem posługiwali się Adam i Ewa). W przeciwieństwie do niego papież Honoriusz III w 1219 r. zakazał nauczania prawa świeckiego na uniwersytecie paryskim, gdyż prawo było zbyt kuszącą konkurencją dla teologii. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Wegetarianizm Dieta wegetariańska posiada równie wielu zwolenników, co przeciwników. Co więcej, każda z tych grup na poparcie swoich racji przedstawia racjonalne argumenty. Jaka zatem jest prawda? Czy warto zostać wegetarianinem? Wegetarianizm wywodzi się z Indii i jest tam ściśle powiązany z religią. Podobne inklinacje można także odnaleźć w innych środowiskach religijnych, takich jak adwentyzm, oraz w niektórych zakonach katolickich. Problem ten poruszano także wśród pierwszych chrześcijan. W Liście do Rzymian św. Paweł pisze: „Dobrą jest rzeczą nie jeść mięsa i nie pić wina, i nie czynić niczego, co twego brata gorszy”. Swoich zwolenników wegetarianizm miał także wśród wybitnych przedstawicieli filozofii, nauki i sztuki, takich jak Pitagoras, Sokrates, Platon, Hipokrates, Leonardo da Vinci czy Izaak Newton. Obecnie większość wegetarian kieruje się względami humanitarnymi, sprzeciwiając się hodowli i ubojowi zwierząt. Podnoszą oni także ważkie argumenty ekonomiczne. Okazuje się, że 80–90 proc. światowej produkcji roślin i zbóż przeznacza się na paszę dla zwierząt hodowlanych. Tymczasem ze 100 kcal energii pozyskanej z roślin paszowych zwraca się: w mleku – jedynie 15 kcal, w jajach – 7 kcal, a w mięsie – 4–8 kcal. Dla wyżywienia jednego człowieka spożywającego mięso potrzeba aż 2 hektarów ziemi, tymczasem z 1 hektara może się wyżywić aż 7 jaroszy. Szacuje się, że gdyby można było wykorzystać całą dotychczasową produkcję roślinną bezpośrednio na potrzeby żywienia człowieka, dałoby się wyżywić z powodzeniem kilkanaście miliardów ludzi. Są to więc argumenty godne rozważenia.
Czy jednak każdy z nas może przejść na taki tryb odżywiania bez ryzyka utraty zdrowia? Trzeba wiedzieć, że wegetarianizm wegetarianizmowi równy nie jest – pod tą nazwą istnieje bowiem co najmniej kilka systemów żywieniowych różniących się między sobą rodzajami produktów dopuszczonych do spożycia. Najbardziej powszechną odmianą wegetarianizmu jest laktoowowegetarianizm. Dopuszcza on produkty pochodzenia zwierzęcego, takie jak mleko i jego przetwory, oraz jaja i miód. Rezygnuje się tu natomiast z wszelkich mięs: drobiu, wołowiny, wieprzowiny, jagnięciny, cielęciny, ryb i owoców morza. Dużo dalej w ograniczeniach idzie laktowegetarianizm, bo z codziennego jadłospisu oprócz z mięs wyklucza także jaja. Jest najbardziej rozpowszechniony wśród wyznawców religii wschodnich, takich jak buddyzm i hinduizm. Jeszcze bardziej bezkompromisową formą wegetarianizmu jest weganizm, który propaguje sposób żywienia całkowicie pozbawiony produktów pochodzenia zwierzęcego, w tym jaj i miodu, a opiera się wyłącznie na produktach roślinnych. Ruch wegański jest w świecie coraz bardziej popularny, gdyż jego filozofia sprzeciwia się wykorzystywaniu zwierząt w jakikolwiek sposób. Weganie protestują przeciw trzymaniu zwierząt w zoo i w cyrkach oraz sprzeciwiają się produkcji futer i odzieży skórzanej. Najsłynniejszym zwolennikiem weganizmu jest lekkoatleta Carl Lewis, wielokrotny mistrz olimpijski.
Kolejny poziom wegetariańskiego wtajemniczenia to witarianizm, który zabrania poddawania potrawy obróbce termicznej powyżej 41 stopni Celsjusza. Zwolennicy tej diety uważają, że w wyższej temperaturze giną enzymy i składniki mineralne zawarte w warzywach i owocach (to ich jedyny pokarm). Najdalej posuwają się jednak frutarianie, którzy jedzą tylko owoce, i to te, które same spadną z drzewa lub krzaka. Zjedzenie sałaty jest dla nich równoznaczne... z uśmierceniem jej. Według dietetyków najzdrowszy jest semiwegetarianizm, który dopuszcza jedzenie drobiu, ryb i owoców morza. Błędnie jest on klasyfikowany jako odmiana wegetarianizmu, bo tak naprawdę nie ma z nim nic wspólnego – i to zarówno w warstwie ideologicznej, jak i spożywczej. Przecież trudno powiedzieć o kimś, że jest „trochę wegetarianinem”. Semiwegetarianizm jest często etapem pośrednim przed zupełnym odstawieniem mięsa. Pora przyjrzeć się temu, co zwykły człowiek, jeśli nie kieruje się pobudkami ideologicznymi, może zyskać, rezygnując z mięsnych potraw, a co ryzykuje. Dzisiejsza wiedza dietetyczna docenia zalety wegetarianizmu, przestrzegając jednocześnie, że może być on niebezpieczny, gdy jest praktykowany niedbale i bez odpowiedniej wiedzy. Dieta wegetariańska charakteryzuje się przede wszystkim niską kalorycznością. Z tego też względu nadwaga czy otyłość u wegetarian należą do rzadkości. Dużym jej plusem jest również mała ilość tłuszczu, całkowity brak lub niska zawartość cholesterolu oraz zwiększona podaż zdrowych nienasyconych kwasów tłuszczowych. Bez wątpienia może ona
odgrywać znaczącą rolę w leczeniu i profilaktyce współczesnych chorób cywilizacyjnych, takich jak otyłość, miażdżyca, cukrzyca, choroba niedokrwienna serca, nadciśnienie i nowotwory jelita grubego. Na badaniu efektów diety laktoowowegetariańskiej skupił się dr Dean Ornish, który zajmuje się propagowaniem zdrowego stylu życia i profilaktyką chorób układu krążenia. Badał on jej wpływ na miażdżycę i nadciśnienie tętnicze. Okazało się, że stosowanie diety bogatej w warzywa i owoce, z dużym ograniczeniem tłuszczu, cholesterolu, soli, kawy i alkoholu oraz w połączeniu z lekką aktywnością fizyczną, przyniosło znaczną poprawę stanu zdrowia badanych – obniżyło się stężenie cholesterolu, powiększyło światło tętnic, spadło ciśnienie tętnicze i masa ciała. Okazało się także, że dieta wegetariańska zmniejsza ryzyko wystąpienia chorób nowotworowych. Optymistyczne źródła szacują, że nawet o 90 proc. Można ich uniknąć, przechodząc na wegetarianizm i podejmując umiarkowaną aktywność fizyczną. Wegetarianie mają w organizmie dwukrotnie wyższą aktywność naturalnych antyoksydantów, czyli ważnych substancji broniących nas przed nowotworami. Co więcej, brak mięsa pozwala uniknąć zatruwania organizmu wieloma szkodliwymi substancjami, którymi jest ono obecnie faszerowane. Dotyczy to antybiotyków, konserwantów, hormonów i innych leków mających na celu szybki i wydajny wzrost masy mięsnej tuczonych zwierząt. Dieta oparta na produktach pochodzenia roślinnego ogranicza też dopływ sacharozy, a zwiększa ilość węglowodanów złożonych i błonnika pokarmowego. Jest także bogata w witaminę C oraz potas. A przynajmniej powinna być, jeśli jest prawidłowo stosowana. W związku z mniejszą jej kalorycznością należy spożywać większe i bardziej zróżnicowane posiłki, aby dostarczyć organizmowi wszystkie niezbędne składniki pokarmowe. Jednak do tego potrzebna jest wiedza o wartościach odżywczych poszczególnych produktów oraz o sposobie ich łączenia. A konsekwencje niedouczenia w kwestiach dietetyki mogą być niezbyt miłe. Nieumiejętne stosowanie diet wegetariańskich może doprowadzić do niedoborów składników pokarmowych, czego rezultatem mogą być liczne choroby: anemia, zaburzenia miesiączkowania, biegunki, krzywica, osteoporoza, a u dzieci i młodzieży – zahamowanie wzrostu oraz opóźnienie rozwoju fizycznego i umysłowego. Osoby pragnące spróbować takiego trybu życia zachęcam do przeczytania w poprzednim numerze „FiM” artykułu o anemii, gdyż jest ona najczęstszym powikłaniem wynikającym z nieprawidłowej diety, ubogiej w żelazo. Żelazo obecne w produktach roślinnych jest żelazem niehemowym, a jego przyswajalność jest
niska. Dodatkowym czynnikiem ograniczającym wykorzystanie składników mineralnych (żelazo, cynk, magnez, wapń) jest duża zawartość błonnika pokarmowego. Dużym problemem są też niedobory witaminy B12. Pojawić się mogą po kilku latach, gdyż organizm posiada ich zapasy. Witamina ta występuje tylko w mięsie i nie jest możliwe jej zsyntetyzowanie przez nasz organizm z innych substratów. Jakiś czas temu uważano, że występuje w glonach, jednak ostatnie badania udowodniły, że glony nie zawierają witaminy B12, tylko jej analog strukturalny, który w przypadku człowieka jest nieprzyswajalny i może nawet utrudniać wchłanianie właściwej witaminy. Mankamentem wegetarianizmu jest też mała podaż białka. Można oczywiście mówić o wysokiej zawartości tego składnika pokarmowego w soi i innych warzywach strączkowych, ale jest to białko o niższej wartości biologicznej niż to zwierzęce. Jest słabiej przyswajalne i nie zawiera w sobie kilku niezbędnych aminokwasów egzogennych. O czym należy pamiętać, decydując się na wegetariański tryb życia? Przede wszystkim o tym, aby nie rzucać się od razu na głęboką wodę. Spróbujmy na początek diety semiwegetariańskiej, którą – w miarę nabywania przez nas doświadczenia i wiedzy z zakresu dietetyki – przekształcimy z czasem w dietę już całkowicie wegetariańską. W tym celu nie rezygnujmy ze spożywania produktów mlecznych, nabiału oraz jaj, gdyż są to źródła pełnowartościowego białka, witaminy B12 oraz innych składników odżywczych. Jedzmy gotowane ryby morskie. Zawierają dużo czystego białka, kwasów Omega-3 oraz składników mineralnych. Należy też zwiększyć ilość spożywanych roślin strączkowych, takich jak soja, bób, groch, fasola czy soczewica. Są one bogate w białka i witaminy z grupy B. Łączmy w jednym posiłku produkty bogate z żelazo (np. brokuły) z produktami zawierającymi witaminę C (np. czerwona papryka). W ten sposób uzyskujemy lepszą wchłanialność żelaza. Nie powinno się popijać takich dań czarną herbatą i kawą, bo ograniczają one przyswajanie tego pierwiastka. Pełnoziarniste produkty zbożowe gotujemy na parze, i to krótko. Straty wśród witamin i mikroelementów wywołane obróbką termiczną są wówczas mniejsze. Należy łączyć produkty zbożowe z roślinami strączkowymi (np. ryż z soczewicą) oraz zbożowe z mlecznymi (np. płatki owsiane z mlekiem) – uzyskamy w ten sposób lepsze wykorzystanie aminokwasów. Nie żałujmy sobie kiełków, nasion, pestek, orzechów i suszonych owoców – to nieocenione źródła wielu cennych składników odżywczych oraz świetna przekąska ograniczająca głód oraz doskonale zastępująca wszelkie słodycze. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Grzegorz Dyndała Kolejni znaczący posłowie i kandydaci na posłów Sojuszu Lewicy Demokratycznej wskoczyli na Platformę lub ogłosili poparcie dla Poparcia Palikota. To nasz sukces świadczący o sile. Tak oświadczyło największe od lat nieszczęście polskiej lewicy. Nieszczęście nazywa się Grzegorz Napieralski i jedyna nadzieja w tym, że lewica przerżnie wybory. Nadzieja dla niej samej. Na przyszłość. Swój szesnastoprocentowy sukces w wyborach prezydenckich chciał Napieralski przełożyć na sukces parlamentarny, ale okazuje się, że to niemożliwe. Jeśli rok temu rozdawanie jabłek i zbieranie grzybów stanowiło pewne antidotum dla ponurej mgły smoleńskiej, to obecnie elektorat oczekuje konkretów. I sukcesów. A tychże nie ma, za to są klęski. Przepraszam, że użyję mocniejszych słów, ale trzeba ciężkiego idioty lub osobnika pozbawionego instynktu samozachowawczego, aby w przededniu wyborów pozbywać się w atmosferze skandalu kilku lewicowych ikon, na przykład Nowickiej i Biedronia (o przesunięciu w dół na listach wyborczych powiadomieni zostali elegancko... SMS-ami). W tym kontekście słowa widocznie zdenerwowanego Napieralskiego: „Jesteśmy razem”
– powtarzane wielokrotnie podczas kongresu SLD – brzmiały jak kiepski dowcip. Tym gorszy, że dwie godziny przed rzeczonym kongresem Grzesiowi znów urwało się ze smyczy kilka znaczących person – na przykład Dariusz Rosati. Ale przecież nie tylko. Zabrał zabawki i oddalił się z SLD-owskiej piaskownicy także Paweł Obermeyer – popularny w stolicy dyrektor warszawskiego szpitala i autor lewicowego programu dotyczącego reformy służby zdrowia. „Nie mam czasu na wyborcze gierki Napieralskiego” – zdenerwował się lekarz, kiedy nagle jego miejsce na liście, bez żadnego uprzedzenia, zajęła Alicja Tysiąc. Jej awans miał zatrzeć fatalne wrażenie po demonstracyjnej rezygnacji Nowickiej. Ale nie zatarł, bo przeciwko kandydaturze Tysiąc protestowały niemal wszystkie panie z kierownictwa SLD (a jest ich tam i tak jak na lekarstwo). „Pani Tysiąc niczym nie zasłużyła się jako warszawska radna, więc nie ma żadnej pewności, że będzie aktywnie pracowała w Sejmie” – napisały w liście do szefa Sojuszu. Bezskutecznie.
„21 sierpnia 1811 roku. Tłumy gapiów z Reszla, z okolic i nawet znacznie bardziej odległych zakątków zaboru pruskiego otaczają ciągnięty przez konia wóz drabiniasty. Klęczy na nim kobieta skuta przez kowala ciężkimi łańcuchami (tak jakby miała gdzie uciec!). Posępny orszak zmierza w kierunku tzw. wzgórza szubienicznego (przy drodze z Reszla do Korsz), na którym ustawiono już stos. Czeka przy nim specjalnie na tę przerażającą okoliczność sprowadzony kat z Lidzbarka. Ma tremę. To jego pierwszy i... ostatni stos w życiu. Egzekucja odbywa się w śmiertelnej ciszy. Skazana nie błaga o litość, nie krzyczy. Nawet wówczas, gdy płomienie sięgają jej twarzy (...). Ale z relacji świadków, do których dotarli dziennikarze ówczesnej prasy warszawskiej, wynika, że Barbara umierała, będąc w pełni świadoma swojej sytuacji. Ostatni stos cywilizowanego świata odbija się głośnym echem. O makabrze pisze prasa całej Europy, a gazety amerykańskie nazywają egzekucję »bestialskim morderstwem w kraju barbarzyńców«. Jeden z sędziów orzekających w sprawie Barbary popełnia samobójstwo, inny popada w obłęd. Stos, na którym spłonęła ostatnia czarownica, jeszcze przez dziesięciolecia rzuca cień. Także na społeczność Reszla”. Tak pół roku temu w materiale „Ostatnia czarownica” opowiedzieliśmy o losie i ostatnich chwilach Barbary Zdunk. Do tego bulwersującego i haniebnego tematu wrócimy wkrótce, bo w archiwach niemieckich znaleziono
Grzegorzowi Napieralskiemu pozostały więc już tylko czysto populistyczne hasła. Może ktoś w nie uwierzy. Tylko kto? Kto za dobrą monetę przyjmie zapewnienia lidera lewicy, że pod jej rządami płace w Polsce zostaną zrównane z europejskimi, że świadczenia społeczne będą z dnia na dzień takie jak w Niemczech, a luksusowe i czyściutkie pociągi zaczną jeździć od
9 października punktualnie. Wszystkie dzieci dostaną tablety, szkolną opiekę lekarską i stomatologiczną oraz darmowe posiłki, a przedszkolaki – miejsce w przedszkolach. No i nareszcie zacznie się budować w Polsce drogi. „Ale przecież drogi się buduje, a kraj jak długi i szeroki jest
rozkopany...” – zdziwił się pod czas konferencji dziennikarz TVP Info. „A gdzie tam!” – ofuknął go przewodniczący i dalej przekonywać, że Tusk rozkopał Polskę tylko dla picu, żeby udawać, że coś się robi. A pieniądze? Skąd wziąć pieniądze? A pieniądze na wszystkie jego – Napieralskiego – pomysły są, tylko sprytnie ukryte, ale on je znajdzie. Bo ma serce po lewej stronie. Ta mantra z lewostronnym serduszkiem powtarzana jest od lat przez wielu kolejnych liderów lewicy. Z różnym skutkiem, ale nigdy tak często jak obecnie. I warto w tym miejscu zacytować Rosatiego, który po kongresowej tyradzie Napieralskiego stwierdził, że serce – owszem – można i nawet trzeba mieć z lewa, ale ważniejsze, aby rozum był pośrodku głowy. I może czas – jak to z kolei trafnie określił Józef Pinior – aby Napieralski skończył z uprawianiem polityki lunatyka i nareszcie się obudził. Nawet jeden z najbardziej zaufanych ludzi szefa Sojuszu, Marek Balicki, przyznał we wtorek w Radiu TOK FM, że w szeregach SLD nie jest dobrze. Tymczasem internetowe fora aż kipią od kpin z lewicowych założeń
25
programowych. Oto na przykład anty-Biedroń, czyli Wikiński, zapowiada oficjalnie, że SLD przyspieszy wzrost gospodarczy z 3 do 7 proc., obniży podatki i podniesie płacę minimalną oraz renty i emerytury. Jak to możliwe? A w takie szczegółowe pierdoły to poseł Wikiński się już nie wdaje. Za to Katarzyna Piekarska uzupełnia, że SLD zlikwiduje Fundusz Kościelny i w ogóle zlaicyzuje państwo. Bardzo wierzymy. Tym bardziej że jeszcze brzmią nam w uszach dokładnie takie same zapewnienia lewicy z roku 1993 i 2001. W obu tych przypadkach partia ta wygrała wybory i w obu Kościół dostał od Millerów, Kwaśniewskich itp. więcej, niż chciał. O właśnie... Kwaśniewski. W Warszawce aż huczy, że wobec ostatnich spektakularno-propagandowych niepowodzeń Sojuszu były prezydent z czymś w rodzaju orędzia do narodu ma być ostatnią nadzieją Napieralskiego. Z tym że – jak mówią na Rozbrat – sam Olek waha się, czy stawiać akurat na tego konia lewicy, który koniec końców okazał się raczej wałachem. Tym bardziej że z Brukseli powrót na białym koniu zapowiada Olejniczak. Dla niego klęska znienawidzonego rywala byłaby zwycięstwem. Tylko czy po tej klęsce będzie jeszcze co z lewicy zbierać? Nasi rozmówcy z centrali Sojuszu twierdzą, że tak czy inaczej to właśnie klęska (poziom 7–9 proc. głosów) jest szansą na przetrwanie i odrodzenie. Ale już pod całkiem innym przywództwem. I z inną, naprawdę lewicową wrażliwością. MAREK SZENBORN
Ostatnia czarownica
niedawno akta procesu i egzekucji Barbary. Trwa ich konserwacja i tłumaczenie. Dwa wieki po tamtych tragicznych wydarzeniach grupa młodych osób z reszelskiego Miejskiego Ośrodka Kultury zrealizowała widowisko plenerowe pod tytułem „Proces Barbary
Zdunk” (patrz zdjęcie). Spektakl zgromadził nadspodziewane tłumy widzów. Także i z tego powodu, że pomysł pokazania tragedii sprzed dwóch stuleci został ostro skrytykowany przez Elżbietę Radziszewską – ministra ds. równouprawnienia.
Pani minister raczyła wydać komunikat, że epatowanie widzów śmiercią jest w złym guście. Jeśli tak, to czekamy na podobne stanowisko Radziszewskiej w sprawie licznych misteriów Męki Pańskiej i celebracji drogi krzyżowej. MarS
26
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Nalot BXVI na ateistów
Debaty Premier Tusk zaproponował debaty PO–PIS: Tusk–Kaczyński oraz minister z PO i kontrminister z PiS-u. W tym jest cały szatański plan Tuska: zrobić wrażenie, że takie debaty są najważniejsze. Wykopać raz jeszcze podział pomiędzy Polakami – na tych za Tuskiem i „przeciw, czyli za PiS-em” – i wmówić opinii publicznej, że to jest prawdziwy spór. Tymczasem trudno sobie wyobrazić, po pierwsze, żeby Tusk i jego ministrowie nie wypadli lepiej na tle ludzi z PiS-u i samego Kaczyńskiego. Tu, nawet gdyby nic nie mówić, to debatę się wygra – tak wielki jest elektorat negatywny PiS-u. Że już nie wspomnę o wyglądzie! Po drugie, różnica pomiędzy Tuskiem i Kaczyńskim to różnica osobowości, a nie programu. PO nie załatwiła żadnego postulatu światopoglądowego, który by tę partię odróżniał od PiS-u. Sprawa używania metody in vitro to sztandarowy przykład manipulowania i udawania, że chce się coś zrobić i że ma się inne niż PiS stanowisko. Jaki jest efekt tej – trwającej cztery lata – dyskusji? Żaden! Nic! Nie uchwalono ustawy. A powołanie przez PO Jarosława Gowina
na lidera komisji ds. bioetyki to albo kpina, albo właśnie dowód na to, że prawdziwej różnicy między partią Tuska a PiS-em nie ma. To samo dotyczy wielu innych kwestii, z finansowaniem Kościoła z budżetu włącznie. Po trzecie, PiS nie stanowi zagrożenia! To jest partia, która na pewno nie wygra tych wyborów. Tylko na tle Kaczyńskiego Tusk wypada jak Europejczyk, demokrata, inteligentny rozmówca. Dlatego tak panicznie boi się innych debat: z Kaliszem, Poncyljuszem, Palikotem czy Korwin-Mikkem. A jednak prawdziwy spór to spór z partiami spoza parlamentu! Zasadnicza różnica pomiędzy nami to różnica pomiędzy partiami władzy – PO, PiS, PSL, SLD, PJN – a resztą, czyli głównie Ruchem i Nową Prawicą. Od takich debat partie władzy uciekają jak od ognia, bo wiedzą, że opinia publiczna zawsze stanie po stronie ruchów oddolnych. Trzeba to przełamać – musimy żądać innych debat niż ustawka Kaczyński–Tusk. Do teatru pójdziemy po 9 października. Teraz czas na prawdziwą wymianę słów. JANUSZ PALIKOT
UWAGA, CZYTELNICY Z ŁODZI! Na wszystkich tych, którzy chcą wesprzeć naszą wspólną sprawę, czyli złożyć swój podpis na listach poparcia Ruchu Palikota do Sejmu, oczekujemy przy ul. Zielonej 15 w Łodzi (I piętro) w dniach 26–29 sierpnia, w godzinach 12.00–18.00. Mile widziani będą też ci, którzy w zbieraniu podpisów poparcia mogą nam pomóc. HARMONOGRAM TRASY JANUSZA PALIKOTA w dniu 26.08.2011 r. (WOJEWÓDZTWO ŁÓDZKIE) 1. Otwarcie biura partii Ruch Palikota w Łęczycy (14.30–15.30). Spotkanie kandydatów do Sejmu RP z list Ruchu Palikota z mediami i mieszkańcami miasta na placu Tadeusza Kościuszki. 2. Przejazd trasą Łęczyca–Łódź Stary Rynek samochodami oznakowanymi emblematami Ruchu Poparcia (15.30–16.30). 3. Spotkanie z mieszkańcami Łodzi na Starym Rynku (16.30–17.30). 4. Otwarcie biura regionalnego Ruchu Palikota w Łodzi przy ul. Zielonej 15 (18.00). Konferencja prasowa Janusza Palikota i kandydatów z list RP do Sejmu. 5. Planowane zakończenie wizyty – godzina 18.30–19.00.
RACJA Polskiej Lewicy oraz Ruch Palikota organizują protest przeciwko oddaniu Liceum Ogólnokształcącego im. Hetmana Żółkiewskiego Kościołowi rzymskokatolickiemu, który chce je przekształcić w Muzeum Diecezjalne. Protest odbędzie się przed Urzędem Miasta Siedlce w dniu 1 września 2011 roku o godz. 13. Wszystkich chętnych, którzy są przeciwni oddaniu na rzecz Kościoła zabytkowego budynku stanowiącego wspólny majątek, serdecznie zapraszamy do wzięcia udziału w proteście. Marian Kozak, RACJA Siedlce
Od 1 września Radio „FiM” znów nadaje! Szukajcie nas i włączajcie na stronie www.faktyimity.pl. W poniedziałek, środę, czwartek i piątek audycję rozpoczynamy, tradycyjnie już, o godzinie 12. A we wtorek – o godzinie 17. Telefonujcie do nas bezpośrednio na antenę pod numer 695 761 842.
Benedykt XVI w licznych chwilach wolnych od modlitwy oddaje się ulubionemu zajęciu, czyli pouczaniu innych, jak żyć. Poniekąd ma do tego predyspozycje. Czy to w hitlerowskich Niemczech, czy w strukturach Kościoła, zawsze płynął z prądem. Późno, bo późno, ale w swojej ostatniej firmie osiągnął stanowisko najwyższe z możliwych. W dodatku dośmiertne i z pośmiertną szansą na santo subito. Tym większą, że jeden cud ma już zaliczony. Bez żadnych ku temu podstaw udało mu się zrobić z Jana Pawła II błogosławionego. Wprawdzie nie całkiem subito, bo po sześciu latach, ale jak na watykańskie stosunki i zasady, to i tak tempo kosmiczne. Łaskawość BXVI dla swojego poprzednika, o którym lepiej niż ktokolwiek inny wie, że nie zasługuje na ołtarze, nie wydaje się bezinteresowna. Najwyraźniej liczy na rewanż, czyli własne przyspieszone ubłogosławienie. W panującej w Watykanie atmosferze uniżoności i poddaństwa czuje się jak ryba w wodzie. Oczywiście nie ta ryba, która była symbolem skromnego w swoich początkach chrześcijaństwa. Kocha blichtr papieskiego stolca. Wyniesienie na ołtarze jest mu potrzebne do tego, by po śmierci być obiektem dalszej adoracji. Jak każdy papież, Benedykt XVI jest uznawany za nieomylnego. Formalnie w kwestiach wiary. Faktycznie we wszystkich. Oczywiście wierzy, że tak jest naprawdę. Stąd wypowiada się w każdej sprawie. Nie
inaczej było podczas światowych Dni Młodzieży w Madrycie, gdzie ostro skrytykował ateistów, agnostyków i relatywizm moralny panujący w Europie. Ponieważ najciemniej jest pod latarnią, nie zauważył, że zalecenie, aby „szukać prawdy bez przymiotników”, w pierwszej kolejności powinno być skierowane do kościelnej hierarchii. Wszak kler nie uznaje innej prawdy niż katolicka. Podobnie jak i innego prawa niż naturalne. W dodatku robi wszystko, by je narzucić nie tylko wiernym, ale wszystkim obywatelom. Bez względu na ich wyznanie lub jego brak. W Polsce roszczeniowa postawa kleru trafia na wyjątkowo podatny grunt. Organy ustawodawcze, zdominowane przez biskupobojnych parlamentarzystów, uchwalają ustawy pod dyktando Kościoła. Dlatego mamy niczemu niesłużącą preambułę do konstytucji, konkordat, restrykcyjną ustawę antyaborcyjną, ochronę obrazy uczuć religijnych, finansowanie z budżetu kościelnych osób i instytucji, a nie mamy choćby refundacji antykoncepcji czy zapłodnienia in vitro. Rozbestwiony polskim przykładem Watykan chciał odwołania do Boga i nawiązania do chrześcijańskich korzeni w konstytucji europejskiej. Na szczęście w Unii takie numery nie przechodzą. Toteż Benedykt XVI wykorzystuje spotkania z młodzieżą, by sączyć jej do głów katolickie brednie. W formie prawd objawionych i w nadziei, że gdy młodzi przejmą kiedyś władzę, nie ulegną „pokusie wolności bez Boga”.
Za najniebezpieczniejszą Kościół uważa laicyzację, a za największych wrogów – ateistów i agnostyków. Najwyraźniej Benedyktowi XVI nie mieści się w głowie, że można być uczciwym, szlachetnym, moralnym człowiekiem, nie wierząc w Boga, i ostatnim łotrem, wierząc w niego. Wcale też nie trzeba uważać się za Boga, by nie „potrzebować chrześcijańskich korzeni i fundamentów”. Życie pokazuje, że bardzo często lepiej samemu decydować, „co jest prawdą, a co nie, co jest dobre, a co złe, sprawiedliwe i niesprawiedliwe”, niż zdać się na duchownych. Coraz liczniej ujawniane afery kleru (zwłaszcza pedofilskie, seksualne, finansowe) pokazują, że sutanna i habit nie chronią przed wejściem na drogę przestępstwa, a co najwyżej przed słuszną karą. Jest to wyjątkowo demoralizujące. Słaba pociecha, że tylko wiernych. W tych warunkach – choć wielu słuchało papieskiego przesłania, by wpływali na „niewierzących i tych, którzy się oddalili od Kościoła” – efektów nie należy oczekiwać. Trwałość fundamentów, na których każdy buduje swoje życie, w żadnym stopniu nie zależy od wiary ani od jej braku. Oczywiście byłoby dobrze, gdyby Benedykt XVI – zamiast zachęcać do tego młodzież – zmusił swoich sutannowych urzędników „do projekcji światła Chrystusa na całą ludzkość”. Wreszcie mieliby uczciwe zajęcie i nie zajmowali się tym, czym nie należy. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja patronuje fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”. Fundacja ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także przewlekle chorym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma morzami był zamek. W tym zamku mieszkał król. Król ten tak sobie siedział i narzekał: – Jak ja mam, k...a, wszędzie daleko... ~ ~ ~ Stwórca wysyła na ziemię anioła, żeby ten sprawdził, jakie panują tam nastroje. Anioł wraca i mówi: – USA się zbroją, ale się boją. Rosjanie się zbroją, ale się nie boją. – A jak tam mój naród wybrany? – Polacy ani się nie zbroją, ani się nie boją. Stwórca krzywi grymaśnie twarz i mówi: – Bo te dziady zawsze liczą na moją pomoc. 1
?
2
?
?
22
1
3
?
?
9
8
14
?
?
?
?
?
31
15
?
?
?
?
?
?
?
?
?
24
?
?
?
61
?
3
46
?
39
?
?
?
13
?
?
21
?
?
?
?
33
?
?
?
79
?
34
47
?
?
48
?
?
?
?
49
?
?
? 55
?
?
?
67
?
57
?
?
35
27 45
?
28
?
?
?
?
?
74
? 39
?
?
?
?
?
?
? 40
?
58
17
70
?
58
?
63
64
?
60
?
?
?
?
51
?
?
?
40
?
?
52
?
10
63
42
?
?
?
53
?
?
? ?
?
51
? 66
?
27
59
?
?
? 65
?
52
?
?
?
?
?
?
?
?
68
55
5
?
?
?
?
?
? 41
?
? 56
?
?
62
50
?
?
?
6
?
26
71
23
16
?
?
?
4
67
?
69 57
32
76
64
70
71 47
28
72 20
74 29
?
?
?
?
?
?
?
?
76
?
14
78
?
69
?
?
33
73
?
?
?
68
?
?
?
38
?
?
?
15
65
?
44
75
?
?
?
61
49
?
31
?
?
60
?
43
?
?
?
?
?
?
? 59
?
?
?
30
26
?
?
? 54
?
53
45
?
? 20
?
?
?
? 44
?
?
62
13
66
? 37
?
?
78
? 19
75
?
?
?
19
?
36
? 42
?
? 35
?
30 48
?
12
41
29
34
43
?
36
25
?
?
22
73
?
7
?
?
38
2
37
7
?
18
24
?
?
12
21
32
6
?
11
?
18
17
23
8
11
16
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) towarzyszka życia nędzna, 5) nie każdy beczkę umie zrobić, 8) bale, ale nie w karnawale, 10) producentka kopii, 11) firmowa ocena, 14) ozdobne przybranie z żab, 15) komponował razem z lisem, 16) kłują w przepychu, 18) czas, gdy szef nie męczy nas, 19) straszy w operze, 21) łódka na kanale, wąska i nie krótka, 22) linia za plecami Kreta, 23) trunek dla smakoszy z Alp, 25) tej granicy nie strzegą celnicy, 26) zwykle jedno jajko ma, 29) co grają na stadionie?, 30) skusiła go Ewa jabłkiem z drzewa, 32) ten but jest przyczyną wypadania zębów, 33) jak ktoś cię znieważy, możesz sobie za to poczytać, 34) w takim stanie jesteś w niebie, 38) gdy picie kocha się nad życie, 42) ciało, co leci i świeci, 43) niepełna cenzura to moment przełomowy, 44) wydobywa zdjęcia z ukrycia, 49) marzycielki z listkami, 54) Boy, o którym każdy słyszał, 56) do haftowania nitką, z brokatem, 57) co trzeba sobie zadać, by osiągnąć cel?, 58) maszyna, co kloce przecina, 59) żyje ze smokiem pod bokiem, 63) gdy dwóch się dogada, by wykończyć sąsiada, 65) w sam raz dla aktoreczki, 68) co złego prowadzi do piekła?, 69) zaostrzał chrapkę dziadka na babkę, 70) smoła im krępuje ruchy, 71) do niej granie na fortepianie, 72) w wielkim świecie je znajdziecie, 73) u tego wojownika masa jest na pierwszym miejscu, 74) tam się śpiewa między jodłami, 75) ryczą z zadowolenia, 76) filiżanka do śniadanka, 77) bywa owłosiona nie tylko u gibona, 78) sala z salki, 79) w kraksie połamali ręce, mieli szczęście, że nic więcej. Pionowo: 1) malinę z jeżem przypomina, 2) dobre w nim życie, 3) dziennik jutro na niej straci, 4) dla tych, co nie lubią prostych dróg, 5) kiedy serce jest w rozterce, 6) w tym miesiącu znajdziesz stówę, 7) rysunek na skórze zrobiony na dłużej, 8) Och, … – co za film!, 9) litera ze wskazówkami, 12) kadr być może, 13) wielkopolski muzułmanin, 17) żywiona dla zera, 20) pozostałości po balu, 23) As z tablicy, 24) w occie pływają zwykle, 27) Rudy z kolegami, 28) całe mnóstwo, 29) Finn, kumpel Tomka, 31) opłata prosto z mostu, 35) Santor i Jarocka, 36) zamyka trumnę, na sto lat, 37) stroi się dla jaj, 39) chodzi na psy, 40) lizak to jego znak, 41) szara godzina, 44) rurka dla generała, 45) na śmierć i życie, 46) trzyma psa na podwórzu, 47) na co liczy utrzymanek?, 48) kradnie, co popadnie, 49) chodzi z gazrurką, 50) to jest napad, 51) wydaje się głupszy, im na początku, 52) obszar z rzeźbą, 53) skacze w cylindrze, 55) chwali na niby, 56) bijesz w niego jak w bęben, a on jeszcze dzwoni, 60) stary piernik, 61) przysiad z kciuka, 62) chłopczyk z myszek, 64) resztki z piłki, 65) zamiast pasa z zielsk, 66) rozsiadła się na stołkach, 67) pod nią bandzior się ukrywa.
5
?
10 25
?
4
?
50
9
?
?
?
?
? ?
72
?
?
?
?
?
54
46
?
77
79
?
?
56
77
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie
?
1
23
?
?
?
?
2
24
38
60
?
61
?
62
?
27
41
?
?
5
?
26
40
?
4
?
25
39
? ?
59
3
?
63
43
?
64
?
7
?
28
?
42
?
6
?
44
?
29
?
?
45
65
?
8
?
30
?
?
46
66
?
?
9
?
31
?
47
67
?
10
?
?
?
11
?
32
?
33
?
68
49
?
69
13
?
14
?
35
?
50
70
? ?
51
71
?
?
?
15
?
34
?
48
?
12
36
52
?
?
72
?
16
17
?
18
?
19
?
20
?
21
22
37
?
53
?
? ?
73
?
54
74
?
55
?
75
?
56
?
76
57
?
77
58
?
78
79
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 32/2011: „Mleko na gazie tylko czeka, aż się odwrócisz”. Nagrody otrzymują: Leszek Strągowski z Legnicy, Andrzej Kaczmarczyk z Wadowic, Ryszard Szerszeń z Bydgoszczy. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 51 zł na czwarty kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 51 zł na czwarty kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Boża krówka
Fot. A.K.
Humor Przyjeżdża do USA Nikita Chruszczow i na spotkaniu z prezydentem Kennedym mówi: – U was, w USA, jest dużo pijaków. Kennedy daje mu karabin maszynowy i pozwala mu zastrzelić wszystkich pijanych, jakich spotka po drodze. Chruszczow, jadąc nocą ulicami Nowego Jorku, niewiele się namyśla
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 34 (599) 26 VIII – 1 IX 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
i strzela do zataczających się przechodniów. Na drugi dzień cała prasa USA podaje, że mały łysy gangster wystrzelał personel ambasady radzieckiej. ~ ~ ~ „Duce” staje przed swoim obrazem wiszącym na ścianie i pyta: – Słuchaj, stary, co teraz z nami będzie? – No cóż, mnie zdejmą, a ciebie powieszą – odpowiada obraz.
N
otka: „Dawka śmiertelna alkoholu wynosi 4 promile. Nie dotyczy Polaków i Rosjan” ponoć naprawdę pojawiła się w jednym z podręczników medycznych i już na wieki zjednoczyła nas z sąsiadem ze Wschodu. ~ Rosjanin Dymitr Mendelejew, znany jako twórca układu okresowego pierwiastków, w 1883 roku opracował najlepsze proporcje dla wódki: 40 proc. spirytusu i 60 proc. wody. Gorzałka do dziś jest najpopularniejszym procentowym trunkiem w Rosji i obowiązkowym elementem społecznych rytuałów. ~ W Rosji mieszkają cztery miliony alkoholików. Przeciętny obywatel wypija rocznie 40 litrów spirytusu. Wódka i samogon są bezpośrednią przyczyną śmierci 30 proc. rosyjskich mężczyzn. ~ Na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku w Rosji wybuchły „bunty wódczane”. Były one skutkiem wprowadzonych przez Gorbaczowa antyalkoholowych rozporządzeń (niektóre absurdalne, na przykład niszczenie krzewów winogronowych). Po ograniczeniu produkcji wódki w wielu miastach doszło do zamieszek. Spragniony gorzały naród szturmował sklepy; byli ranni. Wykupywano wszystko, co zawierało alkohol: perfumy, farby, rozpuszczalniki. Rozkwitła też produkcja samogonu,
CUDA-WIANKI
Pijana Rosja który na wsiach stał się walutą pewniejszą niż rubel. ~ Władze Krasnodaru w południowej Rosji były zmuszone do wycofania ze sklepów płynu do mycia toalet. Był tani i mocniejszy niż wódka, dlatego masowo kupowany przez alkoholików. ~ Od 2013 roku piwo będzie sprzedawane w Rosji jako... napój alkoholowy – ogłosił prezydent Miedwiediew. Obecnie traktowane jest, podobnie jak inne trunki zawierające poniżej 10 proc., na równi
z soczkami i herbatą – browar można kupić nawet w kiosku i paradować z nim na ulicy. ~ W tym roku władze obwodu kaliningradzkiego zorganizowały prowokację: uczniowie tamtejszych szkół chodzili po sklepach i kupowali wódkę „dla rodziców”. Żaden z kilkudziesięciu sprzedawców nie odmówił. Specjalne komisje nakleiły na witrynach sklepów pirackie flagi, żeby wszyscy wiedzieli, że sprzedający łamie prawo. ~ Rosyjscy smakosze wymyślili kiurię (potrawa popularna zwłaszcza na Syberii), czyli umoczone w wódce kawałki chleba żytniego. Jedyne w swoim rodzaju połączenie napitku z zakąską. ~ W Ugliczu, około 280 km na północ od Moskwy, znajduje się Muzeum Rosyjskiej Wódki. W cenę biletu wliczone są dwie pięćdziesiątki, ogórek małosolny i kromka chleba. „Zwiedzanie jest przyjemnością!” – przekonują pracownicy muzeum. Wstęp jest tani. Bywa, że odwiedzający kupują kilka biletów tylko po to, żeby skorzystać z wódki i zakąski. JC