Dawid M. z Blachowni opowiada, jak proboszcz go zdradzał i oszukiwał
ZABIŁ KSIĘDZA... Z ZAZDROŚCI Â Str. 3 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 35 (443) 4 WRZEŚNIA 2008 r. Cena 3,00 zł (w tym 7% VAT)
15 lipca. Wieczorną audycję Radia Maryja kończy ulubieniec Rydzyka, ojciec Benedykt Cisoń. „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica” – mówi, po czym, przekonany, że fonia została już wyłączona, dodaje: „Sraty-taty...”. Mamy to nagranie i wiele innych dowodzących, jak robienie ludziom wody z mózgu pomaga wyciągać z ich kieszeni KASIORĘ. Na przykład na geotermalną wodę... święconą. Â Str. 9
 Str. 13 1
 Str. 7, 1 ISSN 1509-460X
 Str. 20 Kolaż: T.Kapuściński
2
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Chcieli się zamachnąć terroryści talibscy na naszego Donalda podczas jego wizyty w Afganistanie, czy też nie chcieli? „Bardzo chcieli, ale ich plan udaremniliśmy!” – wypina dumnie pierś Jacek Filipowicz z rządowego centrum informacji. „To bzdury i zagrania pod publiczkę” – poPiSkują kaczyści. Tak czy inaczej talibowie przysłużyli się premierowi, bo w notowaniach mu podskoczyło. Prezydent ma ponoć nadzieję odrobić straty na wojnie z Rosją. Projekt „Nowy Piłsudski” – tak nazywa się pomysł pp. Bielana i Kamińskiego na reelekcję Kaczora. Prezydent ma być teraz przedstawiany jako stroniący od polityki, acz zatroskany o lud silny mąż stanu. À propos ludu, to stare ludowe porzekadło mówi, że z krowiego g... masła nie ukręcisz. Episkopat Polski chce wprowadzić kadencyjność proboszczów. Ich panowanie w parafii będzie nie dłuższe niż 7–10 lat. Tyle czasu zwykle wystarcza plebanowi na kilka zbiórek, zmianę samochodu, skandal seksualny, przeprowadzkę i... apiać od początku. „Pasmo błędów PiS sprawiło, że nie będzie już bezwarunkowego poparcia elektoratu antykomunistycznego ani dla PiS, ani dla prezydenta Kaczyńskiego”. To cytat z Rydzykowego „Naszego Dziennika”, który PiS-iakom postawił ultimatum: albo uwalicie traktat lizboński, albo fora ze dwora. Jarosław nie śpi już podobno czwartą noc, a Lech dostał sr... Tego, jak wygląda modelowy słuchacz Radia Maryja, dowiadujemy się z najnowszych badań CBOS. Oto wzorzec „radiomaryjowca”: kobieta ok. 60 roku życia, najczęściej wdowa mieszkająca na wsi, wykształcona podstawowo, o dochodach 500–1000 złotych, głęboko wierząca i praktykująca. Takich „modelów” w grupie wysokiego ry(d)zyka jest w Polsce aż 8 procent (3 mln). 24.08. obchodzony był w Polsce jako Dzień Bliźniaka. Bardzo podoba nam się to święto. Jeden dzień... i ani godziny dłużej! Narodowy Bank Polski będzie za darmo (czyli za pieniądze podatników) szkolić polskich księży w temacie „Ekonomia”. Koszt przeszkolenia jedynego Watykańczyka – jak zaciągać kredyty lub pozyskiwać środki z Unii – 3 tysiące złotych. Coś nam się wydaje, że to wszystko zasłona dymna i tak naprawdę ma być odwrotnie: to księża przeszkolą bankowców w robieniu z wdowich groszy wielkiej kasy. Są w tym prawdziwymi ekspertami. „Polska powinna rozważyć wysłanie swoich żołnierzy do Gruzji z misją stabilizacyjną” – oświadczył Władysław Stasiak, szef przykaczyńskiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Stasiak albo zwariował, albo – jako szef BBN – dostaje premię od liczby polskich interwencji zbrojnych. W Warszawie ma stanąć stumetrowej wysokości statua wolności. Żadna tam damulka z pochodnią, tylko coś rdzennie polskiego. Może JPII, może Wałęsa i jeszcze Kościuszko plus Pułaski? – rozmarzyli się projektanci. Pomysł niezwłocznie podchwycili internauci. Spośród ich projektów nam najbardziej podoba się taki: „Statua ma być symbolem pojednania wszystkich Polaków, a więc nad Wisłą powinien stanąć stumetrowy Kaczor Donald na krzyżu z płonącym stanikiem w jednej ręce i tęczową flagą w drugiej, a na koszulce Che Guevara!”. Ksiądz Eugeniusz Łabisz, proboszcz słupskiej parafii garnizonowej, modlił się w intencji nawrócenia wójta Redzikowa na „amerykanizm”, czyli na jakże dobrą dla Polski tarczę antyrakietową. „Modlimy się, by przestał się lękać i by podszedł do tarczy bez strachów i uprzedzeń” – wołał z ambony proboszcz. Jest tylko jeden sposób na skonsumowanie wielkiej miłości watykańskiego kleru do Amerykanów – wyrzutnia „Patriotów” na każdym kościele. Z systemem naprowadzania obcych rakiet. „Jest lepiej i będzie jeszcze lepiej... Unia Europejska już czuje nasz gorący oddech na swoich zamożnych plecach. Nasze jedzenie już dawno przegoniło ich jedzenie. Na przykład... kiełbasa przegoniła. Nadszedł czas, żeby powiedzieć: bogaćmy się” – mówi Marek Kondrat w reklamie jednego z banków. Podczas tego spotu aktor siedzi w gabinecie z flagą, a w tle leci muzyka Chopina. „To jest naigrywanie się z prezydenta RP i jego orędzia!” – zawył PiS z oburzenia. No tak, szeregowemu Pietruszce też wszystko kojarzyło się z dupą. Trwają prace nad nowym podręcznikiem do historii Rosji. Według niego, to już nie Niemcy, lecz NKWD jest odpowiedzialne za wymordowanie 19 tysięcy polskich oficerów w Katyniu. Jakiś postęp i może ekspiacja? Ależ skąd. W książce będzie zapis, że Polaków „wyeliminowano” (cóż za eufemizm!), co było „sprawiedliwą zemstą historyczną” za zabicie w Polsce kilkudziesięciu tysięcy rosyjskich jeńców wojny 1920 roku. Już Churchill zauważył, że historia to dziwka, która służy wszystkim. Na szczęście nie wszyscy chcą mieć z tak zakłamaną dziwką do czynienia. W Tajnym Archiwum Watykanu odnaleziono dokumenty świadczące, że procesy templariuszy (1311 r.) były fingowane, a dowody ich winy preparowane przez św. inkwizycję. Wszystkiemu winny jest francuski król Filip Piękny i papież Klemens V, którzy chcieli przejąć bajeczne skarby zakonu. Benedyktowi XVI przypominamy, że do przejęcia jest jeszcze Licheń zakonu marianów, Częstochowa paulinów i skarby wielkiego mistrza z Torunia. 19 sierpnia w Kenii zainaugurowało nadawanie Radio Maryja (Radio Maria Kenya). Jakby w tym biednym kraju nie dość było padlinożernych hien, sępów i całej masy pasożytów.
Para w gwizdek N
a internetowym forum „FiM” namnożyło się ostatnio opinii Czytelników, którzy zżymają się, że nasza redakcja zmieniła front i zamiast gazety lewicowej robi pismo dla liberałów. Popieramy jakoby bezkrytycznie rząd Tuska, a walczymy z Napieralskim i SLD. Wyjaśnijmy te nieporozumienia. „FiM” nigdy nie udzieliły poparcia ekipie Tuska. Natomiast zawsze twierdziliśmy, że to o wiele mniejsze zło niż IV RP rządzona przez dwóch paranoików. Przed wyborami w 2007 r. pomogliśmy nawet sztabowi PO, przesyłając materiały nt. Kaczych afer, co zostało wykorzystane w kampanii, a na koniec „podziękował” nam publicznie sam prezes Jarosław. Platforma Obywatelska to jednak parodia nowoczesnej, europejskiej partii liberalnej. Nie brak tam klerykałów (Gowin, Niesiołowski, Raś), dla których Polska to prowincja watykańska, co wyklucza PO z grona znajomych naszej klasy. To, że ciepło napisaliśmy o kilku słusznych posunięciach rządu, nie jest żadnym dowodem miłości. To jest odpowiedzialny odruch obywatelski. Zachowanie przeciwne to zamknięcie się w jednym obozie i darcie japy, że wszystko, co nie pochodzi od nas, jest złe. Tak rządził Jarosław Kaczyński. Dość zła wyrządziły w Polsce dyktatury kolesiów i prymat dobra partii nad dobrem państwa. W krajach o ugruntowanej demokracji opozycja nie cieszy się z kryzysów i nie głosuje przeciw rządowi na zasadzie: im gorzej, tym lepiej, lecz w przekonaniu, że dany projekt jest zły. To się nazywa kultura dialogu i porozumienia. Wszystkich obywateli, a tym bardziej ogólnopolskie media, powinna cechować odpowiedzialność za państwo – nasze dobro wspólne. Wiemy, że tak nie jest, a przykładem mogą być choćby okładki tygodnika „Wprost”, na których życzliwą Polsce kanclerz Merkel przedstawia się jako przywódcę III Rzeszy. Również Putin – od którego zależy nasza wymiana handlowa z Rosją – pojawił się tam z wąsikami i grzywką Adolfa. Może to zabrzmi górnolotnie, ale dla „FiM” misja medialna jest służbą narodowi. To dlatego tak zaciekle walczą z nami ci, którzy ten naród najbardziej łupią i ogłupiają. My staramy się pomagać i oświecać. Ostrzegaliśmy na przykład minister Ewę Kopacz przed pułapkami zastawionymi przez jej poprzednika („FiM” 8/2008) i pomogło. Rząd wycofał się z najbardziej niebezpiecznych pomysłów Religi. A czy fakt, iż pani minister wywiązała się ze swoich obowiązków i udzieliła pomocy zgwałconej dziewczynce, nie zasługiwał na pochwałę? Czy to jest promowanie rządu? Nie, raczej zdrowego rozsądku. Innym zarzutem jest to, że „FiM” nie są pismem lewicowym. Tylko co dzisiaj nazwiemy działaniem lewicowym? Czy poparcie PiS-owskich zarządów w mediach publicznych – co faktycznie zrobiło SLD – jest lewicowe? Czy blokowanie przez Sojusz wszelkich reform w ochronie zdrowia jest lewicowe? Czy polska lewica musi się zniżać do poziomu prawicowych populistów? Jej liderom wydaje się, że przebiją – w deklarowaniu miłości do biednych i wykluczonych – Rydzyka, braci K. i innych hipokrytów. Może i tak, ale rzucając rządowi kłody pod nogi i sabotując słuszne decyzje, przy okazji zgubią tychże biednych i wykluczonych. Ludzi, którzy tu i teraz, za demokratycznie wybranych rządów PO, chcą w Polsce pracować, prowadzić biznesy, inwestować, kształcić dzieci
i zakładać rodziny w państwie dobrych usług publicznych (szkół, szpitali, dróg, sprawnej policji i sądownictwa), w państwie przejrzystego prawa i czytelnych podatków. Na forum dyskusyjnym pada zarzut, że jestem zwolennikiem podatku liniowego. Bo jestem. Pod wieloma zastrzeżeniami, m.in. zwiększeniem tzw. kwoty wolnej i podniesieniem minimum socjalnego. O dziwo moi adwersarze nie zauważyli, iż podatek ów w Polsce już funkcjonuje, tyle że w formie patologicznej. Otóż ponad 90 procent podatników mieści się w pierwszym progu podatkowym, a prawdziwi bogacze podatków w ogóle nie płacą. Niestety, polskiej lewicy to nie interesuje, podobnie jak starania o przyjazną administrację czy przyjazne państwo. Takie, które w razie nieszczęścia będzie miało kasę na pomoc, które nie powie „radź sobie sam”, które daje impulsy do rozwoju. Państwo pilnujące monopolistów (kolej, energetyka, telekomunikacja, woda, gaz), aby nie wykorzystywali klientów. Państwo ze szkołami publicznymi wolnymi od religijnej propagandy. Gdzie tu słychać głos SLD? Czy nie mamy prawa krytykować lewicy za to milczenie? Napieralski zaczął niefortunnie od zdejmowania krzyży w urzędach państwowych. Obym się mylił, ale na tym zapewne zakończy walkę z klerykalizmem. Reszta pary w gwizdku Sojuszu idzie na zdobywanie punktów w sondażach poprzez walenie w rząd. Nic prostszego. Niewątpliwie wiele decyzji PO jest błędnych, a jeszcze więcej jest zaniechań. To trzeba koniecznie punktować, wskazywać lepsze rozwiązania. Ale z drugiej strony, szkoda, że w Polsce liberałów tak wiele różni od ludzi lewicy. W państwach zachodnich mówią oni jednym głosem o rozdziale państwa i Kościoła, o potrzebie sprawnej administracji; tak samo cenią wolność i tolerancję. Różni ich tylko podejście do gospodarki. Ale wielu liberałów przekonało się już, że państwo powinno wspierać słabszych w swoim własnym interesie. Podobieństwa są także u nas. Mimo takich „wolnomyślicieli” (wolno myślących) w PO jak poseł Gowin, chłopiec na posyłki kard. Dziwisza, dla ponad 30 procent wyborców Platformy SLD jest drugą, alternatywną partią braną pod uwagę przy głosowaniu. To głównie ludzie młodzi. Czy oni pójdą za koniunkturalistą Napieralskim, który zawarł układ z Kaczyńskimi? Ostatni sondaż poparcia dla partii politycznych, w którym Sojuszowi spadło o połowę (obecnie tylko 5 proc.!), pokazał, że nie pójdą. A czy wystąpienie przeciwko traktatowi lizbońskiemu może być powodem do dumy? Tak jednak postąpiła lewica, w tym wypadku pozaparlamentarna. Komu jak komu, ale Polsce powinno zależeć na Unii silnej gospodarczo i politycznie. Dzisiaj UE to gracz globalny pozbawiony możliwości szybkiego działania. Gdyby traktat lizboński był już wprowadzony w życie, to skandaliczne zachowanie i wypowiedzi Lecha K. w sprawie Gruzji miałyby ograniczone konsekwencje. Powód? Z Rosją wiązałyby Unię ramowe umowy uniemożliwiające wprowadzanie przez Moskwę embarga w handlu i nieważne byłoby to, czy towar pochodzi z RP, czy z Malty. Jeżeli prawdziwa lewica ma oznaczać szkodzenie własnemu krajowi, to naprawdę wolę być nazwany liberałem. JONASZ
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r. dy 21 sierpnia (czwartek) na plebanii parafii Najświętszego Zbawiciela w Blachowni-Błaszczykach koło Częstochowy znaleziono w godzinach popołudniowych ciało 47-letniego księdza proboszcza Wojciecha Torchały (na zdjęciu), już z pierwszych komunikatów i wypowiedzi przedstawicieli organów ścigania można było wywnioskować, że w tej sprawie jest coś do ukrycia: ~ „Ksiądz został zamordowany na plebanii, prawdopodobnie na tle
G
przeszkodzić im w kradzieży” – odtrąbiła opiniotwórcza stacja telewizyjna. ~ „Sekcja zwłok wykazała, że ks. Torchała został zamordowany w nocy z 20 na 21 sierpnia. Zadano mu ok. 30 ciosów nożem w okolice brzucha i klatki piersiowej” – informowała nazajutrz policja, upierając się przy „najbardziej prawdopodobnym” motywie, aczkolwiek pojawiły się już nieoficjalne przecieki, że „badane są również inne... włącznie z obyczajowymi”.
GORĄCE TEMATY podczas pierwszego przesłuchania przyznał się do winy, wkrótce też ujawnił prokuratorowi, co pchnęło go do zbrodni. – Owszem, z plebanii zginęła pewna kwota pieniędzy, ale dominującym i najbardziej prawdopodobnym powodem dokonania zabójstwa wydają się względy osobiste, aczkolwiek wymagają jeszcze starannej weryfikacji – powiedział nam rzecznik częstochowskiej prokuratury Romuald Basiński, stanowczo odmawiając podania jakichkolwiek bliższych informacji.
Dawid M. jest uczniem trzeciej, maturalnej klasy o profilu biologiczno-chemiczno-fizycznym prywatnego (370 zł czesnego miesięcznie) częstochowskiego liceum. Nie byle jakiego, bo Katolickiego Liceum Ogólnokształcącego im. Matki Bożej Jasnogórskiej Stowarzyszenia Przyjaciół Szkół Katolickich. W tradycję tej zacnej szkoły, do której nie sposób się dostać bez rekomendacji księdza proboszcza, „wpisało się wiele wydarzeń tworzących jej niepowtarzalny klimat. Są to m.in.:
Zbrodnia i zdrada Ministrant, uczeń renomowanego katolickiego liceum ogólnokształcącego w Częstochowie, pragnący studiować w seminarium duchownym, zabił księdza. Zadał ofierze ok. 30 ciosów nożem. Co chłopaka napadło...? rabunkowym. Prawdopodobnie skradziono pieniądze i przedmioty użytkowe. Nie ma na razie informacji, aby zginęły również przedmioty kultu religijnego” – ujawnił prokurator Tomasz Ozimek z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. Skąd wiedział, że w ogóle były tam jakieś pieniądze, a jeśli nawet tak, to ile? ~ „W tej chwili brane są pod uwagę wszystkie motywy działania sprawców, jednak z uwagi na fakt splądrowania miejsca przestępstwa, najbardziej prawdopodobny wydaje się motyw rabunkowy” – wtórowała nadkomisarz Joanna Lazar, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie. Czy rozrzucone rzeczy osobiste i ślady awantury oznaczają splądrowanie? ~ „Bandyci zamordowali księdza jednej z podczęstochowskich parafii, bo prawdopodobnie próbował
C
~~~ Policjanci ujęli podejrzanego już w sobotę 23 sierpnia, gdy tylko zakończyły się w kościele parafialnym uroczystości żałobne w intencji ks. Torchały. Wzięło w nich udział ok. 130 księży, tłum wiernych i ciekawskich, a mszy przewodniczył częstochowski biskup pomocniczy Jan Wątroba. „To była Kainowa zbrodnia” – zawyrokował w homilii. Wskazał też na jedną z jej przyczyn („dobrze zorganizowane zło szerzące się na witrynach internetowych”) oraz na ani chybi cudowny omen, że zamordowany duchowny „trzy tygodnie przed śmiercią wyraził w swoim testamencie prośbę o msze święte i modlitwy, przez przyczynę Matki Bożej”. Biskup podkreślał świętość życia księdza, „który zginął męczeńską śmiercią”. Zatrzymany, niespełna osiemnastoletni Dawid M., nie stawiał policjantom żadnego oporu, zdawał się wręcz czekać na nich w domu. Już
o można zrobić biskupowi, klęcząc? Można mu zrobić dobrze... W Siedlcach jest osiem parafii, a miasto liczy sobie ok. 70 tys. ochrzczonych w kat. Kościele obywateli. Co drugi spośród nich – według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego – uczestniczy w którejś z niedzielnych mszy (od 5 do 7 mszy w parafii), co oznacza, że na jedną przypada średnio ok. 700 wiernych. „Obywatelom jest ciasno, zatem potrzebują nowej świątyni” – orzekł ordynariusz diecezji biskup Zbigniew Kiernikowski (na zdjęciu) i w sierpniu 2006 r. zażądał od władz miasta jakiejś działki na kolejny kościół. Co tam jakiejś! Wskazał palcem konkretny hektar superatrakcyjnego inwestycyjnie gruntu u zbiegu ulic Hłaski i Daszyńskiego, nieopodal trasy wylotowej na Warszawę. To chcę mieć – rzekł biskup w piśmie do włodarzy miasta, aczkolwiek nazwał swoje pożądanie „chęcią nabycia” tej ziemi. Siedlecka władza – z usadowionym przez PiS w fotelu prezydenta Wojciechem
– Będę mógł powiedzieć coś więcej dopiero wtedy, gdy skierujemy do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie podejrzanego – tłumaczył. Skierowali, ale nie powiedział, proponując nam oklepaną – serwowaną wszystkim dobijającym się do prokuratury mediom – wersję, że Dawid M. zaplanował zbrodnię, bo idąc 20 sierpnia do księdza, zabrał ze sobą nóż myśliwski, który wcześniej kupił w Częstochowie. Wszedł, zabił, zadając ok. 30 ciosów, zabrał 600 zł, po czym niezauważony przez nikogo uciekł do lasu, gdzie porzucił narzędzie zbrodni. Koniec, kropka. Zero informacji o sprawcy i powodach, dla których ofiara wpuściła go nocą do swojego mieszkania... ~~~
Kudelskim i przewodniczącym Rady Miejskiej Mariuszem Dobijańskim (niegdyś w PO) – jest nad wyraz spolegliwa wobec black power (por. „Niedorozwój” – „FiM” 9/2008), toteż życzenie biskupa było dla niej
przewodniczenie czuwaniu diecezjalnemu 11 września na Jasnej Górze, ślubowanie klas I na sztandar Patronki szkoły Matki Bożej Jasnogórskiej, pomoc w corocznej organizacji Forum Szkół Katolickich na Jasnej Górze” – czytamy w licealnym almanachu. Od ok. 7 lat był u ks. Torchały ministrantem, z czasem został lektorem. – Spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. Wiem, że nawet jeździli razem na jakieś wycieczki. U nas w klasie jest tylko czterech chłopaków, ale on raczej nie interesował się dziewczynami. Sprawiał wrażenie lekko nawiedzonego. Wyznał mi kiedyś, że wybiera się po maturze do seminarium duchownego. Bardzo interesował się muzyką, wołaliśmy na niego „didżej”. Podobno
A tymczasem... „Wyraża się zgodę na udzielenie bonifikaty w wysokości 99 proc. od ceny sprzedaży nieruchomości stanowiącej własność Miasta Siedlce, położonej przy ul. Daszyńskiego,
Ziemi, tej ziemi! rozkazem. Panowie uklękli i zaczęli kombinować, jakby tu zrobić ekscelencji dobrze. ~~~ Gdy z ratusza wyciekła alarmująca wieść, że ledwo wiążące koniec z końcem miasto chce wnieść znaczny wkład materialny w nową parafię, 10 marca jeden z obywateli zwrócił się do prezydenta Kudelskiego z pytaniem, czy to prawda. „Nigdy w życiu, przepisy nam tego zabraniają!” – wynikało z pisma, które obywatel otrzymał po miesiącu od Naczelnika Biura Prezydenta Mariusza Orzełowskiego.
o powierzchni 0,7577 ha, sprzedawanej na rzecz Diecezji Siedleckiej z przeznaczeniem na cele działalności sakralnej (pod budowę kościoła i organizację nowej parafii)” – czytamy w przygotowanym przez Dobijańskiego projekcie uchwały (druk nr 396), która zostanie podsunięta radnym do klepnięcia podczas najbliższej sesji Rady Miasta. Ile to będzie kosztowało Siedlce?
3
nawet grał tam u siebie w Blachowni w kościele na organach – mówi koleżanka szkolna Dawida. – Ksiądz Wojtek był członkiem naszego koła łowieckiego i jego kapelanem. Często widziałem go z jakimś chłopcem, a nawet pojawiał się z nim na polowaniach. Widać było, że są ze sobą spoufaleni. Ksiądz tłumaczył, że to ktoś z rodziny – wspomina myśliwy z koła „Uroczysko” w podczęstochowskich Herbach. – Mój syn też był kiedyś ministrantem, grał w parafialnym zespole piłki nożnej, którym opiekował się ksiądz proboszcz. Przestał służyć do mszy, gdy ksiądz zaczął go dziwnie – jak mówił syn – dotykać i przytulać. Napisałam w tej sprawie list do biskupa, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. Wolałam nie ryzykować i już jej nie drążyłam – przyznaje jedna z parafianek. – Ten Dawid M. nie był zbyt wylewny, jeśli chodzi o spowiadanie się z motywów zabójstwa. Bąknął jedynie, że od dawna byli z księdzem razem i oszalał, co zresztą jasno wynikało z ilości zadanych ciosów, bo ksiądz zaczął go zdradzać i oszukiwać. Zapewne więcej powiedział w prokuraturze, ale nie znam szczegółów, bo nas odsunięto od śledztwa zaraz po zatrzymaniu sprawcy. Jedno jest pewne: motyw rabunkowy to zwykła ściema, bo małolat nie był przestępcą, a i pieniędzy mu nie brakowało, nałogów też żadnych nie miał – twierdzi policjant z Blachowni. – Już wiadomo, że ksiądz czasem masturbował się przy ministrantach – zdradza częstochowski prokurator. „Ofiarował swoje życie za Chrystusa i wpisuje się w poczet męczenników, bo przecież zamordowano go w kościele” – replikuje metropolita częstochowski arcybiskup Stanisław Nowak. ANNA TARCZYŃSKA PS Jesteśmy w posiadaniu scenogramu z absolutnie szokujących zeznań Dawida M. Opublikujemy je za tydzień.
„W operacie wykonanym przez rzeczoznawcę majątkowego nieruchomość została oszacowana na kwotę 1 mln 43 tys. 372 zł. Zatem sprzedaż nieruchomości po zastosowaniu bonifikaty nastąpiłaby za kwotę 10 tys. 433,72 zł” – oszczędza radnym rachunków przewodniczący Dobijański. I teraz wyniknął problem: czy darowanie ponad miliona złotych to jest jakiś wkład finansowy, czy też nie? DOMINIKA NAGEL Fot. WHO BE
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
No i sru! TVUrbański, zamiast rzucić się w klozet, zaczyna kokietować widzów jak jakaś piękna miss. Telewizory robią nowe seriale, żeby była radocha w domu i tajfun na szklanym ekranie. No i sru! Teraz publiczna wzięła się za losy młodej zarobkowej emigracji przebywającej w Anglii. Tytuł: „Londyńczycy”. Reżyserem 13-odcinkowego serialu jest Greg Zgliński (40 l.), który skończył łódzką filmówkę, ale sporą część życia spędził w Szwajcarii, gdzie jako gitarzysta grał w zespołach rockowych. W „Londyńczykach” wystąpią m.in.: Grażyna Barszczewska, Maja Bohosiewicz, Roma Gąsiorowska, Lesław Żurek, Marcin Bosak i Robert Więckiewicz. Akcja serialu rozgrywać się będzie w egzotycznym Soho, gigantycznym City i w scenerii robotniczego East Endu. Czy publicznej poprawi się oglądalność? Nie jestem w stanie tego przewidzieć, bo zostawiłem mózg na plaży. Także realizatorzy drugiej serii „Teraz albo nigdy” szykują szok w adidasach. Andrzej (Mateusz Damięcki) zostaje właścicielem Bollywood Club w oryginalnym stylu hinduskim. Marcin (Jan Wieczorkowski), będący dotąd trochę w cieniu, teraz zacznie odgrywać bardziej
L
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
znaczącą rolę. Zakocha się w Julii Milton (Agata Buzek), a samym serialem zaczną wstrząsać zdrady małżeńskie i oszustwa matrymonialne. Na planie dziewczęta i chłopcy będą romansować w luksusowych samochodach. Bartek Kasprzykowski zaszpanuje srebrnym lexusem RX 350. Niestety, aktor nie ma prawa jazdy, więc będzie tylko wychylał buźkę z auta i fikaj, brykaj, pinezki połykaj, bo samochód będzie prowadził prawdziwy kierowca. Natomiast gdyby mój pies zobaczył pojazd Rafała Królikowskiego, to by się chyba z zazdrości o budę zabił. Królikowski w drugiej serii „Teraz albo nigdy” będzie jeździł komfortowym
udzie mający trzeźwy osąd samych siebie na ogół są zadowoleni z tego, kim są, i z wyrozumiałością oraz humorem odnoszą się do swoich mocnych i słabych stron. Istoty zakompleksione mają natomiast skłonność do megalomanii, a ich wynoszenie się nad innymi jest proporcjonalne do pogardy, jaką żywią dla samych siebie. Narodowe zadęcie tak charakterystyczne dla polskiej prawicy – od Rydzyka przez Jurka do Kaczyńskich i Niesiołowskiego – oraz, niestety, dla niemałej części społeczeństwa jest efektem naszych narodowych kompleksów. Nie potrafimy często zaakceptować faktu, ze jesteśmy średnim, mało zamożnym, peryferyjnym krajem europejskim o rzeczywistym, ale raczej skromnym wkładzie do światowego dziedzictwa nauki i kultury. Tak się potoczyły, z różnych powodów, nasze dzieje i mądrą rzeczą jest zaakceptowanie rzeczywistości, na którą i tak nie mamy żadnego wpływu. Tymczasem niektórzy z nas mają chorobliwą skłonność do porównywania się z mocarstwami tego świata, a ponieważ nie mamy niemieckiego rozumu, amerykańskiej przebojowości ani francuskiego wyrafinowania, cierpimy męki bycia nikim szczególnym lub inaczej – ubogim krewnym wielkich tego świata. Aby uśmierzyć ból zranionych ambicji, prawica ubzdurała sobie, że jednak jesteśmy mocarstwem – ba! – imperium... wartości moralnych. Jak na Cesarstwo Wschodzących Cnót przystało, także wygłupy naszego przywódcy w Gruzji zostały uzasadnione moralną koniecznością. Prezydent Lech Kaczaszwili dowodził, że poparcie dla obłąkanego gruzińskiego watażki przy bombardowaniu wiosek i szpitali w Osetii wynika z powinności moralnej. Dla ludzi moralnych normalnie uczciwość w stosunkach międzynarodowych polega
saabem 93. Jedynie dziennikarka Basia Jasnyk, grana przez Katarzynę Maciąg, będzie jeździła... rowerem. W imieniu podatników dziękuję choćby za to. W naszej gospodzie rozgrywały się sceny jak w najlepszym sitcomie. Major Gienek śmiał się jak pisk opon na zakręcie, kiedy w końcu wydusił z siebie następujące exposé: – No i sru! Te aktory normalnie grają za moralnie. W serialach jest za dużo miłości, a za mało seksu. Miłość to chemia, a od chemii dostaje się anemii. Natomiast seks to fizyka, a dokładnie – doświadczenia fizyczne. U nich w telewizorze jak stoi łóżko, to jest to tylko łóżko, a dla normalnych ludzi jest to przyrząd do pokojowego wykorzystania energii... jądrowej. Poza tym u nich nie ma call girl, a przecież seks to, kulturwa, jedna z najpiękniejszych rzeczy, jakie można kupić za pieniądze! ANDRZEJ RODAN www.arispoland.pl
Prowincjałki Osiemnastolatek z Dzierżoniowa pilnie potrzebował 20 tysięcy złotych. Więc się porwał. Sam. Do rodziców z żądaniem okupu w zamian za życie synka zadzwonili jego dwaj kumple, którym za przysługę obiecał po 50 zł. Porwany synek wpadł w policyjną zasadzkę, kiedy przyszedł w umówione miejsce, aby odebrać okup za samego siebie. Rodzice są zszokowani. Nie mniej niż sam porwany. Jemu za nietypową pożyczkę od rodziców grozi do 10 lat więzienia.
PORWANIE KONTROLOWANE
21-letni Łukasz S. i 18-letni Adrian B. jako pracownicy budowlani pracowali na jednej z posesji w Kobyłce. Jednocześnie z sąsiedniej regularnie kradli przewody elektryczne, które chowali w dwóch psich budach.
PSU DO BUDY
Kierowca PKS, który miał zawieźć na wycieczkę dzieci z warsztatów językowych w Strzelcach Opolskich, stawił się punktualnie w umówionym miejscu. Był też trzeźwy. Nie odmówił sobie jednak porannego skręta, co wykrył policyjny narkotest. Za narażenie życia dwudziestu małych podróżnych grozi mu do dwóch lat więzienia.
NA HAJU
Zapadł wyrok w sprawie pijaństwa na terenie Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. Oskarżonych funkcjonariuszy uniewinniono. Choć w stanie wskazującym przebywali w pokoju, gdzie na biurku był alkohol, kubki, talerzyki i leżała kiełbasa z chlebem oraz musztardą, sąd uznał, iż policjanci nie spożywali wódki w komendzie, tylko chwilę wcześniej tuż pod nią, w zaparkowanym prywatnym samochodzie jednego z mundurowych, którego kupno ten wraz z kolegami z pracy opijał.
WYŁGALI SIĘ
We Włodawie, na ulicy Żwirki i Wigury, pies – który biegał bez smyczy oraz kagańca – na komendę swojego 44-letniego pana atakował przechodniów. Przybyły z interwencją policjant również został zaszczuty. Przechodnia, który rzucił się mundurowemu na ratunek, zwierzę ugryzło w nogę. Na odsiecz przybył dodatkowy patrol policji i karetka pogotowia. Właściciel psa miał 2,5 promila alkoholu we krwi. Opracowali: WZ i KC
PIESKIE ŻYCIE
na przykład na dotrzymywaniu umów, przestrzeganiu prawa i ochronie ludności cywilnej własnej oraz cudzej. Gruziński Sojusznik Pierwszego Polskiego Moralisty wszystko to podeptał, ale mimo to, zdaniem naszych imperialistów moralności, zasłużył na bezwarunkowe poparcie. Kilka miesięcy wcześniej przywódcy naszego mocarstwa cnót poparli ogłoszenie niepodległości przez Kosowo wbrew prawu międzynarodowemu. Mniej więcej w tym samym czasie lider naszego polskiego imperium – ku bezgranicznemu zdumieniu całej Europy – odmówił ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który sam wcześniej podpisał... Nasza wielkość polega ponoć m.in. na „umiłowaniu życia” i zapewne dlatego mamy największy w Europie odsetek ubogich dzieci i skandalicznie taktujemy zwierzęta. Chlubimy się solidarnością, a nasze elity – głównie „solidarnościowego” pochodzenia – charakteryzują się egoizmem i pogardą dla „buraków”, czyli dla tych, którzy urodzili się w mniej uprzywilejowanych rodzinach. Nic dziwnego, że w imperium cnót rozpętał się obłąkańczy kult Najwyższego Moralnego Autorytetu, z jego pomnikomanią i pustosłowiem. Nasza „mocarstwowość” jest bowiem takim samym echem i cieniem naszych kompleksów jak Janopawłowe bałwochwalstwo: w papieżu wszyscy ci, którzy mają sami siebie za nic, dostępują wyniesienia ponad innych, a nawet wniebowstąpienia. Szczęśliwie nikt nie musi być geniuszem i żaden naród nie musi pretendować do bycia mocarstwem. Nie jesteśmy nikim szczególnym, ale też nie jesteśmy po prostu nikim. Uświadomienie sobie tych prostych prawd byłoby najlepszą psychoterapią na skołatane polskie dusze. Tylko kto podejmie się roli narodowego psychologa? ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Imperium moralności
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Nie jest prawdą, że tylko ja dostrzegam wilcze oczy Donalda Tuska, bo bardzo wielu ludzi to dostrzega, mnóstwo takich ludzi znam. Gdyby był proces, mogę mnóstwo świadków dostarczyć. (Jarosław Kaczyński)
Wszystkie elementy polskiej rzeczywistości wskazują na istnienie planu osłabienia polskiego narodu i państwa. (Jarosław Kaczyński)
To MY jesteśmy Narodem, MY, Rodzina Radia Maryja! (Piotr Jaroszyński)
(...) odbył się zmasowany atak mediów (...) nagłośniono kwestię wpadek językowych pani minister, a w istocie chodziło o wyszydzenie wartości, które wyznaje, a dokładniej mówiąc – katolickiej postawy wobec problemów homoseksualizmu, pornografii oraz demoralizacji młodzieży. (Czesław Ryszka, senator PiS, o Ewie Sowińskiej)
Oskarżenia Platformy pod adresem PiS to pierdoły i dyrdymały. (Jacek Kurski)
Poprowadziłem do boju, mamy wolny kraj, jestem szczęśliwy z tego powodu. Wszystkie razem Kurtyki, Kaczyńscy, Wyszkowscy mają mniej walki i papierów przeciwko sobie niż ja. (Lech Wałęsa)
Tych paru ludzi w IPN (...) – Krzysztof Wyszkowski, Andrzej Zybertowicz, Andrzej Gwiazda – to nieudacznicy, zazdrośnicy i ich móżdżki nie są w stanie zrozumieć, że ktoś tak pięknie walczył. I dlatego po kostkach gryzą. (Lech Wałęsa)
Ponieważ PiS bojkotuje TVN, to poseł Kurski siedzi tyłem do sceny. (Szymon Majewski podczas festiwalu w Sopocie)
Pan Bóg ma na ziemi ogród zoologiczny.
(o. Tadeusz Rydzyk) Wybrali: RK, MiC, KK
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
NA KLĘCZKACH
PIERWSI NA OLIMPIADZIE Kto? Polacy! Tego, czego nie byli w stanie dostarczyć nam polscy sportowcy, czyli dużej dawki wzruszeń i medali, zapewnili tegoroczni maturzyści uczestniczący w XX Międzynarodowej Olimpiadzie Informatycznej w Kairze. Polacy wprost rozjechali ekipy, które przeszły szkolenia w najlepszych uczelniach. Młodzi Amerykanie, Rosjanie i Tajwańczycy nie mogli sprostać tempu, jakie narzucili nasi zawodnicy. W polskiej ekipie nie było osoby, która nie wyjechała z Kairu z medalem (dominowało złoto – 3 medalistów!). Przez dwa dni 292 zawodników z 74 państw świata zmagało się z niezwykle trudnymi zadaniami. Na ich rozwiązanie (stworzenie programu i zastosowanie) mieli tylko pięć godzin. Polaków zdołali dogonić wyłącznie Chińczycy, z którymi nasza drużyna podzieliła się pierwszym miejscem. Absolwenci polskich ogólniaków gromią swoich zagranicznych kolegów od dwóch lat. W 2006 r. mistrzem świata w programowaniu został Filip Wolski. Rok później znowu triumfował nasz rodak – Tomasz Kulczyński. Wszystko bez wsparcia rządu, bez dotacji, bez reklamy w publicznej TV. MiC
STRONNICY LUDU Pawlak – wicepremier i szef Polskiego Stronnictwa Ludowego – dobrze się czuje w towarzystwie samych swoich. A tu obcy wciąż się go czepiają, podając w wątpliwość, czy jest rzeczą normalną zatrudnianie w państwowych agendach przez ich szefów całych rodzin działaczy PSL, a to Centralne Biuro Antykorupcyjne do spółki z Prokuraturą Okręgową w Warszawie uznało, że ustawianie przetargów w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa to lekka przesada. Po długim śledztwie zarzuty przyjmowania łapówek usłyszał dyrektor gabinetu prezesa ARiMR – Jarosław G. PSL czepia się także NIK. Jej kontrolerzy twierdzą, że ludowy poseł z Warmii i Mazur, Adam Krzyśków, zanim został parlamentarzystą, rozdawał z rażącym naruszeniem prawa pieniądze z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska w Olsztynie. W ostatnich dniach po raz kolejny nadwyrężył się wizerunek ludowców – obrońców szeregowych Polaków. Otóż ważny działacz mazowieckiego PSL, wójt gminy Sterdyń Czesław Zalewski, nie odstąpił od realizacji wyroku eksmisji emerytowanej nauczycielki miejscowej szkoły. Marianna Jenda została przekwaterowana do pomieszczenia przypominającego kurnik. Internauci wyjątkową zaciekłość wójta w tej sprawie wiążą z dawnym sporem pomiędzy nim a panią Marianną. Otóż
przed laty nauczycielka doprowadziła do odrzucenia rozliczenia finansowego inwestycji prowadzonej przez Zalewskiego. MiC
KRÓL OBLEŚNY
szachowe, trzy posiłki dziennie oraz picie wody źródlanej. Wszystko jednak wskazuje, że nawet dla samych organizatorów przedszkola nazwa „Brzemiennej” zdaje się być bardzo wątpliwą rekomendacją, bowiem w pierwszym rzędzie zapewniają, że placówka prowadzona jest przez osobę świecką i nadzorowana przez kuratorium. AK
PIS WYBACZA
W Krakowie kolejny odcinek antygejowskiej krucjaty PiS. Tym razem radni tej partii zwalczają pomysł międzynarodowych obchodów urodzin Władysława Warneńczyka, które chcą przygotować organizacje gejów i lesbijek. Według wielu historyków, Warneńczyk był homoseksualistą; krakowscy geje chcieliby z tej postaci zrobić atrakcję turystyczną miasta. Nie chce o tym słyszeć PiS. Przewodniczący klubu radnych tej partii, Bolesław Kosior, uważa, że „Kraków jest miastem papieskim i powinni przyjeżdżać doń pielgrzymi, a nie geje”. Działaczom organizacji mniejszości seksualnych nie pozostanie pewnie nic innego, jak zorganizować pielgrzymkę ku czci Warneńczyka. AC
POSUCHA „POWOŁAŃ” Według wstępnych badań, także w tym roku spadła liczba kleryków przyjętych na pierwszy rok diecezjalnych seminariów duchownych. Od roku 2005, czyli czasu śmierci polskiego papieża, liczba nowo przyjętych spadła niemal o 30 procent i z każdym rokiem się zmniejsza. Czyżby kolejny cud JPII? AC
PRZEDSZKOLE POD WEZWANIEM Pod wezwaniem w Polsce są już nie tylko kościoły, parafie i szkoły. W Krakowie w domku jednorodzinnym z ogródkiem działa niepubliczne Przedszkole pod Wezwaniem Matki Bożej Brzemiennej. Placówka przyjmuje dzieci w wieku od 2,5 do 6 lat i oferuje katechezę prowadzoną przez siostrę zakonną, naukę wczesnego czytania, naukę angielskiego, jazdę na kucyku, zajęcia
„Kto głosował za PiS-em, niech wyp... z sali” – tymi słowami znany krakowski bard Maciek Maleńczuk zwykł zaczynać niegdyś koncerty. Jednak niektórzy członkowie PiS-u, jak na katolików przystało, wybaczyli swemu wrogowi. Oto jeden z liderów krakowskiego PiS-u, Jakub Bator, asystent posła Wassermanna, zaproponował przyznanie medalu Cracoviae Merenti właśnie panu Maćkowi. Maleńczuk, autor i wykonawca wielu znakomitych piosenek (w tym utworu ,,Kaczory”), jest również zdeklarowanym antyklerykałem, czemu dał wyraz w wielu utworach, wypowiedziach lub choćby w wywiadzie dla „FiM”. To może stanowić pewną przeszkodę w otrzymaniu laurów, gdyż członkiem kapituły przyznającej order jest kard. Stanisław Dziwisz, a jednym z już odznaczonych – JPII. Pytanie też, czy Maleńczukowi zależy na tym medalu... PP
BRUDY NA KUL-U Inspektorem nadzoru w dziale inwestycji Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego im. JPII był przez dekadę Stanisław D. Już nie jest, bo zacna uczelnia nie przedłużyła z nim umowy o pracę. Mężczyzna twierdzi, iż decyzja w tej sprawie zapadła po tym, jak wskazał przełożonym nadużycia przy realizowaniu inwestycji, w tym naruszenia przepisów BHP, co potwierdziła Państwowa Inspekcja Pracy. Prokuratura wszczęła śledztwo. Sprawdzane są kwestie związane z przetargami oraz gospodarką finansową KUL-u. Rzeczniczka prasowa uniwersytetu, Beata Górka, odmówiła komentarza „do czasu zakończenia postępowania”. A ma ono potrwać jeszcze co najmniej dwa miesiące... KC
NIE DLA MASONÓW Od kilku lat toczy się dyskusja na temat przyszłości pałacu w Dobrzycy w Wielkopolsce, zbudowanego w XVIII wieku przez masona i patriotę Augustyna Gorzeńskiego. Pomysł utworzenia tam muzeum wolnomularskiego jest ciągle blokowany przez środowiska klerykalne.
Ostatnio np. wojewódzki konserwator zabytków, profesor Jan Skuratowicz, oświadczył, że takiego muzeum nie będzie, bowiem „papież zakazał przynależności do masonerii pod groźbą ekskomuniki”. W Dobrzycy miałoby powstać za to muzeum ziemiaństwa, tyle że takie już istnieje w odległości 30 km od pechowego pałacu. MaK
KSIĄDZ PSYCHOLOG W gminie Gdów w Małopolsce doszło do tragicznego zderzenia kombajnu i samochodu osobowego, w wyniku którego śmierć poniosły 4 młode kobiety. Okoliczności były makabryczne, miejscowi strażacy, którzy próbowali nieść pomoc ofiarom, są wstrząśnięci, więc zorganizowano im spotkanie z... wojewódzkim duszpasterzem strażaków, księdzem Władysławem Kuligiem. W cywilizowanych krajach wsparcia ekipom ratunkowym udzielają psycholodzy specjaliści. No, ale wypadek miał miejsce w Małopolsce... MaK
WAKACYJNA GOLGOTA Koniec wakacji nie musi przerażać – pod takim hasłem kapucyni zapraszają w dniach 25–29 sierpnia do Serpelic nad Bugiem na... „Golgotę Młodych”. A jednak przeraża już sama nazwa imprezy, a co dopiero program, w ramach którego przewidziano m.in. konferencje poświęcone egoizmowi młodzieży i problemowi uzależnień, słuchanie świadectw życia ludzi doświadczonych krzyżem, duchowe przyjęcie krzyża, drogę krzyżową i nabożeństwo pokutne. AK
KACZA GRYPA Flagowym przykładem nadmiernej skłonności do obrazy i sfiksowania na tle własnego wizerunku jest prezydent RP. Od pobożnego Kaczyńskiego zaraził się najwyraźniej jego duchowy przywódca – Benedykt XVI. Obraził się o to, że Unia nie chce słyszeć o pobożnych zapisach w traktacie
5
konstytucyjnym, i odmówił przemówienia na forum Parlamentu Europejskiego, powołując się na wiek i zmęczenie, które nie przeszkadzało mu przecież lecieć do Australii. Nagłe zmęczenie lub podstępna biegunka to znane już objawy polskiej choroby... AC
MĄDRY POLAK PO SZKOCIE Mniej niż połowa szkockich par zawierających związek małżeński decyduje się na uroczystość kościelną. To efekt regularnego spadku popularności kościelnych obrządków. W 1997 r. na kościelny ślub decydowało się jeszcze 55 proc. Szkotów, a po 10 latach – już tylko 48 proc. Dane te podała BBC. Spadek liczby kościelnych ślubów odzwierciedla stosunek społeczeństwa do wiary, która ma dla Szkotów coraz mniejsze znaczenie. Część klientów odbierają kościołom coraz bardziej atrakcyjne i modne ostatnio uroczystości ślubne odprawiane na starych zamkach, na pokładach statków czy w ogrodach narzeczonych. Coraz częściej zdarza się, że do takiego ogrodu sprowadza się kościół, tyle że... nadmuchiwany. Do tego czasem wynajmuje się księdza prawdziwego, a czasem takiego na niby. Co to będzie, gdy wracający do Polski pracownicy z krajów Europy Zachodniej zaczną przywozić ze sobą tamtejsze obyczaje? ZD
KOSZERNE CIAŁA W Egipcie wybuchł skandal po tym, jak władze wprowadziły przepis zakazujący przeszczepiania organów pomiędzy ludźmi różnych wyznań i narodowości. Organizacje praw człowieka nazywają to rasizmem wyznaniowym, a środowiska chrześcijańskie dyskryminacją. Władze twierdzą jednak, że nowe prawo ma jedynie ograniczyć proceder handlu ludzkimi organami. Dlaczego jednak zakaz pokrywa się akurat z granicami wyznań i narodowości, a nie jest uzależniony na przykład od koloru oczu lub długości języka, sam Allah raczy wiedzieć. MaK
6
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
Cały ten rock Tylko dzięki złej pracy poczty mieszkańcy Ciechanowa oraz goście mogli uczestniczyć w festiwalu ciężkiego rocka S'trash'ydło. Była to jedna z dwóch dużych ogólnopolskich imprez, z jakich przez lata słynęło to miasto. Czternaście lat temu po wystąpieniach reprezentantów płockiej kurii biskupiej lewicowi radni zakazali organizacji tej – jak to określili – satanistycznej imprezy. Organizatorzy festiwalu rozjechali się po kraju. I tak mieszkańcom pozostał jedynie festiwal orkiestr strażackich. Po 14 latach wśród liderów stowarzyszenia Psychoart zrodził się pomysł na reaktywację S'trash'ydła. I udało się. Związany z Platformą Obywatelską prezydent Ciechanowa, Waldemar Wardziński, objął festiwal swoim patronatem i pokrył część kosztów jego organizacji. Wszystko było pięknie do czasu, aż odezwali się reprezentanci Kościoła rzymskokatolickiego. W specjalnym liście do prezydenta miasta znani
duchowni (między innymi ojciec duchowy Wyższego Seminarium Duchownego w Płocku i diecezjalnego, egzorcysta ksiądz Leszek Piórkowski, oraz ksiądz dr Dariusz Oko z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie) ostrzegli go: „Treści przekazywane za pomocą tego gatunku muzyki mają wyraźne odniesienia do satanizmu. Apelujemy do władz miasta o niedopuszczenie do organizacji tej imprezy. Przyniesie on masę szkód miastu, służy demoralizacji nieletnich i propagowaniu zbrodni”. Kościelnym specjalistom wydawało się, że jest już po imprezie. I tu spotkał ich srogi zawód. Okazało się bowiem, że swój list wysłali za pośrednictwem poczty polskiej, a ta spóźniła się z jego doręczeniem głupie 24 godziny. Gdyby nie to, prezydent Wardziński odwołałby festiwal. Jak wyjaśnili mu prawnicy – na trzy dni przed planowaną imprezą nic już nie można zrobić. No i młódź muzyki posłuchała. Miasta nie zdemolowała. Księży nie wieszała. I po co te strachy? MiC
Kościół... przegrał Z Kościołem też można wygrać. I to nawet w sądzie. Pod warunkiem że nie jest to Kościół rzymskokatolicki. Parafia ewangelicka domagała się od lokalnych władz zwrotu domu wczasowego w Karpaczu, który należał do niej przed wojną. Po wojnie obiekt był administrowany przez legnicki samorząd. Ale żeby budynek mógł służyć ludziom, gmina musiała go odnawiać, remontować i inwestować w niego. I to nie mało. Koszty przekroczyły milion złotych. Z tego powodu chciano – przed zwrotem obiektu
parafii – odzyskać od niej poniesione nakłady, bo pieniądze pochodziły z samorządowej kasy. Jednak ewangelicy – pomni na numery kolegów z Krk – odmówili. Wtedy gmina skierowała sprawę do sądu, gdzie przez dziesięć lat walczyła o swoje pieniądze. Ostatecznie sąd uznał za zasadne roszczenia samorządu i nakazał parafii ewangelicko-augsburskiej oddać ponad milion złotych do kasy Legnicy. Ewangelicy twierdzą, że nie mają pieniędzy. Teraz parafia i prezydent Legnicy negocjują sposób uregulowania należności. ZK
Och, Karol(ak)! Ksiądz proboszcz z parafii św. Antoniego w Węgrowie (diecezja drohiczyńska), Zbigniew Karolak, choć rządzi zaledwie 10 miesięcy, już narobił sobie wrogów. Nie dogadał się z zasłużonym w mieście stowarzyszeniem prowadzącym świetlicę społeczną i w konsekwencji ta ostatnia musi teraz zmienić lokal. Wielebny, jak na panisko w sutannie przystało, leje teraz krokodyle łzy, udając, że nie rozumie sporu o dziecięcą placówkę. A sprawa jest prosta jak drut: świetlica funkcjonowała od lat dzięki
pomocy ludzi dobrej woli, wsparciu samorządu miejskiego i ofiarności takich społeczników jak choćby Wanda Kosińska. Nowy proboszcz, który doświadczeniem i taktem nie dorównuje dotychczasowym opiekunom świetlicy, ks. Zbigniewowi Latosiemu i ks. Mieczysławowi Rzepniewskiemu, stwierdził, że placówka może nadal działać, ale na jego warunkach. Co to może oznaczać w praktyce, już się przekonano – wielebny wyłączał prąd i ogrzewanie, zapewne zechce też zmienić personel świetlicy. Władze miasta wolały klesze ustąpić. BS
Na Wawelu ma stanąć trzymetrowy posąg Karola Wojtyły. Tak brutalna ingerencja w miejsce, w którym każdy kamień jest znakiem polskiej historii, musi budzić sprzeciw. Gdzie leży kres papieskiej pomnikomanii? Przyznanie przez „Gazetę Wyborczą” miana Archiszopy A.D. 2007 (najszpetniejszej nowo powstałej budowli w Krakowie – „FiM” 26/2008) ołtarzowi Trzeciego
Stanisław Waltoś, dyrektor Muzeum Collegium Maius i członek Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa, który wręcz apeluje: ,,Żadnych nowych pomników nie powinno być na Wawelu. Zostawmy to miejsce w spokoju”. Jednak środowiska kościelne i władze Krakowa pozostają głuche na te apele. Mało tego, na placu przed katedrą przymierzano już gipsowy model Papy w skali 1:1. Choć przepisy mówią wyraźnie, że na jakiekolwiek prace na obszarze Zamku Wawelskiego zgodę musi wyrazić jego dyrektor, w przeciwnym wypadku ma miejsce samowola budowlana. Watykańczyków to nie dotyczy.
Masza Potocka, dyrektorka galerii Bunkier, również krytykuje pomysł: ,,Szkoda, że Kościół nie skorzystał z okazji, by zaprosić do konkursu młodych, nieobarczonych standardowym widzeniem papieża artystów. Na autora wybrano artystycznego cynika, przystosowanego do odrabiania zadanego tematu. Nowy pomnik to zero energii ideowej oprócz wizualnego podobieństwa do postaci”. Tym artystycznym cynikiem ma być prof. Gustaw Zemła, który za poprzedniego systemu zbierał hołdy za pomniki Władysława Broniewskiego czy Ludwika Waryńskiego. Gdy wiatr historii zmienił swój kierunek, profesor przerzucił się na produkcję
Dziwiszowe sobiepaństwo Tysiąclecia przy klasztorze Paulinów na Skałce przełamało pewne tabu i otworzyło szerszą dyskusję na temat pomników o tematyce religijnej. Zaczęto je wreszcie postrzegać przez pryzmat wizerunku architektonicznego, często szpecącego otoczenie, a nie tylko jako obiekty kultu. Obecnie w Bielsku-Białej trwają prace przy produkcji trzymetrowego wizerunku JPII – dłuta prof. Gustawa Zemły, artysty związanego z warszawską ASP. Pomnik powstaje z okazji 30-lecia wyboru Wojtyły na stolec Piotrowy i ma ,,upiększyć” wawelskie wzgórze. Pikanterii sprawie dodaje fakt, iż wszelkie decyzje i ustalenia w tej kwestii odbywały się w zaciszu kurii, z pominięciem oficjalnych debat i konkursów. Wawel – mimo faktycznego zaanektowania przez Watykan – jest wspólnym dobrem całego narodu i każda ingerencja w jego wygląd jest z reguły powszechnie konsultowana. Jednak kard. Dziwisz ma w nosie jakieś obowiązujące ustalenia i kryteria. A całą sprawę skwitował lakonicznym stwierdzeniem, iż musiał spełnić oczekiwania wielu środowisk artystycznych i biznesowych, które prosiły go, by upamiętnić osobę Jana Pawła II w miejscu, które było dla niego bardzo ważne, czyli na Wawelu. Ale o jakie środowiska chodziło Dziwiszowi, nie udało do tej pory nikomu ustalić. Całą sprawą zbulwersowany jest prof. Jan Ostrowski, dyrektor Zamku Królewskiego, który twierdzi, iż karygodne jest, że nikt z kurii nie raczył się z nim skonsultować odnośnie tak wielkiej ingerencji na tym szczególnym obszarze. Wtóruje mu profesor
W tym historycznym miejscu już wkrótce będzie straszył Dziwiszowy pomnik Jana Pawła II Fot. Autor
W sekretariacie państwowego Muzeum Zamku Królewskiego na Wawelu poinformowano nas, że na razie dyrekcja wstrzymuje się z radykalnymi krokami, gdyż liczy, że kuria dopełni jednak wszystkich formalności. A na pytanie, czy w takim razie każdy może sobie bez ustalenia wwozić na Wawel makiety pomników i urządzać sesje zdjęciowe, miła pani poinformowała nas, że „kardynał to nie jest każdy...”. Inicjatywę Dziwisza jak zwykle poparł działacz PO Jarosław Gowin. ~~~ Kontrowersje budzi również sam trzymetrowy posąg Papy. Joanna Daranowska-Łukaszewska, prezes krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Historyków Sztuki, o pomniku mówi, iż przypomina jej plastikowe figurki Matki Boskiej z Lourdes: „Ot, święta figurka, na dodatek o mocno dewocyjno-dziewiętnastowiecznej stylistyce”.
pomników JPII. Daleko mu wprawdzie do rekordzisty w klepaniu ,,papomników”, Czesia Dźwigaja, jednak i on ma kilka ,,sukcesów” na tej niwie twórczej. Zemła jest ulubionym artystą Jana Kobylańskiego, znanego urugwajskiego biznesmena i... szmalcownika. Właśnie ten ,,wzorowy katolik”, bliski kompan Rydzyka, zamówił u profesora pomnik Papy, który dziś urzeka mieszkańców stolicy Urugwaju – Montevideo. Jan Kobylański często wspiera inicjatywy polskiej katoprawicy. Czyżby jego organizacja, Unia Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej, okazała się tymi tajemniczymi środowiskami artystyczno- biznesowymi, które, zdaniem Dziwisza, przyczyniły się do powstania szacowanego na 200 tys. zł wawelskiego monumentu Wojtyły? Sam diabeł raczy wiedzieć i... kardynał Dziwisz. MAREK PAWŁOWSKI
[email protected]
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Tarczą w Rosję Rozmowa z amerykanistą, byłym marszałkiem senatu – Longinem Pastusiakiem. – Lewica wyrażała sprzeciw odnośnie planów umieszczenia elementów tarczy w Polsce. Co leży u podstaw takiego stanowiska? – Przede wszystkim tarcza ta służy bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych. Oczywiście, Stany są krajem sojuszniczym Polski i w naszym interesie jest, aby czuły się krajem bezpiecznym. Natomiast są wątpliwości, czy tarcza zwiększa poczucie bezpieczeństwa Polski. A to z kilku względów. Tarcza będzie zainstalowana w pobliżu kraju, który Stany Zjednoczone uważają za potencjalnego przeciwnika. Wprawdzie Amerykanie mówią, że tarcza jest skierowana przeciwko państwom hultajskim, a więc Iranowi, Korei Północnej itd., ale wielu specjalistów, również amerykańskich, przyznaje, że w gruncie rzeczy chodzi o Rosję i Chiny. Obecny konflikt gruzińsko-rosyjski, między innymi w opinii kancelarii naszego prezydenta, tym bardziej podkreśla potrzebę zainstalowania tej tarczy w Polsce. To potwierdza, że tarcza skierowana jest przeciwko Rosji. – Wielokrotnie mówił Pan, aby wstrzymać się z zawieraniem porozumienia z Amerykanami... – Nie mamy pewności, jakie stanowisko zajmie Partia Demokratyczna po wyborach. Jako amerykanista spędziłem ostatnio osiem miesięcy, wykładając na uniwersytecie w USA, i wiem z całą pewnością, że Demokraci są sceptycznie ustosunkowani do idei samej tarczy z kilku względów. Po pierwsze, uważają, że technologia, która jest w tym systemie antyrakietowym, nie jest jeszcze doskonała. Wiele testów zakończyło się niepowodzeniem. I uważają, że
S
jeżeli trzeba inwestować, to w doskonalenie tej technologii. To jest sprawa czasu i środków, aby ona była wiarygodna w stu procentach, aby zestrzelić nadlatującą rakietę. Po drugie, uważają, że w tej chwili jest to przedsięwzięcie kosztowne, a Demokraci mają przecież inne priorytety, głównie gospodarczo-społeczne. Nie chcą podnosić deficytu budżetowego USA poprzez zwiększanie wydatków zbrojeniowych, które i tak są rekordowo wysokie – ponad 450 miliardów dolarów. Po trzecie – mówią Demokraci – jeżeli prawdą jest to, co twierdzi George Bush, że tarcza ma służyć również bezpieczeństwu Europy, no to niech Europejczycy płacą za to. I po czwarte – naraża na szwank stosunki z Rosją. My możemy podszczypywać Rosjan, co się u nas niestety zdarza, ale Amerykanie uważają, że Rosja, obok Stanów Zjednoczonych, jest jedynym krajem na świecie, który ma zdolność tzw. drugiego strategicznego uderzenia nuklearnego. To znaczy kraj ten jest w stanie przyjąć na siebie pierwszy cios nuklearny i ma jeszcze taką siłę zabezpieczonych przed zniszczeniem środków odwetowych, które są w stanie zmieść z powierzchni ziemi potencjalnego agresora. I dlatego Amerykanie liczą się z Rosją. Faktem jest, że – po pierwsze – rozwija się broń rakietowa na świecie, wydłuża się zasięg rakiet, a po drugie – istnieje możliwość rozprzestrzeniania broni masowej zagłady. Jeżeli ten trend się utrzyma, to oczywiście stwarza to zagrożenie dla wszystkich krajów na świecie, w tym również Polski i innych krajów europejskich. W związku z tym byłoby pożądane,
łynne przysłowie o tym, że Polak przed szkodą i po szkodzie pozostaje głupim, jak rzadko które pasuje do kuriozalnych posunięć naszych władz w ostatnich tygodniach. A wydawało się, że mieliśmy okazję nauczyć się czegoś już w Iraku. Na przykład tego, że ufać trzeba sobie, a nie „strategicznym sojusznikom”, i że nie warto polegać na ich mglistych obietnicach. Wiadomo już także i to, że nie należy słuchać większości krajowych mediów, które są bądź głupio, bądź sprzedajnie proamerykańskie – niezależnie od tego, dokąd nieodwzajemniona miłość do Wuja Sama miałaby Polskę doprowadzić. Inna lekcja z ostatnich lat jest taka, że lepiej dbać o dobre stosunki z sąsiadami, niż szukać sobie przyjaciół w niewiele dla nas znaczących, słabych, odległych i niesamodzielnych rządach w Kabulu czy Bagdadzie.
aby dążyć do utworzenia tarczy, tyle że euroatlantyckiej – państw europejskich, sojuszników NATO i Stanów Zjednoczonych. Ale pod warunkiem że ta technologia będzie działać. Takie jest stanowisko rządu brytyjskiego, niemieckiego i Francji. Coś takiego powinno też służyć
polityki amerykańskiej od pół wieku muszę powiedzieć, że Amerykanie nie udzielają dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa żadnemu z państw członkowskich NATO z kilku względów. Po pierwsze, stworzyłoby to wrażenie, że są kraje bardziej i mniej bezpieczne; takie, które mają dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa ze strony USA, i takie, które nie mają. A Stany stoją na gruncie wiarygodności gwarancji bezpieczeństwa NATO, odgrywają wiodącą rolę w Sojuszu i uważają, że wszystkie państwa mają jednakowy status. Artykuł 5 układu waszyngtońskiego NATO mówi bardzo wyraźnie, że napaść na jedno państwo członkowskie jest napaścią na cały Sojusz.
Fot. DP
interesom Polski, a nie bilateralna polsko-amerykańska czy czesko-amerykańska koncepcja budowy tarczy bez koordynacji z pozostałymi sojusznikami NATO. – Czyli to nie jest po prostu sprzeciw z założenia? – Nasz rząd oczekiwał zwiększonych gwarancji bezpieczeństwa od Stanów Zjednoczonych. Jako badacz
Jednak nasi czołowi politycy oblali ostatni egzamin i z irackiej lekcji niczego się nie nauczyli. Podczas podpisywania umowy o tarczy antyrakietowej chyba tylko premier Tusk był świadomy, że przegrał ważny mecz w swoim
– Porozumienie już mamy. Demokraci, z Obamą na czele, chyba nie wycofają się tak łatwo z międzynarodowych zobowiązań? – Może się okazać, że to jest porozumienie tylko na papierze, ponieważ przyszła administracja odłoży tę sprawę ad acta. W USA problem tarczy antyrakietowej w Polsce w ogóle nie istnieje. Amerykanie
Nieszczęśnik sprawia takie wrażenie, jakby czasem ledwie łapał, gdzie jest i do kogo mówi. Wśród analiz konfliktu w Gruzji, który doprowadził do międzynarodowego kryzysu i podpisania umowy o tarczy antyrakietowej,
Głupi po szkodzie życiu, gdyż – mimo słów o sukcesie – minę miał nietęgą, a uśmiech więcej niż wymuszony. Dla odmiany Radzio Sikorski, u boku Condi, cieszył się jak mały chłopiec, któremu starsi koledzy powiedzieli, że jest już prawdziwym mężczyzną, bo zrobił to, czego od niego oczekiwali. Prezydent Kaczyński w tym festiwalu nieodpowiedzialności pozostaje, oczywiście, klasą samą dla siebie, ale trudno od niego wymagać, aby się czegokolwiek nauczył. W jego stanie?!
pojawiają się i takie głosy, że nowa zimna wojna jest bardzo potrzebna Republikanom w wewnętrznych rozgrywkach w USA. Ekipie, która jest tam u steru, grozi utrata władzy na rzecz kandydata Demokratów – Baracka Obamy. Według jednej z teorii, Saakaszwiliego po to właśnie podpuszczono do ataku na kontrolowaną przez Rosjan Osetię, aby zaognić sytuację międzynarodową, przestraszyć Rosją społeczeństwo amerykańskie
7
nie wiedzą nic o tarczy, o rozmowach polsko-amerykańskich. Były jedno czy dwa oświadczenia ze strony McCaina, kandydata Republikanów na prezydenta; było jakieś enigmatyczne stanowisko ze strony Baracka Obamy, kandydata Demokratów. Ale w opinii publicznej, w mediach tej sprawy nie ma, więc dlatego trudno mówić, jakie stanowisko zajmą Stany Zjednoczone. Tym bardziej że nie wiadomo, kto wygra wybory. – Załóżmy, że wybory do kongresu wygrywają Demokraci i prezydentem zostaje Demokrata. Jak, według pana, będą się kształtowały relacje polsko-amerykańskie? – Z punktu widzenia stosunków polsko-amerykańskich, wynik wyborów w USA nie ma większego znaczenia dlatego, że stosunki te oparte są na stabilnych podstawach. Niezależnie od tego, kto zasiada w Białym Domu, kto ma większość w obu izbach Kongresu. Ale trzeba też mieć jasność, że nie jesteśmy pierwszorzędnym sojusznikiem i oczkiem w głowie Stanów Zjednoczonych. George Bush ciągle nas chwali za udział w wojnie w Iraku, postawę żołnierzy polskich i bohaterstwo. To mile brzmi dla polskiego ucha, ale równocześnie Bush niewiele uczynił, żeby umożliwić Polsce czy polskim firmom zawarcie kontraktów na odbudowę Iraku. A tego też oczekiwaliśmy. Największymi beneficjentami w tych kontraktach z Irakiem są firmy amerykańskie (z zyskiem ponad 10 miliardów dolarów). Na drugim miejscu są brytyjskie – prawie 5 miliardów dolarów. Za to trzecie i czwarte miejsce – ponad miliard dolarów – mają firmy niemieckie i chińskie, których wojska nie uczestniczą w wojnie. A Polska zawarła tam kontrakty zaledwie na nieco ponad 400 milionów dolarów. Więc z jednej strony nas chwalą, jest mile i sympatycznie, a z drugiej, kiedy dochodzi do konkretów, Amerykanie są bardzo powściągliwi. Rozmawiał DANIEL PTASZEK
i przechylić szalę na korzyść „twardego kowboja” – kandydata Johna McCaina, weterana wojny w Wietnamie. I rzeczywiście, kiedy tylko zapalił się Kaukaz, McCain natychmiast uderzył w antyrosyjską retorykę i po kilku dniach po raz pierwszy uzyskał sondażową przewagę nad Obamą. Podpisanie umowy o tarczy byłoby tylko konsekwencją tego biegu wydarzeń, nakręcającą spiralę strachu i zbrojeń. W tej atmosferze skłonny do kompromisu i uważany za „miękkiego” Obama zapewne nie będzie miał szans i przegra wybory. W tym kontekście trzeba jednak uczciwie przyznać, że jest w Polsce jedno środowisko, które odrobiło iracką lekcję. Mam na myśli SLD, które nie tylko zdecydowanie potępiło awanturnictwo Kaczyńskiego w Gruzji, ale na dodatek odcięło się od pomysłu zainstalowania w Polsce tarczy antyrakietowej. Odważnie, klarownie i przekonująco. Nareszcie. ADAM CIOCH
8
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Wójt na zagrodzie... Analitycy szacują, iż własne interesy (np. firmy budowlane oraz montażowe) prowadzi w Niemczech ok. 450 tysięcy Polek i Polaków. Wiele z nich działa już od lat 80. Przez ten czas wyrobiły sobie markę i renomę. Wielu ich właścicieli marzy jednak o powrocie do Polski. Najlepiej niech z tych mrzonek jak najprędzej zrezygnują. Mają kapitał, który mogą zainwestować gdzie zechcą. Aby ich zachęcić do takiej decyzji, rząd przygotowuje specjalną kampanię promocyjno-informacyjną. Cały ten misterny plan ma jednak jeden słaby punkt, który nazywa się „lokalne władze”. One mogą zniechęcić najtwardszego zawodnika. Najbardziej głodne kapitału są tak zwane gminy po-PGR-owskie. Pozbawione większych zakładów przemysłowych, w większości położone z dala od węzłów komunikacyjnych, nie stanowią atrakcyjnego miejsca na inwestycję. Jedną z nich jest Bogdaniec. Urzędnikom żyje się tu spokojnie, a radnymi zostają prawie wyłącznie pracownicy gminnych jednostek takich jak szkoła czy biblioteka. Jeśli ktoś pyskuje, to wyznacza mu się wjazd na posesję zza
zakrętu drogi szybkiego ruchu. A innego, który udowadniał, że likwidacja wiejskiej szkoły to głupi pomysł, samorządowcy puścili w skarpetkach. Ot, po prostu władza dała frajerowi placówkę do prowadzenia i nawet dotacje mu przekazywała. Przez rok mu to nawet wychodziło. Zapomniał jednak, że z władzą lokalną się nie zadziera. Chciał polemizować, to dostał za swoje. Gmina przelała mu pod koniec 2000 roku dwie dotacje na raz: grudniową i styczniową. Drobny zabieg księgowy, ale rodzący poważne skutki. Prowadzący szkołę musiał zapłacić od podwójnej dotacji podatek dochodowy (PIT), i to w najwyższej stawce. To z kolei spowodowało, że zabrakło mu kasy na inne należności. Gmina zareagowała bardzo szybko i zawiadomiła Prokuraturę Rejonową w Gorzowie Wielkopolskim o strasznym oszustwie, jakiego dopuścił się Janusz Bukowski – dyrektor szkoły w Jeninie. Ta sprawą się przejęła i po trzech miesiącach w 2001 roku wysłała akt oskarżenia przeciw kryminaliście. Sąd uznał jednak dzieło prokuratury za nienadające się do rozpoznania i polecił jej sprawę ponownie zbadać. Później wszystko z powrotem trafiło do sądu
W
rektorzy za zgodą Wielkiego Kanclerza (arcybiskupów Pylala i Źycińskiego) utrzymali semestralną opłatę administracyjną. Gdy żak odmówi jej uiszczenia, jest natychmiast relegowany z uczelni. Roczne wpływy do
ładze Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego mają nie lada problem. Do skóry dobrała im się minister nauki i szkolnictwa wyższego. Stawką jest półtora miliona złotych rocznie.
Nielegalne KULobranie Ta katolicka uczelnia ma dość niezwykły status prawny. Formalnie jest kościelną niepubliczną szkołą wyższą. Jednak dostaje takie same dotacje z budżetu państwa na działalność dydaktyczną (pensje wykładowców) i bieżące utrzymanie (opłaty za prąd, gaz, telefony, sprzątanie i tym podobne) jak szkoły publiczne. Od roku 2008 budżet państwa finansuje także część kosztów KUL-owskich inwestycji. Uniwersytet dostał też od państwa i samorządów spory majątek (patrz: „FiM” 5/2008). Wszystko jako odszkodowanie za zabrany po 1945 roku majątek pod Lublinem. Studenci KUL-u formalnie mają taki sam status jak żacy uczący się w innych państwowych uczelniach. Rywalizacja o nich spowodowała, że rektor kościelnej z nazwy uczelni zrezygnował z wymogu przekładania przez kandydatów zaświadczeń od proboszczów. Pójście na rękę i liberalizm nie dotyczą jednak spraw finansowych. KUL każe sobie bowiem płacić za prawo do studiowania. Mimo iż państwo dotuje jego działalność, kolejni
kasy KUL-u z owej taksy są szacowane na kwotę ok. 1,5 złotych. Wiosną tego roku jego studenci poskarżyli się pani minister Kudryckiej, że muszą płacić za coś, co inni studiujący na publicznej uczelni dostają za darmo. Okazało się, że KUL z jednej strony chce być traktowany jak każdy publiczny uniwersytet (dotacje, koszty inwestycji), a jednocześnie chce mieć status uczelni prywatnej, tj. płatnej. Minister nauki: – Nie ma na to zgody. Bierzecie kasę z budżetu, więc macie zrezygnować z opłat administracyjnych. Rektor KUL-u: – Nasi prawnicy nie zgadzają się z panią minister i niczego zmieniać nie będziemy. Kudrycka: – Prześlijcie stanowisko na piśmie. KUL: – Nie musimy. Kudrycka: – Odmawiacie? No to skorzystam z nadzwyczajnych uprawnień i uchylę bezprawne zarządzenie rektora KUL-u. Trzymamy kciuki za panią minister i czekamy na festiwal obelg pod jej adresem. MiC
i tak przez trzy lata trwały przepychanki. Ostatecznie w maju 2005 r. sąd okręgowy prawomocnie uniewinnił dyrektora od zarzutu oszustwa i fałszowania dokumentów. Co z tego, skoro dyrektor zbankrutował i pracuje teraz w Wielkiej Brytanii, aby spłacić zobowiązania wobec ZUS i innych instytucji. Innym pyskującym samorząd przygotował niespodzianki w postaci tak zwanych inwestycji celu publicznego. Pod tym pojęciem kryje się przekopywanie cudzych działek w celu poprowadzenia kabli energetycznych, sieci wodociągowych itp. Oczywiście, bez odszkodowania. Jeszcze inną metodą jest wydawanie zgody, aby prywatny inwestor postawił stację paliw tuż pod oknami sąsiada. O tym wszystkim nie wiedział Franciszek Makiela prowadzący w Niemczech dobrze prosperującą firmę budowlaną. Wpadł on na pomysł, aby zagospodarować stojący w Bogdańcu stary zdewastowany pochodzący z przełomu XVIII/XIX wieku młyn. Jest on elementem tak zwanego szlaku młyńskiego składającego się z trzech młynów wraz z pełnym ich zapleczem. Z własnych środków – nie biorąc nawet grosza
z państwowych pieniędzy – zrobił on z ruin prawdziwą perłę. Wymyślił też sobie, że obok młyna odbuduje staw rybny i zagospodaruje kanał rzeki Bogdanka. Do tego wszystkiego potrzebował tylko jednego: koordynacji pracy urzędników. Grzecznie poprosił więc Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej o stosowne pozwolenia wodno-prawne. Dyrektor RZGW odpisał, że, owszem, wyrazi zgodę, jeżeli o całej inicjatywie pozytywnie wypowie się wójt gminy Bogdaniec. A ta poinformowała, że samorząd ma inne plany i sam zagospodaruje rzeczkę Bogdankę. No to RZGW zgody wydać nie mógł. Mijają już trzy lata i wójt Krystyna Pławska jeszcze nie znalazła środków na stawy i zakola. A rzeczkę i jej brzeg utrzymuje w porządku sam obywatel Makiela. Zresztą to nie był koniec niespodzianek przygotowanych dla inwestora przez lokalnych urzędników. Najlepszą było sprzedanie działki z młyńskim murem oporowym innej osobie. Jest on niezbędną częścią konstrukcji młyna i zabezpiecza sztuczny wodospad przed katastrofą budowlaną. Aby właściwie go zabezpieczyć, właściciel młyna powinien mieć do niego dostęp zarówno od strony wody, jak i lądu. Bez tego nie da się wykonać wielu prac. Takie instrukcje przeczytamy w niemal każdym podręczniku dla techników budownictwa. Innego zdania jest pani wójt i radni gminy.
Wszyscy oni uznali, że sprzedaż działki z murem oporowym nie zakłóci jego prawidłowej konserwacji. O poczuciu humoru gminnych władz może świadczyć, iż po sprzedaży kluczowej działki utworzyli na tym terenie park kulturowy. Jak twierdzą, jego perłą jest ów wodospad. Tylko jak turyści mają ujrzeć jego uroki, skoro z jednej strony napotykają na płot (nowy właściciel działki bardzo szybko ogrodził ją murem), a z drugiej na mieszkanie inwestora? Sama sprzedaż też budzi sporo wątpliwości. Nie ogłoszono przetargu, a całą operację przeprowadzono pomiędzy 23 grudnia a 29 grudnia 2005 r. Cena także była przystępna – 1400 złotych za 700 metrów kwadratowych. Sprawą zajmowali się już wszyscy: wojewoda lubuski, wojewódzki sąd administracyjny, regionalna izba obrachunkowa – i nic. Każdy rozkłada ręce, twierdząc, że może i są wątpliwości co do sprzedaży, ale nic z tym nie można zrobić. Działka sprzedana i już. A jak coś się stanie, bo przecież nie ma możliwości właściwego utrzymywania muru oporowego, to za katastrofę odpowie, oczywiście, właściciel młyna. I właśnie dlatego rząd Donalda Tuska planuje znaczące ograniczenie nadzoru nad samorządami. Panowie wójtowie i starostowie mają także mianować komendantów policji. No to gratulujemy. MICHAŁ CHARZYŃSKI
Złodziejom po łapach Odważni sędziowie zablokowali finansowanie kościelnych inwestycji z pieniędzy publicznych. W Krakowie! Fatalne wakacje miał w tym roku kardynał Stanisław Dziwisz. Tyle inwestycji na głowie, jeszcze niezakończona awantura o mienie organizacji, którym kuria prawem kaduka chciała nadać status kanoniczny i na tej podstawie próbowała zawładnąć ich majątkiem („FiM” 10, 15/2008 i 48/2006), to jeszcze swoje dorzucili bezczelni sędziowie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Stała się bowiem rzecz niesłychana: trzech osobników w togach zanegowało coraz ściślejsze związki pieniędzy publicznych i kościelnych. Samorządowcy oraz politycy szczebla centralnego testowali różne metody finansowania najprzeróżniejszych kościelnych inwestycji. A to budowano za pieniądze z budżetu pomniki Jana Pawła II (miało to służyć upamiętnieniu historii), a to opłacano koszty oświetlenia świątyń w ramach promocji miast lub programu podniesienia bezpieczeństwa mieszkańców. Sejm oraz samorządowcy mazowieccy wymyślili, że z pieniędzy podatnika – pod pozorem budowy placówek kulturalnych – można sfinansować Świątynię Opatrzności Bożej. Idąc za ich przykładem, burmistrz i radni gminy Zator w powiecie oświęcimskim postanowili wspomóc proboszcza miejscowej parafii księdza Czesława Puto. Poskarżył się on, że brakuje mu kasy na dokończenie budowy domu parafialnego (czytaj: plebanii). – Muszę się gnieździć w byle jakim budynku! – zapłakał. – Nie
macie gdzieś na boku kasy? – Oczywiście, że znajdziemy – obiecali rajcowie. I znaleźli. Otóż, według nich, budżet gminy to taki lokalny bank i dlatego mogą pożyczyć 130 tysięcy parafii. Oprocentowanej pół procenta rocznie. Spłata (dla parafian) rozłożona na dwa lata. Zabezpieczenie? Obietnica księdza proboszcza: jak Boga kocham! Uchwałę klepnięto bez głosów sprzeciwu. „Pieniądze wypłacimy natychmiast” – obiecał burmistrz. I niestety się pospieszył. Otóż uchwałę wzięli pod lupę prawnicy z Regionalnej Izby Obrachunkowej. Po analizie w grudniu 2007 r. zakazali burmistrzowi udzielenia pożyczki, a samą uchwałę uznali za nieważną. Na takie dictum rada wraz z burmistrzem skierowali skargę do sądu. Samorządowcy udowadniali w nim, że... plebania to jak najbardziej inwestycja publiczna. No i stało się coś niesłychanego. Bezbożni sędziowie uznali, że Rada Gminy nie miała prawa pożyczać pieniędzy parafii. W swojej arogancji oparli się na ustawowym zakazie finansowania przez władzę publiczną (w tym i samorządową) inwestycji sakralnych (świątynie) i kościelnych (dzwonnice, plebanie, domy zakonne). I skargę Rady Zatoru odrzucili. Ciekawe, czy sędziowie Trybunału Konstytucyjnego okażą się równie odważni jak ich koledzy z WSA w Krakowie... W końcu to na ich biurkach leży skarga SLD na finansowanie z budżetu państwa Świątyni Opatrzności Bożej. Czy znowu z powodu braku czasu sprawa zostanie umorzona? MP
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
9
W gorącej wodzie skąpani Jeśli nie przestaniecie dyskryminować ludzi wierzących, odwiedzą was moje bojówki – grozi posłom ojciec Rydzyk. Jako dowodu, że parlamentarzyści będą grzeczni, żąda pieniędzy... Wieczorem 15 lipca w Radiu Maryja debatowano o uzależnieniach. Audycję prowadził ulubiony redaktor ojca Tadeusza Rydzyka, młody redemptorysta o. Benedykt Cisoń. „Dziękuję, uwolnimy nasze dzieci od narkotyków. Oczywiście, wiarą i zdecydowaniem. Żegnamy się z państwem” – zakończył program o. Cisoń, doklepując tradycyjną formułkę: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus i Maryja zawsze dziewica”. Będąc przekonanym, że realizator dźwięku wyłączył już mikrofon, mnich dodał: „Sraty-taty”. A przecież powinien był wyszlochać: „Straty taty”... ~~~ W Radiu Maryja zapanowała żałoba, bo o. Rydzykowi „ukradli” 27 milionów 356 tysięcy 460 złotych. Co prawda nie miał jeszcze tych pieniędzy na koncie, ale już traktował je jak swoje, gdy jego – choć formalnie PiS-owski – minister ochrony środowiska Jan Szyszko załatwił tatce u schyłku ubiegłego roku publiczną kasę na prywatne poszukiwania gorącej wody. Wszystko przepadło, bo kontrolerzy od Donalda Tuska znaleźli w dokumentach rażące uchybienia i w czerwcu 2008 r. dotację cofnięto. „Było to czynione rękami Stanisława Gawłowskiego, wiceministra środowiska, który swego czasu zobligował pracowników Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej do szukania »haków« na Fundację Lux Veritatis, aby zerwać z nią umowę dotacji na badania geotermalne w Toruniu” – zdemaskował głównego winowajcę (redakcja „FiM” nisko mu się kłania) o. Rydzyk na łamach swojego „Naszego Dziennika”. – Odebrali nam 27 milionów złotych na badania, a oni na te cele mają przynajmniej 10 miliardów złotych, i to leży. Oczywiście fundacja Lux Veritatis ma zapisane w statucie, że ma robić badania naukowe. I to są badania. No i zobaczcie, tak zrobili! Nie wiem, kto teraz weźmie te pieniądze – łkał o. Tadeusz (wszystkie cytaty z zachowaniem stenograficznej dokładności) podczas zlotu Rodziny Radia Maryja zorganizowanego 28 lipca u księży michalitów w Miejscu Piastowym k. Krosna. Wspólnie z o. Janem Królem (odpowiedzialny w Radiu Maryja za finanse) tłumaczyli dalej zebranym: – Tu mamy umowę podpisaną i jeżeli tego nie dotrzymamy, to musimy zapłacić tamtym. Skąd?! – dramatyzował o. Rydzyk, zirytowany faktem, że w żaden sposób nie wyłga się od uregulowania rachunków
z nierozliczonymi do dzisiaj pieniędzmi wyłudzonymi na tzw. ratowanie Stoczni Gdańskiej, kiedy to z konta udostępnionego przez Radio Maryja wcięło – według różnych szacunków – od 160 do 250 mln zł („Rydzyk nagusieńki” – „FiM” 51–52/2007). Gdy zaś pełnomocnik rządu ds. przeciwdziałania korupcji, minister Julia Pitera, przypomniała, że na taką zbiórkę publiczną trzeba mieć zezwolenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, o. Tadeusza dopadł atak białej gorączki.
za nieopatrzne zaangażowanie wykonawcy wierceń i zlecenie mu przygotowania frontu robót. – Bo my mamy umowę podpisaną z funduszem (NFOŚiGW – dop. red.), ale również z wykonawcą. I już część pieniędzy musieliśmy zapłacić – podkreślił o. Król. Faktur pod ręką nie mieli, więc o. Rydzyk nie mógł podać konkretnych liczb: – Zapłaciliśmy już ileś pieniędzy. I to nie sto złotych. Ani nie tysiąc. Nawet nie milion... I proszę bardzo, i tak robią! Zrobione, przygotowane wszystko jest. Przygotowana droga, kawał na to miejsce, przygotowane miejsce, te wszystkie betony położone, zbiornik retencyjny taki specjalny, ogrodzone. To wszystko porobione, aż tu nagle... pśtyk! Jednego dnia. Mówią: „Nic z tego”. I to jest niesprawiedliwość! – Oczywiście, myśmy już zaczęli konkretną Sraty-taty... pracę, wiercenie. Tylko musieliśmy się wstrzymać ze względu na okres lęgowy – Jak się orientuję, w tym rząptaków – uzupełnił o. Król. dzie są ludzie – co mnie najbar– Żeby jakaś dżdżownica nie dziej bulwersuje – wyglądający na miała stresów. Takie są przepisy Polaków. Oni się identyfikują, że koz nowego Związku Radzieckiego chają Polskę i są katolikami. Ja wiem o takich sytuacjach, że oni się uwia– zżymał się dyrektor Radia Maryja. rygodniają. Do biskupów jeżdżą, do ~~~ księży jeżdżą, do proboszczów jeżCóż w owej okropnej sytuacji dżą. Chodzą. Nie wiadomo co. A tu robić? dokładają katolikom, jak tak możO. Rydzyk wymyślił plan: skoro na?! To jest coś nienormalnego! Jak państwo nie dało, a on już przywykł nie wiadomo o co chodzi, to pewno do myśli, że ma tę kasę, to niech chodzi o pieniądze. Nie wiem, czy zrzucą się członkowie fanklubu! nie zostali przekupieni i komuś chcą – Jeżeli słuchacze Radia Maryto oddać. Wszystko tak wygląda ja – tylko milion ludzi, ponieważ – przekonywał słuchaczy Radia Mawszystkich jest kilka milionów ryja o zamachu władzy na gorącą – przeznaczyliby na cele naukowo-badawcze po dziesięć złotych, to uzyskalibyśmy kwotę dziesięciu milionów złotych. Nam natomiast na początek potrzeba 27 mln zł – bo tak zostały wycenione te badania. Gdyby zatem 2 mln 700 tys. ludzi ofiarowało taką sumę, to wystarczyłoby na pierwszy odwiert – obliczył, wzywając moherowe wojsko do niezwłocznego wypełniania przekazów. Zapomniał dodać, że wydana mu 21 kwietnia 2006 r. dwuletnia koncesja na odwierty straciła już ważność i prawdopodobnie trzeba będzie inaczej zagospodarować zebrane środki, jak stało się np.
wodę, w której za pieniądze wszystkich podatników mogliby się pluskać studenci jego osobistej Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej. ~~~ Ponieważ realizacja planu „2,7 mln razy 10 zł” szła jak krew z nosa, o. Tadeusz ogłosił nadzwyczajną mobilizację aktywu: – Kochana Rodzino Radia Maryja. Zapraszamy na następne spotkanie biur i kół Radia Maryja. W tej sytuacji, jaka jest, będziemy chcieli spotykać się szerzej. Tak, jak robimy spotkania opłatkowe. Zaczęlibyśmy w drugiej połowie sierpnia, ewentualnie na początku września. Spotkania w całej Polsce, w związku z zaistniałą sytuacją. Nie tylko te sprawy geotermalne chcielibyśmy przedstawić naszym najbliższym współpracownikom. Prosimy o organizowanie takich spotkań, ale przedtem narada biur i kół w Toruniu. Zapraszamy bardzo gorąco i serdecznie. Kiedy to spotkanie, wiecie, kochani, i wiecie też, na jakie telefony się zgłaszać – nadawał z anteny zaszyfrowane komunikaty, słusznie skądinąd przekonany, że nieprzyjaciel nasłuchuje... Uchylił nieco rąbka tajemnicy dot. tematyki narad aktywu i późniejszych szkoleń dla mas o „zaistniałej sytuacji” podczas spotkania kół i biur Radia Maryja w Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem na Krzeptówkach. – Ten rząd złamał umowę, zerwał umowę na geotermię. Chcemy ludziom pokazać, co jest ta geotermia. Jeżeli by się udało, jeżeli by z tego były później nawet jakieś pieniądze, to przecież chcemy, żeby uczelnia była jak najtańsza albo za darmo żeby studenci studiowali u nas. Trzeba na to mieć pieniądze. Trzeba zapłacić za wszystko. Za profesurę, za to, żeby uczelnia funkcjonowała, i tak dalej. I myślę: skąd to wziąć? Skąd to wziąć. A tu oni powiedzieli, że wszystko...
No, słyszałem, wie ojciec, niech się ludzie dowiedzą, nie będę mówił nazwiskami, ale wysoki w tym rządzie podobno miał powiedzieć, jak zaczynał, żeby Radio Maryję puścić z torbami – gawędził publicznie ze swoim „ministrem finansów”. – Nie, nawet, proszę ojca, z tego, co ja słyszałem, to nawet bardzo było to spersonalizowane... – zauważył o. Jan Król, mając oczywiście na myśli pryncypała. – Tak? To nie Radio Maryja? – przegapił dowcip ojciec dyrektor. – Jest polecenie z góry, ja przynajmniej taką wersję słyszałem, że trzeba ojca Rydzyka puścić w skarpetkach – wyjaśnił mu śmiało przyboczny goryl, niezważający na histerię zgromadzonych w świątyni wielbicielek szefa. „My nie możemy związać końca z końcem. Jest bardzo trudno. Bardzo trudno. I ta propaganda: ciągle anty! Jakimi my rozbijamy się nie wiadomo czym: helikoptery, maybachy...” – biadał później o. Tadeusz w jednej z audycji. ~~~ „W związku z dyskryminowaniem nas przez rządzących, od września, w soboty i niedziele, proponujemy robienie spotkań biur i kół przyjaciół Radia Maryja dla poszczególnych okręgów, na wzór spotkań opłatkowych. Na spotkaniach tych proponujemy: mszę świętą, wykład profesora Ryszarda Kozłowskiego i Jana Szyszki z dyskusją i wspólnym zastanowieniem się, co mamy w tej sytuacji robić” – biją niemal codziennie w tarabany z anteny Radia Maryja. Specjalny komunikat wojenny goni kolejna odezwa. „W duchu odpowiedzialności za wspólne dobro: idźcie do parlamentarzystów rządzącej koalicji, chodźcie do nich. Pytajcie ich, dlaczego nas dyskryminują, dlaczego przeszkadzają pozytywnym naszym działaniom dla Polski i Polaków (...). Czy wierzący mają te same prawa, czy może są niewolnikami?” – drze sutannę ojciec dyrektor. I zapewne dodaje w duchu: „Sraty-taty”... DOMINIKA NAGEL
10
A
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
POD PARAGRAFEM
dam Bachleda-Curuś, nazywany przez górali ABC lub nawet ABCDEF, co oznacza „Adam Bachleda-Curuś Doskonały, Ewentualnie Fenomenalny”, gdy obejmował urząd burmistrza Zakopanego, dostał prezent symbol – dwie drewniane łyżki do jedzenia ze wspólnej michy, jak to niegdyś u górali bywało. Większą miał karmić miasto, mniejszą swoją rodzinę. Odpowiedział, że tej małej mu nie trzeba. Górale biznesmeni uważali go za swego męża opatrznościowego. ABC swą karierę rozpoczynał jako drobny uliczny handlarz. Wspaniałe wyczucie sytuacji polityczno-biznesowej oraz niezawodna trampolina – Związek Podhalan – zaprowadziły go na same wyżyny lokalnej władzy. Jednak już dało się gdzieniegdzie słyszeć głosy potępiające samowolę i prywatę podhalańskiej wierchuszki. Ale ABC wiedział, jak najlepiej zamknąć usta adwersarzom. Władze Zakopanego stanęły na głowie, by sprowadzić JPII pod wierchy. Uruchomiono kontakty w krakowskiej kurii, Episkopacie i udało się włączyć do planu papieskiego najazdu mszę pod Krokwią zaplanowaną na 6 czerwca 1997 r. Pomysł z Wojtyłą był genialny, cała zdewociała Polska płakała ze wzruszenia, kiedy przystojny burmistrz Zakopanego w otoczeniu swojej świty na klęczkach składał w imieniu całej góralszczyzny hołd papieżowi Wojtyle, dziękując mu, iż wydostał nas wszystkich z czerwonej niewoli. Następnie przyrzekając, ,,jak ten krzyż
na Giewoncie, mocno trwać w wierze i tradycji chlubnej przodków naszych strzec”. Po takiej szopce nikt nie śmiał powiedzieć złego słowa na prawie papieskiego przyjaciela. Gdy opadł kurz po wizycie JPII, ABC wziął się pilnie za wypełnianie ślubów papieskich. Zaczął od popełnienia szeregu nadużyć gospodarczych. Jak pisał tygodnik „Przegląd”, Curuś kupił za bezcen ogromną dział-
występując jak osoba prywatna, chciał zastrzec sobie w urzędzie patentowym prawo do nazw tych produktów. Gdyby plan się powiódł, całe praktycznie Podhale stałoby się jego lennem, a tego górale wybaczyć już mu nie mogli. Wiara wiarą, a dudki dudkami. Na Podhalu aż zawrzało, a niektórzy gazdowie chcieli nawet pochwycić ,,ciupaski”. A pan burmistrz, jak gdyby nigdy nic, kazał ściąć
jedyny złoty medalista olimpiad zimowych – Wojciech Fortuna, który został przez Curusia wyrzucony z oficjalnej delegacji przed samym wyjazdem do – nomen omen – Sapporo, gdyż nie pasował do jego kliki. Dziś ABC z majątkiem szacowanym na 415 milionów zł znajduje się na 69 miejscu na liście najbogatszych Polaków. Jednak górale krętactw mu nie zapomnieli. Nawet
Dutki pobożne (2) kę nieopodal Wielkiej Krokwi. Sprzedawcą był właściciel nielegalnie wybudowanej w Zakopanem karczmy, któremu groziła rozbiórka budynku. Spowodowało to lawinę niewyjaśnionych i podejrzanych zapisów w księgach wieczystych i transakcji, jak chociażby Curusiowa bezczelna samowola budowlana na Krupówkach, czyli budowa bez pozwolenia luksusowego centrum handlowego (Curusiowe sukiennice). Wszystko uchodziło mu jednak na sucho, bo wiadomo... „przyjaciel papieża”. ~~~ I tak zapewne żyłby sobie pan Curuś, wielbiony i hołubiony, gdyby nie pazerność. ABC chciał zabrać potajemnie góralom największą obok Gaździny Podhala i JPII świętość, a mianowicie bundz i oscypek. Zupełnie przez przypadek i dosłownie w ostatniej chwili wyszło na jaw, że burmistrz,
okazałego ,,smreka” i wraz ze swym bliskim kompanem – prezesem ZP Andrzejem Gąsienicą-Makowskim – pojechali do... Watykanu wypłakać się w rękaw JPII. Jednak po powrocie już czekał na ABC prokurator z gotowym aktem oskarżenia. Nie pomogło nawet wybudowanie pomnika burmistrza w sanktuarium na Krzeptówkach, który po pewnym czasie zniknął w tajemniczych okolicznościach. ~~~ Inną zasłoną dymną burmistrza było hasło o chęci zorganizowania w 2006 roku zimowej olimpiady pod Tatrami. Że był to pomysł iście galaktyczny, wiadomo było od samego początku, jednak nadarzyła się znakomita okazja darmowych wycieczek rekonesansowych i promocyjnych po całym świecie dla wesołej Curusiowej kompanii, a obcym wara, o czym dobitnie mógł się przekonać nasz
Porady prawne Od 1988 r. mieszkam na stałe i jestem zameldowany w lokalu, który został przydzielony na podstawie decyzji Wydziału Spraw Lokalowych mojemu dziadkowi. Nie posiadam tytułu prawnego do innego lokalu, ale opłacałem wszystkie świadczenia i przez wiele lat pozostawałem we wspólnym gospodarstwie z dziadkiem. Złożyłem wniosek o zawarcie umowy po śmierci głównego najemcy (dziadek) w 2001 r. Otrzymałem odpowiedź odmowną. W latach 1996–2000 dziadek faktycznie mieszkał u mojej matki (swojej córki), jednak cały czas był zameldowany we wskazanym lokalu. Czy mogę ubiegać się o prawo najmu lokalu? Z przedstawionych okoliczności wynika, że najemcą lokalu był dziadek. Kodeks cywilny w art. 691 par. 1 stanowi, że w razie śmierci najemcy lokalu mieszkalnego w stosunek najmu wstępują: z małżonek niebędący współnajemcą lokalu z dzieci najemcy i jego współmałżonka z inne osoby, wobec których najemca był zobowiązany do świadczeń alimentacyjnych z osoba, która pozostawała faktycznie we wspólnym pożyciu z najemcą. Według par. 2 wskazanego przepisu, wymienione osoby wstępują w stosunek najmu lokalu mieszkalnego, jeżeli stale zamieszkiwały
z najemcą w tym lokalu do chwili jego śmierci. W razie braku takich osób stosunek najmu lokalu mieszkalnego wygasa. Powyższych regulacji nie stosuje się w razie śmierci jednego ze współnajemców lokalu mieszkalnego. Z opisanej sytuacji wynika, że dziadek w latach 1996–2000 przebywał u swojej córki, a więc nie została spełniona przesłanka stałego zamieszkiwania z najemcą. Ponadto, na podstawie art. 31 o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego, uprawniona do wstąpienia w stosunek najmu jest osoba, która zawarła umowę o opiekę na podstawie ustawy z 1974 r. – Prawo lokalowe. Warunkiem dla wstąpienia jest jednakże stałe zamieszkiwanie z najemcą w tym lokalu do chwili jego śmierci. W przypadku spełnienia wskazanych przesłanek osoba uprawniona wstępuje w stosunek najmu z mocy prawa. Wstąpić w stosunek najmu można jednak również w wyniku złożenia powództwa sądowego w trybie art. 189 kodeksu postępowania cywilnego. Przesłanka zameldowania nie będzie miała w tym przypadku żadnego znaczenia. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 roku – Kodeks cywilny, DzU z 1964 r., nr 16; ustawa z dnia 21 czerwca 2001 roku o ochronie praw lokatorów, mieszkaniowym zasobie gminy i o zmianie kodeksu cywilnego, DzU z 2001 r., nr 71; ustawa z dnia 17 listopada 1964 roku – Kodeks postępowania cywilnego, DzU z 1964 r., nr 43.
jego bliski krewny prof. Andrzej Bachleda-Tadziak, którego dziadek jako legionista zakładał Związek Podhalan, mówi: „Curuś przynosi hańbę mojemu rodowi, on i jego kumple wykorzystali głęboki katolicyzm górali do swoich niecnych celów. Żadne z przyrzeczeń hołdu papieskiego składanego przez Curusia pod Wielką Krokwią w 1997 r. nie zostało przez byłego burmistrza dotrzymane. A tak to piknie brzmiało”. To akurat, panie profesorze, nas nie dziwi, ale jedźmy dalej. Na kolejnym wyborczym Zjeździe Podhalan w Ludźmierzu, w roku 2002, miało dojść do długo wyczekiwanej sanacji. Antidotum na zło panujące w Związku miał być profesor UJ Stanisław Chodorowicz – rektor Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Targu. Wielu przyzwoitych członków organizacji wierzyło, że może
~~~ Moja mama stanęła przed notariuszem i mocą testamentu wydziedziczyła syna, uzasadniając swoje stanowisko. Swoje mieszkanie mocą tego testamentu przekazała wnukowi. Jej syn wystąpił do sądu o zachowek. Czy ma jakieś szanse go otrzymać? Chciałam zaznaczyć, że są notatki pisane przez mamę o nikczemności syna, jak również notatka, w której mama pisze, że gdyby umarła, to żeby nie powiadamiać syna. Określone kategorie osób (zstępni, małżonek oraz rodzice spadkodawcy), jeśli nie zostaną w odpowiedniej wysokości powołani do dziedziczenia na podstawie testamentu spadkodawcy (ani nie zostaną odpowiednio zaspokojeni poprzez zapis albo darowiznę), mają roszczenie przeciw spadkobiercy na podstawie art. 991 kodeksu cywilnego o zapłatę sumy pieniężnej równej co do zasady połowie wartości udziału spadkowego, który przypadałby im na podstawie przepisów o dziedziczeniu ustawowym (w określonych przypadkach ta suma jest wyższa). Suma ta nazywana jest zachowkiem. Należy jednak wspomnieć, że art. 1008 kc przewiduje możliwość pozbawienia uprawnionego zachowku, jeśli uprawniony do zachowku: (1) wbrew woli spadkodawcy postępuje uporczywie w sposób sprzeczny z zasadami współżycia społecznego, (2) dopuścił się względem spadkodawcy albo jednej z najbliższych mu osób umyślnego przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności albo rażącej obrazy czci, a także w przypadku, gdy (3) uprawniony do zachowku uporczywie nie dopełnia względem spadkodawcy obowiązków rodzinnych. Wydziedziczenie, aby było skuteczne, musi zostać dokonane
wreszcie on odnowi oblicze tej skalistej ziemi. Jego rzecznikiem w wyborach był Józef Krzeptowski-Jasinek. Chciał on przypomnieć zebranym, iż w statucie ZP na pierwszym miejscu, jak krzyż na Giewoncie, widnieje zapis o prowadzeniu działalności kulturalno-regionalnej, a nie różnych szemranych interesów. Bezskutecznie próbował dostać się do mikrofonu, który okupował stary i – jak się okazało – nowy prezes Gąsienica-Makowski. Mówił on tylko do Krzeptowskiego, ale głos niósł się daleko: „Między nami, draniu, wszystko skończone”. Wybuchł skandal, jednak pieniactwo wzięło górę i Chodorowicz przegrał. Biznesowa lokomotywa ZP nabrała jeszcze większego tempa. Teraz Biała Izba, zamiast być miejscem wystaw i przedstawień kulturalnych, służy wyłącznie do tajnych narad biznesowych. Pogłębia się przepaść między wierchuszką a zwykłymi członkami organizacji. Pierwszym sygnałem do wojny był rozkaz prezesa, by potajemnie wyrzucić nocą spod poczty wszystkie stragany szeregowych członków Związku Podhalan, aby pozbyć się konkurencji i oczyścić pole dla niezatapialnego Adama Bachledy-Curusia, obecnie wpływowego oligarchy i właściciela stu nieruchomości. Stoiska, których nie udało się usunąć, podpalono. Jednak wtedy miarka się przebrała i wreszcie znalazł się ktoś, kto postanowił zatrzymać tą falę samowoli i nadużyć. Napiszemy o tym w następnym odcinku. MAREK PAWŁOWSKI
w testamencie; należy również bezwzględnie wskazać przyczynę wydziedziczenia – musi to być jedna z przyczyn wymienionych wyżej. Sąd będzie badał w ewentualnym postępowaniu dotyczącym spadku ich zaistnienie, a także to, czy wydziedziczenie było w danym przypadku dopuszczalne. Do skutecznego wydziedziczenia, na mocy art. 1010, nie może dojść do aktu przebaczenia osobie wydziedziczanej przez spadkodawcę. W wypadku skutecznego wydziedziczenia zstępnych, na mocy art. 1011, uprawnieni do zachowku stają się zstępni wydziedziczonego zstępnego (a więc, odpowiednio wnuki Pani matki). W Pani przypadku oznacza to, że jeśli Pani mama wydziedziczyła syna, podając jedną ze wskazanych przyczyn, a także uzasadniła, jakie zachowania syna wskazują na zajście tej przyczyny wydziedziczenia, i do tego może Pani dowieść, że ta przyczyna faktycznie miała miejsce, roszczenie Pani brata nie będzie uzasadnione. Musi Pani jednak pamiętać, że wydziedziczenie nie obejmuje ewentualnych dzieci Pani brata i one mogą domagać się należnego im zachowku. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, DzU nr 16, poz. 93 z późn. zm. ~~~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
11
Lekcja aNATOmii terytorium. Podobno obiecali, że w przyszłości dołożą baterię zdolną – jakby co – do zestrzelenia 10 (i ani sztuki więcej) pocisków balistycznych nadlatujących na nasz kraj. „W Polsce święto: 10 rakiet obiecali im Amerykanie, a jedną – Rosjanie” – kpi „Komsomolskaja Prawda”. Pozostając na chwilę przy iluzjach, przypomnijmy, że gdy Polska kupowała w USA za 3,5 miliarda dolarów samoloty wielozadaniowe F-16 dla lotnictwa wojskowego, przyrzeczona pomoc dla naszej gospodarki w ramach tzw. offsetu (zobowiązanie sprzedającego do inwestycji bądź zakupów w kraju kupującego) miała wynosić 6,28 mld dol. (70 proc. tej kwoty – eksport i zakupy, 20 proc. – inwestycje, 10 proc. – transfery technologii). Okazało się, że „przyjaciele” zza oceanu żartowali:
~~~ Z Zatoki Perskiej chyłkiem się wycofujemy, aczkolwiek – według wersji oficjalnej – powodem jest w pełni już osiągnięty, zaplanowany niegdyś sukces... „Pod względem politycznym i wojskowym cele naszego pobytu w Iraku zostały osiągnięte. To pozwoliło Radzie Ministrów podjąć decyzję, a prezydentowi tę decyzję zaaprobować stosownym postanowieniem, o zakończeniu naszej misji w Iraku do 31 października tego roku” – przekonywał 10 lipca w Sejmie minister Klich. „Cele polityczne”, do których, jego zdaniem, dobrnęliśmy, to – UWAGA! – „wzmocnienie autorytetu naszego kraju na forum międzynarodowym”, dzięki czemu „udaje nam się w tej chwili łatwiej czy to w NATO, czy w Unii Europejskiej, czy w stosunkach bilateralnych osiągać zamierzenia polityczne, które przed sobą stawiamy”. Jest akurat odwrotnie, ale przecież Klich tego nie powie. Jeśli zaś chodzi o aspekt wojskowy, okazuje się, że nie ma to jak wojna, bo przecież „żadne ćwiczenia, żaden poligon w kraju czy
~ „To nie do końca jest tak, że my jako rząd możemy cokolwiek narzucić offsetodawcy. Jeśli my próbujemy jakoś delikatnie zasugerować, że nam zależy na jakichś programach, czy na jakimś konkretnym transferze technologii do zakładu przemysłu obronnego czy do grupy zakładów, to wtedy wręcz pojawia się blokada albo pojawiają się tak nierealne kwoty, że to jest nie do zaakceptowania” – zwierzał się posłom w 2006 r. PiS-owski wiceminister gospodarki Paweł Poncyljusz; ~ „Od początku wykonywania umowy mało zadowalający był stan realizacji projektów offsetu bezpośredniego, a szczególnie projektów ulokowanych w przemyśle lotniczym” – ubolewał w 2008 r. wicepremier-minister gospodarki Waldemar Pawlak.
za granicą nie dałyby nam takiej szansy na zgromadzenie niezbędnych doświadczeń, jakie uzyskaliśmy właśnie tam, na pustyni irackiej” – tłumaczył Klich. Te wojskowe „ćwiczenia” kosztowały polskich podatników grubo ponad miliard złotych (170,9 mln zł w 2003 r., 306,2 mln zł – 2004 r., 162,2 mln zł – 2005 r., 119,8 mln zł – 2006 r., 118,1 mln zł – 2007 r., 187,6 mln zł – 2008 r.). O kwestiach gospodarczych szkoda nawet wspominać, bo o ile przed inwazją polsko-irackie obroty handlowe wynosiły ok. 300 mln dolarów rocznie, tak obecnie nie przekraczają 75 mln dol. Ale to nie wszystkie pozycje, które należy uwzględnić w „fakturze” za Irak... ~~~
Uciekamy wreszcie z Iraku. Okazuje się, że polscy żołnierze zabijali tam i sami ginęli, żeby naszym politykom „łatwiej było osiągać zamierzenia, które przed sobą stawiają”... W okresie 44 lat panowania zbrodniczej komuny polscy żołnierze zaledwie raz (pomijając operacje pokojowe pod banderą ONZ) uczestniczyli w interwencji militarnej poza granicami kraju, kiedy to w sierpniu 1968 r. u boku towarzyszy radzieckich „znormalizowaliśmy” – jak określano inwazję – sytuację w Czechosłowacji. W kilku nieszczęśliwych wypadkach (nieostrożne obchodzenie się z bronią, wywrócony czołg, transporter staranowany na przejeździe kolejowym przez pociąg) straciło tam wówczas życie dziesięciu naszych żołnierzy. Żaden nie zginął w walce. Od czasu upadku komuny i narodzin w 1989 r. demokracji polscy żołnierze – u boku towarzyszy amerykańskich – bili się już („uczestniczyli w misjach pokojowych i stabilizacyjnych”) na Haiti, Bałkanach, w Zatoce Perskiej i Afganistanie. Naszych poległo tam w sumie pięćdziesięciu (15 – w krajach byłej Jugosławii, 23 – w Iraku, 8 – w Afganistanie, 4 komandosów z jednostki specjalnej GROM zginęło w nieujawnionych okolicznościach i regionach), a tylko w Iraku i Afganistanie rannych zostało ponad 150. Nie wiadomo, ilu później zmarło lub zostało kalekami w następstwie poniesionych obrażeń. Na zamkniętych oddziałach psychiatrii szpitali wojskowych przebywało przed dwoma laty 30 żołnierzy wykazujących ostre zaburzenia psychotyczne związane z uczestnictwem w misjach, a 40 leczono lub objęto opieką ambulatoryjną. W 2007 r. takich pacjentów było odpowiednio 20 i 51. Cztery wojskowe szpitale uzdrowiskowo-rehabilitacyjne doprowadzały w tym czasie do względnej normalności łagodniejsze przypadki, czyli ponad 100 żołnierzy, u których – jak przyznaje minister obrony Bogdan Klich – „po powrocie z misji stwierdzono w trakcie diagnozy klinicznej zespół stresu pourazowego, zaburzenia związane z innymi reakcjami stresowymi, zaburzenia nerwicowe, nastroju, lękowe lub inne rozpoznawane klinicznie reakcje świadczące o zaburzeniach adaptacyjnych”. Za całokształt naszych bitewnych zasług i wiernopoddańczej lojalności towarzysze amerykańscy zbudują sobie (głównie za nasze pieniądze) pod Słupskiem element tarczy antyrakietowej do obrony własnego
Ponieważ dopiero od 2005 r. prowadzone są dokładne statystyki ofiar śmiertelnych wśród cywilów, wiemy, że tylko w okresie styczeń 2005–sierpień 2008 zginęło w Iraku 43 tys. 99 osób. Wcześniejsze dane pozostają zagadką: ~ Według prestiżowego brytyjskiego magazynu medycznego „Lancet”, szacunkowa liczba wszystkich ofiar po stronie irackiej od marca 2003 r. do czerwca 2006 r. wynosi ok. 655 tys. osób (w większości cywilów); ~ Bieżąco uzupełniany „licznik” organizacji Iraq Body Count oscyluje między 86,6–94,5 tysiącami ofiar cywilnych (ok. 20 proc. z nich to kobiety i dzieci) w latach 2003–2008. Za ile tysięcy zabitych Polska, jako uczestnik inwazji i okupacji, bierze moralną odpowiedzialność? „Atak na Irak będzie zbrodnią przeciw pokojowi. Najeźdźcy nie działają w imię wartości Zachodu” – ostrzegał papież Jan Paweł II. Tuż po inwazji powiedział: „Wojna w Iraku stanowi porażkę ludzkości”. Tymczasem każdą wyjeżdżającą do Iraku i Afganistanu zmianę Polskiego Kontyngentu Wojskowego uroczyście błogosławili biskupi: ~ „Trzeba powiedzieć wyraźnie, że żołnierze są tam w służbie pokoju, który czasem nawet trzeba wymusić” – usprawiedliwiał wojnę biskup polowy Wojska Polskiego Sławoj Leszek Głódź; ~ Jego następca bp Tadeusz Płoski (odznaczony przed kilkunastoma dniami przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za „wybitne zasługi dla umacniania suwerenności i obronności kraju” – na zdjęciu) mówił w homilii podczas swojej inspekcji duszpasterskiej na Bliskim Wschodzie: „Modlimy się za żołnierzy wszystkich armii poległych na irackiej ziemi, którzy są
sługami pokoju i bezpieczeństwa. Modlimy się, aby Bóg przyjął do swego królestwa tych, którzy nieśli oliwną gałązkę pokoju tu, w Iraku”. Doprawdy bardzo gorliwie będzie się musiał modlić, bo nie doniosło tej „gałązki” już 4460 żołnierzy (m.in. 4146 amerykańskich, 176 brytyjskich, 33 włoskich) wojsk okupujących Irak. ~~~ – W Afganistanie najgorsze dopiero przed nami – nie kryje obaw wysoki rangą dowódca wojskowy. Czy może być gorzej, skoro zginęło tam dotychczas 943 żołnierzy koalicji (m.in. 580 Amerykanów, 116 Brytyjczyków, 93 Kanadyjczyków, 25 Niemców), a zabitych tubylców to już nawet nikt nie liczy? – Prognozuję, że za rok liczba ofiar tej wojny będzie dwu- albo trzykrotnie wyższa. Mnożnik zależy między innymi od Rosjan. Jeśli w dalszym ciągu będziemy ich podszczypywać, a oni zechcą się rewanżować, to w Afganistanie zrobi się naprawdę gorąco. Także politycznie w Polsce, bo przecież – powiedzmy sobie otwarcie – najbardziej istotną motywacją dla walczących tam żołnierzy są pieniądze. Przyjdzie taki czas, że zaczną kalkulować, czy warto za nie ginąć – zauważa nasz rozmówca. Na wojnę w Afganistanie poszło w 2007 r. z budżetu państwa 461 mln zł. Podobna kwota zostanie wydana w roku bieżącym. „Rząd zrobi wszystko, abyście byli zaopatrzeni w możliwie najlepszy sprzęt” – zapewnił polskich żołnierzy premier Donald Tusk podczas zorganizowanej ad hoc wyprawy do Afganistanu. O ich definitywnym powrocie do kraju nie było mowy, toteż... – Niech Bóg ma was w swojej opiece – życzył przed odjazdem premier. ANNA TARCZYŃSKA
12
MITY KOŚCIÓŁA
Spośród dogmatów Krk najbardziej straciło dziś na wiarygodności ogniste piekło. Mimo że utajone w oficjalnym nauczaniu, wciąż straszy swoją potwornością. Już średniowieczni kronikarze poświadczali istnienie sceptyków kontestujących oficjalne piekło. Krytyczne głosy, zwłaszcza wobec fundamentalnej zasady wieczności kar, wzmogły się w epoce odrodzenia wśród czołowych humanistów. Realności kar piekielnych zaprzeczył m.in. wielki Erazm z Rotterdamu (1467–1536) – jeden z pierwszych krytycznych badaczy Nowego Testamentu. Przyjmował on zasadę, że każdy religijny autorytet, jak również każdy dogmat wiary należy poddać rozwadze rozumu. O karach piekielnych pisał, że to „tylko ciągły niepokój wewnętrzny, który towarzyszy nawykowi grzesznika”. Ze swoich słów Erazm tłumaczyć się musiał przed Sorboną. Krytyka piekła przybrała na sile, począwszy od połowy XVII w., kiedy na scenie pojawili się racjonaliści krytykujący ortodoksję. Ideę kary pośmiertnej całkowicie zanegował Tomasz Hobbes (1588–1679) – syn anglikańskiego pastora, jeden z najkonsekwentniejszych materialistów w dziejach, autor „Lewiatana”. W piekło nie wierzył również Baruch Spinoza (1632–1677) – Żyd holenderski, który za swoje nieortodoksyjne poglądy został wyklęty przez gminę żydowską. Odrzucił on religijny pogląd na życie ludzkie, jakoby miało ono sens tylko ze względu na pośmiertne nagrody lub kary. W „Traktacie teologiczno-politycznym” (1670 r.) – włączonym do indeksu ksiąg zakazanych – dowodził, że zabobon jest podbudową tyranii. Toteż w interesie tyranów leży, „aby ludzie byli oszukiwani i aby strach, w którym należy ich utrzymać, okryty był piękną nazwą religii”. Pod wpływem racjonalistów znajdował się słynny Cyrano de Bergerac (1619–1655) – francuski pisarz i wolnomyśliciel, który w powieści „Tamten świat” poddał surowej krytyce religijny obraz świata. W ironiczny sposób włożył on w usta pewnego jezuity osobliwe wytłumaczenie ruchu obrotowego Ziemi, tak pisząc: „Ja sobie wyobrażam, że Ziemia kręci się bynajmniej nie z tych powodów, jakie podaje Kopernik, ale dlatego, że – jak naucza Pismo Święte – zamknięci w środku Ziemi potępieńcy, chcąc uciec od żaru płomieni, wspinają się na sklepienie, powodując w ten sposób obrót Ziemi, tak jak pies, biegając w okrągłej klatce, obrót tej klatki powoduje”. Straszenie piekłem dało wielkie pole do popisu XVIII-wiecznym filozofom. W sposób zdecydowany wystąpili oni przeciwko pasożytnictwu Kościoła – głowie „starego reżimu” feudalnego – i jego duchowej dyktaturze. Paul Holbach (1723–1789) uznał nauczanie o piekle za absurdalne. W „Świętej zarazie”
Dzieje piekła (5)
pisał, że „nic nie daje takiej władzy nad ludem, jak zabobon”. Stwierdził, że nauczanie Kościoła oparte jest na błędach i przesądach, zaś jego doktryna ogłupia pustymi nadziejami i strachem. Wolter (1694–1778) w swoim „Słowniku filozoficznym” stwierdził, że piekło zostało wymyślone po to, by zatuszować niedostatki sprawiedliwości ziemskiej. Denis Diderot (1713–1784), współautor 34-tomowej „Encyklopedii”, zauważył natomiast, że „dawno już domagano się od teologów, by pogodzili dogmat o wiecznym trwaniu kar z nieskończonym miłosierdziem Bożym, ale wciąż do tego nie doszli”. Ateiści francuscy skrytykowali też główny argument za potrzebą istnienia piekła (i religii w ogóle), a mianowicie, że stanowi ono gwarancję porządku i moralności. W swojej argumentacji kler starał się dowieść, że gdyby nie zagrożenie wiekuistą karą, świat stałby się drugim Babilonem. Superior misjonarzy z Tuluzy, o. Causette, oświadczył w 1850 r., że Wielka Rewolucja Francuska (1789–1799) była następstwem załamania się właśnie wiary w piekło: „Piekło zostało w naszej Francji usunięte ze świadomości religijnej i oto wolność ludzka, pozbawiona steru i przeciwwagi, rzuciła się w otchłań, czego ślady nosi jeszcze do dziś. To samo piekło, którego istnieniu przeczyła, jak gdyby po to, by mocniej się potwierdzić, zstąpiło w jej własne łono”. Jednak już wspomniany Holbach dowodził, że moralność może tylko stracić na związku z religią. W ciągu XIX w. lęk przed piekłem w zaświatach wciąż tracił na sile. W klimacie wielkich przemian społecznych i politycznych Krk – w większości przypadków pozbawiony już pomocy władzy świeckiej – jeszcze bardziej usztywnił swoją postawę. Nienaruszalność doktryny Krk potwierdził syllabus papieża Piusa IX dołączony do encykliki Quanta cura (1864 r.), w którym w 80 tezach potępione
zostały laickie założenia w nauce i filozofii oraz liberalizm intelektualny i społeczno-polityczny. Do piekła wysłani zostali tłumnie wolnomyśliciele, liberałowie, ateiści, socjaliści, rewolucjoniści, rzecznicy laicyzmu oraz poeci „wyklęci” i filozofowie mający własną interpretację piekła. Paradoksem jest fakt, że o piekle nie napisano nigdy tylu tekstów, co właśnie w XIX w. Pomiędzy autorami rozpętała się prawdziwa batalia o liczbę zbawionych i potępionych. Na ogół krytykowano zbytnią pobłażliwość, wskazując, że w piekle przebywać będzie więcej ludzi niż w niebie. Jeden z autorów powołał się przy tym na opinię 73 tzw. ojców Kościoła i świętych, 74 teologów i 28 egzegetów. Ton głoszonych kazań pozostał równie terrorystyczny, co w minionych stuleciach. Jeden z wędrownych misjonarzy francuskich, Jean-Marie Lamennais, miał w zwyczaju powtarzać w parafii ten sam makabryczny rytuał. Głosząc kazania na cmentarzu, kazał dostarczać sobie trumnę wypełnioną czaszkami, z którymi nawiązywał fikcyjny dialog i od każdej z nich „otrzymywał wyznanie”, że dusza jej właściciela przebywa w piekle. Na niewiele zdały się te wysiłki. Wiek XIX obalał mity. Skostniałe wierzenie płonącego w zaświatach piekła ustąpiło miejsca nowej jego odmianie, tożsamej z dolą człowieczą. Do powstania nowej interpretacji piekła przyczynili się przede wszystkim ateistyczni pisarze i poeci oraz filozofowie egzystencjalni, nawiązujący zresztą do myśli Lukrecjusza (95–55 r. p.n.e.) – poety i filozofa epikurejskiego.
W tym ujęciu za prawdziwe i jedyne piekło uznany został nasz świat – „arena walki dręczonych i zastraszanych istot” (Arthur Schopenhauer). „Piekielny” XX wiek w jeszcze większym stopniu pogłębił to odczucie. Wojny światowe, reżimy totalitarne, liczne katastrofy i zagrożenia na skalę planetarną sprawiły, że podstawowym uczuciem współczesnego człowieka stało się uczucie lęku. Bazując na tych doświadczeniach, literatura i filozofia odsunęły chrześcijańską eschatologię,
tworząc w jej miejsce apokaliptykę i eschatologię profaniczną. Jean Paul Sartre (1905–1980) i Albert Camus (1913–1960) widzieli w państwie totalitarnym apokaliptyczne zwierzę, wychodzące z otchłani. Camus uważał,
że zbędne jest już oczekiwanie dnia Sądu Ostatecznego, gdyż tak naprawdę „ma on miejsce każdego dnia” w bezlitosnym sądzie ludzi nad ludźmi. W podobnym tonie wypowiadał się Sartre, dla którego „siarka, stos, ruszt” jako atrybuty piekła były „dowcipem” w konfrontacji z piekłem, które wzajemnie gotują sobie ludzie. „Piekło – to inni” (J. P. Sartre, „Przy drzwiach zamkniętych”). Dziś jednak zdumiewa inny fakt. A mianowicie, że po stuleciach obsesyjnego straszenia mękami w ogniu piekielnym w Krk zapadło nagle wokół tego punktu doktryny kłopotliwe milczenie. Temat piekła, unikany w ostatnich dziesiątkach lat w oficjalnych wykładniach wiary, stał się dla Krk tematem tabu. Jedna lakoniczna aluzja soboru watykańskiego II w Konstytucji Dogmatycznej o Kościele (Lumen gentium, 48), w której nawet nie pada słowo „piekło”, lecz stanowi ona wezwanie do ustawicznej czujności; nieśmiałe napomnienie Pawła VI z roku 1971; nieliczne i zawoalowane parafrazy w niektórych dokumentach dotyczących eschatologii – to wszystko. Było jeszcze pismo okólne z 1979 r., zaaprobowane przez Jana Pawła II, które, mimo że potwierdziło wieczną karę dla grzeszników, nawoływało jednak do zachowania umiaru: „Wyjątkowo zaś obawiać się należy przedstawień urojonych i arbitralnych, albowiem przesada w tym względzie jest w dużej mierze przyczyną trudności, na jakie napotyka wiara chrześcijańska (...). Ani Pismo Święte, ani teologia nie rzucają wystarczającego światła, byśmy mogli sobie zaświaty wyobrazić”. Bardziej tradycyjny pogląd w tej kwestii zawiera „Katechizm Kościoła Katolickiego”, w którym stwierdzono, że „nauczanie Kościoła stwierdza istnienie piekła i jego wieczność. Dusze tych, którzy umierają w stanie grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do piekła, gdzie cierpią męki, »ogień wieczny«. Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga”. Benedykt XVI w encyklice Spe salvi opowiedział się przeciwko apokatastazie (wszechpojednaniu). Ani jednak on, ani nikt inny nie udzielił odpowiedzi na najistotniejsze pytanie: jak to możliwe, że ten sam Bóg, który na kartach Biblii nakazuje ludziom miłować nieprzyjaciół, miałby po wsze czasy męczyć swoich nieprzyjaciół? Bez zrozumienia pozostały też dylematy ks. Wacława Hryniewicza (autor kontrowersyjnej dla katolików książki „Dramat nadziei zbawienia”), według którego, wieczne piekło byłoby „uwieńczeniem przerażającego dualizmu całego stworzenia”. Zwycięstwem manichejskiego dualizmu dobra i zła. ARTUR CECUŁA
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r. hoć oficjalnie średniowieczny Kościół, był przeciwko prostytucji, nigdy nie podjął decyzji o całkowitym zlikwidowaniu tego zjawiska. Powodów było kilka. Niektórzy z ojców i doktorów Kościoła widzieli w niej „wentyl bezpieczeństwa” dla erotycznej aktywności chrześcijan. Miała ona „wyciągać” z mężczyzn i kobiet nadmiar potrzeb seksualnych. Powoływano się przy tym na słowa św. Augustyna: „Nie znam niczego, co bardziej przyciąga męski umysł z wyżyn, niż kobiece pieszczoty i połączenie ciał (...). [Z drugiej strony, gdy] zlikwidujecie prostytucję, kapryśne żądze doprowadzą społeczność do upadku (...). Wygnajcie ladacznice, a wkrótce namiętności zakłócą wszystko (...). Usuńcie je ze społeczeństwa, a rozpusta rozszaleje się wśród uczciwych kobiet. Prostytucja w mieście jest jak kanał ściekowy w pałacu. Zlikwidujesz kloakę, to cały pałac zacznie śmierdzieć”. Powyższe słowa padały niemal równie często, jak rodziły się pytania i wątpliwości wśród świeckich. Dziwiono się, dlaczego tak łagodnie duchowni traktowali nierządnice i przymykali oczy na powstawanie kolejnych domów publicznych. Wobec tego zaczęły pojawiać się zarzuty o wykorzystywaniu ladacznic do zaspokajania prywatnych żądz księży, biskupów, a nawet papieży. Bardzo długo pamiętano Jana XII (955–964), który za usługi prostytutek płacił relikwiami, kielichami i cyboriami. Kościół nadal uznawał istnienie nierządnic, ale chciał widzieć w nich niewiasty skruszone i działające po kryjomu – zwłaszcza po wprowadzeniu... zakazu małżeństw wśród duchownych oraz życia w konkubinacie. Ponieważ wielu duchownych szukało rozmaitych sposobów na nieoficjalne propagowanie prostytucji, w 1230 roku Jacques de Vitry, przedstawiając jedną z dzielnic paryskich znajdujących się w pobliżu uniwersytetu (prowadzonego przez duchownych), oznajmił z oburzeniem: „Budynki miały rozmaite pomieszczenia; kolegium na górze, na dole zaś dom publiczny. Na parterze mieli swe wykłady profesorowie, pod nimi zaś prostytutki uprawiały swój sprośny proceder”. Co się zaś tyczy bożych terminatorów, de Vitry pisze: „Twierdzili, że nie ma grzechu w spółkowaniu. Prostytutki zaciągały przechodzących kleryków do zamtuzów niemal siłą, otwarcie na ulicy”. Mylił się ten, kto liczył na pomoc papieża. Wystarczy bowiem przypomnieć postać Klemensa VI (1342–1352), którego marszałek dworu zbierał dodatkowe opłaty od zarządczyń burdeli. Łamanie prawa kanonicznego oraz poszukiwanie dochodów z prostytucji obudziło we francuskim mnichu z Saint-Denis tak wielkie obrzydzenie, że określił ówczesny Kościół mianem „sprzedajnej dziwki przyłapanej na uprawianiu rozpusty”. W późnośredniowiecznej Polsce wcale nie było lepiej. Jan z Czarnkowa, XIV-wieczny podkanclerzy koronny i archidiakon gnieźnieński, na
C
łamach swej kroniki pozostawił zapis o zachciankach erotycznych Mikołaja, biskupa poznańskiego (zm. 1382 r.). Kościelny dostojnik nie zmienił trybu życia, nawet gdy w okolicach narządów płciowych pojawiły się objawy raka. „Pomimo zakazu lekarzy, nie powstrzymano go od spółkowania z dziewczętami [lekkich obyczajów], póki nie zaczęła dobrze trząść nim febra”. Jeszcze bardziej wypaczony seksualnie był Zawisza, biskup krakowski (zm. 1382 r.). Według autora, małopolski duchowny „nie unikał grzechu wszetecznego,
będą odtąd mieć trzy miesiące na widoczną poprawę. W przeciwnym wypadku grozić im będzie utrata beneficjum lub kara więzienia. Niepoprawni w swych zachowaniach, mogli spodziewać się również usunięcia z diecezji krakowskiej. Czy to pomogło? Tylko na pewien czas, czego dowodem są kolejne statuty. W Kaliszu, w 1420 r., kaliskie władze prowincjonalne – widząc, co się dzieje – powtórzyły postanowienia z 1408 roku: „Wszyscy duchowni, którzy (...) wezmą sobie (...) podejrzane kobiety, winni być skazani
Piętnaste stulecie w zachodniej Europie także kojarzono ze zwiększonym zapotrzebowaniem duchownych na rozmaite usługi seksualne. Zaczęło się od soboru w Konstancji, trwającego od jesieni 1414 do wiosny 1418 roku. Wówczas w okolicach miasta pojawiło się ponad 1500 prostytutek! Nieścigane przez nikogo, z trudem nadążały z codzienną obsługą zaproszonych licznie gości. Przypomnijmy, że w obradach wzięło udział 5 patriarchów, 33 kardynałów, 47 arcybiskupów, 238 biskupów, 749 doktorów teologii, medycyny,
Duchowni i prostytutki Chrześcijańscy duchowni, czerpiąc pełnymi garściami z ksiąg Starego Testamentu, przez długie stulecia akcentowali rzekomą lubieżność kobiet. Głosząc z ambon o grzesznych myślach niemal wszystkich przedstawicielek płci pięknej, sami często korzystali z ich usług... zwłaszcza gwałcenia dziewic”. „Był pochopny do mówienia rzeczy sprośnych (...). Biskup ten, więcej niż bezwstydny (...), wiodąc dalej życie rozpustne, tak dalece cugle swawoli popuścił, że cielesnym rozkoszom, tak obrzydliwym u biskupa, oddawał się otwarcie bez żadnej powściągliwości” – dodawał polski kronikarz. O korzystaniu z usług prostytutki Elżbiety przez lokalnych duchownych, wspomina krakowska księga proskrypcji. Natomiast w księgach miejskich z 1364 roku zachowało się zeznanie innej ladacznicy, która wspominała o domu publicznym koło Bramy Sławkowskiej, odwiedzanym notorycznie przez duchownych. Po podobnych doniesieniach z całego kraju zniesmaczony wielce Stanisław ze Skarbimierza, prawnik, a zarazem kanonik kapituły katedralnej na Wawelu, przygotował słynne kazanie „O trojakiej drodze mądrości”, pytając w nim duchownych: „Dlaczego chcesz łamać uroczyste śluby czystości [złożone] podczas przyjmowania święceń? (...). Dlaczego rękami, którymi dotykasz Syna dziewicy i zarazem Syna Boga Ojca, nie lękasz się dotykać córek Wenus? Dlaczego ciało, które poświęcono służbie Bożej, rzucasz haniebnie w błoto nieczystości, nie obawiając się, że najsurowszymi cierpieniami piekielnymi są karani rozpustni kapłani? (...). Cóż począć z wami, którzy dom publiczny (...) czynicie z domu Bożego, a z członków Chrystusa – członki nierządnic?”. Problem urósł do tego stopnia, że na synodzie diecezjalnym w 1408 roku postanowiono, iż duchowni popełniający wszelkie przestępstwa seksualne
na miesiąc ciężkiego więzienia. Jeżeli jednak taki (...) [duchowny] uwiedziony twarzą ladacznicy nie chciałby odstąpić od przeklętych nałogów i grzechu, wtedy jako trwający w uporze winien być pozbawiony, na mocy samego prawa, beneficjum lub beneficjów, jeżeli jakieś otrzymał. Jeżeli zaś nie jest beneficjentem, winien być skazany na rok więzienia, po upływie którego, jako gorszyciel, ma być wygnany z diecezji”. Pokusa jednak nadal potrafiła być silniejsza od wiary. Dobitnym przykładem może być sprawa przed sądem gnieźnieńskim, gdzie w 1442 roku trafił Włościbor, pleban z Rzeszotarzowa. Powodem było uprawianie stosunków seksualnych z podejrzanymi kobietami w rozmaitym wieku oraz publiczne pokazywanie się nago i trzymanie w ręce swego członka! Erotycznym zachciankom ulegali również przełożeni wielu klasztorów, jak opat wąchocki Mikołaj Rzyga, który trwonił dobra klasztorne z nierządnicami. Kiedy wreszcie nakazano mu stawić się przed sądem kościelnym, zaginął latem 1461 roku w tajemniczych okolicznościach. Źle działo się nie tylko na wsiach i w małych miasteczkach. W 1482 roku sąd w Gnieźnie prowadził rozprawę przeciw Mikołajowi Borowcowi, prezbiterowi archidiecezji gnieźnieńskiej. Miał on, według świadków, nadużywać alkoholu, uprawiać hazard i wielokrotnie współżyć z prostytutką!
prawa cywilnego i kanonicznego, kilkuset duchownych magistrów z 37 uczelni oraz wielu dostojników świeckich. Mówiono, że każda z tych kobiet mogła się spodziewać co noc kilkuset złotych dukatów, zarobionych na usługach świadczonych kościelnej elicie. Zapewne jeszcze większe zdziwienie ogarnęło mieszkańców Dijon, kiedy w 1447 r. przedstawiciel biskupa Langres otwarcie wystąpił w obronie miejskich ladacznic. W końcu nie każdy wiedział, że dochody z domów publicznych czerpali nie tylko przedstawiciele władzy świeckiej. Francuscy duchowni nie dość, że potrafili znaleźć sobie w nich intratne źródło dochodów, to sami chętnie korzystali z usług zatrudnionych tam kobiet. Czasem jednak przekraczali wszelkie granice. W roku 1449 w Dijon aresztowano kilku księży zaraz po tym, jak wszczęli burdę w domu publicznym. Z kolei w latach 1454 i 1475 trafili do
13
celi pewni duchowni, którzy nocą dopuścili się gwałtu na prostytutkach. Czy może więc dziwić fakt, że w roku 1486 po uwięzieniu kilku rozpustnych kobiet, a zarazem oblubienic lokalnych duchownych, biskup wyklął urzędników miejskich? W tym samym okresie wyjątkowo wielkie zepsucie ogarnęło tak zwaną Stolicę Piotrową. Jej najbardziej wypaczonym przedstawicielem był niewątpliwie Aleksander VI (1492–1503), a właściwie Rodrigo de Borgia. Jego kariera rozpoczęła się w 1455 roku, kiedy został mianowany przez Kaliksta III kardynałem, a następnie wicekanclerzem kurii, mimo braku... niższych święceń. Po latach seksualnych podbojów i dochowania się gromadki dzieci postanowił w końcu przyjąć święcenia (1468 r.). Niepohamowanej żądzy nie zatrzymała nawet nominacja na stanowisko papieża! Do niechlubnej historii przeszła zorganizowana 31 października 1501 roku uczta w pałacu papieskim, z osobistym udziałem Aleksandra VI. Jej szczegółowy opis pozostawił mistrz ceremonii, Johann Burchard: „Wieczorem urządził ją książę Valentino [de Borgia] w swoich komnatach z pięćdziesięcioma luksusowymi prostytutkami nazywanymi kurtyzanami. Początkowo miały na sobie ubrania, potem rozebrały się do naga, tańcząc ze służbą i innymi gośćmi. Po zakończeniu uczty lichtarze z zapalonymi świecami, które znajdowały się na stole, umieszczono na podłodze i rzucano nagim prostytutkom [jadalne] kasztany, które łapały, pełzając na czworakach pomiędzy świecznikami. Patrzyli na to papież, książę i jego siostra Lukrecja. Na koniec wystawiono na pokaz kolekcję jedwabnej bielizny, pończoch, parę butów i innych przedmiotów. Obiecano je
tym, którzy posiądą największą liczbę kurtyzan. Stosunki odbywały się publicznie. Widzowie, którzy byli sędziami, przyznali nagrodę temu, kogo uznali za zwycięzcę”. Erotyczne zabawy tak bardzo przypadły papieżowi do gustu, że przez kilka dni szukał rozmaitych pretekstów do nich, opuszczając obowiązkowe msze i audiencje. Tak wielkie wypaczenia, zarówno wśród zwykłego duchowieństwa, jak i wysokich dostojników kościelnych, stały się pożywką dla wędrownych kaznodziejów i humanistów. Nic dziwnego, że Marcin Luter i Jan Kalwin, głosząc potrzebę naprawy moralnej i obalenia celibatu, zyskali tak wielkie poparcie. Wraz z nimi nadchodziła reformacja, a tym samym niespotykany okres wrogości wobec kobiet budzących wśród bogobojnych odrazę swym zachowaniem i trybem życia... SZYMON WRZESIŃSKI autor książki „Potępieńcy średniowiecznej Europy”, Kraków 2007
14
„Red Bull doda ci skrzydeł” – tak reklamuje się energiodajny napój wymyślony w latach 80. minionego wieku w Austrii i sprzedawany w 143 krajach. Tylko w zeszłym roku opchnięto 3,5 mld ćwierćlitrowych puszek. Ale niektóre kraje – jak Norwegia, Dania czy Urugwaj – nie dopuszczają go do dystrybucji. Obecnie australijscy naukowcy z Centrum Badania Układu Krążenia Royal Adelaide Hospital w Canberze wyjaśniają, dlaczego jest to rozsądna decyzja. Zaledwie jedna puszka popularnego – szczególnie wśród studentów i uprawiających sporty – Red Bulla wystarczy, żeby u zdrowego, młodego człowieka wywołać efekty takie, jakie obserwuje się u chorych na choroby wieńcowe – stwierdzają. Sprawia, że krew staje się bardziej lepka, co może być przyczyną udaru mózgu lub ataku serca. „Jeszcze godzinę po wypiciu Red Bulla system krwionośny testowanych ludzi nie zachowuje się normalnie – konstatują lekarze. – Stwierdza się anomalie typowe dla chorych na serce. W połączeniu ze stresem lub nadciśnieniem Red Bull może być zabójczy”. Rzeczniczka firmy kontruje, twierdząc, że „reakcja organizmu na napój leży w granicach fizjologicznej normy”. Ale na puszce widnieje ostrzeżenie, aby nie pić więcej niż porcji dziennie. CS
DODAJE SKRZYDEŁ, PORAŻA SERCE
Pamięć związana jest z poziomem tzw. dobrego cholesterolu (HDL) w organizmie – stwierdzili brytyjscy naukowcy. Osoby w wieku 55 lat o niskim poziomie HDL mają podwyższone o 27 proc. ryzyko utraty pamięci, u starszych zagrożenie zwiększa się jeszcze bardziej. Nie wiadomo dokładnie, jaki jest mechanizm tego zjawiska, prawdopodobnie dobry cholesterol poprawia połączenia między neuronami w mózgu. Doktorzy wzywają do poprawiania poziomu HDL. Można to osiągnąć, biorąc specjalne lekarstwa, odchudzając się, rzucając palenie, pijąc alkohol w umiarkowanych dawkach, redukując konsumpcję tłuszczy, zwiększając spożycie oliwy z oliwek, orzeszków ziemnych oraz pijąc sok z borówek. Ale zdecydowanie najlepszym sposobem na poprawienie poziomu HDL w organizmie jest aktywność fizyczna. PZ
ĆWICZENIA PAMIĘCI
DEPRESJA I CUKRZYCA
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
ZE ŚWIATA
Kilka wieści dla cukrzyków mają naukowcy
z John Hopkins University w Baltimore. Z ich najnowszych badań wynika, że u ludzi z depresją ryzyko zachorowania na cukrzycę typu II, nabywaną w późniejszym okresie życia, jest o 42 proc. wyższe. Ludzie dotknięci depresją więcej jedzą, prowadzą siedzący tryb życia i częściej palą papierosy. Są to znane czynniki ryzyka, generujące cukrzycę. Co przygnębiające, stwierdzono relację zwrotną: depresja może przyczynić się do cukrzycy i cukrzyca jest w stanie spowodować depresję. Z lepszych wieści: badacze z Addenbrook Hospital w Cambridge w Wielkiej Brytanii stwierdzili, że duże dawki witaminy C obniżają ryzyko zapadnięcia na cukrzycę typu II. Najlepszym naturalnym źródłem witaminy C są owoce i warzywa. JF
P
adł nowy światowy rekord ceny domu przebijający – astronomicznie – poprzednie. Michaił Prokhorov, rosyjski miliarder, zgodził się zapłacić 500 mln euro za jedną z najbardziej ekskluzywnych nieruchomości na Lazurowym Wybrzeżu. Poprzedni rekord należał do magnata stalowego z Indii, Lakshmi Mittala, który w 2004 roku kupił za 57 mln funtów dom w Kensington Palace Gardens w Londynie. Villa Leopoldina – nowy rekordzista – należała do żony libańskiego bankiera Lily Safra, której bezpieczeństwa strzegli goryle wywodzący się z izraelskich jednostek specjalnych. Posiadłość, położona między Niceą a księstwem Monaco, należała w początku XX wieku do króla Belgii Leopolda. Później jej właścicielem był prezes Fiata, Gianni Agnelli. Początkowo podejrzewano, że nabywcą może być rosyjski finansista Roman Abramowicz, który przed sześcioma laty wydał śmieszne 20 mln za położoną w pobliżu willę.
C
M500 i M1 Transakcja nie została dobrze przyjęta w kręgach właścicieli i pośredników sprzedaży wypasionych nieruchomości. Wskazuje się, że wciąż postępuje proces przejmowania najatrakcyjniejszych posiadłości na Lazurowym Wybrzeżu przez szemranych miliarderów, którzy obłowili się na upadku ZSRR. Były służący jednego z rosyjskich nababów wspomina, jak podczas party goście zabawiali się, podpalając banknoty wartości 500 euro.
zy jest coś, co może być lepsze niż seks? Wiele rzeczy, jak się okazuje. Psycholog amerykański Ronald Frederick wykrył, że niektóre formy aktywności mogą wywołać uczucia podobne do tych doznawanych w trakcie pożycia fizycznego. Mózg wydziela te same substancje – stwierdza Frederick – endorfiny oraz hormony takie jak adrenalina, serotonina, kortyzol i melatonina. Zwłaszcza orgazm wywołuje erupcję endorfin, dzięki którym człowiek czuje się potem spokojny i zrelaksowany. Prof. Ramani Durvasula z California State University w Los Angeles deklaruje, że dla niej wspinaczka i turystyka górska są przyjemniejsze niż seks. „Moim ulubionym kochankiem jest Half Dome” – wyznaje, mając na myśli znany, falliczny szczyt w parku narodowym Yosemite. Brazylijka Gracienne Myers z State College w Pensylwanii podnieca się seksualnie na widok butów w sklepie. Naukowcy z Baylor College of Medicine w Houston stwierdzili, że uśmiech dziecka aktywizuje te same rejony mózgu, które odpowiedzialne są za
euforię. Japońscy naukowcy dowiedli z kolei, że pieniądze i pochwały odwołują się do centrum odczuwania przyjemności w mózgu. Zakupy (udane) wyzwalają przyjemność porównywalną do doznawanej podczas gorącego pocałunku. Odkrycie w sklepie czegoś atrakcyjnego powoduje potrojenie tempa bicia serca u kobiet. Niektórych w upojenie podobne do seksualnego wprawia reakcja tłumu. Są to zwykle mówcy. Dla niektórych znacznie przyjemniejsze od kopulacji jest jedzenie przysmaków. Tym bardziej że brzucho i kiepska kondycja seksu nie ułatwiają. Czy od takich nieseksualnych przyjemności można wpaść w nałóg, jak od alkoholu i narkotyków, które wyzwalają w mózgu dopaminę? Nie jest to całkowicie wykluczone, lecz przyzwyczajenie nie wejdzie raczej w stadium nałogu: naturalne doznania są za słabe, aby go wywołać. Poważne zastrzeżenia budzi fakt, że na liście orgazmodajnych przyjemności pozaseksualnych nie znalazła się modlitwa, rozgrzeszenie czy choćby uczestnictwo w mszy. TN
Seks na bok
Komu bije na dekiel Mężczyźni umierają wcześniej. Ciężej pracują, mają więcej stresów, częściej prowadzą niezdrowy lub niebezpieczny styl życia. Mimo to okazuje się, że są szczęśliwsi od kobiet... Przynajmniej w Ameryce, choć zapewne i gdzie indziej. W młodości panie mają więcej powodów do zadowolenia i szczęścia: bardziej prawdopodobne jest, że zrealizują rodzinne i finansowe aspiracje. Jednak później sytuacja zmienia się i to mężczyźni są tymi, którzy częściej osiągają swoje cele: zawodowe, konsumpcyjne i rodzinne. W konsekwencji są szczęśliwsi – konstatuje periodyk „Journal of Happiness Study”, dodając, że dobra materialne nie gwarantują szczęścia. TN
SZCZĘŚCIE PANÓW
Jednocześnie warto odnotować rekord z drugiej strony skali. W Detroit bank za 1 dolara sprzedał dom odebrany poprzednim właścicielom za niepłacenie rat. Ponieważ musiał ponieść różne inne koszta, bank stracił na transakcji ok 10 tys. dolarów. Dwa lata temu dom ów sprzedano za 65 tys. dol. Po wysiedleniu właścicieli dom został doszczętnie ograbiony. Wypruto kable, rury, zlewy. Kiedy bank zabezpieczył dom deskami, ukradziono... deski. Po tej transakcji (nabywca zapowiedział, że zapłaci gotówką) pojawiły się kolejne dwa domy za dolara. „Mój syn mógłby kupić całą ulicę w Detroit” – skonstatował urzędnik bankowy. Aby doprowadzić dolarową nieruchomość do jako takiego stanu, nowa właścicielka będzie musiała zainwestować kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Tylko kto by chciał mieszkać – nawet za dopłatę – w dzielnicy, w której ciągle kradną? PIOTR ZAWODNY
Od dawien dawna w Polsce funkcjonuje powiedzenie, że nie ma brzydkich kobiet, jest tylko za mało wódki. Właśnie potwierdziła to nauka. Badacze brytyjscy po przeprowadzeniu testów na studentach stwierdzili, że inni ludzie prezentują się nam bardziej atrakcyjnie, jeśli wcześniej spożyliśmy alkohol. Ta prawidłowość nie jest ograniczona do reakcji podpitych facetów na uroki płci odmiennej: dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet; także osoby tej samej płci prezentują się nam po kilku głębszych znacznie lepiej.
Nie trzeba nawet kilku głębszych, wystarczy 1 czy 2 piwa. Obecnie naukowcy zastanawiają się, czy efekt ogranicza się do ludzi, czy także do sfery nieożywionej. W następnym etapie będą poić ludzkie króliki doświadczalne gorzałą i pokazywać im krajobrazy. Z kolei belgijscy uczeni dokonali innego ważkiego odkrycia, również potwierdzającego mądrość ludową: od widoku roznegliżowanych panienek mężczyźni głupieją. Podczas testów jednej grupie pokazywano krajobrazy, a drugiej dzierlatki w bikini, a potem kazano podejmować
decyzje finansowe. Ci od pejzaży podejmowali mądrzejsze niż gapiący się na ponętne kształty. W roku 2006 badacze z Carnegie Mellon University oraz Massachusetts Institute of Technology opublikowali referat na temat wpływu podniecenia seksualnego na myślenie. Uczestnicy eksperymentu musieli odpowiadać na różne pytania, jednocześnie się onanizując. Okazało się, że podniecenie niesłychanie upośledza myślenie. Testy przeprowadzano tylko na mężczyznach, więc nie wiadomo, czy podniecone kobitki również głupieją. Prawie wszystkie badania dotyczące podniecenia seksualnego prowadzone są na samcach; przypuszczalnie uczeni boją się gniewu feministek. CS
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
P
olacy w Wielkiej Brytanii przeżywają dramatyczne chwile. Nie dość, że każdego dnia muszą walczyć o utrzymanie się na powierzchni, to jeszcze wyprzedaje się ich polski majątek, dorobek wielu pokoleń emigrantów. Autorzy obszernego listu opisującego dramatyczną sytuację Polaków mieszkających m.in. w rejonie Reading proszą naszą redakcję o pomoc i nagłośnienie skandalu. Wcześniejsze listy do polskich biskupów nie przyniosły bowiem żadnych rezultatów. Purpuraci nabrali wody w usta i udają, że nic się nie dzieje.
~ ~ ~ Ksiądz proboszcz polskiej parafii, Jerzy Januszkiewicz, nie jest zdziwiony całym zamieszaniem i twierdzi, że o konieczności reorganizacji klubu mówiono już od kilku miesięcy. „A że nic się nie zmieniło, podjęto decyzję o jego zamknięciu” – oznajmia wielebny. Podobnie sądzi ks. Krzysztof Tyliszczak z Polskiej Misji Katolickiej stanowiącej swoistą „czapę” nad naszymi parafiami działającymi w Wielkiej Brytanii. Bezpośrednim pretekstem do zamknięcia klubu miało być – zdaniem ks. Januszkiewicza – otwarcie pla-
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI przybudówka Polskiej Misji Katolickiej), ale przez ten okres nic się nie działo. „A teraz się ten klub po prostu zamyka. Moim zdaniem, to bezczelność władz Kościoła” – mówi pani Ewa. Przypomina jednocześnie, że klub na siebie zarabiał, co potwierdzają księgi finansowe, a ponadto nikt poza księdzem nie zgłaszał żadnych wątpliwości dotyczących działalności placówki. ~ ~ ~ O co zatem naprawdę chodzi w Reading? O pieniądze – mówią Polacy. Niewykluczone, że Polska Misja Katolicka chce sprzedać atrakcyjną siedzibę klubu i za wszelką
Skandal w Reading Cóż takiego stało się w Reading, silnym podlondyńskim ośrodku polonijnym (20 tys. Polaków), że tamtejsi rodacy poprosili o pomoc redakcję „Faktów i Mitów”? Czara goryczy przelała się 28 czerwca bieżącego roku, choć już wcześniej dochodziło tu do zgrzytów na linii Kościół–Polonia. Tego dnia władze kościelne zamknęły niespodziewanie polski klub parafialny w Reading. Nikogo nie uprzedzono o tym kroku, nikt nie spodziewał się likwidacji placówki, która przez czterdzieści dwa lata cementowała rodaków żyjących na obczyźnie. Niespodziewaną wymianą zamków w drzwiach przez ślusarzy zaskoczony był nawet Zenon Rakowicz, od 29 lat przewodniczący klubu. To skandal – mówili również miejscowi Anglicy, a także Czesi i Słowacy też korzystający z gościnności polskiego klubu. Klub Polski w Reading powstał dzięki inicjatywie kilku Polaków, m.in. ks. kanonika Batora (zm. 1973 r.), a także panów Ambroziaka i Ziemby. Za pieniądze zebrane przez rodaków zakupili oni budynek przy 81 London Road, wyremontowali go, urządzili kuchnię i uruchomili klub. Należał on do polskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Co roku wybierano nowe władze placówki, podsumowywano działalność i wyznaczano zadania na najbliższy okres. Polonia działa zgodnie z brytyjskim prawem, przestrzegano go także w parafii i klubie. Dochód z działalności tego ostatniego zasilał kasę parafii, nad czym czuwał także ksiądz wchodzący w skład zarządu. – Dzięki wspomnianym dochodom – opowiada jeden z mieszkających w Reading Polaków – spłacono zakup siedziby klubu, a nawet nabyto sąsiedni dom, gdzie znajdują się mieszkania należące do parafii.
cówki po raz pierwszy w historii w Wielki Piątek, i to do białego rana. Wielebnemu nie podobało się również to, że salę parafialną udostępniano na imprezy także innym społecznościom. Zdaniem proboszcza, powodem zamknięcia klubu był
również deficyt w kasie, z czym bywalcy klubu się nie zgadzają. – Placówka nasza przynosiła niewielki dochód, a jeśli nawet byłby deficyt, to przecież parafia dopłacałaby z naszych pieniędzy – argumentują Polacy. Jak się można domyślać, decyzja proboszcza nie wzbudziła entuzjazmu wśród rodaków. Sprzeciwiło się jej sporo parafian, m.in. sekretarz klubu Ewa Wruszczak. Niezgodne z prawem zachowanie księdza nazywa skandalem i przypomina, że już cztery lata temu na walnym zebraniu podjęto decyzję o wypracowaniu nowego modelu działania klubu przy współpracy z Polish Benevolent Found (ekonomiczna
cenę szukała pretekstu, by zamknąć placówkę. – Najgorsze jest to, że polscy emigranci, którzy przez lata wielkim kosztem budowali swoje parafie, godzili się na to, by gospodarzami i dysponentami tego majątku byli księża. Teraz za naiwność musimy płacić wysoką cenę. Kościół, bez pytania wiernych o zgodę, wyprzedaje nasze obiekty – mówi jeden z rozgoryczonych Polaków mieszkających w Reading. Z naszych rozmów z rodakami wyłania się nieciekawy obraz Polonii na Wyspach. Dziś ograbianej i skłóconej, niezdolnej do rozwiązania narosłych problemów. Kościół, który przez dziesięciolecia scalał emigrantów, teraz występuje często w roli cenzora i pazernego dysponenta majątku. Ostatnio do Episkopatu Polski, który formalnie sprawuje nadzór nad funkcjonowaniem naszych parafii na obczyźnie, wysłano z Reading kolejny dramatyczny list, w którym czytamy m.in.: „Księża biskupi, ratujcie polskie parafie i nasze polskie kluby w Anglii. Złodzieje J. i G.S. oraz dyrektor K. (w oryginale pełne nazwiska – przyp. red.) niszczą polskie mienie! Skandal goni skandal! Młodzież odchodzi od Kościoła, Polacy się kłócą i opowiadają o tych sprawach Anglikom. Parafie się dzielą, w Devonie zrujnowana, Ealing, Nottingham, Coventry i Reading – podzielone. Marianie w Fawley Court walczą z misją o swoją własność. Co za wstyd! To hańba! Ta sytuacja woła o pomstę do nieba. A wy, biskupi, milczycie i zło tolerujecie”. List podpisali „zasmuceni i zrozpaczeni parafianie z Reading”. Na razie żadnej reakcji na list nie ma. I zapewne nie będzie. BARBARA SAWA
15
Porwanie w Watykanie W
czerwcu zreanimowana została sprawa tajemniczego porwania i zniknięcia przed 25 laty Emanueli Orlandi, 15-letniej obywatelki Watykanu, córki pracownika sklepu z pamiątkami w Stolicy Apostolskiej. Uprowadzono ją, gdy wracała z lekcji muzyki; wkrótce potem domniemani porywacze zażądali wypuszczenia Alego Agcy w zamian za jej uwolnienie. Potem był szereg tropów i pogłosek, które eksplorowała prasa – wszystkie fałszywe. W czerwcu tego roku tajemnica odżyła: Sabrina Minardi, kochanka gangstera Enrico de Pedis, wyznała, że to jej stary (zastrzelony w Rzymie w roku 1990) dokonał porwania na zlecenie arcybiskupa Marcinkusa, szefa banku watykańskiego. Dziewczyna została uprowadzona w szarym bmw, którego kierowca spotkał się z członkiem hierarchii watykańskiej jeżdżącym mercedesem. Orlandi została potem zabita, a jej ciało w worku zacementowano w okolicach Trovajanicy. Minardi była kiedyś narkomanką, więc została zignorowana. Rzecznik watykański Lombardi oświadczył, że jej zeznania nie zasługują na wiarę, a motywem jest chęć
skompromitowania Marcinkusa, który zmarł w Arizonie w 2006 r. Jednak w sierpniu odnaleziono dowód świadczący, że być może Minardi nie zmyśliła wszystkiego. W podziemnym parkingu w parkowej dzielnicy rzymskiej Villa Borghese znaleziono szare bmw, porzucone tam w roku 1991. Jak się okazało, jego właścicielem był ongiś biznesmen oskarżony o współpracę z Roberto Calvim – prezesem Banco Ambrosiano, kluczową postacią afery związanej z przekrętami banku watykańskiego, partnerem biznesowym Marcinkusa. Zwłoki Calviego znaleziono pod londyńskim mostem. Wisiał, ale ktoś pomógł mu w popełnieniu samobójstwa. W ten sposób sprawa wraca w niebezpieczne dla Watykanu rejony. Dochodzeniowcy mają nadzieję, że badanie bmw odpowie na niektóre przynajmniej pytania w sprawie uznawanej za jedną z największych tajemnic watykańskich XX wieku. PZ
Zabity na amen P
olicja z Filadelfii dostała informację, że w składzie rupieci znajdują się zwłoki. Istotnie: w zielonej walizce znaleziono ciało małego dziecka w stanie zaawansowanego rozkładu. Nie było jednak ofiarą niepożądanej ciąży, ale wyroku ugrupowania religijnego. Oskarżona o morderstwo 21-letnia Ria Ramkisoon, matka Javona Thompsona, wstąpiła do sekty 1 Mind Ministry (Służba jednego umysłu) i poddała się praniu mózgu. W rezultacie nie protestowała, gdy liderzy religijni zaczęli głodzić jej 19-miesięcznego syna... za karę, że po jedzeniu odmawia powiedzenia „amen”. Dziecko zostało zagłodzone na śmierć, członkowie kultu uznali je bowiem za „demona”. Prócz młodej matki, zamkniętej w oddziale psychiatrycznym więzienia, o morderstwo oskarżono trzech zwierzchników 1 Mind Ministry. Członkowie tej grupy religijnej ubierają się na biało i tytułują wyższych szarżą mianem
„książę” i „księżniczka”. Sprzeciwiają się wszelkim interwencjom medycznym i nauczają, że matki powinny rodzić dzieci bez udziału fachowego personelu lekarskiego. Po śmierci Javona starszyzna sekty postanowiła trzymać jego zwłoki w pokoju, w przekonaniu, iż „Bóg sprawi, że zmartwychwstanie”. Gdy Bóg nie sprawił, spalono jego rzeczy, a ciało wsadzono do walizki, która była co jakiś czas otwierana, by popsikać zwłoki bakteriobójczym aerozolem w celu stłumienia odoru. Po roku członkowie grupy przenieśli się z Baltimore do Filadelfii, a walizkę zostawili w szopie jednego z wyznawców. JF
16
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (103)
Łupieżcy w sutannach W ciężkich latach okupacji chciwy mamony kler nie zaprzestawał zdzierstwa i wyzysku parafian. Polska podziemna wydała zdecydowaną walkę tym praktykom. Od chwili zawarcia w 1925 r. konkordatu między Polską a Watykanem – niezwykle kosztownego haraczu społeczeństwa polskiego na rzecz Watykanu – kler Krk miał w Polsce jak w raju. Konkordat ten obciążał Skarb Państwa, a więc całe społeczeństwo, niezmiernie wysokimi kosztami utrzymania wszystkich duchownych Krk. Zgodnie z art. 24 pkt 3 konkordatu, państwo polskie zobowiązało się do wypłacania duchowieństwu dotacji, która wynosiła około 20 mln zł rocznie. Wraz z wybuchem II wojny światowej ten strumień pieniędzy został przerwany. Hitlerowski okupant nie przyjął na siebie zobowiązań wynikających z konkordatu. W diecezjach wcielonych do Rzeszy wszystkie kapitały będące własnością kurii biskupich, a złożone w bankach, zostały obłożone aresztem, ziemię zaś na mocy osobnego rozporządzenia oddano w zarząd państwowy. Duchowieństwo pozbawione zostało dotychczas zasadniczego źródła utrzymania, jakim były dochody z ziemi. Zakazano kolekt (zbiórek) kościelnych. Z kościołów polecono usunąć skarbony, a zarazem wydano księżom zakaz chodzenia z kolędą. Na terenie Generalnej Guberni Krk – jako osoba prawa polskiego – utracił,
A
w opinii władz okupacyjnych, wszelkie uprawnienia wraz z dniem 1 IX 1939 r. Wydane przez generalnego gubernatora Hansa Franka rozporządzenie głosiło, że „cały majątek ruchomy i nieruchomy byłego państwa polskiego wraz z przynależnościami, udziałami, prawami i innymi interesami (...) podlega konfiskacie celem zabezpieczenia wszelkiego rodzaju wartości użyteczności publicznej”. W ramach szeroko zakrojonej akcji grabieży i dewastacji majątku narodowego Polski grabiono również mienie kościelne, a także wywłaszczano duchownych z ich stanu posiadania. Największe straty materialne na terenie Generalnej Guberni poniosła archidiecezja warszawska i diecezja lubelska. Do najbogatszych w przedwojennej Polsce należała archidiecezja poznańska, która znalazła się w obrębie tzw. Kraju Warty. Majątek ziemski Krk był tutaj bardzo pokaźny, zaś beneficja proboszczowskie i majątki klasztorów obejmowały po kilkaset hektarów. Cała ta własność Krk została przejęta przez okupanta. Zarekwirowano też inne nieruchomości Krk, m.in. fabrykę w Barciszewie, własność seminarium arcybiskupiego archidiecezji gnieźnieńskiej. Uzasadnienie dla tych działań było takie, że
ni się obejrzeliśmy, a w ciągu ostatnich kilkunastu lat na na szych oczach wyrósł nowy rodzaj ludzi: młodych, zdolnych, pobożnych, szanujących tradycję i... przemoc. „Fakty i Mity” od lat monitorują poczynania środowisk faszystowskich czy też katolicko-faszystowskich. Wydaje mi się, że wiele o nich wiem, ale jakoś ciągle nie mogę uwierzyć w to, że one naprawdę w Polsce istnieją. Kłopoty z wiarą wypływają może z tego, że moja młodość przypadła na lata 80. i że sam wychowałem się w środowisku raczej prawicowym, antylewicowym i bardzo pobożnym. Studiowałem na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, wówczas rezerwacie katolickiej prawicowości w przeróżnych jej odmianach. A mimo to przez lata nie spotkałem ani jednego katofaszysty! Dla mojego pokolenia połączenie gorliwej wiary religijnej z zafascynowaniem przemocą i brutalnością było czymś niesłychanym, czymś, co zwyczajnie nikomu z moich bliższych i dalszych znajomych nie przyszło nawet do głowy. Popularny przed wojną katofaszyzm przetrwał do 1989 roku jak żywa skamielina wśród pojedynczych osób i rodzin , aby w sprzyjających warunkach rozszerzyć się niczym ogień na stepie. Teraz ludzi „zamawiających pięć piw” można spotkać w większych ośrodkach i na
„majątek diecezji podlega biskupowi polskiemu albo polskiemu przełożonemu zakonu, jest przeto polski, a więc jest majątkiem wrogiego państwa”. Oczywiście, było to założenie tyleż dla Niemców wygodne, co błędne. Wszystkie te działania sprawiły, że duchowieństwo ograniczyć się musiało w nowej sytuacji do dochodów z tzw. iura stolae (dochody z tytułu pełnionych posług religijnych). Z kolei kurie biskupie ciężar swojego utrzymania przeniosły na duchowieństwo parafialne. Znamienne, że ani Watykan, ani kurie biskupie nie protestowały przeciw sankcjom. Gdyby podobne kroki powziął rząd polski przed wojną, z pewnością księża wzywaliby wiernych do zbrojnego powstania przeciw ciemiężycielowi. Już przed wojną ofiary składane księżom z tytułu tzw. sakramentaliów – ślubów, chrztów, pogrzebów itp. – należały do najuciążliwszych haraczy nakładanych na wiernych. Z tego powodu niejednokrotnie całe wsie przechodziły na prawosławie lub do Kościoła Narodowego. Praktykę zdzierstwa i wyzysku parafian kler po wybuchu wojny jeszcze zaostrzył. Jak wynika z licznych raportów podziemia, księża domagali się za śluby, chrzty i pogrzeby wynagrodzeń znacznie przewyższających umowne opłaty. Częste były też przypadki przywłaszczania sobie
uczelniach, a także na... naszej-klasie. Jako użytkownik tego portalu miałem okazję obserwować poczynania kilkorga misjonarzy katofaszyzmu. Nie są to bynajmniej łysole o tępych twarzach, o nie!
przez duchownych żywności przydzielonej ludności w ramach akcji opiekuńczej (PCK) oraz odmowy pomocy biednym, szczególnie wysiedlonym. Jeden z raportów z terenu Brzezin i Bełchatowa meldował, że „duchowieństwo nie stoi na wysokości zadania. Jest to prawdopodobnie w dużej mierze skutek tego, że bardziej aktywne czynniki spośród duchowieństwa, o większym instynkcie społecznym, mocniej zaawansowane w życiu narodu, zostały przez okupanta zniszczone, a pozostały w przeważającej mierze elementy obojętne na dolę narodu i państwa, tkwiące w wygodzie i nieczułe na materialne położenie bliźniego”. Szczególnie drastyczne przykłady zdzierstwa podawali informatorzy z terenu diecezji podlaskiej. Tamtejsi księża w sposób bezwzględny żądali za pogrzeby osób zamordowanych przez hitlerowców opłat w wysokości znacznie przekraczającej możliwości finansowe rodzin.
tradycyjnych wartości” oraz „tępienia zboków”. W swojej działalności napotyka jednak na trudności ze strony „wrogów Narodu Polskiego” – po tym, jak obserwatorzy jej popisów przesłali na uczelnię Oli zrzuty z ekranu z jej
Zdecydowaną walkę wydało im podziemie, samo ustalając wysokość opłat za posługi religijne. W rozlepianych przed kościołami odezwach podawano obowiązujący cennik, grożąc proboszczom karą za jego nieprzestrzeganie. Egzemplarze odezwy z cennikiem otrzymywali lokalni komendanci AK. Niektórym księżom dawano też do podpisania zobowiązanie, że będą stosowali się do obowiązującego cennika. Tekst takiego zobowiązania z listopada 1943 r. brzmiał: „Świadomie i dobrowolnie zobowiązuję się do przestrzegania znanego mi zarządzenia z dn. 25 listopada 1943 r. w sprawie cen za usługi religijne. W razie niezastosowania się do powyższego, gotów jestem ponieść wszelkie wynikłe z tego konsekwencje i kary”. Zdzierstwo i wyzysk parafian przez księży były tak nagminne, że Delegatura Rządu Londyńskiego uznała za konieczne wydanie w grudniu 1943 r. specjalnej odezwy do duchowieństwa. Apelowano w niej do sumień księży, aby, znając sytuację materialną parafian, ograniczali pobieranie taks do minimum, a jeśli to możliwe – zrezygnowali zupełnie z opłat. „W nadzwyczajnych wypadkach, wzorem św. Wawrzyńca, należy wymieniać martwe skarby Kościoła, jak wszelkiego rodzaju złote naczynia kościelne, na żywe, wdzięczne serca wiernych (...)”. Apel ten pozostał bez echa. Znamienne, że żaden z biskupów bądź administratorów diecezji nie potrafił (a może nie chciał) przeciwdziałać temu negatywnemu zjawisku. ARTUR CECUŁA
często odwiedzany przez siostry zakonne, które przesyłają mu słodkie wyrazy serdeczności. Tacy jak Ola i Łukasz – młodzi, zdolni i... potworni – wychowali się przy Kościele, należą do rozmaitych organizacji i są aktywni
ŻYCIE PO RELIGII
Między Jezusem i Pinochetem Aleksandra S. studiuje farmację w Krakowie, jest piękną dziewczyną o długich blond włosach i kształtnej buzi. Chętnie fotografuje się wśród kwiatów lub w górach, w towarzystwie mamusi, sympatycznego brata idącego do bierzmowania lub swojego chłopaka o łagodnych oczach. A także gdy sama... zamawia z kumplami pięć piw. Jej fotki z faszystowskim pozdrowieniem usunęli dopiero administratorzy naszej-klasy po licznych interwencjach zaszokowanych użytkowników portalu. Ola o pięknych włosach troszczy się o dzieci nienarodzone, miłuje Polskę, czyta Pismo Święte i kocha Ojca Świętego, a jednocześnie chce „wytępić czerwoną zarazę” i brzydzi się „pedalstwem”. Swoją obecność na naszej-klasie traktuje jako misję „promowania
faszystowskimi zdjęciami oraz szokującymi wypowiedziami, zaproszono ją do dziekanatu na niemiłą rozmowę wyjaśniającą. Łukasz B. to dwudziestoletni zdolny student matematyki z Torunia. Interesuje się informatyką, motoryzacją, teologią i religioznawstwem. Uwielbia mszę trydencką i należy do Ruchu Czystych Serc oraz... Forum Zwolenników Generała Pinocheta. Swoją miłość do Jezusa oraz życie w dziewictwie łączy ze „zwalczaniem feminizmu, lewicy, homoseksualizmu i innych zboczeń”. Jest bardzo bojowy i nieustannie nęka wrogimi komentarzami portale promujące tolerancję dla mniejszości seksualnych. Homoseksualizm uważa za ogromne zagrożenie dla całego społeczeństwa. Poza tym lubi piwo, a jego profil jest
w parafiach. Bez słowa sprzeciwu proboszczów i episkopatu, a często z ich cichym poparciem. Myliłby się jednak ten, kto uznałby religijny faszyzm za wewnętrzny problem Kościoła katolickiego. Chrześcijański skrajny nacjonalizm kwitnie na przykład na Węgrzech pod skrzydłami jednej z frakcji Kościoła ewangelicko-reformowanego oraz w krajach prawosławnych – w Serbii i Rosji. Uświęcona wiarą nienawiść i takiż autorytaryzm mają się dobrze, rozwijają i czekają na odpowiedni moment, aby sięgnąć po władzę. W Polsce katofaszyści bywali już przecież ministrami przy aplauzie purpuratów. Czy istnieje coś bardziej kompromitującego chrześcijaństwo niż jego brunatna odmiana? MAREK KRAK
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r. kazuje się, że w łonie polskiego katolicyzmu toczy się nie tylko spór o to, czy Żydzi są dla nas zagrożeniem, ale i o stosunek do niekatolickich cudów i magii. Część tradycjonalistyczna jest oczywiście przeciw i nazywa bioenergoterapeutów wysłannikami szatana. Część postępowa natomiast uważa, że należy być otwartym i konsekwentnym: jeśli głosimy własną magię, nie ma powodów nie wierzyć, że i innym ona się nie zdarza. Swoje przemyślenia w tym zakresie arcybiskup ogłasza w tegorocznym „Nieznanym Świecie” (1/2008), poprzedzając je odpowiednią introdukcją – o tym, jak na wła-
O
w 1975 r. – diecezjalnym, a w 1992 roku – pierwszym arcybiskupem archidiecezji lubelskiej. W 1997 r. przeszedł w stan spoczynku, a chwilę później Rada Miejska w Lublinie przyznała mu honorowe obywatelstwo miasta – „za otwarte drzwi dla wszystkich interesantów”. Wprawdzie później „Rzeczpospolita” przekonywała, że „drzwi” te były otwarte zdecydowanie nazbyt szeroko w okresie PRL-u, przypisując arcybiskupowi pseudonim operacyjny „Teolog”, ale zainteresowany zdementował te pogłoski. Notabene, w akcie samorządowym nadania honorowego obywatelstwa Pylakowi znajdujemy takie oto kwiatki: „Szczególnie wdzięczni jesteśmy za koronację obrazu Matki
PRZEMILCZANA HISTORIA Od tej pory coraz więcej duchowieństwa parało się wymachiwaniem różdżką, nawet nad Janem Pawłem II: „(...) w Krakowie, tam gdzie zwykle nocował Karol Wojtyła, łóżko było ustawione w fatalnym miejscu – wyznaje Pylak „Nieznanemu Światu” – i siostra zakonna, która znała się na radiestezji, to posłanie mu przesunęła. Swego czasu również kardynał Franciszek Macharski prosił mnie, bym zbadał wahadłem ustawienie jego tapczanu. W Warszawie, w domu biskupów, arcybiskup Józef Michalik też miał nie najlepsze miejsce (...)”. Dalej o swoich doświadczeniach: „W jednym z klasztorów zmarł pewien zakonnik w 46 roku życia. Tak się złożyło, że był to mój stały spowiednik.
podświadomie chroniły się przed szkodliwym promieniowaniem. Po zbadaniu całego mieszkania okazało się, że jest fatalnie zapromieniowane, i rodzina przeniosła się gdzie indziej”. „Parapsychologia wywalczyła sobie miejsce w kręgu nauk uniwersyteckich. W naszym kraju jesteśmy opóźnieni” – czaruje czytelników „NŚ” ks. Pylak. Nie wiadomo, czy KUL weźmie się za „nadrabianie zaległości”, o których wspomina jego były Wielki Kanclerz, lecz z pewnością po wprowadzeniu studiów dziennych i zaocznych z radiestezji, bioenergoterapii, homeopatii, jasnowidzenia, akupunktury, astrologii, mediumizmu oraz wyginania siłą woli łyżeczek i pastorałów – uczelnia ze swej naukowości
KOŚCIÓŁ I NAUKA (29)
Arcybiskup z różdżką Podczas kiedy ludzie Rydzyka wyklinają okultyzm, magię i Harry’ego Pottera, arcybiskup w stanie spoczynku, Bolesław Pylak, w najlepsze wymachuje wahadełkiem, różdżką i rzuca uroki. W przerwie między odprawianymi mszami. I niebo się nie wali. sne oczy widział krwawiącą Matkę Boską. Kościół odpowiedział „cudem lubelskim”, kiedy komuna zaczęła przykręcać śrubę w roku 1949. W odpowiedzi aresztowano parę osób. Komisja powołana przez bpa Golińskiego do zbadania cudu niczego nie wybadała, co było do przewidzenia. Drugą „komisję naukową” tworzył ks. prof. Bolesław Radomski. Kiedy jednak ustawił aparat, aby zrobić zdjęcie – jak mówi Pylak – „z niezrozumiałych przyczyn” aparat spadł na ziemię, a ksiądz uznał to za kolejny cud i odstąpił od „naukowego” badania. Po rozważaniach o cudach arcybiskup przystępuje nie tylko do ujawniania swych radiestezyjno-bioenergoterapeutycznych zamiłowań, ale i wyjawia, że nie są one ewenementem wśród kleru, i to nie tylko pośledniego, ale i najwyższego, sięgając aż do kardynałów Franciszka Macharskiego i Stanisława Dziwisza. Ten ostatni w imieniu papieża zalegalizował radiestezję, pisząc w liście z 1987 r. do znanego lubelskiego radiestety Zdzisława Klimkiewicza: „Jeśli to ma służyć dla dobra ludzi, to chyba nie ma w tym nic złego, co byłoby przeciwne wierze katolickiej (...) a w człowieku jest wiele możliwości i Pan Bóg nie zabronił mu używania rozumu dla godziwych celów”. Jak widać, kult voodoo, jak określają to specjaliści Radia Maryja, sięga szczytów kościelnego łańcucha pokarmowego. Sam Pylak też nie jest zwykłym purpuratem. W czasie wojny walczył w Batalionach Chłopskich pod pseudonimem „Kalina”. W 1966 roku został biskupem pomocniczym,
Bożej w Katedrze lubelskiej oraz za zawierzenie Maryi naszej Archidiecezji”. Pylak jest też niezwykle doceniany przez KUL, którego był profesorem. W 2006 r. na tej uczelni uroczyście odnowiono jego doktorat, a rok później uhonorowano go Medalem za Zasługi dla KUL. Jest specjalistą od teologii dogmatycznej i pastoralnej. Autorem intrygujących tytułów: „Czy znasz Maryję? Rozważania mariologiczne” (1999 r.), „Poznawać w świetle wiary” (2003 r.), „Sakrament bierzmowania” (2004 r.), „Z Chrystusem poprzez rok liturgiczny” (2006 r.), „Egzorcyzmy”, „»Ojcze nasz« Modlitwa Pańska”. Okultyzmem zaczął interesować się bardzo wcześnie, bo już na początku lat 60.: „(...) znajomy zakonnik radiesteta otworzył mi oczy”. Najpierw na użytek własny, aby wyeliminować swoje problemy zdrowotne, bowiem po czterdziestce zaczął niedomagać. Arcybiskup odkrył wówczas, że przez lata spał na „cieku wodnym”, który emitował tajemniczą złą energię. Później zaczął głosić radiestezję publicznie. W 1987 r. na łamach „Ateneum Kapłańskiego” opublikował rozprawę „Psychotronika – problem czy tajemnica?” (R. 79: 1987, T. 109, ss. 324–334, przedruk: „Nieznany Świat” 3/2000). Psychotronika to interdyscyplinarna pseudonauka utworzona w 1973 r., która zajmuje się różnymi dziedzinami parapsychologii, takimi jak telepatia, psychokineza, mediumizm i in. Tekst z „Ateneum” był zapisem wykładu Pylaka o bioterapii i radiestezji wygłoszonego na zebraniu Towarzystwa Naukowego KUL.
Bolesław Pylak
Po kilku latach pożegnał się z tym światem również jego następca. Zaniepokoiłem się nie na żarty i przebadałem radiestezyjnie miejsce, gdzie stało ich łóżko. Okazało się, że płynął pod nim ciek wodny, łącznie ze skrzyżowaniem szkodliwych linii geopatycznych. Było to dla organizmu podwójne zło. Dlatego, gdy zamieszkał tam już trzeci mój spowiednik, zainstalowałem w jego pokoju odpromiennik”. Odpromiennik księdza arcybiskupa to coś podobnego do amuletu noszonego przez Harry’ego Pottera mającego go chronić przed złymi mocami Voldemorta, choć oczywiście różdżki arcybiskupa nie mają takiej mocy jak ta z pióra feniksa należąca do Harry’ego Pottera, gdyż tylko diagnozują pewien stan, nie zmieniając go. „Pamiętam taką historię, kiedy zwróciło się do mnie młode małżeństwo – mówi arcybiskup. – Mieli dwójkę małych dzieci. Kładli je razem spać na tapczanie. Kiedy wstawali, zauważyli, że dzieci zawsze przesuwały się na lewą stronę. Prawa zostawała pusta. Postanowiłem zbadać wahadłem sprawę. I okazało się, że pod pustą stroną tapczanu biegł wodny ciek. Dzieci
nie straci nic, bo przecież rozmowy z duchami przy kręcących się stolikach niczym zasadniczym nie różnią się od objawień maryjnych czy typologii diabłów (nie jestem jednak pewien, czy KUL oferuje kurs egzorcyzmowania w ramach studiów zasadniczych, czy jest to jakaś dodatkowa specjalizacja podyplomowa). Jest w tym wszystkim mała trudność. Otóż nieomylny papież, za pośrednictwem swej świętej inkwizycji, w roku Pańskim 1942 – „rozważywszy w sposób dogłębny niebezpieczeństwa, które mogą zaszkodzić religii i prawdziwej pobożności z racji udzielania przez duchownych porad radiestezyjnych na temat spraw dotyczących samych osób oraz przepowiadania zdarzeń” – wydał swym omylnym biskupom dekret zakazujący stosowania radiestezji. Jak z tego wybrnął arcybiskup? Tak sfalandyzował watykańskie prawo, że doszedł do wniosku: „Nie widzę przeciwwskazań, by jakiś ksiądz nie mógł posługiwać się wahadełkiem osobiście. Jeśli ktoś mnie prosi, by mu pomóc, moim obowiązkiem jest pomagać”. Amen. A inkwizycja niech się odpastorali! Przecież ksiądz Dziwisz powiedział...
17
W artykule „Moje hobby – radiestezja i bioenergoterapia” abp Pylak wyjaśnia: „Przypisywanie skutków ich działania złemu duchowi jest nonsensem. Zły duch działa tam, gdzie człowiek otwiera przed nim swoje serce: nie ma dostępu do ludzi żyjących po Bożemu (...). Czy katolicy mogą korzystać z usług (...) uzdrowicieli i radiestetów? Z pewnością tak”. Dopiero po przejściu na emeryturę metropolita mógł się w pełni swobodnie oddać swojej różdżkarsko-wahadlarskiej pasji. Podjął współpracę z organem polskich „okultystów” – „Nieznanym Światem” – publicznie broni radiestezji i bioenergoterapii, osobiście bierze udział w sabatach różdżkarzy i przepowiadaczy. Jeden z takich sabatów miał niedawno miejsce w Gdańsku – pod nazwą Bałtyckie Spotkania i Targi „Od Wahadełka do Gwiazd” – lecz spotkał się z mocnym kontruderzeniem czarowników z oddziałów toruńskich. „Gość Niedzielny” poinformował o ściągnięciu do Gdańska tuż przed sabatem elity egzorcystycznej kraju i zagranicy, m.in. ks. Andrzeja Trojanowskiego oraz specjalisty od demonologii prof. Aleksandra Posadzkiego SJ. Główną gwiazdą był jednak arcymag z Ugandy, ks. John Baptist Bashobora, który ponoć wskrzesza ludzi. Kontrsabat został zorganizowany w dniach 21–23 lipca br. przez Szkołę Nowej Ewangelizacji „Jezus Żyje”. Po pierwszym ślubie lesbijek kler rzucił się na Reformowany Kościół Katolicki, który mianowano „sektą”, a rottweiler Matki Boskiej Licheńskiej, Tomasz Terlikowski, zakpił z RKK: „Przebieraniec zabawił się w księdza”. Tyle że RKK przy Szkole Nowej Ewangelizacji to jak szkółka niedzielna. Jego wyczyny w Krakowie opisał „Gość Niedzielny” (31/2008) w tekście „Wielka moc”: „Tego dnia Jezus przeszedł przez pękający w szwach krakowski kościół augustianów. Znikały nowotwory, martwe oczy odzyskiwały blask, a zniewoleni nałogami ludzie podnosili ręce, ocierając łzy szczęścia. (...) – Jest wiele osób, które nie widziały na jedno oko. Zostały uzdrowione w czasie, gdy Jezus spoglądał na nie z monstrancji. Dajcie świadectwo wiary (brawa). (...) – Zostawcie w ławkach paczki z papierosami, a my je potem pozbieramy i zaniesiemy Jezusowi (morze braw) (...). Ksiądz Bashobora był tylko glinianym naczyniem. Moc nie była z niego”. Nic dziwnego, że przy takich siłach radiesteci się zlękli. Dostałem od uczestników prośbę, aby pomóc „odeprzeć ataki rozjuszonych wielebnych”. Cóż ja jednak mogę! Skoro nie potrafię zaczarować nawet swojego psa, aby nie bawił się jeżami, wobec czarów nie tylko Bashobory, ale i Posadzkiego jestem bezbronny jak dziecko. Jedyna rada: kiedy jakiś zły człowiek zamierzy się na nas z monstrancją, należy się pospiesznie ewakuować na swoim Nimbusie 1000. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Na tarczy
J
est sposób, by wymóc na SLD trzymanie się swoich poglądów. Ten sposób to celowo spychane do politycznego niebytu REFERENDUM, o którym niedawno wspominał Jonasz w swoim felietonie. Należy lobbować w kontaktach z SLD za przeprowadzeniem na starcie jego ewentualnych rządów referendum nt. polityki wewnętrznej. Proponowałbym 10 pytań (świetne hasło – „10 razy tak!!! Wizja nowoczesnej Polski”).
10 razy TAK!
Fot. D.P.
Gdyby Polacy wiedzieli, czym jest tarcza, zapewne byliby jej przeciwnikami. Propaganda robi swoje i jak zwykle bazuje na najniższych polskich cechach narodowych: wieszanie się przy silniejszym, lizusostwo, pycha, rasizm, politykierstwo i prowojenne ciągotki. Ameryka wypnie się na nas tak samo, jak swego czasu Napoleon, a następnie Rosja, USA, Anglia i Francja. W Jałcie dokonano czwartego rozbioru Polski. O jej losach zdecydowali Stalin, Churchill i Roosevelt. Miłość do Ameryki, a nienawiść do Rosji zaszczepiła nam Wolna Europa, która była jeszcze jedną pralnią mózgów. Z zimnowojennej psychozy nie wyciągnęliśmy żadnych wniosków. Jesteśmy na krawędzi „gorącej”, prawdziwej trzeciej wojny światowej. Drang nach Osten Ameryki skończy się źle – faktycznie może się skończyć totalną zagładą. „Fat Man” z Nagasaki to kapiszon w porównaniu z tym, co państwa nuklearne mają dziś w swoich arsenałach. Nie ma się co czarować – Wschód odpowie na agresję za pomocą tej broni, bo konwencjonalne armie krajów wschodnich nie są tak wyposażone i wyszkolone jak Amerykanie, zaś dobry wódz zawsze oszczędza swoich żołnierzy. Wschód nie będzie się cackał – to nie ta mentalność. Los Polski jest przesądzony. Jeśli dopuścimy do zainstalowania tarczy, nie będziemy pewni dnia ani godziny, bo w każdej chwili będzie mógł nastąpić atak. Pozwalając na tarczę, stajemy się celem pierwszego ataku i będzie to na pewno atak nuklearny. Rosja jest niesamowicie szczera w tym względzie. Nawet jeśli trzecia wojna z jakichś względów zostanie zażegnana, Polska oberwie za swoją głupotę. Atak na Pomorze Środkowe równa się zagładzie całego kraju, który ma zaledwie 1000 km średnicy. Tam nikt nie ocaleje, zaś reszta populacji wyginie w wyniku napromieniowania. Polska nie musiała się dotąd obawiać ani bliższego, ani dalszego
Wschodu. Stosunki były dobre i pokojowe, rozwijał się handel i współpraca. Kto w Polsce znał słowo „terrorysta”? Wszystko się zmieniło w momencie, gdy Polska na kolanach wyprosiła członkostwo w NATO i stała się wasalem i kolonią USA. W tej chwili musimy się bać nie tylko Wschodu, ale własnego cienia oraz fałszywych przyjaciół, których mamy za plecami. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ i w razie niewielkiej zmiany koniunktury dostaniemy nożem w plecy. Przykro powiedzieć, ale z Polaków znów śmieje się cały świat, zwłaszcza kraje niezaangażowane, które z każdym się przyjaźnią i robią świetne interesy. A nasze położenie geograficzne właśnie temu sprzyja. Dziś wstyd się przyznać za granicą, że należy się do tak durnego narodu. Kto mądry podcina gałąź, na której siedzi? Kto mądry staje się z dnia na dzień wrogiem potężnych sąsiadów, z którymi do tej pory utrzymywał pokojowe i rozwojowe stosunki? W latach 70. pracowałem w Iraku. Polska budowała tam stalownie, elektrownie, fabryki farmaceutyczne, szpitale i szkoły. Za to dostawaliśmy ropę. Żadnego wpływu na Polskę nie miał Irak, Iran czy inne kraje arabskie. Z Pakistanem i Indiami żyliśmy w zgodzie i coraz bardziej rozwijała się współpraca gospodarcza, podobnie jak z Wietnamem, Koreą, Tajlandią i Chinami. Dziś jesteśmy dla nich wrogami. Chwała zdrajcom narodu! Tak samo jak kiedyś tzw. Związek Patriotów Polskich ukląkł przed Stalinem i wiemy, co się później stało, tak parę lat temu przypisali nas do innego bandyckiego paktu. Poniesiemy za to poważne konsekwencje i Polska raz na zawsze zniknie z mapy świata. Rosjanie mają rację, gdy mówią, że Polak jest durny zarówno przed szkodą, jak i po szkodzie. Jeszcze jest czas, żeby odkręcić to, co zostało zakręcone. Rozpisanie ogólnonarodowego referendum może odwrócić bieg wypadków,
a wtedy naprawdę się przekonamy, kto jest za, a kto przeciw tarczy. Bowiem ankiety różnych Gazet, Rzeczpospolitych i innych brukowców są tendencyjne i nie pokazują prawdziwego obrazu. Osobiście nie wierzę, aby 68 proc. narodu było za instalacją tarczy, nawet jeżeli to 68 proc. składa się z całkowitych durni. Referendum może sprawić, że polski premier i rząd wyjdą z twarzą. To naród będzie ponosił konsekwencje i trzeba go słuchać. Byłby to żelazny argument, który może odwrócić bieg wypadków i anulować każdy podpis złożony bez zastanowienia. Najpierw jednak Polacy powinni zażądać rzetelnej informacji, bowiem to, co w tej chwili dostają, to przeżuta papka protarczowej i proamerykańskiej propagandy. W zamian za tarczę Polacy domagają się gwarancji bezpieczeństwa oraz zniesienia wiz amerykańskich dla zakochanych w Ameryce Polaków. Co za bzdura! Za taką cenę? Nikt i nic nie jest nam w stanie zagwarantować bezpieczeństwa, gdy na naszych terenach będą instalacje militarne tego typu! Natowska rakieta może się spóźnić, nie wcelować lub się pomylić. Takie rzeczy zdarzają się ciągle, ten system nie działa. W Polsce nie ma opozycji, która mogłaby wywrzeć presję na rząd w sprawie referendum. Jedyna nadzieja jest w zwykłym Kowalskim. Takich Kowalskich jest ca 50 milionów, wliczając w to Polonię. To my powinniśmy zmusić rząd, aby rozpisał referendum, i zmusić obywateli, żeby gremialnie, w 100 proc., poszli do urn. Pamiętajmy, że jak nigdy dotąd naprawdę walczymy o własną skórę. Nie obawiajmy się, że Ameryka się na nas zemści. Tarcza jest na razie na papierze i tak długo, jak nie stała się ciałem, możemy sprawę odwrócić. Jeszcze nie jest za późno! Lecz gdy stanie się ciałem, naród będzie bezsilny, zaś ewentualnym zniszczeniem tarczy zajmą się te narody, na które napadnie Ameryka. Piotr Listkiewicz
1. Czy jesteś za rozdziałem Kościoła od państwa oraz wypowiedzeniem (renegocjacją) konkordatu? 2. Czy jesteś za likwidacją Funduszu Kościelnego i zaprzestaniem innych rodzajów dofinansowywania instytucji religijnych z budżetu państwa? 3. Czy jesteś za wprowadzeniem opodatkowania kleru i dochodów z działalności kościelnej? 4. Czy jesteś za wprowadzeniem pełnych stawek ZUS-owskich dla duchownych? 5. Czy jesteś za prawem kobiety do decydowania o swoim ciele i liberalizacją ustawy antyaborcyjnej? 6. Czy jesteś za wprowadzeniem lekcji edukacji seksualnej zamiast lekcji wychowania do życia w rodzinie? 7. Czy jesteś za refundacją leków antykoncepcyjnych, zapłodnień in vitro itp? 8. Czy jesteś za wycofaniem lekcji religii ze szkół lub zastąpieniem ich lekcjami etyki lub religioznawstwa? 9. Czy jesteś za wprowadzeniem podatku kościelnego, tj. dobrowolnego finansowania twojego Kościoła z twoich podatków? 10. Czy uważasz, że wierni powinni finansować swój Kościół WYŁĄCZNIE z dobrowolnych ofiar i składek? Z pytań na temat eutanazji, praw osób homoseksualnych w tym referendum bym zrezygnował. W naszym społeczeństwie, homofobicznym z natury i wychowania, te dodatkowe pytania niepotrzebnie podgrzałyby emocje u kleru i PiSuaru. Brak pytań na te tematy w referendum nie oznaczałby oczywiście, że nie mogłyby być przedyskutowane w parlamencie. Uważam jednak, że jest na nie za wcześnie – najpierw trzeba w sposób zdecydowany uderzyć w źródła finansowania Kościoła katolickiego, uderzyć w podstawy. Nikt nie buduje dachu, jeśli nie stoją solidne fundamenty! Lobbowanie za referendum i pytania tej treści wywołają oczywiście ogromną furię prawicy i kleru. Uważam jednak, że nie należy dzielić tych tematów, ale przeprowadzić jedno, treściwe referendum. Najlepiej tuż po dojściu SLD do władzy, bez żadnych wybiegów z odkładaniem. Podejrzewam (wiem), że społeczeństwo w przytłaczającej większości odpowiedziałoby 10 razy tak, więc legitymacja społeczna do przeprowadzenia zmian byłaby miażdżąca. W końcu też na własne oczy politycy lewicy mogliby się przekonać, że poparcie Polaków dla kleru w tych sprawach jest żadne, a episkopat to kolos na glinianych nogach. Może w końcu to referendum wyzwoliłoby polityków lewicy z kościelnych zaburzeń lękowych. O wynik byłbym spokojny. Politycy prawicy i inne klerykalne przydupasy jak ognia lękają się wyrażenia własnego zdania przez społeczeństwo. To oni uśpili instytucję referendum i siłą narzucają nam klerykalną zależność. W historii rzadkie były przykłady, gdy lud mógł wyrazić swoją wolę o duszpasterzach, ale: z jesienią 1860 roku 230 tys. mieszkańców Umbrii i Marche opowiedziało się przeciw papieskiemu panowaniu, a tylko 1600 za Piusem IX (czyli... 0,7 proc.); z nieco później papież Pius IX musiał się pogodzić z utratą swojego państwa. 133 861 obywateli opowiedziało się za przyłączeniem do Włoch, a tylko 1507 (czyli... 1,1 proc.) było temu przeciwnych (za: Horst Herrmann, „Książęta Kościoła”). Byli to bezpośredni poddani samego papieża... Referendum jest więc znakomitym narzędziem dającym wielkie podstawy ideologiczne do rządzenia. Co ważne – jest też bezpieczne dla głosujących – duszpasterze nie będą mogli szykanować głosujących, a na spowiedzi tylko nieliczni mówią prawdę... Wystarczy więc tylko dać społeczeństwu to narzędzie do ręki... Krótko mówiąc, kampania „10 razy tak” mogłaby być rodzajem rękojmi SLD dla wyborców, że po wyborach nie wpadną znów w chorobę lękową wobec kleru... Piotr Polcyn
[email protected]
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
LISTY Tarcza i nieloty Lewica załatwiła nam „sławne” F-16. Prawica nie mniej sławną tarczę antyrakietową. Ja uważam, że gdyby wybudować Świątynię Opatrzności Bożej, to i F-16, i tarcza byłyby zbędne dla naszego bezpieczeństwa. Wiesław Szymczak
Mimo zdecydowanego antyklerykalizmu, nie zamierzam jednak występować do jakichś proboszczów z aktem apostazji, a tym bardziej prośby. Uważam bowiem, że nawiązywanie jakichkolwiek kontaktów z parafią, w której mnie zarejestrowano i przypisano tej religii, uwłaczałoby mojej godności. Ponadto nikt i nigdy, usiłując „wypisać się” z panującej i wszechwładnej w Katolandzie religii, nie może mieć pewności, iż z ksiąg parafialnych został naprawdę skutecznie i bezpowrotnie wykreślony, wszak
LISTY OD CZYTELNIKÓW i ich popleczników, tak szczerych, jak i koniunkturalnych, których pełno wokół nas, niech świadczy wypowiedź niejakiego Marka Garncarczyka, uchodzącego za naczelnego „Gościa Niedzielnego”, o sędziach Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, wydających słuszny wyrok w słynnej sprawie pokrzywdzonej przez zakłamanych sługusów Kościoła p. Alicji Tysiąc, których to sędziów owo indywiduum porównało do esesmanów! Dowodzi to najdobitniej, co sobą reprezentują chłopczyki w sukienkach
Bez pośredników
Jaka Polska Kilka lat temu w Gdańsku byłem na spotkaniu z Tuskiem, którego tematem było pytanie: „Czy o taką Polskę walczyli gdańscy stoczniowcy?”. Tusk bez wahania odpowiedział: „Tak, i na tym w zasadzie mógłbym zakończyć swoją wypowiedź”. Trzeba mieć w sobie dużo bezczelności, by tak odpowiedzieć. Po 20 latach od zmian ustrojowych mamy miliony Polaków, którzy pracują ciężko za marne wynagrodzenie. I to banda Tuska (UW) ponosi za to odpowiedzialność. To oni prywatyzowali w bandycki sposób polskie przedsiębiorstwa. Ich guru, Balcerowicz, przeprowadził eksperymenty ekonomiczne na społeczeństwie. Jego główna idea to jak najcięższa praca ludzi za jak najmniejsze pieniądze. Ilu ludzi odebrało sobie życie w tamtym czasie, biorąc kredyty na horrendalne procenty (80–90 proc.)? I kto na tym skorzystał? Teraz znowu ci sami ludzie są u władzy. Dla człowieka sprzedającego swą pracę nic się nie poprawi. PO zawsze będzie stało po stronie przedsiębiorcy. Moim zdaniem, nie zmieni się w Polsce nic, dopóki nie powstanie lewica z prawdziwego zdarzenia, z programem prospołecznym i pełnym rozdziałem państwa od Kościoła katolickiego. Zmiana lidera w SLD z Olejniczaka na Napieralskiego daje pewne nadzieje na taką Polskę. Jeżeli w Hiszpanii się udało, dlaczego u nas nie miałoby być podobnie? Uważam, że w przyszłych wyborach cała lewica (SLD, RACJA, PPP) powinna startować z jednej listy, odkładając na bok wzajemne animozje. Waldemar Szydłowski, Gdańsk www.bezboga.pl
Jeszcze o apostazji W nawiązaniu do artykułu p. Mariusza Agnosiewicza pt. „Perypetie apostaty” („FiM” 21/2008) chciałbym podzielić się paroma przemyśleniami. Jestem zdeklarowanym antyklerykałem, nie do przebicia przez kogokolwiek. Dlatego od lat jestem też stałym i wiernym czytelnikiem „FiM”. Wobec braku alternatywy uczyniono mnie, niczego nieświadomego niemowlaka w pieluchach, wyznawcą tej – jedynie słusznej w naszym kraju i zarazem najbardziej zafałszowanej oraz zakłamanej – religii.
komunistą, nie poznał jeszcze chrześcijaństwa. Chrześcijaństwo to wspólnota, komuna ludzi mających za króla i przewodnika Chrystusa. W ZSRR to była dyktatura, a nie komunizm. Nie popierajcie raczej homoseksualizmu, aborcji itp., bo te rzeczy są niezgodne z Ewangelią. Homoseksualizm należy tolerować i nie potępiać, ale nie promować. Ale to już temat na inny artykuł. Szczęść Boże! Janusz B.
Czy jest Wam znany adres e-mailowy Radia Maryja i Episkopatu Polski. Chciałbym zapytać tych Panów o konto bankowe Boga, na które przekazują przeznaczone dla Niego ofiary w postaci pieniędzy. Tak się składa, że niedowierzam pośrednikom. Zresztą pośrednicy pobierają zawsze dla siebie prowizję, więc w jakim celu miałbym ułatwiać im okradanie Pana Boga? Stały czytelnik Od redakcji Episkopat Polski:
[email protected], Radio Maryja:
[email protected]
nie ma do takiej księgi dostępu. Tak więc, znając „powszechną uczciwość” urzędników watykańskich, nie można liczyć na formalne i rzeczywiste rozstanie się z tą mafijną instytucją. Może jedynie pozostać niesmak bezpośrednich z nimi kontaktów i złudzenie załatwienia sprawy. Cóż zatem pozostaje? Praktyczne rozstanie się z tą instytucją poprzez niebranie w niczym, co się z nią wiąże, ani czynnego, ani biernego udziału, niekupowanie od urzędników tej instytucji żadnych sakramentów (nawiasem mówiąc, niemających żadnej wartości praktycznej czy duchowej, a ponadto niewywodzących się nawet ze źródeł chrześcijaństwa). Wystarczy stałe ignorowanie na co dzień i w każdej sytuacji tej instytucji i jej urzędników, co z całą pewnością odbierają oni bardziej boleśnie (kasa!). Należy jedynie być absolutnie konsekwentnym i w żadnej sytuacji życiowej nie zwracać się do nich z prośbą o jakieś tzw. posługi duszpasterskie – bezwartościowe, ale wysoko płatne. Nie jest ważne, czy człowiek gdzieś tam kiedyś został wpisany, ale ważne jest, kim się czuje i jaką publicznie postawę życiową sobą reprezentuje. Dlatego też odradzałbym wszystkim jakiekolwiek starania o wypisanie z Kościoła rzymskokatolickiego i ryzykowanie ewentualnych upokorzeń i poniżania. Są ludzie, do których niewątpliwie należą panowie tzw. duchowni, z którymi się nie pertraktuje ani nie dyskutuje, bo nie ma to sensu. Ich można jedynie obdarowywać dobrami doczesnymi, bowiem przyjmą wszystko, co przedstawia określoną i wymierną wartość. A tak na marginesie: o mentalności i etyce urzędników watykańskich
i ich poplecznicy, że o innych reakcjach świętych i pobożnych mężów na ten wyrok nie wspomnę (vide: felieton p. Adama Ciocha pt. „Bank Pana Boga”, „FiM” 23/2008). Lux Rationis
Zmieńcie nazwę! Tygodnik chrześcijańsko-społeczny. Właśnie taką nazwę proponuję wam dodać po tytule „Fakty i Mity”. Wasza gazeta jako jedyna stara się pokazywać prawdę o dzisiejszej Polsce, czasach PRL-u oraz dawniejszej historii. Słowo „nieklerykalny” kojarzy się wielu osobom z czymś przeciwnym Kościołowi, a nawet wierze chrześcijańskiej. Taka sytuacja odstrasza wielu ludzi od czytania waszej gazety. Ponieważ w teorię Darwina wierzą tylko naiwni lub nieuświadomieni, utrata wiary w Boga jest dla człowieka czymś złym. Wiara w teorię Darwina oznacza to samo, co wiara w to, że komputer sam się zbudował. Komputer co prawda podlegał ewolucji, ale sprawcą tej ewolucji była istota inteligentna, jaką niewątpliwie jest człowiek. Wszystkie dzieła człowieka są mniej skomplikowane niż najmniejsza nawet rozwielitka, dlatego trudno podejrzewać, że powstała samoistnie bez ingerencji istoty inteligentnej. Człowiek co prawda podobny jest do świata zwierząt, ale on też został zaprojektowany. Wielu waszych artykułów nikt nie przeczyta, niesłusznie uważając waszą gazetę za brukową. Mam poglądy komunistyczne i socjalistyczne, bo jestem chrześcijaninem. Moja lewicowość wynika z chrześcijaństwa. Ten, który mówi, że jest chrześcijaninem, ale nie jest
Zbuduj mi kościół Wydawałoby się, że czasy świętej inkwizycji zostały dawno zapomniane. 408 lat temu na stosie spłonął Giordano Bruno. Do XVIII w. modna była „zabawa” w palenie czarownic, a ludzkość drżała przed kolejnymi klęskami opatrzności, niestrudzenie wieszczonymi w gromkich kazaniach kapłanów. Czy to jednak aby na pewno historia... Oto, co m.in. pisze na stronie internetowej parafii Narodzenia Najświętszej Marii Panny, mieszczącej się na terenie Białołęki, jej proboszcz: „Przełomowym wydarzeniem była liturgia Mszy św., którą sprawowałem 31 marca 2002 r. o godz. 10. W czasie przeistoczenia w mojej myśli zabrzmiało: »zbuduj mi kościół«. Odczytałem to jako zadanie i szczególny dar Pana Boga nie tylko dla mnie, ale również dla całej wspólnoty parafialnej. Podjęliśmy to wyzwanie z nadzieją, że jeżeli Pan Bóg będzie tego chciał, powstanie piękna świątynia na Jego Chwałę i pożytek Ludu Bożego. Nową świątynię postanowiliśmy wznieść jako wotum wdzięczności Panu Bogu za Pontyfikat Jana Pawła II”. Ta jakże wzruszająca i metafizyczna historia stała się pretekstem do agitacji dotyczącej zbiórki pieniędzy na budowę kościoła. Dział promocji i PR rozpoczął działanie, machina ruszyła, drukowano pocztówki z projektem nowej świątyni i zapisem „białołęckiego objawienia”, które rozdawano m.in. „po kolędzie”. Słowo stało się ciałem – kościół zbudowano. Jak tłumaczy w liście do swoich owieczek proboszcz, dla wygody i komfortu, a więc... „by żyło się lepiej”. Pozostaje zadać tylko jedno pytanie: komu? Czy mieszkańcy terenu zapomnieli, czym jest ubóstwo,
19
życie z miesiąca na miesiąc, i od pewnego czasu umierają z przejedzenia? Czy chodniki z dnia na dzień stały się równe, a po gładkich jak kościelna posadzka ulicach jeżdżą nowe i niestanowiące niebezpieczeństwa autobusy? B. Łukaszewski
Katecheza Na prośby kierowane do nas w e-mailach, listach i podczas spotkań przygotowaliśmy małą ściągawkę, co robić, aby Państwa dziecko było wolne od przedszkolnej lub szkolnej katechezy. Po pierwsze: nikt nie ma prawa od Was lub Waszych dzieci wymagać złożenia oświadczenia o rezygnacji z lekcji religii. Na mocy Rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie warunków i sposobu organizowania lekcji religii w szkołach publicznych z 14 kwietnia 1992 roku (DzU nr 36 z 1992 roku z późniejszymi zmianami), to rodzice lub uczniowie zainteresowani katechezą proszą szkołę o jej zorganizowanie. I tylko od nich szkoła może wymagać oświadczenia na piśmie. W przypadkach rodzinnych konfliktów o uczestniczenie w lekcjach religii decyzję za skłóconych rodziców podejmuje sąd. Po drugie: swoją decyzję o udziale córki lub syna w zajęciach z religii możecie Państwo zmienić w dowolnym momencie. Nie musicie czekać do następnego 1 września. Zgodnie z instrukcją Ministra Edukacji Narodowej z wiosny 2008 roku, w takim przypadku ucznia zwalnia się z katechezy od początku następnego semestru. Po trzecie: jeżeli zgodzicie się Państwo na udział dziecka w katechezie, to do czasu zmiany decyzji musi ono na nią chodzić. Po czwarte: niechodzenie na religię nie może wpływać na ocenę z innych przedmiotów ani też ze sprawowania. Po piąte: informacja dla innowierców. Macie prawo, aby i wasze dzieci miały religię w szkole. Wystarczy, że w szkole (!) taką wolę wyrazi już siedmioro rodziców. Często dyrekcje wprowadzają rodziców w błąd, twierdząc, że do zorganizowania katechezy innej niż katolicka potrzeba w każdej klasie siedmioro uczniów i jeżeli tylu nie ma, to innowierczej religii być nie może. To nieprawda – lekcje mogą być organizowane także w grupach międzyklasowych. Po szóste: niestety, żaden przepis prawa nie nakazuje, aby katecheza była pierwszą lub ostatnią lekcją. Szkoła ma jednak obowiązek zapewnić opiekę uczniom nieuczestniczącym w lekcjach religii. Nie mogą oni chodzić po szkole samopas. Gdyby nauczyciele lub dyrektorzy szkół, do których chodzą Wasze dzieci, łamali prawo, wymuszali oświadczenia o niechodzeniu na religię, szykanowali Wasze dzieci – piszcie do nas. Pomożemy. Redakcja
[email protected]
20
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
O Trójcy Świętej Jak wiadomo, nauka o jednym Bogu w trzech osobach jest fundamentalną prawdą wielu Kościołów chrześcijańskich. Rzecznicy Trójcy zwykle powołują się na tekst z Ewangelii św. Mateusza: „Idźcie tedy i czyńcie uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28. 19). Twierdzą, że jest on dowodem równości Ojca i Syna. Podobnie jak określenia „pierwszy i ostatni” i „wszechmogący Bóg”, które użyte zostały w odniesieniu do Chrystusa, o którym napisano, że ma przyjść (Ap 1. 8, por. Iz 44. 6). Czy te i inne teksty biblijne, którymi usiłuje się bronić owej doktryny, faktycznie popierają dogmat Trójcy? Przeciwnie! Gdyby Biblia rzeczywiście uczyła o Trójcy, czytalibyśmy o tym jasno i wyraźnie, i to wielokrotnie. Jednak prawda jest taka, że nauka o Trójcy Świętej nie wywodzi się ani z pism hebrajskich (Stary Testament), ani z pism greckich (Nowy Testament). Biblijna koncepcja Boga jest bowiem ściśle monoteistyczna. Potwierdza to zaś cały szereg tekstów. Oto dwa z nich, podkreślające monoteizm zarówno Żydów, jak i pierwszych chrześcijan: „Słuchajże, Izraelu: Pan [JHWH], Bóg nasz, Pan jeden (hebr. – echad) jest” (Pwt 6. 4 BG, por. Wj 20. 2–3; Pwt 4. 35; Ps 83. 19; Iz 45. 5); „Wszakże dla nas istnieje tylko jeden Bóg Ojciec, z którego pochodzi wszystko” (1 Kor 8. 6 BW). A zatem poszukiwanie w tekście Biblii (Starego i Nowego Testamentu) podstaw dla doktryny Trójcy Świętej z góry skazane jest na niepowodzenie. Podobnie jest również z twierdzeniem, jakoby hebrajskie słowo echad, występujące m.in. w tekście: „Pan jeden jest”, nie oznaczało pojedynczości, a jedynie jedność dwóch lub więcej osób. Dlaczego? Ponieważ, jakkolwiek hebr. echad może oznaczać jedność (por. Rdz 2. 24), to bardzo często oznacza dosłownie „jeden”. Oto przykłady: „Jeden jedyny [echad] przyszedł tu jako przybysz, a teraz chce być sędzią” (Rdz 19. 9); „Jesteśmy wszyscy synami jednego [echad] męża” (Rdz 42. 11); „Było nas dwunastu braci, synów ojca naszego, jednego [echad] już nie ma, a najmłodszy jest teraz z ojcem w ziemi kananejskiej” (Rdz 42. 32). Nie jest więc tak, jak niektórzy twierdzą, że monoteizm żydowski w ścisłym znaczeniu tego słowa nie ma prawa bytu albo co gorsza – jak pisał ks. prof. Michał Poradowski – że chrześcijanie i Żydzi nie wierzą w tego samego Boga („Talmud czy Biblia”), czy że hebr. echad i Trójca są tajemnicą. Jest to oczywista nieprawda, a twierdzenia
tego typu powodują jedynie zamieszanie i zwątpienie, na co m.in. zwrócił uwagę katolicki teolog Hans Küng, pisząc: „Jeżeli Bóg jest jeden i jedyny w swoim rodzaju, to po co dodawać do tego pojęcia coś, co tę jedność i wyjątkowość może tylko osłabić lub przekreślić?” („Chrystianizm a religie świata”). Tym bardziej że owo „dodawanie” nierozerwalnie wiąże się z adaptacją pogańskich wierzeń. Koncepcje boskiej trójcy występowały bowiem zarówno w starożytnym Egipcie (Izyda, Ozyrys, Horus), Babilonii (Isztar, Sin, Szamasz lub Ea, Marduk, Gibil), Indiach (Brahma, Siwa, Wisznu), Grecji (Zeus, Posejdon, Hades), Rzymie (Jowisz, Junona, Minerwa), jak i w filozofii greckiej. W „Dziejach chrystianizmu” Edwarda Gibbona czytamy: „Jeżeli się mówi, że poganizm uległ chrystianizmowi, to trzeba również przyznać, iż chrystianizm uległ skażeniu poganizmem. Czysty deizm pierwszych chrześcijan (...) Kościół Rzymski zamienił w niezrozumiały dogmat o trójcy. Wiele doktryn pogańskich wymyślonych przez Egipcjan i wyidealizowanych przez Platona zachowano jako coś zasługującego na wiarę”. Jak widać, doktryna Trójcy Świętej nie jest więc nauką biblijną, lecz wywodzi się z religii pogańskich. Doktryna ta nie była bowiem znana ani prorokom, ani apostołom i rabinom, ani wczesnym ojcom Kościoła, a zaczęła się szerzyć dopiero w III i IV wieku, głównie dzięki soborom w Nicei (325 r.) i Konstantynopolu (381 r.). Dodajmy, że sam Jezus nigdy nie uważał siebie za Boga w absolutnym znaczeniu tego słowa. Przeciwnie: uczył, że jest „jeden prawdziwy Bóg” (J 17. 3, por. Mk 12. 29); że jest od Niego całkowicie zależny (J 5. 19, 30); że Bóg jest większy od Niego (J 14. 28, por. J 10. 29; 13. 16) i że Bóg ten jest również Jego Bogiem (J 20. 17, por. Ap 3. 12).
Podobnie zresztą o Bogu uczył św. Paweł. Również on podkreślał, że jest jeden Bóg (1 Kor 8 .6; Ef 4. 6), „jedyny, który ma nieśmiertelność, który mieszka w światłości niedostępnej, którego nikt z ludzi nie widział i widzieć nie może” (1 Tm 6. 16); że jest On głową Chrystusa (1 Kor 11. 3) i Jego Bogiem (2 Kor 11. 31; Ef 1. 3, 17) oraz że Jezus jest i będzie poddany Bogu (subordynacja) nawet w wieczności (1 Kor 15. 24–28). Ponadto w Listach św. Pawła Bóg to zawsze Theos, a Jezus to zawsze Kyrios. To rozróżnienie występuje w każdym jego pozdrowieniu (Rz 1. 7; 1 Kor 1. 3; 2 Kor 1. 3; Ga 1. 3; Ef 1. 2; Flp 1. 2; Kol 1. 2; 1 Tes 1. 1; 2 Tes 1. 2; 1 Tm 1. 2; 2 Tm 1. 2; Tt 1. 4; Flm 1. 3).
Krótko mówiąc, jeśli z jakiegokolwiek tekstu Biblii wynika coś innego niż prawda, że istnieje tylko „jeden prawdziwy Bóg”, wtedy jest to kwestią albo błędnego tłumaczenia, albo też sfałszowania tekstu oryginalnego (którym, niestety, nie dysponujemy), z którego są sporządzone różne odpisy i tłumaczenia. Przykładem takiego wypaczenia może być chociażby przytoczona w pytaniu trynitarna formuła chrztu (Mt 28. 19). Oto co na ten temat pisze Karlheinz Deschner: „Trynitarski nakaz zawarty w Ewangelii Mateusza: »Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego« niejednokrotnie od czasów Oświecenia podawany w wątpliwość, stanowi – w opinii całej teologii krytycznej – fałszerstwo. Bo jakże Jezus, w którego nauce brak jakiegokolwiek potwierdzenia idei trynitarskiej, miałby przykazać chrzest w imię Trójcy?” („I znowu zapiał kur” t. 1). Co więcej, krytyczne stanowisko do tekstu z Ewangelii św. Mateusza zajmują również teologowie katoliccy. Ks. Józef Kudasiewicz pisze:
„W Jezusowym nakazie chrztu (Mt 28. 19) należy odróżnić autentyczne, pierwotne słowa Pana od elementów interpretacyjno-redakcyjnych (...). Jakie więc słowa wypowiedział Jezus? Współcześni badacze przyjmują prawie powszechnie, że Jezus wypowiedział następujące zdanie: »udzielają chrztu w imię moje«” („Jezus historii – Chrystus wiary”). Podobne stanowisko zajmował Euzebiusz z Cezarei, który w swej „Historii kościelnej” pominął formułę trynitarną, pisząc: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody w Imię Moje”. Z kolei w Encyklopedii Katolickiej KUL-u, tom III, pod hasłem „Chrzest”, czytamy: „Obecnie teologowie biblijni przyjmują, że formuła trynitarna ma charakter redakcyjny”. Jak widzimy, za nieautentycznością formuły trynitarnej (Mt 28. 19) przemawia zarówno teologia chrztu (Rz 6. 3–6), tradycja apostolska, jak i opinie wielu teologów katolickich i protestanckich (zainteresowanych
odsyłam do książki K. Deschnera „I znowu zapiał kur”, t. 1, do przypisów do rozdz. 33, punkt 32, str. 532). Poza tym nasuwa się pytanie: czyż wzmianka o owych „elementach interpretacyjno-redakcyjnych” – jak pisze ksiądz J. Kudasiewicz – nie świadczy o tym, że w Nowym Testamencie są i inne miejsca co najmniej dyskusyjne? Czy nie jest tak na przykład ze sfałszowanym tekstem 1 J 5. 7? Oto, jak został on oddany w przekładzie ks. Jakuba Wujka: „Albowiem trzej są, co świadectwo dają na niebie: Ojciec, Słowo i Duch Święty i ci trzej są jedno”. Zauważmy, że podobnie oddano go m.in. w Biblii Gdańskiej i Biblii Brzeskiej. Dlaczego? Ponieważ jeden błąd rodzi następny. Wyraźnie widzimy to na przykładzie tłumaczenia Nowego Testamentu przez ks. Eugeniusza Dąbrowskiego, gdzie do tekstu dodano nawet słowo „Trójca”. Czytamy tam:
„Albowiem Trójca wydaje świadectwo na niebie: Ojciec, Syn i Duch Święty, a Trójca ta jednym jest. I Trójca wydaje świadectwo na ziemi: duch, woda i krew, a Trójca ta jednym jest” (1 J 5. 7–8). Co bardziej zorientowani wiedzą, że przypis do tego tekstu w Biblii Tysiąclecia wyraźnie stwierdza, że słów tych brak zarówno w najstarszych rękopisach greckich, jak i w najstarszych przekładach oraz kodeksach. „Prawdopodobnie stanowiły one marginesową glosę, później w niektórych kodeksach włączoną do tekstu” (tamże). Wniosek z tego, że włączenie tych słów do oficjalnego tekstu zostało dokonane celowo, aby za wszelką cenę uzasadnić dogmat Trójcy. I z podobną manipulacją mamy właśnie do czynienia w przypadku formuły trynitarnej, którą wielu krytycznych teologów uważa za nieautentyczną. Oczywiście, niektórzy uważają, że naukę o Trójcy Świętej popiera szereg innych tekstów biblijnych. Do nich m.in. zaliczają niektóre wersety z Apokalipsy, twierdząc, że Jezus jest owym Wszechmogącym Bogiem (1. 8, 17). Czy słusznie? Przeciwnie, bowiem po starannym zbadaniu tych wersetów okazuje się, że pierwszy tekst mówiący o Bogu Wszechmogącym dotyczy „tego, który jest i który był, i który ma przyjść” (w. 4), a więc „jedynego prawdziwego Boga” (J 17. 3), o którym świadczy czwarty rozdział Apokalipsy (4. 8, 11) oraz Księga Izajasza (41. 4; 44. 6; 48. 12). Natomiast drugi werset z Apokalipsy (1. 17, por. 22. 13), jakkolwiek nazywa Jezusa „pierwszym i ostatnim”, oznacza jedynie, że Mesjasz – podobnie jak Bóg – jest niezmienny i zwycięski, nie dowodzi jednak, że jest On tożsamy z Bogiem lub równy Bogu (por. J 20. 17; 1 Kor 8. 4–6; 11. 3; 15. 24–28). Nazwanie więc kogoś Bogiem, pierwszym i ostatnim, nie oznacza jeszcze, że jest nim we właściwym znaczeniu tego słowa. Biblia jednoznacznie uczy bowiem o „jedynym prawdziwym Bogu (J 17. 3). Pierwotny chrystianizm był więc monoteistyczny (Mk 19–30. por. Ap 3. 12). Ani jeden z biblijny tekstów nie popiera zatem Trójcy, tego, że Bóg, Jezus i Duch Święty jako trzy odrębne osoby stanowią jedną istotę. Ani jeden z biblijnych tekstów nie mówi też o równości rzekomych trzech części składowych Trójcy. A to znaczy, że katolicki dogmat Trójcy Świętej nie opiera się na Biblii, lecz na pogańskich i filozoficznych koncepcjach. Jest sprzeczny z tym, w co wierzyli i czego nauczali prorocy, Jezus i pierwsi chrześcijanie. Zaciemnia istotę Najwyższego i prowadzi do bałwochwalczego kultu błędnego wyobrażenia Boga. W przeszłości zaś dogmat ten był przyczyną niekończących się sporów, klątw, walk i wielu zbrodni. BOLESŁAW PARMA
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Chiński syndrom Chiny wygrały podczas igrzysk wszystko. I nie mam tu na myśli medali i rekordów. Przegrała cywilizacja Zachodu – i również nie o miejsca na podium tu chodzi. W Państwie Środka wielki triumf. Uzasadniony. Najpierw udało się dostać igrzyska w zamian za mgliste obietnice reform politycznych i społecznych, później niczego nie dotrzymać z wyjątkiem tego, że największa impreza sportowa świata została zorganizowana rzeczywiście perfekcyjnie. „New York Times” pisze, że Chiny mogą mówić o absolutnym mistrzostwie świata. Miała być odwilż w Tybecie – nie ma; obiecywano poprawę w dziedzinie praw człowieka – nic z tego; tu i ówdzie zapowiadano bojkoty i protesty – spaliły na panewce. Co w zamian? Pełen sukces i zjednoczony wokół niego ponadmiliardowy naród. Dumny ze swojej wielkości, wyjątkowości i sportowych
osiągnięć. Dumny z szacunku i niekłamanego podziwu reszty świata. Ale po igrzyskach nastąpi szare jutro. Szare od zabójczego smogu nad Pekinem i kilkuset innymi miastami; szare, a może raczej czerwone od krwi Tybetańczyków, politycznych dysydentów osadzonych w obozach reedukacyjnych (ok. 3 milionów ludzi) i zapewne jeszcze Ujgurów – chińskich muzułmanów, którzy mają być „następni w kolejce”. Świat Zachodu wszystko to gładko przełknie, zawsze przecież wygodniej mówić o sukcesie idei olimpijskiej niż o porażce cywilizacyjnej. Przeraża w tym miejscu hipokryzja Stanów Zjednoczonych. Supermocarstwo (i jego satelitarni sprzymierzeńcy) bojkotowało igrzyska w Moskwie za agresję ZSRR na Afganistan. Niecałe 30 lat po tamtych wydarzeniach USA zmasakrowały Irak i okopały się w tym samym Afganistanie. I co? I nic. Reszta świata
N
a zlecenie tygodnika „Niedziela” przeprowadzono sondaż dotyczący pobożności maryjnej Polaków. Wyniki wskazują, że badania są sfałszowane albo robione po kielichu. Katolicka „Niedziela” opublikowała (17 sierpnia) badania dotyczące pobożności maryjnej Polaków, przeprowadzone przez Instytut Statystyk Kościoła Katolickiego na grupie 2058 wierzących i praktykujących osób. Okazało się, że nasi rodacy wierzą bardziej Maryi niż Bogu.
uznała, że zupełnie nic się nie stało. Przypowieść o Kalim i krowie nic nie straciła na aktualności. W dodatku USA, które jako jedyne mogą (ekonomicznie) zmusić Chiny do demokratyzacji życia – wcale nie mają takiego zamiaru. Ale jak zmuszać słabych Irakijczyków czy Afgańczyków – to być dobrze. A Polska? Liże rany i szuka winnych olimpijskiej klęski. Raz be są sami sportowcy, raz ich trenerzy i działacze, to znów politycy. Rację ma nasz Czytelnik, który „ujawnia”, że gdyby, zamiast dawać pieniądze na Kościół, budować boiska i stadiony, to końcowy efekt na zawodach byłby duuużo lepszy. A ja uważam, że żadnej klęski w Pekinie nie było. Zajęliśmy dwudzieste miejsce na ponad 200 startujących w igrzyskach państw. Co mają mówić te sportowe do tej pory potęgi, które uplasowały się za nami? Czy trwa rozdzieranie szat na
objawień (to tam, gdzie zjawa ponoć przemówiła po polsku, co było dla katolików niezbitym dowodem, że musi to być Maryja). Następne pytanie dotyczyło wizerunków Maryi. I jak można było przewidzieć, Madonna Częstochowska pokonała tę z Dzieciątkiem, Nieustającej Pomocy i Karmiącą, a już zupełnie ośmieszyła Kalwaryjską, którą na ścianie powiesiło sobie zaledwie 1,2 procent badanych.
Niedzielni ankieterzy Mimo że wśród pytań skierowanych do respondentów nie było najbardziej egzystencjalnego: „Po co ci to?”, to i tak sondaż jest pouczający. Trzy czwarte badanych zadeklarowało, że odmawia różaniec. Komentujący wyniki badań ks. Paweł Rozpiątkowski twierdzi, że na praktykowanie tej modlitwy nie ma wpływu wiek ani wykształcenie... Czy aby na pewno? Według innych badań, ponad 90 procent uczniów szkół średnich nie zna tajemnic różańcowych, a kilkanaście procent myli się przy „zdrowaśce”. No to jak się modlą? A jeśli chodzi o wykształcenie, to nabożeństwa październikowe (różańcowe) obsadzane są przez lud, co bezbłędnie umie czytać wyłącznie... Litanię loretańską. Sam je wielokrotnie prowadziłem, więc wiem. Socjologowie zapytali o najważniejsze sanktuaria maryjne. Tylko Jasna Góra i Licheń miały dwucyfrowy wynik procentowy. Na kolejnych miejscach uplasowały się Kalwaria Zebrzydowska (sanktuarium magnackie) i Gietrzwałd, który jako jedyny w Polsce doczekał się uznania mających tam rzekomo miejsce
Autorzy sondy wiążą noszenie medalika z maryjnością ankietowanych. Wydaje się jednak, że błędem jest w tym przypadku niebranie pod uwagę charakteru sentymentalno-rodzinnego. Wielu bowiem nosi Maryję na srebrnym albo złotym łańcuszku ze względu na pamiątkowy charakter wymienionego przedmiotu, na przykład jako prezentu od nieżyjących rodziców czy współmałżonków. Podobno ważnym wskaźnikiem religijności maryjnej jest hierarchia świąt. Najważniejszym dla Polaków jest Wniebowzięcie (70,4 procent). Respondenci wymienili też daty i nazwy innych, m.in.: Królowej Polski (3 V), Niepokalanego Poczęcia (8 XII), Zwiastowania i Matki Bożej Gromnicznej. Ks. Rozpiątkowski zauważył, że dwa ostatnie są świętami Pańskimi, „czyli takimi, w których centrum stoi Chrystus”. Problem polega właśnie na tym, że wbrew Biblii, ale według doktryny Krk, Chrystus stoi w centrum nie tylko świąt Pańskich, ale i maryjnych. Jednak wierni na pewno księdzu wybaczą, zwłaszcza te tłumy z wyższym wykształceniem szepczące nabożnie różaniec. o. Pius
Węgrzech, w Czechach i na Słowacji, na Kubie (!), w Argentynie, Bułgarii, Szwecji, Chorwacji, na Litwie, w Belgii i Portugalii? Mogło być lepiej? Pewnie, że mogło, ale proszę łaskawie spostrzec – pomiędzy ocieraniem jednej i drugiej łezki – że Bozia jakoś nie chciała docenić naszego heroicznego katolicyzmu. W co najmniej ośmiu konkurencjach – pomimo stałej obecności kapelana i wyjątkowej frekwencji olimpijczyków na nabożeństwach – zabrakło nam tak potrzebnego w sporcie łutu szczęścia (czyt. Opatrzności), od którego dzieliły nas tysięczne sekund (kajaki), sędziowie (co najmniej dwie walki zapaśników) lub jedna, jedyna piłka (siatkarze).
21
Ale – jak to zazwyczaj bywa – najbardziej zapamiętamy spektakularne klęski: pływaków, którzy w pekińskim basenie utopili przynajmniej cztery nadzieje, szermierzy wymachujących klingami jak cepami i sportowców walki, co to bez walki oddali prawie wszystko. No i Kuśnierewicza pewniaka. Nasza Joasia w felietonie wylicza, ile kosztował jeden medal, a ile wysłany do Pekinu sportowiec. I wychodzi jej, że dużo za dużo. Moim zdaniem, to zależy jak się liczy i kto liczy. Np. ktoś złośliwy mógłby odparować, że w gmachu przy ul. Wiejskiej siedzi 460 posłów i jeszcze 100 senatorów (bardzo dużo za dużo!), a kosztują oni nas, podatników, rocznie nieporównywalnie więcej niż 10 ekip olimpijskich razem wziętych. Także nerwów! Reasumując: Pekin 2008 to były igrzyska jak „Miś” Barei – na miarę naszych możliwości. Pesymista powie „tylko 20 miejsce na świecie”, optymista, że „aż 9 wśród krajów europejskich”. Bo ten pierwszy widzi na cmentarzu same krzyże, a drugi same plusy. MAREK SZENBORN
Nieświeckie szkoły świeckie Przed wstąpieniem w progi publicznych szkół warto zapoznać się z oferowanymi przez nie programami wychowawczymi. Stosownych dokumentów najprościej poszukać w internecie. Domeny niektórych publicznych placówek edukacyjnych znajdują się na... katolickich serwerach. I tak Szkoła Podstawowa nr 2 im. S. Konarskiego w Tarnowie, której organem prowadzącym jest miasto Tarnów, swoją oficjalną stronę uznała za stosowne umieścić na katolickim serwerze wiara.pl pod adresem: www.konarski.wiara.pl. O watykański adres internetowy zatroszczyła się także publiczna Szkoły Podstawowa w Ryszewku: www.sp-ryszewek.sodalicja.org. Jeszcze ciekawszych informacji dostarczyć może lektura rozlicznych dokumentów (misji, statutów, programów wychowawczych itp.) zamieszczanych na stronach szkół. I tak w programie wychowawczym publicznej Szkoły Podstawowej nr 1 w Biłgoraju wyczytamy, że w celu zabezpieczenia się (sic!) przed negatywnym procesem oddalania od wiary i moralności, placówka przyjęła imię „Sługi Bożego księdza Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego”, a ów patronat powinien pomóc uczniom „nie zagubić się we współczesnym świecie”. Wspomniana szkoła (świecka!) deklaruje „ścisłą współpracę z Kościołem”
oraz oparcie się na ABC Społecznej Krucjaty Miłości kard. Stefana Wyszyńskiego i nauczaniu Ojca Świętego Jana Pawła II, a w katalogu kultywowanych wartości na pierwszym miejscu umieszcza religię, wiarę i zbawienie. Słowa Jana Pawła II: „Nie lękajcie się chcieć świętości!” to z kolei motto publicznej szkoły podstawowej im. św. Kingi w Maciejowej, która gwarantuje swoim wychowankom pomoc w zrozumieniu przesłania Ewangelii Jezusa oraz ścisłe współdziałanie we wszystkich działaniach wychowawczych z Kościołem katolickim. Natomiast publiczna Szkoła Podstawowa im. św. Jana Bosko w Boryszynie – jak czytamy w statucie – „realizuje trójmian, na którym opierał swój system wychowawczy patron szkoły: wiara, rozum, miłość”. W zakresie wiary oznaczać to ma wpajanie uczniom poczucia tożsamości narodowej i chrześcijańskiej oraz poznawanie zasad wiary w Boga. Na chrześcijańskim systemie wartości bazuje również program wychowawczy Zespołu Szkół w Dukli, w którym „dewizą moralno-obywatelskiego wychowania jest przesłanie: Bóg, Honor, Ojczyzna”. A program wychowawczy Szkoły Podstawowa w Kleosinie zakłada „poznanie osoby Jana Pawła II jako niepodważalnego autorytetu” oraz organizację pielgrzymek. Witamy panią minister Hall w państwie wyznaniowym. AK
22
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
RACJONALIŚCI
K
piarz, poeta i dramaturg. Debiutował w dwudziestoleciu międzywojennym, pisał dla przedwojennych kabaretów, m.in. „Cyrulika warszawskiego” i „Morskiego Oka”. Napisał dialogi do słynnych komedii filmowych „Ada to nie wypada”, „Manewry miłosne” i „Pani minister tańczy”. Był Jerzy Jurandot antyklerykałem z przekonania i talentu. W wierszu „Włos świętej Anny” pisał tak:
Okienko z wierszem Na rynek wsi w świąteczny ranek, Gdy opustoszał wiejski tum, Zajechał powóz z szarlatanem, Przepychem olśniewając tłum. Strojny w kask złoty pióropuszem Szarlatan zeszedł między lud I rzekł: – O ludzie, na mą duszę, Za chwilę zobaczycie cud! Jechałem tutaj w znoju, w trudzie, Zza siedmiu gór, z dalekich stron, By wam pokazać, dobrzy ludzie, Włos świętej Anny. Oto on! – I coś ku górze wznosi w palcach Kierując w środek tłumu krok, A tłum od starca aż do malca Wytęża rozpaczliwie wzrok. Wtem z pierwszych rzędów się rozniesie Kobiecy przeraźliwy głos: – Naprawdę jest! Na życie klnę się! Ach, widzę świętej Anny włos! Rzekł w duchu gość ów: – Nie pojmuję, To jakiś urok zły czy co? Ten włos od lat już pokazuję, A sam nie mogę dojrzeć go. Żonglerzy idej i działacze Ci, którzy w państwie wieść chcą rej, Też postępują nie inaczej Niż ów szarlatan z piosnki mej. Postęp, dobrobyt nieustanny, Obiecywany wszystkim raj, To włos cudowny świętej Anny, Cud, który ma zobaczyć kraj...
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
Wielu moich rodaków chce, aby Polska miała ojca i matkę, ponieważ życie z nimi jest i będzie lepsze. Odnoszę jednak wrażenie, że jeszcze trudniej przychodzi nam żyć bez Wielkiego Brata. Po 1989 roku ubiegłego stulecia przez ostatnie kilkanaście lat słuchałem wielokrotnie o trudnych czasach Polski Ludowej, która była niesuwerennym państwem i która przy każdej okazji wysługiwała się swojemu ruskiemu Wielkiemu Bratu. Od kilku lat mamy nowego Wielkiego Brata, który powinien, jak na większego i troskliwego przystało, dbać o swoje rodzeństwo. Przecież, skoro już go „podmieniliśmy”, to po to, aby sobie los poprawić, a nie pogarszać. Na razie jednak wszystkie sukcesy i powodzenia zawdzięczamy głównie swojej polskiej zaradności i relacjom z krajami starej Europy. Szczególnie po 1 maja 2004 roku. I dobrze będzie, jeśli dotrze do jak największej części polskiego społeczeństwa, że nie ma lepszego i gorszego Wielkiego Brata, tylko są własne interesy polityczne i ekonomiczne państw, ich rządów i obywateli. Przez nowego Wielkiego Brata daliśmy się „wkręcić” w agresywną wojnę iracką, bez mandatu ONZ,
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Wola boska czy modlitewne zaniechanie? Za nami Pekin. Przed nami Londyn. Jeszcze nie zdążymy przetrawić licznych porażek i nielicznych sukcesów naszej olimpijskiej reprezentacji, a już rozpoczną się przygotowania do występów za cztery lata. W projekcie budżetu na 2009 rok znajdzie się niemała kwota na zgrupowania i stypendia dla olimpijskiej kadry. Z każdym rokiem będzie rosła. W nieodmiennej nadziei, że przełoży się na rekordy i medale. Współczesny sport bowiem to już nie szlachetna, bezinteresowna rywalizacja, a przynajmniej nie tylko. Także nie zdrowie i nie przyjemność. To doping, kontuzje, stres, katorżnicza praca. Przede wszystkim zaś niewyobrażalny interes. Jak każdy inny wymaga pieniędzy i szczęścia. Nam, Polakom, brak i jednego, i drugiego. Pekin był porażką. Przyniósł wiele radości i satysfakcji, ale też dużo goryczy. Nasi zawodnicy zdobyli łącznie 10 medali. Każdy, bez względu na kolor, statystycznie kosztował polskiego podatnika 27,4 mln zł. W ciągu czterech lat na przygotowania do Pekinu wydaliśmy bowiem z budżetu 274 mln zł. Medaliści otrzymają wysokie nagrody. Za złoto – 200 tys. zł i samochód średniej klasy, za srebro – 150 tys. zł, za brąz – 100 tys. zł. Wypłaci je PKOl z pieniędzy uzyskanych od sponsorów. To średnio ponad 60 proc. więcej niż w Atenach, gdzie wynosiły odpowiednio 120 (i fiat), 80 i 60 tys. zł. Także znacznie więcej niż otrzymują reprezentanci USA (22 tys. dol. za złoto) czy Niemiec (odpowiednio 15, 10 i 7,5
tys. euro oraz 600 l piwa, dwa gratisowe bilety lotnicze i wypożyczenie na rok nowego mercedesa). Może gdyby nasi mieli szansę na wódkę od Palikota, postaraliby się lepiej. Niestety, poseł gorzałą igrzysk nie zasponsorował. I wyszło, jak wyszło. W klasyfikacji medalowej Polska zajęła 20 miejsce. Gorzej było tylko w 1948 roku w Londynie (34 miejsce), w 2004 r. w Atenach (23), w 1924 r. w Paryżu i w 1936 r. w Berlinie (22) oraz w 1928 r. w Amsterdamie (21). W pierwszej dziesiątce byliśmy pięciokrotnie: w 1976 roku w Montrealu (6), w 1972 r. w Monachium i w 1964 r. w Tokio (7), w 1960 r. w Rzymie (9) oraz w 1980 r. w Moskwie (10). Więcej niż w Pekinie medali ogółem zdobyliśmy w Moskwie (32), Montrealu (26), Tokio (23), Monachium i Rzymie (po 21), Barcelonie (19), Meksyku (18), Atlancie (17), Seulu (16) i w Sydney (14). Więcej złotych – w Tokio, Monachium, Montrealu i Atlancie (po 7), w Sydney (6), w Meksyku (5) i w Rzymie (4). Jeszcze tragiczniej przedstawia się medalowa statystyka przy uwzględnieniu liczebności polskiej reprezentacji. W Pekinie jeden medal przypadł na 26 zawodników. W historii polskich startów olimpijskich gorzej było jedynie w Paryżu w 1924 roku, gdzie medal zdobywał co trzydziesty siódmy zawodnik, i w Helsinkach w 1952 r. (co trzydziesty pierwszy). Pod tym względem bezkonkurencyjni byliśmy w Los Angeles w 1932 roku. 20 sportowców wywalczyło wówczas siedem medali, w tym dwa złote. Jeden krążek na dziesięciu i mniej
Syndrom Wielkiego Brata gdzie giną tysiące niewinnych ludzi. Decyzję o udziale w tym barbarzyństwie podjęli ludzie i gremia określające siebie mianem lewicowych. Zwiększamy swoje zaangażowanie w międzynarodowej operacji wojskowej w Afganistanie, w walce z fundamentalizmem i terroryzmem, waląc przy tym z różnej broni do cywilów, którzy tak jak i my chcą spokojnie żyć, pracować i wychowywać swoje dzieci. Zaś szczytem wiernopoddaństwa jest zgoda rządu RP na umieszczenie w Polsce elementów tarczy antyrakietowej, która, czego nikt nie kryje, ma bronić z obszaru naszego kraju bezpieczeństwa nie Polski, lecz społeczeństwa amerykańskiego. Zakładając przy tym, że to, co znajdzie się w silosach pod Redzikowem, to będą rakiety obronne przed rakietami nuklearnymi dalekiego zasięgu, lecącymi z Iranu czy Korei ponad naszymi głowami do USA. W zamian naszego bezpieczeństwa bronić będą awaryjne samoloty F-16 oraz jedna bateria rakiet Patriot, która od biedy – jak dowodzą eksperci
– mogłaby ochronić Warszawę z przyległościami. I nic więcej. W zamian też naraziliśmy na szwank nasze relacje z Rosją, która czuje zagrożenie płynące z imperialnej polityki USA, realizowanej w swoim bezpośrednim sąsiedztwie; z Rosją bogatą w zasoby i złoża surowców, których potrzebuje nie tylko Polska, ale i większość starej Europy. Ta właśnie Europa, zintegrowana w formie Unii, oraz państwa WNP powinny stanowić dla Polski główny podmiot i cel partnerskich relacji pomiędzy państwami i ich społeczeństwami. Dla wielu Polaków niezrozumiała jest uprawiana przez ostatnie nasze rządy i wiodących polityków polska polityka zagraniczna trącąca rusofobią, którą można sprowadzić do dewizy – szukać przyjaciół daleko, a wrogów tuż za swoimi granicami. Przecież w każdej sytuacji można prowadzić partnerskie rozmowy i utrzymywać relacje oparte na ekwiwalentnej wymianie korzyści. Co to za partner, który od wielu lat nakazuje wystawać moim rodakom,
startujących przypadał także w Melbourne, Rzymie, Tokio, Meksyku, Montrealu, Moskwie, Seulu i Atlancie. Było, minęło, może wróci. Liczne ekipy, choć ładnie się prezentują podczas ceremonii otwarcia, nie gwarantują sukcesu. Raczej przeciwnie. Trzeba stawiać na jakość, nie na ilość. I wysyłać tylko tych, którzy spełniają olimpijskie minima i mają realne szanse, a nie tylko nadzieje i apetyty na medale. Wtedy unikniemy takich rozczarowań, jak choćby z Otylią Jędrzejczak. Udział w igrzyskach nie może być nagrodą za przeszłe zasługi. Nie zapewniają też sukcesu starania kapelanów. Ks. Edward Pleń, duszpasterz polskiej ekipy, jest przekonany, że „sportowcy w czasie zmagań naprawdę potrzebują Boga”, który jednak „kibicuje wszystkim”, a co najistotniejsze – „najlepiej wie, komu w danym momencie potrzebny jest sukces, komu czwarte miejsce, a kto musi się zadowolić tylko startem na olimpiadzie”. Pomimo tego determinizmu, uznał, że kibice mogą pomóc sportowcom, „modląc się za nich, ofiarując w intencji naszych olimpijczyków swoje cierpienia czy dobre czyny”. Zatem ostatecznie wciąż nie wiemy, czy nasza pekińska klęska to skutek złego systemu przygotowań, wola boska czy modlitewne zaniechanie kibiców. I jak się w tych warunkach przygotowywać do kolejnych startów? Najtaniej będzie przyjąć Fredrowską maksymę: „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
a swoim przyjaciołom, przed konsulatem, aby uzyskali wizę wjazdową do jego kraju? RACJA Polskiej Lewicy, partia lewicy pozaparlamentarnej, konsekwentnie artykułuje pacyfistyczną politykę w zakresie obronności i bezpieczeństwa państwa oraz prawa do samostanowienia i suwerenności państw. Zawsze była i jest przeciwko wojnie w Iraku, udziałowi Polski w akcji militarnej w Afganistanie, była i jest przeciwko instalacji elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Na razie nie może zrobić niczego więcej poza protestami i sprzeciwami, które i tak z wielkim trudem przebijają się do społecznej opinii i świadomości. A nią można łatwo manipulować. Jeszcze kilka miesięcy temu zdecydowanych przeciwników instalacji tarczy antyrakietowej było od 60 do 80 procent badanego społeczeństwa. Dziś, po medialnej ofensywie i straszeniu ekspansywną Rosją, po zajściach w Gruzji, zdecydowanych i umiarkowanych zwolenników wyrażenia zgody na instalację tarczy jest już ponad połowa badanej populacji. To świadczy tak o sile mediów, jak i problemach tych partii, które do nich nie mają dostępu. JAN BARAŃSKI
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
NIECH WAS ZOBACZĄ!
23
♥
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska ; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE Idzie nowe z Południa
W Pradze czeskiej, przy ulicy Uvoz, można znaleźć kościół przerobiony na hotel. Od Czechów przejęliśmy kiedyś katolicyzm, może i teraz wypada się wzorować? Fot. Jacek Pyrek z Jasła
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 35 (443) 29 VIII – 4 IX 2008 r.
JAJA JAK BIRETY
N
iewiele zaiste polskich zamków mamy, z którymi by nie jedna, a dwie legendy związane były. A jeszcze, żeby obie niewiast nieszczęśliwych dotyczyły, jak w przypadku warowni w Lesku, rzecz to doprawdy niespotykana... Zamek rzeczony w wieku XVI powstał z woli marszałka wielkiego koronnego i doradcy zaufanego królowej Bony, niejakiego Piotra Kmity, herbu Szreniawa, w miejscu dawnej drewnianej warowni. Familija zacna przeniosła się doń z Sobienia, gdzie ówczesna warownia Kmitów w czasie najazdu Węgrów w 1497 roku doszczętnie spłonęła. Kasztel leski przez wieki często włodarzy swych zmieniał, bądź to w ręce Stadnickich, bądź Ossolińskich i innych popadając... Jak wieść gminna głosi, spotkać można w warowni widmo kobiety w czerń spowite, po murach nocą się błąkające. Ludzie powiadają, że to duch wdowy po wojewodzie przemyskim, niejakim Janie – Noskiem bądź Sobieńskim zwanym. Zjawa rzeczona właśnie z Sobieńska do Leska z Kmitami przywędrowała, kiedy to w czasie najazdu węgierskiego niewiasta podczas pożaru żywota swego dokonała. Lecz nawet wtedy męża swego opłakać nie zaniechała. W suknię czarną ubrana, błąka się po dziś dzień
WAKACJE Z DUCHAMI (18)
Opowieści z Leska w sierpniowe noce, płaczem przeraźliwym ciszę nocną przeszywając. Według legendy, przez lata z ust do ust przekazywanej, gdy czarna wdowa na zamku zawitała, tedy właściciela warowni rychła śmierć czekała... Jest jednakże z kasztelem leskim i jedno podanie związane. Swoją historyję ma i gwiazda w pogodne
noce nas siedzibą Kmitów świecąca. Jest nią piękna Olga, dawna mieszkanka czarnej baszty warownej, na pannę którą zła wiedźma urok rzuciła, chcąc biedną niewiastę żoną syna swego uczynić. Okrutny plan nie powiódł się jednak, a białogłowa ocalała, noce ciemne jako gwiazda rozjaśniając... PAR