JAK KOŚCIÓŁ OKRADA PAŃSTWO ! Str. 7
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 35 (547) 2 WRZEŚNIA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
Oto ksiądz Pawłowicz! Nasz stary znajomy pedofil, którego seria artykułów „FiM” wsadziła do więzienia na 3 lata. Wyszedł. I znów bezkarnie grasuje. Na Ukrainie i we Włoszech. Oprowadza wycieczki po muzeach, śpi z młodymi chłopcami w hotelowych pokojach. Jest chory? Winny? Oczywiście! Ale stokroć bardziej winni są jego szefowie – cyniczni biskupi, ukrywający zboczeńca w coraz to innych krajach, parafiach i klasztorach. ! Str. 3
! Str. 23 -15
! Str. 14 ISSN 1509-460X
! Str. 25
2
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY „Światopogląd Komorowskiego nic nie ma wspólnego z religią katolicką. Wręcz przeciwnie – szczególnie jeśli chodzi o kwestie jego przyzwolenia na in vitro i na podejście do krzyża” – ogłosił Terlikowski, szef Frondy. Odetchnęliśmy. Promowanie przez „FiM” kandydatury obecnego prezydenta nie okazało się krokiem chybionym. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zarządziła kompleksowy monitoring rozgłośni Rydzyka. Nie jednej audycji, tylko całego radia. To pierwszy taki przypadek w historii KRRiT (choć zgodny z jej statutem), który może doprowadzić do podważenia warunków koncesji. W zasadzie protokół pokontrolny powinien zawierać tylko jedno słowo: „Jezusmaryja!”. Europoseł Migalski – wielki orędownik Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich – przejrzał na oczy i oświadcza publicznie, że Kaczor jest nieszczęściem PiS i z nim ta partia nie ma szans na wygranie jakichkolwiek wyborów. Trzeba było, panie Migalski, czytać „Fakty i Mity” wcześniej. Toż my o niczym innym nie piszemy od marca. Doda zostanie postawiona w stan oskarżenia, a grozi jej kara 2 lat więzienia. Tak zdecydował sąd. Za co? Za słowa wypowiedziane w wywiadzie, że autorzy Biblii to byli jacyś „napruci winem i palący zioła goście” i że bardziej jest skłonna wierzyć w dinozaury niż w świętą księgę. Gratulujemy koranicznemu... pardon... katolickiemu sądowi. W krakowskim parku Jordana mają stanąć cztery popiersia osób, które zginęły pod Smoleńskiem: Kaczyńskiego, Walentynowicz, bp. Płoskiego i Kaczorowskiego. 22-letnia Natalia Januszko, która spłonęła żywcem w Tu-154 (znaleziono zaledwie kilka części jej ciała), nie ma tyle szczęścia. Nigdzie nie będzie popiersia tej ślicznej dziewczyny. Cóż, była TYLKO zwykłą stewardesą. Jarek Kaczyński poszedł sobie na urlop do połowy września. Tak ogłosili jego pretorianie. Tylko nie powiedzieli, od czego to jest urlop. Od nienawiści? Nie sądzimy, bo czym w taki razie karmiłby się prezes? No po prostu umarłby z głodu. W cieniu sporu o krzyż przed Pałacem Prezydenckim zgasł spór o krzyż w Stalowej Woli. Postawiony bez zgody budowlanej, oprotestowany przez mieszkańców, uznany przez sąd jako samowolka – jest i potrwa sobie jeszcze w najlepsze. Ozdobiły go nawet ostatnio napisy: „Radio Maryja – zwyciężymy”; „Niech żyje Pan Jerzy Nowak” i „To plac poświęcony pod budowę kościoła pod wezwaniem Błogosławionego Księdza Jerzego Popiełuszki”. „To jest jakiś jeden wielki skandal!” – piekli się prezydent miasta Andrzej Szlęzak. Zamiast postawić swój krzyż przed jakąś plebanią. Jacek T., jadąc z szybkością trzy razy przekraczającą dopuszczalną w tym miejscu, zabił dziecko idące prawidłowo poboczem. Dostał tylko 3 lata więzienia i 6 tys. zł odszkodowania do zapłacenia rodzinie. Ale to nie koniec. T. nie pójdzie siedzieć, bo jest jedynym żywicielem rodziny. I nic nie zapłaci, bo nie ma z czego. Tak orzekł niezawisły sąd. „Przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie stoi krzyż i ten krzyż może stać się początkiem postępującego w Polsce antyklerykalizmu. Coraz bardziej nowocześni Polacy mają bowiem coraz bardziej dość dominacji Kościoła i z dnia na dzień stają się bardziej świeccy” – pisze francuski dziennik „Liberation”. Vive la France! Sensacja: Hitler był po części Żydem. Do takiego wniosku doszedł dziennikarz „The Daily Express”, który dał do przebadania DNA członków rodziny wodza III Rzeszy. Tyle że to kompletna bzdura. Na podstawie DNA można od biedy określić, w jakiej części świata żyli przodkowie. Muldersowi wyszło, że w północno-wschodniej Afryce. Stąd Żyd. A dlaczego np. nie Arab? „Prawdziwi Francuzi zbezcześcili cmentarz niemieckich żołnierzy z I wojny światowej. Powyrywali krzyże i poprzewracali nagrobki w nekropolii „Champ-de-Manoeuvre” w Laon. Różnica pomiędzy nimi a „prawdziwymi Polakami” jest taka, że ci znad Wisły krzyże wsadzają. Ale efekty są całkiem podobne. Arcybiskup Rygi Zbigniew Stankiewicz wynalazł nowy grzech główny. Chyba ósmy – jak pamiętamy. To nieuczestniczenie w wyborach. „I w piekle smażyć się będziesz, nie głosując na partię chrześcijańską” – krzyczy z ambon łotewski arcybiskup. Według sondaży, ponad 50 procent Łotyszy chce się piec u Belzebuba. Ojciec Francesco Cassol (włoski zakonnik) został śmiertelnie postrzelony przez myśliwego, który podczas polowania wziął go za zwierzynę łowną. Księżulo przebywał w lesie na spacerze. Policja bada, czy Cassol rzeczywiście wyglądał jak rogacz, czy może raczej rogaczem uczynił wcześniej łowczego.
Podnieśmy głowy egoroczne lato było rekordowe – nie tylko jeśli chodzi o upały i wydarzenia polityczne (wybory prezydenckie, wojna o krzyż), ale i aktywność społeczną antyklerykałów. W ciągu ostatnich kilku miesięcy przybyły nam rzesze nowych zwolenników państwa świeckiego, którzy głośno domagają się poszanowania prawa formalnie w Polsce obowiązującego. Po raz pierwszy od 20 lat nie towarzyszyło im zdumienie elit politycznych ani czołowych mediów. Obrońcy tak zwanego krzyża dali nam – antyklerykałom – broń i legitymację społeczną do działania. Pokazali, jaką wiochę są w stanie zrobić i jak mogą skompromitować państwo. Język przeciwników klerykalizmu nagle przestał być językiem jakichś marginalnych grup społecznych. Nasze poglądy głosi już elita politycznego środka, m.in. Kutz, Palikot czy Celiński. Ale najważniejsze, że masy prostych ludzi wreszcie obudziły się i zobaczyły na własne oczy, jakie państwo przez lata budowały nam watykańskie sługusy. Naród tysiącami zaczyna w internecie domagać się od państwa realizacji jego obowiązków, choćby zmuszenia biznesmena Rydzyka do przestrzegania prawa (niby społeczne, tj. zwolnione z podatku media ojca Rydzyka nadają komercyjne reklamy), inni domagają się wyprowadzenia religii ze szkół, usunięcia symboli religijnych z urzędów itp. Ważne, że wreszcie jednoczymy się nie tylko przeciw czemuś, ale za czymś, chcemy rzeczy pozytywnych. To klerykałowie protestują na nie. Oni nie chcą przeniesienia krzyża, okazują pogardę państwu i negują na przykład in vitro. A na protestach opartych wyłącznie na negowaniu można tylko stracić. To antyklerykałowie teraz tryumfują. Liczba żartów, dowcipów o obrońcach krzyża idzie już w tysiące. Internauci mają także możliwość zabawy w gry pod hasłem obrony dwóch desek (nawet niepoświęconych) przed Pałacem Prezydenckim. Od teraz to, co w Hiszpanii trwało 30 lat, nam może zająć lat kilka. Momentem przełomowym okazała się katastrofa smoleńska, manipulacja PiS pod hasłem „my tylko chcemy uczcić zmarłego prezydenta” oraz przegrane przez Kościół wybory prezydenckie. Na nic zdał się podległy mu aparat polityczny i propagandowy, agitacja z ambon oraz wpływy w mediach, nie tylko publicznych. Zachowanie obrońców krzyża pokazuje także kompletny brak oddziaływania duchownych na własnych wiernych. Poza tym przecież Kościół oficjalnie głosi słowa tolerancji, miłości i pokoju. A na Krakowskim Przedmieściu obserwowaliśmy tłum katotalibów. Skoro hierarchia kościelna straciła nad nimi, a także ich poplecznikami władzę (a bywa też przez nich otwarcie krytykowana) i nie jest nawet w stanie pomóc w sprawie przeniesienia samowolnie postawionego krzyża, to jakie ma prawo do przemawiania w imieniu milionów wobec struktur państwa? Kogo w końcu reprezentują biskupi? Polacy stawiają też – w internecie i tysiącach domów – inne pytania. Na przykład dlaczego mają ponosić konsekwencje problemów budżetu państwa, a Kościół w tym czasie tylko pomnaża swoje majątki? (por. str. 6–7). Dlaczego ta najbogatsza instytucja w Polsce nie pomaga poszkodowanym przez powódź? Wszak Caritas zarabia na zbiórkach, i to krocie.
T
Kościół słabnie jednak głównie od środka. Wizyta w jego murach dla ogromnej większości katolików jest tylko wydarzeniem towarzyskim. Także intelektualno-propagandowe zaplecze klerykałów znalazło się w głębokiej defensywie. Najlepiej to widać na łamach „Rzeczpospolitej”. Ten drugi co do wielkości sprzedaży dziennik w kraju, redagowany przez ludzi Opus Dei, przestał być nachalnie prokościelny i wystąpił m.in. przeciw tzw. obrońcom krzyża. Zauważył dobro państwa, które nie musi być zgodne z interesem biskupów. Jest to dramatyczna próba ratowania przez grupę prawicowych publicystów własnej pozycji i wizerunku. Oni wiedzą, że ich czytelnicy – finansiści, urzędnicy i prawnicy – już nie wytrzymywali katoprawicowego przechyłu. Ludzie rozumni nie popierają fanatyków. I stąd ostra wojna pomiędzy naczelnym „Rz” – opusdeistą Pawłem Lisickim – a Jarosławem K. Z tej dwójki – wbrew temu, co mówią liczni komentatorzy – niebezpieczny jest tylko Lisicki. Dni prezesa dziwoląga – choć wciąż przewodzi on największej opozycji, w tym grupie radnych oraz włodarzy gmin, i dysponuje partyjnym aparatem – wypełniają się. Natomiast środowisko Lisickiego szykuje neokonserwatywną kampanię prowadzoną językiem, który ma niby przemawiać do nowoczesnego społeczeństwa. Odnowieni konserwatyści staną się nagle zwolennikami prawa wyboru (np. przy in vitro), autonomii Kościoła i państwa (co dla nich oznacza popieranie pomysłów kleru „z rozsądku”), świeckości państwa (co dla nich oznacza państwo łagodnie klerykalne), wolności w sprawie obecności symboli religijnych w instytucjach publicznych (co dla nich oznacza: jestem katolikiem, więc mam prawo powiesić krzyż gdzie tylko chcę). Są to niby hasła liberałów i antyklerykałów. I na tym polega ich oszustwo. Chcą się podszyć pod nas, aby prowadzić swoją krecią robotę. Chcą być taką drugą Platformą (zjadliwą dla wszystkich), tyle że w sferze światopoglądowej. W sukurs „Rzepie” idą już kościelne gazety: „Gość Niedzielny” i „Niedziela”. Nie dajmy się jednak oszukać, bo tak naprawdę chodzi wyłącznie o przedłużenie dominacji klerykałów i ochronę interesów watykańczyków. Wytykajmy ich (nomen omen) lisią grę, bądźmy aktywni, ale nie agresywni. Nasze zachowania muszą być wyważone, a tezy pozytywne. Nasz spokój zniweczy ich manipulację. To oni teraz panikują i walczą o przetrwanie. Lato było naprawdę piękne tego roku. Nasz język stał się językiem elit. Nasze poglądy nie są powodem do wstydu. Racjonaliści to już nie oszołomy. Zajmujemy właśnie trwałe miejsce na scenie publicznej. Nadchodzi czas antyklerykałów. Nie zmarnujmy tego. Nie zatrzymujmy się w połowie drogi. Parafrazując przesłanie Biblii: Zwiastuję Wam radość wielką. Podnieście zatem swe głowy, bo zbliża się Wasze wyzwolenie! JONASZ
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r. aszego starego znajomego – po tym jak wyszedł z więzienia, do którego wsadziliśmy go serią artykułów opisujących jego zboczone praktyki w jednej z podłódzkich parafii – staramy się nie spuszczać z oka. Tak jak wielu jemu podobnych. Przypomnijmy: miejscowość Witonia, rok 2002. We wsi pojawił się ksiądz. Nie dość, że inteligentny, ładny, młody, zawsze uśmiechnięty i miły, to jeszcze bardzo chętny do zagospodarowania czasu miejscowym małoletnim łobuziakom. Że wyłącznie rodzaju męskiego, to na razie nikogo nie dziwiło. Miejscowych cieszył fakt, że zorganizował dla chłopaków pracownię komputerową na plebanii i uczył ich tam informatyki. Do późnych godzin nocnych. Mijały miesiące. Początkowa euforia tubylców zamieniła się w wątpliwości i plotki, czy aby tylko o informatykę podczas nawet całonocnych lekcji tu chodzi. Obawy były tym bardziej uzasadnione, że podopieczni Pawłowicza zmienili się nie do poznania: stali się coraz bardziej zamknięci w sobie, rozkojarzeni, nerwowi i smutni. Bomba wybuchła, gdy matka jednego z „uczniów” księdza – zaniepokojona przedłużającą się nieobecnością syna – poszła na plebanię. Otworzywszy drzwi, zobaczyła... Oszczędźmy szczegółów, wystarczy, że zobaczyła doodbytniczy stosunek księdza ze swoim jedenastoletnim synem i kamerę na statywie rejestrującą ów akt. Później – już w wyniku dziennikarskiego śledztwa reporterów „FiM” – wyszło na jaw, że Pawłowicz rejestrował swoje zboczone praktyki, by następnie w internecie wymieniać się filmikami z innymi pedofilami. Mało tego – wypożyczał nawet „swoich” chłopców innym księżom o podobnych zainteresowaniach i preferencjach. Wszystko to opisaliśmy w kilku artykułach, które wstrząsnęły lokalną – i nie tylko lokalną – społecznością, ale Pawłowicz... zniknął. Dosłownie. Numer „FiM” z pierwszym artykułem o zboczeńcu ukazał się w piątek, a w sobotę już wikarego w Witoni nie było. Przez wiele miesięcy ksiądz Wincenty ukrywał się gdzie mógł, to znaczy biskupi ukrywali go gdzie się dało: a to na jakichś zapomnianych parafiach, a to w domach księdza seniora... Ale ciągle deptaliśmy mu po piętach. My oraz policja i prokuratura, która po pół roku – po naszych naciskach – zabrała się do roboty. W końcu odnaleźliśmy uciekiniera ukrytego w klasztorze na... Ukrainie. Tamże otrzymał od nas propozycję z gatunku „nie do odrzucenia”: albo nazajutrz przekroczy granicę z Polską i zostanie aresztowany przez policję, albo powiadomimy milicję ukraińską i... Perspektywa ukraińskiego więzienia nie bardzo podobała się Pawłowiczowi, zatem wybrał powrót
N
do kraju i pół roku później (po pobycie w areszcie) został skazany na 3 lata więzienia. Wyrok odsiedział w całości – poddawany programowi leczenia pedofilów. Jak się okazuje, bezskutecznemu, o czym za chwilę. Po odbyciu kary księżulo znów znikł i zatarł ślady. Ale nas wiadomo czemu bardzo interesował dalszy los bohatera licznych publikacji „FiM”. Nie bez trudu odnaleźliśmy w końcu Pawłowicza w Odessie. Jest proboszczem (awans!) polskiej parafii i znów widuje się go z małymi chłopcami. Powiadomiliśmy o wszystkim polskiego konsula.
GORĄCY TEMAT Oto ksiądz Wincenty Pawłowicz opuszcza co jakiś czas swoje przytulne odeskie gniazdko, by grasować po szerokim świecie. Najął się otóż jako przewodnik duchowy polskich pielgrzymek do Włoch i Watykanu. Zatrudnia go biuro wycieczkowo-pielgrzymkowe Mediterraneum z Poznania. Ale ksiądz Wincenty posługi duszpasterskiej dla pątników nie może przecież prowadzić sam. W podróżach towarzyszy mu dwóch chłopców. Obaj są ministrantami i obaj mają na imię Władek. Młodszy Władek ma na oko 11 lat, drugi (według relacji samego księdza) – 17.
– Nie wierzyłam własnym oczom, kiedy zobaczyłam kilkadziesiąt linków. Między innymi do waszych artykułów. Gdy zaczęłam czytać, zrobiło mi się niedobrze. Później ogarnęło mnie przerażenie. Na szczęście dla Pawłowicza to był ostatni dzień pielgrzymki, bo nie wiem, co bym zrobiła – opowiada. – A skąd pani wiedziała, że wasz Pawłowicz to ten Pawłowicz? – pytamy, by mieć absolutną pewność, że znów odnaleźliśmy gagatka. – Wszystko się zgadzało. Nawet dokładnie ten adres, który podaliście w jednym z artykułów: „ul. Paustowskiego 2a, 65 111 Odessa, Ukraina”.
3
podróży Mediterraneum i zapytać jego kierownictwo, czy wie, kogo zatrudnia. Pani Elżbieta Ziętek – organizator pielgrzymek – oniemiała po naszym pytaniu, ale raz dwa odzyskała rezon: – Skąd mieliśmy wiedzieć, że Pawłowicz był skazany za pedofilię? Nie prześwietlamy duszpasterzy, bo zatrudniamy ich setki. A to, że księża śpią w jednym pokoju z ministrantami, to nic nadzwyczajnego, bo tak wychodzi taniej, chociaż... Tu pani organizator zaczyna się zastanawiać i przyznaje, że Pawłowicz przyjechał do Poznania kilka
P e d o f i l – reaktywacja Skazany na więzienie za pedofilię ksiądz Wincenty Pawłowicz jest przewodnikiem duchowym pielgrzymek po Włoszech. Trudy pracy umilają mu dwaj nieletni chłopcy, z którymi sypia.
...jego duży Władek i... mały Władek
Pawłowicz...
– I do mnie docierały już niepokojące informacje na ten temat – mówił nam konsul Wiesław Mazur i za głowę się łapał, gdy opowiedzieliśmy, jakiego ptaszka ma pod bokiem. – Natychmiast zajmę się sprawą – obiecał. Niestety, albo ręce konsula są za krótkie, albo biskupa za długie – dość powiedzieć, że Pawłowiczowi włos z głowy nie spadł i najbezczelniej w świecie spacerował sobie popołudniami po odeskich bulwarach, trzymając za rączkę coraz to innego małego chłopca. Czyli co? Niesprawiedliwości stało się zadość, a dewiant może czuć się bezkarny i śmiać się z nas w kułak? Do czasu, mamy bowiem dla organów ścigania kolejny pasztet!
To jeszcze nic. Oto Pawłowicz najbezczelniej w świecie, nie kryjąc się przed kimkolwiek, we wszystkich kolejnych hotelach na trasie pielgrzymki wynajmuje wspólny pokój dla siebie i „ministrantów”. Pątnicy z pielgrzymki po Włoszech (7–15 sierpnia) z coraz większym niesmakiem obserwowali zażyłość księdza i chłopców. – To już zaczynało być nie do zniesienia, te ledwie skrywane pieszczoty, uśmieszki, półsłówka… Tak zachowują się kochankowie, a nie ksiądz i ministranci. Nawet kłótnie z tym starszym miał Pawłowicz niemal jak małżeńskie. Ale wieczorem w trójkę zamykali się w pokoju i rano znów do siebie gruchali. Ten młodszy zapatrzony był w Pawłowicza jak w Boga – opowiada uczestnik pielgrzymki. Żona naszego rozmówcy okazała się bardziej dociekliwa, a może bardziej zniesmaczona. W Rzymie pobiegła do kawiarenki internetowej i wpisała w Google „Wincenty Pawłowicz”. No i zupa się wylała...
– Skąd wcześniej znała pani jego adres? – Wszyscy znaliśmy, bo porozdawał wizytówki z prośbą do naszych proboszczów, że on ewentualnie mógłby przyjechać i prowadzić rekolekcje. Wtedy zawsze wpadnie mu parę groszy, bo jest biedny jak przysłowiowa mysz kościelna. Tak mówił. Chwalił się także, że w Watykanie przyjął go sam papież oraz jego polski sekretarz. To ostatnie akurat było prawdą, bo pokazywał jakiś list polecający z jego podpisem. Niestety, zapomniałam nazwiska tego sekretarza (najprawdopodobniej chodzi o ceremoniarza papieskiego, księdza Konrada Krajewskiego – przyp. red.). W Rzymie nasza pielgrzymka miała nocować w klasztorze u zakonnic. Te chyba coś wyczuły albo już wcześniej znały Pawłowicza, bo za nic nie chciały się zgodzić na jego wspólny nocleg z chłopcami. Więc co on wtedy zrobił? Nie zgadniecie. Przeniósł się z nimi do pobliskiego, ale za to drogiego hotelu. ! ! ! Cóż, w tej sytuacji pozostało nam już tylko zwrócić się do wspomnianego na początku biura
dni wcześniej przed wspomnianą przez nas pielgrzymką i spał w seminarium duchownym. Tam jednak nie zgodzono się na wspólny nocleg księdza i ministrantów... Spali więc oddzielnie. Jednak po chwili wahania Ziętek przechodzi do kontrofensywy: – A w ogóle, to po co dzwonicie? Każdy może tak sobie zadzwonić i oświadczyć, że zatrudniamy pedofilów. Gdzie dowody? Odesłaliśmy panią organizator do internetu, ale ten jakoś tak akurat w firmie Mediterraneum przypadkowo przestał działać. ! ! ! Nic to, jeszcze tylko wysłaliśmy do Wincentego Pawłowicza e-maila z zapytaniem, czy uważa za właściwe, że człowiek skazany za pedofilię na więzienie i sądowy zakaz kontaktów z dziećmi sypia z nimi w jednym pokoju... Odpowiedzi, niestety, nie otrzymaliśmy. Może Wy go zapytacie i będziecie mieli więcej szczęścia. Oto jego obecny e-mail:
[email protected] O całej sprawie, oczywiście, powiadomiliśmy już prokuraturę. MAREK SZENBORN ARIEL KOWALCZYK
4
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Sztuka kochania Katolickie media promują nową lekturę dla małżonków, których miłosne obcowanie nie takie jest, jakie być powinno. Literackie dzieło pt. „Moja żona nie jest zainteresowana seksem”, mimo iż objętością niewielkie, traktuje szczegółowo o poślubnym pożyciu. Autorem jest Walter Trobisch, charyzmatyczny kaznodzieja. Broszurka powstała w odpowiedzi na dręczące koszmary mężczyzn, których żony odmawiają seksu, albo nie odmawiają, tylko chcą przy zgaszonym świetle itd. Podstawowym błędem mężów, zdaniem autora, jest nieprzestrzeganie szczegółowych wytycznych dotyczących aktu seksualnego, który – jak wiadomo – dzieli się na grę wstępną, sam akt i fazę odprężenia. Jeśli każdy z etapów przebiegnie jak Bóg przykazał, problemów nie będzie. Zaczynamy... Gra wstępna. Do seksu potrzebna jest zgoda kobiety – ubolewa autor. „(...) świadczy o tym umiejscowienie pochwy. U kobiet, inaczej niż u np. niektórych zwierząt, nie jest ona położona z tyłu, lecz między nogami, które są najsilniejszą częścią ludzkiego ciała”. Komfortowa penetracja jest możliwa wówczas, gdy żona dobrowolnie rozchyli nogi. Jeśli małżonek planuje
wieczorne pożycie, przygotowanie do niego powinno zacząć się już rano: wspólny spacer, modlitwa, wycieczki w plener. Jeśli żona liczy na współżycie (choć, według autora, występuje ona najczęściej jako obiekt całkowicie bierny), „nie będzie gderać, szydzić ani obwiniać męża w żadnej dziedzinie, zwłaszcza tej związanej z seksem”. Właściwa gra wstępna to stymulujące pieszczoty. Jak wykłada kaznodzieja, „obszary erogenne zlokalizowane są w sąsiedztwie otworów, poprzez które organizm ludzki komunikuje się ze światem zewnętrznym”. Po podniecającym dotykaniu powinien nastąpić sam akt. Optymalny stosunek to taki, w którym „żona leży na plecach z rozłożonymi i nieco
ierarchia kościelna stosuje wiele technik, które mają tak zwanym wiernym wdrukować w mózgi poczucie niższości, zależności, poddaństwa. Trzeba później wiele wysiłku, aby się z tych kajdan uwolnić. Otrzymałem niedawno na jednym z portali społecznościowych list od znajomej katechetki spod Lublina, koleżanki ze studiów sprzed 20 lat. Dawała w nim wyraz radości z powodu odejścia na emeryturę swojego proboszcza, z którym musiała współpracować przez wiele lat. „Wiesz, to był straszny cham – pisała do mnie. – Człowiek mały, zakompleksiony, kapryśny. Ile ja łez wylałam przez niego!”. Odpisałem grzecznie, że podzielam jej radość i ulgę. Postanowiłem jednak przy okazji kuć żelazo, póki gorące. Napisałem więc najdelikatniej jak umiałem, że przykro mi, że katolicy w swoim Kościele właściwie na nic nie mają wpływu – nawet na to, kto będzie ich proboszczem. Dodałem, że to jest okropne i poniżające, że dorośli ludzie są traktowani jak banda pętaków i przygłupów, że nie mają żadnej kontroli nad pieniędzmi własnej „wspólnoty parafialnej” i zależą od kaprysu jakiegoś tam biskupa – przysłanego z Watykanu w teczce groteskowego księciunia, o którym wszyscy wiedzą, że utrzymuje się m.in. z łapówek od proboszczów z zamożniejszych parafii. Nie dostałem już odpowiedzi na mój list. Koleżanka obraziła się, bo widocznie uznała moje wynurzenia za atak na jej kochany, najwspanialszy na świecie Kościół, czyli na jej uczucia religijne. Choć o religii nie napisałem ani słowa. Mniej więcej w tym samym czasie
H
zgiętymi nogami, zaś mąż jest nad nią i wspiera się na łokciach oraz kolanach”. Małżonek wykonuje ściśle określone ruchy „w górę i w dół, gdy penis przesuwa się tam i z powrotem”, lub „okrężne skierowane z prawej strony do lewej”. Częstym problemem jest przedwczesna ejakulacja. Mężczyźnie pomaga wówczas nabranie w płuca powietrza, wykonanie głębokich oddechów oraz wyobrażenie sobie, że „wykonuje czynność raczej »wysysania« niż »napełniania«. Kiedy mąż zmaga się z naturą, oddycha i wysysa, dobra żona „jest wdzięczna, że ze względu na nią czyni ten wysiłek, aby i ona mogła przeżyć orgazm”. Nie leży już w bezruchu, lecz stara się „czule odpowiadać”. Wreszcie, „wykonując bardziej energiczne ruchy, mąż doprowadza żonę do orgazmu i wtryskuje spermę”, a my przechodzimy do fazy trzeciej – odprężenie. Uwaga! Jeśli mąż nie zapanuje nad chęcią odwrócenia się na drugi bok i pójścia spać, w oczach żony stanie się „złodziejem, który ukradł jej serce i ciało”. Małżonkowie leżą szczęśliwie umęczeni i „wdzięczni Bogu za współmałżonka”. Dociera do nich głęboka prawda, dostępna tylko szczęśliwie zaślubionym – „Bóg i seks mają ze sobą wiele wspólnego”. JUSTYNA CIEŚLAK
w jakiejś debacie na Facebooku czytałem, że pewien gorliwy wierny obrusza się na coś, co jakoby uwłacza „wspólnocie Kościoła katolickiego”, do którego należy. „Wspólnota parafialna”, „wspólnota Kościoła katolickiego”... Co to właściwie jest?! Słowo „wspólnota” zakłada współzależność, współodpowiedzialność, współwłasność, a także samostanowienie członków społeczności. Niczego takiego nie ma w Kościele katolickim. Jeżeli jakimś pojęciem można oddać istotę tego Kościoła, to dobra byłaby taka definicja: międzynarodowa korporacja zajmująca się kontrolą poddanych jej osób oraz sprzedażą usług religijnych. To nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek wspólnotą, nawet wspólnotą wiary, bo wszelkie sondaże wskazują na to, że nie istnieją poglądy religijne, które łączyłyby wszystkich katolików. Nawet nie wszyscy z nich (a zwłaszcza ich „pasterze”) wierzą w Boga, niebo, zmartwychwstanie Chrystusa czy niepokalane poczęcie Maryi. Nie ma więc żadnej wspólnoty – jest tylko jej iluzja, która ma trzymać tzw. wiernych w zależności od Kościoła. Katolicy są zupełnie wyzuci z możliwości sprawowania kontroli nad organizacją, do której należą, a zwłaszcza nad jej dobrami. Porównanie Kościoła do owczarni, a kleru do pasterzy ma swoje zalety. Nie istnieje przecież żadna wspólnota pomiędzy bydłem a jego pasterzami. Istnieje co najwyżej wspólnota zysków pasterzy, którzy handlują wełną i mięsem swojej trzody. A także jej dziećmi. Jakaż to różnica dla owcy, czy zostanie pożarta przez wilka, czy poderżnięta przez swojego pana – przewodnika? Ten drugi rodzaj śmierci jest może nawet bardziej rozczarowujący. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Wspólnota iluzji
Prowincjałki Józef P. jest miejskim radnym w Golubiu-Dobrzyniu. Poza tym jest też drobnym złodziejaszkiem, który okrada lokalne markety. Czy radny jest zawodowcem, czy tylko kleptomanem – wkrótce zdecyduje sąd.
(ZA) RADNY
80 tysięcy zł – tyle na ogrodzenie swojej działki wydał mieszkaniec Mogilna. Specjalnie w tym celu zaangażowana brygada stawiała płot przez kilka tygodni. Właściciel oczu nie nacieszył, bowiem nad ranem, zaledwie w kilka godzin, sprytni złodzieje parkan ukradli... Konkretnie – 30 dużych przęseł.
A MURY RUNĘŁY
Oburzeni są mieszkańcy Wilczyna. We wsi aż huczy. A to dlatego, że ktoś sprofanował figurę Jezusa z ich wiejskiej kapliczki. Po prostu ją wyciągnął, rozbił, a na miejsce Syna Bożego postawił butelkę po piwie.
O JEZU!
Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie z Lublina ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach projektu „Podniesienie poziomu aktywności społecznej w każdej sferze życia społecznego osób niepełnosprawnych fizycznie” zorganizował szkolenie właśnie dla niepełnosprawnych. Każdy chętny, aby dostać się na zajęcia, musiał pokonać ponad 60 wąskich schodów w starej kamienicy bez windy. Opracowała WZ
NIECH ĆWICZĄ!
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Pozbawiony lidera, podzielony wewnętrznie Kościół stał się zakładnikiem szaleńców spod krzyża i stał się stroną sporu partyjnego. To przyśpiesza proces głębokich zmian światopoglądowych w Polsce. (Janusz Palikot)
!!! Należy bardzo dokładnie rozważyć, czy nie było tak, że Putin, czy odpowiednie służby rosyjskie, Federalna Służba Bezpieczeństwa Rosji, następca KGB, powiedzieli sobie, że drugiej takiej okazji już nie będzie, że mają w jednym samolocie na swoim terytorium, i to właśnie koło Katynia, całą elitę Rzeczypospolitej. (Józef Szaniawski, publicysta „Naszego Dziennika”, TV Trwam i RM)
!!! W cztery miesiące po katastrofie smoleńskiej duch prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie przestaje nawiedzać Polaków. („Le Figaro”, dziennik francuski, o konflikcie wokół krzyża)
!!! Bronisław Komorowski nie złożył przysięgi zgodnej z konstytucją, lecz – merytorycznie – inną. Podtrzymuję swoje słowa, że większość ministrów spraw zagranicznych była zarejestrowana jako współpracownicy SB. Wiem, ze prezydent dąży do odbudowy WSI. Jedynie Nasz Dziennik, Radio Maryja, Telewizja Trwam i „Gazeta Polska” próbują dochodzić prawdy w sprawie katastrofy smoleńskiej. (Antoni Macierewicz, poseł PiS)
!!! Są dwie cechy, po których można poznać byłych ubeków. Po pierwsze, natychmiast się spoufalają i – nieproszeni – zaczynają do ciebie mówić po imieniu: „Pani Jadwigo”. I, po drugie, nie potrafią docenić drzemiącej w ludziach potrzeby wielkości. (profesor Jadwiga Staniszkis, doradca Jarosława K.)
!!! Przy tak słabych rządach jak obecnie największa partia opozycyjna powinna cieszyć się zaufaniem większości Polaków. Tak jednak nie jest. I jest to, w dużej mierze, Pana wina. To Pan zajmuje w rankingach braku zaufania do polityków jedne z najwyższych lokat. Partia, której lider króluje w rankingach polityków o najniższym zaufaniu społecznym, nie ma szans na wygraną. (Marek Migalski, europoseł PiS, w liście do Jarosława Kaczyńskiego)
!!! Gdy patrzę, jak przerabia się mit Powstania Warszawskiego, to palę się ze wstydu. Rzeź 200 tys. bezbronnych ludzi, śmierć młodej elity i unicestwienie milionowego miasta dziś stoczyły się do poziomu komiksu. Stały się marnotą biznesowego banału. Biedne dzieci przebierają się w mundury i biegają po ulicach z plastikowymi pistoletami, stawiają barykady i bawią się w zabijanie. To patriotyzm odpustowej budy jarmarcznej. Tradycyjny polski patriotyzm wyrosły na klęskach ma skłonności samobójcze. Powstanie Warszawskie jest tego przykładem. Smoleńska wyprawa Lecha Kaczyńskiego – ojca muzeum powstańczego – także. (Kazimierz Kutz, poseł PO) Wybrali: AC, ASz, PPr, PSz, RK
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
NA KLĘCZKACH
POLSKA RÓŻAŃCOWA „Razem możemy zacząć przemieniać szarą rzeczywistość naszej Polski, którą Pan Jezus (…) szczególnie umiłował” oraz „stworzyć mocny łańcuch modlitwy różańcowej wokół najważniejszego w naszym państwie organu rządzącego” – czytamy w apelu pomysłodawców ogólnopolskiej akcji odmawiania różańca w intencji Polski. Dzieło to – jak wyjaśnia jego koordynatorka Jolanta Komander – zrodziło się „dla ratunku dla naszej Ojczyzny” za wstawiennictwem św. Jadwigi w dniu beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki. Wystarczy zgłosić swój udział telefonicznie lub e-mailem, by dostać przydział do róży różańcowej i odmawiać codziennie dziesiątkę różańca w następujących intencjach: „(…) za prezydenta i osoby rządzące państwem, o ducha prawdy, jedności, pokoju i patriotyzmu w parlamencie, o mądre i dobre dla Polski decyzje i ustawy, w intencjach Maryi, jakie ma Ona dla Polski, o zadośćuczynienie za grzechy narodu polskiego, o wiarę i zachowanie wierności Chrystusowi, a przede wszystkim o intronizację Jezusa w naszym narodzie, kościele i parlamencie”. I po kłopotach! AK
SZKAPLERZ MODNY Dawniej szkaplerz mogli nosić jedynie królowie, biskupi i rycerze. Nałożenie go było łaską i przywilejem. Dziś moda na noszenie szkaplerza (ozdobiony świętym haftem kawałek materiału) powraca – teraz już dla każdego najzwyklejszego katolika. Wedle obietnic, „kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego”, a każdy, kto go pobożnie nosi i zachowuje czystość stanu, ma zostać wyprowadzony z czyśćca osobiście przez Matkę Boską w pierwszą sobotę po swojej śmierci. Tym nagłym wybuchem mody na szkaplerz wielce zaniepokojeni są karmelici – jego popularyzatorzy. I wielce ubolewają, że wierni traktują go nie jako symbol wiary, ale jako „talizman mający czarodziejską moc i chroniący przed nieszczęściem”. AK
MINISTER POŚWIĘCI PARKING? „29 sierpnia na Mszy Świętej o godz. 9.00 odbędą się dożynki naszej parafii i gminy – informują w ogłoszeniach oo. marianie z parafii pw. Nawrócenia św. Pawła Apostoła w Skórcu. I zapowiadają: „Dożynki będą dniem uroczystego oddania do użytku i poświęcenia parkingów i placu przed kościołem z udziałem gości z ministerstwa i urzędów państwowych”. Ciekawe, w gestii któregóż to aktualnie ministerstwa znajduje się święcenie kościelnych parkingów... AK
KONTENER ŚMIECI
Dostało się również kapłanom, którzy wspierają i udzielają komunii prezydentowi: „Bronisław Komorowski popełnił świętokradztwo, a niektórzy duchowni są żyrantami zbrodni”. Ks. Małkowski został odznaczony przez Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za „zasługi dla niepodległości państwa polskiego”. ASz
I CO SIĘ DZIWISZ?
W sytuacjach trudnych i tragicznych nawet ludzie o zatwardziałym sercu potrafią okazać człowieczeństwo. Niestety, od tej obserwowanej w świecie prawidłowości są wyjątki. Gdzie? Nazbyt często w szeregach duchowieństwa katolickiego. Pod koniec lipca samochód, którym wracała z Niemiec czteroosobowa rodzina T., rozbił się na przydrożnym drzewie. Zginęli rodzice, a z życiem – choć nie bez szwanku – uszły z katastrofy ich dwie córki. Na pogrzeb, który odbył się w Lubieniu koło Włodawy, złożyli się wszyscy sąsiedzi i znajomi poszkodowanych. Pomocą niezamożnym żałobnikom służyli też lokalni urzędnicy. Natomiast proboszcz, ks. Janusz Strzałkowski, zainkasował od sierot za pochówek tysiąc złotych. „Tu nie chodzi o pieniądze – tłumaczył klecha. – Gdybym nie wystawił rachunku za pogrzeb, to rodzina nie otrzymałaby zasiłku pogrzebowego z Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego... Dodał jeszcze, że „wywóz kontenera ze śmieciami z cmentarza drogo kosztuje”. o.P.
RZĄD MORDERCÓW W niedawno udzielonym wywiadzie ks. Stanisław Małkowski, sławny zwolennik krzyża i ogłoszenia Chrystusa królem Polski, wysnuł kilka ciekawych teorii na temat katastrofy smoleńskiej: „Rząd to ludzie tak cyniczni, okrutni i zakłamani, że by ich zabili. Jestem absolutnie przekonany, że jest to zbrodnia z zimną krwią wykonana, planowana w szczegółach przez kilka miesięcy wcześniej, wykonana przy współudziale służb rosyjskich i jakichś istotnych czynników na Zachodzie. W normalnym kraju byliby osądzeni i dostaliby najwyższy wyrok. Mam tu na myśli Tuska, Komorowskiego, Arabskiego, Bogdana Klicha i szereg ich wspólników”.
„Obrońców krzyża” rozwścieczyła ostatnia wypowiedź metropolity krakowskiego. Podczas uroczystości z okazji stulecia Związku Harcerstwa Polskiego kard. Dziwisz nie mógł pominąć w swojej homilii sprawy krzyża przed Pałacem Prezydenckim: „Harcerze chcą, aby ich krzyż nie dzielił, ale jednoczył na modlitwie w kościele św. Anny. Ufamy, że tak się stanie”. Co na to „obrońcy”? Według nich, kardynał nie ma prawa wypowiadać się w imieniu harcerzy, bo krucyfiks na Krakowskim Przedmieściu postawili członkowie ZHR, a nie ZHP. „Prawdziwym Polakom” nie podoba się również niezdecydowane stanowisko Kościoła. Uważają, że większość duchownych, podobnie jak oni, popiera inicjatywę przeniesienia krzyża, ale po wybudowaniu upragnionego przez nich pomnika. Nazwisk jednak nie podają. ASz
RELIKWIARZ ZWIĄZKOWY Aż dwa srebrne relikwiarze na przechowanie nielegalnych relikwii księdza Jerzego Popiełuszki zafundował Kościołowi białostocki związek „Solidarność”. Fragmenty narządów zmarłego pochodzą z sekcji zwłok i powinny być już dawno zniszczone – zgodnie z określonymi procedurami. Przechowywane przez Kościół bezprawnie i bezkarnie są obecnie kawałkowane i rozsyłane po świecie. Nawet do Argentyny. MaK
RACJA WALCZY Zarząd powiatowy RACJI PL w Olecku (woj. warmińsko-mazurskie) zbiera podpisy mieszkańców, w celu „uniemożliwienia budowy kolejnego kościoła na terenie miasta i zablokowania przekazywania lokalnym parafiom za bezcen działek budowlanych i udziału finansowego gminy w kościelnych przedsięwzięciach”. Tymczasem burmistrz Wacław Olszewski ma gdzieś akcję zainicjowaną przez członka RACJI Zbigniewa Kaczmarskiego. Śmieje się, że nie uda mu się zdobyć wymaganych 1700 podpisów, więc świątynia – tak czy siak – powstanie.
Ale Kaczmarek ma już grubo ponad 1000 podpisów i nie zamierza składać broni. „Mnóstwo ludzi nie chce czwartego kościoła w mieście. Burmistrz już trzy razy przymierzał się do oddania miejskich gruntów klerowi, ale musiał ustąpić pod presją protestujących. I tym razem referendum zablokuje jego pomysły” – powiedział odważny inicjator protestu. ASz
MŁODZI KOMUNIŚCI Kardynał Antonio Canizares Llovery – prefekt Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów – uważa, że w obecnych czasach dzieci dojrzewają dużo szybciej i dlatego potrzebują wcześniejszego spotkania z Jezusem. Stąd pomysł na obniżenie wieku przystępujących do komunii – obecnie w Polsce to najczęściej 8-latki. Znaczna część duchownych uważa, że już przedszkolaki spokojnie mogłyby uczestniczyć w tym sakramencie. Biskup Pieronek jest pomysłem zachwycony: „Rozwój dzieci jest dzisiaj o wiele szybszy niż dawniej. Gdy idą do szkoły, potrafią już często czytać, pisać, a nawet posługiwać się komputerem”. Rzekome „wcześniejsze dojrzewanie dzieci”… Może to jest wyjaśnienie plagi kościelnej pedofilii? ASz
KARIERA BYŁEGO KSIĘDZA Szefem czeskiego IPN, czyli Instytutu Badania Reżimów Totalitarnych, został były ksiądz katolicki Daniel Herman. Był on znaną postacią czeskiego Krk jako rzecznik prasowy episkopatu, dopóki w 2007 roku nie wystąpił ze stanu duchownego. Jest zwolennikiem bardzo liberalnych reform w Kościele. Jego zdaniem, 2/3 spośród garstki duchownych, którzy jeszcze pracują w czeskim Kościele, żyje w stałych związkach z kobietami lub mężczyznami. Herman uważa, że należałoby wreszcie skończyć z tą hipokryzją i znieść celibat. Nominację Hermana media przyjęły z nadzieją, że zakończy on serię skandali w tamtejszym IPN, który jest oskarżany
5
o stoczenie się do poziomu prawicowej sekty polującej na domniemanych agentów. MaK
DZIECI ZAKŁADNIKAMI Skandal w USA. Tamtejsze władze emigracyjne używają polskich dzieci jako przymusowej przynęty na nielegalnych emigrantów. Przylatujące pod opieką opiekunów dzieci są zatrzymywane na lotniskach, po czym władze emigracyjne oświadczają, że nie pozwolą im się ruszyć, dopóki na lotnisko nie przyjadą ich konkretni krewni przebywający w USA nielegalnie. Gdy się pojawiają, są zatrzymywani i deportowani. Polski MSZ złożył już protest w sprawie tej kuriozalnej praktyki. Ale cóż, braterstwo broni i odwieczna przyjaźń zobowiązują... MaK
PACIERZ O ŚMIERĆ Po niedawnej decyzji francuskich włodarzy na temat deportacji społeczności romskiej we Francji wrze. Ostatnio głos w sprawie zabrał 71-letni ksiądz Arthur Hervet z Lille, który odesłał do rodzimego MSW swój Order Zasługi i skwitował wszystko słowami: „W tej sytuacji modlę się, za przeproszeniem, aby pan Sarkozy doznał ataku serca”. Później próbował sprostować swoją wypowiedź: „Nie życzyłem, oczywiście, śmierci prezydentowi, a jedynie chciałem, aby Bóg przemówił do jego serca”. Niestety, było już trochę za późno – sprawą zajmie się prokuratura. ASz
ZAKON PRZED SĄDEM W Irlandii wybuchł kolejny sądowy skandal związany z nadużyciami Kościoła wobec dzieci przetrzymywanych w sierocińcach. Tym razem okazało się, że katolickie zakony prowadzące placówki opiekuńcze zezwalały na testowanie na podopiecznych nowych leków. Cztery osoby zdecydowały się wytoczyć proces Kościołowi i koncernowi GlaxoSmithKline. MaK
6
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Mizdrzenie się do biskupów w obliczu wyborów samorządowych przybiera na sile. Czy gminom wystarczy ziemi, żeby lokalni władcy załapali się na kolejną kadencję? Państwo i samorządy stosują obecnie trzy sposoby (Fundusz Kościelny pomijamy) na robienie Kościołowi katolickiemu dobrze przy obdarowywaniu go nieruchomościami. Są to: 1. Decyzje Komisji Majątkowej, działającej przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Realizując postanowienia konkordatu, od ponad 20 już lat państwo liże rany „krzywd” doznanych przez wielebnych w okresie PRL-u. Komisja przyznała im dotychczas ok. 60 tysięcy hektarów gruntów wartych ok. 70 miliardów złotych oraz (dodatkowo) 107,5 milionów złotych rekompensat w gotówce i 490 nieruchomości zabudowanych, czyli m.in.: 9 przedszkoli, 8 szkół podstawowych, 18 szkół ponadpodstawowych, 8 domów dziecka, 10 domów pomocy społecznej, 19 szpitali, 15 zakładów opieki zdrowotnej, 3 muzea, 2 teatry, 2 biblioteki, po jednym budynku izby skarbowej, prokuratury, operetki, sądu rejonowego, dworca PKS, browaru (por. „Grabież” i cykl „Pozycja ugruntowana” – „FiM” 21, 25–27/2010). Na tym wszakże nie koniec, bowiem pozostało jeszcze do rozpatrzenia (według stanu na 23 sierpnia 2010 r.) 217 spraw, w których łączna wartość kościelnych roszczeń przekracza ćwierć miliarda złotych; 2. Ustawa z 17 maja 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej. Jej przepisy stanowią, że jeśli biskup lub wyższy przełożony zakonny wyrazi życzenie, to miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego powinny uwzględniać inwestycje sakralne i kościelne oraz katolickie cmentarze wyznaniowe, zaś położone na terytorium wskazanym czarnym palcem „grunty stanowiące własność Skarbu Państwa lub jednostek samorządu terytorialnego (...) będą oddawane w użytkowanie wieczyste albo podlegały sprzedaży kościelnym osobom prawnym na ich wniosek”. Mało tego: każdej nowo powstałej parafii (również w miastach) na tzw. Ziemiach Zachodnich i Północnych państwo może (nie musi, ale czyni to nader chętnie) przekazać nieodpłatnie na własność do 15 hektarów gruntów rolnych, zaś biskupstwom, seminariom duchownym i zgromadzeniom zakonnym – nawet do 50 ha; 3. Ustawa z 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami. Pozwala ona na bezprzetargową sprzedaż państwowych i komunalnych
Wilczy głód nieruchomości lub oddawanie ich w tzw. użytkowanie wieczyste „kościołom i związkom wyznaniowym mającym uregulowane stosunki z państwem, na cele działalności sakralnej”, oraz „osobom prawnym, które prowadzą działalność charytatywną, opiekuńczą, oświatową, wychowawczą (...), na cele niezwiązane z działalnością
nieruchomości małą łyżką, toteż wciąż burczy im w brzuszkach. Popatrzmy, co z tego wynika: 26 lipca Rada Miasta Szczecina głosami PiS i PO podjęła uchwałę „w sprawie sprzedaży w drodze bezprzetargowej” dwóch działek o łącznej powierzchni 0,22 ha przy ul. Szczecińskiej 14 na rzecz ich użytkownika
zarobkową”, a w przypadku sprzedaży – na udzielanie owym instytucjom najdalej idącej bonifikaty. Praktyczne wykorzystanie udogodnień wskazanych w pozycjach nr 2 i 3 polega na tym, że: ! gdzie tylko znajdzie się jakiś ładny kawałek gruntu (kwestia dotyczy zwłaszcza miast i regionów atrakcyjnych turystycznie), tam natychmiast pojawia się pilna konieczność zainstalowania siedziby nowej „kościelnej osoby prawnej” (parafia, dom zakonny, ośrodek Caritasu itp.) lub poszerzenia terytorium już istniejącej w celu „poprawienia warunków jej zagospodarowania” bądź też „dalszego rozwijania działalności charytatywno-opiekuńczej i wychowawczej”, co jest niemal standardowym uzasadnieniem; ! choć skala darowizn (zwanych dla niepoznaki sprzedażą z 99-procentową bonifikatą) jest ogromna, to jednorazowo dotyczą one pojedynczych obiektów lub stosunkowo niewielkich obszarów, więc decyzje samorządów częstokroć umykają uwadze opinii publicznej oraz nie budzą takich emocji jak orzeczenia Komisji Majątkowej; ! Liczba gmin w Polsce (2479) powoduje, że nikt nie jest w stanie oszacować wartości budynków oraz hektarów sprzedanych Kościołowi przez samorządowców za ułamek wartości bądź oddanych mu w użytkowanie wieczyste. ! ! ! Biesiadując z Komisją Majątkową, wielebni posługują się chochlą, zaś u samorządowców konsumują
wieczystego za drobne 2300 zł, choć biegły wycenił nieruchomość na 960 tys. zł. Szczęśliwym nabywcą okazała się parafia św. Antoniego, w której dziwnym trafem rezyduje ks. Andrzej Krzystek, rodzony brat Piotra – prezydenta Szczecina (działacz Platformy Obywatelskiej, na zdjęciu). Jakim cudem wielebni zapłacą tak mało? Okazuje się, że radni ustalili cenę, „kierując się prośbą parafii o udzielenie 99-procentowej
wyjdzie 2300 zł – tłumaczy rzeczoznawca majątkowy. Radni SLD bezskutecznie protestowali przeciwko umizgom prezydenta wobec Kościoła, domagając się zdjęcia uchwały z porządku obrad i pozostawienie jej samorządowcom kolejnej kadencji, ale największą sensację wywołał kolega partyjny Krzystka. „Mechanizm ten sam, co przy szpitalu (w marcu Krzystek przeforsował „sprzedaż” archidiecezji za 19 tys. zł dawnego szpitala miejskiego, wycenionego na 19 mln zł – dop. red.). Śmieszna wycena i 99-proc. bonifikaty. To złodziejstwo z nepotyzmem w jednym. Ten facet okrada miasto i ciekaw jestem, co jeszcze zdąży oddać Kościołowi do końca kadencji” – zastanawiał się przed sesją szczeciński radny PO Jacek Zienkiewicz, podkreślając, że „szał rozdawnictwa dla Kościoła” wynika z nadziei prezydenta „na rewanż w postaci pomocy finansowej” w zbliżającej się wielkimi krokami kampanii wyborczej do samorządów. Zapomniał dodać, że oprócz szpitala miejskiego Krzystek zdążył już pozbyć się terenów po byłym szpitalu wojsk radzieckich (niezwykle atrakcyjna działka o powierzchni 5186 mkw., usytuowana w obrębie zabytkowego zespołu urbanistycznego „Betania”). Nieruchomość wycenioną na 3,5 mln zł (według specjalistów, w przetargu można było za nią uzyskać co najmniej 5 mln zł) dostało całkiem za darmo na 30 lat Pomorskie Stowarzyszenie Promocji Nauki – jawna agenda Opus Dei (por. „Ośmiornica” – „FiM” 37/2008).
Biskup Stefanek: – Tylko, żebyś mi pamiętał, Jurek, o procentach...
bonifikaty”, przedłożoną na sesji przez prezydenta Krzystka. – Od wartości rynkowej gruntu odjęto poniesione dotychczas przez parafię koszty z tytułu użytkowania wieczystego określone w operacie szacunkowym na 730 tys. zł. Zostało zatem do zapłacenia 230 tys. zł. Po zastosowaniu tej bonifikaty
! ! ! Radni z Łomży sprzedali za 802 zł (!) miejską działkę o powierzchni 0,54 ha przy ul. Zawadzkiej 55A. Zastosowano 99-procentową bonifikatę, bo nabywcą była miejscowa diecezja reprezentowana przez ordynariusza bp. Stanisława Stefanka, a biegły (nazwisko objęte
jest najściślejszą tajemnicą) tak wycenił nieruchomość, że różnica między jej rynkową wartością (2-3 mln zł) a nakładami użytkownika wieczystego wyniosła zaledwie 80 tys. zł. Pewną ciekawostką w tej historii jest fakt, że trzymany przez kurię na krótkiej smyczy prezydent Jerzy Brzeziński przedłożył radnym projekt uchwały o 90-procentowej bonifikacie (800 zł do zapłaty), ale biskupowi żal było nawet tyle i wystąpił o sprzedaż za 1 proc. Z protokołu posiedzenia samorządowców: ! „Radny Janusz Nowakowski poprosił o informację, kto dokonywał wyceny, ponieważ analizował różne wyceny i jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby była taka mała różnica między prawem własności a prawem wieczystego użytkowania. Pan Prezydent Miasta wyjaśnił, że w chwili obecnej nie jest w stanie podać nazwiska”; ! „Radny Tadeusz Zaremba zauważył, że w tym przypadku jest to mienie dla mieszkańców i użytkowanie nie ma znaczenia, czy jest to miejskie, czy parafialne”; ! „Radny Jerzy Brodziuk stwierdził, że jego zdaniem odważny będzie ten, kto nie zagłosuje za wnioskiem 99 procent (…). Taką samą robotę wykonuje szereg instytucji w mieście, w związku z czym uważa, że Rada musi stosować parytet podobny dla wszystkich (…), żeby nie wychodziło na to, że radni są tak spolegliwi tylko w stosunku do jednej instytucji w mieście”. ! ! ! Władcy Lubawy (prawie 10-tysięczne miasto w woj. warmińsko-mazurskim) zamienili się na działki z miejscową parafią św. Jana Chrzciciela i św. Michała. Żeby wielebni nie musieli do tej operacji dopłacać (duża różnica powierzchni działek oraz wartości usytuowanych na nich budynków), proboszczowi udzielono 54 proc. bonifikaty. Niedługo później pleban sprzedał część uzyskanej od gminy nieruchomości. Prawo jest w podobnych sytuacjach nieubłagane: „Jeżeli nabywca zbył nieruchomość lub wykorzystał ją na inne cele niż cele uzasadniające udzielenie bonifikaty przed upływem 10 lat, licząc od dnia jej nabycia, a w przypadku nieruchomości stanowiącej lokal mieszkalny przed upływem 5 lat, jest zobowiązany do zwrotu kwoty równej udzielonej bonifikacie po jej waloryzacji”, a zwrot „następuje na żądanie właściwego organu”... Czyli w tym wypadku – burmistrza Lubawy. Urzędnik wiedział o machinacjach swojego proboszcza, ale zrezygnował z wyegzekwowania należności, co nosiło ewidentne znamiona przestępczego działania na szkodę interesu publicznego, zagrożonego karą do trzech lat więzienia (art. 231 par. 1 kk). Prokuratura Rejonowa w Iławie postanowieniem z 9 sierpnia 2010 r. umorzyła śledztwo w tej sprawie, nie dopatrzywszy się absolutnie żadnego przestępstwa… ANNA TARCZYŃSKA
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r. otarliśmy do unikalnego wykazu wszystkich podmiotów, którym w latach 2007–2010 nasi rodzimi urzędnicy przyznali dofinansowania z rozmaitych funduszy europejskich (przypomnijmy, że dokładają się do nich również polscy podatnicy), a realizowane przedsięwzięcia zostały już zamknięte i rozliczone fakturami. Sprawdziliśmy instytucje Kościoła. Spośród pomysłów na wydawanie cudzych pieniędzy najbardziej spodobały się nam te caritasowe (wiadomo – doświadczenie czyni mistrza…). I tak, w ramach programu Kapitał Ludzki: ! Caritas Archidiecezji Gdańskiej dwukrotnie zgłosił się do kasy po pieniądze na „aktywizację zawodową i społeczną osób zagrożonych wykluczeniem społecznym”. W pierwszym podejściu chciał 798 tys. zł, dostał 792 tys. zł. W drugim oczekiwał 394,5 tys. zł, ale musiał się zadowolić 374,6 tys. zł. Ludzie abp. Sławoja Leszka Głódzia postanowili wówczas pójść na całość i zawinszowali sobie 1 mln 115 tys. zł na akcję „Furtka do nowych możliwości”, czyli program „wspierania aktywności zawodowej bezrobotnych kobiet”. Urzędnicy kupili ten pomysł, przyznając 1 mln zł dofinansowania. Nikt wszakże nie umiał odpowiedzieć nam na pytanie: czy oraz ile pań znalazło dzięki „furtce” pracę; ! Caritas Archidiecezji Częstochowskiej zorganizował „ferie integracyjne” dla dzieci aktywu katolickiego parafii w Gorzkowicach. Dostał 49 tys. zł – dokładnie tyle, ile zażądał. Nieco gorzej poszło mu z założeniem w parafii „Punktu Informacji i Doradztwa” (w ramach „Inicjatywy lokalnej na rzecz podnoszenia poziomu aktywności zawodowej na obszarach wiejskich”), bowiem wyciągnął rękę po 50 tys. zł, a otrzymał zaledwie 13 tys. zł; ! Caritas Diecezji Kieleckiej chciał włożyć okrągły milion w operację „Nowa szansa” (program reintegracji osób zagrożonych wykluczeniem społecznym), 1,3 mln zł potrzebował na „szkolenia dla osób o niskich kwalifikacjach pracujących w instytucjach pomocowych” oraz 575,8 tys. zł – na „szkolenia dla osób odchodzących z rolnictwa”. Dostał odpowiednio: 921 tys. zł, 967,7 tys. zł i 561,3 tys. zł dofinansowania. Na organizację zajęć dla dzieci w prowadzonych przez siebie świetlicach kielecki Caritas wziął 268,3 tys. zł (z oczekiwanych 429,5 tys. zł). Nie wiadomo, jaka część tych pieniędzy trafiła do proboszczów wynajmujących świetlicom pomieszczenia parafialne; ! Caritas Diecezji Łowickiej na integrację swoich członków pod hasłem „Nasza Wspólnota miejscem dla wszystkich” dostał 50 tys. zł, czyli dokładnie tyle, ile zapragnął. Identycznie (też 50 tys. zł) było z akcją „Razem pełnosprawni”, przeprowadzoną „na rzecz aktywnej integracji”. Bardzo się natomiast wykosztował przy przeprowadzaniu akcji szkoleń dla przykościelnej kadry seniorów
D
(„Trzeci wiek – trzecia młodość”), bo z przedstawionej w preliminarzu wydatków kwoty 50 tys. zł przyznano mu 49 tys. 999,99 zł dofinansowania. Aby nikt później wielebnych nie obszczekiwał, że się nie dołożyli!; ! Caritas Diecezji Rzeszowskiej z oczekiwanych 475,7 tys. zł na moralne „wsparcie osób pozostających bez zatrudnienia” dostał 460,5 tys. zł;
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI bo związani z nią fachowcy mieli świetnie płatne zajęcie. Zachęceni powodzeniem przedłożyli projekt (za 48,3 tys. zł) mający na celu „podwyższenie wiedzy i umiejętności w zakresie języka angielskiego” trzydziestu mieszkańców gminy. Dostali 47,9 tys. zł dofinansowania; ! Katolickie Stowarzyszenie Ewangelizacyjne „Posłanie” z Torunia, powołane do życia przez
Kościelni pionierzy testujący fundusze europejskie zainkasowali stamtąd 25 mln zł. Mało? Spokojnie, wartość projektów w toku idzie już w setki milionów euro, a nie brakuje wśród nich egzotycznych i z daleka śmierdzących fikcją…
prezbiterium zgłosiła zapotrzebowanie na 220,6 tys. zł, a zainkasowała 132,3 tys. zł; ! Parafia św. Barbary w Kocinie (gmina Opatowiec) miała apetyt na 410,6 tys. zł, ale przyznano jej „tylko” 246,4 tys. zł; ! Parafia św. Wojciecha w Jeleśni (woj. śląskie) – zadeklarowała chęć wykonania robót oszacowanych na 869,5 tys. zł. Przyznane dofinansowanie wyniosło 717,8 tys. zł; ! Parafia św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Iwaniskach koło Opatowa na przebudowę dachu oraz instalację systemów zabezpieczeń przed pożarem i kradzieżą otrzymała 422,9 tys. zł;
Księga dżungli ! Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej Caritas Diecezji Opolskiej miał bardzo konkretne potrzeby wyposażenia swoich 28 gabinetów rehabilitacyjnych w sprzęt medyczny o wartości 835,8 tys. zł, jednak na przywracanie wielebnych do pełnosprawności przeznaczono haniebnie mało, bo tylko 692,6 tys. zł; ! Centrum Charytatywno-Opiekuńcze Caritas pw. Matki Bożej z Lourdes w Pile chciało 2,1 mln zł i tyleż samo zainkasowało celem „zapewnienia wysokiej jakości usług edukacyjnych świadczonych w systemie oświaty”; ! Centrum Charytatywno-Społeczne Caritas Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego im. bł. ks. kmdr. Władysława Miedonia w Ustce na projekt „Sięgaj wyżej” (dla dzieci niepełnosprawnych) mający kosztować 49,2 tys. zł otrzymało 49,1 tys. zł. Przy „Sięgaj wyżej II” (za 50 tys. zł) nie popełniono już tak fatalnego błędu, żeby Caritas musiał sięgać do własnych zasobów. Jak sprawdzana jest realizacja programów i haseł? – Nijak. W przypadku Kościoła nikt tego nie kontroluje. Wystarczy, że faktury na oko się zgadzają – tłumaczy „FiM” specjalista z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego. ! ! ! Hasła dotyczące nauki i edukacji były dotychczas stosunkowe słabo eksploatowane: ! Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II na „rozwój kwalifikacji kadr i wzrost świadomości roli nauki w rozwoju gospodarczym” otrzymał 1,43 mln zł (wartość całego przedsięwzięcia wnioskodawcy oszacowali na 1,54 mln zł); ! Katolickie Centrum Edukacji Młodzieży KANA w Gliwicach – w ramach „inicjatywy lokalnej na rzecz aktywnej integracji” – zaoferowało „szkolenie komputerowe dla mieszkańców gminy Rudziniec”. Dostało na ten cel 45,6 tys. zł. Z własnej kasy KANA musiała wysupłać zaledwie 900 zł, ale i tak się opłacało,
Schody do nowych możliwości...
tamtejszego biskupa Andrzeja Suskiego (ze statutu organizacji wynika, że w celu „kształtowania, zgodnie z zasadami głoszonymi przez Kościół Katolicki, indywidualnych i społecznych postaw katolików świeckich”) i nadzorowane przez ks. prałata Józefa Nowakowskiego, zgłosiło chęć realizacji za 230,1 tys. zł projektu „Odnaleźć siebie”. Na owocne poszukiwania otrzymało 228,2 tys. zł; ! Parafia św. Bartłomieja w Opocznie zaproponowała, że za 49,8 tys. zł zrealizuje szkolenie pt. „Parlamentaryzm przepustką do równości szans edukacyjnych”. Dostała 49,7 tys. zł, za które to pieniądze „młodzież uczestniczyła w sesji Rady Powiatu” oraz „miała możliwość zapoznać się z porządkiem i obserwować pracę radnych”. Tak zapisano w sprawozdaniu z wydatkowania pieniędzy. Najbardziej powszechną metodą na wyciągnięcie kasy są remonty i konserwacje obiektów sakralnych (przy okazji także plebanii), co nazywa się „inwestycjami w sferę dziedzictwa kulturowego, turystyki i sportu”. ! Parafia św. Małgorzaty w Sobótce (woj. świętokrzyskie) przedstawiła kosztorys na 156 tys. zł, a dostała 93,6 tys. zł; ! Parafia św. Stanisława w Piórkowie Kolonii (woj. świętokrzyskie) celem odrestaurowania kościelnego
! Proboszcz parafii św. Małgorzaty w Pierzchnicy nieopodal Kielc w celu renowacji kościoła – wycenionej wstępnie na 584 tys. zł – otrzymał dopłatę w wys. 350,4 tys. zł; ! W parafii św. Rozalii i św. Marcina w Zagnańsku (woj. świętokrzyskie) roboty przy nawie głównej i bocznych ołtarzach miały kosztować 255 tys. zł. Rzuciliśmy na tacę 153 tys. zł; ! Parafia Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Beszowej (woj. świętokrzyskie) złożyła zapotrzebowanie na 1,74 mln zł, a otrzymała 997,5 tys. zł dofinansowania; ! W parafii Świętej Trójcy w Jędrzejowie na remont dachu i elewacji kościoła przyznano proboszczowi 660 tys. zł. Chciał 1,1 mln zł; ! W parafii św. Jana Chrzciciela w Gnojnie sam dach miał kosztować 289,2 tys. zł, ale pleban musiał zadowolić się kwotą 172,9 tys. zł; ! W parafii Trójcy Przenajświętszej w Bierawie (woj. opolskie) remont kościoła trzeba było ograniczyć, bo zamiast oczekiwanych 606,9 tys. zł parafia dostała zaledwie 515,9 tys. zł dofinansowania. Zatroskani urzędnicy pochylili się też nad losem zakonników z klasztoru franciszkanów w Głogówku (woj. opolskie), którym zaczęła już dokuczać wilgoć. Mnisi chcieli poprawić sobie standard
7
mieszkaniowy za 399,7 tys. zł, a przyznano im niewiele mniej, bo 339,7 tys. zł. Z funduszy unijnych można nie tylko wyremontować kościelną hacjendę, ale też nieźle się zabawić, czego przykładem są dotacje dla parafii: ! Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gorzkowicach (archidiec. częstochowska) – 37,5 tys. zł na „dożynki parafialne” i towarzyszącą im „integrację mieszkańców parafii”. Parafianie z Zadzimia (woj. łódzkie) mogli się podczas dożynek „integrować” za okrągłe 50 tys. zł; ! Matki Boskiej Nieustającej Pomocy w Zagrodnie (diec. legnicka) – 45,5 tys. zł na organizowanie imprez dla aktywu kościelnego pod hasłem „Bądźmy razem”; ! Świętego Mikołaja w Miszewku Strzałkowskim (diec. płocka) – 49,9 tys. zł „na rzecz aktywnej integracji” parafian. ! ! ! O wsparcie prosiło też wielu biednych biskupów, ale dostali tylko nieliczni. Oto wykaz szczęśliwców: ! abp Józef Życiński – archidiecezji lubelskiej skapnęło 423,5 tys. zł na przeprowadzenie „innowacyjnych zmian procesowych i produktowych” w kościelnym wydawnictwie „Gaudium”; ! bp Kazimierz Ryczan – diecezji kieleckiej przyznano 1,1 mln zł celem wprowadzenia nowoczesnej technologii produkcji książek religijnych poprzez „zakup zautomatyzowanej linii produkcyjnej do drukarni Wydawnictwa Jedność”; ! bp Andrzej Dziuba – diecezja łowicka dostała 50 tys. zł na promocję… agroturystyki w swoich domach rekolekcyjnych; ! bp Andrzej Czaja – diecezja opolska wzięła 1,05 mln zł na „zakup innowacyjnej maszyny drukarskiej” dla Wydawnictwa i Drukarni Świętego Krzyża; ! bp Jan Bernard Szlaga – diecezja pelplińska otrzymała 6,1 mln zł, żeby zaadoptować budynek dawnej szkoły na bibliotekę diecezjalną; ! bp Stanisław Stefanek – łomżyńskie Diecezjalne Radio Nadzieja załatwiło sobie dofinansowania na audycje o potrzebie „pracy dla każdego” (38 tys. zł), aktywnych seniorach – pt. „Wiecznie młodzi” (40 tys. zł) oraz organizacjach parafialnych – pt. „Razem łatwiej” (49,4 tys. zł). Wielebni zainkasowali dotychczas z funduszy europejskich prawie 25 mln zł (tylko w sprawach już zamkniętych i rozliczonych). Okazuje się, że byli to tylko pionierzy, którzy przetarli ścieżki, bo wartość trwających jeszcze projektów (niekiedy nad wyraz egzotycznych i z daleka śmierdzących fikcją) idzie już w setki milionów złotych! O tyle mniej dostaną przedsiębiorczy Polacy. Dzięki pazerności Kościoła nie przybędzie też wiele tysięcy miejsc pracy. Zestawienie oraz bilans łupów Krk opublikujemy za tydzień. ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Ku pamięci Kiedyś mierzono poziom cukru w cukrze. Dziś można by mierzyć na przykład poziom zaradności rodaków. W Kołakach Kościelnych na Podlasiu powstanie prawdopodobnie izba pamięci Przemysława Gosiewskiego. W ten sposób rodzice byłego wicepremiera zamierzają uczcić pamięć swojego syna, człowieka – jak mówią – uczciwego, bardzo prawego, przyjaznego i ciepłego. Wśród zbiorów m.in. dary od mieszańców woj. świętokrzyskiego. Internauci inicjatywę starszych państwa Gosiewskich przyjęli z rezerwą: ! Myślę, że w tej izbie powinni wystawić wyrok sądu o rozwodzie, donos do prokuratury na pilota, taśmę z rozmowy po pijaku z Radiem Maryja, kłamstwa o alimentach, wszystkie waciki, którymi się pudrował, jak występował w telewizji, i wiele jeszcze wybitnych dokonań Gosia. Po prostu geniusz jak większość w PiS-ie. Ludziska będą płacić grubą kasę, żeby zwiedzić tę wybitną izbę pamięci („Zuza-19”); ! Czy będą wystawione pozwy o alimenty? („jszmelc”); ! Teraz pozostaje tylko nam czekać na muzeum kota Alika! („tetra drachma”); ! I tak powinno być! Chcą tablic, pomników, mauzoleów, to niech sobie budują za własną kasę. Zresztą Gosiu ma już pomnik – WIELKI DWORZEC WŁOSZCZOWA („antypis666”); ! Tylko izba pamięci? A może pomnik? Najlepiej w kształcie peronu
we Włoszczowie. Nowy poczet PiS-owskich świętych, im mierniejsi za życia, tym bardziej teraz wynoszeni na ołtarze partyjne („robeck73”); ! Ale po co ta izba? Może wystarczyłaby izdebka? („ya-nek”); ! Pomnik Gosia z jego interpelacją w sprawie pilota jest potrzebny. Ku przestrodze przed głupotą („jarekhipis”); ! Należy jednak uważać, aby to mauzoleum nie było większe od Mauzoleum ŚP. Prezydenta Tysiąclecia Lecha Kaczyńskiego („rosomak1”); ! Czy Kmicic nie ma już w Polsce pomnika? A „Trylogia”? („Laco”). Pewna niezorientowana w kościelnych standardach mieszkanka Łodzi za ekspresowy pogrzeb swojego ojca chciała zapłacić kapłanowi 100 zł. A raczej – usiłowała zapłacić, bo ksiądz dobrodziej kobietę wyśmiał. ! Czy ludzie naprawdę nie widzą, że katolicyzm ma tyle wspólnego z naukami Jezusa... co wilk z gwiazdami? („NicH”); ! Moja rodzina pochowała dwie osoby bez księdza i też były piękne pogrzeby! Sprawa jest prosta – nie korzystajcie z usług tej firmy i po kłopocie („oczywistość”); ! 100 zł! Toż to obraza boska („slugus bozy”); ! Oto wielka tajemnica wiary: kasa („oremus”).
Gazety o wojnie 90 lat po wojnie z bolszewikami warszawiacy mogą czytać gazety z sierpnia 1920 roku… na ulicy, a dokładniej przy placu Słowackiego 6. To dobry pomysł, bo zamiast nudnych, podręcznikowych opisów czy pompatycznych opowieści o „cudzie nad Wisłą”, są autentyczne czasopisma, plakaty i ulotki z tamtych dni. Na przykład dwa wydania „Żołnierza Polskiego”. To oryginalne – wzywa Polaków do boju. Drugie, podrobione przez bolszewików – nawołuje do składania broni i dezercji. – Incydent zakończyło następne wydanie prawdziwego „Żołnierza Polskiego”, mobilizującego żołnierzy – mówi historyk dr Robert Gawkowski, autor i pomysłodawca wystawy „Warszawa w chwili próby”. Gazety z 1920 roku można czytać na warszawskiej ulicy do połowy września. BCH
Krakowscy posłowie PO z okazji zbliżających się wyborów samorządowych wymyślili niecodzienny happening. Zamierzają otóż do wszystkich proboszczów w Małopolsce wysłać specjalny list, w którym będą tłumaczyć, że ich partia nie jest przeciwnikiem Kościoła. Jak tłumaczą – nie chcą być przez kler postrzegani jako siedlisko satanizmu i wszelkiego zła. Elektorat jest cokolwiek zszokowany: ! Niech przyjdą do mnie, to przegonię ich 3 razy dookoła kościoła na kolanach. Niech się pokajają bluźniercy. Trzeba im pokazać, kto rządzi („ksiądz Roman”); ! Niech jeszcze PO przeniesie sejm na Franciszkańską. Będzie wtedy przynajmniej bez hipokryzji („titi); ! Może ktoś wreszcie podejmie decyzję, kto w Polsce rządzi? Papież, poprzez Kościół w Polsce, czy rząd III Świątobliwej RP? Ma być rozdział Kościoła od państwa. Konkordat nikomu oprócz Kościoła nie jest potrzebny.
Już go prawie nigdzie nie ma. Nawet w Hiszpanii („zas”); ! Co będzie następne – obietnica uczestniczenia w sprawowaniu władzy? Przetransferowanie Kaczyńskiego na szefa partii i dogadanie się z Rydzykiem? („antropoid”); ! PO, romansując z Kościołem, skończy jak AWS („stanislaw5”); ! Frajerzy z PO – Kościół zażąda „dowodów przyjaźni”! Wyłudzi kolejne nieruchomości, hektary, dotacje finansowe i przywileje! („feniks”).
Niestrudzeni obrońcy krzyża, chociaż w końcu dostrzegli, że są traktowani instrumentalnie, nie zamierzają popuścić. Mają nawet kilka pomysłów. Wśród nich międzynarodowy
konkurs na projekt pomnika, z udziałem autorytetów z dziedziny sztuki i architektury, także z zagranicy. Na rychły koniec cyrku na Krakowskim Przedmieściu nie ma co liczyć. Okazuje się, że lud ten wierny zamierza tkwić na posterunku nawet do przyszłej wiosny: ! Kolejna atrakcja turystyczna w Warszawie: żywe bałwany! („darkos”); ! Niech sobie stoją, a zima niech będzie ostra! („Louis_Cyfer”); ! A może by tak dać spokój obrońcom krzyża i zamiast przenosić krzyż, przenieść Pałac Prezydencki? Jedynie dopilnować, aby obrońcy krzyża nie uciekli. Warszawa straciłaby na atrakcyjności („rodak”): ! To jest wojna polsko-krzyżowa. W 1410 wygraliśmy z czarnym krzyżami. Teraz też musimy się zmobilizować („cb”); ! Tak zwanym obrońcom krzyża radzę, by przejechali się po Polsce i zobaczyli, ile krzyży stoi w pokrzywach i krzakach, zapomnianych przez świeckich i duchownych. Może nimi warto się zaopiekować? Rozpoczyna się rok szkolny – niech gorliwcy idą na lekcje religii i zobaczą, jak tam zachowaniem obrażany jest krzyż przez katolicką młodzież. Jakoś nikogo to nie boli i nie interesuje. Tylko z krzyża ustawionego okazjonalnie robi się wielkie halo. Śmiechu warte („świecki”). JULIA STACHURSKA
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
9
Wystrojeni w JPII Koniec lata to świetna pora, by wybrać się „na ciuchy”. Także te trochę nietypowe. „Pięknym, wysokiej jakości ornatem z wizerunkiem polskiego papieża, przygotowanym specjalnie na zbliżający się czas wyniesienia na ołtarze” kusi sklep dla duszpasterzy Delectio. Biały ornat ze złotym haftem kosztuje tam jedynie 549 zł. To jednak nader skromna propozycja w porównaniu z kreacjami z papieskiej kolekcji firmy Urbanowicz-Haft. Jej hitem są złote ornaty z wizerunkiem JPII i haftowanym cytatem „Szukałem Was, a Wy przyszliście do mnie” lub „Jestem radosny i wy bądźcie radośni” (w cenie 630 zł) oraz nieco skromniejszy – z samym tylko wizerunkiem i podpisem „Jan Paweł II, papież” (za 550 zł). W promocji dostępny jest ornat „Totus tuus”
z postacią papieża – teraz tylko za 300 zł (zamiast przekreślonych 600 zł), a w ramach wyprzedaży – przeceniony z 660 zł na 289,99 zł – „miękki, lejący, przyjemny w dotyku” i „odporny na warunki atmosferyczne” ornat z napisem „Kanonizowani przez naszego Papieża Jana Pawła II”, ze stuprocentowego tropiku włoskiego w kolorze écru. Na zachętę przy zakupach powyżej tysiąca zł sklep dorzuca stułę, fartuszek dla gospodyni i poduszkę z aniołkiem za 1 grosz. Zupełnie inne tendencje w modzie kościelnej reprezentuje oferta Master Collection belgijskiej firmy Slabbinck. Tam klienci naprawdę mogą wybierać i przebierać… Są między innymi wyrażające charyzmę wiary lub Ducha Świętego perfekcyjnie drapowane ornaty z serii Poezja (3922 zł), `a la suknie wieczorowe z serii Woda (2469,75 zł) i indiańskie poncza z serii Symfonia (2987,75 zł). Na kolana powala
ysiące Polaków katolików nieustannie ustawiają się w kolejkach do spowiedzi. Czego mogą się spodziewać po siedzących w konfesjonale kapłanach? Wbrew „nieomylnemu” nauczaniu Kościoła, który głosi, że to Chrystus ustanowił obowiązujące dziś sakramenty, pierwsi chrześcijanie nie znali spowiedzi. Podobnie jak ich wczesnośredniowieczni współwyznawcy. Owszem istniały dawniej różne formy pokuty, ale miały niewiele wspólnego z dzisiejszym – przypominającym pralkę – automatycznym czyszczeniem z grzechów. Dość wspomnieć, że władca Polski Bolesław Krzywousty po zamordowaniu swojego brata Zbigniewa nie poszedł do żadnej spowiedzi, tylko na pielgrzymkę, która zakończyła się rozgrzeszeniem. Kiedy zatem Kościół wymyślił spowiedź? Dopiero w XIII stuleciu. Natomiast świątynie zostały umeblowane konfesjonałami pod koniec XVI wieku. Ustanowiony przez Kościół sakrament został też obwarowany wieloma przepisami. Stojący w kolejkach do spowiedzi katolicy nie zawsze wiedzą (księża tego nie mówią), że należy się spowiadać wyłącznie z grzechów ciężkich. Kiedy grzech jest ciężki? Katechizm wydany za pontyfikatu Jana Pawła II uczy, że wtedy, kiedy zostaje naruszona poważna materia (złamane jedno z dziesięciorga przykazań) w sposób świadomy. Co to oznacza? Że jedzenie mięsa w wielki piątek, taniec w poście, picie w sierpniu, nieodmawianie pacierza i brak ofiar na Kościół to grzechy lekkie, które nie zamykają bram katolickiego raju. Dlaczego nie trzeba spowiadać się ze wspomnianych grzechów lekkich? Bo te gładzi spowiedź powszechna na początku mszy albo sama komunia. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że watykańskie przepisy nie zawsze są respektowane przez wiejskich proboszczów, którzy lubią wiedzieć lepiej. Ksiądz Andrzej T. z diecezji siedleckiej wmawia swoim wiernym, ze grzechem ciężkim jest… krytykowanie kapłanów. Dlatego idącym do spowiedzi bardziej niż znajomość przepisów kościelnych potrzebne jest szczęście. Jeśli będą je mieli, trafią na mądrego, spokojnego spowiednika. Jeśli nie – będą pytani na przykład o to, czy odmawiają
T
ornat artystyczny (impresjonistyczny?) w czarno-czerwono-żółte mazaje na białym tle – zaledwie 6549 zł. Niewątpliwie na widok tak
różaniec w październiku, a litanie w maju. Gdy młoda, ładna dziewczyna (albo chłopiec) pójdzie do spowiedzi, może być raczej pewna, że księdza będzie ciekawiło jej życie intymne. „Czy masz chłopaka?” i „Jak sobie radzisz z własną seksualnością?” – oto pytania, które prawie na pewno zada „ojciec duchowny”. Jeśli penitentka jest znana spowiednikowi, to może nawet liczyć na zaproszenie na plebanię w celu bardziej wnikliwego przedyskutowania gnębiących ją problemów. Czy powinna spodziewać się pytania: „Ile razy?”? Oczywiście, bo według doktryny Kościoła grzech ciężki (tak zaklasyfikowano współżycie przed ślubem) trzeba wyznać jednostkowo (np. dwa stosunki przed ślubem to dwa grzechy ciężkie, a nie jeden). Irytujących pytań jest w konfesjonale naprawdę dużo, bo brylujący w mediach kapłani sami bez opamiętania poszerzają zbiór tak zwanych grzechów ciężkich. Co roku 25 lipca (dzień św. Krzysztofa – katolickiego patrona kierowców) można się dowiedzieć, że „łamanie przepisów drogowych jest grzechem ciężkim”. Ale najzabawniej w ustach urzędników katolickiego Boga brzmi informacja, że niepłacenie podatków jest grzechem, bo wykracza przeciw siódmemu (nie kradnij!) przykazaniu Dekalogu. Przecież powszechnie wiadomo, że Kościół brzydzi się złodziejstwem i uczciwie płaci podatki... A jakiej pokuty należy się spodziewać za uczciwie wyznane grzechy? Najczęściej jest to modlitwa, a dokładnie – odklepanie formułek, które z prawdziwą modlitwą niewiele ma wspólnego. Tak, tak – ta „intymna relacja z Panem Bogiem” jest podświadomie traktowana przez kler jako kara i większość księży właśnie jakiś „paciorek” nakazuje odmówić jako pokutę za grzechy. Pokuty nadawane po spowiedzi zasadniczo nie są ciężkie. Nic dziwnego – wielu kapłanów ma bowiem świadomość, że rzymska centrala kładzie na barki ludzi ciężary nie do udźwignięcia. Czy mają rację? Za odpowiedź niech posłuży kilka przykładów „grzechów ciężkich”, które rzekomo zatrzaskują bramy zbawienia: masturbacja, antykoncepcja, lektura „Harry’ego Pottera”, odwiedzanie wróżki... o.P., były spowiednik jasnogórski
Spowiedź od środka
wystrojonego księdza niejeden wierny skonałby ze śmiechu… Może dlatego od artystycznych kreacji zdecydowanie droższe okazują się
te tradycyjne. Ręcznie haftowany ornat „Roma” dostępny w sklepie św. Izydora kosztuje… 9680 zł. I jak tu skąpić księdzu? AK
Maryja i diabeł Wielowiekowa religijna hucpa wokół częstochowskiego obrazu Maryi może u łatwowiernych zrodzić przekonanie o wyjątkowej roli kobiety w rzymskim Kościele. Jasną Górę zdobią jednak i takie płótna, które pokazują babom miejsce w szeregu. Obok kaplicy Cudownej Ikony w Częstochowie, gdzie od stuleci księża wynoszą pod niebiosa jedną z kobiet, wisi inny obraz, który deprecjonuje całą płeć piękną. „Zdobiący” zakrystię XVII-wieczny obraz namalowany przez anonimowego paulina przedstawia scenę kuszenia św. Antoniego. Stare przysłowie
– gdzie diabeł nie może, tam babę pośle – to przy tym pestka. Dlaczego? Bo na wspomnianym płótnie baba jest... samym diabłem, który w jednym rzędzie z potworami zwodzi porządnego mężczyznę. Młoda kobieta, demon z odsłoniętą piersią (patrz foto), nie tylko kusi świętego pustelnika, ale od 300 lat deprawuje ubierających się do mszy księży. Sprowadza też na ziemię religijnych entuzjastów, którzy po maryjnym kazaniu w „duchowej stolicy” uwierzyli, że rola kobiety w Kościele może wykraczać poza kuchnię, sypialnię i klepanie różańca. o.P.
10
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
POD PARAGRAFEM
Porady prawne Emerytura emigranta Pan Edward z USA do 1971 roku mieszkał w Polsce. Do czasu wyjazdu za granicę przepracował 17 lat miesiąc i 18 dni. Gdy osiągnął wiek emerytalny, złożył w Polsce wniosek o przyznanie emerytury. Spotkał się jednak z odmową ze względu na zbyt krotki staż pracy w Polsce. Pan Edward chciałby się dowiedzieć, czy umowa zawarta między Stanami Zjednoczonymi a Polską w sprawie rent i emerytur zmienia coś w jego sytuacji. 1. Ze względu na zbyt krótki przepracowany czas w Polsce Pan Edward nie nabył uprawnień emerytalnych. 2. 1 marca 2009 roku weszła w życie umowa między Stanami Zjednoczonymi a Polską o zabezpieczeniu społecznym. Umowa ta dotyczy w zakresie świadczeń emerytalno-rentowych zarówno obywateli Polski, jak i Stanów Zjednoczonych, a także osób niemających obywatelstwa żadnego z tych państw (obywatele państw trzecich czy bezpaństwowcy). Umową w tym zakresie objęte są: ! osoby, które są lub były ubezpieczone z tytułu zatrudnienia lub pracy na własny rachunek zarówno w Polce, jak i USA, bez względu na miejsce zamieszkania tych osób ! osoby, które są lub były ubezpieczone w jednym z tych państw, a zamieszkują w drugim ! osoby, które wywodzą swoje prawa pochodne od ww. ubezpieczonych (np. członkowie rodziny). Umowa ta przede wszystkim umożliwia sumowanie okresów, gdy było się ubezpieczonym w jednym kraju, i okresu ubezpieczenia w drugim w celu przyznawania prawa do emerytury lub renty. W związku z tym Pan Edward będzie mógł dodać okres przepracowany w Polsce do okresu przepracowanego w Stanach Zjednoczonych. W Polsce staż ubezpieczeniowy z USA zostanie uwzględniony przy świadczeniach wypłacanych przez ZUS i KRUS, natomiast w USA okres ubezpieczenia w Polsce zostanie wzięty pod uwagę przez Social Security Administration. Żeby ustalić świadczenie, należy zgłosić wniosek do odpowiedniej instytucji jednego z krajów (ZUS, KRUS lub SSA). Instytucje obu państw będą współpracować ze sobą przy ustalaniu świadczeń, potwierdzając okresy ubezpieczenia odbyte w drugim z państw na specjalnych formularzach łącznikowych. ZUS nie będzie sumował amerykańskich okresów ubezpieczenia, jeśli polski okres jest krótszy niż 12 miesięcy, a SSA uwzględni
polskie okresy, jesli czas ubezpieczenia w Stanach wynosić będzie najmniej 6 kwartałów. Osoba, która na podstawie zsumowania okresów ubezpieczenia uzyska prawo do świadczenia, będzie je otrzymywała rozłożone proporcjonalnie na oba państwa – w zależności od długości okresów ubezpieczenia w danym państwie. Jeśli natomiast do uzyskania świadczenia wystarcza sam okres ubezpieczenia w jednym z państw – jest ono obliczane na podstawie przepisów tego kraju, chyba że okazałoby się, że obliczanie proporcjonalne będzie korzystniejsze dla świadczeniobiorcy. Podstawa prawna: umowa o zabezpieczeniu społecznym między RP a Stanami Zjednoczonymi Ameryki, podpisana 2 kwietnia 2008 r.; porozumienie administracyjne w sprawie stosowania Umowy o zabezpieczeniu społecznym między RP a Stanami Zjednoczonymi Ameryki, podpisane 2 kwietnia 2008 r.
Zaniżony okres zatrudnienia Czytelniczka z Wadowic pracowała przez 17 lat na podstawie umowy-zlecenia jako sprzątaczka. W 2008 roku została zwolniona w związku z remontem pomieszczenia, gdzie pracowała. Mimo że remont nie odbył się do tej pory, nie zatrudniono jej ponownie. Na poczet emerytury zaliczono jej jedynie 7 lat. Sprawa o zaliczenie kolejnych 10 lat trafiła do sądu, lecz druga strona nie przygotowywała się właściwie i rozprawy były ciągle odraczane. Czytelniczka chciałaby się dowiedzieć, jakie prawa przysługują jej w przedstawionej wyżej sytuacji. 1. Z ustawy o ubezpieczeniu społecznym osób wykonujących pracę na podstawie umowy agencyjnej lub umowy-zlecenia do 14.01.2000 roku wynikało, że osoby, które wykonują odpłatnie prace na podstawie umowy-zlecenia na okres co najmniej 15 dni objęte są obowiązkowym ubezpieczeniem, dzięki czemu przysługuje im m.in. prawo do świadczeń emerytalnych. Obecnie, od 14.01.2000 roku, obowiązek ubezpieczenia wiąże się z każdą umową-zlecenia, niezależnie od okresu, na jaki umowa została zawarta. 2. Żeby zdobyć uprawnienia do nabycia prawa do emerytury, należy osiągnąć wiek emerytalny (dla kobiet 60 lat) oraz posiadać okres składkowy wynoszący dla kobiet co najmniej 20 lat. 3. Według kodeksu cywilnego, umowę-zlecenie może wypowiedzieć w każdym czasie zarówno dający, jak i przyjmujący zlecenie. A więc
nie przysługują Pani prawo domagania się powtórnego przyjęcia do pracy. 4. Czytelniczka nie podała, jakimi dowodami dysponuje (oprócz umowy-zlecenia na czas nieokreślony), a podstawowym dowodem do przyznania i określenia wysokości świadczenia emerytalnego jest dokumentacja wystawiona przez zatrudniającego. Oprócz tego osoby zatrudnione na podstawie innej umowy niż umowa o pracę z reguły powinny posiadać stosowną dokumentację w ZUS-ie. Zgodnie z Zarządzeniem Ministra Finansów z dnia 15.01.1991 roku w sprawie zasad prowadzenia rachunkowości, okres przechowania dokumentacji płacowej wynosi 50 lat. Dokumentacja ta może ewentualnie znajdować się także w Urzędzie Wojewódzkim, gdzie znajduje się komórka zajmująca się przechowywaniem takich dokumentów. 5. Co do przewlekłości postępowania ze względu na celowe zabiegi drugiej strony interweniować powinien sędzia. Podstawa prawna: ustawa z dnia 19 grudnia 1975 roku o ubezpieczeniu społecznym osób wykonujących pracę na podstawie umowy agencyjnej lub umowy zlecenia; ustawa z dnia 23 grudnia 1999 roku o zmianie ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych.
Abonament i emerytura Pani Elżbieta ze Szczecinka chciałaby wiedzieć, co wynika z ustawy o opłatach abonamentowych i jej ostatniej nowelizacji. Interesuje ją, dlaczego zwolnienia z obowiązku regulowania opłat dotyczą jedynie osoby, na którą abonament jest wykupiony, a także jakiej wysokości jest przeciętne krajowe wynagrodzenie. 1. Ustawa o opłatach abonamentowych (DzU 2005.85.728) z dnia 21.04.2005 r., została znowelizowana przez ustawę o zmianie opłat abonamentowych (DzU 2010.13.70) z dnia 13.06.2008 r., która weszła w życie z dniem 1.03.2010 r. 2. Na podstawie nowelizacji zwolnione z opłat abonamentowych są m.in. osoby, które ukończyły 60 rok życia oraz mają ustalone prawo do emerytury, która nie przekracza miesięcznie wysokości 50 proc. przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w gospodarce narodowej w roku poprzedzającym. Suma ta jest ogłaszana przez Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego. 3. Nowelizacja ta uchyliła art. 4 ust. 2 ustawy, który ograniczał możliwość korzystania ze zwolnień osobom pozostającym we wspólnym
gospodarstwie domowym z co najmniej dwiema osobami, które ukończyły 26 rok życia i nie spełniają żadnego z warunków zwolnienia. 4. Zwolnienie będzie przysługiwać od pierwszego dnia miesiąca następnego po miesiącu, w którym złożono oświadczenie o spełnieniu warunków do korzystania ze zwolnienia i przedstawiono potwierdzające fakt ten dokumenty. Dokumenty i wzór oświadczenia są określone przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Oświadczenie i dokumenty należy dostarczyć do operatora publicznego, czyli operatora obowiązanego do świadczenia powszechnych usług pocztowych. Operatorowi należy także zgłaszać wszelkie zmiany stanu prawnego i faktycznego, które mają wpływ na uzyskanie zwolnienia w ciągu 14 dni od wystąpienia zmiany. 5. Jeśli przed nabyciem prawa do zwolnienia z opłat uiszczono opłaty z góry za okres dłuższy niż jeden miesiąc – podlegają one zwrotowi po uzyskaniu zwolnienia, za miesiące, za które opłaty są nienależne. 6. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce narodowej w roku 2009 wynosiło 3102,96 zł, czyli żeby uzyskać zwolnienie z opłat, emerytura nie może przekraczać 1551,48 zł. Podstawa prawna: ustawa z dnia 21.04.2005 r. o opłatach abonamentowych; ustawa z dnia 13.06.2008 r. o zmianie opłat abonamentowych
Emerytury łączone Pan Wiesław z Krościenka Wyżnego po ukończeniu 60 roku życia złożył wniosek do ZUS-u o przyznanie wcześniejszej emerytury, której warunkiem było przepracowanie minimum 25 lat, w tym minimum 15 lat w warunkach szczególnych lub w szczególnym charakterze. Pan Wiesław przepracował wymagane 15 lat częściowo w warunkach szczególnych (na różnych stanowiskach), a dodatkowo 11 lat i 10 miesięcy pracował w charakterze szczególnym – jako milicjant. Chociaż od listopada 2003 roku na wyżej wymienionych warunkach Pan Wiesław przeszedł na zasiłek przedemerytalny, otrzymał wniosek odmawiający przyznania wcześniejszej emerytury, umotywowany faktem, że nie wolno łączyć pracy w szczególnym charakterze z pracą w szczególnych warunkach. Pan Wiesław chciałby się dowiedzieć, czy możliwe jest w takiej sytuacji pozbawienie wcześniejszej emerytury. 1. Obecnie sprawy dotyczące wcześniejszych emerytur obejmuje ustawa z dnia 19 grudnia 2008 r. o emeryturach pomostowych, która weszła w życie z dniem 1.01.2009 roku. Pod pewnymi warunkami obejmuje także osoby, które nie pracowały już po 31.12.2008 r. Osoby,
które w takim wypadku chcą uzyskać wcześniejszą emeryturę, powinny spełniać następujące warunki: ! urodziły się po 31.12.1948 roku ! okres pracy w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze wynosi co najmniej 15 lat ! osiągnęły wiek 55 lat – dla kobiet i 60 – dla mężczyzn ! mają okres składkowy i nieskładkowy, ustalony na zasadach określonych w art. 5–9 i art. 11 ustawy o emeryturach i rentach z FUS, wynoszący dla kobiet min. 20 lat, a dla mężczyzn – 25 lat ! przed dniem 1.01.1999 r. wykonywały pracę w szczególnych warunkach lub pracę w szczególnym charakterze (w rozumieniu zarówno art. 3 ust. 1 i 3 ustawy o emeryturach pomostowych, jak i art. 32 i 33 ustawy o emeryturach i rentach FUS) ! rozwiązano z nimi stosunek pracy ! 1.01.2009 roku miały przepracowany wyżej wymieniony okres pracy w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze w rozumieniu ustawy o emeryturach pomostowych (wykazy prac w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze znajdują się w załącznikach do ustawy). Łączne rozliczenie okresów pracy w szczególnym charakterze i pracy w szczególnych warunkach nie jest możliwe. Na ten temat wypowiedział się 20 maja 2008 roku Trybunał Konstytucyjny, który orzekł, że przepisy dotyczące wieku emerytalnego pracowników zatrudnionych w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze są zgodne z konstytucją. Uzasadnił to, stwierdzając, że „że dokonanie podziału na pracę w szczególnych warunkach i pracę w szczególnym charakterze uniemożliwia połączenie stażu pracy w tych dwóch kategoriach. Trybunał podkreślił, że konstytucja nałożyła na ustawodawcę obowiązek uregulowania prawa obywatela do zabezpieczenia społecznego w razie niezdolności do pracy ze względu na chorobę lub inwalidztwo oraz po osiągnięciu wieku emerytalnego”. Podstawa prawna: ustawa z dnia 19 grudnia 2008 r. o emeryturach pomostowych; orzeczenie TK z dnia 20.05.2008 r. w sprawie zgodności par. 4 ust. 3 rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 7 lutego 1983 r. w sprawie wieku emerytalnego pracowników zatrudnionych w szczególnych warunkach lub w szczególnym charakterze z art. 2, art. 32 ust. 1 i art. 67 ust. 1 Konstytucji RP. ! ! ! Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r. zy pamiętają Państwo jeszcze słynne hasło wyborcze Platformy Obywatelskiej z wyborów 2005 i 2007 roku – „podatek liniowy 3x15”? Chodziło o obniżenie trzech najważniejszych podatków – VAT, dochodowego i podatku od firm – do 15 procent. Był to pomysł kompletnie oderwany od rzeczywistości, bo PO nigdy nie wykazało, jak należy zatkać dziurę powstałą w budżecie po tej obniżce, ale wyglądał ładnie i był chwytliwy. Bo któż nie chciałby mieć więcej w portfelu? Ideolodzy i spece od marketingu Platformy nie mówili też „ciemnemu ludowi”, że na tym cudownym obniżeniu skorzystałoby tylko kilka procent najlepiej zarabiających. Bo VAT obniżono by wprawdzie na artykuły przemysłowe (z 22 do 15 procent), ale podwyższono by niski, siedmioprocentowy VAT, obowiązujący m.in. na leki i żywność. Średniacy wyszliby na tym na zero, a najbiedniejszym (wydającym największy odsetek dochodów na żywność) wyszedłby ten zabieg bokiem. Obniżka podatku dochodowego z dawnych 19 do 15 też niewiele dałaby niezamożnym, ponieważ PO jednocześnie planowało likwidację wszelkich odpisów, zwolnień i ulg podatkowych. Wyszliby więc mniej więcej na zero, a zyskałoby tylko kilka procent najzamożniejszych – płacących wówczas 40 procent od dochodów.
C
Otrzeźwienie Radosna i manipulacyjna twórczość pod tytułem „3x15” to jednak już głęboka przeszłość. Najpierw PiS przeprowadził obniżkę składki rentowej, która spowodowała jeszcze większą niż dotąd dziurę w ZUS-ie, którą musi łatać budżet, a potem PO wprowadziło wymyśloną przez rząd Kaczyńskiego obniżkę podatków (w zasadzie dla najzamożniejszych – z 40 do 32 procent). To doprowadziło m.in. do skokowego wzrostu deficytu budżetowego, więc w tym roku rząd musi pożyczyć astronomiczną kwotę 82 miliardów złotych, czyli o 50 miliardów więcej niż 3 lata temu! Ekipa pseudoliberałów z PO wie już, że dalej tak się nie da i nad krajem wisi katastrofa, bo polski deficyt jest większy niż deficyt wielu krajów uważanych za gorzej radzące sobie z kryzysem (np. Czechy i Słowacja). W obliczu faktów rząd musiał też zerwać z pseudoliberalnym dogmatem, że obniżka podatków podnosi dochody budżetu rzekomo pod wpływem fali przedsiębiorczości, która z tej obniżki wynika. Tę domniemaną zależność nazywa się w ekonomii mianem „krzywej Laffera”. Okazała się ona bytem wirtualnym. Oto co o owej słynnej krzywej mówi profesor Marek Belka, obecnie szef Narodowego Banku Polskiego, człowiek o poglądach zbliżonych do rządowego establishmentu gospodarczego: „Krzywa Laffera to bzdura. Może się potwierdzić w jakichś skrajnych
warunkach. W warunkach normalnych nigdy się nie sprawdziła. Jak ktoś w takie bajki wierzy, to ma potem dziury w ZUS i budżecie!”. Przypomnijmy – te słowa o daremnym dla budżetu obniżaniu podatków mówi nie jakiś lewacki bojownik, ale doświadczony polityk gospodarczy, uznany i zatrudniany przez najważniejsze instytucje światowej finansjery, m.in. Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
A TO POLSKA WŁAŚNIE nad cudy! Miło jest tego doczekać po 10 latach propagowania modelu skandynawskiego na łamach „FiM”. Ale to nie koniec nawróceń w środowiskach rządowych. Minister finansów Jacek Rostowski wspiera minister pracy Jolantę Fedak w jej planach poskromienia prywatnych (i marnotrawnych!) funduszy emerytalnych, o czym pisaliśmy przed 3 tygodniami. Jest to już prawdziwy cud przemiany umysłu, bo Rostowski był
wąskiej elicie finansowej, a szkodzi całej reszcie. Chciałbym w to wierzyć, ale na razie efekty tych nawróceń są połowiczne i niejednoznaczne. A przecież nawet Biblia zachęca, aby skalę nawrócenia badać po jego realnych owocach. Owoce nawrócenia czy też wytrzeźwienia części polskich elit po zderzeniu z rzeczywistością nie wydają się jednak zachwycające. Zapowiada się podniesienie podatków,
Na naszych oczach dokonuje się właśnie ważna zmiana filozofii gospodarczej rządu, która odbije się na zawartości naszych portfeli. Jest to, niestety, zmiana połowiczna i nie do końca jednoznaczna.
Ewolucja poglądów Belki, który ostatnie lata, a więc m.in. lata kryzysu, spędził w Waszyngtonie, gdzie debatowano i analizowano przyczyny i skutki światowej katastrofy gospodarczej, jest charakterystyczna. Podobnej odmiany pod wpływem licznych wyjazdów z polskiego grajdoła doznał Jan Krzysztof Bielecki, uważany za jednego najbliższych przyjaciół i doradców premiera Tuska. Bielecki nie jest już zwolennikiem prywatyzacji za wszelką cenę, choć sam jako premier przeprowadzał ją w Polsce 20 lat temu. Uważa nawet, że dobrze zarządzane firmy państwowe mogą dostarczać zastrzyku dobrej gotówki dla właścicieli, czyli budżetu, czyli naszej wspólnej kasy. Mało tego – ostatnio zszokował polski światek gospodarczy pomysłem przejęcia przez głównie państwowy bank PKO BP prywatnego banku BZ WBK. Byłaby to chyba pierwsza na taką skalę nacjonalizacja w Polsce od czasów końca PRL-u! Bielecki natychmiast został za tę „herezję” zaatakowany przez środowisko Balcerowicza, ale powołał się na przykład… Norwegii, w której firmy państwowe świetnie sobie radzą ku pożytkowi obywateli i gospodarki. Okazuje się, że polski liberał może podać Skandynawię jako pozytywny przykład. Cud
do zadłużenia. Dużej redukcji tego typu zasiłków domagało się lobby związane z Balcerowiczem. Chcieli oni nawet obniżenia głodowego w Polsce zasiłku dla bezrobotnych. Chyba po to, aby przeprowadzić „ostateczne rozwiązanie kwestii bezrobocia”… Przypomnijmy, że w wielu krajach Unii zasiłek to 60–80 procent ostatniej pensji, a nie 500-złotowe kieszonkowe, tak jak u nas. Utrata pracy na Zachodzie to poważny kłopot, a w Polsce to zwykle życiowa katastrofa – tym tragiczniejsza, jeśli ma się jakiś niespłacony kredyt.
Alternatywy
Podatki (2) – mity i rzeczywistość Nawróceni
11
kimś w rodzaju brata bliźniaka Balcerowicza z czasów katastrofalnych „reform” 1989–1990. Wspomniany wyżej Belka mówi rzeczy niesamowite jak na polski establishment gospodarczy. Na przykład, że „państwo musi pilnować tego, co dzieje się w gospodarce prywatnej”, bo inaczej długi prywatne zdemolują gospodarkę, jak miało to miejsce w USA. Dotąd liberalni mentorzy uczyli nas, że państwo ma się trzymać jak najdalej od gospodarki. Okazało się jednak, że państwo może jej nie tylko pomóc, ale wręcz uratować. Według Belki, także „nasz dyskurs gospodarczy jest zdominowany przez skrajne poglądy prorynkowe i neoliberalne”. Jego zdaniem, Polska jest tak urynkowiona, że „bardziej prokapitalistyczny system w Europie trudno sobie wyobrazić”. Tymczasem polski beton gospodarczy twierdzi, że ciągle jest za mało, że rzekomo są strasznie wysokie podatki (od firm – 19 procent, co jest jednym z najniższych wyników w Unii!) i biznes jest tu niemal prześladowany.
Krok w przód, krok w tył To, co napisałem powyżej, zapowiadałoby jakieś otrzeźwienie polskich elit z pseudoliberalnej demagogii uprawianej przez ostatnie 20 lat. Demagogii, która służyła i służy
ale jakich? Nie tych bynajmniej, które 3 lata temu obniżono. Za większe od niedawna dochody nielicznych zapłacimy wszyscy, bo wzrośnie VAT i akcyza, czyli podatki płacone przez kupujących. A każdy coś przecież kupuje – ubodzy muszą kupować za wszystko co mają, z zamożni tylko za część swoich dochodów. Zakłada się, że wzrost VAT spowoduje podrożenie życia przeciętnej rodziny o 50 zł miesięcznie. Jednak nikt nie policzył jeszcze, jakie będą skutki podrożenia benzyny z przyczyn fiskalnych o 20 gr na litrze, co nastąpi w ratach w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Poza tym podwyżka VAT-u może być pretekstem do ukrytych podwyżek cen towarów dokonywanych już na własną rękę przez handlowców. Ten wzrost kosztów życia niby o 50 złotych może się więc okazać wzrostem stuzłotowym albo jeszcze większym. A ubytek 100 zł w budżecie rodzinnym to dla większości Polaków już dosyć zauważalne tąpnięcie. Przykra niespodzianka czeka także tych, którym od przyszłego roku wypadnie pogrzeb w rodzinie. Rząd planuje redukcję zasiłku pogrzebowego o połowę! Zatem do ZUS-owskiego zasiłku na koszt pochówku trzeba będzie dopłacić z własnej kieszeni, co dla ludzi pogrążonych w żałobie zapewne nie będzie frajdą, a dla niektórych może się okazać dużym kłopotem i powodem
Oczywiście, że rząd musi coś zrobić w obliczu narastającej dziury budżetowej. I to musi robić rzeczy niemiłe. Ale trudno, skoro uprawiało się pseudoliberalny populizm polegający na obniżkach podatków, na które nikogo nie było nas stać, to trzeba teraz za to zapłacić. Rząd mógł na przykład cofnąć się o 3 lata i po prostu podwyższyć do poprzedniego poziomu podatki dochodowe. Mógł przywrócić zniesiony przez PiS podatek od spadków i darowizn. Mógł wprowadzić, wzorem prawicowych Węgier, i paru innych krajów, przejściowy podatek od zysków banków. Mógł też ograniczyć marnotrawstwo i przywileje obszarników z KRUS i ZUS dla duchownych i w ogóle zabrać się za przywileje Kościoła. To przecież 5 miliardów złotych corocznych wydatków! Reforma danin kościelnych spotkałaby się przecież z entuzjastycznym przyjęciem jakichś 70 procent Polaków, w tym pewnie 95 procent dotychczasowego elektoratu PO. A iluż nowych wyborców ta partia mogłaby zyskać dzięki takiemu posunięciu! Tym bardziej że osobista popularność Tuska jest ciągle znacząca w społeczeństwie i ewentualne ataki biskupów tylko przydałyby mu sympatii. Na razie jednak wydaje się, że rząd – odstąpiwszy nieco od pseudoliberalnych dogmatów – nie ma siły (ochoty?), aby przeciwstawić się klerowi i lobby fundamentalistów rynkowych zasiadających w mediach głównego nurtu. Przypuścili oni ostatnio silny atak na rząd, domagając się – zamiast podniesienia podatków – dalszego obniżenia wydatków socjalnych. Lobby fundamentalistyczne odkurzyło ostatnio Balcerowicza, szykując mu wspaniałą kampanię piarowską we wszystkich mediach, które się na to godzą. Pokazywano go nawet w majtkach kąpielowych na plaży, aby wykazać, że jest ciągle sprawny… W domyśle – także umysłowo. Jest on jednak tylko wspomnieniem – wprawdzie jeszcze żywym, ale tylko wspomnieniem – czasów, które odeszły. I miejmy nadzieję, że już nie wrócą. Polska potrzebuje trzeźwej polityki, a nie dogmatyzmu katolickiego lub pseudoliberalnego. ADAM CIOCH
12
„FiM” POLECAJĄ
uzeum Józefa Majewskiego (na trzech zdjęciach dolnych) jest w pełni interaktywne. Nie znajdziemy tu ustawionych za szybą nieosiągalnych eksponatów. Każdego modelu można dotknąć. Na każdym można się przejechać! Z tej możliwości zwiedzający korzystają najchętniej, bo doprawdy trudno odmówić sobie przyjemności jazdy na tych rowerowych dziwolągach. A znajdują się w Gołębiu takie perły jak rower galopujący, na którym poczujemy się niczym na rodeo, rowery poziome, przedwojenny jednoślad bez łańcucha, rowery gospodarcze – przerobione tak, żeby właściciel mógł swobodnie przewieźć bańkę z mlekiem lub butlę z gazem. Wymyślił pan Józef nawet taki model, w którym można bezpiecznie przelecieć przez kierownicę. Jest też rower, którego kierownica znajduje się... pod siodełkiem. I jeszcze wiele innych rozwiązań konstrukcyjnych. Józef Majewski, emerytowany nauczyciel szkoły zawodowej w Dęblinie, opowiada ciekawostki z ponad 200-letniej historii jednośladów – o modelach bez pedałów (jadący odpychali się od ziemi nogami, przy okazji brudząc sobie buty w błocie lub fekaliach), o rowerach dla żołnierzy, które – po złożeniu – mogli sobie zarzucić na plecy. W końcu – o bicyklach. Sam zrobił ich miniwersję, żeby turyści mogli zasmakować niełatwej jazdy na jednym z pierwszych modeli jednośladów. Okazuje się, że utrzymanie na nich równowagi graniczy z cudem. Jego przygoda z rowerowymi wynalazkami zaczęła się kilkanaście lat po wojnie. Wtedy, jako nastolatek, uczył się w szkole zawodowej – m.in. obróbki metalu. W wakacje zdjął ze strychu dwie stare damki, odpowiednio pociął, a znajomy spawacz pomógł złożyć wszystko w tandem. Rower był wówczas prawdziwym rarytasem. Tandem Majewskiego robił prawdziwą furorę. Pan Józef śmieje się, że uwiódł nim nawet przyszłą żonę. Niemal wszystkie rowery zgromadzone w Gołębiu Majewski zrobił sam. Pozostałe unikatowe egzemplarze wykonali jego
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
M
Jak pasję przekuć w sposób na życie? O tym przekonamy się w jedynym w Polsce i Europie prywatnym Muzeum Nietypowych Rowerów w Gołębiu na Lubelszczyźnie.
Jazda na k le uczniowie w ramach prac dyplomowych. – Wynalazców, kreatorów potrzeba nam jak wody do picia, ale w Polsce się ich nie wspiera. Tyle, co zarabia dzisiaj piłkarz, powinien zarabiać twórczy inżynier – mówi Majewski. Każdego, kto chce doświadczyć naprawdę niezwykłej jazdy na kole, zapraszamy do Gołębia. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Fot. Autor
Muzeum Rowerów Niezwykłych w Gołębiu przy ulicy Puławskiej 1 jest otwarte dla zwiedzających od 1 kwietnia do 31 października (we wszystkie dni tygodnia z wyjątkiem poniedziałków) od godz. 10 do 18. Oprócz tradycyjnego zwiedzania muzeum pan Józef oferuje lekcje muzealne dla młodzieży szkolnej, pokazy pracy w kuźni, a w weekend nawet naukę kowalstwa.
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r. yski, jaki zgarniają niektóre samorządy dbające o kultywowanie prawdziwej historii swojego regionu, generuje tak zwana turystyka specjalistyczna. Na początku lat 90. ubiegłego wieku ograniczała się ona do wyjazdów w regiony, gdzie zachowała się dzika przyroda (patrz rozkwit regionu bagien biebrzańskich). Potem przyszedł czas na turystykę kulturową. Jednak dla wielu lokalnych włodarzy od rozwoju małych ojczyzn ważniejsza jest opinia ważnego biskupa. I dlatego też próbują – często przy pomocy instytucji rządowych – pisać na nowo historię swoich miejscowości. W tej nowej opowieści nie ma już na przykład sąsiadów wyznających inną religię lub mówiących innym językiem. A jeżeli występują, to tylko jako nic nieznaczący dodatek do prawdziwych Polaków katolików. Weźmy Łódź. Jej były prezydent Jerzy Kropiwnicki opanował do perfekcji sztukę manipulowania opinią publiczną. Potrafił oddać hołd ofiarom łódzkiego getta, a jednocześnie niszczył festiwal „Dialogu czterech kultur”, prezentujący tradycje i niezakłamaną historię miasta. Próbował także zbudować nową, tym razem katolicką opowieść o lokalnej społeczności. Pomocników w tym „dziele” znalazł w instytucjach rządowych. Otóż Narodowe Centrum Kultury podległe ministrowi Bogdanowi Zdrojewskiemu oraz spółka skarbu państwa – Łódzka Specjalna Strefa Ekonomiczna – zorganizowały akcję pod hasłem „skradzione serce Łodzi”. Pomysłodawcy uznali, iż najlepszą promocją miasta jest zakup dzwonu kościelnego dla katedry. Ma to także… zjednoczyć mieszkańców. W tym celu za pieniądze Narodowego Centrum Kultury oraz Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej wydano w masowym nakładzie komiks i urządzono jego plenerową prezentację w najpopularniejszym centrum handlowo-rozrywkowym. Nieważne, że to śmiechu warte i że opowieść o losach łódzkiego katedralnego dzwonu przetopionego przez niemieckiego okupanta dotyczy tylko jednej z grup religijnych, które tworzyły i tworzą to miasto. Otóż z badań architektów i urbanistów wynika, że najdłuższa handlowa ulica Polski – Piotrkowska – swój specyficzny wygląd (układ różnorodnych kamienic i rezydencji) zawdzięcza rywalizacji Niemców i Żydów. Ci drudzy chcieli się wyróżnić i pokazać swoją niezależność. To dzięki tej rywalizacji mamy czym się pochwalić. Choć już o odnowę zabytków Łodzi Kropa nie zadbał ani trochę. W pobliżu Piotrkowskiej podobne wyzwanie głównym rywalom rzucili Polacy i Rosjanie. Ta rywalizacja wyszła miastu na dobre. Jest dowodem, że tak zwana wielokulturowość (współżycie ludzi o odmiennych kulturach, religiach i pochodzeniu narodowym), odpowiednio zarządzana, przynosi dobre efekty. Opowieść o pluralistycznej Łodzi była i jest
Z
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Polskie Atlantydy Wieś może się także pochwalić znanym na całym świecie zespołem „Rabina”. Jego wykonania starych pieśni są niezwykle popularne w Rosji. Władze powiatu augustowskiego nie
dzięki pani pastor Wierze Jelinek. „Kobieta – duchownym” – mogliśmy przeczytać 14 września 2003 roku na czołówkach popularnych dzienników. Dla religioznawców nie była to żadna sensacja. W końcu w Polsce kobiety już od 1929 roku pełnią funkcje kapłańskie, a nawet biskupie, w Kościele mariawickim. Szczególnie zainteresowani mogą się wybrać na wycieczkę do podwarszawskiej miejscowości Długa Kościelna w powiecie
wstydzą się swoich sąsiadów. I nie zapominają o nich w prezentacjach regionu. Inaczej niż władze województwa łódzkiego, które nie potrafią wykorzystać potencjału, jaki daje Zelów. To niewielkie miasto jest fenomenem w centralnej Polsce. Otóż większość jego mieszkańców stanowią potomkowie czeskich osadników, którzy w 1802 roku z niewielkiej pochodzącej jeszcze z XIII wieku wsi zrobili spory ośrodek tkacki. Odmienili wizerunek Zelowa nie tyko pod względem gospodarczym, ale także budowlanym, religijnym (wspólnota ewangelicko-reformowana) i kulinarnym. W miejscowych knajpach możemy dziś skosztować m.in. kudłatych knedli, ciasta z marchwią oraz przepysznego zakwasu. Mapa wyznaniowa Zelowa została uzupełniona o parafię luterańską, wspólnotę baptystyczną oraz gminę żydowską. Pejzażu dopełniła niewielka parafia katolicka. II wojna światowa zmieniła krajobraz miasteczka. Niemiecki okupant wymordował całą wspólnotę żydowską, a jej miejsce zaczęli zajmować polscy osadnicy. Ale Zelów pozostał nadal silnym ośrodkiem kalwińskim. Na koncerty Zelowskich Dzwonków – jedynego w Polsce i jednego z nielicznych zespołów w Europie grających na dzwonach – przyjeżdżają goście z wielu zakątków świata. Zelów jest także ważny dla Ukraińców. Tam znajduje się bowiem miejsce spoczynku ojca samego Mykoły Lewickiego – twórcy pierwszej nowoczesnej ukraińskiej państwowości – Ukraińskiej Republiki Ludowej. Spora grupa polskich dziennikarzy odkryła Zelów
mińskim. Tam w każdą niedzielę spotkają kapłanki dojeżdżające do miejscowej parafii Kościoła Katolickiego Mariawitów pod wezwaniem Przenajświętszego Sakramentu. Na łódzkich samorządowcach wzorowali się prawicowi włodarze (na szczęście nie wszyscy) Podkarpacia i Lubelszczyzny. Inwestują kasę w promocję katolickich świątyń, zapominając, że są one tylko jednym z elementów krajobrazu kulturowego tych regionów. Tak naprawdę są to konglomeraty wielu narodów, języków i religii. Żyli tam Żydzi, Romowie, Ukraińcy, Łemkowie, Czesi, Grecy i Anglicy. Ślady tych ostatnich znajdziemy we wsi Węglówka w gminie Korczyna. Pod koniec XIX wieku stała się ona ważnym centrum wydobycia ropy naftowej na skalę przemysłową. Nowoczesne kopalnie i systemy magazynowania paliwa organizowali przybysze z Anglii, w tym przedsiębiorca i admirał Nelson Keith. Ten ostatni był pierwszym osadnikiem z wysp, który zmarł w Węglówce. Kiedy katolicki proboszcz odmówił mu pochówku na cmentarzu, jego towarzysze założyli własną nekropolię, z której pozostały do dzisiaj tylko trzy nagrobki. W rejonie Ustrzyk Dolnych spotkamy liczne ślady przybyłych do Polski w latach 40. i 50. uchodźców z Grecji i Macedonii. Bieszczady to także miejsce, gdzie ciągnęli Czesi. W latach 60. ubiegłego wieku dotarła tam z czeskiego Śląska Cieszyńskiego grupa związana z działającym po obu stronach granicy Związkiem Stanowczych
Niektórym regionom Polski historia dała do ręki przypadkowy atut, któremu dziś można nadać wymiar brzęczący walutą. Inna sprawa, czy włodarze tych małych ojczyzn umieją swoje szare komórki zamienić na złote... polskie. magnesem przyciągającym gości z całego świata. To dzięki niej przed II wojną światową w Łodzi osiedlili się nawet chińscy przedsiębiorcy. Co ciekawe, po 1945 roku pozostali oni w mieście, choć nie należeli do zwolenników władzy komunistycznej. Fakt wieloreligijnej i wielonarodowej Łodzi wzmacnia także legendę szkoły filmowej. Jest to miasto, w którym znajdziemy placówki ponad 40 wyznań. Był to też – i jest nadal – ważny ośrodek dla wolnomyślicieli. Może się także Łódź pochwalić jednym z największych w tej części Europy cmentarzy żydowskich, z przepięknymi pomnikami. To wszystko razem stanowi kapitał kulturalny Łodzi, który ściąga turystów i teoretycznie zachęca inwestorów do lokowania tutaj przedsięwzięć gospodarczych. Teoretycznie, bo wiedza o tradycji miasta i jego mieszkańcach jest niewielka. A tak się dzieje m.in. z tego powodu, że władze przez 8 ostatnich lat robiły wszystko, aby dobrze się miał tylko Kościół katolicki. ! ! ! Jakże inaczej myślą włodarze mazurskiej gminy Ruciane-Nida. Nie zapomnieli, że ich sąsiadami byli i są staroobrzędowcy. Wsie Gałkowo, Onufryjewo, Piaski, Śwignajno, Siniak oraz Wojnowo należały do światowych centrów życia religijnego wspólnoty, która w 1652 roku opuściła prawosławie na znak sprzeciwu wobec reformy rytów, wdrażanej przez patriarchę Nikona. Car poddał przeciwników zmian surowym represjom. Wspólnoty, które nie chciały się podporządkować dyktatowi sojuszu ołtarza i tronu, przeniosły się między innymi na dzisiejsze tereny RP. Grupa wojnowska zbudowała w połowie XIX wieku jedyny w świecie żeński klasztor starowierców (patrz fot.). Mazurzy przyjęli przybyszów z życzliwością, ale ich wspólne życie przekreśliły kampanie propagandowe Kościoła kat. pod hasłem: „Ci mieszkańcy Mazur to Niemcy”. W efekcie, w latach 50. i 60. XX wieku większość wojnowskich starowierców wyjechała do Niemiec, choć nie mieli oni żadnych niemieckich korzeni. Mieszkają dzisiaj w okolicach Hamburga i Berlina. Inny był los grupy suwalsko-augustowskiej. Tej wspólnocie udało się przetrwać dwie wojny światowe oraz represje kolejnych władz. Szczególnym miejscem jest wieś Grabowe Grądy niedaleko Augustowa, gdzie zachowała się piękna mowa starorosyjska.
(2)
13
Chrześcijan. Osiedlili się w opuszczonych wioskach w rejonie Sanoka i bardzo szybko je odbudowali. Dzisiaj są to prężne ośrodki życia gospodarczego (gospodarstwa agroturystyczne, producenci ekologicznej żywności i mebli oraz kolej linowa we wsi Puławy). Wędrowiec odszuka na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie także ślady wspólnot żydowskich. Do II wojny światowej były to miejsca ich niezwykłej aktywności religijnej. Do ważnych ośrodków w tych regionach należał między innymi Rymanów (patrz „FiM” 34/2010), Leżajsk, Dynów w województwie podkarpackim oraz Zamość i Kraśnik w województwie lubelskim. Gospodarczy potencjał, jaki tkwi w zabytkach kultury żydowskiej i niemoc ze strony władz wojewódzkich wykorzystały samorządy lokalne. Wraz z Fundacją Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego – przy wsparciu środków z UE – tamtejsze władze zbudowały tak zwany szlak chasydzki. Był to pierwszy na taką skalę program partnerstwa publiczno-prywatnego. Dzięki niemu oko turystów (wielu z Izraela) mogą cieszyć przepiękne ohele (murowane grobowce) ważnych cadyków w Leżajsku i Dynowie oraz renesansowa synagoga w Zamościu (unikat w Europie). Od dwóch lat trwa remont jedynego zachowanego w Polsce zespołu synagogalnego w Kraśniku, który składa się z dwóch bożnic: barokowej i XIX-wiecznej. Gminy, które zainwestowały w projekt szlaku chasydzkiego bardzo szybko doczekały się zwrotu inwestycji. Ta sztuka nie wyszła samorządom, które postawiły na promocję katolickich świątyń. Tu zyski zgarniają tylko duchowni… MiC REKLAMA
14
MYŚLI NIEUCZESANE
Lec go!
W
Polsce jest coraz bardziej zapominany, marginalizowany, zupełnie niedoceniany… W świecie – wprost przeciwnie: odkrywany na nowo i cytowany często – niemal jak prorok. Na Zachodzie rodzi się nawet swoista moda, ba – jest w dobrym tonie wtrącanie ciętych cytatów z największego polskiego aforysty. O dziełach Stanisłakie wypowiedział: wa Jerzego Leca jeden To ostatnie słowa, ja śmierci … Nawet w chwili y) m z najwybitniejszych współAresztowany przez hidź ho (c ” go ’s et „L . em rz ia czesnych prozaików tlerowców trafił do obokp im nie przesłał być wielk – Umberto Eco – napizów koncentracyjnych sał tak: „Jest to twórczość, w Janowie i w Tarnopolu, skąd uciekł. Później był żołz której każdy cywilizowany, myślący człowiek powinien co wienierzem Gwardii Ludowej i Armii Ludowej. W Ludowym Wojczór przeczytać trzy lub cztery linijki. Zanim zaśnie... Jeśli w ogósku Polskim otrzymał stopień majora. le będzie mógł później zasnąć”. Co ciekawe, po wojnie był Stanisław Jerzy Lec ostro tęUrodził się we Lwowie w roku 1909. Na pół Żyd ze stropiony przez nową władzę ludową. Jego „Myśli nieuczesane” ny matki Adeli, z domu Safrin, na pół arystokrata ze strony trafiły na indeks cenzury. Gdy dziś czytamy jego aforyzmy ojca – barona Benona de Tusch-Letza. Później swoje nazwii przypomnimy sobie ówczesne realia, wypada powiedzieć – nic sko przekształcił na Lec, co po hebrajsku znaczy błazen, trefdziwnego. niś, wesołek. Nie z poezji, nie z licznych tłumaczeń, ale właśnie z aforyUczęszczał do szkół w Wiedniu i Lwowie, gdzie uzyskał mazmów zasłynął Lec dosłownie na całym świecie. Jego „Myśli turę w roku 1927. W 1933 roku ukończył prawo na uniwersynieuczesane” to rodzaj sentencji, dowcipnych, ale ostrych kotecie Jana Kazimierza. Debiutował pięć lat wcześniej wiermentarzy do otaczającej go rzeczywistości, a także do ludzkiej szem „Wiosna”. kondycji, do zjawisk społecznych. To paradoks i ironia, gra Od wczesnej młodości związany był z ruchem lewicowym. słowna, lapidarność i skrót. Wybitna znawczyni twórczości LeW okresie międzywojennym był działaczem Międzynarodówki ca, Lidia Kośka, pisze o tym tak: Socjalistycznej i publikował w prasie lewicowej, np. w „Czer„(…) twórczość Stanisława Jerzego Leca mieści się (...) mięwonym Sztandarze”. dzy mitem początku a doświadczeniem Zagłady. (...). Odsyła nas ają I masochiści wyzn ch. ra rtu to na o wszystk Z wdzięczności.
Koniom i zakochanym inaczej pachnie siano.
Co to jest Chaos? To ten Ład, który zniszczono przy Stworzeniu Świata.
Pogódźcie się! Niech teologowie rozmyślają nad tajemnicą „bytu, co określa świadomość”.
Konstytucja państw a powinna być taka , by nie naruszała ko nstytucji obywatela.
Byli i tacy męczennicy, co szli drogą krzyżową z powrotem.
Zwracaj się zawsz e do bogów obcych. Wysłuchają cię po za kolejką. „Ach, –
jakże chciałbym być jeszcze raz stary!” rzekł młody nieboszczyk.
I pomyśleć, że na tym ogniu, który ukradł Prometeusz bogom, spalono Giordana Bruna!
zcze kozła Gdybyż jes było doić! a n ż o m o ofiarneg Szkoda, że do raju jedzie się karawanem!
Bogowie dziedziczą po sobie przymioty i wiernych.
Sam widziałem raz cud. Było to wtedy, gdy obeszło się bez cudów.
bie Wielu dłu mowych ło e rz p w narodu chwilach j ajczęście N . w nosie i n o pochodzą h w któryc z rodzin, ie n a b łu d ę uważa si za rzecz w nosie . brzydką
Pion z poziomem mają z sobą krzyż pański.
i Ewę. cież jedynie Adama Z raju wygnano prze y, dostały na wolność lw A jak się stamtąd wy . A nawet jabłka? orły, małpy, pchły itd Wierzę, że człowiek stworzy kiedyś „homunkulusa”, człowieka sztucznego, ale na miłość Boga zaklinam, niech nie powtarza jego błędu i nie stwarza tego człowieka na podobieństwo własne.
Trzeba tak pomnożyć ilość myśli, by nie starczyło dla nich dozorców.
Czy z oka Opatrzności spadła kiedyś choć jedna ludzka łza?
do owej szczególnej formacji intelektualnej, której przedstawicielami byli Kafka, Schulz czy Canetti, ukształtowanej na wielowątkowości europejskiej tradycji, w obszarze zwanym Europą Środkowo-Wschodnią, do formacji, która rozsypała się w pierwszej, a została ostatecznie unicestwiona w drugiej wojnie minionego stulecia (...). Kulturowemu językowi tej formacji Lec pozostał wierny, choć była to już tylko, jak pisał, »rozbiórkowa cegła wieży Babel«”. Dla mnie Lec ma jeszcze dodatkowy dar wieszczenia. W wielu jego aforyzmach często odnajduję bowiem komentarze do tego, co obecnie dzieje się w Polsce. Bo np. gdybyśmy nie wiedzieli, że Stanisław Jerzy Lec zmarł blisko pół wieku temu, lub nie mielibyśmy pojęcia, czyj to cytat, to czy po przeczytaniu aforyzmów: Nie poznaję tych ludzi. Na barykadach byli wyżsi. ! ! ! Karłom trzeba się nisko kłaniać. ! ! ! Gorszy od „kultu jednostki” jest „kult zera” …mielibyśmy jakiekolwiek wątpliwości o kogo, o jakie karły – chodzi? Wybrałem dla Państwa niektóre „Myśli nieuczesane” Leca, te akurat, które najakuratniej pasują do humanistycznego i antyklerykalnego charakteru naszego tygodnika. Bo Stanisław Jerzy Lec wielkim antyklerykałem i agnostykiem był, czego nigdy nie ukrywał. Zatem do dzieła! Wybrał MAREK SZENBORN Opr. graficzne T.K., D.S.
Jeśli miałbym moich morderców spotkać na innym świecie, wolę z nimi żyć już na tym.
My podzieliliśmy się bogami, ale jak oni podzielili się nami?
identyczne. y d ig n ą s ie n o g że o b Odciski palca
„Z jednego krzyża można by zrobić dwie szubienice” – rzekł fachowiec z pogardą.
W piekle diabeł jest postacią pozytywną. W co wierzę? W Boga, jeżeli jest.
Czasem mnie diabeł kusi, by uwierzyć w Boga.
Na procesach przyznawały się czarownice do obcowania z diabłem. Krew w nas się burzy! Jak można było je karę, Czy za w do tego zmusić, przecież wierzę diabła nie ma! Ale głos że nie ? duszy rozsądku w nas woła: nie mam „Nieprawda, nieprawda, nieprawda!”. Diabeł istnieje, był właśnie inkwizytorem.
Można zmienić wiarę, nie zmieniając Boga. I odwrotnie.
A może Bóg sobie mnie upatrzył na ateistę?
duszę,
Burząc pomniki, oszczędzajcie cokoły. Zawsze mogą się przydać.
Czym staje się diabeł, kiedy przestaje wierzyć w Boga?
Na szyi żyrafy pchła zaczyna wierzyć w nieśmiertelność.
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
Widziałem latające klatki. Były w nich orły.
Najczęściej tracą wolność ci, co jej pragną. A może mury Jerycha padły od zbytniego dęcia w fanfary wewnątrz tych murów?
15
Łatwowiercy – cóż za gro źna sekta!
I antysemitów poznaje się po nosie.
ni mają Węszącym. Gdy kapła dki, ruku może chore żołą lko błąd w d ty ie n , m ie o jc zm”. Uważa j bog w „nacjonali ” zm li a n nie składa jo c zmienić „ra ych ofiar. n w a r t s o ciężk
I płynąc przez Styks ludzie drżą, by nie utonąć. Zaświaty
rządzą się prawami tego świata, do którego przylegają.
wtedy st tylko cy go Anonim je gdy piszą , y n l a z c dopusz nikim. cie jest rzeczywiś
Ślepej wierze źle z oczu patrzy.
Smutno, gdy kręgosłup prostuje się dopiero na krzyżu.
Budujmy Sodomy, gdy będziemy ich mieli tysiąc, dorobimy się 10000 sprawiedliwych.
W raju winno być wszystko: i piekło!
Chleb otwiera każde usta.
Najtrudniej podpalić piekło.
Ileż obrządków ma niewiara!
Jakże maleją karły w powiększeniu!
Znaki kierunkowe nie ułatwiają Drogi Krzyżowej. Czasem wzdrygam się na myśl, że mogę w sardynce ukąsić jakiegoś Jonasza z biblii dla krasnoludków.
Ileż obrządków ma niewiara!
Jakieś przyszłe Darwiny wystąpią może z tezą, że wysoko rozwinięte istoty (do których należeć będą) pochodzą od ludzi. Będzie to szok niemały! Tylko całkiem Wieko tru zimni dranie mny p od strony otrafią mieć w piekle ciepły użytkown ika kącik. nie je
st ozdobn e.
wolników ie n e ż , y Były czas kupować. ie ln a g le ło trzeba by Kto wie, co by odkrył Kolumb, gdyby nie stanęła mu na drodze Ameryka.
tak Boję się aniołów, są być się dzą zgo że dobrzy, . szatanami
Niektórym wydaje się, że pochodzą od małp, co siedziały na drzewie wiadomości złego i dobrego.
A może twój Bóg by chciał, byś go chwalił przed innymi Bogami?
„Ecce homo!” Ciekaw jestem, czy jakieś zwierzę, patrząc na nas, myśli:
Nie pytaj Boga o drogę do nieba, bo wskaże ci najtrudniejszą.
Nawet flądra nie jest bezstronna.
Bóg Janus miał dwa oblicza. Światowid potrzebował ich aż cztery, istniały bóstwa o jeszcze większej ilości twarzy. Świadczy to o jakże trudnej sytuacji ówczesnego społeczeństwa boskiego.
Za każdego trupa zapisujemy śmierci plus krzyżykiem na cmentarzu.
Kocham człowieka. Nigdy nie byłbym go stworzył.
Dopiero po Stworzeniu Świata powstało mnóstwo niestworzonych rzeczy.
Każda krowa była kiedyś bycza. Duch czasu straszy nawet ateistów.
Pamiętajcie, że i niewiara może być czyimś najświętszym uczuciem. Nie szargajcie jej.
szłości: Groza przy niki. m o p e c ą j a gad Kto jest bez winy, niech rzuci pierwszy kamieniem. Pułapka. Wtedy już nie będzie bez winy.
Czy jestem wierzący? Bóg jedyny raczy wiedzieć.
Wszyscy bogowie byli nieśmiertelni.
Nie twórzcie sobie bogów na swoje podobieństwo!
I Judasze nauczyli si ę nosić krzyże.
Wiem, skąd legenda o bogactwie żydowskim. Żydzi płacą za wszystko.
I pies w stolicy szczeka centralniej.
Śmierci klientela nie wymiera.
Przedostatni Mohikanin zabija często ostatniego Mohikanina, by nim zostać .
ę wieku: śmierć broni si Ta cicha duma w czło u ulega. przed nami, ale w końc Śniła mi się rekl ama środków antyko ncepcyjnych: Pierwszym warunkiem
nieśmiertelności jest śmierć.
„Nie urodzeni będą was błogosławić!”
Człowiek, który nie ma litości, winien o nią błag ać.
I pielgrzymom pocą się nogi.
16
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
ZE ŚWIATA
EMIGRUJMY Z ZIEMI! Genialny astrofizyk brytyjski Stephen Hawking ma ostatnimi czasy złe przeczucia.
Przed kilku miesiącami ostrzegał przed szukaniem kontaktu z kosmitami, bo może się to dla ludzi źle skończyć. Teraz wyraża obawy, że rodzaj ludzki jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wymienia przyczyny zagrożenia: wojny, zbyt duża populacja Ziemian i wyczerpywanie się surowców. „Trudno będzie uniknąć katastrofy w ciągu najbliższych 100 lat, nie mówiąc już o zagrożeniach w ciągu tysiąca czy miliona lat – stwierdza. – Widzę wielkie zagrożenia dla naszego gatunku. Szereg razy w przeszłości byliśmy o krok od tragedii – na przykład podczas kubańskiego kryzysu rakietowego. Częstotliwość tego typu zdarzeń będzie w przyszłości wzrastać. Musimy uciekać w kosmos” – konkluduje uczony, który już wcześniej postulował kolonizację wszechświata. Najbliższa gwiazda, Proxima Centauri, znajduje się w odległości przeszło 4 lat świetlnych od Ziemi. Tyle trzeba by tam lecieć z prędkością światła. Rakieta z konwencjonalnym napędem, jakim się dziś posługujemy, potrzebowałaby 50 tys. lat na pokonanie tej odległości… TN
ATEISTA DLA KOŚCIOŁA Archidiecezja nowojorska dostała prezent na swe katolickie szkoły. Hojny – 5,6 mln dolarów. Ale nie to jest ewenementem. Darczyńcą jest ateista – biznesmen Robert Wilson. 83-letni inwestor, który przeszedł na emeryturę w roku 1986 i zarobione 225 mln zainwestował w różne firmy, wyznaje, że zaczął tracić wiarę w Boga, gdy poszedł na studia ekonomiczne do Amherst College. „Ludzie religijni mawiają, że nie byłoby tego, co nas otacza, bez Kreatora. Ale kto stworzył Kreatora?” – zastanawiał się Wilson. Choć stracił wiarę w Boga, nie zwątpił w szkoły katolickie, które „uczą czytania, pisania i arytmetyki lepiej niż zdominowane przez związki zawodowe szkoły państwowe z biednych dzielnic”. Początkowo Wilson przekazywał pieniądze na cele ekologiczne, ale w roku 1997 zaczął wspierać szkoły
archidiecezji Nowy Jork. Rozdał już na cele charytatywne 55 mln, przed końcem życia zamierza przeznaczyć na filantropię 70 proc. swego majątku. „Szkoły katolickie są zamykane w całym kraju z powodu braku funduszy, a Bill Gates nie ma na tyle pieniędzy, by je wesprzeć” – konstatuje. Nowojorskiemu arcybiskupowi Dolanowi ani trochę nie przeszkadza, że finansuje go bezbożnik. Podobne stanowisko miał jego poprzednik, kardynał Edward Egan, który zaprzyjaźnił się z Wilsonem – razem biesiadowali i prowadzili dyskusje. Kardynał od czasu do czasu delikatnie indagował, kiedy filantrop się nawróci, lecz nie dostawał zadowalającej odpowiedzi. Dostawał forsę i to go zadowalało. JF
CZY PAPA JEST HOMO? Tata Mela Gibsona – aktora i reżysera z USA, który tak pięknie ukazał torturowanie Jezusa, że spodobało się naszemu papieżowi, kiedy jeszcze żył – zna prawdę o Benedykcie. Intymną prawdę. Podczas wywiadu w radiowym show „Political Cesspool Hutton” starszy Gibson wyjawił, że szef Watykanu i katolicyzmu jest homoseksualistą. 91-letni matuzalem stwierdził także, iż stolica Piotrowa to obszar upolityczniony do tego stopnia, że niezdolny jest rozważać kwestii tak kontrowersyjnych jak homoseksualizm. „Zresztą o czym my mówimy – machnął ręką Gibson senior. – Połowa ludzi w Watykanie to pedały”. Wiadomo już, po kim synek odziedziczył skłonność do śmiałych sądów... W roku 2006 Mel zbluzgał od Żydów policjanta, który ośmielił się złapać celebrytę jeżdżącego po Malibu na dużej bani. JF
ANIOŁKI GEORGE’A W bezprecedensowej wojnie pastora z właścicielem rozbieranego klubu stwierdzono na razie remis (1:1).
Powiedzieć, że Tommy George i Bill Dunfee spod Warszawy (ale tej w stanie Ohio) nie byli zakumplowani, byłoby dużym niedopowiedzeniem. Dunfee zatruwał życie i pracę George’owi, George ranił wartości Dunfee. Pierwszy był pastorem Świątyni Nowego Poczęcia, drugi – właścicielem klubu striptizowego Foxhole.
Nietrudno się domyślić, że zaczął pastor. Bywalcy kościoła koczowali pod klubem Foxhole, zawodzili pieśni, filmowali wchodzących oraz numery rejestracyjne ich aut, a zdjęcia publikowali w internecie. Na dodatek Dunfee publicznie twierdził, że „George jest pasożytem, człowiekiem bez moralności, a przecież Jezus Chrystus mówił, że nie można dzielić miejsca z diabłem”. George usiłował się bronić: przed dwoma laty wytoczył pastorowi sprawę w sądzie federalnym. Przegrał. Wpadł więc na pomysł, żeby przeciw Dunfee i jego dewotom zastosować ich własną broń. Przed kościołem położonym 10 km od klubu pojawiły się tancerki George’a, ubrane m.in. w przezroczyste szorty. Siedziały na składanych krzesełkach przed kościołem, machały do przejeżdżających, grillowały. A nawet... dzierżyły transparenty z cytatami z Biblii, np. kawałek z Ewangelii św. Mateusza: „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przyjdą przyodziani w owcze skóry”. George nie zamierza odpuścić. „Kiedy ci debile odczepią się od nas, my odczepimy się od nich. W tym kraju każdy jeszcze może wierzyć w co chce” – powiada. Prokurator i szeryf nie bardzo wiedzą, co z tym robić i na razie asekuracyjnie potwierdzają tylko, że „są świadomi istniejącej sytuacji”. PZ
POLAK JEDNAK POTRAFI 6 rok trwa batalia parafian polskiego kościoła św. Stanisława Kostki (niemal w centrum St. Louis) z archidiecezją. Pokrótce przypomnijmy początki konfliktu... Świątynia, która powstała w roku 1981, otrzymała od biskupa przywilej, na mocy którego parafia mogła zebrane pieniądze zatrzymywać dla siebie. Niestety, abp Raymond Burke unieważnił ów przywilej. Koniec z tym – oświadczył – i zażądał odprowadzania pieniędzy do archidiecezji. Nic z tego – odpowiedziała rada parafialna. Najpierw, w ramach represji, wymieniono księży, ale parafianie ściągnęli na własną rękę nowego proboszcza, Polaka Marka Brożka, który bez zgody swego biskupa opuścił macierzystą parafię. Burke ekskomunikował radę parafialną i Brożka, a Watykan – na wniosek arcybiskupa – zlaicyzował kapłana. Brożek nie ustąpił – postanowił prowadzić kościół jako katolicki, ale niepodlegający Watykanowi. Ponieważ publicznie afirmował związki gejowskie, ordynację kobiet i udzielanie komunii niekatolikom, przybyło mu spore grono nowych wyznawców, ale część polskiej klienteli, zgorszona, odmówiła mu poparcia i zaczęła szukać ugody z archidiecezją, pragnąc powrotu pod skrzydła Watykanu. Trwały poufne rozmowy, których efektem była propozycja Kościoła: rada parafialna miała zachować prawo własności parafii i nadzór na finansami, ale druga rada, utworzona przez nowego szefa archidiecezji, abp. Roberta Carlsona, miała przejąć część
praw, w tym prawo wynajmowania kościoła i plebanii, które pozostawałyby pod kontrolą archidiecezji. 8 sierpnia odbyło się głosowanie: 257 parafian opowiedziało się przeciwko pojednaniu z władzami Kościoła katolickiego, 185 było za. „To dokładnie to, czego pragnęliśmy” – oświadczył przedstawiciel większości Bob Zabielski. Wierni, którzy głosowali przeciw pojednaniu z archidiecezją, wyrażali obawy, że zgoda zostanie wykorzystana do matactw. Odmówili zaufania arcybiskupowi i potwierdzili zaufanie do ks. Brożka. Również nowi parafianie przyjęli wynik głosowania z entuzjazmem. Nikomu nie przeszkadza fakt, że występując przeciwko swemu biskupowi, właściwie przestają być katolikami. Archidiecezja musi być wściekła. Wyczerpała sankcje karne i nie odniosła sukcesu. TN
GAZ DO DECHY Zła wieść dla naftowych szejków. Brytyjscy inżynierowie przystosowali silnik volkswagena do spalania biogazów pochodzących z ludzkich odchodów.
Ekskrementy spuszczane rocznie w ubikacjach 70 domów mogą zapewnić paliwo potrzebne do przejechania 160 tys. km. Osiągi będą porównywalne z tymi, jakie zapewnia silnik benzynowy! Klasyczny VW garbus z dwulitrowym silnikiem może rozwinąć prędkość ok. 180 km/godz. „Kierowcy nie dostrzegą różnicy” – zapewnia Mohammed Saddiq z firmy GENeco, który opracował prototyp. Silnik trzeba włączyć konwencjonalnie – korzystając benzyny, ale po rozgrzaniu, sam automatycznie przestawia się na paliwo metanowe. Jeśli metanu zabraknie, samochód może kontynuować jazdę na normalnej benzynie. Przeciętna oczyszczalnia ścieków może zapewnić paliwo potrzebne do przejechania 1,7 mln km. Do atmosfery nie przedostałoby się dzięki temu 19 tys. ton dwutlenku węgla. Ciekawe tylko, jaki zapach mają spaliny? TN
samochodu, co sprawdziło się tylko w przypadku 14 proc. Strach 42 proc. wzbudzała perspektywa poważnej choroby. Doznało jej 21 proc. Studium badawcze ujawniło, że Amerykanie stają się szczęśliwsi w miarę jak się starzeją. Zależy to od postawy życiowej, nie od wieku i problemów. Okazało się, że osoby w wieku 60–80 lat są zdumiewająco szczęśliwe, nawet jeśli… cierpią na raka, choroby serca, cukrzycę, pogorszenie sprawności umysłowej czy inne schorzenia. Natomiast powyżej 80. zaczynają się mieć rzeczywiście gorzej. 41 proc. 85-latków cierpi na utratę pamięci, a 30 proc. na depresję. Lecz nawet wśród tych ludzi nie obserwuje się powszechnego zgorzknienia: tylko 1 proc. wyznaje, że ich życie było gorsze, niż się spodziewali. PZ
CZERWONI GÓRĄ To naukowe odkrycie spowoduje zapewne wzrost sprzedaży strojów męskich w kolorze czerwonym. Międzykulturowe studium badawcze przeprowadzone w USA, Chinach, Anglii i Niemczech przez prof. Andrew Elliota, psychologa z Uniwersytetu Rochester, ujawniło, że kobiety uważają mężczyzn w czerwieni albo otoczonych przez czerwień za bardziej atrakcyjnych seksualnie. Dotychczas wiadomo było, że jest to kolor przydający seksowności raczej paniom. To upodobanie ma głębokie korzenie. W społeczeństwach pierwotnych święte rekwizyty były malowane na czerwono dla podkreślenia ich mocy. W starożytnych Chinach, Japonii i krajach Afryki saharyjskiej czerwień zwiastowała wyższy status i prosperity. Rzymianie uważali mężczyzn w czerwieni za potężnych. Czy wpłynie to na naszą narodową awersję do czerwieni? PZ
TAŚMA ŚMIERCI Sposoby popełniania samobójstwa bywają wyrafinowane i makabryczne. Ten przypadek stanowi rekord... pomysłowości.
WESOŁE JEST ŻYCIE STARUSZKA Starość nie radość? A właściwie to dlaczego by nie? Okazuje się, że strach przed starością ma tylko wielkie oczy. Ludzie w wieku 18–64 lat byli w ramach badań naukowych pytani, co się z nimi stanie, gdy będą starzy, a osoby powyżej 65 roku życia pytano, co się z nimi dzieje. Odpowiedzi młodszych objawiają pesymizm: 57 proc. obawiało się utraty części pamięci, ale doznało jej tylko 25 proc., 45 proc. przypuszczało, że nie będą w stanie prowadzić
18-letni Joel de la Rosa został aresztowany w Edinburgu w Teksasie za posiadanie narkotyków. 3 godziny później już nie żył. Popełnił samobójstwo, połykając mokry papier toaletowy. Prawdopodobnie się udławił i udusił. Kilka tygodni wcześniej chłopak był aresztowany i próbował powiesić się w celi. Mimo to za drugim razem nie zastosowano żadnych środków zabezpieczających. JF
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r. a przełomie sierpnia i września 2008 r. nie było już wątpliwości, że wielka, niemal ogólnoświatowa hossa gospodarcza z pierwszej dekady XXI wieku dobiega końca. W pierwszej połowie września publicznymi i dodrukowanymi pieniędzmi ratowano w USA banki, firmy ubezpieczeniowe i fundusze inwestycyjne. Choć nie wszystkie – gdy 15 września padł gigantyczny Lehman Brothers, było już wiadomo, że świat czeka wielkie trzęsienie ziemi. Na zawalenie się systemu bankowego w wielu krajach rządy z pewnym wahaniem zareagowały bezprecedensową pomocą finansową, która uratowała system, choć kosztem rozchwiania finansów wielu państw. Nie minęło kilka miesięcy, a mieszkańców tych krajów poinformowano, że muszą zaciskać pasa, bo budżety są zadłużone i trzeba spłacać zobowiązania. Teraz państwa zadłużają się w tych instytucjach finansowych, które same parę miesięcy wcześniej łaskawie uratowały. Ale banki nie kierują się ani wdzięcznością, ani miłosierdziem. One domagają się zysków z obligacji i napierają na ogólnospołeczne wyrzeczenia. Chcą tylko uniknąć bankructw rządów – swoich największych wierzycieli.
N
Rewolucja umysłowa Przed dwoma laty w samym środku kryzysowej paniki napisaliśmy, że świat już nie będzie nigdy taki, jaki był przed kryzysem. Największe zmiany widać na poziomie myślenia o sprawach gospodarczych. Kryzys sfinalizował to, co zaczęło się dużo wcześniej – bankructwo ideologii neoliberalnej, czyli doktryny gospodarczej wspierającej interesy finansowej elity świata kosztem społeczeństw. Doktryna ta kazała rozmontowywać państwowe zabezpieczenia społeczne, deregulować gospodarkę i prywatyzować wszystko co tylko możliwe i jak szybko się tylko da. Wszystko po to, aby elicie dać nowe obszary ekspansji oraz rozgrzeszyć ją z wszelkich społecznych zobowiązań. Działano w myśl zasady – wszystko dla dobra gospodarki. A dobro gospodarki definiowano jako dobro owej elity. Jej ciągle wzrastający dobrobyt miał powoli skapywać na warstwy niższe. Ale jakoś nie chciał skapywać. W efekcie kilka procent spośród członków społeczeństw bogaciło się w szybkim tempie, a dochody całej reszty dreptały w miejscu lub zmniejszały się. Pogarszały się warunki pracy oraz zabezpieczenia społeczne. Ludzie spadek stopy życiowej rekompensowali sobie zadłużaniem się w bankach. A wszystko pod sztandarem rzekomo nieuchronnej globalizacji, do której wszystkim kazano się dostosować. Na globalizacji natomiast zarabiali znów nieliczni – reszta dostawała zwykle w kość, szantażowana utratą pracy, przeniesieniem ich firm do Trzeciego Świata itp. możliwościami.
U NAS I GDZIE INDZIEJ
17
Kryzys – 2 lata później Mijają właśnie 2 lata od czasu, kiedy niemal zawaliła się światowa gospodarka. Jak wygląda świat po rekonwalescencji? Czy czeka nas kolejny zawał?
Kryzys doszczętnie skompromitował tę pokrętną ideologię. Okazało się, że jak przyszła trwoga, czyli kryzys, to wszyscy pobiegli pod skrzydła tych wyszydzanych i okrajanych budżetów państwowych z błaganiem o ratunek. A one ratowały ze strachu przed tym, że cały świat gospodarczy zupełnie się zawali, a pod gruzami znajdą się całe państwa i społeczeństwa. Teraz już wiadomo, że państwo jest absolutnie konieczne dla gospodarki, że bez niego rynki same siebie pożerają, siejąc spustoszenie i ruinę. Finansjera kompletnie się skompromitowała – zarówno moralnie, jak i merytorycznie. Okazała się chciwa i niekompetentna, choć świetnie opłacana. Z kryzysu wyszło za to zrehabilitowane państwo narodowe jako ostatnia ostoja bezpieczeństwa dla gospodarki i społeczeństwa. Nawet w Polsce dramatyczny spadek wartości złotówki został zahamowany zimą 2009 roku dopiero po zdecydowanej interwencji rządu.
Bez przełomu Ten przełom w myśleniu nie doprowadził jednak do przełomu w żadnej z najważniejszych dziedzin realnego życia. Kryzys wydaje się tylko chwilowo zażegnany. Największym zagrożeniem dla życia gospodarczego wydaje się rosnące wskutek działań antykryzysowych zadłużenie państw. A także... podjęte środki zaradcze. Lansowane przez prawicowe obecnie Niemcy potężne cięcia oszczędnościowe w całej Europie mogą okazać się katastrofalne. Boją się tego zwłaszcza Amerykanie – znacznie mniej dogmatyczni w tej kwestii. Wieszczą nawet zadławienie się gospodarki europejskiej, a w ślad za nią reszty świata. Chodzi o to, że Unia Europejska narzuciła wielu krajom (najdrastyczniej w Grecji) potężne cięcia budżetowe, ograniczenia inwestycji publicznych, emerytur, pensji itp., które w najbliższych dwóch latach mogą doprowadzić do dramatycznego spadku popytu i słabnięcia gospodarek.
Powrót recesji to mniejsze wpływy do budżetu i potrzeba cięć… I tak bez końca, aż na dno. Amerykanie zalecają ostrożniejsze cięcia i chwilowo nawet większe zadłużenie, byle tylko ratować popyt i rozwój gospodarczy. I zapewne to oni mają rację (choć tu zdania są podzielone), a nie europejska femme fatale – kanclerz Angela Merkel, która pogrążyła Grecję, a z nią Europę, nierozsądnymi wypowiedziami i spóźnionymi działaniami. À propos Grecji i innych południowoeuropejskich gospodarek zadłużonych po uszy: przy okazji kryzysu wyszło na jaw, do czego może doprowadzić obrzydzanie ludziom ich własnych państw, a także wyszydzanie płacenia podatków. To tylko niektóre z działań neoliberałów. W Grecji i we Włoszech ludzie zarabiający miliony często płacą podatki w takiej wysokości jak robotnicy najemni. A zdemoralizowany fiskus nie potrafi sobie z tym poradzić. To ta demoralizacja elit odpowiada w dużej mierze za potężne zadłużenie i życie ponad stan. Nic dziwnego, że zwykli Grecy się buntują – dlaczegóż emeryci i budżetówka sami mieliby spłacać długi, a ich własne elity nie mają na to ochoty? Obserwowane walki uliczne są między innymi próbą sprawiedliwszego wystawienia rachunków za kryzys, o czym polscy komentatorzy nie chcą zbytnio wiedzieć. Grecki kryzys przywodzi na myśl jeszcze jedną fundamentalną kwestię, której dotąd nie załatwiono. Kwestię demokratycznej kontroli nad korporacjami. Nie jest żadną tajemnicą, że upadek Grecji był sprowokowany manipulacjami na rynku walutowym, obliczonymi na spadek wartości euro. Wybrano do tego najsłabsze ogniwo – Grecję – i zaatakowano. W akcji brał udział słynny bank Goldman Sachs, uratowany zresztą z kryzysu przez publiczne pieniądze podatników. Potężne korporacje finansowe dysponują funduszami przekraczającymi dochody niektórych sporych nawet krajów. Jeśli działają w zmowie, nikt
się im nie oprze. W tej sytuacji rodzi się pytanie, czy świat może rozwijać się bezpiecznie, dopóki te chciwe i bezwzględne finansowe potwory istnieją i działają poza wszelką demokratyczną kontrolą. Pozostaje jeszcze pytanie, kto i jak miałby tym dinozaurom finansowym założyć kagańce. Nawet prezydent Obama przy swoich wszelkich wpływach i autorytecie zostałby prawdopodobnie rozszarpany przez media, których większość pozostaje na usługach wielkich korporacji.
Nadzieje i zagrożenia Optymizmem napawa fakt, że wiele krajów świata pozostało niemal poza kryzysem, m.in.: Chiny, Australia, Indie, Kanada i Brazylia. One tylko na krótko przeżyły zachwianie, by później dzięki dobrej kondycji podciągać resztę świata w górę. W dużej mierze zawdzięczają to swoim rządom (zwłaszcza Chiny i Brazylia), które w odpowiednim czasie potrafiły rzucić na rynek wielkie pieniądze, aby rozkręcić więdnącą koniunkturę. Szczególnym przypadkiem pozostaje Brazylia – kraj, który po 8 latach rządów Luli – prezydenta związkowca – przeżywa największy rozkwit w swojej historii. Nie chodzi tylko o cyferki wzrostu produktu narodowego, ale przede wszystkim o wyciąganie milionów ludzi z nędzy poprzez umiejętne programy stypendialno-socjalne. To jeden z nielicznych krajów świata, w którym przepaść pomiędzy najbogatszymi i najbiedniejszymi zmniejsza się, a nie powiększa. Brazylia stała się światowym potentatem w produkcji biopaliw i największym obok USA eksporterem żywności. Nic dziwnego zatem, że na koniec 2 kadencji Lula ma 82 procent poparcia społecznego. To jest prawdopodobnie rekord w historii świata, aby polityk był tak popularny na końcu, a nie na początku swoich rządów. Pewne dobre sygnały przychodzą także z USA. Po raz pierwszy od czasów antyspołecznego Reagana za oceanem doszło do pewnych
postępów w kwestiach socjalnych: prezydent Obama wprowadził pakiet reform, które zapewnią każdemu Amerykaninowi dostęp do ubezpieczenia medycznego. W Europie wydaje się to śmieszne, bo tu każdy ma jakąś opiekę zdrowotną zapewnioną, ale w USA to prawdziwa rewolucja, i to wygrana przy wściekłym oporze prawicy, kłamstwach mediów (Fox TV!) i gigantycznej kampanii oszczerstw. Reforma jest wprawdzie bardzo skromna, bo pod wpływem nacisku korporacji zrezygnowano z państwowego funduszu ubezpieczeń, który wstrząsnąłby tą całą marnotrawną branżą, ale i tak to wielki przełom. Towarzyszy jej nacisk prezydenta na lobby bankowe oraz pewne ograniczenia i nowe podatki, które tej branży nałożył. Wśród zagrożeń widać także łatwość, z jaką rządy i korporacje narzucają społeczeństwom wyrzeczenia, przystawiając do gardła nóż o nazwie „kryzys finansowy”. Grecja – przykład najbardziej drastyczny – niemal utraciła swoją niepodległość, bo każdy krok rządu musi być zatwierdzony przez europejski nadzór finansowy. Hiszpania wprowadziła nagle drastyczne cięcia socjalne, choć jest mniej zadłużona niż Polska. Czasem można odnieść wrażenie, że niektóre środowiska czekały na ten kryzys, aby zmusić społeczeństwo do rzeczy, które nigdy nie przeszłyby w normalnej drodze demokratycznej. I ten kryzysowy stan wyjątkowy jest niepokojący, bo nie wiadomo, do czego jeszcze może zostać użyty. Wniosek z powyższego jest jeden – prawdziwy przełom jest jeszcze przed nami. Kryzys nie doprowadził do powstania bardziej sprawiedliwego świata. Jeśli ma on kiedykolwiek nadejść, nie obejdzie się bez wielkich ruchów i rozruchów społecznych, masowej samoorganizacji i buntów. Społeczeństwa mają naprzeciw siebie egoistyczne, bogate, wpływowe niedemokratyczne struktury – korporacje, które nie oddadzą pola bez walki. MAREK KRAK
18
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
O niepodległość i socjalizm Oficjalne przekazy historyczne oraz polskie media podkreślają kluczowy wkład polskiej narodowej prawicy w odzyskanie przez Polskę niepodległości. Programowo przemilcza się rolę i walkę socjalistów. U schyłku XIX stulecia południowe i zachodnie ziemie dawnej Pierwszej Rzeczypospolitej wchodziły w skład parlamentarnych, konstytucyjnych monarchii: Cesarstwa Niemiec i Austro-Węgier. Części centralna oraz wschodnia wchodziły z kolei w skład Rosji carskiej – kraju rządzonego w sposób absolutystyczny przez dynastię Romanowów. Powyższy stan rzeczy zdawał się niepodważalny. Pokusić się można o stwierdzenie, że ówczesną sytuację Polaków zmienić mógł jedynie wybuch konfliktu zbrojnego pomiędzy trzema zaborcami. Perspektywa ta pozostawała jednak zbyt odległa. W tej sytuacji wysuwanie w działalności politycznej hasła przywrócenia Polsce niepodległości państwowej w oparciu o własny wysiłek Polaków zdawało się nosić charakter czysto życzeniowy. A jednak – mimo nad wyraz niesprzyjających warunków geopolitycznych – nieziszczalny na pozór postulat przywrócenia Polsce niepodległości państwowej podjęli u schyłku XIX wieku przedstawiciele rozwijającego się na ziemiach polskich, szczególnie w Kongresówce, ruchu socjalistycznego. Z realizacją powyższego postulatu wiązali oni bowiem ogromne nadzieje na realną, gruntowną poprawę położenia materialnego polskich robotników, wierząc przy tym, że patriotyzm i socjalizm wzajemnie się uzupełniają, a nie wykluczają. W efekcie „zjazdu socjalistów polskich spod zaboru rosyjskiego” w dniach 17–23 listopada 1892 r. w Paryżu utworzony został Związek Zagraniczny Socjalistów Polskich (ZZSP). Skupiona w ZZSP grupa działaczy – z Bolesławem Limanowskim, Feliksem Perlem, Stanisławem Mendelsonem, Stanisławem Wojciechowskim oraz Witoldem Jodko-Narkiewiczem na czele – jako główny swój cel wskazywała walkę o „niepodległą Rzeczpospolitą demokratyczną”. Jednocześnie zapowiedziano utworzenie na gruncie krajowym Polskiej Partii Socjalistycznej. Warto podkreślić w tym miejscu, że w przedmowie do polskiego wydania „Manifestu Komunistycznego” (właśnie z 1892 r.) Fryderyk Engels – odnosząc się do kwestii polskiej – stwierdził wprost: „Odrodzenie niepodległej, silnej Polski jest sprawą, która obchodzi nie tylko Polaków, lecz i nas wszystkich (...). Wywalczyć ją może tylko młody proletariat polski i w jego rękach
jest całkowicie pewna. Albowiem robotnikom całej pozostałej Europy niepodległość Polski potrzebna jest tak samo jak robotnikom polskim”. Fryderyk Engels – podobnie jak i Karol Marks – nie ukrywał swej sympatii do Polaków i idei przywrócenia Polsce niepodległości. W przypadku Karola Marksa należy przytoczyć jego słowa wypowiedziane w 1875 roku, gdy wyjaśniał przyczyny zainteresowania I Międzynarodówki kwestią restytucji niepodległego państwa polskiego: „Nie jest to bynajmniej sprzecznością, że międzynarodowa partia robotnicza dąży do odrodzenia narodu polskiego. Przeciwnie. Dopiero wtedy, gdy Polska zdobędzie na nowo swą niezależność, dopiero gdy jako naród samodzielny znowu będzie mogła sobą rozporządzać, dopiero wtedy będzie mógł się rozpocząć znowu jej rozwój wewnętrzny (...). Rozbiór Polski jest tym cementem, który spaja trzy wielkie mocarstwa despotyczne: Rosję, Prusy i Austrię. Tylko odrodzenie Polski może złamać ten związek i w ten sposób usunąć z drogi największe przeszkody społecznego wyzwolenia ludów europejskich”. Można w związku z powyższym zaryzykować stwierdzenie, że otwarcie proniepodlegościowe stanowisko twórców naukowego socjalizmu, stanowiąc swoisty ożywczy impuls, utwierdzało tym samym polskich socjalistów – obradujących u schyłku listopada 1892 r. w Paryżu – w przekonaniu, iż mozolna praca, którą zamierzali wówczas podjąć, miała sens. Na przełomie 1892 i 1893 r. do zaboru rosyjskiego udali się nielegalnie pierwsi emisariusze ZZSP, m.in. Stanisław Mendelson i Stanisław Wojciechowski. Stanisław Wojciechowski w następujący sposób charakteryzował sytuację panującą w Warszawie na początku 1893 roku: „W Warszawie wszystko zastałem w stanie bardzo opłakanym – najzupełniejsze rozbicie, zniechęcenie i niewiarę w możliwość i trwałość roboty. Wszystkie wybitniejsze jednostki wszystkich grup są skompromitowane (policyjnie) i zniechęcone do pracy (...). Niedobitki (...) coś dłubią bez określonego planu i celu, w ciągłym oczekiwaniu rekolekcji nad brzegami Wisły (...). Wszystkie programy, wszystkie typy organizacji wyczerpane – wszystko okazało się nieodpowiednie”. Pomimo ogromnych trudności i atmosfery niewątpliwie zniechęcającej do pracy – w marcu 1893 r. na terenie Kongresówki w głębokiej
konspiracji rozpoczęły działalność pierwsze koła Polskiej Partii Socjalistycznej. Z kolei dwa miesiące później, w maju 1893 r., opublikowany został w Londynie na łamach „Przedświtu” – organu prasowego ZZSP – dokument pod wymownym tytułem: „Szkic programu Polskiej Partii Socjalistycznej”. Jego autorem był Stanisław Mendelson – ówczesny wydawca i główny redaktor „Przedświtu”. „Szkic programu Polskiej Partii Socjalistycznej” otwierało następujące zdanie: „Sto lat mija od chwili, w której dawna Rzeczpospolita Polska, napadnięta przez trzy sąsiednie mocarstwa, nie była w stanie wytworzyć ze swego łona dostatecznej siły odpornej najazdowi”.
narodu” – zastąpić na tym stanowisku bezsilną i politycznie zbankrutowaną szlachtę. Za wielce interesujące uznać należy przemyślenia Stanisława Mendelsona dotyczące stosunków społecznych panujących u schyłku XIX wieku na ziemiach polskich pod zaborem rosyjskim. Odnosząc się do tej kwestii, jego autor stwierdzał bez ogródek: „Jak wszędzie, tak i u nas masy pracujące wydane są na łup wyzysku kapitalistycznego, a życie ekonomiczne kraju całego cierpi od tej samej co wszędzie, rozkiełznanej spekulacji indywidualnej. Jak wszędzie, tak i u nas ilość wywłaszczonych wzrasta, a wszelki niezbędny byt ekonomiczny jest podminowany przez rozwój gospodarki kapitalistycznej. Jak wszędzie tak i u nas
Wóz agitacyjny PPS
Z powyższego zdania wynikało jasno, że autor „Szkicu…” główną przyczynę utraty niepodległości państwowej przez „dawną Rzeczpospolitą Polską” upatrywał w jej ówczesnej wewnętrznej słabości. Odnosząc się z kolei do namacalnych skutków wynikających z utraty państwowości Stanisław Mendelson zauważał, że „z utraceniem bytu państwowego, z wygaśnięciem czynnego, państwowego życia narodowego rozwój naszych stosunków społecznych powstrzymał się. (...) skuty w kajdany zależności organizm polityczny znosił tylko biernie nawałnicę przeobrażeń społecznego życia i nie był w stanie dać nowym, rodzącym się siłom narodowym możności należytego rozwoju”. Stanisław Mendelson za warunek sine qua non „należytego rozwoju stosunków społecznych” uznał istnienie własnego w pełni niepodległego państwa, które ten rozwój umożliwiało i było jego gwarantem. Polska klasa robotnicza (bo właśnie ją miał na myśli Stanisław Mendelson) miała – jako „nowy, przyszły wódz życia politycznego całego
rozwija się coraz większe uzależnienie mas pracujących od garstki swojskich i obcych wyzyskiwaczy”. Stanisław Mendelson wyraźnie dawał do zrozumienia, że oprócz stricte robotniczych interesów klasowych istniały jeszcze interesy wyższego rzędu. W związku z tym podkreślał z jednej strony, że „Polska Partia Socjalistyczna jest przedstawicielem interesów proletariatu”, a z drugiej przekonywał: „Tylko stronnictwo socjalistyczne (...) jest przedstawicielem krajowych interesów, a nie przywilejów klasowych (...). Tylko ono może uratować kraj od samobójczej polityki, którą narzucają nam nasze klasy posiadające i nasze drobnomieszczaństwo”. Autor „Szkicu…” starał się przekonać polskich robotników, że pomiędzy wymienionymi wyżej dwoma typami interesów nie zachodziła wbrew pozorom jakakolwiek sprzeczność. Interesy proletariatu i interesy krajowe uwzględniające „korzyść całego narodu”, „ogółu”, „całego społeczeństwa”, „wszystkich” wzajemnie się pokrywały. Wobec powyższego z nieskrywanym optymizmem
deklarował, że polscy robotnicy poprzez swoją antyegoistyczną i zarazem konsekwentnie antycarską postawę „dopną z hasłem socjalizmu tego, czego romantyczny demokratyzm nie osiągnął i osiągnąć nie mógł”. Dzięki „zupełnej wolności słowa, druku, zebrań i stowarzyszeń” polscy robotnicy mieli zyskać nieograniczoną swobodę działania w uwolnionym od carskich pęt własnym państwie i tym samym – możliwość politycznego wzmacniania się. Warto podkreślić, że w walce o socjalizm już na etapie „samodzielnej Rzeczypospolitej demokratycznej” PPS brała pod uwagę wykorzystanie drogi parlamentarnej, czyli reformistycznej („bezpośrednie, powszechne i tajne głosowanie, prawodawstwo ludowe”). Odnosząc się do tej kwestii, Stanisław Mendelson stwierdzał w „Szkicu…”, że PPS „jako samodzielna partia robotnicza, opierając się na zbiorowej akcji mas pracujących, dobijać się będzie (...) pod względem ekonomicznym (...) stopniowego uspołecznienia ziemi, narzędzi produkcji i środków komunikacji”. Z faktem restytucji polskiej państwowości nie łączono zatem natychmiastowej likwidacji kapitalistycznych stosunków w sferze produkcji i w sferze własności. Miało to nastąpić po pewnym czasie dzięki wykorzystaniu drogi parlamentarnej – poprzez wyeliminowanie w zakresie prawodawstwa pracy tego, co było dotychczas patologiczne. Polscy robotnicy w „samodzielnej Rzeczypospolitej demokratycznej” mieli uzyskać w szczególności: ośmiogodzinny dzień roboczy, określone minimum płacy roboczej, równe płace dla kobiet i mężczyzn przy równej pracy, zabezpieczenie państwowe w razie wypadków, braku pracy, choroby i starości, inspektorat fabryczny wybierany przez samych robotników oraz zupełną wolność strajków robotniczych. Abstrahując od powyższych uwag, pokusić się można o stwierdzenie, że twórcy Polskiej Partii Socjalistycznej byli w pełni świadomi, iż socjalizm nie wyskoczy na zawołanie jak przysłowiowy królik z kapelusza. W praktyce ich postawa miała być nacechowana – zgodnie z wyczuwalną intencją autora „Szkicu...” – głębokim realizmem. Po wywalczeniu własnego państwa polskiemu proletariatowi nie wolno było spocząć na laurach. Zakładano bowiem, że dopiero wtedy, gdy będzie on rozporządzał odpowiednią, autentyczną siłą polityczną, zdobycie przez niego władzy politycznej stanie się w pełni możliwe. Co ważne – stanie się to bez konieczności odwoływania się do środków dyktatorskich („dyktatura proletariatu”). Ryszard Rauba
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
SZKIEŁKO I OKO Podatki i wolność
LISTY Wstyd panny „S” Nieuchronnie następuje koniec związku dopieszczanego (we własnym interesie) przez kler na czele z JPII. W zamian kler dostał władzę i bajeczny majątek. Zmierzch tego związku zawodowego postępuje, gdyż zamiast działać jako przedstawiciel robotników i rolników, zachciało się pannie „S” wejść w struktury polityczne. Strajki w latach 80. odbywały się dlatego, że rząd PRL-u płacił za nie, doprowadzając do ruiny kraj. Teraz dobre czasy się skończyły i nawet ludzie z tamtych czasów nie pozwolą na organizowanie płatnych strajków. Do likwidacji doprowadzono kolebkę „S”, zlikwidowano lub podzielono duże przedsiębiorstwa, na przykład PKP. Najwięksi krzykacze, którzy objęli wysokie stanowiska, nie zwracają uwagi na biedę niedawnych kolegów. Teraz w każdej spółce jest też „rada nadzorcza” zarabiająca krocie kosztem tych, którzy na nią pracują. Gdyby była jedna kolej, nie byłoby takich problemów jak niezapłacone tory jednej czy drugiej, prąd itp. Nie byłoby narastających zaległości finansowych i tylu rad. Czarna stonka skonsumowała duży kawał polskiego tortu. Ci nauczyciele wiary, których Pan wysłał bogatych wewnętrznie, a ubogich zewnętrznie, teraz stali się bogaci zewnętrznie, za to ubodzy wewnętrznie. Przypomina mi się wypowiedź pewnego indiańskiego wodza, który powiedział po przybyciu Hiszpanów: „Kiedy oni przybyli, my mieliśmy ziemię, a oni (kapłani) mieli Biblię. Kazali nam zamknąć oczy. Kiedy je otworzyliśmy, my mieliśmy Biblię, a oni mieli ziemię. Czy nie nastąpił cud?”. Cud nastąpił i w naszym kraju – my mieliśmy majątki, oni swoją ideologię. Teraz oni mają ziemię, ubezpieczenia, władzę itd. My nie mamy nic. Teraz wspólnie świętują kolejną rocznicę „Solidarności”. Ale nie zaprosili bezrobotnych kolegów ze śmietnika. Ministrant
Temat zastępczy – krzyż Pod Pałacem Prezydenckim w Warszawie – na działce należącej do Skarbu Państwa – „harcerze” ustawili krzyż, czyli „nielegalną budowę”, niezgodną z wymogami ustawy Prawo budowlane. Zgodnie z prawem budowlanym: ! obiektem budowlanym małej architektury kultu sakralnego są kapliczki, krzyże przydrożne... Powyższe wymagają „zgłoszenia na wykonanie obiektu budowlanego” do władzy budowlanej.
Poznań, skrzyżowanie ulicy Głogowskiej z Ostatnią przy wyjeździe na Wrocław. Jeszcze przed modernizacją skrzyżowania stał tam przy wyburzonej obecnie posesji na skromnym cokole Jezusek (wysokości około 1 m). Budowniczy dla świętego spokoju wybudowali nowy cokół po przeciwnej stronie skrzyżowania i tam go umieścili. I co?! I najnormalniej w świecie ktoś go podpierdzielił! Fotkę zrobiłem dnia 10.08.2010 r. o godz. 13.23 i 13.24. Jerzy Kulik, Poznań
! budowa i demontaż obiektu budowlanego w obszarze restrykcji konserwatora zabytków wymagają decyzji władzy budowlanej i konserwatora zabytków, czyli „zezwolenia wykonania robót budowlanych”. ! Budowa i demontaż obiektów budowlanych bez decyzji (zgody) podlega karze grzywny (zgłoszenie) oraz karze pozbawienia wolności osobistej do 2 lat (zezwolenie) [Rozdział 9 – Prawo budowlane]. Powyższe dotyczy: projektanta, inwestora, wykonawcy... Przy ustawianiu krzyża popełniono zasadnicze nieprawidłowości: ! „Harcerze” zostali wykonawcami bez zgody inwestora – właściciela działki – strony prawnej. „Harcerze”, Urząd Prezydenta i administracja KRK nie są stronami prawnymi budowy obiektu, jedynie uczestnikami nielegalnej budowy z cechami przestępstwa budowlanego i szantażu zbiorowego wobec bezradności inwestora, władz budowlanych i konserwatora zabytków. Inwestor nie wyraził zgody na budowę „krzyża”. ! Prezes PiS publicznie nawoływał do pozostawienia krzyża i ustawienia pomnika, a to nieodpowiedzialność. ! Jest to temat zastępczy wykorzystany przez PO i PiS w obecności Konstytucji RP gwarantującej wolność i równość obywateli oraz praworządność i przestrzeganie prawa, w tym budowlanego. ! „Harcerze” – pokolenie JPII – najpierw pomyślcie, a od rodziców w d..., bo i tak podatnicy zapłacą. Roman z Elbląga
Polityka pamięci Jestem głęboko zbudowany zapowiedziami pana Prezydenta o nowym kształcie polityki historycznej, którą jako głowa państwa będzie
prowadził. I już na starcie następuje zerwanie z PiS-owską retoryką „polityki historycznej” i nazwanie jej po prostu „polityką pamięci”. To krok we właściwą stronę. Wszyscy pamiętamy „politykę historyczną” w wykonaniu Lecha Kaczyńskiego i jego obozu politycznego. Była ona – delikatnie mówiąc – mocno kontrowersyjna, żeby przypomnieć tylko dzielenie społeczeństwa wokół pięknej rocznicy Sierpnia ’80 (Wałęsa agent itp.), twierdzenie, że wśród ośmiu ministrów spraw zagranicznych niepodległej Polski większość była sowieckimi agentami, że Czesław Miłosz, Szymborska, Kuroń i wielu innych to komuniści i „anty-Polacy”. W aspekcie międzynarodowym wyglądało to jeszcze gorzej: napięte stosunki z największymi sąsiadami, czyli Niemcami i Rosją, związki polityczne z małymi tego świata, kabaret z Gruzją i promocja Juszczenki, który z kolei promował UPA... Bronisław Komorowski zapowiada, że „polityka historyczna nie powinna być skierowana przeciwko komuś, nie powinna być maczugą do walenia konkurencji politycznej, a w relacjach międzynarodowych nie powinna być skierowana przeciwko innym dumnym narodom”. Nic dodać, nic ująć. W tak rozumianej polityce znajdzie się miejsce dla wszystkich: i dla Jarosława Kaczyńskiego, i Wojciecha Jaruzelskiego – bez obsesyjnych stwierdzeń, gdzie kto i kiedy stał i co robił. Tym sposobem jest też szansa zyskania przyjaciela na wschodzie, w Rosji, choć oczywiście nie za wszelką cenę. Zmiana takiej polityki w obecnych warunkach jest szansą na przywrócenie w Polsce tak potrzebnego spokoju i wytchnienia. Przemysław Prekiel
Chciałam bardzo podziękować za artykuł Pana A. Ciocha o podatkach. Mam wykształcenie prawnicze (Uniwersytet Warszawski) i niepełne ekonomiczne (przerwałam studia w połowie drogi do licencjatu w kwietniu br). Podatki już na pierwszych studiach stały się moim konikiem. Niemniej tekst Pana Ciocha dał mi zdrowo do myślenia. Jeśli chodzi o poglądy, to definiuję siebie jako liberała z odchyleniem lewicowym. Składają się na to następujące przyczyny: Na UW wbito mi do głowy, że wolność i równość się wykluczają. Przy takim konflikcie zawsze wybiorę wolność. Idealnym modelem państwa możliwym do urzeczywistnienia jest dla mnie model skandynawski. Utopijny ideał to świat bez pieniędzy, gdzie każdy robi swoje, dzieli się owocami swojej pracy i korzysta z cudzych – bez wyzysku i cwaniactwa. W świecie, gdzie wspólna kasa jest źle zarządzana i marnotrawiona (np. w Polsce), opowiadam się za maksymalną prywatyzacją administracji (szkoły, ochrona zdrowia itp.), żeby każdy mógł sam zdecydować, dokąd pójdą jego pieniądze. W obecnej Polsce najbliższa mi była idea podatku liniowego. Abstrahuję przy tym od jego ekonomicznej opłacalności – bardziej chodzi mi tu o sprawiedliwość społeczną rozumianą zgodnie
19
z rygorystyczną zasadą „kto nie pracuje, niech nie je”. Nie chodzi mi oczywiście o tych, którzy nie z własnej winy pozbawieni są możliwości zarobkowania. Artykuł Pana Ciocha w części zatytułowanej „Filozofia podatkowa” sprowokował mnie do spojrzenia na tę kwestię nieco inaczej. Rzeczywiście, coś w tym jest, że ci, którzy się dorobili, w większym stopniu korzystają z takich dóbr wspólnych jak np. infrastruktura. Może zatem faktycznie powinni w większym stopniu składać się na ich utrzymanie? W normalnie funkcjonującym państwie w takim samym stopniu korzystaliby z administracji świadczącej – jak ci, którzy pracują u nich (na nich). Nie dotyczy to oczywiście Polski, gdzie osoba mająca pieniądze wypnie się na państwową służbę zdrowia i załatwi wszystko prywatnie. Warto również przyjrzeć się definicji wolności. W moim odczuciu jest z nią tak jak z demokracją; definicja do bani, ale lepszej nie wymyślono. Chodzi mi tu oczywiście o najszersze ujęcie wolności: wolność jednego człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego. I znowu: jak szeroko możemy to rozumieć? Przecież Parady Równości to wykorzystanie wolności do głoszenia swoich poglądów. Ale ich przeciwnicy mogą podnieść, że mają wolność do 1) niezakłócania ciszy, 2) swobodnego przejścia przez ulicę, 3) nierażenia ich czymś dla nich obrzydliwym. Pola
Czytać można wszędzie... ...i zawsze. Oczywiście „Fakty i Mity”. Nasz nowy konkurs zaowocował pierwszymi pracami, spośród których wybraliśmy zdjęcie Pana Wojciecha Piasecznego z Piewoszyna. Zgodnie z zapowiedzią i regulaminem konkursu, otrzymuje Pan, Panie Wojciechu, honorarium autorskie, które wystarczy... No, na niezłą flaszkę wystarczy. Gratulujemy i jeszcze raz przypominamy wszystkim, o co chodzi. A chodzi o zdjęcia zdumiewających miejsc, okoliczności i sytuacji, w których można czytać nasz tygodnik. I nie są tu najważniejsze fotki z egzotycznych krajów – ważna jest Wasza pomysłowość i poczucie humoru. Najlepsze, najbardziej niebanalne i zaskakujące zdjęcia będą co tydzień publikowane w „FiM”, a ich autorzy mogą wyglądać listonosza z przekazem. Gdzie zatem można czytać „Fakty i Mity”? Wytężcie głowy, wyostrzcie obiektywy i wyobraźnię, połóżcie palce na spuście migawki i... do dzieła! Redakcja
20
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
KORZENIE POLSKI (72)
Gród Poznana Na ziemiach polskich w IX w. najznaczniejsze stało się państwo Polan nad Wartą. Kolebką państwowości polskiej był Ostrów Tumski w Poznaniu. Poznań jako gród słowiański powstał w miejscu dogodnej przeprawy przez Wartę. Z VII w. pochodzą najstarsze ślady materialne Polan na tym terenie, wcześniej zaś istniała w dorzeczu Warty i Wisły kultura przeworska, która upadła w czasie wędrówek ludów. Na przełomie VIII i IX w. na Ostrowie Tumskim, jedynej obecnie z licznych niegdyś wysp na Warcie w okolicy Poznania, Polanie założyli gród obronny. Tu bowiem, zaraz za przeprawą, rozchodziły się ważne drogi handlowe i strategiczne z Gniezna – prowadziły przez Santok Pomorze, na Lubusz i dalej aż do Niemiec oraz na Głogów i Wrocław. Na fundamentach pierwotnego grodu słowiańskiego, nazywanego dziś „grodem Poznana”, w X w. powstał na Ostrowie Tumskim gród piastowski, który zajmował znaczny obszar i posiadał potężniejsze wały niż jakikolwiek znany dziś gród państwa Piastów. Jak podaje jedna z legend, to tutaj doszło do ponownego spotkania Lecha, Czecha i Rusa i „poznania” się po latach niewidzenia. Stąd jakoby pochodzi nazwa grodu. Obecnie nazwę Poznań wywodzi się od imienia Poznan. Otóż w momencie upadku państwa wielkomorawskiego w 906 r. (skutek najazdów węgierskich) ludność tego
P
państwa szukała schronienia w sąsiednich krajach. Jest bardzo prawdopodobne, że pewne grupy Wielkomorawian osiedliły się nad Wartą. Jako materialne potwierdzenie tej tezy badacze wskazali szereg zabytków wczesnośredniowiecznych z terenu Poznania, których analogie dostrzeżono w okolicy Nitry (obecnie w południowo-zachodniej Słowacji), bardzo ważnej części Wielkich Moraw. W świetle językoznawstwa nazwa Poznań znaczy tyle, co gród założony przez człowieka, który miał na imię Poznan. Nie wiadomo, kim był ów Poznan, ale musiał to być ktoś znaczący, bo imiona ludzi znaczących miały charakter rodowy. Stwierdzono, że w okolicach Nitry działał ród, który nazywał się Poznan. Wiadomo, że na Wzgórzu Tumskim istniała świątynia Słowian, główne zaś miejsce dawnego kultu znajdowało się zarówno pod dzisiejszą katedrą św. Piotra i Pawła, jak i pod kościółkiem grodowym, wzniesionym staraniem żony Mieszka I – Dobrawy. W podziemiach katedry, gdzie zobaczyć można relikty katedry przedromańskiej, wypływało niegdyś święte źródło, natomiast w miejscu,
rzed dwoma tygodniami – zain spirowany przez kontrowersyjną wypowiedź Kingi Dunin – pod dałem pod debatę Czytelników sprawę apostazji. Czy należy poddawać się po niżającym kościelnym procedurom dla „dobra sprawy”, czy dać sobie spokój z oficjalnym opuszczaniem Kościoła? Ilość odpowiedzi (bardzo za nie dziękuję!) oraz siła reakcji Czytelników mocno mnie zaskoczyły. Widać, że temat jest dla wielu osób istotny i wzbudza emocje. Przypomnę, że znana ateistka i feministka Kinga Dunin oświadczyła publicznie, że poddawanie się kościelnym procedurom apostazji („absurdalnym i bezprawnym”) jest poniżające i ona nie ma zamiaru tego czynić – niezależnie od konsekwencji. Ma nadzieję, że jako osoba publicznie deklarująca niewiarę zostanie ekskomunikowana, a biegać ze świadkami po parafiach nie zamierza, bo to „szykany i dyskryminacja”. Przed tygodniem w dziale listy zamieściliśmy dwa głosy w zasadzie wspierające opinię wyrażoną przez Kingę Dunin. Ale nie wszyscy byli za zwykłym odrzuceniem kościelnych procedur. Pani Katarzyna D. uważa, że zlekceważenie ich to dozwolenie na to, by duchowni na prawo i lewo szafowali statystykami milionów wyznawców. „(...) to dopiero
gdzie wznosi się obecnie kościół NMP, palono prawdopodobnie ogień ofiarny i składano dary. Z kościółkiem grodowym (zastąpił go kościół NMP) blisko powiązane jest kamienne palatium, czyli pałac książęcy, w którym rezydował Mieszko I. Wielkość i rozmach, z jakim został zbudowany dwukondygnacyjny pałac, pokazują, że pierwsi historyczni Piastowie mieli jasno sprecyzowaną opinię o swojej pozycji wśród innych władców ówczesnej Europy. Już od 966 r. Poznań był siedzibą
pierwszego biskupa Polski Jordana i siedzibą biskupstwa misyjnego, najważniejszego podówczas ośrodka chrześcijańskiego w kraju. Siedziba biskupa i pierwsza katedra mieściły się na podgrodziu na Ostrowie Tumskim. We
absurd! – twierdzi p. Katarzyna. – Uważam, że należy pokornie znieść cierpienia, te karygodne szykany typu grymaśno-złowrogie spojrzenia księdza, i wraz ze świadkami przemęczyć się tych parę chwil w celu uszczuplenia listy Polaków katolików. Uważam, że przy zmianie stosunku Kościół–państwo, przy dyskusji na przykład na temat obecności krzyży w szkołach, owe
wnętrzu obecnej katedry odkryto wielką, płaską misę, ze śladem po słupie wbitym w jej środek. Była to chrzcielnica (baptysterium), nad którą znajdował się daszek podtrzymywany przez ten słup. Potężne rozmiary chrzcielnicy wskazują, że odkryto miejsce masowych, uroczystych aktów chrztu, dokonywanych publicznie przez osoby dorosłe. Tutaj zapewne miał miejsce chrzest całego dworu i drużyny Mieszka I, a może i jego samego. Chrzest odbywał się pod osłoną autorytetu monarszego, w jego grodzie, a więc niekoniecznie dobrowolnie. Gród na Ostrowie Tumskim w Poznaniu był w początkach państwa największą polską twierdzą. Obok
Gniezna, Giecza i Ostrowa Lednickiego stanowił jeden ze stołecznych ośrodków państwa Piastów. O ile jednak gnieźnieńskie Wzgórze Lecha od stuleci uważane było przede wszystkim za miejsce
szacunkiem, uważam że akurat w tej kwestii ta pani myli się całkowicie. Przecież apostazja jest to jedyna decyzja, którą można w tej instytucji podjąć samodzielnie, bez pytania o zdanie mundurowych funkcjonariuszy tego ugrupowania. Nie rozumiem również, dlaczego akurat poczucie godności miałoby mnie powstrzymywać od tego kroku. Taki tok myślenia
ŻYCIE PO RELIGII
Jeszcze o apostazji uszczuplone statystyki mogą być dla zwolenników rozdziału państwa od Kościoła pomocne. Inaczej bowiem zaciekle broniący krzyży – czy to przedstawiciele Kościoła, wierzący czy politycy – mogą bronić zdania, że krzyże powinny wisieć, używając argumentu, że »przecież prawie 100 proc. Polaków to osoby tkwiące w strukturach kościelnych. A więc katolicy!«. Jestem za wytrąceniem im tego argumentu z rąk”. Nasz Czytelnik mieszkający w Europie Zachodniej (ps. Kotohomi) także nie zgadza się z poglądami pani Dunin: „Z całym
zakrawa już prawie na pokatolicki uraz. Ponieważ mieszkam od ćwierć wieku na Zachodzie, a Polskę opuściłem jako nastolatek, nigdy nie miałem okazji dopełnić tego aktu w obowiązującej w Polsce formie. Tutaj załatwia się to bezoosobowo, w sądzie”. „Kotohomi” przytacza przy okazji ciekawą historię aktu apostazji, którego świadkiem był w Polsce. Okazuje się, że to wcale nie musi być nieprzyjemne, poniżające czy nudne: „Byłem obserwatorem apostazji mego przyjaciela w Polsce jakieś 10 lat temu. Oficjalnym świadkiem był inny nasz kolega – jeden
kultu, o tyle Poznań był miejscem sprawowania władzy książęcej. Największym atutem grodu było jego położenie. Był bazą wypadową przeciwko potężnemu zachodniosłowiańskiemu Związkowi Wieleckiemu. Jeszcze większe znaczenie zyskał za Bolesława Chrobrego, zaś o potędze jego wałów przekonał się król Henryk II podczas wojny polsko-niemieckiej w 1005 r. Poznań urósł wówczas do roli twierdzy opatrznościowej. Pochód Henryka II załamał się właśnie pod bramami miasta, a król nie przystąpił nawet do oblężenia. O wyjątkowości Poznania świadczy również fakt, że w katedrze poznańskiej pochowani zostali Mieszko I i Bolesław Chrobry. Możemy sobie tylko wyobrazić bogactwo grobów naszych pierwszych władców. Obydwa grobowce były uszkodzone i obrabowane niedługo po ich powstaniu. Stało się to w czasie najazdu na Wielkopolskę księcia czeskiego Brzetysława I w 1038 r., gdy poza Mazowszem państwowości polskiej nie było. W katedrach w Gnieźnie i Poznaniu – według Galla Anonima – „dziki zwierz umieścił swe legowisko”, co oznacza, że grody te zostały wyludnione. Wśród zagarniętych olbrzymich łupów znalazły się: złoty krzyż (ofiarowany przez Mieszka I i ważący trzy razy tyle, co on sam), trzy złote płyty od ołtarza św. Wojciecha, olbrzymie dzwony, a także zwłoki Wojciecha, Radzima Gaudentego (brat Wojciecha) oraz „pięciu braci męczenników”. W ruinach poznańskiej katedry odnaleziono czeską monetę – ślad po wojownikach Brzetysława. ARTUR CECUŁA
świadek wystarczył. Weszliśmy z chłopakami na plebanię i w różowych humorach powiedzieliśmy proboszczowi o co chodzi. Nie był oczywiście zachwycony, ale niewiele nas to ruszało. Przecież nie przyszliśmy z petycją – jedynym powodem naszej wizyty było wypisanie z tej ferajny naszego kumpla. Na każde zdanie wielebnego reagowaliśmy jedynie humorem: od uśmieszków aż do wybuchów śmiechu. Radzę spróbować każdemu – to strasznie płoszy przeciwnika. Na do widzenia katabas wysyczał zajadle za nami, że »wrócić już nie będzie tak łatwo«. Skwitowaliśmy to ostatnim wybuchem śmiechu, a świadek dodał jeszcze przez ramię: »Niech nas pan nie straszy«. A oto wnioski „Kotohomiego”: „Jeśli już było się tyle czasu watykańskim niewolnikiem, to niezbyt mądrze jest pozbawiać się takiego przeżycia jak ta ostatnia wizyta na plebanii. A jaka ona będzie i kto po niej będzie zagryzał zęby, to już jest tylko indywidualny wybór apostaty i nikogo więcej”. Za tydzień spróbuję podsumować głosy wyrażone w naszej debacie o apostazji – także te nieopublikowane na łamach „FiM”. Przeanalizuję także wnioski wyrażone w listach. Niektóre z nich wzywają polityków do regulowania przez państwo kwestii apostazji. Będziemy zatem apelować! MAREK KRAK
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
21
Mistrz i inkwizycja Działalność inkwizycji w Małopolsce w latach 40. XV stulecia jest słabo udokumentowana z powodu zniszczonych później akt procesów. Wśród nielicznych dowodów ludobójczej działalności Kościoła zachowały się źródła dotyczące procesu inkwizycyjnego mistrza Jędrzeja Gałki. Na przełomie listopada i grudnia 1444 r. do Polski dotarła wieść o przegranej bitwie wojsk chrześcijańskich z Turkami pod Warną. Klęskę spowodował porywisty charakter króla Władysława Jagiellończyka, który szybko został zwalony na ziemię i pozbawiony życia przez jednego z janczarów. A ponieważ ciała Władysława nigdy nie odnaleziono i co pewien czas pojawiały się wieści o jego ocaleniu, z Krakowa wysyłano poselstwa w różne części Europy. Dopiero wiosną 1445 roku rada koronna – na wniosek biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego – postanowiła na przyszłego monarchę obrać młodziutkiego Kazimierza Jagiellończyka. Z powodu jego niepełnoletności przez długie miesiące Polską rządziła rada na czele z metropolitą krakowskim. Był to oczywiście okres rozkwitu majątków Kościoła. Wpływ biskupa był ogromny także po przyjęciu korony przez Kazimierza (17 września 1446 r.). Nienawiść do innowierców, spotęgowana tragiczną historią Władysława i sromotną klęską chrześcijan z Turkami, dała o sobie znać m.in. w korespondencji Oleśnickiego z dostojnikami czeskimi. Mieli oni wiele zastrzeżeń do polskich kaznodziejów husyckich i feudałów husytów, którzy po osiedleniu się w Czechach rzekomo czynili tam szkody katolickim duchownym. Dnia 22 sierpnia 1447 r. Zbigniew Oleśnicki odpisał, że winni są feudałowie czescy, którzy przyjmują heretyckich uciekinierów z Polski pod swój dach na służbę. Wskazując, co należy z nimi uczynić, zasugerował surowe działania inkwizycyjne: „My, wszyscy kapłani Królestwa Polskiego, tego rodzaju ludzi dla kar apostolskich z tej naszej ojczyzny wykluczamy, poskramiamy i wypędzamy, a podejrzanych o herezję skazujemy albo na śmierć w ogniu, albo na śmierć w wiecznym więzieniu. Nie sposób jednak dziś dowieść, jak wielu spłonęło na stosach, a ilu zamęczono w wilgotnych i brudnych celach. Pewien obraz sposobu traktowania podejrzanych o herezję podsuwa historia mistrza Jędrzeja Gałki z Dobczyna, profesora i dziekana wydziału sztuk wyzwolonych Uniwersytetu Krakowskiego. Nie miało znaczenia zajmowane przezeń stanowisko ani brak niezbitych
dowodów złamania prawa kanonicznego. W kwietniu 1449 r. Zbigniew Oleśnicki opowiedział o swych podejrzeniach inkwizytorowi krakowskiemu Albertowi z klasztoru Świętej Trójcy. Ten z kolei – w porozumieniu z wikariuszem generalnym Janem Elgotem – zlecił rewizję w mieszkaniu Gałki. Podczas przeszukania znaleziono pisma potępionego na soborze herezjarchy Jana Wiklifa, o czym wikariusz natychmiast poinformował inkwizytora. Po przesłaniu dominikaninowi znalezionych pism, zwrócił się doń z oficjalną prośbą o podjęcie działań inkwizycyjnych. Następnie przygotował list do Zbigniewa Oleśnickiego, relacjonując w nim całe zdarzenie: „Pewien mistrz sztuk wyzwolonych tego uniwersytetu, u którego wspomniany Gałka pewne księgi miał złożone i powierzone (...) począł te księgi przeglądać [i] znalazł między nimi pewną ilość traktatów i seksternów ręką owego magistra spisanych a pełnych błędów [heretyckich]. Znalazł pochwały pieśni w języku ludowym ku czci potępionego heretyka Wiklifa, także ręką jego zanotowane, znalazł dzieła tegoż Wiklifa i owego Anglika, jego wspólnika. Kiedy to wszystko do mnie przyniesiono, skoro, chociaż pobieżnie, to przejrzałem, wzdrygnąłem się na tak straszliwe i pełne trucizny błędy. Aby ogólnie powiedzieć, łają od ostatnich stan duchownych i kościelnych osób, poczynając od papieża aż do najmniejszych (...) mówią, iż nie przystoi własność rzeczy doczesnych klerowi [posiadać], a tylko umiarkowane używanie; niech [duchowni] pracują [fizycznie] (...), że źli księża nie mogą udzielać sakramentów, potępia spowiedź uszną (…). Wziąłem tedy seksterny owe do siebie i postanowiłem razem z panem inkwizytorem, aby się odbył proces u pana Alberta w klasztorze mogilskim”. Zanim biskup krakowski zdążył podjąć decyzję o aresztowaniu mistrza Gałki, a inkwizytor o wezwaniu go na przesłuchanie, podejrzany uciekł z Krakowa do księcia Bolesława na Śląsk, co uniemożliwiło przeprowadzenie procesu. W drugim liście do Oleśnickiego Elgot tłumaczył się z zaistniałej sytuacji: „W sprawie owego Gałki nie powiodło nam się (...). Zbiegł bowiem z naszych rąk i już słyszę, że do owego Bolka, księcia opolskiego, się schronił”.
Jędrzej Gałka musiał sobie doskonale zdawać sprawę z tego, że za przetrzymywanie pism uznanych za heretyckie w Królestwie Polskim grozi mu utrata życia. Wiedział, że przesłuchanie z inkwizytorem jest wyłącznie grą pozorów dla utrzymania części procedur kanonicznych. Skoro dokonano niezapowiedzianej rewizji w krakowskim mieszkaniu, zabrano jego zbiory z klasztoru, a do tego biskup wysłał za nim oszczercze pisma do książąt śląskich, to należało tylko czekać na aresztowanie i wyrok. I faktycznie – biskup krakowski wespół z inkwizytorem wydali nań zaocznie wyrok potępienia i śmierci.
tylko ten, kto pozwany przez uprawniony do tego sąd, sam przyzna się do herezji albo będzie mu herezja dowiedziona przez wiarygodnych świadków. Ja zaś dwadzieścia lat w Uniwersytecie Krakowskim w kolegium z mistrzami, a kilka lat jako kanonik Świętego Floriana, wreszcie w klasztorze w Mogile, aż do ostatniego dnia opuszczenia go, zawsze pozostawałem wolnym, nie byłem pozywany do sądu, ani sądzony, ani skazany, ani nie odpowiadałem w sądzie na zarzut przynależności do jakiejś sekty, która jest uważana za heretycką”. W dalszej części listu mistrz Gałka przyznał się do studiowania wielu potępionych pism, ale usprawiedliwiał
Narada inkwizytorów z biskupem
Swoje oburzenie na temat bezprawnej akcji Gałka wyraził niebawem w liście do biskupa Oleśnickiego: „Pisaliście do książąt świeckich przeciwko mnie (...) ojcze, że jestem człowiekiem niosącym zarazę i jak najbardziej wrogim wierze chrześcijańskiej, a w szczególności do najczcigodniejszego księcia i pana Bolesława Piątego, księcia na Opolu i Głogowie, aby mię uwięził. Ale on, który ponad życie i wszelką piękność umiłował mądrość, prawdę i wszelkie dobra, które ona niesie, nie przychyli się, mam nadzieję, do pism waszych, a będzie słuchać Boga i jego praw niż ludzi, ludzkich zdrad i nauk; i mnie, człowieka, którego sprawy nie zbadano, [chciałeś] skazać na śmierć na podstawie samego tylko pisma waszego, jak Piłat [który] (...) potępił Chrystusa na sam krzyk kapłanów Judy. Pokrzywdziliście mnie i znieważyli tymi pismami waszymi, a uczyniliście to przeciw Pismu Świętemu, które powiada: »Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni«, i przeciw waszemu prawu od króla, które mówi, że nikt nie ma być uważany za heretyka, jak
to chęcią zdobycia szerszej wiedzy, a nie propagowania herezji. Przekonany, że donieśli nań biskupowi zawistni wykładowcy z Uniwersytetu, dał upust swym myślom o wypaczonej tam edukacji, ograniczonej wyłącznie do studiowania ustalonej przez Kościół liczby dzieł: „Do tego jawnie się przyznaję, że czytałem i odpisywałem przez wiele lat księgi Wiklifa o uniwersaliach [czyli pojęciach ogólnych] i ideach, o symonii i bluźnierstwie. Niektóre z jego twierdzeń wydają mi się najprawdziwsze, tak że nikt, nawet żaden doktor nie może niczemu zaprzeczyć (...). Przekonacie się (...), ojcze, jawnie, że (...) wasi obecni członkowie kolegiat powinni być wyłajani i ukarani za to, że za darmo jedzą chleb króla polskiego, twierdząc, iż nauczają lud sztuk wyzwolonych, sami o nich nie mając pojęcia. Albowiem ile włosów na głowie, tyle w ich nauce jest błędów”. Próbując się odegrać na Oleśnickim, ostrzegł, że podważy jego dobre imię przed obliczem polskiego monarchy: „Obecnie u wspomnianego księcia i pana mojego pragnę przebywać
tak długo, aż będę miał wolny dostęp do króla Polski, przed którym i jego dostojnikami, jeżeli mi będzie dana audiencja i możność obrony mojej sprawy i mówienia prawdy, opowiem szerzej powody gwałtu zadanego mi przez waszą wielebność, i król pan mnie z wami rozsądzi”. W innym fragmencie listu polski uczony porównał zachowanie biskupa do złodziejskiej profesji. Przy okazji postraszył Oleśnickiego, że pewne osoby będą nań szukać zemsty: „Wasza miłość uczynił mi krzywdę (...) [gdy] bez mojej wiedzy, bez wzywania mnie czy przesłuchania przez waszego wikariusza wyłamaliście zamki w mieszkaniu moim w królewskim mieście Krakowie i rzeczy moje, nie wiem jakim sposobem, przywłaszczyliście sobie i roznieśliście (...). Niech wasza wielebność raczy mi oddać rzeczy moje, które wbrew prawom bożym zatrzymujecie, ubrania, sprzęty, księgi z zakresu sztuk wyzwolonych i poezji, i księgi Wiklifa, które nie obrażają wcale wiary chrześcijańskiej (...). Słyszę też, że pieniądze moje wzięliście i zatrzymaliście (...). Również między księgami Wiklifa, które zabraliście, były pewne tomy, mianowicie o apostazji [czyli o odszczepieństwie od Kościoła], bluźnierstwie, symonii, będące własnością pewnego znakomitego Czecha, który, gdy się o tym dowie, nie będzie siedział cicho ze swymi przyjaciółmi. Dlatego lepiej byłoby oddać mi te księgi do rąk moich. Przez kolejne lata poglądy mistrza Jędrzeja Gałki (który jako jeden z nielicznych uszedł z życiem, chociaż skazany był przez inkwizycję na śmierć) zradykalizowały się. Głoszone odtąd pisma wielokroć czyniły Kościołowi spore szkody i podważały autorytet duchownych katolickich: „Obecni biskupi [rzymskokatoliccy] mówią, że są zastępcami apostołów, a proboszczowie i inni kapłani następcami uczniów Chrystusa (...). Mistrz Jan Wiklif naucza, że kapłani obecni nie są kapłanami Chrystusa (...) bo kapłani Chrystusa powinni być ubodzy (...). A ponieważ mistrz Jan Wiklif głosił tę prawdę o kapłanach i wiele innych prawd, więc papież ze swoimi bogatymi kapłanami i biskupami bojąc się utracić [dobra i przywileje] (...) prawie jedenaście lat po śmierci Wiklifa poczęli go nazywać heretykiem i niszczyć jego księgi, i tak postanowili, że kto by czytał księgi Wiklifa lub z nich nauczał, ma się heretykiem nazywać. Wiedzcie, że to jest przyczyna, dlaczego teraźniejsi kapłani oburzają się na księgi Wiklifa. Nic dodać, nic ująć. SZYMON WRZESIŃSKI* *Autor książki „Kat w dawnej Polsce na Śląsku i Pomorzu (wyd. Replika, Zakrzewo 2010).
22
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (38)
spowiedź uszną i zakazał posiadania i czytania Biblii w językach narodowych. Wydał restrykcyjne zarządzenia dotyczące Żydów oraz wezwał do krwawej krucjaty przeciwko albigensom. 1229 r. – Grzegorz IX zakazał czytania Biblii pod sankcją kar inkwizycyjnych. 1244 r. – Innocenty IV nakaW ten sposób – wbrew drugiemu przyzał konfiskatę i spalenie Talmudu. kazaniu Dekalogu (Wj 20. 4–6) oraz Zalecał tortury i karę śmierci wosłowom Jezusa, aby czcić Boga „w dubec heretyków. chu i w prawdzie” (J 4. 24) – usankcjonowano kult obrazów i posągów. 1302 r. – Bonifacy VIII w bulli „Unam sanctam” sformułował dokIX w. – Stefan VI zainscenizotrynę dwóch mieczy, duchowego wał sąd nad zmarłym papieżem Fori świeckiego, którymi Kościół włada mozusem (891–896) i za naruszenie w zależności od potrzeb i okolicznoustaw kościelnych nakazał porąbać ści. Władza świecka miała więc spełjego zwłoki i wrzucić je do Tybru. niać funkcję narzędzia służącego X w. – Papież Sergiusz III zado obrony Kościoła i przywoływania mordował dwóch swoich poprzeddo porządku heretyków. Poza tym ników – Leona V i Krzysztofa. Był bulla głosiła, że bez podporządkowateż kochankiem Marozji i ojcem nia się papieżowi nikt nie może być późniejszego papieża Jana XI. zbawiony (por. Mt 11. 28–30). X w. – Jan X był kochankiem Teodory. Jako pierwszy papież 1415 r. – Sobór w Konstancji skazbrojnie uczestniczył w wojnie z Sazał Jana Husa na śmierć przez sparacenami. Mianował arcybiskupem lenie na stosie. Rok później spalony Reims pięcioletnie dziecko. został jego przyjaciel – Hieronim. X w. – Jan XII uczynił z pała1417 r. – Zakończyła się wielka cu papieskiego dom publiczny. schizma papieska, podczas której Kościołem rządzili trzej papieże. 1498 r. – Na polecenie Aleksandra VI spalono na stosie Girolama Savonarolę. Rodrigo Borgia, czyli Aleksander VI, jak wielu jego poprzedników, kupił urząd papieski i jak oni uprawiał symonię i nepotyzm. 1564 r. – Tradycja została uznana za źródło objawienia równorzędne z Biblią. W praktyce stała się ważniejsza od Pisma Świętego (por. Mt 15. 1–14). 1854 r. – Pius IX ogłosił dogmat o niepokalanym poczęciu Maryi (por. Rz 3. 23; 1 J 1. 8, 10). 1870 r. – Sobór WatykańGrzegorz VII ski I sformułował i ogłosił dogmat o nieomylności papieża. Jednak nie wszyscy biskupi go X w. – Grzegorz V wtrącił oślezaakceptowali. Ci, którzy nie dali pionego (z obciętym nosem i uszami) się zastraszyć, opuścili sobór i utwopapieża Jana XVI do więzienia i zarzyli Kościół starokatolicki. Dogmat morzył go na śmierć (por. Mt 5. 44). ten zatem nie tylko nie przyczynił XI w. – Benedykt IX wstąpił się do nowych nawróceń na katolina tron papieski, mając czternaście cyzm i zjednoczenia Kościoła rzymlat. Oskarżony o rozboje i gwałty, skiego, jak tego spodziewali się niesprzedał urząd papieski Janowi którzy zwolennicy, ale spowodoGracjanowi, który przyjął imię wał kolejny rozłam w tej instytucji Grzegorza VI. i pogłębił przepaść między nim 1074 r. – Grzegorz VII wproa prawosławiem i protestantyzmem. wadził przymusowy celibat dla duJak widać, powyższa lista wypachownych (por. 1 Tm 3. 1–7). Jedczeń i zbrodni papieskich – choć nie nocześnie ogłosił, że „zgodnie z Pijest wcale kompletna – w wystarczasmem św. Kościół rzymski nigdy nie jącym stopniu podważa nieomylność błądził i nigdy nie pobłądzi”. biskupów rzymskich. Kto zaś choć1095 r. – Urban II zwołał pierwby pobieżnie zna dzieje papieży, hiszą wyprawę krzyżową do Ziemi storię Kościoła i dogmatów, ten sam Świętej i w ten sposób zapoczątkopotwierdzi, że jest wiele innych pował dwustuletni okres krwawych kruwodów, by odrzucić ów niedorzeczcjat, które pochłonęły ok. 20 miliony dogmat. Jedno jest pewne: nie nów ofiar (por. Mt 26. 52). ma on uzasadnienia ani w Biblii, ani 1184 r. – Na polecenie Lucjuw historii Kościoła rzymskiego. sza III swą zbrodniczą działalność rozpoczęła Święta Inkwizycja (por. Jezus powiedział: „Baczcie, żeby J 16. 1–3; Ap 17. 6; 18. 24). was kto nie zwiódł” oraz: „(...) po owo1215 r. – Innocenty III zatwiercach poznacie ich” (Mt 24. 4; 7. 20). dził dogmat o transsubstancjacji, BOLESŁAW PARMA
Prymat i nieomylność (3) Apostoł Paweł powiedział: „Ja wiem, że po odejściu moim wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając trzody, nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą” (Dz 20. 29–30). Początki tego zapowiadanego odstępstwa były już co prawda dostrzegalne w czasach apostolskich, a następnie w pierwszych trzech wiekach, ale na dobre zaczęło się ono szerzyć, kiedy chrześcijaństwo uzyskało status religii państwowej. Wtedy biskupi, których ranga została zrównana z urzędnikami cesarskimi, zaczęli wynosić się ponad Pismo Święte i rościć sobie pretensje do zwierzchnictwa nad całym Kościołem, a z czasem – również do nieomylności w sprawach wiary i moralności. Aby nie być gołosłownym, przypomnę najbardziej sprzeczne z Biblią wierzenia, dogmaty i „dzieła” papieskie. Początkowy nowotestamentowy porządek został zachwiany już w II wieku, kiedy to prezbiterzy, czyli przełożeni gmin chrześcijańskich, zostali nazwani „kapłanami”. Od tego bowiem czasu z chrześcijańskiej społeczności wyodrębnia się duchowieństwo, co prowadzi najpierw do podziału na kler i laików, a następnie do powstania systemu hierarchicznego. A przecież Nowy Testament mówi o powszechnym kapłaństwie wszystkich wierzących (1 P 2. 9; Ap 1. 6; 5. 9–10); zbory (gminy) zarządzane były przez radę starszych (Dz 20. 17, 28; Flp 1. 1; Tt 1. 5–9). A oto dalsze fakty z życia Kościoła katolickiego i papieży. III w. – Kalikst I twierdził, że „Kościół jest zawsze święty, niezależnie od tego, jak byliby grzeszni jego kapłani”. Apostoł Paweł uczył natomiast, że „odrobina kwasu cały zaczyn zakwasza” (1 Kor 5. 6). III w. – Po synodzie kartagińskim w 253 r. rozpoczęto chrzczenie niemowląt. Jako dogmat chrzest niemowląt został przyjęty dopiero na soborze trydenckim w 1547 r. Nowy Testament uczy jednak, że tylko ten, kto uwierzy, może zostać ochrzczony (Mk 16. 16; Dz 2. 38). 313 r. – Krótko po tym roku, kiedy gminy chrześcijańskie albo odstąpiły już od niektórych nauk wiary ewangelicznej, albo je pozmieniały, Kościół rzymski, wbrew drugiemu przykazaniu Dekalogu (Wj 20. 4–6) wprowadził znak krzyża, który po soborze nicejskim (325 r.) związany był z trynitarnym wyznaniem wiary. Kształt dwuramiennego krzyża wywodzi się ze starożytnej Chaldei, gdzie był symbolem boga Tammuza.
IV w. – Chrześcijanie zaczęli wznosić budowle wzorowane na rzymskich bazylikach, czyli wielkich salach pałacowych. Z czasem kościoły stają się coraz bardziej zdobne, a w V wieku Hilary (461–468) zdobił je już złotem i srebrem. 321 r. – Cesarz Konstantyn postanowił, aby czcigodny dzień Słońca – niedziela – był dniem odpoczynku. Kościół obchodził więc i biblijny szabat (sobota – Wj 20. 8–11), i pogańską niedzielę. Ten stan rzeczy trwał przynajmniej przez kilka wieków. Dopiero „sobór florencki w 1441 r. wydał formalny zakaz obchodzenia soboty jako dnia świętego” (Wincenty Zaleski, „Nauka Boża. Dekalog”, s. 201). 325 r. – Sobór w Nicei zwołany przez cesarza Konstantyna ogłosił, że Jezus jest we wszystkim równy Bogu i „jednej z nim istoty”. Jezus powiedział natomiast: „Ojciec większy jest niż Ja” (J 14. 28), dodając, że jest też „jedynym prawdziwym Bogiem” (J 17. 3) – również dla niego (J 20. 17). Podobnie nauczali apostołowie (1 Kor 8. 6; 15. 24–28; 1 Tm 1. 17; 2. 5; 6. 16; Judy 25; Ap 1. 1; 3. 12). IV w. – Papież Liberiusz potępił biskupa Atanazego – rzecznika Trójcy – i pod wpływem cesarza Konstancjusza, opowiedział się za doktryną arian. Czy był nieomylny? 366 r. – Damazy I siłą wydalił z Rzymu swojego konkurenta Ursyna, czym przyczynił się do krwawych zamieszek, podczas których w jednym dniu i w jednym tylko kościele zginęło 137 osób. Biblia mówi: Nie zabijaj! 381 r. – Sobór w Konstantynopolu postanowił, że Duch Święty jest Panem i ożywicielem – trzecią osobą bóstwa – który z Ojcem i Synem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę. Natomiast Biblia mówi wyłącznie o chwale i czci Boga i Baranka (J 5. 23; Ap 5. 12–14; 22. 3; Dn 7. 9–10, 13–14). IV w. – Wprowadzono kult aniołów, zmarłych „świętych” i ich relikwii. Biblia nie daje jednak ku temu żadnych podstaw (Kol 2. 18; Ap 19. 10; 22. 8–9; Iz 8. 19–20). Uczy, że „jeden jest pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus” (1 Tm 2. 5). 431 r. – Sobór w Efezie ustanowił pierwszy dogmat maryjny. Marię, matkę Jezusa, nazwano „Bożą
Rodzicielką” (Theotokos), czyli „Matką Boską”. Dogmat ten, tak jak katolicki kult maryjny, nie ma nic wspólnego z nauką Jezusa, który nigdy nie wyróżniał Marii, choć miał ku temu wiele okazji (por. Łk 8. 21; 11. 27–28; J 2. 4). V w. – Leon I domagał się pomocy władzy państwowej w walce z heretykami i namawiał cesarza, by wydał szereg brutalnych i dyskryminujących praw przeciwko Żydom. Wystąpił też z tezą o prymacie biskupa rzymskiego. Głosiła ona, że Piotr otrzymał od Chrystusa władzę nad całym Kościołem i że przekazał ją wyłącznie swoim następcom. Ponieważ – jak twierdził – Piotr był założycielem Kościoła rzymskiego, prymat ten przysługuje biskupom rzymskim. Nowy Testament sprzeciwia się prześladowaniu kogokolwiek (Mt 5. 44) i nie potwierdza roszczeń biskupów rzymskich (por. Dz 8. 14; Gal 2. 1–14). V w. – Symmachus zdobył swój urząd w wyniku przekupstwa dworzan ariańskiego króla Teodoryka (por. Dz 8. 20–21). VI w. – Grzegorz I podpisywał własne listy tytułem „największy ze sług Bożych” (por. Flp 2. 3). Uważał, że „księża powinni strzec się kobiet niczym wrogów”. Głosił też, że nieochrzczone niemowlęta w wypadku śmierci skazane są na wieczne potępienie. Jezus powiedział jednak, że „do takich [dzieci] należy Królestwo Niebios” (Mt 19. 14). 649 r. – Ustanowiono dogmat o wiecznym dziewictwie Maryi (por. Mt 1. 25; 12. 46–50; 13. 55–56; Łk 2. 7). VII w. – Honoriusz I opowiedział się za monoteletyzmem, potępionym przez sobór chalcedoński w 451 roku. Leon II (682–683) potępił jednak stanowisko Honoriusza. A zatem jeden „nieomylny” papież uznał drugiego „nieomylnego” papieża za heretyka. VIII w. – Stefan II, zagrożony przez Longobardów, błagał na kolanach króla Pepina Małego o pomoc. Aby przekonać go do swych roszczeń, przedstawił mu sfałszowany przez jego kancelarię akt „Donacji Konstantyna”, który czynił go właścicielem znacznej części posiadłości w Italii oraz uzasadniał doczesną władzę papieży. Chociaż w 1440 r. Lorenzo Valla udowodnił, że dokument ten został sfałszowany, Kościół dopiero w… XX w. oficjalnie uznał ten akt za fałszywy. 787 r. – Cesarzowa Irena zwołała do Nicei sobór, na którym anulowano wcześniejsze zarządzenia obrazoburcze synodu w Hierea (754 r.).
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r. onflikt pierwszego „papieża” z „antypapieżem” (III wiek) jest bardzo znamienny dla narodzin papiestwa: przeciwko wykształconemu fundamentaliście i fanatykowi Hipolitowi staje prosty, ale cwany polityk biznesmen – Kalikst (patrz. ryc.). Zwycięstwo jednego bądź drugiego nie oznacza wygranej jednej z dwóch wizji Kościoła. Aby Kościół mógł się narodzić i wydostać z ram sekty, musiał zwyciężyć polityk, dostosowujący Jezusa i apostołów do wymogów „ducha czasów”. Chrześcijaństwo katakumb pozostaje sektą – pełną apokaliptycznych wizji, prorokowania i fanatyzmu. Po odnalezieniu dojść do gabinetów władzy rodzi się Kościół.
K
działając jako kochanka polityków rzymskich, nie miała w sobie nic z zakonnicy, choć więcej zrobiła dla wczesnego chrześcijaństwa, niż zrobiłby cały batalion zakonnic. Nigel Cawthorne pisze o niej tak: „Była tak piękna i znała tak wiele sposobów zaspokajania żądz cesarza, że wkrótce została jedną z jego ulubienic. Królowała podczas orgii, które podobno »dzikością i obscenicznością przewyższały orgie Nerona«. Uwielbiała epatować krągłą figurą, a kiedy odwiedzał ją papież Wiktor, wkładała bardzo skąpe stroje”. To za jej pośrednictwem „papieżowi” Wiktorowi udało się wydobyć chrześcijan skazanych na roboty w kopalniach sardyńskich. Wiktor
OKIEM SCEPTYKA Należy podkreślić, że zesłani do pracy przymusowej bynajmniej nie trafili tam za wyznawanie wiary w Jezusa Chrystusa. Była to zwykła kolonia karna, gdzie ludzie trafiali za najróżniejsze występki i zbrodnie. Niektórzy popełnili je już jako chrześcijanie, a inni w kopalniach zostali przez kler pozyskani dla nowej wiary. Na liście Marcji znajdował się niejaki Kalikst (były niewolnik chrześcijanina Karpofora), który miał później zostać „papieżem”, czyli biskupem Rzymu. Jak podaje Hipolit w „Odparciu wszelkich herezji” (Philosophoumena), droga Kaliksta do papiestwa a następnie świętości była barwna i wyboista.
na dodatkową chłostę i deportację do kopalń Sardynii, co było równoznaczne z wyrokiem śmierci. Jego los uległ zasadniczej odmianie, gdy trafił na listę cesarskiej kochanki i zdobył zaufanie „papieża” Wiktora, a przede wszystkim jego następcy – Zefiryna (199–217). Ten, wprowadzając autorytarne porządki w gminie, dostrzegł w Kalikście przedsiębiorczą duszę, która mogła mu pomóc ogarnąć prężną organizację gminy. Jak pisze św. Hipolit, „papież” Zefiryn był „człowiekiem nieuczonym i niewykształconym, który nie znał zarządzeń kościelnych, lubił prezenty i był łasy na pieniądze”. Przez swą „stałą obecność i wywracanie oczyma”, tudzież
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (2)
Papież aborcjonista Od czasów pierwszego „antypapieża”, za którego uznaje się Hipolita Rzymskiego (co ciekawe – świętego), realne postaci zaczynają się nam wyłaniać z mroków bajek i legend. Kiedy święci zaczynają obrzucać się błotem, wiemy, że spotykamy realne osoby. Hipolit jest dziś uznawany za „jednego z najświetniejszych pisarzy wczesnego Kościoła”, a jego walka z „papieskim” rozluźnianiem dawnych zasad sięgała czasów Wiktora I – pierwszego „papieża”, który zaczął się układać z władzą cesarską. Układy nie były konsekwencją „łagodniejących obyczajów” cesarskich, lecz wiodły poprzez łóżko. Kościołowi rzymskiemu udało się pozyskać główną nałożnicę cesarza Kommodusa (180–192) – wpływową Marcję (zob. E. Nowacka, „Kommodus i Marcja”, Czytelnik 1972), która stała się wielką protektorką młodej sekty, a działała na jej rzecz głównie w alkowie. Dopiero w tym kontekście można zrozumieć zdumiewający paradoks, że chrześcijanie byli prześladowani przez wspaniałych i sprawiedliwych cesarzy, a zdobyli przychylność takiego szalonego tyrana i despoty jak Kommodus. „Przez cały czas swego panowania Marek Aureliusz pogardzał chrześcijanami jako filozof i karał ich jako władca. Jakiś szczególnie nieszczęsny zbieg okoliczności sprawił, że niedola, którą chrześcijanie cierpieli pod rządami władcy cnotliwego, natychmiast ustała, gdy na tron wstąpił tyran” (Edward Gibbon). Wiadomo, że Marcja bardzo długo miała wpływ Kommodusa. Była przecież jego ulubioną kochanką. Jej wychowawcą był eunuch Hiacynt, który w rzymskiej gminie chrześcijańskiej był kapłanem oraz członkiem rady kapłańskiej „papieża” Eleuteriusza i jego następcy Wiktora I (189–199). Marcja,
przekazał jej listę, a ona w alkowie uprosiła cesarza o uwolnienie. Kolejne trzy lata nasza „katechumenka” (tak komicznie nazywa ją „Przewodnik Katolicki” – 30/2003), spędziła na orgiach cesarskich, by w końcu, kiedy poczuła, że i ona w końcu padnie ofiarą szalonego cesarza, wziąć udział w udanym spisku na jego życie. Z taką oto frakcją „liberałów” chrześcijańskich walkę podjął święty Hipolit, dla którego zasady były ważniejsze niż rozkwit organizacyjny i władza, zwłaszcza że wielkimi krokami zbliżał się ponoć koniec świata... Uchodzący za najwybitniejszego papieża II stulecia Wiktor, przyjaciel „katechumenki” Marcji, wprowadził do sekty rządy twardej ręki, czego objawem była jego batalia o datę obchodzenia Wielkanocy. Ta drobnostka liturgiczna dzieliła chrześcijan Wschodu i Zachodu. Wiktor autorytarnie zarządził, że wersja zachodnia ma być jedynie obowiązująca, a kto się temu nie podporządkuje, ten nie może się nazywać chrześcijaninem. Biskupów Wschodu krew zalała. Oburzony biskup Efezu Polikrates w liście do Wiktora i do Kościoła rzymskiego pisał: „My tego dnia nie święcimy lekkomyślnie… Tedy ja, bracia, który żyję w Panu 75 lat i który obcowałem z braćmi całego świata, i który dokładnie wczytywałem się w całe Pismo św., ja się nie boję żadnych pogróżek…” (za Leksykonem papieży). Dopiero interwencja biskupa Lyonu – świętego Ireneusza – ugasiła wojnę między biskupami.
Posłuchajmy, co jeden święty (Hipolit) przekazuje nam o drugim świętym (wg „Męczeństwa Kaliksta za prefekta miasta Fuscianusa”)… Kalikst był niewolnikiem z dzielnicy portowej, przypuszczalnie synem niewolnicy Callistrate. W młodości był hersztem rozbójników, a następnie w imieniu bogatego chrześcijanina Karpoforusa, członka dworu cesarskiego, został zarządcą swego rodzaju „banku” na rybim targu, w którym rzymscy chrześcijanie deponowali znaczne kwoty. Powierzone mu pieniądze zdefraudował („przepuścił wszystko”). Po bankructwie (187/188 r.) próbował uciec statkiem zmierzającym w kierunku Porto, lecz w pogoń za nim udał się sam Karpoforus. Ścigany skoczył do morza, ale został wyłowiony i odstawiony do Rzymu, gdzie trafił do więzienia. Po uwolnieniu wdał się z kolei w burdę w synagodze, próbując wydobyć od Żydów rzekome wierzytelności. Wyłomotany przez Żydów, stanął przed prefektem Fuscianusem, który skazał go
swe „intrygi”, Kalikst zyskiwał coraz większy wpływ w gminie, a w końcu został doradcą finansowym „papieża” oraz zarządcą cmentarzy. Po śmierci Zefiryna, jako główny doradca, zajął jego miejsce i objął stołek biskupi (217–222). Dawny defraudator i zadymiarz miał oczywiście niesłychanie wiele wyrozumiałości wobec „grzechów”. Liczyły się przede wszystkim wierność i posłuszeństwo. Hipolit lamentuje nad rozluźnieniem zasad pokuty: papież odpuszczał bowiem „grzechy cielesne” pod warunkiem popierania jego idei, dopuszczał do służby biskupów, kapłanów i diakonów po niejednym rozwodzie, głosił nieusuwalność biskupa nawet w wypadku jego „grzechu śmiertelnego” i tolerował sztuczne poronienia. „Miał jad na dnie serca” – powiada święty o świętym. Dla dzisiejszego Kościoła oczywiście obaj są ważni, gdyż jeden rozwijał teologię, drugi zaś władzę. Obaj byli wyświęceni, a autor tych obelg wobec
23
„papieża” był jednakże – według kard. Jeana Daniélou – „wielkim doktorem Kościoła i nie ma żadnego powodu, aby go nie czcić jako świętego, tak samo i jego adwersarza Kaliksta. Podobnie później zostaną pojednani w świętości Korneliusz i Cyprian”. Zostali pojednani „w świętości”, ale nie w rzeczywistości. Czytajmy dalej opowieści „wielkiego doktora Kościoła” o „wielkim administratorze” (oba sformułowania Daniélou): „(…) niezamężnym kobietom szlachetnego rodu, które jeszcze w młodocianym wieku zapragnęły męża, ale nie chciały tracić swej rangi przez zawarcie legalnego związku, pozwalał znaleźć sobie konkubenta według własnego wyboru, czy to niewolnika, czy to wolnego, i traktować go, także bez prawomocnego ślubu, jako męża. Tak tedy tak zwane chrześcijanki zaczęły stosować środki zapobiegające poczęciu i sznurowały się, by spędzić płód, gdyż z powodu swego wysokiego urodzenia i ogromnego majątku nie chciały mieć dziecka od niewolnika czy też zwykłego mężczyzny. Patrzcie, jak daleko posunął się ów niegodziwiec w swej bezbożności! Uczy cudzołóstwa i mordowania jednocześnie. A jednak bezwstydnicy owi nie przestają nazywać się »katolickim Kościołem« i wielu przyłącza się do nich, mniemając, że słusznie postępują (…). Tego to człowieka nauczanie rozprzestrzeniło się na cały świat”. Deschner napisał o tym tak: „Oczywiście taka oportunistyczna giętkość wobec codziennych potrzeb masowego wyznawcy zapewniła Kalikstowi popularność. Natomiast wielce uczony i staromodny Hipolit, autor sławnej »Traditio apostolica« (który zabraniał zabijania także żołnierzom i myśliwym, zatem »rygorysta«, jak w kręgach klerykalnych zwykło się nazywać nierozwiązłych chrześcijan), reprezentował naukę tradycyjną”. Inspiracją dla „rozwiązłości” kościelnej w pewnej mierze musiały być zmiany na dworze cesarskim. „Pontyfikat” Kaliksta pokrywa się z panowaniem bodaj najbardziej ekscentrycznego i zdeprawowanego cesarza Heliogabala (218–222). Pochodził on z syryjskiej rodziny najwyższych kapłanów boga słońca Baala, zwanego w semickim narzeczu Elah-Gabal. Heliogabal był tyranem okrutnym i niezrównoważonym emocjonalnie, ale i pontifexem maximusem wprowadzającym w Rzymie kult boga słońca. Kaliksta z Heliogabalem łączył monoteizm, a także swoboda obyczajowa. Od św. Kaliksta rozpoczęła się kościelna tradycja uznawania Kościół za święty – bez względu na to, jak bardzo zdeprawowani są jego „synowie”, czyli funkcjonariusze. Wydaje się, że biskup Marcinkus (ten od afery Banco Ambrosiano) mógł szukać swoich natchnień już w samych początkach Kościoła katolickiego. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Leczenie głodówką Powstrzymanie się przez dwa dni od jedzenia może przynieść nam olbrzymie korzyści, i to nie tylko dla zdrowia, ale też... dla budżetu domowego. Jak zatem głodować, aby nam to wyszło na zdrowie?
stotą głodówki tutaj opisywanej jest powstrzymanie się od spożywania czegokolwiek oprócz wody z dodatkiem cytryny i miodu. Spowoduje to przerwę w czynności pracy przewodu pokarmowego oraz wdroży procesy oczyszczające i naprawcze naszych narządów, tkanek i płynów ustrojowych. Prawidłowo przeprowadzona głodówka wzmocni także nasz system odpornościowy.
I
Przygotowanie Przejrzyjmy nasz kalendarz zajęć i zaplanujmy sobie co najmniej tydzień, podczas którego nie będą nas niepokoiły żadne stresy ani wyzwania wysiłkowe. Korzystnie byłoby wziąć na ten czas urlop lub nawet wyjechać w jakieś spokojne, ekologiczne miejsce. Na tydzień przed planowanym rozpoczęciem głodówki zacznijmy ograniczać lub odstawmy zupełnie kofeinę (herbata, kawa, cola), alkohol, cukier, czerwone mięso, mleko, jajka i inne produkty zwierzęce, o papierosach nawet nie wspominając. Odstawić powinniśmy też wszelkie suplementy diety, czyli witaminy, magnez itp. Aby uniknąć pokusy, pozbądźmy się produktów, którym ciężko byłoby się oprzeć (ciasta, cukierki, słodkie płatki zbożowe ser), ale... nie pozbywajmy się ich, zjadając wszystkie samemu! Można przecież urządzić spotkanie z kolegami i koleżankami z pracy i w taki pożyteczny sposób pozbyć się niekorzystnych dla nas produktów, „piekąc” przy okazji pieczeń koleżeństwa... Zgromadźmy wszystko, co nam będzie potrzebne w czasie głodówki: – relaksacyjne olejki do kąpieli; – płyty z uspokajającą muzyką;
– książki i czasopisma; – szczotkę lub szorstką gąbkę; – 4 litry niegazowanej wody mineralnej; – herbatki ziołowe i owocowe bez kofeiny; – nasiona babki w proszku (bez łusek); – słoik miodu; – 8 cytryn. ! ! ! Na tydzień przez terminem pijemy tylko czystą, niegazowaną wodę i herbatki ziołowe. Stosujemy już wyłącznie dietę roślinną, spożywając ostatni posiłek nie później niż o godz. 18. Dzień przed rozpoczęciem głodówki kończymy lekkim posiłkiem z bezmięsnej zupy jarzynowej lub naturalnego jogurtu. Następnie w celu oczyszczenia jelit z nadmiaru mas kałowych wypijamy dużą szklankę wody ze zmieszanym z nią proszkiem z babki lub innym dostępnym w sklepach zielarskich preparatem błonnikowym (np. Colon C). Do łóżka udajemy się nie później niż o godz. 21, po kąpieli w letniej wodzie i delikatnym masażu twarzy i szyi, aby pozbyć się napięcia.
Głodówka Przez obydwa dni głodówki działajmy według poniższego schematu: Godzina 7.00. Wstajemy, wypijamy powoli dużą szklankę wody. Następnie wykonujemy suche szczotkowanie skóry w celu pobudzenia krążenia i układu limfatycznego, a późnej bierzemy prysznic. Korzystnie będzie używać naprzemiennie ciepłej i chłodnej wody. Po kąpieli wcieramy w skórę łyżeczkę oleju migdałowego lub słonecznikowego, a następnie delikatnie wycieramy się do sucha. Wkładamy ciepłe, bawełniane lub lniane ubranie.
Godzina 7.30. Otwieramy okna lub wychodzimy do ogrodu i robimy poranną gimnastykę. Ćwiczenia nie powinny być forsowne, raczej ukierunkowane na rozciągnięcie i rozgrzanie organizmu, co przyśpieszy proces wydalania toksyn. Godzina 8.30. Spróbujmy trochę pomedytować. Usiądźmy wygodnie w cichym miejscu, przymknijmy oczy i pozwólmy naszym myślom swobodnie płynąć. Nie starajmy się ich pozbyć na siłę, niech same odpłyną. Po półgodzinnej medytacji nasz umysł uspokoi się, staniemy się wyciszeni i wspomożemy dobroczynne działanie głodówki. Godzina 9.00. Pora na szklankę gorącej wody z łyżeczką soku z cytryny i miodu. Następnie oddajemy się naszym codziennym czynnościom. Możemy oglądać telewizję, poczytać książkę lub wykonywać lekką pracę. Ważne jest, abyśmy pili czystą wodę, kiedy tylko poczujemy pragnienie. Godzina 13.00. Znów pijemy gorący napój z dodatkiem soku z cytryny i miodu. Godzina 14.00. Co najmniej półgodzinny spacer na świeżym powietrzu. Spacerujmy dość szybko, aby znacząco przyspieszyć przemianę materii i co za tym idzie – zintensyfikować wydalanie toksyn z organizmu. Po powrocie do domu wykonajmy zestaw ćwiczeń rozciągających i rozgrzewających mięśnie, stawy i ścięgna. Mogą to być przeróżne skłony, wymachy kończyn itp. Godzina 15.30. Wypijamy szklankę czystej wody i jeśli mamy taką możliwość, bierzemy specjalistyczny masaż relaksujący. Ktoś z rodziny może nas trochę poklepać po plecach. Jeśli nie, to ewentualnie możemy się ciut zdrzemnąć.
Godzina 18.00. Czas na kolejny gorący napój z sokiem z cytryny i miodem. Pijemy go powoli, trzymając chwilę w ustach i mieszając ze śliną. Ważne, by nie pić go łapczywie, dużymi haustami. Godzina 18.30. Relaksacja i kolejna medytacja. Godzina 20.00. Bierzemy ciepłą kąpiel (temp. ok. 40 stopni Celsjusza). Dodajemy do wody rozluźniających olejków eterycznych, np. z sosny syberyjskiej. Kąpiel doda nam energii oraz przyspieszy przemianę materii i usuwanie toksyn z ustroju. Godzina 21.00. Ostatni gorący napój z sokiem z cytryny i miodem. Kładziemy się spać. Kolejny dzień głodówki wygląda dokładnie tak samo.
Objawy niepożądane Już od pierwszego dnia głodówki możemy czuć się nienajlepiej. Mogą pojawić się zawroty i bóle głowy, nudności, uczucie zimna czy niepokój. Spadnie nasza zdolność koncentracji i możemy być poirytowani. Drugiego dnia powyższe dolegliwości mogą ustępować miejsca takim zaburzeniom jak zatkany nos, wysypki skórne, nieprzyjemny zapach ciała. Nadal może nam być zimno i możliwe są zawroty głowy. To są normalne objawy odtruwania naszego organizmu. Obserwujmy je i reagujmy na czas. Jeśli czujemy się zmęczeni – kładziemy się spać. Jeśli odczuwamy pragnienie – pijemy do woli. Dobrze jest też spacerować i stosować ćwiczenia rozciągające, które przyspieszą wydalanie toksyn z organizmu i przyczynią się do zanikania nieprzyjemnych dolegliwości. Absolutnie nie przyjmujmy żadnych leków przeciwbólowych czy też
nasennych. Stosujmy medytację, ruch, gimnastykę. W ostateczności – niesłodzoną herbatkę ziołową.
Jak zakończyć Podstawową sprawą jest czas wychodzenia z głodówki. Wychodzimy z niej tyle samo czasu, ile ona trwała. Nie jemy wtedy pewnych produktów, a przede wszystkim nie spożywamy soli przez cały czas wychodzenia. Organizm po odstawieniu soli stosunkowo wolno przyzwyczaja się do niej od nowa. Tłuszcze także są najmniej pożądanymi substancjami w czasie wychodzenia z głodówki. Ich spożycie w tym czasie może stworzyć niebezpieczne sytuacje. Sól – nawet niewielka jej ilość w kromce chleba – może spowodować obrzęki, a także podniesienie ciśnienia. Generalnie ludzie z nadciśnieniem powinni spożywać jak najmniej soli. Po głodówce jest to możliwe – organizm nie domaga się słonych potraw i z powodzeniem możemy je w naszej pogłodówkowej diecie omijać. Następnymi pokarmami, które powinny być odstawione w czasie wychodzenia, są dania wysokobiałkowe, czyli nabiał – sery, mleko i przetwory mleczne, np. jogurty, jaja – a także warzywa strączkowe, orzechy, migdały, sezam. Są to pokarmy zbyt obciążające przewód pokarmowy. Oprócz białka nie powinniśmy spożywać także tłuszczy w żadnej postaci. Posiłki nie powinny być obfite, w związku z tym, że żołądek bezpośrednio po głodówce jest obkurczony. Jeżeli tej reguły nie będziemy przestrzegać, to może to doprowadzić do bólów brzucha, a nawet niedrożności jelit, która w tym czasie może prowadzić do zagrożenia życia. W czasie wychodzenia z głodówki (a dotyczy to także późniejszego okresu) nie powinniśmy jeść po 18 wieczorem, ponieważ między 18 a 6 rano organizm powinien odpocząć od trawienia. Nasz dobowy zegar biologiczny jest tak nastawiony, że najwydajniej organy trawienne działają w godzinach rannych i wówczas należy jeść obfitsze i ewentualne ciężkostrawne pokarmy. Dlatego nasz pierwszy posiłek po głodówce powinien być zjedzony rano – zgodnie z maksymą: śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację pozostaw wrogom. Zacznijmy nasz „dzień po” od niesłodzonego duszonego jabłka lub musu jabłkowo-gruszkowego. Na obiad możemy zjeść sałatkę z gotowanych i rozdrobnionych warzyw. Pamiętajmy, aby cały czas pić dużo wody. Na kolację powinien nam wystarczyć gotowany ziemniak, marchew lub dynia. A skoro zadamy już sobie tyle trudu, by oczyścić nasz organizm, warto zadać go sobie jeszcze trochę i na stałe stosować się do zaleceń zdrowego trybu życia i zdrowej diety, aby nasze poświęcenie nie poszło na marne. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Grabarze panny „S” Płomień „Solidarności”, który wybuchł 30 lat temu, nadal płonie. Z tym, że obecnie buzuje na czymś w rodzaju oblężonego grilla, przy którym każdy chce upiec swoją pieczeń. „Co się stało z naszą klasą?” – pytał w jednym z songów Jacek Kaczmarski. No właśnie! Co się stało z naszą klasą... polityczną? Kiedy tak naprawdę runął etos „Solidarności”? Bo że runął z hukiem, nie trzeba nikogo przekonywać w okrągłe 30-lecie urodzin. Czy ten upadek był procesem trwającym lata, czy to jeden odosobniony przypadek, taki kamyczek, uruchomił lawinę? Takie jedno jedyne graniczne wydarzenie… Na ten temat powstaną pewnie tomy uczonych rozpraw, a historycy o odmiennych stanowiskach będą sobie nawzajem zarzucać niekompetencję. Ja nie jestem historykiem, więc mam luksus mylenia się. Ale czy bardzo się pomylę, gdy powiem, że WIELKI MIT NARODOWY legł w gruzach pewnego majowego dnia 1993 roku? Pamiętacie? Wtedy to padł jak stówa po wypłacie rząd konkordatowej katoliczki Hanny Suchockiej. Padł głosami właśnie posłów „Solidarności” i Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego (to była taka partyjka z Niesiołowskim na czele; na prawo od niej nie było już nic, bo sam Pan Bóg stał znacznie bardziej z lewa). Wszyscy wywodzący się z jednego solidarnościowego pnia antysuchoccy posłowie najpierw sami ten rząd powołali (10 miesięcy wcześniej), później obalili i tym samym pokazali światu, że piękna panna „S” jest już na sekcji zwłok. Własnych. Mało kto przeczuwał wówczas, że to początek końca etosu. Mało kto dostrzegał pęknięcia, które wkrótce miały rozszerzyć się w przepaście międzyludzkie i światopoglądowe.
To wtedy dawni druhowie z Komitetu Obrony Robotników z dnia na dzień stali się zaprzysięgłymi, nienawidzącymi się wrogami. To wówczas Kuroń stawał się „stalinowskim komuchem”, Turowicz – „dziadem” a Michnik – Żydem. Zatem datę graniczną już mamy. Teraz czas na sprawcę. Czy jest jeden? Jak najbardziej! Przyjdzie jeszcze taki czas – głęboko w to wierzę – że Polacy (także ci spod krzyża) zrozumieją, iż spirytus movens rozpieprzenia „Solidarności” nazywa się Jarosław Kaczyński. Ten sam! Największe moim zdaniem nieszczęście (w pewnym sensie może jednak szczęście) Polski od czasów Dmowskiego i Rydza-Śmigłego.
odmawia podporządkowania się „kierowcy z tylnego siedzenia”. Wówczas Jarosław zaczyna spiskować przeciw premierowi i prezydentowi z Unią Demokratyczną. Proponuje jej wspólną władzę pod warunkiem, że premierem będzie braciszek. UD odmawia, więc Kaczyński wraca do Olszewskiego. Niby jako syn marnotrawny, ale za chwilę zadaje rządowi swojego pryncypała śmiertelny cios teczkami Macierewicza. Od tej pory często (wzorem kota z kultowego „Shreka”)
Jerzy Stuhr, słynny aktor, reżyser i rektor PWST w Krakowie, tak powie o tym po latach: „(...) zauważyłem, że do »Solidarności« przyłączali się ludzie, którzy po prostu chcieli pozałatwiać swoje małe sprawy, odegrać się na kimś. Patrzyłem na to z wielkim żalem; byłem również świadkiem późniejszych wydarzeń i upadku tej wspaniałej »Solidarności« z 1980 r. (…). Z atmosfery wielkiego ruchu społecznego nie udało się wiele zachować w III Rzeczypospolitej; po 1989 r. spory dotyczyły zupełnie nowych zagadnień. Do głosu doszły ambicje, dawni bohaterowie zaczęli walczyć o własne kariery”... Arcyciekawego wywiadu udzielił niedawno Jerzy Borowczak – legenda Sierpnia, założyciel „Solidarności”. O Kaczyńskim wyraża się jak najgorzej. Opowiada, jak podczas słynnego strajku w stoczni Jaruś
Prześledźmy jego działania na przykładzie rządu Olszewskiego. Najpierw Kaczyński jest najwierniejszym pretorianinem Wałęsy i ustawia go przeciwko Olszewskiemu. Później, gdy Wielki Elektryk odmawia skonstruowania rządu wokół niego lub jego braciszka jako premiera, sprzymierza się i spiskuje z Olszewskim. Udanie, ale nie do końca, bo ten koniec końców
będzie krzyczał: „Mam Macierewicza i nie zawaham się go użyć!”. I rzeczywiście używa. Bilans rządów różnych grup postsolidarnościowych w pierwszych latach po transformacji mamy więc taki: słabe rządy, słabiutki, śmieszny prezydent, rachityczne, skłócone, bezsile partie i partyjki oraz mieszający w tyglu i skłócający wszystkich Jarosław Kaczyński.
próbował napuścić na siebie obie strony konfliktu – robotników na ZOMO i odwrotnie. „Bo dopiero wtedy, gdy krew się poleje, świat o nas usłyszy” – powiedział i o mało sam nie dostał za to łupnia od stoczniowców. Chcieli mu spuścić »wpierdol«” – mówi Borowczak i dodaje, że w ostatniej chwili uratował go Wałęsa. Bo odmówił wydalenia go ze stoczni, czego
olerancja w II RP prezentowała się niespecjalnie sielsko i kolorowo, o czym świadczy kilka poniższych przykładów. Kiedy w 1930 roku we wsi Malinowo w powiecie ostrołęckim zmarła członkini „sekty hodurowców” (Kościół polskokatolicki), ludność rzymskokatolicka czym prędzej zarządziła „mobilizację wszystkich młodych mężczyzn” w celu uniemożliwienia urządzenia pogrzebu na pobliskim cmentarzu. Uzbrojeni w kłonice, broń sieczną i palną, otoczyli kordonem cmentarz, a warty pilnie strzegące cmentarza w dzień składały się z 200–300 osób i 100 w nocy. Od zmroku do świtu wokół cmentarza palono pochodnie i beczki smolne. Dodatkowo na drodze wiodącej do cmentarza wystawiono patrole pieszych i rowerowe, które miały informować o zbliżaniu się konduktu „hodurowców”.
T
Katotolerancja W ten sposób katolickiego cmentarza „broniono” przez dwie doby. Jednocześnie poinformowano władze, że „hodurowcy” planują siłą wtargnąć na cmentarz, by pogrzebać zmarłą, w związku z czym – w celu zapobieżenia „profanacji” – na miejsce przybył starosta powiatowy wraz z komendantem policji w asyście posterunkowych. Ponieważ duchowny „sekty Hodura” nadal domagał się pochówku na miejscowym cmentarzu, starosta poprosił o interwencję wojewodę białostockiego, który kategorycznie nie zezwolił „na pogrzeb sekciarski na cmentarzu katolickim”. I dopiero gdy minął ustalony przez przepisy sanitarne termin grzebania zwłok,
władze wydały nakaz pochowania zmarłej na ziemi, która do niej należała. W 1937 roku w Mikulińcu pod Śniatyniem tamtejsza policja wykazała się nie lada sukcesem, bo zapobiegła ceremonii chrztu baptystów. Kiedy miejscowi katolicy brutalnie obrzucili kamieniami jedenaście stojących w rzece osób przyjętych do wspólnoty i zmusili wszystkich do ucieczki, naiwni pastorzy zwrócili się do policji z prośbą o interwencję i zapewnienie ochrony przed napastnikami. Funkcjonariusze nie tylko sumiennie nie dopuścili do odbycia
25
kategorycznie domagał się komitet strajkowy. „To raczej niegroźny człowiek” – miał powiedzieć Lech. I nawet się nie obejrzał, jak ten „niegroźny człowiek” niedługo później palił jego kukłę przed Belwederem. Ciekawe, jak potoczyłaby się najnowsza historia Polski i historia „Solidarności”, gdyby Kaczyński wówczas ów „wpierdol” rzeczywiście dostał (ale chciałbym to zobaczyć) lub gdyby Wałęsa uległ stoczniowcom i wystawił Kaczora za bramę? Cóż, tego nie dowiemy się niestety nigdy, ale za to możemy obserwować agonię tego, o czym pisał Herbert, że „osłaniało chudy płomień”. Śmierć „S”, która umiera na anoreksję. Dziś związek liczy ok. 300 tysięcy członków (to zaledwie ułamek liczby członków OPZZ) na ponad 12 milionów pracowników najemnych. Ale nawet te 300 tysięcy to fikcja i jedynie siła inercji. Pod pomnik poległych stoczniowców przychodzi w rocznicę najwyżej 40 osób, kolejne rocznice sierpnia czci najwyżej 200 związkowców, za to na manifestacje przeciwko rządowi Tuska przyjeżdża parę, czasem kilkanaście tysięcy. Jakim cudem? Aż tak go nienawidzą? Nic podobnego, po prostu ludziska dostają wolny dzień i – UWAGA! – podwójną stawkę (dniówkę) z kasy związku. O darmowym dojeździe na manifestacje już nie wspominając. Wszystkiego dogląda Janusz Śniadek – totumfacki Kaczyńskiego, ministrant przy ołtarzach i kompletne zaprzeczenie ideałów „Solidarności”. Nawet tych zapisanych w jej pierwszym statucie, gdzie stoi, że przewodniczącym można być tylko przez 2 kadencje. A on trwa. Nie popierany przez jakąkolwiek organizację pracowniczą „S” ani przez żaden zakład pracy, na kolejnych kongresach zbiera podpisy i... wygrywa. Jakim sposobem? Bo „Solidarność” dziś to tak naprawdę koteria kilkudziesięciu osób, za którymi stoją wielkie związkowe pieniądze i Jarosław Kaczyński obiecujący posady (tu dotrzymuje słowa). Reszta to mięso armatnie, które idzie na rzeź za ową podwójną dniówkę, o której wspomniałem wcześniej. MAREK SZENBORN
chrztu, ale nie omieszkali również doprowadzić obu pastorów do starostwa, gdzie sporządzono przeciw nim protokół karny za urządzanie ceremonii religijnych bez uprzedzania władzy administracyjnej. A na koniec notka zamieszczona w 1938 roku na łamach „Gońca Częstochowskiego”, w której redaktor z ogromną radością donosił wszem wobec o istnieniu w Polsce „szczęśliwego miasta”: „W Kościanie Wlkp., gdzie od kilku lat nie zamieszkiwał ani jeden Żyd, w tych dniach wykupiona została kamienica, należąca do Żydówki z sąsiedniego Śmigla. Ponieważ była to ostatnia własność żydowska, Kościan jest obecnie miastem całkowicie odżydzonym. Szczęśliwe miasto”. AK
26
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
RACJONALIŚCI
iersz Bolesława Leśmiana „Urszula Kochanowska” jest piękny. Co akurat miłośników poezji znających strofy tego twórcy nie dziwi. Co może zdziwić? Zaskakujące zakończenie. Tekst przesłał nam p. Mieczysław Słonina. Dziekujemy.
W
Okienko z wierszem Gdy po śmierci w niebiosów przybyłam pustkowie, Bóg długo patrzał na mnie i głaskał po głowie. „Zbliż się do mnie, Urszulo! Poglądasz, jak żywa... Zrobię dla cię, co zechcesz, byś była szczęśliwa”. „Zrób tak, Boże – szepnęłam – by w nieb Twoich krasie Wszystko było tak samo, jak tam – w Czarnolasie!” I umilkłam zlękniona i oczy unoszę, By zbadać, czy się gniewa, że Go o to proszę? Uśmiechnął się i skinął – i wnet z Bożej łaski Powstał dom kubek w kubek, jak nasz – czarnolaski. I sprzęty i donice rozkwitłego ziela Tak podobne, aż oczom straszno od wesela! I rzekł: „Oto są – sprzęty, a oto – donice. Tylko patrzeć, jak przyjdą stęsknieni rodzice! I ja, gdy gwiazdy do snu poukładam w niebie, Nieraz do drzwi zapukam, by odwiedzić ciebie!” I odszedł, a ja zaraz krzątam się, jak mogę – Więc nakrywam do stołu, omiatam podłogę – I w suknię najróżowszą ciało przyoblekam I sen wieczny odpędzam – i czuwam – i czekam... Już świt pierwszą roznietą złoci się po ścianie, Gdy właśnie słychać kroki i do drzwi pukanie... Więc zrywam się i biegnę! Wiatr po niebie dzwoni! Serce w piersi zamiera... Nie!... To – Bóg, nie oni!...
Na finansowanie udziału partii RACJA w wyborach zostało utworzone specjalne konto bankowe RACJA PL Fundusz Wyborczy nr 65 1560 0013 2027 0408 9924 0002 Serdecznie prosimy naszych sympatyków i członków o pomoc finansową w formie przelewu lub kartą płatniczą wyłącznie z prywatnego (nie firmowego) konta bankowego darczyńcy – osoby fizycznej. W tytule wpłaty prosimy dodać numer PESEL. Wpłaty nie mogą przekraczać kwoty 19 500 zł rocznie od jednej osoby. Przypominamy z żalem, że osoby stale mieszkające za granicą, nawet polscy obywatele i nasi członkowie, nie mogą dokonywać wpłat z zagranicy przelewem na żadne konto bankowe partii. Z góry dziękujemy
Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warm.-maz. wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Krzysztof Stawicki Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Jan Cedzyński Krzysztof Stawicki Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel.
508 543 629 607 811 780 515 629 043 604 939 427 607 708 631 692 226 020 501 760 011 667 252 030 606 870 540 512 312 606 691 943 633 606 681 923 609 770 655 512 312 606 61 821 74 06 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Dwóch Palikotów, dwa scenariusze Janusz Palikot (46 l.) jak większość mężczyzn w jego wieku przeżywa miłosne rozterki. Jego bezgraniczna miłość do Platformy jest w coraz mniejszym stopniu odwzajemniana. Niepielęgnowane uczucie powoli usycha. W styczniu 2009 roku, po naganie i zdegradowaniu na wiceprzewodniczącego Komisji „Przyjazne Państwo”, poseł czuł się skrzywdzony, ale postanowił się poświęcić, bo jest patriotą. Poświęcenie polegało na podporządkowaniu się decyzji partii. Wtedy Palikot był jeszcze za mało znany, by wykonać jakikolwiek inny ruch. Wiernopoddańczo zadeklarował: „Ja kocham Platformę. To moja pierwsza i ostatnia partia”. W sierpniu 2010 roku nie jest już tego taki pewny. Jeśli nawet jeszcze kocha PO, to już zdecydowanie mniej niż siebie samego. Dlatego patriotyzm partyjny zastąpił osobistym. Jeszcze nie wykombinował, a doradcy nie podpowiedzieli, jak najkorzystniej zrealizować miłość własną. Na początek postanowił nie dać sobą nadal pomiatać. Dostatecznie bolesna była konieczność niekandydowania w lipcu na stanowisko wieceprzewodniczącego Klubu Parlamentarnego PO ze względu na brak nawet cienia szansy na wybór. O awansie Gowina nie wspominając. Przed posłem z Biłgoraja jeszcze ewentualne połajanki na wrześniowym zjeździe, możliwość wykolegowania z Rady Krajowej PO i sąd partyjny. Dlatego przystąpił do kontrataku. Założył i rejestruje stowarzyszenie „Nowoczesna Polska”. Pragnie go tak samo gorąco, jak kiedyś „Przyjaznego Państwa” i też wyłącznie jako odskoczni dla
dalszej kariery. Na jesień szykuje kongres Ruchu Poparcia Palikota. To taka nowa wersja Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. Ma nadzieję, że dużo osób nabierze się na zapewnienia, że jest pierwszym antyklerykałem, pierwszym feministą i pierwszym homofilem III RP. Oczywiście liczy na amnezję Polaków. Wszak jeszcze nie tak dawno w „Tygodniku Powszechnym” nauczał, jak robić biznes zgodnie z ewangelią. W latach 2005–2006 wydawał ultrakatolicki tygodnik „Ozon”, w którym zatrudniał takich religijnych talibów jak choćby Tomasz P. Terlikowski. Wówczas – jako wierny syn Kościoła – Palikot z przekonaniem finansował krytykę homoseksualizmu, antykoncepcji, prawa do aborcji i eutanazji. Wszystko oceniał zgodnie z watykańskimi wytycznymi. Nie skąpił też grosza na klerykalne cele. Taka była potrzeba chwili przed wyborami w 2005 roku. Tusk brał ślub kościelny, Palikot wydawał przykościelny „Ozon”. Po pięciu latach trudny byt w PO kształtuje mu nową świadomość. Rzekomo socjaldemokratyczną, antyklerykalną i homolubną. Niewątpliwie Palikotowi znudziła się rola chłopczyka z zapałkami i z sikawką. Wywołując kontrpożary, gasił pożary, które mogłyby sfajczyć PO. Jednakże po śmierci prezydenta Kaczyńskiego pytania o jego alkoholizm zaczęły cuchnąć obsesją. Nawet tym, którzy uważają, że były naciski na pilota Tu-154, jest obojętne, czy dokonywał ich prezydent na kacu, czy na głodzie. Po sukcesie Komorowskiego Palikot praktycznie przestał być PO potrzebny. Przynajmniej z dotychczasową gębą. Nawet tą fałszywie odmienioną
na PSL. Ostatecznie okazało się, że PiS ma w sobie więcej autodestrukcji niż Palikot siły niszczycielskiej. Skoro partia Kaczyńskiego wykańcza się sama, po co Platformie Palikot? Pożary przez niego wywoływane zaczynają mu przypiekać nogi. Ponieważ nie pragnie auto da fé, ucieczką do przodu ma być własna partia. Czy jest tylko straszakiem na PO, czy może wspólnie uzgodnioną inicjatywą, której celem jest osłabienie lub wręcz wyeliminowanie SLD? Każdy z tych scenariuszy jest prawdopodobny. Drugi o tyle, że PSL może za rok do Sejmu nie wejść, a wtedy koalicja z Sojuszem stałaby się koniecznością. Może Tusk wolałby wicepremiera Palikota niż Napieralskiego? Pytanie, czy poseł z Biłgoraja, mając kilkadziesiąt szabel, nie zażądałby stanowiska premiera? To już nie byłoby w smak ani Tuskowi, ani tym bardziej Schetynie czy Gowinowi. Polityczne kombinacje niosą różnorakie niebezpieczeństwa. Zazwyczaj jest to wykluczenie z polityki, a przekonał się o tym Marek Borowski. W nocy stworzył partię, a rano w „GW” miał już 20 proc. wirtualnego poparcia. W dwa miesiące później, w realu, skurczyło się ono do 5 proc. i trzech europosłów. Potem było coraz gorzej. W 2005 roku był pod progiem, w 2007 r. coś tam wyżebrał na wspólnych listach z SLD, a w 2010 r. samodzielny wynik tkwił w granicach błędu statystycznego. Czy partia Palikota miałaby większe szanse, zależy od stopnia amnezji Polaków. Jeśli uwierzą, że oto przybył na białym koniu niepokalany rycerz liberalizmu, kto wie... JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Pośpiech i bezprawie „Co nagle, to po diable” – mówi stare przysłowie. Jednak nie u wszystkich się to sprawdza. Pośpiech dotyczy budowy nowej parafii św. Męczenników Podlaskich przy ul. Dylewicza w Siedlcach. Kiedy słowo ciałem się stało i siedlecka diecezja dostała z 99-procentowym upustem działkę pod budowę nowego kościoła, zaczął się wyścig z czasem. Kiedy wysłałem protest do Prezydenta Wojciecha Kudelskiego, Pan Prezydent zachował się jak typowy członek PiS-u i nie udzielił odpowiedzi. Przedstawiciele Kościoła spieszą się, bo... nie mają prawomocnego pozwolenia na budowę. W dniu 13 sierpnia tego roku geodeci wyznaczyli teren pod budowę kaplicy (nie kościoła). Projekt budowy zakwestionowała współwłaścicielka sąsiedniej działki przy ul. Dylewicza 19, której okna wychodzić będą prosto na kaplicę. Pani ta złożyła zażalenie na decyzję prezydenta Siedlec. Z góry wiadomo było, że argumenty (hałas) podane przez skarżącą okażą się za małe, aby uchylić decyzję wydaną 28 czerwca tego roku. Na kilka dni przed rozstrzygnięciem (sic!) II instancji Naczelnik Wydziału Gospodarki Przemysłowej Pan Stanisław Jakubiec powiedział, że jest przekonany o tym, iż budowa kaplicy nie naruszyła przepisów prawa budowlanego. Istotnie – zażalenie zostało oddalone. Teraz, aby zatrzymać budowę, należy złożyć skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w ciągu 30 dni. Kler się spieszy – pomimo braku decyzji rozpoczyna budowę, aby postawić wszystkich przed faktem dokonanym. Marian Kozak, RACJA Siedlce
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Wieczór, małżeństwo konsumuje swój związek. Po wszystkim leżą obok siebie, a po chwili żona zachęca męża do kolejnej konsumpcji. On na to: – Kochanie, daj mi chwilę odpoczynku, to dla mnie wysiłek, jakbym przebiegł 20 okrążeń na stadionie. Żona: – Noo, jeszcze nie widziałam, żeby ktoś przebiegł 20 okrążeń w 1,5 minuty... ! ! ! Mąż przyłapał żonę z kochankiem. – Niewierna! – krzyczy mąż i wyciaga z szuflady pistolet. – Nie!!! – krzyczy żona. – Chyba nie zabijesz ojca własnych dzieci! ! ! ! Szczęśliwa żona do męża: – Kochanie, nasz synek już chodzi! – Tak? To niech wyniesie śmieci.
1
Bogdan uratował dziewczynę, kiedy się topiła, a później z nią ożenił. Jest szczęśliwy? Nie wiem, ale do wody się nie zbliża... ! ! ! Po seksie. Ona: – Kochanie, weźmiemy ślub? On: – Zdzwonimy się. ! ! ! – Co pan może dobrego powiedzieć o swojej żonie? – Och, moja żona ma szereg zalet... Nie, dwa szeregi! – Mianowicie? – Zęby ma zdrowe.
– się – –
KRZYŻÓWKA Odgadnięte wyrazy 6-lliterowe wpisujemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, rozpoczynając od pola oznaczonego strzałką Wirowo: 1) pora na upiora, 2) bije, by było co pić, 3) jak przyjdzie, to pokocha i pies kota, 4) mówi szkole: „Nie! Sam wolę”, 5) są w nim luki, 6) poniewiera się, 7) przełącznik z sensem, 8) stąd Kazimierz tuż tuż-tuż, 9) wcina się i bywa głęboka, 10) uszkodzenia do naprawienia, 11) tego na diecie nie poczujecie, 12) nieduży w kwiatku róży, 13) meszek, który mchem nigdy się nie stanie, 14) na co pan bierze psa?, 15) kto robi metkę?, 16) tam cór chór, 17) najwyższe cele, 18) rośnie wraz z porem, 19) a z Damaszkiem przed wiekami, 20) futrzak z błonami między palcami, 21) patrzy z góry na inne stany, 22) złodziejski korytarz, 23) jesienią kwitną koło szosy, 24) gwiżdże, gdy jest wolny, 25) pora pączków, 26) żaglowiec dla Leona?, 27) tam się ucieka, gdzie rośnie, 28) co to za choroba, co męczy od tyłu?, 29) mądry ją zdobył, 30) starożytne eldorado, 31) chłopię z okiem w okopie, 32) ciasto na kolczasto, 33) kraina z papugą, 34) zrobiony na migi, 35) herbaciany żaglowiec, 36) poddana sułtana, 37) dogrywki z barami, 38) życzenia z wawrzynem, 39) Jego Magnificencja, 40) leży na kozetce, 41) na zapałkę, ale nie strzyżenie, 42) sprzedawanie ze stukaniem, 43) opisał pociągi pod specjalnym nadzorem, 44) powrót z tarczą, 45) tonie we mgle za kanałem, 46) bursztynowa Anna, 47) tam sklepowy ma tytuł naukowy, 48) kobieta nie dla Hamleta, 49) pętelki na sweterki, 50) cen w maju – na futra z gronostajów, 51) ten obrus ma plus, 52) skupia się w diecezji, 53) mają swój dreszczyk, 54) dermatologiczny wyrzut sumienia, 55) Tina od evergreena, 56) tam kobiety się kochają, 57) pisarz 40-latek, 58) żaden ptak świata wyżej nie lata, 59) każdy świadek ma swoją, 60) o stróżu na podwórzu.
2
1
22
4 7
6 5
8
27 21
11
14
22
23
42
51
31
32 36 41 45
14
48
49
50
53
55
13
4
40
52 11
18
28
44 17
47
24
23
39 43
15
9
35
12
38
46
19
2
34
15
20
27
30
7
10
18 10
33 37
19
9
26
29
3
6
17
21
25
26
5
13 24
8
3
16
12
16 20
25
54
56
28
57
58
59 60
Litery z pól ponumerowanych utworzą rozwiązanie – odpowiedź na pytanie: Jaka choroba jest najbardziej niebezpieczna?
1
2
3
4
5
6
15
16
17
18
19
20
7
21
8
22
9
23
10
24
25
11
12
13
26
27
28
14
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 33/2010: „Spojrzeć drugi raz”. Nagrody otrzymują: Aleksander Zachariasz z Pińczowa, Błażej Mieloch z Ostrowa Wlkp., Elżbieta Kaus z Poznania. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52,80 zł na czwarty kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 52,80 zł na czwarty kwartał. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Gostynin, środek Polski, centrum miasteczka
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 35 (547) 27 VIII – 2 IX 2010 r.
JAJA JAK BIRETY
Main street
Fot. MarS
odpowiadamy, co i na ile można ubezpieczyć... ! Trzy siostry – mieszkanki jednej ze szkockich wiosek, należące do tajemniczej „grupy chrześcijańskiej” – ubezpieczyły swoje dziewictwo na milion funtów. Gdyby któraś urodziła dziecko, a fakt dziewictwa został potwierdzony, miałoby to oznaczać, że potomek jest... Synem Bożym, który na dzień dobry dostanie wyprawkę w postaci wyżej wymienionej kwoty. Siostry utrzymywały, że sam Jezus był częstym gościem w ich domu, więc wszystko jest możliwe. Polisę jednak anulowano – żądał tego zwłaszcza Kościół, któremu jedno niepokalane poczęcie zdecydowanie wystarczy. ! W najdziwniejszych ubezpieczeniach przodują znane i piękne panie. Aktorka Jennifer Lopez wyceniła swoje ciało na miliard dolarów: pośladki na 27 mln, nogi na 400 mln, pupę – 300 mln itd. Modelka Heidi Klumm ubezpieczyła nogi na 2,2 mln dolarów. Kończyna prawa została wyceniona wyżej – na 1,2 mln. ! Struny głosowe Roda Stewarda wyceniono na 6 milionów dolarów. Gwiazdy estrady doceniają nie tylko swoje walory głosowe: Keith Richards, gitarzysta zespołu Rolling Stones, swój środkowy palec wycenił na 1,6 mln dolarów; David Lee Roth, wokalista grupy Van Halen,
P
CUDA-WIANKI
Przezorni ubezpieczeni ubezpieczył na milion dolarów własne... nasienie; piosenkarz Tom Jones wykupił polisę gwarantującą zwrot 7 mln dolarów w przypadku utraty włosów na klatce piersiowej. ! Kubki smakowe Egona Ronty’ego, nieżyjącego już krytyka kulinarnego, warte były 400 tys. dolarów. ! Ilja Gort, pochodzący z Danii znawca i producent win, ubezpieczył swój nos na 8 milionów dolarów. Zgodnie z wymogami firmy ubezpieczeniowej, nie wolno mu teraz uprawiać sportów zimowych, uczestniczyć w walkach bokserskich oraz... popełnić samobójstwa.
! Pamela Anderson, eksgwiazda „Słonecznego patrolu”, po ewentualnej utracie swojego napompowanego biustu dostanie na pociechę 600 tys. dolarów. ! Brytyjski striptizer Frankie Jakeman ubezpieczył penisa. Polisa kosztowała go 1,6 mln dolarów. ! Charlie Chaplin ubezpieczał swoje stopy. W 1920 roku wykupił polisę na zawrotną wówczas kwotę 150 tys. dolarów. ! Ben Turbin, również aktor kina niemego, w latach 20. ubezpieczył swojego zeza na 25 tys. dolarów. ! Znanym polskim klientem ubezpieczalni był Ignacy Paderewski. Zatroszczył się o swoje dłonie, wykupując osobną polisę na każdy palec. ! Właścicielem najdroższych męskich nóg świata jest angielski piłkarz David Beckham. Jego kończyny ubezpieczone są na astronomiczną sumę 100 mln funtów. ! Już ponad 20 tys. nawiedzonych Amerykanów ubezpieczyło się na wypadek porwania przez kosmitów. Rekordzista – przekonany, że obcy lada chwila u nas będą – wydał na ten cel 1,5 mln dolarów. JC