CBA INWIGILUJE NASZE KOMPUTERY INDEKS 356441
! Str. 7
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
z Tadeus : Iwiński Rosja nam nie. zagrażaD IA W YW Str. 13
Nr 35 (756 ) 4 WRZEŚNIA 2014 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
!
! Str. 3
! Str. 9
! Str. 11 ISSN 1509-460X
! Str. 9
2
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Tak jak przewidywał Jonasz, partia Twój Ruch się sypie. Z jej klubu odeszło ostatnio trzech kolejnych posłów. Po przegranych wyborach do PE było jasne, że popełnione błędy przerosły ambicje. Nic to. Nieważny jest szyld, ważne, żeby był popyt na towar, którym jest świeckie państwo. A ten popyt rośnie! Rosja nie chce polskich jabłek. Jest o to mnóstwo hałasu i protestów. Okazuje się tymczasem, że polskich jabłek – i to od wielu lat – w ogóle nie przyjmują Amerykanie ani Kanadyjczycy. I co teraz? Będziemy pić „jabole” na złość Obamie? A może dozbroimy przeciwko USA islamskich terrorystów? Polska chce walczyć o unijne rekompensaty dla naszych producentów warzyw i owoców. Minister rolnictwa Marek Sawicki uznał dotychczasową propozycję 125 mln euro do podziału na 28 państw za niepoważną. Rolnicy zapowiadają protesty w Brukseli. Pytanie: dlaczego nie przed siedzibą Komorowskiego i Tuska. Wszak po owocach ich poznaliśmy. Nie będzie NATO-wskich baz w Polsce. Przywódcy sojuszu nie chcą prowokować Rosjan. I tak nie spełni się sen Radka Sikorskiego o ciężkich brygadach NATO nad Wisłą. Będzie się musiał szef MSZ dla bezpieczeństwa okopać w swoim dworze. Tygodnik „Wprost” donosi, że minister Sikorski ostatecznie zapłacił nie tylko za wino, ale poniósł cały koszt nagranej kolacji z ministrem Rostowskim (1350 zł). Przynajmniej taki mamy zysk z tej dętej afery – przyciśnięci do muru zwracają „ośmiorniczki”. Ale ile było takich nienagranych kolacji… Polska prokuratura stawia kolejne zarzuty Wojciechowi G., byłemu misjonarzowi w Dominikanie. Dwa dotyczą pedofilii, a trzeci – posiadania broni bez zezwolenia. Prokurator ma też nowy dowód: fotografię przedstawiającą rękę osoby molestującej ofiarę – dzięki tej fotce jeden z biegłych, antropolog, zdołał „rozpoznać” duchownego po znamieniu na przedramieniu. G. idzie w zaparte. Jak każdy rasowy przestępca. Były szef CBA Mariusz Kamiński, obecny poseł PiS, zdaniem „GW”, rozpracowując „lewą willę Kwaśniewskich”, nadużywał władzy, np. podsłuchów. Stołeczna prokuratura właśnie umorzyła śledztwo w tej sprawie, ponieważ Sejm nie uchylił mu immunitetu. Szkoda, bo Kamiński słusznie oskarżał Kwaśniewskich i sąd mógłby to wykazać. A tak Michnik, przyjaciel byłego prezydenta, może go bronić do woli. Wiceszef Kongresu Nowej Prawicy Piotr Najzer zamieścił w Internecie własną fotkę z karabinem maszynowym, tłumacząc, że broń „jest strzykawką, która bardzo szybko aplikuje szczepionkę w lewicowe odchyły”. A co jest dobre na odchyły formacji Najzera? Osikowy kołek? Najsłynniejszy polityczny niepełnosprawny, czyli senator Jan Libicki, znalazł fana – wprawdzie jednego, ale zagorzałego. Chodzi o Janusza Korwin-Mikkego, lidera Kongresu Nowej Prawicy. Wariat w muszce wychwalał Libickiego pod niebiosa za pomysł odebrania darmowych leków emerytom i zaprosił go do KNP. I to jest prawdziwe kalectwo. Umysłowe. Uważaj, co mówisz… w pociągu. Jest szansa, że kamery zainstalowane w PKP Intercity rejestrują nie tylko obraz, lecz także dźwięk. Kolej daje słowo, że nie inwigiluje pasażerów. A jak kolej daje słowo… Polskie tęcze nie mają szczęścia. Warszawska regularnie płonie. Niektórzy poznaniacy postanowili więc postawić miniaturę stołecznej instalacji u siebie. Miniaturka stała zaledwie parę minut, bo została zdemolowana przez działaczy Ruchu Narodowego. A może by tak geje wreszcie coś rozwalili… Litwini za pomocą modnej tam ostatnio gry facebookowej wypędzają Polaków znad Wilii. Gracze wcielają się w przywódców państw; litewscy „liderzy” wzywają „poddanych”, by „pomogli ojczyźnie i wyzwolili ją od Polaków”. Szkoda, że Litwa nie jest wielkości Rosji – wtedy moglibyśmy ją zaatakować. W Mińsku spotkali się prezydenci Ukrainy Poroszenko i Rosji Putin. Pod patronatem prezydenta Białorusi Łukaszenki. Patronem takiego okrągłego stołu mógłby być prezydent Komorowski, czym zaskarbiłby sobie wdzięczność obydwu stron konfliktu oraz szacunek Zachodu. Ale do tego trzeba ruszać głową, a nie szabelką. Internetowi faryzeusze wylewają pomyje na prof. Richarda Dawkinsa, teoretyka ewolucji biologicznej, bo ośmielił się poprzeć prawo do aborcji płodów z zespołem Downa oraz wesprzeć zgwałconą kobietę, której irlandzkie władze odmówiły prawa do usunięcia ciąży. Naukowiec napisał: „Irlandia jest cywilizowanym krajem poza jednym wyjątkiem: Kościół rzymskokatolicki nie stracił tam jeszcze całej władzy”. Co zatem powiedzieć o Polsce, gdzie biskupi wciąż mają władzę absolutną?
Pół godziny drogi... od koniec wakacji postanowiłem się trochę poruszać. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem w stanie odpocząć wyłącznie poza swoim legowiskiem. Nigdy we własnym domu. Nie bez wpływu na to upodobanie pozostaje fakt, że mieszkam w centrum Łodzi. W dodatku przez ścianę z dominikanami. W minionym tygodniu odwiedziłem Płock i Berlin. Wbrew pozorom nie jest to wielki rozrzut, bo do Płocka jadę samochodem półtorej godziny, a do stolicy Niemiec – trzy (od granicy 0,5 godziny). Tyle że ten drugi wyjazd łączy się z opłatami autostradowymi, które przewyższają wartość rocznej winiety w Austrii. W obydwu miastach byłem parokrotnie, ale dopiero teraz skupiłem się na muzeach. 3,5-milionowy Berlin słynie na całą Europę z wypasionych zbiorów, ale 120tysięczny Płock ma ich więcej. Przynajmniej jeśli chodzi o srebrne, złote i złocone precjoza liturgiczne oraz biżuterię wysadzaną szlachetnymi kamieniami. Piszę, że „Płock ma” w ogromnym uproszczeniu, ponieważ faktycznie ma te skarby Watykan, a konkretnie diecezja płocka w muzeum zajmującym dwa prastare gmachy odnowione pięknie przez polskie państwo. Jeśli ktoś nie był, musi koniecznie jechać i zobaczyć. Twierdzę na oko – a dużo widziałem – że takiego zbioru drogocennych wyrobów złotniczych nie ma w Polsce żadne państwowe muzeum (41 diecezji i każda ma swoje zbiory…). A do tego galeria malarstwa z całej Europy, ze wszystkich okresów i wszelakich stylów; znaleziska z wykopalisk z całego kraju, na przykład kolekcja broni czy monet z czasów cesarstwa rzymskiego. Kto płockim księżom dał te skarby z państwowych wykopalisk? – to sprawdzają już dziennikarze „FiM”. Jest też cała sala unikalnych, wielkich, kapiących złotem zabytkowych monstrancji, kielichów, paten, łańcuchów, pierścieni itp., za które można by dziś pewnie sfinansować kilkuletnią działalność Polskiego Czerwonego Krzyża lub zakasować Owsiaka do końca świata i dzień dłużej. Jest tam na przykład ornat (to taka połyskliwa peleryna zakładana przez księdza podczas mszy) podarowany przez jakąś zdewociałą królową biskupowi płockiemu w XVI wieku. Cały wyszywany złotymi nićmi. Przewodnik powiedział, że na tej jednej szacie jest dokładnie 25 kilogramów czystego złota! Powiedział to z nieukrywaną dumą. Tylko kto ma być z tego daru dumny? Królowa z jajecznicą zamiast mózgu czy jej poddani, których ograbiła, żeby uradować serce ówczesnego multimilionera, właściciela kilku miast i kilkudziesięciu wsi? Z pewnością dumny był sam obdarowany biskup i jego dzisiejsi następcy ze swej zdolności wyłudzania majątków „na zbożny cel”. Jak miała nie upaść I Rzeczpospolita, skoro ogłupieni na kazaniach królowie, magnaci i szlachta zamiast na armię i mury obronne oddawali klerowi to, co mieli najcenniejsze? Zresztą marnotrawstwo rządzących ma w III RP swoich znamienitych kontynuatorów, choćby w osobie Lecha Wałęsy, który wszystkie prezenty oddawał i oddaje na Jasną Górę, wierząc święcie, że cieszy się z nich „Najświętsza Panienka”, a nie tamtejsi paulini. Kto ma jakiekolwiek wątpliwości, gdzie biją źródła odwiecznej polskiej głupoty, musi takie miejsca koniecznie odwiedzić.
P
Biedny Berlin, stolica Niemiec, nie posiada ani takich zbiorów, ani na przykład starówki, jaką ma Płock – odnowionej za publiczne pieniądze i należącej w większości do Kościoła. Ma za to czwarte co do wielkości muzeum egipskie na świecie i największe zoo, a także największy projektor kinowy 3D. Takie rekordy świadczą o pogańskim charakterze miasta, i tak jest w istocie. Z 3,5 miliona berlińczyków 60 proc. to ateiści; 21,5 proc. – ewangelicy; 9,3 proc. – katolicy; 6,5 proc. – muzułmanie. Wśród tych 9,3 proc. katolików większość to Polacy, których mieszka tu około 100 tys. W Berlinie jest 85 meczetów. Wkrótce liczba muzułmanów przewyższy liczbę katolików, a wtedy Adolf z Piusem XII przewrócą się w grobach. Jak już pisaliśmy w „FiM”, podatek od oszczędności bankowych Niemców ma być teraz bezpośrednio przelewany na konta kościelne, by zaspokajać podatek wyznaniowy. Powoduje to niespotykaną do tej pory falę apostazji. Jest jeszcze wiele innych spraw, które różnią Berlin i Niemcy od Płocka, Warszawy i całej reszty RParafialnej – na przykład rozdzielność Kościoła od państwa (poza dystrybucją wyżej wymienionego podatku). Za Odrą w sprawach ważnych dla państwa, miasta czy gminy nikt nigdy nie pyta o zdanie hierarchów kościelnych. Nikt się nie modli w Bundestagu o deszcz. Coś takiego wywołałoby lawinę śmiechu i dowcipów. Nie było takich jak w Polsce komisji majątkowych, które wyłudzałyby odszkodowania na terenach byłej NRD, gdzie podobnie jak w PRL konfiskowano kościelne latyfundia. Nie ma wtrącania się kleru do takich kwestii jak in vitro, aborcja czy małżeństwa gejów. Właśnie zakończył urzędowanie burmistrz Berlina, który na oficjalne rauty przychodził ze swoim partnerem. Ten czy inny biskup wygłosi czasem stanowisko w jakiejś kwestii, ale nie jest ono brane pod uwagę w procesie konstruowania prawa. Gdyby komuś przyszło do głowy uruchomić tam media – gniazda religijnego fundamentalizmu podobne do „Frondy”, „Christianitas” czy Radia Maryja – byłyby one szybko zamknięte za szerzenie poglądów antysemickich, antygejowskich, wrogich wobec innych wyznań czy obrażających ateistów. Niemcy nie znają pojęcia ogólnonarodowego pierdolca papieskiego. Już dawno zapomnieli o Benedykcie i nigdy nie sikali na jego widok. Telewizja transmituje wprawdzie nabożeństwa różnych wyznań, ale takie ilości programów wyznaniowych jak w Polsce są nie do pomyślenia. Ksiądz Lemański twierdzi, że polscy biskupi muszą wymrzeć, żeby Kościół papieski się u nas odnowił. Myli się. Po starych Hoserach i Michalikach przyjdą młode wilki, jeszcze bardziej głodne kasy, władzy i politycznych wpływów. Dobrowolnie nie oddadzą bezcennych majątków. W seminariach duchownych zostali bowiem wychowani do ich obrony i pomnażania. Kardynał Nycz czy prymas Polak, choć wydają się najporządniejsi z episkopatu, nie zasiądą z Polakami do okrągłego stołu, nie oddadzą władzy narodowi jak generał Jaruzelski. Dlaczego? Bo w ich centrali nie było i raczej nie będzie pieriestrojki, a oni pełnią tu tylko rolę watykańskiego kontyngentu. To nie ich naród i nie ich ojczyzna. Kiedy większość Polaków zrozumie wreszcie, że ich przodkowie i oni sami pracują na odwiecznego pasożyta, ośmieszając przy tym swój kraj i samych siebie? Wystarczy tak niewiele, na przykład pojechać do Berlina i do Płocka. I patrzeć ze zrozumieniem. JONASZ Ilustracja: w Berlinie zamiast pomników papieży stawia się misie.
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r. acierewicz i jego zuchowie z Komisji Weryfikacyjnej stracili dokumenty objęte klauzulą tajemnicy państwowej: papierowe oraz zapisane na płytach CD. Znamy ich sygnatury, orientujemy się w zawartości. Zanim przejdziemy do sedna sprawy, zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy „sensacjach” „Wprost”. „Mamy 47 stron z adnotacjami »ściśle tajne«, »egzemplarz pojedynczy«. To pierwszy twardy dowód, że z komisji [weryfikacyjnej] wyciekały dokumenty” – triumfuje redakcja. Wywołane tą deklaracją tytuły w innych mediach sprowadzały się do twierdzenia, jakoby rzeczony tygodnik zdobył fragment aneksu przechowywanego w Kancelarii Prezydenta RP od czasu, gdy Lech Kaczyński uznał dzieło Macierewicza za niewiarygodne. Gdy w poniedziałek 18 sierpnia gazeta trafiła do kiosków, ciśnienie gwałtownie opadło. Okazało się, że przedrukowane skany (pięć sztuk) nie posiadają absolutnie żadnych cech dokumentu urzędowego. Także podkreślana wcześniej teza, jakoby autor aneksu ze szczególnym upodobaniem polował na prezydenta Bronisława Komorowskiego (wyróżniony przez „Wprost” tytułem Człowieka Roku 2012), rozsypała się w pył. „Pomieszanie z poplątaniem absolutne. Oni wiedzą, że gdzieś dzwoni, tylko nie wiedzą, w jakim kościele. Dostali, jak sami mówią, jakieś ścinki, wyrwane kartki, nawet nie mają żadnego zwartego dokumentu. Nie mają w ogóle pojęcia, czym w rzeczywistości jest aneks i jaka jest prawdziwa zawartość tego dokumentu” – kpił z publikacji Macierewicz. Tymczasem Kancelaria Prezydenta podbijała bębenek. Jego rzeczniczka Joanna Trzaska-Wieczorek oświadczyła: „Ujawnienie tajnych informacji jest kolejnym skandalem w tzw. sprawie raportu WSI i należy oczekiwać, że prokuratura tym razem, w przeciwieństwie do wcześniejszych skandali związanych z raportem, podejmie odpowiednie działania”. Prokuraturze nie trzeba było dwa razy powtarzać. „W dniu 18 sierpnia 2014 roku Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczęła z urzędu śledztwo w sprawie zaistniałego na przełomie lipca i sierpnia 2014 r. w nieustalonym miejscu ujawnienia informacji niejawnych o klauzuli »ściśle tajne« zawartych w materiałach będących podstawą stworzenia tzw. aneksu do raportu z weryfikacji WSI” – zakomunikował Przemysław Nowak, rzecznik wzmiankowanego organu. Skąd wiedzieli, jaka jest wartość opublikowanych materiałów, skoro nigdy nie mieli okazji zobaczyć nawet okładki aneksu? Ano stąd, że przeczytali w gazecie...
M
GORĄCY TEMAT
A teraz uwaga: przed czterema laty dokładnie ta sama prokuratura zamiotła pod dywan prawdziwą aferę związaną z utratą przez Macierewicza dokumentów, których do dzisiaj nie odnaleziono. Oto szczegóły: 19 września 2008 roku do Prokuratury Okręgowej w Warszawie wpłynęło zawiadomienie Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) gen. bryg. Janusza Noska o podejrzeniu popełnienia przestępstwa „niedopełnienia w okresie od 1 lipca do 19 września 2008 roku w Warszawie obowiązków w zakresie ochrony
w różnych instytucjach część dokumentów znaleziono w biurkach urzędników kancelarii prezydenta Kaczyńskiego. Nie udało się, niestety, odzyskać pozycji nr 2 ani „ściśle tajnych” dokumentów nr: 4, 11, 13 i 16. Przesłuchani na tę okoliczność świadkowie opowiadali rzeczy straszne. Przykładowo: ! W połowie listopada 2006 roku cały zasób kancelarii tajnej Komisji został przewieziony z ul. Podchorążych na ul. Oczki do pomieszczeń SKW. Po przeprowadzce Macierewicz nie rozliczył się z dokumentów, które były na jego stanie. Nie pobierał z kancelarii tajnej dzienników korespondencyjnych, nie sprawdził zgodności stanu dokumentów w nowej siedzibie ani też oplombowania skrzyń. W ostatnich
Kwity w rozkwicie Tygodnik „Wprost” ogłosił, że wszedł w posiadanie supertajnych materiałów, na podstawie których powstał legendarny aneks do powszechnie znanego raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Antoni Macierewicz pęka ze śmiechu. I ma, niestety, powody. obiegu dokumentów niejawnych w związku z działalnością Komisji Weryfikacyjnej WSI i działania przez to na szkodę interesu publicznego”. Ta „szkoda” polegała na zniknięciu następujących materiałów pozostających wcześniej (do 30 czerwca 2008 r.) we władaniu Komisji: 1. sygn. KTKW/Z-1/06 z 22 sierpnia 2006 r. (34 strony opatrzone gryfem „zastrzeżony”) – materiał przesłany z Zarządu Logistyki Sztabu Generalnego; 2. KTKW/Pf-84/06 z 16 października 2006 r. („poufny”) z Zarządu Studiów i Analiz MON; 3. KTKW/00-8/07 („ściśle tajne”) – opracowanie wewnętrzne Komisji; 4. KTKW/00-8/07 z 13 września 2006 r. (19 stron, „ściśle tajne”) – dokument sporządzony w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów; 5. DEWD/0-10/06 (20 stron, „tajne”) – kopia protokołu tzw. wysłuchania; 6. DEWD/00-392/06 (14 stron, „ściśle tajne”) – opracowanie wewnętrzne; 7. KTKW/00-167/06 z 27 października 2006 r. („ściśle tajny”) – akta operacyjne przesłane z Instytutu Pamięci Narodowej;
8. KTKW/Pf-65/06 z 12 października 2006 r. („poufne”) – opracowanie wewnętrzne; 9. KTKW/Pf-48/06 z 28 września 2006 r. (poufne”) – opracowanie wewnętrzne; 10. KTKW/00-22/07 z 18 stycznia („ściśle tajne”) – opracowanie wewnętrzne; 11. 00-191/07 z 15 lutego 2007 r. (płyta CD, „ściśle tajne”) – materiały dot. raportu z weryfikacji WSI; 12. KTKW/00-33/07 z 6 lutego 2007 r. („ściśle tajne”) – dokument przysłany z Biura Ewidencji i Archiwum Służby Wywiadu Wojskowego; 13. KTKW/00-27/06 z 2 lutego 2007 r. („ściśle tajne”) – dokumenty wewnętrzne SKW zapisane na płycie CD; 14. 00-91/3/07 (42 strony, „ściśle tajne”) – protokół „wysłuchania”; 15. 3/00-791/07 (5 stron, ściśle tajne”) – protokół „wysłuchania”; 16. DEWD/00-44/07 (138 stron, „ściśle tajne”) – „brudnopis roboczy”. Prokuratura natychmiast wszczęła śledztwo (V Ds. 214/08), a SKW szukało dalej. Po kilku miesiącach kwerendy prowadzonej
godzinach pracy Komisji (30 czerwca 2008 r.) Macierewicz i Krzysztof Łączyński przynieśli „w porze nocnej” do kancelarii „znaczną ilość” dokumentów, żądając „zdjęcia” ich ze stanu, po czym oddalili się, nie czekając na finał. Z uwagi na liczbę teczek („liczonych w setkach”) pracownicy nie byli w stanie nic sprawdzić. Wszystko jak leci wrzucili do skrzyń (bez żadnego protokołu zdawczo-odbiorczego!), które przewieziono z siedziby Biura Bezpieczeństwa Narodowego przy ul. Karowej (Komisja pod kierownictwem nowego przewodniczącego Jana Olszewskiego uciekła tam po objęciu władzy przez ekipę Donalda Tuska w 2007 r.) z powrotem do SKW na ul. Oczki. Takie zeznania złożyły zatrudnione w kancelarii Sylwia F.-D. i Joanna S. Świadek Paweł S. (funkcjonariusz SKW) dodał, że mimo formalnego oddelegowania do pracy w kancelarii (wraz z Marzeną P.), poczynając od stycznia 2007 r., wielokrotnie próbowali wejść na teren BBN, ale zostali tam wpuszczeni dopiero w maju; ! Łączyński i Mariusz Marasek (też członek Komisji) zeznali, że „pracowali do ostatniej chwili”, bo takie mieli prawo, a że pracownicy kancelarii nie byli w stanie „zdjąć” materiałów z ewidencji, to już jest problem ekipy Tuska; ! Macierewicz stwierdził, że wprowadzony przez niego system ochrony dokumentów niejawnych obejmował strefą zamkniętą całość pomieszczeń, w których pracowali
3
członkowie Komisji. Podkreślił, że zdał do kancelarii tajnej wszystko, co posiadał na stanie. Jakimś dziwnym trafem śledczych nie zainteresowało to, dlaczego przetrzymywał dokumenty Komisji do północy 30 czerwca 2008 r., choć już od ośmiu miesięcy nie był ani jej przewodniczącym, ani nawet szeregowym członkiem; ! Olszewski przekonywał, że prace nad weryfikacją trwały do ostatnich godzin istnienia Komisji i dlatego właśnie nie rozliczono się z materiałów klauzulowanych. Ilu niezweryfikowanych żołnierzy skorzystało z tej nadzwyczajnej pracowitości i ofiarności? Żadna sprawa nie została w tym dniu sfinalizowana! Śledztwo było „gorącym kartoflem”. Prowadzili je kolejno prokuratorzy: Dariusz Łagniewski (od 7 do 9 października 2008 r.), Katarzyna Kruk (od 9 października 2008 r. do 30 września 2010 r.) oraz Irena Nogajska (od 30 września 2010 r.), która 30 listopada 2012 roku postanowiła umorzyć postępowanie wobec „braku ustawowych znamion czynu zabronionego”, a w części dotyczącej zaginięcia wyspecyfikowanych wyżej pozycji – z „braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa”. Pani prokurator napisała w uzasadnieniu, że „Komisja działała aż do ostatnich chwil wyznaczających termin zakończenia prac, tj. do godz. 24 dnia 30 czerwca 2008 r., kierując się nadrzędnym celem – koniecznością poddania weryfikacji jak największej liczby żołnierzy pełniących w przeszłości służbę w dawnych strukturach WSI”. Z ciągu dalszego dowiadujemy się, że fakt bezpowrotnej utraty sekretnych materiałów jest po prostu „brakiem informacji oraz zapisów w ewidencjach, które umożliwiłyby ustalenie, gdzie znajdują się dokumenty” i są „trudności z ustaleniem miejsca przechowywania części tejże dokumentacji”. Ponieważ w sprawie nikt nie miał statusu pokrzywdzonego, kompromitujące orzeczenie uprawomocniło się po 7 dniach od daty wydania. „Kto obecnie ma dostęp do tajnych dokumentów związanych z likwidacją WSI? Urząd Prezydenta RP, który otrzymał aneks do raportu, i Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Jeżeli przeciek nastąpił teraz, to tylko te dwie instytucje mogły tego dokonać” – popisuje się w mediach Macierewicz. Uczciwego znalazcę/złodzieja/kupca kwitów wciąż jeszcze pozostających na jego „stanie” prosimy o kontakt z redakcją... MARCIN KOS
4
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Anioł na porodówce Co aniołowie mają do wyrostka robaczkowego? W jaki sposób wspierają rodzące kobiety? – zastanawiają się katolickie pismaki. W świadomości zdeklarowanych katolików istnieje coś takiego jak anioł: duchowa istota, pomocnik Stwórcy, który – najpewniej zapracowany – wysyła nam wsparcie. Nie wiadomo, jak toto dokładnie wygląda, chociaż najczęściej maluje się go ze skrzydłami. Wielu wierzy, że każdy z nas ma jednego przydzielonego aniołka, tylko dla siebie – tzw. Stróża. Jak wygląda anielska opieka nad homo sapiens w skali globalnej? Wystarczy włączyć wieczorne wiadomości… Anioły są traktowane przez katolików bardzo serio, bo doczekały się swojego własnego czasopisma pt. „Któż jak Bóg. Dwumiesięcznik o aniołach i życiu duchowym”. To zbiór historii – przedpotopowych i aktualnych – które mają świadczyć o anielskich ingerencjach na łez padole. Jedna ze wzruszających opowieści z ostatniego numeru dotyczy 13letniej Włoszki Anfrosiny Berardi, która miała ożywiony kontakt z aniołami i dzięki temu nawróciła swoją wioskę. Kilkadziesiąt lat temu Anfrosina dostała ataku wyrostka robaczkowego. Dziecko leżało w gorączce,
majakach i… „Mamusiu, prędko, przynieś mi trąbkę i mandolinę, bym mogła dołączyć do chórów anielskich” – krzyknęła pewnego razu. Fama, że przy dziewczynce siedzą anioły, szybko się rozeszła. Ludzie przychodzili na nią popatrzeć. Wielu – jak wieść niesie – nawróciło się przy okazji. Tuż przed śmiercią Anfrosina wyznała, że sama Matka Boska pocałowała ją w czoło, więc nawróceń przybyło. Trwa proces beatyfikacyjny. Natomiast żyjąca współcześnie nasza rodaczka o imieniu Aga dwukrotnie rodziła z pomocą… samego Michała Archanioła. Pewnej grudniowej nocy nie mogła zasnąć… „Nie wiedząc jeszcze, że noszę pod sercem nowe życie, wierciłam się w nieskończoność” – relacjonuje Aga. Wtedy wydarzył się cud nr 1
– w końcu zasnęła i miała sen! Przyśnił się jej młody mężczyzna o jasnych lokach i w świetlistym ubraniu, który powiedział jej, że urodzi syna. „Następnego dnia rano wyskoczyłam z łóżka jak z procy, w biegu opowiedziałam mężowi o zwiastowaniu i natychmiast pobiegłam do apteki”. Jaki był wynik testu – wiadomo. Jaka płeć pokazała się później na badaniu USG – też wiadomo. Maciek urodził się 8 września – cudem boskim w kościelne święto (urodziny Matki Bożej), których jest tylko kilkaset w roku. Po kilku latach nastąpiło kolejne dzieciowstąpienie w brzuch. Tym razem archanioł... osobiście pofatygował się na porodówkę. Ciąża była zagrożona. „Nie waż się mnie opuszczać!” – wykrzykiwała Aga do swojego anielskiego towarzysza, którego obecność wyraźnie czuła, a może nawet trzymała za skrzydło w czasie rozwiązania. Kiedy położnica odpoczywała, na tę samą salę przywieziono inną kobietę, która miała na nazwisko – cud największy! – Michael. „Dla mnie to był znak obecności św. Michała. Chcę podziękować Księciu Anielskiemu za opiekę nad moimi dziećmi” – kończy anielska wybranka. JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki Pod klubem nocnym w Ustce 40 żołnierzy batalionu sił powietrznych (w cywilu) starło się z ochroniarzami i klientelą lokalu. Było naprawdę ostro. Bitwę przerwała policja i żandarmeria.
BOMBARDOWANIE
Polna mysz wsiadła niezauważenie do samochodu kierowcy z Lubartowa. Gryzoń w trakcie jazdy wskoczył na kierownicę. W efekcie walki człowieka z myszą doszło do zderzenia trzech aut i trzej kierowcy trafili do szpitala. Zestresowany gryzoń padł na miejscu.
PASAŻER NA GAPĘ
Kiedy Tomasz G., wójt gminy Bobrowniki nad Wisłą, wracał z polowania, zderzył się z Włodzimierzem P. jadącym motocyklem. Pan wójt z auta wysiadł, wmieszał się w tłum gapiów i spokojnie przyglądał czynnościom policji. Kiedy ta ustaliła, że samochód należy do niego, wyjaśnił, że nie prowadził on, tylko… Duch Święty. Pan wójt oprócz znajomości z Trójcą św. miał też we krwi ponad 1,6 promila.
DUCH ZAPŁAĆ
O trzy miesiące przedłużył sobie przepustkę 27-letni więzień spod Elbląga. Wpadł w Krynicy Morskiej, do tego głupio, bo podczas załatwiania potrzeb fizjologicznych w miejscu publicznym. Za kratki już wrócił. Z kolei kierowcy miejskiego taboru w Elblągu skazani są na sikanie w krzaki, gdyż z pętli zabrano toi toi. Mogą narobić albo w gacie, albo w krzaki.
WYŻSZA POTRZEBA
50 tysięcy złotych odszkodowania zapłacili właściciele farmy w Garczynie. Za to, że 8-latka spadła z wielbłąda dwugarbnego. Sąd opierał się na opinii biegłego od koni. Opracowała WZ
KOŃ BY SIĘ UŚMIAŁ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Wyznaję te same wartości co prof. Chazan. (Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy)
ładza, jaką kler katolicki ma nad swoimi „wiernymi”, byłaby niemożliwa do pomyślenia bez podstawowego zabiegu – procesu systematycznego przerabiania ludzi dorosłych w dzieci. Niedawno papież Franciszek oznajmił, że nie ma zamiaru dożywotnio być papieżem i za 2–3 lata wybiera się na emeryturę. Kazał też przyzwyczaić się do tego nowego obyczaju katolickim teologom. Na to zaprotestował jeden z czołowych kościelnych oszołomów w naszym kraju (nazwisko pomijam, aby go do znudzenia nie reklamować): uznał, że skoro tak, to i ojcostwo w rodzinach powinno być kadencyjne. Przyznał też, że woli papiestwo dożywotnie, bo „bycie ojcem świętym nie jest tylko funkcją, ale przede wszystkim ojcostwem”. Ten kościelny bełkocik daje wiele do myślenia. Katolicyzm daleko odszedł od ewangelicznego chrześcijaństwa, robiąc z Kościoła „matkę”, a z duchownych – „ojców”. Jest to herezja absolutnie sprzeczna z duchem nauczania Jezusa z Nazaretu, który napominał swoich zwolenników, aby „nikogo nie nazywali ojcem”, oraz instruował, że „wszyscy braćmi jesteście”. Bo tam, gdzie są „matki”, „ojcowie” i „dzieci”, nie ma już miejsca na braterstwo wszystkich, czyli na równość. Jest za to nieograniczone pole dla hierarchicznych zależności i nadużyć, co też uskutecznia katolicka organizacja. Z punktu widzenia chrześcijaństwa w katolickiej herezji to udziecinnianie wiernych jest właśnie najgorsze – przewraca do góry nogami ewangelię i ustanawia
W
feudalną strukturę z „ojcami świętymi” oraz całym tym niewolniczym nauczaniem, mentalnością i obyczajami. Wielu Czytelników zapyta zapewne: – A cóż nas to obchodzi?! Nie jesteśmy ani katolikami, ani może nawet chrześcijanami i jest nam to wszystko zupełnie obojętne. No niby tak, ale mieszkańcom Polski nie powinno być obojętne, wśród jakich ludzi żyją. Bo otoczenie ma ogromny wpływ na jakość naszego własnego życia. I to niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie. Lepiej i lżej by nam było, gdybyśmy mieszkali wśród ludzi wolnych oraz dojrzałych, a nie zdziecinniałych, poddanych władzy cwanych manipulatorów. Niestety, Kościół prowadzi konsekwentną politykę udziecinniania, czy też – jak pisał prof. Jerzy Drewnowski o podobnych praktykach – zniewolniczania. Pamiętam rozmowę z pewną starszą panią, której nie bardzo już podobał się katolicyzm. Ale – jak powiedziała – nigdy nie odważy się od niego odejść. Kiedy pytałem o to, dlaczego chce się trzymać czegoś, co budzi właściwie jej niechęć, zupełnie poważnie odpowiedziała: – Widzisz, księża mają taką jakąś władzę, że boję się odejść. Boję się, że stanie mi się coś złego, mnie i mojej rodzinie. Ilekroć przypominam sobie tę rozmowę, tylekroć ogarnia mnie uczucie wzburzenia i wstrętu. Jak można kaleczyć ludzi?! Jak można ich od siebie uzależniać, wyłudzać od nich pieniądze, dając w zamian tylko strach i złudzenia! ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Zdziecinnienie
!!! Sprawa prof. Bogdana Chazana i jego niszczenie były tak naprawdę medialną egzekucją publiczną, a powodem ataku jego katolickie sumienie, a więc także światopogląd. Sprawa profesora jest tu tylko jednym z wielu przykładów rodzącego się totalitaryzmu laickiego państwa, w którym pod pretekstem tzw. neutralności światopoglądowej dokonuje się wyniszczania ludzi sumienia przez ludzi bez sumienia. (dr Tomasz M. Korczyński, „Nasz Dziennik”)
!!! To Zachód stworzył radykalnych islamistów, od lat wspierając rebeliantów w walce o obalenie wszelkich dyktatur na Bliskim Wschodzie. Amerykanie ich szkolili i wyposażali w broń. To, co zrobił Zachód, jest powolnym samobójstwem. (gen. Waldemar Skrzypczak)
!!! Emerytury rzeczywiście będą w przyszłości niskie. A wiele osób będzie miało w swojej historii zawodowej długie okresy nieskładkowe. Będziemy mieli głód na ulicach! (Piotr Kuczyński, finansista)
!!! Katolicy powinni wstydzić się papieża Franciszka za to, że robił karierę w kraju, gdzie wymordowano 30 tysięcy ludzi, a jeszcze więcej torturowano. Część lewicy dała się zwieść prostym chwytom PR-owym konserwatysty o ponurej przeszłości. (Ewa Wójciak, była dyrektor Teatru Dnia Ósmego w Poznaniu)
!!! Gdy się urodziłem, a było to jeszcze przed wojną, Polska miała Kościół katolicki. Dziś Kościół katolicki ma Polskę. (Stanisław Tym, aktor, satyryk) Wybrali: AC, ŁP
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
NA KLĘCZKACH
UZDRAWIANIE NA EKRANIE
CWANE BESTIE Biskupi diecezjalni spotkali się w Częstochowie. Orzekli, że wśród polskiego kleru są pedofile. Jeszcze niedawno twierdzili, że to nieprawda. Teraz zaś chcą nawet otwierać ośrodki dla ofiar molestowania przez księży. Arcybiskup Stanisław Gądecki zapowiada, że mają powstać co najmniej 4 takie placówki. Do tej decyzji niewątpliwie popchnęła hierarchów zapowiedź międzynarodowej organizacji SNAP (zajmuje się pedofilią wśród przedstawicieli Kościoła), że otworzy swoje oddziały w Polsce. Uciekają więc do przodu, bo boją się, że nasze diecezje po wypłacie odszkodowań zaczną bankrutować tak jak w USA. Przewodniczący KEP wyjaśnił, że kościelne ośrodki zbierałyby pytania i zgłoszenia od poszkodowanych oraz petycje ofiar. Czyli hierarchowie chcą po prostu zapobiec doniesieniom do organów ścigania i po cichu rozegrać wszystko na swoim boisku.
Rynasiewicza z PO. W swoim mieszkaniu Mokrzycki miał dwa sejfy: służbowy i prywatny. I właśnie ten prywatny służył mu do przechowywania własności polityków. Przełożeni zdecydowali odsunąć go od stanowisk wojskowych. Jednak po „przepracowaniu” w armii ponad 17 lat należy mu się wojskowa emerytura – około 7 tys. zł brutto miesięcznie. Dodatkowo może liczyć na sowitą odprawę.
BÓG, HONOR, MORDOBICIE
BISKUPI POD SĄD Emerytowany metropolita wrocławski abp Marian Gołębiewski oraz kardynał Kazimierz Nycz, metropolita warszawski, 12 września zostaną przesłuchani w sprawie ofiary księdza pedofila z Kołobrzegu. Marcin K. wytoczył proces diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, której zarzuca, że wiedziała o zboczeńcu i go kryła. Purpuraci będą zeznawać jako świadkowie, nie przyjadą jednak do Kołobrzegu, a ich przesłuchanie do sądu trafi za pomocą wideokonferencji. Adwokat rześkiego Nycza przekonywał, że hierarcha jest zbyt schorowany, aby udać się do Kołobrzegu. Rzekomo zły stan zdrowia nie przeszkadzał jednak ostatnio kardynałowi uczestniczyć w pielgrzymce rodzin na Górę Chełmską, leżącą... w granicach Koszalina. Jest to pierwsza tego typu sprawa w Polsce.
KRUK KRUKOWI… Ksiądz płk Robert Mokrzycki, jeden z zamieszanych w wielką aferę korupcyjną („FiM” 31/2014), nie będzie już proboszczem katedry polowej Wojska Polskiego. Obejmie za to parafię na rodzimym Podkarpaciu, a wojsko zapewni mu sowitą emeryturę (ma ledwie 47 lat!). CBA znalazło u Mokrzyckiego sztabkę złota, którą dwaj biznesmeni z Leżajska mieli wręczyć posłowi Janowi Buremu, oraz gotówkę. Plebania księdza była miejscem spotkań prominentów politycznych i biznesowych, m.in. właśnie Burego, szefa klubu PSL, i Zbigniewa
potępiają współbrata, ale zaprzeczają, jakoby wcześniej wiedzieli o jego występkach (wykorzystywał nieletnich przez 20 lat!). Ciekawe zatem, dlaczego był przenoszony z klasztoru do klasztoru i skąd zakaz używania przez niego telefonu i komputera? Z kolei 10 października Sąd Apelacyjny w Warszawie na wniosek obrony zbada apelację Jacka S., byłego księdza kapelana Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego, który został skazany na 10 lat odsiadki. Upiekło się natomiast ks. Ireneuszowi Bochyńskiemu, byłemu rektorowi Kościoła Panien Dominikanek w Piotrkowie, który zasłynął taką wypowiedzią: „Mamy i dzieci 10-letnie, trochę starsze i znam przypadki, gdzie ich życie intymne potrzebowało wcześniejszego zaspokojenia. Same dzieci »wchodziły« do łóżek dorosłych, chcąc być spełnionym. I to był wybór dziecka”. Prokuratura orzekła, że duchowny nie stanie przed sądem za propagowanie pedofilii.
DO CZARNEGO WORA Na murowanym ogrodzeniu kościoła w Piątnicy pojawiło się hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Mieszkańców bulwersuje, ale nie tyle treść napisu, co jego forma. Wykonany jest neogotycką czcionką, której na swoich sztandarach i ulotkach używają pseudokibice oraz neofaszyści. Na malowidle pojawia się również symbol zaciśniętej pięści (jak u grup rasistowskich) i znak „Polska Walcząca”. Mieszkańcy uważają też, że budynek kościoła nie jest odpowiednim miejscem do propagowania tego typu treści, dlatego żądają zamalowania kontrowersyjnej grafiki. Twórcy tłumaczą, że cała akcja odbyła się za zgodą i błogosławieństwem miejscowego proboszcza. A o tym, że środowiska kibolskie odznaczają się szczególnego rodzaju patriotyzmem, świadczy choćby fakt, że Roman Z., jeden z przywódców kibiców Śląska Wrocław, odpowie przed sądem za nawoływanie do nienawiści na tle rasowym i narodowościowym w swojej książce pod znamiennym tytułem „Jak pokochałem Adolfa Hitlera”.
WCZESNE ZASPOKAJANIE Warszawska prowincja Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów wydała specjalne oświadczenie w związku ze sprawą oskarżonego o pedofilię Macieja Sz. Braciszkowie
Sąd w Poznaniu przyznał ponad 6 mln zł parafii św. Jana Chrzciciela w Przemęcie pod Wolsztynem w ramach odszkodowania za utracone działki. Parafia była właścicielem ponad 200 hektarów ziemi rolnej. Władze parafii w 1990 r. zwróciły się do Komisji Majątkowej, ale żadnej decyzji nie podjęto aż do rozwiązania Komisji w 2011 r. Parafia poszła więc do sądu, domagając się zwrotu działek lub przyznania innych o podobnej wartości, ewentualnie pieniężnego odszkodowania („drobne” 8 mln zł). W grudniu ubiegłego roku sąd zdecydował, że parafia nie odzyska działek, bo uprawiają je nowi właściciele, nie dostanie także terenów zamiennych. Przyznano za to 6,2 mln zł zadośćuczynienia. Od tej decyzji odwołała się Prokuratoria Generalna, reprezentująca Skarb Państwa, uzasadniając, że parafia chciała odzyskać tylko 60 hektarów. Według przepisów roszczenia niezgłoszone do końca 1992 r. wygasają, więc księża nie mogli się domagać zwrotu ani zadośćuczynienia za pozostałe 140 hektarów. Rząd za to hojnie wesprze remont dachu pochodzącego z XVIII wieku dawnego klasztoru w sanktuarium św. Antoniego Padewskiego w Ratowie pod Mławą. Zarządzeniem Donalda Tuska przyznano 440 tys. zł z ogólnej rezerwy budżetowej.
Ksiądz John Bashobora, ugandyjski uzdrowiciel, na stałe zagościł w polskim krajobrazie. Przybywa do naszego kraju co jakiś czas, aby „uzdrawiać” wytęsknione rzesze wiernych. Ostatnio zagościł w Licheniu. I tu żarty się kończą, bowiem wydarzenie przybrało wymiar ogólnopolski za sprawą TVP, która wyemitowała wywiad z afrykańskim duchownym. Najpierw jego fragment został pokazany w głównym wydaniu „Wiadomości”, potem zaś całość wyemitowała TVP INFO w programie „Dziś Wieczorem”. Bogobojny Krzysztof Ziemiec z wypiekami na twarzy słuchał opowieści ks. Boshobory. A ten opowiadał mu m.in. o swojej skuteczności (na jednym ze spotkań miał uzdrowić 40 ze 100 uczestników). Nie było żadnych niewygodnych pytań, a warsztat dziennikarski Ziemca kwalifikuje go do TV Trwam. Choć TVParafialna czy TV Trwam – to prawie żadna różnica.
PRYWATNY KOŚCIÓŁ Fundacja ks. Jacka Stasiaka z Aleksandrowa Łódzkiego ma oddać Starostwu Powiatowemu w Zgierzu 700 tysięcy zł. Chodzi o pieniądze, które duchowny otrzymywał na prowadzenie Domu Pomocy Społecznej w Ozorkowie. Starostwo powiatowe, któremu podlega placówka, zgłosiło zastrzeżenia co do rozliczeń z otrzymanych pieniędzy. Ksiądz Jacek Stasiak nie pierwszy raz wzbudza kontrowersje. Jest obłożony suspensą, czyli nie może sprawować wszystkich funkcji duchownego, ale niewiele sobie robi z kar kościelnych. Prowadzi Fundację Ekumeniczne Centrum Dialogu Religii i Kultur, która przejęła budynek poluterańskiej świątyni, w której ks. Stasiak, przy wsparciu finansowym samorządu, otworzył „prywatny” kościół pw. św. Stanisława Kostki. Świątynia działa bez zgody biskupa, który nakazał
5
swojemu podwładnemu zaprzestać sprawowania tam nabożeństw. Stasiak jednak wciąż prowadzi tam działalność (urządza wystawy, koncerty, konferencje itd.).
GNIDA DWORSKA Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji zgodziło się, by wyodrębnić administracyjnie kawałek wsi Chobielin, na którym mieszka szef MSZ Radosław Sikorski. Wydzielona część miejscowości ma się nazywać Chobielin Dwór, a chodzi o to, aby goście ministra bez problemu trafiali do jego rezydencji. Gdy minister dopełni wszystkich formalności, będzie miał swoją wieś zamieszkaną przez cztery osoby: Sikorskiego i jego rodzinę. Może dzięki temu zostanie sołtysem i da spokój Polsce?
WYBRALI WOLNOŚĆ Ksiądz Przemysław Węgrzyn zaledwie miesiąc był proboszczem prestiżowej parafii św. Wojciecha w Poznaniu. Spakował się, zamknął kościół, a klucze wrzucił do skrzynki pocztowej. Napisał też list, w którym oświadczył, że rezygnuje z pracy w archidiecezji. Ksiądz Węgrzyn to szycha. Przed objęciem parafii był redaktorem naczelnym „Przewodnika Katolickiego”, najstarszego tygodnika religijno-społecznego. A teraz, ot tak, znika. Czyżby się nawrócił? Bez pożegnania parafię opuścił również ks. Remigiusz Szrajnert, który rządził w Świeszynie od lipca 2012 r. Po prostu spakował swoje rzeczy i wyjechał. Niedzielne nabożeństwo poprowadził ksiądz przysłany na zastępstwo z innej parafii, a w tygodniu kościół jest zamknięty. Kuria informuje, że ksiądz udał się na roczny urlop zdrowotny, jednak przedstawiciele biskupa nie kryją zaskoczenia jego nagłą decyzją. Wśród parafian zaś na forum internetowym wśród spekulacji często przewija się wątek niejasnych związków proboszcza z pewną mocno zaangażowaną parafianką... Opracował ŁUKASZ PIOTROWICZ
6
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
POLSKA PARAFIALNA
Nauka, głupcze! „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu” – zaapelowali naukowcy z Komitetu Bioetyki PAN do biskupów katolickich szkalujących środowisko naukowe. Hierarchowie biją się o cudze sumienia, bo jest już chyba zdecydowanie zbyt późno, żeby swoje własne przywrócić do moralnego porządku… Przewodniczący Komitetu ds. Bioetycznych przy Konferencji Episkopatu Polski abp Henryk Hoser (na zdjęciu) uważa, że „sumienie to coś, co różni człowieka od innych istot i jest nieodłącznym składnikiem ludzkiej godności”. W związku z czym, jak mówi, klauzula sumienia to prawo moralne, które jest ponad ustawodawstwem stanowionym. Zdaniem abpa mają o tym mówić najważniejsze polskie i międzynarodowe dokumenty: Konstytucja RP oraz Powszechna deklaracja praw człowieka. Duchowny albo nie ma pojęcia, o czym pisze, bo po prostu nie zna się na prawie, albo dopuszcza się skandalicznych manipulacji.
W każdym razie po publikacji arcybiskupich krętactw nie wytrzymali i głos zabrali w końcu naukowcy PAN. Komitet Polskiej Akademii Nauk mówi wprost, że abp Hoser próbuje nadać katolickiej klauzuli sumienia rangę konstytucyjną, a ona takowej nie ma i – miejmy nadzieję – mieć nie będzie. W konstytucji faktycznie jest mowa o sumieniu, a dokładnie o jego wolności. Arcybiskup, szef Bioetyki KEP, próbował karkołomnie obydwa pojęcia – klauzuli sumienia i wolności sumienia – połączyć. Powoływał się także na fakt, że konstytucja nakazuje władzom państwowym zachowanie bezstronności w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych. Gdyby Hoser podstaw prawnych nie traktował manipulacyjnie, to z pewnością
ak zwane klauzule sumienia od lat funkcjonują w wielu formalnie świeckich placówkach oświatowych utrzymywanych z budżetów gmin. I nikt nie śmie ukrócić tej nielegalnej praktyki! Oficjalne dokumenty publicznych szkół, takie jak misje i wizje szkoły, statuty, programy wychowawcze czy koncepcje pracy, pełne są różnych wyznań wiary w Boga oraz wiernopoddańczych deklaracji wobec Kościoła katolickiego. Tym samym „klauzula sumienia” narzucana jest zarówno uczniom, jak i nauczycielom. Zespół Szkół imienia Świętej Rodziny w Lutczy (organ prowadzący Gmina Niebylec) Misja szkoły: „Wychowujemy i kształcimy dla Bożej chwały i na pożytek ojczyzny. Jesteśmy szkołą promującą chrześcijański system wartości (…). Szkoła nasza kontynuuje prawie półtorawiekową tradycję oparta na Zawierzeniu Maryi Matce Bożej Niepokalanej”. Wizja szkoły: „Chrześcijańska koncepcja osoby ludzkiej i chrześcijański system wartości stanowią punkt odniesienia i inspiracji dla całej działalności szkoły. Prowadzony w niej proces kształcenia i wychowania jest kontynuacją ponad wiekowej już tradycji szkolnictwa w Lutczy, zmierzający ku syntezie wiary i nauki oraz wiary i życia w postawie poszczególnych uczniów”. Koncepcja pracy szkoły: „Absolwent Zespołu Szkół im. Św. Rodziny to młody obywatel, który (…) jest człowiekiem wiary, umie dostrzec działania Boga w swoim życiu i życiu innych ludzi”. Państwowa Szkoła Muzyczna I stopnia im. Karola Szymanowskiego w Kole
T
wiedziałby, że swoboda wyrażania wartości religijnych i światopoglądowych nie ma charakteru absolutnego i może podlegać ograniczeniu. Muszą one być zgodne z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP, czyli nie mogą robić krzywdy innym ludziom, a odmowa udzielenia legalnego świadczenia medycznego taką krzywdę
czyni. Ograniczenia nie mogą naruszać istoty wolności lub prawa. Wobec tych przepisów, jak mówią naukowcy PAN, klauzula sumienia faktycznie zezwala lekarzowi na odmowę wykonania aborcji, ale pod warunkiem, że pacjentka uzyska to świadczenie gdzie indziej, do czego ma pełne prawo. Episkopat jednak z wrodzoną sobie bezczelnością arbitralnie uznaje, że przepisy kościelne stoją ponad państwowymi, i przedstawił opinię, że „w polskim prawie nie istnieje prawo do aborcji”. Kłamstwo! Ustawa
o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży mówi, że w określonych okolicznościach „osobom objętym ubezpieczeniem społecznym i osobom uprawnionym na podstawie odrębnych przepisów do bezpłatnej opieki leczniczej przysługuje prawo do bezpłatnego przerwania ciąży w publicznym zakładzie opieki zdrowotnej”. Kolejnym argumentem KEP wobec klauzuli sumienia jest rezolucja Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, gdzie zapisano, że „szpital ani instytucja nie może być zmuszona, pociągnięta do odpowiedzialności lub dyskryminowana w jakikolwiek sposób z powodu odmowy wykonania lub udzielenia pomocy przy zabiegu przerwania ciąży”. Episkopat celowo przytacza tylko jedno zdanie z rezolucji, bowiem w kolejnych akapitach stoi, że każde państwo musi zagwarantować prawa pacjentów, bowiem „nieograniczone korzystanie ze sprzeciwu sumienia może szczególnie dotknąć kobiety, zwłaszcza te o niskich dochodach lub żyjące na terenach wiejskich”. PAN obnażył przed całą Polską krętactwa arcybiskupa Hosera. I co na to episkopat? Milczy, bo też nic innego mu już chyba nie pozostało. ARIEL KOWALCZYK
Szkoły z klauzulą sumienia Misja szkoły: „Dyrektor, nauczyciele, pracownicy administracji i obsługi szkoły mają stale mieć na uwadze dobro ucznia, kierować się życzliwością wobec wszystkich osób ze szkołą związanych, a sumienne wykonywanie swoich obowiązków, wysoką jakość i kulturę pracy traktować jako powinność wobec Boga i drugiego człowieka”. Szkoła Podstawowa im. Jana Pawła II w Brniu (organ prowadzący Gmina Lisia Góra) Preambuła do programu wychowawczego: „Fundamentem wychowania w Szkole Podstawowej im. Jana Pawła II w Brniu jest chrześcijańska koncepcja rzeczywistości. Chcemy kształtować postawy uczniów w taki sposób, aby potrafili oni podejmować działania na rzecz dobra wspólnego w duchu Ewangelii. Podstawową wartością nadrzędną w stosunku do innych jest miłość. Ta wartość przyświeca wszystkim działaniom wychowawczym, których efektem ma być harmonijny rozwój naszych wychowanków w sferze religijnej, intelektualnej, emocjonalnej i fizycznej (…). Nauczyciele zatrudnieni w naszej placówce posiadają nie tylko odpowiednią wiedzę fachową, ale nade wszystko dbają o swój rozwój intelektualny i duchowy oraz żyją wartościami, które są podstawą naszego programu wychowawczego”. Publiczne Gimnazjum im. Jana Pawła II w Tuszowie Narodowym
Misja szkoły: „Zaszczytne imię, jakie nosi nasza szkoła od 2002 r., niezwykle zobowiązuje do życia w wierze (…). Jesteśmy szkołą (…) opierającą swoją działalność nie tylko na uniwersalnych zasadach etyki, ale przede wszystkim na polskich tradycjach wychowawczych, streszczających się w formule: Bóg-Honor-Ojczyzna”. Szkoła Podstawowa nr 3 im. ks. kard. Stefana Wyszyńskiego w Leżajsku Misja szkoły: „Miłość Boga i Ojczyzny, dobro, i szacunek dla człowieka”. Program wychowawczy: „Spójność działań wychowawczych pomiędzy rodziną, Kościołem i innymi instytucjami”. Zespół Szkół: Szkoła Podstawowa i Gimnazjum w Barcicach Wizja szkoły: „Celem naszej szkoły jest odpowiednie formowanie wychowanka, aby w trakcie edukacji, jak i również w przyszłości potrafił podejmować i stosownie wypełniać określone zadania względem Boga, ludzi, Ojczyzny i własnej rodziny”. Zespół Szkół Budowlanych im. Króla Kazimierza Wielkiego w Jaśle Wizja szkoły: „Wychowujemy zgodnie ze społeczną nauką Kościoła”. Szkoła Podstawowa im Henryka Sienkiewicza w Kowali Wizja szkoły: „Szkoła realizuje swoją misję w ścisłej współpracy z rodzicami i instytucjami
lokalnymi ze szczególnym uwzględnieniem Kościoła Katolickiego i innych instytucji wspierających rodzinę w wychowaniu”. Szkoła Podstawowa nr 51 im. Jana Pawła II w Lublinie Statut (cele i zadania szkoły): „Kształtuje i rozwija postawy uczniów w oparciu o chrześcijański system wartości z zapewnieniem wolności sumienia i przekonań religijnych każdego ucznia: a) wskazuje uczniom godne naśladowania autorytety a centrum oddziaływań wychowawczych stanowi Osoba Jana Pawła II – Patrona Szkoły i Jego nauczanie (…)”. Szkoła Podstawowa nr 1 im. Sługi Bożego Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego w Biłgoraju Program wychowawczy: „We współczesnym świecie wiele wartości zagubiło się bądź zdewaluowało, coraz bardziej można dostrzec zjawisko relatywizmu – oddalania się od wiary i moralności (...). Aby zabezpieczyć się przed tymi negatywnymi procesami nadaliśmy szkole imię Sługi Bożego Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego, co pomoże nam nie zagubić się we współczesnym świecie (...)”. Folder o szkole: W procesie dydaktyczno-wychowawczym kierujemy się wzorcem osobowym Patrona szkoły Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego. Mottem szkoły uczyniliśmy słowa: „Dla nas, po Bogu, największa miłość, to Polska”. AK
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
CBA trafiło pod strzechy Służba specjalna dysponuje narzędziami do zdalnego kontrolowania zawartości naszych komputerów i telefonów. Strach pomyśleć, co się stanie, gdy kontrolę nad tą formacją przejmie ekipa politycznych szaleńców... Helsińska Fundacja Praw Człowieka wystąpiła do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie ze skargą na Centralne Biuro Antykorupcyjne. Powodem jest odmowa udzielenia przez CBA informacji, czy posługuje się oprogramowaniem umożliwiającym monitorowanie komputerów i telefonów, pozyskiwanie danych przechowywanych na tych urządzeniach oraz śledzenie korespondencji elektronicznej nawet w sytuacji, gdy użytkownik nie korzysta w danej chwili z Internetu. Zanim zapadnie prawomocny wyrok, upłynie wiele miesięcy, dlatego odpowiadamy już dzisiaj: tak, wiemy ponad wszelką wątpliwość, że CBA posiada rzeczone oprogramowanie. Nie mamy tylko pewności, czy i w jakim zakresie je stosuje, ale chyba nie po to wydano na to kwotę siedmiocyfrową, żeby leżało w magazynie... Fundacja zainteresowała się sprawą po ujawnieniu raportu grupy badaczy The Citizen Lab, skupionych przy Uniwersytecie w Toronto, którzy monitorowali wykorzystywanie programu komputerowego typu Remote
Control System (Zdalny System Zarządzania) w wersji stworzonej przez włoską firmę Hacking Team. RSC służy celom „ofensywnego bezpieczeństwa”, dlatego sprzedawany jest wyłącznie agencjom/służbom rządowym. Program potrafi m.in. kopiować pliki z dysku twardego komputera, nagrywać rozmowy prowadzone za pośrednictwem komunikatora Skype, podglądać obraz, przechwytywać korespondencję mailową oraz hasła i loginy wpisywane w przeglądarce internetowej, a jest wyrafinowany do tego stopnia, że przechowuje „zdobycze” na komputerze ofiary, skąd zostają następnie wyprowadzone do zainteresowanej instytucji w sposób kamuflowany za pośrednictwem sieci serwerów rozmieszczonych w różnych zakątkach świata. Przykładowo: dane z inwigilacji
rzed Sądem Rejonowym Warszawa-Wola toczy się od trzech lat proces dziennikarza Wojciecha S. i płk. rez. Aleksandra L. Są oskarżeni o powoływanie się na wpływy w Komisji Weryfikacyjnej żołnierzy byłych Wojskowych Służb Informacyjnych oraz o pośrednictwo w „załatwianiu” za pieniądze pozytywnej weryfikacji. W tle sprawy pojawił się handel słynnym raportem Antoniego Macierewicza przed oficjalną publikacją tego dokumentu (luty 2007 r.) oraz roboczymi fragmentami Aneksu, który wciąż pozostaje tajny na mocy solidarnych decyzji prezydentów Lecha Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego. Ten drugi znalazł się w fatalnej wizerunkowo sytuacji. Sąd zaprosił go w charakterze świadka na rozprawę, która odbędzie się 10 września tego roku, i jeśli pan prezydent wygospodaruje trochę czasu, być może dowiemy się nieco więcej, niż zeznał w prokuraturze. Zasadnicze wydają się pytania, dlaczego: ! będąc jeszcze zwykłym posłem, a od listopada 2007 r. marszałkiem Sejmu, podjął ryzykowną grę, konspirując z ludźmi służb specjalnych Aleksandrem L. (były szef kontrwywiadu Wojskowej Służby Wewnętrznej nadzorujący instytucje centralne MON, po zwolnieniu z WSW doradca prezesa Agencji Mienia
P
w Meksyku trafiły do końcowego odbiorcy w tym samym kraju przez Hongkong, Londyn, Amsterdam i Atlantę. Naukowcy znaleźli ślady stosowania systemu RSC autorstwa Hacking Team w 21 państwach. Spośród europejskich są to: Włochy, Turcja, Węgry i... Polska. Z raportu The Citizen Lab dowiadujemy się, że w naszym kraju do transmisji wykradzionych danych wykorzystywano pulę internetowych adresów IP (95.49. xxx. xxx) przyznawanych dynamicznie klientom Neostrady (sieć Orange), a pierwsze użycie RSC nastąpiło 8 października 2012 r. Zdaniem specjalistów
polskie adresy nie służyły do retransmisji, lecz były końcowym ogniwem łańcucha serwerów, przy czym nie można wykluczyć, że taki odbiornik mieścił się na przykład w jakiejś ambasadzie, skąd dalej przekazywano pliki w inny sposób. Fundacja Helsińska zapytała nasze dwie największe służby, czy dysponują narzędziami do uprawiania podobnego procederu. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego kategorycznie zaprzeczyła. CBA odmówiło merytorycznej odpowiedzi, argumentując, że jakiekolwiek informacje o technicznych możliwościach bądź ich brakach są tajne. Z dwóch niezależnych od siebie źródeł wiemy, iż CBA posiada oprogramowanie typu RSC od co najmniej 2007 r. Dokładnej daty wdrożenia systemu nie znamy, ale wykorzystywano go już przy rozpracowaniu Andrzeja Leppera w tzw. aferze gruntowej. Ten program stworzył polski informatyk pracujący niegdyś w pewnej instytucji państwowej. ABW nie
7
chciało skorzystać z tego narzędzia w obawie przed skandalem. Tematem zainteresowało się CBA. Mieli mnóstwo pieniędzy i zero skrupułów, bo przed nową policją polityczną stały wielkie wyzwania. Zapłacili autorowi ponad 3 mln zł (dzięki dodatkowym środkom z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Jarosława Kaczyńskiego) i zatrudnili w centrali. Niedługo później odkupili od niego także kody źródłowe umożliwiające dalszą zespołową pracę nad rozwojem programu. Obecnie informatyk wciąż pozostaje funkcjonariuszem CBA, ale działa teraz na tzw. etacie niejawnym. Dlaczego inne służby zrezygnowały z RSC? – Ów program po zainfekowaniu komputera modyfikuje jego pliki systemowe. Podmieniając pliki, ingeruje w system. I to już nie jest bierny „podsłuch” dostępu urządzenia do Internetu, lecz włamanie, nielegalne naruszenie struktury oprogramowania. Nie znam przepisu, który by pozwalał na taką działalność w czasie pokoju – podkreśla oficer ABW. Były funkcjonariusz CBA dodaje: – Sytuacja jest dosyć kłopotliwa, bo żeby nadążać za nowinkami antywirusowymi, program wymaga ciągłych aktualizacji i testów. Słyszałem o istnieniu jakiegoś nieformalnego układu z... (tu nazwy dwóch dominujących producentów oprogramowania zabezpieczającego), w zamian za udostępnienie im naszej „myśli technicznej”. Otwarte pozostaje pytanie, ilu politykom zdążono już zarazić służbowe komputery... TS
Spectajne na sprzedaż Wojskowego) oraz płk. Leszkiem T. z WSI (zmarł w trakcie procesu) reklamującymi się jako posiadacze „ciekawych informacji” dotyczących Komisji Weryfikacyjnej; ! dopiero po kilku spotkaniach z obu panami (każdym z osobna) Komorowski zawiadomił o domniemanej korupcji ówczesnego ministra koordynatora służb specjalnych Pawła Grasia, a ten – Krzysztofa Bondaryka, szefa ABW. Na usprawiedliwienie pana prezydenta dodajmy, że pułkownik L. był protegowanym abp. Sławoja Leszka Głódzia i biskupa drohiczyńskiego Antoniego Dydycza... W procesie karnym oskarżeni mają prawo kłamać, więc nie będziemy tu przytaczać ich wersji zdarzeń. Świadkowie zeznają różnie: ci, którzy kooperują z Macierewiczem, mówią o prowokacji i obciążają ekipę rządową oraz prezydenta. Podkreślają, że jeśli nawet utrzymywali konszachty z wrogiem, to tylko dlatego, żeby zdemaskować jego niecne zamiary (najładniej opowiadał o tym Leszek Pietrzak, były członek Komisji wskazywany przez płk. T.
jako „załatwiacz” problemów weryfikacyjnych). Druga strona zasłania się najchętniej niepamięcią. Najdoskonalszą amnezję zademonstrował w sądzie świadek Graś (obecnie sekretarz generalny PO), który nie mógł przypomnieć sobie żadnego istotnego szczegółu sprawy, którą kolega Komorowski prezentował mu wcześniej jako groźną aferę korupcyjno-szpiegowską. Graś przekonywał, że skoro tematem zajął się Bondaryk, to on jako koordynator służb specjalnych nie miał żadnych powodów, aby interesować się ciągiem dalszym. Z tych wszystkich opowieści wyłowiliśmy relację świadka Anny M.-R. zatrudnionej w NIK na stanowisku głównego specjalisty kontroli państwowej. Pani Anna była niegdyś czołową reporterką gazety „Rzeczpospolita” oraz zastępczynią kierownika działu śledczego innej gazety. Przed sądem zeznała, że na początku 2008 r. skontaktował się z nią telefonicznie Stanisław Iwanicki (minister sprawiedliwości i prokurator generalny w rządzie Jerzego Buzka). Iwanicki zaproponował spotkanie. Powiedział, że jego związany
z wojskiem znajomy, będący także nieoficjalnym doradcą biskupów, zna Aneks do Raportu z likwidacji WSI. „Znajomym” okazał się Aleksander L. Sugerował, że za 250 tys. zł może dostarczyć wyprodukowany przez Macierewicza dokument. W serii kolejnych rozmów z Aleksandrem L. wzięli też udział dziennikarze: Michał Majewski (obecnie tygodnik „Wprost”, współautor niedawnych „sensacji” o przeciekach z Komisji Weryfikacyjnej) i Paweł Reszka (obecnie w „Tygodniku Powszechnym”). Gdy przedstawiciele redakcji stwierdzili, że mogą zapłacić co najwyżej 10 tys. zł tytułem „zwrotu kosztów”, emerytowany oficer wycofał się z transakcji. Świadek Macierewicz zarzekał się, że zastosowane przezeń procedury ochronne uniemożliwiały wyciek nawet świstka papieru toaletowego ze strefy bezpieczeństwa, w której urzędował on i jego kumple z Komisji. Jeśli pan prezydent nie stchórzy, ciąg dalszy nastąpi 10 września... ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
POLSKA PARAFIALNA
Stop wariacji! Według najnowszej katolickiej inicjatywy ustawodawczej za edukację seksualną ma grozić więzienie. Na szczęście nikt jeszcze nie wpadł na to, żeby zaproponować karę śmierci za instruktaż używania prezerwatywy. Ale w przyszłości – kto wie... Jakie leki najefektowniej zwiększają długość członka? Czy podczas okresu powinnyśmy ograniczyć się do niektórych czynności lub jedzenia niektórych rzeczy? Czy przez lizanie miejsc intymnych dziewczyn przygodnie spotkanych można złapać
jakąś chorobę? – na tego typu pytania odpowiadają edukatorzy seksualni z Grupy Ponton. Mówią, że przez lata swojej działalności nie zauważyli, aby poziom wiedzy młodzieży na temat seksualności i życia intymnego się poprawił. I nic
dziwnego, skoro na około 14 tys. nauczycieli wychowania do życia w rodzinie niemal 4 tysiące nie ma wymaganych kwalifikacji. Wciąż są w tym gronie księża i katechetki. Nie dość, że korzystają ze skandalicznych podręczników, w których wypisuje się teorie sprzeczne z wiedzą naukową, to jeszcze przemycają katolicką propagandę. Ofiarami takich „edukatorów” są nastolatki. Dane Ministerstwa Zdrowia za rok 2012 są takie, że w Polsce (a nie jakiejś tam szatańskiej Skandynawii) dzieci urodziło 15 791 dziewcząt poniżej 19 roku życia, w tym 947 szesnastolatek oraz 345 piętnastolatek i młodszych dziewczynek. Czy polska młodzież, która wciąż realnego zagrożenia ciążą dopatruje się w siedzeniu u chłopaka na kolanach, a z drugiej strony bezmyślnie ulega trendom propagującym seks analny jako ten, który eliminuje
wspomniane zagrożenie, rzeczywiście nie potrzebuje edukacji seksualnej na wysokim poziomie? Członkowie Fundacji Pro (propaguje „prawo do życia” – dop. red.) uważają, że nie potrzebuje. Co więcej – zamierzają z taką edukacją walczyć. „Kto publicznie propaguje lub pochwala podejmowanie przez małoletnich poniżej lat 15 zachowań seksualnych lub dostarcza im środków ułatwiających podejmowanie takich zachowań, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2” – taki zapis chcą widzieć w Kodeksie karnym. Wszystko dlatego, że ich zdaniem edukacja seksualna proponowana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) rozbudza w dzieciach i młodzieży zainteresowanie seksem, co zgadza się z teorią abp. Michalika, że to dzieci lgną do dorosłych.
Kim są ci „oni” w rzeczywistości? „FiM” rozmawiają z Anką Grzywacz, edukatorką seksualną z Grupy Ponton.
Źródło: RESURJ
– Dlaczego właściwie edukacja seksualna przeszkadza tzw. obrońcom życia? – Grupy anti-choice, takie jak Fundacja Pro, nie walczą w obronie życia. Interesują się tak naprawdę tylko życiem płodowym, a nie życiem kobiet i ich już istniejących rodzin. To jest specyficzne myślenie fundamentalistycznych grup – sprzeciwianie się jakiemukolwiek prawu wyboru dla kobiet, prawom reprodukcyjnym. A dlaczego my? Być może temat aborcji społeczeństwu się przejadł, więc trzeba znaleźć nowego wroga. Przez wiele lat pracowaliśmy spokojnie. W tej chwili – z powodów, których nie rozumiemy – rzeczywiście znaleźliśmy się na celowniku i zostaliśmy wrzuceni w kocioł… – Politycznych rozgrywek? – A nawet manipulacji. Na stronie stoppedofilii.pl przemieszanych jest wiele zjawisk. Pedofilia, aborcja, homoseksualizm. – Zostaliście wrzuceni do jednego garnka z pedofilami, bo zdaniem członków Fundacji Pro deprawujecie i molestujecie dzieci. – To bardzo niebezpieczna manipulacja – sugerowanie, że edukacja seksualna ma jakikolwiek związek z pedofilią czy promocją pedofilii. Że edukatorzy seksualni to pedofile czy osoby, które chcą sprowadzać dzieci na złą drogę. Atmosfera wokół tematów tabu i bez tego jest w Polsce ciężka. Takimi herezjami wzbudza się dodatkowe wątpliwości, niepokój i lęk w rodzicach oraz nauczycielach. A przecież to, czym się zajmujemy, czyli prowadzenie pogadanek o antykoncepcji i prewencji HIV w gimnazjach oraz liceach czy udzielane porad na forum, w cywilizowanych krajach jest normą. – W katolickiej Polsce o seksie powinni dzieciom opowiadać rodzice, a nie obcy ludzie! – Edukacja seksualna powinna być wolna od światopoglądu. To ma być wiedza naukowa, psychologiczna. Tymczasem większość grup anti-choice’owych jest zanurzona w tradycji katolickiej. Przyznają się do tego, że patrzą na seksualność człowieka z perspektywy konserwatywnych katolików. Jakikolwiek seks pozamałżeński czy przedmałżeński, a o takim zwykle
mówimy w kontekście seksualności nastolatków, nie mieści im się w głowach. Takie rzeczy jak masturbacja uważają za grzech. Homoseksualizm – za dewiację. – A więc – deprawujecie czy uświadamiacie? – Mówienie, że zachęcamy młodzież do seksu czy eksploracji tego, jaką kto ma orientację, to najpopularniejsze nieporozumienie dotyczące edukacji seksualnej. Nic bardziej mylnego! Wierzymy, że za wiedzą idzie odpowiedzialność, że posiadając niezbędne informacje, młodzi będą podejmować przemyślane decyzje o swoim życiu. Pracujemy z młodzieżą gimnazjalną i licealną. Oni potrafią wyciągać wnioski, widzą przyczynę i skutek. To nie są bezwolne marionetki sterowane sznureczkami. Dlatego nie śmiejemy się z ich pytań, nie oceniamy wyborów. Traktujemy ich poważnie. – I wciskacie im do ręki prezerwatywy… – Raczej pokazujemy, jak z nich korzystać! Uświadamiamy, że seks bez zabezpieczenia może skończyć się ciążą. Chcemy, żeby podejmowali decyzje bardziej świadomie. Ci, którzy negują dobrą edukację seksualną, są oderwani od rzeczywistości. Ludzie skupieni wokół organizacji takich jak Fundacja Pro wyznają zdaje się przestarzałe teorie pedagogiki i psychologii, w myśl których dziecko nie jest jeszcze w pełni człowiekiem. Nie wierzą, że jest w stanie samodzielnie myśleć, ma swoją wolę. Widzimy duże skupienie na rodzicach, na prawach osób dorosłych. Tak jak w przypadku aborcji jest
„Oni idą po twoje dzieci! Powstrzymaj ich! Oni chcą edukować twoje dzieci!” – grzmią hasła, których celem jest wzbudzenie przerażenia w rodzicach. Na fotografii para półnagich mężczyzn (por. zdjęcie). „Oni” będą nie tylko deprawować, ale i wykorzystywać najmłodszych. Wszak podobno – czytamy na oficjalnej stronie Fundacji Pro – „w niemieckich przedszkolach dzieci są zachęcane do wzajemnego oglądania i dotykania narządów płciowych w specjalnych »kącikach zabaw«. Nie mogą tylko wkładać przedmiotów do pochwy i odbytu”. Nie wiadomo, czy takie przedszkola gdziekolwiek istnieją, ale ważne, że Sodoma i Gomora jest już jakoby na przedpolach katolickiej Polski. Trzeba walczyć. Pod projektem zmiany Kodeksu karnego podpisało się 250 tysięcy ludzi zastraszonych wizją seksualnej apokalipsy. OKSANA HAŁATYN-BURDA
skupienie wyłącznie na prawach płodu, a nie na kobiecie. Rodzice uważają się za właścicieli swoich dzieci. Sądzą, że to oni mają prawo decydować, co ich dzieci wiedzą, a czego nie. Z takim założeniem, że ich pociechy nie dowiedzą się o kwestiach związanych z seksem. To jest iluzja, bo żyjemy w zinformatyzowanym świecie; wystarczy kliknąć w internetową wyszukiwarkę, aby dowiedzieć się czegoś o seksie. – Żeby znaleźć film porno. – To coraz bardziej widoczny trend – samoedukacja poprzez pornografię. To dlatego, że brakuje wiedzy właściwej. Nie ma skąd wziąć książek, rodzice nie rozmawiają, w szkole pani ględzi, więc dzieciaki ściągają z Internetu filmy porno. Od małego są bombardowane erotyzmem – teledyski, portale internetowe. Coraz młodszym dzieciom wydaje się, że powinny już uprawiać seks. Dziewczyny z jednej strony chcą być postrzegane jako dziewice – czyste, moralne, przyzwoite. Z drugiej – uprawiają seks analny, który jeszcze dekadę wcześniej traktowany był jako granica normy seksualnej. To jest totalne wymieszanie pojęć. Naszym zadaniem jest uświadomienie im, że nie muszą się z taką decyzją spieszyć. Jednym z podstawowych celów takiej edukacji, jaką my prowadzimy, jest prewencja przemocy seksualnej. Tylko że nie da się jej zapobiec bez rozmów o stereotypach, rolach płciowych, dyskryminacji, emocjach, asertywności. – Przyjdzie dzień, w którym edukatorzy będą musieli zamilknąć? – Wierzymy w rozsądek posłów i posłanek. W to, że nie przyjmą tej poprawki do Kodeksu karnego, bo ów zapis jest tak sformułowany, że daje wiele możliwości złej interpretacji. My nie propagujemy, nie pochwalamy, nie popieramy aktywności seksualnej dzieci poniżej 15 roku życia, tylko informujemy, odpowiadamy, doradzamy. Uświadamiamy, że to jest bardzo wcześnie, staramy się sprawić, żeby zastanowili się, zanim zdecydują się na seks. Ale też nie negujemy tego, że dzieci w Polsce seks uprawiają. Każdego roku kilkaset dziewcząt poniżej 15 roku życia rodzi dzieci. A dzieci biorą się z seksu. – Skąd to ogromne społeczne poparcie dla projektu? – Nie wierzę, że 250 tysięcy osób podpisało projekt przeciwko edukacji seksualnej. Jestem przekonana, że wielu z nich uważało, że podpisuje projekt walki z pedofilią. Jako edukatorka seksualna również uważam, że trzeba zapobiegać pedofilii i karać takie czyny. Rozmawiała OH
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r. Podszywanie się pod medyków, wynajmowanie gwiazd, ogromne zawyżanie stawek, naciąganie na nieistniejące rabaty. Tak działają firmy wciskające emerytom swoje „cud-produkty” – wynika ze śledztwa UOKiK, który nałożył na winnych karę niemal miliona złotych!
POD PARAGRAFEM
9
Oszuści garnki wlepią
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w końcu wziął w obronę klientów przedsiębiorstw, które poprzez nieuczciwe praktyki sprzedawały im niebotycznie drogie garnki, pościel, sprzęt AGD itp. UOKiK postanowił ukarać także spółki oferujące produkty paramedyczne, o których pisaliśmy w poprzednim numerze. „Mam dla Pani zaproszenie na bardzo ciekawe spotkanie kulinarne... Dzwonię z poradni diagnostycznej i rejestruję na bezpłatne badania...” – w ten sposób – jak informuje Urząd – spółki „Eco-Vital” i „Mat-Medic” zapraszały gości na pokazy połączone ze sprzedażą
garnków i produktów pseudomedycznych. W obu przypadkach docelowymi klientami przedsiębiorstw były osoby starsze. „Mat-Medic” oferowała swoje „lecznicze” urządzenia wyłącznie osobom, które skończyły 55 lat. „Eco-Vital” działająca obecnie pod nazwą „Alibiostar Trading Limited” kupowała tani sprzęt m.in. w Niemczech i sprzedawała go później Polakom nawet z 300-procentową marżą. Patelnia za 1800 zł czy garnek za 1900 zł to stałe elementy w cenniku firmy. Do sprzedaży tych produktów zatrudniane były świetnie wyszkolone osoby, które manipulując faktami, wprowadzały w błąd emerytów – niestety, często naiwnych. Sprzedawcy wspierani byli przez rozmaite gwiazdy rodzimego show biznesu, uwiarygodniające ten oszukańczy proceder. Świątobliwy Cezary Pazura, Andrzej Grabowski, Jerzy Kryszak – to nazwiska przyciągające widzów. Dla zachowania czystych sumień kabareciarze nie sprzedawali bezpośrednio żadnego towaru, uświetniali tylko swoją osobą „handlowe imprezy”.
Dochodzenie UOKiK wykazało, że spółka „Eco-Vital” zachęcała do udziału w poczęstunkach, spotkaniach, warsztatach kulinarnych, występach gwiazd bez podawania informacji, że chodzi o sprzedaż. Pracownicy byli szkoleni, by skupiać się na niekomercyjnych aspektach spotkania (np. występy artystyczne, kabaretowe, wykłady o zdrowym żywieniu). Na biletach rozdawanych potencjalnym klientom również nie było informacji na temat faktycznego celu „pokazu”. Wobec tego Urząd uznał, że „Eco-Vital”, nie ujawniając handlowego celu prezentacji, naruszyła zbiorowe interesy konsumentów, i nałożył na nią karę 650 tys. zł. Firma musi też oczywiście zamknąć interes. W kolejnym śledztwie UOKiK wykazał, że spółka „Mat-Medic” („FiM” 33/2014) zatrudniała telemarketerów, którzy by ukryć fakt, że w rzeczywistości chodzi o sprzedaż produktów, udawali przedstawicieli poradni diagnostycznej i zapraszali na refundowane badania. Na spotkaniach sale oznaczano tablicami okraszonymi medycznymi terminami, a sami
skarżony o pedofilię były nuncjusz w Dominikanie abp Józef Wesołowski odwołał się od wyroku sądu kanonicznego, który ukarał go wydaleniem ze stanu kapłańskiego. Rzecznik Watykanu – ksiądz Federico Lombardi – oświadczył, że Franciszek podobno pilnie śledzi sprawę polskiego arcybiskupa i chce, „aby do tej kwestii podejść z konieczną surowością”. Owa papieska surowość trwa już ponad rok, bo kreujący się na obrońcę uciśnionych papież o zbrodniach abpa Wesołowskiego dowiedział się oficjalnie w czerwcu 2013 r. Przez ten czas były nuncjusz miał odpowiadać przed trybunałem Państwa Watykańskiego w tzw. procesie karnym. Hierarchowie również szumnie zapowiadali, że po raz pierwszy w historii kościelnych zbrodni nie wykluczają przekazania abpa Wesołowskiego władzom świeckim. Zapowiadane przez papieża Franciszka „zero tolerancji” dla pedofilów należałoby przekształcić na „pełną wyrozumiałość”, bo nawet równie drastyczny przypadek może być za Spiżową Bramą praktycznie bezkarny
– mimo miażdżących dowodów zeznań świadków i ofiar. Pod koniec czerwca 2014 r. dominikański biskup Victor Masalles nie krył oburzenia, kiedy w podczas służbowej wizyty w Watykanie spotkał Wesołowskiego spacerującego po malowniczych uliczkach zabytkowego centrum Rzymu. Biskup Masalles napisał wówczas na swoim internetowym profilu, że „milczenie Kościoła w sprawie pedofilii bardzo szkodzi wiernym”. Arcybiskup Józef Wesołowski – jak podaje jedno z ostatnich wydań „New York Timesa” – był nazywany przez młodych dominikańskich chłopców „Włochem”, bowiem mówił po hiszpańsku z silnym apenińskim akcentem. Chadzał do biednych dzielnic Dominikany i płacił 9–14-latkom za seks. W zależności od konkretnej usługi dawał im od 10 do 25 dol. Niektóre miłosne uniesienia nagrywał na kamerę. Jego ofiary (mogły być ich setki) zeznały później, że miał chorobliwe obsesje seksualne i nikt nie mógł mu dogodzić. Zebrane przeciwko niemu dowody są miażdżące, ale wyrozumiały Watykan ratował już nie takich zboczeńców… ASz
Skazani na dożywocie
O
Włoska robota
handlowcy byli ubrani w lekarskie fartuchy i przedstawiali się jako konsultanci medyczni. Kłamliwie zapewniali klientów o dofinansowaniu zakupów z NFZ i Unii Europejskiej lub instytutu medycznego. Postępowanie UOKiK wykazało, że spółka manipulowała również wysokością cen sprzedawanych produktów, stwarzając wrażenie, że decydując się na natychmiastowy zakup, uczestnicy pokazu otrzymają wysoki rabat. Za te działania Urząd nakazał „Mat-Medic” natychmiastowe zaniechanie niedozwolonych praktyk i nałożył nań ponad 250 tys. zł kary. Obie instytucje mają prawo do odwołania, ale czy to zrobią? Okazuje się, że „Mat-Medic” oraz „Eco-Vital” są ze sobą powiązane osobowo. Sprawdzając wnikliwie dokumenty sądowe, trafialiśmy na trzy nazwiska: Agnieszka Skibińska, Iwona Jaśkowska i Paweł Matys. Te osoby w spółkach miały wymienne stanowiska. Obie firmy znajdują się obecnie pod jednym adresem przy ul. Ratajczaka w Poznaniu, a kontakt z nimi jest możliwy wyłącznie drogą listowną…
Zdaniem sądu kościelna procedura apostazji jest zgodna z prawem i należy jej przestrzegać, a urząd państwowy – dając możliwość obejścia tych przepisów – nie ma racji. Witamy w państwie wyznaniowym! Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał wyrok w sprawie katoliczki, która złożyła w kancelarii parafialnej pisemne oświadczenie, że występuje z Kościoła katolickiego, i zażądała usunięcia jej nazwiska z kościelnych dokumentów. Oczywiście miała z tym problemy. Sprawę zgłosiła do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (GIODO), ale ten początkowo kobiecie nie pomógł. W 2014 r. sądy administracyjne zmieniły linię orzeczniczą w sprawach występowania z Kościoła, więc GIODO nakazał proboszczowi umieszczanie w księgach chrztu stosownej adnotacji dotyczącej apostazji, niezależnie od wypełnienia przez kobietę kościelnych procedur („FiM” 7/2014). Miało wystarczyć złożenie oświadczenia woli. Tę decyzję zaskarżył proboszcz, do którego zgłosiła się wspomniana kobieta. Argumentował, że Inspektor nie powinien ingerować „w sferę wyznaniową, bo to jest naruszenie konstytucji, konkordatu i zasady rozdziału Kościoła od państwa”. Wojewódzki Sąd Administracyjny przyznał rację… proboszczowi i uchylił decyzję GIODO! Zdaniem Temidy GIODO nie sprawdziło, czy wnioskodawczyni
Kolejnym przedsiębiorstwem ukaranym przez UOKiK jest „Lama Gold”. Specjalizuje się w sprzedaży „naczyń nowej generacji”, materaców i pościeli. Firma m.in. nie wręczała klientom obowiązkowego wzoru odstąpienia od umowy, który musi dostać każdy kupujący na pokazie. Ponadto sprzedawca zastrzegał, że nie będzie przyjmował zwrotu zakupionego towaru bez oryginalnego opakowania czy zamknięcia. Zgodnie z prawem, kupując poza lokalem sklepu, konsument ma prawo obejrzeć i sprawdzić produkt po jego dostarczeniu. Za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów na „Lama Gold” została nałożona kara 57,6 tys. zł. Pod koniec lipca 2014 r. UOKiK wszczął kolejne postępowanie w sprawie firm „MedForLife” oraz „MedForLife Opieka Abonamentowa” – spółek organizujących pokazy i oferujących płatne „pakiety medyczne”. Śledztwo jest obecnie na wczesnym etapie; podejrzanym nie zostały jeszcze postawione zarzuty. Do sprawy wrócimy. ŁUKASZ LIPIŃSKI
dopełniła kościelnych procedur, czyli czy dokonała apostazji w obecności dwóch pełnoletnich świadków i proboszcza. Kobieta faktycznie nie zastosowała się do tych przepisów, bo stwierdziła, że to i tak nic by nie dało. Poza tym Inspektor uznał wcześniej, że ta procedura nie jest konieczna, a do dokonania apostazji wystarczy zwykłe pisemne oświadczenie woli. Według radcy prawnego GIODO Piotra Wójcika „sąd stwierdził, że jest to wprawdzie sfera bardzo delikatna, ale obywatel ma możliwość żądania ingerencji państwa w sferę wyznaniową i w księgi chrztu, jednak dopiero wówczas, kiedy spełni kryteria, które są określone, jako kryteria wyjścia czy też apostazji”. Wójcik dodał również, że sędzia, uzasadniając decyzję, podał przykłady takich organizacji jak spółdzielnie, które swoimi przepisami regulują, jak się z nich wypisać. Nie jest nam jednak znany przypadek spółdzielni lub innej organizacji, która zapisuje w swoje szeregi niemowlęta i tworzy upokarzające, trudne do spełnienia procedury wystąpienia ze swoich struktur. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych rozważa odwołanie się od wyroku do Najwyższego Sądu Administracyjnego. „Czekamy na uzasadnienie pisemne wyroku, a potem podejmiemy decyzję o ewentualnej kasacji do NSA” – powiedział Generalny Inspektor Wojciech Wiewiórowski (na zdjęciu). Do sprawy wrócimy. ŁLip
10
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
POD PARAGRAFEM
CO W PRAWIE PISZCZY
Trybuna katolicka Portal Fronda.pl reklamuje się jako „poświęcony”. Należy rozumieć, że skromni koledzy z Frondy uznają siebie samych za obiekt kultu religijnego, a ich słowa są zapewne słowami boga, w którego wierzą. Postanowiłem zapoznać się z tym „bożym słowem”. Niektórzy lubią oglądać zawartość chusteczki po wyczyszczeniu nosa. Ja poszedłem dalej – przeczytałem artykuły na portalu Fronda.pl. Fronda piórem red. Jakuba Jałowiczora (pan ten deklaruje, że lubi „komisje śledcze i weryfikacje specsłużb”, czym kreśli pewien niebanalny rys swojej osobowości) poucza, że „wyrzucenie dewiantów ze szkół jest łatwe”. Wbrew pozorom nie jest to informacja o możliwości pozbycia się ze szkoły klechów pedofilów i wyboru nauki etyki dla uczniów, tylko sugestia zablokowania zajęć z edukacji seksualnej. Redaktor namawia więc, aby utrzymywać ciemnotę seksualną wśród dzieci i młodzieży (strasząc lekcjami masturbacji dla niemowląt, które – jak wiadomo – tłumnie uczęszczają do szkół), dzięki czemu młodzi ludzie będą łatwiejszym łupem zarówno dla nadużyć seksualnych, jak i chorób wenerycznych oraz niechcianych ciąż. Rozumiem Jałowiczora. Wszak potrzebuje on nowych czytelników, a porządnie wyedukowani i niezmutowani kiłą intelektualiści
nie będą pili ze ścieku intelektualnego, jakim są prawicowe portale publicystyczne. Fronda alarmuje również, że prof. Magdalena Środa przygotowała program nauczania etyki dla szkół podstawowych. Szczególnie bulwersujące zdaniem Frondy jest to, że Profesor proponuje uczenie dzieci takich zagadnień jak „określanie siebie w kategoriach pamięci przeszłych zdarzeń, poczucia sprawczości, odpowiedzialności, myślenia, czucia (czy »ja« to moje ciało? – moje myśli? – moje ubrania? Czy gdy przestaję myśleć, przestaję istnieć?)”. Istotnie, to musi niepokoić katolicki portal. Gdyby bowiem było tak, że przestający myśleć przestają również istnieć, Fronda straciłaby czytelników, a z całego grona katolickich duchownych pozostaliby głównie papież Franciszek oraz księża Lemański i Boniecki. Skąd wówczas brać grafomańskie popisy chamstwa, agresji i debilizmu, którymi raczy nas polski Kościół za pośrednictwem Frondy? Niejaki Józef Kowalczyk, z zawodu nosiciel czarnej sukienki
i brody (i co oni mają przeciwko Conchicie Wurst?!), pochwalił się z kolei tym, że zadzwoniła do niego pani z telewizji, prosząc o komentarz do cenzury nałożonej na ks. Lemańskiego. Ten zaś chciał zapytać redaktorkę, kto to jest ten Lemański? Kowalczykowi wyjaśniam: to przyzwoity człowiek, zatem nie dziwię się, że Pan go nie zna. Księdzem Lemańskim zajął się też Tomasz Terlikowski, który pouczył swoją ofiarę, że jest zatwardziała, a droga do zdjęcia suspensy nie biegnie „przez Czerską” (siedziba redakcji „Gazety Wyborczej”). Terlikowski – jak zawsze
TO IDZIE MŁODOŚĆ!
Na terapię do księdza Funkcjonariusze Kościoła mają recepty na wszelkie dręczące człowieka choroby – zarówno fizyczne, jak i psychiczne. A przynajmniej tak twierdzą. W ubiegłym tygodniu pisałem o tym, że młodzież widzi swoją przyszłość w Polsce w czarnych barwach. Brak pracy, atmosfera duszna od klerykalizmu i kołtuństwa, niewiarygodni politycy – to wszystko składa się na przytłaczającą codzienność. Ten pesymizm przepełnia wielu ludzi już od najmłodszych lat, a wraz z kolejnymi porażkami i rozczarowaniami tylko się pogłębia. Coraz częściej doprowadza to do tragedii. Według najnowszych statystyk w Polsce przybywa samobójców. Rocznie ponad 6 tysięcy osób skutecznie się zabija, podczas gdy w poprzednich latach takich przypadków było od 4 do 5 tysięcy.
Wskutek samobójstw umiera już dwukrotnie więcej ludzi niż w wypadkach drogowych... Dane pokazują również, że wśród samobójców jest coraz więcej mężczyzn. Podważa to patriarchalny obraz silnego samca, który na swoich barkach dźwiga odpowiedzialność za ognisko rodzinne. A jednocześnie fala samobójstw jest właśnie skutkiem patriarchalizmu – wielu facetów zwyczajnie nie wytrzymuje presji oczekiwań i podejmuje decyzję o ewakuacji z tego świata. W polskich realiach ciężko jest utrzymać rodzinę na godnym poziomie, a gdy do tego jeszcze dojdzie wymaganie, aby być moralną i psychiczną ostoją, to już naprawdę trudno wytrzymać. A właśnie taki model rodziny z uporem godnym lepszej sprawy forsuje katolicki kler, który pozbawiony jest (na ogół) codziennych trosk o żony i dzieci.
czujny w pilnowaniu odchyleń od przewodniej linii partii – chętnie potępi warchołów, zawezwie do czujności rewolucyjnej i rzuci kamieniem pogardy. Fakt, że Terlikowski żyje i ma się dobrze, jest najlepszym dowodem na nieistnienie jakiejkolwiek opatrzności bożej. Fronda donosi również, że włoscy skauci katoliccy wykazali się „niebywałą arogancją”, żądając od Kościoła katolickiego, żeby przemyślał swoje brednie na temat homoseksualizmu, małżeństwa, mieszkania bez ślubu, rozwodu, aborcji oraz wyświęcania kobiet. Fronda oburzyła się tym aktem „bezczelności” niczym Dulska na widok odsłoniętej łydki. Kibicuję Frondzie. Życzę bowiem Kościołowi, żeby jak najdłużej upodlał panie, zwalczał orientacje seksualne, kazał zabijać kobiety w imię noszenia bezgłowych płodów, a dzięki
Najczęstszym i bezpośrednim powodem samobójstw jest oczywiście depresja. Niektórzy nazywają ją dżumą XXI wieku. Temat tej paskudnej choroby co jakiś czasach powraca w mediach. Niedawno „ujawniła się” Justyna Kowalczyk, wybitna sportsmenka, która również zmaga się z tym problemem. Pojawiały się głosy typu: „Jak to? Ma wszystko i jeszcze jej źle? Nienormalna jakaś!” itd. Ano właśnie, tak to działa. Sukces zawodowy nie daje gwarancji, że nie padnie psychika. Co więcej – jak pisaliśmy („FiM” 34/2014) – jest wręcz przeciwnie. Z tymi poważnymi problemami z właściwą sobie nonszalancją i beztroską „radzą sobie” publicyści pism katolickich. Przede wszystkim odradzają oni wizyty u psychologa (!). Zamiast tego proponują kontakt z księdzem. Konfesjonał ma posłużyć za kozetkę, zaś spowiedź to jakoby najlepsza forma terapii. Do takich wniosków doszli autorzy „Frondy” czy „Przewodnika Katolickiego”. Według nich cała ta „świecka” psychologia to pic na wodę i szatańskie wymysły. „Naprawdę pomaga cierpiącym ludziom tylko ten, kto uwzględnia nie tylko ich subiektywne przekonania czy emocjonalne
temu katolicyzm skończy się szybciej, niż mogę marzyć. Prawicowy portal elektryzuje również informacją, że „we Włoszech nie można żartować z gejów, gdyż może to być uznane za przejaw wulgarnej »homofonii«”. Nie wiem, czym jest „homofonia” (może to słuchanie wiejskich „hurów” kościelnych?), rozumiem natomiast zaniepokojenie Frondy. Ja również zaniepokoiłem się, kiedy polski sąd skazał red. Jerzego Urbana za nazwanie Karola Wojtyły „Breżniewem Watykanu”. Problem w tym, że nie przypominam sobie, aby wówczas katoliccy talibowie protestowali jakoś szczególnie głośno, chociaż może nie dosłyszę. Jest jednak drobna różnica pomiędzy rżeniem z powodu czyjejś orientacji seksualnej, która jest wrodzona i na którą gej czy lesbijka nie mają wpływu, a żartami z polityka, którego doktrynę uważa się za szkodliwą. W tym pierwszym przypadku jest się po prostu chamem. Ale również w tym przypadku namawiam redaktorów z Frondy do większej śmiałości: geje i lesbijki to nie jedyne ofiary hitlerowskiego ludobójstwa… Idźcie na całość i śmiejcie się z Polaków. Lektura tekstów z katolickiego portalu uświadomiła mi – chociaż miałem co do tego wątpliwości – że potrzebna jest pilnie nowelizacja Kodeksu karnego. Należy skończyć z traktowaniem fundamentalistycznych katolików jak święte krowy i albo zlikwidować prawno-karną ochronę tzw. uczuć religijnych (art. 196 kk), albo objąć skuteczną ochroną mniejszościowe grupy narażone na szczególną agresję ze strony rozwydrzonych katolickich propagandystów. JERZY DOLNICKI
przeżycia, ale też ich więź z Bogiem, ich sumienie, ideały i hierarchię wartości” (czyli ksiądz – dop. ŁP) – przekonuje ks. Marek Dziewiecki. Specjaliści jednak zgodnie twierdzą, że kontakt z osobą, która nie ma pojęcia o psychoterapii, a bawi się w terapeutę, może jedynie zaszkodzić. A gdy przypomnimy sobie świeżą sprawę Macieja Sz., kapucyna pedofila, który swoje ofiary poznawał właśnie w konfesjonale, to już nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, czytając porady „frondowatych”. Do zestawu lekarstw na depresję poza spowiedzią dopisują oni także modlitwę do świętej Dymfny, patronki osób chorych nerwowo i psychicznie. I piszą to poważnie, bez krępacji. Jakie to proste, prawda? – zamiast wieloletniego, drogiego leczenia, częstych nawrotów choroby, myśli samobójczych – modlitwa do Dymfny. Miejmy nadzieję, że niewielu daje się na to nabrać. Oby ci domorośli (czy też kościołorośli) „specjaliści” nikomu nie zaszkodzili. Bo żarty żartami, ale depresja jest zbyt poważną chorobą, by oddawać ją w ręce naciągaczy i fanatyków. ŁUKASZ PIOTROWICZ
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
PORADNIK „FiM”
11
Jeśli dyrektor szkoły, do której chodzi Twoje dziecko, twierdzi, że katecheza jest obowiązkowa, albo każe Ci pisać podanie o zwolnienie z tych zajęć, wiedz, że to niezgodne z prawem.
Krzyż pański z katechezą 24 lata temu premier Tadeusz Mazowiecki skapitulował przed katolickimi biskupami i polecił ministrowi edukacji narodowej profesorowi historii Henrykowi Samsonowiczowi wprowadzić do szkół publicznych katechezę. Stało się to na podstawie instrukcji ministra edukacji, a nie rozporządzenia, a więc nie było obowiązku się do niej stosować. De facto religię wprowadzono więc do szkół nielegalnie. W 1992 r. wyżej wymienioną instrukcję zastąpiono obowiązującym do dziś „rozporządzeniem w sprawie warunków i sposobu organizowania lekcji religii w szkołach publicznych”, na mocy którego w 1998 roku katolicka katecheza weszła także do przedszkoli. Armia 32 tysięcy katechetów kosztuje nas rocznie 1,5 miliarda złotych.
Nielegalne praktyki Rozporządzenie w sprawie katechezy dyrektorzy szkół nagminnie interpretują na niekorzyść ateistów, agnostyków i innowierców, zapisując na nią wszystkich uczniów i czekając na ewentualne protesty. Jest to niezgodne z prawem, bo religia nie jest przedmiotem obowiązkowym. Jeśli więc nasze dziecko zostało automatycznie zapisane na religię, mamy prawo domagać się cofnięcia tej nielegalnej operacji. Na takie zachowanie dyrektora placówki trzeba złożyć skargę do kuratora oraz tak zwanego organu prowadzącego. Tym ostatnim jest odpowiednio: ! dla przedszkola, podstawówki i gimnazjum – wójt, burmistrz lub prezydent miasta; ! dla szkoły średniej – starosta. W 69 miejscowościach mających status powiatu grodzkiego zwierzchnikami wszystkich przedszkoli i szkół są prezydenci tych miast. W razie wszelkich wątpliwości pomocą służy także redakcja tygodnika „Fakty i Mity”. Należy dodać, że nawet jeśli zapiszemy dziecko na katechezę, a potem
zmienimy zdanie, mamy prawo wypisania latorośli z religii w każdym momencie – nawet w trakcie roku szkolnego. Musimy jednak pamiętać, że nasza pociecha uwolni się w takim przypadku od katechezy dopiero w następnym semestrze. Niestety, bardzo wielu dyrektorów szkół nielegalnie odmawia przyjmowania oświadczeń o rezygnacji z religii składanych w trakcie roku szkolnego. Mamy więc prawo skarżyć się na takie postępowanie. Najbardziej popularną nielegalną praktyką włodarzy wielu szkół jest żądanie, aby rodzice niezainteresowani szkolną katechezą dzieci składali stosowne oświadczenia. Pamiętajmy, że takie postępowanie kolejni rzecznicy praw obywatelskich – profesorowie prawa: Ewa Łętowska, Tadeusz Zieliński, Adam Zieliński, Andrzej Zoll, Janusz Kochanowski i Irena Lipowicz – uznali za „dyskryminację ze względu na przekonania religijne bądź bezwyznaniowość”. Ich zdaniem taki wymóg narusza także konstytucyjne regulacje, na mocy których nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawniania swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznaniowych. W odpowiedziach kolejnych ministrów na interpelacje rzeczników znajdziemy także zdania o tym, że „wielokrotnie zalecali kuratorom oświaty, aby w ramach sprawowanego nadzoru pedagogicznego zwracali dyrektorom szkół uwagę na niedopuszczalność owej praktyki”. Problem jednak jest nagminny. Szefowie resortu edukacji przez lata szukali sposobu na jasne i wyraźne rozwiązanie sprawy. Oczywiście rozwiązanie najprostsze – wyprowadzenie religii ze szkół – nie przyszło im do głowy. Ostatecznie wiosną 2014 r. minister Joanna Kluzik-Rostkowska poinformowała, że przygotowała zmianę w rozporządzeniu w sprawie nauczania religii w szkołach i przedszkolach. Od września 2014 r. przewiduje ona
wyraźnie – tak jak być powinno – że pisemne oświadczenie składają wyłącznie rodzicie zainteresowani organizacją w szkole katechezy. I nikt inny. Gdyby więc dyrektor szkoły twierdził coś innego, radzimy natychmiast zagrozić złożeniem skargi do wójta, burmistrza, prezydenta, starosty oraz kuratora. Za bezprawną należy także uznać praktykę powierzania katechecie obowiązków wychowawcy klasy, bo zakazuje tego obowiązujące prawo.
Legalne praktyki Niestety, wiele uciążliwych dla niewierzących i innowierców zachowań dyrektorów szkół jest w świetle prawa całkowicie legalnych. Ot, choćby umieszczanie religii w środku dnia zajęć. Dzieje się tak, mimo że zmusza to nauczycieli do dodatkowej pracy. Zgodnie z prawem szkoła musi zapewnić opiekę dzieciom niechodzącym na religię. Doktor prawa Paweł Borecki z UW trafnie zauważa, że problem można rozwiązać, wprowadzając do odpowiedniego rozporządzenia MEN regułę, że religia jest organizowana na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej. Dzisiaj ta kwestia została pozostawiona do swobodnej decyzji dyrektorów szkół. Wielu z nich tłumaczy, że nie ma możliwości takiego ułożenia planu, aby religia była pierwszą lub ostatnią lekcją. Jest to dziwne, bo ci sami dyrektorzy w taki sposób rozpisują zajęcia z etyki. Zdarzają się także przypadki celowego, niczym nieuzasadnionego jej umieszczania na wczesnoporannych lub późnych
popołudniowych godzinach lekcyjnych. Informujcie nas Państwo o takiej formie dyskryminacji. Dla zwolenników etyki mamy drugą, nie najlepszą wiadomość. Otóż zgodnie z najnowszymi interpretacjami urzędników MEN takie lekcje mogą prowadzić… szkolni katecheci. Wystarczy, że ksiądz, siostra zakonna lub świecki nauczyciel religii wykaże, że w czasie studiów miał zajęcia z filozofii. Przed zapisaniem dziecka na etykę warto więc sprawdzić, kto będzie ją prowadzić. Dyrektor szkoły ma obowiązek przekazać nam taką informację. Skarżycie się Państwo także na to, że w niektórych szkołach, do których chodzą Wasze dzieci, dzień szkolny zaczyna się i kończy modlitwą. Niestety, ta praktyka jest legalna. Takie rozwiązanie przewiduje bowiem wspomniane rozporządzenie z 1992 r. w sprawie zasad organizacji lekcji religii. Na jego mocy na wiosnę przyszłego roku katoliccy uczniowie otrzymają też dodatkowe trzydniowe ferie pod pozorem odbycia zajęć rekolekcyjnych. Dzieci niechodzące na religię… będą musiały w tych dniach stawić się w szkole. Minister Kluzik-Rostkowska nie zdecydowała się na skasowanie tej regulacji.
Dyskryminujące limity Niestety, nie jest to jedyne zaniechanie szefowej MEN. Otóż wbrew obietnicom nie zniosła ona także regulacji dotyczących minimalnej liczby uczniów, dla których szkoła lub gmina organizuje lekcje
etyki lub innowierczej katechezy. I to pomimo próśb kierowanych przez kolejnych rzeczników praw obywatelskich, pedagogów oraz organizacje społeczne. W 2010 roku przyłączył się do nich Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, który uznał, że regulacje prawne ograniczają możliwość organizacji etyki i w ten sposób Polska łamie gwarancje wolności sumienia i wyznania. Przez cztery lata MEN obiecywał taką zmianę stosowanych regulacji, aby organizacja zajęć etyki była możliwa nawet dla jednego ucznia. Niestety, rozporządzenie wydane przez minister edukacji wiosną 2014 roku zaprzecza tej tezie i do zorganizowania lekcji etyki lub innowierczej religii trzeba nadal znaleźć siedmiu chętnych. Gdy jest ich mniej, można spróbować utworzyć grupę międzyklasową, również liczącą minimum siedmiu uczniów. Jeśli i to staje się niemożliwe, ratunkiem są grupy międzyszkolne. Do września 2014 roku do ich powołania wystarczyło trzech chętnych. Po zmianie wprowadzonej przez MEN samorządowcy mogą podnieść ów limit do siedmiu uczniów. Dodatkowo resort edukacji utrzymał regulacje pozwalające na łączenie w jednej grupie, dla której organizuje się innowierczą katechezę lub lekcje etyki, uczniów mających od 5 do 19 lat, chociaż już studenci pierwszego roku pedagogiki wiedzą, że nie wolno tego robić. Jeśli mają Państwo jeszcze jakieś dodatkowe pytania lub wątpliwości, prosimy o kontakt. MIC
[email protected].
12
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Kolej na rower Możesz kupić bilet przez Internet, wydrukować go, a nawet pokazać konduktorowi na ekranie smartfona. Możesz za niego zapłacić w pociągu, i to nawet kartą kredytową. XXI wiek na polskiej kolei kończy się natomiast z chwilą, gdy w podróż ruszysz z… jednośladem. Wówczas od dalekobieżnego przewoźnika gratis dostaniesz wyprawę do świata, w którym królem jest Stanisław Bareja, a rowerzysta zaledwie obywatelem drugiej kategorii. Przekonasz się o tym na własnej skórze, jeśli ulegniesz czarowi PR-owców zatrudnionych na kolei. Ja uległam. „Przewagą roweru nad innymi środkami transportu jest praktycznie całkowita niezależność i wolność wyboru kierunku naszej wycieczki. Zaletą pociągu jest możliwość sprawnego i szybkiego przemieszczenia się w dowolną cześć naszego kraju. Połączenie tych dwóch rozwiązań staje się zatem idealną propozycją dla rowerzystów poszukujących aktywnego wypoczynku niekoniecznie w swojej okolicy” – tyle propagandy Urzędu Transportu Kolejowego. Przejdźmy do rzeczywistości. Dwie rodziny, siedem rowerów, troje dzieci, bagaże. Nasz cel to Niemcy. Trasa do pokonania polskim pociągiem: Łódź–Świnoujście. Szybko wychodzi na jaw, że siedem rowerów to… o siedem za dużo. ! ! ! Już trudno, że w wakacje nie jeździ żaden bezpośredni i trzeba się przesiąść. Miła pani w telefonicznej informacji Intercity tłumaczy, że miejsc na rowery jest mało (ile znaczy „mało”, tego nie wie) i trzeba je rezerwować. Podpowiada, że aby zdobyć upragniony bilet na jednoślad, najlepiej pojawić się w kolejce na 30 dni przed planowanym odjazdem, o godzinie 1 w nocy (!). Ja noce zarywam dwie, a polowanie zaliczam do nieudanych. Ale po – nomen omen – kolei. Punktualnie o północy wśród śpiących spokojnie bezdomnych obejmuję przed zamkniętą kasą pozycję lidera. Akurat trwa zwyczajowa godzinna przerwa techniczna. Ja opuścić kolejki nie mogę, bo w walce o miejsca w wagonach rowerowych liczy się dosłownie każda sekunda. Mimo to pierwsze podejście się nie udaje. Przesiadka, którą mamy po drodze, wypada po północy, system za nic w świecie nie sprzeda biletu, bo to już przecież nie 30, a 31 dni przed planowaną podróżą. Gorączkowo zastanawiam
się, co zrobić. Kiedy w końcu udaje mi się wymyślić, w jaki sposób przechytrzyć system internetowy PKP, jest już za późno – bilety na rowery wyprzedane… Nie poddaję się. Zjawiam się na dworcu kolejnej nocy. Wiem już też, że walka z czasem odbywa się na poważnie, więc aby w ogóle móc myśleć o sukcesie, trzeba wejść w układ z panią z kasy: jeszcze przed przerwą techniczną wytłumaczyć jej, co trzeba, i ująć osobistym wdziękiem na tyle, żeby punkt godzina 1.00 zaczęła wpisywać dane do systemu. Mam szczęście – pani staje na głowie, żeby mi pomóc. Nerwowe oczekiwanie na efekt przedłuża się w nieskończoność. Jest godz. 1.04, kiedy drukarka przestaje wypluwać bilety. Wydrukowała ledwie trzy. Więcej miejsc na rowery nie ma… A ja przecież potrzebuję siedem. Wyobrażam sobie podobnych do mnie desperatów czających się przy kasach Intercity w całej Polsce. Z którymś przegrałam. ! ! ! Teoretycznie kłopotu z przewozem roweru nie ma w tzw. jednostkach Przewozów Regionalnych. Tylko że te jeżdżą lokalnie i zazwyczaj zatrzymują się na każdej stacji. Świetnie, jeśli chcemy się przejechać do podmiejskiego letniska. Ale na wyprawę dalekobieżną – odpada. Po namyśle decyduję się próbować szczęścia w interRegio. Pani w okienku zapewnia, że u nich to w ogóle nie będzie kłopotu. Szkoda, że od razu nie przyszłam – podsumowuje. Proszę więc o siedem biletów (wciąż mam nadzieję, że uda
pojedyncza książka
18
nam się odbyć podróż całą grupą). Plus tyle samo na rowery. Siedem? – bileterka patrzy z niedowierzaniem. A, siedem to może być problem – kwituje. Jest godzina 1.40 w nocy. Kupuję w końcu bilety na pociąg z przesiadką, który w dodatku „może mieć ograniczenie w przewozie rowerów”. Oznacza to – jak cierpliwie tłumaczy mi pani z kasy – że nie ma żadnej gwarancji, iż rowery do celu dowieziemy. To wyjdzie w tak zwanym praniu i zależy wyłącznie od dobrej woli kierownika pociągu. Bilety jednak mi sprzedaje. Na rowery również! „Nie mogę zrozumieć, że dopiero w trakcie podróży uzyskam informację
o tym, czy mogę dalej jechać z rowerami. Na urlop wybieram się z dziećmi. Przejazd planuję z miesięcznym wyprzedzeniem i zakupiłam bilety. Jaką mam gwarancję, że uda mi się podróżować z rowerami na całej trasie?” – piszę do centrali Przewozów Regionalnych. „Uprzejmie informuję, że oznaczenie »możliwe ograniczenia w przewozie rowerów« oznacza, że pociąg nie prowadzi wagonu rowerowego. W takim przypadku rower można przewieźć w pierwszym oraz ostatnim przedsionku w pociągu. Pozdrawiam i życzę udanej podróży” – odpowiada lakonicznie przedstawiciel przewoźnika. W przedsionku mieszczą się
Drodzy Czytelnicy!
góra cztery rowery. Jeśli ktoś z jednośladem wsiądzie choćby o stację wcześniej, my nie mamy szans. W Intercity też była miła pani, która nawet sprawdziła dla mnie, czy istnieje możliwość przepięcia wagonu rowerowego z innego składu. Okazało się, że nie da rady, bo w każdym jest zarezerwowane co najmniej jedno miejsce. – Mamy braki w taborze. Może za rok będzie lepiej – pocieszyła. ! ! ! Ostatecznie w opcji mocno kombinowanej na miejsce dojechaliśmy. Po drodze doświadczyliśmy jeszcze takich absurdów jak to, że wejście do wagonu rowerowego można przedzielić metalowym, ustawionym pośrodku prętem; że w przedziale dla rowerów wiszą trzy wieszaki, choć gdyby je zdjąć, zmieściłoby się w środku co najmniej osiem jednośladów. A w końcu, że bilet – ten sam, który w kasie był nie do zdobycia – od kierownika pociągu można kupić bez kłopotu. W tej sytuacji fakt, że pociąg nie staje na poziomie peronu – więc zapakowanie się z rowerem, sakwami i dziećmi to najwyższa ekwilibrystyka – to w zasadzie drobnostka. Z pomocą przychodzą inni podróżni… OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”
Zapewne wiecie, że przy redakcji „Faktów i Mitów” działa Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”. Ma ona status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym darczyńcy mają możliwość dokonania odpisów podatkowych. Fundacja podlega też pełnej kontroli organów państwa i chyba jako jedyna w kraju – nie ma kosztów własnych, ponieważ pracują w niej społecznie ludzie zatrudnieni w naszym wydawnictwie. W ten sposób wszelkie pozyskane środki trafiają wprost do potrzebujących. Od czasu do czasu informujemy Was na łamach „FiM” o naszych akcjach i przedsięwzięciach, które trwają cały rok. Dzięki Waszym wpłatom i darowiznom rzeczowym pomogliśmy już kilku tysiącom ludzi w całej Polsce. Często tym, którzy nie otrzymali – z uwagi na swoje antyklerykalne poglądy – pomocy w parafiach i kościelnych ośrodkach, dotowanych sowicie z różnych publicznych budżetów. W ciągu najbliższych dwóch lat Fundacja postanowiła wybudować ośrodek hipoterapii wraz ze stadniną dla kilku koni. Ośrodek ma służyć głównie chorym dzieciom, ale także dorosłym, na przykład chorym na depresję. Odpowiadamy w ten sposób na wielkie zapotrzebowanie społeczne. Terapia oczywiście będzie darmowa. Zakupiliśmy już ziemię pod budowę, ale potrzeba kilkaset tysięcy złotych na resztę inwestycji. Proszę wszystkich, których na to stać, o wpłaty na ten szczytny cel. Liczy się każde 10–20 złotych. Ze swojej strony postanowiłem przekazać na rzecz Fundacji 2200 sztuk moich książek. Cały zysk z ich sprzedaży zostanie przeznaczony na hipoterapię. Kupując książkę (każdy egzemplarz przeze mnie podpisany), będziecie mieli satysfakcję z pomocy dla najbardziej potrzebujących oraz lekturę lub okazję do zrobienia komuś prezentu. Z góry dziękuję każdemu z osobna za pomoc. Roman Kotliński – Jonasz
Księga Jonasza Wybrane komentarze naczelnego „Faktów i Mitów” z lat 2000 - 2010 w dwóch tomach.
*
zestaw dwóch książek
WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki.
*
Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata” ul. Zielona 15 90-601 Łódź ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 KRS 0000274691 www.bratbratu.pl e-mail:
[email protected]
* 9,50 zł przy wpłacie „z góry” na konto bankowe. 16,45 zł płatność pobraniowa przy odbiorze
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Czas chaosu Opowieści, że Rosja zagraża światu, to gruba przesada – mówi „FiM” prof. Tadeusz Iwiński, poseł SLD, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych i polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. – Czy nie ma Pan wrażenia, że świat oszalał i wkrótce wybuchnie III wojna światowa? – III wojna światowa wydaje się na szczęście mało realna ze względu na rozwój technologii oraz to, że oba wojskowe supermocarstwa – USA i Rosja – mają rozwiniętą broń nuklearną, a także dysponują możliwością tzw. drugiego uderzenia, tj. odpowiedzi na ewentualny atak atomowy przeciwnika. To jest gwarancja pokoju w skali globalnej. Z tego powodu opowieści Władimira Żyrinowskiego, jakoby prezydent Władimir Putin podjął decyzję o rozpętaniu takiego konfliktu i ataku na Polskę, można włożyć między bajki. Wprawdzie Żyrinowski nie jest szaleńcem, tylko człowiekiem dobrze wykształconym, wiceszefem Dumy Państwowej, liderem Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, trzeciego ugrupowania w tamtejszym parlamencie, ale to swoisty prowokator, a zarazem showman polityczny. Oczywiście, lokalne i regionalne wojny były, są i – niestety – będą. To fakt, że stanowią one potężne wyzwanie w zglobalizowanym, współzależnym świecie. Tyle że charakterystyczną cechą naszych czasów jest NIEPEWNOŚĆ, zarazem nieprzewidywalność sytuacji, a co za tym idzie – chaos. – W Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie, na Ukrainie wybuchają kolejne konflikty zbrojne. To efekt światowego kryzysu gospodarczego, politycznego chaosu czy zapowiedź nowego, globalnego porządku? – To skutek wielu procesów. Faktem jest, że Rosja chce zmienić status quo i odzyskać pozycję supermocarstwa. Prezydent Putin uważa, że jego kraj jest otaczany przez Zachód. Chodzi mu nie tylko o to, że NATO się rozszerza, ale też o możliwą budowę kolejnych natowskich baz wojskowych w dawnej rosyjskiej strefie wpływów i popieranie przez Zachód „kolorowych rewolucji”, na przykład w Gruzji czy Kirgistanie. Moskwa oskarża Waszyngton o wspieranie części ukraińskich polityków, a nawet o długofalowe zamiary zastąpienia stacjonującej w Sewastopolu floty rosyjskiej marynarką
amerykańską. Zaznaczam: ja nie podzielam tego punktu widzenia, tylko próbuję go zrekapitulować. Warto też zauważyć, że pewne elementy realizowanych strategii oraz formułowanych doktryn politycznych nawiązują do ukutej przez nieżyjącego już Samuela Huntingtona teorii zderzenia cywilizacji, spopularyzowanej zwłaszcza po zamachach z 11 września 2001 r. Podkreślam – elementy – bo według Huntingtona osią cywilizacji jest religia. Tymczasem na przykład wydarzenia w północnym Iraku i Syrii, na terenach opanowanych przez tzw. Islamskie Państwo, ale też w Libii, dowodzą, że bojownicy kierują się nie tylko względami religijnymi, lecz walczą również o dostęp do źródeł energii, bogactw naturalnych i wody. Dlatego – być może – koncepcję konfliktów na tle cywilizacyjno-religijnym należy uzupełnić o teorię chaosu. – Tak, ale w tym chaosie jest jedna stała: Amerykanie przegrywają tam, gdzie toczą wojnę z fanatykami: w Somalii, w Iraku, w Afganistanie, gdzie niedawno zginął ich dwugwiazdkowy generał. – Fanatyzm religijny istnieje i ma się dobrze. Ale już na przykład na Ukrainie odgrywa drugoplanową rolę, choć w tym kraju rzeczywiście swoiście zderzają się cywilizacje prawosławna oraz zachodnia. Znacznie poważniejszym problemem są narastające nacjonalizmy: wielkorosyjski oraz ukraiński. Z punktu widzenia Polski oba są groźne. Znamienne jest popieranie obecnej polityki Putina aż przez 87 proc. Rosjan. Co do Ukrainy, to nacjonalistyczny Prawy Sektor nie tylko okresowo wygłasza pogróżki pod adresem rządu w Kijowie. Wielu jego działaczy oraz partii Swoboda (przed miesiącem opuściła ona koalicję rządzącą) wysuwało pod naszym adresem roszczenia terytorialne, twierdząc, że Polacy powinni oddać Ukraińcom Przemyśl i okoliczne tereny. Politycy Prawego Sektora oraz Swobody odwołują się do idei Dmytro Doncowa, twórcy koncepcji ukraińskiego nacjonalizmu (wzywał on nawet do uciekania się do „twórczego terroru”). Nie da się lekceważyć sympatyków tych ugrupowań, choć
ich liderzy w wyborach prezydenckich uzyskali bardzo słabe wyniki. Warto podkreślić, że Zachód (UE i USA) mógł chyba tego wszystkiego uniknąć, gdyby na jesieni 2013 r. złożył sensowną i szczodrą pod względem finansowo-ekonomicznym ofertę byłemu prezydentowi Wiktorowi Janukowyczowi. – Zachód – UE i Ameryka – ma potężne problemy. USA tkwią w kryzysie, w Missouri przez kilkanaście dni ciągnęły się zamieszki na tle rasowym, tlą się konflikty obyczajowe: część stanów legalizuje marihuanę i śluby gejowskie, zaś w tzw. pasie biblijnym dominują fanatycy z Tea Party. Początek rozkładu obecnej cywilizacji?
na przykład lasery czy drony. To właśnie amerykańska przewaga naukowo-techniczna przekłada się na dominację militarną. – Czy polscy politycy bijący w wojenne tarabany nie przesadzają? – Dziwię się prof. Romanowi Kuźniarowi, doradcy prezydenta ds. międzynarodowych, który mówi o „moskiewskiej soldatesce”. Takiego języka używało się w latach 50. ubiegłego wieku, a żyjemy w XXI wieku! Jestem zdumiony, słysząc, że niektórzy czołowi polscy politycy powątpiewają w skuteczność art. 5 Traktatu waszyngtońskiego z 1949 r. (stanowi, że napaść na jedno z państw członkowskich Sojuszu Północnoatlantyckiego uważana jest za atak przeciw wszystkim – dop. red.), że podnoszą się głosy, iż możemy być zdradzeni jak w 1939 r., a nawet, że już w jakimś stopniu zostaliśmy zdradzeni przez Niemcy i Francję na spotkaniu szefów dyplomacji Francji, Niemiec, Ukrainy i Rosji w Berlinie
– Nie, bo to na ogół nie konflikty, tylko różnice zdań lub reakcja na pojedyncze wydarzenia. Oczywiście Stany Zjednoczone są trochę osłabione, ale pozostają dominującym supermocarstwem ze względu na przewagę militarną i naukową. Opowieści, że Rosja zagraża światu, bo przeznacza coraz więcej środków na obronę, to gruba przesada. Wystarczy porównać budżety militarne USA oraz FR: Moskwa wydaje około 70 mld dolarów rocznie, a Waszyngton (mimo pewnego zmniejszenia tych nakładów) – ponad 600 mld dolarów, czyli przeszło 4 proc. swego PKB (Chiny – ok. 130 mld dol.). Ta kwota w sporym stopniu przeznaczana jest na inwestycje w supernowoczesne technologie, wykorzystywane również w przemyśle cywilnym, czego efektem są
w sprawie długotrwałego zawieszenia broni na Ukrainie! Czego ci ludzie się spodziewają? Że wojska NATO wejdą na Ukrainę? Oczywiście, że nie wejdą, bo Kijów nie jest członkiem Sojuszu! A pomocy w dostawach sprzętu wojskowego mogą dokonywać jedynie poszczególne państwa. Zawsze lepiej rozmawiać, niż ze sobą wojować. Dlatego dobrze, że odbyły się dwa spotkania w Berlinie, że w Mińsku miał miejsce dialog w formacie UE–Ukraina–Unia Celna (Rosja, Białoruś, Kazachstan – dop. red.). – Radosław Sikorski musi sobie pluć w brodę. Sam wzywał Niemców do przejęcia odpowiedzialności za Europę. Niemcy go posłuchały i nie zaprosiły go do Berlina na spotkanie szefów dyplomacji Francji, Niemiec, Ukrainy i Rosji.
13
– Polska w tym roku bodaj najgłośniej domagała się wprowadzenia sankcji antyrosyjskich i teraz jest ich główną ofiarą, bo Rosja to przecież nasz drugi co do wielkości partner gospodarczy. Co więcej – nie byliśmy przygotowani na te sankcje, a na przykład na samym eksporcie warzyw i owoców zarobiliśmy w 2013 roku 2 mld zł. Teraz możemy zapomnieć o tych pieniądzach, a 125 mln euro unijnej pomocy nie pokryje strat rolników. Na szczęście działa mały ruch graniczny, który stanowi częściową szansę minimalizowania strat dla osób z Warmii i Mazur. Jasne, Rosja pogwałciła prawo międzynarodowe, anektując Krym, i narusza integralność terytorialną Ukrainy, ale kto nam kazał odgrywać rolę swoistych hunwejbinów? Nie dziwię się, że nie dostaliśmy zaproszenia do Berlina. Zapewne nie godziła się na to Rosja. Ukraina pewnie też się nie kwapiła, a i pozostałe kraje nie chciały być skrępowane obecnością państwa cieszącego się w niektórych stolicach opinią awanturnika. – Dlaczego SLD nie wykorzysta tego, z czego słynie, czyli speców od polityki międzynarodowej, i nie zabłyśnie na arenie politycznej, żądając na przykład nałożenia sankcji na Izrael za blokadę Strefy Gazy? – Bo mamy zaledwie 26 posłów! Za naszych rządów robiliśmy oczywiście dużo więcej – nade wszystko sfinalizowaliśmy opóźnione negocjacje w sprawie wejścia Polski do Unii Europejskiej i wprowadziliśmy nasz kraj do Unii na najlepszych warunkach. Organizowaliśmy nad Wisłą spotkania Partii Europejskich Socjalistów (PES) oraz Międzynarodówki Socjalistycznej, na które przyjeżdżali szefowie rządów licznych państw – na przykład Wielkiej Brytanii czy Szwecji – a także konferencje na temat dialogu cywilizacyjnego. Obecnie prezentujemy chyba bardziej wyważone niż PO-PiS spojrzenie na kwestię konfliktu na Ukrainie i wokół niej (zresztą już w marcu b.r. wystąpiliśmy do rządu o ochronę interesów polskich producentów eksportujących na wschód). Zaproponowaliśmy specjalne posiedzenie Komisji Spraw Zagranicznych poświęcone tej tematyce oraz na sesji Sejmu w tym tygodniu zwróciliśmy się o informację rządu dotyczącą stanowiska Polski na zbliżającym się szczycie NATO w walijskim Newport 5–6 września. Leszek Miller napisał list do liderów PES z apelem o wspólne inicjatywy w sprawie Ukrainy, w tym o zorganizowanie pomocy humanitarnej dla tego kraju. Staramy się więc być aktywni! Rozmawiała MAŁGORZATA BORKOWSKA
14
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Sądny dzień
Zwykły, uczciwy człowiek może zostać bezkarnie sponiewierany za brak znajomości sądowych obyczajów. Spec od szwindli korzysta w tym samym czasie z parasola ochronnego wymiaru sprawiedliwości, by móc dalej oszukiwać. Anna M. jest porządnie prowadzącą się mieszkanką naszego kraju. Niedawno skończyła 40 lat, pracuje, płaci podatki i chociaż los jej nie oszczędza, z optymizmem patrzy w przyszłość. Przed oblicze wysokiego sądu rodzinnego w P. trafiła po to, aby pozbawić praw rodzicielskich byłego partnera. Powód miała: przez 7 lat życia dziecka
ojciec nie wykazał zainteresowania latoroślą. Co istotne – do sądu Anna poszła nie z tego powodu, że jest pieniaczką, ale dlatego, żeby w sytuacji, gdy polskie prawo wymaga decyzji ojca, nie szukać gorączkowo rozwiązania problemu wiecznej nieobecności tatusia. No bo przecież bez jego zgody dziecko nie może
awet jak na prawicowo-kościelne Podkarpacie Stalowa Wola to miasto szczególne. Takie „Last Vegas” po polsku… Oprócz niewątpliwych cud(ak)ów – takich jak biskup Edward Frankowski i ogromny pomnik faceta ze skrzydłami jak husarz – ma również w swoim dorobku kilku aktorów, piosenkarzy, słynną hutę z gromadą związkowców, Chińczyków produkujących byłe polskie maszyny budowlane i prezydenta z gromadką radnych, z których każdy chce czegoś innego. Najciekawszy jest oczywiście prezydent Andrzej Szlęzak, który mimo specyficznego podejścia do otaczającej go rzeczywistości rządzi tym zwariowanym miastem skutecznie i ma poparcie niemałej grupy wyborców. Podający się za „endeka” prezydent ma na swoim koncie kilka ciekawych epizodów. Najważniejsze to samo zwycięstwo w kolejnych kadencjach
N
wyjechać za granicę, nie odbędzie się żadna operacja itd. Tymczasem ojciec zapadł się pod ziemię i nawet na sprawie w sądzie zastępował go powołany z urzędu kurator. Właśnie dlatego wszystko wydawało się formalnością. A jednak sędzia chciał pokazać, że sąd to miejsce inne niż wszystkie. Dla Anny, która rzeczywistość sądową zna co najwyżej z filmów, ta sprawa była ogromnym przeżyciem. Nie wzięła adwokata, żeby nie wydawać pieniędzy, bo na liście zakupów – oprócz książek, zeszytów oraz przyborów szkolnych – pojawiły się buty, krzesło i biurko…
Sądowa rzeczywistość jednak ją przerosła. Pytała więc, kiedy nie wiedziała, jak się zachować. Prosiła o wyjaśnienie, kiedy nie rozumiała, co „wysoki sąd” do niej mówi. Tego dla przewodniczącego okazało się za dużo. – Stwierdził w końcu chłodno, że zanim przyszłam, mogłam sobie poczytać w Internecie, jak przebiega sprawa, bo sąd jest przecież od rozstrzygania, a nie nauczania. Może to i racja, ale czy tak samo powiedziałby jakiemuś awanturującemu się łysemu facetowi? – zastanawia się Anna. Sprawę wygrała. A jednak długo nie mogła się otrząsnąć po tym, jak ona – dojrzała
Ronda historii wyborów na to stanowisko, zwycięska batalia z miejscowym klerem o samowolę budowlaną, odmowa uczczenia syrenami alarmowymi rocznicy Powstania Warszawskiego, opinia, że radni g... wiedzą, i brak chęci czczenia katastrofy smoleńskiej. To tylko te sprawy, które najbardziej wbiły się w pamięć nie tylko lokalnej społeczności. Od jakiegoś czasu w kręgu zainteresowań tamtejszych radnych miejskich i nie tylko znalazły się ronda miejskie. Nie, nie dlatego, żeby je budować, bo prezydent już to zrobił, tylko żeby je odpowiednio nazwać. Tak więc mamy na przykład rondo „Solidarności”. Kolejnym historycznym rozwiązaniem problemu
komunikacji miało być rondo im. Marii i Lecha Kaczyńskich oraz rondo im. Prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. No i na to Szlęzak już nie poszedł. Kiedy spór zaczął się przeradzać w parodię, a rada przegłosowała wniosek o przyjęciu nazw, prezydent nie wykonał uchwały i tabliczek z napisami do dzisiaj brakuje. To zresztą żadnemu kierowcy nie przeszkadza w pokonaniu ronda. Niestety, rozwój drogownictwa w mieście spowodował, że jest jeszcze kilka miejsc do nazwania. Między innymi jedno bezimienne rondo przy hucie. Z właściwą sobie pomysłowością prezydent Szlęzak zaproponował, aby nosiło ono imię Mieczysława Wilczka, ministra
kobieta, która bagażem życiowym mogłaby obdzielić kilka osób – została przez mężczyznę w todze potraktowana. Jak śmieć. Nie wszystkich jednak sądy ustawiają do pionu. Przed okręgowym sadem w P. sprawa, w której główny rozgrywający to Andrzej L., toczy się od kilku lat („FiM” 21/2014)! Głównie dlatego, że L. – kluczowy świadek oskarżenia, który swego czasu z podejrzanego stał się głównym świadkiem – do sądu nie przychodzi. Dostał opinię lekarską, z której wynika, że za żadne skarby świata nie może dojechać do sądu, bo mu zdrowie nie pozwala. Problem w tym, że to samo zdrowie dopisuje mu, kiedy podróżuje po świecie, i to samochodem. Odwiedził Macedonię, Albanię, ostatnio Norwegię. Rujnuje kolejne spółki, a wraz z nimi – udziałowców. Doprowadza do niekorzystnego rozporządzania mieniem i utraty majątku. Można by na tę działalność spuścić zasłonę milczenia, gdyby nie fakt, że L. kiwa organa ścigania jakby za ich cichym przyzwoleniem, a w oparciu o jego zeznania siedziało lub siedzi około pół setki ludzi. Wśród nich Józef S., który oskarża wymiar sprawiedliwości o naruszenie polskiej procedury prawnej. Sprawa, w której zasiada na ławie oskarżonych, toczy się już 8 lat. W obszernych aktach giną dokumenty najwyższej wagi. Wątków są dziesiątki. Tyle samo nadużyć, przekroczenia uprawnień, ukrywania faktów oraz gromadzenia dowodów z rażącym naruszeniem prawa. – Oni nie zwalczają przestępczości, oni ją tworzą. Sędzia nie dopuszcza kluczowych dowodów, świadek udaje, że jest chory. To jest gwałt zadany obywatelowi przy użyciu podejrzanego – mówi Józef S., który sprawiedliwości zamierza szukać w Hadze. JULIA STACHURSKA
[email protected]
gospodarki w rządzie premiera Rakowskiego, czyli za „komuny”. No i w mieście znowu zawrzało. Jak zwykle w takich sprawach najwięcej do powiedzenia mają związkowcy z „Solidarności”. Przewodniczący Zarządu Regionu NSZZ „Ziemia Sandomierska” Andrzej Kaczmarek wyraził swój sprzeciw i święte oburzenie. Jego zdaniem Wilczek nie zasługuje na żadną pamięć, ponieważ wątpliwe jest, czy kiedykolwiek był w Stalowej Woli. Na dodatek służył władzom PRL-u, a jego ustawa doprowadziła do uwłaszczenia się kilku milionów ludzi na majątku publicznym i do gospodarczych problemów ludowego państwa. Sam jej autor popełnił samobójstwo... 30 kwietnia 2014 roku, co jest oczywiście czynem zasługującym na wieczne potępienie. O tym, że miał ponad 80 lat i był ciężko chory, nikt nie wspomniał. Ale w klimat Stalowej Woli by się wpisał. ZBIGNIEW J. NITA
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Sądowe jaja W ubiegłym tygodniu zajęliśmy się niecodziennymi zeznaniami i dialogami z polskich sal sądowych. Jednak do komicznych sytuacji doprowadzają niekoniecznie sami oskarżeni, świadkowie lub emocjonalnie zaangażowani w procesy prokuratorzy i adwokaci… Doświadczeni sędziowie równie często tworzą humorystyczne wypowiedzi, których nie powstydziłyby się najlepsze kabarety. Świadczą o tym orzeczenia i werdykty, które po uprzedniej selekcji przedstawiamy poniżej. Wszak, jak zawyrokował w 2005 r. Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie, „prawidłowo sporządzone uzasadnienie wyroku powinno być, jak garnitur uszyty na miarę, a nie jak garnitur pierwszy lepszy zdjęty w sklepie z wieszaka, który może kupić każdy klient i będzie jakoś pasował”. A zatem: Zdaniem sądu niewiarygodne jest twierdzenie oskarżonego, że znalezione w domu kołpaki kupił. Doświadczenie życiowe i zawodowe sądu pozwala przyjąć, że złodziej nie kupuje takich rzeczy jak kołpaki, nawet po okazyjnych cenach, bowiem może je ukraść całkiem za darmo. ! ! ! Sąd okręgowy wzywa osoby uprawnione do odbioru depozytu sądowego: " 2 kapcie z plamami koloru brunatnego " Obudowa przełącznika światła " Fragment obicia rozkładanego fotela " Ścierka " Majtki koloru białego " 5 niedopałków papierosów ! ! ! W ocenie sądu dowody zebrane w sprawie nie pozwalają na stwierdzenie, że to kotka obwinionej załatwia swoje potrzeby fizjologiczne w postaci oddawania moczu na terenie
ogródka. Jak wynika z dowodów, kot obwinionej nie jest jedynym, jaki pojawia się na terenie całej posiadłości, a zeznania w znacznej mierze oparte są na domysłach, że to właśnie ten kot sikał na tym terenie. ! ! ! Sąd Rejonowy Lublin-Wschód składa wniosek o ukaranie (chorej na Alzhaimera), bowiem 15 stycznia 2014 r. obwiniona usiłowała dokonać kradzieży sałatki warzywnej o wartości 2,99 zł. ! ! ! Sąd Rodzinny w Biłgoraju postanowił wszcząć i poprowadzić postępowanie wyjaśniające wobec trójki nieletnich „w celu ustalenia, czy nieletni dopuścili się czynu karalnego, polegającego na tym, że działając wspólnie i w porozumieniu, dokonali kradzieży ziemniaków o wartości 1,50 zł z pola uprawnego”. ! ! ! Sądowe zasięgnięcie opinii u biegłego: – Czy leczenie brody przebiegało u powoda w sposób szczególnie nietypowy, czy wystąpiły nadzwyczajne powikłania i wyjątkowa bolesność? – Broda jest zarostem twarzy występującym głównie u mężczyzn, która nie wymaga jakiegokolwiek leczenia. ! ! ! Nie można podzielić zarzutu, iż warunki, w jakich przebywał powód w trakcie osadzenia go w areszcie śledczym
15
(2)
od 3 września do 12 października, były warunkami niegodziwymi, niehumanitarnymi czy nieludzkimi. Twierdzenia powoda, że w celi nie było prawidłowej wentylacji, w związku z czym było duszno, pozostają w sprzeczności z zeznaniami świadka, który wskazał, że przez wybitą szybę w oknie cały czas był zapewniony dostęp świeżego powietrza. ! ! ! Sąd Apelacyjny w Krakowie orzekł, że „poczęstunek złożony z wódki i kiełbasy, także wspólnie spożyty w ramach spotkania towarzyskiego, to jest sfinansowanie części konsumpcyjnej tego spotkania, jest korzyścią osobistą, a choć niewyszukaną, to odpowiednią w środowisku oskarżonego”. ! ! ! Wyrok WSA w Poznaniu: „Fakt przebywania na terenie firmy, posiadanie na sobie stroju roboczego, czy też ochronnego oraz martwej norki w kieszeni, nie są wystarczającym dowodem na to, że cudzoziemiec nielegalnie wykonywał pracę”. ! ! ! Wyrok Sądu Najwyższego: „Rozpatrując niniejszą sprawę, nie można się zgodzić z wywodami rewizji nadzwyczajnej, że rzucenie przez pokrzywdzonego w twarz skazanego kanapki z pasztetem, który rozmazał się skazanemu na twarzy, nie stanowi okoliczności wyjątkowej”. ! ! ! Sąd Rejonowy w Legnicy: „(…) nie zachował zwykłych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, w wyniku czego locha świni domowej wydostała się poza teren gospodarstwa i została pokryta przez dzika. W wyniku pokrycia doszło do skrzyżowania odmiany hodowlanej ze zwierzęciem łownym, bez zezwolenia Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska”. ! ! ! Dyrektor dalej desperacko brnął w ślepą uliczkę. Liczył na zeznania żony, która oświadczyła, że nie rozpoznaje jego penisa na zdjęciach. Zeznając jako świadek, kobieta stwierdziła stanowczo, że narząd płciowy mężczyzny (np. k. 127 akt sprawy) nie jest narządem
płciowym oskarżonego, co przy 28-letnim pożyciu małżeńskim pary powinno zrobić na Wysokim Sądzie odpowiednie wrażenie (...). Zdaniem sądu dochodzenie bezsprzecznie wykazało, że oskarżony najpierw sam sobie zrobił szkolnym komputerem fotografie intymnych części ciała, potem dopuścił, by je odnaleźli uczniowie, a w końcu z wyrachowaniem złożył fałszywe zawiadomienie o przestępstwie na policji, choć został pouczony o konsekwencjach takiego działania. W tej sytuacji zbędne wydało się powoływanie biegłego seksuologa. Zwłaszcza że zdaniem przesłuchanego przez sąd lekarza urologa narząd płciowy eksdyrektora niczym szczególnym się nie wyróżnia. ! ! ! Z uzasadnienia wyroku Sądu Apelacyjnego w Łodzi: „Słusznie sąd pierwszej instancji ustalił, że powódka przyczyniła się do powstania szkody w 20 proc. Powódka pomimo młodego wieku była osobą dorosłą, sprawną wówczas intelektualnie (nie piła alkoholu), a zatem winna oceniać całą sytuację rozsądnie. Skoro M.K. i ona byli na zabawie tanecznej, gdzie był dostępny alkohol, to skoro prosił on powódkę, aby prowadziła w drodze powrotnej jego samochód, to kierując się doświadczeniem życiowym i logicznym rozumowaniem, oznaczało, że zamierzał pić
alkohol. W polskiej rzeczywistości żaden mężczyzna dobrowolnie nie odda kobiecie swojego samochodu, jeżeli jest zdolny do jego prowadzenia (trzeźwy)”. ! ! ! Nie każda jednak okoliczność związana z pożyciem seksualnym małżonków może być bezspornie uznana za istotną dla rozkładu pożycia małżeńskiego. Jak bowiem wskazuje Sąd Najwyższy (…), obfite ślinienie w czasie stosunku intymnego nie stanowi powodu do separacji małżonków. ! ! ! Wojewódzki Sąd Administracyjny w Łodzi: „Skarżący w złożonym na urzędowym formularzu wniosku o przyznanie prawa pomocy domagał się zwolnienia od kosztów sądowych i ustanowienia adwokata. Określając swój majątek, uwidocznił, że w jego skład wchodzi pustelnia-klasztor oraz 20-arowa nieruchomość rolna. Nie posiada żadnych zasobów pieniężnych, a z przedmiotów wartościowych samochód Toyotę zwaną bożym rydwanem. Podał, że nie ma stałych dochodów, a utrzymuje się jedynie z przekazywanych mu dobrowolnie datków i darów. Uzasadniając swoje starania, zaakcentował, że pozostaje w Bożej Służbie jako Pustelnik. Żyje dzięki Opatrzności Bożej. Jak powiada, ma mentalność Synów Pustyni”. MIŁOSZ WOROBIEC
16
Homo mordobijca L
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
ZE ŚWIATA
udzie postrzegają się jako gatunek łagodnych myślicieli. Nauka nie potwierdza tego optymistycznego stereotypu.
Ilustracje przedstawiające poglądowo proces ewolucji zaczynają się od małpoluda na czworakach, z mikrą główką, poprzez wyprostowanego neandertalczyka z klatą dresiarza, a kończą na wątłym osobniku z rozdętą głową, który ma być naszym przyszłym gatunkowym wcieleniem. Takie ujęcie ewolucji zostało zakwestionowane przez rezultaty najnowszych badań naukowców z Uniwersytetu Utah. Stwierdzili, że kości ludzkiej czaszki ewoluowały nie w taki sposób, żeby pomieścić rozrastający się mózg supermądrali homo sapiens, lecz w innym celu: by czaszka była lepiej zabezpieczona przed ciosami pięści, ewentualnie kamieni. Koresponduje to ze zmianami ewolucyjnymi kośćca i mięśni ręki, które są nastawione na to, by pięść zadająca cios nie odniosła uszczerbku i nadawała się także do bardziej finezyjnych czynności. – Kiedy współcześni ludzie walczą na pięści, twarz jest zazwyczaj pierwszoplanowym celem – mówi dr David Carrier,
koordynator zespołu badawczego. Kości, które najczęściej nie wytrzymują ciosów, to te same, które w procesie ewolucji rozwijają się najintensywniej w intencji ochronnej. Ewolucja kości twarzy rozpoczęła się w tym samym mniej więcej czasie, gdy ewolucja dłoni australopiteka umożliwiła zaciskanie jej w pięść. Także ewolucja innych części ludzkiego ciała odbywała się w celu poprawy zdolności organizmu do walki. Nie są to konstatacje mile łechcące naszą gatunkową próżność. Wolelibyśmy, aby nas postrzegano raczej jako łagodnych myślicieli niż brutalnych mordobijców, mimo że nasze dokonania, zwłaszcza w aspekcie wewnątrzgatunkowego współżycia, nie dają do tego żadnych podstaw. Można się tylko pocieszyć przekonaniem francuskiego filozofa Jakuba Rousseau, który twierdził, że u progu cywilizacji byliśmy „szlachetnymi dzikusami” i dopiero ona uczyniła nas osobnikami gwałtownymi i brutalnymi. KP
Bieg do zawału wiczenia fizyczne to zdrowie, ale nie wolno przesadzać, zwłaszcza jeśli serce szwankuje – ostrzegają amerykańscy badacze z Lawrence Berkeley National Laboratory.
Ć
Ludzie po zawale serca, którzy przebiegają tygodniowo do 50 km lub maszerują nie więcej niż 67 km, redukują o 65 proc. ryzyko śmierci z powodu następnego zawału. Ale absolutnie nie więcej. Więcej wcale nie znaczy lepiej – znaczy gorzej. Zbyt wyczerpujące ćwiczenia potęgują bowiem zagrożenie następnym atakiem serca. Również udział w wyścigach – czy to w biegach, czy w chodzeniu – oznacza dla sercowców podwyższenie
zagrożenia. Naukowcy twierdzą, że dowody na to są niekwestionowalne. Nie dotyczy to jednak wszystkich uprawiających intensywne bieganie; jeśli nie mają kłopotów z sercem, zagrożenie ich nie dotyczy. Naukowcy hiszpańscy z Europejskiego Uniwersytetu w Madrycie przebadali 42 tys. najwybitniejszych lekkoatletów i stwierdzili, że żyją oni dłużej niż inni. CS
ydawałoby się, że czasy prześladowania „czarownic” przeminęły wraz z nadejściem epoki Oświecenia. Są jednak kraje, w których wysyła się już rakiety na Marsa, a podejrzanych o czary ciągle jeszcze wtrąca do grobu. Od czasu do czasu piszemy na łamach „FiM” o pojedynczych przypadkach zabijania – w tym palenia – „czarownic” w Afryce lub Papui-Nowej Gwinei. Zwłaszcza w tej ostatniej można zwalić te okrutne i zabobonne praktyki na karb ogólnego zacofania (w tym etycznego) sporej części populacji. Wszak żyją tam jeszcze ludzie pamiętający smak ludzkiego mięsa… Tymczasem prawdziwym globalnym ośrodkiem polowania na „czarownice” jest państwo stanowiące jedną z największych i najdynamiczniej rozwijających się gospodarek świata, ważny światowy ośrodek rozwoju informatyki i kraj spektakularnie rozwijający swój program kosmiczny. Państwo to bywa też zwane (chyba mocno na wyrost) największą demokracją świata. Ten kraj to oczywiście Indie, kraina niezliczonych bogów i języków, która budzi fascynację milionów Europejczyków. Niewiele osób wie, że według oficjalnych statystyk co roku nad Gangesem i Brahmaputrą zabija się ponad sto osób, głównie kobiet, na skutek oskarżeń o czary. Jest to prawdopodobnie liczba zaniżona, bo do tego rodzaju zabójstw dochodzi zwykle daleko od wielkich miast i wiele zbrodni udaje się zapewne ukryć przed policją. Nie dochodzą one nawet do świadomości szerszej opinii publicznej. Doniósł o tym niedawno „Washington Post”. Oczywiście nie są to legalnie wykonywane kary śmierci, ale mniej lub bardziej spontaniczne lincze lub skrytobójcze napaści. W tych aktach przemocy bierze czasem udział nawet kilkaset osób. Notabene: prawdopodobnie jedynym krajem, gdzie
W
Polowania na ludzi do niedawna skazywano sądownie za czary, jest Arabia Saudyjska, wielki polityczny i militarny sojusznik jakoby oświeconego Zachodu. Interesującym wątkiem tych tragicznych wydarzeń w Indiach jest to, że morderczy sprzeciw wobec czarnej magii jest w nich wymieszany silnie z wiarą w jej autentyczną moc. Przecież czarowników zabija się nie z powodu lekceważenia ich rzeczywistych czy domniemanych praktyk, ale w wyniku silnej wiary w ich skuteczność. Wiara w bzdury znów unaocznia tu swój śmiertelnie szkodliwy wymiar. Zabicie „czarownicy” miałoby być w oczach sprawców wyrazem ochrony społeczności przed złą mocą tkwiącą w człowieku lub
aktem zemsty za czyjąś niewyjaśnioną śmierć lub groźną chorobę o tajemniczym pochodzeniu. Jednak – jak podaje gazeta – samo panowanie zabobonów religijnych i innych nie jest jedynym wyjaśnieniem zjawiska polowania na ludzi. Jest tam jeszcze silny akcent natury społecznej. Otóż tak się składa, że najwięcej tego typu zabójstw ma
miejsce w społecznościach plemiennych, czyli z reguły najuboższych, najbardziej zacofanych i o najniższej pozycji w tradycyjnym systemie kastowym. Ofiarami tych linczów padają zwykle kobiety, których status w Indiach jest bardzo niski. Mamy więc tutaj silny wątek, który moglibyśmy nazwać klasowym, związany z eksploatacją, wykluczeniem i napiętnowaniem całych grup społecznych. Gazeta przytacza historię Saraswati Dewi, którą niedawno zakatowało 14 osób. Zanim ją zabito, kazano jej jeść ludzkie odchody. Dwaj synowie kobiety usiłowali jej bronić, ale zostali poturbowani. Do dziś nie wiadomo, co było pretekstem tej zbrodni. Inny przykład z ostatnich tygodni to wydarzenia z miasta Chandrapur – tam zlinczowano mężczyznę oskarżonego o czary i poturbowano jego żonę. Kobietom każe się czasem także pić zatrute napoje, bo to ma być próba „zbadania”, czy posiadają naprawdę tajemne moce. Czasem sprawa wygląda tragikomicznie. Karuna Devi (na zdjęciu) została oskarżona o czary po śmierci syna, a potem uniewinniona przez... orzeczenie szamana. Wiele osób powie, że to tylko odległe i zabobonne Indie. Doprawdy? A czy to nie na naszych oczach rozegrał się właśnie idiotyczny spektakl – polowanie na gender? Wyznawcy biskupów katolickich urządzili prawdziwą histerię za pomocą pomówień, przeinaczeń i zwykłych kłamstw, takich jak ta bzdura, że organizacje międzynarodowe uczą masturbacji 5-letnie dzieci. Głupstwa te rozpowszechniano w najważniejszych programach publicystycznych i dziennikach telewizyjnych. I to nie były Indie. To była Polska, rok 2014. MAREK KRAK
Zemsta nękanych striptizerek Kto zaczepianiem wojuje, ten od zaczepiania zginie. Także zaczepiania z motywów religijnych. Od 9 lat co sobotę i niedzielę wierni kościoła New Beginning Ministries w Warsaw w stanie Ohio podążali do klubu striptizowego Foxhole North. Nie żeby upajać się lubieżnymi widokami, o nie! Szli, by zaczepiać i zawstydzać klientów i personel placówki grzesznej rozrywki. Tancerki znosiły to cierpliwie, aż wreszcie
miarka się przebrała. Sierpniowej niedzieli przybywający na nabożeństwo pastor Dunfee ze zgrozą ujrzał przed kościołem rozpustne samice z biustami niemal na wierzchu. – Będziemy tu przychodzić, dopóki wy nie znajdziecie sobie innego celu weekendowych wędrówek – oznajmiły. Pastor najął policjanta po służbie, ale ten nic nie może zrobić, bo golaski zachowują się spokojnie. Zapowiada się wojna stuletnia? CS
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r. Nowym Jorku trwa dyskretna i ostrożna dyskusja. Dyskretna i ostrożna, bo dotyczy wykonawców żydowskich rytuałów i krytyki ich poczynań. Krytykowanie czegokolwiek, co żydowskie, to w Ameryce wyjątkowo niebezpieczna i śliska sprawa. Na początek można się nabawić
W
w sztuce obrzezania. Nie chodzi tylko o ludzi amputujących napletek z pobudek rytualnych, ale o takich, którzy posiadają certyfikat do wykonywania obrzezania połączonego z rytuałem ultraortodoksów o nazwie Metzitzahb’peh. Polega on na tym, że po pozbawieniu dziecka skórki na penisie mohele biorą go do ust i odsysają krew. Od roku 2000 oficjalnie
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI zarejestrowano 16 wypadków, gdy w trakcie tej dość makabrycznej operacji dzieci zostały zarażone opryszczką. Co najmniej dwoje dzieci zmarło, a jedno doznało permanentnego uszkodzenia mózgu. Znając obsesyjne zamykanie się w swym gronie nowojorskich ultraortodoksów, można domniemywać, że ofiar obrzezania z odsysaniem jest znacznie więcej.
Obrzezanie z odsysaniem W reakcji na nowe zarażenia władze nowojorskie zakazały dwu rabinom przeprowadzania zabiegów Metzitzahb’peh. Nie ujawniły jednak ich nazwisk, co stawia pod znakiem zapytania możliwość egzekwowania zakazu. Sprawa stała się na tyle poważna, że właśnie sformułowano publicznie następujący postulat: „Może nadszedł czas, że powinniśmy się zastanowić nad kontynuacją tradycji brania dziecięcego członka do ust przez dorosłego człowieka”. Na razie odważył się z tym wychylić tylko komik Josh Gondelman, a rozpropagował to inny komik, Katie Halper. Tymczasem sprawa nie wydaje się komiczna. KP
niezmywalnego miana antysemity. A potem dopiero zaczynają się prawdziwe schody. Chodzi o to, że dwoje dzieci zaraziło się bardzo nieprzyjemną chorobą o nazwie opryszczka. Zresztą jednostka chorobowa jako taka nie jest tu najważniejsza. Istotne jest to, od kogo się zaraziły i w jaki sposób. Tu dochodzimy do żydowskich celebransów, a dokładniej – ich podgatunku zwanego mohel. Mają to być specjaliści przeszkoleni
olicja badała anons na jednej z internetowej stron: „Pan szuka zwierząt do celów seksualnych”. Jednym z czworonożnych partnerów miał być pies, a gatunku drugiego policja nie chce wyjawić, musi to być więc coś bardziej nietypowego i kompromitującego. Kiedy badanie dobiegło końca, detektyw wystukał odpowiedź na komputerze: Jestem w stanie spełnić pana zapotrzebowanie. Umówili się i doszło do spotkania. Okazało się, że mężczyzną zamawiającym szczekającego partnera oraz drugiego, wydającego inne animalne odgłosy, był zacny sługa boży, 56-letni Jerald Hill – lider jednego z kościołów baptystycznych w stanie Missouri. Zamiast orgietki z fauną nastąpiło nałożenie kajdanek i transfer do ośrodka odosobnienia, z którego pastora zwolniono po uiszczeniu kaucji w wysokości
P
1 tys. dol. Przedtem strzelono mu fotkę, która znalazła się zaraz w szponach bezwzględnych pismaków. Rada Windermere Baptist Conference Center, którego prezesem jest zwierzolubny pastor Hill, bardzo się zasromała, ale obwieściła, że „to prywatna sprawa księdza Jerrego”, zaś ona „popiera szefa i jest mu wdzięczna za to, co uczynił dla Windermere”. Jest to wielki kompleks, w skład którego oprócz kościoła wchodzą: park wodny, jaskinie do zwiedzania i strzelnica. Załoga Windermere przedstawia się jako „team oddany Chrystusowi, zapewniający wiernym obiekt, w którym można odmienić swe doświadczenia życiowe”. Prawo Missouri jest dość mętne w kwestii miłości ze zwierzętami, która raz klasyfikowana jest jako wykroczenie, a raz jako przestępstwo. KP
Pies pastorski
naczej niż notable Kościoła katolickiego, pastorzy protestanccy w Ameryce nieustannie uwijają się, by zapewnić frekwencję na swych przedstawieniach religijnych. Nie jest to łatwe, bo podaż konkurencyjnych usług duchowych jest duża i zróżnicowana, zaś popyt umiarkowany, a klientela wybredna. Niezbędne jest ruszanie głową i będące tego efektem wyznaniowe nowalijki. Są kościoły, w których można łyknąć czegoś mocniejszego, wysłuchując przy barze słowa bożego; są świątynie, które wpuszczają wyznawców z psami; pojawiły się
I
Kościół bez majtek kościoły dla ateistów, którzy nie zamierzają być dyskryminowani. Był najwyższy czas na placówkę oddawania hołdu Stwórcy bez krępujących tekstyliów. White Tail Resort to osiedle dla rodzin nudystów w Ivor w Wirginii. Pastor Allen Parker wygłówkował, że opłaci się zaoferować im możliwość pójścia do mszę bez konieczności naciągania majtek. Wiele swych najważniejszych czynów Jezus
dokonał nago – argumentuje Parker: „Był nagi, gdy się urodził, nagi zawisł na krzyżu, a gdy zmartwychwstał, to także bez odzieży. Skoro Bóg stworzył nas nagimi, co złego w nagości?”. W White Tail Chapel (Kaplica Białego Ogona) odbywają się także śluby au naturel. Wierni są usatysfakcjonowani. Nagość zrównuje ludzi – zapewniają. Nie można po odzieży określić, kto jest bogaty, a kto przeciwnie. JF
17
Ostra konkurencja ak wiadomo, w Brazylii – największym katolickim kraju świata – plenią się protestanccy konkurenci. Jakie metody stosują, że tak znakomicie idzie im podbieranie wiernych Kościołowi katolickiemu?
J
– Każdy może zostać pastorem – mówi prof. Eduardo Refkalefsky, badający życie religijne kraju. – Każdy może otworzyć kościół. Nie obowiązują żadne przepisy, więc kto potrafi zahipnotyzować wiernych, ten ich ma. Najlepiej nadaje się do tego fatamorgana bogactwa i zdrowia. Lecz trzeba się strzec przed demonami, które czyhają, by wszystko zniweczyć. Od tego są duchowni. Pastor Arodo ma w ofercie wypędzanie złych duchów, sprowadzanie prosperity oraz cudowne metody lecznicze, wobec których medycyna się nie umywa. – Kościół katolicki absolutnie nie może ze mną konkurować, bo ja posiadam dar boży – mówi w wywiadzie dla amerykańskiego programu „Nightline”. Wierni stoją w kolejce z pieniędzmi, a pastor namaszcza ich świętym olejem własnej produkcji. – Nie skąpcie na Boga! Przychodźcie z pieniędzmi w rękach! – poucza. Mekką ewangelizmu protestanckiego Brazylii jest Sao Goncalo, gdzie zagęszczenie kościołów jest największe w całej Ameryce Łacińskiej. Bożyszczem Sao Goncalo jest
zaś Alani Santos (na zdjęciu), 10-letnia uzdrowicielka. Przyciąga wiernych do kościoła swego taty już od 7 lat. Występuje z nim w programach telewizyjnych, a cała rodzina eksponuje się w internetowym radiu religijnym i ma wyznawców na całym świecie. Z całego też świata ściągają chorzy pełni nadziei na wyleczenie. Jeśli ktoś nie dostępuje uzdrowienia, to znaczy, że nie zasłużył albo ma za słabą wiarę. Więc skarg brak. Kościół katolicki będzie musiał nauczyć się nowych tricków, by stawić czoła takiej konkurencji... CS
Pocieszenie oralne K
siędzu Gilbertowi Dutelowi ze stanu Minnesota trzeba pogratulować. Parafian. Pierwszorzędnie ich sobie wychował!
Ksiądz Gilbert miał (ma?) słabość do młodych, jędrnych ciał. Jeden z właścicieli kuszącego ciała, 9-latek, okazał się skarżypytą. Zrobiło się nieprzyjemnie, ale biskup Harry Flynn osłonił podwładnego. Sędzia federalny w roku 1995 zamknął sprawę, a wszystkie dokumenty znalazły się pod kluczem. Prawnicy diecezji trochę panikowali, że wybuchnie skandal, ale hierarcha ich uspokoił. – Ojciec Dutel jest już wyleczony, a nam brakuje księży – orzekł i wydelegował pedofila, aby ten nadal niósł „słowo boże”. Przez następne 22 lata ks. Dutel pracował w parafiach i szkołach podstawowych, a jedna z nich nawet nazwała plac zabaw jego imieniem. Nie było reperkusji – do teraz. Minnesota Public Radio wywęszyło dokumentację starej sprawy i puściło nigdy niepublikowane zeznania poszkodowanego.
„Objął mnie ramionami, delikatnie, jakby chciał mnie pocieszyć, a potem zaczął mnie obmacywać. Rozpiął mi rozporek i wziął członek do ust”. Pocieszanie oralne powtarzało się 8 razy. Zeznający wskazał dwu innych księży, z którymi Dutel dzielił się 9-latkiem. Jeden z nich, Ronald Lane, został skazany za gwałt w roku 1986. Drugi, David Primeaux, przyznał się do molestowania dzieci i popełnił samobójstwo w roku 2012. Księdzu Dutelowi się upiekło i nie miał problemów aż do audycji, która dopadła go w Luizjanie, gdzie go przerzucono. Na niedzielnej mszy 3 sierpnia proboszcz Dutel stanął przed swoimi parafianami w kościele św. Edmunda i oświadczył, że to wszystko nieprawda. Wierni nagrodzili go owacją na stojąco. Pewnie znowu mu się upiecze. KP
18
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Ściąga dla Palikota
Tej partii wzrasta poparcie, bo spora część wyborców daje się na tę propagandę nabrać. Ale także dlatego, że prawdziwej lewicy wciąż nie ma...
(2)
Gdzie prawica, gdzie lewica
Państwo nie może być słabsze od sitwy. Układy i koterie istniały zawsze i zawsze istnieć będą. Taka jest ludzka natura. Rzecz w tym, aby skala degeneracji nie była zbyt duża i nie miała charakteru systemowego. Układy te nie tylko boleśnie depczą ideę społecznej równości i braterstwa, ale także ewidentnie psują państwo. Wiele lat temu Urban przestrzegał przed „kulczykowaniem gospodarki”. Dzisiaj już nie ma po co. Od afery Rywina formacje przedstawiane (mniej lub bardziej słusznie) jako lewicowe wciąż dziarsko i wytrwale kroczą drogą wybrukowaną skandalami, aferami i podsłuchami. I dziwią się przy tym szczerze, że wyborcy ich nie kochają. A przypomnijmy, że obecnie rządząca Platforma ma w nazwie „Obywatelska”... Czy wyborcy postrzegają ją jako prawicę? Na tle PiS-u podszywa się pod lewicę i tak ją spora część obywateli postrzega. Jeśli prawdziwa lewica chce odzyskać wiodącą pozycję w polskiej polityce, musi przywrócić znaczenie takim pojęciom jak „przyzwoitość” oraz „interes publiczny”. Przypomnę, że o to właśnie dopomina się… PiS. Czyż nie dlatego kaczą partię popiera coraz więcej wyborców lewicy? Po drugie, precz z neofeudalizmem! Immanentnym przeświadczeniem każdego „szarego” człowieka jest głębokie przekonanie o prawie każdego do „równego startu”. To bardziej realna wersja bajki o pucybucie,
który zostaje milionerem. Współczesna Polska stała się krajem tzw. elit, które załatwiają swoje interesy ponad głowami obywateli. Nawet wśród partii politycznych nie ma konkurencji programów, jest za to dążenie do holdingu niemalże bezprogramowych bytów. Po co walczyć o interesy obywateli – wystarczy dbać o swoje i być w politycznej elicie! Dawne renegactwo staje się pragmatyzmem. W społeczeństwie królują kasty. Aby cokolwiek osiągnąć, trzeba się dobrze urodzić albo wejść we właściwe układy. Istnieją grupy namaszczonych przez siebie „wybrańców”, którzy uważają się za pępek polskiej demokracji. To kasty decydują! Inni nie mają nic do gadania. Protestujące „szaraczki” mogą porozbijać sobie łby o szklane sufity wyznaczające kastowe granice.
Szampan nie tylko dla liderów Po trzecie, dość faszystowskiego korporacjonizmu! Coraz częściej zwykli obywatele piją szampana wyłącznie ustami partyjnych liderów. Partie polityczne oszukują wyborców, a kartka wyborcza okazuje się wekslem in blanco, bez pokrycia i bez
ieszy mnie, że redaktor naczelny rozpoczął dyskusję nad nieprawidłowościami w naszej Ojczyźnie („FiM” 33/2014). Ja też mam trochę do powiedzenia na ten temat. Oglądając 15 sierpnia uroczystości z okazji święta Wojska Polskiego, zobaczyłam znanego mi bardzo dobrze generała G., którego prezydent Bronisław Komorowski wysłał na emeryturę. Ma Pan rację w swoim artykule, że emerytowani wojskowi „lądują przy tym samym biurku, tylko po cywilnemu”. Mam takiego sąsiada za ścianą. Dostaje pensję i emeryturę. Jak się okazuje, to właśnie tacy ludzie wymyślili nową jednostkę wojskową w starej. Ten nowy twór to jednostka... gospodarcza. Ponieważ mieszkam przy terenie takiej jednostki, znam ludzi tam pracujących i wiem, co się dzieje za bramą. Młodzi ludzie po studiach nie mogą dostać pracy. Dlaczego? Ponieważ pracy nie można dostać, jak się nie ma znajomości, pociotków itd. Dlaczego ci, co mają wypracowaną emeryturę, jeszcze
C
„Kulczykowanie gospodarki”
prawa protestu. Decydująca jest nie wola elektoratu, lecz wola partyjnego lidera. Wobec wyborczej fikcji ustrojowy model państwa dziarsko podąża w kierunku swoistej odmiany faszystowsko-frankistowskiego korporacjonizmu. Korporacje zawodowe działają tylko we własnym interesie, markując działania propaństwowe. Najważniejsza jest oczywiście korporacja polityków. Potem samorządy, w tym samorząd terytorialny, armia, służby specjalne, tzw. spółdzielczość, organizacje przedsiębiorców, adwokaci, lekarze, policjanci itp., itd. Pogłębia się ich alienacja. Spośród korporacji zawodowych jedynie niektórzy dziennikarze pozostają w jakiejś realnej łączności ze społeczeństwem, choć ograniczają ich interesy wydawców, bo dziś gazety redagują
przecież biura ogłoszeń. Dziurawe i niestabilne prawo służy grupom trzymającym władzę i kasę. W zasadzie tylko ludzie władzy bądź układów mają realną szansę być zdrowi, piękni i bogaci. Szary człowiek pozostaje ze swymi problemami zupełnie sam. Na oceanie takiej bezradności większość obywateli postrzega władzę publiczną jako odległą od nich wyspę szczęśliwości oraz dobrobytu, a także korupcji i bezkarności. Ta wizja jest daleka od wymarzonego modelu państwa „równego startu dla wszystkich”. Przyjaznego obywatelowi, respektującego fundamentalne zasady równości, wolności i braterstwa. Taką docelową wizję państwa proponuje PiS. Stara się przy tym ukryć swe antyrynkowe fobie, wyznaniowy fundamentalizm oraz antydemokratyczne zapędy.
Równość rozumiana jako równość szans i równość wobec prawa nie jest monopolem formacji lewicowych. Tak pojmowana równość jest powszechnie uznawaną esencją sprawiedliwości. Wreszcie braterstwo to współczesny solidaryzm i tolerancja. Ten przestarzały termin po niezbędnym liftingu nosi miano poprawności politycznej. Bynajmniej nie tylko lewicowej. Te wartości zostały dziś zawłaszczone przez prawicowy PiS. To dlatego Kaczyński wygrywa w sondażach! Polska wciąż potrzebuje ideowej, antyklerykalnej lewicy, odważnie broniącej interesów zwykłych ludzi. Broniącej wolności, równości i braterstwa. Te wartości są istotą demokratycznego państwa, bo demokracja i wolny rynek to ich emanacja. Podobnie neutralność światopoglądowa oraz sprawiedliwość społeczna. Nie sposób nie dostrzec, że w Polsce jest bardzo kiepsko zarówno z wolnością, jak i z równością czy braterstwem. Jeśli lewica chce wygrać, musi powrócić do tych lewicowych wartości. Tylko wtedy wyborcy na nią masowo zagłosują. Przecież kluczem do wyborczej wygranej jest podmiotowość obywateli. Niejedną Bastylię zatem trzeba zburzyć, by te lewicowe idee zostały zreanimowane. Albo wybierzemy demokrację, wolny rynek, świeckość, nowoczesność i europejskość, albo zwyciężą fobie, resentymenty, populizm, etatyzm, nacjonalizm, klerykalizm, zacofanie. I bieda dotykająca 80 procent Polaków. Czytelnik
Tajemnice wojskowe pracują w wojsku? Siedzą i nic nie robią – grzeją tylko stołki. Kiedyś tę samą robotę (za tej wstrętnej komuny) wykonywało kilka osób, dziś jest ich ponad 50. Po to mają komputery, by „produkować bezmyślne papierzyska” i upominać się o 1 grosz nadpłaty? Tak samo z pracownikiem cywilnym zatrudnionym w centrali telefonicznej. Po co wozić kilkadziesiąt kilometrów pracownicę, skoro można zatrudnić osobę z tej miejscowości, w której jest ta centralka? Samochód wojskowy zabiera ją spod domu i odwozi do domu, często czekając kilkanaście minut, aż się „dama” wystroi... Ludzie z Drawska Pomorskiego są tym wszystkim zbulwersowani. Ich dzieci siedzą w domu. Niestety, nie mają tzw. „wejścia”, znajomków, ciotek itp. Okazuje się, że aby upchnąć krewnego, może być utworzone nawet nowe
stanowisko. Nie wierzę, że prezydent Komorowski zrobi z tym porządek. Im na górze jest dobrze, spokojnie i nie będą się troszczyć o motłoch (tak o nas powiedziano). Troszczą się, ale o swoje zasoby i jak tu urwać starym, by siebie wzbogacić. Jeszcze jedna sprawa dręczy mnie – żonę zawodowego żołnierza. Kiedyś wojskowy nie wstydził się swego munduru, nie używał wulgaryzmów na ulicy. Mundur nosił z dumą i godnie, regulaminowo. Dziś wychodzi i wchodzi na teren jednostki wojskowej banda obdartusów. Za tzw. komuny niemal wszyscy ludzie ze środowiska wojskowego byli ateistami, a dziś wielce wierzący jest nawet politruk, który ścigał i stawiał na baczność do raportu żołnierzy jadących do kościoła. Bronisław Komorowski, prezydent ludzi wierzących, kościółkowców,
też nic nie zmieni. To nie mój prezydent. Czarni położyli łapy na Polsce, że aż trudno jest oddychać. Cieszę się, że my jesteśmy już u schyłku naszej drogi życiowej, bo strach patrzeć na to, co będzie się działo za kilka lat, jak czarni nas zamienią w bydło do pracy na ich rzecz. Dziwi mnie, że ludzie wykształceni są tacy prymitywni i wierzą w gusła, zamiast opierać się na naukowych dowodach. Nie myślą, tylko zachowują się jak lemingi czy barany. Kto to zmieni? Nie mam żadnej nadziei, choć długo się łudziłam. Cała moja nadzieja leży w Panu, bo przynajmniej poczytam „Fakty i Mity” i mam satysfakcję, że jest jeszcze ktoś, kto wspaniale myśli i robi bardzo dużo dla Polski, bo uświadamia ludziom zło płynące z ambony i nie tylko. Czytelniczka
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
LISTY Dziwny ten kraj ! Płacimy co miesiąc więcej na ZUS, niż otrzymamy emerytury; ! Wielkie markety mają dużo zwolnień podatkowych, a kapitał wychodzi za granicę. Drobne sklepy ledwo wiążą koniec z końcem, a płacą podatki i powoli padają; ! Drobni przedsiębiorcy nie zatrudniają pracowników na etat, bo nie są w stanie sami prowadzić księgowości pracowniczej, wolą śmieciówki; ! Opieka społeczna działa na niekorzyść najbardziej potrzebujących. Pijaki dostają kasę, a emeryci ledwo zipią do następnej emerytury. Wobec czego produkuje się falę obiboków i bezrobotnych, a ludzi porządnych do pracy coraz mniej; ! Mamy za dużo urzędników i urzędów; ! Spada poziom nauczania. Analfabetyzm naszej młodzieży osiąga stan krytyczny. Kiedyś dziecko nie poszło do czwartej klasy, dopóki nie nauczyło się płynnie czytać i pisać; ! Nauczyciele biorą coraz więcej kasy za nicnierobienie. Kiedyś zostawali po godzinach, żeby każdy mógł się nauczyć; ! Połowa książek wymaganych przez szkoły nie jest wykorzystywana w szkole, a rodzice na darmo wydają pieniądze. Nawet zeszyty ćwiczeniowe zapisywane są ledwie w jednej trzeciej części; ! Brak dodatkowych darmowych zajęć dla dzieci stwarza zagrożenie związane z tzw. trudną młodzieżą; ! Szkoły funkcjonują w chorych godzinach – brak szans na pogodzenie tego z pracą; ! Mniejsza kara za brak prawa jazdy niż brak biletu; ! Żywność jest coraz gorsza jakościowo. Zawarta w niej chemia doprowadza do chorób; ! Droższe mieszkania komunalne bez wygód; ! Lepiej nie rodzić w szpitalu refundowanym przez NFZ, bo tam traktuje się rodzące w sposób nieludzki. Można rodzić bezboleśnie, ale to kosztuje. Więc kobiety nie rodzą, bo po jednym połogu mają dosyć; ! W miastach jest zbyt dużo znaków drogowych. Jechałam przez Słowację i jestem pod wrażeniem tamtej kultury jazdy. Czytelniczka
Kolejne dziwności W cyklu „Dziwny ten kraj” do zestawu dziwności proponuję dopisać: 1. Zespół do Przeciwdziałania Ateizacji w kraju, w którym indoktrynacja watykańska obowiązuje od
przedszkola po studia. Ponadto ateizm nie jest żadną instytucjonalnie działającą siłą, którą należałoby zwalczać. W odróżnieniu od Krk. 2. Kaplica, restauracja z wyszynkiem i hotel w Sejmie. Żaden inny zakład pracy nie dysponuje takim zestawem. Kaplica – to kuriozalne lokum wymyślone przez Wałęsę za podszeptem watykańskiego okupanta – powinna być zlikwidowana. Posłowie na pokaz mogą modlić
SZKIEŁKO I OKO " W sytuacji braku środków na podstawowe potrzeby społeczne wydawanie ogromnych kwot na zbrojenia wynika z faktu, że o wiele łatwiej kupować uzbrojenie (i być może uzyskać przy okazji osobistą korzyść), niż zaspokajać ludzkie potrzeby. Analogicznie: pomoc społeczna chętniej odbiera rodzicom dzieci, zamiast udzielać im wsparcia, gdyż jednorazowe odebranie jest o wiele łatwiejsze niż stałe wspieranie;
przypominają mentalnością tego niedoszłego prezydenta, gdyż czego tylko się dotkną, to spieprzą. Tak było ze szkolnictwem, emeryturami, dziką prywatyzacją, zdawaniem egzaminów na prawa jazdy, a obecnie z dowodami osobistymi. Nie wiadomo tylko, czy wynika to z bezgranicznej głupoty, czy też z dobrze pojętego interesu własnego. Najlepiej by było, aby zamiast wymyślać bzdurne przepisy, korzystać ze starych. W tym przypadku nicnierobienie będzie z większym pożytkiem dla obywateli niż takie „rządzenie”. Ivo
Kilka mostów za daleko
się w kościele na mieście w towarzystwie wyborców. Ponadto kaplica nie licuje z restauracją z wyszynkiem. To powinno obrażać wrażliwe uczucia prawicowych posłów. Uwielbiam Waszą gazetę – zrobiliście Himalaje roboty. Iwonka Barczyńska Jersey City
Paradoksy planowe Nawiązując do felietonu „Dziwny ten kraj”, trzeba zauważyć, że opisane przez Jonasza fakty są paradoksami, a nawet idiotyzmami tylko z punktu widzenia rządzonych, natomiast z punktu widzenia rządzących są to działania w pełni uzasadnione ich interesem (wszak idioci nie są w stanie dorwać się do władzy). Przykładowo: " Kultywowanie klęsk powstańczych tylko pozornie wydaje się absurdem, skoro hołdy składane zabitym wojownikom nigdy nie dotrą do świadomości tych, którzy utracili ją bezpowrotnie. W rzeczywistości jest to sprytne oddziaływanie psychologiczne na rządzonych. Rządzący bowiem zakładają, że jeśli w przyszłości popędzą swych poddanych do beznadziejnej walki, to przynajmniej niektórzy wykażą gorliwość, naiwnie łudząc się, że być może ktoś kiedyś złoży im hołd. Tych złudzeń byliby pozbawieni, gdyby honorowano tylko zwycięzców, gdyż od dawna wiadomo, że o zwycięskiej walce nie może być mowy. Dlatego tylko w Polsce używa się pojęcia „moralne zwycięstwo”;
" Stawki żywieniowe w zakładach karnych są wyższe niż w szpitalach, gdyż więźniowie mogą się zbuntować, a pacjenci nie mogą. Itd. Realista
Szkolne idiotyzmy Do listy p. Romana Kotlińskiego mogę dorzucić kolejne „idiotyzmy”. Otóż w gimnazjum publicznym na zapyziałym Podkarpaciu młodzież na początku pierwszej lekcji MUSI zmówić modlitwę, którą prowadzi nauczyciel!!! Dyrektor ma w nosie, czy nauczyciel jest wierzący, czy nie, a modlitwa ma być!!! I tak codziennie przez cały rok szkolny!!! Dodam, że dyrektor dniem wolnym od nauki szkolnej zrobił dzień parafialnego odpustu, ale to już raczej norma w polskim klechistanie. Aśka J.
Lepsze nicnierobienie Od stycznia 2015 r. mają obowiązywać nowe dowody osobiste. Ze środków przekazu można się dowiedzieć, czego w nich nie będzie. Nie będzie adresu meldunkowego, określenia wzrostu, koloru oczu i podpisu. Nie wiadomo, jakie dane taki dowód będzie zawierał, na przykład czy znajdzie się tam miejsce na grupę krwi. Przypomina to trochę kandydata na prezydenta bodajże z Białegostoku (nazwiska nie pamiętam), który w kampanii przedwyborczej mówił, że jak zostanie prezydentem, to niczego nie będzie. Nasi politycy
Moim zdaniem Twój Ruch oraz sam Janusz Palikot popełnili jeden zasadniczy błąd w swojej działalności, po prostu przedobrzyli, poszli nie o jeden krok, ale o kilka kroków za daleko. Ich intencje powołania partii o charakterze świeckim, laickim w stricte tego słowa znaczeniu, były słuszne i chwalebne, nie przewidzieli tylko jednego – nasze społeczeństwo mentalnie nie było przygotowane na takie rewolucyjne zmiany. Przy początkowej fascynacji jego odważnymi tezami o szkodliwości klerykalizacji naszego kraju ten entuzjazm osiadł, a przyczynił się do tego w dużej mierze sam Janusz Palikot, bo za bardzo parł do przodu, robiąc happeningi antyklerykalne i marihuanowe oraz nie patrząc na to, że społeczeństwo zaczęło to przerastać. Nie wszystkich oczywiście, ale duże grono odpuściło – na przykład ci, którzy mają dzieci i boją się narkotyków sprzedawanych w sklepach. Takie rewolucyjne zmiany powinno się dawkować stopniowo, a nie poprzez terapię wstrząsową, jak onegdaj Balcerowicz. Należy przygotowywać do tego społeczeństwo mentalnie, tym bardziej takie klerykalne i konserwatywne jak nasze, a nie od razu poddawać je pełnej kuracji, bo ona zamiast pomóc, tylko zaszkodzi. Kościół oraz jego zwolennicy poczuli się zagrożeni taką ofensywą przeciwko nim, a że mają naszym kraju wielką siłę polityczną, to potrafili dać odpór inicjatywom Palikota i TR. To musiało się tak skończyć, tzn. spadkiem poparcia, bo obecnie nie ma miejsca na zmiany rewolucyjne, tylko ewolucyjne, które społeczeństwo najpierw musi zaakceptować. Obecnie trudno się już będzie odbić od dna, ale nie jest to niemożliwe – trzeba tylko przeanalizować dotychczasowe działania, wyciągnąć odpowiednie wnioski, i stopniowo zaczynać od nowa. Ziarno już zostało zasiane, dlatego teraz może być łatwiej, o ile zwolennicy Palikota będą szli zgodnie
19
ze społecznym zapotrzebowaniem, a nie wyprzedzali je w swoich poglądach. Nikt nie lubi być wyprzedzany. Józef Frąszczak
Podaj dalej „FiM” Miesiąc temu statystycy katoliccy ze smutkiem ogłosili, że coraz mniej ludzi chodzi do kościołów i że w ciągu ostatnich 10 lat około 2 mln ludzi przestało chodzić na niedzielne msze. To są bardzo dobre wiadomości dla Polski i dla naszej demokracji! W tym miejscu chciałbym podziękować Dziennikarzom tygodnika „Fakty i Mity”, którzy swoją działalnością informacyjną dołożyli się do tego optymistycznego trendu spadkowego. Chciałbym jednocześnie podziękować Czytelnikom, którzy w ramach czytelniczej akcji „Podaj dalej »FiM«” przeczytane egzemplarze tygodnika dają swoim znajomym, zostawiają na ławce w parku lub na przystanku autobusowym czy też w celach informacyjnych przeczytane „FiM” wrzucają ludziom do skrzynek na listy – tak jak ja. Andrzej
Radio „FiM” znowu nadaje! Od 4 września możecie ponownie usłyszeć w internecie naszą firmową audycję z Radia „FiM”. W czwartek i piątek zaczynamy punktualnie o godzinie 12.00. Możecie telefonować do redakcji pod numer 695 761 842 i brać udział w audycji na żywo, pisać e-maile i wysyłać je na adres
[email protected] lub gadu-gadu 23105300. Jak nas znaleźć? Wystarczy wejść na portal www.faktyimity.pl, odnaleźć po prawej stronie hasło „NASZE RADIO ON-LINE”, kliknąć „Play” i zamienić się w słuch. Drodzy Czytelnicy, nasz tygodnik rozszerzył sieć sprzedaży o stacje benzynowe Orlen, Lukoil, Lotos i Shell. Utrzymanie tych punktów będzie zależało od liczby sprzedanych tam egzemplarzy. Prosimy więc, abyście w miarę możliwości kupowali „FiM” na tych stacjach. Redakcja
Redakcja „FiM” zatrudni na stałe fotoreportera, najchętniej z Łodzi.
20
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
iedawna histeria wokół klauzuli sumienia, mimo oznak społecznego oporu wobec kościelnej propagandy, stała się świadectwem władzy kleru nad językiem debaty. Język katolickiej agitacji święci triumfy. Nawet jeden z profesorów ginekologów, przeciwnik Bogdana Chazana, mówił, że aborcja to nie jest żaden straszny zabieg, bo… „podaje się środki poronne, po których martwe dziecko rodzi się w naturalny sposób”. Nie wiem, czy profesor – skądinąd zwolennik legalnej aborcji – wie, co mówi? Chcąc nie chcąc, poprzez używanie takiego języka śpiewa w jednym chórze z bezwzględnymi „obrońcami życia”. No bo skoro mamy do czynienia z „dzieckiem”, to rzeczywiście aborcja jest dzieciobójstwem! Tę niemal powszechną kapitulację wobec języka propagandy Kościoła można oceniać dwojako. Z jednej strony trudno jej się dziwić, bo żyjemy od ćwierćwiecza w oceanie kościelnej nowomowy, która sączy się zewsząd, a najsilniej z kanałów telewizyjnych – prawie wszystkich. Ludzie w Polsce słyszą ją od rana do wieczora, więc niemal każdy podświadomie nią nasiąka, tak jak na przykład nasz potoczny język nasiąka słownictwem telewizyjnych seriali. Z drugiej strony można się jednak tej ekspansji języka klerykalnego dziwić. Bo idea, że embrion ludzki jest bezwzględnie „człowiekiem” od chwili poczęcia, to idea w katolicyzmie świeża. Szokująco świeża!
N
Sztuczne poronienie to nie zabójstwo! Przeciwko praktyce zrównywania płodu i człowieka uformowanego przemawia sama praktyka Kościoła. Także jego dawni teologowie i święci – w tym ci z tzw. najwyższej półki. Święty Augustyn, ojciec teologii Kościoła Zachodniego (później – rzymskokatolickiego), nie uważał, aby spędzenie płodu należało traktować tak samo jak zabójstwo. Wtórował mu święty Iwo z Chartres, który wprost napisał: „Nie jest zabójcą, kto spowodował poronienie, zanim ciało wstąpiło w duszę”. I tu mała ciekawostka. Na katolickiej stronie www.opoka.org.pl autorka tekstu o aborcji sprytnie przemilcza fakt, że Iwo jest katolickim biskupem i świętym. Napisała tylko, że to „średniowieczny prawnik”. W ten sposób Kościół ukrywa wstydliwie własną teologię, gdy tylko nie pasuje ona do jego współczesnych mód i interesów. A tymczasem kościelna tradycja tego myśliciela nazywa „największym i najświętszym z ówczesnych biskupów”. Dzisiaj się go wstydzą, bo nie jest antyaborcyjny!
Natomiast święty Tomasz z Akwinu, bezdyskusyjnie największy autorytet filozoficzno-teologiczny Kościoła katolickiego, głosił: „Zarodek płci męskiej staje się człowiekiem po 40 dniach, zarodek żeński po 80. Dziewczynki powstają z uszkodzonego nasienia lub też w następstwie wilgotnych wiatrów”. Także Biblia niemal w ogóle nie zajmuje się sprawą aborcji, która dla współczesnego Kościoła jest największym polem niemal obsesyjnej aktywności. Tylko Księga Wyjścia każe płacić grzywnę sprawcy mimowolnego poronienia, ale z tekstu wynika, że nie traktowano tej sprawy bardzo poważnie (Wj 21. 22–25). Dopiero zranienie przy tej okazji
przecież niczego nie zmienia! Bo te poglądy głosili najwybitniejsi teologowie swoich czasów, często obdarzeni później przez hierarchów „świętością”.
Zapłodnienie = uczłowieczenie Bezdyskusyjne przyjęcie założenia, że zabójstwem jest targnięcie się nawet na „życie” ludzkiej zygoty, nastąpiło dopiero w II połowie XIX wieku, zatem zaledwie kilka pokoleń temu. Nawet wtedy zresztą nie ośmielano się jeszcze głosić, że pełne uczłowieczenie następuje w momencie samego poczęcia, tylko za pomocą zabiegów filozoficznych
Jest to oczywisty teologiczny idiotyzm, także z kościelnego punktu widzenia, ale kler udaje, że nie wie o jego istnieniu, i liczy, że wierni tego absurdu nie zauważą. Warto zauważyć jednak, że i sam Kościół jako całość, i poszczególni „obrońcy życia nienarodzonego” są absolutnie bezradni wobec kwestii podziału duszy bliźniąt jednojajowych, czyli wobec absurdalnego problemu teologicznego, który sami przecież pochopnie stworzyli. Nigdy jeszcze nie słyszałem próby logicznej odpowiedzi na pytanie o tę kwestię. Zwykle odpowiada się na nie milczeniem albo pobożnym westchnieniem, że jest to problem Boga, a nie nasz, i że trzeba „zaufać
obrońcą i zwolennikiem (B). Nikt prawie nie zauważył tej zmiany. Jak to się robi? Otóż Kościół zwykle broni swojej doktryny dosyć zaciekle. Zmiana zaczyna następować dopiero wtedy, gdy walkę uzna za ostatecznie przegraną. Wówczas najpierw zaprzestaje atakowania danej praktyki, potem przestaje ekskomunikować osoby, które mówiły coś przeciwnego do tego, co sam do niedawna głosił. Nowy pogląd zaczyna się więc w Kościele powoli rozpowszechniać. Gdy papiestwo uznaje sprawę już za przesądzoną, wówczas oficjalnie nową doktrynę/praktykę popiera. Ludzie tego nie zauważają, bo proces ten zwykle następuje
Embrion propagandowy O sprawach ciąży i aborcji mówi się w Polsce językiem kościelnym. Posługują się nim nawet wrogowie Kościoła. To autentyczny sukces propagandowy kleru. kobiety podlegało zasadzie „oko za oko” i było określane jako „poniesienie szkody”. Warto jednak podkreślić, że Kościół nigdy w zasadzie nie uważał aborcji za coś neutralnego moralnie, podobnie jak na przykład jakiejkolwiek regulacji urodzin. Ale to, że istniały kościelne kary za usunięcie ciąży (czasem surowe, czasem nie), to jeszcze nie jest dowód na to, że powszechnie uważano płód za istotę ludzką równą człowiekowi po porodzie. Przeciwnie – na ogół uważano, że nie ma on duszy, zwłaszcza we wczesnej fazie ciąży. Idąc w ślad za medycyną starożytną, określano – tak jak wspomniany Tomasz – początek człowieczeństwa płodu (jego „animację”, obdarzenie duszą) na 40 dni w przypadku chłopców i znacznie później w przypadku dziewcząt. Dlatego zapewne księga pokutna przypisywana świętemu Bedzie Czcigodnemu – wielkiemu wczesnośredniowiecznemu autorytetowi – za aborcję przed 40 dniem ciąży wymagała rocznej pokuty, a w czasie późniejszym – o wiele surowszej. Chociaż w ogóle Kościół przyznaje się do tego, że takie poglądy powszechnie kiedyś głosił (czasem katoliccy dyskutanci otwarcie kłamią, że doktryna kościelna była zawsze niezmienna), to zwykle sprawa jest bagatelizowana i sugeruje się, że postępował w ten sposób pod wpływem dawnych, „pogańskich” medycznych wyobrażeń, które były odległe od rzeczywistości. Ale to
Kościelny plakat zrównujący zygotę i człowieka
sugerowano, że zabicie istoty w trakcie formowania to właściwie to samo co zabicie już uformowanej. W 1869 r. Pius IX, ten sam papież, który ogłosił Maryję „niepokalanie poczętą”, a siebie uznał za nieomylnego, opublikował encyklikę „Apostolicae sedis”, w której domagał się ekskomuniki dla każdej kobiety, która przeprowadzi aborcję niezależnie od stopnia zaawansowania ciąży. Stopniowo też wyciszano w Kościele debatę o momencie uczłowieczenia, a odkąd nauka dowiodła, że przy zapłodnieniu następuje zlanie się materiału genetycznego matki i ojca, zaczęto coraz powszechniej twierdzić, że Bóg tchnie duszę właśnie w tym momencie do ciała. Niestety, Kościół nadmiernie się z tym pośpieszył. Bo nie przewidział wówczas jeszcze odkrycia, że z jednej zapłodnionej komórki mogą powstać dwie zupełnie odrębne istoty – bliźniaki jednojajowe. A więc – według myślenia kościelnego – także dwie odrębne dusze. I tak z obecnej kościelnej doktryny wynika – niechcący – że dusza bliźniaków ulega podziałowi wraz z podziałem zygoty.
opatrzności”. Obawiam się jednak, że opatrzność może już nie mieć więcej zaufania do teologów ani do kaznodziejów bajkopisarzy, którzy przypisują jej swoje własne idiotyzmy.
Gdy nowe staje się odwieczne Kościół katolicki ma ogromną tradycję w niemal niezauważalnym zmienianiu doktryny. To bardzo wyrafinowana sztuka, którą doprowadzano do perfekcji. Historyk może dosyć łatwo ustalić, kiedy głoszono jeszcze otwarcie doktrynę „A” i kiedy zdecydowanie istniała już tylko doktryna zmieniona – nazwijmy ją „B”. Ale trudno uchwycić, jak powstawało to nowe. Robi się tę zamianę zwykle w ciągu kilku pokoleń z taką gracją, że tzw. wierni, a nawet większość kleru, nie ma pojęcia o tym, że obowiązuje już coś nowego. Na przykład Kościół jeszcze w II połowie XIX wieku szydził z demokracji i potępiał ją otwarcie (A), ale ledwie 100 lat później już był jej najgorliwszym głosicielem,
wolniej niż wymiana pokoleń. Wreszcie Kościół ogłasza, że dana nowa jeszcze przecież doktryna jest „odwieczna” i że zawsze ją głosił. Na to często udaje się znaleźć parę cytatów w Biblii i zawsze coś odpowiedniego u tzw. ojców Kościoła. Oni opublikowali tyle sprzecznych ze sobą dzieł, że każdy znajdzie w nich coś miłego dla siebie. Czy taki proces wymiany doktryny trwa obecnie i czy można go zaobserwować? Oczywiście! Obecna ewolucja dotyczy m.in. stosunku Kościoła do związków partnerskich, w tym jednopłciowych. Jeszcze za Benedykta XVI były one potępiane, choć jakby mniej gorliwie niż za papieża Wojtyły. Teraz już słychać pojedyncze głosy na ich korzyść. Najpierw je dementowano, potem zaprzestano to robić. Sam papież milczy na ten temat, ale nie łaje publicznie tych paru biskupów, którzy otwarcie sprzyjają legalizacji. Zaprzestał tylko własnych gwałtownych ataków na homoseksualistów (czynił to jeszcze jako prymas Argentyny). I tak oto wchodzi do Kościoła nowe. Za kilkadziesiąt lat, gdy związki jednopłciowe będą celebrowane w kościołach, większość katolików będzie sądziła, że było tak od zawsze. Na dowód tego przytoczy się im biblijną historię o Dawidzie i Jonatanie oraz jeszcze parę ładnych homoopowiastek z dziejów Kościoła. Co zrobi wtedy Tomasz Terlikowski? Czy dokona apostazji? A co z aborcją? Czy stosunek do niej znów ulegnie zmianie? Na nią też przyjdzie pewnie pora. Ale zmiana potrwa trochę dłużej, bo zbyt wiele dotąd słów i emocji zainwestowano w jej zwalczanie. MAREK KRAK
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Protestancki etos Doktryna nadrzędności Biblii, powszechnego kapłaństwa wszystkich wierzących i usprawiedliwienia z łaski przez wiarę wpłynęła także na indywidualistyczną koncepcję człowieka, jego odpowiedzialność i kreatywność, a więc również na społeczne postawy protestantów. Przede wszystkim zmienił się stosunek do pracy. Żadnej profesji nie uważano już za niegodną. To znaczy, że każda praca zasługiwała na taki sam szacunek. Zgodnie ze słowami św. Pawła uważano również, że „kto nie chce pracować, niech też nie je” (2 Tes 3. 10). Lenistwo i żebractwo zakonników było więc potępiane już przez Marcina Lutra. Uważał on bowiem, że wolą Boga jest, aby każdy człowiek „w cichości pracował i własny chleb jadł (…), nie ustawając dobrze czynić” (2 Tes 3. 12–13). Kto zaś nie chce pracować, jest złodziejem i grabieżcą swoich bliźnich, bo pozwala im pracować na siebie i karmi się ich „krwią i potem”. Protestancka filozofia od samego początku kładła nacisk na odpowiedzialność, rzetelność, uczciwość, prawdomówność i praktyczną pobożność, wyrażającą się w dewizie „módl się, pracując” na chwałę Boga (por. 1 Kor 10. 31). O zależności pomiędzy etyką protestancką a gospodarką na początku XX wieku pisał wybitny niemiecki socjolog, prawnik i religioznawca Max Weber (1864–1920). W swej pracy „Etyka protestantyzmu a duch
kapitalizmu” wysunął on poparty badaniami wniosek, że głęboka motywacja biblijna ma wpływ nie tylko praktyki religijne i moralność, ale także na to, jak pracujemy i jakie są efekty tej pracy. Niezależnie od przeprowadzonych przez siebie badań statystycznych w Niemczech Weber powoływał się na jednego z purytańskich kaznodziei – Richarda Baxtera, który uważał, że „marnowanie czasu jest pierwszym i najcięższym grzechem. Życie jest zbyt krótkie i cenne, by zatrzymywać własne powołanie. Strata czasu na rozrywki towarzyskie, leniwe pogawędki, luksus, nawet spanie dłużej, niż jest to konieczne dla zdrowia (6, najwyżej 8 godzin) – wszystko to jest absolutnie naganne (…). Czas jest nieskończenie cenny, gdyż każda stracona godzina jest zabrana służbie dla chwały Bożej”. Co prawda – jak dalej pisał Weber – „geneza tego stylu życia sięga korzeniami, jak wiele innych składników współczesnego ducha kapitalizmu, do średniowiecza, ale dopiero w etyce ascetycznej protestantyzmu znalazł on ax konsekwentnie etyczne M uzasadnienie. Jego znaczenie dla rozwoju kapitalizmu jest jednoznaczne. Asceza protestancka (możemy to już chyba podsumować) działała więc całym swym impetem przeciwko niefrasobliwemu korzystaniu z majątku i ograniczała konsumpcję – zwłaszcza dóbr luksusowych. Natomiast, w efekcie eb er
Przyczyn tego stanu rzeczy można by szukać w różnych procesach i zdarzeniach społecznych. Jednak najważniejszym z tych, które przyczyniły się do rozwoju wysokiej kultury, uczciwości, etyki i wzajemnego zaufania w krajach protestanckich, była przede wszystkim XVI-wieczna reformacja. Za jej to bowiem sprawą nastąpił powrót do ewangelicznych korzeni – czystości duchowi i moralnej – czyli prawdziwej biblijnej pobożności (por. Jk 1. 27). Duży wpływ na tę pobożność miała oczywiście Biblia, która za sprawą reformatorów tłumaczona była na języki narodowe, tak by mogła trafić pod strzechy prostych ludzi. Od tej bowiem chwili wierni mogli samodzielnie zaznajamiać się z jej przesłaniem i tym samym skutecznie przeciwstawić się papistycznym zwodzicielom. Innymi słowy, owa koncentracja na Biblii przyczyniła się do wyzwolenia krajów Europy Zachodniej spod jarzma papieskiego feudalizmu. Powrót do biblijnych korzeni przyczynił się zatem do odrzucenia wszechogarniającej władzy papiestwa, jego hierarchicznych struktur oraz wszelkich doktryn i praktyk sprzecznych z Pismem Świętym. W ich miejsce protestantyzm stworzył struktury oparte na równości i braterstwie, dlatego protestanccy duchowni także dziś nie stanowią jakiegoś wybranego stanu, lecz są sługami słowa Bożego i wiernych. Innymi słowy, zasada sola Scriptura (tylko Pismo) oznacza, że dla protestantów wyłącznym źródłem wiary jest Biblia. Uznawanie jej za najwyższy autorytet w sprawach wiary implikuje także autonomię jednostki i jego sumienia, a tym samym nieskrępowaną wolność wyboru i odpowiedzialność wiernych głównie przed Bogiem, co – rzecz jasna – rozciąga się na całe życie.
Richard Baxter
W
Kultura i moralność obywateli państw Zachodu stoi na wyższym poziomie niż polska – katolicka. Przykład: zanim Polacy zaczęli przyjeżdżać do zeświecczonej Danii, ludzie nie zamykali tam domów i mieszkań, a farmerzy w Kanadzie wystawiają swoje produkty przy drogach, razem z cennikami i tackami na pieniądze. Ściągają to wieczorem i nie brakuje ani grosza… Czy to kwestia moralności lub teologii protestanckiej, bardziej przemawiającej do ludzi?
psychologicznym, pozbawiała sam fakt nabywania dóbr zahamowań nałożonych przez etykę tradycjonalistyczną. Rozsadzała więzy krępujące dążenie do zysku, nie tylko je legalizując, lecz wręcz uznając za miłe Bogu. Walka przeciwko przyjemnościom cielesnym i trzymanie się dóbr materialnych nie była – jak to prócz purytanów podkreśla wyraźnie także wielki apologeta kwakrów Barclay – walką przeciwko racjonalnemu ich nabywaniu, lecz kierowała się przeciwko nieracjonalnemu ich używaniu, co obejmowało przede wszystkim ubóstwianie tworów doczesnych i naganne, tak wyraźne w feudalizmie, widoczne formy luksusu. W to miejsce zalecano racjonalne, miłe Bogu, utylitarystyczne używanie majątku dla celów jednostki i zbiorowości. Pogląd ten nie narzucał więc umartwiania się, lecz tylko zużywanie majątku na rzeczy konieczne i praktycznie pożyteczne”. W weberowskim ujęciu reformacja protestancka XVI wieku nie tylko więc wpłynęła na rozwój wysokiej kultury i etyki, ale także na rozwój społeczno-gospodarczy krajów protestanckich. Jeszcze dziś, mimo postępującej laicyzacji, takie kraje jak Szwajcaria, Norwegia, Szwecja, Finlandia, Dania, Niemcy, USA i Kanada angielskojęzyczna należą do krajów o najwyższym dochodzie na jednego mieszkańca. Kraje protestanckie charakteryzuje bowiem silnie rozwinięty duch obywatelski, pracowitość, kreatywność i przedsiębiorczość. Stąd też protestant nadal silniej identyfikuje się z pracą niż katolik i różni się odeń większym przywiązaniem do miejsca pracy oraz zaufaniem pracodawcy. Według Alaina Peyrefitte’a – członka Akademii Francuskiej – „społeczeństwa protestanckie są praktyczne, wynalazcze, pluralistyczne,
21
zdecentralizowane, demokratyczne, zdyscyplinowane i szanujące władze. Natomiast społeczeństwa katolickie stanowią ich antytezę” („Le Mal Francais” [w:] „Wprost” nr 25, 1991 r.). Oczywiście dziś, w dobie zalewu krajów Europy Zachodniej obcą kulturą oraz kryzysu wartości, także kulturowa tożsamość protestantów została zagrożona. Takie więc takie kraje jak wspomniana na wstępie Dania, czy też Holandia, Norwegia i Szwecja, siłą rzeczy zmuszone zostały zrewidować swój stosunek do obcokrajowców. Bowiem – jak w pewnym wywiadzie mówił prof. Juliusz Gardawski, szef katedry Socjologii Ekonomicznej SGH – „w prasie można było przeczytać artykuły o zaskoczeniu Norwegów tym, co przynosi obca kultura. Pewne zderzenia kulturowe powodowały szoki, jak np. w przypadku bałkańskiej kultury romskiej. Norwegowie oferowali pracę i spotykali się z zaskakującą reakcją osób, które nie chciały pracować: jak można nie chcieć pracować?! Takie sytuacje stanowią ogromne wyzwanie także dla innych społeczeństw. Oto Holendrzy, którzy szczycili się tym, że ich społeczeństwo jest otwarte i tolerancyjne. Okazuje się, że tolerancja ma swoje granice i rozprzestrzenienie się nowych wzorów może powodować zagrożenie własnej tożsamości, ukształtowanej w dużej części przez protestantyzm” (źródło: http://www.trojca.waw.pl/wydarzenia/654-protestancki-etos-pracy-wiecznie-zywy.html). Poza tym do owego zagrożenia, jak wyżej wspomniano, dochodzi sekularyzm (zeświecczenie), który coraz mocniej występuje przeciwko tradycyjnym wartościom. Mówi się nawet o degeneracji zachodniej cywilizacji, ponieważ niszczy ona własne korzenie kulturowe i przyczynia się do zniesienia wszelkiego tabu, a nawet wszelkich hamulców moralnych. Twierdzi się też, że dominujący przez wieki etos protestancki zastąpiono kultem pieniądza, ponieważ obecnie liczy się już tylko maksymalizacja zysku za wszelką cenę. Niektórzy wieszczą nawet, że jeśli cywilizacja Zachodu nie odrzuci chorych „wartości”, to nastąpi jej całkowity upadek. Czy prognozy te okażą się prawdziwe, czas pokaże. Jedno jednak jest pewne: cokolwiek by powiedzieć o obecnej kondycji moralnej Zachodu, nadal najbardziej znamiennymi cechami owej zachodniej kultury jest etos niezależnego myślenia, zaradności, dobrej roboty i sprzeciw wobec nierówności społecznej, a także odpowiedzialność obywateli za swoje państwo i naród. BOLESŁAW PARMA
22
POLAK NIEKATOLIK (108)
Branhamowcy William Marrion Branham był jednym z najsłynniejszych kaznodziejów XX-wiecznej Ameryki Północnej. W Polsce zyskał zwolenników m.in. w Bieszczadach. William Branham (1908–1965) urodził się w Kentucky w USA. Pochodził z katolickiej, niepraktykującej rodziny amerykańskich Irlandczyków, ale chrzest przyjął w Kościele baptystycznym. Od dzieciństwa doznawał niecodziennych przeżyć religijnych. Opowiadał, że kiedy miał 7 lat, usłyszał zza liści drzewa głos: „Nigdy nie pij i nie pal i w żaden sposób nie zanieczyszczaj się przez niemoralne postępowanie z kobietami, bo kiedy będziesz starszy, musisz dla mnie wykonać dzieło”. Innym razem, gdy wbiegł do stodoły, ujrzał światło, które rzekomo ułożyło się w znak krzyża, i przemówił do niego głos w języku, którego nie zrozumiał. Wychował się w biedzie. Pracował przy spędzie bydła w Arizonie, uprawiał też zawodowy boks. Krótko po ordynowaniu na stanowisko pomocnika pastora w baptystycznym zborze misyjnym w Jeffersonville, kiedy chrzcił w rzece Ohio, zgromadzone osoby ponoć zobaczyły oślepiające światło, które zstąpiło i zawisło nad Branhamem, i usłyszały
L
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
OKIEM SCEPTYKA
głos: „Jak Jan Chrzciciel był posłany, by poprzedzić pierwsze przyjście Chrystusa, tak twoje poselstwo poprzedzi Jego drugie przyjście”. Od lat 30. jego proroctwa (które miał mu przekazywać anioł), a przede wszystkim rzekomy dar uzdrawiania przysporzyły mu rzesze sympatyków przychodzących na prowadzoną przez niego tzw. misję namiotową. Po porzuceniu baptyzmu związał się z ruchem zielonoświątkowym, a następnie – po objawieniu z 7 maja 1946 r., kiedy to Branhamowi objawił się jakoby anioł, który zlecił mu rozpoczęcie służby publicznej – został wędrownym kaznodzieją, uzdrowicielem, prorokiem głoszącym zbliżający się koniec dziejów, charyzmatycznym przywódcą „dokonującym licznych cudów”. Wyznawcy Branhama wypełniali największe stadiony i hale na świecie. Branham głosił wiele kontrowersyjnych tez, m.in., że wierzący, ochrzczeni według formuły trynitarnej muszą zostać ponownie ochrzczeni, ale tylko w imię Jezusa. Trynitaryzm i chrzest w imię
udzie religijni cierpią czasem na dotkliwy brak argumentów, które uzasadniałyby ich przeko nania i wierzenia. Formułują więc kar kołomne tezy, które wkrótce obracają się przeciwko nim. W ostatnich tygodniach pewną popularność zyskał gładkolicy i złotousty Mateusz Dzieduszycki, medialna prawa ręka arcybiskupa Henryka Hosera. Swoją drogą ciężki musi być los niektórych potomków dawnej arystokracji, skoro łapią się równie niewdzięcznych prac jak bycie gońcem i twarzą najbardziej skompromitowanej diecezji w kraju i chyba najbardziej nielubianego arcybiskupa. Ale, jak mówi ludowe porzekadło, każdy orze jak może. Takoż i czyni Dzieduszycki. Pozostając na niewdzięcznej służbie, rzecznik warszawsko-praskiej kurii trudzi się wytrwale, aby nabić punktów swoim pracodawcom. Ostatnio wyskoczył z newsem opartym jakoby „na badaniach naukowych”, że „homoseksualiści prowadzą niezdrowy tryb życia i dlatego żyją o 20 lat krócej niż heteroseksualiści”. Jest to sensacyjny news w rodzaju tych, które rozpowszechniał stary manipulator ksiądz Oko, i warto się nad tym zatrzymać nieco dłużej. Bo kryje się w tej sensacji
Ojca, Syna i Ducha Świętego jest bowiem znakiem opętania szatańskiego i cechuje on pokolenie Kainowe. Uczył, że biblijna Ewa miała w Edenie stosunek seksualny z wężem i z jego nasienia powstał Kain i narodziła się upadła ludzkość, która jest przeznaczona do piekła. „Boże nasienie” natomiast to ci, którzy przyjmą nauczanie Branhama. Wszystkie inne wyznania i ruch ekumeniczny to zwiedzenie. Głosił, że piramidy w Gizie są objawieniem Bożym na równi z Biblią. Branhama cechowało bardzo krytyczne podejście do kobiet. Wiliam Branham zmarł 24 grudnia 1965 r. w wyniku ran poniesionych w wypadku samochodowym. Choć został potępiony przez przedstawicieli ortodoksyjnego ruchu zielonoświątkowego, wywarł wielki wpływ na wielu charyzmatycznych chrześcijan, w opinii których nikt nie miał takiej mocy od czasów apostoła Pawła. Jego fanatyczni zwolennicy nie chcieli go pogrzebać, ponieważ wierzyli, że zmartwychwstanie. Prorokowali, że Bóg go wzbudzi z martwych w Wielkanoc. Do tego czasu trzymano ciało zamrożone. Po śmierci Branhama jego wyznawcy podzielili się na wiele różnych odłamów, głosząc i rozwijając jego naukę na całym świecie. Doktryna Branhama dotarła do Polski z Niemiec za pośrednictwem niemieckiej misji z Krefeld, którą kierował Ewald Frank (ur. w 1933 r. w okolicy Gdańska). Początki przenikania tej doktryny do Polski przypadły na połowę lat 60., bowiem
pewne ziarenko prawdy, które jest absolutnie kompromitujące dla… Kościoła i innych opresyjnych środowisk. Zacznijmy jednak od argumentacji kłamcy Dzieduszyckiego. Po pierwsze, nie da się „ustalić naukowo”, jak długo żyją homo- i heteroseksualiści. Żeby to było możliwe, każdy
emigrujący w Bieszczady zielonoświątkowi Stanowczy Chrześcijanie („FiM” 32/2014) przyjeżdżali już podzieleni sporem wywołanym głoszeniem nauki Branhama na Śląsku Cieszyńskim. Szybko polscy branhamowcy podzielili się na kilka grup i stan taki istnieje do dziś. W Polsce wyznawcy proroka Branhama, programowo unikając rejestracji, działają w niewielkich grupkach w południowych regionach kraju. Centra branhamowców
William Branham
znajdują się na Śląsku Cieszyńskim, na Górnym Śląsku i w Woli Piotrowej koło Sanoka. Skupiają one od kilkunastu do kilkuset członków. W Woli Piotrowej znaczną część wioski stanowią zielonoświątkowcy z Ewangelicznej Wspólnoty Zielonoświątkowej, którzy są trynitarni, jednak sporą grupę stanowią tam także branhamowcy – Biblijnie Wierzący, którzy są przeciwni wszelkiej
Na miejscu rzecznika kurii nie wypowiadałbym się też równie kategorycznie o jakoby kompromitującym moralnie krótkim życiu gejów. Otóż istnieje ścisły związek między populacją gejów i księży. Ta druga składa się w sporej mierze z tej pierwszej. W Polsce według anonimowych sondaży wśród duchownych
ekumenii oraz instytucjonalizacji swojej społeczności i wierzą, że Branham był mężem Bożym, prorokiem posiadającym ducha Eliasza, który w dniach ostatnich wypełnił proroctwo Księgi Malachiasza 3. 23n. W Katowicach natomiast branhamowcy zarejestrowali się jako Zbór Ewangelii Łaski, który skupia około 60 członków. Inną grupą obok „ortodoksyjnych” branhamowców są tzw. gromowcy, którzy rozwijają „objawienie” proroka i nie trzymają się go literalnie. Pewna grupa branhamowców w Polsce współpracuje również z Ewaldem Frankiem, który drukuje dużą ilość literatury religijnej i broszur ruchu Branhama. Osobiście odwiedza także Polskę i prowadzi tu wykłady, będące jego własną interpretacją doktryny Branhama. Różnice doktrynalne w ruchu Branhama dotyczą wykładni kazań Branhama, przede wszystkim zaś szczegółów dotyczących eschatologii oraz organizacji Kościoła i dawania dziesięciny. Część branhamowców uważa de facto przyjęcie doktryny Branhama za warunek zbawienia, choć na ogół w ich zborach nie głosi się tej nauki wprost. Problemem bywa kult proroka. Wyznawców tego nurtu chrześcijaństwa jest w Polsce około tysiąca. Sensem przesłania Branhama głoszonego w zborach nawiązujących do jego nauczania jest powrót zielonoświątkowców i innych chrześcijan do „wiary apostołów”. ARTUR CECUŁA
sojuszników oraz etycznym kryzysem w Niemczech i paru innych krajach. Czy ktoś może mieć w tej kwestii jakieś wątpliwości? Podobnie bywa z gejami i lesbijkami. W większości krajów świata spotykają się z prześladowaniami, niechęcią, pogardą, presją, czasem więzieniem i szubienicą. Wielu ludzi ze społeczności LGBT
ŻYCIE PO RELIGII
Czy długość ma znaczenie? musiałby mieć zapisaną orientację seksualną w dokumentach. A nigdzie na świecie takich rzeczy się nie praktykuje. Po prostu nie wiemy, kto jest homo-, a kto hetero-, więc nie możemy zrobić żadnej wiarygodnej statystyki dotyczącej tego zjawiska. Tak zwane osoby ujawnione to tylko pewien odsetek całej populacji To, że ktoś jest żonaty czy zamężny, też o niczym nie świadczy. W Polsce na przykład geje starszego pokolenia są w większości żonaci. Dzieduszycki zapewne powtarza głupstwa wyprodukowane przez „naukowców” wynajętych przez chrześcijańską prawicę za oceanem.
prawie 1/3 księży jest homoseksualna, na Zachodzie – jeszcze więcej. Jeśli to prawda, że geje żyją krótko, to i księża proporcjonalnie również żyją krócej niż statystyczni mężczyźni. Czy Dzieduszycki ma takie „dane naukowe”. I czy to ma znaczenie moralne? I jakie? Zatem czy statystyczna długość życia jakiejś grupy społecznej może mieć związek z etycznym życiem? Paradoksalnie wydaje się, że tak. Na przykład bardzo skromna statystycznie długość życia populacji żydowskiej w Europie lat 40. XX wieku miała ścisły związek z moralną degeneracją hitlerowców i ich
wpada w związku z tym szybciej niż inni w nałogi lub częściej jest kuszona przez myśli samobójcze. Żyją więc krócej. Tyle że świadczy to źle akurat nie o tym środowisku, ale o rozmaitych Dzieduszyckich, Terlikowskich oraz ich pracodawcach, którzy tworzą od stuleci właśnie taką nieprzychylną lub wrogą atmosferę. Dopóki to się nie zmieni, dopóty ludzie Kościoła nie mają moralnego prawa wypowiadać się na temat „niezdrowego życia gejów”. Podobnie jak nazistowskie gadzinówki nie miały prawa wystawiać moralnych cenzurek Żydom. MAREK KRAK
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r. yryl (Kyrillos) – wielki teolog wczesnochrześcijański, przedstawiciel szkoły aleksandryjskiej, polityk, wielki adorator Maryi, ale też profanator synagog i specjalista w przekupywaniu – urodził się ok. 380 r. Kształcił się w Aleksandrii, a karierę duchowną przeznaczono mu chyba wcześnie, bo był siostrzeńcem i uczniem katolickiego patriarchy aleksandryjskiego Teofila – zaciekłego wroga pogaństwa, który własnoręcznie zniszczył toporem posąg Serapisa-Ozyrysa. Cyryl został mnichem i już w 403 roku razem ze swoim stryjem uczestniczył w synodzie „Pod Dębem” (k. Chalcedonu), a po śmierci Teofila został w 412 r. wybrany na jego następcę,
C
Cyryl Aleksandryjski był niepohamowany w nienawiści do pogan, Żydów, heretyków i… wszystkich biskupów Konstantynopola. Znany był z twardego i gwałtownego charakteru, nie znosił żadnego sprzeciwu i święcie wierzył we własną nieomylność. Uważał za słuszne tylko to, co było korzystne dla jego władzy i autorytetu kościelnego, dlatego własna bezgraniczna samowola, bezwzględność i brak skrupułów nigdy go nie martwiły. Około 415 r. pod przewodem św. Cyryla Aleksandryjskiego doszło do konfiskaty wszystkich synagog Egiptu i zamiany ich na kościoły. Cyryl rozkazał, by zaatakowano i zburzono synagogę w jego mieście rezydencjalnym – Aleksandrii. Majątek Żydów został tam rozgrabiony,
OKIEM SCEPTYKA
nieobecność bezstronnych sędziów i oskarżonego Nestoriusza, a więc nielegalnie, wbrew prawu rzymskiemu, które mówiło, że „należy wysłuchać i drugiej strony”. Po ogłoszeniu wyroku miasto iluminowano jak w święto narodowe, a efescy fanatycy krzyczeli radośnie imię Theotokos. Cztery dni później zwolennicy Nestoriusza odbyli w Efezie synod, który z kolei ekskomunikował Cyryla. Cesarz nie uznał stronniczego synodu Cyryla. Rozpoczęły się długotrwałe rozprawy, w których Kyrillos swoimi „znanymi środkami namowy”, czyli przekupstwem, uzyskał przewagę. W celu zdobycia wpływu na dworze konstantynopolitańskim stosował wszelkie środki, w szczególności prezenty. „Błogosławieństwa” (łapówki) Cyryla przybierały postać tabliczek z kości słoniowej, kosztownych kobierców, nawet strusi, i zyskiwały dla jego teologii poparcie wysokich urzędników i ich żon. Choć był bardzo bogaty, wykosztował się tak, że musiał dopożyczyć 100 tys. sztuk złota, a i tak jeszcze nie wyszedł na swoje. Za stosowanie przekupstwa przebywał na rozkaz cesarza w więzieniu, ale potem pozwolono mu umknąć do Aleksandrii, gdzie natychmiast na wszystkie strony rozgłaszał triumf prawdy jako wynik świętego synodu. Z Aleksandrii Cyryl poprzez swoich agentów, głównie siostrzeńca Pawła, dalej zdobywał życzliwość metodą udzielania „błogosławieństw” eunuchom i dwórkom Pulcherii. Dzięki temu i po długotrwałych negocjacjach uzgodniono tzw. dogmat efeski i prywatny synod Cyryla stał się od marca 433 r. III Soborem Ekumenicznym. Cyryl przekonał cesarza, by wypędził Nestoriusza do innego kraju. Nestoriusz został zesłany do Egiptu, do Wielkiej Oazy, tradycyjnego miejsca zsyłek. Był tam dręczony przez mnichów Cyryla, ale do końca swojego życia (zm. w 451 roku) nie załamał się i nie zmienił poglądów. Natomiast Cyryla Aleksandryjskiego za to, że na synodzie w Efezie uczczono Marię tytułem Theotokos, ogłoCharles William Mitchell – „Hypatia” szono świętym. Cyryl nadto zainicjował święta maryjne. Jako upamianował się równoNestoriusz nie uznawał określemiętnienie wniebowzięcześnie sędzią. Synia Marii jako Theotokos, ponieważ cia Maryi wyznaczył danod 198 biskupów Maria była tylko człowiekiem, a człotę 15 sierpnia, kiedy to – wszyscy stronnicy wiek nie może urodzić Boga. Zgodpoganie czcili wnieboCyryla – ekskomuninie z tym Maria porodziła tylko człowzięcie Astrei, bogini kował i wymazał Ne- Cyryl Aleksandryjski wieka Jezusa, a nie bóstwo, które sprawiedliwości. „Pestoriusza z listy duchoć „przeszło przez Marię”, nie przełen zasług” Cyryl zszedł z tej ziemi chownych „z powodu jego bezbożżywało narodzin, cierpienia i śmierw 444 r. nych nauk i nieposłuszeństwa święci, i dlatego Nestoriusz zalecał tyARTUR CECUŁA tym kanonom”. Uczyniono to pod tułować Marię jako Christotokos,
Theotokos („Matka Boża”, „Boża Rodzicielka”, „Bogarodzica”) i ogłoszono dogmat jej wiecznego dziewictwa. Tytuł ten musiała odstąpić egipska bogini Izyda, na długo przed Marią czczona jako „królowa niebios”, „niepokalana”, sancta regina, mater dolorosa, etc., bo podobnie jak w przypadku Marii mówiono, że Izyda urodziła – w dziewictwie, i też będąc w podróży – syna bożego Horusa. Jednym z najważniejszych czynników, które zadecydowały o ustanowieniu tego dogmatu na soborze w Efezie, były kosztowne łapówki, którymi Cyryl przekupił kogo tylko mógł, począwszy od wysokich urzędników państwowych, poprzez małżonkę prefekta pretorianów, aż po wpływowych eunuchów i pokojówki.
Święci nieświęci (34) Cyryl Aleksandryjski, biskup, „ojciec i doktor Kościoła”, święty prawosławia i katolicyzmu, był odpowiedzialny za zamordowanie Hypatii, kobiety filozofa. Dzięki jego bezprawnym działaniom i łapówkom na soborze efeskim w 431 r. ogłoszono dogmat o Bożym macierzyństwie Marii. patriarchę Aleksandrii na „tronie św. Marka”. Odznaczał się wielką nienawiścią do przeciwników ortodoksji. Historyk Kościoła Sokrates Scholastyk podaje, że Cyryl Aleksandryjski ponosi odpowiedzialność za zabójstwo w 415 r. słynnej uczonej Hypatii, filozofki, neoplatonki, córki matematyka i astronoma Theona z Aleksandrii, która zdobyła nieprzeciętną wiedzę filozoficzną i matematyczną. Komentowała dzieła Platona, Arystotelesa i innych filozofów. Mieszkała w Aleksandrii i cieszyła się wielką popularnością u współczesnych, nauczała filozofii, a dzięki swojej mądrości uzyskała także dość znaczne wpływy polityczne – zwłaszcza u prefekta Egiptu Orestesa. Jej wyjątkowa pozycja drażniła patriarchę Cyryla i jego fanatycznych zwolenników. Z tego powodu Hypatia została okrutnie zamordowana przez motłoch chrześcijański. Z inspiracji duchowieństwa zaatakowano ją znienacka, wyciągnięto z powozu, po czym została zaciągnięta do kościoła, gdzie ją rozebrano do naga i odłamkami szkła dosłownie pocięto na kawałki. Morderczym atakiem kierował osobiście jeden z dostojników kościelnych, imieniem Piotr. Męczeńska śmierć Hypatii ostatecznie uczyniła z niej symbol ginącej kultury antycznej.
a samych Żydów, wyzutych ze wszystkiego, wygnał z miasta. Było ich ponoć z górą 100 tys. Stało się to bez żadnej podstawy prawnej, wbrew intencjom cesarskiego namiestnika i samego cesarza. Także kościoły nowacjan, czyli zwolenników antypapieża Nowacjana, którzy dotychczas jako „sekciarze prawowierni” cieszyli się tolerancją, kazał zamknąć. Cyryl robił to, co chciał, bo jego autorytet hierarchiczny był w Egipcie równie nienaruszalny jak jego potęga ekonomiczna jako właściciela floty zbożowej i rozległych posiadłości w głębi kraju. Zapewnienie supremacji na Wschodzie miało mu zagwarantować zwycięstwo nad Nestoriuszem, od czasu objęcia przezeń biskupstwa w Konstantynopolu, a więc od 428 r. Spór, który przerodził się w wielki konflikt dwóch szkół, aleksandryjskiej i konstantynopolitańskiej, skłonił Cyryla i Nestoriusza do zwrócenia się o poparcie do papieża Celestyna I (uznany później za świętego). Papież potępił Nestoriusza i zarazem uznał teologię Cyryla. W 431 r. Cyryl Aleksandryjski odegrał decydującą rolę na soborze efeskim, który potępił i pozbawił stanowiska Nestoriusza, ekskomunikując go. Na soborze tym przyznano Marii, matce Jezusa, żonie rzemieślnika galilejskiego Józefa, tytuł
23
czyli „Rodzicielkę Chrystusa”. Jeszcze zanim zaczął się sobór, Nestoriusz podobno zawołał: „Nigdy nie nazwę Bogiem dwu lub trzymiesięcznego niemowlaka, dlatego odtąd nie chcę mieć z wami nic wspólnego”. Nestoriusza popierał cesarz Wschodu Teodozjusz II, który zarzucił Cyrylowi intryganctwo i sianie zamętu, zganił za szukanie przezeń poparcia u cesarzowej Eudoksji i u siostry władcy – Pulcherii. Nie zważając na protesty urzędników cesarskich i nie czekając na wielu brakujących biskupów, Cyryl i jego zwolennicy ukonstytuowali się w Efezie jako jedynie prawowity synod. Przewodniczył mu oczywiście arcybiskup Aleksandrii, który będąc oskarżycielem Nestoriusza,
24
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Jeść, żeby żyć
Lista produktów według skali ANDI
Właściwa dieta to klucz do zdrowia. Hipokrates mawiał: Tym jesteś, co jesz. Wiele nowoczesnych „cudownych” diet jest kłopotliwych i drogich w stosowaniu. Inaczej sprawa się ma z nutritarianizmem, który jest tanią i prostą drogą do zdrowia. Człowiekiem, który opracował ten sposób na długie życie bez chorób, jest amerykański dietetyk dr Joel Fuhrman. Dietę swoją oparł na latach doświadczeń, które zdobył jako osoba profesjonalnie zajmująca się zagadnieniami związanymi z żywieniem. Dokonał on selekcji produktów żywnościowych nie pod kątem zawartości kalorii, ale mikro- i makroelementów, i taką właśnie dietę nazwał wysoko odżywczą. Według dra Fuhrmana dowodów na poparcie tej tezy dostarczają wyniki wieloletnich badań. Dowodzą one, że przy wysoko odżywczej diecie spowolniona zostaje przemiana materii, a w ślad za tym obniża się temperatura ciała. Może być to kluczem do długowieczności, ponieważ od dawna wiadomo, że spowolniony metabolizm i zmniejszona ciepłota ciała mogą wydłużyć czas naszego życia. Wysoko odżywcza dieta prowadzi także do spadku trójglicerydów we krwi i wzrostu dobrej frakcji cholesterolu. Dłuższe życie i optymalna waga to nie jedyne korzyści, jakie możemy uzyskać z diety nutritariańskiej. Przede wszystkim ma ona zapobiegać chorobom cywilizacyjnym, takim jak m.in. cukrzyca, miażdżyca, nowotwory, przewlekłe stany zapalne, choroby wieńcowe i ogólnie szybsze starzenie się komórek. Wiele produktów zalecanych w opisywanej diecie jest niskokalorycznych, dlatego należy dość dokładnie planować codzienne menu, tak aby zapewnić sobie właściwą podaż kalorii. Zgadzając się bowiem na jej reżim, eliminujemy całkowicie przetworzone pożywienie, które poprzez wysoką zawartość tzw. pustych kalorii powoduje szybkie zaspokajanie głodu. Chodzi tu przede wszystkim o smażone mięsa, konserwy, przetwory z białej mąki, wszelkiego rodzaju przekąski jak chipsy, cukierki, ciastka i ciasteczka, słodkie, gazowane napoje oraz wszelkie produkty zawierające cukier. Wszystkie one dostarczą nam tylko kalorii, zaś zawartość składników odżywczych (witamin i innych mikroelementów) jest
w nich niewystarczająca. W wyniku tego organizm – chociaż przepełniony jedzeniem – wciąż domaga się więcej i więcej. Skutkiem może być cukrzyca i inne choroby cywilizacyjne będące efektem pozornego „dobrobytu”. Pozornego, bo chociaż masa naszego ciała rośnie, to organizm wciąż jest niedożywiony wskutek nikłej wartości odżywczej wyżej wymienionych produktów. Jakże to możliwe? – zapyta ktoś. – Czyż może być coś bardziej odżywczego od soczystego steku wołowego? Ano może, i to na przykład taki niepozorny brokuł. Chociaż wołowina jest bogata w tłuszcze i proteiny, to jednak jej wartość odżywcza przypadająca na jedną kilokalorię wypada przy brokule blado. To właśnie takie spojrzenie na żywność proponuje nam dr Fuhrman. Postuluje on odejście od liczenia wyłącznie kalorii, białka, węglowodanów i tłuszczów na rzecz oparcia diety na produktach, które na 1 kcal mają najwięcej wapnia, błonnika, karotenoidów, kwasu foliowego, żelaza, magnezu, niacyny, witaminy C, witaminy B12, cynku, antyoksydantów oraz innych cennych mikroelementów. Spożywanie tych produktów zaspokoi nasze zapotrzebowanie na mikro- i makroskładniki bez konieczności spożywania suplementów diety. Co więcej, pozwoli także na osiągnięcie prawidłowej wagi ciała bez głodzenia się, ponieważ pokarmy o największej gęstości odżywczej dzięki temu, że są niskokaloryczne, mogą być spożywane nieomal do woli. Prosty przykład – 400 kcal warzyw i owoców całkowicie zapełni nasz żołądek, wywołując uczucie sytości, czego nie uda nam się zrobić, spożywając 400 kcal mięsa lub żywności przetworzonej. Siłą rzeczy więc, aby pozbyć się uczucia głodu, zjadamy ich więcej, dostarczając organizmowi dużo większą dawkę kalorii. Jeśli na dodatek okrasimy suty obiad słodkim deserem, spowolnimy i upośledzimy trawienie na tyle, że organizmowi nie uda się odzyskać z tych produktów nawet połowy składników odżywczych, które w nich są. Masy
treści pokarmowej zalegają w jelitach, procesy trawienne w powijakach, a nam znów chce się jeść, bo przecież organizm nie otrzymał substancji niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania. Błędne koło. Powyższy przykład świetnie rozwija ta oto tabelka wartości odżywczej. Składniki pokarmowe ważne w odżywianiu na każde 100 kalorii pozyskanych z danego produktu. Produkt: Białko Wapń Żelazo Magnez Potas Celuloza Kwas foliowy Wit B2 Wit B3 Cynk Wit. C Wit A Wit E Cholesterol Tłuszcze nasycone Waga prod.
niż 10 proc. Proporcje takie według doktora Fuhrmana gwarantować mają znaczne ograniczenie zapadnięcia na choroby cywilizacyjne, a także możliwość eliminacji tych już istniejących. Osoby, które chciałyby spróbować takiego rodzaju odżywiania, powinny pamiętać o takim skomponowaniu diety, aby zapewnić sobie odpowiednią podaż kalorii, białka, tłuszczu i węglowodanów. Najlepiej, aby do swojej codziennej diety włączały stopniowo coraz więcej warzyw zielonych, eliminując jednocześnie
Brokuły
Stek wołowy
11.2 g 182 mg 2.2 mg 71.4 mg 643 mg 10.7 mg 107 mg 0.29 mg 1.64 mg 1.1 mg 143 mg 6 757 IU 5 mg 0 0 357 g
Joel Fuhrman opracował własny ranking żywności, sortując ją według gęstości odżywczej w skali ANDI (indeks gęstości wartości odżywczej). Na jego szczycie znalazły się zielone warzywa liściaste, następnie owoce, rośliny strączkowe, orzechy, nasiona i produkty z pełnego ziarna. Mięso, nabiał oraz żywność wysoko przetworzona zajmują w tej hierarchii niższe miejsca. Najniżej „stoją” oleje, cukier i słodycze oraz biała mąka. W naszym codziennym życiu powinniśmy zadbać o to, aby co najmniej 75 proc. przyswajanych przez nas kalorii pochodziło z surowych lub gotowanych (najlepiej na parze) produktów roślinnych, a z żywności wysoko przetworzonej nie więcej
5.4 g 2.4 mg 7 mg 5 mg 88 mg 0 mg 3 mg 0.04 mg 1.1 mg 1.2 mg 0 24 IU 0 55 mg 1.7 mg 24 g
produkty najbardziej przetworzone. Listę produktów według skali ANDI znajdą czytelnicy na końcu artykułu. Pamiętajmy, że napadów głodu możemy się pozbyć nie tylko za pomocą słodkich przekąsek, ale również surowych warzyw lub owoców. Jeśli będziemy konsekwentni, to organizm nam się odwdzięczy, a nasze uzależnienie od cukru, chipsów lub innej żywności śmieciowej pozostanie bladym wspomnieniem, tak samo jak dokuczliwe schorzenia cywilizacyjne. Osoby szerzej zainteresowane nutritarianizmem zachęcam do sięgnięcia po książkę dra J. Fuhrmana – „Jeść, by żyć zdrowo!”. ZENON ABRACHAMOWICZ
WARZYWA ZIELONE Nać gorczycy i rzepy, kapusta ozdobna 1000 Jarmuż 1000 Rukiew wodna 1000 Kapusta chińska (bok choy) 824 Szpinak 739 Kapusta pekińska 704 Brukselka 672 Boćwina 670 Rukola 559 Rzodkiewka 554 Kiełki fasoli 444 Czerwona papryka 366 Rzepa 337 Marchew 336 Kalafior 295 Pomidor 190 OWOCE Truskawki 212 Jeżyny 178 Śliwki 157 Maliny 145 Czarne jagody 130 Pomarańcza 109 Kiwi 97 Arbuz 91 ROŚLINY STRĄCZKOWE Soczewica 104 Fasola czerwona red kidney 100 Fasola Jaś 94 Groch zwyczajny 58 Ciecierzyca 57 ORZECHY I NASIONA Nasiona słonecznika 78 Nasiona sezamu 65 Siemię lniane 65 Nasiona dyni 52 Orzeszki pistacjowe 48 Migdały 38 Orzechy włoskie 34 Orzechy laskowe 32 PEŁNE ZIARNO Owsianka w tradycyjnej postaci 53 Ryż brązowy 41 Kasza perłowa 32 Kasza kukurydziana 22 Komosa ryżowa (quinoa) 21 Kasza jaglana 19 MIĘSO Wieprzowina – polędwica 34 Filet z kurczaka 27 Indyk 24 Wołowina mielona 20–23 RYBY Tuńczyk 46 Łosoś 39 Krewetki 38 Pstrąg 36 SERY Feta 21 Twaróg chudy 18 Parmezan 15 Mozarella pełnotłusta 14 Gouda 13 NABIAŁ CHŁODZONY Mleko odtłuszczone 36 Mleko sojowe 36 Jogurt naturalny beztłuszczowy 30 Jajo 27
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
25
FILOZOFIA STOSOWANA
A narośl rośnie, rośnie... Wszystkie współczesne uczelnie w jakiś sposób wyrastają z posiewu, jakim było powstanie uniwersytetów w XII i XIII wieku. Wprawdzie średniowieczne uczelnie wzorowane były na szkołach starożytnych, przedchrześcijańskich, niemniej jednak od biedy można się zgodzić, że tradycje uniwersyteckie są w swych korzeniach chrześcijańskie, a nawet katolickie. W końcu uniwersytet scholastyczny, a więc z czasów późnego średniowiecza, a potem aż po wiek XVI, był z natury rzeczy katolicki. Tylko co takie nie było w owym czasie? Uniwersytet znajdował się pod kontrolą Kościoła tak jak wszystko w średniowieczu. Czy z tego powodu do końca świata (czyli już chyba nie za długo) musimy traktować go jak wieczyste dziedzictwo kleru, raz na zawsze poddane jego panowaniu? Tak po prostu, tytułem moralnej zasługi? Gdyby nawet sprawa przedstawiała się na tyle prosto, że sama instytucja uniwersytetu jest wynalazkiem i dziełem Kościoła katolickiego, to wcale jeszcze nie znaczyłoby to, że wynikające stąd moralne uprawnienia hierarchów
do zachowania w niej wpływów przeważają nad racjami, dla których uniwersytet powinien być świecki. Tymczasem racje przemawiające za tym, że uczelnie powinny być i w przeważającej większości w całym świecie są świeckie, są bardzo silne. Współczesne szkoły wyższe są bowiem kuźnią kadr laickiego państwa, którego świeckość jest jednym z filarów demokracji, gwarancją równości wszystkich obywateli i zachowania gwarantowanych konstytucyjnie swobód politycznych oraz osobistych, z wyznawaniem dowolnej religii bądź niewyznawaniem żadnej włącznie. Poza tym nauka domaga się pełnej wolności badań, a wszelkie naciski instytucjonalne i doktrynalne po prostu ją niszczą. Niszczyły zresztą również w średniowieczu i właśnie dlatego scholastyczne uniwersytety upadły. Odrodziły się one dopiero na fali Oświecenia, niosącego względną wolność uprawiania nauki. Jak w każdej dziedzinie życia społecznego (a i prywatnego, niestety, również) Kościół próbuje odzyskać maksimum wpływów w sferze akademickiej. Najpierw wymógł
iedy chcemy zmienić system, żeby dało się w nim żyć, powiadają nam, że najpierw trzeba wytworzyć, a potem dzielić. Pełna zgoda, tyle tylko, że ten system dusi się od nadmiaru dóbr już wytworzonych, których nie można sprzedać. Wytwórcy dóbr są zbyt nędznie opłacani, aby je zakupić, a coraz więcej ludzi w ogóle nie ma pracy ani dochodów. Ta sytuacja wymaga od lewicy refleksji nad budową takiego systemu, który wyjdzie poza dylemat: puste półki w sklepach czy puste kieszenie. Porozmawiajmy więc o pieniądzach. Są one w jakiejś mierze odbiciem wartości dóbr i usług wytwarzanych w gospodarce. Jednak większość gotówki nie trafia do kieszeni tych, którzy wspomniane dobra wytworzyli, skoro płace stanowią w Polsce zaledwie 34 proc. dochodu narodowego, lecz do kieszeni tych, którzy zatrudnili siłę roboczą. Wiadomo, że równie niski udział płac w PKB powoduje barierę popytową. Firmy nie mogą sprzedawać swych towarów, muszą zwalniać pracowników, plajtują, co z kolei jeszcze bardziej zmniejsza popyt na rynku wewnętrznym. Wiadomo, że jakaś część wartości wytworzonej przez pracowników musi być przeznaczona na odtworzenie majątku trwałego, inwestycje, zyski pracodawcy lub akcjonariuszy. Jednak w innych gospodarkach w Europie Zachodniej, tych, które radzą sobie lepiej, udział płac w dochodzie narodowym wynosi o wiele
K
na Polsce specjalne finansowanie dla kilku uczelni katolickich, a więc przywileje niedostępne innym uczelniom prywatnym, a potem podjął grę, w której stawką było utworzenie – na bazie kościelnych uczelni teologicznych – pełnoprawnych i finansowanych przez Polskę wydziałów państwowych uniwersytetów. Takie wydziały posiadają na przykład uniwersytety w Opolu, Katowicach i w Poznaniu. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że są to jednostki całkowicie autonomiczne i żadne osoby świeckie nie mają wpływu na to, co tam się dzieje. Całkowicie zamknięte w kręgu kościelnym są również procedury nadawania stopni naukowych i tytułu profesora w kilku innych niż teologia dyscyplinach. Jeśli ksiądz robi doktorat czy habilitację z takich dziedzin jak pedagogika, socjologia religii czy historia Kościoła, może być pewien, że wśród jego recenzentów nie znajdą się żadni inni, poza „swoimi”, czyli duchownymi albo sprawdzonymi katolikami. O tym, czy jakiś ksiądz zostanie doktorem albo profesorem
więcej niż w Polsce. W Wielkiej Brytanii na przykład 62 proc., a przeciętnie w UE – około 50 proc. Ten o wiele sprawiedliwszy podział pieniędzy między pracą a kapitałem zmniejsza nierównowagę pomiędzy wartością wytworzonych dóbr i siłą nabywczą ludności, czyli głównie pracowników.
w jednej z takich dyscyplin, decydować będzie suwerennie Kościół, kierując się swoimi kryteriami (z posłuszeństwem na czele), a polskie instytucje będą tu pełnić wyłącznie funkcje notarialne. Kościelny obieg akademicki, nie licząc kilku przypadków księży pracujących w poważnych dyscyplinach,
który deficyt w budżecie domowym zapełnia pożyczką, skazuje się prędzej czy później na katastrofę finansową. W rezultacie zadłużeni obywatele przestają kupować potrzebne rzeczy, gdyż coraz większą część swych dochodów muszą przeznaczać na obsługę zadłużenia. W rezultacie sztuczne napędzanie gospodarki
GŁOS OBURZONYCH
Kasa rządzi Dodatkowo popyt zwiększają pieniądze wypłacane ludziom w ramach tzw. transferu socjalnego. Na zachodzie Europy osoby pozostające bez pracy rzadko pozbawione są jakiegokolwiek dochodu – inaczej niż w Polsce. Bezrobotni otrzymują zasiłki, za które da się przeżyć, a gdy tracą to uprawnienie, mogą jakoś przetrwać dzięki pomocy społecznej. Kiedy obywatel „starej” Unii nie ma za co żyć, idzie po zasiłek. Polak bierze kredyt albo, co gorsza, zaciąga pożyczkę u lichwiarza. Banki w Polsce cierpią na nadpłynność, czyli duszą się od nadmiaru pieniędzy. Stąd agresywna kampania medialna, która niemal wymusza na Polakach, aby się zadłużali, choć i tak ledwo wiążą koniec z końcem. Jest to najgorsza z możliwych strategii życiowych, bo człowiek,
konsumpcją na kredyt kończy się dla całej ekonomii równie żałośnie, co dla budżetu domowego państwa Kowalskich. Sprawa jednak się komplikuje, gdy uświadomimy sobie, że kreacja pieniądza, czyli dopływ gotówki na rynek, odbywa się głównie poprzez udzielanie kredytów. Zaciągają je zubożali pracownicy, ale i firmy, które ich zatrudniają. Od pożyczek tych trzeba płacić tzw. procent składany, a to wymaga, żeby kredytobiorca w przyszłości zarobił więcej niż w chwili, w której zaciągnął kredyt. W przypadku zwykłych pracowników jest to nierealne, a w przypadku firm – możliwe tylko wtedy, kiedy znajdą jakieś dodatkowe źródło zysku. Nie będzie to raczej ekspansja sprzedaży, bo popyt na rynku się kurczy, więc wspomniane przedsiębiorstwa sięgają do
takich jak matematyka i fizyka oraz kilku niezłych duchownych filozofów, jest naroślą na polskim systemie akademickim, która czerpie z niego gotówkowe soki, a nie wnosi w zamian żadnej wartości. Pomijając już kwestię sensowności teologii jako dyscypliny racjonalnej, poziom tego wszystkiego, co produkują w „nauce” księża, jest na ogół po prostu żenujący. Są to sterty ideologicznego bełkotu, który ma tyle wspólnego z nauką, co produkcje z zakresu marksizmu-leninizmu w sowieckiej Rosji. Nikt jednak nie myśli, aby coś z tym zrobić, a tymczasem pieniądz płynie coraz szerszym strumieniem. Ba, z państwowych pieniędzy finansowana jest nawet kampania ideologiczna o wyraźnie antypaństwowym charakterze, podszywająca się pod akademicki szyld „bioetyka”. Ta programowo areligijna dyscyplina wiedzy i życia publicznego jest dzięki ignorancji oraz oportunizmowi polskich urzędników kolonizowana, a także zawłaszczana przez kler, z aprobatą lekarskiej korporacji. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść. JAN HARTMAN
kieszeni pracownika, zwiększając nacisk na wydłużenie czasu pracy i zwiększenie intensywności wysiłku przy jednoczesnym zamrożeniu albo nawet uszczupleniu wynagrodzeń. To powoduje, że popyt na towary i usługi oferowane przez firmy kurczy się jeszcze bardziej. Kiedy piszę „firmy”, mam na myśli polskie małe przedsiębiorstwa prywatne, które odpowiadają za większą część zatrudnienia w naszej gospodarce. Są one zmuszone konkurować z międzynarodowymi korporacjami, które nie funkcjonują w oparciu o kredyty, lecz o własny kapitał, otrzymują przy tym ulgi i zwolnienia podatkowe, z jakich nie korzystają rodzimi przedsiębiorcy, i z racji wielkiej skali swojej działalności mogą liczyć na niższe ceny zaopatrzenia (im więcej kupujesz, tym mniejsza cena jednostkowa zakupionych dóbr) oraz opóźnione terminy płatności (ten, kto dużo zamawia, może zapłacić później). Na obywatelach i przedsiębiorcach żeruje sektor korporacyjny. Bankowy, ubezpieczeniowy, handlowy itd. To bowiem korporacje mają kapitał, a kto ma kapitał, ma władzę. Przeciwwagą dla władzy globalnych korporacji może być tylko państwo, jeżeli zdecyduje się aktywnie wkroczyć w rolę regulatora gospodarki. Wiele krajów, które dziś odnoszą sukcesy gospodarcze, tak właśnie czyni, zwiększając konkurencyjność rodzimych przedsiębiorstw i dobrobyt swych obywateli. Ale o tym już za tydzień. PIOTR IKONOWICZ
26
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Chaos i exposé
Lemański story
Premier w środę wygłosił kolejne exposé. Czwarte już w tej kadencji. Warto postawić więc na nowo kilka najważniejszych kwestii. Po pierwsze: Polska–Ukraina–Rosja. Gdy w 2012 r. pojechałem na Ukrainę na zaproszenie Guya Verhofstadta, byłego wieloletniego premiera Belgii, a obecnie szefa frakcji liberalnej w Parlamencie Europejskim, to przyjęli nas ówczesny premier Ukrainy, minister spraw zagranicznych i szef prokuratury. Domagaliśmy się zgody na odwiedzenie Julii Tymoszenko przeniesionej z więzienia do szpitala. Po spotkaniach otrzymaliśmy zgodę na wizytę, ale tylko dla byłego premiera Belgii. Wówczas Verhofstadt oświadczył, że jeśli ja nie dostanę zgody, to on też nie jedzie. I oczywiście zgoda przyszła. Czy dziś, kiedy Polska nie jest zaproszona do negocjacji prowadzonych przez Niemcy, Francję, USA, Rosję i Ukrainę w sprawie Ukrainy, ktoś z naszych partnerów wstał i powiedział, że bez Polski negocjacji nie będzie? Nie, nikt nie wstał. Podobnie, przepraszam za kolokwializm, nikt nie rzucił jabłkiem, gdy Rosja nałożyła embargo na nasze owoce. Ludzie to widzą i oczekują racjonalnej weryfikacji i zmiany naszej polityki wschodniej, bo ta, którą prowadziło się dotąd, była oparta na niewiarygodnych założeniach, że za nami pójdzie Zachód. Polska nie jest dość silna, aby w pojedynkę przeciwstawiać się Rosji. Dla nas ważniejsza powinna być pewna neutralność i troska o własne interesy, a nie polityka symboliczna i historyczna.
Po drugiej wojnie światowej i procesach tysięcy tłumaczących, że tylko wykonywali rozkazy, wydawało się, iż ślepe, bezmyślne posłuszeństwo wreszcie przestało być w cenie. Nic bardziej błędnego. W zhierarchizowanych instytucjach ślepe posłuszeństwo wciąż jest podstawą istnienia. Kto chce awansu, a choćby spokoju, nie może się wychylać, bo grozi to śmiercią lub kalectwem, które następują nawet bardziej nieuchronnie niż po wypadnięciu z pociągu, choć tylko tam są przy oknach odpowiednie ostrzeżenia. Najnowszą ofiarą braku posłuszeństwa jest ks. Wojciech Lemański. Podczas symbolicznego wypadania z okna kurii warszawsko-praskiej stracił prawo wykonywania zawodu i jego symbol – sutannę. Los koloratki wciąż nieznany. Czy to już śmierć zawodowa, okaże się niebawem. Kara suspensy, której został poddany, ma bowiem „charakter naprawczy”, a „zwolnienie z niej zależy od dalszej postawy ukaranego”. Tako rzecze abp Henryk Hoser ustami swego coraz bardziej medialnego rzecznika prasowego Mateusza Dzieduszyckiego, który stanowi coraz większą konkurencję dla mentalnie też sutannowego Michała Królikowskiego, podsekretarza stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, bezpodstawnie tytułowanego wiceministrem. Ksiądz Lemański zapowiedział odwołanie, co oznacza, że nie przyjął biskupiej decyzji z należną pokorą, a zatem od samego początku wykazuje niewłaściwą postawę wobec kary i nakładającego ją zwierzchnika. Jak wiadomo, obecna apelacja będzie równie nieskuteczna jak poprzednia. Powody suspensy leżą bowiem nie w konkretnych słowach czy czynach ukaranego, ale w braku szacunku i posłuszeństwa wobec hierarchii. Odwołanie jest kolejnym jawnym manifestem tego właśnie braku, czyli jeszcze bardziej pogrąża. Oficjalnie podanych przyczyn suspendowania ks. Wojciecha Lemańskiego jest pięć (pisownia oryginalna): „1. Brak ducha posłuszeństwa i notoryczne kontestowanie decyzji prawowitego przełożonego w osobie Biskupa Diecezjalnego i Stolicy Apostolskiej; 2. Sposób postępowania, który przynosi kościelnej wspólnocie poważne szkody i zamieszanie;
Po drugie: emerytury. 2,5 mln polskich obywateli wstąpiło do OFE mimo słabych wyników finansowych i wszystkich znanych wad funduszy. Postąpili tak w obronie własności i w przekonaniu, że to i tak lepsze niż ZUS. Mimo ogromnych cięć w OFE na korzyść ZUS-u sytuacja tej drugiej instytucji bardzo się pogarsza. Rząd nie planuje jednak żadnej poważnej reformy i brnie w kryzys! Jest tymczasem przygotowana przez Twój Ruch koncepcja emerytury obywatelskiej, takiej samej dla każdego i wynoszącej nawet 2 tys. zł. Żadnej woli dyskusji jednak nie ma. Niestety! Po trzecie: rząd prowadzi całkowicie chaotyczną politykę w sprawie energetyki. Niby mamy budować elektrownie atomowe, ale nie mamy żadnej uzgodnionej lokalizacji. Rząd przygotował projekt dotyczący OZE – „zielonej energii” – który faktycznie likwiduje odnawialne źródła energii w kraju i opiera całość na kuriozalnej technologii współspalania drewna w tradycyjnych elektrowniach. Podobnie w sprawie tradycyjnej energetyki opartej na węglu – niby drążymy nowe chodniki, ale węgiel importujemy, bo nasz jest za drogi. Po czwarte: świeckość i reformy społeczne. Likwidacja Funduszu Kościelnego, związki partnerskie, podniesienie kwoty wolnej od podatku dochodowego, in vitro – oto projekty mojego klubu, dla których nie ma, niestety, większości w Sejmie. Spraw jest wiele, ale prawdziwej woli rządzenia nie ma. Wygłasza się tylko kolejne exposé! JANUSZ PALIKOT
3. Publiczne podważanie nauczania Kościoła w ważnych kwestiach natury moralnej i propagowanie jako alternatywy swoich osobistych poglądów; 4. Brak szacunku i podważanie wiarygodności Episkopatu Polski i kapłanów; 5. Upór w zajmowanej postawie, alienacja ze wspólnoty kapłańskiej i szeroko pojętej wspólnoty Kościoła”. Zarzuty są tak sformułowane, że nie ma miejsca na połowiczne rozwiązania. „Osoba Biskupa Diecezjalnego” Hosera chce pognębienia niewygodnego księdza, który jest dla
– Bartosia, Obirka, Węcławskiego – nie ma katedry, a jedynie ambonę. Nie bardzo wiadomo, co mógłby robić. I oczywiście najtrudniejszy do rozwiązania problem – Lemański kocha swoją pracę, a wierni kochają jego. To niewybaczalna wina i sól w oku Hosera, który miłości nie wzbudza za grosz. Przypadek ks. Lemańskiego jest niezwykle kształcący. Duchownym przypomina, że w Kościele liczy się tylko ślepe posłuszeństwo, a jego brak znaczy strącenie w zawodowy niebyt, co oznacza utratę środków do życia. Większość doskonale zrozumie tę lekcję i na wszelki
episkopatu nieustającym wyrzutem. Jednym z niewielu jasnych punktów na opasłym, wrzodziejącym cielsku zachłannego, polskiego kleru. W tej sytuacji tylko publiczne ukorzenie mogłoby uratować sutannę ks. Lemańskiego. Oznaczałoby jednak wyparcie się wszystkiego, co głosił, przyznanie, że błądził i w niczym nie miał racji. Czy ks. Lemański jest gotowy na taką ofiarę? I w imię czego miałby ją ponieść? Jego sytuacja jest bez wątpienia trudna. 22 września 2014 roku kończy 54 lata. Późna pora na przekwalifikowanie i szukanie nowej pracy, a do emerytury, dzięki miłościwie panującej PO, jeszcze 13 lat. W odróżnieniu od byłych księży profesorów
wypadek nie będzie się wychylać. Biskupi w innych diecezjach nie będą mieć kłopotu. Natomiast polskiemu społeczeństwu pokazuje, że kościelna walka z przestępstwami pedofilskimi kleru jest pozorowana, bo sutannowi gwałciciele dzieci są traktowani pobłażliwie i ukrywani przed wymiarem sprawiedliwości. Jednakże wierni są w przyswajaniu wiedzy bardziej oporni niż ich pasterze. I nie przyjmują do wiadomości, że gdyby ks. Lemański był praktykującym pedofilem, włos by mu nie spadł z głowy ni sutanna z grzbietu. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl joannasenyszyn.natemat.pl senyszyn.eu
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Przychodzi starsza kobieta do lekarza i mówi: – Panie doktorze, tu mnie boli, tam mnie ściska. Na to lekarz: – To może być tylko jedna choroba – SKS. – Co to znaczy? – pyta starsza kobieta. Doktor wyjaśnia: – STAROŚĆ, KU*WA, STAROŚĆ! 1 8
3
9
4
5
16
5
14 35
17
12
20 21
14
29
30 33
37
26
27
28
34 30
28
38
25
31
24
6
10
13 4
19
25 23
36
31
22
32
35
11
18
24 1
7
15
21 23
6 3
10 22
KRZYŻÓWK Poziomo: 1) suma, a w niej wota, 5) nietrafione opakowanie, 8) nie jest złe, 10) ucz się, ucz, bo to potęgi klucz, 11) by żyło się lepiej jej... zniknęła z plakatu, 14) podobny do gacka, przyleci znienacka, 15) rudy chytrusek, 16) gdy krew uderza do głowy, 18) zmora translatora, 19) wzruszenie zbrodni usprawiedliwieniem, 21) ich wysokości, 22) lek silniejszy od bólu, 23) imię do mówienia w koło, 25) do prania i grania... jazzu, 26) do grubego szycia, 29) drwal tnie, 30) wtedy suka psiaka szuka, 32) co czeka namiot na polu?, 33) ryba, najstraszniejsza chyba, 34) niejeden pada podczas dyskusji, 35) pisze listy do żurnali, 40) narkotyk z miną, 45) mały, ze śniegu cały, 46) gra słów, czyli zagadka dla mądrych głów, 47) fu Jarka, 52) pijus ją kocha, 57) jasno widzenie, 59) co w wodzie na ciała działa?, 61) stworzenia bez charakteru, np. małże i ślimaki, 62) wyeliminowała Legię z gry, 63) Q – jakości, 64) kawałek podkładki odłożony na bok, 68) kruszyna w smalcu, 69) po wypaleniu osiwiały, 72) cierpi na nią połowica?, 73) pierwszy do stłuczki, 74) nim tatar z klaczy cię uraczy, 75) drapieżne koty w zarysie, 76) produkuje żarówki z ram, 77) do gotowania w filharmonii, 78) łączy blachy bez palnika, 79) moda niemłoda, 80) futro z jamek, 81) niejeden w Kazaniu, 82) Północna – Kima kraina, 83) związki chemiczne rodem z orkiestry. Pionowo: 1) kamazy w białym z Moskwy jechały, 2) na nim powiesz w drzwiach, 3) pani z pytaniami, 4) co skrywa papierek?, 5) kokosowa szklarnia, 6) oczywista oczywistość jej nie podlega, 7) narzędzie, co do kucia dobre będzie, 8) końska na nogi stawia, 9) dwie u majora w okolicach gwiazdki, 12) podniecenie na scenie, 13) co, poza posagiem, dobra partia mieć musi?, 17) o pustelniku wśród zakonników, 20)... 1 z bolidami, 23) co potrafi ludzi łudzić?, 24) przybył, zobaczył i zwyciężył, 27) fontanna di... znana, 28) zatyka dech w piersiach, 29) winne karty, 31) głosu w nich używa diwa, 36) żołnierze malowani, 37) z obórki pod ogórki, 38) sąd krótszy niż 24-godzinny, 39) ptak z kół, 41) mówią same za siebie, 42) tył ostrza w sztylecie, 43) kubański taniec dla mam?, 44) do nosa z tabakiery, 47) pilnuj swego nosa, nie cudzego... jego, 48) w co bywa pijany?, 49) w grze na nich Jankiel był wspaniały, 50) jeden z rodzajów tokaju, 51) beryl z Maryną, 52) sakramentalne wina rozwodnienie, 53) przyciąga głowę do poduszki, 54) rwa, 55) nakrycie głowy dla skazańca, 56) czego szuka podejrzany?, 58) stara się godzić, 60) skupia obrońców, 61) powaga na maj, 65) facet w każdym porcie, 66) boli, gdy się go spuszcza, 67) z niego robisz coś czasami, 69) krótkie, na cztery litery, 70) luby śruby, 71) krwiopijca na biwaku.
2
39
40
41
27
42
43
44
29
20
45
46 19
47
48
49 33
50
51
58 62 65
66 32
53
54
55
56
12
57
64
52
26
9
59
16 15
67
60
61
17
8
68
72
13
36
63 69
70
71 34
73
74
75 77
2
76
7
78
79
80
18
11
81
82
83
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – dokończenie scenki. Młode małżeństwo w hotelu: – Pokój na dobę – mówi młody mąż. Portier mruga do żony i mówi:
-–
1
2
22
23
24
3
4
5
25
26
27
6
7
28
8
29
9
10
11
12
13
14
15
30
31
32
33
34
35
36
–,
16
17
18
19
20
21
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 33/2014: „Po południu w telewizji będzie fajny mecz...”. Nagrody otrzymują: Bernarda Borowiec z Suchedniowa, Bronisław Staszak z Wielenia, Aleksandra Liszewska z Okonka. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] albo pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. Warunki prenumeraty: 1. Prenumerata redakcyjna – 48 zł za IV kwartał 2014 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 48 zł za IV kwartał 2014 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Prenumerata elektroniczna: a) informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl – zakładka Prenumerata. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. b) www.egazety.pl c) www.nexto.pl 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
ŚWIĘTUSZENIE Jezus z wielkiej płyty
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 35 (756) 29 VIII – 4 IX 2014 r.
JAJA JAK BIRETY rudno w to uwierzyć, ale wiele rzeczy możemy osiągnąć – zupełnie niechcący – kiedy już nas… nie ma. Po śmierci. ! Frank Hayes jako nieboszczyk wygrał wyścigi konne. Był rok 1923. Hayes brał udział w wyścigu i w trakcie umarł na zawał serca. Jego ciało utrzymało się jednak na koniu, który pierwszy dobiegł do mety. ! Mael Brigte, celtycki szlachcic z IX w., był zawziętym wrogiem Zygmunta Potężnego – przywódcy watahy wikingów, która przeprowadziła inwazję na północne wybrzeże Szkocji. Panowie umówili się na pojedynek – każdy miał przybyć z 40 swoimi najlepszymi wojakami. Cwany wiking przycwałował jednak z większą obstawą. Szkoci dostali solidny łomot. Brigte został pozbawiony głowy, która – jako trofeum – zawisła przy siodle Zygmunta. I gdy ten sobie dumnie jechał, ząb wystający z martwych ust Maela delikatnie zadrapał udo wikinga. W rance doszło do stanu zapalnego, a następnie poważnej infekcji, w wyniku której Zygmunt umarł. ! Po śmierci można nawet odnieść polityczny sukces. W 2009 r. w amerykańskiej mieścinie Winfield odbywały się wybory na burmistrza.
T
CUDA-WIANKI
Wygrać ze śmiercią Faworytem od samego początku był Harry Stonebraker, który tuż przed ostatecznym głosowaniem wziął i umarł. Ponieważ jego nazwisko wciąż figurowało na listach wyborczych, zdeklasował kontrkandydatów – zdobył 90 proc. głosów! ! Chinka Lu Yan’e szykowała się do ślubu. Tydzień przed uroczystością została ofiarą ulicznych bandytów – zginęła od ciosów nożem. Zrozpaczony narzeczony postanowił, że Lu i tak zostanie panną młodą. Ceremonia odbyła się w domu pogrzebowym. ! Pośmiertnie na ślubny kobierzec od 1959 r. wstępują też Francuzi, choć na uroczystościach weselnych nie są cieleśnie obecni. Takie śluby zawierają na ogół towarzyszki żołnierzy
lub policjantów poległych na służbie. W ostatnich latach pozwolenie dostała kobieta, której narzeczony zmarł na raka niedługo przed ślubem, oraz 20-latka, której ukochany zginął w Afganistanie. ! Można też zostać aktorem. W nakręconym przeszło 30 lat temu przez Stevena Spielberga filmie „Duch” pewna rodzina wprowadza się do nowego domu. Nie wiedzą, że zbudowano go na terenie starego indiańskiego cmentarza. Później jest już strasznie albo bardzo strasznie… W jednej ze scen widzimy basen, a w nim ludzkie szkielety. Początkowo miały wystąpić plastykowe, ale okazało się, że taniej wyjdzie skombinowanie prawdziwych. Żywa aktorka, która wpadła do basenu, o tym „szczególe” dowiedziała się już „po”. JC