Karol i Irena byli kochankami – są dowody i świadkowie na...
Papieża grzech miłości! Nr 36 (131) 6 – 12 września 2002 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT) INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
K
ażdemu wolno kochać, to miłości słodkie prawo...
– śpiewała niezrównana Mira Zimińska-Sygietyńska. Czy naprawdę każdemu? Karol Wojtyła i Irena K. byli wolnymi ludźmi i mieli prawo się kochać. Kochali się namiętnie wiele lat. Niestety, tę wielką, choć zakazaną miłość zniszczyła pokrętna ideologia. Na ołtarzu tej miłości pozostaną dwie ofiary: ONA – kobieta i ON – papież. Ü Str. 7
2
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Wirus
POLSKA Ponad 6,5 miliona uczniów rozpoczęło naukę. Po raz pierwszy podwoje otworzyły szkoły ponadgimnazjalne. Liczba szkół katolickich wzrosła w tym roku z 400 do 450. Tam przynajmniej nie ma problemów z pierwszą i ostatnią lekcją religii. Być może w związku z ogłoszoną przez siebie amnestią podatkową wicepremier Kołodko odwiedził prymasa. „W serdecznej atmosferze” pochylili się nad kondycją moralną społeczeństwa. Kołodko został także zaproszony do Wrocławia na najbliższą konferencję episkopatu, która odbędzie się w październiku. Wicepremier na obradach purpuratów to zapowiedź obecności biskupów w obradach rządu?! Sejm jednogłośnie podziękował „Ojcu Świętemu” za przybycie i pouczenie ciemnego narodu (w tym ateistów), czym jest miłosierdzie Boże. Biskupi wysmażyli zaproszenie dla Drogiego Gościa na przyszły rok do Warszawy. Budowa Świątyni Opatrzności ruszy teraz z kopyta. WARSZAWA Prymas nakazał zamknięcie biur Radia Maryja w warszawskich parafiach i zastąpienie ich kołami przyjaciół katolickiego Radia Józef. Chodzi oczywiście o pieniądze, które są zbierane przez biura toruńskiej rozgłośni z pominięciem kurii. Prymasowi i Pieronkowi trzeba oddać, że są też konsekwentni – wszelkiej lepperyzacji mówią NIE. Policja zatrzymała niektórych bezrobotnych protestujących przed Sejmem i zlikwidowała rozstawione przez nich namioty. Wsadzanie do aresztów głodnych i bezdomnych to jest jakiś pomysł na problemy społeczne w Polsce! KRAKÓW O tym, że papież czyni cuda, świadczy oblężenie sanktuarium w Łagiewnikach – po wizycie JPII ilość nabożeństw wzrosła z kilku do kilkunastu dziennie. Autokary blokują drogi, księża nie nadążają opróżniać skarbon, przekwitłym kobietom wraca miesiączka po dotknięciu świętego kamienia; są ponoć cudowne uzdrowienia. Papa naprawdę odmienił oblicze tej ziemi! WŁOCŁAWEK Powstał społeczny komitet budowy pomnika Edwarda Gierka, jednego z przywódców Polski najcieplej wspominanych przez obywateli. Co nietypowe dla tego typu inicjatyw, ten komitet chce także pomagać bezrobotnym w znalezieniu pracy. Choć papież mówił o miłosierdziu, jego wielbiciele nie wykazują się taką wrażliwością co fani Gierka... KIELECCZYZNA Chyba po raz pierwszy od II wojny światowej odnotowano w Polsce przypadek śmierci głodowej. We wsi Potok matka zagłodziła siebie i nastoletniego, chorego syna. Ani rodzina, ani sąsiedzi, ani pomoc społeczna nie zapobiegli tragedii. DUSZ-pasterz też nie zachodził... WATYKAN W diecezji Belluno rozpoczęto tzw. postępowanie informacyjne mające rozpocząć proces beatyfikacyjny Jana Pawła I. Ten papież liberał został najprawdopodobniej zamordowany przez współpracowników po miesiącu urzędowania. I wszystko się zgadza – był męczennikiem! Prasa światowa sugeruje, że dobra forma, jaką zaprezentował JPII w Kanadzie i w Polsce, jest efektem kuracji cud-pigułkami z ziaren papai. Papa otrzymał je od francuskiego profesora Luca Montagniera (odkrywca wirusa HIV). Podobno lepiej teraz znosi chorobę Parkinsona. W 2020 r. piętnasta pielgrzymka do Ojczyzny! FRANCJA Prezydent Chirac zaproponował stworzenie podatku na rzecz państw biednych. Miałby on obejmować „bogactwa zdobyte dzięki globalizacji”. Pomysł świetny, bo... niemal niemożliwy do zrealizowania. Za to robi dobre wrażenie. Laicka Francja w pustosłowiu chce dorównać Watykanowi? ROSJA Prezydent Putin docenia umoralniającą rolę kościołów w czasach, „kiedy nie ma już kolektywów pracowniczych i podstawowych organizacji partyjnych, nie ma wychowawców i opiekunów”. Na szczęście jest jeszcze zdrowy rozsądek... GRUZJA Politycy zaproponowali amerykańskiemu generałowi Johnowi Shalikashvilli objęcie stanowiska prezydenta Gruzji. Facet ze znajomościami ma być lekarstwem na trapiące Gruzję nieszczęścia: biedę, bezrobocie i wojnę domową. Monika Lewinski – mocno... ustosunkowana w Białym Domu – prezydentem Polski 2005! KOREA PŁD. Tajfun Rusa pochłonął ponad 150 ofiar. To największy taki kataklizm od 40 lat. Lawiny błotne niemal całkowicie zniszczyły szlaki komunikacyjne, sieć telekomunikacyjną i elektryczną. Królowej niebiańskiej nie mają, do kościoła nie chodzą... BRAZYLIA Klęska suszy dotknęła ponad 200 miejscowości w pięciu stanach na południowym wschodzie kraju. Brakuje wody dla ludzi, a w wielu okręgach z wycieńczenia pada bydło. Wszystkiemu winien prąd morski el Nino będący skutkiem naruszenia równowagi środowiska naturalnego ziemi. A ci – wręcz przeciwnie, są bardzo religijni. El Nino znaczy Dzieciątko Jezus... RPA Na Szczycie Ziemi udało się osiągnąć niewielkie porozumienie w sprawie ochrony środowiska i zdrowia. Doszło też do konfliktu pomiędzy krajami UE, Kanadą i Australią a delegacją Watykanu, która w zapisie o ochronie zdrowia kobiet chciała uniknąć sformułowania o „prawach człowieka i fundamentalnych wolnościach”. Kto wie, co dla kobiet najlepsze? Faceci w sukienkach! Gdańsk Wrzeszcz, 7.09. godz. 16, ul. Kościuszki 49, Hala KS Gedania – zapraszamy członków i sympatyków APPR oraz Czytelników tygodnika „FiM” na spotkanie z redaktorem naczelnym Romanem Kotlińskim – Jonaszem. Kontakt: A. Kotłowski 0-601 258 016.
Na portyku jednej z lamaistycznych świątyń tybetańskich widnieje napis: „Jeśli wierzysz – módl się! Jeśli nie wierzysz – podziwiaj! Jeśli jesteś głupi – wyryj swoje imię!”.
Z
usposobienia jestem żartobliwym, choć nieco powściągliwym jajarzem. Uwielbiam pisać teksty satyryczne. Niestety, nie zawsze jest nastrój do śmiechu i pisania na luzie. Mam nadzieję, że już nigdy nie będę musiał pisać takiego komentarza jak ten poniżej. Antyklerykalna Partia Postępu RACJA, która oficjalnie zaczęła działać osiem dni temu, rodziła się w niemałych bólach. Ponad cztery miesiące czekaliśmy na jej rejestrację, choć inne partie rejestruje się w parę tygodni. Wiemy, że chodziło o wizytę papieża, której nawet chmury nie powinny przyćmiewać, a co dopiero taka partia polityczna, pierwsza w historii plemion słowiańskich. Ale co tam, liczy się efekt końcowy, korek od szampana itd. Komuś bardzo zależy, aby szampana nie było. Są owady, które składają swoje jaja w ciele innych owadów, zwierząt lub larw. Podrzutek – pasożyt rozwija się kosztem żywiciela, wysysa z niego życiodajną krew, aby w końcu zjeść wszystko, co pozostało z nieszczęśnika, samemu rosnąc w zbójecką siłę. Ale do rzeczy. Prawie rok temu po raz pierwszy napisałem, że poczyniliśmy pierwsze, konkretne kroki w celu stworzenia partii. Zgłosili się do nas przedstawiciele parahinduistycznego ruchu Himawanti, ze swoim guru – Ryszardem Matuszewskim (Mohanem) – na czele. O gościu tym pisaliśmy („FiM” nr 10/2000, 4/2002) jak o męczenniku za wiarę, którego prześladuje niemiłościwie panujący nam Kościół papieski. Przed dwoma laty faktycznie tropiła go policja, m.in. za to, że groził wysadzeniem Jasnej Góry. Z całą antypatią dla jasnogórskich paulinów – sam pomysł nam się nie podobał, ale też nie widzieliśmy powodu, dla którego Mohan miałby gnić w więzieniu. W areszcie, na pytanie przesłuchujących, czy ma jakieś materiały wybuchowe niezbędne do spełnienia groźby, oświadczył bez mrugnięcia okiem, że owszem – granaty. Pod eskortą poprowadził następnie stróżów prawa do swojego domu i otworzył przed nimi lodówkę, pokazując faktycznie granaty... południowe owoce, bardzo zdrowe zresztą. Kiedy mi to sam opowiadał, od razu zapałałem do faceta sympatią. Toś mi brat! – jajarz, podobny do mnie! Teraz wiem, że historię tę zmyślił. Myślałem, że w życiu nie wypowiem słowa „sekta” pod adresem jakiegokolwiek kościoła czy związku wyznaniowego. To słowo dla mnie nie istniało, bo każdy ma przecież prawo wierzyć w to, co chce i jak chce, jeśli nie szkodzi przy okazji innym ludziom. No właśnie. Wszystko wskazuje jednak na to, że „Himawanti” sektą jest. Za swoim guru wstąpił do APP RACJA cały ruch, prawie tysiąc wyznawców Mohana. Zdawali się zrazu najbardziej ideowymi, walecznymi antyklerykałami, ale pozory okazały się mylące. Są to bowiem klasyczni, autentyczni sekciarze; dla RACJI i całego ruchu antyklerykalnego w Polsce – wilki w owczych skórach, zwodziciele, wirus. Postanowili wynieść swoją sektę na barkach RACJI. Mohan został demokratycznie wybranym przewodniczącym na województwo śląskie. A było tak. Na ogłoszenie o założycielskim zebraniu APPR w Katowicach odpowiedziało paręset osób. Ponad połowa ludzi spośród tych, którzy na nie przyszli, była z Himawanti... Podobnie rzecz się miała w województwach: kujawsko-pomorskim, opolskim, częściowo gdańskim (wiceprzewodnicząca) i w zarządzie powiatowym w Częstochowie. W kilku innych rejonach kraju ludzie Mohana próbowali przejmować władzę, ale bezskutecznie. Zdarzały się jednak wypadki, że zjeżdżali się do jednego ośrodka, by stworzyć tam przewagę liczebną podczas głosowań. Jasne się stało, iż zależy im tylko na celach własnych i ich organizacji. Demokracja jest dobra, jeśli obywatele do niej dorośli i jeśli jest dobrze prowadzona. W efekcie sprowadza się to do wyboru na stanowiska decydentów ludzi naprawdę najmądrzejszych z mądrych i wysoko stojących pod względem etycznym. Mohanowcy z lubością gwałcili demokrację w RACJI, sami w ogromnej większości będąc miernotami kulturalnymi i moralnymi. Wyraźnie odstają od wszystkich innych ruchów hinduistycznych, których wyróżnikiem jest nie szkodzenie, lecz pomaganie bliźniemu. Zły przykład szedł z góry, od Mohana – zakłamanego, fałszywego „proroka”. Rzecz niezwykła, bardzo wielu zapatrzonych w niego
wyznawców przerasta go intelektualnie o głowę! Ten układ jest nie tylko dla mnie zagadką i fenomenem. W redakcji spekulowaliśmy już nad tym, że może ma on jakieś inne walory, o których wiedzą tylko kobiety, dziwnie chętnie do niego lgnące... W każdym razie Mohan – na przekór wszelkim przesłankom i opiniom postronnych – chyba naprawdę uwierzył w to, że jest jakimś wcieleniem Siwy, bo zaczął pisać do „Faktów i Mitów”. A że pisanie do nas wymaga prawdziwego, choć niekoniecznie boskiego oświecenia, irracjonalne lub po prostu głupie teksty Matuszewskiego powiększały nasze sterty makulatury, a żaden nigdy się nie ukazał. Guru interweniował u mnie osobiście w tej sprawie, ale nic nie wskórał. W podobnych przypadkach odpowiadam zawsze, że gdyby przyszła do mnie moja matka i na kolanach prosiła o zamieszczenie jej tekstu, też bym odmówił, jeśli tekst byłby do kitu. Guru nie jest jednak guru, gdyby nie uważał się za guru, czyli kogoś więcej niż czyjakolwiek matka. Chłopisko poczuło się do żywego urażone i tak zaczęły się schody. On sam i jego emanacje z ruchu zaczęli wszczynać różne prowokacje, na przykład naklejanie ulotek „FIM” na... karoseriach samochodów lub na znakach drogowych. Zadymy, również te z udziałem straży miejskich, szły na nasze konto. Bardzo ostra reakcja kierownictwa RACJI i „FiM”, a dokładnie opieprzenie przeze mnie Mohana na ogólnopolskim zebraniu zarządów wojewódzkich i usunięcie go z szeregów APPR – rozpętało wojnę. Matuszewski w odpowiedzi napisał na portalu internetowym „Wyborczej”, że chce zabić papieża. Podpisał się imieniem i danymi innego członka śląskiego zarządu APPR po to, by całe odium spadło na niewinnego człowieka i partię. Policja szybko znalazła prawdziwe, tj. mohanowe źródło wysłania e-maila. Koleś przyznał się do winy i poszedł siedzieć. Tchórzliwy, mały człowieczek zeznał, że to ja podżegałem go do zabicia papieża... Jego wierni na wszystkie strony świata wysyłają wieści, jakoby niewinny jak baranek „mistrz duchowy” był przez policję torturowany, co jest kolejnym podłym kłamstwem. A jaka jest prawda o Matuszewskim-Mohanie? Temu hochsztaplerowi i ostatniemu indywiduum udało się jakoś zdobyć papierki od samozwańczych wschodnich zakonów medytacyjno-ezoterycznych, potwierdzające rzekomy najwyższy stopień jego wtajemniczenia w mistyczną ścieżkę. Nieważne, że o zakonach tych nie słyszał żaden szanujący się sympatyk ruchów hinduistycznych. Nieważny również dla wyznawców Mohana jest fakt, że ich guru jest zwykłą kanalią. W rozmowie ze mną sympatycznie wyglądający młodzieniec z Himawanti stwierdził z rozbrajającą szczerością: „Nieważne, jak postępuje nasz przywódca, najważniejsze jest to, jaki stopień wtajemniczenia osiągnął”. Po naszym artykule w numerze 34, gdzie opisaliśmy prawdziwe okoliczności „zamachu” na papieża, osamotnieni sekciarze Himawanti zaczęli szkalować RACJĘ i „FIM”, gdzie tylko się da, przede wszystkim w Internecie (średnio co trzecie słowo na „k” i „ch”) oraz na zebraniach partyjnych. Opowiadali na przykład, że... jesteśmy z Opus Dei i... „chcemy zniszczyć wszystkich antyklerykałów”. Bezczelni kłamcy ciągle byli szefami i stanowili prawie 1/7 wszystkich członków partii! Zaprosiłem kilku, na oko bardziej rozsądnych, na pojednawczą rozmowę. Nie przyjechał nikt. W tej sytuacji zwołałem zebranie założycieli APP RACJA, którzy jednogłośnie zawiesili działalność zarządów APPR na terenie całego kraju. Tego samego dnia nowe pełnomocnictwa wydaliśmy zarządom, które nie zostały zarażone wirusem Himawanti. Jestem spokojnym człowiekiem pokojowo nastawionym do świata. Trudno jest wyprowadzić mnie z równowagi, ale właśnie udało się to pieprzniętym sekciarzom o wypranych mózgach, którzy próbowali (i ciągle próbują) zniszczyć wielkie dzieło tysięcy wspaniałych, mądrych ludzi – członków APPR i Czytelników „FiM”. Mam dla was – mohanowskie świrusy – przesłanie. Zawarte jest ono w jednej ze scen filmu „Gorączka”, gdzie gangster grany przez Roberta De Niro mówi przez telefon do innego gangstera, który go wykiwał: – Mówię do pustki, bo po drugiej stronie nie ma niJONASZ kogo...
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r. – Pani Danielo, gdybym na własne oczy nie zobaczyła, nie uwierzyłabym, że mieliśmy polską Marilyn Monroe! – Ja też, ale to odległe czasy. Dobrze, że choć zdjęcia pozostały mi z okresu, gdy byłam piękna, młoda
ZAMIAST SPOWIEDZI
– Zdecydowanie piosenki, bo biust to sprawa „świeża”, od kwietnia tego roku, kiedy prasa narobiła sporo szumu i zamieszania po tym, jak w Księdze Polskich Rekordów i Osobliwości okrzyknięto mój biust (160 cm w obwodzie) za rekordowy.
– To w ogóle nie wchodzi w grę. Konsultowałam się z lekarzem, ale mi odradził ze względu na możliwe komplikacje, a i zostałabym strasznie okaleczona. Operacja byłaby wskazana, gdyby wykryto u mnie guzki, ale moja mammografia jest idealna.
ciężko. Nie mogłam się zaaklimatyzować. Zupełnie inny kraj, inni ludzie, inna pogoda, upały, kangury. Denerwowałam się, że nie ma polskiego chleba i kiełbasy. Lecz gdy po siedmiu latach udało mi się przyjechać do Polski i zobaczyłam w pu-
Swingująca kangurzyca – Uważa go Pani za ozdobę czy kłopot? – Bardzo często doznaję przykrości ze strony niemiłych ludzi, zwłasz-
– Jak to się stało, że znalazła się Pani w Australii i mieszkała tam przez 15 lat? – Zupełnie przypadkowo. Pojechałam z grupą przyjaciół na wycieczkę do Wiednia. W Polsce akurat robiło się spore zamieszanie polityczne i znajomi z wycieczki zachęcili mnie do wyjazdu do Australii. Pomyślałam – czemu nie? Wizy dano nam od ręki, a nawet darmowy bilet na samolot do Sydney. I tak oto w wie-
cza młodych. Niestety, mamy w naszym społeczeństwie dużo bydła na dwóch nogach. Ani w Australii, ani w USA, ani w krajach Europy Zachodniej nie ma takiego chamstwa. Jest natomiast wiele kobiet wyglądających tak jak ja. – Nie myślała Pani o operacyjnym zmniejszeniu biustu, żeby ułatwić sobie życie?
ku 30 lat przyszło mi zacząć życie od nowa. – Jak było? – A jak mogło być? Jasne, że bardzo ciężko, zważywszy, iż nie znałam angielskiego. Zaczynałam jak każdy emigrant: od łyżki, noża, poduszki pod głowę. Sprzątałam po domach, pilnowałam dzieci, gotowałam. Przez pięć pierwszych lat było mi bardzo
W przytulnym, pełnym pamiątek mieszkaniu Danieli Zabłockiej (największy biust w Polsce!) są zdjęcia artystki, które szczególnie przykuwają wzrok. Te sprzed lat, na których blond piękność o superzgrabnej figurze i aparycji Marilyn Monroe wabi uśmiechem. i szczupła. Pracując jako kelnerka w łódzkiej gastronomii, lubiłam sobie podjadać, a że widocznie miałam skłonności do tycia, lata również swoje zrobiły i oto wyglądam tak, jak wyglądam... – A nie próbowała Pani odchudzić się? – Kilka razy, ale z marnym, jak widać, skutkiem. Za bardzo lubię słodycze i z nich nie zrezygnuję, bo one sprawiają, że mam dobry humor. – Jest Pani piosenkarką lubianą i popularną. Czy zawdzięcza to Pani tylko sobie? – Przede wszystkim sobie, bo nadal nie mam sponsora, menedżera, kogoś, kto by mnie poprowadził. Sama piszę muzykę i teksty piosenek, sama się promuję, załatwiam nagrania, wydaję płyty i kasety. Nie znaczy to jednak, że „po drodze” nie było nikogo, kto by mnie wsparł, uwierzył we mnie. Taką osobą była np. pani Krynicka z Domu Kultury „Rondo” w Łodzi. Pomogła mi także jedna z łódzkich rozgłośni radiowych, która mnie lansowała i z którą robiłam wielkie koncerty muzyki disco-polo. – Co czyni Panią bardziej popularną: ogromny biust czy piosenki?
F
akt, że samochód rzeszowskiego biskupa Edwarda B. miał uszkodzony zderzak i lusterko, nie jest dla prokuratury dowodem na to, że ksiądz biskup zabił dziecko. Zeznania świadków też nie. Chodzi o 11-letnią Anię, która zginęła w miejscowości Połomia na Podkarpaciu. A zginęła, idąc do kościoła. Po kolejnych badaniach i ekspertyzach Prokuratura Rejonowa w Rzeszowie nadal nie ustaliła, kto jest sprawcą, mimo że są zeznania świadków i jest uszkodzony samochód. Brakuje tylko... „mikrośladów”. I jeszcze „drobiazg”. W tej sprawie ślady prowadzą do klechy, i to wysokiego rangą. O okolicznościach pisaliśmy dość szczegółowo w „FiM” nr 20/2002. Ania została potrącona, a sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia. Dziecko zmarło. Następnego dnia na policję zgłosił się ksiądz Tadeusz N. z Nowej Wsi. Swoją ucieczkę
z miejsca zdarzenia tłumaczył szokiem, który to szok trwał u księdza kilkanaście godzin. Fakt, że w tym samym czasie spowiadał swoich parafian i wykonywał inne obowiązki duszpasterskie, nikogo zbytnio nie dziwi. Szoki bowiem – jak widać – są różne. W trak-
stych sklepach ocet i wygaszone światła na ulicach – wyleczyłam się z tęsknoty i po powrocie do Sydney było mi już lepiej. – A jak to się stało, że zaczęła Pani śpiewać? – Jako nastolatka śpiewałam w zespole ludowym, mój głos szkolił profesor Salski. Grałam też na gitarze. Ale dopiero w Australii zachęcono mnie do śpiewania zawodowego. Angielski już znałam, założyłam swój zespół i z nim zaczęłam śpiewać po pubach, klubach jazzowych i polonijnych. Głównie repertuar Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga, bo w jazzie, bluesie i swingu czułam się najlepiej. – Jaki jest kontakt Polaków na emigracji z wiarą i Kościołem? – Daje tu o sobie znać polska mentalność: jak trwoga, to do Boga! Kiedy Polacy masowo zjechali do Australii, a nie mieli nic, polskie kościoły pękały w szwach, bo obok nich była dzika giełda pracy i mieszkań. Chodzili tam nie w imię wiary i duchownych potrzeb, a dla interesu. Dziś kościół świeci pustkami. Urządzili się, to i wiara im pewnie już nie jest potrzebna, wolą spędzać czas na plażach. Ale fanatyzmu religijnego i wszelkich paranoi to tam nie ma. – Jak wygląda u Pani kwestia wiary? – Jestem niewierząca. Co prawda mówi się, że trzeba w coś wierzyć – ale w co? W niebo? W życie pozagrobowe? Nie wiem! Do kościoła chodzę tylko na śluby, bo kościół
kierowca samochodu, który jechał bezpośrednio przed autem księdza Tadeusza. Tak przynajmniej twierdzi prokurator rejonowy w Rzeszowie. Ksiądz, który dziecka nie zabił, a tylko najechał, opowiada, że przed nim je-
chał tir i że zapewne to on przejechał dziecko. Kłamie jak z nut! Świadkowie, których przesłuchała prokuratura, kategorycznie temu zaprzeczają. Twierdzą natomiast, że przed samochodem księdza Tadeusza jechał, owszem, inny samochód, ale osobowy, nie tir, tylko polonez. Nie byle jaki polonez, skoro siedział w nim biskup Edward B. Po ekspertyzach i badaniach okazało się, że samochód biskupa miał uszkodzony
mnie drażni, a księża nadużywają swojej władzy (choć wiem, że są też porządni). Dodatkowo kościoły przerażają mnie wysokością sklepień, panującym w nich chłodem oraz faktem, że wystawia się w nich trumny ze zmarłymi, jak w kostnicy. No i te modły i nierówne śpiewy... – Nie boi się Pani samotności? – Jasne, że się boję. Boję się też upływu czasu, niedołęstwa na starość, terroryzmu i młodych bandziorów, którzy chodzą z kijami bejsbolowymi. Zostałam już raz napadnięta, a nawet okaleczona nożem, i tylko okoliczność, że jestem silna i postawna, uratowała mi życie. – Czemu więc Pani wróciła do kraju? – Nigdzie nie jest idealnie. Zawsze tęskniłam za krajem. Przyjechałam w 1994 roku na krótkie występy ze swoim kabaretem „Pod Kangurem” i jestem już osiem lat. Pewnie już tu zostanę. – Czy to wygląd zainspirował reżyserów do angażowania Pani w filmach? – Pewnie tak, ale oprócz biustu mam też poczucie humoru. W filmie „Wtorek” gram wodzireja w spódnicy w nocnym klubie „Eden”. Nawet tańczę przy rurze, chyba nie gorzej niż dziewczyny „go-go”. Jeśli będzie ciąg dalszy – „Środa” – też zagram. Jesienią mam zagrać w serialu „Kiepscy” narzeczoną pana Boczka. Może być wesoło. – A co ze śpiewaniem? – Śpiewanie to całe moje życie! Rozmawiała ADRIANA POLAK Fot. Przemek Zimowski
ie łatn p z Be Książka, 60 stron. Zamówienia wraz ze znacz. poczt. 1,60 zł przyjmuje Życie Uniwersalne, skr. poczt. 550, 58-506 Jelenia Góra 8. Informacje: www.das-wort.com Miarka się przebrała – dosyć tego!
prawy zderzak i prawe lusterko. W tym przypadku śladów było za mało, mimo że w każdym podobnym – pewnie byłoby aż nadto. Organy ścigania wzięły się następnie do szukania tzw. mikrośladów na aucie (krew, drobiny odzieży, fragmenty skóry). To właśnie owe mikroślady (i tylko one) byłyby, zdaniem prokuratora, dowodem, że samochód brał udział w wypadku. Prokuratura twierdzi też, że nie wiadomo, czy biskup jechał bezpośrednio przed księdzem. A my twierdzimy, że wiadomo jak najbardziej. Tak bowiem twierdzi znaczna część mieszkańców wsi wkurzonych niemiłosiernie próbą zatuszowania sprawy. Okazało się, że kiedy nie ma cholernych mikrośladów (które mogą być takie mikro, że nie do zauważenia), to nie ma sprawcy. Jest tylko pamięć po zabitym dziecku! I koniec! EWA ADAMCZEWSKA
Mikrośladowy megakant cie szoku ksiądz telefonował też kilkakrotnie i wszyscy dobrze wiedzą (z policją i prokuraturą na czele), do kogo dzwonił. W końcu księdzu Tadeuszowi prokuratura postawiła zarzut spowodowania śmierci dziecka i ucieczki z miejsca zdarzenia. Jednak w trakcie śledztwa ustalono, że ksiądz nie zabił dziewczynki, tylko najechał na leżące na jezdni dziecko. Natomiast sprawcą pierwszego potrącenia dziecka był
3
4
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA
Wojna Maryi z Józefem Mogłem się spodziewać wszystkiego, np., że „Fakty i Mity” staną się oficjalnym organem prasowym Episkopatu Polski, ale tego, że sam premieroprymas III RP Glemp przyzna, iż Radio Maryja jest rozgłośnią niekatolicką, przewidzieć nie potrafiłem. W minionym tygodniu jego prymarskość ogłosił, że ciupasem pozamyka biura Radyja w archidiecezji warszawskiej, bo działają one bez jego błogosławieństwa. Niby nic, a jednak jakże wiele. Powiedział mianowicie: „(...) Kościół, doceniając każde słowo ludzkie, interesuje się przede wszystkim Słowem Bożym wypowiedzianym najpełniej w Jezusie Chrystusie. Ten skarb Słowa Bożego został powierzony Kościołowi i dlatego Kościół musi Słowa strzec i uporządkować jego głoszenie”. Oświadczenie prymasa można przetłumaczyć na język zrozumiały dla wszystkich w sposób następujący: Dosyć tego! Rydzyk mnie wku...rza coraz bardziej i w przededniu wejścia Polski do Unii trzeba coś z jego tubą zrobić. Wszak umówiłem się z moim zastępcą Millerem Leszkiem, że nie będę mu robił wbrew, a on mi w zamian nie odbierze koryta. Nikt za plecami nie będzie mi robił koło d..., a kto ma taki zamiar „(...) popada w konflikt z prawem
S
kanonicznym i nadweręża jedność Kościoła (...)”. OTO SŁOWO PRYMASA I CHWAŁA NIECH MU ZA TO BĘDZIE! Oczywiście, Ojciec Katolickiego Narodu nie może wprost powiedzieć, że Radyjo jest najzwyklejszą schizmą w łonie Krk, a cieknąca z jego anteny nienawiść nijak się ma do nauk Chrystusa. To już zauważyli dawno sami katolicy. Nie może też przyznać, że identyczne zdanie mają od dawna „Fakty i Mity” głoszące, że antena Rydzyka namawia do nietolerancji i nienawiści.
wego czasu w PRL nikt publicznie nie ośmielił się skomentować wyglądu Breżniewa. Ale wówczas była cenzura... Teraz niektórzy chcieliby wydać prawnie stanowiony „słownik” słów i określeń służących do opisania czyjejś postaci. Jednak ten zamiar narusza wolność słowa w większym stopniu aniżeli ewentualna treść krytyki opisanej wyżej osoby. Oj, miał rację Luc de Clapiers de Vauvenargues (1715–1747), mówiąc, że „ci, którzy boją się ludzi, uwielbiają ustawy”. Katolicy mają genetycznie zakodowaną niechęć do wolności słowa, dowolnego wyboru światopoglądu, a już najbardziej nienawidzą mądrzejszych od siebie. Niełatwo jest opisać Jana Pawła II, zwłaszcza gdy chodzi o jego obecny stan fizyczny oraz zewnętrzny wygląd. Niełatwo, gdyż zachować prawdę z jednoczesnym oddaleniem niebezpieczeństwa narażenia się na szykany adoratorów papieża, to rzecz nie do spełnienia. W numerze 33/2002 tygodnika „NIE” Jerzy Urban w tekście „Obwoźne sado-maso” opisał m.in. rzeczywisty stan fizyczny rzymskiego gościa. To wystarczyło, aby natychmiast uaktywniły się legiony walecznego katolicyzmu i zaczęły odgrażać się Urbanowi. Gdyby redaktor „NIE” napisał, że papież świetnie wygląda, że gdyby chciał, to z łatwością zrobiłby szpagat lub przebiegł 100 metrów przez płotki, a z odległości 200 metrów trafi w dziesiątkę na strzelnicy – i tak by się czepiali. Niechybnie zarzucono by pismu i jego właścicielowi złośliwość, sarkazm, pisanie nieprawdy, a co najgorsze – naśmiewanie się z chorego starca. Katoliccy cenzorzy-inkwizytorzy, dając głos w obronie papieża, nie mają w ogóle pojęcia, że ich poprzednicy nie przebierali w słowach. Na tym tle felieton Jerzego
On nie może, ale już taki na ten przykład Pieronek może i oświadcza: „(...) Problem jest bardzo poważny, bo ruch społeczny wokół tej rozgłośni przypomina sektę skupioną wokół guru (...). Być może należałoby doprowadzić do zmiany kierownictwa w Radiu Maryja”. Panie Pieronek! Redaktor Jonasz od dawna poszukuje jeszcze jednego felietonisty do „FiM” i ja (za jego zgodą) proponuję Panu tę robotę. Trzeba tylko – drobnostka – żeby jego ekscelencja myślał trochę szybciej (i tak też działał). Wszak redaktor naczelny i piszący
Urbana jawi się niczym słodka laurka niewinnego przedszkolaka... W literaturze polemicznej XVI, a szczególnie XVII w. używanie grubiańskich wyzwisk, dosadnych określeń i wyszukanych inwektyw było na porządku dziennym. Bez trudu można udowodnić, że w tej formie i stylu polemiki celowali katolicy, szczególnie księża i jezuici.
„Najpiekielniejszy Ojciec, Paweł III”, „Jego Piekielność”. Do Pawła III zwrócił się ironicznie: „Kochany Pawełku, kochany osiołku, najmilszy osiołku...”. W innym tekście walił bez ogródek: „Jesteś nieokrzesanym osłem, jesteś papieżem-osłem i pozostaniesz osłem...”. Paweł III to według Lutra „okropny oszust i złoczyńca Paweł, ten nienasycony, bezdenny brzuch skąpca”. Gdzie indziej znów: „Ty jesteś epikurejską świnią, tak samo wszyscy papieże, twoi poprzednicy”. Nazywał papieży „przebiegłymi arcyoszustami, mordercami, zdrajcami, kłamcami i rzeczywistym oparciem wszystkich najgorszych ludzi na świecie”. Władcy Watykanu, jego zdaniem, są „wrogiem Boga i ludzi, burzycielem chrześcijaństwa i cielesnym mieszkaniem szatana”, a po diable nie ma „żadnego gorszego ludu nad papieża i jego zwolenników”. Zdaniem Lutra, każdy uczciwy chrześcijanin, „gdzie tylko dostrzeże herb papieski, powinien nic więcej tylko splunąć i kałem go obrzucić, gdyż bałwana powinno się w ten sposób opluwać i kałem obrzucać, Panu Bogu na chwałę”. W roku 1518 napisał do jednego ze swoich przyjaciół, że „prawdziwy antychryst, opisany przez świętego Pawła, panuje w Rzymie”. W następnym roku pisał do Spalatyna: „Powiem ci w zaufaniu, że nie wiem, czy papież jest samym antychrystem, czy też jego apostołem, tak nędznie bowiem w swych dekretach oszpeca on i krzyżuje Chrystusa, to znaczy, prawdę”. Na takim to poziomie polemikę toczyły ze sobą religijne autorytety w XVI i XVII wieku. A teraz ich duchowi spadkobiercy czepiają się dobrotliwego w gruncie rzeczy felietonu Urbana. BOGDAN MOTYL www.alternatywa.com
Wolność słowa Na przykład ksiądz Powodowski nazwał arianina Czechowica, „bestią, dziką świnią, koczkodanem, mieszańcem śląskim, czeskim, cygańskim”, a także „drzewianym figlarzem” (Czechowic zajmował się tokarstwem). Ale to było jeszcze nic! Tegoż Czechowica jezuita Łaszcz nazywa „piekielnym Lucyferem, śmierdzącym dziadem, niebożnym, a śmierdzącym trupem, smrodem perfumami piekielnymi śmierdzącym, nieszlachetnym mordercą ciał i dusz ludzkich, głupim kulfonem, Bachusowym żarłokiem” itp. Można, doprawdy, ułożyć z dorobku katolickich polemistów niezły słownik wyzwisk. Ksiądz Sermonet nazwał papieża Piusa IX „zerem”. Według niego, jest to „zakrystianin, który nie rozumie teologii, ale lubi ceremonie. Wierzy w Boga, ponieważ wierzy w świeczniki”. Bardzo precyzyjnie oraz jednoznacznie wypowiadał się o „ojcach świętych” Marcin Luter, który rzucił w świat wezwanie: „Precz z papieżem!” i głosił, że jest on antychrystem. Rozpoczynał walkę z Rzymem od pisma „Przeciw przeklętej bulli papieskiej” (1520 r.), a zakończył „Przeciw papiestwu w Rzymie przez diabła założonemu” (1545 roku). Okładał papieża obraźliwymi epitetami:
te słowa wielokrotnie przestrzegali, że RM źle służy Kościołowi i tworzy wokół siebie coś na kształt sekty właśnie. Pisaliśmy na przykład, że Rydzyjko głosi parafaszystowskie przesłanie kultu jedynie słusznej ideologii i już za to jedno powinno być zdelegalizowane jako szkodliwe dla Polski i dla Kościoła. Co zdumiewające – niemal identycznie myśli o radiu Rydzyka bp Piotr Jarecki, generalny wikariusz diecezji warszawskiej, mówiąc: „(...) działalność Radia Maryja jest sprzeczna z kodeksem prawa kanonicznego (...)”. My dodamy: z kodeksem karnym również! Jak bowiem traktować słowa płynące z Radyja, a odnoszące się do biskupów krytykujących toruńską rozgłośnię: „W Polsce już byli biskupi zdrajcy, których się wieszało”. To wcale nie są żarty. To jest otwarte namawianie do „zrobienia porządku” ze wszystkimi myślącymi inaczej – nawet z najwybitniejszymi hierarchami Krk. Czy to jest tylko czcze gadanie nawiedzonych idiotów? Nie sądzę. Jeśli zważyć, że – według badań – przeciętny słuchacz RM to persona fatalnie wykształcona (74 procent – podstawówka), wiekowa (ponad 80 procent przekroczyło 65 lat) i źle sytuowana (dochody 600–800 zł), to tylko patrzeć, jak w kierunku na przykład Pieronka polecą jajka i wcale niewykluczone, że któreś z nich będzie ołowiane. Kiedy już, już myśleliśmy, że głos biskupów jest głosem samego Boga, nasz wzrok zatrzymał się na innym akapicie dekretu imć prymasa. Oto Glemp jedną ręką uwala Rydzyka, drugą zaś powołuje
Instytut Archidiecezjalny Środków Przekazu, który ma ze wszystkich sił wspierać... Radio Józef. No i szto? No i wsio paniatna! Bo jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o kasę. Jakieś dwa i pół miliona słuchaczy Radia Maryja idzie na pocztę, bierze przekazy i wpłaca co miesiąc ułamek swojej nędznej emerytury do Rydzykowej kieszeni. Policzcie, ile to jest, i pomyślcie: czy Glemp może spokojnie patrzeć, jak taka forsa przechodzi koło nosa? Nie może oczywiście. Stąd pomysł Radia Józef (zbieżność z imieniem prymasa zapewne przypadkowa...). Należy przypuszczać, że przed decyzją o zamknięciu biur RM naczalstwo episkopatu zażądało od Rydzyka nie tylko posłuszeństwa na antenie, ale większych kontrybucji z centrali do Centrali. A ponieważ ojciec Rydzyk do rozrzutnych nie należy i chce budować własne imperium – dojdzie do wojny Maryi z Józefem. Przy okazji podwoi się też watykański majątek, ale to tylko przy okazji... MAREK SZENBORN
Ratunek dla budżetu „Fachowcy” spod znaku AWS i UW po swoich rządach pozostawili zrujnowane finanse publiczne. Podjęta przez rząd Leszka Millera próba ratowania państwowej kasy przy wykorzystaniu liberalnych metod i przy błogosławieństwie Kościoła – także zawodzi. W celu ożywienia gospodarki poważne środki pochodzące z budżetu rządy przeznaczają na zakup uzbrojenia czy amunicji. Najczęściej intratne zamówienia na militaria powiązane są z porozumieniami offsetowymi. Chodzi o to, iż np. nasze państwo zakupi samoloty, czy inne militaria, ale pod warunkiem że firmy pochodzące z kraju dostawcy dokonają zakupów w polskich firmach (mogą to być części do uzbrojenia, a nawet żywność). Niestety, spore zyski wynikające z tych zakupów mogą trafić do firm z rajów podatkowych, a budżet niczego nie zarobi. Rząd amerykański poradził sobie z tym problemem. W ubiegłym miesiącu Kongres przyjął rządową propozycję uniemożliwiającą amerykańskim firmom zarejestrowanym w rajach podatkowych dostarczanie czegokolwiek Pentagonowi. Skoro Wielki Brat wprowadził taką regulację, to co stoi na przeszkodzie, aby podobne rozwiązanie zastosować u nas? Obowiązujące prawo zezwala na to, aby preferować polskie firmy przy składaniu zamówień publicznych. Wystarczy zastosować ten przepis przy umowach na dostawę uzbrojenia. M.P.
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
DZIAŁKI NA SZYBKO Kończące kadencję prawicowe władze Białegostoku postanowiły na pożegnanie raz jeszcze doposażyć Kościół watykański. Kuria zażądała siedmiu działek, bo chce ubogacić (tych bez gaci) nowymi świątyniami. Za te działki to kuriewni chcieli nawet zapłacić. Jednak prezydent Białegostoku Ryszard Tur jest dżentelmenem i o pieniądzach nie chciał nawet rozmawiać. Od ręki zaoferował swoim chlebodawcom 75-procentowy „rabacik”. Aby spełnić żądanie arcybiskupa Wojciecha Ziemby, posłuszni mu prawicowi radni w trymiga zgodzili się na rozpoczęcie procedury zmiany planu zagospodarowania przestrzennego miasta. Po wprowadzeniu poprawek działki, na których kuria chce postawić świątynie, zostaną w majestacie prawa przekazane jej za grosze. W zbożnym planie bruździć poczęli radni lewicy. Najwięcej uwag miał lider podlaskiej Unii Pracy Mirosław Hanusz. Nie podobało mu się, że jedną uchwałą załatwia się siedem osobnych spraw. Awanturował się także o wydanie wreszcie podobnej zgody dla prawosławnych (sprawa ciągnie się od 2 lat). Tradycyjnie hojne władze miasta zapomniały o rosnącym deficycie budżetu Białegostoku, zadłużeniu miasta i braku kasy niemal na wszystko. Pośpiech, z jakim przyjmowano uchwałę w tej sprawie, jest w pełni uzasadniony. Wszystkie znaki na ziemi i na niebie przewidują bowiem, że prawica straci władzę w mieście. M.P.
KOCHANI BEZDOMNI Stołeczny SLD bardzo ładnie rozpoczął kampanię wyborczą. Burmistrz Jan Wieteska wraz z Zarządem Gminy Warszawa Centrum bardzo kochają bezdomnych. Swoją miłość i oddanie potrzebującym okazują w ciekawy sposób. Otóż 23 sierpnia 2002 r. w warszawskim wydaniu „Gazety Wyborczej” ukazało się ogłoszenie o organizowanym przez Gminę Centrum konkursie ofert na dotacje dla organizacji prowadzących noclegownie. Przez zupełny przypadek ukazało się ono 23 sierpnia 2002 r., czyli 4 dni po śmierci Marka Kotańskiego... Organizacjom dano... trzy dni na złożenie wymaganych papierów. Tempo zastanawiające. Bo czyż nie jest to jawna gra pod kogoś i aby kogoś odstrzelić? Czekamy z niecierpliwością na informację o zwycięzcach konkursu. A.Pi.
PAPIESKIE DOŁY Wszystkim miłośnikom spacerów odradzamy piesze wycieczki po krakowskich Błoniach. Kryją one bowiem kilka tysięcy dołów głębokich na pół metra. Powstały po demontażu płotów, barierek i głośników. Koszty doprowadzenia Błoni do stanu używalności ocenia się na kilkanaście tysięcy złotych. Najciekawsze jednak jest to, iż usunięcie śladów
wizyty Papy zajmie wielokrotnie więcej czasu niż przygotowania do niej. Coś jak z trąbą powietrzną, tsunami lub szarańczą. M.P.
PROCEDURY UPROSZCZONE
rencistów i emerytów. Biskup z wyrozumiałością podszedł do tych problemów i stwierdził z troską, że działkę pod kościół, owszem, wykupi kuria diecezjalna. Ona też sfinansuje tymczasową kaplicę. – A kościół będzie można budować 10 lat – dodał. Gdy przyszło mówić o pieniądzach za działkę (ponad 50 tys. zł) przy ul. Traugutta, ekscelencja poprosił o udzielenie „drobnej” 90-procentowej bonifikaty. Rada nie podjęła jeszcze w tej sprawie decyzji, ale już odezwały się głosy, że sławnemu z pijaństwa i złodziejstwa (sprawa Halberdy) biskupowi należy się jak psu micha 99-procentowa zniżka! R.P.
ZA ZASŁUGI
Jarosław Kalinowski, wicepremier, poinformował, że w najbliższych dniach zapadną decyzje o transporcie polskiego zboża do Afryki, po tym jak Wielki Właściciel Dóbr Polskich, Karol Wojtyła, podczas swojej homilii na krakowskich Błoniach nakazał wysłać polskie zboże do głodujących w Afryce. Problemem mogą się jednak okazać skomplikowane procedury eksportowe, związane z wysyłką towarów do krajów odległych od naszego Katotalibanu. Jednak ze względu na wolę Wielkiego, jak poinformował wicepremier Kalinowski, „zostaną one uproszczone”. I kto tu rządzi? R.B.
POMNIK POSTOJU Władze Skawiny uznały kilkuminutowy postój Papy w tej miejscowości za zaszczyt dla miasta, wydarzenie nieopisanie doniosłe i historyczne. Aby uczcić pamięć tegoż, w pobliżu miejsca postoju gościa stanie obelisk z tablicą pamiątkową. Architekt miasta otrzymał polecenie przygotowania projektu godnej oprawy pomnika. Posadzono już specjalne dęby nazywane piramidalnymi. Nazwa adekwatna do nonsensu. M.P.
DOBRY HUMOR BISKUPA Andrzej Śliwiński, biskup elbląski, słynie nie tylko z niekonwencjonalnego zachowania na lotniskach, ale i z poczucia humoru. Podczas lipcowej sesji Rady Miejskiej Pasłęka zapowiedział utworzenie trzeciej już parafii w tym 12-tysięcznym mieście, a także budowę nowego kościoła. Trzeźwi radni – m.in. emeryt Olgierd Stankiewicz – zareagowali natychmiast, bo zrozumieli, że ludziska będą musieli wybulić sporo kasy, a w mieście bezrobocie sięga już 33 procent. Ponadto na Zarzeczu, gdzie ma powstać nowa świątynia, mieszka sporo biedujących
5
NA KLĘCZKACH
Tyskim franciszkanom manna spada z nieba. Sześć lat temu dostali w mieście działkę pod kościół i klasztor. Nie spodobała się jednak zakonnikom. Poszukiwania nowego terenu nie trwały długo. Wnet znalazł się ofiarodawca – bogobojny parafianin. Tym razem grunty zadowoliły naśladowców św. Franciszka, więc przystąpili do budowy. Niestety, po czasie plac okazał się za mały. Z pomocą przyszli zatem świątobliwi rajcy, którzy przekazali ostatnio mnichom teren – 1913 mkw. – przy ul. Paprocańskiej. Grunty warte 70.474,92 zł oddali im w wieczyste użytkowanie na razie do 19 czerwca 2010 r. Radni przyznali zakonnikom także 50 proc. bonifikaty na pierwszą ratę. Biedni franciszkanie mają uiścić tylko 5.285,62 zł. To wszystko, jak piszą w uzasadnieniu, za zasługi zakonników. Jakie? „Za unikatowe walory architektoniczne realizowanych obiektów oraz trud budowy z lokalnego dolomitu”. A może za trud modlitwy i zakonne powołanie? Groteski nigdy dość. J.R.
DARMO DAWAJCIE... W jednej z parafii w Lidzbarku Warmińskim ksiądz – jak przystało na prawdziwego sługę Bożego – bez cienia sumienia oskubał pogrążoną w rozpaczy wielodzietną rodzinę. Mimo skrajnej nędzy osierocone dzieci musiały zapłacić za pochówek zmarłej nagle matki. Ksiądz nie chciał nawet dyskutować i zamiast serca pokazał cennik. Nad dziewięciorgiem dzieci w wieku od 4 do 17 lat ulitowali się sąsiedzi i zrzucili się na opłatę. Nawet zostało coś na podręczniki i buty dla siódemki pociech, które właśnie poszły do szkoły. Ilu takich watykańskich katabasów zdziera skórę z polskich biedaków? PaS
STOCZNIOWCY W SUTANNACH Księdza arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego i księdza prałata Henryka Jankowskiego nie mogło
zabraknąć na niedawnych uroczystych obchodach 50-lecia Gdańskiej Stoczni Remontowej im. Józefa Piłsudskiego SA. Brylowali, gratulowali i ściskali prawice, bo takie spędy uwielbiają od lat. Sami też odebrali coś niecoś, bo przecież zasługi dla przemysłu stoczniowego mają rzekomo niekwestionowane: decyzją prezesa stoczni Piotra Soyki otrzymali Honorową Złotą Odznakę „Zasłużony pracownik Gdańskiej Stoczni Remontowej im. J. Piłsudskiego SA”. I pomyśleć, tacy wielcy stoczniowcy, a kolebki „S” nie uratowali! To zły znak dla „Remontowej”... R.P.
tablicę, zajęło im aż 10 dni. Brawo. Czekamy na złodzieja z PiS-u, który ukradnie warszawską Syrenkę, bezwstydnicę jedną! M.P.
BURMISTRZ ŚCIENNY
ZA TYSIAKA
Tadeusz Woźniak, burmistrz Andrychowa, już za życia doczekał się niemal wyniesienia na ołtarze. Jego konterfekt pojawił się bowiem na ścianie w miejscowej farze w towarzystwie najwyższych watykańskich dostojników. Mieszkańcy Andrychowa nie mają wątpliwości, skąd się wzięły takie zasługi. Jak się okazuje, nawiedzony burmistrz od lat troszczy się o finansowanie Kościoła, nie szczędząc publicznego grosza nie tylko na tutejszą świątynię. Złośliwi twierdzą, iż tak naprawdę w mieście od lat rządzi nie Woźniak, a proboszcz Franciszek Skupień. Za wyniesienie na ołtarze czy raczej na ściany też, jak widać, trzeba płacić. Szkoda, że groszem publicznym. R.P.
W „FiM” pisaliśmy o proteście parafian z Mogilna, którzy nie życzą sobie, by w tym 13-tysięcznym mieście budowano czwarty z kolei kościół. Trzy lata temu oddano tu do użytku najnowszą świątynię. Wierni wysłali więc protest do arcybiskupa Henryka Muszyńskiego, bo na sfinansowanie kolejnego kościoła już ich nie stać. „Muszyna” olał zbiesionych parafian i kazał budować. Ale kościół nie miał zamiaru bulić za działkę pod tę inwestycję. Mogileńska parafia pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy wystąpiła więc z wnioskiem do gminy, by ta, za „symboliczną złotówkę” oddała jej atrakcyjny, mający 1,5 tys. mkw. grunt. Za tę ziemię położoną w zielonej części Mogilna, przy trasie wylotowej, można by pewnie skasować kilkadziesiąt tys. zł. Niestety, radni pod koniec sierpnia podjęli decyzję, że grunt dostanie Krk. Wprawdzie nie za złotówkę, ale za... 1000 złotych. Inwestycja i tak się zwróci. R.Kraw.
ŻYWOTNE PROBLEMY Katolicka strona www.opoka.org.pl idzie z duchem czasów! Zamiast mało skutecznego wciskania do głów dogmatów z karą wiecznych męczarni za herezję – odważna demokratyzacja. Wierni mogą wziąć udział w sondzie: „Czy Matka Boża udziela łaski?”. Wychodzi na to, że udziela – tak twierdzi aż 68 proc. respondentów. Czekamy na kolejne sondy: „Czy Jezusa rzeczywiście się je?”, „Czy szatan może być zbawiony?” (to bardzo ważki problem teologiczny!). Stronę pełną żywotnych dla narodu problemów sponsorują m.in.: Orlen, TP SA, Bank Pekao SA i Optimus SA. To polski wynalazek – „kapitalizm katolicki”. M. Psyk
PATRON OD INTERESÓW Zmarłego niedawno biskupa Jana Chrapka mianowano patronem Wyższej Szkoły Biznesu w Radomiu. Idea ma już błogosławieństwo Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu. Uważamy pomysł za wyjątkowo udany – powiązania między Kościołem a pomnażaniem pieniędzy są aż nadto oczywiste. A.C.
SAKRAMENCKA DEWOCJA
POSEŁ CHULIGAN Poseł Mariusz Kamiński zajął się czyszczeniem Warszawy. Do spółki z kumplami z Ligi Republikańskiej ukradł historyczną tablicę poświęconą polskiej lewicy. Gloryfikowała ona bowiem, jak oświadczył pan poseł, Komunistyczną Partię Polski. Jego towarzysze oznajmili, iż w stolicy nie ostanie się żadna niesłuszna pamiątka historyczna. Co ciekawe, pan poseł należy do nazwanego dla jaj Prawa i Sprawiedliwości. Partyjni towarzysze Mariusza nie chcą komentować zabawy swojego kolegi. Nas zdumiewa zachowanie warszawskich urzędników. Ustalenie, który to urząd odpowiadał za
„Sakramencko dobre piwo spod samiućkik Tater” – takiej reklamy nie będzie już niedługo na złocistym płynie jednego z browarów. Przykościółkowi strażnicy moralności, jak się okazuje, poczuli się mocno obrażeni użyciem słowa „sakramencko”, które kojarzy im się jedynie ze świętymi sakramentami, choć słowniki mówią też o innym znaczeniu tego wyrazu. Zapewne i w tym przypadku jest tak, jak w kawałach o szeregowcu Wiewiórze, któremu wszystko kojarzy się z dupą. „Sakramencko dobre” będzie więc teraz „straśne dobre” – taką decyzję podjął browar. R.P.
6
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
Stolec biskupa Wrocławscy pałacowi kurialiści wpuścili do Świdnicy rekonesansowego „szczura”: – Być może – przebąkują sutannowi – w tym mieście powstanie... diecezja sudecka. Ten cudowny sygnał od razu podłapali samorządowcy i na wyścigi, od opcji lewej po prawą, zaczęli zapewniać o swoim wielkim poparciu dla pomysłu. Od zaraz są gotowi szeregiem stanąć obok przyszłego biskupiego stolca. Do utworzenia nowej siedziby biskupa doszłoby w wyniku podziału diecezji legnickiej i wrocławskiej. Byłby on możliwy – tłumaczą kuriewni – bo „w zapisach II soboru watykańskiego określa się, że diecezja nie może liczyć więcej, niż 1,5 mln wiernych”. A dotychczas istniejące są liczniejsze. Na tej właśnie podstawie zachodzi konieczność wyodrębnienia jeszcze jednego ośrodka zarządzania parafiami. Świdnicki kościół Świętych Stanisława i Wacława (na zdjęciu) byłby bazyliką, zaplecze także jest właściwe, bo przecież sutannowi przejęli okoliczne budynki nie tylko przy tym obiekcie, ale również inne, m.in. przy parafii św. Józefa. Sęk w tym, że to wyszarpane zaplecze wymaga generalnego, kosztownego remontu. Kościoła na taki wydatek nie stać. Zatem, jeśli świdniczanie chcą mieszkać w stolicy diecezji, to chyba grosza nie poskąpią na modernizację sakralnych obiektów. Nie
pożałują też zapewne szmalu na przygotowanie jakiegoś tam „budyneczku” pod pałac dla jeszcze jednego dolnośląskiego purpurata. Bo to przecież splendor dla miasta, nobilitacja i w ogóle. Pewnie, że nie poskąpią. Świadczy o tym wstępne zaangażowanie się świdnickich notabli. Od razu zadeklarowali poparcie dla tak szczytnego celu. Starosta świdnicki Wojciech Murdzek (AWS) wręcz zakrztusił się wazeliną na łamach lokalnej „Nowej Świdnickiej”: „Na pewno kontakt wiernych z biskupem jest zawsze dużym przeżyciem i każda jego wizyta jest szansą na refleksję, ożywienie życia w parafii – jednym słowem, to powód do radości. Mając świadomość, że osoba biskupa jest ewidentnym przedłużeniem obecności apostołów na ziemi, to świadczy on ogromną pomoc w życiu Kościoła i każdego z nas (...). Myślę, że od strony wielkiej historii Świdnicy, nierozerwalnie związanej także z historią Kościoła, Świdnica byłaby dobrym miejscem na siedzibę biskupa (...)”. Że ten człowiek gada takie pierdoły, nie dziwi już nikogo. Od dawna uchodzi za jednego z powiatowych dewotów. Ale jeszcze dalej
P Rozum poczty
łakać czy śmiać się, nie mam pojęcia. Nie wiem też, jak to określić? Paranoja, czy tylko głupota. Zamarzyło mi się wziąć udział w teleturnieju „Miliard w rozumie”.
Po wypełnieniu formularza zgłoszeniowego liczącego 50 pytań włożyłem go do koperty i poszedłem na pocztę, by kupić znaczek i wysłać ów formularz do adresata. Po naklejeniu znaczka zapytałem jeszcze panią w okienku, czy zostawić tę kopertę, czy może wrzucić do skrzynki. W odpowiedzi usłyszałem, że jeśli nie jest to list polecony, a chcę, by poszedł jak najszybciej, to lepiej wrzucić go do skrzynki. Wrzuciłem więc kopertę do skrzynki i... rozpocząłem oczekiwanie na zaproszenie na eliminacje, które miały się odbyć pod koniec lipca. Naiwny. 2 września otrzymałem... nie, nie zaproszenie, ale z powrotem mój list. Okazało się, że czujne oko urzędnika pocztowego w Warszawie (o czym świadczą pieczątki) zorientowało się, że list waży za dużo i ja – cwaniak – chciałem oszukać Pocztę Polską o całe 10 gr (słownie: dziesięć groszy). Na szczęście rewolucyjna czujność urzędnika wychwyciła to karygodne oszustwo i list odesłano mi do domu. Postanowiłem dociec, dlaczego się tak stało, tym bardziej że termin eliminacji minął i o miliardzie mogę na razie zapomnieć. Urzędniczka na poczcie w Gdańsku, przy dworcu PKP (bo tam się udałem), po obejrzeniu i zważeniu listu poinformowała mnie całkiem poważnie, że list został wrócony, gdyż uiszczona na nim opłata
– bo bardzo konkretnie – w kretynizmie tym poszedł przedstawiciel Unii Wolności przewodniczący Rady Miasta – Artur Sierzputowski: „Bardzo mnie ucieszyła ta informacja i chciałbym, by się ona sprawdziła (...). Uważam, że zarówno rada miejska, jak i zarząd Świdnicy, powinny dołożyć wszelkich starań, by miasto nasze stało się siedzibą powołanej Diecezji Sudeckiej. Można byłoby pokusić się o wygospodarowanie środków na pomoc w zagospodarowaniu obiektów
w postaci znaczka za 1,10 zł była za niska. Dodała, że jeśli chcę wysłać go ponownie, muszę dopłacić brakującą kwotę powiększoną o 1,30 zł kary, a wówczas Poczta Polska na pewno dostarczy mój list do adresata. Ponieważ już mi się nie spieszyło, gdyż termin zgłoszeń do teleturnieju minął, policzyłem sobie, że taniej (bo 1,20 zł + 6 gr za nową kopertę) wyniesie mnie wysłanie listu na nowo. Zabrałem moją przesyłkę i udałem się do domu. Po drodze jednak nasunęło mi się kilka refleksji: – po pierwsze: na przyszłość, jeśli zechcę wystartować w jakimś teleturnieju, konkursie czy czymś podobnym i będę korzystał z pośrednictwa poczty (bo to niestety monopolista, na którego łaskę jesteśmy wszyscy skazani), muszę uczynić to ze sporym wyprzedzeniem czasowym, bo być może list znów będzie musiał kilka razy wędrować tam i z powrotem; – po drugie: od teraz, zanim wyślę cokolwiek: list, kartkę świąteczną, życzenia imieninowe czy pocztówkę, najpierw starannie będę musiał wszystko zważyć, by znów się nie okazało, że chcę oszukać Pocztę Polską; – po trzecie: może się czepiam, ale wydaje mi się, że powrotna wędrówka mojego listu też kosztowała i to chyba właśnie Poczta za nią zapłaciła. Nie wiem, czy nie taniej byłoby po prostu doręczyć list adresatowi; – po czwarte wreszcie: gdyby tak wszyscy chcieli oszukiwać, to skąd Poczta Polska miałaby brać kasę na różnej maści kościelne przedsięwzięcia z wycieczką Najdostojniejszego Gościa na czele?! ZBUJ Repr. archiwum
pod przyszłą siedzibę biskupa, o ile Kościół zwróciłby się o to do władz miasta”. Żeby sprawa była jasna (dla archidiecezji wrocławskiej i kardynała Gulbinowicza), w tym chórze pochlebców nie zabrakło również wiceprzewodniczącego świdnickiej Rady Powiatu, niejakiego Zygmunta Worsy (obecnie bezpartyjny): „(...) Byłoby to wielkim wyróżnieniem dla miasta i powiatu. Nie tylko rozpatrując to w kategoriach duchowych, ale także szerszych. Takie wyróżnienie dla Świdnicy mogłoby spowodować większe zainteresowanie miastem i regionem, a co za tym idzie – ich rozwój”. Średnio inteligentny świdniczanin powinien od razu skumać, co w trawie piszczy. Bezrobocie w miasteczku sięga 20 procent. Jedynie co czwarty z tej pozbawionej pracy armii ma prawo do zasiłku. Obszar nędzy i rozpaczy poszerza się w tempie katastroficznym. Według skromnych wyliczeń – blisko 60 proc. świdnickich rodzin żyje w skrajnej biedzie. Ale nie dotyczy to akurat tych samorządowców – piewców kościelnych. Pan prezydent Kazimierz
Bełz zarabia 8934 zł, starosta Murdzek – 10 066. Nie bierzemy przy tym pod uwagę różnego rodzaju premii, nagród, diet, funduszy reprezentacyjnych, ryczałtów paliwowych, innych dodatków, których jest bez liku. Żeby chociaż widać było efekty pracy władz samorządowych. Ale gdzie tam! Wystarczy przejść się głównymi ulicami miasta, by zobaczyć jego degradację. Na wszystko brakuje pieniędzy, o przydziale komunalnego mieszkania nie ma nawet co marzyć. Chyba że ktoś ma szczęście i załapie się na baraki przy ul. Gdyńskiej, Saperów i Kliczkowskiej. To są typowe nory, ale czynsz jest niewielki, bo nie przekraczający 1,20 zł za metr kw. Kiedyś Świdnica słynęła ze sportowych osiągnięć, teraz, po boksie, piłce nożnej, siatkówce czy akrobatyce zostały tylko wspomnienia na pożółkłych kartach PRL-owskiej, chwalebnej historii miasta. To wszystko furda. Najważniejsze, że zbliżają się wybory samorządowe i poparcie z ambony warte jest wyczyszczenia miejskiej kasy na... stolec biskupi. O tym doskonale wie strona kościelna i jej przypadnie w udziale główna wygrana z racji wyścigu do samorządowych, dobrze płatnych posadek. Jesteśmy święcie przekonani, że świdniczanie będą mieli swoją diecezję. I cóż im więcej do szczęścia potrzeba?! JASZ Fot. archiwum
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
W
najnowszym Biuletynie Instytutu Pamięci Narodowej, opublikowanym tuż przed wizytą w Polsce Jana Pawła II, znalazł się zapis długiej rozmowy Barbary Polak z Markiem Lasotą, kierownikiem referatu wystaw i edukacji historycznej Oddziału IPN w Krakowie. Temat, wydawać by się mogło, sensacyjny: „Karol Wojtyła w dokumentach bezpieki”. Media rzuciły się na wywiad ze zrozumiałym głodem, próbując z udostępnionych informacji wycisnąć jakieś bzdurki-ciekawostki. Bezskutecznie, ponieważ Lasota nie dość że wszystko i starannie owija w bawełnę, to jeszcze porusza się wyłącznie w okresie 1950–1960.
POLSKA PARAFIALNA
7
była „rzekomo” kompromitująca. Kim jest szczęśliwa posiadaczka jakże dziś cennych pamiątek? Dlaczego przechowywał je ks. Bardecki? Skoro była „mieszkanką Krakowa”, dlaczego kardynał, mając jej coś do powiedzenia, pisał listy, zamiast na przykład zatelefonować lub przyjąć na audiencji? Wreszcie, na czym polegała „próba prowokacji, jaki przyniosła skutek? 29 sierpnia br. M. Lasota – „polonista, specjalizujący się w liryce religijnej” (dane z oficjalnej biografii) – poinformował mnie, że nie może powiedzieć nic więcej na temat bezpieczniackiej intrygi, bowiem informacje, którymi się posługiwał w rozmowie z B. Polak, pochodzą od prok. Andrzeja Witkowskiego
Och, Karol! Kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba... boi się. Przebieg związku Karola Wojtyły z Ireną K. układał się jak w tej wyliczance, a uczucia zmieniały w rytmie kolejnych awansów. W finale pojawia się tajemnicza śmierć wysokiego rangą funkcjonariusza bezpieki... W jego wynurzeniach zaledwie raz pojawia się rok 1972 zaś 1978 – wyłącznie jako data wyboru Wojtyły na papieża. „Wydaje się nieprawdopodobne, by po konklawe nie zaczęto badać tych materiałów (zgromadzonych wcześniej przez Służbę Bezpieczeństwa – dop. red.) pod kątem ewentualnego wykorzystania ich do celów operacyjnych. Ja nie spotkałem dotąd żadnych dokumentów związanych z okresem po 1978 r.” – tłumaczy Lasota. Czytamy więc w Biuletynie jak to bezpieka czuwaI jak tu się nie ła nad karierą K. Wojtyły, rozpuszczała plotki o konflikcie z kard. Wyszyńskim i analizowała treści kazań. Słuchając Lasoty, można chwilami odnieść wrażenie, że wiadome służby jakby domyślały się świetlanej przyszłości „podopiecznego”. Dziennikarze „Faktów i Mitów” mają bardzo niemiły dla wielu obyczaj analizowania niedopowiedzeń. Zaintrygował nas więc taki oto fragment rozmowy: B.P. – Czy natrafił pan na ślady jakichś prowokacji wobec Karola Wojtyły? M.L. – Była próba (...) prowokacji, której celem było wywołanie skandalu obyczajowego dotyczącego papieża. Ot, chlapnięcie. Chodziło o korespondencję kard. Wojtyły z jedną z mieszkanek Krakowa, rzekomo kompromitującą, którą miano odnaleźć w mieszkaniu ks. Andrzeja Bardeckiego, asystenta kościelnego „Tygodnika Powszechnego”. I na tym koniec, bo M. Lasota może (wolno mu?) jedynie: „(...) w miarę odpowiedzialnie wypowiadać się na temat zawartości zbiorów archiwalnych dotyczących lat 50. i 60.”. Z kolei B. Polak nie czuła potrzeby, żeby ciągnąć go za język. Okropnie nas zaciekawiło, dlaczego Polak i Lasota tak zgodnie owo COŚ nazywają prowokacją. Skąd wiadomo, że korespondencja
z IPN w Lublinie „znającego tę sprawę najlepiej”. Jak ustaliliśmy, pan prokurator był w okresie studiów aktywistą lubelskiego Duszpasterstwa Akademickiego i swoim młodzieńczym upodobaniom jest wierny do dzisiaj. Na zadane pytania nie odpowiedział. W Biurze Prasowym Watykanu zapewne nie znaleziono odważnego, który mógłby poprosić JPII o jakieś sugestie w sprawie odpowiedzi (treść faksu – ilustracją). Pozostało nam tylko jedno wyjście – dotarcie do ludzi, którzy pisali raporzakochać... ty, podsłuchiwali i śledzili. Choć emerytów, to z niezłą jeszcze pamięcią. Oto jej zapis. W ostatniej fazie istnienia bezpieki sprawa operacyjnego rozpracowania nosiła kryptonim „Triangolo”, a oprócz głównego bohatera, czyli Karola Wojtyły, obejmowała m.in. grono osób, z którymi – jeszcze jako Lolek – utrzymywał w Krakowie szczególnie serdeczne kontakty. Nie zmienione po uzyskaniu sakry biskupiej i podtrzymywane po objęciu urzędu metropolity. – Trudno było nie zorientować się, że zarówno kard. Sapieha, jak i później abp Baziak mocno inwestują w Wojtyłę, więc w połowie lat pięćdziesiątych firma zaczęła jednocześnie dokładniej mu się przyglądać. Z wyrywkowych obserwacji wynikało, że bardzo chętnie i nienaturalnie często spędzał
Na ten list nie doczekaliśmy się odpowiedzi
decyzję o instalacji urządzeń podsłuchowych u – jak podejrzewano – dziewczyny szeregowego wówczas księdza, okazał się wizjonerem na miarę Słowackiego. Na ogół nie robiono sobie aż takiego zachodu. Tym bardziej że fatyga objęła również podobną instalację u ks. Bardeckiego – wspomina pułkownik M., pierwszy z moich rozmówców. Dowiaduję się dalej, że ks. Wojtyła przyjaźnił się z panią K. „od zawsze”. Jeszcze nim poznał ją późniejszy małżonek, z którym dosyć szybko przeszła w stan separacji... Była matką jedynego syna, Adama, noszącego nazwisko po mężu pani K. Bardzo dużo czasu poświęcała opracowywaniu materiałów duszpasterskich dla księdza, a później biskupa Wojtyły. Specjalizowała się w problematyce rodzinnej. Przepisywała mu na maszynie teksty przygotowywane do publikacji i homilie. Regularnie spędzali ze sobą kilka wieczorów w tygodniu, a praktycznie każdy wolny od jego kościelnych zajęć. Rzadko zdarzało się, aby wszyscy wymienieni panowie wychodzili wspólnie, Wojtyła zostawał najdłużej. Okazywał przyjaciółce bardzo wiele czułości, zaś poziom zainteresowania jej synem dowodził daleko idącej troski o przyszłość Adama K. – Prace instalacyjne przy podsłuchu trochę się ślimaczyły, ale gdy wreszcie zaskoczyło,
wieczory w towarzystwie pani Ireny K. Czasem towarzyszył mu ks. Andrzej Bardecki – chyba najserdeczniejszy przyjaciel, a sporadycznie – red. Konrad S. pisarz i dziennikarz „Gazety Krakowskiej”. Funkcjonariusz, który w połowie 1958 roku, czyli tuż przed otrzymaniem przez Wojtyłę sakry biskupiej, podjął
Kariera i doborowe towarzystwo przeważyły...
obiekt okazał się kapitalnym źródłem informacji. Wojtyła czuł się tam bardzo swobodnie i zawsze relacjonował Irenie najświeższe wydarzenia. Pewnego razu „technika” serwuje nam stenogram z nasłuchu, a tam stoi jak byk, że minionego wieczoru w kontrolowanym obiekcie
doszło do fizycznego zbliżenia między obojgiem przyjaciół. Już był biskupem, więc stenogram wywołał sporo zamieszania. W Warszawie nie wierzyli. Rozkazali, żeby przesłać im taśmę. Doświadczony technik sporządzający stenogram to, co usłyszał, zdecydował się nazwać „stosunkiem płciowym”. Ocenił tak sytuację, składającą się z odgłosów charakterystycznych pieszczot, przyspieszonych, rytmicznych oddechów i lekkich okrzyków: „och, Karol!”. Taśmę z nagraniem krakowski Wydział Techniki Operacyjnej przekazał do IV Departamentu MSW w Warszawie. Tamtejsi specjaliści od „gry wstępnej” uznali, że nie mógł to być ich pierwszy raz. Pani K. była ewidentnie zakochana, jej przyjaciel zdawał się odwzajemniać uczucie. – Wiele małżeństw powinno brać z nich przykład. Tyle szacunku, wzajemnego zaufania, sympatii. Aż brała zazdrość. Ona efektowna, on przystojniak... Widzi pan, to nie było jakieś nagłe zauroczenie z szybkim „numerkiem” i żalem już za chwilę. Wojtyłę bardzo do niej ciągnęło. A jak traktował jej syna! Jak swojego, choć Adam mówił do niego „wujku” – M. wyraźnie się rozczula. W tamtych czasach o genetyce i możliwości badania pokrewieństwa, choćby na podstawie włosa, nikomu w bezpiece się nie śniło. Czyhali więc nieustannie, acz bezskutecznie na okazję, której upatrywali w leczeniu szpitalnym Wojtyły. Jest wszak regułą, że towarzyszy temu pobranie próbek krwi i wydzielin. Ü Dokończenie za tydzień SŁAWOMIR JANISZ współpraca: P.G. i Z.M. Fot. archiwum
Gdybym miał choćby cień wątpliwości co do prawdziwości tego tekstu, nie podjąłbym decyzji o jego wydrukowaniu. JONASZ
8
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
I
nformowaliśmy kilka tygodni temu, że sąd w Świdnicy skazał na półtora roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata proboszcza z Pszennej, Edwarda P., oskarżonego o molestowanie seksualne dwóch chłopców. No i co z tego? Obrońcy złożyli apelację, uzasadnienia wyroku nie ma, sędzina udała się na urlop macierzyński, a stary deprawator ministrantów nadal panoszy się na plebanii. Nie widząc więc innego wyjścia i znikąd pomocy, do „FiM” zwróciła się delegacja mieszkańców wioski. Pomóżcie – proszono – bo na tego łajdaka w sutannie nie ma mocnych. Zapowiedział butnie z ambony, że nie odejdzie z parafii i wszystko wskazuje na to, że tak się stanie. Ma po-
Dożynkowy korowód już był gotów do wymarszu, gdy zajechało czarne audi z Gulbinowiczem w środku. Ledwo kardynał wyszedł z auta, a już zaczął konkurować z pogodą. Deszcz siąpił za kołnierz, więc dodatkowo w ruch poszło kropidło i było mokro jak należy. Kościelny dygnitarz serdecznie przywitał się też ze swoim skazanym podwładnym. Tym gestem „Gulbi” pokazał, w jakim poważaniu ma sądy ziemskie. Pochód ruszył, a w nim najwyżej ze 100 osób, łącznie z delegacjami z Jagodnika, Lubachowa, Wilkowa. Arcypasterz wydawał się być zaskoczony tak nikczemną frekwencją. Natychmiast więc dezaprobatę absencją wyraził wójt gminy
nad tymi dożynkami. Na deszczu wysiadła aparatura nagłaśniająca i za nic nie można było docenić oratorskiego kunsztu księcia Kościoła. Przez głośniki słyszeć się dało tylko buczenie i czkanie. Do grona prałatów dokooptowano jeszcze niemieckiego pastora, który przyjechał na gminne uroczystości z zaprzyjaźnionego miasta zza Odry. „Gulbi” osobiście zaprosił go pod baldachim. Z pewnością gość nie był z tego ty-
Ksiądz Edward P. po prawicy kardynała Gulbinowicza „odrabia” punkty...
Wychowanie (homo)seksualne tężnych protektorów. Parasol ochronny rozłożył nad nim kolega ze szkolnej ławy, rzecznik prasowy kurii wrocławskiej – biskup Janiak. Ba, w parafii, w gminnych dożynkach ma osobiście uczestniczyć książę dolnośląskiego Kościoła – Henryk kardynał Gulbinowicz. Czy to nie skandal? Jasne, że skandal i granda, przeto w dożynkowym korowodzie nie mogło nas zabraknąć. Wcześniej o program niedzielnej imprezy zapytaliśmy siedzącą w kościelnym parku grupę młodych ludzi. Totalne wzruszenie ramion: – Gówno nas obchodzi, jak „Edziu pedał będzie imprezował” – tak dosłownie skwitowali pytanie. Dowiedzieliśmy się następnie, że młodzi go olewają i jeżdżą do świdnickiej katedry na mszę. W miejscowym kościele modlą się jedynie dewociarze, którzy gotowi są całować Edka w łapę. A jednak w normalnym narodzie Pszennej odczuwalne jest wnerwienie, by nie użyć mocniejszego określenia, postawą proboszcza. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wierzył, że kardynał przyjeżdża tylko po to, by poświęcić nowy budynek gimnazjum. – Inny cel mu przyświeca – mówiono. – Za wszelka cenę pragnie parafialny konflikt wyciszyć. To mu się nie uda, a jeszcze sytuację rozogni taką niepotrzebną demonstracją faworyzowania pedofila. Zabrałby go lepiej do swojego auta i wywiózł w diabły!
Początek roku szkolnego. Nerwy dziatwy i kwieciste przemówienia notabli. Na uroczystościach nie może zabraknąć też hierarchów panującej religii. Kopsnęliśmy się do jednej miejscowości, gdzie kamer pokazujących otwarcie nowego gimnazjum akurat nie było. Policjantów, którzy by aresztowali obecnego tam księdza pedofila – też zabrakło. Stanisław Wachowiak i kablował do mikrofonu: – Wysłaliśmy wiele zaproszeń, ale nie widzę na spotkaniu z arcypasterzem naszych posłów i senatorów, najwyższych przedstawicieli władz miasta, powiatu. Nie ma również wrocławskiego kuratora oświaty... I tak się biedny wójt dziwił publicznie przez kilkanaście co najmniej minut. Ci, którzy okupowali honorowe ławy, byli tą wójtowską reprymendą wyraźnie zażenowani. Niepotrzebnie, w końcu rzeczywiście stanowili „czwarty garnitur” miejscowej władzy, która przezornie oddelegowała „zapchajdziury” do uroczystości z udziałem skompromitowanego sutannowego. Jaka to przyjemność i korzyść, zwłaszcza przed samorządowymi wyborami, wystawiać się w towarzystwie pedofila, choćby w sutannie, na flesze reporterskich aparatów fotograficznych? Od początku ciemne chmury, dosłownie i w przenośni, zawisły
Człowiek skazany przez sąd za pedofilię błogosławi plony
tułu za bardzo uszczęśliwiony, bo posadzono go na zalanej ławie, co automatycznie zamieniło jego portki w mokrą ścierę. Wzruszyli się natomiast wszyscy, gdy Słowo Boże wygłosiła nauczycielka gimnazjum, Anna Dubiel. Zajęła się Księgą Jeremiasza,
I
a konkretnie rozdziałem mówiącym o gwałtach i niesprawiedliwym ludzkim wyrokowaniu (sic!). Deszcz nie ustawał. Mokli ludzie i pieczywo w złożonych na bruku koszach także zamieniało się w breję. Kardynał skrócił więc całą celebrę i zabrał się za święcenie plonów. Razem z... proboszczem P. Zdaje się, że rodzicom molestowanych chłopaków chleb z tegorocznego ziarna będzie w gardle stawał zakalcem. Nie zapomniano też o pokropieniu nowego budynku gimnazjum. Skrzętnie przelewamy na papier uroczystą mowę arcypasterza: – Żeby nic się z tych darów bożych nie zmarnowało, a Bóg niech
gnorancja moich kolegów po fachu – dziennikarzy wrocławskich gazet lokalnych – zmusiła mnie do napisania tego parafelietonu. Zaczęło się od okazjonalnego spotkania z gronem przyjaciół i w efekcie kawiarnianej konwersacji, poprzedzonej stereotypową frazą: – Cześć, co porabiasz? – Ano, udzielam się w ogólnopolskim tygodniku „Fakty i Mity”. Ze zdumieniem odkryłem, że zdecydowana większość dolnośląskich żurnalistów ma mgliste pojęcie o obecności na rynku prasowym tego tytułu. – Ogólnopolski tygodnik nieklerykalny? Pierwsze słyszę. Niedowiarek zerwał się od stolika i pobiegł kłusem do najbliższego kiosku z gazetami. Wrócił z najnowszym numerem pod pachą i z tajemniczym uśmiechem powiedział: – Już wiem, dlaczego nic o was nie wiedziałem. Jesteście zaladowani... – Zala... co? Okazało się, że kioskarka trzy razy obejrzała się przez ramię, zanim wyciągnęła zza lady (stąd określenie – zaladowany) numer „FiM”. Gwoli ciekawości zrobiłem rajd po punktach sprzedaży gazet w centrum Wrocławia. Nie chciało mi się wierzyć, że w tak dużym mieście, mającym europejskie aspiracje – może istnieć taka cenzurowa praktyka. A jednak. Na dziesięć staromiejskich punktów, które odwiedziłem, w ośmiu nasza gazeta ukryta była pod ladą lub wręcz na zapleczu. I dotyczy to głównie takiego kolportera jak RUCH. Największą sypialnią Wrocławia są dwa połączone osiedla, zamieszkane przez ponad 50 tys. ludzi: Nowy Dwór i Muchobór Mały. Także i tutaj działa konspiracja – tygodnik serwowany jest z ukrycia. Dlaczego? Oto wypowiedź jednego ze sprzedawców:
wszystkim tutejszym dzieciom da zdrowie i możliwość rozwoju wszelkich talentów w tej szkole... Wielka szkoda, że w pokropku nie uczestniczył kurator z Wrocławia. Zapytalibyśmy, czy w nowym gimnazjum katechizacją będzie się zajmował proboszcz P.? Bo to, że on z tej wioski nie odejdzie, jest już pewne po duszpasterskiej i przyjacielskiej wizycie kościelnego dygnitarza. W związku z tym, ciekawi nas reakcja władz oświatowych? A może one też uważają, że potencjalne wzbogacenie nauki religii o praktyczne wychowanie seksualne małolatom nie zaszkodzi? JAN SZCZERKOWSKI Fot. Autor
– Kiedy przejmowałem kiosk, to myślałem, że jestem panem własnej zaradności i mogę sprzedawać wszystkie gazety, jak leci. Najpierw sparzyłem się na niewinnych erotykach. Zjawiły się trzy dziewczynki, każda w wieku poważnie zmurszałym, bo podchodzącym pod siedemdziesiątkę, i dawaj mnie uświadamiać, jakim to jestem grzesznikiem i deprawatorem młodzieży. Podobno małolaty z takim zacięciem studiują witrynę prasową, że im z tej fascynacji aż pryszcze strzelają. Oczywiście, że pogoniłem dewotki, ale po chwili zjawiły się pod kioskiem w asyście straży miejskiej. Zbaraniałem całkowicie, bo usłyszałem, że... eksponowane pisma erotyczne podciągnięto pod pornografię, a wiadomo, co się z tym wiąże. Jeszcze się nie dałem, ale i „dziewczynki” również nie dały za wygraną. Za kilka dni moje okiennice przypominały szambo. Śmierdziało na kilometr. Po prostu wysmarowano je ekskrementami. Skapitulowałem. Erotyki ściągnąłem. Podobnie jak większość koleżanek czy kolegów zdjąłem także z widoku niektóre tytuły prasowe. Z obskurantyzmem jeszcze u nas wygrać nie można... Od kolegów żurnalistów usłyszałem jeszcze jedno znamienne zdanie: – No, wiesz, porywacie się z motyką na słońce. W tych czasach z klerem nikt nie wygra. Odebrałem to jednoznacznie. Wasza gazeta nie ma szans w normalnej sprzedaży, bo będzie przez czarnych sekowana i tępiona. Może jest w tym sporo racji. Ponieważ uwielbiam Goethego, to w odpowiedzi zacytowałem jego złotą myśl: – Ich sag's euch Geistern in's Gesicht, den Geistesdespotismus leid ich nicht (A ja wam powiem prosto w twarz, duchy, że nienawidzę despotyzmu ducha). I wiem, że podobnie myśli coraz więcej ludzi, a to jest szansa dla naszej gazety. Wielka! JASZ
Zaladowane „FiM”
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
Ukradziona cerkiew Po ponad 80 latach represji ze strony Krk, prawosławni z Puław i okolic wyszli z ukrycia. Wkrótce reaktywują nabożeństwa w nowo budowanej kaplicy. Nie musieliby jej stawiać, gdyby Kościół rzymskokatolicki zwrócił im dawną cerkiew garnizonową.
Kaplica prawosławna w budowie
„Ruch” wsteczny S
przedawczyni z kiosku „Ruchu” próbowała zniechęcić klienta do kupienia „Faktów i Mitów”. Pech chciał, że trafiła na... dziennikarza tego tygodnika. Tak było na osiedlu Przylesie w Lubinie. – Pan to czyta? – pyta z odrazą pani zza szybki. – Czytam... – Ale oni tu takie rzeczy piszą... I jeszcze ten rysunek dziecka na krzyżu. Jak można się na coś takiego porywać? Przecież krzyż to symbol wiary i powinien się kojarzyć tylko z Chrystusem. – Czy lepiej byłoby dać zdjęcie dzieci rozbieranych i chłostanych na polecenie księdza? – dociekam, bo tak się złożyło, że to ja byłem autorem zilustrowanego w ten sposób tekstu. – A skąd pan wie, że tu piszą prawdę?! Wcale tak nie musiało być! Pokazuję pani kioskarce nazwisko autora „kłamliwego” tekstu i legitymację prasową. Oba nazwiska są takie same. Jednak pani kioskarka nie traci animuszu: – No nie wiem, czy to jest prawda, co tam piszecie... Ten sam kiosk dwa tygodnie potem. Kioskarka – już wiem, że nazywa się Krystyna Chełpa – twierdzi, że nie zrobiła nic złego. Wychodzi z założenia, że „w swoim kiosku ma prawo mówić ludziom co chce”. Podczas kolejnego spotkania, w lokalnej placówce „Ruch”, dokąd skierowałem oficjalną skargę, pani kioskarka najpierw zaprzecza:
– Nic takiego nie miało miejsca! – A potem nieśmiało przyznaje się do wystąpienia w obronie krzyża i Chrystusa. – Każdy ma prawo do swoich opinii! – upiera się. – Prywatnie, owszem. Ale jako osobie sprzedającej nie wolno pani nikogo zniechęcać do zakupu konkretnego tytułu – mówię. – Pani Krystyno – włączają się pracownice „Ruchu” – ale tutaj pan dziennikarz ma rację. Gdyby pani spotkała redaktora na ulicy i chciała mu powiedzieć, co myśli – to proszę bardzo. W pracy powinna pani jedynie sprzedać prasę i absolutnie nie zniechęcać do zakupu, nie wypowiadać się na temat swoich opinii odnośnie gazety. Spotkanie kończy się niespodziewanym zwrotem. Podczas wykręcania numeru do dyrektora dolnośląskiego oddziału „Ruchu” pani Chełpa nagle wyraża ochotę przeproszenia za incydent. Kilka dni potem otrzymuję nieoficjalną wiadomość o ukaraniu kioskarki „słowną naganą”. Niestety, nikt nie może tego potwierdzić na piśmie. Dyr. Marek Błaszczyk, szef legnickiego oddziału „Ruchu” z siedzibą w Lubinie tak bardzo uchyla się od udzielenia jednoznacznej odpowiedzi, że nagle zapodziało mu się oficjalne pismo zawiadamiającego o incydencie! I nic dziwnego. Wszak nad drzwiami do jego gabinetu wisi bardzo elegancki ukrzyżowany Chrystus. I to wcale nie jest nadużywanie symboli religijnych... DARIUSZ JAN MIKUS
N
iejasne są okoliczności zawłaszczenia dawnej cerkwi przez Krk. Katolicy prawdopodobnie wkroczyli do niej wkrótce po bitwie warszawskiej 1920 r. Rok później lubelski biskup Fulman konsekracją potwierdził aneksję kościoła. Ikony, ikonostas i całe wyposażenie – przepadły bez śladu. Inskrypcje pisane cyrylicą zostały zerwane razem z tynkami. Zastąpił je napis przed prezbiterium „Bóg, Honor i Ojczyzna”. Prawosławnego patrona wyrugowała Matka Boża Różańcowa. Mimo to przez kilkanaście kolejnych lat obiekt nadal bezczelnie przypominał z zewnątrz świątynię bizantyjską. Zarówno dawna cerkiew, jak i bezprawnie lokowany w niej kościół rzymskokatolicki MB Różańcowej, przez blisko 120 lat miały charakter garnizonowy. Rok temu papieski pupilek, abp Józef Życiński, zerwał z wieloletnią tradycją wojskową w tym kościele. W zaciszu kurialnych gabinetów uzgodnił z gen. dywizji dwojga imion – Sławojem Leszkiem – „wyrwanie” tej parafii ze szponów armii. Marzenie złotoustego o pozyskanie kilku tysięcy nowych płatników kościelnego haraczu spełniło się. Hetman polowy Głódź dekretem z dnia 17 czerwca 2001 r. pokornie zniósł personalną parafię wojskową, a budynek kościoła przekazał na własność archidiecezji lubelskiej. Na zajęcie kościoła przez duchowieństwo „cywilne” wyraziły w ramach redukcji polskich sił zbrojnych biskupi z NATO. Całkowita przebudowa cerkwi na kościół rzymskokatolicki nastąpiła
P
9
dopiero w latach 1936–37. Zostały m.in. zlikwidowane potężne kopuły, elementy charakterystyczne dla budynków obrządku wschodniego. W głównej mierze przebudowę i remonty sfinansowali z prywatnych składek polscy oficerowie i podoficerowie z 2. Pułku Saperów Kaniowskich. To jedyny haniebny wyczyn tego bohaterskiego pułku. Los wielu cerkwi tuż po odzyskaniu niepod- Parafię wojskową przechwyciła w czerwcu ub.r. ległości był nie do archidiecezja lubelska (zdjęcie w rogu – cerkiewpozazdroszcze- -kościół w Puławach na początku lat 30.) nia. Powstrzymawznoszeniu nowej kaplicy, zlokalinie przez wojska Piłsudskiego w 1920 zowanej przy ul. Reymonta. Uczestroku Armii Czerwonej w marszu na nictwo w nabożeństwach prawosławZachód – jeszcze bardziej zantagonych zapowiedziało już około 50 nizowało rzymskich katolików i prawiernych. Szacuje się jednak, że wosławnych. Wschodnia religia na w powiecie puławskim może być ich wiele długich lat została prawie całnawet dwukrotnie więcej. Ideę bukowicie wyparta z terenów nadwidowy nowej kaplicy finansowo ślańskich. Prawem zwycięzcy, Krk wspierają współwyznawcy z Grecji wprowadzał nowy porządek. Opui Stanów Zjednoczonych. Puławska stoszałe cerkwie albo były wyburzakaplica ma być gotowa do końca ne, albo – jak tę w Puławach – zajroku. Wyznawcy prawosławia ostatmowały je legiony papiestwa rzymnio powinni czuć się docenieni. Moskiego. Apogeum zwalczania Cerże o tym świadczyć obszerna relakwi prawosławnej nastąpiło w lacja telewizyjna z dorocznych urotach trzydziestych. czystości prawosławnych na ŚwięDotychczas prawosławni z Putej Górze Grabarce. Działo się to ław i okolicznych miejscowości żyw dniu, gdy JPII kończył sentymenli w rozproszeniu. W obawie przed talną lustrację swoich rodzinnych represjami ze strony nawiedzonych stron. Jeszcze kilka lat temu taki katolików woleli publicznie nie obnumer w ultrakatolickiej „jedynce” nosić się ze swoją wiarą. Powodem byłby nie do pomyślenia. zejścia do podziemia był także brak MIROSŁAW CHŁODNICKI stałego miejsca modlitwy. Od czerwFot. Autor ca br. prowadzone są prace przy
ocieszające jest, że coraz częściej przyznaje się rację faktom demaskowanym w „FiM”. Ostatnio wojewoda podlaski zdecydował o postawieniu pomnika pomordowanym przez „polskich patriotów” prawosławnym furmanom. Pisaliśmy w „FiM” nr 6/2002 o żalu, jaki do „S”-olidarnościowej władzy miały rodziny kilkudziesięciu niewinnych furmanów wyznania prawosławnego, których w 1946 roku rozstrzelał oddział kpt. Romualda Rajsa, ps. Bury. Przypomnijmy: „Bury”, były żołnierz AK, stworzył własny oddział. Po wyzwoleniu Polski zajadle ścigał wszelkie oznaki sowietyzmu na Podlasiu. W styczniu 1946 r. ze swoimi ludźmi zebrał w wioskach pod Bielskiem Podlaskim kilkudziesięciu chłopów, którzy rzekomo mieli furmankami wozić drzewo opałowe. Jednak nie o opał chodziło. „Bury” potrzebował furmanek, aby przewieźć broń, a potem rannych po ataku na posterunek MO w Hajnówce. Kiedy oddział wracał z akcji przeciwko władzy ludowej, spalił dwie wioski: Zaleszany i Wólkę Wygonowską – tylko dlatego, że zamieszkiwała je ludność prawosławna. Furmanów prawosławnych rozstrzelano bądź zabito pałkami i sztachetami. Od kwietnia tego roku sprawą zajmuje się Instytut Pamięci Narodowej, a śledztwo ma być ukończone w ciągu najbliższych dwóch miesięcy. Wszystko wskazuje na to, że jego upublicznione wyniki będą kolejnym – po Jedwabnem – wstrząsem dla rozmodlonych w jedynie słusznej wierze Polaków. Sam „Bury” został po wojnie skazany i rozstrzelany. Jednak w 1995 r. zrehabilitowano go.
Przez całe lata rodziny pomordowanych starały się o postawienie na cmentarzu w Bielsku Podlaskim pomnika ofiarom, gdzie – po ekshumacji – pochowano furmanów. Powstał nawet specjalny komitet. Wszystko szło dobrze do chwili, gdy w 1997 r. władzę przejął Krzaklewski z najlepszym katolikiem wśród protestantów – Buzkiem. Sprawująca w ich imieniu władzę na Podlasiu wojewoda Krystyna Łukaszuk szybko wybiła z głowy udręczonym ludziom stawianie jakichś ruskich obelisków. Pomniki, i to bez zezwolenia, można budować w Katolandzie wyłącznie rzymskiemu papie. Decyzję wojewody blokującą budowę pomnika zatwierdził Buzkowy minister Spraw Wewnętrznych i Administracji. Sprawa trzykrotnie trafiała do NSA. Dopiero w marcu tego roku NSA ostatecznie unieważnił postanowienie byłej wojewodziny, a wojewoda podlaski wydał zezwolenie na budowę. Drogą negocjacji określono treść napisu na pomniku. Nie będzie mówił o podziemiu zbrojnym, ale: „W hołdzie pomordowanym przez Oddział PAS – NZW kpt. Rajsa ps. Bury”. Jak zatem do tego stwierdzenia ma się sądowa rehabilitacja mordercy niewinnych ludzi? Zapewne wywoła to kolejne konflikty, a pomnika trzeba będzie pilnować dniem i nocą. – Czekamy na uprawomocnienie się decyzji wojewody i natychmiast przystępujemy do budowy pomnika – mówi główny inicjator postawienia pomnika ze Społecznego Komitetu Członków Rodzin Osób Pomordowanych. J.W.
Pomnik furmanów
10
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
POLSKA PARAFIALNA
Cud jak w Kanie Na opisanych przez „FiM” przekrętach paliwowych Skarb Państwa stracił co najmniej dwa miliardy złotych. Biznes był genialnie prosty. Grupa wysoce ustosunkowanych cwaniaków importowała olej opałowy, obłożony niewielką akcyzą i VAT-em. Podobnie rzecz się miała z naftą świetlną. Wystarczył kosmetyczny zabieg chemiczny, by z półproduktów powstały olej napędowy i benzyna. Oto jeden z wątków tej afery. Wrocławski WROSTAR, według Andrzeja K., miał być firmą rodzinną. W tym celu na terenie dawnego prestiżowego, a później skutecznie rozwalonego przedsiębiorstwa DOLMEL wydzierżawiono cały ciąg budynków przy ul. Fa-
potrzeby „przedsiębiorstwa-matki”. W sumie powstało takich punktów kilkadziesiąt, najczęściej zarejestrowanych na Bogu ducha winnych biedaków, pragnących dorobić sobie parę groszy. To na te „koguciki” rozpisywano sprowadzone komponen-
okazał się zbędny, więc go odstąpili WROSTAROWI. Andrzej K. wszedł również w porozumienie m.in. z bogatyńską firmą Dansztof, mającą swoje stacje paliwowe w wielu miejscowościach Dolnego Śląska. Współpracował z innymi dzierżawcami paliwowych dystrybutorów, najczęściej ulokowanych w dawnych PGR-ach, POM-ach itp. Paliwowy biznes rozkręcał się w najlepsze. Po dwóch latach zyski WROSTARU sięgały już kilkuset milionów złotych. Bogacili się też pośrednicy. Wrocławska mafia zakorzeniła się na dobre w tym interesie. Wystarczy wspomnieć kilku gangsterów, któ-
Kiedy Andrzej K. próbował sił w rajdzie samochodowym, to z pewnością nie korzystał z własnego paliwa
uważany za człowieka z wielkimi układami nadal kręci w paliwowym geszefcie), C. (siedzi). Przez własną głupotę wpadł też aspirant policji, niejaki Krzysztof W. z wojewódzkiej komendy policji, któremu nie wystarczały wpływy z paliwowych boków i dorabiał sobie współpracą z tzw. TIR-owską mafią, która przewoziła przez granicę paliwo w lewych zbiornikach. Tego stróża prawa posadzono, bo znaleziono u niego zestaw komputerowy, otrzymany w charakterze ekwiwalentu za nadanie „cynku”. Podczas rewizji natrafiono na papiery świadczące niezbicie o osobistym zaangażowaniu gliniarza w nielegalny handel lewą benzyną.
Wpadka Tylko niewykończone biuro obsługi klienta i niewielki szyld nad pomieszczeniami warsztatowymi świadczą o tym, że jeszcze kilka miesięcy temu mieściła się tu bogata firma WROSTAR.
brycznej – w tym stację paliwową. Biznes początkowo był wielotorowy, od transportu po serwis samochodowy. Jednak szef, jako wieloletni oficer wojskowy, potrafił słuchać mądrzejszych braci w biznesie i wcielać zasłyszane pomysły w życie. Przestawił się na olej opałowy, z rafinerii krajowych (Czechowice-Dziedzice, Płock) i zaczął ściągać wolne od akcyzy komponenty niezbędne do uszlachetnienia paliwa. Z olejem opałowym nie było tyle zachodu co z naftą – jednak trudności są po to, aby je pokonywać. Tę ostatnią trzeba było wymieszać z benzynami – najpierw lakierniczą, a następnie (w proporcji 1 do 10) z normalną i wysokooktanową. Dopiero wtedy można było wlać to wszystko do podziemnych zbiorników wybranych stacji benzynowych.
Firmy koguciki K. zaczął się więc kręcić wokół wpływowych urzędników rozmaitego szczebla, od miejskiego po wojewódzki. Przed siedzibę WROSTARU zajeżdżały eleganckie limuzyny – wozy znanych rajdowców kręcących się w branży motoryzacyjnej. W sieć lewych interesów wpadło też kilku policjantów. Większość miała jedno zadanie – powołanie firm produkujących lewe faktury na
ty, a następnie, nadal na papierze, kupowano od nich gotowe już paliwo. No i co z tego, że pośrednicy nie mieli żadnego pozwolenia na tego rodzaju handel. W końcu zawsze mogli powiedzieć, że tylko dla swoich prywatnych celów zgromadzili zapasik paliwa. Później ten zapasik
W
rych nazwiska do dziś policjanci z wydziału 22 (wydzielona sekcja specjalna do walki z zorganizowaną przestępczością branży paliwowej) utrzymują w tajemnicy, a które my doskonale znamy: Piotr S. (siedzi), Marek B. „Onki” (wyszedł za kaucją), Ch. (ten tuz półświatka
normalnych krajach kredytów udzielają banki i im podobne instytucje finansowe (kasy zapomogowo-kredytowe itp.). W Polsce bankowcy uznali, iż pożyczanie kasy firmom czy zwykłym obywatelom jest zajęciem zbyt skomplikowanym, pracochłonnym i niebezpiecznym. Wymyślili więc skomplikowane procedury i superzabezpieczenia. Kredytobiorca musi np. zastawić jako poręczenie majątek wart trzy razy więcej, niż wynosi kwota kredytu. Polak, który na gwałt poszukuje gotówki czy to na biznes, czy na przeżycie, zamiast do banku udaje się do kiosku po gazetę codzienną. Znajdzie w nich pełno ogłoszeń firm, które udzielają pożyczek, nie przejmując się zabezpieczeniem. Jeżeli Kowalski skusi się na taką ekstraofertę, może tego żałować do końca swojego żywota. W katolickiej Polsce bowiem,
Może i interes funkcjonowałby do dziś, gdyby nie pazerność Andrzeja K. Jego znajomi twierdzą, że zamiast łyżeczką... czerpał koparką. Auta zmieniał jak rękawiczki, a jego rodzina w ciągu jednego roku tak się obkupiła w czterokołowe cacka, że uchodziła za najlepiej zmotoryzowaną we Wrocławiu. Sam też, dla kaprysu, kupił forda WRC, którym zamierzał podbić rajdowy świat. Niestety, aspiracje nie szły w parze z umiejętnościami, toteż karierę zakończył na pozycji „vorlaufera” (zawodnika z numerem „0”, otwierającego dolnośląski rajd „Elmot”). Później ściganie mu się znudziło. Z niedoszłym rajdowcem udało nam się porozmawiać na krótko przed wkroczeniem funkcjonariuszy
w odróżnieniu od cywilizowanego świata, nie obowiązuje zakaz lichwy. Oznacza to, iż firmy kredytowe mogą wysokość odsetek ustalić na dowolnym poziomie. I tak czynią. W największych firmach oprocentowanie sięga nawet 250 proc.
i konfiskacie mienia nie wspominając. Teraz poszkodowanych przez przedsiębiorczych rodaków lub zachodnie firmy kredytowe spławiają prokuratorzy. Takie postępowanie można uzasadnić wyłącznie przepracowaniem. W kodeksie karnym funkcjonuje bowiem art. 304. Przewiduje on karę nawet 3 lat za wykorzystywanie przymusowego położenia i zmuszanie ludzi do podpisywania niekorzystnych dla nich umów. Pojęcie przymusowego położenia wszystkie mądre prawnicze książki każą interpretować jak najbardziej szeroko. Do czasu, kiedy parlament wprowadzi jasny zakaz lichwy, pozostaje mieć nadzieję, iż prokuratorzy wezmą się wreszcie do pracy. Takie obietnice składał minister Kurczuk. Czekamy na efekty. MACIEJ POPIELATY
Legalny wyzysk w skali roku. Oczywiście, klienta o tym się nie informuje. W umowie przeczyta on bowiem tylko o terminach i wysokości miesięcznej raty. Dla rządzących po 1989 r. nie był to, i nie jest, żaden problem. Prawnicy przypominają, że za dobrych, kapitalistycznych czasów, przed 1939 rokiem obowiązywał dekret Prezydenta RP. Osobnikom prowadzącym taką działalność groziła kara nawet 5 lat więzienia, o grzywnie
CBŚ do siedziby jego firmy. Przy okazji wypytywania o sportowe plany – poruszyliśmy sprawę finansowej kondycji firmy. W odpowiedzi padały same ochy i achy. I nagle wszystko szlag trafił, bo zatrzymani ludzie z półświatka, a także policjant – zaczęli sypać. W tej chwili śledztwo zatacza coraz większe kręgi. Policjantom w sukurs przyszli nie tylko miejscowi skarbowcy, ale także urzędnicy Generalnego Inspektoratu Kontroli Skarbowej i prokuratorzy z Prokuratury Krajowej. Już w początkowej fazie dochodzenia wyliczono, że działalność WROSTARU, Dansztofu czy powiązanego z nimi Carbestu – odchudziła fiskusa na ponad 500 mln złotych. Na poczet tych strat udało się odzyskać około 100 mln zł, głównie w nieruchomościach i samochodach. Sprawa ma nie tylko ogólnopolski wymiar. Nie wiadomo, jakim cudem tak wielkie dostawy trefnego paliwa opałowego przeszły przez morską czy kolejową odprawę graniczną. Smród przetwarzanej benzynki sięga nawet Warszawy. Jednak jakoś tak jest w naszym kraju, że im wyżej cuchnie, tym bardziej śledztwo się komplikuje. Niektórzy twierdzą nawet, że sprawa przerosła możliwości krajowych organów ścigania. Prognozuje się przy okazji, że – jak zwykle bywa w takich przypadkach – za kratkami znajdą się jedynie pionki i... koguciki. JAN SZCZERKOWSKI Fot. Autor
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
G
dy w 1997 r. Jan Paweł II zawitał do grodu Kraka, takich jak pani Beata było więcej. Organizatorzy papieskiej pielgrzymki i spolegliwi wobec nich lekarze, nie bacząc na chorych wymagających dalszej hospitalizacji, wypisywali ich na gwałt do domów. Szpitale musiały być lśniące, puste, a liczne sale przygotowane na ewentualne przyjęcie jedynej Dumy Narodu. Nic więcej się nie liczyło. Pani Beata (na zdjęciu) poważne problemy z kręgosłupem miała od połowy lat dziewięćdziesiątych. 18 kwietnia 1997 r. karetka pogotowia zawiozła ją do szpita-
POLSKA PARAFIALNA
– Z powodu papieża wyrzucono mnie z krakowskiego szpitala, choć powinnam tam dochodzić do zdrowia po ciężkiej operacji kręgosłupa – mówi z goryczą mieszkanka Nowego Sącza, Beata Baran. – Teraz grozi mi powtórna operacja i długie leczenie.
Jest przekonana, że postąpiła słusznie, bo gwarancji, że historia się nie powtórzy – nie ma żadnych.
Beznadziejne przypadki – W ciągu tych wielu lat niejednokrotnie musiałam po prostu walczyć o wykonanie skomplikowanych zabiegów, a nawet o sporządzenie ich dokładnych opisów – mówi pani Be-
Na zbity pysk z powodu bliskiego przyjazdu „Białego Papy” opanowuje nawet najtrzeźwiejszych. 19 maja pani Beata zostaje nagle wypisana ze szpitala i odwieziona karetką do domu. Papież do Krakowa zawita co prawda dopiero 7 czerwca, ale nadgorliwcy chcą mieć wcześniej puste pomieszczenia i sztab medyczny w pogotowiu na wypadek jakiejkolwiek kontuzji niebiańskiego Gościa.
ata. – Okazywało się, że z powodu oszczędności starano się pomijać wiele badań. A przecież od nich właśnie zależało dalsze postępowanie lecznicze, a więc i mój powrót do zdrowia. Dla mnie brakowało pieniędzy na wszystko, a tymczasem dla drogiego gościa z Watykanu stawiano do dyspozycji CAŁE najlepsze szpitale i najwybitniejszych specjalistów.
11
Czy mieszkanka Nowego Sącza będzie ubiegać się o odszkodowanie od służby zdrowia? – Mogłabym wystąpić na drogę sądową, ale nie mam już siły. Z roku na rok czuję się coraz gorzej – twierdzi kobieta. To nie jest jedyny przypadek pacjenta, którego z okazji wizyty papieża potraktowano w taki właśnie sposób. I w tym roku całą służbę zdrowia – nie tylko w Krakowie – postawiono na nogi, a wielu pacjentów na łapu-capu wywalono do domu, nie bacząc na ich stan zdrowia. Papież – gdyby o tym wiedział – z pewnością nie pozwoliłby na takie pomiatanie chorymi ludźmi i niepotrzebne ekstrawagancje. Pani Beacie życzymy zdrowia. A jak nazwać tych, którzy podjęli tak głupie i brzemienne w skutki decyzje? Jedno jest pewne – z pewnością sami powinni się leczyć na jednym ze szpitalnych oddziałów. Tylko czy te przypadki nie są beznadziejne? PIOTR SAWICKI Fot. Przemek Zimowski
Papież? Nie, dziękuję!
la. Dwa dni później operował ją sam szef Kliniki Neurochirurgii krakowskiej Akademii Medycznej profesor Benedykt Danielewicz. Ciężka operacja udała się. Przez kilkanaście dni nie wolno było kobiecie zrobić jednego nawet kroku. Wreszcie przyszła kolej na rehabilitację i powolny powrót czucia w nogach. Kobieta była szczęśliwa, nabierała pewności, że znów będzie mogła chodzić i żyć normalnie. 6 maja pani Beata trafia do szpitala MSWiA przy ul. Kronikarza Galla. Lekarze na dzień dobry
stwierdzają, że pacjentka jest „w dobrym stanie pooperacyjnym” i ma w lecznicy powoli wracać do zdrowia. Nagle, po kilku dniach, nie bacząc na jej stan, medycy robią wszystko, by się pozbyć kobiety. Zwiększają dawkę ćwiczeń i przyspieszają rehabilitację. A to, zamiast poprawy, przynosi gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia kobiety. Ostatkiem sił domaga się zawiezienia do kliniki, gdzie wcześniej poddano ją operacji. Na takie dictum przewożą ją do szpitala przy ul. Botanicznej, ale zbiorowy amok
Ziemska kobieta jest zrozpaczona. Naród dostaje spazmów z powodu przyjazdu papieża, a ona spazmuje z bólu. W konsekwencji zaniechania leczenia u pacjentki występują powikłania, pojawiają się bóle i zaburzenia czucia. Nie poddaje się jednak. Przez lata pracowała jako pielęgniarka, więc wie, że opuszczenie rąk jest równoznaczne z całkowitą klęską. Walczy więc z całych sił. 13 listopada badający ją lekarz stwierdza, że pacjentka znajduje się w stanie... sprzed operacji. Powodem tego jest brak należytej rehabilitacji. Coraz poważniej chora mieszkanka Nowego Sącza trafia po raz kolejny na neurologię AM w Krakowie. Zupełnie już traci czucie w nogach. Ratunkiem może być tylko kolejna operacja. Jednak przed tegoroczną wizytą papieża Beata nie wyraziła zgody na powrót do szpitala i skomplikowany zabieg.
R
ząd premiera Millera zwrócił się do Komisji Europejskiej z wnioskiem, aby część pomocy przekazywanej przez Unię została przeznaczona na zmiany wewnątrz polskiego hutnictwa. Ta jednak prośbę odrzuciła, twierdząc, iż przesłany program był wewnętrznie sprzeczny i zawierał błędy merytoryczne. Wiadomość ta nie ucieszyła ani pracowników zadłużonych hut, ani bankowców liczących miliony straconych pieniędzy. Zdaniem ekspertów, w przypadku powodzenia programu polskie huty produkowałyby wysoko specjalistyczne produkty, których cena byłaby bardzo atrakcyjna. I w tym sęk. Za zablokowaniem pomocy dla naszych producentów rur i innego żelastwa stoi zatem
Bój w hucie europejska konkurencja. Polska jest i najpewniej długo jeszcze pozostanie producentem mało poszukiwanych półproduktów, zaś całą wysoko specjalistyczną produkcję (najbardziej dochodową) nie tylko hutniczą – importujemy. Zachowanie Unii Europejskiej przeto nie dziwi. Nikt normalny nie wydaje przecież własnej kasy na rzecz konkurencji. Unię dodatkowo wspomagają „niezależni eksperci” nawołujący rząd do zaprzestania ochrony polskich hut przed konkurencją. Zapomnieli jakoś o dotacjach i cłach ochronnych obowiązujących w UE.
Jacek Piechota, minister gospodarki, przez trzy miesiące podejmował decyzję, czy wprowadzić cła ochronne na wyroby hutnicze. W końcu, po uzyskaniu zgody Unii Europejskiej, rząd postanowił nieco ograniczyć import stali. Czas, w którym ministrowie się zastanawiali, w pełni wykorzystali przedsiębiorczy rodacy. Sprowadzili tyle dotowanego przez obce rządy żelastwa, że wystarczy go na najbliższy rok. Panie premierze! Kiedy trzeba było zakazać spożywania wódki w Małopolsce podczas wizyty papy, to rząd pracował nawet w nocy. M.P.
12
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
ZE ŚWIATA
Lękajcie się Wkrótce minie pierwsza rocznica ataków terrorystycznych na dwie wieże World Trade Center w Nowym Jorku. Według wychodzącego w Kanadzie katolickiego pisma „Michael”, ataki z 11 września ubiegłego roku można uznać za operację terrorystyczną... samego Boga! Magazyn „Michael” wydawany jest – jak czytamy w stopce redakcyjnej – przez „Instytut Louisa Evena dla sprawiedliwości społecznej przez Ekonomię Kredytu Społecznego w zgodzie z nauką Kościoła Katolickiego, a nie przez partie polityczne”. Pismo zadziwia rozmachem, wydawane jest w czterech wersjach językowych: angielskiej, francuskiej, hiszpańskiej i polskiej. Właśnie w 13 numerze polskojęzycznego wydania znajdujemy obszerny artykuł o kulisach wydarzeń z 11 września ubiegłego roku. Czytamy w nim: „Kto stoi za atakiem? Odpowiedź możemy znaleźć przy okazji drugiego pytania: kto odniósł korzyści z tego ataku? Stali czytelnicy »Michaela« wiedzą, że wysoka finansjera chce rządu światowego, światowej waluty i światowej religii (opartej nie na Jezusie Chrystusie ale na New Age i wierze w Matkę Ziemię). Chcą kontrolować każdego mieszkańca przy użyciu mikroczipu umieszczonego pod skórą, żeby mieć nadzór nad wszystkimi ludźmi przez cały czas”. Zdaniem redakcji tej gazety nie ma znaczenia,
Francuski Kościół rzymskokatolicki kona. Za 15, najdalej 20 lat, ostatni księża będą odprawiać nieliczne msze dla kilkunastu wiernych. Jaki jest powód tak dramatycznej ucieczki Francuzów od rzymskiej wiary? Niedawno francuski instytut naukowo-badawczy CSA wykonał dla katolickiego dziennika „La Croix” badania na nadzwyczaj dużej i reprezentatywnej grupie 25 tys. kobiet i mężczyzn. Do ankietowanych zwrócono się z następującym pytaniem: „Z jakim kościołem lub religią czuje się pan (pani) związany(a)”? Najważniejszy wniosek z wyników ankiety jest następujący: Francuzi nie mogą określać się już jako wyłącznie katolickie społeczeństwo. Tylko 69 procent Francuzów określa się mianem katolików, a przed zaledwie 15 laty było ich 81 procent. Udział osób nie związanych z Krk, względnie niewierzących, od wielu lat utrzymuje się na stałym poziomie. Prawie jedna czwarta społeczeństwa francuskiego zajmuje miejsce w grupie ateistów. Protestanci ze swoimi 2 proc. pozostają małą, ale szanowaną
czy za atakami na World Trade Center stoi bin Laden, czy finansjera chcąca stworzyć światowy rząd, ponieważ w obu tych przypadkach służy to jednemu celowi – pieniądzom. Atak ten był, jak czytamy dalej, inspirowany co prawda przez Szatana, ale Bóg zezwolił na to, aby obudzić sumienia, aby ludzie mogli dokonać oczyszczenia. „Można powiedzieć, że jest to własna operacja Boga pod nazwą Nieskończona Sprawiedliwość” – wyjaśnia nam „Michael”. Przypomnijmy, że dzięki tej Nieskończonej Sprawiedliwości zginęło około 3,5 tys. osób. Według „Michaela” wydarzenia z 11 września to oczywiście tragedia, pada jednak pytanie „czy Amerykanie są bez zarzutu?”. Oczywiście, że nie, ponieważ jest to kraj wielkiego grzechu: pornografia, materializm, zabijanie nie narodzonych dzieci, grzechy nieczystości, narkomania, wielka liczba rozwodów. To wszystko, jak słusznie zauważa autor artykułu, nie przynosi nam błogosławieństwa Niebios.
mniejszością. Około 5 procent stanowią muzułmanie, natomiast francuscy żydzi są mniejszością liczącą 600 tys. osób. Również mniej więcej tylu jest buddystów.
Podobnych tragedii w historii było oczywiście więcej, jak choćby prześladowania Żydów opisane w Starym Testamencie czy zniszczenie Sodomy i Gomory. Dochodzi do nich za sprawą Boga (tak pisze „Michael”), który zsyła kary lub wrogów na swoich ludzi, kiedy o nim zapomną i zwracają się do fałszywych bogów. A Amerykanie do takich bogów właśnie się zwrócili – pornografia, materializm itd... Tym samym fałszywym bogom hołd oddają mieszkańcy wielu innych krajów. Jak informuje „Michael”, jeśli ludzie nie przestaną tym bożkom służyć i jeśli nie okażą skruchy, to ujrzymy jeszcze gorsze katastrofy niż ta z 11 września. Jest to wielce prawdopodobne,
nie ma co bić na alarm, bo coraz starszy średni wiek praktykujących katolików należy do normy. Starzy ludzie mają z oczywistych powodów więcej czasu, by zająć się Bogiem i ostatecznymi pytaniami o sens istnienia. Przy okazji nawołuje jednak, aby wnosić więcej radości w kształt posługi duszpasterskiej dla ludzi młodych. W roku 1990 w całej Francji było 1219 kandydatów na księży, ale już 10 lat później tylko 976! Brak księży jest dramatyczny. Coraz więcej parafii jest łączonych i powierzanych jednemu księdzu. Jednym z oczywistych powodów takiego stanu rzeczy jest fakt, że francuscy księża zarabiają drastycznie mało w stosunku do przewidywanej minimalnej płacy. W diecezji Montauban z 90 aktywnych księży 70 duchownych ma więcej niż 70 lat. W diecezji Perigeux ze 126 księży tylko 11 ma mniej niż 40 lat. W Tulle ze 116 pracujących księży tylko 31 ma mniej niż 60 lat itd. Kościół klerykalny we Francji zmierza ku faktycznemu upadkowi! W roku 1990 było we Francji jeszcze 32 267 księży, ale już 8 lat później tylko 26 598. Na podstawie tej piramidy wieku można wyliczyć, że w ciągu 15 lat światła w swoich kościołach zapalać będą ostatni kapłani. KATARZYNA RZETELSKA
FIN–ał Francja uchodzi za najstarszą córkę rzymskiego Kościoła-Matki. Czyżby osłabła w związku z wiekiem? Czy ma jeszcze jakąś przyszłość przed sobą? Współczesna sytuacja oraz prognozy dla jednego z największych kościołów Europy Zachodniej nie są obiecujące. W komentarzach strony katolickiej z niejaką satysfakcją twierdzi się, iż jeszcze przynajmniej 35 milionów Francuzów okazyjnie uczestniczy w mszach św., np. bożonarodzeniowych. To prawda, lecz zaledwie 8 procent katolików bierze udział w niedzielnej lub sobotniej eucharystii. Są to w przeważającej liczbie ludzie starsi wiekiem. Wynik ankiety w odniesieniu do osób stale praktykujących pokazuje dodatkowo, iż przymiotnik „katolicki” jest często zestawiany z dwoma innymi: „stary i niewykształcony”. Niemal wszyscy studenci tworzący 8-procentową grupę społeczną są ateistami. Jedynie 6 procent z nich deklaruje się jako osoby wierzące. Arcybiskup Lille Gerard Defois, który jest socjologiem, twierdzi, że
ponieważ... komunizm się rozszerza (o czym wiedzą wszyscy, którzy czytają „Michaela”). Ideologia komunistyczna przetrwała upadek reżimów komunistycznych i dzisiaj wprowadza ją nie kto inny, tylko ONZ – tak uważa biskup Michel Schooyans, profesor katolickiego uniwersytetu w Louvain w Belgii, z którym wywiad znajdujemy w innym numerze „Michaela”. Z uniwersytetem w Louvain współpracuje kilka wyższych uczelni z Polski. Zdaniem biskupa, jedną z oznak tego, że ONZ jest coraz bardziej komunistyczna, jest fakt, że zajmuje się ona sprawami równouprawnienia płci. „Michael” to nie tylko pismo wydawane w czterech językach, to także wydawnictwo publikujące książki – w tym oczywiście po polsku. Możemy więc przeczytać np. książkę pt. „Dlaczego wciąż brak nam pieniędzy” (to powinna być obowiązkowa lektura wszystkich
P
iętnujemy władze Kościoła rzymskiego w USA za tolerowanie i krycie pedofilskich chuci duchownych, a tu proszę – przykład pozytywny. Diecezja San Jose w Kalifornii postanowiła sprzeciwić się złu i wzięła byka za rogi. Proponujemy, by wytargała tego byka jeszcze za coś innego!
Polaków z ministrem Kołodką na czele!). Główną pozycją wydawnictwa jest praca „Globalne oszustwo i drogi wyjścia” autorstwa Louisa Evena, szefa instytutu i wydawnictwa. W książce tej „autor stopniowo odkrywa oraz wyjaśnia bardzo prosto i zrozumiale globalne oszustwo szatańskich elit, które rządzą dziś światem” – czytamy w reklamie na łamach „Michaela”. Książka ta rozeszła się podobno na całym świecie w nakładzie 500 tys. egzemplarzy, a do jej polskiego wydania przedmowę napisał Edward Marian Frankowski, przyjaciel Radia Maryja, biskup pomocniczy diecezji sandomierskiej. Możemy więc w końcu poznać prawdę. O tym, że sataniści i komuniści rządzą dzisiaj światem, świadczy także fakt, że przedstawiciel „Michaela” w Polsce mieszka przy ul. Komuny Paryskiej... ADAM KOSTUR
Wygląda jednak na to, że dyrekcja diecezji nie wpadła na pomysł przeszklenia konfesjonałów ot tak – ni z gruchy, ni z pietruchy. Wychodząc naprzeciw tym wątpliwościom, wikary generalny diecezji, ks. Francis Cilla, zwraca uwagę, że wytyczne II soboru watykańskiego dopuszczają możliwość objęcia ramieniem przez księdza niedawnego grzesznika po od-
Przezroczyste sutanny Decyzją zwierzchników diecezji w konfesjonałach wszystkich kościołów zainstaluje się okna. W ten sposób kapłani będą na oku i żadnemu nie uda się w zaciszu budki angażować wiernych w erotyczne zabawy w taki sposób, by – uwolniwszy ich od balastu jednych grzechów – obciążać innymi. Budzi niejakie zdziwienie, że konfesjonały w ogóle mogą być używane w celu zaspokajania nieokiełznanego popędu płciowego, Bóg patrzy na to i nie grzmi. Ha, nie takie rzeczy On już widział (zwłaszcza w wykonaniu „swych” sług), miał więc czas przywyknąć.
puszczeniu mu grzechów. Diecezja pragnie mieć pewność, że uścisk „ma charakter eucharystyczny” i nie prowadzi do cielesnych namiętności. Śmiała i dalekowzroczna inicjatywy diecezji San Jose zasługuje na poklask. Ze swej strony pragniemy podsunąć jej władzom pomysł jeszcze bardziej doskonalący poskramianie libido duszpasterzy. Przezroczyste sutanny mianowicie! Pozwolą one na nieprzerwane monitorowanie męskości księży i baczenie, aby znajdowały się one w stanie całkowitego spoczynku. T. Sz.
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
T
ekst pt. „Papież nas zawiódł” autorstwa Roda Drehera ukazał się 20 sierpnia na stronie komentarzy redakcyjnych głównego, konserwatywnego dziennika finansjery „The Wall Street Journal”, który jest prawdopodobnie ostatnią z pierwszoligo-
ufanie księżom, tym przedstawicielom Chrystusa, może być niebezpieczne dla ich ciała i duszy. Gdy rozważamy, co uczynić, by ta nieznośna sytuacja przeminęła, wszystkie drogi i nasze myśli prowadzą do Rzymu. Wedle nauki Kościoła główną odpowiedzialnością biskupów,
ZE ŚWIATA splamionych obojętnością na los ofiar zdeprawowanych księży, którzy są ich podwładnymi? Kto może usunąć ich jednym pociągnięciem pióra? Trudno sądzić Jana Pawła II, bo nie wiadomo, z czym musi walczyć w kuluarach. Ale nie jestem w stanie w dalszym ciągu sądzić, że wszelkie możliwe wątpliwości przemawiają na jego korzyść, jak to jest w zwyczaju wielu papieskich
Papież nas zawiódł
ale nie jest prawdą, że nie ma takiej władzy w obrębie Kościoła. Jeśli nie podejmie jakiejś dramatycznej akcji, by przywrócić Kościołowi jego świętość – poczynając od zdymisjonowania hordy biskupów nie zasługujących na honor stanowiska – jego krytyka współczesnego społeczeństwa będzie brzmiała fałszywie w sercach amerykańskich katolików. Jest to tak bolesne, że nie sposób znaleźć odpowiednich słów dla wyrażenia tego. Na naszych oczach na świecie blednie aureola i kruszy się pomnik naszego papieża. Nosi to niestety
13
leżała po stronie wizji Jana Pawła II, to jego porażką jest, że nie potrafi przekonać do niej członków swego Kościoła. Ludzie ciągną milionami na jego religijne przedstawienia, wpadają w chwilową ekstazę, a potem wracają do domu i wszystko jest po staremu. Bo ludzie nie są i nie będą osobami doskonałymi ani świętymi. Oczywiście, Polska i jej wierni w większości pozostaną jeszcze długo impregnowani na tego rodzaju nieprzyjemne konstatacje, ale historia będzie bezlitosna i nie ma w niej miejsca na sentymentalno-
To, że „Fakty i Mity”, a także setki innych gazet na świecie piszą czasem krytycznie o papieżu można ewentualnie tłumaczyć ich racjonalizmem i lewicowymi skłonnościami, jednak fakt, że (do tej pory) ultrapropapieski organ konserwatystów USA „The Wall Street Jurnal” poddał Wojtyłę ostrej krytyce może oznaczać tylko jedno: ten pontyfikat już się wypalił! wych gazet amerykańskich, którą można by podejrzewać o poglądy niechętne religii i papiestwu. To taka amerykańska wersja „Tygodnika Powszechnego”, może nawet jeszcze bardziej konserwatywna. Była niedziela – pisze Dreher – kiedy stary lew, Jan Paweł II, wygłaszał kazanie do dwu milionów wiernych w swej ojczystej Polsce. Jego słowa grzmiały potępieniem nowoczesnego człowieka, który upaja się wolnością bez prawdy i odpowiedzialności. To Jan Paweł jakiego wielu z nas – ortodoksyjnych katolików – znało i kochało, któremu zawsze udawało się doprowadzić mnie do łez podziwu i wdzięczności Bogu za tego świętego papieża. Lecz tym razem jedynym uczuciem, jakiego ostatnio doznaję, myśląc o tym pontyfikacie, jest rozczarowanie. Dlaczego ten wielki i dobry człowiek zdaje się wykazywać tak mało troski o sytuację wiernych – zarówno ofiar przemocy seksualnej, jak i ich rodziców, którzy widzieli swe dzieci zgwałcone przez nikczemnych księży, których z kolei ochraniali wyzuci z sumienia biskupi? Dlaczego pozwolił on tak wielu amerykańskim biskupom, z których prawie wszystkich sam mianował, doprowadzić liturgiczne, katechetyczne i duszpasterskie życie Kościoła aż do aktualnego stanu niezadeklarowanej schizmy?. Obrońcy JPII – kontynuuje Dreher – pytają, jak można żądać od papieża, który odpowiada za miliard katolików na całym świecie, by kierował kruchym Kościołem w Ameryce. Pytają też, jak można – biorąc pod uwagę jego rolę w obaleniu komunizmu – obarczać go winą za niepowodzenia w zarządzaniu Kościołem. To są poważne pytania, które jednak bledną i stają się abstrakcyjnymi, gdy skonfrontowane zostaną z horrorem skandalu seksualnego, z rozkładem wiary i moralności w kręgach amerykańskich księży i episkopatu, którzy narazili na niebezpieczeństwo tylu katolików i ich dzieci. Usiłujemy – upokorzeni – znaleźć sposób, by jakoś powiedzieć najmłodszym, że
w tym Biskupa Rzymu, jest nauczać, uświęcać i kierować. Jan Paweł naucza i uświęca gorliwie, jego pielgrzymki inspirują miliony, jego pisma o szlachetności ludzkiej miłości są skarbami całego rodzaju ludzkiego. A jednak papież nie umiał użyć władzy dyscyplinarnej swego stanowiska. Nawet jeśli można by przyjąć, że papież Jan Paweł II ignorował gwałcenie dzieci – najgorszy ze wszystkich skandali – to na tym się nie kończy. Sytuacja katolików w Bostonie jest taka, że przyprawia o płacz. Kardynał Bernard Law twierdzi, że oferował swą dymisję, ale nie została przyjęta. Rzym pozwala mu sprawować stanowisko, choć jego kłamliwość i deprawację widzi cały świat, a jego wiarygodność w Kościele bostońskim została zrujnowana. Kto go tam trzyma i dlaczego? Kto utrzymuje na stanowiskach chmarę amerykańskich biskupów
O
Tłumy Polaków-katolików, głodnych widoku papieża, wydają się względem niego zupełnie bezkrytyczne
lojalistów. Jan Paweł II musi ponieść część odpowiedzialności za katastrofę, która nas dotknęła. Jeśli idzie o pederastię księży, wielu amerykańskich biskupów odrzuciło prawo moralne i dlatego rodziny katolickie zostały zaatakowane. Papież, niestety, nie ma władzy pozwalającej na postawienie tamy kulturze śmierci na całym świecie,
nie! Nic z tych rzeczy. Tym razem ani słowa o księżach chędożących ministrantów. Seks w katedrze był dziełem wiernych. Czyżby usiłowali brać przykład z duchownych? 20 sierpnia policja nowojorska aresztowała w słynnej katedrze Świętego Patryka 35-letnią Lorettę Harper i 37-letniego Briana Florence za to, że w westybulu świątyni, kilka metrów od rozmodlonych wiernych, zaangażowali się w seksualne bara-bara. Mało tego. Ich akcję obserwował i przez telefon przez 14 minut komentował na żywo do radia czatujący tuż obok reporter nowojorskiej stacji radiowej. Też zresztą zwinięty przez porządkowych. Okazało się, że nie była to wcale para zdegenerowanych moralnie erotomanów. Brian i Loretta starali się... wygrać konkurs stacji radiowej. Jej talk-show „Opie and Anthony” prowadzi konkurs pod hasłem: „Najoryginalniejsze miejsce stosunku płciowego”. Regulamin przewiduje, że 6 par dostaje listę publicznych obiektów nowojorskich, w których partner powinien skonsumować partnerkę, by otrzymać punkty wiodące ku nagrodzie głównej. W poprzedniej edycji konkursu była to
wiele cech samozagłady. Napięcia pomiędzy jego osobistą, sztywną i konserwatywną wizją Kościoła a wyobrażeniami wiernych stają się zbyt silne, by maskować je milczeniem i frazesami. Papież zdaje się nie przyjmować do wiadomości, że w Kościele wierni są ważniejsi niż księża i dostojnicy. Nawet gdyby ponadczasowa i metafizyczna racja
Seks w katedrze
wycieczka do browaru w Bostonie. Z nieskrępowaną konsumpcją, jak należy domniemywać. Według radiowej listy, za uprawianie miłości u św. Patryka dostaje się 25 punktów. Jeszcze wyżej wyceniany jest seks w Rockefeller Center – 30 punktów. Para zawodników od św. Patryka miała już – jako oskarżona o obsceniczność i sianie zgorszenia – widzenie z sędzią, który do października
-patriotyczną solidarność i dumę narodową. Ameryka wiele rzeczy robiła jako pierwsza. Fakt, że jest teraz w awangardzie krytyki tradycyjnych struktur Kościoła katolickiego, może przesądzić, jakie będą dalsze jego losy. Opr. TOMASZ SZTAYER Fot. Przemek Zimowski
będzie dumał, co począć z uczestnikami konkursu. Ponieważ sprawa została roztrąbiona w mediach ogólnoamerykańskich i chryja zrobiła się niewąska, zawieszono dwu szefów radiostacji WNEW FM, a reporterów prowadzących program „Opie i Anthony” wylano z pracy, zaś ich audycję zlikwidowano. „Jestem bardzo szczęśliwy” – oznajmił William Donohue, prezes Ligi Katolickiej, która złożyła skargę i zrobiła aferę wokół kościelnej kopulacji (była ona – jak utrzymuje adwokat pary – symulowana. W przeciwnym razie trzeba byłoby od nowa konsekrować sprofanowaną świątynię). W katedrze zdwojono czujność i rozpięcie rozporka nie będzie już łatwe. Gdyby proporcjonalnie surowe konsekwencje stosować wobec księży, którzy wcale nie symulowali molestowania i gwałcenia dzieci, bylibyśmy już po serii egzekucji. Wątpliwe tylko, czy prezes Donohue byłby wówczas równie szczęśliwy. Wniosek z tego dla Briana i Loretty oraz innych potencjalnych amatorów seksu w świątyni płynie taki: Co wolno wojewodzie, to nie wam, smrody. T.Sz.
14
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
MITY KOŚCIOŁA
K
iedy analizuje się poglądy Rydzykowców nietrudno odnieść wrażenie, że nie po drodze im z aktualnym władcą Watykanu, nie mówiąc już o nurtach liberalnych w Krk. Jasne jest, że ich światopogląd przypomina doktrynę najnowszej katolickiej herezji – lefebrystów. Środowiska zbliżone do Bractwa Piusa X głoszą, iż oficjalny nurt Kościoła rzymskiego popadł w odstępstwo w czasie ostatniego soboru. Ich zdaniem, Jan XXIII, człowiek wielkiej naiwności, padł ofiarą spisku modernistów, którzy chcieli
katolicyzmu bliski wpadnięcia w łapy europotworów – oto obrazek, który co dzień gości na falach eteru RM. A jak te sprawy widzi antypapież Jan Paweł II? W jego wystąpieniach nie widać strachu wobec UE. Wręcz przeciwnie, integrację europejską widzi on jako nadzieję dla Kościoła. Zdaniem ludzi Rydzyka, jest on zatem albo zdrajcą świętej wiary, albo naiwnym starcem, który nie widzi nadchodzącej grozy. Podobna mentalność oblężonej twierdzy każe bronić swojaków nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi. Dlatego właśnie do ostatniego naboju walczono o cnotę abpa Paetza,
Ci sami Żydzi, którzy mieli zamordować Chrystusa i prześladować pierwszą gminę chrześcijańską (już wtedy była podobno katolicka!), nie ustają w gnębieniu Ciała Chrystusowego, czyli Kościoła. Charakterystyczna jest także nienawiść Rydzykowej sekty do wszystkich, nawet duchownych, którzy odważą się w Polsce na jakiekolwiek wypowiedzi czy gesty filosemickie. Dlatego machina propagandowa imperium ojców redemptorystów tak zajadle zwalcza księdza Czajkowskiego czy biskupa Życińskiego. Stosunek JPII do mniejszości seksualnych jest ewidentnie dogmatycz-
o plemiennej jeszcze mentalności, dobrzy są zawsze swoi, a źli obcy. Jest tak zawsze i wszędzie, niezależnie od prawdy historycznej czy interesu współczesnej Polski. W głębokim poważaniu mają oni pojednawcze gesty i bicia w piersi ich watykańskiego mocodawcy. Widocznie werbalnie czczony „Ojciec Święty” jest dla Rydzyka zwykłym frajerem.
Skrajności się przyciągają Wśród integrystów istnieje swego rodzaju konserwatywny ekumenizm. Tym ludziom, dla których ka-
Czy Rydzyk zdradza papieża?
Dla lefebrystów i Rydzykowców wspólny jest niewątpliwie antysemityzm. Nienawiść przenika łamy „Naszego Dziennika”, wystarczy tylko zobaczyć, jak komentowany jest tam kon-
ny i nie liczy się z rzeczywistością. Toż samo stoi w oficjalnym katolickim katechizmie przez tego papieża zatwierdzonym. Homofobia Wojtyły jest jednak pozbawiona wulgarności. Polscy integryści w tej sprawie nie naśladują opiewanego (dla niepoznaki?) polskiego papieża. Z ust samego Dyrektora można raz po raz usłyszeć wyzwiska pod adresem gejów i lesbijek. Ponieważ integryzm jest nierozerwalnie związany z nacjonalizmem, stąd media Rydzykowe są pełne zachwytów nad doniosłością rodzimej tradycji, oczywiście tylko tej zgodnej z radiomaryjnym duchem. Zabawne i dziecinne jest przykrawanie rzeczywistości do propagandowych potrzeb. Cytuje się Konopnicką i chętnie śpiewa „Rotę”, ale przemilcza się
flikt bliskowschodni. Gazetka, o której do niedawna ciepło wyrażał się kardynał Glemp, nie stroni także od niewybrednych dowcipów antysemickich. Dla katolickich integrystów to, co dzieje się na świecie – regres Kościoła i wyswobodzenie się państw narodowych spod klerykalnej kurateli – to efekt odwiecznego spisku żydowsko-masońsko-socjalistycznego.
już fakt, że była ona dla kleru prawdziwą diablicą, celem nieustannych i niewybrednych ataków ze strony „rydzyków” jej epoki. Nacjonalizm jest także przyczyną niechęci integrystów do wszelkich prób wyjaśnienia trudnych i wstydliwych spraw z przeszłości. Wystarczy przypomnieć sobie jazgot, jaki podniesiono wokół Jedwabnego. Dla ludzi tego pokroju,
Postawione w tytule pytanie wydaje się absurdalne. A jednak! Poglądy przedstawiane przez Radio Maryja i „Nasz Dziennik”, czyli koncern medialny Rydzyka bardziej przypominają doktrynę lefebrystów niż zasady, według których działa Watykan. zarazić Kościół epidemią nowoczesności i liberalizmu. Odstępcy przejęli kontrolę nad soborem, zmienili świętą doktrynę katolicką i usunęli trydencką mszę łacińską, najcenniejszy skarb Kościoła. Zdaniem lefebrystów, następcy Jana XXIII, począwszy od Pawła VI, nie są już prawdziwymi papieżami – są antypapieżami, z czego wynika, że Tron Piotrowy jest nie obsadzony. To stanowisko teologiczne nosi miano sedewakantyzmu. Z całej doktryny lefebrystycznej Rydzyk nie podejmuje jedynie (przynajmniej publicznie) tematu mszy łacińskiej. Poza tym, obraz świata propagowany przez „Nasz Dziennik” i Radio Maryja to toczka w toczkę katolicki integryzm Marcela Lefebvre’a. Oczywiście, Rydzykowe przekaźniki pełne są zachwytów nad „Ojcem Świętym” i każdym jego słowem, zwłaszcza tym, które dałoby się jakoś wykorzystać na rzecz własnej propagandy.
przedstawiając seksualnego wyczynowca jako ofiarę antykościelnego spisku.
Żydzi, zboczeńcy i inni
Kościół oblężony Katolicki integryzm to ideologia strachu. Kościół to według tradycjonalistów twierdza, oaza wszelkich cnót atakowana zewsząd przez dzikie hordy liberałów, modernistów, socjalistów, masonów i innych Żydów. Wystarczy włączyć Radio Maryja, by otrzeć się o ducha tego rodzaju. Wcieleniem diabła jest dla nich Unia Europejska ze swoją demokracją i prawami człowieka, czyli istną obrazą boską. Przed trzema laty głośno było o tym, jak to rzekomo władze Unii chcą wyludnić Polskę do małego ośmiomilionowego kraiku, łatwego do manipulowania. Rzecz komentowana była nawet w episkopacie – uznano, że ulubione Rydzyjko co nieco przesadziło w sianiu histerii. Unia rządzona przez masoński spisek oraz Polska, ostatni zakątek dziewiczego
tolicyzm jest jedyną prawdą i całym światem, jakże blisko jest czasem do rozmaitych sekciarzy, odstępców i niewiernych, o ile tylko sprzeciwiają się współczesności. Jest to szczególnie wyraźne w Internecie i ma swoją nazwę – panintegryzm. Dowody? Proszę bardzo, mamy takie, że aż dech zapiera! Istnieje witryna internetowa o dużo mówiącej nazwie – www.wandea.org.pl, ku czci francuskiej krainy – Wandei, w której chłopstwo, wbrew własnym interesom, rozpętało wojnę przeciwko rewolucji francuskiej w obronie króla i absolutyzmu. Jakbyśmy to dziś powiedzieli, w obronie wartości. Na tejże stronie znajdziemy cały zestaw tekstów niejakiego Mirosława Salwowskiego, stałego współpracownika Rydzykowego „Naszego Dziennika”. To, co zobaczyliśmy w „polskiej wandei”, wprowadziło nas w osłupienie. Myśleliśmy, że to jakiś żart, dowcip zrobiony przez lewicowych hakerów... Otóż, bynajmniej! Pan Salwowski publikuje swoje artykuły obok tych głoszących chwałę afgańskich talibów, oraz irańskiej rewolucji islamskiej. Iran ajatollahów to „najpiękniejszy fenomen współczesnych czasów”, „państwo, w którym nie próbuje się oddzielić polityki od moralności, etyki i obyczajowości”. Chomeini jest porównywany z Wałęsą, a islamska rewolucja ze zrywem „Solidarności”. O rządzie talibów, zamordystycznej dyktaturze, koledzy Rydzykowego Salwowskiego piszą, że składał się z „ludzi moralnych i zaprowadził pokój i bezpieczeństwo”. Cytują także ze wzruszeniem przemówienia kaznodziejów islamskiego dżihadu, czyli podżegaczy terrorystycznych. Można też znaleźć materiały z ultrakonserwatywnego, protestanckiego Westboro Baptist Church. Więc także „zdradziecki” protestantyzm jest dobry, kiedy wspiera słuszną sprawę. A wszystko to w imię „wspólnej walki ze światowym liberalizmem”... Okazuje się więc, że na poły żartobliwe nazywanie Polski przez bardziej trzeźwe media „Talibanem”, czy
wcześniej, „Iranem Europy” – miało wymiar proroczy. Okazuje się, iż są u nas katoliccy integryści, dla których islamiści to bracia i sojusznicy w walce z żydomasońskim spiskiem. Współpracownicy Rydzyka nie wstydzą się publikować na takich stronach, zapewne światowy panintegryzm jest im duchowo bliski. W tym kontekście mniej szokuje pobratymstwo Piusa XII i Hitlera – ideologiczne szaleństwa najwyraźniej się przyciągają... Co ciekawe, pan Salwowski nie kryje się z faktem współpracy w latach 1996–97 ze „Szczerbcem”, pismem skrajnie nacjonalistycznym. Odszedł stamtąd, bo zgorszyła go publikacja reklamy „w jawny sposób odwołującej się do seksualnej pożądliwości”. Nic innego tego dobrego katolika nie zbulwersowało tam równie mocno! To, co na stronach katolickiej wandei uderza, to wszechobecność lefebryzmu i innych odmian integryzmu. Znajdziemy tam dziesiątki linków do rozmaitych wspólnot, bractw i organizacji głoszących katolicyzm trydencki i odrzucających obecną politykę Watykanu jako zdradę „Prawdziwej Tradycji Katolickiej”. A pośród tego wszystkiego współpracownik ojca Rydzyka... Dodajmy, że do „przyjaciół i dobroczyńców” (sponsorów?) wandei, obok rozmaitych instytucji jawnie lefebrystowskich, zostali zaliczeni: ocierający się o faszyzm nacjonaliści ze „Szczerbca”, prawicowy tygodnik „Nowa Myśl Polska”, Organizacja Monarchistów Polskich oraz, uwaga!, uwaga!, pismo Janusza Korwin-Mikkego „Najwyższy Czas”, a także jego partia – Unia Polityki Realnej. Pan Korwin-Mikke deklaruje przywiązanie do tradycji katolickiej, dobrze jest zatem wiedzieć, o jaki odcień tejże chodzi. Na łamach „FiM” opisywaliśmy już zbieżność między inicjatywą lefebrystów polskich, czyli odrodzeniem tradycyjnego i agresywnego Rycerstwa Niepokalanej a podobnymi działaniami środowisk radiomaryjnych. Dziwiliśmy się temu zbiegowi okoliczności. Teraz jesteśmy mniej zdumieni, bo zastanawiamy się coraz intensywniej nad tym, czy Rydzkowa czołobitność wobec papieża i jego pompatyczne pielgrzymki do Watykanu (1994–96) nie są jedynie fasadą – niezbędną na obecnym etapie dziejów Kościoła w Polsce. Przecież Radio Maryja już teraz otwarcie atakuje niektórych biskupów, a tolerowane jest w episkopacie jedynie dzięki tamtejszemu silnemu lobby integrystycznemu. Nie do przecenienia było także dyskretne poparcie umiarkowanego konserwatysty prymasa Glempa. Czy ewidentny przecież integryzm środowiska radiomaryjnego, który wykazaliśmy, oraz powiązania osób bliskich temu koncernowi medialnemu – nie pozwalają snuć podejrzeń, że Rydzyk jest tylko pozornie prawowiernym rzymskim katolikiem? Czy może on także jest wyznawcą sedewakantyzmu i wierzy, że JPII to tylko antypapież, którego poglądy, nauczanie i osobisty przykład należy traktować z przymrużeniem oka? ADAM CIOCH Fot. archiwum
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
Kościół zdemaskowany Nie od dziś wiadomo, że Kościół rzymskokatolicki wypełnia niemal wszystkie kryteria przypisywane destrukcyjnym ruchom religijnym, czyli tzw. sektom. Jakąż przyjemnością jest jednak widzieć, jak współpracownik ojca Rydzyka, cytując obficie dokumenty kościelne, osobiście dowodzi, że tak właśnie jest. Mirosław Salwowski, współpracownik „Naszego Dziennika”, w artykule „Wojny z sektami, czyli liberalna inkwizycja w natarciu” na stronach witryny Wandea z wielkim znawstwem wykazuje, że Kościół to najprawdziwsza sekta. Ten superkatolik rzuca gromy na „światowy ruch antysekciarski”, liberalny spisek, który atakuje rozmaite wspólnoty religijne, a także niektóre grupy katolickie, np. Opus Dei i lefebrystowskie Bractwo świętego Piusa XII. Choć nie jesteśmy zwolennikami pogromców sekt, którzy szczególnie w Polsce pod płaszczykiem ratowania rodzin i dzieci zwalczają kościelną konkurencję, to jednak musimy przyznać, że niektóre związki wyznaniowe wywierają negatywny wpływ, manipulując wiernymi, wykorzystując finansowo i zwyczajnie ogłupiając. Salwowski także antysekciarzy nie lubi, ale zgoła z przeciwnych powodów. Otóż dowodzi on, że krytyka sekt jest zakamuflowanym atakiem na Kościół i wszystkich obrońców prawdziwych wartości. Ku naszej uciesze demaskuje on nędzne zakusy wroga... „Na czele sekty stoi przywódca. Członkowie sekty winni mu są bezwzględne posłuszeństwo”, ostrzegają antysekciarskie poradniki. Cóż to za zarzut, ubolewa Salwowski, przecież to nieomylny papież jest takim liderem! I na dowód tego cytuje Bonifacego VIII: „Orzekamy, stwierdzamy i ogłaszamy, że jest koniecznie potrzebne do zbawienia wszelkiemu ludzkiemu stworzeniu, aby podlegało biskupowi rzymskiemu”. „Sekta twierdzi, że posiada wyłączną prawdę, prawdę o zbawieniu. Głosi swoją naukę jako jedyną i prawdziwą”. Rydzykowy pomocnik na takie dictum cytuje odpowiednią wypowiedź błogosławionego papieża Piusa IX (ulubieniec Jana Pawła II!): „bezbożne jest mniemanie, że w każdej religii człowiek mógłby znaleźć drogę do zbawienia wiecznego. Wiara mówi nam, że poza apostolskim kościołem rzymskim nie ma zbawienia”. „Sekta kontroluje myśli, zachowania i uczucia swoich członków”. To wydaje się już poważny zarzut. Nie dla Salwowskiego jednak! Jego zdaniem Kościół właśnie po to jest, aby kontrolować, „kształtować myśli, zachowania i uczucia swoich wiernych, również za pomocą różnych sankcji i kar. Jeśli sekciarskimi znamionami różnych wspólnot religijnych mają być praktyki polegające na wydawaniu surowych zakazów czytania pewnych książek, oglądania telewizji, chodzenia do kina etc., to trzeba jasno stwierdzić, że w ciągu wieków pasterze Kościoła świętego wprowadzili podobne, i to jeszcze dalej idące ograniczenia”.
Ach, jak my kochamy takich szczerych katolików! Pan Salwowski w odróżnieniu np. od obecnego papieża nie sili się na naiwne dowodzenie, że „Kościół zawsze stał na straży wolności”, bo wie, że to kłamstwo. On dzielnie podaje przykłady katolickiego zamordyzmu, w głębokiej wierze, że Krk po to właśnie jest, aby hołotę za gębę trzymać. Poczciwina Salwowski wynajduje perełki katolickiej dyktatury sumień: – „(...) w średniowieczu osiem francuskich synodów, inspirując się nauką wielu Ojców Kościoła, bezwzględnie zakazało wiernym uczestnictwa we wszelkich damsko-męskich tańcach (a więc męsko-męskie były dozwolone, a to dopiero! – przyp. red.). Identyczną postawę, w późniejszych czasach przyjmuje m.in. święty Jan Maria Vianney, który odmawiał swoim wiernym rozgrzeszenia nawet za sam bierny (sic!) udział w zabawach tanecznych.
15
MITY KOŚCIOŁA
W XX wieku szereg krajowych episkopatów wydaje spisy tańców zakazanych, na których znajdują się takie tańce jak tango i walc”; – „(...) w latach 1571–1966 każdy katolik pod karą grzechu śmiertelnego, nie miał prawa do czytania, sprzedawania i przechowywania
książek, pism, gazet znajdujących się na Indeksie ksiąg zakazanych”; – „(...) w pierwszej połowie XX wieku z inspiracji papieży poszczególni hierarchowie układali również katalogi filmów zakazanych, których katolicy nie mogli oglądać”; – „(...) na przestrzeni wieków częste były wypadki odmawiania zmarłym aktorom teatralnym i filmowym pogrzebów kościelnych ze względu na negatywny stosunek Kościoła względem treści większości przedstawień teatralnych i filmowych”. Dzielny nasz katolik, zawsze gotów bronić czci i cnoty swojego Kościoła, przechodzi samego siebie, kiedy z łezką w oku wspomina stare dobre czasy, gdy Kościół zdecydowanie występował przeciwko inwazji „bezwstydnych mód”. I tak przywołuje list Kongregacji ds. duchowieństwa, która grzmiała w 1928 roku: „(...) przypominamy, że strój nie może być nazwany przyzwoitym, jeśli posiada dekolt większy niż szerokość dwóch palców mierząc od szyi, jeśli nie zakrywa ramion przynajmniej do łokci i nie sięga przynajmniej trochę poniżej kolan. Ponadto, niedopuszczalna jest odzież z materiałów przeźroczystych oraz rajstopy w kolorze cielistym, sugerującym, że nogi są nagie”. To były czasy, to był Kościół – zdecydowany bronić cnoty nawet o jeden palec! „Sekta żąda zerwania więzi z rodziną, przyjaciółmi i pozostania w kręgu wspólnoty”. To już nie może dotyczyć Krk, zawsze broniącego „wartości rodzinnych”! Akurat! Rydzykowy redaktor przywodzi natychmiast na pamięć „niektóre klasztory, gdzie kontakt z rodziną jest ograniczony, a czasami wręcz wykluczony”. Sekta wypełnia adeptom „cały czas, zalecając coraz to nowe prace na rzecz grupy”. By uratować honor Krk jako najprawdziwszej na świecie sekty, nasz autor znowu wskazuje na klasztory i seminaria, gdzie życie „jest zorganizowane w taki sposób, aby mnisi i klerycy mieli mało wolnego czasu,
ażeby nie oddawali się lenistwu, które jest wylęgarnią wielu grzechów”. Czy zarzut, że sekty nie dopuszczają do małżeństw mieszanych i nie są zainteresowane pozareligijnym wykształceniem członków, może dotyczyć Krk? Naturalnie, że tak! Salwowski przypomina kanony, które zabraniają małżeństw z niewiernymi (pomóc tu może jednak biskupia dyspensa) oraz alarmuje, że „szkoła, która nie jest świątynią, jest jamą”. Jednym słowem, szkoła, która nie jest przesycona nauką Kościoła, jest niebezpieczna dla uczniów, a przypomina o tym „postępowy” papież Leon XIII: „Konieczne jest nie tylko to, aby udzielać dzieciom nauki religii o określonej porze, ale i to, by każdy inny przedmiot był przesiąknięty chrześcijańską pobożnością. Jeśli tego brak, jeśli święta atmosfera nie przenika i nie rozgrzewa serc zarówno nauczycieli, jak i uczniów, niewiele dobrego można się spodziewać po takim nauczaniu, które w konsekwencji przynieść może znaczne szkody”. Słusznie, świecka matematyka, w odróżnieniu od katolickiej, może być zabójcza dla dusz parafialnych niewiniątek. Tym sposobem, piórem katolickiego redaktora, współpracownika Rydzyka, udowodniliśmy niezbicie, że Kościół papieski wypełnia wszelkie cechy niebezpiecznej sekty, szkodliwej dla swych członków i zagrażającej społeczeństwu. Ojcu Dyrektorowi gratulujemy błyskotliwego redaktora. Na koniec jeszcze jeden cytat z Salwowskiego, pod rozwagę zwłaszcza członkom episkopatu – niech wiedzą, jakie poglądy rozpowszechniane są w radiomaryjnym środowisku: „Wynik powyższej analizy wydaje się być jasny; w świetle antysekciarskiej ideologii, tradycyjna doktryna, dyscyplina i duchowość Kościoła katolickiego posiada wiele cech sekty – czego niestety nie da się powiedzieć o „Kościele soborowym”, który od prawie czterech dziesięcioleci nękany jest przez różne herezje i błędy, a jego wielu hierarchów wytrwale kroczy drogą kompromisu z różnymi fałszywymi doktrynami, filozofiami i religiami”. Sprawa jest jasna. JPII to albo heretyk, albo słabeusz tolerujący odstępstwo. ADAM CIOCH
ydów nie należy zmuszać do wiary, jeśli jednak rcybiskup z Salzburga na okoliczność zarazy u byprzeciw ich woli przyjęli wiarę chrześcijańską, nadła domowego spalił w 1678 roku 97 kobiet. leży ich nawet pod przymusem w tej wierze utrzymać. (Karlheinz Deschner) (Prawo kanoniczne odczas gdy herez 828 roku) tycy w zależnoMYŚLI, CYTATY, WYPOWIEDZI (3) ści od kierunku wiaroku 1564 intru ginęli albo przez kwizycja skauduszenie, albo przez zała na śmierć lekaspalenie, zebrani tam rza Andreasa Vesakatolicy gromko śpieliusa, twórcę nowowali: „Wielki Boże, czesnej anatomii, wychwalamy Ciebie!”. (Karlheinz Deschner) ponieważ badając zwłoki mężczyzny stwierdził, że nie brakuje u niego żebra, z którego miała powstać Ewa... ezus nie zabijał opętanych przez złe duchy, lecz ich (Karlheinz Deschner) leczył. Kościół zaś mordował. (Karlheinz Deschner) rcybiskup Jan z Trieji spalił na stosie w 1658 roku tyle czarownic, że w dwóch miejscowościach poościół posiada niespożyty żołądek, pożarł już całe zostały żywe tylko dwie kobiety. (Karlheinz Deschner) kraje i jeszcze jest głodny: tylko Kościół potrafi tak dobrze trawić niesprawiedliwość. (J. Wolfgang alono wszystkich: kobiety i mężczyzn, katolików Goethe, pisarz i myśliciel, 1749–1832) i protestantów, idiotów i uczonych, czteroletnie dzieci i osiemdziesięcioletnich starców, wszystkich o raz setny powtarzam: nie czyni się przysługi Bognano na stos stracenia i na popiół zamieniono. (Walgu, czyniąc zło ludziom. (Wolter, 1694–1778) ter Nigg, szwajcarski teolog i historyk Kościoła, oprac. EDWARD KUCZ 1903–1988)
Ż
W
A P
A
P
Prześladowania (cd) J K P
16
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
OPUŚCIĆ BABILON
Nierządnicę, symbolizującą nieczysty kościół chrześcijański, nosi na swym grzbiecie szkaradna bestia. Jaka moc inspiruje tych, którzy upijają ludzi fałszywymi naukami? Skąd odstępczy Kościół czerpie swoją moc? Dla-
rzymskokatolickiego. Miasto rzeczywiście leży na siedmiu wzgórzach, ale znaczenie tego proroctwa jest znacznie głębsze. „Siedmiu jest królów” – wyjaśnienie anioła dotyczy przeszłości, czyli czasu współczesnego Janowi, i przyszłości (w. 10). W proroctwach biblijnych „głowy” reprezentują całe mo-
MEGAODSTĘPSTWO (9)
pamiętać, że w proroctwach Daniela i Objawienia w takich właśnie zestawieniach każda następna moc jest przedstawiona jako przyczyna upadku poprzednika. Siłą, która przyczyniła się do upadku papiestwa w 1798 roku i jednocześnie podjęła walkę z ogólnie pojętą wiarą, był system ateistyczny wprowadzony przez francuską rewolucję. Śmiertelna rana zostaje jednak uleczona (Ap 13. 3),
Bestia o siedmiu głowach
mówić jak smok. Stanie się „siódmym”, który przez falę prześladowań będzie zmuszał wszystkich do uznania papieskich nauk. Upadły protestantyzm wróci do macierzy. Pojawiający się „ósmy” jest „z owych siedmiu”, nie stanowi więc niczego nowego. Na końcu łańcucha odstępstwa pojawia się ogólnoświatowy system religijno-polityczny, który tworzy pogański smok ze swymi dwoma „chrześcijańskimi” sojusznikami: papiestwem i Stanami Zjednoczonymi. Protestancki teolog, historyk, badacz biblijnych proroctw Jonatan
Nierządnica z rozdziału 17 Apokalipsy siedzi na „czerwonym jak szkarłat zwierzęciu, pełnym bluźnierczych imion, mającym siedem głów i dziesięć rogów” (w. 3). Aby to zrozumieć, „trzeba umysłu obdarzonego mądrością” – tłumaczy anioł Janowi tajemniczą wizję (w. 9). czego szkarłatne zwierzę ma siedem głów i dziesięć rogów? Pogrążony w smutku i przerażony przyszłością chrześcijaństwa apostoł Jan otrzymuje wykład anioła. Jest on jednak równie tajemniczy, jak sama wizja. Mieszkańcy ziemi mają się zdziwić, że zwierzę „było i że go nie ma, i że znowu będzie” (w. 8). Anioł zaczyna swój wykład od wyjaśnienia symboliki siedmiu głów: „siedem głów to siedem pagórków, na których rozsiadła się kobieta, i siedmiu jest królów; pięciu upadło, jeden jest, inny jeszcze nie przyszedł, a gdy przyjdzie będzie mógł krótko tylko pozostać. A zwierzę, które było, a już go nie ma, jest ósmym, i jest z owych siedmiu, i idzie na zatracenie” (w. 9–11). Gdyby siedem pagórków potraktować dosłownie, wskazywałyby one na Rzym, którego część stanowi siedzibę najwyższej władzy Kościoła
carstwa (Dn 7. 6, 8; 8. 22), podobnie jak „góry” (Dn 2. 34, 44; Jr 51. 25). Według niektórych teologów protestanckich są to symbole kolejnych systemów władzy, wykorzystywanych przez szatana do walki z ludem Bożym. Pierwsza piątka potęg to występujące również w proroctwach Daniela: Babilonia, Medo-Persja, Grecja, Rzym pogański i Rzym chrześcijański (czyli Rzym papieski symbolizowany w 13. rozdziale Apokalipsy przez bestię z morza – śmiertelną ranę otrzymał on w 1798 roku, patrz: Megaodstępstwo 5, „FiM” nr 32). Ten sam fakt w 17. rozdziale przedstawiony jest przez zwierzę, które „było i już go nie ma, i znowu wyjdzie z otchłani”). Jaki system może reprezentować „król szósty”? Rozstrzygnięcie tego problemu nie powinno być trudne, gdy będziemy
a papiestwo pokonuje największego wroga (ateizm w rozwiniętej fazie komunistycznej) przy pomocy „siódmego” mocarstwa, czyli Stanów Zjednoczonych. „Siódmy” w pełnej krasie to USA w przyszłości – w 13. rozdziale symbolizowane przez bestię z ziemi (patrz: Megaodstępstwo 6, „FiM” nr 33). Zwierzę z dwoma rogami podobnymi do baranich (określającymi łagodność i tolerancję, wolność sumienia i wyznania) zacznie jednak
Dunkel, twierdzi, że „moc smoka złączy religie świata, powodując fałszywe cuda i objawienia, aby przekonać je o Bożym błogosławieństwie. Ta sama moc omota środowiska świeckie poprzez ruch New Age, zjawiska UFO i sekretne towarzystwa promujące okultystyczną filozofię”. Szatan umiał za czasów św. Jana zjednoczyć wrogo do siebie
Wiktoryn – kochanek diabła Ś
więty Wiktoryn był męczennikiem chrześcijańskim z I w. Jako biskup miał być skazany na wygnanie, męczony, a potem zamordowany. Piotr Skarga (zm.1612) opisał bardzo interesującą przygodę, jaka miała spotkać tego „katolickiego biskupa”. Otóż już w młodości poświęcił się Bogu i wraz z bratem Sewerynem swoje majętności rozdał ubogim. Po pewnym czasie, „chcąc się wyżej na obmyślanie rzeczy niebieskich podnieść”, postanowił zostać pustelnikiem. W tym też celu udał się na pustynię, gdzie zbudował sobie szałas i „ustawicznie abo się modlił abo czytał”, w efekcie w krótkim czasie „wielkimi się bogomyślności skarby ubogacił”. Tak właśnie pędził sobie w spokoju wzorcowy chrześcijański żywot (ale jakże niebiskupi!) – do czasu jednak... Oto pewnego dnia do jego chatynki zapukała kobieta (jak nas poucza Skarga: diabeł,
który „uczynił się panną”). Poprosiła (czy też: poprosił) o nocleg w przybytku wielebnego, czego ten nie mógł odmówić, wiedziony – co oczywista – „miłosierdziem nieroztropnym”. Jako żywo przypomina się świetny, telewizyjny spektakl „Igraszki z diabłem”. Dalszy przebieg wypadków miał jak najgorszy scenariusz (patrząc od strony aureoli). Oddajmy głos jezuicie: „Ledwie godzina wyszła, gdy się ruszając ona panna, ściągnąwszy nogę, dotknęła się ciała sługi Bożego. Wnet za onem dotknieniem zraniony cielesną się żądzą zapalił, a jako żądłem jakim jad nierządności wpuszczony, wolą na zły uczynek zarażał”. Po rozpaleniu chuci, na wybuch lubieżnych słów, gestów i czynów czekać długo nie trzeba było. Myśli niebieskie prysły w jednej chwili jak bańka mydlana, cnota celibatu zwiotczała proporcjonalnie do nabrzmienia żądzy i nieczystych myśli.
Dalej Skarga opowiada nam ten incydent oszczędzając plugastwa, za pomocą wymownych metafor i porównań, tak jak się po katolicku relacjonuje wydarzenia z alkowy: „Przystąpiła potem słodka mowa, jako wągiel gorący język jadowity, pustynia ona i zatajenie od ludzi do tego też pomogło. Krótko mówiąc, upadło wysokie drzewo, które głęboko wkorzenione długo stało, a dąb się on niezwyciężonej czystości obalił. (jeśli z taką łatwością zdmuchnęła dziewczyna „świętość” Wiktoryna, to nie był to z pewnością „dąb”, ale co najwyżej dębik – przyp. aut.). Wkradła się weń zła myśl i grzech popełnił”. Kiedy się już skończyło to, co się skończyć musiało, „diabeł” zachwycony swoim zwycięstwem wygłosił małe kazanie do Wiktoryna, po czym ten zrezygnowany opuścił feralną pustynię i wrócił do brata. „Długo przez
nastawione frakcje religijne i polityczne, aby zniszczyć dzieło Jezusa. Pojednał na krótką chwilę polityczną władzę pogańskiego Rzymu z religijną władzą Sanhedrynu. W ostatnich dniach – jak pokazuje Apokalipsa – uda mu się pojednać papiestwo i odstępczy protestantyzm z władzą świecką. Za sprawą tego religijno-politycznego przymierza wyłoni się bestia, której długo nie było, a z nią „ucisk, jakiego nie było” (Dn 12. 1). Ma on być skierowany przeciwko tym, którzy „przestrzegają przykazań Bożych i wiary Jezusa” (Ap 14. 12), a więc przeciwko garstce ludzi nie poddających się dyktatowi antybiblijnych dogmatów. Na jedną godzinę władzę obejmie dziesięciu królów („dziesięć rogów” szkarłatnej bestii), „którzy są jednej myśli, i oddadzą moc i władzę swoją zwierzęciu” (w. 12). Tak zwany chrześcijański świat ma stać się autorem prześladowań, jakich „nie było od początku świata aż dotąd, i nie będzie” (Mt 24. 21). Walka z ludem Bożym jest walką z Barankiem (Dz. 9. 4), lecz Baranek zwycięży (Ap 17. 14), a bestia „pójdzie na zatracenie” (w. 8). Zanim to się jednak stanie, dotychczasowi sprzymierzeńcy nierządnicy sami ją zniszczą: „A dziesięć rogów, które widziałeś, i zwierzę, ci znienawidzą wszetecznicę, i spustoszą, i ogołocą, i ciało jej jeść będą, i spalą ją w ogniu” (w. 16). Kiedy ci, których zwiodło papiestwo, zorientują się w wielkim oszustwie? PAULINA STAROŚCIK
wstyd milczał, ale potem upadek mu swój oznajmił”. Pokuta, jaką sobie za to obmyślił była okrutna, lecz współmierna do przewinienia: rozszczepił klinami zdrowy pień drzewa i w szczelinę włożył... relacja w tym miejscu zdaje się być mało ścisła, ponieważ Skarga powiada: „ręce obie”, lecz w obliczu rodzaju występku byłoby to mało zrozumiałe, gdyż to nie rękami święty popełnił ów straszliwy grzech... Mniejsza jednak z tym, co tam włożył, w każdym razie po wyjęciu klinów w straszliwym bólu przez trzy lata pokutował romans z „diabłem”. Sterany mękami wrócił na powrót do panteonu świętych. „Trudno wymówić, w jakiej potem świątobliwości żył, i jako i w czynieniu cudów mocnym był”. Dalej już było tak jak podają dziś katolicy: awansował na biskupa, został zesłany, po czym zginął zanurzony głową w dół w „smrodliwej i siarczystej” wodzie. Najpewniej biskup Wiktoryn istniał tylko w katolickich opowieściach ze świata legend i pobożnych zmyśleń, a w pierwszym wieku było tyle samo świętych katolickich co i biskupów, bo nie istniał wówczas katolicyzm. Oczywiście nie można wykluczyć, że istniał jakiś chrześcijański Wiktoryn, którego uwiódł „diabeł”. Zastanawia w tej historii tylko jedno – fantazje erotyczne świętych bajopisów. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
ŻYCIE PO ŻYCIU (7)
Piekielne męki Obok nauki o czyśćcu, niezawodny oręż w walce o panowanie nad ludzkimi sumieniami stanowi dla Kościoła katolickiego nauka o piekle i wiecznych mękach. Posiany strach rodzi oczekiwane posłuszeństwo, ale najgorsza jest nieświadomość wiernych co do biblijnej zasady kary. I Biblia bowiem posługuje się pojęciem piekła. Czym jednak ono jest, gdzie się znajduje i kto w nim przebywa? Teologia katolicka spłodziła piekło jako „stan i miejsce wiecznej kary szatanów i dusz tych ludzi, którzy umierają w grzechu ciężkim”. Ludzie ponoszą tam nie kończące się męki, których nie jest w stanie oddać żaden opis. „Największą tragedią potępionych jest to, że – jak podaje katechizm ks. Spirago – na wieki są pozbawieni oglądania Boga”, a człowiek „będzie widział długi szereg swych błędów w całej ich obszerności i ciężkości. I nikt nie przerwie tego samotnego, niemego, przygnębionego rozmyślania”. Do tego dochodzi kara zmysłowa: „Narzędziem tej kary jest ogień, i to ogień cielesny, rzeczywisty”. Trudno pojąć, jak cielesny ogień ma smagać niecielesne dusze.
Rady nie daje sam ks. Spirago, który próbuje tłumaczyć, że „rzeczywisty ogień palący różnić się jednak prawdopodobnie będzie od ognia ziemskiego. Ogień piekielny nie niszczy i nie spopiela palonych przedmiotów (...) nie świeci, gdyż w piekle panują ciemności (...) i nie grzeje, gdyż panuje w piekle niezmierne zimno. Natomiast piecze ogień piekielny i to znacznie boleśniej niż ogień ziemski”. Teraz wypada tylko zapytać: czy ksiądz to zna z autopsji? Dalej opisy precyzują, że w piekle najgorszą karą jest towarzystwo szatanów, ale to i tak nie wszystko, bo „z pewnością sprawiedliwość Boża stosuje względem potępionych jeszcze inne kary dodatkowe, których jednak nie znamy”. Karom nie ma końca i granic, a „potępieni nie mają żadnej nadziei, że ich kary skończą się kiedykolwiek”. Choć dziś Kościół nie straszy „wiecznym ogniem”, to nie odrzucił makabrycznego balastu. Czy Biblia przedstawia takiego Boga? Czy Jahwe jest gorszy od Hitlera? Czy nie przechodzą ciarki na myśl o Bogu karzącym za 50, 60 lat grzechu nieskończonym cierpieniem? Kościół, który miał głosić Boga miłości, głosi w ten sposób mściwego despotę szukającego rewanżu. Owszem, Biblia naucza o sprawiedliwym
BÓG I BOGOWIE Bogu. Między sprawiedliwym wyrokiem i biblijną zasadą „oddania każdemu według jego uczynków” a zemstą – różnica jest ogromna. Tymczasem Biblia pokazuje Boga, który „nie chce śmierci bezbożnego, ale żeby się nawrócił i żył” (Ez 33. 11); Boga, który „ma myśli o pokoju, a nie o utrapieniu” (Jr 29. 11); Boga, u którego pojęcie kary jest ostatecznością uzasadnioną porządkiem moralnym wszechświata. Teoria nigdy niegasnących męczarni jest prostą pochodną teorii o nieśmiertelnej duszy. Piekło nie stanowi specyfiki katolickiej. Potwierdza to ks. Ziółkowski, który wyjaśnia, że „wszędzie, gdzie tylko wierzono w życie pozagrobowe, tam też wierzono w istnienie piekła”, choć różnie je przedstawiano. Pozabiblijne pochodzenie nauki o piekle podkreśla znany egzegeta katolicki ks. Czesław Jakubiec: „...w Biblii pojęcie »piekło« jako miejsce kary wiecznej nie istnieje. Wprawdzie ów wyraz występuje w polskim przekładzie, jednakże jest to odpowiednik hebrajskiego wyrazu szeol; ten zaś wyraz ma niewiele wspólnego z naszym pojęciem piekła”. I to prawda. Pojęcie piekła jest teologiczną mieszaniną kilku biblijnych terminów o odrębnym znaczeniu: hebrajskiego szeol oraz greckich hades, gehenna i tartaros. Połączenie przez Kościół tych pojęć stworzyło „miejsce wiecznych kar szatanów i potępieńców”. Dopiero ich oddzielenie pozwoli ujrzeć i ocenić tajemnicę Bożej sprawiedliwości. PAULINA STAROŚCIK
RELIGIE WCZORAJ I DZIŚ (27)
Triumf i klęska Kiedy książę Gautama, teraz już jako Budda, odrzucił bezużyteczną ascezę, jego pierwszym posiłkiem był kleik z mleka i zboża ofiarowany mu przez córkę pasterza. Ten skromny posiłek stał się swoistą manifestacją wobec innych ascetów razem z Gautamą poszukujących sensu świata na odludziu w dżungli. Pustelnicy ci, oburzeni na wiarołomstwo swego towarzysza, który sprzeniewierzył się najświętszym zasadom, opuścili go z pogardą. Mimo to Budda nie zamierzał odstąpić od swego odkrycia. Nie pomógł nawet mistyczny atak boga zniszczenia – Mary, który pojawił się przed obliczem medytującego mędrca, chcąc go przerazić i tym sposobem zmusić do uznania wyższości bóstw nad jego umysłem. Stało się jednak dokładnie odwrotnie; to Budda, siedząc pod świętym figowcem, dotknął dłonią podłoża, wywołując trzęsienie ziemi, które skutecznie przepędziło Marę. W ten sposób Budda pokazał, że uzbrojony w swoją naukę nie obawia się ani gróźb Mary, ani pokus świata materialnego. Nie pomogły bowiem również piękne kobiety przysłane przez boga i na nic się zdała straszliwa burza. Dla Buddy wszystko to było zaledwie ułudą niewartą uwagi.
Oświecony pozyskał pierwszych uczniów i wyznawców. Przy tym przekonał się jednak, że niezmiernie trudno jest przekazać ludziom tak wzniosłą prawdę, bo to, co on nazywa wolnością, oni nazwą rezygnacją, a jego szczęście będzie dla nich zaledwie pustką. Nauka o wyzwoleniu odwraca od świata, a przecież ludzie są z tym światem jak najgłębiej związani. Tak oto chwila zwątpienia naszła Buddę, który już gotów był zaniechać głoszenia prawdy innym i sprzeniewierzyć się swemu posłannictwu, kiedy zjawił się przed nim sam bóg Brahma. Bóg poprosił Buddę, by zechciał pokazać wszystkim odkrytą przez siebie jasność, bez której świat zginie uwikłany w okowy materialnych pragnień samsary. Przekonywał, że tylko Budda potrafi tego dokonać i, jak utrzymuje legenda, Przebudzony zgodził się nauczać wszystkich, którzy mają uszy do słyszenia, a serca otwarte na wiarę. Wbrew obawom, jego nauka wzbudziła entuzjazm i wielu natychmiast się nawróciło. Odtąd Budda odnosił kolejne coraz większe sukcesy w swojej misji. Otrzymał życzliwe poparcie króla Bimbisary (545–493 p.n.e.), który w końcu przyjął nową wiarę, buddystom zaś podarował teren na budowę pierwszego klasztoru. Był to
moment przełomowy. Odtąd liczba wyznawców szybko rosła, a nowy sposób rozumienia świata i roli człowieka zyskiwał coraz większą popularność. Prawdziwy wstrząs nastąpił w roku 486 p.n.e., kiedy Budda ostatecznie odszedł w nirwanę, do stanu doskonałego spokoju poza światem materialnym, czyli umarł. Osamotnieni uczniowie zwołali pierwszy sobór (zjazd) w grocie Saptaparna w Radżagriha, aby ustalić zasady buddyzmu, ponieważ zmarły mistrz nie pozostawił żadnych tekstów, oraz wybrać następcę Buddy. Został nim mistrz Upali. On też – na podstawie ustnych przekazów – spisał mowy zmarłego Buddy, które po wielu redakcjach przekształcą się potem w dzieło znane jako „Kosz dyscypliny”. W Radżagriha powstaje też inna klasyczna księga – „Kosz kazań”, a jej autorem jest Ananda, ulubiony uczeń Buddy. Nie pomogły zatem ostrzeżenia Buddy, aby w nic nie wierzyć ślepo, a opierać się wyłącznie na wewnętrznym poczuciu prawdy. Mało tego, choć Przebudzony odrzucił ludową religię z setkami bożków i demonów jako ułudę, niektórzy jego następcy wprowadzili nowe bóstwa, a po kilkuset latach deifikowali samego Buddę. LESZEK ŻUK
„Wchodźcie przez ciasną bramę; albowiem szeroka jest brama i przestronna droga, która wiedzie na zatracenie, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują” (Mt 7. 13-14). Wszystkie wcześniej przedstawione przypowieści miały nam pomóc głębiej zrozumieć naukę o charakterze Królestwa Bożego. Wielokrotnie w przypowieściach tych Chrystus zachęcał nas do podjęcia odpowiednich decyzji. Pozostawił jednak swobodę dokonania wyboru. Od tej decyzji zależeć będzie całe nasze życie aż po wiecz-
17
i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (J 14. 6). To znaczy, że Jezus nie tylko może nam wskazać drogę, ale On sam może nas zaprowadzić do celu. On jest bowiem tą drogą. Po trzecie, nasz wybór ciasnej bramy i wąskiej drogi jest równoznaczny z wyborem towarzystwa. Wąską drogą, w przeciwieństwie do drogi przestronnej, podąża niewielu, ale są to ludzie, którzy poważnie traktują naśladowanie Jezusa. Decydując się więc pójść za Jezusem, musimy być tego świadomi, że będziemy należeć do mniejszości i to bardzo często pomawianej o najgorsze intencje. Wybór nie jest łatwy. Potwierdza to biblijny opis postaci zarówno Starego, i jak Nowego Testamentu, oraz długa historia chrześcijaństwa. Wszystkim jednak decydującym się pójść wąską drogą i należeć do mniejszości Jezus gwarantuje: „A oto Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mt 28. 20). Czy można by sobie życzyć lepszego towarzystwa?
PRZYPOWIEŚCI JEZUSA (29)
O ciasnej bramie i wąskiej drodze ność. Jezus powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę” (J 10. 7–9 BT). W słowach tych Chrystus jednoznacznie stwierdza, że zbawienie jest dostępne tylko w Nim i tylko On może nam zagwarantować prawdziwy pokój i bezpieczeństwo. Ciasna brama jednakże wskazuje, że zbawienie uzależnione jest od wypełnienia pewnych warunków. Dotyczy to biblijnego nawrócenia, któremu zawsze towarzyszy szczery żal, skrucha, wyznanie i porzucenie grzechów, a jeśli to możliwe – zadośćuczynienie (Przyp. 28. 13; 1 J 1. 9; Łk 19. 8). Inaczej mówiąc, przez ciasną bramę nie można przejść, będąc obładowanym bagażem najrozmaitszych grzechów. Od tych ciężarów może nas jednak uwolnić Chrystus (Mt 11. 28). Po drugie, nasz najważniejszy wybór dotyczy wąskiej lub szerokiej drogi. Jezus, ukazując ostateczny kres każdej z dróg, chce nam pomóc w podjęciu właściwej decyzji. Nie wystarczy więc wejść przez ciasną bramę. Dobry początek to za mało, aby być zbawionym. Jezus powiada: „Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie” (Łk 9. 23). W innym miejscu dodaje: „Ja jestem droga i prawda
I wreszcie wybór nasz dotyczy przeznaczenia. Przestronna droga, łatwa i nie wymagająca żadnych wyrzeczeń prowadzi na zatracenie. Mędrzec Salomon powiada: „Niejedna droga zda się człowiekowi prosta, lecz w końcu prowadzi do śmierci” (14. 12). Inaczej jest z wąską drogą – ona prowadzi do życia wiecznego. „Drogi Pana są proste, sprawiedliwi nimi chodzą, lecz bezbożni na nich upadają” (Oz 14. 9). Jaką więc decyzję podejmiesz, Drogi Czytelniku? Istnieje tylko jeden wybór, choć są dwie możliwości. Błędny wybór to śmierć, właściwy – to życie (por. 5 Mojż 30. 19–20). Życzę Ci, żebyś zdecydował mądrze, rozumnie i roztropnie. Jeśli chcesz być prawdziwie szczęśliwym, wybierz Jezusa – jako Bramę, Drogę, jako najlepszego Towarzysza – Jedynego Pana i Nauczyciela, który jest życiem i zmartwychwstaniem! KONIEC BOLESŁAW PARMA
18
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
NASZA RACJA
Przy korycie Ü WARSZAWA W wyborach samorządowych wystartuje Julia Pitera. Ten szeryf w spódnicy kieruje się w swojej działalności publicznej interesem mieszkańców stolicy, a nie dobrem elit. Pani Julia ujawniała wszelkie objawy korupcji i działania rządzących na szkodę miasta. Informacja o jej kandydaturze wywołała panikę zarówno w sztabie Olechowskiego, jak i w SLD. Porozumienie SLD-Olechowski zaczyna się chwiać. Dobry wynik Pitery może pomóc związanym z nią działaczom społecznym. Jej ugrupowanie ma bowiem szanse na zdobycie nawet kilkunastu (!) mandatów w Radzie Warszawy. Może to oznaczać koniec rządów opartych na układzie finansowo-towarzyskim.
sondaż. No i jak myślicie... kto był jego zwycięzcą?
Swoje brednie publikował na łamach „Najwyższego Czasu!” oraz „Nowej Myśli Polskiej”. Teraz szukającemu zaczepienia przyszła z pomocą LPR. Pozostaje mieć nadzieję, że Polskie Rodziny pójdą do wyborów i po rozum do głowy.
Ü CZĘSTOCHOWA
Ü PRZEMYŚL
Rośnie opozycja w szeregach SLD. Wojciech Grabałowski, wpływowy polityk lewicy, podjął decyzję o samodzielnym starcie w wyborach samorządowych. Ten były poseł już wielokrotnie zwracał uwagę na polityczny nepotyzm panujący w częstochowskiej lewicy. Nepotyzm na lewicy?! Też wymyślił. Za to wylatuje z SLD!
Lewicowe władze miasta uznały, że trzy miesiące przed wyborami należy zmienić rady nadzorcze miejskich firm. I tak się stało. Ruszyła karuzela stanowisk. Część działaczy Sojuszu nie wyraża się z uznaniem o włodarzach Przemyśla. Szeregowi członkowie lewicy popierani przez władze wojewódzkie zaproponowali, aby kandydatem na prezydenta miasta został były poseł SLD Kazimierz Nycz. Kierownictwo przemyskiego Sojuszu uznało to za zamach. Kto rozpoczął wojnę z wodzem, musi polec. Tego samego dnia zarząd miasta wywalił Nycza z roboty w trybie natychmiastowym. Kto wyrzuci wodza, pana Franciszka Siwagę? ¤¤¤ Władze SLD rozwiązały przemyską organizację Sojuszu. Jak mówią złośliwi, w zbliżających się wyborach samorządowych w tym mieście SLD nie wystawi swoich kandydatów. I to będzie najbardziej dotkliwa kara dla partyjnych awanturników.
Ü OPOLE Liga Polskich Rodzin dba o czystość narodową i wyznaniową samorządów. W Opolu uznała, że idealnym kandydatem na radnego jest skazany za kłamstwo oświęcimskie Dariusz Ratajczak. Ten były wykładowca uniwersytecki dowodził w swojej książeczce oraz na wykładach, że komory gazowe w Oświęcimiu są wymysłem żydowsko-masońskim. Rozgłaszał teorię, że tak naprawdę to Żydzi sami są sobie winni, iż Hitler ich wymordował. Po tych rewelacjach władze Uniwersytetu Opolskiego wywaliły go dyscyplinarnie z roboty. Biednego doktorka, który otrzymał także trzyletni zakaz pracy na jakiejkolwiek uczelni, przygarnęli prawicowi wydawcy.
Ü ŚLĄSK Radni śląskich gmin uznali, że prezydenci, burmistrzowie i wójtowie przymierają głodem. Pod koniec kadencji zaczęli więc uchwalać przyznawanie dodatków specjalnych do pensji gminnych oficjeli. Obowiązujące prawo przewiduje możliwość przyznania takiego dodatku jedynie w przypadku, gdy na barki prezydenta czy wójta rada nałoży dodatkowe zadania lub obowiązki. Muszą być one jednak niezwykle złożone i skomplikowane. Tyle teoria. A praktyka? W gminie Lubowa wójt dostaje dodatek, bo w 1997 r. była tam powódź. Wójt Godowa dostaje dodatkową kasę za budowę kanalizacji. Jednak nic nie przebije radnych z gminy Miedźno. Ich wójt dostaje ekstra 2 tysiące miesięcznie za... zbieranie podatków. Niektórzy prezydenci miast dostają dodatek, bowiem: „pełnią odpowiedzialną i trudną funkcję, jaką jest bycie prezydentem” (uchwała Rady Miasta Bytomia). Gratulujemy.
Na podstawie doniesień prasy lokalnej i serwisów internetowych opracował M.P.
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
WSZYSTKIE WOJEWÓDZTWA Profesjonalne szkolenie przedwyborcze dla kandydatów KWW Antyklerykalnego Ruchu Postępu RACJA (strategia, planowanie, finansowanie kampanii, materiały wyborcze, wystąpienia, kształtowanie wizerunku etc.). 21–22 września, Sobieszewo k. Gdańska. 30 miejsc. Koszt 100 zł + pobyt. Organizator: Maciej Psyk, tel. 606-339-124,
[email protected].
KONTAKTY:
PODLASKIE 10.09. godz. 17, ul. św. Rocha 14 („spodki”), kawiarnia „Elida” – w spotkaniu będzie uczestniczył przedstawiciel Rady Krajowej APPR. POMORSKIE Gdańsk Wrzeszcz, 7.09. godz. 16, ul. Kościuszki 49, Hala KS Gedania – zapraszamy członków i sympatyków APPR oraz Czytelników tygodnika „FiM” na spotkanie z redaktorem naczelnym Romanem Kotlińskim – Jonaszem. Kontakt: A. Kotłowski 0-601 258 016. ¤¤¤ Słupsk – powiat ziemski i grodzki, 9.09. godz. 17, sala NOT, ul. Garncarska 4. Cel: wybory samorządowe c.d., sprawy bieżące. ŚLĄSKIE Bielsko-Biała, 8.09. godz. 16, ul. Cieszyńska, Pracownicze Ogródki Działkowe „Kolejarz" (przed lotniskiem). Zebranie powiatowe. Kontakt: 0-692 950 371. ¤¤¤ Rybnik Boguszowice, 8.09. godz. 17, ul. Jastrzębska, hala MOSiR (wejście przy kawiarni „Spartańskiej”). Spotkanie założycielskie okręgu rybnickiego. Kontakt: 0 (pfx) 32/426 65 76. ¤¤¤ Żywiec, 15.09. godz. 16, ul. Grunwaldzka 13, klub „Śrubka” (obok śrubiarni). Cel: zebranie założycielskie. Kontakt: 0-605 784 598. ¤¤¤ Bytom, 16.09. godz. 16.30, ul. Dworcowa 2 – zebranie przedwyborcze. Kontakt: Julian Marcichów, 0-609 091 051.
ZACHODNIOPOMORSKIE Pyrzyce, 6.09. godz. 17, ul. Stargardzka 27, Dom Rzemiosła. Kontakt: 0-692 597 374. ¤¤¤ Szczecin, 14.09. godz. 16, ul. Korzeniowskiego 2, DK „Słowianin” – zapraszamy członków i sympatyków APPR oraz
Chcesz być szczęśliwym posiadaczem koszulki „FiM”? Pewnie, że chcesz, więc wypełnij przekaz, na którym wpisz: Błaja News, ul. Piotrkowska 94, 90–103 Łódź, Bank BPH SA o/Łódź, 10601493–330000199492. Wpłać kwotę 14 zł (za jedną sztukę) na poczcie lub w banku (opłata zawiera już koszty przesyłki). Pamiętaj, aby podać rozmiar koszulki: XL, L lub M; wzór wydrukowanego na niej rysunku: 1, 2, 3, 4 lub 5 (wzory zamieszczamy powyżej) oraz swój dokładny adres. Gdy spełniłeś już powyższe warunki, czekaj cierpliwie na przesyłkę od nas. Wybierasz się na spotkanie z papieżem lub na pielgrzymkę? Koszulka „FiM” będzie idealnym i jedynym stosownym wdziankiem na taką okazję!
Dane wyłącznie do wiadomości redakcji:
Oświadczam, że ukończyłem(am) 18 lat i mam pełną zdolność do czynności prawnych. Deklaruję przynależność do Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA. . . . . . .
Czytelników tygodnika „FiM” na spotkanie z redaktorem naczelnym Romanem Kotlińskim – Jonaszem. Kontakt: 0-600 368 666.
WIELKOPOLSKIE Konin, 11.09. godz. 18, ul. Szymanowskiego 5, stołówka w Zespole Obsługi Szkół (budynek III LO i V Gimnazjum). Cel: wybory. Kontakt: Zbigniew Górski, 0-601 735 455.
Krakowscy posłowie Prawa i Sprawiedliwości, panowie Zbigniew Ziobro i Zbigniew Wassermann darzą się – jak przystało na katolików – wzniosłą niechęcią, a nawet bogobojną nienawiścią. Powód jest bardzo prosty: każdy z nich bardzo chciałby zostać prezydentem Krakowa, a że stołek jest jeden... Chcąc udowodnić swoje prawo do stolca, Ziobro zamówił nawet specjalny
. . . . .
SPOTKANIA CZłONKÓW I SYMPATYKÓW APPR:
ŚWIĘTOKRZYSKIE Kielce, 7.09. godz. 15, ul. Leśniówka 105, Dom Działkowca. Temat: wybory samorządowe.
Ü KRAKÓW
Imiona i nazwisko . .............. Pełny adres . . . . . . .............. PESEL . . . . . . . . . Własnoręczny podpis
OGŁOSZENIA PARTYJNE
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
. . . . . .
imię
........................
nazwisko . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . wiek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
DOLNOŚLĄSKIE W każdą środę w godz. 11–14 spotkania w klubie „Kaktus, ul. Kruszwicka 26/28 (zaplecze Sp. Pracy „Palart”). Kontakt: Urszula Bielska, 0 (pfx) 71/355 45 03. ŁÓDZKIE Chętnych do działania na terenie woj. łódzkiego prosimy o kontakt z przewodniczącym wojewódzkim Krzysztofem Owczarkiem, tel. 0-602 310 415. ¤¤¤ Zduńska Wola, przewodniczący tymczasowego zarządu powiatowego prosi o kontakt członków i sympatyków APPR z terenu Zduńskiej Woli i okolic zainteresowanych współtworzeniem terenowych struktur partyjnych. Tel. kontakt.: 0 (pfx) 43/824 27 67, Dariusz Owczarek (po 17). PODLASKIE Tymczasowy zarząd wojewódzki APPR prosi osoby dysponujące wolnym pomieszczeniem o nieodpłatne udostępnienie. POMORSKIE Gdańsk, zarząd wojewódzki prosi o kontakt w sprawie wynajęcia lokalu dla celów partyjnych na dogodnych warunkach. Andrzej Kotłowski: 0-601 258 016. WIELKOPOLSKIE Poznań, spotkania organizacyjne APPR Wielkopolska odbywają się w każdy poniedziałek, godz. 17.30, ul. Gabary 54, restauracja „Pod Psem”, I piętro. Stanisław Maćkowiak: 0-609 222 900, Jan Łukaszewski: 0-606 992 205. ¤¤¤ Poznań Jeżyce, w każdą środę, godz. 17.30, Klub Oficerski, ul. Szylinga. Kontakt: Leszek Bobiński, 0-691 832 560 ¤¤¤ Siedziba tymczasowa APP Racja, Poznań, os. Rzeczypospolitej 1, tel. 0 (pfx) 61/8794124, codziennie oprócz sobót, godz. 10–17. Czekamy na ciekawe materiały od Czytelników.
7–8 września „Fakty i Mity” zawitają do BARZKOWIC k. Stargardu Szczecińskiego W Barzkowicach znajdą nas Państwo w godz. 10–18 na Targach Rolnych. Posiadacze kuponu lub gazety z kuponem otrzymają fantastyczne koszulki.
Kupon Barzkowice Książka, która wstrząsnęła Kościołem w czasach PRL Cena jednego egzemplarza wraz z kosztami przesyłki – 20 zł
wykształcenie . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . .
zawód
......................
telefon kontaktowy . . . . . . . . . . . . . . Jak widzisz swoją rolę w strukturach przyszłej partii?
. . . . . . . . . . . .
............................ ............................
Cały dochód ze sprzedaży książki zostanie wykorzystany na cele organizacyjne APP RACJA Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Wydawnictwo NINIWA, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź lub e-mail:
[email protected], tel. (0-prefix-42) 630-70-66
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
LISTY Jonasz papieżem Chciałbym dodać kilka słów do artykułu Łukasza Wolskiego pt.: „Kogo zastępuje papież?” („FiM” nr 33). Z artykułem tym zgadzam się w zupełności. Rzeczywiście, nie da się w żaden sposób udowodnić za pomocą Pisma Świętego, że apostoł Piotr był głową Kościoła apostolskiego i że miał szczególne uprawnienia i władzę. Ale jest jeszcze jedna rzecz, o której się zapomina – nawet gdyby teologowie katoliccy udowodnili, że apostoł Piotr był tą skałą, na której Jezus zbudował Kościół, oraz że miał szczególne prerogatywy, to i tak to nie ma on nic wspólnego z obecnym papieżem. Uprawnienie Piotra definitywnie skończyłoby się z jego śmiercią, a Biblia w żadnym miejscu nie mówi o następcach Piotra, ani o przekazywaniu uprawnień. Wszyscy tzw. papieże sami ogłosili się następcami Piotra Apostoła. Czyli na pytanie: co wspólnego ma Pan Karol Wojtyła z Wadowic z Piotrem Apostołem – właściwa jest odpowiedź: tyle samo co ja albo na przykład Pan Jonasz czy ktokolwiek inny. Tomasz Kubicki, Kielce
Kwestia wiary Nie mogę pozostać obojętny na artykuł „Dlaczego jestem deistą”, który ukazał się w „FiM” nr 33. Stanisław Fudali uzasadnił swoją wiarę w istnienie istoty wyższej, którą nazywa Bogiem, używając argumentów św. Tomasza, a mianowicie „ruchu” oraz „przyczyny sprawczej”. Pokrótce wyjaśniając, chodzi o to, że wszystko, co się porusza, musi być poruszane przez coś innego, a na początku tego łańcucha musi być to pierwsze, nieruchome ogniwo (Bóg). Tak samo dotyczy to istnienia łańcucha przyczynowo-skutkowego, gdzie każde działanie ma swoją przyczynę sprawczą (Boga). Pan Fudali, który ujął to w piękne słowa o spoglądaniu na słońce, ludzi i świat zwierząt, ma pewność, wie, że ktoś musiał to stworzyć. Argumenty te są już od dawna obalone, zarówno przez fizy-
LISTY OD CZYTELNIKÓW współczucie i jednocześnie nie mogę zrozumieć, jak mogliście instytucji działającej pod patronatem Kościoła zawierzyć swoje pieniądze potrzebne na leczenie dziecka! Franciszek Madera, Zielona Góra
„Wielki Polak” Chciałabym, aby tacy ludzie jak wy, nie wydawali czasopism dla ludzi. Może moglibyście nauczyć zwierzęta czytać i pisać, i wydawać dla nich takie informacje, a nie uderzać i upokarzać katolików, a w szczególności naszego „wielkiego Polaka” papieża, któremu nawet nie sięgacie do pięt i nigdy nie osiągniecie takiej chwały i popularności jak On. Dla was nie ma miejsca wśród naszego narodu. To wielki wstyd na cały świat, że my w naszym społeczeństwie ma-
Puste hasło
Klerocenzura Jestem miłośnikiem Internetu, dość często włączam się w różnego rodzaju dyskusje w portalu informacyjnym info.onet.pl. To, co spotkało mnie za sprawą tzw. moderatorów, uświadomiło mi, że nawet Internet nie jest wolny od wpływów Krk. Czytałem komentarze internautów na temat ostatnich posunięć naszego rządu i ewentualnych opcji politycznych, na które można by głosować w najbliższych wyborach samorządowych. Włączyłem się do listy komentujących i napisałem, że dla mnie jedyną uczciwą i rozsądną partią jest APP RACJA i że będę na nią głosował. Nadmieniłem też, że jest dla mnie rzeczą niezrozumiałą brak postępu i ślamazarność czynności rejestracyjnych RACJI przez sąd, podczas gdy ugrupowania prawicowe i przykościółkowe były rejestrowane z marszu. Niestety, nie doczekałem się komentarza (kilkanaście innych ukazało się). Nie wiem, cóż gorszącego i niemoralnego było w mojej wypowiedzi, skoro nie użyłem żadnych wulgaryzmów i nie obraziłem jawnie nikogo. Doszedłem do wniosku, że można to wytłumaczyć tylko postawieniem bariery informacyjnej na wszystko, co się wiąże z „Faktami i Mitami” oraz APP RACJA. Marcin z Chorzowa
Święty, albo też Wasza Świątobliwość, lub używając tym podobnych zwrotów, które zdają się być nawet przeciwne Ewangelii. Przecież Chrystus sam powiedział: »Nikogo [...] nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus« (Mt 23. 9–10). Jednakże zwroty te wyrosły na podłożu długiej tradycji. Stały się pewnego rodzaju przyzwyczajeniem językowym i również tych zwrotów nie trzeba się lękać«” (Redakcja KUL, Lublin 1994 s. 27). Idąc dalej za tokiem rozumowania pana Wojtyły, trzeba dodać, że przekleństwa też wyrosły na podłożu długiej tradycji (na pewno jeszcze dłuższej ...) i także stały się pewnego rodzaju przyzwyczajeniem językowym. A więc... Nie lękajcie się, przeklinajcie! Dziwi mnie też rozbuchany kult maryjny. My, ewangelicy, swój stosunek do Marii możemy określić słowami takiego oto wierszyka: „Nie nosi złotych koron, za nic ma ołtarze, lecz mów, tak jak w Kanie: róbcie, co On każe...” Apoloniusz Ciołkiewicz Grajewo
Eryk Kamiński promuje nas w Londynie kę, która od czasów Arystotelesa bardzo się rozwinęła, jak i od strony logiki matematycznej. Nie istnieje ani jeden argument na istnienie Boga, który by nie został obalony. Nie wolno jednak braków w wiedzy używać jako pseudoargumentów za istnieniem takiej istoty. Jeżeli ktoś chce, niech wierzy, ale niech nie okłamuje siebie i innych, że wiara ma logiczne podstawy. Piotr Ziraldo
my takich ludzi jak wy. Czy my nie możemy być narodem pełnym szacunku na całym świecie? (zachowana pisownia oryginalna). Prawdziwa Polka Dziękujemy za szczerość i równie szczerze współczujemy. Odpowiedź na swoje pytanie znajdzie Pani w pierwszej części swojego listu. Redakcja
Przeklinajcie! Pazerny Caritas Szanowni Państwo Anna i Zbigniew Pazgan – po przeczytaniu artykułu („FiM” nr 29) na temat Waszego nieszczęścia pt. „Miłosierdzie jak jasna cholera”, postanowiłem dokonać skromnej wpłaty na nowe Wasze konto (jestem emerytem) tylko dlatego, że podaliście Państwo konto, do którego Caritas nie będzie miał żadnego dostępu. Tak się złożyło, że Państwa apel przeczytałem uprzednio w jednej z gazet przypadkowo i nie wpłaciłem żadnych pieniędzy tylko dlatego, że było to konto... Caritasu. A instytucje kościelne poznałem już dawno. Wyrażam wielkie
Nie jestem już katolikiem, od kilkunastu lat należę do Kościoła metodystycznego, dlatego nie bardzo mi wypada krytykować katolicki kler czy ich doktryny. Najbardziej drażni mnie – niedozwolone w innych, normalnych krajach – nazywanie papieża w programach informacyjnych Ojcem Świętym. To jest bluźnierstwo! W dość znanej książce „Przekroczyć próg nadziei” papież obłudnie wyjaśnia: „Tak więc wobec Pańskiego pierwszego pytania pragnę odwołać się do słów Chrystusa, a zarazem do moich pierwszych słów z Placu św. Piotra. A więc: »Nie lękaj się, gdy cię ludzie nazywają Namiestnikiem Chrystusa, gdy mówią do ciebie: Ojcze
Hasłem ostatniej papieskiej wizyty było: „Bóg bogaty w miłosierdzie”. W związku z tym trzeba zauważyć, że hasło to jest wewnętrznie sprzeczne, czyli nielogiczne, co albo uszło uwadze doradców, którzy je wyeksponowali, albo sądzili oni, że nikt tego nie dostrzeże. Miłosierdzie jest bowiem potrzebne jedynie w sytuacji złej (w dobrej – jest zbyteczne), co oznacza, że kto spowodował sytuację wymagającą miłosierdzia – sam nie jest miłosierny. Gdy więc istnieje stwórca materii, to jako bezpośredni lub pośredni sprawca wszystkiego, co się w niej dzieje (a więc również sytuacji złych) nie ratowałby miłosiernie z tych sytuacji. Przecież ratowanie z opresji, które sam spowodował (lub dopuścił do nich) byłoby nonsensem. Analogicznym absurdem byłoby oczekiwanie ratunku od lekarza, o którym wiadomo, że sam spowodował chorobę. Ryszard W., Wrocław
SLD, obudź się! Czytając bardzo interesujący artykuł Grzegorza Omelana, nauczyciela, rzecznika prasowego Zarządu Powiatowego SLD w Brzegu („FiM” nr 32), z łezką w oku wspomniałem moją i żony pracę w Liceum Pedagogicznym w latach 50. w tym uroczym mieście. Autor artykułu śmiało
19
pisze o istotnych problemach nurtujących rodaków, a szczególnie członków i sympatyków SLD. Mam nadzieję, że prezydent Aleksander Kwaśniewski i premier Leszek Miller po zapoznaniu się z tym tekstem wyciągną właściwe wnioski. Ma rację Grzegorz Omelan, pisząc o zagubieniu ideałów nowoczesnej lewicy, przejawiającym się w płaszczyźnie ekonomicznej i ideologicznej. Ja również zadaję sobie pytanie: gdzie jest polska socjaldemokracja? Adam Rząsa, emerytowany nauczyciel akademicki Uniwersytetu Rzeszowskiego
Każdy ma swego proboszcza Liczenie na inicjatywy ustawodawcze posłów i senatorów (a tym bardziej prezydenta Kwaśniewskiego) w sprawie nacjonalizacji majątków kościelnych i zakazu finansowania Kościoła z budżetu państwa i samorządów – jest nieporozumieniem. „Podsutannowi” tego nie zrobią! Wszak każdy z nich ma swojego proboszcza. Nie jest to zarzut – takie są fakty, a mitem jest wolność sumienia w Polsce. Nie czarujmy się: świat tak jest skonstruowany, „że rządzi ten, kto ma kasę”. Kto słucha społeczeństwa (zwłaszcza tych 85 proc. biednego społeczeństwa)? Proponuję zatem, korzystając z możliwości tygodnika „Fakty i Mity”, wystąpić z inicjatywą ustawodawczą do Sejmu. Zgodnie z art. 118 pkt 2 Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej, takie prawo przysługuje grupie co najmniej 100 tys. obywateli. Zdaję sobie sprawę, że szanse na przeforsowanie w Sejmie ustawy ograniczającej „kasę Kościołowi” są znikome, bo zostanie zablokowana głosami SLD-UP, ale na litość! – coś trzeba z tym kramem zrobić. Ryszard B., Gorlice
Widziałeś coś ciekawego, słyszałeś o czymś, o czym nikt inny nie słyszał? Wyślij SMS-a na naszą gorącą linię: +48 691 051 702. WYJAŚNIENIE Doszły nas słuchy, że w Centralnym Biurze Śledczym trwa gorączkowe, wewnętrzne śledztwo, który z funkcjonariuszy CBŚ udzielił nam szczegółowych informacji dotyczących zapowiedzi zamordowania papieża. Spieszymy więc poinformować, że inicjał owego funkcjonariusza w naszym tekście „Polski Ali Agca” („FiM” nr 34) został zmieniony. Posądzanie więc o ten „niecny” czyn wszystkich oficerów na literę „B” jest chybione. Redakcja
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Henryk Rozenkranc – tel. (0-42) 637-10-27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (0-42) 630-72-33; Dział historyczno–religijny: Adam Cioch – tel. (0-42) 639-85-41; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Przemek Zimowski; Dział promocji i reklamy: tel. (0-42) 630-70-27; Dział łączności z czytelnikami: (0-42) 630-70-66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (0-42) 630-70-65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28.60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28.60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532-87-31, 532-88-16, 532-88-19, 532-88-20; infolinia 0-800-1200-29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,-/kwartał; 227,-/pół roku; 378,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,-/kwartał; 255,-/pół roku; 426,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,-/kwartał 313,-/pół roku 521,-/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,-/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,-/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,-/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0-231-101948, fax 0-231-7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. 6. Prenumerata redakcyjna: do 15 września na czwarty kwartał 2002 r. Cena 28.60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90–103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank BPH SA o/Łódź 10601493–330000–199492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
20
Nr 36 (131) 6 – 12 IX 2002 r.
JAJA JAK BIRETY
Ś W I Ę T U S Z E N I E Na Czarnym Lądzie
CZARNO NA BIAŁYM
O Kalim i pingwinku
Kościoły, dzwonnice i ołtarze – tylko tyle i aż tyle jest do zobaczenia w Zdzieszowicach?! Oto co znaczy patrzeć na świat przez czarne okulary!
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
W niebie planuje się wycieczkę zakładową. Ponieważ nie znaleziono jeszcze zadawalającego wszystkich celu, „niebianie” rzucają propozycje. „Może Betlejem?” Maria jest przeciwko z powodu złych doświadczeń: w Betlejem brak pokoi hotelowych. Nie, tam nie. „Jeruzalem?” – pada następna propozycja. Temu sprzeciwia się zdecydowanie Jezus. Nie, tam ja miałem złe doświadczenia. „To może Rzym?” I tu niezbyt wielu chętnych, jedynie święty Piotr wpada w euforię: „Rzym! – fantastycznie, jeszcze tam nigdy nie byłem!!!”.
¤¤¤ Rozbił się samolot wiozący kandydatki do tytułu Miss Świata. Uratowały się wszystkie dziewczyny i jeden z pilotów. Po miesiącu nie wytrzymał i uciekł od nich. Ucieka, ucieka, patrzy – jakieś budynki. Rozgląda się, czy gdzieś nie ma kobiet, których miał już serdecznie dosyć. Wchodzi niepewnie. Wokół sami mężczyźni. Gadu, gadu – okazuje się, że to zakon męski o twardej regule. – To wy tu nie macie kobiet, jakie to szczęście – woła uradowany pilot. – To świetnie, że ty też nie lubisz kobiet – mówi zakonnik, głaszcząc go po policzku.
Diabeł, Mili Państwo, najprawdziwszy diabeł z rogami, kopytami i ogonem, który do tej pory pomieszkiwał w redakcji „Faktów i Mitów”, przeniósł się ostatnio do Wenecji. Dziwić mu się trudno, wszak gród to cokolwiek urokliwszy od Łodzi, a i nabroić można więcej. Już na początku pobytu czarciego pomiotu nad Adriatykiem siarką zaczęło cuchnąć na słynnym festiwalu filmowym. Oto za sprawą Najniższego pojawił się tamże film „Magdalene’s Girl” szkockiego reżysera Petera Mullana. Bezbożny ów obraz opowiada o zakonnicach prowadzących przytułek dla upadłych dziewcząt. Miast ciepła i miłości owe „upadłe” odnajdują w domu zakonnym terror zwyrodniałych sióstr sadystek, a reżyser – najpewniej opętany przez diabła – oświadczył dziennikarzom bez ogródek, że niektóre zakonnice poza planem filmowym „niczym nie różnią się od afgańskich talibów i innych fanatyków”. I takie oto filmidło może w Wenecji otrzymać nawet grand prix, czyli Złotego Lwa. W tej sytuacji wykluczyć już nie można, że antenat tego lwa pasjami „lubił” katolików.
Obraz obejrzała oficjalna przedstawicielka Kościoła rzymskokatolickiego, salezjanka, siostra Anna Burnetta i... doznała szoku. Czy z powodu treści w dziele zawartych? Ależ skąd! Mówiła dziennikarzom tak: „Najbardziej przeraziła mnie dziesięciominutowa owacja na koniec. Ciarki mi przeszły po plecach”. No i co Wy na to? Oklaski powodują ciarki, a praktyki sadystek?...
Może też i ciarki, ale jakby innego rodzaju. Na koniec Brunetta (czy to od koloru włosów?) oświadczyła, że pokazywanie czegoś podobnego w kinie mąci jedynie ludziom w głowach. Wtórował jej ksiądz Bozzo, doradca premiera Berlusconiego, nazywając film „ordynarną, antyklerykalną demagogią”.
I to jest sedno sprawy. Przypowieść o Kalim i krowie będzie aktualna zapewne po wsze czasy (choć czasy już mamy wsze). Jury festiwalu w rezerwacie Serengeti (Tanzania) złożone z lwów oprotestuje teraz „Quo vadis” jako film głęboko tendencyjny wobec krwawych poczynań królów zwierząt w rzymskim Colosseum: „W ten sposób mąci się jedynie ludziom (i lwom) w głowach. To jest ordynarna antylwia demagogia” – zaryczy przewodniczący jury i akurat będzie miał rację. Słowa „demagogia” i „mącenie w głowach” są tak stare jak cenzura, czyli tak stare jak rodzaj ludzki. W latach siedemdziesiątych, po premierze „Człowieka z marmuru”, sekretarz KC PZPR odpowiedzialny za media i propagandę grzmiał: „To jest mącenie obywatelom w głowach i antysocjalistyczna demagogia”. Historia zatoczyła koło. Jeden totalitaryzm zastąpiono innym. Na pocieszenie mogę tylko przypomnieć, że trzy miesiące temu, na innym, znacznie poważniejszym festiwalu – bo w Niepokalanowie – film „Non possumus – Kardynał Stefan Wyszyński” otrzymał słusznie grand prix. Tylko że tam tendencyjna publiczność nie nagrodziła obrazu owacjami na stojąco. MarS