Według „Kodu Leonarda da Vinci”...
JEZUS MIAŁ CÓRKĘ INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Ü Str. 8, 9
Nr 36 (235) 9 WRZEŚNIA 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
oranna kupka? Ani się waż! Spuszczanie wody? Tylk o nie w czasie podniesienia! Ostroż nie z podgłaszaniem telewizora, kie dy trwa adoracja. No i nawet nie próbuj przez ścianę podsłuchiwać spowiedzi; nie mówiąc już o upra wianiu z żoną sek su na tyłach ta bernakulum. Dla k ogo te zalecenia? Dla miesz kańców Chełma, gdzie na parterze jednego z blok ów zagnieździła się parafia. Ü Str. 11
P
Cud! Ludziska, cud! Po raz pierwszy polski urząd, a konkretnie – Urząd Antymonopolowy, wyraził zdanie, że Kościół katolicki bezprawnie wyciąga łapę po kasę.
Po trupach
Ü Str. 9
2
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Nasi sportowcy z 10 medalami wypadli najgorzej od 48 lat i znaleźli się poza pierwszą dwudziestką medalową. Trwa dyskusja nad stanem polskiego sportu; sugeruje się dymisje, reformy itp. Po raz pierwszy mieliśmy na igrzyskach kapelana. Oto skutek... Kancelaria prezydencka okaże, a nie: przekaże – komisji badającej sprawę Orlenu listę gości odwiedzających pałac Kwaśniewskiego. Były prezes koncernu, Andrzej Modrzejewski, zeznał, że jego spektakularne zatrzymanie miało na celu zastraszenie rady nadzorczej Orlenu i wybór nowego szefa firmy po myśli rządu i prezydenta. Do ustąpienia miał go namawiać także sam Kulczyk. Wszak myśl zrodzona przez prezydenta i premiera to myśl poczęta w głowie Kulczyka. Rząd Belki ma nowego ministra sprawiedliwości – Romana Hausera, byłego prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego. Hauser jest kojarzony z prawicą. Jeszcze rok i prawica nie będzie musiała przejmować władzy. Mazowiecki baron partyjny Jacek Zdrojewski zaproponował nową strategię, która ma polegać na dystansowaniu się partii wobec premiera, prezydenta i... nakręcaniu antyklerykalnych inicjatyw. Ktoś może się nabrać na ten nagły przypływ lewicowych uczuć Sojuszu LewicyDemokratycznej, ale nie antyklerykałowie. Kapelan marynarki wojennej Zbigniew Jaworski ujawnił na łamach „Życia Warszawy”, że załoga „Xawerego Czernickiego”, na którym miał służbę, zamiast ratować irańskich rozbitków na wodach Zatoki Perskiej w 2002 r., zajęła się szabrowaniem ich dobytku. Marynarzy uratowali Amerykanie, a nasze media część zasług przypisały Polakom. Jak widać, kapelani są w wojsku bardzo potrzebni. WARSZAWA Ordynariuszem diecezji warszawsko-praskiej został generał arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, pierwszy (ex aequo z bp. Śliwińskim) opój episkopatu. Zaszczyt objęcia tłustej diecezji spotkał go po wieloletnim nygusostwie, odprawianiu mszy i strojeniu się w Ordynariacie Polowym WP. Najważniejsze to naśladować Jezusa, reszta się nie liczy. KRAKÓW Pogrzeb Czesława Miłosza nie obył się bez akcentu komicznego – rzekomego telegramu od papieża. Jego treść, trzeba trafu, odpowiadała zapotrzebowaniu propagandowemu Kościoła. Papa cytował jakiś list prywatny Miłosza, w którym miał on troszczyć się bardzo o swoje „nieodbieganie od katolickiej ortodoksyjności”. Naszego Papcia na starsze lata trzymają się żarty, choć dawniej miał bardziej finezyjny bajer – np. kiedy sprowadził do swojej osoby słynną frazę Słowackiego: „Polsko, twa zguba w Rzymie”! ŁÓDŹ Prokuratura przedstawiła zarzuty byłemu baronowi łódzkiemu z SLD – Andrzejowi Pęczakowi. Chodzi o „sprawstwo polecające do karalnej niegospodarności” („FiM” 1/2003). Państwo miało tracić 43 mln złotych. Przed Pęczakiem ostrzegaliśmy już dawno, ale Sojusz nie chciał odsunąć swojego ulubionego „skarbnika”. CZĘSTOCHOWA Dożywotni prymas Glemp nazwał „pomysłami człowieka na samozniszczenie” takie zjawiska jak klonowanie, zapłodnienie in vitro, „perwersyjny seksualizm”, oraz „rosnącą liczbę osób o odmiennej orientacji seksualnej” (sic!). Ubolewał także, że rodzi się mało dzieci i na przyszłą olimpiadę przyjdzie Polsce wysłać „cherlaków albo czarnych Polaków, bo rodowitych sportowców pewno zabraknie”. Tyle że bieg z tacą przez ławki, w którym „czarni Polacy” (księża i zakonnicy) są najlepsi, nie jest jeszcze dyscypliną olimpijską. RADOM Dzięki głosom wszystkich radnych, także lewicowych, Jana Pawła II ustanowiono honorowym obywatelem miasta. Bardzo się z tego ucieszył biskup Zimowski: „Wydarzenie to przyczyni się do tego, że nasi mieszkańcy będą częściej sięgać do słów Jana Pawła II”. Przykład: gdyby ludzie częściej sięgali po najświętsze słowa o grzesznych prezerwatywach, to mielibyśmy więcej chorób wenerycznych i AIDS. LICHEŃ Twórca największej świątyni w Polsce – ks. Eugeniusz Makulski – w niejasnych okolicznościach został przeniesiony na emeryturę. Niby wszystko jest w zgodzie z prawem kanonicznym, bo proboszcz bazyliki ma 76 lat, ale on sam na mszy z okazji 40-lecia probostwa powiedział: „Czasami człowieka nawiedzają złe duchy. A nikt nie jest wolny od szatana, nawet biskupi i kapłani”. Proboszcza bronią świeccy handlarze dewocjonaliów, którzy boją się, że nowy kustosz sanktuarium – ks. Wiktor Gumienny – ograniczy ich zyski. Pewnie rewir w Licheniu, który przynosi ogromne zyski, za mało odprowadzał dla ojców chrzestnych w episkopacie. WATYKAN „Dobry Samarytanin” – tak nazywa się fundacja założona przez Papieską Radę Duszpasterstwa Zdrowia, a jej zadanie to walka z AIDS. Oficjalnym celem fundacji jest zbieranie na całym świecie pieniędzy na leki dla chorych z najbiedniejszych krajów świata. Wnioski: lepiej leczyć (beznadziejnie chorych), niż zapobiegać. A najlepiej za zebrane pieniądze wybudować kolejny kościół. Kardynał Jose Saraiva Martins, szef Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, zapowiedział rychłą kanonizację Alcide de Gasperiego, włoskiego dyplomaty, współzałożyciela Wspólnoty Europejskiej. Przygotowania do beatyfikacji innego założyciela zjednoczonej Europy – Roberta Schumana – w toku („FiM”10/2003). „Założycielom” do wyniesienia na ołtarze wystarczyła przynależność do Krk. FRANCJA Mimo nacisków Watykanu i wielu środowisk islamskich rząd konsekwentnie wprowadza ustawę zakazującą propagandy religijnej w szkołach publicznych – nawet w formie symboli. Władze francuskie nie ugięły się wobec szantażu zabicia w Iraku dwóch porwanych dziennikarzy. Francuska prawica walczy o świeckość. Polska „lewica” walczy o przywileje dla kleru.
Mam kilka pytań P
isząc swoje komentarze, zawsze zastanawiam się, Szanowny Czytelniku, jak wygląda świat po drugiej stronie lustra, czyli kim jesteś. Nie oznacza to oczywiście, że interesuje mnie Twój wzrost, obwód talii czy numer PESEL. Gazeta jest jednak takim tworzywem, że kiedy ja kontaktuję się z Tobą, Czytelniku, to relacja odwrotna jest utrudniona, a już na pewno mocno spóźniona. Oczywiście dostaję setki listów i e-maili, lecz zazwyczaj od wiernych, zaprzyjaźnionych i zaprzysiężonych zwolenników „FiM”. Dziękując im za to z całego serca, chciałbym jednak (ba, marzę o tym!) poznać vox populi, czyli szersze spektrum.
Jestem przekonany, że „Fakty i Mity” mogą być jeszcze lepsze, ciekawsze, bardziej przyjazne. Pozostając w tym przeświadczeniu, coś poniższego sobie wymyśliłem. Wasze odpowiedzi na moje pytania, Wasze opinie, nawet te najbardziej krytyczne, sprawią, że wraz z zespołem zrobimy wszystko, aby wyjść naprzeciw Waszym, Kochani, oczekiwaniom. No i cóż, Szanowni Czytelnicy, szable (czyli ołówki) w dłoń, a kto na kopercie dopisze swoje personalia (oczywiście tylko do wiadomości redakcji), weźmie udział w losowaniu nagród książkowych – na karcie tytułowej każdej z nich osobiście wypiszę dedykację. Na zwrot ankiet czekamy dwa tygodnie. JONASZ
POSTAW KRZYŻYK OBOK STWIERDZENIA, KTÓRE WYRAŻA TWOJĄ OPINIĘ. 1. Jaka tematyka jest poruszana przez „FiM” w zbyt wąskim zakresie? a) krajowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o b) zagraniczna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o c) historyczna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o d) biblijna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o e) antyreligijna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o f) humor . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o 2. Jakich informacji jest w „FiM” za dużo? a) z kraju . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o b) ze świata . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o c) historycznych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o d) biblijnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o e) antyreligijnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o f) humoru . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o 3. Jestem zadowolony z różnorodności i proporcji tematów przedstawianych na łamach „FiM”. a) tak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o b) nie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o 4. Wolałbym czytać więcej o aferach: a) w środowiskach kościelnych . . . . . . . . . . . . . .o b) świeckich/ogólnokrajowych . . . . . . . . . . . . . . .o c) lokalnych/samorządowych . . . . . . . . . . . . . . . .o 5. Tematyki politycznej jest na łamach „FiM”: a) za mało . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o b) za dużo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o c) w sam raz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o 6. Liczba stron „FiM” powinna zostać: a) ograniczona . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o b) rozszerzona . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o c) bez zmian . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o 7. Czy zwiększenie objętości „FiM” wraz z niewielką podwyżką ceny gazety jest do zaakceptowania? a) tak . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o b) nie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o 8. Czy jest tematyka nieporuszana na łamach „FiM”, którą chcielibyście u nas widzieć? a) tak (prosimy o ewentualne określenie tej tematyki) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o b) nie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o 9. Kilka cennych uwag na temat „FiM”, za które będę wdzięczny: ...................................... ......................................
Rodzinie i Kolegom z Redakcji tygodnika „Angora” wyrazy współczucia z powodu śmierci
Redaktora Naczelnego Piotra Różyckiego składa zespół redakcyjny „Faktów i Mitów”
Informacja o wypełniającym ankietę: 1. Mam ... lat. 2. Wykształcenie: a) niepełne podstawowe . . . . . . . . . b) podstawowe . . . . . . . . . . . . . . . c) zawodowe . . . . . . . . . . . . . . . . . d) średnie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . e) wyższe . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3. Światopogląd: a) ateista . . . . . . . . . . . . . . . . . . . b) agnostyk . . . . . . . . . . . . . . . . . . c) wierzący . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . .
. . . . .
. . . . .
. . . . .
. . . . .
. . . . .
. . . . .
. . . . .
. . . . .
.o .o .o .o .o
. . . . . . . . . .o . . . . . . . . . .o . . . . . . . . . .o
4. Jestem członkiem Kościoła: a) rzymskokatolickiego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o b) jednego z kościołów starokatolickich . . . . . . . .o c) prawosławnego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o d) protestanckiego (jakiego?) . . . . . . . . . . . . . . .o e) wyznaję religię niechrześcijańską (jaką?) . . . . .o f) jestem osobą bezwyznaniową . . . . . . . . . . . . .o g) nie mieszczę się w przedstawionych ramach wyznaniowych (prosimy o sprecyzowanie swojego wyznania) . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o 5. Czytam „FiM” od roku: a) 2000 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o b) 2001 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o c) 2002 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o d) 2003 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o e) 2004 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o 6. Płeć: a) kobieta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o b) mężczyzna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .o
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
GORĄCE TEMATY
3
„FiM” NA TROPIE KRADZIEŻY STULECIA
Anka zgwałcona
Monachomafia Wielebni gotowi są wmówić prymasowi niepoczytalność, jeśli byłby to skuteczny sposób na wyrwanie od państwa pokaźnego majątku. Ujawniamy kolejną próbę przejęcia przez Krk dobra ogólnospołecznego. Dwa lata temu alarmowaliśmy („FiM” 45/2002), że będzie źle i... Na Świętym Krzyżu (znany też jako Łysa Góra, 595 m n.p.m., drugi pod względem wielkości szczyt Gór Świętokrzyskich) od wielu już lat funkcjonuje muzeum przyrodnicze, które należy do Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Usytuowane jest w zachodnim skrzydle kompleksu klasztornego, gdzie rezydują Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej. Gdy państwo (nakładem ok. 17 mln zł) wyremontowało wnętrza muzeum, zakonnicy wyrazili życzenie przejęcia budynku. I to szybko, bo na 11 czerwca 2006 r. mają zaplanowaną fetę związaną z obchodami tysiąclecia przybycia na Święty Krzyż benedyktynów.
Pojawił się, niestety, drobny problem w postaci stanu prawnego zabytkowej nieruchomości. Otóż w 1819 r. benedyktyni (poprzednicy oblatów na Świętym Krzyżu) mocno czymś podpadli ówczesnemu prymasowi Franciszkowi Malczewskiemu, bo ten wydał specjalny dekret o kasacji opactwa. ¤ ¤ ¤ W 1849 r. zabudowania klasztorne przeznaczono na miejsce odosobnienia dla tzw. księży demerytów (nie należy tego określenia kojarzyć z emerytami, bo o degeneratów tu chodzi). Od 1882 r. w części budynków zorganizowano więzienie, które przetrwało do 1942 r. (w okresie okupacji hitlerowskiej
GŁASKANIE JEŻA
W plecy A co to za minorowe nastroje po olimpiadzie? A co to za nosy spuszczone na kwintę i przebąkiwanie o klęsce? Wszak należy wzorem Laskowika z kabaretu TEY mówić, że w ciągniku nie jedno koło się zepsuło, tylko trzy są dobre. Kontynuując taką właśnie frazeologię, zauważmy: Chińczycy swoją reprezentację do Aten wyselekcjonowali z 20 mln młodych ludzi czynnie uprawiających sport. My – z dwóch tysięcy. Z prostego rachunku arytmetycznego wynika, że przy Kitajcach,
z naszym dorobkiem medalowym, jesteśmy potęgą światową. A teraz poważnie. Igrzyska paradoksalnie obnażyły nie tylko słabość czy wręcz śmieszność naszego sportu wyczynowego. Obnażyły wszechogarniającą nas beznadzieję i bylejakość – jakąś modę na opuszczanie rąk w geście kompletnej bezradności. Polska reprezentacja (minus Jędrzejczak, minus Korzeniowski i minus dwóch panów w łódce) nie wygrałaby zawodów stanowych w USA pomiędzy dwoma
Kiedyś ludzi łupił zbój Madej, dziś obdziera ich ze skóry ZUS. Ludziska tęsknie wspominają zbója, bo z nim przynajmniej można było negocjować. Weźmy na przykład taki model: niżej podpisane Anna Karwowska i Joanna Gawłowska mają własną firmę – podobnie jak 2 795 860 innych Kowalskich. No więc Anna i Joanna płacą co miesiąc składkę 468 złotych – bez wzglądu na to, czy ich biznes przynosi zysk, czy też nie przynosi. To oczywiście nie jest koniec płatności na rzecz ZUS, bo panie płacą jeszcze składkę na fundusz pracy i ubezpieczenie zdrowotne (plus składki od pracowników). Przyjmijmy teraz, iż panna Anna spóźniła się o godzinę z zapłaceniem składki, bo bank nie zdążył zaksięgować wpłaty. Co za tym idzie?
był to obóz zagłady dla jeńców radzieckich) i miało opinię najcięższego w Polsce. Po wojnie urządzili się tam oblaci, a kompletną ruinę budynku, w którym dziś mieści się muzeum, otrzymał do zagospodarowania Świętokrzyski Park Narodowy. ¤ ¤ ¤ Uzurpując sobie prawa do całości kompleksu klasztornego, zakonnicy twierdzą, że dekret prymasa Malczewskiego był od początku nieważny, bo: – Podpisał go na łożu śmierci i nie był w pełni świadomy, co podsunęli mu carscy urzędnicy – twierdzi ekonom klasztoru o. Karol Lipiński. – Nie ulega wątpliwości, że prymas podpisał ten dokument tuż przed śmiercią. Należy jednak pamiętać, że uczynił to w obecności dwóch kanoników, wśród których był ksiądz Szczepan Hołowczyc, bezpośredni następca Malczewskiego na tronie prymasowskim. Gdyby zaistniało wówczas jakieś fałszerstwo, z pewnością wydałby dekret przywracający benedyktynów do łask – ripostuje Bogdan Hajduk, dyrektor ŚPN. Ü Dokończenie na str. 11
A to, że nasza dziennikarka Karwowska zostaje wyłączona (automatycznie) z ubezpieczenia chorobowego, ale ona o tym jeszcze nie wie. Dowie się dopiero wtedy, gdy złapie grypkę lub ospę. Pójdzie wówczas na zwolnienie lekarskie i będzie czekała na zasiłek chorobowy. Nie doczeka się, bo ZUS powie jej: Takiego wała. To nic, że przez wiele lat płaciłaś składkę, i to płaciłaś rzetelnie co miesiąc. Zgodnie z prawem, Karwowska, pozostaje ci tylko pomoc społeczna, bo spóźniłaś się pięć lat temu o godzinę z zapłatą. Ludzie!!! To wszystko za kilka minut spóźnienia z opłatą. Ale
uniwersytetami, że o mistrzostwach wewnętrznych chińskich kantonów nie wspomnę. A dlaczego? A dlatego, że była znacznie, znacznie słabsza, ale – moim zdaniem – nie to jest podstawowym powodem katastrofy. Im – tym młodym ludziom – po prostu zabrakło woli walki i zwycięstwa. I to się, niestety, widziało na każdym kroku. Za przykład niech posłuży ostatni dzień zmagań (niedziela) i walka o brąz zapaśniczy w stylu wolnym Polaka z Kubańczykiem. Jeszcze na chwilę mnie, durnemu kibicowi, serce zabiło mocniej, kiedy nasz prowadził jednym punktem, ale nawet z tembru głosu sprawozdawcy wywnioskowałem, że nic z tego nie będzie. A jakże! Kubańczyk majtnął Polakiem tak, że posady hali zadrżały i z brązu zrobiło się
czwarte miejsce. Jasne, że „dobre”... być czwartym, piątym, szóstym i oglądać plecy rywali – zawsze o sekundę za wolno, o centymetr za nisko lub za blisko, o jeden most za daleko. Czy to oznacza, że mamy sportową młodzież niezdolną już do niczego? Wcale nie oznacza, tylko oznacza, że trzeba paru łobuzów – tzw. działaczy i decydentów – kopnąć w d... I to wcale nie tylko z tego powodu, że w latach osiemdziesiątych na wyczynowy sport brzydka komuna wydawała pół procenta z budżetu, a teraz wolność i demokracja wydaje siedem setnych procenta! Chodzi o to, że jakiś działacz idiota nie krzyknął do polskiej załogi jachtu, że do kei należy podpłynąć
to nie wszystko. Ja, głupia dziennikarka Karwowska, mam aktualne zaświadczenie ZUS, że nie zalegam z żadnymi składkami i dalej muszę je płacić. Innymi słowy, ubezpieczyciel pobiera kasiorę i nic nie daje w zamian. Nigdy tych pieniędzy zresztą nie odda – nawet w postaci emerytury – a Karwowska płaci i płaci. Byle durny student ekonomii zadaje sobie teraz pytanie: Co się dzieje z tymi pieniędzmi? Pieniędzmi, które dziennikarka „FiM” płaci, a które przepadają gdzieś w budżecie. No to my powiemy owemu studentowi, co z tą kasiorą się dzieje: te pieniądze, pobierane wbrew prawu, konstytucji i zdrowemu rozsądkowi, finansują ZUS-owską lukę budżetową, ratując np. PKP, które żadnych składek nie płaci z założenia – bo i po co... Oszukana więc Karwowska i w przyszłości oszukana Gawłowska wpadły na trop przestępstwa na skalę gigantyczną – miliardową. Przestępstwa w majestacie niby-przepisów. Udowodnijcie nam, rządzący, że się mylimy! Że nie mamy racji, wyliczając, iż ktoś przywłaszcza sobie blisko 400 mln zł, i to ostrożnie licząc, że tylko jeden jedyny procent płatników ZUS pomylił się, czyli spóźnił. ANNA KARWOWSKA JOANNA GAWŁOWSKA PS Oczywiście nie doczekamy się żadnych wyjaśnień od złodziei, więc – uprzedzając fakty – ze stosownym pytaniem zwrócimy się do Rzecznika Praw Obywatelskich, a przede wszystkim do instytucji UE. Do sprawy wrócimy.
z kapokami na pokładzie – i przegraliśmy; inny kretyn, którego diety i bilety opłacaliśmy, nie uznał za stosowne poinformować boksera Rżanego, że przegrywa medal (choć ten był święcie przekonany, iż prowadzi na punkty) – i przegraliśmy; kolejny tuman nie zważył łódki kajakarek – i w plecy! Za cztery lata Pekin. Już dziś specjaliści twierdzą, że siedemdziesiąt procent medali olimpijskich wezmą Azjaci – głównie Chińczycy. Zrodził się w takim razie pomysł, aby Europa startowała pod wspólną flagą Unii. Ilu więc będzie Polaków? Na pewno jeden! Jakiś kolejny Kwaśniewski machający z trybun pulchną rączką. O ile nic się nie zmieni! MAREK SZENBORN
4
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Sekta sektą pogania Prawdziwi chrześcijanie z internetowego portalu „Katolik” twierdzą, że w Polsce działa przeszło dwa tysiące sekt... chrześcijańskich. Boże drogi, jakże w tym morzu bałamuctwa może ktoś odróżnić Kościół prawdziwy?! Różnica między fałszywym Kościołem a tym jedynym prawdziwym jest prosta jak konstrukcja cepa. Kościół Chrystusowy można najłatwiej odróżnić od tych kościołów, które się od niego odłączyły, według starej zasady ojców Kościoła z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Ta zasada brzmi: „Gdzie Piotr, tam Kościół”: „Tylko taki Kościół jest w pełni Kościołem Chrystusowym, którym rządzi i kieruje prawowity następca św. Piotra, czyli biskup rzymski, papież”. Czy to jest jasne? No pewnie! Kościoły bez papieża są sektą. Ale żeby aż dwa tysiące sekt chrześcijańskich działało w Polsce! To nie do wiary. Sodoma i Gomora. Niestety, prawdziwi katolicy nie podają nam nazw tych kościołów, co z ubolewaniem stwierdzam. Natomiast chłopcy biorą się za kopanie jednej „sekty”, a mianowicie – świadków Jehowy. Mimo że to oficjalnie uznany przez III RP i zarejestrowany związek wyznaniowy, to – kurczę blade – jest to straszny wrzód na d... prawdziwego Kościoła. „Ta organizacja to jedno wielkie kłamstwo, które prowadzi do tragicznego zakłamania człowieka. Przekonania świadków Jehowy w sposób stanowczy i jednoznaczny zaprzeczają najbardziej
P
oczywistym naukom chrześcijańskim. Zatem to, co stanowi treść głoszonych przez nich nauk, jest jawnym dowodem ingerencji szatana”. Przeraziłem się! Co robić, żeby nie ulec szatanowi? Jak należy traktować świadków Jehowy? Jak się
z nimi zmierzyć? Jak stawić im czoła? Na te pytania mamy natychmiastowe odpowiedzi. „Katolik” radzi nam, że z całą pewnością nie należy uważać za pożyteczną drogę polemiki z jehowymi. Dialog z nimi jest zbędny, a nawet szkodliwy: „Polemiką można by prawdopodobnie zwyciężyć, wygrać jakąś potyczkę, ale na końcu... straciłoby się, gdyż logika ducha sekciarskiego łatwo prowadzi do zatwardziałości”. Jakże rozpoznać świadków Jehowy? Bardzo łatwo, bowiem „obsesyjnie powtarzają się w wypowiadanych treściach, oczywiście nie zawsze czynią to ze złej woli lub taktyki, oni po
opulista to polityk, który składa kłamliwe obietnice, aby przypodobać się wyborcom, albo zwyczajnie mówi dla poklasku to, co ludzie chcą usłyszeć. Tradycyjnie już polskie media przypisują rolę populisty Andrzejowi Lepperowi. Wątpię jednak, aby był on w tym fachu najlepszym krajowym specjalistą. Powoli kształtuje nam się przyszła koalicja, która zasiądzie u steru rządów w przyszłym roku. Koalicja to żałosna i przygnębiająca, bo składać się będzie z potomków Buzka, nieudaczników (PO i PiS) oraz wychowanków ojca Rydzyka (LPR). Jak rządzili Buzek i Balcerowicz, dobrze pamiętamy – trudno zresztą o nich zapomnieć, bo ze stworzoną przez nich dziurą budżetową borykamy się do dziś. Nic nie wskazuje na to, że pod rządami Rokity, Kaczyńskich i Giertycha będzie znośniej: niewielką ulgą mogą być unijne dotacje i możliwość... emigracji, ale mierna to pociecha. Dobrze jest pamiętać, że protoplaści polskiej prawicy błyskawicznie zmarnowali przyzwoity dorobek rządów SLD-PSL z lat 1993–1997. Reaktywowane Buzki jeszcze szybciej zaprzepaszczą skromne osiągnięcia rządów Millera i Belki. W związku z tym warto przyjrzeć się trzem kłamstwom, jakimi łudzą wyborców trzej przyszli koalicjanci. Oto co nam serwują zamiast racjonalnego programu gospodarczego. Platforma Obywatelska roztacza przed rodakami miraż wszechogarniającego wolnego rynku, który ma być lekarstwem na wszelkie nieszczęścia Polski. Problem w tym, że taki absolutnie wolny rynek jest utopią i nigdzie
prostu są tacy. Wątpliwości nie dotykają ich nawet z oddali: fanatycznie konsekwentni, spójni z tym, co im zostało wbite w pamięć, i ulegli bez skrupułów i przemyśleń wobec »rozkazów«, jakie im są udzielone. Z żarliwością proroków oddają się prozelityzmowi, nawracaniu. Jest to ich siłą i słabością, ich »urokiem« i ich niebezpieczeństwem. Z tych powodów należy zajmować wobec nich postawę surową”. Należy więc oprzeć się ich naciskowi, przybrać surową postawę i przedstawić im argumenty. „Katolik” podaje nam kilka technik zniechęcenia natrętnych sekciarzy. Kiedy przyjdą do was, należy im natychmiast w drzwiach powiedzieć: „Jesteście świadkami Jehowy, prawda? A ja jestem świadkiem Chrystusa. Kiedy wrócicie do jedności z Kościołem katolickim, kiedy uwierzycie w dziewictwo Maryi, kiedy będziecie słuchali nauczania papieża, wracajcie, będziecie chętnie widziani”. Jeżeli ten tekst nie zadziała, należy koniecznie umieścić napis na drzwiach: „Świadkowie Jehowy, proszę nie dzwonić!”. I wtedy się od was odwalą raz na zawsze. No, teraz to ja już wszystko rozumiem i będę stosował zalecane techniki pozbywania się sekciarzy, szczególnie że mam już pewne doświadczenie – na moich drzwiach wisi przylepiona kolorowa karteczka z napisem: „Kolęda – nie, dziękuję!”. ANDRZEJ RODAN
na świecie nie istnieje. Podaje się za wzór USA, ale wzrost gospodarczy, który obecnie ma tam miejsce, jest spowodowany gwałtownym zadłużaniem się państwa. To nie ma nic wspólnego z ideałem wolnego rynku, a dalsze zadłużanie Polski – już i tak po uszy tkwiącej w długach – jest pomysłem absurdalnym. PO ma dla nas jedną receptę – zabrać biednym i dać bogatym, a ci, kiedy się już nachapią, stworzą miejsca pracy dla bezrobotnych. Ciekawe jednak, że taką właśnie politykę kreował 7 lat temu Balcerowicz – skutek był taki, że liczba bezrobotnych wzrosła z 2 do 3 milionów, a ludzi żyjących poniżej minimum socjalnego gwałtownie przybyło. Prawo i Sprawiedliwość mami wyborców dekomunizacją: zdaniem Kaczyńskich nieszczęścia Polski tkwią w ciągłym pozostawaniu u władzy politycznej i ekonomicznej ludzi z kręgu PRL-u. Wystarczy, że PiS ich przepędzi, a Polska stanie się krainą powszechnej szczęśliwości. Te brednie przypominają jako żywo pomysły przedwojenne, tyle że wtedy wszystkiemu winni byli Żydzi. Ich wypędzenie na Madagaskar miało sprowadzić do Polski złoty wiek... Z kolei Liga Polskich Rodzin za kłopoty III RP obarcza nie dość zdecydowaną czystość rasowo-religijną rodaków: rządzą ci, którzy są nie dość polscy i za mało katoliccy. Wspaniale będzie wtedy, kiedy zamiast konstytucji obowiązywać będzie nauka społeczna Kościoła, a rządy sprawować będzie katolicka dyktatura. Ach, gdyby tak dało się wsadzić do skrzyni tę polską głupotę i wysłać ją gdzieś... Choćby i na Madagaskar! ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Vox populi(ści)
Prowincjałki Mietek nosił charakterystyczną czapeczkę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i miał do tego prawo, bo był maskotką finału Orkiestry w Zgierzu. Mało tego, był również aktorem. Razem z królikami, kurami, kaczkami i gołębiami tworzył żywy nastrój osiedlowej poczty bożonarodzeniowej. Zimą ciężko pracował w zaprzęgu ciągnącym sanki. Przejażdżki z Mietkiem były jedną z atrakcji dla dzieci spędzających zimowe ferie w mieście. Kiedy poczuł wiosnę – ruszył w Polskę. Policyjny patrol zauważył go nocą przy jednym z barów piwnych i... zaaresztował. Niesfornego Mietka oddano pod opiekę bezdomnych. I wtedy wydarzyła się tragedia. Głodni bezdomni wsadzili go do kotła, ugotowali i... zjedli. Serio! Dodam, że Mietek był koziołkiem.
MIEEEETEK
Trzydziestoośmioletni mieszkaniec Koniecpola (powiat częstochowski) ukradł... pięciolitrowy garnek bigosu wraz ze znajdującą się w środku łyżką. Żeby zdobyć tę apetyczną potrawę, włamał się do mieszkania 34-letniego sąsiada. Okradziony bez trudu domyślił się, kto pozbawił go bigosu (oraz łyżki), i o włamaniu powiadomił policję. Gdy ci przyjechali do domu złodzieja, zastali pusty garnek po bigosie oraz najedzonego i pijanego gospodarza – miał 2,8 promila alkoholu we krwi.
ALE BIGOS!
Swastyki oraz wulgarne i obrażające policjantów napisy pojawiły się na drzwiach i elewacji komisariatu w Łaziskach Górnych na Śląsku. Krótko po ich odkryciu pies tropiący odnalazł ślady autora obraźliwych haseł i bezbłędnie doprowadził gliniarzy do jego mieszkania. Kilkanaście minut później „tfurcę” zatrzymano na dyskotece. Na rękach i ubraniu miał jeszcze ślady farby. Nie potrafił odpowiedzieć, jakie motywy nim kierowały, bo był pijany. Ciekawe, czy upił się przed malowaniem, czy dopiero po... Opracował AR
FASZYSTA PIJUS
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Kościół nie szuka dla siebie żadnych przywilejów. (fragm. komunikatu z posiedzenia biskupów diecezjalnych na Jasnej Górze) ¶¶¶ Akcja oczerniania Kościoła trwa. W Gdańsku na Jarmarku św. Dominika swoje stoisko otworzyła Partia Postępu. Postęp polega na tym, że z powierzchni tolerancyjnego globu ziemskiego znikną duchowni. Panu Bogu na razie odpuszczają, sądząc z hasła „Bóg tak, księża nie”, sprzedają „Fakty i mity” (z akcentem na mity) oraz stosowne koszulki wyrażające, delikatnie mówiąc, niechęć do katolicyzmu. Można by się zastanawiać, kto sponsoruje młodych ludzi, wszak ogromne stoisko na jednej z głównych ulic Starówki nie kosztuje złotówkę. „Faktom i mitom” nie ustępuje „Fakt” – w liczbie pojedynczej, który oczernia zasłużonego dla Polski kapłana, oskarżając go o pedofilię. („Nasz Dziennik” 195/2004) ¶¶¶ Czy są jakieś słowa ośmieszenia, dezaprobaty dla (...) rasizmu i ksenofobii, czym „Wyborcza” skwitowałaby bez wątpienia np. akcję wspierania repatriacji Polaków? Zamiast tego: nagonki na księdza Jankowskiego ciąg dalszy (skłócanie go z gdańską kurią), czyli (według zasady dziel i rządź) wywiad z przekupioną – a znając trochę metody dziennikarskich hien, zapewne i zaszczutą – matką rzekomo molestowanego ministranta, oraz gloryfikowanie stalinowskiego poety, by wymusić decyzję o pochowaniu go na krakowskiej Skałce... Przez pryzmat łam tego periodyka rzeczywistość jawi się całkiem koszernie, ale czy można dziwić się, jeśli chyba najwierniejszym choć nieformalnym ambasadorem Izraela jest redaktor naczelny Adam Michnik. (jw.) ¶¶¶ Oto przykład rewolucyjnej hucpy. Nie przeprosiny za fałszywe oskarżenia (ks. H. Jankowskiego – dop. OH), nie naprawienie moralnej krzywdy wyrządzonej przez kłamstwo powielone w setkach tysięcy egzemplarzy, ale stwierdzenie, że „ma, na co zasłużył”. Bo jest bezczelnie zamożny. Przecież kapłan musi być biedakiem, musi być od kogoś uzależniony, musi żebrać, być na pasku instytucji państwowych, najlepiej – uwikłany w państwowy etat oraz podatki odprowadzane od dobrowolnych ofiar i intencji obywateli. Taki kapłan będzie dobry, nikomu nie będzie zagrażał. Takie było i jest marzenie wszystkich rewolucjonistów, także tych świątobliwie składających ręce. Biedny Kościół, zaniedbane świątynie, psujące się mikrofony, tandetne dekoracje, prymitywna muzyczka, kapłani jeżdżący zdezelowanymi samochodami – to ich ideał, to ich zwycięstwo. („Niedziela” 35/2004) ¶¶¶ Ojciec Tadeusz Rydzyk to przede wszystkim kapłan odkrywający przed nami kolejne karty Ewangelii. Uczy, jak żyć w zgodzie z kanonami naszej katolickiej wiary. Nieustannie wzywa do mówienia prawdy, która winna być wpisana w codzienne życie każdego z nas, bo prawdziwy katolik nie kłamie. To Polak wielkiego formatu zatroskany o godne życie naszego Narodu, a w najbliższej perspektywie o jego przetrwanie. („Nasz Dziennik” 204/2004) Wybrała OH
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
NA KLĘCZKACH
PAŃSTWO DA GLEMPOWI? Na nic zdały się cegiełki i apele w sprawie wpłat pieniędzy na budowę Świątyni Opatrzności Bożej. Obecnie na budowie panuje zastój, bo brakuje 18 mln zł. Prawo i Sprawiedliwość zażądało więc, aby państwo wsparło kościelną inwestycję taką właśnie kwotą. Eurodeputowany PiS Marcin Libicki uważa, że jest to święty obowiązek polityków. Jak twierdzą prawicowi posłowie, brak pieniędzy na budowę świątyni stawia pod znakiem zapytania przyszłoroczną wizytę papieża w Polsce. No to co? Niech nie przyjeżdża! RP
Jak wieść po kurii rzymskiej niesie, następnym papieżem będzie Włoch... KC
RÓŻANIEC OGRODOWY
LEDNICA STARUSZKÓW Pazernemu dominikaninowi, ojcu Janowi Górze, nie wystarczają już doroczne spędy młodzieży nad Jeziorem Lednickim, więc wymyślił sobie kolejną wielką imprezę – tym razem spotkania seniorów. Rozmodleni staruszkowie niebawem mają ściągnąć do Lednicy. Otrzymają pierścień i „Katechizm lednicki”, a także świecę oraz śpiewnik. Imprezę zakończy ognisko Bożego Miłosierdzia, w którym mają spłonąć „wszystkie zranienia i grzechy, aby odrodzić się do życia w nadziei”. Mamy nadzieję, że starsi ludzie okażą się mądrzejsi od młodzieży i oleją kolejną imprezę dominikańskiego guru, która tak naprawdę ma dostarczyć kasy na budowę ośrodka duszpasterskiego na lednickich polach. RP
SUMIENIE GINEKOLOGA W Katowicach rozpoczął się bezprecedensowy proces – Magdalena F., ofiara gwałtu, domaga się 15 tys. zł odszkodowania za urodzenie dziecka. Mimo że F. otrzymała skierowanie na legalną aborcję, szpital w Dąbrowie Górniczej odmówił wykonania zabiegu, powołując się na... sumienie ginekologów. Kobieta urodziła w końcu dziecko, którym się opiekuje, ale żąda odszkodowania od gminy, do której należy szpital. AC
ŚWIĘTY TOWARZYSZ WŁOCH Lubelski Urząd Marszałkowski współorganizował i sfinansował uroczystość religijną. Chodzi o rekonsekrację ikony Matki Bożej Korczmińskiej połączoną z pielgrzymką do – jak głosi oficjalny komunikat Urzędu – „cudownego źródła znajdującego się po ukraińskiej stronie granicy”. Podczas uroczystości pierwsze skrzypce grał Piotr Włoch – w czasach PRL wiceprezydent Lublina z poręki satelickiego wobec PZPR Stronnictwa Demokratycznego. Obecnie robi karierę jako wicemarszałek województwa z legitymacją niby-laickiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Tomczak ponoć osobiście napisał litanię do Narodu Polskiego i wygłosił ją na Kobylej Górze (woj. wielkopolskie) pod Wielkopolskim Krzyżem Jubileuszowym, ale nie przewidział, że ludziom puszczą nerwy... Nie utrzymał ich na wodzy także ks. Mirosław Litwinowicz. Kilkaset osób powtarzało po nim, że chcą być wolnymi Polakami, a cała uroczystość osiągnęła klimat zjazdów NSDAP w hitlerowskich Niemczech. KAL
DLA PRAŁATA? Fot. Anna Kalenik
W trosce o duchową rekreację na świeżym powietrzu – przy bazylice NMP w Chełmie powstaje, podobno jedyny w Polsce, różaniec ogrodowy. W ogródku, który tworzą żwirowe alejki i trawniki wysadzone specjalnie dobranymi krzewami i kwiatami, odprawiać się będą nabożeństwa różańcowe. Pomysł importowano zza oceanu, gdzie proboszcz chełmskiej parafii widział ponoć takowe cudo w okolicach Nowego Jorku. AK
BIEDNI, BO GŁUPI Dolnośląski Ruch Obrony Bezrobotnych wsławił się kolejną manifestacją. Nic dziwnego, gdyż na ulicznych protestach zbija się teraz polityczny kapitał, a wśród przypadkowych widzów szuka elektoratu. Jednakże wiec bezrobotnych nie był wyrazem sprzeciwu wobec fatalnych warunków życia ani wobec fikcji polityki społecznej i ekonomicznej rządu: działacze ROB-ola protestowali przeciw... senackiemu projektowi odebrania nienależnych przywilejów w ubezpieczeniu emerytalnym i zdrowotnym osobom duchownym! Po tak jasnym zdeklarowaniu politycznych preferencji na manifestację przyszła garstka podniszczonych zębem czasu solidarnościowych zadymiarzy. Za obywatelską i prospołeczną postawę dostaną pewnie całą plebanię i kościół... do posprzątania. PP
ZAKLINAM WAS... Wrzasnął podczas mszy świętej deputowany do Parlamentu Europejskiego z listy LPR, znany katolicki oszołom (zniszczył rzeźbę papieża w Zachęcie, a do Brukseli zawiózł dwa krzyże) Witold Tomczak. A stało się to w chwili, gdy kilkusetosobowy tłum nacierał na pana Witka, który rozdawał darmowe różańce i flagi narodowe. Zaklęcie nie pomogło, więc ci, którzy dopchali się po wspomniane fanty, długo opatrywali rany: otarte naskórki, wielkie sińce na nogach i plecach, liczne zadrapania.
55 kilogramów bursztynów usiłował przemycić do Polski 42-letni obywatel Ukrainy. Celnicy z Hrebennego, gdzie przekraczał granicę, są pod wrażeniem sposobu, w jaki podróżujący mercedesem „innostraniec” próbował wwieźć jantarową kontrabandę: kamienie znajdowały się w samochodowym baku na olej napędowy. Ukrainiec tłumaczył, że bursztyny zostały po prostu znalezione w lesie pod miejscowością Równo. Towar miał być dowieziony na specjalne zamówienie do Gdańska... KC
TYLKO MNIE ZAPROŚ DO TAŃCA... Do czego może się posunąć klecha, żeby wyciągnąć kasę od parafian? Do wszystkiego. Ksiądz Józef Bagniewski, proboszcz parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Sławnie, podczas parafialnych festynów w Sławnie i niedalekiej Niemicy kazał sobie płacić za swoje talenty artystyczne. Parafianie – żeby usłyszeć słynny przebój zespołu Szwagierkolaska „U cioci na imieninach” w wykonaniu księdza Bagniewskiego – musieli obdarować tego ostatniego datkiem. Wtedy pleban brał mikrofon i śpiewał. Kiedy już nie było chętnych do słuchania sutannowego, ten wymyślił kolejny numer. Za odpowiednią darowiznę na rzecz parafii można było z nim... zatańczyć! I tu, o dziwo, chętnych nie brakowało. Co ponętniejsze parafianki nie mogły sobie odmówić możliwości tańca z księdzem proboszczem. Szybko więc zapełniała się skarbonka z datkami przeznaczonymi – jak głosił wielebny – na remont kościoła. JK
KRZYŻE DO REMONTU W kilkudziesięciu budynkach Bytomia zamurowano już drzwi i okna, gdyż obiekty te walą się z powodu szkód górniczych, co zagraża bezpieczeństwu mieszkańców. Takie ulice jak Adamka czy Ludowa są prawie nieprzejezdne z powodu potężnych dziur. Tymczasem
lewicowe władze, z prezydentem Krzysztofem Wójcikiem na czele, bardziej troszczą się o kapliczki i krzyże niż o domy mieszkalne bytomian. W tym roku wydały już ponad 12 tys. zł na konserwację jednego z krzyży. Także w ubiegłym roku z publicznej kiesy wydano spore pieniądze na odnowienie kapliczki u zbiegu ulic Krakowskiej i Korfantego oraz na remont średniowiecznego krzyża pokutnego w Łagiewnikach. Mieszkańcy wstydzą się za lewicę rządzącą Bytomiem. RP
ŹRÓDŁU DOSKWIERA PRAGNIENIE Od dłuższego czasu w świątobliwym Licheniu brakuje wody w kranach. Najgorzej jest w weekendy i święta kościelne. Wtedy wysychają nawet kropielnice z wodą święconą, nie mówiąc o bagienku i basenie w sąsiedztwie bazyliki. Samorządowcy biadolą, że w celu napełnienia rur życiodajnym płynem potrzebują nawet dwóch milionów złotych, bo na jakikolwiek cud przestali już liczyć. Nawet w tak świętym miejscu, jak się okazuje, cudowne źródełko dla milionów pątników to raczej fatamorgana. Za prawdziwe krany po prostu trzeba zapłacić. RP
BOŻA STOPA Na terenie Polski znajduje się kilkadziesiąt głazów narzutowych z tzw. „bożymi stópkami”, czyli wgłębieniami przypominającymi kształtem odcisk ludzkiej stopy. Wedle legend, na sześciu z nich zachowały się ślady zostawione przez samego Jezusa, na dwudziestu dwóch – przez Matkę Boską, na szesnastu – ślady stóp świętych lub błogosławionych, a na pięciu – aniołów. Ślady na kamieniach liczą sobie nawet kilka tysięcy lat i w rzeczywistości są pozostałością kultur pogańskich. Przypuszczalnie wykuty w skale odcisk stopy stanowił element jakiegoś ceremoniału plemiennego lub też pełnił funkcję znaku granicznego. Wraz z ekspansją chrześcijaństwa całkowitemu zatarciu uległo pierwotne znaczenie „bożych stópek”. Ponieważ jednak przetrwała nazwa, gorliwi rycerze nowej wiary zastąpili je swoimi wcieleniami. AK
5
KAS(Z)A MANNA Z NIEBA Na całym świecie wydawcy książek przeżywają trudne chwile. Spada czytelnictwo i sprzedaż publikacji. Przekłada się to na zyski i rentowność inwestycji. Światowy kryzys dotknął także wydawców Biblii. Jest jednak kraj, w którym Pismo Święte rozchodzi się jak świeżutkie bułeczki, a szmal ze sprzedaży leci jak biblijna manna z nieba. W 2003 roku tamtejszy oddział protestanckiego Międzynarodowego Stowarzyszenia Biblijnego sprzedał ponad 4 miliony pobożnych ksiąg. Jak policzyli specjaliści od analityki, 20 procent Biblii na rynku światowym sprzedali... Brazylijczycy. Sprzedaż ciągle rośnie i rośnie, a wraz z nią i zyski. Protestanci koszą szmal, a co z katolikami? Ich Pismo Święte jest gorsze? MP
TRUJĄCE CIAŁO Amerykański biskup John Smith z diecezji Trenton w stanie New Jersey ma poważny problem. Jego podwładni postanowili bowiem pomóc dzieciom chorym na celiakię i przygotowali bezglutenowe hostie, gdyż tradycyjne hostie z mąki pszennej są dla nich niebezpieczne. Ich spożycie grozi bowiem uszkodzeniem jelit, a to z kolei może doprowadzić do śmierci. Mama ośmioletniej Haley Waldman przez ponad siedem miesięcy szukała księdza, który pomoże jej dziecku i zgodzi się na użycie bezglutenowej hostii. Po licznych wędrówkach trafiła na odważnego proboszcza. Gdy wieść o tym dotarła do biskupa Smitha, ten ostro zareagował. Po pierwsze – odwołał proboszcza i zawiesił go w posłudze kapłańskiej; po drugie – unieważnił wszystkie sakramenty komunii świętych, w których wierni spożyli bezglutenowe hostie. Próba dyskusji rodziców chorych dzieci z biskupem skończyła się niczym. Smith powiedział tylko, że małolaty mają się modlić i przystąpić do tradycyjnej komunii bez względu na ryzyko. Rodzice się jednak nie poddają i proszą o audiencję u kardynała Ratzingera, tłumacząc, że skład hostii jest regulowany wyłącznie przez prawo kościelne. Przypuszczają zapewne, że Jan Paweł II może zezwolić na stosowanie bezglutenowych hostii. Heretycy jacyś. MP
6
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Opętanie Na forum międzynarodowym polska posłanka otrzymała certyfikat Honorowego Ambasadora Pokoju. Dokładnie za to samo, ale już w kraju – certyfikat opętanej przez groźną sektę. Za sprawą posłanki Grażyny Paturalskiej (niezrzeszona, do kwietnia br. w Platformie Obywatelskiej) Polska oniemiała. Okazało się bowiem, że macki „tajemniczej sekty”, jak popularnie określa się tzw. Kościół Zjednoczeniowy stworzony przez koreańskiego multimilionera Sun Myung Moona, oplotły już nawet nasz sejm. Dodajmy od razu, że przypisywane parlamentarzystce wprawienie opinii publicznej w osłupienie jest cokolwiek nieścisłe. Ten stan rzeczy zawdzięczamy bowiem przede wszystkim Dominikańskiemu Ośrodkowi Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach oraz trwającemu jeszcze w „jedynie słusznych” mediach sezonowi ogórkowemu. A było tak: Organizacja o niewymagającej chyba tłumaczenia nazwie Interreligious and International Federation for World Peace (założona w lutym 1999 r.) jest oficjalnie uznana przez ONZ za ciało doradcze Rady Społeczno-Ekonomicznej. Na liście uczestników inicjowanych przez II FWP rozmaitych sympozjów, konferencji pokojowych i spotkań wszelakich znajdziemy takie osobistości jak np. Barbara Bush (matka prezydenta USA), małżonkowie Raisa i Michaił Gorbaczowowie, Stanisław Szuszkiewicz (w latach 1991–1994 przewodniczący białoruskiej Rady Najwyższej, później jeden z liderów opozycji demokratycznej). A jak dotrzemy do literki W, natkniemy się na samego Lecha Wałęsę. Gdy do Biura Spraw Międzynarodowych Kancelarii Sejmu wpłynęło
zaproszenie na organizowaną w Seulu przez IIFWP konferencję pokojową (18–21 sierpnia br.), naturalną koleją rzeczy (jako członkini parlamentarnego zespołu ds. stosunków polsko-koreańskich) pojechała tam Grażyna Paturalska. Miała akurat czas, zaś wszystkie koszty pokrywali organizatorzy. – Zasadniczym i jedynym w zasadzie tematem było zacieranie różnic oraz wrogich podziałów między Koreą Północną i Południową. W dyskusjach panelowych ludzie z całego świata dzielili się doświadczeniami w łagodzeniu konfliktów społecznych i politycznych. Opowiadałam o organizowanych w Polsce akcjach charytatywnych, w tym również o mojej inicjatywie „Gwiazdka z Parlamentem” (politycy różnych opcji występujący w roli św. Mikołaja – dop. HP), dzięki której zebraliśmy ponad
Z
Wdzięczność
rodziną najlepiej wychodzi się na fotografii. Przekonał się o tym Stanisław G., który przyjął pod swój dach Danutę G., swoją krewną. Za naiwność zapłacił jednak wysoką cenę, a winą za to obarcza księdza. Pan Stanisław przed laty wyjechał z rodziną do Stuttgartu, ale nie zerwał wszystkich kontaktów ze swą rodzinną Bydgoszczą. Gdy nadarzyła się okazja, nabył tu pawilon sklepowy, który powierzył krewnej – Danucie G. (na zdjęciu). Liczył na dopływ świeżej gotówki, ale interes okazał się niedochodowy i po latach krewniaczka musiała zrezygnować z handlu. Pani Danuta, jako osoba zaufana, zajęła się synem Stanisława, który wstąpił do seminarium w Gnieźnie. Prała chłopakowi, dowoziła mu wałówkę, pomagała przetrwać najtrudniejsze chwile. Zajmowała się też pozostawionym w kraju mieszkaniem rodziny G. – Ta sielanka trwała przez wiele lat – opowiada pan Stanisław. – Powierzaliśmy Danie największe
G. Paturalska w towarzystwie kongresmana (Terry Weldonn) i księdza katolickiego z USA
70 tysięcy złotych na obiady dla najbiedniejszych dzieci. Na zakończenie konferencji jako jedna z wielu otrzymałam certyfikat Honorowego Ambasadora Pokoju – relacjonuje nam posłanka. Cóż więc sprawiło, że Polskę ogarnęła zgroza? Ano okazuje się, że IIFWP organizuje swoje imprezy za pieniądze pana Moona! Natychmiast więc nasi rodzimi tropiciele konkurencji wyznaniowej wystawili
A tu posłanka w szponach sekty Moona
rodzinne tajemnice. Kupiliśmy jej nawet samochód, udostępniliśmy nasze mieszkanie. Aby uniknąć jakichkolwiek kontaktów z polskimi urzędami, wszystkie sprawy scedowaliśmy na nią, powierzając jej nawet nasze pieniądze. Życie Danuty G. nie było jednak sielanką. Do klapy sklepiku dodać trzeba także klęskę jej małżeństwa i szereg innych kłopotów. Na szczęście cały czas miała pod ręką „rodzinę” w Stuttgarcie, do której jeździła kilka razy w roku. Trzy lata temu młody G. ukończył wreszcie seminarium. Po prymicjach Danuta G. pobrała z konta pana Stanisława kilkadziesiąt tysięcy złotych, sprzedała samochód
i zakupiła mieszkanie, o czym G. dowiedział się dopiero po czasie... W połowie 2002 r. pan Stanisław przyjechał do Bydgoszczy i dowiedział się ze zdziwieniem, że jego Dana pracuje na plebanii w Szadłowicach niedaleko Inowrocławia. Boli go to, podobnie zresztą jak radykalna zmiana zachowania Dany. Okazało się, że ta metamorfoza dokonała się pod wpływem księdza. Danuta G. jest atrakcyjną kobietą, która podoba się niejednemu mężczyźnie, wpadła więc w oko proboszczowi z Szadłowic – 53-letniemu Ireneuszowi O. (zdjęcie obok). Któregoś
Paturalskiej certyfikat opętanej: – Jak ona mogła? Przecież sekta Moona jest jedną z najgroźniejszych na świecie. Wielu ludzi pozbawili całego majątku, wiele osób unieszczęśliwili do końca życia – rozpacza na łamach gazet pracownik Dominikańskiego Ośrodka Informacji. – Podobno obradowali w sali parlamentu! To nie dziwi. Sekta ma wpływy w najwyższych sferach rządowych Korei. Państwo przeżarte jest korupcją i wszystko tam można załatwić – dodał (anonimowo, oczywiście) jakiś pożal się Boże specjalista z MSZ. – Działalność sekty na poziomie gospodarczym wiąże się z wieloma nadużyciami. Moon spędził wiele miesięcy w amerykańskim więzieniu za nadużycia finansowe – załkał inny fachowiec od poprawnego myślenia. Powiedzmy tak: nam akurat pan Moon (oraz Kościół, którego jest papieżem), jak każdy oszołom, nie przeszkadza dopóty, dopóki nie włazi z butami do sumienia i wyznania. Chce finansować inicjatywy pokojowe – chwała mu za to. O poziomie rozsiewanych na jego temat bredni niech świadczy
choćby fakt, że badane w USA oskarżenia o kontakty z południowokoreańskim wywiadem i handel bronią okazały się nieprawdziwe. Oczyszczono go również z zarzutu oszustw podatkowych (sąd apelacyjny uniewinnił Moona, uznając, że słusznie płacił niższe podatki, bo według stawek przewidzianych dla kościołów). Badająca zaś polskich wiernych Kościoła Zjednoczeniowego prof. Maria Libiszowska-Żółtkowska z Uniwersytetu Warszawskiego zauważyła: „Obserwacja od wewnątrz życia wspólnoty (...) upoważnia do stwierdzenia, że z dokonanego wyboru ludzie ci są zadowoleni, nie chcą powrotu do sytuacji pierwotnej” („Ruchy pogranicza religii i nauki”, Wyd. UW, 1996 r.). – W naszym kraju nietolerancja i brak życzliwości społecznej to poważne problemy. Chciałam zrobić coś pożytecznego, ale okazuje się, że zawsze znajdzie się ktoś, kto postawi kleksa i zdeprecjonuje cudze wysiłki. Strasznie mi z tego powodu przykro – dodaje Grażyna Paturalska na zakończenie rozmowy z nami. HELENA PIETRZAK
dnia przyjechał po nią swoją srebrzystą limuzyną i wkrótce obydwoje zaczęli być widywani w jednym z kurortów na południu Polski. Później Danuta zamieszkała na plebanii. Wtedy też całkowicie zerwała kontakt ze Stanisławem G., a gdy ten usiłował jeszcze z nią pertraktować, nazwała go... terrorystą. Pan Stanisław nie może się z tym pogodzić i nie chodzi mu już o pieniądze, które stracił (lekko licząc – 100 tys. zł), ale o przyjaźń, na której zawiodła się cała jego rodzina. Stanisław G. nie może się pogodzić także z tym, że w całej tej sprawie niepoślednią rolę odegrał właśnie kapłan. To jego nazywa moralnym sprawcą przemiany Danuty G. Gdy zapukaliśmy do drzwi plebanii w Szadłowicach, drzwi otworzyła nam p. Danuta. – Nie czuję się winna i o żadnych długach w stosunku do pana Stanisława nie może być mowy. Przecież pracowałam ciężko przez tyle lat. A jeśli idzie o inne zarzuty dotyczące mnie i księdza proboszcza, to są one wyssane z palca.
– Ale wzięła pani pieniądze za sprzedaż sklepu i mieszkania, nie zwracając ich rodzinie G. – Należały mi się... Stanisław G.: – Nie widzę szans na odzyskanie utraconych pieniędzy. Ale chciałbym przynajmniej, aby ludzie poznali prawdę – kim naprawdę jest ksiądz i kim pod jego wpływem stała się nasza Dana. RYSZARD PORADOWSKI Fot. Archiwum
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r. ubiegłym tygodniu zapowiadaliśmy, że ujawnimy kolejne, nieznane dotąd epizody z życia księdza Henryka Jankowskiego oraz kulisy jego oszałamiającej kariery. Sygnalizowaliśmy, że dzięki księdzu A., współpracownikowi biskupa Lecha Kaczmarka, byłego ordynariusza diecezji gdańskiej (poprzednika arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego), udało nam się wejść w posiadanie ciekawych dokumentów. Ale o kilkadziesiąt lat cofniemy się dopiero za chwilę, bowiem wydarzenia ostatnich dni wstrząsnęły Trójmiastem i śmiało można zaryzykować tezę, że również episkopatem. Otóż prałat oświadczył publicznie, że nie ma takiej siły, która mogłaby go zmusić do odejścia z parafii św. Brygidy. – Nie ustąpię, będę trwał i nie oszukam narodu – zakomunikował podczas niedzielnej mszy.
W
niedzielnym nabożeństwie, nie towarzyszyła tym razem orkiestra dęta. Być może dlatego, że tydzień wcześniej zagrała nieopatrznie stary przebój grupy Europe zatytułowany „Final Countdown” („Ostateczne odliczanie”). A teraz ab ovo... – To było gdzieś w połowie lat 70. Rozmawialiśmy w kurii, w gronie księży, wśród których był również Jankowski, o potrzebie ustanowienia drugiego biskupa pomocniczego, a już kilka dni później po diecezji zaczął krążyć anonimowy list adresowany do konsulatorów, dziekanów i rządców parafii diecezji gdańskiej, sugerujący, że Henryk byłby najwłaściwszym kandydatem na biskupa. Bzdura to była wierutna, bo „nominat” nie miał przecież stosownego wykształcenia, ale pasterz podejrzewał, że Jankowski mógł być na tyle głupi, żeby w jakiś sposób przyczynić się do zredagowania tego pisma – wspomina ksiądz A.
POLSKA PARAFIALNA „Powszechnie wiadomo, że (...) w jego domu rodzinnym domownicy posługują się językiem ojczystym, tj. niemieckim. (...) Na oczach nas żyjących i pracujących w diecezji gdańskiej napływały do ks. Jankowskiego potężne sumy dewiz od jego zagranicznych protektorów. (...) Jeden z nas był świadkiem, jak ks. infułat Polzin, zszokowany przepychem przygotowanego u ks. Jankowskiego przyjęcia, zapytał: »Gdzie ja jestem?« i otrzymał daleką od skromności kapłańskiej odpowiedź gospodarza: »U króla, u króla!«. (...) Ten, kto finansuje, ma niekwestionowane gospodarskie prawa – kuria arcybiskupia w Magdeburgu pedantycznie pilnuje akcji »Obojga Niemiec« ulokowanych w parafii św. Brygidy. (...) W chwilach zwierzeń i zapomnienia ks. Jankowski »obsadza« swoją osobą vacaty biskupie w diecezjach na terenie Polski. (...) My, kapłani gdańscy, szanujemy swoich biskupów, jesteśmy z nimi związani i nie możemy pozostawać
DZIEJE GRZECHU II, CZYLI
Hrabia Monte Kalwaria Prałat Jankowski wypowiada posłuszeństwo biskupowi Gocłowskiemu! Czyżby katolickiemu Kościołowi groziła schizma, na której czele stanie niedoszły biskup, fałszywy admirał i prawdziwy syn niemieckiej fryzjerki oraz połowicznie polskiego kelnera? Dał też wyraźnie do zrozumienia, że władze kościelne, z abp. Gocłowskim na czele, mogą mu skoczyć, i to z dalekiego rozbiegu: – Trudno niekiedy orzec, ile w tym przemyślanego działania na szkodę Kościoła i narodu, a ile zwykłej, ale równie szkodliwej bezmyślności, głupoty i awanturnictwa, jak w przypadku komentujących każdą bzdurę księży, redaktorów czy nawet biskupów – powiedział prałat. W trakcie kazania gładko prześlizgnął się po najnowszym nabytku (zmienił mercedesa na jaguara, a auto podczas mszy szybko wyjechało z dziedzińca przed plebanią): – Wymyśla się bogactwo i przypisuje je kapłanom po to, by odsunąć ich od ludzi, stworzyć barierę, skłonić ludzi do ograniczenia swej ofiarności. Po zakończeniu sumy, pytany przez dziennikarzy, czy liczy się z możliwością odwołania z funkcji proboszcza bądź zmiany parafii, Jankowski odparł: – Od 1970 roku tu byłem i pozostanę. Arcybiskup musi mieć powody, a ja pracuję normalnie. A to, że arcybiskupowi przeszkadzają media, nie interesuje mnie. – Nie trzeba tego komentować – zareagował kilka godzin później abp Gocłowski, dodając, że pytanie, czy w najbliższym czasie podejmie jakieś decyzje w sprawie ks. Jankowskiego, jest zbyt trudne. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy, że tradycyjnemu już wiecowi poparcia dla prałata, organizowanemu przez jego fanów po
Bardzo już zniszczony, ledwie czytelny dokument zawiera takie m.in. oceny: „Biskup Kazimierz (Kluz, sufragan gdański – dop. AT) mimo swoich zalet, nie posiada kwalifikacji do tego, aby w przyszłości przejąć funkcję rządcy diecezji i na pewno sam zdaje sobie sprawę z tego. Ksiądz infułat Polzin (Bernard Franciszek, wieloletni wikariusz generalny biskupów gdańskich – dop. AT) ze względu na wiek nie może być brany pod uwagę jako kandydat do godności biskupiej, a co najważniejsze, nie cieszy się on autorytetem kapłanów diecezji. (...) uważamy, że najwłaściwszym kandydatem do tej godności jest ks. Henryk Jankowski. (...) Ruszyłaby budowa nowych świątyń, ponieważ ks. Henryk, znany ze swej przedsiębiorczości, wyjednałby zezwolenia, jak również umiałby postarać się o fundusze, dzięki dobrym stosunkom z biskupami polskimi i zagranicznymi (...)”. – List wywołał duże poruszenie w diecezji. Kilku naszych kapłanów prosiło ordynariusza, żeby profilaktycznie przywołał Henryka do porządku i pokazał mu miejsce w szyku, ale biskup nie chciał się w tym babrać. Wiem, że ci księża we wrześniu 1978 roku, po kilku naradach, wysmażyli pięciostronicową kontrę adresowaną bezpośrednio do prymasa Wyszyńskiego – kontynuuje ksiądz A.
bierni, gdy ks. Jankowski »w niemieckich butach« depcze ich autorytet (...)” – czytamy w udostępnionym nam dokumencie. – Oj, działo się później, działo! Henryk przy każdej okazji zapowiadał, że odnajdzie tych, którzy odważyli się przeciwko niemu wystąpić. Zwoływał nocne narady na plebanii i wraz z księżmi Władysławem Bombą oraz Andrzejem Węglarzem (odpowiednio rektor i tzw. prokurator gdańskiego seminarium duchownego – dop. AT) wytypował grono podejrzanych przeznaczonych do zniszczenia. I trzeba przyznać, że w co najmniej jednym przypadku udało im się trafić i skutecznie zrujnować karierę młodego kapłana. A jeśli chodzi o te niemieckie związki Henryka? Ja mu polskości i patriotyzmu nie odmawiam, ale słabo mi się robi, jak czytam jego oficjalne
życiorysy. Prawdą w nich jest tylko to, że się faktycznie urodził – ironizuje nasz rozmówca. Dla ilustracji skonfrontujmy z faktami kilka rozpowszechnianych przez prałata mitów: „(...) Mój ojciec był kupcem. Był bardzo antyniemiecki (...). Za to aresztowano go już 1 września w nocy. Kiedy wybuchła wojna, już siedział w Victoria Schule w Gdańsku, później w Stutthofie. Tylko dzięki mojej matce, która miała gdańskie obywatelstwo (prowadziła zakład kosmetyczny i jej klientkami były żony gestapowców), udało się wyciągnąć ojca ze Stutthofu. W 1941 roku w czasie inwazji niemieckiej na Związek Radziecki zabrano z Pomorza wszystkich Polaków. Dano im tzw. trzecią grupę, która później też przeznaczona była do likwidacji. Ojciec już nie wrócił. Zginął gdzieś w Związku Radzieckim zabity przez artylerię niemiecką, która za blisko strzelała i rozbiła swój własny front (...)” – podaje ks. Jankowski. A fakty są takie, że jego matka, Jadwiga Jeschwitz, była Niemką z Westfalii i po osiedleniu się w Gdańsku uzyskała obywatelstwo Wolnego Miasta. Ojciec, Antoni Jankowski (w chwili wybuchu wojny miał 28 lat i parał się drobnym handlem), mieszkał w Starogardzie przy ul. Gdańskiej i miał obywatelstwo polskie, dzięki czemu 9 września 1939 r. wraz z innymi Polakami ze Starogardu został zatrzymany oraz przewieziony do obozu przejściowego w Gdańsku Nowym Porcie (Lager Neufahrwasser). Właśnie stąd zwolniono go 9 stycznia 1940 r. po upływie czteromiesięcznej sankcji. Ojciec prałata ani godziny nie był w „osławionej” zbrodniami Victoria Schule, a obozu koncentracyjnego Stutthoff nie widział na oczy, ponieważ wówczas był on w budowie i wywożono na ten teren Polaków przeznaczonych na stracenie oraz tych, którzy obóz budowali i mieli w nim pozostać. W okresie od 13 listopada 1941 r. do 27 lutego 1942 r. Antoni Jankowski uczestniczył w kursie gastronomiczno-hotelarskim w Brombergu (Bydgoszcz), a po jego ukończeniu pracował jako kelner w restauracji „Nur für Deutsche” w Starogardzie (później został jej właścicielem). W wyniku przyjęcia w 1942 roku III grupy narodowości niemieckiej jako volksdeutsch został wcielony do Wehrmachtu i skierowany na front wschodni, gdzie poległ
7
20 lipca 1943 r. (pod Pierwomajskiem w czasie walk na Łuku Kurskim). Moglibyśmy tak ciągnąć w nieskończoność, uzyskując obraz prostego w gruncie rzeczy plebana, chełpiącego się tytułami szlacheckimi (herbu Jastrzębiec i Doliwa) oraz książęcym (herbu Poraj) i profesorskim (Akademii Polonijnej w Częstochowie), paradującego czasem w mundurze admirała marynarki wojennej z przypiętym Krzyżem Kawalerskim Virtuti Militari oraz prestiżowym L’Ordre des Palmes Académiques (Palmy Akademickie – honorowe odznaczenie francuskie ustanowione w 1808 r. przez cesarza Napoleona I). Nikt w Paryżu nie ma oczywiście zielonego pojęcia, z jakiego powodu Jankowski nosi w klapie tak zaszczytne wyróżnienie. Ot, molierowski pan Jourdain... Moglibyśmy ciągnąć tę wyliczankę, ale przekonał nas jeden z Czytelników: „Czy nie widzicie, ile bursztynowy prałat uczynił dobrego dla nas wszystkich, antyklerykałów? Powinniśmy go hołubić i głaskać, a w naszych modlitwach prosić, aby Pan Bóg zachował go w zdrowiu i pełni sił witalnych”. ANNA TARCZYŃSKA
Odpowiadając na liczne pytania naszych Czytelników, co robią dzisiaj „Andrzejek, Jasiu i Piotruś – ukochani klerycy Jankowskiego”, o których pisaliśmy w ubiegłym tygodniu, informujemy: – Andrzej Jarosz był krótko wikarym w parafii św. Barbary, a następnie porzucił kapłaństwo i wyjechał do Niemiec; – Jan Kowalski po ujawnieniu „dziwnych” związków emocjonalnych z ks. Jankowskim wyrzucony z seminarium. Dzięki poręczeniu prałata został przyjęty do seminarium w Olsztynie. Po krótkiej karierze w diecezji warmińskiej wyjechał do Niemiec, gdzie przebywa do dzisiaj; – Piotr Toczek jako jedyny robi karierę. Był krótko wikariuszem u swojego patrona w św. Brygidzie, teraz jest proboszczem parafii św. Maksymiliana Kolbego (Gdańsk Suchanino). Uzyskał już godność kanonika i niezbyt zaszczytne miano przydupasa ks. Jankowskiego.
8
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
NIE DO WIARY
Weekly”, że rozkodowując iście detektywistyczno-sensacyjną powieść Browna, dochodzi się do następującej konkluzji: Jezus był pierwszym feministą i chciał oddać przyszły Kościół w ręce kobiety, a konkretnie Marii Magdaleny, swojej... żony. Uff! Spociłam się trochę, czytając te rewelacje, ale muszę dodać, że Maria Magdalena jest – pod wieloma względami – gwiazdą „Kodu Leonarda da Vinci” i dlatego właśnie od niej należy rozpocząć podróż, podczas której można zgłębić wątki
to wsadzanie kija w mrowisko, ale pamiętajmy, że książką Browna pasjonuje się już kilkadziesiąt milionów ludzi na świecie, a liczba jej czytelników ciągle rośnie. Ale ad rem! ¤ Czym jest Opus Dei i jaką rolę odgrywa w Kościele katolickim? Opus Dei – kongregacja założona 2 października 1928 roku przez hiszpańskiego księdza José Marię Escrivę de Balaquera – propaguje konserwatywną filozofię, zainspirowaną tradycyjnymi wartościami chrześcijańskimi. Opus Dei jest obecnie najszybciej rozwijającą się i finansowo najlepiej prosperującą organizacją katolicką na świecie. Rosnące bogactwo i wpływy Opus Dei rodzą przeróżne podejrzenia. Dla wielu Opus Dei jest narzędziem ideologicznego prania mózgu, ultrakonserwatywnym tajnym stowarzyszeniem katolickim, które nie tylko ma poparcie Watykanu, ale jest osobistą prałaturą papieża. Cóż oznacza w tym kontekście słowo „prałatura”? Jan Paweł II w roku 1982 wyniósł Opus Dei do rangi jedynej w Kościele
¤ ¤ Co naprawdę wiemy o Marii Magdalenie? Czy rzeczywiście była nierządnicą, jak przedstawia ją tradycja chrześcijańska? Czy pierwsi ojcowie Kościoła, nazywając Marię Magdalenę nawróconą prostytutką, celowo ją zniesławili, mając na uwadze przede wszystkim zmniejszenie roli kobiet w Kościele? Czy Jezus i Maria Magdalena byli małżeństwem? Czy mieli dzieci? Na ile prawdziwe są przekazy o ucieczce Marii Magdaleny (po śmierci Jezusa) do Galii? Kiedy papież Grzegorz I (590–604) napiętnował Marię Magdalenę, powodując, że przez 14 następnych stuleci oficjalnie została „nawróconą ladacznicą”, zapoczątkował być może wielkie kłamstwo zaprzeczające historyczności małżeństwa Jezusa i Magdaleny. Watykan bardzo długo podtrzymywał wizerunek Marii Magdaleny jako prostytutki, aby zmienić go dopiero w latach 60. XX wieku. Robert Langdon, główny bohater wielowątkowej powieści Browna, mówi na temat małżeństwa Jezusa tak: „Jezus był Żydem, a zasady współżycia społecznego w tamtych czasach praktycznie zabraniały dorosłemu mężczyźnie pochodzenia żydowskiego pozostawania w stanie bez-
– przyp. Z.W.). Słowo »towarzyszka« w tamtych czasach znaczyło »małżonka«”. W zasadzie ma rację, ale – moim zdaniem – te argumenty to trochę za mało, by uzasadnić tak rewolucyjną hipotezę. Niezależnie od faktu, że już Marcin Luter (1483–1546) twierdził, iż Maria Magdalena była żoną Jezusa G.J. Ouseley na podstawie odnalezionej „Ewangelii Dwunastu Świętych” również uznał, że Jezus był żonaty. Swoją wizję Jezusa i Magdaleny Brown zaczerpnął z tzw. zwojów gnostyckich z Nag Hammadi nad Nilem, odnalezionych przypadkowo przez egipskiego wieśniaka w 1945 roku. Nie sądzę, aby pod tym względem był to dokument wystarczająco wiarygodny, ponieważ większość owych zwojów (spisana w języku koptyjskim) powstała dopiero w II i III wieku naszej ery, a sporządzili je chrześcijańscy gnostycy. Całkowicie zgadzam się ze Zbigniewem Mikołejką, który o zwojach z Nag Hammadi pisze: „Nie są też one rękopisami, które mogłyby wspierać obraz Jezusa historycznego – cielesnego, żyjącego w małżeństwie z Marią Magdaleną i mającego z nią potomstwo. Teksty te nie są też aż tak dawne, by mogły być bezpośrednim świadectwem z czasów Jezusa”.
i tajemnice powieści Dana Browna. Należy oddzielić fakty od spekulacji i ujawnić przekłamania, ale – moim zdaniem – jest to zadanie czytelnika, a ja mogę udzielić odpowiedzi tylko na najbardziej prowokujące pytania, które zbulwersowały świat chrześcijański. Moje poszukiwania związane z „Kodem Leonarda da Vinci” i formułowanie własnych wniosków po lekturze książki są podobne do przemyśleń cenionych naukowców: Dana Bursteina, Margaret Starbird, Karen King, którzy przez całe lata studiowali najbardziej zagadkowe szczegóły z życia Marii Magdaleny i Jezusa. Postawmy więc przed sobą wyzwanie intelektualne i spróbujmy odpowiedzieć na kilka zasadniczych pytań. Zdaję sobie sprawę, że jest
katolickim prałatury personalnej, czyli swoistej eksterytorialnej diecezji. W powieści Dana Browna biskup i prałat Opus Dei, Manuel Aringarosa (literacki odpowiednik autentycznego biskupa José Echeverii, szefa Opus Dei) przedstawiony jest jako ciemna postać. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem Aringarosy, to byłby on najpotężniejszym człowiekiem chrześcijaństwa. Sama organizacja opisywana jest jako „mafia Boga” i „sekta Chrystusa”. Dodam, że niedawno władze francuskie wymieniły Opus Dei pośród tzw. sekt niebezpiecznych! Tę czarną legendę Opus Dei Dan Brown rozwija w swej powieści bardzo efektownie.
żennym. Według żydowskich reguł celibat był potępiony, a obowiązkiem ojca było znalezienie odpowiedniej żony dla syna. Gdyby Jezus nie był żonaty, przynajmniej jedna z ewangelii biblijnych musiałaby o tym wspomnieć, uzyskalibyśmy jakieś wyjaśnienie tej nienaturalnej sytuacji”. Jest w tym dużo prawdy, bowiem rzeczywiście żydowski obyczaj rygorystycznie nakazywał małżeństwo, niekiedy już w bardzo młodym wieku. Poza tym „Ewangelia Filipa” odnaleziona w Nag Hammadi mówi, że Jezus często całował Marię Magdalenę w usta. Czyżby to miało oznaczać ich erotyczno-romantyczny związek? W Ewangelii tej czytamy: „A towarzyszką Zbawiciela jest Maria Magdalena. A Chrystus miłował ją bardziej niż innych uczniów i często całował ją w usta. Pozostali byli tym zgorszeni i okazywali niezadowolenie. Mówili doń: »Dlaczego miłujesz ją bardziej niż nas?«”. Brown tłumaczy to jednym zdaniem włożonym w usta Teabinga, jednej z drugoplanowych postaci książki: „Powie ci to każdy lingwista zajmujący się językiem aramejskim (Jezus był Aramejczykiem
Jedno jest pewne – Nowy Testament wymienia Marię Magdalenę z imienia aż 12 razy, a to oznacza, że należała do najbliższych towarzyszy Jezusa podczas jego wędrówek! Widziała jego ukrzyżowanie, wróciła do grobu Mistrza trzy dni później i właśnie jej jako pierwszej ukazał się zmartwychwstały Jezus. To właśnie On polecił Marii Magdalenie rozpowszechnić wiadomość o swoim zmartwychwstaniu – wręcz zobowiązał do tego, czyniąc ją tym samym najważniejszym z apostołów, jako że miała zanieść chrześcijańskie przesłanie pozostałym apostołom i całemu światu. Co się stało z Marią Magdaleną po ukrzyżowaniu Chrystusa? Biblia milczy na ten temat, lecz w świecie śródziemnomorskim krążyły podania i legendy, według których Maria Magdalena i jej córka Sara uciekły z Jerozolimy, by zamieszkać przy jednym z ewangelistów. Podobno już w momencie śmierci Chrystusa Maria Magdalena była w zaawansowanej ciąży. Według najbardziej interesujących legend resztę życia Maria Magdalena
Sara, córka Jezusa Czy Jezus i Maria Magdalena byli małżeństwem? Czy z tego związku narodziło się dziecko? Czy pierwsi ojcowie Kościoła celowo zniesławili Marię Magdalenę, nazywając ją nawróconą prostytutką? Czy Leonardo da Vinci, Sandro Botticelli, Isaac Newton, Victor Hugo byli członkami sekretnego bractwa Zakon Syjonu? Czy Leonardo ukrył w swym słynnym fresku „Ostatnia Wieczerza” zakodowaną informację? Czy Opus Dei, najlepiej prosperująca organizacja katolicka na świecie, jest niebezpieczną sektą? To są pytania, które gorączkowo cisnęły mi się do głowy w trakcie czytania powieści „Kod Leonardo da Vinci”, którą potępia Watykan, wyszydzają ludzie z organizacji katolickich, a szczególnie opusdeiści z całego świata nie pozostawiają na niej suchej nitki. Nie może być lepszej promocji dla dzieła, które zostało opublikowane w USA w marcu 2003 roku, a dziś jest światowym bestsellerem. Dodam, że Columbia Pictures przygotowuje ekranizację książki w przyszłym roku, a reżyserem ma być Ron Howard (zdobywca Oscara za „Piękny umysł”). Główne role przewidziano dla Russella Crowe’a i Kate Beckinsale. Autorem tej szokującej powieści jest współczesny pisarz amerykański Dan Brown (uniwersytecki wykładowca literatury i scenopisarstwa). Sam „Kod Leonarda da Vinci” można zaliczyć do kategorii thrillera, aczkolwiek zawarte w nim wątki są bardzo mocno usadowione zarówno w historii sztuki, jak i historii religii. Myślę, że nie zaszkodzi to czytelnikowi, gdy krótko streszczę tę powieść, oczywiście nie zdradzając jej finału. Ofiarą popełnionego w Luwrze morderstwa pada kustosz muzeum Jacques Sauniére. Wezwany przez policję francuską Robert Langdon (wykładowca Harvardu, historyk i badacz symboli, tropiciel tajemnych stowarzyszeń) odkrywa na miejscu zbrodni szereg śladów, które mogą pomóc w ustaleniu zabójcy, ale stanowią też klucz do jeszcze większej zagadki – niezwykłej tajemnicy sięgającej korzeniami początków chrześcijaństwa. Langdon podejrzewa, że zamordowany był członkiem Zakonu Syjonu – tajnego stowarzyszenia, które powstało w 1099 roku, aby strzec miejsca ukrycia bezcennej, zaginionej przez wiekami relikwii Kościoła – Świętego Graala. Ścigany przez bezlitosnego zabójcę Langdon, chce przy pomocy pięknej Sophie Neveu, agentki policji i wnuczki Sauniere’a, dotrzeć do szokującej prawdy skrytej w mrokach historii. Ma na to 24 godziny. Kluczowe elementy zagadki kryją się w najsławniejszych obrazach Leonarda da Vinci – wielkiego mistrza Renesansu. To „Mona Lisa” i „Ostatnia Wieczerza”. Znak w kształcie litery „V” na fresku „Ostatnia Wieczerza” ma, zdaniem Browna, sugerować Marię Magdalenę. Krytyk literatury i publicysta Dan Burstein twierdzi w „Publishers
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r. spędziła w Galii. I ten właśnie wątek Dan Brown uczynił jednym z elementów fabuły „Kodu Leonarda da Vinci”, bowiem zasadniczym motywem tej książki jest idea zatraconej świętości żeńskiej (sakralności kobiecej). Nie jest to żadna nowość, bowiem wizja Marii Magdaleny i Jezusa pojawia się w wielu dziełach, m.in Baigenta i Leigha („Święty Graal, święta krew”), na których Brown z pewnością się wzorował. ¤ ¤ ¤ Czy Leonardo da Vinci zawarł symboliczne przekazy w „Ostatniej Wieczerzy” i innych swych dziełach? Czy w „Ostatniej Wieczerzy” przedstawił po prawicy Chrystusa nie apostoła Jana, lecz... Marię Magdalenę? „Ostatnia Wieczerza” to legendarny fresk Leonarda na ścianie kościoła Santa Maria delle Grazie w pobliżu Mediolanu. Przedstawia Jezusa i jego uczniów w chwili, w której Mistrz oznajmiał, że jeden z nich go zdradzi. Nie można wykluczyć, że Brown dedukuje słusznie i Leonardo oddaje obecność Marii Magdaleny u boku Chrystusa symbolem „V”, ale nie można wykluczyć, że był to tylko żart wielkiego malarza. ¤ ¤ ¤ ¤ Czy templariusze lub członkowie innych tajnych stowarzyszeń naprawdę wierzyli, że nazwa „Święty Graal” oznacza nie kielich na wino, lecz Marię Magdalenę, jej relikwie i dokumenty dotyczące roli tej kobiety w początkach Kościoła? Naczynie Chrystusa to kielich zwany później Świętym Graalem. „Po wieczerzy Jezus wziął kielich wina i dzielił się z nimi wszystkimi”. Tak więc Jezus puścił w obieg jedno naczynie z winem, ale na malowidle Leonarda na stole stoi... trzynaście kielichów! Brown stawia ryzykowną tezę, choć z nader przekonywującą argumentacją, że Święty Graal jest... osobą, kobietą. A jest nią Maria Magdalena... Legendy rycerskich wypraw w poszukiwaniu zaginionego Graala były w istocie – zdaniem Browna – historiami wypraw w poszukiwaniu zatraconej sakralności kobiecej. Na temat książki Dana Browna wypowiadają się historycy sztuki, profesorzy religioznawstwa i literatury, badacze Biblii i zwykłe oszołomy, a ci ostatni widzą w niej atak na chrześcijaństwo i na katolickie dogmaty. „Kod Leonarda da Vinci” skłania ludzi do zażartych dyskusji, sporów i poszukiwań, a niekiedy może zaiste rozśmieszyć fakt, że w „walce” z powieściopisarzem przytacza się argumenty z Ewangelii, cytuje Nowy Testament, słowa apostołów, sięga po dane historyczne... Wszyscy zapominają o sprawie chyba zasadniczej – że „Kod Leonarda da Vinci” to nie praca naukowa, ale powieść! Powieściopisarze mają swoje prawa, kierują się wyobraźnią, własną interpretacją zdarzeń, a nawet mogą zmyślać. W powieści Jezus może mieć nie tylko córkę Sarę, ale nawet kilkanaścioro dzieci, Maria Magdalena mogła założyć dynastię Merowingów, a powszechny kult Czarnej Madonny można interpretować w ten sposób, że była ona czarnoskórą kobietą z Egiptu lub Etiopii... Chłopaki, wyluzujcie się! ZOSIA WITKOWSKA
POLSKA PARAFIALNA
U
rząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów potwierdził oficjalnym dokumentem to, co wiadomo już od dawna: Kościół katolicki, zarządzając cmentarzami, wykorzystuje swoją pozycję do stosowania nieuczciwych praktyk monopolistycznych. Zawiadomienie do lubelskiej delegatury UOKiK złożyła w czerwcu 2003 roku osoba, której bliższe dane z oczywistych względów nie mogą być ujawnione. Nie ma co jednak ukrywać, że jest to człowiek związany z nekrobiznesem. Pazerność sutannowych musiała być więc wielka, skoro grabarze podkablowali do państwowej instytucji nadzoru potężny Kościół katolicki. W wyniku doniesienia Urząd postawił zarzuty zarządzającemu cmentarzami przy ulicach Lipowej i Unickiej oraz Kościołowi Rektoralnemu. Ten ostatni jako formalny zarządca został uznany za przedsiębiorstwo, które działa na takich samych prawach, jak inne. Wszczęto postępowanie antymonopolowe. Po analizie zebranego materiału dowodowego okazało się, że Kościół stosuje praktyki tłumiące konkurencję poprzez ograniczanie innym przedsiębiorcom pogrzebowym dostępu do świadczenia
W
ybrańcy narodu zdecydowali właśnie, że nie księża sami za siebie, ale nadal my za księży będziemy płacić ZUS. Instytucja nazywa się Fundusz Kościelny. Powstała w roku 1950 i miała być rekompensatą za ziemie odebrane Krk. Mówiąc prościej: komuchy odebrały klechom grunty, więc postanowiły za to, co skonfiskowały, zapłacić. Problem Polski (i świata) polega jednak na tym, że Krk nic nie da się zabrać na zawsze i w końcu „swoje” dostanie on w dwójnasób. Tak było i tym razem. Wstrętni czerwoni wzięli Kościołowi latyfundia, po czym szybko je oddali na mocy różnych traktatów i umów. W roku 1989 był to już hurt (ustawa Rakowskiego), bo Krk brał, co chciał i ile chciał (nawet konfiskaty carskie). W efekcie w roku 2003 watykańscy okupanci mieli już
Po trupach usług polegających na kopaniu grobów, ich budowie i przebudowie. Ale to nie wszystko. – W umowach z 2002 i 2003 r. na usługi kamieniarskie zapisywano wprost, na jakie zlecenia związane z budową i przebudową grobów się zezwala. Do umów załączano także instrukcje pouczające, że transport zwłok z kaplicy do grobu może być wykonywany przede wszystkim przez pracowników zarządcy cmentarza. Opłata za te czynności wynosiła 250 zł i musieli ją uiszczać przedsiębiorcy, których do obsługi pogrzebu wynajęła rodzina zmarłego
– mówi dyrektor delegatury UOKiK, Ewa Wiszniowska. – Z tego, co wiem, księża jeszcze biorą w łapę od rodziny. Za wynajęcie kaplicy na pogrzeb w sobotę „na kwit” płaci się 270 zł. Ale ksiądz inkasuje jeszcze swoją dolę, czyli 670 zł – mówi nam w zaufaniu pracownik jednej z lubelskich firm pogrzebowych. Kościół Rektoralny uznał, że ma prawo decydowania o zakresie prac wykonywanych przez przedsiębiorców, którzy mieli z nim podpisane umowy na świadczenie usług pogrzebowych: – Doszliśmy do wniosku,
9
że zarządca nadużył pozycji na rynku usług cmentarnych poprzez administracyjne regulowanie rynku usług pogrzebowych, które nie wchodzą w zakres jego obowiązków jako zarządcy cmentarza. Kościół nie zgadza się z interpretacją Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, że jest podmiotem gospodarczym. – My prowadzimy statutową działalność religijną i użyteczności publicznej. Przy zarządzaniu cmentarzami wszystko organizujemy zgodnie z wykładnią obowiązującego prawa. Tym samym nie zgadzamy się z decyzją UOKiK i z pewnością w ustawowym terminie złożymy od niej odwołanie – twierdzi w rozmowie z „FiM” ksiądz rektor Cezary Kostro. Zapytaliśmy dyrektor Ewę Wiszniowską, czy nie bała się wydać takiej, a nie innej decyzji, mając świadomość wszechwładnej pozycji Kościoła w Polsce, zwłaszcza w Lublinie. – Oceniane przez nas zachowanie Kościoła Rektoralnego dotyczyło jego działalności jako przedsiębiorcy, który jako zarządca cmentarza podlega również ustawie o ochronie konkurencji i konsumentów – odpowiada dyrektor. KAZIMIERZ CIUCIURKA Fot. bar
Zapamiętajcie te nazwiska! w III RP znacznie więcej ziemi niż przed wojną. Jaki sens w takim kontekście ma istnienie Funduszu Kościelnego? Oczywiście – żaden! Staje się on (a jest to 78 mln zł rocznie) li tylko darowizną od nas wszystkich na religię, której być może wcale nie wyznajemy. Tak rozumując, część senatorów postanowiła słusznie z ową patologią skończyć i odebrać księżom przywileje darmowego ubezpieczenia płaconego z FK przez państwo. Prawie się udało, dopóki ustawa nie doszła do Sejmu. Tam, głosami 237 posłów, padła. Dla porządku dodajmy, że ich lwią część stanowili
parlamentarzyści lewicy. Dla potomnych wymieńmy nazwiska najbardziej znanych. Oto ci, którzy pono serce mają po lewej stronie: Jan Knapik, Zbigniew Siemiątkowski, Władysław Stępień, Czesław Śleziak, Grzegorz Tuderek, Jerzy Szteliga (SLD). Ale są i reprezentanci z lewackiej Unii Pracy – Hanna Gucwińska, Marian Janicki. Inni lewicowcy też byli za dalszym finansowaniem pasibrzuchostwa kleru, np. Barbara Blida, Mieczysław Czerniawski, Wiesław Kaczmarek, Mariusz Łapiński. Byli też tchórze, którzy wstrzymali się od głosu albo uciekli
Dojna krowa Wejherowa Wejherowo chce wydoić Unię Europejską. Z jej pieniędzy zamierza sfinansować remont kilkudziesięciu kapliczek i innych obiektów Kalwarii Wejherowskiej. Inwestycja pochłonie kilkanaście milionów złotych, a sam wniosek i biznesplan mają kosztować blisko 800 tys. zł. Jednak władze Wejherowa z przykościółkowym prezydentem Krzysztofem Hildebrandtem muszą jakoś zmylić czujność unijnych urzędników, nieskorych do wydawania publicznych pieniędzy na remonty świętych figurek i kapliczek. Wymyślono więc, że zadanie nazywać się będzie... Kaszubski Regionalny Park Kultury. Podczas czerwcowej sesji Rady Miasta radni przyjęli dwie uchwały, które otwierają drogę do rozpoczęcia prac związanych z realizacją wspomnianego projektu. Zastępca prezydenta miasta Wojciech Kozłowski wyjaśnia, że bez tych decyzji niemożliwe byłoby ubieganie się o jakiekolwiek pieniądze. Zakres prac przerasta możliwości
finansowe miasta, więc szukanie innych źródeł pozyskania pieniędzy jest jedyną szansą na zrealizowanie zadania. A obejmie ono nie tylko renowację 26 stacji oraz ścieżek i dojazdów kalwaryjskich, ale również budowę oświetlenia, parkingów oraz stworzenie specjalnej ekspozycji muzealnej. Pierwszą uchwałę dotyczącą sporządzenia wniosku o sfinansowanie remontu Kalwarii z funduszy Unii Europejskiej radni potraktowali luzacko i jednogłośnie ją zaakceptowali; przy drugiej – umożliwiającej zaciągnięcie przez miasto dodatkowego kredytu na ten cel, nie byli już tak zgodni. I słusznie. W niemal 50-tysięcznym Wejherowie potrzeba dziś pieniędzy na wiele ważniejszych zadań. Na samo zbilansowanie tegorocznego budżetu brakuje, bagatela, 3 mln zł. Nie wiadomo, skąd wziąć 900 tys. zł na dodatki mieszkaniowe, a przecież braki są też w przedszkolach (ok. 500 tys.) czy komunikacji miejskiej (600 tys.).
z głosowania: Ryszard Kalisz, Jan Klimek, Jerzy Dziewulski, Wojciech Olejniczak, Andrzej Piłat, Leszek Miller, Janusz Zemke. Z SdPl schowała głowę w piasek, spieprzając z głosowania, Pani... Izabella Sierakowska. Na tym samym posiedzeniu głosowano refundowanie przez NFZ środków antykoncepcyjnych. Oczywiście prawica Giertychowa wygrała, bo z sali wyszli: Włodzimierz Cimoszewicz, Tadeusz Iwiński, Jerzy Dziewulski, Jacek Piechota, Wojciech Olejniczak i kilku innych. Pani Sierakowska też nie głosowała. MP, MS
Prezydent Hildebrandt na każdym kroku podkreśla, że Kalwaria Wejherowska już niedługo będzie jaśniała pełnym blaskiem i przyciągnie do miasta miliony pątników. Z kolei jego zastępca jest realistą. Nie ma gwarancji, że Unia od razu przyjmie wniosek miasta i sypnie groszem – twierdzi z obawą. – Może jednak szczęście uśmiechnie się do Wejherowa... Wszak miasto jest pod opieką Matki Bożej Wejherowskiej. – Z tych świętości niewiele wynika dla miasta – mówi pan Krzysztof, jeden z jego mieszkańców. – W czerwcu przez kilka tygodni na frontonie ratusza wisiał potężny obraz wspomnianej Matki Bożej, jednak w kasie miejskiej z tego powodu nie przybyło ani jednej złotówki. Wejherowianom nie pomoże także świątobliwy mąż, czyli sam arcypasterz Tadeusz Gocłowski, który jest honorowym obywatelem Wejherowa. Inicjatywa podzieliła mieszkańców. Ci trzeźwiejsi mówią o trudnych czasach i konieczności zadbania o najbiedniejszych. Przykościółkowi tymczasem wciąż liczą na cud i unijne pieniądze. Ale cudu na pewno nie będzie, bo unijni urzędnicy twardo stąpają po ziemi i nie chcą mieć nic wspólnego z polskim oszołomstwem! BARBARA SAWA
10
GOŁO I WESOŁO
Chleba i seksu w Tajlandii Podróż do Bangkoku – światowej stolicy seksu, płatnej miłości i centrum rozpusty południowo-wschodniej Azji. I oto mój pierwszy szok: w stolicy Tajlandii ambasada polska mieści się w otoczeniu... burdeli, sex shopów i roznegliżowanych prostytutek spacerujących pod bramą naszego poselstwa. W Bangkoku, oprócz ulic tętniących seksem, są dwa najważniejsze ośrodki nocnego życia: Soi Cowboy i Patpong. W obu serwuje się alkohole po niezwykle przystępnych cenach, a wśród gości bawiących w lokalach krąży od pięćdziesięciu do stu półnagich, pięknych dziewcząt, które w sposób nie nachalny, lecz sympatyczny kuszą i zapraszają na gorący seks. Po-
Przy barze siedział właśnie mój znajomy z hotelu, Niemiec Ludwig Krusemark z Hamburga. Dosiadłem się do niego, a po chwili doholował do nas Rudi Helgert, też Niemiec, mieszkaniec uzdrowiska Bad Kreuznach, i próbował opowiedzieć o tajnikach tutejszej
dobnie jest w osławionych salonach masażu i go-go, gdzie tajskie piękności spełniają erotyczne marzenia mężczyzn. Głównie Skandynawowie, Niemcy, Francuzi, Włosi i Amerykanie szukają w Bangkoku młodych ciał i taniego seksu. Tutaj ściąga cały świat, ale Europejczycy z pewnością stanowią większość. Tajki o delikatnej, wschodniej urodzie są najlepszym towarem eksportowym swego kraju, i to na miejscu, w swojej ojczyźnie. Prostytutki z Bangkoku mają opinię dobrych kochanek, świetnie wykształconych w miłosnym fachu, a ponieważ zarabianie pieniędzy w ten sposób nie przynosi w tym kraju żadnej ujmy, więc nie są narażone na pogardę. Co ważne: wszystkie są rejestrowane, a więc poddawane regularnym badaniom lekarskim. Kiedy powróciłem z Bang Pa In, gdzie zwiedzałem dawną rezydencję królów tajskich, Chon Buri, z jedynym w swoim rodzaju, 40-metrowej długości posągiem Buddy w łodzi, oraz z kąpieliska Pattaya, zwanego Riwierą Tajlandzką i słynącego z morskich statków z przezroczystym, szklanym dnem kadłuba umożliwiającym obserwowanie fauny i flory morskiej – natychmiast udałem się do knajpy z erosem.
kuchni, które poznał w Manneeya Lotus Room przy Ploenchit Road. Mnie jednak intrygowało coś innego. Dlaczego Ludwig, mieszkający w Hamburgu słynącym z Sankt Pauli, chyba największej europejskiej enklawy komercyjnego seksu, przyjechał właśnie tu, do Bangkoku? – To proste – śmieje się Ludwig. – Sankt Pauli to głównie atrakcja dla turystów. My, mieszkańcy miasta, staramy się z daleka omijać tę dzielnicę. Ja mieszkam w Hamburgu przy Eggerstedtstrasse, a to jest dosłownie rzut beretem od wesołej dzielnicy i niemoralnych dziewcząt. Ale tam nie chodzę... A dlaczego przyjeżdżam tu, do
Bangkoku? Przede wszystkim jest bardzo tanio. Podobają mi się te ślicznotki. Jest ich duży wybór, jedna ładniejsza od drugiej, a traktują mnie jak króla. Poza tym rajcują mnie młode dziewczęta, a tu nawet dwudziestka wygląda jak piętnastolatka – niewysokie, delikatne, szczupłe, kruche, dziewczęce... I zrobią wszystko, na co masz ochotę... Człowieku, nawet europejscy geje tu przyjeżdżają, bo małoletnich chłopców jest dostatek. Tajlandia to, niestety, również raj dla pedofilów. Ubolewam nad tym. Tutaj podobno często przyjeżdżają księża, oczywiście bez sutann i koloratek. – I jeszcze jedno – wtrąca się do rozmowy Rudi Helgert. – Wszyscy w tym kraju są tacy
uprzejmi, zawsze uśmiechnięci, nigdy się nie denerwują. Rudi ma rację. Tajowie są niesłychanie grzeczni i prawie w każdej „nerwowej” dla Europejczyka sytuacji powtarzają z uśmiechem: Mai pen rai (nic nie szkodzi)... ¤¤¤ Jest córką biednego chłopa z górzystych okolic Chiang Mai (710 kilometrów od Bangkoku, tereny graniczą z Birmą i Laosem). Jetta, bo takie imię otrzymała na pamiątkę po księżniczce z Chiang Mai (matka Setthathiratha, najstarszego syna laotańskiego władcy Królestwa Milionów Słoni), ma 20 lat. Najpierw rozpoczęła rozbieraną pracę
w „rozrywce” w ośrodku turystycznym Pattaya, a teraz pracuje w salonie masażu w Bangkoku. Utrzymuje swoją rodzinę na wsi i jest z tego dumna, a ojciec kocha swą córeczkę, że jest taka zaradna i co miesiąc regularnie przy-
syła pieniądze dla rodziców i trzech młodszych braci. – Sawadti kha! – mówię. Oznacza to „dzień dobry” skierowane do kobiety. Jest piękny wieczór. Stoimy na wąskiej uliczce zapełnionej roznegliżowanymi dziewczętami. Jetta przegląda się w wypucowanym jak lustro złotawym szyldzie ambasady III Rzeczypospolitej, poprawia długie czarne włosy i mówi miękko... po niemiecku: – Dostaję wiele propozycji małżeńskich od Europejczyków. Zapraszają
do siebie, do Niemiec, Szwecji, Danii, Holandii, Norwegii, ale mnie to nie bierze. Ja nawet nie wiem, gdzie to jest. Serio! Ale wiem jedno: popracuję jeszcze kilka lat w tym zawodzie, odłożę pieniądze, kupię domek nad morzem, najchętniej nad Zatoką Syjamską, w Si Racha albo w Red Cliff Beach, bo tam jest znacznie taniej, no i wyjdę za mąż. – Masz już narzeczonego? – pytam. – Będzie dom, pieniądze, to i mąż się znajdzie – Jetta parska śmiechem. – Budda czuwa nade mną. Odpowiadam jednym zdaniem; jedynym, jakiego nauczyłem się po tajsku – wyraża ono podziękę: Khop khun khap. ¤¤¤ W okolicach ambasady polskiej w Bangkoku pracuje kilkaset dziewcząt. Wąska uliczka błyskawicznie obrasta w domy publiczne, a na pytanie spragnionych turystów: – Gdzie znajdę panienki? – odpowiedź taksówkarzy i naganiaczy brzmi: – Pod ambasadą polską. Włodzimierz Cimoszewicz (54 l.), minister spraw zagranicznych, zapowiada, że koniecznie znajdzie nową siedzibę dla ambasady, żeby nie znajdowała się wśród burdeli. Starania te potwierdza zastępca ambasadora III RP w Tajlandii, Krzysztof Ciebień (49 l.). No cóż, nie uda się to naszym moralnym chłopakom! Bangkok stawia na seks i prędzej czy później ewentualną nową siedzibę naszego poselstwa błyskawicznie otoczą kluby masażu erotycznego, go-go, sex shopy i setki „singlistek”. Jak znam życie – naszym dyplomatom to się spodoba. Jest wieczór sierpniowy. Gorąco. W Tajlandii sierpień to pora deszczowa, trochę chłodniej niż w pozostałych miesiącach, ale i tak średnia temperatura dnia utrzymuje się w granicach 34 stopni Celsjusza. W nocy – 25 stopni. W Bangkoku kilkadziesiąt tysięcy dziewcząt i chłopców rozpoczyna pracę w przybytkach płatnej rozkoszy. Drugie tyle wychodzi na ulice, a naganiacze załatwiają im klientów. Już na lotniskach, szczególnie w aeroporcie Dong Muang, sprzedawcy płatnego seksu rozpoczynają łowy. Na Europejczyków można liczyć. Nie chcę być obłudnym moralistą, ale, jak mówią Tajowie: Mai pen rai. Nic nie szkodzi. ANDRZEJ RODAN
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r. Ü Dokończenie ze str. 3 Pierwszą próbę przejęcia muzeum kuria biskupia w Sandomierzu podjęła w 1991 r. Nie udało się, bo wniosek złożony w tej sprawie w Komisji Majątkowej przepadł z kretesem (stosunkiem głosów 4:0, co oznacza, że za jego odrzuceniem głosowali również przedstawiciele Krk). Później zakonnicy znaleźli drogę do Stanisława Żelichowskiego, ministra środowiska w rządzie Leszka Millera. W lipcu 2002 roku oblaci byli o włos od decyzji o 20-letniej (czytaj: wieczystej) dzierżawie obiektu. Mieli jednak pecha, bo sprawa utknęła w Krajowym Zarządzie Parków Narodowych, a kilka miesięcy później Żelichowskiego zastąpił Jerzy Swatoń (urzędujący minister środowiska w rządzie Marka Belki). No więc teraz kombinują ze Swatoniem. Gdy w ramach przygotowań do obchodów wspomnianego tysiąclecia minister odwiedził niedawno Święty Krzyż, odbył tam długą pogawędkę z ordynariuszem sandomierskim, biskupem Andrzejem Dzięgą. Choć panowie rozmawiali „w cztery oczy”, udało nam się dowiedzieć, że Dzięga bardzo nalegał na sprezentowanie oblatom budynku muzeum przyrodniczego. Na razie otrzymał mgliste przyrzeczenie „przyjrzenia się tej sprawie”. Będziemy „spojrzenia” ministra bacznie śledzić, bo władze ŚPN wkładają kolejne środki finansowe w remont budynku (w 2002 r. zmieniono poszycie dachowe, obecnie wymieniane są okna oraz sieć wodno-kanalizacyjna i c.o.), a zakonnicy zapowiadają, że nie spoczną, dopóki nie poprawią sobie warunków lokalowych: – Chcemy tam przenieść
11
Monachomafia Kompleks klasztorny z lotu ptaka, na pierwszym planie – muzeum
Knajpka u oblatów produkuje wyziewy nie do zniesienia
nasze mieszkania znajdujące się w zabytkowej części sakralnej – tłumaczy o. Lipiński. Sprawdziliśmy: faktycznie mieszkają w podłych warunkach, bo okna ich sypialń wychodzą na tę samą stronę, co wentylatory kuchni przyklasztornej knajpki. Wąchaliśmy i współczujemy... – Edukacja przyrodnicza społeczeństwa poniosłaby niepowetowaną stratę, gdybyśmy musieli oddać siedzibę muzeum. W bieżącym roku, według stanu na 6 sierpnia, gościliśmy w nim już 102 tysiące zwiedzających.
Mieszkańcy osiedla Słonecznego w Chełmie zrywają się na równe nogi, „kiedy ranne wstają zorze”. Na parterze jednego z bloków właśnie rozpoczyna się msza. Brak wystarczającej liczby kościołów to w Polsce – zdaniem wielebnych – jeden z najbardziej dokuczliwych problemów. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest między innymi fakt, że wierni strasznie ociągają się z finansowaniem budowy nowych świątyń i cud-urody „bacówek” dla swoich pasterzy. Otępiałe z biedy i bezowocnego poszukiwania pracy społeczeństwo prawdopodobnie nie rozumie, czego mu do szczęścia potrzeba. Zjawisko to bardzo ostro zaznaczyło się w Chełmie, gdzie na osiedlu Słonecznym, przy podciągniętym raptem do parteru przyszłym kościele parafii Świętej Rodziny, kręci się niemrawo czterech robotników, zaś o zaplanowanym na 2004 r. zakończeniu budowy z braku kasy nawet marzyć nie ma sensu. Cóż w takiej sytuacji robić? Ks. Jan Pokrywko, proboszcz parafii, wpadł na pomysł iście szatański. Nie chce góra przyjść do Mahometa? No to przyjdzie Mahomet do góry. Zobaczymy, kto wygra – postanowił. Pleban zaanektował parter wielopiętrowego bloku mieszkalnego przy ulicy Szymanowskiego i urządził tam tymczasowy – jak
Mam nadzieję, że spór się nie zaogni i wspólnie z ojcami zorganizujemy Świętokrzyskie Millennium – mówi nam dyrektor Hajduk. A może nie o sypialnie i edukację tu chodzi, lecz o te 102 tys. biletów, które mogliby przecież sprzedawać tatusiowie w sutannach? DOMINIKA NAGEL Fot. Autor
Za ścianą... twierdzi – kościół. Jakoś nie przyszło mu do głowy, żeby zapytać mieszkańców o zdanie. A tymczasem gęste zaludnienie okolicy sprawia, że dźwięk organów i chóralne śpiewy
docierają do najbardziej zatwardziałych śpiochów, którzy wyobrażają sobie, że w niedzielę wolno odsypiać zaległości. – Początkowo były tylko dwie msze w ciągu dnia, ale teraz idą już na całego. Imprezują po kilka razy dziennie. Koronka do Miłosierdzia Bożego jest w porządku, bo po ścianach niesie się takie monotonne mamrotanie, ale nawet stopery w uszach nie pomagają, gdy intonują „Kiedy ranne wstają zorze”. Choć olewam czarnych i dla zasady nie daję im ani grosza, to zaczynam się poważnie zastanawiać, czy dobrze robię. Może by się wcześniej wynieśli? – zastanawia się pan A. sąsiadujący z nawą główną kościoła. Lokator mieszkający nad kościołem ma znacznie poważniejsze dylematy: – Przeżywam dramat, gdy siedzę sobie na kiblu i słyszę, że tam na dole odbywa się akurat podniesienie. Paść na kolana czy dokończyć? Wody oczywiście nie spuszczam, bo jakoś mi głupio. Chodzę do normalnego kościoła, bo jak raz byłem tu, na parterze, to przez całą mszę myślałem, czy
ten maniak seksualny z trzeciego piętra nie zaspokaja akurat swoich żądz tuż nad naszymi głowami. Nasi rozmówcy twierdzą, że ofiarność wiernych zamieszkujących domy sąsiadujące z tymczasowym kościołem wykazuje ostatnio lekką tendencję zwyżkową. Można prognozować, że wręcz poszybuje w górę, gdy pleban zainstaluje dzwonnicę. Bo system wczesnego ostrzegania przed dziennikarzami już zorganizował – gdy po kilku rozmowach z mieszkańcami osiedla nasz reporter usiłował obejrzeć wnętrze jakże nietypowej świątyni, na warcie zastał aktywistkę kółka różańcowego (fot. powyżej): – Przepustkę od księdza ma? – warknęła. Okazało się, że obcym wstęp zabroniony. HELENA PIETRZAK
12
Upadek mesjasza W
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
ZE ŚWIATA
amerykańskiej kampanii wyborczej trwa odstrzał politycznych doradców do spraw religijnych. Trup pada gęsto.
Na początku czerwca Brenda Peterson, protestancki pastor, postanowiła podać się do dymisji ze stanowiska doradcy Partii Demokratycznej ds. religijnych. Janczarzy prawicy wbili w nią kły, oskarżając, że popiera usunięcie zwrotu „under God” ze ślubowania wierności odbębnianego dzień w dzień we wszystkich szkołach USA. Kilka tygodni wcześniej republikańscy talibowie rzucili się na Marę Vanderslice, doradczynię Johna Kerry’ego ds. religijnych. Liga Katolicka nazwała ją „radykalną lewaczką związaną z antykatolikami”. Deal Hudson był wszechmogącym magiem i guru Busha. Prezydent wierzył, że przy jego pomocy przekabaci katolików na swą stronę w listopadowych wyborach. 60 mln smakoszy religii Karola Wojtyły w USA to elektorat, który mógłby mu zapewnić kolejne 4 lata destabilizowania świata i rujnowania USA. Katolicy z reguły głosują fifty-fifty – połowa na demokratów, połowa na republikanów. Aby zmienić te proporcje, Dablju pofatygował się na sesję zdjęciową z papieżem, usiłował wpisać do konstytucji zakaz związków gejowskich i dawał do zrozumienia, że zdelegalizuje skrobanki. 54-letni Hudson podał się do dymisji, gdy dotarła do niego wieść, że tygodnik „National Catholic Reporter” zamierza ujawnić, że Hudson jakoby molestował seksualnie
studentki. „Nikt nie żałuje swych przeszłych błędów bardziej niż ja – oświadczył posępnie Hudson (żal nie przeszkadzał mu wcześniej w moralnych tyradach i kreowaniu się na znawcę wyroków Opatrzności). – Ale wykopanie tej sprawy teraz przez liberalny tygodnik katolicki ma motywy polityczne”. Skądże znowu – protestuje „National Catholic Reporter”, dając do zrozumienia, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Hudson, ongiś wykładowca filozofii na katolickim Fordham University, upił i skonsumował seksualnie w samochodzie i w swym biurze 18-letnią studentkę Carastonę Poppas. Zdarzyło się to w 1994 r. Z oskarżenia, które dziewczyna wytoczyła mu rok później, dowiadujemy się, że mesjasz Busha wywierał presję, by trzymała wszystko w tajemnicy. Hudson doprowadził do polubownego załatwienia sprawy za 30 tys. dolarów, ale musiał pożegnać się z profesurą i katolickim uniwersytetem. Wyjechał do Waszyngtonu, gdzie zajął się reanimacją konserwatywnego magazynu religijnego „Crisis”. Zwrócił na siebie uwagę Carla Rove’a, doradcy Busha, i został dokooptowany do ekipy jako ten, który potrafi przeprowadzić katolików na stronę Busha, zapewniając mu zwycięstwo. Nie wziął pod uwagę własnego kryzysu... PZ
Zemsta Chrystusa W
odróżnieniu od grzesznych i diabolicznych ateistów, wyznawcy chrześcijaństwa kierują się w życiu prawością, miłosierdziem i robią wszystko, by Bóg, który jest dobrocią, otworzył im wrota Królestwa Niebieskiego. A co z tymi, którzy się nie załapią? Krucho. Cały scenariusz finału ich ziemskiej wędrówki z detalami opisują cieszące się wielkim wzięciem w USA (i nie tylko tam) książki z serii „Left Behind” („Pozostawieni”). Miłośników Hitchcocka porwie ostatnia pozycja z tego cyklu: „Glorious Appearing” („Wspaniałe zstąpienie”). Opisuje ona ponowną wizytę Chrystusa na ziemi i to, co robi on z niewiernymi. Celem zstąpienia Jezusa jest pacyfikacja niewiernych. Syn Boży niewiele mówi, lecz w czynach jest gorszy od bomby atomowej. Ciała innowierców i ateistów, czyli wrogów Boga, zostają unicestwione; ba, Jezus mści się nawet na ich zwierzętach. Chrześcijanie muszą uważać, by „nie dosięgły ich fragmenty rozpłatanych ciał mężczyzn, kobiet i koni. Jeźdźcy, których konie nie
zrzuciły (w dobie apokalipsy ludność przesiada się z powrotem na wierzchowce, prawdopodobnie z powodu nieznośnych korków na autostradach – przyp. aut.) zeskoczyli z siodeł i starają się okiełznać konie, ściągając cugle, ale podczas tej walki ich ciało ulega rozkładowi, oczy wypływają, a języki rozpadają się. Zaraz potem to samo dzieje się z końmi, ich ciała, oczy i języki topią się; groteskowe szkielety stoją przez chwilę, zanim osuną się na ziemię”. Tę frapującą (?!) pozycję książkową sprzedano dotąd w liczbie ponad 60 mln egzemplarzy na całym świecie. Niewątpliwie wielu czytelników po lekturze zdecydowało się zmienić wyznanie na jedynie słuszne, a ateiści podążyli do kościołów, by błagać Boga o ocalenie z hekatomby. TW
Świat ma coraz większe problemy: globalny terroryzm, rosnący fanatyzm religijny i ekonomiczną wędrówkę ludów. Biedne kraje pogrążone są od lat w zapaści, z powodu której łatwo o wojny i konflikty na tle religijnym czy etnicznym. Efektem są setki tysięcy nielegalnych imigrantów rocznie oraz niechęć biedaków z południa do bogatych z północy i odwrotnie. Kon-
wzrost gospodarczy krajów ubogich. Wystarczą cztery lata sponsoringu. Później – dzięki wzrostowi gospodarczemu – kraje ubogie mogłyby już płacić same za siebie.
Gospodarka Choć świat podobno się rozwija, to w rzeczywistości wiele krajów pogrąża się w coraz większej biedzie. 54 kraje są teraz znacznie biedniejsze niż były w roku 1990. Po 14 latach większy odsetek ludności głoduje aż w 21 krajach. W 14 krajach więcej dzieci umiera przed ukończeniem piątego roku życia. W 12 krajach mniej dzieci ma dostęp do edukacji podstawowej. W 34 krajach spadła średnia dłu-
razy większą od ich pierwotnego długu w 1980 roku. Co mogłoby się stać, gdyby oddłużono ubogie kraje? W latach 1990–1993 Zambia poświęciła 37 milionów dolarów na szkolnictwo podstawowe. W tym czasie spłaciła 1,3 miliarda dolarów zachodnim bankierom. Rocznie na programy socjalne Ghana wydaje 75 milionów dolarów, czyli jedną piątą tego, co na spłatę zadłużenia. Uganda wydaje w przeliczeniu na jednego obywatela mniej niż 1 dolar na podstawową ochronę zdrowia, ale aż 9 dolarów na obsługę długu. Gdyby Ugandzie anulować choćby same odsetki od długu, wystarczyłyby na ochronę zdrowia dla wszystkich
Nakarmić świat flikt południe–północ rozwiązuje się jak na razie za pomocą siły i pieniędzy. Miliardy dolarów idą na wojnę z terroryzmem i zabezpieczenia przed niespodziewanym atakiem fanatyków. Kolejne miliony przeznaczane są na uszczelnienie granic i zatrzymanie fali imigracji, której i tak zatrzymać się nie da. Tymczasem te same środki finansowe można by spożytkować dużo rozsądniej, osiągając dużo lepszy efekt.
Zatrzymać śmierć W tzw. krajach rozwijających się około 1,8 miliarda osób cierpi na niedostatek wody pitnej. Co 6 sekund jedno dziecko umiera na skutek wysuszenia organizmu. Zaopatrzenie czarnej Afryki w wodę kosztowałoby – jak szacują ekonomiści – około 29 miliardów dolarów. To mniej więcej tyle, ile Europejczycy i Amerykanie wydają rocznie na pokarm dla psów. Brak wody jest jednym z powodów, dla którego w wielu krajach, zwłaszcza w Afryce, notuje się obecnie prawdziwą eksplozję rozmaitych epidemii. Tylko na malarię choruje 300–500 mln ludzi rocznie. Problem ten można rozwiązać za pomocą bardzo skromnych środków. Na przykład stosowanie moskitier impregnowanych środkami owadobójczymi (insektycydami) pozwala zredukować śmiertelność dzieci nawet o 33 procent. Koszt całej operacji? Nic nie znaczące 300 tysięcy dolarów. Inną przyczyną wysokiej śmiertelności w Trzecim Świecie jest niedostępność drogich leków. Codziennie 37 tysięcy osób umiera na AIDS, malarię i gruźlicę. A przecież właśnie tutaj żyje 80 proc. ludności świata, która zużywa ledwie 20 proc. światowej produkcji leków. Patenty zgodne z zasadami Światowej Organizacji Handlu (WTO) sprawiają, że ceny leków przekraczają możliwości zwykłych ludzi. Gdyby ograniczyć prawa własności, koszty korporacji poszłyby co prawda w miliardy, ale zyskaliby obywatele Trzeciego Świata i ekonomia. Mniejsza umieralność osób w wieku produkcyjnym przekłada się bowiem pośrednio na
gość życia. W Ameryce Łacińskiej, na Karaibach, w krajach arabskich, w Europie Centralnej i Wschodniej oraz w Afryce subsaharyjskiej niepokojąco wzrasta liczba ludzi żyjących za niecałego dolara dziennie. Przy zachowaniu aktualnego trendu Afryka subsaharyjska osiągnie europejski poziom życia w 2347 roku. Według naukowców, kluczem do rozwoju krajów Trzeciego Świata jest rozwój lokalnej przedsiębiorczości i uzdrowienie rolnictwa. 70 proc. najbiedniejszych ludzi mieszka na obszarach wiejskich, a ich życie zależy od tego, co zbiorą z pola. Potrzeba im odpowiednich praw w zakresie własności ziemi, systemów kontraktacji, stabilności makrogospodarczej i okiełznania pazerności wielkich koncernów. Największą przysługą, jaką kraje bogate mogłyby oddać biedakom, byłoby zmniejszenie pomocy udzielanej swym własnym rolnikom przez subsydia, wysokie cła, kontyngenty importowe oraz całą gamę innych barier, ukrywanych pod pojęciem przepisów sanitarnych i jakościowych. Eksperci szacują, że zniesienie choćby małej części subsydiów przyniosłoby wzrost produktu krajowego krajów ubogich o kilka miliardów dolarów rocznie. Kolejnym warunkiem poprawy sytuacji ekonomicznej są inwestycje w dziedzinie edukacji podstawowej i ochrony zdrowia. Koszt – 6 miliardów dolarów. Ponadto należy zainwestować w podstawową infrastrukturę – porty, drogi, energetykę i komunikację – aby zmniejszyć koszty działalności gospodarczej i pokonać bariery geograficzne. Byłby to koszt około 40 miliardów dolarów. W sumie – 46 miliardów dolarów plus kilka lat spokoju winny wystarczyć, aby kraje rozwijające się wyszły z zapaści gospodarczej.
Długi W 1980 roku zadłużenie zagraniczne krajów rozwijających się wynosiło 567 miliardów dolarów, a w 1992 r. aż... 1419 miliardów. W tym okresie, według ONZ, kraje Trzeciego Świata spłaciły 1662 miliardy dolarów, czyli sumę trzy
obywateli i stworzenie miejsc pracy dla wszystkich absolwentów szkół wyższych.
Jest zupełnie odwrotnie Zamiast pomagać krajom Trzeciego Świata bogata północ przyjmuje zupełnie odwrotną taktykę. Drenuje się gospodarkę krajów biednych, obniżając ich konkurencyjność i nie dopuszczając towarów na własne rynki. Programy pomocy krajom rozwijającym się ulegają ograniczeniom średnio o 11 proc. rocznie. Tym państwom, które nie są w stanie dłużej spłacać zadłużenia, obiecuje się warunkową pomoc. Bankruci muszą zmniejszyć nakłady na służbę zdrowia, szkolnictwo oraz opiekę społeczną. Doprowadza się do dewaluacji miejscowej waluty, co skutecznie zmniejsza dochody z eksportu i zwiększa koszty importu. Ci, którzy zgodzą się na program pomocowy, muszą restrukturyzować zakłady i obcinać koszty pracy. Wszystko po to, aby później zażądać, jak haraczu, prywatyzacji przemysłu państwowego ze sprzedażą zagranicznym inwestorom. Finał jest taki, że kraje ubogie tracą jakąkolwiek szansę na rozwój. Bogata północ (w większości chrześcijańska!) coraz bardziej chciwa i pazerna, nie chce podzielić się swoim bogactwem; woli eksploatować i tak już wynędzniałe południe, nie dając mu nawet cienia szansy na podźwignięcie z niedoli. Efekt „zabawy” może być tragiczny dla obu stron. Biedne i zdesperowane społeczeństwa już teraz tłumnie podążają ku „twierdzy Europa”. Tysiące imigrantów obniżają standardy socjalne, czym wzbudzają niechęć Europejczyków. To nie bogate, ale biedne społeczeństwa pełnią rolę koszar terrorystów. Globalny konflikt północ–południe na naszych oczach przybiera coraz bardziej realne kształty. MACIEJ STAŃCZYKOWSKI
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r. W Bazylice św. Piotra można było przez jeden dzień oglądać ikonę Matki Boskiej Kazańskiej. Wydobyto ją z watykańskich skarbców i postanowiono wysłać do Moskwy, gdy papież Jan Paweł II stracił nadzieję, że obraz ten utoruje mu drogę do rosyjskiej stolicy. Moskiewska wizyta miała stanowić ukoronowanie pontyfikatu Karola Wojtyły, a ikona – przepustkę do Rosji. Gdy się jednak okazało, że władze Cerkwi prawosławnej nie chcą nawet słyszeć o papieskiej wizycie, to Watykan musiał poprzestać na przekazaniu ikony. Zawiózł ją do Moskwy kardynał Walter Kasper, szef papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan, i wręczył patriarsze Aleksemu II, który złożył bardzo powściągliwe oświadczenie. Powiedział, że jest to pierwszy krok na drodze do poprawy stosunków między wyznaniami, a jednocześnie zastrzegł, że dopiero po całkowitym uzdrowieniu tych stosunków mogłoby dojść do jego spotkania z papieżem. Oznacza to, że Aleksy II nie widzi sensu w dyskusji z papieżem, skoro Watykan traktuje Rosję jak teren działania dla swych misjonarzy i otwarcie mówi o dążeniu do przywrócenia jedności obu wyznań. Patriarchat moskiewski widzi w tym chęć podporządkowania prawosławia papiestwu. Za ikonę Matki Boskiej Kazańskiej podziękowano, a Aleksy II umieścił ją, tymczasowo, w cerkwi znajdującej się przy jego rezydencji. Do soboru kazańskiego obraz nie może powrócić,
W
ZE ŚWIATA
13
Ikona – tak, papież – nie!
Fot. Maurizio Brambatti (PAP/EPA)
bo świątynia została przekształcona w... fabrykę papierosów. Ikony odgrywają w Kościele prawosławnym rolę szczególną. W każdej cerkwi w ikonostasie, czyli ścianie dzielącej nawę od części ołtarzowej, umieszcza się zespół ikon, które ilustrują najważniejsze wydarzenia biblijne, a równocześnie stanowią kalendarz świąt kościelnych. Sztuka malowania ikon według ściśle określonych kanonów przywędrowała z Bizancjum na Ruś i tam nastąpił bujny rozkwit tej formy malarstwa sakralnego. Wokół wizerunku Matki Boskiej Kazańskiej narosło wiele legend. Jedna z nich odnosi się do czasów cara Iwana Groźnego. Kiedy w roku 1579 na zgliszczach spalonego
Iraku amerykańscy lekarze, pielęgniarki i felczerzy fałszowali akty zgonu, aby nie wyszło na jaw, że przyczyną śmierci jeńców było morderstwo. Ukrywali też dowody torturowania. Pod koniec sierpnia na łamach brytyjskiego magazynu medycznego „The Lancet” ukazał się artykuł „Abu Ghraib: its Legacy for Military Medicine” („Spuścizna Abu Ghraib w odniesieniu do medycyny wojskowej”) autorstwa prof. bioetyki, Stevena Millsa z University of Minnesota. W oparciu o analizę dokumentów z kongresowych przesłuchań, raportów oraz zeznań świadków autor stwierdza, że amerykańscy lekarze wojskowi i personel, który był na służbie w bagdadzkim więzieniu, współpracowali w torturowaniu więźniów i pomagali ten proceder maskować. W „The Lancet” czytamy: „Dowództwo Abu Ghraib nie zawiadamiało rodzin więźniów o ich zgonach, chorobach czy przeniesieniach do szpitala, jak tego wymaga konwencja genewska. Irakijczyk wzięty do niewoli przez żołnierzy amerykańskich po kilku miesiącach został znaleziony przez rodzinę w szpitalu. Znajdował się w stanie śpiączki, jego czaszka była w trzech miejscach pęknięta, kciuk złamany, miał oparzenia na stopach. Diagnoza lekarska stwierdzała, że doznał ataku serca i nic nie wspominała o obrażeniach... W listopadzie 2003 r. iracki generał Mowhoush
domu w Kazaniu znaleziono nieuszkodzoną ikonę i zaczęto wierzyć w jej cudowną moc, Iwan Groźny kazał wykonać kopię obrazu i przechowywał ją na Kremlu. Późniejsze dzieje obrazu związane są z wojnami polsko-rosyjskimi z początków XVII wieku, kiedy to papież Paweł V skłonił polskiego króla Zygmunta III Wazę, by wykorzystał wewnętrzne niepokoje caratu i zbrojnie połączył Polskę z państwem moskiewskim. Miało to zrealizować odwieczne marzenia papieży, by przyłączyć Cerkiew do Kościoła katolickiego, kładąc kres wielkiej schizmie trwającej od 1054 roku. Przerażeni taką perspektywą Rosjanie masowo modlili się do Matki Boskiej Kazańskiej i to ona miała
został podczas przesłuchania wepchnięty do śpiwora, a przesłuchujący siedział mu na piersiach. Zmarł, medycy nie próbowali go reanimować; chirurg orzekł śmierć z powodów naturalnych... Lekarze rutynowo stwierdzali, że śmierć nastąpiła z powodu ataku serca, szoku termicznego lub przyczyn naturalnych. Nigdy nie wspominano o nienaturalnych po-
sprawić, że Polacy okupujący moskiewski Kreml zostali stamtąd wyrzuceni w 1612 r. Powstańcami dowodzili kupiec Kuźma Minin i książę Dymitr Pożarski, dzięki którym w łeb wzięły papieskie plany likwidacji prawosławia poprzez osadzenie na tronie carów ultrakatolickiego i nietolerancyjnego Zygmunta III Wazy. Rosjanie do dziś uważają, że ich kraj uniknął wówczas utraty narodowej tożsamości i odrębności kulturowej, dlatego dzień wypędzenia polskiego garnizonu z Moskwy (4 listopada) obchodzony jest jako święto narodowe. Po raz drugi ikona Matki Boskiej Kazańskiej miała uratować Rosję 200 lat później, gdy Moskwę zajął Napoleon Bonaparte. Jednak cesarz Francuzów zmuszony został
samym czasie rzecznik armii USA do spraw więźniów, płk Barry Johnson, wypowiadając się w kwestii praktyk lekarzy wojskowych, oświadczył: „Wiele z tych przypadków objętych jest śledztwem i osobom winnym stosowania przemocy postawione będą zarzuty”. W towarzyszącym artykułowi Millsa komentarzu odredakcyjnym „The Lancet” czy-
Mengele z USA wodach śmierci” – konstatuje prof. Mills. W jednym ze wspominanych przypadków żołnierze amerykańscy przywiązali więźnia do górnej części krat celi, zakneblowali go i bili. Kiedy zmarł, lekarz napisał w akcie zgonu: „Z przyczyn naturalnych. Zmarł podczas snu”. Po 6 miesiącach, gdy sprawę odkryła organizacja Human Rights Watch, Pentagon zmienił powód śmierci na „morderstwo przez pobicie i uduszenie”. Rzecznik Pentagonu powiedział w wywiadzie dla „The Wall Street Journal”: „Nie ma dowodów, iż wojskowy personel medyczny współpracował ze strażnikami przy używaniu przemocy wobec więźniów... Dziesiątki, a może nawet setki irackich powstańców i zatrzymanych terrorystów zostało ocalonych dzięki znakomitym umiejętnościom i opiece medycznego personelu wojskowego USA”. W tym
tamy: „Personel medyczny powinien teraz przełamać milczenie; ci, którzy byli zamieszani lub byli świadkami przemocy, powinni zdać pełną relację z tego, co zdarzyło się w Abu Ghraib i w Guantanamo”. Psychiatra z Uniwersytetu Harvarda, prof. Robert Jay Clifton, który jest autorem książki o lekarzach i torturach w faszystowskich Niemczech, określa analizę Millsa jako „bardzo dobry, szczegółowy opis nadużywania medycznych pryncypiów i medycznej etyki”. W swym eseju na łamach „New England Journal of Medicine” Clifton apeluje, by środowisko medyczne ujawniło, co wie o torturowaniu więźniów przez Amerykanów, i wzywa do przeprowadzenia niezależnego, cywilnego śledztwa.
do odwrotu, a jego armia ginęła w rosyjskich śniegach – wszystko to za sprawą XVIII-wiecznej kopii ikony (oryginał zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach). Ikonę otaczano już wówczas kultem podobnym do tego, jaki jest udziałem Matki Boskiej Częstochowskiej. Kopie obrazu znalazły się we wszystkich niemal cerkwiach, a także domach prawosławnych rodzin. Kopia, która dała nauczkę Bonapartemu, zaginęła w roku 1904, ale została odnaleziona na Zachodzie, dokąd zapewne wywiózł ją któryś z „białych” emigrantów. W roku 1993 amerykańscy katolicy wykupili obraz od prywatnego kolekcjonera i przekazali papieżowi. Jan Paweł II miał nadzieję, że ikona odegra ważną rolę w procesie pojednania katolicyzmu z prawosławiem, a może nawet doprowadzi do likwidacji podziału między wyznaniami... Pierwszym krokiem w realizacji tych planów miała być wizyta papieża w Moskwie. Jednak stosunki między Watykanem a Kościołem prawosławnym tak się pogorszyły, że patriarchat moskiewski nie wyraża zgody na tę wizytę, zarzucając Watykanowi, iż prowadzi w Rosji politykę prozelityzmu, czyli nawracania prawosławnych na katolicyzm (takie praktyki są niedopuszczalne w stosunkach między kościołami chrześcijańskimi). Pozostaje jednak pytanie: jeśli ikona pobiła Polaków w 1612 roku, a 200 lat potem zniszczyła armię Napoleona, to dlaczego nie potrafiła zorganizować papieskiej podróży do Moskwy? Chyba nie chciała, bo to jednak prawosławna ikona. JANUSZ CHRZANOWSKI
Tymczasem kompania klawiszów wojskowych odpowiedzialnych za to, co działo się w Abu Ghraib, powróciła do USA i została powitana z honorami przynależnymi bohaterom wojennym. Dziękowano im za stanie na straży wolności, a dowódca strażników wyrażał dumę z osiągnięć. W przyszłym tygodniu ma zostać ujawniony kolejny raport w tej sprawie, autorstwa generała George’a Faya, który ponoć wskazuje winnych kryminalnych przestępstw na najwyższych szczeblach dowództwa, włącznie z byłym dowódcą operacji w Iraku, gen. Sanchezem. Generałowie przez kilka miesięcy ignorowali alarmujące raporty Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o pastwieniu się Amerykanów nad bezbronnymi jeńcami. Raport Faya niemal stwierdza, że strażnicy torturowali więźniów na rozkaz z góry. O sadystach z US Forces i ich przełożonych usłyszymy jeszcze nie raz. JOHN FREEMAN
14
1
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
września 1939 r. – rozpoczęła się II wojna światowa. Polska została zaatakowana przez hitlerowskie Niemcy i katolicko-faszystowską Słowację, którą rządził ksiądz Józef Tiso. W ataku na Polskę wzięły udział trzy słowackie zgrupowania dywizyjne piechoty: „Janošik”, „Rázus” i „Škultéty” oraz zgrupowanie wojsk szybkich – „Kalinèák”. Do starć polsko-słowackich doszło m.in. pod Barwinkiem, Ciechawą, Czorsztynem i Piwniczną. Za swą wiernopoddańczą postawę wobec Hitlera ksiądz-premier Tiso został nagrodzony przyłączeniem do
Oczywiście hitlerowcy wykorzystali gotowość przeora do współpracy i opublikowali jego oświadczenie w kontrolowanej przez siebie prasie polskojęzycznej (tzw. gadzinówki). 8 września 1976 r. – 154. konferencja plenarna episkopatu zaapelowała do obywateli o „wzmożenie wysiłków i rzetelnej pracy, a nawet gotowość poniesienia wyrzeczeń na rzecz wspólnego dobra oraz o zachowanie ładu społecznego”. Przypominamy te słowa z satysfakcją, gdyż na co dzień słyszymy wyłącznie o niezłomnej opozycji władz kościelnych wobec PRL.
działających w Polsce. Natomiast jego sekretarz Benedykt Vanozzi scharakteryzował Polaków jako „lud zabobonny, bawiący się czarami, wierzący w czarownice, czarnoksiężników, latawców, widma, zmory, nocnice, diabły fortunne”. Ciekawy dwugłos – legat wierzy w istnienie i działalność „czarowników”, a jego sekretarz twierdzi, że to „zabobony”. I jak tu zaufać klerowi? 11 września 1794 r. – Sąd Kryminalny Wojskowy uznał „pełnego bezdennej chciwości” biskupa chełmskiego Wojciecha Skarszewskiego za winnego zdrady ojczyzny i ska-
Sto lat później doszło do rozbiorów; katolicka Austria przejmowała polskie ziemie, a „pogańska” Turcja – protestowała przeciwko temu bezprawiu. 12 września 1945 r. – Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej (uznawany m.in. przez Francję, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię) wypowiada zawarty w 1925 roku konkordat. Powód takiej decyzji był jeden – złamanie przez Watykan art. 9 konkordatu, który gwarantował, że „żadna część Rzeczypospolitej Polskiej nie będzie zależała od biskupa, którego siedziba znajdowa-
Kalendarium na wrzesień Słowacji kilku nadgranicznych gmin 8 września 1946 r. – przy asypolskich o łącznej powierzchni okoście całego episkopatu prymas ło 800 kilometrów kwadratowych. August Hlond dokonał na Jasnej Oczywiście na każdym etapie Górze „poświęcenia narodu polkształcenia – od szkoły podstawowej skiego Niepokalanemu Sercu Mapo studia na wydziale historycznym ryi”; w lipcu to samo zrobiły wszyst– powyższe fakty są przemilczane. kie parafie, a w sierpniu – diecezje. 3 września 1959 r. – polski episkopat wydał list pasterski „Na nowy rok pracy wychowawczej”, w którym czytamy: „Po krwawej wojnie raduje nas piętnastolecie odzyskania niepodległości (...). Wszyscy jesteśmy świadkami i uczestnikami wielkiej pracy odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych. Pomimo trudności, osiągnięcia w odbudowie naszych wsi i miast są olbrzymie i słusznie wzbudzają podziw świata”. W podobnym tonie mogłoby być utrzymane przemówienie każdego z ówczesnych dygnitarzy partyjnych. „Sobieski pod Wiedniem” – Juliusz 4 września 1939 r. – dzień po zajęciu Częstochowy przez wojI tak przez stulecia kler systeska niemieckie przeor klasztoru jamatycznie poświęca naród, a naród snogórskiego Norbert Motylewski rewanżuje się, poświęcając ciężko zawystawił okupantom odręcznie napipracowaną gotówkę na zbierane przy sany dokument o następującej treści tej okazji okolicznościowe datki. (pisownia zgodna z oryginałem): „Ni10 września 1596 r. – z zadaniejszym zaświadczam na żądanie niem doprowadzenia do zawarcia Wojskowych Niemieckich Władz, iż sojuszu polsko-habsburskiego (wyCudowny Obraz Matki Boskiej Częmierzonego przeciwko Turcji) przystochowskiej na Jasnej Górze ani przy był do Warszawy legat papieski, wkroczeniu Wojsk wczoraj, ani do Henryk Gaetani. Misja zakończychwili obecnej nie został uszkodzoła się niepowodzeniem, co papieny. Jasna Góra też dotąd nie ponioski wysłannik usprawiedliwiał „wielsła żadnych strat”. ką liczbą guślarzy i czarowników”
P
rzedostatniego dnia sierpnia 1533 r. hiszpańscy konkwistadorzy zamordowali władcę Inków, Atahualpę. W ten sposób zostało podbite najpotężniejsze, najlepiej zorganizowane i zarazem najbogat sze państwo na półkuli zachodniej. Imperium Inków powstawało stopniowo, w okresie od XII do XV wieku, drogą militarnych podbojów dokonywanych na sąsiednich ludach. Na początku szesnastego stulecia obejmowało tereny dzisiejszego Ekwadoru i Peru oraz część Argentyny, Boliwii i Chile (prawie milion kilometrów kwadratowych!), a zasiedlone było przez około 10 milionów mieszkańców. Na czele tak potężnego organizmu państwowego stał Sapa Inka (Syn Słońca), którego poddani uważali za osobę o boskim pochodzeniu. W państwie występował wyraźny podział na warstwy społeczne. Najwyżej
zał go na „karę śmierci przez szubienicę publiczną”. Niestety, ulegając prośbom papieskiego nuncjusza, Wawrzyńca Litty, naczelnik powstania, Tadeusz Kościuszko, wydał następujące oświadczenie: „Zważywszy, że zupełne odrzucenie
Kossak
próśb papieża mogłoby ściągnąć ze strony onego kroki, które w ludziach pełnych jeszcze przesądu i ciemnym po prowincjach pospólstwie mogłoby sprawić wrażenie niebezpieczne dla powstania naszego (...) aprobując dekret we wszystkich punktach karę śmierci na wieczne i ścisłe więzienie przemieniam”. 12 września 1683 r. – bitwa pod Wiedniem. Połączone siły polsko-austriacko-niemieckie, dowodzone przez króla Jana III Sobieskiego, odnoszą zwycięstwo nad turecką armią wielkiego wezyra Kara Mustafy.
łaby się poza granicami państwa polskiego”. Przypomnijmy, że w 1940 roku „papież Hitlera” (Pius XII) powierzył administrowanie diecezją chełmińską niemieckiemu biskupowi Carlowi Marii Splettowi, a administratorem apostolskim dla tzw. Kraju Warty mianował najpierw Josepha Paecha, a następnie Hilariusza Breitingera. Niestety, sprawdziły się słowa Jana Kochanowskiego: „Nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą, i po szkodzie głupi” i obecnie mamy nowy konkordat. 14 września 1279 r. – synod prowincjonalny w Budzie – odbywający się pod przewodnictwem papieskiego legata, Filipa – wydał ustawy dla Polski i Węgier nakładające na Żydów obowiązek noszenia wysokich czapek oraz naszywek z czerwonego sukna. Jeśli do tego dodamy, że już w XVII wieku na terenie biskupstwa wrocławskiego funkcjonował specjalny piec (!) do palenia czarownic, to okaże się, iż Adolf Hitler nie wymyślił niczego nowego. 16 września 1668 r. – abdykował Jan II Kazimierz – były kardynał (do 1647 r.) i jeden z najbardziej nieudolnych władców w dziejach polskiej monarchii. W negatywnej ocenie rządów Jana Kazimierza historycy są zgodni – podobnie jak w przemilczaniu jego kościelnej przeszłości.
17 września 1253 r. – papież Innocenty IV kanonizował biskupa krakowskiego Stanisława ze Szczepanowa (zm. 1079). Przypomnijmy, że bp Stanisław był zdrajcą, którego na śmierć skazał sąd królewski, a prawomocny wyrok został zaakceptowany przez arcybiskupa gnieźnieńskiego, Bogumiła. A podobno Kościół brzydzi się relatywizmem moralnym... 17 września 1940 r. – znany hitlerowski zbrodniarz wojenny Hans Frank ponownie odwiedził jasnogórski klasztor. Podczas pierwszej wizyty „dostojnego” gościa powitano ze wszystkimi honorami (o czym pisaliśmy w lutym), co tak bardzo spodobało się generalnemu gubernatorowi, że na następną wycieczkę zabrał całą swoją rodzinę. 21 września 1987 r. – podczas 39. posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu RP arcybiskup Bronisław Dąbrowski stwierdził: „(...) zła praktyka pogłębia się, czego przykładem jest choćby wydanie po raz pierwszy w historii naszej szkoły podręcznika pt. »Przysposobienie do życia w rodzinie«, który przekazuje jedynie seksualną stronę tego wychowania, i to sprzeczną z moralnością nie tylko chrześcijańską, ale przyzwoitością ludzką”. Lata mijają, a my wciąż wysłuchujemy tych samych bredni. 22 września 1953 r. – Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka na 12 lat pozbawienia wolności oraz utratę praw publicznych i obywatelskich na 5 lat. Duchownego oskarżono m.in. o kolaborację z hitlerowskim okupantem i działalność antypaństwową. Oczywiście była to „komunistyczna prowokacja”, dziwne jednak, że w okupowanej Europie kler rzymskokatolicki współpracował z nazistami, a jedynie w Polsce było inaczej. Kto naiwny, niech w to bezkrytycznie wierzy. 25 września 1953 r. – pod zarzutem „wrogiej działalności wobec państwa” został internowany prymas Stefan Wyszyński. Trzy lata tego „męczeństwa”, spędzone kolejno w Rywałdzie, Stoczku Warmińskim, Prudniku Śląskim i Komańczy (klasztor żeński!) zaowocują najpewniej wyniesieniem „prymasa tysiąclecia” na ołtarze. SEBASTIAN TOLL
Zagłada państwa Inków w hierarchii stali członkowie królewskiego rodu oraz – jak to zwykle bywa – kapłani, a następnie wodzowie podbitych plemion, urzędnicy, ludność wolna i wreszcie – niewolnicy. Terytorium państwa podzielone było na cztery prowincje, samowystarczalne zarówno pod względem ekonomicznym, jak i militarnym. Warto podkreślić, że w społeczeństwie Inków istniał obowiązek pracy, obejmujący wszystkich (także kilkuletnie dzieci), i to bez względu na stopień sprawności umysłowej czy fizycznej. W zamian za to każdy obywatel, który ukończył sześćdziesiąt lat, miał zapewnione dożywotnie utrzymanie na koszt państwa.
Pod względem osiągnięć cywilizacyjnych Inkowie w niejednej dziedzinie przewyższali ówczesnych Europejczyków. Całe państwo poprzecinane było siecią dróg o łącznej długości przekraczającej 30 tys. km: dwa główne trakty prowadziły przez Andy (dł. 2000 km) oraz wzdłuż wybrzeża (dł. 1500 km), a ich szerokość przekraczała miejscami 16 metrów. W dziedzinie architektury szczególną uwagę zwracają monumentalne budowle, wznoszone w największych miastach (np. Cuzco, Machu Picchu, Tiahuanaco, Concacha czy Cajamarca) wykonane z kamiennych bloków, których ciężar dochodził nawet do 200 ton.
Wysoki poziom rozwoju osiągnęło również rolnictwo. Inkowie uprawiali około czterdziestu rodzajów roślin. Przede wszystkim kukurydzę, ziemniaki, fasolę, banany, pomidory, bawełnę, trzcinę cukrową, paprykę i... kokę, którą powszechnie zażywano przed czynnościami wymagającymi zwiększonego wysiłku fizycznego. Dobrą jakość plonów zapewniało stosowanie nawozów oraz rozbudowany w całym kraju system nawodnień gleby. Nie sposób również pominąć osiągnięć Inków w dziedzinie medycyny – umiejętności przeprowadzania operacji (łącznie z trepanacją czaszki), znajomości chorób
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Wielkie żarcie Na weselu Konstancji Lubomirskiej i Felicjana Potockiego zjedzono: 60 wołów, 300 cieląt, 50 baranów, 150 wieprzów i prosiąt, 21 tysięcy sztuk drobiu, 13 tysięcy ryb. Wypito przy tym 430 beczek wina. Tak biesiadowali nasi przodkowie w osiemnastowiecznej Polsce. Ale nie wszyscy. Ponieważ kuchnia jest ważną cechą, definiującą poszczególne kultury i epoki, zastanówmy się, co łączy dzisiejsze rodziny, które używają kuchenkek mikrofalowych, z naszymi przodkami żyjącymi w XVI, XVII i XVIII wieku. Oczywiście... rozkosze jedzenia. Co i jak jadali wówczas Polacy? Julian Ursyn Niemcewicz jako tradycyjne potrawy traktuje m.in. krupnik z półgąsków i bigos z jabłkami („Pamiętnik czasów moich”). Hubert Vautrin wymienia barszcz i rosół, pierogi, kaszę gryczaną, owsianą, jaglaną: „Polacy jedzą poza tym chętnie ogórki kiszone z koprem i solą, które podaje się zamiast korniszonów. Bardzo cenione są również polewki piwne”. Mikołaj Rej, który był wielkim smakoszem, z prawdziwą rozkoszą pisze o „chlebie nadobnym, o jarzynkach pięknie przyprawionych, krupeczkach bieluchnych, o kureczkach tłuściuchnych podanych na obrusku białym, na miseczce nadobnie uchędożonej”. Poeta Wespazjan Kochowski układa wierszowane menu szlacheckie: „Dobry kapłon przed gody, lub w mięsopusty Schab karmnego wieprza tłusty. Nie odrzucę wołowej, górnej pieczeni Lub i skopowej w jesieni, Lub z sałatą cielęcia, lub na powtórki Po sałacie i ogórki”. Inny poeta – Karpiński – zaprasza gościa z Wiednia „dla poznania polskiej pieczeni... huzarskim sposobem z masłem i cebulą przyprawianej”. Zamożni podawali na stół upieczone w całości dziki, jelenie, sarny,
łosie, nadziewane dodatkowo rozmaitą zwierzyną, ptactwem, a nawet wędlinami. W ich wnętrzu umieszczano całe zające, cietrzewie, kuropatwy, szynki. Wybornie smakowały również kapłony, pieczone pawie, polędwice jelenie, baranki, raki z masłem i pieprzem, wszelakie pasztety, spośród których pasztet z gęsich wątróbek z dodatkiem wieprzowego mięsa uchodził za specjał. Na magnackich dworach, jak na przykład na bankiecie w 1635 roku u wojewody ruskiego, Wiśniowieckiego, podawano: pieczenie z bawołu, żubra, tura, a nawet łapy niedźwiedzie w sosie, bobrowe ogony, chrapy łosia... Z zup preferowano rosół i flaki. Wszystkie te potrawy były mocno przyprawiane m.in. pieprzem, goździkami, bobkami wawrzynowymi, muszkatelem, imbirem, szafranem czy cynamonem. Uważano, że im bardziej pieprzne i korzenne były potrawy, im mocniej parzyły język i podniebienie, tym smaczniejsze i zdrowsze. Dania były kunsztownie ozdabiane owocami, warzywami, pasztetami. Jędrzej Kitowicz tak pisze o zdobieniu wszelkich potraw: „Kucharze przedni dla pokazania swej doskonałości wyjmowali sztucznie z kapłona lub z kaczki mięso z kościami, samą skórę w całości zostawując, to mięso posiekawszy z rozmaitymi przyprawami kładli znów w skórę zdjętą, a powykrzywiawszy dziwacznie nogi, skrzydła, łby, robili figury do stworzenia boskiego niepodobne; i to były potrawy najmodniejsze i najgustowniejsze”. Za dowcipne uważano, kiedy kucharze wykonali zewnętrzną dekorację potraw i półmisków tak
nowotworowych i stomatologii czy stosowania chininy jako środka przeciwko malarii. ¤¤¤ Na podbój tak zorganizowanego imperium wyruszył w styczniu 1531 roku hiszpański konkwistador Francisco Pizarro – były świniopas i analfabeta. W skład sił, którymi dysponował, wchodziło 102 żołnierzy piechoty, w tym 27 wyposażonych w broń palną, 64 konnych oraz 2 lekkie armaty. W połowie listopada następnego roku oddział ten zajął opuszczoną przez mieszkańców Cajamarcę. Mógł to być ostatni tryumf białych najeźdźców, gdyż naprzeciwko miasta rozbiła obozowisko czterdziestotysięczna armia inkaskich wojowników, dowodzona osobiście przez ówczesnego Sapa Inkę – Atahualpę. Pizarro postanowił posłużyć się podstępem. Bezzwłocznie wyprawił do Inków poselstwo z zaproszeniem dla ich władcy „na
sprytnie, że maskowali ich zawartość i biesiadnicy musieli się domyślać, co się na talerzach kryje. Jak podaje Zbigniew Kuchowicz, stół staropolski charakteryzował się pikantnością i ostrością przypraw, ale o resztę walorów smakowych nie dbano, większą wagę przywiązywano do ilości niż jakości jedzenia. Miał więc rację Vautrin („Polska Stanisławowska w oczach cudzoziemców”), pisząc, że Polak więcej dba „o wystawność stołu niż o wytrawny smak potraw, jest raczej żarłokiem niż smakoszem”. Pod koniec XVIII wieku na pańskich stołach pojawiły się specjały kuchni włoskiej i francuskiej: ostrygi, żółwie, ślimaki (z masłem rumianym), jądra młodych jagniąt, a nawet żaby. Podczas uczty przed toastami nie pito wina, ale piwo w wielkich szklanicach lub gorzałkę, czyli wódkę (pojawiła się w Polsce w XVI w.) w kieliszkach. Dopiero po jedzeniu wino lub sycony miód lały się do gardeł wielkim strumieniem. Spożycie wina było bardzo wysokie (na jednej uczcie potrafiono opróżnić kilka beczek), ale musimy wiedzieć, że było ono niskoprocentowe (ok. 10–12 proc.). To wprost nie do wiary, ale na dworach magnackich istniała moda na jedzenie... żywego drobiu. Polegało to na tym, że „kurę czy gęś upijano alkoholem, oczyszczano, nieprzytomną pieczono żywcem, chłodząc jej mózg i serce wilgotną gąbką, a następnie kładziono na półmisku” (Kuchowicz). Ucztujący mieli prawdziwą uciechę, kiedy sięgali po drób, a ptak nagle się cucił i zrywał, resztkami sił próbując ucieczki. Ale nie dane mu było zwiać, bo łapano go i biesiadnicy ze smakiem pochłaniali podpieczoną, chociaż wciąż żywą kurę! Oczywiście we dworkach szlacheckich na co dzień jadano mniej wymyślne potrawy. Do powszechnego menu należały kury, pasztety zajęcze, ryby, łazanki gryczane, kapusta kwaśna z wędzoną słoniną, kasza jęczmienna, groch roztarty ze słoniną, pierogi i kluski z serem. Na deser podawano ciasta, ser ze śmietaną, owoce. Codzienna kuchnia była pożywna, ale zawiesista, bowiem potrawy obficie polewano juchą (tak wówczas nazywano
wspólną ucztę”. Zaproszenie zostało przyjęte. Następnego dnia (16 listopada) Sapa Inka przybył do miasta w asyście 5 tysięcy nieuzbrojonych dostojników i wpadł w przygotowaną zasadzkę. Według relacji naocznych świadków, Hiszpanie wymordowali wszystkich Indian, pozostawiając przy życiu tylko Atahualpę. O tym, że była to rzeź, która nie miała nic wspólnego z walką, najlepiej świadczy fakt, iż po stronie konkwistadorów jedynie Pizarro odniósł lekką ranę – przypadkową – zadaną przez jednego ze swoich żołnierzy. Pojmanie władcy, który był dla swoich poddanych ucieleśnieniem boga, było równoznaczne z podbojem całego imperium i Hiszpanie skwapliwie to wykorzystali. Za uwolnienie Atahualpy został wyznaczony okup w wysokości trudnej do wyobrażenia. Po przeliczeniu na współczesne nam jednostki wagi
różnokolorowe sosy zawiesiste). Francuz Wilhelm Levasseur Beauplan rozpracował nawet tajemnicę tych sosów. Kolor robiono oczywiście bez sztucznych (jak dziś) barwników: czerwony sos z wiśniowego soku, szary z tartej cebuli, czarny ze śliwkowych powideł, żółty – z szafranu. Kultura i higiena jedzenia pozostawiały wiele do życzenia aż do końca XVII wieku. Jadano palcami – jak w całej Europie. Nawet słynny francuski myśliciel i pisarz polityczny Montesquieu chlubił się na rok przed śmiercią (1755), że nigdy nie używał łyżki ani widelca. Dopiero w XVIII wieku na stoły biesiadne wyższych sfer zawędrowały noże, widelce (zwane w Polsce grabkami), oddzielne kubki i talerze. Wówczas to służba zmieniała naczynia przy każdej potrawie, a całą zastawę natychmiast po jedzeniu dokładnie zmywano. W domach magnackich jadano na srebrnych talerzach, w szlacheckich były talerze z fajansu i cyny, natomiast w chłopskich lub mniej zamożnych mieszczańskich jedzono z glinianych misek lub drewnianych talerzy (Władysław Łoziński). Na stole podczas biesiady stawiano niewiele kubków, bo ówczesna „kultura” wymagała, aby przed oddaniem kielicha sąsiadowi każdy wychylił swój do dna. Jędrzej Kitowicz („Opis obyczajów za panowania Augusta III”) tak pisze na ten temat: „Z jednej szklanki pili za koleją lub z jednego puchara, nie brzydząc się kroplami napoju, które z wąsów jednego spadały w puchar podawany drugiemu. Biała płeć nie miała mierziączki przytykać ust swych delikatnych do puchara, w kolej idącego po wąsach uszarganych”. Przy zasiadaniu do stołu zaistniał wówczas pewien ceremoniał będący odbiciem hierarchii społecznej. Pan domu zasiadał pierwszy, potem goście według ich rangi społecznej, a na końcu stołu co bardziej pośledni. Vautrin tak to opisywał: „Pan domu obsługiwany jest pierwszy, aby móc wybrać sobie najsmaczniejsze kąski i nikt nie tknie przed nim żadnej potrawy. Stół zastawiony jest od razu wszystkimi daniami i dopiero kiedy goście zajmą miejsca stosownie do swojej
szacuje się, iż wyniósł on 6080 kg złota i 11 872 kg srebra. Z tego największego w dziejach ludzkości okupu „zaledwie” 20 proc. trafiło do skarbca króla Hiszpanii, a 10 proc. przypadło Kościołowi – resztę konkwistadorzy rozdzielili między sobą. Tuż przed podziałem łupów dokonanym 18 czerwca 1533 roku do Cajamarki dotarło 150 piechurów oraz 50 konnych, dowodzonych przez kompana i wspólnika Pizarra, Diega de Almagra. Być może przybycie posiłków przesądziło o dalszym losie Atahualpy. 29 sierpnia 1533 roku odbyło się jednodniowe posiedzenie „sądu”, który uznał inkaskiego władcę za winnego m.in. „uporczywego trwania w pogaństwie”. Kara za ową „zbrodnię” mogła być tylko jedna – śmierć na stosie. Według wierzeń Inków, spalenie ciała pociągało za sobą unicestwienie duszy, toteż skazaniec gotów był zgodzić
15
pozycji społecznej, zwierzchnik służby sięga po pierwsze danie, kraje mięso i podaje je gospodarzowi domu, następnie temu, kto cieszy się największą estymą i przechodzi tak od godniejszego do mniej godnego. Możesz skręcać się z głodu, musisz jednak czekać, aż służący, który ma za zadanie ocenić twoją pozycję lub odgadnąć opinię o niej swego pana, poda upragnioną potrawę tym, których uważa za godniejszych od ciebie”. Do stołu zasiadano zazwyczaj z nakrytą głową, a odkrywano ją tylko przy toastach. Kobiety zasiadały przy osobnym stole albo rzędem obok siebie po jednej stronie wspólnego stołu. Uczty trwały niekiedy po kilka dni, ale popularne przysłowie: jedz, pij i popuszczaj pasa dotyczyło tylko bogatych. Na wsiach sytuacja żywnościowa wyglądała gorzej niż tragicznie. Kultura jedzenia również. Chłopi jedli palcami lub drewnianymi łyżkami ze wspólnych glinianych mis lub drewnianych talerzy. Pito z jednego dzbana. W książce z 1784 roku pt. „Dobra gospodyni, czyli fundament ekonomii gospodarskiej” nazwano to zwięźle „grubijańskim, zwierzęcym sposobem jadła”. Mięsa jedzono niewiele. Spożywano głównie krupnik, barszcz, żur, placki, kiszoną kapustę, jaja, groch, marchew, rzepę, buraki, pasternak, ogórki, a normalnym uzupełnieniem stołu było to, co zebrano w lesie, a więc jagody, owoce leśne, zioła, szczaw, lebioda, a nawet kora drzewna. Nic więc dziwnego, że Komoniecki, wójt żywiecki, pisał w 1715 roku, że chłopi byli „chudzi, szpetni, słabi, chorzy i wiele ich dla głodu leda gdzie umierało, a najbardziej z ubóstwa, którego bardzo wiele było”. Jeszcze gorzej opisuje wieśniaków Stanisław Staszic w swych „Przestrogach dla Polski” (1790 r.): „Posępne, zadurzałe i głupie, mało czują i mało myślą – to ich największą szczęśliwością. Ich zwierzchnia postać z pierwszego wejrzenia więcej podobieństwa okazuje do zwierza niźli do człowieka. Tych żywnością jest chleb ze śrutu, a przez ćwierć roku samo zielsko; napojem woda i paląca wnętrzności wódka”. ZOSIA WITKOWSKA
się na wszystko, byle uniknąć takiego losu. W jego sytuacji „wszystko” oznaczało przyjęcie chrześcijaństwa. Ceremonii chrztu dokonał dominikanin Vincente Valverde. Chwilę później Atahualpa został uduszony. Podobno tuż przed śmiercią przeklął swoich oprawców. Jeśli rzeczywiście tak było, to inkaska klątwa miała niezwykłą moc. Już w 1538 roku Francisco Pizarro i Diego de Almagro stoczyli wojnę o wpływy w zdobytym imperium. Zwyciężył Pizarro, a jego rywal – po parodii procesu – został uduszony. Trzy lata później syn ofiary zamordował Pizarra, za co zginął z ręki kata. W różnych okolicznościach (lecz zawsze w sposób gwałtowny i nienaturalny) stracili życie także czterej bracia Pizarra – Alcantara, Gonzalo, Hernando i Juan. Tylko czy to wystarcza, aby stwierdzić, że sprawiedliwości stało się zadość... SEBASTIAN TOLL
16
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
CZUCIE I WIARA
Ciasna brama tak ludzi, najmniejszym będzie nazwany w Królestwie Niebios” (Mt 5. 17–19). Największy kościół świata, który uważa się za jedynego dziedzica prawdziwej wiary, ważył się zrobić to wielokrotnie. Jest winny nie tylko zmiany dekalogu, ale i wprowadzenia całej serii sprzecznych z Biblią dogmatów. Dawno temu mądry król Salomon powiedział, że nie ma nic nowego pod słońcem (Koh 1. 9). To, co czyni Kościół powszechny, kilka tysięcy lat temu czynili
19. 17). A co mówili apostołowie? Jakub o przykazaniach: „Ktokolwiek bowiem zachowa cały zakon, a uchybi w jednym, stanie się winnym wszystkiego” (Jk 2. 10); Piotr: „Jeśli kto mówi, niech mówi jak Słowo Boże” (1 P 4. 11); Jan: „Kto mówi: Znam go, a przykazań jego nie zachowuje, kłamcą jest i prawdy w nim nie ma” (1 J 2. 4), „Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań jego, a przykazania jego nie są uciążliwe” (1 J 5. 3); sam Jezus: „Jeśli przykazań moich przestrzegać będziecie, trwać będziecie w miłości mojej” (J 15. 10), „Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie (...) Nigdy was nie znałem, Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie” (Mt 7. 21, 23).
Jezusa, który pyta: „Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18. 8). Przecież miliardy ludzi wierzą w Jezusa! Ilu ludzi wierzy jednak dziś tak jak Jezus? Ilu wierzy w to, czego On nauczał, a ilu w to, czego nauczają ludzie? A co zrobić ze słowami Objawienia, które mówią o czasach ostatecznych: „Tu się okaże wytrwanie świętych, którzy przestrzegają przykazań Bożych i wiary Jezusa” (Ap 14,12)? A zatem to przykazania mają stać się probierzem naszej wiary. Jezus polecił uczniom nauczać narody, aby przestrzegały wszystkiego, co im przykazał. Co przykazał Chrystus, a nie ludzie podający się za Jego naśladowców! I jeszcze u Jana: „Kto ma przykazania moje i przestrzega ich, ten mnie miłuje, tego też będzie miłował Ojciec i Ja mi-
przywódcy innej wielkiej religii. To do żydowskich nauczycieli religijnych Jezus skierował słowa oskarżenia: „A dlaczego to wy przestępujecie przykazanie Boże dla waszej nauki?” (Mt 15. 3), nazywając ich obłudnikami i ślepcami prowadzącymi ślepych. Jezus porównał takich przywódców religijnych do nieoznaczonych grobów – niczym śmierć pochłaniają wszystkich swoich słuchaczy, choć ludzie ci nie zdają sobie z tego sprawy (Łk 11. 44). Jezus wyjaśnił też, w czym tkwi problem: „Lud ten czci mnie wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie”. Prawdziwy naśladowca Jezusa nie śmiałby wypaczać Jego nauk. Takie czczenie Boga jest przecież zupełnie daremne (Mt 15. 9). Obrzędy i ceremonie same w sobie nic nie znaczą, jeśli nie kryją się za nimi cześć i posłuszeństwo. „Co mam czynić, by osiągnąć żywot wieczny?” – zapytał Jezusa młody człowiek. „Przestrzegaj przykazań” – odpowiedział Jezus (Mt
Co czułbyś, słysząc te słowa? Ci, co czynią bezprawie, będą odrzuceni. Bezprawie to nic innego, jak życie bez Prawa, wykluczanie z niego Boga przez łamanie przykazań. Co ciekawe, odrzuceni przez Jezusa znali Go, wyznawali i na Niego się powoływali, ale tego im „nie zapisano”. Czy to nie wstrząsające? Czy to nie przestroga, by czyny szły w ślad za deklaracjami? Kiedy do otoczonego przez tłum słuchających Jezusa chcieli dostać się Jego matka i bracia, Jezus nie zareagował. Zrobił coś bardzo dziwnego. Powiedział: „Któż jest moją matką? I kto to bracia moi? I wyciągnąwszy rękę ku uczniom swoim rzekł: Oto matka moja i bracia moi! Albowiem ktokolwiek czyni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten jest moim bratem i siostrą i matką” (Mt 12. 48–50). Zastanawiałeś się, dlaczego brama do królestwa niebios jest ciasna i niewielu nią wejdzie, choć wielu będzie chciało? I te słowa
łować go będę i objawię mu samego siebie (...) i do niego przyjdziemy i u niego zamieszkamy” (J 14. 21, 23), a obiecany „Pocieszyciel, Duch Święty (...) nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (J 14. 26). Duch Święty nie może mówić wbrew naukom Ojca i Syna, może je tylko wyjaśniać i utrwalać w naszych sercach. Bóg jest jednością, a nie rozszczepioną jaźnią. I te szalenie istotne słowa, że nie ma innej ewangelii, wypowiedziane przez apostoła Pawła: „Są tylko pewni ludzie, którzy was niepokoją i chcą przekręcić ewangelię Chrystusową. Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty!” (Ga 1. 7–8). Nie osoba więc czy kościół ma znaczenie, a treść nauk. Po tym mamy poznać, czy są to pasterze, czy wilki w owczej skórze. Nawet anioł z nieba?! Dlaczego? Bo, jak mówi Paweł, „i szatan
Dlaczego jest tyle kościołów i ruchów wyznaniowych? Dlaczego spośród dwóch miliardów chrześcijan tak niewielu – jak powiedział Chrystus – znajduje drogę do Jego Królestwa? Jaką rolę odgrywa dziś znajomość Biblii? „Położyłem dziś przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz przeto życie, abyś żył ty i twoje potomstwo” (Pwt 30. 19). Innymi słowy: Kładę przed tobą moje święte Słowo, Ono będzie ci wskazówką i pochodnią na drodze do wieczności. Potem Słowo stanie się Ciałem, by cię wyzwolić i uniewinnić, a jeśli będziesz się Go trzymać, ze śmierci zostaniesz obudzony do życia. Biblia to dla wielu przestarzały i niepotrzebny rekwizyt. A jednak otrzymaliśmy ją, żeby znaleźć drogę do Boga, by chronić się przed fałszem i zwiedzeniem. Tak jak Jezus, mówiąc „napisano”, walczył z szatanem podczas kuszenia na pustyni, tak i my za jej pomocą mamy nie pobłądzić. Biblia demaskuje wszystkie oszustwa. Z nią bada się każde twierdzenie i każdy cud: „Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga...” (1 J 4. 1). Ani opinie omylnych ludzi, choćby najbardziej kształconych, ani artykuły wiary lub uchwały soborów, których jest tak wiele, jak wiele jest kościołów, i które przeczą sobie wzajemnie, ani też głos większości – nic nie powinno dla wierzącego stanowić argumentu za lub przeciw jakiejkolwiek biblijnej zasadzie wiary. Jedynym i ostatecznym argumentem dla chrześcijanina, jego duchową alfą i omegą, powinien być Chrystus i Jego słowa. Dlatego to właśnie duch dziecięcej pokory jest tym właściwym duchem prowadzącym przez Pismo Święte: „Zaprawdę powiadam wam, jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebios” (Mt 18. 3). Prorok Izajasz, a potem apostoł Paweł pytają: „Kimże jesteś, człowiecze, że wdajesz się w spór z Bogiem?”. Nie wolno zatem „poprawiać” Boga, przekręcać Jego słów, dodawać lub ujmować (zob. Ap 22. 18–19). Wszystkie wyznania, które to czynią, są obce Jezusowi i Jezus jest tak naprawdę obcy im. A przecież Zbawiciel powiedział: „Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon (Prawo) albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. Bo zaprawdę powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie. Ktokolwiek by tedy rozwiązał jedno z tych przykazań najmniejszych i nauczałby
przybiera postać anioła światłości. Nic więc nadzwyczajnego, jeśli i słudzy jego przybierają postać sług sprawiedliwości” (2 Kor 11. 14–15). Paweł z uporem podkreślał niezmienność ewangelii, którą zwiastował: „A przypominam wam bracia ewangelię, którą wam zwiastowałem, którą też przyjęliście i w której trwacie, I przez którą zbawieni jesteście, jeśli ją tylko zachowujecie tak, jak wam ją zwiastowałem, chyba że nadaremnie uwierzyliście” (1 Kor 15. 1–2). Czy znasz Ewangelię głoszoną przez Jezusa? Czy nawiązałeś z Nim prawdziwą więź? Czy przypadkiem nie powierzyłeś swego zbawienia ludziom, którzy „przybierają tylko pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy” (2 Tm 3. 5)? Apostoł Paweł przestrzegał przed odstąpieniem od prostych biblijnych prawd i pójściem za baśniami, które będą opowiadane ludziom, za cudownymi objawieniami, teoriami na temat życia pozagrobowego, za historiami o zaświatach: „Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce. I odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku baśniom” (2 Tm 4. 3–4). Z drugiej strony mówił o niebezpieczeństwie naukowego i filozoficznego podejścia do duchowych prawd: „Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie” (Kol 2. 8). Dziś próbuje się obedrzeć Boga z Jego cudowności, rozebrać Go na kawałki naszej logiki, wszystko wytłumaczyć, a przecież Pan powiedział: „Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje. Lecz jak niebiosa są wyższe od ziemi, tak moje drogi są wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze” (Iz 55. 8–9). Czy nie o tym właśnie mówi Jan: „Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga” (2 J 9)? Czy wiesz, że jest „jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest” (Ef 4. 5)? Jedna wiara, a tyle kościołów! Bo ludzie „zbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce”. Jeśli zechcesz naprawdę podążyć za Jezusem, to przyjmiesz Jego jarzmo, bo – jak sam powiedział – dla takich ludzi jest ono lekkie (Mt 11. 30). Krzyż będzie nie do uniesienia dla tych, którzy bardziej niż Jego kochają siebie. (1 J 2. 15). Jeśli przyjąłeś imię Jezusa, powinieneś przyjąć wszystko, o czym mówił. I powinieneś posłuchać Jego przesłania na ostatnie dni: „Wyjdźcie z niego, ludu mój, byście nie mieli udziału w jego grzechach” (Ap 18. 4). Bo „kto gardzi Słowem, ten ginie; lecz kto szanuje przykazania, temu będzie odpłacone” (Prz 13. 13). „Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia”. Szkoda, że „mało jest takich, którzy ją znajdują” (Mt 7. 14). PAULINA STAROŚCIK
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
N
owy Testament oskarża Żydów o popełnienie zbrod ni na Jezusie, choć z wie lu innych wersetów wynika, że je go śmierć zaplanował sam Bóg. Czy słuszne jest więc przekazywanie kolejnym pokoleniom nauki, że to Żydzi jako naród odpowiedzial ni są za śmierć Zbawiciela?
wypełniło się Pismo” (Mt 26. 51–54). Z kolei Jezus nie opierał się temu, lecz zapowiadał, że dobrowolnie pragnie umrzeć. Gdy jeden z jego uczniów wyciągnął miecz, by go obronić, sprzeciwił się: „Czy myślisz, że gdybym poprosił Ojca mego, to nie przysłałby mi zaraz na pomoc więcej niż dwanaście legionów
NIEŚWIĘTE PISMO
Zabójcy czy ofiary? Można by zapytać, co postronni Żydzi współcześni Jezusowi, a tym bardziej żyjący w czasach pochrystusowych, mają wspólnego
z wyrokiem wydanym na Jezusa i z wykonaniem tego wyroku. Według NT, odpuszczenie grzechów dokonuje się nie jak w Starym Testamencie przez przelanie krwi zwierzęcia ofiarnego, lecz wyłącznie przez krew Jezusa przelaną w akcie ukrzyżowania. Fakt ten nasuwa pytanie, kto tak naprawdę zażądał od Jezusa ofiary z jego krwi... Odpowiedzi na nie udziela w Ewangeliach sam ukrzyżowany: „Zstąpiłem z nieba nie po to, aby czynić swoją wolę, lecz wolę tego, który mnie posłał” (J 6. 38). Sam Jahwe – a nie tylko elita żydowska – chciał więc śmierci Jezusa i doprowadził do niej zgodnie ze swoim zamiarem, „aby
C
elem życia chrześcijanina jest poznanie Chrystusa. To zada nie, któremu wszystko powinno być podporządkowane. W życiu pore ligijnym jedynym sensownym dą żeniem wydaje się dołożenie sta rań do poznania samego siebie. Apostoł Paweł – dla wielu współczesnych mu wierzących w Chrystusa postać podejrzana, a obecnie najwyższy autorytet chrześcijan – wyznał, że jego celem jest „poznać Chrystusa i znaleźć się w nim”. Dla trzeźwo myślących ludzi problemem jest to, że nie są w stanie poznać realnego Chrystusa. Zmartwychwstały znajduje się ponoć w niebie, a nam pozostaje odniesienie do mało wiarygodnych pism sprzed dwóch tysiącleci. Poza tym owe pisma są sprzeczne ze sobą, bo trudno pogodzić w miarę miłosiernego Jezusa (Ewangelia) z bezwzględnym Lwem z Pokolenia Judy (Apokalipsa). Te dwie postacie są sprzeczne psychologicznie i nie istnieje możliwość połączenia ich w jedną osobę bez wrażenia niewiarygodności. Zatem można uznać, że „poznanie Chrystusa” jest nierealne, a poświęcanie mu czasu – daremne. Zamiast gonić za mirażami, warto oddać się zajęciu znacznie bardziej pożytecznemu: poznawaniu samego siebie. Nie jest to wyraz
SZKIEŁKO I OKO aniołów?”. Obaj zatem, Ojciec i Syn, dążyli do śmierci Jezusa, i to na długo przedtem nim którykolwiek z Żydów cokolwiek się o Nim dowiedział. Śmierć Jezusa stanowiła więc realizację Bożego planu. Niektórzy obrońcy Biblii powiedzą, że Jezus wcale nie musiał umrzeć, aby zbawić świat i że proroctwa dotyczące jego śmierci miały charakter warunkowy, jednak pogląd ten jest nie do pogodzenia z nauczaniem apostoła Pawła, według którego „bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia” (Hbr 9. 22). Co się zaś tyczy wolnej woli, Paweł był zdania, że wcale „nie chodzi o wolę człowieka ani o jego wysiłek, lecz o zmiłowanie Boże”, gdyż On „lituje się nad kim chce i zatwardziałym czyni, kogo chce” (Rz 9. 26, 10. 18).
Istotny jest jeszcze jeden fakt. Paweł wspomniał w Liście do Efezjan o „tajemnicy Chrystusowej” (Ef 3. 4n), zaś istnienie tajemnicy zakłada przemilczenie czegoś lub ukrycie przed kimś trzecim. Tym kimś był nie kto inny, tylko lud izraelski, przed którym Bóg ukrył prawdę o Jezusie, żeby doprowadzić do jego śmierci. Inna sprawa, że ten tzw. „sekret mesjański” był jedną z prób znalezienia odpowiedzi na niewygodne dla chrześcijan pytania: Dlaczego Żydzi nie dawali Jezusowi wiary, skoro zdobywał się on na takie nadzwyczajne czyny? Dlaczego był prześladowany i dlaczego został przybity do krzyża? ARTUR CECUŁA
jakiegoś skrajnego egocentryzmu – tylko ten, kto zna i rozumie samego siebie, jest w stanie zrozumieć innych. Nie ma innej możliwości, bo tylko ten, kto dobrze zajął się sobą, może być społecznie użyteczny.
ŻYCIE PO RELIGII
z siebie autorytetu kontrolujących rodziców: niektórzy z nich potrafią sprawnie manipulować swoimi dziećmi. Najlepszym środkiem do tego jest odwoływanie się do poczucia winy wszczepionego w wieku dziecięcym. Kolejne warstwy narzuconych nam postaw wynikają z tresury szkolnej – tego, co nakładli nam do głowy nauczyciele czy rówieśnicy oraz osoby, pod których wpływem byliśmy. Wygrzebanie się spod tych wszystkich naleciałości i odkrycie tego, co rzeczywiście nam się podoba, co chcielibyśmy robić i w co wierzyć, jest zadaniem na całe życie. Nie chodzi oczywiście o to, aby odrzucić wszystko, co wnieśli do naszego życia inni. Konieczna jest jednak solidna weryfikacja tego, co nam wpojono, szczególnie pod kątem zgodności tego z trzeźwym myśleniem, a także z naszymi indywidualnymi potrzebami i możliwościami. MAREK KRAK
Aby poznać siebie Rodzi się oczywiście pytanie o sens samopoznania – przecież obcujemy sami ze sobą od kołyski aż po grób, jaki więc sens ma badanie swoich pragnień, motywów, analizowanie przeżyć? Wrażenie, że sami siebie dobrze znamy i rozumiemy, jest złudzeniem, w dodatku bardzo niebezpiecznym. Od narodzenia na nasze „ja” nakłada się mnóstwo rozmaitych warstw, które utrudniają odnalezienie prawdziwego siebie. Pierwszym i najważniejszym zapewne czynnikiem jest wychowanie domowe. Oczekiwania rodziców, wpajany światopogląd i hierarchia wartości stają się niemal częścią nas samych, ale częstokroć także balastem, który nas przytłacza. Bywa tak, że ludzie nie rozwodzą się, choć powinni, tylko dlatego, że wpojono im w dzieciństwie odrazę do rozwodu. Nie bez znaczenia jest także umiejętność zrzucenia
List Gabrieli – 5 Każdy sam musi umrzeć Żyć i umierać, żeby żyć dalej Broszura bezpłatna (132 strony). Zamówienie wraz ze znaczkiem pocztowym o nominale 1,60 zł przyjmuje Życie Uniwersalne, skr. poczt. 550 58-506 Jelenia Góra 8 Internet: www.życie-uniwersalne.pl
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Wkrótce przedstawi pani w parlamencie swój projekt ustawy o legalizacji eutanazji. Sądzę, że wywoła on wiele kontrowersji, bo narusza kolejne kościelne tabu. Pani projekt o związkach partnerskich wywołał histeryczną reakcję Watykanu. – Uznałam za konieczne przełożenie moich poglądów na język inicjatyw ustawodawczych, skoro jako senator mam obecnie pewien wpływ na to, co dzieje się w parlamencie. Zdaję sobie także sprawę z tego, że w szpitalach niemal codziennie dochodzi do aktów eutanazji, skoro podejmuje się decyzje o odłączaniu pacjentów od urządzeń podtrzymujących ich życie. Nikt nie jest przecież w stanie powiedzieć z całą pewnością, czy człowiek uznany za nierokującego nadziei na wyzdrowienie,
Fot. Krzysztof Krakowiak
– Owszem, ale tylko z prawem naturalnym w ujęciu tomistycznym, przyjętym przez Kościół. Są inne interpretacje prawa naturalnego i w kraju demokratycznym nikt nie musi uznawać kościelnego punktu widzenia za jedynie słuszny. – Kto według Pani projektu miały dokonywać eutanazji? Anestezjolodzy? – To nie byłby dobry pomysł, bo zadaniem lekarzy jest chronienie i ratowanie życia człowieka. Nie mam jeszcze gotowego rozwiązania tego problemu, ale sądzę, że dobrze byłoby, aby zajęli się tym wyspecjalizowani lekarze medycyny weterynaryjnej. Mają oni zresz-
OKIEM HUMANISTY (91)
Wolność od życia nie odzyskałby jednak świadomości i zdrowia, choćby częściowo, gdyby pozostawał dłużej podłączony do owych urządzeń. Należałoby zatem w jakiś sposób uregulować prawnie praktykę, która już istnieje. Jest jeszcze jedna kwestia, która na ogół uchodzi uwagi: istnieje grupa osób, która ma tak wielką wrażliwość i uczuciowość, że nie może sobie poradzić z czekaniem na śmierć. Bo faktem jest, że nasza sytuacja, niezależnie od aktualnego stanu zdrowia, przypomina sytuację człowieka skazanego na śmierć i czekającego na wykonanie wyroku. – Zatem Pani projekt nie miałby na celu jedynie pomocy osobom nieuleczalnie chorym, ale wszystkim, którzy nie potrafią znieść dłużej życia? – Tak, cokolwiek byśmy uczynili, to śmierć i tak jest nieuchronna. Są osoby, które ze względu na nadzwyczajną wrażliwość nie potrafią znieść tego czekania. Myślę, że mają one prawo do decyzji o odejściu. Uważam zresztą, że eutanazja zbyt mocno jest wiązana ze sprawą chorób nieuleczalnych. – Ten pomysł będzie odczytany jako próba legalizacji i ułatwienia samobójstwa. – Eutanazja i samobójstwo to dwie różne sprawy, często świadomie mylone. Samobójstwo na ogół popełnia się w stanie silnego wzburzenia emocjonalnego, a eutanazja to decyzja dokładnie przemyślana i skalkulowana na chłodno. W przypadku legalizacji eutanazji należałoby oczywiście sprawdzać dokładnie, czy osoba, która o nią prosi, nie jest chora psychicznie. – Środowiska religijne twierdzą, że eutanazja jest sprzeczna z prawem naturalnym.
tą już w tym pewną wprawę, bo zdarza się, że z różnych powodów muszą uśmiercać zwierzęta. – Ale to natychmiast wywoła oburzenie – uzna się, że projekt próbuje zrównać życie ludzi z życiem zwierząt. – Uważam, że takie rozwiązanie miałoby pewien aspekt edukacyjny i wychowawczy. Podniosłoby rangę życia i cierpienia zwierząt, które w naszej kulturze są uznawane za niewiele warte. Myślę, że włączenie medycyny weterynaryjnej do praktykowania eutanazji miałoby korzystny wpływ na zmianę stosunku społeczeństwa do zwierząt. Nietrafnie nazywa się eutanazję „dobrą śmiercią”. Żadna śmierć nie jest dobra, każda jest największym dramatem, jaki może się wydarzyć, skoro posiadamy tak silny instynkt samozachowawczy. Legalizacja eutanazji nie jest lansowaniem „dobrej śmierci”, ale jedynie próbą rozwiązania cierpień i tragedii życiowych, jakie są udziałem niejednej osoby. Skoro nikt z nas nie ma wpływu na to, czy się urodzi, czy nie, to niech będzie nam przynajmniej wolno rozporządzać własnym życiem i śmiercią. – Czyli legalizacja eutanazji byłaby swego rodzaju oddaniem prawa do życia w ręce samych zainteresowanych... – Tak się dziwnie składa, iż zwolennicy legalizacji eutanazji są często pacyfistami, a przeciwnicy eutanazji z reguły usprawiedliwiają wojny. Więc wrogom eutanazji nie chodzi o szacunek dla ludzkiego życia, jak to często sami deklarują. Ci, którzy rozdzierają szaty nad eutanazją, najczęściej nie mają nic przeciwko wysyłaniu żołnierzy do Iraku i błogosławieniu ich. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
NASZA RACJA
Antyklerykalne lato Dzień Antyklerykała, stoisko na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku i udział w pogrzebie Czesława Miłosza w Krakowie – to tylko fragment aktywności terenowych oddziałów APP RACJA w jednym tylko letnim miesiącu – sierpniu.
ZŁOWIONE W SIECI Rozpoczął się rok szkolny i niebawem dostaniemy wysyp uczniowskich „perełek”, takich jak te poniżej.
Fot. Alex Wolf, Zbigniew Ciechanowicz, Zbigniew Mikucki
ZEBRANIA APP RACJA Bydgoszcz – 4.09, godz. 11, ul. 20 Stycznia 21, zebranie rady wojewódzkiej; Bydgoszcz – 9.09, godz. 17, ul. Rumińskiego, klub „NOT”; Częstochowa – każdy pierwszy wtorek m-ca, al. NMP 2, lokal Zrzeszenia Emerytów i Rencistów, dyżury: każdy wtorek 17–19; Ełk – 05.09, godz. 17, ul. Małeckich 2/36; Gdańsk – nowa siedziba – Gdańsk Wrzeszcz, ul. Jaśkowa Dolina 78, soboty 11–14; Gdańsk – 4.09, godz. 12, zebranie rady wojewódzkiej i szefów powiatów; Gdańsk – 25.09, godz. 12, marsz milczenia przeciwko pedofilii i deprawacji nieletnich (trasa przemarszu zostanie podana w terminie późniejszym) Gdynia – 5.09, godz. 13, restauracja „Arkadia”; Gorzów Wlkp. – każdy czwartek, godz. 17, ul. Obotrycka 7; Gubin – każdy pierwszy piątek miesiąca, godz. 19; Kalisz – czwartki, godz. 19, al. Wojska Polskiego 115, II piętro; Katowice – każdy czwartek, godz.17, ul. Sokolska 10a/4; Kielce – 9.09, godz. 17.30, rynek, „U Sołtyków”, gościem spotkania będzie przewodniczący partii Piotr Musiał; Kołobrzeg – biuro zarządu powiatowego, ul. Rybacka 8, czwartki, godz. 16–18, tel. 0-505 155 172; Kraków – każdy trzeci czwartek miesiąca, ul. Podchorążych 3, dom biesiadny „Złoty Róg”; Mysłowice – 12. każdego miesiąca, godz. 17, lokal „ALF” (Brzączkowice); Płock – 8.09, godz. 17, ul. Gwardii Ludowej 6, klub „Adonis” – gośćmi spotkania będą Piotr Musiał i Szymon Niemiec;
Poznań – 9.09, godz. 18, ul. Szelągowska 53; Poznań – 16.09, godz. 16, róg Krańcowej – działki „Wolność”; Radom – 7.09, godz. 17, ul. Kozienicka 55, pub „HIT”; Ruda Śląska, Wirek – 16. każdego miesiąca, godz. 18, ul. 1 Maja 270; Siedlce – każdy pierwszy piątek miesiąca o godz. 19, ul. Kazimierzowska 7; Słupsk – pn. – pt. godz. 10–16, ul. Wileńska 19, Centrum Medycyny Naturalnej Słupsk, tel. 0-505 010 972; Sosnowiec – każda druga środa miesiąca, godz. 17, kawiarnia „Kolorowa”; Tarnowskie Góry – każdy drugi wtorek miesiąca, godz. 18, kontakt: Bożena Wrona – (32) 285 21 10, 0-603 068 881; Warszawa – każdy piątek w godz. 18.30–21, spotkanie informacyjne, bar „Waldi”, u zbiegu ul. Radiowej i ul. Kaliskiego; Warszawa – każdy czwartek w godz. 18–19 spotkanie informacyjne, ul. Puławska 143, obok stacji metra Wilanowska, w kawiarni internetowej „Dialog Cafe”, stolik z proporczykiem partii; Warszawa Praga – 7.09, godz. 18, tel. 0-502 383 166; Warszawa Targówek – w każdą środę o godz. 18, ul. Kołowa 18, klub piłkarski; Wrocław – czwartki, godz. 17 w Klubie Kombatanta przy ul. Zelwerowicza 4; Zbąszyn – hotel „Acapulco” pierwsza środa miesiąca, godz. 18.30 Zgorzelec – dyżury we wtorki i piątki w godz. 16–18 w siedzibie przy ul. Warszawskiej 1, pokój 5; Zielona Góra – każdy piątek, godz. 17, pl. Słowiański 21.
Słowacki był wątły, bo odziedziczył po ojcu płuca. Kochanowski stara się uderzyć w najczulsze miejsce szlachcica. Mickiewicz spotykał wielu ludzi, od których zawsze coś wynosił. Mieszkała w kamienicy pani Kolichowskiej, która była stara i odrapana. Szlachcianki chciały wychodzić za mężczyzn z długim drzewem genealogicznym. Pod wpływem środowiska jego aktywność pogrążyła się w bezczynności. W czasie wakacji widziałam operę, ale z wierzchu. W miastach ekologię zatruwają ludzie z rurami wydechowymi. Stosunek chłopa do ziemi był przywiązany. Pomimo że na niebie świecił księżyc dzień był smutny i ponury. Zamożni chłopi nigdy nie wychodzili za mąż za biednych tylko za siebie. Obraz tego chłopa był nędznie odziany. Baca bardzo długo gadał turystom, że milczenie jest złotem. W czasie mgły latarnik wyje na latarni i tym ostrzega okręty. Górale robią kierpce z własnej skóry. W „Weselu” panowie tańczyli z chłopami. Jontek na swoim zegarze w chałupie znalazł wskazówki do życia. Chłopi pracowali na pańskich polach od świtu do rana. Na chłopa padały ranne rosy i nie pytały, czy mu zimno. Na tle szczekających psów poeta ukazuje miłość kochającej się pary. Jurek miał śliczną detonację głosu. Doktor Judym był jednostką, której opadły ręce. Mickiewicz przebywając w Paryżu z trudem usiłował powiększyć swoją rodzinę. Jagna całe życie robiła na pierzynę. Skłodowska była kobietą niespotykanie wytrwałą, o czym świadczy zatruwanie radem. Chłop strzelał, a Pan Bóg nosił te kule, gdzie mu się żywnie podobało. Oleńka była sierotą, ponieważ zmarł jej dziadek. Skawiński rozwinął paczkę i zobaczył leżącego pana Tadeusza. Boryna śpiewał w chórze kościelnym, ale solo.
Wiadomo, że medaliony są pamiątką po osobach bliskich, najczęściej noszonymi. Justyna jest mądrzejsza od Marty – nie gardzi chłopami. Kara śmierci ma charakter nieodwracalny. Polacy byli waleczni i walczyli w walce o Amerykę, walcząc o niepodległość USA. Wars i Sawa zbudowali Warszawę z jednej i drugiej strony stolicy. Polska uzyskała niepodległość dzięki modlitwie Ojca Świętego. Mumia to żona faraona. Bolesław Chrobry był wysoki, mocny i ciężarny. Rejtan nie chcąc dopuścić do rozbiorów Polski sam się rozebrał. Na cześć Dionizosa śpiewał chór satyryków. Dziewica Orleańska dopiero na stosie straciła cnotę z resztą ciała. W dawnych czasach ludzie spali na piecach, bo nie mieli czym palić. Tylko przez kobiety są wojny, bo to one przeważnie rodzą żołnierzy. Samochód, którym jechał generał dostał niespodziewanie dwie kule w brzuch. Królowa Bona sprowadziła do Polski seler, kalafiory i makaroniarzy. Głogowianie lali smołę na drapiących się Niemców. Michał Anioł malował sobie po ścianach Kaplicy Sykstyńskiej. Reprodukcje obrazu namalował Gierymski. Michał Anioł zdążył tylko napocząć nagrobek Juliana II. Azja jest największym kontynentem na świecie, a nawet na ziemi. Wietrzenie skał jest pojęciem czysto teoretycznym, bo wszystkie dawno wywietrzały. Od czasów Kopernika Ziemia krąży wokół Słońca. Na niektórych wyspach Indonezji ludzie chodzą ubrani nago. Węgiel występuje na całej kuli ziemskiej, na przykład w mojej komórce. Wisła płynąc przez Żuławy wpada w depresję. Naukowo rzecz ujmując, nie ma wschodów i zachodów słońca, jest tylko kręcenie się w drugą stronę. Polana to jest forma lasu bez lasu. Klimat to coś stałego, co nie wiadomo kiedy się zmienia. Kopernik ruszył Ziemię i dlatego zobaczył, że jest okrągła. Na ukształtowanie powierzchni ziemi mają wpływ jej trzęsienia oraz wulkanizacje. W Australii człowiek współżyje z Aborygenami. Najczęściej spotykanym ssakiem górskim jest góral. Niektóre obrazy Picassa można nawet oglądać, ale nie wszystkie. Morze Martwe zostało w XIX wieku zabite przez niektórych ludzi, aż po dzień dzisiejszy. Złowił JĘDREK
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
LISTY Drogie „FiM” Czemu tak uczepiliście się bursztynowego prałata? Czy nie widzicie, ile uczynił dobrego dla nas, antyklerykałów? Wszak to dzięki jego niewłaściwemu postępowaniu z nieletnimi doszło do wybuchu całego skandalu, wszak to jego pełna scen nienawiści obrona i rzucane na media oskarżenia (razem z groźbami pozamykania dziennikarzy) tworzą bardzo niekorzystne wrażenie (potęgowane tylko pojawieniem się pewnego bardzo drogiego samochodu), które rzutuje na całą instytucję Kościoła katolickiego. To dzięki niemu mnóstwo osób traktuje księży z coraz większą podejrzliwością. Trzeba także docenić jego zasługi na polu ewangelizacji. To dzięki niemu w wielu gazetach pojawiły się fragmenty ewangelii, obrazujące, jak wielkie jest „ubóstwo” prałata oraz jak wielka jest jego „niechęć” do dóbr materialnych. Trudno o lepszą promocję Pisma Świętego, w dodatku całkowicie darmową. Jestem przekonany, że bardzo wiele osób zajrzy teraz do Biblii i – czytając te fragmenty, w których Jezus stawia zarzuty „uczonym w Piśmie” – nabierze dziwnych, antyklerykalnych skojarzeń z obecną sytuacją Kościoła katolickiego w Polsce. Zatem prałata Jankowskiego powinniśmy hołubić i głaskać, a w naszych modlitwach prosić, aby Pan Bóg zachował go w zdrowiu i pełni sił witalnych. Gdyby tak jeszcze obraził się na swoich zwierzchników i odłączył się od nich, zabierając ze sobą swoich wyznawców, byłby to początek „polskiej schizmy”, dzięki której polityczna pozycja Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce zostałaby poważnie zachwiana (Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie!). Scenariusz ten jest mało prawdopodobny, dopóki żyje Karol Wojtyła, ale po jego odejściu – kto wie... Gdyby zaś doszło do schizmy, osobiście przyznałbym prałatowi tytuł antyklerykała wszech czasów. Uczynił on bowiem swojej instytucji tyle złego, że gdyby nie był „żywą legendą” i „kapłanem opozycji” cieszącym się zaufaniem głowy Kościoła rzymskokatolickiego, uznałbym go za agenta jakiejś tajnej organizacji, która chce ten Kościół zniszczyć. Ryszard Nanke
Gdzie demokracja? Moje dziecko idzie do pierwszej klasy szkoły podstawowej i ma mieć 2 godziny religii w tygodniu. Wiem,
że mogę się nie zgodzić na uczestnictwo córki w lekcjach religii, ale jeśli 350 dzieci będzie na nią chodzić, to co zrobić... Ola jest za mała, żeby cokolwiek powiedzieć, a księża potrafią dzieciom poprzestawiać w główkach: kolorowe obrazki, aniołki... Mnie o zdanie nikt nie pytał. Kiedy na pierwszym zebraniu dowiedziałam się, że mają być dwie godziny religii tygodniowo, a tylko jed-
na godzina angielskiego, zaprotestowałam. Niestety, nauczycielka odpowiedziała, że taka jest ustawa. Jak my mamy żyć w demokratycznym kraju? Jakim prawem rząd ingeruje w nasze życie duchowe? Nie mogę tego pojąć. Tyle pustych salek stoi przy kościołach, a w szkole mówią, że nie ma na nic pieniędzy. To jest nienormalne. Majka
Wstydź się, lekarzu! Niespodziewanie spotkałam się ze szkolnym kolegą, który wiele lat temu wyjechał do Nowej Zelandii. Tam ukończył studia medyczne i został lekarzem. Mojego kolegę bardzo interesowało wszystko, co jest związane z funkcjonowaniem polskiej służby zdrowia. Gdy usłyszał, że wielu naszych lekarzy pracuje za mniejsze pieniądze, niż wynosi średnia krajowa, a pensje pielęgniarek należą do najniższych w Polsce – nie mógł ukryć zdziwienia. Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy powiedziałem mu, iż bardzo wielu ginekologów kategorycznie odmawia dokonania aborcji nawet wtedy, gdy jest to jedyna możliwość uratowania życia matki. – A przysięga Hipokratesa? – zapytał zdziwiony. Gdy dowiedział się, iż polscy ginekolodzy wyżej cenią swe katolickie przekonania niż jakąś tam przysięgę Hipokratesa – był oburzony. W Nowej Zelandii wielu lekarzy to katolicy, ale żadnemu nie przyszłoby do głowy tego typu bajdurzenie. Ci ginekolodzy
LISTY OD CZYTELNIKÓW to nie żadni katolicy, to zwykli bandyci, a przestępcami powinni zająć się prokuratorzy. Powiedziałem mu, że wielu polskich prokuratorów to fanatycy religijni, solidaryzujący się z przeciwnikami aborcji. Opowiedział mi, że w wielu krajach jedyną „książeczką do nabożeństwa” w ręce prokuratora jest „Kodeks karny”. W prawdziwe osłupienie wprawiła go wiadomość, iż są też leka-
rze odmawiający pacjentkom przeprowadzenia badań prenatalnych. Nie mieściło mu się w głowie, iż kraj w środku Europy może być matecznikiem ciemnoty i zacofania. Gdyby w Nowej Zelandii jakiś lekarz „wykręcił taki numer”, wyrzuciliby go na zbity pysk. – O odszkodowaniu nawet nie wspominam – dodał. Facet, który dałby taką plamę, nigdzie nie dostałby nowej pracy, nawet jako świniopas. Żaden farmer nie zatrudniłby go, bo zbyt szanuje swoje zwierzęta, aby je powierzać takiemu ciemniakowi. Henryk Woźniak
Cena krucjaty USA znów zaskakują świat jawnością wydatków. W Nowym Jorku postawiono olbrzymi telebim z aktualizowaną codziennie kwotą wydatków na wojnę w Iraku, która kosztuje amerykańskich podatników już ponad 134 miliardy dolarów. Ponieważ my niemal wszystko, co pochodzi od Wielkiego Brata, małpujemy, proponuję sprowadzić przynajmniej trzy takie ustrojstwa do Warszawy. Jeden do zainstalowania przed sejmem, drugi przed gmachem rządu, a trzeci przed pałacem Kwacha. Może to uzmysłowiłoby naszym wybrańcom bezsens machania szabelką „za wolność naszą i waszą”, zwłaszcza że oni wcale się nie prosili o naszą tam obecność. Tylko czy podawana u nas kwota odpowiadałaby prawdziwej?! U nas tajemnicy tego typu wydatków strzeże się jak kasiory w Krk.
Bo czy ktoś wie, ile naprawdę kosztowała nas do tej pory wojna w Iraku... Kostek
Znów obiecują Wybory coraz bliżej. Lewica, czując na plecach oddech społeczeństwa, znów zaczyna obiecywać. Co? To, co zawsze w takich momentach. Jednak tym razem trochę mniej o antyaborcji, a więcej o ograniczeniu przywilejów Krk. Podchodzi do tego jak pies do jeża, bo z tej gadki nic nie wynika. Przemawia do nas z telewizora (m.in. ustami Janika) w sposób tak beznamiętny, że aż przykro tego słuchać, zwłaszcza po tym, jak Sejm wycofał propozycję płacenia przez kler ubezpieczenia. Towarzyszu Janik, otrzeźwiejcie wreszcie i zmieńcie szyld!!! Przestańcie nazywać się lewicą, bo z was taki lewicowiec jak z prałaciunia Jankowskiego chrześcijanin. K.
KUL kuleje Od miesiąca jesteśmy świadkami rzekomych „ataków” na Kościół, a to za sprawą przytoczonych przez „FiM” faktów dotyczących ks. bpa Andrzeja Dzięgi – ordynariusza sandomierskiego i Dziekana Wydziału Prawa KUL oraz właściciela samozwańca tej szacownej uczelni. Tak się złożyło, że jestem praktykującym i wierzącym katolikiem, a z przytoczonymi faktami się zgadzam i potwierdzam jako naoczny świadek. Należy przerwać milczenie, strach, łamanie charakterów, deptanie sumień oraz kłamstwo, przekręty i przestępstwa, których Dzięga dopuścił się i dopuszcza, wraz z takimi ludźmi jak profesorowie Flaga, Wrzosek, Cioch czy Elżbieta Pospuła, która wchodzi jako mgr lic. w skład Rady Wydziału KUL (ta ostatnia – pracownik dziekanatu – wchodzi w skład Rady Wydziału i podejmuje ważne decyzje naukowe! Elżbieta Pospuła przywłaszcza sobie tym samym tytuł profesora). Mam świadomość, że sprawa ks. Jankowskiego przysłania nieco niemoralną działalność Dzięgi, którego miejsce w tym momencie jest nie w diecezji sandomierskiej czy na KUL-u, ale w prokuraturze za przestępstwa: znęcanie psychiczne nad studentami i doktorantami, groźby, nadużycia finansowe oraz mobbing pracowniczy. Po waszych artykułach ludzie się cieszą, że do władzy dziekańskiej może wrócić człowiek prawdziwego sukcesu, niezwykłej szlachetności i odwagi
19
– ks. prof. Marian Stasiak, którego biskup Dzięga niszczy, a jego zasługi fałszuje i zniekształca. Uświadamiam czytelnikom, że Dzięga ośmiesza wizerunek uczelni. W tej chwili zdobycie dyplomu na KUL-u lewymi ścieżkami to żaden wyczyn. Zastanawiam się, dlaczego KUL ma dalej schodzić na dno? Dlaczego nie można wyciągnąć konsekwencji wobec winnych? Jeżeli w Kościele nie można, to powinna się tym zająć prokuratura (m.in. za plagiaty czy debet na koncie KUL-u w wysokości 15 mln zł, jak mi zdradził jeden z dziekanów). KUL-owi potrzeba nowego oddechu, tzn. odsunięcia od władzy biskupa dyktatora (i faktycznego „właściciela” uczelni). J.K., Lublin
Samotne mogiły W 31 numerze „FiM” przeczytałam artykuł redaktor Anny Tarczyńskiej pt. „Ekshumacja”, dotyczący mogił polskich żołnierzy w Niemczech, którymi opiekuje się Pan Czesław Szewczyk. Właśnie w tej sprawie pragnę zabrać głos: Pana Szewczyka spotkałam 10 lat temu w jednostce wojskowej w Żarach, gdzie zbierał datki na uporządkowanie mogił poległych żołnierzy, zapoznając się szczegółowo, gdzie te groby się znajdują i w jakim są stanie. Rada Ochrony Walki i Męczeństwa, z ministrem Przewożnikiem na czele, nie interesowała się mogiłami. Niewiele mogą pomóc byli żołnierze I Dyw. Panc., gdyż ich prawie nie ma... Mój podopieczny, były żołnierz 24. Pułku Ułanów i były oficer I Dyw. Panc. gen. Maczka (lat 90 – inwalida wojenny) rozpłakał się rzewnie, czytając artykuł Pani Tarczyńskiej. Ma pretensje do polskich władz o zaniedbanie i brak zainteresowania poległymi w walce żołnierzami. Niemcy złożyli w jednej mogile 12 tys. poległych niemieckich żołnierzy, zebranych z woj. dolnośląskiego i opolskiego. Na tę uroczystość przybyli: polskie duchowieństwo, sekretarz Przewożnik, władze terenowe, generalicja WP. Wszyscy oddali hołd poległym gestapowcom. Natomiast polegli żołnierze polscy spoczywają rozproszeni po polach niemieckich, a jeżeli spoczywają na cmentarzach, to razem z żołnierzami niemieckimi, z nazwiskami zmienionymi na niemieckie. Za taki stan powinni odpowiadać: minister oraz władze rządowe i ustawodawcze Polski. Stała opiekunka inwalidy wojennego
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 listopada na pierwszy kwartał 2005 r. Cena 31,20 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
ŚWIĘTUSZENIE
Papież dworcowy
Oto co daje połączenie festiwalu zbuntowanej młodzieży „Graffitalia” z ideologią prawicowych władz miasta: grafficiarski papież w okolicach dworca PKP Łódź Kaliska Fot. Alex Wolf
Historia jednego e-maila Pewna para w średnim wieku z północnej części USA zatęskniła w środku mroźnej zimy do ciepła. Zdecydowała się więc pojechać w dół Ameryki – na Florydę – i zamieszkać w tym samym hotelu, w którym spędziła noc poślubną 20 lat wcześniej. Mąż miał dłuższy urlop i pojechał dzień wcześniej. Po zameldowaniu w recepcji odkrył, że w pokoju jest komputer i postanowił wysłać do żony e-maila. Niestety, pomylił się o jedną literę w adresie. Mail znalazł się w ten sposób w Houston u wdowy po pastorze, która właśnie wróciła do domu z pogrzebu męża
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 36 (235) 3 – 9 IX 2004 r.
JAJA JAK BIRETY
i chciała sprawdzić, czy w poczcie elektronicznej są jakieś kondolencje od rodziny i przyjaciół. Jej syn znalazł ją zemdloną i przeczytał na ekranie: „Do: Moja ukochana żona. Temat: Jestem już na miejscu. Wiem, że jesteś zdziwiona wiadomością ode mnie. Teraz mają tu komputery i wolno wysyłać maile do najbliższych. Właśnie się zameldowałem... Wszystko jest przygotowane na Twoje jutrzejsze przybycie. Cieszę się na spotkanie. Mam nadzieję, że Twoja podróż będzie równie bezproblemowa jak moja. PS Tu na dole jest naprawdę gorąco”...
Kup pan tarczę! Nareszcie mamy obronę przed terroryzmem i wszelkim złem. Postarał się o to krakowski jezuicki Instytut im. ks. Piotra Skargi, który sprzedaje gustowne tarcze z sercem Jezusa. Chronią one „przed wszelkim złem, wypadkami, zarazami, opętaniem i innymi niebezpieczeństwami”. Kiedy uzbroimy się w tę tarczę, niegroźne nam będą „wojny, zagrożenie zamachami terrorystycznymi, narkomania, alkoholizm, rozpad rodziny, bezrobocie, brak nadziei i paniczny strach przed przyszłością”. 318 lat temu tarcze te Chrystus nakazał produkować seryjnie francuskiej zakonnicy św. Magdalenie Marii Alacogne. Początkowo broń tę nosiły tylko zakonnice chroniące pozostałości swojego dziewictwa, ale gdy w 1720 r. Marsylię nawiedziła śmiertelna zaraza, tysiące tarcz rozdano mieszkańcom miasta i... stał się cud – epidemia wygasła, a wiele osób przeżyło! Jest to jedyna cudowna karta atutowa lansowana przez Instytut, chociaż gdy „wybuchła we Francji inna złowroga epidemia, groźniejsza niż jakakolwiek zaraza – Wielka Rewolucja Francuska”, to owe tarcze nie uchroniły przed
gilotyną nawet bogobojnej królowej Marii Antoniny. Być może dlatego zawieszono je na kołku w kościelnym lamusie, a wszelkiego rodzaju tragedie i nieszczęścia ludzkie nakazywano przyjmować z pokorą jako karę bożą. „Niestety, grzechy i niedbalstwo Polaków zostały ukarane w postaci hitlerowskiego najazdu i zniszczenia Warszawy, zapowiadanych przez s. Faustynę i Rozalię Cielakówną” – przypomniał w Radiu
Maryja prezes Instytutu, Sławomir Olejniczak. Instytut zafundował już rodakom ponad 100 tys. tarcz z sercem Jezusa i zapowiada produkcję następnych 300 tysięcy. Tarcze przesyłane są przez Instytut przede wszystkim do zubożałej społeczności, m.in. do emerytów i rencistów, dla których mają być „pociechą duchową i nadzieją”. Chyba jednak największe nadzieje posiadają jezuiccy dystrybutorzy, gdyż do każdej przesyłki dołączają ankietę zachęcającą do kupna tarczy za dość przystępną cenę „20, 30 lub 50, a nawet 100 zł lub w innej kwocie”. Przynętą w pozyskiwaniu hojnych ofiarodawców są zapewnienia, iż „uczestniczący w kampanii pozyskuje dla siebie i swojej rodziny błogosławieństwo i potężną ochronę”, czyli tarczę, i bodajże najważniejszy atut: „Obiecał sam Pan Jezus Św. Małgorzacie, że imiona wszystkich, którzy będą propagować kult... (owych tarcz) zostaną na zawsze zapisane w Jego Sercu”. Nie wiemy, czy Pan Jezus zapisze darczyńców w swoim sercu, ale jeśli założymy, że przeciętna wpłata wyniesie tylko 30 zł, to Instytut wzbogaci się o 12 mln zł! BOŻĄTKO