Jako jedyni ujawniamy szokujące zeznania Dawida M.
ZABIŁEM KSIĘDZA PEDOFILA Â Str. 3 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 36 (444) 11 WRZEŚNIA 2008 r. Cena 3,00 zł (w tym 7% VAT)
 Str. 11
„Rzeczpospolita to postaw czerwonego sukna, za które ciągnie (...) kto żyw” – mówił Bogusław Radziwiłł do Kmicica. Miał na myśli Szwedów, Ukraińców, Tatarów. Nie przewidział watykańczyków. Po 350 latach te pasożyty rozdarły Polskę na 29 miliardów kawałków. Każdy wart złotówkę! Â Str. 8, 9
 Str. 20
 Str. 7 ISSN 1509-460X
 Str. 13
2
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Lekcje religii w szkołach to fikcja. Młodzież ma je za nic. Służą do odrabiania zadań domowych, przygotowania do klasówek, wewnątrzklasowych flirtów. Poza tym małolaty są agresywne i zadają katechetom trudne, upierdliwe pytania – oto opinia (ankieta CBOS) większości nauczycieli tego przedmiotu, którzy jeden po drugim rezygnują z pracy. W Pekinie zdobyliśmy 10 medali. A nie, bo... całe jedenaście! Tak przynajmniej uważa duszpasterz naszych olimpijczyków ks. Edward Pleń. Według niego, złoty medal należy się polskiej ekipie za ogólne ureligijnienie i frekwencję na mszach. Jaka szkoda, że MKOl nie przewiduje takich konkurencji jak przyjmowanie komunii na czas czy maraton zdrowasiek. Któżby wówczas pokonał mistrzów świata?! „Nie przeproszę doktora Mirosława Garlickiego, bo wyrok sądu mi to nakazujący uważam za niesłuszny” – oświadczył Zbigniew Ziobro, były minister sprawiedliwości, absolwent prawa. Dziennikarze TVN odnaleźli (jak twierdzą – za pomocą internetu) w jednej z parafii diecezji łomżyńskiej księdza Romana – duchowego przywódcę zbuntowanych betanek z Kazimierza Dolnego. Księdza oskarżanego o molestowanie seksualne zakonnic prokuratura szuka bezskutecznie od miesięcy. A wystarczyło przeczytać artykuł w „FiM” sprzed miesiąca... „Uważam, że to jest coś bardzo, bardzo niedobrego, godzącego w polską demokrację, godzącego w to, co staramy się od 1989 roku budować” – takimi słowy Jarosław Kaczyński skomentował odebranie Rydzykowi wielomilionowej dotacji na poszukiwanie gorącej wody święconej. Pozbawiony państwowej kasy Tadek biznesmen ogłosił zbiórkę wśród moherów. MSWiA zareagowało na to groźbą kontroli i kar, twierdząc, że już raz tatko zbierał kasę... Na stocznię, która okazała się jego kieszenią. Kompleksowa kontrola u Rydzyka? Uważamy, że to jest coś bardzo, bardzo dobrego, sprzyjającego polskiej demokracji i temu, co staraliśmy się od 1989 roku budować. Diecezja radomska ma stronę internetową. Na niej uwagę przykuwa wielka reklama dilera opli i chevroletów, mówiąca o wielkich zniżkach dla księży. Wikary z podradomskiej parafii komentuje to tak: „Niedobrze. Jak ludzie zobaczą taką reklamę, to zaczną się znów antyklerykalne narzekania, że ksiądz nie dość, że bogaty, to jeszcze może sobie samochód kupić ze zniżką”. No i widzi ksiądz, jakie te ludzie są wredne! „Dziś nie jest jeszcze za późno. Jutro znowu możemy mieć rosyjski w szkole...” – straszy na swoim blogu europoseł Bogusław Rogalski (LPR). Racja. Toż to byłaby zgroza czytać Lermontowa, Jesienina lub Puszkina w oryginale! Mało tego, ktoś mógłby dostać do łap Majakowskiego albo, nie daj Boże, Błoka... „Dobry początek”, „Złodziej zamordował złodzieja”, „Może Bóg się poprawi i weźmie więcej tej hołoty do siebie” – oto przykłady wpisów internautów na rozmaitych forach (po zamordowaniu księdza w Blachowni), które rozsierdziły tygodnik „Niedziela”. Gazeta apeluje do administratorów portali o usuwanie takich postów. Zgoda! Ale jeśli tak, to my z kolei postulujemy o usunięcie z eteru „Radia Nienawiść” z Torunia. Na warszawskiej Woli odbył się wielki katolicki festyn poświęcony św. Faustynie. Impreza nosiła nazwę: „Żytnią do nieba”. Jak widać, niektórzy ciężko przeżyli miesiąc trzeźwości. My wolelibyśmy raczej... „Żywcem do nieba”. „Donald, łobuzie, wsadzimy ci ch... w buzię” – w skandowaniu takich haseł szkoliła się w ośrodku wczasowym w Sierakowie pod Poznaniem młodzieżówka Prawa i Sprawiedliwości. Cóż w tym niezwykłego? Nic. Ot, Młodzież Wszechwolska. 47 procent mieszkańców Wysp Brytyjskich uważa, że internet sam w sobie jest absolutem, więc jest ważniejszy od religii i Boga, natomiast 25 procent się waha. Cyberbóg... Brzmi nawet miło. Tym bardziej że z jego imieniem na ustach nikt nie będzie podkładał bomb i nikt nie będzie od nich ginął. Watykan zapowiedział, że już wkrótce osoby opowiadające się za wolnym wyborem kobiety w kwestii aborcji zostaną pozbawione prawa do komunii i innych sakramentów. Ta ekskomunika ma dotyczyć przede wszystkim polityków, ale nakładana też będzie np. na dziennikarzy, na co szczególnie liczy redakcja „FiM”. Włoskie dzienniki „Corriere della Sera” i „La Repubblica” oceniają szczyt Unii Europejskiej w sprawie Gruzji i Rosji jako totalną klęskę twardego kursu dawnych satelitów ZSRR, które najgłośniej krzyczały o sankcjach wobec Kremla, rozpamiętując własne resentymenty. Największą porażkę poniósł prezydent Polski, Kaczyński – twierdzą włoscy komentatorzy. Nie czytają, ignoranci, polskich gazet. Nie słuchają natchnionych słów koryfeuszy PiS-u. U nas to wielki sukces! Ksiądz Ariel Valdas z Chile jest głupi, bo jest... mądry. A tak, bo jako człek uczony oświadczył, iż wiara w Adama i Ewę jako prarodziców ludzkości to jakieś kretyńskie bajki. Głupie to było posunięcie, bo Watykan natychmiast wyrzucił go z Uniwersytetu w Santiago, gdzie był popularnym wykładowcą. Komunistyczny rząd w Hanoi zgodził się na powstanie wietnamskiego Caritasu. Ciekawe, nikt dotąd nie zauważył, że w filozofii Marksa jest jakiś pierwiastek samozagłady.
Cudze chwalicie... W
minione wakacje dużo jeździłem po Polsce. Wprost nie do wiary, jak wiele jest u nas ciekawych miejsc, tak mało lub zgoła wcale nieznanych. Szwankuje informacja turystyczna, nie ma pieniędzy na promocję, a nierzadko brakuje po prostu jednej porządnej tablicy informacyjnej przy głównej trasie. Trzeba się jednak ruszyć z domu, pytać i szukać, bo inaczej nie ma szansy przekonać się o pięknie ojczystej ziemi. Przykład? Ostatniego dnia sierpnia wróciłem z objazdu Dolnego Śląska. A tam superatrakcje dosłownie co parę kilometrów. Pojechaliśmy z rodzinką do Dusznik i dopiero na miejscu, w hotelu, dowiedzieliśmy się o pobliskim Zieleńcu – polskim Las Vegas – nowo pobudowanym miasteczku na wysokości 950 metrów nad poziomem morza, z prawie trzydziestoma wyciągami narciarskimi i unikalnym mikroklimatem, od którego przybywa czerwonych krwinek. Widoczki i przyroda ładniejsze niż w Zakopanem i zadeptanych Tatrach. Tuż obok Kudowa-Zdrój, a za nią labirynt „Błędne Skały”, Szczeliniec Wielki i m.in. sławna kaplica czaszek w Czermnej. W drugą stronę od Dusznik piękny zamek na wysokiej górze w Szczytnej. Tak piękny, że dostali go... Misjonarze Świętej Rodziny. Widać biskup go nie chciał. Z tarasu przed zamkiem rozciąga się niesamowity widok na Góry Stołowe. Dalej pojechaliśmy do Wambierzyc – wsi okalającej ogromne sanktuarium. To taki Watykan w pigułce. Stamtąd, jadąc w kierunku Wałbrzycha, trzeba koniecznie zboczyć do Osówki – góry z podziemnym miastem. Od początku 1943 r. do kwietnia 1945 roku hitlerowcy budowali pod górą wielokilometrowy kompleks korytarzy i sal, których przeznaczenie do dziś stanowi tajemnicę. Prawdopodobnie miały się tam znajdować – poza zasięgiem najcięższych bomb – wielkie zakłady produkujące nowe rodzaje broni, w tym chemiczną i atomową. Zresztą w okolicach jest jeszcze kilka takich kompleksów, które nazistowska organizacja Todta chciała połączyć w jedno podziemne zagłębie przemysłowe. Przy jego (niedokończonej na szczęście) budowie zginęło ok. 15 tysięcy jeńców i więźniów, m.in. z obozu Gross-Rosen. Na ziemi wałbrzyskiej zwiedzać też można kilkanaście poniemieckich zameczków; niestety, przeważnie w opłakanym stanie. Wśród nich króluje oczywiście ogromny zamek w Książu, trzeci co do wielkości w Polsce, po Malborku i Wawelu. Obok Łańcuta chyba najpiękniejszy w kraju. Tam również są długie, podziemne korytarze, częściowo na głębokości nawet 85 metrów. Dech w piersiach zapierają dwuhektarowe tarasy pałacowe, gdzie nagrywano „Trędowatą”. Wszystkie te (większości nie wymieniłem) dolnośląskie atrakcje rozrzucone są w obrębie kilkudziesięciu kilometrów, pomiędzy urokliwymi lasami i górami. Wycieczkę zakończyliśmy we Wrocławiu na starówce. Choć jest niezbyt wielka, moim zdaniem, bije na głowę warszawską i krakowską, a przede wszystkim jest w pełni odrestaurowana. Podróżując po kraju, nie sposób nie zauważyć, że – w odróżnieniu od świeckich zabytków i innych atrakcji turystycznych – kościoły, klasztory, sanktuaria i inne watykańskie interesy nie mogą narzekać na brak reklam. Przy drogach aż roi się od tablic informacyjnych,
a przewodniki pełne są informacji na ich temat. Wszystko to oczywiście za pieniądze samorządów, czyli nasze. Dokładnie odwrotnie rzecz się ma z „Faktami i Mitami”, które powstały i funkcjonują właściwie bez żadnej reklamy. Już pierwszy numer „FiM” spotkał się z cenzurą, konkretnie w Radiu RMF, gdzie nie wyemitowano opłaconych i gotowych już spotów. W ciągu ośmiu lat odmówiły nam płatnej promocji prawie wszystkie media, z chwalebnymi wyjątkami w postaci „Angory”, „Trybuny” i portalu „Pardon”. Kilka przydrożnych billboardów „FiM” zostało obrzuconych puszkami z farbą, a ostatni z nich, stojący przy trasie A1, jesteśmy zmuszeni usunąć po interwencji... biskupa. To nie żart, a już naszych Czytelników z pewnością nie powinien ten fakt dziwić. Po prostu jechał sobie „pewien biskup” limuzyną, zobaczył reklamę „FiM” i kazał ją zlikwidować. Nie nam, tylko zarządcy państwowej drogi, ten zaś zadzwonił do redakcji i przekazał biskupi rozkaz. Jak nie usuniemy reklamy, dostaniemy wysoką karę za umieszczenie jej zbyt blisko pasa jezdni (według prawa – 20 metrów). Oczywiście, w okolicy setki innych reklam stoją tak jak nasza albo jeszcze bliżej asfaltu. Głupocie i bezprawiu nie poddamy się nigdy. Przecież po to właśnie „FiM” powstały, aby z nimi walczyć. Dlatego od dłuższego czasu marzyła nam się własna promocja antyklerykalnych treści – radio. Dzięki Wam zebraliśmy na ten cel prawie 20 tysięcy złotych. Każda złotówka była tu na wagę złota i za każdą serdecznie dziękuję. Niestety, to za mało. Nawet ze środkami, jakie posiada nasze wydawnictwo, i ewentualnym kredytem nie jesteśmy w stanie zorganizować ogólnopolskiej tradycyjnej rozgłośni. Może gdybyśmy mieli pieniądze, które Rydzyk wyłudził na ratowanie polskich stoczni – nie byłoby problemu, ale tylko Pan Przeor redemptorystów raczy wiedzieć, gdzie ich szukać. A jednak radio powstanie. Radio internetowe, które będzie mógł odbierać każdy posiadacz komputera i łącza internetowego. W tej chwili to już żaden unikat. Wiem, że to nie to, co małe pudełko z antenką, które można przenosić z kąta w kąt, ale będzie prawdziwa rozgłośnia i możliwość odbioru, jeśli nie teraz, to może za jakiś czas, kiedy założycie internet. Albo u syna, wnuka czy sąsiada. Co więcej – powstanie też... telewizja! Łącznie z radiem, na naszej nowej, rozbudowanej stronie internetowej pojawi się okienko do emisji TV i wideo. Za zebrane pieniądze kupimy m.in. nowy serwer, dzięki któremu będą nas mogły odbierać tysiące z Was. Wszystko to powinno grać i furczeć przed końcem roku. Tymczasem życzę wszystkim zdrówka, utrzymania opalenizny, a młodzieży – samych piątek i szóstek w szkole! JONASZ
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r. świętym mieście Częstochowie wprowadzono absolutne embargo na informacje dotyczące okoliczności głośnego zabójstwa 47-letniego księdza Wojciecha T., proboszcza parafii Najświętszego Zbawiciela z pobliskiej Blachowni. Prokuratura zaserwowała opinii publicznej jedynie mdłą papkę o tym, że sprawca przyznał się do winy, uzasadniając „zaplanowaną zbrodnię” bliżej nieokreślonymi „względami osobistymi”, które, owszem, są badane, aczkolwiek o całkiem innych i bardzo niskich pobudkach może świadczyć fakt, że zabójca „zabrał z mieszkania ofiary 600 zł”.
W
ministrant, lektor, okresowo parafialny organista, kandydat na księdza – w 2009 r. miał skończyć renomowane Katolickie Liceum Ogólnokształcące im. Matki Bożej Jasnogórskiej w Częstochowie (por. „Zbrodnia i zdrada” – „FiM” 35/2008). Zabił 20 sierpnia, na trzy dni przed swoimi osiemnastymi urodzinami. Ów zbieg dat ma dla niego tylko takie znaczenie, że – zgodnie z prawem – nie zostanie skazany na dożywocie, a co najwyżej na ćwierć wieku. Dojrzewał do tej zbrodni przez siedem upiornych lat. – Poznał księdza latem 2001 r. Krótko po tym, jak metropolita częstochowski arcybiskup Stanisław Nowak erygował w Blachowni-
GORĄCY TEMAT rozbierać. „Poczekaj, mam dla ciebie niespodziankę” – powiedział. Po kwadransie zszedł na dół, skąd przyprowadził dwójkę nieznanych Dawidowi dzieci. Chłopiec o imieniu Kamil był od niego wyraźnie młodszy, dziewczynka (ksiądz zwracał się do niej bezosobowo) wyglądała na równolatkę. „Z pewnością nie mieszkały w najbliższej okolicy ani też nie chodziły do naszego kościoła, bobym ich znał” – zeznał Dawid w prokuraturze; ~ Podczas tego pierwszego spotkania w „trójkącie” ksiądz zachowywał się niemal identycznie, jak przy inicjacji Dawida. Kazał wszystkim rozebrać się do naga, po czym chodził wokół, oglądając ich ciała. „Nie wiem, czy tamte dzieci zabierał
w środku tygodnia. W niedziele zaś bywał w kościele zawsze w towarzystwie najbliższych, co skutecznie uniemożliwiało księdzu zatrzymanie ministranta na „zajęcia dodatkowe”... – Ten sk...n nie odpuszczał wnuczkowi i nie dawał mu spokoju. Do samego końca przyjeżdżał tu pod dom samochodem i czekał, żeby go gdzieś ze sobą zabrać. No i czasem zabierał... – żali się nam Genowefa G., babcia Dawida. ~ ~ ~ Podejrzanemu wolno kłamać, bo takie jest jego zbójeckie prawo. Czy Dawid z niego korzysta? – W tej sprawie muszą przede wszystkim wypowiedzieć się biegli z zakresu psychiatrii i seksuologii.
Troska ze szczególnym okrucieństwem Ministrant zasztyletował księdza. Dojrzewał do tej zbrodni przez siedem upiornych lat, posługując pedofilowi przy odprawianiu mszy... – Wątek osobisty został przez podejrzanego wyraźnie zarysowany, jednak wymaga dokładnej weryfikacji z udziałem psychiatrów i psychologów. Z całą pewnością można natomiast stwierdzić, że również – jeśli nie przede wszystkim – rabunek był motywem zabójstwa – podkreśla Romuald Basiński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. – Teza o rabunkowym motywie podparta jest też faktem, że w listopadzie 2007 roku Dawid M. wraz z innym ministrantem, Marcinem W., ukradli księdzu Wojciechowi T. ponad osiemnaście tysięcy złotych. Proboszcz nie zgłosił tego policji, prawdopodobnie ze strachu, że mogą przy okazji wyjść na jaw jego nieciekawe relacje z ministrantami, ale Dawid sam przyznał się teraz do kradzieży – mówi „Faktom i Mitom” inny, zastrzegający anonimowość prokurator. Prok. Basiński dla tzw. dobra śledztwa odmawia ujawnienia jakichkolwiek szczegółów, co niektóre tabloidy skwapliwie wykorzystują do publikowania bredni opatrzonych tytułami typu „Ksiądz dbał o kata jak o syna” czy wyssanych z palca opisów, jak to troskliwy kapłan „wykrwawiał się na śmierć w ramionach ministranta, ale ten dźgał go dalej”. Zapewne co najmniej trzyręczny ministrant... ~ ~ ~ Przypomnijmy, że proboszcza z Blachowni zabił, zadając mu ok. 30 ciosów nożem, Dawid M., zamieszkały w tej samej miejscowości
-Błaszczykach nową parafię, ustanawiając Wojciecha T. jej pierwszym proboszczem. Genowefa G., babcia Dawida, osoba bardzo religijna, zaprowadziła 11-letniego wówczas wnuczka do księdza, prosząc, żeby wziął sobie dzieciaka na ministranta. Po kilku miesiącach praktyki przy ołtarzu wielebny zaprowadził chłopca na strych kościoła i kazał mu rozebrać się do naga. Nie dotykał go, tylko chodził wokół i oglądał, po czym nagle kazał mu ubrać się z powrotem. Gdy zeszli na dół, ostrzegł Dawida, że jeżeli komukolwiek zdradzi ich tajemnicę i opowie o zdarzeniu na strychu, to z pewnością zostanie oddany do domu wariatów, o co ksiądz gorąco się postara – streszcza nam zeznania Dawida M. urzędnik sądu, który miał okazję przestudiować akta sprawy. Oto co jeszcze zdążył z nich wynotować: ~ Po 3 czy 4 następnych „oględzinach” Dawida dokonywanych każdorazowo na poddaszu świątyni (parafia nie ma klasycznej plebanii, proboszcz zamieszkiwał w wydzielonej części kościoła) ksiądz przyniósł sobie tam fotel, z którego obserwował, jak posłusznie spełniający wszystkie jego życzenia i rozebrany do naga chłopiec onanizuje się. Przez kilka seansów duchowny był tylko widzem, ale wkrótce on też zaczął wkładać sobie rękę w spodnie...; ~ Wiosną 2002 r. dwunastoletni już ministrant został tradycyjnie zaprowadzony na piętro, ale – o dziwo – jego opiekun nie kazał mu się
Na poddaszu kościoła w Blachowni działy się rzeczy straszne. Taki też był ich finał...
też na górę pojedynczo, w każdym razie mnie brał już później tylko razem z nimi” – wspomina Dawid; ~ Po jakimś czasie poprzeczka zawisła nieco wyżej: „My z Kamilem musieliśmy się onanizować, a ta dziewczynka stała nago obok nas. Ksiądz nie rozbierał się, tylko wkładał sobie rękę w spodnie. Wyraźnie było widać, że robi to samo co my, tylko bez rozbierania”; ~ Następnie dzieciaki zaliczyły egzamin z dotykania przez wielebnego ich narządów płciowych i gdy całkiem już oswoiły się z jego upodobaniami: „Kazał nam uprawiać seks z tą dziewczynką. Ona kładła się na podłodze na naszych ubraniach, a ksiądz tłumaczył i pokazywał, jak mamy to robić i jakie wydawać odgłosy”. To nie było wszystko, ale doprawdy nie sposób cytować dalszych, nazbyt już drastycznych szczegółów relacji Dawida, który twierdzi, że w orgiach seksualnych na poddaszu świątyni w Blachowni przestał uczestniczyć dopiero jesienią 2006 r. Rozpoczął wówczas naukę w liceum i nie miał czasu, żeby służyć do mszy
Budzi wszakże pewien niepokój fakt, że obyczajowe tło kontaktów księdza z podejrzanym jest dosyć niemrawo – jak wynika z akt – weryfikowane. Widać to wyraźnie po sposobie prowadzenia przesłuchań, ich powierzchowności bądź wręcz ucieczki od zadawania dalszych pytań, gdy wyjaśnienia stają się nazbyt obsceniczne. Obawiam się, że w tym śledztwie nikt nie będzie szukał tła pedofilskiego ani też ofiar przestępstw seksualnych z prawdopodobnym, w świetle wyjaśnień podejrzanego Dawida M., udziałem zabitego księdza – zauważa nasz rozmówca. – Może nie tyle kłamie, co ukrywa niektóre szczególnie wstydliwe dla niego fakty. Jego seksualny cicerone tak bardzo go od siebie uzależnił emocjonalnie, że chłopak nie umiał wyzwolić się z tego związku. Tymczasem, w miarę jak Dawid doroślał, jego partner kokietował i przygotowywał sobie do seksu kolejne dzieci. Dawida zżerały zazdrość i traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa – dodaje policjant ze specjalnej grupy operacyjno-śledczej, działającej przez kilka dni na terenie Blachowni.
3
A skąd wzięło się oficjalne twierdzenie prokuratury o zaplanowaniu zabójstwa? „Od czerwca 2008 r. w ogóle przestałem chodzić do kościoła, ale gdy 12 sierpnia byłem na cmentarzu posprzątać grób dziadka, spotkałem przypadkowo księdza i on bardzo prosił, żebym wrócił do posługiwania mu przy mszach. Zgodziłem się. Coś we mnie pękło 18 sierpnia, kiedy to podczas odprawiania mszy ksiądz nawiązał do naszych wspólnych świństw. Patrzył mi prosto w oczy i mówił o mediach walczących z Kościołem wywlekaniem rzekomych przestępstw seksualnych popełnianych przez kapłanów. Postanowiłem dać mu nauczkę za całą naszą skrzywdzoną trójkę” – zeznał Dawid M. Chłopak nie miał jednak pomysłu, jak to wykonać. We wtorek 19 sierpnia znowu był na cmentarzu, po czym wszedł do kościoła, żeby się pomodlić. Zobaczył w stojaku flagi papieskie na solidnych drewnianych kijach. Doznał wówczas olśnienia: „Postanowiłem, że nazajutrz zaczaję się na księdza w jego mieszkaniu i jednym z tych kijów ogłuszę go, a następnie przywiążę za ręce do podpory dachu, żeby powisiał tam trochę do czasu, aż go ktoś odnajdzie, i zrozumiał, co czuje człowiek, któremu bliźni zadaje cierpienie”. ~ ~ ~ Fatalnego 20 sierpnia Dawid przez pół dnia włóczył się bez celu po Częstochowie. Po powrocie do Blachowni zapakował do torby kominiarkę, zapasowe spodnie i taśmę klejącą. Coś go podkusiło, żeby zabrać też ze sobą kupiony kilka miesięcy wcześniej nóż... Cierpliwie czekał w pobliżu kościoła, aż ks. Wojciech T. odprawi wieczorną mszę i skończą swoją próbę chórzyści. Zakradł się do środka świątyni. Ze stojaka wziął kij od papieskiej flagi i gdy proboszcz był zaabsorbowany zamykaniem garażu, Dawid wkradł się do jego mieszkania. Nie błądził, wszak bywał tam wielokrotnie. Schował się w sypialni. Gdy proboszcz wszedł, usiłował zaatakować go kijem. Nie trafił, zaczęli się szamotać. Ksiądz był silniejszy i wyrwał kij Dawidowi. Przeszedł do kontrataku. Chłopak wydobył z pochwy nóż i zaczął nim na oślep wymachiwać. Trafił raz, potem jeszcze kilka... Wpadł w panikę. Miotał się po mieszkaniu, coś przewracał, coś wyrzucał z szuflad. Wybiegł głównym wyjściem na zewnątrz, zobaczył kogoś na cmentarzu. Wrócił do mieszkania ofiary. Chwycił klucze od zakrystii, żeby niepostrzeżenie wydostać się tamtędy z kościoła. Na biurku zobaczył plik banknotów. Schował je do kieszeni i znowu wrócił na dół. Ukrył się w zakrystii i po kilku minutach wyszedł przez okno na tyły kościoła. Uciekł do lasu. Tam wyrzucił zakrwawioną kurtkę i spodnie, a kilkaset metrów dalej nóż. Po powrocie do domu spalił pozostałe rzeczy. Pieniądze zatrzymał. Po trzech dniach przyszła po niego policja... ANNA TARCZYŃSKA
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Lala z żurnala Jest źle, bo jest za dobrze. Będzie lepiej, jak będzie gorzej. Co się polepszy, to się popieprzy. Komu dobrze, to dobrze, a komu źle, to baba z wozu koniom lżej. Och, nie ma jak światowe życie. Wszystkie bulwarowe gazetki prześcigają się w opisach życia gwiazd, a 2/3 pisemka zajmują reklamy. W prasowych i telewizyjnych reklamach piękne panienki za śliczny szmal pokazują buzie przed (teraz mają zmarszczki jak skóra słonia) i po zażyciu jakiegoś cudownego kremu (zmarszczki błyskawicznie znikają i panienki mają buźkę jak pupka niemowlęcia). Trochę głupio, że modelkami są z reguły małolaty... I tu jest pewna zagwozdka. Dlaczego twórcy reklam nie pokazują 50–60-latek, którym po posmarowaniu kremem zmarszczki albo cellulitis natychmiast giną? Reklamiarze chyba uważają, że ludzie są tak mało inteligentni, że można im wcisnąć byle kit. Lala z żurnala i reklam telewizyjnych jest zawsze tak boska, że chyba nigdy nie ma miesiączki, upławów, biegunki lub zaparcia stolca. Czy musimy oglądać te pierdoły? Nie musimy. Goździkowa przypomina: na reklamowe gadanie tylko etopiryna i jak ręką odjął. Magazyn „Forbes” zapytał, ile agencje reklamowe byłyby skłonne
P
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
zapłacić gwiazdom polskiego show-biznesu za udział w kampanii reklamowej. I tu rewela! Podam kilka wybranych propozycji. Miejsce 10 zajęła Dorota Rabczewska. Jej twarz „wyceniana” jest na 505 tys. złotych. Doda, jako jedyna wokalistka, znalazła się w pierwszej dziesiątce. Edyta Górniak zajęła miejsce 17. Agencje reklamowe za udział gwiazdy w reklamie oferują 450 tys. złotych. Na miejscu 19 jest Maryla Rodowicz z sumą 435 tys. zł. A teraz pora na najbardziej wpływowych. Aktor Jerzy Stuhr zajmuje 8 miejsce w rankingu. Jego udział w reklamie jest wyceniany na 537 tys. zł. Nieco więcej mogą żądać Kamil Durczok (540 tys. zł), Tomasz Lis (560 tys.), Janusz Gajos (570 tys.),
ojawiły się pierwsze analizy umów podpisanych przez Polskę i USA w sprawie tarczy antyrakietowej. Po ich lekturze nasuwa się jeden wiosek – rząd podpisał umowę, która daje korzyści niemal wyłącznie jednej stronie, i to bynajmniej nie stronie polskiej. Zupełnie tak jak konkordat. Podobny jest nawet kontekst podpisania obydwu umów. Konkordat podpisano w momencie zamieszania wokół upadku rządu Hanny Suchockiej. Umowę o tarczy przepchnięto w czasie wybuchu histerii gruzińskiej. Podpisania ani jednego, ani drugiego dokumentu nie poprzedziły jakiekolwiek konsultacje społeczne, mimo że obydwa ograniczają w znaczącym stopniu suwerenność naszego kraju oraz narażają budżet na ogromne i bezsensowne wydatki. W pierwszym chodzi o finansowanie Kościoła z budżetu państwa, w drugim – o konieczne wydatki na zbrojenia, bo Polska staje się państwem przyfrontowym przyszłych amerykańskich wojen. Analizy umowy Polska–USA zwracają uwagę na to, że zatwierdzono właściwie dwa różne dokumenty, bardzo się różniące rangą międzynarodową. Pierwszy i ważniejszy, będący wiążącą umową międzyrządową, zapewnia stworzenie na terytorium Polski amerykańskiej eksterytorialnej bazy antyrakietowej. Oznacza to ograniczenie suwerenności terytorialnej, a więc i politycznej naszego kraju. Na terytorium naszego kraju powstaną przecież zaopatrzone w supernowoczesne uzbrojenie bazy wojskowe agresywnego imperium, pozostające poza jakąkolwiek polską kontrolą. Zawarcie takiej umowy wiąże się z niepopartym racjonalnymi przesłankami założeniem, że Polska nigdy nie może popaść w żaden poważny konflikt interesów z USA (wówczas mielibyśmy przecież bazy wrogiego państwa na własnym terytorium), co jest
Leo Beenhakker (581 tys.), Artur Boruc (647 tys.). Ten ostatni chyba tylko w reklamie wódki. Na drugim miejscu w setce najbardziej wpływowych uplasował się Robert Kubica. Nasz mistrz kierownicy za udział w reklamie może otrzymać 765 tys. zł. Miejsce pierwsze zajmuje Marek Kondrat. Kwota – 775 tys. złotych. Czy tyle płaci mu Brunon Bartkiewicz, prezes ING Bank Śląski?! Tego nie wiem, bo Brunon nie odpowiedział na mój list polecony, wysłany 10 kwietnia br. Major Gienek próbował rozładować sytuację w gospodzie, podniósł browarka w górę i krzyknął: – Chłopy, mordy wy moje! Bartkiewicz to ludzkie panisko, nie spoufala się z hołotą i celowo nie odpowiedział na list, bo uważa, że nasz Jędruś jest chory jak świnia w trampkach. No to z nim trzeba do obory, bo pozaraża resztę bydła. A swoją drogą, to buraki obrodziły w tym roku. ANDRZEJ RODAN www.arispoland.pl
Prowincjałki 20-letni Paweł G. z Puław, szarżując volkswagenem golfem, wypadł z jezdni na łuku szosy i uderzył w drzewo. W czasie badania lekarskiego z ubrania kierowcy wypadło kilka torebek z marihuaną, więc przybyli na miejsce policjanci postanowili sprawdzić rozbite auto. Znaleźli kolejne paczuszki z marihuaną oraz amfetaminą w ilościach pozwalających na przygotowanie 1600 „działek”. Zatrzymany Paweł G. tłumaczył, że jest to tylko proszek pozwalający na przyrost masy mięśniowej.
NARKOWPADKA
15-letni Adrian Z. miał 1,36 promila, 17-letnia Joanna Z. – 0,8 promila, a 16-letnia Patrycja Z. odmówiła poddania się badaniu. Trzeźwa była jedynie 14-letnia Justyna Z. Została przewieziona do izby dziecka, a jej kompani trafili na policyjny „dołek”. Wszyscy biegali po ulicach Lublina i wymachując nożami, żądali od napadniętych przechodniów oddania pieniędzy, papierosów i telefonów komórkowych. Ich ofiary były pobite i pokaleczone ostrzami noży, więc, poza policyjną, niezbędna była też interwencja lekarska.
NOŻOWNICY
Pod Janowem Lubelskim Ryszard Ł. wywrócił kierowany przez siebie traktor, usiłując przejechać z pola na szosę przez rów odwadniający. Rolniczy pojazd przygniótł jego kolegę Eugeniusza P., który z urazem kręgosłupa trafił do lecznicy. Kierujący ciągnikiem 43-latek uciekł z miejsca wypadku, ale wkrótce zatrzymała go policja. Miał w organizmie 3,4 promila alkoholu.
NA SKRÓTY
31-letni kierowca ciężarówki z naczepą, mieszkaniec Białogardu, odwiedził człuchowską komendę policji. Chciał zapytać o drogę. Problem w tym, że miał ponad 2,5 promila alkoholu w organizmie. Noc spędził w policyjnym areszcie.
ZAKRĘCONY
22-latek ze Skarżyska-Kamiennej odwiedził swojego starszego o 52 lata sąsiada. Kopał go i bił tak długo, aż starszy pan oddał wszystkie swoje pieniądze. Było tego 14 złotych. Opracowali: OH i KC
PILNA POTRZEBA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE równoznaczne ze zgodą na ograniczoną suwerenność naszego kraju. Ta ufna wiara polskich polityków w bezkonfliktową przyszłość stosunków z USA przypomina nieco „wieczną przyjaźń z ZSRR”, którą pamiętamy z minionej epoki. I jak ta miłość się skończyła? Drugi dokument przyjęty przez Rice i Sikorskiego to ogólnikowa i niezobowiązująca „deklaracja o współpracy strategicznej”. I właśnie to jest clou całej tej hecy z tarczą. Zobowiązania polskie (zgoda na tarczę) są w poważnej umowie międzyrządowej, a zobowiązania amerykańskie to zwykła deklaracja, na której... nie ma nawet podpisów. Amerykanie obiecują w niej, bez żadnych konkretów, że „są oddani bezpieczeństwu Polski” i „będą pomagać w unowocześnieniu polskiej armii”. Znów nic konkretnego! Nawet i tego, że sprzęty będziemy kupować po preferencyjnych warunkach. Także i to, co okrzyczano największym sukcesem Tuska i Kaczyńskiego, czyli zobowiązanie do ochrony Polski przed rakietami balistycznymi znajduje się w owej deklaracji woli, a nie w umowie międzyrządowej. Zatem Amerykanie nie są do takiej ochrony zobowiązani; deklarują tylko, że mają zamiar nas chronić. Podobnie nie ma żadnych prawnie zobowiązujących ustaleń w sprawie baterii rakiet Patriot – poza „deklaracją woli” o ustawieniu jednej marnej baterii będącej poza kontrolą rządu RP. Oto skutki długotrwałych, ponoć niezwykle zażartych negocjacji, które prowadził rząd Tuska. Może lepiej było niczego nie negocjować i zgodzić się na wszystkie amerykańskie warunki. Właściwie na jedno by wyszło. Tym bardziej że Amerykanie z reguły nie dotrzymują żadnych umów, nawet tych obwarowanych jak offset za F16. Takiego to mamy Brata... ADAM CIOCH
Polityka prorodzinna powinna być oparta na podstawie prawdy, prawdy o człowieku i rodzinie. Ona nie może być dziełem laboratoryjnych teoretyków, którzy nie mają rozeznania w szczegółach. (bp Stanisław Stefanek)
Drogą ku mądrej przyszłości są katolickie i polskie, głoszące prawdę, obiektywne media. I choć próbuje się walczyć z Radiem Maryja i TV Trwam nieuczciwą propagandą, to prawda ostatecznie zwycięży. (o. Tadeusz Rydzyk)
RZECZY POSPOLITE
Lech Kaczyński zawsze nosi odwrotnie zegarek i nie na tej ręce co zwykli Polacy. (Elżbieta Jakubiak, PiS)
Rakiety Idiot
W powszechnym bagnie, którego „wiarygodności” strzeże IPN, tylko braciom Kaczyńskim udało się zachować cnotę i czystość, którą dziś z nadęciem obnoszą. (Magdalena Środa)
Albo walka o równość i dobrobyt tu, na ziemi, albo mamienie się obietnicami ośmiu błogosławieństw. Albo nowoczesność, albo feudalna tradycja. „Solidarność” wybrała feudalną tradycję i Kościół. I teraz Kościół pochłonął „Solidarność”. Więcej, Kościół wchłonął państwo. I tyle zostało z cudownego zrywu Sierpnia ’80. (Magdalena Środa)
TVP ma większą widownię niż BBC. To widz wybiera, używając pilota. Dziewięć milionów oglądających „M jak miłość”, siedem milionów „Ranczo”, pięć milionów „Jaka to melodia?”, pięć milionów „Wiadomości”, tyle samo „Teleexpress”. To chyba nie jest źle? (Andrzej Urbański, prezes Telewizji Polskiej)
Obecność religii w szkole jest wielką szansą, aby edukacja zachowała swój walor wychowawczy i prawdziwie humanistyczny. (abp Wojciech Ziemba, metropolita warmiński)
Sam Jan Paweł II za swojego życia był przeciwny stawianiu mu pomników. Odczuwało się to wyraźnie. Z biegiem czasu, widząc, że ludzie robią swoje, przymknął na to oko. (bp Tadeusz Pieronek) Wybrali: OH, AC i PP
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
NA KLĘCZKACH
RELIGIA W PARAFIACH Episkopat tęskni za religią w salkach katechetycznych! To, niestety, nie oznacza wcale odejścia katechezy ze szkół. Rozważa się natomiast projekt dodatkowych zajęć biblijnych dla klas 4–6 w pomieszczeniach przyparafialnych. Coś nam się widzi, że Ministerstwo Edukacji będzie musiało przewidzieć dodatkowe wydatki na nadgodziny katechetów delegowanych do salek katechetycznych. MaK
MATKI BOSKIE
BISKUP SADOWNIK
CO GIERTYCH ZŁĄCZYŁ... Barbara Giertych, żona Romana, dostała pracę u metropolity warszawskiego Kazimierza Nycza. Została mianowana adwokatem kościelnym przy sądzie metropolitalnym. W jej kompetencjach będzie pomoc dla osób starających się o unieważnienie małżeństwa. Swego czasu Roman Giertych domagał się zlikwidowania możliwości świeckiego rozwodu dla małżonków konkordatowych. Chciał, aby katolickie małżeństwa można było jedynie separować albo unieważniać. Nie wiedzieliśmy wówczas, że w ten sposób Roman chciał po prostu zagwarantować klientów swojej małżonce. To się nazywa polityka prorodzinna! MaK
WERSAL W ONECIE ,,Wy, Rosjanie, jesteście najgorszymi sk... Uważacie się za lepszych od innych, a jesteście zerami...”. Taki oto wpis w dniu 30.08. br. z podpisem „Aicha” i, niestety, z przytoczoną pełną nazwą powyższej inwektywy widniał sobie na forum Onetu. Ciekawe, jak długo moderatorzy tego popularnego portalu tolerowaliby na przykład tekst: „JPII nie był największym z Polaków”. Zapewne wielu internautów wie coś na ten temat... PP
PAPIEŻ ZA 1,5 MILIONA Władze Łodzi zapragnęły nabyć kolekcję 4 tysięcy medali i monet z wizerunkami Jana Pawła II. Londyński kolekcjoner Wojciech Grabowski winszuje sobie za ten zbiór... 1,5 mln złotych! Jednak lewicowi radni zgłosili zastrzeżenia do sensowności takiego zakupu. Miasto postanowiło zamówić wycenę kolekcji dokonaną przez rzeczoznawców. Zdaniem radnego PiS Jerzego Loby, Łódź powinna nabyć monety i medale, bo „Jan Paweł II jest honorowym obywatelem miasta”. Całe szczęście, że łódzcy PiS-owcy nie chcą kupić – z tych samych powodów – całego Watykanu. AC
Spadkobiercy braci Hoserów, którzy mieli przed wojną w Warszawie 16-hektarowe gospodarstwo sadownicze, domagają się od miasta odszkodowania za skonfiskowane mienie. Według obecnych cen, ich były grunt może być wart nawet 500 mln złotych. Wśród oczekujących na odszkodowanie jest także ordynariusz warszawsko-praski arcybiskup Henryk Hoser. Jak widać, duchowni nie myślą poprzestawać na Komisji Majątkowej. AC
SOLIDARNOŚĆ, GŁUPCZE! „Solidarność” wpadła na szatański pomysł gospodarczy. Związkowcy postanowili, że niezależnie od sytuacji finansowej gminy będą sobie sami przyznawać podwyżki, a zapłaci za nie samorząd. I tak zrobili. W Legnicy na Dolnym Śląsku związkowcy z MOPS-u wystąpili z wnioskiem – formalnie obywatelskim projektem uchwały o podwyżce płac dla siebie. Zebrali pod projektem uchwały kilkaset podpisów w swoich rodzinach, wśród przyjaciół i znajomych, a potem przeforsowali go głosami radnych prawicy. I od października będą zarabiać o 300 złotych więcej. Mimo że nie wskazali, skąd zdobyć prawie 2 miliony złotych, bo tyle szacunkowo kosztować będzie budżet miasta podwyżka dla nich. I mimo ostrzeżeń, że grozi to poważnymi konsekwencjami ekonomicznymi, a nawet zapaścią budżetu miasta. Jednak dla związkowców, jak wiadomo, najważniejsza jest ich solidarność. W walce o pełną kiesę. ZK
PACHNIDŁO Prawicowi radni z Legnicy chcą wydać z budżetu miasta ile się tylko da. Oczywiście nie na budowę dróg, oświatę, służbę zdrowia czy opiekę społeczną, lecz na potrzeby watykańczyków. Żeby zasłużyć na „doczesny odpust”, czyli poparcie z ambony, prawicowi politycy przeznaczyli
na odnowienie witraża w miejscowej katedrze 66 tys. zł. Szybko ich jednak sumienie ruszyło i dołożyli jeszcze 150 tysięcy. Uchwałę bada Regionalna Izba Obrachunkowa. Już wcześniej legnicki samorząd przekazał m.in. 100 tysięcy zł na organy w tej samej katedrze. Co prawda, niemal milion złotych z budżetu miasta trafiło również na skwer Orląt Lwowskich. Jednak tylko dlatego, że znajduje się na wprost seminarium duchownego legnickiej diecezji, apartamentów ordynariusza diecezji legnickiej i siedziby kurii. A ta zbudowała tam pomnik Henryka Pobożnego. I od tego czasu samorząd Legnicy inwestuje w ten teren coraz większe pieniądze, choć już wcześniej należał on do najlepiej utrzymanych w mieście. Mimo to zdecydowano się na generalną modernizację skweru, czyli nową granitową kostkę wokół pomnika, nowe chodniki i nowe oświetlenie. I na zasadzenie m.in. magnolii, rododendronów czy wrzosów. Teraz ładnie tam pachnie panom biskupom. A mieszkańcom śmierdzi, i to nie tylko ta sprawa... ZK
ZŁAP PAPIEŻA Jeszcze do niedawna najsłynniejszym toruńskim monumentem był wzniesiony w 1853 roku pomnik Mikołaja Kopernika. Postać trzymającą w lewej ręce astrolabium, a palcem prawej dłoni wskazującą niebo kojarzyło każde dziecko. Ostatnimi czasy sławę pomnika astronoma pomału zaczyna przyćmiewać ustawiony w 1999 roku na placu Katedralnym monument kroczącego Jana Pawła II, dzierżącego figurę Madonny Toruńskiej. A wszystko za sprawą toruńskich przewodników, którzy szkolnym wycieczkom zwiedzającym gród Kopernika opowiadają bajki o tym, że wystarczy złapać papieża za wystający but, żeby dostać w szkole dobry stopień. AK
SWÓJ CHŁOP Ludzie dzielą się na takich, co swoich duszpasterzy kochają, i takich, którzy ich nienawidzą. Przywiązanie do proboszcza manifestują właśnie wierni parafii pod wezwaniem Jadwigi Śląskiej w Janiszewie. Zabrali mu klucze od plebanii, pilnują dzień i noc i zapowiadają, że żadnego innego księdza nie wpuszczą, bo ten ich jest ideałem – na msze się nie spóźnia, pieniędzy nie doi itd. Co takiego wydarzyło się więc w Janiszewie? Ano biskup Włocławka Wiesław Mering wysłał do swego podwładnego dekret z informacją o przeniesieniu. Że niby za problemy alkoholowe. Ludzie decyzji nie akceptują, a 69-letni ksiądz Edmund Pluskota wyjaśnia, że pił, owszem, ale dla zdrowotności. WZ
Ekscentryczny dominikanin Jan Góra zorganizował w Jamnej koło Tarnowa III Zlot Matek Boskich. Impreza gromadzi czcicieli rozmaitych wizerunków Maryi, od wieków licytujących się ze sobą, która Maryja jest ważniejsza. I która ma oblicze tej prawdziwej. Nie chcemy być złośliwi, ale – naszym zdaniem – to wszystko kwestia pomysłu malarzy, a często zwykłych modelek, które im pozowały do „świętych” obrazków. MaK
15 MGNIEŃ SIERPNIA Pielgrzymki to nie tylko klepane modlitwy, tanie wina, letnie romanse i spontaniczny seks. To również muzyka płynąca ze szczekaczek na stelażach. Nieopodal Nałęczowa, w Wąwolnicy pod Lublinem, odbyła się XV edycja Festiwalu Piosenki Pielgrzymkowej. Imprezę rozreklamowało publiczne Polskie Radio Lublin. Prezesem jej zarządu jest Mariusz Deckert z PiS, a jego zastępcą ds. programowych-redaktorem naczelnym – Ryszard Montusiewicz, drzewiej związany z Radiem Watykan ekskorespondent Polskiego Radia w „Ziemi Świętej”. KC
PIELGRZYMKA ZAMIAST LEKCJI Po oficjalnej inauguracji nowego roku szkolnego oraz towarzyszącej jej obowiązkowo mszy św. nie wszystkim uczniom dane było następnego dnia zasiąść w szkolnych ławach. Uczniowie i nauczyciele z Publicznej Szkoły Podstawowej w Starym Kisielinie pierwszy dzień nauki spędzili na pobożnych śpiewach i odmawianiu różańca. 2 września o godz. 8.00 – zamiast udać się, jak Bóg przykazał, do szkoły na lekcje – pomaszerowali na doroczną „Tradycyjną Pieszą Pielgrzymkę na rozpoczęcie
5
Roku Szkolnego”. W kilkukilometrowej pielgrzymce od kościoła pw. M. Bożej Wspomożycielki Wiernych do kościoła pw. Wniebowzięcia N.M. Panny w Przytoku oprócz wychowawców towarzyszyli dzieciom również rodzice. Po dotarciu do celu wszyscy wzięli udział we mszy w intencji nowego roku szkolnego oraz otrzymali z tej okazji specjalne błogosławieństwo. Może to wystarczy za kucie? AK
666-LECIE PARAFII Kościół św. Bartłomieja w Staszowie (diecezja sandomierska) został ufundowany w 1342 roku. Jakkolwiek by liczyć, parafii św. Bartłomieja stuknęło w tym roku dokładnie... 666 lat. „Satanistyczną” rocznicę konsekracji „Matki kościołów staszowskich” parafia postanowiła uroczyście uczcić. Z tej okazji podczas tegorocznego odpustu odbyły się specjalne dziękczynne modlitwy do św. Bartłomieja za „666 lat opieki” nad miastem i parafią. Rocznicowym obchodom przewodniczył biskup Andrzej Dzięga. Bynajmniej (?) nie satanista. SK
SZATAN W STRINGACH Podkarpaccy proboszczowie wzmogli krucjatę wymierzoną w nazbyt kuse – jak na ich gust – ubiory parafianek (są parafie, gdzie cenzurze podlegają nawet ślubne suknie). Oficjalnie księża kierują się troską o szacunek należny miejscom kultu, mówią też o dobru (oczywiście tym duchowym) wiernych, którym „wystające ze spodni stringi” i „wypływające z bluzek biusty” przeszkadzają w modlitwie. Co zrozumiałe, nie wspominają, że w tępieniu mini, dekoltów i damskiej garderoby chodzi również o uchronienie przed pokusą co bardziej jurnych dobrodziejów. Niektórzy z nich są tak mało odporni na kobiece wdzięki, że nawet sąsiedztwo konfesjonału i ambony zupełnie im nie przeszkadza. Jad
6
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
Cudowne wyłudzenie Skoki Kościoła na publiczne grunty przybierają na sile i bezczelności. Na światło dzienne wydobyto właśnie oszustwa w obrocie darowaną przez państwo ziemią w diecezji legnickiej. Kościół nie ma ostatnio szczęścia do mediów. Co kilka dni nowa afera: jak nie romans proboszcza z ministrantem (zakończony morderstwem), to zakonnice wyszarpujące ziemię na warszawskich Bielanach. Ziemia dla elżbietanek – wyceniona przez wskazanych przez Kościół rzeczoznawców na 30 mln zł – jest warta, zdaniem samorządowców, nawet ośmiokrotnie więcej! Tym razem padło na Dolny Śląsk. W 2003 roku Urząd Wojewódzki we Wrocławiu przekazał nielegalnie 46 parafiom 500 ha. Okazało się, że 46 parafii, głównie podlegających kurii w Legnicy, dostało ziemię podwójnie albo nawet potrójnie: zamiast ustawowych 15 hektarów, które – według dziwacznych polskich przepisów – należą się każdej parafii na tzw. Ziemiach Odzyskanych od Skarbu Państwa, dostały one od 28 do 46 hektarów. Śledztwo w tej sprawie toczy się od 2006 r., odkąd nieprawidłowości w obrocie ziemią zadenuncjował członek PiS (to prawdziwy cud, że do tej pory nie wyrzucili go z partii!), Krzysztof Grzelczyk. Śledztwo prowadzi ABW i wrocławski oddział prokuratury krajowej. Na razie nie udało się ustalić, kto ponosi odpowiedzialność za przekręt. W doniesieniu do prokuratury wymienia
się księdza Józefa Lisowskiego, kanclerza kurii legnickiej, który jednak twierdzi, że o żadnych nieprawidłowościach nie wie. Z kolei Rafał Ziglewski, były pracownik urzędu wojewódzkiego, który przygotowywał dokumentu do podwójnego przekazania ziemi, nie potrafi wyjaśnić, skąd wziął się ten niezwykły cud rozmnożenia. Twierdzi, że w urzędzie panował bałagan i komputery źle działały. I że 46 pomyłek na kwotę nie mniejszą niż 3 mln złotych to pewnie wina... wadliwego sprzętu. Kuria musiała jednak wiedzieć, że rozmnożenie ziemi nie ma charakteru nadprzyrodzonego, ponieważ w nadzwyczaj szybkim tempie – zaledwie w kilka miesięcy – pozbyła się wyłudzonej ziemi, sprzedając ją nabywcom polskim i niemieckim. Proboszczowie, którzy uczestniczyli w szwindlu i przekazywali natychmiast wyłudzoną ziemię kurii, o niczym nie wiedzą i nie rozumieją, dlaczego mówi się o przekręcie. Co ciekawe, te same parafie występowały kilkakrotnie o rekompensatę i zawsze ją otrzymywały. W taki sposób rozmnażano cudownie należne hektary. Oczyma wyobraźni widzimy już kilkudziesięciu proboszczów, pracowników kurii, a może i samego biskupa legnickiego na ławie oskarżonych. Proces, który wstrząśnie całą Europą... Ale to tylko sen. Bo każdy rozumie przecież, że wszystkiemu winne są wredne komputery i pospolity w Polsce bałagan. MAREK KRAK
www.katoland.pl Nudzicie się? Wejdźcie na katolickie strony internetowe. Zabawa będzie przednia. Już sam fakt, że instytucja, która na swoim sumieniu ma nawet potępienie używania pługa, tak chętnie wykorzystuje internet, może wywołać uśmiech. Prawdziwy dowcip zacznie się, gdy sprawdzimy, jakie jest stanowisko katolików w sprawie tak zwanych zagadnień moralnych. Jeśli wpiszemy w wyszukiwarce na stronie Biura Prasowego Jasnej Góry hasło „homoseksualizm”, to w wynikach pojawi się artykuł: „Radio Maryja dziękuje”. Jakby ktoś zapragnął wiadomości nt. poglądów Kościoła w sprawie prostytucji, to będzie mógł przeczytać... list do zakonnic. Z kolei po wpisaniu „Tadeusza Rydzyka” na ekranie zobaczymy napis „pokolenie JPII”. Natomiast na stronie Konferencji Episkopatu Polski po wpisaniu w wyszukiwarce słowa „aborcja” naszym oczom ukaże się tekst pt: „U Maryi po błogosławieństwo na nowy rok szkolny”.
Na stronie archidiecezji gdańskiej wpisujemy słowo „alkoholizm”. Odpowiedzią jest ciekawy artykuł, z którego można się dowiedzieć, że oznakami choroby alkoholowej są np. luki w pamięci (patrz: abp Wielgus, o. Hejmo) i trzęsienie rąk (???)... A na stronie archidiecezji warszawskiej po wpisaniu hasła „eutanazja” w wyszukiwarce ukazało się zdjęcie Kazimierza Nycza. Prawdziwe cuda zaczynają się jednak dopiero na stronie Radia Maryja. Wpisawszy słowo „diabeł”, zobaczymy artykuł zatytułowany: „To ataki na polskość, nie na o. Rydzyka”, a do terminu „molestowanie” przypisany jest m.in. tekst: „Platforma kocha inaczej”. Natomiast po kliknięciu wyrazu „pieniądze” na pierwszym miejscu wyskakuje artykuł pytanie: „Gdzie się podziały pieniądze stoczni?”, a na drugim artykuł odpowiedź: „Pieniądze są, ale na inne cele”. Jak się połączy dwa cuda – Kościół i internet – naprawdę można ubawić się... cudownie. o. Pius
Przyjmują komunię pod dwiema postaciami, mówią, że Słowo Boże ma „zajebistą moc”, przepraszają Jezusa za grzechy „własnej seksualności”, do księdza zwracają się „Mieciu” i nie są protestantami... Kościół katolicki zmienił się zewnętrznie w XX wieku i choć trudno w to uwierzyć, były to zmiany na lepsze, przynajmniej na zewnątrz. W drugiej połowie poprzedniego stulecia do lamusa odeszły takie relikty rzymskiej religii jak łacina, tiara i wiele innych. I mimo że obecny papież bardzo
najczęściej z połączenia kilku stołów, za którym siedzą wszyscy uczestnicy modłów. Po obficie skomentowanym Piśmie św. następuje tak zwane „echo Słowa”. Są to osobiste wynurzenia członków grupy. Tradycyjni katolicy nabijają się z „neonów” (pogardliwa nazwa członków „drogi”) za używanie w tej części liturgii zwrotów nazbyt śmiałych jak na mszę. Można tu usłyszeć: „Słowo Boże mnie jebnęło” albo „ma kurewsko silną moc”. Co prawda ta część liturgii obwarowana jest sekretem równym tajemnicy spowiedzi, ale i tak smaczniejsze kąski wydostają się na zewnątrz. Andrzej G. z Włodawy, uczestniczący w „drodze” w chełmskim kościele pod wezwaniem Chrystusa Odkupiciela, opowiadał jak pewnego razu przyznał się w czasie
liturgii także są inne. Prefację kapłan śpiewa przy akompaniamencie gitary, a komunię przyjmuje się na siedząco pod dwiema postaciami. Zamiast opłatka używa się macy, tj. chleba przaśnego, który po kawałku trafia do rąk wszystkich chętnych. Wino kapłan podaje w kielichu, który jest w tym przypadku wielkim kociołkiem, tak by starczyło dla wszystkich. Dlaczego tak to wygląda? Jacek B., będący na „drodze” 3 lata, tłumaczy, że tak wyglądała pierwsza msza, że apostołowie w czasie ostatniej wieczerzy nie klękali, kiedy Jezus podawał im wino, nie mówili też do niego „proszę księdza”, więc jak inaczej mają sprawować ofiarę na „Jego pamiątkę”? Ruch ma swoich gorących zwolenników nie tylko wśród pokolenia Jana XXIII, ale i JPII.
Katolicka sekta? stara się odkurzyć jak najwięcej świętych archaizmów, to jednak znamię głównego winowajcy zmian – Soboru Watykańskiego II – odciska się i na nim. Jedną z posoborowych nowości była inna twarz duszpasterstwa, która miała być odpowiedzią Kościoła na zmieniającą się rzeczywistość. Dzieckiem ostatniego soboru jest m.in. droga neokatechumenalna. Co to takiego? W pierwotnym Kościele kandydaci do chrztu nie byli – jak dzisiaj – przynoszeni przez rodziców do świątyni i pochlapani wodą, ale musieli przebrnąć przez kilkuletni (najczęściej trzyletni) okres prób, katechez i ćwiczeń duchowych – katechumenat). Później, gdy cała Europa dzięki mieczom i stosom stała się hurtem chrześcijańska, a duchowni zaczęli chrzcić dzieci, instytucja katechumenatu straciła rację bytu. No, może nie do końca, bo jej brak zapoczątkował analfabetyzm religijny. Do pomysłu wrócił w latach sześćdziesiątych XX w. hiszpański artysta Kiko Arguello i razem z Carmen Hernandez założył w slumsach Madrytu pierwszą wspólnotę (neo, czyli nowy, katechumenat) mającą na celu budowanie dojrzałej wiary i opartą na trójnogu: Pismo–liturgia–wspólnota. Od tamtej pory neokatechumenat trafił do większości państw (w Polsce w 2001 roku było 790 wspólnot w 350 parafiach i 35 diecezjach). Na czym polega fenomen? Jego zwolennicy mówią, że na prawdziwej wspólnocie i powrocie do źródeł. Siłę przyciągania „drogi” wyjaśnia sam wygląd mszy niedzielnej, sprawowanej zgodnie z przepisami prawa kanonicznego, ale – ku zgorszeniu nazbyt konserwatywnych proboszczów – w sobotę wieczorem. Centrum akcji religijnej stanowi wielki ołtarz zbudowany
Kiko Arguello – twórca neokatechumenatu
„echa Słowa”, że podniecają go ładne panienki. Gdy wrócił do domu, żona czekała na niego nie jak zawsze z kolacją, tylko z awanturą za publiczne świntuszenie. Po tej części mszy przychodzi czas na kazanie, które także różni się od przeciętnego. Polega na komentowaniu Biblii, a nie grzechów parafian czy polityków. Dalej – modlitwa wiernych nie jest odczytywana z książki, ale tworzą ją spontanicznie uczestnicy eucharystii. Po niej, a nie – jak na tradycyjnej mszy – przed komunią, następuje „pocałunek pokoju”. Kolejne punkty
~ ~ ~ Obecny papież, jeszcze jako kardynał, mówił w książce wywiadzie pt: „Sól ziemi”, że przyszłość Kościoła to małe, prężne wspólnoty na wzór pierwszych chrześcijan. Czy oznacza to zielone światło dla ekspansji neokatechumenatu? Pewnie nie w Polsce, bo tu przyszłość religii to dla wielu wciąż masówki przed szczytami sanktuariów i wypisywane starczymi rękami przekazy pocztowe na adres podany w eterze. Poza tym zmiana formy nie oznacza legitymizacji treści. OP
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
POLSKA PARAFIALNA
Wolność sumienia Taki już mamy w Polsce zwyczaj, że katolikiem się jest. Z założenia i od niemowlęctwa. Znajdują się jednak tacy, którzy nie chcą żyć w obłudzie. I jest ich coraz więcej. Czasy, kiedy ci, którzy chcieli powiedzieć „nie” matce Kościołowi, nie mieli pojęcia, od czego zacząć, minęły bezpowrotnie. Szczególnie po tym, jak naciskana w kwestii apostazji Papieska Rada ds. Tekstów Prawnych wydała wreszcie oficjalne stanowisko. Przejrzyste i klarowne. „Odłączenie się od Kościoła katolickiego – jak informuje kardynał Julian Herranz – aby mogło być uznane za prawdziwy actus formalis defectionis ab Ecclesia, także w przypadku wyjątków przewidzianych we wcześniej przywołanych kanonach, musi urzeczywistnić się poprzez: wewnętrzną decyzję odstąpienia od Kościoła katolickiego; wykonanie i zewnętrzną manifestację tej decyzji oraz przyjęcie do wiadomości tej decyzji przez kompetentną władzę kościelną”. Tyle że właśnie ten ostatni warunek spełnić zazwyczaj najtrudniej. Bo największą walkę należy stoczyć wcale nie z samym sobą, rodziną, przyjaciółmi czy otoczeniem, ale z księdzem proboszczem, który o statystyki i pozory dba jak o nic na świecie, więc każda czarna owca – ateista lub zmieniający wyznanie – przyprawia go o białą gorączkę. ~ ~ ~ Ci, którym mimo wszystko udało się wyplątać z katolickich węzłów, świętują odzyskaną wolność. Inni bezustannie walczą z wiatrakami. Wśród tych ostatnich znalazł się Adam Reps ze Świdnika. Przez osiem lat mieszkał i pracował w Holandii. Kiedy wrócił do kraju, postanowił uporządkować różne swoje sprawy. Między innymi wyznaniowe. A że katolikiem nie czuje się od dawna, poszedł do parafii, żeby rozmówić się z księdzem. Chciał zniknąć z kościelnych rejestrów. Dokonać aktu apostazji, by zacząć żyć w zgodzie z własnym sumieniem. („Wymaga się, poza tym, aby akt został ujawniony przez zainteresowanego w formie pisemnej kompetentnej władzy Kościoła katolickiego: własnemu ordynariuszowi lub proboszczowi, który jedynie jest kompetentny, by stwierdzić, czy zaistniał akt woli o treści wyrażonej w p. 2”– informuje instrukcja kard. Herranza). Niestety, na spotkanie z plebanem Reps nie zabrał świadków swego „religijnego upadku”, bo – jak doszedł do wniosku, studiując watykański dekret – do tej akurat uroczystości kościelnej świadkowie potrzebni nie są. A że czuł się pan Adam prawnie zdolny do wyrażenia swojej woli i w pełni świadomy
swej decyzji, wszystko wydawało mu się niezwykle ważną, ale jednak formalnością. O tym, jak bardzo się mylił, przekonał się już na progu kancelarii parafialnej, skąd ksiądz pleban odesłał go do wyższej instancji. Do kurii.
Sutannowy, zagadnięty o normy regulujące ten wymóg, wyjaśnił z irytacją, że w chwili obecnej są to jedynie normy zwyczajowe, ale wkrótce pewnie zostaną wydane na piśmie i wszystko na to wskazuje, że dotychczasowa praktyka zostanie podtrzymana. Tak poinstruowany Reps, nie znajdując argumentów, skapitulował. Nie czuje się wolnym człowiekiem, a swoją apostazję nazywa rzekomą, bo wciąż nie udało mu się uzyskać jej potwierdzenia. Nie miał
Wielu jest ludzi, którzy w głębi duszy wiedzą, że są ateistami, ale boją się do tego przyznać nawet własnej rodzinie, a niekiedy nawet samym sobie. Boją się po części dlatego, że samo słowo „ateista” starannie obudowano najgorszymi, najbardziej przerażającymi skojarzeniami... Jeżeli ludzie tak często nie dostrzegają ateistów, to dlatego, że wielu z nas nie ma odwagi się „ujawnić”... Być może potrzebna jest jakaś masa krytyczna, by uruchomić reakcję łańcuchową (Richard Dawkins, „Bóg urojony”). Adam Reps poszedł tam jeszcze tego samego dnia. Po to tylko, żeby dowiedzieć się od kanclerza, że u niego może zostawić co najwyżej kopię, zaś aktu apostazji musi dokonać w obecności... swojego proboszcza i dwóch świadków. Bo – jak ze stoickim spokojem wyjaśnił kanclerz lubelskiej kurii – „tego wymagają akty prawne najwyższej wagi”.
też szansy zobaczyć, czy – zgodnie z okólnikiem Papieskiej Rady („W tych przypadkach kompetentna władza kościelna winna zadbać, aby w księdze ochrzczonych [por. kanon 535, § 2] została umieszczona adnotacja wyraźnie mówiąca o zaistnieniu »defectio ab Ecclesia catholica actu formali«) – odnotowano jego wolę w parafialnych księgach. ~ ~ ~
Tego rodzaju przypadki są doskonale znane Jarosławowi Milewczykowi, który – po tym, jak sam został apostatą – postanowił podzielić się swoimi doświadczeniami i stworzył portal www.apostazja.pl, z którego dziś korzystają tysiące użytkowników. – Obecnie jest chyba trudniej dokonać aktu apostazji niż kilka lat temu. Chociaż stanowisko Watykanu na temat aktu apostazji zrobiło się jasne i nie ma w nim mowy o przedstawianiu świadków, polski Kościół wprowadza swoje utrudnienia. Księża powołują się też często na instrukcję Episkopatu, a taka... w ogóle jeszcze nie powstała – twierdzi Milewczyk. ~ ~ ~ Dopóki statystyki i pozory będą ważniejsze niż prawdziwa wiara, nic zapewne w polskim Kościele się nie zmieni. Nie powinni jednak duszpasterze – szczególnie ci najbardziej zawzięci – zapominać o tym, że – jak wyjaśnił ks. Krzysztof Tekiel, notariusz krakowskiej kurii – każdy człowiek w sposób w pełni świadomy i po dokładnym rozważeniu wagi decyzji może opuścić Kościół formalnym aktem i nikt nie może zmusić go do pozostawania w tej wspólnocie wbrew jego woli. JULIA STACHURSKA
7
T
ytuł Archi-Szopy, przyznany ojcom paulinom z Krakowa za największą architektoniczną paskudę, nic świętobliwych braciszków nie nauczył. Brną dalej. Najnowszym pomysłem mnichów jest budowa... komercyjnego parkingu wokół zabytkowej bazyliki, uważanej za perłę polskiego baroku... Środowiska architektoniczne Krakowa są oburzone.
Parking przy szopie – To skandal! Przecież to część skałecznych ogrodów. Są podstawy, żeby je zrekonstruować i stworzyć tam urokliwą i pełną zieleni przestrzeń miejską, z której mogliby korzystać parafianie. Tymczasem na Skałce miałby powstać parking abonamentowy, nastawiony na zysk – mówi dr Monika Bogdanowska, konserwatorka sztuki na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. Konrad Myślik ze Stowarzyszenia Archi-Szopa dopowiada: – Paulini postanowili zamienić dziedzictwo narodowe i dziedzictwo polskiego chrześcijaństwa w kopalnię pieniędzy.
Jak odejść z Kościoła Aby formalnie zrezygnować z przynależności do Kościoła rzymskokatolickiego, należy zgłosić się do parafii chrztu z pisemnym oświadczeniem o decyzji wystąpienia (w trzech egzemplarzach; na jednym z nich proboszcz winien złożyć swoją pieczęć i podpis). Jego treść może być następująca: Ja, …….. córka(syn) ……. i … …, ur.……… w ………., w pełni świadoma swej decyzji oraz jej konsekwencji, z własnej, nieprzymuszonej woli poświadczam przez ten dokument, że nie chcę być uważana za członka Kościoła rzymskokatolickiego. Na podstawie art. 53 par. 1 i 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej żądam, by moje prawo do wolności religijnej, wyrażające się w możliwości wyboru innej religii lub niewyznawania żadnej, było uszanowane. Powodem, dla którego opuszczam Kościół, jest fakt, iż jestem osobą niewierzącą w Boga osobowego, ingerującego bezpośrednio w losy wszechświata, zatem moja dalsza przynależność do Kościoła rzymskokatolickiego pozostaje w sprzeczności z jego istotą i powoduje u mnie wyrzuty. Od dawna nie uczestniczę w życiu Kościoła – nie biorę udziału w nabożeństwach, procesjach, pielgrzymkach jak i innych formach praktyk religijnych. Ponadto nieświadomie i bez mojej zgody zostałam ochrzczona przez rzymskokatolickiego kapłana, co było – niezgodnie z moją wolą – jednoznaczne z przystąpieniem do wspólnoty Kościoła rzymskokatolickiego. Odmawiam też i nie życzę sobie w przyszłości wszelkich kontaktów z duchownymi Krk mającymi na celu (w tym także pośrednio, przez pozostałych członków mojej rodziny) nakłonienie mnie do powrotu na drogę wyznaniową tegoż Krk. Zastrzegam sobie również możliwość wniesienia stosownej skargi w przypadku wystąpienia potencjalnych represji wygłaszanych w czasie kazań, skierowanych pod adresem moim lub mojej najbliższej rodziny. W przypadku naruszenia mojego prawa do wolności wyznania, nie wykluczam w przyszłości jego dochodzenia na drodze sądowej. Proszę o pisemne potwierdzenie dokonania stosownej adnotacji w księdze chrztu. Oczywiście powodem odejścia z Krk może być również zmiana wyznania lub – jak to napisał jeden z naszych Czytelników – powrót z wiary w papieża na drogę prawdziwej wiary w Boga Żywego (pozostałe wzory aktów apostazji znajdują się na stronie www.apostazja.pl). ~ ~ ~ Proboszcz nie ma prawa odmówić przyjęcia naszego oświadczenia. Jeżeli będzie robił trudności, możemy akt apostazji wysłać listem poleconym za potwierdzeniem odbioru na adres właściwej dla parafii chrztu kurii biskupiej. Możemy do niego dołączyć następujące oświadczenie: W związku z odmową przyjęcia przez kapłana diecezji ...... – księdza proboszcza parafii pod wezwaniem ............ w ............... – mojego oświadczenia o woli wystąpienia z Kościoła rzymskokatolickiego przesyłam JE jego treść w celu spowodowania odnotowania mojej woli w księgach chrztu parafii pod wezwaniem .... w ..... W przypadku problemów nasza redakcja służy radą i pomocą. MiC
[email protected]
Swoje niezadowolenie wyrazili też członkowie Obywatelskiego Komitetu Ratowania Krakowa, którzy w przyjętej przez siebie uchwale napisali: „Uważamy, że działania mające na celu »upiększanie« historycznych wnętrz urbanistycznych w sąsiedztwie zabytkowych świątyń poprzez wprowadzanie całkiem nowych, niewspółgrających z historycznym kontekstem elementów estetycznych są niedopuszczalne. Zespoły te to kilkusetletnie założenia architektoniczno-urbanistyczne, wpisane do rejestru zabytków, stanowiące ogólnonarodowe dziedzictwo kulturowe, które nie powinno być naruszane”. Oczywiście, niczego złego w całym pomyśle nie widzi przeor paulinów Michał Lukoszek, który twierdzi, że parking w tym miejscu będzie miał tylko pozytywny skutek, gdyż tłumy wiernych przyjeżdżają tutaj na nabożeństwa. MAREK PAWŁOWSKI
8
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
lat temu, latem 1988 roku, generał Wojciech Jaruzelski wpadł na pomysł porozumienia z opozycją. Za patronowanie spotkaniu ówczesnej władzy z Lechem Wałęsą i działaczami „Solidarności” biskupi załatwili sobie kilka przywilejów. Rachunek – jak dotąd – wyniósł 29 miliardów złotych. A wszystko to za zgodą generała Jaruzelskiego i premiera Rakowskiego. Postęp rozmów przygotowawczych do „okrągłego stołu”
20
rzecz Kościoła dokładnie rozliczyć nakłady, jakie poniosło na remonty i utrzymanie nieruchomości będących przedmiotem roszczeń. Generał Jaruzelski nie posłuchał ostrzeżeń ekspertów Urzędu do spraw Wyznań i polecił, aby sprawę majątków Kościoła szybko rozwiązać. W trakcie negocjacji wysłannicy episkopatu zaczęli wciągać reprezentantów państwa w długie rozmowy na temat trybu przywracania kościelnej własności. Zaproponowali, aby tymi sprawami zajmowała się specjalna rządowo-kościelna komi-
państwa do Kościoła katolickiego w PRL. Wprowadziła ona trzy metody, dzięki którym biskupi zostali obdarowani społecznym majątkiem.
Metoda pierwsza: na Komisję Majątkową Wszelkimi roszczeniami miała się zająć wspomniana już wcześniej Komisja Majątkowa złożona w 1/2 z przedstawicieli władz oraz innych instytucji państwowych, które korzystały z budynków będących przedmiotem roszczenia. Drugą połówkę
Komisji miała być poprzedzona dokładnym rozliczeniem nakładów, jakie państwo poniosło na przekazywaną nieruchomość. Przepis ten okazał się martwy. Nikt nie odważył się wyliczać kwot, jakie obdarowane parafie czy zakony powinny zwrócić państwu. Działo się i dzieje wręcz przeciwnie! Obiekty oddawane są klerowi po gruntownych remontach. Było to szczególnie bolesne (dla budżetu państwa i samorządów) w przypadku tak zwanych roszczeń warszawskich. W stolicy niemal wszystkie budynki podlegające zwrotowi zostały
zasad jej funkcjonowania liczne wątpliwości wywoływał katalog nieruchomości, o zwrot których mógł wystąpić Kościół. Ustawa przekreślała bowiem fundamentalną zasadę równości obywateli wobec prawa. Na jej mocy tylko Kościół rzymskokatolicki mógł otrzymać z powrotem majątki przejęte przez państwo za niezapłacone przez niego należne podatki. Zwykły Kowalski może tylko pomarzyć, żeby państwo przekreśliło jego stare długi. Podobne rozwiązanie przyjęto w przypadku fundacji. Każdy biskup może obecnie
Polska – kolonia watykańska Czy można zmarnować majątek państwa wart 29 miliardów złotych i nie ponieść za to żadnej odpowiedzialności? Można. A jak w ramach odszkodowania dostać kilka razy więcej niż się utraciło? Oto wielka tajemnica wiary... zbiegł się z wielką aktywnością wysłannika Konferencji Episkopatu Polski – prof. Andrzeja Stelmachowskiego. Uczestniczył on zarówno w spotkaniach z Lechem Wałęsą, jak i w pracach Zespołu Roboczego Komisji Wspólnej Rządu i Konferencji Episkopatu Polski ds. projektu ustawy o stosunku państwa do Kościoła rzymskokatolickiego. Dziwnym trafem w listopadzie 1988 r., w momencie impasu rozmów, kiedy „Solidarność” się zbiesiła, reprezentant Kościoła zaproponował dopisanie do ustawy rozdziału pt. „sprawy majątkowe”. Sama prośba została złożona niezwykle niechlujnie. Na kartce formatu A-4 z trudem dało się odczytać 10 punktów. Dodatkowo dokument był niepodpisany. Mimo to przedstawiciele rządu zgodzili się zapoznać z postulatami biskupów. Oczywiście – w zamian za pomoc w „odblokowaniu” Wałęsy... Już po wstępnej analizie pracownicy Urzędu do spraw Wyznań ostrzegli szefów państwa, że ten projekt służy wyłącznie interesom Kościoła. I to wielkim interesom. Wyjaśnili, że biskupi żądają, aby Polska Ludowa odpowiadała nawet za decyzje władz zaborczych. Państwo miało im oddać wszelkie obiekty kultu i majątki przeznaczone nawet setki lat temu na inne cele. Za czasów PRL nie było takich przypadków, za to konfiskat połączonych ze zmianą przeznaczenia świątyń chętnie dokonywali zaborcy. Przed złożeniem projektu ustawy przez Stelmachowskiego urzędnicy państwowi rozmawiali z wysłannikami Watykanu, którzy nie wspomnieli nawet o roszczeniach majątkowych Kościoła. Tymczasem w przedłożonym dokumencie jest wyraźnie postawione żądanie, choć jeszcze w formie łagodnej. Można np. przeczytać, iż państwo powinno w przypadku jakichkolwiek rekompensat na
sja. Ku zaskoczeniu przedstawicieli rządu przedłożyli nawet gotowy projekt jej regulaminu – siedemnaście stron maszynopisu. Wielopiętrowe przepisy stały się przedmiotem niekończących się dysput. Na przełomie roku 1988 i 1989 zespół doradców Konferencji Episkopatu Polski (prof. Andrzej Stelmachowski i Jacek Ambroziak) nagle zmienił zdanie. Panowie ci przestali się upierać przy wpisywaniu do ustawy regulaminu pracy komisji. W zamian zaproponowali dopisanie regulacji, na mocy której Kościół uzyskałby możliwość wystąpienia o zwrot mienia przejętego przez państwo, a należącego przed 1939 rokiem do wszelkich okołokościelnych organizacji. Ten ostatni paragraf był szczególnie niebezpieczny, gdyż wobec zniszczenia większości przedwojennych archiwów państwowych (sądów rejestrowych, urzędów nadzoru) biskupi mogli potraktować jako swoją dowolną organizację społeczną (zwłaszcza z nazwą „katolicka”, choć niekoniecznie kościelną), której działalność przerwała wojna. Liczyło się tylko oświadczenie biskupa, że stowarzyszenie XYZ miało charakter kościelny. Ponaglani przez swoich szefów reprezentanci państwa zgodzili się na wszystkie żądania hierarchii katolickiej i projekt ustawy trafił do Sejmu. Wszak dobrem nadrzędnym było porozumienie z opozycją, które to porozumienie firmowali biskupi. Ich wpływ na Wałęsę i jego otoczenie był absolutny. Ich porady – rozkazami.
Rabunek na trzy sposoby Pouczeni przez doradców generała Jaruzelskiego posłowie dziewiątej kadencji Sejmu PRL grzecznie, bez żadnych poprawek, uchwalili 17 maja 1989 roku ustawę o stosunku
mieli stanowić reprezentanci Kościoła (Konferencji Episkopatu Polski, biskupów, parafii, zakonów i Caritasu). Komisja miała za zadanie przywrócić własność albo przekazać nieruchomości zamienne, ewentualnie podjąć decyzję o wypłacie odszkodowań. Tę ostatnią metodę mogła zastosować jedynie w wyjątkowych przypadkach. Ograniczono ją do przypadków, w których państwo naprawdę nie miało w zapasie żadnej nieruchomości zamiennej. Jednak każda decyzja
w 1944 r. zniszczone. Odbudowano je za pieniądze społeczne rękami społeczeństwa, które tym samym, decyzją władz, zapłaciło Kościołowi za hitlerowskie zbrodnie. Od samego początku status i zasady działania Komisji Majątkowej budziły spore wątpliwości prawników. Nie podobało im się zwłaszcza to, że jej orzeczenia otrzymały status wyroków sądowych – od orzeczeń Komisji Majątkowej nie przewidziano żadnego odwołania. Obok
wystąpić (i występuje!) o zwrot mienia, które należało niegdyś do istniejących przed wojną fundacji kościelnych, ale także takich, których celem było wspieranie instytucji Kościoła (patrz: prywatna Fundacja na rzecz KUL). Żaden inny Kościół czy związek wyznaniowy nie mógł i nie może wystąpić z podobnym roszczeniem. Szczególnie kuriozalne są regulacje, na mocy których państwo ma oddać majątki, których Kościół... sam się zrzekł. Niemożliwe?
Jak państwo traktowało inne Kościoły i związki wyznaniowe Gminy żydowskie W ich przypadku jedynym ustępstwem władz była regulacja, na mocy której samorządom i wojewodom zakazano sprzedaży dawnych cmentarzy żydowskich pod inwestycje. Na mocy prawa, Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich stał się właścicielem czynnych cmentarzy oraz synagog. Może on także wystąpić do sądu o przywrócenie własności, o nieruchomość zamienną lub odszkodowanie za nieruchomości, które dawniej były siedzibami gmin i służyły celom kultu religijnego lub działalności charytatywno-opiekuńczej. W przypadku cmentarza przewidziano wyłącznie restytucję w naturze, gdyby zaś miejsce pochówku zostało już zagospodarowane, żadne odszkodowanie się nie należy. W przypadku gmin żydowskich, które mają swoje siedziby na Ziemiach Zachodnich i Północnych, zwrotowi podlegają wyłącznie cmentarze, synagogi lub obiekty towarzyszące (biura gmin, kuchnie koszerne, szkoły i tym podobne), o ile wspólnota ma tam możliwość przywrócenia kultu religijnego lub innej działalności. Za pewien ukłon władz państwa w stosunku do Gmin żydowskich należy uznać wyznaczenie tam daty utraty majątku na dzień 9 stycznia 1933 roku. Zielonoświątkowcy Władze tego Kościoła otrzymały prawo zgłoszenia prośby o nieodpłatne przekazanie przez samorząd lub wojewodów nieruchomości niezbędnych dla zborów (miejsca nabożeństw) lub prowadzonej przez Kościół działalności społecznej i charytatywnej. W praktyce takie prośby są przez katolickich radnych traktowane odmownie. Kościół Starokatolicki Mariawitów Rząd zgodził się, aby świątynie i cmentarze mariawickie stały się jego własnością. Przewidziano także przekazanie nieruchomości przy ul. Szarej w Warszawie, gdzie do 1947 roku stała pierwsza świątynia mariawicka w stolicy. Przez 11 lat MSWiA nie było w stanie ani przekazać działki, ani wypłacić odszkodowania. Kościół Katolicki Mariawitów Państwo zgodziło się, aby przez dwa lata jego wierni mogli za darmo przekazywać parafiom świątynie, których byli formalnymi właścicielami. Po prostu w początkowych latach swojej działalności – ze względu na brak uznania Kościoła – formalnymi inwestorami były osoby fizyczne, zazwyczaj liderzy wspólnoty. Adwentyści Dnia Siódmego Państwo w 1997 roku zobowiązało się do wypłaty odszkodowania za dwie nieruchomości w Warszawie. Dotąd nie udało się tej sprawy załatwić. Kościół otrzymał także prawo do zwrotu nieruchomości należących przed wojną do jego nieoficjalnej agendy (pod warunkiem że będą one służyły współczesnym zborom na miejsca nabożeństw) oraz szkół lub punktów charytatywnych. Luteranie i kalwini Od 1994 r. ich parafie stały się właścicielami kościołów, cmentarzy oraz innych obiektów, którymi administrowały. Mogą także wystąpić o zwrot własności, jeśli dane obiekty są niezbędne do normalnego funkcjonowania parafii (biura, ośrodki pomocy). Baptyści Stali się właścicielami swoich własnych świątyń oraz budynków im towarzyszących. Politycy przyznali im także na własność inne nieruchomości znajdujące się na dawnych Kresach Wschodnich. Nie wskazali jednak sposobu egzekucji tego prawa. Prawosławni Tutaj ustawodawca nie był taki łaskawy. Formalnie Cerkiew stała się właścicielem własnych świątyń, cmentarzy, domów parafialnych i klasztorów. Formalnie, bowiem proces uwłaszczenia zależy od braku sprzeciwu ze strony katolickiego biskupa (sic!). „Ruskim” należy się zwrot jedynie w przypadku uzyskania przez nich do września 1939 roku zgody właściwego wojewody na użytkowanie danego obiektu. W przeciwnym przypadku nieruchomości stały się własnością państwa, a odszkodowanie się nie należy. W ten sposób III RP usankcjonowała bezprawne działania II RP, łącznie z burzeniem prawosławnych świątyń.
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI w latach 1944–1988, i więcej, niż miał przed II wojną światową. To samo zresztą dotyczy budynków. A Komisja działa dalej...
Metoda druga: na automat
Budynek Filharmonii Krakowskiej przejęty przez kurię arcybiskupią
Ależ tak! Otóż Konferencja Episkopatu Polski w 1950 r. wydała dekret o rozwiązaniu wszelkich zrzeszeń kościelnych, w tym tak zwanych zakonnych zgromadzeń skrytych (ich członkowie żyją w celibacie i mieszkają w małych wspólnotach, lecz nie noszą habitów). Była to odpowiedź biskupów na żądanie rządu, aby ujawnić skład ich władz. Na mocy prawa, mienie rozwiązanych organizacji przeszło na własność państwa. W 2006 roku doszło do skandalicznego rozszerzenia uprawnień Komisji Majątkowej. Otóż wiosną tego roku na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Konferencji Episkopatu Polski trzej ówcześni ministrowie – sprawiedliwości: Zbigniew Ziobro, nauki i szkolnictwa wyższego: Michał Seweryński oraz skarbu państwa: Wojciech Jasiński – oświadczyli, że Kościół dodatkowo ma prawo wystąpić o zwrot nieruchomości położonych na tak zwanych Ziemiach Zachodnich i Północnych, które do 1945 r. należały do różnych niemieckich kościelnych i okołokościelnych organizacji oraz fundacji. Mimo że gestem rządu polskiego od 1991 roku każda parafia na ww. ziemiach otrzymała w darowiźnie 15 hektarów ziemi, a kurie i seminaria – po 50 ha. Członkowie rządu Kazimierza Marcinkiewicza, a potem Jarosława Kaczyńskiego oświadczyli przy tym, że w stosunku do instytucji katolickich dekret o majątkach poniemieckich został zastosowany bezprawnie. Podważyli przy tym legalność samego dekretu. Stanowi to precedens niezwykle groźny dla Polaków. Na mocy równości wobec prawa, każdy Niemiec, który pozostawił majątek na tzw. Ziemiach Odzyskanych, ma podstawę do dochodzenia jego zwrotu. Jeszcze większe wątpliwości rodzi jednak praktyka Komisji Majątkowej. Decyduje ona bowiem o majątku, który nie jest państwowy. To nie żart. Biskupi i reprezentanci rządu „zapomnieli” na przykład, że wszelkie roszczenia kierowane przez instytucje Kościoła pod adresem publicznych uczelni są nie
do wyegzekwowania. Wszak na mocy obowiązującego prawa państwowe szkoły wyższe są autonomiczne i państwo nie może im zabierać majątku bez odszkodowania. One z kolei nie ponoszą odpowiedzialności za długi państwa. Gdyby Komisja Majątkowa przestrzegała prawa, nie odebrałaby Wydziałowi Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego jego gmachu przy Krakowskim Przedmieściu, aby przekazać go Misjonarzom św. Wincentego à Paulo. Tak się jednak stało i na nic zdały się protesty uczelni. Jeszcze większym skandalem jest proceder odbierania przez Komisję Majątkową mienia gmin. Przypominamy, że samorząd terytorialny istnieje w Polsce od 1990 roku i cieszy się pełną ochroną prawną nie tylko na podstawie ustaw czy Konstytucji RP, ale także traktatów międzynarodowych (między innymi ratyfikowanej przez Polskę Europejskiej karty samorządu lokalnego). Elementem niezależności gmin jest możliwość posiadania przez nią własnego mienia i decydowania o nim. Warto przypomnieć, że zgodnie z prawem, jednostki samorządu nie ponoszą odpowiedzialności za długi Skarbu Państwa i odwrotnie. Wobec tego wszelkie darowizny orzeczone przez Komisję Majątkową na rzecz Kościoła, a dotyczące nieruchomości należących do gmin, są bezprawne. A były ich setki i wciąż mają miejsce. Na marginesie dodajmy, że za wydawanie tych bezprawnych decyzji urzędnicy państwowi zasiadający w Komisji Majątkowej pobierają wyższe pensje niż niejeden minister (miesięcznie oprócz swojej pensji dostają nieopodatkowaną dietę w wysokości ok. 4400 złotych). Taką samą otrzymują także reprezentanci biskupów. Dwaj współprzewodniczący inkasują miesięcznie po 7100 złotych. Wartość dokonanych przez nich podarunków na rzecz Kościoła ostrożnie szacuje się na 19 miliardów złotych („FiM” 35/2007). W efekcie Kościół watykański ma dziś więcej ziemi, niż mu władza ludowa zabrała
Ustawodawca nie tylko zwraca Kościołowi dawne jego włości, ale i uwłaszcza go na nowym majątku. Nieważne są przy tym ani księgi wieczyste, ani akty własności, ani żadne inne papiery. Wystarcza, że na danej działce stała świątynia, plebania, centrum parafialne albo garaż pana proboszcza. Państwo przy tym unieważnia decyzje zaborczych władz, np. austriackich, które w XIX wieku dokonały konfiskaty części majątków kościelnych, po czym przekazały je funduszom religijnym lub naukowym. W 1989 r. ustawodawca polski oświadczył, że to było bezprawie, i takie nieruchomości automatycznie stają się własnością parafii katolickich. W przypadku stolicy kler dostaje prawo własności wszelkich gruntów, jakimi władał. Za darmo. Inni, po długim i niepewnym procesie, mogą jedynie otrzymać tak zwane prawo wieczystego użytkowania gruntu. Proces samouwłaszczania Kościoła przebiega praktycznie bez żadnej kontroli. Dochodzi nawet do takich absurdów jak traktowanie przez urzędników działek pod parkingi jako... nieruchomości służących celom kultu religijnego (podobnie jest z plebaniami). Właśnie w taki sposób w 1991 roku ówczesny wojewoda radomski Jan Rejczak (doradca tamtejszej kurii biskupiej) obdarował parafię w miejscowości Lipie (okolice Grójca) cudzą działką. Jak był łaskaw zauważyć, parafia zorganizowała na niej parking, który – według niego – spełniał definicję obiektu sakralnego. Innego zdania byli pozbawieni w ten sposób własności rolnicy, którzy od 1959 r. płacili za ów parking podatki. Ich boje o uchylenie oczywiście bezprawnej decyzji trwały 16 lat. Spór zakończyli dopiero odważni sędziowie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, którzy 28 marca 2007 r. uznali, że decyzja wojewody radomskiego została wydana z rażącym naruszeniem prawa.
Metoda trzecia: na rezerwację Na prośbę hierarchii watykańskiej władze PRL zgodziły się, aby biskupi i przełożeni zakonni mogli sobie rezerwować państwowe tereny pod budownictwo nowych świątyń i obiektów im towarzyszących. W taki sam sposób Kościół zagwarantował sobie prawo do wskazywania działek pod cmentarze. Cena, za jaką kler mógł nabywać takie nieruchomości, miała być preferencyjna. W praktyce radni gmin udzielają instytucjom kościelnym rabatu sięgającego 95 procent i zwalniają je z obowiązku stawania do przetargu. Taka praktyka budzi liczne głosy krytyki ze strony prawników.
Zwracają oni uwagę, że wszystkie obowiązujące regulacje prawne dotyczące gospodarki nieruchomościami państwowymi oraz samorządowymi nakazują, aby ich sprzedaż odbywała się w drodze przetargu. W podobny sposób praktykę samorządów ocenili w 2002 roku sędziowie Ośrodka Zamiejscowego Naczelnego Sądu Administracyjnego w Lublinie. Doszli oni do wniosku, że skoro w Polsce działa ponad 100 różnych Kościołów i związków wyznaniowych, to każdy z nich ma prawo kupić od gminy działkę na preferencyjnych warunkach. A skoro tak, to niech decyduje przetarg. Niestety, to wyjątek – za swoimi lubelskimi kolegami nie poszli inni sędziowie. Wartość mienia przekazywanego na tacę bez przetargów sięgnęła ok. 10 miliardów złotych. Łącznie z majątkiem przejętym przez Kościół via Komisja Majątkowa i wojewodowie mamy już łącznie 29 miliardów strat państwa. Jest to kwota, którą państwo przeznacza rocznie na szkoły podstawowe, gimnazja i licea.
Obniżamy pozycję Polski Wymienione przez nas sposoby preferencyjnego traktowania przez państwo Kościoła rzymskokatolickiego przyniosły mu kolosalne zyski (dzięki Komisji Majątkowej do tej pory wzbogacił się on o ponad 19
9
konfiskatę domu należącego do zwykłego Helmuta? Pewnie nie, co może w przyszłości spowodować konieczność wypłaty miliardowych odszkodowań. Po drugie – Polska jako jedyny kraj Europy Środkowo-Wschodniej podzieliła byłych właścicieli na dobrych (kler katolicki) i złych (wszyscy inni). Ci źli nie mają szansy na odszkodowania. Takie działanie narusza nie tylko Konstytucję RP, ale wszelkie ratyfikowane przez Polskę traktaty praw człowieka. Sprawy by nie było, gdyby Polska, idąc za wzorem pozostałych państw Europy Środkowo-Wschodniej, stosowała jednolite zasady zwrotu przejętych majątków zarówno kościelnych, jak i prywatnych. Ponadto żadne państwo, poza byłą NRD, nie przeprowadziło niczym nieograniczonej reprywatyzacji. Wszędzie wprowadzono ograniczenia co do możliwości zwrotu mienia (na Węgrzech wyłączono zwrot w naturze, w Czechach zwracano tylko nieruchomości niezabudowane, a w innych przypadkach wypłacono skromne odszkodowanie), jak i wysokości rekompensat (w Bułgarii nie mogły one przekroczyć 50 tysięcy dolarów amerykańskich). Po trzecie – ustawa o stosunku państwa do Kościoła rzymskokatolickiego złamała zasadę, że państwo polskie nie odpowiada za skutki decyzji zaborców oraz
Największe skandale Komisji Majątkowej Już od 8 lat Komisja Majątkowa jest stałym bohaterem naszych publikacji. Tylko w ciągu ostatniego półrocza opisywaliśmy następujące jej wyczyny: Czerwiec 2006 r. – cystersi dostali ponad 3 hektary miejskich gruntów w Krakowie. Oficjalna wycena: 12 milionów. Specjaliści ostrożnie oszacowali wartość tej nieruchomości na ponad 24 miliony („FiM” 38 i 48/2006); Wrzesień 2007 r. – ojcowie bonifratrzy do spółki z siostrami dominikankami dostali kluczową dla rozwoju Warszawy parcelę na pograniczu stolicy i Piaseczna. Wartość rynkowa gruntu: około 400 milionów złotych. Wartość, według biegłych Komisji Majątkowej, nie więcej niż 40 milionów złotych („FiM” 35/2007); Czerwiec 2008 r. – siostry służebniczki z Nysy na Opolszczyźnie sprzedały za kilkanaście milionów złotych 20-hektarową działkę w Łopusznej (Małopolska). Wartość gruntu, według Komisji Majątkowej: 1 mln 100 tys. złotych („FiM” 23/08); Lipiec 2008 r. – zakonnice ze Zgromadzenia św. Wincentego à Paulo stały się właścicielkami 16 ha w samym centrum opolskiej podstrefy Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Według niezwykle ostrożnych szacunków, działka warta jest na wolnym rynku 20–30 milionów złotych. Wycena Komisji Majątkowej to maksymalnie 10 milionów złotych („FiM” 29/08); Lipiec 2008 r. – w Świerklańcu Komisja Majątkowa przekazała różnym podmiotom kościelnym 230 ha z 630-hektarowego dobrze utrzymanego gospodarstwa rolnego. Wycena Komisji: dwa złote i jedenaście groszy za metr kwadratowy. Cena rynkowa: 30 złotych za metr („FiM” 29/2008); Sierpień 2008 r. – elżbietanki z Poznania dostały 47 hektarów położonych w warszawskiej dzielnicy Białołęka. Wartość jednego metra kwadratowego działki, według Komisji, to 65 złotych. Na wolnym rynku w tej okolicy cena jednego metra nieuzbrojonej działki nie schodzi poniżej 500 złotych („FiM” 33/2008). Ciąg dalszy, niestety, nastąpi... miliardów złotych). Niosą one jednak za sobą znacznie poważniejsze konsekwencje, i to zarówno w kraju, jak i za granicą. Po pierwsze – w sporze z reprezentantami zrzeszeń tak zwanych wypędzonych utraciliśmy argument legalności konfiskaty majątku. Uczynił to rząd w 2006 r., stwierdziwszy, że przejęcie mienia kościelnego na dawnych ziemiach niemieckich zostało dokonane bezprawnie. A skoro tak, to czy można uznać za legalną
następstwa II wojny światowej. Rodzi to poważne konsekwencje – począwszy od konieczności wykupu przedwojennych obligacji skarbowych (bo jest ciągłość państwa), a kończąc na ewentualnych roszczeniach osób, którym car skonfiskował dworki w XIX wieku. Ale Kościół rzymskokatolicki wciąż uważa się za instytucję szczególnie poszkodowaną. Nie dostał przecież na własność całej Polski. MiC
10
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Gorąca jesień Rozmowa z Janem Guzem – przewodniczącym Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych – Kończy się gorące lato i zanosi się na równie gorącą jesień... – Niestety tak, bo rząd wciąż tylko bezproduktywnie dyskutuje albo narzuca nieżyciowe rozwiązania, których nie możemy zaakceptować. Na przykład od miesięcy toczą się rozmowy nauczycieli z rządem, ale niczego one nie zmieniają i zanosi się na zaostrzenie konfliktu z ZNP. Również w innych branżach panuje niepokój, na przykład wśród kolejarzy i pracowników służby zdrowia. – Związkowcy próbują jednak negocjować... – ...i przedkładać własne propozycje. Na przykład domagamy się, aby ludzie pracujący w szczególnie trudnych warunkach mogli przechodzić na emeryturę na dotychczasowych zasadach, a jeśli już trzeba zmieniać przepisy, to stopniowo. Proponujemy, aby rząd stworzył takie warunki, by ludzie chcieli jeszcze pracować, a nie uciekać na emeryturę, jak to jest obecnie. Walczymy też, by minimalna płaca kształtowała się na poziomie 50 proc. średniej krajowej. W tym roku udało nam się wynegocjować 40 procent na 2009 rok. – Obecny rząd od początku zapowiada ograniczenia uprawnień pracowniczych, co budzi sprzeciw związkowców. – Dziwi się Pan? Żyjemy w tym samym kraju i znamy doskonale uwarunkowania, w jakich funkcjonuje gospodarka, ale nie możemy zaakceptować propozycji pogarszających sytuację pracowników, dlatego domagamy się m.in. ograniczenia zatrudniania na czas określony, ochrony przed nieuzasadnionymi zwolnieniami, wzmocnienia roli układów zbiorowych.
– Wszystko pięknie, ale czy tych żądań i roszczeń nie jest za dużo? – Nie tylko żądamy, ale stawiamy też poważne zadania przed związkowcami, domagając się od nich jeszcze większej niż dotąd odpowiedzialności, także za losy firm, w których pracują. – Ale chyba ta miłość nie kwitnie, bo pracodawcy od lat konsekwentnie eliminują związki zawodowe z życia społecznego... – ...co rząd, niestety, akceptuje, zmierzając do ich osłabienia i wyprowadzenia z zakładów. My tymczasem chcemy wzmocnienia organizacji związkowych – także w interesie pracodawców, bo któż może lepiej łagodzić konflikty i zapobiegać kryzysom. Na szczęście są pracodawcy, którzy to rozumieją. – Kilka miesięcy temu mówił Pan o wyczerpującej się formule dialogu z rządem i wygląda na to, że do dziś nic się nie zmieniło. – Owszem. Rząd upolitycznił dialog, stosuje różnorodne triki, by na przykład nie podejmować sensownych rozwiązań w Komisji Trójstronnej. Tak było na przykład ze szczytem poświęconym służbie zdrowia, na który zaproszono ludzi biznesu, ale pominięto partnerów społecznych, związkowców. W ostatnich latach władza wybiera sobie organizacje związkowe nie zawsze reprezentatywne i z nimi się dogaduje. Tak było np. z rządem PiS-u, który podpisał porozumienie o współpracy z „Solidarnością”. Rząd Tuska także niechętnie rozmawia z nami na trudne tematy. – Zatem konfrontacja? – To ostateczność. Zainicjowaliśmy dyskusję w Komisji Trójstronnej, na przykład o ustawie
emerytalnej, i nawet zbliżyliśmy nieco swoje stanowiska, ale do porozumienia jeszcze daleka droga. Podjęliśmy także dwustronny dialog z pracodawcami. – Rząd argumentuje, że musi likwidować przywileje pracownicze i wcześniejsze emerytury, bo jeśli tego nie uczyni, zawali się cały system emerytalny. – To nieprawda. Kolejne rządy przez lata oszczędzały na emerytach, trwoniąc mnóstwo pieniędzy, teraz zaś oskarżają ludzi przechodzących na emerytury, że są winni, że chcą za dużo. Ludzie i tak
Jan Guz – rocznik 1956, politolog z wykształcenia, z ruchem związkowym związany od 1979 r., w latach 1997–2004 wiceprzewodniczący, a obecnie przewodniczący OPZZ (od 2004 r.). Jest wiceprzewodniczącym Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych dostaną mniej niż powinni. Trzeba też pamiętać i o tym, że w ostatnich latach wyraźnie obniżono liczbę ludzi przechodzących na rentę. Zatem system uszczelnia się i trzeba ten proces kontynuować, ale nie kosztem emerytów. – Związkowcy w oświacie również nie godzą się na propozycje rządu...
Porady prawne W 1990 roku wykupiłam od spółdzielni mieszkaniowej moje mieszkanie, na którym zostało ustanowione dla mnie własnościowe spółdzielcze prawo do lokalu mieszkalnego. W 1999 roku otrzymałam z sądu decyzję zawiadamiającą, że dla przysługującej mi nieruchomości założono odrębną księgę wieczystą. W związku z powyższym mam pytanie: Czy muszę jeszcze dokonywać jakichś czynności? Czym tak naprawdę różni się własnościowe spółdzielcze prawo do lokalu mieszkaniowego od odrębnej własności? Czy powinienem ustanowić odrębną własność mieszkania?
– ...bo, jak to pokazuje prezes ZNP Broniarz, te reformy idą w złym kierunku. Przecież nie może być tak, że wójt w gminie będzie odpowiadał za program oświaty! Te sprawy muszą być w gestii rządu. A ponadto nie można akceptować ograniczeń zapisów Karty nauczyciela i wciąż niskich wynagrodzeń w szkolnictwie. – Ale nauczyciele nie wyjdą na ulice tak jak górnicy z kilofami i te piękne propozycje ugrzęzną w urzędniczych biurkach. – Generalnie pracownicy w Polsce są słabi, wszak tylko około 15 procent zatrudnionych należy do organizacji związkowych. – A ponadto związkowcy są podzieleni... – ...co też znakomicie wykorzystują rządzący.
Oceniając całokształt uregulowań dotyczących różnic pomiędzy własnościowym spółdzielczym prawem do lokalu mieszkaniowego a odrębną własnością lokalu, należy uznać, że prawa te są do siebie bardzo zbliżone pod względem uprawnień i obowiązków osób, którym one przysługują. Zarówno własnością, jak i w.s.p.d.l.m. (własnościowym spółdzielczym prawem do lokalu mieszkaniowego ) może Pan rozporządzać zarówno za życia, jak i na wypadek śmierci. Jeżeli uprawniony z tytułu w.s.p.d.l.m. zmarł, nie pozostawiając testamentu, przysługujące mu uprawnienie podlega dziedziczeniu ustawowemu, tak jak w przypadku własności. Prawo to może być również obciążone hipoteką.
– Rząd twierdzi, że nie ma pieniędzy na podwyżki dla nauczycieli, tymczasem olbrzymie kwoty z budżetu państwa „przejadają” na przykład katecheci, choć przed laty to właśnie Kościół miał ich finansować. – Mówimy głośno o tym, że pieniądze podatników są źle wykorzystywane przez rząd, że wciąż brakuje
Co prawda przy korzystaniu oraz rozporządzaniu w.s.p.d.l.m. istnieją pewne ograniczenia, jednak należy uznać, że mają one w przeważającej mierze charakter formalny, polegający m.in. na tym, że członek spółdzielni może korzystać ze swego lokalu jedynie zgodnie z jego przeznaczeniem, a przed rozporządzeniem w.s.p.d.l.m. nabywca powinien stać się członkiem spółdzielni. Nabycie odrębnej własności mieszkania spowoduje również, że stanie się Pan współwłaścicielem gruntu, na którym stoi budynek. Zmiana ta nie powinna jednak wpłynąć znacznie na wysokość opłat, czy też zmiany formy funkcjonowania wspólnej nieruchomości. Podsumowując, należy stwierdzić, ze jeżeli chce Pan zostać „w pełni” właścicielem swojego lokalu, powinien Pan nabyć jego odrębną własność. Wiąże się to jednak z określonymi kosztami, m.in. związanymi
na oświatę, gdy jednocześnie olbrzymie nakłady finansowe idą na tzw. misje pokojowe. Dotyczy to także opłacania katechetów i finansowania edukacji wyznaniowej. – Dlaczego w okresie rządów lewicy Kościół publicznie występował w obronie robotników, a gdy do władzy doszła prawica, nabrał wody w usta i zamilkł? – To prawda, jakoś teraz nie dostrzegam występowania kleru w obronie ludzi pracy, piętnowania wyzysku i biedy. Widać i w Kościele wciąż bardziej liczy się polityka i doraźne interesy niż dobro wiernych. A jeśli idzie o rządy lewicowych liberałów, oceniamy je bardzo krytycznie, wszak wtedy olbrzymi majątek przekazywano Kościołowi, co potwierdza teraz choćby przykład dolnośląski. – Za komuny, jak to się teraz określa, wystarczyła zapowiedź podwyżek cen żywności, żeby padały rządy; teraz ceny rosną codziennie i ludzie siedzą cicho. – Przechodzimy z fazy społeczeństwa przemysłowego do usługowego, znika wielkoprzemysłowa klasa robotnicza. A ponadto takie manifestacje jak pielęgniarek, nauczycieli czy nawet górników nie robią większego wrażenia na rządzących i niewiele dają. I jeszcze jedno – za wspomnianymi przemianami w Polsce nie nadąża prawo. Na przykład wciąż obowiązuje PRL-owska ustawa o związkach zawodowych z początku lat 80., preferująca rozdrobnienie ruchu związkowego, co przecież służyło jego osłabieniu. Ten pluralizm rozbił ruch związkowy. – Może zatem trzeba się dogadać na przykład z „Solidarnością”? – Pracujemy nad porozumieniem z „Solidarnością”, ale wciąż jeszcze żywe są urazy sprzed lat. Działamy już wspólnie w Europejskiej Konfederacji Związków Zawodowych, współpracujemy w Komisji Trójstronnej, wierzę, że w końcu staniemy razem w jednym szeregu. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI
ze sporządzeniem aktu notarialnego. W zakresie Pana uprawnień i obowiązków po zmianie Pana uprawnienia na odrębną własność dojdzie do niewielkich zmian, tym bardziej jeśli nie doszło do wykupu wszystkich mieszkań w Pana budynku. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, DzU 64.16.93; ustawa z dnia 15 grudnia 2000 r. o spółdzielniach mieszkaniowych, DzU 03.119.1116. ~~~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r. wiązek Nauczycielstwa Polskiego ostrzega, że jeśli rząd nie otrzeźwieje, to dzieciaki będą mogły wkrótce liczyć na dodatkowe wakacje. Chodzi o to, że Ministerstwo Edukacji Narodowej dopina projekty nowelizacji dwóch fundamentalnych dla szkolnictwa ustaw: o systemie oświaty i Kartę nauczyciela. W tej pierwszej przewiduje się m.in.: ~ zakamuflowaną prywatyzację szkół i innych publicznych placówek oświatowych, polegającą na możliwości przekazywania ich przez prezydentów/burmistrzów/wójtów tzw. osobom prawnym lub fizycznym, z pominięciem procesu
Z
„Gazety Prawnej” – wzrost płacy brutto z teoretycznych 1700 zł miesięcznie (w praktyce minionego roku szkolnego była to średnio kwota 1418 zł) do mniej więcej 2150 zł. I znowu teoretycznie, bo analitycy ZNP policzyli, że faktyczne podwyżki płac stażystów wyniosą średnio 300 zł. Tak czy siak, resort oświaty jest przekonany, że teraz nastąpi prawdziwy szturm świetnie wykształconych absolwentów szkół wyższych, którzy masowo będą ubiegać się o pracę w szkole. A co z innymi nauczycielami? 97 tysięcy kontraktowych, zarabiających dzisiaj średnio miesięcznie ok. 2100 zł, czeka obniżenie kwoty
PATRZYMY IM NA RĘCE zakładów poprawczych, schronisk dla nieletnich, bibliotekarzy, nauczycieli poradni psychologiczno-pedagogicznych, nauczycieli pałaców młodzieży i młodzieżowych domów kultury, to ich czas pracy (przy zachowaniu dotychczasowego wynagrodzenia!) określi dowolnie samorząd, a stosowna uchwała w tej sprawie nie będzie opiniowana przez organ nadzoru pedagogicznego. – Rząd proponuje podwyżkę płac dwa razy po 5 proc. rozłożoną na lata 2009–2010, przy wzroście pensum o 4 godziny, oraz wydłużenie czasu pracy do 60 roku życia dla kobiet i 65 roku w przypadku mężczyzn. W projektach nowelizacji
o zmniejszenie liczby posłów do 200? Więcej niż połowa z nich nic nie robi, czyta gazety w czasie posiedzenia albo śpi i pobiera za to ok. 10 tys. zł diety. 260 posłów mniej to już na samych dietach da miesięcznie 2,6 mln zł oszczędności. A policzmy jeszcze utrzymanie tej całej biurokracji dla każdego parlamentarzysty, dodatki za prace w komisjach itp... Tam nie widzą potrzeby oszczędności tylko w szkołach?” – to jedna z typowych wypowiedzi nauczyciela na branżowym forum internetowym. ~~~ Jedynymi, którzy nie protestują, są nauczyciele religii. Ich szkolny status odbiega od sytuacji pozostałych
Kaganiec oświaty Nauczyciele walczą o godziwe płace i spokojną jesień życia. „Ksiądz uczący w naszej szkole religii dokłada najwyższych starań, żebym czuła się jak trędowata” – opowiada niewierząca licealistka. O nią nauczyciele w tej szkole nie walczą... uchwałodawczego lokalnego samorządu oraz bez konsultacji z kuratorem oświaty. Parafie i organizacje kościelne już zacierają ręce; ~ odebranie kuratorom możliwości zapobiegania likwidacji szkół prowadzonych przez samorządy, a także znoszenia przez radnych dowolnie przez nich wybranych profili kształcenia bądź przenoszenia kształcenia w określonym zawodzie do innej szkoły lub placówki. Kurator pocałuje też klamkę u nader światłych – jak powszechnie wiadomo – samorządowców, gdy ci zechcą wedle własnego widzimisię łączyć szkoły i placówki w zespoły, które będą mogli później równie swobodnie rozwiązywać; ~ bardzo daleko idące ułatwienia w zakładaniu szkół publicznych przez wszelkiej maści organizacje społeczne oraz osoby prywatne. Wystarczy, że gmina klepnie pomysł, i szkoła będzie, choćby kuratorium popełniło seppuku; ~ możliwość odwoływania nauczyciela ze stanowiska kierowniczego w czasie roku szkolnego bez wypowiedzenia oraz powierzania posady dyrektora szkoły osobie niebędącej nauczycielem (np. wiejskim proboszczom, o ile tak się radnym gminnym spodoba). ~~~ Zdecydowanie najsilniej irytuje jednak pedagogów zamach na ich obecny – i tak stosunkowo podły w porównaniu np. z górnikami czy policjantami – status zapisany w Karcie nauczyciela. Od 2009 r. na nowelizacji tej ustawy zyska jedynie 31,5 tys. stażystów. Ich średnie wynagrodzenie ma zwiększyć się z 82 do 100 proc. tzw. kwoty bazowej. W przeliczeniu na złotówki oznacza to – według obliczeń
bazowej ze 125 do 111 proc., 228 tys. mianowanych (2970 zł) – ze 175 do 144 proc., a 231 tys. dyplomowanych (3820 zł) – z 225 do 184 proc. Nie oznacza to na szczęście obniżki płac, bowiem – dzięki zwiększeniu wskaźnika kwoty bazowej – ich pensje summa summarum jednak wzrosną. – O ile można tak nazwać np. kwotę ok. 50 zł podwyżki w najwyższym stopniu awansu zawodowego, czyli u nauczycieli dyplomowanych – komentuje rządowe pomysły prezes ZNP Sławomir Broniarz. – Ale i tak podwyżki pozostaną w sferze bajek, bowiem władze gminy będącej organem założycielskim naszej szkoły robią z pensjami co chcą i nie znam innego poza katechetą nauczyciela, który miałby średnią zagwarantowaną w Karcie nauczyciela – podkreśla polonistka z Łomży. Znowelizowana Karta zawiera więcej nieprzyjemnych niespodzianek. I tak: ~ w sferze wynagrodzeń – z samorządów zdjęto obowiązek corocznej debaty nad regulaminem wynagradzania nauczycieli, a raz uchwalony będzie obowiązywał aż do odwołania. Żeby zaś radni gminni nie mitrężyli na zbędnych konsultacjach ze środowiskiem, związki zawodowe nie będą już miały prawa do „uzgadniania regulaminu”; ~ w sferze czasu pracy – radnym będzie wolno zwiększyć tzw. pensum nauczycieli dydaktyków o 4 godziny w ramach dotychczas pobieranego wynagrodzenia. Jeśli zaś chodzi o pedagogów zatrudnionych na stanowiskach wychowawców świetlic szkolnych, internatów, młodzieżowych ośrodków socjoterapii, ośrodków wychowawczych,
Fot. D.P.
ustaw są ponadto zapisy, które narażą na utratę pracy co piątego nauczyciela, a o tym, jak ma uczyć szkoła, kto w niej będzie pracował i nią kierował, zadecyduje wyłącznie samorząd, a właściwie jego finanse. Jeśli zaś chodzi o stowarzyszenia i fundacje, które przejmą publiczne szkoły, to ani chybi wyrzucą Kartę nauczyciela do kosza – podsumowuje obecną sytuację prezes Broniarz. „Wiadomo, że nie wystarczy godzin dla nauczycieli i wielu będzie miało część etatu, a co za tym idzie – część wynagrodzenia. Rząd chce na nas zaoszczędzić, dodając po cztery godziny do etatu, a nie zwiększając wynagrodzenia. 10-procentowe podwyżki to oszustwo, bo przy zwiększeniu etatu do 22 godzin realnie nie będzie tych podwyżek, gdyż nauczyciele nie będą mieli godzin. A może zainicjujemy projekt obywatelski
pedagogów, bowiem tylko biskup jest władny podjąć decyzję, komu dać tę fuchę, a jeśli chodzi o płace, to... mało który dyrektor pozwoli przymierać głodem emisariuszowi władzy duchowej. Oto skutki: ~ W Szkole Podstawowej nr 1 w Nisku (woj. podkarpackie) wychowawczynią klasy była w minionym roku szkolnym (i zapewne dalej będzie) katechetka ucząca jedynie słusznej religii. Wśród jej podopiecznych był wyznawca całkiem innej religii. – Faktycznym przełożonym tej nauczycielki jest biskup, bo tylko on może ją odwołać. Biskup wpływa więc de facto na wychowanie niekatolickiego dziecka. Tak u nas w praktyce wygląda konstytucyjna zasada rozdziału Kościoła od państwa – komentuje niżańskie klimaty miejscowy nauczyciel.
11
Jak to możliwe, skoro Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 14 kwietnia 1992 r. w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach podkreśla w par. 7, że „nauczyciel religii wchodzi w skład rady pedagogicznej szkoły, nie przyjmuje jednak obowiązków wychowawcy klasy”? Okazuje się, że wiara czyni cuda; ~ „Ksiądz, z którym mam religię, często opowiadał nam różne kawały o seksie, paniach prostytutkach i męskich członkach. Nie ukrywam, że nieraz uśmiałam się do łez, ale jego ostatnie zachowania mną wstrząsnęły. Zaczęło się od niewinnego »cipencje, cicho!«. Następnie rzucił w kierunku damskiej części klasy: »Dawajcie chłopcom, dawajcie... katechizmy«. Później zgadało się o filmach porno, więc ksiądz ze szczegółami opowiedział nam, co i jak. Następny temat: seks. Fakt, że mamy po 15 lub 16 lat, ksiądz skomentował: „No, dziewczyny, wam jeszcze prokurator rękę na majtkach trzyma”. Później zaczął nam opisywać napotkaną gdzieś panią. Że miała koronkową bluzeczkę i opalone ciało, a ramiączko od stanika opadało jej na ramię, że była pięknie umalowana i uczesana i że w pewnym momencie nasz ksiądz wyobraził ją sobie... nago. Z jaką pasją on to wszystko opowiadał!” – zdumiewa się w blogu internetowym uczennica z Aleksandrowa Kujawskiego, pisząca o znanym „FiM” nie od dzisiaj księdzu Stanisławie K.; ~ – Uczę się dobrze, jestem typem humanistki. Nie chodzę na religię, choć większość moich kolegów i koleżanek, nawet zadeklarowanych ateistów, robi to tylko dlatego, żeby podwyższyć sobie średnią. No i ksiądz katecheta utrudnia mi życie przy każdej możliwej okazji. Dokłada najwyższych starań, żebym czuła się w szkole jak trędowata. Wielokrotnie mu się to już udało... – opowiada nam uczennica pewnego liceum. Podaje liczne przykłady, których nie ujawniamy, żeby nie narazić dziewczyny na identyfikację i dalsze prześladowania. – Szkolne mury są stare, rachityczny piec nie grzeje, a w całym budynku jest zimno. Jako niewierząca zmuszona byłam do siedzenia w trakcie religii na chłodnym korytarzu. W okresie jesienno-zimowym pytałam księdza, czy mogę zostać w klasie, bo tu jest cieplej. Odpowiedział, że w Polsce jest prawo, które mówi, że osoby niechodzące na religię nie mogą przebywać na zajęciach. „Jeśli chcesz siedzieć w klasie, to poproś rodziców o kartkę i powiedz, że się nawróciłaś”. Z jednej strony rozumiem, ale z drugiej pytam: skoro nie mogę przebywać na zajęciach, to dlaczego byłam zmuszona do oglądania filmu o całunie turyńskim? Czy do końca liceum ksiądz będzie mnie traktował jak śmiecia, a jeśli tak, to kto mu dał na to przyzwolenie? – pyta nas „trędowata”. DOMINIKA NAGEL
12
PRZEMILCZANA HISTORIA
Jak katolicy spalili kościół
Kościół św. Anny w obecnym kształcie
C
ała rzecz miała miejsce 29 marca 1407 roku. Wybuchł wtedy – jak pisał sam Jan Długosz – „rozruch w mieście Krakowie”. Ów rozruch był pierwszym dużym pogromem w ówczesnej stolicy Polski. Wcześniej stosunki między Żydami a chrześcijanami układały się poprawnie. Zwłaszcza na tle ówczesnej Europy, w której pogromy były chlebem powszednim. Żydzi w Krakowie – w znaczącej liczbie – mieszkali od końca XIII wieku. Już w 1304 roku w krakowskim księgach miejskich pojawia się wzmianka o ulicy Żydowskiej (dzisiejsza ul. św. Anny). Od niej w kierunku ul.
Szewskiej rozciągała się dzielnica żydowska. Mieściły się tam łaźnia, synagogi oraz szkoła. Jedyne większe problemy przed 1407 rokiem, o których wiemy, to złożona w 1369 roku na ręce Kazimierza Wielkiego skarga mieszczan krakowskich na Judeorum dominatio, a więc panoszenie się Żydów. Jednak do pogromów nie dochodziło. Przynajmniej tak długo, jak w sprawę nie wmieszali się księża.
Bezbożnie się zmazali Bezpośrednią przyczyną pogromu w 1407 roku było – a jakże! – rzucone przez księdza z ambony oskarżenie o dokonanie rzekomego mordu
rytualnego i – co naz Moskorzewa wraz ze Świętosławem wet gorsze – obrzuceLitwosem oraz drużyną zbrojnych. nie jakiegoś klechy kaUdało im się rozpędzić tłuszczę. Wymieniami. Pośrednią dawało się nawet, że wszystko ucichło. zaś było, zdaniem DłuNie na długo jednak. Na ratugosza, to, że „Żydzi soszu zaczęto dzwonić, by rajcy zeszli bie zasłużyli”. W krosię na spotkanie rady. Między ludźnice wychowawcy krómi rozszedł się głos, że „rajcy i malewskich dzieci możegistrat miasta tem uderzeniem dzwonmy przeczytać: „Żydów ka nakazują rzeź i rabunek między w mieście Krakowie Żydami”. Mieszczanie – jak przylicznie rozrojonych, któstało na praworządnych obywateli rzy przez niegodziwą listolicy – nie dali się długo prosić: chwę wielce się byli po„Zbiegł się lud z całego miasta i popanoszyli i zuchwale częto na nowo żydów łupić i mordorozpierać poczęli, a przywać, czego już nikt nie śmiał bronić, tem niektórych dopuścigdy się pospólstwo rozjuszyło i rozbeli się zbrodni, gdy włastwiło mordem i łupiestwem”. dza ludzka nie powściąW ogniu stanęgała ich łotrostwa, doło kilka domów tknął surowszy gniew przy ulicy ŻydowBoży i spuścił na nich skiej. Pożar się rozkarę, zaniedbaną przez przestrzeniał. Gruludzkie sądy. Z małej pa Żydów schronibowiem przyczyny (jak ła się w stojącym to bywa) powstał przew żydowskiej dzielciw nim straszny bunt nicy kościele św. ludu”. Anny. Dokładnie Ową małą przyczyna jego wieży. Liną był anonim podrzucony w kościeczyli, że rozbestwiole św. Barbary. Mistrz Budek, kanony tłum katolickiej nik wiślicki, tuż po kazaniu uznał za czeladzi uszanuje stosowne poinformować licznie zebranych wiernych, iż znalazł w mównicy „podłożone pismo, w którem go proszono i upominano, aby oznajmił ludowi o strasznej, a niegodziwej zbrodni; ale zważywszy, że podobne oznajmienie zrodziło, jak wiadomo, w Pradze wielką zamieszkę, wolał je raczej zamilczeć...”. Zaciekawieni wierni nalegali jednak, by podzielił się tą interesującą tajemnicą. Ksiądz kanonik, oczywiście, uległ prośbom swoich owieczek. Wrócił na kościelną mównicę i odczytał treść anonimu, w którym stało, że „Żydzi mieszkający w mieście Krakowie nocy poprzedzającej za- Collegium Maius – zdjęcia najstarszej części UJ bili dziecko chrześcijańskie i krwią jego bezbożnie się zmazachoć miejsce dla siebie święte – koli, a na księdza, który szedł do choreściół. Pomylili się jednak srodze, gdyż go z Najświętszym Sakramentem, kakościół był drewniany, „ich w wieży mieniami ciskali”. podpalono, musieli się mimo woli poddać”. Kościół zgorzał. Dopiero 12 lat później na jego miejscu stanął nowy, Kościelna wieża gotycki, ufundowany przez Władysława Jagiełłę i oddany pod opiekę Po takiej przemowie zawrzało. uniwersytetowi. „Lud, jakby na hasło wydane, wzbuA gdy już jesteśmy przy uniwerrzony i zapalony, rzucił się z najwięksytecie, warto dodać, że tłum chrzeszą wściekłością na Żydów”. Do dzielścijańskich mieszczan nie uszanował nicy żydowskiej wparował rozwścienie tylko tego, co święte, ale także czony tłum. Rzucił się na Żydów, zanauki. Niewiele brakowało, żeby spłoczął bić i rabować. Z odsieczą przynęło kolegium sztuk wyzwolonych był kasztelan krakowski Klemens
szkoły krakowskiej. Mieściło się ono w budynku Collegium Maius, gdzie dzisiaj ma swoją siedzibę uniwersyteckie muzeum. Długosz napisał: „Zaledwo uczniowie szkoły krakowskiej z wielką pracą i usilnością zdołali obronić Kollegium Wielkie (collegium artistarum)”.
Pochrzczeni Pogrom trwał od szóstej rano do zmierzchu. Nie znamy dokładnej listy strat. Prof. Jerzy Wyrozumski, autor „Historii Krakowa”, napisał: „Wielu Żydów straciło życie, wielu napastnicy uwięzili, a na grabieży niektórzy chrześcijanie poważnie się wzbogacili”.
Opis zdecydowanie bardziej przemawiający do wyobraźni daje Długosz: „Bogactwa wielkie i kosztowności znalezione w domach żydowskich pospólstwo rozszarpało. Wielu chrześcian spanoszyło się niemi i w majątki urosło. Po uśmierzeniu rozruchu znajdowano jeszcze w domach żydowskich wiele skarbów pozakopywanych w piasku i nieczystych odchodach”. Wpisuje też pogrom krakowski w „szczytne” tradycje Zachodu: „Rok ten z dopuszczenia Bożego pamiętny był klęskami żydów nie tylko w mieście Krakowie, ale nadto w Nissie i Frankfurcie, miastach Szlązkich, i w mieście Angielskiem Kanterbury”. Za jego sprawą przybyło też wielu nowych katolików. „Znaczna liczba z pomiędzy ocalonych chrzest przyjęła. Wszystkie dzieci żydowskie, których chrześcijanie oszczędzili, albo które z ognia wyrwali, pochrzczono na katolików”. Dzieci przechrzczone wychowano oczywiście na praworządnych mieszczan i katolików, którzy być może nawet modlili się w nowym kościele św. Anny – na miejscu kaźni. Za ich życia nie doszło już do większych pogromów. Kolejny – po którym Żydów przeniesiono na Kazimierz – miał miejsce dopiero pod koniec XV wieku. Być może brały w nim udział dzieci tych świeżo, dobrowolnie i w sprzyjających warunkach nawróconych katolików... BOREJSZA Fot. Autor
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
13
14
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
ZE ŚWIATA
LUDZIE, SPACERUJCIE! Zapewnia zdrowe serce, przyspiesza spalanie kalorii, pomaga zachować młodość, redukuje ryzyko niektórych form raka, ułatwia zasypianie. Spacer to ćwiczenie fizyczne aktywizujące 95 proc. mięśni ciała – oto odpowiedź świata nauki. „Jest dobry dla każdego, ale szczególnie dla kobiet” – zapewnia dr Michelle Look, specjalistka w zakresie medycyny sportowej z San Diego i krajowy ekspert w dziedzinie raka piersi. Naukowcy z Duke University zapewniają, że wystarczy 30 minut dziennie, aby zmniejszyć ryzyko chorób serca, udaru mózgu i cukrzycy. Wyniki innego studium, opublikowane w „Journal of American Medical Association” dowodzą, że kilka godzin spaceru tygodniowo znacznie redukuje zagrożenie rakiem piersi oraz otłuszczenie ciała. National Sleep Foundation informuje, że żwawa popołudniowa przechadzka zapewnia lepszy sen. Inni badacze twierdzą, że spacer stymuluje wydzielanie serotoniny – hormonu zapewniającego uczucie relaksu. Przechadzka pomaga rozładować stres, napięcie, depresję – tak wynika z badań naukowców z University of Texas. Chodzenie wzmaga produkcję endorfin – substancji wpływających na dobre samopoczucie. Badacze z Brown University i University of Pittsburgh wykryli, że kobiety spacerujące (szybko) godzinę przez pięć dni w tygodniu spalają dziennie 1500 kalorii i w ciągu roku tracą na wadze ponad 10 kilogramów. Regularne chodzenie pół godziny trzy razy w tygodniu pomaga seniorom zachować jasność umysłu. Owocuje też wzmocnieniem kości. TN
TŁUSTY WIELKI BRAT Od 30 lat Amerykanie obrastają w tłuszcz. Obecnie dwie trzecie społeczeństwa USA to ludzie z nadwagą lub otyli.
przeznaczony na zwalczanie konsekwencji nadmiernej wagi. Apele do ludzi, aby jedli mniej i zażywali więcej ruchu, nie wystarczą – konstatują badacze. Konieczne są zmiany infrastruktury (w USA często nie ma chodników przy ulicach, nie ma więc po czym chodzić). Poza tym przemysł produkcji żywności musi oferować mniej tłuste wyroby. PZ
DOKTOR I CUD Wyniki tego sondażu są frustrujące dla amerykańskich lekarzy: okazuje się, że rodziny ciężko chorych lub rannych większą wiarę pokładają w cudzie autorstwa Boga niż w ich fachowych umiejętnościach. „Doktorzy muszą być przygotowani na rozmowy z rodzinami chorych, które czekają na cud” – konkludują autorzy sondażu. 57 proc. ludzi jest przekonanych, że boska interwencja jest w stanie uratować ich najbliższych, nawet jeśli lekarze uważają, że nie ma szans na ocalenie życia. Trzy czwarte rodzin domaga się kontynuowania leczenia, pomimo zapewnień, że jest ono bezowocne. Ale tylko 20 proc. lekarzy uważa, że Bóg może sprawić cud uzdrowienia osób w beznadziejnym stanie. Autor sondażu, prof. Lenworth Jacobs, chirurg ze szkoły medycznej Uniwersytetu Connecticut, stwierdza, że postęp medycyny pozwala na odwleczenie chwili śmierci, choć nie ma szans na powrót do normalnego życia. „Często mam do czynienia z rodzinami pacjentów, którzy wierzą w cud boski i domagają się kontynuacji interwencji medycznych – konstatuje. – Nie można im powiedzieć: to nonsens”. Zdarza się, że szpitale muszą występować do sądu, aby – wbrew woli rodzin – uzyskać zgodę na odłącznie urządzeń podtrzymujących życie. Opinie Jacobsa potwierdza Claudia McCormick, dyrektor z Duke University Hospital, stwierdzając, że nigdy nie zetknęła się z cudownym wyleczeniem, choć zdarza się, że pacjenci w ciężkim stanie na skutek wysiłków lekarzy wracają do zdrowia, mimo że szanse wydają się nikłe. JF
PRZYRODNICZY ANALFABECI
Federalna Agencja Badań Zdrowotnych przedstawiła właśnie alarmujące dane stwierdzające, że za 40 lat wszyscy Amerykanie będą ważyć za dużo. Prym w otłuszczeniu wiodą Murzynki i kobiety pochodzenia meksykańskiego: 78 proc. ma nadwagę. Sytuacja ta będzie mieć drastyczne konsekwencje zdrowotne i finansowe. Wydatki na lecznictwo związane z otyłością podwajają się co 10 lat. W roku 2030 osiągną 957 mld dolarów; co szósty dolar wydany z budżetu na cele zdrowotne będzie
Dzieci tracą poczucie realizmu, tracą związek z otaczającym ich światem naturalnym – alarmuje David Attenborough, brytyjski przyrodnik i autor słynnych programów o środowisku naturalnym. Młodzi nie są w stanie zidentyfikować popularnych roślin i zwierząt. Połowa dzieci w wieku 9–11 lat nie umie rozpoznać charakterystycznego pająka o długich nogach, dębu ani ptaków. Jelenia zwykle nazywają antylopą. Dzieci żyjące w oderwaniu od otaczającej ich przyrody jako dorośli nie będą czuli potrzeby chronienia środowiska naturalnego – ostrzega Attenborough. Eksperci twierdzą, że powodem tego przyrodniczego analfabetyzmu jest koncentracja na grach komputerowych i telewizji.
Krytykują także aktywistów ochrony środowiska, którzy postrzegają dzieci jako niszczycieli, którzy depczą, łamią i płoszą, w związku z czym najlepiej je przeganiać. CS
LESBIJEK NIE OBSŁUGUJEMY W 1999 roku 28-letnia Guadelupe Benitez, asystentka lekarza z Kalifornii, dowiedziała się, że efektem schorzenia jajników, na które cierpi, jest bezpłodność. Zdecydowała się więc na sztuczne zapłodnienie.
Ubezpieczenie lekarskie pokryło wszystkie testy i terapię hormonalną, zapewniło opłacenie rachunku doktora, który miał wykonać zabieg. Nieoczekiwanie lekarz odmówił, uzasadniając, że jest człowiekiem religijnym, a Benitez jest lesbijką. Drugi lekarz powiedział to samo. Innych medyków ubezpieczenie kobiety, żyjącej od 18 lat w stałym związku z tą samą partnerką, nie pokrywało. Para zdecydowała się na inną klinikę, ale za powtórkę wszystkich testów i terapii oraz honorarium lekarskie musiała zapłacić sama. Dziś kobiety mają 6-letniego syna i 2-letnie bliźniaczki. Benitez postanowiła walczyć, bo prawo Kalifornii jednoznacznie zakazuje dyskryminacji homoseksualistów. Nie można interpretować prawa w zależności od własnych poglądów religijnych – argumentował jej adwokat. W pierwszej instancji wygrała, sąd apelacyjny wyrok anulował i – teraz właśnie – wyrok wydał sąd najwyższy stanu: w przypadku Benitez prawo zostało złamane. Ciągnący się przez 8 lat proces był forum starcia organizacji broniących praw gejów i konserwatystów religijnych. Sympatyzujący z argumentami Benitez wskazują na podobieństwo tej historii z mentalnością okresu walki o prawa obywatelskie Murzynów i z hasłem: „Czarnych nie obsługujemy”. CS
KOSZERNA ETYKA Przepisy dotyczące przestrzegania statutu koszerności są bardzo dokładne, skrupulatnie przestrzegane i kontrolowane przez rabinów. Żadne zasady nie regulują jednak tego, kto może pracować przy wytwarzaniu koszernych produktów. W środowisku żydowskim w USA zarysował się w tej kwestii poważny konflikt. Wykryto, że wielkie firmy
specjalizujące się w wyrobach dla Żydów bezlitośnie eksploatują pracowników. Część rabinów otwarcie przeciw temu zaprotestowała. „Jak można spokojnie jeść koszerny produkt, przy pakowaniu którego pracowała ciężarna, zmuszona do stania przez cały dzień?” – pyta rabin Morris Allen z Minnesoty. Tacy jak on zaczynają domagać się od firm – zwłaszcza koszernych rzeźni – nie tylko przestrzegania norm religijnych, ale akceptowalnych warunków pracy zatrudnionych. Niedawno w jednym z przedsiębiorstw wykryto 400 zatrudnionych nielegalnie imigrantów; inne gwałciło przepisy federalne, zatrudniając osoby małoletnie. Odbiorcami żywności i wyrobów koszernych (to wielomiliardowy biznes) są głównie ortodoksi żydowscy. Towary koszerne – ze względu na wysokie wymagania, którym muszą sprostać – są droższe niż standardowa żywność. Niektórzy, jak rabin Menachem Genack – szef Orthodox Union, największej w USA instytucji przyznającej certyfikaty koszerności – twierdzą, że poprawa warunków pracy postulowana przez rabina Allena jest „niepraktyczna i nie do zrealizowania”. Ale przyszłość należy, jak się wydaje, do Żydów przykładających wagę do humanitarnego traktowania pracowników. Amerykanie w wieku 20–30 lat wyznający religię semicką stwierdzają, że ważne jest to, co Tora mówi na temat sprawiedliwości społecznej. PZ
KRÓLOWEJ JUŻ DZIĘKUJEMY Brytyjscy posłowie o poglądach republikańskich (czternastu laburzystów, siedmiu liberalnych demokratów i jeden konserwatysta) poparli kampanię stowarzyszenia Republika, mającą na celu usunięcie z roty poselskiej przysięgi na wierność „Jej Królewskiej Mości Elżbiety II, jej potomkom oraz jej następcy”.
debatą nad ustrojem, głosowaniem za referendum co do zachowania lub odrzucenia monarchii, a także uniemożliwia zasiadanie w parlamencie katolików z Irlandii Północnej. Przysięgę na wierność królowej składają także sędziowie, służby mundurowe, osoby występujące o obywatelstwo oraz... skauci. W tym przypadku głównym problemem jest fakt, że królowa jest jednocześnie głową Kościoła anglikańskiego, co stawia w dwuznacznej sytuacji, poza osobami o poglądach republikańskich, także katolików, muzułmanów i ateistów. W lipcu Matthew McVeigh, ośmiolatek z katolickiej rodziny, nie został przyjęty do skautów po odmowie złożenia przysięgi: „Obiecuję wypełniać moje obowiązki przed Bogiem i Królową”. Jego matka chciała, aby rota brzmiała: „Obiecuję wypełniać obowiązki przed Bogiem i moim narodem”. Argumentowała, że oficjalna rota jest dla niej, jako katoliczki, obraźliwa, ponieważ zgodnie z ustawą z 1701 roku o sukcesji tronu, monarchą może zostać tylko protestant. „Dlaczego mój syn ma przysięgać wierność monarchii, która notorycznie dyskryminuje nas, katolików?” – pytała retorycznie pani McVeigh. MACIEJ PSYK
MIESZKANIE W ULU Rodzina z Miami przez rok mieszkała w gigantycznym ulu. Był nim ich dom, w którym zagnieździły się pszczoły. Domownicy jakoś egzystowali, ale rozpoczęły się skargi żądlonych sąsiadów i przechodniów. Sprowadzony pszczelarz stwierdził, że w domu zagnieździł się rój liczący 3 mln pszczół. Tylko raz w swej dwudziestoletniej pracy specjalista miał do czynienia z większym. Tej wielkości rój był w stanie wyprodukować 60 litrów miodu. Tworzyły go pszczoły odmiany włoskiej – bardziej nerwowe, agresywne i skore do użycia żądeł. Kolonię bezpiecznie przeniesiono na pszczelą farmę. ST
DUCH OLIMPIJSKI
Chcą zastąpić ją przysięgą na wierność „narodowi i wyborcom”. Odmowa złożenia przysięgi skutkuje pozbawieniem funkcji posła, czego doświadczył Gerry Adams. Zgodnie z ustawą z 1866 roku, głosowanie przed jej złożeniem karane jest ogromną wówczas kwotą 500 funtów. Minister w rządzie Blaira, Tony Banks, był cwany: złożył przysięgę ze skrzyżowanymi palcami. Republikanie argumentują, że przysięga na wierność królowej powstrzymuje posłów moralnie przed
Właśnie zakończyła się olimpiada, ale na świecie nadal panuje duch sportowego współzawodnictwa: kto pierwszy, kto najlepszy. Tej aurze uległo dwóch nastolatków z Dudley w Wielkiej Brytanii. Chłopcy rozpoczęli w ogrodzie zawody w puszczaniu i podpalaniu bąków. Jeden z nich, ogarnięty bez reszty pasją zwycięstwa, nie zauważył, że w polu rażenia jego tylnego miotacza płomieni stoi bańka z benzyną. Gdy przybyła straż pożarna, ogród już się dopalał. Pozostało tylko zabrać do szpitala ofiarę współzawodnictwa – ze zwęglonym tyłkiem i usmażonymi jajkami. Dowódca strażaków stwierdził, że z czymś takim jeszcze się nie zetknął, i podsumował: „Myślę, że musiał wygrać, ale okupił to brzydkimi oparzeniami”. CS
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
C
hicagowski kardynał Francis George jest przewodniczącym Konferencji Biskupów USA. A więc jej wizytówką, drogowskazem i wzorem do naśladowania dla pomniejszych członków kleru i wiernych. Czyżby? Największą kompromitacją Kościoła w Ameryce (i oczywiście nie tylko tam) są ujawnione publicznie przed 6 laty skandale przemocy seksualnej. Nie chcą odejść w przeszłość
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
hierarchom w kwestii przestępstw seksualnych podwładnych) doradziła mu, aby usunął kapłana pedofila z duchowieństwa, George zignorował to. „Dali mi taką radę, tak, ale myślałem, że nie skończyli jeszcze dochodzenia” – wyjaśnia i trudno uwierzyć, że to mówi książę Kościoła, lider amerykańskich biskupów, a nie uczniak przyłapany na ściąganiu. Usiłując się wybielać, kardynał stwierdza, że McCormack nigdy nie powinien zostać wyświęcony na
Z jednym wyjątkiem: Barbary Westrick, dyrektora szkoły katolickiej, która zadzwoniła na policję i poinformowała o przestępstwach McCormacka. Wyleciała za to z roboty. Reagując na publikację zapisu przesłuchania kardynała, organizacja Survivors Network, wspomagająca i reprezentująca ofiary duchownych, przypomina, że kard. George trzymał przez 4 lata w parafii księdza, mimo 4 oskarżeń o molestowanie seksualne, a w roku 2002
Książę niezłomny mimo zaklęć i obietnic liderów. Nad ich ciągłą aktualizacją pracuje m.in. książę Kościoła z Chicago. Wyrok sądowy zmusił go do publikacji swych zeznań, gdy był przesłuchiwany w sprawie przestępstw pedofila, księdza Daniela McCormacka, którego osłaniał. Ich treść pokazuje, że w mentalności luminarzy katolicyzmu wiele się nie zmieniło. Z protokołu zeznań wynika, że kard. George usiłował zwalać winę na swego zastępcę, ówczesnego wikariusza generalnego George’a Rassasa, twierdząc, że od pierwszego aresztowania McCormacka w roku 2005 za mało zaciemniał sprawę. Nie przeszkodziło mu to jednak w awansowaniu Rassasa na biskupa pomocniczego, gdy McCormack ponownie został aresztowany za przestępstwa seksualne. – Nie przyszło mi do głowy – wyznaje indagowany kardynał – aby spytać samego oskarżonego, czy gwałcił dzieci. Wzdragał się również przed zasięgnięciem opinii organów sprawiedliwości, czy McCormack jest winny. Kiedy świecka rada konsultacyjna przy archidiecezji (powołana specjalnie po to, żeby udzielać rekomendacji
księdza, bo już w seminarium molestował nieletniego oraz dwóch swych kolegów kleryków. Na co ówczesny członek kierownictwa owego seminarium, a obecnie biskup Tucson w Arizonie, Gerald Kicanas, replikuje: „Niewyświęcenie go byłoby bardzo nie fair”. Bp Kicanas jest także wiceprzewodniczącym konferencji biskupów USA, zastępcą George’a. Z zapisu przesłuchania wynika, że wszyscy duchowni zaangażowani w chronienie skóry pedofila... zostali awansowani.
potajemnie usiłował wydobyć innego duchownego pedofila, Norberta Madaya, z więzienia. Maday odsiadywał 20-letni wyrok. 300-stronicowe ujawnione dossier pokazuje – konkluduje organizacja – że „hierarchowie wciąż bronią drapieżców seksualnych, a nie dzieci”. Właśnie ruszył proces księdza pedofila, prowokujący pytania, na które z kolei arcybiskupowi Atlanty Wiltonowi Gregory’emu trudno będzie odpowiedzieć. Podwładny bpa Gregory’ego w diecezji Belville zeznał, że jego szef nie zgłosił kilku przypadków molestowania seksualnego ani władzom cywilnym, ani nawet własnej radzie konsultacyjnej. Bp Gregory zataił przestępstwa ks. Kownackiego, którego Jim Wisniewski, jeden z wiernych, oskarżył o kilkuletnie molestowanie seksualne, gdy był małoletni. Były przewodniczący Konferencji Biskupów USA nie puścił pary z gęby à propos innego przestępstwa Kownackiego: kapłan ów zgwałcił i zapłodnił nastolatkę, a potem... osobiście wykonał aborcję. W roku 2002 bp Gregory przyjął zdeklarowanego pedofila, ks. Reala Bourque’a, do swej diecezji, bez poinformowania kogokolwiek o jego przeszłości. W roku 2006 Bourque został zdemaskowany przez media. W roku 2004 sędzia uznał arcybiskupa Gregory’ego za winnego pogardy wobec sądu, bo odmówił ujawnienia akt księdza sądzonego za przestępstwa seksualne. PIOTR ZAWODNY
Bóg w lustrze Ksiądz katolicki z Indii, Varghese Alengaden, założyciel Ruchu Uniwersalnej Solidarności, lansuje bardzo niebezpieczny pomysł... Propaguje nowy styl modlitwy: samotnie, w małym pokoju, przed... dużym lustrem. Zaleca, aby wierni spędzali przed nim godzinę dziennie, wpatrując się w samych siebie. Celem ma być odnalezienie Boga we własnym wnętrzu. Odnosi sukcesy: „Odnalazłem Boga w sobie, a nie w Kościele!” – donosi jeden z entuzjastów nowego rodzaju modlitwy. Wpatrywanie się we własne odbicie godzinę dziennie ma każdemu uzmysłowić, że jest odbiciem Boga. To z kolei – zapewnia Alengaden – gwarantuje promocję uniwersalnej solidarności, bo ludzie pojmą, że
nie ma różnicy między chrześcijaninem a hindusem czy wyznawcą innej religii. To koncepcja o potencjalnie zabójczych konsekwencjach dla Kościoła katolickiego, którego aktualny boss akcentuje przecież, że droga do zbawienia prowadzi tylko poprzez jego instytucję. Poza tym, jeśli ludzie będą modlić się przed lustrami, to kto przyjdzie na msze, by wysłuchać kazania kształtującego morale i światopogląd zgodny z doktryną religijną? Kto, gdzie i po co dawać będzie ofiarę, jeśli uwierzy, że Bóg jest w nim, a nie w katedrze czy Watykanie? Gdyby reformatorowi z Indii udało się rozpropagować swą wizję modlitwy, księża musieliby pakować manatki i szukać jakiejś niewdzięcznej pracy. JF
15
Watykan krytykuje tarczę C
zy to możliwe, żeby polski rząd swojej decyzji o umieszczeniu w Polsce tarczy nie skonsultował z Watykanem?!
Podpisanie układu o instalacji antyrakiet made in USA Stolica Apostolska skwitowała 21 sierpnia artykułem na pierwszej stronie „L’Osservatore Romano”, konstatującym, że decyzja ta poważnie zagraża stosunkom amerykańsko-rosyjskim oraz „kreuje dynamikę, która zagraża interesom międzynarodowego bezpieczeństwa i globalnego rozbrojenia”. Gazeta cytuje dane sztokholmskiego International Peace Research Institute, monitorującego wydatki na zbrojenia. W roku 2007 wyniosły one ponad 1,3 biliona dolarów, czyli 202 dol. na głowę statystycznego Ziemianina. Liderem są Stany Zjednoczone, które w roku 2007 na broń wydały 547 miliardów dol., czyli 42 proc. ogólnej kwoty światowej. Rosjanie wydali na ten cel 35 mld dol. Arcybiskup Silvano Tomasi, przedstawiciel Watykanu w genewskiej centrali ONZ, 22 sierpnia zwrócił uwagę, że napięcia USA–Rosja są rezultatem porażki wysiłków rozbrojeniowych, zwłaszcza jeśli chodzi o zbrojenia nuklearne. „Dowodzą one niechęci do stanowczego podejścia do problemów rozbrojenia nuklearnego – stwierdził Tomasi. – Rozmieszczenie rakiet w Polsce oraz, z drugiej strony, rosyjska zapowiedź wycelowania rakiet w tereny Unii Europejskiej sprawia, że napięcia te rosną. Sytuacja ta stwarza nowe zagrożenie dla ludzkości”. Finalizacja układu o instalacji tarczy USA w Polsce trafiła na czołówki wiadomości w USA; jest to duży ewenement, bo o wcześniejszych negocjacjach mówiło się i pisało w Stanach niewiele. Również inne kraje wyeksponowały wieść o podpisaniu porozumienia. Na wzmiankę zasługuje artykuł
brytyjskiego dziennikarza Gwynne’a Dyera, który publikuje w 45 krajach. Autor podkreśla „cynizm i obłudę” wszystkiego, co działo się wokół kwestii tarczy. „Nikt zaangażowany w dyskusję na ten temat, Amerykanie, Rosjanie ani Polacy, nie wierzy w ani jedno słowo, które zostało przy tej okazji wypowiedziane – stwierdza Dyer. – System, który nie działa, ma bronić przed zagrożeniem, które nie istnieje. Albo takim, które się sztucznie kreuje. Warszawa zgodziła się udostępnić tereny pod bazę, bo to rozwścieczało Rosjan. Polacy pragnęli jeszcze raz pokazać im gest Kozakiewicza; nie boją się wcale wyimaginowanego zagrożenia irańskiego. Rosjanie z kolei potrzebowali jakiegoś dramatycznego dowodu zagrożenia bezpieczeństwa, które usprawiedliwiałoby wzrost wydatków zbrojeniowych. Obawa, że polska tarcza może zredukować siłę uderzenia lub kontruderzenia rosyjskiego, to nonsens i Rosjanie dobrze o tym wiedzą. Ich kraj posiada 848 rakiet balistycznych z głowicami jądrowymi, nie licząc setek rakiet nuklearnych okrętów podwodnych, znajdujących się w pobliżu brzegów USA”. „Inne cele przyświecają Amerykanom. Na system obrony przeciwrakietowej wydali już 120–150 mld dolarów. Władze USA (parlamentarzyści i prezydent) potrzebują – twierdzi dalej Dyer – jakiegoś pretekstu, by transferować ogromne pieniądze z budżetu państwowego na konta koncernów zbrojeniowych, w zamian za co otrzymują od nich wielokrotnie mniejsze sumy zasilające fundusze kampanii wyborczych. Wartość militarna tarczy jest bez znaczenia, bo – pomijając to, że system nie działa – zawsze będzie sto razy taniej wprowadzić antyrakiety w błąd, np. za pomocą atrap”. TN
Kościół... nie chce kasy! R
obert Powell z Orange Park na Florydzie to szczęściarz – trafiła mu się główna wygrana w Lotto: 6 mln dolarów. I to dzięki Bogu!
Tak przynajmniej uznał, więc postanowił 10 proc. wygranej oddać na Kościół. Jakież było jego zdziwienie, gdy pastor kościoła baptystów David Tarkington uprzejmie odmówił przyjęcia 600 tys. dol., stwierdzając, że nie akceptuje wygranych loteryjnych. Wiele Kościołów nie aprobuje loterii ani hazardu, ale co innego potępienie hazardu, a co innego czysta, żywa gotówka! Inne pobliskie
Kościoły zareagowały bardzo emocjonalnie na postawę baptysty, oferując, że chętnie przyjmą forsę, bo może posłużyć do realizacji zbożnych celów. Ich liderzy już na przyszłość zaznaczyli, że nie pytają, skąd pochodzą ofiarowane pieniądze. A wracając do pastora Tarkingtona... Duchowny nie duchowny – Amerykanie będą go mieli za skończonego idiotę. Co innego taki nasz ojciec Tadeusz! PZ
16
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA (104)
Zło konieczne? Władze hitlerowskie na Górnym Śląsku traktowały Krk jako „zło konieczne”. Biskup katowicki Stanisław Adamski rozumiał to „zło” jako lojalność wobec okupanta za cenę przetrwania. Sytuacja Krk na Górnym Śląsku kształtowała się korzystniej w porównaniu z jego sytuacją na innych ziemiach okupowanych. Podstawową tego przyczyną był fakt, że rzesze robotników przemysłu metalowego i kopalnianego, których pracę uznano za niezbędną dla gospodarki III Rzeszy, stanowili praktykujący katolicy. Górny Śląsk miał duże znaczenie dla niemieckiego przemysłu wojennego. Nie bez znaczenia były również pseudonaukowe teorie teoretyków z Urzędu do spraw Rasowo-Politycznych NSDAP o strukturze ludnościowej Śląska i historyczna przeszłość tych ziem. Wszystko to skłoniło okupanta do zastosowania wobec Krk swego rodzaju taktyki kompromisu. W utrzymaniu spokoju na Śląsku nieocenione usługi oddał okupantowi biskup katowicki Stanisław Adamski. Objął on diecezję katowicką (śląską) w 1930 r. Jego oportunizm okazał się przydatny w kontaktach z hitlerowcami. Już 13 września 1939 roku, (a więc w czasie, gdy z powodzeniem broniła sie jeszcze Warszawa) biskup Adamski wystosował w języku niemieckim list pasterski, podpisany przez kilkudziesięciu księży diecezji, a zaczynający się od słów Libe Christen („Drodzy chrześcijanie”). Czytamy w nim: „Współpracujcie
N
uczciwie z władzami niemieckimi. Dopilnujcie, jak dobrzy chrześcijanie i obywatele, wszystkich ustaw i rozporządzeń niemieckich władz wojskowych i cywilnych. Ufajcie bezwzględnie organom mianowanym w waszych gminach przez władze niemieckie. Drodzy chrześcijanie, słuchajcie przestrogi waszych księży. Wtedy w naszym kraju przyświeci słońce szczęśliwej przyszłości (...), a teraz do pracy, z Bogiem”. W kwestii spisu policyjnego ludności na Górnym Śląsku w grudniu 1939 r. biskup Adamski zalecił swoim parafianom, a także księżom, aby deklarowali przynależność do narodowości niemieckiej. Zalecał ludności śląskiej podpisywanie folkslisty. Środowiska katolickie, próbując dziś usprawiedliwić postawę biskupa Adamskiego, mówią jedynie o „maskowaniu się” i „udawaniu” przechylania się na stronę niemiecką. A co mają mówić? Słuszne spostrzeżenie poczynił jednak w tej kwestii Marian Orzechowski, tak pisząc: „Wszyscy księża uznani przez okupanta za autentycznych i aktywnych Polaków, zostali aresztowani i osadzeni w więzieniach i obozach koncentracyjnych. Automatycznie więc wzrosło znaczenie duchownych o jawnie niemieckim lub proniemieckim nastawieniu, albo też po prostu
a łamach „Gościa Niedzielnego” zachęca się ludzi do tego, aby zaufali dogmatom Kościoła kato lickiego, bo „jest to racjonalne”. Ale jak można ufać notorycznemu kłamcy? Wspomniany tygodnik katolicki prezentuje wiarę w katolickie prawdy wiary jako antidotum na rozterki czasów niepewności. Jak pisze ksiądz Tomasz Jaklewicz, „wolnomyśliciel jako kryterium prawdy uznaje tylko siebie samego. Wierzący w kościelne dogmaty wyraża zaufanie do wspólnoty Kościoła, do której należy. Dlaczego ta pierwsza postawa uchodzi za bardziej racjonalną od drugiej?”. Zanim spróbuję owemu księdzu odpowiedzieć na pytanie dotyczące racjonalności zaufania „wspólnocie Kościoła”, muszę rozprawić się z propagowanym przez niego twierdzeniem, że wolnomyśliciele w jakiś szczególny sposób za kryterium prawdy uznają samych siebie. Po pierwsze, żaden racjonalny wolnomyśliciel nie uważa siebie za człowieka, który posiadł prawdę o świecie. Raczej ciągle jej poszukuje i stara się badać opinie o samym sobie i świecie według kryteriów, jakich dostarcza nauka, a zwłaszcza logika. Oczywiście, to zawsze on sam decyduje o tym, co w danym czasie uważa za uzasadnione czy
narodowo obojętnych, skłonnych do kompromisów z nową władzą w imieniu interesów Kościoła (...). Apele bpa Adamskiego o deklarowanie narodowości niemieckiej padły wśród pozostałego na wolności duchowieństwa na podatny grunt. To, co dla Adamskiego mogło być wyrazem taktyki maskowania się, taktyki obliczonej na przetrwanie, dla podległego mu kleru było zupełnie czymś innym”. (M. Orzechowski, „W sprawie hitlerowskiej polityki narodowościowej na Górnym Śląsku w latach 1939–1945”). Znamienne jest to, że na autorytet biskupa Adamskiego powoływał się w czasie swojego procesu ks. Roman Gradolewski z Łodzi, skazany w 1949 r. przez sąd polski na karę śmierci. Jako współpracujący z gestapo folksdojcz, mający na sumieniu wielu zamordowanych, tłumaczył się on w ten sposób, że wykonywał jedynie zarządzenia polskiej hierarchii kościelnej – w tym biskupa Adamskiego – która nawoływała do lojalności wobec władz niemieckich i wykonywania jej zarządzeń. Podobnie tłumaczyli się zbrodniarze niemieccy w Norymberdze, zwalając całą winę na Hitlera. W okresie okupacji, zwłaszcza na terenie Generalnej Guberni, bardzo ostro oceniano postawę biskupa Adamskiego. Wiele nowych kontrowersji wzbudziło jego orędzie w sprawie zniesienia nabożeństw w języku polskim w diecezji katowickiej. Powołując się na dobro kościelne, kapłanów i diecezji, bp Adamski
bardziej odpowiadające rzeczywistości. Jego zawodny rozum jest bowiem jedyną bronią, jaką posiada w walce z urojeniami i fantazją własną i cudzą. Ale także ludzie wierzący ostatecznie sami decydują o tym, czy uznać
zarządził, że od dnia 3 czerwca 1940 roku „ustają zasadniczo w niedzielę i dni powszednie nabożeństwa z kazaniami i śpiewami w języku polskim (...), także nabożeństwa dodatkowe, jak nieszpory, nabożeństwa majowe, czerwcowe, różańcowe, postne (...)”. Odtąd też zebrania wszystkich kościelnych stowarzyszeń miały odbywać się w języku niemieckim. Język polski wyeliminowany został również z katechizacji dzieci. Innym posunięciem, po myśli okupanta, było umieszczenie przez biskupa Adamskiego 46 kleryków pochodzących z podległej mu diecezji w seminariach w Rzeszy. Podziemie
materialne (w tym mienie parafii), które należą do biskupów. Nie ma też wspólnego dochodzenia do prawd wiary, bo są one narzucane wiernym przez sobory i papieży. Zamiast więc pytać o zaufanie do „wspólnoty
ŻYCIE PO RELIGII
Zaufać kłamcom jakieś dogmaty, czy autorytety za prawdziwe. W tym sensie zawsze każdy z nas, w jakiekolwiek nonsensy by wierzył, zawsze pozostanie dla siebie owym kryterium prawdy. Powróćmy jednak do tego, czy zaufanie „wspólnocie Kościoła” jest racjonalne. Zacznijmy od tego, że nie istnieje żadna „wspólnota Kościoła”. Jest to tylko zgrabny zwrot szczególnie chętnie używany w ostatnich latach po to, aby zamazać prawdziwy charakter tego, czym jest w istocie Kościół rzymskokatolicki. Składa się on, jak chyba żadna inna wspólnota religijna, z kasty władców i szerokiej rzeszy poddanych. Nic tam nie jest wspólne, a już z pewnością nie dobra
Kościoła”, która nie istnieje, należy postawić pytanie, czy warto ufać hierarchii kościelnej, bo to ona jest Kościołem w ścisłym sensie tego słowa i ona jest twórczynią dogmatów. Racjonalna analiza historii Kościoła jasno wskazuje, że nie ma podstaw do obdarzania tej struktury zaufaniem. Wszystko tam trąci kłamstwem i manipulacją, począwszy od fundamentów wiary, czyli Biblii i tradycji, a skończywszy na skompromitowanych współczesnych przedstawicielach hierarchii kościelnej. Nie ma żadnych wątpliwości, że „nieomylne słowo Boże” było wielokrotnie przeredagowywane i poprawiane, a mimo to jest nadal pełne sprzeczności i niejasności. Nawet kościelni znawcy
prolondyńskie uznało to za poważny błąd katowickiego ordynariusza. Stwierdzono, że klerycy ci mogli uzyskać możliwość ukończenia studiów w Generalnej Guberni w drodze konspiracyjnej. A tak narażeni zostali w ogromnym stopniu na zgermanizowanie czy wręcz wcielenie do niemieckiego wojska. Negatywne opinie o biskupie Adamskim znalazły swoje odzwierciedlenie w sprawozdaniach Delegatury Rządu Londyńskiego. W jednym z takich sprawozdań z 1941 r. pisano: „Donosiliśmy już poprzednio, jak bolesne ciosy zadał ten pasterz katolikom śląskim (...). Otóż ten prałat, którego cała poprzednia działalność nosiła zawsze cechy płynięcia z wiatrem, by tylko wypłynąć na wyższe stanowisko, usiłuje teraz postępowanie swoje na Śląsku tak przedstawić, jakby nim rządziła troska o Kościół i jakby sprawę narodową poświęcał dla wyższej sprawy kościelnej. I w tym fałszywym przedstawieniu sprawy powołuje się on na nuncjusza Orseniego, twierdząc, że zawsze działał w ścisłym z nuncjaturom porozumieniu (...). Otóż musimy tu stwierdzić przed Bogiem i sumieniem, że tak nie jest (...)”. Po wojnie kontrowersyjny biskup dolał oliwy do ognia, podejmując próbę obrony wobec władz polskich biskupa gdańskiego Spletta. Twierdził, że oskarżony wcale nie był hakatystą ani hitlerowcem, a całą winę zrzucił na... specyficzne warunki na tym terenie. W latach 1952–1956 biskup Adamski został przez władze komunistyczne usunięty z terenu diecezji katowickiej pod zarzutem współpracy z okupantem hitlerowskim. ARTUR CECUŁA
Pisma przyznają, że Jezusowi wkładano w usta zdania, których nie tylko nie wypowiedział, ale których żadną miarą wypowiedzieć nie mógł. Jego biografię skrojono tak, aby „wypełniła się” w niej jak największa ilość proroctw mesjańskich Starego Testamentu. Także kościelna Tradycja była kształtowana w taki sposób, że z jej dorobku usuwano twierdzenia przebrzmiałe, które nie pasowały do aktualnej polityki papiestwa, a akcentowano mało kiedyś znaczące, ale przydatne w danym momencie wypowiedzi tzw. ojców Kościoła. W taki właśnie sposób np. przemilcza się współcześnie gigantyczny antysemicki „dorobek” Tradycji, bo nie pasuje on do obecnej polityki Watykanu. Pomija się także na tej samej zasadzie naukę wybitnych teologów o początku człowieczeństwa płodu, bo nie pasuje ona do modnej obecnie antyaborcyjnej krucjaty papiestwa i popularyzowanej wiary w pełne człowieczeństwo od poczęcia zygoty. Warto także przypomnieć, że papiestwo było autorem i promotorem największego oszustwa w historii Europy – słynnej donacji Konstantyna, która uzasadniała istnienie Państwa Kościelnego oraz świecką władzę papiestwa. Kłamstwo donacji, wbrew opiniom uczonych, głoszono przez 1200 lat! Zaiste, warto ufać „wspólnocie Kościoła”... MAREK KRAK
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r. stota konfliktu między nauką i religią nie zasadza się na oficjalnych deklaracjach wzajemnych, konferencjach pojednania, dziesiątkach nowych publikacji przekonujących, że konflikt jest mitem, albowiem kwestia wzajemnego nastawienia naukowców i ludzi Kościoła jest drugorzędna. Jakkolwiek konflikt między nauką i wiarą często, w przeszłości zwłaszcza, uwarunkowany bywał wzajemną niechęcią ludzi Kościoła i nauki, to jednak istotą było przede wszystkim głębsze oddziaływanie na siebie obu tych sfer ludzkiego życia. Realność tego konfliktu ma na swoje potwierdzenie zasadniczy argument: fakty. Faktem jest, że nauka
I
Jednak dla coraz większej liczby wiernych „wysepki” te są już za małe, wiara zamiera, odchodzi do lamusa, a religijność degraduje się do kategorii przeżyć bądź to wspólnotowych, bądź indywidualnych – religia zmienia swój charakter i coraz bardziej traci swój aspekt wiary (intelektualne rozważania teologiczne) na rzecz aspektu uczuć; analizę sacrum wypiera jego doświadczanie. Obecnie, w kontekście postmodernizmu, jest moda na religijność subiektywistyczną i idealistyczną, realizowaną zwłaszcza w ramach New Age. Solipsyści mają zwyczaj mówić: „Jestem bogiem”. Jeden z nich, pewien jogin, zapewniał mnie nawet, że ja też jestem bogiem.
PRZEMILCZANA HISTORIA olbrzymią część publicznych nieruchomości w ramach różnych „rekompensat”. Nauka polska jest biedna i łatwo może być podkupywana przez potężny majątkowo Kościół. Jednak „ochrzczenie” ewolucji przez główny nurt Kościoła oraz jego rosnący sceptycyzm wobec tzw. cudów są bardzo pozornymi dowodami na zgodę Kościoła i nauki. O ile Biblię i jej kosmologię, zoologię i przyrodoznawstwo w zasadzie spisano już na straty, o tyle o człowieka wciąż toczy się bój i nauki antropologiczne wielokrotnie skazane są za konflikt z tradycyjnymi wierzeniami Kościoła. Seksuologia, psychologia ewolucyjna, psychiatria, genetyka i biotechnologia są skazane na
stanie się głównym problemem Kościoła, jeśli ten będzie jeszcze wówczas liczącym się graczem społecznym. To, że obecnie Kościół zdaje się mocniej walczyć z New Age niż z racjonalistyczną nauką, jest tylko kwestią czasu. Wkrótce znów nauka stanie się głównym problemem religii. I technika również. Kto wie, czy to nie technika ostatecznie rozbije zdolność człowieka do myślenia o zaświatach. Otóż gry komputerowe oraz cyberprzestrzeń i wirtualna rzeczywistość zmieniają sposób myślenia. Człowiek nabiera przeświadczenia, że sam może tworzyć fikcyjne i alternatywne światy i rzeczywistości, sam może się bawić w kreatora. Inne życia dostępne będą coraz
KOŚCIÓŁ I NAUKA (30)
Uwiąd wiary Czy konflikt między nauką i religią jest dziewiętnastowiecznym „mitem”, czy może jednak czymś realnym? sprzyja deprecjonowaniu znaczenia religii w ludzkim życiu. Zauważył to Czesław Miłosz: „Dość przyglądać się zamożnej i sytej części ludzkości w krajach Zachodu, żeby stwierdzić, że wyobrażenia religijne uładzonego kosmosu rozpadają się pod naciskiem samej nauki i techniki (...). W jakim momencie pochrześcijańskiej cywilizacji naukowo-technicznej jesteśmy, odgadnąć trudno, bo skoro przebywamy wewnątrz niej, brak nam perspektywy. Niemniej jednak z obserwacji takich krajów jak Anglia czy Francja, ze spadku liczby kandydatów do stanu duchownego, z teologii »śmierci Boga« i teologii »Deus otiosus«, czyli Boga bezczynnego, wyłania się obraz daleko posuniętego odpływu wiary” („Państwo wyznaniowe?”, „Gazeta Wyborcza” z 11.05.1991 r.). Najtrafniej ujął to S. Weinberg, mówiąc, że „nauczanie nowoczesnej nauki jest czynnikiem korodującym dla wierzeń religijnych”. Faktem jest też, że Kościół, zdając sobie z tego sprawę, gwałtownie przeciw temu zjawisku występował, starając się albo dusić rozwój naukowy, albo ograniczać go poprzez podporządkowanie swoim naukom, w ostateczności tylko uciekając się do teorii „dwóch prawd”. Faktem jest to, że wśród naukowców jest nieproporcjonalnie więcej ludzi niewierzących niż wśród reszty społeczeństwa. Do dziś aktualność zachowuje uwaga La Mettriego: „(...) badania nad nią [przyrodą] mogą skłonić do niedowiarstwa, jak tego dowodzi sposób myślenia wszystkich badaczy, którzy osiągnęli bardzo dobre wyniki”. Faktem jest wreszcie to, że rozwój nauk przyrodniczych, dających wiedzę o świecie, wiąże się jednocześnie ze spychaniem wiary religijnej na coraz mniejsze wysepki ludzkiej niewiedzy.
Postmodernizm zespolony ze skrajnym relatywizmem, oprócz tego, że zapewnił „prawdziwą głębię życia” i „przeskoczenie do wyższej rzeczywistości”, w naszej – przyziemnej – przyniósł kryzys racjonalizmu i kwestionowanie sensu nauki (w znaczeniu: science) jako sposobu poznawania świata. Kultura postmodernistyczno-newage’owa ma często, zwłaszcza na Zachodzie, większe wpływy i lepszą prasę niż kultura katolicka, toteż część ludzi nauki obecnie większe zagrożenie upatruje w tym nurcie, nie zaś w dawnych ideologiach religijnych. Na tym swoje interesy próbuje rozgrywać Kościół, kreując się często na obrońcę nauki i zdrowego rozsądku przeciw nowym zabobonom. Umiarkowane skrzydło Kościoła wielokrotnie podpiera się nauką w swej polemice z „okultystyczną” pseudonauką i nowymi wierzeniami. Fakt, że dziś nauka często nie jest przez Kościół frontalnie atakowana, bo ten ma znacznie większe problemy i zagrożenia, i w związku z tym często wręcz kokietuje naukę, nie jest jednak powodem, aby ludzie nauki i racjonaliści akceptowali sojusz racjonalno-klerykalny w obronie nauki przed współczesnymi zagrożeniami. To, że ksiądz George Zabelka pobłogosławił niegdyś bombę atomową, która rozwaliła Hiroszimę, nie usprawiedliwia dodawania kościelnej celebry do jubileuszu krakowskiego instytutu fizyki jądrowej i usadzania Macharskiego w loży honorowej, jak gdyby eminencja wiele dla fizyki zrobił. Często niestety bardzo prozaiczne powody odpowiedzialne są za przyjmowanie kościelnego patronatu dla naukowych imprez – np. duże możliwości lokalowe Kościoła, który w okresie po 1989 roku zagarnął
Julien Offray de la Mettrie
rosnący konflikt z Kościołem. Poddanie się czarowi kokieteryjnych banałów o tym, jak wielkie postępy zrobili teologowie katoliccy od czasów Galileusza, grozi zahamowaniem w przyszłości rozwoju tych dziedzin nauki, które będą miały najbardziej rewolucyjne znaczenie cywilizacyjne, a które już dziś Kościół zaczyna coraz śmielej oprotestowywać jako „sprzeczne z prawem naturalnym”. Te dziedziny zwiększą w przyszłości jakość życia ludzi i powiększą zadowolenie z życia coraz szerszych warstw społecznych, a tym samym przyczynią się do dalszej marginalizacji znaczenia religii w życiu zsekularyzowanego Europejczyka. Wzrost szczęścia „ziemskiego” jest sprzeczny z interesami Kościoła, który żyje ze sprzedawania obietnic szczęścia „pozaziemskiego”. Stoimy u progu znacznego przyspieszania rewolucji naukowej. Pozory dominacji w kulturze nowych form irracjonalizmu przeminą jako typowa moda kulturowa. A nauka i technika zostaną, coraz mocniej i bardziej wymiernie wpływając na ludzkie życie. I to nauka znów
łatwiej w cyberprzestrzeni, więc nie ma potrzeby czekać aż do swojej śmierci. Przy światach wirtualnych, księżowskie zaświaty wydają się anachroniczne jak wczorajsza bajka. Jan Paweł II wyklinał „eugeniczną aborcję”, to znaczy przerywanie ciąży ze względu na znaczne uszkodzenie płodu. Uszkodzone płody niech będą błogosławione! Kościół raduje się z niepełnosprawności, chorób, wojny i nieszczęścia. Oczywiście nie wypada tego głośno mówić, bo to nieładnie brzmi. Ale to przecież tak banalne jak śnieg zimą. Człowiek szczęśliwy idzie się bawić, człowiek nieszczęśliwy walczy o szczęście, a człowiek beznadziejnie nieszczęśliwy – idzie do księdza lub szamana. Nauka daje nadzieję. Nauka zwiększa ilość szczęścia. Wyeliminowała mnóstwo takich chorób, które dawniej kładły nas jak muchy. Notoryczni pesymiści mówią, że pojawiło się wiele innych. Ale to demagogia. O tym, że nauka realnie przełamuje nasze choroby, świadczy nasza wzrastająca długość życia. Żyjemy dwa razy dłużej niż
17
u początków współczesnej rewolucji naukowej. Chyba nikt nie będzie się upierał, że zawdzięczamy to duchowości księżowskiej lub newage’owej. To „bezdusznej” (niemistycznej) nauce i technice zawdzięczamy to, że przywilej korzystania z kultury, który kiedyś był elitarny, dziś jest masowy, powszechny. Oczywiście, miliony ludzi żyje wciąż poniżej minimum egzystencji, lecz jest faktem, że dziś zdecydowanie więcej osób może sobie pozwolić na rozrywkę, podróże i refleksję poza kieratem zarabiania na chleb. Człowiek mający „realną” nadzieję jest dla Kościoła na ogół bezużyteczny. Nauka i technika są więc najgorszymi wrogami Kościoła. Dają zrozumienie i możliwości. A także poczucie mocy i wiary w człowieka. Technika może Kościołowi odebrać upośledzonych. Oto widzę na blogu jakiegoś natchnionego katolika obrazek hostii podpisany „Panaceum – panis vitae” (chleb życia), pod którym znajdujemy instrukcję: „Wskazania: leczy ślepotę, głuchotę, krwotoki wewnętrzne i zewnętrzne, chromość, trąd, a nawet śmierć. Przeciwwskazania: brak. Skutki uboczne: pożądane – życie wieczne. Dawkowanie: spożywać przynajmniej raz dziennie. Adorować bez ograniczeń”. Cena ponoć promocyjna, ale jak to z promocjami bywa – nie za tanio, nie za dobrze. Dzięki technice człowiek chromy – zamiast ślęczeć w kościelnej ławce i modlić się o nową nogę (lub jeśli ma mniej wiary, to o przyszłe słodkości niebieskie z anielicami lub aniołami) – będzie mógł sobie taką nogę naprawić i iść się bawić już tutaj. Poza tym jest jeszcze cyberprzestrzeń. Zamiast użalać się nad swą niedolą w kościele, będzie można w cyberprzestrzeni wykreować swoją alternatywną rzeczywistość, która w pełni zaspokoi potrzebę uczestnictwa w kulturze, będzie bowiem sukcesywnie coraz lepiej emulować zwykłą rzeczywistość. A przede wszystkim dawać możliwość kontaktu z innymi ludźmi. Być może dla wielu ludzi wydaje się to dziwne i sztuczne, lecz nie będzie takim dla nowych pokoleń, tak jak dla nas niczym dziwnym nie są pudła z ekranem, szafy grające, a nawet powiększanie sobie piersi czy poprawianie nosa. Zamiast modlić się do cudzego boga, lepiej stworzyć własnego. Jeszcze dużo nam brakuje do tego, aby w pełni zapanować nad biologią. Nie ma jednak powodów, aby skazywać upośledzonych sprawnościowo na Kościół i modły. Niewątpliwie więc nauka i technika to dzieła diabelskie. Zbyt już jednak dzisiaj silne, by im to w oczy powiedzieć... A w Polsce jak to w Polsce: kiedy Lucjan P., profesor chemii Uniwersytetu Warszawskiego, dowiedział się, że chcemy zmienić przepisy chroniące uczucia religijne, stwierdził, że ta inicjatywa wynika z defektów naszej duszy. I chyba się tego nie wstydzi. Może dostanie Templetona. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
K
ościół przypisuje zarządzeniom soborów najwyższe znaczenie. Niestety, nie wszystkim... Kościół katolicki uważa, że sobór powszechny, czyli zjazd biskupów na czele z papieżem, ma rangę niepodważalnego autorytetu, a jego dekrety nie ustępują znaczeniem samemu objawieniu. Nic dziwnego,
chcąc zrekompensować podwładnym przykry obowiązek celibatu, przymknęła oko na dawne postanowienie. W 451 roku odbył się w Chalcedonie ważny sobór, po którym część chrześcijan (Egipt – monofizyci) opuściła szeregi „boskiej” instytucji. Katolicy ogłosili wówczas, że Chrystus ma dwie natury. Zupełnie zapomnieli jednak o innych
uchwały drugiego soboru na Lateranie z 1139 roku i stwierdził, że kler nie ma prawa pobierać opłat za „udzielenie bierzmowania, ostatniego namaszczenia (dziś namaszczenie chorych) i pogrzebu”. Swoją drogą, część księży wolałaby zrezygnować z nicejskiego credo niż z wynagrodzenia za pochówek. Również dlatego, że dziś nie przestrzega się
Zapomniane postanowienia przecież wyznanie wiary i szereg dogmatów rzymskiej religii to właśnie twórczość soborów. Twórczość nie podlegająca żadnej dyskusji, bo opatrzona klątwą, czyli anatemą („kto tego nie uznaje, niech będzie wyłączony ze społeczności Kościoła”). Dzięki soborom katolicy wierzą w bóstwo Jezusa, w boże macierzyństwo Maryi oraz w to, że papież jest... nieomylny w sprawach wiary i moralności. Jednak większość soborowych kanonów jest dziś zapomniana czy wręcz odrzucona przez Kościół, który tłumaczy, że inną wagę mają postanowienia dogmatyczne, a inną (mniejszą) dyscyplinarne. Jest to wyraźna niekonsekwencja, tym boleśniejsza, że zapomniane przepisy 21 uznawanych przez Krk soborów często mają ludzką twarz. Już pierwszy, akceptowany przez większość chrześcijan sobór w Nicei (325 r.) stwierdził, że „zakazuje się mieszkania duchownych w jednym domu z kobietami, chyba że należą do rodziny”. To samo powtórzył w wiekach średnich sobór laterański I (1123 rok), jednak hierarchia katolicka,
W
przepisach Chalcedonu... Sobór ten postanowił mianowicie, że „duchowni nie powinni zajmować się sprawami doczesnymi”, oraz „nie wolno im oddawać swoich spraw do świeckich trybunałów”. W otchłań niepamięci poszła też część kanonów soboru z lat 869–870 (Konstantynopol IV). Zgromadzenie biskupów orzekło wówczas, że świeccy nie mogą być dopuszczeni do biskupstwa i należy zachować odstępy czasowe między święceniami. Inne twarze zdobiłyby dziś rzymską Bazylikę św. Pawła za Murami, gdyby katolicy posłuchali postanowień tego soboru. Nie byłoby św. Grzegorza VII i paru papieży, nie wspominając o biskupach i prymasach. Jeśli spojrzymy na Jasną Górę, Licheń, na mapę klasztorów i sanktuariów, to jasne się stanie, że zlekceważono kolejne zarządzenie wspomnianego wyżej soboru laterańskiego I, który powiada, iż „zakazuje się mnichom celebrowania publicznie mszy”. Awanturę wywołałby ten, kto przypomniałby własnemu proboszczowi
Swobodnem na Syberii podziemny bunkier przeciwatomowy przerobiono na kaplicę katolicką, a w ukraińskiej wsi Perechody kościół urządzono w cysternie. W Polsce tak oryginalnych obiektów sakralnych nie ma, ale niejeden katolicki kościół mieści się w byłym kinie, restauracji, remizie, dworku, stodole czy stajni. Pomysł, żeby na kościoły adaptować różnego rodzaju świeckie budynki, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie narodził się w epoce PRL, ale już w czasach II Rzeczypospolitej. Po odzyskaniu w 1918 roku niepodległości w Polsce brakowało wszystkiego, ale niektórym jak zwykle najbardziej brakowało kościołów. Początkowo nagminnie na tymczasowe kościoły i kaplice zamieniano szkoły, a z czasem zainteresowano się innymi obiektami. W Siemianowicach Śląskich na kościół św. Antoniego Padewskiego zaadaptowano wzniesioną w 1914 roku, według projektu Theodora Heidricha, halę targową, dobudowując do niej w latach 1927–1931 prezbiterium i fasadę z dwiema wieżami. W Downarach w latach 1926–1930 na kościół MB Anielskiej przebudowano dawne kasyno. Kościół
postanowień III soboru laterańskiego (1179 r.), który zarządził, żeby „kandydaci na proboszczów byli ludźmi światłymi i czystymi moralnie”. Część zarzuconych przepisów nadal cieszy się jednak sympatią wielu duchownych. Reaktywowany niedawno przez Głódzia prałat Jankowski jest zwolennikiem przepisu wymyślonego przez sobór laterański IV (1215 r.), który postanawia: „Nie powinno się powierzać Żydom zadań publicznych”. Ksiądz od Brygidy zasłynął m.in. stanowiskiem, że Żydzi nie mogą rządzić w Polsce, choć pewnie nie słyszał o kanonie soboru, a może nawet i o soborze laterańskim. A warto o nim coś wiedzieć. Bo to Lateranum IV zakazało zakładania nowych zakonów i choć to samo orzeczenie powtórzył sobór lyoński II (1274 r.), to od tamtego czasu powstało setki zgromadzeń, by wspomnieć tylko o paulinach i jezuitach. Odrzucone przepisy kościelne są faktem. Powstaje tylko pytanie, czy Duch Święty spał w momencie ich uchwalania, czy wtedy, gdy z nich rezygnowano... o. Pius
św. Kamila w Zabrzu to zaadaptowana w 1928 roku na potrzeby kultu sala teatralno-kinowa, o czym wiernym do dziś przypominają balkony wokół nawy głównej. W budynkach po restauracjach do dziś mieszczą się m.in.
Z DZIEJÓW KOŚCIELNEJ GŁUPOTY
Radość z trupa Przed stuleciem anarchista zamordował króla włoskiego. W prasie polskiej największą radość z tego okazywały pisma... katolickie. Oto jak lewicowe, antyklerykalne pismo „Naprzód” relacjonowało wówczas reakcje klerykałów. „Kimże był król Humbert? Synem nieodrodnym tego, który oddał się duszą i ciałem owemu światu pogańskiemu, demagogii, która burzyła ołtarze Pańskie, znosiła trony i targnęła się na świętość największą na świecie: na stolicę Namiestników Chrystusowych i ich dziedzictwo. Oszalała zwycięstwem tłuszcza włożyła zbrodniczą dłonią koronę królewską na skroń swego ulubieńca. W trzydzieści zaś lat później następca Wiktora Emanuela, Humbert, który podobnie jak jego rodzic schlebiał najniższym instynktom synów rewolucyi, padł bez życia rażony kulą rewolwerową, wymierzoną w serce przez potomków jego własnych poddanych, którzy po zaborze Rzymu, wznosili okrzyki tryumfu na cześć króla zwycięscy”. Jakaż straszna mściwość przebija z tych słów! Nie mogą jezuici darować Humbertowi tego, że ojciec jego pozbawił papieża władzy świeckiej. Rozkosz szatańska ich ogarnia na widok tego aktu dziejowej nemezys. Niech ród ten przekleństwo ściga do dziesiątego pokolenia! To pobożne życzenie łatwo wyczytać między wierszami zacytowanego wyżej artykułu „Ruchu Katolickiego”. Za to „Czas”, „Przegląd” i „Narodówka”, które zawsze Humberta, dopóki żył, błotem obrzucały jako głowę masoneryi i podżegały do nienawiści przeciw niemu jako wrogowi Kościoła i dręczycielowi papieża,
Częstochowskiej. W neobarokowym wnętrzu świątyni zachowały się dawne pałacowe filary wzorowane na greckich kolumnach. Kościół Matki Boskiej Częstochowskiej we Wrocławiu do 1947 roku był pałacykiem myśliwskim.
teraz, gdy zwąchały przy tem morderstwie tak pożądaną pieczeń represyj przeciwko ruchowi ludowemu, zwinęły chorągiewki i rozpływają się w pochwałach dla zamordowanego króla. jeden tylko „Ruch Katolicki” niczego mu nie zapomniał – nawet nad niewyschłą jeszcze kałużą krwi. Nie ulega kwestyi, że do zbrodni popchnęły Bressiego pilnie przezeń czytywane artykuły klerykalnych pism włoskich – „Czasów”, „Przeglądów”, „Ruchów Katolickich”, Narodówek”, „Głosów Narodu” itp. organów papieskich, które Humberta przedstawiały stale jako potwora, wroga wiary i Kościoła, poganina, tyrana. Wszelkie więc środki represyjne zwróciłyby się w pierwszym rzędzie przeciwko nim samym, przeciwko klerykałom i prasie klerykalnej. A jeszcze jeden szczegół: Przy Bressim znaleziono numer dziennika włoskiego „Osservatore Romano”, zawierający telegraficzne streszczenie ostatniej mowy cesarza Wilhelma II, w której zagrzewa do masowego morderstwa i niebywałych okrucieństw, oraz depeszę o nabożeństwach, odprawianych w Niemczech za pomyślność zamysłów ces. Wilhelma. Telegramy powyższe były zakreślone ołówkiem. Łatwo teraz odgadnąć, skąd ten ciemny fanatyk czerpał natchnienie do swej strasznej zbrodni... Toteż wstrętem musi każdego przejąć obłuda, z jaką nasze organy konserwatywne usiłują świeżego trupa wyzyskać do swych celów politycznych. Jedyny z nich „Ruch Katolicki” dał szczery wyraz swym uczuciom. (Zachowano pisownię oryginału) P.Sz.
od hrabiego von Groelinga budynki folwarczne – kościół św. Jana Chrzciciela (konsekrowany w 1931 r.) urządzono w stodole dworskiej, a plebanię w spichlerzu. Na kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kochcicach
Kościół w kinie i w stajni konsekrowany w 1931 roku kościół św. Antoniego w Zabrzu oraz konsekrowany w 1932 roku kościół św. Paschalisa w Raciborzu. Ustanowiony w 1925 roku kościół św. Stanisława Biskupa we Wrzeszczu to dla odmiany dawna konna ujeżdżalnia wojskowa, a poświęcony w 1929 roku kościół NMP Częstochowskiej w Sosnowcu był wcześniej halą zborną budynku kopalnianego. W Ostrówku w 1921 roku parafianie wykupili dawny pałac Grodziskich i zaadaptowali go na kościół Matki Boskiej
W latach 1966–1968 częściowo na katolicką świątynię zaadaptowany został unikalny renesansowy dwór z 1571 roku w Nawojowie Łużyckim. Parafianie nie gardzili również budynkami o mniej szlachetnym rodowodzie. W Korzeniu w 1927 roku na kościół św. Walentego wykorzystano pochodzący z XIX wieku murowany spichlerz. W Żernikach przerobiono zakupione w 1930 roku
w latach 1945–1946 przekształcono dawną stajnię hr. Ludwika Karola Ballestrema. W Wierzchucinku w 1957 roku na kościół Matki Bożej Szkaplerznej przemieniono dawną halę gorzelni i fabryki farb, a w Kiełczu zaadaptowano dziewiętnastowieczną remizę strażacką. Oryginalną bryłą wyróżnia się kościół Matki Boskiej Częstochowskiej w Szczecinie, mieszczący się w wieży ciśnień wzniesionej w latach 1863–1865 dla miejskich wodociągów. W latach 80. i 90. XX wieku do szesnastobocznej wieży o średnicy podstawy 30 m i wysokości 14 m dobudowano dwie kaplice, kruchtę i zakrystię, nadając budowli zarys krzyża greckiego. AK
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
LISTY Eskalacja strachu To nie przypadek, że zagrożeniem Polski ze strony rosyjskiego niedźwiedzia straszy nas pan Lech Kaczyński i w oględniejszy sposób ekipa pana Tuska. O co idzie? Otóż o to, że zarówno PiS, jak i PO nie spełniły nadziei polskiego społeczeństwa. Zanosi się, że zapowiadane przez Tuska cuda i plany podniesienia dobrobytu i egzystencji Polaków nie ziszczą się. A więc trzeba znaleźć sposób na odwrócenie uwagi Polaków od niespełnionych obiecanek quasi-zamordystycznych rządów Kaczyńskich i ślamazarnych poczynań rządu Donalda Tuska. Nadarzyła się więc okazja odwrócenia uwagi od problemów wewnętrznych kraju poprzez straszenie społeczeństwa rzekomym zagrożeniem ze strony Rosji. I to się panom kierującym rządami prawicowymi udało. Nadal dmą w tę trąbkę, bo to się im opłaca. To taki wspólny „pijar” nieudacznych administratorów tego kraju. I „ciemny naród to kupi” – jak mawiał pan Kurski, znany bulterierek! Polacy, opamiętajcie się, nie dajcie się wpędzać w maliny! M.
Mundurowi niech pracują dłużej Rada Krajowa stowarzyszenia Ruch na rzecz Nowoczesnej Polski, Rodziny i Społeczeństwa Obywatelskiego, reprezentująca opinie społeczno-obywatelskie, krytycznie ocenia bardzo krótki czas pracy upoważniający do bardzo wczesnego przechodzenia na emerytury przez pracowników służb mundurowych: wojskowych, policjantów, strażaków itp. Po przejściu na emeryturę podejmują dodatkowo pracę w innych instytucjach, mimo wysokich wynagrodzeń emerytalnych, pozbawiając bezrobotnych miejsc pracy. Aby rozwiązać tę nieuczciwą praktykę, proponujemy, żeby pracownicy wszystkich służb mundurowych korzystali tylko z 5-letnich obniżonych okresów prac, pracowali do 60 roku życia i mieli możliwość wcześniejszego przechodzenia na emerytury, ale dopiero po 25, 30 i 35 latach pracy (w tym również kobiety pracujące w tych służbach). St. Kustosz, Roman Sobczak
z Unii na remonty w mieście, to jeszcze chcą zaśmiecić piękne miasto chyba już 12 „domem Bożym”... Budynek ma powstać na miejscu zabaw dzieci, które i tak nie mają się gdzie bawić. Podobno księża mają zbudować kościół za własne pieniądze, ale i tak każdy wie, że to my, podatnicy, z własnej krwawicy „postawimy im interes”, a i miasto na pewno dołoży sporą sumkę. Najgorsze jest to, że te nasze pieniądze powinny iść na pożyteczny cel: na remont sypiącej się starówki, na miejsce zabaw dla dzieci, rozrywki dla młodzieży, budynki mieszkalne, budowę obwodnicy czy porządnego stadionu, hali sportowej albo basenu.
Mam 19 lat i jestem z Nowego Sącza (bardzo ładne, ale kościelne miasto). Czytam Wasz tygodnik i popieram w 100 proc. Dobrze, że ktoś pokazuje prawdę o Kościele. Wróciłam dzisiaj z długiego weekendu znad jeziora i dowiedziałam się, że na osiedlu nad rzeką Łubinką ma powstać kolejny kościół... Paranoja! Nie dość, że nieudolne władze (oczywiście z PiS-u...) przepuściły 3 mln dotacji
w zagarnianiu wszystkiego, co się da, na „duchowe cele Kościoła”. To chyba jednak nieprawda, że idzie o dusze. Idzie o to, aby jak najspieszniej zagarnąć pod swoje skrzydełka jak najwięcej szmalu. Oczywiście pod wieloma postaciami. A skąd ten pośpiech? Wyjaśnijmy sobie fakt, że władze Kościoła katolickiego mają nosy wyczulone na wahania koniunkturalne tej instytucji. Ich badania i obserwacje wskazują, że coraz więcej owieczek odchodzi od Kościoła, sekularyzuje się. Wymiera „fundament” ich zwolenników, niewykształconych, niekumatych, mentalnie ograniczonych. To odchodzenie od
nowy trzeba płacić księdzu 10 proc. wartości nowego nagrobka? Znajoma za nowy nagrobek zapłaciła 50 tys., a księdzu dała 5 tys., bo tyle zażądał. Przecież upiększyła cmentarz. Czy ta opłata jest obowiązkowa? Czy to etyczne i moralne? Oburzony Szanowny Panie Prawo kanoniczne w żaden sposób nie reguluje spraw związanych z opłatami za prawo do pochówku na cmentarzu oraz za naprawy lub budowę grobowców. Milczy na ten temat także prawo państwa polskiego. Proboszczowie jako administratorzy cmentarzy sami wyznaczają, za co będą pobierać opłaty. Sami także ustalają ich wysokość. Informacje te powinny być jawne i ogłoszone na tablicach przy bramach wejściowych na nekropolię. Redakcja
Jaka nazwa
Nie dalej jak w zeszłym roku mieszkańcy miasta wypełniali ankietę na temat tego, co byśmy chcieli zmienić w Nowym Sączu, i jestem przekonana, że nikt nie chciał następnej świątyni. Nie rozumiem, dlaczego nie zapytali o zgodę mieszkańców osiedla, bo przecież tamten teren należy do spółdzielni, i dlaczego mają go oddać (przepraszam za kolokwializm) za frajer czarnym?! Są ludzie, którzy kategorycznie sprzeciwiają się budowie tam kościoła, ale czy to coś da? Tak samo było z pomnikiem papieża (który z Nowym Sączem nie miał żadnego związku) obok naszego pięknego ratusza – ludzie nie chcieli, żeby tam stał, a i tak stoi i szpeci okolice. Dałabym dużo, żeby Polska przestała być Lechistanem, ale, niestety, czarno to widzę. Dopóki w kraju rządzi ciemnota, nie zmieni się nic. Niestety, muszę przyznać, że jeśli nie dojdzie do zmian, będę zmuszona wyjechać z tego czarnogrodu, a to jest przykre. Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że takich jak my będzie coraz więcej. Natalia
„wiary przodków” staje się zjawiskiem powszechnym w Europie i coraz bardziej widocznym w Polsce. Kościelni mędrcy zdają sobie sprawę, że na tych wątpliwych „prawdach wiary” daleko się nie ujedzie! Podejrzewam, że grozi nam powtórka z rozrywki. Władcy Kościoła w Polsce też zamierzają się zsekularyzować wzorem zakonu krzyżackiego, stać się świeckim holdingiem, koncernem, korporacją... A przecież do tego potrzebne są AKTYWA! Więc je pospiesznie gromadzą. Niech się nasi „bracia w wierze” nie zdziwią, gdy po niedługim czasie usłyszą orędzie świeckiego prezesa korporacji Dziwisza, już nie kardynała, ogłaszającego urbi et orbi, że ten były, jakże spory, sprywatyzowany majątek należy teraz do nich. Prezesem od finansów i gospodarki zostanie Tadeusz Rydzyk w geotermalnej wodzie moczony. A nasza władza niech nie liczy na to, że ta wesoła kompania złoży jej kiedykolwiek wiernopoddańczy hołd. Ten tupet i pazerność zabiorą ze sobą do swojej nowej firmy! Cz.
Pobił mnie ksiądz Korporacja Krk
Kościelna paranoja
LISTY OD CZYTELNIKÓW
To już przeszło 2000 lat pazerności przedstawicieli Pana B. na ziemi. Polska też od nieco krótszego czasu doznaje przyjemności dzielenia się wszelkimi dobrami z tymi, którzy obiecują nam „życie wieczne”. Jednak w ostatnich czasach to, co dzieje się w naszej ojczyźnie, przekracza wszelkie ramy przyzwoitości. Jesteśmy skutecznie obrabowywani z wszelakich dóbr materialnych w postaci budynków, ziemi i żywej gotówki. Obserwuje się jakiś pośpiech, przyspieszenie
Jestem Waszym stałym czytelnikiem, bo to, co piszecie, jest interesujące, a inne gazety o tym milczą. Czytam też książki księży. Byłem gorliwym i bogobojnym ministrantem, ale 70 lat temu z Kościołem zerwałem z powodu księdza, który bardzo mnie pobił. Przytoczę słowa księdza J. Tischnera o tym, że żadna ideologia nie odpycha od Kościoła tak jak postępowanie księdza. I tak też stało się w moim przypadku. Mam pytanie do byłego księdza: czy z prawa kanonicznego wynika, że za wymianę starego nagrobka na
Chciałbym odnieść się do listu Pana Janusza B. pt. „Zmieńcie nazwę”. Uważam, że w podtytule „FiM” nie może znaleźć się nazwa: chrześcijański. A to dlatego, że wielu czytelników, ja również, żyjemy bez żadnej religii. Jeśli już, to proponowałbym określenie: „tygodnik społeczno-polityczny”. Pan Janusz podważa również prawdziwość teorii Darwina, bo uważa, że człowiek „został zaprojektowany”. Człowiek powstał na drodze ewolucji, konkurując z innymi zwierzętami o przetrwanie. Nie od razu Kraków zbudowano, można by powiedzieć. Człowiek kiedyś mieszkał w jaskiniach. To mózg człowieka rozwinął się ewolucyjnie do stopnia dzisiejszego. I to mózg człowieka zdecydował, że żyjemy w obecnym świecie. Czy to dobre? Uważam, że tak. Kreacjonizm można między bajki włożyć. Waldemar Szydłowski Gdańsk
Satysfakcja Nie mogę do końca zgodzić się z panem podpisującym się Lux Rationis, który w liście „Jeszcze o apostazji” z „FiM” 35/2008 pisze, że nie ma sensu występować do proboszcza o apostazję. Twierdzę, że jest sens. Trzeba iść do plebana w godzinach jego dyżurów, spotkać się osobiście, położyć spokojnie pismo o apostazji i obserwować reakcję (bezcenne!). Na ewentualne pytania należy bez emocji wygarnąć przygotowaną wcześniej formułę na temat jego firmy i zobaczyć jego zdziwioną gębę (bezcenne!). Wychodząc, można rzucić stanowczym głosem „żegnam” (bezcenne!). Zapewniam, że ignorowanie i nieprzyjmowanie wszelkich posług stanie się jeszcze przyjemniejsze! Sam tego doświadczyłem rok temu, a pismo podpisane przez proboszcza jest moim trofeum, którym mogę się pochwalić znajomym (bezcenne!). Gdańszczanin
19
„Nasi” żebracy Pisał o nich ostatnio w „FiM” (30/2008) Jan Nowak-Niejeziorański, który stwierdził: „Ich bezczelność nie zna granic”. Oto kolejny przykład, że tak jest. Ciechanów. Cmentarz na Gostkowie będący we władaniu miejscowego proboszcza. Zamierzam zmienić na grobie rodziców kruszące się płyty z lastriko na marmur lub granit. Zrobił to już sąsiad na grobie swoich bliskich. Groby są wymiarowo identyczne. Sąsiad powiedział, że zapłacił 16 tys. zł, a 10 proc. od tego MUSIAŁ dać proboszczowi. „Gdybym nie zapłacił, proboszcz by mnie nie wpuścił na cmentarz” – dodał ów pan. Pierwsza nasza myśl była taka: nie zmieniać nic na grobie, żeby nie dać zarobić temu bydlakowi. Ale po krótkim czasie przyszła refleksja: jakim prawem jakaś kanalia żąda dodatkowych pieniędzy? A po wtóre: jeżeli Jego Bezczelność zażąda 10 proc., to mu odpowiem: najpierw pokwitowanie na piśmie, na druku parafialnym, z podaniem wysokości pobranej kwoty i stwierdzeniem za co. Pieczątka, podpis. Potem zaś dopiero pieniążki do „szlachetnych” łap. Będę wiedział, co dalej zrobić z takim pokwitowaniem. Apeluję do ludzi – czytelników „FiM” i nie tylko! Nie dajmy się krwiożerczym lumpom, którzy wyciągają zewsząd łapy po nasze pieniądze. Jeżeli będziemy bierni, jeżeli nie będziemy się sprzeciwiać, pozbawimy się tym samym prawa do narzekania. Więcej odwagi, i wszyscy wspólnym frontem przeciw nim!!! WALCZMY Z PASOŻYTAMI I KRWIOPIJCAMI. Ich bezczelność nie zna granic. MD
Szanowna Redakcjo Czy na Waszych łamach mógłbym wystawić na sprzedaż następujące antyki (w nieużywanym stanie): 1 – wieczne zbawienie, 2 – miejsce w niebie, 3 – miejsce w czyśćcu? Miejsce w piekle, jako bardziej atrakcyjne, chciałbym pozostawić dla siebie ze względu na doborowe towarzystwo oraz moją ilość grzechów. Chociaż z drugiej strony, jeśli znajdzie się rzetelny kupiec, to kto wie, czy i tej miejscówki nie odstąpię. Pełną gwarancję, obiektywną i wierzytelną informację programową oraz kolorowe prospekty na temat ww. towaru można uzyskać u każdego księdza w pierwszej lepszej parafii. Pod uwagę będą brane wyłącznie poważne oferty. W ramach promocji cena wywoławcza, dla osób zainteresowanych, jest bardzo przystępna. Na rozpoczęcie licytacji cena każdej pozycji wynosi w dniu dzisiejszym tylko 100 zł. Pisemne oferty należy kierować na adres redakcji „FiM”. Strona kupująca może otrzymać (na koszt własny) notarialny akt kupna-sprzedaży. Stały Czytelnik
20
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Ewangeliczny pacyfizm Od zarania dziejów ludzie zabijali zarówno dla osiągnięcia celów politycznych, ekonomicznych, ideologicznych, jak i w obronie własnych interesów. Kresu wojnom nie położyły nawet tzw. kraje chrześcijańskie. Często je nawet wywoływały. Dziś zaś uczestniczą w tzw. misjach pokojowych. Mam więc pytanie: jak z biblijnego – a ściślej z ewangelicznego punktu widzenia – ustosunkować się do wojny, zabijania i służby wojskowej? Gdyby biblijny punkt widzenia oparty był wyłącznie na pismach Starego Testamentu, można by próbować usprawiedliwić wiele wcześniejszych i współczesnych wojen. Przypomnijmy bowiem, że Księga Powtórzonego Prawa zawiera zarówno przepisy dotyczące prowadzenia wojen (Pwt 20. 10–20), jak też przyzwalała Izraelitom na jej prowadzenie (Pwt 7. 1–5). Czym to wytłumaczyć? Zazwyczaj tłumaczy się to tym, że Izraelici byli jedynie wykonawcami Bożych wyroków na narodach, które dopuszczały się najohydniejszych bezeceństw i zbrodni (Kpł 18. 21, 24, 27; Pwt 12. 29–31; 18. 9–14). Według Biblii, narodom tym dano czterysta lat na opamiętanie (Rdz 15. 13–16). Inni natomiast podkreślają, że postępowanie Izraelitów było po prostu uwarunkowane postępowaniem ówczesnych ludów, które w podobny sposób – a nawet o wiele surowiej niż Izraelici – traktowały swoich wrogów. Niezależnie od tego, które z tych lub innych wyjaśnień jest nam bliższe (i jaka jest nasza ocena biblijnych opowieści), warto pamiętać, że w tych czasach, zarówno wśród Żydów, jak i innych narodowości, istniała wyraźna tendencja przypisywania prawie wszystkiego danemu bóstwu. Przykładem tego może być m.in. boleśnie doświadczony Hiob, który powiedział: „Pan dał, Pan wziął” (Hi 1. 21). Krótko mówiąc, ówcześni Żydzi (i nie tylko oni) uważali, że Bóg jest ostateczną przyczyną wszystkiego, w tym i wojen. Przypisywanie więc Bogu określonych myśli, słów i czynów było w tamtych czasach czymś powszechnym. Zresztą, pod tym względem niewiele się zmieniło. Również dziś możemy się bowiem spotkać z odwoływaniem się do transcendentnej sankcji i usłyszeć: „Pan mi powiedział”, „Pan mi pokazał” itp. Chociaż jest to zazwyczaj jedynie próba obiektywnego uprawomocnienia subiektywnych odczuć i roszczeń. Powracając do wojny, stosunek do niej radykalnie zmienił się dopiero wraz z wystąpieniem Jezusa. Już w Kazaniu na Górze czytamy: „Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani” (Mt 5. 9).
Od samego początku swojej misji Jezus wzywał więc swoich słuchaczy do pokoju. Jego wezwanie dotyczyło nie tylko pokoju z Bogiem, ale przede wszystkim „pojednania z bratem”, a nawet z „przeciwnikiem swoim” (Mt 5. 23–25), czyli pokoju „ze wszystkimi ludźmi” (Rz 12. 18), o ile to – rzecz jasna – od nas zależy. Zwrócił na to uwagę w następujących słowach: „Słyszeliście, iż powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb. A Ja wam powiadam: Nie sprzeciwiajcie się złemu, a jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. A temu, kto chce się z tobą procesować i zabrać ci szatę, zostaw i płaszcz. A kto by cię przymuszał, żebyś szedł z nim jedną milę, idź z nim i dwie (...). Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował bliźniego swego, a będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela swego. A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują” (Mt 5. 38–41, 43–44). Jak łatwo zauważyć, słowa te wykluczają jakąkolwiek formę przemocy. Mówią natomiast o miłości bliźniego, którym – według Jezusa – jest nie tylko rodak, współwyznawca czy sąsiad, ale również każdy znajdujący się w niedoli, jak na przykład ów napadnięty przez zbójców z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10. 29–37). Biblia mówi: „Jeśli łaknie twój nieprzyjaciel, nakarm go chlebem, a jeśli pragnie, napój go wodą” (Prz 25. 21). Słowa Jezusa odczytane w szerszym kontekście biblijnym nie pozostawiają więc najmniejszych wątpliwości, że Jezus nie tylko nie pochwalał wzajemnej nienawiści Żydów i Samarytan, ale również nie nawoływał do zbrojnej obrony przeciwko niesprawiedliwemu (rzymskiemu) prawu okupacji, według którego rzymski żołnierz mógł np. zmusić każdego Żyda do niesienia jego ekwipunku (por. Mk 15. 21). Jezus po prostu zachęcał swoich wyznawców do przezwyciężenia zła dobrem (Rz 12. 21). Nie nawoływał więc do zemsty nawet wtedy, kiedy Piłat krwawo rozprawił się z Galilejczykami (Łk 13. 1–3), a jedynie ostrzegał, że jeżeli naród żydowski nie zechce się nawrócić, to zginie tak samo.
Oczywiście, Jezus nie sugerował by celowo wystawiać się na cierpienie. Zachęcał jedynie, by nie upierać się za wszelką cenę przy swoich prawach. Nie wzywał więc do odwetu, ale do naśladowania Jego stylu życia, m.in. do modlitwy za nieprzyjaciół, podobnie jak On sam to czynił (Łk 23. 34, por. Dz 7. 60; 1 Tm 2. 1–3). Innymi słowy: nakaz Jezusa, by miłować nawet nieprzyjaciół, jest nieograniczony. Jak bowiem powiedział:
Chrześcijanie zresztą surowo potępiali wojny. Wszyscy wybitni pisarze chrześcijańscy aż do III wieku po Chrystusie byli przeciwni również służbie wojskowej. Na przykład Tertulian pisał: „Skoro przykazano nam miłować nieprzyjaciół, kogo mielibyśmy nienawidzić? Skoro zakazano nam odpłacania za niesprawiedliwość inną niesprawiedliwością, któż miałby z naszej winy ucierpieć?” (w: Karheinz Deschner, „I znowu zapiał kur”, t. II).
„Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale je zachować” (Łk 9. 55–56). Słowa te potwierdził zresztą podczas pojmania w Getsemani, kiedy upomniał jednego z apostołów, mówiąc: „Włóż miecz swój do pochwy; wszyscy bowiem, którzy miecza dobywają, od miecza giną” (Mt 26. 52). Jak widać, Jezus odrzucał wszelkie formy przemocy. Co więcej, powołując się na przykazanie: „Nie zabijaj”, potępiał też wszelkie przejawy słownej agresji (Mt 5. 21–22). Uważał, że przykazanie to nie tylko zabrania fizycznej zbrodni, ale również każdej myśli i słowa, których celem jest zniszczenie drugiego człowieka. Tego właśnie Jezus uczył swoich wyznawców, mówiąc: „Nie jest uczeń nad mistrza ani sługa nad swego pana; wystarczy uczniowi, aby był jak jego mistrz, a sługa jak jego pan” (Mt 10. 24–25). Oto dlaczego w pierwszych wiekach chrześcijanie tak zdecydowanie opowiadali się za pacyfizmem. Wszelką przemoc uważali bowiem za złą i niezgodną z nauką i życiem Jezusa. Nie brali więc udziału ani w pierwszej wojnie z Rzymianami w latach 66–70, ani w następnej – w powstaniu żydowskim pod przywództwem Szymona Bar-Kochby (132–135). Chrześcijańskiemu pacyfizmowi sprzyjało zresztą samo Imperium Rzymskie. W jaki sposób? Ponieważ w cesarstwie nie istniał powszechny obowiązek służby wojskowej. Co więcej, żadnego Żyda nie wolno było zmuszać do służby w armii rzymskiej. Krótko mówiąc, judeochrześcijanie – podobnie jak Żydzi – nie mieli problemów z uniknięciem służby wojskowej.
Podobne stanowisko wyraził Orygenes: „Nie chwytamy już bowiem za miecz przeciwko narodowi i nie uczymy się już sztuki wojennej, jako że – dzięki naszemu przywódcy Jezusowi – staliśmy się dziećmi pokoju” (tamże). Niestety, postawa ta zaczęła się zmieniać już od IV wieku, kiedy to chrześcijaństwo stało się religią państwową. Na przykład Atanazy – jeden z głównych rzeczników Trójcy – pisał: „Mordowanie jest niedozwolone. Jednakże podczas wojen zabijanie przeciwników jest legalne i chwalebne”. A zatem, chociaż wcześniej potępiano wszelkie formy przemocy, a nawet samo wstąpienie do wojska, tak począwszy od synodu w Arelate (314 r.), ekskomunikowano każdego, kto porzucał broń. Ostatecznie stosunek do wojny zmienił się za sprawą jednego z największych ojców Kościoła – Augustyna. Wzorując się na starotestamentowej teokracji, Augustyn uznał, że „chrześcijańskie” cesarstwo spełnia podobną rolę co dawniej Izrael. Uznał więc, że chrześcijanie mogą stawać w jego obronie. W ten sposób narodziła się jego teoria „wojny sprawiedliwej”, która zakładała, że może ją prowadzić tylko legalna władza i to tylko wtedy, kiedy jej przyczyny są słuszne. Według Augustyna, celem takiej wojny miało być „pomszczenie niesprawiedliwości” oraz przywrócenie pokoju. Były to intencje sprzeczne z Ewangelią (Mt 5. 39; Rz 12. 19). Niestety, owo kazuistyczne podłoże dla moralno-religijnej argumentacji zawiodło. Historia dowiodła bowiem, że tzw. kraje chrześcijańskie od IV aż do XX wieku z premedytacją popierały, prowokowały i prowadziły najokrutniejsze wojny.
Czyniły to nie tylko wbrew zasadom Ewangelii, ale również wtedy, kiedy nie dochodziło do zbrojnej napaści przeciwnika. Zamiast więc stwierdzić, że żadnej wojny nie można nazwać sprawiedliwą, biskupi rzymscy zwoływali „święte” krucjaty, często łudząc uczestników odpustem zupełnym. Często też sami papieże stawali na czele swoich wojsk. Przypomnijmy, że jeszcze Pius IX (1846–1878) przeprowadził krwawą pacyfikację zbuntowanej Perugii. Kościół rzymski nie tylko więc wielokrotnie stawał po stronie podejmującej wojny zaborcze, ale również sam wyniszczał Żydów, Saracenów, albigensów, waldensów i różne kultury etniczne. Dodajmy, że katolickie Kościoły narodowe stały po stronie swych wojujących państw jeszcze podczas I i II wojny światowej. Jednym słowem, Kościół winny jest największych zbrodni przeciwko ludzkości. W ten sposób całkowicie sprzeniewierzył się przykazaniom Jezusa. Podkreślmy: z ewangelicznego punktu widzenia żadnej wojny nie można nazwać sprawiedliwą, a tym bardziej świętą. Są to stwierdzenia sprzeczne z zasadami Ewangelii. Nikt dziś nie może więc powiedzieć – jak to uczynił na przykład papież Urban II, wzywający do rozpoczęcia krucjaty – że działa z rozkazu Chrystusa. Twierdzenia tego rodzaju były bowiem (i na zawsze pozostaną) zaprzeczeniem słów Jezusa, który powiedział: „Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze ludzkie, ale je zachować” (Łk 9. 56). Tak więc Jezus uczył, że tylko pokój ma być celem Jego wyznawców. Ewangeliczny pacyfizm minimalizuje więc wysiłki wszelkich organizacji wojskowych przeznaczonych do utrzymywania pokoju. Wiadomo przecież, że tak zwane siły pokojowe częściej przyczyniają sie do eskalacji przemocy niż do zaprowadzenia pokoju (np. Irak, Afganistan). Pokój nie jest bowiem rezultatem zwiększenia potencjału militarnego (tarcze antyrakietowe), lecz wzajemnego porozumienia opartego na ewangelicznej koncepcji miłości bliźniego nakazującej miłować nawet nieprzyjaciół. Prawdziwe błogosławieństwo pokoju jest więc dostępne wyłącznie dla tych, którzy pokój czynią (Mt 5. 9). A zatem – jak podkreśla Walter Wink – „(...) chrześcijaństwo powinno powrócić do czasów przedaugustyńskich, rezygnując z teorii wojny sprawiedliwej” (Peter Vardy, Paul Grosch, „Etyka”). Nie może bowiem być tak – jak powiedział ojciec Kościoła, Cyprian – że „gdy jeden popełnia mord, jest to zbrodnia; ale kiedy mordowanie odbywa się w imieniu państwa, mówi się o męstwie”. Prawdziwi chrześcijanie powinni więc zawsze opowiadać się za pokojem i całkowitą neutralnością w zbrojnych, politycznych, religijnych i etnicznych konfliktach tego świata. BOLESŁAW PARMA
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
W
poprzednich odcinkach pisaliśmy, jak to wpływowi działacze Związku Podhalan, kpiąc sobie z obowiązującego prawa, roztoczyli swe wpływy nad całym regionem. Gdy wydawało się, że żadna siła nie powstrzyma tej lawiny pazerności, otrzeźwienie przyszło z najmniej oczekiwanej strony.
działań zakopiańskiej sitwy. Maria Gruszka szła na sesję radnych i publicznie mówiła, co wie o przekrętach władzy. Wyrzucali ją drzwiami, wchodziła oknem. Pisała do prokuratury i nie dało się jej poskromić żadnymi przykrościami, nawet odebraniem legitymacji członka Związku Podhalan za rzekome niepłacenie składek. Napisała list z prośbą
TRZECIA STRONA MEDALU protest przeciwko... dyskredytowaniu dobrego imienia Adama Bachledy-Curusia. O swej salomonowej decyzji raczyli powiadomić listownie wszystkich mieszkańców regionu, oczywiście na ich koszt (sic!). ~ ~ ~ Curuś, choć już burmistrzem Zakopanego nie był (stołek utracił w wyniku afery oscypkowej), nadal
Pobożne dudki (3) Pazerni i rozwydrzeni Podhalanie natrafili na zaciekły opór ze strony... skromnej, niepozornej góralki. Maria Gruszka, bo o niej tu mowa, znana jest czytelnikom „FiM” z tego, że chciała wywieźć na taczkach Andrzeja Dziwisza – niegospodarnego wójta Raby Wyżnej, a prywatnie bratanka wiadomo kogo (,,Pomnik dla wujka”, „FiM” 19/2008). Pani Gruszka, która była przewodniczącą zlikwidowanego przez ZP kiermaszu, czuła się odpowiedzialna za zrozpaczonych towarzyszy niedoli, którzy potracili miejsca pracy, i zapowiedziała, że krzywdy nie daruje. Wkrótce założyła Stowarzyszenie Obrony Praw Obywateli Powiatu Tatrzańskiego i postanowiła walczyć o sprawiedliwość nie tylko w swojej sprawie – rejestrowała również problemy górali skrzywdzonych przez urzędników na całym Podhalu. Jak sama mówi, nie spodziewała się, że jej akcja spotka się z tak dużym odzewem i że jest aż tyle zła powstałego w wyniku
o pomoc do instancji najwyższej – do samego... JPII, obiecując mu, że dostanie jej własny dom i hektar ziemi na Uniwersytet Maryjny, jednak i stąd nie było odpowiedzi. Niewiele brakowało, a z ewentualnego podarku byłyby nici lub raczej zgliszcza, gdyż nieznani sprawcy (choć pani Gruszka twierdzi, że wie, o kogo chodzi, gdyż miała wcześniej sporo gróźb) próbowali spalić jej dom za ,,niewyparzoną gębę” (tak się wcześniej odgrażali). Widać, jak niektórzy górale daleko w ,,rzyci” mieli jakieś papieskie hołdy i ślubowania. Jednak największym wrogiem naszej dzielnej góralki był nie kto inny, tylko Adam Bachleda-Curuś, i to właśnie jego obwiniała za największe zło. Napisała nawet list do prymasa Glempa, by odebrał Curusiowi wysokie odznaczenie papieskie, które Curuś otrzymał niedługo po tej słynnej szopce pod Krokwią. Glemp, jak nietrudno się domyślić, w ogóle nie zareagował – w przeciwieństwie do radnych, którzy uchwalili oficjalny
uchodził za szarą eminencję. Pracowały też jego miliony. W magistracie była urzędniczka, o której wszyscy wiedzieli, że jest ,,dyspozycyjną księgą” Curusia. Pani Maria postanowiła tę „wtykę” ukarać i namówiła rozłoszczone góralki, by skorumpowanej urzędniczce dały w kufę (twarz) podczas mszy w kościele w Poroninie, co też się stało. Kolejnym krokiem w tej Gruszkowej rekonkwiście było oczyszczenie kościoła na Krzeptówkach z Curusiowych symboli religijnych. Tak Gruszka mówiła o tym
GŁASKANIE JEŻA
Rok 2008 Wiosenny poranek. Londyn. Z okna swojego mieszkania Winston Smith widzi wymalowane na murze hasła propagandowe: „Wojna to pokój”, „Wolność to niewola”, „Ignorancja to siła”. Poznajecie? Ależ tak, to jedna z najgenialniejszych powieści w historii literatury – „Rok 1984” George’a Orwella. Opowiada nie tylko o skrajnie totalitarnym ustroju, w którym pojedynczy człowiek jest „tak wartościowy”, że należy trzymać go pod kluczem. „Rok” mówi też i o takim zjawisku, kiedy to słowa zmieniają swoje znaczenia. Na przeciwstawne. Oto Ministerstwo Prawdy zajmuje się propagandowym kłamstwem, Ministerstwo Pokoju prowadzi coraz to nowe wojny, Ministerstwo Miłości inwigiluje, torturuje i morduje obywateli, a Ministerstwo Obfitości ogranicza i tak już głodowe racje żywności. To na szczęście tylko literacka fikcja? Na nieszczęście nie. Taką całkowitą zmianę semantyki i semiotyki, taką zamianę znaczeń słów obserwuję w Polsce. Od dawna. Przyjrzyjmy się złożeniu wyrazów „prawo i sprawiedliwość”. Niegdyś ich przesłanie było jasne, proste i powszechnie zrozumiałe, choć wzajemnie przenikające się. Każdy wiedział, co znaczą te słowa.
A dziś? Dziś już nic nie jest na pewno, nic już nie jest oczywiste. Oczywista jest tylko oczywistość. Myśląc i mówiąc „prawo i sprawiedliwość”, widzimy Temidę z twarzą Ziobry, nienawistne, cyniczne oblicze Macierewicza, butę władzy braci K. Nie wiem, ile będzie musiało minąć lat – a może pokoleń – aby przywrócić tym dwóm prostym komunikatom ich pierwotne znaczenie. Genialnie przeczuł to Julian Tuwim, pisząc w latach czterdziestych, w „Kwiatach polskich” tak oto: (...) Niech się wypełni dobra wola Szlachetnych serc, co w klęsce wzrosły, Przywróć nam chleb z polskiego pola, Przywróć nam trumny z polskiej sosny. Lecz nade wszystko – słowom naszym Zmienionym chytrze przez krętaczy Jedyność przywróć i prawdziwość: Niech prawo zawsze prawo znaczy, A sprawiedliwość – sprawiedliwość. (...) Ale jest jedno jedyne słowo, które „chytrze zmienione przez krętaczy” ucierpiało najbardziej. Wręcz umarło. To „solidarność”! Słownik języka polskiego mówi, że „solidarność” to „więź duchowa z osobą lub grupą
swoistym kulcie jednostki: „Curuś, on był na niej winksy jako je naturalny (na pomniku – przyp. red.). Wlozłeś do kościoła, przed głównymi dźwierzami napisane na wse wieki: burmistrz Adam Bachleda-Curuś, niby ten sławny obywatel Zakopanego. Zaroz za dźwierzami, gdzie je wodo świncono, Curuś na obrazku jako cyto hołd. Wloześ dalej – na oknie Curuś. Ze skiełek. Idymy do pana Jezusa do komunii świentyj, tamo juz Curuś zywy ceko w prezbiterium w ławce, ka ksiądz siedzi. W tym wielgim sanktuarium ni widać było matki Boskiej, ino Curusia. I jesce musieli mu spiwoc w wigilije na pasterce sto lot, boć to Adama, jego imininy. A syćko to z inicjotywy ksyndzo probosca. Ludziska uznali, że toć jest bardzo brzyćko sprawa. I w nocy łogromno zyźbo znikneło. Ani jeden pies nie zascekoł”. Maria Gruszka i jej stowarzyszenie zapowiedzieli, że nie popuszczą ani skorumpowanemu Związkowi, ani decydentom. ~ ~ ~ Gdy zbliżały się kolejne wybory do Sejmu, któryś z prominentnych działaczy ZP złożył wniosek o przekształcenie ZP w partię polityczną. Stanowczo zaprotestowały
społeczną; zbliżona do braterstwa, oparta na wspólnocie przekonań, jedności celów lub więzach krwi; często wynoszona do rangi imperatywu”. Bardzo pięknie, nieprawdaż? I tyleż anachronicznie. Bo czasy się zmieniły, a wraz z nimi ludzie. Słowniki trzeba napisać od nowa. Jedno z przeredagowanych haseł na „S” będzie brzmiało: „Solidarność – skrajnie skłócona i wzajemnie nienawidząca się grupa ludzi oparta na konflikcie interesów, rozziewie przekonań, pomieszaniu i podeptaniu celów, strywializowaniu podstawowych wartości, przykład amoralności”. Smutne? Ale – niestety – prawdziwe. Rocznica Porozumień Sierpniowych. Gdańsk. Obok prezydenta Polski nie ma Lecha Wałęsy, ba... jego nazwisko nie jest nawet przez główkę państwa wymienione. Jest natomiast zasłużony i niezależny w poglądach Bogdan Borusewicz – współtwórca Sierpnia – i są gwizdy, buczenia, okrzyki „hańba”. Rzeczywiście hańba. Jaczejki Radia Maryja poruszają się po kraju dość wolno, ale zawsze są tam, gdzie ich potrzeba. 1 sierpnia wygwizdały Tuska, gdy na Powązkach składał wieniec na grobach warszawskich powstańców, i równo miesiąca potrzebowały, by pojawić się w Gdańsku pod bramą stoczni. W sam raz na czas. Pierwszy dzień sierpnia obchodzono na Powązkach od dziesięcioleci. W czasach „brzydkiej komuny” żołnierze – kombatanci AK (także AL, która również brała udział w Powstaniu, choć dziś mało kto o tym pamięta) – byli
21
tzw. doły pod przewodnictwem wspomnianego wcześniej Józefa Krzeptowskiego-Jasinka. Padały nawet propozycje, by w ogóle rozwiązać ZP. Jednak ścisłe kierownictwo orzekło, że nie można rozwiązać organizacji, której honorowym członkiem jest JPII (sic!). Pod Tatrami każdy wie, kto jest działaczem ZP: starosta, burmistrz, przewodniczący rady miasta. Związek od lat pełni funkcję kuźni kadr, będącej rodzajem koleżeńskiej nomenklatury, w której funkcjonują wpływowi karierowicze, niezależnie od poglądów politycznych i udziału w pomniejszych koteriach lokalnych. Dzięki przynależności do związku robi się szybkie kariery oraz duże pieniądze. Można nazwać tę organizację góralskim Opus Dei. ~ ~ ~ Organizacja, która przez lata obrosła w liczne grzechy i ma liche podstawy, by występować jak autorytet moralny, robi dziś wszystko, by przystroić się w aureolę przyzwoitości. Niezmiennie uderza też w religijne tony, np. napomina prostych górali, aby wystrzegali się piątkowego muzykowania i zabaw. Oj, panowie związkowcy, źdźbło w oku bliźniego umiecie dostrzec... Maciej Motor-Grelok, obecny prezes Związku, oraz związkowy kapelan ks. Tadeusz Juchas całą inicjatywę prohibicyjną uważają za nad wyraz słuszną. W sprawę włączył się też dyżurny autorytet moralny – bp Tadeusz Pieronek, który z najwyższym uznaniem odniósł się do świętobliwych pomysłów Związku Podhalan. MAREK PAWŁOWSKI
[email protected]
tamże dyskretnie filmowani, a wcześniej do udziału w imprezie rozmaitymi sposobami zniechęcani, ale jak już przyszli, żaden esbek nie odważył się zakłócić podniosłej uroczystości. Gdyby się jednak odważył, szlifowałby krawężniki do emerytury. Jednak czasy się zmieniły, a wraz z nimi i słowa. – Ja też miałem skromny udział w tej sprawie – powie Kaczyński w Gdańsku pod stocznią. Paradoksalnie ma rację. Więcej niż skromny, bo niezauważalny. Następnym po Borusewiczu wygwizdanym był prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Niesamowity facet. Stanął naprzeciw rozhisteryzowanego motłochu i wściekły chłostał: „Wstyd mi za takie zachowania nieodpowiedzialnych obywateli w dniu święta »Solidarności«! Przykro mi, że w takim dniu muszę stawać w obronie tak zasłużonych dla Polski osób jak Bogdan Borusewicz i Lech Wałęsa!”. Dostał za to swoją porcję obelg, z których słowo „zdrajca” było najłagodniejszym, a zdarzało się i takie, które mylnie pisywane jest na płotach przez samo „h”. Owacyjne, wręcz frenetyczne brawa otrzymali za to: ks. Jankowski, Romaszewski, Gwiazdowie i Śniadek (kto to jest Śniadek?). No i Kaczyński otrzymał. Duce! Jedną ręką ucisza tłumy, drugą rzuca je do boju. O Wolskę! Bo już nie tylko słowa i całe pojęcia, ale też nazwy zmieniają znaczenia. A wracając do powieści „Rok 1984”. Orwell popełnił w niej okropny błąd. W tytułowej dacie! MAREK SZENBORN
22
W
wierszu „Konstrukcja” nieodżałowanego Andrzeja Waligórskiego, mistrza humoru aluzyjnego (już raz w „Okienku” drukowaliśmy jego znakomity utwór „Podstęp archiwisty”), każdy może przejrzeć się jak w lustrze. Z tym, że nie każdy będzie chciał. Niestety!
Okienko z wierszem Nasz gotyk jest nieczysty, nasz renesans skażony, Różni obcy najeźdźcy gwałcili nasze żony, Cudzych kultur i wpływów wszędzie widzi się dotyk: Renesans bizantyjski, a krzyżacki jest gotyk. Nasz jadłospis jest dziwny, szwedzko-czesko-madziarski, Temperament angielsko-izraelsko-tatarski, Nasz klimat jest mieszany, syberyjsko-kongijski, Duma starohiszpańska, a sentyment rosyjski. Flamandzkie falsyfikaty sprzedaje nasza Desa, Nasz gotyk jest nieczysty, skażony nasz renesans, Jagiełło był Litwinem, Chopin był pół-Polakiem, Książe Pepi był Włochem, Czechem i Austriakiem. (...) Pokalanie poczęci, krzyżowani od wieków, Tureccyśmy są święci i udawacze Greków. Raz nam plagi egipskie, a raz sumy bajońskie, Jeździmy na Targi Lipskie, lubimy filmy japońskie, Nasz uśmiech jest promienny, nasz handel jest fatalny, Nasz renesans – odmienny, gotyk – oryginalny. Seryjnie nieprostolinijni, aluzyjnie niewinni, Przez wszystkie analogie całkiem od innych inni, Nie tacy i nie jacy, lecz właśnie jacy tacy, Bądź co bądź i gdzie niebądź, co niebądź Polacy. Kędy sesje, procesje, stocznie i niewypały, Renesans najśliczniejszy i gotyk wspaniały.
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
W
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
RACJONALIŚCI
ielu polskich polityków nie może zrozumieć, że współczesna Rosja nie jest już tą z czasów lubiącego sobie wypić Jelcyna i rządów prozachodnich rosyjskich demokratów, kiedy to w sposób niewyobrażalny była rozkradana przez spekulantów rosyjskich i amerykańskich. Wiedziały o tym władze Stanów Zjednoczonych. Przytoczę fragment z „Wędrującego świata” prof. Grzegorza Kołodki: „W bieżącej dekadzie Rosja próbuje na swój sposób kojarzyć własną politykę zmian systemowych z polityką rozwojową, nie wyzbywając się przy tym ani za szybko, ani za tanio narodowych dóbr i bogactw naturalnych. Chce również w miarę korzystnie rozegrać swoje wejście na pełnych obrotach do światowej gry ekonomicznej, wykorzystując globalizację jak najlepiej, a nie innym dać się jak najlepiej wykorzystać. Nie pozwoliła zrobić z siebie kolejnego »wyłaniającego się rynku«, zatracając przy okazji suwerenność gospodarczą i poddając się potężnej presji transnarodowego kapitału. Nic przeto dziwnego, że na Zachodzie jeszcze pobrzmiewa echo aroganckiego w swej istocie pytania: »Kto utracił Rosję?«”. Tak, jeżeli słyszycie o imperialnych zakusach Moskwy, ubolewaniu o braku demokracji w Rosji, to proszę pamiętać, że jest to wrzask neoliberałów i ich politycznych
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Fatalne zauroczenie Przez kilkadziesiąt lat żyliśmy pod okiem i granicą Wielkiego Brata. Związkowego. W 1989 roku nie skorzystaliśmy z szansy wybicia się na pełną niepodległość. Nawet nie próbowaliśmy. Bez mrugnięcia okiem zamieniliśmy jednego Wielkiego Brata na dwóch. Watykańskiego i stanowego. W niewolę oddaliśmy się z własnej, nieprzymuszonej woli. Wręcz na własną prośbę. W 2005 roku poszliśmy jeszcze dalej. Na najwyższe urzędy w państwie wybraliśmy braci bliźniaków. Słaba pociecha, że małych. Zaczęli nam urządzać kaczystowski Rok 1984. Mali Bracia śledzili wszystkich, choć nie ostrzegali, że patrzą. Urządzali seanse nienawiści. Wszędzie widzieli układy i korupcję. Skłócili i podzielili Polaków. Na swoich, czyli dobrych, i złą resztę. Wprowadzili kaczomyślenie i kaczowartościowanie. W inkwizytorskich zapędach zaczęli zjadać własne przystawki. Gdyby z czystej głupoty i zadufania po dwóch latach nie poddali się wyborczemu osądowi, mielibyśmy Rzeczypospolitą Policyjną, eufemistycznie nazwaną IV RP. A tak – nadal jesteśmy w III. Ta zmodyfikowana przez Tuska Rzeczpospolita Obojga Kaczorów, wbrew obietnicom, nie jest krainą miłości wszystkich rodaków, ale coraz większego zauroczenia władz Wielkimi Braćmi – Kościołem, a zwłaszcza Ameryką.
Kler, jakby nie dość było nienależnych dobrodziejstw darowanych mu ustawą z dnia 17 maja 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej, został ubogacony konkordatem. Bp Pieronek twierdzi, że „gdy na początku lat 90. powstawała umowa konkordatowa, Kościół chciał wprowadzić zapis, że rezygnuje ze wszelkich rekompensat, ale strona rządowa się nie zgodziła (...), żeby nie tworzyć precedensu, który mógłby być wykorzystany przeciwko innym właścicielom”. Trudno uwierzyć w biskupią szczerość. Jeśli jednak faktycznie taką propozycję zgłaszali, to tylko dlatego, że byli pewni odmowy. Znali wasalny stosunek władzy do siebie. I się nie zawiedli. Dostali nawet to, czego nigdy nie posiadali. W odróżnieniu od reszty Polaków, która z coraz większym przerażeniem patrzy na nienasyconą pazerność kleru. Miłość do dalekiej Ameryki sięga czasów, gdy jawiła się ona Polakom jako ziemia obiecana. Istne eldorado, z którego wystarczyło przysłać parę dolarów, by rodzina przeżyła, a nawet przeżuła. Paczkę gum o nazwie Donald. Dodatkowo szpanując zakupami z Peweksu. Obecnie miłość do USA pozostała głównie w sercu władzy. I to bez względu na polityczną opcję. Sprawdza się maksyma, że kocha się nie za coś, ale pomimo wszystko. Amerykanie, zamiast offsetu, dają Polakom wizy, a i to tylko niektórym.
Wybieram Rosję przedstawicieli, bo nie udało się im skolonizować Rosji. To również wyraz obawy przed współdziałaniem Rosji i Chin w ramach Szanghajskiej Organizacji Współpracy, które powoduje, że naprzeciw USA stanęły nie pojedyncze państwa, lecz, jak ja to określam, kolegialne supermocarstwo. Do tego chóru przyłączył się, niestety, prezydent Lech Kaczyński. Teraz przedstawię moją koncepcję współpracy z Rosją na powszechnie znanym przykładzie tzw. tarczy antyrakietowej (piszę „tak zwanej”, ponieważ nie ma gwarancji, że nie będą tam montowane ofensywne systemy rakietowe) i rakiet Patriot. Kilka słów wstępu: a) system obrony przeciwrakietowej, w przeciwieństwie do rakiet Patriot, chroni tylko obszar USA, a nie Polski czy Europy. Żeby uformować w miarę skuteczną obronę przeciwrakietową obszaru Polski, potrzeba przynajmniej kilkanaście baterii rakiet Patriot; b) zakup baterii Patriot nie jest powiązany z tzw. systemem obrony przeciwrakietowej; potrzebne są tylko pieniądze w budżecie MON. Z informacji podanej na portalu finansowym Money.pl wynika, że Amerykanie zażądali od polskiego rządu miliarda dolarów
w zamian za zakup jednej baterii wyrzutni Patriot, tymczasem Korea Południowa kupiła w tym roku 14 wyrzutni Patriot, płacąc za każdą niespełna 300 milionów dolarów; c) jednym z argumentów za tzw. tarczą antyrakietową jest, według PiS i PO, fakt, że Rosja będzie się bała zaatakować Polskę, ponieważ na jej terytorium będą stacjonowali żołnierze amerykańscy. Przyjmując przez chwilę, że faktycznie Rosja planuje zaatakować Polskę, to należy pamiętać, że na terenie Gruzji stacjonowało około 200 amerykańskich wojskowych instruktorów. Nie powstrzymało to Rosji. Wojska rosyjskie wkroczyły na teren właściwej Gruzji w pogoni za wycofującymi się oddziałami gruzińskimi. Opowiadam się za wspólną europejską polityką zagraniczną i wspólnym kierownictwem militarnym. Dlatego też, jeżeli w ramach europejskiej polityki bezpieczeństwa i obrony konieczne byłoby zmodernizowanie obrony antyrakietowej Polski, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby MON, np. w ciągu 2–5 lat dokonał stosownych zakupów. Oczywiście, przy istotnym wsparciu finansowym UE. Ale nie ma żadnych uzasadnionych powodów, żeby
W dodatku za niemałe pieniądze, które przepadają w razie odmowy. Z namiętności polskich polityków do Wielkiego Amerykańskiego Brata nasz kraj jest uwikłany w wojny, nazywane dla niepoznaki misjami pokojowymi. W trakcie inwazji na Irak zginęło 500 tysięcy osób. W Afganistanie – kilkadziesiąt tysięcy. Zginie jeszcze dużo więcej. To zbrodnie, które nas obciążają. Gdyby zostały dokonane przez Rosję, mówilibyśmy o ludobójstwie. Ponieważ przez Amerykę – milczymy. Jesteśmy podejrzani o udostępnienie naszego terytorium na tajne więzienia CIA, w których torturowano podejrzanych o terroryzm. Wszyscy oczywiście zaprzeczają, ale Aleksander Kwaśniewski przyznał, że „istniała współpraca wywiadowcza Polski i Stanów Zjednoczonych, związana z naszym udziałem we froncie antyterrorystycznym. Ta współpraca była konieczna, była rozsądna, korzystała z instrumentów, które były niezbędne”. W kontekście ostatniego sformułowania zapewnienie, że tajnych więzień nie było, nie brzmi przekonująco. Wszyscy politycy są jednak zainteresowani, aby to była prawda. Więc pewnie będzie. Taka sama jak to, że instalacja tarczy antyrakietowej zwiększa nasze bezpieczeństwo. Cóż, zakochani patrzą przez różowe okulary. I nie dopuszczają myśli, że zauroczenie może być fatalne. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
na terytorium Polski montować elementy tzw. tarczy antyrakietowej, ponieważ chroni ona tylko Stany Zjednoczone, które w przypadku sprawnej ochrony swojego terytorium staną się jeszcze bardziej wojownicze i imperialne. Tarcza wywołuje również uzasadnione obawy Rosji o jej bezpieczeństwo i psuje stosunki między naszymi państwami. Dodatkowo, USA przez pozyskiwanie wasalnych państw niszczy jedność polityczną i gospodarczą Europy. Uważam, że powinna zostać utworzona zawodowa, dobrze wyposażona, mająca wyłącznie charakter obronny, armia europejska. Polska i inne kraje europejskie mogłyby wtedy zrezygnować z udziału w strukturach NATO, które stało się ekspozyturą w wielu przypadkach przestępczego kompleksu przemysłowo-zbrojeniowego USA. Są mi bliskie założenia programu RACJI Polskiej Lewicy, która – z pozycji członka UE – opowiada się za dobrymi stosunkami z sąsiadami: Rosją, Ukrainą i Białorusią. RACJA PL opowiada się również za partnerskimi stosunkami z USA, rozumiejąc przez to niepodległe działania Polski na arenie międzynarodowej, które mają zabezpieczać interesy państwa polskiego i obywateli, a nie doraźne interesy USA. Kopię prawicę w tyłek, idę do przodu. Krzysztof Mróź Wiceprzewodniczący RACJI PL krzysztofmroz.blog.onet.pl
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
23
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Kiedy pięcioletnia córeczka zaczęła wypytywać mamę o to, skąd się wzięła na świecie, ta delikatnie jej wyjaśniła. Po paru dniach dziewczynka, nadal zafascynowana nowo zdobytą wiedzą, pyta mamy: – A więc nasionko tatusia zapładnia jajeczko u mamy i mama nosi dziecko w brzuszku? – Właśnie tak to jest, kochanie – odpowiada mama. – Ale jak nasionko się tam dostaje? – pyta córeczka. – Czy mamusia je połyka? Mama odpowiada: – Tylko wtedy, gdy chcę nową sukienkę... ~ ~ ~ Na zakończenie roku szkolnego dyrektor zwraca się do uczniów: – Życzę wam przyjemnych wakacji, zdrowia i żebyście we wrześniu wrócili mądrzejsi. – Nawzajem! – odpowiada młodzież.
Fot. Krzysztof Młynarczyk
Oto jak Czesi nazywają u siebie kaczkę pogorzałkę
Rosyjskie drinki Bez wodki nie rozbieriosz, jak mawiają Rosjanie... ale po takich wynalazkach na pewno... Balsam kanaański (zwany potocznie srebrnym liskiem): Denaturat – 100 g, Ciemne piwo – 200 g, Oczyszczona politura – 100 g. Charakterystyka: Lisi kolor, umiarkowana moc i trwały, niezwykły zapach. Wyzwala w pijącym wulgarność i ciemne siły...
KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego 1) ... mienia w wyniku popełnienia, 2) jest winien i ma, 3) haruje jak dziki, 4) bogaty po skoku, 5) 3,14 i parów w zakonie, 6) roztrzepany Darek, 7) marynarka bezpieczeństwa, 8) tenisista – wciąż, 9) wazelina, 10) szczęściarz bez niego wyjdzie z katastrofy, 11) źrebak pod stadionem, 12) oślanka w szklankach, 13) nie wtoczył głazu ani razu, 14) nim wygrasz przez przypadek, 15) życie poczęte w bajorze, 16) śmieje się z ... z karpi, 17) błyskawiczna linia, 18) czeka na starcie, 19) dokąd kubeł śmieci leci?, 20) przybywa na wezwanie, 21) za nim wyjazd do roboty, 22) a obniża, 23) zgubił muchę, 24) niziny dla tych z wyżyny, 25) chce być kimś, 26) byłby chory bez kasiory, 27) pije z Kubą i Michałem, 28) zdobi salę w karnawale, 29) młody z wody, 30) tam członek jest u siebie, 31) łuk z włosami, 32) bywa zgubny, 33) kulturalny pałac, 34) mały malucha, 35) żyła się rozszerzyła, 36) kładzie się, gdy boli, 37) koniec sprawy, 38) z belkami nad głowami, 39) rezygnacja z brzucha, 40) duchowe zebranie, 41) stworzony nie do pary, 42) bezduszna pożyczka, 43) na co się pracuje?, 44) koszmar w teatrze, 45) leży na patelni, 46) nerwowa komórka, 47) w nim się brodzi po powodzi, 48) naprawia traktory, 49) głęboki kolor.
45
Duch Genewy: Biały bez (woda kolońska) – 50 g, Środek przeciwko poceniu się nóg – 50 g, Piwo żygulowskie – 200 g, Lakier na spirytusie – 150 g. Charakterystyka: Doskonały bukiet smaku. Powstrzymuje złe moce wywołane przez balsam kanaański. Łza komsomołki: Lawenda – 15 g, Werbena – 15 g, Woda kolońska „Las” – 30 g, Lakier do paznokci – 2 g, Płyn do płukania ust – 150 g, Lemoniada – 150 g. Składniki należy w ciągu 20 minut mieszać gałązką wiciokrzewu. Charakterystyka: Doskonale aromatyczny, pity w dwóch porcjach na przemian odbiera pamięć i zdrowy rozsądek. Psiakrew: Piwo żygulowskie – 100 g, Szampon „Bogacz Sadko” – 30 g, Rezol, płyn do zwalczania łupieżu – 70 g, Klej BF – 15 g, Płyn hamulcowy – 30 g, Dezynsektal, środek owadobójczy – 30 g. Całość powinna w ciągu tygodnia naciągać na tytoniu z cygar. Po wszystkim przecedzić przez spleśniały chleb dla dodania świeżości. Charakterystyka: Pita dużymi łykami psiakrew szybko uduchowia człowieka – lepiej niż tygodniowy post połączony z intensywnymi przemyśleniami.
40
24
1
9 8
10
4
41
19 48
18
38
11
13
13
21 3
27 14
21
15 16
17
15
47
28
29
34
19
43
9
6 33
35
5
29
5
26
31
20
10
12 1
18
23
7
46 11 12
4
2
8 27
17
33
14
44
28
3
2 20
49
34
39
37
36
32
32 23
22 16
22
42
7
30 24
6
30
26 25 25
31
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie z cyklu „Niezapomniane słowa wybrańców narodu” (Stefan Niesiołowski)
1
2
3
21 22 23 24
4
5
6
7
8
9
10
11 12 13 14 15 16
17 18 19 20
25 26 27 28 29 30 31 32 33 34
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 33/2008: „Potencja nie czyni potentata”. Nagrody otrzymują: Artur Rydzio z Lubartowa, Teodora Rytwińska z Lubska, Renata Wojtyła z Bielska-Białej. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. ♥
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska ; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
O, Bożek!
Indiański bóg Equeco, czczony przez andyjskich katolików razem z Najświętszą Panienką i innymi świętymi. W odróżnieniu od polskich przedstawicieli Boga na ziemi Equeco nie udaje, że nie lubi kasy i używek Fot. S.B.
Humor Pociąg gwałtownie zahamował na stacji i młoda dziewczyna z rozpędem wpadła na księdza. – Tak szybko stanął... – tłumaczy się. – Ależ skąd, moja droga, to był klucz od plebanii.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 36 (444) 5 – 11 IX 2008 r.
JAJA JAK BIRETY
~ ~ ~ Przychodzi facet do seksuologa. Ten go pyta: – Kiedy miał pan ostatnio stosunek? – Oj, panie doktorze, tak dawno, że nie pamiętam. Zadzwonię do żony, może ona wie. Wykręca numer i mówi: – Zosia, kiedy ostatni raz uprawialiśmy seks? – A kto mówi?
W
ędrówek po zamkach polskich duchami wypełnionymi wraz z końcem wakacji czas zaniechać. Nie sposób jednak o Reszlu zapomnieć, z warownią którego mroczna tajemnica czarownicy pewnej jest związana... Mury grube z gankami strażniczymi i machikułami. Baszty potężne z cegły czerwonej... Oto warownia w Reszlu przez Krzyżaków stawiona na przełomie wieków XIV i XV, zaporą przeciw najazdom Litwinów pogańskich będąca. Jako że jednak Litwę, i to nie mieczem, a przez unię lubelską ochrzczono, stało się tedy zamczysko rzeczone siedzibą biskupów warmińskich, a potem po pierwszym rozbiorze Polski więzieniem okrutnym. I tak oto 20 sierpnia 1811 roku spędziła w zamkowej baszcie noc swą ostatnią mieszkanka Reszla – Barbara Zdunk, bodaj ostatnia czarownica w Europie. Historia jej tragiczna z pożarem wielkim jest związana, któren w roku 1807 zamek i miasto całe doszczętnie strawił. Ponoć go zbuntowani więźniowie polityczni wzniecili, którzy po załogi obezwładnieniu przeszli do polskich oddziałów generałów Dąbrowskiego i Zajączka. Do takiej jednak wersji wydarzeń władze pruskie za nic przyznać
WAKACJE Z DUCHAMI (19)
Błędne ogniki w Reszlu się nie chciały. Kozła ofiarnego tedy poszukano i nieszczęsną niewiastę na śmierć okrutną przez spalenie na stosie skazano. Z historyją ową legenda pewna jest związana od dawien dawna z pokolenia na pokolenie przekazywana... Tamoć to, za murami warowni, nad rzeką Sajną wejście do lochu z zamkiem połączonego wśród zarośli się skrywa. Miejsce rzeczone sławą dobrą od początku się nie cieszyło, bowiem kto weń się zapuścił żyw, już stamtąd nie wracał... Tak też z wojskami carskimi się stało i na rozkaz władz rosyjskich wejście
do lochu zamurowano i po dziś dzień próżno by zejścia do niego szukać. Tu też nad rzeką Sajną, jak wieść stara niesie, gdy noc sierpniowa zapada, błędne ognie zobaczyć można i jęki oraz zawodzenia okrutne usłyszeć. Nie daj Boże być świadkiem owych zdarzeń mrocznych, bowiem zawsze nieszczęście na człowieka ześlą. I tak lat temu kilkadziesiąt na samym moście wypadek okrutny się zdarzył. Pewien młody mężczyzna, Reszla mieszkaniec, jadąc motorem z dzieckiem, śmierć na miejscu poniósł... Do dnia dzisiejszego przyczyn wypadku nikomu ustalić się nie udało. Wiadomo jedynie, że kierowca trzeźwy był, motor miał sprawny, a droga na moście suchą niczym pieprz była... Ludzie powiadają, że za wypadkami na moście wspomniana Barbara stoi, która za los swój okrutny do dnia dzisiejszego mścić się straszliwie raczy... PAR