JAK PRZEŻYĆ ROZWÓD INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
SPECJA LIŚCI RADZĄ Â St
r. 12 -13
ISSN 1509-460X
Nr 38 (603) 29 WRZEŚNIA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
Czy obok rzeźników Bałkanów – Mladicia i Hadżicia – na ławie oskarżonych o zbrodnie przeciwko ludzkości zasiądzie Benedykt XVI oraz kardynałowie Angelo Sodano, Tarcisio Bertone oraz William Levada? To naprawdę możliwe. Organizacje skupiające seksualne ofiary księży chcą, aby Trybunał w Hadze uznał przywódców Kościoła za współwinnych tuszowania skandalu pedofilskiego. Â Str. 3, 11
 Str. 10 ISSN 1509-460X
5
 Str. 14-1
2
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Jest rok 1993. SLD solennie zapewnia wyborców, że będzie dążyć do likwidacji Funduszu Kościelnego i do wyprowadzenia religii ze szkół. Podobnie w wyborczym roku 1997. Identycznie podczas wyborów w latach 2001, 2005, 2007. Nie inaczej jest w roku 2011. Cóż za godna podziwu stałość poglądów i determinacja!!! Przykościelna fundacja PRO wręcza kandydatom na posłów pisemne „certyfikaty kandydata przyjaznego życiu”. Stosowne glejty dostało już 75 osób, m.in. Sobecka, Macierewicz i Piecha (ten, co skrobał, ale już nie skrobie). Spytaliśmy Palikota, czy też by chciał? A on na to, że zadowoli się „byle” certyfikatem kandydata przyjaznego wyborcom. …nie wszystkim jednak. Katolicka Fronda ogłosiła bowiem, że ukrytym celem Palikota jest zabicie aborcją i eutanazją jak największej liczby Polaków, a później ogłoszenie się kolejnym mesjaszem. Czyli że co? Że poprzedniemu mesjaszowi też o to chodziło? „W naszym sztabie panuje terror i sowiecki system eliminowania niepokornych” – e-mail takiej treści napisany przez członka sztabu wyborczego PiS przypadkowo przedostał się do mediów. Patrzcie państwo, okazuje się, że w partii Kaczyńskiego można trafić na osobę prawdomówną i trzeźwo oceniającą sytuację. Kandydaci do parlamentu z PiS wymyślili, że zamówią w całej Polsce msze dziękczynne za beatyfikację JPII. Msze mają być odprawiane w wyborczą niedzielę w samo południe, a podczas nich odczytane zostaną nazwiska ofiarodawców… Czyli kandydatów PiS właśnie! PKW nie widzi w tym fakcie łamania ciszy wyborczej. Proponujemy, aby „Palikoty” w tym czasie wyczytywali swoich kandydatów na rynkach miast, też przez mikrofony. „Się pomyliłem!” – tak tłumaczy kameleon Czarnecki (obecnie PiS) fakt, że w Parlamencie Europejskim głosował (wraz z Kurskim – też PiS) przeciwko zwiększeniu budżetu UE, a tym samym przeciwko 300 miliardom euro dotacji dla Polski. Mamy nadzieję, że wyborcy w Polsce się nie pomylą! „Mamy nie tylko urodę, ale i program” – oświadczyły podczas konferencji prasowej aniołki Kaczyńskiego. Dociekliwi dziennikarze sprawdzili. Nie kłamały. Wszystkie program miały w torebkach. Telewizyjny. Z Biedronki. Wierni wszystkich parafii łączcie się… Ci z Mniowa koło Kielc tak długo walczyli z pazernym plebanem (np. 1000 złotych za pogrzeb), tak długo zakładali łańcuch na kościelne wrota, aż wygrali i ciemiężyciel wziął nogi za pas. „Biskup ma przysłać nowego i cała parafia się cieszy, bo gorzej już być nie może” – mówią ludziska w Mniowie. Odważni. Ale jacy naiwni! Morowe powietrze z Mniowa dotarło do Lublina. W tamtejszym kościele Miłosierdzia Bożego (sic!) ksiądz ogłosił, że „należy głosować na PiS, bo to jedyna partia, która jest wierna katolickim zasadom wiary”. Parafianie nie okazali się im wierni i protestacyjnie opuścili kościół. Ci, którzy pozostali, przysięgali, że widzieli, jak proboszczowi szczęka spadła na ołtarz. Tomaszewski Jan – ten, co zatrzymał Anglików na Wembley w roku 1973 – od lat chce zostać szefem PZPN lub choćby marnym ministrem sportu. Ale ma pecha, bo zawsze w wyborach stawia na niewłaściwego konia. Tym razem postawił na kaczkę i nawołuje, aby drużynę prezesa nazywać „orłami Kaczyńskiego”. Cóż, każdy orzeł, jak może… Dyrekcja TVP w specjalnym liście otwartym skierowanym do widzów uspokaja, że Adam „Nergal” Darski „swoim zachowaniem, wypowiedziami i postawą nie narusza chrześcijańskiego systemu wartości w telewizji”. To dobrze i źle, bo wiemy, że w TVP obowiązuje system wartości, nie jakości. Marian Pędlowski. Zapamiętajcie, bo to nazwisko bohatera. Albo samobójcy. Gość jest inspektorem nadzoru budowlanego i postanowił zakończyć samowolę budowlaną w Stalowej Woli – nakazał bezapelacyjnie rozebrać wielki krzyż, bezprawnie postawiony przez miejscowego plebana nazwiskiem Warchoł, nomen omen. Powiadomił też prokuraturę o przestępstwie uporczywej samowoli (do 2 lat odsiadki) i… nałożył nań 10 tys. zł grzywny. Na księdza! Nie mniejszy heroizm i determinację musieli mieć na twarzach kontrolerzy grudziądzkiego sanepidu, którzy – wiedzeni smrodem zapleśniałego sera – postanowili skontrolować magazyny miejscowego Caritasu. Znaleźli w nim żarcie bez etykiet, przemieszane ze starymi oponami, połamanymi futrynami, resztkami okien i innymi śmieciami. Ale było i świeże mięso… w postaci szczurów biegających po magazynie. Chrystotekę, czyli bezalkoholową potańcówę dla młodzieży, organizuje ks. Michał Misiak z łódzkiej diakonii ewangelizacji Ruchu Światło-Życie. Wszystko byłoby cool i po bożemu, gdyby nie to słowo „ruchu”. Ono nas niepokoi. Seminarzyści – nim wstąpią do stanu kapłańskiego – podawani będą obowiązkowym testom psychologicznym na okoliczność tego, czy nie są pedofilami. Panowie alumni, spoko, nie rwijcie włosów z głowy – rzecz dotyczy Belgii, nie Polski!
Sprawdźmy ich! S
ocjologowie, politycy, specjaliści od marketingu politycznego prowadzą od 20 lat debatę pt.: „Co zrobić, aby obywatele uczestniczyli w życiu publicznym”. Według nich nie chodzimy głosować, bo nie interesują nas sprawy państwa, województw, powiatów czy gmin, w których mieszkamy... Niektórzy mówią o masowej emigracji wewnętrznej. Pojawiają się wobec tego spoty i plakaty zachęcające do udziału w wyborach. I tyle. A co na to „główni gracze”? Niska frekwencja jest na rękę PiS-owi; natomiast PO jest pewna swego, leniwa i zbyt konserwatywna, by zależało jej na społeczeństwie obywatelskim. Oto dlaczego właściwie nikt nie szuka odpowiedzi na kluczowe pytanie: dlaczego Polacy nie chcą głosować? A przecież bez tej odpowiedzi nie ma sensu żadna kampania na rzecz podniesienia frekwencji wyborczej. Dla mnie jest jasne, że politycy od 1989 roku sami zniechęcają nas do udziału w wyborach. Umawiają się z nami, że będą prowadzić określoną politykę, a robią coś zupełnie przeciwnego. Latem 1989 roku kandydaci OKP obiecywali nam „kontrolowane zmiany”, a zimą 1989 roku wywrócili gospodarkę do góry nogami. Wiosną 1990 roku centrolibealny ROAD (z niego wywodzi się spora część działaczy PO) wołał „nie” wobec klerykalizacji państwa, a już latem tego roku bronił bezprawnego wprowadzenia religii do publicznych szkół. Nie lepsza była lewica, która w 1993 roku zaklinała się, że zrobi wszystko, aby zachować świecki charakter państwa, a zamiast tego jej liderzy przepchnęli przez parlament regulacje konstytucji umacniające władzę Watykanu w Polsce. Swoje dołożył Kwaśniewski, który w 1998 roku ratyfikował konkordat, choć Sejm de facto ustawy w tej sprawie nie przyjął. Dalej już było tylko gorzej. Politycy przywykli do tego, że kłamstwo uchodzi im na sucho, a nawet popłaca. W programach pisali, co chcieli, a nieraz już dzień po wyborach zaczynali wszystko odkręcać, w dodatku obłudnie zapewniając, że robią to dla nas, dla państwa, dla tzw. nadrzędnych interesów. Przez 21 lat tylko Jacek Kuroń i Janusz Palikot podjęli wyzwanie rozmowy z obywatelami. Inni woleli telewizyjne przepychanki. Jak i na kogo głosować, skoro wierzchołki list – wyłączając Ruch Palikota i Polską Partię Pracy – zajmują ci, którzy nas oszukali? Komu zaufać, skoro rząd czy samorząd nie konsultuje z nami swoich arbitralnych, ale dotyczących nas, decyzji? I to jest właśnie drugi element. Brak dialogu pomiędzy władzą i nami. To nie złudzenie, że jesteśmy im potrzebni raz na 4 lata, aby grzecznie pójść do urn. Oni w zamian mogą, nie pytając nikogo o zdanie, zmienić w ciągu roku 14 razy regulacje podatkowe, wydać zezwolenie na budowę kościoła w środku osiedla mieszkaniowego itp. Robią tak nie tylko z poczucia bezkarności, ale także dlatego, że nie czują się związani z narodem. I tu akurat nie ma się co dziwić, bo cóż to za mandat do rządzenia, gdy do urn idzie 40 procent wyborców, z czego 40 procent głosuje na przykład na zwycięską PO? W ten sposób zaledwie 16 proc. wszystkich dorosłych Polaków wybiera najwyższe władze państwa! Opozycja jest nie lepsza – zajmuje się szukaniem spisków albo straszeniem wielką katastrofą. Sabotuje także nieliczne dobre projekty, które forsowali rządzący – żeby władza nie odnotowała sukcesu, żeby zrobić dobrze biskupom albo po prostu dla zasady – na złość przeciwnikom politycznym. Na przykład PiS w tej kadencji zwalczał projekt obniżenia wieku szkolnego oraz upowszechnienia nauczania przedszkolnego. W Radzie Warszawy radni PiS zwalczali rozpoczęcie budowy II nitki metra oraz reformę zarządzania systemem komunikacji poprzez zgłaszanie setek dziwnych poprawek i domaganie się absurdalnych ekspertyz.
A może i powinno być inaczej! W Wielkiej Brytanii każdy projekt rządu czy władzy lokalnej jest publikowany na stronach internetowych. Gdy brytyjskiemu politykowi przyjdzie do głowy złamać ową zasadę, jego przegrana jest pewna. Przekonał się o tym premier Tony Blair, który bez konsultacji społecznych podjął decyzje o zaangażowaniu Wielkiej Brytanii w Iraku. Wyborcy i działacze partyjni mu tego nie wybaczyli i w 2007 roku zmusili go do rezygnacji z urzędu. Politycy bronią się jak mogą przed konkurencją i jakąkolwiek krytyką. Wprowadzony przez wielką koalicję od prawa do lewa system państwowych dotacji i subwencji, autorstwa Ludwika Dorna, znacząco ogranicza szanse ruchów obywatelskich i nowych partii na wejście do gry. I dlatego z taką nienawiścią został przyjęty Ruch Palikota, który zrobił wyłom w bunkrze, gdzie schroniły się nomen omen trupy aktorów z PO, PiS, PSL i SLD. Ci już sobie przy sejmowej wódce ukartowali, że będą zmieniać się miejscami na politycznej scenie i grać raz pierwszo-, a innym razem drugoplanowe role. Popularność Palikota – który ma świetny program, ale nie jest przecież żadnym mesjaszem – wzięła się stąd, że masa ludzi nie ma na kogo głosować. Od 1990 roku wybieraliśmy zawsze mniejsze zło. Nie kogoś, kto nam odpowiadał, ale tego, kto był choć mniej gorszy od wariatów, oszołomów i szkodników. Stąd wzięło się zwycięstwo PO w 2007 roku, SLD – w 2001 roku, ale również PiS – w 2005 roku. Dzisiaj wyborcy chcą mieć wybór. Nie muszą i nie chcą być skazani na głosowanie na tych samych kandydatów. Znacząca część posłów dinozaurów sprawuje bowiem mandat poselski bez przerwy od 1991 roku. Dla utrzymania się przy korycie zrobią wszystko, a ciągłe kompromisy z hierarchią kościelną to wypróbowany sposób. Dla poparcia z ambon wprowadzili restrykcyjną ustawę antyaborcyjną, zgodzili się na postępującą klerykalizację państwa, na brak regulacji w sprawie in vitro, na karną ochronę uczuć religijnych itp. A przecież te i inne sprawy ważne dla całego społeczeństwa można załatwiać bez klękania przed sutannami w siedzibie Episkopatu. Można sięgnąć po najlepsze, choć już zupełnie u nas zarzucone narzędzie demokracji – referendum. Politycy różnych opcji licytują się na poparcie społeczne albo twierdzą, że ten czy inny punkt widzenia podziela lub odrzuca większość lub mniejszość. Sprawdźmy to, zweryfikujmy! Niech wreszcie prawdziwa demokracja zatryumfuje! Bo może się czasem okazać, że zanim ją poznamy i z niej skorzystamy, na fali kryzysu i populizmu narodzi się jakaś nowa dyktatura… Dlatego niniejszym ogłaszam mój autorski projekt: aby po wyborach, jeszcze przed końcem tego roku, nowo wybrana władza ogłosiła ogólnonarodowe referendum, które będzie dotyczyło kilkunastu kluczowych, nierozwiązanych lub kontrowersyjnych społecznie spraw. Janusz Palikot oraz jego Ruch gorąco popierają tę ideę i w nowym Sejmie będziemy ją mocno forsować. Za tydzień napiszę, jak sobie takie referendum wyobrażam. JONASZ
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
GORĄCY TEMAT
Oskarżamy Watykan!
Przedstawicielki SNAP
Problem molestowania dzieci przez katolickich księży istnieje także w Polsce, a afera jeszcze nie wybuchła – jak w innych krajach – bo polscy biskupi wyjątkowo pilnie stosują się do nakazanej przez Watykan zasady milczenia… Tak mówiła 18 września w Warszawie Barbara Blaine, prezydent organizacji SNAP, skupiającej ponad 10 tysięcy ofiar pedofilii kleru. I dodała: – Istniejemy od 23 lat i co najmniej od 20 alarmowaliśmy Watykan, że zjawisko molestowania dzieci przez księży to nie pojedyncze przypadki, ale wręcz plaga i niemal mafijnie przez Krk zorganizowany przemysł. Centrala Kościoła pozostawała głucha na nasze błagania o opamiętanie. Warszawa jest jednym z miast na europejskiej trasie organizacji SNAP. Jej przedstawiciele, którzy w minioną niedzielę protestowali w Warszawie, odwiedzają także Amsterdam, Brukselę, Berlin, Paryż, Wiedeń, Londyn, Dublin i Madryt. Wszędzie tam będą zabiegać, aby podobne, ale lokalne organizacje ofiar pedofilów (jest ich w Europie ponad 20) dołączyły do zbiorowego aktu oskarżenia, jaki został kilka dni temu złożony w Międzynarodowym Trybunale Karnym w Hadze. Trybunał ten został powołany przez społeczność międzynarodową (i zatwierdzony przez ONZ) w roku 1998 do sądzenia najcięższych zbrodni przeciwko ludzkości. SNAP chce, aby stanął przed nim papież Benedykt XIV (za ukrywanie zbrodni) oraz watykańscy kardynałowie: Angelo Sodano, Tarcisio Bertone i William Levada (za tzw. sprawstwo kierownicze). Polskie media prawie nie informowały o inicjatywie SNAP, a treść samego aktu oskarżenia, liczącego ponad 70 stron, jest przemilczana. „Fakty i Mity” jako pierwsze i najprawdopodobniej jedyne przytoczą najważniejsze fragmenty dokumentu.
W tym miejscu należy dodać, że sędziowie MTK w Hadze oświadczyli, że Trybunał rozpocznie procedury pracy nad doniesieniem „w stosownym czasie”, natomiast Watykan odmówił komentarza w tej sprawie. Polskie media katolickie („Fronda”, „Gazeta Polska” itp.) próbują żartować, że „być może Ojciec Święty zostanie skazany na obcięcie głowy na gilotynie”. Otóż nie. Oskarżonym grozi 30 lat więzienia, a jeśli ich zbrodnie zostaną uznane za szczególnie odrażające – nawet dożywocie. Przekazany Trybunałowi w Hadze dokument SNAP (tłumaczenie) WPROWADZENIE W ostatnich latach pojawia się coraz więcej informacji na temat seksualnego wykorzystywania dzieci i słabszych psychicznie dorosłych osób przez księży i innych ludzi związanych z Kościołem katolickim. Udowodnione przypadki pedofilii z całego świata tylko potwierdzają, że to nie pojedynczy problem, a szeroki i systematyczny proceder. Po Kanadzie, Irlandii i Stanach Zjednoczonych pedofilskie praktyki duchownych katolickich wykryto w Australii, Austrii, Belgii, Francji, Niemczech, Włoszech, Holandii i m.in. Meksyku. Poniżej wykażemy, że wysokiej rangi urzędnicy Watykanu, w tym kard. Ratzinger, czyli dzisiejszy papież Benedykt XVI, w niektórych przypadkach świadomie lekceważyli informacje, że ich podwładni popełniali lub zamierzali popełnić przestępstwa seksualne. Watykan jest silnie scentralizowaną i hierarchiczną instytucją, gdzie największą, w zasadzie absolutną władzę dzierży biskup Rzymu. Wiedział on o tym i przyzwalał na to, by kolejni katoliccy duchowni
wysokiego szczebla chronili dewiantów w swoich szeregach. I nic ich nie obchodziło fizyczne i psychiczne bezpieczeństwo dzieci, bezpieczeństwo dorosłych wymagających opieki, rodzin ofiar i ich wspólnot. Istnieją liczne udokumentowane przypadki pokazujące, że najwyżsi przedstawiciele Kościoła utrudniali policyjne śledztwa, ukrywali przestępców, wysyłając ich do innych parafii lub diecezji, gdzie mogli nadal gwałcić i molestować. Kara? Ta zwykle dotykała informatorów policji i poszkodowanych, zaś ci, którzy dążyli do zatuszowania przestępstw, byli sowicie nagradzani. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na fakt, że gwałty i przemoc seksualna są określane przez katolicką społeczność eufemizmem „nadużycia”. Przez takie celowe postawienie sprawy najdrastyczniejsze opisy molestowania seksualnego wydają się być sprawą mniejszej wagi. Sąd w Filadelfii zauważył tendencje bagatelizowania gwałtów i potwierdził wielowymiarowe skutki praktyk rozmazywania i bagatelizowania odpowiedzialności i znaczenia czynu. „Kiedy mówimy o nadużyciu, to myślimy najwyżej o »nietaktownym, nieprawidłowym dotyku«, a tutaj chodzi o gwałt! Czas zatem nazywać rzeczy po imieniu. Mężczyźni kapłani gwałcili chłopców oralnie i analnie, a dziewczęta były gwałcone dopochwowo. Inne dzieci poddawano wyuzdanym »pieszczotom« i zmuszane do masturbacji czy do wspólnego z dorosłymi oglądania pornografii”. Badania przeprowadzone przez John Jay College dowodzą, że ponad 10 tysięcy dzieci maltretowanych przez funkcjonariuszy Kościoła katolickiego (dziś często są to osoby już dorosłe) stawia duchownym wiarygodne, poparte dowodami zarzuty. Największy odsetek z nich to osoby, które w dzieciństwie były zmuszane do stosunków płciowych, seksu oralnego i analnego. Szkody, jakie wyrządzają powyższe
zbrodnie, są potworne i psychicznie nie do naprawienia. Powodują ból i cierpienie, naruszają zaufanie i autonomię ciała, doprowadzają do całkowitego wyobcowania z życia rodzinnego i towarzyskiego. STAN FAKTYCZNY KANADA Kanada była jednym z pierwszych krajów, w których przestępstwa seksualne wyszły na jaw. W 1989 roku Królewska Komisja Śledcza prowadziła śledztwo w sprawie młodych chłopców z sierocińca Mount Cashel prowadzonego przez Bractwo Chrystusa w Nowej Funlandii. Ze sprawozdań komisji już wtedy wynikało, że ma dowody w sprawie seksualnych przestępstw księży. Inne, kolejno powoływane komisje również ustaliły, że pomiędzy 1975 a 1989 rokiem dochodziło do wykorzystywania seksualnego dzieci przez duchownych, i to przy każdej nadarzającej się sytuacji. Kościół już nawet nie zaprzecza, że wiedział o wszystkim. Wiedział, ale nie podjął żadnych kroków w celu ukarania czy choćby eliminowania przestępców w swoich szeregach, wobec czego nie powstrzymał plagi pedofilii. A skala zjawiska wydaje się potworna. Kanadyjski Kościół katolicki był na przykład zamieszany w fizyczne i seksualne wykorzystywanie całej populacji uczniów. Chodzi o fakt, kiedy w Kanadzie zmuszono ponad 100 tys. indiańskich dzieci do uczestniczenia w finansowanym przez państwo programie „Asymilacja z Kanadą”, w którym młodzi ludzie mieli obowiązek uczęszczania do szkół z internatem. Kościół katolicki prowadził wówczas ponad 3/4 takich palcówek. To, co w nich się działo, powoli, ale systematycznie wychodzi na światło dzienne. IRLANDIA Raport Ferns – 2005 rok Komisja Ferns była pierwszą instytucją powołaną przez rząd Irlandii w 2002 roku po licznych doniesieniach o przemocy seksualnej. Dzięki sprawozdaniu postawiono ponad setkę zarzutów kryminalnych
3
21 księżom. I to tylko w jednej diecezji Ferns w hrabstwie Wexford. Duchowni zostali oskarżeni o przemoc seksualną wobec dzieci między 1962 a 2002 rokiem. W czasie pracy nad raportem część oskarżonych zmarła; publikacji raportu dożyło tylko 11. Wśród najbardziej znanych przypadków pedofilii badanych przez komisję znalazł się duchowny z ponad 60 zarzutami gwałtów i innych napaści seksualnych. Podobnie jak w przypadku Kanady, księża pedofile byli przenoszeni z parafii do parafii w celu zatarcia śladów. Oczywiście o tym, że nowy ksiądz jest czynnym pedofilem, nigdy nie informowano parafian. Pedofile w sutannach na nowym terenie nie rezygnowali ze swoich zboczonych praktyk, wobec czego w kolejnych diecezjach dochodziło do serii następnych seksualnych przestępstw. Komisja ponadto stwierdziła, że jeden z biskupów przyznał, że był świadomy całego procederu ukrywania księży przez Rzym i działał na jego polecenie. Raport Ryana – 2009 rok Raport Ryana został ogłoszony przez Komisję badającą nadużycia wobec dzieci i był wynikiem 10-letniego śledztwa w sprawie zakresu i skutków wykorzystywania najmłodszych w latach 1914–2004 w irlandzkich placówkach. Większość wykrytych przestępstw jest związana z 60 szkolnymi internatami prowadzonymi przez Kościół katolicki, a finansowanymi przez Irlandzkie Ministerstwo Edukacji. Raport mówi o dziesiątkach tysięcy dzieci, które były systematycznie poddawane seksualnym, fizycznym i psychicznym torturom w tych placówkach. Duża część raportu dotyczy placówek zarządzanych przez Zgromadzenie Braci w Chrystusie (zgromadzenie to zawiadywało największą liczbą domów opieki dla chłopców w kraju). Zgromadzenie Braci w Chrystusie miało więcej zarzutów niż wszystkie inne podobne instytucje w Irlandii razem wzięte. Raport mówi o wszechobecnym strachu, który przenikał wszystkie dziecięce placówki. Chłopcy byli skazani na łaskę przełożonych, którzy codziennie wykorzystywali ich seksualnie i znęcali się nad nimi psychicznie oraz fizycznie.
 Ciąg dalszy na str. 11
Fot. DP
Phill Saviano – jedna z ofiar księży pedofilów
4
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Uwaga, wieloródka! Nic nie wiedziała o gumkach, pigułkach i globulkach, dzięki którym dzieci w domu może być dwoje czy troje, a nie… dziewięcioro. Bujny i bezmyślny rozród przerwali lekarze. Kilka dni temu prokuratura przyznała, że dobrze zrobili. Dwa lata wcześniej historia Wioletty Szwak podzieliła naród na dwa obozy: święty i myślący. A było tak... Sześć dni po narodzinach małej Różyczki sąd odebrał ją wielodzietnej rodzinie Szwaków z Błot Wielkich, tłumacząc decyzję nieporadnością rodziców (między innymi upośledzeniem umysłowym matki), a przede wszystkim – bidą z nędzą, które nie pozwalały na wychowanie dziewiątego z kolei potomka (w tym czasie częścią przychówku Szwaków i tak opiekowały się placówki opiekuńcze). Kuratorzy interesowali się rodziną z Błot od 2004 roku. Dostali wówczas anonim, że dzieci mieszkają w złych warunkach. Dziewczynka wróciła do domu, bo jej rodziców wsparli sołtys, proboszcz i opieka społeczna. Media katolickie urządziły przy okazji ogólnonarodową histerię, odmieniając słowo „rodzina” przez wszystkie możliwe przypadki: bo najważniejsza, święta,
P
namaszczona i choćby nie wiem, co się działo, tknąć jej nie wolno. Kiedy wydawało się, że sprawiedliwość boska zatriumfowała, wyszło na jaw, że w szpitalu, w czasie ostatniego cesarskiego cięcia, 42-letnią matkę Róży wysterylizowano. Lekarze tłumaczyli, że macica kobiety – już nie najmłodszej – była tak sfatygowana porodami, że przy następnym mogłaby pęknąć. Chociaż… w tamtej chwili przecięcie jajowodów nie było zabiegiem ratującym życie (a tylko wtedy sterylizację dopuszczają rodzime przepisy). Śledztwo prowadzone w tej sprawie kilka dni temu umorzono. Prawo przewiduje taką możliwość, kiedy dla sądu jest oczywiste, że nie doszło do przestępstwa. Wymiar sprawiedliwości orzekł, że lekarze wiedzieli, co robią, i zapobiegli „potencjalnym powikłaniom”.
ojawienie się przed laty telewizji zepsuło politykę. Rozmowa o programach została zastąpiona efektownymi pyskówkami zwiększającymi oglądalność. Na szczęście ogłupiający wpływ telewizji nie zepsuł wszystkiego i wszędzie. Polskie media – zajęte tutejszą szamotaniną przedwyborczą – nie odnotowały na ogół wyników wyborów parlamentarnych w Danii. Po 10 latach rządów prawicy Duńczycy tym razem wybrali centrolewicową koalicję. Warto w tym miejscu wyjaśnić, że gdy u władzy jest skandynawska umiarkowana prawica (liberałowie i konserwatyści), zwykle nie kwestionuje ona założeń ustrojowych tamtejszego socjalizmu. To znaczy nadal utrzymuje państwo bezpieczeństwa społecznego i powszechnego dobrobytu, tylko akcenty rozkłada trochę inaczej niż lewica. Duńska kampania wyborcza powinna jednak zainteresować Polaków, bo dowodzi ona, że w czasie kampanii można mówić poważnie, i to o trudnych sprawach. Koalicja lewicowa nazywana „czerwonym blokiem” zaproponowała Duńczykom m.in. podwyżkę podatków i niewielkie wydłużenie czasu pracy, a banki mają być nakłonione do odwdzięczenia się społeczeństwu za uratowanie im skóry w kryzysie. Mają współfinansować edukację. Oczywiście, nie same nieprzyjemne rzeczy lewica zaproponowała współobywatelom – te zapowiadane wyrzeczenia mają przecież służyć utrzymaniu tamtejszego socjalizmu i rozruszaniu gospodarki. Okazuje się więc, że w Europie są jeszcze kraje, w których politycy traktują swoich obywateli poważnie.
Poza tym powódka – wciąż mało przytomna – nie będzie zabezpieczać się przed kolejnymi narodzinami, przysparzając problemów wspomnianemu sołtysowi, proboszczowi, no i w ogóle – podatnikom. Nie bez znaczenia okazało się też szczere wyznanie Władysława Szwaka, który obwieścił w mass mediach, że ostatnia ciąża była planowana i ubolewa nad faktem, iż nie będzie kolejnych. To była przerażająca wizja, zważywszy na fakt, że w ubiegłym roku zlitowano się nawet nad mieszkającymi w jego gospodarstwie zwierzętami, które – skrajnie zaniedbane i wychudzone – odebrali inspektorzy Pogotowia dla Zwierząt. Jak wiadomo, zainteresowanie Kościoła problemem prokreacji ogranicza się do: nawoływania do celibatu – dotyczy niezamężnych; nawoływania do założenia domowej wylęgarni – dotyczy szczęśliwie poślubionych. Dylematami, jak i za co wychowywać, nikt sobie świętej głowy nie zawraca. Państwo Szwakowie przed ołtarzem przysięgali? Przysięgali! To mają się mnożyć do upadłego. Naprawiacze złego świata i obrońcy zarodków (w tym redaktor Terlikowski, który na łamach „Frondy” zamieścił wstrząsający tekst pt. „A może wysterylizujecie i mnie?!”) walczą! Zamach na matkę Polkę i nienarodzone z niej dzieci zostanie pomszczony. JUSTYNA CIEŚLAK
Przedstawiają konkretne propozycje wydatków i jasno mówią, kto i ile ma za to zapłacić. Ludzie rozważają, czy im się taki interes opłaca, i podejmują racjonalne wyborcze decyzje. Jest poważna oferta i oczekuje się poważnych działań. Nie obiecuje się gruszek na wierzbie, nie mami pustymi, choć efektownymi hasłami, nie konkuruje w zakresie kolorystyki krawatów i nie uprawia pyskówek. Sedno kampanii stanowi poważna rozmowa między dorosłymi ludźmi. Tymczasem nad Wisłą (i nie tylko u nas) debata wyborcza w dużej mierze jest spektaklem pozorów, biciem piany, wyciąganiem królików z kapelusza. Obiecywano już 100 milionów złotych dla każdego (Wałęsa), 3 miliony mieszkań (Kaczyński), radykalne obniżenie podatków przy utrzymaniu wydatków państwa (takie cuda obiecywało PO w poprzednich kampaniach), „solidarne państwo” (PiS) i laptop dla każdego dziecka bez podnoszenia podatków najbogatszym (Napieralski). To są obietnice, które świadczą o traktowaniu wyborców jak bandy idiotów. Współczesne państwo, jeśli chce, to może mieć rozmaite narzędzia rzeczywiście wpływające na życie milionów ludzi, bo dysponuje ogromnym budżetem. Tyle tylko, że jeśli ma zamiar coś komuś dać, to musi też jasno powiedzieć, z czego weźmie, tj. jak zwiększy wpływy do budżetu lub komu i dlaczego zabierze. Najwyraźniej jednak jesteśmy krajem ludzi nieszczególnie rozgarniętych, skoro nikt o tym nie chce z nami poważnie rozmawiać. Politycy nawykli już do tego, że ich wygłupy wystarczą, aby załapać się na apanaże władzy. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Nie tylko bajki
Prowincjałki 26-latek z Jastrzębia-Zdroju zasnął w autobusie. A kiedy się przebudził, siedzącemu obok mężczyźnie zaproponował jaranie trawki, którą zamachał mu przed nosem. Niestety, niedoszły kompan był policjantem w cywilu. U kresu podróży na 26-latka czekał więc radiowóz. Za 3,5 grama marihuany grożą mu 3 lata więzienia.
FAJKA (NIE)POKOJU
Skondensowany zapach skunksa kupili w sklepie internetowym dwaj 19-letni uczniowie zawodówki w Brzegu. Dwie fiolki specyfiku przynieśli do szkoły, gdzie je – rzecz jasna – rozbili. Wynik: natychmiastowa ewakuacja placówki, 31 uczniów odwiezionych do lokalnego centrum medycznego, a czterech – na oddział dziecięcy szpitala w Namysłowie. Za narażenie na utratę zdrowia i życia grożą dowcipnisiom 3 lata więzienia.
ŚMIERDZĄCA SPRAWA
64-latek z gminy Łaszczów wybił swojemu zięciowi trzy zęby, używając ogławiacza, czyli narzędzia do obcinania liści buraków. 38-latek i tak powinien się cieszyć, że uszedł z życiem, bo celem ataku teścia było skrócenie mu żywota.
ZIĘĆ BURAK
Kiedy zapukała do ich drzwi, powiedziała, że rozdaje dary z kościoła. 84-letnią gospodynię przekonała, że aby je otrzymać, musi się udać we wskazane miejsce. Kobieta posłusznie poszła. W tym czasie niezidentyfikowana jak dotąd oszustka wycyganiła od 85-letniego pana domu ponad 4 tysiące złotych oszczędności. W zamian zostawiła koc.
NAIWNOŚĆ NA STAROŚĆ
29-letni mieszkaniec Łasina zawzięcie rozbijał młotkiem krzyże pozbierane z lokalnych cmentarzy. Przyznał, że wcześniej chciał je sprzedać w całości, ale właściciel skupu złomu nie chciał takich przyjąć. Opracowała WZ
KRZYŻ PAŃSKI…
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Wielu ludzi lubi być po stronie wygranych, dlatego jeśli nie mają silnego poglądu, głosują na najlepszego. (prof. Marcin Król, historyk idei)
Przed wyborami powstają jakieś chore listy. Dwóch facetów, a może czterech w skali kraju, decyduje, spośród kogo mamy wybierać. Co to ma wspólnego z demokracją? (Zbigniew Hołdys, muzyk)
Mamy katolicki kraj, ale telewizję publiczną. Myślę, że jest w niej miejsce i dla „Nergala”, i dla księdza Rydzyka. (Muniek Staszczyk, muzyk)
Kto diabłem wojuje, w piekle może zginąć. (prof. Magdalena Środa, etyk, o nagonce na „Nergala”)
Dziwi mnie wyrok sądu, który nie ukarał „Nergala” za darcie Biblii. 20 godzin pracy społecznej by mu nie zaszkodziło, mógłby pochodzić z miotłą wokół kościoła. (Monika Olejnik, dziennikarka)
„Nergal” poszedł na łatwiznę, bo nikogo w Polsce nie porusza niszczenie Biblii. Dużo bardziej poruszyłby opinię publiczną, paląc zdjęcie Jana Pawła II (…). Wolność w Polsce jest gwałcona przez wkraczanie katolicyzmu we wszystkie sfery. Moje dziecko, uczestnicząc w lekcjach, musi patrzeć na krucyfiks, choć nie życzy sobie tego jego matka buddystka ani ja, który jestem ewangelikiem. (Tomasz Piątek, pisarz)
Nie boję się, że szatan zwycięży Jezusa Chrystusa, bo nie zwycięży i nie pokona Kościoła. Natomiast boję się o siebie. Zdrowo jest bać się go i unikać wszystkimi sposobami. Podobnie jak zdrowo jest bać się raka. (Wojciech Cejrowski na pytanie, czy boi się szatana)
Rządzący uważają, iż jesteśmy wielkim graczem w polityce międzynarodowej, ale dobrze by było, żeby jeszcze chociaż kilka osób na świecie o tym wiedziało. (dr Adam Bobryk, socjolog)
Gdyby kardynał Dziwisz nie darzył zaufaniem księży sympatyzujących z PiS, to większość parafii w jego diecezji pozostałaby bez proboszczów. (ks. Jacek Prusak, jezuita) Wybrali: AC, PAR, OH
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
NA KLĘCZKACH terrorze, który był przyczyną fali przemocy w tamtych czasach na Bałkanach. Boją się, że prawda mogłaby ich wyzwolić? MaK
ROZSĄDEK ZAMIAST KOŚCIOŁA? Przedstawiciele Europejskiej Federacji Humanistycznej (zrzesza ludzi niewierzących) spotkali się z przedstawicielami polskiej prezydencji. Rząd był reprezentowany przez Elżbietę Radziszewską. Przedstawiciele EFH – David Pollock i Pierre Galand – poinformowali ową panią o swoich wątpliwościach dotyczących przestrzegania w Polsce zasad świeckości i praw człowieka. Interesowało ich, dlaczego nasz kraj nadal nie podpisuje Europejskiej karty praw podstawowych (mimo że premier i prezydent deklarują swoje poparcie). Rozbawieni pytali, czy w kwestii badań naukowych Polska także będzie się kierować wskazaniami Kościoła. Radziszewska zapewniła, że „polska prezydencja będzie się kierować zdrowym rozsądkiem”, a nie presją biskupów. Ciekawe, co na to biskupi. MaK
(utajniona!) ostatecznie się odbyła. Tomczak swoich chorych sympatii nie wstydzi się przed kolegami z partii i cieszy się, że „w PO istnieje silny nurt konserwatywny”. Na szczęście Tusk nie klęka w PO… samotnie. MaK
DIABLI NADALI W TVP
PARTIA SCHRZANIONA Jeśli ktoś żywił jeszcze jakieś złudzenia co do partii o pretensjonalnej nazwie Polska Jest Najważniejsza, to powinien je stracić po ogłoszeniu wiadomości, że PJN zyskał poparcie Wiesława Chrzanowskiego, twórcy słynnego przed laty ZChN-u. Była to partia arcykatolicka, kruchtowa, odpowiednik późniejszego LPR-u. Skoro Chrzanowski raczył poprzeć PJN, a nie PiS, to znaczy, że uznał ją za bliższą ideałom kościelno-nacjonalistycznym niż partia Kaczyńskiego. MaK
KTO WYLECZY TOMCZAKA? Konferencji homofobicznej o „leczeniu gejów i lesbijek” w Poznaniu groziły problemy lokalowe, bo gościny odmówił im tamtejszy Uniwersytet Medyczny („FiM” 36/2011). Jednak z odsieczą religijnym nawiedzeńcom pospieszył poseł PO Jacek Tomczak (dawniej PiS i PJN), który pomógł im zarezerwować miejsce w poznańskim Ośrodku Sportu i Rekreacji na Malcie, gdzie konferencja
Ksiądz Józef B. z Białegostoku, który jechał po pijanemu i zaatakował kontrolujących go policjantów, został skazany prawomocnym wyrokiem sądu na 14 miesięcy więzienia w zawieszeniu, 1,5 tys. zł grzywny i po 500 zł odszkodowania dla dwóch poszkodowanych. Policjanci mają też zostać pisemnie przeproszeni. Duchowny nie będzie mógł prowadzić samochodu przez 2 lata. Ksiądz, duszpasterz harcerzy, nie pofatygował się do sądu na ogłoszenie wyroku. MaK
MILIONY ZA ZGONY Krewni ponad 50 żołnierzy zabitych w Iraku i Afganistanie domagają się po milionie zł odszkodowania za bliskiego zmarłego. Na razie pozwy złożyło 69 osób. Dotąd nie zawarto ugody w tej sprawie. Wygląda na to, że egzotyczne wojny będą nas kosztować znacznie więcej, niż śniło się to polskim politykom. MaK
POSEŁ DO DIABŁA Marek Jurek, którego Prawica Rzeczypospolitej nie zdobyła wystarczającego poparcia społecznego, aby zarejestrować ogólnopolski komitet wyborczy, udzielił poparcia kandydatowi na posła z bratniego PiS-u. Jego wybraniec to Michał Kondrat, znany m.in. z tego, że był pomocnikiem egzorcysty. Hasłem wyborczym kandydata jest cytat z Nowego Testamentu: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”. Cóż, PiS niewątpliwie potrzebuje kogoś wszechmocnego, aby wygrać. MaK
DRUH CHUCH
CHORA LUB DOKTORAT Zdaniem biskupa sosnowieckiego Grzegorza Kaszaka w telewizji publicznej występują wyznawcy szatana ze swoimi poglądami. Zapewne miał na myśli facetów w czerni lub purpurze, o rumianych twarzach powykręcanych nienawiścią… Jednocześnie środowiska katolickie w ostatnich dniach podjęły także akcję porównywania niszczenia Biblii do działalności faszystowskiej, wzywania do zabijania lub niszczenia pomników. Nie chcą pamiętać, że Adam Darski zniszczył własną Biblię na koncercie, a nie cudzą w kościele. AC
PRZEBIEGLI KONTRA BIEGLI Prokuratura Rejonowa w Warszawie-Śródmieściu odmówiła wszczęcia postępowania sądowego w sprawie urażenia uczuć religijnych poprzez zrobienie krzyża z puszek po piwie, co miało miejsce w czasie słynnej manifestacji w Warszawie przed rokiem. Zdaniem biegłego o obrazie uczuć można by mówić, gdyby taki krzyż wniesiono do kościoła, a tymczasem chodziło o polityczną manifestację. Tą ekspertyzą oraz wcześniejszym umorzeniem sprawy związanej ze zniszczeniem Biblii przez „Nergala” zainteresowali się wnerwieni biskupi. Głódź zapowiedział, że przepyta rząd na tę okoliczność. Biskupi domagają się ujawniania nazwisk owych „niesłusznych” biegłych. AC
Miłośnicy kultu polskiej świętej, Faustyny Kowalskiej, chcą, aby papież uznał ją za „doktora Kościoła”, czyli osobę szczególnie zasłużoną dla doktryny katolickiej. Chodzi o jej poglądy na temat boskiego miłosierdzia, zawarte w słynnym „Dzienniczku”. Zdaniem polskich naukowców (profesor Jerzy Strojnowski – katolik z KUL!) Faustyna cierpiała na zaburzenia psychiczne, w wyniku których doznawała „cudownych” wizji. Ważna doktryna Kościoła byłaby zatem chorym przywidzeniem cierpiącej dziewczyny. Czemu nas to nie dziwi? MaK
TRUPY ZA HABITEM Kościół ma stary sposób zacierania śladów swoich zbrodni i podłości – przykrywa własne grzechy czyimś męczeństwem. I tak powszechną współpracę Kościoła z faszystami i katolicki antysemityzm zasłonięto śmiercią Maksymiliana Kolbego z rąk nazistów, a zbrodnie katolickiej dyktatury Franco – śmiercią księży w czasach wojny domowej. Teraz przyszedł czas na Chorwację – setki tysięcy zabitych przez klerykalno-faszystowski reżim w czasach II wojny światowej próbuje się zamazać beatyfikacją kilku zakonnic zmarłych tragicznie w niejasnych okolicznościach w serbskiej niewoli. Tygodnik katolicki „Niedziela”, pisząc o prześladowanych mniszkach, ani słowem nie zająknął się o katolickim
GORSZYCIELE ZGORSZENI Redakcja „Gościa Niedzielnego” bardzo zgorszyła się faktem, że „Duża książka o aborcji” Kazimiery Szczuki i Katarzyny Bratkowskiej jest sprzedawana w niektórych księgarniach w dziale dla nastolatków. Dziwnym trafem redaktorów katolickiego tygodnika jakoś nie gorszą drastyczne wystawy zdjęć martwych płodów ludzkich, wystawiane na ulicach miast na widok nawet kilkuletnich dzieci. Autorami wystaw są katoliccy aktywiści antyaborcyjni. MaK
MAŁY AGENT TOMEK „Gazeta Polska Codziennie” reklamuje dzieciom „zegarek małego szpiega” (robi zdjęcia, filmuje, nagrywa) za 49 zł oraz koszulkę z wmontowanym aparatem fotograficznym za 39 zł. Jak rozumiemy, tak uzbrojony narybek PiS-owski wyruszy w Polskę tropić spiski, zdrady, zaprzaństwo i układy. MaK
NA KOŚCIELNĄ NUTĘ To nie pieśń kościelna, to oficjalny hymn świeckiej placówki oświatowej – Szkoły Podstawowej i Publicznego Gimnazjum w Gorajcu. „(…) Myśmy przyszłością dla narodu Dla Ojczyzny i Kościoła (…) O, Panie, który jesteś w niebie Mądrością Swą oświecaj nas. Nasz Ojcze wołamy do Ciebie Błogosław naszej pracy czas”. Autorem słów i muzyki szkolnego hymnu jest ks. Michał Radej. AK
5
CHRZEST OBOWIĄZKOWY „Przypominamy o konieczności jak najszybszego zgłoszenia wszystkich nieochrzczonych dzieci, które uczęszczają do szkoły, począwszy od klasy »O«. Bezwzględnie należy również zgłaszać wszystkie osoby dorosłe, które zechcą przyjąć sakrament chrztu św. Dotyczy to szczególnie starszej młodzieży, która zamierza wejść w sakramentalny związek małżeński czy sakrament bierzmowania” – po raz kolejny kategorycznie ponawia apel do wiernych proboszcz parafii pw. Przemienienia Pańskiego w Garwolinie. Zgłoszenia nieochrzczonych należy kierować do wydziału duszpasterskiego. Kto i po co ma donosić o nieochrzczonych? I dlaczego „wszystkich”? Zainteresowani chrztem winni przecież zgłaszać się sami, z własnej i nieprzymuszonej woli, a nie „bezwzględnie” i „z konieczności”. AK
GAZETA WSZECHPOLSKA Nowy prawicowy dziennik zajmuje się nie tylko wspieraniem PiS i Kościoła, zwalczaniem Tuska i „Nergala”, ale także sączeniem homofobicznego jadu. Z łamów „Gazety Polskiej Codziennie” dowiadujemy się na przykład, że brytyjskie szkoły niesłusznie nękają dzieci wyzywające swoich rówieśników od gejów i „czarnuchów”. Także niesłuszne są dzieła filmowe, które pokazują, że „homoseksualistą może być każdy z nas – kowboj, rabin i neonazista”. Nie chcemy martwić kolegów z „Gazety Polskiej”, ale historia zna taki przypadek, że homoseksualistą okazał się nawet lider dużej, skrajnie prawicowej partii w Austrii. Nie mówiąc o wielu biskupach. AC
6
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
POLSKA PARAFIALNA
Skazany na Licheń Ministerstwo Spraw Zagranicznych wsadziło prezydenta na dyplomatyczną minę. Bogu ducha winnym sprawcą zamieszania jest arcybiskup, który ujawnia „FiM” meandry polityki personalnej Watykanu... Mnisi zakwaterowani w domu zakonnym Zgromadzenia Księży Marianów w Licheniu mają od niedawna nowego, bardzo utytułowanego sąsiada. Jest nim abp Jan Paweł Lenga, także marianin, który w lutym br. złożył zaskakującą rezygnację (według wersji oficjalnej dobrowolną) z funkcji ordynariusza diecezji karagandzkiej w Kazachstanie, zaś papież Benedykt XVI przychylił się do tej prośby i hierarcha zaledwie w wieku 60 lat przeszedł na emeryturę. Arcybiskup legitymuje się paszportem kazachskim, ale ponieważ należy do polskiej prowincji zgromadzenia, osiadł w klasztorze przy słynnym „muzeum kiczu”. Posiada status rezydenta, czyli wolnego strzelca – bez żadnych konkretnych obowiązków. Przed kilkunastoma dniami – na wniosek ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego – prezydent Bronisław Komorowski przyznał mu Krzyż Komandorski Orderu Zasługi RP za „wybitne zasługi w działalności na rzecz środowisk polonijnych oraz krzewienie polskości”. Nie zaproszono go na tę okazję do Belwederu, a skromna uroczystość odbyła się
w Licheniu, gdzie głowę państwa reprezentował wojewoda wielkopolski Piotr Florek. Nie z tego wszakże powodu Polska odnotowała poważną wpadkę w stosunkach z Watykanem... – Albo Sikorski okazał się kompletnym ignorantem, albo celowo wsadził prezydenta na minę, bo Lenga jest w Watykanie skończony. Powód? Nuncjatura odczytała fakt odznaczenia jako przejaw niekompetencji naszych służb dyplomatycznych – twierdzi analityk z MSZ. Kodeks prawa kanonicznego stanowi, że biskup diecezjalny dopiero po ukończeniu 75 roku życia „jest proszony o złożenie na ręce Papieża rezygnacji z zajmowanego urzędu” (kan. 401, par. 1), by szef wszystkich szefów mógł swobodnie podjąć decyzję, czy już zwolnić podkomendnego, czy jeszcze go na jakiś czas zostawić. Kanon 401, par. 2 reguluje sytuacje nadzwyczajne: „Usilnie prosi się biskupa diecezjalnego, który z powodu choroby lub innej poważnej przyczyny nie może w sposób właściwy wypełniać swojego urzędu, by przedłożył rezygnację z urzędu”. Abp Lenga został zdymisjonowany w trybie tego
Konferencja Episkopatu Kazachstanu (arcybiskup Lenga trzeci od lewej)
właśnie przepisu, choć cieszy się doskonałym zdrowiem i ma dopiero 60 lat. Jaka więc „inna poważna przyczyna” uniemożliwiła mu zarządzanie diecezją? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzyjmy się jego dotychczasowej karierze... Urodził się w ZSRR (na terytorium dzisiejszej Ukrainy) w rodzinie o polskich korzeniach. Po skończeniu szkoły średniej pracował jako robotnik kolejowy. Raz w tygodniu odbywał u jednego z marianów sesje, które zaliczono mu jako roczny nowicjat. Następnie przeniósł się do Kowna (obecnie Litwa), gdzie istniało tajne seminarium duchowne. Ukończył je w 1980 r. i przyjął święcenia z rąk bp. Vincentasa Sladkevièiusa (marianin, późniejszy przewodniczący Konferencji Episkopatu Litwy). W 1981 r. został oddelegowany do Kazachstanu. Dziesięć lat później papież Jan Paweł II wyniósł go do godności biskupa oraz mianował przełożonym nowo powstałej administratury apostolskiej Kazachstanu i Azji Środkowej, a gdy w 1999 roku utworzył diecezję karagandzką, uczynił bp. Lengę jej pierwszym ordynariuszem (obdarzając go wkrótce
tytułem arcybiskupa). W lutym 2011 roku BXVI powołał na jego miejsce bp. Janusza Kaletę – wywodzącego się z diecezji tarnowskiej dotychczasowego administratora apostolskiego w kazachskim mieście Atyrau. Czym abp Lenga podpadł papieżowi? – Pamiętam, że w watykańskich dykasteriach bardzo źle przyjęto jego wystąpienie podczas XI Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów (październik 2005 roku, czyli w pierwszych miesiącach urzędowania BXVI – dop. red.), kiedy to protestował przeciwko przyjmowaniu komunii „na rękę”, domagając się zastrzeżenia tego przywileju wyłącznie dla kapłanów. Ostatnimi czasy przebąkiwano o napływających z Kazachstanu oskarżeniach, w których pojawiały się wątki obyczajowe, ale prawdopodobnie były one pokłosiem ostrego konfliktu między Lengą a pochodzącym z Niemiec biskupem pomocniczym Karagandy Athanasiusem Schneiderem – mówi polski duchowny pracujący w Rzymie. W rozmowie z dziennikarzem „FiM” pytany o przyczyny złożenia rezygnacji abp Lenga odpowiada:
Powiesili dzwońca N
areszcie! Bo tego właśnie zapadającej się w sobie Łodzi potrzeba najbardziej. Nie naprawy ulic, nie remontu kamienic i nie aktywizacji bezrobotnych. Nawet nie nowego sprzętu dla oddziałów kardiologicznych, ale dzwonu „Serce Łodzi”. Kosztował ponad 400 tysięcy złotych. W szkołach i przedszkolach (inicjatywa Urzędu Miasta, który w celu zdyscyplinowania nauczycieli zwołał w sprawie dzwonu 15 ogólnomiejskich konferencji pedagogicznych!) wyżebrano od dzieci i ich rodziców 200 tysięcy złotych. Kto dał pozostałe 200 tysięcy? To tajemnica, ale raczej nie abp Ziółek z własnej kieszeni, bo człek to znany z ubóstwa. 18 września, przy mizernym zainteresowaniu łodzian, najpierw przyciągnięto
– Nie znam ich, bo nie mam z Watykanu żadnych dokumentów w tej sprawie, a ponieważ żadnych grzechów przeciwko Kościołowi nie popełniłem, po prostu nie wiem. – Jak to? Przecież złożył ją ksiądz arcybiskup dobrowolnie! – Ja też tego nie rozumiem. Słyszałem, że umotywowałem rezygnację zmęczeniem. Niby na podstawie tego kanonu, nie pamiętam jego numeru, o niemożności wypełniania urzędu z powodu zmęczenia. Kazali szybko wyjechać, nie podając mi żadnych przyczyn, zatem trudno o nich cokolwiek powiedzieć. – Czy Licheń to już koniec kariery? – To wszystko jest bardzo dziwne. Rzym na razie milczy... – No cóż, pozostaje nam złożyć gratulacje z tytułu uhonorowania księdza arcybiskupa najwyższym odznaczeniem państwowym. – Co zaszło, to zaszło... Dziękuję i życzę wam ze swojej strony odkrywania prawdy. Żebyście zawsze byli blisko niej. ANNA TARCZYŃSKA
Parafialny odpust to okazja do odpuszczenia sobie lekcji w publicznych szkołach. 127 uczniów z Zespołu Szkół Publicznych w Komorowie pod wodzą księdza i dyrektora szkoły powędrowało 8 września (czwartek) z pielgrzymką na odpust do sanktuarium w Wąsewie. W czwartek 15 września na odpuście
Odpuszczanie i opuszczanie
(pomoc drogowa!), a później poświęcono i powieszono (4547 kg) w dzwonnicy katedry ganz nowe „Serce Łodzi”, które zastąpi to dawne – zaginione w czasie II wojny. Ile to jest 400 tysięcy złotych? Ot, dokładnie tyle wystarczyłoby, żeby sfinansować 4 tysiącom łodzian niedostępne
dla nich z przyczyn finansowych badanie o nazwie „echo serca”. Dzięki niemu można by kilkaset osób przestrzec przed zbliżającym się zawałem i uratować życie przynajmniej kilkudziesięciu. Ale znaczy tych „kilkudziesięciu”, skoro „Serce” będzie biło wszystkim? Czy tego chcą, czy nie… MarS
w parafii pw. MB Bolesnej w Nowym Sączu-Zawadzie naukę odpuszczał sobie tamtejszy Zespół Szkół Podstawowo-Gimnazjalnych. Pod opieką nauczycieli wagarowało około 600 uczniów, składając pokłony Matce Boskiej i obcałowując relikwie JPII lub paląc papierosy pod kościołem. Tradycyjnie już z pielgrzymkami na wielki odpust w sanktuarium w Limanowej (dla bezpieczeństwa pod czujnym okiem panów policjantów) ruszyły także społeczności limanowskich publicznych placówek oświatowych. 19 września (poniedziałek) o godz. 9 na odpuście stawiły się z pielgrzymką uczniowie limanowskich szkół średnich, 20 września (wtorek) o godz. 9 – Zespół Szkół Samorządowych nr 3 w Limanowej i Zespół Szkół w Starej Wsi Woli, a 21 września (środa) – Zespół Szkół Samorządowych nr 1 w Limanowej i Zespół Szkół w Mordarce. AK
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Autonomia złodziejstwa Hierarchia kościelna zaczyna panikować i domaga się od Prokuratury Generalnej „zaprzestania działań wymierzonych w autonomię” swej firmy. Chodzi o utajnienie kradzieży... Już niemal od roku analitycy Centralnego Biura Antykorupcyjnego badają orzeczenia Komisji Majątkowej. Następstwem stwierdzonych dotychczas nieprawidłowości były trzy porcje zawiadomień (o 22 podejrzanych przypadkach) skierowanych przez szefa CBA Pawła Wojtunika (na zdjęciu) do prokuratora generalnego: ~ 21 lutego – o wielce prawdopodobnym popełnieniu przestępstw niegospodarności, przekroczeniu uprawnień i poświadczeniu nieprawdy w 11 orzeczeniach Komisji Majątkowej; ~ 25 marca – o pięciu postępowaniach regulacyjnych, w których dopuszczano się przekazywania nieruchomości instytucjom kościelnym bez jednoznacznego potwierdzenia prawa własności do jej zwrotu oraz dokonywano nieprawidłowych wycen majątku w procedurze przyznawania nieruchomości zamiennych lub ustalania wysokości odszkodowań; ~ 10 sierpnia – o sześciu kolejnych machinacjach w orzeczeniach dotyczących nieruchomości przyznawanych w Warszawie, Żorach, Nysie, Bytomiu i Kętach. Oficjalny komunikat prezentuje je bardzo enigmatycznie: „W Warszawie przekazano prawo nieodpłatnego użytkowania wieczystego nieruchomości o powierzchni ponad 2000 mkw. położonej w ścisłym centrum miasta pomimo tego, że wnioskodawca nie wykazał prawa do przywrócenia rzekomo wcześniej utraconej zupełnie innej własności. W Żorach wnioskodawca wystąpił o odszkodowanie za utracone nieruchomości o powierzchni 42 ha. Z posiadanych przez CBA informacji wypływa wniosek, że w wyniku prac Komisji Majątkowej otrzymał on nieruchomości o wielkości 360 ha. W Nysie, gdzie pełnomocnikiem wnioskodawcy był Marek P. (słynny licznymi na jego temat publikacjami były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa – dop. red.), istnieje uzasadnione podejrzenie zawyżenia wartości nieruchomości. W Kętach, gdzie również pełnomocnikiem był ten sam prawnik, wnioskodawca wnosił o zwrot nieruchomości o powierzchni niespełna 12 ha. Wątpliwości w tym przypadku wzbudza fakt, czy posiadał on prawo do części roszczenia. Mimo to przekazano mu blisko 26 ha oraz ponad 2 300 000 zł. W Bytomiu wnioskodawca prosił o zwrot 40 ha. W efekcie Komisja Majątkowa przekazała mu prawie 200 ha nieruchomości zamiennych”. – Z dwóch pierwszych zawiadomień prowadzone jest 12 śledztw, zaś
w czterech przypadkach odmówiono wszczęcia postępowania karnego. Sprawy są nadzorowane przez Prokuraturę Apelacyjną w Rzeszowie, Prokuraturę Okręgową w Krakowie, Prokuraturę Okręgową w Katowicach, Prokuraturę Okręgową w Gliwicach i Prokuraturę Okręgową w Sieradzu, a większość czynności procesowych powierzono do przeprowadzenia CBA. Nie mamy jeszcze informacji o decyzjach prokuratury w sprawie tych sześciu przypadków przedstawionych w zawiadomieniu z 10 sierpnia – wyjaśnia „FiM” Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA. Biuro co do zasady nie informuje o szczegółach, ale dotarliśmy do nich innymi ścieżkami. ~ Podejrzenia w zakresie nieruchomości „położonej w ścisłym centrum Warszawy” dotyczą działki u zbiegu ulic Świętokrzyskiej i Jasnej (2024 mkw. powierzchni), przekazanej archidiecezji warszawskiej przez komisję w sierpniu 2000 r. na podstawie ugody zawartej przez wielebnych z władzami stolicy rządzonej wówczas przez Pawła Piskorskiego – prominentnego działacza Unii Wolności, a następnie PO. Dostali ten grunt w zamian za Daniłowiczowską 14, gdzie dawno dawno temu stał Dom pod Królami (znany też jako Biblioteka Załuskich), doszczętnie zniszczony w czasie powstania warszawskiego i pięknie odtworzony przez „komunę” na początku lat 60. (obecnie siedziba Związku Autorów ZAiKS). Archidiecezja weszła w posiadanie Domu znanym i już od wieków testowanym podstępem. Otrzymała go w darze od Ksawerego Branickiego (1864–1926) celem założenia tam i zakwaterowania Fundacji imienia Xawerego hrabiego Pusłowskiego. Choć w akcie notarialnym z 1919 roku wyraźnie podkreślono, że niespełnienie warunku oznacza automatyczny powrót nieruchomości do właściciela, fundacja nigdy nie powstała. Działkę przy Daniłowiczowskiej upaństwowiono w 1945 roku mocą „dekretu Bieruta” stanowiącego, że wszystkie grunty w obszarze Warszawy przechodzą na własność miasta. Gdy w październiku 1990 roku kuria wystąpiła do Komisji Majątkowej o rekompensatę poprzez przyznanie nieruchomości zamiennej, wylegitymowała się jedynie wzmianką w księdze wieczystej nr 617, że w 1945 roku była formalnym właścicielem ruin Domu pod Królami. – W księdze wieczystej stało jak wół, że Kościół nie spełnił podstawowego warunku darowizny,
Biurowiec Episkopatu
nie dopełnił formalności, więc z mocy prawa darowiznę utracił. Przynajmniej każdy inny podmiot by utracił… Kler właścicielem pozostawał tylko na papierze. Wystarczyło uważnie przeczytać dokumenty, żeby się o tym przekonać. Niestety, zarówno komisji, jak i władz Warszawy te fakty nie interesowały, co uznaliśmy za działanie na szkodę interesu publicznego. Tym bardziej że spadkobiercy darczyńcy walczą o zwrot nieruchomości przy Daniłowiczowskiej i kto wie, czy państwo nie będzie musiało zapłacić za nią powtórnie – mówi oficer z CBA. Po uzyskaniu zamiennego gruntu przy Świętokrzyskiej i Jasnej archidiecezja wybudowała tam okazały biurowiec, pod którym kamień węgielny kropił osobiście kard. Józef Glemp. – Według naszych ustaleń obiekt kosztował ponad 18 mln dolarów – ujawnia funkcjonariusz. „CBA nęka Kościół” – tym tytułem alarmuje swoich czytelników tygodnik katolicki „Gość Niedzielny” (nr 35/2011), oskarżając Biuro o podyktowane złą wolą zarzuty „przy wątłym materiale dowodowym w sprawie, która uległa przedawnieniu”. ~ Zgłoszony prokuraturze przekręt w Żorach (archidiecezja katowicka) dotyczy w istocie parafii św. Apostołów Filipa i Jakuba. Zgłosiła się do komisji o zwrot 42,4 ha gruntów rolnych, a otrzymała w zamian... 360 ha (uwaga: CBA prawdopodobnie coś przeoczyło, bowiem z posiadanych przez „FiM” dokumentów wynika, że pleban z Żor dostał sześć działek o łącznej powierzchni 402 ha). Jakim sposobem?
– To była kwestia wyceny utraconej przez parafię nieruchomości częściowo już zabudowanej osiedlem mieszkaniowym. Oszacowano ją bardzo wysoko, a grunty zamienne skrajnie nisko, więc tyle im wyszło. Pewną ciekawostką jest fakt, że ówczesny proboszcz ksiądz Jan Sz. nie miał pojęcia o finale sprawy i dalszym losie otrzymanych hektarów, bo zajmowała się nimi kuria, której ekonomem był ks. Mirosław Piesiur, sprawujący w Komisji Majątkowej funkcję współprzewodniczącego – przypomina oficer. ~ Szczęśliwcem z Bytomia, który poprosił komisję o zwrot 40 ha, a dostał pięć razy więcej (CBA podaje, że 200 ha nieruchomości zamiennych, ale według naszych danych chodzi o ponad 225 ha), jest parafia Świętego Wojciecha z Radzionkowa (w dacie składania wniosku dzielnica Bytomia). – Choć władze Radzionkowa już w 1999 r. doszły do porozumienia z parafią w kwestii zaspokojenia roszczeń, osiem lat później komisja rzuciła „na tacę” kolejne komunalne hektary wycenione tak, jakby stanowiły wysypisko odpadów radioaktywnych – twierdzi konsultant „FiM”. ~ Sprawa w Kętach dotyczy parafii św. Małgorzaty i Katarzyny (diecezja bielsko-żywiecka), która za stracone niegdyś 11,9 ha otrzymała 19,3 ha w naturze oraz 2 324 680 zł w gotówce, wypłacone z puli ministra finansów. – Częściowym tegoż cudu wytłumaczeniem może być fakt, że pełnomocnikiem parafii był Marek P. Szczególnym kunsztem wykazał się przy „załatwieniu” kilkunastu superatrakcyjnych hektarów
7
w Komorowicach Śląskich (osiedle Bielska-Białej) na spółkę dla proboszcza z Kęt i parafii św. Jakuba w Simoradzu (powiat cieszyński). Wojewoda śląski przekazał tę ziemię Agencji Nieruchomości Rolnych już w 1995 r., ale agencja jakby jej nie zauważała. Dopiero latem 2002 r. coś ją nagle oświeciło i wystąpiła o wpis w księdze wieczystej. Miesiąc później okazało się, że chodziło o stworzenie formalnej podstawy do przyznania tych gruntów parafiom jako nieruchomości zamiennej. Długo się nią nie nacieszyły, bo kilka miesięcy później sprzedały ziemię osobom prywatnym, ściśle związanym interesami z Markiem P. W przypadku Kęt drugim dnem jest poważna wątpliwość (szczegóły na razie pomińmy), czy parafii w ogóle należał się zwrot majątku – podkreśla agent CBA. ~ Podejrzenie zawyżenia wartości nieruchomości na rzecz reprezentowanej przed Komisją Majątkową przez Marka P. i niewymienionej z nazwy w komunikacie CBA kościelnej agendy w Nysie (woj. opolskie) dotyczy tamtejszego Zgromadzenie Sióstr św. Elżbiety. – Za utracony niegdyś teren w Raciborzu, wyceniony niczym kopalnia złota, mniszki dostały z zasobów ANR prawdziwe skarby: 20 ha w Łopusznej nieopodal Nowego Targu i ponad 22 ha w Węgrzcach pod Krakowem. Ponieważ o tę pierwszą posiadłość walczą spadkobiercy przedwojennych właścicieli, siostry natychmiast się jej pozbyły na rzecz Karola P., biznesmena z branży budowlanej – dodaje nasz rozmówca. Spośród wszczętych już 12 postępowań karnych dotyczących Komisji Majątkowej najciekawiej zapowiadają się śledztwa w sprawach: ~ wyłudzenia przez prowincję dominikanów nienależnych 41,5 ha; ~ drastycznego zawyżenia wartości nieruchomości utraconej przez Wyższe Seminarium Duchowne w Kielcach (reprezentowane przez Marka P.), któremu za niespełna 20 ha gruntów rolnych i leśnych przyznano 4 322 067 zł odszkodowania; ~ „doprowadzenia do wyrządzenia znacznej szkody w mieniu Skarbu Państwa” przez urzędników ANR, którzy w 2002 r. sprezentowali ponad 15 ha Zgromadzeniu Córek Matki Bolesnej Serafitek w Oświęcimiu; ~ Zakonu Kanoników Regularnych Laterańskich w Krakowie, którzy uzyskali działki z mocy prawa niepodlegające przekazaniu. Czy ktoś z tego tytułu pójdzie siedzieć? Metropolita katowicki abp Damian Zimoń w piśmie do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta ostrzega: „Z głębokim zaniepokojeniem odebrałem fakt, iż podlegające panu służby podjęły działania ingerujące w wewnętrzne sprawy archidiecezji katowickiej”, domagając się „zaprzestania działań wymierzonych w autonomię Kościoła w Polsce”... ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Czas na zmianę Rozmowa z Wandą Nowicką, współzałożycielką Stowarzyszenia na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo Neutrum, przewodniczącą Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Działa na rzecz równych praw kobiet i mężczyzn, edukacji seksualnej, dostępu do antykoncepcji i legalnej aborcji. Kandyduje w Warszawie z listy Ruchu Palikota – nr 2 na liście. – Działa Pani od ponad 20 lat m.in. na rzecz świeckości państwa i praw człowieka. Minione dwie dekady to czas postępującej klerykalizacji, a także prób jej powstrzymania lub odwrócenia tego procesu. Jak Pani ocenia ten czas? Co się udało zrobić? – Trudno mówić o jakichś wielkich sukcesach w powstrzymywaniu klerykalizacji w Polsce. Można najwyżej stwierdzić, że proces klerykalizacji dobiegł kresu, bowiem Kościół zdobył wszystko, o co zabiegał w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Kościół ma ogromny wpływ na politykę i prawo krajowe, w szczególności na ustawy dotyczące edukacji seksualnej, aborcji, leczenia niepłodności metodą in vitro, związków partnerskich i wielu innych sfer życia. Na dobre usadził się w szkołach, gdzie indoktrynuje młodzież w jedynej słusznej religii i „chroni” ją przed „groźną dla młodych uszu” edukacją seksualną. Kościół rządzi i rozpycha się m.in.
O
w mediach publicznych, służbach mundurowych czy szpitalach, gdzie zmusza pacjentów do praktyk religijnych i pilnuje lekarzy, by nie przerywali ciąży, nawet zgodnej z literą represyjnej ustawy antyaborcyjnej. Trudno sobie wyobrazić jakąkolwiek uroczystość państwową bez mszy czy obecności przedstawicieli Kościoła. Jest głównym beneficjentem dotacji publicznych na wszelke możliwe cele – od budowy kościołów po pensje dla katechetów. Mogłabym tak długo wyliczać. Do tego pod hasłem odzyskiwania majątków kościelnych Kościół zagarnął mnóstwo mienia publicznego, które mu się nie należało. Gdzie mu jest lepiej niż w Polsce? – Pani działalność jest przede wszystkim skupiona na organizacjach społecznych. Jakby dorywczo wkraczała Pani na teren polityki, startując w wyborach i pełniąc funkcję radnej. Jest Pani kojarzona z szeroko pojętą lewicą. Skąd teraz start z listy
krągła rocznica istnienia Kampanii przeciw Homofobii pozwala uświadomić sobie, jak wiele się w Polsce zmieniło w ostatnim dziesięcioleciu. Kiedy 10 lat temu przygotowywałem się do zrobienia wywiadu z nieznanym szerzej Robertem Biedroniem z dopiero co powstałej organizacji o nazwie Kampania przeciw Homofobii (KPH), jeden z redakcyjnych kolegów zapytał mnie, jaki jest sens przeprowadzania wywiadu ze środowiskiem, o którym właściwie nic nie wiadomo i które nie ma żadnej siły oddziaływania. Ustaliliśmy jednak, że wywiad zrobić warto, bo tematyka obrony praw człowieka jest bliska redakcji i wielu Czytelnikom „FiM”. Okazało się, że nasz tygodnik był pierwszym ogólnopolskim medium, które rozmawiało z szefem KPH. Tymczasem kiedy byłem na 10 urodzinach KPH, były tam nie tylko telewizje, dziennikarze i politycy (patrz fot. – Ryszard Kalisz i przewodniczący KPH Tomasz Szypuła), ale także setki gości. Ale nie tylko to się zmieniło przez te lata. Najpierw wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę – w 2001 roku z wielkimi nadziejami na nowoczesną i bardziej sprawiedliwą Polskę władzę przejęła lewica. Jednak kolejne lata były w dużej mierze społecznie i gospodarczo zmarnowane. Sojusz Lewicy Demokratycznej – dzięki staraniom prof. Marii Szyszkowskiej (przy współpracy m.in. KPH) – przygotował co prawda projekt ustawy o związkach partnerskich, który przegłosowano w Senacie, ale nie chciało mu się już zaproponować go w Sejmie.
Fot. A.C.
Ruchu Palikota, środowiska raczej liberalnego? – Ruch Palikota jest niewątpliwie liberalny, ale też lewicowy w kwestiach światopoglądowych. Sama się zdziwiłam, jak wiele priorytetów Ruchu Palikota jest zbieżnych z postulatami środowisk kobiecych i organizacji działających na rzecz świeckiego państwa: liberalizacja ustawy antyaborcyjnej, edukacja seksualna do szkół, opodatkowanie Kościoła, kary dla księży pedofilów czy rekompensaty dla ich ofiar. Ruch Palikota jest nową formacją polityczną, w której wciąż trwa debata programowa, zwłaszcza dotycząca zagadnień ekonomicznych. Jestem przekonana, że program ekonomiczny ewoluuje w kierunku bardziej lewicowym. Związałam się z Ruchem Palikota również dlatego, że widzę tam szansę na wzmocnienie pozycji kobiet zarówno w partii, jak i w społeczeństwie. Zainicjowałam sekcję kobiecą – Ruch Kobiet – której celem
Później zaliczyliśmy prawicową recydywę, gdy szefem TVP został były nazista, a ministrem edukacji – wodzuś nacjonalistycznej bojówki. PO trudno było wtedy odróżnić od PiS-u i obie partie marzyły o IV RP. To były czasy, gdy w rządzie i urzędzie prezydenta RP debatowano, czy geje i lesbijki mają prawo chodzić po ulicach i które zawody wolno im wykonywać.
jest aktywizowanie kobiet w życiu politycznym, wprowadzenie wewnątrzpartyjnego parytetu oraz prowadzenie aktywnej polityki na rzecz równości kobiet i mężczyzn. – Czy istnieje jakaś nadzieja dla SLD? Ta partia miała pewne zasługi w latach 90., a ostatnia dekada to utrata wiarygodności i kryzys. Nieodwołalny? – Choć SLD jeszcze przez jakiś czas będzie trwało siłą bezwładu, głównie dzięki dotacjom budżetowym, bezpowrotnie skończyła się rola tej partii jako pewnej oferty ideowej, zwłaszcza dla młodego pokolenia. Z kolei starsi mają już dosyć gadania w kółko o tym samym i ciągłych, nigdy nierealizowanych obietnic. Sojusz nie ma żadnej wizji, którą chciałby realizować, ani nie ma żadnych pomysłów politycznych na Polskę. Nie ma też odwagi, by realizować własne projekty, jeśli nawet jest taka możliwość. Co gorsza, partia w takim kształcie jest niereformowalna. Najlepiej byłoby ją
Czym dokładnie zajmuje się KPH? Przede wszystkim zwalczaniem dyskryminacji ze względu na orientację seksualną, a zatem dążeniem do prawnego zrównania sytuacji osób heteroi homoseksualnych. Dotyczy to na przykład kwestii rodzinnych, bo ludzie homoseksualni nie mają prawa do zalegalizowania swoich związków partnerskich. Ponadto organizacja dąży
Dekada normalnienia Od kilku lat wahadło społecznej mentalności i nastrojów politycznych przechyla się w lewo. KPH znów pomagała w przygotowaniu kolejnej ustawy o związkach partnerskich, i ona ponownie trafiła pod obrady parlamentu. Na razie, jak zwykle, bez rezultatów. Jednak coś trwale przez te lata się zmieniło – nastroje społeczne, mentalność części polityków i media. Ma w tym swój ogromny udział KPH poprzez ogromną pracę w środkach masowego przekazu, na ulicach, w internecie i poprzez akcje społeczne. Przecież jeszcze kilka lat temu homofobiczny tekst można było przeczytać i w „Gazecie Wyborczej”, i we „Wprost”, co dziś jest nie do pomyślenia. W ostatnim roku nawet „Rzeczpospolita” nieco stonowała w swojej antygejowskiej krucjacie, choć wcześniej pozwalała sobie na treści mocno obraźliwe, a nawet na organizowanie homofobicznych nagonek.
rozwiązać i zacząć nową formację lewicową od początku – Ostatnie mniej więcej 3, 4 lata to powolne przesuwanie się polskiej sceny politycznej i mediów na lewo. Nawet największa partia – PO – jest znacznie mniej prawicowa niż 10 lat temu. Czemu zawdzięczamy tę zmianę? Czy konserwatywna Polska ma szansę stać się krajem bardziej prospołecznym i szanującym prawa człowieka? Bardziej ludzkim po prostu. – Nie bardzo zgadzam się z tą diagnozą. To, że Tusk powiedział, iż nie będzie klękać przed księdzem, nie jest żadnym zwiastunem zmiany. Proszę pamiętać, że PO nawet nie było w stanie przyjąć ustawy o in vitro, która gotowa od paru miesięcy czekała na głosowanie. Nie wspominając już, że głosami Platformy niemal nie wprowadzono całkowitego zakazu przerywania ciąży w Polsce. A media? Zniknęła „Trybuna”, a rolę lewicowej gazety z braku innych pełni „Gazeta Wyborcza”. Telewizja prywatna czy publiczna są prawicowe. Z TVN24 nie znika ksiądz Sowa itd., itp. To, co się zmienia, to świadomość społeczeństwa. Ludzie mają już dość polskiego zaścianka, klerykalnego państwa, zaglądania nam pod kołdrę i ciągłego oglądania się w przeszłość – jak nie powstanie warszawskie, to Smoleńsk. Najwyższy czas, by zacząć patrzeć w przyszłość i budować nowoczesne państwo. I tylko w tym pokładam nadzieję, że społeczeństwo znużone tą beznadzieją da szansę nowej sile politycznej, jaką jest Ruch Palikota. Bo to jest szansa na realną zmianę. Rozmawiał ADAM CIOCH
do wyeliminowania z języka publicznego tzw. homofobicznej mowy nienawiści, która marginalizuje i krzywdzi osoby przez nią napiętnowane. Poza tym KPH niesie pomoc w konkretnych przypadkach poszkodowanym ludziom – psychologiczną i prawną. Organizacja wydaje także interesujący – na wysokim poziomie graficznym i treściowym – dwumiesięcznik „Replika”. Stowarzyszenie działa już na terenie kilkunastu polskich miast (i Nowego Jorku). Jedną z pierwszych akcji, która rozbudziła debatę o prawach mniejszości seksualnych, była słynna już wystawa „Niech nas zobaczą”, której nazwa trafiła nawet jako żartobliwy zwrot do języka codziennego. Akcja polegała na publicznym wystawianiu zdjęć kilkunastu par jednopłciowych stojących na ulicach i trzymających się za ręce. Fotki wywołały z jednej strony furię środowisk katolickich, a z drugiej – debatę nad tym, co wolno pokazywać publicznie.
Fot. A.C. Fotografie niszczyli „nieznani sprawcy”, a galerie w panice odwoływały zarezerwowane już wystawy. Tylko dlatego, że na zdjęciach dwie jak najbardziej ubrane (zdjęcia robiono zimą!) osoby jednej płci (dziewczyny lub chłopcy) trzymały się za ręce! Fala rzekomego zgorszenia wywołana tymi przesadnie ugrzecznionymi w gruncie rzeczy fotkami w obliczu codziennego zalewu golizną i przemocą (np. poprzez eksponowanie wszędobylskich krucyfiksów) była ujawnieniem niesamowitych pokładów hipokryzji. Wiele emocji wzbudziły także pokojowe marsze na rzecz tolerancji, współorganizowane przez KPH, w tym najsłynniejszy – z Krakowa (2004 rok), który spotkał się z licznymi sprzeciwami, furią hierarchów katolickich i fizyczną napaścią środowisk prawicowo-kibolskich. Można powiedzieć, że ludzie z KPH to już weterani walki o prawa człowieka. Ale do emerytury jeszcze daleko – wszak to dopiero początek drogi. A.C.
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r. Nudne odklepywanie zdrowasiek trzeba sobie od czasu do czasu urozmaicić. Nic nie nadaje się do tego lepiej niż tzw. cud. Według sondażu przeprowadzonego przez TNS OBOP – 64 proc. spośród badanych Polaków wierzy, że cuda się zdarzają. „To efekt niedojrzałości religijnej. Boga trzeba szukać tam, gdzie jest. W eucharystii i modlitwie, w kościele” – uważa ks. dr Andrzej Kowalczyk. A cuda i tak się zdarzają. Najświeższy zaciek miał miejsce w Krośnie („FiM” 37/2011), gdzie jakoby popłakała się kamienna figura Chrystusa. Tak w każdym razie lud boży zinterpretował czerwone ślady na twarzy posągu przed kościołem pw. Najświętszej Maryi Panny. Cudowne zjawisko ludzie oglądali tłumnie i z namaszczeniem do czasu, aż laboratorium kryminalistyczne KWP w Rzeszowie – po zbadaniu przekazanego przez proboszcza materiału – orzekło, że twarz Najwyższego rzeczywiście jest usmarowana krwią, ale sztuczną. „Cudotwórcą” okazał się 16-latek, który zapewne zapragnął w ten sposób rozsławić swoją parafię. Cud w Sokółce („FiM” 42/2009) na długie miesiące zelektryzował kraj. W zakrystii kościoła św. Antoniego Padewskiego hostia zmieniła się rzekomo w mięsień sercowy. Hostię na ziemię upuścił wikary i – zamiast ją zjeść – zatopił w wypełnionym wodą naczyniu liturgicznym (żeby się rozpuściła i tym samym straciła boskie właściwości). Woda wkrótce zrobiła się czerwona, a kiedy zaintrygowani sprawą księża wylali ją na korporał, okazało się, że zostało po niej coś w rodzaju skrzepu. Innymi słowy – stał się cud. Arcybiskup Edward Ozorowski, metropolita białostocki, zacierał ręce i snuł wizje pielgrzymek, które do Sokółki będą zmierzały z całego świata. No ale żeby zmierzać, musiały mieć jakiś cel. I choć oficjalnie (to znaczy przez Watykan) cud nie został uznany, z kawałka hostii uczyniono relikwię: „Skoro mamy do czynienia ze świętością, która jest fragmentem ciała ludzkiego, a wręcz boskiego, należy nazywać to relikwiami. Być może Bóg chce zwrócić naszą uwagę na to, jak ważna dla chrześcijan powinna być Święta Komunia” – skwitował sprawę ksiądz Stanisław Gniedziejko, proboszcz parafii. Kiedy przykruchtowi patomorfolodzy z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku „zbadali” zjawisko (tylko pobieżnie, bo bali się „naruszać świętość”!) i uznali, że mają do czynienia z włóknami tkanki ludzkiego mięśnia sercowego, przedstawiciele Polskiego Stowarzyszenia
POLSKA PARAFIALNA
Cudaczenie
1 Racjonalistów chcieli, aby sprawą zajęła się prokuratura. Ich wniosek został jednak odrzucony. Kiedy natomiast wyszło na jaw, że badania fragmentów tkanki były nie tylko nieformalne i nieudokumentowane, ale także prowadzone najprostszą metodą (nie pozwala ona stwierdzić, czy tkanka należy do człowieka, czy na przykład do świni), a ich autorzy zostali przez władze uniwersytetu ukarani naganą, cud był już tak popularny, że takimi drobnostkami jak jego autentyczność nikt nie zawracał sobie głowy.
Tym bardziej że na badania formalne białostocka kuria nie wyraziła zgody, uznając – ustami biskupa Ozorowskiego – że należy uszanować świętość, a tematu nie ma co męczyć. No i tyle wystarczy, żeby autokary wypełnione ludem wiernym do małej podlaskiej Sokółki
ciągnęły jeden za drugim. 2 października br. w Sokółce zostanie odprawiona msza połączona z wprowadzeniem do kościoła „relikwii Ciała Pańskiego”, bo do takiego miana awansował zatopiony w wodzie komunikant. Co prawda tylko na szczeblu archidiecezjalnym (Watykan wciąż sprawy nie tknął), ale już podobno jedną z osób pielgrzymujących uzdrowił z nowotworu nerki. Z kolei w Terespolu wonną oleistą cieczą płakała ikona Matki Boskiej Szybko Spełniającej Prośby. Pierwszym, który dostąpił zaszczytu oglądania płaczącej Madonny, był miejscowy 16-latek, właściciel obrazu drukowanego techniką oleografii przy użyciu farb olejnych. Przywiózł go z Wołynia. Rezolutny nastolatek łzy zbierał do pojemniczka, a o wydarzeniu powiadomił proboszcza. Ten Matkę Boską zabrał do cerkwi św. ap. Ewangelisty Jana Teologa. Ponieważ okazało się, że łzy mają jakoby moc ozdrowieńczą, cieknącym z ikony olejem kapłani nacierają czoła wiernych, a do Terespola po uzdrowienie 2 zjeżdżają tysiące pielgrzymów (każdy może kupić małą ikonkę, którą w ich przytomności lokalny duchowny namaszcza świętym olejem). Czy są świadkami cudu, czy zwyczajnej reakcji chemicznej, tego się nie dowiedzą, bo Kościół prawosławny zjawisk nadprzyrodzonych nie weryfikuje. Tymczasem do płaczącej Matki
Boskiej Szybko Spełniającej Prośby dołączyły inne. Święty olej wydzielają już kolejne ikony (pięć!) znajdujące się na terenie parafii. Prawosławny
arcybiskup Abel uczynił 22 listopada świętem ikony Bogurodzicy Szybko Spełniającej Prośby. „Cud” zdarzył się również w Balewie (gmina Mikołajki Pomorskie). Ludzie zjeżdżali do tej miejscowości tłumnie, by na jednym z buków obserwować objawienie Matki Boskiej (fot. 2). Konkretnie – jej płaszcz i kontur twarzy. Pierwszy znalazł ją miejscowy chłop, gdy poszedł z rodziną na grzyby. Postali, popatrzyli, ale powagi sytuacji nie docenili. Bardziej rezolutna okazała się mieszkająca w Balewie 12-latka, która przejeżdżając obok drzewa, czuła poruszenie. „Zdjęła” więc Matkę Boską cyfrowym aparatem fotograficznym i w te pędy pognała pokazać
9
ją rodzicom. Wieść po wsi i okolicy rozeszła się szybko. Na modlitwy do drzewa zaczęli przyjeżdżać ludzie z całej Polski. Pojawiły się kwiaty i znicze. Ktoś zauważył, że Maryja płacze. Ktoś inny w nocy, w świetle reflektorów, dostrzegł, że jej suknia się mieni. Przy okazji zebrani stwierdzili, że na sąsiednim widnieje serce z wpisanym do środka krzyżem. Naokoło kreseczki – jak paciorki różańca. Elbląską kurię zatkało. Nadrzewna objawiła się również w Żyrardowie, w sąsiedztwie kościoła Matki Bożej Pocieszenia („FiM” 47/2010). Tym razem pochylona głowa z bijącym wokół blaskiem ukazała się w miejscu po obciętym konarze (fot. 1). Aby ją podziwiać, pod drzewo przybywali pątnicy z całego kraju. Pojawiło się też wielu sceptyków, co to na odciętym konarze nie widzieli niczego. No ale oni zaraz zostali spacyfikowani. W tym celu na drzewie zawisł święty obrazek, a w maju 2011 r. Madonna podobno pojawiła się znowu. Była też w Warszawie, na tyłach ulicy Lechickiej na warszawskim Okęciu (dlatego bywa zwana MB Lechicką), na pozostałości odciętego konara, z którego sączyła się woda, tfu... łzy (fot. 3). Matka Boska z Dzieciątkiem postanowiła też przysiąść na cmentarzu w Lesznie pod Warszawą, w miejscu po ściętej gałęzi dębu, oraz na pniu jesionu w Chrobrzu (woj. świętokrzyskie), w obejściu Aleksandra B. Jedno z głośniejszych „objawień” miało miejsce w Oławie. Tam Matka Boska objawiła się Kazimierzowi Domańskiemu, pozwoliła mu nawet nagrać swój głos na taśmie magnetofonowej. Przychodził do niego także sam Jezus. Domański w miejscu objawień wybudował kościół, plebanię i dom pielgrzymkowy. Założył też Stowarzyszenie Ducha Świętego, którego był prezesem. Kuria Metropolitarna we Wrocławiu nie uznała cudów Domańskiego, zaś jego stowarzyszenie wpisała na listę sekt. Wdowa po Domańskim pojednała się z kurią, a Kościół chętnie przytulił gotowy już bu3 dynek sakralny. W oknie jednego z domów w Przasnyszu zaobserwowano zaciek przypominający zarys ludzkiej figury. Zdania wiernych były podzielone: jedni mówili, że to Matka Boska, inni – że sam Jezus, ale wkrótce ruszyła fala pielgrzymek. Palono świece i wznoszono modły. Ostatecznie szybę wyjęto z ram i w uroczystej procesji zaniesiono do kościoła. Jej dalszy los jest nieznany. Z kolei na warszawskiej Woli na szybę zstąpiła Madonna z Dzieciątkiem. Modliły się do niej tłumy. Odnotowano jeden zawał i jedno pomieszanie zmysłów. Niepotrzebnie się jednak ludzie ekscytowali, bo wizerunek był wyłącznie zaciekiem, który powstał w wyniku wytrącenia się sody. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
10
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
POD PARAGRAFEM
Porady prawne Dziedziczenie przez pasierba Jesteśmy bezdzietnym małżeństwem od 35 lat. Ja z pierwszego małżeństwa mam córkę, na którą mąż pobierał w pracy rodzinne, a ja – alimenty. Córka nie została przez męża przysposobiona i pozostała przy nazwisku mojego pierwszego męża. Mój obecny mąż ma troje rodzeństwa, które pozakładało rodziny, a jego rodzice nie żyją. Jak wygląda sytuacja w udziale spadku mojej córki jako pasierbicy po moim mężu, czyli ojczymie. Jak mąż może mnie zabezpieczyć, żebym w sytuacji, gdy go zabraknie, mogła czuć się bezpiecznie i nie martwić się, że jego rodzeństwo będzie wyciągać ręce po część majątku, czyli mieszkanie. Czy wystarczy, że mąż sporządzi testament, powołując mnie, czyli swoją żonę, do całości spadku po nim? Odpowiadając na Pani pierwsze pytanie (to, które dotyczy sytuacji prawnej Pani córki, czyli pasierbicy Pani obecnego męża), należy stwierdzić, że choć teoretyczna możliwość dziedziczenia przez nią majątku po Pani mężu występuje, to w praktyce szanse te należy określić jako dość iluzoryczne i wyjątkowe. Możliwość dziedziczenia przez pasierbów została wprowadzona do polskiego kodeksu niedawno, bo dopiero 28 czerwca 2009 r. ustawodawca określił,
że pasierb może dziedziczyć w sytuacji, gdy spadkodawca nie pozostawił po sobie małżonka ani żadnego krewnego powołanego do dziedziczenia z ustawy, a jednocześnie żadne z rodziców biologicznych pasierba nie dożyło chwili otwarcia spadku, czyli śmierci spadkodawcy. W przedstawionym przez Panią stanie faktycznym mało prawdopodobne jest, aby w momencie śmierci Pani męża zabrakło osób dziedziczących z ustawy – a więc małżonka, zstępnych, rodziców, rodzeństwa i ich zstępnych, a także dziadków i ich zstępnych. Regulacja dziedziczenia przez pasierba wyklucza jego dziedziczenie w zbiegu z innymi spadkobiercami ustawowymi. Jeśli zaś chodzi o drugie pytanie, należy wskazać, że rodzeństwo należy do drugiej grupy spadkobierców ustawowych, którzy zostają powołani do spadku w sytuacji, gdy brak jest zstępnych zmarłego oraz przynajmniej jednego rodzica. W takiej sytuacji majątek, który przypadałby rodzicowi zmarłego, przypada właśnie rodzeństwu. Małżonek dziedziczący z rodzeństwem uprawniony jest do połowy spadku. Skoro rodzeństwo należy do ustawowej grupy spadkowej, pozbawienie ich prawa do spadku jeszcze za życia spadkodawcy możliwe jest poprzez sporządzenie przez testatora testamentu, w którym cały majątek zostanie rozrządzony na rzecz innych osób. Jest to działanie wystarczające
do zabezpieczenia Pani interesów, ponieważ rodzeństwo Pani męża nie należy do grupy osób uprawnionych do żądania zachowku. W przypadku bowiem, gdy osoby, które na mocy ustawy byłyby powołane do spadku, są go pozbawione na skutek sporządzenia przez testatora testamentu wskazującego innych spadkobierców, osobom tym przysługuje prawo do części udziału spadkowego, który przypadałby im przy dziedziczeniu ustawowym. Dotyczy to jednak tylko zstępnych, małżonka oraz rodziców spadkodawcy. Z tego grona jest zatem wyłączone rodzeństwo.
Przedawnienie roszczenia stwierdzonego wyrokiem 20 maja 1994 r. Sąd Rejonowy w Kamieniu Pomorskim nadał klauzulę wykonalności prawomocnemu wyrokowi przeciwko mojej osobie. 21 października 2005 r. mój wierzyciel zawarł umowę przelewu wierzytelności, mocą której wierzytelność przejęła nowa firma. Następnie, 26 maja 2009 r., otrzymałem od nowego wierzyciela wezwanie do zapłaty zasądzonego długu wraz z odsetkami określonymi w wyroku. Do wezwania wierzyciel załączył postanowienie sądu z 27 lutego 2009 r., nadające klauzulę wykonalności, tym razem na rzecz nowego wierzyciela. Czy
Pociąg do Papy T
wój lokalny pociąg znowu się spóźnił albo został odwołany? Trudno. Przewozy Regionalne mają ważniejsze zadania niż wożenie ludzi. Ot, choćby ewangelizowanie Czechów, Słowaków i Węgrów. Małopolski oddział tej największej w Polsce spółki kolejowej pochwalił się, że „w dniu 8 września 2011 r. z krakowskiego dworca kolejowego wyruszył Pociąg Papieski w swoje trzytygodniowe tournée po Słowacji, Węgrzech i Czechach. Jest to pierwsza tak długa wizyta tego pociągu poza granicami kraju”. Niestandardowy, w pełni zinformatyzowany skład, wyposażony w ciekłokrystaliczne monitory do prezentacji filmów, mający 181 miejsc siedzących, w tym 8 przeznaczonych dla osób niepełnosprawnych, zaprojektowała krakowska firma EC Engineering, a wyprodukował nowosądecki Newag. Przewozy Regionalne kupiły specjalnie do obsługi pociągu papieskiego
kosztowny elektroniczny system rezerwacji biletów. Na jego zakup nie stać spółki Intercity, zajmującej się obsługą pociągów ekspresowych i pośpiesznych. Na życzenie organizatorów szlaku papieskiego inna ważna kolejowa spółka – Polskie Linie Kolejowe – zmieniła swoje plany inwestycyjne i przyśpieszyła przebudowę 60-kilometrowej trasy Kraków Główny–Wadowice wraz z remontami generalnymi dworców w Skawinie, Leńczach i Kalwarii Zebrzydowskiej. W trakcie jazdy podróżni mieli oglądać filmy o papieżu Janie Pawle II i wysłuchać prelekcji, jakim to on wielkim człowiek był. Zarząd Przewozów Regionalnych snuł opowieści o tysiącach krajowych i zagranicznych turystów kupujących bilety na przejazd pociągiem papieskim. Z tysięcy wyszły dziesiątki, i to na krótko. Bardzo szybko zawieszono regularne kursy. Stojący na bocznicy papieski pociąg generował tylko
koszty. Ostatecznie został on skierowany do obsługi zwykłych połączeń w województwie małopolskim, gdyż zarząd Przewozów Regionalnych tłumaczył, że spółce brakuje taboru. Za tego powodu na Dolnym Śląsku z początkiem tego roku prawie zawieszono kursowanie wielu pociągów. Na zakupy nowych wagonów spółka nie ma pieniędzy… Klerykałowie uważali, że zwykłe połączenia dla papieskiego pociągu to profanacja. W lutym tego roku działacze Stowarzyszenia Katolickich Kolejarzy zaproponowali „rozwiązanie problemu pociągu papieskiego”, czyli wysłanie go w zagraniczną pielgrzymkę po Czechach, Słowacji i Węgrzech. Okazało się, że spółkę przynoszącą rocznie ponad 290 milionów złotych strat stać na wysłanie komfortowego składu oraz pięciu pracowników w ponad 21-dniową zagraniczną podróż. Ta sama firma miała także środki na zaoferowanie
jestem nadal zobowiązany do zapłaty wskazanych kwot? Czy nowy wierzyciel ma prawo żądać ode mnie, prócz kwoty głównej, również odsetek do dnia zapłaty? Opisany przez Pana stan prawny rodzi przypuszczenie, że w ww. sytuacji mogło już dojść do przedawnienia roszczenia. Należności zasądzone wyrokiem sądowym również ulegają przedawnieniu. Co do zasady jest to termin dziesięcioletni, liczony od dnia uprawomocnienia się wyroku sądu. Jeśli roszczenie obejmuje świadczenia okresowe, roszczenie o świadczenia okresowe należne w przyszłości ulega trzyletniemu przedawnieniu. Również po 3 latach przedawnia się zatem roszczenie o odsetki od sumy głównej. Bieg terminu przedawnienia jest jednak przerywany przez każde skuteczne złożenie wniosku egzekucyjnego do komornika. Od zakończenia postępowania egzekucyjnego termin zaczyna biec na nowo. Jeżeli więc wierzyciel nie chce dopuścić do przedawnienia swoich roszczeń, powinien składać do komornika wnioski o prowadzenie egzekucji co 3 lub co 10 lat – w zależności od przedmiotu roszczenia. Przedawnienie roszczenia powoduje przekształcenie zobowiązania pełnego w naturalne. Oznacza to, że osoba, przeciwko której przysługuje roszczenie, może uchylić się od jego zaspokojenia, chyba że zrzekła się korzystania z zarzutu przedawnienia po upływie jego terminu. Z Pana relacji nie wynika, aby w okresie od nadania w 1994 r. klauzuli wykonalności prowadzona była jakakolwiek egzekucja na podstawie
uczestnikom pielgrzymek do Częstochowy biletów na pociągi z dodatkową ulgą 51 procent. W liście pani Barbary Węgrzynek (rzecznik Małopolskiego Zakładu Przewozów Regionalnych) czytamy, że pociąg papieski ma za zadanie „(…) zawiezienie do narodu słowackiego, węgierskiego oraz czeskiego wspomnienia o Janie Pawle II, który podróżował nie tylko po Europie, ale również po całym świecie”. Nie są to jego jedyne zadania, bowiem „podróż tego pociągu (…) wplata się w szereg okolicznościowych wydarzeń religijnych mających odbyć się w tych krajach, takich jak np. przewiezienie relikwii św. Katarzyny – patronki kolejarzy słowackich i polskich, udział w wyścigu maszyn parowych (sic!), msza święta na pokładzie pociągu. Pociąg papieski jest nie tylko pojazdem pielgrzymującym, ale również ciekawostką na skalę światową (…). Wyjazd przez poszczególne kraje ma na celu pozyskanie i zachęcenie turystów do odbywania przejazdów do miejsc kultu religijnego, takich jak Kraków Łagiewniki, Częstochowa, Kalwaria Zebrzydowska”. Na pytania dotyczące kosztów pani Barbara Węgrzynek odpowiedziała, że „(…) spółka nie dysponuje
przedmiotowego wyroku. Jeśli jednak była, ale zakończyła się ponad 10 lat temu, nastąpiło przedawnienie roszczenia. Nie oznacza to, że Pański wierzyciel traci uprawnienie do zawierania umów, na mocy których przenosi swoją wierzytelność na inne osoby, jednakże Pan może uchylić się od obowiązku zapłaty długu, wskazując na przedawnienie roszczenia. W tej sytuacji należy złożyć do sądu pozew o pozbawienie wykonalności tytułu wykonawczego. Podstawą do żądania pozbawienia tytułu wykonawczego wykonalności jest m.in. nastąpienie zdarzenia, wskutek którego zobowiązanie nie może być egzekwowane. Takim zdarzeniem jest niewątpliwie przedawnienie roszczenia. Pozew składa się do sądu właściwości ogólnej, a jeżeli wszczęto już egzekucję – do sądu właściwego rzeczowo, w okręgu którego egzekucja jest prowadzona. W pierwszej kolejności powinien Pan więc sprawdzić, czy nie doszło już do przedawnienia roszczenia. Jeżeli termin 10-letni jeszcze nie upłynął, należy sprawdzić, czy nie nastąpiło przedawnienie roszczeń o odsetki – co do zasady bowiem wierzyciel może dochodzić odsetek jedynie za 3 lata wstecz. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
wiedzą, kto pokrywa koszty związane z przejazdem pociągu przez Czechy, Słowację, Węgry; nie mamy wiedzy, jak wygląda zabezpieczenie finansowe na terenie ościennych państw oraz jakie organizacje i firmy wspomagają przedsięwzięcie za granicą”. Jak widać, nie przeszkodziło to należącym do samorządów wojewódzkich Przewozom Regionalnym w organizacji międzynarodowego przejazdu pociągu papieskiego. Także marszałkowie województw w ten właśnie sposób chcą promować Polskę w państwach Grupy Wyszehradzkiej. Od lat nie ukazują się tam bowiem przekłady polskiej literatury, nie można kupić polskiej prasy ani książek. Zamarła współpraca publicznych telewizji. Jeśli to ma być promocja, to raczej nie wypaliła, bo przejazd pociągu papieskiego nie spotkał się na razie z zainteresowaniem tamtejszych mediów i opinii publicznej. Tymczasem, jak zwykle, roszczeniowo nastawieni polscy pasażerowie domagają się od Przewozów Regionalnych zapewnienia im chociażby miejsc stojących w zwykłych pociągach. Bezczelni! MiC
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
GORĄCY TEMAT
Oskarżamy Watykan! Â Ciąg dalszy ze str. 3 Raport Murphy’ego – 2009 rok Raport Murphy’ego koncentruje się na instytucjonalnym wykorzystywaniu seksualnym dzieci w archidiecezji w Dublinie. Zawiera materiały od 1974 do 2004 roku. Mówi o setkach przypadków seksualnego wykorzystywania dzieci i o 172 kapłanach dewiantach. Jeden z nich wykorzystywał seksualnie ponad setkę dzieci, inny akceptował i tuszował seksualne zbrodnie kolegów w czasie swojego kapłaństwa, a trwało ono ponad 25 lat! Podobnie jak w innych raportach, sprawozdanie Murphego udowodniło, że jedyną troską Kościoła było możliwie najdoskonalsze ukrywanie przestępstw. Tym samym Kościół katolicki pozostawił tysiące dzieci na łasce swoich funkcjonariuszy pedofilów. STANY ZJEDNOCZONE W kwietniu 2002 roku przed sądem w Westchester County zeznało 21 świadków, w tym osiem ofiar przemocy seksualnej. Wszyscy opowiadali o gwałtach duchownych na nieletnich. Świadkowie i pokrzywdzeni mówili, że księża masturbowali swoje ofiary, zmuszali do seksu oralnego i analnego, dochodziło również do pieszczot intymnych części ciała. Badania psychologów i psychiatrów wykazały, że spowodowało to wstrząsające, psychiczne skutki u nieletnich ofiar – często małych albo niepełnosprawnych dzieci. I w tym przypadku, dokładnie tak samo jak w poprzednich, instytucje kościelne starały się tuszować przestępstwa swoich funkcjonariuszy. W maju 2002 roku – po licznych skargach – zbadano diecezję Rockville Centre w Nowym Jorku. 97 świadków złożyło zeznania przeciwko 43 kapłanom, którzy brali udział w gwałtach i wykorzystywaniu seksualnym dzieci. W opublikowanym raporcie opisano wiele przypadków nadużyć. Oto tylko niektóre z nich: ~ Jeden z księży – po licznych gwałtach na 14-letniej dziewczynie – został wysłany do psychologa, który jednoznacznie stwierdził, że duchowny nie powinien wracać do kapłańskiej posługi ani tym bardziej mieć kontaktu z dziećmi. To zalecenie zostało zignorowane i pedofil trafił z powrotem do swojej parafii, gdzie później uczył w szkole. ~ Inny ksiądz wielokrotnie gwałcił 15-letnią dziewczynę. Zboczeniec wykorzystywał nastolatkę do momentu, aż skończyła 19 lat. Kiedy znudził się dorosłą już kobietą, zaczął gwałcić jej 12-letnią siostrę. ~ Kolejny ksiądz notorycznie gwałcił czterech braci. Jeden z nich
miał zaledwie 9 lat. Duchowny uprawiał z nim seks oralny, nawet gdy chłopiec spał. Jeden z czwórki gwałconych braci popełnił samobójstwo. ~ Następny duchowny pedofil, który był alkoholikiem, upijał swoich nieletnich podopiecznych mocnymi trunkami. Kiedy młodzi chłopcy odurzeni alkoholem spali, ten gwałcił ich analnie i oralnie. ~ Kolejny przykład – kapłan, który zgwałcił co najmniej sześciu chłopców w wieku od 10 do 17 lat. W powyższych wydarzeniach duchowni – w celu zatajenia przestępstw – byli przenoszeni z parafii do parafii i między diecezjami. Ich przełożeni oszukiwali ofiary, mówiąc, że działają w ich sprawie i że winni zostaną ukarani, a w rzeczywistości ochraniali wyłącznie dobre imię Kościoła. Ten mechanizm narażał tysiące dzieci na seksualną przemoc. Stwierdzono i udowodniono ponad wszelką wątpliwość, że to nie była zwykła niekompetencja, jak próbował w końcu bronić się Kościół. Diecezjalni urzędnicy z premedytacją tuszowali, mataczyli, przeszkadzali i utrudniali ujawnienie faktów na temat księży pedofilów. ~ Jedna z ofiar opisała podróż wraz z trzema kolegami do stanu Indiana. Ich opiekunem był ksiądz z pobliskiej parafii. Pobyt w obcym stanie trwał kilka tygodni. W tym czasie duchowny wielokrotnie gwałcił młodych towarzyszy podróży, a jeśli któryś z nich nie chciał się na to zgodzić, to był bity. ~ Inny ksiądz, Gordon MacRae, który miał 39 zarzutów o gwałty na nieletnich, nagrywał swoje igraszki z dziećmi na wideo. ~ Kolejnym skazanym jest Roger Fortier, który działał w 1984 roku. Jedną z jego ofiar był 14-letni chłopiec, gwałcony regularnie trzy razy w tygodniu przez okrągły rok. Siedemdziesięciostronicowy dokument – napisany i przesłany do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze przez stowarzyszenia ofiar księży pedofilów – obejmuje problem wykorzystywania seksualnego dzieci z całego świata. Opisano w nim – punkt po punkcie – przestępstwa duchownych katolickich i ich bierność podczas śledztw prokuratorskich w tej sprawie. Za tydzień przetłumaczymy i opublikujemy kolejne wstrząsające materiały, które – miejmy nadzieję – przyczynią się do postawienia przed sądem winnych skandalu pedofilskiego w Kościele katolickim. W tym także polskich zboczeńców w sutannach. ARIEL KOWALCZYK MAREK SZENBORN
Dość zmowy milczenia! Barbara Blaine – założycielka i szefowa SNAP, największej amerykańskiej organizacji społecznej walczącej o prawa ofiar pedofilów w Kościele. Od 1988 r. walczy nie tylko o pomoc dla ofiar, ale i o skuteczne osądzenie przestępców. – Działalność SNAP wzbudza u katolików oburzenie, a często obrzydzenie. O co właściwie Państwu chodzi? – Jesteśmy organizacją osób, które wyszły z przykrych doświadczeń bycia ofiarą przestępstw seksualnych. Organizacją, która działa właśnie dla tych, którzy pozbywają się tego brzemienia i próbują wyjść z ram dramatu. Nasze działanie opiera się przede wszystkim na wzajemnym wsparciu. – SNAP to największa na świecie taka inicjatywa. Jakie były jej początki? – Założyłam organizację w 1988 roku razem z dwiema innymi osobami. Wynikło to z mojej frustracji tym, że nikt z przedstawicieli Kościoła nie chciał się zająć moim przypadkiem – faktem molestowania mnie. Gdy poznałam kolejne osoby,
okazało się, że każdemu z nas mówiono, że jest pierwszą osobą zgłaszającą taki problem. Później okazało się, że to bzdury. Biskupi wszędzie stosowali tę samą metodę – przenosili księży do innych parafii. I na tym się kończyło. Dlatego zaczęliśmy działać razem. – A Pani przypadek? – Jako 12-letnia dziewczynka zostałam zgwałcona przez księdza ze swojej parafii. Na początku mówił, że nie zrobi tego więcej i że to tak naprawdę moja wina. Mówił też, że dzięki temu będę bliżej Chrystusa. Miałam pójść do spowiedzi i to zrobiłam. Gdy trochę dorosłam, udało mi się wyprowadzić z miasta i odciąć od księdza. Wszystko powróciło, gdy zobaczyłam kilka artykułów w gazetach. Zebrałam się w sobie i opowiedziałam o wszystkim rodzicom. Razem z ojcem poszliśmy do biskupa, ale to, co mówiłam, było od początku kwestionowane. Później jednak biskup obiecał, że zajmie się sprawą, a księdza prześladowcę uczyni kapelanem szpitalnym i zmusi go do leczenia. Ale wszystko to okazało się nieprawdą.
11
– Później znalazły się kolejne osoby… – Na początku próbowaliśmy przekonywać hierarchów, jak bardzo okrutne jest ich postępowanie, ale to też nic nie dało. Byliśmy wrogami – przez 23 lata. Stąd wreszcie nasz wniosek (wraz z Centrum Obrony Praw Konstytucyjnych) do trybunału w Hadze. – Czego Państwo po wniosku oczekują? Tego, by papież i kardynałowie trafili za kraty? – Chcemy przede wszystkim zacząć. Chcemy, żeby wszczęto śledztwo i żeby w konsekwencji wymusiło ono na papieżu i innych kościelnych urzędnikach zmianę ich polityki. Żeby następne ofiary były chronione. A jeśli nie przyniesie to skutku, to żeby winni ponieśli surowe konsekwencje, włącznie z więzieniem. Kościół katolicki wręcz promuje przypadki wykorzystywania seksualnego. Księża wiedzą, że nic im się nie stanie, bo zawsze mogą liczyć na obronę hierarchii i kontynuować swoje działania. – Próbowaliście rozmawiać z wiernymi jednego z największych kościołów w Polsce i rozdawaliście ulotki przed kościołem św. Krzyża w Warszawie. Skończyło się interesującymi rozmowami, ale też licznymi wyzwiskami i awanturami. W Polsce to akurat norma. A jak przez te lata SNAP był przyjmowany w USA? – Kiedy zaczynaliśmy działać w USA, środowisko było bardzo podobne do tego w Polsce. I nikt nie chciał w ogóle wierzyć, że mogliśmy być molestowani przez księży. Ale kontynuowaliśmy naszą działalność. Stopniowo coraz więcej osób przekonywało się, że mówimy prawdę Obecnie nasza działalność jest bardzo akceptowana. – W Polsce każda tego typu inicjatywa jest od razu traktowana jako atak na Kościół. Nie możecie zatem sądzić, że będzie łatwo przekonać do siebie nawet nie tyle ofiary, co samo społeczeństwo… – To nasza pierwsza wizyta w Polsce. Przede wszystkim mamy nadzieję i wierzymy w to, że ofiarom tego typu przestępstw uda się spotkać i wzajemnie wesprzeć. Będziemy też dążyć do tego, by osoby te mogły się wypowiedzieć w swoim imieniu, a jednocześnie, by mogły być bezpieczne i uzyskać wsparcie. W rzeczywistości wyciągamy rękę do samego Kościoła, bo dzięki wykluczeniu ze swojego grona dewiantów stanie się on bezpieczniejszy. Mamy kontakt z kilkoma ofiarami księży z Polski. Niektórzy mieszkają tu, inni wyjechali. Nie mam wątpliwości, że tych ofiar są tysiące, a biskupi w Polsce stosują te same metody co duchowni w innych krajach. Wiem też, że dzieci w Polsce, nawet w tej chwili, są wykorzystywane seksualnie. Rozmawiał DANIEL PTASZEK Fot. Autor
12
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
ROZWIEŚĆ SIĘ PO LUDZKU
– Czym dla człowieka jest rozwód? – Można go podzielić na trzy fazy. Pierwsza – czas, kiedy dążymy do rozwodu. Wiąże z się walką, konfliktem, czasami z chęcią pogodzenia się. Już wówczas powstaje duży kocioł emocjonalny – osoba, która chce odejść, jest zmęczona sytuacją. Osoba, która dąży do utrzymania związku, cierpi, czuje się odrzucana. Faza druga – rozprawa sądowa. I trzecia – rozstanie. Emocjonalnie porównywalne ze śmiercią bliskiej osoby. Człowiek po rozwodzie znajduje się w okresie swoistej żałoby, zwłaszcza jeśli tego nie chciał, jeśli nadal byłego partnera kocha i nadal ma nadzieję. – Czy rozwód należy traktować w kategorii porażki? – Oczywiście, i to bez względu na to, czy to my podjęliśmy decyzję o rozwodzie, czy zrobił to nasz partner. Rozwód zawsze jest porażką, pozostaje tylko pytanie, jak dużą. A to zależy wyłącznie od tego, czy małżeństwo jest dla kogoś czymś bardzo czy nieco mniej ważnym. – Statystyki pokazują, że rozwodzimy się obecnie na masową wręcz skalę. W samej Warszawie rozpada się nawet 40 proc. małżeństw. Znak czasów? – Obecnie mamy dla siebie mniej czasu i mniej wyrozumiałości. Nie chcemy się zmieniać, walczyć o przetrwanie, iść na kompromis. Często też ludzie, którzy decydują się na małżeństwo, nie mają zdeklarowanych wobec siebie oczekiwań, prawie się nie znają. Jest spotkanie, coś zaiskrzy, pojawia się fascynacja i na jej bazie decyzja o małżeństwie. Nie bez znaczenia pozostaje również łatwość w osiągnięciu rozwodu oraz fakt, że rozwodzą się zazwyczaj ludzie wykształceni, samodzielni. Pośpiech, za mało rozmów. To w bardzo wielu sytuacjach przyczyny konfliktu, który narasta. – A zdrada? – Dawniej kwestia zdrady w sprawach rozwodowych była kwestią pierwszorzędną. Dziś to jest istotne, ale stało się jednym z wielu czynników, które decydują o tym, że ludzie się rozstają. Bardzo często rozwodzą się ludzie, którzy się w życiu nie zdradzili. Zdrada stała się raczej wynikiem „niedogadania”, braku porozumienia, a nie główną przyczyną. – Komu łatwiej przetrwać rozstanie? – Płeć nie ma znaczenia. To, jak przeżywamy rozstanie, zależy głównie
Wesele i „pogrzeb” O zjawisku rozwodu oraz o tym, jak radzić sobie z odrzuceniem, „Fakty i Mity” rozmawiają ze specjalistą psychiatrą Ewą Szmerdt-Sisicką*. od tego, czym było dla nas małżeństwo, jakie mieliśmy w związku z nim oczekiwania. Mężczyźni równie głęboko przeżywają rozwód. Czasem mniej widocznie, a bardziej boleśnie. Z płcią natomiast wiążą się formy zachowań. Kobiety częściej uważają, że jeśli nie mają partnera, są na przegranej pozycji, a to przecież nieprawda. Czasem wyzwolenie się z toksycznego związku to „czysty zysk”. – Po rozwodzie… – Po rozwodzie zaczyna się nowe życie – z bagażem negatywnych przeżyć. Są tacy, którzy potrafią swoją sytuację zracjonalizować. Ból i cierpienie przekuwają w pozytywne działania – kształcenie się, rozwój, życiowe zmiany. Często jest to działanie, którego główna idea brzmi: niech on/ona zobaczy, co stracił/straciła… – To źle? – Dobrze. Ale to za mało na pełnię życia. To nie może być jedyny motyw działania. – Co robić, żeby zapomnieć? – Każdy człowiek jest inny i każdy rozwód jest inny, dlatego nie ma na to złotego środka. Ja radzę skorzystać z pomocy profesjonalisty. On znajdzie drogę, pokaże, co zrobić, żeby z tego szybciej wyjść. Zapomnieć jest ciężko, bo wciąż się wraca zarówno do dobrych, jak i do złych chwil, a to nasila emocje. Zwłaszcza jeśli są dzieci. Pomagają z pewnością nowe przeżycia, nowe emocje. – A co robić, żeby nie popaść w depresję? – Obniżenie nastroju występuje u obu stron, nawet u tej, która chciała rozwodu. Kiedy raz stracimy zaufanie
do bliskiej osoby, to w bardzo wielu przypadkach pozostaje obawa, że już drugi raz tej sytuacji nie jesteśmy w stanie udźwignąć. Stąd nieufność, obniżenie nastroju, zniechęcenie do życia, bezsilność. Depresja pojawia się zawsze, tyle że na różnym poziomie głębokości objawów – od zaburzeń nastroju, przez poczucie winy i niewiary w siebie, aż po myśli samobójcze. Myśli typu „jeśli on mnie rzucił, to znaczy, że ja nie jestem nic warta, gorsza”. Jak można nie popaść w depresję, jeśli się siebie tak widzi? I to nie tylko w kategoriach związku, ale i w kategoriach zawodowych, towarzyskich itp. – Może trzeba wtedy zorganizować tak obecnie popularną imprezę rozwodową z obowiązkowym zatapianiem obrączek? – Tak naprawdę jest to wyłącznie zasłona dymna, żeby nie pokazać, jak bardzo cierpimy, jak głęboka jest nasza porażka. Nie jestem przekonana, czy takie gesty znaczą coś poza tym, że nie radzimy sobie inaczej. – Nowy partner to sposób na to, aby rozstanie przeżyć bezboleśnie? – Tak. Ludzie są stworzeni do życia w parach. Trudno jest poukładać swoje życie od nowa w pojedynkę. Warunkiem powodzenia nowego związku jest jednak to, aby przepracować błędy z poprzedniego, wyciągnąć z nich wnioski i starać się ich nie powtarzać. W przeciwnym razie okaże się, że nowy partner nie spełnia wszystkich oczekiwań, że pojawiają się sytuacje, które nie odpowiadały nam także w poprzednim związku. Dlatego, jeśli zachodzi potrzeba, bardzo ważna jest pomoc psychologiczna w każdej z trzech faz rozwodu. Ważne jest przy tym, aby trafić na terapeutę, który będzie odpowiadał naszej osobowości. – Obawiam się, że częściej niż specjalistom zwierzamy się ze swoich kłopotów rodzinie czy znajomym.
Fot. Marta Dementko – To błąd. W takich sytuacjach nie należy korzystać z pomocy przyjaciół czy kolegów. Profesjonalista patrzy na sprawę obiektywnie. Znajomi, często nieświadomie, przy okazji załatwiają swoje sprawy. Bo przecież jeśli koleżankę zostawił mąż, a tu się trafi facet, któremu można „dokopać”, no to ona przyjaciółce doradzi, jak to zrobić. Nie tędy droga. – Jak dużo czasu potrzeba, aby powrócić do „normalnego” życia? – Bardzo różnie. Jednemu jest potrzebny rok, innemu dwa, a jeszcze innemu pięć to też za mało, żeby wrócić do siebie sprzed rozwodu. Pogodzenie się z sobą w nowej roli wcale nie jest łatwe, zwłaszcza dla osób, które małżeństwo traktowały jako związek na całe życie. – W takim razie lepiej się rozwieść czy walczyć o utrzymanie związku? – Na pewno trzeba walczyć, ale nie za wszelką cenę. W momencie, kiedy przestajemy się dogadywać, należy zwrócić się o pomoc specjalistyczną. Wówczas można coś ugrać. Ale nic na siłę. – Gdzie jest granica? – Na poziomie godności człowieka. – Na sali sądowej spotyka się dwoje bliskich sobie do niedawna ludzi, którzy o tej godności nierzadko zapominają. Jak odnaleźć się w takiej sytuacji? – To jest kwestia umiejętności okazywania emocji oraz kultury osobistej. W czasie rozwodów emocje
są olbrzymie, zwłaszcza jeśli jest walka o dzieci i pieniądze, czyli alimenty. To, jak okażemy emocje, w jaki sposób się zachowamy, jest zależne od tego, jaki mamy szacunek i dla siebie, i dla innych ludzi. Często sala sądowa zamienia się w magiel czy jarmark. Ludzie potrafią wyciągać sobie rzeczy wprost żenujące, a już zupełną tragedią są sprawy sądowe, gdzie małżonkowie nie dochodzą do porozumienia, tylko usiłują sobie nawzajem udowodnić winę i ściągają świadków. Ci pogarszają sytuację, bo dokładają własne emocje, swój punkt widzenia. Robi się z tego takie zamieszanie, że postępowanie sądowe zaczyna się rozciągać na kilka lat. Wciągane są w nie dzieci, którymi się manipuluje, traktuje jak kartę przetargową, szantażuje drugą stronę. Dzieci są niestety pretekstem do walki o pieniądze, o dobra materialne, o wyciągnięcie z tego związku jak najwięcej zysków. Rozmawiała WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] * Ewa Szmerdt-Sisicka – specjalista psychiatra z wieloletnim doświadczeniem w pracy szpitalnej i ambulatoryjnej z osobami z zaburzeniami psychicznymi, adaptacyjnymi, uzależnionymi i w reakcji stresowej; biegły sądowy; konsultant Rodzinnych Ośrodków Diagnostyczno-Konsultacyjnych.
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja patronuje fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”. Fundacja ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także przewlekle chorym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r. – Jak powiedzieć dziecku, że rodzice się rozwodzą? – Nie powinniśmy obciążać go nadmiernymi szczegółami ani naszą wzajemną wrogością czy choćby obwinianiem się. Dlatego małżonkowie, którzy omówią ze sobą i przepracują, może nawet z udziałem specjalisty, konfliktową sytuację, ostudzą w ten sposób swoje emocje i będą mogli uczciwie przedstawić dziecku prawdę, oczywiście w formie adekwatnej do jego wieku. A kiedy mówić dziecku o rozwodzie? Najlepiej, zanim do niego dojdzie, ale gdy już jesteśmy pewni swojej decyzji. – Co zmienia rozstanie rodziców w uporządkowanym dotąd świecie dziecka? – Najkrócej mówiąc – rozpada się. Dziecko czuje się samotne, przerażone i opuszczone. Traci grunt pod nogami, przeżywa mieszankę negatywnych emocji – od buntu i złości, po smutek, przygnębienie i poczucie zagrożenia. Może nawet być wściekłe, bo nie wie, co będzie dalej, obawia się krzyków i awantur, a zwłaszcza utraty jednego z rodziców. Najtrudniejsza do zniesienia jest jednak niewiedza i niepewność dotycząca nowej sytuacji rodziny, a także jego samego i kontaktów z rodzicami. To jest bardzo traumatyczne doświadczenie, które pozostawia trwały ślad w psychice. Dziecko może nie radzić sobie z emocjami, może częściej złościć się, wybuchać gniewem czy płaczem. Nie wolno go wtedy karcić. Należy pozwolić mu na odreagowanie. To, w jaki sposób ta trauma odbije się na dalszym funkcjonowaniu i rozwoju dziecka, zależy od kilku czynników, takich jak temperament, osobowość, charakter naszego wychowanka, a w dużej mierze także sposób, w jaki będzie przebiegał rozwód. U jednego dziecka zaowocuje to buntem, deficytami umiejętności społecznych i trudnościami w nawiązywaniu relacji rówieśniczych, a u innego wycofaniem społecznym, wyraźnym spadkiem poczucia własnej wartości. Dzieci często ukrywają przed rówieśnikami fakt rozwodu rodziców, młodsze snują na przykład fikcyjne opowieści o wspólnych wycieczkach z ojcem i wspaniałych prezentach otrzymanych od niego, kompensując sobie w ten sposób brak w życiu codziennym drugiego rodzica. Starsze zaczynają mieć problemy z nauką, pamięcią i koncentracją, są niesłychanie podatne na różnego rodzaju używki. Nowa sytuacja rodziny wymaga zatem od nas uważnej obserwacji, a w razie potrzeby – skorzystania z pomocy specjalisty, psychologa lub psychiatry. Życie pokazuje, że rodzice nie są przygotowani do rozmowy z dzieckiem o trudnych sprawach, dlatego najczęściej popełniają poważny błąd, próbując jak najdłużej ukrywać przed swoimi podopiecznymi rozstanie z partnerem.
– A nie powinni? – Jeżeli zataimy przed dzieckiem fakt, który w sposób diametralny zmienia jego życie, trudno się spodziewać, żeby później ufało rodzicom. Dla większości dzieci taka informacja jest szokująca, bo żyją w przeświadczeniu, że mają kochającą się rodzinę. Dlatego na wieść o rozwodzie rodziców przeżywają szok, który odbije się negatywnie na ich dorosłym życiu – ciągle będą się obawiały, że każde
ROZWIEŚĆ SIĘ PO LUDZKU naturalną potrzebą każdego młodego człowieka jest bliski kontakt z obydwojgiem współpracujących ze sobą rodziców. – Dlaczego w ogóle dorośli rozgrywają swoje partie dziećmi. Nie zdają sobie sprawy, jakie spustoszenie czyni to w ich psychice? – Niestety, w swoje gry wojenne dorośli bardzo często wciągają dzieci i traktują je jak narzędzia albo ostateczną broń przeciwko
ukrywać cierpienia, bólu rozstania czy nawet łez. Dziecko trzeba wspierać psychicznie i emocjonalnie, zapewnić, że zawsze może na nas liczyć. Ale nie można ograniczyć się do słów, trzeba też działać, udowodnić swoją codzienną postawą, że pomimo rozwodu, dziecko nadal ma oboje rodziców. Nie można wciągać dziecka w swój konflikt, traktować go jako powiernika, izolować od drugiego rodzica, używać różnych form przemocy
Świat oszalał „Ideałem byłoby, gdyby sala sądowa przestała być dla rozwodzących się rodziców polem walki, zwłaszcza takim, na które wciągane jest dziecko” – mówi w rozmowie z „FiM” psycholog Andrzej Traczyk*. szczęśliwe doświadczenie zostanie przerwane przez coś negatywnego, niespodziewanego, co położy kres temu dobremu okresowi. Jeśli więc małżonkowie, którzy podjęli już decyzję o rozwodzie, nie wiedzą, jak powiedzieć o tym dziecku, to zamiast ukrywania tego, co nieuniknione, powinni skorzystać z pomocy psychologa. – Często dorośli czekają z rozwodem, aż dziecko dorośnie, twierdząc, że to dla jego dobra… – Jeśli między dorosłymi ludźmi dochodzi do tak silnych antagonizmów, że nie są w stanie żyć w harmonii pod jednym dachem, odwlekanie rozstania to w żadnym razie nie jest dobre rozwiązanie. Należy próbować negocjacji, mediacji, terapii małżeńskiej. Najważniejsza dla dziecka jest świadomość, że obydwoje rodzice opiekują się nim nadal z niezmiennym oddaniem, natomiast nie ma sensu podtrzymywanie iluzji, wybieranie tzw. mniejszego zła. – Bywa, że dziecko staje się kartą przetargową w rozgrywkach między skłóconymi rodzicami… – …i zawsze w tej grze jest na przegranej pozycji. Kocha oboje rodziców i przeżywa rozdarcie, kiedy musi wybierać, opowiedzieć się po czyjejś stronie. W ferworze walki i potoku negatywnych emocji topimy własne dziecko, a pozbawiając je możliwości harmonijnego rozwoju, fundujemy mu wiele problemów w dorosłym życiu. Do rzadkości należy bowiem sytuacja, w której dziecko postrzega jednego rodzica jako idealnego, a drugiego – jako wcielenie zła i jedyne źródło przykrych wspomnień – całkowicie skreśla ze swojego życia. Niestety, dziecko dosyć łatwo ulega manipulacji, ale nawet jeśli w konflikcie rodziców opowie się za jednym z nich, wkrótce poczuje się rozdarte i obciążone poczuciem winy, gdyż
byłemu partnerowi. Te gry zazwyczaj nie kończą się wraz z rozwodem, a nierzadko kontynuowane są z jeszcze większą zaciekłością. Takie praktyki jeszcze bardziej pogłębiają destruktywne dla psychiki dziecka konsekwencje rozwodu. Na skutek silnych przeżyć emocjonalnych związanych z samym rozwodem oraz z koncentracją na walce z dotychczasowym partnerem świadomość ogromnej krzywdy wyrządzanej własnemu dziecku u większości rozwodzących się rodziców zostaje jakby zawieszona, zepchnięta na dalszy plan. – W jaki sposób najbardziej zminimalizować dramat, jakim dla dziecka jest rozstanie rodziców? – Zdarza się już w naszym kraju – niestety niezwykle rzadko – że rozwód przeprowadzany jest pokojowo, bez wszczynania psychologiczno-emocjonalnej wojny, a przede wszystkim – bez wciągania w nią dzieci. Rodzice rozstają się, ale pozostają przyjaciółmi, utrzymują ze sobą regularny kontakt, wspólnie podejmują decyzje w sprawach dotyczących dziecka i wspólnie je wychowują, zgodnie współpracując w tej kwestii. To jest oczywiście kropla w oceanie, bo większość rozwodów ma przebieg dramatyczny. Aby zminimalizować dramat, jaki przeżywa dziecko rozwodzących się rodziców, należy być autentycznym, niczego nie udawać, nie
emocjonalnej, której dziecko jest świadkiem lub adresatem. – Rozwód już za nami. I co dalej? – Najtrudniejszy jest pierwszy rok, gdyż w aspekcie emocjonalnym jest to czas żałoby, ale to naturalny mechanizm psychologiczny. Tymczasem życie toczy się dalej i nie musi być wieczną stypą. W miarę upływu czasu rodzina stopniowo powróci do równowagi emocjonalnej i społecznej. Naturalny przebieg tego procesu możemy
13
wspomóc, nie ukrywając przykrych emocji w nas samych, a także pozwalając dziecku na przeżywanie smutku czy melancholii. Należy jednak być czujnym i w razie przedłużającej się rozpaczy, apatii, problemów z koncentracją, zaburzeniami snu i braku apetytu czy zamykania się w sobie naszej pociechy, bezzwłocznie szukać pomocy u psychologa czy nawet lekarza psychiatry. Warto także pozostawić w naszej pamięci dobre wspomnienia i nie wypierać ich na siłę; trzeba także pozwolić dziecku na zachowanie pozytywnych wspomnień, związanych z okresem, gdy żyło w pełnej rodzinie. – Skoro negatywnych stron rozwodu nie da się uniknąć, jak je zminimalizować? – Rozwodnicy najczęściej zapominają o podstawowej zasadzie: dziecko potrzebuje obojga rodziców. Dlatego musimy oddzielić nasze sprawy małżeńskie od spoczywających na nas nadal obowiązków wychowawczych, musimy dalszy plan odsunąć wzajemne anse i zawiedzione nadzieje. Drugą zasadę stanowi postawa: jak najmniej zmian, jak najwięcej wsparcia. Kiedy jedno z rodziców się wyprowadza, nawet zmiana domowych obyczajów i rozkładu dnia to dla dziecka osobiste trzęsienie ziemi. Trzecią zasadą powinno być okazywanie uczuć – dziecko musi wiedzieć, że jest kochane, musi czuć wsparcie i bliskość obojga rodziców. Nie należy także unikać trudnych pytań i tłumaczyć, że chociaż rodzice się rozstają, dziecko nadal jest przez nich kochane. Ideałem byłoby, gdyby sala sądowa przestała być dla rozwodzących się rodziców polem walki, zwłaszcza takim, na które wciągane jest dziecko. Rozmawiała WIKTORIA ZIMIŃSKA
*Andrzej Traczyk, absolwent Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, od niemal 20 lat pracuje jako psycholog, pomaga odzyskać poczucie własnej wartości, radość i sens życia osobom znerwicowanym, depresyjnym, mającym trudności w relacjach interpersonalnych. Od kilku kadencji jest biegłym sądowym w zakresie psychologii oraz w przedmiocie uzależnień. Przez wiele lat współpracował z prof. Zbigniewem Zaborowskim w prowadzeniu badań nad rozwojem teorii samoświadomości i powiązaniem jej z zagadnieniami relacji interpersonalnych.
14
NIE DO WIARY
Szpital na perypeti impetem uderzyło w ścianę. Operację odwołano, bo po uderzeniu fragment dysku uciskający rdzeń kręgowy wrócił na swoje miejsce.
Jak wyleczyć się z alergii na męża? Dlaczego lepiej nie pochylać się w zagrodzie pełnej byków? I wreszcie, czym może zakończyć się randka z... odkurzaczem?! Martina Frei, lekarka z zacięciem literackim, latami pracowała w szpitalu niemieckim, potem szwajcarskim, aż wreszcie jej się odechciało. Odechciało uzdrawiania, a zachciało pisania. Po wyleczeniu – jak skrupulatnie odnotowała – 1368 zapaleń ucha środkowego zatrudniła się w szwajcarskim dzienniku „Tages-Anzeiger”, gdzie publikuje felietony o życiu lekarzy i pacjentów, wykorzystując wspomnienia własne i kolegów po fachu. Oto szpitalna dola. W pigułce!
Cały ten seks
To butem, to wiewiórką... Szpital to miejsce pełne cudów, o jakich fizjologom się nie śniło, a lekarzom musi. Tak jest z nietypowymi metodami leczenia. Teoretycznie nie powinny pomóc, ale... pomagają. Kto chce, niech próbuje. Wyłącznie na własną odpowiedzialność. Małżeństwo staruszków skarżyło się na wspólną przypadłość – kataraktę. Pan domu na obustronną, a jego połowica jedno oko miała zdrowe. Mieszkali z pudlem, który lubił poszczekiwać bez powodu. Pewnego razu mężczyzna, mocno wkurzony hałasującym pupilem, cisnął w niego butem. Z powodu wspomnianego schorzenia nie trafił w psa, tylko w żonine chore oko. I... nie do wiary! Owej pani z miejsca się poprawiło: nie było mętnej zasłony przed oczami, a świat nabrał kolorów. Szczęśliwa 86-latka dopiero po tygodniu wybrała się do szpitala. Tam lekarze uświadomili jej, że to żaden cud, ale… dyslokacja soczewki. Siła uderzenia buta przesunęła soczewkę poza oś optyczną oka. A tak właśnie – zabiegowo – leczy się zaćmę oczną. Z obawy przed ewentualnym zakażeniem (ach, ci Niemcy…) seniorkę i tak poddano operacji. Jak się okazuje, z uporczywych zawrotów głowy może wyleczyć wizyta w lunaparku. Pewien mężczyzna z Bawarii cierpiał na zaburzenia równowagi połączone z równie uciążliwymi nudnościami. Wszystko zaczynało się już po przebudzeniu, zwłaszcza kiedy przechylał głowę
w lewą stronę. Ataki powtarzały się i w dzień, i w nocy. Lekarz zalecił 42-latkowi ćwiczenia polegające na różnym układaniu głowy. Bez efektów. W czasie kuracji zniechęcony pacjent, nie chcąc zaniedbywać ojcowskich obowiązków, zabrał dzieci do monachijskiego „Baśniowego Lasu” i dosiadł „wiewiórki” – tak użytkownicy owego wesołego miasteczka nazywają tamtejszą kolejkę górską. Zawroty głowy minęły jak ręką odjął. W uchu wewnętrznym – wyjaśnili Bawarczykowi medycy – znajdują się receptory przyspieszenia, a na nich tzw. kamyczki błędnikowe, które odpowiadają za zmysł równowagi. W wyniku różnych urazów kamyczki odrywają się od receptorów i samoistnie przemieszczają, powodując zawroty głowy. Jeśli uda im się przesunąć w miejsce, w którym nie przeszkadzają, następuje wyleczenie. W tym przypadku nie pomogły ćwiczenia ruchowe, ale „wiewiórka”! Uzdrowiony mężczyzna raz do roku w czasie Oktoberfestu (święto piwa) korzysta – profilaktycznie – z karuzeli. Po nagłośnieniu historii w prasie lekarze – z obawy, że pacjenci z podobnym schorzeniem wybiorą lunapark zamiast przychodni – zapewniali, że to jednostkowy przypadek i lepiej zaufać służbie zdrowia. Zaskakująco szybko można też wyleczyć bolące plecy. Pani Hubmann
miała mieć operowany dysk. Pielęgniarka, która wiozła ją na zabieg, zostawiła pacjentkę na stromym korytarzu, a ponieważ nie zablokowała kółek łóżka, niespodziewanie zaczęło się ono staczać, po czym z całym
Jedną z pacjentek była 20-latka, którą przywieziono na pogotowie ze spuchniętymi ustami i gardłem. Dziewczyna dusiła się, a ratunek przyszedł w ostatniej chwili. Jak się okazało, młoda kobieta była uczulona na homary i krewetki. Wiedziała o tym, ale i tak zatrudniła się jako kelnerka w restauracji rybnej. Absurdalną z pozoru decyzję można wytłumaczyć kobiecą intuicją – w pracy poznała miłość swojego życia, też kelnera. A uczulenie na skorupiaki nie stanowiło większego problemu – jeśli zapomniała się i dotknęła ich bez uprzedniego założenia rękawiczek, dostawała tylko pokrzywki. Feralnego dnia na zapleczu restauracji kelnerska para pozwoliła sobie na kilka namiętnych pocałunków...
Na nieszczęście godzinę przed obściskiwaniem chłopak jadł krewetki. Fatalny alergen trafił do ust dziewczyny i... omal jej nie zabił. Jeszcze większego pecha miała 19-letnia mężatka. Wkrótce po ślubie na jej ciele pojawiła się swędząca wysypka, której towarzyszył ból stawów, zatkany nos, opuchnięte powieki i biegunka. Testy alergiczne wykazały, że dziewczyna jest uczulona na... spermę swojego małżonka. Przykre dolegliwości występowały już podczas seksu albo niedługo po nim. Lekarze w podobnych przypadkach zalecają prezerwatywy (chociaż znane są przypadki niewiast, które były uczulone i na kochanka, i na lateks...) lub zmianę partnera. W przypadku wspomnianej 19-latki, która marzyła o dziecku, na dodatek tylko z własnym mężem, zastosowano metodę odczulania: kilka tygodni pacjentce aplikowano – podskórnie i dopochwowo – rozcieńczone nasienie małżonka. Przez ten czas para musiała też regularnie fikać w łóżku. Alergia osłabła. Także na samotnych, którzy dogadzają sobie na własną rękę, czyhają przykre niespodzianki... Kiedy policjanci dotarli do domu pewnego 55-latka, wszystko wskazywało na samobójstwo. W trakcie badania ciała zauważono coś niespotykanego wśród wisielców – krwawą miazgę zamiast przyrodzenia. W mieszkaniu były ślady krwi, po których policjanci dotarli do... odkurzacza marki Kobold. O tym urządzeniu słyszało wielu niemieckich lekarzy. Dysza ssąca modelu umieszczona była zaledwie 11 cm od wirnika. Nieświadomi niebezpieczeństwa masturbanci wsuwali penisa do otworu ssącego, a strumień powietrza przyjemnie ich pobudzał. Im większa była erekcja, tym odkurzacz bardziej wciągał, po czym... następowało spotkanie z wirującym wiatrakiem. O tym, jak rozlegle były obrażenia, decydowała moc silnika i długość penisa we wzwodzie. Przypadków okaleczeń odnotowano naprawdę sporo... Bywało, że mężczyźni – z rozległymi ranami i przerwanym moczowodem – cierpieli kilkanaście godzin, zanim przełamali wstyd i pojechali do szpitala. Inni, jak wspomniany 55-latek, po utracie przyrodzenia woleli pożegnać się z okrutnym światem. W połowie lat 90. producent koboldów zlitował się nad rodakami i przedłużył otwór ssący maszyn... Od tej pory mężczyźni „odkurzają” bez obaw.
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
ach Płeć piękna także szuka mocnych wrażeń. Zdjęcie rentgenowskie brzucha 53-letniej pacjentki wykazało, że tuż pod jej przeponą zmagazynowało się powietrze. Po długich mecyjach kobieta przyznała, że podczas wizyty w spa usiadła na dyszy wanny z hydromasażem (wiadomo, w jakim celu). Powietrze powędrowało pochwą do macicy, a następnie jajowodem do jamy brzusznej. Napompowana pacjentka wyzdrowiała i – za radą pielęgniarek – udała się do biura matrymonialnego.
Koty to dranie Nie od dziś wiadomo, że zwierzęce nosy doskonale wyczuwają ludzkie przypadłości. Podczas gdy człowiek dysponuje marnymi 20 milionami komórek węchowych, taki owczarek niemiecki ma ich 225 milionów. Jedna z pacjentek doktor Frei opowiedziała jej o suce rasy golden retriever, która bezbłędnie rozpoznawała stan błogosławiony. Była równie miarodajna, co test ciążowy. Kiedy Polly obwąchiwała i lizała kobiecy brzuch, radośnie przy tym poszczekując, było wiadomo, że dziecko w drodze. Pupil innej pacjentki, kot Boggles, nie uważał ciąży za powód do szczególnej radości. Mierziła go obecność każdej brzemiennej – skakał na wystający brzuch, obdrapywał go, ofukiwał i... uciekał. Z kolei ulubionym zajęciem labradora Parkera nagle stało się obwąchiwanie nogi swojego pana, a właściwie – tkwiącej na niej narośli. Skłoniło to mężczyznę, który wspomnianą egzemę miał od 18 lat, do wizyty u lekarza. Diagnoza – rak skóry. Po usunięciu guza Parker znalazł sobie inne hobby. Nie każdy zwierzak szanuje chorego właściciela. Nogi pewnej 73-latki, którą przywieziono do szpitala, wyglądały jak po biczowaniu – pełne zadrapań i ropiejących ran. Przyczyną obrażeń okazała się choroba i... urocza kotka, którą opiekowała się starsza pani. Długoletnia cukrzyca, na którą cierpiała seniorka, spowodowała u niej nie tylko problemy ze wzrokiem, ale i uszkodzenie nerwów, a co za tym idzie – brak czucia. W praktyce jej pożycie z kotem wyglądało tak: staruszka spędzała całe dnie w łóżku, a mruczek – rozczarowany nieruchawą panią – „bawił się” jej nogami. Gdyby nie cukrzyca, kobieta pewnie nie zniosłaby tej kociej miłości. Jako ludzie bywamy też ofiarami seksualności braci mniejszych.
Do szpitala zgłosił się weterynarz z zatkanym nosem, łzawiącymi oczami i pokrzywką na skórze, czyli typowymi objawami alergii. Testy wykazały, że 39-latek jest uczulony na psią spermę, a właściwie nasienie konkretnej rasy – bulterierów. Nie, nie... To nie to, co myślicie! Nasz medyk od psów nie wybrał zawodu z powodu przesadnej miłości do zwierząt! Po prostu w swojej pracy musiał także doglądać psich kopulacji, stąd kontakt z ejakulatem bulteriera. To pierwszy opisany przypadek alergii na spermę psa. Weterynarz jakoś poradził sobie z problemem, ale bywają dramatyczniejsze przypadki... W bawarskiej klinice zjawił się hodowca bydła. Mężczyzna miał dużą dziurę na siedzeniu spodni, zwijał się z bólu i zameldował, że właśnie zgwałcił go dorodny buhaj. Prześwietlenie wykazało pęknięcie jelita grubego. Pacjent przeszedł trudną operację, po czym zażądał odszkodowania od firmy ubezpieczeniowej, ale... nikt nie chciał uwierzyć w tak barwny numerek. O opinię poproszono ekspertów weterynarii, którzy jednogłośnie stwierdzili, że przyczyną był… syndrom rozochoconego byka! Samce tego gatunku mają bardzo niski próg podniecenia seksualnego. Wszystko, co w zarysie przypomina tyłek krowy (nasz farmer pewnie nie należał do najszczuplejszych), natychmiast jest atakowane. Dlatego lepiej się przy bykach nie nachylać...
Sekrety ciała Pozostawione w ciele pacjenta narzędzia chirurgiczne są zwykle dobrze widoczne
na zdjęciach rentgenowskich. Inne przedmioty bywają bardziej złośliwe i potrafią się ukrywać latami. Według szpitalnych statystyk, rekwizytem wysokiego ryzyka jest popularna wykałaczka. Nie każdy, kto ją połknie, jest tego świadomy (zwłaszcza gdy niebezpieczne
przekąski serwuje się na mocno zakrapianej imprezie). Wykałaczki powodują nie tylko ból, ale także ropienie, krwotoki i zakażenia krwi. Niepozorne patyczki lubią wędrować po naszym ciele: od dróg trawiennych do serca, wątroby czy trzustki. Pechowy 68-latek połknięcie 6-centymetrowego drewienka przypłacił utratą nogi – wykałaczka wwierciła się do tętnicy pachwinowej, powodując niedokrwienie kończyny. Co jeszcze potrafi zakamuflować nasze ciało? Pewna 59-latka, przerażona nagłym schudnięciem i nabrzmiałym brzuchem, zasięgnęła porady lekarza. Badania wykazały, że w jej jelicie cienkim powstała swojego rodzaju „skrytka”, w której leżakowało około... 500 pigułek na nadciśnienie – po prostu tabletki z powodu choroby jelit nie mogły zostać strawione. Jeszcze ciekawszy okazał się przypadek z brzuchem 35-letniego, ciut perwersyjnego pacjenta. Badanie rentgenowskie wykazało, że mężczyzna ma w sobie coś przypominającego piłeczki pingpongowe. Początkowo lekarze uznali, że to przewoźnik narkotyków, który połknął kłopotliwą przesyłkę. Mylili się. Mężczyzna zaspokajał swój popęd seksualny, połykając... główki lalek i jakiś czas później przyglądając się, jak z niego
15
wychodzą. Oczywiście… innym już otworem. Tym razem przeholował z liczbą połkniętych „afrodyzjaków” i 7 z nich utknęło w jego jelitach. W 2003 roku do szpitala zgłosiła się 35-latka skarżąca się na problemy z trawieniem i ciągłe zmęczenie. Uporczywe dolegliwości trwały już 10 lat. Jak dotąd badania wykazywały podwyższony poziom rtęci i ołowiu w organizmie, ale leki wiążące metale ciężkie nie pomagały. Dokładna analiza rentgenowska brzucha pokazała, że w jelicie grubym pacjentki leży 6-milimetrowej długości pocisk. Jakim cudem tam trafił? Wywiad środowiskowy ujawnił prawdopodobną przyczynę: mąż pacjentki był zapalonym myśliwym i na ich stole często pojawiały się upolowane zajączki, sarenki, a nawet dziki. Jakieś zwierzę zemściło się pośmiertnie, fundując konsumentce 10 lat boleści. Niekiedy to, co znajdzie w nas chirurg, może dostarczyć silnych emocji. Tak było w przypadku 68-latka, który na początku lat 90. ubiegłego wieku trafił do lekarza z powodu arytmii serca. W czasie drugiej wojny światowej mężczyzna walczył na froncie wschodnim, gdzie był pięciokrotnie ranny. Ostatnia kula trafiła go w szyję. Rana się zagoiła, ale pocisku nie odnaleziono aż... do czasu wspomnianych badań. Zdjęcie rentgenowskie z 1992 roku – 48 lat po strzale! – pokazało, gdzie jest kula. Tkwiła w lewej komorze serca – prawdopodobnie trafiła tam wraz z krwią. Pocisk pozostawiono tam, gdzie był. Z powodu arytmii pacjentowi wszczepiono rozrusznik i zakończono leczenie. W wyniku wypadku drogowego ucierpiała 27-letnia rowerzystka. W szpitalu kobietę prześwietlono. Na zdjęciu rentgenowskim lekarze zauważyli coś niezwykłego – oto w głowie pacjentki tkwiły... igły. O konsultację poproszono lekarza medycyny sądowej. „Igły nie mogły przejść przez kość czaszkową dorosłej osoby. Poza tym na skórze nie ma śladów świeżych nakłuć” – stwierdził ekspert. Wszystko wskazywało na to, że 27-latkę, kiedy była małym dzieckiem, ktoś chciał zabić. Niemowlaki mają sześć ciemiączek, które w czasie porodu pełnią funkcję kontrolowanej strefy zgniotu. W tych miejscach mózg początkowo osłonięty jest tylko tkanką łączną. Wbijanie igieł w głowę to znana już wieki temu metoda „pozbywania się” noworodków (kiedyś równie popularna jak duszenie pępowiną tuż po narodzinach). Ta pacjentka miała szczęście. Mózg w pewnym sensie zacementował ciała obce, a potencjalny morderca nie ponowił próby. Nie wiadomo, ile takich rodzinnych tajemnic nigdy nie wyszło na jaw… Mimo wszystko to chyba lepsze, niż dowiedzieć się, jak bardzo byliśmy niechciani. Poszkodowana rowerzystka była najmłodszym dzieckiem wychowywanym w biednej wielodzietnej rodzinie. JUSTYNA CIEŚLAK
16
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
ZE ŚWIATA
NA ZDROWIE! Kolejny dowód, że kompletna abstynencja niekoniecznie czyni cuda i zapewnia długie, zdrowe życie. Naukowcy z chicagowskiego Uniwersytetu Loyola przeanalizowali 143 studia badawcze na ten temat i stwierdzili, że ludzie pijący 1 lub 2 porcje alkoholu dziennie (2 kieliszki wina lub 2 piwa) mają o 23 proc. mniejsze ryzyko zapadnięcia na chorobę Alzheimera. Dzieje się tak ze względu na przeciwzapalne właściwości małych dawek alkoholu, ich wpływ na układ immunologiczny, serce i mózg. Spożywanie większych dawek powoduje stany zapalne neuronów i może pogłębić problemy z pamięcią. Niektóre studia badawcze wykazują, że najlepiej pić wino, a inne – że rodzaj alkoholu nie ma znaczenia. U osób w wieku 18–50 lat małe dawki alkoholu nie powodują żadnego uszczerbku mózgu, natomiast u starszych zmniejszają ryzyko demencji. JF
SPERMODAWCY Najpopularniejsze w Europie banki spermy działają w Danii. Co roku skandynawski kraj odwiedza około 5 tysięcy cudzoziemek starających się o dzidziusia.
W tym nasze rodaczki. Kobietom marzy się wysoki niebieskooki potomek, a to gwarantują – według reklamy – duńskie plemniki. Tamtejsze przepisy ułatwiają tę „pracę” wszystkim chętnym mężczyznom. Dawca nie musi nawet podawać swoich szczegółowych danych, jak w innych krajach. Zapładniane panie mogą za to zobaczyć, jak biologiczny ojciec ich dziecka wyglądał… w dzieciństwie. Klientkami banków spermy są kobiety, których partner ma problemy z płodnością, lesbijki i tzw. singielki. Tych ostatnich z roku na rok przybywa. Tymczasem kontrola w amerykańskich klinikach leczenia niepłodności wykazała, że zbyt często korzystają
one z plemników tych samych mężczyzn – najbardziej sprawdzonych. W „New York Timesie” opisano przypadek spermodawcy, który jest już biologicznym tatusiem 150 małych Amerykanów. W przyszłości grozi to przypadkowym kazirodztwem i rozprzestrzenianiem się chorób genetycznych! – ostrzegają lekarze. JC
DZIECI SĄ ZAKAŁĄ ŚWIATA Uwaga, młodzi rodzice marzący o potomstwie, proszę tego nie czytać! Jeśli nie posłuchacie, zastrzegamy, że nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za doznany szok... i utratę złudzeń. Za dziećmi nie przepadają ekonomiści. Niektórzy wręcz twierdzą, że ich posiadanie to „głupia inwestycja”. Statystycznie o wiele taniej wychodzi wynajęcie obsługi na jesień życia niż doholowanie dziecka do dorosłości i wiara, że zaopiekuje się nami na starość. Rodzicielstwo gwarantuje nie tylko stratę pieniędzy – dzieci sprawiają również, że rodzice doświadczają zmian psychopatycznych. Ale cóż tam ekonomiści żyjący w bezdusznym świecie finansów i księgowości! Niestety, nie tylko oni malują przygnębiający obraz skutków odchowywania dzieci. Periodyk „Psychological Science” przedstawia wyniki dwu studiów, autorstwa psychologów z kanadyjskiego Uniwersytetu Waterloo. Stwierdzają oni, że rodzice idealizują uczuciowe korzyści posiadania dzieci i, tylko ulegając tej iluzji, są w stanie zaabsorbować obciążenia finansowe wynikające z prokreacji. Okazuje się, że struktura psychiczna człowieka pozwala na paradoksalnie lepsze samopoczucie w gorszej sytuacji i gorsze – w sytuacji lepszej. Rodzicom wydaje się, że emocjonalne i finansowe korzyści z posiadania dzieci są o wiele wyższe niż są w rzeczywistości. Wszystko po to, żeby rodzicielom nie przyszło do głowy rzucić wszystko w diabły i zająć się sobą. Dla specjalistów nie jest żadną tajemnicą, że rodzice wychowujący dzieci znacznie rzadziej zaznają (i deklarują) uczucia spokoju niż ludzie bezdzietni. Są za to bardziej nerwowi i skłonni do depresji, a każda następna pociecha owe stany pogłębia. Związki małżeńskie nieobarczone dziećmi są znacznie szczęśliwsze i trwalsze. Znawcy przedmiotu utrzymują, że rodzice płodzący i wychowujący dzieci kierują się tymi samymi przesłankami co osoby naprawiające wciąż starego gruchota lub inwestujące w przedsiębiorstwo przynoszące straty. Ulegają irracjonalnym sentymentom... Sytuacja nie zawsze wyglądała w ten sposób. W XIX i początkach XX wieku posyłanie dzieci w okresie przed pokwitaniem do pracy nie budziło sprzeciwu ani zastrzeżeń moralnych rodziców; mało kto uznawał to za nadużycie. Magazyn „New York”, komentując tę zmianę mentalności, stwierdza: „Krótko
mówiąc: dzieci, które ongiś były naszą własnością, teraz stały się naszymi bossami”. Według danych rządu USA wypuszczenie potomka na świat i doprowadzenie go do ukończenia 18 lat wymaga średniego nakładu w wysokości 193 tys. 680 dolarów. Gdyby przyszli rodzice zawczasu mieli tego jasną świadomość, populacja Stanów byłaby znacznie mniejsza. Rodzicom, którzy – wbrew naszym ostrzeżeniom – jednak przeczytali powyższe, można na osłodę powiedzieć jedno: zasługujecie na uznanie jako przyczyniający się do utrzymania gatunku ludzkiego. ST
RECEPTA NA CHUĆ Libido: źródło problemów. Albo jest przyklapnięte i wtedy z małżeństwa nici, albo zbytnio rozbuchane, co też dostarcza zgryzot, zwłaszcza przełożonym panów wykonujących obowiązki służbowe w habitach.
WAGA I STAN CYWILNY Małżeństwo zapewnia większą tuszę – zawiadamiają naukowcy. Może więc dla osób dbających o linię rozwiązaniem jest rozwód? Nie! Po rozwodzie także brzuch rośnie... Ale po kolei – nie wszystko przedstawia się tak posępnie. Kobiety w związku małżeńskim nabierają więcej ciała niż mężczyźni. Ale za to po rozwodzie to panom rośnie kałdun, podczas gdy ich byłe małżonki szczupleją. Oto konkluzje badań prowadzonych w Uniwersytecie Ohio z udziałem 10 tys. osób obu płci. Okazuje się, że po ślubie żony skłaniają mężów do zdrowszego trybu życia i odżywiania się. Po rozstaniu złe nawyki znów biorą górę. Tymczasem kobiety w małżeństwie tyją, bo jedzą więcej, zażywają mniej ruchu i cierpią na stres związany z prowadzeniem domu oraz wychowaniem dzieci. Powyższe trendy najlepiej uwidaczniają się u osób po 30, młodym tłuszcz zagraża w mniejszym stopniu. CS
CZCIJ OJCA SWEGO
Jednak, mimo wszystko, przyzwoite libido opłaca się mieć. Czy można mieć na to wpływ? Tak! Zapewnia o tym referat w fachowym periodyku „Archives of Sexual Behavior”. Kobietom zaleca się czerwone wino (w umiarkowanych ilościach) bo podwyższa pożądanie i wpływa pozytywnie na wilgotność pochwy. Poza tym zawiera sporo antyutleniaczy z grupy polifenoli, które rozszerzają naczynia krwionośne i poprawiają ukrwienie narządów. Jako pobudzacz libido zalecana jest również joga, która dodatkowo poprawia orgazm, zwiększając przepływ krwi przez podbrzusze. Skuteczny jest dotyk. Dotykanie partnera (partnerki) – nie chodzi tylko o sfery erogenne – powoduje wydzielanie się hormonu – oksytocyny, który odgrywa ważną rolę w pożyciu płciowym. Badania w Uniwersytecie Rochester owocują poradą dla mężczyzn: jeśli pragniecie wprowadzić partnerki w odpowiedni nastrój, ubierajcie się na czerwono. To kolor statusu i siły, przyczynia się do podniecenia kobiet – mówi profesor psychologii Andrew Elliot. Duże znaczenie ma zapach. Nie chodzi o wody kolońskie – wprost przeciwnie. Zapach świeżego (koniecznie – świeżego) potu partnera zwiększa wydzielanie kortyzolu, hormonu, który ma wpływ na podniecenie. ST
Większość młodych ludzi wstydzi się swoich rodziców – wykazały sondaże w Wielkiej Brytanii. Nastoletni Anglicy (70 proc.) uważają, że zwyczaje ich mamy i taty są – mówiąc językiem młodzieży – obciachowe. Jakie zachowania uważane są za najbardziej kompromitujące? Okazuje się, że ankietowanym najbardziej zapadły w pamięć popisy taneczne rodziców na rodzinnych imprezach... Większość drażnią też wszelkie przejawy czułości – całowanie i obściskiwanie – zwłaszcza w towarzystwie. JC
„Jest bardzo duży stopień podobieństwa pomiędzy żelatyną pochodzącą od krów i świń, a tą ludzką. Nie widzę powodu, dla którego miałoby się pojawić jakieś zagrożenie dla zdrowia” – powiedział dr David Olsen. Przeciwnie – tak produkowane żelki rzadziej będą wywoływać alergie. Czy wynalazek ma szansę odnieść sukces? Trudno powiedzieć. Dla wielu konsumentów takie odczłowiecze produkty w kuchni to prawie kanibalizm. Londyński wytwórca lodów, który na początku tego roku rozpoczął produkcję w oparciu o kobiece mleko, szybko musiał zamknąć interes. JC
PORNO HOLLYWOOD Praca aktorów porno do łatwych i bezpiecznych nie należy. W amerykańskim miasteczku San Fernando Valley, gdzie kręci się najwięcej różowych produkcji (stąd lokalna nazywa „Porno Hollywood”), zawrzało. Jeden z aktorów okazał się nosicielem wirusa HIV. Do czasu przebadania reszty ekipy wstrzymano kręcenie filmów. To ostatnio drugi taki przypadek. Aktor Derrick Burts, który 9 miesięcy temu ujawnił swoje nosicielstwo, walczy teraz – wspierany przez organizacje zmagające się z plagą AIDS – żeby w filmach porno rozpowszechnić używanie prezerwatyw. To nie będzie łatwe – widz nie chce oglądać aktora przystrojonego w kondom, więc filmy z gumkami zwyczajnie się nie sprzedają. JC
PODATEK WIDZENIOWY Władze Arizony wymyśliły, skąd wziąć fundusze na remont tamtejszych więzień.
BEZSENNOŚĆ TO NADCIŚNIENIE Niedosypianie jest przyczyną długiej listy problemów zdrowotnych, przeważnie poważnych. Wykryto kolejny: zbyt mało snu podwyższa ciśnienie krwi. Ci, którzy chronicznie nie dosypiają, mają o 80 proc. wyższe ryzyko nadciśnienia. Ważna jest faza głębokiego snu, w który zapada się wkrótce po zamknięciu oczu: wtedy organizm się regeneruje, odbudowuje rezerwy energii. Ciśnienie krwi spada, oddech staje się wolniejszy, podobnie jak bicie serca. Częste budzenie się, niespokojny sen, zakłócają tę fazę snu. Mogą także zakłócać pracę tej części mózgu, która kontroluje wydzielanie ważnych hormonów. ST
ŻELKI Z LUDZI Chińscy naukowcy opracowali metodę produkowania żelatyny przy użyciu ludzkiego DNA. Profesorowie z Pekińskiego Uniwersytetu Technologii Chemicznej poinformowali, że wkrótce – dzięki wszczepieniu ludzkiego materiału genetycznego do drożdży – możliwe będzie wytwarzanie różnych galaretek.
Każdy obywatel, który chce odwiedzić bliźniego swego przebywającego za kratkami, musi uiścić podatek – 25 dolarów. Urzędnicy chcą w ten sposób załatać dziurę budżetową i zebrać pieniądze na odbudowę miejscowych kryminałów. Rodziny więźniów są zdruzgotane – to często niezamożni ludzie, którzy przyjeżdżają z innych stanów, i sama podróż jest już dla nich wystarczającym wydatkiem. Pomysł krytykują także socjologowie, ostrzegając, że resocjalizacji więźniów nie będą sprzyjały coraz rzadsze odwiedziny bliskich. JC
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
U
licami Londynu przeszedł marsz na rzecz świeckiej Europy. Rok po słynnych protestach przeciwko wizycie Benedykta XVI w Anglii. Przed rokiem wiele tysięcy osób przeszło ulicami stolicy Anglii, aby zaprotestować przeciwko mieszaniu się papieża w sprawy Europy
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
w ONZ, a także wspieraniu przez państwo szkół religijnych. Organizacja bardzo wyraźnie artykułuje sprzeciw wobec wpływów politycznych papiestwa. Secular Europe Campaign głosi natomiast wolność wyboru światopoglądu, wolność słowa i sumienia, żąda wolności kobiet i praw
który powiedział m.in.: „Świeckość gwarantuje wolność sumienia i wyznania humanistom i ludziom religijnym w taki sam sposób. Jednak we współczesnych czasach nie brak religijnych grup rozmaitych orientacji, które nie tyle walczą o prawo do wyznawania własnych przekonań, co chcą je narzucić wszystkim
Jedno prawo dla wszystkich oraz przeciwko finansowaniu wizyty Benedykta ze środków publicznych rządu brytyjskiego. Wielki marsz okazał się zaskakującym sukcesem, a ponieważ Europa nadal nie jest świecka, postanowiono tę manifestację powtórzyć w tym roku, pod hasłem „Jedno prawo dla wszystkich”, czyli pod hasłem zrównania wszelkich światopoglądów i sprzeciwu wobec przywilejów dla któregokolwiek z nich. Inicjatywa międzyorganizacyjna (zapoczątkowana przez Brytyjskie Stowarzyszenie Humanistyczne i profesora Richarda Dawkinsa), która zorganizowała marsz, nosi nazwę Secular Europe Campaign (Kampania na rzecz Świeckiej Europy) i lobbuje na rzecz laickości Unii Europejskiej oraz państw do niej należących. Ta inicjatywa społeczna sprzeciwia się uprzywilejowaniu związków wyznaniowych w dialogu z władzami Unii, przywilejom religii w życiu politycznym i prawie poszczególnych krajów, szczególnemu statusowi Watykanu
reprodukcyjnych, praw mniejszości seksualnych, obalenia szczególnej pozycji religii w prawodawstwie i neutralności światopoglądowej państwa. Podczas tegorocznego marszu przemówienie wygłosił m.in. Adrew Copson, przewodniczący Brytyjskiego Towarzystwa Humanistycznego,
innym. A przecież jeśli ktoś nie akceptuje aborcji, to niech sobie jej nie robi; jeśli nie szanuje małżeństw tej samej płci, to niech nie wchodzi w takie związki. Ale niech nie używa państwa, aby zmuszało wszystkich do realizacji swoich wyborów światopoglądowych!”. MAREK KRAK
W obronie świeckości Aż 60 niemieckich organizacji broniących świeckości i praw człowieka umówiło się, aby protestować przeciwko wizycie Benedykta XVI w Bundestagu. Kiedy ten numer „FiM” trafi do rąk naszych Czytelników, będzie tuż po protestach przeciwko wizycie i przemówieniu głowy Kościoła katolickiego w parlamencie niemieckim (22 września). Protesty koordynuje Sojusz „Papież Przybywa”, zrzeszający organizacje mniejszości seksualnych, kobiecych oraz środowisk lewicowych. Jak podkreślają organizatorzy akcji, nie jest ona wymierzona w sam pobyt papieża w Niemczech ani w ludzi wierzących, ale przede wszystkim w pomysł chadeków, aby zaprosić Benedykta XVI do parlamentu. Protesty dotyczą antyludzkich aspektów wierzeń Kościoła papieskiego oraz prowadzonej przez Watykan polityki. Administracyjny sąd Berlina z obawy o publiczne bezpieczeństwo nie zgodził się na to, aby protesty odbywały się w pobliżu parlamentu.
W
Holandii już większość istniejących budynków kościelnych nie służy celom kultowym. Z 19 tysięcy chrześcijańskich budynków kościelnych, jakie istnieją obecnie w Holandii, zaledwie 7 tys. funkcjonuje jako rzeczywiste domy modlitwy. Pozostałe stoją puste albo przeznaczono je już na inne, świeckie cele. Dawne kościoły służą
O manifestacji sprzeciwu pozytywnie wypowiedział się burmistrz Berlina, socjaldemokrata Klaus Wowereit (na zdjęciu). Nazwał on poglądy Krk wstecznymi. W samym Bundestagu spodziewano się absencji protestacyjnej około 1/4 posłów – nieobecność zapowiedzieli posłowie Partii Lewicy (Die Linke), Zieloni oraz socjaldemokraci. Aby zatrzeć wrażenie skandalu, dominujący w parlamencie chadecy obsadzają wakujące miejsca byłymi parlamentarzystami. MaK
Komu kościół? Komu?! celom kulturalnym, edukacyjnym oraz… sportowym. Niektóre zamieniono na mieszkania. Związki wyznaniowe zwykle nie godzą się natomiast, aby ich budynki przekształcano w kluby nocne, dyskoteki,
oraz… domy modlitwy religii innych niż chrześcijaństwo. Tolerancja tolerancją, ekumenizm ekumenizmem, ale nie będą poganie (albo i muzułmanie) modlić się w „domu Bożym”! MaK
17
Homilie politruków N
ie tylko polscy biskupi mają problem z utrzymaniem w politycznej karności wiernych i nakłonieniem ich do określonych decyzji przy urnie wyborczej. Drugi arcyreligijny naród świata – Amerykanie – również bez entuzjazmu odnosi się do roli liderów religijnych jako dyrygentów politycznych. Zresztą protestanci (jest ich za oceanem najwięcej) nie stanowią monolitu, nie mają swego odpowiednika Watykanu ani żadnej krajowej centrali wyznaniowej, nie palą się do agitacji politycznej. Co innego instytucjonalni koryfeusze amerykańskiego katolicyzmu. Tradycyjnie co 4 lata konferencja biskupów USA przed wyborami emituje dokument pt. „Kształtowanie sumienia wierzących obywateli”, który zawiera wytyczne, jakich wyborów powinni dokonywać katolicy „w świetle nauki Kościoła”. Przeprowadzony niedawno sondaż przyniósł wyniki, które musiały pogrążyć dyrekcję kleru amerykańskiego w depresji. Tylko 3 proc. wzięło dokument do ręki, by zbadać, jak biskupi zamierzają ich kształtować. Czy dali swym sumieniom ukształtować się przez koryfeuszy Kościoła? Raczej nie. 75 proc. tych, którzy o dokumencie słyszeli, stwierdza, że nie miałby on żadnego wpływu na ich elekcyjne decyzje, nawet gdyby go przestudiowali. Czyli biskupi gadają i piszą po próżnicy. Fakt, że 4 proc. katolików utrzymuje, że przedwyborcze korepetycje hierarchów mają dla nich duże znaczenie, nie może stanowić dostatecznego ukojenia.
Katolicy amerykańscy stanowią 25 proc. elektoratu USA i są największym zwartym blokiem religijnym za oceanem. Za czasów prezydenta katolika Kennedy’ego głosowali en bloc na Partię Demokratyczną, ale obecnie zmieniają swe preferencje w zależności od sytuacji. Zmieniła się także ich demograficzna struktura: kiedyś najwięcej katolików rekrutowało się z szeregów klasy robotniczej, dziś są to głównie Latynosi. Bądźcie duszpasterzami, nie politrukami, prowadźcie nas do raju, a nie do urn! – zdają się mówić katolicy amerykańscy i tezę tę można śmiało zaproponować do rozważenia ich braciom w wierze w naszym kraju. ST
Bóg w silosie C
zy załoga silosa nuklearnego może – w razie, Boże uchowaj, potrzeby – naciskać śmiercionośny guzik, jeśli nie przechodzi szkoleń uwzględniających fragmenty Biblii? Absolutnie nie! – oburza się John Cornyn, konserwatywny senator republikański z Teksasu. Protest Cornyna, wyrażony w liście do sekretarza US Army Michaela Donleya, był reakcją na decyzję władz wojskowych, by zawiesić szkolenia personelu silosów w bazie Vandenberg Air Force w Kalifornii. Zawierały one bowiem cytaty ze Starego i Nowego Testamentu, a prowadzili je kapelani. Tytuł inkryminowanego kursu: „Teoria wojny sprawiedliwej”. Wykładowcy mają przekonać operatorów rakiet międzykontynentalnych, że zainicjowanie zagłady państwa, kontynentu czy świata można przeprowadzić, nie wyzbywając się pobożności. Wśród użytych fragmentów znalazł się cytat ze Starego Testamentu, że „Abraham powołał armię, by ratować Lota”, oraz inne – z Nowego Testamentu – stwierdzające, że dobry żołnierz
wyznawca Chrystusa musi podołać ciężarom i że „Jezus jest potężnym wojownikiem”. Znalazły się tam także wypowiedzi Niemca Wernera von Brauna, ojca amerykańskiej bomby atomowej, który wcześniej był nazistą i oficerem SS, a ponadto używał żydowskich więźniów do pracy w wytwórni rakiet V-2. Rzecznik Air Force przyznał się do błędu i tłumaczył, że starano się oficerom uzmysłowić fakt, iż podejmując bardzo trudną i brzemienną w skutki decyzję, mogą mieć pewność, że nie postępują nieetycznie i robią dobrą robotę. Jednak – po zastanowieniu – przyznano, że pomysł z Biblią „był niewłaściwym podejściem w pluralistycznym społeczeństwie”. Absolutnie nie – nie zgadza się Cornyn. Im więcej Biblii i religii – tym lepiej. Oczywiście: ludźmi indoktrynowanymi łatwiej się steruje... CS
18
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Moje życie w koszulce Uwzięłam się i chodzę sobie po mieście w koszulce „Faktów i Mitów”. Chciałabym się podzielić garścią przeżyć z tym związanych, ale najpierw... ... dziękuję wszystkim uczestnikom zlotu Czytelników „FiM” w Sulejowie za cudowną i rodzinną atmosferę. To niesamowite, jak właściwie obcy sobie ludzie stają się w ciągu paru minut rodziną, w której więzy pokrewieństwa zastąpione są wspólnymi ideami, jednakowym myśleniem i serdecznością, tym bardziej prawdziwą, że wynikającą z głębi serca, a nie z obowiązku pokrewieństwa lub pod presją grzechu czy piekła. Z podobną serdecznością spotykam się ze strony przypadkowych ludzi, którzy na widok koszulki z zabawnym nadrukiem często podchodzą i z uśmiechem pytają, skąd ją mam, a ja wtedy opowiadam o „Faktach i Mitach”, o radiu.... Gdy byłam w Biedronce na zakupach, ochroniarz zauważył moją koszulkę, podszedł i przyznał, że czytał książkę Jonasza „Byłem księdzem”, że jest antyklerykałem. Długo tak staliśmy, rozmawiając, gdyż widać było, że ten facet ze
J
swoimi poglądami musiał się wygadać przed kimś, kto myśli podobnie jak on. Kiedyś weszłam w koszulce do jednej z firm, z którą współpracuję. Kilku panów z ochrony mnie zatrzymało, ale nie po to, by sprawdzać, lecz porozmawiać o antyklerykalizmie, gazecie, Kościele, polityce państwa itp. Od kilku lat mam znajomego majstra od busów, pana Waldka (pozdrawiam!). Przemiły facet. Ale do eksplozji naszej sympatii doszło wtedy, gdy z kolejnym zleceniem przyjechałam do niego w koszulce „Faktów i Mitów”. Okazało się, że od lat jest wiernym czytelnikiem naszej gazety. Wprost nie mogliśmy się nagadać o gazecie i naszych wspólnych poglądach. I kolejny raz poczułam tę rodzinną atmosferę, jak na naszym zjeździe. A kilka dni temu dostałam w sklepie z lakierami niespodziewany rabat, właśnie dzięki temu, że przyszłam w koszulce „FiM”. Właściciel okazał się bardzo
akiś czas temu w listach do Redakcji przeczytałem wyznanie Czytelnika antyklerykała, który bardzo kochał gorliwą katoliczkę i prosił o poradę, czy ma się z nią związać, czy dać sobie spokój. Ja jestem obecnie w gorszej sytuacji. Kiedy 10 lat temu stawaliśmy z żoną na ślubnym kobiercu, oboje byliśmy wierzącymi, praktykującymi katolikami (ja nawet bardziej, bo pochodzę z gorliwej katolickiej rodziny). Te 10 lat upłynęło nam w szczęściu i zgodzie aż do chwili obecnej, kiedy nasza 4-letnia córka poszła do przedszkola. Na zebranie poszła żona i bez konsultacji ze mną zapisała dziecko na religię. Kiedy się o tym dowiedziałem, wywiązała się między nami ostra kłótnia. Zostałem wtedy „poinformowany” m.in. że: z żona bierze odpowiedzialność za religijne wychowanie córki (katolickie); z jeżeli my uczęszczaliśmy na religię, to i córce się nic nie stanie, a jeżeli przyjmie sakramenty, to będzie mogła wziąć ślub kościelny, o którym marzy podobno każda kobieta!; z nie będziemy robili z naszego dziecka „eksperymentu – pioniera”, nie puszczając go jako jedynego (według żony większość to katolicy) na religię i do kościoła; z rodzina na nas się wypnie, a żona nie będzie mogła się pokazać w rodzinnym (katolickim) domu; z nie może na mnie patrzeć i chce mnie takiego, jakiego brała na ślubie (czyli posłusznego religijnego katolika); z opętała mnie jakaś nienawiść do Kościoła, w związku z czym muszę się leczyć i dać spokój (czytaj: nie walczyć);
sympatycznym człowiekiem, antyklerykałem, i gdyby nie kolejka klientów, która się za mną zrobiła, rozmawialibyśmy do wieczora. Opowiedziałam mu o gazecie, o naszym zjeździe i nawet zaplanowaliśmy spotkanie, żeby spokojnie porozmawiać. W przyszłym roku koniecznie chce przyjechać na nasz zjazd! Wydaje mi się, że wśród ludzi o poglądach antyklerykalnych, którzy nie znają jeszcze tygodnika „Fakty i Mity”, jest ogromny głód wspólnoty. Nieraz mają poczucie osamotnienia w swoich poglądach, zwłaszcza jeśli w rodzinie są postrzegani jako „odstępcy”. Dzięki takim przypadkowym rozmowom zauważam, że ludzi, którzy mają serce po lewej stronie, jest znacznie więcej, niż myślimy. I każda z wymienionych osób chce w nadchodzących wyborach głosować na Palikota, bo oczywiście o polityce też rozmawiamy. Apeluję więc do Was, czytelnicy, noście koszulki „FiM”, gdyż przynosi to wiele dobrego. Jeśli jednak ktoś uzna, że noszenie koszulki w Waszym środowisku przyniosłoby Wam jakąś przykrość lub stratę, to nieafiszowanie się ze swoimi poglądami jest całkiem zrozumiałe i nikt nie ma prawa nazwać tego tchórzostwem lub konformizmem. Co najwyżej – przezornością. Pozdrawiam serdecznie całą Rodzinę „FiM”. Ola z Poznania
z robię z siebie Boga: wszystko wiem najlepiej, bo przeczytałem „jakieś tam” książki i „Fakty i Mity”; z jak mi się nie podoba, to mogę się rozwieść (powtórzone 3 razy w ciągu wymiany zdań, podobnie jak inne przepełnione miłością epitety). Generalnie wpadła w taką furię i złość, że jeszcze jej takiej nie widziałem: ręce zaczęły jej się trząść, zęby miała zaciśnięte, łzy w oczach i co jakiś czas zamykała się w drugim pokoju. Nie przyjmowała żadnych argumentów, unikając w ogóle rzeczowej dyskusji. W związku z tą akcją i ja chciałbym prosić o poradę: co robić? Obecnie jest w domu spokój, bo nie ma tematu. Córka będzie niestety chodziła na religię i nic tu nie poradzę. Podobno tylko jedno dziecko w jej grupie nie zostało zapisane. Ja postanowiłem, że tematu nie odpuszczę i przy każdej nadarzającej się okazji będę wskazywał absurdy tej i innych religii, a dziecka – jeśli mnie zapyta o te sprawy – nie mam zamiaru oszukiwać. Ojciec Robert Kisiel z Łodzi
Nie dla religii
Proponuję jednak spróbować wrócić do dyskusji za jakiś czas, kiedy emocje opadną. Najlepszym argumentem w rozmowie powinien być czas, jaki dziecko ma jeszcze przecież na poznanie wszystkich możliwych światopoglądów. Rodzice powinni zrozumieć, że wybór tej czy innej wiary lub niewiary ma być świadomy, a decyzja podjęta najlepiej po ukończeniu 18 roku życia. Do tego wieku młody człowiek – nawet mimo woli – zdąży poznać różne życiowe drogi, a przede wszystkim ludzi, którzy je reprezentują. JONASZ
M
am wrażenie graniczące z pewnością, że powoli następuje na świecie zmiana systemowo-ustrojowa. Po bankructwie poprzedniego systemu socjalistycznego stopniowo zaczyna bankrutować system gospodarki neoliberalnej, którego protoplastą były USA, a w Europie – Wielka Brytania i, niestety,
rynkową; te zmiany już zapoczątkował Barack Obama w USA, w Europie także już te zmiany następują. Taką gospodarkę społeczną ma w swoim programie lewica, nie tyko Polska, ale w całej UE, której celem jest równiejszy podział dochodów narodowych, co doprowadzi do zmniejszenia rozwarstwienia społecznego, a co za
Idzie nowe Polska, która weszła na tę drogę podczas przemian w latach 90., a jej ojcem założycielem był neo-monetarysta Balcerowicz, zaś kontynuatorem – PO. Zamiast wzorować się na krajach skandynawskich, poszliśmy na skróty, biorąc przykład z USA. Obecny kryzys obnażył wszelkie słabości gospodarki neoliberalnej – to neoliberałowie poprzez rynki finansowe na świecie, w tym w USA, doprowadzili do dzisiejszego kryzysu, a płacić każą za niego nie tym, którzy go wywołali. Wyrazem protestu przeciwko temu była euromanifestacja we Wrocławiu. Moim zdaniem nowy ustrój będzie bardziej prospołeczny, świecki, ale z gospodarką
tym idzie – do likwidacji wykluczeń całych grup społecznych (takie wykluczenia są przecież podłożem późniejszych konfliktów etnicznych i narodowościowych). W nowej rzeczywistości bogatsi – poprzez obciążenia podatkowe – wspieraliby biedniejszych. Jednak żeby to się udało, muszą na to przystać wszystkie kraje – tylko w ten sposób zlikwiduje się tzw. raje podatkowe, a to z kolei zmusi bogatych do pozostania w systemie podatkowym swojego kraju. Dzisiejszy kryzys może wymusić takie zmiany w światowej gospodarce, że zwykły człowiek będzie podmiotem, a nie przedmiotem do wykorzystania. JF
Niemiecka gospodarność Jestem Waszym stałym czytelnikiem (od numeru 2) i do końca świata nim pozostanę. Kocham Was za to, co robicie, a robicie to super. A teraz do rzeczy. Choć jestem obywatelem Niemiec, to Polska leży mi na sercu, bo tam się urodziłem. Tematy, które porusza wasza gazeta, sprawiają, że włosy stają dęba. Problem goni problem i na wszystko brakuje pieniędzy – szkoły, szpitale, wojsko, policję, przedszkola. Oglądam tu telewizję polską i widzę, jak matki proszą o pomoc finansową na chore dzieci, a państwo to olewa. Ale kiedy Kościół zażyczy sobie kasy, to choćby spod ziemi, ale znajdą ją dla tych starych kawalerów i starych panien – ludzi z obcego państwa. To woła o pomstę do nieba, ale ponieważ go nie ma, to do piekła, które Polacy sami sobie gotują, padając na kolana przed Kościołem. Jak widzę, że minister kultury daje z pieniędzy podatnika 3 miliony na klasztor, nóż mi się w kieszeni
otwiera. A wojsko spaceruje na Jasną Górę za 1,5 miliona. Nie ma słów potępienia. Czy Polacy naprawdę nie mają, na co wydawać pieniędzy, tylko na takie głupoty? Widzę w telewizji powodzie, zniszczenia, a premier odpowiada, że nie ma pieniędzy. Panie premierze, a te 5 miliardów na Kościół to pan ma co roku? Zna pan kanclerz Angelę Merkel. Ona nigdy nie dopuściłaby do tego, żeby ludzie żyli w biedzie i żeby pieniądze trafiały do obcego państwa. I to jest kobieta, córka pastora. Myślę, że Polacy powinni przejrzeć na oczy – inaczej będziecie zawsze biedni, a inni będą żyć w dostatku za wasze ciężko zarobione pieniądze. Wiem coś o tym, bo choć mieszkam w bogatym kraju, to nic mi łatwo nie przychodzi. Z całego serca życzę Polsce dobrobytu i mądrego gospodarowania swoim pięknym krajem. Wiesław, Niemcy
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
LISTY Panie Palikot – tak trzymać! Nareszcie mamy partię, która ma przywódcę nielękającego się ani biskupów, ani gróźb, ani agitacji, która niewątpliwie popłynie przed wyborami z ambon i środków przekazu ojca Rydzyka. Połączenie Ruchu Palikota z młodą jeszcze RACJĄ Polskiej Lewicy i SLD wzmocni siłę głoszonych argumentów o konieczności zmiany ustaw i przepisów, które staną się początkiem końca ogromnego wpływu Kościoła na funkcjonowanie naszego Państwa! Zatajanie pedofilii kleru i innych wynaturzeń przez tak długie lata stworzyło warunki, że ponad 20 tys. księży i zakonników – mimo że udowodniono im pedofilię dziecięcą na całym świecie – pełni nadal funkcje kapłanów. Olbrzymia ich większość za państwowe pieniądze uczy moralnego życia dzieci w przedszkolach, szkołach itp., zniekształcając młode umysły. Czas, ażeby publicznie głosić konieczność wyprowadzenia religii ze szkół do salonów plebanii. Dostanie się wszystkich ugrupowań i partii Lewicy do Sejmu spowoduje, że PO MUSI również głosować za zmianą ustaw, które pozwalają klerowi na wywieranie wpływu na decyzje organów naszego Państwa! Zmiany ustaw, które spowodują odłączenie Kościoła kat. od państwa, spowodują również wyhamowanie wypływu miliardów złotych ze skarbu państwa i samorządów, co spowoduje zaoszczędzenie ogromnych kwot, niezbędnych m.in. na poprawę bytu około 5 milionów Polaków żyjących na pograniczu ubóstwa. A więc liczna Lewica w Sejmie to odrodzenie moralne i finansowe Polski. Tak trzymać, a będzie lepiej! Sympatyk Lewicy
Nieprzyjazne państwo Wicemarszałek Sejmu p. Jerzy Wenderlich w obawie (być może) o rosnącą popularność Ruchu Palikota atakuje Janusza Palikota, że nic nie zrobił, będąc przewodniczącym specjalnej komisji „Przyjazne Państwo”. Pan Wenderlich udaje naiwnego, lecz wie doskonale, że Janusz Palikot, będąc przewodniczącym Komisji „Przyjazne Państwo”, realizował program Platformy Obywatelskiej. Z działalności komisji Janusza Palikota „PP” nie mogło wyniknąć nic dobrego dla Polaków, ponieważ polityka PO jest zaprzeczeniem przyjaznego państwa dla jego obywateli! Janusz Palikot zrozumiał tę prawdę i miał na tyle odwagi cywilnej, że wystąpił z PO i zrzekł się mandatu poselskiego. Myślę, że pan Wenderlich na taki czyn raczej by się nie zdobył. Ponadto, niewątpliwie każdego rodaka winno zaciekawić, co
dobrego (dla Polaków) uczynił p. Jerzy Wenderlich, będąc posłem i wicemarszałkiem Sejmu RP??? Ruch Palikota posiada wyraźny (w przeciwieństwie do SLD) program: rozdział państwa i Krk, likwidacja religii w szkołach, Ordynatu Polowego, Senatu RP, kapelanów w instytucjach państwowych, rewizji nieprawnych działań Komisji Majątkowej i wiele
SZKIEŁKO I OKO doktorowi, dyrektorowi, odwiertnikowi z Torunia, że w maju 1980 roku Błogosławiony Wielki Heros Cnót Wszelakich, zwany JPII, na którego nauki tak często się powołują, przemawiając do duchowieństwa w Kinszasie, tak określił ideał prawdziwego księdza: „Pozostawcie działalność polityczną tym, którym zostało to powierzone. Czyli politykom.
czasie w TV Trwam obradowała „banda czworga” (b. redaktor TVP Anna Pietraszek, która 10 kwietnia 2010 roku w TVP Info, po katastrofie samolotu TU-154, powiedziała, że katastrofa nie jest dziełem przypadku; Andrzej Jaworski, poseł PiS z Gdańska; Jerzy Wasiukiewicz, członek zarządu katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a także Jacek Kotula z Rzeszowa). Ta sama „czwórca” wystąpiła wieczorem w Radiu Maryja. Około godz. 23 zadzwoniła do rozgłośni pani psychoterapeutka, która najpierw wystąpiła z Krk, a potem wróciła na jego łono (red. Pietraszek mówiła o niej per profesor). Otóż ta pani zauważyła, że źle się dzieje, skoro katolicy nie reagują od razu na wystąpienia satanistów. Myślę, że powinniśmy frontalnie zaatakować RM i TV Trwam, dzwonić w czasie takich audycji i po obowiązkowym: „Szczęść Boże” (w innym przypadku prowadzący nas wyłączy) zadawać krótkie kłopotliwe pytania ze zbrodniczej historii Krk. Jan Ciszewski
19
Nawet sklerykalizowana TVP1 odważyła się wspomnieć o oskarżeniach Irlandii wobec Watykanu w związku ze skandalem pedofilii księży na terenie tego państwa. Dla myślącego słuchacza informacja ta jest sygnałem, że nie wszyscy w Europie XXI w. z namaszczeniem słuchają, co B16 i jego kolesie mają do powiedzenia. Medialnym wyłomem jest również zaproszenie p. Janusza Palikota przez kilka stacji radiowych i telewizyjnych, które – przynajmniej w paru przypadkach – liczyły na jego gafy lub wywołanie mniejszego lub większego skandalu, aby go skompromitować. I co? I nic, bo okazał się kompetentny, wygadany i potrafił omijać stawiane wnyki. Te sygnalizowane medialne wyłomy są niewielkie, ale coś zmienia się na lepsze i pozostaje mieć nadzieję, że 9 października nie będzie kresem tych zmian. Ale to już zależy tylko od nas. M@REK ze Szczecinka
Lewica zawiodła innych cennych inicjatyw. Należy życzyć Polsce i Polakom, ażeby Ruch Palikota wszedł do Sejmu, bo niewątpliwie stanie się przyczynkiem, by SLD przestało działać niemrawie i zachowawczo. Mir
Pani Redaktor Justyna Pochanke Oglądałem program, w którym prowadziła Pani rozmowę z Panem Palikotem („Fakty po Faktach”, TVN 24). Chciałbym wiedzieć, kto nauczył Panią prowadzić konwersację. Rozumiem, że Pan Palikot jest niewygodny i ma inne poglądy, ale Pani wchodziła mu w słowo, nie pozwalając dokończyć rozpoczętego zdania. Pani wybaczy – wśród kulturalnych ludzi jak ktoś mówi, to reszta słucha. Pani uczy widzów, jak nie należy prowadzić rozmowy. Moim zdaniem było to zachowanie superniekulturalne. Na początku audycji z Panem Palikotem mówiła Pani bardzo źle o Panu Romanie Kotlińskim. Powiedziała Pani, że prowadzi on „prywatną wojnę z Kościołem”. Niech Pani przytoczy choć jedno słowo nieprawdy o Kościele, napisane przez Redaktora Naczelnego „Faktów i Mitów”. Miałem dwa razy możliwość uczestniczyć w spotkaniu z nim i odebrałem go bardzo pozytywnie, czego nie mogę powiedzieć o Pani po obejrzeniu tego programu. Ciekawe, czy w taki sposób prowadziłaby Pani rozmowę, gdyby rozmówcą była osoba duchowna. S.N.
Umiłowani Siostry i Bracia! Przypomnijcie tym szamanom z Episkopatu, a w szczególności jego wielebności ojcu (z bożej łaski)
Rola, której wypełnienia od was (księży) się oczekuje, jest inna, wzniosła. Jesteście przywódcami w innym wymiarze, jako kapłani Chrystusa”. Natomiast 12 maja 1980 roku, po powrocie do Watykanu, papież przemówił bardziej konkretnymi słowy: „Duchowny powinien pozostać duchownym. Polityka należy do osób świeckich”. Amen! Tylko co na to abp Głódź? Michał Ap.
Niepatriotyczna skrobanka Moje córki są uczennicami gimnazjum. W ubiegłym roku szkolnym brały udział w konkursie „patriotycznym”. Jakież było moje zdziwienie, gdy wczoraj wróciły z kopertą, która przyszła na adres szkoły! Oto Polskie Stowarzyszenie Obrońców Życia Człowieka przysłało im gratulacje z sukcesów osiągniętych w Wojewódzkim Konkursie Patriotycznym. Ale to nie wszystko – do gratulacji została dołączona gazetka pt. „Antykoncepcja prowadzi do aborcji”!!! Dla mnie był to szok, że jakieś durne stowarzyszenie ogłupiało swoimi ulotkami 15-letnie dzieci!!! Aśka
Dzwońmy do Radyja! Niedziela upłynęła jako frontalny atak na Nergala i prof. Magdalenę Środę. Po godz. 18 w RM odczytano artykuł ks. Waldemara Chrostowskiego z „ND”, w którym autor atakuje nie tylko Nergala, ale i prof. Środę. Ośmieliła się ona powiedzieć, że również podarłaby Biblię. Autor dziwi się, że środowiska naukowe Uniwersytetu Warszawskiego nie zareagowały na ewidentne „bluźnierstwo” dr hab. Środy (ani razu nie nazwał jej profesorem). W tym samym
Wyłomy i sukcesy Wybory jeszcze przed nami, a moim zdaniem „Fakty i Mity” już odniosły swego rodzaju sukces, bo tzw. media głównego nurtu przełamały się i chociaż z dużym opóźnieniem, to jednak powtarzają informacje, które „niszowy tygodnik” zamieszczał kilka numerów wstecz. Szczególnym przykładem „odwagi” potentatów informacyjnych było np. podanie, że trybunał w Hadze może w związku z przestępstwami pedofilii zająć się szefami panów w sutannach, w tym również panem dr. Ratzingerem. Nie mogłem też uwierzyć, gdy poseł Niesiołowski, mówiąc o kontrkandydatach w nadchodzących wyborach, wymienił JONASZA. I chociaż uczynił to ze wstrętem, to fakt ten świadczy o tym, że bariery informacyjne można łamać, byleby tylko działać systematycznie i faktycznie ujawniać prawdę.
Jonaszu. Nie mam chrztu, komunii, bierzmowania ani ślubu kościelnego. W mojej rodzinie zawsze na piedestale były przekonania lewicowe. Zawsze głosowałem za głosem rozsądku, wybierając to, co było bliskie memu sercu. Patrząc jednak na to, co dzieje się na polskiej stronie politycznej, widzę sytuację dramatyczną. Brak lewej strony politycznej, panoszenie się kleru w każdej dziedzinie, rozkradanie majątku narodowego, obowiązkowa indoktrynacja kościelna w szkołach, przedszkolach, szpitalach – wprost zgroza! Wielokrotnie obiecywano nam złote góry, a co wyszło? Sami widzimy. Lewica nas zawiodła na całej linii. Dlatego życzę Panu sukcesu w kandydowaniu z list Ruchu Palikota i z niecierpliwością czekam na Pana wystąpienia w Sejmie, bo nie biorę pod uwagę, że się Pan tam nie znajdzie. Jarosław Machała
Festiwal Humanizmu w Łodzi Stowarzyszenie Ateistyczne, Towarzystwo Humanistyczne oraz Center For Inquiery Transnational pragną zaprosić Czytelników „Faktów i Mitów” na odbywający się w dniach od 30 września do 2 października Festiwal Humanizmu. Impreza będzie poświęcona zagadnieniom demokracji, praw człowieka, filozofii, nauki, polityki oraz szeroko rozumianego humanizmu. W imprezie wezmą udział czołowi przedstawiciele świata nauki i polityki, między innymi: Joanna Senyszyn, Andrzej Dominiczak, dr Tomasz Witkowski, dr Maciej Zatoński, prof. Jerzy Drewnowski, dr Jacek Dobrowolski, Robert Biedroń, Krystian Legierski i wielu innych. Przy Festiwalu otwarte będzie również stoisko książkowe – dla uczestników organizatorzy przewidują duże rabaty. Imprezie będą towarzyszyć również spotkania tematyczne, dyskusje oraz imprezy integracyjne, podczas których będzie można swobodnie wymieniać poglądy i doświadczenia. Szczegóły na temat imprezy znajdą Państwo na stronie www.festiwal-humanizmu.cba.pl lub pod numerem telefonu: 535 311 139. Rezerwacja miejsc noclegowych oraz rejestracja uczestników odbywa się przez stronę http://festiwal-humanizmu.cba.pl/festiwal_humanizmu/rezerwacja.php. Serdecznie zapraszamy!
20
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Krwawe objawienie Jeżeli mówisz do Boga, to znaczy, że jesteś religijny. Jeżeli to Bóg mówi do ciebie, cierpisz na psychozę – mówił serialowy dr House. Historia Rona i Dana Laffertych potwierdza jego tezę. Bracia zabili własną szwagierkę i jej 15-miesięczną córkę, ponieważ Bóg im kazał. Do zbrodni doszło w 1984 roku. Jednak za sprawą wciąż ponawianych apelacji, które mają odwlec wykonanie wyroku śmierci na Ronie Laffertym, nadal przykuwa ona uwagę opinii publicznej. Tym bardziej że okoliczności zbrodni były niecodzienne.
Rodzinne nawrócenie Rodzina Laffertych od pokoleń należała do Kościoła mormońskiego i długo cieszyła się doskonałą opinią w głównym nurcie wyznania, które odrzuciło poligamię oraz prawo krwawej zemsty (podstawa tradycyjnego mormonizmu). Oficjalna wykładnia nie jest jednak jedyną, którą można było w latach 80. (a także dziś) odnaleźć w amerykańskim stanie Utah, czyli „ziemi świętej” Kościoła Świętych Dnia Ostatniego. Obok oficjalnych wyznawców wciąż funkcjonują liczni fundamentaliści, którzy zachowali przekonanie o słuszności oraz potrzebie poligamii, a także starają się dosłownie interpretować święte mormońskie pisma. Stosują się również do tradycyjnych zasad. Z takimi poglądami – na przełomie lat 70. i 80. – zetknął się Dan Lafferty. W bibliotece uniwersytetu Brighama Younga natknął się na pochodzący z połowy XIX wieku pamflet „The Peace Maker”, który zawierał liczne argumenty na rzecz poligamii. Przekonany przez nie – a być może po prostu znudzony żoną – zdecydował się wcielić je w życie. Postanowił wziąć sobie drugą żonę. Początkowo chciał, żeby została nią jego pasierbica, jednak w końcu zdecydował się na imigrantkę z Rumunii. Szybko odkrył kolejne „święte” zasady, które miały rządzić jego życiem. Zainteresował się teorią prawa, a jego poglądy zaczęły ewoluować w stronę radykalnej prawicy. Odesłał prawo jazdy oraz kartę ubezpieczenia społecznego. Przestał płacić podatki. Uznał wszelką ingerencję rządu w jego życie za zło oraz bezprawie. Stał się religijnym fanatykiem. Swoimi przekonaniami zaraził czterech młodszych braci. Ci także zaczęli wprowadzać w swoich domach zasady zgodne z przekonaniami fundamentalistów. Podobnie jak Dan odesłali dokumenty, przestali płacić za ubezpieczenie samochodów i unikali podatków. Ich żony – chcąc nie chcąc – zostały zmuszone do podporządkowania się nowym regułom. Jedyną, która się
opierała, była Brenda Wright, żona Allena, najmłodszego z braci Laffertych. Jako jedyna była wykształcona i pewna siebie. Młoda kobieta była absolwentką uniwersytetu oraz lokalną wicemiss, a przez chwilę także prezenterką regionalnej telewizji. Brenda poprosiła o interwencję Diannę Laferty, żonę najstarszego z braci, który jako jedyny pozostał w głównym nurcie ich kościoła. Ta przekonała swojego męża Rona, by starał się odwieść braci od ich szalonych pomysłów. Jako najstarszy, a zarazem obdarzony ogromną charyzmą, podjął się tego zadania. Niestety, zamiast odwieść ich od fundamentalizmu, sam – po dyskusji z Danem – odszedł od oficjalnego kościoła. „To, co robicie, jest dobre. To wszyscy inni się mylą” – powiedział podobno podczas tego spotkania. Jego żona z żalem i zdziwieniem skonstatowała: „Wrócił do mnie zupełnie inny człowiek”.
Ron Lafferty
„Nawrócenie” Rona skonsolidowało braci. Zyskali też nowego, bardzo charyzmatycznego przywódcę. Ze względu na sporą różnicę wieku traktowali go zresztą bardziej jak ojca niż brata. Najstarszy Lafferty, wykwalifikowany robotnik budowlany, w ogóle cieszył się sporym autorytetem. Przez pewien czas był nawet miejskim radnym. Jego ogromnej siły przekonywania dowodziły sukcesy, które odnosił podczas misji, na którą zwyczajowo wyruszają członkowie tego kościoła. Podczas gdy misjonarze średnio nawracają od 2 do 4 osób rocznie, Lafferty’emu w ciągu dwóch lat udało się przekonać do mormonizmu około 50 ludzi. W tym własną żonę. Radykalizacja rodziny postępowała szybko. Bracia brali kolejne żony. W domach wprowadzali coraz ostrzejsze porządki. Jedyną przeszkodą
zdawała się być wspomniana Brenda. – Sprzeciwiała się chłopakom Laffertych – wspominała jej matka. – Wpływała na męża, który też dewociał, jednak wolniej niż inni. Siostra Brendy opowiedziała, że kiedyś Allen postanowił zabrać ją oraz swoją żonę na obiad „na mieście”. Kiedy jednak przyjechali na miejsce, zaczął chodzić po lokalach i pytać, czy są otwarte w niedzielę. Jeśli były, to rezygnował. W końcu zjedli w domu. Szczególnie kiepsko sprawa wyglądała w domu Rona. Jego rosnący fanatyzm przerażał Diannę, która jednak bała się odejść. Obciążona szóstką dzieci, bez zawodu i możliwości zarabiania czuła się skazana na życie z fanatycznym mężem. I właśnie Brenda przekonała ją o konieczności rozwodu. Pomogli jej w tym przyjaciele i kościół, który przy okazji ekskomunikował Rona. Z pomocą przyjaciół kobiecie udało się odejść od męża i uciec z dziećmi na Florydę.
mogła posuwać się do przodu. Oni stali się prawdziwymi przeszkodami na Mojej ścieżce i Ja nie pozwolę, by Moja praca została zatrzymana. Najpierw żona twojego brata Brenda oraz jej dziecko, później Chloe Low i Richard Stowe (osoby, które pomogły Diannie przy rozwodzie – red.)” – tak brzmiało „słowo Boże” zapisane przez Rona Lafferty’ego. Szybko podzielił się swoim objawieniem z bratem Danem. Ten kazał mu się jedynie upewnić, że to na pewno wola boża, bo nie chce bez potrzeby nikogo zabijać. Sprawa wyjaśniła się, gdy przy kolejnej „wiadomości” Bóg poinformował Rona, że on jest
Dożywocie i śmierć
Szkoła proroków Ron Lafferty mocno przeżył rozstanie. Niedługo potem rzucił pracę, a z powodu niepłacenia podatków oraz złych inwestycji stracił też dorobek życia i zamieszkał w wozie kempingowym. Postanowił wówczas szukać religijnych inspiracji. Odwiedził m.in. jedno z istniejących w stanach miasteczek zamieszkiwanych przez poligamiczną sektę. Nie odnalazł się tam, ponieważ eksperymenty z grupowym seksem oraz narkotykami podziałały na niego odstraszająco. Wrócił do „domu”, gdzie wraz z braćmi związał się z pochodzącym z Kanady „prorokiem” Oniasem. Był to nieprzyjemny fundamentalista, który twierdził, że ma objawienia od samego Boga. W jednym z objawień Bóg wyjawił mu nawet, że czarni to podludzie – „najinteligentniejsze ze zwierząt, które stworzył”. Onias prowadził liczne interesy, a bracia Lafferty pomagali mu w tym. Razem założyli miedzy innymi „szkołę proroków”. Bóg – najwyraźniej doceniając wkład pracy rodziny – szybko poinformował Oniasa, że Ron powinien zostać jej biskupem, ponieważ „bracia są ludźmi wybranymi”. Tak też się stało. W lutym 1984 roku także Ron zaczął mieć objawienia. Siedział przed komputerem udostępnionym przez jednego z członków sekty, a jednocześnie „inwestora”, i nagle Bóg zaczął pisać jego rękami na klawiaturze. „Czujesz myśli Boga i po prostu je zapisujesz” – tłumaczył. Pierwsze wiadomości były stosunkowo neutralne, z czasem jednak zmieniły swój charakter. „To Moja wola oraz rozkaz, byś usunął następujących ludzi tak, aby Moja praca
próbował dostać się do środka, jednak nikt nie otworzył drzwi. Odjechali. Jednak Dan poczuł, że to on został wybrany i on powinien spróbować dostać się do środka. Wrócili. Tym razem kobieta otworzyła. Mężczyźni wtargnęli do środka. Ron zapytał młodszego brata: „Jak to zrobisz?”. W odpowiedzi usłyszał, że ten musi się pomodlić i zapytać Boga o radę. Trwało to chwilę. Jednak w końcu otrzymał potrzebną informację. „Już wiem. Użyję noża” – powiedział. Najpierw zasztyletował dziecko. Później matkę. Ciała żony i córki znalazł Allen, który szybko skierował policję na właściwy trop. Po dokonaniu dwóch rytualnych morderstw Ron i Dan chcieli do końca wypełnić objawienie. Ruszyli, by zabić kolejne dwie osoby. Na szczęście nie zastali kobiety w domu, więc ograniczyli się do kradzieży. Do Richarda Stowe’a już nie dojechali – postanowili uciekać. Udało im się dotrzeć do Reno, gdzie ukrywali się przez jakiś czas. Ron twierdzi, że w tym czasie cudownie uzdrowił chorego psa... Dan do tej pory uważa, że mężczyzna, który przynosił im jedzenie (pomagał im jako bezdomnym), to anioł.
Dan Lafferty
„jego ustami”, a Dan – „jego ramieniem”. Wniosek był prosty – to młodszy z braci ma zabić szwagierkę. Zdecydowali się poinformować Allena, jaki jest boski plan wobec jego żony i dziecka. Jon Krakauer, autor obszernej monografii tej sprawy, zrelacjonował przebieg tej rozmowy. Dan poinformował brata, że Brenda i ich córka Erica mają zostać rytualnie zamordowane. „Dlaczego? Zwłaszcza Erica, przecież to niewinne dziecko? Dlaczego ona też?” – zapytał Allen. „Bo wyrośnie na dziwkę, taką jak jej matka!” – odpowiedział mu Ron. Najmłodszy z Laffertych nie ostrzegł żony o grożącym jej niebezpieczeństwie. O planach synów wiedziała także ich matka, która również nie widziała potrzeby zapobieżenia morderstwu wnuczki. Kiedy Ron podzielił się swoim objawieniem z innymi ludźmi w szkole proroków, został z niej usunięty. Wraz z bratem wyruszył wtedy w podróż, podczas której ponownie odwiedzał wioski mormońskich fundamentalistów. Po powrocie uznał, że nadszedł czas, by zrealizować objawienie. Wybrał dzień 24 lipca. Bracia zaczęli od zaopatrzenia się w broń palną oraz noże. Towarzyszyło im jeszcze dwóch ludzi, którzy nie brali bezpośredniego udziału w zbrodni i później chętnie opowiadali policji, co widzieli i słyszeli w dzień zabójstwa. Bracia podjechali pod dom Brendy. Za pierwszym razem Ron
Dan został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności. Rona czekała wyższa kara. W 1985 roku uznano go za winnego podwójnego morderstwa i uznano, że powinien ponieść śmierć. Młodszy z braci pogodził się z karą. Już w więzieniu stworzył swoją prywatną teologię, która uzasadniała wszystkie jego poczynania. Starszy zaczął walczyć z wymiarem sprawiedliwości. W czasie pierwszego procesu nie pozwolił obrońcom używać choroby psychicznej jako argumentu za niższym wymiarem kary. Później zmienił zdanie i jego adwokaci doprowadzili do ponownego procesu. Wcześniej – by móc stanąć przed sądem – został poddany 16-miesięcznej psychoterapii. Linia obrony opierała się na twierdzeniu, że fanatyczna religijność ich klienta dowodzi ograniczonej poczytalności. Wynik drugiego procesu był jednak taki sam jak pierwszego. „Podejście pana Lafferty’ego do świata nie różni się od wielu rodzajów religijnej i politycznej gorliwości w tym kraju, w Iranie, w Montanie i w wielu innych miejscach” – mówił jeden z biegłych powołanych przez oskarżyciela. Ława uznała, że Lafferty wiedział, co robi. Skazano go na śmierć. Ron wybrał rozstrzelanie. Zapytany, czy chce coś powiedzieć, odparł: „Tak. Moje ostatnie stwierdzenie brzmi: pocałuj mnie w dupę, kolego!”. Wyroku nie wykonano do dziś. Ron wciąż walczy o anulowanie kary śmierci. KAROL BRZOSTOWSKI Korzystałem między innymi z książki Jona Krakauera „Under the Banner of Heaven” wydanej przez Doubleday. Cytaty pochodzą z tej pracy.
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
21
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Chrześcijanin – państwo – polityka Zbliżają się kolejne wybory w naszym kraju i nie wiem, czy jako ewangeliczny chrześcijanin mam w nich wziąć udział, czy raczej nie... W ogóle to zastanawiam się nad tym, jaki powinien być stosunek ludzi wierzących do państwa i polityki. Czy Biblia zawiera jakieś wskazówki na ten temat? Oczywiście Biblia zawiera dość jasne stanowisko dotyczące państwa i spraw z nim związanych. Chrześcijański stosunek do państwa i władz cywilnych wyraźnie przedstawiony został w Liście św. Pawła do Rzymian. Czytamy tam: „Każdy człowiek niech się poddaje władzom zwierzchnim; bo nie ma władzy, jak tylko od Boga, a te, które są, przez Boga są ustanowione. Przeto kto się przeciwstawia władzy, przeciwstawia się Bożemu postanowieniu; a ci, którzy się przeciwstawiają, sami na siebie potępienie ściągają. Rządzący nie są bowiem postrachem dla tych, którzy pełnią dobre uczynki, lecz dla tych, którzy pełnią złe. Chcesz się nie bać władzy? Czyń dobrze, a będziesz miał od niej pochwałę. Jest ona bowiem na służbie u Boga, tobie ku dobremu. Ale jeśli czynisz źle, bój się, bo nie na próżno miecz nosi, wszak jest sługą Boga, który odpłaca w gniewie temu, co czyni źle. Przeto trzeba jej się poddawać, nie tylko z obawy przed gniewem, lecz także ze względu na sumienie. Dlatego też i podatki płacicie, gdyż są sługami Bożymi po to, aby tego właśnie strzegli. Oddawajcie każdemu to, co mu się należy; komu podatek, podatek; komu cło, cło; komu bojaźń, bojaźń; komu cześć, cześć” (Rz 13. 1–7). Podobne zalecenia występują również i w innych tekstach Nowego Testamentu. Oto co w swoim liście radził Tytusowi apostoł Paweł: „Przypominaj im [wierzącym], aby zwierzchnościom i władzy poddani i posłuszni byli, gotowi do wszelkiego dobrego uczynku” (Tt 3. 1). Podobnie też czytamy w Pierwszym Liście św. Piotra: „Bądźcie poddani wszelkiemu ludzkiemu porządkowi ze względu na Pana, czy to królowi jako najwyższemu władcy, czy to namiestnikom, jako przezeń wysłanym do karania złoczyńców, a udzielania pochwały tym, którzy dobrze czynią. Albowiem taka jest wola Boża, abyście dobrze czyniąc, zamykali usta niewiedzy ludzi głupich (...). Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, króla czcijcie” (2. 13–17). Chcąc lepiej zrozumieć stosunek autorów biblijnych do państwa i władz cywilnych, warto też przypomnieć o okolicznościach, w jakich listy te były pisane. Otóż były to czasy, kiedy Żydzi stale buntowali się przeciwko władzy rzymskiej. Judea
była bowiem pod okupacją rzymską, a cesarz – jak wiadomo – był nie tylko władcą politycznym, ale także i religijnym. On i jego następcy nie byli przychylnie nastawieni ani do Żydów, ani do nowej religii, która – w ich rozumieniu – stanowiła potencjalne zagrożenie dla cesarstwa. Żydzi uważali natomiast, że prócz Boga nie mogą mieć żadnego innego władcy (króla, cesarza), i dlatego nikomu nie powinni płacić podatków. Co więcej, ci ostatni byli przekonani, że powinni podjąć walkę zbrojną zarówno z władzami rzymskimi, jak i z tymi Żydami, którzy okazywali lojalność wobec okupanta. I z takim właśnie postępowaniem Paweł nie mógł się zgodzić. Chociaż nie podzielał polityki Imperium Rzymskiego ani poglądów Nerona, to uznał za stosowne wezwać chrześcijan do poddania się władzom zwierzchnim (Imperium Romanum) niż do powstania przeciwko cesarstwu. Dlaczego? Istnieją co najmniej trzy powody. Po pierwsze – walka zbrojna z cesarstwem byłaby zaprzeczeniem chrześcijańskiego postępowania, które w każdej sytuacji nacechowane ma być miłością bliźniego, nawet w stosunku do nieprzyjaciół. Pisał: „Nie mścijcie się sami, ale pozostawcie to gniewowi Bożemu (…). Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12. 19, 21; por. Mt 5. 43–48). „Przeto [władzy] trzeba się poddawać (…) także ze względu na sumienie” (Rz 13. 5). Po drugie – Paweł wierzył, że „nie ma władzy, jak tylko od Boga”. Poza tym poddanie się władzom zwierzchnim podyktowane było również przekonaniem, że „Bóg nie jest Bogiem nieporządku, ale pokoju” (1 Kor 14. 33). Apostoł uważał zatem, że wszelkie sprzeciwianie się władzy jest sprzeciwem wobec Boga. Dlatego też wierzący powinni być „poddani wszelkiemu ludzkiemu porządkowi ze względu na Pana” (1 P 2. 13). Po trzecie – Paweł wierzył również, że „przemija kształt tego świata” (1 Kor 7. 31). Innymi słowy, wierzył w bliski powrót Chrystusa (por. Rz 13. 11–14; 1 Kor 7. 26, 29;
1 Tes 4. 13–18), który powiedział, że dana jest mu wszelka władza na niebie i ziemi (Mt 28. 18, por. Kol 1. 16). Pierwsi chrześcijanie byli więc przekonani, że rządzący są tylko szafarzami powierzonych im dóbr. Ponadto, zgodnie z Pismem Świętym, chrześcijanin ma podwójne obywatelstwo – jest zarówno obywatelem Królestwa Bożego (por. Flp 3. 20; Kol 1. 13), jak i obywatelem państwa, w którym się urodził i żyje. Wierzący nie może się
zatem uchylać od obowiązków na nim spoczywających. Nawet jeśliby chciał na przykład zanegować pójście do wyborów (a przecież nie biorąc w nich udziału, i tak wybiera!), to musiałby również odrzucić państwo jako takie – ze wszystkimi jego instytucjami. Musiałby więc odrzucić wszelkie instytucje administracyjne ze służbą zdrowia i oświatą włącznie. Po prostu musiałby całkowicie odsunąć się od społeczeństwa. A przecież każdy obywatel – w większym lub mniejszym stopniu – korzysta z pewnego dorobku i przywilejów, których sam nie byłby w stanie osiągnąć, czyli w jakimś stopniu zawdzięcza państwu swoje bezpieczeństwo i byt. Dlatego właśnie ma zobowiązania wobec kraju, w którym żyje, i musi zobowiązania te wypełnić zgodnie ze słowami Chrystusa: „Oddawajcie, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co Bożego, Bogu” (Mt 22. 21).
Człowiek korzystający jedynie z opieki państwa i innych przywilejów, a odmawiający wszelkiej odpowiedzialności wobec niego, postępuje wbrew słowom Chrystusa, który nakazał swoim wyznawcom, aby nie tylko wywierali wpływ na otoczenie, w którym żyją (por. Mt 5. 13–14), ale byli również tymi, którzy biorą aktywny udział we wszystkich swoich obowiązkach wobec społeczeństwa i państwa (Mt 22. 21). Czy to oznacza, że wierzący powinien przestrzegać wszystkich zarządzeń i praw, nawet jeśli są one sprzeczne na przykład z Dekalogiem? Nic podobnego. Są sytuacje, w których człowiek wierzący zawsze powinien „bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5. 29, por. 4. 19). Przykładem takiej postawy mogą być Żydzi, którzy odmówili pokłonu posągowi babilońskiego króla Nabuchodonozora (Dn 3. 17–18). Również prorok Daniel, który nie podporządkował się królewskiemu zarządzeniu zakazującemu modlitw do któregokolwiek z bogów – oprócz króla Medów i Persów (Dn 6. 8–11). Uważał on bowiem ten zakaz za naruszenie jego prawa do wolności myśli i sumienia, które jest przecież niezbywalnym prawem każdego człowieka. Tak postępowali również pierwsi chrześcijanie, którzy odmawiali spalania w ofierze kadzidła na cześć „boskiego” cesarza. I taką postawę zajmowali także dysydenci i reformatorzy, którzy skutecznie walczyli o przywrócenie światu wolności ducha, którą dziś niektórzy fundamentaliści narodowi i religijni chcieliby innym odebrać, a przynajmniej ograniczyć. Tak więc również dziś chrześcijanie nie muszą godzić się na ukościelnienie państwa i społeczeństwa. Nie muszę podzielać zaangażowania naszego kraju w wojnę, tworzenia bubli ustawowych, które ciągle trzeba zmieniać, lub innych posunięć polityków. Ale aby dać temu wyraz, potrzebne jest właśnie ich zaangażowanie. Ktoś słusznie powiedział, że służba Bogu powinna być jednocześnie służbą człowiekowi, narodowi i państwu, w którym żyjemy. Rola chrześcijan nie może zatem sprowadzać się tylko do tego, „aby zanosić błagania, modlitwy, prośby, dziękczynienia za wszystkich ludzi, za królów i za wszystkich przełożonych, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości” (1 Tm 2. 1–2), ale powinna
polegać również na osobistym zaangażowaniu w życie polityczne, a przynajmniej udziale w wyborach, które przecież pozwalają zagłosować na osoby reprezentujące model państwa laickiego, którego potrzebujemy wszyscy – szczególnie wierzący. Czy wierzący mogą jednak ubiegać się na przykład o mandat poselski? Czy mogą brać udział w życiu politycznym? Chociaż w środowisku chrześcijan – głównie mniejszych wspólnot ewangelicznych – często obserwujemy niechęć wobec instytucji państwa i polityki (niektórzy nawet uważają, że nie należy uczestniczyć w wyborach), bo rządzącym można wiele zarzucić, to Biblia podaje wiele przykładów mężów Bożych, którzy piastowali wysokie stanowiska nie tylko w Izraelu, ale również poza granicami swojego kraju. Wystarczy tu wspomnieć chociażby Józefa, syna Jakuba, który piastował najwyższy urząd po faraonie (por. Rdz 41. 38–45), oraz proroka Daniela, który był „namiestnikiem całej prowincji babilońskiej” (Dn 2. 48), a później również jednym z trzech ministrów w królestwie perskim (Dn 6. 2–3). Chrześcijanie zatem nie tylko mogą, ale wręcz powinni (mają obowiązek) brać udział w życiu społeczno-politycznym. Nie wolno im jedynie zapominać o tym, że państwo winno być neutralne światopoglądowo. Powinni więc robić wszystko, by nie dochodziło do jakiegokolwiek powiązania ołtarza z tronem. Tym bardziej że wiara oparta o sojusz Kościoła z państwem zawsze, prędzej czy później, traci autorytet. Podobnie jak i państwo, które ma sprawować zupełnie inne cele niż promowanie tej czy innej religii. Dlatego też polityków, którzy o tym zapominają lub zdają się tego nie rozumieć i nadmiernie łączą władzę ze swoją religią (Kościołem), należałoby jak najszybciej wyeliminować z ław poselskich. Zatem – podkreślmy to jeszcze raz – nawet jeśli w polityce nie wszystko nam się podoba, a rządzącym można by wiele zarzucić (prywata, korupcja, chowanie się za immunitetem), nie zwalnia to chrześcijan od przestrzegania zasady: „Oddawajcie każdemu to, co mu się należy; komu podatek, podatek; komu cło, cło; komu bojaźń, bojaźń; komu cześć, cześć” (Rz 13. 7). Chrześcijanin powinien uczestniczyć zarówno w życiu społeczno-politycznym (m.in. w wyborach), jak i podporządkować się każdej władzy, ponieważ to właśnie władze (państwo) utrzymują porządek. A Bóg jest przecież Bogiem porządku, a nie zamieszania. BOLESŁAW PARMA
22
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (49)
Powstanie Pawluka W 1637 r. wybuchło na Ukrainie wielkie powstanie Pawluka. Polskie panowanie na Ukrainie zostało zagrożone. Od końca XVI w. nastąpiło na Ukrainie nasilenie walk przeciwko polskiemu panowaniu. Wciąż wybuchały żywiołowe powstania ludowe, a na czele walki powstańczej stawali Kozacy zaporoscy, którzy łączyli się z oddziałami chłopskimi. Powstania te, o znacznej sile i zasięgu, były przez Polskę krwawo tłumione. Tak stało się z powstaniami Krzysztofa Kosińskiego, Semena Nalewajki oraz Tarasa Fedorowicza. Nie zniechęciło to jednak Kozaków do dalszej walki. Nowym zrywem kozackim pokierował watażka Iwan Sulima, odznaczony swego czasu medalem przez papieża Pawła V za kilka wypraw przeciwko Turkom. Władze polskie szybko przystąpiły do kontrakcji, a Sulima z kilkoma towarzyszami wpadł w polskie ręce i zginął w Warszawie „ścięty i ćwierciami na pal wbity”. W 1637 r. ponownie zawrzało na Ukrainie. Sztandar walki z panowaniem polskim podjął jeden z towarzyszy straconego Sulimy – Paweł Pawluk Michnowicz, któremu sprzyjała fortuna, „że mu obwinionemu (…) z Sulimą, jako buntownikowi (…), w Warszawie gardła nie odjęto”. Powróciwszy z walk na Krymie, jeszcze w tym samym roku Pawluk zorganizował antypolskie i antyszlacheckie powstanie chłopsko-kozackie,
R
a sygnałem do jego wybuchu był atak Kozaków nierejestrowych na Korsuń, gdzie Pawluk przechwycił artylerię Kozaków rejestrowych. Rozochocony tym sukcesem 12 sierpnia 1637 r. wydał w Kryłowie uniwersał do Kozaków i „czerni” (chłopstwo zamieszkujące Ukrainę Naddnieprzańską) i „wszystkiej naszej braci”, tytułując się „hetmanem z wojskiem Jego Królewskiej Mości zaporoskiem”. Wezwał w nim wszystkich do walki ze zdrajcami, którzy za „obiady, wieczerze i bankiety u pana Żółkiewskiego [komisarz Rzeczypospolitej do spraw kozackich] towarzyszów naszych panu Żółkiewskiemu powydawali”, czyli z tymi, którzy przyczynili się do likwidacji powstania Sulimy. Na wezwanie odpowiedzieli wypisani z rejestru Kozacy i chłopi pańszczyźniani, dlatego
eligia stara się poznać świat niejako od końca, odwrotnie niż analiza naukowa, która najpierw bada rzeczywistość, a potem formułuje wnioski. Wiara tymczasem ma swoje do gmaty, a następnie w starych legendach szuka argumentów na ich potwierdzenie. Ten religijny absurd poznawczy, czyli faktyczna bezużyteczność religii w poznaniu i zrozumieniu świata, ciągle jest ujawniany i kompromitowany przez kolejne odkrycia naukowe. Pisaliśmy na tych łamach o tym, że różne gatunki ludzi żyły obok siebie kilkadziesiąt tysięcy lat. Stawia to w kłopotliwym świetle chrześcijańską naukę o zbawieniu. Skoro gatunków ludzi było wiele, to za kogo właściwie umarł Chrystus? Tylko za nasz gatunek? A jeśli nie tylko za nas, to jak mógł umrzeć na przykład za neandertalczyków, skoro sam do tego gatunku nie należał? Przed dwoma tygodniami pisaliśmy o chrześcijańskich biologach, którzy w obliczu faktów w końcu przyznali, że nie jest możliwe, aby cała ludzkość wywodziła się od jednej ludzkiej pary – Adama i Ewy. Pobożni przyrodnicy ustalili metodą badań genetycznych (z BioLogos Foundation), że pierwotna grupa, z której wyłoniła się dzisiejsza ludzkość, liczyła nie mniej niż 10 tys. osób (osobników?).
powstanie Pawluka, jak niemal wszystkie powstania kozackie, miało charakter społeczny. Z największą siłą powstanie wybuchło na lewym brzegu Dniepru, na Zadnieprzu, ogarniając niemal bez reszty olbrzymie posiadłości księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, właściciela bajecznej fortuny. Powstańcy skierowali swą nienawiść nie tylko przeciwko Polakom, ale również przeciwko zdradzieckiej starszyźnie kozackiej, której przywódców rozstrzelano. Polska próbowała najpierw pertraktować z powstańcami. Gdy rokowania zawiodły, hetman wielki koronny Stanisław Koniecpolski wydał uniwersał, w którym nakazał okrutnie obchodzić się z ludnością terenów wspierających powstanie.
Jeśli tak było, to w takim razie jest kłopot z teorią o upadku w grzech. Skoro nie było jednej pary u początków ludzkości, to kto sprowadził grzech na świat? Biblia wskazuje winowajców z imienia. Nie przez przypadek Chrystus jest w teologii chrześcijańskiej nazywany drugim Adamem. Przez rajskiego praojca na świat miał przyjść grzech,
„Jeżelibyście też ich [buntowników] dostać nie mogli – nakazywał uniwersał – abyście Waszmościowie onych na żonach, dzieciach karali i domy ich wniwecz obrócili, gdyż lepsza jest rzecz, żeby pokrzywa na tem miejscu rosła, aniżeli żeby się zdrajcy Jego Królewskiej Mości i Rzeczypospolitej tam mnożyli”. Zgodnie z dyrektywą wojsko polskie nie przepuszczało nikomu – ani kobietom, ani dzieciom. Nie oszczędzano również kościołów prawosławnych. Komendę nad wojskiem sprawował hetman polny koronny Mikołaj Potocki. 16 grudnia 1637 r. pod wsią Kumejki, nad rzeką Olszaną, która jest prawym dopływem Dniepru, doszło do generalnej bitwy. Pawluk dysponował 21-tysięczną armią, na którą w większości składało się niewyszkolone, słabo uzbrojone i skłonne do paniki chłopstwo. Armia Potockiego była znacznie mniejsza, bo liczyła 4 tys. żołnierzy, jednak pięciokrotna przewaga wojsk kozackich nie była problemem dla znakomicie wyszkolonych i zdyscyplinowanych wojsk polskich. Bitwa miała bardzo krwawy przebieg. Obydwie strony walczyły zaciekle, a momentem rozstrzygającym o losach bitwy było rozerwanie przez
sam pomysł na religię rozumianą jako zbiór określonych „prawd wiary” podanych ludziom do wierzenia „z góry” jest chybiony. Formułuje się zestaw wierzeń na podstawie ksiąg o mało wiarygodnym pochodzeniu i autorstwie oraz bazuje się na autorytecie Kościoła. I oto prawda jest już podana, a jeśli fakty są od niej różne, to tym gorzej dla nich.
ŻYCIE PO RELIGII
Kryzys w raju a przez Chrystusa – zbawienie i życie. No ale jeśli Adama nie było, to w takim razie, kim „drugim” był Jezus? Jeśli nie było Adama, to nie było też grzechu! A skoro tak – to nie było potrzeby go odkupywać poprzez śmierć krzyżową. Zatem cała Biblia jest na nic i cała tzw. historia zbawienia to nieporozumienie. Brak raju i pierwszego grzechu unieważnia całą chrześcijańską koncepcję zbawienia i odkupienia. Jak widać, gdy się ruszy jeden z kamieni, na których stoi religia, całość się rozsypuje. Ten drobny paradoks naukowo-religijny dobrze obrazuje absurdy, w jakie wikła się dogmatyka religijna. Wszystko dlatego, że
Ten rodzaj myślenia jest zabójczy dla społeczeństw i jednostek. Zamiast mozolnego ustalania faktów proponuje się drogę na skróty. Tyle tylko, że są to skróty prowadzące na manowce. Nic dobrego z tego nie wynika, ani w sensie życiowym, ani etycznym. W życiu nie ma nic bardziej groźnego niż ślepe zaufanie do tzw. autorytetów, niezależnie od tego, czy ich oddziaływanie dotyczy kwestii światopoglądowych, moralnych, politycznych, czy jakichkolwiek innych. Cały postęp ludzkości polega na podważaniu prawd głoszonych przez tzw. autorytety, choć oczywiście nie każdy, kto te prawdy podważa, ma
husarię (za czwartą szarżą) taboru kozackiego i wdarcie się do jego wnętrza. Straty kozackie wyniosły około 6 tys. zabitych i rannych. Straty polskie to 150 zabitych i 350 rannych. Niedobitki oddziałów kozackich uszły w kierunku południowo-wschodnim – ku Mosznie i Borowicy. Wkrótce obległ je zwycięski hetman Potocki. Kozacy stracili wiarę w celowość dalszej walki. W tych warunkach Pawluk próbował uciec z oblężonego obozu, ale mu się nie udało. Obalono go i wybrano nowego atamana, który aresztował Pawluka i jego zastępcę Tomilenkę, a następnie wydał ich w polskie ręce. Kozacy zdecydowali się na kapitulację, a pisarzem wojskowym, który podpisał kapitulację w imieniu całego wojska zaporoskiego, „najniższych podnóżków majestatu Jego Królewskiej Mości”, był Bohdan Chmielnicki, późniejszy największy wódz ukraińskiej walki o wolność, najzacieklejszy wróg szlachecko-magnackiej Rzeczypospolitej. Pawluk i jego towarzysz zostali odesłani do Warszawy, gdzie ponieśli śmierć w mękach. Gdy w 1638 r. ustawą sejmową Kozacy zostali uznani za „w chłopy obrócone pospólstwo”, wybuchło nowe powstanie. Zostało ono, jak poprzednie, okrutnie stłumione. Polacy wkroczyli do taboru kozackiego i – złamawszy warunki kapitulacji – wymordowali niemal doszczętnie znajdujących się w nim Kozaków. W cieniu zwycięskiego polskiego miecza nastąpił długi, jak na miejscowe stosunki, bo 10-letni okres pokoju. Była to typowa cisza przed burzą. W rzeczywistości zaś dojrzewało nowe wielkie powstanie, które wybuchło w 1648 r. ARTUR CECUŁA
rację i jest godny naśladowania. Wszystkie najgorsze nieszczęścia Europy wypływały z wiary w autorytety – papiestwa, faszystowskich wodzów, pseudokomunistycznych partii, a ostatnio także muzułmańskich mułłów. Ze zdumieniem słucham czasem utyskiwania na rzekomy brak autorytetów. Ponoć gdyby było ich więcej, to świat byłby rajem. Wydaje mi się, że to nieporozumienie, bo ludzi pretendujących do tego miana, żywych lub martwych, są całe tłumy. Nie sądzę jednak, aby należało sobie nimi zawracać głowę. To, czego naprawdę brakuje, aby życie między ludźmi mogło być bardziej znośne na rozmaitych poziomach (w rodzinach, firmach, państwach itp.), to wiedza o tym, jak osiągać kompromisy, które by wszystkich – choć minimalnie – zadowalały. Brakuje także społecznych struktur, które by je wspierały, i praktyki w ich realizacji. Udane życie to w dużej mierze udany kompromis między dobrze rozpoznanymi własnymi potrzebami i rozsądnymi celami życiowymi a potrzebami i celami naszego otoczenia. To także umiejętność ukształtowania i (lub) znalezienia właściwego dla siebie środowiska – począwszy od partnerów życiowych, przyjaciół, współpracowników, aż po formy funkcjonowania społeczeństwa. MAREK KRAK
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
T
riumfujący nad cesarzem Fryderykiem II papież Innocenty IV odgrażał się, że po zwycięstwie nad smokiem (cesarzem) trzeba będzie skupić się na rozdeptaniu małych wężów – królów Francji i Aragonu. Oto ambicje „Sługi Sług Bożych” i „Zastępcy Chrystusa”. Innocenty IV był pozbawionym skrupułów łotrem, ale miał dobry zmysł polityczny. Król iberyjskiego Aragonu, Jakub I Zdobywca (1208–1276), poparł Hohenstaufów, więc był naturalnym wrogiem papiestwa. Niemniej jego siła nie mogła się równać z cesarską. Zupełnie inaczej było z królem Francji.
papiestwa inni pretendenci do korony niemieckiej zwrócili się o rozstrzygnięcie sporu o koronę pomiędzy nimi, papież odłożył swą decyzję na czas nieokreślony. Rzym nadal bronił się przed „namiestnikiem Chrystusa”. Choć Urban nigdy w nim nie rezydował, usilnie zabiegał o wpływy polityczne w „świętym mieście”. Jeszcze u schyłku poprzedniego papieża wybór na senatorów bratanków Aleksandra IV doprowadził do tak gwałtownych protestów, że papież uciekł do Viterbo, a Rzym mocno podzielił się pomiędzy gibelinów i gwelfów (partie: anty- i propapieska). Ponieważ rzymianie chcieli widzieć
OKIEM SCEPTYKA W czasie negocjacji papieża z Karolem w sprawie ataku na Sycylię, rzymscy gwelfowie doprowadzili do wybrania tego drugiego senatorem Rzymu, papiestwo zaś, prowadząc skomplikowane negocjacje w sprawie podboju Sycylii, starało się oszczędnie dozować władzę świecką w Italii, aby ten, który będzie panował nad Sycylią, nie mógł w żaden sposób szachować Kościoła. Był wówczas jeszcze jeden powód unikania Rzymu przez papieża. Otóż miał on olbrzymie długi u rzymskich bankierów, którzy kredytowali papieskie wojny przeciwko cesarzowi. Gdyby więc papież pojawił się na Lateranie, nie tylko byłby
teraz zbudować nową świecką potęgę w Italii. Po długich deliberacjach z kardynałami zgodził się w końcu na przyjęcie przez Karola urzędu senatora, ale jedynie na pięć lat, w czasie których miał podbić Sycylię. W razie jej zdobycia urząd senatora miał niezwłocznie przekazać w ręce papieża, i to pod groźbą ekskomuniki i pozbawienia praw do Sycylii. Umowa pomiędzy Karolem a papieżem została zawarta. Na jej podstawie papież dawał hrabiemu w lenno królestwo Sycylii za sumę 50 tys. marek w złocie oraz roczny trybut w wysokości 10 tys. uncji złota, wolność dla Kościoła i zaangażowanie militarne w papieskich wojnach.
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (55)
Polityczne Boże Ciało Popularne zwłaszcza w Polsce święto katolickie powstało jako przejaw politycznych ambicji papiestwa. To kolejny przykład na to, jak Kościół katolicki instrumentalnie traktuje swoje rzekomo „niezmienne prawdy wiary”. Siła Francji była równorzędna cesarskiej i po upadku potęgi niemieckiej, nad czym tak wiele pracowali kolejni papieże, Francja stała się największą świecką potęgą Europy. W tej sytuacji w interesie papiestwa, które rościło sobie pretensje do władzy politycznej w całej Europie, leżało rozbijanie pozostałych potęg świeckich i osłabianie państw. Po upadku Hohenstaufów Francja winna się stać wrogiem nr 1 papiestwa. Stało się tymczasem zupełnie odwrotnie: garstka kardynałów, których po wojnach z cesarzem zostało ledwie ośmiu (papież Aleksander opętany ideą zniszczenia króla Sycylii nie znalazł czasu na uzupełnienie braków), była tak skłócona, że przez kilka miesięcy, obradując w Viterbo, nie była w stanie wyłonić papieża ze swojego grona. W końcu poddali się i wybrali człowieka z zewnątrz – przypadkowo obecnego w Italii patriarchę jerozolimskiego Jacquesa Pantaleona, Francuza, syna szewca, który swe doświadczenie polityczne zdobył na krucjatach. Pantaleon przybrał imię Urban IV (1261–1264) i pchnął Państwo Kościelne w ramiona Francji. I to było preludium do późniejszego upadku papiestwa i niewoli awiniońskiej. W konsekwencji, dzięki przeorientowaniu polityki papieskiej na Francję, dokonała ona tego, co nie udało się władcom Niemiec – rozbiła świecką potęgę papiestwa i położyła kres jego uniwersalistycznym ambicjom. Urban IV poczynił dalsze kroki w umocnieniu anarchii w Niemczech. Pod groźbą ekskomuniki zabronił przede wszystkim koronowania Konradyna, potomka Hohenstaufów, a kiedy zaś dwaj słabi i ulegli wobec
w senatorze swojego świeckiego obrońcę przed zakusami papiestwa na ich prawa i wolności, zdecydowali się na krok nietypowy: urząd republikański powierzony został królowi Sycylii – Manfredowi. Przeciwnicy tego wyboru wyłonili wówczas na senatora „króla rzymian” – Ryszarda z Kornwalii. Kardynał Jan z Toledo pisał później w liście do króla Anglii, że łapówki potrzebne na przeprowadzenie tego wyboru pożarły majątek kardynalski. Podwójna elekcja senatorska doprowadziła do wybuchu kolejnej wojny domowej między frakcjami. Wobec niepowodzenia papieskiego projektu angielskiej krucjaty na Sycylię papież Urban postanowił dobić targu z Francuzami. We Francji panował wówczas Ludwik IX (1214–1270), późniejszy święty, który na aureolę zapracował głównie swoim krucjatowym zaangażowaniem, a nie uległością wobec papieża. Otwarcie krytykował na przykład papieskie ambicje polityczne, potępiał chciwość kurii rzymskiej oraz przepych papieskiego dworu. Mimo że przyjął swego czasu papieża Innocentego IV, któremu pozwolił się rozgościć w Lyonie, groził mu jednak wymówieniem gościny, jeśli nie porozumie się z cesarzem Fryderykiem II. Kiedy papież zabiegał o przekazanie Sycylii jego bratu, Karolowi Andegaweńskiemu, Ludwik IX powściągnął papieskie plany. Obecnie kolejny papież znów zaczął forsować Karola Andegaweńskiego na wybawiciela Kościoła od króla Sycylii. Tym razem Ludwik IX – namiętny, acz przegrany krzyżowiec – dał się przekonać argumentem, aby zrobić z Sycylii bazę wypadową do kolejnej krucjaty.
Urban IV
zagrożony przez wrogich mu gibelinów, ale byłby też ścigany przez wielu wierzycieli papiestwa. Jednak niemożność wyegzekwowania długów rzymskich bankierów nie znaczyła bynajmniej, że papiestwo było biedne. Wszak w tym samym czasie właśnie papiestwo w ogromnym stopniu przyczyniło się do wybudowania potęgi bankierskiej w Sienie. We współpracy z papiestwem powstała firma Gran Tavola – „największy bank XIII stulecia” oraz „jedno z największych finansowych i bankowych przedsięwzięć w Europie”. Gran Tavola zostało założone w 1255 r. przez Orlanda Bonsignoriego, przyjaciela i agenta papieża Innocentego IV. Obrażony na Rzym papież przeniósł w latach 60. depozyty i przychody Państwa Kościelnego do Sieny. Wobec rzymskiej impotencji papieża wybranie na senatora Rzymu papieskiego kandydata na króla Sycylii ogromnie skonsternowało Urbana IV. Wszak nie po to niszczono włoską potęgę Hohenstaufów, by
Kiedy gibelinów wygnano z Rzymu, Manfred rozpoczął działania wojenne w Toskanii, Kampanii i Państwie Kościelnym. Urban IV lamentował: „Jeremiasz mówił, że całe zło przychodzi z Północy, ale na nas ono spada z Sycylii”. Marsz Manfreda został jednak powstrzymany w Lacjum, które było opanowane przez gwelfów. Papież zakazał wówczas mieszkańcom Lacjum przekazywania jakichkolwiek pieniędzy dla króla Sycylii pod groźbą zburzenia domów i konfiskaty majątku. 28 marca 1264 r. zobowiązał też krucjatowego biskupa Betlejem, który po wygnaniu katolickiego duchowieństwa z domniemanego miejsca narodzin Jezusa w 1263 r. został przedstawicielem papieża w Rzymie, aby głosił krucjatę przeciwko Manfredowi i jego największemu obrońcy rzymskiemu, prokonsulowi Peterowi z Vico. Kolejny zakaz papieski dotyczył zawierania małżeństw pomiędzy Sycylijczykami a mieszkańcami Kampanii.
23
W sprawach dotyczących kultu Urban IV wprowadził w Kościele święto Bożego Ciała (1264 r.). Formalnie – z powodu cudu w Bolsena z 1263 r., kiedy jakiś ksiądz ujrzał jakoby krew wypływającą z hostii w czasie celebracji eucharystii. Rzeczywiste powody wprowadzenia tego prymitywnego kultu obnoszenia „ciała Boga” były z jednej strony elementem batalii przeciwko Hohenstaufom, z drugiej zaś – i przede wszystkim – wyrazem sprzeciwu wobec szerzącej się filozofii Arystotelesa. Jeszcze w latach 40. przeorysza Julianna z Cornillon objawiła swoje widzenia dotyczące kultu ciała Bożego. Następnie Julianna została oskarżona przez wizytatora o kradzież majątku klasztornego i w efekcie wygnana. Działający w jej diecezji Pantaleon uważał, że jako stronniczka Innocentego IV padła ofiarą kleru sprzyjającego cesarzowi Fryderykowi II. Rehabilitacja jej i jej wizji była więc sprawą polityczną, którą Pantaleon przeprowadził już jako papież Urban. Z drugiej strony cuda eucharystyczne i kult niewidzialnego ciała Boga był wyrazem sprzeciwu konserwatywnych teologów wobec racjonalizmu arystotelejskiego, który począł się wówczas krzewić wśród chrześcijan dzięki arabskim myślicielom. Pojawili się oni na ziemiach chrześcijańskich przez znamienity świecki uniwersytet założony w Neapolu przez cesarza Fryderyka II. To tam dokonano pierwszych przekładów dzieł Arystotelesa, które rozpowszechniły się po całej Europie ku utrapieniu papieży i teologów. Liczne zakazy kościelne niewiele pomagały. W 1263 roku Urban IV powtórzył słowa potępienia wobec błędów arystotelejskich, które zarażały umysły europejskie zgubnym racjonalizmem. Rok później w ramach tego sprzeciwu wprowadził kult Bożego Ciała. Równocześnie stale rozwijała się machina inkwizycyjna. Armia kościelnych prześladowców działała coraz aktywniej w całej Europie. Aby skoordynować ich działania, Urban IV wprowadził urząd generalnego inkwizytora i powołał na to stanowisko kardynała Gaetana Orsiniego. Główny inkwizytor skupił w swoim ręku tak dużą siłę, że bez trudu został później papieżem Mikołajem III. Papież Urban IV jest także bohaterem głośnej średniowiecznej legendy, w której ponosi porażkę w konflikcie z boginią Wenus-Wenerą (opera Wagnera „Tannhäuser”). Otóż jeden z krzyżowców papieskich odnajduje mityczną Górę Wenery, gdzie na uciechach seksualnych spędza cały rok. Chrześcijańskie sumienie każe mu jednak w końcu wystąpić o odpuszczenie grzechu zabaw z pogańską boginią. Urban IV zaklina się, że prędzej mu pastorał zakwitnie, niż grzechy zostaną zbereźnikowi odpuszczone. I oto po trzech dniach papieski pastorał wypuszcza pąki... MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
duży wysiłek fizyczny, stany gorączkowe, odwodnienie, przewlekłą niewydolność krążenia lub zmiany zapalne narządów sąsiadujących z układem moczowym. Białko Jego pojawienie się może świadczyć o podwyższonej temperaturze, przemarznięciu albo znacznym wysiłku fizycznym. Jeśli utrzymuje się w moczu dłużej, może to wskazywać na problemy z nerkami lub drogami moczowymi. Białkomocz to stan wydalania z moczem ponad 150 mg białka na dobę. Czasem może też pojawiać się jako odpowiedź na długotrwały stres. Cukier (glukoza) Gdy stężenie cukru we krwi przekroczy 160 mg/dl, dochodzi do zwiększonego wydalania cukru wraz z moczem. Jakakolwiek ilość glukozy w moczu jest zatem bezspornym dowodem na istnienie cukrzycy.
Badajmy się! (cz. 3) W ostatnim artykule zachęcającym do przebadania się omówimy kompleksowe badanie moczu. Mocz jest jedynym płynem ustrojowym, który do pewnego stopnia możemy zdiagnozować sami bez specjalistycznych urządzeń. Fakt ten był zresztą wykorzystywany już w starożytności. Ówczesna medycyna oceniała barwę, zapach i smak moczu. W średniowieczu zaś badanie moczu było jedną z najważniejszych metod diagnostycznych. Również i dziś badanie moczu należy do podstawowych badań laboratoryjnych. Zanim jednak pójdziemy oddać jego próbkę do analizy, przyjrzyjmy mu się sami, aby wychwycić ewentualne anomalie. Najlepiej jest analizować mocz poranny (ze środkowego strumienia), bo wtedy jest on najbardziej „skondensowany” (w nocy nie przyjmujemy przecież żadnych płynów). Prawidłowy mocz jest jasny i przezroczysty. Jego zmętnienie po dłuższym czasie nie jest niepokojące, jednak jeśli świeży jest już mętny, to przyczyny można szukać w zapaleniu nerek lub dróg moczowych. Zmętnienie wynika zwykle z obecności ropy. Pienienie się moczu podczas jego oddawania jest normalne. Jeśli jednak piana jest nienaturalnie gęsta i długo się utrzymuje, jest to objaw zwiększonej obecności białka. Mocz powinien być pozbawiony zapachu, ewentualnie może mieć zapach spożywanych wcześniej
pokarmów lub leków, na przykład czosnku. Zapach gruszki natomiast jest typowy w okresie przyjmowania medykamentów zawierających wodzian chloralu. Białą czekoladą czuć mocz bogaty w preparaty multiwitaminowe. Zapach acetonu świadczy o cukrzycy, amoniaku – o zakażeniu dróg moczowych, a siarkowodoru (zgniłe jaja) – o zakażeniu dróg moczowych z białkomoczem będącym skutkiem uszkodzenia nerek. Kolor powinien być jasny, słomkowy lub lekko żółty. Zabarwienie czerwone lub krwiste świadczy o obecności krwinek czerwonych, na przykład przy ciężkich uszkodzeniach nerek, w skazie krwotocznej lub na skutek obecności kamieni w drogach moczowych. Barwa brunatna wskazuje na zawartość w moczu bilirubiny i może towarzyszyć żółtaczce. Czasami barwa zmienia się pod wpływem niektórych leków lub spożywanej żywności, na przykład soku z buraków. Sami możemy też sprawdzić odczyn moczu za pomocą pasków do mierzenia odczynu pH. Prawidłowy jest odczyn lekko kwaśny (4,5–7,8). Odczyn zasadowy może świadczyć o upośledzeniu zdolności nerki do zakwaszania moczu albo zakażenia układu moczowego bakteriami rozkładającymi amoniak. Odczyn zasadowy może również świadczyć o kamicy nerek. A teraz przyjrzyjmy się innym parametrom moczu możliwym do zinterpretowania dopiero po specjalistycznym badaniu. Krwinki czerwone (erytrocyty, krew, RBC) Wartości prawidłowe – do trzech krwinek w mikrolitrze. Obecność
krwi w moczu, podobnie jak białkomocz, jest bardzo częstym objawem chorób układu moczowego. Źródłem krwiomoczu może być uszkodzenie nerki lub dróg moczowych. Najczęstszą przyczyną krwiomoczu jest kamica nerkowa podczas ataku kolki nerkowej. Obecność powyżej 10 krwinek może sugerować gruźlicę, zaburzenia krzepnięcia krwi, niewydolność krążenia, marskość wątroby. Zwiększona zawartość krwinek czerwonych może być spowodowana stosowaniem leków – pochodnych dikumarolu i heparyny. Czasem krwiomocz może być efektem domieszki krwi miesiączkowej lub urazu dróg moczowych w czasie wykonywania niektórych badań inwazyjnych. W tych przypadkach krwiomocz określany jest jako rzekomy. Barwa krwiomoczu może pomóc nam w określeniu miejsca infekcji. Brązowa wskazuje na krew z nerek, różowa natomiast – na krew z cewki moczowej. Krwinki białe (leukocyty, WBC) Normą jest do pięciu leukocytów w polu widzenia próbki. Stwierdzenie 10 i więcej leukocytów nazywamy leukocyturią, czyli zwiększonym wydalaniem krwinek białych. Jest to wynik przenikania krwinek białych do moczu w jakimkolwiek odcinku układu moczowego. Najczęstszą przyczyną są ostre i przewlekłe bakteryjne zakażenia układu moczowego. Zwiększona ilość leukocytów może być spowodowana przez śródmiąższowe zapalenie nerek jako wynik reakcji na leki lub toksyny. Podwyższony poziom krwinek białych może być też spowodowany przez
Ciała ketonowe Tłuszcz wykorzystywany jako źródło energii powoduje w organizmie powstawanie półproduktów, zwanych ciałami ketonowymi i wydalanych wraz z moczem, kiedy ich stężenie we krwi przekroczy wartości progowe. Duże ilości ciał ketonowych mogą być oznaką niebezpiecznego stanu zwanego kwasicą ketonową. Także dieta z niską zawartością cukrów lub skrobi, głodówki lub wymioty przyczyniają się do wykrycia ciał ketonowych. Obecność ich w moczu świadczy o zaburzeniach przemiany węglowodanowej i tłuszczowej, a przede wszystkim – o źle leczonej cukrzycy. W praktyce ciała ketonowe w moczu to aceton, który możemy wyczuć podczas oddawania moczu. Bilirubina Norma: bilirubina całkowita: <1,1 mg/dl, bilirubina związana: <0,3 mg/dl Wzrost stężenia bilirubiny całkowitej występuje w żółtaczkach, w okresie ciąży i u noworodków. Jej obecność w moczu świadczy o niedrożności dróg żółciowych. Wzrost stężenia bilirubiny związanej występuje w wirusowym zapaleniu wątroby, przy uszkodzeniu wątroby na skutek zatrucia, w marskości wątroby, w chorobach metabolicznych i w cholestazie wątrobowej. Pomaga również w określeniu typów żółtaczek. Kreatynina Norma: 7–18 mmol/24 h albo 800–2000 mg/24 h, albo 124–230 µmol/kg/24 h, albo 14–26mg/kg/24 h Kreatynina występuje we krwi oraz w moczu, z którym jest wydalana. Stanowi (oprócz mocznika) jeden z głównych związków azotowych. Kreatynina to produkt uboczny dla mięśnia, a powstaje w wyniku niechcianej konwersji kreatyny dawkowanej z zewnątrz w postaci preparatów kreatynowych.
Kreatynina musi być usunięta przez nerki. Jeśli jednak jej stężenie jest zbyt duże, może dojść do nieodwracalnych uszkodzeń nerek. Jej poziom jest uzależniony od masy mięśniowej i wieku. Zmniejszenie ilości wydalanej kreatyniny z moczem jest najczęściej wynikiem ostrej lub przewlekłej niewydolności nerek. Obecnie na rynku dostępne jest urządzenie do pomiaru kreatyniny we krwi we przez samego pacjenta. Pomiaru kreatyniny za pomocą urządzenia CardioCheck można dokonać w domu – wystarczą zaledwie 2 minuty. Urządzenie to mierzy także poziom cholesterolu, trójglicerydów, ciał ketonowych i glukozy. Kwas moczowy Norma: 1,5–4,5 mmol/24 h lub 250–750 mg/24 h Jest jednym z końcowych produktów przemiany związków azotowych w organizmie. Występuje w moczu, we krwi, w wątrobie, śledzionie i w mózgu. W stanach patologicznych we krwi krystalizuje się w postaci cienkich igiełek i osadza w tkance łącznej w stawach, powodując dnę moczanową, a w przewodach moczowych tworzy kamienie. Kwas moczowy jest powodem takich chorób jak choroby stawów, kości, bólów w kręgosłupie, chronicznego reumatyzmu, artretyzmu, podagry i osteoporozy. Także różnego rodzaju egzemy skórne mają ścisłe powiązanie z kwasem moczowym. Jest on dla organizmu trucizną, której należy się jak najszybciej pozbyć, bo jego nadmiar „zabija” nasz organizm. Jego niszczące działanie nie ogranicza się do chorób stawów, tkanek i mięśni, bo cierpi również mózg i ośrodki nerwowe. Podwyższone ciśnienie krwi, bóle głowy, częste migreny, neurastenia, bezsenność, a nawet epilepsja – to wszystko objawy powiązane z obecnością kwasu moczowego. Jest on także odpowiedzialny między innymi za powstawanie anemii, cukrzycy, dny moczanowej, kamicy wątrobowej, podagry i chronicznego reumatyzmu. Mocznik Norma: 333–583 mmol/24 h lub 20–35 g/24 h Jest to główny (poza wodą) składnik moczu. Jego podwyższone wartości są efektem diety wysokobiałkowej, odwodnienia lub niewydolności nerek. W moczu nie powinno być także bakterii ani grzybów. Wykrywa się je metodą tzw. posiewu, która polega na próbie wyhodowania wymienionych organizmów na próbce moczu pacjenta. Przy oddawaniu moczu do badań powinno się pamiętać o higienie miejsc intymnych (duży odsetek badań na posiew wykazuje obecność bakterii i grzybów będących efektem braku higieny, a nie infekcji dróg moczowych), ponieważ jej zaniedbanie może narazić pacjenta na niepotrzebną i osłabiającą organizm terapię antybiotykową. ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Venceremos Czy nie uważa pan, że Polacy zasługują nie tylko na przyzwoitą lewicę, ale też na rozsądną i światłą prawicę? – zapytał mnie w liście Pan Artur z Londynu. Hm… „Światła prawica”… A czy to przypadkiem nie rodzaj oksymoronu? Inny Czytelnik – Damian z Poznania – z pewną przyganą wytyka nam, i słusznie, że przeoczyliśmy (i w „FiM”, i w radiu) rocznicę strasznej śmierci Victora Jary. To prawda, niezwłocznie spieszę więc naprawić ten błąd, tym bardziej że słynny chilijski bard jest mi w pewien sposób bliski. 12 września 1973 roku Jara – poeta, balladzista, muzyk i aktor, który dla Chilijczyków znaczył więcej niż dla Europejczyków Kaczmarski, Okudżawa, Wysocki, Piaf i Brel razem wzięci – został aresztowany przez żołdaków Pinocheta. Wraz z 5 tysiącami innych zwolenników zamordowanego prezydenta Allende trafił na zamieniony w obóz koncentracyjny stadion sportowy w Santiago. Tam strażnicy rozpoznali ideologicznego wroga prawicowej junty. Miał bowiem Jara z sobą „znak szczególny” – znaną wszystkim, charakterystyczną gitarę. Przez 4 dni oprawcy sprawdzali, czy muzykowi uda się zagrać z dwoma połamanymi palcami. A z czterema? A z dziesięcioma?! A On – jak to nucił Kaczmarski w „Murach” – „wciąż śpiewał i grał” „Venceremos” (zwyciężymy). Ucięli mu więc bagnetem najpierw kciuki, potem palce wskazujące, potem… 16 września podziurawione i okaleczone zwłoki barda zostały
wyrzucone na ulicę stolicy Chile i odnalezione przez przechodniów. Żona artysty – Angielka Joan – potajemnie, nocą pogrzebała ciało męża na cmentarzu. Od tamtego czasu minęło blisko 40 lat, a Chilijczycy odważyli się uroczyście pochować swój symbol narodowy, swoją ikonę wolności dopiero pod koniec roku 2009. Taka była i jest siła strachu. Strachu przed obłąkanym generałem mordercą, który rozstał się z tym światem 5 lat temu. Tak, tak, to ten sam generał Pinochet, który rozkazał żywych ludzi wyrzucać ze śmigłowców wprost do wulkanów. By wszelki ślad po przeciwnikach katolickiej junty na zawsze zaginął. Do dziś Chilijczycy nie mogą doliczyć się ponad 22 tysięcy rodaków. To ten sam Pinochet, o którym Jan Paweł II (w kwietniu 1987 roku) zwykł był mawiać ze wzruszeniem: „Mój drogi przyjaciel”. Kiedy padały owe pełne atencji słowa, w chilijskich kazamatach torturowano w najbardziej wymyślny sposób ponad 4 tysiące dysydentów. Ale papieżowi to nie przeszkadzało, bo nienawiść do wszystkiego, co lewicowe, była stokroć większa niż litość dla ofiar. Niż zwykła ludzka przyzwoitość… Przecież jednak to nie tylko Papa „z dalekiego kraju” nie widział niczego zdrożnego w obcinaniu Jarze palców, w pieczeniu żywych ludzi na specjalnie rozżarzonych rusztach, w wyłupywaniu oczu, w gwałceniu kobiet bagnetami. O tym wszystkim musiał wiedzieć od tysięcy chilijskich księży i kilkudziesięciu biskupów, którzy w czasie panowania Pinocheta mieli wszystkie drzwi otwarte.
18 grudnia 2008 roku Marek Jurek, jeden z przywódców (do dziś) polskiej prawicy, pisał tak: „(…) Wszyscy jesteśmy oficerami generała Pinocheta! Moralność od moralizatorstwa różni się perspektywą. Moralność stawia wymagania sobie, moralizatorstwo ocenia innych. Moralizatorstwo domaga się potępiania zła, moralność zobowiązuje do walki. W roku 1973 Chilijczycy
Wołkiem (dziś wielki zwolennik PO) do Augusta Pinocheta. Panowie złożyli ludobójcy wyrazy najwyższego uszanowania i wręczyli na znak owej solidarności ryngraf z Boską Mateczką. Później wydali wspólny komunikat, który zszokował wolny świat: „Generał Pinochet przysłużył się obronie praw człowieka, wolności i sprawiedliwości”. Pragnę zwrócić Państwa uwagę, że trzej wspomniani panowie nie wyparowali, nie zapadli się pod ziemię ze wstydu, nie popadli w niebyt niepamięci Polaków. Realizują się do dziś w polityce i – co paradoksalne – uznawani są za polityków umiarkowanej, „światłej” prawicy.
Victor Jara
musieli wybierać (…). Generał Pinochet stanął na czele przewrotu, spełniając obowiązek obrony niepodległości państwa i wolności narodu. Dziś w Polsce ci, którzy bronią generała Pinocheta, spełniają swój ludzki obowiązek solidarności (…)”. No i spełnił Jurek ten „ludzki obowiązek solidarności”. Pojechał wraz z Michałem Kamińskim (dziś PJN) oraz z dziennikarzem Tomaszem
Gdzie im do takich jastrzębi jak Macierewicz, Korwin-Mikke czy dziennikarze: Terlikowski, Sakiewicz i Lisiewicz. Ten ostatni na łamach „Gazety Polskiej” wprost namawia do przemocy i taką przemoc wobec myślących inaczej pochwala. Ale przecież istnieje w Polsce prawica jeszcze bardziej skrajna. Jej przedstawiciele chcą wykopać na cmentarzu i wyrzucić na śmietnik
25
ciało profesora Geremka, twierdzą w Jedwabnem, że sąsiedzi Żydzi „byli łatwopalni”, że bycie Murzynem czy gejem to znaczy bycie podczłowiekiem; to oni rozsławiają Polskę w świecie nową narodową specjalnością rodem ze średniowiecza – bezczeszczeniem pomników. Jeśli prawicowy gołąbek Jurek podziwia Pinocheta i namawia do brania z niego przykładu, to do czego namówi Polaków Macierewicz, gdy tylko wpadnie mu w łapy realna władza? A malujący po pomnikach Słomka z KPN? A kibol Staruch? A polski, faszystowski portal internetowy Krew i Honor? Jeżeli ktokolwiek spodziewał się reakcji polskich biskupów na hańbę w Jedwabnem, na bezczeszczenie pomników w Ossowie i Białymstoku, to się zawiódł. Nic, cisza. No może niezupełnie, bo episkopat rozdarł szaty i mordy, ogłaszając, że szatan krąży nad Polską. W postaci Nergala. Cóż, w końcu przykład milczenia, a nawet cichego przyzwolenia idzie z góry. Od samego „największego w historii Polaka”. Zatem proszę, Panie Arturze, nie pytać mnie o światłą prawicę, bo jej nie widzę i nie potrafię odnaleźć. Mogę tylko zadrzeć głowę do góry. Gdzieś tam wysoko nad nami krąży planetoida nr 2644 i spogląda na ten śmieszny i straszny świat. Planetka nazywa się Victor Jara i została odkryta siedem dni po śmierci artysty. Wiele lat temu wraz ze studenckim teatrem alternatywnym realizowałem spektakl pod tytułem „Jara”. Długo dyskutowaliśmy, jak przedstawić tragiczną śmierć artysty, żeby jej nie zbanalizować. W końcu kupiliśmy gitarę. I rozbiliśmy ją na scenie, podeptaliśmy buciorami, wyrwaliśmy struny. Wiecie, jak umiera instrument? Tak jak człowiek. MAREK SZENBORN
One temu winne Celebryci na uwięzi Nikt nie szczekał jak pies, nikt nie jadł i nie pił z miski, za to każdy z nich poczuł, co to ciężki, krótki łańcuch. Celebryci i politycy dali się przykuć do bud. Wielu z łańcuchami na szyjach, inni obok, ale wszyscy w jednej sprawie – protestowali przeciwko trzymaniu psów na uwięzi. Michał Piróg, Robert Biedroń,
Joanna Senyszyn, Maria Czubaszek, Joanna Mucha i wielu innych w całej Polsce. – Każdy, kto trzyma psa w budzie, powinien założyć sobie łańcuch i wejść do niej na noc. Zobaczyłby wtedy, że to nic przyjemnego, szczególnie w zimne noce – mówi Wojtek, który wczuł się w rolę zwierzaka. – Traktując źle psa, często traktujemy tak samo ludzi – dodaje. DP
Znaleziono już odpowiedzialnych za drastyczny spadek tzw. powołań kapłańskich w Kościele katolickim... To dziewczęta kręcące się zbyt blisko ołtarza. Kościół katolicki cierpi na brak chętnych do zostania księdzem. Dawny czar bycia „kapłanem” ulotnił się bezpowrotnie – zwłaszcza w krajach zamożnych. Zwykle przy poszukiwaniu przyczyn tego zjawiska wskazuje się na anachroniczność celibatu, zeświecczenie, hierarchiczność kleru, obłudę itp. Jednak tygodnik „Niedziela”, za czasopismem „The Catholic Herald”, wskazał na coś innego – na istniejące na Zachodzie kobiece odpowiedniczki ministrantów. Ministrantki miały rzekomo wygryźć chłopców ministrantów, stanowiących naturalny narybek dla seminariów duchownych. Kościelne gazety znalazły więc miłą sobie przyczynę kryzysu – katolicyzm niedomaga, bo jest za mało konserwatywny i antykobiecy. Nie potrzebuje żadnej reformy, poza wyrzuceniem kobiet sprzed ołtarza, i za nic sam nie ponosi winy. Media katolickie jednak nie odpowiadają na pytania, dlaczego ministrantura przestała interesować
chłopców i dlaczego w Polsce tak gwałtownie maleje liczba chętnych do seminariów, szczególnie że poza Opolszczyzną nie ma u nas ministrantek... MaK
26
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
SLD puszczają nerwy Każde dziecko w Polsce wie, że lewica parlamentarna zawiodła oczekiwania własnych wyborców. Światli Czytelnicy „FiM” wiedzą to chyba najlepiej – jeśli SLD jest prawdziwą lewicą, to Kościół papieski jest konkurencją dla Czerwonego Krzyża. Ludzie Sojuszu zresztą sami doskonale zdają sobie z tego sprawę i dlatego tym bardziej boją się, że świadomy, ideowy wyborca nie da się kolejny raz nabrać na parę pustych haseł wyborczych i na słowo „lewica” w nazwie partii. Na złodzieju (w tym przypadku złodzieju lewicowych wartości) czapka gore. Ostatnie 4 lata wegetowania Sojuszu to prawdziwa żenada i tragikomedia, po której aparatczycy z ul. Rozbrat powinni po prostu wyprowadzić sztandar. Po raz drugi i ostatni. Gdyby mieli odrobinę przyzwoitości… Przez ostatnie lata aparat Sojuszu nie zarobił na ani jedną złotówkę z około 42 mln zł dotacji z budżetu, które otrzymał w latach 2008–2010. Ekipa Olejniczaka i Napieralskiego nie zrobiła nic, co by pozwoliło lewicowym wyborcom zagłosować ponownie na tę partię. Po prostu stracone pieniądze i stracone dla Polski głosy. Obecne średnie sondażowe poparcie dla SLD wynosi dokładnie tyle, co 4 lata temu – 13 procent. To oznacza stagnację i uwiąd, zwłaszcza w porównaniu z naszym Ruchem, który w ciągu 3 miesięcy zwiększył notowania z 1 do 6 procent. Platforma w minionej kadencji przynajmniej zmobilizowała światłych wyborców przeciwko PiS i coś tam rozgrzebała w gospodarce. Co zrobił SLD? Nikt nie potrafi niczego wymienić. No, może poza zbieraniem grzybów i umizgami Napieralskiego do Kaczyńskich. Na Sojuszu nie korzystają nawet ludzie, którzy dla niego pracują. Po mojej konferencji pod siedzibą SLD dostałem list od kobiety, której mama od wielu lat jest sprzątaczką na Rozbrat. Ponoć jabłka, które przywiozłem, były pierwszym bonusem, jaki ta pani dostała od… swoich pracodawców. Kampania w wykonaniu Napieralskiego to żenada. Nie mając związków z ludźmi pracy, ględzi coś o europejskiej lewicy, podczas gdy jego naturalny elektorat jest zainteresowany podwyżkami rent i emerytur, stałymi umowami o pracę, lepszą opieką socjalną. Ciągle tylko słowa,
słowa i obietnice bez pokrycia. SLD najgłośniej krzyczał o likwidacji Funduszu Kościelnego i wyprowadzeniu religii ze szkół, a jaki jest tego skutek, wszyscy wiemy. Obietnice pseudolewicy są puste jak ona sama. Nie usłyszeliśmy o żadnych realnych źródłach sfinansowania wyższych świadczeń. Czyżby więc należało dodrukować pustych pieniędzy? A może zabrać służbie zdrowia i dać nauczycielom? Rodzi się naturalne pytanie: dlaczego Sojusz nie wdrożył swoich ambitnych (nierealnych bez źródeł finansowania) socjalnych planów w życie, gdy był przy władzy, i to w czasie, kiedy nie było tak wielkiego deficytu budżetowego, a na świecie nie panował kryzys? Podobnie nieśmiało artykułowane przez Napieralskiego hasła antyklerykalne to tylko nadgniłe jabłka albo muchomorki, którymi z koszyka częstuje wyborców szef Sojuszu. Dlaczego Napieralski nie chce debaty ze mną i wysyła do mnie ostatniego na liście Gadzinowskiego? Skoro pogardza Palikotem, to dlaczego nie chciał debatować z Donaldem Tuskiem? Zwyczajnie boi się kompromitacji, gdyż nie ma nic konkretnego do powiedzenia. Jego przyboczni potrafią tylko rzucać docinkami – jak ostatnio Kalisz wobec mnie w Warszawie – czy ironizować – jak Senyszyn w Krakowie. Widać wyraźnie, jak puszczają im nerwy, kiedy patrzą na malejące słupki poparcia. Śmiech ogarnia, jak zaklinają rzeczywistość, mówiąc do ludzi z RP: nie wejdziecie, nie wejdziecie… Sojuszowi już prawie nikt nie wierzy. I słusznie, bo zajmując pozycję „lewicy parlamentarnej”, nic dla ludzi lewicy nie zrobił. Dlatego coraz więcej z nich deklaruje oddanie swojego głosu na nasz Ruch – Ruch, który założyli sami ludzie, wyłącznie własnymi rękami, własnym umysłem, korzystając z mojego niewielkiego dofinansowania. Ale bez wielkiego majątku po PZPR, bez subwencji z budżetu, bez sztabu aparatczyków, bez układów w służbach, mediach itp. Tylko ruch, który zrodził się oddolnie, z naturalnych potrzeb ludzi, może coś trwałego i konkretnego dla ludzi zrobić. Dość już wreszcie płacenia karierowiczom za to, że mnożą na okrągło swoje puste hasła, by przez kolejne lata grzać sejmowe fotele i znowu tylko brać, brać i brać, nic nie dając w zamian. JANUSZ PALIKOT
Drodzy Czytelnicy!!! W następnym numerze, na Waszą prośbę, wydrukujemy nazwiska pierwszych dziesięciu kandydatów na posłów ze wszystkich list Ruchu Palikota we wszystkich okręgach wyborczych. Redakcja
Klerykalizm a prawa człowieka (cd.) Moje wystąpienie programowe na Europejskiej konwencji SLD, Warszawa, 10.09.2011 r. W październiku 2010 r. Komitet Praw Człowieka ONZ w Genewie rozpatrzył najnowsze VI Sprawozdanie okresowe Polski z realizacji postanowień Międzynarodowego paktu praw obywatelskich i politycznych oraz przedstawił rządowi kilkadziesiąt zaleceń odnośnie przestrzegania postanowień paktu. Między innymi: z zarzucił Polsce, że ustawa o równym traktowaniu nie obejmuje kwestii dyskryminacji ze względu na orientację seksualną, niepełnosprawność, religię i wiek, w sferze edukacji, ochrony zdrowia, opieki społecznej; z wyraził zaniepokojenie znaczącym wzrostem liczby przejawów mowy nienawiści i nietolerancji wobec osób LGBT oraz brakiem w Kodeksie karnym przepisu uznającego mowę nienawiści za przestępstwo; z zalecił osiągnięcie w oznaczonym, krótkim terminie sprawiedliwej reprezentacji kobiet w parlamencie oraz na najwyższych szczeblach w rządzie, sądownictwie, służbie cywilnej, środowisku akademickim, policji i więziennictwie; z wyraził troskę, że wielu kobietom odmawia się dostępu do usług zdrowia prokreacyjnego, w tym doradztwa w zakresie antykoncepcji,
badań prenatalnych oraz zgodnego z prawem przerwania ciąży, a tzw. klauzula sumienia jest często stosowana niewłaściwie. Kolejna ocena nastąpi w 2015 roku. Jeśli do tego czas nie zmieni się władza, nie ma mowy o skutecznym przestrzeganiu praw człowieka w Polsce. Wyraźnie widać, że większość przypadków notorycznego łamania praw człowieka wynika z tego, że jesteśmy państwem wyznaniowym, w którym władza jest podporządkowana klerowi. Sytuacja się nie poprawi, dopóki nie przywrócimy naszej Ojczyźnie świeckości. W tym celu należy jak najszybciej: z zaprzestać finansowania instytucji kościelnych z budżetu, z zlikwidować przywileje finansowe Kościoła i duchowieństwa, z zweryfikować wszystkie decyzje Komisji Majątkowej przez niezależny od Kościoła organ i odebrać instytucjom kościelnym majątki przyznane z naruszeniem prawa, z zlikwidować Fundusz Kościelny, z znieść zwolnienia podatkowe Kościoła, które kosztują budżet ponad 3 mld zł rocznie,
z przywrócić świecki charakter ceremoniałowi państwowemu, siedzibom organów władzy publicznej, przedszkolom i szkołom, z usunąć oceny z religii ze świadectw szkolnych i zaprzestać ich wliczania do średniej, z wprowadzić powszechne lekcje etyki, jako alternatywne dla religii, z wprowadzić obowiązkowe lekcje edukacji seksualnej, z wyprowadzić Ordynariat Polowy ze struktur MON, z zliberalizować ustawę antyaborcyjną, z finansować zapłodnienie in vitro ze środków publicznych, z zlikwidować kryminalizację obrazy uczuć religijnych. Budżet zyska wtedy brakujące miliardy złotych. Obywatele – wolność, a Rzeczpospolita – prawdziwą niepodległość i utraconą godność. Tego możemy dokonać tylko my, SLD. Razem uczynimy Polskę prawdziwie europejskim, świeckim państwem, które szanuje wszystkich swoich obywateli i przestrzega ich praw. Jako wiceprzewodnicząca Platformy Parlamentu Europejskiego na rzecz świeckiej polityki obiecuję, że razem odklerykalizujemy nasz kraj. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Ankieta 2011 Zachęcamy do wzięcia udziału w niezależnej ankiecie wyborczej, stworzonej przez portal Apostazja.pl. Pod adresem: www.ankieta2011.pl będą zbierane i liczone głosy wszystkich chętnych do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu. ASz Tuż przed wyborami opublikujemy wyniki sondażu na łamach „FiM”.
Wesprzyj kampanię Jonasza 1. Wpłaty darowizn mogą być dokonywane tylko przez osoby fizyczne posiadające obywatelstwo polskie. 2. Nie wolno wpłacać pieniędzy gotówką (ani w banku, ani na poczcie). Prawidłowo wypełniony przelew powinien zawierać następujące elementy: nazwa odbiorcy nr rachunku odbiorcy kwota PLN nr rachunku zleceniodawcy tytułem
Ruch Palikota, Warszawa, Fundusz Wyborczy ul. Fabryczna 16/22 lok. 24, 00-446 Warszawa 77 1140 1977 0000 5967 1000 1002 kwota darowizny (na przykład: 100,00 zł) nr rachunku osoby wpłacającej (wygeneruje system lub wpisać) imię, nazwisko, adres osoby wpłacającej oraz PESEL darowizna na kandydata (kampania indywidualna) okręgu nr 9 Romana Kotlińskiego
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
Kot Kaczyńskiego
Synek pyta ojca: – Tato, czy ty mnie kochasz? – Tak – opowiada ojciec. – A siostrę kochasz? – Tak. – Tato, a mamę kochasz? – Synku, tata was wszystkich kocha: i ciebie, i siostrę, i mamę, i wypić, i zapalić – wszystkich! KRZYŻÓWKA Krzyżówkę rozwiązujemy, wpisując po DWIE LITERY do każdej kratki Poziomo: 1) nie lubię bez niej chodzić do łóżka, 4) stara się zmylić kanara, 8) zasługuje na legendę, 9) to za nimi i lasami jest kraina z krasnalami, 11) o skazie na obrazie, 13) zwykle ma papę, a mamy nie, 15) cielesne są bolesne, 16) gdyby nie zaszedł, toby nie miał miejsca, 17) używana przez ułana, 19) pora roku radosna, 20) skazanie na wiosłowanie, 21) drzewo, strzeliste i puszyste, 23) włosy do kolanek, 26) gdy człowiek pracy nie widzi kołaczy, 28) tam za żetony dają miliony, 31) hawana przypalana, 33) przedmiot pożądania, 34) na ścianie papier z peta, 36) na sośnie od północy rośnie, 37) śnieżna jak kula, 38) kładzie się nie przed, ale po sobie, 40) otomana inaczej zwana, 41) najbardziej znany mieszkaniec Pułtuska, 42) puszcza się i strzela, 44) płotka woli go nie spotkać, 45) kulturalne biuro w ambasadzie. Pionowo: 2) jakie uczucie może rozpierać, jak myśli?, 3) pasuje zwłaszcza do płaszcza, 5) wynagrodzenie za zatrudnienie, 6) kręcą się w rzece, 7) o łotrzyku, jakich bez liku, 10) ją uczniowie myśliciela usiłują w życie wcielać, 12) w salonie, lecz nie z tenora, a z basa, 14) przed nią właśnie coś się stało, 15) leni się z niej nie wypleni, 16) uderzają o brzeg stale, 18) gorące miesiące, 20) widziały, co brały, 22) demonstracje, 24) teatralne tajemnice, 25) zarazem i pół, i 1/10 metra, 26) do leżenia w więzieniach, 27) ucho przy drzwiach, 28) wyrasta na dłoni niedowiarka, 29) ocena od dyplomaty, 30) podczas pogrzebu stoi pod trumną, 32) kochanek w nogach, 35) dominikańska dobra moneta, 37) udział brać w soborze może, 39) była cnota, jest..., 41) żeby knur nie był jak wiór, 43) pieni się jak Żubr.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Do małego hoteliku przyjechali na miesiąc miodowy nowożeńcy. On – 95 lat, ona – 23. Cała obsługa zakładała się, czy pan „młody” w ogóle przeżyje noc poślubną. Rankiem młoda żona wyszła powoli z pokoju, zeszła po schodach i, trzymając się kurczowo poręczy, dowlokła się do baru. Tam opadła z wysiłkiem na stołek. – Co się stało? Wygląda pani jak po zapasach z niedźwiedziem – pyta barman. Ona na to z rozpaczą: – Myślałam, że miał na myśli pieniądze, kiedy mówił, że oszczędzał od 75 lat!... ~ ~ ~ Starsza pani do całującej się w kinie pary: – A nie moglibyście tego robić w domu? – Skądże znowu! – oburza się mężczyzna. – Moja żona nigdy by na to nie pozwoliła. ~ ~ ~ Teściowa mówi do zięcia: – Nie obchodzi mnie to, jak to zrobisz i do jakich środków się odwołasz, ale jak umrę, chcę być pochowana na zamku królewskim. Zdziwiony zięć zabrał się do załatwiania sprawy, a w końcu przychodzi do teściowej i mówi: – Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz i do jakich środków się odwołasz, ale za dwa dni masz pogrzeb. ~ ~ ~ Po sutym obiedzie małżonkowie zasiedli w fotelach. Milczenie przerywa żona: – Kochanie, jak ci dzisiaj smakowała zupa? – Dlaczego ty zawsze szukasz pretekstu do kłótni?! ~ ~ ~ Żona wrzeszczy na męża: – Znowu jesteś pijany!!! Nie rozumiem, jak można pić każdego dnia! Mąż niezadowolony odpowiada: – Tyle razy ci mówiłem! Nie gadaj o czymś, czego nie rozumiesz!!! ~ ~ ~ Mała Kasia przychodzi do mamy: – Mamo, jak będę duża i znajdę sobie mężczyznę, i wyjdę za mąż, to będę żyć tak jak ty z tatą? – Tak, córeczko. – A jakbym nie wyszła za mąż, to będę taka stara panna jak ciocia Ola? – Tak, córeczko. – No to, k...a, fajne perspektywy... ~ ~ ~ Żona krzyczy na męża: – Powiem ci jedno, gdyby nie ty, to nasze małżeństwo byłoby naprawdę udane. 1
8
7 12
11
3
2
4
1
9 2
13
17
18 21
6
5
14
10 4
15
19
16 20
22
23
3
24 5
25
26
31
27
32
29
28
33
36
34
37
38
41
39 42
44
30 35 40
43
45
Litery rogu L itery z pól pól ponumerowanych ponumerowanych wwprawym prawymdolnym dolnym rogutworzą u utworzrozwiązanie ą rozwiązan-ie – odpowiedź n a p y t a n i e : J a k a j e s t n a j c z ę ś c i e j s p o t y k a n a w a d a p o s t a w y u ż o n a tych fauce tów? odpowiedź na pytanie: Jaka jest najczęściej spotykana wada postawy żonatych facetów? 1
2
3
4
5
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 36/2011: „Miłość jest ślepa, ale ślub przywraca jej wzrok”. Nagrody otrzymują: Stanisław Foltyn z Cieszyna, Krystyna Sienkiewicz z Kołobrzegu, Ryszard Kalemba z Gdańska. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 51 zł na czwarty kwartał 2011 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 51 zł na czwarty kwartał 2011 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Wyborczy duet
ŚWIĘTUSZENIE
Naprawdę „razem można więcej”...
Humor – Dostanę może ser Roquefort? – A co to ten „rokfort”? – Ser z pleśnią. – Nie. Ale mamy kiełbasę „rokfort”, chleb „rokfort” i pomidory „rokfort”. ~ ~ ~ – Ile kosztuje noc z tobą, maleńka? – 50 zł. – A czemu tak mało? – Chrapię.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 38 (603) 23–29 IX 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
Fot. AK
~ ~ ~ Benzyna – 40 zł Zapałki – 0,10 zł Widok palącej się szkoły – BEZCENNY! ~ ~ ~ Moja żona tak wolno jeździ samochodem, że muchy przyklejają jej się do tylnej szyby. ~ ~ ~ Wiadomość z ostatniej chwili: Zamachowiec-samobójca powiesił się w centrum Jerozolimy.
K
oza, paka, pierdziel, mamer, kić, pudło, ciupa… Tyle sympatycznych określeń sugeruje, że i w tym przybytku bywa rodzinnie i wesoło. ~ W takiej Norwegii na przykład. To wyjątkowo przyjazny kraj, więc i tamtejszym kryminalistom żyje się lepiej niż niejednemu przedstawicielowi klasy średniej w Polsce. W ubiegłym roku w miejscowości Halden oddano do użytku jeden z najbardziej luksusowych mamrów na świecie. W każdej celi (o ile można tu jeszcze użyć takiej nazwy) jest łazienka, telewizor plazmowy, a wszystko wysprzątane i wychuchane. Żadnych krat w oknach. Przymusowi pensjonariusze mają do dyspozycji salę gimnastyczną, bibliotekę, a nawet... studio nagrań! ~ Na podobne luksusy trafił też więzień brazylijski, ale nie byle jaki. Policjanci, którzy raz jeszcze chcieli przesłuchać osadzonego Genilsona da Silve – bossa mafijnego odsiadującego wyrok za przemyt narkotyków – byli mocno zaskoczeni, znajdując w jego celi nie tylko plazmę, ale także dwie lodówki, minisiłownię i ogromne łoże. Oczywiście mieszkał sam. Dobrobytu przysporzyła mu sprzedajna służba więzienna. ~ Meksykanin Juan Ramirez Tijerina odsiaduje 20-letni wyrok za nielegalne posiadanie
CUDA-WIANKI
Humor w kratkę broni. Na taką życiową niesprawiedliwość nie godziła się jego 19-letnia żona. W odwiedziny do męża przyszła z pokaźną walizką, w którą – jakimś cudem – wpakowała powyginanego we wszystkie strony mężczyznę, i tak chciała opuścić areszt. Niestety! Nie przewidziała, że jej ukochany jest zbyt ciężki na pieszy transport... Kobieta przenosiła bagaż z takim trudem, że zainteresowali się nią strażnicy. Plan się nie powiódł, ale teraz małżonkowie będą bliżej siebie. Maria del Mar Arjona także trafi za kratki. Dlaczego nie wzięła walizki na kółkach?!
~ Luigi Folliero, 45-letni Włoch, odsiadywał 2-letni wyrok. Władze więzienia – najpewniej wzruszone nienagannym zachowaniem swojego podopiecznego – pozwoliły mu na wcześniejszy powrót do żony i dokończenie kary w tzw. areszcie domowym. Luigi wytrzymał całe 2 dni „nagrody”, po czym... dobrowolnie wrócił za kratki. „Ona bez przerwy krzyczy i narzeka!” – wyjaśnił strażnikom. ~ Dwa lata temu niemiecki sąd rozpatrywał wniosek Petera Keoniga, 46-letniego więźnia, który żądał zgody na widzenia ze swoją kotką. Mężczyzna jest buddystą, wierzy w reinkarnację, a mruczek o imieniu Gisela jest podobno kolejnym wcieleniem jego zmarłej matki. „Mimo że szanujemy religijną wolność więźniów, oskarżony nie dostarczył dowodu, że jego zmarła matka odrodziła się w postaci kota. Z tego powodu prośba o prawo do odwiedzin została odrzucona” – orzekł wymiar sprawiedliwości. Sąd stwierdził, że skazany może się z kotem kontaktować listownie. JC