MAFIA W KOMISJI MAJĄTKOWEJ Â Str. 3
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 43 (608) 3 LISTOPADA 2011 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
 Str. 21
 Str. 8-9
ISSN 1509-460X
Czego bronią tak zwani obrońcy krzyża? Przedmiotu kultu religijnego? Być może, ale na pewno nie symbolu chrześcijaństwa, tylko wielu znacznie starszych religii pogańskich. A może bronią znaku tradycji i europejskiej kultury? Owszem – o ile przyjmie się, że ta kultura wyrosła ze zbrodni, podbojów i prześladowań dokonywanych pod tym znakiem i w jego imieniu.
 Str. 13
 Str. 25
2
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Nie ustają ataki na posłów od Paliokota. Na Biedronia, bo jest gejem; na Grodzką, bo jest kobietą; na Piątaka, bo hoduje norki na futerka. Zatem jest to morderca zwierząt – doniosła „Wyborcza”. Oczywiście. A świnia, którą w postaci golonki zjadł ostatnio Michnik, popełniła dla niego samobójstwo. Zapisała mu też w testamencie skórę na jego markowe buty. I co? Najnowsze badania wskazują, że nie blisko 9, ale już niemal 13 proc. elektoratu chce głosować na RP (na PiS już tylko 23 proc.). Niewykluczone, że tak chętnie cytowane zdanie Piłsudskiego, iż „Polacy to naród idiotów”, trzeba będzie wkrótce oddać do lamusa. „Przelałem najwięcej krwi za PiS” – powiedział w wywiadzie dla RMF FM Zbigniew Ziobro. I nie skłamał. Chodzi mu zapewne o krew Barbary Blidy i ofiar zaniechania transplantacji. Młodzież Wszechpolska i Obóz Radykalno-Narodowy organizują w Warszawie 11 listopada „Marsz Niepodległości”. Zapewniają, że impreza nie będzie niosła ze sobą żadnych treści nacjonalistycznych lub faszystowskich. Przyjrzeliśmy się plakatowi – stoi na nim jak wół napis: „Jutro należy do nas”. To cytat z filmu „Kabaret”. Pamiętacie słynną scenę, w której chłopiec z Hitlerjugend z gestem „heil” śpiewa piosenkę? „Jutro należy do nas” – to słowa jej refrenu. Gdańska kuria wysłała do biznesmena R. żądanie, aby ten ciupasem przesłał opiewające na milion złotych faktury za wykonaną instalację sanitarną. Ponieważ jako żywo R. niczego kurii nie wykonywał, pobiegł do prokuratora, a ten do biskupa. Okazało się, że to pomyłka, bo kuria faktycznie wydała gdzieś milion złotych i teraz metodą prób i błędów szuka, komu i za co zapłaciła. No i czemu się głupio dziwicie? Nigdy nie zawieruszył się Wam milion złotych? SLD też się coś zawieruszyło. Nawet nie jeden, ale całe 35 milionów. Tyle Zarząd Główny partii dostał za sprzedaż swojej siedziby przy ul. Rozbrat w Warszawie. Teoretycznie miały pójść na kampanię wyborczą, ale wydano zaledwie ułamek tej sumy. Gdzie jest reszta? – pieklą się prominentni lewicowcy i grożą Napieralskiemu sądem. Tym razem może to nie być sąd partyjny. Zarząd TVP jednak się ugiął (może to cena za Nergala?) i zapowiedział, że niejaki Pospieszalski będzie miał na antenie swój program „Warto rozmawiać”… Ech, szkoda gadać! Iwona Pavlović – jurorka programu „Taniec z gwiazdami” – wystąpiła przed kamerami z ogromnymi kolczykami w kształcie krzyży. Tyle że do góry nogami. Oto skutki szerzenia w telewizji satanizmu! – oświadczyli katoliccy publicyści. Podobno w następnym odcinku „Tańca…” pani Iwona ma stać na głowie i świecić… I wtedy wszystko będzie w porządku. Uczniowie Liceum im. św. Stanisława Kostki nie będą już czytać tygodników „Przekrój” i „Newsweek”. Tak oświadczyli. Bo mają obrazoburcze okładki. Gazety mają, nie uczniowie. Na jednej ukrzyżowany Palikot, na drugiej para gejów stylizowanych na Maryję i Józefa trzyma… kota. I co z tego? Przecież nawet nie palą kota. Ani marihuany. A ponieważ natura nie zna próżni, to zapraszamy licealistów do lektury „FiM”. U nas nikt Palikota nie krzyżuje. Wręcz odwrotnie! Teresa Jasińska – wiceprezes Bielskiej Spółdzielni Mieszkaniowej „Złote Łany” – założyła w swojej firmie kółko różańcowe, do którego pracownicy w liczbie 20 należą „dobrowolnie”. Tak samo dobrowolnie klepią też codziennie jedną dziesiątkę różańca. Kiedyś w zakładach pracy „dobrowolnie” należało się do POP – Podstawowej Organizacji Partyjnej. Na szczęście wszystko się zmieniło. Przyszło nowe i teraz „można z własnej woli” należeć do Podstawowej Organizacji Parafialnej. Słynny homofob i szarlatan doktor Paul Cameron znów w Polsce. W Rzeszowie ma leczyć gejów z gejostwa. Może jeszcze w Krakowie Murzynów z murzyństwa, a w Hrubieszowie Żydów z żydostwa? A z głupoty? Tu proponujemy autoterapię. Podczas mszy w Watykanie do uszu Benedykta dotarło pytanie jednego z wiernych, który wdrapał się na kolumnadę okalającą plac św. Piotra i darł się wniebogłosy: „Gdzie jest Chrystus?”. Ot, głupi człek jakiś. Nie czytał Biblii – przecież Chrystus jest wszędzie. Tylko nie w Watykanie!
Uwaga! Kolejny (44) numer „FiM” będzie w kioskach jeden dzień krócej: od piątku 4 listopada do środy 9 listopada.
Hiena O
d dziecka nie byłem zbyt silny psychicznie, zawsze wywiadu nie przeprowadzałem – oskarża się niemalże wrażliwy na oceny innych, czuły na złą energię wro- o współudział w morderstwie z 1984 roku, kiedy miałem 17 gich mi ludzi. To się zmieniło, kiedy porzuciłem księżow- lat. Skąd ta cała nienawiść? Ano z tego obrzydliwego dla skie życie pod kloszem i żyrandolem. Wtedy moc w sła- klerykałów złożenia moich wszelkich ww. tytułów oraz bościach się udoskonaliła. Ciągle jeszcze odczuwam złą z faktu, że taki wyrzutek katolickiego społeczeństwa miał energię, bo też jest jej wokół mnie niemało, ale w ostat- czelność dostać 18 tysięcy głosów i wejść do Sejmu. Ksiądz nich latach spływało to po mnie jak po kaczce. Aż do au- Sowa w rozmowie z Olejnik nie może tego wprost przedycji „Gość Radia Zet” 19 października. Do tego dnia uwa- żyć: – Ludzie w Łodzi… Chyba wiedzieli, że głosują na kożałem, że wszystko, co dzieje się w naszym katolickim wa- legę kapitana Piotrowskiego, który zamordował księdza Poriatkowie, ma jakieś swoje ostateczne granice, choćby piełuszkę. I to jest coś strasznego, i ten człowiek będzie cywilizacyjne. składał przysięgę w Sejmie… A minutę wcześniej orzekł, Monika Olejnik, jako prowadząca ten ekskluzywny pro- że wszystko może wybaczyć Januszowi Palikotowi, ale… gram, nigdy mi się nie podobała. Standardy, jakie przyję- – Nie mogę mu wybaczyć jednak Kotlińskiego i faworyzoła, nie przystoją dziennikarzowi – są żenujące, chwilami ro- wania człowieka, który w jakiejś mierze, no, poszedł na strodem z bliskowschodniego rynsztoku. Traktuje swoich roz- nę zabójców Popiełuszki. Następnego dnia po tej rozmomówcom wybiórczo, obmawia nieobecnych albo ślini się wie Olejnik w „Kropce nad i” męczyła na mój temat Palido premiera i prezydenta, żekota. Nie będę przytaczał jej by następnego dnia z nieskryoszczerstw, na przykład że Piowaną satysfakcją opluć słotrowski u nas pracował. Brakowotokiem jakiś drugi czy trzewało tylko, żeby wezwała do linci garnitur. Tłuszczy się to naczu: Kto żyw i w Boga wierzy turalnie podoba, bo tłuszcza – na Kotlińskiego! Aż się biednie dba o poziom debaty puny Palikot chyba po raz pierwblicznej i kreatywną rolę meszy zapowietrzył, bo sam nie diów. Problem w tym, że wiedział, ile w tych bluzgach dziennikarka Olejnik ma to prawdy, a ile fałszu. gdzieś. Ale przyjmijmy, że wyI powiedzcie mi teraz – moi łącznie rynek kreuje podaż, Kochani Czytelnicy – co ja mam a na kulturę przekazu zbytu zrobić w obliczu takiej powodzi nie ma. W minioną środę Olejkłamstw, bezczelności i nienanik przekroczyła jednak Rubiwiści? Co mam uczynić? Czy kon, a może tylko pokazała pogodzić się z nią – założyć wór swoją prawdziwą twarz? pokutny, pocałować oszczercę (patrz obok). W każdym razie Sowę w tyłek, przeprosić w Sejokazję miała po temu znakomie, że jeszcze żyję, i może domitą, ponieważ rozprawiała pisać do tytułu „Fakty i Mity” o mojej skromnej osobie. A ja, podtytuł: „Tygodnik byłego księproszę Państwa, od paru tydza, który promował zabójcę Pogodni pełnię w tym kraju ropiełuszki”? Niech ludzie wiedzą, lę przydrożnej psiej kupy, któ- Monika Olejnik według Czytelnika „FiM” niech kolejne pokolenia pamięra przyczepiła się do karety tają, co wydarzyło się 10 marjaśnie… oświeconej III RP. Taką kupę można zebrać pa- ca 2000 roku. Bo przecież jeśli na przykład jakiś doktorant tykiem, wziąć i wyrzucić lub wkopać w ziemię. Ale wpierw upije się na oblewaniu swojej pracy doktorskiej, to należy taką kupę należy nomen omen publicznie zgnoić, że w ogó- do końca jego życia, a nawet po śmierci, na nagrobku tyle śmiała się czepić. Jak to, były ksiądz, autor antyklery- tułować go: „Ten, który zachlał się po otrzymaniu doktorakalnej książki i założyciel takiegoż pisma, który „promował tu”. I nieważne, czego dokonał przez resztę życia po zalazabójcę Popiełuszki” – w Sejmie?! Świat się skończył! Ich niu ryja, choćby nawet wynalazł penicylinę. Czy tak się dzieświat. I nieważne, że promowaliśmy gazetę, a nie zabój- je? Nigdy… Oprócz przypadku mojego i „FiM”, gdyż skucę, i że miało to miejsce 12 lat temu. Pisałem o tym i mó- tecznie podważamy obecny służalczy układ państwo–Kowiłem wielokrotnie – po prostu tuż przed startem „FiM” ściół, broniony przez wrogów postępu. Ci znaleźli sobie znajomy powiedział mi, że poznał Grzegorza Piotrowskie- w ekipie Palikota kozła ofiarnego, zapędzili do narożnika go, który chce wyjawić publicznie jakieś skrywane dotąd i walą we mnie jak w bęben. A że nie mają na mnie nic okoliczności śmierci księdza Popiełuszki. Uznałem, że i nie mogą wykazać kłamstw moim książkom czy gazecie, mam hita na „jedynkę”. I tak było – G.P. pojawił się ze międlą w kółko Piotrowskiego sprzed 12 lat. Sięgają naswoją rewelacją na konferencji prasowej inaugurującej ga- wet dalej i wyciągają kwitek z roku 1989 „o zachowaniu zetę, a dziennikarz „FiM” zrobił z nim wywiad. Po jakimś rozmowy w tajemnicy”, jaki podpisało tysiące kleryków czasie dowiedziałem się jeszcze, że inny mój dziennikarz, zaskoczonych w swoich domach przez esbeków. pracując nad tekstami o lustracji, dwukrotnie skonsultoCo mam z tym g…em zrobić? Już 2 tygodnie temu w kował pewne informacje z Piotrowskim. I tyle „promocji” mentarzu napisałem, że kłamcy mnie nie złamią i na ich i „współpracy” z zabójcą. Uważam, że to, co zrobił Pio- publiczne kłamstwa będę odpowiadał prawdą. W tym trowski, jest ohydne, i nigdy ani on, ani żaden inny mor- również i taką, jaką nigdy wcześniej bym się nie zajmował, derca nie był i nie będzie moim kolegą. Ale to nie znaczy, i w sposób, w jaki się nie zajmowałem nigdy. Trudno… że jakiś dziennikarz nie może z nim rozmawiać w tak waż- Za tydzień napiszę o Monice Olejnik i o jej zagadkowej kanej sprawie! Podobny wywiad na ten sam temat w dniu rierze, którą – jak wielu przekonuje – zawdzięcza ona swonaszej konferencji zrobiła z Piotrowskim Telewizja Polska. jemu tatusiowi Tadeuszowi Olejnikowi, wielce zasłużoneNa całym świecie media przeprowadzają wywiady z mor- mu dla PRL wysokiej rangi esbekowi, PRAWDZIWEMU dercami (np. długi cykl „Cela numer”, prowadzony przez koledze zabójców Popiełuszki. Niech dziennikarska hiewiceszefa TVN Miszczaka), nawet z ludobójcami, i nikt na w spódnicy, która potrafi zgnoić człowieka, nie widząc dotąd nie słyszał, żeby dziennikarz był w związku z tym go nigdy na oczy i nie rozmawiając z nim, poczuje smród posądzany o zażyłość z bestią. Mnie – choć nawet padliny, który roznosi. JONASZ
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r. W śledztwie dotyczącym Komisji Majątkowej przedstawiono zarzuty kolejnym sześciu osobom. W sposób iście cudowny – powiedzmy, że ze śląskiego śmietnika – trafiły do naszych lepkich łapek dokumenty ze śledztwa... Gliwicka Prokuratura Okręgowa ma obecnie dziewięciu podejrzanych. Najważniejsi to słynny kościelny pełnomocnik Marek P. (były funkcjonariusz SB) i reprezentujący w Komisji Episkopat mecenas Piotr P., któremu zarzucono łapówkarstwo. Ci najnowsi połakomili się na „wyłudzenie i użycie dokumentów poświadczających nieprawdę, przywłaszczenie oraz pranie pieniędzy”. Choć oficjalnie nie ujawniono, o kogo chodzi, wiemy, że sankcje (w tym zabezpieczenie mienia o wartości 29 mln zł) dotknęły miliardera Jacka D. (pięć zarzutów, cieszy się wolnością za kaucją w kwocie 200 tys. zł) oraz jego najbliższych: żony Gabrieli, syna Tomasza z małżonką Karoliną oraz córki Hanny W. z mężem Robertem (50 tys. zł kaucji). Dodajmy, że dla 26-letniego Tomasza D. nie była to pierwszyzna, bo już od lipca 2010 r. ma status podejrzanego o wyłudzenie na podstawie fikcyjnego zameldowania prawa do pierwokupu ponad 200 ha gruntów w Świerklańcu, Świętoszowicach i Czekanowie (zastosowano poręczenie w wysokości 100 tys. zł). Zanim wyjaśnimy, na czym polegał rodzinny przekręt, popatrzmy na powiązania (współ) autorów:
S
GORĄCE TEMATY
Rolnicy z Bożej łaski ~ Jacek D. jest hojnym sponsorem archidiecezji katowickiej – tylko w okresie trzech lat ofiarował jej 11,5 mln zł. Marek P. przytulił się do rodziny D., kupując od niej w 2002 r. udziały w spółce ubezpieczeniowej; ~ gdy w lipcu 2001 r. współprzewodnictwo Komisji Majątkowej objął ks. Tadeusz Nowok z Bielska-Białej (kumpel ówczesnego sekretarza Episkopatu, bp. Piotra Libery), strona kościelna oddelegowała wkrótce do tegoż gremium Małgorzatę B. – prawą rękę pana Jacka, sprawującą w rodzinnym imperium funkcję dyrektora Biura Zarządu. W maju 2003 r. Nowok odszedł w atmosferze skandalu (handlował gruntami), ale jego następca ks. Mirosław Piesiur – dyrektor Wydziału Finansowego katowickiej kurii – nie zrobił D. przykrości i pani Małgorzata uchowała się w Komisji aż do marca 2010 r., kiedy to wokół transakcji szefa zaczęło brzydko pachnieć. Patent Jacka D. był prosty. Marek P. wskazywał perełki, które udało mu się w Komisji załatwić parafiom i zakonom, a milioner kościelne grunty za jego pośrednictwem skupował. W sumie około 1000 ha. Miał z tym wszakże pewien problem, bo mieszka wraz z żoną pod Wadowicami, natomiast żeby zabezpieczyć się przed zagrożeniem pierwokupu ze strony Agencji Nieruchomości Rolnych lub dotychczasowych dzierżawców ziemi, musiał żyć tam, gdzie
ąd Okręgowy Warszawa-Praga gościł niedawno na naszych łamach w brzydkim kontekście aferalnym. I wraca, niestety... Osią poprzedniej publikacji były niebywałe jak na tego rodzaju instytucję malwersacje wykryte podczas kontroli zleconej przez ministra sprawiedliwości. „Martwe dusze” na liście płac, fałszowanie dokumentacji księgowej, podwyżki dla „słupów” pobierających (nierzadko nawet wyłudzających) kredyty bankowe na rzecz szefowej kadr Ewy Ł., przekroczenie limitów płacowych... – wszystko to jest obecnie przedmiotem śledztwa prowadzonego przez CBŚ pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce. Dla porządku przypomnijmy, że opisaliśmy też nabycie za ponad 150 mln zł biurowca, na którego adaptację na potrzeby praskiej Temidy podatnicy muszą wyłożyć dodatkowo co najmniej 28 mln zł („Sąd rodzinny” – „FiM” 34/2011), ale wątek ten – o dziwo! – nie zaintrygował rewidentów ani śledczych. – Być może oprzytomnieją, gdy zacznie się normalna eksploatacja. Koszt utrzymania tego „inteligentnego” budynku (m.in. klimatyzacja i nawilżanie, ale koszmarem dla alergików będzie niemożność samodzielnego uchylenia okna) wyniesie około 200 tys. zł miesięcznie – twierdzi specjalista zajmujący się przebudową obiektu. Pokłosiem skandalu była rezygnacja ze stanowiska prezes Lidii Malik, której miejsce zajęła Beata Janusz kierująca dotychczas Sądem Rejonowym dla Warszawy Pragi-Północ.
leżały hektary, które rzekomo zamierzał uprawiać. Pan Jacek załatwił sobie zameldowanie we wsi Wieszowa (pow. tarnogórski) i złożył u notariusza oświadczenie, że jest rolnikiem indywidualnym, dzięki czemu nabył od Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety ponad 200 ha. A ponieważ nie jest wielopostaciowym Duchem Świętym: ~ Tomasz D. musiał zdobyć meldunek w Tarnowskich Górach, żeby kupić 157 ha wokół położonego nieopodal Świerklańca; ~ Robert W. „zamieszkał” we wsi Sierakowice, dzięki czemu wszedł w posiadanie 145 ha w Bojszowach pod Gliwicami; ~ Weronika G.-S. z Zakopanego (siostra Karoliny D.) znalazła
Odpowiedzialna za dyscyplinę finansową i audyt wewnętrzny dyrektor sądu Krystyna E. została przez ministra zdymisjonowana, a na zwolnione stanowisko rozpisano konkurs. Pierwszy uznano za nierozstrzygnięty, gdy nieszczęśliwy traf sprawił, że do finału zakwalifikowały się dwie osoby z zewnątrz. Drugi dawno już został zakończony, ale nazwisko zwycięzcy utrzymywane jest w ścisłej
na cito lokum we wsi Boguszyce (gm. Toszek) u babci swojej koleżanki. 25-letnia studentka wyłożyła na stół 4 mln zł, kupując od elżbietanek prawie 300 ha. Kilka dni przed transakcją nabyła małe poletko, by z ręką na sercu zapewnić rejenta, że jest rolnikiem. Grunty „sprzedała” później Karolinie, ale zarzuty usłyszała wcześniej niż siostra. – Członkowie rodziny odsprzedawali sobie wzajemnie ziemię lub obdarowywali się nią, żeby zatrzeć ślady i poprzez cywilnoprawne fakty dokonane uniemożliwić interwencję ANR. Nie mamy tu zatem do czynienia z klasycznym czyszczeniem brudnych pieniędzy, lecz z „praniem” nieruchomości – wyjaśnia prokurator.
A co piszczy w gabinecie prezes Janusz? Jednym z pierwszych jej posunięć było obcięcie wszystkim pracownikom dodatków specjalnych, będących dla wielu bardzo istotnym składnikiem pensji. – Powód? Nikt tego oficjalnie nie podał. Sami sobie tłumaczyliśmy, że cięcia są efektem przekrętów kadrowej, która załatwiała dodatki ludziom biorącym dla niej kredyty. Problem
Pod latarnią Temidy tajemnicy, choć wszyscy zainteresowani wiedzą, że musi wygrać Katarzyna K. – kierownik finansowy wspomnianego sądu rejonowego, z którego już przeszła do „okręgówki” (bez ryzykownego konkursu) Elżbieta K., nowa kierowniczka oddziału kadr. Krótko mówiąc: w praskim sądzie znowu zrobiło się jakoś tak „rodzinnie”... ~ ~ ~ Jeśli chodzi o śledztwo, zdani jesteśmy wyłącznie na przecieki, bo prokuratura unika konkretów. Udało nam się wszakże dowiedzieć, że Ewa Ł. była uwikłana w pożyczki od ludzi związanych z tzw. gangiem pruszkowskim. – Jeszcze nie wiemy, czy aby nie zdobyli za jej pośrednictwem jakiegoś przełożenia na sąd. Są poszlaki, ale brakuje dowodów – zastrzega nasz informator z CBŚ.
w tym, że w aferę zamieszane było kilkanaście osób, a pieniądze zabrano wszystkim. Później pani prezes zwołała apel, aby zapowiedzieć nam szkolenie przez „wybitnego specjalistę od zarządzania personelem sądownictwa”, po której to operacji zostanie wdrożony nowy system wynagradzania, bo pieniędzy w kasie nie brakuje, ale trzeba wydać je sprawiedliwie – relacjonuje urzędniczka zaprzyjaźniona z „FiM”. Owym fachowcem okazał się dr Tomasz Rostkowski, reprezentujący warszawską Fundację Rozwoju Kapitału Ludzkiego. Według postanowień zawartej z nim umowy za kilka szkoleń w okresie czerwiec–wrzesień miał otrzymać z sądu honorarium w kwocie 51 tys. zł. Dlaczego akurat tyle? – Najprawdopodobniej dlatego, żeby obejść prawo zamówień publicznych i zmieścić się
3
Cechą wspólną wszystkich transakcji była wyjątkowa „okazja”. Przykładowo: Tomasz D. zapłacił za grunty 6 mln zł (minimum zakreślone w posiadanym przez Marka P. pełnomocnictwie), choć według operatu szacunkowego sporządzonego dla prokuratury rzeczywista wartość nieruchomości przekraczała 34 mln zł. Z kolei Jacek D. kupił od proboszcza z Radzionkowa 173 ha we wsi Czekanów za 3,4 mln zł (pisemną zgodę na tę kwotę wyraził abp Zimoń), choć w operacie Komisji Majątkowej wyceniono tę ziemię na 5,1 mln zł. Czyżby reszta szła „pod stołem”, żeby uniknąć podatków? Wiele ciekawych pytań, na które śledczy szukają odpowiedzi, dotyczy krakowskich norbertanek. Ich przeorysza (znana z publikacji w „FiM” s. Paula ściśle współpracująca z Markiem P.) lekką ręką wypłaciła z klasztornej kasy: ~ 50 tys. zł na rzecz klubu piłkarskiego klasy okręgowej. Traf chciał, że jego prezesem był Marek Ch., były funkcjonariusz wydziału do walki z przestępczością gospodarczą KWP w Katowicach, prowadzący u schyłku kariery śledztwo w sprawie nieruchomości przekazanych parafii ks. Nowoka (przestępstwa nie stwierdzono, wszystkie akta zostały zniszczone); ~ 122 tys. zł – radcy prawnemu Andrzejowi K., nieżyjącemu już członkowi KM, a jednocześnie (!) reprezentantowi zakonu w sporach z władzami Krakowa. Kuta na cztery łapy zakonnica twierdzi, że dawała pieniądze, bo... Marek P. jej kazał! PIOTR GŁUSIŃSKI
poniżej pułapu 14 tys. euro, po przekroczeniu którego wymagany już byłby przetarg na tego rodzaju usługi. Dobrze znany numer, aby nie dopuścić do fruktów kogoś przypadkowego – wyjaśnia oficer CBŚ. Efekty szkolenia grupy wybranych losowo urzędników przeszły najśmielsze oczekiwania. Z dniem 13 października w sądzie zlikwidowano dwie samodzielne sekcje (socjalną i szkoleń) oraz jedno stanowisko w oddziale informatycznym. W sumie odstrzelono sześć osób. Na razie, bo według naszej wiedzy w najbliższym czasie zostanie jeszcze zwolnionych 25 pracowników. Na polecenie prezes Janusz w połowie października podpisano kolejną umowę z Rostkowskim (personel sądu nazywa go „doktorkiem szatana”). Znowu bez żadnego przetargu i opiewającą na... 51 tys. zł. – Chyba już niespecjalnie wie, co robić, bo porozsyłał ankiety, żebyśmy mu anonimowo podpowiedzieli. Tymczasem pracownicy rozwiązanych komórek wiszą w próżni. Nie dostali wypowiedzeń ani nowego zakresu obowiązków. Cyrk za publiczne pieniądze! – irytuje się urzędniczka. Będzie naprawdę śmiesznie, gdy algorytmy wskażą na konieczność zwolnienia ministra... ANNA TARCZYŃSKA PS Do chwili zamykania bieżącego numeru „FiM” nie otrzymaliśmy odpowiedzi rzecznika sądu na doręczone mu 19 października pytania dotyczącego powyższych kwestii.
4
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Mleko się rozlało Renata była religijnie zaangażowana… Odnowa w Duchu Świętym, pielgrzymki, czuwania, no i dzień w dzień – łubudu na kolana w pobliskim kościele. A potem się wzięło i skończyło… Zaszła w ciążę! W jesiennym „Liście” (miesięcznik chrześcijański) o trudach macierzyństwa opowiedziały Polki katoliczki. Teraz mniej przykładne, bo rodzina się powiększyła. Jak Bóg – w swojej nieskończonej mądrości – mógł nie przewidzieć, że kiedy się rozmnożymy (jak sam przykazał!), będzie mniej czasu na chodzenie do kościoła?! Pierwszą bohaterką wstrząsającego reportażu „Medytacja z dzieckiem przy piersi” jest wspomniana Renata. Kiedy urodził się jej syn – zaprawiona w pielgrzymkowych bojach – poczuła, że od tej chwili będzie „duchowo umierać”. Poród był ciężki, a po nim pojawiła się depresja. Płakała w poduszkę i modliła się bluźnierczo: „Po co mi to wszystko?!”. W tym samym czasie, jak to często bywa, małżonek naszej położnicy pracował, awansował i w ogóle – cieszył się życiem, a nawet ojcostwem, jeśli zdarzyło
W
mu się być w domu. Ona spędzała dnie i noce z noworodkiem, któremu wypadało podetknąć cyca wystarczającą ilość razy. O karmieniu swojej duszy – w kościele – mogła zapomnieć... Katoliczka Dorota także przechodziła załamanie. Zaczęło się tuż po narodzinach córki. Próbowała postrzegać swoje macierzyństwo jako kobiece wyznanie wiary, ale nijak jej to nie wychodziło. „Czy Maryja mogła mieć wahania nastroju? Albo problemy z laktacją? W kościele ciągle słyszałam, że na nic się nie skarżyła, bo była cicha i pokorna” – obwiniała się za to, że sama była zmęczona i zwyczajnie... rozczarowana. Elżbieta z każdym kolejnym dzieckiem coraz mniej udzielała się
ielkie poruszenie od centrum do lewej strony sceny politycznej to jeden z najważniejszych skutków ostatnich wyborów. I powolny powrót polskiej sceny politycznej do normalności po dekadzie tkwienia w prawicowej zamrażarce. Efekt pojawienia się nowego środowiska politycznego – lewicowo-liberalnego Ruchu Palikota – i jego sukces wyborczy zmieniły scenę polityczną na kilku poziomach. Nowa partia może osiągać swoje cele nie tylko poprzez to, co zaproponuje w Sejmie i nagłośni w mediach (to drugie jest czasem ważniejsze niż to pierwsze) – także przez samo swoje istnienie i działanie zmienia otoczenie, bo zmusza do aktywności inne środowiska lewicowe lub centrowe. W pierwszych dniach po wyborach ogłoszono, że kandydatką na wicemarszałka Sejmu jest z Ruchu Palikota Wanda Nowicka. Nazajutrz dowiedzieliśmy się, że kandydatką na marszałka z PO jest Ewa Kopacz. Donaldowi Tuskowi nie chodziło przez tę propozycję tylko o upokorzenie Grzegorza Schetyny, ale także o danie odpowiedzi na kandydaturę Nowickiej. I tak oto symbolicznie awansowały w polskim Sejmie kobiety – właściwie bez żadnego głosowania i debaty. Przez sam fakt pewnego napięcia, jakie wymusza obecność nowego podmiotu, który znalazł się w grze. Tusk pamięta, że PO straciło na rzecz Ruchu Palikota 700 tysięcy głosów od poprzednich wyborów, i zrobi wszystko, aby nie stracić ich więcej. Drugim przejawem ruchu w dobrą stronę na lewicy jest propozycja szefa klubu SLD Leszka Millera, aby jak najszybciej dać pod obrady Sejmu ustawę o związkach
w swoim duszpasterstwie dominikańskim. Po urodzeniu czwartego potomka (ktoś musiał pracować, więc mąż nie pomagał) potrzeba pobożności spędzała jej sen z powiek, a frustracja niebezpiecznie rosła... Niewiele pomogło zabieranie świętych książek na spacery z wózkiem. Jak żyć?! – pytała rozpaczliwie. Bohaterki reportażu wciąż przekonują same siebie, że codzienne obowiązki to też modlitwa. Przy okazji nauczyły się rozmów ze Stwórcą w czasie gotowania i karmienia. W wolnych chwilach uczą pociechy zdrowasiek. Dla wszystkich to rozwiązanie tymczasowe. Nieustannie szukają sposobności, żeby opuścić dom rodzinny i choć na chwilę znaleźć się w tym lepszym – boskim! Marzą o kościele, do którego można przyjść nocą, gdy dzieci już śpią. Albo takim, w którym jakieś nudzące się siostrzyczki choć na godzinę zajmą się ich synem lub córką… Niestety! Kobiety, które całe życie poświęciły wizji katolickiej rodziny, stały się ofiarami tej religijności! W konfesjonale – przyznają dziewczyny – ze zrozumieniem i pocieszeniem bywa różnie… „Jan Paweł II też miał dużo obowiązków, ale zawsze znalazł czas na modlitwę” – odpowiada zwyczajowo ksiądz spowiednik. Bezdzietny i wypoczęty! JUSTYNA CIEŚLAK
partnerskich. Co się stało, że polityk, któremu tego typu sprawy były zupełnie obojętne, stał się nagle tak bardzo gorliwy? Dlaczego SLD wyskakuje z tym projektem teraz, a nie pod koniec kadencji Sejmu, tak jak poprzednim razem? Odpowiedź jest tylko jedna – to konkurencja ze strony Ruchu Palikota wymusza działania w tej sprawie. SLD na szybko chce udowodnić, że też jest lewicowy, że zależy mu na równości i prawach człowieka. Walczy w końcu o polityczne przetrwanie i musi się czymś wykazać w oczach wyborców. Niezależnie od oceny szczerości takich działań (w polityce szczerość intencji jest drugorzędna – liczą się konkretne działania) trzeba je ocenić pozytywnie. Już chyba nigdy nie usłyszę, tak jak usłyszałem kiedyś od pewnego działacza SLD, buńczucznego stwierdzenia: „Musicie na nas głosować, bo nie macie innego wyjścia”. Oni już wiedzą, że my – antyklerykałowie – nie musimy na nich głosować, że swoją pychą i kunktatorstwem sprowadzili na siebie nieszczęście w postaci silnej i aktywnej konkurencji. Sam Ruch Palikota też musi się nieustannie wykazywać. W końcu rządzi PO i nie można wykluczyć, że Tusk będzie chciał (i mógł) zrealizować część programu Ruchu i odebrać mu tym samym część poparcia w myśl zasady „Palikot tylko gada w opozycji, a my realizujemy konkrety”. Tak czy inaczej, zamieszanie na lewo od centrum może wyjść tylko na dobre nam – wyborcom. W wielu krajach Europy jest w parlamencie po kilka postępowych partii (w Niemczech – 3, w Danii – 4) i przynosi to same korzyści lewicy i mieszkańcom. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Przyspieszenie
Prowincjałki Prezydent RP przyznał parze z gminy Jordanów medal za długoletnie pożycie małżeńskie. Odznaczenie zostało przysłane na ręce wójta, który teraz ma zagwozdkę. Bo zanim odbyła się gminna uroczystość wręczenia orderów tym, którzy w jednym związku przeżyli 50 lat, 72-letni małżonek podczas biesiady alkoholowej wbił swej 74-letniej żonie nóż prosto w serce.
JAK GOŁĄBKI…
Niedaleko Poddębic policja zatrzymała do kontroli drogowej kierowcę ursusa. Ten za żadne skarby nie chciał dmuchać w alkomat, natomiast oferował policjantom 950 złotych łapówki. Niepotrzebnie, bo przeprowadzony mimo wszystko test wykazał, że 27-latek jest trzeźwy jak świnia, zaś za wodzenie mundurowych na pokuszenie grozi mu teraz do 10 lat więzienia.
TRZEŹWY I GŁUPI
Do sklepu elektronicznego w Krobi przyszła para z małym dzieckiem. Tuż po ich wyjściu sprzedawczyni zorientowała się, że w kasie brakuje 120 zł, a poza tym z półki zniknął monitor wart ponad 400 zł. Rodzinka rozpłynęła się jak kamfora.
SUPERTECHNOLOGIA
47-letni Roman J., nauczyciel wf., trenował do zawodów drużynę piłkarską z gimnazjum w Łaszczowie. W dniu turnieju stawił się, aby dopingować swoich chłopców, ale – niestety – nie bardzo był w stanie. Jego rezultat to 2,6 promila alkoholu we krwi. Zawodnicy pana Romana też nie byli gorsi i turniej wygrali.
ZDOPINGOWANY
15-letni ministrant z Komarowa kupił sobie używanego volkswagena. Pieniądze potrzebne na transakcję ukradł księdzu podczas spotkania (?) na plebanii.
OWOCNE SPOTKANIE
17-latek z Chorzowa chciał, żeby koledzy zrobili mu nietypowe zdjęcie. W tym celu wdrapał się na 5-metrowy słup trakcji elektrycznej. Nie udało się go uratować. Opracowała WZ
DRESZCZ EMOCJI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Kościół nie jest instytucją krajową, tylko podmiotem zagranicznym, obcym krajem – Watykanem. I biskupi często przedkładali i przedkładają lojalność w stosunku do tego obcego państwa – nie zawsze mającego interesy zbieżne z Polską – nad lojalność wobec państwa polskiego. (profesor Jan Hartman, filozof)
Mieliśmy ogromną kasę. Ale daliśmy ją bogatym i pogłębiliśmy rozwarstwienie społeczne. To jest tajemnica, o której się milczy. Bo albo popierasz PiS, albo milczysz. Ten brak krytycyzmu, to zapatrzenie i ten zachwyt nad dwoma latami naszych rządów to przesada. Problem był nie w tym, że zostawiliśmy pieniądze w kieszeniach Polaków, tylko to, w czyich kieszeniach je zostawiliśmy. (europoseł Tadeusz Cymański, PiS, o obniżce podatków ustanowionej przez jego partię w 2007 r.)
Do parlamentu powrócił Leszek Miller, główny seksista Rzeczypospolitej. Będzie on zapewne trwałą ozdobą programów publicystycznych TVN24, których polityczną misją jest krzewienie polskiego patriarchalizmu. (profesor Magdalena Środa, etyk)
Z pryncypialnego punktu widzenia krzyż nie powinien wisieć na sejmowej sali obrad. I tego pryncypialnego punktu widzenia polscy politycy i publicyści nie są w stanie pojąć. (profesor Marcin Król, filozof i historyk idei)
Antyklerykalizm jest odpowiedzią młodych na poczucie stłamszenia. Nawet jeśli Palikot zniknie sam, to uruchomił proces, którego nie da się zatrzymać. Pojawiła się polityczna reprezentacja wszystkiego, co niebogojczyźniane. (profesor Janusz Czapiński, psycholog społeczny)
Polacy w badaniach nad kapitałem zaufania społecznego wypadają bardzo słabo. Nie ufają sobie, nie współczują, nie współpracują i nie organizują się w imię lokalnych, wspólnych spraw. Kościół nas jakoś tego nie nauczył. Tak samo jak nie nauczył nas tolerancji, szacunku dla starości czy choroby, dobroci dla zwierząt. W praktyce, nie w teorii. Polacy są wciąż jako zbiorowość nielitościwi, pełni uprzedzeń. (Kazimiera Szczuka, publicystka, feministka) Wybrali: AC, PPr
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
DOCZEKAMY! Zdaniem Janusza Czapińskiego, psychologa społecznego, w ciągu najbliższych 10 lat liczba osób zupełnie niepraktykujących osiągnie poziom 50 proc. społeczeństwa. Będzie ich wówczas o połowę więcej niż w chwili obecnej (33 proc.). Zdaniem naukowca fakt ten m.in. zupełnie odmieni obecną sytuację na scenie politycznej. MaK
BUJDY PANA JANA
Aby odeprzeć szatańskie pomysły Ruchu Palikota, narodowo-katolickie stowarzyszenie Unum Principium zainicjowało zbiórkę podpisów pod inicjatywą ustawodawczą w sprawie wprowadzenia… prawnej ochrony religii katolickiej w Polsce („FiM” 42/2011). Na podobieństwo islamu w Arabii Saudyjskiej! „Mamy świadomość, że toczy się wojna z krzyżem i Kościołem katolickim” – mówi Maciej Rąbalski, przedstawiciel stowarzyszenia w Wielkopolsce. „Chcemy, aby w ustawie znalazł się wyraźny zapis, że religia katolicka jest wyjątkowa” – deklaruje z kolei Krzysztof Zagozda, prezes stowarzyszenia. Faktycznie, religia katolicka wyjątkowo, bo jak żadna inna, lubi manipulować życiem politycznym i grabić do siebie. OH
Jan Tomaszewski, jeden z najlepszych w historii polskich bramkarzy w piłce kopanej, a obecnie poseł PiS, alarmował publicznie, że polskie stadiony i autostrady są budowane wyjątkowo kosztownie. Podał przy tym przykłady inwestycji drogowych w Szwajcarii, które są ponoć o połowę tańsze niż w Polsce. Dziennikarze Onet.pl obliczyli, że w rzeczywistości autostrady szwajcarskie są 6-krotnie droższe niż w Polsce. Inne obliczenia Tomaszewskiego są podobnie wiarygodne. MaK
RP W NATARCIU
ŚWIATŁY KACZYSTA?!
Marek Domaracki – poseł elekt Ruchu Palikota z Piotrkowa Trybunalskiego – sprzeciwia się budowie nowego kościoła w swoim mieście. W liście otwartym skierowanym do rady miejskiej wnioskuje o unieważnienie sprzedaży działki, którą w trybie bezprzetargowym nabywa od miasta łódzka archidiecezja. Poseł elekt sugeruje, aby odbyło się w tej sprawie referendum, ponieważ nowy kościół ma powstać w centrum nowego osiedla, a tam „zapotrzebowanie społeczne jest, ale na inne cele”. Wicekanclerz łódzkiej kurii – ks. Tracz – pyta retorycznie, „czego można się spodziewać po pośle partii Palikota”. Jak widać – i na szczęście! – nie tylko zdejmowania krzyża w Sejmie. ASz
Poseł PiS Witold Waszczykowski nie wyklucza poparcia ustawy o związkach partnerskich. „Chętnie przyłączę się do wszystkich, którzy chcą przejrzeć prawo, zrobić audyt, co ludziom przeszkadza żyć razem, dziedziczyć, odwiedzać się. Jeśli tu będzie możliwość zmiany w kierunku polepszenia kontaktów między ludźmi, to oczywiście poprę takie zmiany” – powiedział polityk i tym samym wywołał pod swoim adresem lawinę krytyki prawicowych mediów. Tomasz Terlikowski stwierdza, że poseł „żyje w jakimś innym kraju”, a my gratulujemy nowoczesnych – jak na PiS – poglądów. ASz
SCHIZMA W PIS
Poseł PiS Bolesław Piecha – dawny ginekolog aborcjonista (sam przyznaje się do 100 skrobanek) i tzw. trzeźwy alkoholik, a także były wiceminister zdrowia – „nie widzi powodu, żeby gej w parlamencie zajmował się sprawami długu publicznego”. Deputowany PiS skierował taką uwagę pod adresem Roberta Biedronia – posła Ruchu Palikota. Niestety, nie wiadomo, jakie – zdaniem Piechy – funkcje są właściwe dla posłów hetero-, a jakie dla homoseksualnych. Wiadomo natomiast, że Piecha
U PiS-owców rozpoczęło się szukanie winnych wyborczej klęski. Na razie jeszcze frakcja Ziobry-Cymańskiego nie atakuje wprost Kaczyńskiego, lecz jego doradców, m.in. Adama Hofmana. Zdaniem Ziobry PiS być może powinien rozpaść się na dwie różne partie, aby zagospodarować zarówno potencjalnych wyborców narodowych, jak i bardziej centrowych. Centrowych? Czyżby chodziło o Gowina z Niesiołowskim? MaK
boi się Ruchu Palikota. Słusznie, bo obłudni klerykałowie mają się czego bać! MaK
ZAWÓD POSEŁ
WYJĄTKOWY KATOLICYZM
CO PIECHA WYSKROBAŁ
5
NA KLĘCZKACH
W ławach poselskich nowo wybranego Sejmu zasiądzie aż 13 osób, które w rubryce zawód podały poseł na Sejm (12 z PO i 1 z PiS), oraz 28 posłów parlamentarzystów z zawodu (11 z PO i 17 z PiS). Łącznie sejmowych zawodowców mamy więc aż 41. Wspierać ich będzie 27 posłów politologów (PO – 12, PiS – 9, SLD – 4, RP – 2). Największą grupą zawodową reprezentowaną w polskim Sejmie stanowią jednak nauczyciele – 71 posłów (PO – 36, PiS – 28, SLD – 4, RP – 1, PSL – 2). Na kolejnej pozycji sytuują się ekonomiści – 45 posłów (PO – 26, RP – 6, PiS – 5, SLD – 5, PSL – 3) oraz wykonujący zawody prawnicze – 41 posłów (PO – 16, PiS – 20, w tym aż 3 prokuratorów, PSL – 2, SLD – 3). Na posłów wybraliśmy też 18 lekarzy (PO – 14, PiS – 3, RP – 1). Do Sejmu dostało się ponadto dwóch teologów (po jednym z PO i PiS) oraz jeden jedyny emeryt, na dodatek ledwie 35-letni (PiS). AK
DRUGIE DNO TACY Bardzo możliwe, że jeszcze raz będziemy płacić za dobra, które niechlubnej pamięci Komisja Majątkowa przekazała Kościołowi. Powiat w Kłodzku domaga się od państwa rekompensaty w wysokości 30 mln zł za stratę zamku w Szczytnej, w której znajdował się ośrodek dla upośledzonych. Zamek przejął biskup, a powiat musiał wybudować nowy ośrodek. Teraz żąda od państwa zwrotu poniesionych kosztów. MaK
katedrą. Na koszt miasta powstało aż 7 takich włazów za 28 tys. zł (niektóre trafiły do innych miejscowości). Czyżby Kościół przygotowywał się do zejścia do podziemia? A raczej – do pójścia w kanał? MaK
Różańcowy” – inicjatywa środowisk ultrakonserwatywnych wspierająca modlitewnie kleryków kształcących się do odprawiania mszy trydenckich (po łacinie, tyłem do wiernych). MaK
PRAWNIK RADZI
POLIBUDA ŚW. JANA KANTEGO
„Super Express” – tabloid czasami świecki – opublikował poradnik modlitewny dla dłużników, potencjalnych bezrobotnych i osób starających się o podwyżkę. Tyle że gazeta zachęca do modlenia się w tych przypadkach do katolickich świętych – Jadwigi Trzebnickiej i Judy Tadeusza – a także publikuje stosowne modlitwy. MaK
POWRÓT FEUDALIZMU Sąd Okręgowy w Warszawie skazał właściciela dwóch portali – Pudelek.pl i Lansik.pl – na karę pieniężną i przeprosiny za naruszenie dóbr osobistych miliardera Leszka Czarneckiego i jego żony Jolanty Pieńkowskiej-Czarneckiej. W tym wyroku – obok horrendalnej kwoty odszkodowania (200 tys. zł na cel dobroczynny oraz 20 tys. zł kosztów sądowych) – zdumiewające jest także jego uzasadnienie. Zdaniem sędzi Krystyny Gromek materiały portali naruszyły „prestiż osób powszechnie znanych, poważnych i majętnych”, a „im wyższy prestiż osób pomówionych, tym wyższa powinna być sankcja ekonomiczna”. Innymi słowy – dobre imię biedaka, który chyba może liczyć co najwyżej na „spieprzaj, dziadu!”, jest dużo mniej warte niż dobre imię miliardera. Powoli wracamy zatem do feudalnych obyczajów, w których kara za przestępstwo była uzależniona od statusu społecznego. Aż strach pomyśleć, ile może być warte w warszawskim sądzie obrażenie arcybiskupa! MaK
ODRZUCENIE SKARGI Synod Kościoła ewangelicko-luterańskiego skrytykował decyzję Sejmu w sprawie ogłoszenia roku 2012 rokiem księdza Piotra Skargi („FiM” 42/2011). Zdaniem polskich luteran jezuita Skarga był postacią kontrowersyjną i domagał się „Polski jednowyznaniowej”. Protest ewangelików jest trafny, ale – niestety – spóźniony. MaK
PATRONKA SZCZURÓW? W Łodzi na placu Niepodległości (południowy kraniec ulicy Piotrkowskiej) przed kościołem świętej Faustyny odsłonięto… właz do kanału poświęcony tej patronce miasta. Na studzience kanalizacyjnej widnieje napis: „Z miasta świętej Faustyny”. Podobny napis widnieje już na studzience przed łódzką
JAJA RÓŻAŃCOWE Środowiska katolickie uwielbiają nazwy o charakterze militarnym, które oddają intencje ekspansywnego i agresywnego ducha Kościoła: „Legion Maryi”, „Legioniści Chrystusa”, „Rycerz Niepokalanej”. Okazuje się, że istnieje także „Batalion
Politechnika Opolska z okazji jubileuszu 45-lecia postanowiła poszukać patrona. Wybór padł na św. Jana Kantego (1390–1473). Konia z rzędem temu, kto zgadnie, czemu pieczę nad przyszłymi inżynierami powierzono profesorowi teologii katolickiej. Na dodatek z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zapewne dlatego, że św. Jan Kanty patronuje studentom i profesorom oraz okazywał swoje przywiązanie do Kościoła. Nadanie opolskiej polibudzie imienia katolickiego świętego władze uczelni uczciły odsłonięciem jego pomnika oraz sesją naukową „Św. Jan Kanty – uosobienie etosu akademickiego i miłosierdzia”. Już same tytuły referatów niejednego studenta wprawiły w dobry humor: „Św. Jan Kanty autorytetem dla współczesnej inteligencji”, „Spuścizna uczonego Jana z Kęt i jego wartość dla Uniwersytetu Jagiellońskiego” czy ten wygłoszony przez jezuitę – ojca prowincjała Wojciecha Ziółka: „Duszpasterstwo akademickie nie jest do zbawienia koniecznie potrzebne w kontekście rozważań o św. Janie z Kęt”. AK
WATYKAN OBURZONY Papieska Rada Iustitia et Pax, która zajmuje się kwestiami społecznymi, postanowiła sprytnie podłączyć się pod światowe protesty oburzonych. W specjalnym dokumencie poświęconym międzynarodowemu systemu finansowemu Watykan proponuje stworzenie „światowej władzy publicznej” oraz „światowego banku centralnego”. Miałyby one zapobiec przyszłym kryzysom i zbalansować niestabilne rynki finansowe. Cały dokument jest utrzymany w duchu troski o najsłabszych. Tak oto skrajnie prawicowa dyktatura, jaką jest Watykan, kraj o wyjątkowo nieprzejrzystych finansach, poucza świat, jak ma się troszczyć o swoje pieniądze i ubogich. MaK
6
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Ziemia obiecana... Niemcom Polscy rolnicy w walce o zakup ziemi nie mają szans, kiedy do wyścigu o hektary stają z bogatymi zagranicznymi inwestorami. A już zupełna kicha jest wtedy, gdy ci drudzy są wspierani przez Kościół katolicki.
Komisja Majątkowa przestała działać w lutym 2011 roku, ale skutki jej funkcjonowania do tej pory odbijają się czkawką Izbom Rolniczym, ziemskim właścicielom, rolnikom, a przede wszystkim sąsiadom terenu oddanego Kościołowi za bezcen. W województwie kujawsko-pomorskim trzy parafie katolickie – pw. Świętej Jadwigi Śląskiej w Lichnowach, pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Pruszczu i pw. Matki Bożej Różańcowej w Serocku – dostały od Agencji Nieruchomości Rolnych z Bydgoszczy działkę o powierzchni prawie 100 ha. Oczywiście Kościół przejął ziemię w ramach rekompensaty za „mienie bezprawnie zabrane” w PRL – no bo jakże inaczej! Według ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego postępowanie regulacyjne, czyli przejmowanie działek, nie może naruszać „praw nabytych przez niepaństwowe osoby trzecie, w szczególności przez inne kościoły i związki wyznaniowe oraz rolników indywidualnych”. Przepis działa w obie strony, to znaczy, że jeśli związek wyznaniowy jest właścicielem konkretnej działki, to może ją sprzedać, uwzględniając prawo pierwokupu, które jest należne Agencji Nieruchomości Rolnych i rolnikom. W przypadku wymienionej ziemi (niespełna 100 ha) trzy parafie postanowiły ominąć zapisy ustawy i chcą sprzedać majątek zagranicznemu podmiotowi – spółce Gospodarstwo Rolne Wysoka, która należy do Niemców Ungerlanda Johannesa Bernarda i Krogera Klausa. Tu okoliczni rolnicy w ogóle nie są brani pod uwagę. Poza tym omijana jest również ustawa o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców, która w artykule 8 jasno określa, komu i kiedy można sprzedać nieruchomość rolną: „Nie jest wymagane uzyskanie zezwolenia przez cudzoziemców, będących obywatelami lub przedsiębiorcami państw – stron umowy o Europejskim Obszarze Gospodarczym albo Konfederacji Szwajcarskiej, z wyjątkiem nabycia
nieruchomości rolnych i leśnych przez okres 12 lat od dnia przystąpienia Rzeczypospolitej Polskiej do Unii Europejskiej”. Czyli do 2016 roku Kościół nie ma prawa sprzedać tej działki obcokrajowcowi, chyba że dostanie zezwolenie z MSWiA. Ten zapis również udało się ominąć, bo co tam Panu Proboszczowi podskoczy jakieś ministerstwo… Otóż Gospodarstwo Rolne Wysoka nie kupuje całej ziemi, tylko udziały wynoszące 3/5 części w prawie własności nieruchomości rolnej. Kiedy transakcja dojdzie do skutku, to GRW z łatwością będzie mogło zgłosić się do sądu w celu zniesienia udziałów i tym samym weźmie na własność rzeczoną działkę. Patent od lat znany na Ziemiach Odzyskanych. Sprawa trzech parafii i niemieckiego przedsiębiorstwa
o tym, ponieważ taki mamy obowiązek. Każdy farmer płacący podatek jest obligatoryjnie członkiem Izby Rolniczej, więc poinformowaliśmy ich o tej sprawie. Wszyscy są rozgoryczeni, bo na naszym terenie jest głód ziemi, gospodarstwa są małe i każdy chciałby w miarę możliwości je powiększać. Zaznaczyliśmy swój sprzeciw, a zarząd nas poparł; teraz zostaje tylko czekać na decyzję Departamentu Gospodarki Ziemią przy Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, do którego również 1 się zgłosiliśmy. Padł pomysł, aby spotkać się z wikariuszem kurii ks. infułatem Stanisławem Gruntem (nomen omen – dop. red.), ponieważ on podpisuje się pod wszystkimi dokumentami. Chcieliśmy porozmawiać i spróbować opóźnić sprzedaż, jednak łatwiej chyba umówić
3
2 prawdopodobnie nie wyszłaby na jaw, gdyby nie przepisy mówiące, że każda sprzedaż nieruchomości rolnych musi być konsultowana z Izbą Rolniczą. Rozmawialiśmy w tej sprawie z pracownikiem Kujawsko-Pomorskiej IR, który prosił o anonimowość. – Dostaliśmy dokumenty do zaopiniowania w tej sprawie. Dopiero wtedy dowiedzieliśmy się o planowanej transakcji. Oczywiście nasza decyzja była negatywna (patrz zdj. 1), bo w naszej gminie Tuchola istnieje ogromne zainteresowanie rolników powiększeniem swoich gospodarstw. Rozmawialiśmy z nimi
się z prezydentem… Wygląda na to, że obu stronom bardzo zależy na jak najszybszej transakcji. Jesteśmy, niestety, bezradni. Pracownicy Kujawsko-Pomorskiej Izby Rolniczej zgodnie twierdzą, że ziemia w pierwszej kolejności należy się okolicznym rolnikom, ale ich protesty i sugestie najwyraźniej nie są brane pod uwagę. Działka nr 634/2 (patrz zdj. 2), którą Kościół chce sprzedać niemieckiej firmie, jest jedną z większych na tym terenie, poza tym w większości to ziemia klasy 3A i 3B, więc bardzo dobrej jakości. W piśmie Ministerstwa Rolnictwa skierowanym
do KPIR (patrz zdj. 3) czytamy, że „w studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania gminy Tuchola działka nr 634/2 położona jest w strefie rolniczo-osadniczej oraz w kompleksie gruntów ornych o najwyższej przydatności dla rolnictwa”, a więc nie ulega wątpliwości, że ten teren powinien trafić do okolicznych rolników, którzy gwarantują wykorzystanie go wyłącznie w celach rolniczych. Niestety, w dalszej części pisma czytamy: „Gospodarstwo Rolne Wysoka sp. z o.o., którego przedmiotem działalności jest działalność rolnicza polegająca na uprawie zbóż, wskazuje, iż
kupno ww. udziału w przedmiotowym gruncie da mu gwarancję przedłużenia dzierżawy na całą powierzchnię dzierżawną do roku 2050 oraz umożliwi przebudowę bazy magazynowej”. Czym więc różni się działalność rolników od niemieckiego przedsiębiorstwa? Z pewnością ci drudzy są stokroć zamożniejsi. Ale czy ten fakt jest głównym argumentem kościelnych właścicieli działki? Czy dlatego nie liczą się z mieszkańcami swoich parafii? Skierowaliśmy w tej sprawie ww. zapytania do Ministerstwa Rolnictwa, ale odpowiedzi do tej pory nie otrzymaliśmy. ARIEL KOWALCZYK
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
M
inął raptem tydzień od zaprezentowania przez nas dowodów na to, że parafie Kościoła katolickiego otrzymały 223 mln zł dotacji w ramach współfinansowanych z budżetu państwa tzw. programów unijnych, a owo zestawienie już jest nieaktualne. Powód? Dotarliśmy do kolejnych prezentów przyznanych kościelnym agendom pod wezwaniem: św. Michała Archanioła w Karlinie – 2 mln zł, Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kołbaczu – 1,2 mln zł, św. Józefa w Szczecinie – 3 mln zł i Wniebowzięcia NMP w Nowym Warpnie – 1,1 mln zł. Jeśli tak dalej pójdzie, nie nadążymy; w każdym razie według stanu na dzień 25 października 2011 r. łączna kwota pieniędzy przelanych na plebańskie konta przekroczyła już pułap 230 mln zł! Zgodnie z zapowiedzią pokażemy teraz, ile wyrywają szefowie poszczególnych archidiecezji i diecezji oraz ichnie Caritasy: ~ łódzka wpadła na pomysł stworzenia w Łasku, Łodzi i Piotrkowie „trzech centrów idei”. Metropolita abp Władysław Ziółek dostał na ten cel 40 mln 892 tys. 250,20 zł. Archidiecezjalny Caritas został zasilony kwotą 667 tys. 376,14 zł; ~ lubelska wzięła okrągłe 24 mln zł, żeby „ochronić dziedzictwo kulturalne”. Dodatkowe 5 mln 444 tys. 503,35 zł wypłacono kurii jako organowi założycielskiemu ściśle wyznaniowego Zespołu Szkół im. św. Stanisława Kostki („warunkiem przyjęcia jest akceptacja przez kandydata i jego rodziców systemu wychowawczego zgodnego z wartościami wyznawanymi przez Kościół katolicki” – czytamy w regulaminie placówki). Z puli „ekologicznej” na konto archidiecezji wpłynęło 4 mln 647 tys. 966,58 zł celem wykonania „termomodernizacji wybranych obiektów”, zaś „poprawa konkurencyjności Wydawnictwa Archidiecezji Lubelskiej” kosztowała 359 tys. 975 zł; ~ łowicka – 23 mln 297 tys. 879 zł poszło na renowację centralnej świątyni i budowę „kompleksu rekreacyjno-wypoczynkowego”. Biskup Andrzej Dziuba dostał ponadto 432 tys. 446 zł na operacje typu „promocja agroturystyki”, żeby ośrodki rekolekcyjne nie świeciły mu pustkami. Konto Caritasu zasiliło 212,5 tys. zł; ~ legnicka – dwie pierwsze raty wypłacone bp. Stefanowi Cichemu na rewaloryzację opactwa w Krzeszowie to w sumie 22 mln 210 tys. 245 zł. W trzeciej transzy wziął 2 mln 916 tys. 482,94 zł. Digitalizacja zbiorów bibliotecznych kosztowała 848 tys. 425,20 zł, a kampania promocyjna pt. „Głębiej przeniknij zabytki diecezji” – 397 tys. 149,90 zł; ~ toruńska otrzymała 17 mln 290 tys. 350 zł na stworzenie „centrum dialogu” z zapleczem hotelowym przy miejscowym seminarium duchownym. Biskup Andrzej Suski wiele się, jak widać, nauczył od
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Studnia bez dna
(2)
7
41 tys. 998,25 zł na kościelną szkołę wyznaniową. Tamtejszy Caritas zdobył mistrzostwo Polski: 9 mln 563 tys. 365,21 zł!; ~ bydgoska – 897 tys. 292,34 zł jako pierwsza rata za rewaloryzację nieruchomości przy ul. Grodz~ przemyska – „modelowa sieć kiej 1. Przebudowa innego budynNa parafie, diecezje i Caritasy oraz prywatną współpracy Muzeum Archidiecezjalku przy Grodzkiej 18 na potrzeby uczelnię Kościół dostał ponad 685 mln zł ekstra nego” kosztowała 2 mln 838 tys. seminarium duchownego kosztowadotacji ze środków publicznych. I nie są to 97,11 zł. Za bliżej nieokreślony ła nas 335 tys. 327,48 zł; wszystkie pieniądze... „Krok w przyszłość” abp Józef Mi~ opolska – kuria dostała 867 chalik dostał ponadto 951 tys. tys. 152,15 na „budowę układu so146,77 zł, a na termomodernizację larnego i pomp ciepła” w sanktu840 tys. 896,50 zł na jego „system eo. Rydzyka. Diecezjalny Caritas ośrodka wypoczynkowego w Rzepearium św. Jacka w Kamieniu Ślą-informacji kulturalnej wraz z wypo– 4 mln 56 tys. 773,71 zł; dzi – 929 tys. 893,10 zł. Caritas przeskim, a Caritas – 692 tys. 631,79 zł sażeniem”. Caritas otrzymał w dwóch ~ wrocławska – 13 mln 694 tys. bił szefa dotacją w łącznej kwo(na całokształt). transzach 1 mln 566 tys. 383,06 zł; 842,32 zł wzięła na remont dwóch cie 5 mln 789 tys. 993,39 zł; kamienic. Pilnej interwencji wyma~ pelplińska – biskup Jan BerW akcji rozdawnictwa pominię~ sandomierska – 2 mln 627 tys. gała zwłaszcza posiadłość przy planard Szlaga dostał 6 mln 105 tys. to dziwnym trafem biskupów cu Kościelnym 4, bo przylega do luk614,17 zł celem zaadaptowania burzeszowskiego i siedleckiego oraz 123,99 zł to cena „modernizacji i adasusowego caritasowego Hotelu Jadynku dawnej szkoły na bibliotekę metropolitę częstochowskiego. ptacji oficyny dworskiej na cele muna Pawła II (290 zł za „jedynkę”) diecezjalną oraz 1 mln 166 tys. zealne”. Wcześniej przyznano kurii W dwóch pierwszych przypadkach i kłuła gości w oczy. Drobnym do591 zł, za którą to kwotę lansował 2 mln 830 tys. 417,31 celem stworzetę rażącą niesprawiedliwość powedatkiem była kwota 449 tys. 178,39 zł, hasło: „Wspólnie mamy szansę”. nia w tym samym obiekcie centrum towały sobie tamtejsze Caritasy, mająca skłonić wielebnych do pogłęCaritas musiał zadowolić się ochłapamięci o kard. Adamie Kozłowieczdobywając odpowiednio 6 mln biania wiedzy w ramach „Szansy napami (42,5 tys. zł); kim oraz Diecezjalnego Centrum 390 tys. 506,24 zł i 1 mln 423 tys. uki dla każdego”. Na „rozszerzenie Misyjnego. Caritas otrzymał 782,61 zł (Częstochowa dostała oferty turystycznej i kulturalnej rew trzech ratach 3 mln kompromitujące 41 tys. 650 zł). gionu poprzez promocję” delegatu179 tys. 107,25 zł; Z kronikarskiego obowiązku dory w Henrykowie (siedziba emerydajmy, że Caritas Polska („czaptowanego kard. Henryka Gulbika” organizacji) został zasilony nowicza) daliśmy 89 tys. 310,76 zł; kwotą 3 mln 65 tys. 732,80 zł, ~ gnieźnieńska dostała 9 mln a Caritas Ordynariatu Polowego 649 tys. 828,93 zł celem „zrewa– 1 mln 658 tys. 973,05 zł. loryzowania Wzgórza Lecha”, czyPodsumowując: hierarchowie li otoczenia katedry; otrzymali na swoje bieżące po~ włocławska – biskupowi trzeby i „charytatywno-opiekuńczy” wizerunek 299 mln 159 Wiesławowi Meringowi (słynny tys. 793 zł, że już o grosikach nie pogromca satanistów) wypłacowspomnimy. no 9 mln 495 tys. 568,24 zł, żeby ~ ~ ~ mógł sobie wyremontować i rozKontrolowane przez Kościół budować muzeum. Caritas zainwyższe uczelnie i szkoły średnie kasował 585 tys. 412 zł; dostały takie zasilanie, o jakim ~ kaliska – 9 mln 265 tys. świeckie placówki nawet nie śnią. 581,40 zł (renowacja kościołów); Absolutnym rekordzistą jest KUL ~ poznańska – arcybiskup (finansowany przez państwo na Stanisław Gądecki odrestauropoziomie ponad 136 mln zł roczwał za 8 mln 756 tys. 733,36 zł kilka kurialnych budynków, które Niesiołowski: „Każda złotówka dana na Kościół to najlepiej wydana złotówka” nie, choć jest prywatną placówką pozostającą we władaniu mejakoby służą „rozwojowi, promotropolity lubelskiego) z ekstradota~ gdańska – upiększenie warszcji i upowszechnianiu kultury”; ~ tarnowska – biskup Wikcjami w łącznej kwocie 156 mln tatu pracy (katedry) arcybiskupa Sła~ łomżyńska – biskup Stanitor Skworc wymyślił powołanie 142 tys. 740,60 zł. Najdroższe bywoja Leszka Głódzia kosztowało „diecezjalnego centrum ekonomii sław Stefanek rzutem na taśmę (tuż ły budowy i wyposażenia nowych nas 5 mln 357 tys. 409,53 zł. Na akspołecznej”, gdzie będzie się możprzed odejściem na emeryturę) wygmachów, ale znalazły się też piecje propagandowe oraz interesy Cana nauczyć, jak wyciągać publiczne rwał 8 mln 67 tys. 879,45 zł, żeby niądze na programy badawcze tyritasu daliśmy 3 mln 896 tys. 703,99 zł; pieniądze. Przyznano mu na ten cel przeprowadzić „renowację obiektów pu: „Turystyka szansą na pracę ~ zielonogórsko-gorzowska 1 mln 416 tys. 355,88 zł; kultury” i rozbudować muzeum. w obliczu EURO 2012” (ponad – 5 mln 135 tys. 346,39 zł to koszt ~ świdnicka – za 1 mln 243 tys. Za obietnicę „podniesienia jakości 613 tys. zł) czy „Adaptacja reemi„adaptacji Pałacu Biskupów na ce211,61 zł kuria przebudowała kousług edukacyjnych” w wyznaniowej grantek na regionalnym rynku prale działalności Instytutu im. bpa Wilścielny budynek pod pretekstem szkole należącej do diecezji daliśmy cy” (301 tys. zł). helma Pluty”. 1 mln 61 tys. 306,35 zł umieszczenia w nim „centrum jako obywatele 340 tys. zł, a na RaŁatwo już w tym momencie poto cena „chwały” Caritasu; wspierania i resocjalizacji rodzin”. dio Nadzieja – 109 tys. 739,62 zł. Caliczyć, że na trzy pokazane do~ drohiczyńska – za kościelJedynymi potrzebującymi, których ritas wziął 332 tys. 753,75 zł; tychczas działy (parafie, diecene „centrum dialogu” zapłacilitam spotkaliśmy podczas kontrol~ białostocka – arcybiskup zje i Caritasy oraz KUL) wpłyśmy 4 mln 995 tys. 200,94 zł. Dienej wizyty, byli kuracjusze korzystaEdward Ozorowski dostał 6 mln nęło ponad 685 mln zł dotacji. cezjalny Caritas dostał 410 tys. jący z zabiegów rehabilitacyjnych 772 tys. 549,09 zł wsparcia na rzecz Przypomnijmy, że są to eks911,25 zł; w diecezjalnym Niepublicznym Zabudowy archidiecezjalnego architrawziątki, nieobejmujące pono~ koszalińsko-kołobrzeska kładzie Opieki Zdrowotnej. Cariwum wraz z muzeum oraz 38 tys. szonych przez państwo stałych – 3 mln 855 tys. zł dla bpa Edwarda tas wziął jak swoje 1 mln 552 tys. 386,43 zł na „kadrowanie wyobraźkosztów konkordatu (ulgi i zwolDajczaka (renowacja dwóch katedr 285,50 zł; ni” aktywistów kościelnych posłunienia podatkowe, armia kapelamająca służyć „wzrostowi znaczenia ~ kielecka – biskup Kazimierz gujących się sprzętem fotograficznów, nauka religii w szkołach, cmendziedzictwa kulturowego”) i 1 mln Ryczan otrzymał 1 mln 15 tys. nym. Kurialnemu Zakładowi Hantarze itp.). 774 tys. 426,92 zł dla Caritasu; 537,50 zł na rozbudowę i modernidlowo-Produkcyjno-Usługowemu Ostateczny bilans łupów ~ katowicka – tamtejsza kuzację diecezjalnej drukarni. Kolej„Dynamis” ofiarowaliśmy 327 tys. – z uwzględnieniem zakonów, afiria metropolitalna obłowiona do niene pieniądze to: 885 tys. zł (zakup 221,95 zł, a Caritasowi – 1 mln liowanych przy Kościele szkół oraz przytomności dzięki Komisji Mająt„innowacyjnej drukarskiej maszyny 214 tys. 718 zł; dziesiątków orbitujących wokół bikowej zadowoliła się kwotą 3 mln offsetowej”), 893 tys. zł („wprowa~ gliwicka – 6 mln 388 tys. skupów i proboszczów organizacji 334 tys. 360,36 zł („zabezpieczenie dzenie nowoczesnej technologii pro964,41 zł to druga rata za rekonstruk– przedstawimy za tydzień. drewnianych kościołów”), Caritas dukcji książek w twardej oprawie” cję zespołu klasztorno-pałacowego ANNA TARCZYŃSKA – 310 tys. 177,75 zł; – ani chybi modlitewników) oraz w Rudach. Uzupełnieniem było
8
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
– Porażka PiS w wyborach dziwi socjologa religii? – Partia ta już kolejny raz przegrywa starania o przejęcie władzy w kraju. Wyborcom nietrudno ustalić powody tej klęski politycznej, chociaż członkowie PiS nie chcą przyznać się do porażki i wolą przekazywać społeczeństwu komunikat o własnej zbawczej roli, dzięki której kiedyś i tak partia odniesie wymarzony i wymodlony sukces, a naród z tego powodu odczuje pełną satysfakcję. Życie jednak idzie swoimi ścieżkami, a dominująca większość społeczeństwa nie zgodziła się już szósty raz na przekazanie władzy tym, którzy myślą o jego szczęściu według metodologii mesjanistycznej. – Przegrał jednak nie tylko PiS, ale również niezwykle aktywnie wspierający go Kościół. – Rzeczywiście, w drodze po władzę PiS był wspomagany przez część hierarchów i jeszcze większą liczbę księży parafialnych, a nawet zakonnych. Główną rolę jednak odegrało tu Radio Maryja z Torunia i jego szef ks. dr Tadeusz Rydzyk, przez tak liczne przemówienia i naciski wskazujący swoim słuchaczom i innym Polakom, że tylko ta partia nadaje się do władzy, a inne ugrupowania polityczne czyhają, aby wyprowadzić wszystkich na manowce. Polacy autentycznie prawdziwi nie posłuchali tej pokrętnej retoryki zbawczej; odrzucili też podszepty i nakazy wyborcze swoich duszpasterzy jakoby zatroskanych o szczęście narodu i o ład polityczny w kraju. Nie posłuchali również duchownych tak wysoko postawionych we władzy kościelnej jak biskupi. Nawet modlitwy zanoszone na antenie „katolickiego głosu w twoim domu” czy zamawiane i celebrowane msze w intencji dojścia do władzy ustawodawczej wskazywanych kandydatów PiS okazały się bezskuteczne! Trudno dziwić się tej bezskuteczności, jeśli ludzie ci nie rozumieją sensu i celu aktów religijnych tak wielkiej miary, jakimi są modlitwa czy msza, i mylą je ze strategiami politycznymi. – To znaczy, że wierni nie słuchają już swoich duszpasterzy? – Kler nierzadko traktuje wiernych jako wyborców, a nie jako ludzi wierzących w Boga, którzy przychodzą do kościoła, aby uczestniczyć w kulcie religijnym i posłuchać autentycznego słowa Bożego, a nie po instruktaż polityczny. Księża zachowują się opornie i nie rezygnują z własnych aspiracji politycznych. W płaszczyźnie politycznej i społecznej, w typowo świeckich sferach życia, Polacy i katolicy już od dawna nie słuchają swoich duszpasterzy i stale przypominają im własnym sprzeciwem, że te sfery nie należą do zakresu ich kompetencji. Odsetek Polaków buntujących się przeciwko politycznemu zaangażowaniu biskupów i księży parafialnych rośnie i nasila się permanentnie. – Na przykład z najnowszych badań TNS OBOP wynika, że 66 proc. polskich katolików krytycznie
Mity Kościoła ocenia polityczne zaangażowanie Kościoła, a 27 proc. uważa, że wpływy Kościoła są duże. – We wcześniejszych badaniach odsetek Polaków krytykujących polityczne aspiracje biskupów i księży był jeszcze większy – sięgał aż 75 proc. respondentów. Zaangażowanie polityczne Kościoła rzymskokatolickiego krytykuje i zdecydowanie odrzuca w swej większości polska młodzież
wskazywać im, czym mają się zajmować w instytucjach władzy. – Tym bardziej że religijność zdaje się mocno spadać. Czy Polska jako naród katolicki nie jest już wyłącznie mitem? – Wskaźniki Polaków przyznających się do wiary katolickiej są rzeczywiście wielkie i szokujące Zachód. Socjologowie religii wiedzą jednak, że są to z reguły deklaracje wiary,
Kondycja religijna katolików polskich zawsze była kiepska – w wymiarze wiedzy religijnej, wierzeń religijnych, a zwłaszcza w powiązaniu religijności z moralnością codzienną i odświętną – w wywiadzie z „FiM” mówi profesor Józef Baniak, socjolog religii z UAM w Poznaniu. ucząca się w szkołach gimnazjalnych i średnich oraz akademicka. Młodzi szczególnie martwią się zbyt natarczywym i szerokim zakresowo ingerowaniem Kościoła w sprawy polityczne państwa i samorządów lokalnych, presją biskupów wywieraną na ustawodawstwo sejmowe, jak i na moralne życie ludzi i grup społecznych. Do podobnych wniosków upoważniają mnie też moje kilkakrotne badania socjologiczne na ten temat – ich wyniki opublikowałem w wielu periodykach naukowych, w tym także o charakterze teologiczno-pastoralnym. – Te wyniki są zatem znane duchowieństwu. – A mimo to nie wyciąga ono odpowiednich wniosków płynących z krytycznego nastawienia ludzi wierzących i niewierzących do politycznego zaangażowania Kościoła, do mieszania się hierarchów i księży w sprawy państwowe pod pretekstem czuwania nad dobrem moralnym narodu i społeczeństwa. Bez wątpienia wpływy Kościoła w państwie i w samorządach lokalnych są tak szerokie i głębokie, że jednych zadziwiają, a innych irytują i wywołują pytanie, czy są jeszcze takie sfery życia świeckiego, w których nie da się ich zauważyć. Problem w tym, że władze państwowe i samorządowe nierzadko ulegają tym wpływom z pełną świadomością, uważając przy tym, że Kościół ma do tego prawo, gdyż najlepiej rozumie potrzeby i problemy narodu, a inwestowanie państwa w sprawy Kościoła jest najlepszym rozwiązaniem istniejących problemów społecznych i moralnych. Takiej postawy gros obywateli jednak nie akceptuje i wskazuje na przerost ambicji politycznych Kościoła. Szkoda, że duchowni nie chcą dostrzec tego głosu społecznego milionów rodaków i zamiast zająć się własnym i swoich wiernych życiem religijnym, wolą umoralniać polityków,
które już znacznie rzadziej przekładają się na zachowania praktyczne. Korzystając z licznych dawnych i aktualnych badań socjologicznych, można stwierdzić, że kondycja religijna katolików polskich zawsze była kiepska – w wymiarze wiedzy religijnej, wierzeń religijnych, a zwłaszcza w powiązaniu religijności z moralnością codzienną i odświętną. Odsetek Polaków autentycznie religijnych, żyjących na co dzień według standardów religijnych i wskazań moralnych Kościoła, jest niewielki – sięga zaledwie jednej piątej populacji wierzących. Dominująca większość to katolicy bierni religijnie, niełączący zasad religijnych z osobistym postępowaniem moralnym, unikający bezpośrednich więzi z księżmi i z parafią. Statystyki badawcze i kościelne informują o odchodzeniu licznych katolików od tych praktyk, maleją nawet wskaźniki osób spełniających ryty przejścia i obowiązkowe praktyki powtarzalne. Pierwsza komunia, bierzmowanie, ślub kościelny, religijny pogrzeb zmarłych, a nawet chrzest, stały się uroczystościami typowo rodzinnymi o profilu świeckim z niewielką domieszką religijności. Bez wątpienia autentyczny katolicyzm Polaków jest bliższy mitowi niż realnemu faktowi. W wymiarze duchowości religijnej i moralności opartej na standardach religijnych, chrześcijańskich sytuacja ta wygląda znacznie gorzej – wzrasta odsetek katolików, którzy chcą mieć wybór także w sferze religijnej i moralnej, a odrzucają dyktat religijny i etyczny Kościoła. – To dlatego Polacy, naród uważany za niemal stuprocentowo katolicki, wybierają świeckość państwa? – Taką postawę Polaków, katolików i chrześcijan polskich badacze religijności dostrzegali już znacznie wcześniej. Problem tkwi w tym, że nie wszyscy, zwłaszcza władze kościelne
i część elity narodowo-katolickiej, chcieli zauważyć to nastawienie ludzi. Polacy są doskonale zorientowani w zależnościach między państwem i Kościołem, więc chcą, aby obie te instytucje nie przekraczały granicy je dzielącej i zachowały własną suwerenność i niezależność ideową – chcą po prostu, aby ich państwo pozostało świeckie, a Kościół był instytucją religijną zgodnie ze swoim podstawowym przeznaczeniem. Postawy tej nie zakłócą nawet poglądy wielu posłów i senatorów, którzy własne plany polityczne ściśle połączyli z opcją polityczną Kościoła i chętnie oglądają się za jego wsparciem strategicznym. Polacy jako ludzie religijni, jako katolicy praktykujący, łatwo odróżniają świętość od świeckości, a ołtarz od tronu, stąd są krytycznie nastawieni w swej większości do zacierania różnic między tymi sferami życia publicznego. – Nawet Benedykt XVI stwierdził swego czasu, że na sojuszu tronu i ołtarza Kościół zwykle tracił. Dlaczego zatem polski kler ignoruje ten głos? – Kościół rzymskokatolicki w Polsce pod wieloma względami odbiega daleko od innych Kościołów lokalnych, funkcjonujących w innych krajach katolickich. Różnice te mają charakter zarówno społeczno-polityczny, religijno-kultyczny, jak i moralno-społeczny. Nawet ustalenia II Soboru Watykańskiego były w Polsce wprowadzane z dużym opóźnieniem i z wielkimi oporami przez samą władzę kościelną. Trudno więc się dziwić, że i do tej kwestii, o znaczeniu fundamentalnym dla normalnego funkcjonowania Kościoła i państwa, polscy biskupi podchodzą inaczej, niż widzi je obecny papież. Ołtarz i tron w Polsce są od dawnych czasów ściśle z sobą zrośnięte i powiązane licznymi zależnościami i więziami, które w efekcie niosą zyski, przywileje, wpływy i władzę nad masami wiernych i obywateli. – Stąd klęska SLD? Polacy mają dosyć zachowawczej postawy lewicy? – Można by zapytać, czy SLD – w obecnej formule – jest ugrupowaniem lewicowym, czy tylko udaje przed wyborcami o ideowości i praktyce lewicowej własną lewicowość. Obywatele i członkowie SLD, poprawnie rozumiejący lewicowość, nie są aż tak naiwni, aby można wmówić im coś, co przywódcy partii usiłowali obiecywać jako realne. Fatalna retoryka ideowa i nieadekwatna metodologia postępowania wyborczego zarządu partii przyczyniły się do jej klęski i zepchnięcia na margines znaczenia politycznego w państwie i w świadomości licznych członków i obywateli. Nie da się też ukryć,
że u podłoża tej klęski SLD znajdują się dawne i obecne jego alianse z Kościołem i z klerem na różnych szczeblach wzajemnych kontaktów. Być może wyborcy dostrzegli autentyczną lewicowość w myśleniu i postępowaniu posła Janusza Palikota i jego partii? Najbliższy czas i praktyka życiowa dadzą odpowiedź na to pytanie. – Czy wobec tego nastała w Polsce nowa era? Era Palikota? – Czy dążenie Polaków do świeckości mimo odmiennych enuncjacji kościelnej władzy i świeckich fundamentalistów religijnych ma jakiś związek z reakcją polityczną posła Janusza Palikota? Czy faktycznie można jego wystąpienie z postulatem świeckości państwa i życia publicznego w kraju uznać za swoistą erę Palikota? Myślę, że takie podejście do tej kwestii jest nieco przesadzone. Raczej jego postulat można uznać obiektywnie za trafne przypomnienie Polakom nieco uśpionym politycznie, że mają prawo do życia w państwie świeckim, nieuzależnionym pod każdym względem od religii i Kościoła, od dyktatu kleru czy od jednej opcji i oceny bieżących spraw społecznych i moralnych. – A co tak naprawdę symbolizuje krzyż w Sejmie? – Podstawowy wymiar symboliczny znaku krzyża w chrześcijaństwie jest w istocie swej tylko religijny! Chcąc zachować tę jego symbolikę, należy zapewnić mu odpowiednią przestrzeń. Taką przestrzenią są miejsca mające charakter religijny czy kościelny. Przestrzenią taką nie są i nie powinny być miejsca świeckie, pozbawione wymiaru sakralnego. Zatem ani miejsce obrad Sejmu, ani miejsce przed Pałacem Prezydenckim (czy tym bardziej ulica) nie są w stanie zapewnić krzyżowi jako przedmiotowi kultu religijnego adekwatnego szacunku i czci, mieszczących się w sferze autentycznej wiary religijnej ludzi. Domaganie się przez władze kościelne i świeckich ultrakatolików pozostawania krzyża i innych znaków religijnych w przestrzeni typowo świeckiej, niereligijnej, naraża je wszystkie na stałe zniesławianie. Krzyż w sali sejmowej nie odgrywa więc swojej zasadniczej roli, gdyż nie ma tu odpowiedniej atmosfery niezbędnej do tego celu. Rolę taką odgrywa on natomiast w kaplicy sejmowej. W sali sejmowej politycy nadali krzyżowi wymiar polityczny, a taki wymiar kłóci się z jego istotą i przeznaczeniem. Krzyż w sali sejmowej stał się „polem przetargowym” w politycznych i partyjnych rozgrywkach posłów, a nie jest bynajmniej przejawem ich autentycznej religijności i wiary. Krzyż w Sejmie nie łączy i nie scala posłów różnej
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r. orientacji ideowej i politycznej, a wręcz przeciwnie – dzieli ich zasadniczo i skłóca, antagonizuje i pozwala walczyć o własne, partyjne interesy. To zaś wszystko jest niegodne istoty i symboliki tego znaku chrześcijańskiego. – Należy go zdjąć? – Jedynym znakiem mającym patriotyczny wymiar i mogącym łączyć wszystkich posłów bez względu na ich ideowość polityczną jest GODŁO państwowe, więc tylko ono winno wisieć na ścianie sali sejmowej. Co okazałoby się wtedy, kiedy wiszący Jezus na krzyżu w końcu zareagowałby na niemoralne i gorszące zachowania niektórych posłów w sali sejmowej podczas obrad i wydałby swoją radykalną ocenę moralną ich postaw i działań, biorąc w obronę przed nimi ten swój krzyż? – Czy w ogóle da się rozwiązać spór o krzyże w instytucjach publicznych? – Spór o pozostawanie krzyża w miejscach publicznych okaże się nadal trudny do rozwiązania, jeśli władze kościelne będą trwały w swoim uporze, chcąc z jego pomocą zapewnić sobie wpływy w państwie, jak i na postawy oraz zachowania ludzi, którzy często nie rozumieją istoty symboliki krzyża. – Śmierć papieża Polaka to początek agonii polskiego Kościoła? – Papież Jan Paweł II doskonale wiedział, jaki jest duch polskiego katolicyzmu, miał rozeznanie, że nie jest on najwyższych lotów i że wymaga wydatnych zmian. Katolicyzm ten był wtedy bardzo rytualny, płytki ideowo, ograniczony do bezrefleksyjnego udziału w niedzielnych mszach, przesadnie przesiąknięty kultem maryjnym. Ta sytuacja po 2005 roku jeszcze się pogłębiła, ukazując wysoki poziom zlaicyzowania religijności i moralności codziennej. Katolicy – mimo swej bierności religijnej i obojętności moralnej – sami zauważają, że z Kościołem dzieje się coś niedobrego, że przestaje on być instytucją religijną, a staje się z własnej woli instytucją świecką i polityczną. Stąd domagają się coraz głośniej i radykalniej, aby Kościół zastanowił się na swoją strategią postępowania i dokonał istotnych zmian na lepsze. W innym przypadku będą jeszcze liczniej emigrować z ram jego aktywności i wpływów. – Duże znaczenie odegrała zapewne odarta w końcu z tajemnic działalność Komisji Majątkowej. – Sprawa Komisji Majątkowej to odrębny przypadek niemoralnego postępowania Kościoła, który przyczynił się wydatnie do zaniżenia jego prestiżu u wiernych i w społeczeństwie polskim. Pokrętność w wyjaśnianiu jej aferalności przez władze kościelne ukazała, że pieniądze i majątki czy nieruchomości znajdują się w centralnym punkcie hierarchii wartości Kościoła. Taki stan moralności w instytucjonalnym Kościele w Polsce wymaga radykalnych zmian, całkowitej jego odnowy. Oczekiwania
jego członków i społeczeństwa, a nawet znacznego odsetka kleru idą właśnie w tym kierunku. – A afery pedofilskie? – Świat i Polacy są doskonale zorientowani w ich skali i konsekwencjach poniesionych przez dzieci i młodzież. Niestety, Kościół – wszystkie jego władze – nie potrafił stanąć na wysokości zadania. Nie ukazał obiektywnie rozmiarów problemu spowodowanego przez księży, zakonników i zakonnice niemal na całym świecie, nie ukarał ich za ten czyn sprawiedliwie, lecz wolał sprawę zamieść pod swój szeroki dywan wpływów i władzy. Ważniejszy dla władz kościelnych jest tzw. pozytywny obraz Kościoła w świadomości społecznej aniżeli los tysięcy dzieci molestowanych i gwałconych przez księży i zakonników. Taka postawa zasługuje na naganę moralną, wynika bowiem z podwójnej moralności i jest zakłamana. Tak też postrzegają i oceniają tę postawę zarówno ludzie religijni, jak i obojętni na wpływy kościelne. W Polsce jeszcze nie są znane rozmiary afery pedofilskiej księży wobec dzieci. Przypadki nagłaśniane przez media są nadal rzadkie. Jednak i u nas biskupi lokalni każdy taki przypadek skrzętnie ukrywali, a nawet uniewinniali księży przestępców. Księża i tak znają skalę tego procederu, tak jak znają odsetek swoich kolegów w zawodzie świadomie uwodzących parafianki i inne kobiety. – Pan prowadził niepopularne wśród biskupów badania nad celibatem. Jaki obraz Kościoła się z nich wyłania? – Obowiązkowy celibat zakazujący mężczyznom duchownym zawierania małżeństwa i posiadania własnych rodzin jest czymś dziwnym i nie do przyjęcia z obiektywnego punktu widzenia. Ksiądz profesor Franciszek Mirek, wybitny uczeń profesora Floriana Znanieckiego i autor pierwszej socjologicznej monografii katolickiej parafii, widział w takim celibacie czynnik wykluczenia społecznego jednostki – księdza. Celibat, jego zdaniem, spełnia swoje zadanie tylko wtedy, kiedy kandydat na księdza może sam wybrać formę swojego życia kapłańskiego – albo w samotności bez rodziny, albo z rodziną, łącząc pracę zawodową z życiem rodzinnym. Niestety, Kościół rzymskokatolicki nie daje takiej możliwości swoim kapłanom, lecz wszystkim nakazuje bezżeństwo. Nie istnieją żadne względy teologiczne uzasadniające konieczność celibatu księży parafialnych. Podstawą jego są względy organizacyjne, władcze i finansowe Kościoła, skondensowane najbardziej w bezwzględnym posłuszeństwie księdza wobec władzy własnego biskupa. – Tym trudniej się podporządkować… – Nie wszyscy księża akceptują ten typ celibatu. Wielu podważa jego
ZAMIAST SPOWIEDZI potrzebę, a inni pod jego wpływem rezygnują z kapłaństwa i powracają do życia świeckiego. Znaczny odsetek księży parafialnych i zakonnych utrzymuje więzi z kobietami o charakterze emocjonalnym (zakochują się w nich) i seksualnym (uwodzą je i realizują potrzebę erotyczno-seksualną). Więzi te są albo przelotne i krótkotrwałe, albo stabilne i skrystalizowane. Nierzadko skutkiem tych więzi księży z kobietami są dzieci. Jedni księża ojcowie akceptują własne potomstwo i wspierają je w rozwoju i potrzebach, inni zaś wypierają się swego ojcostwa, nie utrzymują więzi z dziećmi ani z ich matkami, a swymi byłymi partnerkami seksualnymi. Nie brakuje też takich księży, zwłaszcza parafialnych, którzy postępują z kobietami jak motyle z kwiatkami – chcą mieć ich więcej i nie potrafią być w związku z jedną partnerką. Co więcej, traktują kobiety jak lalki, którymi chcą się tylko pobawić jak mali chłopcy samochodzikami, a następnie odrzucić w kąt i szukać nowej, atrakcyjniejszej
zabawki, byle tylko nie piszczała za głośno, gdyż wtedy koledzy lub biskup zorientują się w ich dylemacie. Taka ich zaburzona osobowość ma wiele czynników u swego podłoża, w tym złe wychowanie rodzinne i formację seminaryjną opartą na obligatoryjnym celibacie i przymusowym posłuszeństwie władzy kościelnej, niestosowne nastawienie do kobiety, seksualności męskiej i kobiecej, małżeństwa i rodziny – a to wszystko jest drugorzędne w stosunku do kapłaństwa jako „najważniejszego” sakramentu! – A więc wszystko ma początek w formacji? – W gruncie rzeczy radykalna sakralizacja zawodu księdza powoduje swoiste wyłomy w jego mentalności i osobowości, pozwalające mu traktować świeckich z góry jako obiekt swoich działań zawodowych. Takie cechy są wpajane klerykom w seminarium duchownym – tak było w przeszłości i tak dzieje się obecnie. No cóż, celibat zmusza licznych księży obojga orientacji seksualnych do życia na co dzień w tzw. podwójnej moralności – z jednej strony chcą być kapłanami, a z drugiej
strony nie rezygnują z kobiet i realizacji swojej potrzeby seksualnej i emocjonalnej albo też z homoseksualności. Inną wadą licznych księży jest pijaństwo i alkoholizm. Alkohol rujnuje księży i zakonników – ich moralność i życie osobiste – wywołuje kryzys tożsamości kapłańskiej i kryzys egzystencjalny. Materializm praktyczny, dążność do luksusu, chęć władzy nad świeckimi to kolejne codzienne grzechy księży. Nie znaczy to jednak, że wady te występują na równym poziomie u wszystkich księży – poziom ten jest bardzo zróżnicowany i niejednolity, aczkolwiek widać je u każdego. Taka „moralność” nie może być obojętna dla obrazu Kościoła instytucjonalnego, wręcz przeciwnie – ukazuje go w dość ciemnych kolorach i w zamazanym tle. – Może dlatego młodych nie interesuje wiara i wartości, o jakich mówi Kościół? – Młodzież bez problemu odróżnia wiarę od religijności zinstytucjonalizowanej i od wartości propagowanych przez Kościół. Z licznych badań socjologicznych wynika, że porzucanie wiary religijnej przez młodzież jest nadal zjawiskiem rzadkim. Młodzież szkolna, a mniej – akademicka, akceptuje Boga i chce w Niego wierzyć, lecz już nie według zaleceń religijnych Kościoła. Liczni młodzi respondenci postrzegają Boga poza religią, poza próbami jego zobrazowania przez określoną religię czy doktrynę kościelną. Inną kwestią są wartości wskazywane młodym przez Kościół – wzrasta odsetek młodzieży, która w swojej hierarchii wartości nie umieszcza wartości religijnych czy wynikających w moralności chrześcijańskiej. Hierarchia wartości tej młodzieży jest oparta na normach moralności humanistycznej. – Biskupi nie są już dla młodzieży autorytetem? – Biskupi w Polsce rzadko byli obiektami „czci” w środowisku polskiej młodzieży. Stąd dla większości jej populacji nie byli i nie są oni autorytetami religijnymi i moralnymi. Sytuacja ta wynika stąd, że polscy biskupi są w ogóle mało znani katolikom świeckim, a tym bardziej młodzieży. Przyjazd biskupa do jakiejś parafii jest wydarzeniem sporadycznym i okazjonalnym, a przez to uniemożliwia lepsze jego poznanie przez ludzi. Jeśli już pojawi się w parafii, wtedy jest traktowany jak sam „bóg”, witany z lękiem przez proboszcza i z zapartym tchem przez reprezentantów różnych grup społecznych i parafialnych. W efekcie przy biskupie i „kulcie” jemu oddawanym, przy całej pompatyczności jego wizyty w parafii, kult Boga i Jezusa schodzi na dalszy plan. Kto zaś widział, żeby biskup pojawił się w szkole i zechciał porozmawiać z młodzieżą o jej
9
problemach i dylematach życiowych, z chęcią niesienia pomocy, a nie umoralniania? Z wysokości piedestału biskupiej władzy sytuacja taka jest raczej mało realna. Większość biskupów woli jednak swoją anonimowość i wyjątkowość czy wysokość swego urzędu aniżeli bratanie się z wiernymi. – Co to oznacza dla samego Kościoła? – Efektem sekularyzacji i desakralizacji życia Polaków i licznych rodzin katolickich jest między innymi radykalny kryzys ilościowy i jakościowy powołań kapłańskich, w wyniku którego do seminariów duchownych zgłasza się coraz mniej kandydatów, a zarazem zwiększa się odsetek kleryków rezygnujących z planów zawodowych związanych z kapłaństwem instytucjonalnym. Narasta też odsetek księży i zakonników porzucających szeregi kapłańskie i powracających do życia świeckiego. Kryzys ten dotknął jeszcze bardziej zakonne powołania żeńskie i męskie. Wskaźniki wstąpień dziewcząt i kobiet do zakonów czynnych i kontemplacyjnych są tak niskie, że władze zakonne wysyłają społeczeństwu komunikat mówiący, iż takiej sytuacji dotąd w polskich zakonach żeńskich nie było. Ponadto nasilił się już w latach 90. minionego wieku, a jeszcze bardziej wzrósł w obecnym wieku odsetek zakonnic porzucających swoje zgromadzenia, bez względu na czas pozostawania we wspólnocie zakonnej – odchodzą stamtąd nawet kobiety, które złożyły zakonne śluby wieczyste, czyli takie, które po wystąpieniu z zakonu uniemożliwią im zawarcie religijnego małżeństwa. Natomiast niemal zamiera wskaźnik mężczyzn, którzy wybierają pomocniczą czy usługową rolę brata zakonnego z jednoczesną decyzją rezygnacji ubiegania się o święcenia kapłańskie. – A co dzieje się z pokoleniem JPII? – Mity, zwłaszcza o charakterze religijnym, ciągle są żywe, bowiem wypełniają ważne luki w świadomości ludzi chcących, aby stały się one lub oznaczały realną rzeczywistość. Niestety, mijają się z prawdą. Czy w ogóle istniało w Polsce odrębne pokolenie ludzi, które obiektywnie można by uznać jako pokolenie Jana Pawła II? Zarówno w moim przekonaniu, jak i innych socjologów religii takiego pokolenia nigdy nie było. Można mówić jedynie o mitycznym wyobrażeniu o takim pokoleniu, lansowanym przez różne środowiska, w tym przez niektórych socjologów religii, związanych z ośrodkami kościelnymi. Kto miałby być takim pokoleniem – dawni gimnazjaliści, licealiści czy studenci, którzy niekiedy wędrowali za papieżem, śladami jego podróży, zapatrzeni w jego humor, a już mniej w jego przepowiadane nakazy etyczne? Takim pokoleniem mogli być też katolicy dorośli, lecz zwolennicy pokolenia JPII już nie wliczają ich do jego struktur. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
10
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
POD PARAGRAFEM
Strachy na Lachy „Masz dynię w oknie – czcisz szatana” – straszą wielebni. Wydrążona dynia ze świeczką w środku to symbol „święta ku czci diabła”, czyli Halloween. „Należy pamiętać, że jest to święto pogańskie, w żywe oczy szydzące z chrześcijaństwa” – przestrzega wiernych parafia pw. św. Jadwigi Śląskiej w Lichnowach i żąda, by „bezwzględnie przeciwstawiać się próbom zaszczepienia w Polsce tego święta”. Wtóruje jej parafia w Żelistrzewie: „Trzeba Halloween raz na zawsze wytępić z polskiej ziemi”, bo „Halloween to jawna laicyzacja Uroczystości Wszystkich Świętych”. Natomiast proboszcz parafii pw. MB Miłosierdzia w Swarzędzu kategorycznie nakazuje dyrekcjom szkół i przedszkoli, nauczycielom i wychowawcom zaniechać organizowania obchodów
Halloween, a rodzicom składać protesty w tej sprawie. I przypomina swoim owieczkom, że „tradycje Halloween wywodzą się z magicznych i satanistycznych kultów, które stoją w całkowitej sprzeczności z wyznawaną przez nas wiarą oraz stwarzają duchowe niebezpieczeństwo”. Tak naprawdę mało kto się tymi księżowskimi strachami przejmuje. Powód jest najbanalniejszy z banalnych – nikt poza księżmi nie traktuje Halloween ani trochę serio. I to właśnie doprowadza kościelne autorytety do największej wściekłości. Łatwo to zrozumieć, zważywszy na to, z jak wielkimi oporami Kościół musiał przerabiać dawne pogańskie kulty zmarłych na katolickie święto. Halloween jest akurat tego dobitnym przykładem. Otóż zanim zostało do cna skomercjalizowane, było tradycją wywodząca się z celtyckiego kultu zmarłych, którą w latach 40. XIX wieku na kontynencie amerykańskim zaszczepili – nomen omen – katoliccy imigranci z Irlandii.
Nieprzypadkowo też Kościół obchodzi 1 listopada jako Wszystkich Świętych. Święto to zostało ustanowione w 998 r. przez św. Odylona, opata z Cluny, dla zawłaszczenia niemożliwych do wykorzenienia pogańskich, tudzież celtyckich, kultów zmarłych. Jego obchodzenie zdołano jednak zaszczepić w Kościele dopiero w XIII wieku. Przy czym nie oznacza to, że jednocześnie i że akurat wśród jego wiernych, o czym dobitnie świadczy zarówno anglosaska
Porady prawne Obowiązek alimentacyjny Moje pytanie dotyczy obowiązku płacenia alimentów. Jestem po rozwodzie z żoną, mamy córkę, która ma 23 lata. Córka studiuje dziennie na prywatnej uczelni. Od rozwodu płacę alimenty. Zastanawiam się, jak długo trwa obowiązek alimentacyjny wobec dziecka i od czego zależy? Co robić, aby w legalny sposób przestać płacić alimenty na rzecz dorosłego dziecka? Zgodnie z prawem nie możemy mówić o granicy wieku dziecka, poniżej której rodzice są zobowiązani do świadczeń alimentacyjnych, a powyżej której już nie ponoszą takiego obowiązku. Kodeks rodzinny i opiekuńczy stanowi, że rodzice zobowiązani są do płacenia alimentów na dziecko, o ile dziecko nie jest w stanie utrzymać się samodzielnie. Nie dotyczy to sytuacji, gdy dziecko ma własny majątek, z którego mogłoby się utrzymać.
Jeśli dziecko jest pełnoletnie, rodzic może uchylić się od obowiązku świadczenia alimentacyjnego w przypadku, gdy płacenie powoduje dla niego nadmierny uszczerbek majątkowy albo gdy dziecko nie dokłada starań, aby samodzielnie się utrzymać. Zatem sąd każdorazowo będzie rozstrzygał, czy w indywidualnym przypadku zachodzi opisana sytuacja. Aby domagać się zniesienia obowiązku płacenia alimentów, należy złożyć odpowiedni pozew w sądzie rodzinnym właściwym dla miejsca zamieszkania uprawnionego do alimentów.
Intercyza Za kilka miesięcy wychodzę za mąż. 12 lat temu kupiłam mieszkanie i jestem jego jedyną właścicielką. Czy muszę spisać intercyzę, aby w razie rozwodu własność mieszkania nie uległa podziałowi? Polskie prawo stanowi, że z chwilą zawarcia małżeństwa powstaje
między małżonkami wspólność majątkowa. Od tej chwili mamy do czynienia z trzema odrębnymi masami majątkowymi: majątkiem wspólnym, majątkiem osobistym żony i majątkiem osobistym męża. W skład majątku wspólnego wchodzą przedmioty majątkowe nabyte w czasie trwania małżeństwa przez każdego z małżonków lub przez oboje z nich (na przykład wynagrodzenie za pracę). Natomiast w skład majątku osobistego każdego z małżonków wchodzą na przykład przedmioty majątkowe nabyte przed powstaniem wspólności ustawowej, odziedziczone, uzyskane z tytułu zapisu lub darowizny (chyba że spadkodawca lub darczyńca postanowił inaczej). Ustawodawca daje małżonkom możliwość rozszerzenia lub ograniczenia wspólności majątkowej, a nawet ustanowienia rozdzielności majątkowej. Mogą tego dokonać przez umowę zawartą w formie aktu notarialnego – zarówno w trakcie trwania małżeństwa, jak i przed jego zawarciem.
Zatem mieszkanie, którego jest Pani właścicielką, po zawarciu małżeństwa z mocy prawa wejdzie w skład Pani majątku osobistego. Jeśli dojdzie do ewentualnego podziału majątku, to podziałowi ulegnie majątek wspólny.
Renta chorobowa Od 2002 roku przebywam na rencie chorobowej z powodu utraty zdrowia. Zastanawiam się, w jaki sposób okres przebywania na rencie chorobowej będzie postrzegany przez ZUS. Czy po osiągnięciu wieku emerytalnego okres przebywania na rencie będzie zaliczany do okresu stażowego i czy konieczne jest złożenie wniosku o przyznanie emerytury? Należy zacząć od tego, że świadczenie rentowe, o jakim mówimy, to renta z tytułu niezdolności do pracy. Zgodnie z obowiązującymi przepisami okres pobierania renty chorobowej po ustaniu zatrudnienia w wymiarze czasu pracy nie niższym niż połowa obowiązującego w danym zawodzie lub po ustaniu obowiązku ubezpieczenia społecznego z innego tytułu jest okresem
tradycja Halloween, jak i nasze polskie Zaduszki. Jeszcze w połowie XIX wieku Wszystkich Świętych na ziemiach polskich było uważane za sztucznie wprowadzone święto kościelne i powszechnie nieobchodzone. Polacy natomiast masowo świętowali Zaduszki 2 listopada. Wprawdzie już przeważnie na modłę katolicką, zastępując przywoływanie dusz zmarłych praktyką wypominania przez księży imion zmarłych (co przy okazji stanowiło dla klechów niezły dochód), ale ewidentnie wywodzące się z prastarej słowiańskiej tradycji dziadów. Obchodzenie Wszystkich Świętych przyjęło się w Polsce dopiero u schyłku XIX wieku. I to nie za sprawą indoktrynacji katolickiej, ale rewolucji przemysłowej i z przyczyn nader prozaicznych. Ponieważ 1 listopada jako święto kościelne dla rzesz zatrudnionych w fabrykach robotników był dniem wolnym od pracy, zaduszkowy zwyczaj odwiedzania grobów i wspominania zmarłych siłą rzeczy z 2 listopada musiał przenieść się na katolickie święto. Ileż to się wtedy Kościół nawojował, uznając za profanację kultywowanie pamięci o zwykłych grzesznych śmiertelnikach w święto ustanowione dla katolickich świętych. Batalia jednak była z góry przegrana. I tak ostatecznie pogański kult zmarłych odniósł zwycięstwo nad kultem kościelnych świętoszków. Bo któż tak naprawdę 1 listopada wspomina katolickich świętych i kogo oni w ogóle obchodzą? I dlatego na nic się zdadzą kościelne Noce Świętych organizowane w celu wyplenienia halloweenowych zabaw. AK
nieskładkowym. ZUS uwzględnia ten okres przy ustalaniu prawa do emerytury i obliczaniu jej wysokości. Z tym że okresy nieskładkowe uwzględnia się w wymiarze nieprzekraczającym jednej trzeciej udowodnionych okresów. Jeśli więc udowodniono 18-letni okres składkowy – ZUS przy ustaleniu prawa do emerytury może uwzględnić maksymalnie 6-letni okres nieskładkowy. Po osiągnięciu wieku emerytalnego przez osobę pobierającą rentę z tytułu niezdolności do pracy emerytura przyznawana jest z urzędu, jeśli osoba ta podlegała ubezpieczeniu społecznemu albo ubezpieczeniom emerytalnemu i rentowemu. Oznacza to, że nie trzeba składać wniosku – przepisy prawa zobowiązują ZUS do samodzielnego wydania decyzji o przyznaniu emerytury. ~ ~ ~ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
11
T
akie mogą być skutki wdrożenia w życie pomysłów niektórych urzędników Narodowego Funduszu Zdrowia i Ministerstwa Zdrowia. Wpadli na nie po lekturze ostatnich zestawień statystycznych dotyczących wydatków lecznictwa na tak zwaną refundację leków. Pod tym biurokratycznym pojęciem ukrywa się cały skomplikowany system państwowych dopłat do lekarstw, protez i aparatów niezbędnych w leczeniu i rehabilitacji pacjentów. Narodowy Fundusz Zdrowia wydaje na nie rocznie około 8,5 miliarda złotych (dane za rok 2010), czyli ponad 12 procent wszystkich wydatków NFZ przeznaczonych na leczenie. Do końca lipca 2011 roku koncerny farmaceutyczne zgarnęły już prawie 7 miliardów rządowych dopłat. Nie możemy jednak zapomnieć, że Polacy z własnej kieszeni wydają na częściowo refundowane przez państwo medykamenty dużo więcej (prawie 11 miliardów zł), a leki pełnopłatne kosztują nas dodatkowe 2 miliardy. Takich fatalnych proporcji nie spotkamy nigdzie w UE. Tamtejsze systemy refundacji leków powodowały kolejne zmniejszenie wydatków pacjentów. Nasz system na odwrót – przyczyniał się do ich wzrostu. Zdaniem ekspertów powodem tego jest przedziwna konstrukcja dotychczasowego polskiego systemu urzędowych dopłat. Rzecz w tym, że urzędnicy połączyli w jedno dwa wzajemnie wykluczające się systemy: system pokrywania procentowej części ceny preparatu przez państwo i system wyznaczania kwoty maksymalnej dopłaty. Mamy więc – na przykład – kardiologiczne preparaty, za które pacjent płaci faktycznie 90 procent ceny, choć teoretycznie są objęte 70-procentową, ale dodatkowo limitowaną kwotowo dopłatą państwa. Biurokratom to nie przeszkadza. Tak samo zresztą jak dane, które mówią, że w okresie styczeń–lipiec 2011 roku Polacy wykupili w aptekach ponad 4 miliony 800 tysięcy opakowań leków o niedających się ustalić nazwach. Były one warte drobne 153 miliony złotych. Tak właśnie wygląda system statystyczny NFZ. I to pomimo stawiania farmaceutom niezwykle ostrych wymogów przy rozliczaniu recept na leki refundowane. Zdaniem biurokratów aptekarz przed wydaniem leku powinien zmierzyć – na przykład linijką – receptę. Jej wymiary określa przecież stosowne rozporządzenie Ministra Zdrowia. Urzędnikom NFZ przy mierzeniu recept umknęła tylko jedna drobna rzecz – otóż kierownictwo funduszu samo zachęca lekarzy, aby zamiast ręcznie wypełniać gotowe blankiety, korzystali z certyfikowanych niedostępnych dla zwykłych odbiorców komputerowych edytorów recept. Aby zabezpieczyć się przed oszustwami, przed ich każdorazowym pobraniem i wydrukowaniem, lekarz
Fot. Who Be
Leki na leki musi się zalogować do systemu. Bez tego nie wypełni i nie wydrukuje recepty. Zgodnie z prawem prawidłowo ostemplowana recepta wydrukowana w przychodni jest tak samo ważna jak ta wypełniona ręcznie długopisem. Niestety, zazwyczaj takie
numer PESEL oraz adres zamieszkania z pełną nazwą miejscowości. Biurokratom to jednak nie wystarczyło i przygotowali nowe akty prawne, które jeszcze bardziej skomplikują wypisywanie recept i ich realizację.
Biurokraci znaleźli sposób na zlikwidowanie problemów budżetu. Jaki? Nie będą refundować leków! wydruki recept bywają albo za długie, albo za szerokie. I dlatego, jak czytamy w listach i skargach farmaceutów, kontrolerzy NFZ odmawiają ich uznania. Po mierzeniu recepty nadchodzi czas sprawdzania, czy jest ona ważna. Spory w tej sprawie pomiędzy farmaceutami i urzędnikami rozstrzygnął przed laty Sąd Najwyższy. W 2011 roku kierownictwo NFZ postanowiło zmienić interpretację prawa i znacząco skróciło terminy ważności recept. Farmaceuta musi także pamiętać, że nie może wydać leku, jeżeli na recepcie nie ma wyraźne zaznaczonego kodu właściwego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia. Bez tego nie ma mowy o wydaniu leku. Następnie aptekarz musi sprawdzić treść nagłówka recepty, liczbę pieczęci, REGON przychodni lub prywatnego gabinetu oraz numer prawa wykonywania zawodu lekarza. Powinien także sprawdzić, czy na recepcie umieszczono wszystkie dane pacjenta, czyli jego wiek,
Pierwsi zbuntowali się lekarze. Uznali za przesadę pomysł nałożenia na nich obowiązku każdorazowego legitymowania pacjentów i sprawdzania, czy w danym czasie posiadają uprawnienia do otrzymania leku refundowanego. W przeciwnym razie grożą im surowe kary na rzecz NFZ. W ramach protestu medycy z województwa dolnośląskiego zamierzają od pierwszego stycznia 2012 roku nie wypisywać recept na leki refundowane. Być może chcą w ten sposób ulżyć farmaceutom, których czeka rewolucja w systemie rozliczeń takich leków. Mimo protestów specjalistów i Naczelnej Izby Aptekarskiej NFZ dąży do wprowadzenia indywidualnych umów z aptekami. Gdy farmaceuci przeczytali ich założenia, zamarli. Otóż NFZ chce przerzucić na nich całe ryzyko związane z realizacją recept, czyli mieć prawo nakładania na aptekarzy drakońskich kar umownych za każdy najdrobniejszy błąd. Musimy pamiętać, że szereg regulacji prawnych
jest nieprecyzyjnych. Ot, choćby sprawa, komu aptekarz może sprzedać lek refundowany? Czy tylko osobie, której dane figurują na recepcie, czy także jej bliskim lub znajomym? Zdaniem uczestników jednego z farmaceutycznych forów dyskusyjnych odpowiedzi na tak postawione pytanie nie znają nawet szefowie Departamentu Polityki Lekowej Ministerstwa Zdrowia. Zdaniem urzędników z NFZ to właśnie oni powinni rozpatrywać wszelkie skargi pacjentów na odmowę realizacji recepty. Według ekspertów pod hasłami obrony praw pacjenta Fundusz może zostać wykorzystany do wojen pomiędzy aptekarzami, którzy będą na siebie wzajemnie donosić. A konkurencja pomiędzy nimi zaostrzy się po wejściu zakazu agresywnej reklamy. Rozwiązania takie obowiązują w większości państw UE. Rzecz w tym, że tam skargi pacjentów na niewłaściwe zachowanie farmaceutów rozpatrują rzecznicy praw pacjenta lub konsumenta, a nie urzędnicy. W zgodnej opinii przedstawicieli samorządu farmaceutycznego projekt NFZ prowadzi do przejęcia przez biurokratów pełnej władzy nad aptekami. To oni mają zamiar wyznaczać właścicielom aptek roczne minimalne wielkości sprzedaży określonych kategorii leków refundowanych. Aptekarz, który sprzeda mniej danego specyfiku, będzie musiał wpłacić na konto Funduszu specjalne odszkodowanie. Nie dziwi więc, że aptekarze nie wykazują
ochoty do zawierania z NFZ umów na tak drakońskich warunkach. A to spowoduje, że w aptekach nie dostaniemy niektórych lekarstw. Będziemy mieli wybór: albo kupić preparat w ofercie pełnopłatnej, albo zacząć się leczyć samodzielnie. Już teraz Polacy masowo leczą się na własną rękę. Medykamentów sprzedawanych bez recepty kupujemy więcej niż Skandynawowie i Hiszpanie razem wzięci. Rośnie odsetek osób, które deklarują, że były zmuszone do rezygnacji z wykupu recepty. Według szacunków zespołu Diagnozy Społecznej (jedyny w Polsce program badań sytuacji psychologicznej i ekonomicznej rodzin) w 2009 roku dotknęło to 40 procent badanych rodzin, a w 2011 roku – już 44 procent. Z raportu Rzecznika Praw Dziecka wynika, że rośnie odsetek rodziców, którzy nie mogą sobie pozwolić ani na wykup leków, ani nawet wkładek ortopedycznych dla dzieci. Zdaniem analityków OECD Polacy żyją średnio aż o 5 lat krócej niż obywatele większości państw zachodniej części UE. A to przekłada się na stan gospodarki i m.in. ZUS-u. Zespół naukowców z Uczelni Łazarskiego oszacował, że tylko w przypadku chorób reumatycznych ich zbyt późna diagnoza oraz rezygnacja z zakupu leków przez pacjentów leków kosztuje ZUS ponad 2 miliardy 500 milionów złotych rocznie (przedwczesne renty i długoterminowe zwolnienia lekarskie). Dla porównania: od 2009 roku rząd w Pekinie buduje Państwowy System Podstawowych Leków. Udało mu się doprowadzić do obniżenia przez koncerny cen ponad 300 najpopularniejszych medykamentów. A tamtejsi farmaceuci nie podlegają żadnym nadzwyczajnym kontrolom. MiC
12
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
RACJONALIŚCI
Poczet „Palikotów” (2) Przedstawiamy drugą część listy nowych posłów pierwszej w naszym Sejmie partii antyklerykalnej. Parlamentarzyści opowiadają m.in., czym według nich jest świeckie państwo i jak je budować. Warto zapamiętać, że wszystkie niżej opisane osoby otworzą niedługo w swoich okolicach biura poselskie, gdzie każdy będzie mógł przyjść i uzyskać dodatkowe informacje oraz pomoc.
ARMAND RYFIŃSKI Okręg radomski
37 lat, magister inżynier ekonomii oraz absolwent kilku kierunków studiów podyplomowych, m.in. w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Radomiu. Żonaty, dwoje dzieci: – Od 2003 roku prowadzę własną wielobranżową działalność gospodarczą. W mojej opinii świeckie państwo jest neutralne wobec wszystkich religii. Nie występuje w nim religia panująca, uroczystości państwowe nie rozpoczynają się mszą, w urzędach nie wiesza się symboli religijnych, nie finansuje się Kościoła z pieniędzy podatników. W świeckim państwie kobiety i rozmaite mniejszości mają równe prawa. Powinniśmy walczyć o świeckie państwo z wielu powodów. Między innymi czysto ekonomicznych. Kościół katolicki jako instytucja kosztuje podatników kilka miliardów złotych rocznie oraz dodatkowo korzysta z wielu zwolnień podatkowych, co znacząco uszczupla budżet naszego kraju, przez co brakuje na szkoły, szpitale, leki, emerytury, zasiłki itd. Poza tym Polska jest krajem o najniższym w Europie kapitale społecznego zaufania, a Kościół katolicki przez 20 lat obecności w szkołach takiego kapitału nie dość, że nie zbudował, to – stygmatyzując niektóre grupy społeczne – powoduje wręcz obniżanie i tak niskiego kapitału społecznego. Ważne jest także bezpieczeństwo państwa. Wyłączanie Kościoła katolickiego spod prawa, na przykład w przypadku zwolnienia ksiąg parafialnych spod jurysdykcji GIODO,
powoduje, że szereg informacji może być przetwarzany i przekazywany bez jakiejkolwiek kontroli państwa. Podobnie jest z nauczaniem religii w szkołach i przedszkolach, bo praktycznie jest ono pozbawione jakiejkolwiek kontroli merytorycznej. Nieprawdziwe jest stwierdzenie, że Polska jest świecka od zawsze, skoro
– Kościół katolicki twierdzi, że od zarania dziejów musi walczyć z niewiernymi i poganami w obronie wiary. Swoją drogą to ciekawy paradoks, że religia, w której Chrystus nakazuje miłować bliźniego swego jak siebie samego, przekonuje do swoich wierzeń za pomocą mieczy, stosów, inkwizycji, konkordatów
Czy rzeczywiście są tak straszni, nieokrzesani i nieprzewidywalni, jak przedstawiają to prawicowe media? hierarchowie Kościoła wywierają nacisk na władze (groźba ekskomuniki dla posłów popierających ustawę dotyczącą zapłodnienia in vitro czy liberalizację ustawy aborcyjnej). W szkołach i przedszkolach uczy się dzieci religii katolickiej także na koszt podatników niewierzących, a w sali plenarnej Sejmu, w której stanowione jest prawo, nie jest przestrzegana konstytucja, gdyż wisi tam krzyż zawieszony potajemnie pod osłoną nocy. Antyklerykalizm to postawa, która sprzeciwia się patologii, w tym ogromnym przywilejom, jakie zostały nadane hierarchii kościelnej. Antyklerykalizm nie oznacza negatywnego nastawienia do samej wiary, która powinna być indywidualną sprawą każdego człowieka i powinna pozostać w sferze sacrum. Chodzi jedynie o ograniczenie nadmiernej obecności Kościoła w polityce, demonstrowania symboli religijnych w instytucjach publicznych oraz finansowania Kościoła przez państwo – szczególnie w dobie kryzysu gospodarczego. Zwyczajna przyzwoitość nakazywałaby hierarchom kościelnym zgłoszenie takiej propozycji w sytuacji, kiedy niemal połowa Polaków żyje poniżej minimum socjalnego. Antyklerykalizm to walka o normalność, przyzwoitość i sprawiedliwość społeczną.
TOMASZ MAKOWSKI Okręg olsztyński
38 lat, ekonomista, absolwent wydziału zarządzania na Politechnice Białostockiej. Specjalista ds. pozyskiwania funduszy unijnych:
i innych mało subtelnych narzędzi. Można by wysnuć wniosek, że im bardziej lud jest zacofany, niewykształcony i się po prostu boi, tym łatwiej szerzyć strach przed karą Bożą (Bóg jest, notabene, wszechmiłosierny). Skoro inni politycy i duchowni twierdzą, że Polska od zawsze jest świecka, to nie mają się czego obawiać. Robienie takiego szumu medialnego, wyklinanie z ambon i inne średniowieczne metody pokazują społeczeństwu, jak panicznie Kościół boi się wykształconego obywatela, który chciałby sam decydować, w co chce wierzyć i komu za tę wiarę zapłacić. Obywatel nowoczesnego świeckiego państwa będzie zadawał niewygodne pytania: dlaczego budżet państwa płaci ZUS duchownym; dlaczego niektórzy uczniowie czują się dyskryminowani w szkole; dlaczego ktoś płaci podatki za lokal, a ksiądz nie; dlaczego taksówkarz ma licznik fiskalny, a ksiądz nie… Kim oni są?! Jaki jest rzeczywisty powód traktowania ich inaczej niż wszystkich obywateli? Kto nadał im prawo bycia ponad ludźmi? Kiedyś za którekolwiek z takich pytań poszedłbym na stos. Dziś jestem w stanie opowiedzieć wszystkim, że wiara jest bezcennym darem, lecz urzędnicy Kościoła to zwykli ludzie z krwi i kości, więc muszą ich dotyczyć te same prawa i obowiązki. Każdy obywatel ma prawo do swoich przekonań. Nie ma tutaj mowy o żadnej walce. To rzeczywistość, to się dzieje samoistnie. Nikogo nie torturowaliśmy, żeby otrzymać taką ilość głosów. Decyzją ludu jesteśmy w parlamencie. Ludzie po prostu zaczynają dostrzegać niesprawiedliwość istniejących układów 20-letniego betonu. Kryzys prozaicznie uwypuklił wszelkie niedoskonałości, a archaiczny system przekonań odchodzi samoczynnie do lamusa. Nie mam osobiście nic do żadnego z urzędników kościelnych, jednak stanowczo żądam: skoro też jesteście Polakami, to proszę płacić podatki, jak każdy obywatel. Jestem głęboko przekonany, że to księża sami zgotowali sobie taki los, że to przez ich gnuśność i pogardę wobec zwykłego człowieka odwróciły się od nich rzesze
młodzieży. Ja powinienem być im właściwie wdzięczny za ofiarną pomoc w kampanii. Dzięki nawoływaniom z ambony (w świeckim państwie!) ludzie przychodzili do lokali wyborczych i oddawali głos na Ruch Palikota. Sprawdzaliśmy to w naszych okręgach wyborczych.
ADAM KĘPIŃSKI Okręg opolski
36 lat, przedsiębiorca, magister ekonomii Uniwersytetu Opolskiego. Z zamiłowania pilot szybowcowy, żonaty, dwóch synów: – Wywodzę się z SLD. Za czasów Millera byłem działaczem lokalnych struktur. Kościół powinien sobie uświadomić, że w obecnych czasach stracił monopol na wiedzę, władzę i rozrywkę dla mas (aborcja, agitacja polityczna oraz gigafigurka ze Świebodzina). Świeckie państwo powinno pozwalać swoim obywatelom, aby kochali tak, jak im się podoba, chodzili do kościoła albo nie, ale przede wszystkim – nie zabraniając wierzyć – nie może jednak obciążać religią podatników. Większość katolików w państwie polskim już dojrzała do tego, by Kościoła nie mieszać z wiarą. Nareszcie można poruszyć to wielkie tabu presji kleru na życie społeczne i polityczne. Antyklerykalizm to postawienie duchownym progu w urzędach, a nie w świątyniach. Rolą Kościoła jest zbawiać, a nie zabawiać za pieniądze podatnika. Miejsce ewangelizacji jest w dziesiątkach tysięcy kościołów, a nie w szkołach, wojsku czy policji. Jak purpurat to zrozumie, to i wiernych w kościołach przybędzie, bo ludziom wiara pomaga w życiu, a wieców i polityki mają dość w mediach i na ulicy.
MACIEJ MROCZEK Okręg lubuski 38 lat, ekonomista, absolwent Akademii Ekonomicznej w Poznaniu i Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Sulechowie:
– Mieszkam w Warszawie, a pochodzę z Zielonej Góry. Do momentu otrzymania mandatu posła pracowałem w największej w Polsce firmie telekomunikacyjnej jako ekspert do spraw kontrolingu. W Sejmie chciałbym zajmować się pracą w komisjach powiązanych z ekonomią i gospodarką. Jestem także ojcem dwójki dzieci: Aleksandry i Tymona. Chciałbym, aby moja rodzina żyła w świeckim państwie, gdzie każda religia, każdy związek wyznaniowy jest sobie równy, a państwo nie faworyzuje żadnego z nich. Polska bowiem zachowuje swoją autonomię i zarówno związki wyznaniowe, jak i państwo są całkowicie rozdzielone. Polska powinna być świecka, bo to gwarantuje nam zarówno Konstytucja RP, jak i konkordat. Świeckość gwarantują nam więc przepisy prawa, ale nie są one przestrzegane. Kłamstwem jest mówienie, że świeckość jest w Polsce obecna – jej brak możemy przecież zauważyć w każdym urzędzie, sali sesyjnej rady miasta czy w budynku parlamentu. Ruch Palikota będzie przestrzegać obowiązującego prawa i chce zagwarantować Polakom świeckość państwa polskiego, czyli to, co jest nam obiecywane od ponad 20 lat. Nad Wisłą zauważa się coraz większą niechęć do duchownych. Wynika to głównie z upartyjnienia Kościoła. Kler nie rozumie idei świeckości państwa i tego, że gwarantują nam to przepisy. Nie powinniśmy pozwolić na to, żeby duchowni angażowali się w sprawy polityki i popierali jakąś partię polityczną. Tak właśnie rodzi się klerykalizm, a zatem i antyklerykalizm, gdyż obywatele są tego coraz bardziej świadomi i nawet osoby wierzące sprzeciwiają się działaniom kleru. Nie zgadzam się z tym, że antyklerykalizm to „choroba umysłowa”. Antyklerykalizm spowodowany jest właśnie zachowaniem duchownych i to od nich zależy, jak będą postrzegani przez społeczeństwo coraz bardziej świadome i pragnące świeckości. ARIEL KOWALCZYK Za tydzień przedstawimy kolejnych posłów Ruchu Palikota
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
BEZ DOGMATÓW
K
iedy zamykaliśmy ten numer, nie były jeszcze znane efekty rozmów na szczycie Unii Europejskiej na temat ratowania Grecji, czyli ratowania euro i dotychczasowego pomysłu na europejski wspólny rynek. Nie znamy też w tej chwili postanowień ze spotkania G20 – grupy największych gospodarek świata debatujących nad kryzysem. Wiadomo natomiast, jakie są nastroje na świecie i jakie mogą być scenariusze wydarzeń w najbliższych tygodniach.
Oburzeni Kto by przypuszczał, że arabska wiosna ludów, która przeciągnęła się na cały rok 2011, skończy się na ulicach i placach Zachodu! Zamieszki i demonstracje, które rozpoczęły się od samospalenia wykształconego, ale sfrustrowanego i upokorzonego Tunezyjczyka, poprzez okupację kairskiego placu Tahrir, poprzez Madryt i skrzyżowania Tel Awiwu, dodarły w końcu na Wall Street i na londyńskie City. Wszędzie tam, gdzie wystąpienia miały charakter masowy, łączy je jedno – strach, frustracja i niezadowolenie klasy średniej, która czuje się zablokowana w swoich aspiracjach, oszukana, zdeklasowana i pozbawiona perspektyw. A złość i desperacja klasy średniej to poważna sprawa, bo wszystkie ważne rewolucje i przewroty ostatnich 3 stuleci robiła właśnie ta grupa społeczna. To ona ma potencjał i narzędzia (w tym intelektualne) do zmiany, a nie klasy najniższe, zbyt przytłoczone biedą, walką o przetrwanie i własną bezradnością. Kim właściwie są owi oburzeni? Czy wydarzenia w różnych krajach mają jakiś wspólny mianownik? Aktorami wydarzeń są wspomniani sfrustrowani młodzi, wywodzący się z klasy średniej lub aspirujący do niej. Polska prawica już ochrzciła ich mianem rozwydrzonych synalków i panienek z dobrych domów, którym znudził się kapitalizm. Dziennik „Rzeczpospolita” dowodzi protekcjonalnie, że młodzież ta powinna się odczepić od najlepszego na świecie systemu, czyli kapitalizmu, bo nie ma innego równie dobrego. Czyżby? A dlaczego ludzie protestują tak masowo w Madrycie, Nowym Jorku i Izraelu, a nie w Sztokholmie, Helsinkach i Oslo? Otóż istnieją różne systemy, rozmaite odmiany kapitalizmu i nie jest bez znaczenia, czy w danym miejscu i czasie realizuje się projekt gospodarczo-społeczny bardziej lub mniej sprawiedliwie rozkładający szanse i możliwości awansu.
99 procent Uczestnicy wydarzeń to pozbawieni złudzeń studenci, młodzi pracujący na śmieciowych umowach, osoby pracujące, ale niemające szans na mieszkanie. W Izraelu – kraju, w którym pamięta się jeszcze skromne, ale troskliwe państwo zbudowane przez lewicowych syjonistów
Globalnie wnerwieni po II wojnie światowej, a rozmontowane przez prawicę w dwóch ostatnich dekadach – w czasie eskalacji protestów we wrześniu na ulicach był pewnego dnia co ósmy Izraelczyk. Można uznać, że to zbiorowe szaleństwo, ale może po prostu
To lobby mające wsparcie rządu, które w czasach hossy pożera ogromną część zysków, a w czasie bessy… nie traci, bo ratują go pieniądze podatników. Ze swoich zysków nie chce też płacić podatków i wyszukuje niezliczone kruczki prawne, aby
Pomiędzy tłumami okupującymi centra wielkich miast świata, Unią szamoczącą się z długami i Obamą, który chciałby podwyższyć podatki najbogatszym, istnieje związek: jest to szukanie wyjścia z globalnego kryzysu i rozglądanie się za winnymi. ludzie mają już dość „wzrostu gospodarczego” przynoszącego bajeczne profity kilkuset najbogatszym rodzinom kraju, a pozbawiającym perspektyw ogromną część pozostałych. Ludzie już nie dają sobie wmówić, że system działa tak, jak działa, bo „takie są prawa rynku”. Wiadomo już, że „rynek” działa tak, jak się go ustawi, a ustawiano go już bardziej sprawiedliwie – na przykład przez kilka dziesięcioleci po II wojnie światowej, kiedy bogacili się wszyscy mniej więcej równomiernie. Rzekome rynkowe fatum to opowiastka dla naiwnych, którzy pozwalają sobie opróżniać kieszenie. Świadomość dokonującej się niesprawiedliwości znalazła swój wyraz w protestach amerykańskich, które przyjęły hasło: „My jesteśmy 99 procentami”. Nierówność w USA przybrała w ostatnich latach groteskowy wręcz wymiar, porównywalny tylko z krajami Trzeciego Świata. Chodzi o to, że w społeczeństwach narasta świadomość, że wzrost gospodarczy wypracowywany przez wszystkich ląduje w kieszeniach bardzo nielicznej garstki osób. Jest ona, zwłaszcza za oceanem, powiązana z wielkimi korporacjami bankowo-ubezpieczeniowymi oraz giełdą.
ich uniknąć, lub posiłkuje się rajami podatkowymi. Sytuacja stała się dla wielu Amerykanów pozbawionych pracy, domów i perspektyw nie do zniesienia i stąd próby blokowania giełdy i ataki na Wall Street.
Mitologia grecka Tymczasem w Europie kryzys wspólnej waluty zagraża całej Unii. Według specjalistów rozpad strefy euro mógłby nawet doprowadzić do tymczasowego spadku produkcji gospodarczej od 20 do 40 procent, co oznacza ekonomiczną katastrofę przypominającą wojnę lub rozpad ZSRR. Tymczasem działania podejmowane w celu ratowania Grecji są nie tylko mało skuteczne, ale i obłudne. Jak twierdzi wielu specjalistów, Francji i Niemcom nie chodzi o ratowanie przed bankructwem Aten, ale własnych banków, które pożyczyły Grekom gigantyczne pieniądze. Ostatecznie oficjalne bankructwo danego kraju jest zwykle bardziej dotkliwe dla wierzycieli niż dla jego mieszkańców, o czym świadczy przykład Argentyny sprzed dekady, która świetnie i szybko poradziła sobie z dotkliwym kryzysem. Dlatego coraz
częściej krytykuje się drakońskie oszczędności narzucane Grecji i całą politykę wobec tego kraju, która powoduje dalszą destrukcję tamtejszej gospodarki, dodatkowe obciążenie dla mieszkańców Unii, a za wszelką cenę oszczędza zyski zachodnich banków. Możliwe jednak, że w tych dniach trzeba będzie obciążyć także instytucje finansowe częścią niespłacalnych kredytów – zarówno pod naciskiem ulicy, jak i zdrowego rozsądku. Grecja ponosi ogromną odpowiedzialność za swoją sytuację, ale nie tylko ona jedna. Dobrze więc, aby wszyscy sprawcy kłopotów równo ponosili ich konsekwencje. Bo dlaczego mają to robić na przykład tylko greccy emeryci albo podatnicy z Holandii lub Irlandii? Albo z Belgii, która z podatków obywateli już musiała wykupić jeden z prywatnych banków umoczony w greckie długi. Kosztowało to niewielki kraj, czyli jego mieszkańców, 4 mld euro!
Nowy podatek Pewnym wyrazem zarówno żądań ulicy, jak i nowej świadomości społeczno-gospodarczej elit jest pomysł nowego podatku, który zrodził się w Europie. Przypomina on słynny, postulowany od lat przez alterglobalistów, podatek Tobina. Chodzi o obłożenie podatkiem transakcji kapitałowych – zarówno w obrocie akcjami, jak i walutami. Podatek ma nie tylko przynieść zyski wygłodzonym budżetom publicznym (w samej Europie – 57 mld euro rocznie), ale i osłabić ruchliwość giełdowych spekulantów. Dzięki temu zyskano by nie tylko pieniądze, ale przywrócono by rynkom kapitałowym nieco równowagi. Spekulanci, zamiast traktować giełdę jak kasyno, musieliby robić bardziej rozważne inwestycje.
13
Podatek miałby być minimalny i zależeć nie od dochodów osiąganych na giełdzie, lecz od obrotów. Wynosiłby od 0,01 do 0,1 kwoty transferu. Nowy podatek jest wspólnym pomysłem Berlina i Paryża, ale może spotkać się z wetem Londynu i Luksemburga. Obydwie te stolice żyją w dużej mierze z firm zajmujących się obrotami finansowymi. Wielka Brytania – bardzo uzależniona od swojego City (finansowe centrum świata) – może się obawiać, że z powodu nowego podatku inwestorzy giełdowi i różnej maści spekulanci porzucą Londyn na rzecz Nowego Jorku, Tokio lub Singapuru. Nikt bowiem tak naprawdę nie wie, jakie skutki spowoduje ten podatek, tym bardziej że reszta świata raczej nie wprowadzi go śladem Unii. Przynajmniej nie od razu. Ucieczka pieniędzy z Europy może oznaczać perturbacje – zwłaszcza dla wspomnianych Brytyjczyków.
Niepogoda dla bogaczy Powszechna złość na finansowe elity otwiera teraz możliwości polityczne absolutnie nie do zaakceptowania jeszcze kilka lat temu. Runął dogmat o niepodnoszeniu podatków, a USA przygotowują się do opodatkowania swoich elit, które na razie płacą najmniej podatków od 50 lat. Obama już zapowiedział, że zawetuje każdą ustawę budżetową, która podatków elitom nie podniesie. Jak sam powiedział – nie jest sprawiedliwie, aby prezesi płacili mniejsze podatki niż ich sekretarki. Ale nie wszystkim, rzecz jasna, się to podoba. Tym bardziej że niektórzy prezesi zarządzają środkami masowego przekazu, które doprawiają teraz Obamie gębę komunisty. Buntownikom z namiotów Manhattanu i Obamie przychodzą w sukurs niektórzy ekonomiści. Słynny noblista Paul Krugman nazywa finansistów „ekonomicznymi rojalistami” i „oligarchami” będącymi nie tylko zagrożeniem dla gospodarki, dobrobytu większości, ale i dla samej demokracji. Krugman nazywa ich „ekstremistami niosącymi zagrożenie dla Ameryki”, a protestującym mówi, że ich gniew przeciw Wall Street jest właściwie ukierunkowany. Co przyniesie ruch oburzonych? Tego jeszcze nie wiadomo. Może skują go lodem nadchodzące mrozy? Może wygaśnie, nie pozostawiając śladów? A może pozwoli postępowym politykom wymusić na elitach konieczne reformy. Obama już wydaje się uskrzydlony tymi protestami, podobnie jak hiszpańska lewica będąca na lewo od socjalistów, która wzięła na sztandary niektóre postulaty oburzonych. Możliwe też, że ruchy te w poszczególnych krajach przekształcą się w „antypatie”, które pozostaną płodnym i trwałym elementem tamtejszego pejzażu politycznego. Wiadomo jedno – najpewniej „będzie się działo” i stoimy przed sporymi zmianami. Chyba jednak na lepsze. MAREK KRAK
14
MITY KOŚCIOŁA
Hulaj dusza! Nawet przykładny katolik, jeśli nie był papieżem, księdzem lub posłem PiS-u, po śmierci najpewniej trafi do czyśćca. To taki przedsionek nieba. Miejsce, w którym cierpimy, żeby później doświadczyć... Bożej miłości! W czyśćcu nikomu nie grozi już piekło. Po odbębnieniu należnych katuszy dusza, zdaniem Kościoła, przechodzi prosto do Królestwa Niebieskiego. Żeby przyspieszyć ten proces, żyjący mogą jej pomóc, opłacając msze, fundując odpusty, poszcząc, pielgrzymując i klepiąc tysiące zdrowasiek... Potępieńcy bywają jednak niecierpliwi! Jeśli nie wspomagamy ich z ziemi, potrafią... odwiedzić nas z zaświatów i osobiście doprosić się o swoje. W praktyce wygląda to tak: zjawa przychodzi, przedstawia się (jeśli jej nie znamy), prosi o zamówienie mszy w swojej intencji, zachęca do bogobojnego życia i wraca na dalsze cierpienia. Na pamiątkę wizyty zostawia na ubraniu czy poduszce domownika ślad swojej ręki (w wersji skromniejszej – jakiegoś paluszka). Dowody spotkań z takimi widziadłami od lat gromadzi Muzeum Dusz Czyśćcowych w Rzymie. Jego początki sięgają 1893 roku. Wówczas ksiądz Victor Jouët zbudował kaplicę Arcybractwa Serca Jezusowego dla Pomocy Duszom Czyśćcowym. Cztery lata później kaplica spłonęła. Liczni świadkowie – czyli ci, których zagoniono do gaszenia pożaru – twierdzili, że w miejscu ołtarza, w płomieniach, ukazała się twarz cierpiącego człowieka... Po pożarze kaplicę wyburzono, ale w tym samym miejscu powstał kościół pw. Wstawiennictwa św. Serca (Sacro Cuore del Suffragio; budowę ukończono w 1917 roku), a ojciec Jouët stał się znanym kolekcjonerem czyśćcowych pamiątek. Szukał ich po całej Europie. Swoje eksponaty gromadził w zakrystii – dzisiejszym muzeum. Musiał ich sporo uzbierać, bo wiadomo, że jego następcy pozbywali się co bardziej wątpliwych „dowodów”... Obecnie pozostało tylko 10 relikwii. Najstarsza pochodzi z 1696, a najmłodsza
– z 1919 roku. Troszczyli się o nie dwaj kolejni papieże: Pius X i Benedykt XV. Wiarygodność muzealnych eksponatów opiera się na zeznaniach „uczciwych i godnych zaufania świadków” oraz obdukcjach „cieszących się autorytetem biskupów”. Naukowe ekspertyzy nie były już potrzebne. Od tamtej pory nikt nie tknął dowodów świętości, więc cieszą oczy zwiedzających. Zwłaszcza heretyków! Co znajdziemy w Muzeum Dusz Czyśćcowych? ~ W roku 1789 Józef Leleux, grzesznik i pijak, przez 11 nocy z rzędu słyszał przerażające jęki i pokrzykiwania. Po tym czasie zobaczył w swojej izdebce – prawdopodobnie w pijackim widzie – nieżyjącą od 27 lat matkę. Pani Leleux przekazała synowi, żeby nie tykał już wódki ani żadnej ladacznicy, a zamiast tego – chodził do kościoła i jeszcze nawracał
4 innych. Zjawa złapała go też za ramię, pozostawiając ślad dłoni na rękawie koszuli nocnej (fot. 1). Po tej wizycie Józef stał się przykładnym katolikiem i „zmarł w aureoli świętości”. ~ Do zbiorów Museo del Purgatorio należy też pochodzący z XIX wieku egzemplarz książki „O naśladowaniu Chrystusa”. Należała
1
2
6 ona do Francuzki Małgorzaty Demmerlé, którą odwiedziła nieżyjąca teściowa. Dusza pokazała się w tradycyjnym ludowym stroju; chodziła po schodach, ciężko wzdychając i spoglądając na synową... I tak kilka razy. Miejscowy ksiądz zachęcił Małgorzatę, żeby zjawę zagadnęła. Ta powiedziała wówczas: „Jestem twoją teściową, która przed 30 laty umarła przy porodzie. Udaj się z pielgrzymką do sanktuarium w Marienthal i zamów za mnie dwie msze”. Dobra synowa odbyła rytualną wędrówkę, a kiedy wróciła, teściowa przybyła raz jeszcze, żeby poinformować, że lada moment opuści czyściec i pójdzie do nieba. Na pamiątkę udanej wizyty dotknęła jeszcze wspomnianej książki (fot. 2). ~ Palmira Rastelli była siostrą księdza z parafii św. Andrzeja w Rimini we Włoszech. W 1871 roku umarła, ale po 2 miesiącach – korzystając z niebiańskiej przepustki – odwiedziła swoją przyjaciółkę, której poskarżyła się, że brat ksiądz powinien odprawić mszę za jej duszę.
Na modlitewniku należącym do gospodyni domu pozostały ślady po trzech rozżarzonych palcach. ~ W 1875 roku niejakiego Louisa Le Sénéchala odwiedziła jego zmarła 2 lata wcześniej żona Louise. Tradycyjnie prosiła o nabożeństwo żałobne, a przy okazji odcisnęła paluszek na mężowskim czepku nocnym...
3 Dowodem na istnienie życia pozagrobowego jest w tym przypadku... dziurka w gałganie, który został z nakrycia głowy (fot. 3). ~ Pod koniec XIX wieku żyjącą siostrę Małgorzatę od Serca Jezusowego odwiedziła nieżyjąca siostra Maria od świętego Alojzego...
5
Co mniszka robiła w czyśćcu? Chora na gruźlicę Maria popełniła grzech niecierpliwości i nie pogodziła się z wolą bożą! Zamiast z pokorą znosić nieustanną gorączkę, kaszel i duszności – jak Stwórca przeznaczył – modliła się o szybką śmierć. Fakt, że nieboszczka – mimo tego przewinienia – była świątobliwa, został w zaświatach uwzględniony. Siostrzyczka – bezprecedensowo! – żeby prosić o modlitwę, wróciła zza grobu jeszcze tego samego dnia, w którym umarła. Zjawa zostawiła po sobie na poduszce odciski palca, które – nie wiedzieć czemu – przypominają plamy brudu. Takie jakieś zwyczajne i nieświęte (fot. 4)... ~ Najlepiej zachowanym okazem jest XVIII-wieczny fragment biurka należący do Izabeli Fornari, przeoryszy ubogich klarysek z włoskiego zakonu, na którym czyścowa dusza zostawiła nie tylko odcisk dłoni, ale i gustowny krzyżyk na pamiątkę (fot. 5)… Inne kościoły na świecie także przechowują dowody na istnienie czyśćca! Polskie duchowieństwo dysponuje śladem dłoni zmarłego księdza, wypalonym na korporale (element tzw. bielizny kielichowej, używany do przykrywania opłatków), prawdopodobnie z XIX wieku. Jedynym świadectwem na temat wspomnianego materiału jest zapisek z 1890 roku, autorstwa księdza Reichela z parafii Psie Pole (okolice Wrocławia), który przedstawił taką oto fantastyczną historię: dwóch paulinów obiecało sobie wzajemnie, że ten z nich, który pierwszy umrze, da drugiemu znać z zaświatów. Jeden już dawno wyzionął ducha, ale nie odzywał się. O tej niedotrzymanej obietnicy myślał właśnie drugi ksiądz, kiedy po skończonej mszy składał korporal. „W jego głowie zaświtała wówczas szatańska myśl, że być może nie ma żadnego życia po śmierci”... W tym momencie na korporale pojawiła się ręka. Zostawiła ślad i zniknęła. Bezcenny eksponat (fot. 6) przechowują paulini w klasztorze na Jasnej Górze. Niestety, nie jest wystawiony na widok publiczny! Jak tłumaczą roztropni zakonnicy, taki okaz w sanktuarium maryjnym szybko przyćmiłby jego największą gwiazdę… JUSTYNA CIEŚLAK Za tydzień o tym, jak wygląda czyściec i na jakie atrakcje możemy w nim liczyć…
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
15
EPITAFIA, czyli CMENTARZ POLSKI Po czterech latach od naszych ostatnich EPITAFIÓW opublikowanych na łamach „FiM” obróciła się z hukiem scena polityki, więc nowe powinny się na kolejnych nagrobkach pojawić inskrypcje. Oto nasze propozycje:
k. e r a J i k s czyń uT leży Ka taw świeczkę! os p , u i n d o Przech ? iN e chcesz rek! oga ż a i c o h c To zapal
żyw, e i n już Choć l dziarski Nada prezes Były eralski. y, Napi nia strasz Za d wyje, e, Nocą mu powi Któż ie żyje? Że n
Od pap ieża ba rdziej ś I od Bo więty g a b a rdziej b Nawet oski robak g o nie tr a w To imć i... poseł N Nie prz ie s io łowski. eszka Jezus w dzać, ludzie p odli, łaśnie d oń się modli
skisł PiS – tem. o ł p d ży po I tu le ą, traszn s ł a i ćm Śmier em alikot P o g Zabito
Zapomnian y podle pł otka Tkwi samo tny grób K łopotka. Ateistów i dewotów Łączy niec hęć do kło potów
Wreszcie zwolni nieco tempa, Leżąc tutaj, poseł Kempa? Ależ nie. Wciąż jadem strzyka. To krzyż nad nią? Nie, swastyka. Powiew śmierci, odór trupi... Tu nie stawaj, nie bądź głupi
wo Polski”, To grób „Gazeto arcin Wolski. W nim „poeta” M i rycia, Ucz robale sztuk ż za życia. Trupem byłeś ju ga taka To krzyżowa dro łajdaka? Od komucha do
, ów ubliża . , a w lu p o yża Ten bronią krz m, j a t u t t e te Naw że pod pło , o g e t z m I co d namiote o p ą ż le o Za t
Ale wt opa, c o za d Pocho raka! wali tu Pawla Bez ob ka. awy le ż se, c Stąd j hłopie uż nik , t cię n ie wyk opie j łzę Kto uroni dzisia D? Nad mogiłą SL ończy nowy Stary zaczął, k rób zbiorowy Prezes kopać g
Dzisiaj sztywna , niegdy ś wiotka Tu reda , ktor jes t „Stokro Gdy się tka”. brzydzis z takich Krzyż – postaw, nie krop kę – na niej pos taw
Pluje, knuje i lustruje, Zmarłych wciąż w zaświatach goni... Macierewicz tu Antoni leży. Kto z westchnieniem doń pobieży? Kto się wstawi dobrym słowem? Bo ja nie – od razu powiem!
Krzyż zmurszały, napis znika, Odcyfrujmy… grób Rydzyka. Za trzy, może cztery latka Nikt już nie spamięta tatka. Spyta: To figura czyja? W ręku radio? I ma ryja? Tekst: Marek Szenborn; Grafika: Tomasz Kapuściński
16
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
ZE ŚWIATA
Polowanie na ludzi Nowym bohaterem przełomu drugiego i trzeciego tysiąclecia stał się przeciętniak, który przehandlował swoją prywatność, a właściwie – poświęcił ją na ołtarzu telewizji! Niderlandów i pokazać, jak mocno „Big Brothera” znają wszyscy. udało im się zasymilować. ZwycięzWymyślili go Holendrzy w 1999 roca otrzymuje 4 tys. euro – do wyku. Od tamtej pory – różnie nazywadania tylko we własnym kraju – i... ny – gościł w 23 krajach Europy, obu ma spadać raz na zawsze. ProduAmerykach, Azji, Afryce, a nawet cenci programu zapewniają, że nie Arabii Saudyjskiej. Najpopularniejjest on rasistowski – w końcu cuszy reality show opiera się na banaldzoziemcy mogą lepiej poznać honym w gruncie rzeczy pomyśle. W dolenderskie zwyczaje, a Holendrzy mu pełnym kamer zamyka się gru– lepiej poznać cudzoziemców. pę ludzi i przez kilka miesięcy rejestruje ich codzienne życie. Montaż jest wybiórczy, oglądane sytuacje – zaaranżowane. Realność polega na braku aktorów. Polakom zafundowano tę przyjemność w roku 2001. Do domu w Sękocinie wprowadziło się 15 osób, które... miały być sobą. Program oglądało 4,5 miliona widzów. Opinia publiczna podzieliła się na zachwyconych naturalizmem i zniesmaczonych wykorzystywaniem najniższych ludzkich popędów – w tym przypadku rozkoszy z podglądania innych… „Wielkie Braty” krytykowali psycholodzy, etycy, Cerkiew prawosławna i santo subito. Na nic się to zdało. Sukces programu przy- Biseksualna Tila Tequila niósł rozwój tego typu widowisk, ~ „Kto chce poślubić obywatelktóre wzbudzają ogromne emocje kę USA” to wymysł spółki Morus – zarówno wśród widzów, jak i saMedia z Los Angeles. Niezamężne mych uczestników… Sinisa Savija Amerykanki – pod obstrzałem kajako pierwszy odpadł ze szwedzkiemer – chodziły na randki z imigrango reality show „Ekspedycja Robintami, po czym... wybierały sobie któson”. Miesiąc później rzucił się regoś na męża. One rozstawały się pod pociąg. Wdowa po nim zapewze staropanieństwem, a faceci doniała, że przed programem był odstawali amerykańskie wizy. Telewiważnym, wesołym człowiekiem. zja płaciła za wesele i podróż poPo medialnym wykluczeniu wciąż poślubną. Gospodarz programu Anwtarzał: „Wytną wszystko, co dobrze gelo Gonzales stwierdził: „W USA o mnie świadczy. Zrobią ze mnie głupsą tysiące samotnych kobiet i tyle ka, żeby pokazać, że byłem tam najsamo nielegalnych imigrantów. Dlagorszy...”. Twórcy programu – któczego nie stworzyć sytuacji, w którym anonimowo grożono śmiercią rych wszyscy wygrywają?!”. – przekonywali, że tragicznie zmarły ~ Ogromną popularnością wśród uchodźca z Bośni od dawna miał problemy z psychiką. Samobójstwem SaBrytyjczyków cieszył się telewizyjny viji zainteresowali się nawet politycy. show „Moje wielkie cygańskie weseW rezultacie... „Robinsonowie” stali le”. W programie pokazano – egzosię najpopularniejszym wówczas tyczne na Zachodzie – przygotowania szwedzkim programem, a ich zwycięzromskich dziewczynek do ślubu oraz cę wykreowano na idola nastolatek. metamorfozę, jaką przechodzą tuż po nim, zamieniając się w niewolnice Reality show przybierają dziś domowego ogniska... Efekt? Jeszcze najróżniejsze formy: teleturnieju, większa nienawiść do Cyganów. Intalk-show, telenoweli dokumentalternauci rozpisywali się o „brudasach nej. Wszystkie łączy emocjonalny i złodziejach”, na których marnuje się i cielesny ekshibicjonizm… rodzimy czas antenowy. Cygańskie ~ „Precz z Holandii” to nibydzieci były dręczone w szkołach, a bo-cywilizowany sposób Holendrów hatera jednego z odcinków pobito tak na okazanie cudzoziemcom, że nikt dotkliwie, że ledwie uszedł z życiem. ich nie chce w kraju wiatraków. W teleturnieju występują przyjezd~ Amerykańska stacja TLC zani, którym odmówiono azylu i bęinstalowała kamery w domu Kodą musieli wrócić do siebie. Zady’ego Browna – mormona, szczęnim to nastąpi, mogą na żywo pośliwego męża czterech kobiet i ojca chwalić się swoją wiedzą na temat szesnaściorga dzieci. Wielożeństwo
jest w Stanach zakazane. Pan Brown miał oficjalnie jedną żonę i nie afiszował się z tym, jak w rzeczywistości wygląda jego rodzina. Do czasu otrzymania oferty z TLC! Amerykanie pokochali podglądanie mormońskiego stadła. Program zgromadził blisko 2,5-milionową widownię. ~ Gwiazdą reality show „Zakochaj się w Tili Tequili” była biseksualna modelka z Singapuru. O jej względy zabiegało 16 heteroseksualnych mężczyzn i 16 lesbijek. Premierowy odcinek był w tym czasie najchętniej oglądanym programem w grupie widzów od 18 do 34 lat.
Kody Brown z rodziną
którą była... wycieczka z Miriam. Kiedy było już po wszystkim, uczestnicy programu oskarżyli producentów o straty moralne. Sprawę umorzono – winni i poszkodowani jakoś się dogadali. ~ „Najmniejszy pan młody” to kolejny przykład swatania „na żywo”. Mierzącego 132 cm wzrostu kawalera uwodziło 12 karlic i tyle samo pań przeciętnego wzrostu. ~ Program „Wyspa pokus” doczekał się licznych edycji na całym świecie. Do jakiegoś rajskiego zakątka – oczywiście spaskudzonego setkami kamer – jechały narzeczeńskie pary, już nie tak pewne ślubu, jak w czasie zaręczyn... Ich zadaniem było opieranie się próbom uwiedzenia przez atrakcyjnych i półnagich przedstawicieli płci przeciwnej, którzy łazili (i kusili!) po wyspie.
Telewizor, niegdyś idealistycznie uważany za okno na świat, stał się tandetnym lusterkiem. Komu są potrzebne obrazy przebogatej odmienności świata, skoro można oglądać na wpół znajome wcielenia samego siebie, odgrywające zwyczajne życie w dziwacznych warunkach... (Salman Rushdie, brytyjski pisarz i eseista) ~ Twórcy programu „Wszystko o Miriam” na 2 tygodnie zamknęli w willi meksykańską modelkę i sześciu mężczyzn, którzy mieli ją uwodzić. Panowie wykonywali striptizy, brali udział w różnych konkurencjach sportowych i ostro ze sobą rywalizowali, nie wiedząc – w przeciwieństwie do widzów – że ich ponętna współlokatorka... urodziła się jako facet! Transseksualna Miriam przeszła kurację hormonalną i zrobiła sobie apetyczny biust, ale z penisem rozstawać się nie chciała... Ten „szczegół” sprawił, że zwycięzca zrezygnował z nagrody,
Cygańskie wesele „na żywo“
~ Do amerykańskiego programu „Rodzinna kontrola”(u nas puszczany pt. „Co na to tato?”) przychodzą rodzice, którym nie podoba się wybranek nastoletniej córki. Mama i tata na specjalnie przygotowanym castingu wybierają dwóch potencjalnych zięciów, z którymi ich córka idzie na randki. A niechciany „narzeczony” ogląda w telewizorze, jak jego dziewczyna migdali się z nowymi kochasiami. Na koniec bohaterka każdego odcinka dokonuje dramatycznego wyboru – zostaje przy obecnym chłopaku albo bierze któregoś z nowych. Program
występuje w kilku mutacjach: rodzice szukają też nowej dziewczyny dla syna, nowego chłopaka dla syna, lepszej dziewczyny dla córki... ~ W programie „Źli ojcowie” wynajęci przez telewizję FOX „mściciele” jeździli po kraju w poszukiwaniu wiarołomnych mężczyzn, którzy opuścili swoje partnerki i na dodatek regularnie zapominali o płaceniu alimentów... Delikwenci byli karceni przed kamerami, a tysiące porzuconych kobiet czuło błogą satysfakcję, oglądając to w domowych telewizorach. Program wzbudzał wiele kontrowersji. Zarzucano mu, że przy okazji upokarza też dzieci, publicznie prezentując ich tatusiów jako pozbawionych uczuć łajdaków. ~ Brytyjska stacja Channel 4 nadawała reality show, którego uczestnikami były wyłącznie dzieci w wieku od 8 do 12 lat. Kamery towarzyszyły im wszędzie, pokazując, jak beztrosko żyją sobie bez dorosłych. W założeniu miała być dobra zabawa. Zamiast tego telewidzowie zobaczyli... dziecięce mordobicie, płacz i wyzwiska. Mali gwiazdorzy zupełnie nie radzili sobie ze stresem, ale... programu nie przerwano, a żaden z rodzicieli nie chciał zabrać swojego dziecka do domu. Jeden z 9-letnich uczestników „zabawy” swoją decyzję o odejściu wymusił, waląc głową w mur tuż przed ustawioną kamerą. ~ W 2009 roku niemiecka telewizja RTL wyemitowała program „Dorosły na próbę”, w którym nastoletnie pary – ku uciesze starszych widzów – razem mieszkały i bawiły się w małżeństwo. Żeby było rodzinnie, dostarczono im wynajęte od prawdziwych rodziców niemowlaki. Tamtejsze organizacje broniące praw dzieci zażądały przerwania emisji. Krytykowano zarówno telewizję, jak i rodziny, które „pożyczyły” dzieci rozwydrzonym nastolatkom. Sąd w Kolonii wszystkie wnioski oddalił. ~ Jednym z najbardziej kontrowersyjnych widowisk tego typu był holenderski „Wielki show dawcy”. Widzowie za pomocą SMS-ów decydowali, któremu ze śmiertelnie chorych uczestników „należy się” nerka umierającej 37-latki. W trakcie emisji okazało się, że dawczyni organu to... aktorka, a program – który zdążyły już potępić organizacje broniące praw człowieka – miał zwrócić uwagę na problem niedoboru organów do przeszczepów… JUSTYNA CIEŚLAK
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
D
zień 14 października 2011 roku przejdzie do historii jako cezura w stosunkach między państwem reprezentującym świeckość a Kościołem katolickim. Tego dnia amerykańska ława przysięgłych w Kansas City w stanie Missouri sformułowała formalne oskarżenie kryminalne przeciwko biskupowi Robertowi Finnowi i diecezji Kansas City, na której czele stoi.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
na specjalne traktowanie ze strony sądów, policji, mediów. Oczywiście to już należy do przeszłości. Diecezje, które nie zastosowały stanowczych środków zabezpieczających, będą teraz płacić znacznie wyższą cenę. Większość katolików nauczyła się oddzielać swą wiarę w Boga od stosunku wobec liderów Kościoła. Oskarżenie stanowi dodatkowy cios w biskupów, którzy powinni reprezentować moralność w zmaganiach
swojego podwładnego do 11 maja 2011 roku, choć zdawał sobie sprawę, że doszło do czegoś, co nie powinno mieć miejsca. Sam zakazał Ratiganowi kontaktowania się z dziećmi, a nawet zwolnił go z funkcji proboszcza parafii św. Patryka w Nortland i umieścił w zamkniętym ośrodku terapeutycznym dla duchownych. Niestety, nawet tam Ratigan usiłował robić zdjęcia pornograficzne 12-letniej dziewczynce.
To się musiało zdarzyć Nigdy dotąd w historii ciągnącego się od kilku dekad skandalu przestępstw seksualnych księży wobec dzieci coś takiego się nie zdarzyło. „To wielka sprawa, nie ma wątpliwości. To ogromny krok naprzód, przełamanie bariery, która dotąd osłaniała biskupów przed odpowiedzialnością karną. Oznacza, że nie stoją już ponad prawem” – uważa Richard Sipe, były ksiądz katolicki, obecnie psychoterapeuta i ekspert w dziedzinie molestowania nieletnich przez duchownych. „To ma wymiar historyczny – zgadza się z tą opinią ks. Thomas Reese, akademik teolog z katolickiego Uniwersytetu Georgetown, autor książki „Wewnątrz Watykanu: Polityka i organizacja Kościoła katolickiego”. – Dla Kościoła to drastyczna zmiana rzeczywistości, sygnał nowych, zmienionych czasów”. Identyczne jest stanowisko Johna Allena, dziennikarza uznawanego za najbardziej miarodajnego, obiektywnego eksperta w sprawach watykańskich. „Oskarżenie amerykańskiego biskupa jest bezprecedensowe – mówi. – To jasno dowodzi, że władze nie zawahają się już występować przeciwko najwyższym szarżom kościelnym i że będą one pociągane do odpowiedzialności. Dotąd biskupi mogli liczyć
dotyczących aborcji, związków homoseksualnych, imigracji, wojny i pokoju. Bardzo trudno będzie traktować jako moralną wyrocznię kogoś, kto został kryminalnie oskarżony”. Biskup Finn (58 lat) przez 5 miesięcy nie informował organów ścigania o tym, że ks. Shawn Ratigan ma na swoim laptopie setki zdjęć z pornografią dziecięcą. Dyrektor szkoły katolickiej, w której pracował ks. Radigan, zaalarmował diecezję, że zachowuje się on bardzo podejrzanie w kontaktach z dziećmi. Diecezja poprzestała na ostrzeżeniu księdza, by uważał. W grudniu 2010 r. wykryła na laptopie duchownego zdjęcia, m.in. nagich genitaliów dziewczynki i zbliżenia okolic krocza innych dzieci, które Radigan namiętnie fotografował. Jedną z fotek pokazano kapitanowi policji zasiadającemu w świeckiej radzie rewizyjnej, z pytaniem, czy jest to pornografia dziecięca. Policjant orzekł, że nie jest. Potem się okazało, że nie pokazano mu najbardziej drastycznych zdjęć. Finn nie poinformował władz o wyczynach
Po oficjalnym zawiadomieniu policji w maju 2011 r. bp Finn przeprosił za swą opieszałość. W roku 2008 jego diecezja wypłaciła ofiarom odszkodowania (w sumie 10 mln dol.), obiecując bardziej surowo zwalczać przestępstwa seksualne. Ksiądz Ratigan czeka na proces z zarzutami produkowania i posiadania pornografii dziecięcej, a Finnowi zarzuca się wykroczenie zagrożone karą roku więzienia. „Fakt, że jest to wykroczenie, nie znaczy, że sprawa jest błaha – twierdzi prokurator Jean Peters-Baker. – To poważne oskarżenie. O ile mi wiadomo, jak dotąd żaden biskup nie został oskarżony w sprawie karnej”. Ława przysięgłych obradowała i postawiła zarzuty w trybie niejawnym. Obawiano się, że bp Finn, który przebywał za granicą, może odmówić powrotu i schronić się np. w Watykanie. Gdy hierarcha powrócił 13 października do Kansas City, zarzuty upubliczniono. Zarówno bp Finn, jak i ks. Ratigan nie przyznają się do winy. Wieść o postawieniu biskupa w stan oskarżenia rozeszła się błyskawicznie po świecie i wywołała szok w sferach kościelnych. PZ
17
Kłamstwa poczęte N
iedawno wokół parlamentu USA na Capitol Hill kłębili się orędownicy i obrońcy działań „centrów kryzysów ciążowych”. Domagali się większej pomocy (forsy) od rządzących. Zamiast transparentami w ramach akcji „Babies Go to Congress” (Dzieci idą do Kongresu) wymachiwali dziećmi, które się zrodziły dzięki poczynaniom ich samych oraz centrów. Tymczasem pod kryptonimem „centrów kryzysów ciążowych” kryją się organizacje, których wyłącznym zadaniem jest niedopuszczenie do przerwania ciąży, i dla osiągnięcia tego celu wszystkie środki są dozwolone. Śledztwo Kongresu USA w roku 2006 wykazało, że 87 proc. instytucji tego typu serwowało klientkom informacje fałszywe i wprowadzające w błąd. Nie przeszkodziło to rządowi Busha juniora w przekazaniu im 9,3 mln dolarów wsparcia. Centra koncentrują się na młodych, niedoświadczonych i naiwnych kobietach, które przypadkowo zaszły w ciążę i w panice szukają ratunku. Wabią je reklamy „Pomoc dla kobiet”, obiecujące poufne doradztwo. Na miejscu okazuje się, że jedynym celem personelu – pozbawionego zresztą kwalifikacji medycznych – jest przekonanie kobiety do porodu. Nie mówi się więc o embrionie czy zarodku, ale o „dziecku”, a w formularzu trzeba odpowiedzieć na pytanie o „stosunek do Jezusa Chrystusa”. Następnie klientka dowiaduje się, że przerwanie ciąży grozi rakiem piersi. Jest też informowana, że czeka ją nieunikniony
„syndrom poaborycjnego stresu”, choć Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatrów orzekło, że nie ma na to żadnych dowodów. Kobiety są ostrzegane, że ginekolodzy będą je okłamywać w kwestii ryzyka zabiegu, bo jedynym ich celem jest skasowanie zań należności. Do ośrodków tego typu trafiają najczęściej najmniej świadome i bezradne kobiety z prowincji, którym bardzo trudno krytycznie ocenić to, co słyszą od rzekomych specjalistów. Po praniu mózgu wychodzą z broszurą opisującą „szczęście adopcji” i grożącą zaprzepaszczeniem szansy na „wiekuiste zbawienie”. W liberalnych metropoliach, takich jak Nowy Jork i San Francisco, rozpoczęto już zwalczanie ośrodków szerzących fałszywe informacje, ale w stanach kontrolowanych przez republikanów są one pod specjalną ochroną. Choć to nie kto inny, tylko kongresmeni Partii Republikańskiej, walcząc o „dzieci nienarodzone”, jednocześnie stanowią prawa redukujące o 10 proc. programy zdrowego żywienia niemowląt, bo ich zatroskanie ulatnia się z chwilą porodu. ST
Kontrreformacja ery Benedykta O
becny papież stwarza przyjazny klimat dla eliminacji reform Soboru Watykańskiego II. Na wielu płaszczyznach.
Zakonnika trafia szlag Wilson Kennedy przez 20 lat był zakonnikiem. Zmiana statusu na świecki po tak długim czasie to prawdziwa rewolucja życiowa; nie czyni się tego bez mocnych powodów. Brat Kennedy miał po dziurki w nosie patologicznej rzeczywistości, w której tkwił. W roku 2007 napisał list do swego przełożonego, bpa Anthony’ego Manciniego z archidiecezji montrealskiej, i wyłożył motywy swej decyzji: „Nie akceptuję subkultury, w której sprawcy nagannych zachowań i postępków są wynagradzani. Ta dysfunkcjonalna sytuacja wyczerpuje mnie fizycznie, emocjonalnie, psychologicznie i duchowo”. Następnie odbyła się długa rozmowa z rzecznikiem hierarchy, który w milczeniu wysłuchał szczegółowej opowieści o braciach zakonnych molestujących seksualnie studentów w College Notre Dame oraz innych kanadyjskich instytucjach edukacyjnych prowadzonych przez zakon Brothers of Holy Cross. Po czym nastała cisza. Żadnych reakcji Manciniego, żadnych konsekwencji, dochodzeń, kar, korekt. Wówczas zakonnik zwrócił się do mediów. W grudniu 2008 roku „Montreal Gazette” opublikowała dogłębny raport obrazujący nieprawości, o których – jak wynikało z kościelnych dokumentów
– wiedział Watykan. Zakon oświadczył, że Kennedy jest szantażystą i domaga się pieniędzy, co jest motywem jego kłamstw. W obliczu dokumentów musiał jednak zmienić wersję, wypłacić poszkodowanym 18 mln dol. i przeprosić za „akty, które nie powinny mieć miejsca”. Ale Wilsona naprawdę szlag trafił dopiero teraz, gdy dowiedział się, że jednym z lektorów zaproszonych na konferencję na Uniwersytecie McGill pt. „Prawda i transformacja” (dotyczyła kryzysu przestępstw seksualnych, który wstrząsnął Kościołem) jest nie kto inny, tylko sam Mancini, który w międzyczasie został arcybiskupem diecezji Antigonish na wyspie Nowa Szkocja. Arcybiskup Mancini na Nowej Szkocji wypełnił miejsce po Raymondzie Laheyu, poprzednim biskupie, który w 2008 roku zebrał pochwały za wynegocjowanie porozumienia z ofiarami przemocy seksualnej księży (poszkodowanym wypłacono 15 mln odszkodowania, a Lahey serdecznie przepraszał ich w imieniu Kościoła). Zaraz potem został aresztowany na lotnisku w Ottawie, kiedy wracał z podróży do Bangkoku i na swym laptopie miał 588 zdjęć i 33 filmy pornograficzne z udziałem dzieci. JF
Zamiłowanie Benedykta XVI do ekstrawaganckich strojów z minionej epoki oraz do mszy trydenckiej nie jest tylko zbiegiem okoliczności. To efekt pewnej kultury umysłowej niechętnej reformom soborowym i rozmiłowanej w starym, „dobrym” katolickim zamordyzmie. Poza masowym przywracaniem trydenckiej liturgii (po łacinie, tyłem do wiernych) następuje także
powolna eliminacja komunii pod dwoma postaciami (chleba i wina), rozpowszechnionej zwłaszcza w krajach anglosaskich. Diecezja w Phoenix w Arizonie zapowiedziała przygotowanie odpowiednich rozporządzeń mających ograniczyć komunię dwupostaciową, bo zdaniem katolickich konserwatystów niebezpiecznie przypomina protestancką Wieczerzę Pańską. MaK
18
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Niech się lękają! Widmo Palikota krąży nad Sejmem. Wściekłość betonu sięga zenitu. Usłużni dziennikarze wyciągają artylerię wszelkiego kalibru – od 45-milimetrowych armat przeciwpancernych w rodzaju „braku doświadczenia nowych posłów”, po 155-milimetrowe samobieżne haubice z pociskiem jądrowym, wymawiając Palikotowi invocatio Dei, którego użył po zaprzysiężeniu w Sejmie, czy rzekomą „współpracę młodego alumna Romana Kotlińskiego ze Służbą Bezpieczeństwa”. W tej materii mam do powiedzenia o wiele więcej niż niejeden dziennikarz śledczy. Przypadek zrządził, że znałem niektóre osoby z departamentu IV MSW, które swoim idiotycznym działaniem pomagały Kościołowi rosnąć w siłę. Z drugiej strony barykady miałem informacje od swojego kuzyna, który zajmuje dzisiaj wysokie stanowisko w hierarchii kościelnej. Jako alumn był poddawany obróbce w kompanii alumnów, gdzie oficerowie polityczni na polecenie GZP starali się ich przekonać do zrzucenia sutanny. Sutanny nie zrzucił, ale dzisiaj, jeżdżąc po świecie, pokazuje się z taką laską, że każdemu mężczyźnie robi się gorąco, jak na nią spojrzy. Szkoda, że to mój kuzyn, bobym rzucił na tacę jego nazwisko. Rezultaty pracy oficerów MSW i GZP były mizerne. Ale raporty z tych usiłowań musiały być sporządzane. Dlatego dzisiaj (p)osły związane z IPN mogą dowolnie manipulować szczątkami informacji, będącymi niejednokrotnie wynikiem konfabulacji oficerów chcących się przypodobać przełożonym, jak to ma miejsce również dzisiaj, tylko w drugą stronę. Vide agent Tomek. Dzisiaj trzeba dobrze żyć z kapelanem jak onegdaj z sekretarzem. Ręka rękę myje. Tak można ocenić postawę większości dziennikarzy telewizyjnych zszokowanych zwycięstwem Palikota, któremu w kampanii wyborczej podstawiali nogę na każdym kroku. Ich postawę doskonale oddaje felieton znanego Kabaretu Autorów „Klika”, w którym panowie Sobczak i Szpak trafnie oceniają wzajemne relacje mainstreamowych dziennikarzy i polityków. Trzeba dodać, że felieton był proroczy, bo ukazał się przed ogłoszeniem wyników wyborów parlamentarnych. Cytuję: „Czteropak partyjny i zblatowani, zakumplowani dziennikarze (ach, jakież upojne balangi polityków z dziennikarzami odbywały się na zakończenie kadencji parlamentu) śmieszą, tumanią i straszą, że nie warto
Powstanie kościuszkowskie. Jan P. Norblin – „Wieszanie zdrajców”
głosować na osoby nieznane, spoza czteropartyjnego układu, bo to ludzie bez doświadczenia, bez (hi, hi) stażu parlamentarnego, którzy zanim cokolwiek zrobią, będą musieli się, przez co najmniej 2 lata uczyć. Cóż to za tupet!”. Dzisiaj panie i panowie dziennikarze są bardzo zawiedzeni, że ich krecia robota w stosunku do „czterdziestu rozbójników” nie odniosła skutku. W wyszukiwaniu kompromitujących, w ich mniemaniu, wypowiedzi osób publicznych mają wyjątkowe doświadczenie i nawet nie potrafią ukryć złośliwego zadowolenia na twarzy, kiedy uda im się coś znaleźć. Celuje w tym szczególnie Andrzej Morozowski. Wszystkie (bez wyjątku) telewizje i większość prasy stara się na siłę udowodnić, że tradycja nakazuje wieszać krzyże w miejscach publicznych, że Kościół zawsze bronił interesu państwa polskiego itp. Nic bardziej kłamliwego. Wśród kleru trafiały się perełki, takie jak ksiądz Piotr Ściegienny czy biskup Ignacy Krasicki, autor słynnej w całej Europie „Monachomachii”, poematu heroikomicznego pokazującego obskurantyzm, lenistwo i pijaństwo w klasztorach. Większość biskupów – począwszy od zdrajcy Stanisława ze Szczepanowa – zawsze stawała przeciwko władzy świeckiej i po stronie zaborców, a sekundowali im w tym papieże. Po uchwaleniu Konstytucji 3 maja w 1791 r. papież Pius VI dał Rosji zielone światło do wojny z Polską i jej rozbioru, kierując 24 lutego 1792
roku brewe dziękczynne do Katarzyny II, w którym nazwał ją heroiną stulecia i sławił jej podboje (wśród nich pierwszy rozbiór Polski). Katarzyna II wsparła polskich przeciwników reform, magnatów (ultrakatolicki beton) i dostojników kościelnych, którzy 27.04.1972 r. zebrali się w Petersburgu (!) i ogłosili manifest unieważniający Konstytucję 3 maja oraz wzywający Rosję do zbrojnej interwencji w Polsce. Jak na ironię, dzisiaj Kościół hucznie obchodzi kolejne rocznice Konstytucji 3 maja, którą kiedyś skutecznie zwalczał. Głównymi działaczami spisku byli: Franciszek Ksawery Branicki, Szczęsny Potocki i Seweryn Rzewuski oraz biskupi: Józef Kossakowski, Ignacy Massalski, Wojciech Starszewski i Michał Roman Sierakowski, który pełnił funkcję naczelnego kapelana konfederacji. Papież Pius VI pobłogosławił targowicę i wyraził życzenie, „aby stworzenie konfederacji stało się początkiem niewzruszonej spokojności i szczęścia Rzeczypospolitej” (ups!). W nocy z 18 na 19 maja stutysięczna armia rosyjska wkroczyła do Polski, rozpoczynając – zgodnie z życzeniem Piusa VI i polskich biskupów – 120-letni okres „spokojności i szczęśliwości” Rzeczypospolitej, przyozdobiony szubienicami, wynaradawianiem i zsyłkami na Sybir. W uznaniu „zasług” targowiczan dla Rzeczypospolitej w okresie powstania kościuszkowskiego 9 maja 1794 r. z wyroku Sądu Kryminalnego Księstwa Warszawskiego na Rynku Starego Miasta powieszono duchowego przywódcę konfederacji targowickiej
– biskupa inflanckiego Józefa Kossakowskiego, „szczerego przyjaciela Rosji”. 28 czerwca 1794 r. wzburzony lud warszawski przed kościołem św. Anny dokonał samosądu, wieszając członka konfederacji targowickiej – biskupa wileńskiego Ignacego Massalskiego. Swoją drogą nasuwa się pytanie, skąd w Warszawie końca XVIII wieku znalazło się tyle osób mających czelność podnieść rękę na sługi świętego Kościoła rzymskokatolickiego. Ruchu Palikota przecież jeszcze nie było. Wierutnym kłamstwem prawicowo-nacjonalistycznych polityków i dziennikarzy wszelkiej maści jest wmawianie społeczeństwu mitu o bezkrytycznej wierze polskiego społeczeństwa w świętość Kościoła i jego emisariuszy na przestrzeni tysiącletniej historii Polski. Wiara katolicka była narzucona siłą i krzewiona ogniem i mieczem. Tysiące Słowian zginęło w powstaniach przeciwko narzucaniu nowej religii i niszczeniu pogańskich symboli, będących świętością dla ówczesnej ludności. O powstaniach tych można się dowiedzieć z listów duchownych pisanych do kolejnych papieży w formie skarg na niezdyscyplinowanie i niewdzięczność nawracanych Słowian. W pierwszej połowie XVI wieku Mikołaj Rej z Nagłowic w swojej „Krótkiej rozprawie między trzema osobami, Panem, Wójtem a Plebanem” obnaża zachłanność kleru. W kolejnych stuleciach na permanentne wady kościoła zwracają uwagę: Andrzej Frycz Modrzewski (w I połowie XVI wieku), Jan
Kochanowski (w II połowie XVI wieku), Szymon Szymonowic (w początkach XVII wieku) czy wreszcie największy przedstawiciel polskiego oświecenia, notabene biskup, Ignacy Krasicki, o którym wspomniałem wcześniej. XIX wiek też nie był dobry dla opinii Polaków o Kościele. Bohater dwóch narodów gen. Tadeusz Kościuszko tak pisał w czasie kongresu wiedeńskiego (1816 r.) w swoim liście do księcia Adama Czartoryskiego: „Widzieliśmy rządy despotyczne, które posługiwały się zasłoną religii w przekonaniu, że to będzie najmocniejsza podpora ich władzy, wyposażono więc księży w największe możliwe bogactwa kosztem nędzy ludu, nadawano im najbardziej oburzające przywileje aż po miejsce u Tronu, jednym słowem, tak mnożono względy, dobra i bogactwa Duchownych, że połowa Narodu cierpiała i jęczała z biedy, podczas gdy oni, nie robiąc nic, opływali we wszelkie dostatki. Teraz, kiedy znane są zgubne skutki tego błędu, wydaje mi się, że nie ma lepszego sposobu, niż pozwolić im upaść i upodlić się… Rząd jako taki nie powinien mieć innej religii niż religia natury”. Jak z tego wynika, autorami idei rozdziału sacrum i profanum na gruncie polskim, czyli – mówiąc po ludzku – rozdziału Kościoła od państwa, nie byli ani autorzy aktualnej Konstytucji Rzeczypospolitej, ani Janusz Palikot. Ale te 195 lat od daty napisania listu przez Kościuszkę daje wiele do myślenia o potędze Kościoła i jego umiejętności wyjścia z każdej opresji, zachowania wpływów politycznych bez brania odpowiedzialności za państwo i społeczeństwo oraz umiejętności wyciskania pieniędzy nawet z kamienia. Najwyższy czas rzucić biskupów na kolana, dla dobra całego społeczeństwa strzyżonego od tysiąca lat jak owieczki, przy samej skórze, dobrze – jeżeli z własnej woli, gorzej – jeżeli za pośrednictwem sprzedajnych polityków, którzy udają głęboko wierzących bigotów, żeby w zamian otrzymać poparcie z ambony w kolejnych wyborach. Nie ma w tym nic dziwnego, kiedy robią to politycy prawicowi, ale w wykonaniu polityków SLD jest to co najmniej żałosne i powoduje odruch wymiotny. Ale oni jeszcze o tym nie wiedzą. Za mało dostali w kość w ostatnich wyborach. Stąd kretyńskie wypowiedzi pod adresem Ruchu Palikota takich tuzów SLD jak Eugeniusz Czykwin, Tadeusz Iwiński, Stanisława Prządka, Jerzy Wenderlich czy Ryszard Zbrzyzny, cytowane w tygodniku „NIE”. Upadek Ruchu Palikota wieszczy również grabarz lewicy parlamentarnej, narcyz Leszek Miller, który bezwstydnie dąży do powtórki z rozrywki. Stąd apel do Ruchu Palikota – „Tak trzymać i nie popuszczać, alleluja i do przodu!”. Bogdan Pokrowski
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
LISTY Chamstwo Olejnik Jestem Waszym czytelnikiem od pierwszych numerów. Przez wiele lat fakt istnienia tygodnika „FiM” był przemilczany. Przed ostatnimi wyborami niekiedy wspominano o istnieniu tygodnika, ale zawsze kpiono z niego i z redaktora naczelnego. Prawdziwy popis dała niejaka Justyna Pochanke, „niezależna” dziennikarka TVN, w rozmowie z Januszem Palikotem, wówczas kandydatem na posła, ale już Himalaje chamstwa i bezczelności przekroczyła w dniu 19 października 2011 roku w „Kropce nad i” w TVN24 Monisia Olejnik, miłośniczka kleru i butów, która atakując posła na Sejm RP Janusza Palikota, o innym pośle, naczelnym redaktorze „FiM” Romanie Kotlińskim, mówiła z pogardą – „ten facet”. Chciałbym za Waszym pośrednictwem zwrócić uwagę tej marnej dziennikarce, że swoje osobiste animozje powinna zostawić w domu, a w pracy kierować się rzetelnością dziennikarską, jeżeli w ogóle taką posiada. Obrażając posła wybranego w demokratycznych wyborach, obraża jego wyborców, na co nie możemy pozwolić. Na powyższe zachowanie Moniki Olejnik złożyłem protest w redakcji TVN24, choć nie liczę na reakcję. Za Waszym pośrednictwem zwracam się do wszystkich czytelników „Faktów i Mitów” o przesyłanie protestów do redakcji TVN24 – może wówczas ktoś nauczy tę panią rzetelności i bezstronności dziennikarskiej. Mniej tapety na buzi, a więcej rozumu, pani Olejnik!!! Ryszard Skibiński
Mowa nienawiści Jonaszu, oglądałem w TVN rozmowę Moniki Olejnik z Januszem Palikotem. Kiedy mówiła o Panu, z jej nawiedzonych oczu wyzierała taka nienawiść, że obawiałem się o trwałość urządzeń w studiu. Ale ona to mała mysz, to tylko przekaźnik emocji hierarchii kościelnej wobec Pana. Dotychczas obszczekiwali od czasu do czasu Pański tygodnik lub Pana za wszystkie Pańskie „grzechy”. Ale teraz będą gryźć! Proszę nie zapominać, że za tą najlepiej na świecie zorganizowaną czarną mafią stoi znaczna część naszego ciemnogrodu. I nie znają oni litości. Janusz z Wrocławia
Brawo, Sławek! Cieszę się, że Sławek Kopyciński przeszedł do Ruchu Palikota. Jest on wyrazistym politykiem o poglądach antyklerykalnych, z którymi chyba źle by się czuł w SLD. To z jego inicjatywy dowiedzieliśmy się
o przekrętach w Komisji Majątkowej (pilotował jej sprawę przed TK). Jeśli idzie o SLD, to liczyłem bardziej na Kalisza niż Millera. Dobrze by było, żeby Ruch Palikota był na lewicy skrzydłem antyklerykalnym, które zapoczątkowałoby, a być może i do końca zrealizowało sprawy związane ze świeckością państwa, jego rozdziałem od Kościoła i wszelkimi pochodnymi sprawami z tym związanymi, takimi jak wyprowadzenie religii ze szkół, likwidacja armii kapelanów lub chociaż scedowanie ich utrzymania na Kościół, etc. Z wyboru Millera na szefa klubu wynika, że SLD dalej będzie w tych sprawach zachowawcze. Jednak Palikot preferuje podatek liniowy, a ta opcja jest dla mnie nie do przyjęcia – ja preferuję podatek progresywny, a to ma
w swoim programie SLD. Reasumując: w sprawach światopoglądowych najbliżej mi do Palikota, lecz zarazem trzymam kciuki za powodzenie SLD, bo dwie takie partie lewicowe – jedna antyklerykalna, druga socjalna – są w parlamencie niezbędne. Zamiast więc ze sobą rywalizować, powinny się wzajemnie uzupełniać oraz popierać w swoich działaniach. Józef Frąszczak, Głogów
SLD, skręć w lewo! Jonaszu! Wielokrotnie spierałem się z Panem o Napieralskiego. Z bólem serca muszę przyznać, że miał Pan rację. Napieralski nie nadaje się (jeszcze) na szefa partii. Jest nie tyle za młody, co niedojrzały politycznie. Moim zdaniem główną przyczyną katastrofalnego wyniku SLD było konstruowanie list. Nawet ja, wyborca SLD, od samego początku nie mogę zrozumieć straty takich osób jak prof. Widacki, Czarzasty, Najar, Łapiński czy chociażby Martyniuk. Jako mieszkaniec Krakowa byłem święcie przekonany, że jedynką na tutejszej liście będzie Widacki – osoba znana, kompetentna i szanowana. Kiedy dowiedziałem się, że nie kandyduje, miałem zamiar olać te wybory, bo przecież na PO czy Palikota nie zagłosuję, a jeśli SLD w ten sposób traktuje takich ludzi, to na mój głos nie ma co liczyć. Ostatecznie zagłosowałem na SLD tylko i wyłącznie z powodu kandydatury prof. Hartmana. Wynik SLD w Krakowie jest żałosny – zero mandatów. Absolutnie mnie to nie dziwi, jeśli listę otwierał pan Kalita. Jeśli
SZKIEŁKO I OKO to miała być owa „lokomotywa”, to z góry było przesądzone, że ten pociąg pojedzie donikąd. Jedynym ratunkiem dla SLD jest „skręcenie” w lewo – zarówno w sprawach gospodarczych, jak i światopoglądowych. Tutaj jest pole do popisu odpowiednio dla Grzegorza Kołodki i Joanny Senyszyn. Tylko w ten sposób SLD może otrząsnąć się po katastrofie. Marek Koraszewski
Do Janusza Palikota Szanowny Panie Przewodniczący, gratulując Panu sukcesu wyborczego, zachęcam do zaniechania bezwzględnego egzekwowania naszego prawa wolności od symboli religijnych w miejscach publicznych.
Przyjdzie na to czas, gdy większa część społeczeństwa polskiego osiągnie obywatelską świadomość. Na razie skoncentrujmy się na sprawach gospodarczych. Nie prowokujmy religijnych fanatyków, bo oni tylko na to czekają. Niech sobie ten bezprawnie zawieszony w sali sejmowej krzyż jeszcze jakiś czas powisi, skoro taka jest ich wola. Pana ustępstwo w tej sprawie będzie Pana wielkim sukcesem, jakiego oni się nie spodziewają. Oni liczą na wywołanie przez Pana nowej „wojny o krzyż”, ponieważ wtedy będą mieli się czym popisać. Bo w poważnych sprawach są eunuchami. A Pan niech ich wspaniałomyślnie „oleje” i cierpliwie znosi jeszcze jakiś czas ten bezprawny krucyfiks. To, że on tam wisi, nie jest sukcesem religijnych oszołomów, ale ich porażką. Krzyż na sali sejmowej dowodzi ich słabości i kompleksów. Przecież mają gdzie się napatrzeć do syta na wiszące krzyże, np. w kościołach czy innych miejscach publicznych. A jednak nie potrafią odmówić sobie chamskiego zademonstrowania swojej dominacji w tak głupi sposób, łamiąc przy tym prawo. A niech się udławią tym krzyżem. Władysław Salik
Musicie wygrać! Dziś pan Palikot w telewizji stwierdził, że większość światłych Polaków głosowała na PO z obawy przed PiS. W moim otoczeniu taki pogląd występował. Prawdopodobnie głosowaliby na Ruch Palikota, ale przeważył strach przed wygraną PiS. Teraz tylko nadzieja w mądrości
Ruchu, aby w ciągu 4 lat pozyskać nowych zwolenników i nie stracić pozyskanego elektoratu. Wierzę w Waszą mądrość! Za 4 lata musicie wygrać! Cela z Otwocka
Walczą o przywileje Kontakty z SB w sprawach dotyczących działalności Kościoła, a niezwiązanych z głoszeniem słowa Bożego, nie są przyczynkiem do wstydu. Wręcz przeciwnie! Ówczesne władze zdawały sobie sprawę, jakie zagrożenie dla państwa stanowi panoszenie się kleru. Owoce tej działalności zbieramy dzisiaj. Mamy ogłupiałe społeczeństwo, które biernie akceptuje wtrącanie się aparatczyków kościelnych w każdą dziedzinę życia prywatnego i społecznego; zgadza się na finansowanie Kościoła (m.in. kosztem głodnych dzieci); wspomaga darowiznami biskupów wyglądających jak pączki w maśle i wożących tyłki w limuzynach po 100 tys. zł. Kościół przetrwał dlatego, że opracował do perfekcji sztukę łamania psychiki ludzi obnażających jego obłudę, niezgadzających się na taki stan rzeczy. Na przestrzeni historii było wiele takich przykładów. W tym przypadku hierarchia kościelna i jej zwolennicy walczą o zachowanie przywilejów podstępnie zdobytych kosztem społeczeństwa (podarowane przez Polskę Ludową oraz Rakowskiego, Millera i Kwaśniewskiego). Walczą z Jonaszem za pośrednictwem ogłupiałych mediów i nie tylko. Jeżeli Ruch Palikota podda się w swoich działaniach w kierunku ustanowienia państwa świeckiego, to Polska cofnie się do średniowiecza. Przecież dopiero w XX wieku Kościół przyznał rację Galileuszowi, że to Ziemia kręci się wokół Słońca, a nie odwrotnie. Marek z Krakowa
19
u Lisa. Nie byłem na wyborach, ale od dzisiaj będę Was śledził (tak dyskretnie, w internecie, bo TV dalej nie mam zamiaru oglądać). Jeśli zrobicie z tą czarną bandą porządek (bądź napsujecie im krwi do kolejnych wyborów), to GWARANTUJĘ, że podczas kolejnych wyborów ruszę dupsko z samego rana i będę na Was głosował rękami i nogami oraz namawiał do tego samego kogo popadnie. W końcu – po tylu latach – widać światełko w tunelu. Palikot i Kotliński to kasiaści goście, liczę więc, że pójdą za ideałami, dzięki którym dostali władzę! Z.B. PS Ja jestem radykałem, dlatego już oczami wyobraźni widziałem, jak ABW czy inne CBŚ o 5 rano wywala drzwi w kurii i zabiera purpurowego buca przed oblicze komisji ds. restytucji majątku zagarniętego przez Kościół katolicki (bo buc myślał, że jest nietykalny i może sobie wezwanie olać!), której przewodniczącym będzie, a jakże, Kotliński!
Różaniec za Ojczyznę „Wobec trudnej sytuacji politycznej, społecznej i moralnej naszego kraju redakcja miesięcznika »Moja Rodzina« proponuje wszystkim katolikom w Polsce codzienną Modlitwę Różańcową odmawianą o godz. 21 w czasie Apelu Jasnogórskiego. Wierzymy, że wspólna modlitwa Polaków odmawiana jednocześnie przyczyni się do odnowy moralnej polskiego życia publicznego” – oto słowo dewota. No i Pan Bócek w Trójcy Przenajświętszej z Niepokalaną na czele wysłuchał naród. Dał mądrość, oświecił Duchem Świętym i wprowadził do parlamentu wybrańców z Ruchu Palikota. Drżyjcie teraz, purpuraci – dobierze wam się rychło do świętobliwych dup waszych. Coście sobie wymodlili, to macie. M.A.
W drodze do kibla Dawno, dawno temu (gdzieś koło 2005 r.) – po kilku latach regularnej lektury – cisnąłem egzemplarzem „FiM” w kosz koło kibla, mówiąc sobie w myślach: po jaką cholerę mam to kupować i czytać ciągle jedno i to samo – artykuły o tym, ile to ta czarna banda nakradła, jak klechy gwałcą dzieci, etc.? Jednym słowem – objadło mi się to, tym bardziej że w tym porąbanym kraju nie można było opisywanym skurwysyństwom nijak zaradzić. Od kilku ładnych lat nie oglądałem też prawie żadnych wiadomości w TV (na jakiejkolwiek stacji) – wyjątkiem był może ślub księcia Williama i jeszcze coś tam. Ogólnie nie podchodziłem do telewizora, bo od razu potrafiłem się z nim pokłócić. Dzisiaj jednak, gdy moja matka oglądała wyniki wyborów, spojrzałem niechcący, a tam Kotliński! I obejrzałem całe wydanie programu, potem kolejne na innym kanale, a potem – z tego szoku! – jeszcze debatę
Swoisty analog Jeszcze nie tak dawno, w czasach kultu jednostki, m.in. na brudnych, obskurnych ścianach szkół, urzędów itd., wisiały symbole ówczesnego mrocznego okresu, tj. portrety Stalina i Gomułki. Dziś w tych miejscach, tak samo obleśnych, wiszą symbole państwa wyznaniowego. Wtedy jedynie słuszną drogę życia wytyczali ortodoksi komunistyczni, dziś czynią to religijni fundamentaliści. W dalszym ciągu polityka elit, których hasła są bzdetne bądź w praktyce mijają się z prawdą, służą pogłębianiu nieuprawnionego podziału na uprzywilejowanych rządzących i podporządkowanych ich interesom podwładnych. To, czy muchy osrywają portrety czy krucyfiksy, zwisało mi wówczas i zwisa obecnie. I tak samo wtedy, jak i teraz moja myśl przewodnia koncentruje się na zdrowiu moich najbliższych oraz zawartości portfela i lodówki. A. Miller, Warszawa
20
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
BEZ DOGMATÓW
DIABEŁ TKWI W NEUTRINACH (2)
Kosmiczna samotność Mój przyjaciel astrofizyk podsunął mi kiedyś niewielkie zdjęcie galaktyki soczewkowej. – Wbij szpilkę – poprosił. – Czy wiesz, że zniszczyłeś właśnie 10 milionów gwiazd? – powiedział, gdy nakłułem fotografię. Ciekawe, że właśnie to porównanie, dopiero ta proteza myślowa uzmysłowiła mi, jak wielki jest Wszechświat. Bo człowiek to jest takie dziwne zwierzę, że gdy powiedzieć mu, że nasza galaktyka – Droga Mleczna – ma około 400 miliardów gwiazd, uwierzy bez zastrzeżeń i bez większej na ten temat refleksji; natomiast jeśli na ławce zobaczy napis „świeżo malowane”, to musi rzecz całą natychmiast sprawdzić palcem. Nieprawdaż, kochani? Nasze rozważania na temat modelu budowy Wszechświata (badanego poprzez teorię względności oraz mechanikę kwantową) rozpocząłem od gigantycznego medialnego hałasu, jaki na całym świecie spowodowany został doniesieniami z CERN-u. Oto neutrino – dziwaczna cząstka duch, obdarzona jednak masą – przyspieszyła do prędkości światła i przekroczyła ją. Świat współczesnej fizyki zawalił się naukowcom na głowę, bo to po prostu nie jest możliwe! Albo przynajmniej wydawało się, że nie jest. A dlaczego tak jest (że nie jest), rozważaliśmy już w poprzednim odcinku, po którym otrzymałem tak pokaźną i ciekawą korespondencję, że omówieniem jej zajmę się w osobnym artykule. (Na razie spieszę podziękować Panu profesorowi Eugeniuszowi Szumakowiczowi z Polskiej Akademii Nauk za ciepłą recenzję moich rozważań, którą to recenzją czuję się zaszczycony). W swoich listach prosiliście Państwo (i to się powtarzało najczęściej), aby – nim przystąpimy do bardziej skomplikowanych spraw – rozpocząć wszystko ab ovo. „A nie od razu od neutrin, bo ja już nie mogę nadążyć, a chciałabym” – skarciła mnie Pani Alina z Kielc. Co racja, to racja. Zacznijmy więc od romantycznej samotności. Od zrozumienia, jakim całkowicie nieistotnym pyłkiem na powierzchni
pyłku jesteśmy i… jaka jest potęga ludzkiego rozumu, że potrafi to wszystko pojąć.
Wszechświat jest wielki Lecz jak bardzo? Jakieś „jednostki astronomiczne”, jakieś lata świetlne, jakieś parseki… Co komu tak naprawdę mówi milion milionów milionów kilometrów? Dużo to czy mało? Ludzka wyobraźnia już tu nie wystarcza. Jeśli tak, to posłużmy się modelami cokolwiek naszym rozmiarom bliższymi. O Układzie Słonecznym słyszał każdy. To 8 planet (jeszcze niedawno 9, ale jedną – Plutona – przemądrzali naukowcy nam „ukradli”, twierdząc, że jest za mała na swoje miano) krążących wokół przeciętnej gwiazdy w średnim wieku o nazwie Słońce. Mieszkamy sobie na planecie trzeciej pod względem odległości od Słońca, a wokół niej z kolei krąży jeden księżyc. Sześć z ośmiu planet ma naturalne satelity w liczbie ponad 160 – są to księżyce, lecz, co ciekawe, tylko jeden nie ma nazwy. Nasz! Nazywa się po prostu Księżyc, co moim zdaniem jest kosmiczną niesprawiedliwością i ktoś powinien za to beknąć. Jak to wszystko razem do kupy jest duże? No spore. Gdybyśmy nasz Układ Słoneczny odchudzili 100 milionów razy, to Ziemia zmalałaby do kuli o średnicy 12 centymetrów, czyli pomarańczy, a raczej większej kuli bilardowej, której powierzchnia byłaby lustrzanie gładka. Tak gładka, że najwyższy ziemski szczyt Mount Everest miałby wówczas 0,08 milimetra wysokości. Czyli „nic”. Naszą pomarańczę okrążałaby 3,5-centymetrowa śliwka (Księżyc) w odległości blisko 4 metrów. Z powierzchni naszej Ziemi raczej nie dostrzeglibyśmy oddalonego o 1,5 kilometra Słońca – kuli o 14-metrowej średnicy. Za to dumnie mówilibyśmy o „podboju kosmosu”. Ten podbój,
czyli załogowe loty orbitalne, to podróż w odległości 5 milimetrów od Ziemi! Za to moglibyśmy pomarzyć o locie na Marsa, czyli na 7-centymetrową kulkę oddaloną o 500 metrów. Pamiętajmy cały czas o naszej skali (czyli o Ziemi wielkości pomarańczy); w tej skali najbliższa nam gwiazda Proxima Centauri oddalona byłaby o 380 tysięcy kilometrów! A może zmniejszymy Ziemię jeszcze bardziej? Na przykład do rozmiarów ziarenka maku? Wówczas obiegałaby ona Słońce wielkości kuli bilardowej po orbicie o promieniu 7,5 metra. Do granic Układu Słonecznego mielibyśmy wówczas kilometr (według najnowszych badań może nawet 7 km), zaś do Proximy – 2 tysiące kilometrów, czyli tyle co nic… Za to od najbliższej sąsiadki naszej Drogi Mlecznej – od galaktyki Andromedy – dzieliłaby nas odległość… dwustu milionów kilometrów (przy Ziemi wielkości ziarenka maku!!!).
O, właśnie, galaktyki… Nasza – jak już wspomnieliśmy – nazywa się Droga Mleczna i liczy 400 miliardów słońc (według najnowszych badań). To płaska, dość przeciętna galaktyka spiralna, której średnica wynosi około 100 tys. lat świetlnych. To oznacza, że światło podróżujące z szybkością 300 tysięcy kilometrów na sekundę potrzebuje 100 tys. lat, aby z jednego jej krańca przeskoczyć na drugi. Nasz Układ Słoneczny znajduje się w jednym z ramion DM, w odległości około 25 tys. lat świetlnych od centrum, którym jest masywna Czarna Dziura (omówimy sobie w przyszłości tego dziwoląga). Im bliżej Dziury znajduje się gwiazda, tym szybciej się porusza. Niedawno odkryto masywną gwiazdę, która okrąża „naszą” Czarną Dziurę z prędkością 2 procent prędkości światła, czyli 6 tysięcy kilometrów na sekundę.
Wyobrażacie to sobie? Przy tym prędkość poruszania się naszego Słońca (a tak, ono także wraz z Ziemią i innymi planetami pędzi przez Wszechświat) to pikuś, bo wynosi „zaledwie” 500 km na sekundę. Ale i DM, i inne galaktyki nie stoją w miejscu, lecz kręcą się niczym bączki. Są jednak tak wielkie, że od chwili powstania Wszechświata zdążyły obrócić się zaledwie kilka lub kilkanaście razy. No tak… Powiedzieliśmy przed chwilą, że średnica naszej galaktyki to 100 tysięcy lat świetlnych, a mieliśmy wystrzegać się takich mądrych jednostek. Spróbujmy zatem inaczej. Wyobraźmy sobie, że każda z gwiazd jest mniej więcej jednakowa (a nie jest) i ma rozmiar kropli deszczu. Czyli jakieś 0,5 mm. Pół milimetra! W tej skali owe krople, czyli gwiazdy, byłyby od siebie oddalone średnio o… 80 kilometrów. Przy założeniu, że każda z tych kropelek ma wokół siebie średnio 3 pyłki, czyli planety, to tylko w naszej DM mamy 1,2 biliona planet. Twierdzenie, że tylko na naszej istnieje życie, jest – delikatnie mówiąc – nonsensowne. A ile jest takich Dróg Mlecznych, czyli innych galaktyk? Możemy tu mówić tylko o tym, co widzimy oczami naszych teleskopów i co najdokładniejsze komputery zdołały policzyć. Otóż liczba mniejszych galaktyk (od 20 do 50 miliardów gwiazd każda) to około 3,5 biliona, a liczba galaktyk dużych to 350 miliardów. Zresztą to dopiero początek, bo galaktyki skupiają się w tworach większych, zwanych gromadami. Ziemskie teleskopy obserwują 25 miliardów tych gromad galaktycznych. Jeśli jeszcze nie kręci się Wam w głowie, to spieszę dodać, że te gromady poukładane są w skupiska jeszcze większe, zwane supergromadami (każda z nich to miliardy galaktyk). Tych supergromad obserwujemy „zaledwie” 10 milionów. Ile zatem jest w widzialnym Wszechświecie gwiazd, czyli
słońc podobnych do naszego? Nie mniej niż 30 miliardów bilionów. Straszna liczba! No ale i to nie koniec, bo najnowsze badania dowodzą, że galaktyki, gromady galaktyk i ich supergromady formują się w jeszcze większe struktury, zwane włóknami.
Spróbujmy wielkość Wszechświata pokazać jeszcze inaczej. Otóż wyobraźmy sobie, że 1 stycznia w pojeździe osiągającym prędkość światła – 300 tys. km na sekundę (warto pomarzyć!) – wyruszamy z Ziemi ku krańcom Kosmosu. Nasze Słońce mijamy już po 8 minutach i 19 sekundach; po 5 godzinach i 31 minutach docieramy do Plutona i… nic. Pustka. Musi minąć 5 lat i 4 miesiące „pustki i nudy”, abyśmy 19 kwietnia dotarli do wspomnianej wcześniej Proximy – gwiazdy nam najbliższej (po Słońcu). Ale mamy większe ambicje. Otóż chcemy zobaczyć z perspektywy całą naszą Drogę Mleczną w rzucie prostopadłym. No to musimy uzbroić się w cierpliwy lot trwający jeszcze 100 lat. Dopiero wtedy cała DM zmieści się w obiektywie naszego teleskopu. Rozglądamy się uważnie dookoła, a tam miliardy gwiazd. Ale nie… Te pojedyncze świecące punkty to już nie są żadne gwiazdy, tylko całe ich miliardowe skupiska, zwane – jak już mówiliśmy – galaktykami. W bliskim sąsiedztwie rozróżniamy 30 takich galaktyk – to najbliższe podwórko naszej DM, zwane grupą lokalną. Lecimy dalej marne 50 milionów lat i docieramy do większej sąsiadki naszej gromady lokalnej, czyli do gromady Virgo (na zdjęciu: każdy z punktów to galaktyka) składającej się z 2 tysięcy galaktyk. Można oszaleć! Lecimy i lecimy, płyniemy i płyniemy… Mijają miliardy lat, aż po dziesięciu zatrzymujemy pojazd i znów z zaciekawieniem rozglądamy się wokół. Już nie widać pojedynczych galaktyk, ich gromad i supergromad. Widać coś jak dredy na głowie jakiegoś Pana Boga. To owe tajemnicze włókna, nieznane jeszcze superstruktury, o których mówiliśmy wcześniej. Wbijając szpilkę w zdjęcie takiego dreda, już nie zniszczymy tylko miliardów gwiazd, ale miliony ich skupisk. ~ ~ ~ Pamiętajmy o tym wszystkim, patrząc w nocy na rozgwieżdżone niebo i niemal dotykając samotności. Oto mrugające przed nami gwiazdeczki, których światło możemy zakryć małym palcem naszej wyciągniętej dłoni. Cóż za człowiecza duma! A nie, ów malutki paluszek zasłaniający niewyobrażalnie wielką gwiazdę czy nawet całą galaktykę to przydatne narzędzie – tzw. zjawisko paralaksy, pozwalające nam obliczać kosmiczne odległości… Ale o tym już kiedy indziej. MAREK SZENBORN
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
OKIEM BIBLISTY
przez ludzi. Uchyliliście przykazania Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji (…). I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali” (Mk 7. 6–8, 13, wg Biblii Tysiąclecia). Z biblijnego punktu widzenia nawet najstarsza tradycja – jeśli jest sprzeczna z przykazaniami Dekalogu – nie ma racji bytu. Argumenty, że krzyż zawieszono w sali sejmowej jeszcze za czasów AWS i nikomu nie przeszkadzał (nawet SLD), w świetle Pisma Świętego nie mają absolutnie żadnego znaczenia. Nie da się bowiem usprawiedliwić jakiegokolwiek kompromisu opartego
sprzeczne jest również z ostrzeżeniem Chrystusa: „Baczcie, byście pobożności swojej nie wynosili przed ludźmi” (Mt 6. 1) oraz słowami: „Bóg jest duchem, a ci, którzy mu cześć oddają, winni mu ją oddawać w duchu i w prawdzie” (J 4. 24). Szkoda, że powyższymi słowami zdają się wcale nie przejmować ani świeccy, ani duchowi przedstawiciele Kościoła. Starania PiS-u zmierzają bowiem do tego, aby zaraz po ukonstytuowaniu się Sejmu złożyć wniosek uchwały o uznanie w sposób prawomocny obecności krzyża w sali sejmowej, i to pod groźbą odpowiedzialności karnej. Cóż, takie działania potwierdzają tylko odwieczną strategię Kościoła rzymskokatolickiego, który od samego początku swego istnienia umacniał swoją pozycję, używając ramienia władzy świeckiej. Nic zatem dziwnego, że i obecnie – jak powiedział jeden z liderów PiS-u – „w obronie krzyża jesteśmy gotowi rozpętać piekło”.
na nieuczciwości, a bałwochwalstwo na zawsze pozostanie bałwochwalstwem, choćby nie wiem jak próbowano je uzasadnić. Poza tym w sprawach dotyczących wiary to nie ludzie – nawet jeśli stanowią większość – decydują o tym, co jest prawdą i czego należy przestrzegać, tylko Chrystus, który przyszedł dać świadectwo prawdzie i powiedział: „Każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego” (J 18. 37). Ludzie naprawdę wierzący powinni się więc zdecydować, czy chcą być wierni Chrystusowi i słowu Bożemu, które głosił, czy też tradycji, która sprzeciwia się Jego nauce. „Nikt bowiem nie może dwóm panom służyć” (Mt 6. 24). „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5. 29). Po czwarte – walka o umieszczanie krzyża w instytucjach państwowych godzi w konstytucyjny zapis rozdziału Kościoła od państwa. Jest też wyrazem sprzeciwu wobec Chrystusa, który oddzielił sferę religijną od świeckiej, mówiąc: „Oddawajcie, co jest cesarskiego, cesarzowi, a Bożego, Bogu” (Mt 22. 21). Poza tym uzewnętrznianie w sposób ostentacyjny i nachalny jakiejkolwiek formy kultu religijnego
Po piąte – ostentacyjny i nachalny kult krzyża kłóci się również z ostrzeżeniem Chrystusa, aby nie gorszyć bliźnich: „Biada światu z powodu zgorszeń! Wprawdzie zgorszenia muszą przyjść, lecz biada człowiekowi, przez którego zgorszenie przychodzi” (Mt 18. 7). Dodajmy, że ostrzeżenie to dotyczy również wierzących. Bardzo często bowiem to właśnie „z winy [wierzących], jak napisano, poganie bluźnią imieniu Bożemu” (Rz 2. 24). Czy tak powinno być? Czy hierarchowie nie powinni sami rozwiązać tego problemu, który przecież stworzyli? Czy Chrystus wymagał od swoich wyznawców, aby tworzyli i wieszali krzyże? Czy On sam uczyniłby coś podobnego? Oto Jego fundamentalne zalecenie: „Wszystko, co byście chcieli, aby wam ludzie czynili, to i wy im czyńcie” (Mt 7. 12). W Pierwszym Liście św. Jana czytamy zaś: „Kto mówi, że w nim mieszka, powinien sam tak postępować, jak On postępował” (1 J 2. 6). Krótko mówiąc, gdyby obrońcy krzyża rzeczywiście chcieli postępować w myśl powyższych słów, wówczas nie byłoby żadnej batalii ani o krzyż, ani o lekcje religii w szkołach... Prawdziwi bowiem
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Batalia o krzyż Kolejny raz jesteśmy świadkami batalii o krzyż w polskim parlamencie. Wielu gorliwych obrońców krzyża z szefem PiS-u na czele twierdzi, że krzyż powinien nadal pozostać w Sejmie, ponieważ jest on nie tylko najstarszym symbolem chrześcijaństwa, ale również symbolem europejskiej kultury i jej humanistycznego charakteru oraz ważnym elementem tradycji w naszym kraju, a zdecydowana większość Polaków to przecież katolicy. Czy argumenty te są zasadne z biblijnego punktu widzenia? Cóż, chociaż obrońcy krzyża zazwyczaj odwołują się do Biblii i najstarszej tradycji, a nawet humanistycznego charakteru krzyża, to tak naprawdę jego kult nie ma nic wspólnego ani z Pismem Świętym, ani z liturgią pierwszych wyznawców Chrystusa, ani nawet z humanistycznym charakterem. Na czym opieram to stanowisko? Na następujących faktach historycznych i biblijnych. Oto one. Po pierwsze – „Kształt dwuramiennego krzyża wywodzi się ze starożytnej Chaldei, gdzie był on symbolem boga Tammuza (przypominał kształtem mistyczne Tau, inicjał jego imienia), podobnie zresztą jak w innych okolicznych krajach z Egiptem włącznie. Do połowy III wieku po Chrystusie kościoły albo już odstąpiły od niektórych nauk wiary chrześcijańskiej, albo je pozmieniały. Chcąc podnieść prestiż odstępczego systemu kościelnego, zaczęto przyjmować do kościołów pogan, którzy się nie odrodzili przez wiarę, i bardzo często pozwalano im zatrzymać dotychczasowe pogańskie znaki i symbole. Z tego powodu przyjęto również Tau (czyli T) w najczęściej spotykanej postaci, z obniżoną poprzeczką, jako wyobrażenie krzyża Chrystusowego” (W.E. Vine, „An Expository Dictionary of New Testament Words”, Londyn 1962, s. 256). Również w „Leksykonie religioznawczym” czytamy, że krzyż występował w wielu wcześniejszych religiach: „Już w epoce neolitu spotykamy go około 2000 r. p.n.e. na glinianych walcach, a w Asyrii jako symbol słońca” (s. 141). Nie jest więc tak, że krzyż jest najstarszym symbolem chrześcijaństwa – jak twierdzą jego obrońcy – bo zanim został objęty kultem w Kościele rzymskim powstałym w IV stuleciu, był najpierw symbolem starożytnych (pogańskich) kultów solarnych. Do chrześcijaństwa symbol ten został wprowadzony dopiero w okresie apostazji i to za sprawą cesarza Konstantyna, który również przyczynił się do przekształcenia chrześcijaństwa w system religijno-polityczny.
Po drugie – krzyż nie był i nie mógł być przedmiotem kultu religijnego pierwszych chrześcijan, ponieważ Biblia wyraźnie i dobitnie zabrania tworzenia i adoracji jakichkolwiek wizerunków. Oto kilka tekstów: „Nie czyń sobie podobizny rzeźbionej czegokolwiek” (Wj 20. 4); „Nie zwracajcie się do bałwanów i nie sporządzajcie sobie bogów odlewanych z metalu. Ja, Pan [JHWH], jestem Bogiem waszym” (Kpł 19. 4); „Przeklęty mąż, który zrobi podobiznę rzeźbioną lub laną, obrzydliwość dla Pana” (Pwt 27. 15). Gdyby Kościół katolicki rzeczywiście respektował przykazania Dekalogu, nie byłoby żadnego problemu z krzyżem w jakimkolwiek miejscu. Niestety, Kościół papieski usunął drugie przykazanie Dekalogu (nie ma go w wersji katechizmowej), zakazujące właśnie tworzenia i czczenia wizerunków. Następnie zaś, aby zachować pełną liczbę Dziesięciorga Przykazań, Kościół rozdzielił dziesiąte przykazanie, zabraniające pożądliwości, na dwa osobne – dziewiąte i dziesiąte. Dokonał też zmiany (sfałszowania) czwartego przykazania, nakazującego święcenie szabatu (sobota – siódmy dzień tygodnia), na nakaz święcenia niedzieli (pierwszy dzień tygodnia), do czego – jak czytamy – Kościół sam się przyznaje: „Nie naruszając istoty przykazania, poczynił w nich Kościół następujące zmiany formalne. Drugie przykazanie, dotyczące czci obrazów, złączył z pierwszym, natomiast dziesiąte przykazanie Boże rozdzielił na dwa osobne przykazania (…). Nakaz święcenia sabatu przemienił Kościół na nakaz święcenia niedzieli” (ks. Franciszek Spirago, „Katolicki Katechizm Ludowy”, t. 2, wyd. III, s. 72). Po trzecie – odwoływanie się do tradycji również nie ma uzasadniania biblijnego. Chrystus nauczał przecież, że podstawą wiary i życia chrześcijańskiego ma być słowo Boże, a nie nauki ludzkie, czyli tradycja. Do ówczesnych przywódców duchowych powiedział: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych
21
chrześcijanie nie tylko uznają rozdział Kościoła od państwa, ale również wystrzegają się wywierania jakiejkolwiek religijnej presji na władze. Raczej – w pewnych sytuacjach – gotowi są iść „dwie mile” (Mt 5. 41), uczynić więcej, niż się od nich wymaga, o ile to nie koliduje z wolą Bożą, aniżeli obstawać przy swoich racjach, które na dodatek nie mają biblijnego uzasadnienia. Po szóste – kult krzyża jest nie do przyjęcia także z tego powodu, że jest on sprzeczny nie tylko z drugim, ale również z pierwszym przykazaniem Dekalogu. Całe Pismo jasno i wyraźnie naucza, że istnieje tylko jeden Bóg w absolutnym tego słowa znaczeniu (Wj 20. 1–3; J 17. 3; 20. 17; 1 Kor 8. 4–6; Ap 3. 12). Natomiast Kościół rzymskokatolicki naucza o Bogu w Trójcy, a krzyż wiąże z wyznaniem tejże trynitarnej wiary. Czyni tak, chociaż słowa zawierające tzw. trynitarną formułę chrztu (Mt 28. 19), na które Kościół się powołuje, są późniejszym dodatkiem, co przyznają sami bibliści katoliccy. Ksiądz prof. Józef Kudasiewicz pisze: „W Jezusowym nakazie chrztu (Mt 28. 19), »udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego«, należy odróżnić autentyczne, pierwotne słowa Pana od elementów interpretacyjno-redakcyjnych (...). Jakie więc słowa wypowiedział sam Jezus? Współcześni badacze przyjmują prawie powszechnie, że Jezus wypowiedział następujące zdanie: »(...) udzielając chrztu w imię moje«. W ten sposób swój chrzest przeciwstawił dotychczasowym praktykom chrzcielnym” („Jak rozumieć Pismo Święte?”, Lublin 1987, cz. III: „Jezus historii – Chrystus wiary”, s. 106). Po siódme – również argument, że krzyż łaciński (łac. crux – krzyż) jest symbolem „europejskiej kultury, jej humanistycznego charakteru, jej wielkiej życzliwości wobec człowieka”, budzi poważne zastrzeżenia. Dlaczego? Ponieważ łaciński krzyż jest raczej symbolem niezliczonych zbrodni i militarnych podbojów: prześladowań Żydów, wypraw krzyżowych, podbojów kolonialnych, zbrodni zakonu krzyżackiego na ziemiach polskich itp. Taka jest właśnie prawda o krzyżu łacińskim, który nie był ani symbolem, ani przedmiotem kultu pierwszych chrześcijan i nie wywodzi się z tradycji chrześcijańskiej, lecz ze starożytnego Babilonu, gdzie był symbolem Tammuza – pogańskiego bóstwa (por. Ez 8. 13–14). Czy to słuszne, aby stawać w obronie pogańskiego symbolu? A może w tym wszystkim chodzi jedynie o spowodowanie zamieszania politycznego i chaosu w całym kraju? Poza tym, dlaczego hierarchowie, którzy domagają się miejsca dla krzyża w urzędach państwowych, nie umieszczają polskiego godła – orła z koroną – w swoich kościołach? Czy tylko Kościół ma prawo do autonomii, a państwo nie? BOLESŁAW PARMA
22
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (54)
Hajdamacy i koliwszczyzna W 1768 r. wybuchło na Ukrainie powstanie hajdamaków. Wiekowa nienawiść do polskich ciemiężycieli doprowadziła do tzw. rzezi humańskiej. W drugiej połowie XVII i pierwszej połowie XVIII wieku jaskrawo przejawił się upadek gospodarczy i polityczny rozkład Rzeczypospolitej. Prowadzone przez nią w tym okresie częste i niszczące wojny przyspieszyły i pogłębiły kryzys państwa. Zaostrzyły się też jeszcze bardziej formy poddaństwa. Przed rosnącym uciskiem najbardziej uciemiężeni bronili się różnymi środkami, przy czym walka w tym okresie przeradzała się nieraz w zbrojne powstania. Szczególnie ostry charakter przybrał ruch chłopski w kasztelanii krakowskiej, gdzie liczba powstańców liczona była w tysiącach. Silny opór stawiali także chłopi z Puszczy Kurpiowskiej. Zrywy chłopskie wybuchły ponownie z wielką siłą na Litwie, Białorusi i Ukrainie. W latach 40. XVIII wieku wybuchło na Litwie powstanie, do stłumienia którego w swych dobrach Hieronim Radziwiłł zmuszony był użyć wielotysięcznego wojska, a nawet armat. W 1702 r. wybuchło na Ukrainie wielkie antypolskie i antyszlacheckie powstanie chłopskie pod wodzą Semena Paleja. Główną przyczyną wybuchu insurekcji było niezadowolenie Kozaków wynikające z faktu, że magnateria i szlachta polska po pokoju w Karłowicach, zawartym między państwami Świętej Ligi (Polska, Austria, Wenecja i papiestwo) a Turcją, chciała obrócić Kozaków w chłopów
O
pańszczyźnianych. Powrót polskiej magnaterii i szlachty na ziemie ukraińskie doprowadził do ponownego wzrostu ucisku społeczno-narodowościowego ludności ukraińskiej. Semen Palej alias Semen Hurko był pułkownikiem kozackim i przywódcą kozackiej milicji. Gdy po pokoju karłowickim szlachta polska ponownie zaczęła tworzyć wielkie majątki ziemskie, przeszkodą stała się owa organizacja wojskowa ludności ukraińskiej. Do powstania Paleja przyłączyły się całe masy, występując przeciwko ciemiężącej ją, sfanatyzowanej i ciemnej szlachcie. Ponieważ siły koronne były zbyt słabe, by poradzić sobie z powstaniem, które objęło również Wołyń i zbiegło się w czasie z chłopskim oporem na etnicznych ziemiach polskich, aby stłumić zrywy, szlachta uciekła się do pomocy wojsk carskich, sprzymierzonych z Polską w okresie wojny północnej. Dopiero interwencja tamtejszej armii, która wkroczyła na Ukrainę, położyła w 1704 r. kres powstaniu. Palej ujęty przez hetmana Lewobrzeżnej (rosyjskiej) Ukrainy został przekazany carowi Piotrowi I Wielkiemu, a następnie zesłany do Tomska. Walka powstańcza rozgorzała ponownie w latach 1712–1714, gdy wojska carskie opuściły Ukrainę. Na Podolu i Ukrainie Naddnieprzańskiej działali tzw. hajdamacy (nazwa „hajdamak” pochodzi od
soby, które odrzucają racjona listyczny światopogląd na rzecz wiary w tak zwane „rzeczy nad przyrodzone”, wystawiają się na zbęd ne niebezpieczeństwa i straty. Tak jak by życie codzienne nie dość miało trosk nie do uniknięcia. Przed kilkoma tygodniami miałem okazję rozmawiać z osobą, która padła ofiarą czarownicy. Nie chodzi o zwykłą wróżkę, ale o prawdziwą wiedźmę, czyli osobę, która deklaruje, że może za pomocą określonych rytuałów manipulować życiem innych ludzi, także sprowadzając na nich nieszczęścia. Moja rozmówczyni nie była oczywiście ofiarą w tym sensie, że zapowiadane czary zadziałały, ale przez to, że dała się naciągnąć okultystce na niemałe pieniądze. Młoda kobieta uznała się za ofiarę psychicznej manipulacji wiedźmy, która dorwała ją w bardzo trudnym okresie życia, po stracie ukochanej osoby, po bolesnym miłosnym zawodzie. Osoba prowadząca interes z rzucaniem uroku obiecywała powrót ukochanego i wyłudzała pieniądze za określone rytuały. Zaczęło się od kilkuset złotych, a skończyło na grubych tysiącach. Nie obyło się
tureckiego słowa hajdamak – „napadać”, „grabić”). Rekrutowali się oni ze zbiegłych chłopów, z biedoty miejskiej i z odgrywających kierowniczą rolę Kozaków zaporoskich. Hajdamacy napadali na dwory szlacheckie, majątki magnackie, karawany kupieckie, kościoły unickie, klasztory oraz karczmy żydowskie. Hajdamaków od bandytów różnił ten fakt, że utożsamiali społeczny protest ukraińskiego ludu przeciwko dominacji panów. Zabijali polską szlachtę, księży rzymskokatolickich i unickich, żydowskich karczmarzy i lichwiarzy. Rokrocznie organizowali mniejsze lub większe wyprawy na dobra szlacheckie, a w latach 1734–1736 zdobyli podczas powstania wiele miast i miasteczek ukraińskich. Największa i najbardziej krwawa rebelia wybuchła w 1768 r. Przyspieszyła ją postawa konfederatów
też bez straszenia i szantażu, kiedy ofiara nie była dostatecznie posłuszna czarownicy. Wreszcie czar prysł i przygoda z wiedźmą skończyła się leczeniem psychiatrycznym byłej klientki. Ofiara szczęśliwie doszła do siebie i teraz chce odwdzięczyć się okultystycznej manipulantce procesem sądowym.
barskich wobec chłopów, zwłaszcza ukraińskich, przejawiająca się w zwiększeniu pańszczyzny i prześladowaniu dyzunitów. Ów antyfeudalny ruch chłopski przybrał olbrzymie rozmiary na Prawobrzeżnej Ukrainie jako tzw. koliwszczyzna (lub koliszczyzna – nazwa pochodzi od rodzaju broni używanej przez powstańców). Rozgoryczeni ciężkim położeniem i pogłoskami o zwalczaniu reform, a także przerażeni katolickim fanatyzmem konfederatów, chłopi ukraińscy raz jeszcze powstali przeciwko szlachcie polskiej. Na czele powstania stanęli Maksym Żeleźniak z Prawobrzeżnej Ukrainy i Iwan Gonta (rys. obok) – sotnik nadworny Kozaków Potockiego.
przez wiarę w biblijnego Boga, i opętana przez wiedźmę dziewczyna popełniliśmy wielką nieostrożność, rezygnując z racjonalnego światopoglądu na rzecz wizji świata otwartej na cudowności. I oboje zapłaciliśmy za to wielką, bardzo bolesną cenę. Być może zresztą nawet nie rezygnowaliśmy z racjonalizmu
ŻYCIE PO RELIGII
Otwarta furtka W trakcie rozmowy przypomniało mi się, że i ja byłem do pewnego stopnia ofiarą wiary w rzeczy i moce nadprzyrodzone. Wprawdzie nie wierzyłem w magię, ale pozwoliłem religii, konkretnie – chrześcijaństwu, na przejęcie kontroli nad moim życiem. Nie traciłem na tym co prawda większych pieniędzy, ale straciłem wiele lat życia, które też można by zapewne jakoś przeliczać na utracone potencjalne dochody. Ale nie o pieniądze mi chodzi i nie o pozowanie na ofiarę. Raczej o to, że i ja, oszołomiony
– po prostu nikt nam takiego bezpiecznego światopoglądu nie zaprezentował, nikt nas nie ostrzegł przed manipulacją, gdy byliśmy młodzi. Rodzice i/lub otoczenie popchnęło nas za to w kierunku wiary w irracjonalne brednie. Bywa, że taka otwarta w umyśle furtka na irracjonalizm przez całe życie nie przyniesie większych szkód, ale zwykle jednak prędzej czy później wejdzie przez nią ktoś lub coś, co przyniesie nam straty, zbędne troski i lęki, a czasem prawdziwą katastrofę.
Walki na Ukrainie toczyły się z wielkim okrucieństwem z obu stron. Przerażona szlachta zamknęła się w Humaniu, który został zdobyty przez wojska Żeleźniaka i Gonty. Wiekowa nienawiść do ciemiężycieli doprowadziła do tzw. rzezi humańskiej, w której zginęło kilkanaście tysięcy szlachty i Żydów (pierwsze relacje mówiły o 5 tys. zabitej szlachty i o 7 tys. Żydów). Rzeź humańska stanowiła wstrząs dla polskiej opinii publicznej. Walkę z powstańcami podjęły królewskie wojska polskie, współdziałając z wojskami rosyjskimi. Szczególnym okrucieństwem wsławiły się oddziały koronne hetmana Ksawerego Branickiego, oboźnego koronnego Jana Stempowskiego, któremu nadano przydomek „Straszny Józef”, a także niektóre oddziały wojsk carskich. Ofiarą terroru i regularnych pacyfikacji, które zamieniły wiele obszarów Ukrainy w pustki, padło wiele tysięcy chłopów ukraińskich. Z obawy przed utratą siły roboczej poczęto domagać się zaniechania egzekucji. Koliwszczyzna została krwawo stłumiona, a ruch hajdamacki wygasł niemal zupełnie. Literatura ukraińska prezentuje koliwszczynę jako ruch rewolucyjny, u którego podłoża leżał wyzysk chłopów ruskich przez szlachtę polską. Ów zryw wzywał uciskaną ludność ukraińską, rosyjską i polską do zjednoczenia sił w walce o poprawę własnego położenia. Nie ukrywa się przy tym krwawego charakteru wydarzeń ani okrucieństwa ich uczestników. ARTUR CECUŁA
Piszę o tym w kontekście opublikowanych niedawno badań, z których wynika, że jesteśmy jednym z tak zwanych nowoczesnych społeczeństw, w którym wiara w duchy należy do najpowszechniejszych (63 proc. Polaków w nie wierzy). Ponad połowa Polaków wierzy także w przesądy będące zwiastunami pomyślności lub tak zwanego pecha. Ale to nie wszystko – okazuje się, że pewne przesądy praktykują także osoby, które w nie nie wierzą! Tylko 12 proc. rodaków nie wierzy i nie praktykuje przesądów. Jest to o tyle komiczne, że niemal wszystkie Kościoły chrześcijańskie zgodnie potępiają przesądy, a prawie wszyscy ich wyznawcy w Polsce w te przesądy wierzą! Jednak w samym fakcie, że racjonalistyczna higiena myślenia Polaków jest tak marna, nie ma oczywiście niczego zabawnego. W kraju, gdzie krew nieboszczyka uzdrawia, naukowcy na oko potwierdzają „cud eucharystyczny” przy aplauzie mediów i „autorytetów moralnych”, a przy tchórzliwym milczeniu ludzi rozsądnych trudno o trzeźwość sądów i ocen. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak po prostu krzewić racjonalizm wokół siebie i dbać o jakość własnego krytycznego myślenia. MAREK KRAK
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
P
apież, który wydał groteskową bullę uznającą za herezję nauki o tym, że Chrystus był ubogi, sam zgromadził w skarbcu papieskim 18 mln florenów w złocie i 7 mln w kosztownościach. Kościół katolicki sp. z o.o. – agresywna korporacja biznesowa – pomimo udziału w wojnach zaczął gromadzić bajeczne fortuny. Jana XXII (1316–1334) wybrano po dwuletnim wakacie na urzędzie papieskim. Skłócone ze sobą frakcje w kolegium kardynalskim nie były w stanie wybrać nowego papieża. Dopiero kiedy hrabia Poitiers zastosował wobec nich radykalne środki, ograniczając im jedzenie, wyłonili
pretendentem do cesarskiej władzy i po pokonaniu swego przeciwnika poszedł w ślady Fryderyka II. Rozpoczął też wojnę z papieżem, który blokował odbudowę cesarstwa. Była to reakcja na uzurpację papiestwa, które – mimo tzw. niewoli awiniońskiej – chciało administrować dominium cesarskim. Papież i król Neapolu Robert (jego prawa ręka w Italii) wysłali do Lombardii wojsko, na czele którego stali Filip Walezy i kardynał Bertram da Pogetto. Zadaniem tej armii było egzekwowanie papieskich decyzji, a sam papież przygotowywał stosowne bulle. Jedna z nich ekskomunikowała ród Viscontich, który
OKIEM SCEPTYKA opozycja franciszkańska została upolityczniona. Oto Ludwik IV dopatrzył się w tym doskonałej okazji, aby uderzyć w papiestwo jego własnymi metodami. W 1327 r. generał zakonu franciszkańskiego Michał z Ceseny został internowany w Awinionie, ale wkrótce udało mu się zbiec pod skrzydła Ludwika IV wraz z grupą braci, wśród których był słynny William Ockham. Walka Fryderyka II z Innocentymi stanowiła kamień węgielny w procesie osłabiania potęgi papiestwa, ale zmagania pomiędzy Janem XXII a Ludwikiem Bawarskim przyniosły owoce jeszcze bardziej istotne. Ludwik zgromadził pod swoimi
dedykował Ludwikowi Bawarskiemu. Marsyliusz uznawał demokrację za ustrój najdoskonalszy (obok monarchii!), odrzucał prawo natury i prawo kościelne oraz głosił, że papieskie dekrety są obrazą majestatu ludzkiego ustawodawstwa. Wedle Marsyliusza władza pochodzi od ludu, który wybiera również hierarchię kościelną wraz z papieżem; przynależność ludności do Kościoła jest sprawą indywidualną i nikogo nie można zmuszać do praktyk religijnych; Kościół nie może formułować żadnych zakazów (jest to rola władzy świeckiej), a jedynie zalecenia dla swoich wiernych; każde państwo ma prawo do swojego odrębnego
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (60)
Midas Awinionu Swoje długie panowanie spędził na niechrześcijańskich walkach i nienawiści, bez jakiejkolwiek miłości… Poza tą do pieniędzy. Przez swą ambicję wypełnił świat wojną – pisał o drugim papieżu awiniońskim niemiecki historyk Gregorovius. 72-letniego starszego pana, w nadziei, że szybko zejdzie z tego świata i znów będą mogli radzić nad wyborem, który zagwarantuje ciągłość ich dóbr i interesów. Dziadek zaskoczył wszystkich i rządził Kościołem autorytarnie aż do swej 90 wiosny. Pontyfikat wypełnił walką ze zbuntowanymi franciszkanami i nowym cesarzem rzymsko-niemieckim, a jednocześnie robił gigantyczne pieniądze. W tym samym okresie Europa doświadczyła Wielkiego Głodu (1315–1322), który pochłonął miliony ofiar, a skutkował nawet kanibalizmem i dzieciobójstwem. Ludzie przekonali się wówczas o bezskuteczności modlitw, szczególnie wobec faktu, że na wielką skalę wzrosła pazerność poborców papieskich. Jan XXII radykalnie zwiększył obciążenia podatkowe krajowych Kościołów na rzecz papiestwa. Rozszerzył na wszystkie państwa obowiązek płacenia annatów, czyli dochodów z pierwszego roku posiadania beneficjum kościelnego. W przypadku mniejszych beneficjów, które przynosiły skromniejszy dochód, papież rezerwował sobie ich dochody na okres trzech lat. Opracował nową księgę podatkową, w której ustalał opłaty za dokumenty wydawane przez Stolicę Apostolską. Kiedy wybuchł spór o tron Niemiec pomiędzy Ludwikiem IV Bawarskim a Fryderykiem Pięknym Austriackim, papież działał na rzecz anarchii, wydając 31 marca 1317 r. bullę, w której ogłaszał się regentem cesarskim, sprawującym władzę pod nieobecność cesarza. Ludwik IV (1287–1347) z dynastii Wittelsbachów okazał się jednak godnym
stał na czele partii gibelinów, następna – z 8 września 1323 r. – orzekała, że Ludwik IV uzurpował sobie tytuł i prawa Króla Rzymian, i wzywała go, aby w terminie 3 miesięcy zaprzestał administrowania cesarstwem oraz odciął się od wyklętej rodziny Viscontich. Kolejną bullą – z 13 lipca 1324 r. – papież ekskomunikował i pozbawił tronu króla Ludwika. Król wydał wówczas manifest w Sachsenhausen, w którym odwoływał się od decyzji papieskiej do soboru powszechnego, na którym chciał oskarżyć papieża o herezje i przestępstwa kryminalne przeciwko prawom narodów. Książęta niemieccy poparli Ludwika. Wydano również zakaz publikowania papieskiej bulli pod sankcją banicji. W swojej batalii przeciwko papieżowi Ludwik IV wykorzystał piękny prezent, jaki sprawili mu franciszkanie. Ówcześnie trwało jeszcze usuwanie z zakonu franciszkańskiego ducha ubóstwa Franciszka z Asyżu, co nie przebiegało bezboleśnie. W zakonie istniała spora grupa opozycjonistów, którzy nie godzili się na pozbawienie zakonu jego żebraczego charakteru. Bonifacy VIII jedynie ich więził, a Jan XXII zaczął ich wysyłać na stosy (poczynając od 4 braci spalonych w Marsylii w 1317 roku). Franciszkanie odwoływali się do Biblii, twierdząc, że Jezus nie posiadał żadnych dóbr, a ich przeciwnicy dowodzili, że zarówno Chrystus, jak i apostołowie byli… właścicielami swoich ubrań. Ten absurdalny spór podzielił zakony franciszkanów i dominikanów, ale okazało się, że miał istotne znaczenie dla ograniczenia wpływów papieskich, bo
Papież Jan XXII ogląda mapę Wschodu
skrzydłami ówczesnych czołowych myślicieli, którzy stworzyli szkołę monarchistów rozwijającą doktrynę władzy królewskiej niezależnej od papieża. Ich celem było podporządkowanie papieża władcom świeckim, więc konsekwentnie obalili cały teoretyczny gmach supremacji papieskiej. Pisma obalające papieską teokrację można uznać za symboliczny koniec średniowiecza. „Koncepcja »Monarchii« stała się naraz programem prawa konstytucyjnego w XIV w. i symbolem reform dla nowej generacji, która dążyła do przełamania kościelnych barier średniowiecza” (Gregorovius). W walkę przeciwko papiestwu włączył się wówczas nawet Dante Alighieri, który nie tylko smagał występki papieskie w „Boskiej Komedii”, ale napisał też utwór polityczny „Monarchia”. Franciszkanin William Ockham dowodził, że władza świecka pochodzi od Boga, a nie od papieża, natomiast Marsyliusz z Padwy (1275–1343) był autorem „Obrońcy pokoju” – jednego z najbardziej rewolucyjnych traktatów politycznych średniowiecza. Dzieło to
kościoła. Idee Marsyliusza przyjął Ludwik Bawarski, który koronował się na cesarza „z woli ludu”, a następnie doprowadził do wyboru w Rzymie papieża „z woli ludu”. Awinioński papież knuł tymczasem intrygi wymierzone w triumfującego władcę Niemiec. Ponieważ starał się skłócić ze sobą rywali do tronu, Ludwik uwolnił z więzienia swojego pokonanego konkurenta, zawarł z nim pokój i ustanowił współregentem. Wtedy w walkę przeciwko dynastii bawarskiej papież próbował zaangażować swoich sojuszników: Francję, Węgry, Czechy oraz Polskę. Niechlubnej roli Polski czasów Łokietka nie można tu przemilczeć. Przy zaangażowaniu Kościoła Polska pozostawała wówczas w stanie dzielnicowego rozbicia, a Władysław Łokietek kupił koronę od Jana XXII, szczególnie łasego na pieniądze, w zamian za zgodę na większe świętopietrze (1319 r.). W 1326 r. na wezwanie papieża Łokietek zaatakował Brandenburgię i Wittelsbachów. Zniszczył szereg miejscowości i wziął jeńców. Była to awantura czysto barbarzyńska i w niesłusznej sprawie.
23
W lutym 1327 r. Ludwik IV zwołał w Trencie parlament, który miał po części charakter soboru, gdyż uczestniczyli w nim zbuntowani przeciwko papieżowi biskupi, franciszkanie i teologowie. Najpierw ogłoszono tam formalny proces przeciwko papieżowi, a następnie Ludwik ruszył w kierunku Rzymu, aby koronować się na cesarza i dopilnować wyboru nowego papieża. W Mediolanie biskup Guido Tarlati ekskomunikował papieża i koronował Ludwika i jego żonę. W tym samym czasie w Rzymie wybuchło powstanie ludowe przeciwko papieskiemu namiestnikowi, które wygnało popleczników króla Neapolu i ustanowiło rządy demokratyczne. Sciarra Colonna, który wsławił się obiciem papieża Bonifacego VIII, został wówczas wybrany na kapitana ludu i naczelnika milicji, a na Kapitolu zainstalowano Radę Komunalną, która składała się z 52 delegatów (popolani). Ludwik dotarł do Rzymu 7 stycznia 1328 r., a Sciarra wprowadził go triumfalnie do Bazyliki św. Piotra. Cesarz zamieszkał w papieskim pałacu. Wraz z nim do Rzymu przybyły zastępy heretyków i reformatorów, natomiast większość kleru ewakuowała się wcześniej z miasta. Po stronie Ludwika stanęło jednak kilku biskupów i wielu zwykłych duchownych, dzięki czemu jego akty również miały religijną oprawę. Plebiscyt ludowy przyznał Ludwikowi koronę cesarską i źródłem jego władzy miał być właśnie lud. Koronacja również miała charakter demokratyczny. Marsyliusz z Padwy, którego mianowano duchowym namiestnikiem Rzymu, siłą zmuszał wówczas duchowieństwo do posłuszeństwa władzy cesarskiej (później w ten sam sposób rozprawiał się z duchowieństwem bawarskim), a na drzwiach kościołów nakazał poprzybijać oskarżenie papieża. 18 kwietnia 1328 r. na placu św. Piotra odbył się publiczny parlament, który uznał papieża za heretyka i złożył go z urzędu. Nigdy wcześniej nie widziano w Rzymie podobnego „cesarsko-demokratycznego” spektaklu. Zaczął się on od tego, że franciszkański mnich trzykrotnie wołał głośno: „Czy jest ktokolwiek, kto chce bronić księdza Jakuba z Cahors, który nazywa się papieżem Janem XXII?”. Odpowiedzią było milczenie. Następnie mnich odczytał głośno cesarski wyrok, który ogłaszał papieża heretykiem i antychrystem oraz pozbawiał go wszystkich godności. Ulicami miasta lud ciągnął słomianą kukłę papieża heretyka, aby następnie spalić ją na stosie. Na nowego papieża wybrano prostego mnicha – franciszkanina (fraticelli), który przybrał imię Mikołaj V. Wprawdzie skończył on w więzieniu awiniońskim Jana XXII, ale kilka lat później niemieccy elektorzy opowiedzieli się przeciwko jakiejkolwiek ingerencji papieskiej w powoływanie cesarza. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Już w starożytności był obiektem pożądania – cenionym nie tylko jako biżuteria, ale też za swoje lecznicze właściwości. Słynnym szlakiem przybywały po niego nad Bałtyk niezliczone karawany kupców. Minerał znajdowany na nadbałtyckich plażach jest najstarszym z bursztynów, gdyż jego wiek szacuje się na około 40 mln lat. Od innych rodzajów bursztynu bałtycki różni się wysoką zawartością kwasu bursztynowego. Jako amulet wykorzystywany był już w czasach prehistorycznych i ta jego rola utrzymała się aż do czasów nowożytnych. Rzymianie, którzy uważali go za skamieniały mocz rysia, oraz Grecy, dla których był kamieniem świętym, wierzyli, że chroni przed nieszczęściami. Wykonane z niego amulety i biżuteria miały strzec przed czarami i chorobami za życia, a także przed złymi duchami w zaświatach. W starożytnej Grecji amulety takie nosili sportowcy, kapłani i arystokraci. Rzymianie zaś nosili naszyjniki, które miały zapobiegać chorobom gardła i migdałów. Bursztyn archeolodzy znajdują też w miejscach pochówku na ziemiach słowiańskich – w kulturze łużyckiej i kulturze dzbanów lejkowatych – a także pod skórą egipskich mumii jako cudowny środek zabezpieczający je przed rozkładem i zniszczeniem. Na terenie Polski w późniejszych wiekach wykorzystywano go w medycynie ludowej.
N
Bursztyn W średniowieczu Arabowie uznawali bursztyn za cudowne panaceum, czyli lek na wszystko. Cenili zwłaszcza ten bałtycki ze względu na jego piękny kolor i strukturę. Doceniano go za domniemane działanie przeciwkrwotoczne, przeciwbiegunkowe, przeciwbólowe, przeciwreumatyczne i wspomagające serce. W późniejszych wiekach dym z palącego się bursztynu stosowano w celu leczenia chorób układu oddechowego. Nalewka z niego miała natomiast zastosowanie w dolegliwościach ocznych, miesiączkowych, przy problemach ze snem i w stanach drgawkowych. Jego lecznicze właściwości znano także w Państwie Środka, gdzie zmieszany z opium był podawany chorym jako lek przeciwbólowy i przeciwskurczowy. Ciekawostką jest też fakt, że wielkim zwolennikiem bursztynu jako leku nasercowego był Mikołaj Kopernik.
adeszła jesień, a wraz z nią chłody i słoty. To najwyższa pora, aby podwyższyć swoją odporność. Oprócz zbilansowanej diety możemy to zrobić za pomocą wody, która coraz częściej będzie gościła za naszymi oknami… Lecznicze właściwości wody odkryto już w starożytności – w Asyrii i Babilonii. Stosował ją „nieśmiertelny” Hipokrates, Claudius Galen (lekarz rzymskich cesarzy) oraz Asklepiades (ok. 120–56 r. p.n.e.), zwany Psychrolutesem (leczący zimną wodą). We współczesnych nam czasach największą – wręcz przebojową – karierę za pomocą „lania wody” zrobił jednak śląski rolnik, niejaki Vincenz Priessnitz (1799–1851). To właśnie od jego nazwiska pochodzi określenie „prysznic”. W wieku 25 lat przekształcił własne gospodarstwo rolne w Wasserheilanstalt, czyli lecznicę wodną, która w 1830 roku została oficjalnie licencjonowaną placówką zdrowotną. Rocznie przewijało się przez nią około półtora tysiąca pacjentów, a z dużych miast, takich jak np. Drezno, dowoziła ich regularna linia dyliżansowa przez Budziszyn, Zgorzelec, Legnicę, Wrocław i Nysę. W krótkim czasie z małego zakładu wodoleczniczego ośrodek przeistoczył się ogromny kompleks, w którym zimnych kąpieli, a także ożywczych lewatyw zażywała prawie cała Europa.
Tak do końca na sto procent nie określono gatunku drzewa, z którego pochodzi żywica bursztynowa, przyjęto jednak, że była to „sosna bursztynodajna”. Często można się też spotkać z określeniem „żyjący kamień”, gdyż bezustannie zachodzą w nim reakcje chemiczne. Bardzo łatwo można także odróżnić oryginał od podróbki: prawdziwy opada na dno naczynia wypełnionego słodką wodą, a unosi się w słonej. Sztuczny zaś pływa w każdej wodzie jak korek. Bursztyn kumuluje ciepło lepiej niż inne kamienie, a także posiada zdolność elektryzacji – ładuje się ujemnie. Otrzymuje się z niego kwas bursztynowy, kalafonię i olej. Nowoczesna medycyna zweryfikowała jego lecznicze działanie. Okazało się jednak, że niektóre z przypisywanych mu właściwości nie są fikcją. Bursztyn bałtycki – dzięki zawartości cennego kwasu
bursztynowego – rzeczywiście wspomaga nasz organizm w walce z niektórymi dolegliwościami. Podobny związek roślinny występuje także w sokach z niedojrzałych owoców agrestu, jabłek, winogron, łodyg rabarbaru, lucerny, korzeni buraka cukrowego oraz rzepy. W bursztynie jest go stosunkowo dużo, ponieważ jego zawartość waha się od 3 do 8 procent. Kwas ten zwiększa odporność na czynniki chorobotwórcze, poprawia procesy energetyczne i równowagę kwasowo-zasadową w organizmie. Jest doskonałym biostymulatorem, który reguluje i usprawnia pracę układu wydalniczego i nerwowego, działa przeciwzapalnie i antytoksycznie. W procesie suchej destylacji oprócz kwasu uzyskuje się z bursztynu także olej bursztynowy, który niszczy wolne rodniki, działa dezynfekująco i bakteriobójczo. Ponadto obie substancje łagodzą skutki oparzeń, odmrożeń, stłuczeń i ukąszeń przez owady. Siłą rzeczy stanowią cenny składnik maści i kremów. Wchodzą także w skład kosmetyków, ponieważ jako antyutleniacze pozytywnie oddziałują na zmęczoną skórę. Zapobiegają jej przedwczesnemu starzeniu się i powstawaniu zmarszczek. Kolejną pozytywną cechą bursztynu jest fakt, że nieoszlifowane wyroby jonizują powietrze, co z kolei dobroczynnie wpływa na nasze samopoczucie. Chyba najbardziej popularnym „bursztynowym” środkiem leczniczym jest nalewka. Zalecana jest przez wielu naturoterapeutów i dostępna nawet w sprzedaży detalicznej. Można ją jednak z powodzeniem przyrządzać samemu, a jedną z recept na jej przygotowanie podaje słynny ksiądz Klimuszko.
Bursztynowa nalewka według receptury Klimuszki: Okruszki bursztynu zalewamy w butelce czystym spirytusem, a następnie tak sporządzoną miksturę odstawiamy w ciepłe miejsce. Co jakiś czas należy nią potrząsnąć. Po dziesięciu dniach nalewka jest gotowa. Kiedy zostanie wypita, pozostały na dnie butelki bursztyn można ponownie rozkruszyć oraz drugi i ostatni raz zalać spirytusem. A teraz garść zastosowań bursztynowej nalewki: z na gorączkę i przeziębienie – nacieramy nalewką dwa razy dziennie piersi i plecy chorego. Obniża to temperaturę ciała i przyspiesza powrót do zdrowia; z na bóle głowy – nacieramy nalewką skronie, czoło i wewnętrzne części nadgarstków; z na bóle kręgosłupa – nacieramy nalewką obolałe miejsca na kręgosłupie i mięśnie około kręgosłupa. Nalewkę stosujemy też jako dodatek do herbatki: z przeziębienie oraz astma – 5 kropli nalewki dodajemy do szklanki herbaty i pijemy rano. Można stosować łącznie z nacieraniem ciała. Naszyjniki i bransolety z bursztynu są pomocne m.in. przy leczeniu schorzeń tarczycy i zaburzeń serca. Osoby, które je noszą, powinny pamiętać, że bursztyn, przejmując z ciała człowieka ładunki i zobojętniając się elektryczne, traci swoje walory lecznicze. Aby je odzyskać, należy po dwóch, trzech dniach wypłukać go w zimnej wodzie. Kupując wyroby, warto sprawdzić autentyczność bursztynu w sposób podany wcześniej, gdyż w sprzedaży często pojawiają się jego syntetyczne podróbki, a przecież nie chcielibyśmy się rozczarować brakiem leczniczych rezultatów. ZENON ABRACHAMOWICZ
Wodna terapia Po przetarciu szlaku przez Priessnitza zakłady wodolecznicze zaczęły wyrastać jak grzyby po – nomen omen – deszczu. Wielu lekarzy zaczęło także badania nad tym rodzajem terapii. Jednym z nich był słynny Sebastian Kneipp – do 21 roku życia czeladnik tkacki, a później student teologii i ksiądz. W wieku 27 lat (1848 rok), eksperymentując na swoim chorowitym ciele, opracował własną metodę hydroterapii. Jego książka „Moje leczenie wodą na podstawie przeszło 35-letniego doświadczenia” (wydana w 1895 r.) została przetłumaczona na wiele języków, m.in. na polski – przez L.A. Łukaszkiewicza. Na zabiegi w niej opisane składały się okłady, kąpiele, kąpiele parowe, omywania, opaski i picie wody. Parówki i ciepłe kąpiele stanowiły „usługę rozpuszczania” złogów chorobotwórczych – szczególnie skuteczne miały być kąpiele w wywarach ziół. Opaski, polewania i okłady miały na celu „usługę wydzielania”, a „usługa wzmacniania” przypisywana była kąpielom zimnym, polewaniom i omywaniom zimną wodą.
Przedstawmy kilka dolegliwości, które skutecznie możemy leczyć hydroterapią w zaciszu własnych łazienek: z bezsenność – bezpośrednio przed udaniem się na nocny spoczynek oblewamy przez minutę zimną wodą nogi od kolan w dół (za pomocą prysznica lub jakiegokolwiek naczynia). Zimna woda oblewająca podudzia spowoduje przepompowanie w ten rejon większej ilości krwi, dzięki czemu jej odpływ z okolic mózgu spowoduje uczucie senności; z zaparcia – ciepłe kąpiele rozluźniają masy kałowe, a także rozpuszczają i usuwają zastoiny krwi z żylaków odbytniczych. Wieczorem i rano należy również pić po szklance ciepłej, przegotowanej wody; z żylaki – ulgę przyniesie nam polewanie nóg i pleców zimną wodą. W miejscach tych następuje kurczenie się naczyń krwionośnych. Reakcją organizmu na te zabiegi jest gwałtowne przepompowanie krwi właśnie w te miejsca. Wymusza to lepsze krążenie krwi, uelastyczniając przy tym niedomagające
naczynia krwionośne. Najlepiej robić to wieczorem (patrz: bezsenność); z zmęczone oczy – nalewamy do miski ciepłą wodę i kilkakrotnie zanurzamy w niej twarz, nie zamykając oczu; z krwawienie z nosa – pozbędziemy się go, przykładając do karku zimny kompres. Od jakiegoś czasu dostępność wanien z hydromasażem (jacuzzi) pozwala nam na odprężające zabiegi o każdej porze dnia i nocy. Ruch wody wokół naszego ciała masuje je, dzięki czemu odczuwamy natychmiastową ulgę w zmęczonych mięśniach i stawach. Ta stymulacja rozluźnia mięśnie, pozwalając im oraz stawom na regenerację. W czasie hydromasażu nasze ciało wydziela też endorfiny, które uśmierzają ból. Naprzemienne letnio-chłodne, poranne i wieczorne prysznice pozwolą nam natomiast przebrnąć „suchym nosem” przez nadciągające chłody i słoty. ZA
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Recepta na sumienie Sumienie katolickich farmaceutów pozwala na zaglądanie do sumień innych ludzi. Do ich łóżek. Do ich spodni, pod ich sukienki, a nawet do ich trzewi. „(…) Farmaceuci są zmuszani do sprzedawania środków farmakologicznych niszczących ludzką płodność lub zabijających zarodek ludzki w początkach jego istnienia. Jest to objaw poważnej dyskryminacji, której doświadczają polscy farmaceuci, pozbawieni prawa do korzystania z klauzuli sumienia. Działanie takie jest także sprzeczne z Kodeksem Etycznym Aptekarza. W związku z powyższym zwracamy się do wszystkich ludzi dobrej woli o poparcie prawa farmaceutów do wolności wyboru oraz do odmowy promocji i sprzedaży środków niszczących płodność i ludzkie życie u jego początku”. Pod deklaracją takiej treści zbiera podpisy w internecie twór o nazwie Katolickie Stowarzyszenie Farmaceutów Polska (KSFP). I żeby było ciekawiej – i straszniej – jest już tych podpisów ponad 10 tysięcy. W ślad za stosowną (czyli tzw. naciskową) liczbą tych podpisów ma być złożona do laski marszałkowskiej odpowiednia ustawa, która pozwoli na to, aby katofarmaceuci mieli sumienia czyste. Czyli mało używane. Co to oznacza? Dokładnie to, że pacjent (klient) nie będzie mógł zakupić legalnie w Polsce produkowanych i dystrybuowanych środków farmakologicznych. Bo tak sobie postanowi panienka w aptecznym okienku, nazywana tradycyjnie panią magister. Co ciekawe – zwróćmy na to
S
uwagę – owa pani magister odmówi realizacji recepty (np. na leki hormonalne), którą wypisze lekarz, czyli też magister. A może nawet doktor lub profesor. Zatem magister farmacji jest jakby weryfikatorem sumień całego łańcuszka łotrów dybiących na polską katolicką rodzinę: od naukowca opracowującego lek, poprzez producenta, hurtownika i lekarza, po samego pacjenta. Wszyscy oni uparli się, aby popełniać grzechy śmiertelne, ale na szczęście on jeden – farmaceuta – czuwa. I nie da „spędzić” płodu. Nawet nie pozwoli, by plemnik daremnie odbijał się od lateksowej powłoki prezerwatywy. Idąc tym tokiem myślenia, podobnej klauzuli sumienia powinni żądać sprzedawcy w sklepach monopolowych. A także kioskarze i ekspedienci w punktach, gdzie sprzedawane są papierosy, że o sprzedawcach noży już nie wspomnę, bo przecież te groźne narzędzia jakże często służą do pozbawiania życia. Wróćmy jednak do naszych magistrów farmaceutów. Klauzula sumienia może spowodować, że ich sumienia rozciągną się jak guma z kondoma. No bo przecież taki na ten przykład ibuprom, a nawet zwykła aspiryna mogą okazać się (i niekiedy okazują) dla poczętego życia zabójcze. Czyli przychodzi do apteki niewiasta z bólem głowy albo z katarem, a pani magister przepytuje ją na okoliczność możliwej ciąży. Nic pacjentka nie wie? A uprawiała w nocy coitus? Nie rozumie po polsku? No to czy… ten tego… pieprzyła się ostatniej nocy?
zkoły publiczne przeżywają właśnie zmasowany atak klerykalizacji. To zorganizowana akcja prania mózgów w imię indoktrynacji jednej religii. Nie ma ostatnio numeru „FiM” bez podobnych doniesień. To już prawdziwa plaga i wyzwanie dla myślących rodaków, w tym z pewnością dla nowego klubu sejmowego Ruchu Palikota. Dziś będzie o religijnym wielbieniu Jana Pawła II jako „niepodważalnego autorytetu dla młodzieży”, przekazującego „oczywiste dla wszystkich prawdy wiary”. W publicznych szkołach noszących imię papieża to „święty i zaszczytny” obowiązek uczniów. Publiczne Gimnazjum nr 1 im. JPII w Krempachach 17 października bieżącego roku – w dniu błogosławionego patrona szkoły – „ubogaciło” uczniów mszą w sali gimnastycznej, zarządzając obecność obowiązkową. Dyrekcja zapomniała, że nikogo nie wolno zmuszać do udziału w praktykach religijnych. W Publicznej Szkole Podstawowej nr 1 w Szydłowcu z okazji tzw. dnia papieskiego zorganizowano okolicznościowy apel oraz przedstawienie. Przesłaniem przedstawienia było zachęcenie uczniów „do ufnej modlitwy,
Tak? No to mowy nie ma o żadnej polopirynie. I won mi stąd! Myślicie, że to są żarty? Otóż wcale nie są. Wiele leków hormonalnych służy nie tylko antykoncepcji – lekarze wykorzystują je i przepisują także w przypadku konkretnych chorób. Ergo: katolicki farmaceuta, który chce być w zgodzie z sumieniem, będzie musiał przeprowadzić stosowny wywiad z pacjentem stojącym po drugiej stronie okienka. Czy hormon ma służyć do zamordowania zygoty czy jakiegoś choróbska. A kolejka czeka. A kolejka… słucha? Pół biedy, gdy rzecz dotyczy miasta. Tu można machnąć ręką, poczęstować panią magister grubszym
słowem i kopsnąć się do innej apteki. Ale w małym miasteczku, gdzie apteka jest tylko jedna? A we wsi, gdzie tylko z rzadka można odnaleźć punkt apteczny, za to często farmaceutę z katolickim pierdolcem pospolitym? W takim przypadku pani „megi” (a częściej pani technik farmacji) staje się naprawdę „naszym sumieniem”. W jej przeświadczeniu i dumie panią (panem) życia i śmierci. W naszych rozważaniach można pójść jeszcze dalej. Otóż gdy w aptecznym okienku pojawi się notoryczny morderca, co to właśnie opuścił więzienie po odbyciu kary 25 lat więzienia, i poprosi o lek przeciwzawałowy, to nasza farmaceutka powinna w swojej
25
katolickiej duszy dokonać bilansu wszystkich „za” i „przeciw”. No bo czy takiemu to warto ratować życie, skoro on innych życia pozbawił? Dylematu takiego już zupełnie nie będzie miała nasza „megi”, gdy o nasercowy lek poprosi ginekolog z okolicznego prywatnego gabinetu. No bo przecież wiadomo, że jego zawał uratuje kilka setek poczętych istnień. Oto czysty rachunek zysków i strat. Czysty rachunek czystego sumienia. I dyktatura cudzego światopoglądu. Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny też uznała, że to, o czym piszemy, wcale nie jest śmieszne, i w swoim komunikacie napisała tak: „Należy podkreślić, że w Polsce kobiety często napotykają opór lekarzy w przepisywaniu środków antykoncepcyjnych, którzy w ten sposób samowolnie pozbawiają je praw do decydowania o własnej rozrodczości. Postawienie przed Polkami kolejnych barier w dostępie do antykoncepcji uważamy za nieetyczne i sprzeczne z ogólnoeuropejskimi tendencjami do upowszechnienia w społeczeństwie idei świadomego macierzyństwa”. A co na to wszystko prawo? Czy wolno farmaceutom odmawiać sprzedaży środków antykoncepcyjnych i wymyślać sobie jakąś kretyńską klauzulę sumienia? Otóż absolutnie nie wolno! Irena Rej – Prezes Polskiej Izby Farmaceutycznej – oświadcza jednoznacznie, że aptekarz ma obowiązek zapewnić dostęp do środków antykoncepcyjnych, a reguluje to Prawo farmaceutyczne. Więcej… Jeżeli w aptece akurat brakuje leku tego czy innego typu, to farmaceuta ma obowiązek go sprowadzić. „Jeśli aptekarz odmówi sprzedaży leku, to straci koncesję” – ostrzega pani prezes. MAREK SZENBORN
Polskie szkoły watykańskie która daje siłę w codziennych trudnościach i prowadzi do przyjaźni z Chrystusem i Matką Bożą”. Papieski apel w świeckiej szkole został zakończony wspólną modlitwą za wstawiennictwem bł. JPII w intencjach społeczności szkolnej, a dyrektor Grażyna Olesińska osobiście zachęciła uczniów do modlitwy różańcowej… Tradycyjnie w rocznicę wyboru papieża w Gimnazjum im. Ojca Świętego Jana Pawła II w Rabie Wyżnej ma miejsce uroczystość ślubowania pierwszoklasistów połączona z przekazaniem uczniom Biblii. Ma to wpływać na „kształtowanie ich postaw moralnych” oraz „kierowanie się w życiu codziennym Słowem Bożym”. Z kolei osoba i nauka Jana Pawła II ma pomagać w kształtowaniu charakterów całej społeczności szkolnej, tzn.: „budowaniu ducha religijności”, „rozwijaniu poczucia przynależności do wspólnoty religijnej” oraz „uczeniu wspólnej intencyjnej modlitwy”. Nauczanie Jana Pawła II zostało włączone do szkolnego programu wychowawczego
i przedmiotowych planów edukacyjnych – oświadcza Szkoła Podstawowa im. JPII w Mogielnicy. Szkoła Podstawowa w Łuszczowie chwali się tymczasem, że na nadanie imienia papieża zdołała pozyskać nawet środki z Europejskiego Funduszu Społecznego. Zespołowi Szkół Publicznych w Głojscach przyjęcie papieża za patrona nie tylko nadało „swoistą indywidualną tożsamość”, ale pozwala też „scalać” uczniów, nauczycieli i rodziców wokół tej „centralnej postaci życia szkoły”. Zespół Szkół Podstawowo-Gimnazjalnych w Łososinie Dolnej za nadrzędny cel stawia sobie wskazanie uczniom JPII jako „autorytetu wyznaczającego kierunek rozwoju osobowości człowieka” oraz wpojenie, że „przesłanie papieża ma charakter ponadczasowy, bo opiera się na wartościach trwałych i niezmiennych”. Według dyrekcji papieskiego III LO w Elblągu „najwyższy autorytet religijny i moralny współczesnego świata” ma z kolei za zadanie „stabilizować przekonania” młodzieży. Uczeń
Gimnazjum im. JPII w Daleszycach zobowiązany jest znać biografię JPII i przesłanie jego dzieł oraz stale pogłębiać swoją wiedzę o religii chrześcijańskiej. Kult papieża rozwija również IV Liceum Ogólnokształcące im. JPII w Łukowie. Między innymi poprzez wyznaczenie poszczególnym klasom i wychowawcom pełnienia miesięcznych dyżurów przy papieskim pomniku. Także w czasie wakacji i ferii! A licealiści – zdaniem dyrekcji – „chcą naśladować Ojca Świętego”, bo był on dogmatyczny w wierze (sic!), religijny oraz twardo i nieustępliwie walczył o przestrzeganie katolickiej etyki seksualnej! Ciekawe tylko, kto w to uwierzy… I tylko w Zespole Szkół im. Jana Pawła II w Czersku samorząd uczniowski sprytnie kombinował, bo z okazji tegorocznego dnia papieskiego ogłosił konkurs na najładniejszą gazetkę szkolną o JPII. Bić się było o co, bowiem nagrodą dla zwycięskiej klasy był dzień bez pytania. AK
26
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Tusk i SLD
Jedynym ugrupowaniem, które może wygrać z PO wybory za cztery lata, jest Ruch Palikota. Przecież nie pokona Tuska Kaczyński ani SLD z Millerem! Cała więc gra, którą dziś toczy Donald Tusk, jest po to, aby pokonać nasz Ruch. I z tą myślą zbudował porozumienie parlamentarne z Millerem w sprawie wicemarszałka Sejmu i wiceprezydenta Warszawy dla SLD. W zamian dostanie od ekipy Millera poparcie w kilku czy kilkunastu głosowaniach, gdy zawiedzie PSL. Teraz więc premier może twardo negocjować z PSL-em, a potem pompować SLD jakimiś drobnymi wsparciami ustaw „lewicowych”. Tak, aby się okazywało, że to SLD, a nie RP, jest skuteczne.
Prześladowanie ostatnich chrześcijan
Gdy urośnie SLD, to zawsze będzie to kosztem RP, i o to chodzi. Miller się na to godzi, bo łapie trochę powietrza w płuca i może liczyć na zmianę okoliczności, które dziś mu nie służą. I tak się toczy ten absurdalny wyścig o władzę. Bez żadnego oglądania się na zasady, kodeksy czy programy! Kto kogo ogra – oto jest pytanie. Ja się mogę tylko z tego cieszyć. To oznacza, że istotna część naszych postulatów ma ogromne szanse, aby wejść w życie. Oczywiście wyłącznie po to, aby nam zaszkodzić, ale to już dla ruchu obywatelskiego ma mniejsze znaczenie. Nam chodzi o zmiany, a nie o trwanie przy władzy. Niech się więc dzieje słowo „partyjne”! JANUSZ PALIKOT
Kontakty wojewódzkie RACJI PL dolnośląskie Wrocław (miasto) kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie i śląskie podkarpackie podlaskie i warm.-maz. świętokrzyskie wielkopolskie zachodniopomorskie
Marcin Kunat Paweł Bartkowiak Józef Ziółkowski Tomasz Zielonka Czesława Król Halina Krysiak Sławomir Mastek Krzysztof Mróź Dariusz Lekki Andrzej Walas Krzysztof Stawicki Jan Cedzyński Witold Kayser Tadeusz Szyk
tel. 508 543 629 tel. 606 471 130 tel. 607 811 780 tel. 504 715 111 tel. 604 939 427 tel. 607 708 631 tel. 509 984 090 tel. 608 070 752 tel. 784 448 671 tel. 606 870 540 tel. 512 312 606 tel. 609 770 655 tel. 61 821 74 06 tel. 510 127 928
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 621 41 15 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) Getin Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
Kościół udaje, że jest prześladowany i biedny. W zależności od potrzeb: albo bardziej prześladowany niż biedny, albo odwrotnie. Ostatnio, wobec coraz powszechniejszej wiedzy na temat niebotycznych rozmiarów wyłudzanego od państwa majątku, postawił na prześladowania. Ponieważ mało już która strzyżona owieczka współczuje swoim pasterzom, nastała pora wmawiania Polakom, że oto nadchodzi czas gnębienia chrześcijan. Dla odmiany nie pierwszych, lecz ostatnich. Skoro jednak ani Ruch Palikota, ani tym bardziej SLD nie skupuje lwów, nie buduje aren, nie wynajmuje stadionów, znęcanie się nad wiernymi przybrało jeszcze groźniejszą postać wprowadzenia do Sejmu posłanki Grodzkiej i posła Biedronia, przy równoczesnym żądaniu wyprowadzenia z Sejmu krzyża. O występach Nergala w publicznej telewizji nie wspominając. Biskup Wojciech Polak uznaje te zdarzenia za wyraz „poważnych problemów z tolerancją wobec innych, m.in. wierzących”. Twierdzi, że „biskupom otworzyły się oczy na to, że nie każdy człowiek, który ma związki z Kościołem, jest przeniknięty ewangelią, a związki te bywają powierzchowne”. Nawet dla
mało bacznych obserwatorów życia kleru było to wiadome od dawna. Zwłaszcza biskupi przedkładają politykę i kasę nad ewangelię. Dotychczas z dobrym dla siebie skutkiem, ale dopóty dzban wodę nosi, dopóki wierni na nią dają. Jeszcze bardziej przeraźliwe wizje niż Episkopat Polski i jego poszczególni członkowie roztacza Szymon Hołownia. Twierdzi, że „dla polskich katolików zaczyna się właśnie czas umiarkowanych, ale jednak prześladowań (...), czas, w którym katolicy coraz częściej i chętniej będą podszczypywani, wyśmiewani, traktowani z niechęcią”. Następnie ujawnia nikczemników, którzy będą zmuszali chrześcijan do ukrywania wiary: „Polski Kościół w najbliższych latach będzie miał jednego prześladowcę – będzie nim polskie społeczeństwo”. Ciekawa wizja. Oto Polacy – w 90 procentach katolicy (tak nam się wmawia) – będą prześladowali sami siebie. Na szczęście jest na to rada. Zdaniem Hołowni trzeba, wzorem pierwszych chrześcijan, patrzeć „na prześladowanie jako na konsekwencję swoich wyborów” i nauczyć się żyć z przekonaniem, „że chrześcijaństwo to czasem zgoda na to, by reszta świata miała nas za idiotów”. Właśnie w tym
dzielny katolicki publicysta widzi największe niebezpieczeństwo. „Kto to zniesie?” – pyta retorycznie i odpowiada, że mało kto. I konkluduje: „Zmniejszenie się polskiego Kościoła jest, moim zdaniem, nieuchronne”. Niewątpliwie ostateczny wniosek jest prawdziwy, ale jego uzasadnienie już niekoniecznie. Odchodzenie od Kościoła wynika obecnie z pastwienia się nad wierzącymi przez duchownych i będzie się nasilać w przyszłości. To nie jacyś nieznani sprawcy, ale wikary, proboszcz, biskup wymuszają na wiernych życie zgodne z kościelnymi naukami, do których sami się nie stosują, bo są sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Coraz więcej katolików ma dość spowiadania się z tego, co bezkarnie robi ich pasterz, i dawania wymuszonego haraczu na jego dostatnie życie ich kosztem. A jeśli nawet zdarzyłoby się, że jakaś część społeczeństwa zacznie – jak wieszczy Hołownia – głosić tezę o idiotyzmie ostatnich chrześcijan, nikt z nich nie weźmie tego do siebie. Wszak na pytanie, czy lepiej być łysym, czy idiotą, zdecydowana większość odpowiada, że idiotą, bo to mniej widać. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
FUNDACJA „FiM” Nasza redakcja patronuje fundacji pod nazwą Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”. Fundacja ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc potrzebującym rodakom – zwłaszcza głodnym dzieciom, a także przewlekle chorym, bezrobotnym i bezdomnym. Ponieważ kościelne fundacje i stowarzyszenia w swej działalności charytatywnej (jakże skromnej jak na ich możliwości) nagminnie wyróżniają osoby związane z Kościołem, a innowierców, agnostyków i ateistów pomijają – my będziemy wypełniać tę lukę i pomagać w pierwszej kolejności właśnie im. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Tych, którzy chcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”. Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291 www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
WAŻNE!!! W zamówieniu prosimy podać numer telefonu i adres, na który możemy wysłać książki.
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Lata 70. w PRL-u. Przychodzi facet do sklepu z samochodami i pyta, czy może kupić Skodę 105. – Tak, proszę bardzo, czerwona. Proszę wpłacić pieniądze, odbiór za 10 lat. – No dobrze – mówi szczęśliwy klient. – Tylko… za 10 lat rano czy po południu? – Panie! Coś pan, będziesz pan czekał 10 lat i nie jest panu obojętne, czy rano, czy po południu? – Nie, dla mnie to ważne. Więc kiedy mogę odebrać tę skodę: rano czy po południu? – Panie! Przyjdź pan rano! – Rano nie mogę, zakładają mi telefon. ~ ~ ~ – Halo! Czy to pogotowie? – Tak. – Moglibyście do mnie oddzwonić? Bo ja dzwonię z komórkowego… ~ ~ ~ – Kochanie, może wybralibyśmy się na romantyczny spacer? – A nie mogłeś sobie kupić tego piwa wracając z pracy?! 1 8
D
28
A
Y K
Ó
N
A
A 32
S
15
6
Ł
24
P
A
N
R
T
Z
16
R
Ś
A
Ś
Ć
P
U
10
T
A 54
L
T
60
Z
Ń
I
R
61
S
N
A
K
O
S
T
Y
K A
K
A
S 26
Z
31
J
A
A
R
L
Z
A
M
7
27
1
Y
T
T
Ę
R 20
W
E
Y
N
B
Y
14
R
A
Z
Y
D
31
N
E
R
R
C
48
H
A
A
A
D
R
R
Y
N
A
A
30
A
A
K
N
I
M
E
76
R
F
T
19
R
A
O
64
M
M
3
R
Y
N
G
R
R
A
29
M
Ę
D
25
U
27
T
G
A
I
U
I
23
11
W
A
F
12
T
O
Z
2
N
E
B
G
R
A
N D
O
20
67
N
A
E
5
U
A Ż
53
U
M
66
A
Y
T
P
A
Ó
C
E
I
Ł
A
L
N
A
M
41
I
52
M
77
Z
H
L
E
K A
N 40
A
N
Z
F
28
E
E
A
72
K
A
A 65
A
K 79
E
17
O
A
E
K
21
S
N 51
P
Z
N
O
74
J
U
Y K
S Y
18
69
O
D
T
S
Y
71
Z
E
K
63
S 56
58
Y
T
U
50
E
T
N
62
78
M
N
A
B
49
A
55
K
M
A
47
57
73
E
13
A
C 39
43
T
N R
12
O
F
38
A
S
19
33
T
I Z
O
Ł
U
U O
7 11
C
30
B
O
D
I
O
Ę
Z
E
E G
4
L
M
I
24
C
C
75
G
R
A
O
68
22
K
N
A
Y 22
6
N
13
C
N
N
R 15
I
A F
U
L U
25
A
B 46
T
B I
H
L
A
70
N
S 29
A
26
R
I
I
O 18
A 37
E
W
C
N
5
H
O
R
K
E 59
A
C
Y E
C
O
E 45
A
9
C
E
G
N 8
4
A
10
T
O
O
36
3
W
S
K 44
Ę
E
U 42
14
I
L
O
G
C 35
P
Y
K
T
2
A
T
O
Y 34
C 17
21
T 23
W
O
16
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) strzał z dział, 5) stróż tuż-tuż, 8) mogą ci dać serce albo znacznie więcej, 10) innowierca z Rugii, 11) akapit w szalecie, 14) tętni życiem, 15) wyróżniał się w gminie, 16) różańcowa figura, 18) resztki dawnej posiadłości, 19) korona przodem ustawiona, 21) czeka w hotelu, 22) ma syna, z nogi Indianina, 23) zwykle jest bardzo brutalna, 25) nudna potrawa z olejem, 26) gdy za dużo łaski, 29) marzenie ślepej kuchni, 30) roślina na kotlety i pasztety, 32) stary człowiek od morza, 33) obcy egoiście, 34) teraz wierzy po nowemu, 38) pomaga ukryć błąd, 42) próżniak w ulu, 43) szybszy od żabki, 44) najwyższy w cerkwi, 49) jeden za wszystkich, 54) czyta w kinie, 56) lubi pisać, choć nie umie, 57) góry w Skandynawii, 58) rozdział Koranu, 59) kielich z czasem, 63) latynoskie są gorące, 65) z niej strzelanie i kazanie, 68) herbaciany owoc, 69) komu do buzi, temu nie na rękę, 70) roztrzepana Renia, 71) wygląda jak skóra z jaszczura, 72) przebrany za Adama, 73) jest tylko jedna, 74) bieda, aż piszczy, 75) łapsko grabarza, 76) przez co świntuszek napełnia brzuszek?, 77) nie leżą w sypialni, lecz stoją, 78) boskie dziewczyny, 79) kobiety jak kamienie. Pionowo: 1) tego na diecie nie poczujecie, 2) stąd iskry lecą, 3) lęk przed agorą, 4) Kiepska, 5) nie ma bata, da ci mata, 6) prowadzi od szczegółu do ogółu, 7) kumple go pytają: „Czego szukasz?”, 8) początek dyktanda, 9) auto jak rzeka, 12) smutne przy sukniach, 13) treściwe dla świń i bydlaków, 17) gnaty twoje, mamy lub taty, 20) trafili do urny, 23) leży pod ekspresem, 24) tort nim nasącz, 27) bogata w nią herbata, 28) nie byle jaka ciężarówka z mazaka, 29) rączy pies gończy, 31) litera w kącie, 35) ciastko dla hydraulika, 36) co chemik widzi z westernach?, 37) kto się nią okryje, na tego leją pomyje, 39) co w fotelu sadza dziadek?, 40) kto je ma, ten nie pracuje, 41) stąd do Peru jedziesz chwilę, 44) pisze na wodzie, 45) dynia na naczynia, 46) ma swoje czynniki, 47) w jej zasięgu wszystko blisko, 48) dzięki nim piraci nie zapłacą kary, 49) mieszka z córką w Acapulco, 50) dwa w setce, 51) odbierała i cześć, 52) allegro, 53) urywek rozgrywek, 55) antymaterialista, 56) stadko wnucząt wokół dziadka, 60) okolicznościowy uciekinier, 61) gdzie Hamlet jest albo go nie ma?, 62) szyszka w koszu, 64) gdy się zwraca, 65) w nich opisany wiek cały, 66) jego waga nie zraża tragarza, 67) z takiej kawy nie powróżysz.
9
S
S K
K
A
32
LLitery itery zzpól póponumerowanych l ponumerowanycw h prawym w prawdolnym ym doln ym utworzą rogu utw orzą rozwiązanie rogu rozwiązanie.
C
I
S
T
1
18
2
19
E
3
O
20
K
4
P
21
A
5
I
22
W
O
E
Ń
6
23
7
24
Ś
8
Ć
9
D
25
O
26
P
10
I
11
Z
27
E
12
D
28
R
13
R
29
W
S
A
D
14
30
15
31
Z
16
Y
17
Y
32
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 41/2011: „Najskuteczniejszy środek antykoncepcyjny w Polsce to kredyt hipoteczny”. Nagrody otrzymują: Krzysztof Bryła ze Szczecinka, Ida Matuszewska z Bydgoszczy, Ryszard Świergiel z Wągrowca. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna: cena 52 zł na pierwszy kwartał 2012 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł na pierwszy kwartał 2012 r.; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 3. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 4. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 5. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 6. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 7. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Nr 43 (608) 28 X – 3 XI 2011 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE Zastaw się, a postaw!
Rys. Tomasz Kapuściński
Fot. A.K.
Z
e śmiercią warto się oswoić. I to już za życia! Niektórzy robią to na wesoło... ~ W 1983 roku Luis Squarisi urządzał pogrzeb swojemu ojcu. W czasie ceremonii 22-letni Brazylijczyk musiał poczuć coś szczególnego, bo... spodobało mu się! Od tamtej pory regularnie chadza na pochówki. W swoim miasteczku pewnie żadnego nie przepuścił. Codziennie przegląda lokalne piśmidła i sprawdza, czy przy kapliczkach pojawiły się nowe klepsydry. Dzwoni też do lokalnych domów pogrzebowych, których właściciele najczęściej wysyłają go do... psychiatry. ~ Petry Dumitru – obywatel Rumunii, alkoholik – w chwilach przytomności przewidział swój rychły koniec i zażądał, żeby nagrobek przyozdabiały dwie miłości jego życia: żona i wódka. Na procentowej diecie dożył 75 lat! Krewni nieboszczyka przeszukali wówczas rodzinne albumy i znaleźli stosowny portrecik: Petry z flaszką i małżonką (patrz fot.). Przeciwko „zbezczeszczeniu” miejsca pochówku protestowało tamtejsze duchowieństwo. Na nic się to zdało – wola zmarłego została uszanowana.
CUDA-WIANKI
Ziemia obiecana ~ Tajwańczycy urządzają pogrzebowe striptizy. Władze są im przeciwne, ale lud robi swoje. Najczęściej sędziwy Tajwańczyk jeszcze za życia zamawia śliczną panią, która przy jego trumnie rozbierze się do golasa... Według ludowych wierzeń striptiz odwraca uwagę starszych duchów, dzięki czemu „nowicjusz” szybko znajdzie sobie jakiś cichy kącik w zaświatach. Inni wiedzą, że taki pokaz przywabi więcej żałobników, a to zaszczyt dla nieżyjącego. Jeszcze inni uważają, że należy zamówić striptizerkę na pogrzeb kogoś, kto za życia... lubił striptizerki. ~ Ponure pieśni cmentarne coraz częściej zastępują szlagiery z list przebojów. W takiej – dajmy na to – Australii popularne „marsze pogrzebowe” to ostatnio: „Autostrada do piekła” hardrockowego zespołu AC/DC
i „Zawsze patrz na jasną stronę życia” grupy Monty Pythona. ~ Angielska firma Niebiańskie Fajerwerki oferuje wystrzelenie prochów zmarłego za pomocą sztucznych ogni... „Śmierć i kremacja zwłok są wystarczająco smutnymi wydarzeniami. A fajerwerki to weselsze rozwiązanie niż zakopywanie prochów pod drzewem czy stawianie ich w wazie na kominku” – przekonuje Fergus Jamieson, właściciel „Niebiańskich”. ~ Thomas Brandl i Michael Königsfeld z Niemiec wyprodukowali trumny gejowskie. Dla kochających inaczej wymyślili tęczowe barwy i wizerunki pieszczących się panów. Drewniane skrzynki najbardziej podobają się... kobietom, które chowają w nich swoich heteroseksualnych mężów. ~ Projektant William Warren stworzył regał, który ma przypominać, że kiedyś rozstaniemy się z ziemskim łez padołem... Z mebla – po rozłożeniu go na czynniki pierwsze – można, wspomagając się dołączoną instrukcją obsługi, zbudować gustowną trumnę. JC