Sekscesy na plebanii w 7. Brygadzie Obrony Wybrzeża...
JAK KSIĄDZ DAREK ÓW „MUSZTROWAŁ” WOJAKÓ INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 50 (354) 21 GRUDNIA 2006 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Str. 3
Kapłański romans Oto romans katolickiego kapłana z kobietą – romans podobny do setek innych, choć może bardziej niż inne burzliwy. On – Krzysztof, powszechnie szanowany ksiądz z diecezji katowickiej. Ona – Aleksandra, teolog z Kielc (oboje na zdjęciu). Przez trzy lata kwitł między nimi płomienny związek. Wspólne urlopy, zaciszne hoteliki, „staruszek portier z uśmiechem dawał klucz…”, żadnej antykoncepcji zakazanej przez Kościół. Gdy jednak na kobietę spłynęła łaska macierzyństwa, stała się dla wielebnego nieznośnym ciężarem. Ba, kurwą wręcz, jak ją określa w pełnych nienawiści listach. A jeszcze nie tak dawno, siedząc w konfesjonale, spowiadał i jednocześnie pisał do Oli ociekające seksem, obleśne SMS-y... Str. 9
ZMARTWYCHWSTANIE WEDŁUG BIBLII Każdy z nas pragnie żyć wiecznie. Różne religie wychodzą naprzeciw temu powszechnemu pragnieniu. Mnożą przepisy i pokazują drogi wiodące do wiecznej szczęśliwości. W naszej kulturze jako najbardziej wiarygodne jawi się zmartwychwstanie opisane w Piśmie Świętym. Jak ono będzie wyglądało, kim lub czym będziemy po śmierci, czy istnieje odrębna samoistna dusza, co to jest ciało uwielbione – o tym pisze chrześcijanin biblista. Str. 20
2
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Po raz pierwszy od trzech lat spadają zyski górnictwa. Prezesi z PiS twierdzą, że za wszystko odpowiada pogoda. Jest podobno za ciepło i nie ma popytu na węgiel.
Układ
Ludzie z tego ciepła chyba do końca powariowali, bo pod kopalniami ani na chwilę nie maleją gigantyczne kolejki kupujących.
Wydawnictwo Znak próbowało wstrzymać publikację książki księdza Tadeusza Isakowicza-Zalewskiego na temat duchownych agentów SB z Małopolski. Po awanturze szef firmy Henryk Woźniakowski zgodził się skierować maszynopis do druku, pod warunkiem że z jej treścią wcześniej zapozna się kardynał Dziwisz. Kuria krakowska nie chce wyjść na cenzora, ale zastrzegła sobie wydanie opinii o publikacji po jej ukazaniu się. Dziwisz to jest jednak gość – pozwala wydawać ludziom książki!
Wesoła kompania z Samoobrony uznała, że media zawiązały spisek w celu obalenia rządu. Posłowie partii Leppera zażądali od ABW wszczęcia śledztwa. Politykom koalicji marzy się totalne podsłuchiwanie dziennikarzy, kontrola ich korespondencji, horrendalne kary za podawanie nieprawdziwych informacji i tym podobne sankcje rodem z III Rzeszy. Tak to jest, kiedy ludzie z prawomocnymi wyrokami zabierają się do moralizowania i budowania państwa prawa.
Roman Giertych oficjalnie odciął się od Młodzieży Wszechpolskiej. Liderzy LPR zapowiedzieli przeprowadzenie akcji weryfikacyjnej swoich młodych aktywistów. W Ruchu Młodych LPR mają pozostać wyłącznie porządni narodowcy. Giertych dostał nauczkę – za kłamstwa o Adamie Michniku, którego nazwał „aparatczykiem partyjnym” (choć naczelny „GW” nigdy nie był w PZPR), najwyższy minister musi przekazać 10 tysięcy złotych Zakładowi Niewidomych w Laskach. Roman Giertych może mieć jeszcze smutniejsze święta, bo Jarosław K. szuka posady dla Kazia Marcinkiewicza.
Za państwowe pieniądze przeznaczone na promocję kultury bojówka z Fundacji Odpowiedzialność Obywatelska urządziła nocne chamskie wycia pod domem Wojciecha Jaruzelskiego. Byłego prezydenta tam nie było, gdyż ciężko chory leży w szpitalu. 60 proc. Polaków uważa, że stan wojenny był konieczny. No to co...
Radosław Sikorski chce dymisji dowódcy sił powietrznych gen. Stanisława Targosza za to, że kupiliśmy popsute samoloty F-16. Sikorskiemu – za to, że przy podpisywaniu z USA kontraktu na „efy” zapomniał o serwisowaniu samolotów – włos z głowy nie spadnie.
Wybrańcem premiera (oficjalnie: prezydenta) Kaczyńskiego na prezesa NBP został profesor Szkoły Głównej Handlowej Jan Sulmicki. W imieniu Jarosława K. nadzoruje on działalność KGHM. Bracia biorą całą odpowiedzialność za kraj. Oby Polacy to zapamiętali.
Na dwa tygodnie przed końcem roku wicepremier i minister rolnictwa w jednej osobie przypomniał sobie, że Unia przekazała polskim rybakom 27 milionów euro na wymianę kutrów, remonty i tym podobne. Fundusze trzeba wydać do końca roku... Szkoda, że ryby głosu nie mają. Jak nic głosowałyby na Leppera.
Roman Giertych jest drugim w historii najnowszej szefem resortu oświaty, który nie potrafi liczyć (pierwszym był Handke z rządu Buzka). Giertych obiecał po 100 złotych podwyżki dla każdego nauczyciela. Okazało się jednak, że z budżetu na 2007 r. pedagodzy mogą dostać najwyżej po 17 złotych, i to brutto. I to teoretycznie! Bo „podwyżka” jest akurat stopą inflacji.
Kompromitacją Jacka Kurskiego zakończyła się wywołana przez niego tak zwana afera billboardowa (PZU miało rzekomo finansować kampanię wyborczą lidera PO Donalda Tuska). Przed sądem Kurski nie był w stanie potwierdzić żadnej swojej tezy. Ludzie! Dlaczego to „Kursk” zatonął, a nie Kurski?!
Ministerstwo Finansów szykuje nam „solidarną” podwyżkę. Zycie Gilowskiej zamarzyła się zmiana stawki podatku VAT na żywność – z dotychczasowych trzech procent na siedem. Zyta twierdzi przy tym uparcie, że w 2007 roku podatki zmaleją. Dlaczego? Bo pierwotnie zakładano, że wzrosną dużo więcej...
Warszawski sąd umorzył sprawę najsłynniejszego bezdomnego – Huberta H., który znieważył prezydenta, wykrzykując wulgaryzmy pod jego adresem. Sąd uznał, że będąc wstawionym, Hubert H. nie miał obywatelskiej świadomości. Ależ wręcz przeciwnie! On widział wszystko w krzywym zwierciadle, czyli dokładnie tak, jak to w naszym pięknym kraju wygląda.
Łódzkie PiS pozbawione władzy w sejmiku domaga się od wojewody unieważnienia wszystkich sejmikowych uchwał. PiS jakoś nie ma szczęścia do mieszkańców regionu. Po raz drugi odmówili znajomym Kaczuszek prawa do rządów w województwie. Teraz koniecznie należałoby rozpisać następne wybory... Na prawomyślne społeczeństwo.
W aglomeracji katowickiej, w wyniku połączenia 17 miast i gmin, ma powstać twór Silesja liczący ponad 2 miliony mieszkańców, o budżecie idącym w miliardy złotych. Uwaga: zgodnie z projektem, połączonymi miastami ma przez ponad dwa lata kierować nie żaden samorząd, ale rząd Kaczorów! WŁOCHY/RZYM Seksaferę mają także Włosi – katolicy jak my... Upubliczniono dane sondażu Instytutu Statystyki ISAT dotyczące skali wymuszania usług seksualnych w zamian za stałe umowy o pracę. Ofiarami tego procederu mogło paść nawet 900 tysięcy kobiet. Wstrętne! U nas jest to absolutnie nie do pomyślenia... żeby ktoś prowadził podobne badania.
B
raci Kaczyńskich szanuję za dwie rzeczy. Tylko za dwie. Po pierwsze – bez wątpienia wierzą w to, co robią, czyli są ideowi. I po drugie – robią to konsekwentnie. Dlatego wygrali wybory. Przenieśli tę swoją wiarę w IV RP na wyborców, zarazili ich Polską solidarną i udało się. Teraz też postępują z całą konsekwencją. Głupio i w sposób szkodliwy umacniają państwo, ale planowo, bo przecież zapowiadali to od dawna. Inni przed nimi nawet tego nie próbowali. W ostatnich dniach Jarosław pokazał, że we wzmacnianiu władzy nie cofnie się nawet przed ingerencją w politykę obcego państwa – Watykanu. Premier ma wyraźny plan, aby panujący w Polsce Kościół wspierał rządzących. To oczywiście nic nowego, bo taki układ istniał już za czasów pierwszego chrześcijańskiego władcy – cesarza Konstantyna – i powielał się przez wieki w Europie. Zawsze był to handel wymienny – przywileje i nadania majątkowe za wsparcie z ambon, przemawianie do sumień narodu, tłumaczenie wyrzeczeń; krótko mówiąc – kropienie władzy wodą święconą. Nie inaczej było w II RP i za socjalizmu, a także po 1989 roku. Państwa zachodnie zarzuciły tę chorą wzajemną zależność już w XIX wieku. Wówczas to upadł osławiony józefinizm. Wymyślił go pod koniec XVIII wieku cesarz Austrii Józef II. Wszedł on w układ z episkopatem, a w następstwie Kościół rzymskokatolicki stał się narzędziem w rękach państwa, de facto nieformalnym urzędem. Kler m.in. odczytywał odezwy cesarza, zbierał część podatków i w każdy możliwy sposób wspierał politykę cesarstwa. W zamian biskupi i księża otrzymali państwowe pensje, a kurie – darowizny. Państwo zbiedniało i skołtuniało, ale władza miała spokój, bo stał za nią „boski” autorytet. Finał był taki, że przegrali wszyscy, a najbardziej – okradziony ze swojej własności naród. Kościół jako przydupas państwa stracił autorytet i możliwość oddziaływania na ludzi, choć majątki zachował. Państwo osłabiło się, jak wszędzie i zawsze, kiedy władza świecka idzie pod rękę z kościelną. Józefinizm przyczynił się do rozpadu Austro-Węgier. Po II wojnie komuniści odebrali klerowi jego cesarskie nadania. Nie ma wątpliwości, że do dziś Kościoły na Węgrzech, Słowacji i w Czechach nie odbudowały swej pozycji po czasach józefinizmu. Dlatego należy się spodziewać, że polscy biskupi nie połkną przynęty Jarosława Kaczyńskiego i nie wejdą z nim do układu. Będą swoim sposobem lawirować – tu poprą i pokropią, tam skrytykują „w interesie narodu”, gdzie indziej wezmą łapówkę. Sprzyja temu utarty już podział na Kościół łagiewnicki i toruński. Ciało polityczne Episkopatu RP zawsze może rozłożyć ręce i z ubolewaniem stwierdzić, że nie panuje nad częścią kolegów, którzy przemówili za narodem, a nie za Kaczyńskimi. Faktem jest, że wielu biskupów nie może się oprzeć całkiem innej pokusie, bo władza tylko czeka, żeby jeszcze grubiej smarować im tyłki miodem. Nie oparł się Tadeusz Rydzyk, ba – on od dawna czekał na taką spółkę z rządem! Odpowiada to jego nieposkromionym ambicjom władzy i posiadania. Jarosław zresztą potrafi i chce docenić pomoc duchową
Radia Maryja dla reform PiS-u. Pokazuje reszcie duchowieństwa, jak wielką estymą i łaskami może się cieszyć ten, kto wspiera władzę. Chciałby bowiem sojusz z Rydzykiem przenieść na partnerstwo z całym Kościołem. Na ostatnim jubileuszu RM premier dziękował, prosił, wzruszał się i chwalił, chwalił... Z zakonnika aferzysty i hochsztaplera uczynił zbawcę narodu i obrońcę polskości. Ojcowie redemptoryści rzekomo „uratowali Polskę przed spojrzeniem wstecz ku temu dawnemu ustrojowi”, a Kościół przed marginalizacją. Bez ksenofobicznej rozgłośni, z której wielokrotnie płynęły zachęty do łamania prawa (np. niszczenia w księgarniach postępowych książek), „nie udałoby się w Polsce – zdaniem premiera polskiego rządu – dokonać zmiany generalnej, zmiany charakteru polityki w ten sposób, żeby była to polityka solidarna, oparta na wartościach, zwrócona ku zwykłemu człowiekowi”. Przyznam, że jak żyję 40 lat, tak nie słyszałem jeszcze podobnych głupot. Kaczyńscy i ich ludzie dokładnie przejęli retorykę kościelną, w której czarne to białe, a białe to czarne. Chyba jeden z nich nawet się kiedyś wygadał... Bracia nie ustają w swoich kruchtowych podchodach, a im słabszym będą się cieszyć poparciem w sondażach, tym częściej i chętniej pojadą do Torunia, Łagiewnik, Częstochowy, Lichenia. Powtórzą, że „Kościół musi być silny”, że „ten, kto godzi w Kościół, godzi w fundamenty państwa polskiego” itp. Marzy się Kaczyńskim prymas przy boku, pod ręką, niemal na rozkaz i posyłki – jak minister do spraw wyznań. Dlatego Jarosław nie zawahał się w Watykanie napomknąć papieżowi, że oczekuje, iż stolica prymasowska pozostanie w Warszawie. Szef Kościoła byłby wtedy boską legitymizacją kaczej władzy niczym za czasów cesarza Konstantyna. Kaczory mogłyby rządzić do wyborów, a kto wie – być może nawet wygrać następne, rozkładając na stół karty z karetą biskupów i prymasem, którzy zrobią dla nich drugą kampanię wyborczą w kościołach. Jak powiedziałem, Kościół nie da się do końca wykorzystać, ale profity zawsze chętnie przyjmie i zatrzyma. Szaleć będzie Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu, a państwo odda Watykańczykom, co tylko ci będą chcieli, a chcą bardzo dużo. Jeśli nawet po 2009 roku Kaczyńscy odejdą, to majątki w rękach Watykanu pozostaną. Pocieszające jest to, że im kler bardziej zaangażuje się w pomoc dla rządu klerykałów, tym więcej straci w oczach normalnych ludzi. Chyba że stanie się cud i Kaczyńscy odniosą odczuwalny przez społeczeństwo sukces gospodarczy. Ale cuda nad Wisłą się nie zdarzają. Tu rządzą układy. JONASZ
Wielki Konkurs! Cenne nagrody! Już za tydzień – w piątek 22 grudnia – ukaże się specjalne, świąteczne wydanie „Faktów i Mitów”. W podwójnym numerze (cena – 4 zł) obok wielu świątecznych atrakcji zainaugurujemy Wielki Konkurs „FiM”, którego główną nagrodą będzie zagraniczna wycieczka dla dwóch osób. Tego numeru nie można przegapić!
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
GORĄCY TEMAT
3
Gdyby jakiemuś wrogowi przyszło do głowy zachodzić nasz kraj od Bałtyku, musi się mieć na baczności, bo mamy tam – stacjonującą w Słupsku – 7. Brygadę Obrony Wybrzeża (7.BOW). Służący w niej żołnierze (tzw. niebieskie berety) muszą z kolei mieć się na baczności, żeby nie zaszedł ich od tyłu któryś z gości księdza kapelana majora Eugeniusza Łabisza.
Kapelan kotów Ministerstwo Obrony Narodowej utrzymuje ok. 180 „oficerów politycznych” w sutannach. Każdy kapelan dysponuje co najmniej jednym młodziutkim żołnierzem – ordynansem zwanym dla niepoznaki ministrantem. Całe szczęście, że „koty” to jednak dorosłe już chłopy, więc nie tak łatwo dają się zgwałcić, o czym przekonał się pewien duchowny w Słupsku... Ks. Łabisz (fot. 1), 48-letni kapelan tamtejszego garnizonu – paradujący w mundurze lotnika – jest człowiekiem bardzo gościnnym, a można by nawet rzec, że rozrywkowym. Toteż zdarza się, że odwiedzają go na plebanii koledzy z macierzystej diecezji zamojsko-lubaczowskiej, gdzie posługiwał duszpastersko, zanim oblekł wojskowy uniform, oraz rozmaici inni księża wolący usługi ordynansa niż gosposi... Dla wyjaśnienia dodajmy, że takie są podobno w wojsku obyczaje, iż kapelani wybierają sobie do obsługi żołnierzy z tzw. młodego rocznika, a ci – zamiast szkolić się w wojennym rzemiośle – piorą gacie sutannowemu pryncypałowi, prasują, sprzątają i podają do stołu. Żeby zaś nie latać wte i wewte między koszarami a plebanią, z reguły nocują w wydzielonej przez feldkurata służbówce, jak to się akurat działo w Słupsku. Na początku grudnia u ks. Łabisza bawił przez kilka dni wielebny Dariusz K. (fot. str. 1). Nie pierwszy raz zresztą, bo już nawet „koty” z tegorocznego listopadowego poboru znały tego „kapelana z Koszalina” – jak się przedstawiał – często stacjonującego na kwaterze u słupskiego kolegi i chętnie wizytującego tajne zakamarki 7.BOW. Okazało się wkrótce, że... nie ma takiego księdza w drużynie biskupa generała Tadeusza Płoskiego (fot. 2), szefa Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego. Fakt to o tyle znaczący, że wspomniany Dariusz K.
2 (prawdopodobnie ojciec zakonny) stał się sprawcą skandalu, jakiego 7.BOW jeszcze nie przeżywał, i kto wie, czy nie zachwiał obronnością Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. A było tak: W sobotni wieczór, 2 grudnia, o. Dariusz zaprosił dwóch ministrantów (czytaj: żołnierzy) ks. Łabisza na popijawę. Wojacy mieli już co nieco w czubie, więc padli po drugiej półlitrówce. Gdy jeden z nich się ocknął, dostrzegł, że roznegliżowany wielebny jedną ręką rozpina spodnie koledze, a drugą – intensywnie przygotowuje swój „oręż” do homoseksualnego ataku. Żołnierz ministrant w jednym momencie wytrzeźwiał i dał nogę z księżowskich apartamentów. Już „na kompanii” – opowiedział pozostałym wiarusom, co widział. Następnie dostał po ryju za pozostawienie towarzysza broni w opałach, a złożony z „wicerezerwy” specjalny trybunał wojenny wydał na o. Dariusza wyrok: „skopać tego pierd...nego cwela”. Orzeczeniu nadano klauzulę natychmiastowej wykonalności, lecz gdy grupa egzekucyjna udała się na plebanię, stwierdziła, że wojskowymi kamaszami nie da się sforsować jej drzwi i potrzeba do tego co najmniej kilku lasek dynamitu. Odłożyli zemstę do rana, ale nazajutrz kapłan zniknął bez śladu.
1 ¤¤¤ Sprawy pobicia żołnierza nie dało się ukryć i dowództwo jednostki zawiadomiło żandarmerię. Po wstępnych przesłuchaniach okazało się, że historia jest bardziej skomplikowana niż zwyczajowa „fala”, toteż wszystkich uczestników zajścia mogących – nie daj Boże! – coś „chlapnąć” mediom w trybie alarmowym wysłano 4 grudnia na poligon, „zaplanowany od dłuższego czasu” – jak zapewnia Agnieszka Klawinowska, rzeczniczka 7.BOW. – Śledztwo faktycznie prowadzone jest tylko w sprawie pobicia żołnierza przez kolegów, jednak pojawiły się w nim wątki dotyczące molestowania seksualnego. Ich procesową oceną zajmie się Prokuratura Garnizonowa w Gdyni. Jeśli dojdzie do wniosku, że można domniemywać, iż ksiądz Dariusz K. popełnił
przestępstwo, niewątpliwie przekaże materiały właściwej prokuraturze cywilnej. Decyzja zapadnie w ciągu kilku najbliższych dni – wyjaśnił „FiM” pułkownik Edward Jaroszuk, rzecznik prasowy Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej. – Najśmieszniejsze jest to, że nie mamy bladego pojęcia, jak znaleźć tego księdza Dariusza, bo nikt nie zna jego dokładnych personaliów ani miejsca zamieszkania – ujawnił nam pewien śledczy z Placówki Żandarmerii Wojskowej w Słupsku. Ciekawą historię dopowiedział oficer z Batalionu Dowodzenia 7.BOW: – Gdy ta afera wybuchła, wyszło przy okazji na jaw, że ksiądz Darek proponował wcześniej „kociarstwu” pieniądze, nawet po kilkaset złotych, za wspólne kąpiele na golasa lub – za mniejsze stawki – masturbację
czy choćby pokazanie przyrodzenia. Przyjeżdżał tu jak na dziwki! Kim naprawdę jest ten człowiek? To drugie dno skandalu, że do jednostki bojowej będącej w strukturze NATO, przeniknął facet, o którym nie wiadomo nawet, jak się naprawdę nazywa! Udało mi się jeszcze dowiedzieć, że pochodzi prawdopodobnie ze Słupska, bo na miejscowym cmentarzu leżą jego najbliżsi. Nasz ksiądz kapelan rżnie głupa i twierdzi, że wie o swoim częstym gościu tylko tyle, jakoby funkcjonował w Markach pod Warszawą, w jakimś zakonie mającym w nazwie imię świętego ojca Pio, co – wedle mojej wiedzy – sugerowałoby franciszkanów. ¤¤¤ Ks. Łabisz faktycznie „wali głupa” i mamy powody domniemywać, że czyni to świadomie, aby uratować własny tyłek. Otóż w podwarszawskich Markach mieści się jedynie Kuria Generalna Zgromadzenia Księży Michalitów. Sprawdziliśmy, że zakonnicy ci nie mają w swoich szeregach ojca Dariusza K. Jesteśmy już wszakże na jego tropie. Nie jest łatwo, bo facet – znany w kręgach kościelnych miłośnik chłopców – starannie zaciera ślady, zmieniając m.in. imiona (występuje też jako Tadeusz oraz Jan). Ale już za tydzień podamy go wojskowemu kontrwywiadowi na tacy. I wcale nie zażądamy za tę grzeczność „co łaska”... ANNA TARCZYŃSKA
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Szarik, do nogi! Ligo Polskich Rodzin – uwaga! Do naszych polskich seriali pchają się obcokrajowcy. Wypalił pomysł z Niemcem w „M jak miłość”, to teraz wsuwkę robi Włoch. Panie Giertych, błagam, kup se pan błotniki, wycieraczki i opluj ten antynarodowy pomysł! Polka, Agnieszka Perepeczko, jest matką Steffena Möllera. Matkuje polskiemu Niemcowi jako Simona w „M jak miłość”. Nie wiem, z jakich powodów Lucjan Mostkowiak (Witold Pyrkosz) niszczy tę biedocinę Simonę. Za co on taki wredniacha? Że Simona ma syna Niemca? No i co z tego! Aneta Krawczyk przez ponad trzy lata miała córkę Łyżwińskiego, a teraz mówi, że to Leppera. A może Lucek dowala płaczliwej Simonie (gryzie ją i z tej radochy merda ogonem jak Szarik), bo zakochał się w niej Kisiel? Lucek, ty się weź w garść i wyrzuć, chyba cię grzywka szczypie! I nie peniaj: jak się nareszcie pojawi w serialu jędzowata żona Kisiela, to da im tak do wiwatu, że to dopiero będzie safari! Ale znów mamy „Czarne chmury”, że chce się zapytać: polski serialu, quo vadis?! Otóż Paolo Cozza (ten od Europy, co to da się lubić), z wykształcenia prawnik, właściciel firmy motoryzacyjnej oraz polskiej żony Iwony, niby spoko facet, ale nagle mu odbiło. Pozazdrościł Möllerowi serialowej kariery i chce
N
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
w Grabinie, a konkretnie w Lipnicy, zainwestować w pub. Makaroniarz sprytnie myśli, że jak już będzie na miejscu, to go wezmą do „M jak miłość”. A idź ty na dach rower pompować! Szlag mnie trafi, krew zaleje i pójdę w knieje! Co to, do cholery, nie mamy już polskich aktorów?! A tu nie dość, że jeden volkswagen jest w polskim serialu, to jeszcze włoski fiat tam się pcha?! Panie Romanie Giertychu, mój kotku puszysty czesany pod włos, moja ty „Kariero Nikodema Dyzmy” (ostatni odcinek), warknijże w telewizorze: „kulaj się, garbusie!”, to oni zaraz tego Steffena wywalą. Oni boją się Romana i mocy Młodzieży Wszechpolskiej. A Paolo Cozza niech się liźnie o ścianę! Trzeba na niego wypuścić Wierzejskiego. On ma łeb jak sklep, tylko półek na szare komórki
ie wystarczy już w Polsce, że władze przesyłają do wiadomości Episkopatu projekty ustaw i że opinia biskupów jest ważniejsza niż zdanie milionów zwykłych wyborców. Teraz biskupi wystąpią najpewniej w roli ekspertów, specjalistów od spraw biologiczno-medycznych... Każdy kolejny numer „FiM” jest dowodem postępującej klerykalizacji naszego kraju. Staramy się ją pieczołowicie dokumentować, opisywać i komentować. Także krytykować, bo jest zjawiskiem wyjątkowo groźnym, niszczącym demokrację i tłamszącym normalny rozwój wolnego społeczeństwa. Oczywiście, klerykalizacja postępuje ze względu na krótko- i średnioterminowy interes Kościoła (w dalszej perspektywie jest dla niego zabójcza), ale to nie zawsze duchowni są inicjatorami kolejnych jej etapów. Czasem robią to usłużni politycy, licząc na wdzięczność purpuratów. Nadzwyczajna komisja sejmowa przygotowuje projekt wpisania do konstytucji ochrony ludzkiego życia „od poczęcia”. Episkopat powitał tę inicjatywę z uznaniem, ale dopiero po pewnym czasie, jakby nie dowierzając, że posłowie mogą być aż tak nadgorliwi. Rzeczona komisja, aby wykonać powierzone sobie zadanie, potrzebuje ekspertyz fachowców. I tak poseł Andrzej Mańka z LPR zaproponował, żeby opinię na temat tego, kiedy zaczyna się ludzie życie, wydał radiomaryjny aktywista i zaciekły wróg aborcji (przynajmniej od czasu swojego nawrócenia) profesor Bogdan Chazan. Ale nie koniec na tym, bo poseł Dariusz Kleczek z PiS zaproponował, aby o podobną opinię zwrócić się do... Episkopatu.
z promocji brak, ale z tymi zamulonymi oczami i podkręconymi rzęsami da se radę z makaroniarzem. Ale co tu się skarżyć na inostranców, skoro Polak Polakowi wilkiem, a nawet hieną. Agnieszka Perepeczko była (dwadzieścia lat, a może mniej) w Australii, to zachowuje się jak struś i pęka Lucka. A przecież ona jest szanowaną wdową po wieloodcinkowym „Janosiku” i komendancie z „Posterunku 13”. Lucek, ty nie bądź taki wilk Szarik, do nogi! I nie denerwuj mnie, bo ci korkociągiem wyciągnę kręgosłup z żebrami! Te kłótnie w serialach mnie wykończyły. Jadę więc do szpitala w Leśnej Górze. Tam są świetni lekarze, tacy „Na dobre i na złe”. No i superowe piguły pielęgniarki. Wystroję się jak woźny na Dzień Nauczyciela i na podryw! Albo jeszcze lepiej, wezmę u prof. dra Mariana Opani parę prywatnych konsultacji. Wprawdzie drogi jest, no i notowany u Antka Macierewicza jako były SB-ek (oglądaj: „Człowiek z żelaza” Andrzeja Wajdy), buźkę ma jak maska gazowa, mały jak rabarbar, ale za to wielki lekarz! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Pracownice jednego ze sklepów spożywczych w Hrubieszowie miały manko w kasie. A że żadna z nich nie chciała wykładać 2 tysięcy złotych z własnej kieszeni, postanowiły upozorować włamanie. Poprosiły o pomoc syna starszej z nich. Chłopak zakradł się w nocy do sklepu, rozciął kłódkę i wyrzucił ją do pobliskiej rzeki. Rano mamusia z koleżanką zawiadomiły policję. Numer prawie się udał, jednak panie nie potrafiły powstrzymać emocji w czasie przesłuchania. Do tego stopnia, że w pewnej chwili przyznały się do wszystkiego. Trafiły pod opiekę prokuratora.
„SUMIENIE” WŁAMYWACZKI
Dziesięć tysięcy opakowań etopiryny o wartości 15 tys. zł ukradł 27-letni pracownik szczecińskiego magazynu farmaceutycznego. Policjanci bez trudu wpadli na trop złodzieja. Magazyniera głowa za często nie bolała – liczył raczej na spragnioną ulgi klientelę.
FAN GOŹDZIKOWEJ
Celnicy z Rzepina udaremnili wwózkę do Polski kilkunastu ton śmieci. Na naczepie tira jadącego z Niemiec – zamiast udokumentowanych zabawek – znaleziono puste butelki, resztki jedzenia, szmaty i inne odpady. W trakcie przesłuchania kierowca przyznał, że bagażu miał się pozbyć w polskich lasach. Prawdopodobnie w ramach przyjaźni polsko-niemieckiej.
GÓRA ŚMIECI
25-letni Adrian z mamusią nie mieli pieniędzy na życie, a i pracować specjalnie im się nie chciało. Zajeżdżali więc pod domy, które były w trakcie budowy, a synek, udając akwizytora, wchodził do środka i korzystając z nieuwagi właścicieli, kradł co się dało. Mamusia zostawała w samochodzie i trzymała nogę na gazie, gotowa do zabrania łupu i synalka.
MAMINSYNEK
Z badań przeprowadzonych przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego wynika, że 96 proc. mieszkańców Lubelszczyzny boi się szatana. Czeluści piekielnych najmniej boją się natomiast mieszkańcy diecezji włocławskiej, gdzie tylko 45 proc. wierzy w upadłego anioła. Opracowała WZ
BÓJTA SIĘ BOGA!
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE No, ja nie stworzę drugiego „Nie” ani drugich „Faktów i Mitów”. I tego rodzaju działalność powinna być powściągnięta. (Jarosław Kaczyński) Przyznam, że wzrusza mnie ta wiara dobrych katolików we wszechwiedzę swoich pasterzy. Wzrusza mnie to, że dorosłych i wydawałoby się poważnych ludzi można tak skutecznie urobić i sprowadzić do poziomu bezkrytycznych trzylatków, którzy wierzą, że mama i tata są najmądrzejsi na świecie. Tymczasem nie jest tajemnicą, że nie zawsze i niekoniecznie seminaria kończą ci zdolniejsi, ale przeważnie ci bardziej posłuszni. W seminarium zgłębia się przede wszystkim katolicką filozofię, katolicką wersję historii Kościoła oraz katolicką teologię. Związek tych dziedzin z rzeczywistą wiedzą o świecie jest trudny do ustalenia... To prawda, że większość biskupów ma doktoraty. Uzyskują je niemal wyłącznie na kościelnych uczelniach z dziedzin takich jak prawo kanoniczne (czyli kościelne), katolicka filozofia i takaż teologia. O poziomie intelektualnym wielu duchownych z doktoratami pisaliśmy na tych łamach wielokrotnie. Stan faktyczny ich poziomu i zakresu wykształcenia nie przeszkadza wielu wiernym uważać ich za osoby niezwykle uczone i ze wszech miar kompetentne. Może wrażenie to płynie także ze specyficznego, napuszonego języka, jakim posługują się duchowni, a który z założenia ma sprawiać pozór uczoności. Poseł Kleczek zapewne wierzy, że teologia, jako rzekoma „królowa nauk”, zawiera w sobie wszelkie nauki szczegółowe, w tym biologię z całą medycyną, skoro chce biskupów powoływać na specjalistów od życia płodowego człowieka. Mnie nie zdziwi już nic, nawet możliwość, że biskupi bez zażenowania tę propozycję przyjmą i opinię wydadzą. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Eksperci
¶¶¶
Ostatnio atakowano mnie w straszliwy sposób personalnie, poniżając mnie do granic wytrzymałości. Pokazanie tej książki jest dla mnie jedyną możliwością obrony. Ja tę książkę wydam, nawet gdybym ją miał wydać w internecie albo na powielaczu. (ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski)
¶¶¶
To nie jest koalicja naszych marzeń i snów. To nie jest małżeństwo, to nie jest koalicja stworzona z miłości (...). Nie będziemy współpracować z ludźmi, na których ciążą te zarzuty. (Jolanta Szczypińska)
¶¶¶
Czy będą odejścia z Samoobrony? Na pewno będą. Posłowie Samoobrony nie wszyscy są zaślepieni. Są tam normalni ludzie również. (Alfred Budner, były poseł Samoobrony)
¶¶¶
Na Jamajce pisze się o skandalu seksualnym w Polsce. To jedyna informacja o Polsce, która do tych społeczeństw trafia. (Bronisław Komorowski)
¶¶¶
To był przygotowany zamach stanu. Wykładnia zamachu stanu to jest taka: jeżeli ktokolwiek bezprawnie przyczynia się do obalenia legalnych władz, to dokonuje zamachu stanu. A co to było? Bezprawne oskarżanie nas, bez wyroku sądu, bez zarzutu prokuratora o zboczenie, o to, że jesteśmy sadystami nawet. (Andrzej Lepper)
¶¶¶
Ja wpadam w kompleksy. Mnie nigdy nikt seksu nie proponował ani moim dzieciom, które w Sejmie też są. (Genowefa Wiśniowska)
¶¶¶
Lepper za długo w polityce siedzi, żeby mu jakąś gąskę z Tomaszowa wieźli. Ona się nie nadaje nawet do salonu masażu. (Piotr Misztal)
¶¶¶
Platforma Obywatelska jest dzisiaj obrońcą III Rzeczypospolitej i to jest coraz bardziej oczywiste, i antypisizm pcha Platformę w stronę SLD, to jest nie do uniknięcia. (Jarosław Kaczyński) Wybrała OH
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
NA KLĘCZKACH a politycy boją się zalegalizować eutanazję z powodu zdecydowanego sprzeciwu Watykanu. AC
„WIĘKSZA” POŁOWA Według danych opublikowanych przez Katolicką Agencję informacyjną, aż połowa praktykujących katolików w 12 przebadanych diecezjach w Polsce zdecydowanie nie zgadza się z Kościołem w takich sprawach jak antykoncepcja, aborcja, nierozerwalność małżeństwa. Zdaniem księdza profesora Janusza Mariańskiego, socjologa koordynującego badania, w skali kraju tylko 30 proc. Polaków podziela poglądy hierarchii kościelnej w tym względzie. Zawsze twierdziliśmy, że prawowierni katolicy to mniejszość w tym kraju, i oto kościelni badacze potwierdzają naszą tezę. MK
całość: zarówno podryw, jak i pierwsza randka oraz „konsumpcja” powinny mieć także charakter katolicki i odbywać się w obecności księdza. BS
SPIRYTUS MOVENS
MOC BISKUPA Krzysztof J., częstochowski proboszcz, opuścił był właśnie areszt śledczy, w którym pomieszkiwał jako podejrzany o gwałt na młodej parafiance. Dokonał tego na własnej plebanii. Wcześniej Sąd Okręgowy dwukrotnie kategorycznie odrzucił prośbę księdza o uchylenie pierdla. Ale w końcu za podwładnym wstawił się biskup Jan Wątroba, wysyłając do sądu specjalny list z poręczeniem. To wystarczyło, a nawet było aż nadto. J. jest już na wolności i musi dwa razy w tygodniu meldować się na policji. Nie wolno mu też kontaktować się z ofiarą. JG
WYKUPIONY JPII Kilka razy opisywaliśmy ambaras, jaki mają władze Zduńskiej Woli. Otóż wystawiły one pomnik wiadomo komu, tylko nie wiadomo, kto miał za to zapłacić. W końcu, gdy wykonawcy statui (firma Brązart) zagrozili, że zabiorą JPII i przetopią – ratusz chciał nabyć specjalne cegiełki. Wkrótce okazało się jednak, że taki sposób pozyskiwania funduszy jest sprzeczny z prawem. Kiedy już, już wydawało się, że wiadomo co zostanie przetopione na kilka ozdobnych ogrodzeń, forsa się znalazła. Skąd ją miejskie władze wytrzasnęły – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że organy kontrolne nie będą w tej sprawie zanadto dociekliwe. My będziemy! MarS
ZARĘCZYNY Z KSIĘDZEM Synod archidiecezji poznańskiej wpadł na ciekawy sposób zarobienia dodatkowej kasy przez księży. Otóż pół roku przed kościelnym ślubem, w gronie rodzinnym powinna się odbyć oficjalna uroczystość zaręczyn. Jak zapewnia ks. dr Jan Glapiak z Kurii Metropolitarnej w Poznaniu – chodzi o bliższe poznanie się narzeczonych... Oczywiście w myśl hasła: ksiądz w dom – kasa na stół, za takie „poznanie” trzeba będzie wybulić godziwą kwotę. Proponujemy iść na
dla „dyrektorów, nauczycieli i wychowawców ze wszystkich placówek oświatowych”. Podobno indoktrynacji patronuje sam Giertych. I niech ktoś spróbuje się nie zgłosić... AC
POCHWAŁA FEMINISTEK Świat zwariował, a wraz z nim bp Stanisław Wielgus z Płocka. Podczas pierwszej w tej diecezji konsekracji wdów (samotne kobitki przyrzekają na starość wierność Krk i przyjmują z rąk ekscelencji obrączkę oraz książkę liturgii godzin) hierarcha wygłosił pochwałę... emancypantek i feministek. To właśnie one sprawiły, że kobiety mogą się dziś czuć równe mężczyznom. Czyja to jest zasługa? Oczywiście Kościoła i chrześcijaństwa – zapewniał biskup. A my nie wiemy, czy biskup aby na pewno był trzeźwy... PS
RADIOTAXI 997 Na światło dzienne wypływają inne (poza tym najtragiczniejszym...) przypadki wykorzystywania radiowozów do celów prywatnych. W 15 rocznicę Radia Maryja szef toruńskiej policji mł. insp. Janusz Brodziński woził po mieście nieoznakowanym radiowozem o. Rydzyka. Kujawsko-pomorski komendant policji insp. Krzysztof Gajewski stwierdził, że „podwózka nie naruszyła przepisów wewnętrznych, ani nie wpłynęła na przebieg działań policyjnych”. Naszym zdaniem, wożenie świętych osób za pieniądze podatników nie jest grzechem, a jeśli jeszcze dotyczy to samego Ojca Dyrektora – mówić możemy o łaskach, które teraz niechybnie spłyną na policję z niebios. PS
KURATOR POD KURATELĄ Zaprzyjaźnieni z nami nauczyciele z województwa zachodniopomorskiego dostarczyli do redakcji informację rozsyłaną przez szczecińskie Kuratorium Oświaty pocztą służbową. Jest to zaproszenie na Adwentowy Dzień Skupienia organizowany przez Archidiecezjalne Duszpasterstwo Nauczycieli i Wychowawców
Parafianie z Nebrowa Wielkiego (gmina Sadlinki) zrazu myśleli, że to jakiś nowy ryt odprawiania mszy, bo ich duszpasterz Marek K. na ołtarz wdrapał się na czworakach. W przekonaniu tym utwierdzał ich dodatkowo fakt, że ksiądz zapewne używa łaciny, bo słowa wydobywające się z jego ust ani trochę nie przypominały języka polskiego. Wobec takiego obrotu sprawy hostię woleli brać do ręki, bo pleban próbował wepchnąć im ją do nosa. Kiedy już skończył odprawianie, wsiadł za kierownicę autka i podążył na nabożeństwo do kolejnej wsi. Trzeciego z zaplanowanych na ten dzień obrzędów już nie odprawił, bo drogę zagrodzili mu policjanci. Miał 2,3 promila spirytu, co w tym akurat wypadku nie oznaczało ducha świętego. MarS
PORĄBANY MIKOŁAJ Kościół rozkręca akcję obrony świętego Mikołaja przed Laponią i coca-colą. Zamiast prezentów, kler proponuje modły i... pocieranie posągów świętego chusteczkami, które następnie przykładać należy na chore części ciała. W Polsce wierni polerować mogą m.in. stopy prawie trzymetrowej i licznymi „cudami” słynącej drewnianej rzeźby św. Mikołaja w katedrze w Elblągu albo plecy niepozornego świątka znajdującego się w jedynym w kraju sanktuarium św. Mikołaja w Pierśćcu (nieopodal Bielska-Białej). Pierwszy cud w Pierśćcu, wedle miejscowej legendy, miał się dokonać wówczas, gdy figurka została porąbana przez miejscowego ewangelika (!) na drobne części i wrzucona do strumienia. Po wyłowieniu jej fragmentów z wody zrosła się, podobnie jak ciało św. Stanisława na Skałce w Krakowie. I wszystko jasne. AK
MINISTER STRAJKUJE Emma Bonino, włoska minister polityki europejskiej i handlu zagranicznego, ogłosiła dwudniowy strajk głodowy, solidaryzując się z Piergiorgiem Welbym, domagającym się odłączenia od respiratora i prawa do śmierci. Chory, cierpiący na nieuleczalny zanik mięśni, nie widzi powodu do dalszego życia, które stało się dlań jednym wielkim koszmarem. Włoskie prawo nie przewiduje jednak takiej możliwości,
WATYKAN W HISTERII Premier Romano Prodi, rzymski katolik, zdecydował o wszczęciu za miesiąc parlamentarnej debaty na temat legalizacji konkubinatów homo- i heteroseksualnych. Doprowadziło to do wybuchu złości w Watykanie. Dziennik „L’Osservatore Romano” oskarżył Prodiego o chęć „wykorzenienia rodziny”, a zwolenników nowej ustawy pomówił o kłamstwa i hipokryzję. Wtórował mu znany z agresywności kolumbijski kardynał Alfonso Lopez Trujillo, który z niebywałym tupetem jak na cudzoziemca mieszkającego we Włoszech, nazwał plan legalizacji konkubinatów spełnianiem kaprysów, a heteroseksualnych konkubentów wezwał do wzięcia ślubu. Gejom i lesbijkom nic nie miał do zaproponowania. AC
DIASPORA MOHERÓW Władze jednej z londyńskich dzielnic zagroziły odebraniem dotacji (7 tys. funtów rocznie) polskiej organizacji emigracyjnej za to, że demonstracyjnie obnosi się ze swym katolicyzmem. „Oczekujemy od placówek, które wspieramy, by były wolne od wszelkich akcentów religijnych” – jasno postawili sprawę Anglicy. Polacy w Londynie odebrali te słowa jako atak na ich organizację i próbę narzucenia obcej kultury i systemu wartości. W obronie moherów stanęła natychmiast „Rzeczpospolita”, jakby jej żurnaliści nie wiedzieli, że Anglicy (podobnie jak większość państw UE) unikają jak ognia preferowania którejkolwiek religii. W odróżnieniu od niektórych krajów wyznaniowych... RP
PAPIEŻ Z BETONU W Ploërmel, 10-tysięcznym miasteczku w Bretanii, wbrew protestom tysięcy Francuzów, także z innych miast, odsłonięto 9-metrowy betonowy pomnik JPII („FiM” 48/2006). Wielkim miłośnikiem papieża okazał się tu bowiem miejscowy mer.
5
Setki demonstrantów, którzy w dniu odsłonięcia pomnika zrobili wokół niego maskaradę, zarzucili merowi m.in. to, że złamał prawo, dopuszczając do wydania z kasy miejskiej 8 tys. euro. We Francji od ponad wieku obowiązuje ustawa o rozdziale państwa od kościołów, zgodnie z którą nie wolno faworyzować żadnego wyznania. U nas też... BS
NON POSSUMUS Trzynastu teologów z Hiszpanii, Włoch, Austrii i Salwadoru zarzuca Janowi Pawłowi II wsteczne, antyludzkie podejście do etyki seksualnej, antykoncepcji, celibatu i roli kobiety w Kościele, a także tolerowanie pedofilii wśród kapłanów oraz tuszowanie nadużyć w banku watykańskim. Z tego powodu nie zgadzają się oni na uznanie JPII za błogosławionego i złożyli swój protest do trybunału kanonicznego, który zajmuje się beatyfikacją polskiego papieża. Wzywają też innych duchownych i wiernych do poparcia protestu. BS
PODATEK OD GRZECHU Rumuński Kościół prawosławny wszedł już do Europy! Parafia w Valea Sari nałożyła specjalną daninę na pary żyjące dotąd w konkubinacie i chcące uzyskać ślub kościelny. Najwięcej, bo aż 100 euro (równowartość 400 zł, czyli rumuńską pensję minimalną), zapłacą pary posiadające już nieślubne dzieci lub te, w których panna młoda jest w ciąży. MK
PRAPRAPRAŚWIĘTA Jak zadbać o swój majątek i ustawić się na stare lata? Kathleen McGowan umyśliła sobie, że jest potomkinią Jezusa i Marii Magdaleny. Co więcej – napisała o tym książkę, która bije rekordy popularności. McGowan udowadnia w niej, że jej teorię potwierdza 20 lat żmudnych badań naukowych. A jeśli nawet to nie przekona niedowiarków, rezolutna pisarka zaczyna relacjonować swoje sny, jak to w Jerozolimie Maria Magdalena, cała we łzach, poprosiła ją, by opowiedziała światu całą prawdę. No to opowiada. OH
6
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
Ksiądz też człowiek i od czasu do czasu może sobie golnąć kielicha, a nawet dwa. Najlepiej do poduszki... Czterdziestosześcioletni ks. Marek z jednej z lubuskich parafii po przyjęciu suto zakrapianym alkoholem usiadł za kierownicą nissana. Gdy nocą wracał z Zielonej Góry do swojej plebanii, w pewnej chwili pojawili się policjanci, których uwagę zwróciło auto poruszające się zygzakiem. Wkrótce okazało się, że księżulo ma
alkoholu w wydychanym powietrzu. Tylko nieco mniej pijany był niegdyś ksiądz z Nowego Sącza, który porwał autobus i tym nietypowym pojazdem wybrał się na... zwiedzanie Gdyni. Od kielicha nie stroni także proboszcz parafii św. Jacka w Piotrkowie Trybunalskim Władysław K. Parafianie już niejednokrotnie widzieli
Po mszy, po kielichu 1,3 promila. Teraz kapłan żałuje swojego czynu i chce odpokutować winę. Wielu parafian współczuje mu, twierdząc, że... „coś takiego może się przydarzyć każdemu”. Mniej tolerancji dla księdza Mieczysława M. – uczącego do niedawna religii w Gimnazjum w Woli Sernickiej k. Lubartowa – mają rodzice uczniów wspomnianej szkoły. Sutannowy oskarżony został o pijań-
stwo i molestowanie uczennic („FiM” 48/2006). Na skutek szybkiej reakcji dyrekcji szkoły Mieczysław M. odsunięty został od pracy z dziećmi i wygląda na to, że będzie miał sporo kłopotów nie tylko w swojej parafii, ale i w lubelskiej kurii. Ta ostatnia od lat boryka się z problemem alkoholowym wśród księży. Szacuje się, że alkoholikami jest 15 proc. sutannowych. Niektórzy poddają się kuracji w kościelnych ośrodkach, większość skrywa swoją słabość. Do czasu. Podobnie jest zresztą w innych diecezjach. Niedawno policja zatrzymała po raz kolejny dyrektora sandomierskiego Wydawnictwa Diecezjalnego, który prowadził samochód osobowy, pozostając pod wpływem 2 promili. Nawalony jak stodoła był również 45-letni ksiądz z pewnej wielkopolskiej parafii, którego w Kargowej policjanci musieli siłą wyciągać z toyoty, a także były proboszcz parafii Rakszawa Rąbane. U tego ostatniego alkomat wykazał 3,44 promila
wielebnego, gdy po kielichu zataczał się w kościele. Kilka lat temu głośno było o pobiciu 2 dziewczynek, które rzekomo zerwały trochę kwiatków w pobliżu świątyni. Kuria łódzka do dziś udaje głuchą i ślepą. Zwierzchnicy księży najczęściej nie reagują nawet wówczas, gdy sutannowi pod wpływem alkoholu powodują tragiczne wypadki drogowe. Tak było również w przypadku księdza Waldemara Barnaka, który przed laty „po pijaku” spowodował czołowe zderzenie z sa-
mochodem jadącym z przeciwka i śmierć kobiety. Trudno się zresztą olewaniu wybryków podwładnych dziwić, jeśli nawet sami hierarchowie mają na sumieniu podobne grzeszki. Kilka lat temu głośno było o wypadku drogowym pijanego biskupa elbląskiego Andrzeja Śliwińskiego. Tajemnicą poliszynela nie tylko w diecezji łowickiej są skłonności do mocnych trunków byłego ordynariusza biskupa Alojzego Orszulika. W łowickiej kolegiacie dochodziło do gorszących scen, a szczytem pijackich ekscesów była bijatyka ekscelencji z jego zastępcą, biskupem Józefem Zawitkowskim. – Ksiądz też człowiek – powtarza Zenobia N. z Łowicza. I trudno jej nie przyznać racji. Ale ksiądz to również kapłan prawiący na okrągło o moralności, dla wielu Polaków wciąż największy autorytet i nauczyciel. A dla parafian pijaństwo księdza to najgorsza z możliwych lekcji. BARBARA SAWA
Kaplica łatwopalna
Najpierw księża wymyślili sobie w środku blokowiska sanktuarium. Następnie przejęli ziemię i postawili kaplicę. Chwilę potem ktoś im ją obrobił i podpalił.
O
kontrowersyjnym pomyśle postawienia niedużego sanktuarium pomiędzy blokami w centrum Zawiercia pisaliśmy kilka tygodni temu („FiM” 35/2006). Przedtem kuria zakupiła od Spółdzielni Mieszkaniowej „Zawiercie” wieczyste prawo użytkowania działki o powierzchni 8 tys. mkw. po to, aby postawić na niej kolejny w mieście kościół. Oficjalna propaganda kościelna głosiła, że 90 proc. mieszkańców okolicznych bloków wyraziło akceptację, co rzekomo sprawdzono w ankiecie. Dotarliśmy wtedy do osób, które nie wierzyły w rzetelność ankiety i sugerowały metodę „na Begerową”. Ale budowa ruszyła. Po części z winy wielu mieszkańców, którzy wprawdzie szeptaniem wyrażali
W
dezaprobatę dla pomysłu, ale głośno bali się wypowiedzieć choćby słowo sprzeciwu. Na razie w miejscu przyszłego sanktuarium stanęła „prowizorka” – potężna kaplica, nazwana kościołem pw. św. Jana Chrzciciela i Apostoła Pawła. Jakież musiało być zdziwienie miejscowych, gdy budząc się w środku jednej z październikowych nocy, zobaczyli kaplicę, ale... w ogniu. – Ustaloną przyczyną pożaru kaplicy rzymskokatolickiej w Zawierciu przy ul. Wschodniej było podpalenie przez osoby, które włamały się do jej środka – poinformował nas podinspektor Jacek Świderski z Komendy Powiatowej Policji w Zawierciu. Blisko dwie godziny trwało gaszenie ognia, głównie w zakrystii, gdzie
otaczającej nas ultrakatolickiej rzeczywistości coraz trudniej odpowiedzieć na pytanie, gdzie leży granica pomiędzy życiowym kinem a kinem w życiu. Kiedy na duży ekran trafił włoski obraz pt. „Karol – papież, który pozostał człowiekiem” Giacomo Battiaty, po raz kolejny mieliśmy szansę obserwować coś na kształt narodowego zrywu. Każdy prawdziwy Polak katolik ustawiał się w kolejce po bilet, niektórzy doznawali nawet swoistego uniesienia z powodu obcowania z „Janem Pawłem” (przynajmniej przed kamerami), a nauczyciele zapragnęli pokazać rozwydrzonym małolatom pozytywny wzorzec. Scenariusz postępowania często był identyczny jak w liceum im. Adama Mickiewicza w Częstochowie. Tutaj uczniowie czterech klas usłyszeli od swojej wicedyrektor, że zaplanowała dla nich wyjście do kina na film o papieżu Polaku. Płatne, a mimo to obowiązkowe dla każdego. Zastrzegła przy tym, że jeśli ktoś się nie zdecyduje – czy to ze względów materialnych, czy ideowych – to przez niego nie pójdzie cała klasa. Za ten dzień nauczyciele nie przyjmowali też żadnych usprawiedliwień, a za niesubordynację całą klasę karano dodatkowymi godzinami lekcyjnymi.
zniszczeniu uległo wyposażenie. Jednak nie całe... – Z kaplicy skradziono sprzęt elektroniczny (organy, wzmacniacz, statyw), kinkiety ze ścian, książki liturgiczne – w tym mszał – wylicza oficer policji. Znamienny jest fakt, że do zdarzenia doszło w przededniu planowanego poświęcenia budynku... Księża umiejętnie wykorzystali atmosferę, jaka się wytworzyła wokół sprawy; zaczęli się pławić w sosie prześladowań. Codzienne nabożeństwa, praca pełną parą przy naprawie „za Bóg zapłać”, darowizny... Jak to się skończy? Nic nie sugerujemy. Ale obyśmy nie byli złymi prorokami... DANIEL PTASZEK Fot. Autor
Nikomu z grona pedagogicznego oczywiście przez głowę nie przeszło, że mogą się znaleźć tacy, którzy nie chcą śledzić historii Wojtyły. I to nawet nie dlatego, że szkoda im kilkunastu złotych na bilet, ale dlatego, że po prostu mają już dość papamanii! Jeden z odważnych nauczycieli zdecydował się zainteresować tym pedagogicznym podejściem kuratorium oświaty. W szkole odbyła się wizytacja, która nie wykazała – bo jakżeby mogło być inaczej! – żadnych nieprawidłowości. Mimo to – jak zapewniła nas Alicja Janowska z częstochowskiej delegatury kuratorium oświaty – dyrektor się sparzył i więcej takiego wyjścia nie zorganizuje. Pani kurator twierdzi ponadto, że film ukazuje wzorzec godny naśladowania, opowiada o problemach, które należałoby poddać pod rozwagę, szczególnie teraz, gdy młodzież jest psychicznie słaba. Nawet gdyby się zgodzić z taką teorią, to gdzie prawo młodych ludzi do wolności religii! Dlaczego ktoś zapomniał, że to między innymi dla nich stworzono taki oto zapis w Konstytucji RP: „Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami”. JULIA STACHURSKA
Ale kino!
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
J
ak z poniemieckiego kościoła, niegdyś ewangelickiego, uczynić fragment polskiego dziedzictwa narodowego i wyciągnąć forsę unijną oraz od rodzimych podatników? Cudem? – Zapewne. Potrzeba speców właśnie od cudów, ale zasady są dziecinnie proste – trzeba umieć kłamać, kręcić, opowiadać androny w taki sposób, żeby były wiarygodne. Czas biegnie, świat się zmienia, trzeba więc było nauczyć się bezbłędnie wypełniać wnioski o unijne dotacje. I nauczyli się – robią to w sposób perfekcyj-
świątynię. Potem przez długie lata łożyła na jej wyposażenie przy bardzo skromnym udziale parafian. Parafianie katedralni to w 80 procentach osoby starsze, schorowane... Do tego mnóstwo pośród nich wrogiego teraz elementu – dawni milicjanci, SB-cy, strażacy, komuszy dziennikarze itp. Dlatego kolejni proboszczowie katedralni z tym właśnie „elementem” parafialnym mieli tylko krzyż pański, a nie solidną tacę. Bo zamiast cicho siedzieć, potrafili pogonić ministrantów heroldów, zapowiadających wizytę kolędnika w sutannie o głębokiej kieszeni.
POLSKA PARAFIALNA Odnawiana jest ceglana elewacja i uzupełnia się ubytki muru. A teraz uwaga, uwaga! Specjalny dźwig – w Polsce są takie dwa, a koszt operacji niesamowity – ulokuje na wieży Jakuba... przezroczysty hełm. Wewnątrz wieży ma być winda dla turystów. Przeszklone wnętrze owego hełmu to będzie specjalna atrakcja turystyczna, bo – jak zapewnia proboszcz – dopiero z wieży kościelnej i jedynie z tego miejsca panorama miasta będzie się jawić najatrakcyjniej. Inne wysokościowce, które proponują podobne widoki, jak choćby z kawiarni na 22
w państwie, które określa się w Konstytucji RP jako świeckie – trochę starsze dzieci wiedzą. To kasa z Funduszu Kościelnego. Zasilanego przez to państwo, czyli przez jego obywateli. Wszystkich, niezależnie od koloru włosów, upodobań seksualnych i... wyznania. To rekord, żeby wycisnąć tyle forsy dla jednej, niezbyt licznej parafii. Mało – remontować, modernizować nieustannie jeden kościół od 1990 roku, a właściwie już wiele lat wcześniej, bo za komuny też tu szła ciężka forsa – to wyczyn absolutny. Dlatego taki prałat Henryk Jankowski, podupadły teraz na
Kasa,dduurrnniiuu,,kkaassaa!! ny. Nie muszę chyba wyjaśniać, kto ma mistrzostwo świata w przetwarzaniu bredni na żywą gotówkę... Oto w Szczecinie, na wzgórzu u wjazdu do ścisłego centrum miasta, stoi potężna skarbonka. A właściwie... skarbona, bo zdolna jest pomieścić 3 miliony euro i co najmniej drugie tyle złotówek. To bazylika pw. św. Jakuba, na wyrost tutaj katedrą nazwana. Jej najnowsze dzieje wielokrotnie ostatnio gościły na łamach „Faktów i Mitów”, bo i jest co opisywać. Stale się coś wokół szczecińskiego „Jakuba” dzieje; można powiedzieć – rośnie jak na drożdżach. Tym razem o najnowszym łykaniu kasy i projektach, które dech w piersiach zapierają. Bazylika ma status zabytku kultury i polskiego dziedzictwa narodowego, aczkolwiek powszechnie wiadomo, że do 1945 r. był to niemiecki kościół ewangelicki. W ostatnich miesiącach drugiej wojny światowej dywanowy nalot alianckich bombowców pozostawił jedynie gołe mury kościoła. Ohydna władza komunistyczna w ramach zasady wolności wyznania i sumienia (było coś takiego w zniewolonej PRL) odbudowała
W
W latach 90. poczyniono w katedrze i wokół wątpliwego zabytku kosztowne inwestycje. Za pieniądze miejskiego samorządu gruntownie przebudowano plac wokół i nazwano go imieniem patrona kościoła, czyli św. Jakuba. Lepiej uwieczniony jest pewnie tylko JPII. Koszt modernizacji placu – 6 milionów. Poleciało jak w pysk trzasnął (podatników). Stylizowane inkrustowane wrota kościelne – kolejny milion. I znowu z miejskiej kasy. Zgodnie z prawem, bo za daniną dla katedry głosowali nawet, a może przede wszystkim... radni lewicy. Dołożono też parafii św. Jakuba kilka kolejnych milionów z Funduszu Kościelnego zasilanego przez państwo – na budowę obszernego „domu pielgrzyma”. Budowla o oryginalnym kształcie góruje na katedralnym wzniesieniu. Tyle że budynek stylizowany na angielski zamek jest po prostu domem mieszkalnym dla księży. Ale najbardziej kosztowne inwestycje dopiero ruszają.
samym w centrum miasta na placu Słowiańskim stał pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej. Ale od 10 lat nie ma na nim żadnej tablicy, żadnego napisu, żadnej informacji... Na jego cokole widać jedynie polskiego i rosyjskiego żołnierza trzymających na ramionach dziecko. Zamazywanie historii rozpoczęto w 1996 roku. Okazało się wtedy, że pomnik, który powstał w 1951 roku, trzeba po prostu wyczyścić, a cokół odnowić i wzmocnić. Stary napis oddający hołd wyzwolicielom zza Buga był zniszczony, więc postanowiono zmienić go na słuszny. Zamówiono nową tablicę, a na niej słowa: „Bohaterskim żołnierzom koalicji antyhitlerowskiej – społeczeństwo miasta Legnicy”. I zaczęły się kłopoty, bo radni kolejnych kadencji, z obecną włącznie, podejmowali sprzeczne decyzje dotyczące pomnika – jedni chcieli go usunąć, a inni – zachować na placu Słowiańskim. W październiku 1996 roku radni ROP przeforsowali wniosek w sprawie przeniesienia
piętrze gmachu Polskiej Żeglugi Morskiej, to pryszcz w porównaniu z ekspresową windą w kościelnej wieży. Remont wieży kościoła, nowa konstrukcja jej czubka oraz budowa i umieszczenie hełmu to kolejne miliony. Euro, oczywiście, nie jakiegoś „siana”. Unijne pieniądze parafia katedralna otrzyma w ramach Wojewódzkiego Projektu Operacyjnego, akceptowanego przez UE. W przeliczeniu – 8 mln złotych. Kolejne 2 miliony zł na katedralne inwestycje kuria oraz wielebny proboszcz od Jakuba określają jako „środki własne Kościoła”. Co to w praktyce znaczy
zdrowiu i u hierarchów, ze swym nadętym przepychem i gównianymi gadżetami, jawi się jako mały geszefciarz, a nie duchowny biznesmen. Dlatego uważam, że wszyscy kolejni pierwsi pasterze diecezji w Szczecinie oraz następujący po sobie proboszczowie parafii św. Jakuba powinni być natychmiast wyróżnieni przez światową organizację skupiającą kwiat ludzi biznesu. To postacie na miarę Billa Gatesa, ruskich oligarchów, o naszych Kulczykach i Gudzowatych nie wspominając. Czy nie tak? WOJCIECH JURCZAK Fot. Krzysztof Mościbroda
Wstydzą się wyzwolicieli pomnika na cmentarz wojskowy, a dwa lata później, w listopadzie 1998 roku, uchylono powyższą uchwałę i zdecydowano, że pomnik powinien jednak zostać na swoim miejscu. A w grudniu 2003 roku znowu zdecydowano o usunięciu pomnika. Jednak i ta decyzja została obalona przez dolnośląskiego wojewodę. I pomnik stoi. Nikt jednak nie ma odwagi przymocować do niego tablicy, i to nawet z nowym napisem. Tablica, która powinna wisieć na cokole pomnika, znajduje się teraz na składzie Legnickiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Legnicy. – Jest odpowiednio zabezpieczona w naszych magazynach – mówi Józef Wasinkiewicz, prezes LPGK.
To jednak nie koniec tej zawstydzającej historii. W ostatnich dniach prezydent Legnicy wydał ustne polecenie ustawienia, a w zasadzie ukrycia najnowszej wersji tablicy (z plastiku!) między krzakami i drzewami, tuż obok pomnika. Jej treść ma być następująca: „Pomnik odsłonięty 11 lutego 1951 roku, jako Pomnik Braterstwa Broni, według projektu Józefa Gazego. Odlany ze złomu pochodzącego z pomników Fryderyka II i Wilhelma I. W latach 1951–1989 miejsce obchodów polskich i radzieckich świąt państwowych i wojskowych. Na placu przed pomnikiem odbywały się patriotyczne manifestacje, także antyradzieckie i antykomunistyczne. Kilkakrotnie pomnik usiłowano usunąć. Pozostał jako świadectwo minionej epoki”. KOW
7
Kościół eksponat Ojciec Rydzyk przewidział! Unia Europejska dała pieniądze na rekonstrukcję kościoła, ale... pod warunkiem że nie będą w nim celebrowane msze. Muzeum Kultury Ludowej w Osieku nad Notecią jest klasycznym skansenem, który administracyjnie podlega Muzeum Okręgowemu w Pile. Jego dyrektor Jan Niedźwiecki od kilku lat systematycznie rozbudowuje placówkę i dba o jej atrakcyjność. Na żywo można tu zobaczyć pracującego kowala czy gospodynię wyrabiającą masło. Niedźwiecki chciałby jeszcze, aby w skansenie stanęła replika XVII-wiecznego kościoła (wraz z cmentarzem). Zawsze jednak brakowało mu na to środków. A chodziło o ponad pół miliona złotych. Trafił na program „Odnowa środowiska wiejskiego i ochrona dziedzictwa kulturowego”, który finansowany jest z funduszy unijnych. Złożył więc komplet dokumentów i... otrzymał pozytywną decyzję. Trzy czwarte pieniędzy dała Bruksela, a resztę lokalny samorząd. W sumie – 590 tysięcy złotych. Obecnie w skansenie wykonywane są prace budowlane. Później kościółek zostanie odpowiednio wyposażony i otwarty dla zwiedzających. Co ciekawe, kuria oficjalnie nic nie wie, że takowy powstaje. – A dlaczego miałbym powiadamiać kościelnych hierarchów? To będzie obiekt muzealny, a nie sakralny – tłumaczy Niedźwiecki, choć przyznaje, że chciałby, aby w Osieku co jakiś czas odprawiano okazjonalne msze. To raczej nie będzie możliwe. – Zanim od urzędników z Poznania otrzymałem zgodę na wykorzystanie funduszy, usłyszałem, że muszę podpisać swoisty cyrograf. Zadeklarowałem w nim, że zrekonstruowany kościół nie będzie konsekrowany ani nie będzie podlegał żadnemu proboszczowi. Tym bardziej nie będzie w nim żadnych nabożeństw – opowiada muzealnik. To dość zaskakujące, bo wielkopolskim wojewodą jest polityk PiS, a Urzędem Marszałkowskim zarządzał między innymi członek LPR. Dyrektor Niedźwiecki najpierw musi wziąć komercyjny kredyt, wybudować kościół, przedstawić faktury i dopiero wtedy inwestycja zostanie rozliczona. Takie jest unijne prawo, że inwestycje refunduje się po ich zakończeniu. – I tego nie mogę zrozumieć. Obsługa bankowego kredytu będzie kosztowała kilkanaście tysięcy złotych. Mógłbym za to kupić ciekawe eksponaty – irytuje się Niedźwiecki. Na nasz rozum to niech się cieszy, że w ogóle kasę dostał. Jakby mało było w Polsce pilniejszych potrzeb i czynnych kościołów, które można zwiedzać, to jeszcze eksponat wybudowali! SOB
8
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI
Nieboska komedia Jedna z największych afer finansowych w III RP znalazła swój finał w Sądzie Okręgowym w Legnicy. Na ławie oskarżonych staje jej główny oskarżony ksiądz Ryszard M. Według prokuratury był mózgiem operacji, która pozwoliła na wyłudzenie z oddziału Kredyt Banku w Legnicy 533 miliony złotych. Były salezjanin (wydalono go z zakonu) Ryszard M. firmował przestępczy proceder właśnie salezjańską Fundacją Pomocy dla Młodzieży im. św. Jana Bosko, działającą na Dolnym Śląsku. Ryszard M. składał w Kredyt Banku sfałszowane potwierdzenia lokat z WBK Banku Zachodniego jako zabezpieczenia zaciągania kredytów. Wyłudzone pieniądze służyły grupie salezjańskich zakonników z Lubina i Legnicy do gry na giełdach w Londynie, Nowym Jorku i Amsterdamie. Firma brokerska, która zajmowała się lokowaniem tej gotówki nagle zlikwidowała swoją działalność i fundacja straciła 133 mln zł. W tej sytuacji księża próbowali wyrównać straty i nakłonili ponad 100 osób (głównie parafian) do wzięcia kredytów komercyjnych w tym samym oddziale Kredyt Banku w Legnicy. Wystawili im fałszywe zaświadczenia o zatrudnieniu m.in. w fundacji i parafiach, dzięki czemu uzyskali 12 mln zł. Za mało jednak, aby oddać dług. Tymczasem bank zaczął domagać się od ludzi zwrotu pożyczek. Ofiary znalazły się na ławie oskarżonych (ich proces toczy się oddzielnie w Sądzie Rejonowym w Legnicy.) Ksiądz oddał do tej pory 400 mln zł, ale pozostałe 133 mln zł figuruje ciągle na debecie. Sprawie towarzyszy wiele niepokojących okoliczności, bo od zakończenia śledztwa do rozpoczęcia procesu upłynął prawie rok. Salezjanie, nie czekając na wyrok, zaczęli kontratak i pozwali do sądu... banki, aby oddały im już odzyskane pieniądze. Prawdopodobnie legnicki proces to tylko wierzchołek przestępczej góry lodowej, bo śledztwo prowadził w tej sprawie wydział wrocławskiej prokuratury zajmujący się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej, a sprawą zainteresowane były i są liczne instytucje, m.in. Prokuratura Krajowa, CBŚ, Główny Inspektor Informacji Finansowej, a nawet Interpol. W materiałach procesowych pojawia się wiele nazwisk polityków i biznesmenów, w tym „Baraniny”. KOW
W
naszej redakcyjnej poczcie wciąż pojawiają się pytania o Caritas. Co to za firma? Ile dostaje pieniędzy i jak się z nich rozlicza? Na co je wydaje? Oto najczęściej pojawiające się wątpliwości i nasze odpowiedzi. Jaka jest podstawa prawna istnienia kościelnej instytucji o nazwie Caritas? W roku 1989 rząd Rakowskiego postanowił, że Caritas będzie jedyną organizacją, która w imieniu Kościoła może prowadzić działalność charytatywną. Uznano tak w wyniku prowadzonych z Kościołem negocjacji na temat uregulowania pozycji prawnej Krk w Polsce. W tym
pieniędzy zebrano, a ile rozdano. O ile w ogóle rozdano... Jakby tego było mało, z 46 istniejących Caritasów 26 uznano za organizacje pożytku publicznego. Oznacza to, iż mogą one przyjmować od państwa zlecenia na organizowanie dożywiania dzieci (oraz kolonii i zimowisk), prowadzenie stołówek i schronisk dla bezdomnych. Na ich konto można również wysyłać 1 procent odliczenia od podatku PIT. Taka działalność wymaga jednak rozliczania się z dotacji, czyli składania odpowiednich sprawozdań finansowych. I Caritas to robi, a dokładnie... jeden oddział Caritasu! Pozostałe 25 ma gdzieś polskie prawo, którego zresztą nikt nie śmie od nich egzekwować.
potrzebujących. Owe koszty nigdy nie powinny przekraczać 10 procent zebranej kwoty. Tymczasem koszty caritasowych zbiórek w Gnieźnie wyniosły 589 597 złotych – czyli 65 procent zebranej sumy „przepadło”. Z naszych informacji wynika, że jest to i tak dobry wynik, bo w innych Caritasach ów wskaźnik kosztów grubo przekracza 70 procent. Powiedzmy to jeszcze raz: Kowalski daje Caritasowi na szczytny cel jedną złotówkę i nie wie, że tylko (wg Krk „aż”) 30 groszy dostanie potrzebujący, a resztę... Chyba tylko diabeł wie, co dzieje się z resztą. Diabeł i co nieco my, bo ustaliliśmy, że niemal każdy oddział Caritasu ma jeden lub kilka własnych super-
Caritas pod lupą czasie istniało jednak stowaŁódzka siedziba Caritasu rzyszenie świeckie o podobnej nazwie – Zrzeszenie Katolików Caritas. Organizacja ta została więc czym prędzej rozwiązana przez władze, a jej likwidator złożył sprawozdanie ze swoich działań... biskupom. Cały majątek ZKC – oddany niegdyś przez państwo proPRL-owskiej instytucji – został przekazany władzom kościelnym. O jaki majątek chodzi? Otóż dokładnie nie wiadomo. Nie ma ani żadnych danych, ani nawet szacunków. My policzyliśmy, że Kościołowi przekazano w ten sposób co najmniej dwieście nieruchomości w całej Polsce wraz Ile pieniędzy przechodzi przez z przyległymi do nich terenami, Caritas? O tym wie tylko biskup, z wyposażeniem, samochodami itp. ksiądz dyrektor i skarbnik (zazwyplus nieznaną kwotę pieniędzy. czaj zaufana siostra zakonna). WeZKC miało 49 bardzo majętnych zadług szacunków dokonanych na podrządów wojewódzkich i wszystkie one stawie dokumentów, do których wpadły w ręce kleru. Całkowicie. Od dotarliśmy, przez średniej wielkości tego bowiem czasu firma ta stała się Caritas przechodzi rok w rok co najorganizacją prawa kanonicznego, niemniej 20 milionów złotych. To zależną w zasadzie od prawa państwow skali kraju daje około miliarda wego. Zmieniono też struktury Carizłotych rocznie. Minimum, bo natasu. Nie ma już zarządów wojewódzsze wyliczenia prowadziliśmy barkich, są za to zarządy diecezjalne, zadzo ostrożnie. konne i czapa o nazwie Caritas PolJaka jest efektywność Caritaska, powołana przez Konferencję Episu, czyli jaki procent zebranych skopatu Polski. kwot rzeczywiście przeznacza się na pomoc ubogim? Przeciętny odKto kontroluje Caritas? Pańdział Caritasu prowadzi około 30 stwo nie ma żadnego prawa do wtyzbiórek rocznie (nie licząc zbiórek kania nosa w interesy i rozliczenia. ogólnopolskich i konta wskazywaneCaritas kontroluje się sam pod nadgo także w publicznych mediach). zorem właściwego terytorialnie księDokładnie policzyć nie sposób, bo dza biskupa. Rozpatrzmy to na tażaden Caritas nie podał nigdy, ile kim przykładzie: Caritas zbiera piezbiórek prowadził i ile zebrał pieniądze np. na pomoc dla rodzin ofiar niędzy. Policzmy to jednak na przytragedii w kopalni Halemba. Datki kładzie Caritasu gnieźnieńskiego, do płyną od osób fizycznych (ludności) którego dokumentów „przypadkiem” i prawnych (różnych firm, np. TVP). dotarliśmy. Otóż w roku 2005 przeZostają one zgromadzone na konprowadził on 40 zbiórek i zebrał 908 cie bankowym, a później przekazy900 złotych (same datki lokalne). wane potrzebującym. Teoretycznie... Każda inna organizacja charytatywbowiem nikt ani z darczyńców, ani na za punkt honoru ma generowaz obdarowanych, ani wreszcie z janie jak najmniejszych kosztów włakiejkolwiek kontroli skarbowej nie snych, aby jak najwięcej wydać na wie (nie ma prawa wiedzieć!), ile
komfortowo wyposażonych ośrodków (często są to pałace wyremontowane przez państwo lub gminy i przekazane jako darowizna) z parkami, fontannami, kortami tenisowymi, basenami itp. Wypoczywają w nich głównie biskupi, z dala od wścibskich oczu świeckiej biedoty... Utrzymanie takich ośrodków kosztuje krocie. Ponadto na same pensje dla pracowników (głównie księża i zakonnice) jeden tylko Caritas gnieźnieński wydaje milion złotych rocznie, od czego odprowadza 196 tysięcy złotych składek ZUS. A jakże to? – ktoś zapyta. Przecież normalny pracodawca musi ZUS-owi bulić około 40 procent. Cóż, Caritasowi wolno i już. Oprócz tego opisywana przez nas firma otrzymuje jeszcze wielkie (i też nieznane) dotacje państwowe z budżetu. Rocznie dziesiątki milionów złotych trafia na konta Caritasu z tytułu nawiązek po przegranych sprawach sądowych. Prowadzi również własną dochodową działalność gospodarczą, której nie wykazuje w księgach rachunkowych (bo ich też nie ma). Ot, choćby Caritas katowicki. Tenże prowadzi firmę o nazwie Caritas Zdrowie Sp. z o.o. Dokumentacji jakiejkolwiek nie ma, bo... nie ma!
Nie inaczej jest w Legnicy, gdzie firemka kościelna prowadzi przychodnię zdrowia, której nie ma jednak w żadnych kwitach. Istnieje, a jakoby jej nie było. Ot, katolickie „cuda”. Ile osób rocznie uzyskuje pomoc z Caritasu? Dane te nie są nigdzie publikowane. Może 100 tysięcy, może 500? Nikt nie wie. Ale my przyjrzeliśmy się diecezji kieleckiej i wyszło nam, że na liście tamtejszych obdarowanych (zwykle jednorazowo) figuruje 14 tysięcy biednych ludzi (38 osób dziennie – w tym ponad połowa to pensjonariusze Domów Opieki Społecznej, którzy oddają swoje renty i emerytury, a za ich utrzymanie płaci dodatkowo państwo). Caritas bierze też udział w programie Unii Europejskiej o nazwie PEAT. To rozdział darmowej żywności dla najbiedniejszych członków UE. Ile tego jest i kto jedzenie dostaje, nie wie nawet europejska wspólnota i grozi Caritasowi wstrzymaniem dostaw. Ten się jednak wcale nie przejmuje. Jakie jest w Polsce zapotrzebowanie na pomoc, czyli rozmiary ubóstwa? Na poziomie biologicznego minimum egzystencji (348 zł miesięcznie na osobę) żyje w Polsce 11 proc. obywateli – prawie 4 miliony. Minimum socjalne (870 złotych) uzyskuje ponad 47 proc. Polaków. To jest skala potrzeb. I teraz uwaga! „Czy dostaliście pomoc od instytucji i organizacji kościelnych?” – zapytali socjologowie najbiedniejszych obywateli RP. „Tak” odpowiedziało 0,8 proc. respondentów żyjących w nędzy. W najbiedniejszym w Polsce województwie lubuskim liczba osób, które potwierdziły, że dostają pomoc z Caritasu, wyniosła 0,0 (zero przecinek zero!) 16 proc. respondentów oświadczyło natomiast, że może liczyć na większą lub mniejszą pomoc od państwa. Czy Caritas ma obowiązek występować o zgodę na ogólnopolskie zbiórki charytatywne, a jeśli tak, to czy o taką zgodę występuje? Owszem, Caritas powinien na wszelkie ogólnopolskie społeczne zbiórki dostawać zgodę od ministra spraw wewnętrznych. Wystąpiliśmy więc do MSWiA z pytaniem o liczbę takich zezwoleń. Do dziś nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Z naszych informacji wynika jednak, że Caritas nie zaprząta sobie głowy podobnymi biurokratycznymi dyrdymałami. ¤¤¤ Reasumując: Caritas obraca w skali ogólnopolskiej gigantycznymi pieniędzmi pochodzącymi ze zbiórek społecznych, od instytucjonalnych darczyńców, z nawiązek sądowych, z budżetu państwa i z własnej działalności gospodarczej. Ekonomiści, których prosiliśmy o szacunki, mówią o kwotach łącznych od 1,5 do 2,5 miliardów złotych rocznie. Około 30 procent z tej kwoty wspomaga ubogich. Co dzieje się z resztą? Biskup raczy wiedzieć... MarS, A. Karw. Fot. WHO BE
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
BARDZO CIERNISTE KRZEWY...
9
Na dobre i na złe Ksiądz Krzysztof z archidiecezji katowickiej nie uważał w seminarium duchownym na lekcjach wychowania seksualnego, a pewnej nauczycielce religii skleiły się kartki kalendarzyka małżeńskiego. Efekt? Kiedyś była dla niego „atrakcyjną suczką”, teraz – „kłamliwą kurwą”... Złowił Aleksandrę (na zdjęciu) za pośrednictwem Internetu. W grudniu 2003 r. miała lekką chandrę i na jednym z portali wpisała się do serwisu „samotne serca”. Była wówczas nauczycielką religii w Kielcach, a że jest też córką pewnego znanego w diecezji kieleckiej duchownego, zaanonsowała chęć pogawędki z kapłanem katolickim, jeśli – gdzieś tam w sieci – zasiada akurat przed komputerem. Ksiądz Krzysztof (na zdjęciu) też był owego wieczoru samotny na plebanii w M., gdzie sprawował obowiązki wikariusza. Odpowiedział. Zaczęli ze sobą korespondować. Jakiś czas później nastąpiła faza rozmów telefonicznych, po czym wielebny zakochał się w Oli na zabój, o czym przekonywał codziennymi – zachowanymi przez nią – SMS-ami. Nie był jej obojętny, więc wreszcie zgodziła się na spotkanie i 15 lutego 2004 roku, po romantycznej kolacji w restauracji zajazdu „Ziółek” w Łącznej, zjedli tam również... śniadanie, następną kolację i jeszcze jedno śniadanie... „Oleńko, ma kochana! (…) Kocham Cię i będę Cię kochać na zawsze” – wyznawał ks. Krzysztof w liście z 2 kwietnia 2004 r., a namiętność paliła go tak bardzo, że nawet przy „okazji Świąt Zmartwychwstania Pańskiego” nie omieszkał życzyć partnerce „mokrych majtek”... Później były randki w Ciekotach (pensjonat „Pstrąg”), Skarżysku Kamiennej (hotel „Promień”), wspólne urlopy w Krynicy Górskiej (lipiec 2004 roku – dom wczasowy „Mesko”, sierpień 2005 r. – pensjonat „Czerwony Dwór”), wypady w Góry Świętokrzyskie... – po prostu idylla. Na co Ola (z wykształcenia teolog katolicki po KUL) liczyła? – Traktowałam go jak bardzo serdecznego przyjaciela i – po własnych doświadczeniach z ojcem – nigdy mi nawet przez myśl nie przeszło, żeby Krzysztof mógł porzucić dla mnie kapłaństwo. Wielokrotnie mu powtarzałam, że jeśli zechce żyć uczciwie wobec Kościoła, porozmawiamy i rozstaniemy się bez żalu, jak przystało ludziom cywilizowanym – tłumaczy dziennikarzowi „FiM”.
Wiosną 2006 r. zauważyła zmianę w zachowaniu kochanka. Jeszcze w kwietniu i maju spotykali się na intymnych rendez-vous we wspomnianym „Promieniu”, a sierpniowy urlop spędzili w Bukowinie Tatrzańskiej (pensjonat „Basia”), jednak ks. Krzysztof był czymś wyraźnie strapiony: – Wreszcie nie wytrzymałam i zapytałam, co go dręczy. „W marcu poznałem w Katowicach pewną kobietę i zabawiłem się z nią” – przyznał z płaczem. „Za to, co niedawno zrobiłem, będę się w trumnie przewracał” – histeryzował. Nie chciał powiedzieć wprost, ale odniosłam wrażenie, że mógł skutecznie nakłonić jakąś kobietę do
aborcji. Pytałam, nie odpowiedział jednoznacznie... Po kilku dniach trochę się uspokoił, chodziliśmy razem do kościoła i spowiedzi, a tuż przed wyjazdem dałam się ubłagać, żebym przy nim, mimo zdrady, pozostała. Dałam mu dwa miesiące na rozwiązanie sprawy z tą panią A.S. i obiecałam, że zapomnę o wiarołomstwie – przekonuje nas Ola. Ks. Krzysztof też przekonywał. „Poranne pozdrowienia wprost z budki g...kiego kościoła. Buziaki czułe i słodkie” – to SMS z 2 września, wysłany o godz. 6.43 z konfesjonału.
Cztery dni później pisał do Oli tak: „Chcę wszystkiego, ale musisz mnie pociągać i być atrakcyjną suczką”. Po upływie uzgodnionej „kwarantanny” kochankowie spotkali się 12 października w Pszczynie, gdzie w pensjonacie „Retro” cieszyli się sobą przez bite trzy dni. Przy pożegnaniu ks. Krzysztof poprzysiągł Oli wierność, zapewnił, że tylko ona itd., itp... „Mam nadzieję, że się dobrze wyspałaś na nowym miejscu i po takim pięknym odjeździe naszym. Cieszę się, że przyjechałaś do mnie”
– przeczytała na ekranie telefonu, wracając do Kielc. Kilkanaście dni później pewien duchowny z Katowic – wtajemniczony w sekrety Oli i Krzysztofa – ujawnił kobiecie, że wciąż jest zdradzana: – Zatelefonowałam do Krzyśka. Potwierdził, że dalej spotyka się z panią A.S., ale tylko „platonicznie”. – „Mam jeszcze wobec niej pewne zobowiązania” – tłumaczył. Domyślałam się, że chodzi o usuniętą ciążę, ale nie robiłam dramatu, choć coraz
bardziej zniechęcałam się do podtrzymywania naszego związku. Jego szczegółów Ola prawdopodobnie nigdy by nie ujawniła (tym bardziej naszej redakcji...), gdyby księżulo uważał w seminarium na lekcjach wychowania seksualnego i przyzwoitości. Niestety, okazało się wkrótce, że rywalka z Katowic dysponuje numerem telefonu Oli. Wydzwaniała, nękała SMS-ami, ale najbardziej przykre dla Oli było to, że pani A.S. dysponowała wiedzą o jej życiu osobistym, którą mogła uzyskać jedynie od ks. Krzysztofa. – Wkurzona wsiadłam w samochód i 25 października pojechałam do parafii w G., żeby się z nim ostatecznie rozmówić. Znowu przysięgał, przepraszał, obiecywał... Raz jeszcze uległam – wspomina nasza rozmówczyni. ¤¤¤ Spóźniającą się menstruację Ola tłumaczyła sobie początkowo stresami. Gdy wreszcie stwierdziła, że przyczyną jest łaska macierzyństwa, zapragnęła zapytać swojego mężczyznę, co dalej... – Wpadł w szał. Nigdy bym nie przypuszczała, że potrafi być tak ordynarny – zdumiewa się Ola. „Miłość jest łaską i jest od Boga, więc albo jest, albo jej nie ma, ale nie można do niej zmuszać. Jesteś przegrana i tyle” – tłumaczył wielebny niedawnej kochance, a gdy nie ustępowała, zakomunikował jej: „To się po prostu odczep ode mnie, jeśli mnie kochasz. Ja cię nie kocham, a wręcz nienawidzę, nie cierpię, mam cię dość. Rzygać mi się chce na myśl o tobie”. Ostatecznie ks. Krzysztof zgodził się na spotkanie, które miało się odbyć 21 listopada w Pszczynie w restauracji „Dama Pik”. – Kilka minut przed uzgodnioną godziną zatelefonował, żebym wyszła
na zewnątrz. Ściślej rzecz ujmując, powiedział: „Wyłaź, ty szmato”. Podjechał swoim samochodem w towarzystwie jakiejś kobiety. Nie wysiadając, oznajmił, że nie będzie ze mną rozmawiał, bo kocha ową panią i wszystko między nami skończone. Ola wróciła do Kielc z zimnym postanowieniem rewanżu... – Zapowiedziałam mu telefonicznie, że opowiem „Faktom i Mitom” o podwójnej moralności świętoszkowatego kapłana. „Kobiecie może by i uwierzyli, ale cwaniaczce, kłamliwej kurwie – nie! Idź wpierw do psychiatry i mu to opowiedz. I spierdalaj na drzewo!” – tej treści SMS-a wysłał ks. Krzysztof do Oli 24 listopada o godz. 15.28. ¤¤¤ No cóż, początkowo faktycznie nie dowierzaliśmy, że kapłan może być takim zimnym draniem. Zmieniliśmy zdanie, gdy udało nam się zerknąć do zapisów meldunkowych w niektórych hotelach i pensjonatach, upewniliśmy się, że co najmniej do końca listopada ks. Krzysztof był użytkownikiem numeru telefonu komórkowego, z którego nadawano cytowane wyżej SMS-y (on sam nie chciał oczywiście z nami gadać), dotarliśmy też do pewnej pielęgniarki z Siemianowic, będącej przed Olą „narzeczoną” wikarego... Nie mamy zwyczaju grzebać księżom w rozporkach, a to, co robią „po szychcie”, niewiele nas obchodzi. Fakt, że księża mają kochanki i nieślubne dzieci, a nie żony i rodziny, jest winą celibatu, nie ich. Nabraliśmy jednak przekonania, że ten akurat osobnik w czarnej sukience, choć ma wpisaną w dowodzie płeć męską, mężczyzną nie jest! Pozostaje jeszcze kwestia pozostawionej Oli „pamiątki”. Jaką decyzję kobieta podejmie? Jeszcze zwleka, choć czasu ma naprawdę niewiele. A może szef ks. Krzysztofa, ordynariusz katowicki arcybiskup Damian Zimoń, podpowie, co z tym fantem zrobić? ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
P
al licho, że rządzący Polską wspierają ojca Rydzyka lub grzebią w agenturze. Najgorsze jest to, że ignorantom powierzają zarządzanie dobrami naprawdę strategicznymi. Czym różni się „Ziemia obiecana” od IV Rzeczypospolitej braci Kaczyńskich? W tej pierwszej było tak: „Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To razem mamy w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę”. Ludzie budujący otaczającą nas rze-
odpowiednich do zajęcia tak ważnego stanowiska? Toż to czysta drwina z ludzi, którzy swoje życie poświęcili górnictwu! – irytuje się w rozmowie z „FiM” dyrektor jednej z kopalń Holdingu. Jakim cudem młody politolog dostał robotę (z pensją 10,5 tys. zł brutto), której nie mógł otrzymać odpowiednio wykształcony specjalista? Oczywiście nie miał żadnego znaczenia fakt, że nowy prezes Katowickiego Węgla legitymuje się przynależnością do Prawa i Sprawiedli-
Wyborczej Solidarność, dzisiaj znany w stolicy Dolnego Śląska animator wydarzeń kulturalnych: – Byłem pomysłodawcą i – wspólnie z samorządem studenckim – organizatorem dwóch największych we Wrocławiu festiwali piosenki, dotowanych przez ministerstwo. Gdy Rawecki został przewodniczącym samorządu, pieniądze nagle się skończyły. Mówiono mi, że Warszawa wstrzymała finansowanie festiwali. Wystąpiłem z pytaniem do ministerstwa i – o dziwo – dowiedziałem się, że nic podob-
i posłowi Jarosławowi Dudzie z PO. Gdyby wygrało PO, to pewnie by został szefem biura Dudy. Zresztą cała rodzinka „Grubego” jest umoczona politycznie – w czasie kampanii na szybach ich klubu Brajt (nawiasem mówiąc, nie wiadomo, jak dostali lokal w tej części miasta w samym centrum, koło uniwersytetu) wisiały zarówno plakaty Kiliana, jak i Dudy. Tak więc
nieważne, czy z PO, czy z PiS-em – Rawecki i tak robiłby swoje. Piszę to, bo znam „Grubego” i sam się tym chwalił na wydziale. I się nie boję podpisać, bo mamy już go dość” – oznajmiła publicznie studentka Justyna Adamczuk z Uniwersytetu Wrocławskiego, uczestnicząca w dyskusji o wybitnych uzdolnieniach prezesa Raweckiego. „Katowicki Węgiel nie ogranicza swojej działalności wyłącznie do handlu węglem. Jest również zainteresowany atrakcyjnymi powiązaniami kapitałowymi w innych przedsięwzięciach” – czytamy na stronie internetowej spółki-córki Holdingu. To jakby wyjaśnia, po co PiS-owi swojak na stanowisku niedostępnym dla specjalistów... ¤¤¤ 43-letni Wiesław Janczyk (fot. 3) ze wsi Męcina k. Limanowej ma „wykształcenie nauczycielskie”, co można przeczytać na stronie internetowej Ministerstwa Skarbu Państwa. Ściślej biorąc, jest polonistą z ukończonymi dodatkowo studiami podyplomowymi w dziedzinie rachunkowości i zarządzania. Do czasu objęcia władzy w Polsce przez PiS był zastępcą dyrektora maleńkiego nowosądeckiego oddziału Banku Gospodarki Żywnościowej i w reprezentacji braci Kaczyńskich kandydował, kandydował, kandydował... Niestety, notorycznie przepadał w kolejnych wyborach do Sejmu, dwukrotnie poległ w wyścigu do fotela wójta gminy Limanowa. Udało mu się ostatnio uzyskać mandat radnego powiatowego, ale już przy wyborze starosty znowu skreślano go bezlitośnie. Czyż tak wytrwałemu towarzyszowi nie należy się nagroda? Okazuje się, że jak najbardziej, bo od kwietnia 2006 r. Janczyk jest reprezentantem Skarbu Państwa w spółce Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej w Chrzanowie, a przed kilkunastoma dniami został wiceprezesem potężnej firmy Remag, zatrudniającej
1. Nie wiedząc, jaką konkretnie pracę w górnictwie Pan wykonywał i jak długo, jak również czym zajmował się Pan przez pozostałe 5 lat, nie jestem w stanie powiedzieć, czy, kiedy i na jakich warunkach uzyska Pan prawo do emerytury górniczej. Nie ma natomiast potrzeby doliczania do Pana stażu pracy okresu prowadzenia gospodarstwa rolnego, ponieważ okres pobierania renty zaliczany jest do okresu nieskładkowego (podstawa prawna: Ustawa z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU z 2004 roku, nr 39, poz. 353). ¤¤¤ Przepracowałam 35 lat, w tym 17 lat na stanowisku kasjera. W jednej z gazet przeczytałam, że stanowisko to jest uciążliwe.
Czy w związku z tym każdy rok pracy kasjerki liczony będzie jako 1,5 roku pracy, gdy będę starała się o emeryturę? (Halina z Lubelskiego) Praca kasjera nie jest ujęta w wykazie prac o szczególnym charakterze lub wykonywanych w szczególnych warunkach, co oczywiście nie znaczy, że jest lekka. Podejmowanie tych prac wiąże się z możliwością wcześniejszego nabycia prawa do emerytury, jeżeli posiada się ogólny wymagany staż pracy, w tym określony staż pracy w warunkach szczególnych. Niewykluczone, że będzie Pani mogła natomiast ubiegać się o wcześniejszą emeryturę na podstawie ogólnych przepisów. Z tego, co Pani pisze, wynika, że posiada Pani już wymagany staż pracy, a zatem warunkiem będzie jeszcze osiągnięcie do 2007 roku wymaganego wieku emerytalnego, tj. 55 lat. Jeżeli pyta Pani o samą
dyskusyjnym portalu gazeta.pl przypomnieli to i owo, a m.in.: ¤ głośną w środowisku i nie najładniej pachnącą historię z „przytuleniem” przez stowarzyszenie Opus Magnum (pan Jacek był tam członkiem zarządu) zysków ze sprzedaży biletów na koncert finansowany przez samorząd studentów; ¤ „Mało kto wie, że Rawecki robił kampanię nie tylko Kilianowi, ale
2
Kopalnie złota czywistość, zdają się być wyznawcami poglądu: Ja nie znam się na tym ani-ani, ty wiesz jeszcze mniej, a on jest kompletnym ignorantem. Razem umiemy w sam raz tyle, żeby uzdrowić gospodarkę. Nawet tak skomplikowaną branżę jak górnictwo... ¤¤¤ Kopalnie skupione w Katowickim Holdingu Węglowym wydobywają co roku około 17,5 mln ton „czarnego złota” i są jednym z największych dostawców energetyki krajowej oraz na rynki UE. Sprzedażą owego dobra zajmuje się spółka-córka Holdingu nosząca nazwę Katowicki Węgiel. Przed dwoma miesiącami jej prezesem i szefem 150-osobowej załogi został 27-letni wrocławianin Jacek Rawecki (fot. 1), politolog z wykształcenia, który o węglu wiedział dotychczas tyle, że jest czarny i mieszka pod ziemią, a doświadczenia biznesowego nabywał w swojej firemce „Jack” Zakład Ogólnobudowlany. – Po cholerę Polsce Akademia Górniczo-Hutnicza i Politechnika Śląska? Czy wśród ich absolwentów, wkuwających – równolegle lub na studiach podyplomowych – marketing, zarządzanie, ekonomię nie ma osób
P
rzepracowałem 20 lat w kopalni węgla kamiennego, a w sumie – 25 lat. Od 12 lat jestem na rencie górniczej. Czy okres prowadzenia z żoną gospodarstwa rolnego w czasie pobierania renty może być zaliczony do emerytury jako nieskładkowy? Czy będę musiał skończyć 65 lat, żeby przejść na stałą emeryturę, czy jest w górnictwie wiek wcześniejszy, jak to było za Polski Ludowej? (Józef B., Żarnów) Wymagany wiek emerytalny przy nabywaniu emerytury górniczej zależy od roku urodzenia, a także rodzaju i długości wykonywanej pracy górniczej. W przypadku osób urodzonych przed dniem 1 stycznia 1949 r. wiek emerytalny będzie stanowił 55 lat, o ile okres pracy górniczej wynosi łącznie z okresami pracy równorzędnej i okresami zaliczalnymi do pracy górniczej co najmniej 25 lat
wości, a ostatnio był asystentem posła tej partii Wiesława Kiliana. Rawecki po prostu „złożył swoje CV do Ministerstwa Gospodarki, więc zaprosiliśmy go na rozmowę. Z grona kilku kandydatów wypadł zdecydowanie najlepiej” – wyjaśnia odpowiedzialny za górnictwo wiceminister Paweł Poncyljusz (absolwent Policealnego Studium Ekonomicznego, mający też w swoim dorobku nieukończone studia historyczne – fot. 2). Niespecjalnie w to tłumaczenie wierzą we Wrocławiu, gdzie Rawecki jest świetnie znany, zwłaszcza wśród absolwentów tamtejszego uniwersytetu: – Jacek, zwany też Grubym, studiował na Wydziale Nauk Społecznych i był przewodniczącym uczelnianego samorządu studenckiego. Wiosną tego roku wyszło na jaw, że podpisywał wnioski o dotacje – kierowane do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego – na festiwale, których samorząd podobno nie organizował – podpowiada „FiM” jeden z absolwentów uczelni. Bliżej wyjaśnił nam tę kwestię Krzysztof Jakubczak, w latach 1998–2002 radny Wrocławia z ramienia Akcji
1
3
nego: pieniądze są niezmiennie przekazywane. Na uczelni powiedziano mi, że festiwale się odbyły i zostały rozliczone. Tymczasem wiem ponad wszelką wątpliwość, że co najmniej połowę z nich zorganizowano tylko na papierze. Według moich obliczeń, przez dwa lata ktoś z rządzących samorządem nie rozliczyła się należycie – lekko licząc – z 30 tysięcy złotych. Informacja o nagłym awansie Raweckiego wywołała lawinę wspomnień jego kolegów i koleżanek z okresu studiów, którzy na forum
Porady prawne – dla mężczyzn. Warunek jest taki, aby w powyższym okresie mieściło się co najmniej 5 lat pracy górniczej określonego rodzaju, o jakiej mowa w art. 36 ust. 1 ustawy o emeryturach i rentach z FUS. Chodzi tu przede wszystkim o pracę w kopalniach pod ziemią i na odkrywkach. Za pracę równorzędną z pracą górniczą uważa się w szczególności pracę na stanowiskach wymagających kwalifikacji inżyniera lub technika w zakresie górnictwa, w administracji kopalń, w zarządach spółek węglowych, w urzędach górniczych i in.
Katalog tych prac zawiera art. 36 ust. 3 tejże ustawy. Jeżeli urodził się Pan po dniu 31 grudnia 1948 r., a przed dniem 1 stycznia 1969 r., może Pan nabyć prawo do emerytury górniczej na wskazanych powyżej zasadach, pod warunkiem że nie przystąpił Pan do otwartego funduszu emerytalnego, a niezbędne warunki zostaną przez Pana spełnione do końca tego roku. Dodam, że wiek emerytalny może wynosić w Pana wypadku nawet 50 lat, jeżeli posiada Pan co najmniej 25 lat pracy górniczej, równorzędnej i okresów zaliczalnych do pracy górniczej, w tym co najmniej 15 lat pracy górniczej, o której mowa w art. 36 ust.
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r. w Katowicach około 800 osób i zajmującej się produkcją maszyn oraz urządzeń dla... górnictwa. ¤¤¤ Przyjrzyjmy się teraz karierze niejakiego Jarosława Żołędowskiego – prawnika, który za prezydentury Lecha Kaczyńskiego był prezesem warszawskiej spółki komunalnej „Trasa Świętokrzyska”, nadzorującej i zarządzającej mostem Świętokrzyskim oraz tunelem pod Wisłostradą. A w 2006 roku trafiał kolejno: ¤ do Jastrzębskiej Spółki Węglowej (kwiecień) jako członek Rady Nadzorczej. „Urodził się w Jastrzębiu, zaś jego ojciec był górnikiem” – rekomendował przywiezionego w teczce kandydata min. Poncyljusz. Okazało się jednak, że to trochę mało i po dwóch miesiącach Żołędowski został odwołany; ¤ do Zakładów Azotowych w Tarnowie (czerwiec) na stanowisko prezesa zarządu; ¤ do Zakładów Zbrojeniowych „Bumar” (wrzesień) jako reprezentant Skarbu Państwa; ¤ w listopadzie – na tarnowski bruk po nieoczekiwanym zwolnieniu z „Azotów”. ¤¤¤ Od czerwca 2006 r. nad wydobyciem węgla w kopalni „Bogdanka” czuwa w imieniu Skarbu Państwa dr Piotr Zacharczuk, adiunkt Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Krótko wcześniej wypadł z funkcji wiceprzewodniczącego Rady Nadzorczej Centrali Zbytu Węgla „Węglozbyt” w Katowicach. Teraz w spółce Lubelski Węgiel Bogdanka pełni obowiązki „członka Rady Nadzorczej, delegowanego do czasowego wykonywania czynności członka Zarządu”, w którym jest dyrektorem ds. handlu i transportu kolejowego, czego na KUL-u uczą prawdopodobnie na tajnych kompletach. ¤¤¤ Te żarty z górnictwa zapewne kiedyś się skończą. Oby tylko nie doszło do przedawnienia... HELENA PIETRZAK
wysokość emerytury, to wyjaśniam, że zostanie ona wyliczona na ogólnych zasadach, tj. w oparciu o uiszczane przez Panią w określonym czasie składki na ubezpieczenie społeczne (podstawa prawna: Ustawa z 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU z 2004 roku, nr 39, poz. 353). ¤¤¤ Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Otrzymujemy dziesiątki pytań tygodniowo. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Informujemy, że odpowiedzi na pytania przysyłane do redakcji e-mailem będą zamieszczane na stronie internetowej tygodnika: www.faktyimity.pl. Opracował MECENAS
Rozmowa z Lechem Wałęsą – byłym prezydentem RP. – W Polsce dzień bez skandalu jest dniem straconym... – Gdyby 50 lat temu ktoś mi powiedział, że dożyję takiej Polski, nie uwierzyłbym. Ale powiedzmy sobie szczerze: skandale są na całym świecie. Zachód miał więcej czasu na wypracowanie „narzędzi” do walki z takimi zjawiskami i patologiami, my zaś dopiero kończymy przyspieszony kurs demokracji. – Kaczyńscy obarczyli Pana i Mieczysława Wachowskiego odpowiedzialnością za inwigilację prawicy na początku lat 90... – Trzeba zauważyć, że oni stwierdzili, iż im się wydaje... Czy prezydent i premier w normalnym państwie mogliby coś takiego powiedzieć?! – Jak to się stało, że Kaczyńscy, „chorzy na nienawiść i manię prześladowczą” – jak to Pan określił – przejęli całkowitą władzę w kraju? – Ludzie nadal nie mogą odnaleźć się w nowej rzeczywistości, dlatego są wściekli i nie chodzą na wybory. Może gdy zobaczą, do czego to wszystko zmierza, obudzą się i rozliczą Kaczyńskich. – Dlaczego wciąż musi Pan tłumaczyć, że nie ma Pan garbu, a tacy ludzie jak Anna Walentynowicz czy Wyszkowski wciąż Pana oskarżają? – To są mali ludzie, którzy niewiele w życiu zrobili. Mógłbym już z nimi nie dyskutować, bo mam korzystne wyroki sądowe, dowody, ale wciąż wyjaśniam różne sprawy, bo mi tych ludzi po prostu żal. Mimo że są świadkowie obalający bzdury opowiadane np. przez Walentynowicz, wciąż pojawiają się jakieś niejasności. Dla mnie w gruncie rzeczy sprawa jest jasna – jestem czysty jak łza, ale może rację mają ci, którzy twierdzą, że w tamtych latach SB montowała prowokacje, że miała sobowtóra Wałęsy. Szkoda, że Walentynowicz i inni dają sobą manipulować. – SB miałaby wykorzystywać Pana sobowtóra? – Wszystko jest możliwe. Przecież SB miała fachowców i czas na przygotowanie niejednej prowokacji. To przecież nie przypadek, że wciąż pojawiają się jakieś dokumenty, tajemnicze szafy. To w gruncie rzeczy ostatnie zwycięstwo PRL i jej bezpieki. – Polskie piekiełko daje się Panu we znaki... – W gruncie rzeczy jestem człowiekiem najszczęśliwszym w naszej galaktyce. Chcieliśmy demokracji i ponad ćwierć wieku temu Polska uciekła na Zachód, dokonała rewolucyjnych zmian. A to piekiełko, o którym Pan wspomina? No cóż, to być może specyficzna cena, jaką musimy zapłacić.
ZAMIAST SPOWIEDZI
11
Kiedyś rozlicz ą Kaczyńskich – Czy tak wyobrażał Pan sobie lustrację? – Do dziś nie rozliczono agentów spod Grunwaldu... Tym bardziej z czasów nam współczesnych. Musimy to jednak zrobić, by mali ludzie nie walczyli ze sobą do końca świata. Musimy to przeżyć. Szkoda tylko, że zamiast „szybkiej ścieżki” wyjaśniania i oczyszczania Polaków mamy kłamstwa, prowokacje, fałszywe oskarżenia. Wbrew pozorom SB wciąż istnieje i ma się nieźle.
i dla mnie liczy się przede wszystkim zwycięstwo. Teraz na najważniejsze pytania niech odpowiada nauka i historycy. – Dlaczego tak gwałtownie przycichła sprawa zamachu na Pana w 1992 roku? – To zrozumiałe, że główni inspiratorzy – bracia Kaczyńscy i ekipa skupiona wokół nich – nie jest dziś zainteresowana odgrzebywaniem kulisów tej wielkiej prowokacji i zamachu. Wówczas ja o wszystkim wie-
– Pan wierzy w teorie spiskowe? – Moje słowa potwierdzają fakty. Z udostępnionych dokumentów wynika, że miałem przeciwko sobie około 1000 donosicieli. Wiele spraw nie można wyjaśnić, bo 85 tomów z moimi dokumentami zniszczono. Ale i tak wiadomo, że owych „Bolków” było kilkudziesięciu. Jednego z nich, jak wynika z dokumentów, traktowali jak swojego człowieka, który miał pomóc w przerwaniu pamiętnego strajku w stoczni. – Zatem potwierdza Pan istnienie agenta „Bolka”? – Tak, było ponad pięćdziesiąt osób o tym pseudonimie. – Zna Pan już nazwiska agentów, którzy na Pana donosili? – Tak, na razie zgłosiłem około pół tysiąca nazwisk, którym chcę się bliżej przyjrzeć. Ale IPN udostępnił mi dotąd dane około 150 osób. Brakuje sporo dokumentów, ale wiem, że wiele z nich znajduje się u byłych esbeków. Oni sami mi je teraz udostępniają. – Co zamierza Pan zrobić z wiedzą z teczek IPN? – Ma ona dla mnie drugorzędne znaczenie. Jestem rewolucjonistą
działem, ale pojawiając się w Sejmie i nie opuszczając gmachu parlamentu, popsułem szyki tym popaprańcom. Wcześniej czy później zostaną rozliczeni za ten zamach stanu. – Czy jako zwierzchnik sił zbrojnych wyciągnął Pan konsekwencje np. w stosunku do dowódcy Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych czy tych ludzi z MON, którzy kooperowali wówczas z Kaczyńskimi? – Nie mogłem tego uczynić, gdyż musiałbym wejść na linię strzału i usunąć zbyt wielu generałów... – Podobno nie był to jedyny zamach na Pana... – To prawda. Gdy w 1981 roku wybierałem się na Barbórkę na Śląsk, w pewnym momencie na maskę samochodu skoczył jakiś facet i ostrzegł mnie o planowanym zamachu. Innym razem, w Rzymie, ktoś zaproponował naszej delegacji zwiedzanie miasta nocą. Zgodziłem się, ale chyba Duch Święty mnie ostrzegł. Jak się później okazało, ci którzy wybrali się na to nocne zwiedzanie, zwinięci zostali przez ludzi z bronią. Do kolejnego zamachu miało dojść po moim internowaniu. Planowano, że zostanę pchnięty nożem
przez wypuszczonego właśnie z więzienia mężczyznę, który wcześniej zabił milicjanta. Ów człowiek nie wykonał tego zadania, o czym mi powiedział. Pół roku później znaleziono go powieszonego. Odwiedziłem potem jego córkę. Do zamachu miało też dojść w Genewie, gdzie pojechałem przemawiać w Międzynarodowej Organizacji Pracy. Z Bronkiem Geremkiem mieliśmy się wybrać na dobre wino i nawet umówiliśmy się na godzinę 16. Coś mi jednak nie pasowało i nie poszliśmy na degustację tego wina. Okazało się potem, że zwinięto tłumaczkę... Być może spotkałoby mnie wówczas jakieś nieszczęście. – Nie myśli Pan o powrocie do działalności związkowej? – To było dobre ćwierć wieku temu. W międzyczasie byłem prezydentem. Zmieniły się czasy, mamy teraz inne związki zawodowe. – Co jakiś czas zapowiada Pan jednak powrót do polityki... – ...i nic z tego na razie nie wychodzi, bo mam charakter rewolucjonisty, nie lubię gadulstwa i nie wytrzymuję siedzenia w parlamencie. Nadaję się bardziej na naczelnika państwa niż polityka. Obserwuję jednak to, co się dzieje w kraju i wysłuchuję ludzi, którzy się do mnie zgłaszają. Niektórzy mają dość bałaganu i awantur. Odpowiadam im krótko: „Przygotujcie dobry program i wtedy was poprę”. – Czy zatem widzi Pan w Polsce jakieś miejsce dla siebie? – Zrobiłem swoje, doprowadziłem do upadku systemu. Mamy teraz nową epokę ze starymi, niestety, przepisami. Dlatego dopiero teraz rozumiem Mojżesza, który celowo prowadził swoich ludzi przez 40 lat. Teraz trzeba myśleć o nowoczesności, o mądrym korzystaniu z dorobku Unii Europejskiej. Czy jest dla mnie miejsce w takiej Polsce? Przyjdzie jeszcze taki czas – mówił Ojciec Święty... – Ma Pan jeszcze czas na wędkowanie? – W tym roku ani razu nie byłem na rybach. – Ale nie narzeka Pan na swój los... – ...bo też nie mam powodu. Otrzymuję 3 tysiące prezydenckiej emerytury, mam samochód do dyspozycji, sporo podróżuję po świecie. Staram się być aktywnym i potrzebnym. Rozmawiał PIOTR SAWICKI Fot. Autor
12
SOLIDARNI Z RYDZYKIEM
Ojcze nasz! 15 urodziny „dziecka” Tadeusza Rydzyka ściągnęły do Torunia rzesze jego fanów. Przyjechali też niektórzy przykruchtowi politycy. Nic dziwnego – wszak za przysługi należy się jakoś odwdzięczyć... W morzu moherowych beretów przemierzam toruńskie ulice. Mieszkańcy miasta nie szczędzą epitetów pod adresem pielgrzymów, którzy skutecznie zakorkowali ulice: – Dzieci do szkoły nie można dowieźć, jasna cholera. Świętować im się zachciało! – narzeka poirytowany tatuś, ciągnąc za sobą dwie pociechy. Muszą iść na piechotę, bo autobus miejski utknął wśród kilkudziesięciu autokarów, które zjechały tu z całej Polski.
W korkach nie musiał stać Jarosław Kaczyński, który wsiadł do rządowego helikoptera i przyleciał, aby wygłosić orędzie (w przerwie występu Orkiestry Reprezentacyjnej Wojska Polskiego!). To wielkie podziękowanie za zaangażowanie, z jakim Rydzyk lansował idee PiS wśród swoich słuchaczy, których – wedle szacunków – ma ze cztery miliony. A to liczba, którą żaden polityk nie pogardzi... Poś burzy
oklasków słuchających go z zapartym tchem wielbicieli „Maryi” wypalił więc Kaczyński bez zająknięcia: – Stoję tutaj ze wzruszeniem, z poczuciem, że uczestniczę w czymś ważnym, bardzo ważnym, że uczestniczę w 15 już rocznicy powstania instytucji, która odegrała ogromną rolę w dziejach Polski podczas tych trudnych 15 lat i która, pozwolę sobie to powiedzieć także jako katolik, odegrała wielką rolę w dziejach Kościoła – Kościoła rozumianego jako wierni, jako Ci wszyscy, którzy przez chrzest i później przez uczestnictwo w sakramentach są członkami Kościoła. Dalej było jeszcze lepiej – premier, podbudowany nieustającym aplauzem, perorował: – Jeśli dziś taka polityka (PiS-owska – dop. red.) jest podjęta, to trzeba jasno i bardzo
mocno w tym miejscu powiedzieć: nie byłoby tego bez Radia Maryja. To nie byłoby możliwe! Nie byłoby tego bez Radia Maryja (...), nie byłoby tego bez moherowych beretów. Te słowa wprawiły w euforię tłumy zebrane w kościele św. Józefa. Wysupłuję się z tłuszczy, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Jakaś młoda panienka wciska mi do ręki „materiały reklamowe”. Przeglądam pobieżnie – broszura okolicznościowa „W hołdzie Janowi Pawłowi II”, a dodatkowo kartka z Maryją i druga z papieżem – na każdej numer konta i wymowny napis: „Cieszymy się, że słuchasz Radia Maryja, że oglądasz TV Trwam, ale czy już pomagasz tym mediom?”. Już ja wam, k..., pomogę!
Tymczasem przed kościołem słyszę ostatnie wskazówki: – Nie udzielajcie nikomu wywiadów, tylko Radiu Maryja i Telewizji Trwam, oni mają specjalne plakietki – poucza grupkę
Moja obecność na tej uroczystości wiąże się ze szczególną rolą Radia Maryja i Telewizji Trwam w życiu społecznym naszego kraju. To, co jest bardzo istotne, to skupienie dzisiaj wielu milionów Polaków wokół ważnej idei – idei Polski opartej na wartościach chrześcijańskich. (Przemysław Gosiewski) ¤¤¤ Radio Maryja jest swoistym fenomenem w gamie mediów w Polsce z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że jest to medium, które łącznie z Telewizją Trwam złamało monopol swoistej jednomyślności. Złamanie tego monopolu miało nie tylko konsekwencje polityczne – np. ostatnie wybory parlamentarne i prezydenckie – ale też doprowadziło do znacznego poszerzenia świadomości dużej grupy polskiego społeczeństwa, a co się z tym wiąże – zwiększenia racjonalizmu w polskiej polityce. Te dwa obszary są kluczowe i tego Radiu Maryja nikt i nigdy nie jest w stanie odebrać. (Bogdan Pęk, poseł do PE) ¤¤¤ Radio Maryja stworzyło bardzo ważny punkt odniesienia. Chciałbym przypomnieć, że do chwili, kiedy w eterze rozległ się głos z Torunia, z Radia Maryja, mieliśmy właściwie monopol informacyjny w mediach – określiłbym je jako świeckie i uprawiające ostrą politykę antyklerykalną, antyreligijną, abstrahujące od patriotyzmu i tradycji polskiej. Od tego czasu wiele się zmieniło, a to m.in. dlatego, że pojawiło się Radio Maryja – bardzo silna, wyrazista alternatywa, która na dodatek zyskała olbrzymie wsparcie społeczne. (Jerzy Kropiwnicki, prezydent Łodzi) ¤¤¤ Program Radia Maryja budowany jest od początku na Ewangelii. Wyróżnia się katolickim i narodowym profilem. Na taką rozgłośnię oczekiwały rzesze Polaków. Takiego „katolickiego głosu w swoich domach” potrzebowały miliony odbiorców. (bp Tadeusz Płoski)
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
młodzieży ksiądz. Zaaferowane dzieciaki rozglądają się dookoła w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia. Rzeczywiście, świeckie media są tu traktowane niczym dżuma i cholera. Grupki nadchodzące od autokarów i dzierżące w dłoniach tabliczki z nazwami miejscowości nie ukrywają rozbawienia z zaistniałej sytuacji: – O, TVN coś się w tym roku nie czai! Przed „obcymi” mediami bronią się tu wszyscy. Nie ma mowy o tym, aby wejść do kościoła czy namiotu z większym aparatem. Na widok fotoreporterów wygoleni, smagli młodzieńcy w czarnych kurtkach dostają piany na pyskach. Jeden z nich zastępuje mi drogę do namiotu, w którym Rydzykowe owieczki wpatrują się w występ wojskowej orkiestry: – Pani nie może wejść, bo pani jest dziennikarką... Staram się przekonać, że jestem jedną z wielu, ale chłopak nie daje za wygraną. W końcu to ja muszę się poddać. Nie mam szans. Na szczęście w tłumie ludzi udaje mi się jakoś ukryć i niedostrzeżona, z nieukrywaną satysfakcją wchodzę do innego namiotu. Tutaj – oprócz stoisk z książkami i kasetami, których „nie może zabraknąć w żadnym katolickim domu”, np.: „Co słynni ludzie mówili o Żydach?”, „Cywilizacja żydowska” czy „Masoneria” – ustawiono garkuchnię. Dają bigos i herbatę. Ze stojącej nieopodal ciężarówki jakiś pan uwijający się jak w ukropie sprzedaje zestawy do odbioru Telewizji Trwam. Po 298,90 zł każdy. Schodzą jak ciepłe bułeczki! Równocześnie z fetą, na ulicy Józefa miała się odbyć rzecz tego dnia
najważniejsza – poświęcenie przywiezionego z Meksyku 4-metrowego Jana Pawła II. Z brązu. Odsłonięcie pomnika (będzie to trzeci Papa w Toruniu) wszyscy goście mieli okazję oglądać na telebimach. Przed Cen-
trum Polonia in Tertio Millennio zajechali „rządówkami”: Przemysław Gosiewski, przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Elżbieta Kruk, była lektorka rozgłośni Anna Sobecka, minister środowiska Jan Szyszko. W doborowym towarzystwie biskupów (m.in. Andrzeja Suskiego, który monument pokropił, Stanisława Stefanka,
Ignacego Deca, Adama Śmigielskiego) – wysłuchali przemówień i złożyli wieńce pod pomnikiem zafundowanym przez Jana Kobylańskiego – „czołowego polskiego patriotę, który mieszka na stałe w Urugwaju” – jak go zwą na antenie Radyja (nieoficjalnie: piewca antysemityzmu). Na koniec wystąpiła Georginia Famas, twórczyni monumentu, która opowiedziała zebranym, jak to pod wpływem Jana Pawła II zmieniło się jej życie. Kiedy pomnik został wyświęcony, całe towarzystwo biegiem przeniosło się na mszę, której przewodniczył abp Sławoj Leszek Głódź. Ten, który z ramienia Episkopatu
miał zrobić porządek z ksenofobiczną rozgłośnią, „od której odcina się oficjalny Kościół”... Oprócz niego za ołtarzem stanęło dziesięciu biskupów i 150 księży. ¤¤¤ Ojciec Rydzyk nie pozostawia złudzeń: – Myślę, że przed nami są ogromne zadania. Tu chodzi o ewangelizację, o to, by wszyscy Polacy rzeczywiście należeli do Chrystusa. Przecież my jesteśmy Narodem Królowej Polski, jesteśmy Narodem ochrzczonym od 1000 lat, przez 1000 lat wzrastającym na gruncie Ewangelii. Widać, że jest jeszcze dużo pracy. Bez Chrystusa człowiek nie jest szczęśliwy. Jeżeli kochamy swój Naród, to życzymy mu szczęścia (...). W tej chwili mamy radio, uczelnię, szkołę, telewizję. Tu dopiero zaczynamy – zapowiada. A my miejmy nadzieję, że przetrwamy jakoś w tej smutnej rzeczywistości do... kolejnych urodzin. WIKTORIA ZIMIŃSKA Fot. WHO BE
13
14
Aborcja na raka W
arsenale argumentów zastraszania, stosowanych przez przeciwników prawa do aborcji i antykoncepcji, czołowe miejsce zajmuje wieść, jakoby przerywanie ciąży groziło rakiem. A jest... przeciwnie. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego stwierdzili, że małpy laboratoryjne, którym podano lek wczesnoporonny RU-486, nie zapadają na nowotwory piersi. Wcześniej wszczepiono im mutację genu, który powoduje tę chorobę. Rak piersi atakuje 36–85 proc. kobiet z podobnym genem, który dodatkowo u ok. 60 proc. z nich przyczynia się do nowotworu jajników. Dlatego kobiety, u których niebezpiecznie zmutowany gen BRCA1 wykryto, często
godzą się na drastyczną operację usunięcia biustu i organów rodnych. Wiele kobiet z genem BCRA1 prosi teraz lekarzy o receptę na tabletki RU-486. W obecnej wersji, jako preparat wczesnoporonny, wywołują one jednak zbyt dużo skutków ubocznych, by mogły być stosowane profilaktycznie, jednak od pewnego czasu firmy farmaceutyczne pracują nad nową wersją tego specyfiku – specjalnie dla osób zagrożonych rakiem. ST
Ból w zarodku W
USA dogorywa republikański Kongres. W styczniu kontrolę nad nim przejmą zwycięscy demokraci, więc republikanie usiłują przeforsować ustawy, które za miesiąc nie będą już miały szans na zatwierdzenie. Jedną z nich jest „Akt bólu aborcyjnego”. Miałby zobowiązywać ginekologów przerywających ciąże do informowania pacjentek, że płód cierpi podczas zabiegu niesamowite katusze. Tymczasem Uniwersytet Kalifornii zebrał wyniki badań w tej sprawie i ogłosił, że do 7 miesiąca ciąży płód nie czuje żadnego bólu, bo nie ma rozwiniętego układu nerwowego
(aborcja po 28 tygodniu jest w USA nielegalna). Inicjatorzy ustawy wiedzą o tym, ale ignorują medyczne dane. Prawdziwym celem wprowadzenia ustawy jest wystraszenie kobiet, wywołanie wyrzutów sumienia i skłonienie do rezygnacji ze skrobanki. Projekt nie ma szans zatwierdzenia, ale republikańscy fundamentaliści walczą, by przypodobać się konserwatystom religijnym. CS
Kondom w spreju N
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
ZE ŚWIATA
iemiecki Instytut ds. Prezerwatyw opracował nowy rodzaj kondomu, który dopasowuje się do każdego rozmiaru penisa.
Penis spryskuje się warstwą specjalnego tworzywa. Sprejowa prezerwatywa ma być dostępna w różnych kolorach i grubościach. Operacja wytwarzania kondomu trwa 5 sekund, a producent zapewnia, że taka ochrona nigdy się nie ześliźnie. Urządzenie kosztuje 20 euro, a wymienny pojemnik z lateksem (wystarcza do zrobienia 20 prezerwatyw) ma kosztować 10 euro. Jest jeszcze inny patent: pan Willem van Rensburg z południowej
Afryki miał tak dosyć tradycyjnych prezerwatyw, że wynalazł kondomy, które nakładają się na prącie w ułamku sekundy. Prezerwatywę „Pronto” wystarczy umieścić „na czubku”, a specjalny aplikator błyskawicznie ją nasunie. „Zawsze mnie wkurzało, że zajmuje to tyle czasu, który chce się wykorzystać na coś zupełnie innego. Wiedziałem, że musi być inny sposób” – powiedział wynalazca. JF, MPs
N
ad Bałtykiem oddycha się swobodniej. To nie tylko efekt zmniejszenia emisji spalin i wyziewów przemysłowych. Po prostu coraz mniej do powiedzenia mają w sprawach publicznych kościelni funkcjonariusze. Ich wpływ maleje niemal wszędzie z wyjątkiem Polski. „Fakty i Mity” uczestniczyły w Pierwszej Bałtyckiej Konferencji Humanistycznej. Jej temat brzmiał: „Państwo, świeckość i humanistyczne wyzwanie”, a celem była refleksja nad możliwościami wprowadzania w północnej Europie zmian, które sprawią, że życie będzie bardziej bezpieczne i sprawiedliwe, a społeczeństwo bardziej świeckie i respektujące prawa wszystkich swoich obywateli.
osób w podeszłym wieku. Holenderski działacz podkreślił, że eutanazja nie jest po prostu tylko śmiercią na życzenie, lecz przede wszystkim położeniem kresu bezsensownemu cierpieniu, kiedy stan chorego nie daje żadnych nadziei na poprawę. Kolejnym ciekawym akcentem było także omówienie relacji państwo-kościoły w krajach nałbałtyckich. Otóż w Skandynawii – mimo bardzo mocnego zeświecczenia społeczeństw – uchowało się mnóstwo dziwacznych przepisów rodem z innej epoki, które konserwują uprzywilejowaną rolę luterańskich kościołów państwowych. Kościoły ewangelickie, jako wyznania państwowe, otrzymują nie tylko olbrzymie dotacje budżetowe, ale prowadzą tak-
W tym kontekście niezwykle interesujący był wykład profesora Thorleifa Peterssona z Uniwersytetu w Uppsali, który mówił o różnicy pomiędzy wartościami świeckimi a tradycyjno-religijnymi. Wartości świecko-humanistyczne to m.in. tolerancja, zaufanie do współobywateli i otwartość. Wartości konserwatywno-religijne to kult rodziny, religii i własnej ojczyzny. Istnieje zdumiewający związek pomiędzy wysoką jakością demokracji i zadowoleniem społecznym z jakości władzy a owymi wartościami świecko-humanistycznymi. Im bardziej nowoczesne i otwarte społeczeństwo, tym jakość państwa jest lepsza. I na odwrót. To jest bardzo ciekawe zestawienie i w znacznej części wyjaśnia nasze pol-
Humanizm nadbałtycki W auli sztokholmskiej Wyższej Szkoły Edukacji spotkało się ponad stu uczestników konferencji z ponad 20 krajów. W trzydniowych debatach i sesjach dyskutowano między innymi o wolności słowa, prawie do eutanazji, stosunkach państwo-kościoły, obecności myśli humanistycznej w mediach, prawach kobiet, świeckości w edukacji oraz wyzwaniu, jakie dla naszej części Europy stanowi narastająca obecność islamu. Obok działaczy humanistycznych, naukowców i dziennikarzy konferencja zgromadziła także polityków, głównie szwedzkich, bo to Szwedzi i Norwegowie byli organizatorami spotkania. Byli tam więc deputowani i eurodeputowani z partii socjaldemokratycznej i liberalnej, czyli tych środowisk na Zachodzie, które są zainteresowane utrwalaniem świeckości i praw człowieka, czyli bezpośrednim celom światowego ruchu humanistycznego. Jednym z najciekawszych paneli był niewątpliwie ten poświęcony prawu do eutanazji, ponieważ zasadnicze przemówienie wygłosił holenderski lekarz Rob Jonquiere (na zdjęciu), światowy autorytet w kwestii prawa do godnego umierania. Opowiadał o niderlandzkich doświadczeniach w tej kwestii (Holandia była pierwszym krajem świata, który zalegalizował eutanazję), szczególnie że obrosły one legendą; także tą czarną, rozpowszechnianą przez środowiska konserwatywne. Otóż mówi się w świecie (a także w Polsce), jakoby w Holandii ludzie starsi bali się lekarzy i własnych krewnych, czyhających rzekomo na ich życie i majątki, a domy starców miały być ośrodkami ludobójstwa. Jonquiere dowodził, że eutanazja, czyli śmierć na życzenie, stanowi zaledwie 2,7 proc. zgonów, a w domach opieki dla osób starszych umiera zaledwie 3 proc. spośród tych, którzy zdecydowali się odejść z własnej woli. Nie ma więc mowy o jakimś masowym uśmiercaniu chorych ani też o powszechnym uśmiercaniu
Z antyklerykalnej nalepki – „strefa wolna od religii – diabelna zabawa zamiast mąk piekielnych”
że oficjalny rejestr mieszkańców (w Danii) lub zarządzają cmentarzami (w Danii i Szwecji). Kuriozalna jest także sytuacja w Norwegii, gdzie nawet istnieje wymóg, aby przynajmniej połowa członków rządu należała do państwowego kościoła. Istotne jest jednak to, że luterańska hierarchia duchowna nie próbuje wpływać na prawo krajowe ani manipulować życiem politycznym Skandynawii. Przeciwnie, to raczej ewangelickie kościoły są uzależnione od władz, a nie odwrotnie. Choć Skandynawia zachowała archaiczne przepisy prawa, w rzeczywistości jest miejscem tolerancji i przestrzegania praw człowieka. Natomiast w naszej części Europy istnieją kraje o nowoczesnych konstytucjach, które teoretycznie gwarantują rozdział kościołów od państwa oraz przestrzeganie równości obywateli wobec prawa, ale w praktyce wiele pozostaje do zrobienia. Na konferencji często pojawiał się przykład Polski i Łotwy („FiM” 46/2006) jako państw sprzyjających rozwojowi fundamentalizmu, co przejawia się poprzez manipulowanie życiem politycznym, dyskryminowanie i marginalizowanie całych grup społecznych.
skie problemy z korupcją, nepotyzmem oraz wszechobecnym rozgoryczeniem społeczeństwa wobec władzy. Wydaje się, że nasza władza nie może być inna, bo społeczeństwo, które ją wyłania, jest na takim, a nie innym stopniu rozwoju. Zatem sprawą kluczową jest nie tyle bieżąca walka polityczna, co praca u podstaw – edukacja, wychowanie, nie tylko w szkole, ale także poprzez media („Fakty i Mity”!), grupy samokształceniowe, stowarzyszenia, partie polityczne itp. W dziedzinie nowoczesnych wartości najwięcej punktów bezapelacyjnie zbiera Szwecja i reszta Skandynawii. Warto porównać dwa wskaźniki – w Szwecji 60 procent ludzi ufa przypadkowemu człowiekowi spotkanemu na ulicy, w Polsce tylko 15, w Szwecji 90 procent ludzi jest życzliwie ustosunkowanych do wszelkich mniejszości (narodowych, seksualnych itp.), w Polsce – ledwie 36. Ale nie wszystko u nas jest czarne, na szczęście. Otóż polska młodzież należy do najbardziej otwartych, prospołecznych i tolerancyjnych na świecie, a wskazują na to międzynarodowe badania cytowane przez profesora Peterssona. I w tym nasza nadzieja, której nie odbierze nam nawet minister Giertych! ADAM CIOCH
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
A
gencja Associated Press i „The New York Times” zasięgają jego porad jako eksperta w sprawach kościelnych. Jest amerykańskim korespondentem brytyjskiego tygodnika katolickiego „Tablet” i publikuje w znanych gazetach amerykańskich.
ZE ŚWIATA
w piwnicy domu rodziców, z którymi mieszka, w Filadelfii. Telefon dzwoni niemal bez przerwy, rozmówcami są nierzadko arcybiskupi. Na sen znajduje nie więcej niż 4–5 godzin. Poza tym są e-maile: 250 dziennie. Z informacjami, sygnałami, pytaniami.
Watykan według Rocco Palmy Jego blog „Whispers in the Loggia” (Szepty w Loggii) odwiedza dziennie 6 tys. czytelników. Ze względu na poziom wiedzy i profesjonalizm można sądzić, że autor jest doświadczonym księdzem erudytą. Kim jest Rocco Palma? To 23-letni absolwent nauk politycznych z Filadelfii. 18 miesięcy temu postanowił założyć własny blog; dotychczas odwiedziło go 800 tys. osób, w tym nawet watykańscy kardynałowie. Skąd taka popularność młodzieńca? Palma zapracował na swą reputację, zdobywając dogłębną wiedzę. Znawcy przedmiotu przyznają, że wie o Kościele więcej niż księża trzy razy od niego starsi. Jego biuro mieści się
W
Zaczęło się, gdy miał 8 lat. Po mszy w katedrze podszedł do kardynała Bevilaquy. „Niezłą fuchę pan ma” – rzekł. Hierarcha spojrzał i spróbował kuć żelazo, póki gorące: „Chciałbyś zostać księdzem?”. Rocco księdzem nie został, ale przyznaje, że Bevilaqua był jego „pierwszym nauczycielem”. Mówi o swej „miłości do Kościoła”, choć niejeden ksiądz krzywi się, czytając jego blog. W wywiadach nie pokazuje twarzy: „Otrzymuję groźby” – mówi.
indowanie Piusa XII na ołtarze to jedno z najbardziej kontrowersyjnych przedsięwzięć współczesnego Kościoła. Ostatnio oliwy do ognia dolał Oded Ben Hur, ambasador izraelski w Watykanie, wyrażając nadzieję, że Stolica Apostolska zastanowi się nad kanonizacją „papieża Hitlera”. Zastrzegając się, że mówi we własnym imieniu, Ben Hur argumentował, iż ewentualne włączenie Piusa XII do grona świętych powinno nastąpić dopiero po otwarciu tajnych archiwów watykańskich z okresu jego pontyfikatu (1939–1958), tak jak to miało miejsce z udostępnionymi niedawno archiwami z czasów Piusa XI (1922–1939). Wtedy będzie jasne, czy zasługuje on na miejsce na ołtarzu – przekonywał ambasador. Ponadto Watykan powinien skonsultować się w tej sprawie z ocalonymi z Holokaustu, których uczucia mogą zostać urażone. Otwarcia archiwów Piusa XII nie należy spodziewać się jednak w bliskiej przyszłości, bo Watykan wysyła jakoby sprzeczne sygnały w kwestii wyniesienia papieża,
Blog Rocco Palmy powoli przeistacza się w jednoosobową agencję prasową. Ale dochodów nie przynosi. Autor, choć zadłużony (nie spłacił jeszcze pożyczki na studia), nie przyjmuje reklam, wzbrania się też przed wprowadzeniem subskrypcji. Niedawno zaapelował o dotacje od czytelników. „Dużo tego nie ma. Księża mają stypendia po kilkanaście tysięcy rocznie, a inni moi czytelnicy to ludzie 20–30letni, na dorobku” – konstatuje. Czy wśród licznych czytelników w Watykanie (fakt ten potwierdza John Allen, najwybitniejszy w USA ekspert watykański z tygodnika „New Catholic Reporter”) znajduje się Benedykt XVI? Tego nie wiem – mówi Palma – ale regularnie, późno wieczorem, na mój blog wchodzi ktoś z Watykanu – ktoś, kto posługuje się niemieckojęzycznym programem komputerowym... TN
który oskarżany jest o obojętność wobec losu Żydów. Niemiecki jezuita Peter Gumpel – koordynator procesu beatyfikacyjnego – twierdzi, że prace postępują, a tymczasem kardynał Jose Saraiva Martin, który kieruje kongregacją nadzorującą produkcję świętych, oświadczył, że proces został wstrzymany. Izraelski ambasador wskazuje, że postępowania beatyfikacyjne wobec Jana XXIII i Piusa XII zostały zainicjowane przez Pawła VI w tym samym czasie. Jan XXIII od roku 2001 jest już na ołtarzach, tymczasem przyszła świętość Piusa XII wciąż jest pod znakiem zapytania. Komentarze Ben Hura wywołały irytację Watykanu; Gumpel zganił oficjalnie ambasadora za „całkowity brak odpowiedzialności”. Zapewnił, że o żadnych opóźnieniach w postępowaniu nie ma mowy. W opinii Gumpela nie można porównywać beatyfikacji Jana XXIII i Piusa XII, bo o ile kadencja tego pierwszego trwała tylko 5 lat i miała miejsce w spokojnych czasach, pontyfikat Piusa XII trwał lat 12 i czasy były zupełnie inne. Dlatego na prześwietlenie kandydata potrzeba dłuższego czasu. JF
Cierniowa droga na ołtarz
Wszystko na sprzedaż Kościół katolicki na Alasce wciąż nękany jest procesami sądowymi za seksualną przemoc kleru i żeby pokryć grzywny, wyprzedaje co się da. Archidiecezja Anchorage musiała właśnie wypłacić 760 tys. dolarów odszkodowania, by polubownie zakończyć trzy procesy. Resztę pokryło ubezpieczenie. W sumie perwersyjne libido podwładnych kosztowało dotąd archidiecezję 1,5 mln dolarów. Wypłacono między innymi
odszkodowanie rodzinie Pata Podvina, który już jako dyrektor liceum, ujawnił publicznie, że w dzieciństwie molestował go ks. Frank Murphy. Po tym wyznaniu Podvin popełnił samobójstwo. Inny kapłan, Robert Wells, przez 8 lat gwałcił dziewczynkę. Zaczął, gdy miała 7 lat. Z kolei w diecezji Fairbanks ponad 100 osób wytoczyło dziesięciu księżom i zakonnikom procesy o przestępstwa seksualne. Żeby im zapłacić,
trzeba było wyprzedawać kościelne nieruchomości. Doszło do tego, że niektórzy księża za kołem polarnym musieli przenieść się do przyczep kempingowych, bo plebania poszła na sprzedaż. Podobny los spotkał arcybiskupa Anchorage – Rogera Schweitza. Jego rezydencja wystawiona jest na sprzedaż za przeszło półtora miliona dolarów, a hierarcha musiał przenieść się do wynajętego domu. CS
15
Jezus – Afrożyd J
ezus nie jest łatwym tematem dla kinematografii. Cokolwiek by bowiem nakręcono, zawsze ktoś urażony w wierze zacznie wierzgać i protestować. Film Martina Scorsese „Ostatnie kuszenie Chrystusa” – z seksualną sceną przedstawiającą Jezusa i Marię Magdalenę – wzbudził furię fanatyków chrześcijańskich, którzy omal nie uniemożliwili jego wejścia na ekrany. Potem była ociekająca krwią „Pasja” Gibsona, która z kolei obraziła Żydów i została uznana przez magazyn „Entertainment Weeky” za najbardziej kontrowersyjny film zrobiony w Hollywood. Film, który właśnie dyskretnie wchodzi na amerykańskie ekrany (na razie tylko w 30 kinach w całym kraju) ma szanse wywołać jeszcze większe emocje. Przedstawia ostatnie dwa dni życia Bożego Syna. Jean Claude LaMarre, autor filmu „Kolor krzyża”, amerykański czarny reżyser z Haiti, który jednocześnie w nim gra, przedstawia Chrystusa jako Murzyna żyda. LaMarre twierdzi, że pragnie zrehabilitować czarnych przedstawianych w hollywoodzkich produkcjach w stereotypowej roli szwarccharakterów.
Co więcej, sugeruje, że Jezus naprawdę był Murzynem, a ukrzyżowanie mogło być motywowane rasistowskimi pobudkami... Czarny Jezus to nie jest wcale wynalazek LaMarre’a. Taki właśnie był już przedstawiony w „Drugim zstąpieniu na ziemię” z 1992 roku. W słynnym musicalu „Jezus Chrystus Superstar” z 1973 roku Murzynem jest z kolei Judasz – typowy czarny charakter. Stephenson Humpries-Brooks z wydziału studiów religijnych nowojorskiego Hamilton College, znawca zagadnienia, stwierdza, że rasa Syna Bożego nie jest raz na zawsze ustalona, choć biali chrześcijanie nie mają wątpliwości, iż był Europejczykiem o tym samym co oni kolorze skóry. Jak dotąd o filmie LaMarre’a nie dowiedzieli się ewangelicy z południa USA, których rasistowskie zapatrywania są ogólnie znane. Wizja reżysera będzie dla nich nie lada policzkiem... ZW
Kanada cuchnąca zboczkiem K
ościół katolicki w USA traktuje Kanadę jako dogodne miejsce do przesiedlania księży, którzy muszą zniknąć po popełnieniu przestępstw seksualnych. – Sytuacja pod tym względem robi się coraz gorsza – konstatuje David Clohessy, prezes Survivors Network, organizacji reprezentującej prawa ofiar księży. – Dysponujemy bardzo wieloma przykładami. Z punktu widzenia władz kościelnych, Kanada jest bardzo atrakcyjna jako przechowalnia dla księży pedofilów. Są to z reguły osoby w podeszłym wieku, nie znają innego języka poza angielskim i nie chcą mieszkać w Trzecim Świecie. A w Stanach trzymać ich nie można, bo drańskie media będą dreptać im po piętach, co pogarsza reputację
Kościoła. Zamożna Kanada jest więc w sam raz. Terry McKiernan, prezes organizacji Odpowiedzialność Biskupów, stwierdza, że transfery do Kanady to nic nowego: – Przez całe dekady Kościół wykorzystywał granice między państwami i diecezjami, żeby zapewnić księżom bezkarność i utrzymać ich przestępstwa w tajemnicy. TW
Księża przed ołtarze W
pływowy brazylijski kardynał Claudio Hummes (poważnie rozpatrywany jako kandydat na papieża) – szef Kongregacji ds. Kleru – publicznie wyraził wątpliwości co do kontynuacji obligatoryjnego celibatu księży. „Celibat to kwestia dyscypliny, a nie dogmat kościelny – oświadczył w wywiadzie dla gazety z São Paulo. – Apostołowie w większości byli żonaci. Współczesny Kościół powinien iść z duchem czasu i zwracać uwagę na te rzeczy”. Wypowiedź miała miejsce
dwa tygodnie po tym, jak Watykan stanowczo potwierdził wymóg bezżeństwa. Obowiązujący od XII wieku celibat sprawił, że w ciągu ostatnich 10 lat z kapłaństwa odeszło na świecie 100–150 tys. księży, którzy się ożenili. PZ
16
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (17)
Diabelska ustawa Kościół nie tylko nie potępiał niewolnictwa, ale posiadał na własność tysiące niewolników i miliony pańszczyźnianych chłopów. Umacniał swoim autorytetem niewolę feudalną i czerpał z tego ogromne zyski. W początkach państwa polskiego chłopi byli w większości wolni i zwykle posiadali kawałek własnej ziemi, jednak już pod koniec okresu wczesnofeudalnego ta grupa społeczna znalazła się w zależności feudalnej. Ziemia chłopska była sprzedawana lub nadawana przez władców rycerzom i innej szlachcie, a chłop był tylko jej użytkownikiem, zobowiązanym do różnych świadczeń i usług na rzecz właściciela feudała (tzw. renta feudalna). Niebagatelna była rola Kościoła w narodzinach ustroju feudalnego – wszak do najbogatszych feudałów należały instytucje kościelne, czyli parafie, klasztory i biskupstwa wyposażone w dobra ziemskie. W powstawaniu wielkiej feudalnej własności kościelnej doniosłą rolę odgrywały nadania, darowizny i zapisy testamentowe. Świeccy feudałowie doskonale rozumieli rolę, jaką Kościół odgrywał w utrwalaniu i zabezpieczaniu ich panowania, zdawali sobie sprawę z korzyści, jakie dawały im wpływy duchowieństwa na kształtowanie świadomości społecznej, a było wpajanie masom poszanowania dla panującego porządku feudalnego. Dlatego też hojnie obdarowywali majątkami ziemskimi biskupstwa, a także klasztory – od połowy XII w. coraz liczniej w Polsce zakładane. Nazwy wsi ofiarowanych Kościołowi spisywano w uroczystych
W
dokumentach wraz z imionami wszystkich mieszkających tam chłopów, „ażeby z czasem chłopi ci do wolności nie ważyli się rościć sobie prawa” (Codex diplomaticus Poloniae). Ze swej strony kler skrzętnie zabiegał o uzyskanie nowych darowizn i zapisów, zagarniał ziemie chłopskie, a nierzadko fałszował dokumenty. Wsławił się tymi fałszerstwami zwłaszcza klasztor cystersów w Lubiążu, zyskując sobie u historyków opinię „kuźni fałszerstw”. Jak trafnie zauważył czołowy publicysta polskiego pozytywizmu A. Świętochowski, „kler podtrzymywał niewolę i rozszerzał. Zaprawiony do okrucieństwa w przymusowym nawracaniu pogan, nie czuł wcale wyrzutów sumienia z powodu ujarzmiania włościan. Nie cofał się przed fałszowaniem dokumentów, ażeby mocniej wyzyskiwać poddanych”. Wielkie dochody kościelne wzmagały gorliwość duchownych w głoszeniu doktryny, według której wszystko, co istnieje, stworzył Bóg w jakimś rozumnym celu: ziemię – po to, żeby rodziła zboże, chłopów – żeby pracowali dla swych panów, a słońce po to, by odmierzało im czas pracy – od wschodu do zachodu. Mówili, że ustrój oparty na poddaństwie i pańszczyźnie, ustrój oparty na zależności chłopa od obszarnika, na wyzysku i krzywdzie, jest porządkiem społecznym ustanowionym przez samego Pana Boga,
atykańscy archeolodzy odkryli grób świętego Pawła! Grobo wiec odkryto tam, gdzie według katolickiej tradycji być powinien, czyli w rzymskiej Bazylice Świętego Pawła za Murami. Dowody? Nic o nich nie wia domo, ale „archeolodzy są pewni”. Czy trzeba czegoś jeszcze? Robowi Hubbartowi, założycielowi Kościoła scjentologicznego (zwanego popularnie religią milionerów), przypisuje się stwierdzenie: „Jeśli nie założyłeś jeszcze własnego kościoła, to nie wiesz nic o prawdziwym biznesie”. Ktokolwiek naprawdę powiedział to zdanie, był geniuszem. Każda ze świeckich firm może tylko pomarzyć o takiej wierności klientów, jakimi cieszą się przedsiębiorstwa religijne zwane kościołami. Czy jest jakaś świecka firma na świecie, która oferowałaby towar tak ulotny i tak mało weryfikowalny jak zbawienie wieczne, a która cieszyłaby się tak wielkim zaufaniem klientów jak kościoły? Mało tego – czy słyszał ktoś o niereligijnej firmie, która na masową skalę zmuszałaby klientów do korzystania ze swoich usług, mordowała
a buntowanie się przeciwko temu ustrojowi jest buntowaniem się przeciwko woli bożej. Oczywiście, dla siebie kler zarezerwował najlepszą cząstkę, czyli władzę, czołobitność wiernych i pieniądze. Różne były drogi, jakimi powstawała zależność feudalna, różne też były kategorie ludności zależnej. Najliczniej i najwcześniej występują w dobrach kościelnych tzw. ascripticii – „przypisańcy”. Była to ludność pozbawiona prawa opuszczania swych gospodarstw, przypisana do ziemi tak jak drzewa na niej rosnące, chałupy, jeziora itp. Gdy bowiem świecki feudał nadawał Kościołowi ziemię wraz z ludnością na niej osiadłą, zastrzegał, że nie ma ona prawa opuszczać nadanej ziemi. Inne znaczące kategorie to zakupy, zakupieńcy i rataje. Byli to osiedleni we włości feudalnej dłużnicy, którzy w zamian za udzieloną im pożyczkę w inwentarzu, ziarnie czy pieniądzu zmuszeni byli do pracy na roli w gospodarstwie feudała aż do spłaty długu. Niemało też było ludności niewolniczej, zwłaszcza wśród służby i czeladzi.
ją płacić, owocem ustaw diabelskich. Od chłopów zaczęto ją pobierać w drugiej połowie XII w., kiedy liczba kościołów wzrosła, a rozwijająca się sieć parafii (w 1300 r. było ich ok. 3 tys., a w 1500 r. już 6 tys.) jeszcze bardziej umocniła pozycję Kościoła. Książęta, którzy uprzednio płacili dziesięcinę z dochodów własnych, z czasem na poddanych przerzucili główny ciężar utrzymania coraz liczniejszego kleru. Rodzaj dziesięciny zależał od specyfiki regionu. Płacono ją głównie w trzech postaciach: snopowej, osepowej i pieniężnej. Poza tym powszechne było tzw. meszne, płacone proboszczom poszczególnych parafii najczęściej w postaci 2 korcy zboża z łanu. Niezależnie od tego ludność wiejska płaciła świętopietrze na rzecz papiestwa; pierwotnie denara od „dymu” (domu mieszkalnego), a od 1318 r. – za cenę zgody papieża na koronację Władysława Łokietka – denara od głowy (pogłówne). Podatek ten, jako danina szczególnie niesprawiedliwa, budził tym większy sprzeciw, że inne stany go nie płaciły; cały ciężar spadał na chłopów. Bunty chłopskie przeciwko dziesięcinie i innym uciążliwym świadczeniom datowane są co najmniej od XIII w., co pokazuje historia chłopów śląskich.
Podstawowym ciężarem ludności wiejskiej na rzecz Kościoła była dziesięcina, nazywana przez tych, którzy musieli
opornych, słynęła z niespotykanych oszustw, ucisku i arogancji, a jednocześnie cieszyła się stałym zaufaniem, wdzięcznością, miłością i oddaniem swoich klientów? Oczywiście, że taka firma nie mogłaby się ostać na rynku. No chyba że jest kościołem. Kościołem rzymskokatolickim przede wszystkim.
i... to wszystko. Sarkofagu nie otwierano, ale pewność jest. Nawet gdyby go otwarto, to jak stwierdzono by autentyczność ewentualnych szczątków? Badano by DNA? I porównano wyniki z czym? Najzabawniejsza w całej wypowiedzi, poza bezpodstawną pewnością, jest informacja, że grób był zna-
ŻYCIE PO RELIGII
Wiara wiarą podparta Cud odnalezienia grobu świętego Pawła przez naukowców (bardzo bezstronnych...) zatrudnionych przez Watykan był łatwy do przewidzenia. Komunikat Polskiej Agencji Prasowej przytacza wypowiedź Giorgia Filippi, jednego z członków owej komisji archeologicznej. Poza deklarowaną pewnością dowiadujemy się, że grób, który badano, „uznano już w IV wieku”. W grobie znaleziono sarkofag z napisem „Paweł Apostoł i Męczennik”
ny już w IV wieku. A co działo się przez poprzednie 3 stulecia, które upłynęły od śmierci Pawła? Jeżeli przez te wieki chrześcijanie nie interesowali się miejscem pochówku Pawła, to skąd owo „uznanie” po stuleciach? Czy to przypadek, że miejscem pochówku apostoła zainteresowano się akurat w IV wieku, kiedy chrześcijaństwo przejmowało mnóstwo obcych dotąd praktyk, takich właśnie jak kult świętych miejsc, świętych osób
W 1281 r. płacenia dziesięciny odmówili chłopi ze Stolca k. Ząbkowic, w 1297 r. – z Tyńca, a w 1299 – z Pisanowa. Nie zawsze chłopi ulegali groźbom klątwy, a niekiedy ich wystąpienia łączyły się we wspólnym działaniu kilku wsi. Tak było na przykład w Otmuchowskiem, gdzie w 1293 r. płacenia dziesięciny odmówiły jednocześnie 4 wsie. Z reguły nie atakowano bezpośrednio instytucji kościelnych, ale i tak przeciwstawienie się feudałowi wymagało wielkiej determinacji. Inną formą oporu było zbiegostwo i porzucanie pańskiej ziemi. Tak było w dobrach klasztoru w Czarowąsach k. Opola, gdzie wobec znacznego ubytku chłopów na prośbę kleru interweniował w 1393 r. sam książę Władysław Opolczyk. Krk nie był jedynie dostawcą uświęcającej wyzysk ideologii. Stworzył również specjalny aparat policyjno-sądowy do wywiadywania się o nastrojach i niepokojących oznakach buntu, angażując tysiące donosicieli w charakterze „świadków synodalnych”. Jego głównymi sposobami działania były: szpiegostwo, donosicielstwo (często w ramach spowiedzi), przesłuchania, tortury i karanie śmiercią. Biskupi polscy bywali okrutnymi pacyfikatorami buntów chłopskich. Na przykład biskup krakowski Piotr Gembicki (1585–1657) krwawo stłumił powstanie Kostki-Napierskiego. Na początku 1651 r. Kostka-Napierski zorganizował oddział chłopski, a w czerwcu zajął zamek w Czorsztynie. Wydał uniwersały do wszystkich chłopów w Polsce, wzywając ich do obalenia władzy panów. Jednak Czorsztyn po krótkim oporze zdobyły wojska biskupa Gembickiego – buntowników poddano torturom, a przywódca chłopski został stracony. ARTUR CECUŁA
i przedmiotów? To wówczas „odkryto” też drzewo z krzyża, na którym zawisł Jezus... Niewątpliwie znalezieniem dowodu na autentyczność grobowca zainteresowany jest sam Kościół, który czerpie zyski z napływu do „świętych miejsc” milionów pielgrzymów. Zatem certyfikat autentyczności wystawia sam sobie. A przy okazji robi medialny rozgłos „odkryciu”, które przyciągnie do grobu wielu kolejnych bardzo, ale to bardzo wierzących. Podpieranie wiary wierzących wiarą innych wierzących to praktyka stara jak świat, nieobca chyba żadnemu wyznaniu opartemu na dogmatach. Czyż chrześcijanie, powołując się na autorytet Boga, nie wskazują na Biblię jako dowód swoich twierdzeń? Jej prawdomówności zaś dowodzą, powołując się na rzekomo spełnione zawarte w niej proroctwa. O proroctwach tych i o ich spełnieniu dowiadujemy się natomiast z... Biblii, i tak kółko dowodzenia się zamyka. O tym, że tekst Nowego Testamentu skomponowano tak, aby wydarzenia w nim opisywane spełniały przynajmniej niektóre proroctwa zawarte w Starym, już mało kto pomyśli... MAREK KRAK
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
W
olter pisał: „Nigdy nie będzie dokładnie wiadomo, ilu nieszczęśników wydali w ręce katów bezrozumni sędziowie, którzy spokojnie i bez skrupułów skazywali ich na śmierć na mocy oskarżenia o czary. Nie było ani jednego trybunału w chrześcijańskiej Europie, który przez pełnych piętnaście stuleci nie skalałby się wielokrotnie takimi prawnymi morderstwami. I nawet gdy powiem, że wśród chrześcijan było przeszło sto tysięcy ofiar tej barbarzyńskiej i głupiej sprawiedliwości i że większość tych ofiar to były kobiety i niewinne dziewczęta, jeszcze powiem zbyt mało. Biblioteki pełne są ksiąg dotyczących procesów
dotarł do nieporównanie szerszej rzeszy zainteresowanych niż jakikolwiek wcześniejszy dokument papieski. W bulli tej papież użala się, że działania dwóch inkwizytorów dominikańskich, Heinricha Kramera i Jakoba Sprengera, nie spotykają się z poparciem, ponieważ ani duchowieństwo, ani ludzie świeccy nie wierzą, by w Niemczech zbrodnia czarnoksięstwa była aż tak bardzo rozpowszechniona; dlatego każdy winien im tego poparcia udzielić, i to od zaraz; w przeciwnym razie „spadnie nań gniew Boga Wszechmogącego”. „Nieszczęsne kobiety bywały często w wilgotnych, zimnych i pozbawionych jakiegokolwiek światła lochach
PRZEMILCZANA HISTORIA w roku 1489. Wszystko narodziło się w latach 70. XV w. w głowie gorliwego zakonnika psychopaty Krämera, który postawił sobie za cel ostateczne oczyszczenie świata ze wspólników diabła. „Na pierwszy ogień miały pójść tyrolskie czarownice. Niestety – ogień nie zapłonął. Doszczętnie wykpiony i upokorzony profesor Institor [Krämer – przyp. M.A.] został odesłany tam, skąd przyszedł, zaś za sprawą biskupa Bresci watykańska kancelaria otrzymała list charakteryzujący fanatycznego inkwizytora jako »na skutek starczego uwiądu całkowicie zdziecinniałego«. Krämer wyprzedzał po prostu swe, pławiące się w renesansowym zepsuciu,
swym namiętnościom, które, jak wiadomo, są miłe diabłu. Doszli więc autorzy „Młota” do konkluzji, że „niewiasta jest tylko niedoskonałym zwierzęciem (...). Niewiasta jest tedy zła z natury, rychlej bowiem traci zaufanie do swej wiary i rychlej wyrzeka się jej, to zaś stanowi podstawę uprawiania czarów”. Jednym z ciekawszych aspektów socjologicznych polowania na czarownice wydaje się „wątek antyaborcyjny”. Otóż niewątpliwe jest, że jednym z głównych celów polowania były kobiety dokonujące aborcji lub – Bogu ducha winne – akuszerki... „Skąd łatwo się domyślić może co za przyczynę ta baba czarownica
17
akuszerkę na stos zawiodła. Jakie czasy, tacy „obrońcy życia” i takież środki tej „obronie” służące. Chociaż walka z czarownictwem była także wykorzystywana przez kler do bogacenia się poprzez uśmiercanie zamożnych „czarowników” i „czarownic”, niemniej ofiarą polowań na ogół padali ludzie prości. Podkreśla to inkwizytor we wstępie do „Młota”: „W czym niech nikt nie rozumie, żeby się stąd czarować miał nauczyć, dlatego iż tu rozmaite sposoby w sprawowaniu czarów wspominają się. (...) czary i wszystkie omamienia nie z czytania ani od uczonych bywają nabywane, ale się nimi zgoła ludzie prości parają”.
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (35)
Palenie kobiet Pierwszy, według badaczy, proces o czary przypadł na wiek XIII, a ściślej na 1275 rok, kiedy to oskarżono niejaką Angelę de la Barthe z Tuluzy. Jednak oświetlenie Europy blaskiem stosów to czasy późniejsze, zwłaszcza XVI i XVII wiek. o czary (...). To absurdalne barbarzyństwo od dawna plamiło chrystianizm; wszyscy ojcowie Kościoła wierzyli w magię. Przeszło pięćdziesiąt soborów kolejno rzucało klątwę na tych, którzy za pomocą zaklęć każą diabłu wstępować w ciała ludzi. Powszechny błąd był rzeczą uświęconą. Mężowie stanu, w których mocy leżało wyprowadzenie ludów z błędu, nie myśleli o tym. Zbyt byli zajęci innymi sprawami. Lękali się potęgi przesądu. Widzieli, że fanatyzm ten zrodził się z łona religii. Nie śmieli godzić w wynaturzonego syna, aby nie zranić matki. Woleli raczej być niewolnikami ciemnoty ludu, niżeli z nią walczyć”. Faktem jest, iż początkowo Kościół był niechętny zarówno wierze w istnienie czarownic, jak i ściganiu ich. Wszystko zmieniło się w późnym średniowieczu. Przełomowy był tutaj pontyfikat Innocentego VIII (1484–1492). Był on autorem najważniejszego dokumentu w dziejach czarownictwa europejskiego – bulli Summis desiderantes affectibus, ogłoszonej 5 grudnia 1484 roku. „Na niemal trzy stulecia nałożyła ona na europejski wymiar sprawiedliwości obowiązek zwalczania Diabła [...], służąc za usprawiedliwienie dla najbardziej bezlitosnych prześladowań” (Hansen). Bulla ta miała być ukoronowaniem szeregu listów apostolskich potępiających czarnoksięstwo i czarownice, jednak – ze względu na szybkie upowszechnianie się druku – odegrała daleko większą rolę niż dokumenty poprzedzające ją. Została włączona do „Młota na czarownice” – ówczesnego „bestsellera”. Kolejne wydania tego dzieła ukazywały się mniej więcej co pięć lat, dzięki czemu list Innocentego VIII
przywiązywane do drewnianych krzyży albo też przykuwano je od zewnątrz do więziennych murów. Były narażone na ataki szczurów i myszy, na wszelką pogodę, młodsze z nich także na gwałcenie przez strażników i duchownych. Zdarzało się – to praktykowano w Lindheim w prowincji Wetterau – że »czarownice« z kośćmi pogruchotanymi w czasie tortur wisiały w przeznaczonych dla nich wieżach na łańcuchach, że cierpiały od mrozu, głodowały, i wreszcie smażono je na wolnym ogniu. Ale darujmy sobie szczegółowy opis kościelnego sadyzmu. Kościół chrześcijański palił czarownice przez pół tysiąclecia, od XIII do XVIII wieku” (Deschner). Przez dziesięciolecia głównym poradnikiem dla ścigających czarownice był sławetny Malleus Maleficarum, którego podtytuł polskiego wydania brzmi następująco: „Postępek zwierzchowny w czarach, a także sposób uchronienia się ich, i lekarstwo na nie w dwóch częściach zamykający. Księga wiadomości ludzkiej nie tylko godna i potrzebna, ale i z nauką Kościoła powszechnego zgadzająca się. Z pism Jakuba Sprengera i Henryka Instytora zakonu Dominikanów i Teologów w Niemieckiej Ziemi Inquizytorów po większej części wybrana i na polski przełożona przez Stanisława Ząbkowica, Sekretarza Xięcia Jego Mości Ostrowskiego, Kasztelana Krakowskiego. W Krakowie, w Drukarni Szymona Kempiniego, Roku Pańskiego 1614”. Podręcznik został napisany przez dwóch inkwizytorów wyznaczonych przez Innocentego VIII na obszar Niemiec: Heinricha Krämera (Henricus Institoris) i Jakoba Sprengera
czasy. Nie sam był jednak w awangardzie. Jego brat zakonny i kolega po funkcji (inkwizytor na obszar Nadrenii), teolog kolońskiego uniwersytetu, Jacob Sprenger, borykał się z podobnymi trudnościami. Szacowni mężowie owi zaczęli tedy wespół zasypywać Innocentego VIII skargami i petycjami. Cóż miał począć brylujący po salonach, lubujący się w zbytku i rozpuście papież z nieznośnie nagabującymi go fanatykami? Jako urodzony konformista wyjście znalazł dość szybko i pozbył się natrętów w 1484 r. za sprawą bulli »Summis desiderantes« (...). Tak oto dwaj zbawcy ludzkości otrzymali do rąk tarczę – oręż zaś uczynili z wynalazku niejakiego Gutenberga” (Robert Lewandowski, ze wstępu: „Młot na czarownice”, Wyd. „Wyspa”, 1992). „Młot na czarownice” był książką bardzo poczytną – miał około 30 wydań. Według ekspertyzy dominikanów, czary uprawiają przede wszystkim niewiasty, które są do tego bardziej przystosowane przez naturę, a również z uwagi na mniejszą wiarę, co ponoć cechuje kobiety. Dla obu speców kościelnych potwierdzeniem tego miało być samo słowo „kobieta”, a ich interpretacja mówi, że femina (kobieta) ma swoją etymologię w złożeniu: „mniej wiary” (fe = fides, czyli wiara, oraz mina = minus, czyli mniej). Poza tym kobieta jest tą, która jest bardziej skora do folgowania
miała, domagać się do posług przy połogu jeno żeby dzieciątko abo zabiła, abo szatanowi oddała. Co pokazuje się i z spowiedzi tych, które do pokuty się udawały, wszytkie abówiem żeznawają, że więtsza szkoda ludziom, ani więtsze obelżenie wiary chrześciańskiej nie dzieje się ni odkogo, jako od bab czarownic. Toż i te które bez pokuty zchodząc na ogień były wskazane przyznawają. Abowiem w Biskupstwie Bazylijskim w miasteczku Dann czarownica spalona zeznała, że więcej niż czterdzieści dziatek zabiła tym sposobem, że gdy z żywota wychodziły, igłę w główki ich przez ciemię aż do mózgu wpychała. Druga także w Biskupstwie Argentyńskim zeznała, że barzo wiele dziatek, których i liczby nie wiedziała zgładziła. Tej doszło takim sposobem. Z jednego miasteczka do drugiego, dla babienia przy połogu jednej białejgłowy wezwana była, gdzie odprawiwszy posługę do domu się wracała: wyszedszy tedy za bramę, z trafunku z ręcznika (...) ramiączko dziecięcia świeżo urodzonego wypadło (...). Dawszy tedy o tym znać urzędnikowi i znalazszy, że dziecię nie chrzczone umarło, które ramiączka nie miało, pojmaną czarownicę na próbę dano, gdzie występek swój przyznała, przydawszy, że dziateczek prawie bez liczby wytraciła”. Średniowieczna „obrona nienarodzonych” niejedną nieszczęsną
Ważna podkreślenia jest rola i odpowiedzialność Kościoła katolickiego za szał polowań. Spotyka się w apologetyce katolickiej różnorakie próby relatywizowania tej winy: a to że trybunały świeckie były jeszcze bardziej zajadłe w ściganiu i paleniu czarownic; a to że ofiar było mniej niż się zwykło wcześniej uważać; czy wreszcie, że odpowiedzialność nie tylko nasza, bo protestanci palili nie mniej. Wprawdzie Michelet pisał: „Wszędzie, gdzie prawo kanoniczne pozostaje w mocy, mnożą się procesy o czary, które wzbogacają kler. Wszędzie, gdzie trybunały świeckie przejmują te sprawy, stają się one rzadkie i zanikają”, niemniej ważne tutaj pozostaje spostrzeżenie S. Reinacha: „Jeśli prawda, że trybunały cywilne okazały się w tej materii bardziej łatwowiernymi i bardziej barbarzyńskimi jeszcze niż trybunały kościelne, jeśli prawda, że protestanci byli zupełnie tak samo zaciekli jak katolicy – nawet w Ameryce, w samym środku XVIII wieku – niemniej pozostaje dowiedzione, że Kościół rzymski, dając urzędowe uświęcenie pościgom z powodu czarownictwa, delegując swych inkwizytorów, żeby je powściągnąć, niesie przed historią odpowiedzialność za morderczy szał, którym rozum pozostaje zawstydzony i upokorzony”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
MITY KOŚCIOŁA
Aborcja po katolicku Czy płód ludzki jest już człowiekiem? Jeśli tak, to w którym momencie się nim staje? Trudności z oznaczeniem biologicznego początku człowieczeństwa przez wieki niwelowane były wyznaczaniem tego momentu w sposób metafizyczny. Główni teologowie chrześcijańscy – Augustyn z Hippony i Tomasz z Akwinu – uważali, iż przerwanie wczesnej ciąży nie jest zabójstwem. Takie stanowisko Kościoła utrzymywane było przez wiele wieków. Jezuita John Connery przyznaje, że – zgodnie z obowiązującym przez długi czas zbiorem kanonów Kościoła – aborcja była zabójstwem dopiero wtedy, gdy przeprowadzono ją po uformowaniu się płodu. Święty Augustyn twierdził, iż spowodowania śmierci płodu nieukształtowanego nie należy karać jak zabójstwa, „bo nie da się sprawdzić, czy płód miał już duszę” (Pytania dotyczące Siedmioksięgu, lib. 2, c. 80.). Zabójstwo zatem może dotyczyć jedynie płodu po tzw. animacji (wejście duszy), ale Augustyn zarazem powątpiewa w to, że animacja może mieć miejsce u wczesnych płodów. Opierając się na tym fragmencie Augustyna, Iwo z Chartres pisał już wyraźnie: „Nie jest zabójcą, kto spowodował poronienie, zanim ciało otrzymało duszę”. W słynnym zbiorze prawa kościelnego autorstwa Gracjana, z roku 1140, zawarty był kanon Aliquando, który również głosił, że „aborcja była zabójstwem tylko wówczas, gdy płód był ukształtowany”. Podobnie głosił św. Tomasz, który swoją opinię opierał na fakcie, że zarodek nie wygląda jak człowiek. Jego koncepcja polegała na tym, iż w początkowym stadium płód jest obdarzony duszą roślinną, następnie zwierzęcą, w końcu zaś – gdy jest już ukształtowany – duszą racjonalną, czyli ludzką. Według niego, człowiek tworzy się wtedy, kiedy następuje animacja, czyli wejście duszy do ciała człowieka po pewnym czasie od poczęcia (głoszono to praktycznie do końca lat 50. XX w.!). Tomasz „wiedział” ściśle, kiedy to wejście następuje. Inaczej jest – według niego – w przypadku kobiet i mężczyzn. Jakkolwiek wiele kwestii dzieliło go z Augustynem, jednak przyjmował bez zastrzeżeń jego opinię, iż w stosunku do mężczyzny „kobieta jest istotą poślednią”. Dzięki temu odkrył, że „zarodek płci męskiej staje się człowiekiem po 40 dniach, zarodek żeński po 80”. Jakkolwiek by patrzeć, na aborcję dziewczynki mamy niemal trzy miesiące. Na chłopca – nieco mniej. Nauczanie Tomasza zostało zaakceptowane przez sobór wiedeński w roku 1312. Nie wszyscy teologowie poddawali się powadze autorytetu Akwinaty. Pojawiały się też inne tezy, na przykład że dusza pojawia się już
w plemniku przed poczęciem, podczas poczęcia, w chwili gdy matka czuje po raz pierwszy ruch płodu (na ogół piąty miesiąc), czy nawet dopiero po narodzeniu. Obecnie postawiono na teorię zarodkowej animacji, ale i ona zaczyna się trząść w fundamentach w związku z badaniami nad oogenezą w komórkach macierzystych. Ted Peters na łamach The Center for Theology and the Natural Sciences stwierdził, iż badania te są „jak kula armatnia wystrzelona przeciwko łukowi chrześcijańskiej bioetyki”. Rozważa też możliwość „urodzenia” dziecka z DNA tylko od jednego „rodzica”, snuje futurystyczne rozważania, w których przyszli naukowcy biorą komórki np. ze skóry, przywracają je do stanu „macierzystego” i aktywują jako embriony. „To by znaczyło ostatecznie, że każda komórka naszego ciała jest potencjalnym dzieckiem” – kombinuje Ted. No i co dalej? Ano chodzi o to, że katolicka animacja nie przewiduje takiego scenariusza: wedle najnowszych teorii, Pan Bóg wkłada duszę, kiedy plemnik przeniknie do jajeczka i powstaje zarodek. Czekający na rozwiązanie dylemat wygląda według Petersa następująco: „Jeśli jajeczka mogą być uaktywnione bez zapłodnienia, to czy Bóg wówczas też wkłada nieśmiertelną duszę? Jeśli tak, to kiedy?”. To jednak nie koniec dylematów. Czasami się zdarza, że zarodek zachowa się w rażącej sprzeczności z encykliką. Jak bowiem ocenić sytuację, w której człowiek-zarodek po pewnym czasie podzieli się i stanie się trojaczkami? Czy dusza rozdzieliła się też na trzy części? Czy to jest tak jak z Trójcą Świętą: jeden człowiek w trzech osobach? Kolejna tajemnica wiary... Kwestia duszy jest w tym kontekście szalenie ciekawa i z całą pewnością wiele najnowszych badań mogłoby być pobudką do wykoncypowania teologicznych rozpraw naukowych o zachowaniu duszy w okresie prenatalnym. Jak na przykład zachowuje się dusza, która obecnie jakoby wstępuje w zarodek, kiedy we wczesnym stadium rozwoju płodu dojdzie do połączenia się bliźniaczych embrionów z dwóch różnych zapłodnionych jaj, co się czasami zdarza? W takiej sytuacji dziecko, które wygląda na pozór normalnie, jest
w istocie zróżnicowane genetycznie w różnych partiach ciała. Na przykład dziewczynka może zawierać genetycznie męskie tkanki swego niedoszłego brata... Czy zatem ma również po części jego niedoszłą duszę? A może ma dwie dusze, które objawiają się typowo męskimi cechami? Nie wiadomo, jak zachowuje się dusza, która bieżąc z zaświatów w celu wstąpienia w ciało, aby zostać człowiekiem, ze zdziwieniem dostrzega, że ma do czynienia z bliźniakami syjamskimi. Czy zajmuje sobie dwa te niepełne ciała, czy też dzieli pewne części ciała z duszą sąsiada? Zmiana nakazów kościelnych nastąpiła w XVI w. i wiązała się z radykalną zmianą stanowiska w sprawie prostytucji rzymskiej.
Wcześniej była ona tolerowana, nawet akceptowana i opodatkowywana, lecz w roku 1588 wydał jej walkę Sykstus V. W bulli Effraenatam, dotyczącej tego zagadnienia, papież umieścił zarówno antykoncepcję, jak i aborcję w każdym stadium ciąży wśród przestępstw kwalifikujących się do ekskomuniki. Kilka lat później jego następca, Grzegorz XIV, odwołał to
O
stanowisko jako zbyt surowe i niewynikające z teologicznych poglądów na animację płodu. Trwałą zmianę kościelnego stanowiska wywarło dopiero zarządzenie Piusa IX z 1869 r., w którym nakazał karać ekskomuniką przerwanie ciąży na każdym etapie. Kodeks kanoniczny z 1917 r. karę ekskomuniki zawiesił nie tylko nad kobietą decydującą się na aborcję, lecz nad wszelkimi innymi osobami, które mają w tym wspólnictwo (np. lekarz czy pielęgniarka). Kodeks z 1983 r. powtórzył sankcję, stanowiąc w Tytule VI – „Przestępstwa przeciwko życiu i wolności człowieka”, kan. 1398: „Kto powoduje przerwanie ciąży, po zaistnieniu skutku, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa”. W 1930 r. Pius XI wyraźnie sprecyzował, że wszelkie formy aborcji są zakazane, zarówno te z przyczyn społecznych, jak i terapeutycznych. Jan Paweł II utrzymał wszystkie, nawet najbardziej restryktywne dyrektywy swych poprzedników. Powszechną falę oburzenia wywołał np. jego list do arcybiskupa Sarajewa, który powszechnie odczytany został jako wezwanie, aby zapobiegać temu, by zgwałcone kobiety hercegowińskie decydowały się na usuwanie ciąż powstałych w wyniku owych przestępstw. Jest to stanowisko Kościoła zgoła przeciwne do dawnego. W jednym z tekstów dotyczących tego zagadnienia czytamy: „Cnotliwa dziewica, która wbrew swojej woli została zgwałcona przez młodzieńca, może, jak wielu sądzi, usunąć płód przed wstąpienie
istnieniu świętego Amora wie mało który polski biskup, że o wiejskim proboszczu już nie wspomnimy. Na próżno bowiem szukać go w rodzimych wydaniach leksykonów świętych. Za to w takich Niemczech św. Amor ma swoich zagorzałych wyznawców, a ci licznie pielgrzymują do Amorbach – bawarskiego kurortu związanego z jego kultem. Na temat świętego Amora niewiele wiadomo. Był szkockim lub romańskim mnichem, który przybył do Bawarii jako misjonarz i w 730 roku w pobliżu źródła otaczanego kultem przez Germanów założył benedyktyńskie opactwo, dając początek dzisiejszemu Amorbach (łac. amor – miłość, niem. Bach – źródło). Zmarł w 777 roku. Przedstawiany jest w stroju pielgrzymim, a wspominany w Kościele 17 sierpnia. Uzdrawiającą moc wody z Amorbach rozsławił w pierwszej połowie XI wieku Theoderich von Fleury po wyleczeniu się z podagry. W następnym wieku nad zdrojem wzniesiono istniejącą do dziś kaplicę
weń duszy, iżby nie postradała czci, która jest czymś więcej niż życie”. Swym potępieniem aborcji Jan Paweł II obejmuje nawet przypadki ciężkiego uszkodzenia płodu, bowiem – jak twierdzi – „jest to wówczas aborcja eugeniczna, akceptowana przez opinię publiczną o specyficznej mentalności, co do której ustala się błędny pogląd, że jest ona wyrazem wymogów »terapeutycznych«: mentalność ta przyjmuje życie tylko pod pewnymi warunkami, odrzucając ułomność, kalectwo i chorobę”. Oczywiście, nie sposób odmówić papieżowi, iż jest tutaj racjonalny na swój sposób – jest to racjonalizm z punktu widzenia ideologii religijnej, której przewodzi. Nie potrzeba oczywiście udowadniać, że żadne społeczeństwo nie będzie sobie życzyło takich członków, jednakże kaleka i człowiek dotknięty nieuleczalną chorobą genetyczną jest niewątpliwym dobrem dla Kościoła, gdyż stanowi w sposób naturalny potencjalnego wyznawcę szczególnie odpornego na zwątpienie i religijny indyferentyzm. W latach międzywojennych w Polsce kampanię na rzecz zniesienia zakazu aborcji poprowadził Tadeusz Żeleński-Boy. Jak wiadomo, zakończyło się to klęską, gdyż projekt ustawy został storpedowany przez Kościół wspomagany przez środowiska klerykalne. Boy mógł przekonać inteligencję, ale nie lud. Główne skrzypce dzierżyła Akcja Katolicka i koła klerykalne. Argumenty Boya zachowują jednak swą aktualność do dzisiaj. Aborcję z przyczyn społecznych dopuszczono w latach 50. XX w. Po przełomie w roku 1989 ponownie rozpętano akcję propagandową, która doprowadziła do tego, że dziś powróciliśmy do stanu przedwojennego. Ekspansja fundamentalizmu katolickiego w Polsce powoduje, iż zaczyna się trząść w posadach nawet ten wielce niedoskonały kompromis w sprawie aborcji. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
(przebudowano ją na przełomie XV i XVI wieku), w której przechowywane są relikwie świętego. Rozwijający się ruch pielgrzymkowy i liczne uzdrowienia zaowocowały w 1565 roku budową pięciu basenów leczniczych, zasilanych wodą wypływającą spod kaplicy. Z czasem „źródło boskiej miłości” (tak je nazywano) zaczęto utożsamiać ze źródłem miłości w ogóle, a woda lecząca (podobno) dotąd choroby oczu, artretyzm czy bóle zębów zyskała sławę afodyzjaku. W tej kwestii najlepszą rekomendacją jej właściwości stała się cesarzowa Maria Teresa, która piciu wody ze źródła św. Amora zawdzięczać miała powicie szesnaściorga dzieci. Obecnie Amorbach jest nie tylko celem wielu pielgrzymek (w tym pieszych), ale również wymarzonym miejscem zawierania małżeństw dla par z całej Europy. Woda wypływająca ze źródła św. Amora z wydajnością czterech litrów na sekundę nadal cieszy się opinią cudownie wzmagającej płodność i, oczywiście, potencję. AK
Święty Amor
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
LISTY Lepsze pogrzeby W aureoli srebrzystej chwały powrócili nasi siatkarze z Japonii. W kraju, mimo bardzo późnej pory, witały ich tłumy wielbicieli. Zgotowano im entuzjastyczne przyjęcie na lotnisku w Warszawie. I tu wypadałoby postawić przynajmniej dwa pytania: 1. Dlaczego Kościół nie wykazał żadnego zainteresowania tą sprawą?! 2. Dlaczego nie ogłosił dziękczynnych modłów za łaski, którymi Bóg obdarzył naszych sportowców i nasz kraj?! Przecież wielu z nich, wchodząc na boisko w sposób nad wyraz widoczny, manifestowało swój związek z Bogiem, wykonując znak krzyża, tak charakterystyczny dla katolików. Odpowiedź na te pytania wydaje się banalnie prosta: duchowni nie widzą w tym żadnych dla siebie korzyści. Wolą pogrzeby, bo z nich płynie szmal. Wielki szmal! Udowodnili to wielokrotnie. Polacy to jednak prymitywny naród – niby widzą, co się dzieje, a jednak lgną do tych pasibrzuchów, którzy wielokrotnie okazywali im jedynie olbrzymią pogardę. Alan Struś
Choć jeden Śmiały W przyszłym roku minie 925 rocznica śmierci jednego z największych władców Polski – Bolesława II Śmiałego. Za popieranie papieża Grzegorza VII w jego sporze z cesarzem Niemiec został pozbawiony wszystkiego, nawet dobrego imienia. Do dziś w polskich encyklopediach wypisuje się bzdury na jego temat. Zdrajca, który wystąpił przeciw swemu władcy – biskup Stanisław – w nagrodę został patronem Polski i świętym. Może dzięki Waszemu pismu powstanie ruch na rzecz przewiezienia prochów Bolesława z Ossiachu na Wawel. Niech skończy się wykorzystywanie śmierci Bolesława przez polski kler. Krzysztof
Rebeliant Rebeliant to modne wśród młodzieży słowo określające ludzi niezwykłych, szukających swojej oryginalności w zachowaniu, obyczajowości czy ubiorze. Być rebeliantem to przede wszystkim łamać schematy, ale w dzisiejszych czasach, w tym kraju, logiczne, samodzielne myślenie to już rebelia. Kiedyś rebeliantem był właściciel opornika wpiętego w sweterek. Dziś rebeliantem jest człowiek używający swojego mózgu. O ile dawniej buntowano się przeciw władzy kłamstwa, o tyle dziś przychodzi człowiekowi walczyć ze zwykłym zdrowym rozsądkiem. Choć powinienem powiedzieć, że walka idzie o zachowanie tego rozsądku w obliczu
LISTY OD CZYTELNIKÓW
epidemii odrzucania tego, co mądre i uczciwe (również wobec samego siebie). W świecie Polskiej polityki nie było jeszcze tak burzliwej kadencji Sejmu. Burzliwej w obrzydliwe afery, przekręty, pełnej hipokryzji, zakłamania, obfitującej w konferencje prasowe typu reality (swoją drogą, czy ktoś zauważył, że odkąd konferencje prasowe polityków rozmnożyły się
za jego konsekwencje, może pozwolić człowiekowi tak ustawić priorytety w swoim życiu, że nie będzie potrzebne ciągłe jego umoralnianie, zwłaszcza umoralnienie w wydaniu Kaczyńskich, Giertycha czy Dorna. Ja mam poczucie tej odpowiedzialności i życzę tego każdemu człowiekowi. Życzę przede wszystkim ludziom, którzy potrzebują tego najbardziej – polskiemu klerowi i politykom.
do kilku/kilkunastu dziennie, stacje nawet nie próbują nagrywać jakichś nowych reality show?). Pomimo tych politycznych ścieków Polacy z uporem krowy idą za przywódcami rządzących partii, stając się de facto odpowiedzialni za bagno, w jakie pakują siebie i kolejne pokolenia. Okazuje się więc, że ludzie samodzielnie myślący, logicznie kojarzący fakty, uczciwi, godni, miłosierni, otwarci i poszukujący sprawiedliwości przechodzą do mniejszości i czy tego chcą czy nie – stają się rebeliantami. Mój ojciec, emerytowany górnik, też był rebeliantem. Pamiętam rewizje w naszym domu, pogróżki, propozycje wyjazdu. Przesiedział w Nyskim pierdlu 3 miesiące za kolportaż ulotek. Czy dziś szuka zemsty? Szuka kapusiów? Nie! I to właśnie w nim podziwiam – że w obliczu kolejnego zakrętu historii, jakim jest obecna koalicja, nie odstawił swojego zdrowego rozsądku, lecz znów stał się rebeliantem. Brzydzi się wszystkim, czym tryska obecna władza. Nie szuka czarownic na stos. Ani redakcja „FiM”, ani ja, ani coraz większe grono Czytelników – nie przekreślamy życia wedle zasad wiary i samej wiary. Duchowość człowieka to bardzo osobista rzecz – dlatego rebeliant wyłącznie z ideą, bez odrobiny ezoteryzmu, byłby tylko komunistą, jak za dawnych sowieckich lat, lub ekstremistą, jakich pełno na politycznych salonach IV RP. Przecież ani Biblia, ani żadna inna religia nie odrzuca rozumu. To właśnie połączenie duchowości z logicznym rozumowaniem, przy zachowaniu odpowiednich proporcji, może pozwolić człowiekowi żyć godnie i pozwolić tak samo żyć innym. Odpowiedzialność za swoje myślenie,
Może kiedyś nadejdzie dzień, powieje jakiś ezoteryczny wiatr i los gwałconych przez kler dzieci będzie ważniejszy niż wizerunek Kościoła. Może wtedy głodne dzieci z Podkarpacia będą zaproszone na kolejne urodziny jego fluorescencji Jankowskiego zamiast polityków i showmanów. Może macho Sikorski – zanim wywoła koleją wojenkę – pobawi się przyjmowaniem na główkę cegłówek, a stosunki dyplomatyczne z Watykanem będą wyglądać tak jak obecny kryzys z Rosją. Na razie gwałcone dzieci, ofiary pijanych kierowców w koloratkach, ofiary PiS-owskiej wersji uczciwości i moralności mają tylko nas, czytelników, i Was, Droga Redakcjo – REBELIANTÓW IV RP. Lesław Kostulski
19
Jaskinia zbójów
Kto mówi prawdę
Jestem nowym czytelnikiem „Faktów i Mitów”. Zszokowanym, co muszę zaraz dodać. Czekałem na Was ponad 20 lat, bo tyle upłynęło od czasu, kiedy zmarł mój ojciec. Ja byłem wtedy dzieckiem, ale do końca życia nie zapomnę płaczu matki, bo ksiądz nie chciał pochować taty. To znaczy chciał, ale zażądał najpierw „wyrównania” za kilka lat nieprzyjmowania go po kolędzie. Wyliczył sobie, że jest stratny nie pamiętam już ile pieniędzy, ale było tego dużo i mama tyle nie miała. Żyliśmy w biedzie na małym gospodarstwie, sześcioro rodzeństwa... Ojciec był inwalidą, nie przelewało się. No i głównie z tego powodu nie przyjmowaliśmy księdza, bo wstyd było biedy. A także dlatego, że ojciec miał o nim swoje krytyczne zdanie. W końcu mama uzbierała chyba z połowę tego haraczu dla katabasa i zaniosła mu. Ubłagała, żeby chociaż poświęcił grób, żeby nie było wstydu na wsi. Przyszedł, poświęcił, przeżegnał się i poszedł, bez żadnego słowa! Ludzie chyba jeszcze więcej gadali, niżby wcale go nie było. Ja się wyrwałem z tej wsi, z tej ciemnoty i bardzo się z tego cieszę. Ciężką pracą własnych rąk zbudowałem swoją przyszłość – nie piję i nie palę i do kościoła też nie zanoszę. Od czasu pogrzebu taty nie chcę znać katabasów. Mówią co innego, robią co innego – jak można wierzyć takim ludziom? Jak można ich szanować? To pijawki w ludzkiej skórze! Chociaż wierzę w Boga, to nigdy nie przestąpię progu kościoła, to dla mnie jaskinia zbójów. Trafiłem na Was przypadkiem, widząc gazetę zostawioną na przystanku. Nie mogłem uwierzyć, że w tym kraju jest taka świetna, mądra gazeta. Otwierajcie ludziom oczy, ja to robię od lat i wielu już nawróciłem. Waldek z Łazisk Górnych
Tydzień temu Jonasz w swoim komentarzu „Ubodzy rozumem” zastanawiał się, co trzyma ludzi w watykańskim kościele. Odpowiem na swoim przykładzie – jako były praktykujący katolik (jeszcze 5 lat temu), a obecnie protestant. Od dzieciństwa rodzice, dziadkowie i katechetka na religii wpajali mi, że kościół watykański głosi prawdy absolutne. Wszystkie inne mniejszości to fałszywi nauczyciele i sekty. Gdy po raz pierwszy zetknąłem się z nową religią (świadkowie Jehowy), było dla mnie szokujące, że nie modlą się oni do Marii, która ma „wielką moc uzdrawiania” i nie czczą obrazów. Środowa Nowenna Maryjna była dla mnie ważniejsza niż msza niedzielna, na którą chodziłem obowiązkowo co tydzień. Pięć lat temu przyszło „przebudzenie”. W Boże Narodzenie sam postanowiłem przeczytać całą Biblię, bowiem czytając doktryny różnych religii, miałem mętlik w głowie. Każda głosiła swoje „prawdy”, także w różnych kościołach protestanckich. Gdy po raz pierwszy wstąpiłem do kościoła protestanckiego w Toruniu, przeżyłem szok: salka na 3 piętrze, niebieskie krzesła, brak obrazów, modlitwa językami wszystkich w jednym czasie. Po kilku wizytach w nowym zborze zacząłem odczuwać serdeczność ze strony współbraci i duchowy spokój (w kościele katolickim wręcz odwrotnie). Wspólne rozmowy z duchowymi braćmi zaczęły kruszyć dogmatyczny katolicki mur pełen fikcji o wszechmocnych świętych i bałwochwalstwie. Także dzięki „FiM” przejrzałem na oczy – kupuję Wasz tygodnik od jakichś 5 lat – za co Wam, kochani, dziękuję. Dla katolików prawdziwy kościół to kościół większościowy, bo większość rzekomo mówi prawdę i ma swoją wielowiekową tradycję. Pozdrawiam. Tomasz Jacewicz z Torunia
20
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
CZUCIE I WIARA
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Zrozumieć zmartwychwstanie Chrześcijaństwo daje nadzieję na przyszłe życie, ale jakie to będzie życie, nikt dokładnie nie wie. Jedni mówią o duszy nieśmiertelnej i mieszkaniach w ,,niebie”, natomiast świadkowie Jehowy głoszą, że życie to będzie się toczyć na ziemi. W ich kolorowych publikacjach można zobaczyć zarówno ludzi młodych, dzieci, jak i starców. Jak więc będzie wyglądało zmartwychwstanie? Czy dzieci pozostaną dziećmi, a starcy starcami? Czy ułomni i kalecy oraz ci, którym brak urody, pozostaną tacy sami? Czy się tam rozpoznamy? I jak to wszystko ma się do tego, o czym czytamy w Ewangelii św. Mateusza 22. 23–32? Zacznijmy od stwierdzenia, że o zmartwychwstaniu, a tym bardziej o szczegółach z nim związanych, niewiele możemy powiedzieć. Chociaż w środowisku żydowskim i społecznościach chrześcijańskich krążą na ten temat różne opinie, o wydarzeniu tym możemy powiedzieć tylko tyle, ile mówi Biblia. Oto jej przesłanie. Po pierwsze – zmartwychwstanie nie ma nic wspólnego z grecką koncepcją duszy nieśmiertelnej. Należy to podkreślić z całym naciskiem, ponieważ dość często wielu wierzących odwołuje się do tego pojęcia, twierdząc, że w duszę nieśmiertelną wierzyli sami Żydzi (faryzeusze). Chociaż to prawda, trzeba jednak przypomnieć, że od początku tak nie było, a samo pojęcie duszy nieśmiertelnej jest zupełnie obce Biblii. Księgi Starego Testamentu wspominają wyłącznie o zmartwychwstaniu, ale ani razu nie mówią o samoistnej duszy nieśmiertelnej (por. Hi 19. 25–27; Iz 26. 19; Ez 37 rozdz.; Dn 12. 2, 13; Oz 6. 2). Na przykład w jednym z Psalmów czytamy: „Umarli nie będą chwalili Pana ani ci, którzy zstępują do krainy milczenia” (Ps 115. 17). Z kolei do proroka Daniela powiedziano: „Lecz ty idź swoją drogą, aż przyjdzie koniec; i spoczniesz, i powstaniesz do swojego losu u kresu dni” (Dn 12. 13). Co ciekawe, o duszy nieśmiertelnej nie czytamy również w Drugiej Księdze Machabejskiej. Mówi ona natomiast o zmartwychwstaniu: „Król świata jednak nas, którzy umieramy za Jego prawa, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego” (2 Mch 7. 9, por. 12. 43–44, BT). Idea duszy nieśmiertelnej pojawiła się więc w judaizmie dopiero na skutek bardzo silnych wpływów kultury greckiej, szczególnie wtedy, gdy naród żydowski znajdował się w diasporze. Na ten fakt wskazuje m.in. Encyklopedia katolicka, w której czytamy: „W zachodnioeuropejskim kręgu kulturowym pierwsze
koncepcje duszy ludzkiej wiążą się z greckimi wierzeniami przedorfickimi i orfickimi, według których pochodziła ona z kosmosu i do niego wracała, a podczas snu błąkała się w przestworzach. Według Homera, dusza ludzka pobudza do działania ludzką siłę [tymos] – dzięki której pożąda, kocha, nienawidzi, walczy – oraz rozum [nus], dzięki któremu poznaje” (Encyklopedia katolicka, KUL 1983 r.). Ilekroć więc mówimy o duszy nieśmiertelnej, należy pamiętać, że twórcami jej nie byli starotestamentowi prorocy, Jezus, czy apostołowie, lecz Homer, Pitagoras i Platon. Po drugie – musimy odróżnić wskrzeszenie z martwych, np. córki Jaira, czy młodzieńca z Naim (Mk 5. 35–42; Łk 7. 11–16), od zmartwychwstania ostatecznego. O ile bowiem w pierwszym przypadku mówi się o przywróceniu do życia osób zmarłych w tej samej postaci, to w przypadku zmartwychwstania powszechnego (do życia wiecznego) Biblia nie mówi o wskrzeszeniu zwłok, które dawno zamieniły się w proch (Rdz 3. 19), lecz o powstaniu do życia przemienionego człowieka. Według apostoła Pawła, „są ciała niebieskie i ciała ziemskie (...). Sieje się ciało cielesne, bywa wzbudzone ciało duchowe. Jeżeli jest ciało cielesne, to jest także ciało duchowe (...). Jaki był ziemski człowiek, tacy są i ziemscy ludzie; jaki jest niebieski człowiek, tacy są niebiescy. Przeto jak nosiliśmy obraz ziemskiego człowieka, tak będziemy też nosili obraz niebieskiego człowieka. A powiadam wam, że ciało i krew nie mogą odziedziczyć Królestwa Bożego ani to, co skażone, nie odziedziczy tego, co nieskażone. Oto tajemnicę wam objawiam: Nie wszyscy zaśniemy, ale wszyscy będziemy przemienieni w jednej chwili, w oka mgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej; bo trąba
zabrzmi i umarli wzbudzeni zostaną jako nie skażeni, a my zostaniemy przemienieni. Albowiem to, co skażone, musi przyoblec się w to, co nieskażone, a to, co śmiertelne, musi przyoblec się w nieśmiertelność” (1 Kor 15. 40, 44, 48–53). A zatem mówiąc o zmartwychwstaniu, ap. Paweł nie mówił o zmartwychwstaniu „ciała cielesnego”, lecz „ciała duchowego”, podobnego do uwielbionego ciała zmartwychwstałego Jezusa (Flp 3. 21), co jednocześnie wyklucza wszelkie spekulacje dotyczące wieku zmartwychwstałych, jak również ich kondycji „fizycznej”. Dodajmy też, że Biblia nie podaje szczegółów dotyczących „ciała duchowego”, ale mówi o czymś ważniejszym, a mianowicie, że ciała te będą nieśmiertelne i pozbawione wszelkiego skażenia. W Księdze Izajasza czytamy: „Wtedy otworzą się oczy ślepych, otworzą się też uszy głuchych. Wtedy chromy będzie skakał jak jeleń i radośnie odezwie się język niemych” (Iz 35. 5–6, por. Ml 3. 20; Ap 21. 4).
Po trzecie – zmartwychwstanie niewiele wnosiłoby nadziei i pociechy w serca ludzi zbolałych, spowodowanych utratą kogoś bliskiego, gdyby w tej nowej rzeczywistości nie mogli się rozpoznać. Na pewno byłoby ono bez sensu i niesprawiedliwe. Ten stan rzeczy jest więc nie do pomyślenia. Tym bardziej, że ap. Paweł, pisząc do Tesaloniczan, pocieszał ich, że spotkają się z tymi, którzy umarli. Bowiem „Bóg przez Jezusa przywiedzie z nim tych, którzy zasnęli” (1 Tes 4. 13–18). Ponadto Biblia mówi, iż poznanie i sprawiedliwość na nowej ziemi nie tylko wzrośnie, ale będzie wręcz doskonała (1 Kor 13. 9–10, 12; 2 P 3. 13). W jakimś stopniu wskazywać na to może ewangeliczne opowiadanie o wydarzeniu
na Górze Przemienienia, kiedy to uczniom Pańskim było dane rozpoznać Mojżesza i Eliasza, których nigdy wcześniej nie widzieli (por. Mt 17. 3–4; Mk 9. 4–5; Łk 9. 30–33). Można więc wnioskować, że podobnie będzie, kiedy odkupieni spotkają się ze swym Odkupicielem, którego również wcześniej nie widzieli (por. 1 P 1. 8; 1 J 3. 2), oraz kiedy „zasiądą do stołu z Abrahamem i z Izaakiem, i z Jakubem w Królestwie Niebios” (Mt 8. 11) i ze swymi najbliższymi. Według Biblii, w odnowionym wszechświecie rozpoznanie nie będzie więc oparte na powierzchowności fizycznej, lecz duchowej. Będzie ono możliwe – jak głosił apostoł – dzięki nadprzyrodzonym zmysłom (1 Kor 13. 9–10). Z tym wszystkim, o czym już mówiliśmy, koresponduje również rozmowa Jezusa z saduceuszami (por. Mt 22. 23–32; Mk 12. 18–27; Łk 20. 27–38). Aby lepiej zrozumieć wymowę tej historii, warto przypomnieć, że saduceusze nie uznawali za natchnione ani ksiąg proroczych, ani też dydaktycznych, a jedynie tzw. Torę, czyli Pięcioksiąg Mojżesza. Ponadto, zdecydowanie też odrzucali zmartwychwstanie. Uważali bowiem, że zakon Mojżeszowy nie daje podstaw ani dla zmartwychwstania, ani dla życia wiecznego. Jak więc do ich argumentacji odniósł się Jezus? Jezus przede wszystkim
wykazał im, że ich znajomość Pism i Boga jest co najmniej wątpliwa: „Błądzicie, nie znając Pism ani mocy Bożej” (Mt 22. 29). Wykazał im, że nawet na podstawie samego Pięcioksięgu można wnioskować o zmartwychwstaniu. Powiedział: „A co do umarłych, że zostaną wskrzeszeni, czy nie czytaliście w księdze Mojżesza, jak to Bóg rzekł przy krzaku do niego: Jam jest Bóg Abrahama i Bóg Izaaka, i Bóg Jakuba? Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. Jesteście w wielkim błędzie” (Mk 12. 26–27). Następnie – w odpowiedzi na próbę ośmieszenia idei zmartwychwstania – Jezus kategorycznie stwierdził, że o zmartwychwstaniu i wiecznym życiu nie można myśleć kategoriami ziemskimi. „Albowiem przy zmartwychwstaniu ani się
żenić nie będą, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie w niebie” (Mt 22. 30). W myśl tych słów Jezusa, życie wieczne będzie więc zupełnie odmienne od tego, czego ludzie doświadczają obecnie, ponieważ zbawieni dostąpią całkowitego przeobrażenia (1 Kor 15. 35–55). Takie też stanowisko zajmował m.in. ap. Paweł, którego wystąpienie w Atenach nie było pierwszym ani ostatnim zderzeniem dwu skrajnie różnych idei. Grecy bowiem w ogóle nie byli zainteresowani zmartwychwstaniem ciała, lecz wierzyli wyłącznie w nieśmiertelność duszy (Dz 17. 16–18, 32). Natomiast ap. Paweł w ogóle nie zajmował się ideą nieśmiertelnej duszy, ale wyłącznie zmartwychwstaniem (Dz 17. 31). Zwracał na to uwagę również wtedy, gdy pisał do Koryntian: „Jeśli umarli nie bywają wzbudzeni, to i Chrystus nie został wzbudzony. A jeśli Chrystus nie został wzbudzony, daremna jest wiara wasza (...). Zatem i ci, którzy zasnęli w Chrystusie, poginęli” (1 Kor 15. 16–18). Innymi słowy, apostoł Paweł zdawał się mówić: jeśli nie ma zmartwychwstania, to nie ma żadnej nadziei, bo żadna inna forma pośrednia życia nie istnieje. Stąd też osobistym celem apostoła było, aby „dostąpić zmartwychwstania” (Flp 3. 10–11) „i być z Chrystusem” (Flp 1. 23). Pisząc do Tesaloniczan (1 Tes 4. 13–18) i Koryntian (1 Kor, rozdz. 15) Paweł wierzył więc, że doczeka powtórnego przyjścia Chrystusa i powszechnego zmartwychwstania. Ufał i głosił, że Bóg przygotował dla swego ludu to, „czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i co do serca ludzkiego nie wstąpiło” (1 Kor 2. 9). A zatem – powiedzmy to jeszcze raz – na pytania o praktyczne aspekty dotyczące zmartwychwstania, które absorbują wielu Czytelników, można powiedzieć tylko tyle, ile na ten temat mówi Biblia. Księga ta zaś mówi, że zmartwychwstanie nastąpi wraz z powtórnym przyjściem Jezusa. Gwarantem tego bowiem jest sam Chrystus, który „został wzbudzony z martwych i jest pierwiastkiem tych, którzy zasnęli. (...) w Chrystusie wszyscy zostaną ożywieni. A każdy w swoim porządku: jako pierwszy Chrystus, potem ci, którzy są Chrystusowi w czasie jego przyjścia” (1 Kor 15. 20, 22–23). Jak powiedział Jezus: „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych” (Mt 22. 32). Chociaż więc dzisiaj nie jesteśmy jeszcze w stanie zrozumieć samej istoty zmartwychwstania, a wokół tego tematu istnieje wiele kontrowersji, Biblia głosi, że nadejdzie czas, kiedy do odkupionych należeć będzie cały odnowiony wszechświat – nowe niebo i nowa ziemia – w którym już nigdy nie będzie śmierci, smutku, ani krzyku (Ap 21. 4), lecz wieczna sprawiedliwość (2 P 3. 13). BOLESŁAW PARMA
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
N
ie Łyżwiński, tylko jakiś radny. Ale nie z Samoobrony, tylko z Platformy. Choć wcześniej był z Samoobrony. W każdym razie też ładny. Jak Łyżwiński... Jednak i on się nie przyznaje. To znaczy nie przyznaje się do dziecka. Mówi, że gdy poznał Anetkę, była już w czwartym miesiącu ciąży. Albo gość zna się na rzeczy i ma oko ginekologa, albo szybko się zżyli. Obcemu przecież kobieta nie opowiada tak od razu, że jest w ciąży, i w którym miesiącu.
też były zamachami stanu wymierzonymi w legalnie wyłoniony rząd, których celem było tego rządu obalenie i doprowadzenie do wcześniejszych wyborów. Zarówno w jednej, jak i w drugiej aferze ludzie Samoobrony w komisjach śledczych brali czynny udział. Co prawda poseł Grzesik do pięt nie dorastał posłowi Miodowiczowi, ale bardzo starał mu się dorównać w nadmuchiwaniu „poszlak” mogących wskazywać, że rząd SLD pływał w lewym paliwie. Niezależnie od tego, jak się ta seksafera skończy, Lepper już jest skoń-
MAREK & MAREK Tak właśnie. W sensie organizycyjno-rejestracyjnym stworzył ją oczywiście Lepper z koleżkami, ale w sensie medialnym – Tymochowicz. To on za pomocą swoich sztuczek sprawił, że Samoobrona wyróżniła się z tłumu, stała się zauważalna. Uczynił to w sposób banalnie prosty – wymyślił biało-czerwone krawaty. Nikt takich nie miał. Gdy jeszcze kazał im chodzić po Sejmie stadami, to szli niczym sztandar biało-czerwony. Zakładając im te krawaty, Tymochowicz wydobył ich z szarego tłumu banalnych garniturów SLD, PO i całej tej
Tymochowicz zrobił, co do niego należało. To Lepper, wbrew opinii, że jest pojętny i łatwo się uczy, nie zrobił niczego. Otoczył się Łyżwińskim, Maksymiukiem, Filipkiem, Hojarską, Wiśniowską. Ludźmi niewykształconymi, bez wyobraźni, na dodatek zadufanymi we własnym nieuctwie. Miast trzymać się ludowego kursu, pozostać sobą, zapragnął być kimś innym. Zresztą oni wszyscy uwierzyli, że mogą być kimś innym. Przekonali się na sobie, jak łatwo można dorwać się do władzy – wystarczy mieć „gadanę”... Gdyby Maksymiuk
COŚ NA ZĄB
Ściernisko Fajna ta Aneta, nie ma co. Wesoła jak kotka w marcu. Może ten, może tamten, na kogo wypadnie, na tego bęc. „Wierzę w Boga” – zapewniła panów Morozowskiego i Sekielskiego... Czyżby miał rację poseł Gadzinowski, który zwykł mawiać, że najlepsze piczki to katoliczki... Co my w ogóle wiemy o seksaferze? Kto ją nakręcił? Kto płaci pani mecenas, która reprezentuje Anetkę? Czyje są te dobre samochody podwożące Anetkę do prokuratury? Idź za pieniędzmi – brzmi zasada, którą zawsze muszą kierować się poszukiwacze prawdy. Jest i druga: czyja korzyść? Przewodniczący Lepper ogłosił, że Anetka to zamach stanu wymierzony w rząd. Dodajmy, że nie pierwszy, w którym przewodniczący bierze udział. Jeśli zastosować jego logikę, to „afera Rywina” i „afera Orlenu”
czony. Przyszedł na Wiejską na czele zbuntowanych, pognębionych i pozbawionych środków do życia mas. Głównie mas wiejskich, popegeerowskich, ale rychło stał się przywódcą wszystkich odrzuconych czy raczej wyrzuconych z normalności ludzi. Nie wiadomo, który już raz biedacy uwierzyli kolejnemu watażce. Wierzą różnym pajacom, nie wierzą zaś, że żeby być politykiem, nie wystarczy mieć tupet, być bezczelnym i mieć „gadanę”. Pozornie mają rację. Wałęsa nie przeczytał żadnej książki i proszę, jak daleko zaszedł. Na sam szczyt. Lepper też – pohuczal na blokadach, podymił z palonych opon i hyc – już był na sejmowej trybunie. „Wersal się skończył” – wołał, a lud się cieszył i bił brawo. Lud nie wiedział, że Samoobronę stworzył mag David Cooperfield of Publick Relation, Piotr Tymochowicz.
Poseł Łyżwiński ze swoją nową, wierną asystentką
reszty. Po raz pierwszy taki pomysł zastosowali ludzie „Solidarności” podczas obrad okrągłego stołu. Każdemu, kto stawał przed kamerą Dziennika Telewizyjnego, wkładano do ręki teczkę z wielkim czerwonym napisem „Solidarność” na białym tle. A więc też biel i czerwień. W ten sposób ta nazwa biało-czerwona, budząca nadzieję, rozrzewniająca, trafiała codziennie do milionów rodzin, budując „Solidarności” polityczne poparcie. Jeśli więc chodzi o Samoobronę,
GŁASKANIE JEŻA
Śmierć przyjaciela „Tłukli mnie i razili prądem po całym ciele, potem kolejno gwałcili. Wszyscy. Było ich dwudziestu” – to relacja dziesięcioletniej dziewczynki, więźniarki zbrodniczego systemu Augusto Pinocheta – tego człowieka, o którym Jan Paweł II mówił: „Mój wierny, oddany przyjaciel”... Krwawy dyktator i zbrodniarz, fanatyczny katolik, stoi już przed Stwórcą – rekomendowany zapewne przez byłego papieża. Jego ręce ociekają krwią tysięcy zamęczonych Chilijczyków, których jedyną winą było to, że opowiedzieli się przeciwko wojskowej juncie albo nie ukrywali swoich lewicowych poglądów. Dzień przed krwawym zamachem 11 września 1973 roku socjalistyczny prezydent Allende, legalnie wybrany przez naród, na wieść o możliwym puczu roześmiał się: – Nie ma się czego bać, zawsze możemy liczyć na generała Pinocheta. To mój ukochany druh i sojusznik. Później, widząc „druha” wchodzącego na czele bojówki do prezydenckiego pałacu, strzelił sobie w usta. Serią z pistoletu maszynowego.
Rozpoczął się potworny terror. W całym kraju stworzono ponad czterysta obozów koncentracyjnych (w tym na stadionie sportowym w Santiago), w których zamęczono tysiące często zupełnie niewinnych ludzi. Przed śmiercią wyłupywano im oczy, obcinano genitalia, dłonie, stopy, języki, rozcinano brzuchy, nadcinano ścięgna i żyły, przewiercano kolana, oblewano benzyną i podpalano głowy, rozrywano dzieci. Wszystkie bez wyjątku uwięzione kobiety zostały przed śmiercią wielokrotnie zgwałcone. Jeśli brak urody więźniarki odstręczał oprawców, stosunek z nią odbywały... specjalnie wytresowane psy. Mężowie (i dzieci) gwałconych musieli brać udział w torturach i egzekucji i czekać na własną śmierć, na którą trzeba było sobie zasłużyć, na przykład torturując współwięźnia... – Nawet liść w tym kraju nie śmie drgnąć bez mojej wiedzy. A jeśli drgnie, to należy go ściąć! – mawiał dyktator, a zausznicy śmiali się z dowcipu... i ścinali. Do dziś nie można odnaleźć grobów ponad trzech tysięcy tych „liści”.
Fot. WHO BE
posłuchał z boku tej swojej gadany – spaliłby się ze wstydu. Na dodatek to ich nieokrzesanie, ten ich bełkot i prostactwo – zlały się w jedno z przekonaniem, że władza może wszystko. Lepper zaczął latać rządowymi samolotami do domu na koszt państwa, a jak ktoś zwrócił mu uwagę, to wołał jak chłopek na swoich morgach: a co, nie wolno? Kawalkady BOR-owców na wiejskich drogach, gospodarskie wizyty na polu... W garniturze i pod krawatem.
Później przyszedł czas na konstytucję, która pod dyktando teoretyków z Opus Dei została napisana od nowa w taki sposób, że na wieki gwarantowała juncie rządy w Chile. Nawet wówczas, gdyby przegrała ona z kretesem wybory (jeśliby takie rozpisano) i tak miała zagwarantowane 51 procent w parlamencie. Gigantyczny kryzys gospodarczy, jaki wkrótce opanował kraj, tylko wzmocnił fale represji i terroru. Nie zamierzam przytaczać tu najnowszej historii Chile. Dość powiedzieć, że w różnoraki sposób Pinochet gnębił swój kraj aż do roku
Jan Paweł II podczas wizyty w Chile za rządów „przyjaciela” Pinocheta
21
Ostatnim, który takie rzeczy robił, był przywódca ZSL z lat 80., marszałek Sejmu, Roman Malinowski. Też nie wchodził do obory inaczej niż w czarnym garniturze, pod krawatem i w towarzystwie kamery. Lepper sam zdemolował wizerunek, który go wyniósł na szczyty. Dawał się filmować w saunie, w basenie, zaczął robić sobie manicure, nosić zagraniczne garnitury, spod mankietów pobłyskiwał drogim zegarkiem. Czy z takim Lepperem mogli się identyfikować faceci na punkcie skupu? Jego nowi doradcy starali się zrobić coś niemożliwego do zrobienia – chcieli, by był przywódcą biedoty, ale w ciuchach, na które ta biedota musiałaby pracować cały rok. Z wiejskiego trybuna, co to i piwo duszkiem pod geesem wypije, i w mordę da, chcieli koniecznie zrobić rodowodowego dżentelmena. Krótko mówiąc, Lepper się zdeklasował i razem ze swoim dworem uznał, że wszystko mu już wolno. Na dodatek tak bardzo polubił ten BOR, to BMW i te garnitury, że gotów był buty Kaczyńskiemu całować, byle tylko ten zostawił go przy żłobie. Zatracił więc ostatnią rzecz, której prosty człowiek nie wyzbywa się nigdy. Zatracił godność. Tej straty już nie odrobi. To nie Aneta jest główną przyczyną jego obecnych kłopotów. Aneta jest ich zwieńczeniem. Przez nią tylko z Samoobrony wszyscy się śmieją. Wieś też się śmieje, choć tak naprawdę jest zażenowana i zawstydzona. Wieś nie daruje Lepperowi, że wystawił się na pośmiewisko. Tym bardziej, że Samoobrona nie jest już wsi potrzebna. Po co ludzie mają głosować na Samoobronę, skoro mogą od razu na PiS. I to by było na tyle w kwestii, kto korzysta na rozporkowej aferze. MAREK BARAŃSKI
1990. Później uciekał przed sprawiedliwością, udając obłęd, nowotwór, całkowitą amnezję lub twierdząc, że o żadnych zbrodniach nic nie wiedział. Został w końcu aresztowany w Londynie w roku 1999 i półtora roku później deportowany do ojczyzny, gdzie wytoczono mu ponad 500 procesów. Gdyby stanął przed sądem, łączna kara, która mu groziła, opiewałaby na ponad 7 tysięcy lat więzienia (i 40 wyroków śmierci). Ale kilka dni temu „uciekł”, a Chile odetchnęło, choć nadal leczy rany. W 1999 roku Pinocheta odwiedzili w Londynie przedstawiciele polskiej prawicy, składając mu – jako obrońcy katolickiej wiary i bojownikowi z komunizmem – najwyższe uszanowanie. Panowie Tomasz Wołek, Michał Kamiński i Marek Jurek wręczyli zbrodniarzowi pamiątkowy ryngraf z Matką Boską w dowód uznania zasług. „Jest pan wielkim człowiekiem, wielkim przywódcą i niezłomnym bohaterem” – oświadczyli w załączonym liście. W poniedziałek, 11 grudnia, odbyła się w TVN uczona dysputa. Biorący w niej udział dziennikarze całkiem poważnie porównywali generała Pinocheta z generałem Jaruzelskim. – Niewiele ich różni. Obaj mają krew na rękach – oświadczył Jerzy Marek Nowakowski z „Wprost” i dodał, że mord na Popiełuszce równoważny jest ze zbrodniami chilijskiego dyktatora. Czy jest na sali lekarz? MAREK SZENBORN
22
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
RACJONALIŚCI
ARTYKUŁ SPONSOROWANY Bluźnierstwem jest posądzanie Boga o istnienie – głosił Tadeusz Kotarbiński. Replika niemieckiego myśliciela mówiła: Gdyby Boga nie było, należałoby go wymyślić. Sprzeczność między tymi dwoma stanowiskami usuwa książka Jana Dalina pt. „Pięć skoków do nieba, czyli gawędy z bogiem”, w której autor wymyśla boga jak gdyby wirtualnego i chrzci go imieniem Nid.
W ten cykl i w tę tradycję literacką wpisuje się Jan Dalin swoimi „Pięcioma skokami do nieba”. Można zastanawiać się, dlaczego Nid, byt wirtualny nieomal wszechmogący, do głoszenia swojej chwały i swojej teozofii wybrał autora nieznanego. Rzecz jest oczywista, skoro z przyczyn politycznych nie mógł sięgnąć po sławę i talent na przykład Leszka Kołakowskiego. „Pięć skoków do nieba” napisane zostało nieco wcześniej, lecz jakby w przewidywaniu ustanowienia IV RP przez fundamentalistów katolickich. Użyteczność książki nie
Bombka pod choinkę Wierzyć w Nida nie ma przymusu. Jednak głoszenie Jego teologii i chwały w państwie fundamentalnie katolickim wymaga niejakiej odwagi. Trudno uwierzyć w taki bezmiar obskurantyzmu, gdy minister edukacji narodowej stwierdza oficjalnie, że nauka Darwina o ewolucji gatunków jest kłamstwem. Łatwiej wyobrazić sobie ministra puszczającego oko do swoich partyjnych towarzyszy: „Ja wiem, że to idiotyzm, lecz lud ciemny to kupi”. Wprawdzie jeszcze nie płoną stosy, lecz już zepchnięto Darwina do szkolnego podziemia. To zrozumiałe, że autor „Pięciu skoków do nieba”, poeta i doktor nauk humanistycznych, przezornie skrywa się za pseudonimem. Nid jest bogiem, któremu nie trzeba schlebiać, wyzbyty jest małostkowości i zazdrości o innych bogów, posiada świadomość niewyobrażalnej długości okresów geologicznych, w małym palcu ma teorie korpuskularnej, falistej i nawet strunowej budowy wszechświata. Najistotniejsze jednak, że przeczytał ze zrozumieniem ponad sto pięćdziesiąt mądrych książek o sprawach, na których świat stoi, że potrafi je obficie i smakowicie cytować. W każdym fragmencie historii nowożytnej literatura brała się za bary z problematyką Istoty Najwyższej. W czasie rewolucji francuskiej bezskutecznie próbowano ustanowić kult zgodny z rozumem oświeconym. Kapłani bezbożnictwa – Diderot, Wolter, d’Alambert – są do dziś na kościelnym indeksie autorów wyklętych. Później z problematyką Pana Boga zmagał się Mark Twain, a jego szydercza książeczka pt. „Listy z Ziemi”, której pierwsze wydanie ukazało się dopiero pół wieku po śmierci autora, na przełomie XX i XXI wieku została niemal doszczętnie wyrugowana z polskich bibliotek publicznych. W połowie XX wieku lekturą modną w świecie zachodnim były „Pamiętniki Pana Boga” Giovanniego Papiniego, ale w Polsce książka ta miała tylko dwa niskonakładowe wydania.
ogranicza się jednak do polskiego piekła, bowiem zawiera ona w sobie potężną dawkę strawnie podanej wiedzy o wszystkich najważniejszych religiach i wierzeniach. Dzięki temu czytelnik dowiaduje się, którego Boga miał na myśli George Bush junior, kiedy w kampanii wyborczej oświadczył Amerykanom, że Bóg chce, aby on kandydował na prezydenta, a lud ciemny w jego słowa uwierzył i pospieszył do urn. Swoje bliskie kontakty z Bogiem prezydent Bush potwierdzał wielokrotnie, gdy pytano go, czy przed podjęciem decyzji o ataku na Irak rozmawiał ze swoim ojcem. „Tak – odpowiadał. – Rozmawiałem o tym z Ojcem Najwyższym. Gdyby nie świadomość, że to Bóg przemawia przeze mnie, nie mógłbym unieść ciężaru mojego urzędu”. Terroryści kamikaze, którzy samolotami pełnymi pasażerów i paliwa zaatakowali dwie wieże WTC w Nowym Jorku, podobnie żywili przekonanie, że ich czynami i myślami bezpośrednio kieruje Allach. Dobrze jest w tej sytuacji dowiedzieć się z książki Dalina, że Allach to nie jest imię jakiegoś obcego nam Boga. Allach w języku arabskim znaczy tak samo Bóg, jak w łacinie Deus. Allach islamski jest tym samym Bogiem Ojcem, który zasiada na tronie niebieskim w tradycji judeochrześcijańskiej. Wynika z tego doniosła konkluzja, że świat byłby lepszy i bezpieczniejszy, gdyby ludzie mniej wsłuchiwali się w to, co do nich mówi Bóg. Wraz z biblią Mikołaja Kozkiewicza „Z księgi zakazów”, książka Jana Dalina „Pięć skoków do nieba” otwiera cykl wydawniczy „Ecce homo”. Jakub Kopeć – Wydawca Książka Jana Dalina „Pięć skoków do nieba” dostępna jest w sprzedaży wysyłkowej – 380 str., okładka standardowa, cena 19,99 zł + koszty pocztowe. Zamów: Wydawnictwo JJK, 01-680 Warszawa 14, skr. poczt. 98 lub tel. 022 833 57 96, faks 022 833 42 48, e-mail:
[email protected]
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Wazelina, czyli 15 lat minęło „Mnie to kadzą” – rzekł hardzie do swego rodzeństwa Siedząc szczur na ołtarzu podczas nabożeństwa. (Ignacy Krasicki) W 15 rocznicę Radia Maryja w toruńskim Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy szczura zastąpił Przewielebny Ojciec Tadeusz Rydzyk. Kadzących było wielu. Z pasterzy abp Głódź, kilkunastu biskupów, ponad 150 kapłanów. Z prominentnych świeckich premier Jarosław, Giertych Młodszy, Gosiewski, Macierewicz, Krukówna, Jurgiel. Jeśli kogoś pominęłam, niech nie dziękuje. Nie zrobiłam tego w akcie łaski, a najwyżej przez niedopatrzenie. Koncertu w wykonaniu przykościółkowej orkiestry, ponoć jeszcze reprezentacyjnej, Wojska Polskiego słuchało siedem tysięcy wiernych rozgłośni. Jeśli wierzyć „Naszemu Dziennikowi”, „wszechpanująca atmosfera jedności, rozmodlenia i wdzięczności za 15 lat katolickiego głosu w naszych domach gościła w sercach wszystkich świętujących ten wielki jubileusz”. Nie przeszkodziła w interesach. Zachęcano do kupowania budujących serca i umysły człowieka książek, płyt, filmów dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Na specjalnym stoisku, po 298,90 zł, oferowano zestawy satelitarne do odbioru TV Trwam. W przykościelnej kaplicy szkolnej przyjmowano ofiary. W kopertach z dokładnym nazwiskiem i adresem ofiarodawców. Podobno wyłącznie od tych, którzy pragnęli je złożyć. Gdzie składało 5 tysięcy uczestników drugiego dnia obchodów w Bydgoszczy, nie wiemy. Tajemnicą pozostaje także, ile zebrano. Już łatwiej się domyślić, na co pójdą. Chwaleniu i podziękom nie było końca. Wazeliniarskie wypowiedzi polityków warte są zapamiętania. Nie
tylko przez adresata. Obecny premier powiedział, że „Radio Maryja odegrało ważną rolę w dziejach Polski i Kościoła, rozumianego jako wierni. Obecne zmiany nie byłyby możliwe bez Radia Maryja”. Były premier Olszewski: „Potrafiono stworzyć coś takiego, co spowodowało bardzo głębokie zaangażowanie w sprawy społeczne i publiczne. To jest właśnie ten fenomen, który dla mnie jest czymś szczególnym, to jest największym osiągnięciem tej rozgłośni”. Wylewniejszy był Macierewicz: „W Radiu Maryja skupiła się cała wielka polska dusza, ta, która trwała w okresie komunizmu i która tak wspaniale objawiła się w »Solidarności«. Wszystkie nasze nadzieje, wartości, oczekiwania, dążenia zostały skupione w tym, co słyszymy i co odczuwamy poprzez Radio Maryja. Dzięki niemu mamy pewność, że Polska przetrwa, zostanie odbudowana”. Wtórował mu Jurgiel, byłe ministerialne radio-taxi Rydzyka: „Mamy teraz głos prawdy, nadziei, i to jest bardzo potrzebne. Wierzę, że Radio będzie nadal się rozwijało dla dobra naszego kraju i dobra ludzi. Chciałbym, aby (...) pozostało rozgłośnią, która daje nadzieję i uczy, jak żyć”. W słowie biskupów na pierwszy plan wybijało się męczeństwo Radia Maryja, upodabniające je do św. Maksymiliana Kolbego, Westerplatte, a nawet... Chrystusa. Według bp. Sochy „istnieje pewne podobieństwo między działalnością św. Maksymiliana Kolbe i jego dziełem na skalę ogólnopolską i światową a tym, co dzieje się od 15 lat w Polsce przez Radio Maryja, Telewizję Trwam”. Zdaniem bp. Płoskiego, „Radio Maryja służy Bogu i Narodowi. Jest wyjątkowo konieczną placówką, która – jakby dzisiejsze Westerplatte – broni tych wartości, jakich dziś w Ojczyźnie naszej – Polsce – bronić najbardziej trzeba (...), cierpienie wpisane w posługę Radia
Maryja jest znakiem upodobnienia się do Chrystusa”. W panującej atmosferze skandalicznym nieporozumieniem wydaje się, że zamiast otrzymać telegram dziękczynny od papieża Benedykta XVI, ojciec dyrektor musiał go wysłać. Należy mieć nadzieję, że w przyszłym roku ta jaskrawa krzywda zostanie naprawiona. Pora porzucić nadzieję, że Radio Maryja i jego dyrektor zostaną przywołani do porządku. Wbrew obłudnym zapewnieniom Episkopatu, o. Rydzyk zawsze był pod specjalnym protektoratem. Jak napisałam w maju 2006: Episkopat się pochylił w Częstochowie Nad radyjkowym mieszaniem w głowie. Teraz Rydzyka nie wolno tykać, bo to bluźnierstwo w połowie. Z nastaniem rządów katoprawicowej trójkoalicji, Rydzyk zyskał nowych popleczników. Mariaż tronu z ołtarzem jest obustronnie korzystny. Dlatego w odniesieniu do ojca dyrektora nie spełni się druga część bajki Krasickiego „Szczur i kot”: Wtem, gdy się dymem kadzidł zbytecznych zakrztusił – wpadł kot z boku na niego, porwał i udusił. Chyba, że władzę przejmie lewica, poszedłszy uprzednio po rozum. Najlepiej do głowy. Byle nie do Kościoła katolickiego, jak to onegdaj bywało. Piętnaście męczeńskich lat minęło. Kolejna porcja szmalu i wazeliny już za niecały rok. Tymczasem można zmienić rydzykowe zawołanie „Alleluja i do przodu!” na „Tak nam dopomóż PiS”. JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam do czytania mojego bloga www.senyszyn.blog.onet.pl
Drodzy Czytelnicy! Specjalnie dla naszych wiernych oraz dla zupełnie nowych prenumeratorów z dniem 1.01.2007 r. powołujemy Klub Prenumeratora „FiM”. Każdy Czytelnik, który założy (lub założył) w naszej redakcji prenumeratę na 2007 r., otrzyma kartę członkowską Klubu i tym samym stanie się jego członkiem. Dla uczestników Klubu przewidujemy specjalne atrakcje. Już z noworocznym numerem „Faktów i Mitów” każdy prenumerator otrzyma niespodziankę, zaś dla Czytelników, którzy zdecydowali się na wykupienie prenumeraty na cały rok, przygotowaliśmy dodatkowo zestawy faktomitowych gadżetów. Dla uczestników Klubu Prenumeratora „FiM” będą organizowane ciekawe konkursy z licznymi interesującymi nagrodami. Pierwszy konkurs już w numerze świątecznym. Zapraszamy do Klubu!
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Lekcja polskiego Szkoła. W klasie podczas lekcji... Pani: – Jasiu, dlaczego znów nie odrobiłeś zadania domowego? Jaś: – A idź się wysraj ze swoim zadaniem! Nauczycielka najpierw oniemiała, a później zaciągnęła ucznia do dyrektora szkoły: Pani: – No, powiedz panu dyrektorowi, co do mnie powiedziałeś! Dyrektor: – Natychmiast powiedz, jak się odezwałeś do pani! Jaś: – Wiecie co? Idźcie... i razem się wysrajcie! Pedagogów zatkało. A po chwili: Dyrektor: – Taaak? No to jutro w szkole nie pokazuj się bez ojca! Pani: – I bez matki... Jaś: – Dobrze... Przyjdą oboje z przyjemnością. Dyrektor: – A kim jest twój ojciec? Jaś: – Dyrektorem departamentu w Ministerstwie Edukacji u pana Giertycha... Dyrektor: – Hm... A matka? Jaś: – Mama jest nowym kuratorem oświaty. Dyrektor: – Nooo... To nie wiem, jak pani, koleżanko, ale ja się idę wysrać. MarS
Wieczorem premier Lepper, zmęczony dniem pracy, przechodził obok pokoju Klubu Poselskiego Samoobrony. Do jego uszu doszły dźwięki głośnej muzyki, dobiegającej zza zamkniętych drzwi. Zdecydowanym ruchem otworzył je i wszedł do środka. Dobrą chwilę przyzwyczajał oczy do ciężkiej od dymu papierosowego atmosfery pokoju. Po chwili dostrzegł całą śmietankę swojej partii... Wszędzie walały się puste butelki. – Co to?! Pijaństwo w moim klubie, na terenie sejmu!? Mało mamy jeszcze kłopotów?! – A jest powód, panie przewodniczący, jest powód – bełkotliwie odezwał się Filipek. – Koleżanka Lewandowska dostała okres. – Aaa... – westchnienie ulgi wydarło się z wicepremierowskiej piersi. – To mi też polejcie! KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. ostatnia litera odgadniętego wyrazu jest równocześnie pierwszą literą następnego. 1) rozmodlone bakterie, 2) „cham” lub „warchoł”, 3) do niej ładnie, 4) zakręt z kosza, 5) zagrywka konserwatysty, 6) w akwarium panny młodej, 7) to, czego nie ma, 8) w czym ma pijany?, 9) pyszałek w buciorach, 10) gdy los dotyka nieszczęśnika, 11) czy tę pozycję lubi sąsiadka?, 12) część zdobyczy = 4/5 dolara, 13) król stajenny, 14) utrapienie z uzębieniem, 15) na córkę miał chęć, 16) prosty głąb, 17) komiczna historia, 18) gdy równa lewy do prawego, 19) okularki dla narciarki, 20) kulturalna lub naukowa grupa wyjątkowa, 21) i ty tam trafisz, jeśli potrafisz..., 22) on z mych stron, 23) brak w świecy, 24) sprawdzian poziomu testosteronu, 25) jeśli prysznic, to nie czarny, 26) zboczeniec kursowy, 27) światła na ściernisku, 28) okrzyk fanki Paula Anki, 29) król krakersów, 30) granica przegrania, 31) miejsce spotkania, 32) blondyn z „Rudego”, 33) rewolwerowiec na stadionie, 34) gdzie dwóch się bije, 35) gorszący dekolt, 36) za nim pyszne święta, 37) bogaty ze skoku, 38) dla paniska – warstwa niska, 39) co ma suszarka do kompotu?, 40) wstaje o poranku, 41) miara wzięta z raka, 42) jeśli jego, to remiza, 43) klatka przy klatce, 44) w nim grzybki, 45) ślad żandarma z Saint-Tropez, 46) miłośnik wielki... butelki, 47) co marszałek ma na głowie?, 48) wielka siła tkwiąca w smoczku, 49) przebojowy film, 50) opóźnienie na ulicy, 51) zamek w ogrodzie, 52) w co leje wódkę kaczka pijaczka?, 53) na czym gra się dylu-dylu?, 54) co ma wspólnego laska z golasem?, 55) nigdy nie będzie emerytem, 56) klatka przy klatce, 57) brak mu i kości, i stanowczości.
Egzamin z zoologii. Profeso r, wskazując na klatkę, która jest przykryta tak, że widać tylk o nogi ptaka, pyta studenta: – Co to za ptak? – Nie wiem – mówi studen t. – Jak się pan nazywa? – pyt a profesor, sięgając po not es. Student podciąga nogawki. – Niech pan profesor zgadni e...
23
Czy można zgwałcić prostytutkę? Tak, można, ale tylko w samoobronie. ¤¤¤ Cyrkowy magik po swoim kolejnym popisie oznajmia widzom: – Za chwilę sprawię, że zniknie jedna z obecnych tu kobiet. Z ostatniego rzędu słychać męski głos: – Maryśka, zgłoś się na ochotnika! ¤¤¤ Mąż nad ranem wraca do domu, po całej nocce gry w pokera. Żona zaczyna mu robić wyrzuty, a mąż na to spokojnie: – Już nie musisz się więcej denerwować z mojego powodu. Pakuj swoje rzeczy. Przegrałem cię w karty i należysz teraz do mojego kumpla... Żona zaczyna wrzeszczeć: – Ty chamie! Jak można w ogóle wpaść na taki wstrętny pomysł?! – A myślisz, że łatwo mi było pasować przy czterech asach z ręki...
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie z cyklu „Niezapomniane słowa wybrańców narodu” (Waldemar Pawlak)
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 48/2006: „Stop pedałowania”. Nagrody otrzymują: Inocenta Gers z Kołobrzegu, Zofia Dąbrowska z Torunia, Małgorzata Jędrych z Łodzi. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 lutego na drugi kwartał 2007 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 lutego na drugi kwartał 2007 r. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 lutego na drugi kwartał 2007 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
ŚWIĘTUSZENIE
Maryja za awans
Okazuje się, że udział w konferencji mariologicznej może mieć wpływ na awans zawodowy nie tylko katechetów, ale także innych nauczycieli. Bardzośmy ciekawi związku kultu serca Maryi z fizyką, matematyką lub chemią...
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 50 (354) 15 – 21 XII 2006 r.
JAJA JAK BIRETY
W
dobie wszechobecnych krótkich wiadomości tekstowych także wielcy ludzie muszą się nimi posługiwać... Janek, wpadaj do mnie, sezon na kaczki rozpoczęty. Donald ¤¤¤ Jarek! Wpadnij do hotelu, Renia znowu kręci film. Nie bierz Lecha – będzie Żywiec. J. Kurski ¤¤¤ Wracam za 40 dni. Jezus ¤¤¤ Weź zapałki. Neron ¤¤¤ Wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka! Herod ¤¤¤ W Krakowie widziałem smoka! Maciej Giertych ¤¤¤ Szefie, pistolet jest w biurku. Goebbels ¤¤¤ Kochanie, dzisiaj ja zrobię kolację. Hannibal Lecter ¤¤¤ Protestujcie! Luter ¤¤¤ Hiobie! Teraz ja jestem sprite, a ty pragnienie. Bóg ¤¤¤ Gdzie ty ciągle latasz, synu? Dedal ¤¤¤ Nie widzę was. Jurand ¤¤¤
Dla mnie bomba! Bohr ¤¤¤ Masz ochotę się rozerwać? Nobel ¤¤¤ Zaraz wracam. Lassie ¤¤¤
Tak, jadę do Moskwy, nie wiem, w czym wrócę. Bierut ¤¤¤ Kochanie, będę trochę później. Odyseusz ¤¤¤
Esemes Kochanie, dostałem robotę! Syzyf ¤¤¤ Zostać księdzem? No, jest to jakiś pomysł. Karol ¤¤¤ Mona, wyszło, jak wyszło. Ale kto to poza tobą będzie oglądał? Leonardo ¤¤¤ Już dochodzę. Korzeniowski ¤¤¤ Wszystko po mnie spływa. Otylia ¤¤¤ Tak, Jarku. Chcę sprzedać szafę. Lesiak ¤¤¤ Strzelimy po kielichu przed obchodami. Olek ¤¤¤
Gryź! Trener Tysona ¤¤¤ Leszek! Michnik wieczorem będzie z flaszką, urwij się jakoś do domu, przez płot czy jak... Danka ¤¤¤ A gdzie kartka z tekstem hymnu? Kaczyński Opracowała @