Dwaj zakonnicy założyli się, który pierwszy zdoła...
100 RAZY ZGWAŁCIĆ DZIECKO Â Str. 3 INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 50 (510) 17 GRUDNIA 2009 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
Grupa maturzystów z Wrocławia zrobiła to, na co nie było stać ich rodziców, nauczycieli i zestrachanych etyków z profesorskimi tytułami. Młodzi ludzie powiedzieli, że mają już dość klerykalizacji państwa i dość krzyżowania zawłaszczanej przez Kościół publicznej szkoły. No i rozpętało się piekło. Â Str. 6-7
 Str. 12
 Str. 15 ISSN 1509-460X
 Str. 13
2
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Lech Kaczyński jest w prostej linii potomkiem Bolesława Krzywoustego, a nawet Mieszka I – odkrył genealog Marek Jerzy Minkowski (a Jarosław... czyżby był po stajennym?). Prezydencik Wolski odetchnął: Wreszcie będę lepszy od Gosia – Kmicicowego pomiotu! Jaruzelski domagał się w roku 1981 interwencji radzieckiej. Tak ponoć wynika z notatki sporządzonej przez Kulikowa – adiutanta dowódcy Układu Warszawskiego. Pierwsi dokopiemy generałowi, jeśli to prawda, ale ponieważ tego newsa podała „Rzepa” za IPN, to sprawa jest już mocno podejrzana. Cała Polska żyła tanecznymi zmaganiami Anny Muchy z Nataszą Urbańską. Mucha wygrała, bo tańczyła gorzej i w ogóle tańczyć nie umie. Nataszę widzowie spuścili (taka polska zawiść), bo tańczy genialnie, i to od zawsze. To po co dziewczynę w ogóle zaproszono do programu? Przed świętami polscy celebryci otworzyli swoje serca przed najbardziej potrzebującymi. Przodowali dwaj publiczni katolicy, którzy oddali „to, co dla nich najcenniejsze” na licytację. Dochód z niej TVN przeznaczy na protezy dla 16-letniej Kasi, która po porażeniu prądem straciła obie ręce i nogę. Durczok oddał egzemplarz swojej... książki (którą przy okazji zareklamował), a Prokop odżałował własną... karykaturę. Chwalmy Pana! 10 tysięcy pielgrzymów przybyło do katolickiego sanktuarium w Knock, w Irlandii. Zgodnie z zapowiedzią, miała się tam ukazać Matka Boska. Centralnie w tarczy słonecznej, w samo południe. 2 tysiące z nich przysięga, że Mamusię widzieli. Komu o tym opowiadają? Lekarzom z kliniki w Galway, gdzie trafili z ciężkimi poparzeniami oczu. 500 osób może już nigdy Mamusi nie zobaczyć. Ani niczego innego. Katalońska lewica, która jest jeszcze bardziej antyklerykalna niż socjaliści Zapatery, przeforsowała projekt parlamentarnej uchwały o całkowitym zakazie wieszania krzyży w szkołach i innych instytucjach publicznych. W odpowiedzi rzeczniczka diecezji madryckiej Maria Rosa de la Cierva oświadczyła wzburzona, że następnym krokiem może być już tylko palenie religijnych obrazów. Naszym zdaniem, Hiszpanie – wypełniając II przykazanie Dekalogu (tego w Biblii, nie w katechizmie) – od tego powinni zacząć. Po 19 latach padł jedyny lewicowy dziennik w kraju – „Trybuna”. Redakcja zapowiada wznowienie wydawania tytułu za kilka miesięcy. Choć w to wątpimy, szczerze życzymy powodzenia. „Przez wszystkich w Polsce, nawet przez zdeklarowanych ateistów, papież Jan Paweł II jest uważany za bezdyskusyjnie największego z Polaków w historii i za dumę narodową” – donosi francuski „Le Figaro” piórem Jeana-Marie Guenois. Panie Jeanie-Marie, gdzie pan zbierał te dane? W Licheniu, Częstochowie czy w Łagiewnikach? „Gdzieś, kiedyś zdarzyło się, że ksiądz, duchowny, no wypił kieliszek koniaku. No, podnieście rękę, kto w życiu nie wypił kieliszka koniaku czy jakiegoś tam piwa? No? Nie widzę nikogo! Jakby wam dali, toby tu połowa wypiła zaraz! I co, pojechał, lekka stłuczka i wszyscy wrzeszczą na cały świat, jakby coś naprawdę się stało!” – krzyczał do wiernych tata Rydzyk. Tylko patrzeć, jak przy trasach obok antyradarów będą sprzedawać sutanny. Słowa Rydzyka tak ucieszyły księdza kanonika Stanisława S. z Brzezin, że natychmiast golnął sobie z tej radości parę głębszych, wsiadł za kierownicę i wyrżnął w tył jadącej przed nim ciężarówki. Szczęśliwie nic mu się nie stało, bo inaczej nie miałby kto stanąć przed kaliskim sądem, a ten sąd to co? „Nie wypił kieliszka koniaku czy jakiegoś tam piwa”? „Dewianci seksualni, gwałciciele, narkomani i przestępcy” – parafianie łódzkiego kościoła Matki Bożej Różańcowej w pierwszej chwili myśleli, że ksiądz z ambony mówi o swoich kolegach z Irlandii, ale nie... Z iście pasterską miłością mówił o dzieciach z pobliskiego pogotowia opiekuńczego. „Dzięki lekcjom religii (w szkole – przyp. red.) młodzi mają szansę nie wyrosnąć na narkomanów i przestępców, tylko na przyzwoitych ludzi” – oświadczył wicemarszałek sejmu Stefan Niesiołowski. W czasach, gdy religia była w salkach przykościelnych, przestępczość była w Polsce kilkakrotnie niższa. Ale co fakty mogą obchodzić starego mitomana?
Już za tydzień numer świąteczny... ...poszerzony o 4 dodatkowe strony (czyli w sumie – 32 strony). A w nim wiele świątecznych atrakcji i rozrywki. Cena poszerzonego numeru – 6 zł. Informujemy także, że następny, noworoczny numer ukaże się po niecałych dwóch tygodniach – w Sylwestra, w czwartek 31 grudnia. Redakcja
Nowa jakość C
iekawe uczucie, przyznacie Państwo. Człowiek kładzie się spać albo idzie napić się drinka w państwie świeckim, a wstaje z łóżka lub od stołu w wyznaniowym. Żeby coś podobnego przeżyć, wcale nie musiałem teleportować się do Iranu. To doświadczenie stało się moim udziałem nad Wisłą. I to podwójnie. Oto Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przeforsowane niegdyś przez Giertycha przepisy dotyczące wliczania ocen z religii do średniej na świadectwie są zgodne z ustawą zasadniczą. Tyle szokująca sentencja, ale jej uzasadnienie jest jeszcze bardziej powalające. TK z rozbrajającą szczerością zauważył ponadto, że „wybór religii może nie być swobodny, ale podejmowany pod presją społeczną. Wynika to z faktu, że w Polsce zdecydowana większość wierzących to katolicy”. Jednak – UWAGA! – „nie jest to sprawa, którą mógłby się zająć Trybunał Konstytucyjny”. Tym samym TK odesłał nas do... trybunału boskiego. Jeśli do tej pory mogłem arbitrów z TK oskarżyć najwyżej o cynizm, to w dalszej części komentarza posunęli się do kłamstwa, twierdząc, że „wyrok nie jest przejawem wspierania jakiegokolwiek światopoglądu, ponieważ rodzice i dzieci mają możliwość wyboru i w zamian mogą zdecydować się na lekcje etyki”. Z całą stanowczością używam w odniesieniu do sędziów TK słowa „kłamstwo”, bowiem trudno sobie wyobrazić, by kilkunastu dorosłych ludzi – kobiet i mężczyzn z naukowymi tytułami i gigantycznym dorobkiem zawodowym – było na tyle wyalienowanych z rzeczywistości, aby nie słyszeć, że etyki u nas właściwie nie ma. W całej Polsce zaledwie 345 placówek – spośród 32 tysięcy szkół – uwzględnia ją w swym programie. To tylko nieco ponad JEDEN PROCENT! A zatem owa „możliwość wyboru” to ordynarne łgarstwo podyktowane panicznym strachem przed panującym Kościołem katolickim i politycznymi decydentami na jego usługach. A przecież w grę wchodzi jeszcze obraza konstytucji przez najważniejszych sędziów Najjaśniejszej, którzy winni jej strzec jak źrenicy oka. Ustawa zasadnicza stanowi bowiem, że nikogo nie wolno zmuszać do samookreślania się w kwestii wyznania czy bezwyznaniowości. Tymczasem ocena z religii albo jej brak na świadectwie (nie mówiąc już o jej wliczaniu do średniej, bo to w tej chwili sprawa marginalna) takim właśnie samookreśleniem jest. Przecież analogiczny brak oceny z wychowania fizycznego wskazuje, że uczeń ma jakieś kłopoty zdrowotne. Niestety, obawiam się, że nie tylko na Podkarpaciu brak noty z religii przysporzy absolwentowi kłopotów na kolejnych szczeblach edukacji i kariery. O takich przypadkach już jesteśmy informowani. Czy o tym wszystkim mogli nie wiedzieć arbitrzy Trybunału? Otóż nie mogli, tylko bali się o tym głośno powiedzieć. Nawet pomyśleć się bali, bo jeszcze by ktoś tupnął purpurowym lakierkiem... Jedna tylko profesor Ewa Łętowska okazała się w tym gronie mężczyzną i, zgłaszając do protokołu zdanie odrębne, pokazała kolegom, gdzie się zgina dziób pingwina. Pozostali (Bohdan Zdziennicki, Stanisław Biernat, Zbigniew Cieślak, Mirosław
Granat, Marian Grzybowski, Wojciech Hermeliński, Adam Jamróz, Marek Kotlinowski, Marek Mazurkiewicz, Janusz Niemcewicz i Andrzej Rzepiński – ich nazwiska przytaczam ku wiecznej niepamięci) pobiegli sprawdzić, czy na frakach jest jeszcze dość miejsca na kolejne ordery. Jeszcze nie zdążyłem ochłonąć po wyroku TK, a już dowiedziałem się, że posłowie głosami 357 za i tylko 40 przeciw przyjęli „uchwałę o wolności wyznania”. Pod tym zakamuflowanym frazesem należy rozumieć fakt, że krzyże mają nadal wisieć tam, gdzie już wiszą, a nowych może przybywać do woli. Jakże zgodna koalicja ponad podziałami PiS, PSL i PO (jednym z nielicznych przyzwoitych okazał się – nie pierwszy już raz – Kazimierz Kutz) uchwaliła m.in., że „znak krzyża jest nie tylko symbolem religijnym i znakiem miłości Boga do ludzi, ale w sferze publicznej przypomina o gotowości do poświęcenia dla drugiego człowieka, wyraża wartości budujące szacunek dla godności każdego człowieka i jego praw”. Ciekawe, czy setkom tysięcy ofiar Kościoła też „przypominał”? A poza tym – kto komu zabrania nosić krzyż na szyi czy w teczce? Z uchwały dowiadujemy się nadto, że „zarówno jednostka, jak i wspólnoty mają prawo do wyrażania własnej tożsamości religijnej i kulturowej, która nie ogranicza się wyłącznie do sfery prywatnej”. Jeśli tak rzeczywiście jest, a raczej odtąd ma być, to „jednostka” ma odtąd prawo w jakimś Pcimiu powiesić w strefie nieprywatnej, czyli publicznej, na przykład w klasie, Gwiazdę Dawida, a „wspólnota” buddystów z Wąchocka – Koło Dharmy. A godzinę później i „jednostka”, i „wspólnota” dostaną kopa od proboszcza albo nieznanych sprawców wychodzących akurat z kościoła, a jeszcze pół godziny potem trafią do aresztu za chuligańskie wybryki i obrazę jedynie słusznych uczuć religijnych. Czy wyrok Trybunału Konstytucyjnego i uchwała Sejmu RP tak naprawdę coś zmieniły w polskiej tzw. przestrzeni publicznej? Teoretycznie nic. Obie instytucje tylko potwierdziły i przyklepały istniejące status quo. Praktycznie jednak mamy nową jakość, która może okazać się bardzo interesująca i odświeżająca. Wcale nie żartuję. Kiedyś, kiedy sam byłem licealistą, noszenie na szyi krzyżyka czy medalika to były akty pewnej odwagi, a już na pewno kontestacji rzeczywistości. Teraz – zobaczycie – będzie odwrotnie. Manifestowanie katolickiej wiary i pobożności po linii reżimu zrobi się cokolwiek zawstydzające. I to jest jakieś pocieszenie. JONASZ
14
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
S
kala makabrycznych dewiacji w kościelnych sierocińcach w Australii dopiero zaczyna wychodzić na światło dzienne. Program przesiedlania dzieci z Wielkiej Brytanii za ocean zakończono oficjalnie dopiero w latach 70. Nieoficjalnie trwał o wiele dłużej. Na czym polegał? Specjalne ekipy pracowników socjalnych wyłapywały na ulicach brytyjskich miast (a nawet w szkołach, przedszkolach i sierocińcach) dzieci wyglądające na zaniedbane. Im były młodsze, tym lepiej. Górna granica to 13 lat. Dolna nie istniała. Dlaczego urzędników interesowali tylko najmłodsi? Chodziło o to, by łatwo można było wmówić im nową tożsamość i wymazać z pamięci wspomnienia dotyczące rodziców. Łapanki uliczne skończyły się z początkiem
– To uratowało mnie przed zgwałceniem już na pokładzie statku i przed późniejszym stałym molestowaniem seksualnym. Zakonnicy gustowali bowiem w znacznie młodszych dzieciach. Niektóre ich ofiary nie miały nawet 3 lat – dodaje. Nad sprawnym przebiegiem akcji przesiedleńczej czuwała katolicka Kongregacja Braci w Chrystusie (Christian Brothers), nazywająca się prawdziwie chrześcijańską. To ona (i jeszcze kilka formacji katolickich) zakładała w Australii (i innych krajach) sierocińce-obozy pracy. To ona czerpała z pracy dziecięcych rąk niewyobrażalne zyski, pobierała dodatkowe gratyfikacje od rządu brytyjskiego za to, że Korona nie musiała już łożyć bajońskich sum na utrzymywanie sierocińców i finansowanie opieki społecznej na Wyspach.
GORĄCY TEMAT byli przy okazji informowani, że niemal wszyscy malcy są dziećmi prostytutek, które je porzuciły. Pruderyjne brytyjskie społeczeństwo przełknęło to kłamstwo. Po dopłynięciu na antypody bracia w Chrystusie rozprowadzali malców po obozach pracy rozsianych na kontynencie. Były to zazwyczaj gigantyczne gospodarstwa rolne i hodowlane, a dzieci pracujące po 12–14 godzin dziennie stanowiły darmową siłę roboczą. Oczywiście, o żadnej szkole nie mogło być mowy. Aż trudno w to uwierzyć, ale niektórzy z przesiedleńców do dziś są częściowymi lub całkowitymi analfabetami. Jednak nie praca ponad siły, nie brak odpoczynku i nie nędzne wyżywienie były najgorszym koszmarem. Oto dziecięce obozy stały się niewyczerpanym rezerwuarem obiektów
białe dzieci o możliwie aryjskiej urodzie. Po niedługim czasie obozy pracy istniały już tylko w dzień, a wieczorem i nocą zamieniały się w domy gwałtów. Płacz, apatia, odmowa, próby ucieczki lub samobójstw były przez Braci w Chrystusie karane ze skrajną surowością, tak aby kara była przestrogą i dostatecznym straszakiem dla innych. Bracia przypominali sobie na australijskich pustkowiach, że przede wszystkim są samcami, a dopiero później zakonnikami. W dokumentach rządu Australii są zeznania kilkunastu tysięcy dzieci, chłopców i dziewcząt (dziś są to osoby dorosłe) wykorzystywanych seksualnie. Codziennie. Niekiedy kilka razy dziennie przez trzech, czterech dorosłych zboczeńców. Szczególnie wstrząsające są złożone pod przysięgą zeznania jedenastoletniego
Ziemia obiecana „Dwóch zakonników z Kongregacji Braci w Chrystusie, ojciec Tom i ojciec Bill, założyło się, który pierwszy zgwałci mnie sto razy. Wygrał Tom. Miałem wtedy 11 lat”. II wojny, ale selekcje w sierocińcach trwały jeszcze długo potem. Według ostrożnych wyliczeń, w Nowej Zelandii, Rodezji, Kanadzie, a przede wszystkim Australii, do specjalnych sierocińców, a właściwie obozów pracy, trafiło w ten sposób 150 tysięcy najmłodszych Brytyjczyków. Niektóre szacunki mówią nawet o 300 tysiącach. Co na to ich biologiczni rodzice? System skutecznie ich zastraszał, twierdząc, że są niewydolni społecznie, niezaradni życiowo i za częste pozostawianie dzieci bez opieki (np. wówczas gdy szli do pracy na 12 godzin) czeka ich sroga kara, niewykluczone, że i więzienie. To działało. – Jechaliśmy do Australii chętnie. Zwiedzeni obietnicami nowego, lepszego życia i szczęśliwego dzieciństwa. W porównaniu ze straszną atmosferą panującą w kościelnym domu dziecka, w którym przebywałem już 5 lat, wszystko wydawało się lepsze. A tam obiecywano nam raj. Pamiętam, że przyszli do nas nieznani zakonnicy i powiedzieli, że Australia to kraina mlekiem i miodem płynąca, że codziennie będziemy jeździć konno do szkoły. Kiedy zapytali nas, kto chce jechać, wszyscy podnieśliśmy ręce. Wówczas nie mieliśmy nawet pojęcia, gdzie jest Australia i traktowaliśmy to jako wspaniałą przygodę. Czuliśmy się wyróżnieni i szczęśliwi – opowiada 76-letni dziś Laurie Humphreys, który mieszka w Perth. W podróż liczącą 19 tysięcy kilometrów wyruszył w 1947 roku. Miał wówczas 13 lat i był najstarszy z transportu.
Wszystko zorganizowane było perfekcyjnie. Rząd JKM fałszował metryki dzieci, zmieniał im nazwiska, czas i miejsce pochodzenia – całą tożsamość... Dostawały nową. Wszystkie dowiadywały się, że nie mają żadnego rodzeństwa, a ich rodzice dawno nie żyją. Oczywiście, im młodsze było dziecko, tym większe szanse powodzenia miało pranie mózgu. A jednak władze Wielkiej Brytanii musiały od czasu do czasu tłumaczyć społeczeństwu, w którym kierunku i po co wypływają z angielskich portów statki z tysiącami dzieci na pokładach. Stworzono więc takie oto tłumaczenie: „Rząd Jej Królewskiej Mości, kierowany miłosierdziem, prawdziwą filantropią i bezinteresowną chęcią ratowania dzieci przed ubóstwem i nędzą, postanowił stworzyć im lepszą przyszłość za oceanem”. Także dziennikarze
seksualnych dla okolicznych mężczyzn (robotników, ale nie tylko), których było trzy albo i cztery razy więcej niż kobiet. Większość tych mężczyzn stanowili deportowani z Wielkiej Brytanii więźniowie i skazańcy... Biali Australijczycy byli przy okazji jedną z najbardziej rasistowskich nacji na świecie, dlatego też z Anglii przywożono wyłącznie
Johna. Stał się przedmiotem „współzawodnictwa” dwóch zakonników – braci w Chrystusie. Założyli się o to, który pierwszy zgwałci chłopca sto razy. Trzeci zakonnik był sekundantem i liczył. Mary S. opowiedziała śledczym, że ojciec Georg był troskliwy i bardzo martwił się, że podczas stosunków z nim dziewczynka nie odczuwa przyjemności i że ją boli. Nauczyła się udawać, licząc, że intensywność zbliżeń zmaleje. Myliła się. Miała wtedy 10 lat. Australia (podobnie Kanada) nie doczekała się jeszcze – w przeciwieństwie do Irlandii – rzetelnego opracowania na temat makabrycznych dewiacji seksualnych, jakich na nieletnich przybyszach zza oceanu dopuszczali się jej obywatele, głównie w sutannach i habitach. Tymczasem stowarzyszenia skupiające ofiary zboczeń – Home Children Kanada i Home Children Australia – szacują, że ponad 2/3 przywiezionych z Wielkiej Brytanii dzieci wykorzystywano seksualnie.
3
A więc ok. 150 tysięcy małych dziewczynek i chłopców. Niektóre z nich podczas stosunków seksualnych trwale okaleczono fizycznie. Strasznych spustoszeń w psychice nikt już nie zliczy i nie wymaże. Trzy tygodnie temu premier Australii Kevin Rudd oficjalnie przeprosił za to, co się działo z dziećmi na australijskiej ziemi. Prosił też o wybaczenie tych wszystkich, którzy musieli znosić „fizyczne cierpienie, głód emocjonalny oraz ciągły brak miłości, czułości i opieki”. – Przepraszam za tę tragedię, absolutną tragedię utraconego dzieciństwa – powiedział premier, bezpiecznie omijając wstydliwy problem wykorzystywania seksualnego. Przemawiający tuż po nim lider opozycji Malcolm Turnbull zaczął od słów: „Mimo że już czuliście się osamotnieni, porzuceni i pozbawieni miłości, to wielu z was było jeszcze bitych i wykorzystywanych fizycznie, seksualnie, psychicznie. Traktowano was jak przedmioty, nie jak ludzi. I pozostawiano samym sobie z poczuciem całkowitego poniżenia”... Tylko tyle był w stanie powiedzieć, bo... rozpłakał się. Tłum zgromadzony na placu w Canberze nagrodził tę jego „słabość” owacją. A co na to wszystko premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown? Dziennikarze zbliżeni do źródeł w rządzie JKM twierdzą, że milczy, bo wraz z oficjalnymi przeprosinami, do których ponoć dojdzie na początku przyszłego roku, premier ma zaproponować kwotę zadośćuczynienia dla ofiar programu wywózki, który trwał dziesięciolecia. W USA Kościół wypłacił ofiarom molestowania ponad miliard dolarów. Skala brytyjsko-australijsko-kanadyjskiego zjawiska była wielokrotnie wyższa. Tymczasem premier Australii oświadczył, że poza przeprosinami jego kraj niczego więcej w tej sprawie nie zamierza już robić. Jeszcze dalej poszedł premier Kanady – stwierdził on, iż nie zamierza nawet przepraszać, bo „Kanada i tak zrobiła dużo, przyjmując pod swoje niebo brytyjskie sieroty”. Fakt, że, w latach 1947–1969 blisko 80 procent małych przybyszów z Anglii było molestowanych (takie są wyliczenia Home Children Kanada) nie ma dla premiera Kanady żadnego znaczenia. MAREK SZENBORN
4
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Syf, kiła i mogiła W ostatniej dekadzie liczba zachorowań na kiłę zwiększyła się w Wielkiej Brytanii dziesięciokrotnie. Przyczyna? Częstsze kontakty z Polkami i Rosjankami. Tak przynajmniej twierdzą brytyjscy eksperci. W 1999 roku na Wyspach odnotowano 223 przypadki zachorowania na kiłę, w roku 2008 – ponad 2,5 tys. Najczęściej chorują mężczyźni, znaczy się – zaraziły ich polskie lub rosyjskie emigrantki. Dlaczego u nas, w ojczyźnie nosicieli krętka bladego, plagi syfilisu nie zaobserwowano? Wszyscy chorzy udali się do Wielkiej Brytanii, aby tam zarażać? Czy Anglicy, z powodów, o których nie wypada wspominać, nie tykają już swoich rodaczek? Liczba zachorowań wśród angielskich homoseksualistów też się zwiększyła: z zaledwie 53 przypadków w roku 1999 do 1,3 tys. w roku ubiegłym. Czy to za sprawą naszych przystojnych chłopców o mniej popularnej orientacji? Tego angielscy znawcy już nie potwierdzają. Co jeszcze słychać w drugiej ojczyźnie Polaków? Otóż nad naszymi rodaczkami pracującymi w Zjednoczonym Królestwie zlitowały się tamtejsze organizacje charytatywne! Jest już tak źle? Angielskie społeczeństwo, tak jak i inne europejskie, starzeje się.
T
Według szacunków, do roku 2030 liczba 80-latków w W. Brytanii podwoi się. Opieka nad starszymi osobami wśród rodowitych Anglików postrzegana jest jako... no cóż – przejaw nieudolności, która nie pozwoliła na znalezienie lepszego zajęcia. Stąd potrzeba uzupełnienia niedoborów. Przyjezdnymi właśnie. Polki są wykorzystywane przy zatrudnianiu w brytyjskich domach opieki dla osób starszych – ujawnił raport fundacji Oxfam. Nie znają swoich praw, więc pracują ciężej niż Anglicy, często bez prawa do urlopu czy zasiłku chorobowego.
warz Donalda Tuska nieodmiennie nosi na sobie wymalowany szeroki uśmiech i zdaje się mówić: jest świetnie, doskonale, Polska jest nieodmiennie gospodarczym tygrysem Europy. To prawda i to bardzo dobrze, że Polska jako jedyny kraj Unii (ale nie Europy!) ma tzw. dodatni wzrost gospodarczy. Podobnie jak Białoruś Łukaszenki, która uchroniła swoją gospodarkę przed kryzysem, choć sąsiednie kraje pogrążone są w dramatycznej recesji. Ale co właściwie oznacza ów magiczny wzrost PKB, który tak bardzo cieszy naszego premiera? Tyle tylko, że zarejestrowane w Polsce firmy sprzedały o 1,7 procent więcej towarów i usług niż w roku poprzednim. To oczywiście dobra wiadomość, ale... o niczym innym ona nie świadczy, jak tylko o wielkości obrotów. Nie świadczy na przykład o rzeczywistej kondycji finansowej tych firm, bo łatwo można sobie wyobrazić sytuację, że większa sprzedaż przy spadku marż może prowadzić do mniejszych zysków niż w poprzednim okresie, teoretycznie gorszym, bo wykazującym się niższą sprzedażą. Wzrost PKB jeszcze mniej mówi o kondycji gospodarstw domowych, czyli prawdziwych konsumentów. Fakty są takie, że w ciągu roku tego rzekomego „wzrostu gospodarczego” liczba bezrobotnych wzrosła... już prawie o pół miliona. To jest tragedia kilkuset tysięcy rodzin, którym wraz z utratą pracy świat (a zapewne także liczne kredyty), zawalił się na głowę. W kraju, w którym rząd poważnie traktowałby swoje zadania wobec współobywateli, uznano by to za tragedię narodową i gorączkowo szukano rozwiązań. I jeszcze jedna znamienna cyferka – w ciągu ostatniego roku bezrobocie wśród młodzieży do 25 roku
Emigrantki z mizerną znajomością języka często nieświadomie podpisują kilkuletnie zobowiązania, z których trudno im się potem wycofać. Zwłaszcza kiedy dowiadują się, że po zerwaniu kontraktu będą musiały zwrócić koszty podróży i zakwaterowania, na co oczywiście ich nie stać. Na potrzeby raportu, opublikowanego w angielskim dzienniku „Guardian”, wypowiedziało się kilka Polek zatrudnionych w domach opieki społecznej. „Jeśli się pochodzi z innego kraju, to nie ma się zbytniej wiary w siebie. Obcokrajowcem, który nie zna biegle języka, łatwiej manipulować”; „Pracowałam minimum 60 godzin w tygodniu przez dwa lata. Przez 5–6 dni w tygodniu byłam na nocnych zmianach od godz. 20 do 8” – to tylko niektóre z relacji. Wszyscy zaniepokojeni losem Polek, które na obczyźnie zbytnio sobie pofolgowały tudzież pracują jak wyrobnice, niech pamiętają o naszej najsłynniejszej emigrantce. Isabel, urocza żona premiera Marcinkiewicza, na obczyźnie i karierę zrobiła, i bogatego męża znalazła. Takie historie też się zdarzają! JUSTYNA CIEŚLAK
życia wzrosło o 42 procent, czyli niemal o połowę! Takie są skutki zapchania się emigrantami z Europy Wschodniej Irlandii i Anglii, które wchłaniały w ostatnich latach nadwyżkę wchodzącej na rynek pracy naszej młodzieży. Ten katastrofalny wzrost bezrobocia wśród młodych odsłania prawdziwą twarz całego systemu społecznego, który w znacznej mierze żył z haniebnego eksportu własnych „zbędnych” dzieci. Nie chcę przez to powiedzieć, że Polska Tuska i PO jest gorsza, niż byłaby Polska rządzona przez Kaczyńskich lub Napieralskich. Pod względem gospodarczym byłoby zapewne podobnie, bo żadna z tych partii nie ma pomysłu na inną politykę gospodarczą niż neoliberalna. Natomiast pod Kaczyńskimi atmosfera byłaby nie do zniesienia, a zapewne pod Napieralskimi byłoby tylko nieco mniej klerykalnie niż pod Tuskami. Chcę tylko powiedzieć, że przyzwyczailiśmy się do pospolitego dziadostwa, które prezentuje nasza klasa polityczna. Przecież nawet w okresie 2007–2008, najlepszym pod względem dostępności pracy od 20 lat, polskie bezrobocie sięgało 9 procent (na prowincji gdzieniegdzie nawet 20 procent). Tę bardzo dużą liczbę ludzi bez pracy traktowano jako niebywały sukces i cud nieomal. Tymczasem w Niemczech pogrążonych w prawdziwej recesji bezrobocie wzrosło z 7,1 do 7,4 procent, czyli minimalnie. W Polsce, gdzie ponoć jest wyjątkowy wzrost gospodarczy, podniosło się z 8,9 do 11,4 proc. Nawet prawdziwa recesja nie musi oznaczać ludzkiej tragedii. Potrzeba tylko rzetelnej wiedzy ekonomicznej zamiast ideologii i zdecydowania się na cel, jakim jest ochrona najsłabszych. No, ale Niemcy mają swój pragmatyzm i polityczny humanizm, a my jesteśmy krajem „wartości”. Katolickich oczywiście. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Fajnie jest?
Prowincjałki O tym akurat mogą sobie tylko pomarzyć mieszkańcy Wronek, Szamotuł czy Kępna. Stacje kolejowe w swoich miastach, owszem, mają, ale – jak wynika z nowego rozkładu jazdy PKP – większość pociągów nie będzie się na nich zatrzymywać. Powód? Perony zrobiły się za krótkie.
WSIĄŚĆ DO POCIĄGU...
Przy jednej z dróg w Bartoszycach trwała wycinka drzew. Jeden z drwali został oddelegowany do zawiadywania ruchem. A że ledwo trzymał się na nogach, kierowcy wezwali policję. Ta ustaliła, że facet upił się z frustracji, bo kierujący pojazdami ignorowali jego polecenia.
ODREAGOWAŁ
Jesteś głodny? Na co czekasz?! W myśl tej dobrej rady kilku młodych bezrobotnych smakoszów z Płocka zamawiało jedzenie na wynos – od pizzy po cielęcinę z warzywami. Za każdym razem przy odbiorze posiłków zamiast dostawcom płacić, straszyli ich pobiciem. Na koszt kolejnych lokali gastronomicznych żywili się ponad miesiąc. Wkrótce przerzucą się na wikt więzienny.
WILCZY APETYT
...na próby resocjalizacji okazał się 19-latek ze Świecia. Okradał mieszkania, samochody, sklepy. W sumie przez 9 dni popełnił 7 przestępstw. Zajęłoby mu to pewnie mniej czasu, ale miał pecha, bo po każdym wyczynie trafiał na dobę do policyjnego aresztu. Po czym go wypuszczali.
ODPORNY...
Tajemnicza nieznajoma zapukała do mieszkania w gminie Skulsk, weszła i padła na kolana przed świętym obrazem, by pomodlić się o zdrowie, szczęście i powodzenie dla gospodyni. 83-latka bardzo się taką postawą wzruszyła i postanowiła kobiecie dać parę groszy. Niepotrzebnie, bo – jak się wkrótce okazało – „dobra pani” za odklepanie zdrowasiek zainkasowała resztę oszczędności staruszki. Opracowała WZ
DROGIE MODŁY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Świat potrzebuje mediów. I właśnie tutaj. Co z mediami jest? I dlaczego takie myślenie? Bo tak ludzie słuchają, bo w głowach mają telewizory i te wszystkie, jak nie „Wybiórcza”, to „Wyborcza”, jak nie „Fakt” to „Fakty i Mity” i takie mity, bez sensu to wszystko. Ja jadę w stronę Łodzi i jest taki przed Łodzią taki plakat, taki nawet nie billboard tylko takie smarowidło jakieś i tam biskup... Jakaś taka... taka karykatura biskupa i „Czytajcie prawdę o kościele”, „Powiemy wam prawdę”, „Fakty i Mity”. No któż to wydaje? Módlmy sie za tego księdza, który rzucił kapłaństwo. A ludzie kupują, jak gęsi, jak gęsi, jak stado gęsi idą. Jesteśmy spod znaku orła i nie możemy pozwolić na takie rzeczy, aby w Polsce było takie obrażanie biskupa. Gdzie są ci parlamentarzyści? Gdzie są te samorządy? Wybieraliście ich. Gdzie są ci rządzący? Przecież to Polska, a nie prywatne ranczo. A rządzący to zgraja bandytów. (o. Tadeusz Rydzyk)
Jedną z najważniejszych misji Radia Maryja jest „otwieranie oczu” na niebezpieczeństwa płynące z funkcjonowania mediów. (bp Adam Lepa)
Mam nadzieję, że w krótkim czasie rozprawię się z Kaczyńskim, potem z Wyszkowskim, potem z Cenckiewiczem i z tym drugim jego kolegą, a na koniec zostawię sobie Kurtykę. (Lech Wałęsa)
Zwykłem czytać to, co podpisuję. Jako konserwatysta i katolik nie mogłem zaakceptować formuł orzekających o miłości Boga do ludzi w formule retorycznej kazania w oświadczeniu politycznym. (Rafał Grupiński, wiceszef klubu PO, jeden z czwórki posłów tej partii głosujących przeciwko uchwale o obronie krzyża)
Krzyże w szkołach, szpitalach, budynkach administracji publicznej sprawiają, że osoby nieidentyfikujące się z katolicyzmem czują się tam jak goście. By strawestować Boya, to symbole dominacji, które „nasi okupanci” wieszali kiedyś skrycie w nocy, a dziś już otwarcie w dzień. (Sławomir Sierakowski, red. naczelny „Krytyki Politycznej”)
Krzyże nie są ozdobami z okazji świąt Bożego Narodzenia, to nie są bombki, które można dowolnie zdejmować i zawieszać. (abp Sławoj Leszek Głódź) Wybrali: DS, BS, OH
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
NA KLĘCZKACH
POLSKA MAŁO KATOLICKA Wbrew rozpowszechnianym przez Kościół opiniom, jakoby Polacy masowo popierali obecność krzyży w budynkach publicznych, okazuje się, że fakty są nieco inne. Według sondażu portalu Interia.pl, aż 63 proc. respondentów popiera wyrok Trybunału w Strasburgu, nakazujący usunięcie krzyży ze szkół, a tylko 37 procent jest za ich utrzymaniem. Z kolei według sondażu prawicowej „Rzepy” zrobionego przez instytucje kościelne, co czwarty Polak nigdy nie praktykuje w kościele, połowa nie widzi konieczności brania ślubu kościelnego, tyleż samo popiera sztuczną antykoncepcję i akceptuje współżycie seksualne przed ślubem. MaK
SIOSTRY NIEWIDKI Łódzkie karmelitanki bose skarżą się, że wokół ich klasztoru powstają wysokie budynki. Uważają, że w ten sposób łamane są porozumienia rządowo-kościelne, które zapewniają swobodę działania zakonów klauzurowych, czyli zamkniętych. Mniszki, którym niemal zupełnie nie wolno kontaktować się ze światem zewnętrznym, obawiają się, że podczas spacerów w ogrodzie będą podglądane przez lokatorów nowego 7-piętrowego budynku. Co gorsza, same siostry także zobaczą swoich sąsiadów. Po prostu skandal! MaK
ZDROWIE WAŻNIEJSZE W ostatnich tygodniach pisaliśmy wiele o tym, że Kościół niefrasobliwie podchodzi do epidemii grypy. Ale bywają wyjątki – rzecznik kurii sosnowieckiej zaapelował do przeziębionych katolików, aby nie przychodzili do kościoła. Tamtejsza kuria współpracuje w tej sprawie
z sanepidem. Jak widać, gdy się chce, to można dostrzec więcej niż koniec własnej tacy. MaK
COŚ ZA COŚ Wyjątkowo owocnie przebiegło spotkanie radnych powiatu jasielskiego. Najpierw ustalono, że zamknie się trzy profilowane licea, które – zdaniem urzędujących – nie sprawdziły się. Potem na pociechę zaproponowano, że wystawi się... figurę Michała Archanioła. Jako patrona powiatu. „Myślę, że patronów nigdy za dużo i jeżeli będziemy mieli za opiekuna jednego z największych archaniołów, Michała, to będzie to procentowało pozytywnymi działaniami” – przekonuje Alicja Zając, przewodnicząca Rady Powiatu. Nie wiadomo, co na to archanioł, ale uczniowie i podatnicy pukają się po głowie. JC
STRZAŁ W CIEMNO Krakowski student Damian D. wpadł na niecodzienny pomysł dorobienia sobie do czesnego. Wytypował grupę potencjalnych ofiar, wśród których byli biznesmeni, samorządowcy, a nawet katolicki ksiądz, i zaczął ich nękać anonimami, w których przedstawiał rzekome grzeszki tych osób. Wybór był następujący: albo zapłacić 5 tys. zł, albo liczyć się z medialnym skandalem. Damianowi jednak interes prawie nie wypalił, gdyż niemal wszyscy pokrzywdzeni stwierdzili, że zarzucane im pomówienia to stek bzdur, i o próbie szantażu powiadomili policję. Napisaliśmy „prawie”, bo jedna z ofiar, prosząc o dyskrecję, przystała na warunki: kasa za milczenie. Tą osobą był... miejscowy księżulo. Po otrzymaniu
kilku listów, w których opisane były grzechy niepowszednie, grzecznie zanosił forsę we wskazane miejsce. Autor anonimów podpisywał się jako... ,,parafianka”... PP
PAULIŃSKA PROMOCJA
szczególnie liczą na „duchowych budowniczych – pasjonatów”, którzy zajmą się wyszukiwaniem sklepów chętnych przyjąć do sprzedaży leśniowskie produkty „na bardzo korzystnych warunkach”. AK
NIEZWYKŁY ŚLUB W Polsce miał miejsce pierwszy humanistyczny ślub pary gejów. Panami młodymi byli wolinianie – Ryszard Giersz i jego partner, znani z mediów, ponieważ jako pierwsi wytoczyli i wygrali proces o nazywanie ich „pedałami”. Uroczystość miała miejsce w Szczecinie, a prowadził ją Mariusz Agnosiewicz, redaktor naczelny www.racjonalista.pl i publicysta „Faktów i Mitów”. Śluby humanistyczne nie są w Polsce uznawane przez państwo i celebracje nie pociągają za sobą skutków prawnych. MaK
TĘCZOWA BISKUPKA
Jak otrzymać rabat na zakup słodyczy firmowanych logo paulinów z klasztoru w Leśniowie? To proste: wystarczy pościć, modlić się, a najlepiej zostać... akwizytorem paulińskich produktów (bynajmniej nie przez nich wytwarzanych). „Po wielu latach poszukiwań znaleźliśmy sposób na to, aby pozyskać środki finansowe na budowę ośrodka pomocy rodzinie (...). Zupełnie nieoczekiwanie zrodził się pomysł dotarcia z leśniowskimi łakociami do polskich sklepów. W ten sposób chcielibyśmy zebrać środki na budowę Centrum Pomocy Rodzinie” – informują zakonnicy. W ośrodku obliczonym na przyjęcie 250 osób ma się mieścić m.in. sala koncertowa, wykładowa i sportowa, kaplica, restauracja i księgarnia. Jednym ze sposobów pozyskania kasy na tę inwestycję ma być zainaugurowany przez paulinów 6 grudnia br. Ruch Duchowych Budowniczych. Wszystkim wstępującym w jego szeregi przedsiębiorczy zakonnicy oferują legitymację, dyplom i codzienną modlitwę w ich intencji, a „duchowym budowniczym”, którzy podejmą się „wszystkich zobowiązań”, ponadto specjalne „przywileje” – gratisowy komplet kolejnych nowych produktów paulińskich, kartę rabatową na zakup wszystkich leśniowskich specjałów z 20-procentowym rabatem oraz „możliwość spędzenia darmowego weekendu w Centrum Pomocy w Rodzinie przez trzy lata z rzędu”.Warunkiem uzyskania tychże przywilejów jest codzienna modlitwa w intencji paulińskiego Centrum Pomocy w Rodzinie, raz w tygodniu pokuta polegająca na rezygnacji z jednego posiłku (śniadania, obiadu lub kolacji), podjęcie szczególnej walki z jednym z grzechów. Jednocześnie paulini nie ukrywają, że
Nie tak dawno pisaliśmy o Evie Brunne, szwedzkiej duchownej i lesbijce, którą wybrano w Sztokholmie na urząd biskupa („Lesbijka biskupem” – „FiM” 46/2009), tymczasem kolejna kobieta w sutannie, 55-letnia Mary Glasspool (również lesbijka!), została nominowana na biskupa Kościoła anglikańskiego w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli zaakceptuje ją większość diecezji w Ameryce, w maju odbędzie się ceremonia wyświęcenia. JC
5
się w niej postaciom, w tym także Dzieciątku Jezus, założono przeciwgrypowe maseczki. „Szopka przeciwko grypie A” – taki napis umieszczono nad żłóbkiem. W Neapolu ma to szczególną wymowę, gdyż właśnie tam zanotowano najwięcej zachorowań na nową grypę. Twórcy tradycyjnych neapolitańskich szopek z pracowni przy via San Gregorio Armeno zawsze reagują na bieżące wydarzenia i umieszczają w szopkach postacie, o których głośno jest we Włoszech i na świecie. Ciekawe, czy cieszyłaby się powodzeniem szopka ilustrująca seksualne wykorzystywanie dzieci w Irlandii. PPr
KSIĄDZ SKAZANY Na tysiąc godzin pracy społecznej skazał nowojorski sędzia stanowy suspendowanego księdza, który dopuścił się defraudacji na sumę ponad 213 tysięcy dolarów w katolickiej parafii Cheektowaga. Ponadto, 74-letni ksiądz został objęty pięcioletnim nadzorem sądowym i uznany winnym poważnej kradzieży trzeciego stopnia. Ksiądz wyraził skruchę – przyznał, że w okresie od 20 maja 2000 r. do 31 stycznia 2008 roku okradał parafię Najświętszego Odkupiciela. Przeprosił za swój czyn i wyraził ubolewanie. Okazało się, że finansowe szkody wynosiły od 230 do 488 tysięcy dolarów. PPr
ŚWIĘTA JOANNA SIOSTRY (NIE)MIŁOSIERNE Katolickie siostry zakonne ze zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia zgodziły się wypłacić sumę 116 mln funtów brytyjskich osobom, które były maltretowane w ich szkołach i ośrodkach pracy. Takie placówki działały do lat 90. Umieszczano w nich „niepoprawne” dzieci. Siostry Miłosierdzia to jedna z 250 irlandzkich instytucji dla dzieci i młodzieży kierowanych przez katolickich księży i zakonnice, w których znęcano się i molestowano seksualnie pensjonariuszy. Zgromadzenie wyraża też „głęboki smutek” po opublikowaniu rządowego raportu na temat wykorzystywania dzieci w kościelnych ośrodkach wychowawczych. Smutek? Chyba z tego powodu, że ich zbrodnie ujrzały światło dzienne! A może dlatego, że zbiednieją o górę szmalu? Bo przecież w wyrzuty sumienia nikt chyba nie wierzy. PPr
JEZUS CHORY NA GRYPĘ W Neapolu na słynnej ulicy, gdzie znajdują się pracownie szopkarzy, pojawiła się szopka antygrypowa. Wszystkim znajdującym
Śliczna polska modelka Joanna Krupa sprawia, że Amerykanie są wniebowzięci, Kościół zaś diabli biorą. Ostatnio z tego powodu, że odziana jedynie w wielki krzyż, aureolę i anielskie skrzydła wzięła udział w kampanii organizacji PETA (Ludzie na rzecz Etycznego Traktowania Zwierząt), zachęcającej do przygarniania bezdomnych piesków ze schronisk. „To znieważanie symboli religijnych!” – zawył kler i wezwał amerykańskich katolików do protestów. Ale Joasia się nie przejmuje, pamiętając kościelne przysłowie, że psy szczekają, karawana jedzie dalej. MarS
6
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
Krzyżem i mieczem Echa słynnego już wyroku Trybunału w Strasburgu dotyczącego krzyży niczym odłamki gigantycznego pocisku rozprysnęły się po Europie. W ojczyźnie JPII doprowadziły do burzliwych dyskusji, a także swoistych krucjat w obronie katolickiej wiary. „Za zakazem do prawa powieszenia krzyża we Włoszech pójdą następne. Już są mobilizacje liberałów laickich, antyklerykalnego nastawienia, które widzimy od 40 lat w Polsce. To są ci sami ludzie, którzy już mobilizują, że w Polsce też trzeba zrobić porządek, że trzeba zlikwidować krzyże (...). To jest właśnie powrót do tego, co ma korzenie w tym najgorzej pojętym laicyzmie” – łamał ręce abp Józef Michalik podczas obrad 350. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski na Jasnej Górze. Do lamentów dołączył katolicki Sejm, Senat i prezydent RP. I kiedy cała Polska wzajemnie się przekrzykiwała i drżała ze świętego oburzenia, oni dostrzegli światełko w tunelu. Bo wyrok strasburskiego trybunału dał nadzieję, że podobne inicjatywy, które dotąd przechodziły bez echa, wreszcie zostaną zauważone i coś naprawdę zmienią. Oni – to znaczy uczniowie klas maturalnych elitarnego XIV Liceum Ogólnokształcącego we Wrocławiu. Pełnoletni i pełnoprawni obywatele RP. W swoim niewiele ponad 18letnim życiu nauczyli się już, że popularniejsze w Polsce jest bycie katolikiem, że łatwiej nie manifestować swoich prawdziwych poglądów. A jednak zdecydowali się pójść pod prąd. Zuzanna Niemier, Arkadiusz Szadurski, Tomasz Chabinka oraz ich koledzy opracowali petycję: „Zwracamy się z uprzejmą prośbą o usunięcie symboli religijnych z terenu szkoły. Umieszczanie symboli religijnych w publicznej instytucji odbieramy jako przejaw faworyzowania przez szkołę konkretnego światopoglądu. Z odczuciem tym
współbrzmi wydany niedawno w Europejskim Trybunale Praw Człowieka precedensowy wyrok, stanowiący jednocześnie wiążącą interpretację Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, z której wynika, że umieszczenie symboli religijnych jest naruszeniem wolności sumienia gwarantowanej przez tę Konwencję. Cechą społeczeństwa demokratycznego jest pluralizm w życiu publicznym. W szczególności za niedopuszczalne uznajemy wieszanie symboli religijnych nad symbolami państwowymi. Polska jest dobrem wspólnym, natomiast światopogląd stanowi prywatną sprawę każdego człowieka” – napisali do dyrektora Marka Łaźniaka, powołując się na Konstytucję RP, ustawę o gwarancjach wolności sumienia i wyznania oraz Europejską Konwencję Praw Człowieka (na podstawie której wydano wyrok w Strasburgu). Jak maturzyści z „czternastki” tłumaczą swą inicjatywę? – Chcemy skorzystać z naszych swobód obywatelskich. Napisaliśmy petycję po to, żeby egzekwować neutralność światopoglądową państwa. Na pewno nie chodziło nam o to, żeby zaistnieć towarzysko czy medialnie, jak nam niektórzy zarzucają. To jest zbyt kontrowersyjna sprawa, żeby można było ją wykorzystywać w ten sposób. Nie jest tak, że nie możemy na krzyże patrzeć. Chodzi o to, żeby one wisiały na szyi człowieka, który utożsamia się z chrześcijaństwem, a nie na ścianie instytucji – mówi Zuzanna Niemier. – Szkoła jest instytucją wychowującą i tu powinno się widzieć przykład. Dlatego ten niepozorny krzyż na ścianie szkolnej jest problemem. Pokazuje, który światopogląd jest przez państwo promowany
w placówkach wychowawczych. Pan dyrektor zachował się w sposób kompromisowy, chce z nami rozmawiać i szanuje nasz światopogląd. Jesteśmy zadowoleni z takiej reakcji. Z tego, że w sprawach zawodowych potrafi wznieść się ponad podziałami – dodaje Tomasz Chabinka. – Tworzy się wrażenie, że krzyże wiszące w szkołach to jest norma, a tak nie powinno być. Wypada zaznaczyć, że my nie walczymy z krzyżem ani z Kościołem jako instytucją. To nie jest sprawa religijna. Walczymy wyłącznie o przestrzeganie praw zapisanych w konstytucji i o zachowanie neutralności przez instytucje publiczne – twierdzi z kolei Arkadiusz Szadurski. Tego właśnie nie jest w stanie pojąć większość tych, którzy potępiają zarówno orzeczenie trybunału w Strasburgu, jak i inicjatywę maturzystów z Wrocławia. Na ich petycję (podobnie jak na orzeczenie trybunału) reakcje są więc różne: „Tak naprawdę chodzi o zadymę. Rozpuszczeni smarkacze czują
się kompletnie bezkarni. To jest typowa szczeniacka zadyma. Przy czym za zadymę to człowiek bywa – jak chodzi do szkoły i szkoła jest dobra – karany. Czyli ponosi konsekwencje. Natomiast oni są kompletnie bezkarni, ponieważ cała tzw. postępowa opinia publiczna będzie za nimi” – zdiagnozował sytuację Ryszard Legutko, były minister edukacji, dziś dolnośląski eurodeputowany PiS. Dyrektor XIV LO, człowiek – jak sam o sobie mówi – głęboko religijny i z Kościołem katolickim związany, po tym jak wczytał się w petycję i wskazane w niej podstawy prawne, uznał racje swoich uczniów i zadeklarował, że zorganizuje w szkole sale przeznaczone wyłącznie do nauki katechezy. Z pozostałych pracowni symbol katolickiej wiary miał zniknąć. Kilka dni później zaczął się wahać, aż w końcu wyszperał rozporządzenie ministra edukacji z 1992 roku zezwalające na ozdabianie sal szkolnych krzyżami i – korzystając z tego oręża – zapowiedział, że ostateczną
Bóg powinien się nawrócić! Największym hitem tegorocznych rekolekcji adwentowych jest... prowokacja. „Księża na księżyc?” – za pomocą takiego hasła krakowscy kapucyni zapraszają na adwentowe rekolekcje do swojego klasztoru. I obiecują: „Po Eucharystii będzie czas na świadectwa różnych osób związanych z posługą kapłańską (»Ich Czworo«), pytania do kapłanów (»Oddział Zamknięty«),
podpowiedzi świeckich dla kapłanów (»Budka Suflera«)”. Nie mniej zaczepnym tytułem – „To Bóg powinien się nawrócić” – posłużyło się duszpasterstwo akademickie działające przy wrocławskim klasztorze franciszkanów. Sensacyjnie reklamuje przy tym rekolekcje poświęcone historii proroka Jonasza, sugerując, że to „historia mężczyzny – szalona i niebezpieczna, która może być podobna do życia
studenckiego. Jak ją przetrwać? – nie będą już potrzebne izotoniki i energetyki”. Pomysłowym kapucynom i franciszkanom nie ustępuje duszpasterstwo młodzieżowe z Góry Kalwarii, które organizuje adwentowe spotkania: „To be or not tu be? O zuchwałej ucieczce z pułapki na szczury…” – prowadzone przez duszpasterza więziennictwa. W programie rekolekcji przewidziano wykłady „o tym, jak zakazane wychodzi
decyzję podejmie po ogólnoszkolnej debacie z udziałem moderatora z zewnątrz, która odbędzie się 16 grudnia br. A jest szansa, że Kościół sprawy nie zakrzyczy, bo księża katecheci z „czternastki” do sprawy podeszli nader racjonalnie: „Jeżeli krzyż miałby u kogoś wzbudzać złe emocje, to będzie to najlepsze rozwiązanie. Kościół katolicki nie chce obrażać niczyich uczuć” – stwierdził na gorąco ks. Adam Andrejczuk. Mocno mu się za te słowa oberwało od parafian. Ostatecznie więc wycofał się rakiem i więcej głosu nie zabrał. Zrobił to natomiast ks. Wojciech Zięba, także katecheta z XIV LO. „Nie odczuwam duchowej potrzeby, by krzyż wisiał w każdej klasie” – zapewnił, dodając przy okazji, że jest to dla niego problem drugorzędny. Nauczyciele – jeśli inicjatywę popierają, to tylko nieoficjalnie. A uczniowie? Jedni grupę światopoglądowych „rewolucjonistów” przekreślili. Kąśliwe uwagi na temat atakowania katolików, dwuznaczne spojrzenia i uśmieszki – to wszystko, co im oferują. Są jednak i tacy, którzy o akcji wyrażają się pochlebnie i są wdzięczni, że znalazł się ktoś, kto przemówił także w ich imieniu. O sukcesie można mówić dlatego, że udało się wywołać ogólnopolską dyskusję. O tolerancji, wolności sumienia i przestrzeganiu konstytucji: – Sprowokowaliśmy ludzi do myślenia na ten temat. Koledzy zadają pytania. Jest wymiana poglądów i wielu zmienia zdanie. A najważniejsze jest to, że zaczynamy dostrzegać nawzajem swój punkt widzenia – przekonuje Tomasz Chabinka. W czasach PRL krzyż kojarzył się z wolnością. Dziś – wyłącznie z religią. Religią większości. Tylko że demokracja – jak uważają licealiści z Wrocławia – pojmowana jako tyrania większości jest ideą skompromitowaną. Musi mieć mechanizmy, które będą ją broniły przed samą sobą. Ich zdaniem, dla samej religii i symbolu religii będzie lepiej, jeśli będzie szanowany. A symbol nie może być szanowany, jeśli wiesza się go hurtem gdzie się da, nawet tam, gdzie jest narażony na wandalizm. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected] Fot. Autor
człowiekowi bokiem”, „o topieniu świni i o tym, jak z dresiarza zrobić misjonarza, a z łajdaka – fajnego chłopaka” oraz „o Jasiu, który wyrwał Małgosię na czacie”. Centrum franciszkańsko-kapucyńskie „Honoratianum” w Zakroczymiu namawia wszystkich belfrów do zrobienia adwentowych porządków w nauczycielskich duszach i nieprzejmowania się tym, że „stosy klasówek leżą niesprawdzone. A niech leżą, bo to czas słuchania a nie krzątania się wokół rozmaitych spraw”. Oprócz „porządków” zaplanowano wymianę nauczycielskich doświadczeń oraz debatę o tym, jak wychowywać chłopców w cnocie męstwa. AK
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
7
Nie ma bardziej wymownego przejawu uzależnienia państwa polskiego od ideologii katolickiej niż przymus skierowany do dzieci – potwierdza nasze obserwacje znany profesor, członek Polskiej Akademii Nauk. W lipcu 2005 r., „składając hołd największemu autorytetowi XX wieku”, Sejm przyjął ustawę, że 16 października będzie w polskich kalendarzach Dniem Papieża Jana Pawła II. Ot, coś takiego jak na przykład Dzień Solidarności i Wolności, który jest znakomitą okazją do akademii, kwiatów i laurek, ale wcale nie musi interesować ludzi świętujących dajmy na to Dzień Pamięci Poznańskiego Czerwca 1956. Krótko mówiąc: data została wyeksponowana, ale nie ustanowiono żadnego przymusu, żeby 16 października wywieszać flagi i wdziewać galowe uniformy. Przed tegorocznym Dniem Papieża dyrekcja XXXIII Liceum Ogólnokształcącego im. Armii Krajowej w Łodzi wywiesiła na korytarzu szkolnym grafik godzin lekcyjnych, podczas których poszczególne klasy „udają się na uroczystość pod opieką nauczycieli, z którymi mają zajęcia na tych godzinach”. Żeby zaś jakiemuś uczniakowi nie strzeliło przypadkiem do głowy, że zdoła urwać się z imprezy na cześć faceta, który przymykał oko na najbardziej obrzydliwe skandale seksualne z udziałem swoich podwładnych, dyrekcja liceum zadbała też o frekwencję. „Przypominam, że obchody Dni Papieskich mają w Polsce rangę święta narodowego (sic! – dop. red.), a nie religijnego. W związku z tym obecność na tych uroczystościach jest obowiązkowa także dla tych, którzy nie chodzą na lekcje religii” – ostrzegła wicedyrektor Anna Piotrowska. Rzeczone uroczystości odbyły się w położonym nieopodal szkoły kościele św. Rodziny, gdzie uczniowie wysłuchali prelekcji miejscowego plebana o dokonaniach santo subito, grzecznie się za niego pomodlili i obejrzeli montaż słowno-muzyczny. – Mówiąc otwarcie, to Karol Wojtyła nam zwisa, ale nie jesteśmy samobójcami, żeby wchodzić dyrektorkom pod nóż. Wpadnijcie do nas i rozejrzyjcie się. Już przy wejściu wciska się w oczy duży krzyż wiszący wyżej niż godło państwowe, że nie wspomnimy już o krzyżach w klasach. Na tablicy ogłoszeń zobaczycie kartkę (jest stałym elementem tablicy) z wizerunkiem Wojtyły i jakimś jego cytatem. Przy wszelkich możliwych okazjach nasza dyrektorka „serdecznie zaprasza”
Szkoła życia uczniów (bądź każe im iść, jak to było w Dniu Papieskim) na nabożeństwa odbywające się w kościele obok szkoły. Na jednej z takich mszy dowiedzieliśmy się na przykład, że modlitwa jest fundamentem wolności. Po prostu klerykalna paranoja – stwierdzili licealiści, którzy przynieśli do redakcji „FiM” dokumentację zarządzeń dyrekcji. – Kościelne imprezy starannie i z głębokiego przekonania omijam, więc przymusowe uczestnictwo w tych stricte religijnych – jak się okazało – obchodach ostatniego Dnia Papieskiego było dla mnie dużym dyskomfortem. To samo wrażenie odniosło zresztą co najmniej kilkunastu uczniów, z którymi rozmawiałam – podkreśla jedna z nauczycielek. Sprawdziliśmy, jak nakaz pójścia do kościoła, żeby święcić tam Dzień Papieski, ma się do porządku prawnego obowiązującego w XXXIII LO (o Konstytucji RP nie wspominając). Oto w regulaminie liceum czytamy, że jedynymi uroczystościami, w których uczniowie muszą uczestniczyć, są: rozpoczęcie roku szkolnego, ślubowanie uczniów klas pierwszych, Dzień Edukacji Narodowej, święto szkoły, rocznica powstania Armii Krajowej, pożegnanie absolwentów i zakończenie roku szkolnego. Sprawa wydaje się więc całkiem jasna: wbrew twierdzeniom wicedyrektor Piotrowskiej, czczenie Wojtyły nie było żadnym obowiązkiem! Żeby się wszakże upewnić, poprosiliśmy o wyjaśnienie tego incydentu Alicję Przanowską – główną dyrektorkę liceum. – Obchody Dnia Papieskiego przygotowali katecheci razem z młodzieżą i choć uroczystość odbyła się w kościele, nie pojawiły się na niej absolutnie żadne akcenty religijne.
To było mniej więcej tak, jak zwiedzanie świątyni i oglądanie zgromadzonych tam dzieł sztuki. My nie jesteśmy ortodoksyjni i gdyby ktoś przyszedł poprosić o zwolnienie z uczestnictwa z powodu swoich przekonań, z pewnością poszlibyśmy mu na rękę. Być może to zarządzenie wicedyrektor Piotrowskiej było nieco niefortunne, ale zapewniam, że u nas nie ma żadnego terroru wyznaniowego. Mieliśmy kiedyś uczennicę, która była szefową młodzieży muzułmańskiej i jakoś się nie skarżyła. Tę aferę z pewnością wywołał nasz były uczeń należący do Świadków Jehowy. Musieliśmy się z nim rozstać i teraz się odgrywa – przekonywała Przanowska. I wyszło przy okazji na jaw, że dyrektorka świetnie orientuje się, jakiego wyznania są uczniowie liceum. Po cóż jej ta wiedza? Gimnazjum nr 2 im. Królowej Jadwigi w Swarzędzu jest placówką utrzymywaną z pieniędzy publicznych i podlega samorządowi, więc teoretycznie nie ma żadnych przeszkód, żeby uczęszczali do tej szkoły uczniowie wszelkich możliwych wyznań, nie musząc przy tym deklarować, że są na przykład muzułmanami, buddystami bądź świadkami Jehowy. Nie muszą deklarować, ale i tak wyjdzie szydło z worka, gdy podczas szkolnych uroczystości padnie komenda: „Do hymnu!” i zabrzmią zaintonowane przez księdza katechetę strofy: „Cieszcie się dzisiaj wszyscy chrześcijanie, bo Chrystus sługę świętą naszą Panią zabrał w niebiosy...”. Podobny, jeśli nie większy, problem mają niekatoliccy uczniowie uczęszczający do Szkoły Podstawowej im. Świętej Jadwigi Królowej w Rabie Wyżnej (też utrzymywana z pieniędzy publicznych), którzy
zostaną natychmiast zdemaskowani, jeśli na akademii nie stłamszą sumienia i nie zaśpiewają rzeczonej Jadwidze szkolnego hymnu: „Nowe plemiona przed Tobą dziś stoją wierne krzyżowi, złączone w Kościele. Błogosławieństwem znaczone Twe życie, gdy lud Twój mężnie w obronie stał krzyża. Strzeż przed złą mocą, co działa wciąż skrycie, broń nas i osłoń, gdy się do nas zbliża...”. Na opornych łatwo znaleźć bat: – Gdy przyznałam księdzu katechecie, że jestem wątpiąca, zostałam poniżona i ośmieszona. Wielebny wymyślił bajeczkę, że jestem narkomanką. A najlepsze było to, że on mnie rzekomo widział, jak ćpam „w różnych dziwnych miejscach”, choć całe moje życie to, niestety, tylko szkoła, bo na nic więcej nie mam czasu. No i teraz większość nauczycieli ma o mnie niezbyt ciekawą opinię – mówi Weronika, uczennica szkoły muzycznej. Nachalnej indoktrynacji religijnej poddawani są nie tylko uczniowie. – Chciałabym prosić redakcję o zwrócenie uwagi na szkolnictwo wyższe. Ja czuję się jako studentka odrzucona przez grupę z powodu nieukrywanej bezwyznaniowości. Sytuację pogarsza fakt, że niektórzy wykładowcy jawnie szydzą z młodych ludzi niebędących wyznawcami jedynie słusznej religii. Studiuję w Sosnowcu w Wyższej Szkole Medycznej, gdzie głównym wzorcem osobowym jest Jan Paweł II. W mojej grupie piętnuje się każdą wypowiedź sprzeczną z religią katolicką. Na przykład wykładowca (...) nazywa homoseksualistów ludźmi chorymi, a świadków Jehowy sektą, i twierdzi, że jedyną prawdziwą religię gwarantuje tylko Kościół katolicki. Czy nauczyciele akademiccy nie powinni
być bezstronni? Czy wolno im narzucać swoje przekonania i obrażać poglądy innych studentów? Nie rozumiem, skąd tyle okrucieństwa w ludziach, którzy co tydzień grzecznie wędrują do kościoła... A jeśli w auli siedzi świadek Jehowy? Zwróciłam profesorowi uwagę, że nie powinien publicznie ośmieszać ludzi innych wyznań, ale nie na wiele się to zdało. Od przyjaciół studiujących na innych uczelniach wiem, że zjawiska występujące w sosnowieckiej WSM nie są odosobnione – twierdzi Marianna z Dąbrowy Górniczej. – Religia w szkole i przedszkolu jest jednym z fundamentów państwa wyznaniowego. Nauczanie jej, zwłaszcza w przedszkolu i niższych klasach, jest de facto przymusowe, gdyż nieuczęszczanie przez dziecko (zwłaszcza dziecko niewierzących rodziców) na te zajęcia oznacza dla niego napiętnowanie. Nie ma bardziej wymownego przejawu dominacji ideologicznej katolicyzmu w demokratycznej Polsce i uzależnienia państwa polskiego od ideologii katolickiej niż przymus skierowany do małych dzieci. Określenie tego stanu rzeczy jako »naruszenie zasady świeckości państwa« byłoby niestosownym eufemizmem. Dominacja ideologiczna katolicyzmu w przestrzeni państwowej jednoznacznie sugeruje, jacy obywatele będą przez państwo faworyzowani, a którzy powinni siedzieć cicho – nie owija sprawy w bawełnę prof. dr hab. Jan Hartman, kierownik Zakładu Filozofii i Bioetyki Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie oraz członek Komitetu Nauk Filozoficznych Polskiej Akademii Nauk. ANNA TARCZYŃSKA
[email protected]
8
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
PROWOKACJA „FiM”
D
ziś 2 października. Oczy wszystkich związanych z Radiem są zwrócone na ręce Irlandczyków. Tam referendum w sprawie ratyfikowania traktatu lizbońskiego. Patrzą niecierpliwie, bo przecież starszy brat Jarosława, Lech, zapowiedział, że jeśli tylko Irlandczycy przyjmą traktat, on w końcu go ratyfikuje. Dlatego nikt w Radiu nie jest dziś spokojny. – Panie Jezu, dlaczego ty nas karzesz takimi beznadziejnymi politykami? – ojciec Jan Król zagaja wolontariuszkę z recepcji. – Wyszła ich prawdziwa twarz! – odpowiada rezolutna emerytka, zamiast
Po siedzibie RM poruszam się już swobodnie i bez obstawy, choć pod czujnym okiem zainstalowanych wszędzie kamer. W ręku magiczna dyskietka otwierająca przede mną większość drzwi. Na szyi identyfikator: „praktykant Radia Maryja”.
Byłam dziewczyną Rydzyka
(3)
zganić redemptorystę za brak szacunku dla głowy państwa. Kilka dni później ja odkrywam nową twarz RM. Pokazuje mi ją niezwykle energiczna, choć najstarsza stażem wolontariuszka (jest z o. Tadeuszem od początku istnienia Radia, chociaż nikt ze znajomych nie może uwierzyć, że od 18 lat posługuje za darmo). Spotykamy się w recepcji. Tu po raz pierwszy dowiaduję się, że pod żadnym pozorem nie mogę wejść do studia w kurtce – muszę ją zostawić, najlepiej w szatni. Jakby mnie ojciec dyrektor w okryciu wierzchnim zobaczył, natychmiast wyleciałabym na zbity pysk – przestrzega wolontariuszka i prowadzi do szatni. W małym pomieszczeniu szafeczki, a w każdej – domowe pantofle. Bo najlepiej przynosić buty na zmianę i się przebierać. Kiedy tylko ojciec Tadeusz dostrzeże błoto na swoich marmurowych schodach, wpada w szał i opieprza sprzątaczki. Schody mają lśnić. W szatni należy też zostawiać plecaki i torebki. Trochę mnie intryguje ten punkt regulaminu. Wkrótce jednak poznaję wstydliwą tajemnicę „katolickiego głosu w naszych domach”. Otóż jak po radiu kręcili się studenci Rydzykowej kuźni kadr – jakoby jednej z najlepszych i najbardziej prestiżowych w kraju – ciągle zdarzały się kradzieże. Nie mogli się też oprzeć siódmemu „Nie kradnij” moherowi pielgrzymi zwiedzający studio. No i sami posługujący. Poginęło sporo – urządzenia, aparaty, taśmy z nagraniami. W końcu ojciec dyrektor nie zdzierżył i wydał rozkaz zostawiania kurtek, torebek i plecaków w szatni. Wespół z doświadczoną koleżanką staję u progu studia. Jest godzina 5.31. Mam ochotę na kawę, ale moja opiekunka wybija mi z głowy poranne pokusy, bo teraz czas na robotę. Kawę wypijemy, jak w radiu będzie msza. Ona – w przeciwieństwie do ojców, którzy wpadają do studia niczym tornado
– do swojej posługi podchodzi niezwykle sumiennie. Wciąż przy tym niespokojnie zerka na zegarek, bo w reżyserce nie pojawia się realizator. A bez niego nie ma programu: – Kiedyś jak się spóźnił chłopak dojeżdżający z Bydgoszczy, i program się zaczął z opóźnieniem, to ludzie dzwonili zrozpaczeni, bo myśleli, że Tusk radio zamknął – opowiada. W tle słyszę powtórkę cotygodniowego felietonu „Głos Polski”: „Kryzys państwa dramatycznie się pogłębia. Widzimy to wszyscy codziennie i – uczciwie mówiąc – specjalnie nas to nie dziwi”. A wszystko przez to, że „przez 19 lat patrzyliśmy biernie na proceder udawania, że można zbudować niepodległe państwo na bagnie i zgniłych fundamentach komunistycznego PRL” – Antoni Macierewicz, złote usta RM, tłumaczy słuchaczom rzeczywistość. Ciekawe, czy pan poseł z taką samą gorliwością zjednywałby Tatce duszyczki, gdyby wiedział, że poza eterem wołają nań... „Maciora”. ~ ~ ~ Radio Maryja poszukiwało młodych, ambitnych wolontariuszy, chcących sprawdzić się w pracy redakcyjnej. A czego przez te dni nauczyłam się w Toruniu oprócz liturgii godzin, korzystania z brewiarza i koronki do Miłosierdzia Bożego? ~ Każdy z małej cywilnej armii o. Tadeusza jest mu oddany bez reszty i bez zastanowienia poszedłby za nim w ogień. Przekonałam się o tym niejednokrotnie: – Najbardziej krytykują radio ci, co go w ogóle nie słuchają, a wiedzą o nim tylko z telewizji i z prasy. Gadają, że ojciec Rydzyk ściąga pieniądze od emerytek i emerytów... – użalała się nad losem swego szefa jedna z wolontariuszek.
– No ale w pewnym sensie tak właśnie jest – zauważyłam prowokacyjnie. – Już ty się nie martw, kobieto! Nikt nikogo nie przymusza. A to jest przecież najbardziej wzruszające, jak idą te babcie z tymi swoimi groszami – zgasiła mnie moja rozmówczyni. Z kolei jeden z techników każdą wolną od pracy chwilę poświęca na komentowanie publikacji internetowych na temat Tatki, broniąc go przed hordami wściekłych Polaków niekatolików. Pytam, po co to robi. – Bo ci głupcy nie rozumieją, że ojciec wszystko to robi dla ludzi! – tłumaczy, mocno poirytowany. ~ W Radyju (jako że jest nadawcą społecznym) nie można
emitować reklam. Można za to reklamy przemycać, co się nader często zdarza, na przykład w felietonach. ~ Bez względu na staż posługi, trzeba znać swoje miejsce w szeregu. Program na każdy dzień układa tu o. Benedykt Cisoń, ale nie każdemu się on, to znaczy ów program, podoba. Na przykład jedną z posługujących wyprowadza z równowagi dokumentnie, bo blok modlitewny przerywa felieton: – Skończy się msza, pieśń religijna idzie, a tu się włącza jakiś pan i łubu-du – wygłasza pogadankę o prostytucji albo o ajds – wyjaśnia oburzona. Starała się
wpłynąć na kolejność programów, ale nikt tu jej dobrych rad nie słucha. ~ Ojciec Rydzyk do radia wpada na tzw. inspekcje. Wejdzie, sprawdzi, czy wszystko w porządku i idzie dalej. Ale cały czas radia słucha. Jak tylko coś pójdzie nie tak, dzwoni z pretensjami. ~ Ofiarodawcom dziękować trzeba (bo bez ich kasiory, jak to mawiał Krzysztof Kononowicz, nie byłoby niczego), ale bez przesady, żeby nie spoczęli na laurach. – Jak zgrabnie nie podziękujemy ludziom, to nie będzie pieniędzy – wyjaśnia o. Grzegorz Moj, w kręgu posługiwaczy RM lepiej znany jako „Wujaszek”. ~ Audycje na żywo są dla posługujących przy mikrofonie i konsolecie prawdziwym wyzwaniem. Ojcowie chwalą się co prawda, że już po głosie potrafią odróżnić, co za jeden telefonuje. Wśród entuzjastów Radyja wciąż znajdują się tacy, którzy chcą powiedzieć Tatce kilka niecenzuralnych słów. Niestety, teraz jest owych dowcipnisiów więcej niż kilka lat temu, a do tego wszystkiego są bardziej bezczelni. – Niektórzy dzwonią sobie jaja robić, a my program prowadzimy nie dla jaj – wyjaśnia „Wujaszek”. Antidotum na jajcarzy to 7-sekundowy opóźniacz, który pozwala niechcianą rozmowę wyciąć. Realizator musi więc mieć szybkość Chucka Norrisa. W przeciwnym razie spartoli program. A to idzie na cały świat. Na cały świat poszło więc dwanaście zamiast dziesięciu zdrowasiek w koronce do Bożego miłosierdzia, którą odmawiał na antenie o. Grzegorz, za co realizatorka – jak zapowiadał – miała dostać od niego po łbie. Ostatecznie nie dostała.
~ Każdy koncert życzeń należy rozpocząć od pozdrowień dla radiomaryjnych. W studiu codziennie rano pojawia się lista z nazwiskami solenizantów i jubilatów, których należy pogłaskać słowem. Są tam m.in. oddani RM biskupi i politycy. Każdego bezwarunkowo trzeba połechtać, nawet jeśli nie jest łatwy na co dzień. Taki chwyt marketingowy. Zdecydowanie najciekawiej jest w Radiu Maryja, kiedy do studia telefonują słuchacze. Każdy ma tu swojego faworyta. Moją faworytką została pani Halinka. A było tak: o. Piotr Dettlaff głosi katechezę na temat znaczenia wiary w życiu. Głosi – jak zwykle – w ciemności i skupieniu: „Często każdego człowieka ogarniają różnego rodzaju wątpliwości dotyczące naszej wiary (...). Człowiek jest istotą ograniczoną. Rzeczy ziemskie zbyt łatwo mogą nam zasłonić Boga”. Te słowa szczególnie poruszyły słuchaczkę Halinę, ginekologa z południa Polski. Zadzwoniła więc do radia, żeby podzielić się swą obawą, że – niestety – bardzo niewielu ludzi Duch Święty prowadzi do nieba, na co niezbite dowody posiadają wszyscy ginekolodzy w kraju. Dlaczego? „Jest bardzo mało szacunku dla dziewic, kiedy zabiegi kosmetyczne dotyczą nie tylko głowy owłosionej, ale również innych partii ciała, także tych intymnych, i także u dziewic” – z bólem w głosie prawi słuchaczka Halinka. Ojciec Piotr nie przerywa, nie reaguje, bo jest zajęty pisaniem SMS-a. Ginekolog z południa Polski bez przeszkód głosi więc całemu światu pionierską teorię na temat wpływu włosów łonowych na poziom ludzkiej wiary. „Ogromną rolą Kościoła jest mówienie, jak pomóc ludziom przejść przez ten świat bez grzechu, bez golenia się tam, gdzie nie trzeba się golić, bez nadużywania seksu do czynności towarzyskich (...). Jest tak mało dziewic, a nawet te, które są, no... Ja powracam do tego używania pewnych zabiegów kosmetycznych... Nie tylko na głowie włosy są wygolone, także u dziewic. To jest obraz wielkiej nędzy moralnej – to, co się dzieje w tej chwili, i to, co nie tylko ginekolodzy mogą obejrzeć” – pani Halina bliska płaczu kończy swój wywód, a o. Piotr siłą rzeczy odkłada telefon komórkowy. Nie komentuje słów słuchaczki. Moja przygoda z katolickim dziełem ojca dyrektora dobiegła końca. Mam dość. Długie godziny u boku prowadzących audycje, poznawanie radia od kuchni i obcowanie z „Bożym słowem” ojców miały być dla mnie i moich kolegów szansą na spełnienie ambicji. Tymczasem panująca tu rutyna, zagniewanie na cały świat, chroniczny brak rąk do pracy oraz perspektyw – zniechęcają. Nawet najwytrwalszych. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. Autor
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
Glemp syn Glemba Prymas Glemp przechodzi do historii. Na użytek hagiografów i promotorów przyszłego procesu beatyfikacyjnego ujawniamy kilka epizodów, których nie sposób znaleźć w żadnej encyklopedii... Watykan postanowił, że gdy 18 grudnia br. „Jego Eminencja Józef Świętego Kościoła Rzymskiego Tytułu Najświętszej Maryi Panny na Zatybrzu Kardynał Prezbiter Glemp, prymas Polski, Kustosz Relikwii św. Wojciecha” ukończy osiemdziesiąty rok życia, w rolę prymasa wcieli się arcybiskup gnieźnieński Henryk Muszyński, a tytuł pozostanie już na stałe u tego i kolejnych władców najstarszej w Polsce metropolii kościelnej. Wyjaśnijmy, że chodzi tu o uczynienie zadość tradycji, bowiem rzeczona godność przysługiwała dotychczas (od 1418 r.) tylko metropolicie gnieźnieńskiemu. Glemp uzyskał ją, gdy po śmierci kard. Stefana Wyszyńskiego mianowano go 7 lipca 1981 r. metropolitą warszawsko-gnieźnieńskim. Wprawdzie w marcu 1992 r. struktury kat. Kościoła w Polsce zreorganizowano i obie archidiecezje rozdzielono, ale na otarcie łez Jan Paweł II pozostawił „eminencji Józefowi” honorowy tytuł prymasa, który niemal po 17 latach utrzymywania się cokolwiek nienormalnej sytuacji wróci teraz na stare śmieci. Odejście na emeryturę najważniejszego w naszym kraju dostojnika kościelnego będzie okazją do rozlicznych czołobitności, w których prześcigać się będą najważniejsi dostojnicy państwowi. Sam Glemp zdążył już sobie załatwić utworzenie w Inowrocławiu specjalnego instytutu jego imienia (finansowanego za pieniądze publiczne przez Kujawskie Centrum Kultury), którego oficjalne otwarcie wraz ze szwancparadą zaplanowano na 18 grudnia. Dla historii, a być może także losów przyszłego procesu beatyfikacyjnego (wobec jakże oczywistej „heroiczności cnót”) wciąż jeszcze urzędującego prymasa, ujawniamy kilka
epizodów, których nie sposób znaleźć w żadnej encyklopedii... Józio (fot. obok, z lewej) przyszedł na świat w rodzinie Kazimierza Glemba (ur. 3 marca 1895 r., były żołnierz armii pruskiej, walczący w powstaniu wielkopolskim 1918/1919, kolejarz, a w latach 1933–1950 górnik w inowrocławskiej kopalni soli) i Salomei z Kośmickich (ur. 24 sierpnia 1904 r., gospodyni domowa). W tym miejscu należy kategorycznie zdementować brednie uporczywie rozpowszechniane przez niektóre media i środowiska klerykalne, jakoby fakt, że tata nie dał Józefowi swojego nazwiska, był efektem pomyłki: ~ „Prymas nosi nazwisko brzmiące inaczej niż jego rodzony brat z Mogilna, którego nazwisko pisze się przez »b« na końcu. – To z powodu nieporozumienia – wyjaśnia Jan Glemb. – Bo babcia i dziadek nosili bardzo podobne nazwiska. Jedno brzmiało Glemp, a drugie Glemb. I tak przez jakąś urzędniczą pomyłkę Józef został Glempem, a ja Glembem” – czytamy w „Gazecie Wyborczej” z 16 czerwca 2005 r.; ~ „Prymas, ma na końcu literę »p«. Tak zresztą brzmi nazwisko rodowe” – twierdziła 11 kwietnia 1998 roku „Rzeczpospolita”, opowiadając bajkę o „pomyłce w papierach” Jana, młodszego brata Józefa; Prawda natomiast jest taka, że tata Kazimierz od urodzenia aż do śmierci nazywał się Glembem, czego dowodzi m.in. inskrypcja na jego mogile na cmentarzu parafialnym w Kościelcu Kujawskim. Dlaczego więc Józef urodził się i pozostał Glempem? – Z opowiadań mojej babci wiem, że to była bardzo romantyczna ale
do Państwowego Gimnazjum i Liceum w Inowrocławiu, gdzie 25 maja 1950 r. uzyskał świadectwo dojrzałości wraz z dyplomem upoważniającym do studiów w dowolnie wybranej uczelni bez egzaminów wstępnych. – Oprócz niewątpliwych talentów i pracowitości, w uzyskaniu przepustki na studia bardzo mu też pomogło aktywne zaangażowanie w Związku Młodzieży Polskiej – mówi szkolny kolega Józefa.
też smutna historia związana z pewnym agronomem... – wspomina mieszkanka wsi Stawiska, dokąd Salomea przeprowadziła się wraz z dziećmi natychmiast po śmierci męża. Szczegóły jej opowieści są nazbyt intymne, więc spuśćmy na nie kurtynę milczenia. Z kronikarskiego obowiązku musimy jedynie odnotować fakt, że: ~ z kilkunastu przepytanych przez nas mieszkańców Kościelca, żaden jeszcze nie widział wieleb- Abp Muszyński pójdzie dalej sam... nego Glempa przy grobie Młodszym czytelnikom należy człowieka, który w papierach jest jesię w tym miejscu wyjaśnienie, dlago ojcem; czego w żadnym oficjalnym życio~ w Muzeum Ziemi Mogileńrysie Glempa nie znajdziemy śladu skiej, którego pracownicy dokładaprzynależności do owej organizają najwyższej staranności w dokucji: „ZMP był w sensie dosłownym mentowaniu drogi życiowej swojepolskim odpowiednikiem sowieckiego wybitnego ziomka (jedną z sal go Komsomołu i uczestniczył w bumuzealnych zajmuje stała wystawa dowie systemu terroru komunistycz„Życie i praca dla Kościoła i sponego w Polsce. Propagował wszystłeczeństwa Józefa kardynała Glemkie hasła stalinowskiej przebudowy pa Prymasa Polski”, osobiście przez świata, brał czynny udział w prowajej bohatera otwarta i pokropiona dzeniu kampanii indoktrynacji młow listopadzie 2002 r.), Salomea jest dzieży oraz w stosowaniu polityczpanią Glemb przez „b” i z pewnych represji” – podaje Instytut Panością nie ma w tym żadnej pomięci Narodowej. myłki, jak zapewniła nas kierowGlemp złożył najpierw papiery niczka Lucyna Bielasik. Co ciena Wydziale Polonistyki Uniwersykawe: na cmentarzu w Mogilnie nietetu Warszawskiego, ale po kilkuznany sprawca kazał wyryć na nanastu dniach przeniósł je na Unigrobku Salomei nazwisko bardzo wersytet Mikołaja Kopernika w Topodobne, ale już z literką „p” runiu, by ostatecznie wstąpić 22 lipna końcu... ca 1950 r. do... Prymasowskiego Lata szczenięce Józio spędził we Wyższego Seminarium Duchownewsi Rycerzewo. W pobliskim Kogo w Gnieźnie. ścielcu zdążył zaliczyć cztery klasy – Doskonale rozumiał zasadę, szkoły powszechnej i pierwszą koże „kto ma księdza w rodzie, tego munię, gdy wybuchła wojna. Przebieda nie ubodzie”, a ponieważ dziapracował ją u miejscowego bauło się to tuż przed niemal pewną już era, a tuż po wyzwoleniu wstąpił
9
śmiercią jego ciężko chorego na raka ojca (zmarł 1 października 1950 roku), Ziutek za namową oraz przy pełnym sponsoringu Stanisława Jamrego, bogatego cukiernika i komuszego radnego Miejskiej Rady Narodowej w Mogilnie, postanowił pójść na księdza – tłumaczy nasz rozmówca. Salomea żyła w Stawiskach w niedostatku, a syn robił kościelną karierę. Zmarła 11 listopada 1970 roku, gdy jej pierworodny był już po studiach w Rzymie i pracował w Sekretariacie Prymasa Polski jako osobisty kapelan kard. Wyszyńskiego i jego człowiek do specjalnych poruczeń na teren archidiecezji gnieźnieńskiej. – Pogrzeb na cmentarzu w Mogilnie był po prostu niesamowity. Tuż przed pochówkiem spadła straszna ulewa i w grobie zgromadziło się około pół metra wody. Trumna musiała być niezbyt dokładnie zabezpieczona, bo podczas spuszczania jej do dołu zwłoki wysypały się. Wszyscy byli w szoku i tylko grabarz Bobrowski nie stracił zimnej krwi. Wskoczył do dziury i wcisnął zbrukaną Salomeę z powrotem do trumny. Większość obecnych odebrała to jako znak niebios zaadresowany osobiście do Józka – podkreśla mieszkanka Stawisk, sąsiadka rodziny Glembów. Co było dalej, gdy Józio został już „Jego Eminencją Józefem Świętego Kościoła Rzymskiego”, można bez większego trudu przeczytać w bieżących i archiwalnych publikacjach. Przypomnijmy więc jedynie, że oprócz słynnych „ujadających kundelków”, którym to mianem określił w 1991 r. krytyków swojej firmy, zdarzyło mu się też powiedzieć: ~ Nie mogę zaprzeczyć, że diabła w Europie nie ma, ale nam też nie brak grzechów (26 kwietnia 2004 roku w Programie I Polskiego Radia, komentując rozszerzenie Unii Europejskiej); ~ Nie wiem, kogo w 2008 roku wyślemy na olimpiadę – cherlaków albo czarnych Polaków, bo rodowitych sportowców pewno braknie (26 sierpnia 2004 r. podczas uroczystości maryjnych na Jasnej Górze, atakując politykę prorodzinną lewicowego rządu); ~ Przepis, który nie pozwala państwu wspomóc budowy Świątyni Opatrzności Bożej, jest dziwny. Budżet składa się m.in. ze środków wypracowanych przez obywateli, którzy w ponad 90 proc. są katolikami (27 lutego 2006 r. w wywiadzie udzielonym Katolickiej Agencji Informacyjnej, odpowiadając na pytanie, czy budownictwo sakralne powinno być finansowane ze środków publicznych). ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Premier Donald Tusk co jakiś czas urządza akcje pod hasłem „przegląd pracy urzędników”. Jak dotąd szef rządu ani razu nie sprawdził, co w jego kancelarii robi Elżbieta Radziszewska – oficjalnie pełnomocnik rządu do spraw równego traktowania. Nieoficjalnie utrwalacz dyskryminacji. Raporty organizacji międzynarodowych (Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, Komitet Praw Człowieka ONZ) oraz pozarządowych dotyczące działań państwa na rzecz walki z dyskryminacją ze względu na płeć, wyznanie czy orientację seksualną od wielu lat były dla Polski niekorzystne. Eksperci zwracali uwagę na nasilającą się dyskryminację kobiet (niskie płace, ograniczenie dostępu do środków antykoncepcyjnych, restrykcyjna ustawa antyaborcyjna), mniejszości religijnych (oficjalnie uzasadniona potrzebą walki z tak zwanymi sektami), mniejszości seksualnych (homofobiczna mowa nienawiści, ataki na gejowskie kluby, zakaz Parady Równości w 2005 roku wydany przez prezydenta stolicy Lecha Kaczyńskiego) i mniejszości etnicznych (np. problemy dzieci romskich z edukacją w szkole publicznej). Poprzedni premierzy, odpowiadając na te wystąpienia, stosowali dwie metody. Liberałowie (Jan Krzysztof Bielecki) oraz liderzy SLD (np. Leszek Miller) twierdzili, że Polska ma ważniejsze sprawy (kryzys gospodarczy), ale rząd mimo to podejmuje działania zwalczajace owe zjawiska. Pochodzący z prawicy odpowiadali zaś, że to potwarz i nic takiego nie ma miejsca. Pokazywali przy tym kontrraporty przygotowane przez pełnomocników rządu ds. rodziny (doradcy premiera ds. rodziny). Ich autorzy wywodzili się ze skrajnych środowisk katolickich (Kazimierz Kapera i Maria Smereczyńska za czasów Jerzego Buzka, Hanna Wujkowska za czasów PiS). Po wyborach jesienią 2007 roku środowiska feministyczne oraz homoseksualne liczyły, że nowy rząd zerwie z tą tradycją i koordynacja polityki antydyskryminacyjnej zostanie powierzona osobie cieszącej się społecznym zaufaniem i niezależnej w poglądach. Wiosną 2008 Tusk powierzył te zadania Elżbiecie Radziszewskiej – sekretarzowi stanu w Kancelarii Premiera i posłance PO z Piotrkowa Trybunalskiego. Nominacja była dość przypadkowa i służyła rozładowaniu konfliktu pomiędzy nią a Ewą Kopacz, która została ministrem zdrowia. Środowiska mniejszości seksualnych i feministyczne dały nowej pełnomocniczce duży kredyt zaufania. Szybko okazało się, że był to błąd. Od początku swojej pracy Elżbieta Radziszewska, która w parlamencie zasiada 12 rok, traktowała faktyczną dyskryminację kobiet i mniejszości seksualnych jako problemy marginalne. O wiele więcej
wysiłku wkładała w walkę z brakiem oznaczeń programów telewizyjnych, przekazów internetowych oraz gier niebezpiecznych dla małoletnich czy
podlaskim – małolatami prawosławnymi, które nie mogą swobodnie uczestniczyć w obchodach swoich świąt. Kandydatom na aplikacje prawnicze, którzy należą do Związku Wyznaniowego Gmin Żydowskich oraz wspólnot adwentystycznych, rząd PO kazał zdawać egzaminy w ich święta religijne. Pełnomocniczka rządu ds. zwalczania dyskryminacji nie uznała tego za problem. Tak samo jak poniżania przez władze osób pragnących zawrzeć wyłącznie ślub cywilny.
Elżbieta Radziszewska z pielgrzymką na Jasnej Górze
mniejszości seksualnych. Według niej, jedyną formą ich dyskryminacji jest domaganie się od gejów i lesbijek zaświadczeń, że nie są nosicielami wirusa HIV. Twierdzi, iż związki osób tej samej płci traktowane są „tak samo jak konkubinaty, czyli związki mężczyzny i kobiety”. Nie raczyła jednak dopowiedzieć, że oznacza to brak praw takich związków w postępowaniach podatkowych, sądowych czy w szpitalach. Jej zdaniem, przyjęcie rozwiązań prawnych regulujących
Fot. WHO BE
Pełnomocnik do niczego sprzedażą w kioskach „Ruchu” legalnych publikacji erotycznych. W tej ostatniej sprawie wysłała do prezesa spółki Skarbu Państwa list z protestem. Oparła się przy tym na tendencyjnej analizie przygotowanej przez działaczy Stowarzyszenia „Twoja Sprawa-Twój Ruch”, związanych z... Opus Dei. Owe publikacje – według nich i pani minister – mają charakter pornograficzny. Prezes „Ruchu” przeprosił za to niedopatrzenie i zobowiązał się do wdrożenia odpowiedniego programu naprawczego (foliowanie prasy, ukrywanie jej pod ladą i tym podobne). Zajęta takimi „priorytetowymi” problemami min. Radziszewska nie zauważyła, że nowe władze państwowe nadal inwigilują legalne związki wyznaniowe pod hasłem walki z sektami. Nie przeszkadza jej, że w szkołach publicznych poniewiera się dziećmi, które nie chodzą na katolicką katechezę, a w województwie
Obecne ustawowe ograniczenie praw kobiet w decydowaniu o swoim macierzyństwie Radziszewska nazywa „trudnym, ale jedynym możliwym kompromisem”, zaś wprowadzenie parytetów płci na listach wyborczych – sztuczną promocją kobiet. Pani pełnomocnik nie jest tez w stanie wyobrazić sobie, aby NFZ dofinansowywał środki antykoncepcyjne. Według niej, „one nie leczą, choć są lekami hormonalnymi”. Uznała przy tym, że jej głównym wrogiem są feministki. Problemy ma także z odróżnianiem pojęć rasa, kultura i pochodzenie etniczne. Lekarz po studiach łączy to wszystko w jedno. Nie przeszkadza jej także to, że Polska od 5 lat nie może ratyfikować konwencji ONZ o prawach osób niepełnosprawnych, a od sześciu lat próbuje wdrożyć proste techniczne antydyskryminacyjne dyrektywy UE. Radziszewska chwali się publicznie swoimi przemyśleniami na temat
związki partnerskie oznacza „tolerancję dla rzeczy nieakceptowalnych społecznie”. Jest to dość ciekawe spostrzeżenie, bowiem z sondaży opinii społecznych wynika coś zupełnie innego. Z badań przeprowadzonych przez CBOS (fundacja rządowa) wynika, że 53 procent Polaków wyraża zgodę na prawną możliwość posiadania przez pary jednopłciowe wspólnego majątku, zaś 46 procent godzi się na to, aby takie pary miały takie same prawa dotyczące dziedziczenia i podatków jak małżeństwa. Według pani minister, w Polsce „nie ma dzisiaj przestrzeni ani społecznej, ani politycznej na uchwalenie ustawy o małżeństwach osób homoseksualnych”, gdyż konstytucja RP jasno definiuje małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny. Na dodatek – zdaniem Radziszewskiej – „środowiska homoseksualne używają zamiennie pojęć związki partnerskie i małżeństwa homoseksualne. To ostatnie
wprawiło w osłupienie przedstawicieli 12 organizacji społecznych oraz prawników. Zwrócili oni uwagę, iż minister swoją wiedzę na ten temat czerpie na pewno nie od nich. Powód? Elżbieta Radziszewska nie miała czasu spotkać się z reprezentantami osób homoseksualnych, biseksualnych i transpłciowych – czyli z tymi, dla których powinna pracować. Nic dziwnego, bo według pełnomocniczki rządu do spraw równego traktowania, publiczne lżenie i wyszydzanie ludzi ze względu na ich orientację seksualną oznacza wolność słowa. Jak bowiem inaczej potraktować brak zainteresowania pani poseł coraz liczniejszymi, bezkarnymi przypadkami homofobicznej mowy nienawiści? A Konstytucja RP i ratyfikowane przez Polskę międzynarodowe pakty nakazują chronić godność człowieka niezależnie od tego, jakiej jest rasy, płci, wyznania czy orientacji seksualnej. Słownictwo, którym posługuje się Elżbieta Radziszewska, jest zdumiewające. Z analizy przygotowanej przez „Pracownię na rzecz różnorodności” wynika, że wypowiedzi pani pełnomocnik rządu nacechowane są negatywnymi skojarzeniami związanymi z osobami homoseksualnymi, gdyż – według niej – „ich zachowanie narusza normy biologiczne”. Tworząc urząd pełnomocnika rządu ds. równego traktowania, Rada Ministrów wyznaczyła mu między innymi następujące zadania: „Realizacja polityki rządu w zakresie równego traktowania w tym przeciwdziałania dyskryminacji (...) ze względu na płeć, rasę, pochodzenie etniczne, narodowość, religię lub wyznanie, wiek, orientację seksualną, stan cywilny oraz rodzinny; (...) przeprowadzanie analiz i ocen rozwiązań prawnych pod kątem (...) równego traktowania, a także występowanie do właściwych organów z wnioskami o wydanie lub zmianę aktów prawnych (...); dokonywanie analiz i ocen sytuacji prawnej i społecznej oraz podejmowanie (...) działań (...) zmierzających do ochrony przed dyskryminacją ze względu na płeć, pochodzenie etniczne (...), religię lub wyznanie, poglądy polityczne, orientację seksualną (...) we wszystkich dziedzinach życia społecznego; promowanie, upowszechnianie i propagowanie problematyki równego traktowania (...)”. Naszym zdaniem, pani Elżbieta Radziszewska – pełnomocnik rządu ds. równego traktowania – nie wykonała żadnego z powierzonych jej zadań. Skoro tak, to czy naprawdę musi ją obsługiwać 11 urzędników? Podobnego zdania jest nieformalna koalicja 12 organizacji społecznych. W ostatni czwartek jej liderzy zwrócili się do Pana Premiera o dymisję pani Elżbiety Radziszewskiej. MICHAŁ CHARZYŃSKI
[email protected]
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
K
atolicyzm w wersji klasycznej w ten sposób formuje mózgi, że potrzebują one wroga. Ów nieprzyjaciel, knujący spiski i przedstawiany jako wróg całej ludzkości, miewał na przestrzeni wieków różne wcielenia: był heretykiem, czarownicą, „lutrem”, Żydem, masonem, socjalistą. Żydzi naszych czasów to homoseksualiści i tzw. „homoideologia”. W oczach katoprawicy są to jeźdźcy Apokalipsy XXI wieku, gotowi zniszczyć rodziny, zdeprawować dzieci, zniweczyć dotychczasową kulturę. Gdy katoprawica była u władzy, czyli jeszcze 3–4 lata temu, zakazywano
emancypacji mniejszości seksualnych w Polsce. Ludzie ci pracują usilnie, aby wokół homoseksualnych rodaków unosiła się atmosfera podejrzliwości, niechęci, obrzydzenia i napiętnowania. Dość powiedzieć, że właśnie to środowisko zorganizowało Paulowi Cameronowi (słynny amerykański pseudouczony szerzący nienawiść i dezinformację nt. homoseksualizmu) tournée po Polsce i nadało mu rozgłos.
Katolicka zmiana płci Jak wiadomo, środowiska katolickie nie lubią majstrowania przy seksualności. Wszystko ma się
A TO POLSKA WŁAŚNIE je potem wykorzystywać seksualnie. W internecie każdy news poświęcony adopcji przez pary homoseksualne jest oblepiony podobnie złośliwymi komentarzami i sugestiami, powpisywanymi przez katoprawicowców „dyżurujących” w sieci. Zawsze można tam znaleźć sugestię o tym, że geje będą „brać sobie chłopczyków”, by ich potem gwałcić, a lesbijki to samo zrobią z dziewczynkami. Bo w katoprawicowym języku gej i pedofil to jedno i to samo. Cel tych wszystkich insynuacji jest zawsze jeden – zohydzić, oczernić, zbudować mur pomiędzy „zboczeńcami” i „zdrową częścią społeczeństwa”.
jako ojca, a ten mógłby takie dziecko spokojnie wychowywać jako prawnie biologiczny ojciec. To sformułowanie nie uszło uwagi dziennikarza „Rzeczpospolitej”. Karski znalazł się na pierwszej stronie tego dziennika jako przestępca i człowiek nawołujący do oszustwa. Wieczorem tego samego dnia był już „negatywnym” bohaterem dużego reportażu w TVP 1, a dwa dni później w TVN wystąpił w tej samej roli. „Rzepa” nakłoniła policję do wszczęcia śledztwa w sprawie... „handlu ludźmi”(!!!). Do nagonki dołączył Rzecznik Praw Obywatelskich – oczywiście, nie w obronie sponiewieranego dobrego imienia Karskiego, ale po to, by
Polowanie z nagonką Duchy władzy pisowsko-giertychowskiej wciąż straszą nad Wisłą. w Polsce manifestacji, jeśli rządzący wiedzieli, że organizują ją przedstawiciele gejów i lesbijek. Kierowane przez Giertycha i Orzechowskiego Ministerstwo Edukacji zapowiadało polowanie w szkołach na ludzi uznanych za homoseksualistów. Działo się to wszystko z błogosławieństwem katolickiej hierarchii. Europa przecierała oczy, z niedowierzaniem patrząc na to nowe polowanie na czarownice. Tamte czasy odeszły równie szybko, jak się rozpoczęły, ale atmosferę w Polsce nadal trudno uznać za przyjazną dla dwumilionowej części naszego społeczeństwa. Wszak w mediach pozostały setki dziennikarskich wdów i sierot po braciach Kaczyńskich i ich obłędnej, nieprzyjaznej ideologii. Medialne przyczółki – powiązane z nimi siecią interesów oraz wyznawaną konserwatywną ideologią Kaczyńskich – to przede wszystkim wpływowe media publiczne: dziennik „Rzeczpospolita”, tygodnik „Wprost”, „Nasz Dziennik” oraz pojedyncze osoby i całe środowiska w innych tytułach prasowych (np. częściowo w „Dzienniku” i „Newsweeku”) oraz prywatnych stacjach telewizyjnych. Wszędzie tam pracuje pokolenie „szpetnych czterdziestoletnich”, o którym wielokrotnie pisaliśmy. To świetnie wykształcona, przebojowa i wpływowa grupa skrajnych prawicowców – powiązanych z Kościołem rzymskokatolickim i zwalczających wszystko, co, słusznie czy nie, kojarzy im się z lewicą. Do najbardziej znanych należą: Cejrowski, Ziemkiewicz, Semka, Terlikowski, Pospieszalski. To także z tego środowiska pochodziły i pochodzą najbardziej bezwzględne i chamskie ataki na wszelkie próby
odbywać „zgodnie z naturą”, a to, czym jest owa mityczna „natura”, definiuje każdorazowo Kościół rzymskokatolicki. Według niego – zgodny z naturą jest celibat, ale niezgodny homoseksualizm, mimo że ten ostatni zaobserwowano u 1500 gatunków zwierząt. Zdaniem Kościoła, niezgodna z Bożym porządkiem jest także zmiana płci, nawet jeśli chodzi o osobę, która fizycznie jest mężczyzną, a psychicznie kobietą. Kościół dostrzega jakiś Boży porządek tam, gdzie panuje kompletny bałagan, w którego zwalczaniu próbuje pomóc medycyna. Jednak zmiana płci może być użyteczna wtedy, gdy... można dzięki niej dowalić homoseksualistom. I tak przy użyciu tej broni zaatakowano uroczą książeczkę „Z Tango jest ich troje”. Wspominaliśmy już o niej – to oparta na faktach opowieść dla dzieci o dwóch pingwinach samcach, którzy wysiedzieli, a później wychowywali pingwinie pisklę – tytułową Tango. W recenzji, którą zamieszczono w Rydzykowym „Naszym Dzienniku” (autorstwa dr Urszuli Dudziak, psycholożki i teolożki z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego), zmieniono jednak płeć bohaterki i stała się ona pingwinem chłopcem. Można powiedzieć, że to zwykła pomyłka pozbawiona znaczenia. Nie sądzę. W całostronicowym tekście poświęconym opowiadaniu gorszącemu moherowych katolików nie pojawia się ani razu tytuł książeczki, który sam w sobie sugeruje, że wśród trójki pingwinów przynajmniej jeden nie jest męski. Jest natomiast informacja, że książka opowiada o „przytulających się trzech samcach”. Jeśli to jest świadome kłamstwo, a nie pomyłka wynikająca z tego, że autorka nie przeczytała książki, którą recenzuje (!!!), to jego cel jest jeden: utrzymać rozpowszechniane przez środowiska katolickie pomówienie, że homoseksualiści po to adoptują dzieci, aby
Gejowski „handel ludźmi” Dawniej wielki i poważny dziennik, a obecnie skrajnie prawicowa gazetka „Rzeczpospolita” specjalizuje się w temacie „homoideologii”. Jeśli w jakiejś amerykańskiej dziurze zakażą związków partnerskich, „Rzeczpospolita” z pewnością doniesie o tym wielkimi literami. To na jej łamach kilka miesięcy temu kilku autorów porównywało homoseksualistów do zoofilów. Niedawno przez trzy dni cała dziennikarska Polska żyła wyprodukowanym przez „Rzepę” skandalem, którego mimowolnym bohaterem stał się Arkadiusz Karski – skromny pedagog, filolog romański i działacz społeczny. Karski jest Polakiem od lat mieszkającym w Budapeszcie, skąd społecznie prowadzi znaczącą działalność edukacyjną w internecie. Jego teksty zwalczają rasizm, promują tolerancję i edukację na temat in vitro oraz początków życia ludzkiego, a pisane są z pasją. Autor często stosuje prowokację, żart, a nawet wygłup jako formy mające zwrócić uwagę i zmusić do myślenia czytelnika. Prowadzona przez niego strona internetowa www.heterofob.republika.pl nawet w swoim tytule zawiera prowokację. Karski pisuje także o homorodzicielstwie, a w jednym z tekstów (sprzed 3 lat!) prowokacyjnie zwrócił uwagę na to, że kobieta, która nie chce wychowywać urodzonego przez siebie dziecka, może np. wskazać znajomego geja
sprawdzić, czy w Polsce dzieci zbyt łatwo nie mogą wpaść w ręce gejów. Ale to nie wszystko. Narobiono takiego rabanu, że Nasza-klasa zablokowała Karskiemu 20 profili edukacyjnych, które tam prowadził, w tym strony o in vitro, walce z rasizmem i... historii Śląska. Okazuje się, że nawet historia pisana przez geja jest w Polsce podejrzewana
o pozostawanie narzędziem zgorszenia. Twórca tych profili do dziś ich nie odzyskał i nie wie, dlaczego je zablokowano. Okazuje się, że wystarczy być gejem nielubianym przez dużą przykościelną gazetę, aby z dnia na dzień stać się człowiekiem niemal wyjętym spod prawa. TVP wykorzystała nawet i wyemitowała bez zgody zainteresowanego film Karskiego z jego własnego ślubu,
11
pobrawszy go ze strony internetowej. Ale czy wyrzutek może mieć jakieś prawa, np. prawa własności?
Pobożna mordownia Co właściwie chce osiągnąć katolicka prawica w Polsce za pomocą tego rodzajów chwytów? Zatrzymanie rzekomej „homokrucjaty”, czyli ewentualnej emancypacji mniejszości seksualnych, czy może zgoła coś innego? Wiele do myślenia daje bezkrytyczne promowanie wspomnianego już Camerona, który miejsce dla homoseksualistów widzi w tylko więzieniach. Celem katoprawicy jest więc „ostateczne rozwiązanie kwestii gejowskiej” przy pomocy aparatu policyjno-więziennego. Wzorem godnym naśladowania ma się stać Uganda, gdzie, jak pisze www.fronda.pl, strona konserwatywnych katolików, „nie silą się na poprawność polityczną”. Otóż parlament Ugandy przygotowuje prawo („FiM” 49/2009), na mocy którego geje zarażeni HIV-em będą skazywani na karę śmierci, a ci zdrowi dostaną wyroki dożywotniego więzienia. Warunki pobytu w afrykańskich więzieniach są tego rodzaju, że trudno odróżnić karę długoletniego więzienia od kary śmierci. Ugandyjski projekt wzbudził już oburzenie w wielu krajach świata oraz międzynarodowy skandal. Twórca prawa jest bowiem ewangelicznym chrześcijaninem mającym powiązania z amerykańską prawicą religijną. Amerykańskie media przyciskają więc do muru niektórych tamtejszych wielebnych, aby potępili nowe afrykańskie prawo, ale ci nie bardzo się kwapią. Wygląda to trochę tak, jakby Uganda miała stać się poligonem dla radykalnych chrześcijan, którzy usiłują wprowadzić w życie „biblijny szariat”. Wszak pierwotny pomysł mordowania homoseksualistów nie pochodzi z Ugandy, ale z Biblii... Warto zauważyć, że nowe, „chrześcijańskie” prawo jest ostrzejsze niż ustawodawstwo hitlerowskie, na mocy którego homoseksualistów wysyłano do obozów koncentracyjnych. Na koniec dodajmy, że szefem Frondy jest Tomasz Terlikowski, publicysta „Rzepy” i „Wprost”, dziennikarz zapraszany jako zupełnie poważny uczestnik niezliczonych debat telewizyjnych. Fundamentaliści religijni zwykle zaludniają margines życia społecznego krajów cywilizowanych; u nas rozsiadają się za ogólnym przyzwoleniem w jego centrum. Wygląda na to, że jesteśmy Ugandą Europy. MAREK KRAK
12
W
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
GRUNT TO ZDROWIE
spółczesnej cywilizowanej Europy nie dziesiątkuje już ani dżuma, ani odra, ani grypa „hiszpanka”, ospa, trąd, cholera czy nawet tyfus. Co temu zapobiegło? Szczepienia. A jednak kontrowersje wokół tej metody zapobiegania chorobom zakaźnym towarzyszą nauce od lat. Ruchy antyszczepionkowe nieustannie wytaczają swoje działa. Na fali nowego wirusa A/H1N1 dyskusje powróciły. W Polsce jedną ze stron reprezentuje prof. Maria Majewska, neurobiolog. Jej wystąpienia przestrzegające przed szczepieniami, publikowane w mediach i regularnie rozpowszechniane w internecie, wywołują panikę. Odżegnują się od tych poglądów specjaliści, lekarze medycyny – zarówno z Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, jak i Państwowego Zakładu Higieny. W tle zdezorientowane społeczeństwo zaczyna się zastanawiać nad sensem szczepień w ogóle. Fora internetowe przeżywają oblężenie przestraszonych rodaków... Katke: Mam mały mętlik w głowie. Co myślicie o szczepieniach? Czy warto? Bo ja się troszkę boję; Kacmaj: No właśnie, ja też od kilku dni wstaję i kładę się z tą myślą, tym bardziej że 3 lata temu szczepiłam syna i niestety chorował prawie rok. I nie wiem, czy to tylko zbieg okoliczności, czy to po tej szczepionce, a w telewizji straszą i straszą... Podobnych pytań są tysiące. Nie ma chyba w dziejach ludzkości lepszego świadectwa potęgi ludzkiej wyobraźni, a żadna z gałęzi nauki nie może pochwalić się wspanialszymi rezultatami. Wspólny wysiłek kilkunastu pokoleń wybitnych badaczy, ludzi różnych kultur, cywilizacji, poglądów, wiar i narodowości, doprowadził do niemal całkowitego wyeliminowania z widowni dziejów epidemii chorób zakaźnych – czytamy na stronie pneumokoki.pl. Czy wobec tego nauka ma szansę wypowiedzieć się autorytatywnie? I co jest faktem, a co mitem w dyskusji o szczepieniach? Polemika z ruchami antyszczepionkowymi jest trudna, gdyż ich przedstawiciele nie ufają publikacjom
Szczepienie mitu Według rzecznika praw obywatelskich, minister zdrowia Ewa Kopacz stworzyła niebezpieczeństwo zagrożenia epidemią ze względu na niezapewnienie Polakom szczepionki przeciwko nowej grypie. Tylko ilu z nas skorzystałoby z możliwości szczepienia, gdyby ją dostało... naukowym, podejrzewają istnienie światowego spisku firm farmaceutycznych, twierdzą, że rządy wielu krajów ukrywają przed swoimi obywatelami prawdziwe doniesienia na temat szkodliwości szczepień ochronnych. Przedstawiamy zarzuty najczęściej przywoływane przez przeciwników szczepień, m.in. prof. Marię Majewską, oraz kontrargumenty specjalistów w dziedzinie wakcynologii, m.in. dra hab. Leszka Szenborna, kierownika Katedry i Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych AM we Wrocławiu, prof. Andrzeja Zielińskiego, krajowego konsultanta w dziedzinie epidemiologii, oraz prof. Jacka Wysockiego, kierownika Katedry Profilaktyki Zdrowotnej UM w Poznaniu. ~ Szczepionki są niebezpieczne dla organizmu. Nie ma procedury, która nie byłaby obarczona ryzykiem. Każde wydarzenie, które ma miejsce do 4 tygodni po szczepieniu, jest analizowane jako niepożądany odczyn poszczepienny. Tymczasem dzieci w pierwszym półroczu życia niemal przez cały czas są pod wpływem jakiejś szczepionki, a co za tym idzie – bardzo łatwo uznać (nie opierając się na badaniach), że dolegliwość, na którą zapadną (jeśli tak się stanie), została wywołana przez szczepionkę. Dziś przedstawiciele polskiego rządu czekają na niezbite dowody skuteczności szczepień. To sytuacja analogiczna do tej, kiedy polskie dzieci musiały czekać 20 lat, aż sprowadzimy szczepionkę przeciwko śwince. Kto się martwił tymi, które w tym czasie ogłuchły albo były
hospitalizowane z powodu zapalenia opon mózgowych? A przecież nawet najlepiej udokumentowane i naukowo poprawne twierdzenia o bezpieczeństwie szczepień nie są tak wymowne jak emocjonalny wywiad ze zrozpaczoną matką oskarżającą szczepienie o śmierć dziecka. ~ Polskie noworodki i małe dzieci przyjmują zbyt dużo szczepień, co osłabia ich układ immunologiczny. Atrakcyjniejszy pod tym względem jest na przykład model skandynawski. Szczepi się małe dzieci, bo one potrzebują ochrony właśnie w tym okresie swojego życia (niemowlę może odpowiedzieć jednorazowo na 100 tysięcy różnych antygenów, więc można przyjąć, że 10 szczepionek podanych jednocześnie wykorzystuje zaledwie 0,01–0,1 proc. zdolności jego organizmu do odpowiedzi immunologicznej). Nie można bezrefleksyjnie kopiować skandynawskiego modelu szczepień, jak to proponuje prof. Majewska. W Skandynawii nie szczepi się noworodków m.in. przeciwko zapaleniu wątroby, bo tam nigdy nie było takiej liczby zakażeń jak w Polsce. Podobnie jest z krztuścem – szczepimy noworodki, żeby zapobiec napadom bezdechu powodującym śmierć. Dlatego każdy kraj ma swój kalendarz szczepień. ~ Karmienie piersią daje taką samą odporność jak szczepionki. Mleko matki jest niezwykle ważne dla dojrzewania układu odpornościowego, ale nie daje pełnej odporności. Dają ją wyłącznie szczepionki. Choroby zakaźne, którym zapobiega się za pomocą szczepień, są nadal realnym zagrożeniem dla
Historia szczepień zaczyna się w XVIII wieku, kiedy jedną z najpoważniejszych chorób zakaźnych w Europie była ospa prawdziwa. 14 maja 1796 roku Edward Jenner przeprowadził eksperyment – wstrzykując limfę zakażonej krowy, zaraził ospą krowią („krowianką”) swojego 8-letniego syna. Zrobił to, ponieważ zauważył, że kobiety, które doją krowy i przy okazji zarażają się od nich „krowianką”, chorują krótko, zaś na ospę prawdziwą nie zapadają prawie w ogóle, a jeśli nawet – to ma ona niezwykle łagodny przebieg. Rok później zaraził syna ospą prawdziwą. I chłopiec nie zachorował! Zarzucono Jennerowi, że jeden przypadek to za mało. Przeprowadził więc swoje „badanie” na większej liczbie ludzi, których najpierw celowo naraził na przebycie ospy krowiej, a później eksponował na zakażenie ospą prawdziwą. Zadziałało. Nikt nie zachorował. W 1798 roku Jenner wydał publikację „Badania nad przyczynami i oddziaływaniem ospy krowiej”, a jego metodę (przyjętą entuzjastycznie) nazwano wakcynacją (już w 1810 roku w Polsce powstał Instytut Rządowy Ospy, który korzystał z odkryć Jennera). A chodziło o to, aby tak wykorzystać właściwości podobnego zarazka, żeby dawał odporność taką jak przebyta choroba, a jednocześnie nie przynosił jej skutków – śmiertelności, powikłań czy oszpecenia. Ten sposób zapobiegania był od samego początku podważany, bo ludzie nie wierzyli w istnienie niewidzialnych drobnoustrojów. Zmienił to dopiero Ludwik Pasteur (opracował szczepionkę na wściekliznę), uznawany za ojca bakteriologii. Polacy potrafili korzystać ze zdobyczy nauki i upowszechniać je w praktyce. Odkrycia Pasteura przeniósł na grunt polski Odon Bujwid – założyciel pierwszej w Polsce (drugiej na świecie) stacji szczepień przeciw wściekliźnie. Niemal wszystkie kolejne szczepionki i szczepienia były potępiane przez Kościół jako przeciwstawianie się woli bożej (chorobie).
Fot. MaHus dzieci, także w Polsce – nadal odnotowuje się zachorowania na krztusiec (ok. 1500–2000 rocznie) i lokalne ogniska epidemiczne odry. Dlatego szczepienia są potrzebne. U nieszczepionych dzieci w wieku 3–10 lat ryzyko zachorowania na odrę jest ponad 59 razy większe niż u dzieci prawidłowo zaszczepionych, a w przypadku krztuśca – ponad 15 razy większe. ~ Szczepionki powodują wzrost zachorowań dzieci na autyzm. Obszerne analizy epidemiologiczne nie wykazały związku pomiędzy szczepieniem przeciwko odrze, śwince czy różyczce i autyzmem. Nie potwierdziła owej zależności także niezależna opinia Amerykańskiego Instytutu Medycyny ani wyniki ponad 16 najbardziej wiarygodnych z dostępnych badań klinicznych, przeprowadzonych niezależnie w różnych krajach i opublikowanych w renomowanych, recenzowanych czasopismach medycznych. ~ Szczepionki wywołują choroby. Szczepionka może wywołać reakcję alergiczną, ale nie chorobę. W nowoczesnych szczepionkach, na przykład przeciwko grypie, znajdują się tylko cząstki nieżywych wirusów, które nie mają biologicznych zdolności namnażania się. Przeciwko odrze nadal stosowane są tzw. szczepionki żywe (o bardzo wysokiej skuteczności), których jednak nie podaje się ludziom o obniżonej odporności, gdyż mogą one wywołać „odrę poszczepienną”. Jednak te uboczne dolegliwości i ryzyko powikłań są dużo mniejsze niż w przypadku zakażenia dzikim wirusem prawdziwej choroby. ~ W szczepionkach znajduje się thiomersal zawierający trującą rtęć. Thiomersal szybciej zniknie ze wszystkich szczepionek, niż uda się udowodnić jego toksyczność. Bo toksyczny jest metylan rtęci, zaś używany w szczepionkach thiomersal to etylan rtęci, który nie charakteryzuje się szkodliwością.
Przy czym ten środek (dopuszczony do użycia przez Światową Organizację Zdrowia) występuje tylko w dwóch szczepionkach stosowanych u dzieci i zapisanych w kalendarzu szczepień w Polsce (i w kilkunastu zarejestrowanych). ~ Przebyte choroby wystarczająco uodparniają ludzki organizm. To choroby niszczą organizm i czynią nas kalekami, a nie szczepionki. Poza tym po przechorowaniu na przykład tężca, nawet jeśli przeżyjemy chorobę, organizm jest jeszcze mniej odporny. Podobnie jest w przypadku dzieci do 2 roku życia, które zachorują na Haemophilus influenzae typu b (Hib). A po szczepieniach na te choroby organizm nabiera odporności, co oznacza, że są skuteczniejsze niż same choroby. ~ Szczepienie przeciwko kilku chorobom w zbliżonym czasie może wywołać niepożądane skutki. Ruchy antyszczepionkowe wytworzyły mit, który mówi, że szczepienie przeciwko kilku chorobom w zbliżonym czasie może wywołać niepożądane skutki. To nie zostało przez nikogo wykazane. W naszym środowisku na co dzień stykamy się z masą najrozmaitszych antygenów, z którymi organizm musi się konfrontować. To prawda, że szczepimy się częściej niż przed laty, ale nie wykazano, aby dla naszego układu immunologicznego miało to negatywne znaczenie. ~ Szczepionki są mało skuteczne. Nie ma żadnej szczepionki na świecie, która byłaby skuteczna w 100 proc. Przeciwnicy szczepień nie są w stanie podać żadnych obiektywnych, pod względem naukowym, wyników badań, które potwierdzałyby ich pseudoteorie. Prace, na które się powołują, zawierają błędy metodologiczne, które przekładają się na błąd w ocenie. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
W
poniedziałek 30 listopada Kuba skończył pięć lat. Urodziny obchodził w szpitalu, bo jest chory na ostrą białaczkę. Wśród uczestników uroczystości nie było rodziców ani krewnych chłopca – zdeklarowanych katolików, którzy dzień wcześniej klepali pacierze podczas niedzielnej mszy w swojej parafii pod Słubicami. Na urodziny licznie przybyli natomiast ludzie dziecku najbliżsi, czyli lekarze i pracownicy Katedry i Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Akademii Medycznej we Wrocławiu oraz pacjenci kliniki. Była ogromna radość i ocierane ukradkiem łzy. Ile takich imprez wyprawi jeszcze szpital, będący „matką zastępczą” porzucanych przez rodziny maluchów? O dramatach dzieci niechcianych z powodu choroby nowotworowej rozmawiamy z główną „ciocią” Kuby – prof. dr hab. Alicją Chybicką (na zdjęciu), szefową wrocławskiej placówki lekarzem i naukowcem uhonorowanym przez najmłodszych Orderem Uśmiechu, a przez dorosłych laurem Kobiety Roku 2008. – Jak wyglądały te szpitalne urodziny? – Był wielki, ośmiokilogramowy tort, świeczki, sala udekorowana balonami, wszyscy nasi pacjenci przyszli składać mu życzenia, odśpiewaliśmy „Sto lat”, jubilat dostał mnóstwo prezentów, ubrań... Można by nawet rzec, że w tej chwili Kuba już nie jest biednym dzieckiem. Chyba jeszcze nigdy nie miał podobnej uroczystości, bo gdy zapytałam go, czy wie, które to są urodziny, bez chwili zawahania odpowiedział, że pierwsze... – I absolutnie nikogo z krewnych? – Nikogo! Kuba przebywa u nas od kilku miesięcy i od początku nie wykazywali żadnego zainteresowania zdrowiem dziecka. Przyjechali tu tylko dwa razy, na przemian babcia i matka. Gdy zorientowali się, że jest ciężko chory, nie chcieli go już później odwiedzać. – Czy to jest jakaś patologiczna rodzina? – Powiedziałabym raczej, że biedna. Po wizycie matki okazało się, że zabrała ze sobą do domu nawet
A TO POLSKA WŁAŚNIE
ubranka Kuby, pozostawiając go nam zaledwie w piżamie, więc żeby mógł wychodzić na spacer, musieliśmy kupić mu kurtkę, spodnie oraz buty. Ci ludzie mają różne swoje problemy i dużo więcej dzieci. O ile mi wiadomo, większość z nich trafiła już do adopcji lub rodzin zastępczych. – Mimo choroby Kuba spaceruje?
odpowiedzialnie, że wyraziła zgodę na prawne uregulowanie problemu, podczas gdy wielu ludzi nie odwiedza w szpitalu swoich dzieci, można by nawet rzec, że mają je w nosie, a prawnie tego nie załatwiają. Te maluchy, chociaż wciąż mają formalnych rodziców, są naprawdę bardzo, bardzo biedne. Jeszcze bardziej biedne niż nasz niedawny jubilat.
Dla porzuconych przez rodziców dzieci z chorobą nowotworową domem staje się szpital...
– Domyślam się, że Kuba jest już weteranem o najdłuższym stażu... – Tak. Ja zaczynam się już nawet martwić, że jak go od nas wezmą, to on będzie zrozpaczony i może ciężko przeżyć rozstanie. Ma tutaj pełno kolegów, a my wszyscy jesteśmy „ciociami” i „wujkami”. – Kto konkretnie jest w tej chwili jego prawnym opiekunem? – Nasz psycholog, który pilotuje sprawę i zajmuje
Dzieci śmieci
– I te dzieciaki cały czas po– Spaceruje?! On po prostu szazostają w klinice? leje, gdy tylko nie korzysta z zabie– Leczenie choroby nowotworogów, podczas których musi leżeć wej trwa z reguły 2, 3 lata. Zwykle w łóżku. Jest niesłychanie słodkim jest tak, że gdy dramat dotknie nori kochanym przez nas wszystkich malną rodzinę, zawsze spada to dzieckiem. na nią jak grom z jasnego nieba – Widać po nim, że tęskni i zawsze jest strasznie. Najczęściej za swoim domem? – Nie, tego nie widać, ale w rozmowach czuje się, że pamięta matkę i na pewno jego marzeniem byłoby, żeby ją mieć z powrotem. Jednak w opinii naszego psychologa Kuba błyskawicznie zaakceptuje nową mamę. On bardzo potrzebuje czułości i ciepła. Gdy tylko wchodzę na oddział, woła „ciocia!”, pędzi przez cały korytarz, wiesza się na szyi i nie chce zejść. Zero szacunku dla stanowiska oraz tytułów naukowych (śmiech). – Wielu rodziców podrzuca wam w ten sposób potomstwo? – Niestety, dosyć często zdarza się, że biologiczni rodzice „Chciałbym tu zostać na zawsze, ale nie wykazują najmniejszego zajedno z rodziców musi przestać prainteresowania swoimi chorymi cować, żeby opiekować się chorym dziećmi. W tej chwili mamy niemal dzieckiem. My dajemy chemioteraidentyczny przypadek całkiem popię i do domu. Później wraca do nas rzuconego i zapomnianego chłopi po kilku dniach znowu do domu. ca. Choć zabrzmi to paradoksalnie, Aż do wyleczenia. Dzieci porzucone muszę zauważyć, że Kuba i tak ma leżą u nas cały czas. Ich domem stał ogromne szczęście, bo jego matka się szpital. zachowała się mimo wszystko na tyle
Spośród wszystkich zgonów dzieci do 15 roku życia na choroby nowotworowe umiera średnio co dziesiąte. Białaczka jest najczęstszą ich odmianą i stanowi prawie 30 proc. wszystkich nowotworów wieku rozwojowego. Szczyt zachorowania przypada na 3–6 rok życia (przeważa u chłopców). W Polsce stwierdza się 1100–1200 nowych zachorowań rocznie. W 70–80 proc. przypadków istnieje szansa na wyleczenie, jednak warunkiem jest wczesne wykrycie choroby i podjęcie właściwego leczenia. Niestety, nowotwory u dzieci rozpoznawane są we wczesnym stadium tylko u 8 proc. chorych (w Europie Zachodniej ten odsetek sięga 25 proc.).
13
jego dobra wszystko powinno być jasne. Ludzie, którzy ewentualnie zdecydowaliby się Kubę adoptować, muszą wiedzieć o jego chorobie. Chłopiec jest obecnie w pełnej remisji (ustąpienie oznak choroby nowotworowej – dop. red.) i wydaje się, że zdołamy go wyleczyć, ale nie ma 100-procento-
wej gwarancji. Może być różnie... Nie ma sensu tego ukrywać, bo to jest tak, jakby kogoś oszukiwać, że weźmie piękne i zdrowe dziecko, a dostanie kogoś zupełnie innego. Kuba jest ślicznym chłopcem. Wesołym, radosnym, naprawdę przeuroczym, ale jest chory. Taka jest brutalna prawda. – Czego najbardziej potrzebuje? – Dla niego najważniejsze jest w tej chwili to, żeby miał kogoś, kto go stąd zabierze. Nie do domu dziecka, tylko do normalnej rodziny. Bardzo potrzebuje kogoś, kto będzie mu mamą i tatą oraz będzie go kochał. Bo jeśli z adopcji nic nie wyjdzie, Kuba będzie musiał pozostać w klinice jeszcze przez dwa lata. Tyle orientacyjnie trwa leczenie tej postaci białaczki. Co będzie później, nie wiem... – Ile dzieci pozostaje pod waszą opieką? – Średnio jedno na 600 żyżeby była tu jeszcze mama i tata” wo urodzonych dzieci zapada do 14 roku życia na nowotwór. na razie nie chce, bo do adopcji oczeW całym regionie odnotowujemy kuje w kolejce 45 dzieci cierpiących każdego roku ok. 100 nowych rozna różne choroby. Szanse na nowych poznań, a w naszej klinice (w wirodziców wydawały się znikome, ale docznych gołym okiem fatalnych waprzed dwoma dniami zgłosiło się kilrunkach lokalowych) leczymy dziekoro chętnych. Podobno jest wśród ci z całej Polski. W ciągu roku manich jakaś bardzo fajna para z Warmy prawie 10 tys. małych pacjenszawy, która świetnie nadawałaby się tów, natomiast pod bieżącą opieką do przyjęcia Kuby. Jednak czy ktoś pozostaje obecnie ponad dwa tyz nich zostanie zaakceptowany przez siące. Doprawdy, nie sposób orgaośrodek, to już jest zupełnie inna nizować jeszcze domu dla tych pokwestia i klinika nie ma na to żadrzuconych... nego wpływu. W każdym razie Z zachowaniem wszelkich środna dzień dzisiejszy (2 grudnia – dop. ków bezpieczeństwa związanych ze red.) w sytuacji dziecka nie ma żadwzrostem zachorowań na grypę nych zmian. Nikt go nie zabrał i nikt i ograniczeniem odwiedzin u dzietej sprawy do końca nie załatwił. ci przebywających w klinice, poroz– Może potencjalni rodzice mawialiśmy przez kilka chwil także boją się choroby... z Kubą: – Kuba jest chory na ostrą bia– Chciałbym tu zostać na zawsze, łaczkę i trzeba o tym wyraźnie poale żeby była tu jeszcze mama i tawiedzieć, choć informacja o zdrota. Tak jak u innych dzieci... – powiu każdego pacjenta stanowi w zawiedział nam na pożegnanie malec. sadzie tajemnicę. Ponieważ jednak ANNA TARCZYŃSKA jesteśmy prawnymi opiekunami Współpr. T.S. dziecka, to uważamy, że właśnie dla się nią od strony formalno-prawnej. Faktycznymi zaś opiekunami jesteśmy wszyscy. – A jak wygląda perspektywa znalezienia dziecku nowej rodziny? – Ośrodek adopcyjny we Wrocławiu powiedział nam, że Kuby nikt
14
POLSKIE FESTIWALE
Na pozór dzieli ich wiele – pochodzenie, język, status społeczny, problemy. Każdy z nich ma swój własny świat. Ale jedno ich łączy – na własnej skórze odczuli dyskryminację i łamanie prawa. osób nieheteroseksualNiezależnie od tego, czy miesznych. Problem dyskrykają w Polsce, w Chinach, na Białominacji kobiet, gejów rusi, czy są uchodźcami z Czeczenii, i lesbijek stał się jednym życie codziennie daje im w kość. Bo z ważniejszych punktów myślą inaczej, kochają inaczej, mafestiwalu. ją inną religię, płeć lub jeżdżą Robert Biedroń, na wózku inwalidzkim. Część z nich działacz Kampanii przespotkała się podczas odbywającego ciw Homofobii, podkresię w Warszawie Festiwalu Praw śla, że choć przez ostatCzłowieka. nie lata wiele zmieniło się Mateusz Filipkowski jest Polana lepsze, mimo to stereokiem, ale – jak mówi – częścią siebie typy i uprzedzenia wciąż wciąż przebywa w Chinach. Będąc dominują. – Jeszcze kilka przedstawicielem stowarzyszenia Falat temu, kiedy dyskutowalun Dafa, próbuje pokazywać, jak wieliśmy o związkach partnerle zła dzieje się w Państwie Środka. skich, nie było par, które Jego zdaniem, słusznie mówi się chciały o tym publicznie poo dramacie Tybetańczyków, tyle że wiedzieć. Dzisiaj mamy nadramat praktykujących sztukę medywet parę, która otrzymała tacji Falun Gong jest znacznie więkRóżę Gali – Tomka Raczszy. – Już od ponad 10 lat Falung ka i Marcina SzczygielskieGong jest oficjalnie w Chinach zago – mówi Biedroń. Za chwikazany. Od 1992 roku bardzo szyblę dodaje jednak, że wciąż nie ko, bo w przeciągu 7 lat, praktyka ta rozprzestrzeniła się na całe Chiny. Partia zorientowała się, że praktykuje już około sto milionów osób. A że w partii było tylko 60 milionów członków, jej władze wystraszyły się. To spowodowało decyzję o delegalizacji. Później doszły prześladowania – wyjaśnia Filipkowski. Miliony praktykujących internowano, blisko milion zesłano do obozów, ponad 3 tysiące osób zakatowano, torturując. O skali prześladowań i łamaniu praw człowieka każdego roku dowiadujemy się między innymi dzięki takim organizacjom jak Amnesty Interuwolniliśmy się od mowy nienawiści, national. „Miliony ludzi cierpią z poprzemocy psychicznej i fizycznej czy wodu braku bezpieczeństwa, niespradyskryminacji w miejscu pracy. wiedliwości, upokorzenia. Ten kryzys To właśnie z powodu uprzedzeń dotyczy nie tylko ograniczonego dostęi strachu organizatorzy festiwalu miepu do jedzenia, pracy, czystej wody, zieli poważny zgrzyt z dyrektorką warmi czy schronienia. To również nędza, szawskiego publicznego liceum im. dyskryminacja, nierówności społeczne, Fredry, gdzie pierwotnie miała odbyć ksenofobia, rasizm, przemoc i represje się impreza. Jego uczniowie chcieli ją na całym świecie” – czytamy w oprazorganizować, ale pani dyrektor dała cowaniu z 2009 roku. Najbardziej skrajne formy represji są na porządku dziennym Wspólne wykonywanie papierowych kwiatów lotosu w takich państwach jak – głównego symbolu Chiny, Korea Płn., Sudan, Falun Gong Somalia. Nierzadko ze względów religijnych, szczególnie tam, gdzie religijne wykładnie stają się powszechnie obowiązującym prawem. W raporcie Amnesty swoje miejsce znalazła i Polska. Wytknięto nam niejasności wokół tajnych więzień CIA, brak skutecznego prawa antydyskryminacyjnego, słabe wysiłki w walce z przemocą wobec kobiet, problemy kobiet w realizacji prawa do usunięcia ciąży czy będącą wciąż tematem tabu kwestię praw
i Ofiara chińskiej policj
Prawa człowieka? – nie dla nich warunek – tak, pod warunkiem, że nie będzie gejów i lesbijek. Pomoc zaoferowały dwie szkoły społeczne. – Nadal mamy stereotyp, że geje i lesbijki będą w szkole namawiać do tej wstrętnej homoseksualności. Nadal jest ten ksiądz, nadal to kuratorium, ta dyrektorka, która może powiedzieć: „Nie, ja sobie nie życzę, żeby geje i lesbijki byli w mojej
szkole”. A rzeczywistość pokazuje, że oni już tam są – są uczniami, nauczycielami, mogą być nawet rodzicami dzieci – komentuje Biedroń. W szkołach społecznych problemu nie było. Uczestnicy festiwalu mogli porozmawiać, z kim chcieli. W ramach „Żywej biblioteki” pojawiły się „żywe książki” – m.in. gej, lesbijka, osoba transseksualna, ateista, ksiądz, mnich tybetański, Żyd, uchodźcy czeczeńscy, Białorusin, Afrykanin, osoby niepełnosprawne. Okazuje się, że w Polsce dotąd nie rozwiązano nawet kwestii tych ostatnich. Przykład?
– ogromne utrudnienia przy próbie oddania głosu w wyborach. Choć festiwal obfitował w żywe przykłady łamania praw człowieka na świecie i w Polsce, na szczęście nie zabrakło i takich, które warto naśladować, czyli walczących ze złymi praktykami. Jak młodzi ludzie w ramach projektu „Przestrzeń miasta”. – Polega on na znajdywaniu przez wolontariuszy antysemickich, rasistowskich napisów, graffiti, zrobieniu zdjęcia i pokazaniu u nas na stronie internetowej. Zdjęcia te później trafiają do straży miejskiej, a od administratorów budynków egzekwowane jest ich zamalowywanie – powiedział nam Jerzy Skarżyński, koordynator akcji. W Warszawie w ciągu półtora roku udało się zlikwidować ponad sto obraźliwych treści bijących w oczy z murów. Podobnych inicjatyw jest wiele. Organizacje takie jak Otwarta Rzeczpospolita, KPH, Lambda, Wolna Białoruś i wiele innych próbują nie tylko walczyć z problemem, ale przede wszystkim otwierać nam oczy. DANIEL PTASZEK
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
15
Osiemnastka Rydzyka „Kto walczy z krzyżem, od krzyża zginie!” – skandowali uczestnicy pikniku z okazji 18 urodzin Radia Maryja. Postronnym obserwatorom ciarki przeszły po plecach. Do Torunia zjechało w sobotę 271 autokarów, które przywiozły ponad 10 tysięcy sympatyków, a może raczej fanatyków, wyznawców rozgłośni Rydzyka. Tylko dla nich stała otworem gotowa do zwiedzania rozgłośnia, stacja telewizyjna, uczelnia redemptorysty, a nawet odwiert geotermalny i miejsce, gdzie powstanie gigantyczny kościół z repliką (1: 1) kaplicy JPII w Watykanie. Piszemy „tylko dla nich”, bo armia ochroniarzy wyłuskiwała z tłumu i na zbitą twarz wyrzucała licznych pismaków poprzebieranych w mohery i głodnych sensacji. Jednak gdzie diabeł nie może, tam fotoreporterkę „FiM” pośle. Ta – zmyliwszy pogonie – dostała się wszędzie, gdzie wejść jej absolutnie nie było wolno. Najważniejsza część uroczystości odbywała się w kościele redemptorystów, w którym zrobiło się purpurowo od tłumu biskupów. Tak to episkopat „strofuje” niesforną rozgłośnię. Ojciec Rydzyk dwoił się i troił. Wszędzie było go pełno. Przez gigantofony zachęcał tłumy do „robienia budujących prezentów na Mikołaja i pod choinkę”. Te budujące prezenty to dekodery TV Trwam, startery i aparaty telefonii „wRodzinie” oraz liczne pozycje książkowe, oferowane w jednym z namiotów. Ależ tam były tytuły: „Ukrzyżowany zgorszeniem dla Żydów”, „Liberalizm potępiony przez papieży”, „Platforma obłudników” i „Masoneria polska” – wszystko z karykaturalną Gwiazdą Dawida na okładce. ` propos Platformy, to ojdyr A w pewnym momencie zszokował wszystkich, wykrzykując, że jest jej wielkim zwolennikiem. Kiedy ludziska myśleli, że źle słyszą, albo że ich idol zwariował, ten powtórzył: „Jestem za platformą, ale tylko wiertniczą”. Brawo. Owacjom nie było końca! Rydzykowy apel o datki na Radio Maryja nie przeszedł bez echa. W kolejce do wręczenia swojego daru (nierzadko czek, potwierdzony przelew lub koperta) trzeba było odstać co najmniej pół godziny. SKOK Stelczyka wepchnął się poza kolejnością i podarował Rydzykowi i o. Królowi wielkie karty kredytowe. Na osiemnastkę Radyja licznie przybyli politycy PiS. Ojciec Tadeusz wszystkich wymienił z nazwiska i chwalił (m.in. Kempę, Gosiewskiego, Jurgiela, Szyszkę), ale... nie Brudzińskiego. Ten, zapomniany, siedział z tak głupią miną, że już tylko dla tego widoku warto było pojechać do Torunia.
Niezawodna Kapela znad Baryczy (ta od tekstu: „ojciec Tadeusz jak Prometeusz”) na okoliczność pełnoletności RM przygotowała specjalny song, który śpiewała do wtóru tłumów (tekst powielony na tysiącach kartek). Przytaczamy jego słowa, bo one najlepiej oddają atmosferę i poziom czołobitnej, bałwochwalczej imprezy. Prezentują też i charakteryzują najważniejsze konie ze stajni Rydzyka. Czegóż trzeba więcej? Pośmiać się! MAREK SZENBORN Fot. MaHus
Na osiemnastkę jedziemy do Torunia, jedzie ciocia, mama, tata i babunia. Na osiemnastkę jedziemy autokarem i pół parafii z proboszczem i wikarym Na jubileusz do Torunia jedziemy Radio Maryja ma osiemnaście lat. Tu Panu Bogu podziękujemy, Radia Maryja dziś słucha cały świat. A ojciec Piotr, ten z uśmiechem na twarzy, stawia na młodzież i radością wszystkich darzy. Swoim głosem na antenie uspokaja, telewidzów zaś uśmiechem swym rozbraja. Ojciec Grzegorz Moj to przyjacielskie oczy, do tego sympatyczny, młody i uroczy. Niejedna dusza swe życie poprawia, gdy ojciec Grzegorz na antenie przemawia. Ojciec Piotr Dettlaff, ten od Telewizji Trwam, w obliczu prawdy wciąż nadzieję daje nam. Gromadzi dzieci na polskich podwórkach, budując Kościół w różańcowych kółkach, Ojca Zdzisława wszyscy dobrze znamy, za jego dobre serce wszyscy go kochamy Ma zawsze mądrą i piękną katechezę, to dzięki niemu coraz mocniej wierzę. Ojciec Waldemar, wielka elokwencja, to duża wiedza, polot i inteligencja. To pełen życia wielki optymista, miłośnik Tatr, wędrownik i turysta. A ojciec Dariusz działa w radiu i uczelni, taka przyjemna to w odbiorze dobra dusza. I dał się poznać w teatralnej reżyserii, i pięknym śpiewem radiosłuchaczy wzrusza. Ojciec Benedykt jest najmłodszy tutaj chyba, papieskie imię ma więc ma patrona w Rzymie. Lecz na antenie jak radiowy wyga, wszystkich wysłucha, wytłumaczy i wytrzymie (sic!) Ojciec Jacek Cydzik fajny gość z humorem, znakomita to skarbnica historyczna. A ojciec Jan, co wszystkim każe dzwonić, wRodzinie, w tej naszej telefonii. Wspaniały śpiewak i z pochodzenia góral – Radio Maryja ma swojego Króla! Ojciec Tadeusz to wielki boży sługa, wielka charyzma – taką tylko Pan Bóg daje! Ten jubileusz to jego zasługa, i Matki Boskiej, bo radio wciąż nadaje.
16
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
ZE ŚWIATA
Grypa grozi zawałem Ś
wiat walczy z epidemią grypy – tej normalnej, jak również tej określanej jako świńska. Lekarze brytyjscy kierują szczególne ostrzeżenie do osób ze schorzeniami sercowymi: wirus grypy może spowodować u nich zawał serca. Dlatego jest bardzo ważne, by osoby z problemami układu wieńcowego zaszczepiły się przeciw grypie. Nie dlatego nawet, że odmiana „świńska” jest bardziej niebezpieczna niż normalna. Brytyjscy naukowcy wykryli związek grypy ze schorzeniami serca. „Konkluzje są tak jednoznaczne i stanowcze, że nie należy ich ignorować – stwierdza dr Ralph Brindis, wiceprezes American College of Cardiology. – Pacjentom z chorobami serca szczepionka może uratować życie”.
Grypa może przyczynić się także do innych poważnych komplikacji, takich jak zapalenie płuc. Wirusy powodują tam ogniska zapalne. Przyczyniają się do obrzęku serca i arterii wieńcowych. Badania wykazały, że szczyty epidemii grypy to także okresy intensyfikacji zawałów serca. Eksperci skłaniają się do przekonania, że wirus grypy może spowodować atak serca nawet u osób niecierpiących na jego schorzenia, jeśli obecne są inne czynniki zagrożenia, np. nadciśnienie lub nadwaga. CS
Bolesna nudność W
yniki nowych badań opublikowane w Journal of American Dental Association dowodzą, że osoby rudowłose są bardziej wrażliwe na ból i wymagają większych dawek środków znieczulających, by go uśmierzyć. Podwyższone odczuwanie bólu sprawia, że ludzie o tym kolorze włosów dwukrotnie rzadziej decydują się na wizytę u dentysty. By skutecznie znieczulić rudzielca, należy zaaplikować o 20 proc. większą dawkę przeciwbólową niż brunetom i blondynom. Naukowcy sądzą, że dzieje
się tak za sprawą jednego z genów – MC1R. To on produkuje melaninę nadającą włosom, oczom i skórze specyficzne kolory. U osób rudych (stanowią 5 proc. ogółu) receptor melaniny szwankuje. Relacje między genem a odczuwaniem bólu nie są jednak jeszcze wyjaśnione. TN
W
Niemczech grupa chrześcijan wezwała przed sąd największe Kościoły kraju, zarzucając im poważne oszustwo. Kilka miesięcy temu informowaliśmy, że środowisko chrześcijańskie noszące nieco długą nazwę „wolni chrześcijanie wszelkich kultur na całym świecie na rzecz chrystusowego Kazania na Górze” wezwało dwa największe Kościoły kraju – katolicki i ewangelicki – do zaprzestania używania nazwy „chrześcijański” na określenie samych siebie. Wspomniani
W
górskich rejonach Peru policja wykryła gang porywający i mordujący ludzi, by z ich zwłok wytapiać tłuszcz.
Ten był następnie sprzedawany producentom kosmetyków. W wiejskim domu, gdzie odbywało się wytapianie i gdzie odkryto porąbane fragmenty zwłok, aresztowano na razie 5 osób i zabezpieczono dowody w postaci tłuszczu rozlewanego do plastikowych butelek po napojach. Policja szuka
dalszych członków gangu i dystrybutorów ludzkiego tłuszczu. Bada się, ile z 60 zarejestrowanych zaginięć ludzi w okolicy ma związek z makabrycznym procederem. Śledztwo ruszyło w ubiegłym miesiącu, gdy policja przechwyciła wiadomość o transporcie ludzkiego tłuszczu z gór do Limy. JF
uwagę na to, że bezkarność instytucji kościelnych godzi w interes społeczny. Przytoczyli także nieco zabawny precedens prawny: przypomnieli sprawę pewnego procesu, który miał miejsce w Wuerzburgu. Pozwanego skazano wówczas za nazwanie kogoś „pomocnikiem inkwizycji”. Oznacza to, zdaniem skarżących, że nawet sądownictwo niemieckie uważa za haniebne bycie pomocnikiem jednej z agend Kościoła rzymskokatolickiego. Skarżący domagają się także wyłączenia ze składu orzekającego sędziów
Kościoły przed trybunałem wolni chrześcijanie zarzucają instytucjom, które nazywają „koncernami kościelnymi” przestępstwo zwane „oszustwem w szyldzie”, czyli procederem polegającym na wprowadzaniu w błąd klienta. O coś takiego można by oskarżyć na przykład kogoś, kto z rozmysłem sprzedaje szlifowane szkiełka, nazywając je diamentami i każąc sobie płacić jak za diamenty. Inicjatorzy akcji dowodzą, że największe kościoły nie mają nic wspólnego z Chrystusem, jego nauką i czynami, a poprzez kłamliwe używanie szyldu „chrześcijański” wprowadzają w błąd ludzi, którzy ofiarują oszustom pieniądze, a przede wszystkim zaufanie. Wolni chrześcijanie na potwierdzenie swoich tez przytaczają mnóstwo przykładów natury historycznej i teologicznej. Wezwano zatem Kościoły do nieużywania tego określenia i wyznaczono im datę, po której, w razie zlekceważenia apelu, miał być skierowany do sądu pozew o oszustwo. Jak nietrudno się domyślić, chrześcijańscy potentaci Niemiec zlekceważyli wezwanie, natomiast inicjatorzy akcji dotrzymali słowa i pozwali do sądu obydwie instytucje kościelne. Pozew przeciwko Kościołowi katolickiemu skierowano do sądu we Fryburgu, bo tam mieści się
O
Tłuszcz z ludziny
siedziba przewodniczącego episkopatu Niemiec. W pozwie zarzucono Kościołowi katolickiemu, że posługując się oszustwem wprowadza w błąd opinię publiczną. Kościół katolicki w odpowiedzi nie przyjął oskarżenia i wniósł o jego oddalenie. Adwokaci strony pozwanej nie odnieśli się do teologicznych i historycznych zarzutów pozywających. Napisali jedynie, że skarga jest bezzasadna, ponieważ sąd nie jest uprawniony do orzekania na temat tego, kto może, a kto nie może nazywać się chrześcijaninem, i że jest
Papiestwo od stuleci uważano za instytucję antychrześcijańską – karykatura z czasów renesansu
to „wewnętrzna sprawa Kościoła katolickiego”. Ponadto zwrócili uwagę, że słowo „chrześcijański” nie jest prawnie chronione (tak jak np. słowo „rzymskokatolicki”), więc każdy ma prawo go używać. W odpowiedzi skarżący ponowili swoje zarzuty, wyliczyli dawne i obecne przestępstwa Kościoła (zabójstwa inkwizycji, przyczynienie się do wymordowania całych narodów, współpracę z faszyzmem, zbrodnie katolickich dyktatur itp.) i zwrócili
d około dwóch lat amerykańscy ateiści otwarcie wychodzą z dotychczasowego ukrycia. Mało tego – śmiało prowokują arcypobożne społeczeństwo. Amerykańskie Stowarzyszenie Humanistów w Święto Dziękczynienia zainicjowało swą tegoroczną akcję świąteczną. Tym razem na skalę krajową, organizując akcje plakatowe w pięciu metropoliach: Waszyngtonie (na początek), w Nowym Jorku, Chicago, Los Angeles i San Francisco. W stolicy na ulice wyjechało 220 autobusów i 50 wagonów metra ozdobionych plakatami przedstawiającymi uśmiechniętych ludzi w czapkach Świętych Mikołajów i eksponujących napis: „Nie ma Boga? Nie ma problemu!” „Akcja ma uświadomić ludziom istnienie naszego humanistycznego ruchu, naszej etyki i życiowej filozofii” – tłumaczy dyrektor stowarzyszenia Roy Speckhardt, dodając, że „religia nie ma monopolu na moralność”.
związanych z Kościołem ewangelickim lub rzymskokatolickich, jako niezdolnych do obiektywnego orzekania w tej sprawie. Sprawa, naszym zdaniem, jest raczej beznadziejna, ale zapewne nie o wygraną chodzi skarżącym. Raczej o zwrócenie uwagi opinii publicznej na problem szkodliwej działalności Kościołów chrześcijańskich oraz hipokryzji, która spowija całe życie religijne Niemiec. I nie tylko Niemiec. ADAM CIOCH
W ubiegłym roku humaniści lansowali w Waszyngtonie przedświąteczne hasło: „Dlaczego wierzyć w Boga? Po prostu bądźcie dobrzy, na miłość boską!”. W odpowiedzi religijna organizacja Centrum Rozwoju Rodziny przedstawiła billboardy: „Dlaczego wierzyć? Bo ja stworzyłem cię i cię kocham, na miłość boską – BÓG”. Również inne bezbożne organizacje w USA uczestniczą w kampanii ujawniania swych przekonań. Zjednoczona Koalicja na rzecz Rozumu prezentowała w Nowym Jorku billboardy „Milion nowojorczyków żyje bez Boga”, Fundacja Wolności od Religii lansowała w stanie Idaho plakaty „Strzeżcie się dogmatu”, a ateiści z Chicago oznajmiali publicznie: „Na początku człowiek stworzył Boga”. Sondaż wykazał, że liczba Amerykanów niezwiązanych z żadną religią podwoiła się od roku 1990 i stanowią oni obecnie 15 proc. społeczeństwa. CS
Nie ma Boga, nie ma problemu
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
Z
miesiąca na miesiąc pogłębia się poważny konflikt między zakonami kobiecymi w USA a Watykanem. Po raz pierwszy od dekad wszystkie zakony są solidarne i nie zamierzają poddać się presji samców z dyrekcji Krk.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
zarówno szeregowe zakonnice, jak i ich zwierzchniczki, poprzedziły miesiące burzliwej dyskusji, w której wyrażano oburzenie nakazowym stylem, wyniosłością i wścibskością Watykanu oraz brakiem przejrzystych intencji przyświecających akcji. Stwierdzono, że to „niesprawiedliwy
może tego zaakceptować” – mówi jedna z liderek. Prawnicy specjalizujący się w prawie kanonicznym są po ich stronie, konstatując, że nie mają obowiązku odpowiadać na pytania postawione przez Watykan. W ubiegłym miesiącu w wywiadzie dla niezależnego tygodnika
Amazonki w habitach W styczniu Watykan zainicjował przeprowadzenie trzyletniego dochodzenia zgłębiającego realia życia i pracy 59 tys. sióstr z 340 kongregacji zakonnych USA. Dochodzenie zlecił – z polecenia papieża – kardynał Franc Rode. Jednym z jego elementów było dokładne wypełnienie przez zakonnice kwestionariusza z pytaniami i zwrócenie go siostrze Mary Milei – koordynatorce studium wyznaczonej przez Watykan. Mimo że termin zwrotu kwestionariuszy minął 20 listopada, do polecenia zastosowało się mniej niż 1 proc. zakonnic amerykańskich. Akcję oporu sióstr, w której biorą udział
afront”. Deklaracji, że celem jest zbadanie jakości życia w zakonach, nikt w USA nie wziął poważnie. Wobec otwartych skarg i zastrzeżeń, Watykan zdecydował się usunąć z kwestionariusza niektóre pytania, lecz nie rozładowało to napięcia. Prawdziwą intencją dochodzenia jest, jak twierdzą anonimowo prowincjałki, odzyskanie przez Watykan kontroli nad zakonami kobiecymi w USA. Kościół utracił ją po II Soborze Watykańskim. Zakony nie są formalnie częścią struktury kościelnej, a siostry podlegają jedynie zwierzchniczkom. „II sobór wyciągnął nas z getta na świat ekologii, feminizmu i sprawiedliwości. Watykan nie
„National Catholic Reporter” kardynał Rode stwierdził, że sobór, którego intencją było umiarkowane zreformowanie Kościoła, „przyczynił się do największego jego kryzysu w historii”. „W XVI w. – wyznaje Rode – podczas reformacji wielu zakonników opuściło Kościół. Zamknięto wtedy wiele zakonów, ale miało to zasięg ograniczony do północnej Europy. Rewolucja francuska też była katastrofą, lecz jej konsekwencje dotyczyły tylko Francji. Kryzys po II Soborze Watykańskim jest pierwszym o zasięgu prawdziwie globalnym. Płacimy bardzo wysoką cenę za przejęcie zeświecczonej, światowej mentalności”. PIOTR ZAWODNY
Watykan walczy z Bożkiem W St. Louis dobiega końca starcie o częściową niezależność parafian i proboszcza od archidiecezji. Rezultat można było przewidzieć. Ks. Marek Bożek, wciąż – mimo karnej laicyzacji przez Benedykta – pełniący funkcję duszpasterza polskiej parafii św. Stanisława Kostki, oświadczył: „Jeśli będzie konieczne, bym ustąpił i prowadził działalność duszpasterską gdzie indziej, jestem gotów to uczynić, jeśli wierni nie pozostaną bez kapłańskiej opieki i sakramentu”. Od roku 2001 świecka rada parafialna i kolejni, odwoływani za nieposłuszeństwo wobec hierarchii proboszczowie walczyli, by zachować stary przywilej dający parafii prawo do rozporządzania zebranymi datkami. Były arcybiskup St. Louis Raymond Burke, widząc pełny kościół, uznał to za wyzwanie nie do zniesienia i rozpoczął walkę. W roku 2005 ks. Bożek został okrzyknięty „bohaterem” za to, że ryzykował swe kapłaństwo, by ocalić niezależność św. Stanisława Kostki. Przegrał – papież na wniosek rozjuszonego Burke’a zdegradował go do cywila w styczniu 2009 roku. Bożek się nie poddał, a archidiecezja nie zrezygnowała, wytaczając w lipcu 2008 roku niepokornej radzie parafialnej proces w sądzie. Rozprawa ma się rozpocząć w lutym 2010 r.
D
zień po publikacji kolejnego niezależnego raportu, tym razem obrazującego wieloletnie, szokujące deprawacje w archidiecezji Dublin, organizacja reprezentująca nieletnie ofiary przestępstw seksualnych wezwała Benedykta XVI do niezwłocznego przybycia do Irlandii. Chodzi o osobiste przeproszenie Irlandczyków za przestępstwa księży, z premedytacją chronionych przed odpowiedzialnością karną przez kolejnych arcybiskupów. „Papież powinien tu przybyć i przeprosić ofiary oraz naród irlandzki, powinien okazać szczerość i skruchę
Aktualny lider archidiecezji – abp Robert Carlson (Burke został powołany na szefa najwyższego sądu watykańskiego) – oświadczył, że deklaracja Bożka „otwiera szanse pojednania”. „Zdecydowanie chcemy uniknąć procesu, pragniemy tylko, by parafia wróciła na łono katolicyzmu”. To znaczy pełnej i niekwestionowanej władzy archidiecezji. Napięcie wśród wiernych jest wciąż – od czterech lat – bardzo znaczne. Ks. Bożek otwarcie poparł prawa homoseksualistów i ordynację kobiet, co zraziło doń bardziej konserwatywnych parafian o polskich korzeniach, przysporzyło mu natomiast zwolenników wśród Amerykanów. Reprezentant tych pierwszych, Grzegorz nomen omen Kołtuniak, od dawna krytykujący Bożka, konstatuje, że „od początku czekał na ten moment”, czyli ustąpienie nieposłusznego duchownego. W imieniu drugiej grupy wypowiada się Diana Daley, twierdząc, że ustąpienie proboszcza będzie „równoznaczne z zamknięciem kościoła”. Przypuszczalnie ks. Bożek przeniesie się do parafii katolickiej nieuznającej zwierzchnictwa Watykanu, skupiającej gejów i kobiety domagające się praw kapłańskich dla swej płci. Lub utworzy nową. W Watykanie ma przerąbane. JF
Milczenie pasterza – stwierdził przedstawiciel organizacji Survivors of Child Abuse. – Tylko on może to uczynić, biorąc pod uwagę, jak hierarchowie Kościoła zachowywali się przez ostatnie 50 lat”. Wezwano również rząd, by „złożył jednoznaczne i jasne zapewnienie, że już nigdy nie dopuści do tego, by prawo kościelne zdominowało prawo irlandzkie, zarówno karne, jak i cywilne. Niektórzy politycy, jak Enda Kenny, lider partii Fine
Geal, wezwali do rezygnacji wszystkich biskupów wymienionych z nazwiska w raporcie sędziny Murphy. Nie zanosi się jednak na to, żeby papież przejął się apelem, zechciał przyjechać i przeprosić. Kilka dni po publikacji raportu wciąż milczał. Rzecznik watykański, jezuita Federico Lombardi, oświadczył, że „takie sprawy jak skandale przemocy leżą w gestii lokalnych władz kościelnych, nie zaś Stolicy Apostolskiej”. PZ
17
Żelazko z Jezusem J
ak się dorobić własnego, unikalnego portretu Jezusa, w dodatku cudownego? Wystarczy żelazko, nierozważna córka i odrobina szczęścia. Taka receptura sprawdziła się w przypadku pani Mary Jo Coady, sekretarki ze stanu Massachusetts. Niewiasta miała akurat pechową serię: rozstała się z mężem, a w pracy ograniczono jej godziny. I nagle diametralna zmiana, która w pierwszej chwili wyglądała jak kontynuacja nieszczęść. Córka postawiła żelazko na dywanie. Zwykle w takim przypadku i jedno, i drugie jest do wyrzucenia, ale Mary podniosła żelazko i proszę: Jezus jak malowany – przypalony dywan przylgnął do spodu, tworząc święty portret. Wydarzenie wywołało sensację w lokalnych mediach. Właścicielka prywatnego portretu Chrystusa zainwestowała w nowy aparat prasowalniczy, stary potraktowawszy jako relikwię. „Teraz wszystko
obróci się na dobre” – powiedziała sobie. Jeśli nawet nie, to sprzedaż cudownego żelazka na giełdzie eBay przyniesie spory zastrzyk gotówki. TN
Szopka antygrypowa W
Neapolu na słynnej ulicy, przy której można znaleźć pracownie szopkarzy, pojawiła się szopka antygrypowa. Wszystkim znajdującym się w niej postaciom, w tym także Dzieciątku Jezus, założono przeciwgrypowe maseczki. „Szopka przeciwko grypie A” – taki napis umieszczono nad żłóbkiem. W Neapolu ma to szczególną wymowę, gdyż właśnie tam zanotowano najwięcej zachorowań na nową grypę. Twórcy tradycyjnych neapolitańskich szopek z pracowni przy via San Gregorio Armeno zawsze reagują na bieżące wydarzenia i umieszczają w szopkach postacie, o których głośno jest we Włoszech i na świecie. Ciekawe, czy cieszyłałaby się powodzeniem szopka pokazująca seksualne wykorzystywanie dzieci w Irlandii. PPr
Kościół niedopowiada I
rlandzka komisja, która przygotowała raport o przestępstwach seksualnych kleru katolickiego w archidiecezji Dublin, odkryła przypadkowo, jak to się dzieje, że kler nie ma poczucia winy z powodu swych kłamstw. Otóż on nie kłamie w ogóle. To, co niewprawne ucho może potraktować jako łgarstwo, jest zjawiskiem o nazwie „mental reservation”(w wolnym tłumaczeniu – niedopowiedzenie). Indagowany w tej sprawie kardynał Desmond Connel, jeden z zasłużonych kłamców irlandzkiego Kościoła, wyjaśnił, że jest to „koncept teologiczny dyskutowany przez wieki”. I podał przykład, jak ten koncept realizuje się w praktyce: Oto
John zmierza ku plebanii, by porozmawiać z proboszczem. Dostrzega go zawczasu wikary, który wie, że z Johnem zawsze są kłopoty, więc informuje go: „Proboszcza nie ma”. Ale proboszcz jest. Myliłby się ktoś, sądząc, że wikary okłamał Johna – on po prostu zaniechał dodać: „(Nie ma) go dla ciebie”. Tak działa niedopowiedzenie. Czyż nie jest prawdą twierdzenie o kumulującej się przez wieki mądrości Kościoła? CS
18
Kolana jako narzędzie pracy Utkwiły mi w pamięci trzy obrazki telewizyjne.
Obrazek pierwszy: W okresie stanu wojennego telewizja francuska pokazywała życie w Polsce. Na placu targowym stoją furmanki i chłopi w baranicach, a na furmankach żywe świnie jako obiekt handlu. Jest zimno, koniom para bucha z pyska, a w poprzek zabłoconej drogi dwie wiejskie baby idą na kolanach do stojącego po drugiej stronie kościoła. Połączenie gospodarki liberalnej z patriotyzmem „prawdziwych” matek Polek!
Obrazek drugi: Na ulicy stoi prezydent Bush senior, amerykański Autorytet Moralny, specjalista od Fot. WHO BE bombardowania, a przed nim Obrazek trzeci: klęczą rodzice księdza Popiełuszki i całują go po rękach. Może kolana Tym razem z Peru. Klęczy ksiądz to dowód świętości człowieka pierperuwiański, a przed nim stoi Autowotnego? Nie wiem, co na temat korytet Tysiąclecia. Ksiądz wyciąga do lan mówi nauka JP2, ale wiem, że Autorytetu rękę, ale Autorytet nie do wyciągania właściwych wniosków podaje mu ręki. Odchodzi. W tym nie trzeba czasem żadnej nauki. Wymomencie JP2 przestał być dla mnie starczy to, co człowiek wierzący odjakimkolwiek autorytetem, a już na daje Bogu: własny rozum i trzeźwe pewno nie moralnym. To prawda, patrzenie na świat. Nie ten w głoże pogarda dla człowieka jest jednym wie. Ten na zewnątrz głowy. z fundamentów Kościoła, ale czyż
W
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
piątek 27 listopada br. duńskie radio ostrzegło poddanych JKM Małgorzaty II przed odwiedzinami w Polsce. Poinformowano, że od poniedziałku w Polsce karana będzie jakakolwiek pochwała komunizmu. W tym kontekście zwrócono uwagę, że wybierając się do Polski zdecydowanie nie należy przywdziewać na przykład popularnych na Wyspach Duńskich koszulek z podobizną Che Guevary, bo można za to całkiem poważnie „beknąć”, gdyby okazało się, że trafi się na nadgorliwego policjanta. Informacja tego typu to nic innego, jak kolejna porcja duńskich drwin z Polski i Polaków. Takie lekceważące komentarze w duńskich mediach nasiliły się zwłaszcza po wyborczym zwycięstwie Kaczyńskich w roku 2005. Kpinom na temat rządzących Polską bliźniaków nie było końca i trwa to właściwie do dziś. Dania nie ma tego typu rozterek – pełną swobodę działania mają tu zarówno komuniści, którzy mogą mówić i robić i co chcą, byle tylko nie łamali prawa, jak i naziści, którym wolno dokładnie tyle samo. W ostatnich wyborach do samorządów i władz lokalnych (17 listopada br.) udział wzięła zarówno partia komunistyczna, jak i działająca tu zupełnie legalnie Duńska Partia Narodowo-Socjalistyczna (naziści). Na ulicach widać było plakaty jednych i drugich i nikomu to nie
w każdej sytuacji, kiedy dygnitarz w sutannie wynosi się ponad Boga, musi zapominać, że jest też człowiekiem? Mamy w Polsce wielu kandydatów do padania na kolana. Jak ktoś w Polsce pada na kolana przed obiektem bałwochwalstwa, to może zostać nawet ministrem. A minister jak to minister – jeden obiecuje, a drugi nie. Minister Sikorski gotów był paść na kolana przed prezydentem, byleby tylko ten nie jechał do Brukseli. Jeżeli pada się na kolana z byle jakiego powodu, to co dopiero mówić o zastraszonych piekłem i zachęcanych niebem! Żeby paść na kolana, prezydent jeździ na Jasną Górę i leci samolotem do Watykanu. Tłumy ludzi za co łaska padają na kolana lub też lecą do Watykanu, bo co prawda Bóg jest wszędzie, ale nie papież, który jest ponad Bogiem. Bo go przynajmniej widać, a Boga nikt jeszcze od początku świata nie widział. Oprócz tych, którzy rzeźbią jego statuetki i malują go jako starca białej rasy z brodą. I dlatego trzeba jechać, żeby się pokłonić Bogu i papieżowi. Bóg, który jest wszędzie, nie przyjdzie do katolika. Ale katolik przyjdzie do Boga, bo chce go widzieć nie tylko pod postacią chleba i wina, ale również papieża. Polacy nie chcą żyć na kolanach, ale do tego zmuszała ich podobno komuna. Nie chcą żyć, ale chcą padać na kolana. Trzeba społeczeństwo tak ukształtować mentalnie i moralnie, żeby to, do czego zmusza je Kościół, wychodziło od... samych ludzi. Wtedy się cieszą, ze mogą o czymś decydować. Decydować o własnym poniżeniu to jest naprawdę coś! To jest ta cnota, którą mogą posiąść tylko doszczętnie zindoktrynowani przez sektę fałszywie podającą się za Kościół. tewu
przeszkadzało. Demokracja to demokracja. I dzięki temu duńscy naziści mogli się dowiedzieć, że w wyborach komunalnych poparło ich zaledwie 63 (słownie: sześćdziesięciu trzech) wyborców (na cały kraj), a we władzach samorządowych widziałoby ich zaledwie 556 głosujących. Czy podobna byłaby liczba głosów na „komunistów” w Polsce, nigdy się nie dowiemy, bo dla polskiej demokracji komunizm jest „be”. Mniej więcej rok po przejęciu władzy w Polsce przez Kaczyńskich w telewizji duńskiej odbyła się dyskusja poświęcona temu, co dzieje się w Polsce. Stwierdzono wtedy m.in., że bezpośrednio po wyborach 1989 roku Polaków mentalnie mniej dzieliło od zachodniej części Europy niż w roku 2006. A więc przez kilkanaście lat zamiast się do Europy przybliżać, Polska się od niej oddaliła i w dalszym ciągu oddala. Włodzimierz Galant
Niby Europa, ale...
PS A tak przy okazji: działająca przez wiele lat radiostacja duńskich nazistów nazywała się „Radio Oaza”. Coś w tym zapewne jest, że pokrewne sobie „dusze” mają słabość do słowa „oaza” oraz zbudowanych na nim innych nazw. Warto też wiedzieć, że dla szanującego się duńskiego nazisty Polak jest takim samym podczłowiekiem, jak dla niektórych polskich narodowców przybysze z byłych republik byłego ZSRR.
List otwarty do premiera W związku z wejściem w życie traktatu lizbońskiego pragniemy zwrócić Pana uwagę na fakt, iż podpisując traktat, zobowiązał się Pan między innymi do przestrzegania postanowień jego artykułu 17 (dawny art. 16 C), w którym stwierdza się, co następuje: 1. Unia szanuje status przyznany na mocy prawa krajowego kościołom i stowarzyszeniom lub wspólnotom religijnym w Państwach Członkowskich i nie narusza tego statusu. 2. Unia szanuje również status organizacji światopoglądowych i niewyznaniowych przyznany im na mocy prawa krajowego. 3. Uznając tożsamość i szczególny wkład tych kościołów i organizacji, Unia prowadzi z nimi otwarty, przejrzysty i regularny dialog. Przepis ten, który istniał dotąd w prawie europejskim w formie Deklaracji nr 11 w sprawie statusu kościołów i organizacji bezwyznaniowych, dołączonej do aktu końcowego traktatu amsterdamskiego, ma obecnie charakter wiążący. Państwa Unii Europejskiej zobowiązują się w nim między innymi do równego traktowania Kościołów i organizacji światopoglądowych, nadając w ten sposób „materialny” kształt normie zakazującej dyskryminacji ze względu na wyznanie lub jego brak. Włączenie Deklaracji do Traktatu reformującego oznacza, że w Unii Europejskiej zasada niedyskryminacji odnosi się nie tylko do jednostek, ale również do organizacji, w których osoby religijne lub niereligijne mogą zaspokajać swoje ważne potrzeby duchowe, intelektualne i społeczne. Mając powyższe na uwadze, zwracamy się do Pana z prośbą o podjęcie dialogu z organizacjami światopoglądowymi zrzeszającymi osoby bezwyznaniowe. Jego przedmiotem powinny być najważniejsze problemy tej grupy społecznej oraz ważne dla członków mniejszości bezwyznaniowej kwestie społeczne i polityczne. Jednym z celów tego dialogu powinno być zawarcie z organizacjami światopoglądowymi porozumienia w sprawie ustawy analogicznej do ustaw o stosunku państwa do działających w naszym kraju Kościołów, która zapewni tym organizacjom i ich członkom te same prawa, wolności i przywileje, jakimi cieszą się Kościoły i ich członkowie. Chodzi zwłaszcza o uzyskanie równych z Kościołami uprawnień dotyczących zakresu autonomii organizacji światopoglądowych, o uprawnienia dotyczące działalności oświatowej, o prawo do emitowania w publicznych środkach przekazu programów społecznych i kulturalnych oraz prawo do zwolnień podatkowych i innych przywilejów majątkowych, z których korzystają Kościoły. Podjęcie dialogu, o którym mowa w punkcie 3 art. 17 traktatu, oraz zawarcie porozumienia, o które apelujemy, ograniczy zasięg dyskryminacji osób niewierzących w Polsce i przyczyni się do złagodzenia napięć społecznych na tle sporów światopoglądowych, stworzy bowiem platformę do rzeczowych rozmów i uzgodnień w tych ważnych dla wielu Polaków, a pogłębiających podziały społeczne sprawach. Z poważaniem, W imieniu zarządu Towarzystwa Humanistycznego, Klubu „Sapere Aude” i przyjaciół: prof. Krzysztof Dołowy Andrzej Dominiczak prof. Jerzy Drewnowski Nyegosh Dube Urszula Nowakowska Piotr Jaskólski prof. Ryszard Paradowski Aleksandra Postek Halina Postek Nina Sankari prof. Barbara Stanosz Od Redakcji Osoby solidaryzujące się z treścią listu mogą go powielać, dopisać pod nim własne nazwisko i wysłać na adres premiera: Donald Tusk, Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Aleje Ujazdowskie 1/3, 00-583 Warszawa
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
LISTY Nauka o niczym Kilka dni temu zaczęłam zastanawiać się nad znaczeniem słowa „teologia”. Wywodzi się ono z języka greckiego i składa się z dwóch członów: theos – Bóg i logos – nauka, czyli oznacza naukę o Bogu. Nauka charakteryzuje się tym, że w celu zbadania jakiegoś wycinka rzeczywistości przeprowadza się badania, których wyniki się publikuje i analizuje. Rezultaty badań są namacalne, można je zweryfikować. Na przykład biologia to gałąź nauki zajmująca się badaniem życia. Dotyczy rzeczy i zjawisk obserwowalnych. Badamy organizmy żywe, które odżywiają się, wydalają, oddychają, rosną i rozmnażają się. Możemy poznać je empirycznie. Jak ma się do tego teologia? Otóż już samo pojęcie jest niekoherentne. Właściwie obydwa jego człony wykluczają się. Bóg to pojęcie, które powstało w ludzkiej wyobraźni. Nikt nie jest w stanie zaobserwować jego działań ani udowodnić, że w ogóle istnieje. Zatem teologia nie może być nauką. Ani nauką o Bogu, ani nauką o religii, ponieważ tą jest tylko wiedza oparta na rzetelnej metodzie naukowej. A jaką wiedzę mamy o Bogu? Mówimy, że jest miłosierny, dobry, wszechwiedzący. Bytowi metafizycznemu nadajemy ludzkie cechy,
LISTY OD CZYTELNIKÓW
a przecież zasadą Kościoła katolickiego jest to, że Bóg nie jest człowiekiem i nie można go antropomorfizować. Jak możemy opisywać coś, czego nie znamy, czego nie ma? Jedno więc wyklucza drugie. Jednak ludzie ślepo wierzą w Bożą siłę i z zamkniętymi oczyma idą przez życie. Chociaż czasami wystarczy się
temu uczniowie zorientowali się, że można nic nie robić i otrzymywać dobre, a częściej bardzo dobre oceny. Takie myślenie przełożyło się niestety i na inne przedmioty. W ubiegłym roku szkolnym wezwałam rodzica jednego z moich uczniów, który bywał „gościem” w szkole. Okazało się, że uczeń ów ma same oceny niedostateczne,
trochę zastanowić... Mimo to teologia traktowana jest jak nauka, i do tego wspierana przez naukowe instytucje i szkoły wyższe. A to Polska właśnie. Aleksandra Kinga Kurdybacha
jedynie z religii ma bardzo dobre. Na zdziwienie ojca, jak to jest możliwe, odpowiedziałam, że jak widać, cuda się zdarzają i to jest tego dowodem. Nikogo też nie interesuje, co robią uczniowie, którzy nie chodzą na religię. Nie mając zajęcia, plączą się po szkole, a na sugestię, aby wprowadzić etykę, dyrektor ma tylko jedną odpowiedź: a co na to powie ksiądz proboszcz. Reszta go nie interesuje. Nie interesuje go nawet to, że z trzydziestoosobowej klasy na religię chodzi zaledwie pięć do dziesięciu osób, w zależności od pogody. Żal mi tylko tej młodzieży.
Fatalne przełożenie Po wyroku TK stwierdziłam, że o tym, co wyrabia się w naszym kraju, po prostu szkoda gadać. Od 20 lat pracuję jako nauczycielka i dobrze wiem, jakie szkody przyniosło wprowadzenie religii do szkół. Dzięki
Tradycją stało się już, że w grudniu ogłaszamy konkurs pt.
KLERYKAŁ ROKU Ten „zaszczytny tytuł” otrzyma osoba, która swoimi wypowiedziami i działaniami w sposób szczególny przyczyniła się do postępującej klerykalizacji Polski i budowy państwa wyznaniowego nad Wisłą (stąd nagroda – czarna cegła). Nasze tegoroczne typy to: 1. Zbiorowo: Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego: za potwierdzenie wliczania oceny z religii do średniej. Elita polskich prawników uznała, że uprzywilejowanie osób uczęszczających na katechezę jest zgodne z konstytucyjnym zakazem dyskryminacji ze względu na (...) wyznanie. W ten sposób państwo poświadcza oceny z religii uzyskiwane przez uczniów na nieznanych publicznie zasadach. Waltz (PO): za jej sprawą budżet Warszawy wydał 695 tysięcy zło2. Hanna Gronkiewicz-W tych na pomnik Pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w formie krzyża i granitowych płyt informacyjnych. Pomnik stanął na placu Piłsudskiego w Warszawie na fundamentach cerkwi zburzonej w latach 20. XX wieku. 3. Jarosław Dworzański (PO), marszałek woj. podlaskiego: sfinansował z funduszy UE przeznaczonych na potrzeby regionu 90 proc. kosztów (6,8 milionów złotych) budowy biurowca kurii metropolitalnej w Białymstoku. 4. Zbiorowo: Zbigniew Wassermann (PiS), Ireneusz Raś (PO), minister Barbara Kudrycka (PO): inicjatorzy pokrywania przez państwo wszystkich wydatków kościelnego Uniwersytetu im. Jana Pawła II (dawniej Papieska Akademia Teologiczna), choć uczelnia nie spełnia wymogów formalnych, jakie polskie prawo stawia przed uniwersytetami. 5. Ryszard Czarnecki, eurodeputowany PiS, m.in. za wypowiedź: „Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu (w sprawie krzyży) powoduje, że Europa stała się mniej europejska. W Europie z jej chrześcijańską historią, chrześcijańskim dziedzictwem i odwiecznymi wartościami opartymi o Dekalog, zakwestionowano znaki tej wiary. To wstyd, to bezsens, to żenada. I kolejny przykład na to, jak niewielka mniejszość terroryzuje znaczącą większość”. 6. Marek Migalski, eurodeputowany PiS, m.in. za wypowiedź: „(...) Orzeczenie Strasburga jest na tyle oburzające i po prostu głupie, że należy się zastanowić nad najdalszymi jego konsekwencjami. Już zelektryzowały się w naszym kraju środowiska i osoby
Na koniec jeszcze dowcip, który usłyszałam niedawno. Jaka jest w Polsce kara za pedofilię? Przeniesienie do innej parafii. Ewa F.
Ochroniarz radzi Pozwolę sobie zabrać głos na marginesie artykułu „Anioł stróż” zamieszczonego w nr. 49 „FiM”. Od 2000 roku – jako emerytowany policjant – jestem pracownikiem ochrony. Obecnie – w czwartej z kolei firmie ochroniarskiej. Bynajmniej nie mam zamiaru bronić tu właścicieli tych firm, ale wina nie leży tylko po ich stronie. Jako ochroniarze chronimy różne obiekty, w tym i z tzw. strefy budżetowej, m.in. sądy, prokuratury, a ostatnio jednostki wojskowe. Budżetówce (mówiąc ogólnie) opłaca się zatrudniać firmy zewnętrzne, bo to mniej kosztuje, mimo że dochodzi do tego podatek VAT, a ten firmy ochroniarskie muszą płacić z tytułu zawarcia umowy – tak jak pozostałe podatki. W końcowej fazie cierpią na tym pracownicy ochrony. Dodatkowo budżetówka musi na taką ochronę ogłaszać przetarg publiczny, a najważniejszym końcowym warunkiem jest cena. Przy ogłaszaniu przetargów żąda się planów zabezpieczenia technicznego, ale nie osobowego; nie żąda się przedstawienia grafików służb. Nikt też nie zwraca uwagi na to, że praca w ponadnormatywnym czasie w kontaktach z ludźmi może powodować przemęczenie tak fizyczne,
19
jak i psychiczne, co z kolei odbija się na sprawności takiej osoby. Moim zdaniem, duża wina leży w organach ustawodawczych, które ze względów „ekonomicznych” dopuszczają do takich przypadków zatrudniania i pracy. Umowy o dzieło czy umowy-zlecenie, według mnie, powinny być dopuszczalne tylko pomiędzy podmiotami gospodarczymi, a nie pomiędzy przedsiębiorstwem i pracownikiem. Innym mankamentem jest też zabieganie przez pracowników ochrony o tzw. grupy niepełnosprawności, co skutkuje zatrudnieniem już bez żadnych problemów na umowę o pracę. Z jednej strony licencjonowany pracownik ochrony musi przechodzić badania lekarskie co 3 lata przed wydzieloną komisją, odpłatnie, na własny koszt, z drugiej strony – wykazać się... niesprawnością. Duża liczba pracowników ochrony pracuje tylko na umowę-zlecenie. Skutkuje to ponadnormatywnym czasem pracy i brakiem zabezpieczenia finansowego w przypadku choroby. Uważam, że to organy ustawodawcze powinny zmienić przepisy pracy – nie tylko w agencjach ochrony, ale i innych, co skutkowałoby dopływem składek do ZUS, zabezpieczało przyszłość emerytalną takich pracowników, poza byłymi pracownikami służb mundurowych posiadającymi pełnię praw emerytalnych. Ci bowiem według obecnych przepisów wzrost emerytur mają zamknięty. Karol Władysław Wyszyński
skrajne i marginalne w swym antyklerykalizmie, w postaci posłanki Senyszyn czy prezydenta Stalowej Woli, którzy już przebierają nóżkami na myśl o pościąganiu także ze ścian polskich szkół krzyży. Gdyby miało do tego dojść, gdyby naprawdę Polska została zmuszona do tego typu zachowań, do zdejmowania symboli męki Chrystusa ze ścian szkół czy szpitali, to należy poważnie rozważyć opuszczenie przez nasz kraj Rady Europy”. 7. Przemysław Gosiewski, m.in za wypowiedź: „Dla Klubu PiS w kwestii in vitro ważne będzie stanowisko Kościoła i Ojca Świętego. Nie można być w rozkroku moralnym. Nasz światopogląd jest przeciwny wszystkiemu, co jest sprzeczne z zasadami wiary”. 8. Grzegorz Napieralski, m.in. za wypowiedź: „Jestem za legalizacją związków homoseksualnych. Jestem za, natomiast czy to ma być ta forma, i czy mamy nazywać to małżeństwem? Pary homoseksualne mogą żyć w związkach i być równe wobec prawa, ale czy mają mieć prawo do adopcji dzieci, tutaj mam duże wątpliwości. Jestem katolikiem”. 9. Ryszard Kalisz, m.in. za wypowiedź: „SLD nie walczy z Kościołem (...). Pani Senyszyn nie zrozumiała pewnie wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, zresztą podobnie jak wielu ludzi komentujących (...). Lewica to jest partia, która opiera się na prawach i wolnościach obywatelskich. Każdy obywatel ma prawo do wolności wyznania. Jestem przeciwko walce z Kościołem”. 10. Bp Tadeusz Pieronek za wypowiedź: „We Włoszech i w Polsce są środowiska, które nie chcą beatyfikacji Jana Pawła II. To w części ludzie tęskniący za reżimem komunistycznym, poza tym wielbiciele sekularyzmu. Zwolennicy skrajnego laicyzmu, ci, którzy nienawidzą Kościoła i Jana Pawła II, mają interes w tym, aby podawać wiadomości pozbawione treści i oszczercze”. 11. Lech Kaczyński za wypowiedź: „(...) Nikt w Polsce nie przyjmie do wiadomości, że w szkołach nie wolno wieszać krzyży. Nie ma na co liczyć. Być może gdzie indziej tak. W Polsce – nie”. A może czyjeś uczynki albo wypowiedzi uszły naszej uwadze? Może macie własne pierwszą trójkę) superklerykałów oczekujemy pod e-mailem: propozycje? Na Waszą listę (p
[email protected] lub pod zwyczajnym, pocztowym adresem redakcji: 90-601 Łódź ul. Zielona 15 (z dopiskiem: KLERYKAŁ ROKU). W noworocznym wydaniu „FiM” ogłosimy nazwisko „zwycięzcy” konkursu i spróbujemy wręczyć mu nagrodę główną – CZARNĄ CEGŁĘ – dla największego budowniczego Redakcja Polski klerykalnej.
20
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
NASI OKUPANCI
KORZENIE POLSKI (36)
Kalendarz Słowian Główną część słowiańskiego kalendarza obrzędowego stanowiły składniki agrarne. Słowiański rok składał się prawdopodobnie z 9 miesięcy, a tydzień miał 5 dni. Słowiański kalendarz obrzędowy był podporządkowany zjawiskom przyrody. Wynikało to z faktu, że dawni Słowianie byli ludem zajmującym się przede wszystkim uprawą roli. Rok dzielili na pory, sezony i okresy przyrodnicze, odpowiadające uprawom, pracom rolniczym albo domowym, a wiązało się z tym wiele przysłów. Wyróżniali cztery pory roku: wiosnę (jare), lato, jesień, zimę, z których najważniejsze było lato – zbierane wówczas plony zapewniały wyżywienie na cały rok. Słowo „lato” posłużyło do określenia miary czasu – lat (upływ czasu liczono również na „wiosny”). Początek, długość i koniec pór roku zależały od strefy klimatycznej, w której dane plemię mieszkało. I tak na przykład wiosna zaczynała się już 1 marca na południu, a 23 kwietnia na północnym wschodzie. Powszechnie przyjmuje się, że Słowianie do określania upływającego czasu używali kalendarza księżycowego, który później z powodów praktycznych zastąpili lunarno-solarnym. Jego symbolicznym przedstawieniem był kołomir, odzwierciedlający cykliczny rytm życia i bieg czasu. Nie ma pewności, kiedy dla Słowian zaczynał się nowy rok. Przypuszczalnie przypadał w Jare Święto
W
w dniu równonocy wiosennej, czyli 21 marca (w pierwszy dzień wiosny) lub też, co bardziej prawdopodobne, w okresie zimy – w dniu przesilenia zimowego 21 grudnia w Godowe Święto albo święto Zimowego Staniasłońca. Za drugim terminem, w którym rzekomo zaczynał się rok, przemawiać może fakt, że dawną nazwą okresu świąt Bożego Narodzenia były „gody”, „hody”, oznaczające uroczystości, święta – gody. Nazwa ta wywodzi się znaczeniowo od słowa „god”, czyli rok. Podstawą wyznaczania długości miesięcy były fazy Księżyca. Pierwotnie miesięcy mogło być 13 lub 12, z tym że co kilka lat dodawano jeden miesiąc dla wyrównania cyklu lunarno-solarnego. Nazwy miesięcy były powiązane z pracą na roli albo z przemianami w przyrodzie. Styczeń (od „stykać”, czyli „łączyć”) pierwotnie nazywano sieczeń, gdyż kojarzono go z rąbaniem drewna; luty – miesiąc, w którym wszystko było skute lodem, dawał się najbardziej we znaki; marzec (od „Martius” czyli „miesiąc Marsa”) to „brzezie” – od zbierania w tym czasie słodkawego soku z brzóz budzących się ze snu zimowego; kwiecień – pochodzi od „kwiecenia się”, czyli od kwitnących wtedy drzew i kwiatów; maj
ielu wierzących twierdzi, że niewiara odbiera ludzkiemu życiu wszelki sens. Humani styczny ateizm z kolei dowodzi, że do piero trzeźwe, pozbawione nadprzyro dzonych złudzeń myślenie o życiu na daje mu prawdziwe znaczenie. Od lat wydaje mi się bardzo dziwne, że wielu ludzi szuka sensu życia poza nim samym. Twierdzą oni, że w zasadzie sam fakt naszego istnienia nie ma żadnej wartości, a jedynie Bóg może mu tę wartość nadać. Moje zdziwienie jest o tyle zaskakujące dla mnie samego, że... sam tak kiedyś myślałem. Pamiętam nawet, że powiedziałem kiedyś, iż gdybym nie wierzył w Boga, to popełniłbym rychło samobójstwo, bo jaki sens może mieć życie, które kończy się śmiercią? Strasznie się tamtej mojej wypowiedzi wstydzę, ale cóż, nie wszyscy od razu rodzą się Dawkinsami. A jeśli nawet wszyscy rodzimy się ateistami, to i tak natychmiast większość z nas zostaje poddana umysłowej obróbce, która wszczepia nam wiarę w autorytety niegodne tego miana oraz w niezliczoną ilość zabobonów i przesądów. Proces ten, nie wiedzieć czemu, nazywany jest „dojrzewaniem umysłowym”. Później trzeba dziesięcioleci, aby uwolnić się od tego, co czasem w najlepszej wierze zaszczepiło w nas otoczenie.
(od „Majus”, gdyż poświęcony był bogini Mai, matce Merkurego) nazywano trawień, ponieważ w tym okresie zaczynano wypędzać na trawę bydło; czerwiec (czyrwień) wziął swoją nazwę od zbiorów poczwarek czerwca polskiego (suszono je i wyrabiano z nich barwnik – purpurę – do farbowania płótna); miesiąc ten nosił również nazwę kresen lub isok. Lipiec nazywano lipień – od kwitnących lip; sierpień – od podstawowego narzędzia pracy w czasie żniw, tj. sierpa; wrzesień – od kwitnienia fioletowego wrzosu; październik (paździerzec) nazwano od młócenia w tym czasie paździerzy. Był to miesiąc, kiedy powszechnie pracowano przy obróbce lnu i konopi. Paździerze były odpadkami tych roślin, a wiatr wszędzie je roznosił; listopad nazwano
Co do samego Dawkinsa, to jeśli dobrze rozumiem jego wywody, można go nazwać przede wszystkim miłośnikiem ewolucji, i to nie tylko jako teorii naukowej, która rzeczywiście jest świetna i doskonale wyjaśnia rzeczywistość, ale także ewolucji jako procesu, którego między innymi my sami
od liści opadających z drzew; grudzień – od ziemi zamarzniętej na grudę. To miesiąc, w którym po raz pierwszy porządnie zamarza ziemia. Brak jednolitego nazewnictwa miesięcy u Słowian wskazuje, że podział roku na 12 miesięcy przyjęty został dość późno. A zatem miesięcy tych mogło być od razu 12. Istnieje też koncepcja, że Słowianie mieli 9 miesięcy, a każdy z nich składał się z 40–41 dni. Inna hipoteza mówi, że słowiański kalendarz agrarny uwzględniał 52 dni kiełkowania, 41 dni kłoszenia się zboża oraz 34 dni dojrzewania kłosów i ich zbiorów. Pochodzący z Azji 7-dniowy tydzień, z niedzielą jako jego kulminacją, został wprowadzony do obyczajowości Słowian na obszarze Wielkich Moraw (a więc w bezpośrednim sąsiedztwie państwa Wiślan) najprawdopodobniej przez Cyryla i Metodego ok. 863 r. Wcześniej nie był znany ani praktykowany. Rytualny odpoczynek co 7 dni miał uatrakcyjnić jego przyjęcie.
proces. Nawet śmierć służy ewolucji, ponieważ usuwa stare osobniki, aby zrobić miejsce nowym, potencjalnie doskonalszym. Wbrew temu, co się powszechnie sądzi, śmierć nie jest sprzeczna z naturą życia – jest jego istotnym elementem. Ewolucyjny cel naszego życia nie ma wiele wspólnego z naszym
ŻYCIE PO RELIGII
Ważna nieważność jesteśmy produktem. Szczerze mówiąc, nie podzielam tego optymizmu. To znaczy owszem – wpadam nieraz w zachwyt nad niezwykłością i złożonością świata, ale prawdę mówiąc, mój umysł zaraz studzi ten entuzjazm, gdy uświadamiam sobie, że celem ewolucji nie jest przecież dobro nas jako jednostek, tylko naszych genów. One mają być powielone w naszym potomstwie i, o ile się da, mają się przyczynić do powstania jak najliczniejszych i najdoskonalszych osobników. Jako ludzie (dotyczy to także wszelkich innych istot żywych) jesteśmy więc tylko narzędziami, a wszelkie nasze uczucia i pragnienia są źródłowo jakoś zaprzęgnięte w ten
jednostkowym szczęściem oraz naszymi pragnieniami. Choćby z tym najważniejszym pragnieniem – ciągłego trwania. Jakby tego dołowania było mało, to wielkość i wiek wszechświata podpowiada nam, że z naszymi rozmiarami i długością życia mamy jeszcze mniejsze znaczenie niż jedna z miliardów bakterii, które żyją i umierają na naszym ciele. No i gdzie tu miejsce na humanistyczny optymizm? Ano w fakcie, że takie nieszczęsne istoty jak my... wiedzą o tym wszystkim i potrafią spojrzeć z boku na siebie i wszystkie procesy, w których biorą udział. Choć optymizm, przyznam, nie jest tu dobrym słowem, a to dlatego, że trudno być optymistą,
Możliwe, że słowiański tydzień składał się pierwotnie z pięciu dni. W opinii części badaczy wskazywałaby na to nazwa środy, trzeciego dnia tygodnia, między poniedziałkiem i wtorkiem, a czwartkiem i piątkiem. Gdyby pierwotnie tydzień liczył 7 dni, to dniem środkowym (środą) byłby czwartek. W tym przypadku dodane zostałyby ostatnie dwa, istotne z punktu widzenia chrześcijaństwa, dni tygodnia, tj. sobota (szabat) i niedziela („dzień, w którym się nie dziela”). Tydzień zaczęto nazywać według ostatniego dnia „niedzielą”. Później jeszcze powstała nazwa „tydzień” od tyż (tzn. też, ten sam) i dzień, czyli tyżdzień-tydzień, oznaczająca „do tego samego dnia”. U Słowian istniało też pojęcie dłuższego okresu – „wieku”. Nie chodziło jednak o dzisiejsze rozumienie wieku jako okresu stuletniego. Oznaczano nim okres 30 lat, a w przybliżeniu czas ludzkiego życia oraz zmiany pokoleniowej. W tym też znaczeniu używano tego określenia aż do nadejścia chrześcijaństwa. Zawierane między stronami „pokoje wieczyste” nie oznaczały dobrosąsiedzkich stosunków po wsze czasy, ale na 30 lat. To znaczy, że wojnę mogły kontynuować następne pokolenia książąt i wojów. Brak jest wskazówek, by Słowianie liczyli czas świata, zaczynając od jakiegoś jednego momentu, np. od hipotetycznej daty jego powstania. Kalendarz Słowian (a raczej kalendarze) przetrwał do czasu chrystianizacji ludów słowiańskich, kiedy to został zastąpiony kalendarzem juliańskim (w Polsce obowiązywał do 1582 r.) oraz bizantyjskim (u Słowian Wschodnich i częściowo Południowych). ARTUR CECUŁA
chodząc po wielkim cmentarzu, jakim jest Ziemia. Od nieco naiwnego optymizmu, czyli mało uzasadnionej wiary, że wszystko dobrze się skończy, wolę wynalezione przez profesora Drewnowskiego pojęcie potencjalizmu, czyli trzeźwego i rozumnego działania w oparciu o dostępną wiedzę. Jest w nim także miejsce na radość. A nawet sporą jej dawkę. Autor ten pisze: „(...) szczęście, radość, twórczy stosunek do przyszłości – to nie sprawa optymizmu, lecz raczej tego, co pod nazwą potencjalizmu, jeśli nie znajdzie się lepsza, może prowadzić prostą, choć trudną drogą do samostanowienia własnego i cudzego. I co może poza tym stanowić antidotum na bezsens ludzkiego bytowania, który wielu dostrzega boleśnie w podporządkowaniu jednostkowego życia trwaniu i trwałości gatunku”. Patrząc prosto w twarz naszej nieważności i ulotności, możemy także dostrzegać wielką naszą ważność z samego faktu naszego istnienia i życia „doczesnego”, które jako jedyne jest pewne i rzeczywiste, bez uciekania się do bajek i tanich pociech o „życiu przyszłym”. Bajki są dobre dla dzieci. Cechą dorosłości powinna być odwaga i trzeźwość. Jako ludzie mamy szansę stanąć do pewnego stopnia obok, a nawet ponad ewolucją i całym jej kołowrotem rozmnażania w niekończącym się wyścigu szczurów. MAREK KRAK
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
J
uliusza Rydygiera IPN obecnie oskarża o agenturalność wobec Moskwy. Nie pomaga mu nawet to, że wkrótce po ww. spotkaniu został aresztowany przez gestapo i zamordowano go w Oświęcimiu. Celem obrad miało być omówienie szczegółów dalszej wspólnej działalności. Rozmowy były trudne; krajowi działacze (w tym Rydygier), pamiętający dobrze stalinowską czystkę w ich szeregach sprzed 5 lat, podejrzewali przybyłych członków Grupy Inicjatywnej o agenturalność wobec Stalina, lub nawet o prowokację. Jednak w związku z tym, że sami nie stanowili większej siły, woleli zbytnio się nie przeciwstawiać, zwłaszcza że doskonale zdawali sobie sprawę, iż jeśli nie dogadają się z nowymi towarzyszami, to Stalin obejdzie się bez nich. Obawy krajowego aktywu były jak najbardziej słuszne, bo do połowy 1943 roku Stalin stawiał na rząd emigracyjny w Londynie, a PPR miała być formą szantażu i nacisku na gabinet gen. W. Sikorskiego, a także pewną alternatywą w razie fiaska porozumienia z ,,londyńczykami”, co też się stało. Stalin trzymał w pogotowiu kolejnych polskich komunistów, którzy w razie potrzeby mieli zastąpić niewygodnych działaczy w Polsce. Niestety, politycy rządu emigracyjnego nie doceniali radzieckiego przywódcy i nie umieli z nim rozmawiać. Przegapiono szansę korzystnego uregulowania sprawy granic, gdy wojska niemieckie zbliżały się do Moskwy. Stalin skłonny był wtedy do szerokich ustępstw (inna sprawa, czy dotrzymałby słowa) w zamian na przykład za zorganizowanie partyzantki na tyłach Niemców. Zapewne wierzono wówczas, że czas istnienia ZSRR jest już policzony. Niestety, polityka nie wybacza takich błędów, a odpowiedzialny dyplomata musi być przygotowany na każdą ewentualność. Gdy w trzy lata później Armia Czerwona niczym walec zmierzała na zachód, pozycja Stalina była już bez porównania silniejsza. Cały czas kością niezgody między oboma rządami pozostawała sprawa polskiej granicy wschodniej. Na Kremlu doskonale pamiętano politykę II RP, której celem było odgrodzenie ZSRR od Europy tzw. kordonem sanitarnym. Dlatego uważano, że ten kordon musi być jak najmniejszy. Nie bez znaczenia były również argumenty ludności autochtonicznej zamieszkującej sporne tereny, która w znacznym stopniu była niepolska. W rządzie emigracyjnym była bardzo silna grupa antyrosyjska. Można do niej zaliczyć m.in. prezydenta Władysława Raczkiewicza, ministra sprawiedliwości Mariana Seydę czy wodza naczelnego po śmierci gen. Sikorskiego – gen. Kazimierza Sosnkowskiego, wielkiego orędownika wybuchu powstania warszawskiego. Stali oni na stanowisku, że w negocjacjach z Sowietami w sprawie granic obowiązuje
zasada ,,albo wszystko, albo nic”. No to dostaliśmy... nic. Choć większość historyków jest zgodna, że w 1941 roku Stalin był skłonny zostawić Polsce co najmniej Lwów. Kres wzajemnym stosunkom położyła sprawa zbrodni katyńskiej ujawniona przez Niemców wiosną 1943 roku. Wróćmy jednak do spotkania założycielskiego PPR-u. Podczas tych obrad podjęto decyzję, iż nie będzie
PRZEMILCZANA HISTORIA hitlerowskich”. Kolejnym postulatem było dążenie do utworzenia demokratycznej Polski bez różnic klasowych w społeczeństwie. Powołano Gwardię Ludową jako ramię zbrojne PPR-u. W obecnej polskiej historiografii króluje pogląd przyrównujący PPR do sowieckiej przybudówki. Nie ulega wątpliwości, że w szeregach tej partii było wielu zaufanych ludzi Stalina, jednak jak
z 27 na 28 kwietnia aresztowano 931 pepeerowców, zaś do końca roku aresztowano przeszło 2 tysiące ludzi związanych z tą partią. By zniechęcić społeczeństwo do współpracy z PPR-em, w większych miastach na terenie GG Niemcy stawiali szubienice, gdzie w publicznych egzekucjach wieszano ludzi przedstawianych jako komunistów. W społeczeństwie rosła rządza odwetu. Komendant
DZIEJE DZIEJE PRL PRL (2) (2)
Początki PPR Na początku stycznia 1942 roku w mieszkaniu warszawskiego robotnika Juliusza Rydygiera przy ul. Krasińskiego 18 doszło do spotkania przybyłych z Moskwy „spadochroniarzy” z krajowymi działaczami organizacji socjalistycznych. reaktywacji Komunistycznej Partii Polski, lecz powstanie nowy twór – Polska Partia Robotnicza, do której przystąpią członkowie działających w Polsce organizacji radykalnej lewicy. Partia ta w swym założeniu nie była stricte organizacją komunistyczną, gdyż nie wchodziła w skład Międzynarodówki Komunistycznej. W swym programie nawiązywała do tradycji polskiego proletariatu, jednak zrywała z niektórymi, tzw. sekciarskimi, hasłami KPP (dążenie do przekształcenia Polski w Republikę Rad – przyp. autor). Na jej czele stanęła trójka ,,spadochroniarzy”: Marceli Nowotko, Paweł Finder oraz Bolesław Mołojec. 10 stycznia 1942 r. PPR wydała pierwszą odezwę programową. Informowano w niej społeczeństwo o powstaniu partii i prezentowano jej program. Głównymi postulatami było utworzenie szerokiego frontu narodowego do walki z faszyzmem: ,,Należy wszelkimi sposobami dezorganizować bazy i siłę zbrojną naszego wroga. Na jego tyłach: udaremnić przewóz hitlerowskich wojsk, sprzętu wojennego, niszczyć mosty, wykolejać pociągi, podpalać cysterny i składy wojskowe okupanta, sabotować wszelkimi sposobami produkcję broni i amunicji oraz wszystkiego, co ma służyć zaopatrzeniu armii hitlerowskiej. Ani garnca zboża, ani kropli mleka, ani funta mięsa zbirom hitlerowskim. Popierajcie ze wszystkich sił zbrojne wystąpienia przeciwko faszystowskim zaborcom. Twórzcie oddziały partyzantki. Niech drugi front powstanie na tyłach
w każdej partii, tak i tam ścierały się różne opcje i stronnictwa. Dla wielu jej członków, jak chociażby Władysława Gomułki, istotą było zaistnieć i przejąć władzę jako w miarę niezależny od Moskwy podmiot na scenie politycznej. Oczywiście, w podwaliny programowe partii wpisany był sojusz z ZSRR, jednak cały czas walczono i spierano się o formę tej zależności. Abstrahując od kontrowersyjnych przywódców PPR-u, to jednak partia stopniowo zyskiwała coraz większe poparcie w społeczeństwie zdegustowanym sanacyjną klęską wrześniową, a przede wszystkim – ucieczką wodza naczelnego wraz z rządem do Rumuni. PPR miała jasny i czytelny program bezkompromisowej walki z Niemcami, bez dywagacji i koniunkturalizmu, jaki uprawiał rząd w Londynie, zwłaszcza po ataku Hitlera na ZSRR. Do końca 1942 roku partia liczyła już przeszło 8 tysięcy członków, z czego 1/3 stanowili przedwojenni członkowie skrajnej lewicy, zaś większość – zwykli obywatele niezwiązani wcześniej z żadną opcją polityczną. Pojawienie się nowej lewicowej partii oczywiście nie uszło uwagi niemieckich okupantów, którzy postanowili zdławić ją jeszcze w stadium rozwoju. W kwietniu 1942 roku władze Generalnego Gubernatorstwa wspólnie z Głównym Urzędem Bezpieczeństwa Rzeszy opracowały plan wielkiej akcji antykomunistycznej wymierzonej w PPR. Według danych Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, tylko w ciągu jednej nocy
główny AK Stefan Grot-Rowecki w depeszy do gen. Władysława Sikorskiego relacjonował: ,,Wzmaganie się terroru i obawa przed eksterminacją wywołały zadanie odwetu natychmiastowego, jako środka zahamowania represji niemieckich. Coraz liczniejsze są głosy, że lepiej iść w lasy do bolszewickich band dywersyjnych, niż dać się biernie wyrzynać. Grozi to wywiązaniem się wbrew naszej woli walk masowych i pokierowaniem nimi przez komunę”. W międzyczasie gen. Sikorski, naciskany przez brytyjskiego ministra do spraw wojny gospodarczej, by AK zintensyfikowała akcje dywersyjne przeciw Niemcom, przesłał do kraju rozkaz zniszczenia warszawskiego węzła kolejowego. W nocy z 7 na 8 października 1942 roku saperzy AK wysadzili większość torów kolejowych wokół Warszawy. W odwecie Niemcy powiesili w Warszawie 50 zakładników, z czego 39 osób było związanych z PPR-em. Reakcją PPR-u na hitlerowskie egzekucje był atak na niemieckie lokale. 24 października 1942 roku o godz. 19 równocześnie trzy grupy bojowe GL obrzuciły granatami niemieckie restauracje w centrum Warszawy – ,,Café Club” na rogu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu, ,,Mitropę” w budynku Dworca Głównego oraz redakcję gadzinowego pisma ,,Nowy Kurier Warszawski” przy ul Marszałkowskiej. W akcji zginęło 34 niemieckich oficerów, natomiast w drukarni uszkodzono maszynę rotacyjną. Gwardziści wycofali się bez start. Natomiast
21
w Krakowie, który był stolicą GG, partyzanci GL dokonali zamachu na lokale ,,Cyganeria” i ,,Pawilon”. Wydarzenia te ukazały, jak wielki podział oraz nieufność tkwiły w podziemiu polskim. Oba obozy w żaden sposób nie próbowały się informować o planach akcji, by ostrzec się nawzajem przed ewentualnym odwetem, co ukazało, że w Polsce (tak jak np. we Francji) niemożliwe będzie utworzenie ogólnonarodowego frontu przeciwko faszyzmowi. Co ciekawe, Niemcy po akcjach GL nie przeprowadzili masowych egzekucji, lecz ograniczyli się do aresztowania kolejnych zakładników, wydłużenia godziny policyjnej oraz nałożenia na ludność Warszawy miliona złotych kontrybucji. Tutaj gwardziści wykazali się nie lada fantazją – wkrótce po zebraniu przez Niemców przymusowego podatku włamali się do skarbca Banku Komunalnej Kasy Oszczędności przy ul. Traugutta, podejmując stamtąd niemiecką kontrybucję i przeznaczając ją na cele statutowe partii. Udane akcje dywersyjne spotkały się entuzjastycznym przyjęciem przez społeczeństwo, jednak niespodziewanie zaostrzyły wewnętrzny konflikt w PPR. Od dłuższego czasu ścierały się tam koncepcje przywódcy partii – Marcelego Nowotki – który dążył do przekształcenia organizacji w szeroką koalicję społeczną, oraz ambitnego członka kierownictwa – Bolesława Mołojca – który planował stworzyć silną organizację opartą na wojsku. 28 listopada 1942 roku Mołojec zwabił Nowotkę na jedną z odludnych ulic warszawskiej Woli i tam go zastrzelił, zrzucając później winę na niemieckich żandarmów. Wewnętrzne śledztwo w partii nie dało wiary zeznaniom Mołojca, skazując go na karę śmierci. Pod pretekstem dalszych rozmów skierowano go do jednego z oddziałów partyzanckich GL w lasach k. Radomia, gdzie wykonano na nim wyrok. Następcą Nowotki został Paweł Finder, ps. Paweł – Polak żydowskiego pochodzenia, zarazem bardzo zdolny chemik pracujący przez pewien czas w Paryżu na Uniwersytecie Radowym pod kierunkiem prof. Fryderyka Joliot-Curie, zięcia Marii Skłodowskiej-Curie. Był typowym przykładem sekciarza, dla którego ojczyzną było światowe centrum rewolucji, czyli Komintern. Jego zastępcami byli – utożsamiany z krajowymi działaczami Władysław Gomułka, ps. Wiesław, oraz Franciszek Jóźwiak, ps. Witold, wierny wykonawca zaleceń Stalina, po wojnie w czasach stalinowskich komendant główny MO, zarazem mąż Teresy Wolińskiej, wojskowej prokuratorki, znanej z procesu gen. Augusta Fieldorfa-Nila. O tym, jak dalej rozwijała się ta organizacja, i o jej próbach porozumienia z Armią Krajową napiszemy w następnym odcinku. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
22
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
OKIEM BIBLISTY
Gdy na Wschodzie toczyły się spory filozoficzno-teologiczne o boskość i naturę Chrystusa, na Zachodzie rozgorzał spór dotyczący odpowiedzialności człowieka za swoje zbawienie (pelagianizm i semipelagianizm) oraz roli łaski Bożej. Spory te trwały aż do drugiego soboru (synodu lokalnego) w Orange (529), który ostatecznie potępił semipelagianizm oraz zdogmatyzował koncepcje grzechu pierworodnego i łaski. Początkowo spór dotyczył Augustyna z Hippony i Pelagiusza, którzy wysuwali odmienne koncepcje dotyczące natury człowieka i zbawienia. Pelagiusz (ok. 360–420), brytyjski mnich, przybył do Rzymu około 400 roku. W trakcie kilkuletniego pobytu w stolicy dał się poznać jako moralista i wpływowy nauczyciel, dzięki czemu zdobył uznanie m.in. pośród kleru. Wtedy to przyłączył się do niego Celestiusz, wymowny prawnik. W Rzymie nie było w tym czasie zbyt bezpiecznie z powodu najazdu Gotów, więc obaj udali się do Kartaginy, gdzie Celestiusz przygotowywał się do święceń kapłańskich. Tam też, kiedy Pelagiusz udał się do Palestyny, Celestiusz gorliwie oddał się głoszeniu poglądów swojego przyjaciela. Trudno jest dokładnie odtworzyć naukę Pelagiusza, bo chociaż – jak pisze Karlheinz Deschner – zostało po nim klika traktatów (niektóre jedynie we fragmentach), wielu badaczy uważa, że jego nauka podlegała częstym zniekształceniom. Z tego, co pozostało, wiadomo, że głosił następujące poglądy: 1) nie ma grzechu pierworodnego, bo upadek Adama był sprawą jego wolnej woli i nie może być dziedziczny. Grzeszymy przez dobrowolne naśladowanie występku Adama i własne wybory, które osłabiają siłę woli, a nie dziedziczymy grzechu; 2) nie należy chrzcić dzieci, bo do nich, jak powiedział Jezus (i tak) należy Królestwo Niebios (Mt 19. 14). Jest zatem sprzeczny z Pismem Świętym pogląd, że sprawiedliwy i miłosierny Bóg skazuje nieochrzczone dzieci na piekielne męki; 3) łaska Boża potrzebna jest głównie ze względu na grzechy popełnione, ale także do życia zgodnego z wolą Boga. Rozgrzeszenie zależne jest więc od niezasłużonego daru łaski, jednak to od człowieka zależy, czy będzie postępował właściwie. Każdy człowiek jest przecież wolny i zdolny do rozróżniania dobra lub zła. Tym bardziej jeśli zechce współdziałać z Bogiem w osiągnięciu świętości i korzysta w tym celu z pomocy modlitwy, Biblii i przykładu Chrystusa. Jak widać, Pelagiusz w rzeczywistości nie sprzeciwiał się potrzebie ułaskawienia, ale głoszeniu taniej łaski, a więc czemuś, co przyczyniało się do niefrasobliwości i moralnej gnuśności ówczesnych chrześcijan. Niestety, „w przebiegu kontrowersji – jak pisze Henry Chadwick – całkowicie przekręcono jego poglądy” („Kościół w epoce wczesnego chrześcijaństwa”, s. 228).
Dlatego też położenie Pelagiusza stopniowo zaczęło ulegać pogorszeniu, a przyczynił się do tego głównie Augustyn, który początkowo traktował go z wielkim szacunkiem. Według Chadwicka, wrogość Augustyna ujawniła się dopiero z chwilą, kiedy w Kartaginie w 414 roku Demetrias, córka jednego z najbogatszych
oświadczył, że poglądy ich zostały oficjalnie potępione przez synod w Kartaginie w 412 r. Kiedy jednak w grudniu 415 roku zwołano synod palestyńskich biskupów w Diospolis, Pelagiusz dowiódł, że Celestiusz wcale nie głosił, jakoby człowiek mógł uniknąć grzechu bez pomocy Boga. Jak zareagowali na to Afrykanie? W 416 roku zwołali w Kartaginie i Mileve odrębne synody, na których potępili pelagianizm m.in. za odrzucanie chrztu dzieci. Następnie przekazali sprawę biskupowi Rzymu, Innocentemu I, który sprytnie
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (5)
Wolna wola
Święty Augustyn – głosiciel grzechu pierworodnego i predestynacji
rodów Rzymu, Probusów, przywdziała habit, a wśród licznych duchowych porad otrzymała również list od Pelagiusza. Wówczas to Augustyn uznał treść listu za niepokojącą i ostrzegł rodzinę Demetrias przed Pelagiuszem. Następnie przystąpił do ostrej krytyki zarówno jego, jak i jego zwolenników. Do ataku na Pelagiusza i Celestiusza przystąpił również Orozjusz, który w roku 415 w Jerozolimie
„zdołał się wywinąć z trudnej sytuacji, formułując w styczniu 417 r. trzy osobne odpowiedzi. Z jednej strony nie całkiem poświęcił Pelagiusza i Celestiusza, dając im możliwość powrotu do wspólnoty Kościoła pod warunkiem odrzucenia poglądów (...). Z drugiej strony, nie związał też rąk Afrykanom, raczej potwierdził ich postanowienia i potępił »herezję«” (Karheinz Deschner, „Kryminalna historia chrześcijaństwa”, t. I, s. 306).
Kiedy jednak zmarł Innocenty I, a jego miejsce zajął Zosym (417–419), Celestiusz postanowił osobiście przedstawić mu swoją sprawę, zapewniając go, że wierzy w konieczność chrztu dzieci i gotowy jest poddać się wyrokowi biskupa Rzymu. Również Pelagiusz postanowił zjednać sobie Zosyma. W tym celu przesłał mu swoją książkę, w której omawiał ideę wolnej woli. Poznawszy owe poglądy, biskup Rzymu zażądał od Afrykanów całkowitej rehabilitacji Celestiusza i Pelagiusza. Dopiero kiedy afrykańscy biskupi przekupili dwór cesarski, a cesarz Honoriusz reskryptem z 30 kwietnia 418 r. skazał pelagian na wygnanie z Rzymu, Zosym ugiął się przez cesarzem i oficjalnie potępił Pelagiusza i Celestiusza. Tym bardziej że kolejny reskrypt cesarza z 9 czerwca 419 r. groził złożeniem z urzędu wszystkich biskupów popierających Pelagiusza. Tak więc – mimo odwołania się Celestiusza i jego przyjaciół do Konstantynopola, gdzie biskupem był Nestoriusz sprzyjający pelagianom – obaj zostali potępieni również na soborze efeskim w 431 r. Nie oznaczało to, że tezy Augustyna zostały przyjęte bez zastrzeżeń. Przeciwnie. Ortodoksja, szczególnie w południowej Galii, odrzuciła bowiem wszystkie surowe elementy jego nauki o predestynacji, uważając tę doktrynę za bezsensowną i pełną sprzeczności. Odrzuciła również twierdzenia, że człowiek jest całkowicie niezdolny do dobrego. Zdaniem wielu ortodoksów, nauka ta była niebezpieczna, ponieważ podważała sens kazań wzywających do pokuty i w ogóle całą posługę duszpasterską. Uważano, że łaska działa zawsze razem z wolną wolą. Nie jest też regułą, że Bóg zawsze uprzedza wolę ludzką, ponieważ różne są sposoby działania Boga (1 Kor 12. 6), a człowiek może przecież odrzucić Jego ofertę. Chociaż więc łaska Boża dostępna jest dla wszystkich, i w tym znaczeniu można mówić o przeznaczeniu do zbawienia całej ludzkości, to jednak z winy człowieka (jego wyboru) nie każdy zostanie zbawiony. Głównym rzecznikiem tych poglądów (nazwano je pelagianizmem), był Jan Kasjan (ok. 360–435), opat klasztoru św. Wiktora w Marsylii, który proponował rozwiązanie kompromisowe, podkreślając, że jeśli nawet wszyscy ludzie są grzeszni, a ich wola osłabiona, to jednak nie jest ona całkowicie zniszczona i może współpracować z łaską Bożą. Podobnie uważał biskup Faustus z Riez (zm. ok. 495 r.), który w Prowansji zwalczał naukę o predestynacji i podkreślał, że człowiek przez grzech Adama utracił co prawda kondycję duchową, ale nie utracił zdolności wyboru i uchwycenia zbawienia. Wpływ semipelagian w V wieku był tak znaczący, że w 473 r. poparły ich dwa synody: w Arles
i w Lyonie. One też wypowiedziały się przeciwko błędnej nauce Augustyna o predestynacji i przyjęły stanowisko Faustusa z Riez o wolnej woli i łasce Bożej. Ten stan rzeczy trwał aż do VI wieku, kiedy Rzym, który odrzucał pewne elementy predestynacji augustiańskiej, zajął stanowisko odmowne w kwestii wolnej woli, twierdząc, że dopiero człowiek ochrzczony (każdy) może – dzięki łasce Bożej – postępować właściwie i czynić wszystko, co jest konieczne do zbawienia. Wpływ na to stanowisko miał szczególnie biskup Fulgencjusz z Ruspe, który prezentował umiarkowany augustynizm. W oparciu zatem o jego argumenty oraz pisma biskupa rzymskiego Feliksa IV drugi synod w Orange w 529 r. ustalił dogmatyczne stanowisko dotyczące grzechu pierworodnego i łaski. Na synodzie potępiono też ostatecznie pelagianizm i semipelagianizm. Uchwały te zostały później potwierdzone przez papieża Bonifacego II (530–532) i sobór trydencki. Biblia nie uczy, aby chrzest sam w sobie – bez poznania i przyjęcia Ewangelii, a więc bez wiary i całkowitego odwrócenia się od zła i zwrócenia się do Boga – gładził grzechy i powodował duchowe odrodzenie człowieka. Przeciwnie, biblijny chrzest jest raczej potwierdzeniem, że taka właśnie wewnętrzna przemiana już wcześniej nastąpiła w człowieku (Rz 6. 2–6, por. Mt 3. 8). Z powyższego wynika również, że biblijny chrzest nie dotyczy niemowląt (dzieci), a jedynie osób w pełni świadomych. To z kolei świadczy o fałszywych podstawach Augustynowego dogmatu o grzechu pierworodnym i łasce, tym bardziej że Jezus nie tylko powiedział, że do dzieci należy Królestwo Niebios (Mt 19. 14), ale podkreślił również, że jedynie ci, którzy jak dzieci są szczerzy i ufni „wejdą do Królestwa Niebios” (Mt 18. 3). Bóg, stwarzając człowieka, dał mu wolną wolę. Nie pozbawił go wolnej woli nawet po upadku i nadal umożliwiała mu ona dokonywanie odpowiednich wyborów, co potwierdzają chociażby następujące słowa skierowane do Kaina: „Czemu się gniewasz i czemu zasępiło się twoje oblicze? Wszak byłoby pogodne, gdybyś czynił dobrze, a jeśli nie będziesz czynił dobrze, u drzwi czyha grzech. Kusi cię, lecz ty masz nad nim panować” (Rdz 4. 6–7). Biblia pełna jest tego rodzaju przykładów. Cokolwiek by więc powiedzieć o sporach antropologicznych, jedno jest pewne: Biblia nie popiera teorii Augustyna mówiącej, że z powodu upadku Adama rodzimy się winni i zasługujemy na potępienie. Przeciwnie, uczy, że „syn nie poniesie kary za winę ojca ani ojciec nie poniesie kary za winę syna” (Ez 18. 20). Rzekomy grzech pierworodny nie będzie więc przyczyną naszej klęski i potępienia. BOLESŁAW PARMA
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
Z
e względu na koneksje ideowe błędnie utożsamia się ich z adamitami, zaś przez koneksje organizacyjne – z begardami. Adamici to nurt chrześcijaństwa praktykujący święty nudyzm, pojęcie szersze, choć do idei adamickich wolnoduchowcy niewątpliwie się odwoływali. Wolnoduchowców nie można też utożsamiać ze wspólnotami begardzkimi, z których jedynie się wywodzili i pośród których często się ukrywali (jednak wiele innych wspólnot begardzkich funkcjonowało jako wierne katolicyzmowi pozaklasztorne formy
Najważniejsze są konsekwencje określonych wierzeń i dogmatów. Wolnoduchowcy – podobnie jak starożytni adamici, ale jednak nieco inaczej – nie tylko spodziewali się na ziemi raju, ale i chcieli tak żyć, jakby żyli w raju. Oczywiście nie wystarczyło przyjąć sobie, że żyjemy w raju – wierny musiał osiągnąć odpowiedni stopień wtajemniczenia. Religia miała tutaj odgrywać fenomenalną rolę emancypacyjną, wyzwolicielską dla jednostki. Z drugiej jednak strony sakralizowała pewne jej ziemskie i naturalne aktywności (wolność seksualna).
PRZEMILCZANA HISTORIA w dobrowolnym ubóstwie. Istnieją powody, aby przypuszczać, że wspólnoty osiadłych begardów traktowane były jako pierwszy etap wtajemniczenia wolnoduchowego. Jeden z konwentów begardów dokonywał rytualnego przyjęcia ucznia wolnoduchowego, jeśli przedtem sprzedał on cały swój majątek, opatrzywszy wcześniej pozostawioną rodzinę i dzieci, by resztę przekazać wspólnocie, do której wstępował. Kandydat do inicjacji wstępował nago pośród braci, którzy odziewali go w tunikę zszytą z samych łat. Jego wzorem do naśladowania miał być odtąd
odróżnić wolnej duszy od Boga w zwierciadle Trójcy Świętej. Wolny duch, który dzięki temu zyskiwał swój osobisty udział w Trójcy Świętej, przestawał już potrzebować Chrystusa jako zbawcy. Po okresie uczniowskim wzór Chrystusa odchodził w cień. Naturalnie, wtajemniczony wolny duch przezwyciężał skrupuły sumienia nie tylko w sprawie katolickiej etyki seksualnej, ale i w odniesieniu do diabła, piekła i ognia czyśćcowego, które postrzegał jako zwykłe wymysły księży stanowiące środek panowania nad sumieniami wiernych.
NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (33)
Bracia i Siostry Wolnego Ducha Wolnoduchowcy to średniowieczni wolnomyśliciele. Ze względu na sprzeciw wobec ówczesnej kultury katolickiej określani bywają jako średniowieczny ruch kontrkulturowy. Natomiast z powodu ogólnego dystansu wobec norm społecznych gloryfikowani są przez współczesnych anarchistów. życia religijnego). Mylenie wolnoduchowców z begardami można porównać do mylenia w pierwszych wiekach n.e. chrześcijan z żydami. Obok amalrycjan, Bracia i Siostry Wolnego Ducha stanowią średniowieczne wcielenie „chrześcijańskiego panteizmu”. Pojawiają się w uchwałach synodów, aktach inkwizycji oraz biskupich dekretach od drugiej połowy XIII w. – przede wszystkim nad Renem (Kolonia 1307, Trewir 1310, Moguncja 1310, Strasburg 1317), ale i w Szwabii, Turyngii, Lotaryngii, na Śląsku i Morawach. Ich główne poglądy streszcza bulla „Ad nostram” papieża Klemensa V ogłoszona w 1311 roku w Vienne: 1. Niektórzy w tym życiu mogą osiągnąć stan doskonałości i być poza grzechem. 2. Osoba ta ma taką władzę nad swymi zmysłami, że nie musi już dłużej pościć i modlić się. 3. Jest wolna od wszelkiego posłuszeństwa Kościołowi. 4. Wolny w duchu może osiągnąć pełnię błogosławieństwa w tym życiu. 5. Każdy tak pobłogosławiony nie potrzebuje boskiego światła chwały, żeby miłować Boga. 6. Jedynie ludzie niedoskonali muszą spełniać dobre uczynki. 7. Stosunek seksualny nie jest grzechem, jeśli się go pragnie. 8. Nie ma potrzeby szanowania ciała Chrystusa w hostii.
Panteizm wolnoduchowców ubóstwiał człowieka wtajemniczonego, który przełamywał społeczne skrupuły sumienia w zaspokajaniu swoich „boskich” pragnień. Ten aspekt wyraźnie podkreślała nazwa ich ruchu – była ona wyrazem przeświadczenia, że są ludźmi doskonałymi, całkowicie przenikniętymi działaniem Ducha Świętego. Doskonałość ta oznaczała niemożność zgrzeszenia w żaden sposób, gdyż zjednoczyli oni swoją wolę z wolą boską. Nie od razu jednak sympatyk idei wolnoduchowych mógł uznać, że stoi ponad grzechem i Kościołem, nie od razu mógł żyć „jak w raju”. Ich wspólnoty podzielone były na dwa kręgi – zewnętrzny i wewnętrzny – odpowiadające stopniom wtajemniczenia. Jak pokazuje przykład Johannesa z Brünn – który, zanim został zamieniony w dominikanina przez inkwizycję, przez 20 lat był członkiem zewnętrznego kręgu wolnego ducha oraz 8 lat członkiem kręgu wewnętrznego – znaczna część życia adepta wolnego ducha mogła polegać na mozolnej drodze do raju ziemskiego (status początkujących – status incipiencium). Dwa kręgi wolnoduchowców pozwalają wyjaśnić znaczące różnice w praktyce i stylu życia odnotowane wśród zwolenników tych idei religijnych: od ascetycznych po swobodne. Uczniem wolnoduchowym mógł zostać ten, kto zdecydował się żyć
Klemens V
Chrystus. Podobnie jak on miał poczuć się wolny od spraw doczesnych. Droga ucznia wolnego ducha była zatem drogą twardej ascezy, która musiała skruszyć starą, zewnętrzną naturę (natura exterior). Porzucano dzięki temu wcześniej zakodowane wzorce zachowania i mechanizmy sumienia. Celem tej drogi był stan zadowolenia prawdziwej natury (satisfactio naturae), a środkiem – m.in. żebracza pielgrzymka w towarzystwie doświadczonego brata, aby poznać prawdziwy głód, pragnienie oraz odrzucenie. Nie miało to jednak nic wspólnego z praktykami postów, raczej z ich niweczeniem, gdyż adept mógł jeść wówczas, kiedy ktoś się nad nim zlitował, bez względu na czas postu. Asceza ta nie miała służyć sprawom ducha – jak w tradycyjnym ujęciu ascezy – tylko doprowadzić do poznania własnego ciała. Uczeń mógł jeszcze uczestniczyć w mszach, ale też swobodnie uprawiać seks noc przed przystąpieniem do komunii, czego ówczesny Kościół surowo zabraniał. Szereg podobnych praktyk służących zaspokajaniu potrzeb cielesnych, gwałcących sumienie ówczesnego katolika, ale wykonywanych bez wyrzutów sumienia, pozwalał orzec o zjednoczeniu z Bogiem. Aniołowie, powiadano, nie potrafili
Potrzeby fizyczne w pełni wtajemniczonego brata czy siostry „wolnego ducha” miały być potrzebami samego Boga. Ich zaspokajanie bez mąk sumienia to forma wolnoduchowego nabożeństwa. Zaspokajanie w jak największym zakresie potrzeb materialnych w życiu doczesnym jest zgodne z wolą Boga. W roku 1326 opat Johannes Victoriensis pisał o wspólnocie wolnego ducha z Kolonii: „W tym czasie pojawiła się w Kolonii sekta heretycka, w której mężczyźni i kobiety różnego stanu spotykali się w środku nocy w podziemnym miejscu, nazywanym przez nich świątynią. Widziano, jak pewien diabelski klecha imieniem Walter odprawiał tam mszę i jak po podniesieniu i kazaniu pogasili światła, po czym każdy obcował z kobietą, która stała najbliżej. Po uraczeniu się posiłkiem tańczyli i oddawali się najwyższej rozpuście, co nazywali stanem rajskim, w jakim znajdowali się prarodzice przed swym upadkiem. Ten, który ustanowił się wodzem tego szaleństwa, mianował siebie Chrystusem i wziął sobie piękną, nobliwą pannę za Marię, bezczeszcząc w ten sposób sakrament wiary, a także oczywiście obyczajności i czystej prawdy”. Wilhelm Fraenger zauważył: „Proklamowaną przez renesans »emancypację ciała« Wolny Duch poprzedził
23
»ubóstwieniem ciała«: poczuciem jego boskości. Podczas gdy renesans usprawiedliwiał zmysłowość prawem natury, adamici byli przekonani, że popęd płciowy jest czymś »naturalnym« tylko dla stworzeń upadłych, natomiast dla człowieka, który poprzez naturę powraca do Boga i pozostaje w jedności z Bogiem, stwarza on zmysłowo-ponadzmysłowe misterium”. W roku 1411 dowiadujemy się o funkcjonowaniu wspólnoty wolnoduchowej z Brukseli – mówi o tym tzw. Protokół z Kamerijk, który zawiera streszczone w osiemnastu punktach zarzuty przedstawione jej liderowi, mnichowi Wilhemowi van Hildernissenowi. Czytamy w nim m.in.: „Takoż pod murami miasta Brukseli znajduje się wieża pewnego ławnika z wymienionego miasta, gdzie zbierają się, by świętować swe konwentykle. Powiedział brat Wilhelm, że wszystko, co robili, mogło być naginane do Pisma Świętego lub upiększane, z wyjątkiem potępianego przez Kościół obcowania płciowego. Zwykł on zatem napominać swoich uczniów do ostrożności, kiedy rozmawiali o takim nieobyczajnym pożyciu. Brat Wilhelm nikomu nie ufa całkowicie, ani też nie dzieli się z innymi swym wewnętrznym przekonaniem, że być może bez bojaźni bożej i skrupułów sumienia czynili użytek z zespolenia płciowego. Twierdzi ponadto, że naturalny akt płciowy może być tyle wart, co modlitwa przed Bogiem, oraz że zewnętrzny człowiek nie może pokalać wewnętrznego. Ponadto, kobieta nieobyczajna, nie mająca utrzymania ani męża, jest tyleż warta, co dziewica”. Dowiadujemy się stamtąd również o kwestii zbawienia diabła: „Takoż powiedział, że w końcu diabeł zostanie zbawiony, a wtedy już nie jako diabeł, tylko jako najbutniejszy Lucyfer stanie się najpokorniejszy, i że w końcu wszyscy ludzie zostaną zbawieni. Albowiem Bóg jest obecny w każdym kamieniu, w członkach ludzkiego ciała i w piekle nie inaczej niż w sakramencie ołtarza, toteż każdy nawet jeszcze przed komunią ma w sobie Boga w sposób doskonały”. Bracia i Siostry Wolnego Ducha to kontynuacja humanistycznego nurtu w chrześcijaństwie. Nie był to oczywiście humanizm sensu stricto, gdyż realizacji własnej natury i pragnień nie posuwa humanizm do skrajnego egoizmu, który wszelako jest pragnieniem całkowicie zrozumiałym wobec średniowiecznego dławienia wielu potrzeb ludzkich. Zupełnie inną optykę religijną można przypisać też postulatowi zaspokajania potrzeb materialnych w średniowieczu i w obecnych społeczeństwach konsumpcyjnych. Niemniej jednak ich wkład w dzieje humanizmu jest niewątpliwy – dzięki wskazaniu, że prawdziwe niebo i piekło to po prostu stany duszy – człowiek, który nie dostrzega swej wolności i żyje w poczuciu grzechu, „sam dla siebie jest Diabłem, Piekłem i Czyśćcem”, natomiast wolni duchem „są w Niebie, a Niebo jest w nich”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
24
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Odżywianie zgodne z grupą krwi Prawdziwym przełomem, wręcz rewolucją w żywieniu stało się odkrycie i udowodnienie istnienia zależności pomiędzy grupą krwi człowieka a jego różnorodnością upodobań żywnościowych, podatnością na poszczególne choroby, a nawet preferowanym typem aktywności fizycznej. Okazuje się, że grupa krwi jest kluczem otwierającym drzwi do tajemnic, jakimi są zagadnienia związane ze zdrowiem, chorobami, długowiecznością, witalnością oraz odpornością fizyczną. Jak twierdzi dr Peter J.D. Adamo, ,,grupy krwi – O, A, B lub AB są potężnym genetycznym odciskiem palca, który identyfikuje cię równie pewnie, jak DNA”. Ten wybitny lekarz medycyny naturalnej, naukowiec i wykładowca, prowadząc na szeroką skalę badania i testy kliniczne, jako pierwszy wykazał ogromny związek między grupą krwi i dietą człowieka a stanem jego zdrowia. To właśnie posiadanie danej grupy krwi rzutuje na naszą formę psychofizyczną. Chcąc poznać bliżej koncepcję wpływu diety dyktowanej przez grupę krwi na nasze zdrowie, należy zapoznać się z chronologią powstawania różnych grup krwi i warunków, które je sprowokowały. Podstawowe grupy krwi: 0, A, B i AB nie powstały równocześnie. Pojawiały się stopniowo wraz z ewolucją warunków, w jakich żyli nasi przodkowie, oraz zmianami ich sposobu odżywiania się. Największy procent ludzkiej populacji ma grupę krwi 0 (najstarsza z grup). Osobników tych cechuje silny i wytrzymały układ odpornościowy, a także zdrowy system
trawienny. A ponieważ posiadali ją ludzie pierwotni, zajmujący się głównie łowiectwem, grupę tę nazwano „myśliwymi-zbieraczami”. Podstawą ich diety było mięso, ale też jagody (owoce leśne), korzenie czy orzechy. Osoby z tą grupą krwi mają wysoki poziom kwasu żołądkowego, dlatego bardzo łatwo przychodzi im trawienie mięsa i przyswajanie jego składników odżywczych. Na dietę bezmięsną mogą pozwolić sobie osoby z grupą A, tak zwani
„rolnicy”. Właśnie dopiero rozwój rolnictwa wprowadził urozmaicenie w dość monotonnej, pierwotnej diecie, jednocześnie prowadząc do wyodrębnienia się nowej grupy krwi, ukierunkowanej na ten typ pokarmu. System trawienny „rolników” przystosował się do przyswajania potrzebnego organizmowi tego białka, które pochodzi przede wszystkim z roślin i zbóż oraz ryb. Następną w kolejności – jeśli chodzi o chronologię powstawania – jest grupa B, tzn. „koczownicy”. Ludzie ci posiadają kompilację cech
charakterystycznych zarówno dla grupy 0, jak i dla grupy A. W wyniku tej kombinacji ich system immunologiczny stał się bardziej zrównoważony, a trawienny – bardziej tolerancyjny niż u poprzedników. Grupa AB jest najrzadsza (około 5 proc. populacji) i najmłodsza. Stanowi połączenie grup A i B. Nazywamy ją często zagadkową, ponieważ nie jest do
końca jasne, dlaczego powstała, ani co stymuluje jej rozwój. Wiemy jednak, że grupa AB jest kombinacją największych sił i słabości grup A i B. Systemy trawienne i odpornościowe są tu bardziej złożone niż w przypadku innych grup. Pozytywną jej cechą jest to, że oba systemy dysponują wieloma możliwościami reagowania na bodźce. Ta – może nieco ogólnikowa – prezentacja genezy poszczególnych grup krwi pokazuje, że jesteśmy obarczeni pewnego rodzaju „dziedzictwem genetycznym”. Właśnie dlatego do dziś nasze systemy
Diety cud? Różnorodność upodobań dietetycznych stała się ostatnimi czasy głównym tematem wszelakich poradników i tygodników. Najbardziej niezwykłe informacje na ten temat są mile widziane i pozwalają dobrze prosperować ich autorom. Sprawa wbrew pozorom nie jest błaha, ponieważ w tej różnorodności cudownych diet i tym podobnych rewelacji znajdujemy również zachowania szkodliwe. Przykładem może być tutaj bulimia, choroba dotycząca zazwyczaj dorastających dziewcząt i młodych kobiet. Rozpoczyna się dość niewinnie, czyli zwykłą dietą, która ma pomóc w utrzymaniu odpowiedniej wagi. Przejęte swoją sylwetką młode kobiety zaczynają niedojadać, co w rezultacie powoduje występowanie tzw. wilczego głodu. Aby go opanować, bulimiczka objada się, a następnie prowokuje wymioty, mając poczucie winy i obawiając się przytycia. W najlepszym wypadku trafia w końcu do psychologa, a w najgorszym – do szpitala.
Nie mniej poważnym problemem może być także anoreksja, czyli jadłowstręt psychiczny. Podobnie jak w przypadku bulimii, rozpoczyna się zwykłym odchudzaniem powodowanym przesadną troską o własny wygląd. Psychiczne następstwa anoreksji to przede wszystkim depresje i myśli samobójcze. Na listę zaburzeń odżywiania o podłożu psychicznym trafiła ortoreksja. Choroba polega na obsesyjnym skupianiu uwagi na zdrowym żywieniu. Oczywiście, nie ma nic złego w tym, że ludzie chcą zdrowo się odżywiać i eksperymentują z dietami. Różnica polega na tym, że ortorektycy uwierzyli w mit, że jeśli będą przestrzegać rygorystycznej diety, to nie doświadczą chorób nękających współczesne społeczeństwa. Dlatego rozmyślanie o jakości jedzenia, planowanie posiłków i dokładna selekcja kupowanych towarów zaczynają przeradzać się z czasem w obsesję. Swoistym kuriozum na liście dietetycznych nowinek była (i nadal jest) nagłaśniana przed
odpornościowe i pokarmowe preferują taką samą żywność, jaką spożywali nasi przodkowie, po których odziedziczyliśmy taką a nie inną grupę krwi. Jak wiadomo, krew jest tkanką łączną, która zaopatruje wszystkie komórki organizmu w substancje odżywcze i tlen oraz odbiera od nich produkty przemiany materii, przekazując je do płuc, nerek i wątroby. Posiada również składniki, które odgrywają bardzo ważną rolę w reakcjach obronnych ustroju, chroniąc go przed inwazją i działaniem drobnoustrojów chorobotwórczych oraz innych ciał obcych. Natura wyposażyła nasz układ odpornościowy w bardzo wymyślne metody określania, czy dana substancja jest dla naszego organizmu obca, czy nie. Jedna z metod wiąże się z markerami chemicznymi, zwanymi antygenami, które znajdują się na komórkach naszego organizmu. Są one odpowiedzialne za wytwarzanie przeciwciał, czyli wyspecjalizowanych związków chemicznych produkowanych przez komórki układu odpornościowego, których rolą jest atakowanie i niszczenie obcego antygenu. Każda forma życia, od najprostszego wirusa aż do człowieka, ma unikatowe antygeny. Ale jaki związek z pożywieniem ma grupa krwi? Otóż pomiędzy krwią i przyjmowanymi przez nas pokarmami
kilku laty w Polsce tzw. dieta dr. Kwaśniewskiego. Na bok poszły owoce i warzywa, za to kiełbasami, smalcem i jajami zaczęto raczyć się na potęgę. Nic dziwnego zatem, że Polska Akademia Nauk, wypowiadając się na temat diety Kwaśniewskiego, w 1999 roku stwierdziła: „Komitet Terapii PAN uznaje tzw. dietę optymalną za wybitnie szkodliwą dla zdrowia. Wartość diety, jako podanej osądowi jednego tylko lekarza – jej autora – jest całkowicie niewiarygodna; dieta ta zagraża zdrowiu i nie powinna być stosowana”. Z kolei w artykule opublikowanym w „Medycynie po dyplomie” ukazało się staranne omówienie wartości owej diety. Okazuje się, że powoduje ona nie tylko olbrzymi nadmiar kaloryczny (przekraczając nawet 3000 kcal/dobę), ale i poważne niedobory błonnika, potasu, magnezu, wapnia, miedzi, witamin B1, B6, PP i C. Niebezpiecznie wysoka natomiast jest podaż żelaza, sodu i fosforu, co może nasilać lub
zachodzi reakcja chemiczna, w której udział biorą lektyny, czyli bogate i różnorodne białka znajdujące się w żywności. Mają one właściwości aglutynujące, czyli klejące i zlepiające. W ten sposób wpływają na krew. Gdy jemy niezgodnie z antygenem grupy krwi, lektyny skupiają się w pobliżu określonego organu ciała i zlepiają znajdującą się w jego rejonie krew, w efekcie czego zakłócają funkcjonowanie całego organizmu (zaburzają trawienie, produkcję insuliny, metabolizm i równowagę hormonalną). Na szczęście 95 proc. lektyn, które wchłaniamy z naszych typowych diet, jest wydalanych przez organizm. Około 5 proc. przechodzi do krwiobiegu, gdzie poprzez udział w licznie zachodzących reakcjach niszczy czerwone i białe ciałka krwi. Działanie lektyn w przewodzie pokarmowym może być jeszcze groźniejsze. Powodują one bowiem ostre zapalenie wrażliwej śluzówki jelit, pozorując alergię pokarmową. Aby ustrzec się przed podobnymi ewentualnościami, dobrze jest poznać swoją grupę krwi i stosować się do zaleceń dietetycznych odpowiednich dla niej. Dzięki temu dostarczymy organizmowi odpowiednich substancji o działaniu najbardziej korzystnym, czy wręcz leczniczym. O tym będę pisał szczegółowo w następnych artykułach. JJ
wywoływać nadciśnienie, a także raka przełyku lub żołądka. W całym tym zamieszaniu interesująca może się wydać opinia fachowców. Otóż w 1997 roku w Waszyngtonie 150 specjalistów o światowej renomie poddało skrupulatnej ocenie ponad 4500 artykułów naukowych omawiających wpływ odżywiania na zdrowie. W dokumencie konferencyjnym owi specjaliści stwierdzili, że na podstawie szeroko zakrojonych badań można z całą pewnością stwierdzić, iż obfite spożywanie produktów roślinnych przy jednoczesnym redukowaniu artykułów pochodzenia zwierzęcego radykalnie obniża ryzyko chorób cywilizacyjnych. Taki model żywieniowy jest zbieżny z zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia. Może on stanowić także jakąś ogólną wytyczną dla wszystkich zatroskanych o swe zdrowie. I to bez potrzeby uciekania się do dietetycznych sensacji. Mirosław Harasim PTPZŻiŻ www.zdrowa-zywnosc.pl
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
GŁASKANIE JEŻA
Wespół w zespół Ileż to razy – oglądając relacje z Sejmu RP i widząc puste ławy – myśleliście: A to lenie patentowane, leserzy i nieroby... Wielce krzywdząca to opinia, bo posłów jak nie ma, to są. W kosmosie! Przynajmniej myślami. Polscy parlamentarzyści skupieni są w klubach i kołach poselskich (plus kilku niezrzeszonych) podług przynależności do partii politycznych. To jednak wielu spośród nich wydawało się uwierającym ograniczeniem. No bo na przykład jak przyjdzie Gosiewskiemu ochota na wspólną wódeczkę – dajmy na to – z Iwińskim, a Jaruś Kaczyński poczuje nagłą potrzebę poradzenia się Palikota, zaś Kempie zamarzą się ploteczki z Jarugą-Nowacką, to co mają zrobić? W restauracji sejmowej – wiadomo – wścibskie pismaki, w hotelu sejmowym – ukryte kamery. Co począć? Myśleli, myśleli i wymyślili – zespoły parlamentarne. Zwykły śmiertelnik nigdy o czymś podobnym nie słyszał, a one istnieją i mnożą się jak króliki. Czym są owe zespoły? To rodzaj takich towarzystw wzajemnej adoracji ponad podziałami, dzięki którym posłowie mają więcej tego, co kochają najbardziej. Więcej kasiory i byczanda mianowicie. Jak to działa, prześledźmy na przykładzie parlamentarnego zespołu do spraw przestrzeni kosmicznej. Wcale sobie żadnych jaj nie robię. Taki zespół istnieje w najlepsze, a zapisało się doń 22 posłów z Bogusławem Wontorem (SLD) na czele. O kosmosie Wontor wie tyle, że istnieje (z tym że nie na pewno).
O
Zapytany bowiem przez dziennikarzy, na co komu taki zespół, odparł, że potrzebny jest jak jasna cholera, bo polska myśl kosmiczna jest sto lat za Murzynami. To oczywiście kompletna bzdura, bo dzięki Polskiej Akademii Nauk i ośrodkom akademickim Polacy są bardzo cenionymi specjalistami, a także dostarczycielami wysokich technologii dla różnych misji kosmicznych. Oczywiście Wontor nie ma o tym bladego pojęcia, no bo skąd?! Jest za to wybitnym specjalistą od konfitur – wie dokładnie, gdzie one stoją. Co bowiem zrobił poseł, gdy tylko został szefem parlamentarnych kosmitów? Wybrał się na cudowną, wielodniową wycieczkę do Gujany Francuskiej i tamże oglądał rakietę gotową do startu. Rakiety akurat nie odpalono, bo pogoda była zła. Zdarza się. Choć w sumie wielka szkoda, bowiem Wontor w kosmosie byłby właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Poza Wontorową ekspedycją najbardziej nawet dociekliwi kronikarze nie zanotowali jakiejkolwiek innej aktywności kosmicznego zespołu posłów. A teraz będzie najlepsze! Takich zespołów jak ten od kosmosu jest w parlamencie 50 (ich liczba stale rośnie) – z biurami, sekretarkami, kaweczkami, delegacyjkami, samochodami służbowymi, dietami itp.
d kilku lat pod koniec listopada media katolickie szumnie ogłaszają kampanię obrony Świętego Mikołaja i świąt Bożego Narodzenia przed komercjalizacją, wciskając swoim czytelnikom bajki, jakoby drzewiej w katolickiej Polsce takowa „demoralizacja” nie bywała. A bywała, że ho, ho... Otóż są rzeczy, o jakich współcześni katoliccy publicyści i aktywiści w kwestii komercjalizacji Świętego Mikołaja i Bożego Narodzenia albo nie mają pojęcia, albo wolą pominąć je milczeniem. Tymczasem wystarczy zajrzeć choćby do „Gościa Niedzielnego” wydawanego przed 70, 80 laty w Katowicach, by się przekonać, jak ów tygodnik dla rodzin katolickich, spragniony wpływów z reklam, już w listopadzie usilnie zabiegał o „nakręcanie handlu” z okazji Świętego Mikołaja i Bożego Narodzenia. „P.P. Kupcy, Przemysłowcy, Rzemieślnicy winni we własnym dobrze zrozumiałym interesie rozpocząć już teraz odpowiednią reklamę w „Gościu Niedzielnym” na zbliżający się sezon gwiazdkowy. Sprawa reklamy gwiazdkowej jest zbyt ważną, by odkładać ją na ostatnie tygodnie przedświąteczne” – apeluje „Gość” z dn. 28 listopada 1937 roku.
Oto na przykład nasz ulubieniec – Artur Górski (to ten od intronizacji Chrystusa na króla Polski i stwierdzenia, że wybór Obamy to koniec cywilizacji białego człowieka) – powołał do życia zespół do spraw – UWAGA! – przywrócenia autorytetu władzy. Czy może być ktoś odpowiedniejszy do pełnienia tej funkcji? Przecież z Górskiego aż bije bezdenny autorytet. O zespole i swojej funkcji mówi tak: „Nie mam złudzeń, że przeprowadzimy reformę moralną, która gwałtownie podniesie autorytet władzy. Chcemy jednak przygotować podstawy teoretyczne, podnosić świadomość posłom”. Na razie jednak członkowie zespołu nie odnotowali żadnej aktywności – poza wycieczkami na koszt podatnika. Na dobrą sprawę... po co? Samo słuchanie i patrzenie na posła Górskiego, który u władzy nie jest, gwałtownie podnosi władzy autorytet.
Innym ciekawym tworem jest zespół do spraw wspierania przedsiębiorczości. Powstał i wspiera. W taki sposób, że podczas „roboczego” wyjazdu do górskiego uzdrowiska posłowie wysmarowali projekt ustawy całkowicie zakazującej handlu w niedzielę i święta. Oczywiście, à propos przedsiębiorczości. Jak później wyliczyli ekonomiści, przyczyniłoby się to do wzrostu bezrobocia o półtora procent i spadku PKB o dwa procent. Jeśli w wyżej wymienionych zespołach są już nadkomplety (a są), nasi parlamentarzyści zawsze mogą zapisać się (i zapisują) do kilkudziesięciu innych. Na przykład do parlamentarnych zespołów do spraw: kaszubskich, autyzmu, turystyki rowerowej, uśmiechu, brydża sportowego, osób starszych, tradycji niepodległościowych, miłośników historii, katolickiej nauki społecznej. A także: profesorów, zwierząt, uprawiania sportu, strażaków, szachów, wolnej Kuby, populacji oraz do zespołu o nazwie „Krewniacy” (sic!). Z tej wybiórczej przecież listy zainteresował mnie zespół ds. populacji. Co tam robią parlamentarzyści? Czyżby...? Ależ tak! W statucie i zadaniach zespołu czytamy, że skupieni w nim posłowie zajmują się zwalczaniem
25
zjawiska malejącego przyrostu naturalnego. No to zwalczają. Jeśli wraz z posłanką Muchą, to ja też bym chciał. Jeśli z Kempą i Sobecką, niech się wypchają – marnie to widzę. Cała setka posłów działa natomiast zgodnie we wspomnianym wcześniej zespole ds. katolickiej nauki Kościoła. Ich aktywność – poza kilkudniowymi wyjazdowymi kursokonferencjami – ograniczyła się na razie do zaproszenia do Polski Paula Camerona – amerykańskiego pseudopsychologa, który propaguje przymusowe leczenie gejów i lesbijek w zakładach zamkniętych. A co robi zespół ds. uśmiechu? Według statutu, działa na rzecz ludzi, którym jest gorzej w życiu. Jak się uśmiechną, będzie im lepiej. Najnowszym zespołowym dzieckiem parlamentu jest zespół ds. żużla. Aktywność skupionych w nim posłów nie została jeszcze zaobserwowana. Ale zostanie. Wraz z nowym sezonem żużlowym, kiedy to do klubów wpłynie kilkadziesiąt próśb o wejściówki dla VIP-ów. Na podobnych gratyfikacjach i konfiturkach zależy zapewne nowemu zespołowi do spraw wyścigów konnych. To jest dopiero pomysł: wyścigów nie ma, zespół jest. I obraduje. Na przykład w Krynicy Górskiej przy suto zastawionych stołach. Równie dobrze mógłby powstać zespół ds. yeti i pojechać na rekonesans... do Tybetu. Żebym, cholera, w złą godzinę nie wykrakał! Reasumując: jeśli kolejny raz zobaczycie puste sejmowe ławy, nie złorzeczcie, nie przeklinajcie. Posłowie są w Sejmie. Duchem. Ciałem zaś w Gujanie, w Paryżu, w Nowej Zelandii, na Bahamach. Wszędzie tam, gdzie są naprawdę potrzebni. I tak będzie dopóty, dopóki nie założymy Narodowego Zespołu ds. Pogonienia Im Kota! MAREK SZENBORN
Gwiazdkowa segregacja O tym, że wówczas Świętego Mikołaja i Boże Narodzenie również traktowano jako dźwignię handlu, przekonują reklamy zamieszczane między innymi w „GN”: „Od 29 listopada wielka sprzedaż gwiazdkowa po niebywale niskich cenach” – anonsuje w nr. 48 z 1932 roku skład fabryczny w Katowicach. Inna „chrześcijańska firma”, ogłaszająca się w nr. 49 z 1934 roku, nie owija w bawełnę: „Wielka i tania wysprzedaż gwiazdkowa we wszystkich działach, aby zmniejszyć zapasy towarów przed inwenturą”. Protestów przeciwko rozpoczynaniu przez handlowców sezonu gwiazdkowego już w listopadzie w okresie międzywojennym próżno szukać w mediach katolickich. Tradycją było za to inicjowanie całkiem innej akcji obrony świątecznego handlu. „Nie kupować podarunków na Świętego Mikołaja i Boże Narodzenie u żydów” – rok w rok już pod koniec listopada za święty obowiązek uważał przypominać wszystkim katolikom na swoich łamach „Gość Niedzielny”.
„Baczność, Towarzystwa i Czytelnicy! Na Świętego Mikołaja zakupujcie wszystkie towary u polskich rzemieślników i kupców, a przede wszystkiem u ogłaszających się w »Gościu Niedzielnym«” – czytamy w nr. 48 z 1932 roku. „Boże Narodzenie jest świętem chrześcijańskim. Nie daj się zmylić wystawą okienną o wyglądzie gwiazdkowym w sklepach żydowskich! Zakupy swe czyń tylko u kupców chrześcijańskich – wielu z nich znajdziesz w naszych ogłoszeniach” – apeluje redakcja w nr. 49 z 1934 roku. W tymże wydaniu zwraca uwagę reklama: „Katolicy! Obywatele Śląska! Wszelkie Wasze zakupy gwiazdkowe kupujcie tylko – w czysto chrześcijańskiej firmie T.J.C.”. W nr. 49 z 1935 r. „Gość Niedzielny” informuje: „»Chrześcijański Front Gospodarczy« wydał odezwę, w której wobec zbliżających się uroczystości Świętego Mikołaja i Bożego Narodzenia zwraca uwagę ludności chrześcijańskiej, by przestrzegała bezwzględnie zasady niekupowania podarków na te święta u żydów”. AK
26
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
RACJONALIŚCI
U
twór Jerzego Omiecińskiego „Epokowe odkrycie pana docenta” z tomiku „Hultajskie wersety” to w zasadzie pisany wierszem felieton. Tak dalece osadzony w naszych realiach, że nadaje się na każdy czas. Był aktualny, jest aktualny i, niestety, jeszcze długo pobędzie.
Okienko z wierszem Słyszy docent, coś piszczy Tak, aż w ustach mu świszczy! – A, woda się gotuje, W czajniku popiskuje. Zrobił napar na mięcie, To zaś piszczy zawzięcie! – Co u diabła za czasy! Może piszczą zawiasy? Wziął oliwki dla dzieci I smaruje jak leci Okna i drzwi. Potem śpi. Lecz piszczące licho kpi! Pisku jest pełen pokój, Drażni, zakłóca spokój! Za oknem tramwaj skręca... – Mam go! On się tak znęca! Przejechał. Pisk nie ustał. Zacina docent usta: – To sąsiadka, z uciechy, Ksiądz odpuścił jej grzechy. Poszedł, o ciszę prosi. Pomyłka – nie jej głosik. Wysiadają mu nerwy A to coś piszczy bez przerwy! Słucha, przy ziemi prawie: – Może coś piszczy w trawie, Lub komuniści w piekle Piszczą tak strasznie wściekle?! Pod ziemią cisza... Więc cóż? Aha, domyślam się już! To koniec świata, meta!! Zbliża się już kometa!!! Zbliżył się człowiek stary, Ma fajkę, okulary... Zagadnął: Źle się dzieje, Wszystko ciągle drożeje: Żywność, komorne, kreda... Wszędzie piszczy nam bieda. Nastawił docent ucha I bardzo pilnie słucha... Aż krzyknął: – Eureka!!! I uściskał starego człowieka. – Już wiem, wiem na sto procent – Oznajmił uczony docent. – To bieda tak piszczy, zawodzi... A rząd nas zwodzi, zwodzi i zwodzi.
FORUM WSPÓŁPRACY LEWICY zaprasza wszystkich chętnych na spotkanie z prof. dr. hab. Albinem Głowackim z Instytutu Historii UŁ, członkiem komisji polsko-rosyjskiej do spraw trudnych, pt. „Co trudniejsze, sprawy czy polityka”. Spotkanie odbędzie się w Klubie Galeria „Carte Blanche” w Łodzi, przy ul. Piłsudskiego 9 (na tyłach hotelu IBIS) dnia 12 grudnia b.r. o godz. 11.00. Wstęp wolny. HALINA KRYSIAK, RACJA PL Łódź
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Trybunał Klerykalny Trybunał Klerykalny (d. Konstytucyjny). W PRL TK miał być zaledwie kwiatkiem do kożuchowej, ludowej demokracji. Dzięki niezawisłości sędziów i orzecznictwa wybił się na niepodległość. W III RP ją utracił. Z własnej, nieprzymuszonej woli uzależnił się od kleru i polityków. Stał się kożuchem przykrywającym wciąż nierozwinięty kwiat demokracji. Zmienił się w Trybunał Klerykalny i – zamiast brzmieć dumnie – jest jak miedź brzęcząca albo cymbał grzmiący. Do 1985 roku nie było w Polsce sądowej kontroli zgodności ustaw zwykłych z zasadniczą. W II RP wykluczała to zarówno konstytucja marcowa z 1921 r., jak i kwietniowa z 1935 r. Stan ten utrzymał się jeszcze po II wojnie światowej. Tym razem – zgodnie z wzorem radzieckim, w którym jednoizbowy parlament był, przynajmniej deklaratywnie, suwerenem w systemie konstytucyjnych organów państwa. Sugestie dotyczące potrzeby ustanowienia sądownictwa konstytucyjnego pojawiły się z początkiem lat 70. Dojrzewały całą dekadę. Ostatecznie 26 marca 1982 r. nowela konstytucyjna przewidziała utworzenie dwóch Trybunałów: Stanu i Konstytucyjnego. Pierwszy został powołany bezproblemowo – jeszcze tego samego dnia. Z Trybunałem Konstytucyjnym szło gorzej, a w każdym razie wolniej. Powołująca go ustawa została uchwalona dopiero po trzech latach, 29 kwietnia 1985 r. Jako instytucja trudna do politycznego
podporządkowania, TK był dzieckiem niechcianym. Spłodzonym w wyniku solidarnościowego gwałtu na PZPR. Miał być, ale tak, jakby go nie było. Orzeczenia TK o niekonstytucyjności ustaw podlegały rozpatrzeniu przez Sejm i mogły być odrzucone większością 2/3 głosów. Mimo to udało się Trybunałowi zyskać stosunkowo niezależną pozycję, a w sprawach relacji między ustawą i rozporządzeniem wypracować interesujące orzecznictwo o charakterze ostatecznym. Stan swoistego uzależnienia orzecznictwa Trybunału od aprobaty Sejmu był na tyle wygodny dla rządzących, że trwał pomimo zmian ustrojowych. Dopiero wejście w życie konstytucji z 2 kwietnia 1997 r. uczyniło TK prawdziwie wolnym. Niestety, tylko prawnie. Mentalnie pozostaje pod wpływem prawicowo-klerykalnej ideologii, zwłaszcza w zakresie praw kobiet i stosunków państwo-Kościół. Liczne działania i zaniechania TK wskazują, że nie jest niezawisły. Poddaje się lobbingowi. I bierze. Życzenia Episkopatu do serca. Cnotę stracił w 1997 r., orzekając niekonstytucyjność noweli dopuszczającej aborcję ze względów społecznych. 9 z 12 sędziów uznało kobiety za obywatelki drugiej kategorii. Pierwszą kategorię przyznano mężczyznom i płodom. O dziwo – obojga płci. Decyzją Trybunału polskie kobiety zostały pozbawione podmiotowości i godności. Było to orzeczenie wydane wprost pod ówczesne dyktando Episkopatu Polski. Wyraz upolitycznienia i słabości
wobec coraz bardziej wpływowego i roszczeniowo nastawionego kleru. Sędziowie Lech Garlicki, Wojciech Sokolewicz i Zdzisław Czeszejko-Sochacki zgłosili zdanie odrębne. Zarzucili Trybunałowi próbę ingerencji w proces stanowienia prawa oraz „nader swobodną” wykładnię zasad Konstytucji RP. W sprawach dotyczących relacji państwo-Kościół TK działa metodą zaniechania podejmowania czynności. Miesiącami, a nawet latami nie wyznacza terminów posiedzeń w celu rozpatrzenia zarzutów SLD dotyczących niekonstytucyjności uwzględniania w budżecie państwa środków na budowę Świątyni Opatrzności Bożej, finansowania z budżetu prywatnych uczelni katolickich, rozdawnictwa ziemi przez Komisję Majątkową. W tej ostatniej sprawie najwyraźniej czeka, aż Komisja rozpatrzy wszystkie wnioski i tym samym sprawa stanie się bezprzedmiotowa. Najnowszą kompromitacją Trybunału jest orzeczenie aprobujące wliczanie oceny z religii do średniej. Nagrodą za podległość klerowi są pochwały płynące z biskupich ust. Abp Głódź oświadczył, że „Trybunał stanął na stanowisku prawidłowym. Takie było oczekiwanie (...) Kościoła”. TK, jako uzależniony od wąchania kleru, wyczuł to oczekiwanie i posłusznie zadość mu uczynił. Tylko prof. Ewa Łętowska zgłosiła zdanie odrębne. Są jeszcze sędziowie w Warszawie... JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
Dla naszych Czytelników, którzy pragną otrzymywać swój ulubiony tygodnik prosto do domu, drukujemy poniżej wzór dowodu wpłaty na roczną prenumeratę. Wystarczy pobrać identyczny druk na poczcie lub w banku, wypełnić, uiścić odpowiednią kwotę (184,50 zł dla prenumeraty rocznej, 96,20 zł – półrocznej i 45,50 zł na pierwszy kwartał), a my każdego tygodnia będziemy wysyłać do Państwa najnowszy numer „Faktów i Mitów”. Zamawiający roczną prenumeratę otrzymają prezent niespodziankę z logo „Faktów i Mitów” oraz gwarancje niezmiennej ceny do końca okresu prenumeraty. Wpłaty można również dokonać na przekazie pocztowym w placówce pocztowej na nasz adres: Błaja News Sp. z o.o., ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, z podaniem dokładnych Państwa danych adresowych.
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Pewnego wieczora ojciec słyszy modlitwę synka: – Boże, pobłogosław mamusię, tatusia i babcię. Do widzenia, dziadziu. Uznaje, że to dziwne, ale nie zwraca na to szczególnej uwagi. Następnego dnia dziadek umiera. Jakiś miesiąc później ojciec ponownie słyszy dziwną modlitwę synka: – Boże, pobłogosław mamusię i tatusia. Do widzenia, babciu. Następnego dnia babcia umiera. Ojciec jest nie na żarty przestraszony. Jakieś dwa tygodnie później słyszy pod drzwiami syna: – Boże, pobłogosław mamę. Do widzenia, tatusiu. Ojciec – prawie w stanie przedzawałowym. Następnego dnia idzie do roboty wcześniej, żeby uniknąć ruchu ulicznego. Cały czas jest jednak spięty, rozbity, rozkojarzony, spodziewa się najgorszego. Po pracy idzie wzmocnić się do pubu. Do domu dociera koło północy. Od progu przeprasza żonę: – Kochanie, miałem dzisiaj fatalny dzień... – Miałeś zły dzień? Ty miałeś zły dzień? Ty?! A co ja mam powiedzieć? Listonosz miał zawał na progu naszych drzwi! KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) nabity w butelkę, 5) ssie się, 8) od Mikołaja dla hultaja, 10) podaj hasło, a usłyszysz, 11) kopia aktu ślubu z PiS-em, 14) skarbiec z ziarnem, 15) Tomek na tropie łapowników, 16) do łezki łezka, 18) hasa przy juhasach, 19) rozkłada się na plaży, 21) koalicja żółtych i niebieskich, 22) Lalki imię, 23) chuligan, brat Wandy L., 25) co tak śmierdzi w naftalinie?, 26) ma wkład, a nie pisze, 29) a to ci historia!, 30) przebojowy film, 32) gdzie Słońce robi „w tył zwrot”, 33) leży na otomanie, a w głowie ma kochanie, 34) służy pomocą nocą, 38) sztuka macania krzyża, 42) tego gałgana do pralki nie włożysz, 43) stróż jak pies, 44) dziewucha o męskich ruchach, 49) skupiony w puszce, 54) ostry przeciwnik, 56) pasza kałasza, 57) wełna z barana zebrana, 58) zabijana w wolnym czasie, 59) glina w porcelanie, 63) wymieszane smaki, 65) para w barach, 68) spokojnie rozrzucona po oceanie, 69) badacz Etny, 70) stuka w klepkę, 71) Azja na ekranie, 72) w butach rekruta, 73) smutne przy sukniach, 74) mami udami, 75) u chłopa w kopach, 76) w mundurkach maluchy, 77) pręty na krzyż, 78) krótki od wódki, 79) azjatycki tygrys. Pionowo: 1) gdy się człowiek dusi, krztusi, 2) nie tylko we wtorek zapinaj..., 3) sprytny dyrektor kombinatu, 4) chodzi z gwiazdą, 5) niezły numer z czekiem, 6) co robi fryzjer z saniami?, 7) najlepszy z wieprzy?, 8) w kasie w Madrasie, 9) partyjniacy przy pracy, 12) strawi papier bez popitki, 13) pod co się pismo chowa?, 17) markiza bez herbu, 20) wybiera w imieniu, 23) w nim może być i bez, 24) potrafi odbić się od dna, 27) słoń w Planicy, 28) włoski święty, 29) głośna wieża, 31) dotąd moja chata, a za nim reszta świata, 35) plery siekiery, 36) co masz w ręce dla lekarza?, 37) ruda małpa, 39) gdy spadają, wyprzedają, 40) do palenia, na drodze, 41) czasem stanie przy hetmanie, 44) nie wierzy, że ludzie mogą być szczerzy, 45) ludzie do niego chodzą z miłości, 46) księgarnia firmowa PIW-u, 47) typ, co może grozić nożem, 48) odruchowe prowadzenie auta, 49) ciągnie muchę do niego, 50) dżonek postronek, 51) nie zmusza do prasowania, 52) dzika namiętność, 53) droga z Astry na Ziemię, 55) uszyje pani kożuch barani, 56) kanclerz w krzyżackim płaszczu, 60) kremowa roślina, 61) dzika miłość, 62) grupa go docenia z racji doświadczenia, 64) ilustracja jedna z tych, 65) ubikacja byle jaka, 66) poszukiwana na kolanach, 67) wszyscy ją cenią za to, że donosi. Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utwo rzą rozwiązanie z cyklu „Niezapomniane słowa wybrańców narodu” (Joanna Senyszyn)
1 8
R
9
Ó
26
U 6
Ł
W
A
A Z
W
O 34
N
24
N
R
H
35
O
U
C
I
D
H
Y N
O
I
K
36
60
K
A
O
45
Ł
Ż
11
O
S
S
21
B
T
A
22
I
Z
14
F
T
Z
3
C
O
E
B
E
E
P 28
R
Ę
G
O
O
I
2
46
P
O
A
C
L
Ę
23
Z
1
N
C
48
K
U
16
N
E
C
A
S
12
73
T
N
R
24
E
25
Z
5
26
P
27
Ł
S
E
A
A
7
8
A W 29
30
Z I
9
31
H
Ł
W O 30
B
11
A
O
E
25
12
M
13
7
L
I
14
A
C
66
R
Z
O
G
N
U
J
T
A S
67
E
P
27
A
R C
A
B R
53
R
I
A K
E
52
Y I
R
Ż R
I
77
R
T
N
O
E O
U
72
D
23
N
N
I
O
K
U
10
K
Ż
32
S
41
T
R
51
E
65
A
Y 79
E
A
N
5
Z
10
D
T
74
Y
M
E
R
H
R
U
E
C
M
K 28
U
A
29
69
A
C
56
I
Y
20
Z
U
K
T
Y 76
R
S Z
T
9
64
50
N
28
T
K
U
N
A
N
O
58
71
6
P
T O
I
R Z
O
15
E
O
U
M
I R
K
63
N
O
4
N
Ś A
49
A
55 31
R
C
B
I 57
O
I
Y
62
I
3
A
U 40
R
C
47
O
A
M
O
43
B
W
61
I
8
M
Ę
N
A
N
A
T
39
K
27
R
K
I O
A
K
Ó
K
21
A
E
31
R
S
U
Ż
17
L
T
E
13
I
O 20
26
33
P
T L
I
12
D
19
A
L
38
R
N
N
30
Z
O
E
A
T
11
S
22
A
O
G
N I
K
J
H
I I
C
A
7
E
Z
A
Y A
C
W 15
R
22
N
K
4
A
6
Y
Y
R
1
25
F
78
W
I
E
E
24
N
C
Z
13
B
E
I
O W
68
E 75
N
D
M 18
5
S
N
L 70
H
Ę L
A
O
29
4
K
10
R
37
T
K
59
L
3
O
Z
L
T
E
P
E
S
Ó
54
E
19
A
O
18
Z 2
R
O
K
C 44
C
E
B 42
17
Z
U
32
14
21
2
O
A S
A
I 23
G
J
16
P
Z
K
S
A
T
A
A
M
15
I
16
E
17
R
18
Z
19
Y
20
32
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 48/2009: „Boga nie można usłyszeć, bo mówi bardzo cicho i do tego po łacinie”. Nagrody otrzymują: Barbara Kaczmarczyk z Krakowa, Aleksandra Szrepfer z Inowrocławia, Aleksander Zachariasz z Pińczowa. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Anna Tarczyńska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 45,50 zł za pierwszy kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 45,50 zł za pierwszy kwartał (184,50 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE
Krzyż z Indii
Nasz Czytelnik przywiózł sobie z południowej Azji tamtejszy krzyż, symbol religijny bliski jego sercu. Za pośrednictwem redakcji pyta, czy jest szansa na powieszenie go w Sejmie – obok symbolu katolickiego Fot. D.O.
Humor Mężczyzna pyta w sklepie ekspedientkę, gdzie leżą podpaski. Kobieta wskazuje mu właściwą półkę. Chwilę później ten sam mężczyzna przynosi do kasy wielki karton waty i dużą rolkę plastrów. Sprzedawczyni patrzy na niego z troską i pyta, czy nie znalazł podpasek.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 50 (510) 11 – 17 XII 2009 r.
JAJA JAK BIRETY
Mężczyzna wyjaśnia: – Wysłałem wczoraj żonę po paczkę papierosów, a ona kupiła tytoń i papierki, upierając się, że tak będzie DUUUUŻO TANIEJ. Więc... ~ ~ ~ Spadający jak kamień spadochroniarz krzyczy do mijanego w powietrzu kolegi: – Mój się nie otworzył! Szczęście, że to tylko ćwiczenia!
W
ielkimi krokami zbliża się Boże Narodzenie, ulubione święto Polaków. Tymczasem w ciągu roku wiele jest okazji do świętowania, o których nie wszyscy wiedzą. I tak... ...17 grudnia obchodzić będziemy Dzień bez Przekleństw. W ramach przypomnienia, że język nasz piękny i bogaty, nawet bez swojskiej „k...y”, najpopularniejszego – obok „mama” – wyrazu w Polsce. W pozostałe dni, te nieświąteczne, można sobie używać do woli. Do innych akcji nawracających można zaliczyć Światowy Dzień Życzliwości, przypadający na 21 listopada. Wypada wtedy bezinteresownie zrobić coś dla bliźnich, uśmiechać się do przechodniów i w ogóle być przemiłym. 21 grudnia swój sprzeciw wobec wojen i wszelkiego zła na świecie można wyrazić, czynnie uczestnicząc w Światowym Dniu Orgazmu dla Pokoju. Zdaniem organizatorów, dzięki wspólnie przeżywanym orgazmom milionów ludzi świat stanie się lepszy. „Wspólnie” oznacza tu łączność duchową. Miłośnicy pieszczot mają jeszcze Światowy Dzień Pocałunku (6 lipca), Międzynarodowy Dzień Całowania (28 grudnia) oraz Międzynarodowy Dzień Gry Wstępnej (9 listopada).
CUDA-WIANKI
Magia świąt 8 lat temu w Singapurze, podczas międzynarodowej konferencji poświęconej problemom sanitaryzacji, umyślono sobie... Międzynarodowy Dzień Toalet (19 listopada). W wielu państwach organizuje się wtedy festyny i wiece nawołujące do dbania o czystość szaletów. W Polsce owym dniem nikt sobie głowy nie zawraca. Niestety... Na 23 marca przypada Dzień Windy, a właściwie urodziny wynalazku odpowiedzialnego za nasze obwisłe brzuchy – początek jego użytkowania datuje się na 23 marca 1857 r.
17 lutego święto mają wszystkie koty, natomiast 17 listopada – tylko czarne. Dzień Czarnego Kota wyznaczono po to, żeby walczyć z przesądami, z powodu których tak ubarwione mruczki nie są lubiane. Szczególnie w katolickich Włoszech mocno wierzy się w szatańskie właściwości czarnych kotów. Ze świąt kulinarnych: 7 sierpnia obchodzimy Światowy Dzień Musztardy (w Mount Horeb w Stanach Zjednoczonych otwarto nawet muzeum musztard, gdzie prezentuje się ok. 4 tys. jej gatunków), zaś 9 lutego – Międzynarodowy Dzień Pizzy. Teraz coś dla płci pięknej. Niewiele pań wie, że Międzynarodowy Dzień Kobiet przypadający na 8 marca pokrywa się z... Ogólnopolskim Dniem Sterylizacji Zwierząt. Na szczęście do wyboru jest jeszcze Światowy Dzień bez Stanika (30 maja) czy Narodowy Dzień Spódnicy (30 października). Brakuje chętnych do wprowadzenia u nas angielskiego Dnia bez Makijażu (5 kwietnia). JC