Fundacja „Nie lękajcie się” dostaje od molestowanych setki listów
OFIARY KSIĘŻY MÓWIĄ INDEKS 356441
 Str. 7
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 50 (719) 19 GRUDNIA 2013 r. Cena 4,20 zł (w tym 8% VAT)
 Str. 2, 3, 6
 Str. 17 ISSN 1509-460X
Deputowany ukraińskiego parlamentu zdradza nam kulisy walki o władzę na Ukrainie. O co naprawdę chodzi opozycji demonstrującej na Majdanie? Jaki jest plan prezydenta Janukowycza i co z tym wspólnego ma rząd w Pekinie? Dlaczego najgłupszy w tej grze jest desant polskich polityków, którzy popierają własnych wrogów?
 Str. 9
 Str. 11
2
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Zmarł Mandela – symbol walki z wyzyskiem i dyskryminacją. Na pogrzeb przyjechało 60 szefów państw, a z Polski miał pojechać tylko Lech Wałęsa i szef MSZ. W końcu nawet Wałęsa nie pojechał, bo ponoć źle się czuje. Może i dobrze, że z kraju, w którym dyskryminacja i wyzysk mają się dobrze, nikogo ważnego nie było. W końcu nie zmarł jakiś papież. Sąd w Warszawie oddalił apelację posłów Twojego Ruchu od wyroku sądu rejonowego, który nie chciał uznać ich skargi na krzyż wiszący w Sejmie. Obecnie można zatem – zgodnie z prawem – wieszać w Sejmie, szkołach czy urzędach krzyże nawet 10-metrowe. Sąd argumentował m.in., że krzyż „nie narusza obiektywnie dóbr osobistych”, bo… od dawna wisi w budynku sejmowym. Jeśli więc mąż tłucze żonę od dawna, a ta dopiero po latach przychodzi z tym do sądu, to nie może uważać się za pokrzywdzoną. Logiczne, prawda? PiS po raz kolejny postanowił świętować rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w 1981 roku. Nie bardzo wiadomo, dlaczego akurat ten dzień jest przez Jarosława Kaczyńskiego tak hucznie obchodzony. Czyżby marzyła mu się powtórka z 13 grudnia i wsadzenie narodu „w kamasze”? Piotr Ikonowicz, szef Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej i felietonista „FiM”, rzucił hasło założenia nowej partii lewicowej o nazwie Ruch Sprawiedliwości Społecznej (czytaj więcej na str. 25). Oznacza to powrót Ikonowicza do polityki po latach działalności pomocowej wśród najbiedniejszych. Życie pokaże, czy był to start, czy falstart, ale faktem jest, że w Polsce prawdziwej lewicy wciąż nie ma. Nie jest wykluczone, że arcybiskup Sławoj Leszek Głódź zostanie skierowany przez papieża na przedwczesną emeryturę. Chodzi o aferę z molestowaniem nieletniej przez księdza z miejscowości Bojan, o której Głódź nie powiadomił Watykanu, co było jego obowiązkiem. Niejasna jest też sytuacja abp. Henryka Hosera, który tolerował proboszcza skazanego już (w pierwszej instancji) za pedofilię. Może Hoser naśle na Franciszka egzorcystę z Afryki? Ale co zrobi Głódź? Pojedzie z flaszką? Według „Super Expressu” zmarły niedawno ksiądz Waldemar Irek z Oławy, któremu pośmiertnie udowodniono ojcostwo co najmniej jednego dziecka, miał majątek wartości 3 mln złotych. To kolejny dowód na bogactwo kleru (i nasze wcześniejsze doniesienia), czyli… „głupią antyklerykalną propagandę”. Zwykle to biskupi piszą listy do wiernych. Na Śląsku odezwę do katolików i ewangelików z okazji adwentu napisał szef policji, nadisnp. Krzysztof Jarosz. Cel był zbożny – bezpieczeństwo na drodze. Tyle że kontekst odezwy odczytanej w świątyniach pozostaje dziwny. No i jak sobie poradzą ateiści i innowiercy? Wnioskujemy, że ich bezpieczeństwo jest mniej ważne. „Gazeta Polska Codziennie” ze zgrozą donosi, że… „Senat chroni homoseksualistów”. Chodzi o przyjętą ustawę, która przyznaje cudzoziemskim jednopłciowym małżeństwom i związkom partnerskim prawo do pobytu w Polsce, jeśli ich partnerzy/partnerki mają polskie obywatelstwo. To doprawdy straszny senacki „atak na rodziny”. Prawdziwe rodziny. Parlament francuski połączonymi siłami prawicy i lewicy zdelegalizował prostytucję. Tym sposobem Francja poszła w ślad niektórych krajów skandynawskich, które już przed laty podjęły tę kontrowersyjną decyzję. Czy to zmniejszy rozmiary zjawiska, czy tylko podwyższy stawki? Kościół jest bardzo rozczarowany nowym burmistrzem Nowego Jorku, lewicowym Billem de Blasio, który do komitetu doradców nie zaprosił żadnego duchownego katolickiego. Nazwano to walką ze wspólnotą katolicką. Tyle że wcześniej Kościół aktywnie zwalczał de Blasio, gdy był on jeszcze kandydatem do urzędu. Oto prawdziwa etyka Kalego po katolicku. Kościół katolicki w Czechach dostał cios ze strony praktykującego katolika, szefa socjaldemokratów Bohuslava Sobotki, desygnowanego na premiera. Sobotka zażądał od Kościołów pohamowania finansowych apetytów, gdy kraj jest w trudnej sytuacji, a wyznania dostają właśnie pierwszą transzę rekompensat reprywatyzacyjnych. Kler ani myśli o reszcie społeczeństwa. To się nazywa miłosierdzie czy jakoś tak… Opublikowano ranking najmniej skorumpowanych krajów świata. W pierwszej piątce znalazły się: Dania, Finlandia, Szwecja, Norwegia i Nowa Zelandia, czyli kraje bardzo zlaicyzowane, o tradycji protestanckiej. Brak korupcji, brak Terlikowskich w telewizji, brak pedofilii wśród księży… Po prostu „cywilizacja śmierci”. W Brazylii ogłoszono dane podsumowujące 11 lat rządów lewicy. W kraju (200 mln mieszkańców) udało się wyciągnąć z nędzy 36 milionów ludzi, a 40 milionów osób z klas niższych doszlusowało do klasy średniej. W Polsce w tym czasie „udało się” wyekspediować parę milionów osób za granicę, a margines biedy i niedostatku się powiększył. No ale u nas nie rządzą „lewicowi populiści” tak jak w Brazylii.
Unia Słowian N
ie lubię pisać analiz na temat sytuacji w innych krajach, ponieważ łatwo wówczas o powierzchowne spojrzenie, zafałszowany obraz. Żenująco brzmią polscy „znawcy” i „specjaliści” od spraw zagranicznych pokroju Kowala, Kaczyńskiego czy Schetyny, którzy wygłaszają jednostronne przekazy i lansują własną, nieomylną wersję zdarzeń. Zupełnie jakby od dziecka biegali po Dzikich Polach, kąpali się w Dniestrze i zagryzali wódkę podwędzaną słoniną. Podobnie niektórzy turyści po pierwszej wizycie w egipskim kurorcie Szarm el-Szejk stają się ekspertami od Bliskiego Wschodu. Tyle że z nich można się pośmiać, natomiast nasi politycy przez swoją ignorancję długofalowo szkodzą interesom Polski i Polaków. Już raz wygłupili się na kijowskim Majdanie w 2004 roku, kiedy w czambuł i bezrefleksyjnie poparli pomarańczową aferzystkę Tymoszenko i przyjaciela kombatantów z UPA i OUN – Juszczenkę. Zaszkodzili tym bardzo naszym stosunkom z Rosją i z ekipą Janukowycza, rywala Juszczenki. Ja sam nie jestem żadnym ekspertem od zagranicy, ale tydzień temu spotkałem się z moim dobrym znajomym – Jurijem – deputowanym rządzącej Partii Regionów do ukraińskiego parlamentu. Opowiadał mi na temat Ukrainy bardzo ciekawe rzeczy, o których nie słyszałem w polskich mediach i o których nie mają zapewne pojęcia polscy „znawcy tematu”. Jurij pochodzi ze Lwowa, gdzie największym poparciem cieszą się nacjonaliści, nieprzychylni Polsce. Według niego chcą oni integracji z Europą głównie po to, aby uwolnić się od wpływów Rosji. Jurij jest przekonany, że jeśli Ukraina pod ich nowymi rządami znajdzie się w UE, to z pewnością nie będzie tam stała po stronie polskich interesów. Jego zdaniem władze Ukrainy nie chciały podpisać umowy stowarzyszeniowej z UE. Negocjacje z Komisją Europejską to gra, którą prowadził Janukowycz, zresztą równocześnie z Moskwą. To gra o zwiększenie atrakcyjności jego kraju w oczach trzeciego gracza. A był nim rząd w Pekinie. Ukraina ma bowiem trzy rzeczy, którymi od lat interesują się chińskie władze: olbrzymie zasoby doskonałych, wydajnych, niezniszczonych chemią gleb; rządowy charkowski ośrodek informatyczny na światowym poziomie, a także przemysł kosmiczny. Jakunowycz uznał, że to Chińczycy zapłacą najwięcej. Więcej niż Rosja i Unia, którą najbardziej interesuje nowy, wielki rynek zbytu. Od UE włodarz Kijowa zażądał 160 miliardów dolarów jako rekompensatę za straty Ukrainy po zerwaniu korzystnych umów z Rosją. Od Rosji chciał 200 miliardów dolarów. Miała to być cena za wstąpienie Kijowa do Unii Celnej Rosja-Białoruś-Kazachstan oraz zdystansowanie się od Zachodu. Ani UE, ani Rosja nie miały zamiaru wywalać takiej góry pieniędzy, a Janukowycz o tym doskonale wiedział. Podbijał tylko stawkę, aby zwiększyć pulę środków, jakie da mu Pekin. I tu się przeliczył. Rząd Chin – przynajmniej na razie – ani myśli pomóc Ukrainie. To prawdziwy dramat dla tego kraju. W ciągu najbliższych czterech miesięcy Kijów musi bowiem oddać wierzycielom ponad 40 miliardów dolarów bieżących rat pożyczek i kredytów. W kasie ma zaś tylko 18 miliardów dolarów rezerw. Dlaczego Pekin odmówił pomocy? Czeka na rozwój wypadków. Pogłębiający się kryzys na Ukrainie pozwoli mu na przejęcie najlepszych tamtejszych kąsków za pół darmo. Gospodarka tego kraju to jeden wielki bałagan i mizeria. Brak nowych technologii. Totalna korupcja. Bajecznie bogaci oligarchowie inwestują na Zachodzie, nie płacą
w kraju podatków; ich ściągalność sięga 15 procent. W terminie płaci je tylko budżetówka, emeryci i nieliczne jeszcze państwowe firmy. Wielki biznes nie płaci. Korzysta za to z licznych państwowych subwencji. Zyski są transferowane na Zachód. Prości ludzie wydają na żywność 60 proc. swoich dochodów. Tymczasem UE domagała się od władz w Kijowie wdrożenia terapii szokowej, na przykład jednorazowej 150-procentowej podwyżki cen gazu i energii elektrycznej. Dla zwykłych mieszkańców oraz większości firm oznaczało to bankructwo. Dodatkowo w ciągu najbliższych lat rząd Ukrainy miał odejść od kontroli cen żywności. Groziło to kolejnymi podwyżkami. Stawiając takie żądania, dyplomaci UE dawali Jakunowyczowi argumenty za odmową podpisania traktatu. Polska dyplomacja, która powinna znać realia sąsiada, zawiodła na całej linii. Po raz kolejny, podobnie jak w 2004 roku, nasz kraj stał się uczestnikiem wewnętrznej ukraińskiej rozgrywki, i w dodatku znów stawiamy na przegranego konia. Opozycja wspierana przez Polskę nie ma ani autorytetu w społeczeństwie, ani charyzmatycznego przywódcy, ani programu. Ma za to w swoich szeregach partię Swoboda i faszystowskie bojówki. Polska może jednak pomóc Ukrainie, a przy tym stać się głównym politycznym graczem na zachód od Odry i zarobić krocie. Wystarczy wykorzystać fakt, iż głównym marzeniem protestujących na ukraińskim Majdanie, ale także młodzieży rosyjskiej czy białoruskiej, jest wiza na Zachód. Polska może stać się bramą, przez którą tam wyjadą. Dziś zdobycie polskiej wizy dla obywateli Ukrainy czy Rosji jest drogą przez mękę. Oba te państwa możemy objąć programem długoterminowych bezpłatnych wiz krajowych. Wizy te, o ile są ważne więcej niż rok, umożliwiają wyjazd na 3 miesiące także do innego państwa UE. Taki polski gest wobec Rosjan i Ukraińców byłby przyjęty z ogromną wdzięcznością i przełożyłby się na świetne relacje z tamtejszymi elitami. Rosyjscy i ukraińscy bogacze zaczęliby więcej bywać i inwestować nad Wisłą zamiast we Francji czy Hiszpanii. Polscy handlowcy podwoiliby zarobki, co potwierdza aktualny boom handlowy w regionie przygranicznym z obwodem kaliningradzkim. Wzrasta też zaufanie do produktów oferowanych przez państwo, które dobrze się kojarzy. Warto pamiętać o jeszcze jednej sprawie. Otóż rosyjscy i ukraińscy intelektualiści starszego i średniego pokolenia w większości mówią po polsku. Wzmacnianie ich znaczenia poprzez wspólne serwisy internetowe, zapraszanie ich do Polski to inwestycja. W naszym interesie jest, aby do zmian politycznych zarówno na Ukrainie, jak i w Rosji doprowadziły osoby znające i szanujące Polskę. My zaś możemy – nie popierając żadnej ze stron – być inicjatorem tamtejszej wewnętrznej debaty, na przykład ukraińskiego okrągłego stołu (pisałem ten tekst przed propozyją Janukowycza). Polscy pseudodyplomaci wolą jednak bezmyślnie gardłować za ukraińskimi nacjonalistami pod hasłami ratowania Ukrainy dla Zachodu i chrześcijaństwa. – Wy, Polacy, bez Niemców czy Francuzów możecie dać nam, Wschodowi, Zachód. Będąc w Europie, zróbcie sami nową unię ze swoimi sąsiadami Słowianami. Otwórzcie nam swoje granice. Zarobicie na tym miliardy, a my i nasze dzieci wam tego nie zapomnimy – przekonuje Jurij. I wypada chyba tylko żałować, że nie jest polskim premierem. JONASZ
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
GORĄCY TEMAT
Pod pretekstem dążenia do integracji z Unią Europejską na ulicach Kijowa toczy się zażarta walka o władzę. Oto chronologia i konteksty kluczowych wydarzeń u naszych sąsiadów: ~ 20 listopada (środa) – parlament nie poparł żadnego z sześciu projektów ustaw zezwalających na wypuszczenie z więzienia byłej premier Julii Tymoszenko, liderki Batkiwszczyny, głównej partii opozycyjnej dysponującej siłą 101 mandatów w 450-osobowej Radzie Najwyższej. Po porażce w głosowaniach druga co do znaczenia partia opozycyjna Udar (40 deputowanych), której twarzą jest znany bokser Aleksander Kliczko, zaapelowała do Parlamentu Europejskiego o wprowadzenie sankcji wobec kierownictwa kraju, zaś Arsenij Jaceniuk, który kieruje Batkiwszczyną pod nieobecność Tymoszenko, wezwał do zaplanowanej na niedzielę 24 listopada demonstracji pod hasłem „poparcia dla idei integracji europejskiej”. Do udziału w akcji zachęcał także Oleh Tiahnybok (na zdjęciu z J. Kaczyńskim), przywódca nacjonalistycznej Swobody (37 parlamentarzystów). „Banderowiec i faszysta, szef antypolskiej i antysemickiej partii, która depcze pamięć pomordowanych Polaków, Ormian i Żydów oraz domaga się m.in. oderwania 19 południowo-wschodnich powiatów od Polski” – tak charakteryzuje Tiahnyboka ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Natychmiastowy wyjazd Tymoszenko na „leczenie za granicę” był
podstawowym warunkiem Unii podczas negocjacji umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. Podpisanie tego dokumentu wraz z umową o utworzeniu strefy wolnego handlu miało nastąpić podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie (28–29 listopada). W optyce Moskwy stanowi ono „partnerstwo przeciwko Rosji”; ~ 21 listopada – Kijów wstrzymał przygotowania do podpisania umowy, tłumacząc tę decyzję interesami bezpieczeństwa narodowego i koniecznością odtworzenia pogarszających się relacji handlowych z Rosją oraz „uformowania odpowiedniego poziomu rynku wewnętrznego, który zapewniłby równoprawne stosunki między Ukrainą a członkami UE”. Opozycja oskarżyła prezydenta
Ukraina w ogniu
Wiktora Janukowycza o popełnienie zbrodni zdrady stanu, choć zdaniem wielu specjalistów byłby on politycznym samobójcą, gdyby przytulił się do Brukseli (bez żadnych
gwarancji konkretnej pomocy) za cenę zaostrzenia relacji z imperialnym sąsiadem. „Powiedziano nam, że Ukraina może liczyć na jeden miliard
euro. Jest to jałmużna dla żebraka w kruchcie” – w taki sposób skomentował ofertę unijną premier Mykoła Azarow; ~ 24 listopada – pod sztandarami Batkiwszczyny, Udaru i Swobody w Kijowie demonstrowało około 100 tys. osób. Grupa uczestników próbowała wedrzeć się do siedziby rządu; doszło do przepychanek z chroniącymi obiekt oddziałami specjalnymi milicji „Berkut”. Po demonstracji i kończącym ją wiecu, na Placu Europejskim opozycja rozstawiła kilkadziesiąt namiotów i ogłosiła bezterminową okupację. W nocy z niedzieli na poniedziałek nastąpiły kolejne drobne starcia, gdy milicja bezskutecznie próbowała zlikwidować miasteczko namiotowe. „Idźcie naprzód, nie poddawajcie się, dążcie do zwycięstwa! Jeśli 29 listopada Janukowycz nie podpisze umowy, zetrzyjcie go z powierzchni ziemi” – nawoływała Tymoszenko w okolicznościowym liście do protestujących;
~ 29–30 listopada – szczyt Partnerstwa Wschodniego zakończył się fiaskiem, bo z podpisania umowy stowarzyszeniowej zrezygnowała również Armenia. W nocy z piątku na sobotę „Berkut” siłą wyeksmitował z placu około 400 dyżurujących tam opozycjonistów. Użyto pałek, kilkadziesiąt osób odniosło obrażenia, wśród nich dwóch obywateli RP. Janukowycz zdecydowanie potępił akcję milicji. „Ci, którzy swoimi decyzjami i działaniami sprowokowali konflikt, zostaną ukarani” – podkreślił w odezwie do narodu. Polskie media obiegła dramatyczna fotografia zakrwawionego oblicza Jacka Z. (przedstawiano go jako „dyrektora jednego z polskich koncernów
3
na Ukrainie”) z raną głowy i rozbitym łukiem brwiowym. Zdjęcie zrobiono tuż po pacyfikacji obozowiska. Jacek Z. miał na szyi biało-czerwony szalik kibica, a przy pagonie kurtki znaczek rozpoznawczy ukraińskiej opozycji. Sześć godzin później nasz rodak (już bez szalika i niezbyt starannie ucharakteryzowany, bo zacieki imitujące „strużki krwi” wyglądały zupełnie inaczej niż na pierwotnym wizerunku) opowiadał wzruszonemu reporterowi TVN, że poturbowano go za niewinność, a znalazł się w okolicy absolutnie przypadkowo, „wracając do domu ze spotkania biznesowego”. Ambasada RP w Kijowie zareagowała oświadczeniem, że „brutalne pobicie Polaków będzie pogłębiać nieufność wobec intencji władz Ukrainy”, zaś MSZ w Warszawie wezwał ambasadora Ukrainy „na dywanik”. Dla ścisłości dodajmy, że Jacek Z. nie jest żadnym dyrektorem koncernu, lecz handlowcem spółki „Orlen Litwa”, a jego wpisy na Facebooku świadczą o „kibolskiej” mentalności autora i zaprawieniu w walkach ulicznych; ~ 1 grudnia (niedziela) – do Kijowa przybyła polska ekspedycja (m.in. drużyna PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele, eurodeputowani z PO Jacek Protasiewicz i Jerzy Buzek), żeby wziąć udział w kolejnej demonstracji. Głównym żądaniem manifestantów nie była już Unia, lecz… odsunięcie Janukowycza od władzy. Doszło do próby szturmu na siedzibę prezydenta. Gdy Kaczyński przemawiał, u jego boku stał „banderowiec i faszysta” Tiahnybok. Co było dalej, widzimy na obrazach, których polskim reporterom oddelegowanym do Kijowa nie udało się zatrzymać w kadrze bądź z jakichś powodów zostały ocenzurowane przez ich redakcje... ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Rzeź niewiniątek
Okolice tzw. Bożego Narodzenia to świetny czas na tematy zwią zane z rozrodczością. A od roz rodu do potępionych skrobanek już tylko jeden krok. W grudniowym „Egzorcyście”, branżowym katolickim piśmie świrów nad świrami, wysmarowano tekst o osławionym syndromie poaborcyjnym. Czyli o traumie po usuniętej ciąży. Kościółkowi „naukowcy” sobie tylko znanymi sposobami dokonują badań nad osławionym syndromem i wychodzi im, że 100 proc. kobiet (badający nie przewidują nawet 0,5-procentowego błędu statystycznego), które TO zrobiły, przeżywa załamanie nerwowe, które rzutuje na całe ich przyszłe życie. Teraz antyskrobankowi rycerze dysponują dodatkowym patentem, zwanym grzechem pokoleniowym. O co chodzi? O to, że – zdaniem kościelnych naukowców – wszystkie nasze grzechy (skrobankowe i nie tylko) wpływają na życie naszych potomków, które się urodziły. My sami też cierpimy, bo – dajmy na to – kilkanaście pokoleń wstecz jakaś nasza „pra, pra, pra…” nie tylko się wyskrobała, ale jeszcze jadła mięso w piątki. Ot, co! Szatan – zdaniem księży egzorcystów – jest zazdrosny o wszystkie dzieciątka, które mają się urodzić, bo… sam nie może żadnego spłodzić. Więc kombinuje
i namawia do złego. Największą ofiarą aborcji jest oczywiście embrion, który rzekomo doznaje niewypowiedzianego cierpienia moralnego i fizycznego. Według dzisiejszych badań płód przed 7 miesiącem ciąży (aborcji dokonuje się zazwyczaj przed upływem 4 miesiąca) ma wciąż nierozwinięte połączenia nerwowe i znajduje się w stanie „stałego braku przytomności, przypominającego sen lub narkozę”. Innymi słowy – nic nie czuje. Według „ojców egzorcystów” od pierwszego dnia posiada świadomość. Co pomoże nieszczęśnicy, która już „zamordowała”? Przede wszystkim publiczne przyznanie się do winy (występ w „Rozmowach w toku”?). Poza
Nelson Mandela uczynił widzialną większość spo łeczeństwa RPA, której wcześniej nikt nie brał poważnie, a nawet nie dostrzegał. Czy w Polsce też wydarzy się taki proces? Kiedy zmarł legendarny przywódca czarnej większości w Południowej Afryce, usłyszałem dowcip, że zestawienie Mandeli i Desmonda Tutu, tamtejszych laureatów Pokojowej Nagrody Nobla, z naszym jej laureatem, czyli Lechem Wałęsą, jest dowodem wyższości rasy czarnej nad rasą białą. To tylko żart oczywiście, a pojęcie „rasy” jest niegodne żadnej uwagi, ale trudno zaprzeczyć, że klasa, inteligencja, szerokość perspektyw i otwartość ducha obydwu afrykańskich noblistów wbijają w ziemię naszego nieszczęsnego eksprezydenta. I niemal całą polską klasę polityczną. Bo kiedy wspomniani Afrykańczycy burzyli mury, nasi politycy pracowali nad ustanowieniem segregacji, o której nikt w Polsce nie słyszał od 2 pokoleń. Najpierw podzielili kraj na „komuchów” i „solidaruchów”, a także rozdęli różnice majątkowe. A później społeczeństwo już samo rozpadło się na wygranych i przegranych, i to niezależnie od pierwszych politycznych podziałów. Teraz segregacja klasowa sprawia, że poszczególne grupy społeczne coraz mniej o sobie wiedzą i coraz bardziej się różnią, nawet fizycznie. Tak jak klientki lumpeksów różnią się od dam okupujących kluby fitness. Nie tylko ubiorem i tuszą, ale nawet wyglądem skóry i włosów. Klasa panująca niewiele wie o życiu klas niższych: słynne jest zdumienie przypisywane Marii Antoninie,
tym nic tak nie pomaga w uleczeniu aborcyjnych ran – zdaniem ekspertów – jak... nadanie imienia usuniętemu płodowi. Z „zabitym dzieckiem” trzeba jak najczęściej rozmawiać, opowiadać, zwierzać mu się i traktować jak bliską sercu istotę… Kolejnym istotnym krokiem jest zadbanie o dzieci, które szczęśliwie się urodziły. Należy wyjawić im bolesną prawdę: mają braciszka lub siostrzyczkę, których... kochani rodzice zabili! Nic dziwnego, że po takim wyznaniu żyjące pociechy zaczną sprawiać kłopoty wychowawcze, przed którymi księża lojalnie zawczasu ostrzegają. A trzeba jeszcze dodać, że dzieci urodzone przez matkę, która usunęła ciążę – nieważne czy przed ich narodzinami, czy po nich – odczuwają ponoć… trudny do wytłumaczenia niepokój. Te, które zostały poczęte po aborcji już jako płody w macicy… mają świadomość, że doszło tam do morderstwa! Ostatnim krokiem do uleczenia jawnogrzesznicy jest zaangażowanie w ruchy walczące z aborcją, zwolenników pro-life i udział w manifestacjach na rzecz obrony życia poczętego. Przyda się stałe uczestnictwo we mszach i częste klepanie zdrowasiek „za dziecko”. Dożywotnią traumę mamy pewną jak amen w pacierzu… JUSTYNA CIEŚLAK
która nie pojmowała, dlaczego lud nie je ciasteczek, skoro zabrakło mu chleba. W tym samym duchu nasze środowiska „trzymające władzę” na kryzys mieszkaniowy odpowiadają programem „Mieszkanie dla młodych”, który ma zadebiutować za ponad 2 tygodnie. Chodzi w nim o to, aby społeczeństwo z podatków (także płaconych przez ludzi najbiedniejszych – np. VAT) dofinansowało dzieciom ludzi zamożnych kredyty mieszkaniowe. No bo aby taki kredyt dostać, trzeba mieć pracę, i to nie tylko stałą, ale jeszcze dobrze płatną. A to jest prawdziwy luksus wśród młodzieży. W Polsce status i pensje coraz częściej dziedziczy się po rodzicach, czy to przez pracę w prywatnych firmach, czy posady załatwione przez rozmaite układy. Nawet miejsca pracy w biznesie wielkokorporacyjnym są często „załatwiane”. Kolega pracujący w potężnej korporacji ubezpieczeniowej odkrył po paru miesiącach, że grupy rodzinne liczą nawet po kilka osób w jednym oddziale (rodzeństwo, kuzyni, szwagrowie itp.), choć teoretycznie od dawna na każde stanowisko jest profesjonalny nabór. Ponoć strach się odezwać, bo nie wiadomo, kto jeszcze należy do danej rodzinnej sitwy. To już nie jest nawet marny kapitalizm, to już jest jakiś quasi-feudalizm, gdzie zawody, tytuły, honory i dochody dziedziczy się w rodzinach. Co to ma wspólnego z kapitalistycznym mitem wolnej konkurencji, wyboru najlepszych przez rynek i tym podobnymi dyrdymałami – oceńcie sami. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Ciastka zamiast chleba
Prow inc jałk i Mężczyźni odziani w „święty ” strój dopuszczają się rzeczy niegodnych: w Nowogardzie „Mikołaj” ze spożywczego wyniósł butelkę piwa, a z obuwniczego – buty. Z lombardu w Rydułtowach inny „Mikołaj” ukradł ponad pół miliona złotych, po tym jak sterroryzował pracownicę. Z kolei w Płotach „święty” sterroryzował atrapą pistoletu ekspedientkę, która oddała mu cały dzienny utarg. Czekamy na włamanie przez komin…
ŚWIĘTY JUŻ PRZYSZEDŁ!
Magister chemii z Bytomia zorganizował sobie na działce laboratorium specjalistyczne. Wyniki miał imponujące: przez kilka miesięcy wprowadził na rynek circa 7 kilogramów amfetaminy.
CHEMIA ROLNICZA
Nowotarskich lekarzy zaskoczył pacjent przywieziony na ostry dyżur. Nie dość, że miał we krwi 8 promili alkoholu (za dawkę śmiertelną przyjmuje się 4,5 promila), to jeszcze gorzałą popił garść środków uspokajających. I przeżył!
KOLEJNY REKORD
Do drzwi jednego z katowickich mieszkań zapukali policjanci w poszukiwaniu narkotyków. Młody gospodarz i jego kolega wzruszyli tylko rękami. Stróże prawa już, już mieli odejść, kiedy w progu stanęła matka gospodarza z metalową kasetką w dłoni i z radosnym okrzykiem na ustach: Coś wam wypadło przez okno! To „coś” to 60 gramów marihuany i 110 gramów amfetaminy.
MATCZYNA TROSKA
PRAGNIENIE SAKRAMENTU Niezwykłą determinację w ciułaniu pieniędzy
na chrzest dziecka wykazał 31-letni mieszkaniec Żor. W niespełna miesiąc okradł w tym celu (tak twierdzi) 26 samochodów. Łup – oprócz dokumentów i pieniędzy – to laptopy, elektronarzędzia, radioodtwarzacze, telefony komórkowe, nawigacje, maszyna do szycia, papierosy, aparat fotograficzny, kamera, dwa namioty, klucze do mieszkania, torba z lekami oraz dwie walizki z markowymi okularami. Wszystko łącznie wycenione na 100 tys. zł. 29-latek z Kłobucka postanowił rozmnożyć wypłatę. Udał się w tym celu do salonu gier, a kiedy mu nie poszło, wyjął zza pazuchy nóż do tapet i zawinszował sobie od właścicielki salonu, aby oddała mu pieniądze. Kobieta oddała wszystko, co akurat miała. Ale pechowego gracza wnet dopadła policja. Opracowała WZ
HAZARDZISTA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Ludzie, którzy są w dosyć marnej kondycji do uprawiania polskiej polityki, zasłaniają się krzyżem jako rodzajem oręża. Ten krzyż zastępuje im czasem rozum. (Andrzej Celiński, przewodniczący Partii Demokratycznej) W Kijowie Jarosław Kaczyński stanął w cieniu czerwono-czarnych flag UPA przy boku banderowca i faszysty Oleha Tiahnyboka, szefa antypolskiej i antysemickiej partii Swoboda, która depcze pamięć pomordowanych Polaków, Ormian i Żydów oraz domaga się m.in. oderwania 19 południowo-wschodnich powiatów od Polski. Czy którykolwiek polityk niemiecki czy francuski stanąłby przy boku gloryfikatora SS i Gestapo lub kogoś, kto domaga się rewizji granic państw należących do Unii Europejskiej i NATO? (ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski) Jest powiązanie skrajnej prawicy, faszystów z Kościołem, jako że deklarują się oni jako bojownicy Polski katolickiej. Dlatego państwo staje się wobec nich bezbronne. Paraliżuje je „tabu krzyża” i lęk przed gniewem Boga i ludu. W Polsce jeśli w jednej dłoni ma się krzyż, w drugiej można mieć pałkę i bezkarnie jej używać. Kto bowiem pobije niosącego krzyż, ten jakby samego Chrystusa bił. (prof. Jan Hartman, filozof) Cała Ukraina nie manifestuje. Ale z polskich mediów nie dowiemy się, niestety, o tym, co myślą inni, niemanifestujący Ukraińcy. (profesor Bronisław Łagowski, historyk idei) „Solidarność” nie obaliła PRL. Okrągły Stół był inicjatywą władz partyjnych, które nie chciały już dłużej sztucznie podtrzymywać systemu. (prof. Andrzej Walicki, historyk idei) Może „Fakty i Mity” mam czytać? Dziękuję, może zrezygnuję z tego zaszczytu. (poseł Stefan Niesiołowski, PO) Wybrali: AC, PPr, PP
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
NA KLĘCZKACH
OFE TO POCZĄTEK
LINCZ RADIOWY
Sejm przyjął projekt ustawy za kładający m.in. przeniesienie po łowy oszczędności emerytalnych z OFE do ZUS oraz możliwość wy boru beneficjenta składek. Przyszli emeryci będą mogli wybrać, czy od prowadzać część składek do OFE, czy wpłacać całość do ZUS. Do bra i ta wolność wyboru, ale kłopot polega też na tym, że tak czy siak w Polsce świadczenia emerytalne będą żałośnie małe. Dodatkowo 70 proc. ludzi, głównie młodych, pra cuje na nieoskładkowanych umo wach śmieciowych. MZB
W Polsce media publiczne dziwnie rozumieją swoją misję. Jej częścią stała się rytualna pro mocja klerykalizmu, a także, jak się okazuje, organizowanie napa ści na homoseksualnych Polaków. I tak niegdyś awangardowy Pro gram III Polskiego Radia zorga nizował audycję pt. „Czy w Pol sce mamy dyktaturę mniejszości seksualnych”. Wyszło na to, że mamy (sic!). Nie wiadomo tylko, kto dokładnie jest tym dyktato rem. Czy redaktorzy z Polskiego Radia wiedzą coś o Komorowskim i Tusku, o czym reszta Po laków – w tym ich żony – nie ma pojęcia? MaK
Qatar Investment Authority był za interesowany zainwestowaniem 381 mln dolarów w stocznie w Gdyni i w Szczecinie. Potem zniknął jak fatamorgana. Podobno każda histo ria zdarza się dwa razy: za pierw szym jako tragedia, a za drugim – farsa. MZB
ZŁOTA KACZKA
ZIELONO-CZARNI Zgodnie z przewidywaniami były minister sprawiedliwości, kon serwatywny outsider z Krakowa, założył nową partię – Polska Ra zem Jarosława Gowina. Teoretycz nie ma ona stanowić konkurencję dla PO oraz PiS. Na razie o nowym ugrupowaniu można powiedzieć tylko tyle, że ma nietypowe logo – zielone jabłuszko. Jednym kojarzy się z kosmetykami, innym – z fir mą komputerową. A nam inaugu racja PRJG jako żywo przypomi nała mszę świętą. Brakowało tylko kardynała Dziwisza jako głównego celebransa. MZB
KOŚCIÓŁ PO LUPĄ Marszałkini Wanda Nowicka oraz Fundacja Feminoteka doma gają się, by NIK oraz Ministerstwo Rozwoju i Infrastruktury sprawdzi ły, czy Kościół nie łamie unijnego prawa, realizując projekty współfi nansowane przez Unię Europejską, szczególnie że Kościół jest stałym beneficjentem środków z Euro pejskiego Funduszu Społecznego. Feminoteka ujawniła, że w latach 2010–2013 pozyskał zeń 61 mln 499 tys. 178 zł . Najwięcej dostał Kato licki Uniwersytet Lubelski – 14 mln 824 tys. 647 zł. Sęk w tym, że na mocy prawa projekty współfinan sowane z EFS powinny zawierać elementy promocji równości płci (gender mainstreaming). A zatem Kościół brał kasę „na gender”, a teraz gryzie karmiącą go rękę… MZB
ARABSKI KIERUNEK Prezydent Bronisław Komorowski poleciał do dalekiej Ara bii Saudyjskiej i innych państw arabskich, podobno tryskających petrodolarami. Państwo, którego obywatele (głównie kobiety) właści wie nie znają cywilizowanych praw człowieka, jest sojusznikiem Polski, a to poprzez wspólnego wielkiego Wuja Sama. Oczywiście życzymy sukcesów, ale Polacy już raz słyszeli o mitycznych inwestorach z krajów arabskich, a konkretnie – z Kataru. W 2011 r. dowiedzieliśmy się, że
Po Wałęsowych 100 mln dla każdego obywatela i PiS-owskich trzech milionach mieszkań poja wił się kolejny scenariusz cudu nad Wisłą. Otóż prezes Jarosław Kaczyński na specjalnie zwoła nej konferencji wyborczej zapo wiedział, że jeśli jego partia wygra wybory, to on załatwi na najpil niejsze inwestycje krajowe… bilion złotych! Skąd miałby wziąć tę kwotę – nie wiadomo. Ekono miści pukają się w czoło, a prezes mówi, że załatwienie takiej kasy jest w jego ocenie realne. Bilion złotych to około 26 tys. zł na gło wę dla każdego Polaka, 2/3 całego PKB Polski. To kwota pozwalająca na spłatę całego długu publiczne go, czyli rzecz kompletnie niere alna. Chyba że znacjonalizujemy Kościół papieski lub zrobimy wie eelki dodruk kasiory. ASz
NIEDOBRE, BO POLSKIE? Polska firma „Newag” z No wego Sącza, która z powodzeniem wystartowała kilka dni temu na warszawskiej giełdzie, podpisała z Włochami umowę sprzedaży wy produkowanego przez siebie ta boru kolejowego. Na razie cho dzi maksymalnie o 10 pociągów o łącznej wartości 168 mln zł, ale „Newag” zapowiada, że rozszerzy ofertę na inne kraje. To już druga tego typu firma w Polsce. Bydgo ska „Pesa” od kilku lat z powo dzeniem sprzedaje pociągi Niem com, Czechom, Litwinom czy nawet wspomnianym Włochom. Dlaczego polski rząd kupił na polskie tory włoskie Pendolino
za bajońską kwotę 2,6 miliarda złotych, zamiast dać zarobić ro dzimym firmom? Wiele wskazuje na to, że ktoś był u nas żywotnie zainteresowany (żywą gotówką pod stołem) właśnie takim zakupem. ASz
RADA RODZINNA Jerzy Wituszyński, szef za rządu PiS w Nowym Sączu i prze wodniczący miejscowej rady mia sta, zrezygnował z członkostwa w partii, ponieważ wyszło na jaw, że jego syn zdołał ubić intratny in teres dzięki ojcowskim kontaktom w radzie. Otóż władze miasta po stanowiły sprzedać działkę po by łym placu targowym pod budowę galerii handlowej, a główne prace geodezyjne – dzięki znajomościom tatusia – zlecono firmie syna Wi tuszyńskiego. Sam przewodniczą cy osobiście doglądał prac mier niczych na placu budowy. Według wstępnych informacji obaj zarobili na tym interesie ponad 200 tys. zł. ASz
UNIA NARODOWA Ruch Narodowy wystawi włas ne listy w wyborach do Parlamen tu Europejskiego. To skrajnie an tyunijne ugrupowanie zwietrzyło szansę zarobienia dobrych pie niędzy na stołkach europosłów. Narodowcy chcą, aby każdy z ich kandydatów zadeklarował na piś mie, że odda Ruchowi Narodowe mu 50 proc. unijnego wynagro dzenia. Listy mają się składać z działaczy Młodzieży Wszech polskiej, Obozu Narodowo-Ra dykalnego oraz UPR, byłej partii Janusza Korwin-Mikkego, która znana jest m.in. z palenia i depta nia flag… Unii Europejskiej. ASz
ROZLANE SZAMBO Michał i Jacek Karnowscy, którzy prowadzą prawicowy portal Wpolityce.pl, przez wiele lat bez czelnymi publikacjami pełnymi manipulacji siali wiatr, aż w koń cu zebrali huragan. Bracia napi sali o „prawdziwych przyczynach rezygnacji” 70-letniego schorowa nego Andrzeja Turskiego z pro wadzenia Panoramy. Stwierdzili, że zdecydował się on odejść nie ze względu na ciężką chorobę, czyli cukrzycę, ani na wieloletnią walkę z rakiem, tylko… kaca po andrzej kach! Tuż po tej publikacji znany prezenter przeszedł zawał serca i zapadł w śpiączkę. TVP zażąda ła sprostowania i zapowiada skiero wanie sprawy do sądu. Karnowscy uznali, że „znaleźli się w niezręcz nej sytuacji”. MZB
ATAKOWALI PRYWATNIE Na Uniwersytecie Ekono micznym (!) w Poznaniu odbył się prowokacyjny wykład ks. prof. Pawła Borkiewicza w ramach kościelnej akcji przeciwko „ideo logii gender”. Spotkanie zakłócił mężczyzna przebrany za kobietę i jego koledzy anarchiści. Rzuci ła się na nich policja, która uży ła paralizatorów, choć… nie ma takich urządzeń na wyposażeniu. Rzecznik policji oświadczył, że być może funkcjonariusze uży li broni, którą kupili sobie pry watnie na internetowej aukcji. Strach pomyśleć, co jeszcze mo gli sobie tam kupić i użyć w akcji. MaK
FIKCJA SPONSOROWANA Państwowy koncern KGHM Po l s k a M i e d ź s p o n s o r o w a ł w „Super Expressie” strony po święcone górnictwu i tzw. Bar bórce. Przy okazji zamieszczono na nich modły do świętej Barba ry, która najbardziej – jak wiado mo – słynie z tego, że… nigdy nie istniała, co przyznał sam Kościół w 1969 roku. Trudno się więc dzi wić, że nieistniejąca „patronka”
5
nie potrafi zapewnić bezpieczeń stwa górnikom. MaK
OFIARA ŚMIECI Polska jak rzadko który kraj jest zaśmiecona rozmaitymi rekla mami. Z tymi nielegalnymi spo śród nich postanowił rozprawić się poznański student Tomasz Genow. Zaczął je niszczyć. Spędził za to kilkanaście godzin w aresz cie i pod presją policji poddał się karze za rzekomą kradzież jednej z reklam. I tak „sprawiedliwość” zatriumfowała, a jak Polska ginęła w morzu tandety, tak ginie nadal. MaK
HOMO WIADOMO Odnośnie śmieci. W Rybni ku „nieznani sprawcy” obwiesili miejscowe przedszkola wulgarny mi plakatami: „Stop pedałowaniu” i „Stop homoterrorowi”. Plakaty pojawiły się wkrótce po tym, jak środowiska katolickie oskarżyły jedno z przedszkoli o „szerzenie ideologii gender”. Jak widać, ka tolicka tajna inkwizycja nie daruje nawet dzieciom. MaK
ORZEŁ BEZ KRZYŻA À propos zadymy z krzyżem sejmowym. 86 lat temu z pol skiego godła państwowego defi nitywnie usunięto krzyż. 13 grud nia 1927 roku rozporządzeniem prezydenta Ignacego Mościckiego wprowadzono nowe przepisy o godle państwowym. Rozpo rządzenie unieważniło oficjalnie obowiązujące od 1919 roku godło Rzeczypospolitej wzorowane na orle w koronie zwieńczonej krzy żem z czasów Stanisława Augusta, zastępując je wizerunkiem orła białego w koronie bez krzy ża, stylistycznie nawiązującym do heraldyki Piastów i Jagiellonów. Trochę strach o tym przypominać, bo jeszcze ktoś z PiS-u przeczyta i zechce nam orła ukrzyżować… AK
6
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
POLSKA PARAFIALNA
Spychologia poświęcona Jest w Sępólnie Krajeńskim parking parafialny, który pewnemu mieszkańcowi tego miasta do reszty uprzykrzył życie. Ta historia zaczęła się niemal 20 lat temu, kiedy to lokalny oddział banku, urząd gminy oraz ówczesny proboszcz parafii zawarli porozumienie (na czas nieokreślony) dotyczące budowy parkingu samochodowego. Na jego mocy dobrodziej łaskawie udostępnił parafialny grunt i wyraził zgodę na prowadzenie prac, bank zobowiązał się wybudować parking i pokryć koszty budowy, a urząd miasta i gminy w Sępólnie miał prowadzić prace konserwacyjne, utrzymywać czystość oraz porządek, no i oczywiście pokrywać koszty powyższego. Kilka lat po tym dealu ziemię oraz budynek sąsiadujący z parafialnym parkingiem najpierw wydzierżawił, a później zakupił od gminy obywatel Rzeczypospolitej, przedsiębiorca Marek Lewandowski. Gdy dokładnie przyjrzał się dokumentom, okazało się, że część jego własności (za którą gminie zapłacił i za którą regularnie
O
uiszcza podatki od gruntu) jest zaanektowana pod kościelny przybytek. – Chciałem, żeby gmina – jako jedna ze stron porozumienia – to ode mnie odkupiła. Przyszedł rzeczoznawca. Za 37 mkw. zaoferował niespełna 2 tys. zł – wyjaśnia Lewandowski, który nie zgodził się na propozycję, bo już wtedy koszty poniesione z nieużytkowania tego kawałka ziemi wyliczył na około 8 tys. zł. Marek Lewandowski miał dziadka powstańca, który nauczył go, że nie wolno się w życiu poddawać. Jako że z parkingu zlokalizowanego częściowo na jego ziemi korzystali mieszkańcy, napisał do gminy wezwanie do zapłaty za bezumowne korzystanie z gruntu (z ustawowymi odsetkami wyszło niespełna 20 tys. zł. Zaproponował, aby część należności proboszcz wpłacił na konto lokalnej Stacji Opieki Długoterminowej prowadzonej przez Caritas, a resztę
wydarzeniach w Kijowie i ich politycznych konsekwencjach rozmawiamy z dr. Adamem Bobrykiem, socjologiem, znawcą krajów postradzieckich. Ponieważ sytuacja na Ukrainie zmienia się z godziny na godzinę, wypada podkreślić, że pytania i odpowiedzi dotyczą stanu z 9 grudnia, po kolejnej niedzielnej demonstracji zorganizowanej przez partie opozycyjne Batkiwszczyna, Udar i Swoboda oraz odepchnięciu przez siły bezpieczeństwa grupy osób blokujących gmachy rządowe. – Jakie są realne scenariusze ciągu dalszego? – Obecnie nikt nie ma koncepcji. Ani opozycja, ani rząd. Zapowiedzi negocjacji stosowane są bardziej pod potrzeby zachodniej opinii publicznej niż jako faktyczna forma poszukiwania rozwiązań. W tym stanie rzeczy coraz większą rolę odgrywają emocje tłumu, a tłum jest absolutnie nieprzewidywalny. Opozycja zapowiada stopniowe blokowanie kolejnych instytucji miejskich i rządowych co będzie prowadziło do eskalacji konfliktu. Już teraz okupowana jest siedziba związków zawodowych i magistrat Kijowa. Z drugiej strony władza zapowiada, że jeśli manifestanci sami nie ustąpią, będzie użyta siła w celu odblokowania instytucji publicznych. To nie jest dobry prognostyk. Przy najdrobniejszym błędzie z którejkolwiek strony może dojść do rozlewu krwi. – Kto zawinił? – Stan wysokiego napięcia jest efektem rozbicia przez „Berkut” miasteczka namiotowego na Majdanie w nocy z 29 na 30 listopada. To wyrwało zawleczkę z granatu. Prawdopodobnie wcześniejsze manifestacje z czasem straciłyby
na konto jego, czyli Marka Lewandowskiego). Dostał w odpowiedzi oświadczenie, że gmina się nie poczuwa, gdyż parking stanowi własność parafii. Lewandowski, uznając, że urzędnicy – zanim sprzedali mu teren – powinni go wcześniej rzetelnie wymierzyć, wystąpił do sądu z pozwem o ochronę własności poprzez nakazanie przywrócenia stanu zgodnego z prawem. Innymi słowy – chciał, aby sąd zobowiązał urzędników do zweryfikowania map leżących w gminnych szafach z tym, co faktycznie znajduje się w terenie. No a poza tym – żeby uczynili jemu, a więc Markowi Lewandowskiemu, zadość z uwagi na to, że przez lata płacił podatki za coś, czego de facto nie miał. W sądzie poległ. No to napisał do proboszcza. Wytłumaczył mu, że ziemia jest jego, a żadnej umowy użyczenia nigdy między nimi nie było. Poprosił o zwrot pieniędzy za bezumowne korzystanie z gruntu za ostatnie 10 lat. Przedsiębiorca chciał też, aby proboszcz zabrał swój parking z jego ziemi.
Grunt udało się odzyskać, ale pieniędzy Lewandowski nie zobaczył do dziś
Duchowny się z obywatelem nie pieścił. Do napisania odpowiedzi zaangażował kancelarię, a ta wyjaśniła, że proboszcz do korzystania z nie swojej nieruchomości się nie poczuwa, bo po pierwsze – nie on parking budował, tylko zezwolił, aby mu pobudowano, a po drugie – nie on z niego korzysta, tylko mieszkańcy. Pieniędzy więc przedsiębiorcy nie wypłaci. O dziwo, zdecydował się jednak na przesunięcie granicy parkingu, zgodnie z życzeniem przedsiębiorcy. Po usunięciu nawierzchni pobudował murek oddzielający jego własność od ziemi Lewandowskiego. Ktoś doniósł, że proboszcz zrobił to nielegalnie. Przyjechała inspekcja, która stwierdziła, że tak jest w istocie. Pan prokurator od ukarania księdza proboszcza odstąpił warunkowo na okres
Nasi pod Banderą na sile, a nawet zanikły. Natomiast po tej wyjątkowo brutalnej interwencji okazało się, że rząd nie ma żadnego pomysłu co dalej. Po kilkunastu godzinach milicja wycofała się z Majdanu, pozostawiając tylko barierki, więc sytuacja szybko wróciła do stanu poprzedniego. Nie zrobiono żadnego kolejnego ruchu, a ta nieprzemyślana pacyfikacja nadała wydarzeniom nowej energii. Ponieważ do Kijowa zjeżdżają już teraz ludzie z całej Ukrainy, a zwłaszcza z zachodniej, u opozycji wzrasta poczucie siły. Będzie usztywniała stanowisko i dążyła do usunięcia zarówno rządu Mykoły Azarowa, jak również prezydenta Wiktora Janukowycza. – Była premier Julia Tymoszenko nawołuje z więzienia, żeby go „zetrzeć z powierzchni ziemi”... – Wbrew kreowanym przez polskie media opiniom, ta jak się przedstawia proeuropejska opozycja wcale nie wyciąga ręki, by uzyskać kompromis, tylko dąży do zwycięstwa nad swymi przeciwnikami. Nie dostrzega się faktu, że kwestia umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, pomimo nagłośnienia, nie jest podstawowym celem manifestacji, lecz nośnym środkiem do walki z ekipą rządzącą. Twierdzenie, że gdyby Janukowycz podpisał w Wilnie umowę, to Ukraina byłaby w Unii, jest też mitem. Podobną umowę zawarła chociażby Turcja już kilkadziesiąt lat temu i do dzisiaj nie jest członkiem UE. Ukraińcy wciąż musieliby ubiegać się o wizy wjazdowe do Europy, natomiast ich
kraj musiałby usunąć szereg ograniczeń w handlu międzynarodowym. W konsekwencji mało konkurencyjny rynek zostałby zalany towarami wytworzonymi w UE. My byśmy na tym oczywiście skorzystali, ale oni ponieśli koszty. Poza tym dość marginalnie zauważa się, iż Janukowycz nie stwierdził, iż jest przeciwny akcesji, tylko chce dla Ukrainy wynegocjować korzystniejsze warunki. Jeśli zaś chodzi o kwestie polityczne, to doprawdy bardzo trudno wyobrazić sobie jako proeuropejskie środowisko banderowców czy partii Swoboda, która często dominuje i nadaje ton manifestacjom. – Skąd bierze się jej siła? – Z nacjonalizmu, wzmacnianego poczuciem krzywd historycznych i aktualnymi trudnościami natury ekonomicznej. Frustracja prowadzi do skrajności. W zachodniej części Ukrainy bohaterami nie są żołnierze koalicji antyhitlerowskiej, lecz wspierający Niemców weterani SS Hałyczyna i UPA, formacji która jednoznacznie negatywnie zapisała się w historii Polski. Duża liczba dobrze zorganizowanych i zdeterminowanych sympatyków Swobody na ulicach jest o tyle niebezpieczna, że w pewnym momencie może okazać się, że nikt ich zachowań nie opanuje. Nawiasem mówiąc bardzo dziwię się polskim politykom, którym nie przeszkadza występowanie na tle flag banderowców. U boku przywódcy partii, która wielokrotnie podkreślała, że powinniśmy przeprosić Ukrainę za wiele
roku próby. Podczas zeszłorocznej pasterki, na którą zeszło pół miasta, ksiądz dał z ambony do zrozumienia, że wszystko to „zasługa” Lewandowskiego. Ten do dziś nie doprosił się zwrotu swoich pieniędzy. – Nie wiem, co ja mam w tym kraju zrobić, do jakiego sądu się zwrócić. To jest parking przy kościele, to jak parafia mogła z niego nie korzystać?! Jeżeli ktoś używa cudzej rzeczy, powinien za to zapłacić. Ksiądz mówi, że to nie on, tylko parafianie. Burmistrz mówi, że to nie on, tylko mieszkańcy. Kupiliśmy od gminy niepełnowartościowy towar. Do kogo w tym cywilizowanym kraju pójść? A jeszcze na pasterce ksiądz wyklina mnie z ambony – mówi zrezygnowany przedsiębiorca. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
wydarzeń historycznych, a wspominanie o rzezi około 200 tys. Polaków na Wołyniu osoby związane z tym ugrupowaniem uważały za antyukraińską histerię. Swoboda i banderowcy zbijają teraz ogromny kapitał polityczny. To oni są głównymi beneficjentami obecnych wydarzeń. Czy jeśli dojdą do władzy, choćby w układzie koalicyjnym, to nagle im się odmieni? Wtedy porzucą nacjonalizm i zaczną poszukiwać inspiracji we wzorcach zachodniej demokracji? – A niby gdzie ci nasi politycy mają się wykazać? Na Białorusi nie wyszło, więc pozostała tylko Ukraina. – To jest duży błąd. Żaden kraj nie angażuje się tam tak jednostronnie jak Polska. My nie powinniśmy w żaden sposób ingerować w sprawy wewnętrzne Ukrainy, bo jest to odbierane często jako pewna forma ekspansji. To szczególnie wrażliwa kwestia – zwłaszcza na obszarach, które wchodziły dawniej w skład państwa polskiego. Powinniśmy wspierać dane państwo i społeczeństwo bez żadnych preferencji partyjnych, a wdajemy się w wewnętrzne konflikty. Nasi politycy wyraźnie opowiadają się po jednej stronie, a fiasko pomarańczowej rewolucji najwyraźniej niczego ich nie nauczyło. Medialna otoczka towarzysząca wystąpieniom chociażby Jarosława Kaczyńskiego wzmocniła przekonanie tłumu, że to, co robi opozycja, jest słuszne. Nie zajmujemy pozycji arbitra, lecz chcemy rozdawać karty. Jeśli nasi politycy chcą odegrać znaczącą rolę, to powinni występować jako mediatorzy. W interesie Polski nie jest rewolucja na Ukrainie, tylko ewolucja tego kraju. Gdy od iskry wybuchnie niewyobrażalny w skutkach pożar, jako kraj graniczny z pewnością odczujemy jego konsekwencje. TS
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
KOŚCIÓŁ RZYMSKO-PEDOFILSKI
śliczne, bo zagraniczne. Myślę o sobie, że byłam małą k... wką, która dawała się macać w zamian za święte obrazki. ~ Zofia: Jestem matką. Gdy mój syn miał lat 16, chodził na nauki przygotowujące do bierzmowania, w czasie których zaproponowano mu służbę ministranpewnej nocy ksiądz BeneDla Dariusza ksiądz Benedykt był jak ojciec ta. Następnie został skierowany dykt. Zaczął pytać, jak na kurs lektorski, który zaliczył, u mnie z chłopięcymi sprai wiernie, systematycznie wykowami, czy wszystko w ponywał polecenia „wodzów”. rządku, czy skórka schoW trzeciej klasie liceum otrzymadzi z napletka, czy się małam ostrzeżenie, że jest zagrożosturbuję. – Raczej tak ny. Chłopiec od początku nauki – przyznałem. Dla mnie to w szkolnej był zdolny i nie dobył problem, bo to przestawał nigdy złych ocen, miał nacież grzech. A on z taką wet świadectwa z paskiem i zatroską mówił: nie martw chowanie bardzo dobre. Syn nie się, to taka słabość, mężumiał bądź nie chciał mi tłumaczyźni muszą sobie z tym czyć, co jest przyczyną. Zadzworadzić. Trochę jak ojciec. niłam do księdza, opiekuna miZ tatą nigdy na ten tenistrantów, i poprosiłam o spomat nie rozmawiałem. Potkanie, ale odmówił. Syn stał się myślałem, że jak ksiądz zamknięty w kontaktach z dopyta, to widocznie się mownikami, a momentami dawał troszczy. Przychodził tak mi do zrozumienia, że jest bunjeszcze raz czy dwa. Pewtowany przez księdza, aby nie słunego wieczora skończyła chał matki. Byłam wyśmiewana. się troska. Zaczął mnie Nasze kontakty stały się złe. dotykać... Był w samym Po maturze, gdy miał 19 lat, nie szlafroku, onanizował się. pytał o radę i opuścił swój dom, móInne „oczyszczające” listy Byłem w kompletnym szoku. Miawiąc, że wybrał studia zaoczne w Podo fundacji: łem wtedy 15 lat. Tak to wyglądaznaniu i sam dalej będzie prowadził ~ Jest mi trudno mówić o tym, ło za pierwszym razem. Drugi raz życie. Jesteśmy z Warszawy, z Tarco się zdarzyło. Wiem, że nie powinzdarzył się jeszcze w tym gościnnym chomina. Obecnie syn ma lat 30. nam, ale cały czas winię siebie za to, pokoju na plebanii. Ja leżałem bez Mówi, że nie lubi Warszawy, a odco się zdarzyło, mimo że miałam wteruchu. On mnie dotykał i sobie rowiedziny w domu, u mnie, matki, są dy kilka lat i trwało to kilka lat. Tebił coś... leżałem, tyłem do niego. On szczątkowe. Ja od 10 lat analizuję raz przestępstwo się przedawniło, to wszystko tam... po prostu robił. wydarzenia i obecne jestem przekosprawca pewnie już nie żyje. WiękKim dla mnie był? Wzorem? No tak. nana, że syn wpadł w objęciach księszość uważa, że pedofilia księży doPrzyjacielem? Nawet więcej. Ja go dza pedofila. tyczy kontaktów homoseksualnych. traktowałem jak drugiego ojca! MoOKSANA HAŁATYN-BURDA Ja byłam „aniołkiem”, a na zakońże uwierzyłem, że to taka słabość.
[email protected] czenie dostawałam święte obrazki, Bo on tak mówił: jeżeli byś miał jakieś wyrzuty sumienia, to przyjdź REKLAMA do mnie do spowiedzi, ja cię wyspowiadam, dam ci rozgrzeszenie; to będzie nasza tajemnica. Nie protestowałem. Chyba bałem się, że jeżeli to zrobię, nie będę mógł zostać księdzem, przychodzić na plebanię. A to był mój świat, w nim wyrosłem. Ja nawet nie znałem wtedy takiego słowa: molestowanie. Nie żałuję, że nie zostałem księdzem. Półtora roku temu wypisałem się z Kościoła. Co dziś o nim dziś myślę? Nie myślę. Nic nie czuję. Ani żalu, ani złości, po prostu pustka. Ksiądz Benedykt nie żyje. ~ Rok 1987. W wieku 12–15 lat byłem molestowany przez proboszcza parafii pw. Matki Bożej Ostrobramskiej w W., ks. Remigiusza Z. Byłem tam wtedy na swoje nieszczęście ministrantem. Może trochę późno to z siebie wyrzucam, ale zmusiły mnie do tego wypowiedzi wielu funkcjonariuszy Krk; takiego sk…a i prymitywizmu nie można puścić płazem. Niech teraz ta organizacja przestępcza, jaką jest Krk, rozliczy się z czynów swoich zdegenerowanych funkcjonariuszy, a przede wszystkim niech odpowie za ukrywanie tych potworności. Mam obecnie 38 lat. Ksiądz, który mnie molestował, już dawno nie żyje, sprawa się już przedawniła.
Dobro ofiar Serwisy informacyjne obiegła wiadomość, że skończyła się druga tura obrad rady ośmiu kardynałów, powołanej przez papieża Franciszka do reformowania kurii rzymskiej. Kardynałowie, którzy debatowali nad problemem pedofilii w Kościele, zamierzają powołać specjalną komisję. Jej zadaniem będzie nadzorowanie wprowadzania wytycznych w sprawie pedofilii w diecezjach, analizowanie psychicznych cech kandydatów do kapłaństwa oraz kształtowanie najlepszych praktyk walki z pedofilią… ~ ~ ~ Do Fundacji „Nie lękajcie się” zadzwonił mężczyzna z miejscowości K. Opowiedział wstrząsającą historię molestowania przez księdza
o seminarium. No i zaczyna badać. Słyszę jego oddech, czuję go gdzieś w okolicach pośladków... Wyskakuję z łóżka, wołam Tadeusza. Rano msza, po 100 zł do ręki: „Chłopaki, to była taka próba!”. Nie o nas chodzi. Było minęło, może nie minęło. Chodzi o to, ile ofiar zostawił ks. Karol P. przez swoje 25 lat „duszpasterzowania” w Skoczowie. 20, 50, 100? Odszedł, niektórzy mówią, że w opinii świętości… ~ Rok 1980. Dariusz Badowski: Ksiądz Stanisław pod pretekstem obejrzenia jasełek w wykonaniu kleryków zwabił mnie do siebie (pełnił funkcję dyrektora administracyjnego Wyższego Seminarium Duchownego). Przyjechałem do Gościkowa autobusem. Ze
Kościół od lat debatuje o problemie pedofilii. Niewiele z tego wynika, a tysiące ludzi na całym świecie muszą żyć z piętnem molestowania. w dzieciństwie. Umówili się na spotkanie, tzw. weryfikacyjne. Takich spotkań i relacji są dziesiątki i ciągle ich przybywa… ~ ~ ~ Rzymscy kurialiści kategorycznie odmówili przedstawicielom ONZ udostępnienia informacji o prowadzonych w Kościele śledztwach w sprawie pedofilii (patrz też str. 17). Tłumaczyli swą decyzję dobrem… ofiar: „Wewnętrzne postępowania dyscyplinarne nie są otwarte dla publiczności przede wszystkim po to, by chronić świadków, oskarżonych oraz jedność Kościoła”. ~ ~ ~ Ofiary mówią wprost, że ich zdaniem działania Watykanu to jedynie nakładanie bielma na oczy. Do Fundacji „Nie lękajcie się” założonej przez dorosłe ofiary księży pedofilów w Polsce niemal w każdym tygodniu zgłaszają się kolejni pokrzywdzeni. Kiedyś byli bezbronnymi dziećmi, dziś są zdeterminowanymi dorosłymi. Chcą mówić, działać, a przede wszystkim – obnażyć prawdę. Prawdę o tym, że pedofilia w polskim Kościele to patologia, która nie narodziła się dzisiaj i na którą hierarchia od lat patrzy przez palce. Oto niektóre tylko relacje: ~ Rok 1978. Janusz Wysocki: Jedziemy z Tadkiem K. do księdza kanonika Karola P. do Skoczowa. Jest późno, wiadomo, że pozostaniemy na noc. Mamy swój pokój, ale przed zaśnięciem ksiądz woła na rozmowę do swojego pokoju. Staję w progu, mam 16 lat, ksiądz leży w łóżku: „Co tak będziesz stał, zimno, połóż się”. Kładę się bez wahania. Ksiądz mówi, że będzie badał moją odporność na podniecenie, bo przecież myślę
względu na późną porę nie miałem już autobusu powrotnego do domu i byłem zmuszony przenocować na terenie seminarium. Ksiądz zaprowadził mnie do swojego mieszkania (…), poczęstował mnie jakimś napojem, po którym poczułem się bezwładny i mocno oszołomiony. Wówczas zaprowadził mnie do łazienki, rozebrał do naga i wykąpał w wannie. Po kąpieli ułożył mnie w przygotowanym łóżku, po czym sam gdzieś poszedł. Gdy wrócił, był już rozebrany do naga i położył się obok mnie. Następnie dotykał i całował mnie w miejsca intymne, po czym masturbował mnie, a potem siebie (…). Gdy zaspokoił swoje potrzeby, wstał z łóżka, obtarł się ręcznikiem i wyszedł do drugiego pokoju. Tej nocy nie mogłem zmrużyć oka. Czułem się zeszmacony, sponiewierany, splugawiony, poniżony. Modliłem się przez cały czas, a właściwie to był krzyk do Boga z prośbą, żeby ta noc wreszcie się skończyła, żeby stąd wyjechać. Tego uczucia zhańbienia nie da się wyrazić ludzkimi słowami i nikt oprócz osób, które to samo przeżyły, nie jest w stanie zrozumieć, co to za uczucie. Miałem wtedy 13 lat, uczęszczałem do siódmej klasy. W nauce pogorszyłem się, nie umiałem się na niczym skoncentrować. Nieustannie miałem przed oczami sceny z tej nocy. ~ Rok 1982. Dariusz: Ja też chciałem być księdzem. Wyjechałem do technikum. To była przygoda, większe miasto. Problem był tylko w internacie – wiadomo, tępienie „kotów”. Dlatego kiedy tylko mogłem, zostawałem na plebanii. Spałem przy salonie, w pokoju gościnnym. Tam właśnie przyszedł
7
8
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Szkoły wiary Dla uczniów niekatolików szkoła publiczna coraz częściej staje się klerykalną pułapką. Na szczęście przeciw kościelnemu dyktatowi coraz częściej protestują ich rodzice. ~ Rodzice uczniów ze Szkoły Podstawowej nr 52 w Lublinie zostali przez Radę Rodziców swojej placówki poinformowani, że pieniądze ze składek, które zbierają, zasiliły uroczystości organizowane z okazji 20-lecia sąsiadującej ze szkołą parafii. Katolicy praktykujący jeszcze jakoś ten oburzający fakt przełknęli, nie mogą go natomiast strawić rodzice uczęszczających do placówki świadków Jehowy czy prawosławnych. Dyrektor szkoły Halina Pawłowicz tym oburzeniem jest zdumiona, bo – jak wytłumaczyła lokalnym dziennikarzom – za 530 zł „rada ufundowała wiązankę kwiatów i biały ornat, który jest wykorzystywany do mszy. To był upominek, bardzo skromny. Ktoś nas zaprasza i w związku z tym chyba powinniśmy w jakiś sposób podziękować za to zaproszenie. I to był taki drobny i niedrogi dar serca”. ~ Dzieci z białostockiej podstawówki numer 14 zbierały z kolei pieniądze na… odmalowanie kościoła. Swój prezent przekazały proboszczowi podczas mszy z okazji jubileuszu szkoły. Dyrekcja nie widzi niestosowności w przeprowadzonej
R
akcji: „Składka nie jest obowiązkowa. A środki nie idą na cele szkoły – bo nie ma takiej potrzeby. Idea jest taka, że zrzuca się, kto może, po symbolicznej złotóweczce. Pieniądze zbierane są na lekcjach religii. I jest to zbiórka jak każda inna”. ~ Uczniowie Zespołu Szkół w Drygałach (gmina Biała Piska, woj. warmińskomazurskie) oddali w katolickiej świątyni hołd wędrującej po okolicy kopii jasnogórskiej Madonny. Odbyło się hołdowanie w czasie pierwszej godziny lekcyjnej. – Gremialny wymarsz do kościoła z pocztem sztandarowym na czele nastąpił jeszcze przed godziną ósmą. Uczęszczającymi do szkoły innowiercami (wierni Kościoła ewangelicko-augsburskiego czy Badacze Pisma Świętego) ciało pedagogiczne się nie przejęło – mówi jeden ze zniesmaczonych rodziców.
ada rodziców (RR) to organ wspomagający szkołę. W propagandowych materiałach Ministerstwa Edukacji bardzo nobilitowany. I na tym się kończy jego zaszczytna pozycja. Rada rodziców ma swój budżet, którym – zgodnie z obowiązującą ustawą – zarządza. Pieniądze ze składek zazwyczaj przeznaczane są na zakup pomocy dydaktycznych, sprzętu audiowizualnego i sponsorowanie różnych szkolnych wydarzeń. Okazuje się jednak, że w polskich szkołach nader często fundusze z RR są traktowane jako ratunkowy budżet szkoły. Rodzice nie tylko zmuszani są zmyślnym szantażem do wpłacana składek, ale także pozbawia się ich możliwości wpływania na wydatki. Monitorowaniem i zapobieganiem patologiom na tym gruncie zajmuje się na co dzień Stowarzyszenie „Rodzice w Edukacji” (korespondencję na temat nieprawidłowości można kierować na adres:
[email protected]). A z czym borykają się rodzice zaangażowani w życie szkoły (z korespondencji nadesłanej do „FiM” wynika, że opisana poniżej sytuacja, która ma miejsce w łódzkiej podstawówce, nie jest jednostkowa)? Według komisji rewizyjnej RR dyrektorka ich szkoły
~ Z kolei dyrekcja publicznego Gimnazjum nr 4 w Tarnowie wysłała do rodziców swoich uczniów zaproszenie: „Szanowni Rodzice. Zapraszamy na uroczystość pt. Korowód Świętych, która odbędzie się na hali sportowej. Projekt jest bardzo wartościowy i ma na celu ukazanie młodzieży pozytywnych wzorów i ponadczasowych wartości. Każda klasa zaprezentuje postać Świętego,
którego wylosowała, i który będzie patronem klasy do końca pobytu w szkole. Dodam, iż zaszczyci nas swoją obecnością ksiądz biskup Andrzej Jeż”. Pokłon przed Jeżem dzieciaki złożyły (por. zdjęcia), ale nie wszystkich ów fakt napawa dumą. – Uważam zabieranie lekcji na tego typu uroczystości, a wcześniej wielogodzinne próby za grube nieporozumienie. Coś takiego mogą sobie klasy realizować z księżmi podczas 3 dni wolnego z okazji rekolekcji, skoro takie wolne jest, ale nie kosztem lekcji, których siatka i tak została już sporo okrojona – mówi „FiM” jeden z rodziców.
Rodzice na aucie (na temat środków z RR rozmawiać z „FiM” nie chciała) pieniądze rady (ok. 17–20 tys. zł rocznie) wydawała na bieżące potrzeby szkoły (środki czystości, artykuły hydrauliczne czy wykładziny). Najbardziej mają jej za złe, że robiła to wedle swojego uznania, nie konsultując wydatków z rodzicami. Powiedzieli basta, kiedy wyszło na jaw, że nie ma rzetelnej dokumentacji ani informacji o bieżącym stanie finansów (por. „FiM” 27/2013). – Mamy podejrzenia, że do tej pory wszystkie zakupy były realizowane z naszych pieniędzy, a nie z tych przekazywanych szkole przez wydział edukacji. Pani dyrektor była przez to świetną menedżerką, dostawała premie, była wyróżniania – mówią rodzice. Kiedy jednak rodzice zaczęli walczyć o przestrzeganie obowiązującego prawa, okazało się, że nie mają w tej kwestii wielu sojuszników. I tak: – Rodzice są dysponentami środków zgromadzonych na koncie Rady Rodziców – wyjaśniła „FiM” Elżbieta Andrzejewska z łódzkiego kuratorium oświaty, ale
dodała, że ten organ w kwestii finansów może niewiele. Urząd kontroli skarbowej uznał, że sprawa pozostaje poza zakresem jego działania. Regionalna Izba Obrachunkowa odpowiedziała, że pieniądze z konta RR nie mogą zostać uznane za publiczne i jako takie nie podlegają kontroli tego organu. W obliczu tej patowej sytuacji zwróciliśmy się do Ministerstwa Edukacji Narodowej z prośbą o komentarz. „W przypadku braku porozumienia dyrektora i rady rodziców na poziomie szkoły, kompetencje do rozpatrzenia wszelkich zarzutów ma prezydent miasta, a w przypadku uchylenia się jego od tego obowiązku – rada miasta. Szkoła jest bowiem jednostką organizacyjną samorządu terytorialnego, który jest jej organem prowadzącym” – pouczył resort, nie podejmując jednakże żadnych konkretnych działań w tej sprawie. Tymczasem w szkole odbyło się spotkanie z przedstawicielami wydziału edukacji Urzędu Miasta. Przyjechała też pani wizytator z kuratorium oświaty. Wśród zaleceń
~ Biskup Jan Zając odwiedził uczniów Zespołu Szkół Techniczno-Informatycznych w Mszanie Dolnej. Na zakończenie krótkiego spotkania odmówił modlitwę, a następnie udzielił wszystkim błogosławieństwa. Uczniów w Przygodziczkach odwiedził sam kaliski biskup senior Stanisław Napierała. Uczniowie odśpiewali hierarsze hymn „Oto jest dzień, który dał nam Pan” i popatrzyli, jak dyrekcja – jak to ładnie opisano na stronie szkoły – „wyraża wdzięczność za współpracę z Księdzem Proboszczem”. Jak się już napatrzyli i zakodowali, skąd wieje wiatr, przedstawili scenę z życia Pana Jezusa, odmówili modlitwę i wręczyli biskupowi podarek. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
pokontrolnych znalazł się punkt, który mówi o współdziałaniu dyrektora szkoły z RR w zakresie jasności wydatków z konta rady oraz umożliwieniu przeprowadzenia kontroli jej finansów od roku szkolnego 2010/2011. Dyrekcja jednak uparcie nie pozwala rodzicom zajrzeć do rachunków. A oni mają zasadne przypuszczenia, że ich pieniądze także wcześniej, a więc zanim wpadli na trop nieprawidłowości, wydawała na ścierki i płyn do WC. Chcą więc zajrzeć do papierów. Szukając rozwiązania, w imieniu rodziców zwróciliśmy się zatem do organu prowadzącego placówkę. – Dyrektor szkoły może dysponować funduszami rady, jeśli ma stosowne upoważnienie do podejmowania środków finansowych z konta bankowego RR. Komisja rewizyjna RR powinna mieć wgląd w dokumentację finansową funduszy zgromadzonych przez radę rodziców – tak twierdzi Grzegorz Gawlik, główny specjalista wydziału edukacji UM Łodzi. Aby teoria zgadzała się z praktyką, ma zadbać kontrola, która – zapewnia nas urzędnik – zostanie w najbliższym czasie przeprowadzona w placówce. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Długów i igrzysk! Czy Kraków, miasto wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, które co roku odwiedza kilka milionów turystów, może zbankrutować? Kościół Dziwiszowy i Platforma Obywatelska usilnie o to zabiegają. Niedawno katolicki świat obiegła wspaniała wiadomość, że oto znalazł się kolejny frajer do organizowania Światowych Dni Młodzieży z udziałem papieża Franciszka. Kraków bowiem będzie w 2016 roku gospodarzem ŚDM, a biorąc pod uwagę „sukcesy” finansowe tej imprezy w innych miastach (Toronto i Paryż odpowiednio: 30 i 25 mln dol. długów, a ostatni organizator – Rio de Janeiro – wciąż liczy straty), ponad wszelką wątpliwość możemy się spodziewać, że i my utopimy na tym wydarzeniu dziesiątki milionów. Znając katolicką naturę i hojność polskich decydentów, poniesione przez nas straty zapewne będą w historii ŚDM rekordowe. Niestety, ten oczywisty zamach na krakowski budżet nie wpływa na niczyje sumienie, bo oto decydenci wpadli na kolejny „genialny” pomysł zrobienia z Krakowa i Zakopanego organizatorów Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku.
B
Różnica między tymi dwiema imprezami jest taka, że straty, jakie przynoszą katolickie spędy młodzieży, są przy olimpiadzie ledwie drobną jałmużną. Wprawdzie MKOL jeszcze nie zdecydował, komu powierzy dzierżenie olimpijskiego znicza, ale wiemy już, że nasze szanse na to są, niestety, bardzo wysokie, o czym przekonuje posłanka PO i była polska snowboardzista Jagna Marczułajtis-Walczak: „W tej części Europy nie było dotychczas igrzysk olimpijskich. Dlatego uważam, że Polska ma wielką szansę. Nowy prezydent MKOL-u zapowiedział, że chciałby otwarcia igrzysk w nowych miejscach. Szans można upatrywać także w konkurentach. Do walki zgłosił się tylko jeden poważny kandydat z Azji – Pekin. Po raz pierwszy startuje także Kazachstan, jednak nigdy do tej pory nie zdarzyło się, aby debiutant organizował tak dużą imprezę. Reszta to miasta europejskie i według
ojówka posłów i senatorów PiS dokonała wrogiego przejęcia zespołu parlamentarnego do oceny skutków działalności Komisji Weryfikacyjnej byłych żołnierzy/pracowników Wojskowych Służb Informacyjnych, zawiązanego przez Twój Ruch. W Sejmie istnieją 134 zespoły różnorodnych zainteresowań, przy czym zdecydowana ich większość zajmuje się problematyką politycznie neutralną. Żeby stworzyć taki organizm, potrzeba minimum dwóch chętnych, którzy pragną razem czymś się zajmować, zredagują wewnętrzny regulamin i prześlą go do wiadomości marszałka. Później mogą do nich dołączyć inni, a spotkania odbywają się zazwyczaj w atmosferze nieskażonej podziałami. Kilka zespołów ma bardzo wyraźne zabarwienie ideowe, ale stanowiło dotychczas niepisaną regułę, że parlamentarzyści nie wchodzą sobie w paradę i dla wzajemnej higieny psychicznej lewica nie pojawiała się na PiS-owskich naradach o przeciwdziałaniu ateizacji, zaś prawica omijała szerokim łukiem poczęty przez Romana Kotlińskiego i TR zespół świeckiego państwa. W akcji przeprowadzonej 4 grudnia przez ludzi Jarosława Kaczyńskiego nie chodziło jednak o medialny wygłup ani demonstrację siły, lecz o rozpaczliwą obronę. Sztabowcy PiS rozumieli, że najnowsza inicjatywa 17 posłów TR jest tykającą bombą, którą trzeba za wszelką cenę rozbroić, bo wybuch obnaży występne działania nowo mianowanego wiceprezesa partii Antoniego Macierewicza
mnie między nimi rozstrzygnie się, gdzie zostanie zorganizowana olimpiada”. Ile to nas będzie kosztować? Planowany budżet na organizację IO w Krakowie i Zakopanem to 21 mld 316 mln 180 tys. zł (budżet Warszawy w 2012 r. to 12,6 mld zł, Krakowa – 3,5 mld zł, Zakopanego – 93 mln zł)! Niech jednak nikogo nie zmyli ta gigantyczna kwota, ponieważ ostatnie lata pokazały, że poprzedni organizatorzy igrzysk nigdy się w planowanych wydatkach nie zamknęli i zawsze dokładali olbrzymie sumy, więc te 21 mld z pewnością nie wystarczy. Na co pójdzie kasa? Krakowska posłanka Twojego Ruchu Anna Grodzka wylicza: 225 mln na 2 hale lodowe (curling i łyżwiarstwo szybkie), 315 mln na „Wioskę Olimpijską Kraków” i 175 milionów na „Subwioskę Olimpijską Zakopane”, ponad 30 mln na centrum prasowe w Krakowie i 8 mln na „Górskie Centrum Prasowe”
w jego pamiętnej roli przewodniczącego Komisji oraz autora kompromitującego raportu z likwidacji WSI. O skali zagrożenia świadczyły dokumenty przygotowane na pierwsze posiedzenie zespołu (regulamin i projekt planu pracy) oraz wiedza zapisana między wierszami korespondencji założycieli z instytucjami państwa (marszałek Sejmu, prokuratury różnych szczebli). Ich analiza nie pozostawiała wątpliwości, że TR zna nie tylko akty prawne dotyczace działań Komisji, ale także
w Zakopanem, ponad 15 mln na centrum telewizyjno-radiowe, 20 mln na lobbing i wyjazdy urzędników na imprezy sportowe, 5 mln na znicz olimpijski i 50 mln na sztafetę ze zniczem, 140 mln na ceremonię otwarcia i 140 mln na ceremonię zamknięcia, 2 mln na muzyczny „przebój igrzysk”, 200 mln na strefę kibica w Krakowie i 50 mln na strefę w Zakopanem, 500 tys. na maskotki olimpijskie, 8 mln na stronę internetową, Facebooka i Twittera, 56 mln na produkcję śniegu i naśnieżanie oraz 31 tys. zł na logotyp Krakowa jako miasta zgłaszającego udział w konkursie na organizację IO (zwykły znak graficzny). Dowiedzieliśmy się także, że w trakcie posiedzenia sejmowej Komisji Sportu wiceminister sportu Tomasz Półgrabski (PO) zadeklarował, że resort chce dofinansować samo złożenie aplikacji Krakowa i Zakopanego kwotą 120 mln zł! – Kraków od lat boryka z problemem lokatorskim. Wiem, bo sama uczestniczę w obradach okrągłego stołu mieszkaniowego. Miasto nie ma też istotnej polityki rozwoju mieszkalnictwa. Tymczasem duma Krakowa ma polegać na tym, że będziemy mieć igrzyska – argumentowała posłanka Grodzka. Sprawdziliśmy dokładnie krajobraz w miastach, które już doświadczyły w swojej historii organizacji Igrzysk Olimpijskich. Jak już wspominaliśmy, pozostawiają one finanse miejscowości w katastrofalnym stanie. ~ Vancouver 2010 r. Koszty zorganizowania imprezy przekroczyły
służb specjalnych. Wręcz przeraża fakt, że Kancelaria Prezydenta RP (Lecha Kaczyńskiego) zagubiła te papiery, co prokuratura uznała za okoliczność niewartą ścigania. Wtargnięcie 74 reprezentantów PiS, którzy nagle zapragnęli zapisać się do zespołu powołanego przez TR, sprawiło, że pozbawieni szans w głosowaniach ojcowie inicjatywy wyszli z kabaretu, a towarzysze Macierewicza wybrali ze swojego składu prezydium z Bartoszem Kownackim w roli przewodniczącego oraz Piotrem
Wespół w zespół niuanse późniejszych „poskręcanych” śledztw w sprawach jej dokonań. Chodzi tu zwłaszcza o kwestie: ~ nieodwracalnych szkód wyrządzonych żołnierzom, którzy poddali się weryfikacji, ale nie została ona przeprowadzona; ~ kompletnie nieuzasadnionych, jak czas pokazał, zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, którymi Macierewicz i jego następca Jan Olszewski zasypywali prokuraturę; ~ uznania oświadczeń złożonych przez 179 żołnierzy i pracowników WSI za niezgodne z prawdą, co wedle prawa powinno skutkować zawiadomieniem prokuratury, podczas gdy Olszewski przekazał dokumenty prezydentowi, premierowi i szefom wojskowych
Naimskim jako jednym z czterech wiceprzewodniczących. Kownacki i Naimski należeli do Komisji Weryfikacyjnej, a ten pierwszy był ponadto najbliższym współpracownikiem Macierewicza w fazie tworzenia Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Innymi słowy: zespół przechwycili ludzie, którzy będą oceniali samych siebie i swego najlepszego kumpla. Akcji PiS dyskretnie kibicowali liderzy PO, bo dla nich szalenie kłopotliwe były zapowiedzi, że TR chce zbadać, dlaczego: ~ marszałek Sejmu nie wyegzekwował zapisanego w ustawie obowiązku złożenia przez Komisję Weryfikacyjną sprawozdania z działalności. Na pisma i monity o udostępnienie sprawozdania jako materiały wyjściowego do pracy zespołu Ewa Kopacz w ogóle
9
6 mld dol., podczas gdy planowo budżet IO miał wynosić „jedynie” 1,35 mld dol. ~ Montreal 1976 r. 1,5 mld dol. długu montrealczycy spłacali do 2006 r., czyli przez 30 lat! ~ Nagano 1998 r. Japońscy organizatorzy igrzysk zapewniali, że dzięki inwestycjom kraj i miasto znacząco się rozwinie zarówno turystycznie, jak i ekonomicznie. Niestety, po ceremonii zamknięcia okazało się, że aż o 56 proc. przekroczono pierwotnie zakładany budżet, a spodziewany rozwój turystyczny nigdy nie nastąpił. ~ Lake Placid 1980 r. To amerykańskie miasto liczące ledwie 2,6 tys. mieszkańców wydało na organizację olimpiady ponad 3,5 razy więcej, niż wcześniej planowali analitycy finansowi. Lake Placid zadłużyło się na 8 mln dol., a 33 lata temu dla tak małej miejscowości była to gigantyczna kwota. ~ Albertville 1992 r. 57 mln dol. długu. Francuscy eksperci zgodnie ocenili wówczas, że żaden inny projekt nie jest tak nieobliczalny finansowo jak igrzyska olimpijskie. ~ Ateny 2004 r. Organizatorzy do tej pory nie przyznali się, jak ogromne straty przyniosło zorganizowanie igrzysk w ich kraju. Nie przyznali się, bowiem to była jedna z przyczyn ogromnego kryzysu, który później dopadł Grecję. Według ekonomistów z Oksfordu przygotowanie i przeprowadzenie olimpiady przekroczyło przewidywany budżet aż o 796 proc.! A wybudowane stadiony mające przyciągać tłumy do dziś stoją puste. ARIEL KOWALCZYK
nie odpowiada, bowiem musiałaby przyznać, że nie widziała na oczy takiego dokumentu. Teraz problem ma już z głowy; ~ rząd nie wykonał wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 27 czerwca 2008 r., nakazującego nowelizację ustawy o rozwiązaniu WSI w kierunku zapewniającym osobom pokrzywdzonym raportem Macierewicza możliwość zapoznania się z rzekomo obciążającymi je dokumentami zgromadzonymi przez Komisję oraz opublikowanie w Monitorze Polskim aneksu do raportu prostującego fałszywe oskarżenia. Dajemy głowę, że Kownacki odpuści ten grzech premierowi Donaldowi Tuskowi. W zakończeniu ciekawostka z posiedzenia zespołu po objęciu przewodnictwa przez Kownackiego. Ponieważ porządek obrad przewidywał m.in. powołanie eksperta w osobie płk. Krzysztofa Polkowskiego, byłego oficera wywiadu, posłowie PiS chcieli zachować pozory i dopuścili go do głosu. Oto fragment wstępnej wymiany zdań: Anna Fotyga: – Ja pana w ogóle nie znam, więc proszę bliżej się przedstawić. K.P.: – Ależ pani poseł, mieliśmy już przyjemność zetknąć się osobiście. A.F.: – No, wielu ludzi gdzieś się ze mną przypadkowo spotkało służbowo i teraz tym się chwalą. K.P.: – Zatem przypomnę: 8 czerwca 2007 roku, urokliwa leśniczówka w... (tu nazwa miejscowości – dop. red.). I całkiem prywatnie. Twarz Fotygi zalała purpura. Badamy, co ją tak speszyło... ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
POD PARAGRAFEM
CO W PRAWIE PISZCZY
Świeżość starych pierników Były minister „sprawiedliwości” Jarosław Gowin założył partię. Nazywa się „Polska Zrazem Jarosława Gowina”, jeśli dobrze spamiętałem tytuł tej żałosnej kanapy… Nazwa dobrze oddaje charakter nowego ugrupowania. Z zewnątrz smakowita wołowina, w środku typowy, polski kiszony ogórek i tłusty boczek. Wołowiną jest fikuśne polityczne opakowanie z logo w postaci Apple’owskiego jabłka, tłustym boczkiem są grube brzuchy znanych od lat polityków, którzy próbują w nowym opakowaniu przedostać się do Sejmu, żeby jeszcze cztery lata pożyć na nasz koszt, zaś skisłe jest polityczne credo nowej partii, o czym za chwilę. Logo w postaci jabłka też jest symboliczne – w środku jabłka siedzi bowiem robak, a nazywa się on Przemysław Wipler. Jest to robak zalany, co mogliśmy ostatnio wszyscy obserwować. Nowa partia przypomina dawny PRON, który to skrót złośliwi rozwijali jako „stare PRONcie w nowym froncie”. Kimże bowiem możemy cieszyć oczy? Jest Jarosław Gowin, od 8 lat pobierający uposażenia poselskie i senatorskie z państwowej, a instrukcje z kościelnej strony+ i krzyczący w związku z tym: „Łączy nas bunt, łączy nas niezgoda na politykę, która marnuje czas, energię i talenty Polaków”. Nic dodać, nic ująć – ja również wyrażam niezgodę na ssącego moje podatki Gowina, marnującego absurdalnymi i szkodliwymi pomysłami (vide: tzw. deregulacja zawodów) czas i pieniądze Polaków. Jest John Abraham Godson (na zdjęciu), który słynie z homofobicznych szarż i namolnego ględzenia o religii. Godson rozesłał ostatnio życzenia świąteczne w sejmowych kopertach
W
sfinansowanych przez podatnika. Życzenia stanowią upierdliwą ewangelizację i obejmują wynurzenia Godsona o historii jego „nawrócenia” i modlitwach. Na okładce znajduje się zdjęcie rodziny posła, która jest dla niego tak ważna, że postanowił ją wykorzystać dla celów politycznych (trudno inaczej odebrać rzekome życzenia świąteczne, będące w istocie nachalną autopromocją na koszt podatnika). Mamy też niezapomnianą Elżbietę Jakubiak, która po wypadku lotniczym w Smoleńsku tak szybko biegała od kamery do kamery wypłakiwać swój żal, że w którymś momencie płakała bodaj w dwóch studiach telewizyjnych jednocześnie (bilokacja). Mamy też Wiplera, znanego z bezpłciowych gadek i ze zdjęcia rzygowin na koszuli. Poseł – jak pamiętamy – wyraził swój konserwatywny światopogląd w ten sposób, że upił się do nieprzytomności, a następnie zwymiotował oraz znieważył funkcjonariuszy policji, na dodatek homofobicznie. Prawdziwy Polak. Jest też Jacek Żalek, który błysnął głównie skandalicznymi wypowiedziami o mniejszości homoseksualnej, a chciał też, aby aptekarze mogli sprzedawać tylko takie leki, które nie „naruszają” ich sumienia. Jest również Paweł Kowal, rocznik 1975, członek nadzwyczajny Światowego Związku Żołnierzy AK (!). On także pobiera sute apanaże „wybrańca narodu” od 15 lat (jako radny, poseł, minister, a obecnie eurodeputowany), próbując zarazem prezentować się jako hardy
biednych i ciężkich latach 50. XX wieku nie wszystkim było trudno. Miłe życie wiedli na przykład ponoć strasznie prześladowani przez „komunę” księża. Jak powszechne zgorszenie wśród parafian musieli budzić w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku księża rozbijający się samochodami i motocyklami, skoro w 1959 roku biskup katowicki Stanisław Adamski – po licznie dochodzących do kurii skargach na „nadużywanie motoryzacji” przez różnych duchownych – zmuszony był wystosować specjalny okólnik dotyczący nabywania i używania przez księży samochodów. W okólniku kuria katowicka uznała za stosowne zakomunikować wielebnemu duchowieństwu, że „ze względu na krytykę ze strony nie tylko wrogów Kościoła, ale i parafian wiernych” proboszczowie powinni się powstrzymywać od
krytyk polskiej elity politycznej. Na kongresie nowej partii wystąpił też Rafał Ziemkiewicz, znany głównie z nienawiści do Adama Michnika. Poza nienawidzeniem Michnika Rafał Ziemkiewicz zajmuje się bieganiem po stacjach radiowych i telewizjach, a także biadoleniem w różnych audycjach, że jest szykanowany oraz niedopuszczany do głosu, a to z uwagi na swoją legendarną „niepokorność”. Ziemkiewicz dał się też swego czasu poznać jako osoba żywo zainteresowana onanizmem.
się lepiej żyło. Brzmi to komicznie, kiedy wizję lepszego życia roztacza grupa politycznych starych pierników, którzy obecną scenę polityczną budowali, pokrzykujących w dodatku: „Łączy nas bunt”. Przypomina to portret Breżniewa z podpisem: „Młodości! Ty nad poziomy wylatuj!”. Jarosławie Gowinie, skoro tak się Pan nie zgadza na obecny kształt naszego państwa, to coś Pan do cholery robił przez ostatnie 8 lat? Byłeś Pan ministrem na księżycu czy w polskim rządzie? Gowin
To niezwykłe towarzystwo złożone z osób od lat umiejętnie wysysających nasze podatki w celu prezentowania się publiczności jako wciąż nowe zjawisko w polityce (taka Jakubiak pracuje na posadach finansowanych z naszych podatków już od 15 lat) przedstawiło swoje polityczne założenia. I cóż my tu znajdujemy? Po pierwsze – to, co wszyscy politycy mówią od zawsze, a więc, że kiedy oni obejmą władzę, będzie nam
opowiadający o tym, że się „buntuje” i proponuje zupełne polityczne nowalijki, jest równie wiarygodny co klecha potępiający pedofilię. Buntować to możemy się my – społeczeństwo – na to, że macie nas za idiotów i dojne krowy. Po drugie – Gowin zaproponował absolutne kuriozum, a mianowicie, aby osoby mające małoletnie dzieci mogły oddawać głosy w wyborach w imieniu tych dzieci. Innymi słowy, im kto ma lepszą spermę,
Motoryzacja nadużyta nabycia samochodu oraz że… korzystanie z taksówek wychodzi taniej. Proboszczom zezwolono na nabywanie samochodu wyłącznie wtedy, jeśli „jest konieczny dla celów duszpasterskich”, a w przypadku gdyby otrzymali go w prezencie od parafian, to powinni go wykorzystywać jako „dar dla celów duszpasterskich parafii”. „Jeżeli parafianie chcą księdzu proboszczowi podarować samochód, należy go przyjąć tylko jako dar na cele duszpasterskie danej parafii, tak że przy odejściu proboszcza samochód służy dalej celom odnośnej parafii” – głosił okólnik. Ponieważ do kurii dochodziły informacje, że kilku wikariuszy dokonało zakupu
samochodów, których nabycie wymagało wydatku dziesiątek tysięcy ówczesnych złotych (równowartość wieloletnich zarobków przeciętnego śmiertelnika) i kolejnych tysięcy na ich utrzymanie, co wywołało zgorszenie wśród parafian, biskup zabronił wikariuszom nabywania i posiadania samochodów bez zgody kurii diecezjalnej. Jeśli zaś ksiądz wikary samochód już posiadał, biskup nie zezwalał na jego garażowania na terenie parafii, o ile potrzeby duszpasterskie tego nie wymagały. Z kolei w związku z wieloma skargami na zbyt częste wyjazdy księży w celach prywatnych „ku zgorszeniu parafian” biskup upomniał
tym więcej będzie miał do powiedzenia w sprawach publicznych. Gowin proponuje zatem zastąpienie demokracji – spermokracją. Muszę przyznać, że nie sądziłem, aby debilizm pomysłów Gowina mógł mnie jeszcze zaskoczyć, ale głębia tej idei mnie zadziwiła. Oto Gowin proponuje, żeby Polską zaczęły rządzić dziecioroby. Cóż, wybierając pomiędzy Katarzyną W. (tzw. mamamadzi – 2 głosy w wyborach według głupoty Gowina) i Wisławą Szymborską (bezdzietna – 1 głos według głupoty Gowina), wybrałbym jednak Szymborską. Gowin tymczasem wybiera „mamęmadzi” jako silniej predestynowaną do wpływania na losy Polski. Jeszcze wartościowsze według tej teorii będą matki i ojcowie dzieci peklowanych w beczkach; oczywiście przed zapeklowaniem. Po trzecie – Gowinowa kanapa głosi konieczność wspierania przedsiębiorców. Nie wiem, jakie pojęcie o przedsiębiorczości może mieć partia złożona z politruków, a nie ludzi autentycznego biznesowego sukcesu, ale wiem za to na pewno, że polscy przedsiębiorcy nie oczekują wspierania, tylko tego, żeby się od nich odwalić i przestać im przeszkadzać w robieniu biznesu. Ostatnio bardzo im przeszkadza konieczność podawania w pozwie do sądu NIP-u lub PESEL-u dłużnika (a zawdzięczają to właśnie jednemu z wielu idiotycznych pomysłów „przyjaciela przedsiębiorców” – pana Gowina). Po czwarte – „Polska Zrazem Gowina” proponuje referendum w sprawie wprowadzenia w Polsce euro. Nie rozumiem, co miałoby być przedmiotem tego kosztownego politycznego spektaklu, skoro w sprawie wprowadzenia tej waluty Polacy już się wypowiedzieli, głosując w referendum w sprawie traktatu o przystąpieniu Polski do UE. Jednym z warunków tego przystąpienia była zgoda na wprowadzenie euro. Wypadałoby uszanować decyzję społeczeństwa w tej sprawie i zrezygnować z obrzydliwego lansowania się za pomocą zbędnego referendum. Od dzisiaj chyba przestanę lubić zrazy… JERZY DOLNICKI
katowickich wielebnych, żeby przejażdżki samochodem nie dokonywały się „ze szkodą dla duszpasterstwa”, dodając, że „nie mniej marnuje się czas przy reperaturach motocykli, używanych przez niektórych zbyt często na wyjazdy niepotrzebne, tylko po to, by sobie pojeździć”. Przypomniał też, że duchowni powinni jeździć zgodnie z przepisami drogowymi: „Nieprzestrzeganie przepisów drogowych może być ciężkim grzechem. Szczególnej ostrożności potrzeba przy jeździe z socjuszem, a szczególnie z młodzieżą, czego właściwie nie trzeba by kapłanowi, który znać musi obowiązki wobec siebie i innych, przypominać”. Do tego, powołując się na zakaz dyscyplinarny z 1924 roku, bp Adamski kategorycznie zakazał wszystkim księżom wyjazdów motocyklowych z niewiastami. W tym również w towarzystwie siostry, o ile w danym miejscu ich pokrewieństwo nie było znane. AK
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
11
Przyjaciele epidemii Czy czekają nas epidemie groźnych, dawno zapomnianych dziecięcych chorób zakaźnych? Niestety, jest to bardzo prawdopodobne. Coraz więcej zwolenników zdobywa bowiem kampania antyszczepionkowa. Za akcją antyszczepionkową stoi koalicja skrajnych antysemitów, katolickich ortodoksów, ruchów rodzin wielodzietnych i radykalnych ekologów. To za ich namową coraz więcej rodziców rezygnuje ze szczepienia dzieci przeciwko różyczce, chorobie Heinego-Medina, durowi brzusznemu, ospie, śwince i innym groźnym chorobom. W podręczniku wakcynologii (nauka o szczepieniach) dla studentów medycyny i farmacji dr Ewa Duszczyk z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego pisze: „Ludzie od wieków instynktownie walczyli z epidemiami, znajdując prymitywne środki zaradcze. I tak na przykład przeciwko dżumie zalecano »ocet siedmiu złodziei« – ocet winny, w którym moczono przez 12 dni piołun, rutę, rozmaryn, szałwię i inne zioła, czyli rośliny zawierające olejki eteryczne o silnych właściwościach bakteriobójczych. Innym sposobem ochrony przed »morowym powietrzem« było picie na umór, bardzo zresztą słusznie, gdyż przesycony alkoholem organizm jest o wiele mniej podatny na zakażenie. Z Chin przed stuleciami przywędrował do Europy zwyczaj wcierania małym dzieciom w błonę śluzową nosa utłuczonych na proszek strupów po ospie (…)”. Wszystko po to, aby
C
ograniczyć rozmiary i skutki epidemii, które przez stulecia masowo zabijały ludzi. Jedynym skutecznym wyjściem z tej sytuacji były jednak powszechne szczepienia. Po raz pierwszy w Europie zarządził je w 1721 roku Jerzy I – ówczesny król Wielkiej Brytanii. Za jego przykładem poszli władcy Prus, Austro-Węgier, Hiszpanii i Rosji. Ze względu na koszty szczepienia nie miały jednak charakteru masowego i obejmowały wyłącznie potomków najzamożniejszych rodzin. Na tę ograniczoną akcję odpowiedzieli klerykałowie. Dowodzili oni, że szczepienia są sprzeczne z „prawem naturalnym i Bożym”. Kolejnym etapem rozwoju szczepień były odkrycia, jakich dokonał w 1862 r. Ludwik Pasteur, francuski profesor medycyny, fizyki i chemii. Okazało się, że osłabione zarazki wąglika skutecznie zapobiegają zakażeniom. Opracował szczepionki na cholerę i wściekliznę oraz na zakaźne choroby zwierząt. Jednym z jego uczniów był polski bakteriolog Odo Bujwid, który już w 1886 r. założył w Warszawie drugą w Europie przychodnię szczepień przeciwko wściekliźnie. Na początku XX wieku lekarze w Europie
odziennie tysiące chorych na nowotwory muszą się borykać z niespójnymi przepisami utrudniającymi leczenie. Z analiz Światowej Organizacji Zdrowia (agenda ONZ ds. zdrowia) wynika, że od kilkunastu lat rośnie na świecie liczba chorych na choroby nowotworowe. W Polsce każdego roku odnotowuje się ponad 160 tysięcy nowych zachorowań na najróżniejsze typy raka, z czego około 100 tysięcy kończy się zgonem. Na ten dramatyczny wynik bezpośrednio wpływa zbyt późne wykrycie nowotworu, bo im szybciej zostanie on wykryty, tym tańsze i bardziej skuteczne będzie jego leczenie. Sytuację miał zmienić opracowany w 2004 roku przez lewicowego ministra zdrowia Marka Balickiego „Narodowy program zwalczania chorób nowotworowych”, zakładający, że leczeniem chorych na raka zajmie się sieć wyspecjalizowanych placówek onkologicznych odnotowujących wysoki stopień skuteczności terapii. Od 45 do 55 procent pacjentów leczonych w takich placówkach wychodzi z nowotworu. Znacznie gorsze wyniki osiągają zwykłe placówki, którym ze względu na brak pełnej terapii onkologicznej udaje się uratować tylko 30–35 procent pacjentów. Niestety, w wyniku wadliwie skonstruowanych kontraktów oraz regulacji dotyczących hospitalizacji właśnie do nich trafia większość cierpiących na nowotwory.
dysponowali już nowoczesnymi, tanimi surowicami zapobiegającymi epidemiom gruźlicy, błonicy, tężca, cholery i dyfterytu. W 1919 r. polski biolog Rudolf Weigl dodał do tej listy niezwykle skuteczną szczepionkę przeciwko tyfusowi plamistemu. W 1923 roku dwaj biochemicy – Francuz Gaston Ramon oraz Polak Jan Danysz – odkryli, że skuteczne szczepionki można produkować także z bakterii pozbawionych właściwości szkodliwych, bo zachowują one zdolność do wywoływania odpowiedzi immunologicznej. Na ich odkryciu bazował twórca szczepionki przeciwko
gruźlicy, francuski badacz Albert Calmette. Pod koniec lat 30. XX wieku surowica weszła do masowej produkcji wraz z preparatem przeciwko krztuścowi, płonicy (szkarlatyna) i żółtej febrze. W 1945 r. koncerny farmaceutyczne dodały do nich opracowaną przez amerykańskiego lekarza i chemika Jonasa Salka antidotum na grypę, a w 1949 r. – na świnkę.
Powodzenie terapii zwiększają także badania przesiewowe kobiet (rak sutka i szyjki macicy) oraz mężczyzn (nowotwór prostaty i jelita grubego) przeprowadzane po 45 roku życia. Z analiz NIK wynika, że aż w 1/3 placówek próbki pobierały osoby niemające odpowiednich kwalifikacji i takie preparaty nie nadawały się do dalszej diagnostyki. W prowadzeniu
W 1950 roku pracujący w USA polski immunolog i mikrobiolog prof. Hilary Koprowski odkrył skuteczną metodę zapobiegania dziecięcej chorobie Heinego-Medina. Od jesieni 1959 roku jest ona stosowana w Polsce, dzięki czemu dziesiątki tysięcy dzieci uniknęły niepełnosprawności. W 1974 r. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zameldowała,
że po 178 latach szczepień udało się całkowicie wyeliminować zachorowania na ospę prawdziwą. Lata 80. i 90. XX wieku to odkrycia nowych remediów przeciwko wszczepiennemu zapaleniu wątroby typu B, malarii, boreliozie przenoszonej przez kleszcze, cytomegalii, paciorkowcom grupy B, pałeczkom coli. Doniesienia nauki od samego początku negowali konserwatywni klerykałowie. Na prowadzonych przez nich stronach i forach internetowych możemy przeczytać historie tysięcy rzekomych powikłań po podaniu szczepionek. Podobno
budżetowy. Warto pamiętać także o tym, że od kilku lat wycena przez NFZ zabiegów przeciwnowotworowych jest skrajnie zaniżona. W Europie standardem jest dostarczanie przez państwo bezpłatnych leków onkologicznych. W Polsce zasada ta została wpisana do ustawy refundacyjnej dopiero w 2011 roku, ale do dzisiaj pozostaje pustym zapisem,
mogą one wywoływać autyzm, porażenie mózgowe, raka, alergie oraz obniżenie odporności. Ogromnej większości tych rewelacji nie chcą potwierdzić naukowcy. Według nich powodem alergii i epidemii chorób nowotworowych jest zanieczyszczenie środowiska. W opisach powikłań przytaczanych przez antyszczepionkowców brakuje podstawowych informacji, choćby takich jak nazwa surowicy, wiek dziecka, opis stanu jego zdrowia przed podaniem preparatu. Na takich niepełnych doniesieniach swój raport o skutkach szczepień oparł w 1998 r. brytyjski dr nauk medycznych Andrew Wakefield. Opracowanie to od początku budziło szereg wątpliwości. W 2010 r., po 12 latach analiz, Generalna Królewska Rada Medyczna uznała, że dr Andrew Wakefield „oparł się na nierzetelnych danych”, i z tego powodu zaleciła usunięcie tego raportu z baz medycznych. Mimo to polscy antyszczepionkowcy wciąż powołują się na dane Wakefielda, twierdząc, że „unikanie szczepień dzieci jest podstawowym prawem rodziców”, bo „szczepienia prowadzą do obniżenia jakości życia dzieci i całych rodzin”. Według nich znacznie lepszym rozwiązaniem jest „nabycie przez dziecko naturalnej odporności”. Następuje to po przejściu przez nie świnki, różyczki, odry i innych chorób. Rzecz w tym, że może się to skończyć śmiercią malucha. MC
dobranych terapiach z pieniędzy podatnika idzie 6 miliardów złotych. Eksperci zwracają uwagę na zwieszające się z roku na rok zbiurokratyzowanie i sformalizowanie zasad kwalifikacji pacjentów onkologicznych do zabiegów. Do odmowy finansowania leczenia wystarczy jeden drobny i nieistotny warunek, którego chory nie spełnia. Swoje
Biurokratyczny rak odpowiedniej terapii onkologicznej przeszkadza także dziurawe i wewnętrznie sprzeczne prawo. Zgodnie z obowiązującymi przepisami skierowanie od chirurga onkologa nie jest równoznaczne ze skierowaniem od… onkologa, więc nie uprawnia ono do chemioterapii ani innych zabiegów przeciwnowotworowych. NFZ odmawia więc ich rozliczenia, gdy na skierowaniu podpisał się chirurg onkolog. Co ciekawe, to samo leczenie onkologiczne opisują w różny sposób sprzeczne ze sobą rozporządzenia Ministra Zdrowia oraz Narodowego Funduszu Zdrowia. Na dodatek państwo odmawia szpitalom finansowania kwalifikacyjnych badań onkologicznych niezbędnych do wyboru terapii. Ich koszt w całości muszą pokrywać lecznice, co jedynie pogłębia ich deficyt
bo zredagowano regulacje refundacyjne zakładające, że MZ umieszcza w jednej grupie limitowej najróżniejsze substancje stosowane w onkologii. Droższe wypadają z koszyka świadczeń gwarantowanych, i to nawet wtedy, gdy nie wolno ich zamieniać. Sytuację chorych na raka pogarsza zmienność samych koszyków refundacyjnych, bo minister zdrowia ma prawo co dwa miesiące komponować je na nowo. Zmienność listy refundacyjnej wywraca do góry nogami terapie onkologiczne. Państwo polskie w dużym stopniu na samych chorych na raka przerzuca koszty wielu niestandardowych operacji i zabiegów. Jednym z powodów jest brak pieniędzy w budżecie państwa i NFZ. Co ciekawe, rocznie na leczenie powikłań po operacjach lub źle
dokłada chaotyczna polityka NFZ. Jesienią tego roku przekonała się o tym walcząca z rakiem piersi 32-letnia pani Małgorzata z Jastrzębia-Zdroju. Tamtejszy oddział wojewódzki NFZ odmówił jej prawa do niestandardowej chemioterapii, której miesięczny koszt wynosi 32 tysiące złotych. Na szczęście w innych regionach kraju pacjentki nie miały większych problemów z dostępem do tej metody leczenia. Ostatecznie po wymianie dziesiątków pism z MZ i NFZ oraz wsparciu Ogólnopolskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych pacjentka dostała skierowanie na leczenie. To obywatelskie zrzeszenie prowadzi kampanię społeczną „Pacjent wykluczony”, skierowaną do chorych na nowotwory. Ich leczenie nie jest przez państwo traktowane jako leczenie ratujące życie… MC
12
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Człowiek chorągiewka Obecny poseł PiS jako prokurator nie dostrzegał ewidentnych przestępstw księdza pedofila. Czy to przypadek, czy rodzaj mentalności, która każe popierać interesy kleru za wszelką cenę? W ubiegłym tygodniu redaktor Tomasz Sekielski w swoim programie „Po prostu” emitowanym w TVP udowadniał, że krośnieński poseł PiS Stanisław Piotrowicz należał do PZPR, a w czasie owego członkostwa był prokuratorem i uczestniczył w procesie przeciwko działaczowi podziemnej „Solidarności” Antoniemu Pikulowi, który w 1982 r. został aresztowany za kolportowanie ulotek i nielegalnych czasopism. Według Sekielskiego Piotrowicz miał m.in. przygotować wobec Pikula akt oskarżenia bez materiału dowodowego. Za swoją działalność obecny poseł PiS został odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi. Oczywiście nie czynimy z partyjnej przeszłości polityka żadnego zarzutu, bowiem jego dawna działalność nie była niezgodna z prawem. Piętnujemy natomiast to, że poseł Piotrowicz o swojej niegdysiejszej karierze nie wspomina nawet w oficjalnej biografii, za to twardo rozlicza byłych kumpli z partii. Poza tym bezpośrednim przełożonym Piotrowicza zarówno w PiS, jak i w parlamentarnym zespole ds. zbadania przyczyn
Z
katastrofy w Smoleńsku, w którym poseł pełni funkcję wiceprzewodniczącego, jest Antoni Macierewicz, człowiek ziejący nienawiścią do wszystkiego, co ma jakiekolwiek komunistyczne konotacje. Dla Macierewicza członkowie PZPR to „część sowieckiego namiestnictwa”, a większość z nich uważa za „byłych agentów sowieckich służb specjalnych”. Nie wiadomo, co w takim razie w jego partii robi facet, który według posła Antoniego może być radzieckim szpiclem… Piotrowicz broni się, twierdząc, że do członkostwa w PZPR został przymuszony (sic!), a sam ma poglądy prawicowo-katolickie. Nie wspomina natomiast, że już na studiach należał do Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. To nie koniec historii posła Stanisława Piotrowicza, którą niechętnie się dzieli. W 2001 r. jako prokurator pracował nad sprawą księdza pedofila Michała M. z Tylawy i nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie jego decyzja o umorzeniu śledztwa. Zarzut molestowania 6 dziewczynek poniżej 15 roku życia został wobec duchownego
nane przysłowie powiada, że nadgorliwcy bywają gorsi od faszystów. Boleśnie przekonali się o tym hierarchowie Krk, którzy przypuszczając zmasowany atak na „ideologię gender”, niechcący spopularyzowali debatę o płci. A przecież jeszcze kilka miesięcy temu mało kto przejmował się istnieniem gender lub wiedział, co to słowo oznacza. Tym bardziej że ciężko je zdefiniować. Samo pojęcie gender, czyli płci kulturowej, stworzyła w 1979 r. Rhoda Unger, profesor psychologii na Montclair State University w New Jersey. Chciała w ten sposób podkreślić, że istnieje więcej niż jedna definicja płci. Jej spostrzeżenia analizowali adeptci gender studies, badając społeczno-kulturową tożsamość płciową. Usystematyzowała je w latach 90. minionego wieku Judith Butler, profesor literatury porównawczej. Napisała ona przeraźliwie nudną książkę pt. „Uwikłani w płeć. Feminizm i polityka tożsamości”, z której wynika, że kobiecość i męskość to kategorie konstruowane przez klasę społeczną, pochodzenie, seksualność itd. To właśnie prof. Butler uchodzi za twórczynię „ideologii gender” – przynajmniej w oczach publicystów „Gościa Niedzielnego”. W Polsce „Uwikłanych w płeć” wydała w 2008 r. Krytyka Polityczna. Książkę zakupiło grono pasjonatów i pewnie słuch by o niej zaginął, gdyby nie bulteriery w sutannach, czyli przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski arcybiskup Józef Michalik, ksiądz Dariusz Oko oraz ich świeccy akolici pokroju Tomasza Terlikowskiego. Dzięki nim „gender” zaczyna robić w Polsce furorę.
sformułowany dzięki zeznaniom kilkudziesięciu świadków, opiniom psychiatrów, ekspertów z zakresu seksuologii i socjologii oraz pracownikom Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Jednoznaczne stanowisko specjalistów nie zrobiło wrażenia na prokuratorze Piotrowiczu. Nie ruszyły go nawet zeznania ks. Michała M., w których przyznał, że wiele razy zapraszał do siebie na plebanię dziewczynki, a one niejednokrotnie zostawały u niego na noc. Duchowny ujawnił także, że przed „spaniem” młode parafianki były przez niego m.in. kąpane i „masowane po brzuszkach”. Stanisław Piotrowicz uznał jednak, że nie było
Największe zasługi w promocji koncepcji Judith Butler ma niewątpliwie abp Michalik, grzmiący, że „ideologia gender” promuje (jakby badania naukowe mogły coś „promować”) rzekomo tzw. małżeństwa jednopłciowe, adopcję przez pary tej samej płci oraz poucza dzieci o możliwościach czerpania cielesnych, grzesznych przyjemności wbrew etyce naturalnej. Gdyby ograniczył się do walenia w gejów jak w bęben, być może jego słowa przeszłyby bez echa.
w tym nic złego. Według prokuratora ks. Michał M. chciał tylko pokazać dziewczynkom swoje „zdolności bioenergoterapeutyczne” oraz „porządnie je umyć”. „Ksiądz traktował to w ten sposób, że dzieci, przychodząc do niego na plebanię, to tak jakby szły nocować np. do wujka czy kogoś bliskiego. Dzieci się bardzo z tego cieszyły” – tłumaczył Piotrowicz. Po kilku miesiącach śledztwo umorzono, bo prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa, a obecny poseł PiS w zachowaniu duchownego widział jedynie „branie dzieci na kolana i niewinne całowanie”. Stanowisko Stanisława Piotrowicza było miodem na serce głównego kościelnego obrońcy zboczeńca z Tylawy, jego zwierzchnika abp. Józefa Michalika. Zdaniem obecnego szefa Episkopatu oskarżyciele ks. Michała M. mieli wówczas
Kadr z programu TVP
wręcz zalane dziełami o tematyce genderowej – warto wspomnieć, że przed jesienią 2013 r. do naszego kraju docierały tylko „gejowskie hiciory”, czyli hollywoodzkie superprodukcje w rodzaju „Tajemnica Brokeback Mountain”. Sytuacja diametralnie zmieniła się w ostatnich tygodniach. Pierwszą jaskółką zmian był słynny już francuski film „Życie Adeli” w reżyserii Abdellatifa Kechiche, opowiadający niby to o pierwszych miłostkach młodziutkiej
Gender wychodzi z szafy Ale już wstawka o możliwościach czerpania cielesnych przyjemności nie mogła przejść niezauważona. Tym bardziej że podchwycił ją Tomasz Terlikowski, który najpierw ogłosił się „lesbijkiem z wyboru”, a w ostatnich miesiącach wiele razy dyskutował o gender w popularnych programach publicystycznych typu „Tomasz Lis na żywo”. Oliwy do ognia dolały występy rozmaitych biskupów oraz księdza Oko, który bierze dane i tezy z sufitu. Nazywał on społeczną konstrukcję płci „zbiorowym, zorganizowanym gwałtem na duszach dzieci” oraz opowiadał farmazony o „totalitarnej rewolucji gender”. Dzięki Michalikowi, Oko i Terlikowskiemu cała Polska nie tylko usłyszała o koncepcji performatywności płci (społeczne jej odgrywanie), lecz także zainteresowała się tym, co to w ogóle jest. Polacy zaczęli szukać filmów i książek poświęconych tej kwestii. Jako że popyt pobudza podaż, polskie kina i księgarnie zostały
paryżanki Adeli, która najpierw zakochuje się w koledze ze szkoły, a potem w przypadkowo poznanej malarce Emmie. W rzeczywistości jednak jest to film o gender: bohaterowie wcielają się w różne role społeczne. Adele – dziewczyna z robotniczej rodziny – najpierw po bożemu próbuje seksu z chłopakiem, ale dochodzi do wniosku, że czegoś jej brakuje, więc testuje, jak może się jej układać z dziewczyną. Emma gra rolę „męża” Adeli, początkowo otwierając przed wybranką świat, formując ją według swego gustu, a następnie sprowadza do roli „żony”: zamyka w domu, zmusza do gotowania, prania itd. Gdy „małżonek” odkrywa, że jest „rogaczem”, wyrzuca „połowicę” za drzwi i „wymienia na inny model”, czyli zastępuje bardziej spolegliwą kochanką. Wiele wskazuje na to, że przed 2013 rokiem na ten film wybrałyby się tylko „dziewczyny z branży”, czyli lesbijki, ale tej jesieni
bardzo nieczyste intencje powodowane wszechobecną walką z Kościołem i antyklerykalną propagandą. Słowa abp. Michalika zostały skrytykowane nawet przez katolickie środowiska, w tym „Tygodnik Powszechny”. We wznowionym później procesie ks. Michał M. został skazany przez sąd na 2 lata więzienia w zawieszeniu i 8-letni zakaz wykonywania zawodu nauczyciela. Hierarchia przyznała pedofilowi urlop i prawo do pobytu na plebanii w Tylawie, gdzie wcześniej przez kilkadziesiąt lat molestował dzieci! Niewykluczone, że tak niski wyrok był spowodowany wcześniejszym haniebnym bagatelizowaniem sprawy przez Stanisława Piotrowicza. Kościelna czołobitność byłego PZPR-owca otworzyła prokuratorowi nowe ścieżki kariery. Rok po ogłoszeniu wyroku wobec tylawskiego pedofila Piotrowicz został senatorem z ramienia PiS. Zajmował wówczas stanowisko sekretarza stanu w Kancelarii Premiera Jarosława Kaczyńskiego i reprezentował senat w Krajowej Radzie Sądownictwa. W 2011 roku uzyskał mandat poselski. Jest prominentnym, choć mało medialnym politykiem PiS. Należy do zespołów parlamentarnych ds. przeciwdziałania ateizacji Polski, na rzecz katolickiej nauki społecznej, członków i sympatyków Ruchu Światło-Życie, Akcji Katolickiej, Stowarzyszenia Rodzin Katolickich oraz razem z Macierewiczem bada przyczyny katastrofy z 10 kwietnia 2010 r. ŁUKASZ LIPIŃSKI
waliły nań tłumy – pary homo- i heteroseksualne, a także ciekawscy single. Ale to był dopiero początek. Zaledwie kilka tygodni później krajowe ekrany podbiły „Płynące wieżowce” Tomasza Wasilewskiego, opowiadające historię Kuby, świetnie zapowiadającego się sportowca, żyjącego w heteroseksualnym związku, który podkochuje się w koledze. To kolejny film, który przed 2013 r. z pewnością zostałby zaszufladkowany jako „kino gejowskie”. Tuż potem na ekrany trafił „Wielki Liberace”, poświęcony amerykańskiemu królowi kiczu, czyli Władziowi Liberace, pianiście estradowemu polskiego pochodzenia, prywatnie – kryptogejowi, który wprawdzie żył w związku ze swym sekretarzem, ale pozywał do sądu każdego, kto ośmieliłby się wspomnieć o jego homoseksualizmie. Z kolei księgarnie podbija „Lesbos”, czyli zbiór opowiadań erotycznych dobranych przez amerykańską piosenkarkę Kathleen Warnock. Te opowiastki pokazują kobiety od strony zupełnie nowej – przynajmniej w Polsce. To historie dojrzałych pań uwodzących przypadkowo poznane kelnerki, szanowanych żon potajemnie uprawiających seks w kościelnych katakumbach czy znudzonych bizneswoman gwałcących striptizerki. O tej książce można powiedzieć wiele złego i dobrego, ale jedno jest pewne: do tej pory takie treści były w Polsce absolutnie nieznane w szerszym obiegu. Po pięciu latach Krytyka Polityczna nieoczekiwanie wznowiła także sprzedaż książki „Uwikłani w płeć”. Cóż, reklama dźwignią handlu… MAŁGORZATA BORKOWSKA
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
W
wielkim i ludnym kraju, jakim są Niemcy, istnieją w zasadzie dwie odmiany prawicowości. Narodowa, czyli postfaszystowska – wegetująca na marginesie życia politycznego – i chadecka, zwana też mieszczańską. Ta ostatnia – widziana z polskiej perspektywy – jest czymś w rodzaju socjaldemokracji na lewo od SLD. Poza tą prawicową lewicą jest jeszcze mnóstwo lewic prawdziwych (w tym parlamentarne: SPD, Die Linke, Zieloni). I taki układ polityczny kształtuje życie ideowe naszych zachodnich sąsiadów. Niewiele, jak widać, jest tam pożywki dla budowania mentalności agresywnej, antyspołecznej, wrogiej prawom kobiet czy mentalnie wstecznej. Tymczasem Polska konserwatyzmem stoi. W naszym katolickim grajdole mamy niezliczone warianty i odmiany umysłowego zastoju oraz wstecznictwa. Są one wspierane przez Kościół i obsypywane pieniędzmi przez państwo. Mamy zatem konserwatyzm skrajnie rynkowy, reprezentowany przez główny nurt PO, różne sekty ekstremistycznie rynkowo liberalne i konserwatywne w rodzaju Kongresu Nowej Prawicy i Unii Polityki Realnej, PiS mieniący się wieloma kolorami czarnej tęczy z jego odmianą o nazwie Solidarna Polska, a także zjednoczony z Gowinem PJN. No i Ruch Narodowy z Ziemkiewiczem oraz innymi typami faszystoidalnymi. Mamy jeszcze Giertychów i Marków Jurków… A to tylko przypadki prawoskrętności najbardziej znane. Obok nich funkcjonuje cała chmara mediów, fundacji i stowarzyszeń nieustannie odkurzających zbankrutowane od pokoleń idee. Ostatnim wykwitem ideowym polskiej prawicy jest pomysł, aby dorośli mogli głosować w imieniu swoich nieletnich dzieci. Im więcej dzieci, tym więcej głosów do wykorzystania przez rodziców. Tę wyjątkową durnotę – traktującą na dodatek
MITY KOŚCIOŁA
De-P Pressje Niezliczone odmiany polskiego konserwatyzmu płodzą przedziwne idee za pieniądze podatników. Na przykład doszukują się związków teologii z… ekonomią. dzieci jak kukiełki w rękach rodziców i wyprodukowaną przez środowisko Gowina – omawiamy szerzej na str. 10. Tutaj dodam tylko, że coś takiego w normalnym kraju uznano by za żart primaaprilisowy, a nie program polityczny. Ale to nie koniec dostaw kolejnych konserwatywnych niedorzeczności. Na rynku wydawniczym dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Fundacji Adenauera istnieje pismo „Pressje”, wydawane przez krakowski Klub Jagielloński. Wydanie 29 tego kwartalnika przynosi materiał zdumiewający – rozważania o ekonomii oparte na bazie teologii. Zapytacie – co ma piernik do wiatraka? W „Pressji” wyjaśniają, że „skoro faktycznie pełnię wiedzy o człowieku przynosi Objawienie (Biblia + kościelna tradycja – przyp. red.), to możliwa jest nauka o gospodarowaniu biorąca je pod uwagę”. I dodają za pewnym rosyjskim filozofem: „Trójca Święta jest naszym programem społecznym”. Za takie „naukowe” rozważania płaci właśnie Ministerstwo Kultury zarządzane przez Bogdana Zdrojewskiego z PO… Zatem w XXI wieku dochodzimy w Polsce do sytuacji, w której inspiracją do nauki o gospodarowaniu nie jest rzeczywistość – fakty społeczne i ekonomiczne – ale „boska rzeczywistość”, czyli mitologia
religijna niepewnego pochodzenia, którą zawarto w „świętych księgach”. Jest to cofnięcie się w rozwoju ludzkiego poznania o dobrych kilka tysięcy lat. Paweł Rojek, redaktor naczelny „Pressji”, tak sobie m.in. roi za nasze pieniądze: „Życie ludzkości powinno przebiegać na wzór wewnętrznego życia Trójcy Świętej. Ma ono być wzorem jednostkowej i wspólnotowej
egzystencji”. Dalej następuje bełkot teologiczny autorstwa samego Josepha Ratzingera, który jest raczej trudny do przekazania, a z pewnością zbędny. Zabawne w tym w wszystkim jest to, że uczeni teologowie katoliccy mają tak wiele do powiedzenia „o życiu wewnętrznym Trójcy”, a tymczasem w ogóle istnienie „Boga w Trójcy Jedynego” uchodzi za coś wątpliwego i dyskusyjnego z punktu
Ośrodek wypoczynkowy „Faktów i Mitów”
13
widzenia nawet części samej tradycji chrześcijańskiej. Nie jest żadną tajemnicą, że o „Trójcy” żadnego pojęcia nie miało kilka pokoleń pierwszych chrześcijan. To raczej późnostarożytny wynalazek teologiczny, będący efektem przemieszania się wyobrażeń wczesnochrześcijańskich z religiami orientalnymi i filozofią grecką. Zatem wzorem życia gospodarczego i społecznego w Polsce miałaby być jakaś „Trójca”, o której nic prawdziwego nie wiadomo i w którą nawet znaczna część chrześcijan nie wierzy. Świetny pomysł! A oto jeszcze jedna próbka bełkotliwego języka „Pressji”: „Istnieje podobieństwo pomiędzy jednością osób boskich a jednością synów Bożych zespolonych w prawdzie i miłości. To podobieństwo ukazuje, że człowiek nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak poprzez bezinteresowny dar z samego siebie. Jako w niebie tak ma być i na ziemi. Nauka społeczna Kościoła jest więc jak gdyby odwrotnością sekularyzacji. Trójca Święta może być innowacyjnym interdyscyplinarnym programem badawczym”. Warto zwrócić uwagę, że ten bełkocik miesza różne porządki – teologiczny z naukowym, kościelny z państwowym. To zupełne odrzucenie dorobku ostatnich stuleci, który doprowadził do rozwoju nauki uniezależnionej od teologii, a państwa wyzwolonego spod dyktatury Kościoła. Z powodu posłuszeństwa nakazom kleru mielibyśmy odrzucić to, co stanowi o współczesnym życiu ludzkim – panowaniu nad naturą za pomocą nauki, z trudem wywalczone i wypracowane prawa człowieka. Wszystko to miałoby zostać złożone na ołtarzu „Trójcy Świętej”, bo rzekomo „chrześcijańskie nauki społeczne są konieczne do przezwyciężenia kryzysu ekonomicznego, politycznego i społecznego naszych czasów”. Litości!!! MAREK KRAK
Za Lucieniem w tym miejscu skręcamy w prawo
Zapraszamy do ośrodka „FiM” nad Jeziorem Białym, na Pojezierzu Gostynińskim (adres: Gorzewo 72, zjazd z drogi Gostynin-Nowy Duninów na Antoninów 3). Najczystsza woda, unikalna przyroda, trasy rowerowe i narciarskie, wysoki standard pokojów, przemiła obsługa. Oferujemy: wypożyczalnię rowerów i sprzętu wodnego, nart biegowych, organizację imprez, paintball itp. Ośrodek jest czynny w każdy weekend od piątku godz. 7.30 do niedzieli godz. 19.00. Od 1 marca 2014 r. – bez przerwy. Promocyjne ceny dla Czytelników „FiM” po okazaniu aktualnego numeru naszej gazety ☺
www.bialezrodla.pl
tel. 723 668 868
14
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
BEZ DOGMATÓW
Ż
eby wiedzieć, że siła to nie wszystko, wystarczy wspomnieć naszych kuzynów neandertalczyków. Byli od nas silniejsi i sprawniejsi, ale już ich nie ma. O sukcesie homo sapiens zdecydowały prawdopodobnie umiejętności społeczne. „W rzeczywistości rzadko chodzi o najsilniejszych lub najbardziej agresywnych. Przeciwnie, wygrać ewolucyjnie można z różnych powodów: posiada się najlepszy kamuflaż albo jest najbardziej płodnym, albo najlepiej się współpracuje. Zapomnijcie o Rambo. Pomyślcie o Einsteinie lub o Gandhim” – trafnie pisał Michael Le Page na łamach „New Scientist”. Choć może lepiej... zapomnieć na chwilę też o nich dwóch, bo i to jest ślepa uliczka. Tyle że inna. Siłę zastępuje w niej inteligencja lub charyzma. Tymczasem w ogóle nie ma cech, które zawsze byłyby pozytywne i adaptacyjne. Prawie każda może pomagać w jednych okolicznościach, a w innych szkodzić. Mechanizmy doboru mogą promować
U ludzi także są dylematy, w których nie ma prostych odpowiedzi, ale selekcja naturalna radzi sobie, odpowiadając na wyzwania środowiska. Tak jest z anemią sierpowatą. To choroba genetyczna, która do niedawna znacząco skracała długość życia i na przykład w USA jej nosiciele dożywali przeciętnie 40 lat albo niewiele więcej. W Afryce równikowej od 10 do 40 proc. przychodzących na świat dzieci ma ją zapisaną w DNA. Mimo że zgodnie z zasadami doboru naturalnego powinna zniknąć, bo trudno uznać, by śmiertelna choroba pomagała w ewolucyjnym sukcesie. Ale pomaga. Jak? W parze z kosztem idzie tutaj większy zysk. Anemia sierpowata zwiększa odporność na malarię. Jest przekazywana następnym pokoleniom, ponieważ większą szansę na potomstwo mają chorzy na tę chorobę, którzy umierają w okolicach czterdziestki, niż ci, którzy złapią malarię i umrą jako dzieci. Dlatego jest to choroba powszechna w tropikach, gdzie malaria szaleje, a w Europie nie
skrzydła, trochę bardziej przystosowane do biegania kopyta lub – jeżeli ten ktoś żyje w tropikach – gen anemii sierpowatej. Wtedy taki osobnik (pomyślcie np. o pojawieniu się anemii podczas epidemii malarii) ma dużo
w niezmienionym środowisku wzrosła sześciokrotnie. Tak duży wpływ miała niezależna zmiana dwóch genów. Eksperymenty Lenskiego są doskonałym przykładem tego, w jaki sposób działa połączenie wariacji
EWOLUCYJNE KONTROWERSJE (2)
Dobór piękny, ale głupi Ewolucyjny wyścig wygrywają najsilniejsi i najbardziej bezwzględni? Wielu chciałoby w to wierzyć, bo to doskonała wymówka dla ich własnej bezduszności, ale natura rządzi się bardziej skomplikowanymi prawami. urodę, ale zdarza się, że jest ona obciążeniem. W reprodukcyjnym sukcesie mogą pomagać nawet śmiercionośne choroby i wszystko jest sztuką zachowania równowagi. Bo jak odpowiedzieć na pytanie, czy lepsze są nogi krótsze, czy dłuższe? Zapewne większość z nas odpowie, że dłuższe. Jednak gdy o to samo zapytać gazelę, to sprawa staje się skomplikowana. U niej długość nóg nie jest kwestią atrakcyjności i doboru płciowego, ale przetrwania i doboru naturalnego. Jest tak, ponieważ są to zwierzęta, dla których kluczowa staje się możliwość ucieczki przed gepardami. Żeby gazela miała szansę na przeżycie, musi biegać przynajmniej w takim samym tempie jak one lub szybciej niż koleżanki w stadzie. Czyli – mogłoby się wydawać – selekcja naturalna powinna promować jak najdłuższe nogi, bo te pozwalają szybciej biegać. I tak jest, ale tylko do pewnych granic, bo jeżeli nogi stają się zbyt długie, to… dużo łatwiej je złamać. Kiedy ryzyko złamania zaczyna przeważać nad szansą bycia dogonionym, to lepsze zaczynają być nogi krótsze. Teoretyczne gadanie? W żadnym wypadku! Długość nóg gazeli da się powiązać z liczbą gepardów w miejscu, w którym żyje dana populacja.
występuje. Tam jest atutem. U nas jedynie kosztem. I to tak poważnym, że musi zostać wyeliminowany.
Kumulacja losowych zmian Ten subtelny mechanizm równoważenia i dostosowania to dobór naturalny, który – cytuję za Richardem Dawkinsem – jest procesem „ślepym, bezrozumnym i automatycznym”. Nie planuje i nie przewiduje, ale jednocześnie bardzo dobrze potrafi wykorzystywać pojawiające się przypadki. „Mutacje są losowymi zmianami genów, które tworzą surowiec dla nielosowej selekcji” – pisał biolog z Oksfordu. Jednak ewolucja nie ogranicza się do jednej zmiany. To proces nawarstwiania się takich drobnych zmian – tzw. dobór kumulatywny. Przy czym warto pamiętać – bo to też jest częsty błąd – że nie wszystkie są adaptacjami i sporo z nich jest neutralnych, a zdarzają się też negatywne. Dla procesu najważniejsze jest to, że promuje mutacje poprawiające przystosowanie do środowiska. Odbywa się to tak, że u jakiegoś osobnika za sprawą wariacji genów pojawia się (lub tylko wzmacnia) cecha, która zwiększa szansę reprodukcyjnego sukcesu. Mogą to być trochę dłuższe
większe szanse na pozostawienie potomstwa. Jego potomstwo też ma na to większe szanse itd. Wreszcie określona cecha rozprzestrzenia się w populacji. To brzmi jak coś, co nie może się zdarzyć, ale w rzeczywistości potrafi nastąpić całkiem szybko. Wiemy o tym doskonale, bo po pierwsze – jest mnóstwo dowodów, a po drugie – dysponujemy wynikami eksperymentów, które potwierdzają, że dzieje się to w taki sposób. Jednym z biologów, któremu udało się to pokazać, jest Richard Lenski z Michigan State University. Udało mu się wyhodować 45 tys. pokoleń bakterii E. coli. Zaczął od tego, że jedną kolonię bakterii podzielił i umieścił w 12 kolbach. Później codziennie z każdej z nich tworzono nową „społeczność”, którą umieszczano w nowym naczyniu. Dbano o to, by różne kultury się nie pomieszały i skrupulatnie rejestrowano zmiany w populacjach. Bakterie E. coli żywiły się glukozą. Codziennie rosły do poziomu, na który pozwalała jej zawartość w środowisku. Jednocześnie z pokolenia na pokolenia adaptowały się do niego lepiej, co było widać choćby po tym, że były coraz większe. Długo wszystko działo się stopniowo, aż w jednym z „plemion” E. coli – mniej więcej w pokoleniu nr 33127 – pojawiła się gwałtowna ewolucyjna zmiana. Dwie niezależne mutacje spowodowały, że cytrynian – także obecny w kolbach – stał się dla nich pełnowartościowym pożywieniem. Dzięki temu liczba bakterii mogących przetrwać
genetycznych, wpływu środowiska i nierównej reprodukcji. Dobór nie „tworzy” cech. Korzysta jedynie z tego, co dostaje. To bardzo efektywne połączenie przypadku i umiejętności budowy na tym, co już jest.
Gupik kusi partnerkę Jednak to nie wszystko. Decyduje nie tylko zdolność adaptacji, ale też możliwość przekazania genów. I to także wymaga utrzymywania subtelnej równowagi. Co z tego, że pojawi się niezwykła mutacja genetyczna, jeżeli nie znajdziemy partnera gotowego, by ją z nami rozprzestrzenił? A partnerzy bywają kapryśni i potrzebują sygnałów świadczących o zdrowiu oraz możliwościach seksualnych. Te zaś są niekiedy dość kłopotliwe z punktu widzenia szans na dożycie starości. Przykładem sztandarowym jest ogon pawia, który w ucieczce przed drapieżnikami raczej nie pomaga. Zwykle jest mniej spektakularnie, bo trzeba dbać nie tylko o atrakcyjność, ale też o przetrwanie. Kiedy uroda staje się zbyt wielkim obciążeniem, zostaje ukarana. Bardzo dobrze widać to na przykładzie gupików, które badał John Endler. Zauważył on, że wygląd tych popularnych rybek różni sie znacząco w zależności od strumienia, w którym żyją. W jednych były bardziej kolorowe, a w innych mniej. Powodem – jak się domyślał – musiała być liczba drapieżników, które na gupiki polowały. To wydało się ciekawe i biolog postanowił zrobić mały eksperyment. Przygotował kilka stawów
i do każdego wpuścił pochodzące z różnych strumieni rybki. Początkowo nie było tam żadnych drapieżników i wygląd kolejnych pokoleń gupików dość szybko zaczął zmierzać w tym samym kierunku. Przybywało kolorowych plam. Samice preferowały barwnych panów. Po kilku miesiącach Endler zmienił warunki i do gupików wpuścił drapieżniki. Przy czym zrobił to tak, że w niektórych rybki były bardziej narażone na upolowanie, a w innych mniej. Efekt? Tam, gdzie było najbardziej niebezpiecznie, plamy zaczęły szybko znikać. Rybki kolorowe ginęły w dramatycznych okolicznościach, a większe szanse na przeżycie miały te zlewające się z otoczeniem. Samice nie miały wielkiego wyboru. Inaczej było tam, gdzie drapieżniki były mniej agresywne. W tych stawach korzyści z pięknych łusek i ryzyko bycia zjedzonym, równoważyły się. Dlatego plam na gupikach było mniej, niż kiedy swobodnie pływały w stawie, ale i tak więcej niż tam, gdzie musiały uważać na siebie przez cały czas. Zmiany w populacji były wynikiem równoważenia się wpływu selekcji naturalnej i płciowej.
Człowiek społeczny Cały proces jest ciągłym równoważeniem się różnych sił doboru. Dlatego nie ma określonego kierunku, nie może projektować organizmów i nie zawsze je poprawia. Nie może, bo musi dbać o równowagę. I to nie tylko między selekcją naturalną i płciową, bo można też mówić o doborze grupowym i krewniaczym. A swoje do dodania mają też „samolubne geny”, które mieszają się wszędzie. Dobór radzi sobie z tym całkiem nieźle, bo ma ogromne możliwości. Można je zobaczyć nie tylko w naturze, ale też w tym, co robi człowiek. W końcu jako hodowcy przejmujemy trochę rolę natury i z pomocą „nierównej reprodukcji” generujemy pożądane cechy. To dobór sztuczny, ale korzystający z tego samego mechanizmu i pokazujący, jak wiele, i jak szybko można zdziałać z jego pomocą. Wystarczy pomyśleć o rasach psów i kotów oraz o tym, że z wilka zrobiliśmy yorka. A także o tym, że chodzi nie tylko o cechy fizyczne, bo tym sposobem można też na przykład udomowić lisa. Przekonał o tym jeden z radzieckich naukowców, który dokonał tego w krótkim czasie, jedynie krzyżując najłagodniejsze zwierzęta. To pokazuje możliwości losowo-nielosowego mechanizmu. Środowisko zmienia się dynamicznie i nie ma cech, które byłyby uniwersalnym atutem. Korzystanie z nieskończonej liczby przypadków pomaga znaleźć te pomagające w przetrwaniu w danych okolicznościach. Niektórzy mówią, że ewolucja jest ślepym zegarmistrzem. To dobre porównanie. Warto jednak pamiętać, że jest to zegarmistrz zdolny, ale także pozbawiony planu i celu oraz korzystający z tego, co zrobił wcześniej. Ale o tym wkrótce. KAROL BRZOSTOWSKI
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
BEZ DOGMATÓW
Miliarder inny niż polscy Są na świecie miliarderzy, o których polskim bogaczom się nie śniło. Jednym z nich jest Warren Buffett, którego majątek sięga 58,5 mld dolarów. Jednak mieszka w domu, który kupił pół wieku temu, a o dzisiejszym kapitalizmie ma złe zdanie i chciałby go naprawić. „Czarodziej z Omaha” (taką ksywkę nosi ten bogacz) chciałby na przykład podnieść podatki. Ale nie wszystkim. Tylko bogatym. W tym i sobie. „Jak to możliwe, że ja płacę 19 proc. podatku, a moja sekretarka ponad 30? Jakim sposobem coś takiego może być w porządku?” – pytał i dodawał: „Mamy wojnę klas, w porządku, ale to moja klasa, klasa bogaczy, prowadzi tę wojnę i wygrywa”. Musicie przyznać, że brzmi to zaskakująco w ustach człowieka, który pieniędzy ma tyle co 22 Kulczyków i jeszcze pół. Kim jest miliarder, który potrafi opowiadać takie rzeczy? To 83-letni geniusz giełdowy, który nie lubi wydawać pieniędzy i wciąż mieszka w domu kupionym w 1957 roku za 30 tys. dolarów. Nie chce nowego, bo ma pięć sypialni. „Po co komuś więcej?” – pyta. Buffetta często kreuje się na człowieka, który karierę zawdzięcza tylko sobie (self-made man – jak mówią Amerykanie). To trochę prawda i trochę nieprawda. Był synem kongresmana, a rodzina zaliczała się do zamożnej klasy średniej. Ojciec handlował akcjami, do rodziny należał nieźle radzący sobie sklep spożywczy i nawet w czasie Wielkiego Kryzysu (Warren urodził się w jego drugim roku) jakoś dawali sobie radę. To powód, dla którego trudno zgodzić się z twierdzeniem, że dorobił się „od zera”. Z drugiej jednak strony rodzice, choć zamożni, mieli tysiące, a nie miliony. O miliardach nie wspominając. Wielki kapitał finansowy Warren zbudował samodzielnie, bo – jak sam mówi – „ma wyjątkowy talent do robienia pieniędzy”. Pierwsze zeznanie podatkowe wypełnił jako 14latek. Zarobił na rozwożeniu gazet. Z czasem ułożył sobie tę pracę tak, że zarabiał więcej niż jego nauczyciele. Pod koniec liceum prowadził już kilka mniejszych lub większych interesów. Zwykle takich, w których pracował kapitał, a nie on. Zarabiane pieniądze odkładał i inwestował. Robił to dobrze, jednak skrzydła rozwinął dopiero na studiach. Rodzina była wystarczająco zamożna, żeby skończył dobry uniwersytet. Wprawdzie nie przyjęto go na Harvard (nie rokował...), ale trafił na Columbię. Tam spotkał swojego idola. Był nim Ben Graham, twórca własnej szkoły myślenia o giełdzie. Do tej szkoły Buffett „zapisał się”, zanim jeszcze poszedł na studia, i – z kilkoma zastrzeżeniami
– pozostał w niej do dziś. Jej podstawowa zasada mówi, że „trzeba inwestować, a nie spekulować”. Okazało się, że są to zasady wyjątkowo słuszne, a Warren miał wyjątkowy talent do ich wykorzystywania i szybko zaczął się dorabiać. Milionerem został w 1962 roku, a miliarderem – w 1990 r. Wszystko za sprawą giełdy.
Klub szczęśliwego nasienia Udane inwestycje pozwoliły mu zarobić miliardy i dziś zalicza się do najbogatszych ludzi świata. Były lata, gdy był w tej klasyfikacji pierwszy. Jego majątek to więcej niż łączne PKB kilkudziesięciu krajów z dolnej połówki listy światowego bogactwa. Buffett pozostaje jednak bogaczem dość dziwnym. Wyróżnia go styl życia oraz poglądy – jak na miliardera raczej nietypowe. Nie lubi na przykład bogaczy, których jedyną zasługą jest to, że się dobrze urodzili. Nazywa ich członkami klubu szczęśliwego nasienia i podkreśla, że posiadanie takich, a nie innych rodziców to żadne uzasadnienie dla nierówności i niesprawiedliwości. Co ciekawe, nie pozostaje w tych słusznych docinkach gołosłowny. Jego dzieci odziedziczą tylko ułamek fortuny ojca. „Dzieciom zostawię dokładnie tyle, żeby mogły robić to, co chcą robić, ale nie mogły nic nie robić” – mówi. Dla Amerykanów, którzy przywykli do ostentacyjnej konsumpcji ludzi bogatych i superbogatych, fenomenem jest też styl życia Buffetta. Mieszka w Omaha, a to nie jest Beverly Hills. Dom kupił ponad 50 lat temu. „Po co mi 10 domów? Tym się trzeba zajmować. W Nebrasce jest mi dobrze. Chłodno w lecie. Ciepło w zimie” – mówi. Kupuje używane samochody. Je na ogół w lokalnej knajpie, bo nie lubi wymyślnej kuchni, tylko steki i cheeseburgery, a lokal karmi bardzo dobrze. Ubrania kupuje przez internet, bo krawca nie ma, a tak jest szybciej i taniej. Choć czasami żartuje: „Kupuję drogie garnitury. One tylko na mnie wyglądają na tanie”. Ulubioną rozrywką jest dla niego brydż, w którego grywa z „lokalsami”, a także z Billem Gatesem, i przez internet. Alice Schroeder, autorka liczącej 900 stron i raczej
nudnej biografii Buffetta, wyliczyła, że na brydża poświęca co najmniej 12 godzin tygodniowo. I zawsze popija wtedy... coca-colę. Wiadomo. Z hamburgerem nic nie smakuje równie dobrze.
w zdobyczy. Obowiązkiem społeczeństwa tak bogatego jak nasze jest wymyślenie, jak nie pozostawiać nikogo zbyt daleko z tyłu”.
Święty czy mądry?
Nie tylko mówi, że to trzeba zrobić, ale dodaje też, jak to zrobić. Wskazując przede wszystkim na wyższe podatki od najbogatszych. „Jeżeli kraj potrzebuje zwiększyć przychody, to pieniądze powinien brać od tych, którzy je mają” – podpowiadał rządzącej administracji. Jednocześnie bardzo bezpośrednio opowiadał się za daleko idącym wzrostem progresji podatkowej: „Podatki dla klasy niższej i średniej, a może nawet wyższej średniej, powinny być nadal obniżane. Ale ludzie z wysokiego końca, tacy jak ja, powinni płacić więcej. Mamy teraz lepiej niż kiedykolwiek wcześniej”.
Kapitalistyczny święty? W żadnym wypadku! Buffett nie jest człowiekiem świętym. Jest jedynie człowiekiem mądrym i utrzymującym dystans wobec świata oraz zmieniających się mód. Wie, że kiedy ludzie zarabiają, to zarabia także on. A nie na odwrót, jak chcieliby skrajni wolnorynkowcy w rodzaju Leszka Balcerowicza. Jedna z najważniejszych zasad, którymi kieruje się w życiu, też jest zupełnie inna niż Balcerowicza, bo każe myśleć samodzielnie. Zapewne dlatego Buffett nie ulega neoliberalnym mrzonkom
Chyba po lobotomii
Warren Buffett i Barack Obama
o nieomylnej ręce rynku. „Dla ludzi biednych system rynkowy nie działa” – mówił w jednym z wywiadów dla PBS. Kiedy indziej wyśmiewał słynne zasady, na których oparto także naszą transformację ustrojową. Robił to tak: „Wiecie. Bogaci zawsze będą mówić, że jak dacie im więcej pieniędzy, to oni będą więcej wydawać i wtedy to spłynie w dół na was wszystkich. Jednak co najmniej od 10 lat to nie działa i mam nadzieje, że Ameryka już to zrozumiała”. Jest zatwardziałym krytykiem bankierskich premii i lubi podkreślać, że ze światem wokół coś jest nie w porządku. Szczególnie gdy chodzi o to, w jaki sposób dzieli się bogactwo. „Pracuję w gospodarce, która kogoś, kto na polu walki uratował życie innych, nagradza medalem. Wspaniałego nauczyciela nagradza pochwałami od rodziców. Ale człowieka, który potrafi wykryć złą wycenę papierów wartościowych nagradza miliardami” – podkreślał Buffett. Innym razem przekonywał: „Nauczyliśmy się, jak kreować ogromną ilość dóbr i usług, ale nie nauczyliśmy się równie dobrze, jak robić tak, by każdy miał swój udział
Administracja Obamy wykorzystała jego nazwisko, by nazwać i bronić tzw. Buffett Rule, która ma wyznaczać kierunek dla przeprowadzanej z wielkimi oporami reformy podatkowej. Ma ona zmienić rozkład obciążeń fiskalnych w Stanach i spowodować, że każdy, kto zarabia ponad milion dolarów rocznie, zapłaci efektywnie ponad 30 proc. podatków. Czyli tyle, co niezamożna sekretarka Warrena Buffetta. Politycy po jego autorytet sięgają zresztą wyjątkowo chętnie. Połączenie majątku i poglądów powoduje, że robią to jedni i drudzy. Z tym że niektórzy z marnym skutkiem. Gdy republikanin John McCain chciał uszczknąć dla siebie trochę z autorytetu finansisty i ogłosił, że może mu zaproponować stanowisko sekretarza skarbu, usłyszał w odpowiedzi: „Musiałby mi chyba zrobić lobotomię, żebym mógł go poprzeć”. Nie miał za to takiego problemu z Barackiem Obamą, mimo że obecnego prezydenta krytykuje za niewystarczające zmiany. Niespecjalnie podoba mu się na przykład reforma zdrowotna o nazwie Obamacare, choć uznaje ją za krok w dobrym
15
kierunku. Uważa, że opieka zdrowotna powinna być dostępna, ale amerykański system wymaga przebudowy od podstaw, ponieważ działa wyjątkowo nieefektywnie. Buffett wyśmiewa też standard złota, do którego wzdychają rodzimi korwiniści. „Jest to coś, co wykopuje się z ziemi, gdzieś w Afryce albo innym miejscu. Wtedy to topimy, wykopujemy kolejną dziurę, zakopujemy to ponownie i płacimy ludziom za stanie obok i pilnowanie tego. To nie ma żadnego zastosowania. Każdy, kto patrzyłby na nas z Marsa, drapałby się po głowie” – tłumaczył studentom Harvardu. Co ciekawe (a może i nie, jeżeli weźmie się pod uwagę, że swoje pieniądze zamierza rozdać), jest też bardzo zdecydowanym adwokatem podatku spadkowego. W swoim stylu uzasadnia, że gdyby go zlikwidować, to byłoby tak, jakby drużynę olimpijską na rok 2020 skompletować z najstarszych synów złotych medalistów z roku 2000.
Szwedzkie geny? Dla rodzimych piewców kapitalizmu w jego najdzikszej formie wszystko, co mówi Buffett, musi brzmieć jak bluźnierstwo. No bo jak to? Nie ma schodzenia bogactwa w dół? Wyższe podatki od najbogatszych są lepsze nawet dla nich samych? Dorabiać się trzeba samemu, a nie dziedziczyć albo kraść? Okazuje się, że guru kapitalizmu zaprzecza wszystkiemu temu, co od lat sprzedaje się nam jako jego rdzeń i konieczność. W takim systemie żyjemy – powtarza się nam, nie dostrzegając, że ten system ma wiele wersji i twarzy. Dlaczego jednak wizja prezentowana przez tak skutecznego praktyka jest zupełnie inna niż u naszych wyszczekanych teoretyków? Może dlatego, że jego zasada to myśleć samodzielnie, a nasi teoretycy kapitalizmu mają z tym problemy. Może dlatego, że niewielu zna mechanizmy rynku lepiej niż on, a wiedza to rzecz niezbędna do rozsądnej krytyki i dawania sensownych wskazówek? Może przez rozsądek i ogromną inteligencję, bo nietrudno przecież zauważyć, że ze światem, w którym za nieudolne zarządzanie bankiem (lub czymś innym) otrzymuje się sumy wielekroć większe niż za umiejętne wykonywanie każdego innego zawodu, jest coś nie w porządku? Może to protestancki system wartości, który każe cenić pożyteczną pracę? A może z genów? Bo badania pokazały, że rodzina miliardera pochodzi ze Szwecji. U niego natomiast bez trudu da się odnaleźć nutki tęsknoty za skandynawskim modelem kapitalizmu. Najpewniej jednak przyczyna inności Buffetta tkwi we wszystkim po trochu, a zasadnicza odpowiedź jest bardzo prosta: niezwykły miliarder jest po prostu mądrzejszy od polskich piewców kapitalizmu. KAROL BRZOSTOWSKI
16
W drodze na szczyt M
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
ZE ŚWIATA
ało jest przykładów równie dotkliwej dyskryminacji płci pięknej jak nabrzmiała kwestia przeżywania orgazmu.
Mężczyzna został wyposażony przez naturę w mechanizm przeżywania rozkoszy seksualnej, bo jest mu on niezbędny do ejakulacji, ergo zapłodnienia, ergo przetrwania gatunku ludzkiego. Kobieta nie musi doznawać szczytowania, by zajść w ciążę i urodzić dziecko. Wiele pań go nie doznaje. Tę znaną od dłuższego czasu smutną prawdę potwierdzają nowe badania naukowe. Około 30 proc. kobiet nigdy nie doświadczyło orgazmu, a jeśli nawet im się on zdarza, to nie w wyniku stosunku. Duże „O” jest uwarunkowane wieloma czynnikami ubocznymi – takimi jak nastrój czy spożycie alkoholu. Okazuje się bowiem, że – na przekór powiedzeniu „pij, będziesz łatwiejsza” – procenty sabotują kobiecą rozkosz. Wprawdzie na początku wzmagają pożądanie, lecz później zakłócają wspinaczkę na szczyt. Nie tylko kobietom – mężczyźni także padają tu ofiarą... Inną przeszkodą mogą być tabletki antykoncepcyjne. Okazuje się, że spożycie określonych gatunków pigułek (np. Yasmin) obniża libido. Większość kobiet nie osiąga oczekiwanej satysfakcji seksualnej podczas tzw. szybkich numerków z nieznanymi wcześniej partnerami. Panie nieznające swych partnerów często wstydzą się powiedzieć mężczyźnie o swych preferencjach, takich jak na przykład seks oralny. Ginekolog dr Eden Fromberg i Naomi Wolf, autorka książki „Vagina: A New Biography” („Pochwa: Nowa Biografia”), ujawniają kilka świeżo odkrytych prawd na temat wrażliwości seksualnej, które zaskoczyłyby nawet klasyków gatunku, Williama Mastersa i Virginię Johnson z Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis. Okazuje się, że współczesna cywilizacja zakłóca naturalny rytm funkcjonowania organizmu i aktywności seksualnej. Cykl miesiączkowy kobiety był wcześniej ściśle związany z fazami Księżyca: menstruacja następowała w czasie nowiu, zaś owulacja – podczas pełni. Feeria i wszechobecność sztucznych świateł zburzyły korelację biologii i natury. Dotąd mało kto zdawał sobie sprawę z faktu, że możliwe jest zajście w ciążę 5 do 8 dni po
współżyciu. Teraz wiadomo już, że plemniki mogą przeżyć kilka dni w śluzie pochwowym, a potem są w stanie dotrzeć do komórki jajowej. Wspomniane badania rzucają nowe światło na mechanizm i fizjologię damskiego orgazmu. Okazuje się na przykład, że kobiety nie powinny przesadzać z chodzeniem na wysokich obcasach, bo zmieniają one obciążenie kręgosłupa i mogą zakłócać funkcjonowanie nerwów oraz mięśni podbrzusza. Co więcej, warto, by uważały na… krzesła. Siedzenie na tym meblu może oddziaływać na umiejscowione w pośladkach nerwy, kontrolujące doznania pochwy, łechtaczki i odbytu, czego skutkiem może być stan samoistnego podniecenia. Z drugiej jednak strony – całodzienne wysiadywanie w pracy miewa odwrotny skutek i utrudnia osiągnięcie orgazmu.
Badania wykazują, że nie ma standardów ani modeli dotyczących wszystkich pań. Każda ma własny unikalny system nerwów w okolicy podbrzusza i pochwy, przeto reakcje na doznania fizyczne będą w każdym przypadku nieco inne. Naukowcy stwierdzili ponadto, że w osiągnięciu orgazmu pomaga dobre nawodnienie organizmu. Konkluzja tego wszystkiego jest optymistyczna: „Prawie wszystkie kobiety są w stanie doznawać orgazmu – twierdzi dr Fromberg. – Organizm każdej wyposażony jest w mechanizmy umożliwiające szczytowanie. Ale nie wszystkie kobiety wiedzą, jak tego mechanizmu używać”. KP
W
świecie, który szczyci się racjonalnością, rządzą ciągle religijne mity, zatruwając edukację, politykę, gospodarkę. Wszystko… Od kilku tygodni zamieszczamy na łamach „FiM” nieco więcej materiałów o tematyce żydowsko-izraelskiej – historycznej, a nawet teologicznej. Sądzimy, że warto do niej wracać, bo konflikt wokół Izraela rzutuje na połowę świata od wielu
zupełnie teoretyczny „Żyd” z Kiszyniowa czy Etiopii, dostanie obywatelstwo z prawem pobytu w „ojczyźnie przodów”. To nie tylko zakrawa na jakiś kuriozalny religijny rasizm, ale także gigantyczną mistyfikację, którą niemal cały świat przyjmuje jeśli nie z aprobatą, to przynajmniej w pokornym milczeniu. Od czasu do czasu w tym festiwalu mistyfikacji mają miejsca wydarzenia szczególne. Chodzi mianowicie
Felasze po masowym przesiedleniu nie mieli życia „mlekiem i miodem płynącego”, a ortodoksyjni rabini zaczęli im zarzucać, że nie są Żydami dostatecznie prawdziwymi. Jako czarnoskórzy spotkali się także z rasistowskimi szykanami i nie bardzo potrafili się odnaleźć w bliskowschodnim świecie wyrwani z etiopskiego kontekstu kulturowego. Natomiast zupełnie inaczej media doniosły o częściowym przesiedleniu
Rozum zaginiony pokoleń i wpływa na wszystko, włącznie z naszymi codziennymi zakupami. Wszak zawyżona sztucznie w latach 70. z powodów politycznych cena ropy nigdy nie wróciła do normalnego stanu i zapewne już nie wróci. Płacimy za to wszyscy, niezależnie od posiadania samochodu – wszak „wszystko na świecie stoi na ropie”… Konflikt wokół Izraela, czyli pomysłu stworzenia na Bliskim Wschodzie nieco sztucznego narodu (a nawet dwóch – Izraelczyków i Palestyńczyków) i państwa w oparciu o biblijne podania o „Ziemi Obiecanej”, jest smutnym przykładem tego, jak ideologia pochodzenia religijnego może zdewastować życie milionów ludzi. Gdyby nie to, że znaczna część ludzkości wierzy w Biblię, nikogo nie obchodziłoby, gdzie mieszkali domniemani przodkowie współczesnych Żydów 2 tysiące lat temu. Piszę świadomie o przodkach tylko teoretycznych, bo znaczna część ludzi współcześnie powołujących się na przynależność „do narodu wybranego” to potomkowie prozelitów – pojedynczych ludzi i całych plemion, które od czasów starożytnych przyjmowały judaizm. Ich przodkowie nie byli wcale „synami Abrahama”, tylko na przykład Jemeńczykami, Berberami, albo południoworosyjskimi Chazarami. Także Grekami i Egipcjanami, którzy w wielkich miastach starożytności fascynowali się wiarą w jednego Boga i przyjmowali religię Żydów. Była to raczej religia właśnie, a nie naród, bo ten „naród” nie miał nawet żadnego wspólnego języka. Wszak starożytny hebrajski stał się martwy, zanim jeszcze swój złoty wiek przeżyły Ateny. Te twarde fakty nie mają jednak żadnego wpływu na politykę Izraela, która głosi rzekomy „wielki powrót” do „Ziemi Świętej” Żydów z całego świata, co nakręca konflikt przez politykę okupacji i kolonizacji. Ta religijno-polityczna mistyfikacja pozwala mobilizować poparcie różnych społeczności i wyławiać na świecie chętnych do emigracji. Zgodnie z przyjętą nacjonalistyczną doktryną rodowity Palestyńczyk wyrzucony z Izraela w 1948 r. nie ma prawa tam (czyli do swojej ojczyzny) powrócić, ale
o „odkrywanie zaginionych plemion Izraela”. Mamy co najmniej dwa takie przypadki. Chodzi mianowicie głównie o etiopskich Felaszów oraz południowoazjatyckich Bnej Menasze. Tradycja „zaginionych plemion” odwołuje się do historii uprowadzenia północnych plemion Izraela do niewoli asyryjskiej w VIII wieku p.n.e. Nie wiadomo dokładnie, co się z nimi miało stać, czy przetrwali i zachowali swoją tożsamość i odrębność. Od tamtej pory pojawiają się pogłoski, że ta lub inna społeczność na świecie – od… RPA, poprzez Saharę, Afganistan, po Indie – powołuje się na swoje
do Izraela społeczności Bnej Menasze, której domem było pogranicze indyjsko-birmańskie. Skąd się tam wzięli Żydzi? No właśnie! O to chodzi, że znikąd. Historia tego „zaginionego plemienia Izraela” ma bowiem… 50 lat. Ludzie z Bnej Menasze są skośnooką azjatycką ludnością, która w XIX wieku została przez chrześcijańskich misjonarzy nawrócona na protestantyzm w odmianie baptystycznej. W połowie XX wieku pojawił się wśród nich prorok, niejaki Challa Mala, który wmówił niektórym, że są… zaginionym prawie 3 tys. lat temu żydowskim plemieniem Manassessa i nakłonił swoich zwolenników do przyjęcia judaizmu. Głosił przy tym, że ryFelasz chło zostaną sprowadzeni do Jerozolimy. No i faktycznie – w 2005 roku główny rabin sefardyjski Izraela Szlomo Amar uznał, że Bnej Menasze są… Żydami. A zatem przysługuje im „powrót do ojczyzny”. No i niektórzy z nich już „wrócili”, co można uznać za monstrualną polityczno-religijną groteskę. Władze Izraela mają dzięki temu „Repatrianci” z Indii świeże „mięso armatnie”, bezcenne w czasach, w których więcej Żydów ucieka z „Ziemi Obiecanej”, rzekome żydowskie korzenie. Czaniż do niej „wraca”. Palestyńczycy sem te mity są sprytnie wykorzystyokazują się tym sposobem jeszcze wane przez propagandę izraelską. mniej „tutejsi” niż przybysze nawet Tak było z Felaszami, grupą ze wschodnich Indii. mieszkańców Etiopii, którzy wyznawali religię bardzo przypominającą Aby uzmysłowić sobie, jak barpierwotny judaizm i odwołującą się dzo cała ta sytuacja jest tragikomiczdo żydowskich tradycji. Legend zwiąna, niech każdy z nas wykona takie zanych z ich pochodzeniem jest spooto ćwiczenie umysłowe. Pomyślmy ro, ale tak naprawdę nie wiadomo, o tym, gdzie mieszkali nasi przoddlaczego wierzą w to, w co wierzą. kowie 2 tys. lat temu. Jeśli byli SłoWiadomo natomiast, że nie są etniczwianami lub należeli do innych lunymi Żydami i nigdy nimi nie byli. dów indoeuropejskich, to być może Nie przeszkodziło to władzom Izrażyli gdzieś w Europie Wschodniej, ela przetransportować ich do „ziemi na przykład na stepach południowej ich przodków” w latach 80. XX wieRosji. No to poprowadźmy eksperyku. Ponoć uczyniono to ze względów ment dalej – wyobraźmy sobie, że humanitarnych (głód w Etiopii), ale rzucamy wszystko, jedziemy na przymiało to przede wszystkim znaczekład do Wołgogradu i każemy się wynie propagandowe – diasporze żynosić tamtejszym mieszkańcom dowskiej, która nie ma zamiaru zbyt w przekonaniu, że bogowie obiecali gorliwie osiedlać się w Izraelu, spekich ziemię i domy właśnie nam. Idiotakularnie przypomniano, gdzie jest tyczne? I to jeszcze jak! jej „prawdziwa ojczyzna”. Niestety, MAREK KRAK
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
Co ukrywa Watykan? Biskupi twardo odmawiają organom międzynarodowym udostępnienia dokumentów z kościelnych śledztw dotyczących pedofilii. Organizacja Narodów Zjednoczonych zwróciła się do Watykanu z prośbą o udostępnienie wyników dochodzeń w sprawach o seksualne wykorzystywanie dzieci, aby sprawdzić, czy hierarchia przestrzega zapisów Konwencji o prawach dziecka z 1990 r., którą oficjalnie podpisała. Ku zdumieniu pracowników ONZ biskupi oznajmili między wierszami, że mają gdzieś konwencję i żadnych danych nie będą ujawniać, bo to są „sprawy tajne”. „Informacje o naszych wewnętrznych dochodzeniach udostępniamy jedynie władzom państwowym, jeśli są potrzebne do współpracy w postępowaniach prawnych” – oświadczyli duchowni. ONZ zamierza zakwestionować kościelne stanowisko, bowiem odmowa udostępnienia tych danych to – według Komitetu ds. Dziecka Narodów Zjednoczonych – próba odcięcia się Kościoła od obnażonych w ostatnim czasie przypadków molestowania seksualnego dzieci przez księży pedofilów. Watykan nie zamierza ujawnić dokumentów także dlatego, że ponoć chce chronić „świadków i oskarżonych oraz integralność Kościoła katolickiego”. Hierarchia ze znaną sobie bezczelnością wykorzystała okazję, jaką stworzyła dyskusja z ONZ, i natychmiast
zaczęła żalić się nad swoim losem. „Jesteśmy głęboko zasmuceni plagą nadużyć seksualnych w Kościele. Zaostrzyliśmy kryteria wyboru kandydatów na księży, zmieniliśmy też prawo kanoniczne. Opracowujemy także wytyczne pomagające nam zwalczać nadużycia seksualne w Kościele. Nie możemy jednak ponosić odpowiedzialności za zachowanie poszczególnych członków Kościoła i duchownych” – oświadczyli przedstawiciele Watykanu. Na te haniebne słowa odpowiedziało amerykańskie Centrum Praw Konstytucyjnych, według którego utajnianie dokumentów przez duchownych ułatwia, a nawet zachęca do gwałtów i przemocy seksualnej wobec dzieci w Kościele katolickim. „Watykan twierdząc, że nie jest odpowiedzialny za pedofilię wśród duchownych, potwierdza swoje skandaliczne procedury” – powiedzieli prawnicy z CPK. Odmowę współpracy papieskich urzędników z ONZ światowa prasa nazwała skandalem, a sam Watykan w ogniu krytyki ogłosił szumnie, że niebawem uruchomi własną komisję do spraw ochrony dzieci przed nadużyciami seksualnymi ze strony duchownych. Zapowiedź powstania tego tworu to rzekomo efekt prac ośmioosobowej Rady Kardynałów, czyli najbliższych doradców papieża w sprawach Kościoła. W swoich kompetencjach komisja ta ma pokazać i nadzorować
wdrożenie nowych pomysłów w walce z pedofilią, a także wspierać ofiary i ich rodziny. Poza tym będzie wydawać zalecenia w sprawie współpracy z władzami świeckimi. W jej skład – poza duchownymi – mają podobno wchodzić także „świeccy eksperci”. Bezczelność to chyba za małe słowo, aby nazwać pomysł powstania tejże komisji, zrzeszającej funkcjonariuszy instytucji, która przez lata planowo, zgodnie z instrukcją papieża Jana XXIII „Crimen sollicitationis”, ukrywała zboczeńców w sutannach. Policja na całym świecie co jakiś czas informuje o rozpracowaniu kolejnej siatki pedofilów wymieniających się m.in. dziecięcą pornografią w internecie. Idąc tropem działania Watykanu, należałoby skrzyknąć skazanych i poprosić ich o założenie zespołu do walki z pedofilią. Wszak to chyba najlepsi eksperci w tej sprawie… Ta komisja to oczywiście propagandowe zawracanie głowy; nie przez przypadek ogłoszono jej powstanie chwilę po tym, jak wyszła na jaw odmowa wobec ONZ. To typowe „medialne zakrycie” newsa feralnego dla Kościoła. Poza skandalami seksualnymi Watykanem wciąż trzęsie afera finansowa. Pokłosiem niejasnych transakcji w watykańskim banku (IOR) czy tajemniczych aresztowań jego klientów i pracowników może się okazać brane pod uwagę przez rząd Włoch zarządzenie kontroli celnych przez włoską Gwardię Finansową na granicy z państwem watykańskim. Władze włoskie zarzucają papieskim urzędnikom m.in. nieprawidłowości w przepływie pieniędzy, bowiem według włoskiego ministerstwa finansów istnieje olbrzymia rozbieżność między deklaracjami wpływów pieniędzy za Spiżową Bramę a ich wypływem. ARIEL KOWALCZYK
Kobiety na biskupów Po ponad 20 latach zażartego sporu Synod Generalny Kościoła Anglii zezwolił na wyświęcanie kobiet na biskupów. Rok po nieudanym głosowaniu (zabrakło wówczas sześciu głosów) przewaga reformatorów była przytłaczająca – za zmianą głosowało 378 hierarchów, przeciw – ośmiu. Decyzja została przyjęta bardzo entuzjastycznie. Premier David Cameron, od dawna zwolennik kobiet biskupów, chwalił Kościół Anglii za reformę, „która go modernizuje i wprowadza w XXI wiek”. Największy Kościół w Wielkiej Brytanii był bardzo krytykowany za niedopuszczanie kobiet do święceń biskupich, bo Kościoły anglikańskie w innych krajach od dawna już to robią. Ostry spór istniał także wewnątrz organizacji, gdzie zwolennicy utrzymania status quo protestowali poprzez rezygnację ze stanowisk i apostazje. Po głosowaniu grupa ta wyrażała pesymizm wobec decyzji Synodu, ale ze względu na ogromną przewagę zwolenników zmiany krytyka przeszła niemal bez echa. Dzień przed głosowaniem krytyka Kościoła Anglii przyszła z niespodziewanego źródła – głos zabrał
emerytowany arcybiskup George Carey. Jego zdaniem największy Kościół na Wyspach jest „o jedno pokolenie od wyginięcia”. Za taki stan rzeczy duchowny wini obecnych liderów Kościoła, którym nie udaje się zachęcić młodych ludzi do uczestnictwa w obrzędach. „Chodzenie do kościoła nie jest dziś naturalne dla ludzi i naszym zadaniem jest praca na rzecz zmiany tej sytuacji”. Carey powiedział także, że dziś Kościół Anglii jest „zbyt lewicujący”. Dane statystyczne potwierdzają obawy byłego arcybiskupa. W latach 2001–2011 liczba osób określających się chrześcijanami spadła o ponad 4 miliony. Aż 14 mln Brytyjczyków uznaje się za niereligijnych – prawie o 100 proc. więcej niż w 2001 r. W 1970 r. ponad milion mieszkańców Wielkiej Brytanii uczestniczyło regularnie w niedzielnych nabożeństwach anglikańskich, dziś jest to 800 tysięcy. „Dalszy spadek liczby wiernych doprowadzi do sytuacji, w której Kościół Anglii przestanie być instytucją publiczną, obecną w każdej lokalnej społeczności” – komentuje Carey. BritG.
17
Polskie media prawicowe ze zgrozą donoszą o katolickich biskupach z Niemiec, którzy nie chcą już dalej pastwić się nad swoimi rozwiedzionymi owieczkami. Pisaliśmy niedawno o diecezji Rottenburg-Stuttgart, która w zaleceniach duszpasterskich sugeruje, aby księża dopuszczali do komunii oraz innych sakramentów tych wiernych rozwiedzionych i będących w cywilnych związkach, którzy poważnie przemyśleli swoją sytuację. Takie stanowisko diecezji jest niezgodne ze stanowiskiem Watykanu, zgodnie z którym osoby rozwiedzione są nękane karami kościelnymi. Potwierdził to szef Kongregacji Nauki Wiary Gerhard Mueller, który napomniał diecezję. Tymczasem niemieccy katolicy nic sobie z tego nie robią! Biskup Stuttgartu Gebhard Fuerst chce nawet zaproponować to rozwiązanie wszystkim niemieckim biskupom, co oznacza rzucenie wyzwania Watykanowi. Ze zgrozą donosi o tym pisowska „Gazeta Polska Codziennie”, która zapewne chciałaby być bardziej katolicka niż papież. Ciekawe, że polskich mediów przykościelnych nie gorszy natomiast inny biskup niemiecki, bardzo prawowierny, ale za to rozrzutny i bezczelny. Chodzi o biskupa Limburga, tego od rezydencji za 30 mln euro. Otóż przyznał on, że kłamał pod przysięgą. Ta deklaracja sprawiła, że uniknie poważniejszej kary za krzywoprzysięstwo i będzie musiał zapłacić „tylko” 20 tys. euro. MaK
NIEMIECKI EKSPERYMENT
Okazuje się, że nie tylko u nas, ale i na Słowacji biskupi katoliccy cierpią na jakąś fobię na punkcie równości płci.
GŁOSY SODOMSKIE
Chyba pod wpływem polskiej histerii antygenderowej ogłosili specjalny dokument. Słowaccy duchowni używają niekiedy dosadniejszych określeń niż ich polscy koledzy, nazywając ideę równości mianem pozornie szlachetnej, kryjącej jednak w sobie ryzyko zniszczenia rodziny oraz „sodomistyczną konfuzję”, która sprowadzi na ludzi boży gniew. Zdaniem biskupów po drugiej stronie Tatr równości płci towarzyszy kultura śmierci i utrata tożsamości mężczyzny i kobiety, oczywiście w katolickim wydaniu. Kwestią otwartą jest pytanie, czy to dobrze, że nie tylko „rodzimi” biskupi mają hyzia na punkcie spraw, o których de facto – jako starzy kawalerowie – pojęcia mieć nie mogą. Bo może im więcej takich histerycznych wrzasków, tym większa kompromitacja? MZ
Gdy w Warszawie pali się tęczę, w Atenach sakralizuje homofobię, na zachodzie kontynentu prawa mniejszości seksualnych doznają wzmocnienia. Prawosławny biskup Pireusu Serafin zapowiedział, że ekskomunikuje każdego posła, który zdecyduje się na poparcie legalizacji konkubinatów jednopłciowych. Takiej legalizacji domaga się od Grecji Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, zarzucając jej nierówne traktowanie obywateli. Po pogróżkach biskupa rządząca prawica zawiesiła prace nad ustawą. Tymczasem w Wielkim Księstwie Luksemburga po władzę sięgnęła koalicja liberalno-lewicowa. I tu niespodzianka. Premierem i wicepremierem kraju zostali dwaj geje. Jeden jest liderem liberałów, drugi – socjalistów. To trzeci wypadek w Europie (i na świecie), gdy osoba otwarcie homoseksualna zostaje głową rządu. Premierem gejem jest także szef rządu Belgii, a lesbijką była też, i to jeszcze wcześniej, premier Islandii, która do niedawna bardzo skutecznie wyciągała ten kraj z kryzysu. Jednocześnie w Wielkiej Brytanii zapadł wyrok, który potwierdza w Sądzie Najwyższym, że orientacja seksualna nie może być powodem dyskryminacji w dostępie do wszelkich usług świadczonych publicznie, nawet jeśli świadczą je podmioty prywatne. W tym przypadku chodziło o właścicieli hotelu, którzy odmówili parze gejów zakwaterowania, powołując się na swoją wiarę chrześcijańską. Sąd uznał, że taki rodzaj dyskryminacji jest nielegalny, podobnie jak na przykład ewentualna próba wyproszenia z restauracji czy hotelu gości z powodu ich koloru skóry lub narodowości. MaK
EUROPA RÓŻNYCH KOLORÓW
18
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
Nie wtrącajmy się! Polskie media dostały pierdolca pospolitego, a szczególnie TVN, który wydelegował Kamila Durczoka do relacjonowania wydarzeń z Kijowa. Mam odruch wymiotny, gdy chcąc nie chcąc, słucham idiotycznych wypowiedzi zarówno z prawa, jak i z lewa polskiej sceny politycznej, nie mówiąc już o tzw. niezależnych dziennikarzach. Donoszą o wydarzeniach na Ukrainie, jak to milicja brutalnie rozpędza spokojnych ludzi na ulicach. Ciekawe, jak można cokolwiek rozpędzić bez użycia siły. Przecież nawet do rozpędzenia stada baranów trzeba użyć siły. Czy użycie siły przez polską policję w dniu 11 listopada 2013 r., gdy banda faszystów, nazistów i innych brunatnych, prawicowych organizacji w imię wolności, Boga i ojczyzny demolowała Warszawę, też było bezprawne i brutalne?
Jaką to miłością zapałaliśmy do braci Ukraińców? Jak to się stało, że wybaczyliśmy im bestialskie wymordowanie ponad 120 tysięcy Polaków na Wołyniu, a nie możemy zapomnieć rozstrzelania 30 tysięcy Polaków w Katyniu, bo to zrobili Rosjanie? Popieramy Ukrainę tylko i wyłącznie po to, by zagrać na nosie Rosji i Putinowi. Zresztą często w oficjalnych wypowiedziach naszych polityków pada stwierdzenie, że musimy wyciągnąć Ukrainę spod wpływów Moskwy. Taaak, wpływ Amerykanów i Watykanu jest jak najbardziej pożądany, broń jednak Boże przed wpływami wrogiej nam Rosji, chociaż kulturowo i gospodarczo bliżej jest Ukrainie do Moskwy niż do umiłowanego przez nas Waszyngtonu czy Watykanu. Ingerujemy w wewnętrzne sprawy
Ukrainy, bezczelnie krytykujemy legalnie wybrane władze i prezydenta. Ingerujemy w ukraiński wymiar sprawiedliwości, negując prawomocny wyrok w sprawie Julii Tymoszenko. Kto daje nam do tego prawo? Czyż nie dość mamy własnych niewyjaśnionych afer? Kradzieży, marnotrawienia majątku narodowego, marnowania dotacji z Unii Europejskiej, bezkarnego panoszenia się kleru? I to właśnie Polacy mają uczyć Ukraińców demokracji? Nigdy nie możemy znieść tego, że świat liczy się z Rosją, z Putinem, że świat prowadzi z tą potęgą militarną i gospodarczą dialog, handel. Polska jest jak ten nienawistny pekińczyk, który nie mogąc ugryźć, łapie tylko za nogawkę, ale i tak naprawdę nikt się z nim nie liczy i każdy traktuje go jako zło konieczne. Ciekawe, kiedy Rosjanie podwyższą nam ceny gazu, ropy i przestaną importować z Polski żywność. To będzie cena, jaką zapłacimy za wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Ukrainy. Ryszard Skibiński
Pogrywanie Kijowem Nie bardzo wiem, w czym Ukraińcom mieliby pomóc polscy politycy? W powielaniu polskich błędów z okresu transformacji? Przecież wszyscy oni, od prawa do lewa, twierdzą, że w Polsce nie było innej drogi, że zastosowano u nas optymalne rozwiązania. Jeśli to samo chcą zaproponować Ukrainie, szkoda naszego czasu, bo doprowadzi to do popsucia stosunków między nami. Co ma być receptą na postawienie Ukrainy na nogi? Przemówienia Jarosława Kaczyńskiego? Co ten pan zrobił dla Ukraińców, kiedy był premierem? Zniósł wizy, zlikwidował opłaty za nie, zniwelował problemy z przekroczeniem granicy? Śmieszą mnie zachwyty polityków PiS i niektórych publicystów, jakim to wspaniałym przemówieniem zaszczycił Ukraińców Jarosław Kaczyński. Jest mi obojętne, że szef partii opozycyjnej pojechał do naszych sąsiadów – to jego wybór, jego prawo, jego część gry politycznej. Mnie zadziwia jedno: od kiedy to Kaczyński, PiS oraz ludzie za nim stojący są tacy proeuropejscy, od kiedy tak zachwalają Unię? Populistów Ukraina nie potrzebuje. Pan
P
olscy politycy nie wyciągają żadnych wniosków z pomarańczowej rewolucji, na której się sparzali, zaogniając niepotrzebnie stosunki z Rosją. Nieratyfikowanie przez Ukrainę umowy stowarzyszeniowej z UE to suwerenna decyzja demokratycznie wybranych władz. Nasi rodzimi dziennikarze chyba zapominają, że zarówno prezydent Wiktor Janukowycz, jak i jego Partia Regionów wygrali demokratyczne wybory, których nikt nie zakwestionował. Reprezentują tym samym interes swoich wyborców, nie opozycji. To jest zupełnie naturalne. Obecność polskich polityków, którzy chcą uchodzić za specjalistów od polityki wschodniej, choć sami w krajowej
Kaczyński powinien oznajmić zgodnie z prawdą, by Ukraina nie bała się UE, dążyła do integracji, bo nawet eurosceptycy, jeśli są cwani, potrafią wycisnąć z Unii tyle funduszy, ile się da. Jednak to nie nasi politycy, nie Polska pomoże w tym Ukrainie. Jak zwykle zrobimy wszystko, by ograli nas Niemcy, Francja czy Wielka Brytania. Swego czasu mieszkałem pod jednym dachem z Ukrainką i dzięki jej opowieściom poznałem trochę sytuację w regionie, z którego pochodzi. Nie była to bogata część kraju, toteż po przyjeździe do Polski i podjęciu tu pracy myślała, że złapała pana Boga za nogi! Kilka lat pracy w Polsce wystarczyło, by uzbierała na mieszkanie u siebie, cierpliwie znosiła wszelkie upokorzenia, jakie zadawali jej moi rodacy. Mówiła, że Polacy widzą w Ukrainkach prostytutki, sprzątaczki lub złodziejki albo wszystko naraz. Kogo w Ukraińcach widzi Jarosław Kaczyński – partnerów do rozmów, czy tanią siłę roboczą, która za grosze będzie pracowała u polskich sadowników, zbierając jabłka? Paweł Krysiński
Zgroza w TVN7 Ostatnio biskupi nie mówią o niczym innym, tylko o „ideologii gender”, w której upatrują największe zagrożenie dla ustalonego porządku, tradycji i prawa naturalnego. Przedstawiają ten temat tak zawile, że nikt właściwie nie rozumie, o co im chodzi. Zamiast wyraźnie powiedzieć, że chodzi o to, aby kobieta siedziała w domu, rodziła jak najwięcej dzieci i nie myślała o pracy zawodowej, a nie daj Boże o takiej dotychczas tradycyjnie należącej do mężczyzn. Odnosi się wrażenie, że w ten sposób hierarchowie chcą odwrócić uwagę od patologii w swoich szeregach i wymyślają co raz to inne historie, aby tylko zmienić temat zainteresowania. Na dodatek tych wszystkich nieszczęść nawet telewizja im nie sprzyja. Mam na uwadze TVN7, w której wyświetlany jest serial pt. „Czerwony Orzeł”. Serial jako taki nie zasługuje na specjalne wyróżnienie. Akcja toczy się w średniowieczu i jest pełna intryg, miłości, pojedynków, zazdrości – jak w każdym tasiemcu. Wśród różnych postaci występuje kardynał, który jest tak przedstawiony, że budzi oburzenie prawdziwego katolika. Cechuje go buta, arogancja, skłonność do intryg, umiłowanie przepychu i miłość do pieniędzy. Ma też ambicje – chce zostać papieżem. W tym celu stara się wywrzeć wpływ nawet na króla. Zabiegając o poparcie swojej kandydatury, robi wszystko,
aby tylko osiągnąć najwyższe stanowisko w Kościele. Przeczy to całkowicie twierdzeniu, że kardynałowie na konklawe wybierają papieża natchnieni Duchem Świętym. Ponadto posługuje się szantażem, zlecając zabójstwa, tortury oraz kradzież złota należącego do króla. Jest też miłośnikiem kilkunastoletnich panienek. Jedna ze scen pokazuje, jak do jego komnaty wchodzi król i widzi na łożu dziewczynę w samej bieliźnie, przeciągającą się lubieżnie. Kardynał o słusznej posturze i twarzy jak księżyc w pełni siedział w tym czasie na krześle podobnym do tronu i trzymał w ręku Biblię. Ubranko na nim było w całości czerwone, nie wyłączając gustownej czapeczki na głowie. Na szyi miał zawieszony łańcuch ze sporej wielkości krzyżem. Widząc króla, powiedział dziewczynie, aby się ubrała i przyszła jutro dokończyć czytanie. Złośliwi twierdzą, że od tamtych czasów w Kościele nic się nie zmieniło – począwszy od strojów, a na zachowaniu kończąc – z wyjątkiem morderstw i skazywania na tortury. Uważają przy tym, że dzisiejsze metody są bardziej finezyjne i dostosowane do czasów, w jakich żyjemy (w końcu mamy XXI wiek!). Dziwić się należy, że Kościół zatracił czujność i dopuścił do emisji tego typu serialu. Widocznie nastąpiło to przez zwykłe przeoczenie albo też lenistwo kościelnego cenzora. Ivo
Przyjaciel UPA niewiele mają osiągnięć, może w przyszłości po raz kolejny się na nas zemścić. Jest to mieszanie się w wewnętrzne sprawy niepodległego państwa. Jeśli już tak bardzo chcą widzieć Ukrainę w strukturach UE, to powinni lobbować w Brukseli, nie na Ukrainie. Kaczyński podczas wiecu w Kijowie dał się ponieść wiecowej atmosferze i pozdrowił zgromadzonych słowami: „Sława Ukrainie!”. „Herojam sława!” – odpowiedział zgromadzony tam tłum. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt,
że jest to oficjalne pozdrowienie ukraińskich nacjonalistów (OUN), używane także przez faszystowską Ukraińską Powstańczą Armię (UPA). To UPA odpowiada za wymordowanie w bestialski sposób na Wołyniu ponad 100 tys. Polaków w 1943 roku. Tym samym Jarosław Kaczyński wpisał się w antypolski sojusz. Kto wie, może za jakiś czas, chcąc zyskać sympatyków za granicą, gdyż w kraju ciągle uchodzi na nawiedzonego, pozdrowi niemieckich nacjonalistów okrzykiem: „Sieg Heil”? PPr
Pan Mariusz Ternacki pozdrawia... nie z tego świata
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
LISTY Krzyż wyprowadzić! Można się było spodziewać, że wyrok w sprawie sejmowego krzyża będzie taki, a nie inny. Słusznie założyłem, że sąd nie odważy się stawić czoła obrońcom krzyża wszelkiej maści. I tak się stało! Wystraszył się wszechwładnego kleru i większości polityków. Jeszcze raz prawo przegrało z polityką. Zastanawiam się też, co by się stało, gdyby wyrok był odmienny. Nie chcę być adwokatem diabła, ale myślę, że doszłoby do frontalnego ataku na Twój Ruch, a krzyżami oblepiono by cały budynek sejmowy. W sprawach spornych większość posłów stawia interesy Watykanu ponad interes własnego kraju. Taki zarzut w „Kropce nad i” postawił poseł Ryfiński posłowi Niesiołowskiemu i miał rację. A przecież posłów klęczników pokroju wymienionego jest cała masa. Dodać do tego pana prezydenta i mamy całą „elitę świeckiego kraju”. I dlatego uważam, że bez względu na werdykt sądowy sama ta sprawa jest dużym krokiem na drodze budowy autentycznie świeckiego państwa. Niech im te patyki tam wiszą, ale dyskusja trwa. Wymusza ona głosy rozsądku nawet u wierzących, i to jest budujące. Wczoraj w sondzie Polsat News było 56 do 44 na korzyść tych, którzy krzyż sejmowy by usunęli. Mówią, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Cierpliwości, a doczekamy komendy: „Krzyż wyprowadzić!”. Wojtek
Bóg tak chciał W programie III PR była audycja, w której słuchacze wypowiadali się na temat ustawy o zrównaniu wobec prawa mniejszości – w tym seksualnych. Oczywiście dzwonili głównie panowie i głównie na „nie”. Przebiło się kilka kobiet mniej radykalnych, a nawet tych „za”. Problem widzę w tym, że cała dyskusja dotyczyła wyłącznie aspektów seksualnych i nawet prowadzący audycję nie próbował zahaczyć o inne powody ubiegania się o tę równość wobec prawa. Jeszcze słuchacze nie widzieli i nie czytali tej ustawy, ale już są na „nie”. Odniosłam wrażenie, że ci „paskudni homoseksualiści” (o lesbijkach jakby mniej) chcą ustawowo zakazać wiązania się w pary, a co za tym idzie – również spółkowania i płodzenia dzieci tym heteroseksualnym. Jakoś nikt, dosłownie nikt, nie wspomniał, że człowiek przychodzi na świat wyposażony w pewne cechy. Są to: kolor oczu, włosów, temperament, orientacja seksualna i parę innych. O ile na przykład nad charakterem można i należy pracować, o tyle nad wyżej wymienionymi cechami już nie. Tak było od zawsze z osobami, które los (Bóg?) tak w swej dobrotliwości oznaczył. Chciałoby się zadać pytanie, czy jeżeli syn, córka (wnuk,
wnuczka) okażą się homoseksualni, to należy ich przestać kochać i nie wspomagać w ich życiowych problemach? Przewrotność i relatywizm osób tych najbardziej religijnych polega na swoistym pojmowaniu wszechmocy boskiej. Jeżeli przyjmuje się dogmat, że ona istnieje, to nie może istnieć wybiórczo. Należy przyjąć, że w tym także On ma swój udział. I nic nie pomogą odwołania do tzw. wolnej woli, tylko z pokorą należy przyjąć to, co zaistniało. Po prostu uznać, że „Bóg tak chciał”. Babcia Helenka
SZKIEŁKO I OKO pana Jacka Protasa nie powinno być w ogóle umieszczone na dzwonie, gdyż nie wyłożył on ani jednej swojej złotówki na ten cel. Czytelnik
Rodzice wiedzą lepiej?
Wprowadzenie religii do szkół miało wpłynąć na lepsze wychowanie młodzieży. Skutek tej decyzji jest
Gościem Moniki Olejnik w Radiu Zet (09.12.2013 r.) był Jarosław Gowin, założyciel nowej partii pod nazwą „Polska Razem”. Jako logo wybrał jabłuszko, które – choć jeszcze niedojrzałe – już ma oznaki cechujące spady w sadzie. Nowy przewodniczący na wstępie dał plamę. Stwierdził bowiem, że rodzice powinni głosować w imieniu swoich dzieci. Tych od narodzin aż do lat 18. Praktycznie wygląda to w ten sposób, że są rodzice i trójka dzieci, czyli 5 głosów, a nie dwa jak dotychczas.
odwrotny do zamierzonego. Coraz częściej występują karygodne zachowania uczniów, z którymi nauczyciele i dyrektorzy szkół nie mogą sobie poradzić. Najwyższy czas wycofać się z tego religijnego eksperymentu, który okazał się niewypałem, i zamiast religii wprowadzić na przykład naukę logiki. Zasadność tej propozycji postaram się udowodnić na przykładzie. Burmistrz Goleniowa Robert Krupowicz postanowił zawierzyć swoje miasto i gminę Jezusowi Chrystusowi Królowi Wszechświata, o czym radośnie obwieściła na swojej stronie internetowej parafia św. Jerzego. Pan burmistrz to potwierdził, ale zaraz zaznaczył, że uczynił to jako osoba prywatna. Gdyby pan Robert Krupowicz nie był zaślepiony w wierze i posiadał minimum logicznego rozumowania, toby się tak nie wygłupił. Jak można występować w swoim imieniu i być równocześnie reprezentantem mieszkańców miasta i gminy? To jest całkowicie bez sensu. Podobnie jest na przykład w przypadku fundatorów dzwonów dla kościołów. W Olsztynie władze wraz z klerem doszły do wniosku, że nie ma w mieście pilniejszej potrzeby niż nabycie dzwonu, któremu nadano imię Kopernik. Na dzwonie tym mają być wyryte nazwiska i funkcje pełnione przez takie osoby jak Franciszek (wiadomo – papież), abp Zięba i Jacek Protas. Ten ostatni jest marszałkiem województwa warmińsko-mazowieckiego i równocześnie „sponsorem”, gdyż koszt tej zachcianki pokryje jednostka jemu podległa... W takiej sytuacji nazwisko
Przy okazji należałoby zmienić Konstytucję RP, ale dla prezesa to żaden problem. Uzasadnił to stwierdzeniem, że rodzice najlepiej wiedzą, co jest dobre dla ich dzieci. Pozwolę sobie zauważyć, że pan Gowin (zawsze, jak go widzę, kojarzy mi się z postacią Chrystusa Frasobliwego z przydrożnych kapliczek) nie wie, o czym mówi. Dam autentyczne przykłady. Jedna świątobliwa niewiasta, która więcej przesiedziała w kościele niż w domu, marzyła, aby syn został księdzem. Chciała ofiarować go Bogu. Absolutnie nie miała na uwadze takich spraw, że nigdy nie będzie bezrobotny, a wikt i opierunek oraz lokum będzie miał za darmo. Te sprawy były drugorzędne i o tym nie myślała. Niestety, syn zawiódł i znalazł sobie inny fach. Drugi przypadek to poszukiwanie przez mamusię odpowiedniej szkoły dla córeczki, która niezbyt dobrze się uczyła i miała do wyboru tylko 3-letnie szkoły zawodowe. Gastronomiczna odpadła, bo nie będzie garów nosić, podobnie jak fryzjerstwo, gdyż grzebanie w obcych głowach było poniżej jej godności. W efekcie znalazła szkołę, a raczej przyuczenie do zawodu w przedsiębiorstwie budowlanym, w którym uczyła się fachu malarza. Dziewczyna była wątła, ale mamusia uznała, że noszenie ciężkich wiader z farbą jest dla niej w sam raz. Wynika z tego, że rodzice czasami są głupsi od swoich dzieci, a mądrość i rozsądek nie mają nic wspólnego z wiekiem. Jeżeli pan Jarosław Gowin
Reprezentanci Kościoła
będzie miał podobne przemyślenia, to partia jego zmieści się na jednej kanapie. Cz
Bufon i miernota Pan Włodzimierz Galant z Kopenhagi odważnie i trafnie przedstawił Lecha Wałęsę jako miernotę – „FiM” 24/2013. Jego polityczna kariera jest potwierdzeniem, że przy sprzyjającym zbiegu okoliczności podobne mu miernoty masowo lokują się na długie lata w polityce, która jest potem odskocznią do intratnych stanowisk, często matactw i oszustw służących łatwemu wzbogaceniu się kosztem najbiedniejszych. Ich niekompetencja na zajmowanych stanowiskach jest hamulcem w rozwoju gospodarczym i społecznym Polski. Dobitnym przykładem tej tezy jest Sejm, w którym na masową skalę „produkuje” się prawo niespójne i często szkodliwe dla gospodarki oraz obywateli. W polskiej polityce jest bardzo mało ludzi ideowych. Dla wielu z nich zmiana poglądów i przynależności partyjnej dokonuje się, kiedy przynosi im to osobiste profity. Swoją mierność Lech Wałęsa uważa za genialność pozwalającą mu nieskładnym bełkotem wypowiadać się, jego zdaniem nieomylnie, na każdy temat. Przy każdej publicznej wypowiedzi jego zadęcie ośmiesza go i pokazuje, jak miernym politykiem był i nadal jest. Ostatnim przykładem jego samouwielbienia jest wypowiedź z 1 grudnia 2013 r. w TVN24 na temat protestów w Kijowie i decyzji prezydenta Janukowycza o niepodpisaniu umowy Ukrainy z UE. Winą za ten stan rzeczy Wałęsa obarczył tych, którzy nie poprosili, aby to on przekonał Janukowycza o konieczności podpisania tej umowy. Wszystkich, którzy to czynili, uznał więc za głupszych od siebie. Między innymi Aleksandra Kwaśniewskiego, którego nie jestem zwolennikiem, ale Wałęsa w umiejętności prowadzenia rozmów politycznych oraz pod względem intelektu nie dorasta mu do pięt. Moje zdziwienie budzą liczne zaproszenia Wałęsy przez
19
dziennikarzy do wypowiadania się w mediach, w których nieustannie się kompromituje. Wygląda to tak, jakby im na tej kompromitacji zależało, lub widzów i słuchaczy uważają za ciemny lud, który to kupi. Zygfryd z Grudziądza
Głupota polityków Szlag mnie mało nie trafił, gdy usłyszałem, że PSL wymyśliło sobie jakąś agencję kosmiczną, a wszystkie kluby poselskie przyklepały ten głupi pomysł. PSL powinien się zająć problemami wsi, a nie z naszych podatków tworzyć za miliony synekurki dla swoich. Jakim specjalistą w sprawie kosmosu jest pan Waldemar Pawlak? I czy jest sens wydawać 10 milionów na takie idiotyzmy jak agencja kosmiczna czy agencja atomowa? Sprawa druga – czy może mi ktoś wytłumaczyć, po co polskiej armii samoloty bezzałogowe DRON? Kogo my mamy zamiar zabijać tymi samolotami? A może znów szykujemy się na jakąś wojenkę, którą rozpętają nasi amerykańscy „przyjaciele”? Mało okaleczonych fizycznie i psychicznie ludzi wraca z nie naszej wojny? Jak długo jeszcze nasza armia będzie mięsem armatnim dla USA? Inne kraje też są w NATO, ale nie boją się wycofać swoich żołnierzy z wielu ognisk wojenek rozpętanych przez USA. Sprawa trzecia – Ukraina. Co głupsi politycy próbują nas straszyć, że jak Ukraina nie wejdzie do Europy, to nie będziemy odgrodzeni od Rosji. A teraz jesteśmy odgrodzeni od Kaliningradu albo od Białorusi? Po co tam był Kaczyński? Sikorski, Palikot… Po co? Ukraińcy, gdy będą naprawdę chcieli wejść do Europy, to prędzej czy później wejdą, dogadując się z Rosja, a my jak zwykle zostaniemy z ręką w nocniku. Oj, ale mamy mądrych przywódców i rządców. Z Rosjanami jest tak, że jak napijemy się z nimi wódki, to będą nas dobrze pamiętali, ale jak będziemy im przeciwni, to zapamiętają nas na bardzo długo i bardzo źle. Wojtek Makowski
Prenumerata tygodnika „Fakty i Mity” na rok 2014 Dla prenumeratorów tygodnika „Fakty i Mity” cena zakupu jednego wydania wynosi 4 zł. Informujemy Państwa, że cena prenumeraty wysyłanej na koszt wydawcy listem ekonomicznym wynosi: – 52 zł na I kwartał, – 52 zł na II kwartał, – 52 zł na III kwartał, – 48 zł na IV kwartał. – 204 zł na cały rok 2014. Dla prenumeraty rocznej wysyłanej listem priorytetowym cena wynosi 244,70 zł. Zamówienia prenumeraty tygodnika można dokonać, wpłacając odpowiednią kwotę: przekazem pocztowym na adres: „Błaja News” Sp. z o.o., ul. Zielona 15, 90-601 Łódź lub przelewem na rachunek bankowy: ING 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777 (adres jak wyżej). U wydawcy można zaprenumerować dowolną liczbę wydań. Dla wyliczenia ceny prenumeraty należy pomnożyć liczbę wydań przez 4 zł. Zapraszamy Państwa do kontaktu telefonicznego pod numerami (+42) 630 70 65, (+42) 630 70 66 w celu wyliczenia właściwej kwoty. Uwaga, ważne! Dla prenumeratorów zamawiających prenumeratę roczną mamy prezent niespodziankę! Redakcja
20
W
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
maju 1948 roku za kończyło się przeszło dwudziestoletnie bry tyjskie zwierzchni ctwo nad Palestyną i wtedy – zgod nie z decyzją ONZ – wydzielono na tym terenie dwa oddzielne państwa: żydowskie i arabskie. Po wynisz czającej dla Imperium Brytyjskie go drugiej wojnie światowej Lon dyn zaczął stopniowo odchodzić od polityki kolonialnej. Jedną z pierw szych tego typu decyzji było odda nie w kwietniu 1947 roku władzy nad Palestyną w gestię ONZ. Parę miesięcy później Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych w wyniku głosowania postanowi ło utworzyć dwa państwa: arabskie i żydowskie. Co ciekawe – w trosce o interesy swoich koncernów pali wowych przeciwni powstaniu Izrae la byli Anglicy i Amerykanie, nato miast orędownikiem powstania tego kraju był… Józef Stalin. Ponieważ widział on w nowym państwie po tencjalną ostoję socjalizmu na Bli skim Wschodzie, za jego namową także cały blok wschodni głosował po myśli Żydów. Później, już pod czas wojny z Arabami, niezwykle cenne dla Żydów okazały się dosta wy broni z Czechosłowacji. Tereny przyznane Izraelo wi obejmowały ponad 14 tys. km2 i stanowiły 56 proc. spornego te rytorium Palestyny, a zamieszkiwa ło je pół miliona Żydów oraz 400 tysięcy Arabów. Jednak większą część tego obszaru stanowiła pu stynia Negew. Równie ważną kwe stią była polityczna przynależność Jerozolimy, najważniejszego mia sta regionu. Ostatecznie miała ona pozostać pod auspicjami ONZ ze statusem corpus separatum (oddzie lone ciało). Po 10 latach o losach tego miasta, jednakowo ważnego dla Arabów i Żydów, zdecydować miało referendum jej mieszkańców, ale w wyniku kolejnych wojen nigdy do niego nie doszło. Żydzi, choć nie kryli rozczaro wania z werdyktu ONZ, zaakcep towali taki stan rzeczy, określając swój stan posiadania jako „niezbęd ne minimum”, i szykowali się do objęcia administracji nad przyzna nymi im obszarami. Gorzej było ze stroną arabską, która zdecydowanie odrzucała oenzetowską rezolucję, zarzucając jej niesprawiedliwy po dział Palestyny. Tymczasem 14 maja 1948 roku w Tel Awiwie (Wiosenne Wzgórze) pochodzący z Polski pierwszy izra elski premier Dawid Ben Gurion (właściwie – Dawid Grün) ogłosił powstanie państwa Izrael. Przewod niczącym Tymczasowej Rady Pań stwa (odpowiednik prezydenta) zo stał pochodzący z Polesia Chaim Weizmann, a z innych sygnatariu szy deklaracji niepodległościowej warto wspomnieć o wieloletnim parlamentarzyście II RP Izaaku Grünbaumie. Jednak już następnego dnia nie opierzone jeszcze państwo zostało zaatakowane przez koalicję państw
ŻYDZI POLSCY (6)
Druga ojczyzna? Powstanie państwa Izrael dla wielu polskich Żydów stało się dodatkową pokusą do wyjazdu. Bo nagle pojawiła się jakby druga ojczyzna, w której nie byliby już dyskryminowani. arabskich, co zapoczątkowało kolej ny bliskowschodni konflikt nazwany przez Żydów wojną o niepodległość. Nowo powstałe państwo spod znaku gwiazdy Dawida nie posiadało jesz cze regularnych sił zbrojnych, a już zastało poddane najwyższej próbie. W związku z zaistniałą agresją pre mier Ben Gurion specjalnym dekre tem połączył wszystkie żydowskie organizacje paramilitarne w oficjal ną izraelską armię, która powołała pod broń wszystkich ludzi (również kobiety) w wieku 15–40 lat. Jednak niektóre formacje zbrojne, zwłaszcza ta najbardziej radykalna, czyli Irgun Cwai Leumi (Narodowa Organizacja Zbrojna), nie chciały się podporząd kować rządowi w Tel Awiwie. Ben Gurion w celu spacyfikowania nie sfornych bojowników zdecydował się użyć wojska, a nawet wydał rozkaz za topienia u wybrzeży Tel Awiwu okrę tu desantowego „Altalena”, który wiózł francuską broń dla tej separa tystycznej organizacji. Jej przywódcą był Menachem Begin (Mieczysław Biegun) – pochodzący z Brześcia nad Bugiem kapral z armii generała Władysława Andersa i późniejszy pre mier izraelski. Wojna o niepodległość była do tej pory najkrwaw szym konfliktem izraelsko -arabskim – zginęło wtedy ponad 6 tysięcy Żydów i relatywnie 10–15 tysięcy ludności arabskiej, a kil kadziesiąt tysięcy ludzi zo stało rannych. Inną smutną konsekwencją było zmusze nie do emigracji 750 tysię cy Palestyńczyków i około 100 tys. Żydów. Początko wo wszystko wskazywało na to, że Izrael nie przetrwa inwazji arabskiej. Wojna toczyła się na trzech fron tach: północnym, gdzie nacierały wojska libań skie i syryjskie; central nym, gdzie Żydzi walczyli z Jordanią oraz Legionem Arab skim złożonym z Palestyńczyków, oraz południowym, gdzie opierano się Egiptowi i Arabii Saudyjskiej. Dodatkowo trwała zażarta wal ka w powietrzu, a ona mogła zmie nić skalę konfliktu. Otóż 7 stycznia 1949 roku w rejonie Rafah izrael skie myśliwce omyłkowo zestrzeli ły pięć brytyjskich spitfire’ów, które wykonywały loty zwiadowcze. Żydzi
tłumaczyli się, że pomy lili je z egipskimi samo lotami, jednak Londyn zarządził przegrupowa nie swoich oddziałów w rejonie Kanału Sue skiego i wraz z państwa mi arabskimi planował zająć obszar pustyni Akaba aż od Morza Martwego. Brytyjską inwazję powstrzymał amerykański prezydent Harry Truman, który obawiał się konsekwen cji i zażądał od brytyjskiego premie ra Clementa Attlee wycofania się z tego konfliktu. Anglicy się ugięli, a w międzynarodowej polityce od czytano to jako utratę przez Lon dyn pozycji światowego mocarstwa. Ostatecznie wojna zakończyła się militarnym zwycięstwem Izraela. Zawarte na greckiej wyspie Rodos porozumienia o zawieszeniu broni wyznaczyło przebieg nowej granicy Izraela. Obejmowała ona około 78 proc. terytorium Palestyny, jednak kolejny konflikt był tylko kwestią czasu.
żadna partia nie miała większości. Jedynym wyjątkiem był pierwszy izraelski parlament, w którym większość stanowili Żydzi mówiący po polsku. Nie inaczej wyglądała sytuacja w rządzie, w którym premier Dawid Ben Gurion i niemal połowa ministrów również urodziła się w tym kraju. Dlatego wiele kuluarowych rozmów, a także sporów odbywało się w języku polskim. Swojego czasu pojawiła się też plotka, jakoby język polski miał być jednym z pomocniczych języków urzędowych Izraela, ale nie znalazła ona potwierdzenia w dokumentach”.
Warto podkreślić niebagatelny wpływ polskich Żydów na powstanie Izraela – stanowili oni około 40 proc. społeczeństwa kraju. Dziś Żydzi na zywają ich srebrnym pokoleniem, bo przekazali Izrael potomnym na „srebrnej tacy”. Były izraelski am basador w Polsce profesor Szewach Weiss pisał o tym w swoich wspomnieniach: „W 120-osobowym Knesecie (izraelski parlament) nigdy
Kolejni izraelscy premierzy też mieli polskie korzenie, jak chociaż by wspomniany Menachem Begin czy urodzony w Różanie na Podla siu Icchak Szamir (Icchak Jazier nicki). Z tej samej okolicy (wtedy była tam II RP) pochodzi rów nież dwukrotny izraelski premier, a obecnie prezydent tego kraju i laureat Pokojowej Nagrody Nob la – Szymon Peres (Perski). Także
niezwykle istotny dla żydowskiego świata urząd głównego rabina spra wowali ludzie powiązani z Polską. Naczelnymi rabinami Izraela byli: Isaak Herzog, który urodził się w Łomży (jego syn Chaim Herzog został później prezydentem Izrae la), urodzony w Zambrowie Szlomo Goren i pochodzący z Piotrko wa Meir Israel Lau. Nie inaczej było również ze światem nauki. Polscy lekarze Józef Chazanowicz oraz Samuel Goldflam (odkrywca choroby na zwanej później jego nazwiskiem) swój ogromy księgozbiór oraz dzieła sztuki przekazali na rzecz rozwoju nauki w Izraelu, co dało podwali ny pod utworzenie Narodowej Uni wersyteckiej Biblioteki w Jerozoli mie. Księgozbiór wchodzi obecnie w skład najważniejszej żydowskiej instytucji naukowej, Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie, któ rego wielu profesorów również pochodziło z naszego kraju, mię dzy innymi: wybitny socjolog prof. Szmuel Noah Ajzenstadt, prof. Natan Rotensztajn i badacz an tyku prof. Prawer. W samej Polsce wiadomość o powstaniu Izraela miejscowi Ży dzi powitali z nieskrywaną radością. W całym kraju odbywały się uroczy ste akademie i wiece. Związek Li teratów i Dziennikarzy Żydowskich zorganizował specjalną uroczystość pod hasłem: „Pisarz żydowski pań stwu żydowskiemu Izrael”. Swoje utwory poświęcone nowemu pań stwu prezentowali najznamienitsi przedstawiciele literaccy języka ji dysz: Efraim Kaganowski, Awrom Zak i Izrael Aszendorf. Skierowa no też specjalne orędzie ze słowa mi poparcia do pisarzy w Izraelu. Centralny Komitet Żydów w Pol sce proklamował akcję pomocy dla Hagany (Gi jus Chuc Laerec – mo bilizacja poza granicami Izraela). Podczas akcji ze brano 113 milionów ów czesnych złotych, które przeznaczono na pomoc dla armii izraelskiej. Jedynymi przedstawi cielami żydowskiej spo łeczności niechętnymi powstaniu państwa Izrael byli żydowscy komuniści, gdyż z jednej strony był to sukces syjonistów, a poza tym tak wyśmiewana przez nich „palestyńska utopia” stała się faktem, co po ciągnęło za sobą zwięk szoną emigrację. Upad ła więc forsowana przez Bund i Frakcję Żydowską PPR idea budowy żydowskiej siedziby w Pol sce przy pełnej asymilacji z polskim społeczeństwem. W związku z tą sy tuacją bundowiec Marek Edelman – dla którego jedyną ojczyzną zawsze była Polska – ostrzegał: „Jak wszyscy wyjadą, to nie będzie miał kto stać na straży grobów”… PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r. W Liście św. Pawła do Rzymian apostoł wiele miejsca poświęcił Żydom. Pisał m.in., że „nie wszyscy, którzy pochodzą z Izraela, są Izraelem” (9. 6). Ale napisał również: „A żebyście nie mieli zbyt wysokiego o sobie mniemania, chcę wam, bracia, odsłonić tajemnicę: zatwardziałość przyszła na część Izraela aż do czasu, gdy poganie w pełni wejdą, i w ten sposób będzie zbawiony cały Izrael, jak napisano: Przyjdzie z Syjonu wybawiciel i odwróci bezbożność od Jakuba” (Rz 11. 25–26). Jakie jest znaczenie tych słów? Istnieją dwa wyjaśnienia. Pierwsze głosi, że skoro „Bóg nie ma względu na osobę, lecz w każdym narodzie miły mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje” (Dz 10. 34–35), to i Żydzi nie odgrywają już w Bożych planach żadnej roli. Tym bardziej że – jak pisał św. Paweł – „każdy, kto w niego wierzy, nie będzie zawstydzony. Nie ma bowiem różnicy między Żydem a Grekiem, gdyż jeden jest Pan wszystkich, bogaty dla wszystkich, którzy go wzywają” (Rz 10. 11–12). Przytoczył też słowa proroka Ozeasza: „Nie mój lud nazwę moim ludem i tę, która nie była umiłowana, nazwę umiłowaną” (Rz 9. 25). Poza tym już w Ewangelii św. Jana czytamy, że „(…) nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie [Żydzi i Samarytanie] nie będą oddawali czci Ojcu” (J 4. 21). Zakłada się zatem, że to Kościół jest prawdziwym Izraelem, natomiast Żydzi i Jerozolima nie odegrają już żadnej roli w dziele zbawienia. Dodatkowym zaś argumentem przemawiającym za tą interpretacją ma być fakt, że współcześnie ponad 70 procent Żydów to ludzie niewierzący. Inne wyjaśnienie z kolei głosi, że Bóg nie odrzucił przecież swego ludu (Rz 11. 2). Wprawdzie co do zbawienia nie ma różnicy między nie-Żydami a Żydami, bo zbawienie nie jest zależne od przynależności narodowej czy konfesyjnej, istnieje jednak różnica wynikająca ze szczególnych obietnice danych narodowi żydowskiemu. Jedna z nich głosi: „I poznają narody (…), że Ja, Pan [JHWH], odbudowałem to, co było zburzone, zasadziłem to, co było spustoszone; Ja, Pan [JHWH], powiedziałem to i uczynię” (Ez 36. 36). Co więcej, to naród żydowski w Biblii nazwany został ludem Bożym, wybranym, pierworodnym i dlatego też „co do wybrania są umiłowanymi ze względu na praojców. Nieodwołalne są bowiem dary i powołania Boże” (Rz 11. 28–29). Apostoł Paweł nie miał zatem wątpliwości, że to właśnie do nich, do „Izraelitów (…), należy synostwo i chwała, i przymierza, i nadanie zakonu, i służba Boża, i obietnice” (Rz 9. 4). Bóg nie zmienił więc swoich obietnic, które pod przysięgą dał Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi. Nie ustanowił też jakieś nowej religii, ale chce „z nastaniem pełni czasów w Chrystusie połączyć w jedną całość wszystko, i to, co jest na
niebiosach, i to, co jest na ziemi [Żydów i nie-Żydów] w nim” (Ef 1. 10). Według św. Pawła wierzący nie-Żydzi tak naprawdę już należą do „społeczności izraelskiej” i są „współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2. 12, 19). Poza tym „jeśli ich [Żydów] upadek stał się bogactwem świata, a ich porażka bogactwem pogan, to o ileż bardziej ich pełnia” (Rz 11. 12) stanie się błogosławieństwem dla wszystkich.
21
OKIEM BIBLISTY oznacza to jednak, że zbawi kogokolwiek wbrew jego woli. Stanowisko to podzielają również sami Żydzi, którzy przyznają, że chociaż Izrael ma udział w świecie przyszłym, to jednak nie wszyscy będą zbawieni. Według Talmudu (Miszna) zbawieni nie będą ci Żydzi, którzy na przykład kwestionują zmartwychwstanie, boskie natchnienie Tory oraz ci, którzy popadli w różnego rodzaju herezje. Jak odnieść się do pozostałych argumentów mówiących o tym, że obecnie to wierzący nie-Żydzi nazwani zostali „ludem Bożym” (Rz 9. 25–26) oraz że Jerozolima nie ma już żadnego eschatologicznego znaczenia w planach Bożych? Jeśli chodzi o przytoczone przez ap. Pawła słowa Ozeasza, bardzo dobrze wyjaśnia to David H. Stern: „Sza’ul stosuje te teksty z Hoszei [Ozeasz] midraszowo. Hoszea nie pisał bowiem o nie-Żydach, ale o Izraelu; powiedział, że pewnego dnia Izrael – za czasów Hoszei zbuntowany – będzie
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Święty Paweł
Izrael w świetle proroctw Krótko mówiąc, Paweł nie tylko nie wyobrażał sobie, aby Żydzi mieli zostać wykluczeni z Bożych planów, ale wręcz przeciwnie – uważał, że ostatecznie ich duchowe odrodzenie przyniesie jeszcze większe bogactwo niż ich upadek (Rz 11. 15). Jak jednak rozumieć stwierdzenie, że cały Izrael będzie zbawiony? Odpowiedź na to pytanie nasuwa sam kontekst, z którego wynika, że „nie wszyscy, którzy pochodzą z Izraela, są Izraelem” (Rz 9. 6). Jak w czasach proroka Eliasza w Izraelu pozostało jedynie „siedem tysięcy mężów, którzy nie zgięli kolan przed Baalem. Podobnie i obecnie – pisał Paweł – pozostała resztka według wyboru łaski” (Rz 11. 4–5). Tak więc chociaż Paweł pisał o zbawieniu Izraela jako narodu, nie twierdził, że wszyscy poszczególni Żydzi będą zbawieni. Jak „pełnia pogan” (Rz 11. 25) nie oznacza wszystkich ludzi, tak stwierdzenie „cały Izrael” nie oznacza dosłownie wszystkich Żydów. Bóg nie nagradza bowiem nieposłuszeństwa (por. Pwt 4. 25–31; 31. 1–6). Czytamy co prawda, że „przyjdzie z Syjonu wybawiciel i odwróci bezbożność od Jakuba” (Rz 11. 26), że „uleczy ich odstępstwo i dobrowolnie okaże im miłość” (Oz 14. 4), nie musi to jednak oznaczać, że wszyscy poszczególni Żydzi przyjmą zbawienie. Chociaż Bóg objawia się przez wielkie dzieła dokonane w historii Izraela i nadal wpływa na bieg zdarzeń, okoliczności i uwarunkowania, dzięki którym doszło do powstania państwa Izrael (prezydent Szymon Peres – cokolwiek rozumiał przez te słowa – podsumował to tak: „To cud, że istniejemy”), nie
nazwany ludem Bożym. W interpretacji Sza’ula, niekłócącej się wprawdzie ze słowami Hoszei, ale też z nich niewynikającej, ten »lud Boży« obejmuje teraz również niektórych nie-Żydów. Jak do tego doszło i w jakim celu – to zostaje omówione w 9, 30–10, 4 i 1 11, 17–32, a także w Liście do Efezjan” („Komentarz żydowski do Nowego Testamentu”, s. 572). Co zaś dotyczy Jerozolimy – Jezus bynajmniej nie zakwestionował jej znaczenia eschatologicznego. Stwierdził jedynie – zważywszy na zburzenie świątyni mające nastąpić w 70 r. n.e. – że świątynia ta przestanie być miejscem kultu religijnego. I to wszystko. O tym natomiast, z jakim szacunkiem Jezus mówił Jerozolimie, świadczy inna jego wypowiedź, w której nazwał Jerozolimę „miastem wielkiego króla” (Mt 5. 35). Co to znaczy? Do kogo pierwotnie należało to miasto? Według Księgi Rodzaju miasto to – pod nazwą Salem – pierwotnie było stolicą królestwa Melchizedeka, który był zarazem królem i „kapłanem Boga Najwyższego, stworzyciela nieba i ziemi” (Rdz 14. 18). Najdawniejsze wzmianki o tym mieście, które pojawiły się w egipskich tekstach z XX i XIX w. przed Chrystusem, nazywają je Ruszalimum. W listach z Amarna z XIV w. nazywa się je Urusalim (Encyklopedia biblijna). Prawdopodobnie później miasto to zamieszkiwali Kananejczycy (Jebuzyci) i pod nazwą Jebus (znaczy rozdeptać, rozdeptane) występuje ono w Księdze Sędziów (19. 10–11)
(6)
oraz w Pierwszej Księdze Kronik (11. 4–5), aż zostało zdobyte i rozbudowane przez króla Dawida (1 Krn 11. 4–8) i Jerozolimę nazwano Miastem Dawida. Czytamy, że od Arawny Jebuzejczyka Dawid zakupił klepisko, na którym zbudował ołtarz Bogu (2 Sm 24. 16–25). Później zaś na miejscu tym Salomon zbudował świątynię (2 Krn 3. 1) zgodnie ze słowami, które wcześniej Bóg skierował do Dawida: „Wybrałem Jeruzalem, aby w nim było imię moje” (2 Krn 6. 6). Następnie – jak mówi Biblia – na skutek sprzeniewierzenia się Bogu Jerozolima wraz ze świątynią została zdobyta i zburzona w 586 r. przez króla babilońskiego Nabuchodonozora (2 Krn 36. 11– 21) i odbudowana została dopiero w czasach królów perskich: Cyrusa, Dariusza i Artakserksesa I (Ezd 1. 1–4; 6. 6–12; 7. 7–8, 11–26), aby ponownie znaleźć się pod okupacją, tym razem Rzymian, którzy zniszczyli miasto i świątynię w 70 r. n.e. Od tej chwili Jerozolima była „deptana” przez Rzymian, Persów, Arabów, Turków, krzyżowców, egipskich mameluków, znowu Turków, aż w końcu mandat nad dawnym królestwem Izraela przejęła Wielka Brytania i w 1948 r. za sprawą różnych sił politycznych i ekonomicznych powstało państwo Izrael. Na mocy biblijnych i historycznych praw narodu żydowskiego Jerozolima słusznie jest więc stolicą Izraela. Tyle tylko, że według biblijnych proroctw wciąż jest ona „ciężkim kamieniem dla wszystkich ludów. Każdy, kto go będzie podnosił, ciężko się zrani, gdy zbiorą się przeciwko niemu
wszystkie narody” (Za 12. 3). Księga Zachariasza zapowiada bowiem, że ten ostateczny konflikt zakończy się Bożą interwencją: „W owym dniu ochroni Pan [JHWH] mieszkańców Jeruzalemu, tak że najsłabszy wśród nich będzie w owym dniu jak Dawid, a dom Dawida będzie jak Bóg, jak anioł Pana na ich czele. W owym dniu będę dążył do tego, aby zniszczyć wszystkie narody, które wyruszyły przeciwko Jeruzalemowi. Lecz na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalemu wyleję ducha łaski i błagania. Wtedy spojrzą na mnie, którego przebodli, i będą go opłakiwać, jak opłakuje się jedynaka, i będą gorzko biadać nad nim, jak gorzko biadają nad pierworodnym” (Za 12. 8–10, por. Jl 3. 14–17). Jest to jedno z najważniejszych proroctw mesjańskich mówiących o nawróceniu narodu żydowskiego, bo „biadanie” to doprowadzi do oczyszczenia z grzechów: „W owym dniu dom Dawida i mieszkańcy Jeruzalemu będą mieli źródło otwarte dla oczyszczenia z grzechu i nieczystości” (Za 14. 1). Rozdział 14 Księgi Zachariasza kończy się zatem ostatecznym triumfem Boga i Jego Pomazańca i wtedy też Jerozolima stanie się ośrodkiem Bożych błogosławieństw dla innych narodów (por. Jr 3. 17–19). Oto co znaczą słowa Jezusa, mówiące, że Jerozolima jest „miastem wielkiego króla” (Mt 5. 35). Zatem po panowaniu w niej Melchizedeka i Dawida w końcu panował w niej będzie Mesjasz, który „będzie królował nad domem Jakuba na wieki” (Łk 1. 33). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
OKIEM SCEPTYKA
POLAK NIEKATOLIK (73)
W obronie wolności Z Małopolską związany był kalwinista Stanisław Szafraniec z Pieskowej Skały, marszałek sejmu, wojewoda sandomierski, posiadacz bogatej biblioteki i mecenas sztuki. W swoich wystąpieniach sejmowych zabiegał o tolerancję religijną.
Dokładna data urodzin Szafrańca nie jest znana i w przybliżeniu wypada ona pomiędzy 1525 a 1530 r. Stanisław Szafraniec pochodził z bardzo zamożnej, prawie magnackiej rodziny małopolskiej, która w polskim życiu politycznym oraz w polskim husytyzmie odgrywała znaczącą rolę. Jego ojcem był Piotr Szafraniec, a matką – Agnieszka Sienieńska. Wcześnie osierocony po stracie ojca wychowywał się u stryja w Pieskowej Skale. Dziś jest to południowa część wsi gminnej Sułoszowa nieopodal Krakowa, znana przede wszystkim z zamku Szafrańców i tzw. Maczugi Herkulesa. W 1545 r. wysłał go stryj wraz ze swoim synem do Królewca na dwór księcia Albrechta, który obiecał wychowywać obu młodzieńców w „duchu prawdziwej wiary [luterańskiej] i ku chwale prawdziwego Boga”. Po powrocie do kraju Stanisław ożenił się z Anną, córką kanclerza wielkiego koronnego Walentego Dembińskiego. Podstawę wielkiego majątku Szafrańca stanowiły Pieskowa Skała z zamkiem, miasto Włoszczowa z wsiami, miasteczko Secemin oraz liczne wsie w ziemi sandomierskiej i w powiecie lelowskim. W latach 1570–1580 Szafraniec dokonał wielkiej przebudowy i rozbudowy zamku
P
w Pieskowej Skale, a w rezultacie „dom był tak sprzętami wytwornymi ozdobiony, iż go z królewskim równano”. Wcześnie przystał do reformacji. Zaczął od reformowania kościołów w swoich dobrach i zakładania zborów, a skutek był taki, że już na sejmie w latach 1556–1557 poseł mazowiecki Mikołaj Kossobudzki nazwał go publicznie „łupieżcą kościołów”. W latach 1550–1555 Szafraniec założył zbory w: Seceminie, Przegini, Sułoszowej, Sąspowie, Krassocinie i Rogowie. Po śmierci stryja Hieronima objął patronat nad zborem we Włoszczowie. W Seceminie, który stał się ważnym ośrodkiem reformacji, ufundował przy zborze szkołę, a o jej wysokim poziomie świadczy fakt, że rektorem placówki został znany humanista francuski Jan Poetevinus. Po zamknięciu kościoła katolickiego w Seceminie i przemianowaniu go na zbór Szafraniec do
ogoń za maksymalnym szczęściem stała się fetyszem współczesnego świata. Tak jak za wielką miłością albo tak zwanym sukcesem. Czasem prowadzi to do zbędnych frustracji. Czas migotliwo-serdecznych „świąt końca roku” (tak po świecku i neutralnie nazywają je Francuzi) to także wzmożona refleksja nad jakością naszych relacji z innymi ludźmi, a także badanie poziomu satysfakcji z życia. Pewnie dlatego okres tych świąt to apogeum samobójstw – niektórzy sami przed sobą nie zdają tego wymuszonego okolicznościami egzaminu z akceptacji własnego losu. To – innymi słowy – druga strona medalu wielkiego przywiązania ludzi w naszym kraju do wartości rodzinnych. Kultura masowa narzuca nam wzorce i obrazy, które sprawiają, że osądzamy własne życie nie tyle według własnych rzeczywistych potrzeb i upodobań, ile według społecznego wzorca, któremu jakoby mamy obowiązek się podporządkować. Uleganie tej presji może nas doprowadzić do katastrofy. Pewni moi dobrzy znajomi są bardzo zadowoleni z faktu, że mają jedno dziecko. Ale znam też osobę, która z tej samej przyczyny jest strasznie sfrustrowana,
księży katolickich odnosił się wyrozumiale – bez żadnych przeszkód mogli celebrować msze dla katolickiej ludności. We dworze secemińskim obradowały synody kalwińskie, zaś sam Szafraniec brał czynny udział w życiu zborowym. Po raz pierwszy szlachta wybrała kalwinistę na posła województwa krakowskiego na sejm roku 1556–1557. Był też posłem na sejm 1562/1563, 1565, 1569, 1570, 1574 i 1589 r. Chociaż należał do najbogatszej szlachty krakowskiej, w swoich postulatach bardzo często wyrażał interesy średniej szlachty. Stał się przez to bardzo popularny wśród „szaraczków”, a dowodem tego był wybór Szafrańca na marszałka sejmu
bo ona chce mieć koniecznie dzieci dwoje lub troje. Kiedy pytałem, dlaczego właściwie jest to powód do przeżywania aż tak długotrwale i silnie złego nastroju, nie potrafiła mi wyjaśnić. Wnioskuję z tego, że mogła to być może społeczna presja, której nie była w stanie sprostać z powodu problemów zdrowotnych. Biada nam, jeśli nie będziemy w stanie
w 1570 r. i w 1574 r. W 1569 r. został kasztelanem bieckim, w 1576 r. – kasztelanem sandomierskim, w latach 1581–1587 – wojewodą sandomierskim, a od 1589 r. był wojskim krakowskim. Popularność na arenie sejmowej dała mu możliwość połączenia działalności reformacyjnej z polityczną, prowadzenie skuteczniejszej walki o tolerancję religijną oraz zapewnienie pełnych praw różnowiercom. Główne wystąpienia Szafrańca skierowane były przeciwko opozycji katolickiej, która przeszkadzała w przeforsowaniu przysięgi królewskiej na konfederację warszawską. Dla Szafrańca postulat demokracji szlacheckiej łączył się nierozerwalnie z postulatem wolności wyznaniowej. Sam był człowiekiem zwykle umiarkowanym, odznaczał się małym zacietrzewieniem i dużą tolerancją, starał się pełnić rolę mediatora i łagodzić wszelkie spory wyznaniowe. Choć był twórcą wielu zborów kalwińskich, głosił ideały tolerancji wyznaniowej i był zaprzyjaźniony z grupą braci polskich. Próbowali go pozyskać dla siebie antytrynitarze, wzywając, by wyrzekł się „błędów kalwińskich”, a szczególnie „fałszywej nauki o Trójcy Świętej”. Zresztą nie tylko zwolennicy Reformacji liczyli
milionera, którego życie jest wielkim koszmarem. Ponieważ ma przerośnięte ambicje, a jednocześnie myśli życzeniowo, nie licząc się z konsekwencjami własnych decyzji, żyje w ciągłym niezadowoleniu i strachu. Człowiek ten, choć obiektywnie ma wszelkie warunki do spokojnego życia, jest, paradoksalnie, jedną z najbardziej wystraszonych osób,
ŻYCIE PO RELIGII
Nieszczęście w szczęściu wielu rzeczy w naszym życiu zaakceptować. Grozi nam nieskończone pasmo frustracji i rozczarowań. Umiejętność znajdowania zadowolenia i równowagi w różnych sytuacjach jest właśnie mistrzostwem w szkole życia. Bez umiejętnego wytrenowania tych umiejętności będziemy ciągle miotani przerośniętymi ambicjami, poczuciem niespełnienia i przeświadczeniem o stałym przeżywaniu porażek. Mam przed oczami przykład jednego krewnego,
które znam. Bardzo się męczy sam ze sobą, a jego miliony w niczym mu nie pomagają. To niemal książkowy przykład zupełnej nieumiejętności radzenia sobie z życiem. Zastanawiające jest to, jak wiele osób w Polsce deklaruje przekonanie, że najważniejsza jest w życiu rodzina. A jednocześnie – według najnowszych badań TNS Polska – okazuje się, że bliskość z członkami rodziny nam umyka. Tylko połowa doświadcza jej w stosunku do własnych dzieci, 1/3 – wobec
się z panem z Pieskowej Skały – jego osobą zainteresował się nawet kardynał Stanisław Hozjusz, który czynił przez swoich zaufanych zabiegi, by pozyskać Szafrańca z powrotem dla Kościoła katolickiego. Wielkie niezadowolenie duchowieństwa wywołał fakt nadania człowiekowi uważanemu za głowę heretyków godności wojewody sandomierskiego. Zawiedziony w swoich planach i schorowany Szafraniec powrócił do życia publicznego w 1589 r. i w tymże samym roku na sejmie przewodził grupie posłów, która domagała się potwierdzenia przez wszystkie stany konfederacji warszawskiej przekazania dziesięcin na obronę kraju, kary dla burzycieli zboru krakowskiego oraz ustawy zapobiegającej na przyszłość tego rodzaju wystąpieniom. Postulatów tych nie udało się jednakże przeforsować. Stanisław Szafraniec był nie tylko wybitnym działaczem reformacyjnym, ale i politykiem, który przeciwstawiał się kandydaturom habsburskim na tron Polski. Był także zbieraczem książek i chlubił się bogatą biblioteką – jedną z największych w XVI w. (po jego śmierci rozdali ją spadkobiercy). Dbał o rozwój oświaty i wielu zdolnych synów mieszczan z Secemina posłał na studia zagraniczne. Zachęcał także do zakładania pięknych ogrodów kwiatowych. Zmarł 7 stycznia 1598 r. Nagrobek Stanisława Szafrańca znajduje się obecnie w Pieskowej Skale w jednej z sal wystawowych. Przedstawia postać w zbroi, która zamiast miecza trzyma w ręku książkę z napisem: „DEO ET PATRIAE SERVIVI”, co oznacza: „Służyłem Bogu i Ojczyźnie”. Po likwidacji zboru w Seceminie nagrobek Szafrańca rozbito, a płytę figuralną z utrąconymi nogami utopiono jako „heretycką” w… studni plebańskiej. ARTUR CECUŁA
własnej matki, a zaledwie 15 proc. – wobec ojca. Zwłaszcza to ostatnie jest zdumiewające i daje świadectwo jakiegoś wielkiego kryzysu roli mężczyzny w rodzinie. Przecież ci sami niespełnieni emocjonalnie ojcowie (bo wcale nie bliscy dla swoich najbliższych) też deklarują, że rodzina jest dla nich najważniejsza. Ale jakoś to nie wychodzi i wygląda jak wielka porażka. Ale „na pociechę” można powiedzieć, że jeszcze bardziej nie wychodzi seks. Tylko 7 proc. doświadcza w seksie prawdziwej bliskości z osobą, z którą współżyje. Czyli niezbyt satysfakcjonujące zbliżenia dotyczą w dużej mierze relacji małżeńskich, bo spora część populacji uprawia seks niemal wyłącznie w takich właśnie ramach. Jakie z tego wszystkiego płyną wnioski? Chyba takie, że nie warto przesadnie dużo poczucia bliskości oczekiwać od rodziny. Lepiej szukać bratnich dusz także poza nią. Badania wykazują, jak wielką rolę pozytywną może odgrywać w życiu przyjaźń. Nie ma wątpliwości, że ona nie tylko poprawia nastrój i jakość życia, ale zupełnie dosłownie życie przedłuża. Szukajmy zatem bratnich dusz – nie tylko w rodzinie, bo gdzie indziej też na pewno takie istnieją! MAREK KRAK
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
W
1520 r. papież Leon X potępił reformatora Marcina Lutra, który nie miał litości dla papieskich oszustw. W tym samym stuleciu papież Grzegorz XIII radośnie uczcił noc św. Bartłomieja (23/24 sierpnia 1572 r.), kiedy to dokonano rzezi na tysiącach hugenotów, wyznawców kalwinizmu we Francji. W XVI wieku Klemens VIII zaatakował edykt nantejski – rozporządzenie króla Francji Henryka IV wydane 13 kwietnia 1598 r. – ponieważ przyznawał równe prawa wszystkim, bez względu na religię. Ku zadowoleniu Kościoła katolickiego edykt ten został unieważniony w 1685 r. Z kolei papież Innocenty X potępił zawarty w 1648 r. pokój westfalski, który zakończył wojnę trzydziestoletnią, ponieważ przyznawał wolność wyznania wszystkim obywatelom. Za papieską nietolerancją stał pogląd,
Chrzest Pocahontas
Cnota nietolerancji Przez wieki Kościół katolicki zwalczał religijną tolerancję jako największą herezję. Także pierwsi osadnicy w Ameryce Północnej uważali, że nietolerancja jest cnotą. że tylko Kościół katolicki ma prawo do monopolu na religię, dlatego od początku swojego istnienia nie zezwalał on na rozprzestrzenianie się „fałszywych poglądów”. Domagał się przy tym, by wolność sumienia była możliwie najmniejsza. Także po odkryciu Nowego Świata – Ameryki Południowej i Północnej – pierwsi osadnicy powieźli tam ze sobą tradycyjne wyobrażenia o stosunkach Kościoła i państwa. Katoliccy Hiszpanie wylądowali na Florydzie już w 1513 r. i dotarli aż do Kalifornii. Ich działalność misyjna, podobnie jak życie Kościoła hiszpańskiego, od początku była związana z polityką. W końcu XVI w. franciszkanin Mendieta zapisał: „Bóg uczynił Hiszpanów swoim narodem wybranym, a cesarza-Mesjasza w osobie Karola V wywyższył ponad cały świat. Nadchodzi tysiącletnie królestwo Apokalipsy”. W XVII w. doszło jednak do przełamania monopolu Hiszpanii na zachodniej półkuli. Wtedy Anglicy, Francuzi i Holendrzy założyli w tzw. Indiach Zachodnich kolonie, które miały wzbogacić się dzięki pracy afrykańskich niewolników. Wydarzeniem o doniosłym znaczeniu było przybycie w dniu 21 listopada 1620 r. do wybrzeży na północ od Wirginii (pierwsza angielska kolonia w Ameryce) 102 angielskich purytanów na pokładzie statku Mayflower. Zostali wypędzeni z Anglii przez nietolerancyjny establishment i założyli
miasto Nowe Plymouth w stanie Massachusetts… Tak narodziła się Nowa Anglia. „Ojcowie pielgrzymi” (Pilgrim Fathers) zaraz po wylądowaniu pod opieką dwóch pastorów, Williama Brewstera i Williama Bratforda, padli na kolana, by podziękować Bogu, że przywiódł ich do „Nowego Jeruzalem”. Z dala od jakiegokolwiek rządu zredagowali Deklarację zasad – własny kontrakt polityczny stanowiący ich konstytucję. Późniejsza emigracja powiększyła liczbę osadników, bo przed 1640 r. do Massachusetts przybyło około 14 tys. purytanów. Dla angielskich katolików ważny jest natomiast rok 1632, kiedy to Cecil Calvert, drugi lord Baltimore, założył Maryland. Ogłosił wtedy publicznie, że jest katolikiem (nie było to mile widziane w Anglii), a kierowały nim powody nie tylko ekonomiczne, lecz również religijne. Jego wizją było stworzenie w Nowym Świecie kolonii, w której katolicy uniknęliby prześladowań religijnych powszechnych w tym czasie w Anglii. Katolicy obrządku rzymskiego nie stanowili większości osadników, jednak – w odróżnieniu od sytuacji w innych koloniach angielskich – cieszyli się równymi prawami i wolnością religijną. Chociaż pierwsi przybysze do Ameryki Północnej sami byli ofiarami prześladowań w Starym Świecie, również uważali, że nietolerancja jest cnotą. Stąd też w Nowej Anglii obowiązywała na ogół jedna
religia panująca i ścisła prawomyślność, a uczęszczanie do kościoła było przymusowe. Massachusetts, teren purytanów, nie był zarządzany w sposób demokratyczny i panowała w nim wielka nietolerancja. Purytanie wcielali swoją ortodoksję religijną z surową bezkompromisowością, a ci, którzy się temu próbowali przeciwstawić, byli napiętnowani i bezwzględnie prześladowani. Purytanie usunęli ze swoich szeregów Annę Hutchinson, która stworzyła własną teologię mistyczną, oraz Rogera Williamsa – pioniera baptyzmu w Ameryce Północnej i jednego z intelektualnych ojców republikanizmu północnoamerykańskiego. Jego winą było to, że wierzył w całkowitą wolność sumienia, a zaskoczony panującą nietolerancją i wrogością wobec rdzennych mieszkańców wzywał do tolerancji dla innowierców. Ostatecznie Williams założył Rhode Island – „oazę tolerancji”, co w praktyce oznaczało rozdział Kościoła od państwa. Purytanie najmniej tolerancji okazywali w stosunkach z Indianami. Nawrócenie czerwonoskórych Indian na chrześcijaństwo było jednym z ważniejszych celów, które deklarowały potęgi imperialne kolonizujące Nowy Świat. W praktyce Hiszpanie traktowali te deklaracje bardzo poważnie. Francuzi nieco mniej, natomiast Holendrzy i Anglicy prawie nie przywiązywali do tego wagi. Po krótkim okresie poprawnych stosunków ustanowionych pod auspicjami Indianki Pocahontas (została ochrzczona i przyjęła imię Rebecca) i jej krewnych osadnicy z Wirginii podjęli serię wojen
granicznych z Indianami, którzy słusznie obawiali się, że ich tereny łowieckie znikną na zawsze. Purytanie uważali, że są ludem wybranym przez Boga i przybyli do ziemi obiecanej, więc traktowali Indian tak, jak Izraelici traktowali Kananejczyków czy kalwińscy Burowie Murzynów w Południowej Afryce. Z kolei na ziemie Huronów, którzy znajdowali się w sojuszu z Francuzami, w ślad za handlarzami futer przybyli jezuici – awangarda francuskiej dyplomacji. Ten teren miał się stać następnym teokratycznym państwem jezuitów. Katolicka misja francuska korzystała z bogatego wsparcia kardynała Richelieu, który udzielał go zarówno w interesie handlu, jak i po to, by przeszkodzić utworzeniu państwa kalwińskiego przez emigrujących do Nowego Świata hugenotów. Francja przeszło 100 lat po Hiszpanii i Portugalii włączyła się do działalności misyjnej. Nowa Francja, francuska kolonia w Ameryce Północnej, która w XVI–XVIII w. obejmowała część obszaru obecnych kanadyjskich prowincji Quebec i Ontario, była bardzo katolicka. Na początku XVII w. pierwsi jezuici francuscy wylądowali w Nowej Szkocji, na obszarze od początku XVII w. kolonizowanym przez Francję, lecz wkrótce zostali wypędzeni stamtąd przez Anglików. Jednak wraz z umocnieniem się panowania francuskiego w Kanadzie jezuici mogli wreszcie rozpocząć swoją działalność misyjną wśród Indian. Niestety, przyniosła ona raczej niewielkie rezultaty. Kilka tysięcy nawróconych żyło wprawdzie w wioskach nad rzeką Świętego Wawrzyńca, ale większość
23
katolickich Huronów została wytępiona przez pogańskich Irokezów, a co najmniej 8 misjonarzy zostało zabitych z rąk Indian. Groźba fizycznej eliminacji Nowej Francji minęła w latach 60. XVII w., gdy wielki atak na Montreal, który podjęli Irokezi, został zatrzymany na ostatnim, słynnym posterunku w Long Sault. Resztki tubylców wycofywały się stopniowo w kierunku Wielkich Jezior, a za nimi podążali przez dziewicze lasy i bagna również misjonarze. Holendrzy i Anglicy od początku XVIII w. gwałtownie prześladowali misje katolickie, dopóki wreszcie w 1763 r. obszary na wschód od Missisipi nie przypadły Anglii, a na zachód od tej wielkiej rzeki – Hiszpanii. Ze starej nietolerancji zaczęły wyłamywać się Rhode Island i Maryland. Na Rhode Island, po raz pierwszy w historii nowożytnej, wprowadzono zupełną separację Kościoła od państwa i gwarancję wolności religijnej, dzięki czemu kolonia ta stała się schronieniem dla członków różnych wyznań (m.in. kwakrowie). Prawo to oczywiście nie objęło Indian, których w trakcie tzw. wojny króla Filipa (Filipem nazywali Anglicy Metacometa – wodza plemienia Wampanoagów z terenów południowo-wschodniego Massachusetts) w latach 1675–1676 w większości wymordowano. Szczególny niepokój kolonistów wzbudzili Indianie, których wcześniej schrystianizowano, a którzy przeszli w szeregi rebeliantów. Przywódcę powstania Metacometa na skutek zdrady zastrzelono, a jego ciało rozczłonkowano, zaś głowę dostarczono do Plymouth, gdzie wbito ją na pal i wystawiono na widok publiczny. Ostatecznie jednak w Nowym Świecie mniejszości religijne prześladowane w Europie zdecydowały się budować nowy świat, w którym wszyscy ludzie byliby sobie równi. Odbyło się to nie bez wielkiego wpływu niezbyt pobożnych myślicieli Oświecenia, którzy byli ojcami niepodległości amerykańskiej. W 1787 r. ową wolność religijną ujęto w artykule 6 Konstytucji Federalnej: „(…) objęcie jakiegokolwiek urzędu lub stanowiska państwowego nie będzie uzależnione od złożenia jakiegokolwiek oświadczenia dotyczącego przynależności do jakiegokolwiek wyznania”. Natomiast Pierwsza Poprawka z 1791 r. stwierdzała: „Kongres nie może stanowić ustaw wprowadzających religię albo zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, albo naruszających prawo do spokojnego odbywania zebrań i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd”. Ktokolwiek – czy to protestant, czy katolik, czy agnostyk – próbowałby drążyć ów mur lub go obalić, nie miałby prawa zwać się Amerykaninem. ARTUR CECUŁA
24
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
GRUNT TO ZDROWIE
W
wielu przypadkach zapalenie żył głębokich może wystąpić bez żadnych widocznych objawów, a gdy się pojawią – nie są one jednoznaczne. Najczęściej występują tylko w jednej kończynie dolnej – jest ona wrażliwa na dotyk, zaobserwować można obrzęki (głównie podudzi) i zaczerwienienie lub podwyższoną temperaturę kończyny. Nazwa tego schorzenia opisuje proces powstawania zakrzepu krwi, który blokuje żyłę, czyniąc ją niedrożną. Może to nastąpić w dowolnej części układu żylnego, jednak najczęściej zmiany patologiczne dotyczą żył głębokich, zazwyczaj w obrębie kończyn dolnych oraz płuc. Zatorowość płucna to zagrażające życiu powikłanie zapalenia żył głębokich, a narażona na nią jest każda osoba, u której stwierdzono ŻChZZ. Skrzep powstaje w dowolnym miejscu krwiobiegu. Przemieszcza się i trafia do płuc. Blokuje dopływ krwi, co może skutkować nawet zgonem. Objawami wskazującymi na to zagrożenie mogą być: dyskomfort lub ostry ból w klatce piersiowej, duszność, przyspieszone tętno oraz odkrztuszanie krwią. Warto poświęcić ŻChZZ sporo uwagi, ponieważ liczba osób nią dotkniętych stale wzrasta. W Unii Europejskiej roczne zachorowania niezakończone zgonem, w tym także najcięższe zapalenia żył głębokich i zatorowość płucna, sięgają ponad 1,5 miliona, zaś kolejne 500 tysięcy kończy się śmiercią. Jest to choroba najczęściej dotycząca ludzi w podeszłym wieku, chociaż czynników ryzyka jest dużo więcej. Jeśli czytając poniższe kryteria, dostrzegą Państwo u siebie przynajmniej dwa z nich, warto skonsultować się z lekarzem pierwszego kontaktu. Objawy tej choroby są na tyle ogólne, że jej diagnostyka to dość skomplikowany proces, który
Podstępna zakrzepica Najgorsi są cisi zabójcy. Atakują bez ostrzeżenia, a kiedy uderzą, jest już za późno na ratunek. W taki sposób działa też żylna choroba zakrzepowo-zatorowa (ŻChZZ). przeprowadzić może tylko lekarz specjalista, a metodą wiodącą pozostaje badanie USG z kolorowym obrazowaniem przepływu krwi. Czynniki ryzyka ŻChZZ: ¤ wiek chorego – po 50 roku życia zwiększa się prawdopodobieństwo wystąpienia zakrzepicy; ¤ otyłość – wskaźnik otyłości obliczamy według wzoru BMI (body mass index) = masa ciała dzielona przez wzrost podniesiony do kwadratu (wzrost podajemy w metrach, a masę w kilogramach).
Do nadużywania słonych przysmaków i regularnego sięgania po solniczkę przy zwyczaiła nas cywilizacja. Tymczasem nadużywanie tej przyprawy sprzyja rozwojowi chorób, głównie układu krążenia. Zalety soli kuchennej znali już starożytni, a wzmianki na temat tej substancji można odnaleźć w Starym Testamencie. W epoce cesarstwa rzymskiego zaczęła ona odgrywać istotną rolę w handlu, ponieważ to właśnie wtedy odkryto jej właściwości konserwujące. Rozkwit cywilizacji w Europie zaowocował znaczącym wzrostem jej spożycia. Sól – nazywana białym złotem – stała się źródłem zysku dla kupców na całym kontynencie. Większość z nas nie wyobraża sobie dnia bez użycia solniczki. Sięgamy po nią, przyrządzając ziemniaki, mięso czy sałatki. Współcześnie sól dodawana jest również do większości produktów wystawionych na sklepowych półkach. Można ją znaleźć nawet w słodyczach. Solimy z przyzwyczajenia. Dietetycy i specjaliści zajmujący się kwestią żywienia biją na alarm. Ich zdaniem spożywamy zbyt dużo soli. Ile prawdy tkwi w tej przestrodze? „Wszystko jest trucizną, decyduje tylko dawka” – zwykł mawiać Paracelsus, szwajcarski lekarz i przyrodnik, którego potomni
Wartość powyżej 30 jest jednym z czynników zwiększających ryzyko zachorowania; ¤ zabiegi operacyjne, zwłaszcza na dużych stawach (biodrowy, kolanowy), powodujące dłuższe unieruchomienie pacjenta; ¤ choroba obłożna połączona z długim leżeniem; ¤ urazy przyczyniające się do unieruchomienia; ¤ nowotwory złośliwe, zwłaszcza w okresie leczenia chirurgicznego lub chemioterapii;
¤ terapia hormonozastępcza lub ze stosowaniem doustnych środków antykoncepcyjnych; ¤ wielogodzinna (ponad 6 godzin) podróż samolotem lub autokarem; ¤ przebyta zakrzepica głębokich żył z pozostawieniem zmian pozakrzepowych. Czynniki te związane są często z brakiem ruchu. Oprócz tego choroba może być skutkiem urazów mechanicznych kończyn, poważnych zabiegów operacyjnych, a także zagrożonej i wymagające leżenia ciąży, podczas której często utrudniony jest przepływ krwi z głębokich naczyń żylnych. Krew zastoinowa gęstnieje, a nawet krzepnie, tworząc struktury zakrzepowe, które
nazwali ojcem medycyny nowożytnej. Podobnie jest w przypadku soli: nie można z niej całkowicie zrezygnować, bo zawarte w jej kryształkach jony sodu są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania ludzkiego ciała. Niestety, nasze organizmy są nieprzystosowane do tak radykalnego wzrostu podaży tego
nadciśnienie. – Wzrost liczby zachorowań na dolegliwości układu krążenia w krajach wysokorozwiniętych powiązany jest z nadużywaniem słonych przysmaków. Stałe nadmierne spożycie chlorku sodu może prowadzić do wzrostu ciśnienia tętniczego – przestrzega ekspert.
pierwiastka, jaka nastąpiła w ciągu ostatnich kilkuset lat. Nadmiar soli może być przyczyną niebezpiecznych dla zdrowia zaburzeń równowagi stężenia jonów sodu i potasu. – Stężenie tych pierwiastków jest ze sobą ściśle powiązane. Utrzymywanie go na odpowiednim poziomie to klucz dla utrzymania prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu – tłumaczy lek. med. Arkadiusz Zieliński, realizujący kampanię promocyjną suplementu diety KATELIN+ dla firmy LEK-AM. Nawet niewielki niedobór potasu może wywołać duże problemy. Na zachowanie zbilansowanej diety powinny uważać szczególnie osoby cierpiące na
Im więcej solimy, tym więcej powinno być w naszej diecie potasu. Obecność tego pierwiastka przyspiesza wydalanie nadmiaru sodu przez zdrowe nerki, a w konsekwencji reguluje ciśnienie krwi. Rekomendowane przez Światową Organizację Zdrowia dzienne spożycie jonów potasu wynosi 3,51 grama na dzień. Niestety, badania POLSENIOR wykazały, że średnie spożycie w Polsce wynosi około 2,5 grama. Oznacza to, że statystycznie Polacy przyjmują zdecydowanie za mało potasu. Spośród produktów dostępnych w Polskich sklepach najcenniejszym źródłem potasu są suszone banany. Na drugim miejscu znajduje się mleko w proszku. Kolejne miejsca zajmują:
Słona pokusa
po wznowieniu aktywności fizycznej zostają „przetransportowane” w inne rejony naszych naczyń krwionośnych, gdzie mogą doprowadzić do śmiertelnego w skutkach zatoru. Znany jest przykład młodego, nałogowego gracza komputerowego, który prawie przez trzy dni grał, nie zmieniając pozycji ciała. Kiedy zakończył rozgrywkę i gwałtownie wstał od biurka... padł martwy na podłogę. Powód? Oderwany zakrzep żylny zablokował tętnicę płucną. Spotkało to zdrową, młodą osobę! Warto mieć to na uwadze w przypadku ograniczenia aktywności fizycznej oraz dłuższego pozostawania w łóżku. Przypadek ten uświadamia nam znaczenie profilaktyki w zapobieganiu fatalnym skutkom ŻChZZ. W wymienionych stanach należy więc zawsze rozważyć profilaktykę choroby zakrzepowo-zatorowej. U osób obłożnie chorych ważne jest regularne zmienianie pozycji chorego oraz stosowanie specjalnych elastycznych pończoch o regulowanej sile nacisku. Bardziej zaawansowaną metodą jest zakładanie swoistego rodzaju nadmuchiwanych futerałów na uda, golenie i stopy. Ich działanie polega na sekwencyjnym masażu wymuszającym ruch krwi w żyłach, co zapobiega jej gęstnieniu. Osoby lżej chore powinny wykonywać proste i lekkie ćwiczenia fizyczne. Farmakologiczne zapobieganie żylnej chorobie zakrzepowo-zatorowej polega na wstrzykiwaniu lub doustnym podawaniu leków hamujących krzepliwość. Jednak największą skuteczność w profilaktyce ŻChZZ osiąga się przez łączenie metod fizykalnych ze sposobami farmakologicznymi. No cóż, jeszcze raz potwierdza się stare porzekadło – ruch to zdrowie. ZENON ABRACHAMOWICZ
fasola, otręby pszenne oraz orzechy arachidowe. Trudno jednak spożywać je w ilościach gwarantujących zaspokojenie zapotrzebowania na ten pierwiastek. Bogatym w potas elementem naszej diety są także popularne w rodzimej kuchni ziemniaki. Niestety, większość jego jonów trafia razem z przegotowaną wodą do zlewu. Łatwo przyswajalny pierwiastek tego typu można znaleźć także w suplementach diety. Brakujący gram jonów potasu zawierają trzy kapsułki KATELIN+ (dostępny w aptekach bez recepty). Stosowanie tego preparatu jest całkowicie bezpieczne. Szczególne wartości prozdrowotne oraz innowacyjną formę potwierdził niezależny zespół ekspertów, który przyznał preparatowi KATELIN+ Nagrodę Profesorów Farmacji. Zmiana nawyków żywieniowych jest jednak procesem stopniowym i wymagającym czasu. Niełatwo z dnia na dzień zrezygnować ze słonych przysmaków, takich jak paluszki czy frytki. Ciężko wygrać z pokusą użycia solniczki, warto więc włączyć do diety dodatkowe źródło potasu. Badania stężenia niezbędnych mikroelementów są wykonywane na zlecenie lekarza pierwszego kontaktu. ZA
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
25
FILOZOFIA STOSOWANA
Uwolnijmy polską szkołę! W sprawach publicznego szkolnictwa Polska nie jest państwem suwerennym. O tym, co się w polskich szkołach dzieje, decyduje w dużym stopniu Kościół, który kieruje się instrukcjami ideologicznymi Watykanu. Prawo nakazuje organizowanie lekcji religii od przedszkola do matury, i to na koszt państwa, które nie ma na ich treść żadnego wpływu. A że treści nauczania religii często stoją w jawnej sprzeczności z wartościami polskiej konstytucji, takimi jak równe traktowanie osób wierzących i niewierzących, homoi heteroseksualnych, kobiet i mężczyzn, tym większe jest upokorzenie polskiej państwowości. Treści te stoją często także w sprzeczności z nauką, na przykład ewolucją. Na tym jednakże nie koniec. W ustawie oświatowej – na żądanie Kościoła – wpisane są „wartości chrześcijańskie”. Nie wspomina się wprawdzie (ani tam, ani nigdzie indziej), jakie to niby są wartości i dlaczego są one akurat chrześcijańskie, a nie na przykład żydowskie czy greckie albo po prostu ogólnoludzkie, niemniej wykonawcy ustawy – od ministra do szeregowego nauczyciela – nie mają wątpliwości co do istoty ustawowego zapisu. Chodzi o to, że Kościół ma mieć w szkole bardzo dużo do powiedzenia, a katolicyzm ma być zawsze
R
prezentowany w jak najlepszym świetle. Jednak i na tym nie koniec. W sposób bardziej lub mniej formalny programy szkolne z języka polskiego i historii są „konsultowane” z Kościołem, czyli uzgadniane z jego życzeniami. Owe uzgodnienia oraz codzienne czuwanie księży katechetów i kościelnych urzędników do spraw nauczania religii nad dostateczną katechizacją szkoły, jak również niezliczone uroczystości religijne z udziałem duchownych sprawiają, że nikomu nawet przez myśl nie przyjdzie, by w szkole mówić o rzeczach, które byłyby księżom nie w smak. I tak nie dowiemy się w niej niczego na temat powstawania ani ewolucji wierzeń religijnych, ani znaczenia poszczególnych mitów czy symboli, które krążą pomiędzy zmiennymi formacjami religijnymi jako ich trwały budulec. Nie mówi się o funkcjach społecznych pełnionych przez systemy religijne w dawnych społeczeństwach i w społeczeństwach nowoczesnych, nie wspominając już o zbrodniach Kościoła katolickiego na przestrzeni wieków. Można się za to dowiedzieć, jak wielkim i zbawiennym dobrem stało się dla ludzkości rzymskie chrześcijaństwo, jak wspaniałe i miłosierne były papieskie i biskupie rządy, jak bardzo patriotyczny zawsze był kler itp. O rzeziach, pogromach,
ząd nie myli się nigdy, ale na wszelki wypadek jak ognia unika pytania społeczeństwa o zdanie. Może dlatego, że społeczeństwo w takich sprawach jak system edukacji (sprawa sześciolatków i likwidacji szkół), prywatyzacja lub wojna w Afganistanie ma inne zdanie niż rząd? Zatem ten musi się mylić. W tej sytuacji referendum jako instrument demokratyzacji państwa zawłaszczonego przez partie rządzące nie może jakoś się odbyć. Nawet wtedy, kiedy prosi o nie milion obywateli. Dlaczego? Bo partia, która liczy sobie w porywach 20–30 tysięcy osób, a żyje zwykle z naszych podatków, mówi nie, bo nie. Władza nie ufa mądrości społeczeństwa, obywatele nie ufają władzy, ale na szczęście dla rządzących ci obywatele nie mają nic do powiedzenia. I ten system nazywa się w Polsce demokracją… Im bardziej demokracja przedstawicielska zawodzi jako mechanizm odzwierciedlający interesy oraz przekonania większości Polek i Polaków, tym zacieklej władza zwalcza mechanizm demokracji bezpośredniej, odrzucając kolejne wnioski o referendum. Nie ma tak naprawdę partii, która w tym zasadniczym sporze o prawo do samostanowienia ludzi chce stanąć po stronie obywateli. Partie wspierają wnioski i referenda tylko wtedy, kiedy jest to dla nich wygodne, bo nikt nie chce wystawiać swoich poglądów pod osąd publiczny. Ugrupowanie, które w sposób pryncypialny
stosach albo nic, albo coś tam bagatelizującego, półgębkiem. A żeby choć słowem o współpracy kościoła z różnymi Mussolinimi, Francami czy Salazarami w tworzeniu nacjonalistyczno-wyznaniowych reżimów, to już Boże broń! Ile polskich dzieci słyszało o księdzu Jozefie Tiso? A ile dzieci rozumie, że wojny z Krzyżakami były wojnami z zakonem katolickim, czyli de facto z państwem kościelnym? Lepiej nawet nie pytać. Klerykalizacja szkoły i przedszkoli to nie jest wyłącznie sprawa przymusu religijnego, zmuszającego rodziców małych dzieci do posyłania ich na katechezy, by uchronić je przed przykrościami związanymi z odróżnianiem się od pozostałych maluchów. To również głęboka infiltracja propagandą katolicką programów nauczania i zarażanie całego życia szkolnego ideologiczną infekcją, która wyraża się w upartym, namolnym powtarzaniu naprzemiennych rytuałów chwały narodowej i pokory wobec Kościoła. Każda szkolna uroczystość, okolicznościowa wystawa czy prezentacja ma wydźwięk nacjonalistyczny i katolicki, a co najmniej unika treści, które mogłyby się Kościołowi nie podobać. Ten katolicki namuł obecny jest w każdej szkole i odczuwany jest przez kadrę szkolną oraz przez dzieci dokładnie
poparłoby każdy wniosek o referendum, uznałoby tym samym demokratyczną zasadę ludowładztwa. Partia, która walczyłaby w kampanii referendalnej o zgodny z jej programem wynik głosowania, mogłaby nie tylko udrożnić system demokratyczny, ale i przejąć władzę w państwie, uzyskując mocny mandat do rządzenia. Do takiej partii chętnie przystąpię, a jak trzeba, zrobię wszystko, aby ona powstała. Na razie ukształtowany po 1989 r.
w taki sam sposób, jak za czasów PRL my odczuwaliśmy propagandę socjalistyczną. Nawet jeśli było w niej dużo słuszności, nikt nie zastanawiał się nad tym, ile jest w niej prawdy. Traktowano ją po prostu jako przejaw władzy, z którą dyskutować nie wolno. A co bardziej służalczy dyrektorzy wykazywali się gorliwością propagandową i łasili się do partyjnych sekretarzy. Dokładnie tak samo dzisiejsi karierowicze na edukacyjnych urzędach łaszą się i merdają przed biskupami, pomni tego, jakie tu wiatry wieją i kto tu rządzi. I tak jak wtedy było w tym oportunizmie trochę wiary i całe mnóstwo cynizmu, tak jest i teraz. Musimy wyzwolić nasze szkoły. Musimy odbić je z rąk kleru i uczynić miejscem obywatelskim i otwartym, w którym ludzie różnych światopoglądów i stylów życia spotykają się we wzajemnych szacunku, nie narzucając jedni drugim swojej wiary lub niewiary ani swoich przekonań. Szkoła uczy dziś zakłamania i cynizmu, a każde dziecko rozumie z własnego szkolnego doświadczenia, jaki jest w Polsce oficjalny i obowiązujący dyskurs oraz że lepiej z nim nie zadzierać. Uczy się – jak za komuny – posłuszeństwa i milczenia, a tymczasem szkoła powinna uczyć odwagi myślenia i wypowiadania opinii, otwartości
większość, z którą nie liczy się ani władza ustawodawcza, ani wykonawcza. Nie liczy się z ich interesami ani z ich opiniami. I wszystko jedno, czy chodzi o politykę zagraniczną, edukację sześciolatków, eksmisję na bruk czy system podatkowy. Zasadą jest ignorowanie zdania większości i rządy uprzywilejowanej mniejszości. Ruch Sprawiedliwości Społecznej to próba oddolnej samoorganizacji obywateli
GŁOS WYKLUCZONYCH
Ruch wolnych ludzi system partyjny prowadzi do wyłonienia rządów, które – wbrew woli większości – wprowadzają kolejne antyspołeczne reformy. Przez 8 lat siedzieliśmy w piwnicy na warszawskim Grochowie i jako Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej pomagaliśmy biednym ludziom wychodzić z kłopotów. Uczyliśmy się ich problemów. Przechodziliśmy najlepszy z możliwych kurs edukacji obywatelskiej. Poznawaliśmy rzeczywistość od strony, od której nie znają i chyba nie chcą jej znać politycy parlamentarni. Dlatego mieliśmy odwagę zrobić następny krok i rozpocząć budowę ugrupowania, które upomni się o tę część społeczeństwa, a jest to z pewnością
wykluczonych z najważniejszej funkcji w państwie, współdecydowania o własnym losie. Organizujemy tych, którym pensja nie wystarcza na utrzymanie rodziny i którzy toną w długach. A także ludzi pracujących w pocie czoła, żeby Donald Tusk mógł jeździć na szczyty europejskie i chwalić się sukcesem gospodarczym, którego owoce konsumują pozbawione serca elity władzy oraz pieniądza. Każdy, kto czuje, że w Polsce potrzebny jest przełom, i kto tu i teraz chce walczyć z niesprawiedliwością, może do niej przystąpić. Nie jesteśmy dogmatykami, nie posiedliśmy uniwersalnej prawdy o świecie, ale umiemy patrzeć i liczyć. Widzimy inne kraje europejskie,
na innych, dociekliwości w poszukiwaniu prawdy i umiejętności odróżniania wiedzy od jej propagandowych pozorów i kłamstw. Trudno będzie podnieść szkołę z kolan, bo ona od zawsze służyła celom władzy, stanowiąc rozsadnik państwowo-religijnej propagandy. Jednakże przykład niektórych państw Zachodu pokazuje, że można osiągnąć niemało. Szkoły w Niemczech czy w Skandynawii oraz w wielu innych krajach na świecie stały się przestrzenią względnej wolności i równości, miejscem kształtowania postaw obywatelskich, a przede wszystkim kształtowania umiejętności krytycznego i samodzielnego myślenia. Dalekie są wprawdzie od doskonałości, ale nam zajmie jeszcze wiele lat, zanim znajdziemy się w tym punkcie, w którym oni są dzisiaj. Straciliśmy prawie ćwierć wieku. Kościół w 1989 r. gładko wszedł w buty porzucone przez partyjniaków z PZPR. Dziś trzeba mu te buty ściągnąć i pognać boso za płot szkoły. Jestem pewien, że znajdziemy w sobie kiedyś dość odwagi, by wyzwolić szkołę od ideologii, od uzurpatorów monopolu wartości, od całej tej obrzydliwej hipokryzji, w której tapla się dzisiaj. Odwagi, rodzice! Ratujcie swoje dzieci przed ogłupianiem w szkole! JAN HARTMAN
w których obywateli traktuje się lepiej, w których dochód narodowy dzielony jest sprawiedliwiej, gdzie różnice społeczne nie są tak ogromne, i samo to porównanie wyznacza nam kierunek działania. Są wśród nas ludzie o bardzo różnych wizjach przemiany społecznej, ale dla każdego jest miejsce, bo zamierzamy się pięknie różnić, a nie wymuszać jedność i podporządkowanie się „jedynie słusznej linii partii”. Istniejące dziś na scenie politycznej ugrupowania łączy leninowska zasada „centralizmu demokratycznego”. My tę zasadę odrzucamy i stawiamy na wielonurtowość, bogactwo myśli i idei, na dyskusję i jedność w działaniu. A chodzi o działanie na rzecz wspólnot lokalnych, walk pracowniczych, związkowych, w obronie pokrzywdzonych jednostek i grup zawodowych. Działaniem w obronie słabszych, a nie pustymi obietnicami będziemy sobie zjednywać zwolenników, aż przyjdzie dzień, kiedy zwykli obywatele zastraszeni przez system, zgnębieni codzienną walką o byt, uznają nas za narzędzie w walce o swoje interesy, których przez 23 lata transformacji nikt z polityków nie dostrzegał, choć wiele na ten temat kłamano w czasie kampanii wyborczych. Jesteśmy za równością, bo nadmierne różnice majątkowe to zniewolenie ubożejącej większości społeczeństwa. I tylko niwelowanie tych różnic uczyni ludzi wolnymi. Wolnymi od strachu, wyzysku, kłamstwa i biedy. PIOTR IKONOWICZ
26
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Argument krzyża
„Krzyż często zastępuje ludziom brak argumentów i stanowi wsparcie dla niedostateczności umysłu” – powiedział polityk Andrzej Celiński w jednym z programów telewizyjnych. Jakże często się z tym spotykam: „Z krzyżem niech pan nie walczy”, „Krzyż pana pokona”, „Krzyż jest prawdą”, „Krzyż był tu zawsze”, „Krzyż ma wielką siłę”, etc. Tam, gdzie brakuje argumentów, tam sięga się po dogmat, po krzyż, po „niepodważalny” i „nieomylny” autorytet. Jest to prawda znana jak świat, opisana już u starożytnych, i nic w tym dziwnego. Bardziej zdumiewa, wręcz szokuje, zaciekłość w powoływaniu się na te „argumenty” na początku XXI wieku w środku Europy. Zdumiewa ten rodzaj agresji z krzyżem w ręku, wymachiwanie nim jak mieczem, jak pałką. Agresja ta oczywiście wynika z lęku, własnej słabości, ignorancji i niepewności. Jakby obrońcy krzyża bali się zostać na świecie, w którym nie ma ucieczki „w krzyż”. Jakby mieli obawy stanąć naprzeciw świata bez podpórki z krzyża. Świat, który trzeba opuścić, gdy śmierć jest ostatecznością, to dla nich świat bez sensu. Bez sensu dla życia równie krótkiego i przypadkowego. To niezrozumiała groza istnienia bez celu. Ulotna egzystencja na ziemi jawi się wówczas jako podła, marna wegetacja
wobec oczekiwanej nagrody gdzieś tam, w zaświatach. Krzyż o tym też przypomina; daje ulgę niczym środek przeciwbólowy. Może i nawet nic nie ma po śmierci – zdają się mówić zwolennicy krzyża – ale przecież lepiej wierzyć niż nie, bo może jednak… coś jest. A jeśli nawet nic nie ma, to przynajmniej łatwiej jest iść w otchłań. Z krzyżem przez życie i na tamten świat. I tak się toczy świat z krzyżem w ręku. Gdyby oni, obrońcy krzyża, poprzestawali na własnym, krzyżowym znieczuleniu, to ja bym się im nie dziwił. Sęk w tym, że im przeszkadza, że ja tego nie uznaję, że jak tak nie czuję. Aby krzyż zadziałał jako środek przeciwbólowy, potrzebują też… mojej wiary, mojej pokory i mojego uznania. Dlatego tak zwolenników krzyża wścieka fakt, że im tej wiary ani uznania nie daję. Wówczas bowiem dopada ich myśl, że może się tylko oszukują. I tak to moja wiara ma się stać dla ich wiary krzyżem, o który się opierają, aby ich krzyż zadziałał i mógł ich znieczulić. Dlatego właśnie są równie zawzięci. To ludzkie i podłe zarazem. W sprawie krzyża w Sejmie bowiem o coś innego chodzi niż o wiarę. Tu rzecz idzie o wolność od przymusu życia w świecie innych. Tylko tyle. JANUSZ PALIKOT
FUNDACJA „FiM” Fundacja pod nazwą „W człowieku widzieć brata”, której prezesem jest Roman Kotliński – Jonasz, redaktor naczelny „FiM”, ma za zadanie nieść wszelką możliwą pomoc ludziom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej: chorym, samotnym, uzależnionym, niepełnosprawnym, bezdomnym, dzieciom i młodzieży z domów dziecka. A także pomagać w upowszechnianiu edukacji, kultury i zasad współżycia z ludźmi. Nasza fundacja ma status organizacji pożytku publicznego i w związku z tym podlega pełnej kontroli organów państwa. Nie ma też kosztów własnych, gdyż pracują w niej społecznie dziennikarze i pracownicy „Faktów i Mitów”. W ten sposób wszystkie wpływy pieniężne i dary rzeczowe trafiają do potrzebujących. Zachęcamy przedsiębiorców, osoby prowadzące działalność gospodarczą, które mają możliwość odliczenia darowizny, oraz wszystkich ludzi dobrej woli do wsparcia szczytnego celu, jakim jest bezinteresowna pomoc podopiecznym naszej fundacji. Tych, którzy zechcą wesprzeć naprawdę potrzebujących naszej pomocy, prosimy o wpłaty na poniżej wskazane dane: Misja Charytatywno-Opiekuńcza „W człowieku widzieć brata”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, ING Bank Śląski, nr konta: 87 1050 1461 1000 0090 7581 5291, KRS 0000274691, www.bratbratu.pl, e-mail:
[email protected]
Dziewiąta rocznica W zalewie uroczyście obchodzonych rocznic klęsk, a w przypadku katastrofy smoleńskiej nawet miesięcznic, umykają naszej pamięci wydarzenia drobniejsze, ale radosne, dające poczucie szczęścia, odmieniające życie. Kto nigdy nie zapomniał o urodzinach i imieninach bliskich, rocznicy pierwszego pocałunku, zaręczyn, ślubu czy obrony doktoratu ukochanej skądinąd cioci, niech się puszy z dumy, zamiast rzucać kamieniem w tych, którym pamięć szwankuje. To zazwyczaj jeszcze wcale nie Alzhaimer, tylko zmęczenie codzienną gonitwą, zobojętnienie, utrata umiejętności cieszenia się drobiazgami oraz dawania innym radości i uśmiechu. A przecież poza powszechnie przyjętymi każdy z nas ma indywidualne, specyficzne rocznice, które warto nie tylko świętować, bo radości nigdy za wiele, ale i ocalić od zapomnienia. Ponieważ miło jest dzielić się szczęściem i dobrymi nowinami, przypominam Kochanym Czytelnikom i Tobie, Drogi Jonaszu, że już dziewięć lat jesteśmy razem. W dodatku wyłącznie na dobre, bo się nawzajem lubimy, cenimy i szanujemy. W naszym związku nie było kryzysu ani po roku, ani po siedmiu latach. Niczym małżeństwo mamy już za sobą rocznicę papierową, bawełnianą, skórzaną, kwiatową, drewnianą, cukrową, wełnianą i brązową. Właśnie obchodzimy gody gliniane, zwane też generalskimi lub fajansowymi. W mitologii greckiej liczba dziewięć ma znaczenie rytualne (dziewięć muz, dziewięć dni i nocy wędrówki do nieba). Dla Izraelitów to symbol przeczucia, odrodzenia, duchowości i podróży. W chrześcijaństwie dziewięć uchodzi za liczbę absolutnej doskonałości: dziewięć dni trwa nowenna, dziewięć jest chórów anielskich, grzesznicy wchodzą do piekła przez dziewięć bram. W islamie dziewięć otworów ludzkiego ciała symbolizuje kontakt człowieka ze światem zewnętrznym, muzułmański sznur modlitewny subha ma 99 paciorków, a Allah występuje w Koranie pod 99 imionami. Japończycy uważają, że dziewiątka przynosi szczęście i długie życie. Dla numerologów to potrójna Trójka, czyli liczba całkowitości i wspaniałych osiągnięć, która w związku z jakąkolwiek inną liczbą zawsze reprodukuje siebie (np. 2×9=18, 1+8=9, 13×9=117, 1+1+7=9 itd.), co wyjaśnia jej egotyzm i upór. Symbolizuje mądrość, wiedzę, zakończenie, uniwersalność, idealizm, altruizm. Jedynie w Biblii dziewiątka pozostaje bez specjalnego znaczenia, co tym bardziej powinno nas skłaniać do jej uznawania i świętowania.
Wszystko zaczęło się dziewięć lat temu, w grudniu 2004 r., podczas zorganizowanej w Senacie konferencji pt. „Czy biedne państwo powinno płacić bogatemu Kościołowi”. Rzecz dotyczyła likwidacji Funduszu Kościelnego. Parlamentarzyści SLD-UP napisali projekt ustawy, a naukowa dyskusja była pomyślana jako wsparcie dla idei zaprzestania finansowania Kościoła z budżetu państwa. W moim wystąpieniu przedstawiłam Kościół jako instytucję 5xB – bogatą, bezkarną, bezduszną, bezideową i bezczelną. Każdy z tych kwalifikatorów poparłam konkretnymi przykładami. Po konferencji podeszło do mnie dwóch uroczych panów – Roman Kotliński i Marek Szenborn. Przedstawili się i zapytali, czy umieściłabym referat w ich tygodniku „Fakty i Mity”. Zaczęliśmy rozmawiać i już po chwili stało się jasne, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Przez antyklerykalizm. Toteż niemal natychmiast zgodziłam się na propozycję stałej współpracy. Poważny, trwały związek nieco mnie przerażał. Felieton co tydzień to – wbrew pozorom – duże obciążenie. Zwłaszcza dla kogoś aktywnego zawodowo i politycznie. Jednak pokusa, by mieć tysiące czytelników, była zbyt silna, by się jej oprzeć. Powiedziałam TAK i obrazoburczym tekstem o Kościele zainaugurowałam „Katedrę prof. Joanny S.”. Moja diagnoza materialno-mentalnego i ideowego stanu Kościoła w Polsce oraz zgłaszane z trybuny sejmowej propozycje ograniczenia jego finansowania i wpływów wywołały oburzenie prawicy i mediów. Byłam odsądzana od czci i wiary, choć tej ostatniej jako ateistka nie posiadam. Prawie wszyscy uważali, że Kościół jest cacy i nie przyjmowali do wiadomości, że 5xB to ocena zdecydowanie zaniżona, bo jego grzechy, przekręty i przestępstwa są na wszystkie litery alfabetu, a nie tylko na jedną. Trudno się dziwić. Polska, zakochana w JPII i kremówkach, zaczadzona kadzidłem, bezrefleksyjnie wierzyła w zasługi kleru w obalaniu komuny, której nigdy nie było. Sprytne duchowieństwo jeszcze przy Okrągłym Stole wystawiło sowity rachunek za papieskie zawołanie, by Duch Święty odmienił oblicze ziemi, tej ziemi. Rachunek, który niczym kredyt udzielony przez lichwiarza rośnie lawinowo. Nawet bez kryminalnej działalności Komisji Majątkowej doszedł do 10 mld zł rocznie i dwóch lekcji religii tygodniowo. Trudno ocenić, co gorsze: drenaż kieszeni wiernych i budżetu czy bezczelna
katechetyczna indoktrynacja, robiąca dzieciom wodę z mózgu. Tak hartuje się katolicka stal: od przedszkola do Torunia. Mój związek z Czytelnikami i redakcją bardzo wzmocniła nagonka, której byłam niedoszłą na szczęście ofiarą. W czerwcu 2006 r. podczas Parady Równości powiedziałam: „Niech ta parada zmieni oblicze ziemi, tej ziemi”. Media huczały. Prawica żądała przeprosin za bluźnierstwo. A moi zwolennicy słali wyrazy poparcia. Razem zebrało się ich ponad sto tysięcy. Nie ugięłam się. I choć słowa o Paradzie jeszcze nie stały się ciałem, już mieszkają między nami. Nie darowałam Wam żadnego tygodnia. Napisałam 458 felietonów. Najwięcej o Kościele i jego chorych stosunkach z państwem, bo popyt kształtuje podaż. Było o PiS-ie, PO i niedoszłym POPiS-ie, o IPN, Komisji Majątkowej, Radiu Maryja, TV Trwam i ich geotermalnym ojdyrze. Pisałam o szefach oraz błędach władzy i opozycji, o feminizmie, seksizmie, dyskryminacji, związkach partnerskich, przemocy, aborcji, eutanazji, in vitro. Reagowałam na wszystkie najważniejsze wydarzenia. Z uroczystości pogrzebowych na placu św. Piotra przesłałam reportaż z podmiotem domyślnym – ani razu nie użyłam słów papież, Jan Paweł II, ani nawet pogrzeb. Jestem matką takich terminów jak kaczyzm, kaczoprawica, kościelna genderofobia, marketing palikotyczny, PiSłanka, PiSokrzyżowcy, PiSolidarność, rząd ziemniaczano-buraczany, Rzeczpospolita Obojga Kaczorów, TMK – Teraz My Kaczyńscy, Trybunał prostytucyjny, Zakon Ojców Pedofilów. A także wielu syntetycznych diagnoz: • Na biskupie piuska gore; • Siermiężność bytu określa moherową świadomość; • Szarokaczenie się prezydenta na szczycie UE w sprawie Gruzji; • Tarcza, co dużo ryczy, mało offsetu daje; • Trzeba raz na zawsze skończyć z paranoją zwracania majątków; • W II RP mieliśmy Kordiana i chama, w IV RP Kordiana zastąpił warchoł; • W systemie kaczystowskim będzie Ziobro tolerancji dla lewicy; • Żyjemy w państwie wyznaniowym. Przed nami kolejne wspólne lata, a za rok dziesiąte, cynowe gody. Do poczytania. JOANNA SENYSZYN senyszyn.blog.onet.pl senyszyn.natemat.pl senyszyn.eu
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
Generałowi urodził się syn, więc postanowił wysłać adiutanta do szpitala, aby dowiedział się czegoś więcej. Po jego powrocie generał pyta: – I jak wygląda? – Jest bardzo ładny. Podobny do pana generała. – Podać więcej szczegółów! – Melduję, że jest niski, łysy i ciągle drze gębę. ~ ~ ~ Zmęczony mąż wraca z pracy. Żona pyta: – Zrobić ci kotlety? – Zrób. – Ale mięsa nie mam... – To nie rób. – Cooo?! Nie smakuje ci moja kuchnia?! ~ ~ ~ Gdzie można zobaczyć gole reprezentacji Polski? – W TVP Historia.
Jezus po 2000 lat postanowił sprawdzić, co się dzieje na ziemi. Już na początku swych odwiedzin natknął się na dziwnego człowieka, który siedział sobie na schodkach i puszczał dymka. Jezus podszedł zaciekawiony, a człowiek ów uśmiechnął się, wyciągnął skręta i rzekł: – Ej, Broda, chcesz sobie pociągnąć? Jezus zawahał się: – Chyba nie, nie wiem, co to jest… – Luzik, Broda, zapalisz, to będziesz wiedział… Jezus przyjął skręta, pociągnął, oddał i podziękował uprzejmie. Facet, nie widząc reakcji, spytał: – No i co, Broda? – Ja nie jestem Broda – odrzekł Jezus. – Ja jestem Jezus. Facet z zadowoleniem walnął się w kolano: – No i na tym to właśnie, Broda, polega! ~ ~ ~ Siedzi facet w fotelu i je cukierki. Obok biega 3-letni synek i krzyczy: – Tatuś nie daje cukierka! Tatuś nie daje cukierka! Tatuś melancholijnie: – „Nie daje” to mamusia, a tatuś się nie dzieli... ~ ~ ~ Żona w ostatnim miesiącu ciąży. Mąż sypia na kanapie. Widząc, jak mąż się męczy, żona mówi: – Słuchaj, znakomicie rozumiem, co się z tobą dzieje jako mężczyzną. Idź ten jeden, jedyny raz do sąsiadki. Rozmawiałam już z nią, bo bardzo cię kocham i nie chcę, żebyś się męczył. Weźmie 60 złotych, no, ale sam rozumiesz. Facet, nie wierząc swoim uszom, bierze pieniądze i pędzi do sąsiadki. Jednak po chwili wraca: – Do 60 nie zejdzie, chce 100. – Co za suka! Jak ona w zeszłym roku była w ciąży, to ja obsłużyłam jej męża za 45! ~ ~ ~ Jaka jest kara za bigamię? Dwie teściowe.
46
KRZYŻÓWKA Odgadnięte słowa wpisujemy WĘŻOWO, tzn. dwie ostatnie litery odgadniętego wyrazu są równocześnie pierwszymi dwiema literami następnego 1) lokal dla dudka, 2) wpadasz na nią, by pogadać, 3) będzie on, nie będzie nas, 4) tu usuną szkodę w szkodzie, 5) dla grzeszników londyńczyków, 6) dom w amerykańskim stanie jest jak doktor na ekranie, 7) powszechnie uprawiany owoc zakazany, 8) kopia, nie drewniana, lecz z papieru, 9) bunt duży, gdy się szlachta wkurzy, 10) cztery czwórki, 11) jest czerwona za karę, 12) deska do oszukiwania, 13) rzeczowy w bibliotece, 14) rola nie dla idola, 15) robi sobie dobrze, 16) opłata za pogodę, 17) bajarz z gęślami, pod Tatrami, 18) na niej przysięgli, 19) sfora basiora, 20) sprzęt komputerowy, 21) w takich lasach kozica hasa, 22) tęczowa wyspa, 23) czy w tym mieście Japończycy chodzą na bosaka?, 24) walił kijem w chłopskie głowy, 25) słowa, słowa, słowa, 26) pomieszane szyki cieszą biznesmenów, 27) Klaus – Nosferatu z Sopotu, 28) nimi panie robiły pranie, 29) z papierosami i gazetami, 30) dla nawigatora problem niemały, 31) gołogłowi, 32) córka dla syna, 33) stan wskazujący na spożycie, 34) z choinki się urwała, 35) miasto z liszki i szalika, 36) w wakacje puste, 37) z drzewa się drze, 38) obok lobo, 39) w salonie, lecz nie z tenora, a z basa, 40) pomagał Grekom w rachunkach, 41) ha ranczera, 42) Śnieżka, co w bajce mieszka, 43) skłania do konkretnego działania, 44) wnet pokaże, ile ważę, 45) kłusowników tropić gotowi, 46) kto wychodzi przed orkiestrę?, 47) niejedna na strojnisi wisi, 48) dostojny Turek, 49) morowa, lecz nie dziewczyna, 50) kiedy kula trafia w króla, 51) dama, co nie śpiewa sama, 52) wesela rozwesela, 53) mimo że jest winna, kary nie poniesie, 54) pierwsza – robaczywka, 55) król, dama, walet.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
1
2
4
3
8
1
51
12 55
38 5 10
45
14,47
36
11
54
21
20
53
43
23
24 6
16
5
50
19
41
17
18
35
42
26 9
49
29
33
25
48
9
2
40
15
30
10
44
13
22
7
39
52
8
7,32
6
11
3
31
37
34
27 4
28
Litery z pól ponumerowanych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie – dokończenie scenki. Na lekcji polskiego pani pyta: – On kaszle, ona kaszle, ono kaszle – jaki to czas? Na to Jasio: –-
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 48/2013: „Kochany, przecież wszyscy mamy jakieś drobne wady”. Nagrody otrzymują: Zygmunt Czerwiński z Owińskiej, Barbara Wadycka z Brzeska-Okocimia, Józef Klajsek z Cieszyna. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska-Siek; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska, Ariel Kowalczyk – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 72 33; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE Sp. z o.o., Oddział Poligrafia, Drukarnia w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. Prenumerata redakcyjna – 52 zł za I kwartał 2014 r., 104 zł za I połowę 2014 r., 204 zł za cały 2014 r. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS Sp. z o.o., 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 2. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 52 zł za I kwartał 2014 r., 104 zł za I połowę 2014 r., 204 zł za cały 2014 r.; b) RUCH S.A.: Zamówienia na prenumeratę w wersji papierowej i na e-wydania można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail:
[email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 3. Prenumerata elektroniczna: a) informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl/presssubscription/. Prenumerator upoważnia firmę BŁAJA News Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. b) www.egazety.pl 4. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hübsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326, http://www.prenumerata.de. 5. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 6. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994.
28
Nr 50 (719) 13–19 XII 2013 r.
JAJA JAK BIRETY
N
ŚWIĘTUSZENIE
Znaleziono na fb/ateizmnawesolo
Humor – Co jest najtrudniejsze w zawodzie lekarza okulisty? – Przekonać pacjentkę, żeby się rozebrała.
~ ~ ~ – Tato, tato, mogę skoczyć na bungee??? – Nie, kochanie, twoje życie zaczęło się od pękniętej gumy i nie chcę, aby się tak samo skończyło!
a pokładach samolotów dzieją się rzeczy ciekawsze niż turbulencje czy bezcłowe zakupy. ~ Amerykańska para – 44-letni Christopher Martin i 33-letnia Jessica Stroble – zabawiała się oralnie na pokładzie samolotu z Oregonu do Las Vegas. Akt odbywał się całkowicie bez krępacji. Kochankowie nie przerwali nawet wtedy, gdy załoga podawała pasażerom drinki i przekąski. Upomnienia stewardes na nic się zdały. W Las Vegas niecodziennych pasażerów aresztowano. Musieli zapłacić po 250 dolarów grzywny. ~ Kiedy samolot linii „Kenya Airways” szczęśliwie wystartował, pasażerka ze Szwecji zauważyła, że jej sąsiad poci się i blednie. Po chwili umarł. Stewardesy nie wiedziały, co zrobić z nieboszczykiem, więc zostawiły go na miejscu. I tak żywa pani i nieżywy pan – ramię w ramię – dolecieli na miejsce. Szwedka złożyła oficjalną skargę, w której napisała, że „nie jest w pełni zadowolona” z usług linii lotniczych. Dostała 5 tys. koron (ok. 2400 zł). ~ Pasażerka lotu American Airlines z Los Angeles od momentu startu głośno wyśpiewywała hit „I Will Always Love You” Whitney Houston. Za nic nie chciała przestać. Była tak uciążliwa dla załogi i pasażerów, że pilot zdecydował się na awaryjne lądowanie w Kansas City. Zatrzymana przez policję stwierdziła, że
CUDA-WIANKI
Pod gołym niebem jest chora na cukrzycę i nie kontroluje tego, co robi. Nie postawiono jej żadnych zarzutów, ale linie lotnicze, którymi śpiewająco leciała, zakazały jej wstępu na pokład swoich samolotów.
~ Nasza rodaczka Paulina F. wsiadła do samolotu w Nowym Jorku i od początku zachowywała się nieznośnie. Kopała fotele współpasażerów, a swojej sąsiadce rozgniotła na twarzy plastykowy kubek. Kiedy opluła stewardesy, pilot zdecydował się na wcześniejsze lądowanie. Aresztowana Polka tłumaczyła, że przed lotem dowiedziała się o zdradzie męża i to ją tak rozwścieczyło. ~ Henryk G. w czasie lotu z Warszawy do Toronto wpadł w furię, gdy odmówiono mu dalszego podawania alkoholu. Dobijał się do drzwi
pomieszczeń dla załogi i rzucał w stewardów różnymi przedmiotami. Na szczęście tym samym samolotem podróżowali kanadyjscy policjanci, którzy poradzili sobie z Henrykiem i jego alkoholowym głodem. ~ W czasie lotu na trasie Delhi–Bangalore główny pilot wyszedł do toalety. I już nie wrócił. Drzwi zablokowały się na tyle skutecznie, że w żaden sposób nie dało się ich otworzyć. Ster przejął kolega uwięzionego, ale w związku z „kiblową” sytuacją musiał awaryjnie lądować. ~ W 1995 r. Paula Drixon jechała motorem na lotnisko, żeby tam przesiąść się do samolotu. Po drodze miała wypadek drogowy, ale – jak myślała – nic groźnego jej się nie stało. Już w samolocie poczuła ból w klatce piersiowej. Na pokładzie był Angus Wallace – ortopeda, który wybadał, że żebro kobiety przebiło błonę wokół jej płuc. To doprowadziło do odmy opłucnej, która wymaga natychmiastowej interwencji chirurgicznej. Lekarz sam zoperował ranną pasażerkę. Użył do tego kawałka wieszaka wysterylizowanego wódką. JC