WIGILIA U ŻONY KSIĘDZA Â Str. 7 INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 51/52 (511/512) 30 GRUDNIA 2009 r. Cena 6 zł (w tym 7% VAT)
 Str. 12-13
 Str. 3
ISSN 1509-460X
2-23
 Str. 2
2
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego podał, że w Polsce działa dokładnie 1001 rad parafialnych. Zapachniało Szeherezadą i... skandalem, bo nie tylko dekret Soboru Watykańskiego II, ale i kodeks prawa kanonicznego stanowi, że taka rada powinna istnieć przy każdej parafii. A istnieje zaledwie w co dziesiątej, bo proboszczowie nie cierpią, gdy świeccy podludzie patrzą im na ręce i tacę. Mają więc gdzieś kościelne przepisy. Kolejny song na cześć ojca, a raczej łojca dyrektora, wykonuje zespół Skalne Podhale: „Cały świat wi ło tym i wy ło tym wicie / że ni ma drugigo ojca Rydzyka na świecie / Hej, gdyby siła z góry nie była mu dana / Nasza Polska piękna byłaby sprzedana / Ojciec to rozumie, przez radyjo głosi / O mądrość i rozwagę polski naród prosi!”. Tyz piknie... 375 kobiet – tylko tyle (raczej aż tyle!) zdecydowało się w mijającym roku wstąpić do zakonów w Polsce. To aż 5-procentowy spadek zainteresowania habitem w stosunku do kilku lat ubiegłych. Jeśli uwzględnimy dodatkowo liczbę odejść – ok. 200 rocznie – natychmiast o sprawie trzeba powiadomić ONZ. Pingwiny to wymierający gatunek! I to na całym świecie. Słynny skowyt z pokładu Lufthansy – „Ratujcie, Niemcy mnie biją!” – będzie musiał Rokita nieco zmodyfikować. Po wyroku niemieckiego sądu od niedoszłego premiera z Krakowa spodziewamy się usłyszeć: „Ratunku, Niemcy wsadzili mnie do pierdla!”. Bo jak chłop ma na imię Maria i żeni się z Nelly, to wszystko jest możliwe. Kasia Tusk, córka premiera poczęta w nieprawym łożu, a studiująca obecnie psychologię, chce robić specjalizację z seksuologii. Wcześniej marzyły się jej... stosunki. Międzynarodowe. Jak znamy życie na polskich uczelniach, to Kasia może połączyć obie dyscypliny. „Solidarność” Uniwersytetu Opolskiego chce, aby dach uczelni zwieńczony był krzyżem. Przez 9 miesięcy senat UO nie podjął tematu. Teraz, po licznych naciskach, zbiera się 17 grudnia. Specjalnie w tej sprawie. Miej ich, Panie, w swojej opiece. Karę pół roku odsiadki za zdjęcie ze ściany krzyża (lub za odmowę jego zawieszenia) przewiduje projekt ustawy przygotowanej przez włoskich senatorów z prawicy. W naszym parlamencie różne Jurki i Gowiny już sobie nucą: „Z ziemi włoskiej do Polski”. To jeszcze nic. Włoskie ministerstwo gospodarki planuje zakup ze środków budżetowych 40–50 tysięcy krzyży naściennych „dla zaspokojenia najpilniejszych potrzeb urzędów państwowych i obywateli”. Szykuje się zatem polski hit eksportowy. W świątecznej promocji do każdego krzyża możemy też w pakiecie dołączyć po jednym księdzu. Zdelegalizowania Komunistycznej Partii Czech i Moraw (14 procent elektoratu) domaga się czeski senat. Chyba że partia wyrzeknie się słowa… „komunistyczna” w nazwie oraz zdecydowanie odetnie się od filozofii Marksa i Engelsa... Taki warunek postawili senatorowie. My też postulujemy: Precz z Kościołem rzymskim! No, chyba że odetnie się od Rzymu. Słynny włoski piosenkarz Al Bano (m.in. hit „Felicita”) jest wściekły. Miał 21 listopada wystąpić przed Benedyktem XVI. Ale nie wystąpi, bo kiedy zatelefonowano z Watykanu, usłyszał: Przykro nam, ale papież nie lubi oglądać rozwodników. Za to pedofilów ma wokół siebie całe gromady. Manfred Deix, kultowy austriacki karykaturzysta, znany jest z tego, że rysuje największe polityczne świętości w postaci nagich grubasów. Ostatnio jednak wziął się za świętość nie z tej ziemi, czyli za samego Boga, i przedstawił go jako... mutanta z trzema głowami i trzema penisami. Kościół zawył z oburzenia i pogalopował do sądu, a Deix wzrusza ramionami: – Ciekawe, w jaki sposób udowodnią mi, że Bóg tak właśnie nie wygląda? Lekarzu, aborcja jest niezgodna z twoim sumieniem? Świetnie, wpisz się na specjalną listę i po kłopocie – ogłosił lewicowy rząd Hiszpanii. Podziałało jak ręką odjął. W obawie przed utrudnieniami w zatrudnianiu się w państwowych szpitalach prawie nikt z medyków na listę się nie wpisał. Ukraina dzięki lobbingowi amerykańskiemu zawarła największy w swojej historii kontrakt zagraniczny. Za 2,5 miliarda dolarów ma dostarczyć broń dla armii irackiej. To się zapewne słusznie Ukraińcom należało za nadstawianie swoich tyłków w Iraku, Afganistanie, za Kościuszenków i Pułasenkich... Morze Śródziemne jest pozostałością po biblijnym potopie. Tak orzekli naukowcy – aż wstyd powiedzieć – hiszpańscy. Policzyli też dokładnie, kiedy do katastrofy doszło. Inni naukowcy (ale już na podstawie wykopalisk i badań) twierdzą, że homo sapiens ma 250 tysięcy lat. Wychodzi na to, że Noe i jego rodzina skakali po drzewach. Potomkowie członków jednego z plemion zamieszkujących wyspy Vanuatu (państwo w Oceanii) oficjalnie przeprosili potomków (duchowych?) brytyjskich misjonarzy za to, że ich dziadowie przygotowali sobie z nich obiadek. To było 170 lat temu. Cholera, dawno... Jeśli ktoś wie o jakimś współczesnym plemieniu „lubiącym” głosicieli jedynie słusznej religii, proszony jest o pilny kontakt z redakcją.
Święta ateistów A
ch, te milutkie, słodkie Święta! Jeszcze zanim nastąpią – wszyscy, nawet politycy prawicy, łagodnieją, ubierają się w sweterki z reniferkami i przypominają sobie, że potrafią się uśmiechać. – Romek, napisz jakiś ciepły komentarz. Nie zawsze trzeba umierać za ojczyznę – zachęcają mnie moi zastępcy. Przecież nawet podczas wojen na czas świąt wstrzymuje się ostrzał, bo nieludzkie jest strzelanie do kogoś, kto świętuje. Od 9 lat piszę na Święta takie właśnie łagodne, pachnące siankiem teksty. I może wystarczy. Pora wreszcie powiedzieć jasno i wyraźnie, kto tu powinien, a kto nie ma prawa świętować i kto świętowanie zawłaszczył. Jednym słowem: kto nam ukradł Święta! Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie podstawowe: kto zawłaszczył chrześcijaństwo? Światli Czytelnicy „FiM” (i wszyscy ewangeliczni chrześcijanie) wiedzą doskonale, że to największe w dziejach odstępstwo i wrogie przejęcie jest dziełem rzymskiego katolicyzmu. I to na wszelkich płaszczyznach – ideologicznej, duchowej i materialnej. Zaczęło się od fałszowania Biblii, wprowadzania jej nowych interpretacji i dogmatów zgodnych z duchem czasów i interesami cesarstwa. Nowy Kościół stworzył swoje własne prawo, ale nie miał ziemi i majątków. Mnisi sfałszowali więc donację cesarza Konstantyna (VIII/IX w.), dając początek państwu kościelnemu. Teraz należało tylko umocnić władzę i poszerzyć wpływy. Królowie neofici ustanawiani przez papieża i trzymani na jego krótkiej smyczy na rozkaz z Rzymu mordowali masowo tzw. heretyków, którzy – na przekór ekspansji reżimowej wersji wiary i pomimo prześladowań – próbowali trwać przy prawdziwej nauce Jezusa. Spływające krwią ziemie pogan powiększały granice „chrześcijaństwa”. Z powierzchni ziemi bezpowrotnie zniknęły całe narody, np. Prusowie i Jadźwingowie. Zapewne ostatnią rzeczą, jaką większość z nich widziała przed śmiercią, był... krzyż. Ta „ewangelizacja” rozszerzyła się potem na obydwie Ameryki i tam również pod znakiem krzyża zniszczyła wiele narodów i kultur. Północna Afryka i Azja Mniejsza uniknęły podobnej eksterminacji (z wyjątkiem Palestyny nawiedzanej wyprawami krzyżowymi) tylko i wyłącznie z powodu średniowiecznej potęgi islamu. Taka jest udokumentowana historia Krk. Gdyby Kościół papieski oddał teraz ubogim wszystkie swoje bogactwa, odwołał swoją pokrętną, antyludzką ideologię, wyrzucił do kosza wszystkie sfałszowane lub wydumane traktaty, dogmaty i księgi; gdyby Watykan stał się miastem aniołów, a każdy kolejny papież przywdział wór pokutny i na kolanach prosił Boga i ludzkość o wybaczenie... i tak do końca świata... – to już sama tylko haniebna, kryminalna historia Kościoła przekreśla go i dyskwalifikuje.
Zarówno w kategoriach ludzkich, jak i nadprzyrodzonych, jako „Jezusową owczarnię”; samych zaś duchownych Krk dyskwalifikuje jako pośredników pomiędzy Bogiem i ludźmi. Na katolickich ołtarzach próżno bowiem szukać ciała i krwi Jezusa. Za to krwi i ciał ludzkich są tam całe stosy. Złe drzewo nie może wydać dobrych owoców. I nie wydaje, czego jesteśmy świadkami. Kościół rzymskokatolicki, de facto antychrześcijański, zawłaszczył całą biblijną ideologię i uzupełnił ją o wygodne dla siebie menedżerskie elementy często mające podłoże pogańskie, na przykład takie jak intratny kult świętych i obrazów; czyściec, od którego można się wykupić płatnymi mszami; spowiedź uszna jako forma podporządkowania klerowi itp. Kler żongluje też dowolnie biblijnymi cytatami (sam zarzuca to Świadkom Jehowy), którymi upstrzona jest m.in. sekciarska, szowinistyczna Telewizja Trwam. Oczywiście zawłaszczył też pamiątkę narodzenia Jezusa i uczynił z niej jedno ze swoich głównych świąt. W każdej świątyni katolickiej instaluje się żłobek, żeby nie było żadnych wątpliwości, że Jezus przyszedł właśnie do katolików. Tymczasem sama Biblia mówi, że przyszedł On do wszystkich ludzi dobrej woli; z pewnością do części katolików także. Natomiast zważywszy na to, czym był i jest Kościół rzymskokatolicki, ma on (jako instytucja) najmniejsze prawo do świętowania w dniu przyjścia na świat Zbawiciela. Prawo to mają natomiast wszyscy ci – bez względu na rasę, pochodzenie czy wyznawaną religię – którzy wyznają lub akceptują głoszoną przez Jezusa ideologię miłości, przebaczenia, pacyfizmu i humanizmu. Tak – humanizmu, gdyż Jezus swoimi słowami: „Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień...” (J 8. 7), czy stwierdzeniem: „Wszystko cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnie uczyniliście” (Mt 25. 31–40) i wieloma innymi wypowiedziami oraz gestami udowodnił, że był wielkim, pierwszym i największym humanistą. Nawet dla wojujących ateistów, którzy nie wierzą w jego historyczne istnienie, Jezus powinien być (i dla wielu jest) symbolem wyższości wartości humanistycznych (w tym prawdziwie chrześcijańskich) nad religijnym fundamentalizmem. Ten ostatni zresztą (faryzeizm, faryzeusze, uczeni w piśmie i prawie) Jezus niezwykle ostro piętnował i przed nim przestrzegał. Za rewolucyjne wartości humanistyczne, jakie przyniósł ludzkości Syn cieśli z Nazaretu, szanują go i kochają wszyscy, którzy te wartości wyznają, w tym buddyści, konfucjaniści czy wyznawcy Mahometa. Dlatego i oni mają prawo za kilka dni świętować. Tylko jeden Kościół rzymski od początku próbuje Jezusa światu obrzydzić, mieszając go do swoich zbrodni i kłamstw. Ale cóż, papiestwo ma też największy po temu powód: nikt nigdy nie zarobił tyle na narodzeniu i śmierci Syna Bożego. A zatem, Drodzy Czytelnicy „FiM”, życzę WAM wesołych Świąt! JONASZ
UWAGA! Kolejne, noworoczne wydanie „FiM” (już 28-stronicowe i w normalnej cenie – 3,90 zł) ukaże się w kioskach wyjątkowo w CZWARTEK, 31 grudnia
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
STAJENKI LICHE
3
A
bp Sławoj Leszek Głódź zorganizował 7 grudnia ściśle tajne spotkanie integracyjne trójmiejskiego establishmentu. Pretekstem była „uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod przyszłą siedzibę metropolity gdańskiego”. Tak to właśnie określał, osobiście telefonując do swoich wybrańców, żeby przypadkiem któryś z nich nie odważył się odmówić. Przed kilkoma miesiącami ujawniliśmy kulisy planów przeprowadzki Głódzia z pałacu w Oliwie (historyczna siedziba biskupów gdańskich) do intensywnie remontowanego zabytkowego budynku w dzielnicy Stare Szkoty („Pasterz pasterzowi wilkiem” – „FiM” 15/2009). Przypomnijmy, że wielebnemu nie chodziło bynajmniej o przestrzeń życiową, bowiem usytuowany przy katedrze oliwskiej pałac (fot. 1) jest obiektem idealnym dla arcybiskupa, czyli takim, w którym można zorganizować kolonie dla setki dzieci. Ma on jednak tę zasadniczą wadę, że stoi na widoku (tuż obok seminarium duchownego i vis-à-vis kurii) i wciąż zamieszkuje tam abp Tadeusz Gocłowski. Krótko mówiąc: nie przyjedzie tu niepostrzeżenie rządowa limuzyna, a tym bardziej taksówka z jakimiś rozrywkowymi gośćmi, podczas gdy położona na dyskretnym uboczu przyszła siedziba (nieopodal wiodącej do miasta krajowej „jedynki”) wprost idealnie będzie się komponować z upodobaniami towarzysko-gastronomicznymi ekscelencji... Na wezwanie Głódzia pokornie stawiła się w Starych Szkotach (w godzinach urzędowania) cała samorządowa śmietanka Trójmiasta, a więc: marszałek Jan Kozłowski i jego zastępca Mieczysław Struk, wojewoda Roman Zaborowski, wiceprezydent Gdańska Wacław Bielawski (prezydent Paweł Adamowicz miał nieszczęście przebywać akurat w Izraelu), prezydent Sopotu Jacek Karnowski i prezydent Gdyni Wojciech Szczurek. Nie zabrakło wojskowej generalicji, najbogatszych proboszczów i kurialistów, oraz kilku biznesmenów. Impreza
Gdy Głódź zapowiedział, że Kościół będzie wskazywał kandydatów w wyborach samorządowych, natychmiast stawiła się u niego cała śmietanka Trójmiasta, żeby wesprzeć budowę nowej rezydencji.
Sławojk i rozpoczęła się przy zapadającym zmroku, co skutecznie uniemożliwiło identyfikację wszystkich uczestników, zaś każda próba zbliżenia się do posesji osoby postronnej groziła „wylądowaniem w kanale Raduni”, jak ostrzegali wynajęci przez kurię ochroniarze. A jak było w środku? – Oczywiście, chodziło przede wszystkim o kasę, bo sama ceremonia ograniczyła się do złożenia podpisów pod aktem erekcyjnym i wmurowania go z aktualnymi numerami jakichś gazetek kościelnych oraz symboliczną monetą jednego euro, sprezentowaną przez marszałka Kozłowskiego. Już nie tak „symboliczne” grube koperty dawali włodarze podczas późniejszej popijawy, więc nie widziałem, czy Głódź też je zamurował – śmieje się kierowca prominenta obecnego na bankiecie. Gdańscy księża gorzko płaczą nad najnowszym pomysłem Głódzia: – Mamy problem, bo ten remont jest niesłychanie kosztowny, a dla nikogo nie jest tajemnicą, że pasterz chce przeprowadzić się do nowej rezydencji (fot. 3), bo jego wilczury Maks i Aza nie mogą sobie w pałacu swobodnie pobiegać. Miasto oraz konserwator zabytków nie dali mu dotychczas ani grosza, więc choć łupi
parafie aż trzeszczy, to i tak musi dokładać z kasy kurii, przez co zaczyna go już pomału szlag trafiać. Podczas „wmurowania” zebrał od gości ponad 100 tys. zł, ale to doprawdy kropla w morzu jego potrzeb. On już wie, że jest nielubiany (np. twarda postawa konserwatora zabytków, gdy arcybiskup próbował robić remont według własnego widzimisię) i nikt nie da mu pieniędzy na piękne oczy, więc zaczyna obłaskawiać decydentów przy kieliszku. Starą metodą sprawdzoną w ordynariacie polowym – zauważa nasz znajomy gdański proboszcz. Jeśli chodzi o te „metody”, to warto przypomnieć dygnitarzom z Trójmiasta historię nabycia przez Głódzia budynku po zlikwidowanej szkole (z działką o powierzchni 4,5 tys. mkw.) w jego rodzinnej wsi Bobrówka („Muzeum Flaszki”, „Jaśniepan Głódź”, „W służbie Bogu i mamonie” – „FiM” 13/2006, 11/2007, 40/2007). Sławoj zapłacił za tę nieruchomość 60 tys. zł (wcześniej – kosztem ok. 50 tys. zł – gmina wymieniła więźby dachowe oraz zainstalowała nowoczesne ogrzewanie) i urządził sobie w Bobrówce taki pałac (fot. górna i fot. 2), że i prymas by się nie powstydził. Wszem i wobec przekonywał, że za wszystko płacił z własnej krwawicy, podczas gdy dziennikarze „FiM” wykryli, iż faktury na najdroższe materiały wystawiano mu na... Caritas! Rozbudowie kolejnej hacjendy w kolekcji Głódzia będziemy się zatem przyglądać nie tylko na zdjęciach... ANNA TARCZYŃSKA Fot. Autor
1
2
Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco...
3
4
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Bunt w kurniku Z równouprawnieniem jest jak z yeti – wszyscy o nim wiedzą, mało kto widział. W okresie bożonarodzeniowym statystyczna Polka – kierując się miłością lub z niepojętego nawet dla niej poczucia, że „tak trzeba” – zamienia się w udany egzemplarz kury domowej. A miało być tak pięknie... W listopadzie obchodziliśmy 91 rocznicę przyznania Polkom praw wyborczych. W ubiegłym roku, w rocznicę okrągłą, kilkaset rodaczek przebranych za wojujące sufrażystki z lat 20. XX wieku nawiedziło parlament, żeby przypomnieć wszystkim, jak to było. Ano właśnie, jak? Kiedy pielęgnowano święte przekonanie, że całym światem dla kobiety jest jej dom, dopomógł kryzys finansowy z przełomu XIX i XX wieku. Damy musiały iść do pracy. Gdy 28 listopada 1918 r. dopuszczono Polki do urn wyborczych, mieliśmy jeszcze „ustawę celibatową” – mężatki nie mogły być nauczycielkami, a na pracę w urzędzie pocztowym na przykład potrzebowały zezwolenia małżonka lub narzeczonego. Od tamtej pory minął prawie wiek. Kiedy współczesnym feministkom wydawało się już, że każda baba chce wyjść z domu i robić karierę, okazuje się, że ponad milion
czterysta tysięcy Polek w domu pozostało. Gospodynie domowe, kpiąco nazywane kurami, nie cieszą się zbyt dużym poważaniem, nawet w oczach własnego męża i dzieci, które – odpowiadając na pytanie, co robi mama – prawie zawsze odpowiedzą: mama nic nie robi. Nie tak dawno ruszyła przedświąteczna inicjatywa pod nazwą Koło Gospodyń Miejskich, której celem jest podliczenie wszystkich domowych obowiązków, które mają na głowie te niby niepracujące. W dalszej kolejności ma powstać „Lista czynności domowych”. Sporządzona – dodajmy – bardzo skrupulatnie... „Na przykład pod pojęciem »pranie« kryje się segregowanie
go kolorami, kupienie proszku do prania, wsypanie go do pralki, nastawienie jej. Później wyjęcie prania i powieszenie go aż do schnięcia. Na końcu prasowanie i położenie na półki do szafy. Jedno pojęcie – osiem czynności”– czytamy na stronie fundacji. Kolejnym etapem tej wyliczanki będzie podliczenie, ile warta jest ta praca (sumując, ile wzięłaby pani sprzątaczka, kucharka, praczka, kierownik stołówki, opiekunka do dzieciątek itd.). Według wstępnych przymiarek – średnia krajowa na pewno się należy. Celem absolutnie nadrzędnym ma być emerytura dla pań pracujących tylko w domu. Kto miałby ją sfinansować? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, i to ciekawe, że obiekty troski feministek zamiast wypłacanej pensji wolałyby... szacunek najbliższych. Ale muszę kończyć. Czeka pranie skarpet, prasowanie, krochmalenie, sprzątanie, mycie garów i dziecka, lepienie uszek, nakarmienie karpia i ukatrupienie psa (...nie, chyba odwrotnie), ubranie choinki, powieszenie firanek, wypastowanie podłóg, wytrzepanie dywanów, kupienie chłopu piwa i... już święta! Wesołych i spokojnych życzę! JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki Złodzieje, którzy włamywali się do mieszkań w okolicach Suchego Lasu, brali wszystko – telewizory, komputery, alkohol, a nawet mięso i wędliny pozostawione przez właścicieli w lodówkach. Łupy sprzedawali, żeby zdobyć pieniądze na... świąteczne zakupy. Z kolei z miejscowego stawu hodowlanego 18-latek z Bralina ukradł pół tony karpi, amurów i sumów o wartości 6 tys. zł.
MAGIA ŚWIĄT
Paralizatorem i poduszką zamierzała załatwić swoją teściową 45-latka z Bełchatowa. Przerażoną i krzyczącą wniebogłosy 76-latkę wyratowali z opresji sąsiedzi.
UCZUCIA RODZINNE
Przed szkołą w Bielsku-Białej 13-latek sprawdzał działanie petardy. W tym celu podpalił ją i wrzucił za bluzkę koleżance. Petarda wybuchła, a dziewczyna uniknęła poparzeń tylko dlatego, że błyskawicznie zrzuciła z siebie płonącą odzież.
WYSTRZAŁOWY STRIPTIZ
Przechodziła przez jezdnię na oznakowanym przejściu dla pieszych, kiedy potrącił ją samochód. Chwilę później wpadła pod kolejny. 53-letnia bielszczanka zmasowany atak na szczęście przeżyła. Do szpitala trafiła z urazem głowy.
ODPORNA
50 tysięcy złotych ukradziono pewnej nocy w będzińskim barze, który znajduje się na terenie... komendy policji. Funkcjonariusze odetchnęli z ulgą, kiedy okazało się, że złodzieje nie ruszyli znajdującego się obok magazynu depozytów.
BAR ZDOBYTY
W całym mieście szukali policjanci z Będzina złodzieja, który z pewnej miejscowej firmy chciał wynieść miedziane przewody. Faceta w końcu znaleziono. W mieszkaniu jego konkubiny. A konkretnie – w lodówce. Opracowała WZ
MROŻONKA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Bóg stworzył świat, a instrukcję obsługi zdeponował w Kościele. (Szymon Hołownia)
Nie wszyscy księża są grubi, jeżdżą trabantem i gwałcą ministrantów.
(jw.)
M
amy właśnie długie zimowe noce i krótkie, zwykle szaro-pochmurne dni. Wkrótce jednak to się zmieni, nastąpi przesilenie i powoli zacznie przybywać światła. Niebezzasadnie wierzę, że nie tylko w przyrodzie ubędzie mroków. Z przesileniem zimowym jest tak, że zanim ono nastąpi, mroków przybywa szybko. Później, gdy zaraz po 20 grudnia zaczyna teoretycznie przybywać dnia, poprawa zrazu nie jest widoczna. Potrzeba paru tygodni, aby różnica była zauważalna. Bywa czasem tak, że gdy na przełomie grudnia i stycznia trafi się jakiś wyjątkowo pochmurny dzień, można nawet odnieść wrażenie, że dnia nadal ubywa – wbrew przyrodzie i kalendarzowi. Rozum jednak podpowiada, aby nie zdawać się na wrażenia, lecz trzymać się faktów. Nie ma wątpliwości, że od kilkunastu lat żyjemy w czasach światopoglądowych mroków. Po czasach liberalnej końcówki PRL, gdy władza bała się już własnego cienia i nie chciała narzucać się z indoktrynacją, przyszły dosłownie 2 lata jako takiej wolności III RP. Najpierw Polacy utracili prawa społeczne, po wprowadzeniu – zamiast obiecanej społecznej gospodarki – kapitalizmu z nieludzką twarzą. Później Kościół zaczął wchłaniać powoli każdą sferę życia publicznego i prywatnego. Po wtargnięciu religii do szkół i odebraniu kobietom prawa do aborcji zawisły nad Polską ciemne chmury klerykalizacji. Presja nieustannie narastała, aż osiągnęła swoje apogeum przed kilku laty. Teraz, w mojej ocenie, w kwestiach światopoglądowych jesteśmy już po przesileniu, które nastąpiło w latach 2004–2007. Dlaczego tak myślę? Momentem kluczowym była śmierć JPII, który osierocił polski klerykalizm. Jego odejście pozbawiło system efektownego
przywództwa i narzędzia psychicznej presji, jakim był polski papież. Klerykalizacyjna, czynna presja rządu Kaczyńskich zrodziła natomiast silny opór. Zbiegł się on z falą tzw. nowego ateizmu, który dosyć silnie dotknął zwłaszcza pokolenie dwudziesto- i trzydziestolatków. Uważam, że kolejnym etapem ustępowania mroków jest decyzja Trybunału w Strasburgu w sprawie włoskich krzyży. Wprawdzie pozornie rzecz w Polsce wygląda tak, że nacisk klerykałów jakby się nasilił (patrz: anatema rzucona na Trybunał przez polski Sejm), ale to tylko pozory. Wyrok Trybunału wraz ze zmieniającą się atmosferą w kraju sprawił, że po raz pierwszy od kilkunastu lat sprawa świeckości państwa i instytucji publicznych wróciła do głównego nurtu debaty publicznej. W Polsce, w przeciwieństwie na przykład do Hiszpanii, sam wyrok nie doprowadzi najpewniej do usunięcia krzyży, ale sprawi, że kwestii deklerykalizacji nie da się już wypchnąć na margines debaty publicznej, już zostanie w samym jej centrum. Zachowanie rządu tworzonego przez prokościelne partie jest charakterystyczne – ludzie Tuska unikają okazywania ostentacyjnej miłości do Kościoła, bo już wiedzą, że w Polsce zaczyna narastać fala antyklerykalizmu. Otwarte schlebianie Kościołowi, tak modne za Kaczyńskich i AWS, jest już zbyt kosztowne nawet dla prawicowych polityków. Dobrze to wyczuwa SLD, który, szczerze czy nieszczerze, przygotowuje swój antyklerykalny manifest. Przesilenie światopoglądowe jest już zatem za nami. I choć jest jeszcze strasznie ciemno, to dzień zaczyna się wydłużać. Takie są fakty, na to wskazuje polityczna przyroda. Życzę zatem miłych świąt przesilenia zimowego! ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Przesilenie
Bogate kraje podejmują masowe szczepienia, biedne – kupują szczepionki tylko dla grup ryzyka. Pani minister zdecydowała się na trzecią drogę i zaleca herbatę z sokiem malinowym. (Marek Balicki, były minister zdrowia)
Nie chodzę na imprezy gejowskie, bo mnie to nie interesuje, tak samo jak nie chodzę na imprezy o charakterze heteroseksualnym, bo od tego mam żonę. (Michał Kamiński)
Owce nie dyskutują! (Napomnienie skierowane do wiernych przez ks. Wiesława Niewęgłowskiego, duszpasterza środowisk twórczych)
Jeszcze ładniejszy krawat sobie kupię i będę pasował do Platformy. Właśnie ta plastikowość PO strasznie mnie wkurza. Nie znoszę jej. Jezus Maria, przecież PO jest tak plastikowa, że aż mnie to boli. Nie rozumiem, dlaczego ten plastik tak strasznie podoba się ludziom. Jest obła, śliska – taka masa, która się podporządkowuje oczekiwaniom zewnętrznym. (Bartosz Arłukowicz, klub Lewica)
Lepiej jest odebrać prezydenturę Lechowi Kaczyńskiemu i powierzyć ją człowiekowi, który odrzuci nadużywanie konstytucji i który da Polsce przykład praworządności. Lech Kaczyński stał się prezydentem PiS-u, nie Polski, i czas najwyższy położyć kres temu skarleniu prezydentury. (Tomasz Nałęcz, SdPL)
Tym krajem rządzi stara baba, kołtun i kler uzurpujący sobie prawo do moralnych wyroków. (Maciej Maleńczuk)
Katoliczka Krupa mówi: „Mam cztery psy. Nie wyobrażam sobie życia bez nich”. To pani ma małą wyobraźnię. Psy zdechną, wie pani? I jakoś trzeba będzie żyć. Tylko jak żyć, gdy psia krew znaczy więcej niż Krew Chrystusa? (Franciszek Kucharczak, publicysta „Gościa Niedzielnego”)
Kawa bezkofeinowa to taka jak cipka bez dziurki. (Bożena Dykiel) Wybrali: PP, AC, OH, RK
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
NA KLĘCZKACH
TRYBUNAŁ KOŚCIELNY Kolejny wyrok sprzyjający środowiskom klerykalnym wydalił z siebie Trybunał Konstytucyjny. Oddalił trzy skargi posłów lewicy dotyczące finansowania przez państwo katolickich szkół wyższych: Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie i Wydziału Teologicznego w Warszawie. Posłowie zaskarżyli fakt utrzymywania tych szkół przez państwo, twierdząc, że łamie to zasadę równości pomiędzy szkołami prywatnymi (uczelnie świeckie nie dostają takich dotacji), oraz zarzucili ustawie o finansowaniu katolickich szkół, że powoduje wyróżnienie światopoglądu katolickiego (uczelnie innych wyznań nie są w ten sposób wspomagane). Sędziowie Trybunału (z wyjątkiem sędzi Ewy Łętowskiej, która zgłosiła zdanie odrębne) odrzucili wniosek lewicy – z uzasadnieniem, że nie dopatrują się w tej sprawie dyskryminacji. Uznali, że inne wyznania też mogą sobie takie dotacje... załatwić. Jeśli zechcą. W zeszłym roku zechcieli prawosławni, ale na razie odesłano ich na drzewo. MaK
odpłatne. Kierownictwo szkoły zaproponowało miastu, że zapłaci za budynek, ale... góra 10 procent jego wartości. Gdy to się nie udało, ze smyczy spuszczono jednego z bardziej wpływowych w mieście działaczy katolickich, radnego PiS Adama Wierzbickiego. Złożył on do komisji rewizyjnej skargę na prezydenta miasta Legnicy Tadeusza Krzakowskiego. Radny twierdzi, że skoro gospodarz miasta nie chce za bezcen oddać budynku katolikom, to znaczy, że... nie dba o komunalny majątek! ZK
Na półkach telewizji publicznej leży od kilku lat 7 odcinków gotowego już serialu komediowego „Dom niespokojnej starości”. Jego nakręcenie kosztowało ok. miliona złotych, a do filmu zaproszono m.in. Beatę Tyszkiewicz, Zofię Czerwińską, Wojciecha Pokorę. Jednym z głównych bohaterów filmu jest ksiądz o skłonności do kieliszka i gry w karty. I to jest przyczyna leżakowania filmu. Byłby zbyt wielką konkurencją dla cukierkowej „Plebanii”, „Ojca Mateusza” etc., etc... MaK
NIEISTNIEJĄCE IMIĘ
DROGI KRZYŻOWE
ROKOSZ BISKUPÓW
KRZYŻ NA MÓZGU Osobliwe szkolenie dla polskich sędziów zorganizowało warszawskie Biuro Informacyjne Rady Europy. Dotyczyło ono orzeczenia Trybunału w Strasburgu (związanego z Radą Europy) na temat słynnych już włoskich krzyży. Trudno oprzeć się wrażeniu, że chodziło głównie o to, aby pomniejszyć znaczenie strasburskiego wyroku. I tak, ambasador RP przy Radzie Europy Jakub Wołąsiewicz przypominał, że wyrok nie jest jeszcze prawomocny i trudno mówić o standardach. Dodał też, że w Polsce teoretycznie nie ma obowiązku wieszania krzyża w klasach (we Włoszech jest), więc nie ma problemu. Profesor Wieruszkowski, były członek Komitetu Praw Czlowieka ONZ, dowodził natomiast, że w Polsce bezzasadne jest usuwanie krzyży, bo oprócz symboliki religijnej są one symbolem walki... z komunizmem. Jedynym rozsądnym głosem była opinia Haliny Bortnowskiej, publicystki katolickiej, która uznała, że krzyż w szkole może naruszać uczucia niekatolików. Wobec powyższego postulujemy, aby prawnie chroniona w Polsce była również swastyka – największy symbol walki z komunizmem. MaK
DAWAĆ I JUŻ! W Legnicy Kościół próbuje wymusić na władzach miasta przekazanie budynku dawnego internatu na rzecz Katolickiej Szkoły Podstawowej im. św. Rodziny, która chce tam założyć przedszkole. Oczywiście
CENZURA W TVP
szukają na gwałt sojuszników, do współpracy zwerbowali nawet rabina Rzymu, o czym już pisaliśmy („FiM”43/2009). Tymczasem od klerykałów ostro odcięli się włoscy protestanci. Domenico Maselli, przewodniczący Federacji Kościołów Protestanckich we Włoszech, wydał oświadczenie, w którym pozytywnie ocenił decyzję Strasburga. W podobnym duchu wypowiedziała się Maria Bonafede, moderatorka najstarszej wspólnoty protestanckiej świata – Kościoła Waldensów – i zaleciła staranny rozdział Kościoła od państwa. I tak oto chrześcijanie odcięli się od sterowanej z Watykanu akcji rzekomej „obrony krzyża”. MaK
13 grudnia w czasie programu „Kawa na ławę” redaktor Bogdan Rymanowski skarcił posła Ryszarda Kalisza za wzywanie imienia Bożego. Co takiego powiedział największy poseł SLD? Próbował zmusić do opamiętania się Zbigniewa Wassermanna słowami: „Bój się pan Boga”. Prowadzący dziennikarz, mimo swoich totumfackich relacji z Kościołem, nie wiedział niestety, że „Bóg” nie jest żadnym imieniem, tylko dawnym, przedstarożytnym i mitologicznym określeniem nieistniejącego gatunku. OP
PALĄ SIĘ DO KROPIDŁA Do tego, że wozy strażackie, radiowozy czy karetki pogotowia nie mogą wyjechać na akcje, zanim nie zostaną poświęcone, już wszyscy w Katolandzie zdążyli się przyzwyczaić. Najczęściej jednak pokropki odbywały się w parafiach, na terenie których znajdowały się komendy i szpitale. Tę niepisaną tradycję złamali strażacy z woj. lubuskiego – 9 grudnia pojawili się na Jasnej Górze wraz z 22 samochodami, które postanowili skontaktować z częstochowskim kropidłem. A przy okazji – paulini nie są skorzy do inwestowania w instalacje przeciwpożarowe. Ostatni pożar z 1990 roku strawił najstarszą część klasztoru. Nieco wcześniej spłonęła m.in. wieża bazyliki. OP
Znikają krzyże z poboczy stołecznych ulic. I to wcale nie za sprawą opętanych przez szatana ateistów, ale państwowych pracowników Zakładu Oczyszczania Miasta. – Ustawa mówi, że w pasie drogowym mogą znaleźć się tylko niezbędne elementy: drzewa, oświetlenie, znaki drogowe. Krzyże, podobnie jak billboardy, mogą rozpraszać kierowców i powodować nowe wypadki – wyjaśnia Adam Sobieraj z ZDM. Katolickie symbole ich właściciele mogą odzyskać. Zgłaszających się po nie jest jednak niewielu, bo za samowolne zajęcie pasa drogowego grozi kara w wysokości 10 zł dziennie za metr kwadratowy. OH
WIGILIA ZAKRAPIANA O tym, że dawniej trunki na wigilijnym stole nie były niczym zdrożnym, świadczy pochodzący z XVII wieku opis świątecznego obiadu serwowanego profesorom krakowskim. Z nielicznymi wyjątkami ówcześni profesorowie uniwersyteccy byli księżmi, razem mieszkali i jadali. „W wigilię Bożego Narodzenia spożywano najprzód śliwki, potem ryby z szafranem, przysłane przez dzierżawcę z Bronowic, dalej zupę migdałową, soczewicę, karpie razem z rybą soloną, na którą podskarbi dawał 1 złoty, nareszcie jarzynę jakąś. Przed obiadem rozdzielano chleby pszeniczne, czyli kawałki strucli, tak między profesorów, jako też i między służbę (...). Podskarbi zaś kupował na wilię funt cukru, pół garnca wina i piwo dla księży, którzy przychodzili do kolegium po nieszporach po kolędzie”. (Antoni Karbowiak, „Obiady profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego w XVI i XVII wieku”, 1910). AK
POLICZKI DLA PAPIEŻA Włoski Kościół, tamtejsza prawica oraz Watykan od tygodni żyją w atmosferze histerii po wyroku Trybunału w Strasburgu. Klerykałowie
Jakby Benedyktowi mało było bigosu w Iralandii, biskupi szwajcarscy wpadli na pomysł, że to najlepszy czas, by zrobić Watykanowi niespodziankę. Biskup Norbert Brunner, który od nowego roku obejmie przewodnictwo konferencji biskupów, w wywiadzie dla gazety „NZZ am Sonntag” oznajmił: „Powinna istnieć możliwość wyświęcania ludzi żonatych na księży”. By rozwiać wątpliwości, że to tylko jego osobiście ogarnęły buntownicze nastroje, hierarcha dodał, że „biskupi szwajcarscy są w tej kwestii dosyć jednomyślni” i że nie ma żadnych fundamentalnych związków między celibatem a duchowieństwem. „Proponowałem zmiany w tym zakresie kilkakrotnie w Rzymie – wyznał Brunner – ale nie udało mi się zyskać przychylności”. Obecna szczerość ani jemu, ani kolegom ekscelencjom też przychylności nie zyska... Nie ma co, Karol Wojtyła wiedział, kiedy przeprowadzić się do domu Pana... PZ
RYSY NA BETONIE W minionych dniach konserwatyści ponieśli dotkliwe straty w Unii i za oceanem. W katolickiej Austrii parlament przegłosował legalizację
5
związków partnerskich osób tej samej płci. Wiedeń był przedostatnią stolicą (przed katolickim Dublinem) z zachodniej części Unii, która zaakceptowała tego rodzaju związki. W tym samym czasie w ultrakonserwatywnym i dewocyjnym Teksasie na burmistrza Huston została wybrana w demokratycznych wyborach lesbijka Annise Parker, reprezentantka partii demokratycznej. MaK
ODKRZYŻOWANI Sąd w autonomicznym hiszpańskim regionie Kastylia-Leon nakazał usunięcie krzyży w jednej ze szkół stolicy – Valladolid. Krzyże mają zniknąć z sal i miejsc wspólnych, jeśli tylko zażądają tego rodzice. Sędziowie motywują swoją decyzję prawem rodziców i dzieci do wychowania w wybranym przez siebie systemie wartości oraz tym, że krzyż może zakłócić rozwój osobowości tych, którzy jego widoku sobie nie życzą. Decyzja kastylijskiego sądu jest kolejnym etapem walki Hiszpanów o laicyzację szkół. Nieco wcześniej parlament ogólnokrajowy zwrócił się do rządu z prośbą o dostosowanie prawa krajowego do wyroku trybunału w Strasburgu. MaK
RUBASZNE ŻYCZENIA Zapewne już od dawna macie powyżej uszu świątecznych życzeń. Przeczytajcie jednak, czego 2 lata temu na łamach kościelnej gazetki „The Traler” z okazji świąt Bożego Narodzenia wszystkim rodakom przebywającym na emigracji życzyli polscy dominikanie z klasztoru w Tralee w Irlandii: „Żeby święta były syte, żeby rózgą było bite, By choinka w twojej chacie nie śmierdziała tak jak gacie, Tylko była kolorowa, a na dole stał se browar. Na pasterkę ruszaj śmiało, ksiądz na tacy ma za mało. Daj złotówkę albo dwie, niech i on ucieszy się”. AK
6
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Doktor Janosikowa Dr Ilona Rosiek-Konieczna, emerytowana lekarka, oskarżona przez krakowską prokuraturę o wystawienie około 6 tysięcy fikcyjnych, w pełni refundowanych recept na inwalidów wojennych, co w konsekwencji naraziło Skarb Państwa na przeszło 100 tysięcy złotych straty. Jednak Sąd Okręgowy w Krakowie umorzył postępowanie, uzasadniając, że pani Ilona nie działała na swoją korzyść, a jej postawa życiowa upoważnia Sąd do skorzystania z nadzwyczajnej procedury i odstąpienia od wymierzenia kary. Dr Ilona zerwała z Kościołem rzymskokatolickim i wstąpiła do Kościoła zielonoświątkowego. – Jak to się stało, że „zauważyła” Pani istnienie bezdomnych? – Wszystko zaczęło się od mojego uczestnictwa w organizowanym przez augustianów Ruchu Odnowy w Duchu Świętym (ewangeliczny nurt w ramach Krk – przyp. red.). Na spotkania, oprócz młodzieży, przychodzili również bezdomni, którzy z miejsca spotkań uczynili sobie świetlicę. W związku z tym augustianie polecili im opuścić Odnowę, jednak ja postanowiłam wtedy, że zostanę z nimi. – Co było dalej? – Coraz bardziej angażowałam się w pomoc tym ludziom. Poznawałam ich życie i codzienne problemy. Wymarzyłam sobie zorganizować jakieś miejsce, gdzie mogą się najeść, umyć, odpocząć i otrzymać trochę ciepła. Po wielu staraniach i przy nieocenionej pomocy augustianina ojca Whilima, udało mi otrzymać z Urzędu Miasta kamienicę przy ul. Estery 12. – I powstała ta wymarzona przez Panią placówka? – Owszem, powstała, ale bez mojego udziału. Ostatecznie Urząd Miasta zlecił jej prowadzenie ojcu Joachimowi, byłemu albertynowi wyrzuconemu z klasztoru za różne malwersacje i grzechy nieczystości. – Słyszałem, że ten człowiek pod płaszczykiem walki z bezdomnością rozkręcił niezły biznes, a większa część darów, jaką albertyni otrzymywali z całego świata na akcje charytatywne, trafiała do jego prywatnych sklepów rozsianych po całej Polsce. Dziwić więc może, że władze Krakowa właśnie komuś takiemu zleciły prowadzenie zainicjowanej przez Panią placówki. – Ojciec Joachim obecnie przebywa w więzieniu. Otrzymał więc karę za swoje grzechy, a ja modlę się za niego. – Czy nadal przychodziła Pani na spotkania Odnowy? Z tego, co
wiem, augustianie otrzymali polecenie z kurii, by spotkania odbywały się według katolickiej doktryny, co poniekąd zdławiło nowatorski prąd, sprowadzając go do katolickiej obrzędowości. – Zaczęłam uczęszczać na spotkania założonej przez członków Odnowy w Duchu Świętym wspólnoty ekumenicznej Charisma. – Czy dalej miała Pani kontakt z bezdomnymi? – Oczywiście, przez cały ten okres opiekowałam się swoją 20-osobową grupą. Wspólnie z przyjaciółmi kupiłam im autobus, który miał służyć jako obwoźny sklep. Niestety, autobus stał się pijacką meliną, a gdy nie nadawał się już do użytku, moi podopieczni zamienili go na alkohol. – Nie wygląda Pani jednak na kogoś, kto się łatwo poddaje. – Tym, co się stało, byłam jednak załamana. Na szczęście Bóg sprawił, że w Charismie poznałam Jurka, mojego obecnego męża. Sam kiedyś był alkoholikiem, jednak spotkał na swej drodze Jezusa, który odmienił jego życie. Powiedział mi, że jeżeli naprawdę chcę tym ludziom pomóc, to muszę wpłynąć na ich postawę, by gruntownie zmienili swoje życie i również spróbowali odnaleźć Jezusa, gdyż tylko on może sprawić, by stali się lepsi. – Czy Charisma im w tym pomogła? – Wkrótce i ona się rozpadła. Jej skrzydło protestanckie, w tym ja z Jurkiem, wstąpiło do Kościoła zielonoświątkowego. – Teraz mogła Pani wreszcie zrealizować swoje powołanie i utworzyć prawdziwy ośrodek? – Owszem, w Zborze Betlejem poznałam wspaniałych ludzi i wspólnie otworzyliśmy Stowarzyszenie
Dobroczynne Betlejem, które do dziś prowadzę z Jurkiem. Tu bezdomni mogą zamieszkać, a oprócz zaspokojenia przyziemnych potrzeb odnajdują kontakt z Bogiem. – Czy to wtedy pojawił się problem fałszowania tych nieszczęsnych recept? – Ja jestem lekarzem i przede wszystkim muszę nieść pomoc doczesną. W 1999 roku rząd Jerzego Buzka wprowadził reformę służby zdrowia, której kluczowym elementem było powstanie kas chorych. Wielu pacjentów, zwłaszcza tych najuboższych, zostało wyrzuconych poza nawias opieki zdrowotnej, bo aby uzyskać podstawową pomoc medyczną,
należało spełnić szereg warunków, czyli opłacać składkę na ZUS, posiadać NIP, stały meldunek itd. Wprawdzie utworzono później przychodnie dla ludzi bezdomnych, lecz ich działalność była dalece niewystarczająca. Na moim procesie zeznawał jeden z lekarzy kasy chorych,
który wyraźnie stwierdził, iż w pierwszym roku wejścia w życie tej reformy był taki chaos, że wielu ludzi, nie tylko bezdomnych, miało bardzo utrudniony dostęp do lekarzy. – Jak godziła Pani oszustwo z etyką chrześcijańską? – Jest prawo ludzkie i boskie. Boskie prawo nakazuje mi – lekarzowi pełniącemu rolę służebną – pochylić się i pomóc tym najuboższym, zwłaszcza że prawo ma być dla ludzi, a nie ludzie dla prawa. Ja te recepty wypisywałam w wyjątkowych okolicznościach, by ratować ludzi, których życie było zagrożone. Kiedy z mężem odwiedzaliśmy dworce i kanały ciepłownicze, spotykaliśmy osoby w tak dramatycznym stanie, że nie myślałam już o bezdusznych przepisach kasy chorych, lecz tylko o tym, by ratować ludzi. Kiedyś w zimie, będąc na dworcu kolejowym, znalazłam młodego chłopaka z obustronnym zapaleniem płuc. Leżał na jakichś kartonach, bez butów i spodni, które mu skradziono, nie miał przy sobie żadnych pieniędzy ani dokumentów, czyli szans na skorzystanie z publicznej opieki medycznej. Gdybym mu nie pomogła, chłopak wkrótce by zmarł. Oczywiście byli i tacy, którzy próbowali wykorzystać moją ufność i wyłudzić
lekarstwa, lecz wtedy był przy mnie mój mąż, który jako były alkoholik świetnie umiał odróżnić oszustów od potrzebujących. – W życiu zetknęła się Pani z wielką biedą i wieloma ludzkimi dramatami. Czy nie razi Pani fakt, że dzieje się to obok opływającego w luksusy Kościoła oraz jego przybudówki – Caritasu, który przecież dysponuje gigantycznym majątkiem? Czy uważa Pani, że jego pomoc jest wystarczająca? – W swoim życiu obracałam się w środowiskach kościelnych, moimi pacjentami były też osoby duchowne. Widziałam, jakimi dysponują środkami, jak wyposażona była np. apteka Caritasu. Niestety, dostępna tylko dla wybranych. Wielu moich wychowanków, będących w przytułkach prowadzonych przez różne zakony, wspominało o bulwersujących zdarzeniach, jakie tam miały miejsce, ale nie chcę zbyt wiele mówić na ten temat. Od wielu lat zajmuję się pomocą bezdomnym i wiem, jak ciężka to jest praca. Obecnie wspólnie z mężem prowadzimy Chrześcijański Ośrodek Pomocy Bezdomnym „Dom Łazarza”. Udało nam się wreszcie wygospodarować przyzwoity budynek, ale liczne wydatki często nas przerastają, dlatego stale apelujemy do wszystkich ludzi dobrej woli o wszelaką pomoc. – Dziękuję za rozmowę i życzę wytrwałości i sukcesów w dalszej Pani działalności, zwłaszcza że znam kilku pani wychowanków i fajne z nich chłopaki! Rozmawiał PAWEŁ PETRYKA
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
J
aka była historia ich romansów i jak wygląda codzienność takiego związku? Aneta (47 l.) poznała ks. Marka ponad 20 lat temu, gdy został wikariuszem jej rodzinnej parafii w S. nieopodal Łodzi. – Zetknęliśmy się po raz pierwszy podczas załatwiania jakichś formalności w kancelarii. Nigdy nie należałam do gatunku panienek, które kręci czarna sukienka. Wprawdzie chodziłam do kościoła, ale tylko takim owczym pędem, przez wzgląd na rodzinę. Nie miałam wcześniej żadnych kontaktów z duchownymi i byli dla mnie kompletnie aseksualni, ale tym razem coś zaiskrzyło. Marek strasznie bał się swojego proboszcza (prawdziwy pies ogrodnika, do którego co najmniej raz w miesiącu przyjeżdżała z Piotrkowa „kuzynka” z synem kropka w kropkę podobnym do księdza kanonika), więc początkowo spotykaliśmy się tylko w Łodzi. Kino, teatr, kolacja i... do domu. Pełna konspiracja: ja tłukłam się małym fiatem, on już śmigał volkswagenem. Podczas trzeciego wyjazdu zostaliśmy na noc w hotelu. – Kto finansował te eskapady? – Pracowałam jako urzędniczka. Stać mnie było na bilet do kina i benzynę, ale pozostałe koszty musiał ponosić Marek. Od razu też zastrzegłam, że prezenty przyjmuję od facetów tylko na Gwiazdkę oraz przy okazji urodzin i imienin. – Często wyjeżdżaliście? – Pół roku od naszego „pierwszego razu” dostałam własne mieszkanie i wyprowadziłam się z S. Zaczęliśmy spotykać się u mnie. Bywało różnie, kilka razy zrywaliśmy ze sobą. Chciałam mieć kogoś normalnego, przez 7 dni w tygodniu, a nie tak z doskoku. Szlag mnie trafiał, bo gdy przerzucali go z parafii na parafię i lądował ponad sto kilometrów od domu, nie widywaliśmy się całymi tygodniami. – Czy rozmawialiście kiedykolwiek, żeby przeszedł „do cywila”? – Na samym początku powiedział, że nigdy nie rzuci sukienki, bo zabiłby w ten sposób swoich rodziców. Ludzi, których według dzisiejszych kryteriów można by określić mianem moherów do kwadratu. Nigdy później do tego tematu nie wracaliśmy i dopiero gdy zaszłam w ciążę, postawił się do mojej dyspozycji. Wybieraj – mówi – wystarczy jedno twoje słowo i odchodzę z kapłaństwa. – Co wybrałaś? – Nie chciałam mieć na sumieniu jego niepewnej przyszłości i tych nieszczęsnych rodziców. Czas pokazał, że podjęłam słuszną decyzję. Marek jest już dzisiaj proboszczem małomiasteczkowej, ale bardzo dochodowej parafii. Kupiłam z jego pomocą mieszkanie w Łodzi, całą robotę odwalają za niego wikariusze, więc często bywa w domu, córką opiekuje się wspaniale. Czasem brakuje mi go wieczorami, ale już się przyzwyczaiłam. Uzgodniliśmy, że gdy
MITY KOŚCIOŁA
Są stałymi partnerkami czynnych księży katolickich. Żyją z nimi na tzw. kocią łapę, bo uznały, że certyfikat zawarcia małżeństwa nie jest im do szczęścia oraz wychowania dzieci potrzebny, a zawód wykonywany przez „męża” i ojca jest robotą jak wiele innych. Ot, choćby marynarza czy żołnierza spędzającego wiele miesięcy poza domem...
Sporo guzików ma ta twoja sutanna, kochanie!
Rodzina zastępcza mała zacznie studiować, ja zatrudnię się na etacie w parafii i przeprowadzę nieco bliżej Marka. Myśleliśmy, żeby to zrobić wcześniej, ale pewien zaprzyjaźniony kapłan bardzo nam odradzał ze względu na mój zbyt młody podobno wiek (śmiech). – Nie czujesz się utrzymanką? – Słuchaj, przecież ja pracuję i zarabiam. Gdybym musiała wystąpić o alimenty, miałabym porównywalne pieniądze. – A jak twój partner godzi tę sytuację z głoszonymi na kazaniach morałami? – Pomijając już fakt, że uważa celibat za chory pomysł świątobliwych starców, powiem ci, że stał się przez to bardziej ludzki i wyrozumiały dla ludzkich słabości. – Kiedy ostatnio się spowiadałaś? – No proszę cię! (śmiech) Nie byłam w kościele od ponad 15 lat i bardzo mi z tym dobrze. Beata (36 l.) wywodzi się z Łomży. Obecnie mieszka i pracuje w Warszawie. Księdza Jerzego poznała na pielgrzymce. Ona była jeszcze słuchaczką szkoły pomaturalnej, on świeżo upieczonym proboszczem małej, wiejskiej parafii. – Podczas tej wspólnej wędrówki często rozmawialiśmy i Jurek wyznał mi, że stąpa po kruchym lodzie, bo nie jest ascetą, a wszyscy na wsi uważnie przyglądają się nowemu duszpasterzowi. Po powrocie z pielgrzymki kilka razy zatelefonował, aż wreszcie zaprosił mnie w odwiedziny na swoich włościach. Ponieważ mam rodzinę religijnie ortodoksyjną, na wszelki wypadek pojechałam z młodszą siostrą. Oazowiczką. Ta pierwsza parafia Jurka była jednoosobowa, więc mieszkał na plebanii tylko z matką. Oprowadził nas po całej hacjendzie, pokazał kościół, mama zrobiła obiad... Gdy moja późniejsza „teściowa” poszła już do siebie, a siostra
w drugim pokoju oglądała film, zaczął się zalecać. Do niczego wówczas nie doszło, ale oboje już czuliśmy, że następnym razem będzie inaczej. Umówiliśmy się na jednodniową wycieczkę tylko we dwoje. – Jak wyglądały wówczas twoje relacje z Kościołem? – Tradycyjnie: coniedzielna msza, czasem spowiedź... Bez szaleństw, choć rodziców i siostrę mam naprawdę nawiedzonych. – Kiedy zostaliście kochankami? – Ta jednodniowa wycieczka potrwała trzy dni... Później przeprowadziłam się do Jurka na plebanię i zaczęłam tam oficjalnie pracować. Jego matka jest po prostu niesamowita. Zanim przyjechałam, przez tydzień urabiała wieś, że czuje się coraz gorzej i musi wziąć sobie do pomocy „siostrę cioteczną” księdza proboszcza. – Dlaczego więc wyjechałaś do Warszawy? – Sama widzisz... Po zajściu w ciążę nie było innego wyjścia, bo Łomża jest zbyt mała. Początkowo wynajmowałam maleńką dziuplę, ale w międzyczasie Jurek dostał większą parafię i kupiliśmy nowe, bardzo przyzwoite mieszkanie. Gdy nasz syn zaczął chodzić do szkoły, wróciłam do pracy. Na weekendy jeździmy do wciąż jeszcze świetnie się trzymającej babci mieszkającej razem z moim proboszczem na plebanii, co najmniej raz w tygodniu on przyjeżdża do nas. Jest już natomiast rytuałem, że Wigilię i spędzamy u mnie w domu i tylko we trójkę (babcia jedzie do pozostałych wnucząt), a toast noworoczny wznosimy w górskim schronisku. – Syn wie, kim jest z zawodu ojciec? – Gdy zaczął dorastać, nie widziałam sensu, żeby go dalej okłamywać. Tata jest troskliwy i kochający, wydaje mi się, że moi panowie świetnie się rozumieją.
– Jesteś szczęśliwa? – Z pewnością nie jestem nieszczęśliwa, ale czuję pewien niedosyt. Mogłabym jednak ułożyć sobie życie nieco inaczej. – I tak już zostanie? – Pewnie tak. Przynajmniej do czasu, aż syn się usamodzielni... Maria (59 l.) jest lekarką. Ma dorosłego syna, mieszka w średniej wielkości mieście leżącym w granicach diecezji łowickiej. Zgodziła się na rozmowę pod warunkiem, że nie ujawnimy żadnego szczegółu pozwalającego na identyfikację jej wieloletniego partnera, kapłana bardzo wysoko usytuowanego w diecezjalnej hierarchii. – Jestem przekonana, że w kurii biskupiej doskonale o nas wiedzą, bo choćby człowiek nie wiem jak się starał, to podobne związki niesłychanie trudno ukryć. No, ale skoro nic złego się z tego powodu nie dzieje, wolałabym biskupa nie prowokować – tłumaczy kobieta. Umówiliśmy się, że dla ułatwienia nazywać będziemy jej przyjaciela Adamem i nie napiszemy ani słowa o jego pozycji zawodowej. – Już nawet nie pamiętam, kiedy go poznałam, ale związaliśmy się na stałe dopiero po moim rozwodzie. Nasz romans miał dwie fazy. Gdy Adam był jeszcze młodym księdzem, a ja bardzo udzielałam się w duszpasterstwie akademickim, odwiedził mnie kiedyś w domu pod nieobecność wypoczywających na urlopie rodziców. Mieliśmy wspólnie opracować materiały do kazań. Wyszedł po czterech dniach. I trzech nocach. Później, wykorzystując końcówkę wakacji, wyjechaliśmy jeszcze nad morze. Było cudownie, ale gdy po kilku miesiącach zaczął przebąkiwać o rzuceniu sutanny, wzięłam się w garść i postanowiłam zakończyć ten związek. Wszystko działo się jeszcze za komuny, więc nie wiem, gdzie taki facet z wykształceniem
7
teologicznym dostałby pracę, ale obawiałam się przede wszystkim reakcji mojej rodziny, perspektywy skandalu i nieuchronnej ewakuacji do jakiegoś innego miasta. – Kiedy nastąpiła ta druga faza? – Rok po rozstaniu wyszłam za mąż. Urodziłam syna, rozpoczęło się normalne życie. Z Adamem widywałam się tylko przypadkowo i na ulicy. Czułam, że gdybym tylko skinęła palcem, natychmiast padłby mi do stóp, ale trzymałam go na dystans. Wkrótce przekonałam się, że kontrolował sytuację, bo kilka dni po rozwodzie przyszedł do mojego gabinetu z... bólem głowy. No i teraz, już od 15 lat, znowu jesteśmy razem. Przyszło mi to tym łatwiej, że dorosły syn jest samodzielny i „wujek” absolutnie mu nie przeszkadza. – Mieszkasz z księdzem pod jednym dachem? – Bez przesady. Pracuje niedaleko, więc dojeżdża. Zostawia samochód na parkingu kilometr od domu i bladym świtem wraca do swoich zajęć. Gdy zdoła wygospodarować nieco więcej czasu, zajmuje się normalnymi „mężowskimi” obowiązkami, ale jakoś nie może się przełamać, żeby wychylić nos na zewnątrz i na przykład pójść w ciągu dnia do sklepu. Spędzamy wspólnie urlopy, a od pewnego czasu bywamy nawet razem na kameralnych imprezach, podczas których Adam występuje w charakterze „przyjaciela domu”. – Jak rozwiązujecie kwestie finansowe? – Jestem całkowicie samowystarczalna, ale Adam wnosi swój wkład do każdego wspólnego wydatku. Włącznie z budową domu położonego w nadzwyczaj ustronnym miejscu, dokąd przeprowadzimy się, gdy już oboje będziemy na emeryturze. – Nie przeszkadza ci fakt, że posiadane przez niego pieniądze pochodzą z datków ludzi nierzadko ubogich? – Przyznaję, miewałam z tego powodu kaca moralniaka. Jak wiesz, Adam nie chodzi po kościele z tacą, a swoje dochody czerpie z innych źródeł, aczkolwiek ktoś kiedyś każdą jego złotówkę faktycznie na tę tacę położył. Ale czy był do owej ofiary przymuszany? Żyjemy w Polsce i nie oczekuj ode mnie, że będę walczyła z wiatrakami. – Zostało w tobie coś z aktywistki duszpasterstwa akademickiego? – Pytasz o grzech i wyrzuty sumienia? Długo o tym myślałam i doszłam do wniosku, że Panu Bogu ludzkie szczęście nie przeszkadza, więc nawet nie widzę powodu, żeby się z tego spowiadać. – A ludziom obok też nie przeszkadza? Twoim sąsiadom, jego kolegom i przełożonym... – Ze względu na Adama nie afiszujemy się wspólnymi spacerami za rączkę. Niektórzy się domyślają, ale dopóki nie mają pewności, pozostają im tylko plotki, do których już dawno przywykłam. DOMINIKA NAGEL
8
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Pycha zabija autorytet Profesor dr hab. Jan Hartman z Uniwersytetu Jagiellońskiego trafił przed kilkunastoma dniami na czołówki mediów, bo ośmielił się zakwestionować dorobek naukowy toruńskiego biznesmena. „Hartman to jeszcze młody profesor, który wiele musi się douczyć, gdy chce zabierać głos w sprawach spoza swojej dziedziny (...). To są takie jednostki w pewien sposób chyba pokaleczone, których nie brakuje w naszym kraju” – zawył na łamach rydzykowego „Naszego Dziennika” wybitny radiomaryjny ideolog dr hab. Piotr Jaroszyński z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Nie mamy wątpliwości, że 42-letni profesor już niczego nie zdążyłby się nauczyć, gdybyśmy żyli w epoce stosów... – Pańskie nazwisko trafiło pod strzechy, gdy jako jedyny polski naukowiec oprotestował pan doktorat wielebnego Tadeusza Rydzyka. Ma pan do niego jakiś osobisty uraz? – Z zażenowaniem i wstydem zapoznałem się ze szczegółowym zapisem przebiegu obrony, która okazała się akademią ku czci Rydzyka. To lektura owego sprawozdania popchnęła mnie do napisania skargi do Centralnej Komisji ds. Stopni Naukowych. Poczułem się upokorzony tą hucpą i sądzę, że nie ja jeden. Nie chodzi mi przy tym o samego Rydzyka, bo jego osoba mnie nie interesuje, lecz o obronę honoru polskiego środowiska akademickiego, ośmieszonego i znieważonego farsą na UKSW. Skarżyłem się nie na konkretnego człowieka, lecz na państwową uczelnię, która zakpiła sobie z powagi procedury doktorskiej. – Może wartość merytoryczna dzieła powaliła tamtejszych profesorów na kolana...
– Nie czytałem „doktoratu” Rydzyka i nie zamierzam. Jednak z tytułu pracy oraz publicznych wypowiedzi recenzentów wynika, że jest to tekst wychwalający działalność Radia Maryja, a więc dzieła stworzonego przez autora pracy. To tak, jakbym ja napisał doktorat na temat swoich własnych prac, napisanych wcześniej – interpretował je, chwalił, bronił przed zarzutami. To szydercza kpina i każdy, kto ma minimalne choćby pojęcie o wymogach pracy doktorskiej i zwyczajach akademickich, doskonale o tym wie. Nie mam wątpliwości, że wiedzą również panowie z UKSW i recenzenci Rydzyka. Swoją drogą o Radiu Maryja trzeba pisać prace doktorskie i wierzę, że takowe powstaną... – Przyszłym pokoleniom ku przestrodze? Ja lubię czasem posłuchać tej rozgłośni. Zwłaszcza podczas długiej podróży samochodem. Nie ma szans, żeby zasnąć „za kółkiem”... – Ja nie słucham, ale czytam wiele doniesień prasowych, w których cytuje się podłości, jakie płyną z anteny na temat Żydów, liberałów, Unii Europejskiej, polityków nienależących do skrajnej prawicy... Ale niech sobie gadają, co chcą – cieszmy się, że żyjemy w wolnym kraju, czego plugawa mowa jest oczywistym objawem. Wracając zaś do pytania: problem Radia Maryja i całego imperium Rydzyka nie polega na jego osobie ani nawet na tym, co wygadują jego publicyści. Problem polega na całkowitej bezradności państwa w stosunku do imperatora.
1. „Wprawdzie za komunizmu Kościół nie mógł działać swobodnie, a wielu księży cierpiało prześladowania, ale też żadna pozapaństwowa struktura nie cieszyła się takim zakresem swobody. Komunistyczne państwo pozwalało (w ograniczonym zakresie) na wydawanie prasy katolickiej, na budowanie kościołów (czasami), zbieranie pieniędzy na tacę, a nawet prowadziło uczelnię katolicką (Akademię Teologii Katolickiej w Warszawie) i puszczało w potoku radiowej propagandy komunistycznej także audycje watykańskie (umiarkowanie przychylne demokracji i własności prywatnej, co z pewnością nie było władzom niemiłe). Trudno sobie wyobrazić, by jakakolwiek organizacja niechętna komunistom (a Kościół z pewnością był takową) mogła tak w Polsce prosperować. Jak mawiał (po winku) ks. Józef Tischner, »oni (Kościół) zawsze umieli się z nimi (komunistami) dogadać, bo i jedni, i drudzy lubili wypić«”.
– Państwo samo go sobie takiego wyhodowało... – Uzależnienie urzędników, ich strach przez Rydzykiem i niskie rachuby na łaski z jego strony doszły do groteskowych rozmiarów za rządów PiS-u. Te kawalkady rządowych wozów ciągnące do Torunia na wezwanie „ojca dyrektora”... Do dzisiaj dygnitarze partii na każde skinienie padają do nóg Rydzyka, a on może ich łajać do woli. Można by się śmiać albo współczuć upokorzonemu Ziobrze, jadącemu świat drogi na imieniny toruńskiego plenipotenta, ale tak naprawdę, to jest groza. Dla Rydzyka napisano specjalną ustawę, by nie musiał ponawiać wniosków o przedłużenie koncesji na nadawanie programu. Przeprowadził nielegalną zbiórkę publiczną („na stocznię”), której nie rozliczył. Pieniądze zniknęły, a on nie poniósł żadnej kary. Gra na nosie prokuratorom, urzędom skarbowym, władzom Torunia. Stoi de facto ponad prawem. I pomyśleć, że wszystko to dzięki nędznemu strachowi jednych i służalczości innych. Nawiasem mówiąc, jestem szczerze wdzięczny Rydzykowi, bo jak nikt inny objawia słabość i bezradność aparatu państwowego. Pokazuje, jak długa jest jeszcze przed nami droga do państwa prawa. – Nie odnosi pan czasem wrażenia, że w wielu obszarach jesteśmy krajem wpisującym się już w definicję państwa wyznaniowego? – Z punktu widzenia konstytucji, Polska jest krajem demokratycznym i świeckim, lecz na poziomie ustaw pojawia się już faworyzowanie katolicyzmu (ustawa medialna, ustawa oświatowa). Jednak gdyby tylko czytać ustawy, nie można by orzec, że Polska jest krajem wyznaniowym. Inaczej sprawa przedstawia się w praktyce – katolicyzm
Prof. dr hab. Jan Hartman (ur. 18 marca 1967 r. we Wrocławiu) – kierownik Zakładu Filozofii i Bioetyki w Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, red. naczelny czasopisma filozoficznego „Principia”. Tytuł profesora uzyskał w wieku 41 lat. Autor dziewięciu książek oraz ok. 200 artykułów naukowych i publicystycznych. Jest członkiem Komitetu Nauk Filozoficznych Polskiej Akademii Nauk, Zespołu ds. Etyki w Nauce przy Ministrze Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz wiceprezesem Polsko-Niemieckiego Towarzystwa Akademickiego. Żonaty, ojciec 11-letniej córki. jest doktryną oficjalną państwa, co wprost potwierdza obecny prezydent. Symbole religijne, księża, katolickie błogosławieństwa i kazania towarzyszą życiu publicznemu na każdym poziomie. W sejmie wisi krzyż, w pałacu prezydenckim jest kaplica. Rytuał państwowy ściśle splata się z rytuałem religijnym. Okazuje się, że w niektórych sferach życia Kościół ma słowo decydujące, na przykład w kwestiach bioetycznych... – Oj, ale na in vitro chyba się przewieźli, bo z badań opinii publicznej ewidentnie wynika, że społeczeństwo zdecydowanie stanęło wobec hierarchii okoniem.
2. „W ogólności zadziwia występowanie Kościoła w roli autorytetu moralnego. Przecież Kościół katolicki nie brał udziału, a często gwałtownie przeszkadzał w rewolucji moralnej, która w ciągu ostatnich 250 lat nauczyła nas, że złem jest przemoc fizyczna, a dobrem równość, wolność i swobody polityczne, demokracja i jawność życia publicznego (…). Czy Kościołowi wypada występować w tej roli, skoro godzi się na status ekonomicznego i prawnego uprzywilejowania, a więc na przykład godzi się (czy wręcz (...) domaga!) na ustawowe pierwszeństwo w procesie reprywatyzacji, korzystając z dobrodziejstwa całkowitego zadośćuczynienia, podczas gdy osoby prywatne – zgodnie z duchem prawa i nauką chrześcijańską stojące przed każdą instytucją i mające pierwszeństwo przed nimi w kolejności wyrównywania krzywd – nie korzystają z podobnego dobrodziejstwa wcale?”.
– W tej sprawie biskupi zagrali va banque i na razie przegrali, ale zobaczymy, co będzie dalej. Kościół aspiruje do wywierania decydującego wpływu na polskie prawo w dziedzinach, które dotyczą zakresu jego swobód i przywilejów oraz w kwestiach, które z jakichś powodów szczególnie go interesują. Uzyskuje w obu tych dziedzinach właściwie wszystko, czego żąda, aczkolwiek widać pewne symptomy zmian, jak choćby wspomniane in vitro... – Wróćmy do kwestii definicji... – Podsumujmy: obowiązuje konkordat, w dużym stopniu wyłączający Kościół spod władzy publicznej i wyposażający go w znaczne przywileje,
3. „Trudno zresztą Polakowi formalnie nie należeć do Kościoła, skoro ze wszystkich stron – z radia, telewizji i gazet – bombardowany jest przekazem doktrynalnym. Panuje w Polsce powszechne przekonanie, że wyłamanie się z formalnego przynajmniej katolicyzmu jest trudnym i społecznie ryzykownym przedsięwzięciem – czymś na kształt odmowy udziału w pochodzie pierwszomajowym w czasach PRL. Polacy może nie wierzą specjalnie w dogmaty i doktryny katolickie (których zresztą zwykle wcale nie znają), ale na pewno dali się przekonać do uparcie powtarzanej tezy, że Polska to kraj katolicki i zdecydowana większość społeczeństwa to katolicy. A skoro prawie wszyscy są katolikami, to może lepiej się nie wyłamywać”. (z art. „Mój dziwny kraj i jego dziwna religia”, opublikowanego przez prof. Hartmana na łamach miesięcznika „Liberté!”)
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r. w tym również takie, które wymagają ogromnego wysiłku finansowego państwa. Kościół znajduje się w Polsce niemalże ponad prawem, a kolejne rządy boją się w czymkolwiek mu się sprzeciwić. Zważywszy stopień nasycenia życia publicznego w Polsce treściami katolickimi – wszechobecność Kościoła w edukacji, kult Jana Pawła II, niebywałe przywileje, konkordat – można orzec, że mimo liberalnej konstytucji Polska jest krajem wyznaniowym. – Całe szczęście, że chociaż możemy o tym głośno mówić. Przynajmniej na razie... – Oficjalnej cenzury nie ma, ale autocenzura jest wszechobecna. Gdyby w telewizji, ogólnopolskich stacjach radiowych bądź wielkonakładowych dziennikach ktoś chciał opublikować materiał mówiący o Kościele z taką wzgardą i poczuciem bezmiernej wyższości, z jaką księża i biskupi mówią o liberałach czy ateistach, nie znalazłby wydawcy. A już postać Karola Wojtyły jest wprost nietykalna. Nie przeszłaby o nim nawet dobroduszna satyra, w której byłby, dajmy na to, parodiowany. Tak zwane duże media obowiązuje urzędowa czołobitność. Oczywiście wynika to ze strachu: kto wyrazi się lekceważąco o papieżu, będzie natychmiast usadzony i nikt nie odważy się takiemu nieszczęśnikowi pomóc. Będzie trędowaty. No, a nikt nie chce zostać trędowatym... Swoją drogą, kult Jana Pawła II zaczął się w Polsce bardzo wcześnie – papież miał wiele lat na to, by powiedzieć: „Wystarczy – nie stawiajcie mi pomników za życia. To umieszcza mnie w złym towarzystwie i w ogóle zawstydza”. Ale nie zrobił tego... – Zajmuje się pan naukowo m.in. etyką. Proszę powiedzieć, czy Kościół ma moralne prawo do uzurpowania sobie tytułu „autorytetu moralnego”? – Nie można zostać autorytetem moralnym przez ogłoszenie się takowym. Autorytetem cieszą się osoby i instytucje roztropne, życzliwe, skromne, nie zaś ci, którzy przemawiają tonem wyniosłym, wzgardliwym, z nieskończoną pewnością siebie. Pycha zabija każdy autorytet. Dlatego właśnie autorytet ma nie Kościół, lecz co najwyżej poszczególni księża. Mądrzy i łagodni mają autorytet, a pyszałkowaci i chamscy – nie mają. Jeśli zaś chodzi o posłuch społeczny wobec oficjalnych oświadczeń hierarchów, to nie sądzę, by ludzie w ogóle interesowali się, co tam powiedział taki czy inny biskup. Obchodzi ich ksiądz w kościele, do którego chodzą. – Z rozlicznych badań wynika, że nie mają przy tym bladego pojęcia o zasadach wiary... – Większość Polaków traktuje wiarę jako element obyczaju i tradycji, jakkolwiek generalnie ludzie wierzą też w istnienie Boga. Bardzo rzadko się jednak zdarza, aby ktoś na serio starał się wieść życie chrześcijańskie i czuł się dogłębnie katolikiem.
ZAMIAST SPOWIEDZI
9
– A jak się panu podoba okreodchodzą. Proszę nie myśleć, że mnie ludzi... Z czego wynika ta pozy– Mówiliśmy o określeniu ślenie „Polak katolik” – sugeto cieszy! cja Kościoła w Polsce? „Polak katolik”. A ksiądz katorujące, że ci pozostali są jakby – Panie profesorze, proszę wy– Tysiąc lat wytrwałego propalicki jest bardziej Polakiem obywatelami drugiej kategorii, baczyć, że na zakończenie zadam gowania religii katolickiej przez – z wszelkimi tego konsekwencjami czemu zresztą wielu duchownych pytanie nieco frywolne, ale nie Kościół i państwo zrobiło swoje. i powinnościami obywatelskimi często daje wyraz, aczkolwiek mogę się powstrzymać. Skąd Pan Nie wiem, jaka musiałaby być na– czy Watykańczykiem? unikają nazywania rzeczy po się w ogóle wziął, z tak silną osouka, której tak wytrwałe propago– Nie mogę sobie wyobrazić taimieniu? bowością, żelazną logiką i odwanie nie doprowadziłoby do idenkiego konfliktu lojalności, aby ksiądz – „Polak katolik” to tylko skrót wagą? Jak traktuje Pana środotyfikacji narodu z nią. Zresztą przemusiał wybierać: Polska czy Watymyślowy, mówiący o tym, że przewisko naukowe i studenci? Czy słanie chrześcijańskie jest mądre kan? Zawsze będzie wspierał stanociętny Polak chodzi do kościoła spotyka się Pan z przejawami i szlachetne, więc nie dziwota, że wisko Watykanu, uważając być moi należy do Kościoła katolickiego. agresji związanej z głoszonymi ludzie go wysłuchali. Szkoda tylko, że, że to właśnie czyni go dobrym Jest to prawda i nie ma poglądami? na co się obrażać. Gorzej, – Wziąłem się z Wrogdy ktoś chce powiedzieć, cławia, z inteligenckiego, że Polak, jeśli chce być douniwersyteckiego środobrym Polakiem, to powinien wiska, przepojonego kulbyć wierzącym katolikiem. turą demokratyczną i duSądzę jednak, że w taki spochem racjonalizmu. Taki sób myśli niezbyt wielu najest mój Wrocław, taki szych rodaków. Wbrew pobył mój ojciec, matemazorom, mamy spore przytyk. Bardzo często otrzywiązanie do wartości libemuję listy z wyzwiskami ralnych – wolności sumiealbo czytam na swój tenia, wolności słowa, wolnomat różne paszkwile. ści życia wedle własnych Na swojej stronie interupodobań i przekonań. Jenetowej umieściłem naśli zaś chodzi o los niewiewet z tej okazji tekst pt. rzących w polskim społe„Jan Hartman – fakty czeństwie, to w dużych miai mity”. Dostaję też jedstach nie doznają przykronak wiele miłych listów, ści, natomiast na wsi i w maz wyrazami wsparcia. Prołych miasteczkach może być szę nie myśleć w każdym różnie. W takich środowirazie, że jestem człowieskach wielu ludzi uważa, że Prof. Hartman laureatem konkursu Grand Press 2009 kiem odważnym – odważlepiej się nie wychylać. ni byli ci, którzy za swo– Jeśli chodzi o duże miasta, je demokratyczne poglądy musieli że głosiciele ewangelii nie odstają Polakiem. Księża nie korzystają to nie mogę się z panem zgosiedzieć, jak mój ojciec. Proszę też moralnie (czasem odstają aż za barz wolności wypowiedzi – wolno im dzić. Weźmy na przykład szkonie sądzić, że jestem jakimś radykadzo...) od tych, którym prawią kamówić wyłącznie to, co jest zgodne ły. Niektórzy uczniowie, ci niełem, wojownikiem zwalczającym Kozania. Dziś jednak potęga Kościoła z oficjalną linią, czyli poglądami Wauczęszczający na religię, zgłaszaściół. Nic z tych rzeczy. Staram się słabnie, zresztą na jego własne żytykanu (nazywają je „nauczaniem”). ją nam, że miewają z tego powobyć uczciwy i umiarkowany, jakkolczenie. Gubi go zacofanie, podejrzPozostaje im się pocieszać, że jakimś du kłopoty... wiek w naszych warunkach łatwo liwość, zła wola, pycha, pazerność, cudem w każdym przypadku stano– Bo oświata to jakby „inny wziąć brak czołobitności za nie wieogromny deficyt intelektualny. To wisko Kościoła jest dokładnie takie świat”. Przyznaję, że katecheza dzieć jaki radykalizm. Życzę wszystwielka szkoda. Bardzo chciałbym, samo, jak ich osobiste zdanie. Naw szkole to poważny problem. Gdy kim jak najlepiej – zarówno Kościoaby Polacy mieli mądry Kościół, petomiast Polska jest wolnym krajem odbywają się lekcje religii, na któłowi, jak i niewierzącym. Wszystkiełen dobroci i skromności, Kościół i każdy może mieć pogląd, jaki chce, re uczęszcza znaczna większość go dobrego w Nowym Roku dla Czydobrej rady i pocieszenia. Tymczana przykład akurat taki, jak Watyuczniów, to wytwarza się naturalna telników „Faktów i Mitów”! sem mają Kościół od „nauczania”, kan. No i księża – ludzie wolni – kopresja na tych pozostałych, aby jed– Bardzo dziękuję. Myślę, że od ustaw medycznych, nieruchomorzystają ze swojego prawa... nak na nią chodzili. Poza tym nata rozmowa z panem będzie dla ści, „komisji trosk”, w dodatku wiecz– Politycy i urzędnicy chodzągle wszyscy się dowiadują, kto jest nich miłym prezentem i mam nanie obrażony i arogancki. Mądrzy, cy na pasku, bajeczne bogactwo, wierzący, kto katolikiem, a kto nie. dzieję, że nie ostatnim... łagodni i uduchowieni księża spypycha, sytuowanie się ponad praTo wszystko w oczywisty sposób naANNA TARCZYŃSKA chani są na margines albo w ogóle wem obowiązującym tzw. zwykłych rusza zasadę równouprawnienia obywateli i bezstronności państwa w kwestiach wiary i niewiary. A już Dla naszych Czytelników, którzy pragną otrzymywać swój ulubiony tygodnik prosto do domu, drukujemy poniżej wzór zupełną perwersją jest opłacanie lekdowodu wpłaty na roczną prenumeratę. Wystarczy pobrać identyczny druk na poczcie lub w banku, wypełnić, uiścić odcji religii przez państwo, a więc zmupowiednią kwotę (184,50 zł dla prenumeraty rocznej, 96,20 zł – półrocznej i 45,50 zł na pierwszy kwartał), a my każdeszanie niewierzących podatników, go tygodnia będziemy wysyłać do Państwa najnowszy numer „Faktów i Mitów”. Zamawiający roczną prenumeratę otrzyby je finansowali. Najgorsze wszak mają prezent niespodziankę z logo „Faktów i Mitów” oraz gwarancje niezmiennej ceny do końca okresu prenumeraty. jest coś innego, o czym nie mówi się Wpłaty można również dokonać na przekazie pocztowym w placówce pocztowej na nasz adres: Błaja News Sp. z o.o., wcale lub mówi się bardzo mało. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, z podaniem dokładnych Państwa danych adresowych. Mam na myśli brutalny przymus religijny w przedszkolach. Normą jest odbywanie lekcji religii w tej samej sali, gdzie cały dzień dzieci przebywają. Po prostu przychodzi katechetka i zaczyna zajęcia. Jeśli jakieś dziecko nie uczestniczy w tych zajęciach (a to się zdarza – na przykład z dziećmi świadków Jehowy), musi być wyprowadzone do innego pomieszczenia, co dzieci przedszkolne odbierają jako karę i napiętnowanie. W takich warunkach niewiele matek czy ojców decyduje się na odmowę uczestniczenia dziecka w lekcjach religii. Nie waham się nazwać tego systemu podłością.
10
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
POLSKA PARAFIALNA
– Krzyż pasuje do szkoły? – W czasach przednowoczesnych edukacja była przywilejem pewnej warstwy społecznej, a duchowieństwo pełniło ważną funkcję w kształceniu przyszłych członków elity. Szkoły współczesne – obowiązkowe i publiczne – to wynalazek świata modernistycznego, w którym racjonalność naukowa wyparła metafizykę religijną. Rozpoczęło się separowanie sfery państwowej od religijnej. Szkoła – jako element systemu państwowego – nie powinna być uwikłana w związki z Kościołem. Krzyż w sali lekcyjnej to nic innego jak symboliczne zawłaszczenie przestrzeni szkolnej przez symbole religijne. Logiczne jest więc, że powinien z tej przestrzeni zniknąć. – W Polsce?! – W Polsce jest wszystko odwrotnie. Kiedy w Europie dokonywała się modernizacja, my nie mieliśmy swojej państwowości, a Kościół kojarzył się z polskością i oporem przeciw zaborcom. Ten związek trudno było wyrugować nawet wtedy, gdy pojawiło się już wolne państwo polskie. Później przyszedł komunizm, czas kiedy poprzez manifestowanie związku z religią manifestowaliśmy uczucia antypaństwowe. Związek polskość-katolickość w historii jest niemal nierozerwalny. I wciąż funkcjonują struktury, które każą kojarzyć niepodległe państwo i wolność z zaangażowaniem religijnym. A przecież nie religijność była tu istotna, ale związki społeczne, które się tworzyły. – To historia. A teraźniejszość? – Po 1989 roku znowu zostaliśmy wrzuceni do logiki funkcjonowania państw zachodnich, a więc modernistycznych. Od tego czasu mamy wdrukowywany i przekazywany przez środki wychowawcze i cywilizacyjne wzorzec nowoczesnego funkcjonowania, postawy nonkonformistyczne mówiące o tym, aby nie ufać ślepo żadnej instytucji. Efektem jest to, że współczesna młodzież, która nie pamięta wydarzeń sprzed 1989 r., dziwi się, dlaczego krzyż wisi w publicznych instytucjach, także w szkole. – Hierarchia kościelna uważa, że to zdziwienie świadczy o braku wiedzy dotyczącej własnej tożsamości. – Bo chociaż zrobiło się jakby normalnie, wciąż mamy uprzywilejowaną instytucję Kościoła, który dba o to, żeby być obecny – chociażby poprzez krzyże na ścianie. W szkole na ścianach wiszą symbole państwowe, a obok nich krzyże. Toteż niemal wszyscy kodują, że Polska równa się państwo kościelne. To wiąże się z innymi wymiarami działania Kościoła w życiu społecznym Polski. I mimo że oficjalnie jest rozdział Kościoła od państwa, a Polska jest krajem świeckim, znaczenie Kościoła jest ogromne. Politycy zwracają uwagę na to, co powie Episkopat. Krzyż na ścianie szkoły (ale i każdej innej publicznej instytucji)
Ciało obce Kościół katolicki jest wszechobecny zarówno w polskim krajobrazie, jak i w polskiej polityce. Dlaczego więc dla młodych przestaje być najwyższą wartością? Odpowiedź dają wyniki obserwacji, które są elementem badań w projekcie „Społeczny świat szkoły”, prowadzonym przez socjologa edukacji doktora Piotra Mikiewicza z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej. to nieme przyznanie się do tego związku. – Pan w swoich badaniach przyglądał się różnym szkołom ponadgimnazjalnym – od elitarnego liceum po zasadniczą szkołę zawodową, uczestniczył pan w lekcjach jako obserwator. I jaka diagnoza? – W zależności od typu szkoły uczniowie przyjmują postawę oporu bądź konformizmu. Taka inicjatywa jak we wrocławskiej „czternastce” (petycja do dyrektora o zdjęcie krzyży ze ścian sal lekcyjnych – dop. red.) nie wyszłaby pewnie nigdy od uczniów zawodówki, ponieważ oni zwyczajnie nie są zaangażowani w życie szkoły. Im gorszy skład społeczny danej placówki, tym większy rodzi się opór wobec niej. Widać różnice w zaangażowaniu czy gotowości słuchania nauczyciela. Jest tylko jeden element wspólny dla wszystkich typów szkół, bez względu na poziom – opór wobec katechezy i negacja księdza jako nauczyciela. – W jaki sposób uczniowie to manifestują? – W najlepszym przypadku nie słuchają księdza albo próbują z nim prowokacyjnie dyskutować. Oglądają telefony komórkowe, słuchają muzyki, rozmawiają, używają wulgaryzmów. Często grzeczni, a nawet wzorowi uczniowie na katechezie pokazują rogi. W szkole zawodowej opanowanie przez księdza
grupy chłopaków, którzy z zasady szkołę negują, a na religii nie czują już kompletnie żadnego respektu, graniczy z cudem. Zwykle ksiądz ignoruje klasę i stara się realizować temat. Wygląda to nadzwyczaj kuriozalnie i prowadzi do... – Frustracji? – Właśnie. Ksiądz nauczyciel nie jest w stanie zainteresować młodzieży tematem ani zrealizować programu, co jest niezwykle ważne dla budowania satysfakcji zawodowej. Kiedy więc zderza się z obojętnością, negacją, a nawet jawną drwiną, staje się frustratem. – Katecheza w salach przykościelnych zmieniłaby sytuację? – Tak, bo zostałaby wyprowadzona z niesprzyjającego, obcego jej klimatu szkoły. Wtedy też mielibyśmy do czynienia z wolnym wyborem – kto chce, chodzi. Kto nie chce, nie chodzi. Ale właśnie dlatego nie chcą tego wariantu przyjąć hierarchowie Kościoła, którzy realizują politykę swojej instytucji. Mogłoby się okazać, że salki będą puste. Tak jak dziś niektóre kościoły. – A co się stało z szacunkiem dla instytucji Kościoła? – Został wyparty przez postępującą indywidualizację religii, nowe wzory funkcjonowania w świecie późnej nowoczesności, w którym tradycyjne style bycia i wartości zostały unieważnione. Ich miejsce zajmuje zadanie konstruowania własnego
życia, gdzie religia jest traktowana wyłącznie jako pewna opcja światopoglądowa. I młodzi ludzie tak właśnie religię traktują – jako pewną sferę intymnego wyboru, gdzie jedni mają potrzebę szukania kontaktu z Bogiem, inni nie. Instytucjonalny Kościół z jego tradycyjną rolą społeczno-narodową stracił na ważności. Stał się zaledwie jedną z opcji. Dlatego młodzi nie okazują mu automatycznego szacunku. – Tak samo jest z katechezą? – Religia jako jeden z przedmiotów w planie lekcji jest nielogiczna dla ucznia, który nauczył się rozpoznawać zasady funkcjonowania szkoły. Podstawową kwestią jest tu sprawa oceniania. Wiadomo, że w szkole jesteśmy po to, żeby się czegoś nauczyć, bo będziemy z tego rozliczani, i jest to przez większość akceptowane. Religia jest obcym ciałem w łonie szkoły. To niepasujący element. Strzał w stopę religijności Polaków. – Ależ oceny z religii są już wpisywane na świadectwo, liczą się do średniej ocen. Czy takie rozwiązanie, lobbowane przez Episkopat, katechezie pomoże? – Absolutnie nie. Trzeba pamiętać, że cały czas mamy do czynienia ze sferą wierzeń, szukania kontaktu z Bogiem, bo religia nie zmieniła nazwy na religioznawstwo. To co będzie oceniane? Uduchowianie człowieka, poprawianie kondycji religijnej, modlitwy? Ocenianie i próba wpisania przedmiotu „religia” do średniej ocen, a za chwilę matura z religii – bo i takie pojawiały się pomysły – pokazuje, że związek religii katolickiej ze sferą publiczną jest w Polsce bardzo głęboki i ciężko się go pozbyć. A Kościół ma w naszym kraju możliwość pielęgnowania tego związku – chociażby poprzez odwoływanie się do grona zagorzałych wyznawców.
– Tak się stało przy okazji petycji młodzieży z XIV LO we Wrocławiu. – Tak, bo ta inicjatywa stała się nagle bardzo niebezpieczna dla pewnego stylu i sposobu myślenia. Jeżeli się zdejmie krzyże, wyraźnie oddzielając sferę państwową od kościelnej, zostanie podważony katolicki świat wartości. Nic dziwnego, że znaleźli się tacy, których ta sprawa dotknęła. – Katecheza budzi u uczniów sprzeciw, a jednak na nią chodzą. Dlaczego? – Żeby nie być innym, nie narazić się na sankcje ze strony środowiska – kolegów czy rodziców. Polska religijność to dwa światy – wartości i wierzeń oraz rytuałów i schematów pozbawionych duchowości. Na religię, tak jak do kościoła, większość chodzi, bo tak wypada. Poza tym wybór między etyką a religią w szkołach wciąż nie jest wolny, bo zawsze trzeba się wytłumaczyć, dlaczego się na katechezę nie chodzi. – Stefan Niesiołowski uważa, że dzięki lekcjom religii młodzi mają szansę nie wyrosnąć na narkomanów i przestępców, tylko na przyzwoitych ludzi. – To jest populistyczne gadanie. Mechanizm stawania się przestępcą jest bardzo skomplikowany, a chodzenie bądź niechodzenie na religię nie jest w stanie człowieka na tę drogę pchnąć ani go z tej drogi sprowadzić. Poza tym religia, którą znamy ze szkoły, to nie jest nauka o tym, jak należy żyć, a raczej poznawanie regułek i modlitw, które uczeń musi zapamiętać, a później zdać, bo w przeciwnym razie nie dopuszczą go do jakiegoś rytuału (np. komunii czy bierzmowania), albo nie wystawią świadectwa. – Polska ma szansę na zmiany i rzeczywistą wolność od wpływów Kościoła? – Przedstawiciele państwa w tym momencie nie są gotowi i zainteresowani wszczynaniem głębokiej dyskusji na temat powiązań z Kościołem, bo to się im zwyczajnie nie opłaca. Za dużo mogą stracić. Mimo to słowo ma siłę doprowadzić do transformacji pewnego sposobu myślenia, zbudowania od nowa świata, w którym żyjemy. Inicjatywa licealistów z Wrocławia może być początkiem dyskusji – pod warunkiem, że nie utonie w innych problemach. Dziś nikt przecież nie pamięta koncertu Madonny, a latem żyła nim cała Polska, między innymi dlatego, że wiązał się z protestami środowisk katolickich. Debata, którą zaproponował dyrektor XIV LO, jest dobrą inicjatywą, ale wszystko zależy od tego, w jakim tonie będzie prowadzona. Miejmy nadzieję, że otworzy przestrzeń dyskursu i stanie się początkiem znormalnienia. Rozmawiała OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
L
atem br. przyszli i obecni emeryci ze Szczecina dowiedzieli się, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych wybuduje „dla nich” nowy gmach. Czterokondygnacyjny, podpiwniczony pałac o powierzchni niemal 6 tys. mkw. oraz parking na 140 samochodów za – bagatela – 26 milionów złotych. Wszystko na 7-hektarowej działce, którą za 1,8 mln złotych ZUS kupił od miasta, bo – jak informował Piotr Tolko, rzecznik prasowy – taniej postawić nowy inspektorat, niż dzierżawić potrzebne powierzchnie. Pięknie, tylko że w tle wielkiej budowy trwał dramat 84letniej emerytki.
zdarzenia, ani nawet na opał. Paliła więc pani Irena w piecu tym, co znalazła w okolicy – śmieciami, resztkami mebli, gałęziami albo co tam kto wzruszony jej losem podrzucił pod drzwi. Jedyną jej radością był niewielki ogródek, w którym hodowała warzywa i kwiatki. – To bardzo miła i pracowita kobieta. Wszystko, co w życiu zdobyła, zawdzięcza swojej ciężkiej pracy – mówią sąsiedzi. Trzy lata temu listonosz przyniósł list. Szczecińscy urzędnicy informowali, że pani Irena ma opuścić zajmowany budynek. Bo stoi dokładnie w miejscu przyszłego ZUS-owskiego parkingu dla petentów. Nie miała dokąd pójść, więc jej losy
Irena Nazaruk ma 84 lata. Bez wątpienia stałaby się kamieniem węgielnym pod nowym pałacem ZUS-u w Szczecinie, gdyby nie pomoc kogoś, komu los człowieka nie jest obojętny...
A TO POLSKA WŁAŚNIE zachodniopomorskiej RACJI PL. Pani Ewa poruszyła niebo i ziemię, prosiła o pomoc wszystkich. No, może z wyjątkiem przedstawicieli Kościoła, bo – jak mówi – jest antyklerykałką i ateistką z krwi i kości. Pisma obrazujące dramatyczny los i jeszcze gorsze warunki życia 84-latki (zdjęcia poniżej) trafiły do włodarzy i lokalnych mediów. Pod takim naporem Szymon Dominiak-Górski, rzecznik szczecińskiego Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych, zadeklarował, że kobieta trafi na pierwszą pozycję na liście oczekujących, co oznacza, że najpóźniej za 3 miesiące dostanie klucze do nowego M. To był maj... 2008 roku. Czas mijał, minęła też zima, lokalu socjalnego miasto nie dawało, a pani Irena nadal hodowała kwiaty w przydomowym ogrodzie. Aż pewnego dnia tuż obok jej rozpadającej się chałupy wyrósł plac
Domek z widokiem... W zaadaptowanym do celów mieszkaniowych pomieszczeniu gospodarczym (taki dostała przydział od gminy) przy ulicy Gryfińskiej w Zdrojach Irena Nazaruk mieszkała od ponad 40 lat. Zawsze samotnie, wyłączając myszy i szczury, które w ostatnich latach były jedynymi jej towarzyszami. Dopóki pracowała, miała pieniądze i siłę, bardzo o tę swoją prowizoryczną chałupkę dbała. Kilkanaście lat temu – z pomocą okolicznych mieszkańców – wyremontowała ją nawet po pożarze. Z każdą kolejną wiosną było jednak coraz trudniej. Budynek – podobnie jak zdrowie gospodyni – systematycznie popadał w ruinę. Niewysokiej emerytury nie wystarczało ani na nowy dach, ani na kanalizację z prawdziwego
warzyły się w sądzie. Wyrok zapadł 31 października 2006 r. Sąd nakazał Irenie Nazaruk wydanie działki wraz z nieruchomością, zaś miastu
– przydzielenie jej lokalu socjalnego. Nie wyznaczył jednak terminu, w którym ma to zrobić. 84-letnia szczecinianka była załamana. I wtedy spotkała na swej drodze Ewę Wojnicką, skarbnika i sekretarza
11
budowy. Buldożery, dźwigi i koparki hałasowały przez połowę doby. Po pooranej ziemi trudno było chodzić, a głębokie wykopy pod fundamenty ZUS-u sprawiły, że w studni pani Ireny wyschła woda. – Nie dość, że przez większą część dnia osaczona była sprzętem budowlanym, to nie tylko nie miała się w czym umyć, ale nie mogła nawet napić się herbaty – opowiada Wojnicka. Poszła z interwencją do kierownika budowy. Na początku nie chciał słuchać, aż w końcu zajrzał w głąb siebie i znalazł tam sumienie. Budowlańcy prowizorycznie podłączyli wodę, a los starszej pani wzruszył ich na tyle mocno, że z czasem nawet otynkowali i poprawili komin, który niemal odpadał od budynku, uszczelnili i wzmocnili okno, a nawet podarowali kuchenkę elektryczną. W końcu Wojnicka zwróciła się z prośbą o pomoc do Rady Osiedla Zdroje. Jej przedstawiciele nie mieli pojęcia o istnieniu pani Ireny. Kiedy się o niej dowiedzieli, powołali specjalną komisję, która obejrzała dokładnie warunki bytowe starszej pani (brak kanalizacji, bieżącej wody, gazu, toalety
W tle – Ewa Wojnicka Irena Nazaruk w nowym mieszkaniu.
i łazienki, biegające po zapadniętej i zmurszałej podłodze szczury, przerażający zapach zgnilizny z powodu przeciekającego dachu) i orzekła, że rudera, którą kobieta zajmuje, kompletnie nie nadaje się do zamieszkania i grozi zawaleniem. Oficjalne pismo, które potwierdziło obserwacje, sprawę – zdaniem zainteresowanych – kończyło. Sądzili, że po takiej diagnozie pani Irena obiecane mieszkanie w końcu dostanie. Nic bardziej mylnego. We wrześniu br. pani Irena dostała. Ale pismo z ZBiLK-u, że o mieszkaniu socjalnym może zapomnieć, bo go po prostu w zasobie gminy nie ma. I nie będzie. – Po informacji postanowiłam napisać do samego prezydenta – mówi Ewa Wojnicka. I napisała: „Za oknem deszcz i wiatr, a pani Irena ustawia
na podłodze garnki i miski, zbierając deszczówkę z przeciekającego dachu. Wokół od godziny 7 rano do 18 po południu szum, kurz, hałas, sprzęt ciężki, dźwigi, jak to na wielkiej budowie. Czy nikt z Włodarzy 400-tysięcznego
miasta nie pochyli się nad biedą 84letniej kobiety? Czy przyszli pracownicy nowego budynku ZUS bez żenady będą mogli spoglądać z okien swoich biur na norę, w której egzystuje ich klientka? Wstyd, Panie Prezydencie, wstyd Panie i Panowie Radni, wstyd!”. Pełne gorzkich słów pismo pani Ewa wysłała 29 października br. Wtedy jeszcze Irena Nazaruk mieszkała w towarzystwie koparek. Kilka dni później, 3 listopada, dostała przydział na mieszkanie. Jak się okazało, wolne od marca br., a więc pół roku przed tym, jak rzecznik ZBiLK-u wysłał do pani Ireny pismo informujące, że w mieście wolnych mieszkań socjalnych nie ma. Czyste, słoneczne, niemal w centrum miasta, z łazienką i toaletą, a do tego – na parterze. – Już chyba nawet w raju nie będę miała tak dobrze – mówi dziś pani Irena. – Urzędnicy przez ponad 3 lata nie zrobili nic, by zmienić los tej kobiety. Żaden się nie pojawił, chociaż pani Irenka zapraszała. Na co czekali? Na śmierć, czy na to, że dach zawali jej się w końcu na głowę? Ogromnie cieszę się z tego, że ta kobieta ma wreszcie godziwe warunki – swoją walkę podsumowuje Ewa Wojnicka. Ma prawo do radości, bo gdyby nie jej ogromne zacięcie, Irena Nazaruk z pewnością nadal mieszkałaby w ruderze z widokiem na ZUS. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
12
P
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
BRACIA MILSI
rzez jeden dzień towarzyszyliśmy w pracy pani Mieczysławie Goździk, działającej w tomaszowskim (woj. łódzkie) Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami. Telefony z prośbą o interwencję odbiera co kilka godzin. Najczęściej chodzi o chore, zagłodzone psy, trzymane na krótkich łańcuchach – stały element wiejskich podwórek. Także o te już niepotrzebne, które – według zamysłu swoich „opiekunów” – mają zakończyć żywot przywiązane do drzew i płotów. Naszą podróż zaczynamy od kościoła Świętej Jadwigi Królowej w Tomaszowie Mazowieckim. Tam właśnie, w ogromnej i bogatej parafii, a właściwie szeregu willi, które pełnią tę zaszczytną funkcję (fot. 1, zdjęcia do obejrzenia także na stronie internetowej www.jadwiga.rodzina.net, szczególnie polecamy te zatytułowane „parafia z lotu ptaka”), luksusowo mieszka czterech księży z proboszczem Henrykiem Kowalińskim na czele. O jego miłości do braci mniejszych poinformowały Towarzystwo same parafianki. Dokładnie naprzeciwko wspomnianych latyfundiów w ogrodzonej siatką szopie siedzą dwa księżowskie psy. W warunkach nawet psom urągających. Pierwsze skargi na księdza proboszcza wpłynęły do Towarzystwa już kilka miesięcy temu. Do plebanii pojechała wtedy inspektorka i stwierdziła, że zwierzaki są zaniedbane i głodne. Sama kupiła karmę dla psów, a dobrodziejowi udzieliła słownej reprymendy. Pojechaliśmy sprawdzić, czy coś to dało. Nic nie dało: tak jak poprzednio, zabiedzone psiaki leżały przy pordzewiałych miskach wypełnionych zlewkami (fot. 2), a sam proboszcz znów na temat swojej
Pies ich drapał „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta” – mawiał Bernard Show. opiekuńczości nie miał nic do powiedzenia (fot. 3). Od niechcianego, znaczy się naszego, towarzystwa uratowała dobrodzieja leciwa gosposia, gotowa zabić za spokój swego pana. W końcu ksiądz Kowaliński wpakował zad w śliczne autko i tyleśmy go widzieli. Pies go drapał. Szczęśliwie czworonogom nie pozwolą zdechnąć członkowie TPnZ i parafianie – lepsi od swojego duszpasterza. Przykład – jak wiadomo – idzie z góry. Do Towarzystwa zadzwoniła kobieta, która nie mogła już patrzeć na pokryty krwawymi ranami grzbiet psa mieszkającego na sąsiednim podwórku. Pojechaliśmy. Gospodarz wpuszcza nas na posesję. Zazwyczaj psi „opiekunowie” nie są tak ugodowi. Niektórzy gotowi są bić się za swoją, wprawdzie zagłodzoną i chorą, ale jednak – własność! Na krótkim łańcuchu egzystuje obraz nędzy i rozpaczy (fot. 4). Psu
cierpiącemu na chorobę skóry udzielamy pierwszej pomocy. Zwierzę jest tak wygłodniałe, że nawet bolesny zastrzyk nie pozbawia go apetytu. Sąsiadce zainteresowanej losem czworonoga przekazujemy leki dla niego. Za kilka dni ktoś z Towarzystwa pojedzie tam raz jeszcze. Kolejny psiak, do którego jedziemy, od kilkunastu dni siedzi na poboczu ruchliwej ulicy (fot. 5). Prawdopodobnie czeka na pana, który pozbył się go,
wyrzucając z samochodu. Głód sprawia, że podchodzi do każdego, kto chce go nakarmić. Niestety, nauczony bolesnym doświadczeniem boi się wejść do samochodu i nie można go stamtąd zabrać. W urzędzie gminy, do którego się udajemy, obiecują nam, że porzuconym psem najpóźniej następnego dnia ktoś się zajmie. – Po świętach przybędzie takich mieszkańców przedmieść – opowiada pani Mieczysława. – W ten sposób Polacy pozbywają się nietrafionego „prezentu”. Wiedzą o tym pracownicy schronisk, którzy niezbyt chętnie oddają zwierzęta wszystkim przychodzącym w poszukiwaniu gwiazdkowego upominku. Najczęściej „podarek” trafia do nich z powrotem.
Ostatni etap naszej podróży to wyrzut sumienia nas wszystkich. Tak pracownicy tomaszowskiego schroniska dla zwierząt, podobnego do setek innych w Polsce, nazywają swoje miejsce pracy. Tam trafiają ofiary ludzkiej niewrażliwości. Taką cenę płacą za miłość i przywiązanie do człowieka. Pamiętajmy o nich w te świąteczne dni. Nie muszą wcale przemawiać ludzkim głosem. Spojrzenie smutnych psich oczu powie wszystko. JUSTYNA CIEŚLAK Fot. MaHus
5 1
2 4
3
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
BRACIA MILSI
PESTKA
KANKAN
13
Fot. Marek Zawadka
Pomocna łapa Niosą pomoc, dają poczucie bezpieczeństwa, często są ostatnią deską ratunku. Psy do zadań specjalnych. Nord (golden retriever) to jeden z psów Łódzkiej Grupy Ratownictwa Specjalistycznego, która działa w ramach Ochotniczej Straży Pożarnej. Tu wykorzystywany jest największy psi atut – węch. Dzięki temu zmysłowi udział jednego wyszkolonego czworonoga w akcji zastępuje działania ponad 40 osób! Jest on najlepszym i najszybszym ratownikiem, szczególnie w warunkach miejskich, gdzie wszechobecny hałas zakłóca pracę geofonów. Bo zadanie Norda to odnajdywanie żywych ludzi – zarówno pod gruzami, jak i w terenie otwartym. Jednokondygnacyjne gruzowisko potrafi sprawdzić w 20 minut. Uczestniczył w kilkudziesięciu akcjach. Przyczynił się m.in. do odnalezienia pod zawaloną kamienicą mieszkańca Łodzi. Nigdy w swej ośmioletniej pracy nie popełnił błędu i nie zostawił za sobą żywego człowieka. – Przygotowanie psa ratownika zajmuje około 2 lat, a jego podstawą jest dobra zabawa. Pies musi mieć pozytywne skojarzenia, żeby chciał szukać człowieka – mówi Edward Rosiak, przewodnik Norda. Węch swoich podopiecznych oraz naturalny instynkt do poszukiwań od ponad 35 lat wykorzystuje Piotr Lucerski, ratownik Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Jego obecną partnerką jest suka Grota. Pracuje często w ekstremalnych warunkach. Potrafi wyczuć zapach człowieka znajdującego się do 3 metrów pod śniegiem, w 30 minut zbadać teren, który 20 ratowników przeszukiwałoby
przez 4 godziny. Przygotowują ją do tego długie szkolenia. – W literaturze znane są przypadki, choć incydentalne, kiedy pies znaczył osoby zasypane głębiej, nawet pod 9metrową warstwą śniegu – mówi Piotr Lucerski. Kankan, labrador wyszkolony przez Fundację „Pomocna łapa”, to
pies asystent osoby niepełnosprawnej. Nie każdy może wykonywać taką pracę. Kankan nadawał się jako jedyny z miotu, bo nie bał się huku, dużych przedmiotów ani ludzi. Jego szkolenie trwało 2 lata. Efekt? Otworzy i zamknie szafkę kuchenną, poda z niej herbatę, przyniesie telewizyjnego pilota, podniesie upuszczoną monetę, przyciągnie wózek, który akurat odjechał od łóżka, zamknie drzwi, zgasi bądź zapali światło, zdejmie swojemu panu
służy do treningów orientacji w przestrzeni. U dzieci autystycznych wyzwala pozytywną energię, co ludziom terapeutom ułatwia nawiązanie z nimi porozumienia. – Terapia z udziałem psa często przynosi efekty niemożliwe do osiągnięcia w tradycyjnych formach terapii. Kiedy na przykład dziecko ma przykurcz mięśni, powtarzanie tego samego ćwiczenia jest dla niego bardzo nużące, ale kiedy damy mu do ręki piłkę, którą może rzucać psu, bezwiednie ćwiczy i osiąga efekt terapeutyczny – mówi Emilia Twardowska, właścicielka i trenerka Pestki. Zadaniem Froda jako psa przewodnika osoby niewidomej jest przede wszystkim bezpieczne prowadzenie, pomoc przy wskazywaniu wejść i wyjść, odnajdywanie przejścia dla pieszych, wskazywanie schodów, omijanie przeszkód. – Pies zabezpiecza trasę. Kiedy się zatrzymuje, daje tym samym osobie niewidomej sygnał do sprawdzenia, jaki jest powód owego zatrzymania. Łączność mają dzięki uprzęży, która służy do tego, aby niewidomy odczuwał ruchy ciała swojego przewodnika – mówi Paweł Zieliński, NORD krajowy specjalista ds. szkolenia psów, a także instruktor i szkoleniowiec fundacji „Labrador pana. Towarzyszy mu w pracy, ki– pies przewodnik”. Jak wygląda nie, na zakupach. Ma nawet swój formacja? Najpierw instruktor wykoszyk, w którym przynosi do dobiera szczeniaka – inteligentnego, mu zakupy. posłusznego, a jednocześnie silnePestka, labradorka z Sekcji go psychicznie, który trafia na rok Psów Terapeutycznych ŁGRS, prado wolontariuszy z tzw. rodziny zacuje z dziećmi – zdrowymi i autystępczej. Tam pies poznaje świat. stycznymi. Motywuje do nauki i dziaKiedy ma półtora roku, rozpoczyłania. Pozwala się tarmosić. Słucha, na się kilkumiesięczne szkolenie. gdy dziecko czyta dla niej na głos Po egzaminach, gdy uzyska licen(kiedy uczeń ma problemy z czytację psa przewodnika, może już rozniem na głos na forum klasy, łatwiej poczynać pracę. Frodo kilkanaście mu przemóc wstyd, kiedy czyta psu), kurtkę czy buty. Jego pomoc znacznie skraca czas wykonywania wielu czynności. – Są sytuacje, kiedy Kankan jest jedyną istotą, która może mi pomóc. Jego obecność bardzo mnie uspołecznia i usamodzielnia. To nie jest zwykły pies. Żeby był pomocny i użyteczny, trzeba z nim przebywać przez 24 godziny – mówi Dominik Rymer, który porusza się na wózku. Ma sparaliżowane nogi i ręce. Kankan – od 2 lat przyjaciel, wręcz członek rodziny – nigdy nie odstępuje swego
Fot. Wojciech Klepka
FRODO
GROTA dni temu został przekazany niewidomej kobiecie z Krakowa. – Każda osoba niewidoma, do której trafia pies, jest dla niego ostatnim trenerem. Musi pielęgnować jego umiejętności, a nie tylko z nich korzystać, lekceważąc małe uchybienia. Najlepiej wyszkolonego psa przewodnika można w kilka miesięcy popsuć, kiedy się od niego nie wymaga – twierdzi Paweł Zieliński. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
14
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
ATAK KLONÓW
L
edwie tylko Jarosław stanął na czele rządu, w swoim sejmowym exposé wygłoszonym 19 lipca 2006 roku zapowiedział: „Żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne”. Kilkanaście miesięcy później przegrał z kretesem wybory parlamentarne i wylał na „FiM” kubeł zalewającej go żółci, obarczając nas odpowiedzialnością za swój fatalny upadek. Ponieważ obaj panowie zdołali już trochę ochłonąć, postanowiliśmy oddać im dzisiaj głos. Wypowiedzi braci Kaczyńskich są wiernymi cytatami zaczerpniętymi z udzielonych przez nich wywiadów. – Sensacją ostatnich dni było odkrycie twórcy największego spisu genealogicznego w Polsce, że w którejś tam wodzie po kisielu jesteście potomkami króla Bolesława Krzywoustego... Lech Kaczyński: – Chciałem podkreślić raz jeszcze, że to ani zasługa moja, ani mojego brata, a dzisiaj szefa głównej opozycyjnej partii, znanego bardzo polityka, że jesteśmy synami akurat warszawskiego powstańca. – Ale czy można, mimo płynącej w żyłach błękitnej krwi, mówić o was tak po prostu „bracia Kaczyńscy”? Jarosław Kaczyński: – Znaczy ja się nie obrażam, tylko wiem, że jeżeli ktoś używa tego sformułowania, to robi to albo bezwiednie, albo robi to w pewnym celu, a to jest rzecz niedobra... – Przejdźmy zatem do chleba naszego niepowszedniego. Jak spędzicie panowie nadchodzące święta? J.K.: – No cóż, wigilia będzie pewnie u brata, jak to ostatnio bywało, a później może dwa czy trzy dni spędzę poza Warszawą. Później jeszcze gdzieś tam chcę na chwilę wyjechać, ale też już nie, że tak powiem, w celach wakacyjnych, tylko gdzieś tam spotkać... – Co będzie na wigilijnym stole? L.K.: – Jemy to, co większość Polaków: barszcz z uszkami, choć przyznam, że wolę z pasztecikami. Ja w ogóle bardzo niewielu rzeczy nie lubię. Nigdy bym nie zjadł gotowanej marchewki. Nie lubię też kalafiora. A potrawy wigilijne bardzo mi smakują. – Pomaga pan żonie w kuchni? L.K.: – Gotować nie umiem. Umiem oczywiście coś pokroić, coś potrzymać. I zrobić jajecznicę. – Wymarzony prezent? J.K.: – Zamówiłem sobie pod choinkę u aniołka różne miłe rzeczy do czytania i mam nadzieję, że święta spędzę tak jak lubię, bo ja bardzo lubię czytać. L.K.: – Jeśli chodzi o prezent polityczny, to chciałbym, żebyśmy i moja formacja (oczywiście nie jestem już dzisiaj członkiem żadnej partii, ale skądś się wywodzę), i ja byli nieco bardziej obiektywnie
Krótko przed objęciem urzędu zapytano Lecha, kim będzie jego brat, gdy on sam zostanie głową państwa. „Najpotężniejszym człowiekiem w kraju” – wypalił prezydent elekt.
Gra półsłówek oceniani. Poza tym nie gardzę też książkami dotyczącymi życia zwierząt, ale nie takimi bardzo specjalistycznymi, natomiast opisujące obyczaje, szczególnie mniej znanych. Chodzi mi o ssaki przede wszystkim, ale także i ptaki, to też lubię. – Z tym prezentem politycznym może być pewien kłopot, bo w telewizji można człowieka upudrować, ale na żywo jakoś tak niespecjalnie dobrze wypadacie... J.K.: – Prezydent się ciągle z tym zderza, no bo obecna władza odrzuciła i wszelkiego rodzaju zasady przyzwoitości, i w gruncie rzeczy także zasady konstytucyjne, właściwie nic już nie obowiązuje, wszystko można zrobić – można prezydentowi nie dać samolotu, można powiedzieć, że źli strzelcy strzelali i go nie trafili... Krótko mówiąc, można w Polsce dzisiaj w gruncie rzeczy, jeżeli się chce atakować prezydenta – wszystko. No, dodam tutaj jeszcze to, co robi pan Palikot. L.K: – Ja naprawdę mam najlepszą wolę, tylko ja mam troszkę inną sytuację jeśli chodzi o przekaz społeczny, znaczy ja nie jestem w stanie się w tym stopniu kontaktować ze społeczeństwem, co pan premier. Co zresztą jest wadą polskiej demokracji. – Może więc lepiej się nie kontaktować bezpośrednio? Pańscy oponenci twierdzą, że bez kartki często opowiada pan głupstwa... L.K.: – Znaczy to jest jeden ze stereotypów dotyczących mnie. Ja nie mówię z kartki, mówię na ogół a vista, chociaż niektóre wystąpienia są przygotowane, choć nie z kartki. I to daje asumpt do tego, żeby twierdzić, że ja mówię rzeczy nieprzemyślane. Ja bym prosił, żeby pan premier i parę innych osób potrafiło też mówić a vista przy każdej okazji, gdyby miał odpowiednią wiedzę.
J.K.: – Weźmy przykład niebywałego wręcz grubiaństwa, które miało miejsce w bardzo w cudzysłowie „satyrycznej” audycji, gdzie określa się nas (robi to jeden z odbiorców tej audycji, dzwoniąc do niej) jako „gnidy z rynsztoka” czy „rynsztokowe gnidy”, i nie ma żadnej właściwie reakcji ze strony prowadzącego. – Doskonale pamiętamy ten incydent w „Szkle kontaktowym”, ale przecież dziennikarz natychmiast zareagował... J.K.: – Nie, nie, on tylko powiedział, że prosi o nieporównywanie do zwierząt, czyli mowa tutaj o gnidach, i zrobił to w taki mało zdecydowany sposób. – Na szczęście jest jeszcze o. Tadeusz Rydzyk, u którego obowiązują najwyższe standardy... L.K.: – Ja się nigdy w życiu nie pojawiłem się w Radiu Maryja. Nigdy w życiu! J.K.: – Jest takie bardzo znane polskie powiedzenie, że lepszy rydz niż nic. Już kiedyś użyłem tego określenia i ten „rydz” jest, no ale powtarzam: lepiej niż nic. – Nawet jeśli ojciec dyrektor nazywa Pierwszą Damę czarownicą? J.K.: – Ja się z takim podejściem nie zgadzam, ale z biegiem czasu coraz bardziej uważam, że ma ono pewną społeczną wartość. – Panu prezesowi media wytykają ciągłą wojnę ze wszystkimi oponentami... J.K.: – Tylko jakaś niezrozumiała choroba medialna w Polsce powoduje, że to my jesteśmy wiecznie oskarżani o agresję. To jest tak, jakby ktoś został napadnięty na ulicy przez kilku napastników, został skopany i pobity, dwa czy trzy razy udało mu się oddać, lecz później okazuje się, że to on jest agresorem. – Być może „napastnicy” mają lepszych speców od wizerunku?
W PiS-ie nie uczycie się występowania przed kamerami? J.K.: – Wszyscy będziemy szkoleni medialnie i wszyscy czy niemal wszyscy przeszli to szkolenie. To jest dzisiaj potrzebne. Mam nadzieję, że mi nie każą na przykład, nie wiem, stawać na głowie... – Ale warto byłoby nauczyć się kopania piłki. Premier Tusk jako zapalony sportowiec zjednał sobie wielu kibiców... L.K.: – Dla milionów Polaków piłka nożna jest rzeczą niezmiernie istotną. Ja wśród swoich współpracowników, ludzi, którzy od lat zajmują się polityką, mam też takich, dla których opuszczenie choćby w telewizji meczu, znaczy oglądanego w telewizji, jest ciężkim negatywnym przeżyciem i sprawdzianem ich wierności Rzeczypospolitej, a są osoby jeszcze bardziej zaangażowane. I o tym trzeba pamiętać. A z drugiej strony ten stan rzeczy jest cynicznie wykorzystywany. J.K.: – Dzisiaj skutki tego wychodzą we wszystkich dziedzinach, także w sporcie. Przecież już trampkarze są demoralizowani, już tam się kupuje mecze. ` propos pieniędzy i wspo–A mnianego przez pana prezesa posła Janusza Palikota... Słyszeliście, że sprawił sobie niedawno najnowszy wynalazek do uprawiania skoków spadochronowych? L.K.: – Proszę pamiętać, że taka nowa wersja byłaby czymś niezwykłym, bo w tej chwili rzeczywiście na tym świecie powstała... znaczy jej przejście, mówiąc dokładnie, byłoby czymś niezwykłym, ponieważ takie złote spadochrony dzisiaj są własnością pewnej niezwykle wąskiej grupy. J.K.: – Albo to są jego własne pieniądze, tylko zostały ukryte w sposób nielegalny i można mówić o szeregu przestępstw, albo to są pieniądze kogoś, kto z niewiadomych względów finansuje pana Palikota.
– Już za niespełna rok wybory prezydenckie. Trudno przewidzieć ich wynik, ale wydaje się pewne, że PiS-u w rządzie wówczas nie będzie... L.K.: – Ale w warunkach, kiedy nie bracia-bliźniacy są prezydentem i premierem, to z istoty jest nieco gorzej. Mam nadzieję nie być ostatnim prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej. Więc myślę, że przyjdą następni i to jest w ogóle rozwiązanie bardzo niedobre. Dla kraju takiego jak Polska lepiej, żebym to ja został prezydentem niż Donald Tusk. – To kiedy wrócimy do tego idealnego modelu z panem prezesem-bliźniakiem na czele rządu? J.K.: – Chciałem rządzić, już gdy miałem 12 lat. Premierem zamierzałem zostać, mając lat 34, a skończyć rząd, mając lat 91. To byłby rok 2040. To jeszcze strasznie dużo czasu. – Ale też niezbyt wiele, jeśli wziąć pod uwagę stan bezpieczeństwa po dwóch latach rządów Platformy. J.K.: – Jechałem przedwczoraj i wczoraj, bo to było także w nocy, przez kraj takimi dość krętymi drogami, bo dzisiaj trudno się jeździ, ze Szczecina do Warszawy, a przedtem z Warszawy do Koszalina i rzeczywiście, no, co stacja benzynowa, to jednoręcy bandyci. To ostatnio się jakoś niebywale rozpleniło. – Czy to nie jest aby pomysł Tuska, żeby z inwalidów stworzyć takie specjalne bandyckie komando do walki z PiS-em? J.K.: – No, schwytani za rękę zawsze mogą mówić, że to nie ich ręka. No, to jest ta metoda. – Panie prezesie, przed wyborami 2007 r. mówiło się o pańskich planach matrymonialnych wobec posłanki Jolanty Szczypińskiej, a później wszystko nagle ucichło. Czy to był tylko zabieg partyjnych PR-owców, czy może przeraził pana fakt, że wybranka jest rozwódką? J.K.: – Jeżeli ktoś się decyduje w bardzo już dojrzałym wieku, jak na takie rzeczy, na kolejne małżeństwo i ma z nich dzieci, to ma obowiązek tak pracować, żeby mieć pieniądze na wszystkie dzieci. Jeżeli nie potrafi, to nie powinien się decydować na takie przedsięwzięcia. To jest rzecz poza dyskusją i ja swojego zdania w tej sprawie nie zmienię. – No, ale z dwóch pensji jakoś dalibyście sobie radę... L.K.: – Mój brat, ani ja nigdy nie mieliśmy akcji jakiejkolwiek spółki. Seks, nie twierdzę, że jest nieistotny, natomiast nie jest esencją życia. Znam dobrze panie z obozu politycznego, z którego się wywodzę... – Dziękujemy za rozmowę i żywimy nadzieję, że uda nam się ją kiedyś powtórzyć a vista oraz życzymy panu prezydentowi i panu prezesowi, żeby aniołki przyniosły im po choinkę najbardziej ulubione zabawki. DOMINIKA NAGEL
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
15
Świąt różne świętowanie O
d przedszkola Kościół rzymski i władza państwowa starają się wmówić obywatelom RParafialnej, że polskość to kolacja wigilijna, opłatek, choinka i nocna wycieczka do katolickiej świątyni. Jest to oczywiste nadużycie, gdyż Polska nigdy nie była i nie jest państwem jednolitym narodowo, religijnie i światopoglądowo. Polskim świadkom Jehowy i adwentystom (ponad 138 tysięcy wyznawców) koniec grudnia kojarzy się z wieloma dniami wolnymi. Świadkowie Jehowy nie świętują Bożego Narodzenia, bowiem ich zdaniem nie ma ono zakorzenienia w Biblii. Już w samej nazwie świąt tkwi sprzeczność: skoro Bóg (nie uznają Jezusa za Boga) jest nieskończony i był od zawsze, to jak mógł się narodzić?! Dodatkowo zwracają uwagę, że data narodzin Chrystusa jest oparta na specyficznej umowie. Jeżeli bowiem przyjąć za wiarygodne nowotestamentowe relacje dotyczące okoliczności narodzin Chrystusa, to musiały one nastąpić przed oficjalnie wyznaczoną datą (Herod zmarł 4 lata przed naszą erą). Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy za pewnik przyjmiemy relację o spisach powszechnych towarzyszących narodzinom Chrystusa. Wzmiankowany przez ewangelistę Łukasza spis odbył się, kiedy „wielkorządcą Syrii” był Kwiryniusz. Problem w tym, że Herod zmarł w 4 roku p.n.e., a Kwiryniusz przybył do Syrii w 6 roku, zatem dziesięć lat poźniej. Specjaliści łamią sobie głowy nad tą sprzecznością, wymyślając setki rozwiązań. Jeszcze większy chaos wprowadza uznane przez Kościół za wiarygodne zestawienie przygotowane przez Dionizego Mniejszego na zlecenie papieża Jana I. Wynika z niego, że Chrystus narodził się cztery lata po śmierci Heroda. Nie możemy zapomnieć, że pierwsze wspólnoty chrześcijan obchodziły pamiątkę narodzin Chrystusa w dość swobodnie wybranych terminach. Badacze wyznaczają je na 2 lub 6 stycznia; 25 lub 28 marca; 18 lub 19 kwietnia oraz na 20 maja. Dopiero na przełomie IV i V wieku ustalono, że dzień Bożego Narodzenia będzie obchodzony 25 grudnia. Na ten element zwracają uwagę także adwentyści. W pracy Ellen Gould White pt. „Chrześcijański dom” czytamy: „Data 25 grudnia ma pochodzenie bez wątpienia pogańskie, gdyż w starożytnym Rzymie obchodzono w tym dniu doroczne święta ku czci »niezwyciężonego boga słońca«”. Zgadzają się z nimi świadkowie Jehowy, powołując się na analizy niemieckiego uczonego
Grudzień w Polsce to wbrew telewizyjnej propagandzie nie tylko opłatki, pasterki i choinki. To także Chanukowe gry i zabawy oraz czas zwykłej pracy. Hermana Usenera, według którego dzień 25 grudnia był popularnym świętem w pogańskim Rzymie. Oprócz pogan za swoje uznali je także żydzi obchodzący Chanuki – dzień przesilenia zimowego. Zwyczaj ubierania choinki świadkowie Jehowy uznają za pogański. Wierni należący do wspólnot adwentystycznych grudniowe dni przeznaczają na modlitwy oraz pomoc potrzebującym. Podobnie spędzają święta ich bracia z kościołów nurtu ewangelicznego protestantyzmu. Organizują aukcje (np. Chrześcijańska Wspólnota Północ), aby zebrać środki na prowadzone przez siebie świetlice dla dzieci i tym podobne placówki. Jest to zwieńczenie całorocznej ciężkiej pracy wiernych i pastorów. Rzekomo ogólnochrześcijański zwyczaj łamania się opłatkiem tak naprawdę ogranicza się do niewielu Kościołów. Nie znają go baptyści, adwentyści, zielonoświątkowcy czy członkowie grup Badaczy Pisma Świętego. Polską tradycję łamania się opłatkiem przyjęli luteranie i polscy anglikanie. Ci drudzy baczą, aby w Wigilię o północy przyjąć komunię. Znacznie popularniejsze jest za to wspólne śpiewanie kolęd: czynią to baptyści, chrześcijanie ewangeliczni i luteranie. Ci ostatni spotykają się w Wigilię na nabożeństwie nazywanym „anielskim” (od Zwiastowania Matce Bożej). Wierni modlą się wówczas, śpiewają kolędy, słuchają Ewangelii, ucztują. Nabożeństwo kończy
się wspólną modlitwą. Pierwszy i drugi dzień świąt luteranie zaczynają od wczesnoporannych nabożeństw, tak zwanych jutrzni (godz. 4–5 rano). Polską tradycję łamania się opłatkiem przyjęli polscy anglikanie. Baptyści i ewangeliczni chrześcijanie starają się tego dnia zaprosić samotnego sąsiada albo kolegę z pracy. Wierni Kościołów wschodnich (między innymi prawosławnego, greckokatolickiego, ormiańskiego obu wspólnot – unijnej i niezależnej od Rzymu) święta obchodzą 7–8 stycznia 2010 r. Wbrew obiegowym opowieściom, grudzień to także czas radości i świętowania u niechrześcijan. Żydzi w terminie zbliżonym do świąt Bożego Narodzenia obchodzą jedno ze swoich najradośniejszych świąt – Chanukę. Jak czytamy w eseju rabina Pinchasa Żarczyńskiego, oba święta – Boże Narodzenie i Chanukę – łączy wiele: są związane ze światłem i przesileniem zimowym. Uważa on przy tym, że pierwszym człowiekiem, który za święto uznał dni, które wyznaczyła przyroda (2 przesilenia i 2 równonoce) był Adam. Według tradycji Talmudu, połączył on coraz krótszy dzień z pasmem wcześniejszych grzechów. Aby odwrócić trend, pierwszy człowiek postanowił przebłagać Boga, spędzając 8 dni na modlitwie i żałobie. Po ich upływie zorientował się, że tendencja się odwraca i zmrok zapada później. Z radości przez 8 dni bawił się. Swoje modlitwy zaczął
więc powtarzać co roku i co roku miał powód do radości. Talmud określa je jako czas oddawania czci Bogu i narodom świata. Historia narodu żydowskiego dodała do tego święta jeszcze jeden element. Otóż jest ono pamiątką zwycięskiego powstania Machabeuszy przeciwko okupującym Jerozolimę Syryjczykom. Według żydowskich przekazów, Syryjczycy wprowadzili tam terror, zakazali obrzezania niemowląt i uczenia Tory, a także znieważyli żydowską świątynię, instalując w niej posąg Zeusa. W opracowaniu Tomasza Krakowskiego czytamy: „Matatichu Hasmoneusz wraz ze swoimi pięcioma synami rozpoczął rebelię przeciwko okupantom zakończoną odbiciem z ich rąk jerozolimskiej świątyni (...). Pomimo skrajnie niekorzystnego bilansu sił Machabeusze zwyciężyli”. W zbezczeszczonej świątyni powstańcy znaleźli jedyny ocalały z awantury dzban oliwy mający ślad pieczęci Arcykapłana. Ów nienaruszony dzban był niezbędny, aby przywrócić funkcjonowanie żydowskiej świątyni, tzn. rozpalić menorę, 7-ramienny świecznik. Z zapisów ksiąg Talmudu i Starego Testamentu wynika, że paliła się ona 8 dni. Tyle właśnie czasu potrzebowali Żydzi, aby wytłoczyć nowy olej do menory. Zdaniem Krakowskiego, jest to dla potomnych „znak, że naród stojący na krawędzi ostatecznego upadku (...) był w stanie powrócić do swojej tradycji, zwyczajów, misji i praw”.
Głównym elementem Chanuki jest zapalanie chanukowych świec na chanukiji (świecznik 9-ramienny). Dawniej Żydzi używali zamiast nich glinianych lub metalowych lamp oliwnych z ośmioma miejscami na knot. Chanukiję wystawia się tak, aby była widoczna na zewnątrz budynku. Współcześnie wystawia się ją niekiedy przed synagogą (patrz zdjęcia). Sam obrzęd Chanuki trwa 8 dni i – jak czytamy w eseju Pauliny Biskup – „Pierwszego dnia zapala się pierwszą świecę, zaczynając od prawej strony, i w ciągu następnych dni dodaje się po jednej świeczce – tak że ósmego dnia płonie cała chanukija. Drugiego dnia zapalanie zaczyna się od drugiej świeczki, przypisanej na ten dzień i dopiero potem zapala się tę, która płonęła dnia poprzedniego. Tak postępuje się również w kolejne dni święta. Mają się one palić co najmniej pół godziny. Do ich zapalania wykorzystuje się dodatkową świecę, dziewiątą, zwaną szamasz (pomocnik). Zapalaniu świec towarzyszą błogosławieństwa i modlitwy, czytanie z Tory oraz recytacje Hallel (Psalmy – przyp. red.). W pomieszczeniu z chanukiją musi być inne źródło światła, gdyż żydowska tradycja zabrania czerpania korzyści z chanukowych świec. Nie można też dopuścić, aby płomienie się stykały. Co ciekawe: tradycja żydowska zakazuje kobietom w czasie Chanuki jakiekolwiek pracy zawodowej i domowej. Ich obowiązki przejmują wtedy mężowie. Przygotowują oni specjalne potrawy smażone na oleju, takie jak latkes (placki), pączki i faworki oraz dania z mleka i jego przetworów. W gminach żydowskich popularne są wtedy bale oraz gry zespołowe. Ortodoksyjni Żydzi mogą wreszcie zagrać wtedy w karty. Hitem Chanuki są dziecięce zabawy drejdlem, czyli czworobocznym bączkiem, na którego ściankach napisane są hebrajskie litery: n, g, h, f – w wolnym tłumaczeniu odpowiada to hasłu »cud wielki był tam«. Nieco starsi próbują sił w kwitlech. Jak pisze Paulina Biskup są to „kartki oznaczone cyframi od 1 do 12 (dwa komplety), które rozlosowuje się między graczami po dwie. Gra polega na tym, że trzeba osiągnąć liczbę 31 przez dodanie sumy posiadanych numerów do liczby 9 lub jej wielokrotności. Trzeba zatem mieć dwie dwójki lub dwie jedenastki, lub szóstkę i siódemkę”. MiC Korzystałem z opracowań zamieszczonych na stronie www.jewish.org.pl
...czyli wspólna
(część 1) powołana 21 grudnia 2012 roku, cztery i pół minuty po końcu świata Osoby dramatu: Panbócek Lucyfer I inni W Niebie wielkie poruszenie Bo coś nagle pizło w Ziemię Piekło aż drży od wściekłości Jak tu przyjąć tylu gości?! Naraz całe ludzkie plemię? Kto do diabła piznął w Ziemię?! Czy Dziewica to Maryja? I to przez nią cała chryja? Skorzystała z mitu Majów Nie chcąc patrzeć na hultajów? Może syn jej znalazł wyjście Jak ogłosić swoje przyjście? Chyba że to wszyscy święci Aż na tyle są urżnięci Chlejąc z nudów przez te lata Wymyślili koniec świata? Czy Belzebub ten przechera Do cna spłukan jak cholera Z braku kasy na grę w kości Rzucił na stół los ludzkości? Być też może iż Rokita Nim wyciągnie swe kopyta Chce porutę zrobić w Niebie I mieć tłumy na pogrzebie? Albo ten co w Domu Ojca Ciągle robiąc za mołojca Po kremówce żrąc kremówkę Taką oto ma wymówkę Iż w ten sposób ludek karze Że go nie wniósł na ołtarze? Nie ma winnych nie ma bata Ogłaszajmy koniec świata! Chociaż ciska mnie cholera – Mówił Bóg do Lucyfera. Szkoda. Nie żal ci po ludzku? Nieomylny Paniebócku? Jacy byli, tacy byli Ale imię Twe chwalili Jedni wielcy, inni podli Kto się teraz będzie modlił? Kto popełni nowe grzechy Memu piekłu dla uciechy? Na co teraz Niebo, Piekło? Grzesznikowi się upiekło Cnotę dzisiaj kto nagrodzi Czy to się doprawdy godzi?! Mądrze prawisz mój Lucjanie Tu potrzebne jest kajanie Więc dopóki ja tu rządzę Obejrzyjmy ludzkie żądze Więc dopóty ja tu żyję Powołajmy komisyję Ostateczną i odwieczną? Nie. Wystarczy zwykłą, śledczą Kto niewinny, czyja wina?
Taką... jak ta od Rywina Ale ma być mądra, nowa Więc apage, Begerowa. No, a Panie mój, Rokita? – Lucuś cię pokornie pyta – Cwany jest ten mój rogaty Niejednemu spuścił baty. Niech się w końcu zajmie Nelly Cierpliwości i anieli Już nie mają do tej baby Nie dziwota, własnej graby Wolą użyć już faceci By choć trochę się podniecić. No to ja mam Panie Boże Taki pomysł... Zatem może Tu zasiądziesz. Na tym tronie W majestacie i w koronie W komisyi weźmiesz władzę Ja ci czasem coś doradzę Za to głosy będą dwa Decydujesz Ty i ja. Jeśli kogoś dać do Nieba To dwóch głosów będzie trzeba Jeśli w otchłań piekła: buch! Też potrzeba głosów dwóch.
KOMIS
a niebiańsko-ppiekielna
SJA ŚLEDCZA
Akceptuję twe wyzwanie Niechaj tu przed nami stanie Na początek lud wybrany Co przeze mnie ukochany Cały czas jest bity w ciemię A i tak zaludnia Ziemię Wszyscy mądrzy, dobrzy tacy... Wiem! To Żydzi. Nie, Polacy!
Drugą dali, jeszcze młoda A wołano na nią Oda I dawała... też za bakszysz Dwie więc baby miałem na krzyż. Później brednie pisał o nim O mym krzyżu Gal Anonim Co z nim zrobić mój Lucjanie? Przecież cierpiał niesłychanie. Fakt, z tą Czeszką zrobił dziecko Chyba wolałby z Sobecką.
Jak? P o l a c y? Pierwsze słyszę! Bardzo proszę tu o ciszę Kto nie słyszał o Polakach Ten jest tuman i pokraka To jest naród bardzo boży Bo jak ktoś go wybatoży Dalej chwali swego Pana Choćby mu krwawiła rana Batożyłem go lat tysiąc I doprawdy mógłbym przysiąc Że to wiara bardzo czysta Albo naród… masochista.
Zatem zgodzisz się, że trzeba Zaraz gościa dać do Nieba? Lecz tam w niebie jest Dąbrówka I znów krzyknie: Misiek – stówka! Potem seks z tą babą wściekłą… Jak znam życie, woli piekło. Bo zasłużył sobie na nie Wieczne tam odpoczywanie. ~ ~ ~
No to kogo na początek Skoro dobrze idzie wątek? Tego co tam w kącie stoi I nikogo się nie boi Hardość w oku? Tęga mina? Dawać tego Słowianina! Czy chwaliłeś imię Pana? Od wieczora aż do rana I od rana do wieczora A gdy przyszła taka pora Że wychynął sierp księżyca Znów chwaliłem… Swarożyca A Mojżesza, a Dawida? Ja wolałem Światowida No to jak się w Piśmie rzekło Czeka na cię tylko piekło. Takiś mocny z diabłem w kupie Wasze piekło ja mam w dupie. Wyrzuć zaraz stąd gówniarza Co słownictwem mnie obraża Czemu jeszcze zęby szczerzy? Bo on w piekło twe nie wierzy W moje piekło, w twoje piekło Prasłowianom się upiekło! Lecz do czasu, bo u Mieszka Chrześcijaństwo wnet zamieszka Dawaj tutaj tego męża Co pogaństwo przezwycięża Tyś jest Polski zbawcą, książę! Nie wiem czy powiedzieć zdążę Że niewielka ma zasługa Odciągnięto mnie od pługa Oderwano mnie od radła No i baba w łóżko padła Nazywała się Dąbrówka Wyciągnęła łapę... Stówka! Jak pamiętam, córka Czecha Marna jednak to pociecha Wyjątkowo szpetna była No i coś się rzadko myła
Kto tam kroczy? Wzrok zbójecki... To jest Konrad Mazowiecki Do dziś Polska rany liże Jak sprowadził do niej krzyże Czy widziałeś Panie Boże Albo skojarzyłeś może Lub pojąłeś taką rzecz Że znak krzyża to jest miecz? A co ja mam z tym wspólnego Co w ogóle mam do tego W niebie mym widziałeś czyż Jakikolwiek choćby krzyż? To jest jakaś nowa moda Nawet gadać o tym szkoda Gwałty mordy bijatyki Bo skrzyżują dwa patyki? Kto jest głupi to go strzyż I niech sobie wiesza krzyż! To nie moda ale prawo W polskim sejmie bito brawo Głosowawszy zgodnie iż Wszędzie ma zawisnąć krzyż Coś takiego! Po mym trupie Skończ z tym krzyżem, mam to w dupie Czy mi powiesz przed obiadem Co mam zrobić z tym Konradem? Niechaj się chłopinie darzy Czyli w piekle niech się smaży. To z zasady grubej kreski Teraz kroczy Pan Sobieski Pan Sobieski? Kto to taki? Jebak Panie nad jebaki To pod Wiedniem Turków golił To Maryśkę swą p...ł Mów coś człecze na obronę! Panie jakbyś wziął za żonę Najpiękniejszą Francuzeczkę Jakbyś rozpiął jej bluzeczkę Gdy ci powie: Jasiu, liż To czy miałbyś w głowie krzyż? Miałbyś wtedy w sercu Boga Kiedy chętna jest nieboga... (Ciąg dalszy w numerze noworocznym)
18
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
ZE ŚWIATA
DRUGIE WYKLUCIE JEZUSA? Święta za pasem, Chrystus ma się niebawem narodzić. Pam i Tracy Norrell z Burleson w Teksasie mają nadzieję, że urodzi się właśnie im.
Tiger nie zasługuje na rolę bohatera czy postaci modelowej. Niepotrzebnie zrujnował swój unikalny potencjał bycia siłą pozytywną w naszym kraju i na świecie”. Mimo to pastor Ziegler wciąż wierzy, że „Tiger z tego wyjdzie, choć on z nim już skończył”. Ale to Ziegler jest odstępcą, bo przykazanie jego kościoła nakazuje: „Nie będziesz przykładał uwagi do widocznych niedostatków Tigera”. CS
STRIPTIZ NA OŁTARZU
W kurniku, który posiadają, obok innych jajek znalazło się jedno specjalne: ma na skorupce... znak krzyża. Cóż innego może się z takiego jaja wykluć? Czy w takich okolicznościach miałaby się zrealizować biblijna przepowiednia o drugim nadejściu Syna Bożego? Na razie kwoka – robiąca całkiem normalne, świeckie wrażenie – wysiaduje jajo. Napięcie rośnie... JF
KONIEC „KOŚCIOŁA” GOLFISTY Najbogatszy sportsmen świata, golfista Tiger Woods, z niewiadomych ogółowi powodów o 2 w nocy wybiegł boso z domu na ekskluzywnym osiedlu florydzkim w Orlando, wskoczył do swego cadillaca i usiłował odjechać. Na przeszkodzie stanął hydrant i drzewo sąsiada. Wtedy pani Woodsowa wyskoczyła z domu i kijem golfowym rozwaliła szybę auta. Chciała ponoć oswobodzić małżonka uwięzionego w powgniatanym cadillacu. Dlaczego nie użyła kluczyków? Brak odpowiedzi. Media USA gubią się w domysłach, ale są mocno podekscytowane sprawą i krzyczą: „Cherchez la femme!”. My skupmy się na doniesieniu, że nieudana nocna eskapada pana Tigera doprowadziła do upadku jego „kościoła”. W roku 1996 radiowiec John Ziegler powołał do życia nowe wyznanie pod nazwą First Woods (Pierwszy Kościół Tigera Woodsa). Jego celem było „celebrowanie nadejścia prawdziwego mesjasza”. Z kijem golfowym na ramieniu. Strona internetowa ma adres www.tigerwoodsisgod.com (tigerwoodsjestbogiem), a wyznawcy – własny pacierz (Prayer for Tiger) oraz 10 przykazań (Ten Tiger Commandments). Obecnie, gdy w kolejce do mediów ustawiają się panienki lekkoobyczajne, by zameldować o swych romansach ze słynnym golfistą, a ten publikuje enigmatyczne oświadczenie („Przepraszam za przewiny”), Church of Tiger i jego naczelny pastor Ziegler znaleźli się w stanie upadku. Po przeanalizowaniu sytuacji wielebny obwieścił rozwiązanie „kościoła”: „Jest jasne, że
Watykan alarmuje: kościoły wpadają w ręce szatana! Podczas obchodów podsumowania dokonań Kościoła na niwie kultury w Watykanie wypowiadał się szef Pontyfikalnej Rady Kultury, abp Gianfranco Ravisi. Dostojnik poruszył bolesny problem: nie dość, że trzeba zamykać coraz więcej kościołów z powodu braku wiernych i pieniędzy na utrzymanie obiektów, to bywa, że po sprzedaży placówki trafia ona w niepowołane ręce i staje się przybytkiem profanum. Jako przykład podał kościół na Węgrzech, który po sprzedaży zaczął tętnić nowym życiem jako klub nocny ze striptizem. W kulminacji numeru pracownica pozbywa się resztek bielizny i prezentuje lubieżne wygibasy. W miejscu, gdzie uprzednio był ołtarz! Inny problem jest taki, że w niektórych krajach frekwencję w zabytkowych świątyniach robią nie wierni, lecz turyści. Doszło do tego, że sprzedaje się im bilety wstępu do kościoła, by pozyskać pieniądze na utrzymanie obiektu i renowację znajdujących się w nim dzieł sztuki. W watykańskich dygnitarzach od kultury budzi to mieszane uczucia, choć rozumieją potrzeby materialne. Kto, jeśli nie oni... TW
ZOSTAW TĘ CZEKOLADĘ! Brytyjscy naukowcy na podstawie badań przeprowadzonych na 17 tys. dzieci w ciągu czterech dekad orzekli, że te, które jedzą więcej cukierków i czekolady, mają większe szanse, że zostaną kiedyś aresztowane. 69 procent łakomczuchów spotkał ten los jako kara za poważne przestępstwa, których się dopuścili przed 34 rokiem życia. Ci, którzy nie obżerali się słodyczami, lądowali pod celą rzadziej (42 proc.). Co ma piernik do wiatraka? Uczeni – jak to zazwyczaj bywa – nie wiedzą. Twierdzą tylko, że nie można obwiniać wyłącznie cukierków. Wpływ na częstsze aresztowania ma proces podejmowania trafnych (i nietrafnych) decyzji, i tu słodycze mogą mieć jakieś znaczenie. Naukowcy przypuszczają, że rodzice przekupujący dzieci cukierkami wypaczają ich charaktery, co potem owocuje gwałtownością i skłonnością do przemocy. Autorami równie zaskakującego odkrycia są badacze z USA. Stwierdzili oni związek między imieniem
a prawdopodobieństwem uwięzienia. Ludzie o popularnych imionach rzadziej trafiają do miejsc odosobnienia niż ci o imionach oryginalnych. CS
CIĘŻKIE METALE I MĘSKOŚĆ Kobiety ciężarne mające w pracy styczność z metalami ciężkimi narażają swe przyszłe dzieci – oznajmiają australijscy naukowcy z Telethon Institute of Child Research w Perth. Kontakt z rtęcią, ołowiem i kadmem zwiększa o 50 proc. zagrożenie potomków męskich wadą rozwojową penisa o nazwie hypostadias – narząd ma otwór z boku, a nie na czubku. Zespół dr Natashy Nassler ostrzega szczególnie te kobiety, które pracują w gabinetach dentystycznych, wytwórniach zbrojeniowych, laboratoriach oraz na stacjach benzynowych, a spodziewają się dziecka. Również fryzjerki i kosmetyczki przez kontakt z chemikaliami narażają swe przyszłe dzieci, choć w ich przypadku zagrożenie jest większe o 30, a nie 50 proc. PZ
PORNOGRAFIA JEST OK Dr Simon Lejeunesse z uniwersytetu w Montrealu zaplanował ambitny projekt badawczy: oszacowanie wpływu pornografii na ludzi.
Przypuszczalnie w intencjach tlił się dydaktyczny smrodek (wykazanie, że porno szkodzi), ale rzeczywistość stanęła okoniem. Naukowiec potrzebował grupy studentów, którzy nigdy nie zostali wystawieni na wpływ pornografii. Szukał, szukał i wreszcie – z rozgoryczeniem typowym dla badacza, który poniósł zawodową porażkę – musiał stwierdzić: „Faceci, którzy nie mieli kontaktu z pornografią, po prostu nie istnieją”. Ale się nie poddał. Zaczął analizować motywy i zachowania tych, którzy nie odwracali się ze zgorszeniem przed moralnym świństwem. Badał, jak pornografia wpływa na ich zachowania seksualne i jak kształtuje ich pożycie z kobietami. Oto co stwierdził: większość chłopców poszukuje treści pornograficznych już w wieku 10 lat, tzn. wtedy, gdy zaczyna się ciekawość dotycząca seksu. Kiedy znajdują, czego szukali, szybko separują treści, które uważają za nieakceptowalne: przemoc, stosunki ze zwierzętami, itp. W 90 proc. pornografia wchłaniana jest poprzez internet, reszta to rola sex shopów. Młodzi
ludzie nie ponoszą żadnych trwałych szkód psychicznych przez ekspozycję na nagość i seks. Ich życie seksualne ma formy konwencjonalne. Są w stanie oddzielić realność od fantazji i wcale nie oczekują, by żona zachowywała się w łóżku jak profesjonalistka na filmie. Dr Lejeunesse dochodzi do wniosku, że pornografia jest „demonizowana”. Uważa, że gdyby aktywizowała jakieś „neurotoksyny” powodujące „zniszczenia mózgu”, o czym opowiadają uczestnicy antypornograficznej krucjaty, byłaby możliwa zmiana orientacji seksualnej gejów przez wyświetlanie im erotycznych filmów heteroseksualnych. Lecz nie jest. Naukowiec rozprawia się z mitem, że pornografia powoduje przemoc wobec kobiet: agresywne samce wcale nie potrzebują rozbieranych filmików jako impulsu do pastwienia się nad partnerkami. JF
żebym zachowywała się za głośno, to nienaturalne nie wydawać wtedy odgłosów”. Złożyła odwołanie do sądu, twierdząc, że pogwałcono artykuł 8 Aktu Praw Ludzkich dający jej prawo do prywatności i życia rodzinnego. Bezskutecznie. Sąsiedzi zgodnie zeznawali, że „to ich wykańcza!”, i przedstawili nagrania z pomiarem decybeli. Jeśli para nie przeniesie się na jakieś odludne moczary, ich miłość sczeźnie. PZ
SEKS Z PIŁĄ Pewna pani z Lexington Park w stanie Maryland w ramach seksualnych eksperymentów zapragnęła spróbować, czy można się kochać szybciej i głośniej.
EKOLOGIA W SEX SHOPIE Zwolennikom zachowania czystości środowiska i oszczędzania energii poleca się wibratory z naturalnych tworzyw, kondomy dla wegetarianów (?) oraz produkowane z naturalnych surowców nawilżające kremy intymne. Imponująca jest oferta szklanych i mahoniowych sztucznych członków. Dla amatorów pikantniejszych swawoli erotycznych przygotowano kolekcję nieszkodliwych dla środowiska biczów i kajdanek z naturalnych surowców. Są także wibratory na korbkę, eliminujące konieczność stosowania baterii. Dobra te reklamuje magazyn „Time”, wyrażając nadzieję, że spotkają się one z przychylnością Kościoła katolickiego... Brytyjski detalista Debenhams poleca nowy model męskich majtek, które mają ulżyć cierpieniom leworęcznych użytkowników – z rozporkiem z lewej strony. Dla milusińskich rynek brytyjski przygotował nową wersję misia „Teddy Bear”. Zabawka wykonana jest z wysuszonego łożyska macicznego niezidentyfikowanego ssaka. Producent wyraża nadzieję, że niedźwiadek umocni związek mamy z dzidziusiem. TN
ODGŁOSY MIŁOŚCI „Odgłosy, jakby kogoś mordowano”; „nienaturalne”; „nigdy czegoś podobnego nie słyszałam”. Wokalny horror jako objaw rozkoszy... Dla sąsiadów zamieszkałych w promieniu pół kilometra od domu Caroline i Steve’a Cartwrightów tej rozkoszy było za dużo. „Nie słychać telewizji”; „Spóźniałem się do pracy, nie mogłem w nocy spać, bo mnie to budziło. Trwało przez kilka godzin, noc w noc”. Wreszcie interweniowały władze: 48-letniej pani Cartwright nakazano, by przeżywała orgazmy ciszej, bez zakłócania ciszy nocnej i spokoju okolicy. Zareagowała szczerym oburzeniem: „Ja po prostu nie mogę tego powstrzymać. Wcale nie uważam,
Aby sprostać zachciankom bogdanki, jej partner przymocował plastikowy penis do piły tarczowej, umieścił urządzenie w jej pochwie i odpalił. Wkrótce potem helikopter sanitarny odtransportował dziewczynę do szpitala z wydatnie wydłużonymi wargami sromowymi. Gdy została zszyta i doprowadzona do jako takiego stanu, poprosiła lekarzy i policję, by nie robili krzywdy jej chłopakowi; zapewniła, że eksperyment przeprowadzony został z jej inicjatywy i za jej zgodą. TN
BŁAGANIE O ŚMIERĆ Sędzia i ława przysięgłych powiatu Orange County w Kalifornii byli nieco zaskoczeni, gdy oskarżony Billy Johnson zaczął ich błagać o skazanie na karę śmierci. Prokurator zarzucał mu płatne morderstwo na zlecenie rasistowskiego gangu. Johnson przyznał się skwapliwie i opowiedział o jeszcze dwu zabójstwach, które popełnił, a o których wymiar sprawiedliwości nie miał pojęcia. Oszalał? Doznał ostrego ataku wyrzutów sumienia? Bynajmniej. Kryminalista dobrze sobie wszystko przekalkulował i doszedł do wniosku, że kara śmierci najbardziej mu się opłaca. Taki wyrok bowiem automatycznie gwarantuje mu większą celę tylko do własnego użytku; ma także większe prawa do telefonicznych kontaktów ze światem zewnętrznym, przysługuje mu więcej wizyt, może posiadać w celi więcej prywatnych przedmiotów. Normalni wyrokowcy mogą tylko marzyć o takich przywilejach. A egzekucja? O to go raczej głowa nie boli. Od roku 1977 w Kalifornii stracono tylko 13 skazańców, za to 71 zmarło w blokach śmiercią naturalną. JF
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
19
Idol Boga
Proście, a dostaniecie – oto prosty i skuteczny sposób na bajeczne życie
F
aktem jest, że po przemianach ustrojowych w naszym kraju co bardziej przedsiębiorczy Polacy zżynali żywcem podpatrzone i sprawdzone na Zachodzie pomysły na biznes, odnosząc często spory sukces. Nie mam tutaj na myśli tylko tak prozaicznych zajęć jak masowe podrabianie markowej odzieży sportowo-wieczorowej typu Adidas. Okazuje się, że Polacy są także podatni na bardziej wyrafinowane strategie biznesowe, a najlepszym tego przykładem jest korporacja maryjna ojca dyrektora dr. Rydzyka. Długi czas myśleliśmy, że – zgodnie z zasadą „Polak potrafi” – ojciec dyrektor jest niepowtarzalnym pionierem tego typu działalności. A jednak się myliliśmy. Okazuje się, że nasz ewangelizator jest tylko miernym naśladowcą niejakiego Edira Macedo. Ów pan jest bowiem założycielem i biskupem największej wspólnoty ewangelicznej w Brazylii. Jego wierni z 4,5 tys. świątyń na terenie całej Brazylii dają co roku na swą wspólnotę około 800 mln dolarów. Kościół liczy mniej więcej 8 mln członków żyjących nie tylko w Brazylii, ale i w innych krajach świata. Edir Macedo, który założył swój Kościół w 1977 r., posiada dużą sieć telewizyjną, trzy tytuły prasowe, kilka stacji radiowych, agencję turystyczną, a nawet czarterową linię lotniczą. Mają więc panowie ze sobą wiele wspólnego. Okazuje się ponadto, że nasz zakonnik starannie kopiuje też pomysły brazylijskiego biskupa co do lokowania zysków ze swojej działalności. Jest to już jednak bardzo ryzykowna gra, ponieważ Macedo został oskarżony o sprzeniewierzenie miliardów dolarów pochodzących ze składek. Zarzuca mu się wykorzystanie tych pieniędzy na zakup luksusowych
willi, biżuterii, stacji telewizyjnych i na inne prywatne cele. Obwinia się go też o oszustwa podatkowe, ale zarzutów tych nie udało się udowodnić. Wypisz, wymaluj ojciec Tadeusz i jego akcja na rzecz ratowania stoczni gdańskiej. Ale to jeszcze nie wszystko, bowiem kolejne zarzuty wobec brazylijskiego biskupa to oskarżenia o pranie brudnych pieniędzy kolumbijskiego kartelu narkotykowego. Warto więc może dokładniej patrzeć na ręce naszemu toruńskiemu Macedo... A tak dla przypomnienia czytelnikom, jak piękne są dzieła boże ludzką ręką stworzone, publikujemy zdjęcia jednego z pałaców należących do Edira Macedo. Alleluja. ZENON ABRACHAMOWICZ
Fot. PAP/Radek Pietruszka
20
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
MITY KOŚCIOŁA
Wielka kariera małego drzewka Choinka – traktowana współcześnie jako nieodłączny atrybut świąt Bożego Narodzenia – tak naprawdę nie jest symbolem ani trochę „religijnym”. Czy to się komu podoba czy nie, tak zwane bożonarodzeniowe drzewko to tradycja tyleż pogańska, co świecka. I nie zmienia tego faktu ani wtórnie przydana choince chrześcijańska symbolika biblijnego drzewa dobra i zła, ani naiwna interpretacja choinkowych dekoracji (jabłka na choince to pamiątka grzechu Adama i Ewy; świece mają przypominać o narodzinach Jezusa – „światła dla pogan”, a w łańcuchu dopatrzono się... węża kusiciela). Podobnie między bajki włożyć należy wszystkie chrześcijańskie opowiastki o choince i św. Bonifacym czy św. Krzysztofie. Wedle legendy, św. Bonifacy ujrzał w lesie pogan oddających cześć okazałemu dębowi. Rozzłoszczony kazał dąb ściąć, a kiedy na jego miejscu z ziemi wyrosła jodła, św. Bonifacy – nie wiedzieć czemu – ustanowił ją symbolem Chrystusa i chrześcijaństwa. Taką samą naiwnością grzeszy skojarzenie choinki ze św. Krzysztofem, któremu podczas legendarnej przeprawy z Dzieciątkiem Jezus przez rzekę laska zmieniła się w drzewko ozdobione między innymi szynką i pieczonym kurczęciem. Z kolei protestanci
z uporem i do znudzenia powtarzają, jakoby pierwszą choinkę na Boże Narodzenie ubrał nie kto inny, tylko sam Marcin Luter. Skąd się zatem wziął ów cudowny związek iglaka w postaci jodły, sosny czy świerku z narodzinami Jezusa, skoro w Palestynie rosną głównie palmy i – co najwyżej – cedry? Otóż tak się składa, że kult wiecznie zielonego drzewka jest o wiele bardziej archaiczny niż zwyczaj obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Ustawianie zielonego drzewka to prastara tradycja aryjskiego drzewa życia, którego kult przejęli następnie Grecy, Celtowie, Rzymianie, Germanie i Słowianie. Rzymianie podczas przypadających na przesilenie zimowe Saturnaliów mieli w zwyczaju dekorować swoje domy zielonymi gałązkami. Germanie wieszali gałęzie jodły, bo wierzyli, że za sprawą kłujących igieł ochronią swoje domostwa przed złymi duchami, piorunami i chorobami. Tych „zabobonnych praktyk” związanych z prastarym symbolem płodności i zwycięstwa życia nad śmiercią chrześcijaństwo – mimo wielkiego zaangażowania misjonarzy – nigdy nie zdołało wykorzenić. Za ojczyznę współczesnej choinki uznaje się niemiecką Alzację (obecnie we Francji), krainę pierwotnie zamieszkiwaną przez Celtów, potem wchodzącą w skład imperium
rzymskiego. Po raz pierwszy choinka pojawia się na sztychu Łukasza Cranacha Starszego w opisie podróży po Alzacji i pobytu w miejscowości Schlettstadt w 1509 roku. Choć – gwoli ścisłości – najstarsza wzmianka o stawianiu na Boże Narodzenie drzewka pochodzi z terenu Szwajcarii i datuje się na 1419 rok. Wówczas bractwo czeladników piekarskich ustawiło w szpitalu św. Ducha we Fryburgu choinkę ozdobioną jabłkami, gruszkami, piernikami i orzechami. W następnym wieku zwyczaj ten przejęły inne cechy i stowarzyszenia miejskie oraz przytułki i szpitale. W 1539 roku choinka stanęła w katedrze w Strasburgu – stolicy Alzacji. Tamtejsi mieszkańcy w czasie świąt dość powszechnie ustawiali jodełki na miejskich targowiskach i w domach, powodując spustoszenia w drzewostanie. W 1556 roku w Strasburgu wytoczono nawet proces sądowy o kradzież choinek ze szlacheckiego lasu. Złodziej choinek bronił się, powołując się na „stare prawo” do wycięcia sobie przez każdego do trzech sztuk drzewek na święta. W 1568 roku w Selestat całkowicie zakazano wycinki jodeł. Ponieważ mało kto się do zakazu stosował, ostatecznie w 1600 roku każdej rodzinie przyznano prawo do jednego świątecznego drzewka. Wcześniej, bo już w 1554 roku, we
Katowanie Świętami Przygotowanie 12 tradycyjnych potraw i pozbawienie życia karpia to nic w porównaniu z przeżyciem wigilii według kościelnego scenariusza, jaki na swojej stronie serwuje Akcja Katolicka Archidiecezji Łódzkiej. Szczegółowy przepis na katolicką wieczerzę wigilijną – jak zapewniają autorzy – został opracowany na podstawie książki ks. bp. Józefa Wysockiego „Rytuał rodzinny”. I tu niejeden katolik przeżyje szok, dowiedziawszy się, że współcześnie wigilii nie zaczyna się – jak głosi świąteczna propaganda – od tradycyjnego łamania opłatkiem, tylko od... błogosławieństwa choinki. Zacznijmy od początku. Po pierwsze, spośród zgromadzonych w domu osób koniecznie trzeba wybrać... przewodniczącego. Najlepiej funkcję tę powierzyć ojcu rodziny lub najstarszej osobie. Następnie w centralnym miejscu należy ustawić żłóbek z Dzieciątkiem Jezus, igliwiem i świecami udekorować przykryty białym obrusem stół (pamiętając o sianku!), na środku umieścić opłatek, otwartą księgę Ewangelii oraz dużą świecę. Kiedy na niebie pojawi się pierwsza gwiazda, przewodniczący powinien dać znak do rozpoczęcia wieczerzy wigilijnej, błogosławiąc choinkę następującymi słowami: „Oto najcenniejsze drzewo w pośrodku raju”, na co reszta rodziny chórem ma mu odpowiedzieć: „Na którym Jezus Chrystus przez śmierć swoją zwyciężył śmierć wszystkich”. Następnie przewodniczący rodziny kropi choinkę wodą święconą, a wszyscy pozostali śpiewają kolędę. W wodę święconą należy oczywiście zaopatrzyć się w kościele, składając stosowną ofiarę.
Po „ochrzczeniu” drzewka najstarsza osoba, ojciec lub matka, czyni znak krzyża i, zapalając stojącą na stole dużą świecę, mówi: „Światło Chrystusa”, a pozostali odpowiadają: „Bogu niech będą dzięki”. Kolejny punkt programu stanowi wprowadzenie w atmosferę wieczerzy wigilijnej i tajemnicę Bożego Narodzenia, co polega na przeczytaniu z Ewangelii opisu narodzenia Jezusa. I dopiero wówczas przychodzi czas na łamanie się opłatkiem, składanie sobie życzeń, przeprosin, podziękowań i znaku pokoju. Potem pozostaje jeszcze tylko odmówić modlitwy w intencjach błagalnych, dziękczynnych, przepraszających, chwalebnych oraz za zmarłych, potem jeszcze tylko „Ojcze nasz” oraz modlitwę przed posiłkiem, i wreszcie wolno zasiąść do bezalkoholowo zastawionego stołu. Oczywiście po zakończeniu konsumpcji nie można zapomnieć o zmówieniu modlitwy dziękczynnej za posiłek. Ostatecznie po spożyciu wieczerzy można obdarować się prezentami. W tej kwestii wigilijny scenariusz nakazuje katolikom „w poczuciu łączności z Chrystusem ubogim” wystrzegać się kosztownych podarunków i ograniczać do darów związanych z życiem religijnym (najlepszy prezent pod choinkę dla każdego katolika to książki religijne i różaniec). I na koniec, kiedy wszyscy już zdołają się nacieszyć otrzymanymi prezentami, pozostały czas do pasterki należy wypełnić „czuwaniem wigilijnym”, czyli śpiewaniem kolęd, odmawianiem modlitw oraz słuchaniem wspomnień dziadków i rodziców o przeżytych przez nich wigiliach. Wesołych Świąt! AK
Fryburgu zabroniono wycinki choinek pod karą 10 szylingów, a gdzie indziej zakazem objęto jedynie drzewa o wysokości powyżej sześciu stóp (ok. 2 m). Od początku swojej kariery choinka – mimo pogańskiego rodowodu – pełni całkiem świeckie funkcje, a przede wszystkim stanowi atrakcję dla dzieci oraz zimową dekorację miejskich placów. W 1570 roku w domu cechowym w Bremie z okazji świąt także ustawiono dla dzieci małe drzewko z jabłkami, orzechami, daktylami i papierowymi kwiatami. Dzieci potrząsały drzewkiem, a co spadło, należało do nich. W 1597 r. choinka pojawiła się również w centrum Bazylei, a w 1698 roku bez problemu choinkę można było kupić na targu w Gdańsku. Choinkowej modzie nieustannie towarzyszyły protesty niemieckich biskupów, którzy z ambon wygłaszali żarliwe kazania przeciwko wnoszeniu do domów „pogańskich symboli” w czasie świąt Bożego Narodzenia. Przy okazji srodze piętnowali równie pogańską tradycję wzajemnego obdarowywania się z tej okazji. W 1654 roku pastor Johann Dannhauer napominał wiernych w strasburskiej katedrze, że „wśród różnych głupstw świątecznych jest także drzewko”, bo chrześcijańskim symbolem powinno być cedrowe
W
spółczesna polska wigilia to dzień pełen nudy i patosu. Dawniej inaczej bywało. Był to czas radości, swawoli i – co tu kryć – rytualnego pijaństwa. Wszakże to chrześcijańskie święto zastąpiło dawne rzymskie Saturnalia, obchodzone na cześć boga słońca.
drzewo Chrystusa. To nic w porównaniu z elektorem brandenburskim Friedrichem III, który w 1693 roku zagroził karą grzywny wszystkim poddanym, którzy popełnią przestępstwo strojenia choinki, grania i tańczenia pod nią. Zwyczaj stawiania w wigilię iglastego drzewka zawitał do Polski pod koniec XVIII wieku za pośrednictwem Niemców. „Przejęty od Prusaków jest zwyczaj w Warszawie z upominkiem dla dzieci na wilią: sosenka z orzechami włoskimi złocistymi, cukierkami, jabłuszkami i mnóstwem świeczek lub kawałków stoczka różnokolorowego” – pisał badacz polskiego folkloru Łukasz Gołębiowski. Początkowo ubierano ją w domach ewangelickich mieszczan pochodzenia niemieckiego, potem stała się modna wśród polskiego mieszczaństwa i w bogatych dworach, choć na Pojezierzu Iławskim już około 1800 roku zdobione drzewko widywano też w domach polskich chłopów. Najwięcej oporów w Polsce budził fakt, iż jest to zwyczaj protestancki, a na dodatek przyjęty u zaborców. Kiedy w 1847 roku w Krakowie zaczęła się – ku zgorszeniu szacownych obywateli – moda na niemieckie Christbaum, w gazetach apelowano, by w polskich domach nie stawiać niemieckich choinek. Ale magicznemu urokowi choinki trudno było nie ulec. Jednak na Śląsku jeszcze w 1931 roku redakcja „Katolika” nawoływała do porzucenia protestanckiego zwyczaju stawiania choinki na rzecz prawdziwie katolickiego żłobka. AK
starosłowiańską tradycją, w wigilię należało bowiem obowiązkowo wypić za pomyślność dusz zmarłych. Wigilijna abstynencja i prohibicja to zwyczaj wymyślony przez księży dopiero pod koniec XIX w. Niespecjalnie zresztą do dziś przez katolików w Polsce kultywowany.
Wigilijne swawole W wigilię świąt Bożego Narodzenia przez kilka wieków standardem było, że „rozbawiony tłum w czasie nabożeństwa wkradał się w miastach do kościołów i tam tańczył, śpiewał pieśni swawolne, ucztował, grał w kości, używał zamiast kadzidła obrzynków starej skóry”. Tak w latach 20. ubiegłego wieku pisał Witold Klinger – badacz świątecznych obrzędów. W Polsce te dawne tradycje dzielnie kultywowali m.in. krakowscy żacy, dolewając przed pasterką atramentu do wody święconej w kropielnicy, zszywając suknie rozmodlonym dewotkom lub przywiązując je sznurkiem do ławek oraz obrzucając świeżo upieczonych księży fasolą lub grochem. Polską fantazję w naturalny sposób podsycała i wyzwalała mniej lub bardziej zakrapiana wieczerza wigilijna. Zgodnie ze
Podobnie rzecz się ma z czynionymi w kościołach podczas pasterki swawolami. To również nie taka znowu odległa przeszłość. Dość wspomnieć, że jeszcze w 1924 r. do katedry lwowskiej podczas pasterki odprawianej o północy wtargnęła grupa około czterdziestu „demonstrantów, którzy wrzaskliwym śpiewaniem kolęd i śmiechami – stojąc przy głównym wejściu pod chórem – chcieli widocznie zakłócić porządek w czasie nabożeństwa. Nie zdołano ich uspokoić z powodu niebywałego ścisku, jaki panował w katedrze”. Lwowskie duchowieństwo postanowiło wówczas ostatecznie położyć kres tego rodzaju pogańskim wybrykom, które miały miejsce także w innych lwowskich kościołach. W 1925 r. we Lwowie – wyobraźcie sobie – oficjalnie zostało zakazane odprawianie nocnych pasterek. AK
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
T
ytulatura chrystologiczna w NT jest niezmiernie bogata. Do tych najbardziej bogatych treściowo, istotnych i znaczących tytułów chrystologicznych należy zaliczyć takie określenia jak Syn Boży, Syn Człowieczy, Chrystus oraz Pan. Do tytułów odgrywających mniejszą rolę należą takie epitety chrystologiczne jak Prorok, Sługa Boży, Syn Dawida, Nauczyciel, Święty, Sprawiedliwy, Baranek. W Ewangelii Jana spotykamy się ponadto z tytułem Chrystusa, który nigdzie indziej nie występuje. Jest to „Słowo”, czyli Logos.
i nowym sposobem obecności Boga wśród ludzi. Logosem w ciele był Jezus z Nazaretu. Odkąd egzegeci zwrócili uwagę na warstwy literackie w Ewangelii Jana, również w prologu, zaczęto mówić o pieśni o Logosie (J 1. 1–18). Zwrócono przy tym uwagę na fakt, że już pierwsze wersety czwartej Ewangelii bardziej absorbują myślenie abstrakcyjne niż cała Ewangelia Marka, uważana za najstarszą. Na tej podstawie przyjęto, że Janowy prolog nie jest w pełnym tego słowa znaczeniu autorstwa Ewangelisty, lecz przy jego redagowaniu
PEŁZANIE BÓSTWA bytu. Ów byt to Jaoel czy Metatron – Anioł Imienia. Zdaniem części badaczy, hymn o Logosie powstał w środowisku przedchrześcijańskim, w kręgu uczniów Jana Chrzciciela, z których wywodził się Jan Ewangelista. Genezę tytułu „Logos” wiąże się też niekiedy z gnozą różnego typu i rodzaju. Przebadano pod tym kątem źródła mandejskie, Corpus Hermeticum, Ody Salomona i inne źródła gnostyckie. W młodszych od Ewangelii Jana źródłach gnostyckich występuje wysłaniec z nieba, wykonujący w charakterze pośrednika funkcje kosmiczne i soteriologiczne.
U Arystotelesa logosem rzeczy zmysłowych były ich formy. Nauczanie o logosie osiągnęło swoje apogeum w stoicyzmie, który był nie tylko systemem filozoficznym, ale również religijnym. Stoicy używali tego słowa, mówiąc tak o Bogu w znaczeniu ognistej rozumnej zasady kształtującej wszechświat (znaczenie to zaczerpnęli od Heraklita). Posługiwali się nim również w odniesieniu do kształtujących zasad poszczególnych rzeczy, zasad stanowiących części Boga. Poza bierną materią wyróżnili pierwiastek czynny, źródło energii, która kształtuje
Jezus Logosem W prologu czwartej Ewangelii ewangelista Jan nazwał Chrystusa Logosem-Słowem. Co to jest „logos”? Na ile Ewangelie są przesiąknięte filozofią grecką? Samo słowo „logos” w NT występuje 331 razy, a w Ewangelii Jana 40 razy. Jest wieloznacznym pojęciem greckim, będącym m.in. synonimem „słowa”. Jako termin określający Chrystusa występuje w prologu Ewangelii Jana w 1 i 14 wierszu. Wiersze te stanowią dwa filary, na których opiera się konstrukcja treściowa i literacka Janowego prologu. W wierszu 1 czytamy: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo”. I w następnych wierszach: „Ono było na początku u Boga”; „Wszystko przez nie powstało, a bez niego nic nie powstało, co powstało”; „W nim było życie, a życie było światłością ludzi” (J 1. 1–4). W wierszach tych w sposób uroczysty stwierdzona została preegzystencja Słowa (en arche en), jego boska natura przy równoczesnej odrębności od Boga (Ojca), a także absolutna władza Słowa nad stworzeniem. Mając pełną swobodę działania, powołało Ono do istnienia świat, ingerując następnie w jego bieg, objawiając się w nim i przynosząc ludziom zbawienie. W słynnym wierszu 14 prologu ewangelista Jan ogłasza, że ów ponadczasowy Logos asarkos („Słowo niewcielone”) stał się ciałem, czyli człowiekiem: „A Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas, i ujrzeliśmy chwałę jego (...)”. Sformułowanie „Słowo ciałem się stało”, chociaż występuje tylko raz w NT, należy do zasadniczych treści orędzia chrześcijańskiego, jest jego streszczeniem. Mówi ono, że po bytowaniu Logosu u Boga nastąpił inny, jakościowo odmienny sposób jego bytowania, a mianowicie w ciele. Logos ensarkos („Słowo wcielone”) zamieszkał w świecie na wzór starotestamentowej chwały Jahwe w namiocie przymierza, a następnie w świątyni jerozolimskiej. Stał się nowym miejscem
posłużył się on starszym tekstem. Skłoniło to badaczy do poszukiwań pierwotnych warstw literacko-teologicznych pieśni o Logosie oraz do badań nad genezą Janowego Logosu. Niektórzy badacze upatrują genezy tytułu „Logos” w Starym Testamencie. Pojęcie logosu jako sposobu objawienia się Boga znajduje się w tłumaczeniu Septuaginty, czyli w greckich pismach ST. W opisie teofanii Jahwe w Księdze Habakuka (3. 3nn) w tekście hebrajskim mowa jest o tym, że „zaraza” idzie przed Bogiem. Otóż „zaraza”, hebr. debher, w piśmie bez wokalizacji (bez samogłosek) przedstawia się tak samo, jak „słowo”, hebr. dabhar. Zapewne dlatego w Septuagincie figuruje tłumaczenie: „słowo” (logos), a tekst brzmi – „Przed nim [Jahwe] idzie słowo”. Słowo Boże występuje w tekstach ST zasadniczo w dwóch rolach pośredniczących między Bogiem i stworzeniem: stwarzającej (Rdz 1. 1–31; Ps 33. 6) i objawiającej Boga (Ps 147. 15, 18). Jako wysłannik Boga – byt względnie autonomiczny – chroni, poucza, sądzi i karze. Mimo przybierania cech osobowych Słowo Boże w ST nie jest rozumiane jako odrębna osoba lub jako byt podejmujący działania z własnej inicjatywy. W myśli żydowskiej na pograniczu ery chrześcijańskiej pełno było spekulacji na temat tajemniczych bytów, osobowych lub quasi-osobowych, towarzyszących jedynemu Bogu, za pośrednictwem których stworzył on świat i objawił się. Szczególnie zaś w owych religijnych ugrupowaniach palestyńskich, które ortodoksyjni rabini uważali za heretyckie, mnóstwo było spekulacji na temat „Mądrości”, „Mocy”, „Imienia Boga” oraz potężnego tajemniczego
Obok nazw „Drugi Bóg”, „Syn Boży”, „Pierworodny”, „Człowiek” i „Obraz Boży” często jest określany jako „Logos” lub „Nous”. Termin „logos” pełnił w świecie antycznym bardzo ważną rolę. Do filozofii wprowadził go twórca teorii powszechnej zmienności (wariabilizm), Heraklit (540–480 p.n.e.), który urodził się i działał w Efezie – miejscu powstania Ewangelii Jana. Heraklitowy logos oznaczał prawo świata i jego prarozum, który nadaje kosmosowi formę i przelewa się weń. Nazwany był albo boskim, albo bogiem, który rządzi światem i utrzymuje go w jego granicach, albo przeznaczeniem, które porządkuje bieg rzeczy i zespala przeciwieństwa. Ten panteistyczny logos Heraklita nie miał znamion osoby. Warto nadmienić, że już jeden z uczniów Plotyna, Amelios, konfrontował dzieło Heraklita o logosie z Janowym prologiem (wspomniał o tym Euzebiusz z Cezarei w „Przygotowaniu ewangelicznym” – 11, 19, 1).
wszystkie rzeczy, daje im życie, ale też powoduje ich zużywanie się, pozwalając im się odradzać do nowego istnienia w niekończącym się cyklu narodzin, niszczycielskiego spalania się i regeneracji. Przez pierwiastek ten, zwany pneuma (duch), przejawiał się właśnie logos – stwórcza przyczyna życia, Bóg rozsiany we wszystkich rzeczach. Ten logos nazywali stoicy „Zeusem” oraz „wieloimiennym” (polyonomos). Zenon z Kition (333–262 p.n.e.) – twórca szkoły stoickiej – w żarliwym „Hymnie do Zeusa” uznał Zeusa-Logosa za istotę o tysiącu imion, bardzo mądrego i bardzo dobrego władcę wszechświata, któremu zapewnia on panowanie prawa i którego jest powszechnym rozumem; przez niego żyje wszystko na świecie i od niego wszystko ma swój początek. W myśli inspirowanej religią i mitologią termin „logos” od dawna określał różnych bogów. Oprócz Zeusa logosem nazywali stoicy również Hermesa – wysłannika bogów
21
i przekaziciela ich woli. Uważano go za logos z nieba – objawiający i wyzwalający – oraz za pasterza, który zbawia, uczy i pośredniczy między niebem a ziemią. Utożsamiany był z logosem pomyślanym (endiathetos) i wypowiedzianym (proforikos). Jego imię interpretowano jako hermeneus („tłumacz”) lub logos hermeneutikos („logos wyjaśniający”). Przypisywano mu też rolę twórczą – organizatora harmonii sfer. Spośród innych bóstw greckiej mitologii z logosem utożsamiani byli również: Helios, Dionizos oraz Herakles, którego kult nawiązywał do przemiany logosu w człowieka. Z logosem utożsamiany był również Ozyrys, czczony w Egipcie i w cesarstwie rzymskim okresu hellenistycznego. Identyfikowano go z Hermesem, a także frygijskimi bóstwami utożsamianymi z logosem (Attis, Korybas). Innym egipskim logosem był Toth – wynalazca pisma, logos bogów, interpretator i posłaniec. Nic nas nie zmusza do przypuszczenia, by Jan Ewangelista posłużył się tymi właśnie wzorcami. Bardziej prawdopodobne jest, że w koncepcji Logosu był on zależny od innego Żyda – Filona z Aleksandrii (15 p.n.e–50 n.e.), entuzjasty filozofii greckiej. Oryginalność dzieła Filona polegała na tym, że stworzył on syntezę dwóch wielkich tradycji: żydowskiej, zogniskowanej wokół ksiąg ST, oraz greckiej, wyrastającej z filozoficznego namysłu nad światem. To właśnie u Filona pojawia się po raz pierwszy w teologii żydowskiej słowo „logos” na określenie wyimaginowanej istoty, występującej w roli pośrednika między wyniosłym Bogiem a stworzeniem. Jeśli weźmie się pod uwagę inne Filonowe określenia logosu – np. „archanioł”, „posłaniec Boga”, „arcykapłan wstawiający się za światem” czy wreszcie „pierworodny syn Boga” – można odnieść wrażenie, że logos był przez niego personifikowany. Mimo to trudno uznać, że logos występuje u Filona jako niezależna wielkość. Wydaje się, że jest on jedynie nieosobowym obrazem Boga, jego stwórczą i objawiającą mocą. Ponadto zbawcza rola logosu jest ograniczona u Filona do minimum, a myśl o wcieleniu – zupełnie obca. Czy takie podłoże ideowe mogło zainspirować ewangelistę Jana? Czy czytał on Filona? Tego raczej nie dowiemy się już nigdy. Na ogół przyjmuje się, że Ewangelia Jana dokumentuje nową fazę chrześcijaństwa: przenikanie doń hellenistycznej filozofii. Prawdopodobnie z tego źródła trafiło do chrześcijańskiego nauczania wyobrażenie Chrystusa jako Logosu. Jego prehistorii szukać trzeba nie w gnostycyzmie, lecz w świecie judaizmu hellenistycznego, gdzie „Słowo” uważano za objawienie Boga. Niektórzy badacze utrzymują, że już tam miało ono charakter osobowy. ARTUR CECUŁA
22
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
ZBAWICIELE SĄ WŚRÓD NAS
Powroty mesjaszy Idea powracającego zbawiciela, który zakończy ten świat i zapoczątkuje nową erę, znana jest w wielu religiach. Oczekiwany mesjasz nosi różne imiona: Saoszjant, Kalkin, Budda Maitreja, Chrystus, Mahdi... Żyjemy w czasach piętrzącego się lęku. Specyficzny rodzaj obawy wywołują zagrożenia totalne dla ludzkiej cywilizacji, a przy tym niemające aspektu religijnego: kryzys ekonomiczny, pędzące z kosmosu asteroidy, globalne kataklizmy, zmiany klimatyczne, pandemie, hiperaktywność Słońca czy inne zwiastuny bliskiego „końca świata”. Wpatrywanie się w apokaliptyczne horyzonty potęgują ze swej strony ugrupowania religijne dopatrujące się „znaków czasu” i głoszące bliskie powtórne przyjście Chrystusa (lub kogoś innego), Sąd Ostateczny i urzeczywistnienie Królestwa Bożego. Wszyscy oni od lat wyznaczają czas końca świata, a ponieważ ich zapowiedzi okazują się nietrafne, najzwyczajniej przystępują do nowych obliczeń i wyznaczania nowej daty. Po niespełnionej przepowiedni roku 2000 wielu ludzi ulega obecnie magii roku 2012. Oczekiwanie końca świata (niejednokrotnie w najbliższej przyszłości) nie jest ani czymś nowym, ani specyficznie chrześcijańskim. Przeciwnie, ma tradycję sięgającą czasów starożytnych, co może prowadzić do wniosku o pogańskim rodowodzie przewidywania końca świata przez pierwszych chrześcijan. Pod określeniem „koniec świata” rozumiano gwałtowną zagładę widzialnej rzeczywistości, łączącą się najczęściej z przeistoczeniem – szczególnie rodzaju ludzkiego. Nierzadko, tak jak choćby w apokaliptyce żydowskiej, „koniec” łączono z przyjściem mesjasza paruzyjnego, który zainicjuje nową erę. Dramatyczny koniec wieszczyły zwłaszcza te kultury, które pojmowały czas linearnie, a nie cyklicznie. W przypadku czasu cyklicznego były to wieczne powroty świata i transmigracja dusz. Ponieważ zakładano, że doskonały ruch ciał niebieskich jest kolisty, sądzono, że będące jego odbiciem procesy zachodzące w czasie także przebiegają ruchem kolistym (Platon, Timajos, 37c–38c). Taki pogląd na czas i historię był wspólny dla większości filozofów antycznych. Odnosił się do stworzonego wszechświata zarówno w jego częściach, jak i całości. Mniemano, że wszystko obraca się według odpowiedniej liczby i czas sam obraca się jako pierwsza z poruszających się rzeczy. Cykle powtarzają się aż do tej chwili, kiedy cały kosmiczny cykl wypełni się w Wielkim Roku, to znaczy do czasu, kiedy wszystkie ciała niebieskie, a z nimi reszta składowych części kosmosu,
znajdą się w tym samym wzajemnym stosunku, w jakim były na początku. Wtedy rozpocznie się nowy cykl. Twierdzono, że skoro ruch niebios jest ruchem periodycznym, takie też muszą być jego skutki. Odnosi się to zarówno do ludzkich, jak i kosmicznych dziejów; nawet opinie filozofów będą powracały w tej samej postaci i w tym samym porządku „nie raz ani dwa, ani kilka razy, lecz w nieskończoność” (Arystoteles). Sposób wyrażania tej świadomości przez stoickich i neoplatońskich myślicieli, takich jak na przykład Epiktet, Seneka czy Proklos, czasem przypominał chrześcijańskie odczucie „czekania na Boga”. Najbardziej popularną jej przedstawicielką była stoicka teoria „kosmicznej pożogi” (ekpyrosis), według której na końcu każdego kosmicznego cyklu świat będzie pochłonięty przez ogień w wielkim pożarze. Potem porządek kosmiczny zostanie przywrócony, nastanie złoty wiek, następnie srebrny, miedziany i w końcu żelazny – wiek upadku, w którym znajdujemy się teraz. Rozmaite egzemplifikacje oczekiwania końca mówiły często o nastaniu nowej ery z nowym władcą. W starożytności nie brakowało postaci, które odgrywały rolę bogów lub synów bożych i uchodziły za zbawców. Egipcjanie już w III i II tysiącleciu p.n.e. pocieszali się wizją mającego nadejść mesjasza i władcy oraz nowego Eonu. Zostało to przedstawione na przykład w pieśni powstałej z okazji intronizacji Ramzesa IV (egip. „zrodzony z Re”): „Jakiż to piękny dzień! Radują się niebo i ziemia, boś ty jest wielkim panem Egiptu. Ci, co uciekli, wrócili do swych miast, a ci, co się ukrywali, wyszli z kryjówek. Ci, którzy głodowali, są syci i radośni, ci, których dręczyło pragnienie, napoili się. Ci, którzy byli nadzy, są pięknie przyodziani, ci, co byli brudni, mają na sobie białe szaty. Ci, którzy byli w więzieniu, odzyskali wolność, a kto był zniewolony, teraz odczuwa wielką radość. Ci, co w tym kraju wojowali ze sobą, przemienili się w ludzi usposobionych pokojowo”. To swoiste exposé zupełnie nie znalazło odzwierciedlenia w faktach. Czasy rządów Ramzesa IV były okresem słabości Egiptu i wszechobecnej korupcji. On i jego następcy (aż do Ramzesa XI; łącznie dynastia ta panowała w latach 1166–1085 p.n.e.) nie mieli nawet tej siły, by utrzymać egipskie posiadłości w Palestynie i południowej Syrii. Przy Egipcie pozostała tylko Nubia,
a władzę w państwie przejęli arcykapłani boga Amona, co jeszcze pogłębiło kryzys państwa. Wizje mesjasza paruzyjnego, końca świata i szczęśliwego nowego początku roztaczano szeroko w Iranie. Zaratusztrianizm, religia irańska, uchodzi za najstarszą z tzw. religii objawionych. Był religią trzech antycznych imperiów perskich, rządzonych przez dynastie Achemenidów, Partów i Sasanidów, a jego idee wywarły, jak się przypuszcza, ogromny wpływ na judaizm, chrześcijaństwo i islam. W zaratusztrianizmie czas nie był czasem kołowym, ale linearnym: ma początek i będzie miał koniec. Dobry bóg Ahura Mazda (st.ir. „Pan Mądry”) po to stworzył świat, by zwyciężyć i unicestwić zło. Tworząc jako interwał, w którym rozegra się ostateczna walka
lub unicestwiony. Gigantyczny pożar sprawi, że stopione metale spłyną z gór, a ów potok ognia przez trzy dni będzie oczyszczał ziemię i ciała. Na skutek tego żaru góry znikną, doliny się wypełnią, a na zrównanej i odnowionej ziemi ludzie cieszyć się będą wiecznym szczęściem i sprawiedliwością. Ciekawe, że spalone ma być również piekło – taka właśnie wizja mogła zainspirować koncepcję apokatastazy w niektórych nurtach judaizmu i chrześcijaństwa. Nauka o bliskim końcu świata odegrała istotną rolę w zwiastowaniu reformatora perskiego, Zaratustry (ok. X w. p.n.e.), który sam siebie nazywał Saoszjantem, czyli zbawicielem (Jasna 48, 8; 46, 3; 53, 2ns.). Wszystko wskazuje na to, że spodziewał się on urzeczywistnienia bożego królestwa jeszcze za swojego życia, a choć nadzieja ta okazała się płonna (zgodnie z przekazem tradycyjnym, Zaratustra został zamordowany w świątyni ognia w wieku 77 lat), zwolennicy Zaratustry nie porzucili jej, co odpowiada zachowaniu uczniów Jezusa. Późniejsi wyznawcy
Budda Maitreja
ze złem, czas linearny i ograniczony, Ahura Mazda nadał mu sens (eschatologiczny i soteriologiczny) i dramatyczną strukturę. Innymi słowy, stworzył czas jako historię świętą. Irański wyzwoliciel i zbawca świata to Saoszjant (st.ir. „Ten, który przyniesie dobro”), określany jako „wysłannik par exellence”; mówiono o jego „przyjściu”. Według jednej z możliwych dat, ma się pojawić w 2401 r., choć między wiernymi toczą się spory w tej kwestii. Ostateczna odnowa świata ma nastąpić po eschatologicznej ofierze byka Hatayosa, złożonej przez Saoszjanta. Napój z jego tłuszczu lub szpiku, zmieszany z haomą, ma uczynić przywróconych życiu ludzi nieśmiertelnymi. Aryman (st.ir. „zły duch”) zostanie pozbawiony mocy albo też wepchnięty w tę samą dziurę, z której dostał się na ten świat,
zaratusztrianizmu utożsamili Zaratustrę z Saoszjantem, który miał powrócić jako zbawiciel. Sądzi się, że Saoszjantem ma być przybyły z ukrycia Zaratustra lub sam Ahura Mazda. Za dynastii Achemenidów rozwinęła się koncepcja trzech mesjaszy. Będą oni stopniowo niszczyć zło, a mesjaszem paruzyjnym ma być Astwatereta. Także dwie inne wielkie tradycje duchowe, hinduizm i buddyzm, oczekują przyjścia z niebios posłańca – wybawiciela ludzkości przy „końcu czasów”. W hinduizmie wisznuickie tradycje związane zarówno z kultem Ramy, jak i Kriszny zgodne są, że nastąpi to w czasie, kiedy świat znajdzie się na krawędzi upadku. Przybyły zbawiciel i sędzia świata o imieniu Kalkin zapoczątkuje nową epokę, zwaną Złotym Wiekiem, w której ludzie zaczną żyć
do 100 tys. lat. Kalkin zapowiadany jest jako wojownik, który na białym koniu i z gorejącym mieczem prawdy przemierzy całą ziemię. Z kolei tradycja buddyjska określa tę postać mianem Buddhy Maitreja. Obecnie przebywa on jako bodhisattwa w niebiosach Tuszita w Wewnętrznej Świątyni Pałacu Siedmiu Klejnotów. Określany jest jako uosobienie życzliwości, przyjaźni, miłości, łaski i przychylności. Buddyjscy „widzący” opisują go jako wzorzec doskonałego człowieka przyszłości; istotę o barwie złocistej z miękkim, przenikliwym głosem. Kult Maitrei nadał impet mesjanistycznym ruchom nie tylko w Indiach, ale i w Chinach (sekty z nim związane często stawały na czele buntów i powstań). Te i tym podobne wizje pokrywały się w swej istocie z późnojudaistyczną eschatologią o końcu świata i jego odtworzeniu w lepszym kształcie. Przepowiadano schyłek świata pogrążonego w odrażającej bezbożności i zastąpienie go nowym eonem; miało się to stać w sposób gwałtowny, za sprawą mesjasza paruzyjnego, zstępującego od Boga. Czas w ujęciu Starego Testamentu, podobnie jak w zaratusztrianizmie, wyraża linia prosta. Czas zaczyna Księga Rodzaju, dając początek historii, a kończy moment, w którym przeznaczenie ludzkości zostaje wypełnione w królestwie pokoju i sprawiedliwości. W miarę krystalizowania się koncepcji mesjasza-wyzwoliciela, który miał ugruntować „Królestwo Boże”, początek jego panowania uznano za zbieżny z końcem historii. Perspektywę starotestamentowego czasu zmodyfikowało chrześcijaństwo. Jednak jeszcze pierwsze pokolenie chrześcijan żyło w dręczącym oczekiwaniu bliskości końca świata. Pierwotna społeczność chrześcijańska patrzyła na wcielenie, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa jako na ten koniec, który już nastąpił. Tymczasem przez fakt „opóźniania się paruzji”, chwalebnego powrotu Chrystusa, stało się jasne, że historia będzie się toczyła dalej. We wczesnym Kościele narastała świadomość uwzględnienia innego schematu czasu. Dokonano więc przesunięcia w tym schemacie końca do środka, dzięki czemu linia została przełamana. Odtąd czas w ujęciu chrześcijańskim pojmowany jest jako ruch po dwóch liniach (czy przełamanej linii), jak się to wyraża w liczeniu czasu – przed Chrystusem i po Chrystusie. Tak więc żydzi spodziewają się Mesjasza, chrześcijanie Chrystusa, a pobożni muzułmanie oczekują imama Mahdiego al-Muntazara (ostatni imam). Ten ostatni ma odnowić islam, podbić świat i zapoczątkować erę poprzedzającą koniec wszystkiego. Znany jako Muhammad al-Muntazar zniknął około 878 r. w grocie przy wielkim meczecie w Samarze, by żyć w ukryciu i powrócić jako Mahdi. ARTUR CECUŁA
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
M
ówiąc o swoim powrocie, Jezus przestrzegał przed zwiedzeniem (Mt 24. 4). W świetle tej przestrogi warto zatem przyjrzeć się najważniejszym aspektom dotyczącym czasu, sposobu i celu powtórnego przyjścia Chrystusa. Zacznijmy od czasu. Czy Biblia mówi, kiedy przyjdzie Chrystus? Aby odpowiedzieć na to pytanie, przypomnijmy najpierw, że już starotestamentowi prorocy „starali się wybadać, na jaki to czas wskazywał działający w nich Duch Chrystusowy, który przepowiadał cierpienia, mające przyjść na Chrystusa, ale też mające potem nastać uwielbienie” (1 P 1. 11). Prorocy mówili zatem zarówno o Mesjaszu jako „Słudze Jahwe” (Iz 42. 1–4; 49. 5–8), Pomazańcu cierpiącym, a nawet zabitym (Iz 52. 13–53. 12; Dn 9. 26), jak również o „Synu Człowieczym”, któremu „dano władzę i chwałę, i królestwo, aby mu służyły wszystkie ludy, narody i języki” (Dn 7. 14). Czas tego chwalebnego przyjścia Mesjasza Pisma hebrajskie określają wyrażeniem „dzień Pański” lub dzień sądu „Jahwe Zastępów” (Iz 2. 12; 13. 6; Jl 1. 15; 2. 1–3; So 1. 14; Ml 3. 2). Te eschatologiczne zapowiedzi „dnia Pańskiego”, czyli powtórnego przyjścia Chrystusa, występują zatem równie często i w Nowym Testamencie (Łk 17. 24, 30; Dz 2. 20; 1 Kor 1. 8; 2 Kor 1. 14; 1 Tes 5. 2; 2 Tes 2. 2; Hbr 10. 25, 37; 2 P 3. 10). Czytamy jednak, że chociaż apostołowie prosili Chrystusa: „Powiedz nam, kiedy się to stanie i jaki będzie znak twego przyjścia i końca świata?” (Mt 24. 3), Jezus odpowiedział im, że „o tym dniu i godzinie nikt nie wie; ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko sam Ojciec” (Mt 24. 36). To znaczy, że jakiekolwiek wyznaczanie dat końca świata, czy to na podstawie liczb zawartych w Księdze Daniela, Apokalipsy św. Jana, kodu biblijnego, kalendarza Majów (np. data 21/22 grudnia 2012 r.) lub innych proroctw, z góry skazane jest na niepowodzenie. Podobnie jest ze znakami poprzedzającymi powtórne przyjście Chrystusa, o których czytamy szczególnie w Ewangeliach synoptycznych, listach ap. Pawła oraz w Apokalipsie. Chociaż znaki te zarysowują sytuację w świecie w czasach poprzedzających powtórne przyjście Chrystusa, nie określają one jednak dokładnie daty tego wydarzenia. Mają raczej wzmóc czujność wierzących, ustrzec przed zwiedzeniem i przekonać o zbliżającym się końcu tego świata. Jezus powiedział: „A od figowego drzewa uczcie się podobieństwa: Gdy gałąź jego już mięknie i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie to wszystko, wiedzcie, że blisko jest, tuż u drzwi. Zaprawdę nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie
przeminą (...). Albowiem jak było za dni Noego, tak będzie przyjście Syna Człowieczego. Bo jak w dniach owych jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali, aż do tego dnia, gdy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, że nastał potop i zmiótł wszystkich, tak będzie i z przyjściem Syna Człowieczego (...). Czuwajcie więc, bo nie wiecie, którego dnia Pan wasz przyjdzie” (Mt 24. 32–35, 37–39, 42). Powyższy fragment zawiera jednak pewną trudność. Dotyczy ona słów o pokoleniu. Jak ją rozwiązać? Biblijni komentatorzy czynią to w następujący sposób. Uważają, że Jezus powiedział coś, co zostało po prostu źle zrozumiane przez ewangelistów (por. Mt 15. 15–16; Mk 9. 31–32; J 16. 12).
OKIEM BIBLISTY jedno mogło nastąpić bez drugiego. Tym bardziej że wierzyli w rychły powrót Chrystusa. Poza tym nie można wykluczyć, że na krótko przed powtórnym przyjściem Chrystusa dzień ten zostanie objawiony – choćby tylko jednostkom (1 Tm 6. 14–15). Przecież – według Biblii – podobnie było z biblijnym potopem. Początkowo co prawda Noe tylko wiedział, że on kiedyś nastanie, ale nie wiedział dokładnie kiedy. Dopiero gdy zbudował arkę i wszedł do niej ze swoją rodziną, dowiedział się, że potop rozpocznie się po upływie 7 dni (Rdz 7. 4). Nie inaczej było z sądem nad Sodomą i Gomorą. Czytamy, że dowiedzieli się o nim tylko Abraham z Sarą, Lot z rodziną i jego niedoszli
objawił swojego planu swoim sługom, prorokom” (Am 3. 7). Czytamy też, że „widzenie [dane prorokom] dotyczy oznaczonego czasu i wypełni się niezawodnie” (Ha 2. 3). Poza tym Jezus nigdy nie kazał wierzyć w coś bezpodstawnie, na co zwrócił uwagę, mówiąc: „Teraz powiedziałem wam, zanim się to stanie, abyście uwierzyli, gdy się to stanie” (J 14. 29, por. J 13. 19; 2 P 1. 19). Nasuwa się jednak pytanie: w jaki sposób Chrystus przyjdzie? Czy przyjdzie w sposób duchowy, czyli niewidzialny, czy też literalny, dostrzegalny dla całego świata? Co na ten temat mówi Biblia? O przyjściu Chrystusa Biblia mówi na trzy sposoby, a mianowicie: 1) w przeszłości przyszedł On
Przyjście Chrystusa Chociaż Biblia tylko częściowo odsłania kulisy przyszłych wydarzeń, mówi jednak, że Bóg konsekwentnie realizuje swoje odwieczne zamierzenia i ostatecznie doprowadzi je do końca. Ten Boży plan wiąże się z urzeczywistnieniem Królestwa Bożego, czyli z powtórnym przyjściem Chrystusa. Charles H. Dodd uważa nawet, że ewangeliści „mogli parafrazować jakieś powiedzenie, aby je bliżej dostosować do istniejącej sytuacji, która mogła być odrębna od tej, w jakiej owe słowa po raz pierwszy zabrzmiały. Mogli również dołączyć komentarz, który potem stał się częścią tradycji” („Założyciel chrześcijaństwa”, s. 24). Podobne stanowisko zajął również Geza Vermes, który uważa, że wersety od 34 po 36 (Mt 24.) należały do różnych źródeł. Pisze: „Wydaje się, że trzy wypowiedzi zgrupowane tutaj pochodzą z niezależnych źródeł” („Autentyczna ewangelia Jezusa”, s. 330). Innymi słowy, wszystko wskazuje na to, że Jezus w ogóle nie użył tych słów (o pokoleniu) ani w odniesieniu do Królestwa, ani do powtórnego przyjścia, a jedynie w odniesieniu do oblężenia Jerozolimy i zburzenia świątyni (na co zresztą wskazuje znaczna część 24 rozdziału Ewangelii Mateusza – por. w. 3 i 15–21), co też wydarzyło się za jednego pokolenia. Skoro upadek Jerozolimy i paruzję Chrystusa miały poprzedzać określone znaki, ewangeliści po prostu zestawili te zapowiedzi w jednym opisie, bo prawdopodobnie nie wyobrażali sobie, aby
zięciowie (Rdz 18. 17–20; 19. 12–13). Ci ostatni zbagatelizowali jednak ostrzeżenie; wydawało im się bowiem, że Lot żartuje (19. 14). Co więcej, z podobnych objawień korzystali również apostołowie. Na przykład ap. Paweł, udając się do Jerozolimy, wiedział, że czekają go więzy i ucisk (Dz 20. 22–24). Natomiast podczas morskiej podróży do Rzymu, gdy przez wiele dni szalała burza i załoga statku utraciła już wszelką nadzieję na ocalenie, to jemu właśnie objawiono, że nikt nie zginie. Z przykładów tych wynika, że Bóg „nie czyni (...) nic, jeżeli nie
„w ciele” (J 1. 14); 2) po wniebowstąpieniu towarzyszy swoim wyznawcom „w duchu” (J 14. 16–23; Mt 18. 20; 28. 20; Ap 2. 1); 3) na końcu przyjdzie On „w chwale swojej i Ojca, i aniołów świętych” (Łk 9. 26). Krótko mówiąc, paruzja Chrystusa nie umknie niczyjej uwagi, ponieważ będzie wydarzeniem dostrzegalnym dla każdego. W Ewangelii Mateusza czytamy: „Gdyby wam powiedzieli: Oto jest na pustyni – nie wychodźcie; oto jest w kryjówce – nie wierzcie. Gdyż jak błyskawica pojawia się od wschodu i jaśnieje aż na zachód, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego (...). I wtedy ukaże
23
się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy biadać będą wszystkie plemiona ziemi, i ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach nieba z wielką mocą i chwałą” (Mt 24. 26–27, 30, por. Mk 13. 26; Łk 21. 27). O tym, że wydarzenie to stanie się oczywiste dla każdego, czytamy również w Apokalipsie św. Jana: „Oto przychodzi wśród obłoków, i ujrzy go wszelkie oko, a także ci, którzy go przebili, i będą biadać nad nim wszystkie plemiona ziemi” (1. 7, por. Mt 26. 64; Mk 14. 62). Wreszcie o tym, że powtórne przyjście Chrystusa będzie czymś majestatycznym, niemożliwym do zignorowania i sfałszowania, świadczy również sens Jego powrotu. Chrystus przyjdzie bowiem w określonym celu. W jakim? Przede wszystkim, aby dokonać sądu nad narodami oraz wrogimi systemami z wszetecznicą (odstępczym Kościołem papieskim) na czele (Ap 19. 2, 11–21, por. 2 Tes 2. 8). Po drugie – z widzialnym przyjściem Chrystusa wiąże się również zmartwychwstanie i przemienienie tych, którzy doczekają jego powrotu. Czytamy bowiem, że „nie wszyscy zaśniemy, ale wszyscy będziemy przemienieni. W jednej chwili, w okamgnieniu, na odgłos trąby ostatecznej; bo trąba zabrzmi i umarli wzbudzeni zostaną jako nieskażeni, a my zostaniemy przemienieni” (1 Kor 15. 51–52, por. 1 Tes 4. 14–18). Dodajmy, że wyrażenie „w jednej chwili” oznacza, iż jeden nie wyprzedzi drugiego. Według Biblii bowiem, nawet ci, którzy wcześniej „dla swej wiary zdobyli chlubne świadectwo, nie otrzymali tego, co głosiła obietnica. Ponieważ Bóg przewidział ze względu na nas coś lepszego, mianowicie, aby oni nie osiągnęli celu bez nas” (Hbr 11. 39–40). Chrystus przyjdzie, aby ostatecznie uwolnić zbawionych od skutków grzechu, czyli położyć kres złu, cierpieniu i śmierci. Przyjdzie więc urzeczywistnić eschatologiczną wizję „nowych niebios i nowej ziemi, w których mieszka sprawiedliwość” (2 P 3. 13). Innymi słowy, paruzja Chrystusa to właśnie koniec tego świata (Mt 13. 39). Dla jednych będzie to dzień grozy. Będą bowiem mówić do gór i skał: „Padnijcie na nas i zakryjcie nas przed obliczem tego, który siedzi na tronie, i przed gniewem Baranka, albowiem nastał ów wielki dzień ich gniewu, i któż się ostać może?” (Ap 6. 16–17). Dla innych zaś będzie to dzień radości: „I będą mówić w owym dniu: Oto nasz Bóg, któremu zaufaliśmy, że nas wybawi; to Pan, któremu zaufaliśmy. Weselmy i radujmy się z jego zbawienia” (Iz 25. 8). Oto dlaczego Biblia tak duży nacisk kładzie na wewnętrzne przygotowanie na to wydarzenie (1 Tes 5. 23). Jezus ten właśnie problem stawiał na pierwszym miejscu, mówiąc: „Bądźcie gotowi, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie domyślacie” (Mt 24. 44). BOLESŁAW PARMA
24
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
PSYCHOZABAWA
Ileż to razy przerażony niesprawiedliwością losu wobec całych narodów i poszczególnych ludzi myślisz: – Ja bym to wszystko lepiej urządził. Gdybym tylko miał jakąś siłę sprawczą – na przykład absolutną władzę albo choćby czarodziejską różdżkę – nie pozwoliłbym na wojny, głód, choroby, na wielkie katastrofy i małe dokuczliwe pechy. Na smutne dzieciństwo, bezbarwne życie i niedołężną starość. Na gniew, nienawiść, nietolerancję i pogardę. No więc wyobraź sobie, że tak jest. Że dano ci całkowitą, absolutną władzę nad światem. Co postanowisz, co zrobisz – tak się stanie. Jak wykorzystasz ów dar? Dobrze czy źle? Odpowiedz na pytania w poniższej psychozabawie (czy tylko zabawie?), a dowiesz się...
Czy byłbyś dobrym Bogiem? Przy odpowiedzi, która najbardziej przypadła ci do gustu (tylko jednej dla każdej z dziesięciu kwestii naszego dekalogu), postaw ptaszka, zsumuj punkty, posługując się zamieszczonym na końcu kluczem (nie podglądaj wcześniej), a na koniec przeczytaj klika słów prawdy o sobie jako Bogu. 1. Nudzisz się akurat setnie, więc postanawiasz pobawić się w swoim laboratorium dalszym komplikowaniem białek i aminokwasów. Z efektu jesteś zadowolony. Stworzyłeś rozumne (no powiedzmy...) życie. Oczywiście, wiwarium (Ziemia) jest twoje, więc w celach naukowych lub zabawowych ustanawiasz pewną zasadę: żyjątkom wolno żerować na wszystkich dostępnych pożywkach z wyjątkiem jednej. Najsmakowiciej wyglądającej. Niestety, twoje „króliki” rzucają się na to, co jest im zakazane. Co robisz? a – Zapisujesz wniosek: Nie jestem najlepszym biologiem. Efekt doświadczenia opatrzony jest licznymi błędami, ale to wyłącznie wina mojego pośpiechu lub niedostatecznej wiedzy. Także i tego, jak głupie są moje stworki. Nic to... zobaczymy, co będzie dalej. Jeszcze się zastanowię, co z nimi zrobić. b – Jesteś zadowolony: Efekt eksperymentu przeszedł moje oczekiwania. Stworzyłem nie bezwolne bioautomaty, tylko istoty obdarzone wolną wolą i zdolnością wyboru. Nawet przekorą. Niesamowite, to pierwszy we wszechświecie przykład niezależnego myślenia! Warto rozmnożyć pierwsze osobniki. Może stworzą społeczność, a nawet cywilizację? c – Jesteś wściekły: – To ja stworzyłem z martwej materii te nędzne robaki, ja umieściłem je w moim wiwarium, w cieple, niczego im nie brakuje, a one w zamian prezentują czarną niewdzięczność i nieposłuszeństwo! Wniosek: z fuzji tych substratów nie da się niczego wartościowego stworzyć. Zaraz wyleję wszystko do zlewu. Niech żyją własnym życiem w kanałach. Czy i jak przeżyją, to już ich sprawa.
2. Dawno zapomniałeś o swoim doświadczeniu z młodości. Ale nagle wróciło wspomnienie, więc zastanawiasz się: co robią tamte śmieszne istotki? Czy żyją? Jak im się wiedzie? Patrzysz, a one nic, tylko rozmnażają się. Wszędzie ich pełno – pełzają, walczą z sobą, kopulują, jedzą, przyjemności im tylko w głowie, o umartwianiu się i modlitwie nawet nie myślą. Co robić?
c – Wściekasz się: Tym razem to już przesadziły, nędzne robale! I to pomimo moich, swojego stwórcy, ostrzeżeń. Nad dwoma skupiskami żyjątek, np. w Sodomie i Gomorze, detonujesz po 10 kiloton TNT. Wyparowuje wszystko – nawet niemowlęta i staruszkowie; zwierzęta i rośliny też. I nareszcie masz święty spokój.
a – Dosyć tego! – mówisz. Całe wiwarium wrzucasz do wanny, odkręcasz kran i pilnujesz, by wszystko się potopiło.
3. Następne pokolenia jednak poprawiać się nie zamierzają, a twoją pruderyjność szczególnie denerwuje rozwiązłość żyjątek, które właśnie odkryły, że kopulacja nie musi równać się prokreacja. Zatem... a – Ot, szczęśliwe i beztroskie... Ja też kiedyś byłem młody... – myślisz i zostawiasz towarzystwo w spokoju, bo przecież nie jesteś podglądaczem. Niech się dzieje co chce. W razie czego mają wolną wolę i same sobie będą winne... b – Że się kochają, to dobrze. Niedobrze, że przez głupi błąd i nieuwagę stworzyłem też wirusy i choroby weneryczne – martwisz się i uczysz żyjątka, jak stworzyć syntetyczny lateks do produkcji prezerwatyw.
5. Kumpel łobuz nie daje jednak za wygraną i wyśmiewa cię: „Wyjątkowo nieudany eksperyment. Każdy z tych niewdzięcznych robali rzuciłby ci się do gardła, gdybyś kazał, aby swoimi rękami unicestwił to, co najbardziej kocha. No, udowodnij, że tak nie jest...”. Co robisz? a – Niczego nie będę w ten sposób udowadniał, idź do diabła! – mówisz zdenerwowany i walisz drania w mordę.
b – Odkręcasz kran, ale wielkodusznie ratujesz kilka żyjątek. Te zdołały wczołgać się na korek i pływają. To ich ostatnia szansa. Może jakimś cudem wyprodukują doskonalsze potomstwo? c – Wzruszasz ramionami: Mają prawo żyć jak chcą. Z czasem zmądrzeją. Najwyżej niekiedy coś im podpowiem, doradzę i pomogę. W końcu to moje dzieci.
nawet kusisz je i podpuszczasz. Jesteś pewny, że wygrasz. Ale jak przegrasz – zemsta będzie straszna.
b – Dobrze – odpowiadasz i wybierasz najbardziej sympatyczne, przyzwoite żyjątko. Nakazujesz mu, by samo zabiło swoje dziecko. Gdy to się staje, triumfujesz dumny ze swojej wszechpotęgi i już liczysz wygraną w zakładzie.
4. W końcu w wiwarium – po twoich licznych interwencjach – zapanował jednak jaki taki ład. Ale inny kumpel – którego kiedyś stworzyłeś i strąciłeś do piwnicy – twierdzi, że to nie miłość do swojego dobroczyńcy, ale strach przed jego, czyli twoim gniewem, każe żyjątkom zachowywać się w miarę przyzwoicie. Zakładasz się, że to nieprawda, i... a – Na przypadkowe, zupełnie niewinne żyjątko i jego rodzinę sprowadzasz wszelkie możliwe nieszczęścia, plagi i śmierć. A ono nadal cię kocha, więc dumny jak paw wygrywasz zakład. b – W ogóle się nie zakładasz, bo uważasz, że to niemoralne, a kumplowi mówisz, żeby spadał. c – Dajesz swoim żyjątkom jeszcze więcej swobody i niezależności,
c – Każesz żyjątku zabić swoje dziecko, lecz w ostatniej chwili rusza cię sumienie i przerywasz eksperyment. Zakład pozostaje nierozstrzygnięty, więc trochę żałujesz. 6. W końcu zabawa w Boga zaczyna cię coraz bardziej zajmować. Czujesz się jak ojciec wobec krnąbrnych dzieci. Więc: a – Tworzysz dla swoich żyjątek cały system drakońskich, ale uczciwych praw i coraz surowszych kar za ich nieprzestrzeganie. Nagroda jest tylko jedna, pośmiertna – przebywanie wraz z tobą w laboratorium. Kara to niebyt na zawsze. b – Tak jak w grze komputerowej – wcześniejszą nieśmiertelność żyjątek zamieniasz najpierw na trzy, a później już tylko na jedno życie. Czyli nikomu nie wolno się pomylić. Kto się myli, jest traktowany kwasem solnym, a w przypadku mniejszych błędów zostaje zamrożony w ciekłym azocie na pół wieczności.
c – Chcesz, aby w wiwarium panowała zgoda i harmonia; jednak uważasz, że tylko czas może sprawić, aby żyjątka same zrozumiały, co jest dobre, a co złe, i same stworzyły swoje kodeksy. Ty co najwyżej możesz im służyć dobrym przykładem, jednak wolałbyś, aby usamodzielniając się, pomału zapominały o twoim istnieniu. 7. Twoja natura eksperymentatora bierze jednak czasem górę nad solennymi postanowieniami nieingerencji. Grupa żyjątek nakrywa na gorącym uczynku jawnogrzesznicę, inna gejów, jeszcze inna takiego, co to nie oddawał ci czci (sam tego wymagałeś). Więc... a – Z ciekawością i pewnym zadowoleniem patrzysz, jak żyjątka – stosując się do twoich pradawnych praw – kamienują grzeszników, i postanawiasz je nagrodzić za posłuszeństwo i pietyzm wobec tradycji. b – Powstrzymujesz zabójców i sprawiasz, że rzucane kamienie niczym bumerangi zawracają i rażą katów. To wzbudza u oprawców i widzów popłoch oraz skłania ich do refleksji nad pojęciem dobra i zła. Winy i kary. Gniewu i wybaczania... c – Dotrzymujesz słowa danego wcześniej samemu sobie: jestem naukowcem, zatem – zero ingerencji. Cokolwiek się stanie, ja tylko obserwuję, notuję wyniki i wyciągam wnioski. 8. Upojony boskim nektarem chcesz pójść w ślady twojego poprzednika w laboratorium – niejakiego Zeusa – i postanawiasz mieć potomka z żyjątkiem samicą. Jest jednak problem: żyjątko ma stałego partnera! Co robisz? a – Nic. Rezygnujesz, wstydzisz się i chcesz zapomnieć o niegodnej naukowca słabości rodem z legendy o Pigmalionie. Dobrze, że nikt się o tym nie dowiedział, zanim do czegoś doszło. b – Spełniasz swoje marzenia, a posiadając nieograniczoną siłę sprawczą, oznajmiasz mężowi żyjątka i innym żyjątkom, że to albo partenogeneza albo sprawka jakiegoś ducha.
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r. c – Jak prawdziwy facet uznajesz swojego bosko-żyjątkowego potomka, żenisz się z samicą-żyjątkiem, później żyjecie długo i szczęśliwie. Do jej końca. 9. Nie wyprzesz się swojego potomka. Wie, że jest synem kierownika laboratorium, stwórcy żyjątek, więc podróżuje po świecie i opowiada o tym. Głosi też twoje prawa. To się żyjątkom nie podobna, więc chwytają go i postanawiają zamordować. Widząc to... a – Używasz laboratoryjnej sztuczki optycznej. Oprawcy zabijają łudząco podobny hologram syna, a oryginał wkrótce zmartwychwstaje i dodatkowo umacnia mit o swojej nadprzyrodzoności. Sprytne. b – Patrzysz spokojnie na jego śmierć (wszak to tylko kolejny eksperyment), a z narzędzia tortur i śmierci syna czynisz marketingowe logo swojego laboratorium. c – Zakrzywiasz czasoprzestrzeń w taki sposób, aby cofnąć kontinuum do punktu, kiedy to zachciało ci się żyjątka-samicy, i wtedy nareszcie stajesz się mądrzejszy. 10. W laboratorium nagle pojawia się grupa żyjątek, które twierdzą, że są twoimi namiestnikami. Bez twojego pozwolenia ogłaszają, że inni mają żyć w ascezie, w ubóstwie, w wiecznym strachu przed twoją karą. Same zaś opływają w luksusy, szydząc nawet z tych praw, które ustanowiły dla innych. Co jakiś czas wybierają spośród siebie jednego i każą go nazywać Ojcem Świętym. Patrząc na to... a – Skrzętnie notujesz wyniki eksperymentu. Bo to przecież bardzo zajmujące, że jedne żyjątka pozwalają innym żyjątkom zrobić z siebie niewolników. Twój wniosek: Stworzyłem świat durniów i świat cwaniaków. b – Natychmiast przywracasz sens eksperymentowi, który wyrwał się spod twojej kontroli. Jeszcze raz przypominasz żyjątkom, że wszystkie są równe i za swoje postępowanie odpowiadają jedynie przed kierownikiem laboratorium oraz przed prawami, które stworzyły. c – Jesteś zmęczony. Zaczynasz mieć dość. Do tego stopnia, że coraz mocniej wspierasz grupy żyjątek, które twierdzą, iż ciebie w ogóle nie ma, a jeśli nawet jesteś, to od dawna nie wtrącasz się w to, co dzieje się w wiwariach. Postanawiasz przeprowadzić ostatni eksperyment. Jest rok 2012. Wcelowujesz w wiwarium sporych rozmiarów kamień, który laboratoryjne żyjątka nazwą planetoidą. Jeśli będą mądre, jeśli się zjednoczą,
przeżyją. Jeśli nie... Ale to już cię nie obchodzi. Właśnie zostałeś kierownikiem nowego, znacznie większego laboratorium... Klucz: za zaznaczenie 1c, 2a, 3c, 4a, 5b, 6b, 7a, 8b, 9b, 10a zaliczasz sobie po 2 punkty; za zaznaczenie 1a, 2b, 3a, 4c, 5c, 6a, 7c, 8c, 9a, 10c dostajesz po 1 punkcie; za zaznaczenie 1b, 2c, 3b, 4b, 5a, 6c, 7b, 8a, 9c, 10b dostajesz po 0 punktów. Jeśli zdobyłeś 15–20 punktów: Możesz spać spokojnie wiedząc, że spokojnie śpi Stwórca. Jakby co, (np. kolejny bunt upadłych aniołów), wie, że wyhodował sobie godnego następcę. Może bardziej godnego, czyli bezwzględnego, niesprawiedliwego i pozbawionego skrupułów niż On sam. Z opasłej księgi, którą pono stworzono pod Jego dyktando, wynika, że czasem miewał wątpliwości, niekiedy się wahał, nawet próbował naprawić niesprawiedliwość, którą wyrządził, wyprostować swoje błędy. Ty nie masz takich rozterek. Zatem zajdziesz daleko. Do równoległego wszechświata. Biada mu... Jeśli zdobyłeś 2–14 punktów: Chcesz być ubóstwiany, jednak brak ci potrzebnej Absolutowi determinacji i bezwzględności. Z ciągłą rozterką „i chciałbym i boję się” możesz być co najwyżej bożkiem, może nawet jakimś świętym, ale nie Nim. Nim zostaje się za coś wielkiego, np. za unicestwienie całej populacji, no choćby jednego narodu, nie za ciągłe rozterki. – Może zatem – zastanawiasz się – mógłbym zostać najwyższym Diabłem? Niestety, też nie. Z takich samych powodów, dla których i boskość nie jest ci pisana. Jeśli jest wolny etat szefa czyśćca... składaj tam CV. Masz szanse. Jeśli zdobyłeś nie więcej niż 1 punkt, to: W najbliższym castingu na Boga, w najbliższym Niebie, nie przebrnąłbyś nawet eliminacji. Na dobrą sprawę, nie wiadomo, czy sprawdziłbyś się w charakterze kierownika mleczarni, a co dopiero Stwórcy. Nie ma bowiem w tobie siły, aby zwolnić z pracy choćby jednego pracownika, a co dopiero zwalniać całe pokolenia. Z życia. Tak naprawdę to po co w ogóle rozwiązywałeś ten test, skoro nigdy nie chciałeś nikomu zrobić krzywdy. Nie chciałeś też mieć władzy absolutnej. Ani żadnej. Czyżbyś nie miał najmniejszych szans na sukces w jakiejś wiekopomnej dyscyplinie? Ależ masz. Wszyscy byli, obecni i przyszli bogowie przegrają z tobą w przedbiegach w konkurencji pt. jak być porządnym człowiekiem.
KONKURS ŚWIĄTECZNY
25
Zagadka biskupa Pewien biskup przyjął zaproszenie do pałacu swojego kolegi, innego biskupa. Siedzą, przełykają kawior do szampana, a właśnie skończyli oglądać pornola. Tymczasem gość z coraz większym zainteresowaniem przygląda się trzem zakonnicom krzątającym się przy wieczerzy. Wszystkie młodziutkie, wszystkie śliczne, zaś spod obcisłych habitów wyłaniają się ponętne kształty. – Ty to masz dobrze – mlaska przybysz. – U mnie to tylko ta stara zrzęda Michałowa, flejtuch i koczkodan. – Mogę ci jedną oddelegować – dziwnie uśmiechnął się gospodarz. – No co ty, a którą? – Wybierz sobie sam, ale musisz wiedzieć, że jedna żyje w cnocie prawdy. Nigdy nie kłamie, nigdy cię nie oszuka, a i w tych sprawach... no wiesz... chętna jest zawsze. A jaka pomysłowa... – O! To ja bym tę chciał. Koniecznie tę! Która to? – Poczekaj. Druga to notoryczna kłamczucha. Słowa prawdy od niej nie usłyszysz, a i na tacy orżnie cię co niedzielę. A za to, co najbardziej lubisz... każe sobie płacić i jeszcze narzeka, że głowa ją boli. – O Boże! Nie, nie, to ja chcę tę pierwszą. – Poczekaj. Trzecia zaś – jak to kobieta – raz coś zełga, innym razem prawdę powie, w bara-bara jest nawet całkiem, całkiem, tylko ma pewien szkopuł... – Aż się boję zapytać... – Otóż oświadczyła mi, a nawet przysięgła na krucyfiks, że jak ją oddam komuś innemu, to podczas pierwszej nocy jaja mu urżnie tępym nożem. – O w dupę węża! Dawaj mi już, ale taką, która mi nie utnie. – Proszę bardzo, tylko nic za darmo. Wiesz, że mam hopla na punkcie zagadek. Dostaniesz, ale musisz ją sam odnaleźć pośród wszystkich trzech. Sam ją wskazać. – Jak, skoro nie wiem, która to? – Masz prawo zadać jednej z nich, tylko jednej(!) jedno jedyne pytanie. Gdy usłyszysz odpowiedź, powinieneś już wszystko wiedzieć. – Przecież to niemożliwe. – Przeciwnie, to możliwe. Patrz, wszystkie trzy stoją przed tobą w szeregu. Jedna czeka na pytanie. Pytaj więc. Po tych słowach biskup gość zmarszczył czoło, przymknął powieki i popadł w stan wielce dlań rzadki. W stan wysiłku umysłowego. Myślał, myślał, myślał i... POMÓŻMY BISKUPOWI ROZWIĄZAĆ TĘ TRUDNĄ ZAGADKĘ, ZANIM POPADNIE W UWIĄD STARCZY I JUŻ NIE TYLKO MYŚLEĆ NIE BĘDZIE MÓGŁ. JAKIE JEDNO JEDYNE PYTANIE MA ZADAĆ JEDNEJ TYLKO SIOSTRZYCZCE NASZ BOHATER, BY Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ WIEDZIEĆ, ŻE JEGO WYBRANKA DO BARA-BARA NIE URŻNIE MU „BISKUPICH KLEJNOTÓW”?
UWAGA! Zadanie naprawdę jest piekielnie trudne, zatem dla pierwszych dziesięciu osób, które na adres e-mailowy
[email protected] przyślą prawidłowe odpowiedzi, mamy roczne prenumeraty naszego tygodnika.
26
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
GRUNT TO ZDROWIE
G
rupa ta cechuje się silnym i wytrwałym układem pokarmowym oraz systemem trawiennym. Czynnikami sprzyjającymi ich właściwemu rozwojowi są białko zwierzęce (wysoki poziom kwasu żołądkowego) oraz aktywność fizyczna. Niestety, układ pokarmowy tej grupy nie przystosował się do diety składającej się z produktów mlecznych i zbożowych. Żywność, dzięki której osobnik z grupą 0 może nabrać nadmiernej wagi, to przede wszystkim gluten pszenicy i kukurydza (zakłócają wydolność insuliny i zwalniają metabolizm), a nawet fasola nerkowata, soczewica oraz brukselka, kapusta, kalafior, gorczyca (hamują działanie hormonu tarczycy). Pokarmy, które sprzyjają utracie wagi, to ryby i owoce morza, (zawierają jod, przez co zwiększają produkcję hormonu tarczycy), czerwone mięso, brokuły, szpinak (wspomagają metabolizm). Poniżej przedstawiam podstawowe produkty żywnościowe, które podzieliłem na trzy grupy: wysoce wskazane, obojętne oraz pokarmy, których nie powinno się konsumować, ponieważ mają destrukcyjny wpływ na organizm. Są to ważne informacje, bo umożliwiają ustrzeżenie się przed wieloma poważnymi chorobami, chociaż nie stanowią panaceum. Warto jednak zastosować tę wiedzę w życiu codziennym. Przykładowe działania produktów żywnościowych dla grupy krwi 0: Mięsa i drób Wskazane: wołowina, baranina, cielęcina, jagnięcina, dziczyzna. Obojętne: indyk, kurczak, kaczka, królik, bażant. Unikać: bekon, gęś, wieprzowina. Ryby i owoce morza Wskazane: okoń, dorsz, halibut, jesiotr, łosoś, makrela, morszczuk, pstrąg, sardynka, sieja, sola, szczupak, śledź, tuńczyk. Obojętne: homar, karp, krab, krewetka, małża, ostryga, węgorz.
Dieta dla osób z grupą krwi 0 Unikać: kawior, łosoś wędzony, ośmiornica, sum, śledź marynowany, barrakuda. Jaja i nabiał Wskazane: nie ma; należy bardzo ograniczyć spożycie produktów mlecznych i jaj. Obojętne: masło powyżej 82 proc. tłuszczu, ser feta, mozzarella, ser owczy, mleko sojowe Unikać: mleko, jogurt, kefir, kozie mleko, lody, maślanka, serwatka, wszystkie pozostałe odmiany sera (biały, brie, edamski, parmezan), śmietana. Oleje i tłuszcze Wskazane: oliwa z oliwek, olej lniany Unikać: olej słonecznikowy, olej kukurydziany, olej z orzeszków ziemnych. Orzechy i pestki Wskazane: pestki dyni, orzech włoski. Obojętne: migdały, kasztany, orzech laskowy, pestki słonecznika, sezam. Unikać: mak, masło orzechowe, orzechy nerkowca, pistacje, ziemne. Fasole i inne rośliny strączkowe Wskazane: fasola azuki, pinto, groch „czarne oczko”. Obojętne: fasola biała, czerwona, czarna, fasolka szparagowa, mamut, groch, groszek zielony, soja czerwona. Unikać: fasola nerkowata i pstrokata, soczewica czerwona i zielona. Przetwory zbożowe Wskazane: nie ma; należy wyeliminować je z diety. Obojętne: gryka, jęczmień, proso, ryż preparowany, orkisz, kasza.
Ś
więta Bożego Narodzenia to czas, kiedy mogą dać się we znaki bóle brzucha. Ból brzucha jest częstą dolegliwością. Może być oznaką poważnego schorzenia, lecz zazwyczaj jest skutkiem naszych fatalnych nawyków żywieniowych. W takim wypadku zamiast cudownych leków jedynym trwałym sposobem pozbycia się go będzie zmiana sposobu, a często i rodzaju pożywienia. Współczesny człowiek je bardzo często, za każdym razem najadając się do syta i to najczęściej wysokokalorycznym pokarmem. Ta zdobycz cywilizacyjna jest niestety zgubna dla naszego zdrowia. Jak więc powinniśmy się odżywiać, aby uniknąć problemów trawiennych?
Powrót do źródeł Przyjrzyjmy się diecie człowieka sprzed okresu boomu cywilizacyjnego. Okazuje się, że wcześniej ludzie jadali dużo rzadziej, do tego mniejsze, lecz wartościowe biologicznie posiłki – w dużej mierze roślinne. Taki sposób odżywiania funkcjonuje nadal w społecznościach prymitywnych, spożywających
Unikać: mąka z pszenicy, owies, otręby z owsa lub z pszenicy, mąka kukurydziana, mieszanka siedmiu zbóż, płatki sojowe. Chleb Wskazane: esseński, chleb Ezechiela Obojętne: chleb żytni, wafle ryżowe, chleb orkiszowy, pieczywo Waša. Niewskazane: bułki pszenne, chleb pełnoziarnisty pszenny, chleb wieloziarnisty, maca, obwarzanek, pieczywo z otrębów pszenicy, pieczywo pszenne, pumpernikiel, wysokobiałkowy chleb, wypieki kukurydziane. Ziarna i makarony Wskazane: nie ma ziaren i makaronu, które mogłyby być wskazane dla grupy 0. Obojętne: kasza gryczana, ryż biały i brązowy, Niewskazane: wszystkie pszenne mąki, makaron (pszenica durum), mąka glutenowa, graham, mąka owsiana. Warzywa Wskazane: boćwina, brokuł, cebula czerwona, cebula, chrzan, cykoria, czerwona papryka, czosnek, dynia, kalarepa, kapusta
włoska, karczoch, mniszek lekarski, pasternak, pietruszka, por, rzepa, sałata rzymska, słodki ziemniak, szpinak, wodorosty, sałata rzymska. Obojętne: burak, cukinia, kapusta pekińska, koper, marchew, ogórek, oliwki, pomidor, rzodkiewka, sałata, seler, szparagi. Niewskazane: bakłażan, biała i czerwona kapusta, kukurydza, ziemniaki, brukselka, chińska kapusta, czarna oliwka, gorczyca, kalafior, lucerna, oliwka grecka, oliwka hiszpańska. Owoce Wskazane: figa świeża i suszona, śliwka świeża i suszona. Obojętne: ananas, banan, borówka, brzoskwinia, cytryna, czarna porzeczka, daktyl, granat, grejpfrut, gruszka, jabłko, kiwi, malina, mango, morela, nektarynka, papaja, winogrono, wiśnia, żurawina. Niewskazane: awokado, jeżyna, mandarynka, melon, orzech kokosowy, pomarańcza, rabarbar, truskawka.
Bóle brzucha! produkty będące efektem ich codziennej pracy. Powinniśmy przestrzegać przede wszystkim naczelnej zasady – nie przejadać się! Wstawajmy od stołu z wrażeniem, że nie zaspokoiliśmy do końca głodu. Unikajmy fast foodów – wysoko przetworzonych, kalorycznych pokarmów o wysokim indeksie glikemicznym, tzn. takich, które błyskawicznie podnoszą poziom glukozy we krwi (hamburgerów, batonów, frytek itp.). Zamiast tego jedzmy kasze, pełnoziarniste makarony, płatki owsiane. Jeżeli już potrzebujemy szybko zastrzyku energii, zjedzmy garść prażonego ryżu lub słodki owoc, np. banana lub gruszkę. Dietę bogatą w mięso zrównoważmy warzywami, i to najlepiej surowymi, które pomogą utrzymać prawidłowy odczyn PH w naszym przewodzie pokarmowym i uchronią nas przed zgagą. Zamiast pić słodkie gazowane
napoje, warto poświęcić trochę czasu na przygotowanie kompotu z suszu śliwkowo-gruszkowo-jabłkowego z dodatkiem rodzynek. Rodzynki, oprócz tego, że regulują i łagodnie przyspieszają proces trawienia, są wspaniałym środkiem odkwaszającym organizm, co może nam się przydarzyć podczas świątecznych konsumpcji. Jedzmy też powoli, delektując się każdym kęsem. Niech każdy posiłek będzie swojego rodzaju rytuałem. Cierpliwym polecam czterdziestokrotne przeżuwanie każdego kęsa – wtedy możecie być pewni, że ominą was kłopoty trawienne. Co zrobić, kiedy jednak dopadnie nas ból brzucha?
Ostatnia deska ratunku Jeśli nie mamy tyle rozsądku lub silnej woli, by trzymać się zasad prawidłowego odżywiania, pozostaje nam skorzystać z suplementów
Soki i napoje Wskazane: sok z ciemnej wiśni, sok z suszonej śliwki, czysta woda. Obojętne: sok z marchwi, morelowy, pomidorowy, żurawinowy. Niewskazane: soki i napoje z jabłek, sok z kapusty. Przyprawy Wskazane: algi, curry, kurkuma, morszczyn, pieprz cayenne, pietruszka. Obojętne: anyż, bazylia, czosnek, goździk, kminek, kolendra, koper, liść laurowy, majeranek, majonez, mięta zielona, oregano, rozmaryn, sól, szafran, tymianek, ziele angielskie. Niewskazane: cynamon, kapary, kwaśne i słodkie marynaty, ocet, pieprz biały i czarny, skrobia kukurydziana, syrop kukurydziany, wanilia. Herbatki ziołowe Wskazane: chmiel, gwiazdnica pospolita, imbir, lipa, mięta pieprzowa, mniszek lekarski, morwa, owoc dzikiej róży. Obojętne: bez, brzoza, herbata zielona, krwawnik, liście maliny, mięta, rumianek, szałwia, tymianek. Niewskazane: aloes, czerwona koniczyna, dziurawiec, echinacea, goryczka, liść truskawki, lucerna, łopian, podbiał, rabarbar, senes, szczaw. Używki Wskazane: nie ma. Obojętne: piwo, wino białe i czerwone. Niewskazane: coca-cola, czarna herbata, kawa, lody, likiery destylowane, mocne napoje alkoholowe, napoje gazowane. JJ
lub preparatów ziołowych poprawiających trawienie. Pożyteczne mogą być zarówno preparaty wieloenzymowe, jak i zawierające jeden enzym trawiący określony rodzaj pokarmu, na przykład pepsyna. Jeżeli nie wiemy dokładnie, z jakimi składnikami pokarmowymi mamy problem, powinniśmy sięgnąć po preparaty wieloenzymowe. Oczywiście warunkiem przyjmowania takich preparatów jest wykluczenie przez lekarza schorzeń układu pokarmowego. Popularniejszym sposobem jest stosowanie mieszanek ziołowych, które poprawiają trawienie, pobudzają wytwarzanie przez organizm własnych enzymów trawiennych. Mogą to być zarówno herbatki z dziurawca, mięty i przeróżne fiksy wspomagające trawienie, jak i preparaty ziołowe na bazie alkoholowej typu Amol. Czasem pomóc może zażycie leków przeciwskurczowych (np. nospa). Pamiętajmy jednak, że dłuższe stosowanie takich leków może nam przeszkodzić w rozpoznaniu objawów poważnego schorzenia w obrębie jamy brzusznej. Mariola Bałaban
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
LISTY Obłuda Życińskiego Senator PO Krzysztof Piesiewicz został przyłapany na zażywaniu proszku przypominającego kokainę. Robił to ubrany w kwiecistą sukienkę... Współautor scenariuszy do kilkunastu filmów Kieślowskiego, mający w życiorysie przynależność do Amerykańskiej Akademii Filmowej, Rady Etyki Mediów, Rady Programowej TVP SA. Człowiek wpływający na kształt prawa i bardzo wpływowy. Mężczyzna o ukształtowanych poglądach, świadom swej pozycji i statusu społecznego winien świecić przykładem, dawać świadectwo moralne. Dlatego zdziwiłem się, gdy w obronie senatora stanął jego znajomy – abp Józef Życiński. Katolicki hierarcha grzmiał na „środowiska nihilistyczne”, które film z Piesiewiczem udostępniły mediom. Ani słowa potępienia samego senatora, który jako praworządny obywatel Polski nie powinien płacić szantażystkom, lecz powiadomić organy ścigania. Z wypowiedzi arcybiskupa dowiedziałem się też, że pan senator jest moim autorytetem moralnym. Nie wiem, skąd pewność u pewnych ludzi, że każdy MUSI mieć jakiś autorytet? Są tacy, którzy podążają drogą życiową, kierując się własną (wrodzoną, nabytą) mądrością i instynktem. Małpować można, ale wtedy zatraca się własną osobowość i tożsamość. Wzorowy mąż i ojciec bez nałogów nie będzie autorytetem dla syna? Nie, orzeknie ktoś z kruchty. A dlaczego? Bo ten tata jest ateistą... Kościół kolejny raz udowodnił swoją obłudę – dla swoich pobłażanie, dla innych – potępienie. Cieszę się, że nie należę do jego sług, którzy za autorytety moralne mają tych, co w damskich ciuszkach wciągają proszek. Paweł Krysiński
Pomnik dla generała Jestem zniesmaczony i zbulwersowany wypowiedziami polityków, a szczególnie Władysława Frasyniuka po środowym wystąpieniu gen. Jaruzelskiego w „Kropce nad i”. Pan Władysław, którego uważałem za zrównoważonego i niegłupiego człowieka, okazał się facetem pozbawionym kultury i trzeźwego spojrzenia. Doskonale pamiętam tamten okres, gdyż mam syna w wieku pana Władysława. Moim zdaniem, generał uratował wówczas nasz kraj przed bratobójczą rzezią, a kto wie, czy nie przed czymś znacznie gorszym – wkroczeniem do Polski obcych wojsk, co zakończyłoby się wielką tragedią narodową. W kraju kipiało. Strajkowało blisko 90 procent zakładów pracy, co przekładało się na puste półki w sklepach, bo przecież z próżnego nawet Salomon nie naleje. Państwowa kasa szła na wypłaty dla strajkujących. Czyż to nie
paranoja?! Już samo to stwarzało konieczność podjęcia natychmiastowych działań, gdyż żadne apele (np. o 90 dni bez strajku) ani prośby nie skutkowały. Działacze związkowi bez przerwy domagali się zapełnienia półek sklepowych i podwyżek dla pracowników. Teraz często ci sami i im podobni szczują społeczeństwo przeciwko generałowi, który dla mnie jest bohaterem narodowym, godnym pomnika, i to nie jednego.
LISTY OD CZYTELNIKÓW Odprowadzane składki starczały na kolonie dla dzieci, żłobki i przedszkola, prawie obowiązkowe wczasy pracowniczo-rodzinne, sanatoria i jeszcze inne przywileje. Na ten fragment chciałbym dzisiaj zwrócić uwagę studiującym ekonomię. Nie istniał problem zatrudnienia, istniała sprawa wysokości zarobków. Nie było jednak tak olbrzymich kominów płacowych! Istniała olbrzymia klasa średnia i bardzo skromna bogatych. Jak w takim razie
środków trwałych i potencjału ludzi, a rząd wybiera import, zapominając o swoich obywatelach. Jego troską jest dobrobyt własny i szukanie środków w celu łatania budżetu. Najłatwiej okradać emerytów i najbiedniejszych. Ze strony tej grupy społecznej nie grozi im nic. W całości popieram wnioski Jonasza dotyczące zmiany systemu emerytalno-rentowego. Przy okazji postuluję utworzenie prawdziwie socjalistycznej partii, bo tylko taka partia może uratować w dłuższym okresie gospodarkę Polski. Proszę przyjąć moją kandydaturę. Istniejącą SLD rozwiązać. Przywódców na emerytury za 1100 zł. To ludzie do niczego. Wataha sługusów i dorobkiewiczów. Z.B., Radom
Krzywa glaca nie popłaca
Gdy tylko usłyszałem o wprowadzeniu stanu wojennego, odetchnąłem z ulgą, zdając sobie sprawę, że najgorsze jest już za nami. Nie należałem do partii ani do związków zawodowych, nie przepadałem za komuną. Ale nawet osoby internowane (Niesiołowski) wyrażają się teraz pozytywnie o traktowaniu ich podczas internowania. Incydenty, które zdarzyły się w kopalni „Wujek” i w kilku innych miejscach uważam za wypadek przy pracy, bo mogło być o wiele gorzej. Generał nie musi za nie przepraszać, a jednak to robi. Dziwię się najbardziej ludziom młodym, którzy ten okres znają jedynie z opowiadań oraz z wypowiedzi niektórych polityków, a z ogniem w oczach mówią w telewizji o winie generała. Dodam, że każdy mąż stanu może pozazdrościć generałowi kultury, opanowania, inteligencji i pamięci, mimo tak podeszłego wieku. Aż miło było posłuchać wywiadu, którego udzielał Monice Olejnik – w przeciwieństwie do wywiadów udzielanych przez wiele innych znanych postaci. Witold Pater
wyglądają te porównania do wysokości składek w chwili obecnej (prawie 50 proc.)? Jak dziś wyglądają zarobki pracowników i dochody olbrzymiej grupy biznesmenów partyjnych, umoczonych często w korupcję i najczęściej popierających kler dla własnego interesu? Patologie są oczywiste: ogromna liczba urzędów ZUS, ich wyposażenie, armia zatrudnionych urzędników. Na coś te nasze pieniądze muszą iść... Dzisiaj mam 74 lata, jeszcze prowadzę działalność, jednak przy tym systemie muszę działalność zakończyć. Pora na to. Dramatem jest jednak fakt, że takich zmuszonych do zamykania działalności, dużo młodszych obywateli, przybywa z każdym miesiącem. Pozostają olbrzymie ilości i wartości niewykorzystanych
Moja córka, dorosła 25-letnia kobieta, urodziła w lipcu tego roku chłopca, którego postanowiła ochrzcić. Była to decyzja obojga rodziców, bo chociaż ślubu kościelnego nie mają, chcieli najpierw ochrzcić malucha. W związku z tym odwiedzili księdza, który panuje w tutejszej parafii – w miejscowości Niewodnica Kościelna. Usłyszeli od władcy, że żyją w grzechu, czyli bez ślubu i związku z powyższym nie może być mowy o jakichkolwiek chrzcinach. Chyba że obiecają w niedługim czasie wziąć ślub kościelny, wnosząc oczywiście odpowiednie opłaty. Wtedy może coś się da zrobić i z chrzcinami, oczywiście też nie za friko. Summa summarum stanęło na tym, że w tej parafii nie ma szans na ochrzczenie mego wnuka. Rozmowa nie była miła i odbyła się na zasadzie: arystokrata i motłoch. Klecha był wyjątkowo arogancki, z czego jest znany. Młodzi zniesmaczeni
„BYŁEM
postanowili jednak ochrzcić swoje maleństwo, lecz w innej najbliższej parafii, która znajduje się w miejscowości Księżyno. Byli mile zaskoczeni, gdyż tamtejszy młody ksiądz nie robił problemów i od razu ustalono termin. Jednak maluszek zachorował, co skończyło się pobytem w szpitalu, a następnie kuracją domową. W związku z tym termin chrztu musiał zostać zmieniony, na co przystał ksiądz, prosząc młodych o ustalenie nowego terminu na kilka dni przed faktem. Tak też uczynili i udali się z wizytą do parafii w Księżynie. Tam przeżyli szok i upokorzenie. Otóż proboszcz z Niewodnicy Kościelnej, dowiedziawszy się o porozumieniu młodych rodziców z księdzem z Księżyna, zagroził temu ostatniemu donosem do biskupa, co wiązałoby się z jakimiś przykrymi dla niego konsekwencjami.Wystraszony ksiądz odmówił udzielenia chrztu. Tak oto Kościół walczy o wiernych. Ja ze swej strony odczuwam satysfakcję, gdyż byłem przeciwnikiem wiązania wnuka z watykańczykami – no i stanęło na moim, chociaż nie ingerowałem w decyzję rodziców malca. Nie muszę dodawać, że młodzi ludzie nie chcą mieć teraz nic wspólnego z czarną siłą przewodnią naszego kraju. Takim oto sposobem Krk – miast zyskać nowego wiernego – stracił trzech! Tak buta kleru obróciła się przeciwko niemu. Wojciech Szóstko
Życzenia Białych, spędzonych z rodziną w ciepłej, rodzinnej atmosferze, dających radość i odpoczynek najpiękniejszych Świąt Zimowych oraz pomyślności w Nowym Roku i oby w jak najmniej klerykalnej Polsce życzy RACJA Polskiej Lewicy
KSIĘDZEM”
Głośna saga Romana Kotlińskiego – Jonasza
Ich troską dobrobyt własny Całkowicie zgadzam się i popieram wnioski Jonasza w sprawie składek na fundusze rentowe i emerytalne. Pracę rozpocząłem w 1954 r. i przez 20 lat pracowałem w zakładach państwowych. Od 1974 r., czyli po 20 latach, rozpocząłem działalność prywatną, chociaż początkowo pod przykrywką Spółdzielni Pracy, bo innych możliwości nie było. W tym czasie składki na rzecz ZUS wynosiły 17 proc., a w latach 80. – 21 i 23 proc., co stanowiło już tragedię. Nieznane było jednak ukrywanie zatrudnienia.
I
II Prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego w Polsce
III Owce ofiarami pasterzy
Cena jednego egzemplarza – 12 zł plus koszty przesyłki Zamówienia prosimy przesyłać pod adresem: Wydawnictwo „NINIWA”, ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, e-mail:
[email protected], lub telefonicznie (0-42) 630-70-66
27
Owoce zła Przy zakupie sagi – opłata 30 złotych plus koszt przesyłki
Prezent – czwarta książka niespodzianka – gratis!!!
28
KORZENIE POLSKI (37)
Czas świąteczny Święta Słowian, tak jak w wielu innych religiach, związane były z rytmem przyrody. Najważniejszym świętem w kalendarzu słowiańskim była noc kupały. Wraz z pojawieniem się w strukturze kultu religijnego koncepcji ofiary powstała idea miejsca do jej składania. Przyjęto, że w miejscu tym mieszka (na stałe lub czasowo) bóstwo. Nad wydzieloną w ten sposób przestrzenią sakralną (świątynią, ołtarzem) opiekę sprawował kapłan, sługa bóstwa. Dostęp innych wiernych do tego miejsca stał się bądź to zupełnie niemożliwy, bądź też ograniczony w ściśle określonym czasie. Tak powstała koncepcja „czasu sakralnego”, czyli święta. Słowiańskie święta, tak jak w wielu innych religiach, związane były z przyrodą. Łączyły się z powtarzalnością pór roku, fazami księżyca i położeniem słońca. Dniom tym przypisywano niezwykłe właściwości, wierząc m.in. w zdwojoną moc wypowiadanych wtedy zaklęć. Chociaż Kościół rzymski zwalczał rodzime wierzenia i obrzędy, wiele zwyczajów praktykowanych w trakcie tych świąt weszło na stałe do tradycji rzymskokatolickiej. Z jednej strony Krk starał się w ten sposób uatrakcyjnić wiarę, z drugiej zaś – przystosować i pogodzić praktyki Słowian z własnymi dogmatami i tradycjami religijnymi.
Z
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
NASI OKUPANCI
Rok obrzędowy dawnych Słowian zaczynał się od przesilenia zimowego 21/22 grudnia. Na ten czas przypadało godowe święto (szczodre gody albo święto „zimowego staniasłońca”; nazywano je też inaczej: gody, stado, kres i kolęda), trwające zazwyczaj do 6 stycznia (do święta Trzech Króli). Było jednym z głównych świąt solarnych. Radowano się, że po najdłuższej nocy w roku zaczynało przybywać dnia, a ubywać nocy, co oznaczało dla Słowian zwycięstwo światła nad ciemnością i narodziny nowego, młodego słońca (odejście starego roku rozumiano jako śmierć starego słońca). Podczas trwania godów grupy kolędników w rytualnych pochodach i strojach odwiedzały domy i śpiewały pieśni, obdarowywano się też prezentami. Ważnym elementem święta było obnoszenie figury symbolizującej nowo narodzone słońce. Zwyczaje te zaczęto nazywać kolędowaniem, a pieśni noworoczne – kolędami. Przeszły on następnie do chrześcijaństwa, tracąc swój sens o tyle, że zastąpiono je jasełkami, gwiazdą betlejemską i kolędami na cześć narodzin (słońca) Chrystusa. Słowianie praktykowali też w tym
adziwiające jest to, że wiele osób, które z lekceważeniem traktują biblijne opowieści o narodzeniu z dziewicy, zupełnie poważnie przyjmuje historie o duchach lub nadprzyrodzonych przeżyciach podczas śmierci klinicznej. Tymczasem – według mnie – wszystkie te wierzenia można spiąć jedną klamrą. Dostałem ostatnio bardzo ciekawy list od jednego z naszych Czytelników, pana Roberta. Odrzuca on zasadniczo wyobrażenia o życiu pośmiertnym propagowane przez większość chrześcijan, ale jednocześnie wierzy w jakąś formę pozacielesnego bytowania. Akceptuje w związku z tym wiarę w duchy i w życie pozagrobowe, twierdząc, że świadczy o ich istnieniu „wiele przykładów z dziejów ludzkości” (nie podaje żadnego), a także opowieści ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną oraz przeżycia w stanie hipnozy. Uważa, że „są przykłady, których żaden sceptyk nie może zaliczyć do halucynacji” (nie cytuje przy tym jakiegokolwiek). Nieco przewrotnie prosi mnie także, abym podał jakiś przekonujący argument, który podważyłby jego wiarę w życie po śmierci. Zacznę od tej ostatniej sprawy. Jest taki stary numer ludzi wierzących, na który daje się nabrać wielu ateistów. Ci ostatni biorą za dobrą monetę wysuwane pod ich adresem żądanie: „Udowodnij, że Bóg nie istnieje. Jeśli nie potrafisz tego zrobić, to musisz przyznać, że
czasie zwyczaj ścielenia słomy lub siana pod nakryciem stołu (dla zapewnienia urodzaju) i wstawiania do domu symbolicznego drzewa życia w postaci snopka zboża czy jemioły. Wróżono i przepowiadano pogodę na kolejny rok. Stąd wziął się zwyczaj przepowiadania przyszłości w Boże Narodzenie. Przesilenie zimowe było dla Słowian jednocześnie świętem zmarłych, świętem boga Welesa. 21 marca, w pierwszy dzień wiosny (równonoc wiosenną), Słowianie obchodzili jare święto, święto życia. Było to święto odradzającej się po zimie przyrody, wiosenne święto Matki Ziemi. Powszechnym zwyczajem było topienie (lub palenie) Marzanny – słomianej kukły symbolizującej zimę. Kukłę ubierano w białe szaty, a na jej głowę wkładano cierniową koronę z głogu. Innym ważnym rytuałem świątecznym było malowanie pisanek (zwyczaj ten narodził się w Persji, co może dowodzić związków Słowian z plemionami irańskimi). Nadawano im znaczenie magiczne – jajkami leczono i zdejmowano uroki, przesuwając je po ludzkim
Bóg istnieje, a przynajmniej, że może istnieć”. Tymczasem obserwowalne i mierzalne fakty są takie, że Boga (ani aniołów, ani Najświętszej Panienki, ani duchów) nigdzie nie ma. Można oczywiście stawiać hipotezę, że takie byty mimo to istnieją, ale – na nomen omen Boga! – to ci, którzy formułują takie twierdzenia, muszą ich dowieść. Niewierzący w nadprzyrodzone byty nie muszą wyjaśniać swojej niewiary,
ciele; toczono je też po grzbietach zwierząt dla zwiększenia ich płodności. Do domu przynoszono gałązki wypuszczające pączki (bazie), odpowiednik wielkanocnych palm. Smagano się nawzajem witkami, wypędzając w ten sposób z człowieka tkwiące w nim zło. Podobną funkcję oczyszczającą spełniało oblewanie się i kropienie wodą (zwyczaj ten przetrwał jako śmigus-dyngus). Najważniejszym obrzędem świątecznym Słowian była bez wątpienia noc kupały (kupalnocka, kres, sobótka, noc świętojańska, święto radości), związana z letnim przesileniem słońca i obchodzona w najkrótszą noc roku – z 21 na 22 czerwca (obrzędy praktykowano do 24 czerwca). Było to święto wody i ognia, ale też miłości i płodności – słowiańskie święto zakochanych (słowiańskie walentynki!). Nazwa „kupała” pochodzi od rytualnej kąpieli związanej z tym świętem. W tę noc rozpalano na wzgórzach wielkie ognisko ku czci Swarożyca, boga słońca; tańczono wokół niego i przeskakiwano przez nie parami mieszanymi. Innym zwyczajem było puszczanie przez dziewice wianków na
na nieistnienie życia pozagrobowego, bo nie mam powodu, aby tym się zajmować. Nie po mojej stronie leży obowiązek udowadniania czegokolwiek. To ja oczekuję, że ktoś mnie przekona do istnienia duchów, zjaw i aniołów Gabrielów. Człowiek niewierzący z czystym sumieniem może pozostawać przy swoim sceptycyzmie, dopóki nie przedstawi mu się poważnych argumentów. Przy braku
ŻYCIE PO RELIGII
Duchy, dusze, dziewice ponieważ jest ona, w pewnym sensie, stanem widzialnym, naturalnym, zastanym. Problem polega na tym, że wierzący nie potrafią obiektywnie dowieść swoich twierdzeń. Powołują się tylko na jakieś subiektywne przeżycia własne, a jeszcze częściej – cudze. To samo dotyczy życia po śmierci. Fakty są takie, że ludzie umierają, ich życie się kończy, a to, co z nich zostaje, z szacunkiem grzebiemy lub palimy. Oczywiście, można twierdzić, że wbrew pozorom jakaś cząstka z nich nie umarła, ale to pomysłodawca takiej hipotezy ma obowiązek – jeśli chce, by mu uwierzono – tego dowieść. Zatem nie będę dostarczał nikomu argumentów
takowych to niewiara jest cnotą, a wiara rodzajem lekkomyślności, którą trudno chwalić. Tylko proszę nie przekonywać mnie za pomocą „licznych świadectw wielu ludzi”. Połowa ksiąg na świecie jest zapisana „licznymi świadectwami wielu ludzi”, którzy widzieli Zeusa, Afrodytę, Izydę, rozstąpione Morze Czerwone lub krzak gorejący, który mówi ludzkim językiem. Tysiące katolików na przestrzeni dziejów widziało Najświętszą Panienkę, która do dziś nie przestaje mówić codziennie w Medjugorie, a pasterze widzieli dzieciątko i aniołów śpiewających „Chwała na wysokości Bogu” itp., itd. Jednak, Panie Robercie, z jakichś ważnych powodów nie
rzekę, na dobrą wróżbę, by za rok już ich puszczać nie mogły... Z nocą kupały związana była inicjacja seksualna młodzieży. Ze świętem tym łączyła się również legenda o kwiecie paproci („Perunowym kwiecie”). Miał on zakwitać raz do roku, właśnie w tę noc. Mówiono, że ten, kto go znajdzie, nabędzie niezwykłych mocy. Nie mogąc zwalczyć potęgi tradycji kupałowej, Krk ochrzcił to święto, jak wiele innych, łącząc je z dniem św. Jana Chrzciciela. Wtedy też pojawiło się określenie „noc świętojańska”, co wzięło się z legendy mówiącej, że Jan Chrzciciel chrzcił w Jordanie także rusałki i demony wodne. Krk „uświęcił” też zwyczaj rzucania wianków na rzekę, wprowadzając ich święcenie w oktawę Bożego Ciała. Wielkim słowiańskim świętem było święto plonów (święto chleba), czyli dzisiejsze dożynki. Obchodzono je w pierwszy dzień jesieni – 23 września. Dziękowano tego dnia bogu Jarowitowi za zbiory, prosząc o jeszcze lepsze w przyszłym roku. Splatano ozdobne wieńce i wypiekano kołacze, nieraz pokaźnych rozmiarów. Jeśli w kołaczu takim udało się ukryć żyrzecowi (kapłanowi), odczytywano to jako przejaw dobrych plonów i dostatku. Największym świętem zmarłych były u Słowian dziady (Dzień Zaduszny). Obchodzono je w okolicy 2 listopada. Palono wówczas ogniska na cmentarzach, ale też na rozstajach dróg, żeby ogrzać dusze oraz wskazać błądzącym zmarłym drogę do Nawii. Echem tego zwyczaju są nagrobne znicze. ARTUR CECUŁA
wierzymy w to wszystko, prawda? Po prostu te historie wydają nam się niewiarygodne, zmyślone przez tzw. „świadków”, źle przez nich zinterpretowane lub zmanipulowane przez kolejne pokolenia. Bo czy to nie dziwne, że tylko dwóch ewangelistów zamieściło opowieści (zresztą niespójne) o narodzeniu Dzieciątka, a pozostałych dwóch nie zaprzątało sobie tym głowy? I czy to nie dziwne, że w cuda dziejące się za przyczyną gadatliwej Madonny z Medjugorie nie wierzy nawet biskup Mostaru – diecezji, gdzie owo ponoć cudowne miejsce się znajduje? Istnieją całe dziedziny wiedzy, które zajmują się badaniem zjawiska hipnozy oraz przeżyć śmierci klinicznej. Nie ma w tych zjawiskach niczego nadprzyrodzonego – pokazują one jedynie, jak niesamowite możliwości ma ludzki mózg. W przeżyciach śmierci klinicznej niczego cudownego nie widział m.in. kardiochirurg profesor Religa, który miał z tym zjawiskiem do czynienia niemal na co dzień. Uważał je za produkt mózgu. Niestety, pisma ezoteryczne w kwestii życia po życiu są obecnie tym, czym dla pokoleń ludzi religijnych były i są święte księgi: są zbiorami świadectw o niecodziennych przeżyciach wielu ludzi. Niestety, są to przeżycia, których wiarygodności nie da się dowieść. W związku z tym, moim zdaniem, nie można w oparciu o nie zbudować żadnego solidnego światopoglądu. MAREK KRAK
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
29
GŁASKANIE JEŻA
Ścigany Gdyby przypadkiem Szanownemu Czytelnikowi zaplątała się w spiżarni jakaś cebula albo główka czosnku, to nieśmiało się przypominam. Niewykluczone bowiem, że następne święta spędzę tam, gdzie – zdaniem katooszołomów – od dawna powinienem być. W więzieniu! Sprawa jest jak najbardziej poważna. List, który przyszedł do redakcji, nie pachniał świątecznym siankiem ani choinką. Krzyczał za to z koperty groźną pieczęcią „Sąd”, wewnątrz zaś były paragrafy. Dowiedziałem się z nich, że za straszne przestępstwo, które popełniłem, mogę trafić za kratki nawet na 2 lata. Na razie jestem oskarżony w procesie karnym: Rzeczpospolita Polska przeciwko mnie. RP reprezentuje prokurator, siebie sam będę reprezentował. Cóż takiego strasznego zrobiłem, że organa ścigania wolnej Polski chcą pozbawić mnie wolności? Otóż odnalazłem i opisałem pedofila. Mało tego, nie poprzestałem na tym jednym przestępstwie, tylko niezwłocznie popełniłem następne, jeszcze gorsze. Ujawniłem mianowicie, że pedofilem był ksiądz katolicki, który przez lata zmuszał małe dzieci do uczestniczenia w najbardziej wyuzdanych praktykach seksualnych. Ze względu na reniferki i gwiazdkę nie będę dokładnie opisywał, o co chodzi. Dość powiedzieć,
że inspirowane przez proboszcza wspólne orgie 10- i 11-latków były zaledwie wstępem do ich przyspieszonej „edukacji” seksualnej. Tak się akurat złożyło, że identyczna wiedza stała się udziałem prokuratury, która prowadziła w czasie zbieżnym z moją publikacją śledztwo w zupełnie innej sprawie i przy okazji im wyszło co innego. Jak przypuszczam (a mam podstawy), pies z kulawą nogą o księdzu zwyrodnialcu by się nie dowiedział, gdyby nie artykuły w „Faktach i Mitach”. Nic dziwnego, że panów prokuratorów jasna cholera wzięła, więc na nogi postawili aparat ścigania. Ten miał zbadać, skąd o wszystkim się dowiedziałem. Wezwano mnie na przesłuchanie: „Skąd się dowiedziałeś i jak śmiałeś to opisać, taki owaki łobuzie jeden?!” – tak najkrócej można streścić szereg pytań, które dla mnie przygotowano. Moją odpowiedź na takie dictum najlepiej obrazuje trawestacja pewnego skeczu. Usłyszeli otóż, że mogą mi skoczyć tam, gdzie pan prokurator może pana majstra w dupę pocałować. To znaczy oni, czyli „aparat”, tak to zrozumieli z mojego wzroku, bo werbalnie, nie bez ironicznego uśmiechu, odpowiedź brzmiała: „Odmawiam odpowiedzi”. Dlaczego odmówiłem? Bo takie mamy standardy w „FiM”, bo tego od nas oczekuje Jonasz. Prędzej damy sobie obciąć..., niż sypniemy
informatora. Ma to także i ogromne praktyczne znaczenie: ludzie nam ufają. W ten sposób i Ania Tarczyńska, i Oksana Hałatyn-Burda, i Wika Zimińska, i Adaś Cioch, i piszący te słowa – wszyscy mamy takie informacje, że nie tylko prokuraturę, ale i konkurencję szlag trafia. Wróćmy jednak do meritum. Dlaczego sądzę, że prokuratura chce zrobić pokazówkę? Otóż nie ma tygodnia, aby do mediów nie przedostawały się tak zwane przecieki. A sprawy nie dotyczą wiejskiego proboszcza, choćby i najbardziej obrzydliwego, tylko najściślej strzeżonych tajemnic państwowych wyciekających z prokuratur, z CBŚ, CBA, wywiadu i kontrwywiadu. Także z MSWiA, MSZ, Kancelarii Premiera i Prezydenta. Nawet strzeżone biometrycznymi zamkami i skaningowymi bramkami drzwi sejmowej komisji do spraw służb specjalnych okazują się dziurawe jak sito. Zza nich dziennikarze wynoszą takie historie, że agenci obcych państw składają się dla nich na tira koniaku. No i co? No i żadnemu prokuratorowi do łba nie strzeli ścigać media czy pisać akty oskarżenia przeciwko ich redaktorom. Owszem, wszczynane są śledztwa, ale w sprawie ujawnienia źródła przecieku. Tym razem jednak ścigacze Temidy odstąpili od tej zasady. Z takiego – jak sądzę – powodu, że jakiś
ktoś, a raczej JAKIŚ KTOŚ, wydał dyspozycje: macie zrobić tak, żeby ich zabolało, żeby zrozumieli, że się nie opłaca z nami zadzierać, żeby się przestraszyli i odpuścili. Kilkadziesiąt lat temu takie polecenia kończyły się słowami: „Wicie, rozumicie, towarzyszu”. Dziś zastąpiła je mantra „Tak ci dopomóż Bóg, synu”. W sumie na jedno wychodzi. I co dalej? W połowie stycznia stanę jako oskarżony przed wysokim sądem Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i usłyszę zarzuty, że bez zgody pana prokuratora opisałem
prawdę, czyli zwyrodniałego pedofila w sutannie. Pan sędzia albo podzieli sugestie oskarżyciela, że jako dziennikarz nie miałem do tego prawa, albo... Tak czy inaczej usłyszę wyrok, wobec czego następne święta mogę już oglądać w kratkę. Stąd moja prośba o cebulkę i czosneczek. Na razie jednak bezczelnie cieszę się wolnością i dopóki tak pozostanie, dopóty będę tropił następnego pedofila. Czterech już wsadziłem do pierdla, czyli bilans per saldo i tak jest dodatni. Wesołych świąt! MAREK SZENBORN
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Ani mężowie, ani ojcowie Mężem chce dziś być mało który Polak. Mężem stanu, o opatrznościowym nie wspominając – każdy. Zwłaszcza polityk. Na chęciach się kończy. Kilku otarło się przelotnie o wielkość, ale większość co najwyżej o śmieszność. Jeśli nawet przez jakiś czas podążali właściwą drogą, ostatecznie poszli nie tą. Także ci, którzy ostrzegali innych, sami się nie uchronili. Albo położenie geopolityczne nie takie, albo głowa. Może to kara za pominięcie PRL przy numerowaniu kolejnych Polsk, a może po prostu jak kraj jest pod szczególną opieką Matki Boskiej i za króla ma Chrystusa, świeckie gwiazdy szybko spadają. Co gorsza, nie spełniając żadnych życzeń. Nawet własnych. Część zamienia się w białe karły lub zostaje po nich czarna dziura. Natychmiast wypełniana przez kolejnych pretendentów, którzy także się kasują. Sami lub z pomocą. Bynajmniej nie Bożą. Raczej alkoholu, hazardu, romansów, chciwości, partyjnych kolegów, a zdarza się czasem, że i politycznych przeciwników.
Na spalonej ziemi polskiej polityki mężów stanu nawet na lekarstwo. Marcinkiewicz okazał się wprawdzie mężem, ale Izabel. Tusk – zaledwie piłki kopanej. Lech Kaczyński – mężem od siedmiu boleści, a Jarosław – nieuleczalnym kawalerem. Odpornym nawet na wdzięki posłanki Szczypińskiej. Na lewicy nie lepiej. Albo mężowie stanu niemożności, albo niedoszli, albo po rozwodzie. Z SLD, co w praktyce oznacza koniec kariery. Jako ojcowie polscy politycy też się nie sprawdzają. W większości na szczęście. Prezes Kaczyński jest ojcem kaczystowskiej IV RP i kariery Ziobry, który z zera omal nie doszedł do premiera. Żadnemu z dzieci nie dał rozwinąć skrzydeł, doprowadzając do wcześniejszych wyborów. Bynajmniej nie z braku miłości. Z pychy i złej kalkulacji. Córunia została pogrzebana przez społeczeństwo w 2007 roku. Darzony ogromnym uczuciem synek okazał się niedostatecznie wdzięczny i zbyt samodzielny, za co został wygnany z królestwa PiSowskiego. Jak na syna marnotrawnego i tak nieźle trafił, bo do brukselskiego raju.
Po wieloletnich staraniach prezydent Kwaśniewski wiosną 2007 roku spłodził LiD. Ukochany potomek przeżył przedwczesny, jesienny poród, ale wyborcza ocena noworodka okazała się znacznie niższa od oczekiwanej. Zamiast 18–20 pkt było zaledwie 13. Rokowania co do przeżycia dziecka były słabe. Od urodzenia cierpiało na rozstrojenie jaźni. To, co dobre w środkach czystości (kilka w jednym), nie sprawdza się w polityce. Bachor cierpiał na autoagresję. Demokraci brzydzili się postkomuchami i na każdym kroku dawali to odczuć. Ich wstręt tyko nieco łagodził ponad milion złotych rocznej dotacji na trzech posłów, którzy – bez SLD – Sejm mogliby oglądać jedynie z zewnątrz. Także borówki nie miały innego (niż sojusz z Sojuszem) wyjścia, a raczej wejścia do parlamentu. To była dla Borowskiego prawdziwa zniewaga, że został reanimowany przez dawnych, oplutych przez siebie kolegów. Elementarna przyzwoitość wymagała wdzięczności. Zamiast niej była nienawiść. Proporcjonalna do uzyskanych korzyści. Ostatecznie LiD został poddany
eutanazji, żeby się dłużej nie męczył. Szmajdziński, Kalisz i Olejniczak są niedoszłymi ojcami koalicji z PO. Ich stosunki, choć dobre, okazały się jednak niepłodne. Lepsi byli chłopi, którzy, jak wiadomo, żywemu nie przepuszczą. W związku z przyszłorocznymi wyborami do akcji szykuje się wielu. Jedni zechcą pokazać, że są mężami nie tylko stanu beznadziejnego. Inni, że stać ich jeszcze na potomka. Według wschodniej mądrości, dzieci są karą za grzechy w poprzednim wcieleniu. Najwyraźniej w polskiej polityce roi się od grzeszników, którzy pragną się dostać do królestwa władzy. Wyborcy są coraz mniej skłonni dawać je tylko na piękne oczy. I całe szczęście. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl W czasie długiego, świątecznego weekendu moim kochanym Czytelnikom i Redakcji życzę wspaniałego wypoczynku i rozkoszy. Nie tylko stołu.
30
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r.
ŚWIĄTECZNE FAJERWERKI
Kobieta na wigilii Niewłaściwy strój przy wigilijnym stole może zepsuć humor nie tylko Tobie, ale również Twoim gościom. Szata naprawdę zdobi człowieka, dlatego podczas wigilijnej kolacji (i nie tylko wtedy) należy wyglądać elegancko i schludnie, unikając tym samym okazji do krzywych spojrzeń gości. Postawmy zatem na klasykę. Jej ikoną jest Coco Chanel, która mawiała: „Moda przemija, styl pozostaje”, i stworzyła modne, stylowe, idealne na każdą okazję, nieśmiertelne elementy garderoby w postaci prostych spodni, prochowca, żakietu oraz „małej czarnej”. Właśnie ta ostatnia w towarzystwie żakietu będzie doskonałym wyborem na wigilijny wieczór. To klasyczne połączenie jest zawsze eleganckie i zawsze na miejscu. Paniom z rozbudowaną dolną połową ciała (typ gruszka) polecam krój trapezu, a więc nawiązanie do diorowskiego new looku z lat 40. Posiadaczki rozbudowanych ramion (odwrócony trójkąt) będą świetnie wyglądać w fasonach sukienek z rękawkami oraz dekoltem w kształcie litery V. Paniom z brzuszkiem (tzw. jabłuszkom) polecam sukienki odcinane pod biustem, które przyciągną uwagę do pięknego dekoltu, odwracając jednocześnie wzrok od kłopotliwej części ciała. Czarną sukienkę radzimy uatrakcyjnić biżuterią. Doskonale byłoby zdecydować się na sznur pereł (zarówno na szyi, jak i w roli
bransoletki), idąc za wzorem wspomnianej Chanel. Sukienkę można też przewiązać w pasie szalem i zawiązać kokardę, natomiast do żakietu można przypiąć sporych rozmiarów broszkę.
Na nogi niezwykle modne są w tym sezonie grube rajstopy. Pamiętajmy też o obuwiu, aby całości nie popsuły znoszone kapcie. Proponuję eleganckie czółenka. Alternatywą dla Pań nieprzekonanych do sukienek może być połączenie bluzki ze spódnicą lub spodniami. Może to być oczywiście kontrastowe połączenie bieli i czerni, ale zachęcam też do innych – np. szarości z pudrowymi pastelami. Właścicielkom szczupłych ramion polecam niezwykle modne w tym sezonie bluzki z bufkami. W ofercie sklepowej znajdziecie Panie klasyczne bluzki koszulowe, które w połączeniu ze spódnicą lub spodniami będą wyglądały niezwykle elegancko. Posiadaczki szczupłych nóg i bioder niech założą spódnice typu bombka, a przy rozbudowanych biodrach warto zdecydować się na spódnice o linii trapezu. Aby nieco rozweselić strój, wystarczy na bluzce zawiązać kokardkę (wzorując się na męskiej muszce). Zrezygnujmy z mocnego makijażu, pozwólmy sobie wyglądać świeżo i naturalnie. Dłonie będą naszą ozdobą, ale nie powinny zwracać uwagi krzyczącymi kolorami paznokci. Fryzura powinna być elegancka. I pamiętajmy o tym, że – niezależnie od wieku – tego dnia nie na miejscu są głębokie dekolty, ekstrawaganckie kroje oraz długość mini. Nie musimy jednak załamywać z tego powodu rąk. Już za kilka dni sylwestrowa zabawa. A wtedy wszelkie ekstrawagancje mile widziane. Marta Dudziak
Dwóch wnuczków spędza u dziadków noc przed Wigilią. Przed pójściem spać klękają przed łóżkami i modlą się, a jeden z nich ile sił w płucach woła: – Modlę się o nowy rowerek, modlę się o nowe żołnierzyki, modlę się o nowy odtwarzacz DVD... Starszy brat szturchnął go, mówiąc: – Dlaczego tak krzyczysz? Bóg nie jest głuchy. Na to chłopiec: – Bóg nie, ale babcia jest.
Młody marynarz popłynął w swój pierwszy rejs statkiem i cały grudzień miał spędzić z dala od rodziny. Przed Wigilią wywiesił w swojej kajucie damski kostium kąpielowy i przypiął do niego kartkę z napisem: „Drogi Święty Mikołaju! W tym roku proszę cię tylko o jeden prezent. Jeśli możesz, to wypełnij ten kostium czymś konkretnym”. ~ ~ ~ W Wigilię chłop jedzie furmanką, a obok biegnie pies. Ponieważ koń biegnie leniwie, chłop bije go batem. – Jeszcze raz mnie uderzysz, to będziesz szedł piechotą! – mówi koń. – Pierwszy raz słyszę, żeby koń mówił! – dziwi się chłop. – Ja też! – mówi pies. Mały Giovanni, który jest synem szefa sycylijskiej maPrzed Bożym Narodzeniem ksiądz spotyka dwóch punków. fii, pisze list do Świętego Mi– Przyszlibyście, chłopcy, choć raz do kościoła zobaczyć szopkołaja: „Mikołaju! Jak z pewkę, pośpiewać kolędy… nością wiesz, przez cały rok Punki wybuchają śmiechem. byłem grzeczny i sprawiłbyś – Brudasy! Skorzystalibyście chociaż z wanny – mówi obrami wielką przyjemność, przyżony ksiądz i odchodzi. nosząc kolejkę elektryczną”. Po chwili punk pyta kumpla: W tym momencie chłopiec – Ty, co to jest wanna? słyszy, jak do jego pokoju – Nie wiem, nigdy nie byłem w kościele. wchodzi ojciec z mafiosami, więc zaczyna pisać list od nowa: „Mikołaju, jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek zobaczyć swoją matkę...”. ~ ~ ~ – Kochanie, co byś powiedział, gdybyśmy wzięli ślub w Boże Narodzenie? – Daj spokój, Maryśka! Po co mamy sobie psuć święta? ~ ~ ~ – Jaka jest ulubiona kolęda świeżo upieczonych rodziców? – Cicha noc.
Nr 51/52 (511/512) 18 – 30 XII 2009 r. Dla ułatwienia w diagramie ujawniono niektóre litery (w tym wszystkie typowo polskie), a objaśnienia podano zgodnie z kolejnością alfabetyczną odpowiadających im słów, uwzględniając ich długość. 3-literowe: – kawowy bez z kropką – dusiciel w toalecie – dawniej myto, ale nie z brudu – w piecu go nie widać, chociaż tam być musi – policzone, gdy kres bliski – Jan spalony na stosie – pieniądz w stajence – dzikowi wystają te zęby z gęby – nogą dawany – otwór w feluce – obrazy, co przychodzą nocą – nie masz humoru, gdy nie jesteś w nim – na nim popełnia się przestępstwo – między c a d jest cały – krewny twój – niedobre ze złota 4-literowe: – daje mięso i pierze – jest zimny, twardy i niewzruszony – kiedy nią zakręcisz, to uzyskasz gola – poprzedza wielkie żarcie – must go on – pycha z kielicha – najbardziej znany himalaista – piecuch 5-literowe: – na ściany naklejany – do obalenia aktu oskarżenia – „Potrzebna pani na plebanii” – kozetka Łokietka – tkanina, co obraz przypomina – statki z alkoholem – może się zrobić, kiedy dłoni nic nie chroni – beka na patelni? – a obniża – z lochami, ale bez więźniów – jest pyszny, ale nie zarozumiały – bywa zachmurzone – tego jeść zabrania, a tamto znów każe, jaki będzie efekt, waga wnet pokaże – naturalny proces – co można stroić oprócz gitary? – boskie dziecię w greckiej kobiecie – niejedna w snopie – stale dostaje nowe numery – sokół jak łobuz – nie na tronie, a w koronie – jaki ptak wyrośnie z kruka? – miniporcja dla fizyka – spis ze stali – dmucha do pieca – z rodziny patyny – z nimi masz szansę w biegu po śniegu – gdy jest on, to jest plon – pierwszy na liście wyborczej – ujęty w ramy – podstawa końskiego zdrowia – w głowie – jest najważniejsze – sztuczne powitanie Nowego Roku – grecka żaglówka – najlepsze imię dla reżysera
– – – – – – – – – – – – – – – – – –
tam jedzą ślimaki z ryżem rodzaj bata w ręku kata przelewa całą wypłatę biało-czerwony dwie Aleksandry P. kosmetyk w proszku napompowane spodnie odnoga głowonoga czas intensywnego kucia między psem a panem te ciężarówki mają swoje lata śmierdzi z wściekłości nierzadko z podkładką kawałki walca można na chwilę odbiec od niego ruch, by nie dostać w brzuch część telewizji skazanie za molestowanie
Ś R U
6-literowe: – słota pełna błota – w haftowanym staniku – ślusarz się go ima – gdy oko nie widzi szeroko – ksiądz Lecha miłujący – blade lub pieczone – pije krew z kitem – naczynie do wysadzania – na stłuczenie sobie cenię – rosną w gaju w ciepłym kraju – żer panter – jemu sny się sprawdzają – żabi śmiech – tego chwyta się bandyta – jeden z najlepszych śpiewaków wśród ptaków – Gazy na Bliskim Wschodzie – poniżej główki półlitrówki – uroczysty koniec gojenia – co można podnieść, by było głośno? – węgla – z ulicy do piwnicy
A
7-literowe: – badanie przez roztrząsanie – z bali na hali – z tulipana kulka – trudny wybór – ubija się dla pieniędzy – buraczki, kabaczki... – z zebrą pod tarpanem – co się liczy podczas diety? – z czego wierzący powstaje? – wciągana przez narkomana – praca z bykami – druga potęga z czterema rogami – pełen miłości do wolności – zawsze nad kreską – obława na Ankę? – kto smaruje, ten jedzie – kanapki dla lalek – po niej o bólu się zapomina – o zapasie w pasie – myśliwska kampania – trochę grosza dla piwosza – kowbojski półwysep – nią sołdat wyzwalał świat – rodzaj haraczu zbierany na placu – zupa z lwem – znaleziony w Saragossie – ta druga, co do niego mruga – fircyk w zalotach – co dziewczę plecie? – stopni ma sto – zgięty bas – śnieg z cebulką
31
KRZYŻÓWKA ŚWIĄTECZNA 69 69
C I
6
B
A
S
32
S
E K
N
34
K
O
63
C
R
A
P
A
I
O
L
JJ
K A K
I
S
N
E
O
R
O
R O
Z
F
78
II
B
68 68
N H
FF
A
13 13
E
S
Z
E
T
4
K
JJ
99 99
E
K
B
97
D
E L
82
I
A
S
Ż Ż
D
R
73
N
G
C
BB E K
O N
Z
U
A
L
O R
49
N F
56
B
N
N
W
U
A
I
K
66
O
58
P
A
O
O
B
LL
L
I
M
E
E
A
R
48
A
Ł O
I
I
M
S
E
E
E
U
I
S
80
K
H H L
7
K
K
ĘĘ C Z
K
72 72
T
55
A
D
K
T
N
L
M A E M
T
A
E
Y
40
Y
10
I
K
O
84
E
102
Ą
K
T
T
Y
E
G O N G
K
A
38
89
F
A
B
81
31
N
85
I
TT A
S
Z
70
A
77
R
W Ó Ó
W A
U
Y
R
K 2
W
E
K
O
35
E
93
A
62
A
A
L
50
I
Ł A P A 46 N K
O
H
43
I
98
O
W K
O
I
P
N
G G
R R K A
A
45
O
K
U
I
E
G
Ł A Z
R O
B
L
L
53
T
C
51
S
D
H U60 S
O
A
M A
I
O
R
G
67
39
Ó R Ó
83
E
T
B
A
P
O
59
19
O
Ł O
C
N
Ę K O
M O
J
L
D O
37 37
42
N
E
H H O W
E
104
I
S
G
I
A
C
Z
14
R
47
L
L
90
52
I
K
C
Y
P
Z
M
22
A
5
O
E
I
105 41 41
L
T
96
S
K
E
A
E
S
O
C
A
K
N
Ł O ŻŻ Y27 S 3 K
N
R
Y
E
C
74
Y
88
R O K R
Y
O
C
29
17
61
103
A
K
57
W
U
16
C Ó Ó W K
E
J
R
I
K
Y
Ą
54
A
A
N O
8
86
K
A 94
W
N
Ł O101
O
O W
C
R
K
A
S
A
20
A
SS T A12 R Y 18 B
E
T
A
Z
T
Z
Z
R
E
Ł Y
A
65 65
E
S
C
A
33
W
B
44
S
M M P Y
U
A
Ó J Ó
B
K
H
Y
P
30
T
H O T H 25
Y
D
D
S
C
A U
I
92 92
C
23
I 36
O
N
JJ
E
A
O
O
R
95
R
O
E
28
O
D
P
A
A
P
100
P
A
11
91
9
K W T
I
Z J
64 64
L
E
O
A
R R A Z
B
G 76
I
L
P
1
75 75
M A 24
R
W W E K
I
87 87
Z
T
Z
26
79
A
R
K
15
A
T
S M
Y
I
71
S C Z C
21
Literyzz ponumerowanych ponumerowanychpól pólutworzą utworzą rozwiązanie rozwiązanie –ŻYCZENIA. Litery ŻYCZENIA K
1
A
2
S
3
Y
K
U
P
U
D
Z
E
S
T
E
R O
Ę
T
O W
A
Z
J
4
5
M O
C
Y
C
O
L
Ś
W
I
L
E
24
49
I
25
H
50
68
N
90
A
91
26
51
69
J
92
27
52
70
93
28
53
71
94
54
72
P
95
6
29
55
S
73
96
L
7
30
56
74
97
C
8
31
57
75
E
98
Z
I
9
32
58
76
99
Y
K
A
N
L
U
N
I
10
33
59
77
11
34
A
12
F
100
U
R
Y
C
H
A
T
Y
N
O R
M
I
S
Y
L W
K
A
M
I
13
A
35
36
W
60
78
F
61
A
79
101
102
37
62
80
O R
14
103
81
104
15
38
63
82
R
16
39
64
83
17
B
40
65
84
Y
66
85
18
41
D
Z
Y
K
E
C
K
H
19
42
20
43
21
44
22
45
A
23
A M 46
47
A
48
E
67
W
86
J
87
A
88
K
89
E
105
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 49/2009: „Węgiel rósł na drzewach”. Nagrody otrzymują: Andrzej Urbański z Inowrocławia, Krzysztof Jasion z Baborowa, Janusz Górniak z Włocławka. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Anna Tarczyńska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 45,50 zł za pierwszy kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 45,50 zł za pierwszy kwartał (184,50 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
P
S
ny magazyn prawdziwego mężczyz
PLEJBOJ O
NAGLE...
STAĆ!
TAK! A tu mam niezbite do y wody.
FBI!
POLIC JA !
ŁY mięsa... KAWApełne
elefon od przedstawiciela banku: − Dominet bank... − Do czego?
T
za: óralska gosposia do księdza proboszc − Łojcze proboszczu, gniewom się... − Za co się gniewacie, kobieto? .... − Nie gniewom się, ino wom się gnie
G
D
warska uża kompania piwo em an dogadała się z Watyk poju liturgicznew sprawie zmiany namszalne ma być go. Popularne winoOficjalnym zastąpione piwem. iany jest nadmierpowodem owej zamwinach, która na ilość alkoholu w wielu uzależnień ponoć prowadziła doficjalnie mówi się, wśród pasterzy. Nieo t beneficjentem że Benedykt XVI jes owaru i ma faworyzowanego br w nim spore udziały.
Jesteś aresztowany za zrobienie dziecka trzynastolatce.
dla atlety...
O
rzenośna pami ęć US B do Tw oje go ko mp ute ra po mi eści bez trudu całą Biblię, jak i spo rą kolekcję zdj ęć i film ów z nie skromnymi kobietami czy z kim tam jeszcze wolisz. Święty diz ajn gadżetu oc hro ni Cię w prz yp adku rewizji przep row ad zan ej prz ez wierzących funkcjonariusz y.
P
Bajer dla księdza
y BMW. to najnowszy produkt firm sobie zarówno lubi Propozycja dla kogoś, kto ć się w rodzinnej „depnąć”, jak i lansowa rium z 2-calowego wiosce. Luksusowe akwa ni przed butelką hro szkła kuloodpornego uc ego sąsiada. rzuconą przez zazdrosn
w ogrodzie i po ata kupił synkowi łuk. Sprawdzają go . Synek pobiegł po nią którymś razie strzała znika w krzakach łę w dłoni. i wraca, trzymając zakrwawioną strza ści: złą i dobrą. Którą − Tato, mam dla ciebie dwie wiadomo chcesz pierwszą? − Dobrą. − Przebiłeś jądro proboszczowi. − A zła? − A mamie obydwa policzki.
T
GADŻETY
zwadrony M porządkowe zł aryi − tak nazywały się oddz iały ożone z sióstr la za t ko sz eś nn ćd yc zi h. es A ią ż wych stanach tych działały one w południodo wśród niem USA, szerząc spustoszenie or al wyłapywały te nych obywateli. Siostry ż wałęsających A si fr oa ę be m zp er yk ań an sk o współpracę zów. Głośne były posądzenia o ich Ku-Klux-Klanem kaz ni ły si ę krutny i nieludzki był zaolowych do za ka zu działalności , które przyczyoh Maryi. Szwadronów sprzedaży napojów alkobowiązywał przed godz. 13, który stało wykonane w latach 80. Zdjęcie zo z mazurskich o godz 12.55 w jednym miasteczek.
To c o ? Może Du ch Święty ją zapłodn ił!
odczas ostatniej podróży do Indii upał bard zo dok ucz ał Ojc u Świ ętem Odwodniony B16 postanowił ods u. tąpić nieco od papieskiej etykiety, czyniąc swój wizerunek bardziej ludzkim.
KOM IKS
Oprac. Tomasz Kapuściński