Francine Rivers
Jonatan Syn Saula, przyjaciel Dawida
Warszawa 2014
Obok ludzi, którzy nadawali kształt historii, są bohaterowie, którzy na zawsze ją zmienili
Wspaniała proza i fascynująca kreacja postaci – to rysy charakterystyczne twórczości Francine Rivers. Autorka opowiada historie pięciu mężczyzn, którzy z wiarą poszukiwali Boga, żyjąc w cieniu wybranych przez Niego przywódców: KALEB: Wojownik i szpieg AARON: Arcykapłan, brat Mojżesza JONATHAN: Syn Saula, przyjaciel Dawida AMOS: Prorok, pasterz z Tekoa SYLAS: Skryba, towarzysz Pawła z Tarsu Tych pięciu ludzi odpowiedziało na wezwanie Boga, by służyć Mu wiernie, bez rozgłosu ani sławy. Oddali wszystko, wiedząc, że za życia mogą nie otrzymać nagrody. Niech ci pełni wiary mężowie, których historii nie wolno nam zapomnieć, będą dla Ciebie wezwaniem
do pójścia w ich ślady.
Tytuł oryginału: The Prince: Jonathan Copyright © 2004 by Francine Rivers Published by arrangement with Browne&Miller Literary Associates, LLC All rights reserved Tłumaczenie: Krzysztof Bednarek Redakcja i korekta: Zespół Skład: Mikrograf s.c. www.mikrograf.pl Copyright © 2014 for the Polish edition by Wydawnictwo Bogulandia, Warszawa 2014 All rights to the Polish edition reserved Występujące w książce cytaty z Pisma Świętego przytoczono według Biblii Tysiąclecia, wersja online, Pallotinum/Wydział Teologiczny UAM, Poznań 2003 Książka, ani żadna jej część, nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach
publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. W sprawie zezwoleń proszę zwracać się do: Wydawnictwo Bogulandia, tel. 603 072 828,
[email protected] www.bogulandia.pl ISBN 978-83-63097-45-5 Książka do nabycia: Księgarnia i Hurtownia wysyłkowa „Bogulandia” tel. 603 072 828
[email protected] www.bogulandia.pl Opracowanie wersji elektronicznej: Karolina Kaiser
Spis treści Okładka Strona tytułowa Strona redakcyjna Wstęp Rozdział 1 Rozdział 2 Rozdział 3 Rozdział 4 Rozdział 5 Rozdział 6
Ludziom wiary, którzy służą w cieniu innych
Od początku mojej kariery pisarskiej mój mąż, Rick, udziela mi nieustannego wsparcia i zachęca do dalszej pracy. To prawdziwe błogosławieństwo. Gdyby nie Rick, być może nie miałabym odwagi wysłać swojego pierwszego rękopisu, który zapoczątkował moją pisarską drogę. Rick wysłuchuje moich pomysłów, udostępnia mi miejsce w swoim biurze w firmie Rivers Aviation, parzy mi świetną kawę i redaguje ostateczną wersję szkicu książki. W chłodne poranki rozpala nawet dla mnie ogień w kominku… Pan pobłogosławił mnie także przyjaciółmi, którzy zachęcają mnie, abym pisała. Chciałabym wymienić zwłaszcza dwie osoby – Peggy Lynch i pastora Ricka Hahna. Niezliczone razy telefonowałam do Peggy albo do pastora Ricka, żeby spytać, w którym miejscu Pisma Świętego znajduje się określony ustęp, bądź też upewnić się w sprawie
tego, czy dobrze rozumiem Słowo Boże. Zarówno Peggy, jak i pastor Rick od dzieciństwa kochają Chrystusa; są także pasjonatami Słowa Bożego oraz zdolnymi nauczycielami. Każde z nich odegrało ważną rolę w nawróceniu moim oraz mojego męża. Każde z nich wciąż nas naucza i wspiera w naszej drodze, którą dziś kroczymy z Panem. Niech Bóg błogosławi Was za Waszą dobroć! Chciałabym również podziękować mojemu wydawcy, Kathy Olson, oraz Ronowi Beersowi, za ich nieustające wsparcie i zachęty. Jestem im ogromnie wdzięczna za ich gotowość do współpracy ze mną w ulepszaniu moich opowieści. Tak wielu pracowników wydawnictwa Tyndale od lat zachęca mnie do dalszej pracy i modli się za mnie! Od początku współpracy z tym wydawnictwem czuję się jedną z osób, które je współtworzą. Chciałabym wreszcie podziękować
wszystkim, którzy przez lata modlili się za mnie, także podczas realizacji tego, szczególnego przedsięwzięcia. Kiedy dręczą mnie wątpliwości – a zdarza się to często – pamiętam o Waszej modlitwie. Niech Bóg błogosławi Wam wszystkim, za Waszą wrażliwość i dobre serca. Niech niniejsza książka, zainspirowana Słowem Bożym, chwali Jezusa Chrystusa. Niech zachęci każdego z czytelników do umiłowania Boga sercem, duszą i myślami, ze wszystkich sił, i niech pomoże nam co dzień kroczyć drogą Pana. Jezus to życie w obfitości, życie wieczne. Niech imię Pana będzie błogosławione.
Wstęp DROGI CZYTELNIKU, W Twoich rękach znalazła się trzecia z serii pięciu krótkich powieści traktujących o biblijnych bohaterach, którzy służyli Bogu i ludziom, pozostając w cieniu innych. Żyli w czasach starożytnych, w kulturze odmiennej od naszej – a mimo to można odnieść ich losy do życia każdego z nas i trudnych problemów, z jakimi zmagamy się we współczesnym świecie. Znajdowali się w niezwykle trudnych sytuacjach, wykazywali się odwagą, podejmowali ryzyko, postępowali w nieoczekiwany sposób. Żyli śmiało, czasami popełniali błędy – bardzo poważne błędy. Nie byli ludźmi idealnymi, jednak Bóg w Swoim nieskończonym miłosierdziu posłużył się
nimi dla realizacji Swojego doskonałego planu ukazywania Siebie światu. W dzisiejszych czasach wielu ludzi znajduje się w desperacji, miliony szukają odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Ukazani w niniejszej serii powieści bohaterowie wskazują nam drogę. Rzeczy, których możemy się od nich nauczyć, pozostają tak samo aktualne jak tysiące lat temu, kiedy owi bohaterowie żyli. Są oni postaciami historycznymi, zaś tworząc swoje opowieści o życiu każdego z nich, opierałam się na przekazie biblijnym. Aby lepiej zapoznać się z prawdziwą historią Jonatana, zajrzyj, Drogi Czytelniku, do Pisma Świętego – do Pierwszej oraz Drugiej Księgi Samuela. Z drugiej strony niniejsza książka zalicza się do gatunku powieści historycznej, a zatem fikcji literackiej. Zarys opisanej historii pochodzi z Biblii –
tworząc, wyszłam od podanych nam przez Pismo Święte faktów. Osnowę tę obudowałam fikcyjną akcją, dialogami, wykreowanymi przeze mnie wewnętrznymi motywacjami bohaterów, wprowadziłam także tu i ówdzie zmyślone postaci, które w moim poczuciu pasują do opisanych w Biblii sytuacji. Starałam się w każdym miejscu pozostać wierną przekazowi biblijnemu, dodając doń jedynie to, co uznałam za niezbędne, aby pomóc Czytelnikowi zrozumieć przekaz Pisma Świętego. Najbardziej autorytatywnym dla chrześcijanina tekstem jest jednak samo Pismo Święte. Dlatego też zachęcam Cię, Drogi Czytelniku, do jego lektury, dla lepszego zrozumienia jego rzeczywistego przekazu. Modlę się, abyś czytając Biblię, zdał sobie sprawę z ciągłości, spójności i potwierdzania się planu, jaki Bóg przygotował dla nas na całe wieki – planu,
który dotyczy także Ciebie. Francine Rivers
1 – Nie mamy broni! – Musimy jakoś ją sobie sporządzić. – Jak? W całej ziemi izraelskiej nie ma żadnego kowala. Filistyni zatroszczyli się o to – wymordowali albo pojmali wszystkich. Jonatan i jego ojciec, Saul, siedzieli w cieniu drzewka oliwnego. Sfrustrowani stryjowie Jonatana komentowali z wściekłością ostatni atak Filistynów: – Nawet gdybyśmy wykuli sobie miecze, na nic się nie zdadzą! Nie wiem, z czego Filistyni robią miecze i ostrza włóczni, ale są o wiele lepsze od naszych. Brąz nie jest wystarczająco mocny. Ich miecze niszczą uzbrojenie z brązu. – To upokarzające – za każdym razem,
kiedy chcę naostrzyć mój lemiesz i sierpy, muszę wybrać się do Ajjalonu i płacić ciężko zarobionymi syklami śmierdzącemu Filistynowi! – Ja muszę naprawić w tym roku widły i potrzebne mi nowe końcówki do ościenia na woły. Ciekawe, ile będzie to kosztowało. – Nic na to nie poradzimy – westchnął Saul, spoglądając na pola. W pobliskim Geba stacjonowała załoga filistyńska. Obserwowanie jej ruchów było obowiązkiem pokolenia Saula – Beniaminitów. – Kisz uważa, że przydałby się nam król! – odezwał się ktoś. – Wiesz, co mówi na ten temat prorok Samuel – przypomniał Saul, kręcąc głową. – Filistyni mają królów – upierał się jego rozmówca – i właśnie dlatego są dobrze zorganizowani. – Gdyby Samuel był jak Samson…
Niestety tylko wini nas za to, co się dzieje. – Dziadek Ahimaas opowiadał, że kiedy Filistyni zabili synów arcykapłańskich i zrabowali Arkę Przymierza, do walki przeciw nim stanął Bóg. Że filistyński bóg Dagon upadł przed Arką twarzą w dół, i że odpadła mu głowa i dłonie. Mówił też, że następnie Pan przeklął Filistynów i zaczęli chorować na guzy, że spadła na nich plaga myszy. Że wystraszyli się i odesłali Arkę na wozie ciągniętym przez dwie mleczne krowy. Podobno umieścili też na wozie skrzynkę ze złotymi guzami i myszami! – To było przed wielu laty – mruknął Saul, znów kręcąc głową. – Teraz Bóg pozostawia nas samych sobie – dodał jeden ze stryjów Jonatana, ciskając w dal kamykiem. – Sami musimy się bronić. – Ale… – Jonatan poczuł się zmieszany. – Gdyby Pan… – Matka opowiada ci za wiele historii,
które usłyszała od swojego ojca – przerwał Saul, patrząc na niego z irytacją. – Ale to prawdziwe historie, prawda? – To dawne historie! – parsknął jeden spośród stryjów Jonatana, zmęczony toczącą się rozmową. – Kiedy ostatni raz Pan zrobił dla nas cokolwiek? – Jeszcze nie rozumiesz niektórych rzeczy, synu – uspokoił Saul, obejmując Jonatana ramieniem. – Kiedy staniesz się mężczyzną… – Saul! – przerwał mu gniewny okrzyk Kisza. – Co znowu? – mruknął Saul. Puścił syna i podniósł się z ziemi. – Tu jestem! Dziadek Jonatana nadbiegał częściowo zaoranym polem. Piękne szaty Kisza falowały na wietrze; widać było, że jest mocno zdenerwowany, bo aż poczerwieniał na twarzy. Jego młodsi synowie rozpierzchli się, tylko Saul wytrwał na miejscu.
– Co się stało? – spytał, wychodząc z cienia. – „Co się stało”?! – powtórzył ironicznie Kisz, rozwścieczony. – I ty mnie jeszcze pytasz?! – Gdybym wiedział, o co chodzi, nie pytałbym – odparł spokojnie Saul, marszcząc brwi. – Siedzisz sobie w cieniu, a tymczasem moje osły zaginęły! – Zaginęły? – Saul znowu zmarszczył brwi i popatrzył w stronę wzgórz. – Tak, zaginęły! Nie masz uszu, czy co?! – Kazałem pilnować osłów Meszy. Jonatan przełknął z niepokoju. Mesza był starym człowiekiem i łatwo tracił orientację. Nic dziwnego, że osły zginęły… – Meszy? – Kisz splunął pogardliwie. – Meszy! – powtórzył dobitnie. – Nie mogę być w dwóch miejscach naraz – wytłumaczył się Saul, rozkładając ręce. – Orałem.
– Orałeś? Tak nazywasz siedzenie pod drzewkiem oliwnym i pogawędkę z braćmi? – Kisz podniósł głos, aby pozostali go słyszeli. – Nie starczy nam żywności, jeśli będziecie tylko siedzieć i rozmawiać! – Rozmawialiśmy o naszych planach – wyjaśnił ktoś. – O jakich planach? – Wojennych. Kisz parsknął nieprzyjemnym, szorstkim śmiechem. – Żeby wyruszyć na wojnę, musielibyśmy mieć króla – odpowiedział. – A my nie mamy króla!… Gdzie moje osły?! – Zacisnął pięść. Saul odskoczył, unikając ciosu ojca. – To nie moja wina, że Mesza nie wykonał mojego polecenia! – krzyknął. – Następnym razem zgubisz woły! Jak myślisz: ile czasu będziesz sobie radził z orką bez zwierząt pociągowych? Będę
musiał kazać ciągnąć pług tobie! Saul zaczerwienił się i odszedł z powrotem w cień. – To tobie oddałem pod opiekę moje osły! – wołał Kisz, podążając za synem. – Nie chcę, żeby pilnował ich sługa – ale mój syn! – Masz nie tylko jednego syna! – zauważył ze złością Saul. – Ty jesteś najstarszy! – przypomniał Kisz, ciskając przekleństwo. – Mesza to starzec, i parobek. Nie zależy mu na mojej własności. A ty któregoś dnia ją odziedziczysz. Jeśli musiałeś przekazać opiekę nad zwierzętami komu innemu, czemu nie oddałeś ich Jonatanowi? On dobrze pilnowałby mojego majątku. Jonatan skulił się. Dlaczego dziadek włączał go do kłótni? Łatwo było urazić dumę Saula… – Kiedy coś jest nie w porządku, zawsze winisz mnie! – warknął z wściekłością
Saul. – Ojcze, pójdę poszukać… – zaczął Jonatan. – Nie pójdziesz! – przerwali mu jednocześnie ojciec i dziadek. – Poślę jednego z parobków – zakończył Saul, odwracając się na pięcie. – Nie poślesz! – zatrzymał go krzykiem Kisz. – Sam pójdziesz! I nie szukaj przede mną wymówek! Nie będziesz siedział tu sobie na tyłku i czekał, aż ktoś inny znajdzie to, czemu ty pozwoliłeś się zgubić. Weź ze sobą sługę i idźcie poszukać osłów we dwóch! Tylko niech ci nawet nie przejdzie przez myśl, żeby jechać na ośle; został tylko jeden i ma się stąd nie ruszać. Poszukasz pozostałych piechotą. Ale nie bierz przypadkiem ze sobą Meszy! – To powiedziawszy, Kisz ruszył z powrotem szybkim krokiem w stronę Gibea. Saul wzbił ze złości nogą chmurkę pyłu,
po czym z wściekłością ruszył pędem przez pole do domu. Jonatan poszedł za nim. Achinoam, matka Jonatana, czekała na nich w drzwiach. Chyba całe miasteczko słyszało krzyki Kisza. – Napełniłam wodą dwa bukłaki i włożyłam chleba do dwóch sakw – powiedziała. – Tak bardzo chcesz, żebym już poszedł? – burknął Saul, marszcząc brwi. – Im wcześniej wyjdziesz, tym szybciej wrócisz – szepnęła jego żona, kładąc dłoń na sercu. – Ja z tobą pójdę, ojcze – odezwał się Jonatan. Achinoam ruszyła za Saulem w głąb domu. – W całym Gibea najlepiej zna się na osłach Jechiel – stwierdziła. – Weź ze sobą jego. Jonatan może w tym czasie orać. – Ale… Mamo…
– Jeśli obaj pójdziecie, nic nie zostanie zrobione – ucięła ze stanowczym spojrzeniem Achinoam. – Ojcze, być może Filistyni ukradli osły i zaprowadzili je do Geba – wysunął przypuszczenie Jonatan. Geba, gdzie znajdowała się filistyńska załoga, leżało niedaleko. – Najpierw powinniśmy sprawdzić tam – ciągnął, nie ustępując. – Nigdzie nie pójdziesz! – skwitowała matka, patrząc mu prosto w oczy. – Ojciec ma dość zajęć i nie potrzebuje na dokładkę pilnować ciebie. – Strzelam z łuku najlepiej w całym Gibea! – zaprotestował Jonatan, czerwieniejąc. – Ojciec idzie odnaleźć osły, a nie rozpętać wojnę… – Dość! – krzyknął Saul. – Spakuj mi tyle chleba i suszonych owoców, żeby starczyło na kilka dni. Być może osły oddaliły się na większą odległość.
Achinoam ruszyła spełnić polecenie. Saul ciskał się z wściekłością po izbie, kopiąc różne przedmioty i przeklinając pod nosem. W pewnej chwili podniósł wzrok na znieruchomiałego Jonatana. – Idź po Jechiela – rzucił. – Tylko niech się pospieszy! – Pójdę… – odpowiedział Jonatan, cofając się ku wyjściu. – A co będzie, jeżeli osły są w Geba? – To chyba jasne, że przepadły! – krzyknął Saul, unosząc gniewnie pięść. – W takim wypadku Mesza pożałuje, że ich nie dopilnował! – Po prostu oddaliły się – szepnęła uspokajająco Achinoam. – To wszystko. Odnajdziesz je jeszcze przed zachodem słońca, kochany. – Dołożyła chleba do tobołka. – Filistyni mają aż nadto osłów. Poza tym wolą konie. – Powiedz Jechielowi, że jestem gotowy i czekam na niego! – zawołał jeszcze Saul
za odchodzącym Jonatanem. Jechiel naprawiał akurat ścianę pustej owczarni. – Kisz kazał mojemu ojcu odnaleźć osły, które się zgubiły – powiadomił Jonatan. – Ojciec chce, żebyś ty z nim poszedł. Jest spakowany i czeka na ciebie. Jechiel wyprostował się i otrzepał dłonie. – Wezmę, co potrzebne, i przyjdę – odpowiedział. – A może powiesz mojemu ojcu, że jeśli nie dokończysz swojej pracy, mogą uciec ci owce? – odezwał się znowu Jonatan, ruszając za Jechielem. – Powiedziałbyś mu, że ja będę mu równie pomocny jak ty… – Jonatan dobrze znał wzgórza i doliny wokół Gibea. Raz ośmielił się nawet podejść tak blisko murów Geba, że słyszał rozmawiających wartowników. – Moje owce są na pastwisku, dogląda ich dwóch pasterzy.
– A co będzie, jeśli szukając osłów, natkniecie się na Filistynów? – Nie musisz martwić się o ojca, Jonatanie. Będziemy unikali Filistynów. Nawet jeśli nieszczęśliwym trafem staniemy oko w oko z nimi, wątpię, żeby zainteresowali się dwoma pieszymi, którym nie można zrabować nic poza odrobiną chleba i wody. Jonatan westchnął z rezygnacją. Na odchodnym, Saul ścisnął syna za ramię i powiedział: – Dokończ orkę na zachodnim polu. I pilnuj swoich braci. Wiesz, że lubią się rozchodzić. – Szkoda, że nie idę z tobą. – Wrócę niedługo… – odparł Saul, spoglądając obok niego, na Achinoam. Jonatan poszedł orać zachodnie pole. Wkrótce po tym, jak jego ojciec i Jechiel wyruszyli, przyszła na pole jego matka.
Nieczęsto się to zdarzało. Jonatan zatrzymał woły. – Czy coś się stało? – spytał. – Nie, nic. Usiądźmy w cieniu, odpoczniesz chwilę. – Ojciec chce, żebym zaorał… – Nie będę długo przeszkadzała ci w pracy, synu. Jonatan zabezpieczył lejce i poszedł za matką. Usiedli pod tym samym drzewkiem, pod którym niedawno Jonatan siedział z ojcem i stryjami, słuchając ich dyskusji o królu i wojnie. Achinoam wyciągnęła z tobołka świeży chleb, bukłak wina, suszone daktyle i rodzynki. Jonatan uniósł brwi. Czyżby zamierzała powiedzieć mu coś przykrego i chciała osłodzić mu to winem i jedzeniem? Zaniepokoił się. – Ciągle jesteś niezadowolony z tego, że nie pozwoliliśmy ci pójść z ojcem –
szepnęła, patrząc mu w oczy. – Czasy są niespokojne, mamo. A ojciec jest zbyt ważnym człowiekiem, żeby strzegł go tylko jeden sługa. Co będzie, jeśli napotkają Filistynów? – Ojciec szuka osłów, nie walki. Te kobiety nie mają pojęcia o świecie! – pomyślał Jonatan. – Nie trzeba szukać walki, żeby ją znaleźć – odpowiedział. Achinoam westchnęła. – Kocham twojego ojca, i wiem, że się o niego martwisz. Jednak musisz nauczyć się posługiwać nie tylko sercem, ale i głową. Widziałam, jak stałeś i patrzyłeś za odchodzącym Saulem i Jechielem. Czy skierowali się w stronę garnizonu w Geba? Czy wzięli ze sobą broń, żeby można było oskarżyć ich o próbę zbrojnej napaści? – Usiadła spokojniej. – Ty nakłaniałeś ojca, żeby zaczęli szukać od Geba. Czy w ten sposób chroniłeś ojca, czy
raczej posyłałeś go ku niebezpieczeństwu? – Osły są pewnie w Geba. – Jeśli zginie owca, to jeszcze nie znaczy, że znalazła się w paszczy lwa. Jechiel spróbuje wytropić osły. Jest nadzieja, że wcale nie ukradli ich Filistyni. A jeśli tak zrobili, straciliśmy je, i na tym koniec. – Filistyni zabierają nam wszystko, co tylko wpadnie im w ręce – mruknął sfrustrowany Jonatan, pocierając twarz dłońmi. – Nie przyszłam tu rozmawiać o Filistynach ani osłach – oznajmiła Achinoam. – Bóg wie, gdzie się podziały. Jeśli taka będzie wola Pana, pozwoli twojemu ojcu je odnaleźć. Bardziej troszczę się o syna niż o juczne zwierzęta. – Wstała i ścisnęła dłoń Jonatana. – Przyszłam tu, aby ci powiedzieć, że jestem z ciebie bardzo dumna. Jesteś odważny. Chciałabym tylko, żebyś dożył wieku,
w którym będziesz już rozsądny. – Nachyliła się i przykryła chleb płótnem. – Jeśli nasz naród tak postanowi, będziemy mieli wkrótce króla, tak jak wszystkie otaczające nas narody. A cóż innego robi król, jak nie powołuje synów do żołnierskiej służby, każąc im biec przed swoim rydwanem? Pewnego dnia twoje siostry mogą stać się kucharkami albo piec chleb czy przyrządzać wonności w jednym z pałaców Judy. Judejczycy uważają, że to jeden z nich powinien być królem, nie Beniaminita. Król będzie odbierał to, co najlepsze z naszych plonów i trzód, i dawał swojemu dworowi. Będzie domagał się udziału we wszystkim, co mamy. Tak powiedział prorok Samuel twojemu dziadkowi i innym, którzy poszli do Rama prosić o króla. Słowa Samuela to słowa prawdy. Wystarczy, że rozejrzysz się wokół, a zobaczysz… – Jesteśmy na łasce Filistynów, mamo.
Czy wolałabyś, żebyśmy siedzieli bezczynnie? – Mój ojciec, Achimaas, był wielkim człowiekiem. I mówił, że musimy pokładać ufność w Panu. Bóg jest naszym królem – odpowiedziała matka. – Bóg nas opuścił. – Ludzie, którzy tak mówią, nie mają wiary. A bez wiary nie mamy i nadziei. – Matka Jonatana uniosła ręce w geście frustracji. – Wiem, jestem tylko kobietą. Cóż mogę wiedzieć? Wiem jednak na pewno, że jesteś moim synem – kontynuowała, zadzierając głowę i spoglądając płomiennym wzrokiem. – Jesteś wnukiem Achimaasa. Słuchaj nie moich, a jego słów. Jeśli człowiek chce kroczyć Bożą ścieżką, musi mieć za towarzyszy ludzi wiernych Bogu. Samuel jest namaszczonym przez Pana prorokiem i głosi Słowo Boże. Słuchaj uważnie, co mówi Samuel.
– Nie byłem w Rama – zauważył Jonatan. Skąd właściwie jego matka mogła wiedzieć tak wiele o tym, co było wówczas mówione? – Szkoda, że nie byłeś – odpowiedziała. – Na własne uszy usłyszałbyś słowa proroka i nie musiałbyś słuchać ich z ust matki, która powtarza jedynie to, co podsłuchała. – Achinoam westchnęła. – Przyszłam powiedzieć ci, że wkrótce mogą nastąpić poważne zmiany. Módl się, pracując w polu. Pytaj Pana, czego od ciebie żąda. Czegóż mógł żądać od Jonatana Bóg, jak nie tego, żeby walczył przeciw Filistynom, by wygnać czcicieli bożków z zamieszkiwanej przez Izraelitów ziemi? Matka przyjrzała się uważnie synowi. Jej oczy zwilgotniały. Pokręciła powoli głową, a potem wstała i odeszła. Minął dzień, potem drugi. Saul i Jechiel nie wracali. Achinoam nie komentowała
tego. Przy stole Kisza zebrali się mężczyźni, którzy wspólnie narzekali na Filistynów, a także na skorumpowanych synów Samuela, obecnie sprawujących sądy nad Izraelem. Jonatan siedział z młodszymi braćmi – Malkiszuą, Abinadabem oraz Iszbaalem – i jadł w milczeniu, obawiając się o los ojca. – Samuel nie był zadowolony, kiedy rozmawialiśmy z nim w Rama – odezwał się kuzyn Saula, Abner, odkrawając sobie porcję pieczonego koźlęcia. – Nie spodobała mu się nasza prośba o króla. – Niedługo już będzie żył na tym świecie – skomentował Kisz, maczając chleb w misce soczewicy. – Potrzebny nam władca, jeszcze zanim Samuel całkiem straci siły i umrze. Ale w całym kraju nie ma takich mężów jak on. – To prawda. Jego synowie są podłymi ludźmi.
– Sprawują swoje sądy w Beer-Szebie i przyjmują podarunki, jak pogańscy królowie! – Przysłużyli nam się – przypomniał jeden ze stryjów Jonatana, sięgając po kiść winogron. – Tylko dlatego, że przekupiliśmy ich cenniejszymi podarkami niż ci, którzy się na nas poskarżyli! – skwitował z gorzkim śmiechem Kisz. – Joel i Abiasz nie są godni zaufania. To chciwi mężczyźni, którzy wydają wyroki korzystne dla tego, kto da im upatrzony podarunek. – Co dzień upatrują sobie inne korzyści – dodał ktoś. – Jak to możliwe, że taki mąż jak Samuel ma synów, którzy postępują w podobny sposób? – Ale przekonałeś Samuela, prawda, Kiszu? – upewnił się brat dziadka Jonatana. – Powiedział, że będziemy mieli króla.
– Pozostaje pytanie, kiedy – odparł Kisz, nalewając wina. – I kto to będzie. Czy Judejczyk? Wedle proroctwa Jakuba, tak ma być. – Nie ma żadnego Judejczyka, który byłby godzien panować nad nami! – A może ty, Kiszu? Jesteś bogaty… Bracia i synowie Kisza natychmiast podchwycili propozycję, pragnąc, aby królem został Beniaminita. – Jesteś przywódcą Izraela. Największym pośród wszystkich pokoleń! – wołali jeden przez drugiego. – Masz wpływy! Pozostałe pokolenia narzekają na to, ale tak naprawdę ich starsi chcą, żeby to nasz ród panował… – Wiem, że spoglądają na nas – odparł Kisz, patrząc płomiennym spojrzeniem. – Ale ja jestem starym człowiekiem. Potrzebny ktoś młodszy i silniejszy ode mnie. Mężczyzna tak potężny, żeby robił wrażenie na członkach pozostałych
plemion. Muszą zgodzić się stać za nim. Jonatan nadstawił uszu. Nie było mężczyzny wyższego ani mającego bardziej królewski wygląd niż jego ojciec Saul. – Dwanaście pokoleń musi zostać zjednoczone – mówili zebrani. – Potrzebny nam król podobny do tych, jakich mają inne narody. Dzielny wojownik, który będzie za nas walczył. Jonatanowi przypomniało się, co jego matka mówiła o Achimaasie. Achimaas zginął z rąk Filistynów, Jonatan prawie go nie pamiętał. W każdym razie nie był podobny do Kisza. Kisz był gniewnym mężczyzną o donośnym głosie; zawsze opowiadał o swoich planach wojennych. Achimaas nauczył natomiast Jonatana powiedzenia: „Ufaj Panu i Jego potędze”. Kisz wierzył, że Bóg pomaga tym, którzy sami sobie pomagają, i przewodził zebranym w izbie mężczyznom. Każdy
z nich był zdania, że Pan pozostawił Izraelitów samym sobie – że sami musieli się bronić. A skoro tak, aby przeciwstawić się Filistynom, musieli przyjąć sposób działania sąsiednich narodów. Każdy z nich miał króla i dużą armię. Niektórzy z zebranych byli nawet zdania, że bogowie filistyńscy są potężniejsi niż Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba. Gdyby było inaczej, Izraelici nie byliby zapewne tak nękani przez Filistynów?… – Samuel powiedział, że Bóg da nam, czego chcemy – zapewnił Kisz, odłamując kęs chleba. Wszyscy wiedzieli, kogo ma na myśli. Nie była to zresztą ich pierwsza rozmowa na ten temat. Saul przewyższał o głowę każdego z mężczyzn w Gibea. Był przystojny – Beniaminici słynęli zresztą z urody. Pochodzili od pięknej, ulubionej żony najmłodszego z synów Jakuba, Racheli. Zarówno mężczyźni, jak kobiety
spoglądali z podziwem na Saula, kiedy przychodził wziąć udział w którymś z religijnych świąt – choć robił to rzadko. Wolał orać, siać i żąć zboże niż uczestniczyć w praktykach religijnych, mimo że trzy razy do roku miał obowiązek to robić. Wyglądał jak król – nawet jeśli nie miał królewskich ambicji. Jonatan wiedział jednak, że nie ma znaczenia, czego chciałby Kisz. To Bóg powie Samuelowi, kogo ma wybrać. Jonatan kochał i szanował ojca, ale nie wyobrażał go sobie w roli króla. Jeśli nie on, to kto? – zastanawiał się. Abner? Był zdolnym przywódcą, surowym i nie znoszącym sprzeciwu. A może jego brat, Amasa? Obaj byli odważnymi i silnymi mężczyznami, zawsze rozmawiali o tym, jak wypędziliby Filistynów, jeśli tylko Bóg dałby Izraelitom króla, który połączyłby pod swoim panowaniem wszystkie pokolenia.
Jednak czy naprawdę potrafili dowodzić, czy tylko mówić? Jonatan rozejrzał się pomiędzy krewnymi. Każdy z nich pragnął, aby Izraelici mieli króla, niezależnie od woli i opinii Samuela. Gdyby Saul jednak został królem, w życiu Jonatana zaszłyby wielkie zmiany. Zdał sobie sprawę, że stałby się następcą tronu. Ta myśl napawała go lękiem. Przypomniał sobie słowa matki: „Ufaj Panu. To On jest naszym królem”. Nie dawały mu one spokoju. Jeśli matka się nie myliła, dlaczego Pan nie niszczył nieprzyjaciół Izraela? Czemu pozwalał, aby Jego naród tak nieznośnie nękali Filistyni? Jeśli wciąż zależało Mu na Izraelitach, dlaczego nie wybawiał ich z opresji? Posłał im kiedyś Mojżesza i innych. Wydawało się, jak gdyby od czasu do czasu Pan stawał się czuły na potrzeby Izraelitów i posyłał im
wybawiciela. Ostatnio od wielu lat nie pojawiał się nikt nowy. Słowa Boga docierały do Izraelitów jedynie za pośrednictwem Samuela, który nie pochwalał ich żądań. Cóż zatem pozostawało wszystkim, jak nie postępowanie podług własnych osądów? Nikt nie ufał synom Samuela. Nie byli ani tak mądrzy, ani tak sprawiedliwi jak ich ojciec. Jonatan tylko raz słyszał, jak Samuel przemawia. Pamiętał, że z bijącym sercem słuchał słów proroka, który przypominał ludowi o tym, jak jego przodkowie byli niewolnikami w Egipcie, i jak następnie Bóg posłał im Mojżesza, aby wywiódł ich z niewoli. Bóg zesłał na Egipcjan plagi, żeby uwolnić Izraelitów spod panowania faraona. Dostarczał im wody na pustyni i zrzucał im z nieba mannę. Rozdzielił wody Morza Czerwonego, aby Izraelici mogli przez nie
przejść, a następnie złączył je z powrotem, zatapiając egipską armię. Dawał ludowi wszystko, czego ten potrzebował. Izraelici wędrowali wiele lat po gorącej pustyni, a jednak nigdy nie brakowało im wody ani pożywienia. Ich buty i ubrania nie niszczyły się. Kiedy wymarło pokolenie tych, którzy nie ufali Bogu, ich potomkowie przeszli przez rzekę Jordan i objęli w posiadanie ziemię obiecaną przez Boga. Kanaan – ziemię mlekiem i miodem płynącą. Samuel mówił także, że Pan, Bóg Izraela, wygnał przed jego przyjściem dużą część Kananejczyków, rozkazując swojemu ludowi wypędzić resztę. Pan sprawdzał, czy Izraelici będą z niezachwianą determinacją wypełniać Jego polecenia. Wypełniali je, dopóki żył Jozue, potem Kaleb, wreszcie Otniel. W końcu jednak ludzie zmęczyli się ciągłymi wojnami i przestali starać się
o to, aby oczyścić kraj ze wszystkich innowierców. Przecież robili to długo. Myśleli, że jeśli pozostanie niewielka liczba nieprzyjaciół Izraela, kryjących się w górach i grotach, nic złego się nie stanie. Wątpili, by Bóg oczekiwał od Swojego narodu jeszcze więcej wysiłku. Polowanie na niedobitki wrogów byłoby bardzo mozolne. Izraelici woleli pozostawić ich w spokoju i cieszyć się plonami, stadami i owocami. Smakować mleka i miodu! Lecz resztki nieprzyjaciół okazały się podobne do chwastów – szybko urosły w siłę i rozprzestrzeniły się. I tak, z biegiem czasu, doszło do sytuacji, w której w pobliżu miejsca, gdzie znajdował się Jonatan, stacjonowała filistyńska załoga. Pochodzący znad morza naród Filistynów był potężny, dobrze uzbrojony i postępował arogancko. Co rok przemieszczał się dalej
w głąb lądu. Nikt spośród Izraelitów nie próbował przepędzić Filistynów, nikt nie ośmielał się spróbować. Szczególnie ostatnio, kiedy pośród całego narodu nie było ani jednego kowala, który mógłby wykuć broń. Poza tym, jak dwanaście różnych plemion, kierowanych przez niezliczonych lokalnych przywódców, mogłoby zjednoczyć się w walce przeciw zorganizowanym siłom, dowodzonym przez pojedynczego króla? – Potrzebny nam król, taki, jakiego mają oni! – Ktoś znów wygłosił powtarzaną przez tak wielu opinię. – Bez króla, który by nas zjednoczył, pozostajemy bezbronni. – Kiedy zjednoczy nas król, nie będziemy już mu-sieli żyć w strachu – dodał ktoś inny. – Martwić się co dnia, czy filistyńscy łupieżcy nie odbiorą nam plonów i zwierząt. Zwierząt… – pomyślał z nagłym
niepokojem Jonatan, uświadamiając sobie kolejny raz, że jego ojciec wciąż nie wrócił. Ile czasu można szukać stadka osłów?… Panie, proszę Cię, żeby mój ojciec bezpiecznie wrócił do domu – pomodlił się. Czy Bóg wysłuchuje jeszcze naszych modlitw? – zastanawiał się. Czy może nas opuścił, jak mówią niektórzy z moich krewnych? Czy oczekuje od nas, żebyśmy teraz polegali na własnych siłach i przebiegłości? Samuel mówił, że jeśli Izraelici zwrócą się z powrotem ku Panu, Bóg wybawi ich od ich wrogów. Ale Jonatan nie rozumiał słów proroka. W jaki sposób odwróciłem się od Pana? – zastanawiał się. Filistyni wdzierali się coraz głębiej na terytorium Izraelitów, odbierając je po kawałku, uderzając wszędzie tam, gdzie Izraelici byli słabi, budując swoje warownie. I Pan
wcale ich nie powstrzymywał. Nie interweniował, Jego potężna ręka nie uderzała. A przecież Jonatan znał historię i wiedział, że dawniej Bóg zesłał na Egipt dziesięć plag. Zesłanie jeszcze jednej czy dwóch na Filistynów nie byłoby dla Niego szczególnym wysiłkiem! Dlaczegóż tego nie robił? Matka powtarzała Jonatanowi słowa swojego ojca, Achimaasa: „Każda próba, jaka nas spotyka, spowoduje albo umocnienie się, albo osłabienie naszej wiary”. Liczba oraz siła Filistynów co rok rosły. Ubierali się w szaty o pięknych barwach, mieli zbroje, i gęste włosy, w których wyglądali niczym w ozdobnie wykonanych koronach. Chodzili z podniesionymi głowami, uzbrojeni i gotowi do zabijania. Byli skorzy do kpin i do religijnego ferworu przed obliczami swoich bożków. Przedstawiali sobą
interesujący widok… Czy ich bogowie istnieli? Jeśli nie, skąd byliby tak pewni siebie i do tego stopnia pełni pogardy dla innych? Filistyni byli zdobywcami, bogacili się, uciskając innych. Odbierali Izraelowi jego własność – a Pan pozostawał milczący. – Pan przemówił do Samuela i oznajmił mu, że król zostanie wybrany – powiedział Kisz, odstawiając czarkę z winem. – To znaczy, że albo zgadza się, że król jest nam potrzebny, albo nie chce już dłużej nami władać. Czy dziadek ma na myśli Boga, czy Samuela? – zastanawiał się Jonatan. Znowu przeszedł go zimny dreszcz. Czy jego ojciec albo ktokolwiek inny spośród Izraelitów mógł być w stanie naprawdę zapanować nad całym narodem? Kiedy odbywały się zebrania starszych, zawsze się sprzeczali. Może i wierzyli w Boga, ale nie ufali sobie nawzajem.
Myśli Jonatana biegły coraz dalej. Jak to było, żyć pod osłoną Boga? – zastanawiał się. Za dnia widać było obłok, zaś w nocy – słup ognia… Jak smakowała manna? Jak czuli się ludzie, kiedy widzieli, że ze skały wytryskuje nagle woda? Jonatan często tęsknił za minionymi czasami, których nigdy nie doświadczył. Czuł się jak gdyby pozbawiony czegoś ważnego, tęsknił za żywą wiarą. Marzył niegdyś o studiowaniu Prawa, być może nawet w Najot, gdzie mieszkał Samuel. Do Samuela przemawiał Pan. Samuel na pewno zna odpowiedzi na nachodzące mnie wciąż pytania – myślał Jonatan. Co to znaczy ufać Bogu i być Mu posłusznym? Co powinienem robić, żeby ucieszyć Pana? Składanie ofiar najwyraźniej Mu nie wystarczało – pozostawał daleki, milczący. Czy wysłuchiwał kogokolwiek poza Samuelem?
Samuel był wielkim człowiekiem, uczciwym, sprawiedliwym sędzią. Jednak jego postać bladła w porównaniu ze znaną Jonatanowi z opowieści postacią Mojżesza. To on przyniósł Izraelitom Prawo, schodząc z góry Synaj. Podobnie wielką postacią był Jozue, który zdobył cały kraj. To były czasy! – myślał Jonatan. Bóg naprawdę władał wtedy Izraelem jak król! Szedł na czele narodu, prowadząc go do bitwy, i stawał za nim, jako jego tylna straż. Zrzucał z nieba wielki grad! Któż mógł przeciwstawić się tak potężnemu Bogu? Przemienił niewolników w wolnych ludzi, przerażone owce w armię lwów. A teraz – gdzie jest armia Izraela? Potężni wojownicy, którzy niegdyś zdobyli przyobiecaną im ziemię, znowu wydali potomków w postaci przerażonych owiec, które beczały tylko nad kiepskimi zbiorami i wysychającymi studniami,
żyjąc w ciągłym strachu przed filistyńskimi wilkami. A jeśli Kisz dopnie swego i jeszcze za jego życia Saul zostanie ukoronowany na króla Izraela? Ta myśl naprawdę przerażała Jonatana. Jego ojciec był rolnikiem, nie wojownikiem. Być może już nie żył… Odnalezienie osłów nie powinno zająć mu aż tyle czasu…! – Mój ojciec zbyt długo nie wraca – odezwał się Jonatan. – Czy mogę iść i poszukać go? Abner zmarszczył brwi. – Saula rzeczywiście długo nie ma… – przyznał. Kisz zastanowił się chwilę. – Jeszcze za wcześnie, żeby się niepokoić – zdecydował, machając ręką. – Dziadku, nie ma go całe dwa dni. – Pewnie jeden dzień zajęło mu odnalezienie osłów, a drugi – dąsanie się, więc potrzebuje jeszcze trzeciego dnia na
powrót – odparł ze śmiechem Kisz. – Jeżeli pojutrze nadal go nie będzie, wtedy będę się martwił. – Jeśli mi pozwolisz, pójdę i poszukam go jutro – zaproponował Jonatan. – Być może stało się coś złego. – Chłopak myśli, że zabije przy okazji paru Filistynów – skomentował ktoś z pobłażaniem. Mam już trzynaście lat i jestem mężczyzną! – pomyślał Jonatan. Ile jeszcze czasu minie, zanim zaczną traktować mnie jak mężczyznę? – Siedź cicho – skarcił swojego kuzyna Kisz. – Czyż możemy lekceważyć miłość syna do ojca? – Popatrzył z dumą na Jonatana. – Twój ojciec długo nie wraca, bo jest rozzłoszczony – powiedział jednak po chwili, kręcąc głową. – Za parę dni będzie w domu. Jonatan chciałby być tego pewien.
Uszu Jonatana dobiegł czyjś pełen podniecenia krzyk. To jeden z pasterzy nadbiegał polem, wołając: – Osły stoją przy studni! W takim razie ojcu musiało stać się coś złego! – pomyślał Jonatan, ruszając biegiem w stronę domu. – Dziadku! – zawołał. Kisz wyszedł na dwór. Jonatan powiedział mu o osłach. – Czy widziałeś mojego syna? – zawołał Kisz do pasterza. – Nie, panie. Nie widziałem nawet śladu Saula. – Pozwól mi iść i poszukać ojca! – poprosił Jonatan, przerażony myślą, że być może jest już za późno. Kisz skrzyknął kilku mężczyzn, którzy zaraz się zbiegli. – Ja muszę pójść! – nalegał Jonatan. – Abner to zrobi – zdecydował Kisz. – Pozwól mi iść razem z nim.
Dziadek złapał Jonatana za ramię. – Dobrze – zgodził się. – Ale nie szukaj kłopotów. Jonatan i Abner wyruszyli w drogę i posuwali się szybko naprzód, wypytując o Saula i Jechiela. Widziano ich, każdy jednak mówił, że poszli dalej. Jonatan i Abner minęli więc górę Efraima, krainę Szaalim, doszli wreszcie do ziemi Suf. – Tu mieszka Widzący… – odezwał się w pewnej chwili Abner, nieco zdumiony. Widzącym nazywano Samuela. Czyżby ojciec przeszedł aż tak daleką drogę i spytał o los osłów Samuela? – dziwił się Jonatan. Podekscytowani, weszli z Abnerem do miasta Najot. – Jestem pewien, że tutaj dowiemy się, co się stało z Saulem – powiedział Abner. Rzeczywiście, w mieście rozprawiano jeszcze o wizycie Saula i jego sługi. – Samuel zaprosił Saula, aby z nim jadł,
i kazał mu podać najlepszą porcję baranka – powiedziano im. Najlepszą porcję? – dziwili się Abner i Jonatan. Cóż to mogło znaczyć? – Dlaczego? – spytał Abner. – Nie wiemy, ale zdaje się, że Samuel spodziewał się wizyty Saula. – Gdzie jest teraz mój ojciec? – spytał Jonatan, rozglądając się. – Odszedł. – A gdzie jest Samuel? – wypytywał Abner. – Czy możemy z nim mówić? – Samuel także odszedł. – Czy odeszli razem? Jeden ze starszych miasta wzruszył tylko ramionami. – Nie – odpowiedział inny. – Saul skierował się do Betel. – Chodźmy – zdecydował Abner, łapiąc Jonatana za rękę. – Musimy się pospieszyć! – Co mogło się stać?
– Dowiemy się, kiedy odnajdziemy twojego ojca. W Betel nie było jednak Saula ani Jechiela. Widziano ich w mieście, weszli do niego z trzema innymi mężczyznami, którzy podarowali im chleb. Później Saul i jego sługa udali się z powrotem w stronę Gibea. – Może ojciec dowiedział się, że osły się odnalazły? – wysunął przypuszczenie Jonatan. – A może dowiedział się czegoś innego! – skomentował z niezrozumiałym dla niego śmiechem Abner. Wkrótce napotkali następnych ludzi, którzy widzieli Saula, i z przejęciem opowiadali, co się z nim działo: – Twój ojciec dołączył do gromady proroków zstępujących z wyżyny, w Gibea! – mówili do Jonatana. – On także prorokował, wraz z nimi. Mój ojciec stał się prorokiem? –
zdumiewał się Jonatan. Jak to możliwe? Zbliżyło się kilku mężczyzn, których zaciekawiła tocząca się rozmowa. – Co się stało z synem Kisza? – spytał ktoś. – Prorokował! – Czy i Saul między prorokami? – Gdzie jest mój ojciec? – pytał tymczasem Jonatan, stojąc w ciżbie. – Udał się na wyżynę! Jonatan i Abner poszli więc na wyżynę, ale i tam nie znaleźli Saula ani Jechiela. – Jak dawno odeszli? – spytał Abner. – Jeszcze niedawno tu byli. Abner z Jonatanem ruszyli więc biegiem, żeby dogonić poszukiwanych. W końcu Jonatan dostrzegł wysokiego mężczyznę w towarzystwie drugiego, niższego; znajdowali się w oddali na wzgórzu. – Ojcze! – zawołał Jonatan, przyspieszając kroku. Abner biegł tuż za
nim. Saul odwrócił się i przystanął. Po chwili uścisnął Jonatana. Poklepał syna po plecach i uśmiechnął się. – Martwiliśmy się o ciebie! – wysapał Jonatan. – Wyszliśmy, żeby was poszukać. – Ojciec dziwnie pachniał. Czymś słodkawym… To olej; włosy miał posklejane od oleju. Saul przywitał się z Abnerem. – Gdzie chodziliście? – spytał Abner. – Aby poszukać oślic – odparł Saul. – Jadłeś z Samuelem – oznajmił Abner, robiąc krok naprzód. Saul rozłożył ręce i ruszył w stronę domu. – Widząc, że ich nie ma, udaliśmy się do Samuela – wyjaśnił. – Jechiel miał ze sobą trochę pieniędzy, na podarunek. – Samuel wziął podarunek? – spytał ze zdziwieniem Abner. – Nie wziął – wyjaśnił szybko Jechiel.
– Opowiedz mi, co się stało. – Samuel kazał mi udać się na wyżynę – odparł Saul, patrząc Abnerowi prosto w oczy. Jonatan zwrócił uwagę, że jego ojciec zachowuje się nieco inaczej niż dotąd. Musiało stać się coś bardzo ważnego, jednak ojciec nie miał ochoty o tym opowiadać. – Opowiedz mi, proszę, to, co mówił wam Samuel – nalegał Abner, kładąc dłoń na ramieniu Saula. – Zapewnił nas, że osły zostały odnalezione – uciął Saul, odsuwając się. – Zostały, prawda? – upewnił się, przeszywając kuzyna spojrzeniem. – Tak. Saul ruszył do Gibea, nie mówiąc ani słowa więcej. – Jechiel! – zawołał Abner, sfrustrowany. Zbliżył się do sługi i zaczął mówić coś do niego po cichu, ale ten
rozłożył tylko ręce i wzruszył ramionami. – Jechiel nic nie wie! – oznajmił Saul, parskając śmiechem. Jonatan dogonił ojca i szedł obok niego. – Ojcze, czy stało się coś ważnego? – spytał. Saul zacisnął tylko usta. – Wyczułem zapach oleju do namaszczania… – szepnął z bijącym mocno sercem Jonatan. Saul odwrócił się ku niemu raptownie i zaczerwienił się. – Nie mów o tym nikomu – polecił. – Rozumiesz? – Rozumiem. Jonatan nie odzywał się więcej. Obawiał się, że modlitwy Kisza zostały wysłuchane. Saul nie chciał opowiadać o swoim spotkaniu z Samuelem. Powrócił do pracy i orał, podczas gdy Kisz i inni dyskutowali
o tym, co mogło się stać. Jonatan był przy ojcu, pomagał mu w pracy, czekając, że ten powie mu, co zaszło w Najot. Ojciec nie odzywał się jednak, tylko pracował w milczeniu, wyraźnie zdenerwowany, a jednocześnie zamyślony. Jonatan nie chciał wypytywać go natarczywie jak inni. Porozmawiał o wszystkim z matką. – Oczywiście, że stało się coś ważnego – szepnęła. – Boję się myśleć, co. Trzymaj się blisko ojca i rób wszystko, cokolwiek ci powie. Kiedy będzie gotów, pewnie tobie pierwszemu wyjawi swoją tajemnicę. Myślę, że w nadchodzącym czasie będzie cię potrzebował. – Czy powiedział ci cokolwiek? – Nie. Ale czasem milczenie mężczyzny mówi więcej niż jego słowa. W pewnej chwili na pole wyszedł Kisz. – Przekaż orkę sługom, mój synu – odezwał się do Saula. – Jesteś zbyt ważnym człowiekiem, żeby wykonywać
taką pracę. – Jestem tylko rolnikiem, nikim więcej! – zaprzeczył głośno Saul. – Tak, obaj jesteśmy rolnikami. Jednak być może ty zostałeś powołany do czegoś większego. – Nie jestem w stanie żyć według twoich marzeń, ojcze. – Mamy udać się do Mispa – powiadomił Kisz. – Jak to: „mamy”? – Samuel zwołuje cały lud do Mispa. – Po co? – spytał Saul, blednąc. – A ty – jak myślisz? – odpowiedział pytaniem na pytanie Kisz. – Chce nam oznajmić, kogo Bóg wybrał na króla Izraela. – Na pewno kogoś z pokolenia Judy – mruknął Saul, ruszając z pługiem dalej. – Judy? – Kisz parsknął śmiechem. – Odkąd zmarli Kaleb i Otniel, w pokoleniu Judy nie ma powszechnie poważanych
mężów. „Z pokolenia Judy”… Też coś! – Tak mówi proroctwo – przypomniał Saul, nie podnosząc głowy. – Jakub zapowiedział… – I myślisz, że to daje pokoleniu Judy prawo do sprawowania władzy nad nami? – przerwał Kisz. – To było wieki temu! – W takim razie ty udaj się do Mispa! – krzyknął Saul. – Jesteś głową naszego pokolenia. Może będziemy mieli szczęście i zostaniesz królem! Ja nie idę. – Mamy się tam udać wszyscy! – zawołał Kisz, czerwieniejąc. – Samuel zwołał cały lud! Nie rozumiesz? – Pokręcił głową, widząc, że Saul szarpie za lejce i popycha z całej siły pług. – Jutro wyruszamy! – zawołał za nim Kisz. – O świcie! – dodał, spojrzawszy na Jonatana, i poszedł. Jonatan wezwał sługę i powierzył jego opiece swoje woły, a sam ruszył do ojca. Saul zatrzymał się na końcu pola
i przesunął po twarzy drżącą dłonią, słychać było, że modli się ze złością. Jonatan przystanął i czekał. – Co się stało? – spytał w końcu. – Nic złego! – odparł z gorzkim śmiechem Saul. – Poza tym, że wszyscy planują, jak potoczy się dalej moje życie! – Spojrzał na Jonatana, ogromnie poruszony, i dodał: – Mężczyzna powinien mieć możliwość powiedzieć „tak” albo „nie”, prawda? Jonatan nie wiedział, co odpowiedzieć. Saul pokręcił głową i popatrzył na świeżo zaorane pole. – On musi się mylić. O kim mówi ojciec? – zastanawiał się Jonatan. O Kiszu? Czy o kimś innym? – Cokolwiek się stanie, tato, będę stał przy tobie. – Nie będziesz miał wyboru – odpowiedział z głębokim westchnieniem Saul. Oddał Jonatanowi lejce i kij do
poganiania wołów. Sam odszedł powoli w stronę Gibea, zgarbiony. Cały lud zebrał się w Mispa. Jeszcze nigdy w życiu Jonatan nie widział tylu ludzi! Postawiono mnogie tysiące namiotów. Ciżba tłoczyła się jak najbliżej, rozlegał się potężny pomruk, niczym z nagromadzonych chmur burzowych. Zastępy Izraelitów były gotowe wychwalać króla wybranego przez Boga. Kiedy pokazał się Samuel, cały zgromadzony tłum umilkł – mężczyźni, kobiety i dzieci. Słychać było tylko płacz kilkorga niemowląt, ale i te zostały szybko uciszone. – To mówi Pan, Bóg Izraela! – odezwał się donośnie Samuel, wznosząc ręce. Serce Jonatana zaczęło bić bardzo mocno. – „Wyprowadziłem Izraelitów z Egiptu i wyzwoliłem was z ręki Egiptu i z ręki wszystkich królestw, które was
ciemiężyły. Lecz wy teraz odrzuciliście Boga waszego, który uwolnił was od wszystkich nieszczęść i ucisków, i rzekliście Mu: ‘Ustanów króla nad nami’. Ustawcie się więc przed Panem według pokoleń i według rodów”. Samuel patrzył na przechodzące koło niego izraelskie klany. Najpierw na Lewitów, potem Rubenitów, Symeonitów, synów Judy, Danitów i Neftalitów… Słychać było szuranie sandałów i bosych stóp; nic więcej, jako że nikt nie śmiał się odezwać w obliczu proroka, który patrzył i czekał na Pana, aż powie mu, kto ma być królem. Minęli Samuela także Gadyci i Aseryci, Issacharyci i Zabulonici. Później pochodzący od Józefa Efraimici oraz Manassyci. Pozostali jeszcze tylko Beniaminici. Jonatan czuł skurcz w żołądku, a jego serce tłukło się coraz głośniej, w miarę jak zbliżali się do Samuela. Saul gdzieś się
podział – Jonatan nigdzie nie mógł go dostrzec. Czuł panujące wokół podniecenie. Kisz kroczył naprzód z podniesioną głową i roziskrzonym spojrzeniem, zaróżowiony z podniecenia. Czy zdawał sobie sprawę, że jego syna nie ma w pobliżu? – Beniaminici! – zawołał Samuel. Jonatan poczuł się, jakby serce skoczyło mu nagle do gardła. Rozległ się szum ściszonych głosów, jak woda spływająca po skale. – Wystąpcie według swoich rodów – nakazał Samuel Beniaminitom. Mężczyźni z pokolenia Beniamina wykonali jego polecenie. Wtedy Kisz rozejrzał się, złapał Jonatana za ramię i spytał: – Gdzie jest twój ojciec? – Nie wiem! – Ród Matriego! – zawołał znowu Samuel. To był ich ród… Kisz rozejrzał się
znowu, z widocznym przerażeniem. – Kisz, Pan wybrał na króla Izraela twojego syna, Saula! Beniaminici zaczęli wydawać radosne okrzyki i podskakiwać. – Saul! – Kisz odwracał głowę to tu, to tam, i wołał: – Saul! Robiło się coraz głośniej – jedni krzyczeli, ogarnięci poczuciem triumfu, inni zaczęli wyrażać swoje wątpliwości. Jonatan rozglądał się wszędzie. Och, ojcze… Ojcze!… Gdzie on mógł się podziać?! – myślał. Kisz nachmurzył się. Złapał jednego ze swoich synów, skinął na pozostałych i zawołał: – Znajdźcie swojego brata! Już, szybko! Zanim okrzyki radości zmienią się w szyderstwa! – Czy ten człowiek tu przybył? – spytał ktoś. – Tak – odparł z ponurą miną Samuel. –
Ukrył się w taborze. Jonatan pobladł, a później poczerwieniał ze wstydu. Skulił się i ruszył biegiem w stronę taboru, wymijając stojących mężczyzn. – Ukrył się? I taki człowiek ma nas obronić?! – zaczynali wołać niektórzy. – Cóż z niego będzie za przywódca? Jonatan biegł jak najszybciej, aby odnaleźć ojca i uciec od pogardliwych słów, jakie słyszał. Mój ojciec nie mógł się ukryć, przecież nie jest tchórzem! – myślał. Odnalazł Saula skulonego pomiędzy tobołkami. Siedział zgarbiony, ze zwieszoną głową, kryjąc twarz w dłoniach. – Ojcze, jesteś królem! Pan wybrał cię na króla! Saul jęknął żałośnie. – Powiedz Samuelowi, że to pomyłka – odpowiedział. – Ale to Bóg powiedział Samuelowi, że
ty będziesz królem – przekonywał Jonatan. – Bóg się nie myli. – Jonatan przykucnął obok ojca. – Musisz tam pójść. – Powstrzymywał łzy, czując się coraz bardziej upokorzony. A jeśli inni zobaczą jego ojca w takiej sytuacji? Byłoby to nie do zniesienia. – Pan ci pomoże – kontynuował. – Z pewnością nie opuści króla, którego sam wybrał, nawet jeśli opuścił resztę z nas. Saul uniósł głowę i wyciągnął rękę, a Jonatan ujął ją i pomógł ojcu wstać. – Tam jest! – zawołał ktoś z daleka. Saul zadrżał. Nadbiegli mężczyźni, którzy otoczyli Saula i Jonatana. Saul ukrył swój strach i wyprostował się. Przewyższał wszystkich o głowę. Był przystojny i mocno zbudowany; naprawdę wyglądał pośród pozostałych jak król. Ruszyli, popychając go niczym rzeka niosąca liść, aż znalazł się przed obliczem Samuela.
– Oto człowiek, którego Pan wybrał na waszego króla! – oznajmił Samuel, wyciągając rękę. – W całym Izraelu nikt mu nie dorówna! Jonatan zauważył, że mężczyźni z pokolenia Judy parskali pogardliwie i szeptali między sobą nieprzyjaźnie. Na szczęście ogromna większość Izraelitów zakrzyknęła: – Niech żyje król! – Posłuchajcie Słowa Bożego! – zaczął Samuel. Saul stanął przy nim, naprzeciw ludu. Wtedy Samuel rozwinął zwój i zaczął czytać. Niektórzy słuchali uważnie, stojąc nieruchomo, inni wiercili się. Niektórzy komentowali szeptem. Samuel spoglądał na zgromadzonych ludzi. – Pan zapowiedział, że nadejdzie dzień, kiedy poprosimy o króla. Oznajmił, że ma nim być Izraelita – nie może być to nikt obcy. – Prorok popatrzył na Saula i mówił
do niego: – Król nie może budować sobie dużych stajni dla koni ani posyłać do Egiptu, aby kupiono tam dla niego konie, ponieważ Pan powiedział, że nie wolno wracać do Egiptu. Król nie może brać sobie licznych żon, w przeciwnym wypadku odwrócą jego serce od Pana. I nie wolno mu gromadzić dla siebie dużych ilości srebra ani złota. Samuel wziął następnie mniejszy zwój i położył go na ołtarzu, który zbudował z kamieni. Podał Saulowi Torę. – Saulu, synu Kisza, syna Abiela, syna Serora, syna Bekorata, syna Afijacha, syna Beniamina, musisz przepisać dla siebie Prawo Boże, w obecności kapłanów. Musisz zawsze mieć ze sobą ten zwój i czytać go co dzień, aż do śmierci. W ten sposób nauczysz się bojaźni Bożej, którą będziesz wyrażał poprzez przestrzeganie wszystkich poleceń. Codzienne czytanie ustrzeże cię od dumy i wywyższania się
ponad innych, a także od odwrócenia się choćby w najmniejszym stopniu od tych przepisów. Zapewni również tobie i twoim potomkom panowanie nad Izraelem przez wiele pokoleń. Saul wziął zwój i trzymał go przy boku, jak miecz. Samuel skierował nowego króla twarzą do ludu. Saul zacisnął zęby, widząc mnogie tysiące Izraelitów, patrzące prosto na niego. Obserwował ich w milczeniu. Teraz Jonatan spoglądał na ojca z dumą. Nikt nie mógł powiedzieć, że pożądał on władzy królewskiej. Saul zachowywał się w obliczu jej otrzymania niczym człowiek, na którego wydano właśnie wyrok śmierci. A mimo to nikt w Izraelu nie wyglądał na króla bardziej niż Saul, syn Kisza. Proszę Cię, Panie, pomóż mi pomagać ojcu, niezależnie od wysiłku, jakiego będzie to wymagało – modlił się Jonatan.
– Dawaj mi siłę, abym umiał chronić go w potrzebie. Obdarzaj mnie mądrością, kiedy będzie potrzebował porady. Otaczaj go potężnymi mężczyznami – wojownikami przepełnionymi Twoją bojaźnią, którzy będą wiernie służyli królowi. Jonatan sądził, że teraz ich życie się zmieni, ale kiedy tylko wrócili do Gibea, ojciec powrócił na pole, pozostawiając bez rozkazów tych, którzy przyszli razem z nimi, i którzy byli gotowi wykonywać wolę króla. Porozkładali więc obozy wokół miasta i czekali. – Czy przepiszesz Prawo, ojcze? – spytał Jonatan. – Najpierw muszę obrobić pola. Jonatan poszedł do matki, zakłopotany. – Prorok wydał ojcu taki rozkaz – tłumaczył. – Na pewno Samuel będzie niezadowolony, jeśli ojciec nie przepisze
Prawa. – Twój ojciec jest teraz królem Izraela – odpowiedziała matka. – Każdy król robi to, co zechce. Jeśli Saul nie przepisze Prawa, nic na to nie poradzisz. Nie trać czasu na kłótnie z nim. Twój dziadek Kisz to bardzo stanowczy mężczyzna – a czy kiedykolwiek wygrał sprzeczkę z Saulem? – Nie. – Twój ojciec nie chciał być królem, ale nim został, niezależnie od tego, czy mu się to podoba, czy nie. A ty, czy tego chcesz, czy nie, jesteś księciem, następcą tronu. Matka Jonatana miała bystry umysł. Wszystko, co mówiła, niosło ze sobą znaczenie. – Co masz na myśli, mamo? – spytał Jonatan. – Chciałbym, żebyś powiedziała mi od razu. – Czyż to do kobiety należy mówić mężczyźnie, co powinien robić? – spytała, rozkładając ręce.
– Ja chcę po prostu służyć ojcu – odpowiedział Jonatan. – W takim razie służ mu – zakończyła, splatając dłonie i uśmiechając się tajemniczo. Hm, skoro Boże Prawo musi zostać przepisane, a ojciec nie ma na to czasu, to chyba ja muszę to zrobić – pomyślał Jonatan. Wyszedł na pole i poprosił ojca o pozwolenie na pójście do szkoły proroków w Najot. Saul zgodził się, mówiąc: – Dokończ zadanie jak najszybciej i wróć do domu. – Uścisnął Jonatana, ucałował go i puścił w drogę. Kiedy Jonatan zajrzał do domu, matka już zaczęła szykować dla niego rzeczy potrzebne na podróż.
2 Jonatan przewinął zwój nieco dalej, zabezpieczył go i ostrożnie umoczył piórko w atramencie. Kopiował każdą literę, co do joty, tak aby wyglądały dokładnie tak samo jak w Prawie pozostawionym przez Mojżesza. Usta mu spierzchły od żucia drugiego końca piórka, bolał go kark i ramiona. Dokończył jednak wers, odłożył piórko i odchylił się w tył, ocierając pot z czoła. – Wystarczy na dziś. Podniósł wzrok, wystraszony, i zobaczył przyglądającego mu się Samuela. Prorok miał poważną minę, a jego oczy płonęły wewnętrznym ogniem. Patrząc na niego, Jonatan nigdy nie czuł się spokojny – był to człowiek, który słyszał głos Boga
i przekazywał ludowi Jego słowa. Jonatan wstał, a Samuel podniósł zwój, zwinął go ostrożnie, schował do pokrowca i odłożył. – Litera Prawa jest ważna, mój książę – powiedział – musisz jednak także rozumieć, co ono znaczy. – „Czcij swego ojca i swoją matkę, jak ci nakazał Pan, Bóg twój, abyś długo żył i aby ci się dobrze powodziło na ziemi, którą ci daje Pan, Bóg twój” – wyrecytował Jonatan. Prorok zmarszczył brwi. Jonatan zaczerwienił się – czyżby Samuel uznał go za pozbawionego grzeczności, czy co gorsza, szacunku? Jonatan pożałował, że w niezamierzony sposób powiedział coś, co można było uznać za krytykę synów proroka, których reputacja różniła się od sławy Samuela, jak ziemia różni się od słońca. Jonatan przełknął z niepokojem. Jeśli przeprosi proroka, być może będzie musiał także wytłumaczyć swoje słowa.
– Przeszedłeś długą drogę, aby przepisywać Prawo tutaj – odezwał się Samuel. – Dlaczego nie robisz tego w pobliżu domu? – Dlatego, że ty jesteś tutaj, panie. – Nie nazywaj mnie panem – pouczył prorok, pochmurniejąc. – Jest tylko jeden Pan – Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, Pan nieba i ziemi. Jonatan spuścił głowę. Lepiej nic nie mówić niż gniewać Samuela jeszcze bardziej. – Czy twój ojciec król posłał cię tutaj? – pytał Samuel. Jak odpowiedzieć? – zastanawiał się Jonatan. Nie chciał, żeby prorok wiedział, iż dla jego ojca praca w polu była ważniejsza niż Prawo Boże. – Nie odpowiesz? – Pozwolił mi tu pójść. – A dlaczego sam nie przyszedł? – Król ma sprawy wielkiej wagi… –
odparł Jonatan, czując, jak mocno bije jego serce. – Ważniejsze niż przepisanie Prawa? Znów napomnienie! – Nie. Dam mu je. – Wszyscy słyszeli, co powiedziałem twojemu ojcu w Mispa – skomentował Samuel, kręcąc głową. – Stałeś wtedy tuż obok niego, prawda? – Tak – bąknął Jonatan, czując, że pocą mu się dłonie. Czy Bóg słuchał ich rozmowy? – Powiedziałeś, że król ma mieć ze sobą kopię Prawa, czytać je co dzień i zawsze nosić je ze sobą. – To król ma własnoręcznie przepisać Prawo. Jonatan nie mógł obiecać prorokowi, że jego ojciec znajdzie czas na przepisanie Prawa. Podążyli za nim do Gibea wojownicy, a tymczasem ich król poszedł pracować w polu. Może miał nadzieję, że wojownicy będą mieli dość czekania
i powracają do domów? Czy Bóg pozwoliłby na coś takiego? Być królem to jedno, zostać powołanym na króla przez Boga, to coś całkiem niezwykłego. – Czy boisz się cokolwiek powiedzieć? – nalegał prorok. Jonatan popatrzył na niego i przyznał: – Nie wiem, co myśli mój ojciec. Czuje się naciskany ze wszystkich stron. Nie chcę i ja być dla niego brzemieniem. Samuel złagodniał. – Usiądź – zachęcił, wyciągając rękę. Zbliżył się do Jonatana i spoczął obok niego na ławie. Oparł dłonie na kolanach i kontynuował: – Jeśli zamierzasz czcić swego ojca i służyć mu, mów mu prawdę. Jeżeli zawsze będziesz mówił królowi prawdę, będzie miał powód, aby ci ufać, nawet jeśli nie będzie mu się podobało to, co mówisz. – Z tego samego powodu ludzie ufają tobie.
Prorok skrzywił się na chwilę, z powodu jakiejś bolesnej dla niego myśli. – Jeśli Saul będzie przestrzegał Prawa, Pan da mu zwycięstwo nad naszymi nieprzyjaciółmi, a Izrael będzie mógł dokończyć zadania, jakie dał nam do wykonania Bóg po wkroczeniu przez nas do Kanaanu. – Mój ojciec wysłucha tego. – Nie wystarczy słuchać przykazań, Jonatanie. Trzeba ich przestrzegać. Jonatan był pewien, że jego ojciec osobiście przyszedłby przepisać Prawo, gdyby nie miał tylu innych obowiązków. Naprawdę martwił się o to, aby na czas przygotować pola, troszczył się o właściwą jakość ziarna. Martwił się o słońce i deszcz. Zawsze niepokoił się o wiele rzeczy. Teraz zaś musiał sprawować pieczę nad całym narodem. – Czy jeden człowiek jest w stanie wziąć w ręce przyszłość Izraela? – spytał
Jonatan. – To Bóg trzyma przyszłość w Swoich rękach – pouczył Samuel, kręcąc głową. – Czy mogę o coś zapytać? – Jedna myśl dręczyła Jonatana cały czas. Tak bardzo, że aż źle sypiał z jej powodu. Samuel nachylił się bliżej. – Powiedziałeś w Mispa, że prosząc o króla, zgrzeszyliśmy – kontynuował Jonatan. – Czy Bóg nam przebaczył? Czy też wyleje Swój gniew na mojego ojca? Ojciec nie dążył do tego, aby być królem. – Bóg powołuje, kogo chce, Jonatanie – odparł łagodnie prorok. – Lud ma teraz, kogo się domagał – króla, który jest potężnym, przerastającym wszystkich mężczyzną. Pan współczuje Swojemu ludowi. Kiedy wyznaliśmy przed Nim wszystko, przebaczył nam. Bóg zna ludzkie serca, Jonatanie. Dał nam przykazania, abyśmy ich przestrzegali i nie popadli w grzech. Wiedział, że
pewnego dnia Izraelici poproszą o króla i powiedział Mojżeszowi, jaki musi być to król: jeden spośród nas, taki, który przepisze własnoręcznie Prawo, będzie je studiował, będzie umiał go nauczać, wreszcie co dzień, przez całe życie, będzie go przestrzegał. Jonatan postanowił wrócić do domu i powtórzyć ojcu wszystko, co powiedział prorok. – Ogromnie ufasz swojemu ojcu, prawda? – spytał Samuel. – Tak! – Jonatan był dumny z ojca. – Myślę, że ufam mu bardziej niż on sam ufa sobie. – Nauczy się, co to znaczy być królem. Komuż innemu miał ufać Jonatan, jak nie prorokowi Boga? – Teraz, kiedy został królem, jest zewsząd otoczony nieprzyjaciółmi – zauważył. – Niektórzy mężczyźni z innych pokoleń nie byli zadowoleni z jego
wyboru. – Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą przeciwstawiać się człowiekowi wybranemu przez Boga na Jego sługę. – Samuel oparł dłoń na ramieniu Jonatana. – Czcij ojca swego – kontynuował – lecz pokładaj ufność w Panu, naszym Bogu. Wiem, że kochasz Saula, i powinieneś go kochać. Nie pozwól jednak, aby twoja miłość cię zaślepiła. Nie milcz, jeśli będziesz widział, że twój ojciec, król, grzeszy. Ucz się Prawa i doradzaj mądrze królowi. Jesteś jego najstarszym synem, pierwszym znakiem jego siły i następcą tronu. I od ciebie wiele będzie oczekiwane. Szukaj mądrości u Pana. Studiuj Prawo Boże i zachęcaj ojca, aby czynił to samo. Nie myśl jednak nigdy, że możesz wykonać jego zadania za niego. Król musi znać Pana, Boga naszego i Jego potęgę. Jonatan skinął głową jeszcze raz,
akceptując wszystkie słowa Samuela, jakby pochodziły od samego Boga. – Obserwowałem twoją pracę, Jonatanie. Myjesz ręce przed dotknięciem zwoju, a kiedy go rozwijasz, drżą ci dłonie. – To niezwykłe i cudowne uczucie, trzymać w ręku Prawo Boże. Ale przepisywanie go mnie przeraża. – Będę doglądał twojej pracy – obiecał Samuel, podnosząc się. Był wyraźnie wzruszony. – Dziękuję ci, ojcze. – Chciałbym, aby wszyscy ludzie czcili Prawo Boże tak bardzo, jak ty – dodał Samuel, klepiąc Jonatana po ramieniu. Jonatan spuścił głowę, zawstydzony. – Muszę przyznać, że wolałbym studiować Prawo Boże niż być księciem. – Możesz robić jedno i drugie równocześnie – pocieszył prorok, kładąc dłoń na głowie Jonatana.
Jonatan wrócił do domu z kopią Prawa, starannie zapakowaną, aby nie zniszczyła się w podróży. Jonatan miał także, pod tuniką, zwój z niewielką częścią Prawa, osłonięty skórzanym pokrowcem. Zamierzał nosić go cały czas, blisko serca. Ogromnie pragnął przesiadywać z ojcem i dyskutować z nim o Prawie, zgłębiając jego znaczenie i delektując się jego bogactwem. Każdego dnia, jaki przepracował nad sporządzeniem kopii, myślał o tym, jak wspaniale będzie dzielić się nią z ojcem – królem. Odnalazł ojca w polu. Wojownicy wciąż jeszcze obozowali wokół Gibea, czekając na rozkazy Saula. Kisz chyba zmizerniał. Jonatan usłyszał, jak jego dziadek uskarża się cicho Abnerowi: – Nie ośmielam się powiedzieć Saulowi niczego, co ktoś mógłby usłyszeć, bo inaczej ci czekający na niego ludzie mogą nabrać przekonania, że ich król jest
tchórzem. Dlaczego mój syn wciąż się ociąga?! Rozmowa zmartwiła Jonatana. Bóg wybrał jego ojca na króla, nikt w to nie wątpił. Zatem Bóg zapewne powie Saulowi, co ma robić i kiedy działać. Wojownicy staczali ze sobą ćwiczebne walki, dla zabicia czasu. Co dzień szkolili się, szykując się na wojnę i czekając na jakiś rozkaz. Jednak Saul nie zmienił swoich zwyczajów. Wstawał razem ze słońcem, nakładał wołom jarzmo i wychodził do pracy w polu. Kiedy wracał, jadł wspólnie z rodziną i gośćmi. Jonatan wielokrotnie podawał mu Prawo do czytania, ale ojciec zawsze odpowiadał: – Później. Jestem zmęczony. Pewnego razu Kisz, sięgając po chleb, szepnął do syna: – Musisz coś uczynić, bo inaczej ci ludzie odstąpią od ciebie! Nie będą
wiecznie czekać, aż obejmiesz królewską władzę. – Wtedy stracisz wszystko, co planowałeś, czemu tyle poświęciłeś – skomentował Saul, mrużąc oczy. – Prawda, ojcze? – Nie robiłem tego wszystkiego dla siebie – odparł Kisz. – Tylko dla ciebie, dla naszej rodziny, i dla całego narodu! Czy ty czekasz dlatego, że się na mnie gniewasz? – Nie. – W takim razie co cię powstrzymuje? – Będę czekał tak długo, aż otrzymam jakiś znak, który wskaże mi, co mam robić. – „Jakiś znak”? – Kisz opuścił raptownie dłoń z chlebem. Zdał sobie sprawę, że pozostali patrzą na niego, uśmiechnął się więc do nich i sięgnął po daktyle. Kiedy zebrani powrócili do swojej rozmowy, Kisz zerknął na Jonatana, potem znowu popatrzył na Saula i zapytał: – Znak od
kogo? Jakiegoż znaku potrzebujesz, innego niż korona na twojej głowie i mężczyźni, którzy czekają, aż wydasz im jakikolwiek rozkaz? Drwina dziadka była dla Jonatana bolesna. Wychylił się naprzód i odpowiedział za ojca: – Bóg powie królowi, co i kiedy robić. – Dziecięca wiara – skomentował Kisz. Twarz Jonatana oblało gorąco. – Mój syn mówi mądrzej niż ktokolwiek inny przy tym stole! – odezwał się Saul, zaciskając pięść. Zapadło milczenie. Kisz poczerwieniał i umilkł. Saul wstał i wyszedł na dwór, Kisz i Jonatan poszli za nim. – Masz ledwie trzy tysiące ludzi! – wykrzyknął cicho Kisz, kiedy już inni ich nie słyszeli. – Reszta nie chce słuchać króla, który ukrywa się w taborze! – Nie czułem się wart tego, aby być
królem Izraela – ale masz, czego chciałeś, ojcze, prawda? – odpowiedział Saul, równie rozgniewany jak jego ojciec. – Ty i wszyscy moi ambitni krewni, żądni filistyńskiej krwi. – Wyrzucił ręce w górę, dla podkreślenia swoich słów. – To Bóg cię wybrał. – Wygodnie ci przypominać mi ten fakt. Jonatan stał i patrzył na nich obu. Nie pierwszy raz kłócili się w podobny sposób. – Tak – przyznał Kisz, zniżając głos. – Chcieliśmy, aby przedstawiciel naszego pokolenia został królem. Przez jakiś czas rządziło nami pokolenie Judy, ale teraz nadeszła pora, aby plemię Beniamina poprowadziło cały naród do wielkiej chwały. Plemię Beniamina, najmłodszego spośród dwunastu synów Jakuba. Beniamin był synem pięknej Racheli, ulubionej żony swojego ojca. Był też ukochanym młodszym bratem Józefa.
Beniaminici byli najmniej liczni z dwunastu pokoleń Izraela, lecz nie najmniej aroganccy! – Musisz udowodnić, że jesteś godny szacunku, mój synu – kontynuował Kisz. – Musisz ukarać tych, którzy odmówili ci przyniesienia należnego królowi daru. Musisz… – Muszę?! – Saul spoglądał z wściekłością na ojca, aż nabrzmiały mu żyły na szyi. – To ja noszę koronę – nie ty. Bóg polecił Samuelowi umieścić ją na mojej, nie twojej głowie. Nie masz więc już prawa rozkazywać mi, abym zrobił cokolwiek. Radź mi, kiedy o to poproszę, ojcze. Jeśli kiedykolwiek to zrobię. I nigdy nie zapominaj, że Jonatan jest moim następcą. Kisz obejrzał się na Jonatana, który nie wiedział, czy dziadek zdawał sobie sprawę z jego obecności. Kisz odszedł, klnąc pod nosem, a Saul wziął głęboki oddech
i pokręcił głową. – Muszę pobyć sam – przyznał. Jonatan znalazł sobie cichy kąt i lampę. Wyjął z pokrowca zwój Prawa i zaczął czytać. Po chwili ktoś cicho chrząknął. Jonatan odwrócił się i zobaczył sługę. – Twoja matka prosi, abyś sprawił jej przyjemność i dotrzymał jej towarzystwa, książę. Jonatan schował zwój. Matka. Zawsze wiedziała wszystko, o czym rozmawiano w ich domu. Wszedł do izby matki; pracowała przy krośnie. – Ojciec i dziadek znowu się pokłócili – odezwała się, i dopiero po chwili podniosła wzrok. – Kiedy przyjdzie czas, będziesz stał po prawicy ojca i pomagał mu dowodzić armią. Jonatan czuł się niezręcznie. Popatrzył na siostry. Matka zawołała je. Merab natychmiast
przyszła, Mikal nie ruszyła się z miejsca. – Odciągnij Mikal od wełny – poleciła Achinoam. – Trzeba ją jeszcze rozczesać. Mikal już i tak nieprzyjemnie pachnie wełną. Słychać było trzask kijów, którymi na dworze walczyli dla zabawy bracia Jonatana, Malkiszua i Abinadab. – Gibea jest pełne mężczyzn chętnych do pójścia za rozkazami króla – odezwał się z uśmiechem Jonatan. Nadeszła służka, przynosząc matce jego najmłodszego brata, Iszbaala. Płakał, ssąc piąstkę. – Twój ojciec Saul jest pierwszym pośród ludu, Jonatanie – odpowiedziała matka, odbierając niemowlę. – A ty – drugim. Musisz być przebiegły jak wąż. Kisz będzie przychodził teraz z radami do ciebie. Słuchaj go uważnie i idź za tymi radami, które będą najlepiej służyć twojemu ojcu – te same rady będą
najlepiej służyć także tobie. – Iszbaal zapłakał z głodu. – I niech Bóg obdarzy nas pokojem. Jonatan odszedł, czując ulgę, że cokolwiek więcej miała mu do powiedzenia matka, zostało odłożone na później. – Ktoś nadchodzi! – ostrzegł wartownik. Jonatan podbiegł do bramy miasta, gdzie stali jego dziadek i stryjowie. Nadeszli obcy ludzie, potykali się z wyczerpania, byli spoceni i pokryci pyłem. Jonatan przecisnął się przez tłum, aby usłyszeć, co mieli do powiedzenia przybysze. – Przybywamy z Jabesz w Gileadzie. – Jabesz zamieszkiwali członkowie pokolenia Manassesa; miasto leżało na wschód od Jordanu, na południe od Jeziora Galilejskiego. – Chcemy spytać króla, co mamy robić. – Dajcie naszym braciom wody – polecił
Kisz. – Szybko, niech się napiją i powiedzą nam, co się stało. Poschodzili się wojownicy, tymczasem zdyszani posłańcy odebrali drewniane kubki i chciwie pili wodę. – Nachasz! – powiedział tylko jeden, sięgając po następny kubek. – Ten wąż! – szeptali między sobą ludzie. Każdy słyszał o Nachaszu, królu Ammonitów, i bał się jego najazdu. Napiwszy się, posłaniec wyjaśnił Kiszowi i pozostałym członkom starszyzny miasta: – Nachasz oblega nasze miasto. Starsi poprosili go o przymierze, obiecując mu, że będziemy mu służyć. Nachasz jednak odparł, że zgodzi się jedynie pod warunkiem, że każdemu z nas wyłupi prawe oko, aby okryć hańbą całego Izraela! Jeśli do tego dojdzie, Jabesz na wiele lat stanie się niezdolne do obrony, a Ammonici będą mieli otwartą drogę na
terytoria innych plemion izraelskich. Mężczyźni zaczęli wyć i rozdzierać szaty z rozpaczy. – Bóg o nas zapomniał! – wołali. Kobiety krzyczały i płakały. Jonatan zobaczył swojego ojca, wracającego z pola z wołami. Wybiegł mu na spotkanie. – Co się stało? – spytał Saul, spoglądając na zgromadzonych ludzi. – Dlaczego wszyscy płaczą? – Wąż Nachasz oblega miasto Jabesz w Gileadzie. – Jeden z posłańców opowiedział mu całą historię. Nadeszli tymczasem Abner i Kisz. Saul rozłożył szeroko ręce i wydał z siebie straszliwy odgłos, aż Jonatan odsunął się od niego, czując, że jeżą mu się włosy na karku. Nigdy nie słyszał, żeby człowiek w taki sposób ryknął. Zebrani umilkli i patrzyli na Saula z niepokojem. Czerwony na twarzy, ciskając gromy
spojrzeniem, ściągnął z wołów jarzmo, podbiegł do człowieka, który rąbał drewno, wziął jego siekierę, wreszcie z okrzykiem wściekłości uderzył nią pierwszego wołu. Zwierzę padło pośród śmiertelnych drgawek, a Saul skoczył do drugiego wołu i jego także zabił. Nikt nie śmiał drgnąć ani się odezwać, podczas gdy król Izraela wymachiwał siekierą tak długo, aż porąbał swoje woły na kawałki. W końcu, ociekając krwią, z siekierą w ręku, stanął twarzą do ludzi. Dzieci pochowały się za matkami, mężczyźni cofnęli się. Nawet Kisz, który z przerażeniem patrzył na syna, pobladły. – Wyślijcie naszych posłańców! – rozkazał Saul. Uderzył siekierą w odrąbaną głowę pierwszego wołu, wskazał na szczątki zwierząt i oznajmił: – Tak się postąpi z wołami każdego, kto nie wyruszy za Saulem i za Samuelem. Niech cały lud zbierze się w Bezek!
Abner uśmiechnął się, po czym wymienił z imienia jedenastu mężczyzn, którym polecił przekazać królewski rozkaz pokoleniom Izraela. – I powiedzcie im, że naszym narodem rządzi król! – dodał. Jonatan wpatrywał się wciąż w ojca, przekonany, że przemówił przez niego głos samego Boga. – Król Saul! – zawołał w końcu, wznosząc pięści w powietrze. – Król Saul! Wszyscy wojownicy także powznosili pięści i zaczęli krzyczeć wraz z nim. W Bezek zebrało się trzysta tysięcy Izraelitów, nie licząc trzydziestu tysięcy przedstawicieli pokolenia Judy, którzy także nadciągnęli. Nawet ci, którzy wcześniej odwrócili się plecami do Saula i kpili z niego, teraz stawili się ochoczo pod jego rozkazy! Po prawicy króla stanął prorok Samuel, zaś po lewicy – Jonatan.
– Gdzie posłańcy z Jabesz? – spytał Saul. Przekazano krzykiem jego pytanie i posłańcy wystąpili naprzód. – Tu jesteśmy, panie! – odpowiedzieli. – Donieście mężom z Jabesz w Gileadzie: Jutro, gdy słońce będzie gorące, nadciągnie wam pomoc. Powiedzcie też starszym, aby powiedzieli Ammonitom, że nazajutrz miasto podda się i że będą mogli uczynić z wami wszystko, co im się wyda słuszne. – Powiedziawszy to, Saul zaśmiał się chłodno, bowiem Ammonici nie wiedzieli, że król Izraela zgromadził armię. – Ammonici powrócą do swojego obozu i będą świętować – kontynuował. – Po raz ostatni, bowiem o porannej straży zaatakujemy ich! Mężczyźni powznosili dzidy i maczugi, i wydali radosny okrzyk. Jonatan uśmiechał się z dumą. Teraz nikt nie wątpił, że jego ojciec jest królem! Niech
nieprzyjaciele Izraela zobaczą pośród bitwy Bożego wybrańca! – Abner! – odezwał się znowu Saul. – Tak, panie! – Podziel lud na trzy oddziały. Jeśli pierwszy zostanie zniszczony, będą jeszcze dwa, które będą mogły walczyć dalej. Jeśli zaś zostaną pobite dwa, pozostanie trzeci. – Każdy spośród dowódców miał podejść Ammonitów z innej strony. Skąd ojciec nabrał takiej wiedzy i pewności siebie? – dziwił się Jonatan. Z pewnością opanował go Duch Boży! – Niech Bóg naszych ojców kroczy przed wami! – zawołał Saul. Przeszli nocą niecałe trzydzieści kilometrów, wchodząc pomiędzy góry i przekraczając rzekę Jordan. Jonatan cały czas kroczył koło ojca. Zdejmował go strach, ale nie dawał tego po sobie poznać. Kiedy zbliżyli się do obozu Ammonitów,
panowała cisza. Wartownicy spali na swoich stanowiskach. – Do ataku! – rozkazał Saul. Jonatan i kilku innych ężczyzn zadęło w baranie rogi. Izraelski okrzyk wojenny wzniósł się pod niebiosa. Saul uniósł wysoko miecz. W całym Izraelu były jedynie dwa – drugi podniósł stojący obok ojca Jonatan. Tysiące izraelskich wojowników z wrzaskiem wdarło się do obozu Ammonitów, gdzie zapanował popłoch. W pewnej chwili trzech Ammonitów zbliżyło się do Saula, aby go zaatakować. Jonatana ogarnęła wściekłość. Ściął mieczem jednego, drugiego uderzył w tułów, ojciec zabił trzeciego. Jonatan był ogromnie podekscytowany. Starczyło mu sił na całą bitwę, podczas której osłaniał ojca. Każdy, kto ośmielił się spróbować razić izraelskiego króla, ginął. Kiedy słońce wzniosło się wysoko,
Nachasz i jego armia leżeli w polu, pobici. Dobijano umierających. Nieliczni, którzy pozostali, rozpierzchli się przed palącym gniewem Pana. – Za Pana i za Saula! – krzyknął Jonatan, unosząc wysoko zakrwawiony miecz. Wojownicy wydali ekstatyczny okrzyk zwycięstwa. Byli tak podnieceni zabijaniem Ammonitów, że ich żądza krwi zwróciła się przeciwko tym, którzy kpili z Saula w dniu, w którym Samuel ogłosił go królem. – Kto to mówił: Czy Saul może nad nami królować? Oddajcie nam tych mężów, abyśmy im śmierć zadali! – wołali Beniaminici. Mężowie, którzy przed chwilą walczyli ramię w ramię przeciwko Ammonitom, teraz zaczęli zwracać się przeciwko sobie, z podniesionymi głosami. Jonatan pamiętał Prawo, które przepisał w całości.
– Ojcze! – zawołał. – Jesteśmy braćmi, synami Jakuba! Saul odciągnął go w bezpieczne miejsce i zakrzyknął: – W tym dniu nikt nie umrze! – Wojownicy uciszyli się. Saul popatrzył na Kisza i pozostałych i dodał z mocą: – Albowiem dzisiaj sprawił Pan, że Izraelici zwyciężyli! – Chodźcie, udamy się do Gilgal, tam na nowo ustalona będzie władza królewska! – krzyknął tymczasem Samuel, unosząc wysoko laskę. – Do Gilgal! – zaczęli wołać wojownicy. – Do Gilgal! Serce Jonatana kołatało się teraz mocno, był przepełniony lękiem bardziej niż podczas walki z Ammonitami. Mężczyźni, którzy tak łatwo zwracali się przeciwko sobie, mogli równie dobrze zwrócić się w jednej chwili przeciw jego ojcu. Trzymał się więc blisko Saula.
Tłum wojowników posuwał się pośród wzgórz, niczym olbrzymie stado. Od lat gromadzili się w grupki niezadowolonych, beczeli ze strachu i niepewności, ignorowali głos Pasterza i pragnęli, aby członek ich własnego pokolenia poprowadził pozostałych. Lecz teraz szli wspólnie za Saulem. Tego dnia Saul udowodnił, że potrafi być królem. Jonatan wiedział jednak, że jego ojciec będzie musiał udowadniać to raz za razem, bo inaczej ci ludzie znowu się rozproszą. Lud Boży przypominał owce. Zaś w tym dniu Jonatan był świadkiem tego, z jaką łatwością potrafił zmienić się w stado wilków. Gilgal! Jonatan cieszył się widokiem miasta. Pamiętał historię, którą przepisał, a teraz nosił zawieszoną na szyi. To w tym miejscu potomkowie Izraela przekroczyli
rzekę Jordan i wkroczyli do Ziemi Obiecanej. To na tej równinie rozbili pierwszy obóz, a następnie odnowili przymierze z Bogiem. To tu wreszcie pojawił się Jozuemu Anioł Pański, przekazując mu plan zdobycia Jerycha, które otworzyło Izraelitom drogę w głąb Kanaanu. Nie było lepszego miejsca na ponowne obwołanie Saula królem Izraela! Po latach życia w strachu i postępowania według własnego uznania Izraelici otrzymali od Boga króla, który ich zjednoczył! Pouczaj Saula i błogosław całemu Izraelowi, o Panie! – modlił się Jonatan. Samuel stanął przy pomniku z dwunastu kamieni, które izraelskie pokolenia przyniosły z Jordanu na pamiątkę przekroczenia przez nie rzeki. Morze wojowników stało w milczeniu, podczas gdy stary, zgarbiony, lecz wciąż obdarzony bystrym umysłem i Duchem
Bożym, prorok przemówił: – Oto posłuchałem waszego głosu we wszystkim, coście do mnie mówili, i ustanowiłem króla nad wami. Dlatego też jest to król, który przewodzić wam będzie, ja tymczasem zestarzałem się i osiwiałem, a synowie moi: oto są z wami. Pogardzani przez wszystkich! – dodał w myśli Jonatan. – Ja przewodziłem wam od młodości aż do dziś – kontynuował Samuel, rozkładając szeroko ręce. – Oto jestem. Oskarżajcie mnie przed Panem i przed Jego pomazańcem. Czy wziąłem komu wołu, czy zabrałem czyjego osła, czy komu wyrządziłem krzywdę lub gnębiłem, albo z czyjej ręki przyjąłem dar, aby zakryć oczy na jego sprawę? Zwrócę wam wszystko. Jonatan ze łzami w oczach słuchał zbolałego głosu Samuela. Wszystko przez to, że synowie proroka przynieśli wstyd
jego domowi. Panie, nie pozwól, żebym kiedykolwiek przyniósł wstyd mojemu ojcu! – modlił się. Niech moje uczynki będą godne. Wystąpił naprzód, nie mogąc znieść bólu widocznego na twarzy proroka. – Nigdy nas nie zdradziłeś, ojcze – powiedział łamiącym się głosem Jonatan. Samuel spojrzał na niego. – Nie byliśmy krzywdzeni ani gnębieni, nie wziąłeś też niczego z niczyjej ręki! – wołali ludzie. Po policzkach Samuela popłynęły łzy. Odezwał się znowu, głęboko wzruszony: – Pan mi świadkiem i dzisiejszy Jego pomazaniec wobec was, że nic nie znaleźliście w moim ręku. – Jestem ci świadkiem – odezwał się Saul, skłaniając z szacunkiem głowę. – On świadkiem – odpowiadali ludzie. – Król jest ci świadkiem! – Bóg jest świadkiem! – zawołał Jonatan.
Głos Samuela stał się spokojniejszy. Prorok zaczął mówić o Mojżeszu i Aaronie, i o przodkach obecnych Izraelitów, którzy zostali wyprowadzeni z ziemi egipskiej. Gdy mówił o ich grzechach, o tym, jak służyli Baalom i Asztartom zamiast Panu Bogu, który czynił dla nich znaki i cuda, i wyswobodził ich z Egiptu, jego głos był przepełniony smutkiem. Lud zapomniał wówczas o Panu! Zaś Pan oddał go w ręce nieprzyjaciół! Mijały lata, podczas których Izraelici okazywali skruchę i wołali do Pana, więc Pan wysłał im wybawców – Gedeona i Baraka, Jeftego i Samsona – a ci wyzwolili ich z rąk wrogów. – Gdy spostrzegliście, że Nachasz, król Ammonitów, nadciąga przeciw wam, powiedzieliście mi: „Nie! Król będzie nad nami panował!” – kontynuował Samuel. – Tymczasem Pan, wasz Bóg, jest królem waszym.
Jonatan spuścił głowę. Zastanawiał się niegdyś, co myśli Bóg, odsuwając się od Swego ludu, by pozwolić mu rządzić się samodzielnie? Nazywa nas dziećmi, a my Go odrzuciliśmy! – myślał ze ściśniętym gardłem Jonatan. Panie, spraw, abym nigdy nie zapomniał, że to Ty jesteś moim królem! – modlił się. Podniósł wzrok na ojca. Saul stał z podniesioną głową i spoglądał na zgromadzone pokolenia Izraela. Nie był już wystraszonym człowiekiem, który ukrył się w taborze. Patrzył silnym, wyzywającym spojrzeniem. Nagle Jonatan poczuł, jak gdyby zwój z Prawem zaczął ciążyć mu na piersi. – Teraz więc oto jest król, którego wybraliście, ten, o którego prosiliście – mówił dalej Samuel. – Oto Pan ustanowił nad wami króla. Jeśli będziecie się bali Pana, służyli Mu i słuchali Jego głosu, nie sprzeciwiali się nakazom Pana, jeśli
będziecie tak wy, jak i wasz król, który nad wami panuje, szli za Panem, Bogiem waszym, wtedy Pan będzie z wami. Ale jeżeli nie będziecie słuchać głosu Pana i sprzeciwiać się będziecie Jego nakazom, ręka Pana będzie przeciw wam, podobnie jak była przeciw waszym przodkom! Jonatan położył dłoń na sercu, wyczuwając zwój z Bożym Prawem. Miej miłosierdzie nad nami, o Panie! – modlił się. – Przystąpcie teraz, a zobaczycie wielkie wydarzenie, którego Pan dokona na waszych oczach – polecił Samuel. – Czy to nie teraz są żniwa pszeniczne? Zawołam do Pana, a ześle grzmoty i deszcz, abyście poznali i zobaczyli, że wielkie jest wasze wykroczenie, którego dopuściliście się wobec Pana, domagając się króla dla siebie! Rozległ się cichy pomruk, ludzie zaczęli przestępować z nogi na nogę. Jeśli Pan
ześle teraz deszcz, plony zostaną zniszczone – myśleli. Jonatan obserwował niebo. Tworzyły się chmury, coraz ciemniejsze. Saul jęknął. Jonatan zdawał sobie sprawę, że ciężka praca jego ojca pójdzie na marne. Zamknął oczy. Zgrzeszyliśmy, o Panie! – modlił się w duchu. Kocham ojca, ale popełniliśmy wszyscy grzech, żądając dla siebie króla. Przebacz nam. Z bijącym szybko sercem obserwował kłębiące się chmury. Rozbłysła błyskawica, a potem piersią Jonatana wstrząsnął głęboki grzmot. Wreszcie nadleciał deszcz, studząc rozpalone zwycięstwem głowy Izraelitów oraz ich dumę. Ty jesteś Panem! – modlił się ze spuszczoną głową Jonatan. Ty jesteś Bogiem Achimaasa. Ty jesteś moim Bogiem, i nie ma innego!
– Zboże tylko czeka na żniwa! – jęknął Saul. – Przemoknie do szczętu, i ziarno zgnije! – Pan nas zaopatrzy – uspokoił go z uśmiechem Jonatan, unosząc głowę. Samuel popatrzył na Jonatana i smutek powoli opuścił jego spojrzenie. Zaś Jonatan uniósł ręce, dłońmi do góry, żeby padał na nie deszcz. Zimne krople kłuły go niczym igły. – Obmyj nas z grzechu, Panie! – zawołał. To Ty jesteś królem! – dodał w myśli. – Módl się do Pana, Boga twego, za swymi sługami, abyśmy nie zginęli – wołali z przerażeniem ludzie. – Dodaliśmy bowiem do wszystkich naszych win to, że żądaliśmy dla siebie króla! – Bez Ciebie nie jesteśmy w stanie uczynić dla Twego ludu niczego – modlił się na głos Jonatan. – Kieruj nami, o Panie. Niech będzie tak jak dawniej. Krocz przed nami i strzeż naszych tyłów.
Rozbłysnął kolejny piorun. Jonatan zadrżał i padł na kolana, a potem skłonił się twarzą do ziemi. – Przebacz nam, o Panie! – wołał. Strugi deszczu smagały go w plecy. – Nie bójcie się! – zawołał do Izraelitów Samuel. – Wprawdzie dopuściliście się wielkiego grzechu, nie opuszczajcie jednak Pana, lecz służcie Mu z całego serca! Nie odstępujcie od Niego, idąc za marnością, za tym, co nie pomoże i nie ocali, dlatego że jest marnością. Nie porzuci bowiem Pan ludu Swojego, postanowił was bowiem uczynić ludem Swoim przez wzgląd na Swe wielkie imię. Jonatan zapłakał. Samuel popatrzył na niego ze współ-czuciem. – Jeśli o mnie chodzi – kontynuował donośnie prorok, rozpościerając ręce – niech to będzie ode mnie dalekie, bym zgrzeszył przeciw Panu, przestając się za was modlić: będę wam pokazywał drogę
dobrą i prostą. Bójcie się jedynie Pana, służcie Mu w prawdzie z całego serca: spójrzcie, jak wiele wam wyświadczył. Jonatan wstał, mając w pamięci wszystko, co przepisał. Bóg wyzwolił Izraelitów z Egiptu, dał im ziemię, którą mogli uprawiać, i potomstwo. To Ty nas stworzyłeś, o Panie – modlił się. Dałeś nam życie. To dzięki Tobie oddychamy. Deszcz zelżał, chłodził teraz przyjemnie twarz Jonatana. Samuel popatrzył znowu na zgromadzony naród. – Lecz gdybyście trwali w przewrotności, zginiecie tak wy, jak i wasz król – ostrzegł. Jestem synem Saula, o Panie, ale chcę służyć Tobie – modlił się żarliwie Jonatan. Chciałbym, żeby moje serce było podobne do serca Samuela. Niepodzielnie poświęcone Tobie, Panie. Spraw, o Panie, aby tak było.
Saul wybrał trzy tysiące najlepszych wojowników, resztę zaś rozpuścił do domów. Jonatan zastanawiał się, dlaczego. – Czy nie zaatakujemy posterunków filistyńskich? – spytał. – Nie toczę sporu z Filistynami. Jak to?! – zdumiał się Jonatan. – Ależ ojcze, Filistyni uciskają nas od lat! – Mamy jedynie dwa miecze, i żadnych kowali. To wystarczający powód, aby nie rozpoczynać wojny przeciw Filistynom. Czyżby ojciec tak szybko zapomniał o tym, co stało się pod Jabesz? – Bóg jest naszą siłą! – przypomniał. – Wprawdzie wygraliśmy jedną bitwę z Ammonitami, nie znaczy to jednak, że jesteśmy w stanie zwyciężyć w wojnie przeciwko Filistynom. – A jednak Bóg dał nam zwycięstwo nad Nachaszem – upierał się Jonatan. – Nie musimy wracać do domu, jak psy
z podkulonymi ogonami. – Omówimy to w drodze na południe – uciął Abner, łapiąc mocno Jonatana za ramię. Armia rozłożyła obóz w Mikmas. Saul nie zamierzał atakować filistyńskiej załogi w Geba, choć była tak blisko Gibea, że stanowiła zagrożenie dla miasta. Jonatan był obecny na wojskowych naradach i uważnie słuchał. Nie usłyszał niczego, co gwarantowałoby ojcu zachowanie władzy w przypadku ataku Filistynów z Geba na Gibea. Odezwał się więc w końcu znowu: – Nie jest roztropnie pozwalać, aby nieprzyjaciel stacjonował tak blisko naszego domu. Mój ojciec Saul jest teraz królem Izraela, zaś Gibea – ośrodkiem władzy nad Izraelem. Co zdoła powstrzymać Filistynów przed atakiem na mojego ojca? Saul popatrzył na Abnera, potem na pozostałych. Nikt nie miał odpowiedzi na
pytanie Jonatana. Wzruszył więc ramionami. – Pozostanę w Mikmas do czasu, aż okaże się, jak zareagują Filistyni na wieść o klęsce Nachasza – zapowiedział Saul. Cóż stało się ze śmiałością mojego ojca? – zdumiewał się Jonatan. Gdzie zapalczywy król Saul, który porąbał dwa woły na kawałki i poprowadził Izrael do bitwy? – A co będzie z matką? – spytał. – Co z moimi braćmi i siostrami? Gibea… – Możesz tam iść i zabezpieczyć miasto – przerwał Saul, marszcząc brwi. – Zamknij bramy i strzeż Gibea. – Nie mogę kryć się za murami miasta, podczas gdy ty jesteś tutaj – odparł Jonatan, rumieniąc się. – Moje miejsce jest przy tobie, abym mógł walczyć z nieprzyjaciółmi Boga. – Pójdziesz do Gibea. Mam tu Abnera i trzy tysiące najlepszych wojowników,
którzy będą mnie strzegli. Pozostanę w Mikmas i będę planował, co robić dalej. Ty idź do domu. Ojciec chyba nie zrozumiał… – Ammonici teraz boją się nas – i Filistyni także zaczną się nas bać! – powiedział Jonatan. – Twoja młoda krew jest gorąca od głupoty – parsknął ze złością Kisz. Saul spojrzał na niego gniewnie, a potem przypomniał Jonatanowi: – Nie ma już z nami Samuela. – Bóg jest z nami. – Bóg był ze mną pod Jabesz, ale w tej chwili nie czuję przy sobie Jego obecności – odpowiedział Saul. – Ojcze… – Filistyni nie są takimi tchórzami jak Ammonici – ostrzegł Saul, nachmurzony. Jonatan zbliżył się do niego i zniżył głos tak, aby tylko ojciec go słyszał. – Jeżeli Ammonici to tchórze, to
dlaczego tyle czasu się ich baliśmy? – spytał. Saul drgnął, a jego oczy błysnęły gniewem. Jonatan wiedział jednak, że jego zapalczywy ojciec jest pełen obaw. – Na wszystko jest odpowiedni czas, Jonatanie – rozładował sytuację Kisz, z uśmiechem poklepując wnuka po plecach. Panie, spraw, żeby dostrzegli to, co ja! – pomodlił się w duchu Jonatan. – Tak, ale ten czas jest teraz! – odparł. – Nachasz zginął, Ammonici zostali rozproszeni. Filistyni już na pewno wiedzą, jak król Saul zebrał armię i sprowadził rzeź na najeźdźców. Obawiali się nas dawniej, i znów będą się nas bać. Bóg jest po naszej stronie! Mamy przewagę! Abner znowu położył dłoń na ramieniu Jonatana, jednak ten strząsnął ją. – Nikt nie wątpi w twoją odwagę, synu –
zapewnił Saul, patrząc na Jonatana z podziwem. – Lecz odwaga musi być hamowana przez mądrość – dodał Kisz, zerkając z ukosa. – Myślałem, że ty pragnąłeś wojny – odpowiedział Jonatan, patrząc w oczy dziadkowi. – Nie lekceważcie tego, co mówię – ostrzegł pozostałych, rozglądając się po ich twarzach. – Jest różnica pomiędzy Ammonitami, którzy próbowali podbić naszą ziemię – zaczął tłumaczyć Saul, wodząc palcem po mapie – a Filistynami, którzy okupują ją od lat. Mają u nas swoje warownie. – To nasza ziemia, ojcze, dana nam przez Boga. Czas, abyśmy wygnali Filistynów z powrotem nad morze, skąd przyszli! – Jaką bronią? – zadrwił Saul, unosząc ręce. – Filistyni posługują się żelazem. A my mamy zaledwie dwa miecze. Nasi
wojownicy noszą tępe kilofy, wyszczerbione siekiery, ukruszone sierpy i dzidy. Nawet gdybyśmy mieli kowala, nie mam dość pieniędzy, aby zapłacić za naostrzenie broni całej armii. Wreszcie, gdybym je miał, Filistyni zwiedzieliby się, że szykujemy się do wojny i uderzyliby zawczasu, topiąc nas w naszej własnej krwi. – Mamy zatem bezczynnie czekać i patrzeć na to, jak rabują nasze plony? – Jakie plony? Zniszczył je Bóg – przypomniał Kisz. – Będziemy czekać i sporządzać plany – oznajmił Saul. A jednak Izraelem wciąż rządzi strach! – pomyślał Jonatan. Ojciec objął go ramieniem i odprowadził do wyjścia namiotu. – Idź do Gibea z ludźmi, których ci przydzieliłem – rozkazał. – Zabezpiecz miasto.
Jonatan spuścił głowę i odszedł. Zamierzał udać się do Gibea i zrobić dokładnie tak, jak przykazał mu ojciec. A potem zniszczyć Geba, zanim Filistyni zdążą zaatakować i pokonać jego ojca! Saul chodził tam i z powrotem, rzucając wściekłe spojrzenia Jonatanowi, który wciąż świętował rozbicie przez siebie filistyńskiej załogi w Geba. – Cóż pomyślą Izraelici, skoro mój własny syn nie słucha moich poleceń? – spytał. – Zabezpieczyłem Gibea – przypomniał Jonatan. – I zniszczyłeś Geba! Sprowadziłeś nieszczęście na nas wszystkich! Czy sądzisz, że zabicie kilkuset Filistynów i spalenie niewielkiej warowni to jakiekolwiek osiągnięcie? Pociągnąłeś za ogon lwa, który teraz odwróci się i pożre nas! Kiedy rozejdzie się wieść o twoim
wyczynie, wszyscy Filistyni będą żądni naszej krwi! Nie jesteśmy przygotowani do tej wojny! Jonatan stracił pewność siebie. Miał wątpliwości, czy Bóg rzeczywiście chciał, aby zaatakował Geba. Czyżbym posłuchał własnej dumy? – zastanawiał się Jonatan. Jeśli będziemy posłuszni Panu, czy nie zapewni nam zwycięstwa nad wszystkimi nieprzyjaciółmi? Czy nie pomoże nam wypędzić z naszej ziemi Filistynów, tak samo jak pomógł nam zmiażdżyć Ammonitów pod Jabesz? – Samuel powiedział… – zaczął Jonatan. – Milcz! To ja jestem królem. Pozwól mi chwilę pomyśleć… – Saul złapał się za głowę. – Nie spodziewałem się buntu z twojej strony! Abner odchrząknął. – Jaki rozkaz mam wydać wojownikom, panie? – spytał. Saul opuścił ręce i patrzył niemo przed
siebie. – Panie?… Saul odwrócił się, zacisnął zęby i rozkazał: – Roześlij posłańców i niech dmą w trąby. Niech rozgłoszą wszystkim, że pobiłem załogę filistyńską w Geba. Lepiej, żeby ludzie myśleli, iż to ja dokonałem śmiałego czynu, niż żeby wiedzieli, iż mój syn postąpił nieroztropnie i bez poparcia swojego króla. – Mówiąc, patrzył z wściekłością na Jonatana. Jonatan czuł się upokorzony. Milczał, targany wątpliwościami. Kiedy doniesiono, że nadciągają trzy tysiące filistyńskich rydwanów, Jonatana przeszedł zimny dreszcz. Na każdym rydwanie był woźnica oraz dobrze wyćwiczony wojownik, uzbrojony w łuk, strzały i kilka dzid. Saul pobladł.
– Ile wojska? – spytał. – Jest ich zbyt wielu, aby dało się zliczyć, panie. Są tak liczni jak ziarnka piasku nad morzem. Dotarli już do Bet-Awen. Następnego ranka nadeszły jeszcze gorsze wieści. Część wojowników Saula zdezerterowała pod osłoną nocy. Pozostali pozbierali się w grupki i szeptali między sobą, przerażeni potęgą filistyńskiej armii. Izraelici pochowali się w jaskiniach, rozpadlinach, skałach, dołach i cysternach. Saul powrócił do Gilgal i czekał na Samuela. Jonatan udał się tam razem z ojcem, mając do dyspozycji Ebenezera, młodego giermka, który na rozkaz Saula nosił za Jonatanem zbroję. Ebenezer był drobnym, ale bardzo zawziętym wojownikiem. Kisz, Abner i inni mieli dla króla mnóstwo rad, lecz Saul nie słuchał nikogo.
Dręczony poczuciem winy Jonatan spędzał całe godziny na modlitwie, prosząc Boga o przebaczenie i błagając Go o przewodnictwo. Wprawdzie wielu cieszyło się ze zwycięstwa w Geba, jednak większość wojowników była zdjęta strachem i gotowa do ucieczki. W pewnym momencie sfrustrowany Abner odezwał się do Saula: – Panie, w tej chwili dysponujemy niecałymi dwoma tysiącami wojowników, i co dzień opuszcza nas ich coraz więcej. Musisz podjąć jakąś decyzję. Jonatan bał się udzielać porad i objaśniać, co zrobi Bóg. Nikt nie wątpił w Bożą potęgę, lecz każdy Izraelita wątpił w to, czy Bóg zechce jej użyć, aby obronić Swój naród. Dopiero teraz Jonatan zdał sobie sprawę, że niestety jego skromne zwycięstwo zapoczątkowało być może wielką i okrutną wojnę. Patrzył na izraelskie namioty i nie był w stanie
wyobrazić sobie, w jaki sposób tak niewielu mogłoby wytrzymać atak tak wielu. Zamiast zachęcić swojego ojca i jego armię do walki, sprowadził na nich jedynie przerażenie i sprawił, że tysiące zdezerterowały i poukrywały się. Jakiż widok przedstawiamy sobą, o Panie! – modlił się z żalem Jonatan. Czemuż tak trudno Twojemu ludowi pokładać w Tobie ufność, gdy raz po raz okazywałeś nam Swoją potęgę i wierność? Czy to dlatego, że zdajemy sobie sprawę, iż wciąż grzeszymy? Jak mamy wykorzenić z siebie grzech? Nasi przodkowie nie byli Ci posłuszni, i my także Cię nie słuchamy. Zaledwie parę dni temu zesłałeś na nas błyskawice, gromy i deszcz, i wszyscy ci ludzie myślą teraz tylko o utraconych plonach i o tym, co będą jeść zimą! Ty jesteś naszym Bogiem! To w Twoich rękach jest życie każdego z nas!
Izraelitów opanowywał coraz większy strach, aż w końcu zagościł nawet w sercu Jonatana. Uciekła także część spośród tych wojowników, którzy pod jego rozkazami zdobyli Geba. Każdego ranka obóz Saula coraz bardziej pustoszał. – Cała armia się rozpierzchnie, zanim przyjdzie tu ten starzec! – narzekał ze złością Saul. „Ten starzec”? Jonatan aż zadrżał. Samuel był prorokiem Boga, Jego głosem. – Na pewno przyjdzie – odpowiedział. – Gdzie jest i dlaczego się opóźnia? Zapowiedział, że przyjdzie w ciągu siedmiu dni. – Jeszcze nie minęło siedem dni, ojcze. – Wkrótce moja armia stopnieje całkowicie… Abner robił, co tylko mógł, aby podtrzymać na duchu pozostałych wojowników, ale król całkowicie stracił pewność siebie; każdy miał też w pamięci
niedawne słowa proroka. Król sprowadził na Izraelitów nieszczęście… Nie myślano teraz o zwycięstwie nad Ammonitami, tylko o nadciągającej wojnie, o trzech tysiącach rydwanów i niezliczonych zastępach pieszych wojowników, gotowych zniszczyć Izraelitów. Jonatan czuł, że powinien coś zrobić, aby wynagrodzić ojcu fakt, że sprowadził na niego tak fatalne położenie. Nie wiedział jednak, co. Co mam czynić, Panie? – modlił się. Nie słyszał żadnej odpowiedzi. Siódmego dnia przed świtem obudził Ebenezera i powiedział: – Jeśli ojciec będzie się o mnie martwił, powiedz mu, że wyszedłem na spotkanie Samuelowi. – Poszedł na skraj ciągle zmniejszającego się obozu. Mężczyźni kulili się przy ogniskach, spuszczając głowy, kiedy spoglądał w ich kierunku. Bał się myśleć, o czym dyskutują.
To z mojej winy, Panie, ludzie przestali pokładać nadzieję w wybranym przez Ciebie królu… – korzył się w duchu. Słońce wzeszło, a Samuela nie było widać. Jonatan niepokoił się. Czyżby jego atak na Geba sprowadził nieszczęście i na proroka? Czyżby Filistyni pojmali go, albo co gorsza zabili starego Bożego sługę? Oblał go zimny pot. Panie, potrzebujemy Samuela – modlił się. On przemawia do nas Twoim Słowem. Proszę Cię, strzeż go i sprowadź go nam. Pomóż nam, o Panie! Powiedz nam, co powinniśmy zgodnie z Twoją wolą czynić! Myślałem, że jestem pierwszy w wierze, a tymczasem być może mój ojciec i jego doradcy mają rację, być może postąpiłem jak głupiec. Jeśli tak, przebacz mi, Panie. Niech kara spadnie na moją głowę, a nie na mojego ojca. Ani na tych mężczyzn, którzy drżą teraz ze strachu. Nie opuszczaj nas z mojego powodu, Panie!
Nadbiegł Ebenezer, giermek Jonatana. – Król cię wzywa! – zawołał, zdyszany. – Postanowił złożyć ofiarę. – Co?! – Jonatan pobiegł jak najszybciej do namiotu ojca. Kiedy tam dotarł, zamarł na widok Saula odzianego w kapłański efod. – Nie! – krzyknął z przerażeniem. Jego serce zaczęło bić tak mocno, że bał się, iż się udusi. Chwycił zwój z Prawem, który nosił na szyi i powiedział: – Nie możesz tego zrobić, ojcze. Prawo mówi, że jedynie kapłan… – Nie ma tu kapłana! – przerwał Saul. Przerażony Jonatan zbliżył się do ojca. – Jeszcze nie ma południa – zauważył. – Samuel na pewno przyjdzie. – Wezwałem go, a on się nie pojawił – odpowiedział Saul, blady i napięty. Pot wystąpił mu na twarzy. – Nie mogę czekać ani chwili dłużej. – Jeśli to zrobisz, Pan nam nie pomoże! – Ale moja armia, moi wojownicy
opuszczają mnie! Co radzicie mi zrobić? – spytał Saul, rozglądając się po twarzach doradców. – Cokolwiek mówi ci serce, królu. – Wszyscy byli chyba w tej sprawie zgodni. Jonatan popatrzył na Abnera, Kisza, na pozostałych, wreszcie z powrotem na ojca. – Samuel przyjdzie! – powtórzył. Stanął naprzeciw ojca i oznajmił: – Gedeon miał mniej wojowników niż my, a jednak zwyciężył Madianitów. – Nie jestem Gedeonem! – Byłeś rolnikiem, tak samo jak on. I tak samo zstąpił na ciebie Duch Boży. Zebrałeś trzysta trzydzieści tysięcy wojowników i pokonałeś Ammonitów! – Gdzie są teraz ci wszyscy wojownicy? – Saul odchylił na chwilę zasłonę namiotu. – Pouciekali! – I tak masz ich więcej niż Gedeon – nie ustępował Jonatan. – Zniszczyłeś
Ammonitów, a Nachasz poległ. – Filistyni są gorsi od Madianitów czy Ammonitów. – Saul jęknął i przetarł oczy. – Nie prosiłem się o to, żeby być królem. Ani o to wszystko, co dzieje się teraz! – Bóg cię wybrał, ojcze – przypomniał Jonatan, starając się mówić jak najspokojniej, choć lęk pozostałych do pewnego stopnia opanowywał i jego. – Ufaj Panu i Jego potędze! – Cóż oznacza to w praktyce? – spytał Abner, występując naprzód. – Jaką mamy przyjąć taktykę? – Bóg mógłby zesłać na naszych nieprzyjaciół pioruny – zgodził się Kisz. – Dlaczego jednak tego nie robi? – Gdzie jest Arka? – spytał Saul, odwracając się raptownie. Wszyscy zwrócili spojrzenia ku niemu. – Może gdyby była przy mnie Arka Przymierza… Filistyni raz wystraszyli się Arki. Pamiętacie?
Jonatan poczuł skurcz w żołądku. Czyżby jego ojciec zamierzał użyć Arki jak bożka? – Zdobyli Arkę – przypomniał. – Tak. I wtedy plaga szczurów i myszy zniszczyła ich plony, a sami Filistyni dostali guzów. W końcu odesłali nam Arkę, na wozie wypełnionym złotem. – Saul spojrzał na Abnera. – Ile czasu zajęłoby sprowadzenie tu Arki? – Wciąż nie widać Samuela, panie – zameldował wojownik, który wszedł do namiotu. Abner zmarszczył się. – Nie ma czasu – ocenił. – Musisz zrobić coś natychmiast, zanim opuszczą cię wszyscy wojownicy. – Każdy poza Jonatanem był tego samego zdania. – Nie rób tego! – przestrzegał ojca Jonatan, spoglądając mu w oczy. – Zaczekaj, proszę cię. Daj jeszcze trochę czasu prorokowi.
– Za mało znasz się na ludziach, Jonatanie – stwierdził Abner, kręcąc głową. – Jeśli będziemy dłużej czekać, obóz całkiem opustoszeje i król pozostanie sam. Jak myślisz, czy twój ojciec długo będzie żył, jeśli będziemy go bronić jedynie my, którzy jesteśmy w tym namiocie? Słowa Abnera wywarły decydujący wpływ na Saula. – Przynieście mi ofiary całopalne i pojednania – rozkazał. – Nie możemy prosić Boga o pomoc, jeśli nie damy niczego Jemu. Serce Jonatana biło bardzo mocno, żołądek ścisnął mu się ze strachu. Wyciągnął zwój z Prawem. – Nie wolno ci tego robić, ojcze – powiedział. – Posłuchaj mnie, proszę cię. Mogę ci pokazać… – Jeszcze nie zrozumiałeś? – przerwał mu krzykiem Saul. – Nie mogę dłużej
czekać! I nie będę! – Jego oczy ciskały gromy. – Samuel obiecał, że przybędzie, i nie dotrzymał słowa! – To powiedziawszy, Saul wyszedł na dwór. – Zbierzcie trochę kamieni. Zbudujemy tu ołtarz. A ty – złapał Jonatana za ramię – będziesz stał tutaj i nie powiesz ani słowa więcej. – Zadarł głowę i kontynuował: – Królowie innych narodów składają ofiary na oczach swoich armii. Dlaczego ja nie miałbym tego zrobić? – Zwrócił się teraz do Abnera: – Zwołaj ludzi. Muszą widzieć, co robię. Przekaż im, że składam ofiarę Panu, aby nam pomógł. Jonatan powiedział na ucho Ebenezerowi: – Idź w miejsce, z którego będziesz widział, czy nikt nie zbliża się do obozu, a jeśli zobaczysz Samuela, wracaj tu szybko jak wiatr i wołaj, że nadchodzi. Pospiesz się! – Tak, panie. – Ebenezer wycofał się
niepostrzeżenie, odwrócił się i odbiegł spełnić rozkaz Jonatana. A ten patrzył na ojca, zastanawiając się, czy Bóg weźmie pod uwagę jego lęk. Przebacz mu, Panie – modlił się. On nie wie, co robi. Zbierający się wojownicy wyglądali na zadowolonych z tego, co się działo. Gdyby jednak Saul czytał, przepisywał i studiował Prawo, dobrze wiedziałby, że lepiej nie sprzeciwiać się Panu w taki sposób! Zaś ci, którzy popierali w tej chwili Saula w jego działaniu, wiedzieliby, że nie warto ryzykować życiem z powodu tak pochopnej decyzji swojego króla, który był tylko człowiekiem. Słońce wzeszło ponad wschodni horyzont. Przyprowadzono Saulowi kalekie cielę. Po co zabijać zdrowe, bez skazy, jak polecało Prawo? Wyglądało na to, że kiedy już Saul zdecydował się złamać jedno z Bożych praw, żadne z nich
nie miało dla niego znaczenia. Na oczach Jonatana, jego ojciec położył dłonie na głowie zwierzęcia, pomodlił się głośno do Boga o pomoc, po czym poderżnął cielcowi gardło. Jonatan zamknął oczy, zniesmaczony całą ceremonią. Wkrótce poczuł dym, który dla niego woniał nieposłuszeństwem. Po złożeniu przez Saula ofiary, wojownicy rozeszli się z powrotem. Saul spojrzał z uśmiechem na syna, znowu nabrawszy pewności siebie, następnie wrócił do namiotu, aby pomówić z doradcami. Jonatan siedział nieruchomo, osłaniając głowę dłońmi. Wtedy nadbiegł Ebenezer, wołając: – Nadchodzi prorok! Jonatana przepełnił wstyd. Jakże teraz będzie mógł spojrzeć w oczy Samuelowi? – Chodźcie! Wyjdźmy mu wszyscy na spotkanie! – odezwał się Saul, wyłaniając
się z namiotu. Rozłożył szeroko ręce i zawołał z uśmiechem: – Witaj, Samuelu! Samuel spoglądał jednak gniewnie, ściskając laskę tak mocno, że aż zbielały mu palce. – Cóż uczyniłeś?! – spytał. Saul zmarszczył brwi ze zdumienia i popatrzył na proroka, a potem na zebranych wokół ludzi. – Ponieważ widziałem, że lud ode mnie odchodzi – odpowiedział, mrużąc oczy – a ty nie przybywasz w oznaczonym czasie, gdy tymczasem Filistyni gromadzą się w Mikmas, wtedy sobie powiedziałem: Filistyni zstąpią do mnie do Gilgal, a ja nie zjednałem sobie Pana! Przezwyciężyłem się więc i złożyłem całopalenie. – Pokazał dłonią na doradców, aby podkreślić, że nie miał innego wyjścia. Jonatan patrzył to na niego, to na Samuela. Czyż grzech ojca nie był dostatecznie wielki? Tymczasem Saul
postanowił jeszcze zrzucić winę na proroka! – Zostawcie nas samych! – polecił Samuel. Jonatan był chętny do ucieczki, ponieważ wiedział, że za chwilę rozpęta się karzący gniew. – Mój syn zostanie – rozkazał jednak Saul, kiwając na niego. Jonatan zajął więc miejsce obok ojca. Jak mógłby opuścić go w takiej chwili, skoro to on sam rozpoczął wszystko, co się stało, swoim atakiem na Geba? – Popełniłeś błąd – oznajmił Saulowi prorok. – Gdybyś zachował przykazanie Pana, Boga twego, które ci nałożył, niechybnie umocniłby Pan twoje panowanie nad Izraelem na wieki. A teraz panowanie twoje nie ostoi się. Pan wyszukał Sobie człowieka według Swego serca: ustanowił go Pan wodzem Swego ludu, nie zachowałeś bowiem tego, co ci
Pan polecił. Jonatan aż się skulił. Saul zacisnął zęby ze złości. Samuel wstał i odwrócił się, więc Saul zbliżył się do niego i spytał: – Odwracasz się do mnie plecami, Samuelu? Plecami do izraelskiego króla? Dokąd to się udajesz? – Idę do Gibea – mruknął prorok. Wydawał się zmęczony i pozbawiony ducha. – Tobie radziłbym zrobić to samo. Saul wzbił ze złością nogą tuman pyłu. – Powiedzcie Abnerowi, żeby policzył, ilu ludzi nam zostało. Jonatan patrzył ze łzami w oczach za odchodzącym prorokiem. – Powinniśmy iść za Samuelem, ojcze – poradził. – Najpierw policzmy, ilu zostało nam ludzi. Jonatan miał ochotę płakać z żalu. Cóż za różnica, ilu wojowników pozostało przy królu odrzuconym przez Boga?
– Pozwól mi pomówić z nim w twoim imieniu – poprosił. – Idź, jeśli myślisz, że przyniesie to cokolwiek dobrego – zgodził się Saul, odwracając się. Jonatan biegł za Samuelem. Kiedy się zbliżył, prorok odwrócił się i polecił tym, którzy mu towarzyszyli, żeby się odsunęli. Oparł się ciężko na lasce, na jego twarzy widać było wyczerpanie i smutek. Jonatan opadł na kolana i skłonił się twarzą do ziemi. – Wstań! Jonatan zerwał się, drżąc. – Dlaczego za mną pognałeś? Czy zamierzasz użyć przeciwko mnie swego miecza? – Nie! – Jonatan aż zbladł. – Mój ojciec ani ja nie zamierzamy robić ci krzywdy! Proszę cię… Przybiegłem, aby prosić cię o wybaczenie. To wszystko moja wina!
– To nie ty złożyłeś ofiarę – zaprzeczył Samuel, kręcąc głową. – Mojego ojca zdjął strach – wyjaśnił ze łzami w oczach Jonatan. – Wszystko przez mój atak na Geba… – Nie widział przez łzy wyrazu twarzy proroka. – Zaatakowałem warownię w Geba, sprowadzając na nas gniew wszystkich Filistynów – ciągnął. – Kiedy doszły do nas wieści o potędze zbliżającej się przeciwko nam armii, wojownicy zaczęli nas opuszczać. Mój ojciec… – Każdy człowiek podejmuje decyzje za siebie, Jonatanie – przerwał Samuel – i każdy ponosi ich konsekwencje. – Czyż nie jesteśmy jednak także ofiarami okoliczności? – Dobrze wiesz… – Czy nie ma miejsca na jakiekolwiek błędy? Na strach? – Kto jest naszym nieprzyjacielem, Jonatanie? – zapytał w odpowiedzi
prorok. – Filistyni. Nie chcę, żeby Bóg był naszym nieprzyjacielem – dodał z płaczem Jonatan. – Co mogę uczynić, żeby wszystko naprawić? – A co nosisz na sercu, mój synu? – Samuel oparł dłoń na jego ramieniu. – Boże Prawo. – Jonatan położył dłoń na przedzie zbroi. – Czy dlatego spisałeś je własnoręcznie, że myślałeś, iż pewnego dnia sam zostaniesz królem? Jonatan zamrugał powiekami, zastanawiając się nad pytaniem proroka. Czy rzeczywiście tak zrobił? Samuel powiedział teraz, że królestwo Saula nie przetrwa. Czy znaczyło to, że Izrael upadnie? Czy cały naród będzie cierpiał z rąk jego nieprzyjaciół? – Milczysz… – Chcę odpowiedzieć „nie” – odezwał się znowu Jonatan, patrząc prorokowi
w oczy. – Ale nie jestem pewien, czy znam siebie dość dobrze, aby tak powiedzieć – przyznał. – Mów królowi prawdę, niezależnie od tego, co mówią mu inni. I módl się za niego, Jonatanie – przykazał Samuel, puszczając go. – A ty, czy będziesz się modlił za mojego ojca? – spytał Jonatan, pragnąc usłyszeć jakieś słowa, które by go umocniły. Bóg z pewnością usłyszy modlitwy tak sprawiedliwego człowieka… – Tak. – W takim razie Pan nie opuści nas całkowicie – skomentował z nadzieją Jonatan. – Bóg nie opuszcza ludzi, Jonatanie. To ludzie opuszczają Boga. – To powiedziawszy, stary prorok odszedł w stronę Gibea, a jego towarzysze razem z nim. Jonatan patrzył za nimi długi czas,
modląc się, aby Samuelowi nie stało się nic złego, i jeszcze o skruchę dla swojego ojca. Samuel czekał w Gibea, podczas gdy Filistyni obozowali w Mikmas. Saul także wrócił do Gibea i wybrał dla siebie miejsce w cieniu tamaryszku. Ponieważ armia izraelska nie przybywała, Filistyni wysłali przeciwko Izraelitom trzy hufce. Jeden zaatakował Ofra, drugi – Bet-Choron, trzeci zaś poszedł drogą ku granicy biegnącej nad doliną Seboim w kierunku pustyni, plądrując tę okolicę. Samuel udał się tymczasem z powrotem do Rama. Saul czekał na jakiś znak od Boga albo słowo zachęty proroka, ale nie mógł doczekać się ani jednego, ani drugiego. Z każdym mijającym dniem stawał się coraz bardziej ponury. Jego armia skurczyła się do zaledwie sześciuset wojowników, którzy popadli
w desperację. Abner i inni starali się radzić, lecz Saul nie słuchał nikogo. Wykładano mu rozmaite plany, które odrzucał. Król wydawał się niezdolny do działania. Co gorsza, stał się podejrzliwy. – Wyślijcie kogoś, aby obserwował Samuela – polecił. – Jeśli dokądkolwiek pójdzie, idźcie za nim i meldujcie o jego ruchach! – Samuel modli się za ciebie, ojcze – przypomniał Jonatan. – Powtarzasz tak, ale czy mogę mu ufać? Powiedział, że Bóg wybierze kogoś innego. Nadchodziły meldunki, że Filistyni znów posuwają się w głąb Kanaanu. Jonatan zdawał sobie sprawę z sytuacji, miał oczy i uszy otwarte. Bezczynność dokuczała mu tak samo jak innym. Czy tak wygląda wojna? – myślał. Długie tygodnie, czasem nawet miesiące czekania? A potem
przerażająca i ekscytująca zarazem bitwa… Filistyni najeżdżali do woli różne tereny, smakując rabunków i okrucieństw, ponieważ król Saul nie wysyłał nikogo, aby ich powstrzymał. Ojciec Jonatana nie był bowiem w stanie przestać myśleć o proroctwie Samuela. Trzeba było coś zrobić, coś, co pobudziłoby do działania króla i izraelskich mężczyzn, zjednoczyło ich, tak jak wtedy, kiedy Pan pozwolił im stoczyć zwycięską bitwę pod Jabesz w Gileadzie. Pomóż mi, Panie – modlił się Jonatan. Nie chcę powtórzyć swojego błędu z Geba! I jeśli cokolwiek zrobię, muszę zrobić to sam – myślał – żeby w razie mojej porażki, klęska i wstyd spadły jedynie na mnie. Przednia straż Filistynów obozowała w wąwozie koło Mikmas. Jonatan dobrze
znał ten teren. Wąwóz rozdzielał śliskie, porośnięte cierniami urwiska Boses i Senne. Powyżej było miejsce, gdzie przejście było bardzo wąskie. Pojedynczy człowiek mógł stanąć tam i walczyć, zabijając w razie powodzenia nawet większą liczbę Filistynów. Jonatan zdawał sobie sprawę, że być może wyprawia się na śmierć. Był na to gotowy. Uznał, że lepiej zginąć z honorem w bitwie niż żyć w strachu przed czcicielami bożków. Wstał, założył na ramię kołczan ze strzałami, podniósł łuk i wyszedł z miasta. – Dokąd idziemy, panie? – To Ebenezer złapał własny łuk i strzały, a także tarczę Jonatana, i dogonił go. – Idziemy zobaczyć, co uczyni Pan. Ebenezer szedł więc u boku Jonatana, choć ten nie miał pewności, czy jego giermek wytrwa aż do końca. Kiedy już odeszli od Gibea, Jonatan
odezwał się: – Chodź, podejdziemy do straży tych nieobrzezańców. Może Pan uczyni coś dla nas, gdyż dla Pana nie stanowi różnicy ocalić przy pomocy wielu czy niewielu. Ebenezerowi zaświeciły się oczy. – Czyń wszystko, do czego serce cię skłoni – odparł z szerokim uśmiechem. – Oto jestem z tobą do twego rozporządzenia. Jonatan roześmiał się. Ciekawe, co pomyślą na ich widok Filistyni. Kiedy doszli do urwiska naprzeciw filistyńskiego obozu, Jonatan spojrzał w dół i pomodlił się: Panie, ześlij mi znak, że oddasz tych ludzi w nasze ręce! Poczuł gorąco, przyspieszone tętno i pewność siebie, jak gdyby była to odpowiedź: „tak, ruszajcie”. Powiedział więc do Ebenezera: – Teraz obydwaj podejdziemy ku tym mężom i pokażemy się im. Gdy odezwą
się do nas w ten sposób: „Zatrzymajcie się, aż my do was przejdziemy”, zatrzymamy się na swoim miejscu i do nich nie pójdziemy. Jeżeli zawołają: „Podejdźcie do nas”, pójdziemy wtedy, gdyż Pan oddał ich w nasze ręce. To dla nas znak. Tak czy owak stoczą walkę przeciw nieprzyjaciołom Boga, tyle że w jednym przypadku poniosą pewną śmierć, zaś w drugim – zwyciężą. Ebenezer skinął głową. – Dopóki starczy nam strzał, możemy ich powstrzymywać, panie – skomentował. – Potem zaś będziesz mógł użyć miecza. Jonatan złapał giermka za ramię. Ebenezer był tak samo gotów na śmierć w walce, jak on sam. Jonatan zszedł z urwiska pierwszy. W pewnej chwili poślizgnął się, ale udało mu się odzyskać równowagę. – Uważaj w tym miejscu – ostrzegł
Ebenezera. – W prawo! Tak, dobrze. Kiedy zeszli na dół, ukazali się obaj filistyńskiej straży. – Oto Hebrajczycy wychodzący z kryjówek, w których się pochowali! – zawołał wartownik. Dołączyli do niego inni wojownicy. Kilku spoglądało w dół, ponad krawędzią urwiska. Jeden splunął. Zarechotali, a ich śmiech odbił się echem od ścian wąwozu. Serce Jonatana biło bardzo mocno. Czuł się gotów do walki. Panie, proszę Cię, oddaj ich w nasze ręce! – modlił się. Daj im poznać, że jest Bóg w Izraelu! Wówczas nadszedł znak – jeden z wartowników zawołał: – Podejdźcie, coś wam powiemy. – Pójdź za mną – rzucił Jonatan do Ebenezera – gdyż Pan oddał ich w ręce Izraela. Podbiegł do urwiska, a potem zaczął się
wspinać; Ebenezer posuwał się za nim. Jonatan łapał się dolnych części rozrośniętych krzewów cierniowych, odnajdywał miejsca, gdzie można było postawić stopę, i wciągał się w górę, jak jaszczurka. Filistyni, nadal rechocząc, cofnęli się znad krawędzi urwiska. Wciąż było ich słychać. Kiedy Jonatan doszedł na górę, zrobił parę kroków naprzód i stanął na otwartej przestrzeni. Ebenezer zrobił to samo. Jonatan uśmiechnął się na widok zdumionych spojrzeń Filistynów. – Patrzcie, to dwóch chłopców! – odezwał się jeden. – Obaj zaraz umrą! – zawyrokował drugi, dobywając miecza. Jeden z Filistynów znowu zarechotał. Jonatan płynnym ruchem zrzucił z ramienia łuk, wyciągnął strzałę, wymierzył i trafił prosto w cel. Śmiejący się z niego Filistyn padł na plecy, strzała
tkwiła pomiędzy jego oczami. Pozostali spojrzeli z niedowierzaniem na Jonatana, po czym wydali bitewny okrzyk, powyciągali miecze i ruszyli ławą na Jonatana i Ebenezera. Ci jednak posyłali jedną strzałę za drugą, i strzelali tak celnie, że wrogowie kolejno padali. W ten sposób Jonatan i Ebenezer zabili około dwudziestu Filistynów. Krzyki zaalarmowały innych. Z oddali rozległo się nawoływanie. Wypuściwszy ostatnią strzałę, Jonatan wyciągnął miecz i wydał swój okrzyk bojowy: – Za Pana! Na ten widok Filistyni wpadli w panikę i zaczęli uciekać. Zadrżała ziemia, powiększając jeszcze ich przerażenie. Jonatan ruszył pędem w stronę Filistynów i ściął jednego z dowódców. Ebenezer podniósł leżącą na ziemi dzidę i rzucił nią w innego wojownika, który padł. Coraz
więcej Filistynów krzyczało z przerażenia. – Rozległ się dźwięk rogu! – zawołał Ebenezer. – Nadciąga król! Jonatan wydał radosny okrzyk. Oto Izrael odniósł zwycięstwo! Jego wrogowie pierzchali, ogarnięci paniką. Zwrócił uwagę, że pomiędzy Filistynami było trochę Hebrajczyków. Nie wiedział, czy to zdrajcy, którzy postanowili walczyć po stronie nieprzyjaciela, czy też jeńcy. W tej chwili nie miało to dla niego znaczenia. – Walczcie za Izraela albo gińcie! – zawołał do nich. Izraelici jak jeden mąż uderzyli na uciekających Filistynów. Nagle rozległ się głos Ebenezera: – Arka Przymierza! Jonatan obejrzał się i zobaczył Arkę. Nie!!! Ryknął i odwrócił się, rozwścieczony myślą, że nieprzyjaciel znowu postanowił odebrać Izraelitom Arkę. Wpadł do filistyńskiego obozu,
wymachując mieczem. Nikt nigdy nie odbierze nam Arki! – myślał, uderzając klingą jednego z nieprzyjaciół. Nikt jej nie otworzy ani nie zbezcześci! – z tą myślą ściął innego. Nikt nie odbierze nam Prawa! Dźgnął kolejnego Filistyna. Nikt nie otworzy słoja i nie wysypie manny! Odrąbał kolejnemu wrogowi rękę, a potem ściął mu jeszcze głowę. Nikt nie złamie laski Aarona, która w ciągu jednego dnia wypuściła liście, zakwitła i wydała owoce! Uderzając na nieprzyjaciół, Jonatan wołał: – Bóg jest naszym królem! Bóg wszechmogący! Pan! Filistyni uciekali, przerażeni. Nagle ze wszystkich stron zaczęli nadbiegać Izraelici. To złożona z sześciuset ludzi armia Saula przybyła na odsiecz z Gibea. Po drodze zdążyła urosnąć. Od południa nacierali członkowie pokolenia Efraima.
Filistyni stracili orientację. Jedni uciekali w stronę Ajjalonu, inni do Ofra, próbując dotrzeć do Bet-Awen, gdzie znajdowała się filistyńska warownia. Jonatan podniósł dzidę i podążał za Filistynami, zagrzewając do boju innych. Po pewnym czasie mężczyźni osłabli, ledwie dotrzymywali kroku Jonatanowi. Jonatan wbiegł do lasu i zobaczył pszczele gniazdo. Włożył w nie laskę – w gnieździe był miód. – Bóg nas zaopatruje! – zawołał z zadowoleniem i zjadł miodu, a wtedy nabrał na nowo sił. Towarzyszący mu mężczyźni patrzyli na to, ale nie ruszali miodu. – Jedzcie! – zawołał Jonatan, przyglądając się im ze zdzi-wieniem. – Co się wam stało? – Zanurzył znowu laskę w miodzie i podał im. – Miód was wzmocni. – Nie możemy! – odpowiedzieli.
– Ojciec twój związał lud przysięgą w słowach: Kto by spożył dziś posiłek, niech będzie przeklęty! A lud był wyczerpany – wyjaśnił jeden z mężczyzn. Jonatan poczerwieniał. – Ojciec mój wtrąca kraj w nieszczęście – odparł. Czy może teraz będę musiał umrzeć, bo zjadłem miodu? – myślał. – Taki rozkaz wyrządza nam tylko szkodę. Popatrzcie, jak rozjaśniły się moje oczy, dlatego że skosztowałem trochę tego miodu. To dar Boży! – Jeśli go zjemy, król każe nas zabić. Jonatan nie nalegał więcej. Mnie ojciec wybaczy – ocenił – ale innym by nie wybaczył. – Och! – zawołał. – Gdyby się dzisiaj lud dobrze pożywił łupem, który zdobył na swoich wrogach, z pewnością większa byłaby wtedy klęska Filistynów. – Zapewne przed zmierzchem wszyscy Filistyni w okolicy zostaliby zabici.
Jonatan ruszył z powrotem w pościg. Ci, którzy jeszcze mieli siłę, podążyli za nim. W owym dniu Izraelici pobili Filistynów od Mikmas aż do Ajjalonu. Wielu uciekło, ponieważ wojownicy Saula byli zbyt wyczerpani, aby ich ścigać, z powodu głodu. Wreszcie rzucili się na zdobyczne owce, woły i cielęta, zarzynali je na ziemi i zjadali razem z krwią. – Przestańcie! – zawołał do nich kapłan. – Grzeszycie przeciwko Panu! Wygłodniali mężczyźni nie słuchali go jednak. Wówczas Saul kazał postawić ołtarz, a następnie polecił przyprowadzać zwierzęta do niego. – Będziecie je zabijać tutaj i będziecie jeść, abyście nie grzeszyli przeciw Panu, jedząc razem z krwią – powiedział. Kapłan potwierdził, że krew musi najpierw spłynąć, by jedzący nie grzeszyli przeciw
Bogu. Jonatan odwrócił spojrzenie, zniesmaczony. Ludzie i tak zdążyli zgrzeszyć. Tymczasem w obozie zapanował niepokój. Wojownicy, którzy byli w lesie przy Jonatanie, podeszli do niego i powiedzieli: – Nie powiadomimy króla o tym, co zrobiłeś w lesie. Jonatan poczuł się zakłopotany. Czy ci ludzie sądzą, że ich król zabiłby własnego syna? A czy ojciec zabiłby go? Czy mógłby?… W pewnej chwili Saul wezwał Jonatana i spytał: – Znowu okazałeś mi nieposłuszeństwo? Jonatan przeraził się. Zimny pot wystąpił mu na szyi. Czyżby ktoś doniósł Saulowi o miodzie? Królewscy doradcy przyglądali się uważnie Jonatanowi.
– Wyruszyłeś do ataku bez mojego pozwolenia! – wy-jaśnił swój zarzut Saul. – Pan dał nam zwycięstwo – zauważył Jonatan, unosząc wysoko głowę. – Mogłeś zginąć! Co ty sobie wyobrażałeś, uderzając na Filistynów tylko w towarzystwie giermka? Gdzie on właściwie jest? – Saul rozejrzał się. – I dlaczego nie przy tobie? – Śpi, ojcze. To był dla nas męczący dzień… – Jonatan uśmiechnął się na wpół ironicznie. Saul roześmiał się i mocno poklepał go po plecach. – Oto mój syn! – zawołał. – Wojownik! – Popatrzył z dumą na swoich ludzi. – Wspiął się po stromym zboczu, zabił całą chmarę Filistynów, i to lepiej wyposażonych i bardziej doświadczonych niż on sam, aż wreszcie przyprawił o panikę cały filistyński obóz! – Spoglądał na Jonatana błyszczącymi oczami. –
Przynosisz zaszczyt swojemu ojcu, królowi – pochwalił. W radości Saula było coś, co zaniepokoiło Jonatana. – To Pan wprawił Filistynów w panikę – odpowiedział Jonatan. – I to On uratował dziś Izraela. – Tak! Pan! – zgodził się Saul, znowu klepiąc Jonatana w plecy krzepką dłonią. Uśmiechnął się do wszystkich i dodał: – Ale my ich ścigaliśmy, także napędzając im strachu, prawda? – Podszedł do stołu, rozwinął mapę i zaproponował: – Puśćmy się w pogoń za Filistynami nocną porą i nękajmy ich aż do białego rana, nie oszczędzając z nich nikogo. Pomyślcie, jak wielkie przyniesie mi to łupy! Jonatan uważał, że pomysł ojca jest niemądry. – Wojownicy są wyczerpani – przypomniał. – A teraz, kiedy się najedli, będą spali, jak pijani.
– Zrobią, co im rozkażę! – warknął gniewnie Saul. I z tego powodu zginą! – miał ochotę odpowiedzieć Jonatan, ale powstrzymał się. Miał nadzieję, że doradcy przemówią jego ojcu do rozsądku. Niestety wszyscy zgodzili się ze swoim królem, mówiąc to, co chciał usłyszeć. – Uczyń wszystko, co ci się wydaje słuszne – odpowiedzieli. – Będziemy ścigać Filistynów i wszyscy wzbogacimy się na tym. Wtedy Jonatan spojrzał na Achiasza, kapłana. – Czy nie powinniśmy najpierw spytać Pana? – odezwał się. Achiasz z niepokojem wystąpił naprzód i powiedział: – Twój syn okazuje właściwą tobie mądrość, mój panie. Poradźmy się najpierw Boga. Pozostali zgodzili się z tą propozycją,
więc Saul wzruszył ramionami. – Czy mam uderzyć na Filistynów? – spytał Pana. – Czy oddasz ich w ręce Izraela? Achiasz położył dłonie na urimie i tummimie, i czekał na odpowiedź Boga. Saul stał nieruchomo. Jego doradcy czekali. Lecz Pan nie odpowiedział. Noc wydawała się Jonatanowi ponura. Świt także nie pozbawił go pochmurnych myśli. Słońce wstało i przesuwało się po niebie, a on wciąż myślał o tym, co powiedzieli mu w lesie wojownicy. „Ojciec twój związał lud przysięgą w słowach: Kto by spożył dziś posiłek, niech będzie przeklęty!”. Panie, ja nie przysięgałem – odezwał się w myśli Jonatan, spuszczając głowę. Nic nie wiedziałem, o królewskiej decyzji. Czy mimo to mnie obowiązuje? Czy to dlatego
nie chcesz przemówić do mojego ojca, króla, że zgrzeszyłem? Proszę Cię, niech tak nie będzie. Nie pozwól, abym znowu sprowadził na nasz naród nieszczęście! Podniósł się, zdeterminowany, by wszystko wyznać. – Co robisz? – spytał Abner, zastępując mu drogę. – Muszę pomówić z moim ojcem, królem. – Chcesz powiedzieć mu o miodzie? – Wiesz o tym… – Wiem! Wiem wszystko o tym, co robią moi wojownicy. Muszę wiedzieć. – Odsunął Jonatana na bok. – Nikt nie powiedział o sprawie królowi, i nie zamierza. – Znowu postawiłem go w trudnym położeniu. – Podjął nieprzemyślaną decyzję. Czy jego pospieszny rozkaz ma pozbawić lud księcia?
Jonatan próbował ominąć Abnera, ale ten wciąż zastępował mu drogę. – Czy myślisz, że Pan chciałby śmierci swojego największego wojownika? – spytał ze złością. – Pan nie potrzebuje największego wojownika! – wypalił Jonatan, jednak Abner złapał go za ramię i znów zadał pytanie: – Cóż za chwałę przyniosłaby Panu Twoja śmierć? Jonatan odwrócił się i zobaczył swojego ojca stojącego u wejścia namiotu. – Dzieje się coś złego! – zawołał Saul. – Zbierzcie wszystkich dowódców mojej armii! Po chwili wodzowie zebrali się przy nim. Król popatrzył na nich i polecił: – Podejdźcie bliżej, zbadajcie i zobaczcie, na czym polega ten dzisiejszy grzech. Jonatana ogarnął strach. Jeszcze nigdy
jego ojciec nie patrzył na niego w taki sposób – podejrzliwie. Czyżby ojciec postrzegał mnie teraz jako swojego wroga? Poczuł mdłości. – Wy ustawcie się po jednej stronie, a ja i syn mój po drugiej stronie – rozkazał ludziom Saul. Jonatan stanął więc koło niego, nie wiedząc, czy ojciec za chwilę go nie zabije. – Chcemy króla, takiego jakich mają otaczające nas narody! – wołali wojownicy. Serce Jonatana biło bardzo mocno. Słyszał, co działo się pośród otaczających narodów. Królowie potrafili zabijać własnych synów, żeby zachować władzę. Niektórzy nawet składali z nich ofiary na murach miast, aby sprawić przyjemność swoim bogom. Pot wystąpił mu na twarzy. Panie, czy ojciec mnie zabije? – pytał w myślach. Mój ojciec? Niech się tak nie stanie!
– Na życie Pana, który wybawia naród izraelski, nawet gdyby się to stało przez Jonatana, mojego syna, to i on musiałby umrzeć! – oznajmił Saul. Jonatan nie dowierzał własnym uszom. Mój ojciec nie mógł się aż tak zmienić! – myślał. Spojrzał na Abnera, potem na innych. Wszyscy patrzyli prosto przed siebie, unikając jego wzroku. Nikt się nie odezwał. Ogarnięty frustracją Saul zwołał całą armię. – Niech ktoś powie mi, co się stało! – zawołał. W końcu, na oczach wszystkich, pomodlił się na głos: – Boże Izraela, okaż prawdę! Jonatan nie wiedział, co robić. Spojrzał na ojca. Czy jeśli w tej chwili wszystko wyzna, ojciec odstąpi od złożonej przez siebie przysięgi, czy też dotrzyma jej? Cokolwiek się stanie, znowu postawiłem go w okropnym położeniu – myślał.
Zatrząsł się ze strachu – nie zapowiadało się nic dobrego! Kapłan rzucił losy. Okazało się, że wojownicy są niewinni. Jonatan dostrzegał w spojrzeniu ojca narastające napięcie. Na czole Saula błysnęły krople potu. Ojciec pocił się ze strachu. Wie, co pokażą losy! – pomyślał Jonatan. Boi się o mnie, nie wie, co robić – nie zabije mnie! Kocha mnie. Nie jest w stanie zabić własnego syna. – Rzucajcie losy między mną i synem moim, Jonatanem – polecił Saul, wyciągając drżącą rękę. Achiasz rzucił losy i podniósł wzrok, wyraźnie uspokojony. – Los padł na Jonatana, panie. Saul spojrzał na Jonatana z wściekłością, zmieszaną z ulgą. Jonatan przeraził się. – Powiedz mi, co uczyniłeś? – spytał jego ojciec.
– To prawda, że skosztowałem trochę miodu przy pomocy końca laski, którą miałem w ręku – wyznał Jonatan. – Oto jestem gotów umrzeć. – Niech Bóg mi to uczyni i tamto dorzuci, jeżeli nie umrzesz, Jonatanie – odpowiedział Saul, dobywając miecza. Jonatan był tak zdumiony i przerażony, że zamarł. Nie był w stanie się ruszyć. – Nie! – zawołali wodzowie, szybko zastępując królowi drogę. – Czy ma umrzeć Jonatan, który był sprawcą tego wielkiego izraelskiego zwycięstwa? Nigdy! – tłumaczyli mu. – Na życie Pana! Ani włos z głowy jego na ziemię nie spadnie. Z Bożą pomocą uczynił to dzisiaj. Jonatan skulił się. Zobaczył, że gniew stopniowo opuszcza jego ojca. Saul rozejrzał się, w końcu schował miecz i powiedział: – Nie podniosę ręki na własnego syna. – Potem położył dłoń na ramieniu Jonatana
i rozpuścił wojsko. Kiedy mężczyźni się rozeszli, Saul odszedł do namiotu. Jonatan ruszył za nim; chciał błagać ojca o wybaczenie. Abner i jego doradcy natychmiast otoczyli Jonatana. – Bóg zniszczył naszą pszenicę, ale nadchodzi czas żniw innych roślin – odezwał się Saul, nie patrząc na syna. – Armia potrzebuje zaopatrzenia. Nie będziemy ścigać Filistynów. Wycofamy się na nasz własny teren. Przekażcie ludziom, aby zwinęli obóz. Wyruszamy za godzinę. – Ojcze – odezwał się Jonatan. – Nie teraz. Porozmawiamy później, w drodze do domu. Kiedy wyruszyli, Jonatan podszedł znowu do Saula. – Przepraszam – odezwał się. – Przepraszasz… – westchnął Saul, patrząc prosto przed siebie. – Samuel
zwrócił się przeciwko mnie. Czy także i mój syn staje się moim wrogiem? Jonatan miał łzy w oczach. – Gdybym wiedział o twoim rozkazie, nawet nie tknąłbym tego miodu – zapewnił. Saul zerknął na niego z ukosa, po czym spytał: – Czy jesteś ze mną, czy przeciwko mnie? Odpowiedz. Jeszcze nigdy niczyje słowa tak głęboko nie dotknęły Jonatana. – Nie ma nikogo, kto byłby ci wierniejszy niż ja – odparł. – Być może tak ci się zdaje, a jednak wciąż działasz samodzielnie – tak było w Geba, a teraz pod Mikmas. Podzielisz naród. Czy tego właśnie chcesz? Usunąć z mojej głowy koronę? Chcesz, żeby Samuel ukoronował nią ciebie? – Nie! – Jonatan przystanął i odwrócił się przodem do ojca. – Nie!
– Ruszaj się! Jonatan z powrotem dogonił ojca. – Wszyscy wystąpili przeciwko mnie, aby cię ocalić – stwierdził Saul, nie patrząc na syna. Trudno było temu zaprzeczyć. Wojowników łatwo było przekonać do siebie aktem odwagi. A jednak to Bóg, nie on, Jonatan, przyniósł zwycięstwo. – Chciałem tylko podnieść ludzi na duchu – wytłumaczył Jonatan. – A czy pomyślałeś o mnie? Czy swoim działaniem przyniosłem wstyd ojcu? – zastanawiał się Jonatan. A jeśli tak, cóż mogę powiedzieć, aby to naprawić? – Samuel powiedział, że Bóg już wybrał sobie na króla kogo innego – kontynuował Saul. Spojrzał teraz na syna i spytał go, marszcząc brwi: – Czy to ty? Jonatan był wstrząśnięty. – Ojcze, nie! – odparł. – Ty jesteś królem
Izraela. Przenigdy nie podniosę na ciebie ręki! Saul przestał patrzeć na niego podejrzliwie. Ścisnął go za ramię i powiedział: – Musimy strzec się nawzajem. I zdawać sobie sprawę, że niezależnie od naszej woli, życie każdego z nas jest w niebezpieczeństwie. Nie tylko moje i twoje, ale również twoich braci. Jeśli ktokolwiek inny przejmie koronę po mnie czy tobie, rozkaże zabić Malkiszuę, Abinadaba i Iszbaala, a także twoje siostry, aby mój ród wygasł. Rozumiesz? W taki sposób królowie niszczą swoich konkurentów, nawet dzieci, które mogłyby dorosnąć i zagrozić im w przyszłości. – Saul jeszcze raz ścisnął Jonatana za ramię. – Nie ufaj nikomu. Wszędzie wokół są nasi nieprzyjaciele. Wszędzie mamy wrogów. Rzeczywiście Izrael był zagrożony ze
wszystkich stron. Wzdłuż wybrzeża byli Filistyni, na wschodzie mieszkali Moabici, na północy pozostawali Ammonici, wreszcie na południu – król Soby. Zdawało się, że cały świat chce wytracić lud Boży! Zaś najszybszym sposobem rozproszenia armii jest zabicie jej króla. Jednak Saulowi wydawało się chyba, że także pośród Izraelitów są wrogowie jego i Jonatana. – Zjednoczymy wszystkie pokolenia, ojcze – próbował uspokoić ojca Jonatan. – Nauczymy je ufać Panu, Bogu naszemu. – Będziesz stał po mojej prawicy – szepnął Saul, patrząc przed siebie. – Zapoczątkujemy dynastię. Jonatan spojrzał na niego ze zdziwieniem. Przecież Samuel powiedział… – Będę trwał przy władzy! – oznajmił Saul, unosząc zaciśniętą pięść. – Będę trwał przy władzy… – powtórzył ciszej,
sam do siebie. – Będę. Będę!
3 Samuel przyszedł do Saula z rozkazem Boga. Oto Pan kazał królowi zniszczyć Amalekitów, którzy niegdyś napadali na tyły Izraelitów i mordowali bezbronnych maruderów, podczas wędrówki Izraela z Egiptu do Ziemi Obiecanej. – Teraz mamy szansę odnieść zwycięstwo! – ucieszył się Saul, klepiąc w plecy Jonatana. – Bóg z pewnością nam pobłogosławi. Rzeczywiście odnieśli zwycięstwo. Jonatan był jednak niespokojny, ostrzegał ojca, aby ten nie opóźniał się z dokładnym wykonaniem wszystkich przekazanych przez Samuela instrukcji. – Samuel mówił, że mamy ich wytracić – przypomniał.
– Król Agag to dla twojego ojca prawdziwa zdobycz – sprzeciwił się Abner, unosząc czarę, aby wypić zdrowie króla. – Będziemy mieli z niego większy pożytek, jeśli pozostanie przy życiu, niż jeśli zginie. Kiedy cały Izrael zobaczy upokorzonego króla Amalekitów, pozna, że spośród ludzi powinien obawiać się jedynie króla Saula. – Jednak Samuel oznajmił nam, że mamy wytracić wszystkich, łącznie z ich trzodami – podkreślił Jonatan. – Ciesz się, Jonatanie, i nie martw się aż tak bardzo – skwitował Saul, klepiąc syna w ramię. – Prawo mówi, aby miłować Pana, Boga swego z całego serca… – …z całej duszy i ze wszystkich sił – dokończył za Jonatana ojciec, machając ręką. – Wiem, ja też znam Prawo. Doprawdy? Saul nigdy nie przepisał Prawa własnoręcznie, ani nie słuchał długo, kiedy Jonatan mu je czytywał.
– Nie dopełniłeś… – Dość! – zakończył Saul, odstawiając ze złością czarę. Zebrani popatrzyli na króla i jego syna. Saul machnął wspaniałomyślnie ręką i zawołał: – Jedzcie, pijcie i radujcie się! – Potem nachylił się do Jonatana i szepnął chrapliwie: – Nie obnoś się tutaj ze swoim ponurym nastrojem. – W odpowiedzi, Jonatan zaczął wstawać, ale ojciec złapał go za rękę. – Rozejrzyj się, synu – powiedział, wykonując drugą ręką zamaszysty gest, od którego wychlapało się nieco wina z czary. – Zobacz, jak uradowani są ludzie. Musimy dbać o ich zadowolenie! Jonatan widział lęk w oczach ojca, wiedział jednak, że izraelski król obawia się nie tego, czego powinien. – To o zadowolenie Boga musimy dbać, ojcze – pouczył. – Naszego Pana. Saul puścił go i machnął ręką, aby sobie
poszedł. Jonatan wyszedł na dwór i usiadł, spoglądając ponad pobliskimi wzgórzami. Co powie Samuel, kiedy nadejdzie? – myślał. Znowu zasłonił głowę dłońmi, zawstydzony. Król zaprowadził armię do Karmelu, zabierając ze sobą najlepsze spośród owiec, kóz, bydła, cieląt i baranków Amalekitów. Rozkazał też postawić pomnik na własną cześć. Świętując, pokazywał wszystkim w drodze pojmanego króla Agaga. Kiedy zatrzymał się w Gilgal, przyszedł Samuel. – Niech cię Pan błogosławi! – zawołał Saul, witając proroka z otwartymi ramionami. – Rozkaz Pana wykonałem. – Co to za beczenie owiec dochodzi mych uszu i co za ryk większego bydła słyszę? – spytał na to Samuel, gniewnym
tonem. Jonatan aż się skulił. Saul rozejrzał się po podległych sobie dowódcach. – Chodź ze mną! Musisz odpocząć i odświeżyć się. – Zaprowadził proroka do swojego namiotu. Nalał mu wina, jednak Samuel go nie tykał. Saul zaczerwienił się więc i wyjaśnił: – Przygnano te zwierzęta od Amalekitów. – Spojrzał na Jonatana, potem znowu na Samuela, i dodał szybko: – Lud bowiem zlitował się nad najlepszymi owcami i większym bydłem w celu złożenia z nich ofiary Panu, Bogu twemu, a to, co pozostało, wytępiliśmy. – Dosyć! – krzyknął prorok. Zwiesił głowę i zasłonił uszy dłońmi. Saul cofnął się, blednąc. – Zostaw nas samych – rzucił do Jonatana, a ten nie ociągał się, czując w żołądku skurcz strachu. Stanął w pobliżu wejścia królewskiego namiotu,
tak że słyszał z zewnątrz każde słowo. – Powiem ci, co rzekł do mnie Pan tej nocy – oznajmił Samuel. – Mów! – Czy to nie prawda, że choć byłeś mały we własnych oczach, to jednak ty właśnie stałeś się głową pokoleń izraelskich? – zaczął prorok. – Pan bowiem namaścił cię na króla izraelskiego. Pan wysłał cię w drogę i nakazał: „Obłożysz klątwą tych występnych Amalekitów, będziesz z nimi walczył, aż ich zniszczysz”. Czemu więc nie posłuchałeś głosu Pana? Rzuciłeś się na łup, popełniłeś więc to, co złe w oczach Pana. Z każdym słowem Samuela serce Jonatana biło coraz szybciej. – Posłuchałem głosu Pana! – zaprzeczył Saul. Nie sprzeczaj się, ojcze! – myślał z przerażeniem Jonatan. Przyznaj się do grzechu!
– Szedłem drogą, którą mię posłał Pan – kontynuował jego ojciec. Ojcze, nie kłam! – Przyprowadziłem Agaga, króla Amalekitów, a Amalekitów obłożyłem klątwą – kontynuował Saul. – Lud zaś zabrał ze zdobyczy mniejsze i większe bydło, aby je w Gilgal ofiarować Panu, Bogu twemu, jako pierwociny rzeczy obłożonych klątwą. Jonatana oblało gorąco. Okropnie wstydził się za ojca, który wypowiadał tego rodzaju kłamstwa i wymówki. – Czyż milsze są dla Pana całopalenia i ofiary krwawe od posłuszeństwa głosowi Pana? – odparł podniesionym głosem prorok. – Właśnie, lepsze jest posłuszeństwo od ofiary, uległość – od tłuszczu baranów. Bo opór jest jak grzech wróżbiarstwa, a krnąbrność jak złość bałwochwalstwa. Ponieważ wzgardziłeś nakazem Pana, odrzucił cię On jako króla.
– Popełniłem grzech! – zawołał Saul wystraszony. – Przekroczyłem nakaz Pana i twoje wskazania, bałem się bowiem ludu i usłuchałem jego głosu. Ty jednak daruj moją winę i chodź ze mną, ażebym oddał pokłon Panu. – Nie pójdę z tobą – odpowiedział jednak Samuel – gdyż odrzuciłeś Słowo Pana i dlatego odrzucił cię Pan. Nie będziesz już królem nad Izraelem. – Ostatnie słowa proroka dobiegły uszu Jonatana z bliska, widocznie Samuel zamierzał wyjść z namiotu. Wtedy rozległy się niepokojące dźwięki, a wśród nich odgłos rozdzieranej szaty. Serce Jonatana zadrżało. Odsłonił klapę namiotu i zobaczył swojego ojca klęczącego, przerażonego i bladego. Ściskał w dłoniach rozdarty płaszcz proroka. Samuel spoglądał na Saula z góry. – Pan odebrał ci dziś królestwo
izraelskie – oznajmił z wielkim smutkiem – a powierzył je komu innemu, lepszemu od ciebie. – Uniósł głowę, zamknął oczy i kontynuował: – Chwała Izraela nie kłamie i nie żałuje, gdyż to nie człowiek, aby żałował. – Zgrzeszyłem! – jęknął Saul. – Bądź jednak łaskaw teraz uszanować mię wobec starszyzny mego ludu i wobec Izraela, wróć ze mną, abym oddał pokłon Panu, Bogu twemu. Jonatan cofnął się od wejścia namiotu, zrozpaczony postawą ojca. Saul bardziej bał się czekających na zewnątrz ludzi niż Boga, w którego ręku spoczywało ludzkie życie. Samuel wyszedł z namiotu razem z Saulem. Nikt nie komentował tego, że płaszcz proroka jest rozdarty. Saul udawał, że nic się nie stało. Rozmawiał z dowódcami armii, uśmiechał się, spoglądał to na tego, to na innego.
Jonatan w wielkim napięciu czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Bóg nie zmienia zdania – myślał. – Przyprowadźcie do mnie króla Amalekitów – Agaga! – rozkazał w końcu Samuel. Wszyscy spojrzeli pytająco na Saula. – Idźcie i róbcie, co mówi wam prorok! – powiedział król. Chwilę później oczom Jonatana ukazał się król Amalekitów. Szedł z podniesioną głową, z pewnością przekonany, że nic mu nie grozi, skoro izraelski król oszczędził go do tej pory. Skłonił się Saulowi, a potem popatrzył na Samuela i spojrzał na niego z wyższością. Czyżby czekał, aż prorok zostanie mu przedstawiony? Samuel wyciągnął z pochwy miecz Saula i powiedział do pojmanego króla: – Jak mieczem swym czyniłeś bezdzietnymi kobiety, tak też niech będzie bezdzietna wśród kobiet twoja matka!
To powiedziawszy, uniósł miecz i ściął Agaga, rozłupując mu czaszkę, zanim ten zdążył zareagować. Przez tłum przeszedł pomruk. Saul wyszarpał prorokowi swój miecz, a zaraz potem zaczął wołać do dowódców, żeby rozpuścili armię do domów. Amalekici nie stanowili już zagrożenia. – Idziemy do Gibea, do domu! – zawołał do Abnera. Jonatan zaś wyruszył za Samuelem. Szli w milczeniu przez dłuższą chwilę, aż w końcu prorok zatrzymał się, spojrzał mu w oczy i powiedział spokojnie, ale stanowczo: – Pan pożałował tego, że ustanowił Saula królem nad Izraelem. Jonatan poczuł się okropnie, jak gdyby to on był odpowiedzialny za wszystkie grzechy ojca. Zgarbił się, a po jego policzkach popłynęły łzy. Samuel zbliżył się i złapał go za ramię.
– Pan jest twoim zbawieniem – pocieszył. – Niech imię Pana będzie błogosławione. – Niech będzie – wyszeptał z trudem Jonatan. – Udaję się do Rama, do swojego domu – zapowiedział prorok, puszczając go. A potem odszedł, zasmucony, ze spuszczoną głową. Jonatan nie wiedział, że ostatni raz widzi swojego ukochanego nauczyciela. Po tamtym dniu Saul zmienił się. Zaczęły nachodzić go dziwne napady wściekłości. Za pierwszym razem złapał się za głowę i zaczął wołać, sam do siebie: – Nie posłucham! Nie posłucham cię! – Złapał czarę i cisnął nią o ścianę. – Dlaczego miałbym cię słuchać?! – Zerwał się i przewrócił stół. W wejściu korytarza pojawiło się kilku mężczyzn, ale kiedy Saul zwrócił się w ich
stronę, cofnęli się. Jonatan, który stanął koło komnaty ojca, odesłał ich – nie chciał, żeby ktokolwiek widział króla w takim stanie. Gdyby rozeszły się wieści, że Saul oszalał, w całym Izraelu zapanowałby chaos i kraj stałby się łatwą ofiarą dla nieprzyjaciół. – Powiedział, że nie dam początku dynastii! – wrzeszczał z dzikim spojrzeniem Saul, ciskając się po izbie. Rozdarł swoją tunikę, mamrocząc coś pod nosem. Pot spływał mu po twarzy, ślinił się. – Dlaczego mam cię słuchać, skoro mnie nienawidzisz?! – wołał. Zerwał z głowy turban, krzycząc: – Odejdź ode mnie! Zostaw mnie w spokoju! – Odwrócił się na pięcie. – Abner! Abner z przerażeniem złapał Jonatana za ramię. – Musimy w jakiś sposób pomóc twojemu ojcu, bo inaczej wszystko stracone – powiedział.
– Nie wiem, co robić – przyznał Jonatan. – Próbowałem z nim rozmawiać, ale pogarsza to tylko sprawę. – Abner!!! – Porozmawiaj z matką – szepnął Abner do Jonatana. – Czasem kobieta potrafi uspokoić mężczyznę. – Odwrócił się i wszedł do królewskiej komnaty. – Słucham, panie? – Czy posłałeś kogoś, żeby obserwował Samuela? – spytał Saul. – Tak, panie. – Chcę, żeby cały czas nasz człowiek go obserwował, i żeby meldowano mi o wszystkich ruchach proroka. Jonatan poszedł tymczasem do matki. Przeniosła się w inne miejsce, dalej od Saula, który wziął sobie konkubinę. Służąca wprowadziła Jonatana do izby. Achinoam pracowała przy krośnie. Podniosła z uśmiechem wzrok, i zaraz spoważniała.
– Usiądź, synu – powiedziała. – Co cię kłopocze? Jonatan próbował odnaleźć odpowiednie słowa. Spojrzał na różnokolorową przepaskę, którą tkała. Uśmiechnął się smutno, a Achinoam przesunęła dłonią po przepasce i wyjaśniła: – To prezent dla twojego ojca. – Będzie nosił ją z dumą – odpowiedział Jonatan. – Czy to on cię przysyła? – Nie. – Słyszałam o jego napadach – szepnęła, zakładając ręce – chociaż ty, Abner i pozostali staracie się zachować sprawę w tajemnicy… Jonatan wstał i podszedł do okna. Bał się myśleć, co się stanie, jeśli wieść się rozniesie. Jego ojciec był w tej chwili zupełnie bezbronny. – Powiedz mi, jak to wygląda, Jonatanie.
Siedzę tu zamknięta ze swoimi służkami. – Niektórzy mówią, że ojca opętał zły duch. Ale myślę, że to coś innego. – Zapewne wszystko z powodu poczucia winy, które zadręcza ojca – myślał Jonatan. – Co? – Czasami, kiedy słyszę, co on mamrocze, zastanawiam się, czy nie jest tak, że Bóg próbuje do niego przemówić, a ojciec zatwardza przeciwko Niemu swoje serce i myśli. – Jonatan odwrócił się. – Nie wiem, co robić, mamo. Matka siedziała ze spuszczoną głową. W końcu wstała i podeszła do syna, stając koło niego przy oknie. Wyglądała chwilę na zewnątrz. Wreszcie spojrzała Jonatanowi w oczy i szepnęła: – Saul zawsze lubił dźwięk harfy. Może gdybyś znalazł mu kogoś, kto grałby dla niego, kiedy będzie cierpiał te ataki… – Achinoam położyła dłoń na ramieniu
syna. – Może to go uspokoi. Jonatan przekazał sugestię matki sługom Saula, którzy z kolei podali pomysł jemu samemu. – Dobrze – zgodził się Saul. – Wyszukajcie mi człowieka, który by dobrze grał, i przyprowadźcie go do mnie! Na to odezwał się jeden z dworzan: – Właśnie widziałem syna Jessego Betlejemity, który dobrze gra. Jest to dzielny wojownik, wyćwiczony w walce, wyrażający się mądrze, mężczyzna piękny, a Pan jest z nim. Saul kazał więc posłać po owego młodzieńca. Po kilku dniach przybył on do Saula, przyprowadzając osła obładowanego chlebem i winem, a także koziołka. Wszystko to były podarki, posłane po to, aby żywienie nowego sługi nic nie kosztowało króla. Od razu pierwszej nocy
Saul dostał znowu napadu. Obudzono zatem muzyka. Król uspokoił się już na pierwsze dźwięki harfy. Młodzieniec zaśpiewał delikatnie, niespiesznie: Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć (…) Król usiadł, przyciskając palce do czoła. Orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Saul oparł się o poduszki i słuchał śpiewającego młodzieńca. Uspokoił się stopniowo, zamknął oczy. Chłopak miał czysty, przyjemny głos. Jednak to słowa jego pieśni sprowadziły do królewskiej komnaty pokój. – On śpiewa pieśń pochwalną dla króla – szepnął jeden ze sług. – Nie – zaprzeczył Jonatan, przyglądając się przybyszowi. – To pieśń pochwalna dla Boga. Łagodna, kojąca muzyka i piękne słowa wypełniały komnatę, sprawiając, że nawet w porywczych sercach izraelskich wojowników zagościł spokój. Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza. Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników; namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity.
Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy. Kiedy przebrzmiały ostatnie słowa pieśni i struny harfy wybrzmiały, Jonatan westchnął głęboko. Chciałby pokładać w Bogu aż taką ufność! Tęsknił do tego, aby pogodzić się z Panem. Jego dusza aż rwała się do takiej relacji z Bogiem, jaką opisywała pieśń. – Zaśpiewaj jeszcze jedną – polecił Saul, machając ręką. Młodzieniec zaczął grać. I zaśpiewał: Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego nieboskłon obwieszcza. Dzień dniowi głosi opowieść, a noc nocy przekazuje wiadomość (…) – Patrzcie – szepnął ktoś. – Król zasnął.
Jonatan od kilku tygodni nie widział ojca tak spokojnie śpiącego. Nawet on sam poczuł się rozluźniony i ukojony, podobnie jak wszyscy obecni. Kiedy młodzieniec skończył pieśń, król rozbudził się odrobinę. – Zaśpiewaj jeszcze jedną – polecił Abner. Tym razem artysta zaśpiewał o Prawie. O tym, że jest doskonałe, a Pan godzien zaufania. Że Prawo jest prawdziwe i słuszne. Że poucza i że warto go przestrzegać. Słuchaj tego, ojcze! – myślał Jonatan. Słuchaj i niech cię to przekonuje, mimo że śpisz. (…) Niech znajdą uznanie słowa ust moich i myśli mego serca u Ciebie, Panie, moja Skało i mój Zbawicielu! Zakończywszy pieśń, młodzieniec opuścił spojrzenie, zagrał kilka ostatnich akordów, po czym siedział w milczeniu.
Panie, oto człowiek, który myśli tak jak ja! – pomyślał Jonatan. Saul obudził się powoli. – Jestem zadowolony z tego chłopaka – odezwał się. – Przekażcie jego ojcu, że chcę, aby jego syn pozostał w mojej służbie. Może stać się jednym z moich giermków. – Tak, panie – odpowiedział jeden ze sług. – Zaraz wyślę posłańca. Król przeszedł do swojej komnaty sypialnej. Jonatan zawołał judejskiego sługę, który wyprowadzał muzyka na zewnątrz. – Niech ten młodzieniec zamieszka w pałacu, aby mógł zostać szybko wezwany, na wypadek gdyby król go potrzebował – zarządził. Sługa skłonił głowę. – I daj mu lepsze ubranie. Teraz służy królowi, a nie stadu owiec.
Filistyni zgromadzili swoje wojska, chcąc przystąpić do wojny. Zebrali się w Soko, leżącym w ziemi Judy, a obóz rozbili między Soko i Azeka niedaleko od EfesDammim. I tak król Saul i jego syn Jonatan znowu wyprawili się na czele wojsk, aby walczyć. Filistyni stanęli na jednym wzgórzu, Izraelici na drugim. Pomiędzy nimi znajdowała się dolina Elach. Wcześniej Izraelici walczyli śmiało i rozgromili Filistynów, lecz teraz lękali się. Albowiem dwa razy dziennie – rano i po południu – filistyński król wysyłał harcownika, wojownika imieniem Goliat, który miał prawie trzy metry wzrostu. Olbrzym nosił na głowie hełm z brązu, ubrany zaś był w łuskowy pancerz z brązu o wadze pięciu tysięcy syklów. Miał również brązowe nagolenice na nogach. Któż był w stanie dźwigać tak ciężką zbroję, a jednocześnie poruszać się z taką
łatwością? Giermek Goliata, który nosił przed nim tarczę, także był ogromny. Kroczył na przedzie, a za nim Goliat, który stawał z pewną miną na środku doliny. Mijały dni; Saul, Jonatan i wszyscy inni drżeli na widok Goliata i na odbijający się echem w dolinie dźwięk jego potężnego, niskiego głosu, którym im urągał. Odwaga opuszczała Izraelitów wobec śmiałego olbrzyma. Filistyni spoglądali na to ze szczytu wzgórza, ciesząc się upokorzeniem nieprzyjaciół. – Po co się ustawiacie w szyku bojowym? – wołał Goliat. – Czyż ja nie jestem Filistynem, a wy sługami Saula? Wybierzcie spośród siebie człowieka, który by przeciwko mnie wystąpił. Jeżeli zdoła ze mną walczyć i pokona mnie, staniemy się waszymi niewolnikami! Słysząc to, Filistyni wybuchali śmiechem. Goliat uderzał parokrotnie swoją tarczę
mieczem i dodawał: – Jeżeli zaś ja zdołam go zwyciężyć, wy będziecie naszymi niewolnikami i służyć nam będziecie. Wtedy Filistyni wznosili miecze i dzidy, i wydawali ryk aprobaty. – Gdzie wasz harcownik? – wołali. – Wyślijcie swojego najlepszego wojownika! Saul chował się w namiocie. – Jak długo będę musiał to znosić? – jęknął, zakrywając uszy. – Kto będzie walczył za mnie? – Naszym najlepszym wojownikiem jest Jonatan – zauważył jeden z doradców. Jonatana przeszedł zimny dreszcz, kiedy tylko pomyślał o stanięciu naprzeciw Goliata. Nie byłby w stanie dotrzymać pola takiemu olbrzymowi. Goliat był dwukrotnie większy od niego! – Nie, nie pozwolę, żeby mój syn został zaszlachtowany na moich oczach! – odezwał się Saul.
– Obiecaj nagrodę każdemu, kto wystąpi jako nasz harcownik – zaproponował Abner. – Jakaż nagroda mogłaby zachęcić człowieka do pójścia na pewną śmierć? – odpowiedział Saul, marszcząc brwi. – Obsyp go bogactwem – podał pomysł jeden z dowódców. – Daj mu jedną ze swoich córek za żonę – dodał drugi. – Zwolnij jego rodzinę od danin. Najlepiej obiecaj wszystko to razem, jeśli tylko zdoła uciszyć tego potwora! – Jeśli zdoła… – zauważył Saul, ocierając pot z czoła. – Nie ma w naszym królestwie męża, który byłby w stanie zmierzyć się z Goliatem z Gat! – Nie wspominając o innych. – O jakich innych? – spytał Saul, rozglądając się trwożliwie po twarzach swoich dowódców. – Na pewno o Safie – mruknął ponuro
Abner. – Goliat ma brata, który jest równie potężny jak on – odezwał się inny z doradców. – Podobno z Gat pochodzi co najmniej czterech ogromnych wojowników – powiadomił jeszcze jeden. – Nawet gdybyśmy znaleźli męża, który byłby w stanie pokonać Goliata, czy możemy ufać, panie, że ich król się podda? – zauważył kolejny. – Na pewno nie! – Będzie posyłał kolejnych wojowników. – Nie musicie mi tego mówić… – westchnął Saul, załamany. Mijały całe tygodnie, i każdego ranka obie armie ustawiały się na pozycjach po przeciwległych stronach doliny. Co dnia Izraelici wydawali swój okrzyk bojowy, ale potem występował naprzód Goliat, który drwił z Izraela i jego Boga.
– Wyzywam dziś armię izraelską! – wołał. – Wyślijcie człowieka, który będzie walczył przeciwko mnie! Nikt nie wychodził na jego wyzwanie. Jonatan zastanawiał się, ile jeszcze czasu zdołają znosić tę sytuację izraelscy wojownicy, zanim zaczną dezerterować, znowu ukrywając się w grotach i cysternach. Panie, pomóż nam! – modlił się. Ześlij nam wojownika, który będzie w stanie sprawić, żebyśmy przestali pocić się ze strachu! Nie opuszczaj nas w tej chwili, Boże! – Co tam się dzieje? – spytał w pewnym momencie Abner, słysząc w pobliżu jakieś zamieszanie. – To tylko jacyś wojownicy się kłócą. – Filistynów bardzo by to ucieszyło! – skomentował ze złością Jonatan. – Zobaczcie, co się dzieje! – Najgorszą rzeczą, jaka mogła się zdarzyć, byłyby walki pomiędzy różnymi Izraelitami.
Niech gniew wojowników będzie skierowany przeciw nieprzyjaciołom, a nie braciom. Posłano do odpowiedniego oficera, a ten po kilku minutach wrócił, przyprowadzając za ramię jakiegoś chłopaka. – Ten oto młodzieniec jest sprawcą zamieszania – powiadomił mężczyzna. – Chce mówić z królem. – To ty, harfisto – zdumiał się Jonatan. Cóż robił tutaj królewski muzyk? – Tak, panie. – Chodź ze mną. Weszli do królewskiego namiotu. Saul odwrócił się na pięcie. Młodzieniec wystąpił naprzód i oznajmił śmiało: – Mój ojciec, Jesse, przysłał mnie tu z zaopatrzeniem dla moich starszych braci, Eliaba, Abinadaba i Szammy, którzy wyruszyli z tobą na wojnę. – To zostaw im zapasy i idź do domu –
skwitował Saul, machając ręką. – To nie jest miejsce dla ciebie. – Niech pan mój się nie trapi! – odpowiedział mu Dawid, robiąc kolejny krok naprzód. – Twój sługa pójdzie stoczyć walkę z tym Filistynem. Królewscy doradcy popatrzyli na chłopaka z niedowierzaniem. – Ty? – Jeden z nich roześmiał się. – Oto młodzieńcza głupota – skomentował. – Ten Filistyn jest prawie dwukrotnie większy od ciebie. Jednak w oczach młodzieńca było coś, co sprawiło, że Jonatan nabrał nadziei. – Pozwólcie mu mówić! – rzucił. Mężczyźni umilkli. Być może pamiętali, że Jonatan był niewiele starszy od owego młodzieńca, kiedy wspiął się na urwisko koło Mikmas i z Bożą pomocą przepędził całą armię filistyńską. Młodzieniec spojrzał z sympatią i szacunkiem na Jonatana.
Saul przyjrzał się swojemu muzykowi od stóp do głów i odezwał się: – To niemożliwe, byś stawił czoła temu Filistynowi i walczył z nim. – Pokręcił głową. – Nie przyprawiaj nas o śmiech. Jak mógłbyś go pokonać? Ty jesteś jeszcze chłopcem, a on wojownikiem od młodości. Chłopak poczerwieniał ze złości. Nie zamierzał pozwolić się zlekceważyć. – Kiedy sługa twój pasał owce u swojego ojca – odpowiedział – a przyszedł lew lub niedźwiedź i porwał owcę ze stada, wtedy biegłem za nim, uderzałem na niego i wyrywałem mu ją z paszczęki. – Zamachnął się, dla zobrazowania swoich słów. – A kiedy on na mnie napadał, chwytałem go za szczękę, biłem i uśmiercałem. – Uderzył pięścią w otwartą dłoń. Doradcy królewscy parsknęli śmiechem, ale Jonatan uciszył ich
spojrzeniem. – Sługa twój kładł trupem lwy i niedźwiedzie – kontynuował pieśniarz – nieobrzezany Filistyn będzie jak jeden z nich, gdyż urągał wojskom Boga żywego! Młodzieniec rozumiał najwyraźniej ważną rzecz, której nie dostrzegali Saul ani jego doradcy: filistyński olbrzym kpił nie tylko z nich, ale i z Pana, Boga nieba i ziemi! – Pan, który wyrwał mnie z łap lwów i niedźwiedzi, wybawi mnie również z ręki tego Filistyna – dodał. Saul spojrzał na Jonatana, a ten skinął głową. Z pewnością sam Pan był z tym młodzieńcem, podobnie jak wcześniej z Saulem pod Jabesz, i z nim, Jonatanem, na urwisku pod Mikmas. Inaczej w młodym pieśniarzu nie płonąłby tak silny wewnętrzny ogień, nie mówiłby z taką pewnością siebie…
– Idź – zawyrokował Saul. – Niech Pan będzie z tobą! Przynieście mu moją zbroję. Saul ubrał młodzieńca we własną tunikę i zbroję. Włożył na jego głowę hełm z brązu i opiął go pancerzem. Jednak chłopak z coraz większym trudem stał. W końcu Saul oddał mu swój miecz. – Niech Pan będzie z tobą – powtórzył. Jonatan zmarszczył brwi. Młody harfista ledwie był w stanie chodzić w królewskiej zbroi. Ciężki miecz obijał mu się o uda. Chłopak spróbował wyciągnąć go z pochwy i od razu omal go nie upuścił. Abner patrzył na to z politowaniem. – Czyż mamy wysłać dziecko, aby wykonało zadanie mężczyzny? – odezwał się. – Wolałbyś, żeby poszedł sam król?! – skomentował ze złością Jonatan. – Bo ja jestem zbyt wielkim tchórzem. A może ty,
Abnerze, masz ochotę się wybrać? – Rozejrzał się po twarzach zebranych. – Czy pośród nas jest ktoś na tyle odważny, żeby stanął naprzeciw Goliata i walczył z nim? Młodzieniec oddał królowi miecz. – Nie potrafię się w tym poruszać – powiedział. – Nie nabrałem wprawy. – Ściągnął hełm, zbroję i piękną tunikę, po czym wziął swoją procę i wyszedł. Królewscy doradcy zaczęli dyskutować jeden przez drugiego. Jonatan ruszył za harfistą. Kierował się ku łożysku wyschniętego strumienia. Pochylił się i wybrał sobie gładki kamień, ważąc go w ręku. Włożył kamień do pasterskiej torby. – Jakie jest twe imię? – spytał Jonatan. Młodzieniec wyprostował się i ukłonił z szacunkiem. – Jestem Dawid, syn Jessego z Betlejem, mój książę – przedstawił się.
– Czy wiesz, że Goliat ma brata? – Doprawdy? – Dawid wybrał następny kamień. – Podobno w szeregach Filistynów jest jeszcze trzech innych olbrzymów, którzy pochodzą z Gat. Usłyszawszy to, Dawid wybrał jeszcze trzy kamienie, chowając je kolejno do torby. – Czy masz mi do przekazania jeszcze coś ważnego? Jonatan poczuł niezwykłą pewność siebie, jakiej nie odczuwał od czasu bitwy pod Mikmas. – Bóg jest z tobą! – zakomunikował. Dawid skłonił się nisko i zaczął schodzić ku dolinie. Jonatan zaś ruszył pod górę, aby stanąć koło ojca i obserwować z góry rozwój wydarzeń. Saul wyglądał na przygnębionego. – Wysłałem tego chłopca na pewną śmierć – mruknął.
– Poczekajmy. Zobaczmy, co uczyni Pan. Hebrajscy wojownicy ponownie ustawili się w szyku bojowym. Szeptali między sobą, podczas gdy Dawid schodził na spotkanie z Goliatem, mając jako broń jedynie procę, pięć gładkich kamieni i laskę pasterską. Szepty wzmogły się, kiedy krewni Dawida zobaczyli go na zboczu. – Cóż on robi?! – przerazili się. – Uciekaj! – zaczęli wołać. Dowódcy nakazali im jednak milczenie. Jonatan spoglądał w dół i modlił się na głos, żarliwie: – Panie, bądź z nim, jak byłeś ze mną pod Mikmas. Niech cały Izrael zobaczy, do czego zdolny jest Pan! Goliat, w towarzystwie giermka, zbliżył się, wołając z pogardą: – Czyż jestem psem, że przychodzisz do mnie z kijem? A niech przeklnie cię
Dagon! – Olbrzymi Filistyn lżył niepozornego przeciwnika, przeklinając go w imieniu wszystkich filistyńskich bogów, podobnie jak całego Izraela. Filistyńscy wojownicy rechotali na ten widok i uderzali mieczami w tarcze. Jonatan zacisnął pięści. – Zbliż się tylko do mnie – zawołał Goliat – a ciało twoje oddam ptakom powietrznym i dzikim zwierzętom! – Do czegóż doszło?! – jęknął Abner. Jonatan czekał i patrzył, modląc się. Dawid stanął tymczasem odważnie naprzeciw swojego wroga i odpowiedział dźwięcznym, młodzieńczym głosem: – Ty idziesz na mnie z mieczem, dzidą i zakrzywionym nożem, ja zaś idę na ciebie w imię Pana Zastępów, Boga wojsk izraelskich, którym urągałeś. Goliat ryknął śmiechem, a za nim wszyscy Filistyni. Dawid podszedł do niego bliżej
i odpowiedział donośnie: – Dziś właśnie odda cię Pan w moją rękę, pokonam cię i utnę ci głowę. Dziś oddam trupy wojsk filistyńskich na żer ptactwu powietrznemu i dzikim zwierzętom: niech się przekona cały świat, że Bóg jest w Izraelu! Wreszcie, Dawid sięgnął po kamień i ruszył biegiem ku Goliatowi. Jonatan zbliżył się do krawędzi urwiska. Zdawało mu się, że usłyszał świst procy – czy też było to tylko bicie jego serca? Dawid wystrzelił z procy. Goliat zachwiał się, gdyż kamień utkwił w jego czole. Krew zalała mu twarz. Olbrzym rozstawił nogi, próbując utrzymać równowagę, ale runął na ziemię, jak ścięte drzewo. Wojownicy obydwu armii umilkli. Giermek Goliata zaczął uciekać przed Dawidem, ten zaś stanął nad swoim przeciwnikiem, dobył jego miecza
i wydając głośny okrzyk, odrąbał mu głowę. W końcu podniósł za włosy oddzieloną od ciała głowę Goliata, ukazał ją wszystkim i zawołał: – Za Pana! Jonatana opanowała wielka radość. Wyciągnął miecz, uniósł go wysoko i odpowiedział: – Za Pana i za Izraela! Strach opuścił Saula i Jonatana. Poprowadzili szarżę izraelskiej armii, zaś groźne zastępy Filistynów uciekały w popłochu. Armia Pana znów odniosła zwycięstwo. Kiedy bitwa zakończyła się, Jonatan zaczął szukać Dawida. – Gdzie on jest? – pytał. – Nie wiem – odpowiedział mu w pewnej chwili Saul, kręcąc głową. – Abner przyprowadził mi go, a on ciągle trzymał w rękach głowę Goliata! Ale
potem dokądś odszedł. – Ten młodzieniec ma na imię Dawid, ojcze. To najmłodszy syn Jessego z Betlejem. – Wiem. To ten sam chłopak, który przez kilka miesięcy mieszkał w moim pałacu i śpiewał mi, grając na harfie. – Saul roześmiał się niespokojnie. – Któż mógł wiedzieć, że jest tak zaciętym wojownikiem? – Walczy za Pana i za swojego króla – odparł z podnieceniem Jonatan, rozradowany. – Muszę go znaleźć. Cały świat usłyszy o jego dzisiejszym dokonaniu! – Miał ochotę dowiedzieć się więcej o młodzieńcu, którego Bóg użył w taki sposób, aby okazać Swoją potęgę. – Abner szykuje dla niego namiot – powiadomił Saul. – Chcemy, aby przebywał blisko nas. – Będzie cię znakomicie strzegł! – zauważył Jonatan, po czym uniósł miecz
w powietrze i wyruszył na poszukiwania. Odnalazł Dawida pomiędzy jego braćmi z pokolenia Judy. Zawołał go więc, a gdy ten się odwrócił, Jonatan rozpostarł ramiona i wydał radosny okrzyk zwycięstwa. Dawid skłonił się nisko. – Wiedziałem, że Pan jest z tobą! – wołał podekscytowany Jonatan, chwytając młodzieńca za ramię i potrząsając nim lekko. – Podobnie Pan był z tobą pod Mikmas, mój książę – odpowiedział Dawid. – Moi bracia długie miesiące nie rozprawiali o niczym innym! – Chodź ze mną – polecił Jonatan, a Dawid podążył za nim. – Zostaniesz hojnie wynagrodzony, za to, co dziś uczyniłeś. – O nic nie proszę – odparł skromnie Dawid. – Będziesz odtąd jednym z dowódców.
Dawid aż przystanął. – Nic nie wiem o dowodzeniu wojownikami! – odparł z przerażeniem. Jonatan roześmiał się i zmierzwił dłonią kręcone włosy młodzieńca. – Nauczę cię wszystkiego, co sam umiem. – Jestem tylko pasterzem… – Już nie – zapewnił z uśmiechem Jonatan. – Będziesz też pisał pieśni, które poprowadzą nas do przyszłych bitew. – To Pan odniósł zwycięstwo – mówił Dawid. – Był moją skałą. Wybawił mnie z rąk Goliata. – Tak! – zgodził się z zapałem Jonatan. – Zaś właśnie takie słowa, jakie płyną z twoich ust, zwracają serca ludzi ku Bogu. – Wiedział, że jego głos nie będzie już samotny na królewskim dworze. – Wszyscy widzieli, co się stało. Będą ciebie słuchać. – Był ogromnie uradowany, że znalazł młodego człowieka, który myślał
tak samo jak on. – Niech ci, którzy byli świadkami dzisiejszych wydarzeń, wiedzą, że mogą pokładać ufność w Panu – odparł Dawid, kręcąc głową. – Wiem, co czułeś, kiedy zszedłeś w dolinę – kontynuował Jonatan. – Tak samo czułem się ja, kiedy wspiąłem się na urwisko pod Mikmas. – Podniósł wzrok. – Oddałbym wszystko za to, żeby znowu czuć obecność Pana. Wszystko! – Marzyłem o tym, aby walczyć za króla Saula, lecz moi bracia naśmiewali się ze mnie – wyznał Dawid. – Teraz już nie będą się śmiać. – Nie. Ale nie wiem, czy zechcą iść za moimi rozkazami. – A czy posłuchaliby rozkazów królewskiego syna? – Oczywiście. – W takim razie zostaniesz nim. – Co masz na myśli? – zdumiał się
Dawid. Jonatan ściągnął zbroję i rzucił ją Dawidowi, a ten aż się zachwiał, łapiąc ją. Później Jonatan zdjął swój piękny płaszcz i także go oddał. – Włóż to – polecił. Dawid nie wiedział, co mówić. – Zrób, jak powiedziałem – zachęcił Jonatan, ściągając pochwę z mieczem. Przypiął swój miecz Dawidowi. Oddał mu też swój łuk i kołczan ze strzałami. – Teraz jesteśmy braćmi – powiedział. Dawid zamrugał powiekami, oszołomiony. – Ale co ja mogę dać tobie? – spytał. – Twoją procę. Młodzieniec niezdarnie wyciągnął zza pasa procę, drżącymi z emocji rękami. Podał ją, zarumieniony. – To dla mnie zbyt wielki zaszczyt, mój książę… – Doprawdy? – Odkąd Saul został
królem, Jonatan poznał wielu ludzi, ale nigdy nie zechciał, aby którykolwiek z nich został choćby jego przyjacielem. Natomiast jeśli chodzi o Dawida, czuł, że chce być jego bratem. – Jesteś księciem i następcą królewskiego tronu – zauważył Dawid. Gdyby tylko mój ojciec miał serce podobne do serca tego młodzieńca! – myślał Jonatan. Jakimż wspaniałym byłby królem! – Od dziś będziesz moim bratem! – zapewnił, ściskając dłoń Dawida. – Moja dusza przylgnęła do twojej; pokochałem cię. Przysięgam przed Panem, naszym Bogiem, że nigdy nie podniosę na ciebie ręki. – Ani ja – na ciebie! – odpowiedział ze łzami w oczach Dawid. Jonatan poprowadził go ku namiotom dowódców. – Chodź – odezwał się zachęcająco,
klepiąc go po plecach i popychając wesoło. – Musimy sporządzić plany wypędzenia z kraju nieprzyjaciół Pana! – Oszalałeś? – odezwał się Saul, wpatrując się ze zdumieniem w Jonatana. – Mam uczynić młodzieńca dowódcą nad wojownikami, którzy dwukrotnie przewyższają go umiejętnościami i wiekiem? – Dlaczego nie? Czyż ja nie jestem dowódcą? A było ze mną podobnie. – Ty jesteś moim synem, księciem Izraela! – odparł ze złością Saul. – A on – jedynie pasterzem, któremu powiodło się z procą i kamieniem. „Powiodło mu się”? – Bóg był wczoraj z Dawidem, ojcze – zapewnił Jonatan. Saul odpowiedział mu gniewnym spojrzeniem, więc Jonatan popatrzył na Abnera i innych dowódców oraz doradców królewskich i spytał: – Czy
jest wśród was ktoś, kto zaprzeczy temu, że Dawid jest naszym najlepszym wojownikiem? Nie możemy pozostawić go bez wyróżnienia. – Zebrani milczeli. – Powiedzcie coś – zachęcał Jonatan. – Czy też boicie się udzielić królowi dobrej rady? Milczenie przedłużało się, więc Jonatan odwrócił się, zniesmaczony, i spytał: – Czy możemy pomówić na osobności, ojcze? Przespacerujmy się po obozie. Saul wyszedł z nim na zewnątrz. Kiedy szli pomiędzy namiotami, wojownicy skłaniali głowy. – Każdy z nich rozmawia o tym, jak Dawid zszedł na dno doliny i rozprawił się z olbrzymem! – zapewnił Jonatan. – Uhonoruj go, ojcze. Niech wszystkie narody usłyszą, jak pojedynczy hebrajski pasterz okazał się lepszy niż armia filistyńska! – Co o tym sądzisz, Abnerze? – spytał
Saul, patrząc prosto przed siebie. Abner bowiem nie odstępował króla na krok, strzegąc go. – Wojownicy będą uradowani. – Ty nie tylko podziwiasz jego odwagę, prawda? – Saul spojrzał Jonatanowi w oczy. – Polubiłeś go. – Jak i ty powinieneś go polubić, ojcze. Pan posłużył się Dawidem, aby dać ci zwycięstwo. Trzymaj go przy sobie, a będziemy odnosili zwycięstwo za zwycięstwem. Saul opuścił spojrzenie i nagle drgnął, unosząc głowę. – Gdzie twój miecz? – spytał. – Oddałem go Dawidowi. – Co?! – Dałem mu też mój płaszcz, i łuk ze strzałami. – Cóż jeszcze dałeś temu parweniuszowi? Może swój książęcy pierścień z pieczęcią?
– Oczywiście, że nie! – odpowiedział Jonatan, czerwieniejąc i pokazując dłoń, aby udowodnić, że mówi prawdę. – Zaadoptowałem go jako swojego brata – oznajmił – czyniąc go twoim synem. – Zrobiłeś to, nie pytając mnie o zgodę? Cóż ty sobie wyobrażasz, że obdarzyłeś go tak wielkim zaszczytem?! – Kogóż byłoby nim lepiej obdarzyć? – Zobaczywszy minę Saula, Jonatan przeraził się. – Jesteś królem namaszczonym przez Pana. Dawid walczył na chwałę Tego, któremu służysz – zapewnił. Saul błysnął oczami, otworzył usta, ale zacisnął zęby i nie powiedział tego, co miał na końcu języka. Odwrócił wzrok i popatrzył ponad namiotami, oddychając ciężko. – On nie walczył za mnie – powiedział. – Dawid to twój sługa. – I byłoby najlepiej, aby nim pozostał –
dodał Saul, napinając się. Uspokoił się trochę i dodał: – Być może masz jednak rację. Dawid udowodnił swoją przydatność. Zobaczmy, co jeszcze potrafi. – Nagle zdenerwował się znowu. – Czy słyszysz, jak wszyscy świętują zwycięstwo? – spytał. – Pamiętasz, jak w Jabesz wołano moje imię? – I pod Gilgal – przypomniał Abner. – Niech lud nigdy o tym nie zapomni – zakończył Saul. Odwrócił się na pięcie i poszedł. Jonatan obejrzał się przez ramię i roześmiał się. – Chodź, braciszku! – zawołał. – Potrafisz biegać szybciej. Dawid wysilił się i zbliżył się nieco do pędzącego przodem Jonatana. Po chwili Jonatan odbił się i przeskoczył kilka krzaków, docierając do mety znacznie szybciej niż Dawid.
– Latasz jak orzeł! – wysapał Dawid, opadając na kolana. Jonatan także oddychał z wysiłkiem, zginając się wpół. – Prawie mnie wyprzedziłeś – odpowiedział, szczerząc zęby. Dawid położył się na plecach, rozpościerając ręce. – Masz dłuższe nogi – powiedział. – Cóż z tego – królik potrafi wyprzedzić lisa. – Jeśli jest chytry. Ja nie jestem. Jonatan oparł się o głaz, czując palenie w płucach. – Nie usprawiedliwiaj się tak. Jeszcze urośniesz i zmężniejesz – pocieszył. – Gdyby zależało od tego moje życie, biegłbym szybciej – odpowiedział ze śmiechem Dawid. Jonatan wstał i zrobił kilka kroków tam i z powrotem, czekając aż ostygnie. – Tym razem biegłeś o wiele szybciej niż
przedtem. Któregoś dnia dotrzymasz mi kroku, a być może wyprzedzisz. Dawid usiadł i skwitował: – Biegasz szybciej. Jesteś najlepszy w strzelaniu z łuku. Potrafisz rzucić dzidą dwa razy dalej niż ja… Z oddali rozległo się czyjeś wołanie. To był głos Abnera. Jonatan uścisnął Dawida za szyję, a potem rozczochrał mu włosy pięścią. – Wszystko w swoim czasie, braciszku – zapowiedział – wszystko w swoim czasie. Kobiety wybiegły na spotkanie powracających wojowników. Śpiewały i tańczyły wokół nich, uderzając w bębenki i grając na lutniach. W powietrzu rozlegały się pochwalne pieśni. – Zobacz, jak cię kochają – zauważył Jonatan, obserwując ze śmiechem minę Dawida, do którego uśmiechnęła się
tańcząca dziewczyna. – Rumienisz się! – Nigdy nie widziałem tak pięknych dziewcząt! – przyznał Dawid, przyglądając się młodym tancerkom, które wirowały wokół niego. – Rzeczywiście są piękne – zgodził się Jonatan, podziwiając dziewczęta towarzyszące im w drodze do bram miasta. Kiedy Saul wprowadził armię do Gibea, cały naród wiwatował. Członkowie rodziny króla otoczyli go. Jonatan zobaczył matkę. Złapał Dawida za ramię i powiedział mu: – Mój ojciec obiecał jedną ze swoich córek mężowi, który zabije Goliata. Musisz poznać moje siostry. Polecam ci Merab. Jest starsza od ciebie, ale o wiele mądrzejsza od Mikal. – Tak nie może być, Jonatanie! – zawołał Dawid, stając jak wryty. – Nie jestem ich godzien!
– Lepiej, żebyś to był ty niż jakiś stary wojownik, który ma już inne żony i mnóstwo konkubin! – Jonatan zawołał matkę. Achinoam odwróciła się i rozglądała się z uśmiechem, szukając wzrokiem syna. Przecisnął się przez tłum, poklepywany po drodze przez gratulujących mu wojowników. Kiedy dotarł do matki, przedstawił jej zaraz Dawida, dodając, że zabił on olbrzyma. – Chwała tobie – odezwała się Achinoam. Mikal wpatrywała się w Dawida szeroko otwartymi oczami, rumieniąc się. – Moje zwycięstwo nad Goliatem to nic w porównaniu z tym, czego dokonał Jonatan pod Mikmas – odparł skromnie Dawid, przestępując z nogi na nogę. – Mój syn jest bardzo odważnym mężczyzną – przyznała z uśmiechem Achinoam. – Najdzielniejszym! To zaszczyt służyć
królowi Saulowi i jego synowi, księciu. – Jesteś z pokolenia Judy, prawda? – upewniła się Achinoam. – To dzięki twojemu pomysłowi Dawid znalazł się pośród nas, mamo – oznajmił Jonatan. – To ty jesteś tym młodzieńcem, który śpiewa i gra na harfie! – Achinoam pobladła, mrugając powiekami. Dawid skłonił głowę z szacunkiem. – Z radością będę śpiewał królowi, kiedykolwiek sobie tego zażyczy. Jestem jego sługą. – Ojciec mianował Dawida jednym z dowódców – powiadomił Jonatan. – Otrzymał on także i inne nagrody. – Spojrzał na Merab. – Powinien zostać przedstawiony swojej przyszłej żonie. Dawid skulił się, zawstydzony. – Czyż Prawo nie mówi, że mężczyźni powinni dobierać sobie żony z własnego plemienia? – odezwała się Achinoam. Nie
była w stanie spojrzeć Dawidowi ani Jonatanowi w oczy. Jonatan popatrzył na nią z przerażeniem. Czyżby jego matka zamierzała zganić jego oraz króla i obrazić Dawida? – Nie uważam się za wartego poślubienia królewskiej córki – zapewnił Dawid, zająknąwszy się. Tymczasem rozległo się wołanie – szukali go jego krewni. – Czy mogę odejść, panie? – Idź – rzucił Jonatan. I Dawid odbiegł. – Czy chciałaś go obrazić? – spytał Jonatan matkę. – Powiedziałam tylko prawdę. – Prawda jest taka, że ojciec złożył przysięgę, mamo. Któż będzie lepszym mężem Merab niż najlepszy wojownik Izraela? – Dokąd się wybierasz, synu? – Idę poszukać Dawida i sprowadzić go z powrotem. Zasiądzie dziś przy
królewskim dowódcami.
stole,
razem
z
innymi
Wojownicy rozeszli się do domów. Saul zaś zaprosił swoich krewnych, dowódców i doradców na radosną wieczerzę. Każdy jadł do syta i rozprawiał o stoczonej bitwie. Dawid siedział naprzeciw Jonatana i Saula. Ucztowali długo, aż wreszcie Saul oparł się o ścianę, złapał dzidę i pocierając palcem o jej drzewce, odezwał się: – Czy zaśpiewasz dla nas, Dawidzie? Pieśń wybawienia. Podano Dawidowi harfę. Wziął ją i zaczął delikatnie grać. Mężczyźni przestali rozmawiać, aby posłuchać jego muzyki i śpiewu. Król zamknął oczy i opierał się o ścianę. W pewnej chwili nadszedł sługa. – Twoja matka, królowa, prosi, abyś ucieszył ją swoim towarzystwem – szepnął na ucho Jonatanowi.
Jonatan był zdumiony. Matka nigdy mu nie przeszkadzała. – Czy mogę odejść, ojcze? – spytał Saula. – Idź. – Jego ojciec nie otworzył nawet oczu. Dawid cały czas grał, tymczasem sługa zaprowadził Jonatana do komnaty, gdzie tkała jego matka. – Chciałabym wypytać cię w sprawie twego przyjaciela, pasterza – wyjaśniła z uśmiechem, wstając. – Dawida, mamo! – zjeżył się Jonatan. – Ma na imię Dawid, powinnaś to zapamiętać. Ślubowałem mu przyjaźń. Teraz jest moim bratem i należy mu się taki sam szacunek, jak mnie. – Achinoam milczała, więc mówił dalej: – Nasza przyjaźń umocni związek pomiędzy pokoleniami Judy i Beniamina. – Nasze pokolenia wiąże przyjaźń jeszcze od czasów Józefa – odpowiedziała Achinoam. – Juda, czwarty syn Jakuba,
zgodził się zająć miejsce Beniamina jako egipskiego niewolnika. Ja także znam historię. Później pokolenia zaczęły rywalizować. Kiedy lud zaczął domagać się króla, Judejczycy przypomnieli od razu wszystkim proroctwo Jakuba, które głosi, że nigdy nie wypuszczą z rąk berła. – Królem Izraela jest Saul. – Lecz pokolenie Judy niechętnie mu się kłania. – Pod Jabesz stanęli za Saulem, wiwatowali podczas jego koronacji w Gilgal, byli z nami pod Mikmas… – wyliczał Jonatan, ale matka przerwała mu, unosząc dłonie. Czcij ojca swego i matkę swoją – głosiło Prawo. – Jesteś zbyt ufny, Jonatanie – oceniła Achinoam. Jonatan czuł, że nigdy nie zdoła jej wytłumaczyć, jak mocno jego dusza związała się z duszą Dawida. Jak mógłby to wyjaśnić, skoro do końca nie rozumiał
siebie samego? Spróbował więc przekonać matkę chłodnym rozumowaniem: – Jakimże sposobem lepiej zakończyć tę rywalizację niż tym, żeby król oddał jedną ze swoich córek za żonę synowi konkurentów? – Prawo mówi… – Wiem, matko – przyznał z ciężkim westchnieniem Jonatan. – Nikt nie przypomina ojcu Prawa równie często jak ja. Lecz w tym przypadku jeszcze ważniejsze jest to, że złożył publiczną przysięgę, której musi dotrzymać. Król jest tylko tyle wart, ile warte są jego obietnice. Achinoam pokręciła głową i wyjrzała przez okno na nocne niebo, zadzierając głowę. – Saul nie był dziś zadowolony z pieśni, które śpiewał lud, kiedy armia wchodziła do bram miasta – stwierdziła. – Ludzie śpiewali na cześć swojego
króla. – Bardziej niż jego, wychwalając twojego przyjaciela. „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy” – tak śpiewano. Powinieneś był widzieć minę ojca! – Nie zwróciłem na nią uwagi… – Właśnie. A powinieneś zwracać uwagę na takie rzeczy. Musisz bardzo uważać na to, co się dzieje, Jonatanie… – Achinoam znowu wyjrzała przez okno i szepnęła. – Obawiam się, że zbiera się na burzę. Jonatan szybko dowiedział się, że jego matka ma rację – kiedy wrócił do komnaty biesiadnej, zastał tam nieład i zamieszanie. – Gdzie jest Dawid? – spytał. – Odszedł – mruknął Abner. Wyglądał na wstrząśniętego. Doradcy zgromadzili się wokół Saula, rozmawiali ściszonymi głosami. – On mnie prześladuje! – zawołał Saul. –
To zwykły chłopak! Dlaczego ludzie tak bardzo go cenią? – Co się stało? – spytał Jonatan. – Twój ojciec stracił panowanie nad sobą i rzucił dzidą. To wszystko… Gdyby zamierzał zabić Dawida, zrobiłby to. – Ojciec rzucił dzidą w Dawida? Dlaczego?! – Wiesz, jak się rzeczy mają. Jonatan odnalazł Dawida przy jednym z ognisk, siedział pośród swoich krewnych. Kiedy Jonatan pojawił się w świetle ognia, mężczyźni popatrzyli na niego wrogo, ale Dawid zerwał się natychmiast, wołając: – Mój książę! – Słyszałem, co się stało – powiedział Jonatan. Dawid odciągnął go na bok. – Twój ojciec próbował mnie zabić. Dwukrotnie rzucił we mnie dzidą! – Dawid roześmiał się nerwowo. – Pomyślałem, że roztropnie będzie odejść,
zanim król przybije mnie do ściany. – Widziałeś go już w chwilach, kiedy opanowuje go zły duch… To z tego powodu pierwszy raz wezwano cię do pałacu Saula. – Jednak dzisiaj moje pieśni nie uspokoiły go. – Czasami mój ojciec mówi i robi rzeczy, których nigdy by nie zrobił, gdyby… – Jonatan zastanowił się, co on sam myśli o stanie ojca. Gdyby był przy zdrowych zmysłach? A może: gdyby nie dręczyło go poczucie winy i strach… W każdym razie Jonatan nie mógł powiedzieć żadnej z tych rzeczy Dawidowi. – Ojciec wypił dzisiaj mnóstwo wina. Może wydało mu się, że jesteś Filistynem? – zażartował, uśmiechając się kwaśno. Był to marny żart. Przyjaciele weszli po drabinie na mur, oparli się o poręcz i popatrzyli w dal. W końcu Jonatan pokręcił głową
i powiedział: – Mój ojciec to wielki człowiek, Dawidzie. – Nagle poczuł dotyk skórzanego pokrowca ze zwojem Prawa, który miał na piersi. – Żałuję jednak, że mnie nie słucha. – Mój ojciec także mnie nie słucha – wyznał Dawid, opierając brodę na rękach. – Ani moich stryjów, ani braci. Mimo że w tej chwili jestem dowódcą nad nimi. – Każdy Izraelita powinien nauczyć się Prawa – ocenił Jonatan. – Gdyby ludzie znali Pana, któremu służą, nie baliby się tak bardzo otaczających nas narodów. I zaprzestaliby życia podług zwyczajów naszych nieprzyjaciół. Czy ktokolwiek zdawał sobie sprawę, że w Słowie Bożym jest napisane, iż w takim wypadku Bóg ich ukarze? Czy ludzie pamiętali o Jego ostrzeżeniu, że ziemia wypluje tych, którzy będą tak postępować?
– Może pewnego dnia tak się stanie – odparł z westchnieniem Dawid. – Mój ojciec mówi, że w Prawie jest zbyt wiele przepisów, żeby się ich nauczyć, i że zabiera to za dużo czasu, podczas gdy on musi doglądać owiec. Jonatan dobrze pamiętał, że i Saul przedkładał orkę nad lekturę Prawa. – Marzyłem nie raz, by udać się do Najot – wyznał z uśmiechem Dawid, wpatrując się w nocne niebo. – Nie ma większego szczęścia niż to, które spotyka prorockich uczniów. Cóż może być wspanialszego i bardziej ekscytującego niż spędzanie lat życia na czytaniu i studiowaniu Prawa? Jonatan spojrzał na Dawida. Już koło doliny Elach poczuł, że łączy ich niezwykła więź. Wzmagała się z każdym dniem. Zupełnie jakby sam Pan połączył ich serca. – Przepisałem Prawo w szkole w Najot – powiedział.
Dawid odwrócił się i popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami. – Masz kopię Prawa? – spytał. Jonatan skinął głową, uśmiechając się. Widział podniecenie w oczach Dawida. Pamiętał, gdy czuł to samo – głód poznania Pana, chłonięcia Jego Słowa, niczym pokarmu podtrzymującego życie. – Pełną? – Dawid wpatrywał się w niego z podziwem. – Każde słowo. – Jonatan wyciągnął spod tuniki skórzany pokrowiec. – Część noszę przy sobie. Moją pracę nadzorował Samuel, aby wszystko zgadzało się co do joty. Dawidowi zaświeciły się oczy. – Jakiż cenny skarb trzymasz w ręku! – szepnął. Jonatan zbliżył się z uśmiechem i oparł dłoń na ramieniu Dawida. – Co powiesz na to, żebyśmy znaleźli sobie lampę i poczytali moje zwoje? –
zaproponował. I tak, czytali we dwóch Prawo, aż ze zmęczenia przestali rozróżniać słowa. W końcu wyczerpany Dawid wrócił do swoich krewnych, a Jonatan – do pałacu. Położył się, zamknął oczy… Wreszcie znalazłem kogoś, kto kocha Pana tak jak Samuel! – myślał. I jest moim przyjacielem, bliższym mi niż brat! Uśmiechnął się i zasnął, zmęczony i zadowolony. Filistyni zorganizowali kolejny najazd. Saul wysłał Dawida na wojnę, a ten znów okazał się zwycięski. Meldunki wojenne radowały serce Jonatana, który także walczył, przepędzając Filistynów z ziem Beniaminitów. Powróciwszy do Gibea, usiadł z ojcem do wieczerzy. – Słyszałem, że Dawid odniósł kolejne zwycięstwo! – odezwał się. – Tak – mruknął Saul, zaciskając usta.
– Czy sprawa ślubu została już ustalona? Saul rozgryzał ze złością winogrona. – Wciąż o tym myślę – odpowiedział. – Złożyłeś przysięgę! – przypomniał Jonatan, straciwszy apetyt. – Mąż, który zabije Goliata, miał zostać obsypany bogactwem… – Bogaci się, zdobywając łupy wojenne – przerwał Saul. – Miał także zostać zwolniony z danin jego ród… – Ale Jesse przysyła mi czasem parę owiec. Dlaczegóż miałbym je odrzucać? – Obiecałeś wreszcie swoją córkę za żonę. – I zaofiarowałem Dawidowi Merab, jednak on ją odrzucił. – Poczuł się niewart królewskiej córki. – A może moja córka nie odpowiada temu zuchwałemu Judejczykowi? – wysunął przypuszczenie Saul, śmiejąc się nerwowo.
Jonatan patrzył z niepokojem na ojca. – Wiesz, że to nieprawda – odparł. – Dawid! – Saul wymówił to imię z obrzydzeniem, jak gdyby pozostawiało wstrętny smak w ustach. – Tyle upokorzeń! – Ze złośliwym śmiechem sięgnął po pieczonego baranka i wyszarpał sobie trochę mięsa. – Oddałem Merab Adrielowi z Mecholi. Pojutrze opuści pałac. Jonatan poczuł się, jakby wymierzono mu cios w brzuch. – Kiedy o tym zdecydowałeś?! – spytał. – Cóż to za różnica dla ciebie? To ja jestem królem! – Saul rzucił mięso z powrotem na półmisek. – Pokolenie Judy i tak nam ostatnio sprzyja. Za to klan z Mecholi był dotąd niepewny – wyjaśnił, wycierając ręce w szmatkę. – Teraz i oni stali się naszymi sprzymierzeńcami. To była dobra decyzja. Jonatan był zbyt rozwścieczony, żeby
się odezwać. – Nie próbuj mi się przeciwstawiać, Jonatanie! – ciągnął Saul. – Wiem, że Dawid jest twoim przyjacielem – ale ja rozumiem ludzi lepiej niż ty. Muszę zawierać sojusze. – Oddając Merab Dawidowi, zawarłbyś przymierze z pokoleniem Judy – zauważył Jonatan. – Czy sądzisz, że będą zadowoleni z tego, że zapomniałeś o złożonych koło doliny Elach obietnicach? – Wiedzą, że ofiarowywałem mu Merab! – warknął Saul, czerwieniejąc ze złości. – Dotrzymałem swojej obietnicy. Jonatan nie zamierzał dać za wygraną. Trzeba było budować mosty łączące pokolenia – a nie burzyć je. Poczekał, aż ojciec skończy jeść i napije się wina. W końcu odezwał się znowu: – Mikal pokochała Dawida. Młodsza z sióstr Jonatana nie zapowiadała się na równie dobrą żonę jak
Merab, jednak niedostatek rozsądku nadrabiała urodą. Gdyby została żoną Dawida, Beniaminici i Judejczycy zjednoczyliby się; a jeśli Mikal urodzi Dawidowi synów, powiększą rodzinę Saula. Przede wszystkim zaś Saul wciąż miał możliwość dotrzymania złożonej obietnicy. – Doprawdy? – upewnił się Saul. – Powiedziała mi dzisiaj, że Dawid to najpiękniejszy mężczyzna w całym Izraelu. Saul przeżuwał jedzenie. Stęknął i wypił więcej wina, następnie spytał: – Czy na pewno nie odrzuci Mikal, tak jak stało się z Merab? – Nie zrobi tego, jeśli dasz mu jasno do zrozumienia, że uważasz go za wartego tego, aby był twoim synem. Zapłacił należną cenę za twoją córkę, zabijając Goliata. – Cenę… – Saul podniósł głowę. – O tym
nie pomyślałem… – Oddasz mu więc Mikal? – Oddam – zapewnił Saul, sięgając po kilka winogron. Podrzucił jedno i złapał je ustami, po czym oparł się wygodnie, uśmiechając się z zadowoleniem. Dawid wrócił do Gibea. Jonatan wciąż miał tyle spraw państwowych, że nie miał czasu się z nim zobaczyć. Kiedy wreszcie zdołał to zrobić, Dawid znowu wyprawiał się na wojnę. – Módl się za mnie, przyjacielu! – rzucił, ściskając dłoń Jonatana. – Rozmawiałem przed chwilą z kilkoma sługami króla – powiadomił, drżąc z podniecenia. – Mówią, że jeszcze mogę zostać twoim bratem! – Już jesteś moim bratem – odpowiedział Jonatan, ogromnie uradowany z powodu tego, że ojciec zdecydował się jednak oddać Dawidowi
Mikal. – Wyruszam w ciągu godziny – oznajmił Dawid. – Wyruszasz? Dokąd? – Król Saul ustalił cenę za twoją siostrę Mikal. Muszę ją zapłacić, do czasu aż pojawi się na nowo księżyc. – Jaka to cena? – dopytywał się Jonatan. – Sto napletków! Sto napletków mogło pochodzić tylko od stu zabitych filistyńskich wojowników, którzy byli nieobrzezani. Jonatan był przerażony – jego ojciec naprawdę postępował zgodnie ze zwyczajami otaczających Izrael narodów. Egipcjanie odcinali zabitym wrogom ręce i zabierali je jako trofea wojenne, na dowód, ilu nieprzyjaciół pokonali. Filistyni gromadzili głowy. Jonatan zastanawiał się, czy jego ojciec celowo liczy się z tym, że Dawid może ponieść śmierć. Co stanie się z Izraelem, jeśli straci najlepszego
wojownika? Czy utraci także wiarę? Zgodnie z obietnicą Saula Mikal już należała do Dawida… Może jednak pomysł ojca nie jest zły? – zastanawiał się Jonatan. Dawid chciał udowodnić, że jest wart królewskiej córki. Strzeż go, Panie – pomodlił się Jonatan. Krocz przed nim i bądź jego tylną strażą. A kiedy Dawid powróci, niech Mikal okaże się warta tego, aby zostać jego żoną! Jonatan, Saul oraz królewscy doradcy byli w trakcie narady, kiedy nagle na dworze rozległy się wiwaty. Saul drgnął. – Co tam się dzieje? – odezwał się, zirytowany. – Dawid!… – krzyczano donośnie w całym mieście. – Dawid! Dawid! Saul nachmurzył się, po czym wstał i skwitował: – Wrócił twój przyjaciel, Jonatanie. Idź go przywitać. Pójdziemy za tobą – dodał,
spoglądając na pozostałych. Jonatan wybiegł z radością, uśmiechając się wesoło na widok Dawida. Nie musiał go pytać, czy wyprawa była udana. Dawid trzymał w ręku poplamiony krwią woreczek. – Udało ci się! – zawołał Jonatan. – Dwieście napletków – pochwalił się Dawid, unosząc trofeum. – Niech Pan będzie z tobą przez wszystkie dni twego życia! Mikal za chwilę zatańczy z radości. – Zresztą pewnie już to robiła. Mąż, który naprawdę będzie potrafił ją bronić, będzie dla Mikal błogosławieństwem. Tymczasem pojawił się Saul. – Chodź, Dawidzie; król czeka! Jonatan zaprowadził Dawida do Saula. – Przyniósł dwieście napletków, ojcze! – powiadomił Jonatan. – Dwa razy więcej niż żądałeś. Dawid skłonił się nisko i podał Saulowi
woreczek. – Oto zapłata za twoją córkę, mój królu. Saul napiął się na moment, a potem uśmiechnął się szeroko, rozłożył ramiona i powiedział do niego: – Mój synu! Objął Dawida, ku niesłychanej radości ludu. Przygotowania do ślubu przebiegły szybko. Jonatan nadzorował wszystko starannie, jako najlepszy przyjaciel pana młodego. Przyszykowano ucztę dla tysięcy gości, i odpowiednią ilość wina. Saul był ponury, ale Jonatan krzątał się, nie szczędząc wydatków na nic. W końcu to córka królewska miała zostać żoną najlepszego wojownika Izraela. Pokolenia Beniamina i Judy zawierały w ten sposób trwałe przymierze. Nikt nie próbował odwodzić Jonatana od tego, co robił.
Jonatan ozdobił skronie Dawida weselnym wieńcem. – Jesteś gotowy – zapewnił. – Przestań się trząść – szepnął, opierając pewnie dłoń na ramieniu przyjaciela. Dawid pocił się ze strachu. – Od najmłodszych lat przestrzegałem Prawa, ale czuję się źle przygotowany do małżeństwa, Jonatanie – wyznał Dawid. – Nic ci nie grozi ze strony Mikal. Ona cię pokochała. – Zobaczymy, co będzie czuła jutro rano – odpowiedział Dawid, rumieniąc się. Jonatan zachichotał i popchnął go w stronę wyjścia. Mikal jeszcze nigdy nie wyglądała tak pięknie ani tak radośnie jak tego dnia, kiedy stanęła obok Dawida pod weselnym baldachimem. Wpatrywała się w swojego przyszłego męża ciemnymi, błyszczącymi oczami. Kiedy Dawid wziął ją za rękę, serce skoczyło jej z radości. Ludzie
uśmiechali się i szeptali pomiędzy sobą. Na uroczystość zaślubin przybyli przedstawiciele wszystkich pokoleń. Pokolenie Judy stawiło się w całości – wokół Gibea migotały dziesiątki ognisk. W nocnym powietrzu rozlegały się dźwięki harf i bębenków oraz ludzkie śmiechy. Podczas uczty Saul ogłosił, jaki jest jego prezent dla Dawida – dom w pobliżu królewskiego pałacu. Dawid był oszołomiony i wdzięczny z powodu hojności króla. Wychwalał go okrzykami. Saul uniósł w jego stronę czarę wina, podczas gdy wszyscy wokół śpiewali i tańczyli. – Lud jest uradowany, ojcze – szepnął Jonatan, nachylając się do jego ucha. – Miejmy nadzieję, że właśnie nie zasialiśmy nasion naszego zniszczenia! – skomentował Saul, sącząc wino i spoglądając ponad brzegiem czary na
świętujących Izraelitów.
4 Jonatan odbył właśnie trudną rozmowę z ojcem, więc niełatwo było mu skupić się na skargach Mikal. Wymieniała po kolei mnóstwo rzeczy, które jej się nie podobały. Gdy będzie chciała mnie odwiedzić następnym razem, chyba odmówię – pomyślał Jonatan. Mikal była zapewne zachwycona Dawidem, jednak bez końca narzekała na ogrom jego obowiązków. Słysząc to, Jonatan cieszył się, że nie ma żony. Trudno musiało być Dawdowi myśleć o zagrożeniach ze strony Filistynów, kiedy ciągle doświadczał kłótni w domu. – Szkoda, że jest najlepszym wojownikiem Izraela i dowódcą – podsumowała Mikal. – Gdyby był
zwykłym żołnierzem, cieszyłabym się najbardziej! Jonatan wiedział, że najlepiej będzie się nie odzywać. – Przynajmniej mógłby mieszkać ze mną przez rok – ciągnęła jego siostra. – Nikt nie potrzebowałby go na wojnie. Jonatan oparł się wygodnie. Popatrzył na Mikal i odpowiedział: – Mieszkacie razem od miesiąca. – To dostatecznie długo, by począć dziecko – pomyślał. – Nasz ojciec król chce, aby Dawid powrócił do służby. Twoje skargi nie zmienią potrzeb narodu, Mikal. – Za każdym razem, kiedy Filistyni napadną na jakąś wioskę, to mój mąż musi się do niej wyprawić. Dlaczego nie możesz tego robić ty? Nie masz żony. Jonatan z największą radością uczestniczyłby w wyprawach wojennych, jednak ojciec często wyznaczał mu inne obowiązki – szczególnie często Jonatan
przemawiał na temat jedności między pokoleniami. – Powinnaś być dumna z Dawida – zauważył. – Jestem z niego dumna. Ale… Znowu się zaczyna – myślał Jonatan. – Znasz Prawo jak nikt inny. Czyż nie jest w nim napisane, że kiedy mężczyzna poślubi żonę, to nie powinien wyprawiać się z wojskiem ani być obarczany innymi obowiązkami, aby dawać szczęście nowo poślubionej? – Cieszę się ogromnie, że zaczynasz interesować się Prawem – odpowiedział z cynicznym uśmiechem Jonatan – chociaż z budzących wątpliwości powodów. Nie możesz wybrać sobie jednego przepisu, nie zważając na całą resztę Prawa. – Nie jestem szczęśliwa! – wołała Mikal, błyskając oczami. – Prawo mówi, że mąż ma być przy mnie dłużej, aby mnie
ucieszyć! Ileż zajęłoby to czasu? – pomyślał z ironią Jonatan. – Jesteś córką króla Izraela – przypomniał. – Czyż nie powinnaś raczej myśleć, co jest najlepsze dla naszego ludu? Mikal uniosła głowę i odwróciła się. – To niesprawiedliwe! – wypaliła. – A czy jest sprawiedliwe, że Filistyni pozbawiają ubogich żywności? Dawid jest najskuteczniejszym ze wszystkich naszych dowódców. Mądrze robi król, że go wybiera. – A może wolałabyś, żeby Filistyni zaatakowali nas tutaj? – odezwał się od wejścia Dawid. Mikal podniosła wzrok i zaczerwieniła się. Poczuła się zawstydzona, ale rozzłościło ją to jeszcze bardziej. – Mógłbyś pomyśleć o tym, że mój ojciec chce, żebyś zginął, kiedy tak wysyła
cię wciąż na wojnę! – odpowiedziała. – Jak możesz mówić takie niedorzeczności? – krzyknął Jonatan, zrywając się. – Trzeba być głupcem, żeby… – Głupcem? – przerwała Mikal. – Mówię prawdę. W tej komnacie głupcem jesteś tylko… – Milcz! – rozkazał Dawid. – A ty spędzasz więcej czasu z moim bratem niż ze mną! – dorzuciła jeszcze Mikal. Dawid podszedł do niej i odciągnął ją na bok, rozwścieczony. Nachylił się i mówił coś do niej cicho. Każdy inny mężczyzna w takiej sytuacji uderzyłby żonę. Jonatan cieszył się, że jego przyjaciel tego nie robi. Miał nadzieję, że Mikal będzie potrafiła docenić cierpliwość i zrozumienie męża. Mikal zgarbiła się, spuściła głowę, pociągnęła nosem i otarła oczy. Dawid dotknął jej brody, pocałował ją w policzek
i przemówił znowu; wtedy wyszła. Dawid spojrzał na Jonatana, przerażony z powodu tego, co powiedziała jego żona. – Służka odprowadzi ją do domu – odezwał się. – Wybacz nam, Jonatanie. Mikal nie myśli tak, jak mówi. – Dlaczegóż mnie przepraszasz? To Mikal nie umie trzymać języka za zębami. – To moja żona. – Masz na myśli, żebym się nie wtrącał? Dawid poczuł się niezręcznie. – Usiądź i uspokój się – zachęcił go z uśmiechem Jonatan. – Dobrze świadczy o tobie, że chronisz swoją żonę. Mikal ma rację w sprawie Prawa. Jest w nim napisane, że po zaślubinach mąż powinien przez rok pozostawać w domu, aby ucieszyć żonę. Można to zrobić, wypełniwszy ją dzieckiem. – Niestety jego ojciec nie zamierzał przestrzegać przepisu Prawa. Bał się Filistynów bardziej niż Boga.
– Staram się – zapewnił Dawid. Jonatan roześmiał się, podszedł i klepnął go w plecy. – Wstań, przyjacielu. Przyjrzyjmy się mapom. Następne kilka godzin rozprawiali nad mapami, omawiając taktykę wojenną i sporządzając plany. W końcu nadszedł sługa, przynosząc jedzenie i wino. – Dlaczego nie poślubiłeś sobie żony? – zapytał Daniel, umoczywszy w winie kawałek chleba. – Nie mam czasu na żonę – mruknął Jonatan. Po tym, co widział i słyszał na temat małżeństwa Dawida i Mikal, nie spieszyło mu się do tego, aby zamieszkała z nim kobieta. – Będziesz potrzebował dziedzica – zauważył Dawid. – Poza tym kobieta to prawdziwe wytchnienie dla mężczyzny. Czy Mikal jest dla Dawida wytchnieniem? – zastanawiał się Jonatan.
– Zapewne w sensie cielesnym tak, jednak co z jego innymi potrzebami? Mężczyzna potrzebuje w domu spokoju i ciszy, wypoczynku, nie kolejnych kłopotów. – Kłótliwa żona jest gorsza niż koza becząca za oknem – odpowiedział. – Jednak ty lubisz kobiety. Jonatan uśmiechnął się. – Podobają mi się, jednak nie tańczą i nie śpiewają wokół mnie, jak wokół ciebie. – Tańczą i śpiewają wokół mnie, bo jestem zwykłym człowiekiem, jak one, pasterzem i najmłodszym synem mojego ojca – powiedział skromnie Dawid. – Ale ty, Jonatanie, jesteś podobnie wysoki jak twój ojciec, i słyszę plotki, że kobiety uważają cię za jeszcze piękniejszego. Ponadto jesteś księciem, następcą izraelskiego tronu. Dziewczęta czekają u twoich bram, w nadziei, że na nie spojrzysz, a kiedy tak się dzieje, rumienią
się. Możesz mieć każdą kobietę, jaką zechcesz, przyjacielu. Jonatan wiedział, że podoba się kobietom. I one podobały się jemu. – Na wszystko jest czas, Dawidzie – odparł. – Na razie to Izrael jest moją ukochaną, a jego lud – moją żoną. Być może, kiedy nastanie pokój… – Może nie być pokoju przez długie lata – zauważył Dawid. – Pan powiedział, że nie jest dobrze mężczyźnie samemu. Jonatan czasami tęsknił do tego, żeby mieszkać we własnym domu z żoną i dziećmi, jednak czuł, że inne sprawy są dla niego ważniejsze. – Kiedy mężczyzna kocha kobietę, jego serce jest podzielone – powiedział. – Pamiętasz, jak Adam chciał ucieszyć Ewę, gdy podała mu jabłko? Zjadł je, mimo iż wiedział, że Pan tego zabronił. – Pokręcił głową. – Nie, moje serce zaprząta Izrael. Wezmę sobie żonę, kiedy nieprzyjaciele
Boga zostaną na dobre przepędzeni z naszego kraju. I wtedy zostanę w domu na cały rok, żeby ucieszyć żonę – zakończył z szerokim uśmiechem. Dawid i Jonatan spotykali się co dzień, wychodzili na pole i po kilka godzin ćwiczyli walkę. Obaj cieszyli się wzajemnie swoją obecnością. Pod błękitnym niebem, za bramami i domami miasta, mogli rozmawiać do woli, wypuszczając strzały i rzucając dzidami, które przynosili im z powrotem młodzi słudzy. – Nawet po twoich ostatnich zwycięstwach dalecy jesteśmy jeszcze od wygrania wojny – odezwał się w pewnej chwili Jonatan, posyłając strzałę do celu. – Filistyni robią wypady znad morza, jak nadbiegające fale. Musimy więc zatamować przypływ. – Ale jak to zrobić? – Dawid rzucił dzidę
dalej niż poprzednio, i trafił prawie w środek celu. – Filistyni mają o wiele lepszą broń niż my – przypomniał Jonatan. – Odbieramy ją zabitym. – To za mało. – Jonatan pokręcił głową. – Nie umiemy naprawiać jej uszkodzeń. Nie jesteśmy w stanie wykuwać takich mieczy jak oni. Groty ich dzid i strzał przebijają brąz… – Wziął od Ebenezera garść strzał i wrzucił je do kołczanu. – Czy masz w związku z tym jakiś pomysł? – Dawid rzucił następną dzidę. – Trzeba znaleźć ludzi, którzy zgodzą się wybrać do Gat. – I kupią od Filistynów tajemnicę ich broni? Jonatan trafił jeszcze jedną strzałą prosto w cel. – Filistyni są na to zbyt roztropni. Nie zdradzą tak łatwo swojej wiedzy. Ktoś będzie musiał zdobyć ich zaufanie, żeby
nauczyć się wytwarzać ich broń. – To nie mogę być ja – niestety rozpoznają we mnie pogromcę Goliata. – Rzeczywiście jesteś ostatnim człowiekiem, jakiemu mogliby zaufać. – Może wybrać kogoś spośród tych Izraelitów, którzy byli pomiędzy ich szeregami pod Mikmas? Powrócili do naszych wojsk, ale może kilku z nich zgodziłoby się znowu udać się do… – Im chyba też już nie zaufają – przerwał Jonatan. – Czy ty ufałbyś człowiekowi, który służy temu, kto aktualnie wygrywa bitwę? Ja im nie ufam. – Jonatan trafił kolejną strzałą w środek celu. – Postawcie cel dalej, z tej odległości za łatwo mi trafić – rozkazał. – Pan jest w stanie zniszczyć wszystkich naszych nieprzyjaciół w mgnieniu oka, Dawidzie; polecił jednak oczyścić kraj nam samym. Zapewne zrobił to, aby sprawdzić, czy będziemy Mu wierni. Czy zrobimy, jak
przykazał? Nasi przodkowie postępowali według Jego słów przez jedno pokolenie, a później stracili z oczu swój cel – podobnie jak Boga. Giermek zawołał, że już przestawił cel. Jonatan strzelił z łuku. – Znowu sam środek! – zawołał Ebenezer, wydając okrzyk podziwu. – Cofnij go jeszcze! – Czekał z łukiem w ręku. – Musimy nauczyć ludzi po pierwsze się modlić, a po drugie walczyć. Ale lepsze miecze także by się nam przydały. Jonatan i Dawid wybrali się razem w pościg za gromadą filistyńskich najeźdźców. Obozowali pod gwiazdami. W pewnej chwili Dawid wziął harfę, zagrał i zaśpiewał pieśń zwycięstwa. – Dlaczego ty nigdy nie śpiewasz, Jonatanie? – spytał nagle, kiedy skończył. – Pan daje każdemu różne zdolności… – Jonatan uśmiechnął się krzywo. –
Widocznie uznał, że nie obdarzy mnie umiejętnością śpiewu. – Każdy umie śpiewać – zaprzeczył Dawid. – Zaśpiewaj ze mną! – Kilku siedzących w pobliżu mężczyzn także zaczęło zachęcać Jonatana, żeby spróbował. Jonatan roześmiał się i stwierdził, że jest prosty sposób, aby udowodnić im, że się nie myli. Kiedy zaczął śpiewać, oczy Dawida błyskały, ale nic nie mówił. Pozostali zaczęli się uśmiechać i śpiewali głośniej. Gdy pieśń się skończyła, Jonatan położył się na plecach, wkładając ręce pod głowę. Dawid znowu zaczął grać, próbując nowe zestawienia akordów i melodie. – Spodobałoby się to mojemu ojcu – ocenił Jonatan. Kiedy wrócili do Gibea i siedzieli z królem przy wieczerzy, Saul rozkazał Dawidowi, żeby dla niego zaśpiewał.
– Zaśpiewaj mi jakąś nową pieśń – polecił. Komnata wypełniła się piękną muzyką. Dawid trącał struny lekko, wydobywając z harfy łagodne dźwięki, i śpiewał kojącym głosem pieśni o pięknych słowach. Nikt inny nie potrafił grać ani śpiewać tak delikatnie. Jednak Jonatan postanowił dołączyć się do jego występu. Uśmiechnął się z błyskiem w oku… – Śpiewaj radośnie – zachęcił go Dawid, przerywając na chwilę i także się uśmiechając. Jonatan przez kilka tygodni ścigał Filistynów i obsadzał izraelskie warownie większą liczbą wojowników. Kiedy wrócił do Gibea, dowiedział się, że Dawid rozbił kolejny oddział filistyński, który wyprawił się plądrować izraelskie ziemie. Gdy Saul wezwał Jonatana, ten
spodziewał się zastać ojca w dobrym nastroju. Niestety Saul chodził w podnieceniu po komnacie, siny z wściekłości; jego doradcy spoglądali na swojego króla z niepokojem. Co tym razem pozbawiło go spokoju? – zastanawiał się Jonatan. Przecież zewsząd nadchodzą dobre wieści. Zwłaszcza wyprawa Dawida przysporzyła królestwu szczególnej chwały. – Jesteśmy już wszyscy, panie – dał znać Abner, zamykając drzwi. Saul odwrócił się na pięcie i oznajmił: – Chcę, żeby Dawid został zabity. Cóż to za szaleństwo?! Jonatan znieruchomiał. – Ten Judejczyk zagraża mojemu panowaniu! Czy słyszałeś, jak wczoraj lud wołał jego imię, kiedy Dawid zbliżył się do bram miasta? Mojego miasta! Jonatan pokręcił głową. Nie pojmował furii ojca.
– Krzyczeli, bo Dawid przepędził nieprzyjaciół. – Nic nie rozumiesz! – krzyczał Saul. – Mojego wroga nazywasz swoim przyjacielem! Jonatan poczerwieniał; serce zabiło mu mocniej. Ogarnęła go złość i niepokój. – Dawid jest także twoim przyjacielem, panie. I synem, przez małżeństwo z Mikal! Saul odwrócił się do niego plecami. – Jeśli pozwolimy, żeby wpływy tego pasterza rosły, zabije mnie i zabierze koronę dla siebie – mruknął. Jonatan rozejrzał się po komnacie. Czy nikt inny nie spróbuje przemówić Saulowi do rozsądku? Abner spojrzał Jonatanowi w oczy. – Dawid może stać się groźny dla króla – odezwał się poważnie, kiwając głową. – Czy słyszeliście o jakichkolwiek dowodach jego buntu? – spytał Jonatan.
– Kiedy znajdą się dowody, już będę martwy! – odparł z wściekłością Saul. – Ojcze – zaczął Jonatan, wyciągając ręce – jakże bardzo mylisz się w sprawie Dawida. On jedynie pragnie ci służyć, nic więcej. – Kradnie mi uczucia ludu! – Lud cię wielbi! – zapewnił Jonatan. – Wykrzykuje także twoje imię, nie tylko imię Dawida. – Ale ciszej i krócej. Jonatan popatrzył ze złością na pozostałych. Czy do tego stopnia bali się mówić Saulowi prawdę, że dopuścili, aby narosły w nim tak straszne podejrzenia? Przecież Dawid był największym sprzymierzeńcem króla! – Czyż Filistyni nie wystarczą ci jako nieprzyjaciele? – odezwał się. – Nie musimy wynajdywać wrogów pośród nas samych! – Wróg pośród nas może wyrządzić
najwięcej szkód – zauważył Abner, w imieniu zebranych. Będę musiał porozmawiać z ojcem sam – pomyślał Jonatan – bo ci ludzie są gotowi powiedzieć wszystko, żeby uradować króla. Udzielają im się obawy ojca, a zgadzając się z nim, wzmagają tylko jego gniew. Najpierw jednak muszę dopilnować, aby Dawidowi nic się nie stało… Wyszedłszy ze spotkania z Saulem, poszukał Dawida. Jego przyjaciel odbywał właśnie naradę z podległymi mu dowódcami. – Muszę z tobą zaraz porozmawiać, Dawidzie – odezwał się Jonatan. – Co się stało? – spytał Dawid, kiedy przeszli do innego pomieszczenia. – Ojciec mój, Saul, pragnie cię zabić. – Dlaczego?! – Dawid pobladł. – Znowu coś w niego wstąpiło… Widziałeś go już w takim stanie. To minie.
– Modlę się, abyś miał rację! – Od rana miej się na baczności; udaj się do jakiejś kryjówki i pozostań w ukryciu. Tymczasem ja pójdę, by stanąć przy mym ojcu na polu, gdzie ty się będziesz znajdował. – Jonatan poradził szeptem Dawidowi, w jaką okolicę najlepiej się udać. – Ja sam porozmawiam o tobie z ojcem. Zobaczę, co będzie, i o tym cię zawiadomię. Uważaj, przyjacielu! Niektórzy z królewskich doradców także widzą wokół wrogów, których nie ma. Jonatan poszedł do ojca jeszcze przed porannym posiłkiem. Saul wyglądał na bardzo zmęczonego. Miał ściągniętą twarz i podkrążone oczy. Gdy sięgnął po czarę z winem, jego ręka drżała. – Źle spałeś, ojcze – odezwał się Jonatan. Jeśli ciągle myśli o wrogu w szeregach Izraelitów, nie dziwię się, że tak się martwi – myślał. Postanowił wypędzić
z duszy ojca złe myśli. – Jakże mógłbym spać, gdy moje królowanie jest zagrożone? – odpowiedział ze złością Saul. Jonatan przestawił bliżej ojca miskę z miodem i podał mu ułamany kawałek chleba. Saul wziął go, marszcząc brwi. Był zamyślony. Tymczasem w sąsiedniej komnacie stali mężczyźni, którzy czekali na audiencję u króla. Jonatan chciał wywabić ojca z pałacu i porozmawiać z nim na osobności. – Pamiętasz, jak razem pracowaliśmy w polu, ojcze? – zagadnął. Saul westchnął łagodnie, spoglądając w okna. – Pola są już prawie gotowe na żniwiarzy – kontynuował Jonatan. – Pan pobłogosławił nas tego roku obfitymi plonami. – Podał ojcu daktyle. – Nie opuszczasz pałacu od wielu dni… – Pałacu ani doradców – myślał Jonatan. –
Pracujesz tak ciężko dla dobra izraelskiego ludu, ojcze. Z pewnością zasłużyłeś na spacer po polach, które dał nam Pan. Saul wstał. – Odejdźcie – rzucił na widok podchodzących do niego mężczyzn. Jego słudzy wycofali się. Jonatan nie spodziewał się, że pójdzie mu tak łatwo. Przez połowę poranka spacerowali po polach. W końcu usiedli pod drzewkiem oliwnym. – Tęsknię za polami – odezwał się z westchnieniem Saul. – Chciałbym z tobą pomówić, ojcze, o twoim wczorajszym rozkazie – oznajmił Jonatan. – O którym? – O tym, aby zabić Dawida. Saul popatrzył mu w oczy. – To dlatego przyprowadziłeś mnie tutaj? – spytał.
– Tak. I nie. – Co masz na myśli? – Widzę, jak wielkie brzemię na tobie spoczywa. Nie ma tygodnia, żebyśmy nie musieli wyprawiać wojowników, aby bronili naszej ziemi przed najeźdźcami. Zaś izraelskie pokolenia ciągle spierają się o błahostki. Lecz pamiętaj, ojcze mój i królu – wszystkie zbierają się na twój rozkaz. – Jonatan spojrzał ojcu w oczy. – Wiesz, że cię miłuję. Wiesz, że cię czczę. A ty, czy mi ufasz? – Tak. – Niechaj nie zgrzeszy król przeciw swojemu słudze Dawidowi! – ciągnął Jonatan. – Nie zawinił on przeciw tobie, a czyny jego dla ciebie bardzo pożyteczne. On przecież swoje życie narażał, on zabił Filistyna, dzięki niemu Pan dał całemu Izraelowi wielkie zwycięstwo. Patrzyłeś na to i cieszyłeś się. – Nigdy tego nie zapomnę – przyznał
Saul, garbiąc się. – Dlaczego więc masz zamiar zgrzeszyć przeciw niewinnej krwi, bez przyczyny zabijając Dawida? – Jonatan przemawiał łagodnie, aby jego ojciec przypomniał sobie, co jest prawe. Miał nadzieję, że Saul przestanie słuchać porad tchórzy. – Jeśli w twoim królestwie jest człowiek, któremu możesz ufać bardziej niż mnie, to jest nim tylko Dawid. Na twarzy Saula pojawił się wyraz udręki. – Gdy słyszę o wszystkich jego zwycięstwach… – Umilkł i pokręcił głową. – Wszystkie zwycięstwa Dawida to zwycięstwa na chwałę Pana i twoją, ojcze – zapewnił Jonatan. – Dawid jest twoim wiernym sługą. – Miał ochotę mówić dłużej o osiągnięciach swojego przyjaciela, ale obawiał się, że dla Saula będzie to tylko udręka. Dokończył więc: – Szanuję twoich doradców, ojcze, jednak to
ludzie pełni strachu. Niech Izraelem włada mądrość, nie strach, ojcze. Saul oparł głowę o sękaty pień drzewka i z westchnieniem zamknął oczy. Jonatan milczał. Nie chciał naciskać na ojca, jak inni. Spoglądał więc na pola, a później na niebieskie niebo. – Jesteś moim najstarszym synem, Jonatanie – odezwał się w końcu Saul – pierwszym znakiem mojej siły mężczyzny. Ludzie cię czczą. Kiedy umrę, korona przejdzie na ciebie. – Jeśli Bóg tak zechce… Saul popatrzył takim wzrokiem, że serce Jonatana uderzyło mocniej. Nie zamierzał przypominać ojcu o słowach proroka Samuela. – Zastanawiam się, co myślał Pan, kiedy wybrał mnie na króla – powiedział Saul. Jonatan uspokoił się. – Uznał, że ty jesteś człowiekiem, którego potrzebuje lud.
– Tak… – odrzekł bezbarwnym tonem Saul. – Niegdyś lud pragnął mojego królowania. – I wciąż pragnie. Nie lękaj się, ojcze. – Spraw, Panie, aby wysłuchał moich słów – modlił się Jonatan. – Lud zawsze będzie miłował króla, który sprawuje rządy mądrze, szanując Prawo. – Miłość ludu jest jak wiatr, mój synu – odparł Saul. – Jednego dnia wieje ze wschodu, drugiego z zachodu… – Skoro tak, musisz uspokoić lud twoim spokojem. – Jestem zmęczony… – Odpocznij, ojcze, a ja będę czuwał – zakończył Jonatan. Saul położył się i zasnął. Spał kilka godzin, a Jonatan pozostawał z nim w gaju oliwnym. Gdy nadeszli słudzy, szukając króla, Jonatan dał im znak, żeby odeszli. Każdy człowiek potrzebuje wypoczynku, a król – szczególnie.
Kiedy wreszcie Saul się obudził, uśmiechnął się. – Śniłem, że znów jestem chłopem – powiedział. – Pan powołał cię później do czego innego… Saul zaczął się podnosić; Jonatan skoczył i podał mu rękę. – Już nie jesteś chłopcem – skomentował ze słabym uśmiechem jego ojciec. – Wciąż o tym zapominam. – To powiedziawszy, oparł dłoń na ramieniu Jonatana i zapewnił: – Na życie Pana, Dawid nie będzie zabity. – Niech Pan wynagrodzi ci twoją mądrość, ojcze – odpowiedział Jonatan, kłaniając się nisko. – Oby to uczynił – zakończył Saul. Tymczasem słudzy pojawili się znowu. – Wracam do moich spraw. Saul odszedł ze sługami, zaś Jonatan skierował się w głąb pól i zaczął wołać
Dawida. – Tu jestem! – odezwał się z ukrycia Dawid. Kiedy podszedł, miał tak niepewną minę, że Jonatanowi ścisnęło się serce. W końcu Dawid uśmiechnął się. – Widzę na twoim obliczu, że rozmowa z królem poszła dobrze. – Nie masz potrzeby żyć w niepewności, przyjacielu – powiadomił Jonatan, ściskając Dawida za ramię. – Chodź, zaprowadzę cię do króla. Sam zobaczysz, że będzie jak dawniej. Weź harfę. Rzeczywiście, odtąd król łagodniej odnosił się do swojego najlepszego wojownika. Pieśni Dawida wyraźnie uspokajały Saula. Życie w Gibea stało się spokojniejsze, gdyż Filistyni od pewnego czasu nie atakowali. Później Jonatan miał wspominać te dni jako najspokojniejsze w swoim życiu. Spędzał długie godziny z Dawidem, studiowali razem Prawo, dyskutowali nad
nim. Nikt spośród członków ich rodzin ani znajomych nie podzielał ich fascynacji Słowem Bożym. – Zanim stawiłem czoła Goliatowi, moi bracia sądzili, że nadaję się tylko do pilnowania owiec – wyznał pewnego razu Dawid. – Cokolwiek mówiłem, zawsze o coś mnie oskarżali. Kiedy wystąpiłem w dniu walki, Eliab powiedział mi, że jestem zarozumiały i zepsuty, skoro zwracam się do króla. – Bracia nie znali cię zbyt dobrze – zauważył Jonatan. – Nie wiem, czy kiedykolwiek dobrze mnie poznają. – Przez chwilę na twarzy Dawida pojawił się wyraz smutku, którego Jonatan nigdy wcześniej u niego nie widział. – Jak wspaniałe i przyjemne byłoby życie, gdyby wszyscy bracia potrafili żyć ze sobą w harmonii! – westchnął Jonatan, nalewając sobie do czary świeżej wody.
Wypił ją i odstawił czarę na bok. – To moje największe marzenie, Dawidzie. Czuję, że Pan przeznaczył mi właśnie takie zadanie. Abym pomógł ojcu zjednoczyć izraelskie pokolenia. Nie możemy być jak rozproszone owce, beczące jedna na drugą. Jeśli mamy zwyciężać nieprzyjaciół, musimy zjednoczyć się z braćmi i stać murem za królem namaszczonym przez Pana. Musimy pamiętać o naszym przymierzu z Bogiem, albowiem to właśnie ono jest w stanie nas jednoczyć. – Pan cię błogosławi, przyjacielu – odezwał się Dawid – gdziekolwiek się udajesz, zawsze masz przy sobie kopię Prawa. Szkoda, że mój ojciec, król, nie przepisał Prawa dla siebie – pomyślał Jonatan. Gdyby tylko posłuchał tego polecenia, być może nie grzeszyłby. Gdyby zaś studiował Prawo, wiedziałby, że Pan jest nieskory do
gniewu i że szybko przebacza. – Choćbym z woli Pana żył bardzo długo – powiedział Jonatan – nie starczy czasu, żebym pojął wszystko, co zawarł dla nas w Prawie. Czytam je co rano. I chciałbym, aby Pan w Swoim miłosierdziu wypisał je nam na sercach, albowiem zdaje mi się, że nasze myśli nie są w stanie pojąć ogromu ani głębi miłości, jaką Bóg umiłował Swój wybrany naród. Znów wybuchła wojna. Wyruszył więc Dawid i walczył z Filistynami, i zadał im wielką klęskę, tak że musieli przed nim uciekać. Powrócił jako triumfator, a lud świętował jego zwycięstwo, w mieście i poza nim. Król i jego najważniejsi słudzy, w tym Dawid i Jonatan, świętowali w pałacu. Zaś na dworze wojownicy śpiewali napisane przez Dawida pieśni zwycięstwa. Wielu z nich wypiło dużo wina lub
sycery. – Zaśpiewaj nam, Dawidzie! – zaczęli wołać. – Tak, zaśpiewaj! Dawid spojrzał na Saula. Jonatan poczuł, że w jego ojcu narasta napięcie. Spodziewał się, że Saul coś odpowie, ale on oparł się tylko o ścianę i chwycił dzidę; wyglądał, jakby śnił na jawie. – Ojcze? – odezwał się Jonatan. – Dobrze – Saul machnął ręką – śpiewaj. Sługa Dawida przyniósł mu harfę. Komnata wypełniła się jej pięknymi dźwiękami. – Dawid rzuca czary swoją muzyką – odezwał się nagle jeden z królewskich doradców. Saul spojrzał inaczej niż przedtem. Jonatan popatrzył z gniewem na owego doradcę i wypalił: – Zdaje się, że czekają na ciebie obowiązki gdzie indziej!
Doradca spojrzał jeszcze na króla, ale Saul nie odzywał się. Jonatan wpatrywał się więc w owego człowieka tak długo, aż ten poszedł sobie, przepraszając króla. Jonatan ułożył się na poduszkach i słuchał śpiewu Dawida: (…) oddajcie Panu chwałę Jego imienia! Nieście ofiary i wchodźcie do Jego przedsieni, oddajcie pokłon odziani w święte szaty! Zadrżyj, cała ziemio, przed Jego obliczem! (…) Kiedy pieśń wybrzmiała, rozległy się oklaski obecnych. Król uśmiechnął się i skinął głową. Nad uchem Jonatana nachylił się sługa. – Twoja matka prosi, abyś udał się do niej, mój książę – powiedział. Jonatan zdziwił się. Matka nie miała zwyczaju prosić go do siebie. Zwrócił się
jednak do ojca o pozwolenie, a ten powiedział tylko: – Idź – wciąż wpatrzony w Dawida, który rozpoczął następną pieśń. Teraz matka Jonatana mieszkała w pięknych komnatach, a służki dbały o wszelkie jej potrzeby. Kiedy nadszedł Jonatan, piękna służka skłoniła się przed nim i zaprowadziła go do komnaty Achinoam. Achinoam odpoczywała na sofie, jej twarz miała ziemisty kolor. – Wybacz, że odciągam cię od uczty, synu – odezwała się. – Jesteś chora – odpowiedział z niepokojem Jonatan. – Dlaczego mnie o tym nie powiadomiono? – Nie jestem tak chora, aby mówić o tym wszystkim. Przynieś mojemu synowi poduszkę, Rachelo. Jonatan usiadł i ujął dłoń matki. – Co mówią lekarze?
– Nie wiedzą, co mi jest. – Achinoam pogładziła jego dłoń, jak gdyby był dzieckiem. – Potrzebuję tylko wypoczynku. Jonatanie, to jest Rachela, córka mojego kuzyna. Jej ojciec jest skrybą. Jonatan popatrzył na rumieniącą się dziewczynę. Była bardzo piękna. Achinoam skinęła głową i dziewczyna wyszła z komnaty. – Piękna, prawda? I pochodzi z prawego rodu. – Matka zaczęła podnosić się z wysiłkiem, więc Jonatan pomógł jej usiąść. – Teraz mi wygodniej. Siedź. – Uśmiechnęła się. – Ojciec Racheli zna Samuela – dodała. – Po co poprosiłaś mnie do siebie? – To nic niezwykłego. – Achinoam zacisnęła usta. – Powinieneś niedługo wziąć sobie żonę, synu. – Nie czas na to. – A jakiż czas byłby lepszy? Kiedy Saul
mnie poślubił, był o wiele młodszy niż ty teraz. – Nie mam czasu na żonę, mamo. Zajmuję się… – Ale Dawid ma żonę – przerwała Achinoam. – Sam na to nalegałeś. I jest młodszy niż ty. Jonatan pokręcił głową, rozbawiony. – Chyba każda matka chce, aby jej syn czy córka kogoś poślubili – powiedział. Popatrzył spokojnie na Achinoam, by nie smuciła się, ale odpoczywała. – Małżeństwo Dawida i Mikal umacnia więzy pomiędzy naszym pokoleniem a pokoleniem Judy – wyjaśnił. – Poza tym któż byłby bardziej odpowiednim mężem twojej córki niż najlepszy wojownik Izraela? – To ty jesteś najlepszym wojownikiem Izraela – odpowiedziała Achinoam, pochmurniejąc. – Nie byłeś wiele starszy od Dawida, kiedy uderzyłeś na Filistynów
pod Mikmas. Od tego dnia minęło wiele lat, jednak lud o tym nie zapomniał. Powinieneś się ożenić, Jonatanie, tak samo jak ożenił się Dawid. – Dlaczego nalegasz na to teraz? – spytał Jonatan, czując, że jego matce drży ręka. – Bo nie wiem, czy mój syn nie zginie w którejś z bitew, jakie toczy – odparła ze łzami w oczach Achinoam. – Czy to zbyt wielka prośba, abym mogła tulić w ramionach wnuka? – Mikal i Dawid… – Nie! – przerwała matka. Jonatan zmarszczył brwi, zakłopotany jej wybuchem. Achinoam wychyliła się naprzód i kontynuowała: – Weź sobie żonę, żeby mieć synów, Jonatanie. Ty i twoi bracia musicie mieć synów, aby przetrwała dynastia Saula. – Czemu tak się upierasz? – Nasz ród musi rosnąć w siłę. – Jeśli sądzisz, że będę potrafił obficie
zwiększyć liczebność naszego rodu, pokładasz we mnie większe nadzieje niż ja sam. – To nie jest śmieszne, mój synu. – Nie – przyznał z westchnieniem Jonatan. – Ale czuję, że jeszcze nie czas. – Ja myślę… – Nie, mamo. – Ale jeśli król ucieszyłby się z twojego małżeństwa… – Gdyby o tym myślał, powiedziałby mi – przerwał Jonatan. – A jeśli pomyśli teraz, odpowiem mu, że to ty go do tego nakłoniłaś. – Pocałował matkę w policzek i wstał. – Najpierw Dawid, teraz ty… – Cóż ma do tego Dawid? – spytała Achinoam. – Nakłania mnie do tego samego, co ty – wyjaśnił Jonatan. – Przypomniał mi, że Słowo Boże mówi, iż nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam. Że powinien mieć żonę. – Popatrzył z zaciekawieniem na
matkę. – Dlaczego cię to dziwi? – Jeśli nie chcesz słuchać matki, być może powinieneś posłuchać przyjaciela. – Być może – później. Jonatan obudził się nagle z głębokiego snu. To był głos Mikal. – Nieważne, że śpi! Muszę natychmiast zobaczyć się z moim bratem! – wołała. Usiadł i przetarł oczy. Niespokojnie spał, budziły go koszmary. Śniły mu się walki w mieście, atakujący Filistyni, wyrwy w murach. Dwukrotnie zrywał się z posłania, chwytał miecz i przyskakiwał do okna, orientując się po chwili, że w Gibea panuje spokój. – Panie – odezwał się sługa, który stanął u wejścia komnaty. – Wybacz, że cię budzę. Twa siostra… – Słyszę ją. Powiedz, że zaraz do niej przyjdę. – Jonatan ściągnął tunikę, ochlapał twarz wodą, włożył czystą tunikę
i wierzchnią szatę, wreszcie wyszedł do Mikal. Płakała, chodząc tam i z powrotem w wielkim uniesieniu. – Wreszcie jesteś – rzuciła. Jej stan przypominał Jonatanowi ataki ich ojca. – Co się stało? – spytał, i wtedy zobaczył siniec na jej policzku. – Ojciec uderzył mnie! – zawołała. – Musisz z nim pomówić. Jest tak wściekły, że myślałam, iż mnie zabije! – Znowu załkała. – On oszalał! Pomóż mi! Jonatan zaniepokoił się nagle. – Gdzie Dawid? – spytał. – Nie ma go! – Co znaczy: „nie ma”? – spytał, łapiąc Mikal za ręce. – Nie wiem, gdzie jest! Ucieka. Boi się o życie, a nasz ojciec i król okazuje swój gniew mnie! – Mikal płakała jak przerażone dziecko. – Dlaczego wyszedłeś z uczty? Gdyby nie to, leżałabym teraz spokojnie z mężem w łożu.
– Matka poprosiła mnie do siebie. – Nasza matka ma złamane serce, bo ojciec wziął sobie do łoża Rispę, a na nią już nie zwraca uwagi. – Nasza matka wciąż jest królową i matką królewskich dzieci – zauważył z niezadowoleniem Jonatan. – Kiedy wyszedłeś z uczty, w ojca znowu wstąpił zły duch – przypomniała Mikal. – Wiesz, jak nasz ojciec zachowuje się w takich razach. Jonatan pokiwał głową. – Gdy wychodziłem, siedział z dzidą w ręku, jak zwycięski król. – A potem nagle rzucił dzidą w Dawida! – relacjonowała Mikal. – Wbiła się w ścianę. Dawid uciekł przed Saulem do swojego domu. Myślał, że doradcy uspokoją króla, ale ja wiem, że ojciec chce zabić mojego męża! Powiedziałam Dawidowi, żeby uciekał z Gibea, bo inaczej jutro będzie zabity. Spuściłam go
przez okno, a on uszedł. Nie myliłam się – zaledwie zbiegł, do naszego domu przyszli słudzy ojca. Powiedziałam, że Dawid zachorował, więc wrócili do króla, ale zaraz przyszli znowu, z rozkazami sprowadzenia Dawida, chorego czy zdrowego! Kiedy Dawid uciekł, położyłam w naszym łożu bożka; przykryłam jego ciało płaszczem, a u wezgłowia ułożyłam poduszkę z koziej sierści. – Masz w domu posążek bożka?! – zdumiał się z niesmakiem Jonatan. – Wtedy królewscy słudzy przyszli po raz drugi. Kiedy zobaczyli, że to bożek, nie Dawid, zaprowadzili do króla mnie. Ojciec powiedział, że go oszukałam, pozwalając, by jego wróg uratował się ucieczką. Myślałam, że każe mnie zabić za zdradę! – Nasz ojciec nie zabiłby własnej córki, Mikal. – Nie widziałeś jego twarzy i nie patrzyłeś w jego oczy. Musiałam
powiedzieć, że Dawid zagroził mi śmiercią, jeśli nie pomogę mu uciec… Czemuż patrzysz na mnie takim wzrokiem? – Cóż to za żona zdradza męża, kłamiąc w taki sposób! Dawid nigdy by ci nie zagroził! – Inaczej ojciec uciąłby mi głowę. – Jak śmiesz mówić w taki sposób! Nikt cię nie zabił. Strażnicy wypuścili cię. Widocznie gniew ojca minął. – Czasem zastanawiam się, czy dobrze znasz naszego ojca! – odpowiedziała Mikal. – Zawsze chcesz widzieć w każdym człowieku dobro… – A ty – zło! – Dlaczegóż więc Dawid uciekł, nie broniąc własnej żony? – spytała Mikal. – Nie zastanawiał się przed ucieczką. Czyż pomyślał, że może mnie spotkać krzywda? – Jednak ocaliłaś głowę. Zniż głos.
Mikal usiadła, z płaczem. – Co ja pocznę bez Dawida? – jęczała. – Kocham go! Nie chcę być wdową! – Dokąd ucieka Dawid? – spytał Jonatan. – Nie wiem. Pewnie do swego rodu. Pochodzi chyba z Betlejem. – Mikal płakała dalej, szlochając i drżąc. – Pomów z ojcem w mojej sprawie, proszę cię! Jonatanie… Boję się, co teraz zrobi… Jonatan zastanawiał się, czy Mikal nie okłamała go w nocy, gdyż Saul był następnego dnia w dobrym humorze. – Wcześnie wczoraj poszedłeś, synu – powitał go. – Czyż źle się poczułeś? – Posłała po mnie matka. Czy wszystko w porządku? – Oczywiście! Dlaczegóż nie? – W nocy przyszła do mnie Mikal. – Nie mów o niej! – sapnął Saul, spoglądając groźnie. – Twoja siostra tylko mnie niepokoi. – Machnął ręką. – A cóż
z twoją matką? Dlaczego odciągnęła cię od uczty? Jonatan nachylił się do ucha ojca, żeby słudzy go nie słyszeli. – Matka chce, bym się ożenił. Saul zastanowił się chwilę. – To dobry pomysł. Powinniśmy znaleźć ci odpowiednią, młodą żonę. Jonatan nie wątpił, że ojciec chciałby, aby jego syn poślubił kobietę z innego pokolenia, w celu zawarcia przymierza między pokoleniem Beniamina a pokoleniem, z którego będzie pochodziła jego żona. – Musi być Beniaminitką, ojcze – przypomniał więc. – Tak mówi Prawo. Saul spojrzał z niezadowoleniem. – Poczekajmy z twoim małżeństwem – burknął. Objął Jonatana ramieniem i zmienił temat: – Filistyni znowu najechali na jedną z naszych wiosek. Saul i Jonatan odbyli krótką naradę.
– Jeśli pozwolisz, wezmę ze sobą Dawida – powiedział Jonatan. – Aby podzielić się z nim chwałą?! – huknął Saul. – Nie! – Nie chodzi o chwałę, ojcze, lecz o to, żeby Izrael był zwycięski – odpowiedział Jonatan. – Jeśli oddamy Filistynom choć jedną wioskę, nigdy nie będzie końca wojnie. – Zbieraj wojowników i idź już! – warknął Saul. – Względem Dawida mam inne plany. Jonatan i jego wojownicy stoczyli kilka potyczek, ale nie napotkali wielkiego oddziału filistyńskiego, o którym doniesiono. Jonatan dziwił się. Powróciwszy do Gibea, nie zastał Saula. Ojciec udał się podobno do Rama. – Czyżby wezwał go Samuel? – spytał Jonatan. – Nie, panie – odpowiedziano mu. – Król
wysłał sługi do Rama, do Najot, aby sprowadzili Dawida, Dawida jednak nie było już u Samuela. Jonatan zdziwił się, nie wiedział bowiem, że Dawid był u Samuela. – Król wysyłał sługi jeszcze dwukrotnie. Jednak za każdym razem ogarniał ich duch Boży i zaczynali prorokować. Wtedy król sam udał się do Najot, i jego także ogarnął duch Boży, i prorokował. To dziwne zdarzenia – myślał Jonatan. Może jednak mój ojciec się nawrócił? Niech tak będzie, Panie; spraw, by tak było! Jonatan wstał wcześnie. Najpierw studiował Prawo, potem zaś udał się w pole, aby poćwiczyć strzelanie z łuku. Wtedy spomiędzy skał wyszedł Dawid i zawołał go. Jonatan podbiegł do przyjaciela. – Cóż ja zrobiłem, czym zawiniłem,
czym zgrzeszyłem wobec twojego ojca, że czyha na moje życie? – odezwał się Dawid. Jonatanowi przypomniała się historia opowiedziana przez Mikal. Czyżby mówiła prawdę? – Żadną miarą! Nie umrzesz – odpowiedział. – Król rzucił we mnie dzidą, aby przygwoździć mnie do ściany! Mikal pomogła mi uciec, inaczej już bym nie żył. Ukryłem się, a potem udałem się do Samuela, aby prosić go o pomoc. Saul trzy razy posyłał po mnie sługi, aż wreszcie sam przybył do Najot. – Słyszałem o tym – odparł Jonatan. – Podobno pogodził się z prorokiem, i sam prorokował. Wszystko więc dobrze. Z powrotem zwrócił się ku Panu! – Z pewnością Saul musiał się zmienić, bo od czasu pamiętnego spotkania pod Gilgal nie widział Samuela i gniewał się, kiedy ktoś o nim wspomniał.
Dawid pokręcił głową. – Uciekam, aby ujść z życiem – oznajmił. – Jedynie tobie ufam, Jonatanie. Być może wiesz, dlaczego król koniecznie chce mnie zabić! Jonatan widział, że Dawid drży ze strachu i wyczerpania. Czyżby wszyscy popadali w szaleństwo? – myślał. – Odpocznij – powiedział Jonatan. – Napij się wody. – Podał Dawidowi bukłak. – To niemożliwe. Mój ojciec nie podejmuje niczego, ani wielkiego, ani małego, nie zawiadamiając mnie o tym. Dlaczego więc ojciec ukrywałby to przede mną? Tak nie jest. Wiesz, w jaki nastrój czasami wpada, ale mu to przechodzi. Jeśli nawet rzucił w ciebie dzidą w przypływie gniewu, to nie znaczy, że postanowił cię zabić. Po cóż by to robił? Twoje zwycięstwa budzą zapał armii Pana! – Mówiąc to, Jonatan niepokoił się jednak. Spraw Panie, aby nie było tak, jak
mówi Dawid! – modlił się. – Na pewno wie twój ojciec, że darzysz mnie życzliwością i powie sobie: Nie dowie się o tym Jonatan, aby się nie zasmucił – odparł Dawid. – Ale na życie Pana i na twoje życie, krok mnie tylko dzieli od śmierci! Widać było, że Dawid naprawdę boi się o życie. Musiał się mylić. Jonatan postanowił go uspokoić. – Cokolwiek byś zechciał, to zrobię dla ciebie – oznajmił. Dawid rozejrzał się niespokojnie i odrzekł: – Właśnie jutro jest nów księżyca, a ja winienem zasiadać wtedy obok króla na uczcie. Pozwól, że odejdę i skryję się w polu aż do trzeciego wieczora. Gdyby ojciec twój spostrzegł się co do mnie, odpowiesz: „Bardzo mnie prosił Dawid, aby mógł pospieszyć do swojego miasta, Betlejem, gdyż cała rodzina w tych dniach
składa ofiarę doroczną”. Jeżeli odpowie: „Dobrze”, wtedy sługa twój będzie spokojny, jeżeli się rozgniewa, wiedz, że postanowił sobie coś złego. Ale ty bądź łaskaw dla sługi swojego. Wszak ty doprowadziłeś sługę swego do przymierza ze sobą w imię Pańskie. – Dawid pokręcił głową. – Jeśli ja zawiniłem, to mnie zabij, a do ojca twego po cóż mnie masz prowadzić? – Żadną miarą! – zapewnił z przerażeniem Jonatan. – Gdybym się rzeczywiście dowiedział, że mój ojciec postanowił wyrządzić ci krzywdę, czyżbym cię o tym nie powiadomił? – Był przekonany, że Dawid się myli, a Mikal wyobraziła sobie zbyt wiele. Choć z drugiej strony… Dlaczego mnie odesłał, tymczasem filistyńskiego wojska nie było? – myślał. Nie był już pewien, jaka jest prawda. – Kto mi da znać o tym, że ojciec dał ci
surową odpowiedź? – odezwał się znowu Dawid. – Chodź, wyjdziemy w pole – zaproponował Jonatan. Ruszyli na wzgórza, ćwicząc przez kilka godzin strzelanie z łuku i biegi. – Czy wierzysz mi, Jonatanie? – spytał w końcu Dawid. – Sam nie wiem, komu wierzyć – przyznał Jonatan. – Pan, Bóg Izraela, jest świadkiem, że wybadam ojca mego jutro albo pojutrze o tym czasie, czy jest dobrze usposobiony do Dawida, czy nie. Wtedy poślę do ciebie, by bezpośrednio cię zawiadomić. Niech Pan to uczyni Jonatanowi i tamto dorzuci, jeśli w wypadku, gdy mojemu ojcu spodoba się wyrządzić ci krzywdę, nie zawiadomię cię bezpośrednio i nie odprawię tak, abyś mógł odejść spokojnie. A Pan niech będzie z tobą, tak jak był przedtem z moim ojcem.
Jonatan wiedział, że Dawid nie ma królewskich ambicji, jednak jego krewni mogli chcieć, żeby został królem. Być może marzyli o tym tak samo, jak niegdyś Kisz o panowaniu Saula. Kuzyni Dawida, Joab, Abiszaj i Asahel, byli zawziętymi wojownikami. I z pewnością nakłanialiby Dawida do postępowania według zwyczajów otaczających narodów… – A jeżeli jeszcze będę żył, chyba okażesz mi miłosierdzie, w imię Pańskie? – upewnił się Jonatan. – A gdy umrę, nie odbieraj życzliwości twojej mojemu domowi na wieki, nawet wtedy, gdy Pan usunie wszystkich wrogów Dawida z powierzchni ziemi. – Nigdy nie złamię przymierza z tobą, Jonatanie! – zapewnił Dawid. – Będę twoim przyjacielem do końca moich dni. – I ja będę twoim przyjacielem do końca moich dni – odpowiedział Jonatan. Czuł, że może dojść do ważnych
wydarzeń. Nie rozumiał, co się dzieje, wciąż był jednak przekonany, że jego ojciec nie znienawidził Dawida, a jedynie cierpi na napady wściekłości. Z drugiej strony wśród królewskich doradców mogło być kilku nieprzyjaciół Dawida, którzy czaili się do ataku na niego, jak węże… – Niech Pan weźmie odwet na twoich wrogach – powiedział jeszcze. Zastanawiał się, gdzie będzie najbezpieczniej ukryć się Dawidowi, podczas gdy on sam spróbuje dowiedzieć się o nastawienie Saula. – Jak powiedziałeś, jutro nów księżyca – odezwał się znowu. – Zwrócisz na siebie uwagę w czasie uczty, bo miejsce po tobie będzie puste. Do trzeciego dnia odejdziesz daleko. Udasz się na miejsce, gdzie się ukrywałeś w dniu podobnej sprawy i zatrzymasz się koło kamienia wskazującego drogę. Ja wypuszczę w jego
stronę trzy strzały, jakbym celował w tym kierunku. Potem poślę chłopca, dając mu rozkaz: „Idź, znajdź strzały!”. Gdy powiem chłopcu: „Oto strzały są bliżej niż stoisz, zabierz je” – wracaj, wiedz, że możesz być spokojny, nic się nie dzieje złego, na życie Pana! Gdybym jednak powiedział do młodzieńca: „Oto strzały są trochę dalej niż stoisz” – uchodź, gdyż sam Pan cię dalej posyła. Przyrzeczenie zaś, które złożyliśmy ja i ty, jest takie: Oto Pan między mną a tobą na wieki. Dawid podziękował Jonatanowi. Uścisnęli się nawzajem i każdy poszedł w swoją stronę. Jonatan przypominał sobie z niepokojem słowa Mikal. Nie mógł mylić się w sprawie lojalności Dawida, bo znał go, jak samego siebie. Nie zapomniał jednak o proroctwie Samuela. O tym, że Bóg postanowił odebrać królestwo Saulowi i oddać komu innemu. Wkrótce
po wygłoszeniu owego proroctwa, Samuel wybrał się do Betlejem, aby złożyć tam ofiarę – jak wyjaśnił sługom, których Saul za nim posłał. Dlaczego do Betlejem? Zaś teraz, czując zagrożenie ze strony ojca Jonatana, Dawid uciekł właśnie do Samuela. Czy to Dawid ma być królem, Panie? – pytał w myśli Jonatan. Czy też odziedziczę tron po ojcu? Jeśli Samuel namaścił w Betlejem Dawida, nie dziwię się, że mój ojciec szaleje. Lecz Samuel mówił, że udał się tam, aby złożyć ofiarę. Czyżby prorok kłamał? Poza tym pokolenie Judy mogło pragnąć obiecanej im korony… – Dawid! – zawołał Jonatan, odwracając się. – Niech sprawi Pan, abyśmy dotrzymali złożonych sobie nawzajem obietnic, albowiem był ich świadkiem! – Pomyślał, że o ile pozostaną z Dawidem prawdziwymi przyjaciółmi, sprawy
potoczą się w dobrym kierunku. – Na zawsze! – odpowiedział Dawid, unosząc rękę. Jonatan zamachał do niego i odszedł z uśmiechem na ustach. Słowo Dawida było dla niego jak skała. Kiedy nastał nów księżyca, przygotowano świąteczną ucztę. Król zasiadł na swym zwykłym miejscu na krześle pod ścianą, Jonatan zajął miejsce naprzeciwko, Abner usiadł z boku Saula, miejsce zaś Dawida było puste. Saul znów ujął w rękę dzidę. Abner i Saul widzieli całą komnatę i wejście do niej; ich kuzyni zajmowali takie miejsca, aby w razie potrzeby mogli obronić króla. Saul spoglądał gniewnie na miejsce Dawida, ale nic nie mówił. Jonatan uspokoił się więc, sądząc, że Dawid niepotrzebnie się niepokoi. Postanowił jednak zaczekać na drugi dzień uczty, aby
sprawdzić, jak zachowa się jego ojciec. Nazajutrz, po nowiu, gdy miejsce Dawida znów było puste, Saul zapytał: – Dlaczego syn Jessego nie przyszedł na ucztę ani wczoraj, ani dziś? Wyraz twarzy ojca sprawił, że na karku Jonatana wystąpił pot. Dawid i Mikal muszą się mylić… – myślał Jonatan. Wszak to niemożliwe, aby mój ojciec planował zabić Dawida! Zapadło milczenie. Jonatan rozejrzał się po twarzach zebranych. – Dawid bardzo mnie prosił, by mógł iść do Betlejem – odpowiedział. – Mówił: „Pozwól mi iść, proszę cię, gdyż urządzamy ofiarę rodzinną w tym mieście – zawiadomił mnie o tym mój brat. Jeśli darzysz mnie życzliwością, zwolnij mnie, bym mógł odwiedzić swych braci”. Dlatego nie przyszedł do stołu królewskiego. Saul rozgniewał się bardzo.
– O, synu kobiety przewrotnej! – wrzasnął na Jonatana. Jonatan zaniemówił, a potem ogarnął go gniew. Jak ojciec może nazywać w ten sposób moją matkę?! – Alboż to ja nie wiem, że wybrałeś sobie syna Jessego na hańbę swoją i na hańbę łona swej matki?! – kontynuował Saul, zaciskając pięści, sinopurpurowy na twarzy. – Że chcesz, aby został królem zamiast ciebie?! Dawid się nie myli! – pomyślał z przerażeniem Jonatan. Panie, dopomóż nam wszystkim! – Jak długo bowiem będzie żył na ziemi syn Jessego, nie ostoisz się ani ty, ani twoje królowanie! – stwierdził Saul. – To nie o moją władzę się obawiasz – odpowiedział Jonatan. – Poślij więc zaraz i przyprowadź go do mnie, gdyż musi umrzeć! – zakończył król. – Dlaczego ma umierać?! – spytał
Jonatan, zrywając się z miejsca. – Cóż uczynił? Wtedy Saul wydał dziki okrzyk i rzucił w Jonatana dzidą, aby go przebić. Jonatan ledwie zdołał się uchylić. Mężczyźni pozrywali się z miejsc. Słudzy zaczęli uciekać, zaś członkowie rodu Saula – krzyczeć. Oszołomiony i wściekły Jonatan skoczył ku wyjściu. – Nie zmagasz się z Dawidem ani ze mną, ojcze! – zawołał jeszcze. – Ty się zmagasz z Bogiem! – To powiedziawszy, wybiegł, zaciskając zęby ze złości. Wpadł do swojego domu, powyrzucał sługi i dał upust wściekłości, krzycząc i łapiąc się za głowę. Czy staję się podobny do ojca?! – pomyślał po chwili z przerażeniem. Panie, nie pozwól mi, żebym stał się ofiarą strachu! Miał ochotę opuścić Gibea, aby oddalić się jak najbardziej od swojego ojca. Jakże
mogłem tak bardzo się mylić?! – myślał. Czy możliwe jest znać człowieka całe życie, spędzając z nim tak wiele czasu, i nie wiedzieć, jakie myśli nosi w sercu? Cóż mam czynić? – myślał. Co będzie najlepsze? Zbliżył się do lampy i wyciągnął spod ubrania zwój z Prawem. Pomóż mi, o Panie! – modlił się. Cóż mam czynić? „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty!”… – przeczytał. Jak to czynić, Panie? Skoro napisane jest także: „Czcij swego ojca”? Jakże mam czcić ojca, który planuje zabić niewinnego człowieka i trzyma się władzy jak dziecko – zabawki? Który nie zważa na potrzeby ludzi, ale na własną żądzę władzy i posiadania? Co stało się z moim ojcem, który niegdyś nie chciał być królem? – Pokaż mi właściwą ścieżkę, o Panie! – zawołał Jonatan. – Dopomóż mi! – Czytał
Torę, trzymając zwój drżącymi rękami, gdyż tego wieczoru jego ulubione słowa sprawiały mu ból. „Czcij swego ojca”… – widział przed sobą. Jeśli opowiem się za Dawidem, splamię ojcowską cześć – myślał. Lecz jeśli sprzymierzę się z ojcem, zgrzeszę przeciw Bogu! Cześć… Prawda… – kołatało mu się po głowie. Kocham zarówno Pana, jak i ojca! Czuł się udręczony. Panie, namaściłeś mojego ojca na króla Izraela – modlił się. Jeśli jednak później wybrałeś Dawida… to któremu z nich mam służyć? „Mnie”. Jonatan czuł, że właśnie taka jest odpowiedź Boga. Zapłakał, aż na zwój skapnęło kilka łez. Osuszył go szybko, aby nie rozmyły Słowa Bożego. Zwinął i schował zwój. Rankiem wziął łuk oraz strzały i wyszedł na dwór.
– Pójdę z tobą, panie – powitał go Ebenezer. Jonatan oddalił go jednak. Kiedy szedł przez miasto, przyłączyli się do niego mali chłopcy. Jonatan wybrał jednego z nich, a pozostałym polecił nie opuszczać bram miasta. Spojrzał na wartownika, który pilnował bramy. Mężczyzna pożegnał go ukłonem. Jonatan wyszedł na pole do miejsca umówionego z Dawidem, i powiedział do chłopca: – Pobiegnij i poszukaj strzał, które wypuszczę. – Tak, panie – odpowiedział chłopiec, a po chwili ruszył żwawo, jak gazela. – Czy strzała nie jest jeszcze dalej, niż stoisz?! – zawołał Jonatan, rozglądając się. Czy Dawid mnie słyszał? I czy w pobliżu nie ma sług ojca? Jeśli pojmają Dawida, na ręce mojego ojca spłynie krew niewinnego. – Pospiesz się, nie zatrzymuj się! –
zawołał jeszcze za chłopcem, a ten pozbierał strzały i wrócił do swego pana. Jonatan zobaczył, że Dawid wystawia na chwilę głowę spomiędzy skał. Czy mi ufa? – myślał, przepełniony emocjami. Czy Dawid ufa komukolwiek z rodu Saula? Jonatan oddał chłopcu łuk i strzały w kołczanie. – Idź, odnieś to do miasta – polecił. Gdy chłopiec odszedł, Jonatan ruszył w stronę skał, a Dawid wyszedł mu na spotkanie. Padł twarzą na ziemię i trzykrotnie oddał mu głęboki pokłon. – Wstań – odezwał się Jonatan – nie jestem królem. Uściskali się nawzajem i ucałowali jak bracia. Jonatan rozpłakał się, zastanawiając się, kiedy znowu się spotkają, kiedy znów będą mogli siedzieć w świetle lampy i razem studiować Prawo? – Teraz znam prawdę, Dawidzie –
powiedział. – Pan dopomoże nam obu. Niedobrze, że stało ci się coś takiego, jednak jestem przekonany, że Pan przemieni to w dobro. Po twarzy Dawida również ciekły łzy. – Nie mogę pójść do żony – szeptał. – Do domu także nie, bo wówczas król uzna cały mój ród za wrogów. Nie mogę też udać się do Samuela, gdyż naraziłbym życie proroka. Dokąd mam się udać? – Nie wiem – przyznał Jonatan, płacząc. – Wiem jedynie to, że Pan cię nie opuści. Ufaj Mu! Dawid głośno szlochał. Jonatan obejrzał się w stronę Gibea. Obawiał się, że w każdej chwili mogą nadejść słudzy jego ojca. Cóż stanie się w przyszłości? – zastanawiał się. Złapał Dawida za ramiona, potrząsnął nim lekko i powiedział: – Idź w pokoju! Niech się stanie to, co przysięgaliśmy w imię Pana, mówiąc: Pan
będzie między mną a tobą, między rodem moim a rodem twoim na wieki. Dawid ze smutkiem poruszał ustami, nic nie mówiąc. Jonatana ogarnął wstyd. Jak mój ojciec może nienawidzić Dawida? – myślał. Jak może nie dostrzegać w nim dobroci, radości, pragnienia służby Panu i walki u boku króla? Czy ktokolwiek spośród Izraelitów kocha Pana tak mocno jak Dawid? – Idź – powtórzył ze smutkiem Jonatan. – Uchodź szybko, przyjacielu, i niech Pan będzie z tobą. Dawid odbiegł, cały czas płacząc. Jonatan podniósł wzrok, zapłakany. Uniósł ręce… Nie wiedział, jakimi słowami się modlić. Stał więc z rozpostartymi ramionami pośród pól, poddając się w milczeniu woli Pana.
5 Saul kazał sprowadzić Jonatana do siebie. Jonatan spodziewał się, że zostanie zabity, za zdradę króla. Stanął mężnie przed ojcem, nie kłaniając się mu. Cóż mógł powiedzieć? Wiedział, że Saul i tak nie posłucha słów prawdy. Moje życie jest w Twoich rękach, Panie Boże – modlił się. Niech się dzieje wola Twoja. – Wiem o twoim przymierzu z Dawidem! – krzyknął Saul. – Namówiłeś go, aby przyczaił się i czekał na moją śmierć! – Wszyscy wiedzą o mojej przyjaźni z Dawidem – odpowiedział Jonatan. – Wiedzą też, że nigdy się nie czaił i że nie czekał na twoją śmierć, jak też i to, że ja cię nie zdradziłem. Dawid jest twoim
największym sprzymierzeńcem, a przez małżeństwo z Mikal jest jak twój syn. – Ty jesteś moim synem! – przypomniał Saul. – I jesteś mi winien wierność! – Jestem ci wierny, ojcze. Któż spośród twoich pochlebców mówi ci prawdę, niezależnie od tego, czy chcesz jej słuchać?! – Jonatan aż drżał ze złości. Saul spojrzał na niego gniewnie, po czym odwrócił wzrok i zaczął chodzić tam i z powrotem. W końcu usiadł. – Nie byłem sobą, kiedy rzuciłem dzidą – powiedział. – Wiesz, synu, że nie zabiłbym cię… Jonatan nie wiedział, czy może ufać ojcu. – W tej chwili nie wiem już chyba niczego… – odpowiedział. Przynajmniej nie wiem niczego na temat jego serca – myślał. Saul starał się, aby Jonatan jak najwięcej
czasu spędzał przy nim. Jonatan brał udział w naradach i towarzyszył ojcu przy sądach w cieniu tamaryszku. Po pewnym czasie zaczęły dochodzić wieści na temat Dawida. Jego rodzice zamieszkali w Moabie, chroniąc się u króla Moabitów. Sam Dawid zaś udał się do Gat. Jonatan był bardzo podekscytowany. Czyżby Dawid zdołał oszukać króla Akisza, przekonując go, że odwrócił się od Izraela? – Widzisz, że Dawid jest zdrajcą! – skomentował Saul. – Uciekł do naszych nieprzyjaciół! – Akisz każe go zabić – mruknął z ponurym uśmiechem Abner. – Goliat był nie tylko najlepszym filistyńskim wojownikiem, ale i ukochanym synem Gat. Saul cisnął kawałkiem pergaminu, na którym wypisano wiadomość. – Udaje szaleńca – powiadomił. – Nie
zrobią mu krzywdy z obawy, że wstąpił w niego jeden z ich bogów! Jonatan opuścił głowę, żeby Saul ani Abner nie mogli odczytać z wyrazu jego twarzy wielkiego podniecenia. Jeśli Dawid był w Gat, to nie tylko po to, aby ujść gniewowi Saula, ale i po to, aby poznać tajemnicę wytwarzania filistyńskiej broni! Mijały miesiące. Jonatan usługiwał ojcu i udzielał mu mądrych rad, kiedy Saul go o to prosił. Saul przestał pilnować go tak starannie. Jonatan studiował więc Prawo i zbierał wieści o tym, co dzieje się wokół, za pośrednictwem Ebenezera, który został jednym z jego zaufanych dworzan. Pewnego dnia Ebenezer przyszedł do niego i oznajmił: – Twój ojciec, król, wpadł we wściekłość, panie. Dawid opuścił Gat – sługa ojca widział go u Achimeleka, kapłana z Nob. Saul zbiera się, aby wyruszyć do Nob na
czele wojowników. Jonatan wiedział, że próba odwiedzenia ojca od wyprawy może jedynie wzmóc jego gniew, pobiegł więc do Abnera. – Przekonaj mojego ojca, żeby nie wyprawiał się do Nob! – powiedział. – Nie może wyniknąć z tego nic dobrego. – Być może twój przyjaciel nie jest tak lojalny wobec swojego króla, jak myślisz – odparł Abner, przypasując miecz. – Każdy mężczyzna ma swoje żądze. Czy słyszałeś, co doniósł Doeg? – Ufasz Doegowi? To Edomita. Wiesz, jacy są Edomici. Doeg jest gotów powiedzieć wszystko, aby zaskarbić sobie przychylność króla. – Król czeka. – Dawid nigdy nie podniesie na niego ręki! – Skąd możesz być pewien? – Bo znam go dobrze! I lud go zna. – Twój ojciec jest królem! –
przypomniał Abner. – Nikt nie wie tego lepiej niż Dawid, i nikt nie okazał mu większej wierności ani nie przysporzył mu większej chwały. To on, nie ja ani nie ty, odważył się stanąć naprzeciw Goliatowi. A potem udał się do Gat. Jak myślisz, po co? Po to, aby odkryć tajemnicę wytwarzania filistyńskiej broni! – Jeśli tak, dlaczego nie wrócił do nas? – spytał Abner, nieco zmieszany. – Miałby zginąć od dzidy? – Muszę iść – zakończył Abner. – Uczynisz królowi i jego narodowi więcej dobra, jeśli powiesz królowi prawdę, niż jeśli pójdziesz za nim jak owca! Abner odwrócił się ze złością i wypalił: – Pomyśl lepiej, z kim się sprzymierzyłeś. Jeśli upadnie Saul, upadniesz i ty! Być może Dawid jest twoim przyjacielem, jednak w pokoleniu Judy są ludzie, którzy chcieliby cię zabić,
jeżeli dzięki temu Dawid zostałby królem! – Ruszył ku wyjściu. – Abner! – Jonatan dogonił go. – Wiem, że ty jesteś wierny i masz mężne serce. Pamiętaj jednak, że cokolwiek robisz, Bóg patrzy na to, i Bóg będzie cię sądził. Miej wzgląd na to, kiedy będziesz w Nob. Jonatan z niepokojem wyczekiwał wieści z Nob. Miał nadzieję, że Dawidowi udało się uciec. Nie chciał usłyszeć o jego śmierci. Modlił się, aby ojciec nawrócił się do Boga i odstąpił od gniewu, aby nie znieważył Achimeleka ani żadnego innego kapłana. Mieszkańcy Gibea czuli, że sytuacja jest niespokojna; zaczęły się swary. Jonatan rozsądzał zwaśnione strony. Nie chciał dzielić swoich niepokojów ze sługami, ale chodził do matki i zwierzał się jej, a ona uważnie go słuchała. – Możesz jedynie czekać, mój synu –
mówiła. – Dawid jest sam, jest przy nim tylko garstka zwolenników. Może więc poruszać się szybciej niż Saul z wielką gromadą wojowników. Ucieknie przed Saulem. – Mam nadzieję. – Lecz twój ojciec łatwo się nie podda – kontynuowała Achinoam. – Proroctwo Samuela sprawiło, że obawia się każdego męża, który obrasta w zasługi i sławę. Dawid od czasu pokonania Goliata cieszy się coraz większym poważaniem wśród ludu. – Pan obdarzył go zwycięstwami – odparł Jonatan. – Tak, i to potęguje żal i gniew Saula. Zdajesz sobie sprawę, że stawką jest także twoja przyszłość, synu. – Leży ona w rękach Pana. To On panuje nad wszyst-kim. – W czasie nieobecności ojca, ty musisz sprawować tu rządy – powiedziała
z naciskiem Achinoam. – Bez Saula jesteśmy bardziej narażeni na ataki nieprzyjaciół. – Gibea jest dobrze bronione – zapewnił Jonatan, który świetnie zdawał sobie sprawę z tego, co powiedziała jego matka. Rozesłał posłańców do warowni, aby przykazali ich załogom czuwać, czy w okolicy nie ma Filistynów. – Nie możesz pozostawić wszystkiego innym – napominała matka. – Kimże są ludzie Saula? Ty jesteś jego pierworodnym synem. Lud cię szanuje. Jesteś odważnym wojownikiem, i Pan jest z tobą. Jesteś uczciwy, waleczny i śmiały. – Pięknie mnie chwalisz, matko. – Jestem z ciebie dumna, mój synu. A ponadto, masz szlachetne serce. – Achinoam oparła dłoń na ramieniu Jonatana. – Jeśli twojemu ojcu stanie się cokolwiek złego, zostaniesz królem, czy tego chcesz, czy nie. Wtedy Izrael pozna,
co znaczy prawdziwie wielki król! – zakończyła, spoglądając błyszczącymi oczami. – Mieliśmy największego króla na ziemi, matko – odpowiedział Jonatan. – Pana, Boga Izraela. A On odwrócił się od Saula. Nie pokładaj nadziei we mnie, gdyż ród nasz nie będzie władał Izraelem. – Jonatanie… – szepnęła Achinoam, kręcąc głową. – Pan rzeczywiście odwrócił się od Saula – ale nie od ciebie. W końcu pojawił się zmęczony, przerażony posłaniec, który oznajmił z drżeniem: – Przybywam z Nob. Achimelek zabity! Tak on, jak i cały jego ród, i wszyscy kapłani z Nob! Jonatan zerwał się na równe nogi. – Czy atakują Filistyni?! – spytał. – Nie, panie. – Posłaniec skłonił się twarzą do ziemi i nie podnosząc głowy,
dokończył: – Król rozkazał zabić Achimeleka i cały jego ród, a także kapłanów Pana. – Nie! – Jonatan aż zadrżał. – Tak nie może być! Mój ojciec nie mógł tego zrobić! Ani Abner. Nikt nie ośmieliłby się popełnić tak wielkiego grzechu przeciwko Panu! – Abner odmówił wykonania rozkazu królewskiego – odpowiedział posłaniec. – Za to Doeg sam pozabijał osiemdziesięciu pięciu kapłanów, noszących swoje szaty! A później uderzył na całe miasto kapłańskie, zabijając ostrzem miecza mężczyzn i kobiety, dzieci i niemowlęta, woły, osły i owce – wszystko, co oddychało. Jonatan wydał okrzyk rozpaczy i rozdarł swoje szaty, a potem opadł na kolana i zaczął okładać się po udach, przepełniony rozpaczą i gniewem. Doeg zhańbił naród izraelski. Któż, jak nie
Edomita, ośmieliłby się podnieść miecz na kapłanów i ich rodziny? Któż posłuchałby szalonego rozkazu króla i popełnił tak wielkie zło?! Ojciec jeszcze będzie tego żałował! – myślał Jonatan. Będzie żył w udręce, większej niż dotąd, gdy myślał o utracie korony i o tym, że nie będzie dynastii jego potomków. Do ostatnich dni będzie cierpiał z powodu swego czynu! Przepełniony wstydem z powodu haniebnego rozkazu ojca, Jonatan wzniósł ręce i zawołał: – Niech oblicze Pana odwróci się od Doega! Spraw, Panie, aby pamięć o nim zaginęła! Niech jego dzieci będą pozbawione ojca, a żona stanie się wdową! Niech imiona jego potomków popadną w niepamięć w następnym pokoleniu! Przeklinając Doega, Jonatan zastanawiał się, jak będzie mógł dalej kochać ojca
i służyć królowi, który rozkazał popełnić tak straszliwą zbrodnię. Jak mogę czcić tego człowieka?! – myślał. Wstydzę się, że w moich żyłach płynie jego krew! Nakazy Prawa doskwierały mu teraz mocno. Nie było w nim napisane, że należy czcić ojca, tylko jeśli zasługuje na cześć. – Boże! – jęknął Jonatan. Czyż teraz mogę mieć nadzieję, że Pan przebaczy ojcu? – pomyślał. Królowi, który kazał wybić kapłanów? A jakaż nadzieja pozostała jego ludowi? Saul wrócił do Gibea pod osłoną nocy, a rano jak zwykle powrócił do swoich obowiązków. Abner wyglądał, jakby się nagle postarzał. – Ludzie boją się teraz Saula – powiedział do Jonatana. – Bardziej boją się króla, niż kochają Dawida. – Powinni bać się Boga! – skwitował
Jonatan, odwracając wzrok. Nie był w stanie spojrzeć na ojca, poszedł więc w odosobnione miejsce i czytał Prawo, tak długo aż zasnął z wyczerpania, ze zwojem w ręku. Doniesiono, że Dawid, który uciekł, schronił się w wielkiej jaskini Adullam. Kiedy dowiedzieli się o tym jego bracia i cała rodzina jego ojca, udali się do niego. Zgromadzili się też wokół niego wszelkiego rodzaju uciśnieni, gdy dotarło do nich, co Saul zrobił w Nob z kapłanami i ich rodzinami. Doszli i ci, którzy ścigani byli przez wierzycieli, oraz ci, którym było ciężko na duszy, a Dawid stał się dla nich przywódcą. Tak przyłączyło się do niego około czterystu ludzi. W końcu przeszli pod jego rozkazy Gadyci – jedno z pokoleń Izraela. Jonatan modlił się nieustannie, aby Dawid trwał w wierze w Boga i w każdych okolicznościach postępował zgodnie
z Prawem, niezależnie od porad innych ani czynów Saula. Umacniaj Dawida Swoją siłą, Panie, gdyż inaczej jego ludzie mogą stać się gorsi od Filistynów. Obdarzaj go mądrością i odwagą, aby wytrwał. Utwierdzaj go w wierze i przestrzeganiu Prawa, niezależnie od tego, co jeszcze zrobi mój ojciec. O Panie, niechaj Dawid nigdy nie grzeszy przeciw Tobie! Saul miotał się tymczasem z wściekłości. – Liczba moich wrogów z każdym dniem rośnie! – wołał. Kiedy do Dawida zbiegło także nieco Beniaminitów, Saul zaczął bać się jeszcze bardziej niż dotąd. Co rano wzywał do siebie Jonatana i dbał, aby syn nie odstępował go. Czyżby jego własne plemię miało zwrócić się przeciwko niemu? – Nie opuścisz mnie, prawda, synu? – pytał Jonatana. – Jesteś następcą tronu.
Ufam tylko tobie i Abnerowi! Jonatan współczuł ojcu. Malkiszua i Abinadab, którzy już dorośli i stali się wojownikami, także trzymali się w pobliżu Saula. Wprawdzie byli braćmi Jonatana, nie czuł się jednak im tak bliski jak Dawidowi. Uważali Pana za swojego wroga i bali się Jego osądu. Jonatan zachęcał ich do studiowania Prawa, jednak odpowiadali, że nie mają czasu na takie rzeczy. Mieli za to ochotę przynosić chwałę ojcu i sobie samym w bitwie. Podobnie jak Saul nie zdawali sobie sprawy, że to Bóg przynosi zwycięstwo. Achinoam zaczęła umierać. Wstyd gnębił ją i sprawiał, że nie miała ochoty dłużej żyć. Odgradzała się od wszystkich poza Jonatanem. – Cieszę się, że ma Rispę – powiedziała mu. – Bo gdyby posłał po mnie, kazałabym mu odpowiedzieć, że nie chcę go nigdy więcej widzieć! – Jonatan
odwiedzał matkę codziennie, kiedy tylko był w Gibea. Później wyprawił się przeciw Filistynom, którzy łupili kraj, a kiedy wrócił, jego matka już nie żyła. Nie wiedział, czy zginęła z własnej ręki, i nie pytał o to. Saul odprawił żałobę. – Twoja matka chciała, żebyś wziął sobie żonę – powiedział. – Musisz tak zrobić. Jonatan nie chciał, aby to ojciec wybrał mu żonę. Nie zamierzał wziąć za żonę kobiety, która oddawała cześć bożkom, ani kogoś spoza pokolenia Beniamina. Był zdecydowany pojąć za żonę wierną Bogu dziewicę. Wiedział, kogo wybrała dla niego matka – Rachelę, która spełniała jego wymagania. Rachela była Beniaminitką, i pełną skromności kobietą. Nie uznawała bożków ani wróżb, nie fascynowały jej klejnoty ani puste zabawy, jak było z Mikal.
– Pojmę za żonę Rachelę, ojcze – odpowiedział ojcu Jonatan. – Kto to jest? – spytał Saul. – Opiekowała się moją matką przez ostatnie dwa lata. – Skoro ojciec nie słyszał o Racheli, doprawdy nie odwiedzał królowej! – pomyślał Jonatan. – To moja krewna, z rodu matki. – Przodkowie Achinoam byli chłopami – zauważył Saul. – My także, zanim zostałeś królem. I byliśmy wtedy szczęśliwsi niż teraz. Saul zmrużył oczy. – Znajdziemy dla ciebie lepszą partię niż córka ubogiego chłopa. Jesteś księciem i następcą tronu. Pewnego dnia będziesz królem. Wciąż chciał, aby Jonatan zawarł jednocześnie małżeństwo, jak i sojusz wojskowy z innym pokoleniem. Jonatan zamierzał jednak pojąć żonę zgodnie z przepisami Prawa, aby sprawić radość
Panu – nie ojcu. – Prawo mówi jasno, ojcze, że muszę wziąć za żonę Beniaminitkę – odpowiedział. – Nie chcę sprowadzić na nas jeszcze większego gniewu Boga, łamiąc ten nakaz. Saul zmarszczył brwi. – Pewnie masz rację – powiedział w końcu. – Ojciec Racheli będzie zadowolony – dodał z uśmiechem. – Łatwo nam zapłacić za pannę młodą. Wystarczy zwolnienie ich rodu z danin na rok. – Mam nadzieję, że okażesz im większą hojność, królu mój. – Niech będą dwa lata. To więcej niż hojność. – A na ile lat zwolniłeś z danin ród Rispy?! – spytał Jonatan, z trudem panując nad sobą. – Jak śmiesz mnie krytykować?! – warknął Saul, czerwieniejąc.
Im był bogatszy, tym bardziej stawał się skąpy. Lud płacił daniny, aby utrzymać wojsko króla, a on niczego sobie nie odmawiał. Dawał za to coraz hojniejsze podarki swoim doradcom i dworzanom. Czy miał nadzieję kupić ich lojalność? Ludzkie żądze pozostają nigdy niezaspokojone! – Król Saul z pewnością może okazać rodzinie przyszłej księżniczki taką samą hojność, jaką okazał rodowi swojej nałożnicy! – odparł śmiało Jonatan. – Dobrze, niech ci będzie! – ustąpił Saul, krzywiąc się ze złości. – To królewska cena za tak ubogą kobietę. Jonatan skłonił się nisko, choć wciąż był rozgniewany. – Dziękuję ci, panie – powiedział. – Niech hojność twoja będzie stokrotnie wynagrodzona! – dodał, kpiąc. – Mam jeszcze trzech synów, którzy będą poślubiać żony. Wątpię, żeby ich
było równie trudno uradować, jak ciebie – skomentował Saul. – Oczywiście – zgodził się Jonatan. Mógł się przy tym spodziewać, że do grzechów Saula dojdą następne. Rachela, na którą założono welon, siedziała na platformie niesionej ku Jonatanowi przez tłum weselników. Nie zważając na panujące zwyczaje, Jonatan zdjął ją z platformy, a potem wziął za rękę. Rachela drżała. – Nie musisz się mnie bać – szepnął jej w ucho, podczas gdy tłum wiwatował. Kiedy znaleźli się sami we dwoje, Jonatan poczuł, że obawia się żony bardziej niż nawet najgroźniejszego wrogiego wojownika. Zaśmiał się w duchu – jak to możliwe, że on, który był w stanie wspiąć się na urwisko i zmierzyć się z armią Filistynów, drżał przed tą piękną, delikatną dziewczyną? Musiał
zdobyć się na odwagę, żeby nachylić się i pocałować ją. A kiedy ją objął i przytulił, poczuł wielką radość. Smak jej ust był tak słodki, że Jonatan poczuł się, jakby poszybował w przestworza. Uroczystości weselne trwały tydzień. Ludzie tańczyli i śpiewali. Jonatan żałował, że jego matka nie dożyła tej chwili. Ebenezer odgrywał rolę najlepszego przyjaciela pana młodego, dbając o jedzenie i wino. Nie był jednak Dawidem. To Dawid był równy Jonatanowi. On napisałby pieśń weselną i sam by ją zaśpiewał. Jonatan ogromnie tęsknił za Dawidem! Wokół ucztowały setki ludzi, u boku Jonatana siedziała piękna żona, a on czuł się samotny jak nigdy. Pan przykazał, aby przez rok po ślubie mąż nie miał żadnych oficjalnych
obowiązków. Miał ucieszyć żonę. Jednak Jonatan i Rachela nie mogli cieszyć się sobą nieprzerwanie przez cały rok, bo kiedy Saul zwiedział się, że Dawid walczy przeciw Filistynom, którzy oblegali Keilę, grabiąc zboże na klepiskach, powiedział: – Bóg oddaje go w moje ręce, gdyż wchodząc do miasta mającego bramy i zamki, sam się zamknął. Zwołał cały lud na wojnę, by wyruszyć do Keili i oblegać Dawida i jego ludzi. Jonatana pozostawił natomiast w Gibea, aby zarządzał królestwem w czasie jego nieobecności. Jonatan już nawet nie próbował odwieść ojca od wyprawy. Szkoda było strzępić język. Bóg obroni Dawida – myślał. Skupił się więc na godzeniu pokoleń i umacnianiu kraju przeciw Filistynom. Co rano wstawał przed świtem, modlił się i czytał Prawo. Potem zaś szedł rozsądzać ludzi. Niezbyt ufał
doradcom ojca, którzy po każdym argumencie zmieniali zdanie. Wiedział, że jego decyzje muszą być zgodne z Prawem, które wciąż nosił na sercu; a sądy – sprawowane z bojaźnią Bożą. Słudzy donosili mu, co dzieje się w innych stronach. Okazało się, że Dawid uciekł z Keili. Jonatan złożył z tego powodu ofiarę dziękczynną. Wciąż nie mógł przestać myśleć o tym, co Saul zrobił w Nob. – Spraw Panie, aby mój ojciec nie przelewał więcej krwi niewinnych – modlił się głośno. – Niech jego miłość i prawość wzrastają, aby lud mógł zobaczyć jego dobre dzieła i chwalić Cię. Sprawowanie rządów było wyczerpującą pracą. Jonatan kochał Rachelę, ale miał dla niej mało czasu. Poświęcał się Panu i Izraelowi. Modlił się ciągle, czy wstawał, czy siadał, chodził czy też ćwiczył strzelanie z łuku.
Nawet kiedy się kładł. Miał nadzieję na to, że ludzie zwrócą serca ku Panu i rozmyślał o tym, co z tego wyniknie. Stworzyłeś mnie, o Panie – modlił się – właśnie do takich chwil, jak ta. Pomóż mi sprawować rządy tak, żeby przysparzać chwały mojemu ojcu i służyć Twojemu ludowi. Jestem Twoim sługą! Daj mi rozum, abym wypełniał Twoje przykazania i uczył ludzi, by czynili tak samo! Tęsknił też do rozmowy z Dawidem. Wyobrażał sobie, jakie mogliby wspólnie odbywać wyprawy przeciwko Filistynom. Gdyby tylko wypadki nie potoczyły się inaczej… Wspominał swoje rozmowy z przyjacielem o Bogu, o stoczonych wspólnie bitwach, o przyszłości Izraela, dwunastu pokoleń zjednoczonych pod panowaniem jednego króla. Od iluż lat Jonatan nie widział swojego najlepszego przyjaciela?
Pewnego razu Ebenezer zapowiedział kolejnego posłańca. – Nie znam go, panie. To Chetyta – oznajmił. – Wysłucham, co ma do powiedzenia. Wprowadzony przez Ebenezera mężczyzna skłonił się tylko nieznacznie. – Jestem Uriasz – przedstawił się. – Przybywam z ważną wiadomością dla księcia. – Uriasz miał nieprzyjemną twarz złoczyńcy. Nie obmył się ani nie przebrał po podróży. – Jakaż to wiadomość? – spytał Jonatan. – Przyniosłem ci podarunek, panie. – Wyjął coś z sakwy. Na płótnie, które owijało podarunek, były pasy, jakie tkały kobiety z pokolenia Judy. – Zostawcie nas samych! – polecił Jonatan wartownikom. – Panie… – zaprotestował Ebenezer, nie spuszczając wzroku ze spoglądającego
pogardliwie Chetyty. – To tylko jeden człowiek, a ja jestem dobrze uzbrojony – odparł z wymuszonym śmiechem Jonatan. – Zróbcie, jak mówię. Ebenezer wyszedł za wartownikami z komnaty. Jonatan odebrał od Chetyty niewielki zwój. Przeczytał go szybko i jego oblicze rozjaśnił uśmiech. Na zwoju wypisany był psalm – pieśń chwały i nadziei. Zwilgotniały mu oczy. Miał ochotę zaśpiewać, choć nie byłoby to mądre. Roześmiał się więc znowu, uradowany, i schował zwój pod zbroję. – Powiedz mojemu przyjacielowi, że jestem zaszczycony jego podarunkiem, i że przyjąłem go z pokorą. Chetyta przyglądał mu się w milczeniu. – Musisz zjeść i odpocząć, zanim wyruszysz z powrotem – odezwał się znowu Jonatan. – Zadbam, aby
przydzielono ci bezpieczną kwaterę. Póki jesteś w Gibea, znajdujesz się pod moją ochroną. Rozumiesz? Tym razem Uriasz skłonił się, jak należało. – Jak powodzi się naszemu przyjacielowi? – spytał Jonatan, spragniony wiadomości. – Jak może powodzić się człowiekowi w jego sytuacji? – odparł Chetyta. – Nie uczynił nic złego, a mimo to ściga go na czele wojska król, który postanowił go zabić. Jonatan poczuł wstyd z powodu działań ojca. – Modlę się, aby mojego przyjaciela otaczali godni zaufania ludzie – odpowiedział. – Jest nas co dzień coraz więcej, i każdy z nas jest gotów umrzeć w jego obronie. – To dobrze. Uriasz był wyraźnie zdziwiony.
– Niech Pan wciąż go chroni! – dodał Jonatan, patrząc w oczy Chetycie. – I ciebie, książę – odpowiedział przybysz, kłaniając się znowu. – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – I nie odpowiem – oznajmił Uriasz. – Gdzie jest mój przyjaciel? – Jest dobrze ukryty przed rękami tych, którzy mogliby pozbawić go życia. Uriasz nie zamierzał ufać synowi króla, który przez zazdrość ścigał jego wodza. Jonatan rozumiał to, jak i to, iż nie zdoła przekonać do siebie przybysza, nawet jeśli wytłumaczy mu, że ze wszystkich sił starał się i stara odwieść ojca od nastawania na życie Dawida. Opowiadanie o tym zajęłoby zresztą zbyt wiele czasu. – Tęsknię za nim… – powiedział więc tylko. – Chciałbym go zobaczyć. – I on poczułby się lepiej, gdyby odwiedził go zaufany przyjaciel – przyznał
Uriasz. Jonatan podjął nagłą decyzję. – W takim razie odwiedzę go! – odparł. – Co? – Powrócę z tobą do jego obozu. – To nie byłoby rozsądne – ocenił Uriasz. – Znalazł-byś się w większym niebezpieczeństwie niż on, panie. – Pokręcił głową. – Nie jestem też w stanie zapewnić ci bezpieczeństwa w czasie drogi. – I tak udam się tam z tobą – zakończył Jonatan. Polecił Uriaszowi ukryć się w skałach, gdzie wcześniej chował się Dawid. – Kup sobie na rynku, czego potrzebujesz – powiedział, dając mężczyźnie dwa sykle. – I niech wartownicy przy bramie zwrócą uwagę, że wyszedłeś z miasta. Po wyjściu Uriasza, Jonatan wezwał Ebenezera i powiedział, że musi wyprawić się z Gibea, w sprawie dotyczącej króla.
– Pójdę z tobą – zaofiarował się Ebenezer. – Wiem, że jesteś gotów, jednak zostaniesz. – Jonatan klepnął go w ramię. – Jesteś potrzebny tutaj. – Niech Pan będzie z tobą. – I z tobą. Wśród skał, obok czekającego na Jonatana Uriasza, był filistyński ogier. Zrobił na Jonatanie wielkie wrażenie. – Masz wspaniałego wierzchowca! – pochwalił Jonatan. Uriasz uśmiechnął się i podjechał do konia Jonatana. – Odebraliśmy trochę koni Filistynom – powiedział. – Być może mój pan da ci jednego. Jak wytłumaczyłbym taki podarunek ojcu? – myślał Jonatan. – Nie boisz się, książę? – zagadnął Uriasz. – Jesteś sam, z jednym ze sług Dawida…
– Podróżuję pod ochroną naszego wspólnego przyjaciela – odpowiedział Jonatan, spoglądając Uriaszowi w oczy. – Dawid nie przysłał cię do mnie, abyś mnie zabił. – Nie przysłał mnie także, żebym cię sprowadził. – Cóż z tego? Nie wierzę, żeby Pan Bóg, który poprowadził mnie do ataku przeciw filistyńskiemu wojsku w Mikmas, pozwolił mi paść ofiarą pojedynczego Chetyty. – Jonatan oparł dłoń na rękojeści miecza. – Twoje zachowanie mówi mi, że Dawid potrzebuje, aby ktoś podtrzymał go na duchu. – Można się z tym zgodzić – przyznał z ponurym śmiechem Uriasz. – W takim razie – ruszajmy! Pojechali na południe, mijając Betlejem. Woleli unikać ludzi, aby nikt nie doniósł o wyprawie Jonatana Saulowi. Jechali przez góry, potem przez pustynię. Dawid
i jego ludzie byli bowiem na pustyni Zif. Wartownicy zaalarmowali obóz na długo przedtem, zanim Jonatan i Uriasz doń dojechali. Wyszli im na spotkanie uzbrojeni mężczyźni. Wprowadzili do obozu jadących konno przybyszów, spoglądając gniewnie na Jonatana. Rozpoznał paru wojowników z własnego pokolenia. Byli to hardzi ludzie, którzy czuli się zawiedzeni królowaniem Saula. Opuścili więc wioski Beniaminitów. – Uriasz wziął zakładnika – syna Saula! – zawołał ktoś. Wojownicy wydali radosny okrzyk, wymachując bronią. Patrzyli groźnie. – Książę nie jest zakładnikiem! – odpowiedział donośnie Uriasz, dobywając miecza. – To gość Dawida. Cofnijcie się! Joab, bratanek Dawida, o kilka lat starszy od niego, wysunął się przed resztę. Bawił się trzymanym w ręku filistyńskim nożem.
– Witaj Jonatanie, synu króla Saula – odezwał się. Nie powiedział „panie” ani „książę”, jak było w zwyczaju. Kpiarski ton Joaba rozgniewał Jonatana. Nie zamierzał odwrócić się do Joaba plecami. Zeskoczył z konia. – Przybyłem tu pod ochroną mojego przyjaciela, Dawida! – wyjaśnił. – Czy prosił, abyś z nim pomówił? – spytał Joab. – Jonatan! – rozległ się tymczasem głos Dawida. Jonatan minął Joaba i uśmiechnął się na powitanie do nadbiegającego przyjaciela. – Cofnijcie się! Trzymać się z dala od niego! – rozkazał Dawid, i wojownicy natychmiast się cofnęli. – Książę jest moim gościem! – krzyknął ze złością do Joaba. – Dopilnuj, żeby wojownicy zajęli się czymś odpowiedniejszym. – Dobrze, panie – odpowiedział Joab, kłaniając się. Zerknął jeszcze wrogo na
Jonatana, a potem rozkazał pozostałym wracać do swoich zajęć. – Poleciłem ci dostarczyć księciu ślubny prezent, a nie pojmać księcia! – krzyknął tymczasem Dawid do Uriasza. – Przyjechałem z własnej woli, Dawidzie – wyjaśnił Jonatan. – Gdyby Uriasz się na to nie zgodził, i tak pojechałbym jego śladami. – Wyciągnął rękę ku Uriaszowi. – Niech Pan błogosławi cię za twoją łaskawość – powiedział mu. – A ciebie – za twoją, panie – odpowiedział Uriasz, po czym oddalił się. Dawid wyglądał na skrajnie zaniepokojonego. – Nie powinieneś był tu przyjeżdżać – powiedział, rozglądając się znacząco. – Czy spieszno ci umrzeć? – Jakimiż słowami witasz przyjaciela? – zmitygował go Jonatan. Uścisnęli się, klepiąc się nawzajem po plecach. Jonatan śmiał się.
– Zbyt długo cię nie widziałem, Dawidzie. – Od ich ostatniej rozmowy minęło wiele lat. – Teraz masz armię! – dodał. – Twój ojciec pewnego dnia mnie zaatakuje – odpowiedział Dawid. – Prędzej czy później zagna mnie do jakiejś wilgotnej jaskini. Dysponuje teraz trzema tysiącami wojowników, najlepszych w całym Izraelu. A ja mam tylko sześciuset. – Przywiozłem ci coś. – Jonatan sięgnął za napierśnik zbroi. – Moja proca! – Dawid odebrał procę, popatrzył na nią, a potem podniósł wzrok. – Dałem ci ją niegdyś jako podarunek – przypomniał. – Tak – zgodził się Jonatan. – Postanowiłem ci ją zwrócić. Pamiętasz, kiedy użyłeś tej procy po raz ostatni? – W dniu, kiedy zabiłem Goliata. – Tamtego dnia nie lękałeś się, i twoja
odwaga poprowadziła do walki wszystkich Izraelitów, którzy byli świadkami twojego czynu. Pan dał nam zwycięstwo! – Byłem wtedy jeszcze chłopcem. Biegłem do bitwy z przekonaniem, że Pan jest ze mną. – Bo był. – Lecz teraz Pan mnie opuścił. Jonatan widział, że przeczucie go nie myliło. Dobrze, że przyjechał odwiedzić Dawida. – Przyjacielu mój, Pan cię nie opuścił! – zaprzeczył. – Lepiej jest być biednym, lecz mądrym młodzieńcem niż starym, głupim królem, który nie słucha niczyich rad. – Uśmiechnął się smutno. – Ów młodzieniec zdołał opuścić pastwiska i stać się największym wojownikiem. Może nawet zostać królem, choć urodził się w ubóstwie. Każdy chętnie pomaga takiemu młodzieńcowi, jest nawet gotów pomóc mu zasiąść na tronie.
– Co ty mówisz, Jonatanie? – odpowiedział Dawid, patrząc z niepokojem na przyjaciela. – Nie chcę tronu! – Mój ojciec także go nie chciał. Niegdyś, dawno temu. Zaś teraz trzyma się go ze wszystkich sił, a lud Boży boi się króla, który utrzymuje go w strachu. – Dlaczego mówisz mi takie rzeczy? Jonatan chciał powiedzieć jeszcze więcej, nie zamierzał jednak robić tego w obecności wojowników Dawida, aby nie powstała w nich myśl o obaleniu Saula. Czym innym jest uciekać przed królem, czym innym zaś samemu próbować go dopaść. – Czy możemy przespacerować się poza obozem, tylko we dwóch? – spytał Jonatan. Dawid wydał rozkaz strażnikom, a ci odeszli na pewną odległość, choć nie byli zadowoleni.
– Co mam robić, Jonatanie? – odezwał się po chwili Dawid. – Wiesz, że nigdy nie uczyniłem nic przeciw królowi. – Po jego policzkach popłynęły łzy. – Służę mu całym sobą, wszystkim, co mam. Lecz on mnie nienawidzi! Poluje na mnie, jak na zwierzę! Gdziekolwiek się udam, zawsze ktoś mnie zdradza, powiadamiając Saula. Zdrajcy chcą dostać nagrodę w zamian za moje życie. Muszę więc żyć z różnymi awanturnikami, którym ledwie ufam. Słuchając wybuchu przyjaciela, Jonatan przypomniał sobie zachowanie ojca. Jakże łatwo Saul wpadał w wielki gniew, i jakże bardzo się bał! Uspokój go, Panie – pomodlił się Jonatan. – Nie obawiaj się, Dawidzie – odpowiedział. – Ufaj Panu i Jego potędze. Bóg cię uchroni. Nie wytropi cię ręka mojego ojca, Saula! – Skąd możesz to wiedzieć? Jonatan postanowił upewnić się, czy
jego domysły są trafne. – Czyż Samuel nie namaścił cię przed laty w Betlejem na króla? Dawid zaczerwienił się. – Skąd wiesz? – Od razu, kiedy po raz pierwszy usłyszałem twój śpiew w domu mojego ojca, pomyślałem, że jesteś sługą Boga. Tak samo jak wtedy, gdy stanąłeś naprzeciw Goliata, i gdy walczyłeś tak wiele razy przeciw nieprzyjaciołom Pana. Kiedy studiowaliśmy razem Prawo, wiedziałem, że zostałeś wybrany przez Boga. Ty będziesz panował nad Izraelem, ja zaś będę drugim po tobie. Mój ojciec, Saul, wie, że tak będzie. Pan jest dla nas jak skała. Jest twoim wybawicielem. – Jonatan roześmiał się cicho. – Żałuję, że nie potrafię grać na harfie ani śpiewać pieśni, które napełniłyby cię nadzieją. – Rozłożył ręce. – Ileż godzin, nawet dni, spędziłem na rozmyślaniu o tym, jak
cierpisz. I winię siebie, gdyż to mój ojciec cię prześladuje. Ufam, że twoje zmagania nie oddalą cię od Pana. – Jeśli tak – gdzież jest Pan? – Pan widzi ciebie i twoje poczynania; doświadcza cię i chce, żebyś jeszcze urósł w męstwie i wierze. Mój ojciec wciąż ma nowe okazje, aby się nawrócić, lecz z głębokim żalem widzę, że wraz z każdym nowym doświadczeniem jego serce twardnieje… Dawid położył dłoń na ramieniu Jonatana, któremu załamał się głos. – Niech twoje serce mięknie jak żyzna, zaorana ziemia, w której Bóg zasadzi Swoje ziarna prawdy i mądrości – odezwał się znowu Jonatan. – Bóg nie opuścił cię i nigdy cię nie opuści, jeśli tylko pozostaniesz Mu wierny i będziesz kroczył – albo biegł – Jego ścieżkami. Dawid uspokoił się. – Tęskniłem za tobą, Jonatanie – szepnął
z lekkim uśmiechem. – Brakowało mi twoich porad. Jonatan poczuł ścisk w gardle. – Widzisz, jakimi ludźmi dowodzę – zmienił temat Dawid, pokazując ruchem głowy na obóz. – Zbiegami, rozczarowanymi, ludźmi skłonnymi do walki. To okropne, jak teraz żyję. – Jeśli potrafisz dowodzić takimi ludźmi i kierować ich serca ku Bogu, pomyśl, jak dobrym będziesz królem! – Nalegają, abym uderzył – odpowiedział Dawid, wciąż spoglądając w bok – zabił twojego ojca i wytępił rodzinę Saula. Tak postępowały otaczające Izraelitów narody. – Bóg namaścił mojego ojca na króla, ale namaścił i ciebie – odpowiedział ostrożnie Jonatan. – Co jest napisane w Prawie? Dawid zadumał się.
– „Nie będziesz zabijał” – odpowiedział. – Cóż więc musisz robić? – Czekać. – I uczyć twoich ludzi, aby także czekali na Pana. – Jonatan stanął obok Dawida i popatrzył na pustynię, podobnie jak on. – Nikt nie potrafi dobrze przewodzić ludziom, dopóki nie nauczy się być posłusznym Bogu. – Nigdy nie sądziłem, że będzie to takie trudne – odparł ze smutnym uśmiechem Dawid. Jonatan ścisnął go za ramię. – Czyń, co słuszne – poradził. – Wiesz, co jest słuszne, rozmawialiśmy o tym w te wszystkie wieczory, kiedy przed laty czytywaliśmy razem Prawo. Nie odpłacaj złem za zło. Nie szukaj zemsty, kiedy mój ojciec i jego poplecznicy opowiadają o tobie kłamstwa. Czyń dobro dla ludzi. Tego chce od ciebie Bóg, niezależnie od wszystkiego.
– Widzisz, jak żyję. Z dnia na dzień. Ukrywam się, uciekam. Latami. – Mogę powiedzieć ci jedynie tyle, ile wiem – kontynuował ze łzami w oczach Jonatan. – Oczy Pana widzą tych, którzy czynią dobro, a Jego uszy są otwarte na twoje modlitwy. Za to Pan odwraca się od zła. Patrzyłem, jak Bóg odwrócił się od mojego ojca, gdyż mój ojciec Go odrzucił. Lecz Prawo nakazuje mi czcić swego ojca, niezależnie od tego, czy zasługuje na cześć… – Jonatan sam posmutniał tak bardzo, że był bliski desperacji. – Kroczę wąską ścieżką, Dawidzie – ciągnął. – Jestem wierny ojcu, którego serce z każdym rokiem staje się twardsze, i przyjacielowi, który nastąpi po nim jako król. I będę nią szedł, zachowując posłuszeństwo Panu. Człowiek, który żyje podług własnych zachcianek i czerpie siłę jedynie z samego siebie, pewnego dnia padnie, udręczony na wieki. Tak dzieje się
z moim ojcem, Dawidzie. Widzi nieprzyjaciół tam, gdzie ich nie ma, i jest spragniony Słowa Bożego, choć nawet o tym nie wie. Każdy akt jego nieposłuszeństwa oddala go od Pana – a tylko Pan może dać mu spokój ducha… Panie, nie chcę iść śladami ojca! – Jonatan uniósł ręce, przepełniony udręką. – Pragnę kroczyć za Tobą, być tam, gdzie Ty. Czyż nie jesteś Bogiem zazdrosnym, który pragnie, aby Jego lud był Mu wierny? Ty dajesz nam siłę potrzebną do zachowania wiary. Ześlij nam siłę, o Panie! Dawid patrzył na przyjaciela i płakał. – Nie pomyślałem, że tak ciężko ci z tym wszystkim na sercu – przyznał. Jonatan zgarbił się nieco, a jego usta wygięły się od smutku. – Myślałeś o tylu innych sprawach… Przede wszystkim o tym, jak ujść z życiem – westchnął.
– Co będzie z tobą, Jonatanie? – spytał Dawid. – Jesteś przecież następcą tronu. – Nie powtarzaj błędu mojego ojca – poradził Jonatan. – Tron nie należy do niego. To tron Pana, i to Pan daje go temu, kogo wybiera. Posłał Samuela, aby namaścił na następnego króla Izraela ciebie. Kocham ojca, Dawidzie – tłumaczył Jonatan – ale nie jestem z niego dumny. Kiedy dowiedziałem się, co rozkazał zrobić w Nob, wstydziłem się, że jestem jego synem. – To stało się z mojej winy, Jonatanie! – odpowiedział natychmiast Dawid. – Widziałem Doega. Gdybym go zabił, nie zginąłby nikt spośród kapłanów ani ich żony i dzieci. – Skinął głową w stronę obozu. – Jest z nami Abiatar, syn Achimeleka. Strzeżemy go. – Lecz to mój ojciec wydał nieszczęsny rozkaz – zauważył Jonatan. – Cierpię ze wstydu z powodu postępków mojego ojca
jako króla. – Spuścił głowę i starał się zachować panowanie nad sobą. – Modlę się nieustannie, by ojciec okazał skruchę. Jeśli tak się stanie, dowiesz się o tym – ojciec zdjąłby koronę i włożyłby ją na twoją głowę. Jakże inny byłby Izrael, gdyby mój ojciec zwrócił się ku Bogu – myślał Jonatan. Gdyby tylko się nawrócił… Niech się nawróci, Panie. – Przebyłeś długą drogę, żeby się ze mną zobaczyć, przyjacielu – szepnął ze ściśniętym gardłem Dawid. – Chodź ze mną. Zjedz i odpocznij. – Przyjechałem, aby dodać ci otuchy. – Dodamy sobie otuchy nawzajem – odparł Dawid i klepnął Jonatana w plecy. – Będziemy śpiewać Panu pieśni wybawienia, razem chwalić Pana. Będziemy wydawać radosne dźwięki na cześć Pana – dodał z filuternym uśmiechem.
Jonatan roześmiał się. Dawid pamiętał wydarzenie sprzed lat. Kochał go braterską miłością i był mu bliższy niż bracia. Jonatan i Dawid świętowali swoje spotkanie przez wiele godzin. Zaś ludzie Dawida obserwowali to, zadziwieni. Jonatan obudził się i zobaczył Dawida leżącego w poprzek wejścia do namiotu. Usiadł, a wtedy Dawid także się ocknął i chwycił miecz. – Jesteśmy bezpieczni, Dawidzie. Nic złego się nie dzieje – uspokoił Jonatan. Wtedy uświadomił sobie, dlaczego Dawid spał przy wejściu, z mieczem. – Czyż jestem barankiem, abyś musiał spać w bramie owczarni? – spytał. – Moi ludzie… – Rozumiem. – Jonatan skinął głową. – To dla mnie zaszczyt, że wódz wojska służy mi za osobistego strażnika – dodał
z uśmiechem. Dawid zawołał sługę, ażeby przyniósł jedzenie dla niego i Jonatana. Zjedli. – Masz dobre jedzenie – zauważył Jonatan. Dawid wzruszył ramionami. – Niektórzy ludzie okazują nam dobro – odpowiedział. – Uważaj, komu ufasz. Ocaliłeś przed najeźdźcami Keilę, a i tak mieszkańcy wydali cię mojemu ojcu. Dawid pokiwał głową. – Co dzieje się z Mikal? – spytał, zamyślony. Jonatan zarumienił się. Mikal przypominała mu mieszkańców Keili. Była niestała i niepoważna; nie wspominała o Dawidzie z czułością. – Czuje się dobrze, nie żyje z nikim – odpowiedział. Nie chciał mówić niedobrych rzeczy o swojej siostrze. – Nie ma tu miejsca dla takiej kobiety
jak Mikal – westchnął Dawid. – Ciągle dokądś uciekamy. – Pewnego dnia powrócisz do domu – pocieszył Jonatan. – Na razie muszę żyć na pustkowiu… – Przypomnij sobie historię Izraela. Pustynia to dla naszego ludu uświęcone miejsce. Pan wzywał nas na pustynię, to na pustyni spotykał się z naszymi praojcami i wędrował z nimi. Na pustyni dokonywał Swoich wielkich cudów. – To puste miejsce, w którym trudno się żyje – skwitował Dawid. – Każdy dzień wymaga wysiłku od ciała i hartu ducha. – Pustynia oczyściła wiarę naszych ojców i przygotowała lud do wejścia do Ziemi Obiecanej – nie ustępował Jonatan. – I właśnie na pustyni poznasz, że to Bóg jest Panem i władcą. Pan będzie zaspokajał twoje potrzeby. Wyćwiczy cię, jak wyćwiczył Jozuego i Kaleba. Bóg przygotował ich do walki i dał im
zwycięstwo. Głos Pański bez wątpienia lepiej słyszalny jest w pustynnej ciszy niż pośród zgiełku królewskiego dworu. – A jednak chciałbyś, żebym był królem – zauważył z uśmiechem Dawid. – Tylko wielcy mężowie, jak Mojżesz, posiadają taką mądrość, by kroczyć tuż za Panem – odpowiedział Jonatan. Wstał. – Czas na mnie. Muszę wracać do Gibea. Dawid pomógł mu założyć zbroję. Jonatan przypasał miecz. Spojrzał na Dawida i ogarnął go smutek. – Saul powierzył mi nadzór nad królestwem – wyjaśnił – na czas, gdy on… – Nie był w stanie dokończyć. Ileż lat minie, zanim znowu ujrzy przyjaciela? – Zostań ze mną! – zaproponował Dawid. – Nie mogę. Jednak nigdy nie podniosę na ciebie ręki. Będę ze wszystkich sił strzegł królestwa i uczył ludzi czci dla proroków oraz przestrzegania Prawa. –
Jonatan uścisnął Dawida. – Muszę odjechać. Wyszli razem z namiotu i Jonatan znowu spotkał się ze spojrzeniami wojowników Dawida. Widział w nich śmierć, żądzę podbojów. Spojrzał znów na Dawida. Pożegnali się, złączając dłonie. – Jeśli stanie mi się coś złego, ochraniaj moją żonę i dzieci – poprosił Jonatan. – Masz dziecko? – Jeszcze nie, ale jeśli Bóg pozwoli, chciałbym mieć ich tyle, ile strzał w kołczanie. – Niech Pan pobłogosławi cię nimi. Masz moje słowo, Jonatanie, że będę ochraniał twoją żonę i dzieci. Jonatan skłonił się nisko, jak należało kłaniać się królowi. Uriasz podał mu lejce i Jonatan wsiadł na konia. – Znam drogę powrotną – rzucił. – Niech Pan czuwa nad tobą i chroni cię. Jonatan popatrzył na Dawida jeszcze
raz, a potem uniósł dłoń na pożegnanie i odjechał do Gibea. Saul powrócił do Gibea ponury i chory. Jonatan zaprzestał sądów pod krzewem tamaryszku, mógł więc zająć się jednoczeniem pokoleń. Mijały kolejne miesiące. Przyszli do Saula mieszkańcy Zif, gdzie Dawid ukrywał się w Chorsza. Powiadomili króla o miejscu pobytu Dawida, obiecując, że go wydadzą, jeśli tylko Saul wyprawi się, aby go pojmać. – Mnie także doniesiono o pobycie Dawida w Zif – powiedział ojcu Jonatan. – Słyszałem jednak, że Dawid strzeże stad tamtejszych mieszkańców. Dlaczegóż mieliby go zdradzić? Nie ufaj im. Chętnie wywabiliby cię z Gibea. Argumenty Jonatana jedynie opóźniły wymarsz Saula i sprawiły, że stał się bardziej podejrzliwy niż wcześniej.
– Niech was Pan błogosławi – odpowiedział przybyszom Saul. – Okazaliście mi współczucie. Idźcie więc i sprawdźcie ponownie, wypatrujcie, gdzie przebywa, kto go tam widział, mówiono mi bowiem, że postępuje przebiegle. Idźcie i wywiadujcie się o wszystkich jego kryjówkach, w których się tam chowa. Gdy wrócicie do mnie z wiadomością pewną, wtedy ja pójdę z wami. Jeżeli jest w kraju, będę go szukał wśród wszystkich pokoleń judzkich! Jonatan wysłał więc Ebenezera, żeby ostrzegł Dawida przed mieszkańcami Zif. Jonatan obudził się w środku nocy, cały spocony, z mocno bijącym sercem. Śniło mu się, że jego ojciec przemieszcza się ze swoimi wojownikami po jednej stronie góry, zaś Dawid ze swymi ludźmi – po drugiej, uciekając pospiesznie. W końcu Saul, który miał więcej wojowników, otoczył Dawida.
Nagle rozległo się pukanie. – Co to? – szepnęła Rachela, otwierając oczy. Jonatan narzucił ubranie. – Przyślę do ciebie służkę – powiedział. – Zastaw wejście i nie wpuszczaj nikogo, aż nie wrócę. – Wybiegł na dwór, wołając na swoje sługi. To Ebenezer powrócił. – Zbliżają się tu Filistyni, panie! – oznajmił. – Powiadomcie króla! – rozkazał Jonatan, przypasując miecz. – Powiedzcie mu: „Spiesz się bardzo i przybywaj, bo Filistyni wdarli się do kraju!”. Być może napaść Filistynów okaże się pomyślna w skutki – Saul musiał natychmiast powrócić do Gibea. Jonatan nie wątpił jednak, że po odparciu filistyńskiego ataku jego ojciec znowu będzie starał się zabić Dawida.
6 Zgodnie z obawami Jonatana, po powrocie z wyprawy przeciw Filistynom Saul ponownie zamierzał wyruszyć na poszukiwanie Dawida, mimo że zagrożenie ze strony nieprzyjaciół rosło. – Dawid przebywa na pustyni Engaddi – powiedział, powtarzając, co mu doniesiono. – Teraz go dostanę! Mimo upływu lat ojciec Jonatana nie zaprzestawał polowania na Dawida. – Zostaw go w spokoju, ojcze! – odparł Jonatan. – Musimy uważać na Filistynów. Czy pozwolisz, aby opanowali naszą ziemię i założyli nam na szyje jarzmo niewolnictwa? Izrael potrzebuje cię tutaj! – Na cóż przydam się Izraelowi, jeśli nie będę już królem? – odpowiedział jednak
Saul. Zebrał trzy tysiące wyborowych wojowników z całego Izraela i wyruszył na poszukiwanie Dawida i jego coraz liczniejszego wojska po wschodniej stronie Skał Dzikich Kóz. Jonatan znowu został na straży królestwa. Posłał więc po starszych z poszczególnych pokoleń, by omówić z nimi taktykę obrony przed Filistynami. Pracował całe dnie, wysłuchiwał meldunków, zwiększał załogi warowni. I starał się łagodzić obawy ludu. Gdy Saul powrócił po kolejnej nieudanej wyprawie, popełnił następny grzech: postanowił wydać Mikal za Paltiego, syna Lajisza. – Nie możesz tego uczynić, ojcze! – zawołał Jonatan. – Z twojej winy stanie się cudzołożnicą! – Palti oszalał na punkcie Mikal; mogę to wykorzystać – odparł Saul. – Gdyby
Mikal nie chciała tego małżeństwa, być może bym się zawahał. Jonatan wiedział, że nic nie wskóra dalszym sprzeciwem. Posłał więc po Samuela, błagając go, aby przyszedł i pomówił z Saulem. Mijały dni, a Samuel nie odpowiadał. Jonatan poszedł zatem porozmawiać z Mikal, lecz jego siostra ani trochę nie martwiła się z powodu postanowienia ojca. Uznała, że Dawid ją opuścił. – Czemu nie miałabym zaznać trochę szczęścia? – odpowiedziała. – Dawid to tchórz! Ucieka tylko i kryje się w jaskiniach, jak dziki zwierz. – Czy wolałabyś, żeby się bronił i zabił naszego ojca? – spytał Jonatan. – Dlaczegóż miałabym spędzić resztę życia bez męża, tkwiąc w moich komnatach? – Masz już męża! – przypomniał Jonatan. – Twoim mężem jest Dawid!
– Gdzie w takim razie jest? Czy przysyła mi miłosne pieśni? Czy tęskni za mną, jak ja tęskniłam za nim przez lata? Nie dba już o mnie. I nigdy nie dbał. Myślał, że nasze małżeństwo zbliży go do izraelskiego tronu. – Mikal zadarła nosa. – Poza tym ojciec chce, żebym wyszła za Paltiego, a ja zamierzam być mu posłuszna. Palti jest o wiele piękniejszy od Dawida. – Tylko o to dbasz, Mikal? O wygląd mężczyzny? – Palti mnie kocha! – odparła gniewnie Mikal. – Czy widziałeś, jak się we mnie wpatruje? Będziemy mieli wielu pięknych synów. Pięknych i silnych. Przyczynię się do powiększenia domu Saula! – Uważaj na słowa, siostro. Pewnego dnia Dawid zostanie królem. – Mówisz jak zdrajca, który występuje przeciw swojemu ojcu i królowi. – Ojciec także o tym wie – odparł
Jonatan. – Samuel powiedział mu, że Bóg wybrał kogo innego. To właśnie dlatego nasz ojciec tak mocno nienawidzi Dawida i wciąż go prześladuje. Jednak Pan okaże się mocniejszy. – Pan i Pan! – zadrwiła Mikal. – Ciągle myślisz tylko o Bogu! – Dawid będzie królował – nie ustępował Jonatan. – Jeśli na niego zaczekasz, będziesz królową. A jeśli wyjdziesz za innego, to jak myślisz – co zrobi z tobą Dawid po swoim powrocie? Mikal ucichła. Odwróciła się, wzruszyła ramionami i odpowiedziała cicho: – Pojmie mnie z powrotem. Powiem mu, że ojciec mój i król rozkazał mi wyjść za mąż, i że nie miałam wyboru! – dodała żywiej. – Wszak to prawda. – To nie będzie miało znaczenia – ostrzegł Jonatan. – Zgodnie z Prawem, będziesz zhańbiona. Dawid nigdy więcej nie będzie z tobą spał.
– Będzie! – Nie. – To nie moja wina, że ojciec zaplanował dla mnie małżeństwo! – krzyknęła z płaczem Mikal. – Chcesz wyjść za Paltiego z ochotą! – przypomniał Jonatan, którego ogarnęło obrzydzenie. – A ty bardziej troszczysz się o tego nędznego pasterza niż o własną siostrę! – wypaliła Mikal. – Nie jesteś, siostro, lepsza od nierządnicy, która oddaje swe ciało temu, kto płaci najwięcej, i zdradza Pana z bożkami! Mikal patrzyła na Jonatana z oszołomieniem i lękiem. – Kochałam Dawida – szepnęła. – Wiesz, że go kochałam. I cóż dobrego mi to przyniosło?! – Znowu podniosła głos, czerwieniejąc z gniewu. – Czy mam synów? Łatwo ci mnie potępiać. Ty masz
żonę. Wkrótce będziesz miał i syna. I pewnie urodzi ci tuzin synów i córek, pięknych jak ty! – krzyknęła z zawiścią. – Ku uciesze Pana! Pierworodny syn, ulubieniec króla!… Jakąż nadzieję na syna mam ja? Powiedz mi, bracie. Jeśli Dawid nie obroni się przed naszym ojcem, będzie uciekał jeszcze przez lata, aż do śmierci ojca. A nasz ojciec jest silnym i zdrowym mężczyzną. Zanim Dawid wróci – jeśli w ogóle wróci – będę już starą kobietą. Zbyt starą na to, aby mieć dzieci! Nienawidzę Dawida! – wołała Mikal. – Nienawidzę życia, z winy Dawida! Chciałabym, żeby ojciec go zabił, wtedy cała sprawa byłaby zakończona! – Niech Pan okaże prawdę o tobie! – zawołał Jonatan, po czym wyszedł, przysięgając sobie nigdy więcej nie spojrzeć na swoją siostrę Mikal. Saul powrócił z kolejnej wyprawy. Nie
wychodził z pałacu i dopuszczał do siebie tylko Jonatana i najbardziej zaufane osobiste sługi, nie zwracając wielkiej uwagi na sprawy królestwa. Przesiadywał dnie zatopiony w myślach, opierając się na łokciu. Słuchał obojętnie relacji Jonatana z tego, co działo się u poszczególnych pokoleń, poszarzały na twarzy i przygnębiony. Interesowały go jedynie mapy, szczególnie te, które pokazywały tereny, gdzie przebywał Dawid. Jonatan wezwał w końcu Abnera i spytał go: – Co stało się przy Skałach Dzikich Kóz, że król jest w tak złym nastroju? Abner wyglądał na zawstydzonego. – Była tam jaskinia, do której król wszedł, zmuszony potrzebą ciała. Jego strażnicy pozostali na zewnątrz i pilnowali jaskini. Ale kiedy król wyszedł i ruszaliśmy już w dalszą drogę, pojawił
się Dawid. – Gdzie? – W wejściu jaskini. Był w niej, wraz ze swymi ludźmi. – Abner spochmurniał. – Musieli długo się śmiać. – Co zrobił Dawid? – Zawołał do nas. Powiedział, że jego wojownicy namawiali go, by zabił Saula. – To na pewno Joab i jego bracia – mruknął Jonatan. Wyobrażał sobie, że ci ludzie nie zawahaliby się namawiać Dawida, aby zabił jego ojca i został królem. – Co było dalej? – Dawid powiedział jeszcze kilka rzeczy – zakomunikował ze złością Abner, zaciskając zęby. – Opowiedz mi wszystko – polecił Jonatan. – Oznajmił, że oszczędził króla, ponieważ Saul jest pomazańcem Pańskim. Aby udowodnić, że mógł go zabić, odciął kawałek królewskiego płaszcza.
Oczywiście przekonywał, że nie ma w nim żadnej winy. Potem zaś wezwał Pana, by dokonał sądu między nim a Saulem i by pomścił na królu krzywdy, jakie zdaniem Dawida Saul mu wyrządził. Oczywiście Dawid powiedział jeszcze, że jego ręka nie zwróci się przeciw królowi! – parsknął Abner. – „Od złych zło pochodzi” – dodał. Miał czelność mówić tak, jak gdyby to Saul był coś winien jemu! Człowiek, który wyrządził twojemu ojcu więcej krzywdy niż jakikolwiek Filistyn! – Jakaż to była krzywda? – zaprotestował Jonatan. – To mój ojciec zdradził Dawida! – Musisz być wierny ojcu. – I jestem. Czyż nie prowadzę spraw królestwa, podczas gdy ojciec mój ściga Dawida? Czy nie daję, rok po roku, dowodów swojej wierności? – Dawid upokorzył króla przed jego wojownikami – powrócił do poprzedniego
tematu Abner. – Nie nazwiesz tego krzywdą? Dawno temu mogłeś oszczędzić ojcu wszystkich tych kłopotów. Miałeś niezliczone sposobności, aby zniszczyć jego wroga. – Dawid nie jest wrogiem mojego ojca! Abner nachylił się z wściekłością i wypalił: – Saul płakał głośno! A potem wyznał Dawidowi swoją winę, tak że wszyscy słyszeliśmy… Powiedział o tym żałosnym Judejczyku, że jest sprawiedliwszy od niego! Że Dawid odpłacał mu dobrem, podczas gdy on odpłacił Dawidowi złem! Do oczu Jonatana napłynęły łzy radości. Abner nie zrozumiał ich. Był podobny do Joaba, krewnego Dawida. – Pan wydał mojego ojca w ręce Dawida, a ten wyświadczył mu dobro! – szepnął Jonatan. – Dobro?! – Abner nie posiadał się ze złości. – Cóż to za dobro, odciąć królowi
kawałek szaty?! Nie honor to, gdy wojownicy kryją się w ciemności i śmieją się z króla, który ukrył się, by ulżyć naturalnej potrzebie! – A czyż dobre jest albo sprawiedliwe polować na człowieka, który nie uczynił nic złego i zawsze służył królowi i jego ludowi? – Abner aż się cofnął, i spoglądał na Jonatana z wielkim gniewem. – Nie odpowiadasz? – kontynuował Jonatan. – W takim razie może odpowiesz mi na inne pytanie: Czy posłałeś wojowników do wnętrza jaskini, zanim wszedł do niej mój ojciec? Abner zarumienił się teraz ze wstydu. – Być może najbardziej złości cię własne zaniedbanie – zadrwił Jonatan. – Nie zdołałeś ochronić króla, jak należało. – Posłuchaj lepiej, co jeszcze mówił Saul! – sapnął z wściekłością Abner. – Odpowiedział Dawidowi, żeby Pan wynagrodził go – Dawida! – za to, co mu
tego dnia uczynił. Dodał, że wie na pewno, iż Dawid będzie królem, i że w jego ręce utrwali się królowanie nad Izraelem! Nie wspominał o tobie, mój książę… Uprosił tylko Dawida, aby przysiągł wobec Pana, że nie wyniszczy po nim jego potomstwa i nie wytraci jego imienia z rodu jego ojca. – Dawid postępuje w zgodzie z Prawem Bożym – ucieszył się Jonatan. – Nie czyni tak, jak otaczające nas narody. – Dlaczego w takim razie te narody są w tej chwili sprzymierzeńcami Dawida?! – spytał gniewnie Abner. Samuel umarł. Wszyscy Izraelici zebrali się, by go opłakiwać. Król Saul wygłosił do zebranych tłumów płomienne przemówienie, w którym wychwalał zmarłego proroka; następnie zaś poprowadził olbrzymi kondukt na miejsce spoczynku Samuela. Niektórzy przyszli z bardzo daleka, żeby
oddać cześć Samuelowi. Jonatan nalegał na ojca, aby rozdać ludowi, zanim się rozejdzie, ciastek z rodzynkami. W odpowiedzi Saul narzekał głośno, że zubożeje przez tego rodzaju podarki. – Lud kocha hojnego króla – przekonywał Jonatan, nie ustępując. – Ludzie będą chętniej płacili daniny, jeśli będą wiedzieli, że król nie skąpi im wszystkiego. Saul siedział na podwyższeniu, pod ozdobnym baldachimem, i przyglądał się tłumom. Wypatrywał jednego człowieka – Dawida. Kazał swoim sługom wmieszać się pomiędzy pokolenia i szukać go. Abner rozesłał tylu wojowników, żeby mieć pewność, iż Dawid nie zdoła się wymknąć, jeśli wybrał się na pogrzeb. Mnogie tysiące ludzi przechodziły koło stosów ciastek i odbierały swój przydział. Jonatan także rozdawał jedzenie, wygłaszając życzenia błogosławieństwa
i słowa zachęty pod adresem tych, którzy do niego podchodzili. W pewnej chwili przykuśtykał jakiś pochylony starzec, odziany w szmaty. Miał zakrytą głowę i przykurzoną brodę, opierał się ciężko na wykrzywionej lasce. Mamrotał coś pod nosem, kiwając głową, by dać znak, że się kłania. Jonatan podszedł do niego i podtrzymał go, podając mu ciastko. – Mój książę jest nadzwyczaj łagodny dla swojego ludu – szepnął starzec. – To Bóg w Swej łasce darzy nas pszenicą i winogronami, abyśmy mogli przyrządzać z nich ciastka. Chwal imię Pana. Starzec odebrał ciastko, schował je do sakwy i ścisnął dłoń Jonatana. Zaskakująco mocno – to nie mógł być starzec. – Niech Pan błogosławi cię za twą hojność, książę – dodał Dawid, unosząc
głowę, tylko na krótką chwilę, aby Jonatan mógł spojrzeć mu w oczy. Jonatan także uścisnął mocno dłoń Dawida i odpowiedział: – Niech Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba ochrania cię podczas twoich wędrówek!… Filistyni uderzyli znowu; tym razem Saul i Jonatan wspólnie poprowadzili wojowników do walki. Tymczasem Zifejczycy donieśli, że Dawid ukrywa się na wzgórzu Chakila, leżącym na krańcu stepu. Saul zboczył więc z drogi i wraz z Abnerem ruszył na czele trzech tysięcy doborowych Izraelitów ku pustyni Zif. Przegnanie Filistynów spoczęło na barkach Jonatana. Gibea ochraniał tymczasem Ebenezer, który był już jednym z najbardziej zaufanych dowódców podległych Jonatanowi. Jonatan pokonał Filistynów i wrócił do
Gibea. Okazało się, że Rachela powiła właśnie ich pierwsze dziecko; niestety dostała gorączki i umierała. – Nic nie można na to poradzić, panie – powiadomiono Jonatana. Poszedł do Racheli. – To twój syn – szepnęła, spoglądając na maleństwo, które obejmowała ręką. – Jest piękny, jak jego ojciec… – Oddychała płytko. Spojrzała na służkę, która ze łzami w oczach pochyliła się i odebrała dziecko. Jonatan poczuł ścisk w gardle. I żal z powodu tego, że choć kochał żonę, jego prawdziwą pasją był zawsze Izrael. A Rachela ani razu się nie poskarżyła. Teraz leżała blada i bliska śmierci. Ogarnęło go poczucie winy. – Nasz syn jest wspaniały, Rachelo – odezwał się cicho. – To prawdziwy podarek od Pana. – Głos wiązł mu w gardle. Ujął dłoń żony i pocałował ją. – Dziękuję ci – szepnął.
– Nie smuć się tak, kochany – odpowiedziała Rachela, ledwie słyszalnym głosem. – Lud cię potrzebuje. – Jonatan nachylił się tak, aby jego ucho znalazło się przy jej ustach. – Nasz syn musi nosić odpowiednie imię – szeptała. – Odpocznij chwilę… – poradził Jonatan, ze łzami w oczach. – Nie zdążę… Meribbaal, to będzie dobre imię. „Zmagający się z bożkiem” – pomyślał Jonatan. Nie był w stanie wydobyć z siebie słowa, ścisnął więc tylko odrobinę mocniej dłoń Racheli. Poruszyła słabo palcami. – Albo Mefiboszet – odezwała się znowu. „Ten, który zniszczy hańbę bałwochwalstwa”. Jonatan przytaknął. Niech tak będzie, Panie – pomodlił się. Niech mój syn dorośnie, by chwalić Twe imię. Jeszcze raz pocałował dłoń Racheli i trzymał ją czule. Jego żona wydała ciche
westchnienie, a potem jej oczy stały się nieme. Zamknął je drżącymi rękami. Płakał. Siedział w komnacie Racheli, aż zaczęło świtać. Wtedy poszedł się obmyć, pomodlił się, złożył ofiarę zgodnie z przepisami Prawa, a później powrócił do swoich obowiązków. Był tylko księciem, ale strzegł królestwa nieobecnego króla. I miał coraz więcej pracy. Jonatan dbał, aby jego mały synek jak najwięcej przebywał razem z nim. Czytał mu na głos Prawo, jeszcze jako niemowlęciu, które trzymała na rękach piastunka. A kiedy rozsądzał ludzi pod krzewem tamaryszku, trzymał Meribbaala na kolanach. I zawsze wydawał sądy zgodnie z Bożym Prawem. Oddawał dziecko piastunce, tylko kiedy robiło się niespokojne. Z czasem Meribbaal zaczął chodzić.
Dreptał niepewnym krokiem pomiędzy starszymi i doradcami. Jonatan chciał przyzwyczajać syna od małego do przebywania pośród złożonej z mężczyzn rady. Meribbaal nie będzie mógł się bać, gdy wojownicy będą podnosić głosy podczas sporów. Jeśli Bóg pozwoli, pewnego dnia Meribbaal zostanie członkiem rady i będzie walczył o to, by wyplenić z Izraela kult bożków. Jonatan zrobił też synowi mały łuk i strzały i zaczął uczyć go strzelać. Meribbaal chciał chodzić za nim wszędzie, często widywano go na polu, przy ojcu, który ćwiczył z własnym łukiem. – Nie możesz wyprawić się ze mną na wojnę, synu – tłumaczył Meribbaalowi Jonatan. Być może kiedyś, gdy jego syn dorośnie, będzie musiał wziąć udział w wojennej wyprawie; jednak Jonatan modlił się wciąż, aby Izrael pokonał nieprzyjaciół i doprowadził do
zakończenia wojen. Modlił się i pragnął, by ludzie z pokolenia jego syna mogli siedzieć bez lęku pod drzewkami oliwnymi i patrzeć, jak rośnie ich zboże. Lecz nie wiadomo było, kiedy król Saul dołączy do swoich przodków, a on, Jonatan, będzie wodzem u boku nowego króla, Dawida. Przez cały czas Jonatan starał się jednoczyć wszystkie izraelskie pokolenia przeciw ich wspólnemu wrogowi, Filistynom. Nalegał także na swoich młodszych braci, aby postępowali zgodnie z wolą Pana, a nie naśladowali innych ludzi. Nalegał i na ojca, żeby żałował swoich grzechów i ufał Bogu, który powołał go na króla Izraela. Często popadał w smutek, gdyż efekty jego wysiłków były niewielkie. Szczególnie zaś serce zazdrosnego króla oraz serca jego młodszych synów pozostawały niezmienione.
Pewnego dnia Saulowi kolejny raz doniesiono o miejscu pobytu Dawida i król zaczął przygotowywać następną wyprawę przeciw niemu. – Dawid raz po raz darowuje ci życie! – przypomniał Jonatan, wiedząc, że cokolwiek będzie mówił, nie zmieni zamiaru ojca. – Tylko po to, aby mnie upokarzać! – odparł Saul. – Poprzysiągł, że jego ręka nigdy nie zwróci się przeciw tobie. – Czyż mam wierzyć takiej przysiędze, skoro Dawid gromadzi wokół siebie wojsko? Nigdy nie zwróci się przeciw mnie, gdyż najpierw go zabiję! – Ileż lat minie, zanim pojmiesz, że Dawid nigdy nie zechce walczyć przeciwko tobie?! – irytował się Jonatan. Jego ojciec wypadł z komnaty, głuchy na wszelkie argumenty. Abner wyglądał na ponurego. Czyżby
i jego zmęczyły powtarzające się pościgi za Dawidem? – Jeśli twojemu ojcu coś się stanie, dopilnuję, aby korona spoczęła na twojej głowie, niczyjej innej – odezwał się Abner. – Spocznie na głowie wybrańca Pana – odparł Jonatan. – Dlaczego Pan nie miałby wybrać ciebie? Lud cię kocha, wyglądasz jak król i dbasz o ludzi jak król. Gdybyś był królem, wszyscy by na tym skorzystali. Panie, ocal nas przed ambitnymi ludźmi! – pomodlił się Jonatan. Złapał za krawędź napierśnika Abnera, przyciągnął go i przypomniał cicho: – Jeśli mój ojciec padnie w boju, ty powinieneś lec obok niego! Z obsadzonych przez Jonatana warowni wyszli zwiadowcy, których zadaniem było obserwowanie ruchów Filistynów. Jonatan spędzał dużo czasu nad mapami.
Obawiał się, co przyniesie przyszłość. – Król wraca z pustyni Zif – donoszono. Uspokojony Jonatan wyszedł do bramy miasta, żeby powitać ojca. Saul jechał ze zwieszoną głową, zgarbiony, zachowując pewną odległość od podległych mu dowódców. – Niech Pan pobłogosławi twój powrót – odezwał się Jonatan, kłaniając się nisko. Wyraz twarzy ojca wzbudził w nim nadzieję, że być może długie lata polowań na Dawida dobiegły końca. Saul zsiadł z konia i przytulił Jonatana. – Ufam tylko tobie, mój synu, nikomu więcej! – powiedział. Zerknął na Abnera, a potem zwrócił się przodem do starszych, którzy także wyszli z miasta, aby powitać swojego króla. Kiedy tylko Saul i Jonatan znaleźli się w pałacu, Saul zaczął kopać różne przedmioty i krzyczeć na sługi, by zeszli mu z widoku. Uciekła nawet Rispa,
królewska nałożnica. Saul usiadł z impetem na tronie i złapał się za głowę. – Nie mogę ufać nikomu! – oznajmił znowu, po czym jęknął ze złości. – Co się stało, ojcze? – spytał Jonatan. – Nienawidzę nawet imienia „Dawid”! – jęknął żałośnie Saul, trzymając się za głowę, a potem skoczył i zaczął szybko opowiadać: – Obudziłem się pewnej nocy – Dawid krzyczał na mnie. Myślałem, że śnię, ale to był on, stał na wzgórzu naprzeciw naszego obozu. Wołał, że Abner zasługuje na śmierć, ponieważ mnie nie strzegł, on i jego ludzie. – Saul zaczął chodzić po komnacie. Jonatan podał mu czarę wina, aby go uspokoiło, ale jego ojciec cisnął czarą przez komnatę. – „Patrzcie – zawołał Dawid – gdzie jest dzida królewska i manierka na wodę, które były u jego wezgłowia?”. I uniósł
wysoko moją manierkę i dzidę! – Saul zadrżał. Spojrzał Jonatanowi w oczy i spytał: – Jak to jest, twoim zdaniem, możliwe, żeby człowiek przeszedł pomiędzy trzema tysiącami wojowników i dotarł aż do mnie? Czy Dawid jest czarownikiem? Czy duchem? Czy też moi wojownicy mają nadzieję, że Dawid mnie zabije? – Ojcze… Saul wyrzucił gniewnie ręce w górę i ciągnął: – Zawołałem do niego: „To twój głos, synu mój, Dawidzie?”. Nazwałem go synem! Wtedy on spytał, dlaczego go ścigam i czy uczynił coś złego. Oskarżył moich ludzi o podburzanie mnie przeciw niemu! I przeklął ich! Powiedział, że wypędzają go, aby nie miał udziału w dziedzictwie Pana. Że chcą, by służył obcym bogom. Wołał też, żeby jego krew nie została wylana na ziemię z dala od
Boga. – Saul wykrzywił usta z rozpaczy i gniewu, i opowiadał dalej: – Zawołał, że wyruszyłem, aby czyhać na jego życie, jak się poluje na kuropatwę po górach… – Opadł znowu na tron, załkał i dodał: – Gdyby był kuropatwą, zabiłbym go dawno temu! Jonatan współczuł ojcu. Duma poprzedza upadek – myślał. – Odpowiedziałem, że już nigdy nie zrobię mu krzywdy! – jęczał Saul, uderzając się dłońmi po nogach. – Że postępowałem nierozsądnie i błądziłem bardzo! – Był naprawdę zrozpaczony. – Dawid nie przyszedł do mnie – opowiadał – nie przyszedł! Rzucił moją dzidę i powiedział, żeby wziął ją któryś z moich pachołków. Wydał rozkaz mojemu człowiekowi! Widzisz, jak mi urąga? A potem dodał jeszcze, że Pan nagradza człowieka za sprawiedliwość i wierność, i chwalił się, że Pan dał mu mnie w ręce,
a on nie podniósł ich przeciw pomazańcowi Pańskiemu! – Saul złapał się znowu za głowę, jak gdyby chciał zmiażdżyć słowa, których wspomnienie rozbrzmiewało w jego uszach. – Na koniec Dawid powiedział: „Dlatego, jak cenne mi było twoje życie, tak niech będzie cenne u Pana moje życie, niechaj On mnie uwalnia od wszelkiego nieszczęścia”. – Dawid nigdy nie podniesie na ciebie ręki, ojcze – skwitował Jonatan. Saul wstał. – Nie będzie musiał, kiedy moi poddani przejdą na jego stronę. Wszystko odbywało się na oczach mojego wojska. Nie miałem innego wyjścia, jak pobłogosławić swojego wroga… – Saul znowu wykrzywił usta. – „Na pewno to, co czynisz, wykonasz z powodzeniem”, tak mu powiedziałem. A wtedy on odwrócił się i odszedł. Odwrócił się do mnie plecami! – Uderzył się mocno w pierś. – Ja
jestem królem! Niezależnie od tego, co powiedział Samuel, to ja władam Izraelem! Ja!… – Nagle podniecenie opuściło Saula. Teraz wyglądał na przestraszonego. – Jakim sposobem Dawid zakradł się aż do mnie? – szepnął. – On musiał stać nade mną, z moją własną dzidą w ręku… – A mimo to nie zabił cię – zauważył Jonatan. Ale jego ojciec nie zwrócił na to uwagi. – Abner był tuż koło mnie, byłem otoczony moimi wojownikami!… – kontynuował. – Spali! Czy spali?… A może zerkali na Dawida, w nadziei, że mnie zabije? – To Pan pozwolił Dawidowi podejść tak blisko ciebie. I dał ci jeszcze jedną okazję do pożałowania za grzechy. – Mam żałować?! – Saul szarpnął się. – Nie zrobiłem niczego złego – zaprzeczył, kręcąc głową. – Bóg wybrał mnie na króla!
Czy to niewłaściwe, aby król bronił swojej korony? – Zacisnął pięści. – Dlaczego nie wyprawisz się ze mną przeciw nieprzyjacielowi mojemu, Dawidowi? – spytał. – On przyszedłby do ciebie, a wtedy mógłbym go zabić; i cała jego rebelia zostałaby zakończona! Jesteś moim synem, następcą tronu! Czemu nie chcesz walczyć o to, co do nas należy? Przed wieloma laty Samuel przykazał Jonatanowi, żeby mówił ojcu prawdę, nawet jeśli ten nie będzie chciał jej słuchać. – Będę walczył u twego boku przeciw każdemu z nieprzyjaciół Izraela – zapewnił Jonatan. – Lecz Dawid nie jest jednym z nich. – To mój najgorszy wróg! – oznajmił Saul, wykrzywiając oblicze w grymasie wściekłości. – Musi umrzeć! Lata frustracji i straconych nadziei sprawiły, że Jonatan tym razem nie
powstrzymał się i krzyknął: – To wszystko kłamstwa i obłuda! Wszystko! Sam jesteś swoim największym nieprzyjacielem! Twoim sercem włada duma, i wszyscy przez to cierpimy! Saul opadł z powrotem na tron, z szeroko otwartymi oczami. – Czy nie wystarczy, że Bóg mnie nienawidzi? – szepnął. – A teraz mój własny syn, mój faworyt, mój dziedzic – także mnie nienawidzi? – Od początku rozmowy to wrzeszczał, to znów jęczał jak dziecko. – Nie nienawidzę cię. Pan wie o tym! – zapewnił Jonatan. – Czczę cię. Jesteś moim ojcem. Ale widzę, jak Pan daje ci jedną szansę po drugiej, a ty wciąż Go odrzucasz! – Pan przyodział mnie w hańbę! – krzyknął Saul, przyciskając pięści do oczu. Jego usta drżały. Jonatana ogarnęło współczucie, którego
nie umiał wytłumaczyć. Jego serce przepełniły słowa Prawa: „Pan cierpliwy, bogaty w życzliwość, przebacza niegodziwość i grzech”. – Pan przebacza tym, którzy odwracają się od Niego – szepnął Jonatan. Wiedział, że jego ojciec nie zapoczątkuje dynastii, jednak to pokój z Bogiem był najważniejszy, ważniejszy niż jakakolwiek korona. – Zwróć się z powrotem do Pana, ojcze – napominał Jonatan – jeśli bowiem tego nie uczynisz, Bóg nie pozostawi twojego grzechu bez ukarania. Pan karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia. Twój bunt przeciw Bogu spowoduje, że Meribbaal i wszyscy jego kuzyni będą cierpieć! – Jestem zmęczony – oznajmił Saul. – Jestem taki zmęczony pościgami za Dawidem!… – westchnął. – W takim razie zaprzestań ich! Saul podniósł wzrok. Jego oczy
błyszczały. – Pewnego dnia staniesz się wspaniałym królem – ocenił. – O wiele lepszym niż ja. – Nie pragnę nikim władać, ojcze, a jedynie służyć. – Jonatan przyklęknął przed Saulem na jedno kolano. – Kiedy człowiek miłuje Boga Izraela z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił, być może wolno mu poprosić o coś, czego mocno pragnie – szepnął. – A czego tak mocno pragniesz, synu? – spytał Saul, łagodniejąc. – Pragnę zniszczyć Filistynów. Chcę wypędzić z naszej ziemi nieprzyjaciół Boga. Pragnę zjednoczyć nasz naród pod berłem jednego króla, którego namaścił Pan. I chcę, aby lud izraelski żył w zgodzie z Bogiem! – Ty pragniesz, żeby znowu królował Bóg – stwierdził Saul. – Tak! – Jonatan ogromnie pragnął, by
stało się to możliwe. Dawid uszedł ze swoimi ludźmi do ziemi filistyńskiej i zamieszkał w Gat, przy królu Akiszu. Dawid żył teraz z dwiema żonami. Jedna przyniosła mu przymierze z Jizreel, druga zaś wielki majątek Nabala z Karmelu. Kiedy doniesiono o tym Jonatanowi, popadł w wielki smutek. Czyżby Dawid zapomniał Prawo? Było w nim napisane, że królowi nie wolno mieć wielu żon, ponieważ kobiety podzielą jego serce. Czy lata ucieczek przed Saulem sprawiły, że Dawid cenił teraz przymierza wojskowe bardziej niż posłuszeństwo Panu? – Widzisz, jaka jest wierność twojego przyjaciela – skomentował Saul. – Sypia u naszych nieprzyjaciół. – Być może wróci z wiedzą, której bardzo potrzebujemy. Saul pokręcił głową, wątpiąc
w jakiekolwiek dobre zamiary Dawida. – Jeśli pozna tajemnicę wytwarzania żelaznej broni, wykorzysta ją do wykucia broni przeciwko nam – ocenił. Abner spojrzał na Jonatana ponuro. – Akisz dał Dawidowi we władanie Siklag – powiadomił. – Nie dosięgnę go, skoro osiedlił się na terytorium filistyńskim! – krzyknął Saul. – Powinniście się ucieszyć: przypomnę wam, że Goliat był z Gat! – zawołał ze złością Jonatan. – Dawid nie będzie widziany w Gat lepiej niż w Judzie. – Zapomniałem! – roześmiał się Saul. – Krewni Goliata wyrządzą mi wielką przysługę, jeśli zabiją Dawida. Jonatan wiedział jednak, że nawet krewni Goliata nie zwyciężą w walce z Dawidem i jego wojownikami. Chronił ich bowiem Bóg. Mijały
miesiące,
a
uszu
Jonatana
dochodziły kolejne plotki. Podobno Dawid wyruszał na czele zbrojnych wypraw i wracał z trzodą, bydłem, osłami, wielbłądami. Jednak nie widziano go w żadnej z izraelskich wiosek, na jakie napadli Filistyni. Jonatanowi przypomniało się, jak niegdyś planowali z Dawidem zbrojne wypady przeciw Geszurytom, Girzytom i Amalekitom; ludy te z dawien dawna były wrogie Izraelowi. Najgorsi z nich byli Amalekici, zabijali słabych i zmęczonych maruderów, kiedy Izraelici uchodzili z Egiptu. Jonatan domyślał się zatem, gdzie Dawid zdobywa swoje łupy. Jego wyprawy zwiększały jednak niebezpieczeństwo, w jakim się znajdował. Filistyńscy dowódcy znali hebrajskie pieśni sławiące Dawida, który zabił dziesiątki tysięcy – nie mieli więc powodu mu ufać! Natomiast wiedząc, że
Dawid uszedł przed Saulem, z pewnością zastanawiali się, czy nie postanowi powrócić do łask izraelskiego króla, zdradzając jego wrogów, czyli ich samych, Filistynów. Jonatan aż śmiał się na myśl o tupecie Dawida, który bogacił się, łupiąc filistyńskie wioski, i jednocześnie żył pod ochroną ze strony króla Filistynów! Bez wątpienia Pan także się śmiał. Poza tym do tej pory Dawid nauczył się zapewne, jak wytwarza się żelazną broń. Ani przez chwilę nie nawiedziła Jonatana jakakolwiek wątpliwość związana z jego przyjacielem. Wiedział, że pewnego dnia Dawid powróci do Izraela, sprowadzając ze sobą majątek i wiedzę uzyskane od Filistynów. Nie wiadomo było tylko, czy Pan pozwoli Dawidowi wrócić na czas, aby uchronił Saula przed jego własnymi błędami.
Filistyni zgromadzili swoje oddziały koło Afek. Jonatan obawiał się, że mogą przynieść ze sobą sąd Pana. Wyszedł na pole z Meribbaalem na ramionach. – Biegnij, tato, biegnij! – wołał chłopiec, rozpościerając ramiona jak orzeł skrzydła. Piszczał z radości i śmiał się, podczas gdy Jonatan biegł. Dotarłszy do skał, Jonatan postawił Meribbaala na ziemi i zapowiedział: – Będę musiał znowu wyruszyć na wyprawę, synku. – Ja też. – Nie… – Nie odjeżdżaj! – Chłopiec uwiesił się Jonatanowi na szyi. Jonatan przytulił go, a potem złapał za rączki i opuścił je. – Stój spokojnie – polecił. – Musisz teraz posłuchać tego, co powiem. To ważne. Patrz na mnie!
Meribbaal podniósł wzrok, zapłakany. – Pamiętaj, czego cię uczyłem – przykazał Jonatan. – Zawsze miłuj Pana, Boga naszego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. – Potem dotknął piersi i czoła synka, przesunął dłońmi po jego ramionach. Walczył z ogarniającym go wzruszeniem. Czy Meribbaal jest jeszcze za mały? Czy rozumie, co mówię? – myślał. Spraw, Panie, aby rozumiał. Otwórz jego serce na moje słowa. Następnie Jonatan wziął w palce trochę ziemi, podniósł rączkę synka i wsypał do niej ziemię. – To jest ziemia, którą dał nam Bóg, nasz Pan – powiedział. – Ta ziemia to nasze dziedzictwo. Jesteśmy ludem Bożym. Twój tata musi teraz wyprawić się daleko i walczyć, żeby nikt nie odebrał nam naszej ziemi. Rozumiesz? – Nie chcę, żebyś odjechał! – powtórzył
Meribbaal. Miał takie same oczy jak Rachela. Sarnie oczy, pełne niewinności i smutku. Boże, strzeż mojego syna! – pomodlił się Jonatan. Płacz Meribbaala sprawiał, że ściskało mu się serce. Wiedział, że może nie powrócić z wojennej wyprawy. Jeszcze nigdy nie rozmawiał z Meribbaalem o Dawidzie; ale może jego synek dorósł właśnie do takiej rozmowy? Na pewno dorósł. Jonatan położył dłonie na ramionach Meribaala, wyprostował ręce i spytał: – Czy wiesz, kto to jest Dawid? – To wróg. – Nie. Nie, Meribbaalu. Musisz mnie teraz posłuchać: Dawid to mój przyjaciel. I także twój przyjaciel. – Ujął twarzyczkę chłopca i mówił: – Zapamiętaj to, synku. Któregoś dnia poznasz Dawida. Kiedy tak się stanie, chcę, żebyś mu się nisko ukłonił. Ukłoń mu się twarzą do ziemi, tak
jak ludzie kłaniają się twojemu dziadkowi. Wiesz? Bóg wybrał Dawida na następnego króla Izraela. Dawid będzie twoim królem. Rób wszystko, co ci powie. Bądź jego przyjacielem, tak jak twój tata był jego przyjacielem. I nie smuć go. Meribbaal pokiwał główką. Wtedy Jonatan posadził go sobie z powrotem na ramionach i skierował się do miasta. Opiekunka Meribbaala czekała przy bramie. Poszła za nimi do pałacu. Jonatan postawił synka, przytulił go, ucałował. Przyłożył twarz do szyi dziecka, aby zapamiętać jego zapach. – Kocham cię, tato – powiedział Meribbaal, obejmując go z całych sił za szyję. Serce Jonatana zabiło mocno. – Ja też cię kocham, synku – szepnął. Przesunął palcami po gęstych, kręconych włoskach chłopca. – Ćwicz strzelanie
z łuku. I codziennie słuchaj Prawa Bożego. – Ustalił, że podczas jego nieobecności Prawo ma być co dzień czytane Meribbaalowi. – A teraz idź się pobawić, zaś ja porozmawiam z twoją opiekunką. – Podniósł się i popatrzył za odbiegającym dzieckiem. – Jeśli usłyszysz, że Filistyni nas zwyciężyli, ukryj jak najszybciej mojego syna – polecił opiekunce. – Rozumiesz? – Wiedział, że w takim wypadku Filistyni będą przeczesywać kraj i zabijać wszystkich krewnych Saula, jakich zdołają dopaść. – Tak, książę. Widać było, że opiekunka rozumie, o co chodzi. – Rób tak, jak ci poleciłem. Nie czekaj na porady innych. Zabierz Meribbaala daleko od Gibea, i chroń go, do czasu aż Dawid zostanie królem. Wtedy zaprowadź Meribbaala do niego.
– Ale, panie… – Nie musisz obawiać się Dawida – zapewnił Jonatan. – Zawarliśmy przymierze przyjaźni. Dawid dotrzyma złożonej przysięgi. Kiedy doniesiono, że do Szunem kieruje się wielka armia filistyńska i że dostrzeżono na jej tyłach Dawida maszerującego ramię w ramię z królem Akiszem, Saul przeraził się. – Teraz twój przyjaciel walczy u boku naszych nieprzyjaciół – powiedział do Jonatana. – Nigdy do tego nie dojdzie – zapewnił Jonatan. – Kiedy zacznie się bitwa, król Akisz pierwszy padnie, a Dawid zaatakuje Filistynów od tyłu. – Jeśli naprawdę tak się stanie, mamy szanse – mruknął ponuro Abner. Bez pomocy Dawida nie było nadziei. Filistyni wielokrotnie przewyższali
liczebnie Izraelitów. Z armii Saula zbiegło mnóstwo dezerterów, którzy dołączyli do Dawida. Zrobili to nawet Manassyci i część Beniaminitów. W tej chwili sam Dawid dowodził wielką armią, podobną liczebnie do armii Boga. – Rozbijemy obóz w Gilboa – zdecydował Saul. Jonatan stanął na wzgórzu, z którego rozciągał się widok na obóz filistyński w Szunem. Zadrżało mu serce. Izraelici nie mieli szans. Liczba Filistynów przypominała mu liczbę ziaren piasku nad morzem. Saul stał obok syna, pobladły. – Już jesteśmy pokonani – szepnął i cofnął się. – Muszę… pomodlić się. Muszę poradzić się Pana. – Jonatan ruszył za nim, ale Saul pokręcił głową. – Idź do naszego wojska, Jonatanie. Podtrzymuj na duchu wojowników. Abner będzie ci
pomagał. Kiedy Jonatan powrócił do środka obozu, zapadała noc. Saula nigdzie nie było. Jonatan poszedł więc do królewskich kapłanów i spytał o ojca. – Odszedł w towarzystwie dwóch ludzi – odpowiedzieli. Saul wrócił do swojego namiotu dopiero nad ranem; był przebrany za zwykłego Izraelitę. Z początku Jonatan sądził, że to intruz. Dobył miecza, ale wtedy Saul zrzucił z siebie szaty i opadł na posłanie; jego towarzysze znikli w ciemnościach. – Co to znaczy? – spytał z niepokojem Jonatan. – Gdzie byłeś, ojcze? Saul zakrył głowę rękami. – W Endor – mruknął. – W Endor? A cóż tam robiłeś? – Poszedłem dowiedzieć się o losy bitwy. Jonatan poczuł dreszcz niepokoju. – Co ty zrobiłeś, ojcze?
Saul uniósł głowę; patrzył dzikim wzrokiem. – Spytałem kobietę, która wywołuje duchy – odparł. – Nie… – Jonatan zamknął oczy. – Nie! – Musiałem pomówić z Samuelem. Trzeba było wywołać jego ducha; a tylko ta kobieta potrafiła to zrobić. – Wiesz, że to zakazane! – Jonatan także złapał się za głowę ze wstydu. – Przecież zgodnie z Bożym rozkazem wyniszczyłeś wróżbitów i czarnoksiężników w całym kraju! – Ale ona wywołała z grobu Samuela! – I co, czy otrzymałeś odpowiedź? Zabiłeś nas wszystkich! – Jonatan miał ochotę złapać ojca i zacząć nim potrząsać. – Nawet teraz buntujesz się przeciw Panu. Sprowadzasz na nas gniew Boży! – Musiałem wiedzieć, co zdarzy się jutro. Samuel był rozgniewany… Spytał, dlaczego nie daję mu spokoju, podczas
gdy Pan odstąpił mnie i stał się moim wrogiem. Pragnąłem tylko odrobiny nadziei! Jonatanie, czy jest w tym coś złego? Wszystko! – pomyślał Jonatan. Nie w samym poszukiwaniu nadziei, lecz w sposobie, w jaki jej szukasz… – Czy Samuel wlał w twoje serce choć odrobinę nadziei? – zapytał. Wiedział, że nie. – Odpowiedział tylko, że Pan czyni to, co przez niego zapowiedział: odebrał królestwo z mojej ręki, a oddał je innemu – Dawidowi! – Saul zaczął kołysać się naprzód i w tył, popielaty na twarzy. – Wszystko przez to, że nie usłuchałem głosu Pana i nie dopełniłem Jego płomiennego gniewu nad Amalekitami. Dlatego Pan oddał Izraelitów razem ze mną w ręce Filistynów. Umrę jutro. Ja i… – Saul jęknął, przyciskając pięści do oczu. – I moi synowie – dokończył. – Moi
synowie! Jonatana ogarnął strach. A zaraz potem spłynął na niego spokój. Niech więc tak się stanie – pomyślał. Bądź wola Twoja, Boże… Mój ojciec walczył z Bogiem, a teraz cały jego ród poniesie tego skutki. W sercu Jonatana zapanowało coś na kształt bezruchu. Może w głębi serca od początku wiedział, że także i on musi umrzeć, aby Dawid mógł zostać królem. Gdyby bowiem przeżył swojego ojca, w pokoleniu Beniamina zawsze znaleźliby się tacy jak Abner, którzy domagaliby się od niego, by bił się o koronę dla siebie. Wprawdzie poprzysiągł Dawidowi przyjaźń, jednak wciąż trwałyby zmagania o władzę nad Izraelem. – Co ja zrobiłem?! – jęczał Saul. – Co ja zrobiłem?! – Opadł na ziemię i zapłakał gorzko. – Moi synowie zginą, a wina spoczywa na mnie! Gdybym mógł jeszcze raz przeżyć życie, to bym…
– Wstawaj, ojcze – przerwał Jonatan. Minął czas na obwinianie się. Zbliżał się świt. Nieprzyjaciel nie będzie czekał. – Pomogę ci założyć zbroję. Ruszymy do boju i razem staniemy naprzeciw Filistynów. I niech Bóg jednak okaże miłosierdzie nad nami. Pan przyobiecał łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Go miłują. Panie, czy wolno mi mieć nadzieję, że będziesz błogosławił mojego syna? Proszę Cię, ochraniaj go – modlił się Jonatan. Trzymaj go z dala od szponów złych ludzi. – Ruszysz ze mną do walki? – upewnił się Saul. Jego oczy były szeroko otwarte ze strachu. – Nawet po tym, co zrobiłem? – Nie opuszczę cię. Czyż nie czciłem cię zawsze tak, jak syn powinien czcić ojca? – A ja sprowadziłem na ciebie coś takiego!… – W oczach Saula błyszczały łzy. – Będę tam, gdzie jest moje miejsce –
odpowiedział Jonatan, podając mu rękę i pomagając mu wstać. – Będę walczył u twego boku! Następnie pomógł ojcu przytroczyć zbroję. Kiedy Saul był gotowy, wyszli razem z namiotu. Abner i inni dowódcy czekali już, z ponurymi minami. Jonatan zobaczył pośród dowódców swoich braci. Byli krzepkimi, przystojnymi, walecznymi mężczyznami. Gardło ścisnęło mu się na myśl o tym, że i oni tego dnia umrą. Wszyscy, oprócz ich najmłodszego brata, który pozostał w Gibea. Czy jednak długo będzie tam bezpieczny? Nadszedł królewski giermek. – Nie zostałem wezwany – odezwał się, skłaniając się nisko. – Mój syn Jonatan pomógł mi założyć zbroję. Zajmij swoje miejsce obok mnie. – Młody mężczyzna wziął dwie tarcze i stał w pogotowiu.
Armia Saula ustawiła się w szyku bojowym. Zamiast horyzontu wojownicy widzieli przed sobą hordy Filistynów. Od strony wroga nadleciał potężny okrzyk bojowy. Jonatan odwrócił się, chwytając się ostatniej nadziei. – Abner! – zawołał. – Czy są jakieś wieści o Dawidzie? – Odłączył się od Filistynów. Nie ma go tu. Jonatan i Saul spojrzeli sobie w oczy. Ojciec Jonatana patrzył ze szczególnym ożywieniem. Czy przypominał sobie może zastępy Filistynów, z którymi zmierzyli się przed wielu laty, i chłopca, który zagrzał Izraelitów do walki, za pomocą procy i kamienia? Jakże inaczej przebiegłaby dziś bitwa, gdyby Dawid walczył po naszej stronie! – myślał Jonatan. Saul skinął głową.
Jonatan wyciągnął miecz i ruszył do biegu ku śmierci. Zadęto w rogi. Wojownicy wydali okrzyk bojowy. Ziemia drżała od tysięcy nóg – tysiące nieprzyjaciół zbiegały ze wzgórz, jak żądni krwi mściciele. Jonatan strzelał z łuku, tak długo aż zabrakło mu strzał. Odgłosy bitwy stały się ogłuszające. Wrzaski bólu, szczęk mieczy, żelazo ścierające się z brązem, toczące się koła, galopujące konie, świst tysięcy strzał… Malkiszua padł jako pierwszy spośród synów Saula; cztery strzały utkwiły mu w piersi. Potem krzyknął z bólu Abinadab, trafiony w udo. Druga strzała przebiła mu prawe oko. Poleciał w tył. Umierający mężczyźni wrzeszczeli ze strachu i ginęli od uderzeń mieczy. Jonatan wydał rozkaz odwrotu. Izraelici zaczęli uciekać przed Filistynami. Wielu
padało, ze strzałami w plecach. Filistyni wbiegali na wzgórze Gilboa. – Zabić króla! – zaczęli wołać. – Zabijmy Saula! – Osłaniajcie mnie! – krzyknął Saul. – Odganiajcie ich! Jonatan wymachiwał mieczem na prawo i lewo. Parował uderzenia, dźgał, blokował ciosy, ciął. Filistynów było jednak zbyt wielu. Zbyt wielu! Saul wbiegał na szczyt wzgórza, Jonatan ruszył za nim. Wokół padały deszczem strzały. Nagle Jonatan poczuł potężne uderzenie w bok. A potem drugie, w lewe ramię. – Jonatan! – krzyknął Saul. Jonatan próbował unieść miecz, ale opuściły go siły. Z początku nie czuł bólu, a potem odczuł tak straszliwy ból, że nie był w stanie się ruszyć. Dwie kolejne strzały utkwiły mu w piersi. Ugięły się pod nim kolana.
– Mój syn! – krzyczał z desperacją i wściekłością Saul. – Mój syn! Jonatan zachwiał się, wbił ostrze miecza w ziemię, ale nie dał rady ustać. Kiedy trafiła go jeszcze jedna strzała, runął ciężko na piach; a strzały wbiły się głębiej. Sapnął, próbując złapać oddech, i poczuł smak krwi. I jeszcze dotyk ziemi i trawy na policzku. Nie mógł podnieść głowy. Ogarnęła go stopniowo ciemność. Napiął się cały z bólu, walcząc ze śmiercią, wbijając palce w ziemię. Dawid! – zawołał w myśli. – Dawidzie! Panie, bądź z moim przyjacielem, kiedy zostanie ukoronowany na króla – pomodlił się. Daj mu mądrość, aby władał Twoim ludem Izraelem! Odgłosy bitwy ścichły. Teraz wszystko sprowadziło się tylko do pojedynczej plamki światła pośród ciemności. Jonatan poddał się. Westchnął, a w jego gardle zabulgotała krew. Potem
poczuł się uniesiony i odciągnięty, jak gdyby był strzałą, wprawioną w łuk z brązu. Jeszcze… jeszcze… jeszcze w tył… A potem śmignął do przodu! Znikł ból, i smutek także. Jonatan poczuł się nagle uwolniony. W mgnieniu oka przeniósł się w miejsce pełne niezwykłych kolorów i dźwięków, zastępów śpiewających aniołów, trafiając prosto w cel naznaczony w niebie. A potem stanął tam, zdumiony i oszołomiony z radości; i wówczas przytulił go Prawdziwy Książę, który zaprowadził go przed oblicze Boga. Epilog Po zakończeniu bitwy Filistyni wrócili na wzgórze Gilboa i zaczęli grabić ciała. Odnaleźli także ciała Saula i jego trzech synów. Izraelskiemu królowi obcięli
głowę i zdarli z niego zbroję, a następnie rozesłali posłańców, aby rozgłosili zwycięstwo w całej ziemi filistyńskiej. Zbroję króla Saula złożyli w świątyni Asztarty, a ciało powiesili na murze BetSzean, podobnie jak ciała jego synów, jako trofea. Gdy mieszkańcy Jabesz w Gileadzie usłyszeli o tym, jak Filistyni postąpili z Saulem, przypomnieli sobie, jak niegdyś Saul ocalił ich przed Ammonitami i ich królem Nachaszem. Wszyscy dzielni mężczyźni z Jabesz powstali i szli przez całą noc, po czym zdjęli ciało Saula i ciała jego synów z muru. Przenieśli je do Jabesz i tam spalili, zgodnie z pogrzebowym rytuałem. Zanim rozgorzał ogień pod ciałem Jonatana, zabrano od niego jedną rzecz. Wzięli potem ich kości i pogrzebali pod tamaryszkiem w Jabesz. Następnie mieszkańcy miasta pościli przez siedem
dni, aby uczcić poległych. Niektórzy bali się, co zrobi Dawid, kiedy dowie się, że uczcili w taki sposób dotychczasowego króla. W końcu Saul był wrogiem Dawida. Czy zapamiętał on Jonatana jako przyjaciela i czy okaże im miłosierdzie? Wezwali ochotnika, żeby wystąpił w ich imieniu. – Zanieś to Dawidowi – powiedzieli mu. – Być może będzie pamiętał o swoim przymierzu z księciem. – Mężczyzna, który przewodniczył radzie starszych, podał młodemu ochotnikowi jakiś przedmiot, owinięty białym, lnianym płótnem. – Cały Izrael wie, że książę Jonatan i Dawid byli najlepszymi przyjaciółmi – zapewnił. – Niech Dawid uczci zabitego księcia i przebaczy nam wszystko, za co mógłby nas winić. Wyruszaj szybko! I niech Pan będzie z tobą!
Posłaniec skierował się na południe. Przedzierał się przez niebezpieczne ziemie filistyńskie, aż odnalazł Dawida i jego armię, stacjonującą w Siklag. Ponure wieści rozeszły się szybko. Już dzień wcześniej przybył pewien Amalekita, przechwalając się, że ściągnął koronę z głowy Saula. Dawid rozkazał ściąć tego człowieka. A potem rozpoczął żałobę, i nakazał ją także swoim ludziom. Posłaniec z Jabesz przybył do obozu i nalegał na osobistą rozmowę z Dawidem. W jego rękach leżał bowiem los Jabesz. – Przynoszę ci wieści, panie – odezwał się posłaniec, skłoniwszy się Dawidowi. – Mam nadzieję, że lepsze od tych, które usłyszałem wczoraj – odparł ze smutkiem Dawid. Młody mężczyzna skłonił się znowu. – Ciała króla Saula i jego synów nie
wiszą już na murze Bet-Szean – powiadomił. – Nasi wojownicy zdjęli je, panie, a następnie pogrzebaliśmy je z honorami, przez wzgląd na niegdysiejsze ocalenie naszego miasta przed Ammonitami. Przynoszę ci to, panie. – Wyjął przesyłkę. – Ten przedmiot należał do twojego przyjaciela, księcia Jonatana. Nie powinien mieć go nikt inny. Jeden z wartowników odebrał przyniesioną rzecz i podał ją Dawidowi, a ten rozwiązał rzemyki i rozwinął płótno. Twarz Dawida wykrzywiła się od smutku, łzy popłynęły mu po policzkach. – Prawo – szepnął. Trzymał w ręku zwój, który zapisał niegdyś Jonatan, a później nosił przy sobie przez wszystkie następne lata. Był podniszczony od codziennego czytania, splamiony krwią Jonatana. Od razu świadczył o człowieku, który go posiadał. Król Saul ścigał Dawida po całym kraju,
przeganiając go z miejsca na miejsce, lecz Jonatan nigdy nie podniósł ręki na swojego przyjaciela! Zamiast tego pozostawał w Gibea i starał się jednoczyć izraelskie pokolenia, aby były w stanie razem stawić czoła wspólnemu wrogowi – Filistynom. Jonatan okazywał posłuszeństwo Prawu i czcił swojego ojca aż do końca, dlatego zginął obok niego na wzgórzu Gilboa. Dawid zrolował ostrożnie zwój z powrotem i umieścił go w rozdartym skórzanym pokrowcu. A później zawiesił go sobie na szyi i schował pod tunikę, tak aby Prawo spoczywało na jego sercu. – Żaden człowiek nie miał bliższego ani wierniejszego przyjaciela! – oznajmił Dawid. Tej nocy napisał pieśń dla uczczenia Jonatana oraz jego ojca, króla Saula. O Izraelu, twa chwała na wyżynach
zabita. Jakże padli bohaterowie? (…) Saul i Jonatan, kochający się i mili przyjaciele, za życia i w śmierci nie są rozdzieleni. Byli oni bystrzejsi od orłów, dzielniejsi od lwów. (…) Jakże zginąć mogli waleczni, wśród boju Jonatan przebity śmiertelnie? Żal mi ciebie, mój bracie, Jonatanie. (…) Dawid nakazał nauczyć się tej pieśni wszystkim Judejczykom. Zatytułował ją „Pieśń łuku”. Śpiewano ją często w następnych latach. Dawid dotrzymał złożonej Jonatanowi obietnicy. Niemal wszystkie wnuki Saula zostały ścięte, jednak jeden przeżył – jedyny syn Jonatana, Meribbaal, zwany również Mefiboszetem. Był chromy, ponieważ upadł, kiedy piastunka uciekała z nim z Gibea. Trzymała go w ukryciu, do
czasu aż Dawid odnalazł go i zabrał do swojego pałacu, gdzie Mefiboszet przeżył resztę życia, jako szanowany gość króla. Dotrzymano także innej, większej obietnicy – dotrzymał jej Pan, Bóg Izraela, który za pośrednictwem Prawa obiecał miłość do tysiącznego pokolenia tym, którzy Go miłują. Mefiboszet miał bowiem licznych potomków, którzy stali się potężnymi wojownikami, podobnymi do Jonatana. Byli powszechnie szanowani i znakomicie strzelali z łuku.
DROGI CZYTELNIKU, Dotarłeś właśnie do końca poruszającej historii o Jonatanie, księciu Izraela, opowiedzianej przez Francine Rivers. Jak zwykle, Autorka pragnie, abyś zagłębił się dla własnej korzyści w Słowo Boże i odkrył prawdziwą historię Jonatana. Dziedzictwo Jonatana to wierność. Był posłuszny Bogu za wszelką cenę; był również wiernym sługą i regentem Izraela. Był godnym zaufania przyjacielem, szanującym ojca synem, a także troszczącym się o syna ojcem. Ochoczo akceptował zaplanowany mu przez Boga los i z całą mocą trwał w wierze. Niech Bóg błogosławi Cię podczas odkrywania przez Ciebie drogi, jaką przygotował dla Ciebie. Krocz nią chętnie, trzymaj się jej i znajdź swoje dziedzictwo w Panu.
Peggy Lynch
Kolejna książka z serii Synowie pocieszenia: Amos
Wspaniała proza i fascynująca kreacja
postaci – to rysy charakterystyczne twórczości Francine Rivers. Autorka opowiada historie pięciu mężczyzn, którzy z wiarą poszukiwali Boga, żyjąc w cieniu wybranych przez Niego przywódców. Tych pięciu ludzi odpowiedziało na wezwanie Boga, by służyć Mu wiernie, bez rozgłosu ani sławy. Oddali wszystko, wiedząc, że za życia mogą nie otrzymać nagrody. Niech ci pełni wiary mężowie, których historii nie wolno nam zapomnieć, będą dla Ciebie wezwaniem do pójścia w ich ślady. SERIA SYNOWIE POCIESZENIA
Francine Rivers Trylogia Znamię Lwa należy do najważniejszych osiągnięć beletrystyki chrześcijańskiej ostatnich lat. Świadczą o
tym opinie krytyków, ogromna poczytność oraz prestiżowe nagrody GŁOS W WIETRZE Tom I
Jest tylko jedna prawdziwa władza na
tej ziemi, dziewczyno, i jest to władza Rzymu – usłyszała młodziutka Hadassa, kiedy została sprzedana jako niewolnica. Jednak już wkrótce Rzym przekona się, że prawda jest zupełnie inna. Hadassa trafia do bogatej rzymskiej rodziny, poznaje tam przystojnego Markusa i jego młodszą siostrę Julię. W tym samym czasie germański wódz Atretes zostaje wzięty do niewoli i trafia na rzymską arenę jako gladiator. Niedługo potem miłość Markusa i Hadassy oraz związek Atretesa i Julii doprowadzają do wydarzeń, które zburzą całe ich dotychczasowe życie. ECHO W CIEMNOŚCI Tom II
I wiek po Chrystusie. Efez. Młoda chrześcijanka Hadassa zostaje skazana na męczeńską śmierć. Zrozpaczony Markus Walerian podąża do Jerozolimy, by znaleźć Boga, w którego Hadassa wierzyła
tak mocno, że z ufnością i spokojem stanęła na efeskiej arenie. JAK ŚWIT PORANKA Tom III
Atretes,
były
gladiator,
słynny
z
nieprzeciętnej waleczności i urody, dowiaduje się, że jego syn żyje. Germanin postanawia odszukać chłopca i wrócić z nim do ojczyzny. Obawa, że zostanie zmuszony do powrotu na arenę, przyspiesza decyzję o wyruszeniu w drogę. Czy droga do domu będzie także Drogą do poznania Jezusa? SZOFAR ZABRZMIAŁ – Francine Rivers
Ta powieść to potężna i niemal prorocza wypowiedź na temat Kościoła w Ameryce. Anne Graham Lotz (córka Billy'ego Grahama) Książka, która w niezwykle wnikliwy
sposób pokazuje na zagrożenia pojawiające się w momencie, gdy powołanie do służby wchodzi z związek z ambicją budowania swojego królestwa na ziemi. Niezwykle celne obserwacje dotyczące środowiska ewangelicznego chrześcijaństwa w USA, pełnokrwiste postaci, fabuła wolna od przewidywalnych rozwiązań i napominające duchowe przesłanie składają się na powieść, jakiej jeszcze nie było. PURPUROWA NIĆ – Francine Rivers
„Purpurowa nić" to powieść o miłości i zdradzie, o zwątpieniu i nadziei, o rozstaniu i powrotach…A także o Bogu i o Jego milczeniu”. Spotkanie z tą książką to dla mnie
wielka odkrywcza przygoda polegająca na poznaniu wewnętrznej dynamiki małżeństwa i wewnętrznego rozwoju zarówno mężczyzny, jak i kobiety. Ten rozwój, ta progresja możliwe są tylko dzięki Chrystusowi. Polaryzacja egoizmów prowadzi do destrukcji. W miarę zbliżania się do Jezusa bohaterowie odkrywają w jakim stopniu sami dla siebie stają się przeszkodą w rozwoju. O. Jan Góra OSTATNI ZJADACZ GRZECHU – Francine Rivers
To doskonałe połączenie realistycznych bohaterów, dokładności historycznej i tajemnicy. Historia trzymająca w napięciu. Bardzo dobrze napisana. Zdecydowanie nie jednowymiarowa.
Wyzwala różne emocje. Ale poza ciekawą fabułą opowieść ta dała mi coś jeszcze… co nawet ważniejsze - otworzyła mi umysł i duszę na prawdziwe znaczenie przebaczania. Jeśli szukasz wielkiej historii, która jest w stanie wywołać wiarę i dobroć, przeczytaj tę książkę! Gorąco polecam Edyta Bogulak IZRAEL W PROROCTWACH – Przyjdź królestwo Twe 4 x CD lub MP3
Celem wykładów jest propagowanie miłości do Izraela, którego Bóg nazywa swoim pierworodnym synem (II Mojż 4:22). Wykłady prowadzone przez pasjonatów: Daniela i Piotra Olszewskich,
są jedynie częścią dużego seminarium dotyczącego wypełniania się zapowiedzi Pisma Świętego odnośnie roli Narodu Wybranego w czasach ostatecznych. Dziecko Pokuty – Francine Rivers
„Była zimna styczniowa noc, kiedy zdarzyła się ta rzecz niewybaczalna, nie do pomyślenia” Tak zaczyna się opowieść o Dinie, której życie w krótkiej chwili rozpadło się
niczym kryształ na dziesiątki drobnych kawałków. Wracała z pracy… Akurat zepsuł się jej samochód… co prawda było już późno, ale kampus był blisko… Nim jednak tam dotarła, dopadł ja ten mężczyzna ze starego kombi… w jednym momencie jej przyszłość stała się ciemna plamą, która z każdym dniem zdawała się coraz bardziej przerażać. Potem nadeszły dni o jakich chciała zapomnieć. „Trzeba tylko – usłyszała chyba w klinice – pozbyć się tego, co poczęło się w tych przerażających okolicznościach… to niegroźny zabieg…” Czy jednak na pewno? To pytanie formułowane na różne sposoby wracało do niej niczym echo, przynosząc same wątpliwości… GNIEW I CHWAŁA - David Reagan
Winston Churchill kiedyś powiedział, że „Rosja to zagadka we wnętrzu łamigłówki zawiniętej w tajemnicę”. W podobny sposób większość chrześcijan postrzega księgę Objawienia. Na myśl o czytaniu jej
dostają niemal dreszczy. To wielka szkoda, i mam nadzieję to wykazać, bo księga ta jest dosłownie duchowym klejnotem, który można zastosować w naszym życiu już tu i teraz. Zamierzeniem tej księgi jest zapowiedzieć przyszłe zwycięstwo Jezusa nad szatanem. Nic dziwnego, że szatan nie chce, by ktokolwiek ja zrozumiał. FUNDAMENTY WIARY - David Pawson (MP3 lub DVD)
Marzy nam się wiara niezłomna, zdecydowana, nieugięta, odporna na zranienia…, ale też wiara, która nie uległa kompromisom. W wykładach Davida znajdujemy prostotę w odsłanianiu prawd
biblijnych oraz detektywistyczną pasję poszukiwania odpowiedzi zawartych tylko na kartach Biblii. 84-letni Pawson 76 lat swojego życia poświęcił na poszukiwanie prawdy, mając przez cały ten czas Słowo Boże za ostateczny autorytet w sprawach wiary i zachowań. TAJEMNICA CIERPIĄCEGO SŁUGI – Mitch Glaser
Masz pytania związane z sensem życia i duchowością? Może już czas, aby zwrócić się do samego źródła i ponownie przemyśleć swoją relację ze Stwórcą? Książka „Tajemnica cierpiącego Sługi.
Izajasza 53” pomoże ci rozpocząć twoją osobistą życiową pielgrzymkę i zapozna cię z rozdziałem Biblii Hebrajskiej, który jest w stanie zrewolucjonizować twoje życie! Izajasza 53 czyni przesłanie Biblii zrozumiałym. Książka w praktyczny i rzeczowy sposób wyjaśnia, jak nawiązać związek z Bogiem. Ujawnia nieoczekiwany klucz umożliwiający taką więź ze Stwórcą, dzięki której człowiek jest w stanie doświadczyć wewnętrznego pokoju. NIEWIDZIALNA WOJNA O TWOJE ŻYCIE – Alfred J. Palla
Odsłania wypróbowane biblijne zasady walki duchowej, opisuje niezwykłe przeżycia i doświadczenia, demaskuje sposoby działania szatana, a także pokazuje jak unikać demonicznego
wpływu i jak go usunąć. Oto niektóre z omawianych w niej tematów: • Niebezpieczeństwa niekonwencjonalnych terapii • Fałszywe uzdrowienia • Dlaczego nie wszyscy zostają uleczeni? • Czemu Bóg toleruje zło? • Czy chrześcijanie mogą być zdemonizowani? • Przyczółki i bastiony Szatana • Przyczyny i symptomy zdemonizowania • Ochrona przed demonami • Klątwy ciążące na narodach • Duchowa walka o miasta • Orędownictwo i spacery modlitewne NIEZWYKŁE HISTORIE ZWYKŁYCH LUDZI Sekrety ich sukcesu – Alfred J. Palla
Sukces nie polega na tym co posiadamy, ale kim jesteśmy. Książka ilustruje to przy pomocy wielu przykładów z Biblii i współczesnego życia. Te doświadczenia czynią ją wciągającą i pouczającą lekturą.
Jej treść dopomoże ci rozwinąć charakter i odnaleźć swoją życiową misję. Czy pragniesz wzrostu? Czy gotów jesteś zapłacić zań cenę? Większość obiera status quo. Tylko niewielu ma silne pragnienie, aby wzrastać. To książka dla nich. Ze względu na liczne złote myśli, a także zabawne rysunki stanowi idealny prezent dla każdego, kto pragnie rozwoju. Tajemnice Biblii i starożytności – Alfred J. Palla DVD i MP3
Wykłady omawiają wypełnienie proroctw biblijnych oraz wyjaśniają zarzuty stawiane Biblii, przedstawiając dowody świadczące o jej historycznej rzetelności.
• Proroctwa o Niniwie. Jak się wypełniły? Czy są ślady pobytu proroka Jonasza w Asyrii? • Zapomniane imperium. Odkrycie imperium Hetytów potwierdziło wiarygodność biblii. Jak wypełniły się proroctwa o Babilonie? • Historia Samarii i Jerozolimy. Szczegóły wypełnionych proroctw. Przyczyny niewoli asyryjskiej • Petra: odkrycie miasta wykutego w skale. Jak wypełniły się proroctwa o Edomie? • Tyr w proroctwach Biblii. Kim byli Fenicjanie? Jak Aleksander Wielki zdobył ten morski bastion? • Odkrycie stulecia: Qumran. Wiarygodność pisma świętego w obliczu odkryć jego dawnych kopii. Denise Glenn MĄDRA O CZASIE Gdy otwiera usta, mówi mądrze, a jej język wypowiada dobre rady
Przypowieści Salomona 31:26. David Glenn MĄDRY O CZASIE Błogosławiony mąż, który polega na Panu, którego ufnością jest Pan! Jest on jak drzewo zasadzone nad wodą Jeremiasza 17, 7-8.
Jak wzmocnić korzenie swojej rodziny? Nic nie zmusza nas tak skutecznie do zdefiniowania naszego systemu wartości jak nasze dzieci. Nic nie zmusza nas tak skutecznie do zdefiniowania naszego
systemu wartości jak relacja kobiety z mężczyzną. Ogrom decyzji, które musimy podjąć, wzbudza wciąż kolejne pytania. Każda z nich ma wpływ na przyszłość tych, których tak bardzo kochamy. A co jeśli się mylimy? Aby trafnie ocenić dzisiejszy stan więzi rodzinnych wokół nas, nie potrzeba badań i statystyk. Żyjemy w czasach kiedy mówienie prawdy wydaje się być niemożliwe i prowadzi do nieuchronnej konfrontacji, bo przecież każdy ma swoją. Systematycznie spada wpływ rodziców na ich dzieci. Jak wychować pokolenie mądre, samodzielne i świadome otaczającej rzeczywistości? Jak mądrze budować stabilny system wartości, który przekażemy naszym dzieciom? „Mądra o czasie” i „Mądry o czasie” to praktyczne lekcje biblijne, które pomogą ci znaleźć odpowiedzi na wszystkie te ważne pytania. Jest to przewodnik, który
może być używany w małych grupach, jak i do studium indywidualnego, przez matki i ojców w każdym wieku. ROYAL RAP Duchowa Rewolucja CD
Royal Rap powstał w roku 2008 z inicjatywy dwóch raperów Mirka, Kola, Kolczyka i Jerzego Yuro Pieniążka, Charakter kapeli to klasyczne rapowe bity, crunk, soul, funk, trip hop. Nie tworzymy
kopii danego stylu, zawsze dajemy coś od siebie, co zresztą słychać w naszych produkcjach. Wieloletnie doświadczenie na scenie hip hop’u oraz w branży produkcyjnej zaowocowały dobrym brzmieniem i konkretnym przekazem. W swoich tekstach mówimy o tym czego sami w życiu doświadczyliśmy, mówimy o tym, że życie jest cenne, jest darem od Boga. Sami przechodziliśmy wielokrotnie przez trudne sytuacje co nauczyło nas, że życie bez celu to puste życie. Wyrwani z nałogu i bezsilności jesteśmy żywym dowodem na to, że istnieje wyjście z każdej sytuacji. Zamówienia proszę kierować: Księgarnia Wysyłkowa „Bogulandia” tel. 603 072 828
[email protected] www.bogulandia.pl