1 Tłumaczenie: ma_dzik00 2 1 Laurelyn Prescott Rzygam już tym samolotem. Cztero i pół godzinny lot z Nashville do Los Angeles minął dobrze. Przerwa w ...
9 downloads
12 Views
3MB Size
Tłumaczenie: ma_dzik00 1
1 Laurelyn Prescott
Rzygam już tym samolotem. Cztero i pół godzinny lot z Nashville do Los Angeles minął dobrze. Przerwa w locie była do zniesienia dzięki barowi na lotnisku, ale ostatni etap naszej podróży do Australii staje się z każdą mijającą minutą coraz bardziej nie do zniesienia. Próbuję policzyć ile jeszcze będziemy lecieć do Sydney. Moje wyczerpanie powoduje, że ciężko mi wykonać proste działanie, ale wygląda na to, że zostały jeszcze prawie dwie godziny nim znowu poczuję stały grunt pod nogami. Wzdycham i nakazuję sobie cierpliwość. Już tak daleko zajechałam. Wytrzymam jeszcze dwie godziny. To znaczy, no nie mam w tej chwili innego wyjścia, prawda? Spoglądam na moją najlepszą przyjaciółkę, która śpi na fotelu obok mnie i jestem poirytowana. Addison przespała większość lotu i musiałam sama się sobą zajmować. Zaoferowała mi swoje Valium, ale odmówiłam, pewna, że nie będzie mi potrzebne. Zła decyzja. Przechodzę obok Addison i idę na spacer na korytarz, żeby rozprostować nogi, to pomaga. Kiedy wracam na moje miejsce, decyduję, że czytanie pomoże w zabiciu czasu, więc chwytam mój czytnik ebooków i kontynuuję czytanie mojego sukomansu, który zaczęłam wcześniej. Jestem dopiero na szóstym rozdziale i oczywiście kobieta jest już zakochana w swoim nowym gorącym facecie, ale jest w zaprzeczeniu. Jakie to typowe. Kończę dwunasty rozdział, kiedy pilot ogłasza, że będziemy lądować w Sydney za dziesięć minut. Addison nie rusza się, więc odkładam moją niegrzeczną historyjkę i trącam ją, wiedząc, że wybudzenie jej z lekowej śpiączki zajmie kolejne dziesięć minut. - Obudź się, Addison. Już prawie jesteśmy w Sydney. Wierci się, więc znowu ją trącam.- Addison. Wstawaj. Jesteśmy w Sydney. Musisz zapiąć pasy do lądowania. Podnosi głowę i patrzy na mnie nieskupionym wzrokiem. Prostuje się na fotelu i próbuje dobudzić.- Wow, minęło szybciej niż się spodziewałam. - Domyślam się, skoro byłaś w cholernej śpiączce. To było najdłuższe trzynaście godzin w moim życiu. Nawet nie zmrużyłam oka przez cały lot, bo byłam zbyt zajęta
2
zastanawianiem się czy nie skończymy jako pokarm dla rekinów- to wyszło trochę ostrzej niż zamierzałam. - Cóż, nie ma sensu się męczyć, jeśli można temu zapobiec. Powinnaś była wziąć tabletkę szczęścia i może nie byłabyś teraz taka zrzędliwa.- Nie będzie musiała oferować dwa razy podczas naszej podróży powrotnej za trzy miesiące. Dostałam lekcję. Przypięta do fotela zaciskam oczy, kiedy koła samolotu trą o asfalt. Nasi współtowarzysze podróży wiwatują i klaszczą, gdy jesteśmy już bezpiecznie na ziemi. Nie tylko ja cieszę się, że wysiadam z tego samolotu. Odbieramy nasz trzy miesięczny bagaż i siadamy w terminalu, czekając na nasz ostatni lot. Mamy jeszcze godzinę, więc decyduję się odwiedzić lotniskowy bar.- Pójdę po bardzo potrzebną i zasłużoną dawkę alkoholu. Dzwoni telefon Addison i rozpoznaję dzwonek jej brata. Zanim odbiera, ostrzega mnie.- Wróć za trzydzieści minut albo wyślę po ciebie ochronę.- Nie odpowiadam słowami, ale upewniam się, że widzi gest jaki wykonuję ręką. Bar znajduje się niedaleko naszego terminala i siadam na stołku. - Co mogę pani podać?- Mogę nie rozpoznawać tego, co jest wokół, ale wiem, że jestem w Australii, kiedy słyszę jego akcent. - Chciałabym czegoś z lokalnej gorzelni. Lubię lżejsze smaki. Podaje mi jasne piwo z Sydney. Jest ciemne, ale dobre. Siedzę przy barze i sączę. Barman nie próbuje pytać mnie skąd jestem albo dokąd się wybieram. Wydaje się, że ma około pięćdziesiątki, więc podejrzewam, że przez lata słyszał więcej takich gównianych informacji niż chciał i dlatego nie jest zainteresowany moimi. Mi to pasuje. Kiedy kończę wracam do Addison, która pilnuje naszej ogromnej kupy bagażu.- Ben dzwonił, żeby sprawdzić co z nami? - Taa. Chciał się upewnić czy nasz lot nie ma opóźnienia. Powiedziałam mu, że będziemy koło trzeciej. Powiedział, że zabierze ze sobą kolegę do pomocy przy naszym bagażu. Widzę ile mamy walizek i przysięgam, że wyglądamy jak grupa wędrujących cyganów. Większość należy do Addison, ale mam w tym także swój udział- nie da rady spakować mało rzeczy na trzy miesiące pobytu.- To nie jest zły pomysł. - Jest moim bratem. Wie, że jestem droga w utrzymaniu. 3
Siadam i opieram nogi o walizkę przede mną. - Nie powiedział tego, ale wiem, że jest bardzo podekscytowany spotkaniem z tobą. Jest bardzo podekscytowany spotkaniem ze mną. To duża czerwona flaga. Mam nadzieję, że Addison nie chce bawić się w swatkę. - Nawet nie waż się go zachęcać.- Nie jestem teraz zainteresowana randkami. Wie o tym lepiej niż ktokolwiek. Ten cały australijski wypad jest ucieczką od tego całego gówna, a nie żeby znaleźć kolejną kupę. - Nie spotykał się z wieloma Australijkami mieszkając tu. Mówię tylko, że nie powinnaś być zdziwiona, jeśli będzie czegoś próbował. Och, do diabła, nie. Nawet nie jesteśmy na miejscu, a ona już próbuje nas spiknąć.- To się nie zdarzy, Addison. - Będziesz mieszkała w tym samym mieszkaniu co on przez następne trzy miesiące. Kto wie, co może się wydarzyć? W porządku. Teraz zaczynam się wkurzać, bo czuję się jak w pułapce.- Mogę nie wiedzieć, co się wydarzy, ale wiem, co się nie wydarzy, więc zapomnij. - Dobra, dobra, już o tym nie wspomnę. Ben chce zabrać nas wieczorem na miasto, ale wiem, że nie spałaś wiele. Powiedziałam mu, że możesz nie mieć ochoty. - Może polepszy mi się, jeśli uda mi się zdrzemnąć podczas naszego lotu do Wagga Wagga.
Tym razem to Addison trąca mnie, kiedy nasz samolot przygotowuje się do lądowania.- Laurelyn. Obudź się. W końcu jesteśmy na miejscu. Siadam i przeczesuję moje długie, brązowe włosy. Wyglądam okropnie, kiedy są przyklapnięte i jestem pewna, że tak właśnie wyglądają po mojej drzemce. Spałam nie więcej niż czterdzieści minut, ale czuję się odświeżona- poza moimi ustami. Kombinacja oddechu, piwa i braku higieny jamy ustnej podczas naszej podróży. Nie chcę, żeby brat Addison przy pierwszym spotkaniu ze mną zastanawiał się, z której strony mam twarz.- Potrzebuję gumy. Masz coś? Addison sięga do torebki i podaje mi limonowo zieloną paczkę.- Może być podwójna mięta?
4
Biorę dwie, bo jestem prawie pewna, że będą potrzebne dwie dawki podwójnej mięty, żeby załatwić sprawę. Wychodzimy rękawem powietrznym z naszymi bagażami podręcznymi i widzę dwóch przystojnych facetów stojących w terminalu i obserwujących wysiadających pasażerów. Rozpoznaję Bena, kiedy tylko go widzę. Mogłabym go znaleźć w każdym tłumie, mimo, że nawet nigdy nie widziałam jego zdjęcia. Nie można go przegapić: jest idealną męską wersją Addison. Jego blond włosy są ciemniejsze niż jej ( jej miesięczne randkowanie z fryzjerem pomogło tym fikuśnym pasemkom). Ich oliwkowa skóra mocno kontrastuje z ich jasnymi włosami. Jest olśniewający tak jak jego siostra, ale w męski sposób. Szkoda, że nie jestem zainteresowana randkami, bo jest seksowny. Obejmuje siostrę w pasie i ściska ją podnosząc z podłogi i okręca się z nią kilka razy.Nie mogę uwierzyć, że moja mała siostrzyczka przyjechała z tak daleka, żeby się ze mną zobaczyć.- Stawia ją na nogach i spogląda na mnie.- A ty musisz być Laurelyn. - W rzeczy samej. Addison i ja jesteśmy przyjaciółkami odkąd spotkałyśmy się na pierwszym roku w Vanderbilt, ale moja ścieka zawsze omijała Bena z różnych powodów. Teraz kiedy spotykamy się po czterech latach, nie jestem pewna czy powinnam wyciągnąć rękę czy przytulić go, więc czekam na jego ruch. Wybiera przytulenie.- Dobrze cię poznać, Laurelyn. Słuchałem o tobie od czterech lat, więc czuję jakbym już cię znał. - Mam nadzieję, że moja przyjaciółka nie zrujnowała twojej opinii o mnie. - Nigdy- jego skrzywiony, szeroki uśmiech ukazuje głębokie dołeczki. To nie jest przyjacielski uśmiech miło cię poznać. Już ze mną flirtuje, więc zastanawiam się co mu o mnie powiedziała. Addison odchrząkuje.- Przedstawisz nam swojego przyjaciela? Wibracje jakie odbieram od Bena są niekomfortowe, więc cieszę się, że mogę skupić się na jego koledze. Zac jest wysoki i ma atletyczną budowę. Jego ciemne włosy są krótko obcięte, są dłuższe jedynie na czubku głowy. Długie rzęsy okalają jego prawie czarne oczy. Ma na sobie obcisły t-shirt i widzę tatuaż plemienny wokół jego bicepsu. Jego cały wygląd krzyczy „kłopoty”, a to oznacza jedną rzecz: moja przyjaciółka kochająca niegrzecznych chłopców nie da mu spokoju. Najpierw podaje rękę Addison.- Bardzo miło cię poznać. 5
Och, słaniam się. Nie interesują mnie tacy faceci jak on, ale mogłabym słuchać tego australijskiego akcentu przez cały dzień. Chyba słyszę westchnięcie Addison i wiem, że myśli o tym samym.- Świetnie cię poznać. Kocham twój akcent. Podaje rękę mi, ale jego uwaga nadal jest skupiona na Addison.- Mam nadzieję, że podróż była przyjemna. Podróż tutaj w ogóle nie była przyjemna do cholery, ale to niegrzeczne narzekać komuś, kogo dopiero się poznało. Addison odpowiada, więc nie muszę ani kłamać ani narzekać, bo jest bardzo chętna, by skupiać na sobie uwagę Pana Mrocznego i Przystojnego.To była super podróż. - Czy panie mają ochotę uderzyć dzisiaj wieczorem do klubu? Czuję jakbym mogła w coś uderzyć, ale to nazywa się łóżko. Addison jest wypoczęta po swojej drzemce w samolocie, co znaczy, że jeśli odmówię psującą zabawę, o co nigdy mnie nie oskarżono i nie mam zamiaru tego zmieniać.- Jestem jak króliczek Energizera, gotowa do startu. Wyśpię się po śmierci, nie?
6
2 Jack McLachlan
Siedzę w ciemnym kącie i skanuję pomieszczenie niczym wygłodniały drapieżnik, szukający ofiary. Jeszcze jej nie wybrałem, ale kobieta, która będzie dzieliła ze mną łóżko przez kolejne kilka miesięcy jest teraz w tym pomieszczeniu. Obserwuję śliczną blondynkę podchodzącą do mojego stolika.- Co mogę panu podać?- Hmm. Kelnerka- nie mój normalny typ. Mam typ. Atrakcyjna. Dojrzała. Wytworna. Ta kelnerka jest wystarczająco atrakcyjna, ale jej brak wytworności i dojrzałości widać po wyborze ubrania- biała, malutka koszulka i posiepane jeansowe spodenki. Nie bierze mnie. Plus, moje ostatnie dwie towarzyszki były blondynkami. Tym razem chcę innego smaku, ale żadnych rudych. Chcę brunetkę. Piękną. Przypominam sobie, że nie jestem w Sydney, gdzie mam niekończący się wybór wyrafinowanych kobiet do wyboru. Mam ograniczony wybór w małym miasteczku Wagga Wagga, ale to nie znaczy, że mam godzić się na pierwszą atrakcyjną kobietę, którą widzę. - Poproszę Shiraz. Tym razem jestem przygotowany na dłuższy związek- całe trzy miesiące zamiast zwyczajowych trzech lub czterech tygodni. Czekam z niecierpliwością, żeby zatrzymać kolejną na trochę dłużej i to jest kolejny powód, dla którego muszę podjąć mądrą decyzję. Zaczynam moje przeszukiwanie klubu od pierwszego stolika z przodu. Piękna brunetka siedzi z grupą kobiet. Obserwuję ją przez chwilę, ale decyduję, że jest zbyt przyjacielska względem kobiety, siedzącej obok niej. Lesbijki nie są w moim repertuarze. Przez kolejną godzinę skanuję klub i nic. Jestem zniechęcony. Żadna nie wyróżnia się jako ta jedyna, a ten klub jest jak dotąd najlepszym, jeśli chodzi o spotykanie samotnych kobiet w tym mieście. Może powinienem rozważyć powrót kiedy indziej, kiedy nie ma wieczoru z mikrofonem. Dzisiaj, to miejsce jest pełne upitych studentów. Dzisiejsze poszukiwania zakończyły się porażką, ale przynajmniej karaoke było zabawne. Kończę moje wino, kiedy menadżer klubu wchodzi na scenę i prosi następnego wykonawcę do przodu. Mała grupka ludzi na drugim końcu klubu nominuje kogoś od swoich. 7
Mój widok na tego biednego człowieka zostaje zablokowany przez tłum odurzonych dzieciaków stojących między nami, ale jestem pewien, że to będzie kolejna cudowna katastrofa. Klub wybucha wiwatami i skanduje.- Zrób. To. Zrób. To. Zrób. To.- Młoda kobieta wchodzi na scenę i staje plecami do tłumu, kiedy chwyta gitarę ze stojaka. Zakłada pasek przez głowę i zarzuca swoje długie, brązowe włosy na jedno ramię. Kiedy kończy układanie gitary, siada na stołku na środku sceny. Jest piękna. Jakimś sposobem musiałem ją przeoczyć. Ma na sobie krótką, beżową sukienkę, jeansową kurtkę i brązowe buty kowbojskie. Odsłania uda, kiedy kładzie stopy na poprzecznej belce stołka, ale wkłada sobie sukienkę między nogi, żeby nie robić przedstawienia. Kilka razy dotyka strun pożyczonej gitary, a potem nachyla się do mikrofonu.- Czy wszyscy dobrze się dzisiaj bawią? Jest Amerykanką. Chyba. Jej akcent jest jakiś inny- nie taki jak słyszałem w przeszłości. Tłum wybucha pijanymi wiwatami i słyszę jak mężczyzna krzyczy ponad nim.- Teraz jest jeszcze lepiej, słodka! Uśmiecha się i ustawia mikrofon.- Nie jestem stąd. To moja pierwsza noc w Australii. - Wyjdź ze mną, a sprawię, że poczujesz się jak w domu!- Krzyczy mężczyzna z tyłu sali. Ignoruje grubego, obrzydliwego łajdaka krzyczącego do niej.- Nie wiem jaki rodzaj muzyki lubią Australijczycy, ale ta piosenka jest jedną z moich ulubionych odkąd pamiętamgra kilka akordów.- To „Crash Into Me” Dave Matthews Band. Śpiewa ją wolniej od oryginału, dodając swoją interpretację. Jej głos jest zachrypnięty i seksowny, oczy zamknięte. Przechyla głowę i otwiera oczy, kiedy zaczyna śpiewać refren. Przysięgam, czuję się tak jakby patrzyła prosto w moim kierunku, jakby śpiewała do mnie.Och, i ty rozbijaaasz… się na mnie. A ja przychodzę… do ciebie… w marzeniach chłopca… w marzeniach chłopca. Światła sceny świecą na jej twarz i zdrowy rozsądek mówi mi, że nie może mnie widzieć, siedzącego w ciemnym kącie klubu. To nie znaczy, że przestaję mieć nadzieję. Kończy refren i znowu zamyka oczy. Jej długie nogi wystukują rytm na stołku i staję się ofiarą jej syreniego śpiewu. Omamiła mnie. I pragnę jej. Ona jest tą jedyną.
8
Otwiera oczy i znowu patrzy w moim kierunku.- Och, i ty rozbijaaasz… się na mnie…kochanie… Podwiń jeszcze bardziej swoją spódniczkę… i pokaż mi świat… Podwiń jeszcze bardziej swoją spódniczkę… i pokaż mi swój świat… W marzeniach chłopca… w marzeniach chłopca. Kelnerka wraca do mojego stolika, ale nie patrzę w jej kierunku, kiedy mówi. Nawet na sekundę nie mogę oderwać oczu od pięknej brunetki na scenie.- Czy mogę przynieść panu kolejne Shiraz? Moje plany się zmieniły.- Tak, poproszę. Amerykanka kończy piosenkę, a tłum bije brawa i gwiżdże. Uśmiecha się, gdy zdejmuje gitarę przez głowę i nachyla się do mikrofonu.- Dziękuję. Patrzę jak schodzi ze sceny i wraca do stolika, przy którym siedzi z blondynką i dwoma facetami. Cholera! Może ma chłopaka? Wraca moja kelnerka z winem i stawia kieliszek przede mną.- Przepraszam, znasz tą dziewczynę, która śpiewała przed chwilą? - Nie. Powiedziała, że to jej pierwsza noc w Australii. Wyciągam portfel z wewnętrznej kieszeni mojej marynarki i wyjmuje banknot studolarowy. Przesuwam go po stole w jej kierunku.- A ludzie, którzy z nią siedzą? Widzi pieniądze na stole, podnosi je i chowa w czarnym fartuszku, a potem obraca się w stronę stolika, przy którym siedzi moja dziewczyna.- Blondyn to Ben Donovan, a jego przyjaciel to Zac Kingston. Często tutaj bywają, dwa, trzy razy w tygodniu. Dlaczego ta Amerykanka jest tutaj z tymi kolesiami?- Brzmi na Amerykankę. Wiesz może dlaczego z nimi siedzi? - Ben jest Jankesem. Jego rodzina ma winnicę w Kalifornii, a on studiuje tutaj wino na uniwerku. Pewnie jest kimś, kogo zna z domu. Unoszę do góry drugi studolarowy banknot między palcami.- Widzisz to? Jest twój, jeśli dowiesz się, co tutaj robi i jak długo zostanie w Wagga Wagga. I dowiedz się czy spotyka się z którymś z nich. Uśmiecha się i widzę, że jest zainteresowana moją małą grą.- Wrócę to odebrać za chwilę. Opieram się na krześle i piję Shiraz podczas, gdy kelnerka zajmuje się detektywistyczną robotą. Odwiedzająca Amerykanka nie mogłaby być bardziej idealna na
9
moją kolejną towarzyszkę. Kiedy nasz związek się skończy, będzie na innym kontynencie, co zapewni, że nie wpadną na siebie w przyszłości. Mój pobyt w Wagga Wagga staje się coraz bardziej obiecujący. Kończę lampkę Shiraz, kiedy wraca moja kelnerka.- Ma na imię… Przerywam jej zanim kończy zdanie.- Nie, nie chcę znać jej imienia. Widzę, że to zbija ją z tropu, ale pieniądze to pieniądze.- Siostra Bena jest jej najlepszą przyjaciółką i przyjechały spędzić z nim wakacje. Dzisiaj po raz pierwszy spotkała Bena i Zaca. To dobrze. To znaczy, że nie spotyka się z żadnym z nich. Jeśli ci faceci są studentami programu naukowego o winach na uniwersytecie, to będą na przyjęciu Dobrego Rocznika w piątkowy wieczór. Będą chcieli pokazać swoje wina. Zastanawiam się czy ona będzie tam gościem. Wyciągam kolejny banknot z portfela i pokazuję go Blondie.- To będzie twoje, jeśli dowiesz się jakie mają plany na przyjęcie Dobrego Rocznika na uniwersytecie w piątkowy wieczór. Chcę wiedzieć, czy brunetka tam będzie. Znowu się uśmiecha.- Mogłabym grać w tą grę przez całą noc. Dziesięć minut później wraca z kolejnym Shiraz i informacjami.- Chłopcy będą pokazywać swoje wina na kolacji, a obie dziewczyny będą gośćmi. Przesuwam w jej stronę dobrze zarobiony banknot.- Idealnie. Dziękuję. - To była moja przyjemność. Czy mam panu na bieżąco przynosić Shiraz? - Tak. Spędzam kolejną godzinę na zerkaniu na piękną Amerykankę przez tłum ludzi. Jestem rozczarowany, kiedy ich czwórka wstaje, żeby wyjść, ale widzę idealną okazję na spotkanie twarzą w twarz. Idzie w kierunku toalet. Kieruję się w tym kierunku i czekam, kiedy się wyłoni. Kiedy drzwi do damskiej toalety otwierają się, idę w jej stronę, ale patrzy w swoją torebkę. Próbuje mnie ominąć z prawej strony, więc ruszam się razem z nią.- Przepraszam. Jej akcent jest taki niezwykły i uroczy. Robi krok w lewo, a ja ruszam się z nią jak jej lustrzane odbicie.- Bardzo panią przepraszam. Spójrz na mnie. - Chcesz zatańczyć?- Śmieje się, kiedy podnosi wzrok znad torebki. 10
- Z przyjemnością. Jej uśmiech powiększa się na moją odpowiedź. Patrzymy na siebie i próbuję określić kolor jej oczu, ale nie mogę. W korytarzu jest zbyt ciemno. Miałem rację. Jest tą jedyną. Wydaje się być zażenowana.- Przepraszam. Pytanie kogoś czy chce zatańczyć sformułowaniem z miejsca, z którego pochodzę. No wiesz. Kiedy dwoje ludzi próbuje się minąć tak jak my przed chwilą. - Znam to powiedzenie, ale zawsze można mieć nadzieję.- Przechodzę obok niej, kierując się w stronę męskiej toalety.- Myślę, że podobałby mi się taniec z tobą.
Muzyka: Dave Matthews Band- Crash into Me
11
3 Laurelyn Prescott
Jak wybrać strój na kolację Dobrego Rocznika na australijskim uniwersytecie, kiedy nie jest się pewnym, co to jest kolacja Dobrego Rocznika? Stoję przy umywalce, myjąc zęby, podczas gdy Addison bierze prysznic. Jezu, to dzielenie łazienki z dwiema osobami nie jest śmieszne, zwłaszcza, jeśli jedno z nich poświęca swojemu wyglądowi tyle, co Addison. Wypłukuję i wycieram usta.- Nigdy nie powiedziałaś mi tak naprawdę, co to za okazja, na którą dzisiaj idziemy. - Kolacja Dobrego Rocznika.- Świetnie. I wszystko jasne. Chwytam moją kosmetyczkę z przyborami do makijażu i zaczynam nakładać podkład. Światło w naszej sypialni jest fatalne, w łazience niewiele lepsze, ale nie mogę narzekać, skoro jestem tutaj gościem i to w dodatku za darmo. Poza tym, Addison narzeka za nas obie. - Możesz powiedzieć mi coś więcej? Na przykład, co się będzie działo i w co mam się ubrać? - Nie może być zbyt formalne, jeśli jest organizowane przez uniwersytet, więc letnia sukienka będzie ok. Może ta czarna bez ramiączek z szerokim białym paskiem wokół talii? To kameleon, będzie pasowała nawet, jeśli się okaże, że trzeba było się trochę wystroić. Wzięłaś ją? Pamiętam jak wieszałam ją w szafie, kiedy się rozpakowywałyśmy.- Wzięłam. - Ben mówi, że impreza zacznie się przystawkami na zewnątrz, gdzie spróbujemy pierwszej kolejki nowych win. Kiedy skończymy, pójdziemy do środka na kolację i jeszcze więcej wina. Pewnie będzie jakiś zespół, więc spodziewaj się tańczenia. Jedzenie, picie, tańczenie. Wolne tańczenie. Brzmi fajnie i dość niewinnie, tylko niestety podejrzewam, że Ben uważa mnie za kogoś więcej niż za zwyczajnego gościa. Kiedy kończę układać włosy i robić makijaż, zakładam czarną sukienkę bez ramiączek. Kiedy Addison wchodzi do naszej sypialnie, każe mi zrobić obrót i gwiżdże.- Dobrze, dobrze. - Dzięki. Ma na sobie beżową sukienkę zawiązywaną na szyi, nie znam jej. Beż połączony z jej blond włosami i oliwkową skórą wygląda olśniewająco.- Chyba jej wcześniej nie widziałam. 12
- Jest nowa. Kupiłam ją zanim wyjechałyśmy. Myślisz, że spodoba się Zacowi? - Myślę, że spodobałabyś się Zacowi we wszystkim. A najbardziej w niczym. Śmieje się, ale wie, że to prawda. Bardzo na nią leci.- Myślę, że mnie lubi. - Skromność do ciebie nie pasuje, Addie. Oczywiście, że cię lubi. Nie wiem jak mogłabyś w to wątpić. Odkąd tu przyjechałyśmy, cały czas jest w pobliżu. - Wiem, ale niczego nie powiedział ani nie wykonał ruchu. - Minęły dopiero trzy dni. Nie wszyscy faceci próbują dobierać się do majtek trzydzieści sekund po spotkaniu. - Wiem. Chyba mam wątpliwości, bo nie spróbował. - Obserwuj jego reakcję, kiedy wyjdziemy. Będziesz wiedziała, co mu chodzi po głowie. Oczy Zaca mówią wszystko, kiedy widzi Addison. Leci na nią. Niestety, reakcja Bena na mnie jest bardzo podobna. Co ja sobie u diabła myślałam? To wielki błąd, że idę na to wydarzenie, jako gość Bena i to w tej sukience, ale już za późno. Szczęście trzyma się mnie przez pierwszą połowę wieczoru, bo udaje mi się unikać Bena. Jest zajęty prezentowaniem swoich win, ale moje szczęście opuszcza mnie, jak zawsze. Kończymy kolację, a on chwyta mnie za rękę i podnosi z krzesła.- Zatańcz ze mną. Uśmiecham się i idę za nim na parkiet głównie, dlatego, że nie mam odpowiedniej wymówki, by tego nie robić. Jeden taniec. Dam radę. Spoglądam na Addison tańczącą z Zaciem. Cieszy się bardziej niż świnia w błocie i cieszę się z jej powodu. Jej szczęście, co do związków nie było o wiele lepsze od mojego.Chyba dobrze się bawi. - Zac też nie wydaje się być niezadowolony. Domyślam się, że ty i ja oficjalnie zostaliśmy porzuceni na resztę nocy. Cholera! To oznacza, że będziemy sami, kiedy wrócimy do mieszkania.- Nic nie szkodzi. Nadal mam kaca po locie. Pewnie i tak od razu pójdę do łóżka. Podchodzi do nas młody mężczyzna.- Panie Donovan, przepraszam, że przeszkadzam, ale mamy problem ze znalezieniem pańskiego merlota. Ben przestaje się kołysać, ale nie puszcza mnie.- Przepraszam, kim jesteś? - Jestem Greg, jeden z kelnerów dzisiejszego wydarzenia. Ben wygląda na skonsternowanego.- Wszystkie moje wina były zebrane w jednym miejscu. 13
Greg wzrusza przepraszająco ramionami.- Szukaliśmy wszędzie i nie ma go z innymi. Puszcza mnie.- Jestem pewien, że ktoś go przestawił w tym chaosie. Wybaczysz mi na chwilę? - Nie ma problemu. To twój wyjątkowy wieczór. Musisz zrobić wszystko, żeby zakończył się sukcesem. Przesuwa ręką po moim ramieniu.- Szybko wrócę. - Nie ma problemu. Bez pośpiechu.- Naprawdę. Nie śpiesz się. Podchodzę do stołu, czując się trochę winna, że czuję ulgę. Widzę Addison i Zaca na parkiecie i rozpoznaję jej charakterystyczne ruchy. Kiedy robią obrót i Zac stoi plecami do mnie, wskazuje na niego palcem i mówi bezdźwięcznie.- Dzisiaj go przelecę. Słyszałam to już wcześniej i nie mam wątpliwości, że to właśnie zrobi. To Addison. Jest na innym kontynencie od trzech dni i już znalazła sobie kolejnego kochanka. Unoszę rękę w powietrze, robiąc pazury tygrysicy, warcząc po cichu. Chichoczę, kiedy widzę, że robi to samo za jego plecami, kiedy słyszę głos.- Smakuje ci dzisiejsze wino? Spoglądam w górę i nie jestem przygotowana, na tego, kogo widzę. Nawet piórko byłoby w stanie mnie teraz przewrócić. To on, piękny mężczyzna z klubu. Nie miałam okazji dobrze mu się przyjrzeć tamtej nocy, ale wygląda jeszcze lepiej niż pamiętam. Jest wysoki, ma szerokie ramiona, takie, po których chciałabym przesunąć rękami. Jego ciemne włosy są potargane, kontrastują z jego biznesową powierzchownością. Zastanawiam się czy celowo je tak ułożył czy może jakaś kobieta właśnie przeczesała je palcami. Jeśli to drugie, to do diabła, co za szczęściara. Znowu jest ubrany w garnitur, ten ma kolor ciemnej platyny z prążkowaną koszulą. Niebiesko platynowy krawat sprawia, że jego lazurowe oczy są jeszcze bardziej intensywne. Powiedział coś? Chwila- zapytał jak smakuje mi wino? Tak mi się wydaje.- Tak, bardzo. Spojrzał na kieliszek przede mną.- Co pijesz? O cholera. Nie wiem, co to za wino. Są tylko dwa rodzaje w moim repertuarze: dobre albo nie dobre. Spoglądam na nie i decyduję, że nie ma sensu udawać, że wiem.- Szczerze? Nie mam bladego pojęcia. Jest czerwone i jest dobre. Tylko tyle wiem. Uśmiecha się i zabiera kieliszek z mojej ręki. Podnosi je do inspekcji, a potem podtyka sobie pod nos.- To Cabernet Sauvignon- przechyla kieliszek i bierze małego łyka.- Nie jest złe.
14
Och, słaniam się. Jego usta były tam, gdzie moje. Szczęściarz z tego kieliszka.- Będę ci musiała wierzyć na słowo, bo nic nie wiem o winach. Marszczy brwi, kiedy na mnie patrzy. Do diabła. Jego oczy są tak uwodzicielskie, bez wysiłku można się w nich zgubić.- Jeśli nie znasz się na winie, to, po co przyszłaś na tą kolację? - Jestem gościem jednego ze studentów, który reprezentuje tutaj swoje roczniki. Wskazuje na kieliszek, który nadal trzyma.- To twojego znajomego? To Bena? Wszystko zlewało mi się w jedno po kilku kieliszkach.- Chyba tak. - Dobre. Nie mogę powiedzieć tego samego o większości tych, które dzisiaj spróbowałem. - Przekażę to Benowi. A może ty byś chciał. Odszedł na chwilę, ale powinien wrócić w każdej chwili.- Cicho modlę się, żeby nie wrócił i nie zepsuł mi rozmowy z mężczyzną, o którym nie mogę przestać myśleć od naszego poprzedniego spotkania. Uśmiechnął się krzywo.- Jeśli dobrze pamiętam, to jesteś mi winna taniec. - Zdaje się, że tak.- Sięga po moją rękę i prowadzi mnie na parkiet, gdzie zespół gra prawie przyzwoity cover Vana Morrison’a „Someone Like You”. Zaczynamy tańczyć w ich tempie. - Jesteś Amerykanką? - Codziennie i podwójnie w niedzielę. Śmieje się.- Co sprowadza taką zabawną Jankeskę do Wagga Wagga? Spoglądam przez jego ramię i widzę, że Addison na mnie patrzy, więc uśmiecham się do niej.- Moja najlepsza przyjaciółka zaprosiła mnie, żebym spędziła z nią wakacje. - Twój akcent brzmi inaczej niż Amerykanów, których znam. Przez lata słuchałam docinek Addison na temat mojego akcentu.- To dlatego, że pochodzę z południa- wyjaśniam. - Podoba mi się- mówi.- Więc, jak udało ci się zawiesić życie na trzy miesiące? - Musiałam na chwilę zrezygnować z mojej kariery, żeby przemyśleć pewne decyzje, które muszę podjąć. Zerka przez moje ramię i na jego twarzy pojawia się irytacja.- Muszę gdzieś być za kilka minut, więc będę musiał skrócić nasz taniec, ale czy nie zechciałabyś zjeść ze mną jutro kolacji? Jak mogłabym odmówić temu mężczyźnie.- Tak. 15
- Mam jutro po południu spotkanie i spodziewam się, że może się trochę przeciągnąć. Mogę wysłać po ciebie mojego kierowcę, żeby podjechał po ciebie o siódmej? Ma kierowcę?- Emm, ok. Wyjmuje telefon z kieszeni.- Gdzie się zatrzymałaś? Chwilę zajmuje mi przypomnienie sobie nieznajomego adresu, wpisuje go w telefon.452 Stanton Street. - Mój kierowca ma na imię Daniel i będzie punktualny. - Ok. Będę gotowa.- Kiedy odchodzi, przypomina mi się, że nie przedstawiliśmy się sobie.- Zaczekaj. Nie wiem jak masz na imię. Uśmiecha się, idąc w tył.- Będzie bardziej interesująco, jeśli nie będziesz go znała. Do zobaczenia jutro wieczorem. Bardziej interesująco? Co to ma znaczyć do cholery? Mówi mi jak ma na imię jego kierowca, ale o swoim nie wspomina? To dziwne. Powinnam znać jego imię, jeśli zgodziłam się zjeść z nim kolację. Mam ochotę pobiec za nim, ale czuję ciepłą rękę na moim ramieniu.- Hej, co tu tak stoisz sama na środku parkietu?- Pyta Ben. - Nie byłam sama. Tańczyłam z kimś, ale musiał wyjść.- Szukam Bezimiennego, ale już go nie ma. Jak zjawa. Ben patrzy na mnie zdezorientowany, jakbym wymyśliła to wszystko.- Ok. Chcesz dokończyć taniec? - Pewnie. Kiedy tańczę z Benem, nie mogę przestać myśleć o tej zjawie i o sposobie, w jaki zniknął nie podając mi swojego imienia. Cholera! Założę się, że ten przystojny łajdak ma żonę i dlatego nie chce mi powiedzieć kim jest. To nie będzie mi pasowało. Jeśli jest jedna rzecz, której nie robię, to jest nią zadawanie się z żonatymi. Muszę porozmawiać z Addison, ale jest skoncentrowana na obłapianiu Zaca. To oznacza, że wyśle mnie do domu samą z Benem. Nie jestem w nastroju, żeby się z tym zmierzyć.- Nie czuję się najlepiej. Chyba złapię taksówkę i wrócę do mieszkania. - Odwiozę cię. Kładę rękę na jego ramieniu.- Nie mogę cię o to prosić. To twój wielki wieczór. Zostań i pochwal się tym, co osiągnąłeś. 16
- To mi nie przeszkadza. Naprawdę. Taaa, wiem. Jest takim miłym facetem, ale nie jestem zainteresowana.- Wiem, ale poczułabym się gorzej, gdybyś nie został i promował tego, na co tak ciężko pracowałeś. Zgadza się i łapie mi taksówkę. Chcę być w łóżku, kiedy wróci do domu. Udaję, że śpię, kiedy puka do drzwi sypialni, bo nie jestem pewna czego chce. No cóż, to nieprawda. Wiem, czego chce, ale wybieram tchórzostwo. Powinnam być brutalna i kazać mu się odwalić, ale nie robię tego. Unikam go, jedynie odwlekając to, co nieuniknione.
Budzę się, kiedy czuję, że łóżko pode mną zaczyna się ruszać. Co do diabła? Adrenalina mknie przez moje żyły i moje serce zaczyna walić. Czuję jak pulsuje mi na szyi, w piersi i w głowie. Nawet w rękach. - Addison?- Modlę się, by usłyszeć jej głos. - Taa- szepcze jakby bała się, że kogoś obudzi. Za późno. Czuję ulgę, że to jej głos, a nie Bena, ale jestem wściekła jak cholera. Spoglądam na zegar na stoliku nocnym. Jest 3:18 nad ranem.- Cholernie mnie przestraszyłaś. Co ty robisz w tym łóżku o tej godzinie? Myślałam, że jesteś u Zaca. - Byłam. Taaa, a teraz nie jesteś.- Dlaczego wróciłaś? Coś się stało? - Nie, ale znasz mnie. Nie chcę być taką dziewczyną, tą co nadużywa gościnności. Racja. Bo facet nie jest ci nic winien po tym jak dobierze się do twoich majtek.- Niech dobrze zrozumiem. Nie chcesz być dziewczyną, która nadużywa gościnności, ale będziesz dziewczyną, która pozwoli mu eksploatować twoją pochwę? Uderza mnie w ramię w ciemności.- To wulgarne, Laurie- chichocze.- Ale prawdziwe. Wyeksploatował ją po mistrzowsku. Fuu. Żartowałam. Ona nie. - To taka gra, Laurie. Zaufaj mi. Wiem, co robię. Będzie bardziej mnie pragnął, jeśli będzie musiał leżeć w łóżku myśląc o mnie. Będzie żałował, że nie poprosił mnie, bym została, ale jest też inny powód, dla którego wróciłam. Nie chcę, żeby Ben wiedział, że zetknęłam się biodrami z Zaciem. Dobry Boże. A więc tak to się teraz nazywa.- A co ma do tego Ben? 17
- Jesteś jedynaczką, więc nie łapiesz tego. Braci nie obchodzi ile masz lat. Odwala im, jeśli ich przyjaciele pieprzą się z ich siostrami. A co z siostrą, której odwala, bo jej brat próbuje połączyć się biodrami z jej przyjaciółką? Nie powinna mu tego odradzić czy coś? - Więc, widziałam jak tańczysz z przystojnym garniturem zeszłej nocy. Co się dzieje? Przystojny garnitur. Może być.- To był on, mężczyzna na którego wpadłam w klubie, kiedy wychodziliśmy tamtej nocy. Ten sam, o którym nie mogłam przestać myśleć od trzech dni. - Och, wow. Co za zbieg okoliczności.- Nie musi mi tego mówić. Myślałam, że już go nigdy więcej nie zobaczę. - Wiem. Zaprosił mnie jutro na kolację- wydobywa się ze mnie wysoki pisk, który nie powinien się przydarzyć dwudziesto dwuletniej kobiecie.- Przyśle po mnie swojego kierowcę, bo ma jakieś spotkanie. Czy to nie dziwne? - Chyba nie, no chyba, że nazywa kierowcą faceta za kółkiem taksówki. Musi być bogaty. Czym się zajmuje? - Nie wiem. Nie zaszliśmy tak daleko. - Jak ma na imię? Decyduję nie mówić jej, że powiedział, że będzie bardziej interesująco, jeśli nie będę go znała.- Emm, tak daleko też nie zaszliśmy. - To popieprzone. Umawiasz się z facetem i nie wiesz kim on jest? Kogo zgłoszę policji, jeśli zaginiesz, bo jest kolejnym przystojnym, seryjnym mordercą? Wiesz, Ted Bundy też był okropnie czarujący. Och, do diabła. O tym nie pomyślałam. A co jeśli jest jakimś dziwakiem?- To powiesz im, że zrobił to przystojny garnitur. Muzyka: Van Morrison- Someone Like You
18
4 Jack McLachlan
Daniel pisze do mnie, kiedy podjeżdża pod hotel Ashford, więc wstaję od naszego stolika w hotelowej restauracji. Kiedy wychodzę przed hotel, żeby przywitać się z moją amerykańską dziewczyną, Daniel obchodzi samochód, by otworzyć jej drzwi, ale go powstrzymuję.- Ja się tym zajmę, Danielu. Dziękuję. Otwieram drzwiczki, a ona staje na chodniku. Ma na sobie kwiecistą, satynową sukienkę na jedno ramię z paskiem w talii i bardzo wysokie szpilki, które jeszcze bardziej wydłużają jej i tak już długie nogi. Jest piękna i chcę dotknąć skóry na jej wyeksponowanym ramieniu. Spogląda na hotel, a potem na mnie.- Poważnie? Przywiozłeś mnie do hotelu? Jej twarz mówi mi, że jest wkurzona, ale łatwo się domyślić, dlaczego doszła do takich wniosków.- Spotkanie z moją ekipą ds. sprzedaży odbyło się w Sali konferencyjnej tego hotelu. Pomyślałem, że możemy zjeść kolację w Ash. To hotelowa restauracja. Powiedziano mi, że jest najlepsza w mieście. Jej policzki różowieją.- Przepraszam. - Nie przejmuj się. Chwyta moje zaoferowane ramię.- Nie jesteś z Wagga Wagga? - Nie- mówię jej tylko tyle, ale nie naciska na więcej. Pozwalam jej iść przede mną przez obrotowe drzwi do lobby.- Zatrzymałeś się w tym hotelu? - Nie. Zatrzymałem się na wsi. - Och. Prowadzę ją na tyły restauracji, do naszego stolika. Odsuwam jej krzesło i wsuwam pod nią, gdy siada.- Jesteś głodna? Uśmiecha się i dociera do mnie, że chcę poznać wszystkie sekrety, jakie za tym ukrywa.- Bardzo. Nie jestem jedną z tych dziewczyn, które boją się jeść na randce. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza. - Wcale.
19
Jest milcząca, kiedy czyta listę win. Przychodzi nasz kelner, by odebrać zamówienie.Poproszę Sauvignon Blanc. Podnosi oczy znad listy.- Nie mam pojęcia jak się zamawia wino. Poproszę to, co ty. - Dwa razy Sauvignon Blanc. Trzyma przed sobą menu i nie widzę jej twarzy. Czyta je jakby później miała mieć z niego egzamin albo co.- Nie wiem, co chcę. Wszystko wygląda dobrze. - Mój partner biznesowy polecał owoce morza. Chwilę później kładzie menu na stole.- Owoce morza brzmią dobrze. Wezmę faszerowane krewetki. Po tym jak kelner przynosi nasze wino i przyjmuje zamówienie, kontynuujemy naszą bezpieczną, ogólną rozmowę.- Jak poszło wczoraj twojemu znajomemu? - Benowi poszło bardzo dobrze, ale nie spodziewałam się niczego innego. Wino to jego rodzinny interes. Pamiętam, że kelnerka wspomniała o tym. Wierzę, że powiedziała, iż pochodzi z Kalifornii.- Rozumiem to. Ma się większą pasję, jeśli coś zapewnia ci życie. - Mówisz to jakbyś mówił z doświadczenia.- Jest jedną z tych bystrych. - Tak. Też jestem zatrudniony w przemyśle winiarskim.- To pół prawdy, bo nie mówię jej, że jestem właścicielem dużej liczby winnic od południowej Australii aż do Nowej Zelandii. Uśmiecha się i widzę, że powiązała ze sobą fakty.- Więc to dlatego byłeś na wczorajszej kolacji? - Tak. Mój pracodawca daje dotacje na ten program, więc dostaje automatyczne zaproszenie na takie wydarzenia. Wysłał mnie w zastępstwie. Nie rozmawiamy o niczym szczególnym i czuję, że nastrój naszej rozmowy zmienia się, kiedy kończymy jeść. - Spędziłam ostatnią godzinę, jedząc z tobą kolację, a ty nadal nie powiedziałeś mi jak masz na imię. Może to australijski zwyczaj, ale stamtąd skąd pochodzę, to jest jedna z pierwszych rzeczy, które się mówi. Jest jakiś powód, że mi nie powiedziałeś? Nie interesuje mnie męczenie jej, kiedy słyszę jej możliwe wyjaśnienie.- A myślisz, że jakie mogło by być? Bada moją twarz i po raz pierwszy zauważam niezwykły kolor jej oczu. Myślałem, że są brązowe, ale teraz widzę, że tylko w połowie miałem rację. Są jaśniejsze, bardziej karmel niż czekolada, a jej włosy to nie jeden odcień brązu; pełno w nich miodowych przebłysków. 20
Jej plecy sztywnieją.- Myślę, że masz żonę i małe dzieci, czekające aż wrócisz do domu. Prawie zapominam o jej pytaniu, jesteś tak pochłonięty wpatrywaniu się w okna jej duszy. Coś w nich widzę, ale nie wiem co to jest. Podnoszę moją pustą lewą rękę i wskazuję na miejsce, gdzie byłaby obrączka, gdybym ją miał. Uśmiecham się, bo myśl o tym, że mogę być żonaty jest na przeciwnym biegunie od prawdy.- Żadnej żony. Żadnych małych dzieci. Opiera się na krześle i zdaje się, że nie kupiła tego, co sprzedaję.- Brak obrączki o niczym nie świadczy. - Jestem tajemniczy, ale to nie ma nic wspólnego z byciem żonatym. Kelner wraca, żeby zabrać nasze talerze i milczymy dopóki nie odchodzi.- Dlaczego jesteś tajemniczy? - Z braku lepszej odpowiedzi, taki po prostu jestem. Marszczy brwi.- Cóż, to wszystko wyjaśnia. Wkraczam na niebezpieczne wody. Ta dziewczyna jest inna niż pozostałe. Jeśli nie postąpię z nią we właściwy sposób, ucieknie. Tego jestem pewien.- Ty i ja będziemy w Wagga Wagga przez następne trzy miesiące. Naprawdę chciałbym się z tobą widywać przez ten czas. - Czy w końcu poznam twoje imię?- Śmieje się, ale nie ma pojęcia, że ukrywanie prawdziwych imion jest warunkiem numer jeden w moich związkach. Niech to szlag! Zbiła mnie z tropu i czuję jakbym nigdy wcześniej tego nie robił. Robię wdech, by oczyścić głowę zanim zaczynam.- Moje życie jest skomplikowane z powodów, o których nie będę rozmawiał. Jeśli chodzi o związki, to muszę być proste i niewymagające. Ujawnianie mojej tożsamości komplikuje sprawy, więc nie poznasz mojego prawdziwego imienia. - Ty nie żartujesz. Nie potrafię odczytać jej reakcji. Nie wiem czy jej to pasuje czy przeraża.- Kiedy skończą się trzy miesiące, my też się skończymy. Pójdę naprzód i ty też. Nie będziesz znała mojego imienia ani żadnej identyfikującej mnie informacji, więc nie będziesz miała sposobu, by się ze mną skontaktować. Nigdy. Ta twarz, której nie potrafię odczytać, jest pełna konsternacji.- Ale dlaczego? Mam swoje powodu, ale nie wyjaśnię ich.- Bo dla mnie tak musi to wyglądać.
21
Jest najwyraźniej wkurzona, czego dowodem jest to jak patrzy na mnie spode łba.Jeśli nie będziesz chciał mieć ze mną żadnego kontaktu, to nie będę miała z tym problemu, Jack. Uśmiecham się, bo nie ma pojęcia, że właśnie użyła mojego prawdziwego imienia.- Ta grzeczność będzie odwzajemniona. Nie musisz mówić mi swojego prawdziwego imienia i sama wybierasz ile chcesz mi powiedzieć o sobie. Kładzie łokcie na stole i pochyla się do przodu.- Jesteś nieźle walnięty, ale już o tym wiesz, prawda? Czuję jak mi się wymyka, więc jestem zmuszony użyć mojej ostatniej linii obrony.Jestem bardzo bogatym człowiekiem. Trzy miesiące, które razem spędzimy będą najlepszymi w twoim życiu. Nigdy nie będziesz w stanie przebić tego, czego doświadczysz ze mną. Odchyla się i śmieje.- Cóż, przynajmniej nie jesteś egoistą. Nie skończyłem. Mam jeszcze jednego asa w rękawie.- Sprawię, że twoje fantazje staną się rzeczywistością. Oblizuje usta, a potem wciąga dolną wargę w usta. Boże, chciałbym to zrobić za nią.Chcesz uprawiać ze mną seks. No, nadąża.- Tak, bardzo bym tego chciał. - Brzmi to dla mnie jakbyś potrzebował kobiety do towarzystwa albo dziwki, a ja nie jestem żadną z nich. O cholera. Spieprzyłem koncertowo. Sięgam po jej rękę, by ją uspokoić.- Niczego takiego nie sugerowałem. Sex nie byłby jedynym elementem naszego związku. Byłoby o wiele więcej rzeczy niż to. Zabiera rękę.- Nie sypiam z nieznajomymi, a zdaje się, że dalej nim będziesz, skoro nie chcesz mi powiedzieć czegoś tak podstawowego jak twoje imię. Odsuwam rękę.- Masz bardzo dobre argumenty, ale to nie byłoby tak. Poznawalibyśmy się w nasz własny sposób. - Do diabła z tym gównem. Wychodzę- odsuwa się od stołu.- Proszę, zadzwoń do swojego kierowcy i poproś, by odwiózł mnie do domu. Brawo, Jack. Brawo. Wyciągam telefon z kieszeni i dzwonię do Daniela.- Przed wejściem do hotelu, teraz. Patrzę na jej twarz, gdy odwraca wzrok, odmawiając patrzenia na mnie. Żałuję, że nie spędziliśmy razem więcej czasu. Żałuję, że nie mogę wszystkiego cofnąć i spróbować inaczej. 22
- Będzie za minutę. Proszę, pozwól mi cię odprowadzić.- Nie godzi się ani nie sprzeciwia, kiedy wstaję, by odprowadzić ją do wyjścia. Samochód czeka na chodniku, gdy wychodzimy przez drzwi obrotowe. Otwieram tylne drzwi pasażera i jej karmelowe oczy spotykają moje zanim wsiada.- Miłego życia, kimkolwiek jesteś. Wow, no to koniec. Wsiada do środka, a ja stoję z ręką na drzwiach, czekając by je zamknąć. Nie chcę tak się z nią rozstawać. Walczę z chęcią wejścia za nią na tylne siedzenie, ale wiem, że to bezcelowe. Obraziłem ją i jasno się wyraziła, że nie przyjmie mojej propozycji. Ale do cholery, nie chcę, by to był ostatni raz, kiedy ją widzę, więc przestaję kłócić się ze sobą i wsiadam do samochodu. Patrzy na mnie ze zmrużonymi, podejrzliwymi oczami.- Co robisz? Zamykam drzwi.- Jadę z tobą. Odsuwa się na drugi koniec siedzenia.- Moja odpowiedź brzmi „nie”, więc po co? Świetne pytanie.- Nie wiem. Jedziemy w niekomfortowej ciszy, Daniel wiezie nas do miejsca, w którym się zatrzymała. Wysilam się, żeby wymyślić jakieś alternatywne podejście, ale nic z tego. Samochód zatrzymuje się, Daniel otwiera jej drzwi, a ona wysiada. Robię to samo i idę za nią w kierunku wejścia do budynku i nie mogę zwalczyć pokusy jeszcze jednej próby.Proszę, przemyśl to i rozważ moją propozycję. Zatrzymuje się.- Ty arogancki dupku! Przyjechałeś ze mną, żeby spróbować namówić mnie na ten swój popieprzony pomysł. Nie wiem, dlaczego czuję jakbym miał prawo jej dotykać albo, dlaczego miałaby mi na to pozwolić, ale wyciągam rękę i kładę palce na jej ustach.- Ciii. Nie mów znowu „nie” w tej chwili. Poczekaj aż będziesz miała czas, by o tym pomyśleć. To nowy pomysł i może będziesz inaczej się z nim czuła, kiedy go przemyślisz. Przesuwam kciukiem po jej dolnej wardze i pocieram ją, kiedy przypominam sobie w jaki sposób ją ssała.- Jeśli powiesz „tak”, następne trzy miesiące będą najlepszymi w twoim życiu. Zabieram rękę z jej twarzy.- Będę w hotelowej restauracji jutro o ósmej wieczorem, jeśli zdecydujesz, że chcesz poznać więcej szczegółów.
23
5 Laurelyn Prescott
Otwieram drzwi i praktycznie wpadam do pustego mieszkania. Addison poszła z Zakiem na ich pierwszą randkę po seksie. Nie mam pojęcia, gdzie jest Ben, ale cieszę się, że jestem sama. Nie chcę się tłumaczyć, dlaczego wróciłam z randki z facetem, którego nie potrafię nawet nazwać. Jest jeszcze wcześnie, ale nic nie ma w telewizji, więc przebieram się w piżamę i idę do łóżka. Nie mogę zasnąć, mój umysł pochłonięty jest myślami o tym, co zaproponował mi Pan Bezimienny. To szokujące. To dziwne. To interesujące. To fascynujący pomysł. Przynajmniej wiem jak to się skończy. Nie będzie szans na złamane serce. Powiedział, że to będą najlepsze trzy miesiące mojego życia. Doświadczę nowych i cudownych rzeczy. Sprawi, że moje fantazje staną się rzeczywistością. Dlaczego wybrał mnie? Już kiedy byłam małym dzieckiem, wiedziałam, że coś jest ze mną nie tak. Nigdy nie udało mi się mieć normalnego związku z mężczyzną- romantycznego czy nie romantycznego. Może moje problemy są spowodowane przez mojego ojca- a raczej jego brak- albo nieodwzajemnioną miłość mojej matki do niego. Żadna z tych rzeczy nie miała dobrego wpływu na moje uczucia romantyczne. Mniejsza o przyczynę, jestem wybrakowana. Może powinnam to rozważyć. Nie żebym miała jakąś inną ofertę. Dopiero po kilku godzinach udaje mi się zasnąć, bo nie mogę przestać myśleć o rzeczach, które powiedział Bezimienny. Ledwie udało mi się zasnąć, a już zostaję obudzona przez Allison, która po raz kolejny wkrada się do sypialni. Uważa Bena za głupka? Musi wiedzieć, co ona robi z Zaciem. Spoglądam na zegar: 6:27 rano. Udało jej się wrócić prawie o przyzwoitej godzinie. Kładzie się obok mnie.- Powiedz mi, że nie będziesz mnie tak budzić przez kolejne trzy miesiące- mówię. - Nie mogę nic obiecać. Widzę, że jesteś tutaj, więc przystojny garnitur jednak nie jest dziwacznym seryjnym mordercą. Jak było?
24
Myliła się, co do tej dziwacznej części.- Delikatnie rzecz ujmując, była to dziwna randka. - Odkrywam, że Australiczycy są inni. Mogę wymyślić wiele słów, opisujących Bezimiennego, ale żadne nie wydaje się odpowiednie. Trzeba stworzyć nowe słowo na to, czym on jest.- Inny nawet nie zaczyna opisywać tego o co ten facet mnie poprosił. - Ooch, to nie brzmi dobrze. - Na początku pomyślałam, że jest szalony, ale teraz już nie jestem pewna. Miałam czas, by o tym pomyśleć… i to w pewnym sensie, może być seksowne. Addison usiadła prosto na łóżku. Mam jej całą uwagę.- Co zrobił? Poprosił cię, żebyś zrobiła mu laskę pod stołem podczas kolacji? Nie mogę zdobyć się na opowiedzenie jej o tym, że nie powiedział mi jak na imię ani nie podał żadnych szczegółów swojego życia.- Poprosił mnie, żebym spotykała się z nim przez kolejne trzy miesiące, a potem odeszła bez żadnego kontaktu w przyszłości. Kładzie się na łóżku.- Więc, faceta nie interesują długoterminowe związki? To wydaje się dość rozsądne, skoro będziesz dziewięć tysięcy mil stąd. Zac i ja mamy podobny układ. Nie, to nie to samo, ale nie mogę jej powiedzieć o reszcie.- Chyba tak. Powiedział mi, że jest bogaty, i że sprawi, że kolejne trzy miesiące będą najlepszymi w moim życiu. Powiedział, że sprawi, by moje fantazje stały się rzeczywistością. - Emm, najlepsze trzy miesiące twojego życia i spełniające się fantazje? Co cię powstrzymuje? - Bezcelowym wydaje się spotykanie z kimś, kiedy wiem, że to się skończy za trzy miesiące.- I jeszcze kwestia uprawiania seksu z kimś, kogo nie kocham. Nie jestem pewna czy tak potrafię. - Za dużo myślisz, Laurelyn. Facet jest bogaty i obiecuje ci trzy najlepsze miesiące w twoim życiu. Nie ma nad czym się zastanawiać. Nie wierzę, że to rozważam.- Myślisz, że powinnam to zrobić? - Jeśli tego nie zrobisz, wrócisz do domu i będziesz się zastanawiała co mogłaś zyskać? Odpowiedź jest jasna.- Oczywiście, że tak. Słychać pukanie do drzwi sypialni.- Wejdź- mówi Addison. Ben otwiera drzwi. - Przyszła przesyłka. Twarz Addison rozjaśnia się.- Jaka przesyłka? 25
- Kwiaty i śniadanie. - Super!- Mówi odrzucając pościel.- Widzisz? Mówiłam ci, że wiem jak grać w tą grę.Wygląda na to, że Ben dowie się o Zacu wcześniej niż planowała. Idziemy do kuchni i znajdujemy na stole bukiet kwiatów, obok którego stoi koszyk ze śniadaniowymi przekąskami. Addison trzyma w jednej ręce butelkę szampana, a w drugiej sok pomarańczowy.- Mimozy na śniadanie. Możesz w to uwierzyć? I to nie jest tani szampan. Jest drogi. Bardzo drogi. Wyjmuje bilecik z białej koperty i jej uśmiech znika, gdy go czyta.- Och. To nie dla mnie. Czuję przypływ nadziei. Czy to wszystko może być dla mnie? Od niego, od mężczyzny bez imienia?- Co jest na bileciku? Podnosi go do góry.- „ Nie pożałujesz, jeśli powiesz tak.” I jest podpis: „od Lachlan’a”. Uśmiecham się, ale przygryzam wargę próbując ukryć moje zadowolenie. Ma na imię Lachlan. Jestem zdezorientowana tym nagłym wyznaniem. Powiedział, że imiona nie są częścią gry, więc co się zmieniło? Może zdecydował, że jest bardziej zainteresowany normalnym związkiem niż takim jaki wczoraj zaproponował. Zabieram Addison bilecik, bo sama chcę przeczytać. Przesuwam kciukiem po jego słowach. Męski charakter pisma. Jestem pewna, że pisał to osobiście. Słyszę strzelanie korka, kiedy Addison otwiera szampana.- Laurie, ten facet jest na ciebie napalony, dziewczyno. Ben krzyżuje ramiona i wygląda na wkurzonego.- Daj spokój. Dopiero poznałaś tego faceta. Czy to nie wydaje się trochę przesadzone? - Mnie bardzo by się podobało, gdyby facet zrobił dla mnie coś takiego- Addison dolewa soku pomarańczowego do swojego szampana.- Dla mnie to gwarantuje dostanie się do moich majtek. - Addison! Ben wychodzi z kuchni i zatrzaskuje swoje drzwi od sypialni.- Nie powinnaś była mówić tego przy nim i obie wiemy dlaczego. Addison sięga po rogalika.- Och, nic mu nie będzie. Więc, co zrobisz?
26
Nie ma nic złego w próbowaniu. Jeśli nie będzie mi się podobało, zawsze mogę się wycofać.- Powiedział, żebym spotkała się z nim dzisiaj wieczorem, jeśli chcę poznać więcej szczegółów. Chyba to zrobię. - Moja dziewczyna. Podoba mi się to, że musi czekać cały dzień, zastanawiając się czy przyjedziesz. Będzie taki podjarany, kiedy zobaczy jak wchodzisz. Musisz się spóźnić. Mam idealną małą czarną, która spowoduje, że oszaleje. Tył jest tak niski, że prawie widać rowek na tyłku. Biegnie do naszego pokoju i wraca z bardzo skąpą sukienką mini. Wow, ma rację. Jest niska. I krótka. Może nawet zbyt krótka. Podnoszę ją i nie mam wątpliwości, że będzie mi sięgała wysoko na udzie, bo jestem wyższa od Addison. - Nie będzie dla mnie za krótka? - Co to znaczy za krótka? Poznałaś mnie?
Jest leniwa niedziela, więc zjadamy quiche i wypijamy nasze Mimosy, a potem odpoczywamy w mieszkaniu. Ben jest nadąsany przez resztę dnia, jego nastawienie sugeruje, że nie podoba mu się moja nowa znajomość. Nie odzywa się do mnie przez cały dzień, ale mi to nie przeszkadza. Mogę u niego mieszkać, ale nie jestem mu nic winna. Jego zachowanie sprawia, że łatwiej mi nie czuć się winną z powodu spotkania z innym facetem. Jest osiemnasta i zaczynam przygotowywać się na spotkanie z Lachlanem. Addison chce, żebym się spóźniła i trochę go pomęczyła, ale jeśli się tak stanie to nie dlatego, że nie byłam gotowa na czas. Wskakuję pod prysznic i dwa razy golę nogi i pachy, tak na wszelki wypadek, ale na jaki wypadek, tego nie wiem. Robię makijaż, stojąc z jednym ręcznikiem na głowie, drugi wokół mnie. Decyduję się na smoky eyes- rozwiązłość będzie pasowała do zmysłowej sukienki i wysokich obcasów, które wybrała dla mnie Addison. Jest za dwadzieścia ósma i stoję przed lustrem, oglądając efekt końcowy. Hmm, nie jest źle, jeśli sama tak mówię. Smokey eyes i szkarłatne usta z pewnością przykują jego uwagę, ale moje upięte do góry włosy sprawiają, że moje nagie plecy wołają o dotyk i całkiem możliwe, że o pocałunek. Nigdy w życiu nie czułam się tak kusząca- albo tak kurewska- bo wiem, dlaczego tam idę. 27
Addison ogląda mnie i każe zrobić obrót.- Laurelyn, jesteś kurewsko seksowna. Jest moją najlepszą przyjaciółką, więc jej zadaniem jest mówienie takich rzeczy.- To przez tą sukienkę. - Nie, do diabła. To ty i on będzie o tym wiedział, kiedy zdejmie z ciebie tą sukienkę. Komuś okropnie zależy, żebym była z tym facetem.- Niczego dzisiaj ze mnie nie zdejmie. Idę tylko porozmawiać. Bierze mnie za rękę i wygląda jakby miała mi dać jakąś ważną poradę. Przygotowuję się, bo to nie jest coś, czego bym się po niej spodziewała.- Posłuchaj mnie, Laurelyn. Najlepszym sposobem, by wyleczyć się z kogoś, jest położenie się pod kimś innym. Cóż, jej akta pozostają nieskazitelne. Jeszcze kiedyś zwali mnie z nóg jakąś głęboką, filozoficzną radę. Śmieję się, kiedy słyszę klakson mojej taksówki.- Taksówka już jest. Przytula mnie zanim wychodzę.- Baw się dobrze. Napisz mi, jeśli późno wrócisz, żebym się nie martwiła. - Tak, mamo. To niekomfortowe, ale patrzę na Bena siedzącego na kanapie. Nie rusza się ani nawet nie patrzy w moją stronę, więc wychodzę bez słowa. Tak pewnie będzie lepiej. To krótka podróż do hotelu i prawie doznaję hiperwentylacji, kiedy podchodzę do hostessy.- Jestem tutaj z kimś umówiona. - Imię? Uśmiecham się, kiedy mówię- Lachlan.- To niedorzeczne, że czuję jakbym wygrała jakąś bitwę poznając jego imię. Laurelyn, jeden. Lachlan, zero. Nie wygląda na zadowoloną z mojego przybycia.- A, tak. Powiedział, że ktoś może do niego dołączyć. Tędy.- Prowadzi mnie do stolika dla dwóch osób w tym samym zaciemnionym kącie, który zajmowaliśmy poprzedniej nocy. Kiedy idę w jego stronę, podnosi wzrok znad menu. Jego wzrok wędruje po moim ciele od stóp aż do oczu. Uśmiecha się. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę jego reakcję na tył sukienki. Wstaje i podchodzi do mnie, by odsunąć moje krzesło, tak jak zrobił to poprzedniego wieczoru.- Nie wiedziałem czy…- milknie i wiem, że skupia wzrok na tyle mojej sukienki- a raczej na jego braku. Odchrząkuje.- Nie wiedziałem czy przyjdziesz czy nie. Taa, chyb podoba mu się sukienka.- Nie miałam zamiaru przychodzić, ale jestem. - Bardzo się z tego cieszę. Wyglądasz ślicznie.
28
- Dziękuję, Lachlan- jego jasnoniebieskie oczy spotykają moje i uśmiecham się zadowolona z siebie. Chcę, by wiedział jaka jestem szczęśliwa z wygranej. Jego uśmiech także jest zadowolony.- Smakowało ci wczorajsze Sauvignon Blanc? - Tak. - Chciałabyś znowu się go napić czy spróbować czegoś innego? Wzruszam ramionami.- Może być to samo. Zamawia wino, a potem opiera się na krześle zadowolony z siebie.- Podejrzewam, że jesteś tutaj, żeby porozmawiać o mojej propozycji. Siadam prosto, kiedy czuję, że zaczynam się garbić. Nie mogę okazać mu żadnej słabości, jeśli mam zachować przewagę.- Na to wygląda. - Pytaj mnie o co chcesz.- Jest taki piękny i pewny siebie. Niech to szlag, to denerwujące. Splątuję razem palce i podpieram łokcie na stole. Tak, wiem, że to jest uważane za niegrzeczne podczas posiłku, ale podoba mi się pewność siebie jaką mi daje.- Nie masz żadnych skrupułów, by mnie o to prosić. Zakładam, że już to robiłeś? - Tak, ale nigdy na dłużej niż trzy, cztery tygodnie. Trzy miesiące to dla mnie nowość, ale jestem podekscytowany wypróbowaniem czegoś nowego. Chcę wspomnieć, że już spróbował czegoś nowego, wyjawiając mi swój największy sekret.- Powiedziałeś mi jak masz na imię, więc już jest różnica. Czy to oznacza, że kwestia anonimowości uległa zmianie? Bierze duży łyk wina.- Lachlan to nie jest moje prawdziwe imię. Potrzebowałaś czegoś, żeby mieć jak na mnie mówić, więc wybrałem takie. - Och- czuję jak moja śmieszna dziewczęca nadzieja znika.- Ile razy to robiłeś? To mogą być setki. Albo gorzej, może nie ma pojęcia. - Czy to ważne?- Próbuje zyskać na czasie, wiedząc, że ta liczba będzie kartą przetargową- zgoda albo ucieczka. - Ważne dla mnie. Marszczy brwi i chyba liczy w głowie.- Zgaduję się, że dwanaście. Przyznaję, że to o wiele mnie niż sobie wyobrażałam, ale musiał zgadywać? Nie mówimy o stu dwunastu, więc tak ciężko zgadnąć?- Kiedy zacząłeś to robić? - Pierwszy raz cztery lata temu. Zrobiłem to spontanicznie i spodobało mi się. To mi pasuje, więc od tego czasu nie miałem innych związków. 29
Dwanaście kobiet w cztery lata. To nie było takie… złe.- I żadnej z tych kobiet nie powiedziałeś kim jesteś? - Nie. Pora na ważne pytanie.- Czy zawsze uprawiasz seks z kobietami, które godzą się na taki rodzaj związku z tobą? - Tak.- Spodziewałam się, że to powie, ale słysząc jak sam to przyznaję, mam realne potwierdzenie. Będę dodana na koniec listy dwunastu kobiet przede mną. Widzi jak ta myśl kotłuje się w mojej głowie.- Nie myśl o innych. Ja nie myślę. I o mnie też nie będzie myślał za trzy miesiące, kiedy zacznie spotykać się z kolejną kobietą. Jestem zdziwiona, że tak mnie to martwi.- Nie wiem czy się do tego nadaję. Sięga przez stół i kładzie rękę na mojej.- Szybko przestanę być dla ciebie nieznajomym. Szybko mnie poznasz. I to będę prawdziwy ja, nawet jeśli nie znasz mojego imienia. Pociąga mnie ten mężczyzna, ale nie jestem pewna czy kiedykolwiek będę czuła się wystarczająco swobodnie, by uprawiać z nim seks, nie znając jego imienia. - Będziesz zdziwiona jak szybko nasz związek będzie ewoluował, gdy nie będzie śmiesznych pobudek. Razem odkryjemy jaki są nasze wzajemne oczekiwania, co sprawi że będzie łatwiej, bardziej relaksująco. Nasz wspólny czas jest przyjemniejszy, bo naszym jedynym motywem jest radość z wzajemnego towarzystwa. Nie ma presji i jest… fantastycznie. Zdaje się, że nie ma żadnej presji, kiedy wiem, że jestem pewniakiem. - Bierzesz pigułki antykoncepcyjne? Cholera, nie waha się i przechodzi od razu do sedna, chociaż na nic się jeszcze nie zgodziłam.- Oczywiście. Uśmiecha się.- To dobrze. Nadal będziemy używali prezerwatyw. Lepiej się czuję z dwiema formami zabezpieczenia, skoro żadna nie daje stuprocentowej pewności. Nie chcę zostawić cię z brzuchem. Cholera, ale jest zarozumiały. Jako dziecko samotnej matki, nie chcę ani nie potrzebuję dziecka. Drżę na samą myśl. Na pewno nie. Seks bez zobowiązań. Mogę tak? Kiedy sypiałam z Blakiem, to chociaż myślałam, że go kocham. Jest piękny, ale nie wiem czy mogę być w takich intymnych sytuacjach z 30
Lachlanem, kiedy nie czuję do niego miłości. Do diabła, nawet go nie znam, ale mówi, że poznam. I wygląda na to, że już niedługo.- Czy ciężko jest zakończyć związek, kiedy czas mija? Jest taki spokojny w całej tej sprawie.- Nigdy nie miałem z tym problemu. Nie ma przywiązania, bo nie jesteśmy ze sobą wystarczająco długo i oboje jesteśmy świadomi jak to się skończy. Ale my nie będziemy razem przy trzy, cztery tygodnie, tak jak w jego innych związkach. Będziemy razem przez trzy miesiące. Dla mnie to duża różnica, ale co ja wiem? To nie ja robiłam to wcześniej. - Więc przez ten cały czas nie poznałabym twoich przyjaciół ani rodziny? - Nie. Spotykanie najbliższych mi ludzi jest zbyt skomplikowane. Nie byłoby możliwe, byś poznała ich nie dowiadując się kim jestem, a ja nie chcę im kłamać kim dla siebie jesteśmy. - Więc nigdy się nie dowiedzą, że istniałam. Oczywiście, to ma sens- przełykam. Czy naprawdę rozważam wyrażenie zgody na to kompletne szaleństwo? Na zostanie czyimś sekretem? Czy już nie grałam tej roli wystarczająco dużo razy? - Zgadzasz się? Bo tak to brzmi- jego intensywne niebieskie oczy zaczynają się tlić, błagając mnie bym powiedziała, że będę należała do niego przez następne trzy miesiące. - Jeszcze nie mówię tak. - Ale nie mówisz nie. Bardzo mu zależy.- Jedyną rzeczą, na którą się zgadzam, to spędzić z tobą trochę czasu. Zobaczymy jak to się potoczy. Uśmiecha się szeroko.- Muszę cię jakoś nazywać oprócz Jankeski i Amerykanki. Jeśli ja nie znam jego prawdziwego imienia, to on nie zasługuje, żeby znać moje. Próbuję szybko coś wymyślić, ale ciężko stworzyć fałszywą tożsamość jaką chciałabym słyszeć przez kolejne trzy miesiące. Decyduję się na moje drugie imię i nazwisko mojego dawcy spermy.- Paige Beckett. Sięga przez stół i splątuje swoje palce z moimi, a ja czuję płonące motylki w moim brzuchu.- Bardzo miło mi cię poznać, Paige Beckett.
31
6 Jack McLachlan
Już widzę, że nie pójdzie mi łatwo z Paige Beckett. Inne nie kazały mi czekać na odpowiedź. To coś nowego, ale podoba mi się to trzymanie w niepewności. Nie musi zgodzić się dzisiaj, bo przekonywanie jej będzie o wiele bardziej ekscytujące. - A ty to Lachlan kto? Wszyscy znali mnie jako Jacka, ale moja matka przez całe życie mówiła na mnie Jack Henry, więc wybieram coś znajomego.- Lachlan Henry. Nigdy nie używałem imienia tak zbliżonego do mojego prawdziwego, ale wiem dlaczego to jest pierwszy raz. Bycie skromnym jest bezużyteczne; nie chcę żeby wykrzykiwała imię innego mężczyzny, kiedy doprowadzę ją do orgazmu. Chcę słyszeć jak wypowiada moje imię albo chociaż jakąś jego namiastkę. Uśmiecham się, gdy myślę o rzeczach, które jej zrobię, by usłyszeć jak krzyczy moje imię.- A ile ma pani lat, panno Beckett? - Siedemnaście. - Co?!- Nie ma mowy, żeby miała siedemnaście lat. Przyglądam się jej twarzy z bliska, ale nie wiem, co mam nadzieję znaleźć. Może jakieś oznaki śmiechu? Obserwuje moją twarz.- Czy mój wiek to dla ciebie problem? - Tak, do cholery, siedemnaście to jest problem.- Rzucam serwetkę na stół. Wszystko to było stratą czasu.- Zapomnij o tym. Odwołuję wszystko. - Nie zachowuję się na siedemnaście lat. Jestem bardzo dojrzała na swój wiek. - Nie ma mowy. Nie powinnaś nawet pić tego wina- pochylam się i szepczę, by nikt nie podsłuchał.- Mam prawie dwa razy tyle lat, co ty. - Mi to nie przeszkadza. Mam ojcowskie ciągoty- uśmiecha się szeroko i słyszę dziewczęcy chichot. Wtedy dociera do mnie, że bawi się ze mną i że potrafi kłamać bez mrugnięcia okiem. Będę musiał o tym pamiętać na przyszłość. Nie jestem rozbawiony.- Widzę, że trafiła mi się komediantka. Nadal się uśmiecha, najwyraźniej podobała jej się moja ostra reakcja.- Nie jestem, ale aż sam się prosiłeś i nie mogłam się powstrzymać. Spokojnie, mam dwadzieścia dwa lata. A ty? 32
Żadna z kobiet, z którymi byłem, nie była tak dowcipna jak ona. Zawsze wybierałem starsze kobiety, a ona jest trochę młodsza niż przywykłem. Przynajmniej o piętnaście lat. Może dwadzieścia. Będzie się zastanawiała czy nie jestem dla niej za stary, tak samo jak ja zastanawiam się czy nie jest dla mnie za młoda?- W przyszłym miesiącu skończę trzydzieści. Czy to jakiś problem? - Nie. Też mam nadzieję skończyć trzydzieści za osiem lat. W porządku, Jack. Z tą będziesz miał ręce pełne roboty. Jesteś gotowy na nią i to, co może ze sobą przynieść? - Uczysz się czy pracujesz? - Jestem muzykiem. Och, to wyjaśnia dlaczego tak dobrze śpiewa i gra na gitarze.- Słyszałem cię w klubie tamtej nocy. - Nie wiedziałam, że tam byłeś, gdy śpiewałam. Rezygnuję z powiedzenia jej, że byłem tym facetem, siedzącym z kącie, prześladowcą.- Jesteś bardzo dobra. Nigdy wcześniej nie słyszałem takiej wersji „Crash Into Me”. Długo jej nie zapomnę. Rumieni się, jakby nie była przyzwyczajona do komplementów.- Dziękuję. To był duży zbieg okoliczności, że wylądowaliśmy na tym samym przyjęciu po tym jak wpadliśmy na siebie w klubie. Powiedzieć jej, że wszystko tak zaaranżowałem, by znowu ją zobaczyć? Och, dlaczego nie?- Nie sądzę, by można to było nazwać zbiegiem okoliczności, skoro już wiedziałem, że tam będziesz. Zapłaciłem kelnerce za dowiedzenie się czy będziesz towarzyszyła bratu swojej przyjaciółki. Gapi się na mnie.- Więc to dlatego ta kelnerka była tak cholernie wścibska? Uśmiecham się dumnie.- Tak i to przeze mnie wino twojego przyjaciela chwilowo zaginęło, bym mógł go od ciebie odciągnąć. Zdajesz sobie sprawę, że szaleje za tobą? - Jesteś mistrzem manipulacji. Widzę, że woli ignorować mój komentarz na temat uczuć jej współlokatora i zastanawiam się, czy ona też nie ma dużych umiejętności w grze manipulacji.- Wolę to nazywać determinacją. - I zawsze jesteś zdeterminowany, by dostać to, czego chcesz?
33
Podejmuję ekstremalne kroki, żeby dostać to, czego chcę, ale chyba zachowam to dla siebie.- W granicach rozsądku. - Nie jestem pewna, czy chcę usłyszeć więcej na temat taktyk jakie używasz, żeby dostać to, czego chcesz.- Zdaje się, że to mądry wybór. Pozwalam jej wybrać nowy temat rozmowy.- Więc, co chciałabyś usłyszeć? Kieruje uwagę na kieliszek wina w jej ręce.- Powiedz mi coś więcej o tym, co robisz w przemyśle winnym. To proste. Mogę wyrecytować odpowiedź we śnie.- Mój pracodawca jest właścicielem większości winnic w Australii i Nowej Zelandii. Można nazwać mnie jego prawą ręką. Podróżuję od winnicy do winnicy i nadzoruję wszystko, od ksiąg po zbiory. Potakuje.- Rozumiem. Masz rodzinę? - Tak.- Czeka na dłuższą odpowiedź, ale jestem twardy. - Często ich widujesz? - Odwiedzam ich pomiędzy wizytami w winnicach. Patrzy na mnie w zadumie.- To jak ciągnięcie cię za język. Chcę po prostu lepiej cię zrozumieć. Nie proszę byś podał mi jakieś identyfikujące cię informacje. Żadna z pozostałych kobiet nie była tak zainteresowana moją rodziną, więc nie za bardzo wiem, co powiedzieć.- Moi staruszkowie mieszkają pod Sydney. Mam młodszego brata. Jest żonaty i ma dwie małe córeczki. Mam też młodszą siostrę, która nadal mieszka w domu. Jest młodsza od ciebie i studiuje w instytucie kulinarnym.- Tylko tyle ode mnie dostanie.- A co z twoimi krewnymi? - Tylko moja mama i ja. Nie ma ojca?- A co z twoim starym? - To długa historia. Może to pytanie jest niesprawiedliwe z mojej strony, skoro nie chcę się dzielić informacjami na temat mojej rodziny, ale chcę poznać jej historię.- Nie mam żadnych planów. Wygląda jakby przygotowywała się na długie wyjaśnienia.- Mama była wschodzącą piosenkarką, kiedy zaszła w ciążę. Mój dawca spermy był znaną gwiazdą muzyki country. Poznali się, gdy mama podpisała umowę z jego wytwórnią- wzrusza ramionami.- Był żonaty, więc zaczęli romansować. Jego żona nie przyjęła dobrze faktu, że kochanka jej męża jest w
34
ciąży, zwłaszcza, że też była wtedy w ciąży. Mam przyrodniego brata, którego nigdy nie widziałam i jest prawie w tym samym wieku, co ja. Czy to nie czarujące? Podnosi kieliszek wina do ust.- Więc, jak widzisz, nie żartowałam, kiedy powiedziałam, że mam ojcowskie ciągoty. - To dlatego od razu zapytałaś mnie czy jestem żonaty. Bawi się jedzeniem.- To tylko jeden z powodów. - Niewiele zjadłaś. Myślałem, że nie boisz się jeść na randce. Znowu wzrusza ramionami.- Można powiedzieć, że mam zestresowany żołądek. - Jeśli skończyłaś, to może wyjdziemy stąd? - Pewnie. Wychodzimy przez te same drzwi obrotowe, których używaliśmy poprzedniej nocy, ale w zupełnie innych okolicznościach. Stoimy na chodniku przed restauracją i Daniel podjeżdża z drugiej strony ulicy, gdzie czekał na nas. Wysiada, żeby otworzyć drzwi, ale nie mam pojęcia, gdzie ma nas zawieźć. Nie znam Wagga Wagga.- To piękna noc. Może się przejdziemy? - Pewnie. Mówię do Daniela.- Zadzwonię, kiedy będziemy gotowi na podwózkę. Zamyka drzwi.- Oczywiście, proszę pana. - W którą stronę? Pani wybiera. Spogląda w obu kierunkach, wzrusza ramionami i pokazuje na prawo.- Zawsze podążaj za prawą, a nigdy nie zbłądzisz. Zaczynamy iść i przypominam sobie buty, które nosi. Świetnie w nich wygląda, ale nie ma opcji, by były wygodne.- Te obcasy są seksowne jak diabli, ale czy nie bolą cię stopy? Śmieje się.- Jestem przyzwyczajona do wysokich obcasów. Nic mi nie będzie, ale to bardzo rozważne z twojej strony, że pomyślałeś o moich stopach. Nie jestem pewien czy jest szczera.- Nie chcę, żeby było ci niewygodnie, więc proszę powiedz mi, jeśli zaczną cię boleć, a zadzwonię po Daniela. - Tak zrobię- zaskakuje mnie obejmując moje ramię tak, że idziemy pod rękę.Dziękuję za piękne kwiaty i śniadanie, które przysłałeś. Addison i ja byłyśmy prawie pijane przed dziesiąta rano. Było świetnie.
35
Kwiaty i śniadanie były niczym w porównaniu z tym, co jej podaruję, jeśli zgodzi się ze mną być.- Bardzo proszę. Cieszę się, że smakował ci szampan. A co z Australią? Podoba ci się tu? - Bardzo, ale nie potrafię przyzwyczaić się do myśli o Świętach Bożego Narodzenia w środku lata. Zapomniałem, że grudzień to zima w USA.- Ja nigdy nie myślałem, że mogłoby być inaczej. - Spędzisz święta ze swoją rodziną spod Sydney? Jej pytania nie są identyfikujące, ale nadal czuję się przy nich nieswojo.- Tak. Wszyscy zbierają się w domu moich rodziców w wieczór Wigilijny i spędzamy razem pierwszy dzień świąt. To interesująca noc, kiedy dzieci mojego brata czekają na Świętego Mikołaja. Najstarsze ma trzy lata. - Och, brzmi jak dobra zabawa. Widać, że jest jedynaczką.- Jest zabawnie przez jakieś dwie minuty, a potem wszyscy mają siebie dość. Zatrzymuje się i kładzie dłonie na szybie sklepu.- Spójrz na to. To chyba Martin D- 45. Oglądam gitarę z wystawy i nie widzę w niej nic szczególnego. Dla mnie wygląda jak każda inna.- Zakładam, że jest dobra? Chyba jest rozbawiona moim pytaniem, bo widzę jej szeroki uśmiech.- Tak, bardzo dobra. Od zawsze o takiej marzyłam. - Dlaczego sobie nie kupiłaś? Patrzy przez szybę i przypomina mi dziecko, które chce dostać zabawkę na święta.- Bo D- 45 kosztuje około dwunastu kawałków. - Nie powinnaś mieć takiej, jeśli chcesz odnosić muzyczne sukcesy? - Pewnie, potrzebuję takiej, ale to nie znaczy, że mnie na nią stać. Na razie mam gitarę mamy, dopóki nie będzie mnie stać na własną- jej ręce nadal są oparte o witrynę.Nigdy mi tego nie powiedziała, ale myślę, że dawca spermy dał ją jej. Czasami przyłapuję ją jak gra i wygląda jakby dopiero co płakała. Nie kłamała o tych ojcowskich problemach. - Któregoś dnia będę miała Martina- wzdycha, odsuwając się od szyby.
36
Idziemy, dopóki nie docieramy do kolejnej ulicy i widzę tabliczkę „Stout Avenue”.The Blues Club powinien być niedaleko stąd. Chcesz zahaczyć o niego i zobaczyć, co się dzieje? - Pewnie. W którą to stronę? - Jest tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć- wyciągam telefon z kieszeni i używam gpsa, to kilka przecznic stąd, na północ.- To sześć przecznic stąd. Zdejmuje jednego buta i ogląda stopę.- Nie wiem czy dam radę przejść sześć przecznic. Pięty zaczynają mnie boleć. - Mówiłaś, że powiesz mi jak zaczną cię boleć. Nie chcę, żebyś cierpiała. Zadzwonię po Daniela. Podnosi drugą stopę i ogląda ją.- Pomyślałbyś, że jestem słaba, jeśli ci pozwolę? - Ani przez chwilę nie pomyślałem, że jest w tobie cokolwiek słabego.- Widzę ławkę na chodniku.- Tutaj na niego zaczekamy. Czekając na przyjazd Daniela, siedzimy na ławce i sięgam po jej stopę.- Pozwól mi zobaczyć, co się tu dzieje. Opiera się, gdy próbuję położyć sobie jej stopy na kolanach.- Co robisz? - A na co to wygląda? Będę cię masował stopy zanim Daniel nie przyjedzie. - Nie musisz tego robić. - Wiem, że nie muszę. Chcę. Poddaje się i zmienia pozycję, by położyć stopy na moich kolanach. Zdejmuję jej buty i zaczynam masować pierwszą stopę.- Jeśli powiesz tak, każdego dnia będę cię rozpieszczał jak księżniczkę. Śmieje się, najwyraźniej nie zdając sobie sprawy, że mówię bardzo poważnie.- To z pewnością osładza propozycję i sprawia, że jest bardziej kusząca. Przesuwam dłoń po jej stopie i łydce.- Nie chcę, żeby moja propozycja była kusząca. Chcę, żeby była nie do odparcia, więc powiedz co mam zrobić, byś powiedziała tak. Patrzy na mnie i szczerzy się.- Potrzebuję czasu i muszę lepiej cię poznać. Zawsze tak się pilnuje, ale ja jestem niecierpliwy, więc czas którego potrzebuje na poznanie mnie, jest jedyną rzeczą, której nie chcę jej dać. Czy ona nie rozumie, że możemy to zrobić po tym jak się zgodzi?
37
Doskonały przykład nieskazitelnego wybierania nieodpowiednich momentów Daniela- podjeżdża, kiedy próbuję ogrzać myśli Paige co do nas. Z powrotem zakładam jej buty. Kiedy wstaje, biorę ją na ręce i zanoszę do samochodu, a Daniel otwiera drzwi. Zakłada mi ręce za szyję i patrzy z dezaprobatą.- Myślę, że to lekka przesada. - Dalej mam zamiar tak robić i lepiej, żebyś o tym pamiętała. Mówiłem poważnie, mówiąc, że nie chcę byś cierpiała, i że będę rozpieszczał cię jak księżniczkę. Znowu chichocze jak siedemnastolatka, którą wcześniej udawała.- Myślę, że dałabym radę przejść kilka kroków do samochodu. Siadamy na tylnym siedzeniu.- Tak próbuję cię przekonać do powiedzenia tak, Paige. - Dziękuję ci, ale to naprawdę niepotrzebne. I mam nadzieję, że nie chcesz nieść mnie na rękach do klubu, bo to się nie stanie. - Zobaczymy. Daniel zatrzymuje się przed The Blues Club.- Nie wysiądę, jeśli nie będę mogła sama iść. Żadnego czajenia się, żeby wziąć mnie na ręce. Rozumiesz, Jack? Obracam się do niej zanim wysiadam z samochodu. Już drugi raz powiedziała do mnie „Jack”.- Tak, proszę pani. Wysiadam i wyciągam do niej rękę.- Dziękuję. Stoi przede mną i nie mogę się oprzeć.- Dlaczego mówisz na mnie Jack? - Nie wiem. Moja mama zawsze tak mawiała, więc też to robię. To coś podobnego do tego jak zapytała cię czy chcesz zatańczyć, kiedy próbowaliśmy się ominąć. - Och. Wchodzimy do klubu i siadamy blisko sceny. Dzisiaj gra zespół w pełnym składzie i słyszę „Every Breath You Take” The Police. Paige stuka w blat w rytmie piosenki. Kelnerka podchodzi do naszego stolika. Siedzimy od razu przy głośnikach, więc krzyczy ponad muzyką.- Co mogę państwu podać? Paige uśmiecha się i puszcza do mnie oko, kiedy składa zamówienie.- Poproszę Krzyczący Orgazm.- Tak, do diabła. Będzie miała ich wiele przez kolejne miesiące, jeśli ja będę miał coś z tym wspólnego. - A dla pana? Interesujący wybór drinka. Tak interesujący, że chyba muszę go spróbować. Patrzę na Paige, kiedy wykrzykuję moje zamówienie.- Ja też poproszę Krzyczący Orgazm. Zdejmuję marynarkę i rzucam je na puste krzesło obok mnie.- Zawsze nosisz garnitur? 38
- Kiedy mam spotkania biznesowe. - Nie wiedziałam, że miałeś spotkanie dzisiaj wieczorem. - Było krótkie- obserwuje jak rozluźniam krawat i odpinam górny guzik koszuli. Odpinam guziki w rękawach i podwijam je do przedramion.- Nie podoba ci się garnitur? - Bardzo mi się podoba, ale jestem ciekawa jak wyglądasz w innych ubraniach. - Więc będziesz musiała jeszcze się ze mną spotkać, żeby się przekonać. Kelnerka wraca z naszymi drinkami i podaję jej moją kartę, by otworzyć rachunek.Będę bez garniturowy przez następne kilka dni. Chciałabyś pojechać jutro ze mną zobaczyć posiadłość, w której się zatrzymałem? Bardzo chciałbym oprowadzić cię po winnicy. Bierze łyk swojego Krzyczącego Orgazmu, obserwując mnie znad szklanki.- Ok. Kolejne tak. To nie to, którego chcę, ale to początek i może doprowadzić to tego, które tak desperacko chcę usłyszeć.- Idealnie. Jeśli przyjadę po ciebie około dziesiątej, to uda nam się dojechać na lunch. Może być? Spędzenia czasu jeden na jeden jest tym, czego potrzebuję, żeby się zgodziła. Jutro dostanę „tak”, którego tak pragnę.
Muzyka: The Police- Every Breath You Take
39
7 Laurelyn Prescott
Cztery Krzyczące Orgazmy później, czyli o dwa więcej niż normalnie wypijam, Lachlan i ja siadamy na tylnym siedzeniu jego samochodu. Siadam na środku, wsuwając się, więc nasze nogi dotykają się, gdy siada obok mnie. Jedyną rzeczą oddzielającą nasze ciała jest materiał jego spodni, ale jego dotyk wysyła dreszcze podekscytowania przez moje ciało. Daniel zerka na Lachlana w lusterku wstecznym.- Dokąd, proszę pana? Spogląda na mnie. Chyba ma nadzieję, że powiem, żeby zabrał mnie do siebie, ale nie mówię tego. Jeszcze nie zgodziłam się na to szaleństwo. - Do panny Beckett- mówi do Daniela. Czuję efekty tych czterech drinków. Alkoholowa odwaga pulsuje w moich żyłach. Czuję się odważna. I mam ochotę na flirt. Kładę rękę na udzie Lachlana i koniuszkami palców kreślę na nich symbol nieskończoności. Czuję przez spodnie jak rośnie mięsień na jego udzie.Panie Henry, czy Daniel zdaje sobie sprawę, co pan robi z kobietami, które dotrzymują panu towarzystwa? Daniel momentalnie sięga do radia i zwiększa głośność muzyki z przodu samochodu. Słyszę „Talk Dirty To Me” przez sekundę zanim zmienia stację na muzykę klasyczną. Albo operę. Jestem zbyt pijana, żeby powiedzieć. W każdym razie, mam to gdzieś. Pochylam się.- Daniel. Zmień z powrotem na Poison. Widzę jak zerka na swojego pracodawcę w lusterku wstecznym. Lachlan potakuje i znowu słyszę Breta Michaels’a. - Uwielbiam tą piosenkę. - Ja też, ale lubiłbym o wiele bardziej, gdybyś ty mi ją śpiewała, a nie Poison. - Miałam dużo takich próśb. - Ja też. Umiem świntuszyć na zawołanie w każdej chwili. Staję się super wrażliwa na wszystko dotyczące tego mężczyzny. Jego oddech wydaje się być głośniejszy, a zapach silniejszy, taki męski. Uwielbiam czuć jego nogę pod moimi palcami.- Nie odpowiedziałeś mi. Czy Daniel wie, co robisz z kobietami?
40
Jest ciemno i nie widzę wyrazu jego twarzy.- Płacę Danielowi, by był dostępny, kiedy go potrzebuję. Nie zwierzam mu się, więc nie rozmawiamy o kobietach, z którymi się spotykam. - Z kobietami, z którymi się spotykasz- szepczę i obracam popatrzeć przez szybę. Snopy światła latarni migoczą. Jeśli powiem tak, będę numerem trzynaście. Nie wyobrażam sobie, żeby to poszło dobrze. Trzynastka zawsze jest niesprawiedliwa. Kładzie rękę na moim kolanie i ciepło promienieje w górę mojego uda.- Chcę wiedzieć o czym myślisz. Ten jego intymny gest przykuwa moją uwagę.- Będę numerem trzynaście. Nie jestem pewna, ale chyba jest rozbawiony moją obserwacją.- Podejrzewam, że będziesz. Jestem przesądna. Zawsze byłam.- To nieszczęśliwy numer. - Nie wydaje mi się. Ja się urodziłem trzynastego. Jeśli to zrobię, coś pójdzie nie tak i ten mężczyzna mnie zrani. Jestem tego tak samo pewna jak tego, że siedzę tu teraz i czuję jak bardzo chcę, żeby powiedziała tak.- Jak możesz myśleć, że coś tak gorącego jest możliwe bez oparzenia się przez jedno z nas? Widzę jego szeroki uśmiech w ciemności.- Myślisz, że to coś między nami jest gorące? Daniel zatrzymuje się pod budynkiem mieszkania Bena. Nie odpowiadam Lachlanowinie jest mądrym dolewanie paliwa do ognia, który i tak już wymknął się spod kontroli. Daniel otwiera drzwi i wysiadam z samochodu za Lachlanem. Idziemy chodnikiem w kierunku wejścia do budynku i szokuje mnie, gdy sięga po moją rękę. To taki słodki i intymny gest.- Masz własną sypialnię? - Nie. Addison i ja dzielimy pokój gościnny. - To dobrze. Co? Myślał, że dzielę łóżko z Benem? A gdyby tak było? Nie miał mnie na wyłączność. Jeszcze.- A myślałeś, że gdzie śpię? - Nie miałem pojęcia, bo wiem, że te mieszkania są bardzo małe. Chociaż wiem, że brat twojej przyjaciółki bardzo chciałby mieć cię w swoim łóżku. No ale ja też, więc chyba nie powinienem się wypowiadać. No i znowu to robi, mówi wszystko o czym myśli. Nie jestem pewna czy powinnam docenić jego szczerość czy przygotować się na to, co może teraz powiedzieć.- Zgubiłeś swój filtr czy to australijski zwyczaj mówić wszystkie niewłaściwe myśli, które się ma? 41
Stoimy przy wejściu do budynku i wiem, co się teraz stanie. Czuję to w kościach. I między nogami. Pocałuje mnie. I chcę tego. Bardzo. Ale nie robi tego. Pcha mnie aż moje plecy stykają się ze ścianą budynku. Przyszpila mnie swoimi biodrami tak, że jestem uwięziona. Nie ma ucieczki- nie żebym próbowała. Jego oczy patrzą w moje, a potem schodzą do ust i znowu do oczu.- Mówię dokładnie, co myślę, bo nie mam czasu na głupie gierki. Powiedziałem ci, że nie bawię się w pozory i w ten sposób pokazuję ci, co przez to rozumiem. Chcę, żeby dokładnie wiedziała, co myślę. Sposób w jaki jego oczy wbijają się w moje jest niepokojący.- A w tej chwili, o czym myślisz? Jego usta są tak blisko moich, czuję jego oddech.- W tej chwili, myślę tylko o tym jak zabiorę cię do łóżka i pokażę ci wszystkie sposoby w jakie doprowadzę cię do orgazmu. Emm… tak, proszę i dziękuję. Sprawia, że chcę paść na kolana i czołgać się jak tygrysica. Płonę od środka, a on nawet mnie nie pocałował. Ten mężczyzna jest utalentowany. Zastanawiam się, co by zrobił, gdybyśmy nie stali w bardzo publicznym miejscu. Chwyta moje usta ręką i ściska moją szczękę, a potem przesuwa kciukiem po moich ustach.- Chciałem pożreć te usta odkąd tylko cię zobaczyłem. - Więc, dlaczego tego nie zrobisz?- Czuję się śmiała, więc rzucam mu wyzwanie.Wyzywam cię. Obserwuję jego twarz, czekając czy przyjmie moje zaproszenie. No dalej, chcę, żebyś to zrobił. Moja klatka piersiowa unosi się i upada tak ciężko, widzę jak się rusza kątem oka. Mój oddech jest zawstydzająco głośny. Jestem oszołomiona moim nagłym i niespodziewanym pragnieniem go. Odpycham na bok dzwonki i gwizdki- te, które ostrzegają mnie jaki to niewłaściwy ruch- bo nie chcę słyszeć ostrzeżeń mojej świadomości. Chcę tylko poczuć to, co oferuje ten mężczyzna- spełnienie moich fantazji. W następnej chwili, czuję jego usta na moich. Otwieram je, by zaprosić jego język do środka i pobawić się z nim. Jego ręka zsuwa się z mojej twarzy na kark i przyciąga mnie mocno do swojego ciała, trzymając jak więźnia. Czuję jaki jest twardy przez cienki materiał mojej sukienki.
42
Jego język odnajduje mój w wolnym, uwodzicielskim tańcu. Ten mężczyzna umie całować. Ma taką umiejętność, że miękną mi kolana, a ciała już nie mogę kontrolować. Należy do niego, może robić z nim, co chce. Jestem jego kukiełką. Jęczę w jego usta, a on przesuwa ręką w górę mojej nagiej skóry na plecach. Jego usta odsuwają się od moich i sunie nimi przez moją twarz, do ucha.- Nie mogę się doczekać, by się z tobą pobrudzić. Wiesz, że to tylko kwestia czasu, a kiedy to zrobię, dojdziesz bardzo mocno. Słyszę jak powietrze więźnie mi w gardle. Nikt nigdy nie powiedział do mnie czegoś takiego, nawet Blake. Obietnica Lachlana zbiera się między moimi nogami jak uwodzicielski płyn. Jego usta nadal znajdują się przy moim uchu, znowu słyszę jego zachrypnięty głos.Chcesz tego, prawda? - Tak.- Nie wiem czyj głos słyszę, ale w ogóle nie brzmi jak mój- to jakaś zdesperowana kobieta. - Nie musisz być w moim łóżku, żebym doprowadził cię do orgazmu.- Zabiera rękę z moich pleców. Czuję jak przesuwa się wokół mojej talii w kierunku miejsca, gdzie najbardziej pragnę jego dotyku. Jęczę w oczekiwaniu. Słyszę jak ktoś odchrząkuje i podskakuję. Ale Lachlan nie- jest poirytowany, kiedy zabiera rękę z południowego celu. Wzdycha ciężko i spogląda na osobę, która nam przerwała. To mógł być każdy mieszkaniec budynku- albo świata- ale oczywiście, nie jest. To Ben. Jego głos ocieka pogardą, kiedy przechodzi obok nas w kierunku drzwi.- Przepraszam. Nie chciałem przeszkadzać. Jestem zażenowana i nie wiem, co powiedzieć.- Nie, nic się nie stało. W niczym nie przeszkodziłeś. Kłamca, kłamca. Moje majtki płoną. Reszta mnie też. Ben przeszkodził Lachlanowi w chwili, kiedy ten miał potrzeć mu guziczek dziwki. Och, niech to szlag, nie mógł sobie wybrać gorszego czasu.- Chciałabym ci przedstawić Lachlana Henry’ego. To jest Ben Donovan. Patrzą na siebie przez kilka sekund i czekam aż wyjmą swoje fiuty i zaczną konkurs sikania. Wow. Ta cisza wcale nie jest niezręczna. Lachlan pierwszy wyciąga rękę.- Miło mi cię poznać, Ben.
43
Ben ściska jego rękę, ale w ogóle nie wygląda na zadowolonego z tego faktu.- Nie kojarzę twojego nazwiska, ale twarz wydaje się być znajoma. Spotkaliśmy się już? Lachlan puszcza dłoń Bena i kręci głową.- Nie sądzę. Ben dalej przygląda się Lachlanowi.- Jestem prawie pewny, że się już spotkaliśmy. Lachlan pociera brodę dłonią.- Byłem na kolacji Dobrego Rocznika. Pewnie o to chodzi. - Nie, nie o to. Lachlan wzrusza ramionami i wkłada ręce do kieszeni spodni.- Nie wiem, co ci powiedzieć, kolego. Ben nie próbuje ukrywać, że chce mnie zabrać konkurencji.- Jeśli skończyłaś, to odprowadzę cię na górę. Wcale nie skończyłam. Nie jestem nawet bliska tego.- Emm, przyjdę za chwilę. Nic nie mówi, tylko otwiera drzwi z większą siłą niż potrzeba. Lachlan nie czeka aż drzwi się zamkną nim wspomina o uczuciach Bena.- Ten facet pożąda cię i to bardzo. Nie chcę rozmawiać o Benie. Chcę, żeby Lachlan wsunął rękę pod moją sukienkę, więc przysuwam się bliżej i zarzucam mu ręce na szyję.- Na czym skończyliśmy? Przysuwa swoje usta do moich i ciągnie zębami za moją dolną wargę.- Spontanicznie wybuchnę, jeśli znowu ktoś nam przeszkodzi. A co powiesz, jeśli obiecam, że zadowolę cię jutro, kiedy pojedziesz ze mną do winnicy? Chcę mu powiedzieć, że jestem gotowa zaryzykować, ale ma rację. Jeśli ktoś znowu nam przerwie, to nie wiem co zrobię.- Ok. Całuje mnie w czoło i jest to niespodziewane, bo wydaje się takie pełne uczuciajakbyśmy nie wchodzili w zaaranżowany związek.- Przyjadę po ciebie o dziesiątej. - Będę czekała.- Podniecona i bez tchu. - Nie ma presji, ale mój grafik jest pusty czwartkowego wieczoru. Bardzo bym chciał, żebyś została ze mną kilka dni w winnicy. Chcę zwalczyć nasz niepokój spowodowany tym, że jesteśmy sobie obcy. Wtedy będziemy mogli przejść do bardziej ekscytujących rzeczy. - Nie powiedziałam „tak”.- Próbuję grać trudną do zdobycia. Przysuwa mnie do siebie i szepcze do mojego ucha.- Ale powiesz. Arogancki sukinsyn. Ale ma rację. Mimo to, nie mam zamiaru wyjawiać mu tego małego sekretu. Chcę, żeby trochę dłużej na to popracował.- Pomyślę o tym. 44
- A ja będę myślał o tobie do jutra.- Znowu całuje mnie w czoło i patrzę jak wraca do samochodu. Ten piękny mężczyzna ma mroczną stronę, która mnie przyciąga i równocześnie każe mi uciekać. Nigdy w życiu nie byłam tego bardziej pewna i zastanawiam się jakim cudem pozwoliłam sobie na to. Kiedy wchodzę do mieszkania, nie widzę Bena. Podejrzewam, że jest w swojej sypialni i unika mnie, a to mi nie przeszkadza. Odmawiam czuć się winna, że jestem w związku z kimś innym. Nigdy nie dałam mu żadnych znaków, że coś jest między nami. Idę do sypialni i widzę, że nie ma Addison, więc sprawdzam mój telefon. Wysłała mi smsa, że zostaje u Zaca. I dobrze. Mam nadzieję, że tym razem zostanie tam całą noc.
Muzyka: Poison- Talk Dirty To Me
45
8 Jack McLachlan
Po bardzo przyjemnym wieczorze z panną Beckett, jestem w łóżku od nie więcej niż godziny, gdy dostaję telefon od mojej prawej ręki z winnicy w Chalice. Siadam momentalnie, wiedząc że stało się coś poważnego, skoro dzwoni do mnie o tej godzinie.- Clyde, co się stało? - Przepraszam, że cię budzę Jack, ale dzisiaj wieczorem mieliśmy pożar w Chalice. Już jest pod kontrolą, ale są pewne straty na południowej stronie. Chalice jest moją ulubioną winnicą. Mój ojciec kupił ją, kiedy dorastałem i spędzałem tam dużo czasu jako dziecko, z pracownikami, którzy teraz są moimi podwładnymi. Są prawie jak rodzina- ich bezpieczeństwo jest priorytetem.- Czy ktoś został ranny? - Żadnych rannych. Dzięki Bogu, że nikomu nie stała się krzywda.- Udało się wam oszacować straty? - Ciężko powiedzieć, bo nadal jest ciemno, ale wydaje się, że są minimalne. Mieliśmy szczęście, że wyłapaliśmy ogień na czas. John nie spał i zobaczył płomienie z okna swojej sypialni.- To dobrze, że liście winogron nadal są zielone i nawilżone deszczem sprzed kilku dni. Przynajmniej to nam pomogło. - Umiesz powiedzieć jak to się stało? - Szef straży porannej przyjedzie tu rano na inspekcję, ale powiedział mi, że ma powód myśleć, że to było podpalenie. Powiedział, że jutro będzie w stanie dać nam ostateczną odpowiedź. Podpalenie? To nie dobrze. Dzwonię do Daniela, by dać mu znać, że za godzinę będę wyjeżdżał do Sydney. Nie mam numeru Paige, ale muszę dać jej znać o zmianie planów. Idę do mojego gabinetu i wyciągam telefon, który już dla niej wybrałem. Piszę szybką notkę i wkładam ją do kartonika. Mój następny telefon jest skierowany do mojego asystenta, Jonathana.- Tu Jack. Przepraszam, że dzwonię o tej godzinie, ale mam dla ciebie zadanie. To musi być załatwione z samego rana. Kiedy wejdziesz do mojego biura, na biurku znajdziesz małe, brązowe 46
pudełko. Chcę, żeby zostało dostarczone do odbiorcy do ósmej rano i ani minutę później. To sprawa osobista i bardzo dla mnie ważna. - Oczywiście, proszę pana. Nie później niż o ósmej. Na drodze panuje mały ruch, więc jadę moim czarnym samochodem Fisker Karma coupe z rozsuwanym dachem szybciej niż powinienem. Biznesmen we mnie powinien użyć czasu podróży na zaplanowanie jak poradzić sobie z problemem w Chalice, ale coś innego zaprząta moją głowę. To coś innego ma długie brązowe włosy, duże złoto brązowe oczy i ciało, które powoduje, że jestem twardy na samą myśl o nim.
47
9 Laurelyn Prescott
Budzę się rano, gdy obrywam z ramienia w twarz. Uch! Znowu wróciła. Moje wakacje bez bicia przez sen były krótkie. Popycham ją.- Addison, weź się uspokój. Pomrukuje i odsuwa się ode mnie. Dobrze. Jestem bezpieczna, kiedy jest do mnie odwrócona plecami. Słyszę głośne pukanie do drzwi sypialni i słyszę zirytowany głos Bena po drugiej stronie.- Kolejna przesyłka od niego. Oczy Addison otwierają się. Rozciąga się jak kot i jęczy jak gwiazda porno.- Kolejna przesyłka? Może znowu przysłał śniadanie. Umieram z głodu. Spoglądam na zegar i widzę, że nie ma nawet jeszcze ósmej. Późno mnie wczoraj odwiózł, więc jak udało mu się załatwić dostawę na tak wczesną godzinę? Zakładam biustonosz, bo nie będę świecić cyckami przed Benem. Mój szlafrok dostarcza ochrony mojej piżamie i ruszam zobaczyć co przysłał mi mój trzymiesięczny romans. Na stole leży mała brązowa paczka. Rozcinam ją nożyczkami. W środku znajduję nowego iPhone’a i bilecik:
Mam awarię w jednej z winnic. Nie będzie mnie przez większość dnia, więc jestem zmuszony odwołać nasze dzisiejsze plany. Ten telefon to twoja bezpośrednia linia do mniemój numer jest już wprowadzony. Zadzwonię do ciebie później, kiedy sytuacja będzie już pod kontrolą i zaplanujemy następne spotkanie.- Lachlan
Jestem zaskoczona rozczarowaniem jakie czuję.- Lachlan ma problem w pracy, więc zdaje się, że mam wolny dzień. - Świetnie. Zac i Ben muszą zająć się jakimś projektem, więc my powinnyśmy spędzić babski dzień i iść na zakupy. Nie mam pieniędzy na zakupy, więc zdaje się, że będę tylko patrzyła.- Świetny pomysł.
48
Addison podnosi nowego iPhone’a.- Dlaczego przysłał ci telefon? Nie wie, że masz już jeden? iPhone nie jest prezentem. To urządzenie do wzywania mnie- jego forma komunikacji ze mną, gdzie on ma całą władzę. W ten sposób pozostanie nienamierzalny. Nigdy nie poda mi swojego prawdziwego numeru, więc podejrzewam, że ten jest przeznaczony tylko na moje telefony. To ma na myśli, mówiąc, że to moja bezpośrednia linia do niego. To także forma przypomnienia, że ten związek nie jest romantyczny i nigdy nie będzie. Wszystko jest zaaranżowane i tymczasowe. Lepiej, żebym o tym nie zapomniała. - Mój telefon robi dziwne rzeczy odkąd tu jesteśmy. Bateria starcza na krótko, więc chyba pomyślał, że potrzebuję nowego.- Kłamię mojej najlepszej przyjaciółce, bo nie mogę zdobyć się na odwagę, by powiedzieć jej o umowie z Lachlanem. Pomyśli, że jest wariatem. I ja też jestem, przez to, że się na to godzę.
49
10 Jack McLachlan
Normalnie dojazd do Chalice zajmuje mi pięć godzin, dzisiaj udało mi się dojechać w cztery. Widzę Clyde’a stojącego przed budynkiem biura, czeka na mnie.- Jack, kopę lat. Cieszę się, że tu jesteś, ale wolałbym inne okoliczności. Clyde zaczął pracować w Chalice dla mojego ojca zanim się urodziłem, a teraz pracuje dla mnie. Znam go moje całe życie, więc mu ufam.- Przepraszam, że wyciągnąłem cię z łóżka w środku nocy. - To mój obowiązek, Clyde. Na dobre, na złe i na okropne. To akurat było to złe i okropne. - Szef straży pożarnej powiedział, że będzie tu o dziewiątej, więc pojawi się w każdej chwili. Bardzo chcę zobaczyć spalony teren.- Możemy iść oszacować straty? - Nie dopóki nie skończy go badać w świetle dziennym. Wielu ludzi pomagało ugasić ogień, więc nie chce dalszego zanieczyszczania miejsca przestępstwa. To wydaje się rozsądne. Sprawdzam zegarek i widzę, że jest kwadrans przed dziewiątą. Paige dostała już moją przesyłkę i mam kilka minut do przyjazdu inspektora. Chcę wypróbować naszą nową formę komunikacji. Wyciągam telefon przeznaczony tylko na telefony od Paige i wybieram jej numer. Musiała mieć telefon w ręce, bo odbiera po pierwszym dzwonku.- Dzień dobry, panie Henry. - Dzień dobry, panno Beckett. - Zastanawia się pan skąd wiedziałam, że to pan?- Słyszę rozbawienie w jej głosie. - Może dlatego, że to ja wysłałem ci ten telefon i ja jestem jedyną osobą, która zna ten numer? Albo może dlatego, że pojawiło się moje imię na ekranie? Śmieje się.- Ani jedno ani drugie. - Nie, co?- Choć byłem w pośpiechu dzisiaj rano, to zdążyłem przypisać sobie dzwonek.- Może to przez dzwonek „Talk Dirty to Me”? - Cieplej, cieplej. - Spodobało ci się, co? 50
- Bardzo. Zasługujesz na dodatkowe punkty. Zbiera punkty?- Nie byłem świadomy systemu dodatkowych punktów. Co daje mi spersonalizowany dzwonek, panno Beckett? - Jeszcze nie wybrałam systemu przyznawania nagród, ale dam panu znać, kiedy to zrobię. Ma do podjęcia jeszcze jedną decyzję, którą jestem bardziej zainteresowany niż systemem punktów i nagród.- Proszę. Mogę chcieć bardziej pracować nad zdobywaniem dodatkowych punktów, jeśli nagroda jest warta wysiłku. - Moja nagroda zawsze jest warta wysiłku, panie Henry. Rozprawiłeś się już z problemem w winnicy? - Tak i nie. Wybuchł pożar zeszłej nocy, więc największe niebezpieczeństwo minęło, ale czekam na inspektora straży pożarnej. Powie nam, co się stało. Będę zajmował się tym bałaganem przez większość dnia. To cztero, pięciogodzinna podróż, więc nie wrócę do późna. Miałem nadzieję, że możemy przełożyć nasze plany na jutro? - Hmm, muszę sprawdzić w moim kalendarzu spotkań towarzyskich. Wydaje się być teraz dość zapełniony- waha się.- Chyba będę mogła cię gdzieś wcisnąć. Zastanawiam się czy kiedyś przyzwyczaję się do jej żartów.- Taki sam plan? Przyjadę po ciebie o dziesiątej? - Będę czekała. Widzę zbliżający się pojazd i podejrzewam, że to inspektor. To dobrze. Jest wcześniej. Chcę jak najszybciej z tym skończyć i wrócić do Avalonu. Wrócić do Paige.- Ok. Do zobaczenia jutro. Kończymy naszą rozmowę i spotykam się z inspektorem na zewnątrz mojego biura. Wyjaśnia jakie dowody będzie zbierał i jak zostaną użyte w dochodzeniu. Idę z nim na miejsce i trzymam się z daleka, kiedy zbiera dowody sugerujące, że ktoś próbował spalić moją winnicę. Widok szkód jest bolesny, ale wiem, że mogło by być o wiele gorzej, gdyby któryś z moich ludzi został ranny. - Wyślę dowody do zbadania, bo muszę, ale nie muszę widzieć wyników, żeby to panu powiedzieć. To było podpalenie. Te akceleratory są widoczne na całym obszarze, więc może pan zacząć zastanawiać się kim są pańscy wrogowie. Mogą znowu spróbować. Nie muszę o tym myśleć. Wiem, kto to zrobił.- Tak zrobię. 51
Odprowadzam inspektora do samochodu, a potem idę do mojego biura, gdzie Clyde czeka na werdykt. Siedzi na jednym z krzeseł naprzeciwko mojego biurka, więc obchodzę je i wyczerpany opadam na mój skórzany fotel.- Powiedział, że nie musi widzieć wyników badań dowodów, żeby wiedzieć, że to było podpalenie. - Masz jakieś pojęcie kto mógłby chcieć zrobić coś takiego? Znamy się bardzo długo, ale nie mogę powiedzieć Clydeowi o gównie, w które wpadłem po kolana. Kłamię mężczyźnie, którego traktowałem jak drugiego ojca.- Nie. Ty masz jakieś podejrzenia? - Jedyne, co wpada mi do głowy, to że może to być konkurencja. Tylko, że oni nie uderzyliby tak wcześnie w sezonie ani po deszczu. To dzieło amatora. Albo dzieło psychopaty, który próbuje zwrócić moją uwagę.
52
11 Laurelyn Prescott
Podczas naszej babskiej wyprawy, Addison i ja odwiedzamy sklep z bielizną na placu z butikami, blisko mieszkania Bena. Mają wszystko: od niegrzecznych do miłych zestawów, jest też duża różnorodność zabawek erotycznych. Addison nie mogłaby być szczęśliwsza, kiedy podziwia biustonosz w stylu Świętego Mikołaja, pasujące majtki, podwiązki i biało czerwone pończochy wyglądające jak cukierkowy świąteczny lizak. Staje przed lustrem i patrzy jakby to wyglądało.- Cholera, Zac miałby bardzo wesołe Święta, gdybym miała to na sobie. - Mówiąc o Świętach, jakie mamy plany? Gotujemy w mieszkaniu? Obraca się tak, że nie widzę jej twarzy i to jest moja pierwsza wskazówka, że coś się dzieje.- Emm, jeśli chodzi o to. A to moja druga wskazówka. Kiedy zwleka i się zacina to nigdy nie jest nic dobrego.Co dokładnie znaczy „emm, jeśli chodzi o to? Ma tą minę proszę, nie bądź na mnie wkurzona. Więc co robię? Wkurzam się.- Nie szalej, ale Zac chce zabrać mnie ze sobą do domu na Święta, żebym mogła poznać jego rodzinę. Najgorsza. Przyjaciółka. W. Życiu.- Addison! Nie zostawisz mnie samej z Benem. Wiesz jak się zachowuje odkąd poznałam Lachlana. - Nie zostawiłabym cię z nim. Oboje jesteście zaproszeni do Zaca. Nie ma cholernej mowy.- Ty i Ben możecie jechać beze mnie. Wolę spędzić Święta sama niż czując się nieswojo pośród bandy ludzi, których nie znam- wie, że nienawidzę udawać. Nie wierzę, że mi to zaproponowała. - Myślisz, że Lachlan nie zaprosi cię do swojego domu?- To sposób Addison, by poczuć się lepiej, że mnie porzuca. To będzie odpowiedź negatywna.- Na pewno nie. Dopiero się poznaliśmy. Kładzie ręce na biodrach jakbym ją obraziła.- Dlaczego mówisz to w taki sposób? Może dlatego, że nawet nie znam jego prawdziwego imienia- to będzie pierwszy powód.- Nie znamy siebie na tyle dobrze, żeby spędzać razem święta.
53
- Nie znam Zaca o wiele dłużej niż ty znasz Lachlana. Może i nie, ale posuwa go od dnia naszego przyjazdu. Ok, od trzeciego dnia.- Ty i Zac jesteście inni. Spędzacie razem prawie każdą minutę razem odkąd tu jesteśmy. Ja byłam z Lachlanem tylko na kilku randkach. To jak jabłka i pomarańcze. Wyciąga w moją stronę seksowną bieliznę Mikołajkowej.- Ubierz to dla niego, a gwarantuję ci, że dostaniesz zaproszenie do jego rodziny na święta. Może nawet propozycję małżeństwa. Dostałam już wszystkie propozycje jakie potrzebowałam od pana Lachlana Henrego. Nadal debatuję nad tą, co obecnie leży na stole.- Nie czekam na zaproszenie do jego rodzinnego domu. Ani na propozycję małżeństwa.- Biorę czerwono białą bieliznę z jej ręki i podziwiam ją w lustrze.- Poprosił, żebym spędziła z nim kilka kolejnych dni. I nocy. Może potrzebuję tego. Co myślisz? - Nie powiedziałaś mi, że zatrzymasz się u niego. To brzmi poważniej niż kilka randek. Odwieszam bieliznę i ściągam zestaw niegrzecznej elficy.- Nie wiem. Poprosił, ale jeszcze nie zdecydowałam.- To kolejne kłamstwo. Wiem, że z nim zostanę, ale nie chcę brzmieć jak dziwka, więc udaję niepewność. I udaję, że nie wiem czy kupię tą bieliznę. Ale to też jest kłamstwo.
Słyszałam, że strach jest darem. Jeśli to prawda, to dzisiaj bardzo mnie obdarowano. Prawie się trzęsę, kiedy czkam na przyjazd Lachlana. W moim telefonie zaczyna dzwonić „Talk Dirty to Me”, więc odbieram i staram się nie brzmieć jak kłębek nerwów.- Dzień dobry. - Dzień dobry tobie. Jestem prawie u ciebie. Czy muszę przyjść pod drzwi i stanąć do walki z kochasiem o twoją rękę? Coś mogłoby w tym być, gdyby Ben był tutaj, ale go nie ma. Dzięki ci.- Tylko ja tu jestem. Jestem gotowa, więc zejdę do ciebie- rozłączam się, wkładam moją Lachlanową komórkę do torebki obok mojej. Chwytam torbę w kwiatki i zamykam drzwi. Kiedy wychodzę z budynku, Lachlan wysiada ze szpanerskiego samochodu z opuszczanym dachem. Ma na sobie wyblakłe jeansy i koszule khaki. To nie jest wyjściowy strój; jest pomięty, coś co ktoś mógłby nosić na swoim podwórku. I niech mnie diabli, jeśli nie ma kapelusza Indiany Jones’a. Nawet bez garnituru jest gorętszy od tyłka Diabła. 54
Te następne dni będą świetne. Spotykamy się w połowie chodnika.- Widzę, że dzisiaj bez garnituru. - Tak jak obiecałem. Jedna obietnica dotrzymana. Zobaczymy czy dotrzyma innej. - Widzę, że masz torbę- szczerzy się i całuje mnie w policzek, gdy sięga, żeby zabrać moją torbę. - To nie znaczy, że zostaję.- Co za kłamstwo. Zastanawiam się czy to widzi. Przekrzywia głowę.- Torba z ubraniami nie oznacza tego samego w USA co w Australii? - Ta oznacza, że chcę być przygotowana na wszelki wypadek. - Ciężka. Jakbyś była przygotowana na kilka nocy- sięga po moją rękę i trzyma ją, kiedy idziemy do samochodu. Tak dokonuje wczesnego startu w zwalczeniu naszego niepokoju bycia sobie obcymi. - Zobaczymy jak się sprawy potoczą. Otwiera bagażnik i wkłada moje rzeczy do sportowego i bardzo drogiego czarnego samochodu.- Nigdy wcześniej nie widziałam takiego samochodu. Jaka to marka? - Fisker Karma Sunset. - Nigdy wcześniej o takiej nie słyszałam. Jest… olśniewający. - Wiem- otwiera dla mnie drzwi. Wsiadam i obserwuję jak jego piękna forma podchodzi do drzwi kierowcy. Bądźmy szczerzy. Kto nie zgodziłby się na trzymiesięczny romans z tym mężczyzną? Wiem, że się zgodzę. I on też to wie. Powiedział to, ale nie mogę pozwolić mu myśleć, że tak łatwo mu ze mną pójdzie. Zapala silnik. Słyszę głębokie mruczenie.- Dach do góry czy na dół? - Na dół, ale pozwól mi wyjąć gumkę z torebki. - Są jakieś w schowku. To tylko gumka, ale nie ma mowy, żebym nosiła coś należącego do jednego numeru z dwunastu. Sięga, by otworzyć schowek i widzi moją minę.- Nie mówiłem, żebyś nosiła coś należącego do innej kobiety. Moja młodsza siostra ma długie włosy i lubi jeździć z opuszczonym dachem. Trzyma tutaj zapas. Ładne wybrnięcie. Biorę od niego gumkę i związuję włosy, zastanawiając się czy ściemnia mi z siostrą. 55
- Gotowe. Droga do winnicy na zewnątrz Wagga Wagga jest piękna. Milami mijamy pola winogron w naszej drodze do domu i kiedy zbliżamy się do celu, widzę w oddali tradycyjną rezydencję w stylu starego świata. Wygląda na włoską, nie australijską, ale też nie jestem pewna, co stanowi o australijskiej architekturze.- Panno Beckett, to jest winnica Avalon. Wow. Jest niesamowita.- Twój szef musi mieć o tobie bardzo dobre zdanie, jeśli umieszcza cię w takich ładnych miejscach. - Można tak powiedzieć. Kiedy wysiadamy z samochodu, Lachlan podchodzi do bagażnika. Unosi brwi i pyta.Skoro nie wiesz czy zostajesz to czy twoja torba idzie do środka czy zostaje w bagażniku? Agonalnie pragnie mojego potwierdzenia, ale jeszcze nie skończyłam zabawy tą małą grą.- Emm… Myślę, że można ją zanieść do środka, do jednego z pokoi gościnnych. - Nie wiem, dlaczego udajesz, że możesz powiedzieć „nie”. Bo to jest twoja gra. Twoje zasady. Muszę czuć, że mam kontrolę nad jakimś jej aspektem, nawet jeśli będzie to trwało tylko chwilę. Naszym pierwszym przystankiem jest kuchnia. Jest piękna i pasuje do domu. Wygląda jak jedna z tych dużych włoskich kuchni w luksusowych magazynach. Przynajmniej tylko tam widziałam coś takiego. Na blacie stoi kosz z przekąskami, więc podchodzę i zerkam do środka. Jest wypełniony jedzeniem i oczywiście, butelką wina.- Bardzo przyjemny. - To nie moja zasługa. Pani Porcelli spakowała dla nas lunch. - Kim jest pani Porcelli? - Zajmuje się u mnie gotowaniem i dbaniem o dom. Bardzo dziwne. Jego pracodawca płaci mu tyle, że stać go na kogoś, kto mu gotuje i sprząta.- Poznam ją czy znajduje się kategorii przyjaciółka/rodzina/identyfikująca informacja? - Jeszcze nie zdecydowałam, ale to i tak nie dzisiaj, bo już jej nie ma. - Przeze mnie? - Nie. Pojechała do domu na święta. Racja. Święta Bożego Narodzenia są już za kilka dni.- Więc też nie mieszka w Wagga Wagga? - Nie. Pracuje dla mnie w taki sam sposób jak Daniel. Jeżdżą tam, gdzie ja.
56
Wszędzie z nim jeżdżą. Ile kosztują tacy pracownicy? Nie wyobrażam sobie, żeby to było tanie.- Daniel też wyjechał na święta? - Tak. Żaden z pracowników winnicy nie wróci do poniedziałku, więc jesteśmy tu tylko my. Sami. Czy to miało mnie przestraszyć? - Więc nie ma nikogo kto usłyszałby moje krzyki? - Teraz zaczynasz nadążać. Chodź ze mną, pokażę ci resztę domu. Wchodzimy do salonu, w kącie stoi piękny, czarny fortepian. Zakochałam się. - Grasz? Śmieje się z mojego założenia. - Ani nuty. Podchodzę i głaszczę klawisze w kolorze kości słoniowej.- Jest piękny. - Dekorator wnętrz pomyślał, że będzie tu pasował dla zatuszowania pustki w tym pokoju, który jak widzisz jest bardzo duży. Bawię się klawiszami, grając refren piosenki, nad którą pracowałam zanim wyjechałam z domu. Dźwięk fortepianu jest idealny. - Żal, że nikt na nim nie gra. Mam nadzieję, że przez najbliższe kilka miesięcy będzie inaczej.- Fortepian nie jest jedyną rzeczą, o której myśli, że doświadczy trochę akcji.- Bardzo chciałbym usłyszeć jak grasz. - Zobaczymy- mówię, kiedy przesuwam ręką po klawiszach i odchodzę, chociaż bardzo mnie kusi, by usiąść i zrobić z niego użytek. Będzie na to wiele czasu później. Trzy miesiące, żeby być dokładnym. - Sypialnie są w tą stronę.- Idę za nim korytarzem i podczas oprowadzania tłumaczy mi, że poprzedni właściciel, który zmarł w dziwnym wypadku, teraz nawiedza pokój, w którym będę spała. - Zazwyczaj dobrze się dogaduję z duchami i zjawami, więc nic mi nie będzie. Zabiera mnie na drugą stronę korytarza.- Jeśli zdecydujesz się zostać w pokoju gościnnym i będziesz się bała spać sama w tym wielkim łóżku, to tutaj mnie znajdziesz. Jego sypialnia jest płciowo neutralna i nowoczesna. Pościel ma nowoczesne geometryczne figury, jest w większości szaro biała z żółtymi i czarnymi akcentami. Wszystko od podłogi do sufitu współgra ze sobą. Sypialnia jest estetycznie kusząca, ale nie ma w niej niczego romantycznego, więc idealnie pasuje do naszego związku. 57
Każde pomieszczenie w domu jest nieskazitelne i zastanawiam się czy to zasługa pani Porcelli czy to może on lubi mieć wszystko uporządkowane, bo jest jakimś maniakiem czystości. Wydawało mi się, że już skończyliśmy oprowadzanie po domu, ale zabiera mnie do jeszcze jednego pomieszczenia, w którym nie byłam.- Ostatni przystanek. Otwiera drzwi do pokoju o ścianach obłożonych lustrami. Podłoga jest pokryta różnymi przyrządami do ćwiczeń, niektórych w życiu nie widziałam.- Jezu, ktoś lubi na siebie patrzeć, kiedy ćwiczy. - Poprzedni właściciel miał baletnicę w rodzinie i to było jej studio. - Ok. Teraz jest trochę bardziej do przyjęcia. - Możesz używać siłowni, kiedy tylko chcesz. Ma system surround do muzyki albo możesz oglądać pudełko dla idiotów- wskazuje na komodę przy ścianie.- W środku jest płaski ekran i odbiornik. Ma Bluetooth, więc możesz puszczać swoją muzykę albo słuchać strumieniowo wszystkiego, czego chcesz. Znowu robi założenia. - Myślisz, że zostanę na tyle długo, by potrzebować ćwiczeń? - Skoro jeszcze nie dałaś mi odpowiedzi, to nadal pozostaje niewiadomą. Podchodzę do bieżni i wchodzę na nią. Robię kilka kroków.- Ćwiczę w domu, ale nie w taki sposób. Przyrządy do ćwiczeń mnie nudzą. Unosi brwi.- Więc jak ćwiczysz? Zwalniam tempo.- Jeśli będziesz taki, to ci nie powiem. - Proszę. Myślę przez chwilę, próbując zdecydować czy chcę mu powiedzieć.- Tańczę. - Taniec jest świetnym ćwiczeniem. Znowu zwiększam tempo biegu i patrzę przed siebie. Nie chcę widzieć jego twarzy, kiedy mu powiem.- Tańczę na rurze. Taa. To przykuło jego uwagę.- Na rurze? To znaczy, jak striptizerka? - Tak, ale nie robię tego w sposób, w jaki to sobie wyobrażasz. To piękna forma sztuki, kiedy jest wykonywana ze smakiem. Robię to, bo lubię i daje mi cholerny wycisk. To bardzo wysiłkowe ćwiczenia. Używasz mięśni, o których istnieniu nie miałeś pojęcia. Zdziwiłbyś się, co cię boli następnego dnia.- Nie patrzę na niego, ale wiem, że uśmiecha się krzywo.
58
Obchodzi urządzenie i staje przede mną. Patrzę na niego z bieżni.- Robisz to tylko, żeby ćwiczyć? Potakuję.- Taa. Nikt nie wie, że biorę lekcje oprócz mojego instruktora i innych osób z kursu. No i teraz ciebie. Oblizuje usta i pociera wargami o siebie.- Kiedy już myślałem, że nie możesz być bardziej seksowna, mówisz mi coś takiego i udowadniasz, że byłem w błędzie. Unoszę brew.- Jest wiele rzeczy, których o mnie nie wiesz. - Od jak dawna to robisz? Hmm, zaczęłam na pierwszym roku studiów.- Chyba około... czterech lat. - Musisz być dobra, skoro robisz to od tak długiego czasu. Wzruszam ramionami, bo nigdy nie lubiłam się chwalić, ale jestem w tym cholernie dobra.- Chyba. Moje doświadczenie w gimnastyce nie zaszkodziło. - I gimnastyka- śmieje się.- Więc nigdy nie tańczyłaś w kurewskich szpilkach dla bandy napalonych drani? Chyba właśnie trochę zwymiotowałam sobie w usta.- Mówisz tak jakbyś wiedział jak to wygląda. Unosi rękę.- Powołuję się na Piątą Poprawkę1. - To amerykańskie poprawka. Nie działa na Australijczyków. - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - A ty na moje. Uśmiecha się szeroko.- Mogłem raz widzieć striptizerkę na rurze. Może dwa razy. Cholerny kłamca. Zatrzymuję się na bieżni i wzdycham głośno, udając że mnie nudzi.- Tak i nie. - Tak co i nie co? - Nie, nigdy nie tańczyłam na scenie dla napalonych drani. Ale tak, noszę kurewskie szpilki, kiedy tańczę na rurze. - Teraz to zrobiło mi się cholernie gorąco. Co ja z tobą zrobię? - Wierzę, że odpowiedź na to pytanie nadal pozostaje niewiadomą, prawda?
1
„(…) Nikt nie może być zmuszony do zeznawania w sprawie karnej na swoją niekorzyść, ani też zostać bez prawidłowego wymiaru sprawiedliwości pozbawiony życia, wolności lub mienia (…)”
59
12 John McLachlan Instaluję rurę w siłowni. Natychmiast. Musimy przestać rozmawiać o tańcu na rurze i wszystkim, co zawiera w sobie termin "pieprz mnie", bo zaraz przełożę ją przez moją ławkę od podnoszenia ciężarów. Wkładam ręce do kieszeni, żeby ukryć wzwód, którego nabawiłem się przez tą rozmowę.- Jesteś głodna? To dobrze. Ja też. Chodźmy. Śmieje się i schodzi z bieżni. Podejrzewam, że wie, co mi zrobiła.- Coś nie tak, Lachlan? - Nie, nic. Jestem trochę głodny i jestem gotowy wrzucić coś na ząb. Gdy wychodzimy z siłowni, nadal trzymam ręce w kieszeniach. Bierze mnie pod ramię kiedy idziemy w stronę drzwi. - Ja też. Gdzie jedziemy na nasz piknik? Jej dotyk jedynie dodaje benzyny do płomieni w moich jeansach.- Nie zdecydowałem jeszcze. Pomyślałem, że możemy pojechać terenówką i razem wybrać miejsce. - Brzmi nieźle. Wracamy do kuchni po kosz z jedzeniem i wino, a potem ruszamy przez winnicę. Zawożę nas na środek posesji i zatrzymuję się, kiedy znajduję kawałek pustej, trawiastej przestrzeni około mili od domu. - Co myślisz o tym miejscu? - Widok jest piękny. Wysiadamy z terenówki i rozkładamy koc na ziemi. Siadamy obok siebie z koszem między nami, pomaga mi rozłożyć jedzenie.- Opowiedz mi jak trafiłeś do przemysłu winiarskiego. Trochę prawdy z plamą kłamstw na boku.- Można by powiedzieć, że wrodziłem się to. Mój ojciec to robił zanim przeszedł na emeryturę, więc teraz ja to robię. - I sprawia ci to radość? Mam na myśli te podróże i bycie z dala od rodziny? Korek butelki Shiraz wyskakuje głośno. Biorę kieliszek z koszyka i napełniam go winem.- Płacą mi wystarczająco dużo, żebym to lubił. Poza tym, spotykam ciekawych ludzi takich jak ty podczas moich podróży, więc czego tu nie lubić? 60
Paige przyjmuje kieliszek.- Ale co z posiadaniem rodziny? Nie chcesz mieć żony i dzieci? Powstrzymuję śmiech.- Już dawno temu zdecydowałem, że nigdy się nie ożenię. Obserwuję jak unosi kieliszek, żeby zbadać kolor wina zanim je wącha. Szybko się uczy.- Może jeszcze nie spotkałeś właściwej kobiety, która skradłaby twoje serce. Mam nadzieję, że nie myśli o sobie jako o tej właściwej kobiecie, bo byłaby w błędzie. Nie ma właściwej kobiety na taki rodzaj życia.- Żadna żona nie chce być centrem świata swojego męża tylko na część etatu, a właśnie tak wyglądałoby życie ze mną. Bierze małego łyka, czeka na posmak, a potem uśmiecha się.- Dobre. Przynajmniej ja tak myślę. Biorę małego łyka.- Piłem lepsze i dlatego tutaj jestem, żeby zrobić z tej winnicy jedną z najlepszych. Sięga po kawałek sera i krakersa.- Nie powinieneś pozwalać, żeby twoja praca powstrzymywała cię przed założeniem rodziny, jeśli chcesz ją mieć. Więc znowu do tego wracamy.- Patrzyłem jak moja mama wychowuje trójkę dzieci pod nieobecność mojego ojca. Nie zrozum mnie źle. Mój tata jest świetny, ale nigdy nie było go w domu. Nie zrobię tego mojej żonie i dzieciom. To nie byłoby sprawiedliwe.- Wow, a to skąd się wzięło? - To bardzo bezinteresowne z twojej strony. - To tylko dowodzi, że mnie nie znasz. Zapewniam cię, mogę być wszystkim, ale nie bezinteresownym.- Nie chcę już rozmawiać o sobie. Przez nią boję się, że zapędzę się i powiem za dużo. Nie jestem przyzwyczajony do tak wielu osobistych pytań.- A co z Paige Beckett? Chce mieć w przyszłości złotą obrączkę? W jej oczach pojawia się błysk, tak jak u większości kobiet, gdy myślą o ślubach i dzieciach.- Kiedyś chcę wziąć ślub i mieć dzieci. Kończy robić kanapkę ze świeżego chleba i szynki i podaje mi ją.- Dzieci? To musi oznaczać, że chcesz mieć więcej niż jedną kulę u nogi, co? - Och, na pewno. Chcę mieć przynajmniej dwójkę, bo bycie jedynakiem jest do dupy. - Ciężko będzie to pogodzić z karierą muzyczną. - Nie powiedziałam, że mam już przemyślane wszystkie szczegóły, mam na to dużo czasu.- Wyciąga ramiona w stronę rzędów winogron.- Chcę się więcej o tym dowiedzieć.
61
Opowiadam jej o winnicy, winogronach i wyjaśniam proces tworzenia wina podczas naszego posiłku. Obserwuje moją twarz, jest naprawdę zainteresowana i oczarowana procesem, co różni ją od pozostałych kobiet, z którymi byłem. Nie były zainteresowane mnątylko tym, co mogłem dla nich zrobić. Poza jedną. Nie ma pojęcia, że to jest dla mnie duża zmiana. Pierwszy raz przywiozłem jedną z moich towarzyszek do mojego domu przy winnicach. Odległość od miasta nie daje mi dużego wyboru, ale czuję się dobrze mając ją tu, bo wiem, że nie pochodzi z Australii i nie pokaże się na moim progu za sześć miesięcy. Kiedy kończymy jeść, wstaję i podaję jej rękę.- Chodź ze mną. Chcę ci coś pokazać. Myślę, że bardzo ci się to spodoba. Chowamy resztki naszego pikniku i jedziemy w stronę posesji za domem. Parkuję ATV na zewnątrz dużych, drewnianych drzwi z ornamentami, które prowadzą do składu wina. - Gdzie jesteśmy? - To jaskinia wina. - Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam. - To tutaj składuje się wino- sięgam po jej rękę i pomagam wysiąść z ATV.- Chodź. Myślę, że ją docenisz. Otwieram jedno z drzwi do jaskini i wprowadzam ją do środka, by zobaczyła dzieła mojego życia. Jest oczarowana, jej oczy badają wszystko od kamiennego sufitu nad naszymi głowami po rzędy beczek win stojących rzędami w każdym pomieszczeniu.- To jest… niesamowite. Jak została zbudowana? - Jest wykopana w ziemi jak piwnica i otynkowana tak, żeby nie zawalić się od ciężaru ziemi wokół niej. Patrzy na sufit.- Te kamienne łuki są oszałamiające. Łuki nie są jedyną piękną rzeczą w tym pomieszczeniu. Przytłumione światło latarni tańczy na jej twarzy, kiedy uważnie bada otoczenie. Nie mam wątpliwości, że kolejne trzy miesiące będą spektakularne. Ale najpierw musi powiedzieć „tak”. Powie „tak”. Dopilnuję tego. Idę za nią do kolejnego pomieszczenia, gdzie odbywają się szczególne wydarzenia, odkrywa je jak ciekawskie dziecko. Widzi stoły i ma zapytać o wyjaśnienie, ale ja nie chcę już więcej rozmawiać. Chcę poczuć ją przy sobie. Chcę skończyć to, co zacząłem dwa dni temu. 62
Ogląda długi jadalniany stół, kiedy podchodzę do niej od tyłu.- Dlaczego tu jest… och. Obejmuję jedną ręką jej talię i przyciągam do siebie. Wolną ręką odsuwam jej włosy na jedno ramię. Przyciskam usta do skóry na jej szyi i zostawiam pocałunki aż do ucha.- Nie mogę już dłużej wytrzymać. Muszę cię dotknąć. Opiera się i splata palce z moją ręką na swojej talii. W ten sposób chce pokazać, że z przyjemnością przyjmie więcej tego, co robię. Wsuwam rękę pod rąbek jej koszulki i przesuwam ją w górę aż moja dłoń dociera do pokrytej koronką piersi. Czuję jak jej sutek twardnieje przez materiał, gdy powoli go pieszczę. Wsuwam rękę od góry w miseczkę jej biustonosza, żeby uwolnić ją z więzów. Jęczy łagodnie i przyciska się do mojego krocza, a ja delikatnie ugniatam jej piersi. - Chyba obiecałem ci coś, prawda? Nie odpowiada, ale potakuje w zgodzie. Zsuwam rękę po jej płaskim brzuchu i czuję kolczyk w pępku. Muszę pamiętać, żeby potem dokładnie go obejrzeć, ale teraz mam inne plany. Ciągnę za guzik, żeby odpiąć jej szorty. Odpina się po lekkim pociągnięciu i powoli opuszczam zamek. Kładę rękę płasko na jej brzuchu i zataczam nią kółka, każde kolejne zbliża moje palce bliżej miejsca, którego tak desperacko chce bym dotknął. Wsuwam rękę w jej koronkowe majtki. Uśmiecham się przy jej szyi, kiedy czuję pod spodem gładką skórę.- Nie masz pojęcia jak bardzo mi się to podoba. Odchyla głowę do tyłu. Jej oddech jest głęboki i szybki. Mam ją dokładnie tam, gdzie chcę, więc przesuwam palec w dół jej gładkiej skóry i z powrotem wolnym, torturującym gestem. Podoba jej się to i chce więcej, bo wpycha biodra w moją rękę.- Paige, jeszcze mi nie odpowiedziałaś. Słyszę słodkie, delikatne pojękiwanie z jej ust.- Co? - Nadal nie zaakceptowałaś mojej propozycji- znowu zsuwam palec w dół, a potem powoli do góry dopóki nie czuję małego, spuchniętego punkciku, który pocieram okrężnym ruchem.- Chcę, żebyś powiedziała „tak”. - Och… co? Nie mogę teraz jasno myśleć. Przestaję dawać jej przyjemność i moje palce cofają się, bo jestem zdeterminowany, by usłyszeć jak to mówi. Nie chcę dłużej czekać.- Powiedz mi, że będziesz moja kiedy tutaj jesteś. Sięga po mój nadgarstek i wpycha moją rękę głębiej w swoje majtki.- Nie przestawaj. 63
Pocieram ją kilka razy, a potem znowu nieruchomieję.- Daj mi odpowiedź, którą chcę usłyszeć, a będę to robił dalej. Kołyszę się na mojej ręce, mocno.- Jak mi dobrze. Nie przestawaj. Desperacko pragnie mojego dotyku, więc używam tego, by otrzymać moją odpowiedź trochę wcześniej niż zamierzała mi ją dać. Drży pod moim dotykiem i pocieram ją jeszcze kilka razy.- Powiedz mi, Paige. Powiedz mi, że będziesz moja. - Tak. - Co tak? Ściska mocno moje przedramię.- Tak, będę twoja, będąc w Australii. Znowu uśmiecham się przy jej szyi.- To wszystko, co chciałem usłyszeć. Chcę jej pokazać jak bardzo mnie uszczęśliwiła. Wyciągam rękę z jej szortów, a ona piszczy z braku mojego dotyku, ale to tylko chwilowe. Obracam ją twarzą do siebie. Patrzy mi w oczy, kiedy kładę ręce na jej biodrach i zsuwam jej szorty razem z majtkami. Podnoszę ją i sadzam na stole.- Połóż się. Wie, co teraz będzie i przyjmuje to z przyjemnością. Przykładam usta do wewnętrznej strony jej uda i zostawiam pocałunek na gorącej skórze.- Powiedz to jeszcze raz. Lubię słuchać jak to mówisz. Zostawiam pocałunki w górę jej ud, czekając jak znowu to mówi, a wtedy będę mógł jej pokazać, co oznacza bycie moją. - Jestem twoja- jęczy i nagradzam jej zgodę. Płasko kładę język na jej środku i liżę raz, w górę, zanim znajduję powiększoną łechtaczkę i zaczynam zataczać na niej kółka. Tak dobrze smakuje, nawet lepiej niż sobie wyobrażałem. Czuję jak sięga po moje włosy i zaciska je w pięściach, więc wiem, że jestem tam, gdzie powinienem. Liżę i ssę ją dopóki jej krzyki nie odbijają się od każdej ściany jaskini. Kiedy przestaje krzyczeć, nieruchomieje na stole. Dobrze, że nikogo tu nie będzie przez kilka następnych dni, jeśli krzyczy tak głośno za każdym razem, kiedy dochodzi. Wspinam się po jej ciele, całując je, aż jesteśmy ze sobą twarzą w twarz. Oddycha ciężko i wygląda na oszołomioną. Mruga kilka razy, żeby skupić wzrok na mojej twarzy. Pojawia się uśmiech i czuję ulgę, że nie jest na mnie zła za sposób jakiego użyłem, by uzyskać jej odpowiedź.
64
Zostawiam pocałunek na jej ustach i uśmiecham się, bo wiem, że to jedynie początek.- Nie pożałujesz, że się zgodziłaś.
65
13 Laurelyn Prescott Leżę na plecach, naga od pasa w dół, na rzeźbionym stole jadalnianym i patrzę na sufit. Kręci mi się w głowie podczas mojej poorgazmicznej poświaty. Czuję się prawie pijana. Nie jestem niewinną dziewicą, ale to jest dla mnie coś nowego. Blake nigdy nie sprawił, że tak się czułam, nie żeby kiedykolwiek próbował. Nie chcę o nim myśleć. Nie pozwolę mu zepsuć mi jeszcze tego. Czuję jak Lachlan całuje moje ciało i trochę mi zajmuje zanim jestem w stanie skupić się na nim kiedy wisi nade mną. Widzę jego uśmiech i wiem, że jest zadowolony z mojej decyzji. Nie grał uczciwie, ale dostał czego chciał. Będę musiała o tym pamiętać na przyszłość. Czekam na dźwięk odpinanego rozporka, ale nie nadchodzi. Zamiast tego, słyszę jak mówi mi, że nie będę żałowała, że się zgodziłam i nie mogę się z nim kłócić, bo wiem, że ma rację. Kolejne trzy miesiące będą niesamowite. Znajduję mój głos i szepczę.- Jaskiniowiec.- Tak będę go nazywała. Odrzuca głowę do tyłu i śmieje się, a ja wkrótce dołączam do niego. Jest taki piękny, gdy się uśmiecha. Szczęście w jego olśniewających, niebieskich oczach jest nie do ukrycia. Jestem podniecona, bo to wszystko dla mnie; to ja sprawiam, że się tak cieszy i nie mogłabym być szczęśliwsza z tego powodu. Opuszcza głowę do mojej szyi i pieści ją nosem. Wiem, że mnie wącha, bo słyszę długie, głębokie wciąganie powietrz, a po nim westchnięcie.- Jaskiniowiec. Tak o mnie myślisz, co? Czuję ciepło jego oddechu przy mojej skórze i gęsia skórka pokrywa moje ciało.- Z pewnością masz zachowania jaskiniowca. Całuje moją szyję i unoszę brodę, żeby dać mu pełny dostęp.- Nie podobają ci się moje zachowania? - Tego nie powiedziałam. - Ja tylko pomagałem ci powiedzieć "tak"- przypomina mi jakby bał się, że zapomniałam o swojej zgodzie.
66
- Zostałam przymuszona przez jaskiniowca- śmieję się. Mój śmiech zostaje odcięty, kiedy ostro nabieram powietrza czując jak przesuwa ręką w górę mojej bluzki, do mojego nagiego sutka. Pieści go między dwoma palcami i czuję jak znowu twardnieje pod jego dotykiem. Ssie płatek mojego ucha, co przypomina mi uczucie, kiedy miałam jego usta między moimi nogami. Szepcze do mojego ucha.- Ale nie cofasz tego, prawda? Znowu mnie przymusza, ale w inny sposób. Nie zdaje sobie sprawy, że jest to niepotrzebne. Paige Beckett już do niego należy. Myślę jaka wielka mogłaby być zabawa, gdybym powiedziała mu, że odwołuję moją zgodę. Nie przeszkadza mi jego sposób nakłaniania, ale decyduję że lepiej nie przesadzać. W końcu ostrzegał mnie, że zawsze dostaje, to czego chce. Mówi, że używa środków w granicach rozsądku, ale myślę, że to nie jest prawdą patrząc na to co właśnie mi zrobił, bym powiedziała proste "tak".- Nie, nie cofam tego. - To dobrze. Miałem nadzieję, że to powiesz- jego usta odsuwają się od mojej szyi i wstaje. Jego dotyk znika zbyt szybko i powstrzymuję skamlenie. Chwyta mnie za rękę i pomaga zejść ze stołu. Stoję przed nim goła od pasa w dół i czuję się bezbronna, choć wiem, że to nie ostatni raz kiedy będę naga przy tym mężczyźnie. Ta myśl sprawia, że chcę wykonać mój taniec szczęścia, ale lepiej zrobić to jak będę sama. Podnosi moje majtki i szorty z kamiennej podłogi i trzyma je tak, żebym mogła w nie wejść, jak dorosły ubierający dziecko. Utrzymuję równowagę opierając się o jego ramiona, a on pochyla się i mocno wciąga powietrze. Potem całuje moją gładką skórę. Sprawia, że chcę z powrotem położyć się na stole na drugą rundę, ale opieram się bo wiem, że ma co do mnie inne plany. Wciąga do góry majtki i szorty, a ja czuję niepokój. Jestem przestraszona tym jak dobrze znam tą drogę, którą nie powinnam iść. Ten mężczyzna będzie niebezpieczny dla mojego serca, jeśli mu na to pozwolę. Wykończy mnie, jeśli mu pozwolę. Wiem to bez żadnej wątpliwości i przypominam sobie o lekcji, którą nie tak dawno się nauczyłam. Nigdy nie myl seksu z miłością. W tej chwili jesteśmy czarno- biali, ale przysięgam, że z sekundą kiedy pojawią się odcienie zimnej stalowej szarości, zakończę to. Co do tego nie mam wątpliwości.
67
Całuje mnie w usta, kiedy zapinam szorty. Zastanawiam się czy robi to, bo jest ciekawy mojej reakcji- czy odwzajemnię pocałunek po tym jak jego usta były między moimi nogami. Całuję go mocno, a on się uśmiecha. - Przejdź się ze mną- łapie mnie za rękę i prowadzi przez labirynt pomieszczeń w stronę wyjścia z jaskini. Jestem trochę zawiedziona, że wychodzimy i mam nadzieję, że niedługo znowu mnie tu przyprowadzi. Podobają mi się jego jaskiniowe sposoby. Spacerujemy pomiędzy dwoma rzędami krat pokrytych winoroślami rozciągającymi się tak daleko jak wzrok sięga. Jest milczący, ale samo spacerowanie z nim przynosi mi spokój. Mój umysł nie szuka gorączkowo kolejnego tematu do rozmowy- z jakiegoś powodu nie rozmawianie jest w porządku. Samo bycie obok niego wystarcza, żebym była zadowolona i wtedy dociera do mnie co się dzieje. Ma rację, jeśli chodzi o nasz związek. Jesteśmy zrelaksowani przy sobie, bo nie bawimy się w pozory. Należę do niego przez kolejne trzy miesiące i jestem przygotowana, na to co to oznacza. Jest jasne, że ma swoje zasady i powiedział mi czego ode mnie oczekuje. Jestem oszołomiona tym nagłym olśnieniem i gwałtownie się zatrzymuję. - Ten związek... Teraz już rozumiem. Rozumiem, dlaczego to działa. Uśmiecha się, ale i tak prosi mnie o wyjaśnienie.- Powiedz mi, co rozumiesz. Myślę, że chce usłyszeć te słowa i nie przeszkadza mi to. - Bo nie bawimy się w pozory i jasno określiliśmy oczekiwania, więc nie czuję presji bycia kimś innym niż sobą. Nie martwię się tym, co oznacza dla nas dzisiaj, jutro czy następny miesiąc, bo już to wiem. Sięga po moją twarz i głaszcze kciukami po policzkach. Uśmiecha się szeroko, gdy obserwuje moje oczy.- Teraz masz już pełny obraz tego czego potrzebuję i chcę od ciebie. Widzę jak bardzo jest zadowolony i coś do mnie dociera. Zadowalanie tego mężczyzny przynosi mi rozkosz. Zdrowy rozsądek mówi mi, że powinno mnie to niepokoić, ale z jakiegoś powodu tak nie jest. Po naszym spacerze wracamy do jaskini i odwozi nas z powrotem do domu. Myślę o rzeczach, które zaplanował na dzisiejszy wieczór. Wiem, że tak jest, bo ten mężczyzna nie owija w bawełnę. Robił to wystarczająco dużo razy, żeby wszystko kalkulować, jego każdy ruch jest zamierzony. Docieramy do domu i wysadza mnie przed drzwiami, a sam jedzie zaparkować terenówkę. Kładę koszyk piknikowy na ladę, wypakowuję go i wkładam brudne naczynia do 68
zmywarki. W każdej innej sytuacji Lachlan pewnie zostawiłby to pani Porcelli, ale skoro jej tu nie ma, to ja się tym zajmę. Kiedy wchodzi do kuchni, pakuję ostatnią partię do zmywarki.- Nie musisz tego robić. - Wiem, ale teraz jest już zrobione i nie musimy się tym martwić. Otwiera lodówkę i wyciąga dwie butelki piwa. Odkręca kapsle i pcha jedną butelkę przez ladę. To niespodziewana niespodzianka, ale zdaję się, że zarozumiałym było myślenie, że pije tylko wino.- Napij się ze mną zimnego piwka. Picie wina to dużo pracy. Picie piwa to już bardziej moja bajka. Sięgam po bursztynową butelkę i biorę łyka bez podnoszenia jej do światła czy wąchania. Nie trzymam go w ustach, by ocenić jaki ma posmak. Po prostu piję i tylko to muszę robić. Sprawdzam etykietkę i widzę, że to australijska marka. Smakuje mi i dobrze wchodzi.Nie ma nic lepszego niż lodowate piwo. Sięga po moją wolną rękę i ciągnie ją.- Chodźmy do salonu. Porozmawiamy i zrelaksujemy się.- Idę za nim i siadamy obok siebie na kanapie. Jest wystarczająco blisko, żeby jego noga ocierała się o moją. Znowu czuję się jak nastolatka. Ten prosty dotyk ekscytuje mnie poza granicę pojmowania.- Przepraszam, że musiałem odwołać wczoraj. - Nic nie szkodzi. Rozumiem, że to nie był twój wybór. Kładzie wolną rękę na moim nagim udzie i zaczyna ugniatać moje mięśnie jak profesjonalny masażysta. - To co robiłaś? - Poszłam z Addison na zakupy, co było chyba złym pomysłem z Bożym Narodzeniem za trzy dni. - Kupiłaś coś? - Kilka rzeczy- uśmiecham się, kiedy myślę o bieliźnie. Nie wiedziałam czy do czegoś się przyda, gdy zdecydowałam się olać mój budżet kupując ją, ale teraz jestem pewna, że będzie z niej pożytek i już nie mogę się doczekać. - Nie jestem długo w mieście, ale wygląda na to, że Wagga Wagga nie ma wielu dobrych miejsc na zakupy. Ma rację. Wybór sklepów jest średni. Jestem przyzwyczajona do Nashville. To dom wszystkich największych gwiazd muzyki country, więc mamy tam niekończącą się ilość sklepów. - Ich ilość jest ograniczona w porównaniu do tego, do czego jestem przyzwyczajona. 69
Głaszcze moją nogę, kiedy opowiada mi o Wagga Wagga. Odpływam na chwilę, bo przypomina mi się co mi zrobił w jaskini. Słyszę, że mówi coś o Sydney i zmuszam się do powrotu do rozmowy w momencie, w którym słyszę jego zaproszenie.- Mam bilety na Madame Butterfly na styczeń w Sydney. Pójdziesz ze mną i pozwolisz się zabrać na zakupy? Pyta mnie o coś, co miałoby się odbyć za dwa miesiące i dociera do mnie, że ten związek daje mi możliwość przyjęcia jego propozycji bez martwienia się co będzie się działo do tamtego czasu. Pewnie myśli, że lubię operę, bo jestem muzyczką, ale myli się. Nie jestem fanką, ale nie mówię mu tego, bo wydaje się szczęśliwy, że może mnie zabrać. Kończymy nasze piwa i pijemy jeszcze dwa rozmawiając o wszystkim i o niczym w tym samym czasie. Opowiada mi więcej o swoim życiu, ale jest ostrożny i zastanawiam się czy opowiada mi półprawdy. Słyszę "Jolene" Dolly Parton w mojej torebce. To dzwonek mojej mamy i nie jestem pewna czy rozważnym jest rozmawianie z nią po kilku piwach. Decyduję, że powinnam odebrać, bo rozmawiałam z nią tylko raz od przyjazdu do Australii. Sięgam po torebkę i przepraszam Lachlana.- Przepraszam. To moja mama, więc pewnie powinnam odebrać. - Nie przepraszaj. Wyciągam dzwoniący telefon i przypomina mi się ten, który dostałam od Lachlana. Żadne z nas nie poruszyło jeszcze tego tematu. Nie jestem pewna czy właściwym byłoby podziękowanie mu za niego czy nie. To dziwna sytuacja. Nie podziękowanie mu wydaje się nieuprzejme, więc później to przemyślę. Teraz muszę porozmawiać z Jolie Prescott. - Cześć mamo. - Cześć, maleńka. Nie odzywałaś się przez kilka dni. Martwiłam się. - Mamo, nie powinnaś się martwić. Wszystko w porządku. - Masz rację i przepraszam. Powinnam była już zadzwonić. - Dobrze się bawisz? Emm, tak. Bardzo. Spoglądam na źródło mojej dzisiejszej zabawy, a on podnosi swoją pustą butelkę po piwie i unosi brwi. Pyta mnie czy chcę jeszcze jedno, potakuję. Zabiera moją pustą butelkę i podziwiam niesamowity widok kiedy wychodzi z pokoju. Za każdym razem kiedy wcześniej byliśmy razem, miał na sobie garnitur, więc to jest pierwsza okazja kiedy mogę zobaczyć jak świetnie wygląda jego tyłek w jeansach. 70
- Bardzo dobrze się bawię, mamo. Jak na razie Australia jest świetna. Uaktualnia mnie na temat rzeczy, które ominęły mnie w Nashville w tym tygodniu i słyszę jak długo wypuszcza powietrze. Teraz już wiem, że za jej telefonem kryje się jakiś powód. - Myślałaś więcej o tym, o czym rozmawiałyśmy przed twoim wyjazdem? Nie mogę uwierzyć, że dzwoni, by znowu zaczynać ten temat. Nie przyjmuje odmowy.- Nie, powiedziałam ci, że tego nie zrobię i nie zmienię zdania. Proszę, przestań o to pytać. Nie zrozumcie mnie źle. Moja mama jest dobrą kobietą, ale dociera do poziomu obsesji, jeśli chodzi o moją karierę i to jest męczące. - Twój ojciec jest ci coś winien, Laurelyn. - Mamo, jestem winna sobie, że zrobić to sama. Kiedy za wiele lat spojrzę wstecz, chcę być dumna z tego co osiągnęłam. - Laurelyn Paige, jesteś córką Jake'a Beckett'a i powinnaś mieć z tego jakąś korzyść. - Nie, jestem córką Jolie Prescott i zrobię to po swojemu. Skończyłam o tym rozmawiać. Kocham cię, mamo, ale muszę już kończyć. Zadzwonię w przyszłym tygodniu. Rozłączam się, kiedy Lachlan wraca do salonu.- Wszystko w porządku z twoją mamą? Mamą. Sposób w jaki to wymawia jest taki słodki.- Tak dobrze jak może być. Czasami potrafi być trudna. Podaje mi piwo.- Zrobiła ci awanturę? Awantura to mało powiedziane.- Taa. - Chcesz o tym porozmawiać? Nikt oprócz mojej matki i dziadków nie wie, że mój ojciec jest wielką gwiazdą muzyki country. To tajemnica, którą muszę utrzymywać przed wszystkimi, których znam, ale nie muszę tego robić z Lachlanem. Nie zna mojej prawdziwej tożsamości, więc to czyni go moim jedynym wyjątkiem.- Chce, żebym zagroziła mojemu dawcy spermy publicznym ujawnieniem jego ojcostwa, w zamian za podpisanie umowy na wydanie płyty. To brzmi o wiele gorzej, kiedy mówię to na głos i czuję potrzebę bronienia jej, nawet jeśli nie ma racji.- Proszę, nie myśl o mojej mamie jak o okropnej osobie. Nie jest taka. Lachlan przysuwa się bliżej mnie i obejmuje ramieniem. Kładzie stopy na stoliku do kawy i widzę, że jest przygotowany na rozmowę i słuchanie mnie tak długo jak będę chciała.-
71
Nie myślę, że jest okropną osobą. Ona tylko chce, żeby jej córka odniosła sukces, ale właściwa droga osiągnięcia tego stała się zamazana w jej oczach. Rozmawiamy długo, a potem idziemy do kuchni kontynuować naszą konwersację przy odgrzanej potrawce z kurczaka pani Porcelli. Nic nie wiem ani o niej ani o ich relacji, ale coś mi mówi, że ma słabość do swojego pracodawcy. Wyobrażam sobie kobietę o siwych włosach, która kocha Lachlana jak syna, ale potem uderza mnie inna wizja. Może jest młodsza niż sobie wyobrażałam i podkochuje się w nim w sekrecie. Kończymy jeść i myśli o pani Porcelli znikają, kiedy sprzątamy talerze. Kiedy kończę, wycieram ręce, a on podchodzi do mnie od tyłu i całuje mnie w szyję obejmując rękami w pasie. Myślę, że lubi to robić- zaskakiwać mnie- i wyobrażam sobie, że lubi robić też inne rzeczy od tyłu. Odsuwa moje włosy z szyi i całuje mnie tam, przechylam głowę na bok. Kiedy kończy, sięga po moją twarz i obraca ją w swoją stronę, więc zerkam na niego przez ramię. Przyciska swoją erekcję do moich pośladków i całuje kącik ust. Pragnie mnie. I to bardzo.- Przez cały dzień myślałem o zabraniu cię do mojego łóżka i już skończyłem z myśleniem o tym. Bierze mnie za rękę i ciągnie w stronę sypialni. Idę z radością, bo jestem na to gotowa. Z niecierpliwością chcę zacząć to, co przepowiedział trzema najlepszymi miesiącami mojego życia. Jak na razie mnie nie zawiódł. Wchodzimy do sypialni i widzę na łóżku moją torbę. Zastanawiam się kiedy ją przeniósł z pokoju gościnnego, ale nie pytam, bo to nie ważne. Oboje wiemy, że nigdy nie miałam zamiaru spać w innym łóżku niż jego. Nie dlatego tutaj jestem. Stoimy na środku sypialni twarzą w twarz. Chwyta moją twarz w ręce i całuje. Jego język porusza się powolnymi falami i rozpływam się. Przestaje mnie całować, ale nie odsuwa się. Czuję jak jego usta ruszają się przy moich, kiedy mówi.- Potrzebujesz chwili? Jego pytanie nakłania mnie do zastanawiania się czy nie przeglądał mojej torby i nie zobaczył bielizny, ale nie obchodzi mnie to. Tutaj nie bawimy się w pozory. Oboje wiemy, co się stanie. Jednym pytaniem jest który zestaw bielizny będę miała na sobie w trakcie. - Tak, proszę. Cmoka mnie.- Pospiesz się. Chcę już mieć cię pode mną.
72
Nie spędziliśmy razem dużo czasu, ale widzę, że lubi mówić takie rzeczy. Już udowodnił, że jest mężczyzną, który mówi to, co myśli. Założę się, że lubi świntuszyć w łóżku. Mam taką nadzieję. Chwytam torbę i idę do łazienki. Szybko się rozbieram i próbuję zdecydować, którą bieliznę ubrać. Niegrzeczny zestaw świąteczny leży na samej górze, ale ten zachowam na jutrzejszą noc. Decyduję się na czarną, przezroczystą, koronkową koszulkę nocną i pasujące majtkito lubieżny zestaw, ale też w jakiś sposób niewinny. Coś mi mówi, że Lachlanowi będą podobały się obie opcje. Kiedy jestem już ubrana i gotowa na niego, poprawiam włosy i spryskuję się mgiełką do ciała patrząc na gotowy produkt w lustrze. Czuję każde kolejne uderzenie serca w mojej zarumienionej twarzy, ale nie jestem zdenerwowana. Pragnę tego mężczyzny i wszystkiego, co ma dla mnie zaplanowane. Zatrzymuję się w progu. Ta sprawa z brakiem pozorów sprawia, że czuję się odważna, więc nie idę do niego od razu. Mam ochotę się pobawić, jestem trochę podchmielona alkoholem. Chcę się z nim podroczyć, więc kładę rękę na biodrze i opieram się na framudze podtrzymując się uniesioną ręką. Głód w jego oczach mówi mi wszystko, czego nie mówią jego usta. Umiera z pożądania. Szczerzy się i czuć od niego słodką aurę uwodzenia. Topię się i zamieniam w kałużę na podłodze, bo wiem, co zrobi tymi ustami; użyje ich żebym doszła. Patrzy jak podchodzę do niego, kiedy stoi przy łóżku. Kiedy jestem już przy nim, zatacza palcem kółko.- Obróć się.- Nie jestem pewna czy chodzi mu o pełny obrót, bo chce zobaczyć cały obraz czy chce, żebym była obrócona plecami do niego. Wiem, że lubi mnie dotykać od tyłu, więc obracam się wolno, decydując że zatrzyma mnie, jeśli będzie chciał. Robię pełny obrót, a on pada przede mną na kolana. Przesuwa do góry koszulkę, aż do kości biodrowych. Moje majtki są nisko opuszczone i całuje mój brzuch, a potem przesuwa językiem po kolczyku w moim pępku. - To było dzisiaj bardzo niespodziewane. Podoba mi się. Kładę rękę na czubku jego głowy i przeczesuję palcami jego grube, ciemne włosy kiedy całuje moje kości biodrowe nad majtkami. Żaden mężczyzna jeszcze nie klęknął przede mną i nie badał tak mojego ciała. Z jednej strony to niepokojące. Z drugiej, seksowne jak diabli i jestem już cała mokra.
73
Zahacza palce w moich majtkach z czarnej koronki i ściąga je w dół. Muszę użyć jego ramion, żeby utrzymać równowagę, kiedy wychodzę z nim, bo strasznie kręci mi się w głowie z wszystkiego, co mi robi. Odrzuca je na bok i przesuwa rękami do góry po tyle moich nóg, zaczynając na kostkach, a kończąc na pośladkach. Przysuwa mnie do swojej twarzy. Jego usta są prawie w miejscu, w którym ich pragnę i czuję wstyd przyznając, że tak bardzo chcę je na sobie poczuć Patrz na mnie. Uśmiecha się, kiedy nasze oczy się spotykają. Nie zrywamy kontaktu wzrokowego, gdy pochyla się do przodu i liże mnie jednym, długim pociągnięciem. Jestem zszokowana, ale nie uczuciem jego języka. Chodzi o to że widzę jak mi to robi. Myślę, że chce bym obserwowała przedstawienie. - Usiądź na łóżku.- Robię jak każe, bo boję się tego nie zrobić. Siadam dalej niż chciał, więc chwyta moje nogi za zgiętymi kolanami i przesuwa tak, że ledwo siedzę na krawędzi łóżka. Bierze moje stopy i stawia je na barierkach, a potem je rozchyla. - Nie kładź się. Myślę, że będzie ci się podobało wizualnie. Och, pieprz mnie w biegu! Albo na krawędzi twojego łóżka używając ust. Patrzę jak jego głowa zanurza się między moje nogi. Używa języka, by lizać mnie w górę i w dół, a później zatacza kółka wokół miejsca tętniącego pragnieniem. Wpycha we mnie kciuk i porusza nim do środka i na zewnątrz, a jego język dalej czyni swoją magię. W bardzo krótkim czasie albo prawie żadnym, zabiera mnie do tego miejsca- gdzie trochę za zbyt wiele, ale nigdy nie dość i jestem blisko. To ten punkt tam. Kiedy wysyłam mu telepatyczną wiadomość, otrzymuje ją i daje mi dokładnie to, czego potrzebuję, żeby skończyć. Kiedy zaczyna się przypływ rozkoszy, nie mogę powstrzymać niezrozumiałych jęków wydostających się z moich ust. Ściskam w pięści jego włosy i przyciągam jego usta mocniej do siebie. Czuję nowe doznanie- malutkie drżenia głęboko we mnie, kiedy wracam z miejsca, do którego zabrał mnie Lachlan. Wracają mi zmysły i widzę, że nadal ściskam jego włosy. Puszczam je i wiem, że powinnam przeprosić, ale nie potrafię znaleźć zmysłu mowy. Drżą mi nogi i sądzę, że moje kolana poddałyby się, gdybym próbowała wstać. Spoglądam na Lachlana, by upewnić się, że nie uszkodziłam go, kiedy przytrzasnęłam jego twarz między moimi nogami. Zerka na mnie. 74
- Jesteś tak cholernie piękna. - Dziękuję- szepczę. Nie jestem pewna czy wyrażam wdzięczność za komplement czy nadnaturalny orgazm, którym mnie obdarzył. Nie mam czasu się nad tym rozprawiać, bo zdejmuje buty i koszulę przez głowę, nawet jej nie rozpinając. To on jest piękny- miękki i twardy we wszystkich właściwych miejscach. Nie traci czasu kiedy zdejmuje jeansy i bokserki. Już nie może się doczekać, kiedy mnie zerżnie. I ja nie mogę się doczekać, kiedy zostanę zerżnięta, ale najpierw chcę mu się odwdzięczyć za to, co dał mi już dwa razy. Widzi jak wstaję z łóżka i wie, że chcę uklęknąć, więc powstrzymuje mnie. - Nie tym razem. Muszę się kontrolować albo wybuchnę jak tylko twoje usta mnie dotkną.- Taa, znam to uczucie. Obraca nas i siada na łóżku. Potrzebuje kontroli, ale widzę, że chce też czegoś innego, więc siadam na nim okrakiem. Masuje kciukami moje sutki przez koszulkę nocną i słyszę jak ostro nabiera powietrza między zębami, gdy ocieram się o niego. - Nie mogę już dłużej czekać. Muszę cię teraz wziąć. Obejmuje mnie jednym ramieniem i wiszę na nim, gdy pochyla się do przodu po prezerwatywę z szafki stolika nocnego. Kiedy znowu siada na łóżku, puszcza mnie i odchyla się. Rozrywa opakowanie zębami i nakłada gumkę jednym płynnym ruchem. Spoglądam w dół, bo chcę popatrzeć, ale spóźniam się, jest za szybki. Czuję jego ręce na moich biodrach i przewraca mnie na plecy. Używa swoich nóg, by rozsunąć moje i ustawia swój wzwód przy bardzo mokrym wejściu między moimi nogami. Przygryza dolną wargę i kręci głową mrucząc.- Paige, teraz mocno cię zerżnę. Nawet nie masz pojęcia. A potem wchodzi we mnie jednym ruchem- mocno, tak jak obiecał. Albo zagroził. Powstrzymuję zaskoczenie za zębami i wydaję z siebie dźwięk, którym brzmi jak jęk. Zaczyna ze mnie wychodzić z celową powolnością i wydaje się, że zrobi to do końca, ale potem wsuwa się we mnie jeszcze mocniej. Robi to kilka razy i już wiem o co chodzi. Próbuje się kontrolować, bo chcę żeby to trwało tak długo jak to możliwe. I ja też. Jestem zaskoczona, kiedy sięga po moje stopy i kładzie je sobie na ramionach, żeby wejść we mnie jeszcze głębiej. Ma wolne tempo, ale każdy ruch jest celowy. I taki potężny. Nic, co mi robie, nie jest bezcelowe. 75
Odnajduje głos między pchnięciami.- Jest. Mi. Tak. Cholernie. Dobrze. Ale wszystkie dobre rzeczy kiedyś muszą się skończyć i tak jest też z tym, kiedy wszystko wewnątrz mojej macicy zaciska się, przeszywając moje uda i skręca mi palce u stóp. Dosłownie.
Muzyka: Dolly Parton- Jolene
76
14 Jack McLachlan Kiedy czuję jak Paige zaciska się wokół mnie, wiem że to już koniec. Obserwuję jej twarz, gdy wbijam się w nią po raz ostatni i odkrywam coś. Wiedziałem już, że jest piękna, ale jest jeszcze piękniejsza, kiedy dochodzi. Opieram się na łokciach nadal w niej będąc i opuszczam głowę, żeby ją pocałować. To właśnie tutaj chcę teraz być. W niej. I zamierzam tu być dość często w ciągu następnych trzech miesięcy. To jest moment, w którym sprawy zawsze zaczynają się komplikować, jeśli mówimy o zwykłym związku. Właśnie teraz kobiety chcą rozmawiać o miłości i zobowiązaniu, ale nie Paige; nie jesteśmy tacy, więc mogę się zrelaksować. Znowu ją całuję i wysuwam się. Marszczy brwi.- Nie martw się. Jaskiniowiec zaraz wróci. Słyszę jej śmiech, kiedy idę do łazienki, by wyrzucić zużytą prezerwatywę. Ściągam ją i zawiązuję w supeł zanim wyrzucam do śmietnika. Nienawidzę ich, ale są konieczne w każdym seksualnym związku poza monogamicznym małżeństwem. Wracam do łóżka i Paige nie wstydzi się patrzeć na mnie. Nie ma żadnego wstydu w jej grze i to podniecające widzieć jak prawie ślini się, patrząc na moje ciało. Ciężko na nie pracuję, więc podoba mi się to, co widzę w jej oczach, gdy je podziwia.- Równie dobrze możesz być też diabłem. - Kochanie, to ty trzymasz jabłko.- Wchodzę do łóżka, a ona automatycznie siada na mnie okrakiem. Sunie rękami po mojej piersi, po brzuchu i znowu do góry. Pochyla się i przesuwa językiem po moich sutkach, a potem schodzi niżej. Jej nogi przesuwają się z moich bioder pomiędzy moje uda, gdy dalej sunie na południe. Robi to powoli, bo daje mi czas którego potrzebuję, by znowu mieć wzwód. Wiem, że weźmie mnie do ust. Czekam na to, a potem czuję na sobie ciepły oddech. Przesuwa miękkim, mokrym językiem po moim czubku i drżę w odpowiedzi. Minęło wiele czasu odkąd ktoś mi to robił. Za dużo.
77
Kiedy kończy lizać mnie od podstawy aż po czubek, nie mogę uciszyć jęku, który wydaję z siebie. Bierze mnie całego do buzi. Cholera. To długo nie potrwa, bo ta kobieta ma szalone zdolności oralne. Wkładam palce w jej włosy, gdy mnie ssie i klepię ją po czubku głowy, gdy czuję, że wybuchnę. Nie przestaje i zastanawiam się czy Amerykanie nie znają uniwersalnie znanego sygnału stop, więc znowu ją klepię.- Dojdę, Paige. Ssie jeszcze mocniej i wtedy odkrywam, że nie ma zamiaru przestać. To mnie szokuje, bo nigdy żadna kobieta nie pozwoliła mi dojść w swoich ustach. Niech to szlag, to seksowne. Już mam eksplodować, gdy słyszę siebie.- O cholera- gdy wyginam biodra w usta Paige. Kiedy już jest po wszystkim, liże mnie po raz ostatni i zerka w górę z psotnym uśmiechem, śmiejąc się.- Mmm. Smakuje jak kurczak. Śmieję się zrobieniu loda. Te dwie rzeczy nie powinny zdarzać się razem, ale widzę, że z nią, pasują do siebie. Myślę, że szanse na to, że zabije mnie seksem są duże, ale jaka to śmierć. Przynajmniej umrę szczęśliwy.
Kiedy budzę się następnego ranka, czuję się bardzo wypoczęty i wiem, że to przez świetny seks. To zawsze działa na mnie jak tabletka nasenna. Paige śpi na brzuchu, kołdra zakrywa jej idealny, mały tyłeczek. Nie mogę się powstrzymać i oglądam wygięcie jej pleców. Niektórzy mężczyźni kochają tyłki. Inni cycki. Ja kocham wygięcie kobiecych pleców, zwłaszcza tą małą część przy talii w miejscu, gdzie są dołeczki. A Paige ma piękne dołeczki. Są tak głębokie, że mógłbym się z nich napić. Może kiedyś to zrobię. Zsuwam bardziej kołdrę, by móc lepiej się przyjrzeć jej plecom. Czuję ulgę, gdy nie znajduję tatuażu w moim ulubionym miejscu, bo zniszczyłoby dla mnie jego piękno. Chyba nie ma żadnych tatuaży i jedyny kolczyk, który znalazłem poza jej uszami to wiszący klejnot w jej pępku. Ten w ogóle mi nie przeszkadza. Nie mogę się oprzeć i kładę opuszki palców na górnej partii jej pleców i powoli przesuwam je w dół po kręgosłupie. Jej skóra jest taka miękka i gładka. Taka idealna. I nie mogę się doczekać, żeby wziąć ją od tyłu.
78
Wierci się trochę, więc podnoszę palce, bo nie chcę jej obudzić. Zostawiam lekki jak piórko pocałunek na dolnej części jej pleców i zostawiam ją we śnie. Biorę gazetę i piję pierwszą kawę przy barze w kuchni. Nic wyjątkowo interesującego w nagłówkach- większość to oferty last minute związane ze świętami. Święta są za dwa dni. Uśmiecham się, kiedy myślę o prezencie, który dostanie ode mnie Paige, gdy będę w domu moich rodziców w Sydney. Trochę mi smutno, że nie będę przy niej, gdy będzie go otwierała. Bardzo chciałbym zobaczyć jej minę. Piję drugą kawę, kiedy Paige zachodzi mnie od tyłu. Ukradła mi mój ruch rozpoznawczy oplatając ramionami w pasie i całując bok mojej szyi. Jej usta są ciepłe i mokre na mojej skórze. - Dzień dobry. Obracam do niej twarz i całuję w kącik ust.- I tobie dzień dobry. Chcesz kawy? Patrzy na mój kubek.- Hmm… Chyba nie. Piję tylko smakową kawę z dużą ilością śmietanki i słodzika. Robi się z tego deser, kiedy już dodam wszystko, co lubię. Wezmę trochę soku, jeśli masz. - Mam sok pomarańczowy. Obchodzi bar i sięga do szafki nad pralką.- Szklanki? Prawie udaje jej się zgadnąć.- Ta po prawej. - Jadłeś śniadanie? - Nie. Chciałem poczekać na ciebie, żebyśmy mogli zjeść razem. Tanecznym krokiem podchodzi do lodówki i sprawdza jej zawartość. Ma na sobie koszulę khaki, którą wczoraj rzuciłem na podłogę. Sięga jej do górnej części ud i gdy pochyla się, by sprawdzić co jest na górnej półce lodówki, widzę kawałek jej majtki z czarnej koronki. Uwielbiam znowu mieć kobietę w swoim życiu. - Pani Porcelli dobrze zaopatrzyła lodówkę przed wyjazdem. Chcesz, żebym coś ugotowała? Nie chcę, by pomyślała, że przywiozłem jej tutaj, żeby zrobić z niej moją kucharkę albo sprzątaczkę.- Mogę zjeść bajgla albo płatki. - Nie jestem szefem kuchni jak twoja siostra.- Stoi przy otwartych drzwiach i nadal patrzy do środka pijąc sok.- A co powiesz na kanapkę z jajkiem i bekonem? - Kanapka na śniadanko brzmi dobrze.
79
- Kanapka na śniadanko- powtarza (swoim południowym akcentem, który uważam za tak czarujący) gdy wyciąga bekon, jajka i przygotowuje się do pracy. Przygotowanie naszego śniadania nie zajmuje jej dużo czasu i póki co, jest dobre. Kończymy jeść i słyszę telefon dzwoniący w salonie. Biegnę do niego zanim przestanie dzwonić. To moja mama. Nie odebrałbym, ale wiem, że będzie dzwoniła dopóki mnie nie złapie. Nie rozmawialiśmy od kilku dni, więc jestem pewien, że chce porozmawiać o planach na Wigilię.- Witaj, mamo. - Dzień dobry, Jacku Henry. Jak tam w Avalonie? - Nie mogłoby być lepiej. - Tak dobrze, co? Wchodzę do kuchni, Paige sprząta nasze talerze. Podchodzę do niej i szepczę.- Nie rób tego. Ja się tym zajmę. Ty gotowałaś. - Z kim rozmawiasz?- A niech to szlag. Moja mama ma uszy jak sonar. Właśnie dlatego nie udawało mi się niczego ukryć, kiedy byłem dzieckiem. - Mam gościa. - Żeńskiego gościa? To jej się bardzo spodoba.- Ta, mamo. To kobieta. - Musiała zostać na noc, skoro jest u ciebie tak wcześnie rano. Nie mogę uwierzyć, że masz dziewczynę, o której mi nie powiedziałeś. Zabierasz ją do domu na Święta? - Nie. - Chcę ją poznać, synu. Oczywiście.- To nie taki rodzaj związku. Słyszę jak prycha. Poważnie? Moja mama na mnie prycha.- I nigdy nie będzie, jeśli właśnie powiedziałeś to przy niej. - Ona rozumie.- To ty nie rozumiesz. - Zaufaj mi. Nie rozumie. Próbuję nakierować ją na inny temat.- Chyba dzwoniłaś, żeby skonsultować ze mną plany na święta. - Racja. Wszyscy przyjadą tutaj około piątej, a zjemy o szóstej. Nie musi mi tego mówić. Co roku jest tak samo.- W porządku, mamo. W takim razie do zobaczenia.
80
- Proszę, rozważ przywiezienie jej. To bardzo by mnie ucieszyło.- Nieprawda. To, co robimy w ogóle by cię nie ucieszyło. - Nie. - Łamiesz mi serce, ale nadal cię kocham, synu. Jedź ostrożnie. - Będę. Ja też cię kocham. Kiedy się rozłączam, czuję, że muszę przeprosić Paige za rozmawianie o niej w jej obecności.- Przepraszam za to. Wzrusza ramionami.- Nie ma za co przepraszać. Moja mama uważa, że to tragedia mieć prawie trzydziestkę bez żony i żadnych perspektyw. Chce pożenić mnie z kobietą, która zacznie wypychać z siebie dzieci przed naszą pierwszą rocznicą, tak jak zrobiła to żona mojego brata. Nic. Z. Tego. Prędzej piekło zamarznie. Pomagam z naczyniami i potem jesteśmy wolni.- Idę poćwiczyć. Przyłączysz się? Marszczy brwi i wzrusza ramionami.- Nie zabrałam odpowiednich butów i ubrań do ćwiczeń. Plus, nie masz odpowiedniego sprzętu do tego, co robię. Chyba wezmę prysznic i się wyszykuję. - Okej, ale zainstaluję rurę w siłowni.- Albo w sypialni. Jeszcze nie zdecydowałem. Uśmiecha się i kwituje moje postanowienie machnięciem ręki idąc w stronę sypialni.Tak, tak. Na pewno. Myśli, że żartuję, ale zobaczy, że jest inaczej. Czas mija szybko podczas moich ćwiczeń; nie mogę przestać odtwarzać w głowie ostatnich dwudziestu godzin. Paige jest tak inna od pozostałych, ale w najbardziej spektakularny sposób.
81
15 Laurelyn Prescott
Prysznic jest tak duży, że z łatwością zmieściłyby się w nim dwie osoby. Gdzieś w głowie kołata mi się nadzieja, że Lachlan dołączy do mnie, ale nie spodziewam się tego. Będzie ćwiczył przez jakiś czas. Nikt nie ma takiego ciała bez spędzania długich godzin w siłowni. Gorąca woda jest niebiańska- jestem dzisiaj trochę obolała. Z powodu mojego sposobu na dobrą kondycję fizyczną, ciężko znaleźć wiele pozycji, które nadwyrężą moje mięśnie, więc brawa dla Lachlana za osiągnięcie tego. Kiedy kończę prysznic, zostaję jeszcze trochę. Tak na wszelki wypadek. Kiedy nie przychodzi do mnie, jestem trochę rozczarowana, ale nie rozprawiam się nad tym. Mamy czas aż do jego jutrzejszego wyjazdu do rodziców. Przygotowuję się i ubieram luźno, skoro chyba cały dzień zostaniemy w winnicy. Powinnam była zapytać, ale nie zrobiłam tego, więc wybieram sprane jeansowe szorty i koszulkę w kolorze kości słoniowej. Może to lekka przesada, ale dokańczam ubiór brązowymi, kowbojskimi kozakami. Czeszę włosy, gdy wchodzi do łazienki. Uśmiechamy się, kiedy nasze oczy spotykają się w lustrze. Nie ma koszuli i połyskuje potem. Cholera, gdybym tylko nie była świeżo wykąpana.- Ktoś tutaj nieźle się napocił. Stoi z rękami na biodrach i ręcznikiem przerzuconym przez ramię.- Tak, dzięki tobie. Nie mogłem przestać myśleć o wczorajszym dniu i nocy, straciłem rachubę czasu. - Nie wyglądasz na zadowolonego z tego powodu. - Bo chciałem cię złapać pod prysznicem. - To był długi prysznic, bo miałam nadzieję, że przyjdziesz. Nie przyszedłeś, więc się poddałam. Idzie w moją stronę i podnoszę ręce, żeby go zatrzymać.- Nie. Teraz już za późno, jaskiniowcu. - Ok. W takim razie później- uśmiecha się, zrzuca na podłogę przepocone spodnie, kopie je w stronę kosza na brudy i wchodzi pod prysznic. Para momentalnie ogarnia
82
pomieszczenie.- Muszę dzisiaj sprawdzić niektóre winorośle. Chcesz pojechać ze mną i zobaczyć jak się mają? - Bardzo chętnie. Nie ma żadnego problemu, prawda? - Mam nadzieję, że nie, ale właśnie dlatego muszę to sprawdzić. Czuję się tu jak w saunie i muszę wyjść. Jak może znieść tak gorącą wodę po treningu?- W porządku. Zaczekam na ciebie w salonie. Oglądam jakiś program o australijskich Świętach Bożego Narodzenia, kiedy siada obok mnie na kanapie. Ma na sobie spodnie bojówki w kolorze khaki i dopasowany, granatowy t-shirt z dekoltem w serek. Widzę kilka włosków na dekolcie, ale wiem, że jest więcej pod spodem i myślę jak dotykałam je poprzedniej nocy. O rany. To bardzo przykład mężczyzny. Bardzo udany. Kładzie rękę na mojej ręce i masuje ją.- Gotowa? - Kiedy tylko chcesz. Zatrzymuje się przy lodówce i łapie kilka butelek wody.- Dzisiaj będzie gorąco i może nas trochę nie być. Zabranie zimnej wody nie jest złym pomysłem. Bierze swój kapelusz Indiany Jonesa z wieszaka i idziemy do drzwi. Kręcę głową, bo nie mogę uwierzyć, że tak dobrze wyglądający garnitur może też tak zajebiście wyglądać jako surowa seksowność. Żaden mężczyzna nie powinien być tak pożądany. Idę za nim do terenówki i jedziemy na kraniec posesji. Parkuje i podchodzi do winorośli, unosząc ją i badając. Unosi rękę i macha nią bym przyszła.- Chodź tutaj, Paige. Chcę ci coś pokazać. Podchodzę do niego, a on wskazuje na winorośli.- Przyjechałem do tej winnicy z bardzo konkretnego powodu. Kwasowość ziemi i ten konkretny rodzaj winogrona już nie są kompatybilne. Jakość winogron pogarsza się. To oznacza, że to samo dzieje się z jakością wina, więc robię przeszczep innego na istniejące kłącze. Jeśli nie odrzuci zmiany, za dwa lata będzie tu rosło więcej kompatybilnych winogron. Proces brzmi podobnie do przeszczepu skóry.- To działa? - Nadal jest za wcześnie, żeby o tym mówić, ale jak na razie idzie dobrze. Puszcza winorośli i wracamy do ATV.- Nigdy nie myślałam o tym ile zachodu trzeba, żeby stworzyć wino. Wygląda na to, że to bardzo skomplikowany i wymagający interes. - Może taki być.
83
- Rozumiem czemu twój szef tyle ci płaci. Jesteś bardzo dobry w tym, co robisz. Nauczyłeś się tego wszystkiego na uniwersytecie, gdzie chodzi Ben? - Nie. Nauczyłem się tego, bo dorastałem przy tym, a potem poszedłem na inny uniwersytet, żeby dowiedzieć się o biznesowej stronie tego przemysłu, ale to było wieki temu. - Mówisz tak jakbyś był o wiele starszy ode mnie. Patrzy na mnie jak gdyby szukał czegoś w moich oczach.- Jestem osiem lat starszy. Przewracam oczami.- Siedem, ale co za różnica. Mi to nie przeszkadza. Mam ciągoty ojcowskie, pamiętasz? Pochyla się i całuje mnie w usta.- Tak. Jak mógłbym o tym zapomnieć, moja młoda, słodka dziewczynko? Zatrzymujemy się kilka razy, żeby Lachlan mógł zbadać przeszczepy. Wydaje się być zadowolony ze wszystkiego, co widzi, więc wiem, że będzie mógł spokojnie wyjechać z winnicy na święta. - O której będziesz jutro wyjeżdżał? - Moja mama chce, żebym był w domu o piątej, więc chyba odwiozę cię z powrotem przed lunchem. A jakie ty masz plany? - Addison zaprosiła mnie do domu Zaca z nią i Benem, ale nie jadę. - Twoi przyjaciele zostawią cię samą na Święta? Do dupy. Nie ma pojęcia jak bardzo się z nim zgadzam.- Nic mi nie będzie. Wolę być sama niż w domu pełnym obcych. Nie podoba mi się żal w jego oczach. Spędziłam całe moje dzieciństwo widząc coś takiego, a kiedy jestem dorosła, jeszcze bardziej mi się to nie podoba. Szybko zmieniam temat i mam nadzieję, że już do tego nie wróci. Wracamy do domu na lunch, a potem znowu do winnicy. Lachlan chyba nie ma zamiaru pracować cały dzień, ale widzi jak podoba mi się na zewnątrz, więc jeździmy terenówką aż do późnego wieczora. Kiedy słońce zaczyna zachodzić, idziemy na wczesną kolację. Oboje jesteśmy dosyć milczący podczas posiłku, ale wymieniamy wiele uśmiechów i szczerzymy się znacząco, bo czekamy z niecierpliwością, na to co przyniesie noc. Razem sprzątamy naczynia, kiedy Lachlan wykonuje swój charakterystyczny ruch i zachodzi mnie od tyłu. Dlaczego tak bardzo lubi to robić? 84
Chwyta mnie za biodra i przysuwa do siebie mój tyłek. Ociera mnie sobie o siebie i czuję jaki jest twardy.- Idź się przygotować. Ja dokończę w kuchni i spotkamy się w sypialni za pięć minut. Całuje mnie w szyję i puszcza. Muszę się pospieszyć, bo nie dał mi za dużo czasu, więc szybko wbiegam z torbą do łazienki. Jestem podekscytowana tym- nim- szybko się odświeżam, a potem zakładam moją niegrzeczną bieliznę a la pani Mikołajowa. Myślę, że minęło trochę więcej niż pięć minut, kiedy słyszę jak woła z sypialni.- Czas minął, panno Beckett. Czekam. Wołam z łazienki.- Usiądź na łóżku i zamknij oczy. Nie podglądaj. Będę wiedziała, jeśli to zrobisz. Otwieram drzwi i widzę jak siedzi na łóżku z zamkniętymi oczami.- A dokładnie to skąd będziesz wiedziała, że podglądam? - Bo zawsze wiem, kiedy byłeś niegrzeczny. Wchodzę do pokoju w czerwono białej bieliźnie z białym futerkiem i wysokich pończochach wyglądających jak świąteczna laska cukierkowa. Kładę ręce na biodrach i mówię.- Możesz już otworzyć oczy. Robi, co mówię i kiedy mnie widzi, uśmiecha się. To uśmiech dla mnie i dla nikogo innego.- Mam dla ciebie prezent, jeśli byłeś grzecznym chłopcem. - A co jeśli byłem niegrzeczny? Idę w jego stronę.- To i tak dostaniesz prezent. Sięgamy po siebie w tym samym czasie i mocno przywiera do mnie ustami. To prawie bolesne, ale cieszę się w środku, bo dzisiaj właśnie tak tego chcę. Surowo i brutalnie. Szybko obraca nas i rzuca mnie na łóżko. Zdejmuje koszulę przez głowę i oglądam przedstawienie z łóżka.- Połóż się na brzuchu. Obracam się i słyszę dźwięk rozporka, a potem otwieranie szafki. Buu. Znowu omija mnie ta część. Czuję jak łóżko zapada się, gdy zachodzi mnie od tyłu. Jego gorąca skóra jest wszystkim, co czuję na moich plecach. Jest nagi. I pożąda mnie, czuję twardość przyciskającą się do mojego uda. Spodziewam się, że zaraz przełoży mi włosy na jedno ramię i robi to. Przykłada usta do mojej szyi i powoli przesuwa je na ramię. Podgryza, gdy jego ręce zaczynają mnie dotykać. Wiję się pod nim, drgawki pojawiają się w całym moim ciele. Kontynuuje podróż w dół 85
dopóki jego usta nie dosięgają moich majtek. Zahacza w nie palce i ciągnie. Unoszę biodra z łóżka, żeby mógł je zdjąć. Kiedy moje majtki są już zrzucone na bok, odpina mi stanik. Kładzie rękę na dole moich pleców i głaszcze ją, a potem dotyka moich pośladków. Boję się, bo nie wiem, co zrobi. Nigdy tego wcześniej nie robiłam i chyba nie chcę. Leżę twarzą w dół, ale czuję jak jego ręka dotyka mojego brzucha i przesuwa się w dół, między moje nogi, gdzie zaczyna głaskać moje centrum rozkoszy. Na chwilę zapominam o moim strachu, bo czuję jedynie coraz większe pragnienie tego, co robi. Muszę to mieć. Eksploduję z tym albo bez tego, ale z dwóch kompletnie innych powodów. Czuję jak popycha mnie od tyłu, ślepo szukając wejścia we mnie i znowu zaczynam myśleć o jego zamiarach. Decyduję, że to nie ma znaczenia. Może robić mi co tylko chce, tak długo jak jego palce nie przestaną robić, tego co w tej chwili. Rozsuwa moje kolana swoimi i wślizguje się w znajome miejsce. Przyznaję, że czuję ulgę, ale nie mam czasu o tym myśleć, bo instruuje mnie.- Usiądź i oprzyj się o mnie. Siadam i odchylam się do tyłu aż siedzę na nim z rozchylonymi kolanami. Chwyta moje biodra i zaczyna poruszać mną w górę i w dół. To nowa pozycja dla mnie. Cholera, nigdy nie czułam się taka pełna. Wraca palcami do mojej krainy rozkoszy, nadal wypełniając mnie od tyłu. To absurdalnie przyjemne uczucie. Kiedy widzi, że już nie musi kontrolować moich ruchów, używa wolnej ręki, by chwycić moją pierś. To zbyt dużo wrażeń. Stoję na krawędzi, zaraz spadnę. Albo skoczę. Nie jestem pewna które i wtedy słyszę jego zaborcze słowa między zaciśniętymi zębami. I to już jest za dużo.- Nikt inny cię nie dotyka. Tylko ja. Rozumiesz? Drżenie zaczyna się wewnątrz mnie i nie odpowiadam mu, bo nie mogę znaleźć głosu. Jestem zbyt pochłonięta falą ekstazy. Ujeżdżam go mocniej, gdy zaczynają się fale przyjemności, bo umrę, jeśli tego nie zrobię. Ściska mocno mój sutek i to promienieje do miejsca między moimi nogami.- Powiedz mi, że rozumiesz. Moje ręce chwytają jego uda i ściskam je mocno. Moja odpowiedź jest krzykiem. - Tak! Rozumiem! Upadam do przodu z wyczerpania, a on na mnie. Jego ciężar wbija mnie w materac i słyszę jak dyszy ciężko przy moim uchu.- Nie będę z nikim się tobą dzielił.
86
Jego słowa przypominają mi o moich pierwszych myślach na jego temat. Świat Lachlana Henrego jest mrocznym miejscem, o którym nic nie wiem. Chyba mnie to przeraża, ale teraz jest już za późno. Jestem jego częścią, nie ważne czym jest.
87
16 Jack McLachlan
Czuję sposób w jaki drży i to nie ma nic wspólnego z jej orgazmem. Byłem dla niej zbyt agresywny. Teraz muszę pokazać jej, że potrafię być delikatny. Podnoszę się z ciała Paige i klękam między jej nogami od tyłu. Całuję wgłębienie jej pleców i smakuję słonawą wilgoć, która powstała podczas naszego seksu. To kolejny sposób w jaki uwielbiam próbować tej słodkiej dziewczyny. Przesuwam ręce z jej talii ma ramiona i zaczynam masować napięte mięśnie. Trwa to kilka minut, ale w końcu czuję jak relaksuje się pod moim dotykiem i zastanawiam się jak usprawiedliwić mój zaborczy wybuch. Mógłbym powiedzieć, że nie wiem skąd się wzięły te irracjonalne żądania, ale to byłoby kłamstwo. W mojej głowie nie powinno być miejsca na nic innego oprócz tego jak się czuję w niej, ale coś innego wpadło mi do głowy. Ktoś inny- Ben Donovan. Nie mogę uwierzyć, że ten mały gnojek wkradł się w moje myśli. Chce tego, co moje, a ja jestem zmuszony mu ją jutro dostarczyć. Równie dobrze mogłaby być podana na srebrnej tacy. Przez dwa dni będę w Sydney, a ona będzie z nim w jej mieszkaniu. Może będą sami. Wtedy zaczyna się pieprzyć. Może zrobiłem to w kiepskim stylu, ale chcę być uczciwy wobec Paige; jest moja w Australii. Nie będę dzielił się nią z Benem Donovanem ani żadnym innym fiutem. Pochylam się, całuję ją w ramię, a potem przesuwam nos na jej kark. Tak ładnie pachnie- owocami, potem i feromonami. Dużą ilością feromonów. Jeśli dalej będę ją wąchał to mogę przestać myśleć, o tym co muszę zrobić. Kładę twarz bokiem na środku jej pleców i zostawiam ją tam. Próbuję jakoś odzyskać kontrolę, którą zgubiłem przez moje mało delikatne traktowanie.- Przepraszam, jeśli byłem zbyt agresywny. - Byłeś dość intensywny- zerka na mnie przez ramię.- Ale nigdy nie powiedziałam, że mam coś przeciwko intensywności- czuję jak jej słowa trzeszczą przy moim uchu przyciśniętym do jej ciała.- Chociaż jestem trochę zdezorientowana tym, co powiedziałeś.
88
Odsuwam się i kładę na boku. Ona robi to samo i podpiera głowę ręką. Wydyma usta przedrzeźniając mnie zachrypniętym głosem.- Wyglądasz tak poważnie. Jestem. Jestem śmiertelnie poważny.- Możemy być razem tylko przez kilka miesięcy, ale jesteś moja będąc tutaj. Nie będę dzielił się tobą z Benem Donovanem ani żadnym innym mężczyzną. Widzę konsternację na jej twarzy.- Skąd się to wzięło? Szlag. Teraz zabrzmię jak dziewczyna.- Mieszkasz z nim. Patrzy na mnie w sposób mówiący „daa, poważnie?” Moja młodsza siostra też tak na mnie patrzy. Kobiety muszą rodzić się z tym specjalnym talentem.- I wiedziałeś o tym, kiedy się poznaliśmy. Nie później. - Wiem, ale muszę odwieźć cię jutro z powrotem. Dociera do niej i rozumie.- Nie przekazujesz prawa do mnie Benowi. Zabierasz mnie do miejsca, gdzie mieszkam ze swoją przyjaciółką. - Które należy do mężczyzny, który chcę cię w swoim łóżku.- Nie widziałem tego wcześniej, ale teraz stało się dla mnie jasne. Teraz, gdy już miałem Paige w moim łóżku, jej mieszkanie u Bena Donovana będzie dla mnie problemem. Wzrusza ramionami jak gdyby ją to nie obchodziło.- Nie ma znaczenia czy mnie chce czy nie. Ja go nie chcę- siada na mnie okrakiem.- Ale chcę ciebie. Odwróci moją seksem moją uwagę. Pozwolę na to- tym razem.
Jest świąteczny poranek. Kiedy się budzę, widzę jak znowu śpi na brzuchu. Uczę się jej. Śpi na brzuchu. Nie chce się przytulać, gdy czas na sen. I lubi mieć miejsce w łóżku. Wszystkie te rzeczy mi pasują. Zamiast wstać na kawę i gazetę, zostaję w łóżku. Chcę być obok niej, gdy się obudzi, bo nie będę jej miał przez kilka dni. Chcę być na jej skórze i w niej, gdy wróci do niego. Moja amerykańska dziewczyna nie jest rannym ptaszkiem. Lubi długo spać, więc leżę obok i patrzę na nią przez prawie godzinę zanim się budzi. Już prawie znowu zasypiam, gdy czuję jak obraca się w moją stronę. Moje oczy otwierają się, patrzy na mnie. Hmm. Obserwujący staje się obserwowany. Przesuwa palcami po mojej piersi i opiera szczękę na rękach.- Dzień dobry. 89
Podnoszę głowę i całuję jej włosy.- Dzień dobry, śpiochu. - Nie możesz nazywać mnie śpiochem, skoro to ja przyłapałam ciebie na spaniu. - Czekałem prawie godzinę, żebyś się obudziła, leniwcu. - I co powstrzymało cię przed wstaniem po poranną kawę? - Ty. Byłem w niej jeszcze dwa razy zanim opuściliśmy winnicę, raz w łóżku i raz pod prysznicem. Kiedy odwożę ją do mieszkania, upominam się za to, że nie byłem bardziej kreatywny i nie zaliczyłem jej w każdym pomieszczeniu domu, w końcu nie było nikogo z służby. To byłby idealny czas. Będzie trudno to zrobić, kiedy wrócą. Podjeżdżam pod mieszkanie, ale nie wyłączam silnika Sunseta. Muszę jechać, jeśli chcę zdążyć na czas. Mama nie znosi, gdy ktoś się spóźnia, a ja już i tak będę miał piekło za to, że przywiozłem ze sobą mojej „dziewczyny”. Wysiadam z samochodu i odprowadzam do wejścia budynku. Sięgam po jej ręce i ściskam je delikatnie.- Zadzwonię wieczorem. Kiedy usłyszysz śpiewającego Breta, będziesz wiedziała, że to ja. - Co mi przypomina, że ty też potrzebujesz spersonalizowanego dzwonka, żebyś wiedziała, że to ja. Nie wierzę, że nie wie, że już go ma.- Masz. Tylko nie wiesz jaki. Sięga po telefon, żeby do mnie zadzwonić, ale powstrzymuję ją.- O nie nie nie. - Chcę wiedzieć jaki jest mój. - Później- chwytam jej twarz w ręce i całuję tak mocno, że będzie „upita miłością” do mnie, gdy mnie nie będzie. - Jedź ostrożnie. - Będę. Tak jak za pierwszym razem, kiedy nam przeszkodził, Ben Donovan pojawia się znikąd. Odchrząkuje przerywając nasz pożegnalny pocałunek. Uśmiecha się, kiedy widzi jak wymieniamy spojrzenie i mówi.- Hej. Wezmę tą dziewczynę. Uśmiecham się arogancko w odpowiedzi i mówię.- Hej, wiesz co. Ja już wziąłem tą dziewczynę i jest niesamowita. Ten mały gnojek podnosi torbę Paige, przerzuca ją sobie przez ramię i czeka. Wie, że przeszkadza nam w naszych ostatnich wspólnych chwilach. I bardzo mu się to podoba. 90
Pieprzyć to. Jeśli myśli, że właśnie mi to popsuł, to się myli. I tak będą ją całował do nieprzytomności.- Wybacz nam. Mamy coś do załatwienia. Chwytam jej twarz i przesuwam ustami po jej ustach, ale potem rozchylam jej wargi, a ona pozwala mi pocałować ją tak jak kiedy byliśmy sami. Jak gdyby zapomniała, że Ben był z nami. Przesuwam usta do jej ucha i mój wzrok spotyka oczy Bena, kiedy szepczę.- Pamiętaj. Nie będę się dzielił. - Jak mogłabym zapomnieć?- Odszeptuje. Żegnamy się, a Ben czeka żeby zabrać ją ode mnie. Kiedy wchodzi do mieszkania, obraca się i szczerzy do mnie, gdy kładzie rękę na jej krzyżu. Niech to szlag! Nie tam. To moje miejsce. Mogę tylko patrzeć. Czuję się bezradny, jak pasterz, który widzi jak jego ulubiona owieczka znika w lesie z niebezpiecznym wilkiem. Ona myśli, że on jest nieszkodliwy, ale tak nie jest. Wiem lepiej. To dziecinne, ale piszę do niej zanim odjeżdżam. Chcę odwrócić jej uwagę od niego. *Tęsknij za mną, kiedy mnie nie będzie* Chwilę później słyszę dźwięk smsa. *Nie mogę za Tobą tęsknić, dopóki nie odjedziesz ;)* Odjeżdżam z chodnika i czekam aż zniknę z pola widzenia. Wysyłam kolejną wiadomość. *Nie ma mnie. Możesz za mną tęsknić* *Będę, ale żadnego pisania podczas jazdy!* Martwi się o moje bezpieczeństwo. To sprawia, że się uśmiecham. *Ok* Podczas jazdy rozmyślam o wielu rzeczach, ale moje myśli są głównie poświęcone nowej, pięknej brunetce w moim życiu, której wydaje się nie zależeć na tym, co mogę dla niej
91
zrobić. Wiedza, że tak mało zależy jej na pieniądzach, które mógłbym wydać sprawia, że chcę kupić jej cały świat.
Moja mama wita mnie przy drzwiach, czego nigdy nie robi i zerka w stronę mojego samochodu. Szuka mojej „dziewczyny”. Widzi, że jestem sam i jest wkurzona.- Nie przywiozłeś jej? Dlaczego to sobie robi?- Nie, mamo. Powiedziałem ci, że nie przywiozę. - Miałam nadzieję, że zmienisz zdanie. Chcę poznać kobietę, która przykuła wzrok mojego syna. Czy proszę o zbyt wiele? - Nie, mamo, nie.- Nie powinienem, ale daję jej fałszywą nadzieję, bo tak powinienem powiedzieć, gdyby Paige była moją prawdziwą dziewczyną.- Może przywiozę ją następnym razem. W jej oczach pojawia się błysk.- W przyszłym miesiącu wyprawiamy kolację z okazji twoich urodzin. Wtedy możesz ją przywieźć. - Porozmawiam z nią o tym i zobaczymy- kłamię. Jest usatysfakcjonowana moją odpowiedzią i w końcu wpuszcza mnie do domu. Siedzimy przy stole w jadalni, kiedy znowu porusza ten temat.- Opowiedz mi o swojej dziewczynie. Wszyscy przy stole patrzą na mnie czekając na odpowiedź. Widzę, że będę zmuszony kłamać. Spróbuję mówić jak najoględniej.- Jest Amerykanką. Widzę jak twarz mamy smutnieje.- Nie mieszka w Australii? - Nie. Przyjechała tutaj z przyjaciółką na przedłużone wakacje. - Więc nie wraca szybko do Stanów? - Na razie nie. To sprawia, że moja mama znowu się uśmiecha.- To dobrze. Czym się zajmuje? - Jest piosenkarką, bardzo dobrą. Tak się poznaliśmy… Słyszałem jak śpiewa w klubie w Wagga Wagga. Nie mówię im imienia Paige, ale ta iluzja przez chwilę wydaje się realna i podoba mi się to. Czerpię przyjemność z radości, którą widzę na ich twarzach, ale potem przychodzi poczucie winy. Wszystko, co mówię im o niej jest prawdą owiniętą siecią kłamstw.
92
17 Laurelyn Prescott
Addison wyszła z Zakiem, a ja czuję się nieswojo, bo zauważyłam zmianę w Benie jak tylko wróciłam do mieszkania. Jest przy mnie za każdym razem, kiedy się obracam, ociera się o mnie przy każdej nadarzającej się okazji, siada obok mnie na kanapie. Okazuje mi swoje względy bardziej agresywnie i nie podoba mi się to. Kłamię i mówię, że muszę iść do sklepu po tampony. Wszystko byleby od niego uciec. Nalega, że mnie podwiezie, ale odmawiam mówiąc, że spacer pomoże mi na skurcze. Jakie to niedorzeczne. Jestem okropnym kłamcą, ale myślę, że rozmowa o tamponach i skurczach menstrualnych podziałała. Idę do drogerii kilka przecznic od mieszkania, gdy słyszę Breta śpiewającego w mojej torebce. Stoję przed lustrem w sekcji z kosmetykami do makijażu i kiedy w nie spoglądam, widzę głupi uśmiech na mojej twarzy. Nawet nie wiedziałam, że się uśmiecham. - Witaj, jaskiniowcu. - Hej, amerykańska dziewczyno. Jak tam w Wagga Wagga? Może pytać „jak tam”, ale tak naprawdę chodzi mu o Bena. Nie ma mowy, żebym o tym rozmawiała.- Wszystko w porządku. Dobrze się bawisz ze swoją rodziną? - Nie do końca. Bawiłbym się o wiele lepiej, gdybym był z tobą.- Nie będę się z tym kłócić. - Czeka nas dużo zabawy, kiedy wrócisz.- Jaki był plan na po świętach? Przyjedzie po mnie do miasta? - Co robisz beze mnie? Śmieję się, bo to takie niedorzeczne.- Wałęsam się po drogerii. - A robisz to bo?- Nie daje mi czasu na odpowiedź.- Czy ten mały gnojek coś ci zrobił? Wiem, że najgorszą rzeczą jaką mogę zrobić to powiedzieć mu o zachowaniu Bena, więc kłamię.- Nudziło mi się i chciałam gdzieś wyjść, ale to kiepska noc na nudę. Niewiele sklepów jest czynnych w Wigilię. - Niebezpiecznie tak chodzić samej po ulicach po zmroku. Cholera. Brzmi na wkurzonego.- Do mieszkania jest tylko kilka przecznic. 93
- Mam to gdzieś nawet jeśli byłoby po drugiej stronie ulicy. Chcę, żebyś wzięła taksówkę z powrotem. - Naprawdę, nic mi nie jest. - Mówi dziewczyna zanim zostaje napadnięta przez jakiegoś walniętego psychola. Będę dość zmartwiony, jeśli zostaniesz porwana i zamordowana, więc proszę, weź taksówkę. Zrozumiano? Uśmiecham się na troskę o moje bezpieczeństwo, nawet jeśli jest trochę męczący.Wezmę, jeśli będziesz się przez to lepiej czuł. - Tak, będę się czuł o wiele lepiej. Zmieniłaś zdanie w sprawie wyjazdu do domu swojego kolegi na święta? - Nie, ale to nie znaczy, że nie mam planu. Mam zamiar obejrzeć maraton filmów świątecznych i wypić dużo likieru jajecznego. Jako jedynaczka jestem przyzwyczajona do zabawienia siebie, mnie i ja. To naprawdę nic wielkiego. Jest cichy i nie jestem pewna czy kupił tą bajeczkę. Mam nadzieję, że to nie znowu ta litość. Nie mogę tego znieść.- Nic wielkiego, co? - Nie, nic wielkiego- kłamię. To jest coś wielkiego. Kto chce spędzać sam święta? - Jeśli tak mówisz. - Sądzę, że właśnie to zrobiłam. - Chciałem tylko sprawdzić co u ciebie, zanim mnie tu zamęczą. Mój brat wyznaczył mnie do pomocy w składaniu zabawek. Hura. Brzmi na poirytowanego, ale myślę, że będzie się dobrze bawił.- Ok. Cóż, udanego składania domów dla lalek. Wesołych Świąt, jaskiniowcu. - Wesołych Świąt, amerykańska dziewczyno.
Addison i Ben pojechali do Zaca kilka godzin temu, więc jestem tylko ja, Jimmy Stewart, i w połowie pusty karton likieru jajecznego. Możliwe, że zmieszałam go z bourbonem i doprawiłam cynamonem. Teraz można zaczynać Święta. Słyszę śpiewającego Breta i jestem zaskoczona, bo Lachlan nie wspominał, że będzie dzisiaj dzwonił. Myślałam, że będzie bardzo zajęty swoją rodziną.- Hej, jaskiniowcu. Jaka miła niespodzianka. - Cóż, mam nadzieję, że za kilka minut nadal będziesz tak uważała. 94
O cholera.- Coś się stało?- Jeszcze zanim kończę mówić, słyszę dzwonek do drzwi.Zaczekaj chwilę. Ktoś dzwoni do drzwi. Dziwne. Kto przyszedł w Pierwszy Dzień Świąt. Naciskam domofon.- Tak? - To ja. To męski głos, ale to mieszkanie Bena. Skąd mam wiedzieć kto to?- Przepraszam. Bena nie ma w domu. - To ja, Lachlan. No cholera. Mówię do telefonu czy do domofonu?- Lachlan! Co ty tutaj robisz? - Naprawdę chcesz o tym rozmawiać, kiedy stoję na dole? - Oczywiście, że nie. Przepraszam. Jestem w mieszkaniu numer 311.- Naciskam guzik, by go wpuścić do budynku i czekam przy drzwiach. Cholera, wyglądam jak gówno. Mam na sobie spodnie do biegania z jakimś głupim napisem na dupie i równie głupią koszulkę. Nawet nie jestem pewna czy nie mam jakichś plam i dziur. Moje włosy są związane w niechlujnego koka na czubku głowy i mam okulary na nosie. Są modne, ale i tak wolę nosić soczewki przy Lachlanie. Teraz już za późno. Wychodzi zza rogu z windy ubrany w ciemne, sprane jeansy i białą koszulę z guzikami. Jest przystojny jak zawsze i chcę wejść do głębokiej, głębokiej dziury, żeby nie widział mnie w takim stanie. Uśmiecham się, bo nie umiem na niego patrzeć i się nie szczerzyć.- Co ty tutaj robisz? - Są Święta. Nie chciałem, żebyś była sama. I chciałam cię zobaczyć. - A co z twoją rodziną? - Mama była na mnie zła, kiedy jej powiedziałem, że jesteś dzisiaj sama. Nalegała, żeby pojechał i spędził z tobą wieczór. Och. Trochę mi gorzej na wieść, że to z powodu nalegania jego matki. Wzruszam ramionami i patrzę na moje bose stopy.- Przepraszam. Nie spodziewałam się ciebie, więc wyglądam jak gówno. Sięga i chwyta rąbek mojej koszulki ciągnąc lekko.- Zawsze jesteś piękna. I uwielbiam te okulary. Kręci mi się w głowie od jego dotyku. Ma taką władzę nade mną. Chwilę zajmuje mi zanim wracają mi zmysły i zapraszam go do środka.- Przepraszam. Wejdź.
95
Wchodzi przez drzwi i czuję go tuż za sobą, gdy zamykam drzwi. Chwyta mnie od tyłu. Zaakceptowałam to jako jego zwyczaj i lubię to. Używa bioder, by przyszpilić mnie do drzwi. Jego ręce leżą na drzwiach po obu stronach mojej głowy, zamykają mnie w klatce jego muskularnych ramion. Ponieważ moje włosy są związane w koka, ma łatwy dostęp do mojej całej szyi. Dociera do mnie, że brakuje mi dotyku jego ręki przesuwającej moje włosy na jedno ramię. Pochyla się i zaczyna całować tył mojej szyi i znikam. Wiem, co robi. Chce przelecieć mnie na terenie rywala. To będzie oznaczało, że wygrał i nie mam nic przeciwko, że weźmie mnie jako nagrodę. Chwyta rękami moje biodra i idziemy w stronę kanapy, ale nie siadamy. Kieruje mnie na oparcie aż dotykam go udami. Słyszę za sobą dźwięk rozporka, a potem rozrywanie foliowego opakowania. Kilka sekund później, ściąga moje spodnie i majtki do kolan. Cholera, nie pamiętam którą parę mam na sobie. Mam nadzieję, że to nie żadne ze starych. Czuję jego rękę na moich plecach i pcha mnie na oparcie kanapy. Przesuwa rękę po moim kręgosłupie do moich ramion. Powinno mnie przerażać, że jestem przełożona przez kanapę ze spuszczonymi spodniami, ale nie jestem. Ta myśl znika całkiem, kiedy wsuwa we mnie dwa palce. Odpycham się na jego magiczną rękę, bo nie umiem być nieruchoma. To takie przyjemne uczucie. - Zawsze jesteś taka mokra i podniecona.- Uwielbiam kiedy mówi takie rzeczy. Nakazuję mu powiedzieć coś jeszcze i dobrze odczytuje moje myśli.- Powiedz mi czego chcesz. - Ciebie- udaje mi się wyszeptać, ale nie jestem w tym tak dobra jak on. Wyjmuje palce i czuję jak jego twardy czubek głaszcze mnie od góry do dołu.Powiedz mi gdzie mnie chcesz. - W środku- mówię trochę głośniej, ale to nadal prawie szept. - Kiedy?- Nadal się ze mną droczy, ale używa większego nacisku. - Teraz- udaje mi się powiedzieć trochę głośniej. - Przepraszam. Nie słyszę cię, Paige. Powiedziałaś, że kiedy mnie chcesz?- Kusi mnie. - W tej chwili!- Krzyczę, kiedy odpycham się do tyłu i zmuszam go, by wszedł we mnie. Czuję jak nabiera powietrza przez zaciśnięte zęby.- Więc teraz będziesz mnie miała.
96
Czuję jego ręce na moich biodrach i słyszę jak pojękuję zanurza się głęboko we mnie z siłą, którą uważałam za niemożliwą. Krzyczę z szoku. - Lubisz tak, prawda? Nie mogę kłamać. Kocham to.- Tak.- Tylko tyle udaje mi się powiedzieć, kiedy tak się we mnie wbija. Zwalnia trochę tempo i czuję jak jedna z jego rąk zostawia moje biodro i głaszcze mnie po kręgosłupie.- Uwielbiam brać cię w ten sposób. Jestem jak kot wtulający się w jego dotyk. Ma nade mną taką władzę… Zastanawiam się czy o tym wie. W końcu zabiera mnie do tego miejsca, w którym imploduję, gdy mocno wbija się we mnie po raz ostatni. Kilka chwil później czuję jak całuje moje plecy.- Spakuj się. Pojedziesz ze mną. Ale nie przebieraj się. Chcę cię taką jaka jesteś. Nie musi dwa razy prosić.
97
18 Jack McLachlan
Paige pakuje się w swoim pokoju, gdy słyszę otwieranie zamka w drzwiach. Ben Donovan wchodzi do środka i znajduje mnie siedzącego na oparciu jego kanapy w jego salonie. Na tym samym oparciu, przez które przed chwilą przełożyłem Paige- i powstrzymuję śmiech. Nie cieszy go moja obecność i już ma się odezwać, kiedy Paige wychodzi ze swojej sypialni. Widzi jej torbę i dociera do niego, co się dzieje. Wybiera wyjazd ze mną, a nie bycie tu z nim.- Wybierasz się gdzieś? - Taa, będę dzisiaj spała u Lachlana. Jest wkurzony i tym bardziej chcą zabrać ją stąd.- Kiedy wrócisz? W razie gdyby Addison pytała. Paige spogląda na mnie w poszukiwaniu odpowiedzi, ale nie znam jej. Nie myślałem o tym co będzie dalej.- Zadzwoni i da jej znać. Jest wściekły, bo chyba miał inne plany. Myślał, że wróci do domu i spędzi z nią czas sam na sam. Ma pecha. Jedyne sam na sam, które ją dzisiaj czeka odbędzie się w moim łóżku. Obejmuję ją ramieniem i biorę torbę.- Jesteś gotowa, kochanie? Paige spogląda na mnie i szczerzy się.- Tak sądzę. Kiedy wychodzimy przez drzwi, rzucam przez ramię.- Wesołych Świąt, Ben. Nie odpowiada. Przegrał.
Widzę przy drzwiach prezent dla Paige, kiedy podjeżdżamy. Zadzwoniłem i odwołałem kuriera do jej mieszkania. Zamiast tego przywiozłem go do winnicy w chwili, kiedy moja mama przekonała mnie, bym spędził Święta z moją „dziewczyną”. Moja biedna mama. Myśli, że wysłała mnie tutaj, by zachęcić swoją potencjalną synową, a nie zaspokoić moje lubieżne żądze. 98
Kiedy wysiadamy z samochodu, Paige widzi prezent na ganku.- Zobacz. Ktoś zostawił ci prezent świąteczny przy drzwiach. Próbuję się nie szczerzyć.- Hmm, ciekawe kto mógł to zrobić, skoro pracowników nadal nie ma. Otwieram drzwi i chwytam prezent zanim zacznie zobaczy bilecik na nim. Wchodzimy do salonu, odkładam prezent na stoliku do kawy.- Chcesz zanieść swoją torbę do sypialni. - Pewnie. Patrzę jak znika w korytarzu i uśmiecham się. To wszystko jest dla niej takie znajomeja, mój dom, rzeczy, które chcę jej robić. Jak na razie nic jej nie zszokowało ani nie przestraszyło. Pozostałe były sztywne i staroświeckie, ale Paige jest inna. Jest o wiele lepsza. Wraca do salonu i siada obok mnie na kanapie. Podaję jej kieliszek wina, które nalałem.- Dziękuję. Podnosi je do ust, a potem zgaduje jaki to rodzaj.- Merlot? - Bardzo dobrze, moja młoda uczennico. Uśmiecha się zadowolona z siebie.- Mam świetnego nauczyciela. - Możliwe.- Zabieram jej wino i odstawiam kieliszki na bok. Podnoszę duży prezent ze stolika na kawę i podaję jej bilecik.- Umieram z ciekawości od kogo to. Przeczytaj mi. Uśmiecha się i zabiera ją.- Wesołych Świąt Paige, od Lachlana- jej uśmiech znika.Kupiłeś mi prezent? - Kupiłem. - Kiedy miałeś na to czas? - Kiedy nie jest ważne.- Kładę pudło na jej kolanach i jestem zdziwiony radością, którą czuję. W dzisiejszych czasach przechodzę z jednej skrajności w drugą. Dzisiaj rano, kiedy się obudziłem, byłem niezadowolony, że nie będzie mnie przy niej, gdy go otworzy. Teraz już nie mogę się doczekać jej reakcji.- Otwórz. - Ale ja nic ci nie kupiłam. Wzruszam ramionami.- To bez znaczenia. No otwórz w końcu. Powoli rozrywa papier. Widzę, że się pilnuje, może myśli o tym, co może być w tak wielkim pudełku. Ze wszystkich rzeczy, które rozważa, sądzę, że o tej rzeczy nie pomyślała. Kiedy otwiera pudło, widzi futerał z jednym wygrawerowanym słowem: Martin. Wie, co jest w środku. Nie wiem, co widzę na jej twarzy. Nie jest szczęśliwa?
99
Moje pozostałe towarzyszki uwielbiały dostawać prezenty. Oczywiście zawsze dawałem im takie rzeczy jak biżuteria. Może spodziewała się czegoś w tym stylu. Powinienem był dać jej kolczyki z diamentami zamiast tego? Przełyka i wyciąga brązowy futerał z pudła. Kładzie go na kolanach i patrzy na mnie. Wydaje się smutna i nie wiem dlaczego. Żałuję, że nie wiem, co myśli. Podnosi metalowy uchwyt kciukiem i otwiera futerał. Patrzy w milczeniu na Martina D- 45, którego tak podziwiała w witrynie sklepu muzycznego. Potem dotyka go palcami. Nadal nie mam żadnej wskazówki, co myśli. To frustrujące i zaczynam się zastanawiać czy zrobiłem coś nie tak. Może to nie ta gitara. Dłużej już nie wytrzymam.- Musisz mi powiedzieć, co myślisz. Mruga kilka razy i widzę łzy w jej oczach. Cholera. Kompletnie nie o to mi chodziło. - Myślę, że jest piękna, ale o wiele za droga i nie mogę jej przyjąć. - Nie myśl o tym ile kosztowała. Kupiłem ci ją, bo chcę, żebyś ją miała. Zatrzymasz ją. A teraz wyjmij ją i zagraj mi coś. Kładzie futerał na stoliku do kawy i wyjmuje gitarę. Zakłada pasek gitary przez głowę i nadal się waha, ale potem pierwszy raz dotyka strun. I wiem, że już po wszystkim. Wiem, że już nie będzie rozmowy na temat przyjęcia prezentu ode mnie. Już się w niej zakochała. Zaczyna grać i nie znam tej melodii, ale podoba mi się.- Co to za piosenka? - „Paperweight”- gra kilka akordów i zaczyna śpiewać.- Nie spałam całą noc, patrzyłam na ciebie… zastanawiałam się, co myślisz. Byłam taka z tyloma wcześniej, ale… czuję jakby to był pierwszy raz. Dwie linijki i kompletnie się w niej zatraciłem. Jej głos jest swobodny i kocham w niej wszystko, kiedy śpiewa- wybór piosenki, jej głos, jej wyraz twarzy, ale najbardziej to, co czuję. Jest wyjątkowa i przeznaczona do wielkich rzeczy, kiedy właściwa osoba w przemyśle muzycznym ją odnajdzie. Kiedy kończy grać, spogląda na mnie i uśmiecha się.- Jest idealna i kocham ją. To najlepszy prezent jaki kiedykolwiek dostałam. Dziękuję. - Bardzo proszę. Wstaje i odkłada gitarę do futerału. Potem wraca na kanapę i siada na mnie okrakiem. Chwyta moją twarz w swoje małe, delikatne ręce. Nie widziałem jakie są filigranowe dopóki nie zobaczyłem ich na strunach Martina. Patrzy mi w oczy.- I dziękuję, że po mnie wróciłeś. 100
Jestem zaskoczony, bo jej słowa brzmią tak intymnie. Tak szeptaliby sobie ludzie, którzy są w sobie zakochani. Jest bardzo dobra w naszej małej grze. Sprawia, że to wydaje się prawdziwe. Moją pierwszą myślą jest zabranie go do sypialni, ale przypominam sobie, że nadal jesteśmy sami. Decyduję, że chcę ją tutaj, w salonie. Zdejmuję jej koszulkę przez głowę i odpinam stanik, by uwolnić jej idealne piersi. Ssę ich różane czubki i czuję jak przysuwa się do mnie jeszcze bardziej odchylając głowę. Okrążam językiem idealny sutek, a potem podgryzam go zębami. - Och, Lachlan- jęczy cicho i wbija się we mnie biodrami. Moja słodka, mała, amerykańska dziewczyna nie jest zbyt rozmowna w takich sytuacjach, ale będę nad nią pracował.- Powiedz mi co chcesz, żebym ci zrobił, Paige. - Wiesz, co chcę, żebyś zrobił. - Może, ale nie jestem pewien. Więc muszę usłyszeć jak to mówisz. Jej twarz jest czerwona, bo wstydzi się mi powiedzieć. Ale w końcu przestanie bać się mówić mi wszystko. Pocieram rękami jej piersi.- Mam cię tu pocałować? - Tak. - Więc powiedz to. Przełyka.- Lachlan, chcę żebyś pocałował moje piersi- to szept, ale uznaję to, bo jest postęp. Biorę drugą pierś do ust i ssę ją mocno. Ciągnę lekko za jej sutek i wydaje z siebie strzelający dźwięk, gdy przestaję ssać. Nadal ma na sobie dół od dresu, więc podnoszę ją z moich kolan i kładę na kanapie.A teraz co mam zrobić? - Zdejmij moje spodnie i majtki. - Tak jest, proszę pani- szczerzę się i ciągnę za jej spodnie i majtki. Unosi biodra i zsuwam je dzisiaj po raz drugi. Rzucam je na podłogę.- Co dalej? Uśmiecha się, bo chyba zaczyna relaksować się przy naszej grze.- Zdejmij swoje ubranie, a ja będę patrzyła. - Co tylko chcesz. Musisz tylko poprosić. Odpinam koszulę i rzucam ją na oparcie kanapy. Wyciągam prezerwatywy z kieszeni i kładę je stoliku do kawy, a potem odpinam spodnie i razem z bokserkami rzucam na podłogę.- A teraz? 101
Oblizuje usta.- Chcę twoje usta na mnie. Szczerzę się na niejasną prośbę.- Musisz powiedzieć mi gdzie. Wskazuje na kolczyk w swoim pępku.- Zacznij tutaj. A potem, przesuwaj się w dół. - Dla ciebie wszystko.- Moja amerykańska dziewczyna staje się coraz odważniejsza. Będzie zabawa. Całuję kolczyk na jej brzuchu, bo poprosiła mnie o to, ale wiem, że tak naprawdę chce moich ust w innym miejscu. Zaczynam przesuwać się w dół do prawdziwej nagrody. Rozsuwa nogi, gdy schodzę niżej. Zatrzymuję się tuż przed dotarciem do celu.- Czy to wystarczająco nisko? - Nie. - Powiedz mi, kiedy znajdę to miejsce, o które ci chodzi. Zaczynam znowu i słyszę jej wskazówki.- Jeszcze trochę niżej. Wiem, kiedy docieram do tego miejsca, bo wygina plecy w odpowiedzi.- Tak. Właśnie tutaj. Nie przestawaj. Liżę jej centrum, a potem używam języka i zataczam kółka na jej sztywnej wypukłości. Ale dopiero kiedy wsuwam w nią palce pod moim językiem, zaczyna się rozpadać. Czuję jak łapie mnie za włosy i piszczy.- Nie przestawaj, Lachlan. Kiedy kończy dochodzić, czuję jak się relaksuje i puszcza moje włosy. W tym tempie to będę łysy, gdy nasz związek się skończy. Sięgam do stolika po prezerwatywę i rozrywam opakowanie. Siada na kanapie i obserwuje jak zakładam gumkę. Kiedy kończę, wspinam się po jej ciele i patrzę w oczy.- A teraz powiedz mi, co mam ci zrobić. - Chcę, żebyś… żebyś się ze mną pieprzył- mówi cicho, waha się. To nie wystarczy. Łapię jej uda i przyciągam do siebie. - Powiedz to jakbyś naprawdę tego chciała.- Jestem twardy przy jej mokrym wejściu, a ona unosi biodra, żeby ocierać się o mnie. Chce, bym w nią wszedł i zrobię to, ale dopiero kiedy powie to w sposób w jaki chcę. Łapie mnie za szyję i przyciąga w dół aż jesteśmy na tym samym poziomie. Nie ma w tym nic delikatnego.- Pieprz. Mnie. Teraz. Lachlan. Moja dziewczynka.- Ok, ok. Wystarczyło tylko poprosić- śmieję się. Daję jej to, czego oboje chcemy i głęboko się w niej zanurzam. Obejmuje nogami moje biodra i przysuwa do siebie.- Mocniej, Lachlan. 102
- Lubisz ostro, prawda? Zaciska nogi wokół mnie.- Tak! Wchodzę w nią wypełniając tak głęboko jak mogę i nie mam wyboru, muszę eksplodować. Jej nogi są mocno zaciśnięte wokół mnie i czuję jakieś nieznajome uczucie wewnątrz niej. Co to było? To nie było ani złe ani dobre. Po prostu coś, czego nigdy wcześniej nie czułem. - Czy przed chwilą poczułaś się inaczej? - Nie, ale ty chyba tak. Widzę to po twojej minie. - Taa, poczułem. Poczułem jak coś drga. Albo strzela. Nadal w niej jestem, więc wychodzę żeby sprawdzić czy mamy problem. Prezerwatywa jest rozerwana.- Kurwa! Gumka pękła. Moją pierwszą reakcją jest panika, ale potem przypominam sobie, że Pill bierze pigułki.- Bierzesz pigułki antykoncepcyjne, prawda? Prezerwatywy są jedyną rzeczą, nad którą mam absolutną kontrolę w moich związkach seksualnych. Nie polegam na nikim innym. Koszty porażki są zbyt duże, ale teraz jestem zmuszony oddać kontrolę Paige. Naprawdę muszę usłyszeć jak mówi, że robi to, co obiecała. Siada i łapie moją twarz.- Tak, Lachlan. Biorę moją pigułkę codziennie o tej samej porze, więc spokojnie. Ubezpieczam nas. Ona nas ubezpiecza. Jej słowa trochę mnie uspokajają.- Masz rację. Po prostu miałem chwilę paniki. Kiedy masz mieć okres?- Muszę wiedzieć jak długo muszę się tym martwić. - Prawdopodobnie we wtorek. - To dobrze. To znaczy, że musimy poczekać tylko kilka dni, by wiedzieć, że na pewno wszystko jest w początku.- Boże, samo myślenie o tym, że wszystko może nie być w porządku sprawia, że chce mi się wymiotować.
Muzyka: Schulyer Fisk & Joshua Radin- Paperweight
103
19 Laurelyn Prescott
Wow, poznajcie zaniepokojonego Lachlana. Nie wiedziałam, że istnieje. Bardziej staram się, by przekonać go, że wszystko jest w porządku.- Wszystko w porządku, Lachlan. Nawet jeśli nie brałabym pigułek to i tak nie mam teraz owulacji. - Mówi kobieta, która zachodzi w ciążę przez przypadek. Nie wiedziałam, że Lachlan może być inny niż spokojny i kontrolujący, ale pokazał mi inną część siebie. Powiedzmy, że nie najlepiej radzi sobie z sytuacjami „o, cholera”. Podnosi nieużywaną prezerwatywę ze stolika na kawę i wyjmuje gumkę, by sprawdzić czy nie ma defektów.- Nie użyjemy już żadnej z tej paczki, na wypadek gdyby był to wadliwy sort. Kiedy kończy ją oglądać, siada z powrotem na kanapie i patrzy w sufit. Myśli- i martwi się- choć powiedziałam mu, że biorę pigułki antykoncepcyjne. Czy to dlatego, że myśli, że sypiam z wieloma mężczyznami? Przyznaję, że nie dałam mu wielu powodów, by myślał inaczej, ale to akurat zupełnie nie prawda. - Przed tobą byłam tylko z jedną osobą i przebadano mnie na wszystkie możliwe rzeczy pod słońcem, kiedy skończyliśmy ten związek. Więc nie musisz się bać, że coś ode mnie złapiesz. Nie patrzy na mnie.- Nie martwię się, że zarazisz mnie chorobą przenoszoną drogą płciową. Większość z nich jest uleczalna. Widzę, że nie będzie więcej seksu dopóki nie kupimy nowej paczki prezerwatyw, więc wstaję z kanapy. Rzucam mu spodnie i bokserki i zaczynam się ubierać. Kiedy kończę, klękam pomiędzy jego nogami i kładę brodę na jego kolanie. Zerkam na niego, a on głaszcze mnie ręką po twarzy. Nie chcę, by ta noc zepsuła się przez stres i niepokój.- Nie. Martw. Się. Wszystko w porządku. Jego niepokój zabrał go w inne miejsce i chcę, żeby do mnie wrócił.- Chcesz, żebym ci coś zagrała? - Tak, to byłoby miłe.
104
Wstaję z podłogi i wyjmuję moją nową gitarę z futerału.- Czy widownia ma dzisiaj jakieś życzenia? - Ty wybierz. Znam idealną piosenkę, która odwróci jego uwagę od tego co się właśnie stało. Zaczynam grać cover „Gin and Juice”, ale widzę, że nie nadąża. Może Australijczycy nie są fanami Snoop Dogga. - Przy tak ciężkiej sytuacji w LBC, Jest nieco ciężko być Snoop D. O Podwójne G… Ale ja…, jakoś, w jakiś sposób… wciąż przychodzę z fajnymi kawałkami prawie każdego dnia. Widzę moment, w którym dociera do niego co śpiewam, bo zaczyna się śmiać. Hmm. Lachlan uważa, że jestem zabawna. To takie dziwne, bo Blake nigdy nie uważał, by coś co robiłam było zabawne. Zaczyna śpiewać ze mną refren.- Jeżdżę po ulicy… palę zioło… popijam gin z sokiem… Wyluzowany… myśląc o moich pieniądzach i mając moje pieniądze w myślach. Kiedy kończę klaszcze, a ja robię ukłon.- To było fantastyczne. - „Gin and Juice” nie jest fantastyczne tylko gówniastyczne. Jest pomiędzy nimi duża różnica. - To nie do końca był występ jakiego się spodziewałem, gdy kupowałem tą gitarę, ale bardzo mi się podobał. Zagraj mi jeszcze coś gówniastycznego. Nie muszę się zastanawiać. Zaśpiewam. „Whatever You Like” T.I, bo ta piosenka kojarzy mi się z nami i naszym dziwnym związkiem. - Powiedziałem, że możesz mieć co tylko chcesz… Powiedziałem, że możesz mieć co tylko chcesz… Yeah… Wskakuj na pokład… Zaopiekuję się lodem.. Będziemy otwierać butelki przez całą noc… Powiedziałem, że mogę ci dać wszystko czego pragniesz… Yeah… kochanie, mogę traktować cię tak wyjątkowo, tak dobrze… Dzisiaj wieczorem zatankuję dla ciebie odrzutowiec, możesz polecieć gdzie tylko chcesz… Powiedziałem, że możesz mieć co tylko chcesz… Yeah. Bije brawo, gdy kończę i znowu się kłaniam.- Jesteś niesamowita. Uważa, że jestem niesamowita?- Wiesz, że tylko sobie żartowałam, prawda? Naprawdę śpiewam inne rzeczy. - W porządku, to powiedz mi. Co naprawdę śpiewa Paige Beckett?
105
- Muzyka to uczucia wypowiedziane na głos. Śpiewam piosenki, które mówią za moje serce. Opowiadają historię tego, co czuję. - Zaśpiewaj mi jedną. Wybierz tą, która opowiada twoją historię. - Nie wiem. - Wiesz. No dalej, opowiedz mi swoją historię. Będę tego żałowała. Wiem, że tak będzie. Decyduję się na „According to You” Orianthi. Dostrajam gitarę aż znajduję odpowiedni ton.- Według ciebie… Jestem głupia, bezużyteczna… Nie potrafię nic dobrze zrobić… Według ciebie… Jestem trudna, ciężko mnie zadowolić, ciągle zmieniam zdanie… Jestem chaosem w sukience, nie potrafię pojawić się o czasie, nawet gdyby to miało uratować moje życie. Według ciebie…Według ciebie… Ale według niego… Jestem piękna, niewiarygodna. Nie może pozbyć się mnie ze swej głowy. Według niego… Jestem zabawna, nie można mi się oprzeć. Wszystkim, czego kiedykolwiek pragnął… I tylko tyle udaje mi się zaśpiewać dopóki nie dławię się własnymi słowami. Cholera, wiedziałam, że będę tego żałowała. Jestem przerażona, kiedy tak stoję przed Lachlanem z rękami zakrywającymi twarz, by nie widział jak płaczę. Wstaje z kanapy i obejmuje mnie. Chwilę później, zdejmuje mi gitarę przez głowę i wkłada ją do futerału.- Nie wiem kim on jest, ale myli się. Jesteś piękna. I niewiarygodna. I zabawna. I nie można ci się oprzeć. Tyle rzeczy w moim życiu sprawiło, że w ogóle nie czułam się piękna, niesamowita, zabawna i nie do odparcia. Ale nie chcę myśleć o żadnej z nich. Nie teraz. I na pewno nie przed Lachlanem. Puszcza mnie i chwyta za rękę.- Jest późno. Chodź ze mną do łóżka. Idę za nim do sypialni i przeszukuję torbę, kiedy on zdejmuje narzutę.- Co przywiozłaś do spania? Wyciągam satynową, lawendową koszulkę nocną i trzymam ją przed sobą, by zobaczył. Kręci głową, a potem sięga do komody i rzuca mi jeden ze swoich t- shirtów.- Masz. Załóż to. Taaa. Obowiązuje nas celibat dopóki nie dorwiemy kolejnej paczki prezerwatyw. Widział mnie nagą, ale i tak obracam się by zdjąć ubrania i zakładam jego t-shirt. Nie jestem pewna czy noszenie czegoś należącego do niego pomoże w celibacie, bo tak ładnie pachnie. Tak jak Lachlan. 106
Idziemy razem do łazienki i odbywamy nasze wieczorne rytuały. Stoimy obok siebie. Obserwuję w lustrze jak myje zęby. To takie normalne sprawy. Zerka na mnie i nie wiem czy dlatego, że chce czy dlatego, że przyłapał mnie na gapieniu się. Kiedy kończymy, wchodzimy do łóżka, a on przyciąga mnie do siebie. Nie prosi, bym opowiedziała mu o bólu, który ukrywam. Po prostu trzyma mnie aż nie zasnę. Nigdy tego nie robiłam. I jest pięknie.
Budzę się następnego ranka i moja ręka szuka obok ciepłego ciała, ale nie ma go tam. Ranny ptaszek już wyleciał z gniazda i znowu wychodzę na śpiocha, choć jest dopiero siódma rano. To nie kwalifikuje się na długie spanie w żadnej możliwej formie. Nie znajduję Lachlana w kuchni, więc idę w stronę siłowni. Słyszę „Whatever You Like” dudniące przez głośniki zanim docieram do drzwi. Kiedy wchodzę do środka, biega na bieżni, a tył jego koszulki jest przemoczony. Był tutaj przez jakiś czas. Stoi plecami do mnie, ale nasze oczy spotykają się w lustrze. - Dzień dobry, śpiochu. - Dzień dobry, ranny ptaszku. Dobry wybór piosenki. - Też tak myślę, choć wolę twoją wersję. Właśnie przegapiłaś Snoop Dogga. - Nie znoszę jej. Długo biegasz? - Wystarczająco długo.- Zatrzymuje bieżnię i sięga po ręcznik, by wytrzeć pot z twarzy. Jego policzki są różowe i to sprawia, że wygląda młodziej, jak dziecko bawiące się w gorącym słońcu. - Pewnie będę musiała zadzwonić do Addison i dać jej znać jak długo tu zostanę. - A jak długo chcesz zostać? Wzruszam ramionami.- Nie wiem. Jak długo jestem mile widziana?- Posłuchajcie mnie. Teraz jestem jak Addison, która nie chce nadużywać uprzejmości. Wyciera szyję i pierś- jezu, chciałabym być tym ręcznikiem.- Wyjeżdżam do miasta w poniedziałek rano. Zostaniesz ze mną do tego czasu? Nie muszę się zastanawiać, ale waham się przez chwilę, żeby nie widział jak się cieszę, że spędzę z nim jeszcze dwa dni.- Pewnie. Da się zrobić.
107
Rzuca ręcznik na bieżnię, kiedy schodzi i wiem, co zrobi. Widzę jego psotny uśmiech. Wie, że zacznę uciekać, więc łapie mnie nim robię drugi krok. Nie jestem przeciwnikiem dla biegacza w formie. Przyciąga mnie do swojego gorącego, spoconego ciała. Chciałam być jego ręcznikiem. Teraz już jestem. Każdy inny spocony facet byłby obrzydliwy, ale nie Lachlan. To ostateczne podniecenie, ale pamiętam, że nie mamy prezerwatyw. Wczorajszej nocy wyrzucił całą potencjalnie wadliwą paczkę. Udaję obrzydzenie, kiedy go odpycham.- Jaskiniowcu, desperacko potrzebujesz prysznica. Ociera się o mnie swoim spoconym ciałem.- Teraz ty też. Zapomniał o braku zabezpieczenia?- Myślisz, że to dobry pomysł zważając na to, że wczoraj wyrzuciłeś wszystkie prezerwatywy? Ma na twarzy niegrzeczny uśmieszek, który tak bardzo pokochałam.- Nie będą nam potrzebne do tego, co będziemy robić.
Muzyka:
Snoop Dogg- Gin And Juice T.I/ Anya Marina- Whatever You Like Orianthi- According To You
108
20 Jack McLachlan
Nie ma jeszcze południa, kiedy jedziemy do miasta. Oboje wiemy jaki jest cel naszej wyprawy. Musimy kupić prezerwatywy. - Nie spakowałam tylu ubrań, żeby wystarczyło mi do poniedziałku. Będziesz miał coś przeciwko, jeśli zajedziemy po drodze do mieszkania i wezmę trochę rzeczy? - Nie ma problemu.- Tylko, że mam z tym problem. Jestem pewien, że będzie tam Ben Donovan. Parkuję na chodniku przed mieszkaniem. Nie jestem pewien czy będę mile widziany na górze, ale jeszcze całkiem mi nie odbiło, może iść tam beze mnie.- Wejdziesz, żeby oficjalnie poznać Addison? - Jasne.- Abso-kurwa-lutnie. To pewnie nie jest najlepszy pomysł, żeby umieszczać mnie w tym samym pomieszczeniu, gdzie jest ten mały gnojek, ale nie chcę żeby szła tam beze mnie. Idę za Paige do budynku. Puka zamiast użyć klucza i Addison otwiera drzwi. Czuję ulgę, że to nie jej brat. Jej przyjaciółka marszczy brwi.- Dlaczego pukasz? Mieszkasz tutaj, głupolu. - To nie moje mieszkanie. Ja tu tylko sypiam. Addison przygląda mi się uważnie.- Cóż, ostatnio wiele nie sypiałaś, dzięki temu facetowi.- Nie jestem pewien co zrobić z jej komentarzem, ale wyciąga do mnie rękę.Addison Donovan. - Lachlan Henry. - Więc to ty tak bardzo zajmujesz moją przyjaciółkę. Taa, byliśmy dość zajęci sobą.- Przyznaję się do winy. - Mówiła mi, że pracujesz w przemyśle produkcji wina. Moja rodzina ma winnicę w Kalifornii. To brutalny biznes. - Wypiję za to. - Spakuję trochę rzeczy, a wy zacieśnijcie więzi przy rozmowie o winie.- Paige znika w swojej sypialni i zostawia mnie samego ze swoją przyjaciółką. Jestem przygotowany na dalszą 109
rozmowę o mojej karierze, ale kiedy tylko upewnia się, że Paige nie usłyszy, szybko zmienia temat i jest bardzo poważna. - Nie skrzywdź jej, proszę. - Przepraszam?- To pełna napięcia chwila i nie wiem jak mam odpowiedzieć. - Proszę cię, żebyś nie skrzywdził Laurelyn. Wiele przeszła. Ostatni facet, z którym się spotykała naprawdę wykręcił jej niezły numer. Ma na imię Laurelyn? - Powiedziała mi o waszej umowie i odpowiada mi to. Spędźcie razem wspaniałe chwile- ale nie spraw, by zakochała się w tobie. Już wystarczająco dużo wycierpiała. Zakochać się? A kto mówił coś o zakochiwaniu się? Paige mogła trochę opowiedzieć swojej przyjaciółce o naszej umowie, ale nie wszystko. Addison nie wie, że Laureyln zdecydowała zachować w tajemnicy swoje imię przede mną. Nieświadomie ją wydała. - Bez obaw. Laurelyn i ja chcemy tego samego- mówię jej imię i smakuję jak brzmi na moim języku. Paige była w porządku, ale Laurelyn pasuje do niej lepiej, bo jest inne. Nie znałem nikogo o tym imieniu. Wychodzi z sypialni z dużą torbą w ręce.- Spakowana i gotowa do drogi.
Naszym pierwszym przystankiem po opuszczeniu mieszkania jest apteka. Wsiadam do samochodu i podaję jej torebkę z prezerwatywami. - Ile kupiłeś?- Otwiera torebkę, żeby zajrzeć do środka i uśmiecha się do mnie.Wykupiłeś wszystko, co mieli? - Hej, nie zostanę znowu bez zapasu, jeśli się okaże, że któraś znowu pęknie. Kręci głową.- Nadal się tym martwisz? Pewnie, do diabła, nadal się martwię. Dlaczego ona nie?- Tak i będę się martwił dopóki nie zacznie ci się okres. Jeśli nie dostaniesz go zanim wyjadę to chcę, byś zadzwoniła do mnie jak tylko to się stanie. - Tak, proszę pana.- Myślę, że jest rozbawiona. Wiem, że brzmię irracjonalnie. Nie chcę tego, ale ciąża w tych okolicznościach byłaby katastrofą.- Przepraszam. Nie chciałbym naciskać na ciebie w zły sposób. O wiele bardziej wolałbym naciskać na ciebie w dobry sposób. 110
Uśmiecha się i wiem, że zostało mi wybaczone.- Muszę o czymś z tobą porozmawiać. - Ok.- Wyjeżdżam z parkingu, ale nie mam pojęcia dokąd jadę. Denerwuję się poruszeniem tego tematu, ale robię to, bo dociera do mnie, że to dla mnie ważne.- Chcę nazywać cię Laurelyn. Patrzę przed siebie, ale i tak widzę, że głowa Laurelyn szybko obraca się w moim kierunku. - Widzę, że Addison mnie wydała. Nie powiedziałam jej o części naszej umowy dotyczącej anonimowości. - Cieszę się, że cię wydała, bo chcę nazywać cię twoim prawdziwym imieniem. Laurelyn pasuje do ciebie bardziej niż Paige. - Nie sądzę, żebyś miał prawo znać moje prawdziwe imię, skoro ja nie znam twojego.Jest zła. Albo może pokonana. Nie jestem do końca pewny. - To ma swoje bardzo racjonalne powody.- Odwraca głowę ode mnie.- Nie możesz być na mnie zła za to.- Sięgam po jej rękę i kładę ją na mojej nodze. Ściskam ją delikatnie.- Byłem szczery z tobą we wszystkim. Spogląda na mnie.- Poza podaniem przyczyny. Nie dałeś mi żadnego wyjaśnienia. Jestem pewna, że mogłabym to zaakceptować, jeśli tylko dałbyś mi jakiś powód. - Ale nie dam.- Jestem nieugięty, kiedy to mówię, bo muszę trzymać dyscyplinę. Ona sprawia, że chcę się złamać i powiedzieć jej wszystko. To dziwne- nigdy wcześniej nie chciałem tego zrobić. Przez nią chcę robić wiele nowych rzeczy. - To niesprawiedliwe, ale zdaje się, że nie ma sensu udawać Paige Beckett, kiedy wiesz że nią nie jestem. Więc dostaniesz to czego chcesz. Znowu. Nie jest szczęśliwa, ale i tak przysuwam jej rękę do ust i całuję ją.- Dziękuję, Laurelyn. - Cóż, jest za co i możesz zapomnieć, że powiem ci jak mam na nazwisko. Jest wściekła, bo czuję się pokonana. Nie chcę, by się tak czuła. To sprawia, że chcę wypaplać, że może mówić mi Jack, ale nie robię tego. Bo nie mogę. Laurelyn. Laurelyn. Laurelyn. To delikatne, kobiece imię i w kółko wymawiam je w głowie. Chcę, żeby płynnie spływało z mojego języka, kiedy będę gotowy, żeby znowu je wypowiedzieć. Bardzo łatwo zapomnieć, że kiedykolwiek nazywałem ją Paige. - Mogę zabrać cię na lunch skoro jesteśmy w mieście? - Pewnie. Może baru w stylu lat pięćdziesiątych na narożniku? Ben mówi, że to świetne miejsce i bardzo chciałam je wypróbować. 111
Ben. Nienawidzę tego uczucia, kiedy wypowiada jego imię. Naprawdę nie będzie mi się podobało, kiedy będę musiał odwieźć ją z powrotem do jego mieszkania. Wkurza mnie, że myśli, iż ma szansę u kobiety, która jest moja. Może potrzebuje ostrzeżenia i wtedy się odczepi. - Zabiorę cię gdzie tylko będziesz chciała. Bar jest dokładnie taki jak można by się spodziewać i Lisanne uśmiecha się szeroko kiedy wchodzimy.- Och, jest taki retro, jak prawdziwy bar z lat pięćdziesiątych. Możemy usiąść przy barze? - Co tylko chcesz. Wystrój jest dokładnie taki jak sobie wyobrażałem- biało- czarna szachownica na podłodze, stołki barowe pokryte czerwone skórą i dużo chromu. Sięga po menu wetknięte za stojak do serwetek na ladzie i podaje mi jedno. - Nie wiem po co w ogóle patrzę. Już wiem co chcę- cheeseburgera, frytki i shake’a czekoladowego. Kelnerka w klasycznej sukience i białym fartuszkiem podchodzi do nas. - Potrzebują Państwo chwili na zapoznanie się z menu? Widzę, że burger będzie tak samo dobry jak wszystko inne, co można znaleźć w tym menu.- Nie. Poprosimy dwa cheeseburgery z frytkami i dwa shake’i czekoladowe. - Już przynoszę. Laurelyn odkłada menu i rozgląda się po otoczeniu. - Zawsze myślałam, że tematyka barów lat pięćdziesiątych to coś amerykańskiego, ale zdaje się, że nie. - Nie, zdaje się, że nie. Słyszę w tle starą piosenkę i decyduję, że spróbuję trochę zagiąć moją małą piosenkarkę.- W porządku muzyczny geniuszu. Co to za piosenka? Nie musi słuchać, bo już wie.- „In the Still of the Night” The Five Saints. Zadziwia mnie skąd wie. Zawsze.- Jak ty jesteś w stanie pomieścić te wszystkie informacje w głowie? - To dar. Och, wow. Szafa grająca!- Zeskakuje ze stołka i staje przed szafą grającą oglądając wybór piosenek. Jest tak bardzo pochłonięta muzyką. Chyba nie zdaje sobie sprawy, że kołysze biodrami w rytm muzyki. Wow, kocham jej tyłek. Zwłaszcza, gdy tak nim kręci. 112
Przeszukuje torebkę i wrzuca kilka monet do maszyny. Szczerzy się, kiedy wraca. - Co?- Pytam z czystej ciekawości. - Nic. Po prostu podoba mi się tutaj- wzrusza ramionami.- Cieszę się, że to ty mnie tutaj zabrałeś. - Ja też.- Alternatywa mnie wkurza. Przybywa nasz lunch i Laurelyn nie bawi się w pozory, cieszy się posiłkiem. Ta dziewczyna kocha cheeseburgera i shake’a. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Głównie dlatego, że nie jest to typ restauracji, do której zabrałbym którąś z moich towarzyszek. Ale też dlatego, że zawsze zamawiają sałatki i jedzą jak ptaszki. Lubię patrzeć na nią, gdy je i upaja muzyką w tle. Zaczyna się następna piosenka i wskazuje na sufit, nakazując mi słuchać. Przygryza dolną wargę i porusza ramionami w rytm piosenki. Unosi brwi. - To jedna z piosenek, które gram. Znasz ją? Oczywiście. To klasyk. „These Arms of Mine” Otis Redding. Kiedy kończymy jeść, dalej edukuje mnie w kwestii artystów i każdej nowej piosenki. - Czy śpisz, myślisz i oddychasz muzyką przez cały czas? - W sumie tak. Nie sądzę, że byłabym w stanie przestać nawet gdybym chciała. Mam to we krwi i muszę to mieć. Kiedy mam nastrój do pisania, zadziwiające jest jak zwykłe proste rzeczy mogą załączyć tekst w mojej głowie.-Zerka przez ramię.- Widzisz tego mężczyznę i tą kobietę? Nie zauważyłem nikogo innego w tym barze oprócz niej, więc zerkam na parę, o której mówi. Widzę mężczyznę i kobietę siedzących naprzeciwko siebie w boksie. Wyglądają na wczesne lata dwudzieste i zdaje się, że są pochłonięci raczej intensywną rozmową. - Rozstają się. Widzę ból w ich oczach i słowa przychodzą mi do głowy. Kiedy to mnie uderza, zapisuję je na czymkolwiek zanim mogę dorwać gitarę. Widzę potencjalne teksty piosenek wokół mnie. Ma rację. Ma to we krwi. Tylko ktoś genetycznie zaprogramowany w kierunku muzycznym mógłby wymyślić takie rzeczy jak ona.- A jak brzmiałaby piosenka o nas? Spogląda w górę wypijając przez słomkę resztkę shake’a i kręci głową. - Nie ma mowy. Nie tknę jej nawet kijem.
113
Muzyka: The Five Saints- In The Still Of The Night Otis Redding- These Arms Of Mine
114
21 Laurelyn Prescott
Jedziemy z powrotem do Avalonu z opuszczonym dachem. Lachlan wygląda wyjątkowo seksownie w tych okularach przeciwsłonecznych. Nie mogę się oprzeć, wyciągam telefon, który mi dał i robię mu zdjęcie. Na chwilę zdejmuje wzrok z drogi i zerka w moim kierunku. Korzystam z okazji i robię następne. O rety. Jest taki przystojny. - Żadnych zdjęć twoim prywatnym telefonem. Nigdy.- Jego słowa są ostre i zastanawiam się o co chodzi. Niewinnie podnoszę telefon, który mi dał.- To nie jest mój osobisty telefon. To urządzenie do zamawiania usług erotycznych, które mi dałeś. Chcę mieć tu twoje zdjęcie, żebym widziała twoją przystojną twarz, gdy będziesz dzwonił. Dociera do mnie, że pierwszy raz tak nazwałam ten telefon przy nim.- Urządzenie do zamawiania usług erotycznych? - Taa. Bądźmy szczerzy, tak właśnie jest. Tylko ty znasz ten numer i kiedy dzwonisz, zawsze chodzi o umówienie się na spotkanie. Oboje wiemy, co będziemy robić, więc tak właśnie jest. Znowu na mnie zerka.- Laurelyn, nie jesteś usługą erotyczną. - Kiedy zgodziłam się na ten związek, powiedziałeś mi, że nie będzie żadnego udawania. Proszę, nie cofaj teraz swojego słowa i nie zachowuj się tak jakby to było coś więcej. To niepotrzebne. Zjeżdża na pobocze wiejskiej drogi.- Nie udaję, że to jest coś więcej niż krótkotrwały związek, ale lubię z tobą przebywać nawet kiedy nie ma seksu. To oznacza, że nie jesteś usługą erotyczną. Topię się i zamieniam w kałużę na miejscu pasażera, kiedy mówi, że lubi ze mną przebywać. A niech to, ja też lubię z nim przebywać, choć wiem, że to tylko czasowe. Szkoda, że nie mieszkamy bliżej siebie i mam tylko trzy miesiące z nim. Sięga i głaszcze mnie po policzku.- Rozumiesz, kochanie? Uwielbiam kiedy tak mnie nazywa. Nic nie mówię, ale potakuję. Zostaję nagrodzona, gdy wychyla się i delikatnie całuje mnie w usta.- To dobrze. Cieszę się, że się rozumiemy. 115
Wjeżdża z powrotem na drogę, sięga po moją rękę i kładzie ją sobie na udzie. Opieram głowę na fotelu i pozwalam moim włosom powiewać na wietrze. Chłonę tą chwilę z Lachlanem. Te chwile kiedyś się skończą. Ale nie dzisiaj. Za to jazda się kończy i jesteśmy z powrotem w winnicy. Lachlan bierze moją rękę i całuje ją zanim wysiadamy z samochodu. To sprawia, że ten układ wydaje się bardziej jak związek. Ale choć to słodkie, nie zmienia faktu, że to wszystko jest tylko na chwilę. Widzę białą furgonetkę na podjeździe i zastanawiam się czy jeden z pracowników winnicy nie wrócił wcześniej, a może Lachlan ma towarzystwo.- Ktoś tutaj jest. - To furgonetka Mike’a. Jest majstrem, więc pewnie ma coś do naprawienia. Zaczekaj tutaj. Zaczekać w samochodzie? To trochę dziwne, ale i tak to robię. Kilka minut później widzę jak Lachlan i mężczyzna wychodzą z domu. Ściskają sobie dłonie, tamten wsiada do furgonetki i odjeżdża. Lachlan podchodzi do samochodu i otwiera mi drzwi, ale nie mówi nic o mężczyźnie ani czemu przyjechał do winnicy w święta kiedy wszyscy inni pracownicy jeszcze mają wolne. Oczywiście to nie moja sprawa, więc nie pytam. Kiedy jesteśmy już w środku, Lachlan chwyta browara (tak nazywa piwo) i idziemy do salonu odpocząć.- Dzisiaj jest Drugi Dzień Świąt. Gdybyśmy byli w Sydney, zabrałbym cię do portu na oglądanie startu wyścigu jachtów do Hobart. - Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam- odpowiadam. - To dobry dzień na uderzenie w poświąteczne wyprzedaże. I zaplanowano na dzisiaj wiele wydarzeń sportowych. Australijska Narodowa Drużyna Krykieta a dzisiaj mecz, to duża sprawa. Chwyta pilota do urządzenia, które nazywa pudełkiem dla idiotów.- Muszę zobaczyć czy wygraliśmy. Sprawdza wyniki i wyłącza telewizor.- Wystarczy tego. Zagrasz coś dla mnie? Nie mogę odmówić jego prośbie ani chęci grania, bo dzisiaj jeszcze nie miałam okazji. Gram kilka kawałków wedle zachcianek Lachlana, ale widzę że martwi brwi i wiem, że mocno o czymś myśli.- Co ci chodzi po głowie? Obserwuje mnie przez chwilę, a potem odzywa się.- Zastanawiałem się tylko czy kiedy wrócisz do domu i staniesz się wielkim sukcesem, czy napiszesz hit, który będzie o nas? - Naprawdę mam nadzieję, że nie. 116
- Dlaczego nie?- Brzmi na urażonego. Albo rozczarowanego. Obserwuję moje palce przesuwające się po strunach, żebym nie musiała na niego patrzeć. Nie chcę widzieć jego oczu, gdy wyjaśniam.- Bo najlepsze piosenki są napisane z serca, a emocje które czujesz muszą być ekstremalne. Musiałabym być w tobie desperacko zakochana albo niszcząco zraniona przez ciebie. Lachlan opiera się na kanapie, skopuje buty i kładzie stopy na stoliku do kawy.Doświadczyłaś kiedyś którejś z tych rzeczy? - Nigdy nie byłam desperacko zakochana. - Czy to znaczy, że byłaś niszcząco zraniona? Myślę o Blake’u i tym jak się czułam, kiedy odkryłam, że jest żonaty.- Byłam zraniona i wtedy byłam w rozsypce. - Myślę, że to niemożliwe mieć jedno bez drugiego, więc te dwie rzeczy muszą współistnieć. Brzmi jakby coś wiedział o miłości i cierpieniu.- Czy masz takie zdanie, bo doświadczyłeś obu? Śmieje się głośno i spoglądam znad gitary.- Do diabła, nie. Nigdy nie byłem zakochany, więc nikt nigdy mnie nie zranił. Jak to możliwe, że ktoś tak piękny jak Lachlan nigdy tego nie doświadczył?- Nigdy nawet nie pomyślałeś, że możesz być zakochany? - Nigdy. A ty? Znowu myślę o Blake’u, co przypomina mi jak można się pomylić kiedy chodzi o miłość.- Raz myślałam, że jestem zakochana, ale grubo się myliłam. - Zgaduję, że to ten o którym mi wczoraj mówiłaś? Prawie o tym zapominam.- Taa, to on. - Zatańczyłaś kiedyś dla niego? Tego się nie spodziewałam.- Nie. Nawet nigdy mu nie powiedziałam, że to robię. Lachlan wstaje z kanapy. Chwyta mnie za nadgarstek, przyciąga do swojego boku i odkłada gitarę do futerału.- Chodź ze mną. Chcę ci coś pokazać. Prowadzi mnie do siłowni i zatrzymuje się przed drzwiami.- To dlatego Mike tu był. Instalował to dla ciebie.- Otwiera drzwi i widzę nową, lśniącą rurę niedaleko tylnej ściany. Przechodzę przez pokój i dotykam jej, a potem odwracam się i uśmiecham do Lachlana. A niech to szlag, nie żartował. Zainstalował dla mnie rurę. Albo dla niego. 117
- Chcę, żebyś dla mnie zatańczyła.- Otwiera drzwi szafy i wyciąga pudełko.- I chcę żebyś była w to ubrana. Unoszę wieczko i znajduję jednoczęściowy, czarny kombinezon. Boki talii są wycięte, zostawiając jedynie pasek na środku biegnący w dół, oddzielając górę od dołu. Jest seksowny i w ogóle nie podobny do rzeczy, które nosiłam do tańca. Kiedy wyjmuję go z pudełka, pod spodem znajduję kolejną niespodziankę: parę czerwonych, kurewskich obcasów. Podnoszę jeden do góry- wygląda na to, że to dokładnie mój rozmiar. Przełyka ciężko.- Zrobisz to dla mnie? W tej chwili wiem, że nigdy nie będę w stanie czegokolwiek mu odmówić. Chcę być kobietą, która spełni jego fantazje.- Tak, zrobię to. Pochyla się, żeby mnie pocałować i chwyta moją dolną wargę pomiędzy swoje.Teraz? - Jeśli właśnie tego chcesz. - O tak, właśnie tego chcę. - Ale potrzebuję chwili na przygotowanie się. - Absolutnie. Biorę pudełko z jego rąk i idę do jego sypialni. Szybko obrysowuję oczy czarną kredką i robię smoky eyes szarym i czarnym cieniem. Potem dodaję świeżą warstwę tuszu do rzęs, żeby były ekstra bujne. Moje włosy są rozwiane wiatrem od jazdy ze spuszczonym dachem, więc czeszę je, a potem opuszczam głowę i nadaję im objętości suszarką. Zostawiam rozpuszczone, bo lubię jak spływają w dół kiedy jestem do góry nogami. Zakładam kombinezon i o cholera, jest kusy. O wiele mniej mnie zakrywa kiedy mam go już na sobie, bo jest rozciągnięty z moich ramion aż do krocza. Zakładam obcasy i zabieram je na jazdę próbną chodząc w po łazience. Nie chciałabym chodzić zbyt długo w tych wysokich butach, ale będą pasowały do tego, co mam zamiar zrobić. Oglądam się w lustrze. Jestem gorąca jak diabli i to podnosi moją samoocenę do poziomu mistrza. Sprawię, że spełni się fantazja Lachlana. Idę do siłowni i zastanawiam się gdzie on jest. Otwieram drzwi i widzę jak siedzi na krześle naprzeciwko rury. Czeka na mnie. Wszystkie światła oprócz tych nad rurą są zgaszone. Zachodzę go od tyłu i pochylam się szepcząc mu do ucha.- Zamknij oczy.
118
Podłączam telefon Bluetooth-em do systemu dźwiękowego w szafie, bo potrzebuję własnej muzyki. Zaczynają się głębokie, mroczne basy „Angel” Massive Attack i ustawiam ją na powtarzanie, bo sądzę, że ten występ będzie trwał długo. Zajmuję miejsce przy rurze i biorę głęboki oddech zanim zacznę przedstawienie. - Teraz możesz otworzyć oczy. Kiedy mnie widzi, zaczyna się uśmiechać. Szeroko. Obracam się do niego plecami i sięgam, by chwycić rurę nad moją głową. Powoli uginam kolana, opuszczam tyłek, a potem znowu go unoszę i zerkam na niego przez ramię. Obchodzę rurę wolno i trzymam ją jedną ręką. Okręcam się wokół niej kilka razy. To kompletnie amatorskie ćwiczenia dopóki nie zahaczam ugiętego kolana za rurę i nie wspinam się do góry jednocześnie kręcąc się wokół niej. Robię serię złożonych obrotów i pozycji, których doszkalanie zajęło mi lata. Kiedy kończę wspinanie się, jestem do góry nogami. Sięgam podłogę dłońmi i okręcam się kilka razy, a potem schodzę. Spoglądam na Lachlana i nie jestem pewna czy chociaż raz mrugnął odkąd zaczęłam. Muzyka nadal gra i podchodzę do niego. Piosenka, która leci jest jedną z moich ulubionych do tańca, bo jest taka dziwna i hipnotyzująca. Uwielbiam to jak się przy niej czuję. Chcę wtedy stracić kontrolę i robić dziwne rzeczy. - Kochanie, właśnie wypieprzyłaś mój umysł bez dotykania mojego ciała. Obracam się plecami i uśmiecham kiedy opuszczam tyłek, by zafundować mu taniec erotyczny. Chwyta moje biodra i biję go po rękach.- Znasz zasady. Nie można dotykać tancerki. Opiera się na krześle, a ja siadam na jego kolanach z nogami po obu stronach jego ud. Wkładam ręce w moje włosy i podnoszę je z szyi. Opieram się o niego plecami na jego piersi i pozwalam włosom spaść na jego twarz. Torturuję go. Wiem to, ale to wszystko element fantazji. - Jesteś moją prywatną tancerką. Pochylam się do przodu i jeszcze bardziej rozchylam nogi, kładę ręce na jego kolanach. Zaczynam ocierać się równym rytmem o jego krocze i czuję jaki jest twardy pode mną.- Och, jestem czymś więcej. Jęczy i wiem, że spycham go nad krawędź. I kocham to.
119
Wstaję z jego kolan, a potem obracam się i siadam na nim okrakiem. Biorę jego twarz w ręce i szukam tych intensywnych niebieskich oczu. Są inne, ciemniejsze. I skupione na mnie. Czuję jak drży pode mną, a potem jego palce ześlizguję się na krocze mojego kombinezonu. Ale nie dotyka mnie. Czuję rwanie w dole i domyślam się, że rozerwał dół kombinezonu i podwinął go nad moje biodra.- Laureyln, muszę się teraz z tobą pieprzyć. Nie każ mi błagać. Sięgam po jego rozporek, ale nie trafiam, bo prawie zrzuca mnie z siebie próbując pozbyć się spodni. Jest brutalny, pełen żądzy i wiem, że nie będzie nic delikatnego w tym, co zrobi. Byłabym rozczarowana gdyby było. Kiedy nie ma już spodni i bokserek, sadza mnie mocno na sobie i wchodzi do środka. Krzyczę, bo w tej pozycji jest głębiej. Czuję jakby walił w moje łono i nie mogę zdecydować czy to przyjemne czy bolesne. Kontynuuje mocne pchnięcia w górę chwytając mnie mocno za biodra, by wbijać mnie na siebie. Bez wątpienia będę jutro miała siniaki na biodrach w miejscach, gdzie jego palce wbijają się w moją skórę, ale mam to gdzieś. Za nic w świecie bym go teraz nie powstrzymała. Czuję jak buduje się moja eksplozja i nie wiem dlaczego ani jak, ale mój umysł rejestruje fakt, że Lachlan nie założył prezerwatywy. Po całej tej wczorajszej sytuacji z pękniętą gumką, nie wierzę, że dzisiaj jej nie ma. Niech to szlag. Zepsuję najlepszy seks w moim życiu. Odsuwam się, żeby go widzieć, a on wpycha się we mnie tak mocno jak nigdy przedtem.- Lachlan, nie założyłeś prezerwatywy. Boleśnie chwyta mnie za biodra, wchodzi we mnie po raz ostatni, jęczy głośno, a potem syczy przez zaciśnięte zęby.- Och, Laurelyn. Cholera. Właśnie doszedł we mnie, bez wątpienia przy drzwiach mojego łona skoro tak mocno do nich pukał. Moim pierwszym instynktem jest zejście z niego, ale trzyma mnie tak mocno, że nie ma mowy bym się ruszyła choćby o milimetr. Kiedy jest już po wszystkim, nadal siedzę na nim okrakiem. Siedzimy twarzą w twarz. Chwytam jego włosy w pięść i stykam nasze czoła. Patrzę mu prosto w oczy i już chcę opieprzyć go za brak gumki, ale chwyta mnie za szyję i przyciąga do pocałunku.
120
Kiedy przestaje, nasze czoła nadal się stykają i oboje próbujemy złapać oddech.Jesteś fanta-kurwa-styczna. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Kiedy powiedziałaś mi, że tańczysz na rurze, to nie wiedziałem, że o to chodzi. - A co myślałeś? - Myślałam, że trzymasz się rury i kręcisz dookoła, może lekko wspinasz jeśli miałbym szczęście, ale do cholery, kochanie… czarowałaś tą rurę. Całuję go, bo podoba mi się jego zachwyt, ale nadal poruszę sprawę braku prezerwatywy.- Mój taniec czy hipnotyzująca muzyka sprawiła, że oszalałeś i zapomniałeś założyć prezerwatywę? - Nie zapomniałem. Założyłem ją, kiedy zaczęłaś tańczyć. Och. Włożył ją, a ja nawet nie zauważyłam.- Powinnam była wiedzieć, że nie zapomnisz po tym wczorajszym hałasie. - Dobrze, że ją założyłem kiedy tańczyłaś, bo nie ma mowy, że przestałbym na chwilę żeby to zrobić kiedy usiadłaś na mnie okrakiem.- Kręci głową jakby niedowierzał i mocno mnie przytula.- Nie chcę, żebyś tańczyła dla kogoś oprócz mnie. Jestem skonsternowana. Chodzi mu o to, że nie mam tańczyć dla nikogo innego przez kolejne trzy miesiące? Kiedy łapię oddech, myśl znika i mój umysł przesuwa się do innych rzeczy, których nie rozumiem. Muszę wiedzieć czy czuł tą samą niewytłumaczalną energię, co ja.- Czułeś się inaczej? Śmieje się i czuję wibracje w mojej piersi.- Przysięgam, że nigdy w całym moim życiu nie doszedłem tak mocno. Dokładnie tak się czułam.- Ani ja, ale to było dziwne. Czułam się prawie jak zahipnotyzowana, jakbym była kontrolowana przez coś potężniejszego niż ja. - Myślę, że oboje byliśmy kontrolowani przez jakieś wszechmocne, potężne orgazmy. - A ty mi go dałeś. Dziękuję. Całuje mnie w czoło.- Dziękuję, że dla mnie zatańczyłaś. I za seks tak spektakularny, że nie jestem pewien czy kiedykolwiek będzie przebity. Nie mówię tego, ale z pewnością tak myślę- oboje właśnie doświadczyliśmy czegoś, co nigdy nie zostanie przebite. Muzyka: Massive Attack- Angel 121
22 Jack McLachlan
Kończymy kolację i nie jestem w stanie patrzeć na nią nie myśląc o tym jak wyglądała na tej rurze. Byłem w wielu klubach ze striptizem, ale nigdy nie widziałem czegoś takiego. Żadna striptizerka na rurze nie sprawiła, że tak się czułem. Odkładając to na bok, jest w niej o wiele więcej rzeczy niż seksowność i nie mogę się doczekać przedrę się przez jej wszystkie warstwy i zobaczę co jest w środku. Jeśli mi pozwoli. Martwię, że może tego nie zrobić kiedy myślę o tym jak zareagowała na to, że znam jej prawdziwe imię. Cieszę się, że ją znalazłem. I jestem wdzięczny, że chce dać nam szansę. Podnosi wzrok z talerza i uśmiecha się.- Co? Biję się z myślami, nie wiem czy powinienem coś powiedzieć. Może sobie pomyśleć, że zachowuję się jak dziewczyna jeśli dowie się co myślę, więc ograniczam się do:- Dziękuję, że powiedziałaś „tak”. - Na co? - Na nas. Uśmiecha się i sięga przez stół by dotknąć mojej ręki.- Dziękuję, że mnie wybrałeś. I za to, że wpadłeś na mnie w klubie. I że przestawiłeś wino Bena, żeby ukraść taniec ze mną. - Taniec, który został skrócony.- Przez nikogo innego jak przez kochasia Bena. Jest dobry w mieszaniu się w moje sprawy, ale tego nie zepsuje. Wstaję od stołu i wyciągam rękę do Laurelyn.- Bardzo chciałbym dokończyć nasz taniec. Biorę ją w ramiona, przyciągam mocno do siebie i zaczynamy się ruszać. - Pamiętasz piosenkę, którą grano? Nie jestem tak muzykalny jak ona, ale nigdy nie mógłbym zapomnieć o tej piosence.To było „Someone Like You” Vana Morrisona. Uśmiecha się.- Pamiętasz. Kołyszemy się przez chwilę w ciszy, a potem Laurelyn podnosi głowę z mojej piersi i prosi, żebym ją pocałował. Więc robię to. I to koniec naszego tańca. Na razie.
122
Leżymy w łóżku. Laurelyn jest taka piękna. Nie mogę się oprzeć. - Co robisz Lachlan? Dokładnie wie co robię, bo zrobiła mi to samo wcześniej tego samego dnia. Tylko może ja miałem na sobie więcej ubrań.- Robię ci zdjęcia, żebym mógł widzieć twoją piękną twarz za każdym razem, kiedy do mnie dzwonisz. - Nie jestem pewna czy robisz zdjęcia mojej twarzy. To musi być coś reprezentatywnego, jeśli ma się pojawiać kiedy dzwonię. - Kochanie, jesteś teraz bardzo reprezentatywna. Poza tym będę musiał mieć jakieś wizualizacje kiedy będę poza miastem w przyszłym tygodniu. Trzyma ręce przed twarzą.- Nie ma mowy. Jestem nago w twoim łóżku z wypieprzonymi włosami. To nie jest reprezentatywne według jakichkolwiek standardów. Chwytam oba jej nadgarstki jedną ręką i trzymam je w uwięzi nad jej głową.- To bardzo reprezentatywne wedle moich standardów i idealne do patrzenia kiedy będę z daleka od ciebie.- Opuszczam głowę i całuję ją w usta.- Zrelaksuj się, kochanie. Nikt nie zobaczy tych piękności oprócz mnie, więc uśmiechnij się. Kładę telefon na łóżku, żeby móc wolną ręką zsunąć pościel.- Musimy to opuścić, żeby mógł widzieć trochę więcej. - Lachlan!- Uśmiecha się i próbuje udawać zszokowanie tym, co robię. Nadal trzymam ją za nadgarstki, gdy całuję ją po szyi i szepczę do jej ucha.- No zgódź się, Laurelyn. Proszę, pozwól mi. - A co się stało z tym, że miałeś być w Wagga Wagga przez trzy miesiące? - Jestem odpowiedzialny za inne winnice i nie mogę ich zaniedbać. Nadal przez większość czasu będę tu, aż do połowy marca. Widzę, że to rozważa, więc przesuwam nosem po jej szyi i zostawiam tam pocałunek, by ją przekonać.- Kochanie, proszę. Wzdycha głęboko.- Jak długo cię nie będzie? - Nie będę cię miał przez przynajmniej trzy dni. To będzie tortura. Przewraca oczami.- Możesz zrobić kilka, ale nic całkowicie nagiego. Sięgam po telefon, ale powstrzymuje mnie ręką.- Mogę przynajmniej najpierw rozczesać włosy? - Ty tu rządzisz. 123
Wstaje i idzie nago do łazienki.- Taa, nie jestem tego taka pewna. Kusi mnie, żeby zrobić zdjęcie jej pięknego tyłeczka, ale wiem, że zabiłaby mnie. Przypominam sobie, co powiedziała. Nic całkowicie nagiego. Wychodzi z łazienki kilka minut później ze świeżo rozczesanymi włosami, które teraz spływają jej na plecy. Założyła sięgające ud pończochy z koronkowymi pasami. Hej, hej… czy to ma na myśli jako nie całkowicie nago? Wchodzi na łóżko i siedzi na kolanach.- Jak mnie chcesz? Słyszeć to z jej ust to jak spełnienie fantazji. Podnoszę telefon, żeby zrobić zdjęcie, a ona zakrywa go ręką.- Mówię poważnie. Nic nagiego. - W porządku. Najpierw się połóż. Upada na plecy, podciąga pościel do ramion, żeby zakryć nagie piersi i czeka na wskazówki.- Zbierz włosy i rozrzuć je po poduszce.- Robi to i opadają na wszystkie właściwe miejsca. Moje oczy chłoną jej gładką, kremową skórę na mojej czarnej pościeli i jest tak piękna, że to prawie bolesna. Robię jej dużo zdjęć w tej pozycji… jestem pewien, że więcej niż chciała. Kiedy kończę z nią w tej pozie, siada.- Co teraz? Siedzi z podkurczonymi kolanami i skrzyżowanymi kostkami. Sięgam po pościel i zaczynam ją zsuwać.- Nic nie widać. Obiecuję. Uśmiecha się i przewraca oczami.- Jesteś takim kłamcą, ale to i tak bez znaczenia. Kiedy skończysz przejrzę te zdjęcia i wszystkie z cyckami, tyłkiem czy waginą zostaną skasowane. - Zobaczymy. - Emm, tak, z pewnością zobaczymy. - Połóż się na brzuchu. - To brzmi prawie jak rozkaz- narzeka, ale i tak to robi. Zsuwam pościel jeszcze bardziej na jej biodra i głaszczę dolną część jej pleców.- Uwielbiam tą część twojego ciała. - Uwielbiasz moje plecy? Dlaczego? - Nie wiem dlaczego. Wiem tylko, że uwielbiam.- Robię zdjęcie za zdjęciem kiedy tak leży na brzuchu, na boku, na siedząco. Kiedy mogę opuszczam pościel jeszcze bardziej dopóki mnie nie przyłapie i podciąga jej z powrotem do góry. - Skończyłeś? Na pewno już zużyłeś całą pamięć w telefonie.
124
- Nie. Jest jeszcze jedna poza, którą chciałbym żebyś zrobiła, ale nie musisz jeśli będziesz się czuła niekomfortowo. Unosi brew.- To brzmi podejrzanie. - Mogę cię ustawić? - Możesz, ale to nie znaczy, że się zgodzę. - Ale spróbujesz? Znowu przewraca oczami.- Tak, spróbuję. - Połóż się na plecach.- Robi jak mówię i czeka na wskazówki, ale tym razem nie będą to rozkazy werbalne. Nigdy tego nie zrobi, jeśli powiem to na głos. Kładę ręce na jej kolanach i rozchylam je. Wkładam pościel pomiędzy jej nogi i skręcam ją tak, że przykrywa ją tylko cienki pasek materiału. Kładę go pomiędzy jej piersi, a potem biorę jedną z jej rąk i kładę poziomo na obu piersiach. Nadal jest przykryta, więc tak naprawdę nie jest całkowicie nagie, ale cholera… jest taka gorąca. - Mogę?- Pytam zanim robię zdjęcie. Przełyka, a potem podnosi głowę i sprawdza co jest zakryte. - Nie ruszaj się. Zepsujesz włosy. Pozwól mi zrobić i jeśli ci się nie spodobają, to usunę. Jest rozdarta. - Przyrzekam, że wszystko jest zakryte. Żadnych cycków, tyłka czy waginy. - Ok.- Opiera głowę na poduszce i zaczynam robić zdjęcia. W końcu się relaksuje i jeszcze bardziej rozchyla kolana, a ręka na jej piersiach rozluźnia się. Kiedy kończę, pytam tak na wszelki wypadek.- Tylko jedno nagie? - Nie! Widzę, że już wyczerpałem moje szczęście, więc odkładam telefon na łóżko i całuję ją.- Dziękuję. - Jeszcze mi nie dziękuj. Może nie pozwolę ci zatrzymać żadnego. - Nie skasuję ich. - Muszę je zaakceptować. Taką mamy umowę. Zaczynam szybko przerzucać zdjęcia zanim dorwie telefon.- Żadne z nich nie jest nagie, więc mogę zatrzymać wszystkie. - Daj mi- wyciąga rękę. Podaję jej telefon i czuję się jak nastolatek przyłapany przez mamę na przeglądaniu Playboya. Przysięgam, że zrobię je jeszcze raz kiedy będzie spała, jeśli wymaże te dobre. 125
Siedzę. Obserwuję. Czekam. Wyje i śmieje się kiedy przegląda kilka pierwszych, a potem prawie słyszę jak hamuje.- Nie ma mowy, kolego. Na tym widać moje sutki.- Ogląda jeszcze kilka marszczy brwi i przysuwa telefon bliżej twarzy.- Powiedziałeś, że nic nie widać kiedy tak siedzę, ty kłamco. Widać na nich moją małą. Niech to szlag! Kasuje wszystkie najlepsze. Oddaje mi telefon i sprawdzam co zostało. Nie jest tak źle. Te, które skasowała można policzyć na palcach jednej ręki. Jestem zdziwiony, że mogę zachować te wszystkie prawie nagie z jej rozchylonymi nogami. W zasadzie to cholernie mnie szokuje. Zastanawiam się czy je widziała, ale wolę o nich nie wspominać, tak na wszelki wypadek. Podnosi ze stolika nocnego telefon, który jej dałem i kładzie się obok mnie na łóżku. Trzyma go na długość ramienia i robi nam zdjęcie.- Powiedz seeeer. Uśmiecham się, bo mnie o to prosi. Wiem, że nie powinien pozwolić jej robić nam zdjęć w łóżku. Poddaję się tylko dlatego, że nie wie ile mogłaby zarobić na sprzedaniu tych zdjęć mediom. Nie ma pojęcia, że jestem Jack McLachlan. Nawet gdyby znała moje nazwisko, nadal nie wiedziałaby, że jestem jednym z najbogatszych i najbardziej pożądanych kawalerów w Australii. Myślę też, że nawet gdyby wiedziała, to nie miałoby to dla niej znaczenia. Jest córką gwiazdy, a jego sława wydaje się w ogóle jej nie ruszać. Do diabła z tym. Czy kilka zdjęć może zaszkodzić? Zabieram telefon z jej ręki i trzymam, żeby zrobić zdjęcie kiedy całuję ją w policzek. Potem usta. Potem szyję. Kiedy moje usta docierają do jej piersi, upuszczam telefon na łóżko. Nasza sesja zdjęciowa skończyła się.
126
23 Laurelyn Prescott
Po raz pierwszy budzę się przed Lachlanem, ale to dlatego, że źle się czuję. Przez godzinę próbuję znowu zasnąć, ale bez sukcesu. Pulsuje mi głowa u podstawy czaszki i mam mdłości, zaczynam czuć fale gorąca. Skopuję pościel próbując zyskać jakąś ulgę od nieprzyjemnego odczucia. Proszę, nie rzygaj. Potrzeba zwymiotowania staje się coraz większa i coraz bardziej nagląca. Próbuję stłumić żądanie mojego ciała, ale mój brzuch zdradza mnie i wygrywa bitwę. Wypadam z łóżka i biegnę do łazienki. Zdążam w ostatniej chwili. Próbuję robić minimalny hałas jakbym miała na to jakiś wpływ. Słyszę delikatne pukanie w drzwi łazienki. Cholera. Tak się spieszyłam do muszli, że nie zamknęłam ich na klucz. - Nie wchodź tutaj. Drzwi otwierają się i Lachlan wchodzi pomimo mojego ostrzeżenia. Sięgam i spłukuję wodę, bo nie chcę żeby zobaczył wcześniejszą zawartość mojego ciała. Chciałabym jednak zachować jakieś pozory.- Zaufaj mi, nie chcesz tego widzieć. - Już wcześniej widziałem jak ludzie puszczają pawia.- Może i tak, ale nigdy nie widziała jak ja to robię. Zmacza ręcznik zimną wodą i kładzie go na moim karku. Zbiera moje włosy w swoje duże dłonie i spina je spinką. Nawet nie chcę wiedzieć gdzie się tego nauczył.- Dziękuję. - Nie ma sprawy. Jestem zażenowana, że widzi mnie taką.- Przykro mi, że musisz patrzeć jak wielbię porcelanowego boga. Wiem jakie to musi być atrakcyjne, ale w mojej obronie, powiedziałam, żebyś tu nie wchodził. Masuje moje ramiona.- Przeżyję widok jak puszczasz pawia. Myślisz, że już skończyłaś? To przydarza mi się od jakiegoś czasu i znam rutynę. Jest mi dobrze kiedy już zwymiotuję.- Już mi lepiej. 127
Lachlan pomaga mi wstać.- Może zjadłaś coś nieświeżego? - Nie. Czasami to mi się zdarza bez żadnego ostrzeżenia. W nocy zaczyna boleć mnie głowa i kiedy się budzę ból jest tak mocny, że muszę zwymiotować. To dziwne, bo kiedy już zwymiotuję, czuję się dobrze. Ból i mdłości znikają. - Mówiłaś o tym swojemu lekarzowi? - Taa. Zrobili mi zdjęcia i wszystko wydaje się być w normie. Mój lekarz zdiagnozował u mnie migreny. - Myślę, że powinnaś się położyć i odpocząć- studiuje moją twarz jakby nie był taki pewien. Podchodzę do umywalki, by wymyć zęby i kłócę się z jego odbiciem w lustrze.Lachlan, nic mi nie jest. To była migrena. Już minęła. Przyrzekam. Pozwala mi dokończyć mycie zębów zanim wyraża sprzeciw.- Muszę dzisiaj sprawdzić przeszczepy. Chcę żebyś leżała, gdy mnie nie będzie. Nic mi nie jest, ale jeśli właśnie tego chce to się zgadzam.- Będę leżała podczas twojej nieobecności, ale żeby było jasne: robię to tylko, by cię uszczęśliwić, a nie dlatego, że coś mi jest. Obserwuje mnie w lustrze, gdy całuje mój policzek.- Dziękuję. Niedorzecznym jest leżenie w łóżku, kiedy nic mi nie jest, ale robię to, bo mnie prosi. Słyszę dźwięk prysznica i rozważam czy nie wstać i nie dołączyć do niego, ale wiem, że nie poszłoby to dobrze. Dlaczego tak bardzo chcę zaspokajać tego mężczyznę? Kiedy kończy się ubierać, wychodzi z łazienki i siada obok mnie na łóżku. Głaszcze moje czoło i odgarnia włosy z twarzy. Bierze mój telefon z nocnego stolika i kładzie go na łóżku dla lepszego dostępu.- Nie będzie mnie kilka godzin, ale będę miał przy sobie telefon gdybyś czegoś potrzebowała. Nie wahaj się zadzwonić- pochyla się i całuje mnie w czoło.Zdrowiej. Mogłabym się kłócić, że nic mi nie jest, ale nie robię tego.- Jasne, szefie. Kiedy znika, sięgam po telefon i przeglądam zdjęcia, które wczoraj zrobiliśmy. Na swoim ma te prawie rozbierane. Ja mam te słodkie, na których całuje moją twarz, usta i szyję. Natrafiam na jedno, gdzie patrzy na mnie jakby mnie uwielbiał. Sprawia, że tak łatwo zapomnieć o naszym układzie, ale potem dociera do mnie, że istnieje bardzo logiczny powód ku temu. Jest dobry w tej grze, bo już w nią grał. Żeby być dokładnym, dwanaście razy. 128
Odkładam telefon i zamykam oczy. Kiedy ponownie je otwieram, Lachlan siedzi obok mnie na łóżku. Podnoszę głowę i patrzę na zegar. Cholera, jest prawie dziesiąta- musiałam odpłynąć. Podaje mi szklankę soku pomarańczowego.- Lepiej się czujesz? Jest taki wspaniałomyślny. Siadam i biorę łyka.- Tak. Czy mogę już wstać z łóżka, doktorze Henry? - Chyba możesz, ale tak się składa, że lubię cię w moim łóżku. - Ja też to lubię, ale to żadna zabawa bez ciebie. Szczerzy się i całuje czubek mojej głowy.- Przygotuję ci śniadanie. Może być bajgiel z serkiem śmietankowym albo serek śmietankowy na bajglu? - Hmm… chyba wezmę bajgla z serkiem śmietankowym. - Dobry wybór. Jak się ubierzesz przyjdź do kuchni, a będzie czekał na ciebie w tosterze. Nie zapytałam Lachlana co będziemy dzisiaj robić, więc biorę prysznic i ubieram się w jeansowe szorty, bluzkę na ramiączkach i klapki. Idę do kuchni i bajgiel czeka w tosterze, tak jak obiecał. Lachlan widzi jak wchodzę do kuchni i nastawia toster. - To się nazywa obsługa- podchodzę do niego i obejmuję w pasie.- Czy jestem odpowiednio ubrana? - Na co? - Na to, co będziemy dzisiaj robić? Obejmuje mnie w talii i ściska.- Będę zajęty przez kilka następnych dni. Pomyślałem, że możemy pobyć w domu i się wyluzować. Masz coś przeciwko? - Nie. Wcale.- Ale wiem dlaczego nie chce wychodzić na zewnątrz. Martwi się o to, co stało się rano. O mnie. Nic mi nie jest, ale chyba nie jestem w stanie go o tym przekonać. To naprawdę nie dobrze, że będę zmuszona leżeć z nim przez cały dzień. Wcale nie nie dobrze.
129
24 Jack McLachlan
Siedzę na brzegu łóżka i patrzę na leżącą na brzuchu Laurelyn. Nie chcę jej budzić, ale nie wyjadę bez pożegnania. Pochylam się i całuję jej nagą skórę, a ona wierci się. Robię to znowu, a ona wydaje z siebie uwodzicielski dźwięk. Przez niego czuję drganie mojego członka, ale dzisiaj rano nie mam czasu, by zaspokoić jego potrzeby. Muszę ruszać w drogę. Całuję jej ramię.- Kochanie, wyjeżdżam. Obraca się na plecy i uśmiecha.- Nie jedź. Zostań ze mną. - Zrobiłbym to gdybym mógł, ale chciałbym utrzymać swoją posadę, więc muszę iść. - Daj mi minutkę- wyskakuje z łóżka i słyszę dźwięk płynącej wody z łazienki. Założę się, że myje zęby by dać mi pocałunek na do widzenia i to taki, którego szybko nie zapomnę. Wychodzi, nadal jest naga i pcha mnie na łóżku aż siadam na nim. Wchodzi i siada na mnie okrakiem. Musi to uwielbiać. Wiem, że ja to uwielbiam.- Przynajmniej mnie pocałuj zanim pójdziesz. Jej usta dotykają moich i wiem, że to nie jest dobre dla mojego fiuta. Jak się stąd wydostanę bez przewracania jej na plecy i zakopania w niej? Szybko kończę pocałunek, ale nie dlatego, że tego chcę.- Kochanie, muszę jechać. - Wiem. Zadzwoń do mnie kiedy będziesz mógł. Zostawiam pocałunek na jej ustach.- Zadzwonię. Daniel będzie tu koło dziesiątej, ale zostań jak długo chcesz.
Wsiadam do samochodu i zaczynam moją podróż do Lovedale, by zająć się kłopotami w winnicy Marguerite. Kiedy tam będę, zajmę się też innymi sprawami. Sprawa jest osobista, a na imię jej Audrey Bagshaw. Używam polecenia głosowego, by zadzwonić do jedynej osoby, której mogę zaufać w tej sprawie.- Zadzwoń do Jima Callaghama. Czekam kilka dzwonków zanim odbiera.- Callagham Investigations. 130
- Jim, tu Jack McLachlan- witamy się uprzejmie, ale oboje dobrze wiemy, że nie dzwonię by zapytać go o samopoczucie, więc przechodzę do rzeczy.- Mam dla ciebie robotę. Wiem, że to na ostatnią chwilę, ale chciałbym żebyś kogoś szybko dla mnie znalazł. - Oczywiście, panie McLachlan. Wie pan, że zawsze cieszę się mogąc panu pomóc, jeśli tylko mogę. Chodzi mu o to, że zawsze przyjmuje hojną sumę, ale nie przeszkadzają mi jego motywy. Podoba mi się szybkość jego działań i zawsze utajnia pracę, którą dla mnie wykonuje.- Idealnie. Ma na imię Audrey Bagshaw i mieszka w Lovedale. Właśnie tam będę przez kolejne trzy dni i chcę się z nią zobaczyć. Jeśli zlokalizujesz ją do wieczora dorzucę tysiąc ekstra. Dostarczam mu informacji, a on zapewnia mnie, że za dwanaście godzin ponownie zobaczę się z towarzyszką numer trzy, jeśli nadal mieszka w Lovedale. Jest późne popołudnie, gdy przyjeżdżam do Marquerite i wszystko wydaje się takie jak zwykle, ale wiem, że tak nie jest. Wkradło się tu diabelskie popieprzenie. Najpierw próba spalenia zbiorów w Chalice a teraz ktoś zatruł część Marguerite. Szkody w obu winnicach były minimalne, ale mnie martwią intencje kryjące się za tymi epizodami. Czy ktoś próbuje mnie zrujnować albo wyciągnąć z Avalonu? Moja tutejsza prawa ręka, Alfredo, wita się ze mną na podjeździe. Jest przysadzistym, okrągłym Włochem z talentem do wina, które może konkurować jedynie z moim ojcem. Kiedy jedziemy do części, w której uprawy są powykręcane i pomarszczone. Alfredo aktualizuje mnie co do problemów. Zatrzymuje terenówkę przy uszkodzonych winoroślach i idzie w ich kierunku. Bierze liście w rękę.- Mówię panu, to zatrucie glifosatem, panie McLachlan. Nie muszę dalej sprawdzać, bo ma rację. Widziałem to już wcześniej.- Masz rację, Alfredo. - Nie używamy tutaj glifosatu. To zostało przywiezione i zrobione celowo. - Tak, zgadzam się. - Nie wiem kto mógłby to zrobić, panie McLachlan. Nikt z pracowników nie żywi do pana urazy. Wydaje się być zdenerwowany jak gdybym mógł go obwiniać, bo jest odpowiedzialny za tą winnicę, ale wiem, że to nie jego dzieło.- To nie była twoja wina, Alfredo. To sabotaż,
131
ale nie sądzę by zrobił to ktoś z Marguerite. To zrobił ktoś inny i mam zamiar dowiedzieć się kto to jest i co chce osiągnąć. Obwozi mnie byśmy mogli zobaczyć uszkodzone winorośle. To większy obszar niż się spodziewałem i zastanawiam się czy nie ma większych szkód, których jeszcze nie widzimy. Bez wątpienia to zrujnowane uprawy, ale też poważna próba zrujnowania mojego źródła utrzymania. Po tym drugim sabotażu będę zmuszony ogłosić alarm w innych winnicach. Będę potrzebował dodatkowych pracowników do obserwowania i patrolowania ich do czasu zbiorów. Dodatkowi ludzie w marcu będą wielkim wypadkiem. Odpowiedzialni za to ludzie mogli jeszcze nie osiągnąć tego czego chcieli, ale udało im się wiele zyskać przez celowanie w moją kieszeń. Kiedy kończę inspekcję pól Alfredo zabiera mnie z powrotem do domy. Pusto tu. Nie wziąłem na tą wycieczkę Daniela ani pani Porcelli skoro zostaję tylko kilka dni, ale to nie za nimi tęsknię. Już się przyzwyczaiłem do obecności Laurelyn. Nie mogłem poprosić jej by ze mną przyjechała skoro zamierzam spotkać się z Audrey. Pomimo zasad naszego związku nie spodziewałbym się, że dobrze zareaguje na samotny pobyt w domu kiedy ja byłbym z poprzednią towarzyszką. Nie byłem w winnicy Marguerite od miesięcy, więc dom był opuszczony, a w kuchni jest pusto. Nie widzę sensu w wycieczce do sklepu skoro nie mam tutaj pani Porcelli do gotowania, więc decyduję się na zjedzenie na mieście w samotności czym gardzę. Idę do mojej ulubionej restauracji w Lovedale i jestem eskortowany na tyły restauracji. Siedzę przy jednym ze stolików, który wiele razy dzieliłem z Audrey podczas naszego miesięcznego związku trzy lata temu. Przeglądam listę win, gdy dzwoni mój telefon. To Jim. Idealnie. Mam nadzieję, że ma dla mnie dobre wiadomości. - Jack McLachlan. - Panie McLachlan, dzwonię z dobrymi wieściami. Wygląda na to, że panna Bagshaw nadal mieszka w Lovedale. Mam jej obecny adres i numer telefonu. Przesłać je panu mailem? - Prześlij mi mailem adres, ale numer możesz mi podać teraz. - 55-7031-3210. - Świetna robota. Pieniądze plus dodatkowy tysiąc znajdą się dzisiaj wieczorem na twoim koncie. - Dziękuję, panie McLachlan. Przyjemnością było robić z panem interesy, jak zawsze. Tak, przyjemnością za pięć tysięcy dolarów. 132
Od razu wybieram numer Audrey i odzywa się poczta głosowa. Byłem dla niej Drake Connelly trzy lata temu, ale odkryła moją prawdziwą tożsamość, więc nie ma sensu udawać kogoś innego niż siebie. - Audrey, tu Jack McLachlan. Muszę się z tobą spotkać tak szybko jak to możliwe. Proszę oddzwoń do mnie na ten numer. Zamawiam merlota i lasagne. Właśnie kończę jeść, gdy dzwoni mój telefon. Widzę numer Audrey i cieszę się, że tak szybko oddzwoniła. Może zgodzi się spotkać ze mną dzisiaj. - Witaj, Audrey. - Witaj, Jack. Dawno się nie słyszeliśmy. Co tam u ciebie? - Bardzo dobrze, a u ciebie? - Bywało lepiej, ale myślę, że już to wiesz. - Chcę się z tobą zobaczyć. - Och, więc teraz chcesz mnie widzieć. Mam przybiec od razu bo wielki i wszechmocny Jack McLachlan zmienił zdanie? - Nie bądź taka, Audrey- mówię ochryple. Waha się, ale oboje wiemy, że się zgodzi.- W porządku. Gdzie chcesz się spotkać? - Tam gdzie zwykle. Napiszę ci numer pokoju. - Kiedy? Jestem niedaleko hotelu, ale chcę dokończyć kolację. Niespecjalnie chcę się z nią widzieć.- Za godzinę. Kiedy kończę rozmowę, macham do kelnera.- Poproszę jeszcze jednego merlota.- A potem pewnie kolejnego zważając na to, co chcę zrobić. Trzy lampki wina później, melduję się w hotelu Armand i wysyłam Audrey numer pokoju. Jestem tam mniej niż dziesięć minut, kiedy słyszę pukanie do drzwi. Otwieram drzwi, a ona ma na sobie czarny trencz i bardzo wysokie obcasy. Zamieniła swoje długie, ogniste włosy na średnią długość z grzywką. Okropne. - Witaj, Jack. - Witaj, Audrey- otwieram drzwi szerzej.- Wejdź proszę. - Dziękuję. Przesuwa paznokciami po mojej piersi wchodząc przez drzwi. - Usiądź, proszę- podchodzę do barku.- Napijesz się czegoś? Może bourbona? Zdaje się, że to był twój ulubiony alkohol. 133
- Dobrze zapamiętałeś. Nalewam jej drinka, a potem zabieram go do miejsca, w którym siedzi na łóżku. Unosi szklankę.- Toast? - Za co? - Za spotkanie. Siadam obok niej i przechylam szklankę do jej szklanki.- Za spotkanie. Sączymy burbona, a potem ona wstaje i stawia szklankę na stole. Rozwiązuje swój trencz i rozchyla go odkrywając nagie ciało. Pochodzi i staje między moimi kolanami. - Tak bardzo za tobą tęskniłam, Jack. Pochyla się, żeby mnie pocałować. Kładę palec na jej ustach, by ją powstrzymać.- Nie dlatego cię tutaj zaprosiłem. Próbuje wejść na łóżko i usiąść na mnie okrakiem, ale łapię ją w talii. - Mogę zmienić twoje zdanie, Jack. Wiesz, że mogę. - Nie. Obawiam się, że nie możesz. Pada przede mną na kolana i sięga do mojego paska.- Wiesz, co mogę dla ciebie zrobić i uwielbiasz to. Wiem, że pamiętasz jak bardzo lubiłeś być w moich ustach. Próbuję odepchnąć jej rękę, ale ma uścisk jak ze stali. - Nie, Audrey. Jest ktoś inny. Momentalnie nieruchomieje, ale nie puszcza mnie. Jest zła. Widzę to w jej oczach. - Nigdy nie będzie dla ciebie nikogo poza mną. Tylko ja cię znam, Jack- mocno akcentuje moje imię. - Możesz wiedzieć kim jestem, ale nigdy nie będziesz dla mnie tą jedyną. - Ta nowa kobieta nie zna twojego imienia. Jest dla ciebie kolejnym nikim. Nie jesteś jej winien monogamię.- Znowu gmera przy moim pasku.- Mam rację, prawda? Nie jest kimś wyjątkowym. Tylko twoim kolejnym udawanym związkiem. Już za dużo usłyszałem i istnieje tylko jeden sposób, żeby skończyć z tym nonsensem. - Skończ, Audrey- pochylam się aż nasze oczy znajdują się na tym samym poziomie. Myśli, że ją pocałuję, ale cholernie się myli.- Wiem, że podłożyłaś ogień w Chalice. Wiem też, że zatrułaś Marguerite. Jestem tutaj, by zrobić ci uprzejmość i ostrzec cię. Audrey, nie pogrywaj ze mną kurwa. Siada na piętach.- Jack…
134
- Nie chcę tego słuchać. Przyjechałem tu powiedzieć ci, że wiem. Teraz już to zrobiłem, więc zakładaj płaszcz i wypierdalaj. Nigdy więcej nie chcę cię widzieć. Podnosi płaszcz z podłogi i zawiązuje go.- Pożałujesz tego, co mi zrobiłeś. - Już żałuję.
Kiedy opuszczam hotel i jestem zamknięty w swoim samochodzie, jedynie co czuję to ten przeklęty słodki, kwiatowy zapach. Mam go na skórze i ubraniach. Gardzę nim. Nie mogę uwierzyć, że kiedyś uważałem go za przyjemny, a nawet kuszący. Jest mdlący i chcę się go pozbyć. W tej chwili. Kiedy tylko jestem już z powrotem w winnicy, decyduję nie dzwonić na razie do Laureyln tylko od razu pójść pod prysznic. Muszę zmyć ślady kontaktu z tą walniętą suką, mam nadzieję, że po raz ostatni. Słyszę dzwonek Laurelyn „Crash Into Me” gdy stoję pod prysznicem szorując się. Będzie musiała poczekać aż zmażę ze swojego ciała ostatnie dowody dotyku Audrey. Kiedy tylko wychodzę spod prysznica, odsłuchuję wiadomość od Laurelyn na poczcie głosowej. Nawet nie czekam aż się ubiorę. - Cześć jaskiniowcu. Chciałam ci tylko coś powiedzieć zanim pójdę do łóżka. Oddzwoń do mnie kiedy będziesz miał chwilę. Idę w stronę sypialni w samym ręczniku i od razu do niej oddzwaniam. Nie chcę dłużej czekać aż usłyszę jej głos. - Halo? - Hej kochanie. Jej głos zmienia się.- Hej. Cieszę się, że zadzwoniłeś. Zazwyczaj nie jestem tym taka podekscytowana i nie czuję potrzeby dzielenia się tym z kimś, ale chciałeś wiedzieć, więc dzwonię ci powiedzieć, że dostałam okres. Hmm. Zapomniałem o tym, więc chyba nie martwiłem się aż tak jak myślałem. - Dobrze wiedzieć. - Tak myślałam, że ci się spodoba. Byłeś dzisiaj bardzo zajęty? To co mnie zajmowało podczas tego pobytu obrzydza mnie.- Byłem bardziej zajęty niż chciałem, ale i tak o tobie myślałem. 135
- To słodkie. Wszystko w porządku w winnicy? Spodziewam się, że teraz tak będzie skoro powiedziałem już Audrey, że wiem o jej małej grze.- Są pewne poważne problemy w Marguerite, ale myślę, że niedługo będę miał je pod kontrolą. - Więc potrzebują tylko dużego faceta, który przyjedzie i zajmie się problemami. Pokażesz im jak to się robi, prawda? Tak, duży facet jest w wiosce. Nie ma pojęcia jak tak naprawdę duży jest duży facet.Dokładnie, kochanie. - Nadal zostajesz do Nowego Roku? Nie chcę, ale muszę. Żałuję, że nie będę mógł wrócić i świętować z Laurelyn. - Obawiam się, że muszę. Macie plany z Addison na Sylwestra? - Idzie do The Blues Club z Zaciem i zaprosili mnie. Znowu będzie można śpiewać. Jestem pewien, że to oznacza, iż Ben Donovan też idzie i pewnie będzie uważał Laurelyn za swoją randkę. Nie pytam, bo nie chcę potwierdzenia. - Będziesz się świetnie bawiła. Żałuję, że nie będę tam by usłyszeć jak śpiewasz. - Zadedykuję ci jedną. - Cóż, to nie do końca sprawiedliwe. Nie będzie mnie tam, by usłyszeć. - Tak, to bardzo pechowo. Tęsknię za nią. - Co masz na sobie? - Chcesz prawdę czy mam opisać jakąś okropnie seksowną bieliznę, żebyś mógł pofantazjować? Nic nie mogę na to poradzić. Chcę wiedzieć co ma na sobie, gdy Ben Donovan śpi kilka metrów od niej. Muszę wiedzieć, co zobaczy, jeśli wpadną na siebie w drodze do łazienki. - Prawdę. - Mam na sobie niewiarygodnie aseksualny t-shirt i szorty. Widziałem jej definicję aseksualności i nie mógłbym się bardziej nie zgodzić. Jednym z najseksowniejszych momentów było kiedy miała na sobie spodnie od dresu i potarganego koka na głowie.- Kochanie, nie mogłabyś być aseksualna nawet gdybyś próbowała. - Lachlan. Mylisz się, ale i tak dziękuję. - Dobrze się dzisiaj czułaś? Żadnych bólów głowy ani wymiotowania? - Bardzo dobrze się dzisiaj czułam. 136
- Martwiłem się wczoraj.- Cholernie mnie wystraszyła. - Przepraszam, że cię zmartwiłam, ale naprawdę… nic mi nie jest. - Powiedziałabyś mi gdyby było inaczej?- Naprawdę dobrze się czuje? - Tak. - Jest późno i pewnie powinienem pozwolić ci pójść spać. Sen byłby także dobrym pomysłem dla mnie skoro ktoś nie pozwalał mi zasnąć ubiegłej nocy. - Cóż, może łatwiej byłoby ci pospać gdybyś nie pobudzał nocnych zajęć. - Nie podoba ci się moje pobudzanie? - Tego nie powiedziałam. - Więc podoba ci się? - Bardzo, panie Henry. Lubię twoje nocne pobudzania. I poranne. I w środku dnia. Do diabła, lubię twoje wszystkie pobudzania. - Będę o tym pamiętał kiedy będziemy się znowu widzieć. - Tak, zapamiętaj. A teraz niech pan idzie spać, panie Henry. Czeka pana dużo pobudzania po powrocie. - Tak, proszę pani.
137
25 Laurelyn Prescott
Nakładam makijaż na sylwestrowe wyjście i jestem załamana. Myślałam, że świętowanie Nowego Roku w Australii będzie spektakularnym doświadczeniem, ale tak się nie stanie, bo nie będzie Lachlana. Nie pocałuje mnie o północy. Przyciemniam oczy czarnym eyelinerem, Addison bierze prysznic i cały czas nadaje o Zacu. Naprawdę chcę jej powiedzieć, żeby już się zamknęła. Wiem, że jestem samolubna, ale jeśli nie mogę być z Lachlanem to nie chcę słuchać co będzie robiła, by dzisiaj zatrząść światem Zaca. Co za dużo to niezdrowo. - Idę do sypialni się ubrać. - W porządku. Zaraz wyjdę. - Nie spiesz się.- Jestem owinięta w ręcznik, więc zerkam przez drzwi by upewnić się że Bena nie ma w pobliżu. Teren czysty, więc biegnę. Nawet nie robię czterech kroków, kiedy wpadam na niego. Dosłownie. Spoglądam w górę i mocniej zaciskam ręcznik. Bycie przy nim w tak małej ilości garderoby to zły pomysł. Naprawdę zły. - Przepraszam. Nie rusza się ani nic nie mówi, gdy jego oczy pożerają moje ciało. Obchodzę go i biegnę do drzwi sypialni zatrzaskując je za sobą. To było bardziej niż lekko nieprzyjemne. Stoję przed szafą grzebiąc w czymś co stało się teraz zbiorową własnością. Nie ma mojego ani twojego. Wyciągam czarną sukienkę bez ramion z szerokim czerwonym pasem w talii i przeglądam się w lustrze. Należy do Addison, więc na mnie będzie krótsza, ale podoba mi się. Jest seksowna jak diabli. Nie wiem dlaczego mnie to obchodzi. Nie mam komu zaimponować. Stoję przed lustrem z sukienką, kiedy Addison wchodzi do sypialni.- Dobry wybór. - Nie zamierzałaś jej wkładać, prawda? - Nie, ubieram tą niebieską.
138
Zakładam sukienkę, a Addison zapina mi ją. Jest ciasna, ale ściska mnie we wszystkich właściwych miejscach. To seksowna sukienka i jestem w niej gorąca, ale zamiast czuć dumę z tego jak wyglądam, jestem rozczarowana, że Lachlan mnie nie zobaczy. Może prześlę mu smsem zdjęcia, żeby zobaczył co traci. Kiedy kończymy się szykować, idziemy do salonu, gdzie czekają Zac i Ben. Zac momentalnie wstaje i staje u boku Addison mówiąc jej jaka jest piękna. Ben gapi się na mnie i zaczynam się czuć nieswojo. Nawet bardziej niż wtedy kiedy spotkaliśmy się w korytarzu. Czuję się bardziej naga niż wtedy kiedy miałam na sobie jedynie ręcznik. Żałuję, że tak jest między Benem i mną. Żałuję, że nie możemy rozmawiać i śmiać się jak przyjaciele zamiast ciągle być połykani przez to skrępowanie. Nasza czwórka opuszcza mieszkanie i łapie taksówkę do klubu, żeby wszyscy mogli pić. Upewniam się, że usiądę z przodu, żeby nie utknąć z Benem na tyle. Może to dziecinne, ale nic mnie to nie obchodzi. Nie potrzebuje ani kapki zachęty. Ben trzyma przede mną drzwi, gdy wchodzimy do klubu. Kiedy przechodzę obok niego, przysuwa się do mnie. - Wyglądasz dzisiaj szczególnie pięknie, Laurelyn. Mówi to w słodki sposób. Nie wiem. Może byłabym nim zainteresowana gdyby nie było Lachlana. Ale jest Lachlan. I tylko jego pragnę. - Dziękuję, Ben. Jesteś dzisiaj bardzo przystojny. Każda dziewczyna będzie się słaniała widząc cię. - Poza tą, której chcę. Cholera. Dlaczego musi wołać tego różowego słonia w pokoju? Nic nie mówię tylko podchodzę do stolika przy scenie, który wybrali Zac i Addison. Oczywiście siedzą razem, a to oznacza że Ben i ja też musimy. Skoro jest Sylwester, domyślam się, że będzie niezła zabawa. Już zaczęła się noc otwartego mikrofonu i kobieta śpiewa Adele na maszynie karaoke. Kopiuje każdą nutę Adele- podejrzewam, że przez cały tydzień śpiewała przed lustrem przygotowując się na swój wielki występ. - Trzeba się wpisać na listę, jeśli chcesz śpiewać. Lepiej już idź i to zrób. Pewnie lista jest długa, skoro to taki wielki wieczór. Chwytam Addison za rękę i wyciągam z krzesła.- Chodź. Nie śpiewałaś ostatnim razem i to ty najgłośniej skandowałaś, żebym weszła na scenę. 139
Ben ma rację- lista jest bardzo długa. Addison i ja wpisujemy się, ale będę zaskoczona, jeśli wywołają nas przed północą. Pewnie będę zbyt pijana, żeby pamiętać jak się śpiewa. Nasza kelnerka stawia przede mną Sauvignon Blanc. Zamówiłam je, bo to jedno z win jakie zaczęłam lubić odkąd poznałam Lachlana. Biorę łyka i jestem zaskoczona tym jak kieliszek wina może zbliżyć mnie do niego, nawet jeśli jest siedem godzin stąd. Ludzie jeden po drugim zajmują scenę. Niektórzy są przyzwoici, ale wielu to kompletne katastrofy. To wszystko jest dla zabawy i myślę, że wszyscy w klubie głośniej klaszczą dla tych, którzy są do bani. To się nazywa klaskanie z żalu. Jakieś piętnaście minut przed północą wzywają Addison na scenę, co oznacza, że ja jestem następna. Jest nieźle upita i mam tylko nadzieję, dla jej dobra, że tego nie spieprzy. Bierze gitarę ze stojaka i siada na stołku zanim zakłada pasek na szyję. Kilka razy testuje struny i teraz widzę jak ja musiałam wyglądać na scenie, minus upicie. Zaczyna śpiewać „You Were Meant for Me” Jewel i nie jestem pewna wybrała ją, bo próbuje wysłać niezbyt subtelną wiadomość do Zaca czy dlatego, że była pewna, iż tą da radę zaśpiewać po pijaku. To bez różnicy, bo Zac nie może oderwać od niej oczu i jestem zazdrosna. Kończy, a tłum klaszcze dziko. Tak jak powinni. To był świetny występ. Zawołano mnie na scenę i tym razem siadam przy pianinie. Nie ma cholernej możliwości, że zaśpiewałabym tą piosenkę gdyby Lachlan tu był, ale go nie ma. Więc to mój mały prywatny żart. Pochylam się do mikrofonu i odzywam do tłumu, bo nie mogę się powstrzymać. Jestem zabawiaczem. Mam to we krwi. Tym się właśnie zajmuję. - Wszyscy gotowi na powitanie Nowego Roku?- Tłum odpowiada głośno, dając mi znać, że dobrze się bawią.- Któregoś dnia bawiłam sią tą piosenką na pianinie i zdecydowałam, że zrobię własną wersję. Podobało mi się jak brzmiała.- Gram kilka nut mówiąc do tłumu.- Do diabła, pokochałam to jak brzmiała, ale pozwolę wam ocenić. To „Private Dancer” uroczej Tiny Turner. Czuję dreszcze, gdy zaczynam śpiewać. Pochylam się w stronę do mikrofonu.- Tak, faceci przychodzą do takich miejsc… I wszyscy faceci wyglądają tak samo… Nie patrzysz na ich twarze… I nie pytasz ich o imiona. Zamykam oczy śpiewając, bo nie chcę widzieć tłumu. Chcę myśleć o prywatnym tańcu, który zatańczyłam dla Lachlana.- Jestem twoją prywatną tancerką… Tancerką za 140
pieniądze… Zrobię, co tylko będziesz chciał… Jestem twoją prywatną tancerką… Tancerką za pieniądze… Jakakolwiek stara muzyka gra. Zapominam, że śpiewam przed tłumem i zaczynam zatracać się w tekście.- Pozwól, że rozepnę ci kołnierzyk… Powiedz mi… Chcesz, żebym znowu się zakołysała? Kiedy kończę śpiewać, wracam z miejsca, w którym byłam. Schodzę ze sceny i ogłaszają, że do północy zostały trzy minuty. Jezu, mam nadzieję, że Ben nie będzie próbował mnie pocałować. Co z tym zrobię? Opieram brodę na ręce i po raz milionowy życzę sobie, by Lachlan tu był, gdy czuję wibracje telefonu na stole. Podświetla się nową wiadomością. Uśmiecham się, kiedy widzę że to od Lachlana. Pewnie życzy mi Szczęśliwego Nowego Roku.
*Tak. Chciałbym znowu zobaczyć jak się kołyszesz.*
Jest tutaj. Podnoszę głowę i zaczynam go szukać w morzu twarzy. Nie widzę go w tłumie, więc wysyłam mu SMS-a bojąc się, że nie znajdę go do północy.
*Gdzie jesteś?*
Chwilę później czuję jego ręce wokół swojej talii i usta przy uchu. - Tutaj. Obracam się i patrzę na niego z niedowierzaniem. - Myślałam, że wracasz dopiero jutro. - Nieźle się nagimnastykowałem, żeby wszystko załatwić i wyjechać z Lovedale tego popołudnia, żebyśmy mogli być razem na odliczaniu. Nie chciałem, by ktokolwiek inny pocałował cię o północy. Wiem jakie jest tłumaczenie jego słów. Nie chcę, żeby Ben mnie pocałował, ale Lachlan nie zdaje sobie sprawy, że nie byłoby dla mnie Noworocznego pocałunku, gdyby nie pochodził od niego. - Pięć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden! Bierze moją twarz w ręce i całuje mnie mocno przy głośno grającym „Auld Lang Syne”. Kiedy mnie puszcza odchyla się, żeby widzieć moje oczy. -Chodź ze mną. 141
Muzyka: Jewel- You Were Meant For Me Tina Turner- Private Dancer
142
26 Jack McLachlan
Jedziemy pod mieszkanie, czekam w samochodzie, a Lisanne idzie po swoje rzeczy. Kiedy czekam na jej powrót, na chodniku zatrzymuje się taksówka i wysiada z niej Ben. Chwieje się idąc do budynku. Wygląda na pijanego. Chcę iść do mieszkania i obserwować go, ale nie robię tego, bo Laurelyn w każdej chwili powinna być z powrotem. I jestem pewien, że nie dogadam się z pijanym Benem bardziej niż z trzeźwym Benem. Nie schodzi na dół, ale czekam jeszcze chwilę i wtedy czuję, że coś jest nie tak. Do diabła z tym. Chcę wiedzieć co zajmuje jej tyle czasu, więc wysiadam i idę do budynku. Naduszam domofon i nie ma żadnej odpowiedzi, więc naduszam guzik jeszcze raz, a potem słyszę głos Laurelyn. - Prawie skończyłam. Zaraz zejdę- słyszę jak Ben krzyczy coś w tle, ale nie wiem co. - Wpuść mnie, Laurelyn. Natychmiast. Słyszę jak blokada na drzwiach znika i nawet nie czekam na windę. Biorę po dwa stopnie aż docieram na trzecie piętro. Walę w drzwi i jak tylko Laurelyn otwiera je, widzę, że płakała. Spoglądam na niego, a potem znowu na nią. - Co on ci zrobił? - Nic- nie patrzy na mnie i to dlatego, że coś się stało. I to coś, co mnie wkurzy. - Powiedz mi co on ci do cholery zrobił, Laurelyn! Podnosi swoją torbę.- Proszę, czy możemy po prostu już pójść? Wcale nie chcę nigdzie iść. Coś jej zrobił i dowiem się co. Wchodzę do mieszkania i idę w kierunku Bena.- Co jej zrobiłeś do cholery?! Laurelyn staje pomiędzy mną, a Benem. Widzi dokąd to zmierza. Kładzie ręce na mojej piersi i kręci głową błagając.- Lachlan, proszę, nie rób tego. To brat mojej najlepszej przyjaciółki. Nie chcę, żeby to spowodowało problemy między mną, a Addison. Sięgam po jej torbę na ziemi i gniewnie patrzę na Bena. Dowiem się co zrobiłeś. Wychodzimy z mieszkania i nie odzywam się. Siadamy w moim samochodzie i już dłużej tego nie wytrzymam. Muszę wiedzieć.- Powiedz mi, Laurelyn.
143
Ma opuszczoną głowę i wpatruje się w ręce na swoich kolanach.- Nie chcę o tym rozmawiać. - Nie ruszymy dopóki nie powiesz mi co zrobił. Jest ciemno, ale światło ulicznej latarni oświetla jej twarz i widzę, że płacze.- Ja naprawdę chcę tylko stąd pojechać. Niczego mi nie powie dopóki tu jesteśmy. Wie, że pójdę na górę i zbiję go na kwaśne jabłko, jeśli zrobił jej krzywdę. Zapalam silnik i odjeżdżam. Kiedy jesteśmy na autostradzie, sięgam po jej rękę i przysuwam ją do swoich ust. Wzdycha głęboko. - Wszedł do mojego pokoju i zobaczył jak się pakuję. Wiedział, że jadę do ciebie, więc poprosił żebym nie wyjeżdżała. Kiedy powiedziałam mu, że jadę z tobą, chwycił mnie i zaczął całować. Odepchnęłam go, a on powiedział, że nie jestem dla ciebie niczym więcej jak dziwką. Jest tylko jedno słowo, które opisuje mój stan wewnętrzny: furia. Cieszę się, że nie powiedziała mi kiedy byliśmy tam, bo wpadłbym w ślepą furię. Nie byłem całkowicie pewien czy nie zawrócę i nie wrócę skopać mu tyłka. - Już nie będziesz u niego mieszkać. - Lachlan, nie bądź niedorzeczny. Muszę. - Nie, nie musisz. Załatwię ci osobne mieszkanie. Kręci głową.- Nie, Lachlan. Nie mogę ci na to pozwolić. - Więc jedyną inną opcją jest zamieszkanie ze mną w winnicy, bo nie wrócisz do niego- patrzę na drogę, ale i tak czuję jak obserwuje mnie w ciemności.- Pakowanie co kilka dni i tak jest męczące, prawda? I nigdy nie masz rzeczy, których potrzebujesz. - Nie będziesz musiał czasami wyjechać z miasta? Gdzie będę mieszkała kiedy ciebie nie będzie? - Możesz zostać w winnicy beze mnie. Pani Porcelli spodoba się towarzystwo, a Daniel zawiezie cię gdzie będziesz chciała. Nie wiem. Może pojedziesz ze mną na niektóre z moich wypraw. Rozważa to? - Kochanie, już nie chcę żebyś z nim mieszkała- dodaję. - Addison będzie na mnie zła, jeśli się wyprowadzę.
144
- Myślę, że byłaby bardziej zła gdyby to co wydarzyło się między tobą i jej bratem zrujnowało waszą przyjaźń- kłócę się.- Poza tym większość nocy spędza z Zefem, prawda? - To prawda- zgadza się. - Powiedz mi, że to zrobisz. Waha się zanim odpowiada.- W porządku, zrobię to. Przykładam jej rękę do ust i całuję ją. - Pojedziemy po twoje rzeczy za dzień lub dwa, kiedy już się uspokoję. Nie ma mowy, żebym był w pobliżu tego małego gnoja i go nie zabił. W porządku. Umowa podpisana; Laurelyn wprowadza się do mnie na następne dwa i pół miesiąca. Nie robiłem tego wcześniej. Do diabła, nigdy nawet nie pozwoliłem żadnej z moich towarzyszek odwiedzić któregoś z moich domów czy winnic. Nie mogłem ryzykować późniejszego kontaktu, ale to bez znaczenia z Laurelyn. Będzie dziewięć tysięcy mil stąd kiedy skończymy, więc to nie ma znaczenia. Jest niezwykle cicha i martwię się co zaprząta jej umysł. Mam nadzieję, że nie myśli o tym co powiedział Ben. Że myślę o niej jako o mojej dziwce. Ściskam jej rękę leżącą na moim udzie.- Ben nie ma racji. Nie jesteś dla mnie dziwką. - Jak to nie? Czy nie zgodziłam się na związek seksualny z mężczyzną, którego nie znałam w zamian najlepszy czas mojego życia? To tak samo jakby ktoś płacił mi za seks. - Laurelyn, jesteśmy dorośli. Mamy świetny seks, ale nie płacę ci za niego. Świetnie się razem bawimy, bo jesteśmy przyjaciółmi. Lubimy spędzać razem czas i to nie ma absolutnie nic wspólnego z seksem. Łapiesz? - Taa. Nie wydaje się przekonana, ale zwątpienie które zasiał w jej głowie Ben jest świeże. Będzie potrzebowała czasu by zapomnieć o jego okrutnych słowach. Na razie wolę nie mówić nic więcej tylko zmienić temat.- Jankesi mają noworoczne tradycje, prawda? - Tak. Na południu panuje tradycja jedzenia czarnej fasoli i golonki w Nowy Rok. To ma przynieść szczęście na cały rok. - Czy mam poprosić panią Porcelii żeby dzisiaj to dla ciebie ugotowała? Śmieje się.- Nie, nie jadam golonki, cokolwiek to jest, więc to nie będzie konieczne. W którymś momencie podróży milknie i myślę, że znowu męczą ją oskarżenia Bena, ale dociera do mnie, że jej ręka zrelaksowała się. Zasnęła. Wjeżdżam do garażu, parkuję i
145
przez chwilę patrzę jak śpi. Kiedy odgarniam włosy z jej twarzy, przypomina mi śpiącego anioła i nie mogę pojąć jak ten drań mógł ją tak zranić mówiąc takie okropne rzeczy. Przesuwam palcami po jej policzku.- Laurelyn, jesteśmy w domu.- Porusza się lekko, a ja myślę o tym jak źle wyszły te słowa.- Jesteśmy w winnicy. Nie budzi się, więc wysiadam i podchodzę do jej strony. Podnoszę ją, by zanieść do łóżka. Robię kilka kroków w kierunku drzwi, a ona próbuje skupić na mnie swoje wyczerpane oczy.- Co robisz? - Niosę cię do łóżka. - Nie noszono mnie do łóżka odkąd skończyłam trzy lata. - Teraz możesz powiedzieć, że nie niesiono cię do łóżka odkąd miałaś dwadzieścia dwa lata. Kładę jej na miejscu, które uważam za jej stronę łóżka. Zdaje się, że znowu zasnęła. Widzę koktajlową sukienkę, którą ma na sobie i jestem pewien, że nie chce w niej spać, więc wyciągam t-shirt z mojej szuflady. Zdejmuję jej jeden but, a ona ciężko nabiera powietrza gdy zdejmuję drugi.- Dziękuję ci, Lachlan. Kładę jej buty na podłodze.- Nie przeszkadza mi to. Jej oczy są zamknięte, gdy mówi.- Nie, nie chodzi mi o zaniesienie do łóżka. Chodzi mi o wszystko. Traktujesz mnie jakbym była kimś zamiast nikim. Pokazuje mi nową stronę siebie. Jest dziecinna i zraniona. Mam przeczucie, że ta chwila nie ma nic wspólnego z tym co powiedział Ben. Nosi ze sobą starą bliznę, która przynosi jej głęboki ból. Głaszczę ją palcami po policzku.- Jesteś tak wyjątkową osobą. Zawsze powinnaś być traktowana jak ktoś. Sięga po moją rękę i przytrzymuje ją przy swojej twarzy, ale nic nie mówi. Chcę jej powiedzieć, że jej serca należy do kogoś, kogo jeszcze nie poznała, i że któregoś dnia będzie kochana i adorowana przez jakiegoś cholernego szczęściarza. Urodzi mu dzieci tak jak mi powiedziała, że chce zrobić, a on będzie ją kochał w sposób jaki jej się nie śnił. Ale nie mogę powiedzieć jej tych rzeczy. I nie wiem dlaczego.
146
27 Laurelyn Prescott
Otwieram oczy i jestem sama. Budzenie się w łóżku Lachlana bez niego obok stało się moją poranną rutyną odkąd nie spędzałam wielu nocy u Bena. A potem doznaję objawienia. Pamiętam co się wydarzyło z moim gospodarzem i dlaczego już nie będę u niego mieszkać. Boję się powiedzieć Addison, bo nie wiem co powiedzieć. Znajduję moją torebkę i torbę na krześle w kącie pokoju. Wyciągam telefon, żeby do niej zadzwonić. Lepiej mieć to już za sobą. Widzę nieodebranego SMS-a z trzeciej w nocy.
*Jesteś z L?*
Nie ma powodu martwić się tym, co powiem. Po prostu powiem jej co się stało i że nie mogę już tam mieszkać. To proste. Odbiera po pierwszym dzwonku. - Zadzwoń do mnie kiedy nie będę skacowana i gotowa do puszczenia pawia. Musiała wypić jeszcze więcej po tym jak wyszłam.- Ciężka noc? - Nie. Ciężki poranek. Ty nie brzmisz najgorzej. - No nie- przestałam pić po tym jak Lachlan przyszedł do klubu. - Zniknęłaś nam zeszłej nocy. Domyślam się, że pojechałaś do domu ze swoim kochasiem. Cała ona, nic nie pamięta.- Powiedziałam ci, że z nim wychodzę. Twój pijany tyłek po prostu tego nie pamięta. - Och. Teraz albo nigdy.- Muszę porozmawiać z tobą o czymś, co wydarzyło się zeszłej nocy. - Wszystko w porządku? Z pewnością nie jest w porządku.- Nie, nie jest. Jesteś u Bena czy Zaca? - U Zaca.
147
To dobrze. Przynajmniej w końcu zdobyła się na odwagę, żeby zostać całą noc.- Ben i ja mieliśmy wczoraj incydent. Przyszedł do naszego pokoju, kiedy pakowałam torbę do Lachlana. Poprosił mnie, bym została zamiast wychodzić. Nie zgodziłam się, a on próbował mnie pocałować. Kiedy go odepchnęłam, nazwał mnie dziwką. - Och, Laurelyn. Ben był wczoraj bardzo pijany. Jestem pewna, że teraz żałuje tej całej sytuacji. Jest jego siostrą, ale nie spodziewałam się, że tak całkowicie stanie po jego stronie.Może, ale nie mogę mieszkać z kimś kto nazywa mnie dziwką. Przyjedziemy po moje rzeczy i zamieszkam u Lachlana. - Masz na myśli aż do czasu kiedy ta sytuacja nie wyparuje. - Nie, poprosił żebym z nim zamieszkała aż do naszego wyjazdu i zdecydowałam, że tak zrobię. Za kilka dni umówimy się, żebym mogła przyjechać po moje rzeczy. - Ale ty go nie znasz. - Addison, znam go tak dobrze jak ty Zaca. Nie ma różnicy.- To nie była do końca prawda, ale czułam, że wiem o tym co ważne, nawet jeśli to nie zawierało jego imienia. - Trafne spostrzeżenie, zdaje się.- Dobrze. Nie chciała się z nią o to kłócić. - Lachlan dużo pracuje, więc zadzwoń do mnie kiedy Zac będzie zajęty i spotkamy się. Może pójdziemy na zakupy. - Ok. Rozłączam się i myślę o tym jak inny jest nasz pobyt w Australii od tego, który sobie wyobrażałam. Addison i ja nie rozstawałyśmy się na więcej niż dzień w ciągu ostatnich czterech lat, a teraz nasze wspólne spędzanie czasu prawie nie istnieje. Mogłabym powiedzieć, że nie uważała mojego pobytu u Lachlana za dobry pomysł, ale przejdzie jej. Spędzała z Zaciem tyle czasu ile mogła, a to oznaczało, że byłabym skazana na Bena, więc w ogóle nie czułam się winna, że będę mieszkała u Lachlana. Kiedy wychodzę z sypialni szukać go, Nadal mam na sobie jego t-shirt, który ledwie zakrywa moje majtki. Najpierw idę do kuchni i widzę otwarte drzwi lodówki. Podchodzę do niego z lwią precyzją i czekam aż zamknie drzwi, by go zaskoczyć. Kiedy drzwi się zamykają, to ja doznaję szoku. Stoję twarzą w twarz z kobietą, nie z Lachlanem. Uśmiecha się unikając patrzenia na moje gołe nogi.- Panna Beckett?
148
Chwytam rąbek t-shirta i ściągam go na moje nogi jak gdyby to miało jakoś zakryć moją nagość.- Tak. Ciągnę za t-shirt jeszcze bardziej z taką siłą, że zaraz pęknie.- Jestem pani Porcelli. Bardzo miło mi panią poznać. Mogą przygotować coś pani na śniadanie? Lubi pani omlety? O cholera, jestem przerażona. Kompletnie zapomniałam, że pani Porcelli tu dzisiaj będzie. A teraz stoję tu i witam się z nią mając na sobie majtki i t-shirt Lachlana, który pewnie rozpoznaje. W końcu to ona zajmuje się jego praniem. - Emm, tak. Dziękuję. Proszę mi wybaczyć, za chwilę wrócę. - Oczywiście, moja droga. Naciągam koszulkę na majtki idąc w stronę sypialni. Kiedy już jestem w środku, zatrzaskuję drzwi i opieram się o nie. Przykładam do głowy pistolet zrobiony z palców i ciągnę za spust.- Nie wierzę, że to zrobiłam. Pochylam się grzebiąc w mojej torbie, gdy czuję ręce wokół mojej talii i ciepły oddech na szyi. Piszczę spanikowana i obracam się, żeby zdzielić Lachlana w pierś.- Nie podkradaj się tak. Cholernie mnie wystraszyłeś. Myśli, że to zabawne.- Przepraszam. Przyrzekam ci, że nie chodziło mi o straszenie. Miałem na myśli coś bardziej w tym stylu. Przysuwa usta do moich i zapominam o naszej małej sprzeczce. Czuję jak jego ręka wsuwa się w moje majtki na pośladkach.- O nie, panie Henry. - Dlaczego nie? - Właśnie poznałam panią Porcelii, dodam że tak ubrana, a teraz ona gotuje dla mnie śniadanie. To będzie niegrzeczne, nie wspominając o tym że niezręczne, jeśli nie wrócę zjeść tego co dla mnie przygotowuje. Wsuwa drugą rękę pod moją koszulkę aż dociera do mojej piersi i bawi się moim sutkiem aż staje się twardy. Opuszcza głowę do mojego ucha.- Nigdy się nie dowie, kochanie. Będę szybki. - Taa, ale ja będę wiedziała, a potem ona zobaczy to na mojej twarzy. - Nie, nie zobaczy. Za bardzo się tym przejmujesz- przesuwa rękę z moich pośladków na przód. - Będzie wiedziała, że jestem ostatnią. - Ostatnim kim? - Towarzyszką czy jak tam nas nazywa.- Może dziwką. 149
- Nie, nie będzie. Nie wiem co mam myśleć i nie ma to nic wspólnego z jego ręką w moich majtkach, która zamienia mój mózg w papkę.- Jak to nie? - Nie wie o pozostałych. Będzie myślała, że jesteś moją dziewczyną. Jak może nie wiedzieć o pozostałych, jeśli wszędzie z nim jeździ?- Nie rozumiem. - Pozostałe nigdy nie przyjeżdżały do winnic, więc jesteś pierwszą jaką widziała. Ooo, to dopiero odkrycie.- Dokąd zabierałeś pozostałe? - Do hoteli. Jestem zaskoczona tymi wieściami. I skonsternowana. Dlaczego mi wolno wejść do jego prywatnego świata, a żadnej innej nie było to dane? Nie mam zbyt wiele czasu, by wchłonąć to co mi powiedział, bo czuję jego ręce na moich biodrach, które ściągają mi majtki.- To mi zajmie minutkę. Obiecuję. Ulegam mu tak jak zawsze i wychodzę z majtek zanim prowadzi mnie w stronę niepościelonego łóżka. Upadam na nie, a on sięga do stolika nocnego. Słyszę te znajome dźwięki zanim łapie mnie za kostki i zsuwa na brzeg łóżka przy którym stoi.- Obejmij mnie nogami. Robię jak mówi, a potem już jest we mnie.- To będzie szybkie, ale tylko dlatego, że tak chcesz. Nie żartował. Wbija się we mnie szybko i mocno. Chwyta mnie mocno za uda, żeby nie przesunąć mnie na drugą stronę łóżka. Jednym szybkim ruchem zabieram nogi z jego pasa i kładę na jego ramionach. To na niego działa. Wchodzi we mnie głęboko po raz ostatni i słyszę jak krzyczy moje imię.- Och, Laurelyn. Uwielbiam sposób w jaki wypowiada moje imię dochodząc. Moje kostki nadal są zaczepione o jego ramiona, a on uśmiecha się do mnie z góry. Całuje wewnętrzną stronę mojej nogi, a potem pomaga wstać.- Pojadę sprawdzić przeszczepy, a ty w tym czasie zjedz śniadanie. Nie będzie mnie kilka godzin, a potem będziemy mieli cały dzień na robienie tego co będziesz chciała. Zgaduję, że jego przerwa od pracy potrwa do jutra, więc chcę skorzystać z naszego wolnego wspólnego dnia.- Możemy posiedzieć przy basenie i popływać? - Co tylko chcesz, kochanie. Podnosi moje majtki z podłogi i trzyma je przede mną. Całuje wnętrze mojego uda, gdy wchodzę w bieliznę. Opieram ręce na jego ramionach dla równowagi, gdy wciąga je na 150
moje nogi. Nie mogę się powstrzymać przed komentarzem.- Zakładasz mi majtki prawie tyle samo razy, co je ściągasz. Klepie mnie po tyłku kiedy już są na miejscu.- Zdaje się, że tak. A teraz ubierz się i idź na śniadanie. Zobaczymy się za kilka godzin. Muszę wziąć prysznic po śniadaniu, więc związuję włosy w kucyk i szybko zakładam szorty i własny t-shirt. Zapachy dochodzące z kuchni są niebiańskie i wchodzę w momencie, w którym pani Porcelli wykłada na talerz cudownie wyglądający omlet.- Pachnie przepysznie. - Dziękuję. Mogę nalać pani kawy? - Nie za bardzo przepadam za kawą. Poproszę sok, ale sama mogę go nalać. Pani już tyle zrobiła. - Z radością ci go podam, moja droga.- Nie kłócę się i siadam przy barze, gdzie czeka na mnie omlet. Stawia przede mną wysoką szklankę soku pomarańczowego. Źle się czuję, że pozwalam jej tak mi usługiwać. - Dziękuję. Zaczynam jeść, a ona sprząta kuchnię po przygotowaniach mojego śniadania. Teraz czuję się jeszcze gorzej.- Ja mogę to zrobić jak tylko skończę jeść. - Panno Beckett, proszę się zrelaksować i cieszyć swoim omletem. Panna Beckett to nie moje nazwisko.- W porządku, ale proszę, może pani mówić do mnie Laurelyn? - W porządku, Laurelyn. - Jak długo pracuje pani dla…?- O cholera. Nie znam jego nazwiska. A przynajmniej nie tego, które używa pani Porcelli. - Mówię do niego panie McLachlan, moja droga. Jest moim pracodawcą i choć mogłabym być jego matką to mówienie mu po imieniu wydaje się niewłaściwe. McLachlan. Śmieję się do siebie, bo wygląda na to, że mieliśmy ten sam pomysł, kiedy wybieraliśmy imiona. Zastanawiające. Czy to nieprzewidziany wypadek w jego obmyślanym planie czy może łagodzi swoje niezłomne reguły co do związku? Z pewnością rozważał tą możliwość. Musiał wiedzieć, że pani Porcelli wypowie przy mnie jego nazwisko w którymś momencie skoro zostaję tu na cały etat. Decyduję, że nie wspomnę o odkryciu nowej informacji dotyczącej pana McLachlana. Ta wiedza niczego między nami nie zmienia. Nie będę próbowała go odnaleźć kiedy wyjadę z
151
Australii. Nie ma potrzeby go niepokoić, więc pozwolę by dalej myślał, że nadal skrywa przede mną tą tajemnicę.
152
28 Jack McLachlan
Spędzanie dnia z Laurelyn rozciągniętą na łóżku przy basenie jest idealnym sposobem na spędzenie Nowego Roku. Widok jest cudowny kiedy tak leży w swoim prawie nieistniejącym czarnym bikini, ale martwię się, że jej skóra nie jest przygotowana na ostre australijskie słońce. - Powinnaś posmarować się filtrem, żeby za bardzo się nie przypalić. Opiera się na łokciach i zerka znad swoich okularów przeciwsłonecznych. - Pomyślałam, że może trochę się poopalam zanim się posmaruję. - Obawiam się, że weźmie cię z zaskoczenia. - Zdaje się, że ty wiesz o tym więcej niż ja. Siada, bierze ze stolika butelkę kremu z SPF 70 i zaczyna wmasowywać go w skórę.To dla mnie coś nowego. Jeszcze nigdy nie pływałam w Nowy Rok. - Zdaje się, że wiele rzeczy wydaje ci się tutaj na odwrót. Nie widzę jej oczu przez okulary, ale uśmiecha się i zastanawiam się co myśli. - Taa, kilka rzeczy- wyciąga butelkę w moim kierunku.- Posmarujesz mi plecy? Nakładam na nią hojną dawkę. Kiedy kończę, wracam do przerzucania wakacyjnego numeru Wytwórnie Win i Winnice. Widzę artykuł o przeszczepach winorośli, który sam napisałem i jestem w połowie, gdy Laurelyn pyta. -Co czytasz? - Nic szczególnego. - Więc pracujesz nawet, gdy nie pracujesz. Jestem pewien, że tak to wygląda z jej strony.- Chyba tak. Kładę magazyn na stoliku, a ona sięga po niego. - Może powinnam to przeczytać, żeby lepiej zrozumieć czym się zajmujesz. - Interesuje cię produkcja wina? - Nie do końca, ale ty mnie interesujesz. Przerzuca magazyn i widzę, że zatrzymuje się na moim artykule. Panikuję modląc się, by nie rozpoznała mnie na zdjęciu. 153
- Idę do basenu. Przyłączysz się? Możesz później przeczytać te wszystkie interesujące artykuły o robieniu wina. - Przeszczepy winorośli- spogląda na mnie.- Czy to ten sam proces, który stosujesz w Avalonie? Wstaję, zabieram jej magazyn i kładę go na stoliku.- Ten sam i możesz przeczytać wszystko o tym ekscytującym procesie później. Jest gorąco. Chodź ze mną do basenu, ochłodzimy się. Nie ma pojęcia jak blisko była odkrycia kim jestem, więc ciągnę ją za ręce. - No chodź. Kręci głową i wstaje z łóżka. - Zawsze dostajesz to czego chcesz, co? Laurelyn wchodzi za mną do basenu. Rozpuszcza włosy z koka i rzuca gumkę na posadzkę, a potem odchyla głowę do tyłu i zanurza ją. Podnosi głowę i ściera wodę z twarzy. Jest magnesem, a ja metalem. Nie mogę oprzeć się naszemu przyciąganiu, więc przybliżam się i obejmuję ją w pasie. Zarzuca mi ręce na szyję i oplata nogami, ale nie w seksualny sposób. Jest w żartobliwym nastroju. - Więc, pani Porcelli i Daniel podróżują z tobą kiedy stacjonujesz w winnicach? Stacjonujesz. To dobre słowo na opisanie sposób w jaki podróżuję pracując. - Zabieram ich ze sobą, gdy zostaję gdzieś na dłużej niż tydzień i próbuję dawać im kilka dni wolnego na spędzenie czasu z rodzinami zanim znowu wyjedziemy. - Jak myślisz, co sądzi pani Porcelli o tym, że nigdy nie przyprowadziłeś kobiety do domu? Śmieję się, gdy wyobrażam sobie jak Laurelyn wpada do kuchni w samych majtkach i moim t-shircie.- Pewnie myślała, że jestem gejem dopóki nie ty nie pojawiłaś się w kuchni ledwo zakrywając to- przesuwam ręce na dół jej bikini. - Lachlan, to nie jest zabawne- udaje, że jest wściekła, ale nie do końca jej się to udaje, nie z tym szerokim uśmiechem, który próbuje wydobyć się na powierzchnię. - Bardzo mi przykro, że byłaś zażenowana, ale powiedziałem ci, że ona tu dzisiaj będzie. - Wiem, ale umknęło mi to, bo do tej pory byliśmy tutaj tylko my od czasu mojej pierwszej nocy z tobą.
154
Lubię tą prywatność na pełny etat, kiedy jesteśmy tu sami. Może powinienem dać Danielowi i pani Porcelli jakieś dodatkowe wakacje podczas naszego pobytu w Avalonie. Nie wyjaśniłem Laurelyn zwyczajów moich pracowników. - Nikt z pracowników nie przychodzi tu przed ósmą rano, wychodzą o piątej, chyba że zostaną poproszeni żeby zostać dłużej. - Och. Nie śpią w domu? - Nie, mają swoje własne kwatery w domku gościnnym. Oni też potrzebują prywatności. Widzę ulgę na jej twarzy. - Oczywiście, że tak. Pani Porcelli wychodzi z domu niosąc tacę z dwoma talerzami. - Pomyślałam, że może zgłodnieli państwo, więc przyniosłam kanapki i owoce. - Dziękujemy, pani Porcelli. Zjemy lunch przy stole na patio- zostawia jedzenie i wraca do domu.- Jesteś głodna? Laurelyn mruga do mnie.- Jadłam późne śniadanie, ale mogę znowu coś zjeść. - Zawsze jesz późne śniadanie, śpiochu. Odpłaca mi ochlapując mi twarz wodą. Podnoszę rękę i wycieram wodę z oczu. Laurelyn puszcza mnie i zaczyna się wycofywać, bo wiec co ją czeka. - Och, sama o to prosiłaś. Teraz już nie ma odwrotu. Łapię ją za ramię i przyciągam do siebie. Obejmuję ją ramionami tak, że przyszpilam jej ręce do boków przygotowując się by ją zanurzyć. - Proszę, nie rób tego!- Krzyczy i słyszę histerię w jej głosie. Rozluźniam ucisk i obracam ją twarzą do siebie. Jestem zszokowany widząc czysty terror w jej oczach.- Co się dzieje, Laurelyn? Opuszcza głowę. - Nic- odsuwa się, więc ją puszczam. Wychodzi z basenu i owija się ręcznikiem, a potem siada przy stole, gdzie czeka nasz lunch. Idę do niej, ale nie jestem pewny czy jestem mile widziany. Jej oczy nadal mnie unikają, a to dlatego, że coś jest nie tak. - Lunch wygląda dobrze. - Mhm.- I to by było na tyle.
155
Zaczynam jeść, a ona ignoruje jedzenie na swoim talerzu.- Pani P. pomyśli, że nie smakowało ci jej jedzenie, jeśli czegoś nie zjesz.- To nie jest moja radosna, beztroska Laurelyn. Ta się pilnuje i jest oddalona. Chcę tamtą. - Nie chciałem zrobić ci przykrości. Po jej twarzy widzę, że jest gdzieś daleko i zastanawiam się gdzie. Na pewno nie tutaj ze mną. - Moja mama była uzależniona, kiedy byłam dzieckiem. Była uzależniona od leków na receptę- przeciwbólowych, znieczulających, na czym tylko mogła położyć ręce. Kiedy miałam osiem lat znalazłam ją nieprzytomną w wannie. Była pod wodą. Próbowałam ją wyciągnąć, ale była za ciężka. Za każdym razem kiedy udało mi się unieść jej twarz nad wodę, brała oddech, a potem wymykała się z mojego uścisku. Wciągnęła mnie do wanny pod siebie i tonęłam. Nadal pamiętam jakie to uczucie kiedy ktoś trzyma cię pod wodą i wiesz, że umrzesz. - Jak to się stało, że nie utonęłaś? - Wyciągnęłam korek z odpływu, gdy tylko ją znalazłam. Chwilę to potrwało, ale w końcu poziom wody obniżył się tak, że mogłam oddychać. - Co się stało z twoją mamą? - To, że prawie nas zabiła było dla niej syreną alarmową. Przestała brać i jest czysta od piętnastu lat.- Mam taką nadzieję skoro jej uzależnienie prawie zabiło ją i jej ośmioletnią córkę. Obserwuje moją twarz. - Nigdy nikomu o tym nie powiedziałam. Jak mogła nikomu nie powiedzieć? - Co masz na myśli? - To był nasz sekret przez te wszystkie lata. Jesteś jedyną osobą, która wie. - Obie prawie umarłyście. To nie jest rzecz, którą trzyma się w tajemnicy. Mocniej owija się ręcznikiem wokół ramion. - Nauczyłam się dochowywać tajemnic w bardzo młodym wieku, Lachlan. Zabraliby mnie od niej, gdybym komuś powiedziała. - Może powinni byli cię zabrać. - Przeżyłyśmy, a ona poszła na odwyk tej nocy. Mieszkałam u moich dziadków, kiedy była na detoksie i czekałam na nią, gdy wróciła do domu. 156
Była tylko dzieckiem. To jej matka powinna się nią opiekować, nie odwrotnie. Nikt jej nie bronił i skradziono jej dzieciństwo. Mówi, że nauczyła się dochowywać tajemnic w bardzo młodym wieku, więc zastanawiam się co jeszcze ukrywa.
157
29 Laurelyn Prescott
Widzę to spojrzenie Lachlana i wiem co sobie myśli- moja matka jest żałosna. Był taki czas, gdy taka była; nie jest idealna. Jeśli mam być uczciwa to była gównianą matką, ale jest jedynym rodzicem jakiego mam. Przynajmniej tam była- to więcej niż mogę powiedzieć o dawcy spermy. Może powinnam żałować, że wyjawiłam mu sekret, który trzymałam w tajemnicy przez piętnaście lat, ale tak nie jest. Czuję jakbym zdjęto mi ciężar z serca i duszy. Tylko jedno słowo oddaje to, czego doświadczam: spokój. Lachlan przysuwa się do mnie i kładzie ręce na moich kolanach. Siadam na krawędzi krzesła, a on obejmuje mnie. W tym momencie coś sobie uświadamiam- mogę powiedzieć Lachlanowi wszystko. Nie ma między nami udawania, że jest idealnie. Nie zależy mi na tym, by wierzył, że się trzymam kiedy tak nie jest. - To było takie dobre uczucie. - Co? Prawię drżę z przez to objawienie.- To, że powiedziałam ci o mojej mamie i w końcu przyznałam jak gównianie jej szło zanim przeszła detoks. Nie miałam pojęcia jak dobrze będzie w końcu komuś powiedzieć. - Myślę, że to dlatego tak bardzo rekomendują terapię. Znowu zaczyna udzielać rad lekarskich. - Tak, doktorze Henry. Myślę, że może mieć pan rację w tym przypadku. - Zawsze mam rację we wszystkich przypadkach. Po skończonym jedzeniu wracamy do basenu i widzę, że Lachlan jest podenerwowany. Zapewniam go, ze nic mi nie jest, ale nie ruszy się dalej niż za schodki do basenu. Siedzimy w wodzie, ja między jego nogami. Tama trzymająca moje wszystkie tajemnice została przerwana i opowiadam mu o rzeczach, które myślałam, że zabiorę ze sobą do grobu.
158
Lachlan słucha i czasem coś mówi. Nie jestem pewna czy to dlatego, że nie wie jak odpowiedzieć czy bo jest poruszony tym, co słyszy. To nie ma znaczenia, bo nie potrzebna mi reakcja. Potrzebne mi jest słuchanie, a to jest jedna z rzeczy, które robi bardzo dobrze. Kiedy kończę opowiadać Lachlanowi o moim dzieciństwie, woda już tak nas zmarszczyła nas, że wyglądamy jak starzy ludzie. Podnoszę rękę i oglądam ją. - Myślę, że to znak, że czas wychodzić. - Myślę, że masz rację. Kiedy już jesteśmy wysuszeni, owijam się ręcznikiem w pasie. Kiedy to robię widzę, że Lachlan mnie ogląda. - Co? Opuszcza głowę i zerka znad okularów przeciwsłonecznych. - Mam nadzieję, że za bardzo się dzisiaj nie opaliłaś. Jesteś trochę czerwona. Spoglądam na moje ramię i odsuwam na bok ramiączko od bikini. Słyszę jak Lachlan nabiera powietrza przez zęby. - Cholera, Laurelyn. Obawiam się, że to będzie bolało dzisiaj wieczorem. Lachlan nie jest ani trochę różowy, więc zsuwam lekko górę bikini na inspekcję. Nie boli i nie widzę oparzenia, ale nie będę w stanie nic powiedzieć dopóki nie zejdziemy ze słońca. Robimy przystanek w kuchni, by zostawić nasze talerze. Oczy pani Porcelli powiększają się kiedy mnie widzi. - Och, droga Laurelyn. W szafce z lekami jest aloesowy balsam po opalaniu, jeśli będziesz chciała. Jest tam lidokaina, powinna pomóc z bólem. O cholera. Co ja zrobiłam? Idziemy razem do łazienki i zdejmuję ręcznik. Nie wygląda to tak źle, gdy zdejmuję górę od bikini. Jasne, jest wyraźna różnica pomiędzy moją świeżo ucałowaną słońcem skórą, a białymi miejscami od mojego stroju kąpielowego, ale nie jest strasznie. Stoi za mną i ocenia szkody. - Tak mi przykro. Powinienem był zauważyć jak zaczynasz się przypalać. - Nie martw się. Nie zostaję różowa na długo. Patrzy na mnie powątpiewająco, gdy widzi moje ramiona. - Naprawdę, Lachlan. Zobaczysz. Do rana zacznie brązowieć.
159
- W międzyczasie może weźmiesz zimny prysznic? To powinno pomóc, a potem posmaruję cię balsamem. Smarowanie od Lachlana? Być poparzoną brzmi coraz lepiej.- Brzmi idealnie. Ma rację. Zimny prysznic dobrze mi zrobi. Moje ramiona są trochę wrażliwe, gdy wchodzą w kontakt z wodą, ale to nie jest bardzo niemiłe. Kiedy kończę prysznic, delikatnie suszę się ręcznikiem i wychodzę z łazienki. Lachlan czeka na mnie z butelką balsamu aloesowego. Podnosi ją i potrząsa szczerząc się. - Mam to zrobić kiedy stoisz czy wolałabyś żebym zrobił to, kiedy będziesz leżała na łóżku? Hmm, to brzmi bezecnie. - Nie wiem. Obie opcje są kuszące. - Głosuję za łóżkiem. - Więc na łóżku. - Proszę. Pani Porcelli przysłała je dla ciebie.- Trzyma w dłoni dwie tabletki.- To tylko ibuprofen, pomoże na dyskomfort. - Ale nic mnie nie boli. - Będzie, więc proszę weź lekarstwo. Nie chcę, żebyś cierpiała. Biorę tabletki i szklankę wody, którą mi podaje. Jestem okropna w połykaniu tabletek od kiedy zaczęłam ich unikać dla zasady. Te nie są duże, więc udaje mi się je przełknąć, ale nie obywa się bez nieatrakcyjnego kasłania. Kiedy już jest po wszystkim, oddaję mu szklankę. - Zadowolony, dr Henry? - Bardzo. Zakładam ręcznik na głowę, a potem wchodzę na łóżko i kładę się na brzuchu w oczekiwaniu na po słoneczną pielęgnację. Kładę ręce nad głowę i czuję jak łóżko zapada się, gdy Lachlan siada na nim. - To może się wydawać trochę zimne, ale przyjemne. Wyciska trochę prostu na moje plecy. Wyginam się.- Cholera, to jest zimne!- Piszczę. - Wcale nie. Tylko ci się tak wydaje, bo masz gorącą skórę. Wmasowuje zimny balsam w moją skórę i to jest bardzo kojące. Moje całe ciało relaksuje się. Wydaje mi się, że to bardziej masaż niż po oparzeniowa aplikacja balsamu. Jestem tak zrelaksowana, że prawie zasypiam kiedy słyszę „Jolene” grającą na moim telefonie. Otwieram oczy i czuję jak Lachlan zostawia moje plecy.- Przyniosę ci go. 160
Podaje mi telefon. - Cześć mamo. - Laurie, dzwonię do ciebie od kilku godzin. Nie sprawdzałaś telefonu? Brzmi na spanikowaną, co sprawia że i ja czuję panikę. Moją pierwszą myślą jest, że coś się stało Nannie albo Popsowi. Siadam na środku łóżka przygotowując się na najgorsze. - Mamo, co się stało? - Nie mogę uwierzyć, że nie słyszałaś. Trąbią o tym we wszystkich wiadomościach. W porządku, nic się nie stało moim dziadkom, więc wychodzę z trybu zdenerwowania. - Mamo, co się dzieje? - Jared Beckett zginął dzisiaj w wypadku na nartach. Powinnam była wiedzieć, że to będzie miało jakiś związek z dawcą spermy. - A to jest dla mnie ważna wiadomość, bo? - Bo jest twoim bratem, Laurie. - Którego nigdy nie poznałam. - Jest synem twojego ojca. - Po raz kolejny, którego nigdy nie poznałam.- Czy tylko ja słyszę tu ten mianownik? - Musisz wrócić do domu. Dobry Boże. - Dla mnie to nie jest powód do powrotu. - Laurie, musisz złożyć kondolencje. Och, do diabła. Tu chodzi o to, żeby skontaktować mnie z dawcą spermy. Ona myśli, że co się stanie? On nagle zachce mnie w swoim życiu teraz kiedy jestem jego jedynym dzieckiem? Uświadamiam sobie, że jestem naga i rozmawiam z moją mamą o śmierci syna dawcy spermy, gdy Lachlan wyciąga do mnie jeden ze swoich t-shirtów. Mówię do niego bezdźwięczne „dziękuję” i zakładam koszulkę przez głowę. Moja mama nadal nadaje jak to powinnam być w takich chwilach ze swoją rodziną. - Dzielimy DNA, ale nie jestem częścią ich rodziny. Nie poznaliby mnie gdyby minęli mnie na ulicy. - Twój ojciec będzie chciał cię poznać.
161
Przestałam fantazjować o tym, że chce mnie poznać dawno temu, ale ona nigdy nie przestała. Mam prawie dwadzieścia trzy lata, a ona nadal na coś liczy- nie wiem na co. Może myśli, że on będzie chciał poznać swoją córkę i to spowoduje, że znowu będą razem. - Przepraszam, mamo. Nie wrócę do domu z takiego powodu. - Myślę, że popełniasz błąd. - Jeśli tak jest, to ja będę musiała z tym żyć.- I tak to zawsze ja musiałam żyć z błędami nas obu, więc jestem przyzwyczajona. Nie jest szczęśliwa, kiedy kończę rozmowę i przez to źle się czuję, choć wiem, że podjęłam logiczną decyzję. Z nas dwóch ktoś musi być racjonalny, a nie mogę liczyć, że tym kimś będzie ona. Nie jest znana z podejmowania najlepszych decyzji, kiedy chodzi o mojego ojca. - Zakładam, że jest jakiś problem w domu. Tak, ale tylko z powodu mamy. - Syn mojego ojca zginął w wypadku na nartach. - Przykro mi. - To przyrodni brat, którego nigdy nie poznałam, a moja mama zachowuje się tak jakbym powinna być w żałobie. Do diabła, kiedy powiedziała jego imię, zajęło mi minutę zanim dotarło do mnie o kim mówi. Jest dla mnie obcy. Współczuję jego rodzinie straty, ale nie czuję nic więcej. Czy to źle? - Nie, Laurelyn. Nie ma nic złego w tym co czujesz. Proszę, nie pozwól żeby twoja mama wpędzała cię w poczucie winy. Jestem pewna, że uważa ją za okropną matkę po tym wszystkim co mu dzisiaj powiedziałam. - Teraz musisz jeszcze gorzej myśleć o mojej mamie. - Dzisiaj nie jest na liście moich dziesięciu ulubionych osób. Za to ty jesteś na pierwszym miejscu.- Przyciąga mnie do siebie i całuje w czubek głowy. Uwielbiam sposób w jaki sprawia, że moje troski znikają. Jak to możliwe? Ten prawie obcy mężczyzna przynosi mi ukojenie i sprawia, że łatwo mi obnażyć przed nim duszę. Kiedy zadaję sobie pytanie jak to możliwe, znam odpowiedź. Nie muszę chronić mojego serca przed Lachlanem. Jestem z nim bezpieczna i to jest miłe.
162
30 Jack McLachlan
Laurelyn nie wie, że dzisiaj są moje urodziny ani że moim jedynym życzeniem jest zostać z nią w domu. Ale nie mogę. Muszę jechać do domu moich rodziców na coroczną kolację urodzinową z moją rodziną. To będzie „fantastyczny” dzień. Mieszka ze mną od dwóch tygodni i jestem zaskoczony tym co czuję kiedy odjeżdżam zostawiając ją w domu. Chcę po nią wrócić. Rozważam zawrócenie samochodu, ale przypominam sobie o moich regułach i dlaczego spotkanie z moją rodziną jest tą, której nie mogę złamać. Nie widziałem się z moją rodziną od prawie trzech tygodni od kiedy moja mama wysłała mnie z powrotem do Avalonu, żebym spędził święta z Laurelyn. Dziękuję ci, mamo. To był najlepszy prezent jaki mogłaś mi dać. Moja mama pilnowała, by co tydzień rozmawiać o moim związku z moją „dziewczyną” i nie czekam z niecierpliwością na pojawienie się bez niej, znowu. Margaret McLachlan będzie na mnie wkurzona za nieobecność Laurelyn. Nie powinienem był jej powiedzieć, że przywiozę ją na moją kolację urodzinową, ale kiedy o tym rozmawialiśmy nie miałem żadnej wiarygodnej wymówki. Wchodzę przez drzwi, a mama wpada do holu. Uśmiecha się i jej oczy są szerokie z oczekiwania, ale potem widzę jak wypełnia je rozczarowanie, kiedy widzi pustkę obok mnie. Czuję się jak gówniany syn. - Gdzie ona jest? - Przykro mi, mamo. Laurelyn nie czuła się najlepiej. Podejrzewamy, że ma grypę żołądkową. Kazała mi ci przekazać, że jest jej bardzo przykro, że nie dała rady przyjechać. Patrzy na mnie z dezaprobatą i wiem, że źle to rozegrałem. - I zostawiłeś ją samą w domu, chorą? Cholera. O tym nie pomyślałem. - Płacę pani Porcelli za opiekę nad nią. Teraz naprawdę patrzy na mnie z dezaprobatą. - Co to wysyła za wiadomość, gdy zostawiasz ją samą kiedy jest chora, Jacku Henry? 163
Czuję się jak łachudra, chociaż nie jestem niczemu winny. Prawie. - Nie pomyślałem o tym. - Wy chłopcy nigdy tego nie robicie, ale to nie dlatego, że nie próbowałam was nauczyć.- Mama wychodzi z holu do kuchni. Jest wkurzona i chcę jej powiedzieć, że jej lekcje nie poszły na marne. Byłaby dumna z tego jaki jestem rozważny z Laurelyn, ale nie mogę jej powiedzieć, więc zamiast tego jestem zmuszony znosić jej dezaprobatę. Idę do salonu, gdzie są mój tata i brat mając nadzieję, że znajdę pomiędzy nimi neutralny grunt. Nie mam wątpliwości, że mama opowiada teraz w kuchni Chloe i Emmie co zrobiłem. Wkrótce będę miał przeciwko sobie całą żeńską część rodziny. Będę miał szczęście, jeśli moje bratanice Celia i Mila nie znajdą się w tym pakcie. Evan siedzi na podłodze ze swoimi dziećmi i śmieje się ze mnie, gdy siadam na kanapie. - Aż tutaj słyszałem jak mama awanturuje się z tobą. Co zrobiłeś? - Awanturuje się? Takie masz teraz słownictwo? Mój brat wskazuje na trzylatkę.- Jack, delikatne uszy, a małe usteczka powtarzają interesujące słowa. Któregoś dnia zrozumiesz, co mam na myśli. Taa, kiedy Piekło zamarznie.- Mama jest wkurzona, bo zostawiłem Laurelyn kiedy jest chora. Mój tata kręci głową. To mój błąd, ale to on będzie musiał tego wysłuchiwać kiedy wyjadę.- Przepraszam, tato. Wzdycha.- Jack, nie wiesz jak bardzo czekała na poznanie kobiety, z którą się spotykasz. Tylko o tym słyszałem od Bożego Narodzenia, a teraz będę słuchał tylko o tym jak to spieprzyłeś. - Tato, teraz nie mogę nic z tym zrobić. - Możesz to naprawić. Powiedz swojej mamie, że przyjedziecie do nas w odwiedziny. Nie mogę znowu okłamać mojej mamy. - Wiesz ile jest pracy o tej porze roku. Mogę nie być w stanie wydostać się z winnicy. - Nie zapominaj jak dobrze znam ten biznes, synu. Ty dowodzisz i masz bardzo profesjonalnych pracowników. Możesz wyrwać się na kilka dni i przywieźć tutaj tą kobietę, żeby poznała twoją mamę. A niech to szlag! - W porządku. Powiem jej. 164
Słyszymy zatrzaskiwanie szafki w salonie.- Powiedz jej teraz, Jack. Kurwa! Nie chcę, żeby moja rodzina wtrącała się do mojego życia osobistego. Wstaję z kanapy i wchodzę na teren wroga. Kolejne dwie pary karcących oczu mojej siostry i szwagierki patrzą na mnie wspierając żal mojej mamy. Moja siostra układa z rąk swój tradycyjny znak w kształcie „P” i mówi bezdźwięcznie „przegrany”. - Przepraszam, mamo. Wybaczysz mi, jeśli złożymy ci z Laurelyn wizytę? Może jakoś w przyszłym miesiącu w zależności od tego jak będą się miały sprawy w Avalonie? Przestaje fizycznie znęcać się na biednymi ziemniakami. - Tak, ale spróbuj przywieźć ją wcześniej, jeśli możesz. - Oczywiście, że tak, mamo. Uśmiecha się, bo jest oszukana, a ja jestem kłamliwą kupą gówna. Moja fałszywa obietnica jest tymczasową naprawą sytuacji. Wkrótce znowu będę musiał zawieść moją mamę i nie czekam na to. Konwersacja przy kolacji jest o wiele bardziej przyjemna niż byłaby, gdybym nie ułożył się z mamą, więc chociaż to dobre. Mój tata jest szczególnie zainteresowany wiadomościami o postępach jakie robię z przeszczepami. Wszyscy inni mają to w dupie, ale ze względu na tatę udają, że słuchają. Po kolacji siedzę w salonie i patrzę jak Mila trzyma się dla równowagi stolika do kawy, a potem odważnie zabiera rączkę. Próbuje się zdecydować czy chce zrobić krok i chyba będę świadkiem jej mężnej próby chodzenia. - Brachu, twoje dziecko chyba zamierza zrobić swój pierwszy krok. Evan stoi w drzwiach z głową w telefonie i nie jest pod wrażeniem. - Droczy się tak z nami przez cały czas. Zachowuje się jakby miała to zrobić, a potem chwyta się tego co jest przed nią. Nie wiem. Mi się wydaje, że jest dość poważna, ale widzę, że Evan nie jest zainteresowany. Zastanawiam się czy powinienem zawołać Emmę. Pewnie chciałaby zobaczyć jak jej córka robi pierwszy krok. - Jack, co dokładnie robisz w Avalonie?- Pyta Evan. Podczas kolacji przez dziesięć minut opowiadałem o przeszczepach, a on nie usłyszał nic z tego co powiedziałem. Teraz pyta mnie co robię. Co za fiut. - Nie będę tego znowu tłumaczył. Trzeba było słuchać podczas kolacji, jeśli byłeś zainteresowany. 165
- Nie, brachu. Nie o tym mówię.- Trzyma mój telefon i dociera do mnie o czym mówi. Przegląda moje zdjęcia Laurelyn- te prawie nagie. Wyskakuję z kanapy i sięgam po telefon, ale wyrywa go z mojego uścisku. - Dlaczego do cholery przeglądasz zdjęcia na moim telefonie? Trzyma telefon poza moim zasięgiem odchylając się i nadal ogląda zdjęcia Laurelyn. - Mamy taki sam model. Myślałem, że to mój kiedy go wziąłem. Chciałem pokazać mamie zdjęcia dziewczynek. Dobrze, że nie zawołałem, żeby spojrzała na te. - Daj mi mój telefon. Już!- Syczę przez zaciśnięte zęby. Obraca telefon, żeby spojrzeć na zdjęcie pod innym kątem. - Do diabła, Jack, pieprzysz się z nią na tym zdjęciu? - Nie!- Nie wiem. Może. Zależy o którym zdjęciu mówi. W końcu wyrywam mu telefon z ręki i widzę to jego spojrzenie. To chyba podziw, ale nie jestem pewien. - Ty szczęśliwy draniu. Emma nigdy nie pozwoliłaby mi zrobić takich zdjęć. Nawet przed urodzeniem dzieci. I nie ma mowy, żeby pozwoliła mi zrobić jej zdjęcie, kiedy ją pieprzę. Jak ją do tego namówiłeś? Jestem taki wkurzony, że mój brat naruszył moją prywatność- i Laurelyn- ale wolę to przełknąć niż zaczynać kłótnię. Nie wyglądałoby to za dobrze, gdybym zlał mu dupę przy jego żonie i dzieciach. - Chyba po prostu mam szczęście. Nie chcę rozmawiać z nim w ten sposób o Laurelyn. Ona jest moją tajemnicą- taką, którą nie chcę się dzielić- a moja rodzina wykazuje w jej kierunku zbyt duże zainteresowanie. - Myślisz poważnie o tej dziewczynie? Czy mój brat postradał zmysły? Robię minę pod tytułem „jaja sobie kurwa robisz?” i śmieję się.- Znam ją od miesiąca. Jak myślisz? Ten mały gnojek śmieje się ze mnie. - Myślę, że nie podoba ci się, że widziałem rozbierane zdjęcia twojej dziewczyny. Tej części nie mogę zaprzeczać. Niedobrze mi się robi, gdy pomyślę, że widział coś co miało być tylko dla moich oczach. - Nie jest naga. - Gówno prawda. Emma wchodzi do salonu i widzi jak patrzymy na siebie gniewnie. 166
- O co się kłócicie? - Kochanie, mój starszy brat właśnie pokazywał mi kilka zdjęć swojej amerykańskiej dziewczyny. No dalej, Jack. Pokaż Emmie swoją dziewczynę. Ten pieprzony zdrajca chce mnie sprzedać? Tak mu narobię koło dupy, że przez cały miesiąc będzie w celibacie. Przesuwam zdjęcia aż znajduję to, na którym jesteśmy razem jak zakochana para i pokazuję je Emmie. - Evan powiedział mi, że wygląda na gorącą dupę i chętnie by się z nią przespał. Nie mogę uwierzyć, że powiedział tak o mojej dziewczynie. Wyniki: Evan- 0. Jack- 30. Czyli liczba dni, przez które mój mały braciszek nic nie zaliczy. Ha! I co teraz powiesz mały popaprańcu? Emma przyszpila go wzrokiem - Em, nie powiedziałem tego. - Jack ma trzydzieści lat. Mam uwierzyć, że to zmyślił, bo nie ma nic lepszego do roboty? - Tak, robi takie gówniane numery, żebym miał kłopoty. Nie ma żony, więc uważa, że zabawnym jest pogrywanie sobie z moją. Jej oczy ciskają sztylety w jego kierunku.- Nie będę teraz z tobą o tym dyskutować, Evan. Właśnie, braciszku. Kiedy ty nie będziesz pieprzył swojej żony, możesz spędzić kolejny miesiąc z ręką na swoim fiucie myśląc o tym, że lepiej ze mną nie zadzierać. Emma sięga po mój telefon, żeby lepiej przyjrzeć się Laurelyn. - Jack, jest piękna. Mogę pokazać Margaret? Pewnie bezpieczniej będzie, jeśli to ja będę trzymał telefon. Tak będę miał pewność, że nie będzie więcej żadnego rozbieranego przedstawienia.- Ja jej pokażę, kiedy skończy w kuchni. Emma nie pozwoli mi się wymigać od pokazania zdjęć Laurelyn mamie, więc sprawdzam rolkę z aparatu, żeby sprawdzić, gdzie zaczynają się te seksowne. Pierwsze dwanaście jest w porządku, ale dla bezpieczeństwa pokażę jej tylko dziesięć. Mama wchodzi do salonu, kiedy kończy w kuchni i Emma nie może odpuścić. - Margaret, Jack ma kilka zdjęć swojej dziewczyny na telefonie. Moja mama jest w ekstazie.- Chwila, potrzebuję moich oczu.- Pędzi do kuchni i wraca w okularach do czytania. Bierze telefon z mojej ręki i podnosi do góry, żeby lepiej widzieć. 167
- Och, Jack Henry. To śliczna dziewczyna. Będzie miała piękne dzieci. No do diabła. Zaczynamy. Przesuwa kciukiem na drugie zdjęcie, na którym Laurelyn trzyma swoją gitarę Martina. Na trzecim gra na moim fortepianie w Avalonie. - I jest muzyczką. Nauczy dzieci grać na instrumentach i śpiewać. Słyszę dzwony weselne w głowie mojej mamy. Kilka następnych zdjęć to przypadkowe ujęcia, o których Laurelyn nie wie. Na niektórych się uśmiecha, na innych jest spokojna, ale zawsze piękna.
168
31 Laurelyn Prescott
Pani Porcelli dotrzymywała mi towarzystwa po wyjeździe Lachlana. Na moją prośbę zjadła ze mną kolację, ale teraz poszła do swojej kwatery. Po raz pierwszy zostałam w tym domu sama na całą noc. Nie boję się. Jestem znudzona i samotna. Chcę, żeby Lachlan tu był. Dzwonię do Addison, ale nie odbiera, więc zostawiam wiadomość na poczcie głosowej. - Hej, Addie. Pomyślałam, że możemy zjeść jutro lunch razem. Zadzwoń do mnie, jeśli ci pasuje. Włączam telewizor, ale nie mogę znaleźć niczego interesującego. Decyduję, że nieobecność Lachlana może być idealnym czasem na poćwiczenie tańca na rurze. Nie używałam jej do ćwiczenie od kiedy została zainstalowana. Za każdym razem, gdy próbuję, on włącza jakąś seksowną muzykę i mój trening zmienia się w przedstawienie dla jego przyjemności. Związuję włosy w kok, bo chcę się dzisiaj spocić. Przebieram się w dwuczęściowy strój, który kupiłam do ćwiczeń. Nie jest seksowny jak te, które kupuje dla mnie Lachlan. To praktycznie krótki czarny top na grubych ramiączkach i krótkie sportowe spodenki. Podobny strój założyłabym, gdybym szła na zajęcia. Idę do siłowni i włączam muzykę. Wybieram „Lift Me Up” Christiny Aguilery i ustawiam ją na powtarzanie. Od miesięcy myślałam o stworzeniu wolnego, pełnego wdzięku układu do tej piosenki, a to pierwsza okazja, gdy jestem sama z rurą. Kiedy kończę się rozciągać, zaczynam od pozycji Phoenixa2. Przećwiczyłam ją w głowie wiele razy. Myślę, że idealnie pasuj, ale szkoda, że nie mam przy sobie instruktora, który powiedziałby mi czy dobrze ją robię. Mogę tylko obserwować siebie w lustrze i oceniać z pamięci.
2
Zdjęcie na stronie 135 ;)
169
Robię kilka obrotów i przejść, by rozgrzać się przed nową odwróconą pozycją- Tęczą Marchenko3. Ma 5-ty poziom trudności i nie powinnam tego próbować bez instruktora, ale to może być moja jedyna szansa. Lachlan nie zobaczy jak upadam na głowę, jeśli mi się nie uda. Może pani Porcelli nie znajdzie mnie jutro ze skręconym karkiem. Udaje mi się to zrobić bez zabicia się i teraz się napaliłam. Wiem, że potrafię wykonać tą pozę z większą gracją, ale moje serce musi wrócić do normalnego trybu zanim spróbuję raz jeszcze. Opuszczam się na podłogę, by złapać oddech. Stoję z rękami na biodrach, gdy kątem oka widzę ruch w lustrze. Obracam się, aby sprawdzić czy moje oczy żartują sobie ze mnie, co jest możliwe, ale nie. Na środku Sali stoi kobieta i gapi się na mnie. Nie wiem dlaczego, ale wyczuwam, że jest tam od jakiegoś czasu. Nie ma na jej twarzy szoku, a przynajmniej nie takiego jak na mojej. Kim jest ta kobieta i co tutaj robi? Wmawiam sobie, że może być siostrą Lachlana albo córką pani Porcelli. Wiem, że to myślenie życzeniowe. Czuję w kościach, ze spotkałam ciemnej alejce pitbulla gotowego do walki. Sięgam po pilota, żeby wyłączyć muzykę, a ona odzywa się nie dając mi szansy. - To piękna piosenka. Pasuje do wolnych okrętów, ale nie tej rzeczy do góry nogami, którą robiłaś- używa palców mówiąc. -Tęcza Marchenko. To odwrócona pozycja. - Nie znam się, bo nie jestem striptizerką. Przyznaję, przez krótką chwilę złapała mnie na swoje przyjazne pierwsze słowa, ale komentarz o striptizerce jest próbą ustawienia mnie w szeregu. To nie jest ani siostra ani przyjaciółka Lachlana. To była dziewczyna albo towarzyszka i jest wkurzona moją obecnością tutaj. Jest wysoka i szczupła. Ma na sobie elegancką, ciemnoszarą sukienkę i obcasy w takim samym kolorze. Jej naturalnie rude włosy ścięte w średniej długości boba ze zbyt ostro postrzępionymi końcówkami. Tak samo ostrymi jak sposób, w który tu weszła i nazwała mnie striptizerką. Chcę jej powiedzieć, że Lachlana tutaj nie ma, ale nie wiem jak go nazwać, więc mówię ogólnikowo.- Nie ma go tutaj. 3
I znowu zdjęcie na stronie 135 ;)
170
Śmieje się.- Skarbie, nawet nie wiesz jak ma na imię, co? Nie odpowiadam. - I wiem, że go tutaj nie ma, bo zostawiłam go w domu jego rodziców. Chciałam zobaczyć się z tobą bez niego, by wyprostować kilka spraw. Teraz jestem zdezorientowana. Wiem, że jest u swoich rodziców. Skąd ona wie i dlaczego go tam zostawiła? - Przepraszam, ale zdaje się, że masz tutaj przewagę. Zdaje się, że wiesz kim ja jestem, ale ja nie wiem kim ty jesteś. Zbliża się do krzesła, które używa Lachlan do patrzenia jak tańczę. Siada i krzyżuje nogi jakby miała zamiar trochę tu zabawić. - To nieuprzejme z mojej strony, żeby się nie przedstawić. Jestem Audrey, jego żona. Nie. To się nie dzieje po raz kolejny. - Nie wiedziałaś, prawda? Niedobrze mi. Jestem zdruzgotna. Mógł mieć nie wiem jak wiele kobiet, którym nie przeszkadzało, że ma żonę- poza mną. Zgodziłam się na te wszystkie szalone zasady i jedyną rzeczą o jaką go poprosiłam to nie kłamanie w sprawie małżeństwa. - Jak ci na imię? - Laurelyn. - Laurelyn- powtarza- co za ładne imię. Nigdy wcześniej go nie słyszałam- uśmiecha się do mnie po przyjacielsku. To mnie dezorientuje.- Nie jestem na ciebie zła. Twoja twarz mówi, że nie wiedziałaś, iż jest żonaty. No, ale rozumiesz dlaczego muszę poprosić cię, byś przestała spotykać się z moim mężem, prawda? - Tak, ale nie musisz mnie o to prosić. Z chęcią odejdę z własnej woli. - Dziękuję ci, Laurelyn. Chcę, byś wyjechała dziś wieczorem i już nigdy się z nim nie spotkała. Znam styl mojego męża. Ufam, że nie znasz jego prawdziwego nazwiska ani on twojego. Nie ma sensu mówić jej, że znam jego nazwisko.- Zgadza się. - I nie będziesz dzwoniła do niego z telefonu, który ci dał? Wyjedziesz i już nigdy nie wrócisz? Wie nawet o telefonie? - Nie mogę wyjechać dzisiaj wieczorem, bo nie mam dokąd pójść. Ale zrobię do z samego rana, zanim wróci. 171
- Dziękuję ci Laurelyn, że jesteś taka wyrozumiała. Bardzo kocham mojego męża. Ma problem, ale ja jestem chętna poradzić sobie z nim w imię dobra naszych dzieci. Dzieci? Teraz już nie mogę na nią patrzeć. - Proszę mi wybaczyć. Mam pakowanie.
Idę do sypialni gościnnej po moją walizkę. Rzucam ją na łóżko Lachlana, podchodzę do szafy i zdejmuję ubrania z wieszaków. Wrzucam je do środka na ślepo. Wiem, że w ten sposób wszystko mi się nie zmieści, ale mam to gdzieś. Zostawię to, czego nie uda mi się wepchnąć. W jakiś sposób udało mi się wszystko spakować. Zaciągam walizkę do kuchni i zostawiam przy drzwiach frontowych. Pamiętam, że potrzebuję podwózki. Dzwonię do Daniela, jest jedynym kontaktem w moim telefonie poza Lachlanem. - Cześć Daniel. Tu Laurelyn. Chciałabym, żebyś zawiózł mnie jutro rano do miasta. Dasz radę przyjechać o siódmej? - Oczywiście, panno Beckett. Do zobaczenia rano. Panno Beckett. Czuję, że marszczę brwi i wzdycham- Dziękuję ci, Danielu. Układam kupkę bagażu i zastanawiam się dokąd pojadę rano. Nie mam pojęcia. Nie mam zbyt wiele pieniędzy, więc hotel na dłużej niż jedną noc nie wchodzi w grę. Nie mogę prosić o powrót do Bena po okolicznościach, w jakich odeszłam. Więc zdaje się, że nie mam wyboru. Jestem zmuszona jechać do domu. Jolie się ucieszy. Decyduję, że dzisiaj wezmę prysznic, by rano nie opóźniać mojego wyjazdu z samego rana. Stoję pod wodą, która jest tak gorąca jak mogę znieść. Chcę, by zmyła ten koszmar. Nie udaje mi się pozbyć bólu, a woda w końcu robi się zimna tak jak moje wnętrze. Leżę w łóżku, ale do snu mi daleko. Lachlan dzwoni po raz czwarty. W końcu wyłączam dźwięk, bo już nie chcę słyszeć śpiewu Breta. Szkoda, że już nigdy nie będę mogła go słuchać bez myślenia o Lachlanie Henrym.
Muzyka: Christina Aguilera- Lift Me Up
172
Phoenix
The Rainbow Marchenko
173
32 Jack McLachlan
Nie mogę być z dala od Laurelyn do jutrzejszego popołudnia. Wyjeżdżam z domu rodziców wcześniej, by z nią być. Oczywiście, nie udaje mi się uniknąć pierdolenia mojego brata, że rządzi mną cipka. Może, ale nie narzekam. Wchodzę przez drzwi od garażu i potykam się na stercie bagaży. Włączam światło i rozpoznaję walizki Laurelyn. Co się tu dzieje do diabła? Najpierw nie odbiera moich telefonów, a teraz jej torby przy drzwiach? Kieruję się do sypialni, nie mając pewności co zastanę. Proszę, bądź tu Laurelyn. Wstrzymuję oddech, zatrzymując się w drzwiach. Jest kompletnie ciemno, więc włączam światło w łazience. Śpi w moim łóżku, więc wypuszczam powietrze. Jest trzecia nad ranem. Chcę tylko rozebrać się i położyć obok niej. Jednak nie robię tego, bo coś jest nie tak. Siadam na łóżku i głaszczę palcami jej miękki policzek. - Laurelyn. Porusza się, ale nie budzi.- Laurelyn, kochanie- mówię jeszcze raz. Otwiera oczy i wyskakuje do pozycji siedzącej zaciskając kołdrę. - Co ty tutaj robisz? Nie takiego powitania się spodziewałem. - Mieszkam tu. - Mówiłeś, że nie będziesz wcześniej niż jutro popołudniu. - Wyjechałem wcześniej, bo chciałem być z tobą. Zdaje się, że weszło mi to w nawyk. Nic nie mówi. - Co się dzieje? Dlaczego twoje walizki stoją przy drzwiach? - Bo wyjeżdżam. Czuję jak serce podskakuje mi do gardła.- Dlaczego? - Twoja żona pomyślała, że to będzie właściwa rzecz i zgadzam się z nią. O czym ona do diabła mówi? - Nie mam żony.
174
- Audrey mnie odwiedziła i mówi co innego. Lachlan, jest olśniewająco. Wiem, co mówię, bo olśniła mnie. Ta psychopatka śledziła mnie aż do Avalonu. Staje się coraz bystrzejsza. I odważniejsza. Pokazała, że ma jaja próbując zniszczyć dwie z moich winnic. Teraz weszła do mojego domu i zadarła z moim życiem osobistym przez Laurelyn. - Nie jestem mężem tej kobiety. - Nie wierzę ci. - Przysięgam, że nigdy nie byłem żonaty. Znowu nic nie mówi, ale widzę, że mi nie wierzy. Przeczesuję włosy rękami. Jak mam jej to udowodnić? Jest tylko jeden sposób, więc sięgam po telefon w mojej kieszeni. - Możesz zapytać mojej mamy. Ona ci powie. Jest trzecia nad ranem, ale mimo to wchodzę do kontakt i wybieram ten o nazwie „Mama”. Włączam opcję głośnomówiącą, odbiera po kilku dzwonkach. - Halo? - Mamo, to zabrzmi dziwnie, ale czy jestem żonaty? - O czym ty mówisz, synu?- Moja mama nie ma pojęcia, że w tej chwili jest jedyną osobą, która może mnie uratować. - Czy kiedyś byłem żonaty? - Nie. O co chodzi? - Laurelyn i ja mieliśmy małe nieporozumienie. Po prostu musi usłyszeć od ciebie, że nie jestem żonaty. - Nie jest żonaty, skarbie, ale bardzo bym chciała, żeby tak było. Jak się czujesz? O cholera. Wyciszam telefon.- Powiedz jej, że czujesz się o wiele lepiej. Potem ci wyjaśnię. Włączam dźwięk i wyciągam w stronę Laurelyn, by odpowiedziała mojej mamie. - Czuję się o wiele lepiej, proszę pani. Dziękuję za troskę. - Przepraszam, że cię obudziłem mamo. Śpij dalej, porozmawiamy później. Odkładam telefon na nocny stolik.- Chciała wiedzieć, dlaczego ze mną nie przyjechałaś, więc powiedziałem jej, że masz grypę żołądkową. - Och. - Opowiedz mi o Audrey. 175
- Ćwiczyłam w siłowni. Zrobiłam sobie przerwę i wydawało mi się, że zobaczyłam coś w lustrze. Kiedy się obejrzałam, zobaczyłam tą rudą kobietę stojącą na środku i obserwującą mnie. Jestem pewna, że była tam od jakiegoś czasu, ale nie mogę być pewna, bo nie słyszałam jak wchodziła. - Co ci powiedziała? - Że jest twoją żoną i że cię kocha. Chciała spróbować naprawić waszą relację ze względu na dzieci. - Dzieci?- Wow. Jest zdesperowana. - Poprosiła mnie, żebym przestała się z tobą spotykać i wyjechała już nigdy więcej się nie kontaktując. Aha. - Chciałaś mnie zostawić bez pożegnania? - Tylko dlatego, że myślałam, że masz żonę i dzieci. Wiesz jaki mam do tego stosunek. - A ty wiesz, że rozumiem jak bardzo, by cię zraniło gdybym był żonaty. Dlaczego we mnie zwątpiłaś? - Bo cię nie znam. Wow, to bolało. - Mylisz się. Może nie znasz mojego prawdziwego nazwiska, ale znasz mnie jak nikt inny. - Kim ona jest? Psychotyczną suką.- Numerem trzy. - Poprzednią towarzyszką? - Tak, z tych pomylonych. Niezłe jaja były z tą kobietą. Odkryła moją prawdziwą tożsamość, gdy skończył się nasz związek i prześladuje mnie od trzech lat. Dużo podróżuję, dlatego ciężko jej za mną nadążyć. Kiedy nie może mnie znaleźć, wyrządza szkody w winnicach, by mnie zwabić. - Co zrobiła? - Niepoliczalne rzeczy, ale ostatnią było podpalenie w Chalice i zatrucie Marguerite. - Nie wiedziałam o zatruciu. - To przez nią musiałem wyjechać z Avalonu po Świętach Bożego Narodzenia. Nie była w stanie mnie znaleźć odkąd przyjechałem do Wagga Wagga. Myślę, że udało mi się
176
wymknąć jej po pożarze w Chalice i dlatego zatruła Marguerite- by ściągnąć mnie na swój teren, Lovedale. - Pochodzi stamtąd? - Tak, ale nie dałem jej szansy odnalezienia mnie. Najpierw kazałem odnaleźć ją prywatnemu detektywowi, by mieć przewagę. Skontaktowałem się z nią i poprosiłem o spotkanie w naszym starym miejscu. Myślała, że chcę odnowić nasz związek. Zapytałem ją o pożar i zatrucie, ale oczywiście wszystkiego się wyparła. - Spałeś z nią? - Nie, do diabła, ale nie żeby nie próbowała. Odmówiłem i powiedziałem, że jest ktoś inny. Nie przyjęła tego za dobrze, więc nie rozstaliśmy się w dobrych stosunkach. Przekonanie cię, abyś odeszła było próbą pokazania, że może wpieprzać się w moje życie osobiste. - Prawie jej się udało. Wyjechałabym zeszłej nocy, gdybym miała dokąd pójść. Miałam pojechać dzisiaj rano na lotnisko i polecieć do domu. Zdejmuję buty i kładę się obok Laurelyn. Muszę poczuć ją przy sobie, by mieć pewność, że nie zniknęła. Nie mówię jej jak się cieszę, że nadal tu jest. Nie wspominam jej także o strachu, który czułem myśląc, że mnie zostawiła. Może już wie. Jeśli tak, to nie wspomina o tym. Pozwala mi się przytulić, a ja jestem zadowolony z tego, że mogą po prostu trzymać ją w moich ramionach po tym jak prawie ją straciłem.
177
33 Laurelyn Prescott
Prawie się cieszę z odwiedzin Audrey. Lachlan jest zmuszony udzielić mi informacji, których nie powiedziałby mi w innym wypadku. Teraz rozumiem dlaczego jest taki tajemniczy, jeśli chodzi o jego życie. Nie mogę powiedzieć, że go winię, jeżeli musi radzić sobie z tak popierdolonymi sprawami. Nie rozmawiamy po tym jak powiedziałam mu, że odchodzę. Trzyma mnie tak jakby bał się, że wstanę i wymknę mu się w nocy. Przestraszył się, kiedy myślał, że go zostawię. Słyszałam to w jego głosie i widziałam w jego oczach. Jakoś udaje mi się zasnąć z nim oplątanym wokół mnie. Nadal mnie trzyma, gdy mój telefon wibruje na stoliku nocnym o siódmej rano. Jestem pewna, że to Daniel sprawdza czy już jestem gotowa. Lachlan odsuwa się ode mnie i chwyta telefon.- Daniel, panna Beckett jednak nie będzie potrzebowała dzisiaj twoich usług. Kończy rozmowę i wraca do mnie.- Właśnie byś wyjeżdżała, gdybym nie wrócił wcześniej do domu. Ma rację, choć nie chcę mu tego przyznać, więc nic nie mówię. Znowu przyciąga mnie do siebie w ten sam sposób w jaki trzymał mnie przez całą noc.- Mamy przed sobą jeszcze dwa miesiące razem. Proszę, nie planuj odchodzić, chyba że będzie to obopólna decyzja. - W porządku. - Obiecaj mi, Laurelyn. Nie chcę się martwić tym, że któregoś dnia mogę wrócić do domu, a ciebie nie będzie. - Obiecuję- uspokaja się słysząc moje słowa i wiem, że to koniec tematu. Już nigdy go nie poruszy, ponieważ mi wierzy. - Co byś chciała dzisiaj robić?- Pyta. - Nie spodziewałam się ciebie tutaj, więc umówiłam się z Addison na lunch zanim wydarzyła się ta sytuacja z Audrey. - W porządku. Zdaje się, że zaniedbałem robotę papierkową odkąd pani jest w pobliżu, panno Beckett. Moje księgi mogą potrzebować lekkiej aktualizacji. 178
- Panie Henry, wini pan mnie za swój brak produktywności? - Tylko za mój brak koncentracji- wyjaśnia.- Zdaje się, że od jakiegoś czasu jestem skupiony tylko na tobie. - Więc pewnie lepiej będzie jak dzisiaj dam ci spokój. - Nazwijmy to dziewczyńskim dniem. Ty i twoja przyjaciółka możecie iść na zakupy czy co tam robicie, kiedy jesteście razem. Wzruszam ramionami, bo nie mam ekstra pieniędzy do wydania. Mój budżet jest bardzo ograniczony po tym jak kupiłam bieliznę przed Świętami Bożego Narodzenia.- Niczego nie potrzebuję. Wstaje z łóżka i wyciąga portfel ze spodni. Kładzie kilkaset dolarów na stoliku nocnym pod moim telefonem. Wow, teraz naprawdę czuję się jak dziwka. - Kiedy kupujesz dla siebie, to kupujesz dla mnie, bo lubię cię w ładnych rzeczachpochyla się i całuje mnie w usta.- Zabieram cię gdzieś w przyszłym tygodniu, więc kup jakieś ciuchy na wycieczkę. - Dokąd mnie zabierasz? - Do Nowej Zelandii. To podróż biznesowa, ale będziemy mieć wystarczająco dużo czasu, by się zabawić, więc kup jakieś letnie sukienki i stroje kąpielowe. Optowałbym za skąpymi bikini. Nie ma kurna mowy. Addison będzie taka zazdrosna. - Zabierasz mnie do Nowej Zelandii? - Tak. Muszę coś załatwić w jednej z winnic, a mój szef ma dom na prywatnej plaży. Pozwala nam zatrzymać się tam na kilka nocy. - Lachlan. Nawet nie wiem, co powiedzieć.- I nie wiem. Nigdy nie udałoby mi się czegoś takiego zrobić. Nie byłabym w stanie przyjechać do Australii, gdyby rodzice Addison nie kupili mi biletu na samolot. - Jest tylko jedno słowo, które chcę usłyszeć. - Tak? - Właśnie to. Wyciągam ręce, a on pozwala mi skoczyć na siebie i opleść go nogami w pasie. - Jedziemy do Nowej Zelandii- piszczę podekscytowana.
––––– 179
Dzwonię do Addison, kiedy już prawie jestem pod mieszkaniem. Nie planuję iść na górę, bo nie chcę wpaść na Bena. - Hej, jestem przecznicę od ciebie. Jesteś gotowa zejść? - Potrzebuję jeszcze od pięciu do dziesięciu minut.- Oczywiście. Nigdy nie jest gotowa na czas. Czy kiedyś się nauczę, by mówić jej, że ma być gotowa trzydzieści minut wcześniej? - Zaczekam w samochodzie. - Nie ma mowy. Proszę, wejdź na górę. Wiem, że nie powinnam, ale ulegam.- W porządku. Wpuść mnie, ale proszę, pospiesz się. Daniel zatrzymuje się przed mieszkaniem. - Addison jeszcze nie jest gotowa, więc idę na górę. To nie powinno potrwać długo. Sięgam po drzwi, ale nie działają. Zdaje się, że to blokada dziecięca. Prawdopodobnie są aktywowane, bo Daniel wie, że mam gdzieś otwieranie drzwi przede mną. Nie jestem bezradna. Mogę sama sobie otworzyć drzwi, ale Lachlan chce inaczej. Daniel wygląda na niezadowolonego, gdy wypuszcza mnie z samochodu. Myślę, że nie popiera mojej wizyty na górze, ponieważ jego pracodawcy się to nie spodoba. - Daniel, to nie potrwa długo. - Nie mogę mówić pani co robić, ale wie pani, że jemu się to nie spodoba. Daniel wie o mojej scysji z Benem. Może nie zna szczegółów, ale Lachlan coś mu powiedział. - Pospieszę się. - Proszę zabrać ze sobą telefon i zadzwonić do mnie, jeśli będą problemy. Jakiekolwiek. Świetnie. Sprawiłam, że i Lachlan i Daniel chcą skopać tyłek Benowi. - Wezmę, ale nie martw się. Nic mi nie będzie. - Będę się martwił, dopóki nie zobaczę jak wychodzi pani z tego budynku cała i zdrowa.- Co Lachlan mu powiedział? - Wrócę za góra dziesięć minut- obiecuję. - Proszę się postarać za pięć- brzmi na poirytowanego.
180
Pukam do drzwi i otwiera je Ben. Szczerzy się do mnie, ale jest zawstydzony. Powinien być. - Cześć, Laurelyn. Wejdź proszę. Wchodzę do mieszkania i nie pamiętam bardziej niezręcznej chwili w moim życiu. Stoję próbując wymyślić uprzejmy temat rozmowy, ale nic z tego. Nie mam nic do powiedzenia facetowi, który nazwał mnie dziwką po tym jak próbował mnie pocałować. - Pójdę sprawdzić jak tam Addison. Dotyka mojego ramienia, gdy przechodzę obok. Sztywnieję. - Mogę zamienić z tobą słówko? Wyrywam ramię z jego uścisku. Nie chcę tego robić, ale czuję, że muszę, bo jest bratem mojej przyjaciółki.- Dam ci jedną minutę. - Nie mówię, że to jest jakakolwiek wymówka za to, co zrobiłem, ale w Sylwestra byłem naprawdę pijany. Inaczej nigdy bym się tak nie zachował. Chciałem ci tylko powiedzieć, że przepraszam. - Przeprosiny przyjęte.- Tylko tyle ode mnie usłyszy. Wchodzę do sypialni, którą kiedyś dzieliłam z moją najlepszą przyjaciółką, a ona siedzi na łóżku, gotowa. Wstaje szybko, kiedy widzi mnie w drzwiach. Wiedziałam, że to była zasadzka.- Nie bądź zła, Laurie. Chciał się z tobą zobaczyć, żeby przeprosić, a to był jedyny sposób. - Okłamałaś mnie- kiedy ją oskarżam, myślę o tych wszystkich półprawdach, które powiedziałam jej o Lachlanie. Przyganiał kocioł garnkowi.- Ale w porządku. Rozumiem, dlaczego to zrobiłaś. - Musiałam, Laurie. Nie mógł siebie znieść odkąd to się stało. - Więc, teraz jest już po wszystkim. Powiedziałam mu, że przyjmuję jego przeprosiny. - Dziękuję ci, Laurie.
Addison i ja nie widziałyśmy się odkąd się wyprowadziłam, więc mamy dużo do nadrobienia. Decydujemy, że najlepiej to zrobić przy cheeseburgerach i shake’ach w barze lat pięćdziesiątych na narożniku. - Więc, jak tam sprawy z garniturem? 181
Teraz ta nazwa w ogóle do niego nie pasuje. Tylko przez pierwsze kilka dni widywałam go w garniturze. Teraz jest seksowny w rozciągniętych ubraniach, ale nie będę się z nią kłóciła.- Dużo pracuje, ale teraz jest już dobrze. - Co to znaczy „teraz”? Czy naprawdę chcę z nią rozmawiać o Audrey? Tak, chyba chcę. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Muszę to z siebie wyrzucić i powiedzieć komuś. - Jedna z jego stukniętych byłych przyszła do mnie wczoraj wieczorem, gdy był poza miastem. Addison usiadła prosto, gotowa na pikantne szczegóły. Uwielbia pyskówki.- Co się stało? Musiałaś skopać jej tyłek? - Weszła do domu jakby był jej własnością i powiedziała mi, że jest jego żoną i matką jego dzieci. Podejrzewam, że widzi tą samą czerwoną flagę, co ja. Gdzie jest dym, jest też ogień. Prawda? - A jest? - Nie, ale oczywiście uwierzyłam jej. Wiesz jaka jestem, kiedy chodzi o mężczyzn. Nie ufam im. - Laurie, skąd wiesz, że ona nie mówi prawdy? Bawię się serwetką na moich kolanach, odrywając małe kawałki i rolując je w małe kuleczki. - Spakowałam swoje rzeczy i postawiłam je przy drzwiach, by wyjechać z samego rana. Wrócił do domu wcześniej, a kiedy zobaczył, ze odchodzę, to zrobiło się cholernie poważnie. Addison, on zadzwonił do swojej matki i obudził ją o trzeciej nad ranem, by potwierdziła, że nie jest żonaty. - To dobrze, prawda? - To, że jest kawalerem tak, ale to, co stało się później, było niespodziewane.- Nie jestem pewna, czy ten nieskomplikowany związek zostanie takim. - Wyluzuj, Laurie. Seks to seks. Daj się ponieść i baw się. Przestań komplikować. Nie próbuję skomplikować seksu z Lachlanem. - Nie było seksu. Mruży oczy.- Powiedział ci, że cię kocha czy jakieś pierdoły w tym stylu? - Nie, nie rozmawialiśmy. 182
- Jeśli nie rozmawialiście i nie uprawialiście seksu, to co robiliście? - Po prostu trzymał mnie przez całą noc. - Pfff. Nudy jak cholera. - Ale nie było tak. Mi się podobało. - Musisz iść do terapeuty.- Addison czasami zachowuje się jak facet. - Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Twoim zadaniem jest być moim terapeutą, kiedy gubię drogę. - Słonko, pogubiłam się już w momencie, kiedy powiedziałaś, że nie było seksuwzrusza ramionami.- Nic ci nie mogę powiedzieć. - W przyszłym tygodniu zabiera mnie do Nowej Zelandii. Trąca mnie w ramię.- Zamknij się. Nie ma mowy. - Taa, zabiera mnie.- Sięgam do torebki i wyciągam pieniądze, które mi dał.Zatrzymamy się w domu na prywatnej plaży i chcę, żebym kupiła sobie jakieś ubrania i stroje kąpielowe na wyjazd. Oczy Addison rozszerzają się.- O kurna! Ile tu jest? - Nie wiem. Nie liczyłam. Sięga i zabiera pieniądze z mojej ręki, a potem je liczy.- Garnitur dał ci tysiaka na bikini i klapki. Przypominam sobie o tym, co powiedział Lachlan. Kiedy kupuję dla siebie, kupuję dla niego, ponieważ lubi mnie w ładnych rzeczach.- Czuję się winna, że biorę te pieniądze, ale nie stać mnie na kupienie rzeczy, których on by chciał. Macha przede mną banknotami.- Obiecał ci najlepsze okres w twoim życiu. To jest jedna z rzeczy, o których mówił. Masz z nim jeszcze dwa miesiące. Baw się póki możesz. Ma rację. Za dużo myślę. Przedyskutowaliśmy, czego chce od tego związku i powiedział, że będzie mnie rozpieszczał i sprawi, że ten związek będzie prawdziwy. Tak właśnie wypełnia swoją część umowy, więc ja powinnam wypełnić swoją. Jeśli chce, żebyśmy czuli się prawdziwi, to dam mu to- codziennie i dwa razy w niedzielę.
183
34 Jack McLachlan
Kiedy startujemy naszym małym, prywatnym samolotem do Auckland w Nowej Zelandii, sprawdzam zegarek czy jesteśmy o czasie. Widzę datę: 1 Luty i przypomina mi się nasza rozmowa na drugiej randce. Powiedziała mi, że skończy dwadzieścia trzy lata w Dzień Świstaka. To jutro. Nie wierzę, że dopiero teraz sobie przypomniałem. Nie wspomniała o tym. Myślę, że powiedziałaby mi gdybym zapytał, ale wolę zrobić jej niespodziankę czymś wyjątkowym. Tylko jeszcze nie wiem, co to będzie. Nasz samolot ląduje i zazwyczaj czeka na mnie kierowca, ale nie dzisiaj. Zamiast tego, wynająłem kabriolet na naszą dwudziestominutową podróż do domu. Chcę, żebyśmy z Laurelyn doświadczyli tego sami i w naszym własnym tempie. Kilka razy zjeżdżam na pobocze, by Laurelyn mogła podziwiać linię brzegową i docieramy do domu w Auckland. Nie podróżowała zbyt duży poza swój mały świat w domu. Jej oczy są szerokie z zachwytu. Uwielbiam widzieć ją taką. Jej mina sprawia, że chcę pokazać jej świat. - Jest niesamowity. - Poczekaj aż zobaczysz plażę. Zabieram nasze bagaże z samochodu i wnoszę do domu. Oprowadzam ją, celowo ostatnią pokazuję sypialnię. Jestem dumny z tego pokoju, nawet jeśli to nie moja zasługa, że jest taki uroczy. Dom był urządzony, kiedy kupiłem go rok temu. Poprzedni właściciel wykonał świetną robotę urządzając sypialnię w stylu romantycznym. Laurelyn podchodzi do łóżka i przesuwa palcami po prześwitującym materiale na baldachimie. - Nie znam żadnego słowa, które mogłoby opisać ten pokój. Romantyczny to za mało. - Wiem. - Zatrzymałeś się tu już kiedyś? - Wiele razy.- Czuję pytanie, którego nie zadaje i odpowiadam na nie.- Ale zawsze sam. Jesteś jedyną, którą tu przywiozłem.- Chcę, by wiedziała, że jest pierwszą i jedyną. Siada na łóżku i upada na materac.- Twój szef ma świetny gust. 184
Patrzę na piękną kobietę rozciągniętą na moim łóżku.- Zgadzam się. - Co będziemy najpierw robić? Tylko teraz mogę pojechać i kupić prezent dla Laurelyn na jutro. - Muszę pojechać do winnicy na chwilę. Nie będzie mnie tylko kilka godzin- marszczy brwi na te wieści.- To nadal podróż biznesowa, ale nie martw się. Będziemy mieć dużo czasu na zabawę. - Jestem gotowa pójść na plażę. - Możesz, kiedy mnie nie będzie, ale nie chcę, żebyś sama wchodziła do wody. Wydyma usta.- Buu. - Wiem, że jesteś dużą dziewczynką, ale to nadal ocean. Czasami zdarzają się niespodziewane rzeczy i będę się lepiej czuł, jeśli nie pójdziesz sama. - Rozumiem. Siada, a ja ją całuję.- Wrócę nim się obejrzysz. Nie zapomnij o kremie z filtrem. Nie chcę, żebyś była poparzona, na to co mam w zamyśle na nasz pobyt tutaj.
––––– Nie udaje mi się od razu znaleźć prezentu dla Laurelyn, więc nie ma mnie dłużej niż zakładałem. Kiedy wracam do domu, zostawiam jej prezent w schowku samochodowym. Chcę, by myślała, że nie jestem świadomy jej urodzin skoro o nich nie wspomniała. Idę na plażę i widzę ręcznik Laurelyn na leżaku, na którym leżała, ale nie ją. Wołam ją kilka razy, ale nie ma odpowiedzi. Gdzie ona jest? Decydując, że pewnie jest w środku, otwieram frontowe drzwi i kilka razy krzyczę jej imię. Cisza. Czy poszłaby do wody po tym jak prosiłem ją, by tego nie robiła? Znam odpowiedź. Tak. W chwili, gdy odpowiadam sobie na moje własne pytanie, pędzę na plażę i krzyczę jej imię. Słyszę panikę w moim głosie i czuję ucisk w piersi, gdy przeczesuję wzrokiem wodę. Nigdzie jej nie widzę. Słyszę moje imię z oddali i obracam się. Spaceruje brzegiem. Ma na sobie jasno czerwone bikini. Jak mogłem to przegapić? Zalewa mnie ulga i wtedy uświadamiam sobie, że
185
trzęsą mi się ręce. Podnosi rękę i macha do mnie, a ja z trudem unoszę swoją w odpowiedzi. Siadam na łóżku czekając, bo kolana zaraz się pode mną ugną. Kiedy do mnie podchodzi jestem już spokojny, a przynajmniej takiego udaję. Rozkładam ramiona, a ona siada mi na kolanach. Przyciągam ją mocno do siebie i zanurzam nos w jej włosach. - Wow, ktoś naprawdę za mną tęsknił, gdy go nie było. Wszystko w porządku? - Teraz już tak.- Nie mówię jej o tym, że prawie przeżyłem załamanie, kiedy nie mogłem jej znaleźć. - To dobrze- sięga po guziki na mojej koszuli i zaczyna je odpinać.- Jest pan stanowczo za bardzo ubrany. Proszę iść przebrać się w spodenki i popływać ze mną. - Tak, proszę pani. Kiedy wychodzę z domu, ona już stoi po ramiona w czystej, niebieskiej wodzie, więc nie mogę nacieszyć oczu jej skąpym, czerwonym bikini.- Nie mogłaś poczekać, co? - Nie e. Wołał mnie od kilku godzin, a teraz już nie jestem sama, więc nie złamałam twojej reguły. Rzucam ręcznik obok jej ręcznika i idę spotkać się z nią w oceanie. Podpływa do mnie i obejmuje mnie za szyję.- Nigdy nie byłam w tak pięknym miejscu. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. - Przyjemność po mojej stronie. - Jestem pewny, że spotka cię za to przyjemność. - O, tak? - Magiczna kula mówi, że szanse są duże- całuje moje usta i opiera czoło na moim.Często tu przyjeżdżasz? - Staram się odwiedzać Aurelię przynajmniej raz w miesiącu w ciągu lata. - Dlaczego zawsze przyjeżdżasz sam? - Nigdy nie byłem z kimś, kogo chciałem tu zabrać. Dopóki nie poznałem ciebie. - Och- to wszystko, co mówi i nie naciska dalej. Kiedy jesteśmy już zmęczeni pływaniem, wychodzimy z wody i odpoczywamy na łóżkach plażowych. Jest rozciągnięta, jej jedna noga jest ugięta. - Chcę cię zabrać na kolację do miasta. - Ok. - Potem może potańczyć? 186
- Pewnie, brzmi nieźle.
––––– Po kolacji w romantycznej kafejce, zabieram Laurelyn do klubu, który wpadł mi w oko, gdy kupowałem jej prezent urodzinowy. Światła mrugają wokół nas w ciemności. Klub jest pełen. To nie jest do końca taki dancing, jaki miałem na myśli, ale jej wydaje się tu podobać. Chwyta mnie za ramiona i przesuwamy się na parkiet. Muzyka jest głośna, a piosenka szybka. Laurelyn porusza się do niej tak jakby robiła to z milion razy. - Dużo imprezujesz? - Taa. Addison i ja często urządzamy clubbing w Nashville. Obraca się do mnie plecami i chwyta moje ręce. Kładzie je na swoich biodrach i cofa się lekko aż jej całe ciało ociera się o mnie, gdy tańczy. Wie, co mi robi. Czuje dowód odbijający się od jej tyłka. Parkiet jest zatłoczony i wszyscy są w swoim własnym świecie. Nikt nie zwraca na nas uwagi, więc zsuwam rękę z jej biodra między nogi. Opiera głowę o moją pierś. - Jesteś taki niedobry. - Nie mogę się powstrzymać, kiedy tak się o mnie ocierasz. - Przepraszam. Chcesz drinka? - Taa, potrzebuję drinka. Dużego. Bierzemy dwie lampki wina z baru i przesuwamy się do kąta, żeby móc słyszeć siebie nad walącymi basami.- Byłeś tutaj wcześniej? - Nie. Zobaczyłem to miejsce i pomyślałem, że może być fajnie. Chcesz wyjść? Kręci głową.- Nie. Dobrze się bawię. Czuję jak ktoś wpada na mnie od tyłu i wylewam wino na swoją koszulę.- Cholera. Obracam się do kretyna za mną i widzi jaką wyrządził szkodę. - Stary, przepraszam. Proszę, pozwól mi postawić ci drinka i zapłacić za pranie. Obawiam, że pranie nie ocali tej koszuli.- To nie będzie konieczne. Wyciąga rękę.- Jestem Chris, a to moja żona, Trisha.
187
Naprawdę nie jestem zainteresowany przedstawianiem się, ale wybieram wersję przyjacielską- choć mógłbym kazać im spadać, żeby móc pobyć sam na sam z moją dziewczyną. - Jestem Lachlan, a to jest Laurelyn. Ściskam jego rękę, ale patrzy na Laurelyn. I to przez dłuższą chwilę niż mi się podoba. - Czy ta pani to twoja dziewczyna, żona? - Dziewczyna- Laurelyn zerka na mnie i oboje się szczerzymy. Muzyka jest głośna, więc żona bardziej się przybliża.- Długo jesteście razem? - Sześć tygodni- odpowiadam. To oznacza, że na pół metku. Zastanawiam się czy myśli o tym samym. Trisha krzyczy ponad muzyką.- Wow. Nadal wszystko jest dla was nowe i ekscytujące na tym etapie. Ekscytujące to niedopowiedzenie. Powinienem im powiedzieć jak rodzaj związku nas łączy, by zszokować ich małżeńskie tyłki i odstraszyć od nas. Śmiejemy się z naszej tajemnicy. Obejmuję ja ramieniem i przysuwam bliżej siebie.Jest bardzo mało rzeczy w naszym związku, które są nudne. Laurelyn wyciąga do mnie swój kieliszek z winem.- Potrzymasz chwilę, a ja pójdę do łazienki? Trisha wypija resztki swojego drinka, a potem przesuwa pustą szklankę w kierunku barmana.- Też muszę iść siusiu. Idealnie. Zostaję sam z moim nowym przyjacielem, Chrisem. - Twoja dziewczyna jest Jankeską? Piję z kieliszka Laurelyn, skoro jestem ubrany w swoje wino.- Tak. - Jest bardzo piękna. Nie mogłem jej nie zauważyć, kiedy tańczyliście. Naprawdę chciałbym ją zerżnąć. Co? Muzyka jest głośna i chyba musiałem się przesłyszeć, więc pochylam głowę w jego stronę. - Co powiedziałeś? Podchodzi bliżej i kładzie rękę na moim ramieniu. - Bardzo podniecasz moją żonę. Chce ci obciągnąć, kiedy będziesz patrzył jak pieprzę twoją dziewczynę. To znaczy, jeśli interesuje cię patrzenie. Naszą jedyną zasadą jest zero całowania. To zachowujemy tylko dla siebie. 188
Swingersi4. Wiem, że robię dziwne rzeczy, jeśli chodzi o kobiety, ale to kurwa przebija je wszystkie. Wyglądam jak ministrant przy tym żartownisiu. Jestem tak oszołomiony, że nie odpowiadam. Nie wiem jak. Laurelyn i swingerka Trisha wracają z łazienki i przyłączają się do naszego kółeczka. Laurelyn bierze ode mnie swój kieliszek. Obserwuję jej twarz zastanawiając się czy żonka złożyła jej propozycję w czasie pobytu w łazience. Jej nastawienie wydaje się być takie samo, więc podejrzewam, że Trisha oddała dowodzenie swojemu mężowi. Obejmuję męża za ramię.- Więc zapytałeś go, skarbie? - Właśnie o tym rozmawiamy- szczerzy się do mnie.- Więc co myślisz? Wchodzicie w to? Laurelyn chyba próbuje wyczytać coś z mojej twarzy, ale nie umie.- W co wchodzimy? Podaję Laurelyn mój pusty kieliszek.- Potrzymasz to, kochanie? Zdaje się, że można to nazwać tchórzowskim uderzeniem skoro nie wie, że nadchodzi, ale formuję pięść i walę swingera Chrisa w szczękę wysyłając go twarzą na parkiet. Chcę, żeby wstał, bym mógł go stłuc, ale jest mądrzejszy i nie podnosi się.- Wstawaj. Laurelyn stoi w szoku i gapi się na mnie. Nie ma pojęcia, co ten świr chce jej zrobić. - Lachlan! Co ty robisz? Wskazuję na Chrisa.- Chcesz wiedzieć, co myślę? Czy to wystarczająco jasna odpowiedź? Ochrona zmierza w moim kierunku z zamiarem wyrzucenia, więc unoszę obie ręce. - Nie ma potrzeby. Już nas tu nie ma. Biorę Laurelyn za rękę i ciągnę w stronę drzwi. - Co się dzieje? - Nie teraz- warczę. Wychodzi ze mną na zewnątrz i zatrzymuje się.- Dlaczego go uderzyłeś? Dalej idę w kierunku samochodu. Boję się, że tam wrócę i zabiję go, jeśli zaraz nie odjedziemy. Wsiadamy do samochodu i mocno chwytam kierownicę. Wtedy dociera do mnie jak bardzo boli mnie ręka. - Lachlan, przerażasz mnie. 4
Osoby uprawiające poligamiczną aktywność seksualną jakby ktoś nie wiedział ;)
189
- Nie bardziej niż samego siebie.- Właśnie straciłem panowanie nad sobą przez jakiegoś faceta, który powiedział mi, ze chce ją zaliczyć. Sprawił, że widziałem na czerwono. Chciałem wydusić z niego życie przez to, co powiedział. Wpatruje się we mnie.- Szczerze wątpię. Nie mogę teraz z nią o tym rozmawiać. Jestem taki wkurwiony. Zapalam silnik i jedziemy do domu w ciszy. Jestem wkurzony. Ona jest przestraszona i zdezorientowana. Kiepska kombinacja. Żadne z nas nie odzywa się, gdy docieramy do domu. Wchodzi do środka i idzie od razu do sypialni. Ja idę do kuchni i przeszukuję zamrażarkę. Nie widzę mrożonego groszku, więc owijam lód w ręcznik do naczyń i przykładam do opuchniętej ręki. Boli jak diabli, ale nie żałuję, że uderzyłem tego dupka. Zrobiłbym to jeszcze raz bez wahania. Uspokajam się stojąc przez jakiś czas w kuchni. Jestem jej winien wyjaśnienia, więc idę do sypialni. Jest ubrana w koszulę nocną i stoi przed umywalką myjąc twarz. Obserwuje mnie w lustrze, gdy zachodzę ją od tyłu. Kładę lód w ręczniku na konsoli i opieram ręce na jej ramionach. Całuję nagą skórę. Sięga w górę i dotyka mojej zranionej ręki.- Krwawisz. Musisz to zdezynfekować nim wda się infekcja. Chwyta moją rękę.- Jest tu jakiś środek odkażający? Albo maść z antybiotykiem? Rzadko tutaj bywam, więc nie trzymam takich rzeczy.- Wątpię. Przysuwa rękę do siebie, aby lepiej ją obejrzeć.- Powinieneś przynajmniej wymyć ją wodą i mydłem. Włącza wodę i robi pianę z mydła na swoich palcach. Myje moje kostki póki zaschnięta krew nie znika, a potem delikatnie osusza je ręcznikiem. - Obawiam się, że będziesz winny szefowi nowe ręczniki. - Przeżyje to. Nadal trzyma mnie za rękę i podnosi wzrok.- Powiedz mi co się stało. Skupiam się na jej oczach wspominając jego słowa „Naprawdę chciałbym ją zerżnąć”. Myśl, ze ktoś inny może ją mieć, doprowadza mnie do szaleństwa. Sięgam, by chwycić jej twarz. Pochylam się i całuję ją nie wiedząc czy mi na to pozwoli, ale pozwala. Kiedy kończę, łapię ją za rękę i ciągnę w stronę łóżka do sypialni. Siadam na brzegu i przyciągam do siebie jej biodra tak, że staje między moimi nogami. Jej palce bawią się moimi rozczochranymi włosami. 190
- Chcę wiedzieć. Mocno nabieram powietrza i powoli je wypuszczam. - Ten facet, Chris, powiedział mi, że chce czegoś, co jest moje. Czegoś, czym nie chcę się dzielić. - Nie rozumiem. - Ciebie. Chciał ciebie. - Mnie? Przecież jest żonaty. Mdli mnie, że nie mogę wypowiedzieć tych słów bez wyobrażanie sobie sceny w głowie. - Zapytał mnie czy będę patrzył jak cię pieprzy, kiedy moja żona będzie mi obciągać. Jej oczy rozszerzają się.- Aha.- Widzę, kiedy doznaje olśnienia.- Ahaa. Swingersi? - Dokładnie. - Walnąłeś go w twarz, bo chciał uprawiać ze mną seks? - Tak, do cholery i zrobiłbym to…- przerywa moje słowa wpijając się w moje usta. Jej ręce rozpinają guziki mojej pobrudzonej koszuli. Niezadowolona z powolnego progresu, sięga po jej rąbek i nadal zapiętą ściąga mi przez głowę. Odpina mój pasek, a potem guzik spodni. Tym razem idzie szybciej. Rozpina rozporek i wkłada rękę w moje bokserki. Jej ręka owija się wokół mnie i porusza się w górę i w dół. Cholera, ta dziewczyna za się na ręcznych robótkach. Całuje mnie mocno nadal pompując ręką. Jestem bliski orgazmu, ale nie pozwala mi. - Gdzie są prezerwatywy? - W zewnętrznej kieszeni dużej walizki. Całuje mnie w usta.- Nie ruszaj się stąd. Nie ma szans, do diabła. Wstaję, ściągam spodnie i bokserki podczas, gdy ona szuka gumek. Sunie w moją stronę z foliowym opakowaniem między dwoma palcami. Dłońmi pcha mnie na łóżko.- Tym razem ja zakładam. Otwiera opakowanie, a ja zachowuję się jak kompletny facet. Unoszę głowę, chcę zobaczyć jak to robi. To gorące obserwować jak jej ręce dotykają mnie w ten sposób. Kiedy kończy, zsuwa majtki i zdejmuje je. Wchodzi na łóżko jednym kolanem, a potem drugim i siada na mnie okrakiem. Moje ręce łapią ją za biodra, a ona obserwuje moją twarz. - Więc nie chcesz, żeby swinger Chris mnie miał? 191
Yszz, muszę pozbyć się tego obrazu z mojej głowy.- Nie ma kurwa mowy. Mój czubek znajduje się przy jej mokrym wejściu, ale nie zsuwa się na mnie. Kołysze biodrami w przód i w tył drażniąc się ze mną. - Czy ktoś inny może mnie mieć? Czy tylko swinger Chris nie może? - Nikt nie może cię mieć, Laurelyn. Tylko ja. Uśmiecha się. - To pokaż mi.
192
35 Laurelyn Prescott
Lachlan podnosi się z łóżka i obraca mnie na plecy. Klęka między moimi nogami i zakłada je sobie na ramiona, by móc odpychać. Nie jest delikatny. Wbija się we mnie bez litości, ale właśnie tak chcę. Jego usta znajdują się przy moim uchu. - Jesteś moja. Rozumiesz? - Tak!- Krzyczę częściowo dlatego, że taka jest moja odpowiedź, ale głównie, bo to co robi, jest tak przyjemne. - Chcę żebyś to powiedziała. Leżymy w poprzek łóżka, a każde pchnięcie przesuwa mnie po materacu aż moja głowa zwisa w dół. - Jestem… twoja… i… nikogo… innego. Puszcza moją jedną nogę i jego ręka zsuwa się, by mógł popieścić palcami moją łechtaczkę. - Nikt inny nie może cię tak dotykać. Dyszę unosząc biodra na spotkanie z nim i jego palcami. - Tylko ty, Lachlan. Idealnie trafia w mój słodki punkt i czuję, że kurczę się wokół niego detonując jego orgazm. Chciałabym krzyknąć z całych sił, więc robię to, bo nikt mnie nie usłyszy. - Ach, ach! - Ach, Laurelyn.- Oto moje imię, jak zawsze, gdy dochodzi. Schodzi ze mnie i upada obok. Moja głowa nadal wisi za łóżkiem, więc zsuwam się na materac. Leżę na plecach i wpatruję się w piękną, przejrzystą tkaninę udrapowaną na baldachimie nad nami. W głowie mam jedną myśl. To łóżko zostało stworzone do kochania się, ale my tego nie robiliśmy. Nigdy tego nie robimy.
193
Sypialnię wypełnia jasne światło słoneczne pomimo zaciągniętych zasłon. Czuję śniadanie- to na pewno bekon i może naleśniki. Jestem głodna, ale bardziej chce mi się spać, więc zakrywam głowę pościelą. To była długa noc. Udaje mi się pospać jeszcze kilka minut nim czuję jak Lachlan sięga pod pościel i łaskocze mnie po nosie. Marszczę go, by nie ulec pokusie drapania, ale w końcu się poddaję. Sięgam pod pościel i drapię paznokciami. - Myślałam, że na wakacjach można pospać. - Dla mnie to nie są wakacje. To praca i niedługo muszę wyjść, ale chciałem zjeść z tobą śniadanie z okazji twoich urodzin. Skąd wie? Podnoszę pościel, żeby spojrzeć na niego. Szczerzy się do mnie, bo jest bardzo dumny z siebie. - Skąd wiedziałeś, że to moje urodziny? - Powiedziałaś mi na naszej drugiej randce. - Nie pamiętam tego. - Cóż, tak było, a ja zapamiętałem, więc wstawaj na urodzinowe śniadanie. Nie mogę uwierzyć, że zapamiętał. Ma takiego nosa do szczegółów. A powiedział mi kiedy są jego urodziny? Jeśli tak, to zapomniałam. Wchodzę do kuchni i widzę ogromny szwedzki bufet na kontuarze. Nie ma mowy, żebyśmy dali radę to wszystko zjeść. - Ty to wszystko zrobiłeś? - Czy to będzie miało dla ciebie mniejszą wartość, jeśli powiem, że nie? - Nie. - Przywieźli mi to z lokalnej restauracji. - Pachnie przepysznie. Podaje mi talerz.- Urodzinowa dziewczyna ma pierwszeństwo. Kiedy ja napełniam swój talerz, on nalewa mi szklankę soku. Stawia ją na stole w jadalni, a potem przyłącza się do mnie z ogromną kupką naleśników na talerzu. - Bardzo głodny? - Miałem wykańczającą noc, ale zawsze jem tak dużo rano. Wiedziałabyś o tym gdybyś kiedyś obudziła się wcześniej i zjadła ze mną.- Nigdy nie przestanie się ze mną droczyć, że jestem śpiochem. - Jak twoja ręka? 194
Podnosi ją, zaciska w pięść i rozluźnia.- Boli, ale mogę nią ruszać, więc nie jest złamana. - Nikt nigdy wcześniej nie zrobił dla mnie czegoś takiego. - Polecam się, kochanie. Kiedy kończę, odsuwam talerz, bo jestem już napchana. - To było wspaniałe. Dziękuję ci. Bardzo wspaniałomyślny prezent. - Jedzenie nie jest twoim prezentem,- sięga do kieszeni i wyciąga czarne, aksamitne pudełeczko na biżuterię. Kładzie je na stole i przesuwa w moją stronę- ale to tak. Nie jestem tak głupia, by myśleć czy mieć nadzieję, że to pudełko zawiera pierścionek. Wiem, że tak nie jest, bo to byłoby niedorzeczne. Natomiast na pewno to coś z biżuterii. Sięgam po nie i otwieram pokrywkę. W środku znajduje się wisiorek w kształcie gwiazdki pokryty, jak podejrzewam, diamentami. - Wybrałem go, ponieważ zostaniesz wielką gwiazdą po powrocie do domu. To najlepszy prezent urodziny. I najgorszy. Najlepszy, bo bardzo dodaje zachęty i jest wspaniałomyślny. Najgorszy, bo oznacza, że kiedy on mówi mi, że należę do niego, to omija fakt, że tylko przez następne sześć tygodni. - Nie podoba ci się? Zmuszam się do uśmiechu.- Jest idealny i bardzo mi się podoba. Dziękuję. Wyjmuję go z pudełka i podaję mu.- Mógłbyś?- Obracam się i podnoszę włosy, żeby mógł mi go założyć. Zapina i całuje mój kark. - Żałuję, że nie mogę spędzić z tobą całego dnia. Obracam się i dotykam wisiorka opuszkiem palca.- Ja też. Uśmiecha się podziwiając swój prezent wokół mojej szyi. - Spróbuję wrócić wcześnie. - Wcześnie czy późno i tak tu będę. - Nadal nie chcę, żebyś sama wchodziła do wody. - Uch! Jest taka piosenka country „Don’t Go Near the Water”5. Teraz przez cały dzień będzie mnie męczyła, a nienawidzę tej piosenki. Wielkie dzięki, przystojniaku. Całuje czubek mojej głowy.- Nie znam jej, ale może dziękować mi za każdym razem, kiedyś złapiesz się na śpiewaniu jej. 5
pol. Nie podchodź blisko wody
195
Dzisiaj ma na sobie garnitur. Cholera, ale gorąco wygląda- piekielnie gorąco. Stoi nade mną, a ja chwytam klapy jego marynarki i przyciągam go do pocałunku. Jego cmoknięcie w głowę na pewno nie wystarczyłoby mi na cały dzień. Kiedy go puszczam, mówię. - To twój bodziec do szybkiej pracy, byś mógł wyjść wcześniej i wrócić do mnie.
Spędzam dzień czytając na plaży, nie pływając w wodzie- choć jest gorąco jak w piekle. Jest południe i decyduję się na przerwę od upału. Wracam do domu na przekąskę i trochę klimatyzacji. Siedzę przy stole w jadalni jedząc resztki owoców z mojego urodzinowego śniadania, gdy dzwoni mój osobisty telefon. To moja mama, bez wątpienia dzwoni, żeby życzyć mi wszystkiego najlepszego. - Cześć, mamo. - Wszystkiego najlepszego, malutka. - Dziękuję. - Dobry dzień? - Najlepszy.- I tak jest. Jestem w domu na prywatnej plaży w Nowej Zelandii z pięknym mężczyzną, którym nie mogę się nasycić. Nic tego nie pobije. - Cóż, mam pewne wieści, które sprawią, że będzie jeszcze lepszy. Jej pojęcie dobrych wieści i moich nie zawsze jest takie samo. - O co chodzi? - O twojego tatę. Przyszedł się ze mną zobaczyć, kochanie. Chce cię poznać. To jest idealny przykład, kiedy nasze pojęcie dobrych wieści znajduje się na przeciwległych półkulach. - Dlaczego? - Bo jesteś jego córką. Kiedy byłam dzieckiem oddałabym wszystko, by usłyszeć te słowa. Chciałam tylko, żeby mój bogaty i sławny ojciec uratował mnie przed nią, gdy żyłam na wodzie z kranu i spleśniałym chlebie kiedy była zbyt najarana, żeby pójść do sklepu. Modliłam się, żeby przyszedł i mnie uratował, ale nie zrobił tego.
196
- Nie chciał mnie jako swojej córki przez dwadzieścia trzy lata i nie ma prawa zmieniać zdania teraz tylko dlatego, że jedyne dziecko jakie uznał nie żyje. - To nie tak, Laurie. - Właśnie tak, mamo. Byłam jego brudnym sekretem przez te wszystkie lata. Niech przynajmniej ma jaja, aby się do tego przyznać.- Nie znam dokładnego momentu, w którym pojawiły się łzy, ale kiedy już zacznę płakać, to nie mogę przestać. Im bardziej próbuję je powstrzymać, tym mocniej nadchodzą.- Udawał, że nie istnieję przez całe moje życie i jedynym powodem, dla którego teraz mnie chce jest to, że nie ma już żadnych innych dzieci. Jestem w szoku, kiedy czuję wokół siebie ciepłe ramiona. Lachlan zabiera telefon z mojej ręki. Kiedy wrócił? - Przepraszam. Laurelyn później oddzwoni. Rozłącza się, wycisza dzwonek i rzuca telefon na kanapę. Obejmuje mnie, a ja rozpływam się w nim. Nie pyta, co takiego powiedziała, że mnie zmartwiła. Myślę, że się domyśla, jeśli słyszał choćby kawałek naszej rozmowy. To kolejna z tych chwil podobna do poranka, gdy prawie go zostawiłam. Trzyma mnie i to znaczy więcej niż słowa.
197
36 Jack McLachlan
Jestem wkurzony, że matka Laurelyn dzwoni i wpędza ją w taki nastrój, zwłaszcza gdy są jej urodziny. To w ogóle nie poprawia mojej opinii o niej. Jest samolubną, niedojrzałą kobietą. Nie rozumiem jej procesów myślowych za decyzją, by powiedzieć Laurelyn te nowości o jej ojcu w jej urodziny. Wiedziała, że to ją zmartwi. Nawet ja to wiem. Chcę zachować się jak totalny jaskiniowiec i roztrzaskać o ścianę jej telefon, żeby matka Laurelyn już nigdy do niej nie zadzwoniła, ale nie mogę. Może nie rozumiem, bo to sprawa matka/córka, ale jest coś dziwnego w ich relacji. Rysuję kółka na jej plecach.- Chcesz o tym porozmawiać? Czuję jak jej głowa przesuwa się na boki mówiąc mi „nie”. Całuję czubek jej głowy, pachnie jak kokos i pot po pobycie na słońcu. Drgam w spodniach, bo jest tak blisko. Nic na to nie poradzę. Hola, spokojnie koniku… teraz nie jest właściwa pora. Czasami ciężko odczytać Laurelyn, ale cierpi i chcę dać jej wsparcie, na które zasługuje. Jestem cholernie pewny, że nie dostaje tego od nikogo innego w swoim życiu. Myślę, że proste trzymanie jej jest tym, czego chce, więc właśnie to robię. Jestem zadowolony móc siedzieć z nią tutaj tak długo jak będzie mnie potrzebowała. Siedzimy razem w milczeniu przez przynajmniej pół godziny zanim przestaje płakać. Podnosi twarz i zerka na mnie przez ramię. - Wcześnie wróciłeś. - Oczywiście, że tak. Chcę być z jubilatką podczas jej wyjątkowego dnia. Sięga po moją rękę i splata z nią palce. - Wydaje mi się, że nie wiesz jaki jesteś w tym dobry. - W czym jestem dobry? - W tym co tu robimy. Ja już nie mam pojęcia, co my robimy. Wiem tylko, że podoba mi się to. - Myślę, że ty też jesteś w tym dość dobra. Cokolwiek to jest.
198
Podnosi rękę, którą użyłem na Swingerze Chris’ie i ogląda ją.- Twoja ręka lepiej wygląda. Opuchlizna zeszła. - Jest ok. Już prawie nie boli.- Przykłada ją do swoich ust.- Twój pocałunek uleczy ją w mgnieniu oka. Kładzie palec na mojej nodze i rysuje znak nieskończoności. Pamiętam poprzedni raz, kiedy to zrobiła. To było po naszej drugiej randce, gdy wyjaśniłem jej wszystko czego chciałem. Robi to, kiedy się denerwuje. - On chce się ze mną spotkać. On. Słyszałem wystarczająco długo tej rozmowy, by wiedzieć, że mówi o swoim ojcu, dawcy spermy. Zacząłem tak o nim myśleć, bo tyle razy tak się do niego odnosiła. - Jak się z tym czujesz? - Myślę, że już go poznałam. - Dlaczego tak myślisz? - Mam wspomnienie z dzieciństwa. Jest bardzo zamazane, ale jestem pewna, że pamiętam jak spotkałam go będąc dzieckiem. Moja mama ubrała mnie w granatową, marynarską sukienkę. Miała taki duży kołnierzyk i związała mi włosy w dwie kitki. Byłam urocza- śmieje się.- Zabrała mnie w miejsce, gdzie kaczki pływały wokół fontanny. Fascynowały mnie, ale nie pozwoliła mi zostać i ich oglądać. Zabrała mnie do niego. Wiem, że to był dawca spermy, nawet jeśli nie pamiętam jego twarzy. Z tego, co wiem, to już nigdy więcej go nie widziałam. No poza telewizją i działem muzycznym w Walmarcie. - Nie jesteś go ciekawa? - Były takie momenty w moim życiu, kiedy byłam i oddałabym wszystko, żeby się z nim zobaczyć, ale dzisiaj tak nie jest. I jutro też tak nie będzie.
Jest późny wieczór i Laurelyn przygotowuje się w łazience do wyjścia na kolację. Siedzę na kanapie i słyszę jak wibruje jej telefon. Przestaje zanim mogę go odebrać. Patrzę na ekran i widzę nieodebrane połączenie od Blake’a Phillips’a. Kim on jest do diabła? Może być każdym. Krewnym. Kolegą. Chłopakiem. Chcę wiedzieć, ale odważę się zapytać, bo boję się odpowiedzi.
199
Laurelyn wchodzi do salonu, a ja wkładam telefon do mojej kieszeni. Nie chcę, żeby wiedziała, iż wiem o telefonie od tego mężczyzny; dzisiaj nie jest odpowiedni dzień na tą rozmowę. Bardzo się opaliła podczas naszego pobytu tu i jej skóra jest złotym kontrastem letniej, kremowej sukienki. Cieszę się, że nosi swój prezent urodzinowy i sięgam, by dotknąć go na jej szyi. - Wygląda idealnie na tobie. Uśmiecha się i też go dotyka.- Jest piękny i uwielbiam go. Jeszcze raz dziękuję. - Jesteś jeszcze piękniejsza. I cała przyjemność po mojej stronie. Zabieram ją do włoskiej restauracji, w której już kiedyś jadłem podczas pobytu w interesach. Jedzenie jest świetne i jest to ostatnie miejsce, w którym spodziewałbym się propozycji od seksualnych dewiantów. Przynajmniej mam taką nadzieję. Moja pięść nie jest jeszcze gotowa do ponownego użytku. Powiedziałem Laurelyn, że jest w porządku, ale skłamałem. Nadal boli jak cholera. - Jesteś niespotykanie cichy. Co się dzieje w pana głowie, panie Henry? Myślę o rzeczach, które lepiej zostawić w spokoju. Wiem, że była jeszcze tylko z jednym mężczyzną. Czy to Blake Phillips? Niewiedza mnie męczy. Czy to on ją skrzywdził? Nie mogę przestać o nim myśleć, więc decyduję, że są inne sposoby na zapytanie o niego bez pytania. - Myślałem o tym, że tak piękna kobieta jak ty musi często chodzić na randki. Uśmiecha się i światła świec odbijają się od jej kości policzkowych. - To prawda. Prawie każdego dnia od sześciu tygodni spotykam się z wyjątkowo przystojnym mężczyzną. Unika prawdziwej odpowiedzi.- Nie, chodziło mi o to zanim tu przyjechałaś. Wzrusza ramionami i patrzy w dół na swój talerz. - Niewiele. - A poważny związek? Kręci głową.- Raczej nie. Nie sądzę, żeby mnie okłamywała, ale ciężko mi uwierzyć, że ktoś tak ponętny nigdy nie był w związku. - Nigdy nie miałaś chłopaka?
200
Wierci się na krześle. Sprawiam, że czuje się nieswojo, a to znaczy, że jest wiele rzeczy, których mi nie mówi. - Miałam raz coś, ale chłopak nie wydaje się być odpowiednim słowem na to kim dla mnie był. - To było coś poważnego?- Czy to był Blake Phillips? Bawi się jedzeniem i zdaje się, że ją zmartwiłem. Niech to szlag. - W tamtym czasie tak myślałam, ale mieliśmy różnice zdań. - Och.- Czy to znaczy, że ją zostawił? Nadal go pragnie? - Po co te wszystkie pytania? - Po nic. Po prostu nawiązanie rozmowy.- Mówi niejasno, więc robię się podejrzliwy. Moja intuicja podpowiada mi, że ta historia jest bardziej skomplikowana. Nie jest kobietą, która wybiera jednostronne poważne związki, ale na razie wolę odpuścić. Będzie to otwarty temat, do którego może będę chciał wrócić. Wygląda na to, że oboje mamy sekrety.
Siedzi przy stole w jadalni z zamkniętymi oczami, gdy przynoszę tort z dwudziestoma trzema płonącymi świeczkami. - Możesz otworzyć oczy. - Wow. Dużo ognia. - Poczekaj aż skończysz trzydziestkę- śmieję się.- Wtedy jest jeszcze więcej. Marszczy brwi.- Powiedziałeś mi, że masz dwadzieścia dziewięć lat. - Miałem, kiedy się poznaliśmy. - Kiedy skończyłeś trzydzieści? - Kilka tygodni temu, trzynastego. - Nie powiedziałeś mi- wyszeptała. Wygląda na urażoną. Widzę jak wertuje wspomnienia sprzed dwóch tygodni.- To było wtedy, kiedy pojechałeś do domu swoich rodziców, prawda? - Tak. - Kiedy prawie cię zostawiłam? - Tak. - Powinieneś był mi powiedzieć. 201
- Tak samo jak ty powiedziałaś mi, że dzisiaj są twoje urodziny? Śmieje się.- Racja. Zdaje się, że nie mogę być na ciebie za bardzo zła skoro zrobiłam dokładnie to samo. Dałabym ci prezent gdybym wiedziała. Siadam na krześle obok niej i chwytam za ręce. - Dałaś. To, że ze mną zostałaś było najlepszym prezentem jaki mogłaś mi dać. Chyba nie wie jak odpowiedzieć, więc ułatwiam jej to. - Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki zanim podpalimy ten dom. Uśmiecha się, głęboko wciąga powietrze, a potem pochyla się i gasi dwadzieścia trzy malutkie płomienie. Chcę, by wszystkie jej życzenie się spełniły. Nie tylko to jedno.
202
37 Laurelyn Prescott
Kiedy Lachlan kończy swoje interesy w winnicy w Auckland, wracamy do Avalonu i naszej rutyny. On pracuje codziennie, a ja zajmuję sobie jakoś czas w domu czekając aż wróci. Wow. Mamy codzienną rutynę. Jakie to domowe. I nazwałam Avalon domem? Ten malutki szczegół nie umyka mojej uwadze. Zbliża się czas zbiorów, więc Lachlan pracuje o wiele więcej od naszego powrotu z Nowej Zelandii. Spędzam czas z Addison, kiedy nie jest przylepiona do Zaca, ale i tak zostaje mi bardzo dużo czasu na zajęcie się sobą, więc robię jedyną rzecz jaka potrafię: oddaję się pisaniu piosenek. Za cztery tygodnie muszę wrócić do mojej kariery. Przynajmniej mam nadzieję, że jeszcze mam jakąś karierę. Blake nadal jest właścicielem połowy praw do moich piosenek z płyty, którą nagrywaliśmy. Może je sobie wsadzić w dupę. Napiszę nowe piosenki. To tym popieprzonym romansem z nim się martwię. Modlę się, żeby to się nie upubliczniło i nie zrujnowało wszystkiego, na co tak ciężko pracowałam. Wow. Zostały mi tylko cztery tygodnie z Lachlanem. Nasz cenny czas razem kojarzy mi się ze świecą, które knoty palą się na obu końcach. Kiedy płomienie spotkają się w środku, koniec z nami. Już nigdy więcej go nie zobaczę, ani nie usłyszę jego śmiechu, nie dotknę jego skóry. Już nigdy nie będę dzieliła z nim łóżka. Czy będę na to gotowa kiedy przyjdzie czas? Nie sądzę, ale to nie ma znaczenia. To nadchodzi i lepiej żebym wymyśliła sposób jak się przygotować. Jestem wdzięczna, że mam do użytku Martina i fortepian, bo długie godziny pracy Lachlana dają mi dużo czasu na komponowanie. Inspiruje mnie pobyt tutaj. Do diabła, przynajmniej powinnam być szczera. To Lachlan mnie inspiruje. Wiem, że to co piszę jest na miarę złota, ale inspiracja kryjąca się za muzyką jest słodko-gorzka. Obawiam się, że trafiłam do miejsca, w którym nie chciałam się znaleźć- piszę hity bo jestem okropnie zakochana. Bawię się melodią na fortepianie, kiedy pani Porcelli wchodzi do salonu. - Laurelyn, kolacja jest gotowa i czeka na piekarniku, więc wychodzę. 203
- Dziękuję, pani Porcelli. Miłego wieczoru. Jeszcze raz gram refren próbując zdecydować czy dobrze brzmi. - To śliczna piosenka, Laurelyn. - Słuchała pani? Potakuje. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. - Nie, wcale. Nie sądzę, by miała pani inny wybór niż słuchanie. Myśli pani, że jest dobra? - Myślę, że jest świetna. - Dziękuję. Mam nadzieję, że nie tylko pani będzie tak myślała. - Myślę też, że on czuje to samo w stosunku do ciebie.- Spoglądam na nią znad fortepianu.- Piosenka jest o panie McLachlanie, prawda? - To takie oczywiste? - Obawiam się, że tak, moja droga. Grałaś mu ją? - O nie. Nigdy nie mogłabym tego zrobić.- A zwłaszcza, jeśli piosenka jest tak transparentna. - Myślę, że powinnaś to rozważyć. Bardzo by mu się spodobała. - Pomyślę o tym- kłamię. - To dobrze. Będę się już zbierała. Miłego wieczoru. Pracuję nad moją najnowszą piosenką do czasu kiedy Lachlan wraca do domu. Dom. Znowu to słowo. Widzę, że stoi w drzwiach i obserwuje mnie. Przestaję śpiewać w momencie kiedy nasze oczy spotykają się. Jak długo tam stoi? - Jest piękna. Nie przestawaj ze względu na mnie. - Siedziałam nad nią przez cały dzień, więc chyba już na dzisiaj wystarczy- wstaję z ławki.- Kolacja jest gotowa. Chciałbyś teraz zjeść? - Tylko jeśli się do mnie przyłączysz. Podchodzę do drzwi i całuję go. - Robię to każdego wieczoru od dwóch miesięcy, więc na pewno teraz nie przestanę.
204
Nakładam na nasze talerze łososia i ryżowy pilaw6, Lachlan wybiera wino i spotykamy się przy stole. Odsuwa mi krzesło i nalewa wino. To jeden z wielu zwyczajów, które stworzyliśmy w ciągu naszych ośmiu tygodni wspólnego mieszkania. - Pamiętasz jak kiedyś mówiłem ci, że chciałbym cię zabrać do Sydney? - Tak. Masz bilety do opery. - Dokładnie. Na Madama Butterfly. To w ten weekend i nadal chcę, żebyś ze mną pojechała. - Wchodzę w to, ale muszę cię ostrzec. Nie jestem fanką opery. Nie rozumiem jej. - Szczerze mówiąc, to ja też nie jestem wielkim fanem, ale dostałem te bilety w prezencie od jednego z klientów z Sydney. To miejsca na balkonie i obawiam się, że on ma bilety na pozostałe miejsca, więc będzie wiedział, jeśli się nie pojawię. - Jesteś taki rozważny. - Nie jestem rozważny. Mam umysł nakierowany na biznes. Nie chcę go obrazić i stracić jego konta. - Cóż, więc jesteś rozważny jeśli w swojej biznesowej umysłowości. Śmieje się ze mnie.- Biznesowa umysłowość. Spróbuj to powiedzieć szybko dziesięć razy. - Nie, wystarczająco trudno było to powiedzieć jeden raz. - Wycieczka nie będzie taka kiepska. W piątkowy wieczór zaliczymy operę, a potem mam dla nas inne plany. - Na przykład? - Nie powiem ci. Będzie pani musiała zaczekać do soboty, panno Beckett.
Mam na sobie czarną, dopasowaną sukienkę koktajlową i parę wysokich szpilek. Diabelskie buty. Tak je nazywam, bo nogi będą mnie bolały jak diabli, jeśli długo pochodzę. Ale cholera, wyglądam w nich świetnie, a właśnie tego chcę- być piękną dla Lachlana, nawet jeśli to bolesne. Mogę wytrzymać ból. 6
słynna w XVI-XVII wieku potrawa wschodnia, złożona z ryżu z dodatkiem baraniny i ryb smażonych w oliwie lub gotowanych w rosole, z dodatkiem dużej ilości ostrych korzeni. W Polsce mianem pilawu określa się czasem zwykłą potrawkę z kurczaka.
205
Stoję przed lustrem i zapinam moją diamentową gwiazdkę na szyi, kiedy Lachlan wchodzi do łazienki. - Czegoś ci brakuje. Oglądam się w lustrze. Nie wiem o co mu chodzi, ale podoba mi się okazja do podrażnienia z nim. - Skąd wiedziałeś, że nie mam na sobie majtek? Jego oczy i uśmiech rozszerzają się, gdy sięga pod moją sukienkę, by ocenić sytuację. - Nie masz? Cóż, to bardzo dogodne. Uderzam go w rękę.- Na to musisz poczekać. Czego mi brakuje? Wyciąga czarne, aksamitne pudełeczko z wewnętrznej kieszeni marynarki. - Tego. Spoglądam na pudełko na jego rozłożonej dłoni. - Lachlan, rozpieszczasz mnie. - I uwielbiasz to. Przyznaj. Przewracam oczami. Nie chodzi o to, że nie lubię być rozpieszczana przez Lachlana. Lubię, ale nieswojo się czuję kiedy daje mi drogie prezenty. Wszystko, co mieszka w pudełeczku na biżuterię kosztuje dużo dolców. Słychać kliknięcie, gdy otwiera wieczko i widzę parę diamentowych kolczyków- duże diamenty. Sięgam i dotykam ich. - Są piękne. - Prawda, ale ty jesteś piękniejsza. Zawsze mi to mówi. Zastanawiam się czy innym też tak mówił. - Coś nie tak? - Nie, nie- wyciągam rękę szczerząc się.- Podaj mi moje nowe kolczyki, żeby mogła je założyć. Wyjmuje je z pudełka i podaje mi po kolei. Przechylam głowę na bok, żeby pozbyć się włosów z drogi i wkładam pierwszy kamień. Cholera, jest większy od mojego ucha. Zastanawiam się ile może mieć karatów? Pewnie dużo. Zakładam drugi i unoszę głowę do góry, a Lachlan zakłada mi włosy za ucho i ogląda. - Diamenty zawsze mają jakieś niedoskonałości, chociażby minimalne, ale ty sprawiasz, że te są idealne. - Dziękuję za kolczyki i komplement. 206
- Przyjemność po mojej stronie. Jesteś gotowa? - Jestem. Przyjeżdżamy do Sydney Opera House, Lachlan załatwił nam miejsce do parkowania blisko wejścia, dlatego nie potrzebujemy parkingowego. Moje stopy są mu wdzięczne. Inaczej czekałaby nas przerwa z publicznego parkingu. Idziemy w stronę wejścia, gdy młody mężczyzna z wielkim aparatem staje przed nami i zaczyna robić zdjęcia. Światło flesza prawie oślepia. Czuję na plecach rękę Lachlana popychającą mnie do przodu. Kiedy jesteśmy już w budynku, spoglądam na Lachlana, ale on wydaję się w ogóle nie być poruszony tym dziwnym incydentem. - To było dziwne. Jak myślisz, o co chodziło? - Jestem pewien, że to był fotograf, który robił zdjęcia wszystkim gościom. - Gazety powinny uczyć swoich pracowników dobrego wychowania kiedy fotografują ludzi. To było niegrzeczne i niedorzeczne. Zachowywał się tak jakby musiał zrobić jak najwięcej zdjęć zanim go odepchniesz. Jak jakiś paparazzi uganiający się za gwiazdą. - Chyba powinniśmy znaleźć nasze miejsca, żebym mógł porozmawiać z panem Brees’em, jeśli tu jest. Siedzimy na naszym prywatnym balkonie w drugim i ostatnim rzędzie miejsc. Lachlan przysuwa się i szepcze.- Przed nami to nie pan Brees. Chcesz wyjść? Mówi poważnie? - Nie. Już tu jesteśmy. Wystroiliśmy się. Zachowujmy się tak jak gdybyśmy znali się na operze. - Och, wiem wszystko o operze. Po prostu nie jestem fanem. Moja mama ją uwielbia, więc wychowywałem się słuchając tego. „Madama Butterfly” jest jej ulubioną, więc znam ją na wylot. Możemy to olać i zrobić coś innego, jeśli chcesz. - Nie. Chcę zostać, tym bardziej, że nie wiedziałam, iż siedzę obok eksperta od opery. Możesz mi ją wytłumaczyć. Śmieje się. - Super. Właśnie o tym marzyłem. Kurtyna podnosi się i po kilku minutach już nie wiem o co chodzi. - Nie mam pojęcia co się dzieje.
207
- Ok. Jest rok 1904 i ten mężczyzna, Pinkerton, jest oficerem marynarki USA. Ma zamiar ożenić się z piętnastoletnią japońską dziewczyną, którą nazywają Butterfly. Ale wie, że rozwiedzie się z nią, kiedy znajdzie odpowiednią amerykańską kandydatkę na żonę. - Cóż, to dosyć gówniane. - Mnie nie wiń. Nie ja to napisałem. W każdym razie, Butterfly kocha Pinkertona tak bardzo, że zmienia wiarę z japońskiej religii na chrześcijaństwo. Jej wuj dowiaduję się o tym i przychodzi do domu, w którym właśnie biorą ślub. Wchodzi tam, przeklina Butterfly i wyrzeka się jej. Ten akt kończy się kiedy przygotowują się na swoją noc poślubną. - Więc to jest taka opera w stylu „przybyłem, zaliczyłem, zostawiłem laskę”? Zaczyna się śmiać, za co dostaje kilka uciszeń od ludzi w rzędzie przed nami. Przysuwa się bliżej i czuję ciepło jego oddechu na moim uchu. - Nie, „Madama Butterfly” w żadnym razie nie należy do przybyłem, zaliczyłem, zostawiłem laskę, ale ja na pewno pokażę ci zaliczanie, kiedy wrócimy do hotelu. Jego obietnica wysyła powódź pożądania między moje nogi i nie mogę usiedzieć na miejscu. Lachlan obserwuje mnie i uśmiecha się. - Wszystko tam w porządku? - W porządku. - Naprawdę nie masz na sobie majtek? - Może mam, może nie mam.- Nie ma mowy żebym zniszczyła tą świetną sukienkę odznaczającymi się majtkami. Próbuje odczytać coś z mojej twarzy, ale widzę, że nie potrafi. Ściąga szal z moich ramion i rozkłada go na moich kolanach. - Chyba zimno ci w nogi. Nie, proszę pana, w tej chwili wręcz przeciwnie. - Moja ręka też jest zimna. Muszę ją ogrzać- szepcze i wsuwa ją pod materiał na moich udach. Nie ma mowy. Nie ma zamiaru zrobić tego tutaj… och, och, tak, ma. Czuję jego palce przesuwające się pomiędzy moimi nogami, suną w górę ud zbliżając się do miejsca, w którym pragnę jego dotyku. - Hmm, ktoś tu nie ma majtek. Bezwstydnica. Opieram się na moim fotelu, a on porusza palcami w górę i w dół, rozcierając wilgoć z mojego wnętrza. 208
- Uwielbiam, że zawsze jesteś taka mokra. Szczęśliwie dla mnie w operze jest ciemni, ale i tak rozglądam się wokół chcąc się upewnić, że nikt na nas nie patrzy. Przy tym, co robi, nie jestem pewna, żeby mnie obeszło gdyby ktoś to widział. Jego palce są frustrujące, ale niesamowite. Chcę wygiąć biodra i ujeżdżać jego rękę dopóki nie dojdę i nie rozpadnę się na milion kawałków, ale nie mogę tego zrobić bez zwracania na siebie uwagi. To powolna tortura. - Dam ci więcej, ale musisz być grzeczna. Możesz to dla mnie zrobić? Nie mogę odpowiedzieć, więc potakuję, żeby pokazać moją zgodę. Chwilę później czuję jak jego palce zaczynają wślizgiwać się do środka. Do środka. Na zewnątrz. Do środka. Na zewnątrz. Prawie nie daję rady w tym momencie, ale biorę się w garść i przygryzam wargę. Jego palce przyspieszają i czuję, że zaczynam się budować. To nadchodzi. Dochodzę, kiedy Butterfly przygotowuje się do swojej nocy poślubnej.
209
38 Jack McLachlan
Nigdy tak dobrze nie bawiłem się w operze. Laurelyn i ja opuszczamy budynek na kilka minut przed opuszczeniem kurtyny. Nie chce stanąć twarzą w twarz z parą siedzącą przed nami na balkonie. Jest prawie pewna, że słyszeli jej stłumiony pisk i dokładnie wiedzieli, co się dzieje. Ja jestem prawie pewien, że ma rację. Idziemy za rękę przez parking, kiedy pojawia się kolejny fotograf i robi więcej zdjęć. Laurelyn podnosi dłoń.- Przepraszam, ale ma pan wielu innych ludzi do obfotografowania. Proszę sobie znaleźć kogoś innego. Fotograf opuszcza aparat, żeby popatrzeć na Laurelyn. Chyba go rozbawiła. - W porządku. Już mam to, czego chciałem. Ona naprawdę nie ma pojęcia kim jestem. Kiedy jesteśmy już w samochodzie, wyciągam telefon z kieszeni, żeby go włączyć. Widzę prawie tuzin nieodebranych połączeń od mamy, Evana i Chloe. - Coś się dzieje, bo moja rodzina bombardowała mnie telefonami przez ostatnie dwie godziny. Dzwonię najpierw do mamy i kiedy nie otrzymuję odpowiedzi, próbuję dodzwonić się do Evana. Nawet nie mówi „cześć” kiedy odbiera. - Jack, chodzi o tatę. Został zabrany do szpitala. Jeszcze nie wiemy niczego na pewno, ale możliwe, że miał atak serca. - Co się stało? - Mama mówiła, że byli w domu i zaczął narzekać na ból w klatce piersiowej. Próbowała namówić go na wizytę w szpitalu, ale znasz tatę. Chciał zobaczyć czy samo przejdzie, ale tylko się pogorszyło, więc mama zadzwoniła po karetkę. Zabrali go jakieś trzydzieści minut temu i powiedzieli, że dadzą nam informację kiedy będą więcej wiedzieli. Gdzie jesteś? - Jestem w Sydney. - To dobrze. Jesteśmy w szpitalu Świętego Wincentego. Ile ci zajmie dojazd tutaj? 210
- Niedługo. - W porządku. Zejdę na dół i spotkamy się w lobby. Kończę rozmowę z bratem i czuję się odrętwiały. Mówimy tutaj o moim niezniszczalnym tacie. Właśnie przeszedł na emeryturę, żeby w końcu mógł spędzać cały swój czas z mamą. Mieli razem podróżować po świecie. - Co się stało? - Mój tata. Zabrali go do szpitala. Mój brat mówi, że może mieć atak serca. Laurelyn sięga po moją rękę.- Och, Lachlan, przykro mi. Długo zajmie ci dojazd do niego? - Nie. Jest u Św. Wincentego, tutaj w Sydney. To niedaleko. Łapie moją rękę i całuje ją.- Musisz jechać. Już. Wezmę taksówkę do hotelu. Pociąga za klamkę w drzwiach i wtedy dociera do mnie, że nie chcę żeby szła. Potrzebuję jej, więc dotykam jej ramienia ręką. - Nie odchodź. Chcę, żebyś ze mną była. - Będziesz miał swoją rodzinę. Przełykam zanim wypowiadam słowa, które na zawsze zmienią nasz związek. - To ciebie potrzebuję. - Ale to by oznaczało poznanie twojej rodziny. To prawda i nie mam nic przeciwko, jeśli to oznacza, że będzie przy mnie. - Nie obchodzi mnie to. Chcę, żebyś była tam ze mną. Uśmiecha się i chwyta moją twarz w ręce. - Oczywiście. Pojadę, jeśli tego właśnie chcesz, ale to wszystko zmieni. - Wiem, ale właśnie tego chcę.
Pędzę w stronę szpitala i jesteśmy na miejscu w piętnaście minut. Wchodzimy do lobby i widzę Evana czekającego na nas przy windach. - Jakieś wieści? Patrzy na Laurelyn. Wiem, że układa sobie wszystko w głowie i przypomina zdjęcia. Teraz nie czas, by powiedzieć mu, że ma przestać wyobrażać ją sobie nago. - Zszedłem od razu po rozmowie z tobą, więc nie wiem. - Wiedzą czy to był poważny atak? 211
- Nie. To może być coś innego, ale dopiero badania, które teraz robią pokażą jak duże są szkody, jeśli to jest atak serca. Kiedy wyjdzie, może zostać przeniesiony na intensywną terapię. Cholera, to nie brzmi dobrze. Laurelyn ściska moją rękę.- Wiem, że intensywna terapia brzmi nie najlepiej, ale myślę, że monitorowanie go po ataku serca to standardowa procedura, bez znaczenia jak to poważne. Właśnie dlatego potrzebuję jej tutaj. Jest moją kotwicą. Uspokaja mnie. - To mój brat, Evan.- Który lepiej niech nie wyobraża sobie ciebie nagiej w tej chwili. - Laurelyn, miło cię poznać. Słyszałem o tobie świetne rzeczy od mojego brata.- Evan udaje okiełznanego, ale jestem pewien, że gdyby okoliczności były inne to teraz dałby mi popalić. Idziemy za nim do windy, a potem tam, gdzie czeka reszta rodziny. Moja mama wstaje ze swojego miejsca w momencie, kiedy nas widzi i bierze mnie w ramiona. - Myślałam, że nigdy cię nie złapiemy, Jack Henry. - Przepraszam. Miałem wyłączony telefon, bo byliśmy z Laurelyn w operze. Mama puszcza mnie i skupia całą swoją uwagę na dziewczynie u mojego boku. To właśnie ta chwila. Chwila, w której wszystko się zmieni. Pozna moje nazwisko. - Laurelyn, to moja matka, Margaret McLachlan. Nie wiem czy to przez sytuację z moim tatą czy zakończenie jej czekania na poznanie kobiety, którą uważa za moją dziewczynę, ale moja matka mocno przytula Laurelyn. Podejrzewam, że za chwilę wybuchnie płaczem, ale trzyma się. - Nie byłam pewna czy kiedykolwiek cię poznam. Jack Henry obiecywał mi więcej niż raz, że przywiezie cię do domu, ale zawsze coś mu wyskakiwało. Zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle istniejesz, ale teraz widzę że tak i jesteś jeszcze piękniejsza niż na zdjęciach, które mi pokazywał. No i po wszystkim. Wie, że mam na imię Jack Henry McLachlan i po jej minie widzę, że gówno ją to obchodzi. Chcę wybuchnąć śmiechem. Wszystkie te sekrety były na nic. - Dziękuję. Bardzo miło panią poznać, pani McLachlan. Jack Henry opowiadał mi o pani wspaniałe rzeczy. O do diabła! Laurelyn nie wie, że moja mama jest jedyną osobą na świecie, która mówi na mnie Jack Henry. Widzę twarz mamy i wiem, że do niej też to dotarło. 212
- Mówisz na niego Jack Henry? Laurelyn nie jest świadoma tej gafy.- Tak, proszę pani. Moja mama chwyta twarz Laurelyn w ręce, pochyla się i szepcze jej coś do ucha. Boże, dopomóż. Jest tak zdeterminowana, żeby mnie ożenić, że nie wiem co jej powiedziała. Mogła się za mnie oświadczyć. Mama bierze się w garść po spotkaniu kobiety, którą uważa za potencjalną synową i dołączamy do reszty rodziny w poczekalni. Przedstawiam Laurelyn Chloe, Emmie i dziewczynkom. To dla niej niezręczna sytuacja spotkać moją rodzinę po raz pierwszy i to w takich okolicznościach, ale dobrze sobie radzi. Jesteśmy podenerwowani, ponieważ minęły prawie dwie godziny odkąd mój tata wrócił z badań. W końcu pojawia się lekarz. - Państwo są rodziną Henrego McLachlan’a? - Tak. Jestem jego żoną- odpowiada moja mama. - Pan McLachlan ma się dobrze. To nie był atak serca tak jak podejrzewaliśmy, ale miał dwa dość spore zatory. Jeden blokował przepływ krwi prawie w dziewięćdziesięciu procentach, drugi dziewięćdziesięciu pięciu. To stąd brał się ból. Założyliśmy stenty na obu i spodziewamy się pełnego wyzdrowienia. Poobserwujemy go przez noc i jutro powinien móc pojechać do domu. Moja mama trzyma głowę w rękach, jej ciało zalewa ulga.- Bardzo panu dziękujemy. Kiedy możemy go zobaczyć? - Za chwilę. Zostanie umieszczony na kardiochirurgii zamiast na intensywnej terapii. Jego pielęgniarka przyjdzie po państwa, kiedy będzie gotowy. Widzę Evana tulącego swoją żoną i dzieci, Chloe przytulającą mamę i wiem, że zabranie ze sobą Laurelyn było właściwą decyzją- nawet jeśli okazało się, że życiu mojego taty nie zagraża niebezpieczeństwo. Przytula mnie i nasze czoła stykają się.- Twój tata wyzdrowieje- uśmiecha się, gdy dodaje- Jacku Henry. Szepczę, żeby moja rodzina nie słyszała.- Dziwnie słyszeć je z twoich ust. - Dziwnie je mówić.- I na tym kończy się nasza rozmowa na temat imion. To nie czas ani miejsce na to. Nie czekamy długo na pojawienie się pielęgniarki. - Mogę zabrać pięć osób, ale dzieciom nie wolno wchodzić na oddział. 213
Emma trzyma Milę na rękach i spogląda na Evana.- To twój tata. Idź, a ja z nimi zostanę. Laurelyn zerka na mnie.- Nie znam twojego ojca. Emma powinna iść- obraca się do mojej szwagierki.- Mogę zostać z dziewczynkami, jeśli nie masz nic przeciwko powierzeniu ich mojej opiece. Widzę ulgę na twarzy Emmy.- Dziękuję. - Nie ma za co- Laurelyn bierze od Emmy drzemiącą Milę i podchodzi do krzesła, na którym śpi Celia.- Nie martwcie się. Damy sobie radę. Wchodzimy kupą do pokoju szpitalnego Henrego McLachlana. Nikt z nas tego nie mówi, ale to przerażające widzieć tego silnego mężczyznę tak kruchego i słabego. Jest blady na tle białej szpitalnej pościeli- prawie jak biel na bieli. Słyszy jak wchodzimy i otwiera oczy. Wygląda na zamroczonego. To pewnie przez znieczulenie. Najpierw spogląda na moją mamę. Zawsze tak było między nimi. Ona zawsze jest jego numerem jeden. Właśnie tego chce dla mnie moja mama. Mojego własnego numeru jeden. Siada na krześle przy jego łóżku, a my obserwujemy niczym widzowie. Tata sięga po jej rękę, a ona wkłada w nią swoją. - Powinienem był cię posłuchać, Margaret. - Powtarzam to od lat, Henry. Ponura atmosfera w pokoju słabnie przez żart mamy. Zawsze mówi to, co myśli. Mam to po niej, ale ma też dar zmniejszania dyskomfortu i napięcia ludzi wokół niej. - Henry, może jestem ci winna podziękowania za to, że próbowałeś umrzeć, bo nigdy nie zgadniesz kogo Jack Henry przyprowadził ze sobą do szpitala. - Cóż kochanie, oceniając po radości na twojej twarzy, to jedynie może być kobieta, z którą się spotyka. - Tak i jest śliczna. Po prostu piękna. I woła na niego Jack Henry. Cała rodzina gapi się na mnie, bo ominęła ich rozmowa Laurelyn z mamą. - No co? To nic wielkiego. Moja siostra jak zawsze jest pierwsza do kłótni.- Ale ściemniasz. To jest coś wielkiego. Muszę zmienić temat i to szybko. - Nie jesteśmy tutaj z powodu Laurelyn i mnie. Jesteśmy tutaj dla taty. 214
Kończą się godziny odwiedzin, a pielęgniarka taty zapewnia nas, że jego stan jest dobry. Przekonuje nas, że dla wszystkich będzie najlepiej, łącznie z moją mamą, jeśli pojedziemy do domu na noc. Poczekalnia nie jest zbyt wygodna do spania. Jestem pierwszy w poczekalni, mama niedaleko za mną. Laurelyn ma Celię zatkniętą pod ramię jak matka kwoka. Mała Mila jest przewieszona przez drugie ramię i ssie kciuk rozglądając się. Jej miękki głos niesie się przez poczekalnię i słyszę, że śpiewa kołysankę Brahms’a. - Zamknij oczka… Teraz i odpocznij… Niech te godziny będą błogosławione. Moja mama staje obok mnie i słucha jak Laurelyn śpiewa kulom u nóg mojego brata. - Jacku Henry, ona jest wyjątkowa. Nie musi mówić mi rzeczy, o których już wiem.- To prawda- wzdycham. Trąca mnie ramieniem.- I zachowałeś się jak mały gnojek, że nie chciałeś jej do mnie przywieźć. Jestem rozbawiony, ale nie zaskoczony doborem słów Margaret McLachlan. Jest jedyną matką jaką znam, która mówi swojemu trzydziestoletniemu synowi, że jest małym gnojkiem. Gdyby okoliczności były takie jak sądzi, to miałaby rację. Nie mogę jej powiedzieć, że jest inaczej, więc nie mam nic na swoją obronę i nie kłócę się. - Zdaje się, że tak. - Gdzie się zatrzymaliście? Dokąd ona zmierza? - W Marxie. Wzdycha.- Jedźcie po swoje rzeczy. Chcę żebyście zatrzymali się z Laurelyn w domu. Teraz już rozumiem. Tak łatwo ją rozgryźć. - Marx jest o wiele bliżej szpitala. - Właśnie niewiele brakowało, a stracilibyśmy twojego ojca. Rodzina powinna być razem- mówi do mnie tym tonem. Matczynym tonem mówiącym „rób, co mówię”. Może chce mieć przy sobie rodzinę, ale nie tylko o to chodzi. - Chcesz mieć Laurelyn w swoim domu, żeby mieć do niej łatwy dostęp. - Od lat z nikim się nie spotykałeś. Czy to źle, że chcę spędzić z nią trochę czasu? Nie ma potrzeby, żeby lepiej poznała Laurelyn- za miesiąc wyjeżdża. - Nie ma w tym nic złego dopóki nie pojawią się w twojej głowie jakieś dalekosiężne plany dla nas. Będzie tutaj jeszcze tylko przez cztery tygodnie. 215
- To nie jest napisane na kamieniu, prawda? Jezu, ta kobieta jest zdeterminowana. - Nie, ale tak jest napisane na jej bilecie lotniczym. Prycha.- Przysięgam, mężczyźni McLachlan’ów nie mają w sobie za grosz romantyzmu i kreatywności. Nienawidzę tego, że moja mama ma mylne wrażenie. - Między nami nie jest tak jak myślisz. Laurelyn i ja wiedzieliśmy, że spędzimy ze sobą tylko trzy miesiące kiedy zaczęliśmy się spotykać. Zgodziliśmy się randkować dla zabawy, nie dla miłości. - Ale serce chce czego chce. - A twoje chce synowej i matki dla kolejnych wnuków. - Moje serce chce, żebyś był szczęśliwy i wierzę, że ta dziewczyna może to zrobić. Masz cztery tygodnie na przekonanie ją, by została- unosi na mnie brew.- Sugeruję, żebyś natychmiast się tym zajął, synu.
Zabieramy nasze rzeczy z hotelu i jedziemy do domu moich rodziców, kiedy przypomina mi się, że mama coś szeptała do Laurelyn. - Co powiedziała ci moja mama w szpitalu? - Och, masz na myśli po incydencie, kiedy wystraszyłam ją nazwaniem cię Jack Henry?- Sięga i trąca mój biceps kostkami. Cholera, to trochę bolało.- A tak w ogóle to dzięki za ostrzeżenie. A raczej jego brak. - Wybacz mi. Byłem trochę zajęty niepewnością co do życia mojego taty. Co ci powiedziała? - To, co mi powiedziała to nasza mała tajemnica, nie dla ciebie. Świetnie. Moja mama i kobieta, z którą mam romans mają przede mną tajemnice. To wcale nie jest dziwne. Teraz jestem jeszcze bardziej ciekawy.- Powiedz mi. Chcę wiedzieć. - Nie. Powiedziałaby ci, gdyby chciała żebyś wiedział. - Myśli, że jesteśmy zakochani, a przynajmniej wyrażamy taki potencjał- rzucam słowa niczym przynętę na wędce, by zobaczyć czy coś mi skapnie.
216
- Tak myślisz?- A niech to szlag. Po jej tonie nie wiem czy pyta mnie o zdanie czy się zgrywa. Nie mięknie, ale mam swoje sposoby. Mogę nie wydobyć z niej tego, czego chcę pytaniami, ale mam inne metody na sprawienie, aby ten mały ptaszek zaczął śpiewać.
217
39 Laurelyn Prescott
Słowa Margaret McLachlan odbijają się echem w mojej głowie podczas naszej podróży do jej domu. „Istnieje tylko jedno wytłumaczenie dlaczego pozwolił ci wołać na siebie Jack Henry. Jest w tobie zakochany.” To przyjemna teoria gdyby sam mnie o to poprosił, ale tak nie było. Teraz umiera z ciekawości nie wiedząc jaki sekret dzielę z jego matką. Później będzie próbował mnie przekonać bym mu powiedziała. Myśli, że gładko mu pójdzie, ale nauczyłam się już jego sposobów podczas naszego czasu razem. Zabawnie będzie pozwolić mu próbować, ale nie odniesie sukcesu. Moje usta są zasznurowane. Lachlan wjeżdża na długi podjazd prowadzący do wielkiego domu na wzgórzu. A może to góra. Nie jestem pewna, bo jest prawie tak samo imponująca jak rezydencja, która na niej stoi. - To tutaj dorastałeś? - Tak. - Jest pięknie.- Nie ma porównania do małych mieszkań i wynajmowanych domów między którymi skakałam w dzieciństwie. Lachlan zabiera nasze bagaże z samochodu i wnosi je do środka. Nie ma podziału na jego i moje. Nasze rzeczy są spakowane razem do drogiej walizki, więc przynajmniej nie muszę być zażenowana moimi znoszonymi, nie pasującymi do siebie torbami. Wchodzimy do foyer i nie mogę nie zauważyć pięknych zawijanych schodów prowadzących na górne piętro. Słyszę wołanie jego mamy, ale jej nie widzę. - Jack Henry? - Tak mamo. Jesteśmy. Odłożę nasze rzeczy i za chwilę zejdziemy. Idę za nim po schodach, a potem prowadzi mnie do ogromnej sypialni. Jestem trochę zdziwiona widząc łóżko z czterema kolumnami. Jest bardzo romantyczne i nie pasuje do tego czego spodziewałabym się po męskim pokoju. Podchodzę do niego i przesuwam ręką po
218
jednym z grubych filarów. Potrzebujemy tego łóżka w Avalonie. Z pewnością mogłabym z nim zrobić ciekawe rzeczy. Idziemy na dół do salonu, by dołączyć do rodziny Lachlana. Przez całą drogę próbuję zapamiętać, że nie jest Lachlanem. To Jack Henry. - Jack Henry. Obraca się na dźwięk swojego imienia. Swojego prawdziwego imienia. Imienia, którego używa tylko jego matka. - O co chodzi? Zajmie mi trochę czasu zanim się przyzwyczaję. - O nic. Mówię twoje imię, żeby się przyzwyczaić. Boję się, że mi się pomyli. - Nie martw się. Jeśli ci się pomyli, to powiemy im, że pieszczotliwie mówisz do mnie Lachlan. Nie jaskiniowiec. - To chyba zadziała. Jest częścią twojego nazwiska. Dlatego je wybrałeś? - Wybrałem je, bo chciałem słyszeć jak wypowiadasz chociaż namiastkę tego kim naprawdę jestem. - Zawsze tak robisz? - Nie, tylko z tobą. Cholera. Rozmowa kończy się, gdy wchodzimy do salonu. Bardzo chciałabym poznać jego rozumowanie za rzeczami, które robi. Mam nadzieję, że ta rozmowa jest jedynie przesunięta na później.
Po wieczorze z rodziną McLachlanów, jestem w łazience i szykuję się do snu. Myślałam, że dzięki spotkaniu z nimi zrozumiem dlaczego Jack Henry jest taki jaki jest, ale teraz tylko jeszcze bardziej nie wiem o co chodzi. Oni wszyscy są tacy normalni. I kochający. Nie takiej rodziny spodziewałabym się od mężczyzny, który proponuje kobietom nic nieznaczące związki seksualne. Przeglądam moje ubrania nocne, jeśli tak to nazywamy i wybieram najmniej ponętną rzecz jaką spakowałam, ale kogo ja oszukuję? To jest ten sam mężczyzna, z którym mieszkałam przez ostatnie dwa miesiące. Będzie postrzegał krótką, satynową koszulkę nocną jako wstęp do seksu. 219
Zatrzymuję się w drzwiach łazienki zanim wchodzę do sypialni. - Jesteś pewien, że to w porządku, żebyśmy spali razem w domu twoich rodziców? To wydaje się być nie w porządku. Leży bez koszuli na łóżku z rękami za głową. Wzdycham z czystej przyjemności, gdy utrwalam w głowie jego obraz. - Zaufaj mi. Mama nie zgodziłaby się na nic innego. Podchodzę do łóżka, ale zatrzymuję się i przesuwam ręką po ogromnym słupku. Kocham to łóżko. - Mogę liczyć dzisiaj na prywatny taniec na jednym z tych filarów? Nawet po tak długim czasie razem jego bezpośredniość nadal mnie szokuje. Chce zabawić się w swoim pokoju z dzieciństwa z jego rodziną po drugiej stronie korytarza? - Nie ma mowy. Nie w domu twoich rodziców. To brak szacunku. Wstaje z łóżka i łapie mnie zanim mam szansę się położyć. Sięga wokół mnie od tyłu i kładzie moje ręce na słupku. Kładzie swoje ręce na moich i trzyma je tak, żebym nie mogła się ruszyć. Czuję jego ciepły oddech na szyi i drgawki na całym ciele. Nie gra fair. - Mówisz mi „nie”? - Spaliłabym się ze wstydu gdyby twoja rodzina nas usłyszała. Jego usta są na moim uchu. Ssie je, a potem podgryza zębami. - Nie obchodzi mnie to. Niech nas usłyszą. - Nie- to brzmi bardziej jak błaganie niż surowy rozkaz jakim miało być. - Nie lubię, kiedy mówisz mi „nie”- pomrukuje przy moim uchu. Skomli, ale to jest urocze. - Wiem, że nie słyszysz go często, ale „nie” może być dla ciebie bardzo dobrą odpowiedzią od czasu do czasu. - Podaj mi jeden przykład, kiedy jest czymś dobrym. - W porządku- spoglądam na niego przez ramię.- Zapytaj mnie czy jestem w ciąży. Jego ciało napina się i odsuwa się ode mnie. Puszcza moje ręce, a ja obracam się, żeby na niego popatrzeć. - Zapytaj mnie. - Jesteś w ciąży?- To brzmi bardziej jak szept. Unoszę brew.- Chcesz, żeby moja odpowiedź brzmiała „tak” czy „nie”? Uśmiecham się czekając aż załapie o co mi chodzi, ale patrzy na mnie pusto. 220
- A jesteś? Uśmiecham się odpowiadając.- Nie. Widzisz? Idealny przykład, kiedy „nie” jest dokładnie tym, co chcesz usłyszeć. Przeczesuje ciemne włosy rękami i zaciska je w pięści. - Kurwa, nigdy sobie tak ze mną nie pogrywaj, Laurelyn!- Krzyczy.- Nigdy! Wzdrygam się przestraszona jego głośnym wybuchem, który jego rodzina z pewnością usłyszała. Cholera, jest na mnie wściekły- naprawdę wściekły. - Przepraszam. Myślałam, że wiesz, że chcę ci tylko coś udowodnić. Boję się, że tym razem naprawdę spieprzyłam. Czuję jak łzy zbierają mi się w oczach. Spoglądam na sufit błagając moje powieki, by wypiły łzy. Wstrzymuję oddech i przykładam ręce do ust, aby zatrzymać szloch w mojej piersi. W całej konsternacji z powodu tego, co się właśnie stało, wybieram złe drzwi próbując uciec od niego. - To jest szafa. Gówno mnie to obchodzi. Wchodzę do małego kompletnie ciemnego pomieszczenia, w którym widzę ubrania Lachlana i zamykam za sobą drzwi. Jestem pewna, że gdzieś tu jest włącznik światła, ale nie próbuję go znaleźć. Jestem zbyt odrętwiała. Mija kilka minut zanim słyszę kilka delikatne pukanie do drzwi, ale nie odzywam się. Muszę wchłonąć te wszystkie emocje, które plączą się teraz po mojej głowie. Próbuję jakoś nazwać szok, który czuję, ale nie znajduję pasującego słowa. Jestem zraniona i sponiewierana, bo nakrzyczał na mnie i może trochę się go boję przez tą furię w jego głosie. Jestem pewna, że jego rodzina usłyszała tą wrzawę i przeraża mnie myśl spojrzenia im w twarz. Najgorszą rzeczą, którą czuję jest wstyd. Jak mogę sypiać z mężczyzną, który tak się wkurza możliwą ciążą? Wiecie co? Chrzanić go. Znowu słyszę pukanie. - Wiem, że tam jesteś. Chyba, że znalazłaś jakieś ukryte przejście do lochów, o którym nie wiem- próbuje być zabawny, ale nic na świecie mnie teraz nie rozśmieszy. Otwiera drzwi i wchodzi do środka, żeby stanąć ze mną w ciemności. Czuję, że sięga po mnie, ale odsuwam się do tyłu. Nie zniosę dotyku, który kiedyś mnie rozpalał, bo w tym momencie tylko sprawi, że poczuję się tania.
221
- Nie.- Znowu to słowo. Słowo, które zaczęło to wszystko. Teraz nienawidzę tego słowa i też nie chcę go słyszeć. Jestem wściekła jak diabli, ale nie mogę kontrolować szlochu w mojej piersi. - Nie chcę już tego robić. - Kochanie, proszę, nie mów tak. Muszę wyjaśnić. Jestem przygnieciona myślami „co by było gdyby”. Co by było gdybym zaszła w ciążę? Znienawidziłby mnie. - Nie. Za każdym razem, kiedy uprawiamy seks, ryzykujemy spłodzenie dziecka nawet jeśli używamy środków antykoncepcyjnych. Nieplanowane ciąże przytrafiają się prawdziwym ludziom każdego dnia. Spójrz na mnie. Jestem tego rezultatem i widzisz jak gównianie się to skończyło dla wszystkich? - Laurelyn, to nieprawda. - Prawda i już nie mogę tego robić. Nie będę ryzykowała spłodzenia dziecka z kimś, kto zareaguje tak jak ty przed chwilą. Nie zniosłabym, jeśli jeszcze kiedyś spojrzałbyś na mnie w ten sposób. Czuję jak sięga po mnie w ciemności i próbuję go odepchnąć. Oplata mnie ramionami i ściska mnie prawie za mocno. - Przepraszam, Laurelyn. Myślałem, że sobie ze mnie żartujesz na temat dziecka, bo uważasz, że to zabawne. Powinienem był wiedzieć, że nie robiłaś tego. Tak mi przykro- czuję jak jego ręce przesuwają się na moją twarz.- Nigdy nie byłbym na ciebie zły, bo zaszłaś w ciążę. Ta rozmowa to dla mnie za dużo. Nie chcę rozmawiać o tym jak czułby się z powodu dziecka, bo wtedy być może będę zmuszona myśleć jak ja bym się czuła. - Możemy uznać, że to było nieporozumienie i porozmawiać o czymś innym?- Pytam. Przytula mnie w ciemności i całuje w głowę. - Uważam, że to świetny pomysł, ale czy możemy wyjść z szafy? Śmieję się. - Wiesz, że myślałam, że idę do łazienki, prawda? - Wiem. Wychodzimy z szafy i kładziemy się na łóżku. Przysuwam się blisko, żeby położyć głowę na jego piersi. Jestem oszołomiona dzisiejszymi wydarzeniami. Powiedziałam mu, że
222
chcę to skończyć tu i teraz, a dwie sekundy później leżę owinięta wokół niego jak kociak pragnący jego dotyku. Taa, naprawdę pokazałam mu kto tu jest szefem. Czy naprawdę zamierzałam od niego odejść? Zasady nie są już takie same, ale nie mam instrukcji obsługi. On ją ma i potrzebuję wskazówki co dalej. Głaszcze mnie po ramieniu.- O czym myślisz? Decyduję się zaryzykować, bo muszę wiedzieć co o tym myśli.- Zastanawiam się, co będzie dalej. Opuszki jego palców dalej suną w górę i w dół mojego ramienia, kiedy odpowiada. - Dzisiejszy wieczór wszystko dla nas zmienił, co? Słowo zmienił wydaje się być takim niedopowiedzeniem tego, co się między nami wydarzyło. - Taa, troszeczkę. - Jeśli mam być wobec ciebie uczciwy to tak naprawdę nie wiem, co dalej. Nie wiem jacy są ci nowi my. Ma swoje granice i nie ważę się ich przekroczyć. - Czego ode mnie potrzebujesz, żeby to zadziałało? - Myślę, że nowi my muszą zacząć od pierwszego pocałunku.- Jest żartobliwy, nie spanikowany jeśli chodzi o to nowe miejsce, które odkrywamy. To przypomina mi mojego Lachlana Henrego, tylko że lepszego. Siada przewracając mnie na plecy. Jego usta dotykają moich i wpycha język do środka. Każdy ruch jest celowy. Powolny i delikatny. To nowy rodzaj pocałunku dla pary, którą się stajemy. Kiedy przestaje mnie całować, studiuję jego twarz i widzę głęboką zmarszczkę pomiędzy jego brwiami. Widziałam ją już. Pojawia się tylko wtedy kiedy mocno się nad czymś koncentruje i to mnie przeraża. Boję się, że myśli, iż to nie zadziała. A może nawet nie chce spróbować. Sięgam w górę i kładę kciuk na jego zaciśniętych mięśniach, by je wygładzić. - Widzę to tylko wtedy kiedy mocno się nad czymś zastanawiasz. O czym myślisz? Boję się tego, co powie, ale szczerzy się krzywo i czuję ulgę jeszcze zanim wypowiada pierwsze słowo. - Powiedz moje imię.
223
Nie wiem, które wybrać. Nie prosił mnie, żeby nazwała go inaczej niż Lachlan i nie chcę przekroczyć jego granic. - Lachlan. Kręci głową jakby mówił e e, zła odpowiedź. - Powiedz moje prawdziwe imię. Och. - Jack. Jego twarz staje się poważna. - Oba. Wali mi serce. Według jego matki to wielka sprawa. Poprosiłby mnie o to tylko gdyby był we mnie zakochany. - Jack Henry. Zamyka oczy jak gdyby upajał się dźwiękiem wydobywającym się z moich ust. - Powiedz to jeszcze raz, Laurelyn. Całuje mnie i czuję, że jego usta uśmiechają się. - Od teraz tym dla ciebie jestem. Żadnego Lachlana. Żadnego udawania.
224
40 Jack McLachlan
Na zawsze zamknąłem drzwi za Lachlanem Henry’m. Już nie istnieje. Mieszka tutaj jedynie Jack Henry McLachlan i podoba mi się to. Po raz pierwszy od czterech lat dobrze się czuję będąc z kobietą. I to nie z byle jaką kobietą. Z Laurelyn. - Teraz, kiedy znam twoje prawdziwe nazwisko, co jak pewnie się zgodzisz, jest najważniejszą identyfikującą informacją, czy mogę dowiedzieć się o wszystkim innym? Chce poznać resztę mojej opowieści. - Znasz moje nazwisko. Poznałaś moją rodzinę. Co jeszcze chciałabyś wiedzieć? - Jesteśmy tak blisko jak blisko może być dwoje ludzi, więc chcę wiedzieć wszystko. Jest między nami bardzo dobrze tak jak jest. Czy jestem gotów powiedzieć jej więcej? - Nie musisz się martwić, Jacku Henry. Nie będę cię prześladowała tak jak Audrey. Słyszę jak mówi moje imię i już po mnie. Powiem jej wszystko, co chce wiedzieć. - Mam kawalerkę tutaj w Sydney. To mój dom, kiedy nie pracuję, co bardzo rzadko się zdarza, ponieważ jestem właścicielem zbyt wielu winnic by mieć czas na siedzenie w domu. Przez chwilę przetwarza tą informację. - Jesteś właścicielem ich wszystkich? - Tak. Avalon jest moim ostatnim zakupem. Nie spodziewała się tego. - Ile ich masz w sumie? - Cholernie za dużo.- I to była prawda. Byłem zbyt rozciągnięty po Nowej Południowej Walii7 do Nowej Zelandii. Poszedłem w ślady ojca i robiłem też własne. Nie powinienem był kupować Avalonu. Nie mam czasu potrzebnego na to, by przyniósł sukces, ale też nie mogę go żałować. Poprowadził mnie do Laurelyn. - Więc czy to znaczy, że jesteś bogaty? - Tak. Powiedziałem ci o tym, kiedy się poznaliśmy. - Mówiłeś mi wiele rzeczy, ale zakładałam, że większość z nich to kłamstwa. 7
Stan w Australii
225
- Wiele z nich, ale to część gry, kochanie. - A teraz nasza gra się zmieniła. Tak. W rzeczy samej. Zmieniła się. W więcej sposobów niż jeden. Przesuwam ręką po satynowej koszulce zakrywającej brzuch Laurelyn i czuję metalowy kolczyk w pępku. Naprawdę chciałbym unieść koszulkę i pocałować ją tam, ale nie robię tego. Nie czuje się komfortowo na intymne sytuacje w domu moich rodziców. Powiedziała mi to dzisiaj już nie raz. Nie chcę odnawiać albo przypominać o naszej wcześniejszej sprzeczce. Skoro już nie udajemy, to mogę ją równie dobrze ostrzec przed Margaret McLachlan i tym, co zamierza. - Moja mama chcę cię tutaj mieć, żeby nad tobą popracować. - Popracować nade mną? Jak? - Chce, żebym miał żonę, a ty jesteś najbliższą temu rzeczą jaką widziała. Kiedykolwiek. - Och.- Nie jestem pewien czy jej zdziwienie wynika z intencji mamy czy z tego, że poruszyłem ten temat.- Zdaje się, że nie dostała informacji na temat naszego układu. - Zesrałaby się gdyby wiedziała, co robię. - Ale czy nie powiedziałeś jej, że wyjeżdżam w przyszłym miesiącu na stałe? Na stałe. Co za gówniane słowo. Nienawidzę go tak samo jak nie. - Wie, ale nie obchodzi jej to. Jest zdeterminowana. - Może powinniśmy na to pójść. No wiesz, uszczęśliwić ją. Hmm. To nie jest straszny pomysł i wtedy odczepiłaby się na chwilę, co byłoby miłe. - Zrobię to, jeśli ty jesteś pewna, że się na to piszesz. - Py-roszę cię, jakby nasza dwójka nie wiedziała jak się udaje.
Oczywiście budzę się przed panną Śpiącą Królewną. Jest taka spokojna. Chcę, żeby jeszcze pospała. Poza tym potrzebuje odpoczynku na to, co ją dzisiaj czeka. Margaret McLachlan potrafi być wyczerpująca. Mam na sobie tylko spodnie od piżamy, więc zakładam t-shirt zanim schodzę na dół. Jestem pierwszy na nogach, jak zawsze. Budzę się wcześniej nawet od małej Mili.
226
Robię sobie filiżankę kawy, ale decyduję że ze śniadaniem poczekam aż Chloe wstanie. Jestem pewien, że będzie miała jakieś nowe danie, które chce na nas wypróbować. Idę po gazetę i siadam przy barze. Zaczynam od końca- bo taki mam zwyczaj- i opieram się pokusie przerzucenia na zdjęcie, które jestem pewien, że tam będzie. Obracam stronę drugi raz i oto jest, tak jak myślałem. Jesteśmy w wiadomościach, kochanie. Jesteśmy w dziale „Moje Sydney”. Laurelyn pięknie wyszła na zdjęciu, nawet w gazetowej jakości. Patrzę na mały podpis pod zdjęciem i śmieję się. „Multimilioner kawaler Jack McLachlan w Sydney Opera House z tajemniczą kobietą.” Tajemnicza kobieta. Na pewno nią jest. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że kogoś obchodzi to gówno. Poza Audrey. Myśli, że udało jej się odesłać Laurelyn, więc sieknie ją kiedy to zobaczy. Może mądrze będzie wysłać na jej ogon Jima przez kilka dni, żebym wiedział gdzie jest. Będę musiał później do niego zadzwonić. Słyszę, że ktoś wchodzi do kuchni i bez patrzenia wiem, że to mama. Oprócz mnie tylko ona jest wczesnym ptaszkiem w tej rodzinie. - Dzień dobry. - Dobry, mamo. Czeka aż zaparzy się jej kawa. - Miałeś udaną noc? Do cholery. Starsza dziewczynka chyba pyta czy zabawiłem się wczoraj z Laurelyn. Opuszczam gazetę i zerkam znad niej.- Dobrze spałem. - A Laurelyn? No tego kurwa za dużo. - Jeszcze śpi. Nie skończyła, nawet nie jest blisko. - Chyba słyszałam wczoraj coś dochodzącego z twojej sypialni. Jakbyś może podniósł głos na Laurelyn.- Patrzy na mnie w ten sposób, w taki sam jak w wieczór przyjęcia urodzinowego, kiedy myślała, że zostawiłem Laurelyn samą podczas choroby. To podpowiada mi, żebym lepiej tego teraz nie spieprzył. Mam kłopoty wielkości beczki gówna. Czuję się jak wyrostek, który będzie pouczany. Podnoszę gazetę do góry tak, żebym nie musiał na nią patrzeć i wracam do czytania. - Nie martw się. Wszystko u nas w porządku. Tylko tyle jej daję, bo tylko tyle musi wiedzieć. 227
- Jacku Henry, nie powinieneś był tak krzyczeć na tą słodką dziewczynę. Nie nauczyłam cię takiego braku szacunku dla kobiet. Nie mogę się z nią kłócić, bo ma rację. Nienawidzę siebie za to, że nakrzyczałem na Laurelyn. - Wiedziałem, że źle zrobiłem kiedy tylko słowa opuściły moje usta. Powiedziałem jej jak mi przykro, a ona mi wybaczyła. Wszystko w porządku, więc przestań się martwić. - Kobiety nie zapominają. Mogła ci powiedzieć zeszłej nocy, że ci wybacza, ale teraz miała trochę czasu, by to przemyśleć. Będziesz miał szczęście, jeśli w ogóle będzie z tobą dzisiaj rozmawiała. Mam nadzieję, że Laurelyn niedługo wstanie, ale oceniając po czasie, minie jeszcze kilka godzin. - Nie bawi się w gierki jak pozostałe kobiety. Jeśli mówi, że mi wybacza, to mam pewność, że tak jest. Zobaczysz jak wstanie. - Tak, zobaczymy, synu. Szczęście jest po mojej stronie. Laurelyn wcześnie wstaje. Nadal czytam gazetę, kiedy wchodzi do kuchni. Zachodzi mnie od tyłu i kładzie ręce na moich ramionach. Zerkam na nią przez ramię. - Dzień dobry, ukochana.- Czy pomyśli, że ta pieszczotliwa nazwa to za dużo? Pochyla się i całuje mnie w policzek. - Dzień dobry, skarbie.- Nie, nie ma nic przeciwko. Moja mama bacznie nas obserwuje analizując interakcję Laurelyn ze mną po kłótni kochanków. Siada na stołku obok mnie. - Nie spodziewałem się, że tak wcześnie wstaniesz. - Nie mogłam zasnąć po tym jak się obudziłam, a ciebie nie było.- Och, leci z grubej rury, by zadowolić drogą mamę. Obracam stronę na dział towarzyski, żeby pokazać Laurelyn nasze zdjęcie skoro już nie muszę trzymać jej w ciemności. - Spójrz, jesteśmy w wiadomościach. Jesteś tajemniczą kobietą. Pochyla się przez moje ramię, żeby lepiej widzieć.
228
- Hmm, przynajmniej to dobre zdjęcie i nie zrobiłam jakiejś głupiej miny- trąca mnie ramieniem.- A było to wielce prawdopodobne, bo nie spodziewałam się, że jakiś obcy człowiek będzie mi świecił aparatem przed twarzą. Czuję, że mama mocno się w nas wpatruje. - To nowość dla Laurelyn. Nie przyciągamy takiej uwagi w Wagga Wagga. - Tak, jestem pewna, że podoba ci się anonimowość małego miasta. Wiem jak kochasz swoją prywatność. Nie ma pojęcia. Oczy Laurelyn spotykają moje i uśmiechamy się z powodu naszego prywatnego żartu.
Tata ma się dobrze, więc zostaje wypisany do domu i spędzamy kolejne dwa dni z moją rodziną. Laurelyn i ja gramy dla mamy rolę zakochanych. Czasami robimy z tego zawody, by zobaczyć kto jest bardziej przekonywujący. To fajna zabawa i jestem zdziwiony jak naturalnie mi to wychodzi. Czasami automatycznie i zastanawiam się czy jej też przychodzi to tak łatwo. To jej drugi dzień z moją rodziną, a już znalazła sobie pośród nich wygodne miejsce. Ona i Chloe są prawie w tym samym wieku i mają wiele wspólnego, ale największy kontakt ma z Emmą. Myślę, że to dlatego, że bawi się z dziewczynkami. Wybitnie ją polubiły, co jest nadzwyczajne. Mila nikogo nie lubi. Zwłaszcza mnie. Siedzi na podłodze z dziewczynkami i widzę sposób w jaki patrzy na nią moja mama. Jej naturalna łatwość w stosunku do dzieci mojego brata nie uchodzi jej uwadze. Moja mama siedzi obok mnie na kanapie. - Nie wiem jak zdobyła sympatię Mili. To dziecko nikogo nie lubi.- Myślę, że chyba jestem trochę zazdrosny.- Lubi Laurelyn bardziej ode mnie, a to ja jestem jej wujkiem. - Laurelyn jest materiałem na matkę. Mila czuje to w niej.- Przez kilka kolejnych minut obserwujemy jak się bawią, a potem mama pochyla się i szepcze mi do ucha.- Jeśli czegoś z tym nie zrobisz, to będzie wspaniałą matką dla dzieci innego mężczyzny. Przez dwa dni obserwowałem sposób w jaki moja rodzina wchodziła z nią w interakcję i teraz zdaję sobie sprawę z mojego błędu. Nie powinienem był jej tutaj przywozić. Oni wszyscy się w niej zakochują. 229
41 Laurelyn Prescott
Wracamy z powrotem do Avalonu i rozmyślam o tym jak bardzo podobały mi się ostatnie trzy dni z rodziną Jack'a Henry'ego. Spędziliśmy ostatnie siedemdziesiąt dwie godziny na udawaniu szaleńczo w sobie zakochanych. Tak łatwo było grać tą rolę, że muszę zapytać siebie czy w ogóle udawałam. Jestem ciekawa czy wróciliśmy do naszych osobowości już z dala od jego rodziny czy dalej będziemy kontynuowali romantyczną fasadę. Za bardzo się boję, żeby zapytać, bo jakakolwiek odpowiedź napawa mnie przerażeniem. Sięga po moją rękę i pociera ją kciukiem.- Jesteś cicha. Nie mogę mu powiedzieć, co myślę. Dostałby świra. Chyba.- Masz świetną rodzinę. Cieszę się, że ich poznałam. - Oni też uważają, że jesteś świetna. Zwłaszcza mama. Była w siódmym niebie kiedy widziała nas razem.- Ściska moją rękę.- Dziękuję, że pomogłaś mi ją uszczęśliwić. - Cała przyjemność po mojej stronie.- I to była prawdziwa przyjemność. Zasypiam w samochodzie i jest późno, gdy docieramy do winnicy. Pani Porcelli już wyszła na wieczór, ale zostawiła nam powitalną kolację na kuchence. Nigdy nie przeszkadzało mi gotowanie czy sprzątanie, ale muszę przyznać, że gotowy domowy posiłek po pięciogodzinnej podróży jest zdecydowanym plusem mieszkania z Jackiem Henrym. Wyciąga nasze bagaże z samochodu i zostawia je w pralni zanim dołącza do mnie w kuchni. Podnoszę pokrywkę naczynia do zapiekanek, żeby sprawdzić co tutaj mamy. Hmm, może to jakaś zapiekanka z kurczakiem?- Ładnie pachnie. Jesteś gotowy teraz na kolację? Czuję go za sobą, a jego ręce wkradająca się pod moją bawełnianą sukienkę. -Teraz jestem gotowy na deser. Mmm... chętnie zjadłaby trochę jego. Nie owija w bawełnę i wsuwa rękę w moje majtki.- Jacku Henrym, dopiero co weszliśmy.- Sprawdzam godzinę na zegarze kuchenki. Jest dopiero kwadrans po piątej. Co jeśli pani Porcelli nadal krząta się w pobliżu? - Minął tydzień- mruczy w moje ucho, pieszcząc mnie palcami.
230
- Minęły trzy dni-poprawiam go, opierając głowę na jego piersi. Mogłyby minąć trzy minuty, a ja i tak znowu bym go pragnęła. Wkłada we mnie palec, a potem kolejny.- Nie mogę się powstrzymać. Wydaje mi się jakby wieki minęły od kiedy byłem w tobie. Czuję jego twardą jak głaz erekcję odbijającą się od mojego tyłka, gdy wsuwa i wysuwa ze mnie palce. Przez sposób w jaki ustawiona jest jego ręka, jego palce masują mój słodki punkt i każdy ruch zbliża mnie coraz bliżej orgazmu. - Dojdź dla mnie, Laurelyn i powiedz moje imię kiedy to zrobisz. Teraz odbijam się od jego ręki i w kółko wypowiadam jego imię w mojej głowie aż spadam w przepaść czystej nieświadomości. - Jack Henry- krzyczę czując znajome spamy, które tak bardzo pokochałam. Rozpoznaję dźwięk rozdzieranego opakowania, więc wiem co robi. Czuję jak jego palce dotykają moich majtek, ściąga mi je do kostek i wychodzę z nich. - Przytrzymaj się blatu. Nie zdążymy dojść do sypialni. Chwytam rękami krawędź twardego granitu przede mną, a on używa swoich kolan, żeby rozsunąć moje nogi. Oplata mnie jedną ręką wokół pasa i ciągnie do tyłu aż jestem zgięta tak jak chce. Czuję go tam, przy moim mokrym wejściu. Potem wpycha się we mnie z siłą odzwierciedlającą jego spętaną seksualną frustrację. Krzyczę z zaskoczenia tak nagłą napaścią, a on nieruchomieje.- Za mocno? Chwilę zajmuje mi zanim przyzwyczajam się do tej pozycji, a później odbijam się od niego pragnąc więcej.- Nie, nie przestawaj. Synchronizujemy nasz rytm, a on wbija się we mnie znowu i znowu aż słyszę moje imię. Wtedy wiem, że osunął się w przepaść. Podążam za nim.
Dwa Tygodnie Później
Budzę się o czwartej nad ranem z tekstem piosenki tłoczącym się mojej głowie. Prawie wychodzę z łóżka, by pójść do pianina, ale nie robię tego. Nie mogę znieść myśli o stracie choćby jednej minuty leżenia obok Jacka Henriego.
231
Po tym jak idzie do pracy, lezę do fortepianu, żeby zagrać nutę, która tańczyła w mojej głowie przez cały ranek i mocno próbuję przypomnieć sobie dokładne słowa, których byłam pewna, że nie zapomnę. Spisuję tekst, który opowiada moją historię- o tym jak zastanawiam się kto zajmie moje miejsce, gdy odejdę i jak sekretnie, desperacko chcę, by poprosił żebym została, bo tak bardzo go kocham. Męczę się, bo moja ręka nie jest wystarczająco szybka, aby spisać słowa spływające z mojej głowy. Układam słowa do muzyki i śpiewam je na głos, dopasowując melodię, która będzie brzmiała najlepiej. Podnoszę klucz, by sprawdzić ton refrenu. Kiedy śpiewam towarzyszy mi to uczucie jakby ktoś cię obserwował. Pani Porcelli często słucha jak gram, więc zerkam w stronę drzwi spodziewając się ją zobaczyć, ale to nie ona. To Margaret McLachlan. Serce podskakuje mi do gardła. Od razu myślę, że coś stało się Henry’emu i widzi strach w moich oczach. - Nic się nie stało, Laurelyn. Przykładam rękę do piersi jakbym chciała uspokoić moje rozszalałe bicie serca. Wstaję od fortepianu, a ona spotyka się ze mną w pół drogi i przytula. - Jack Henry jest w winnicy. Mam do niego zadzwonić? - Nie. Nie przyszłam do niego. Jestem tym zdezorientowana i wskazuję w stronę kanapy.- Proszę ze mną usiąść. Ma pani ochotę na kawę? - Nie, dziękuję, nie trzeba.- Siada na kanapie, a ja na krawędzi krzesła naprzeciwko niej. To wydaje się być dla mnie właściwym miejscem- na krawędzi krzesła- bo umieram z ciekawości, żeby dowiedzieć się, co sprowadziło ją do Avalonu. - Przepraszam. Zadzwoniłabym, ale nie było sposobu na zdobycie twojego numeru bez proszenia Jack’a Henry’ego, a nie chcę, żeby wiedział o naszym spotkaniu. Nie takich wieści się spodziewałam. - Przyjechała tu pani zobaczyć się ze mną? - Tak, Laurelyn. Wiem, że będziesz tutaj jeszcze tylko przez dwa tygodnie i chcę ci coś powiedzieć. Ściskam obicie krzesła, by mój tyłek nie upadł na podłogę. - W porządku. 232
- Bardzo dobrze znam mojego syna i Jack Henry cię kocha. Widzę to w jego oczach za każdym razem, gdy na ciebie patrzy.- Widziała miłość czy fasadę?- Gdyby było inaczej, nie przywiózłby cię na spotkanie z nami ani do naszego domu. Zaufaj mi. To nie jest coś, co przychodzi mu łatwo- uśmiecha się.- Więc teraz będę bardzo bezpośrednią i wtrącającą się matką. Kochasz mojego syna? Wow. To pytanie zbija mnie z tropu, ale znam odpowiedź, nawet nie muszę o niej myśleć. Powinnam się osłaniać i nie chcieć tak łatwo przyznać się do tego, ale nie chcę niczego więcej niż wykrzyczeć to z dachu. - Tak. Bardzo kocham Jack’a Henry’ego. Uśmiecha się nawet jeszcze bardziej i klepie poduszkę obok siebie.- Usiądź obok mnie. Wstaję z krzesła i robię o co prosi. Obraca się do mnie twarzą i chwyta za ręce. - Wierz mi, będzie upartym osłem, gdy nadejdzie czas żebyś wyjechała za kilka tygodni. Nie będzie chciał powiedzieć ci o swoich uczuciach i poprosić cię, byś została. Ale nie będzie w stanie siebie znieść, jeśli pozwoli ci odejść. Dlatego, że go kochasz, to musisz spędzić resztę waszego wspólnego czasu na pokazywaniu mu dlaczego powinien poprosić cię, żebyś została. Moment. Nie jestem pewna, ale Margaret McLachlan chyba radzi mi abym przespała się z jej synem. Myśli, że jeszcze tego nie robię? Jak mam sprawić, by zrozumiała nasz układ nie mówiąc jej o nim? - Wiedzieliśmy, że będziemy razem tylko przez trzy miesiące, więc już na początku zdecydowaliśmy, że ten związek nie stanie się poważny. Nie sądzę, by zmienił swoje zdanie w tej materii. Ściska moje ręce.- Skarbie, nie ma znaczenia na co się zgodziliście. Jeśli się kochacie to wszystko się zmienia. Zaufaj mi. Nic innego się nie liczy. A małe figo- fago żeby zmienił zdanie też nie zaszkodzi. Jep. Dokładnie to podejrzewałam, że sugeruje.
233
42 Jack McLachlan
Jeszcze tylko tydzień do wyjazdu Laurelyn. To za wcześnie i chcę mieć więcej czasu z nią. Zaniedbuję moją pracę w Avalonie, bo tak desperacko pragnę spędzać z nią każdą chwilę. Nie mogę się nią nasycić i tego ranka nie jest inaczej. Dlatego wracam do domu po zaledwie godzinnej nieobecności, by się z nią zobaczyć. Otwieram drzwi sypialni myśląc, że nadal śpi, ale nie i słyszę dźwięk prysznica. Może wemknę się i dołączę do niej. Kiedy zastanawiam się nad tym słyszę stłumioną wersję „Sex on Fire” Kings of Leon gdzieś w sypialni. Podążam za dźwiękiem i znajduję dzwoniący telefon w torebce Laurelyn. Sięgam i wyciągam go chcąc sprawdzić kto dzwoni na wypadek gdyby to było coś ważnego z domu. Przynajmniej tak sobie wmawiam. To Blake Phillips. Znowu. Tym razem nie widzę powiadomienia o nieodebranym połączeniu. Widzę zdjęcie Laurelyn przyciskającą usta do policzka jakiegoś mężczyzny. Wyglądają na szczęśliwą parę. Może nawet zakochaną. Rozważam co zrobić- odebrać czy pozwolić żeby włączyła się poczta głosowa- i moja ciekawość wygrywa. Przesuwam palcem po ekranie i nie mam pojęcia co powiedzieć, bo nie wiem kim jest ten mężczyzna. Przykładam telefon Laurelyn do ucha i słucham bez słowa. Chwilę później słyszę głos. Jest Jankesem- oczywiście. Mogłem się tego spodziewać. - Laurelyn, wiem że tam jesteś. Słyszę jak oddychasz. Pozostaję milczący, czekając na jakąś wskazówkę, która powie mi w jakiego rodzaju związku jest z tym mężczyzną. - Jeśli nie jesteś gotowa rozmawiać, to proszę, posłuchaj.- Czekam i nic nie słyszę. Już myślę, że nas rozłączyło, ale potem mówi dalej.- Tęsknię za tobą, Laurie. Dobrze było nam razem i wiem, że możemy to odzyskać. Kochanie, nikt o nas nie wie. Przekonałem Mitcha i chłopaków, że po prostu potrzebowałaś trochę czasu, żeby odpocząć od nacisków przemysłu muzycznego, ale nie będą wiecznie czekać. Musisz wrócić do Nashville, żebyśmy mogli dalej działać w kwestii wydania płyty. Musisz wrócić do domu, do mnie. 234
Nadal nie jestem pewien kim jest Blake Phillips, ale mam coraz większe pojęcie. Jest tym, który był przede mną. Tym, który skrzywdził Laurelyn. - Laurie, wiem, że za mną tęsknisz. Usłyszałem wystarczająco dużo. - Laurelyn nie może podejść w tej chwili do telefonu. Następuje chwila ciszy zanim pyta.- Kto mówi? - Jack McLachlan. Jestem chłopakiem Laurelyn, jej australijskim chłopakiem. Bo właśnie tutaj jest, w Australii, ze mną. Nie w Nashville z tobą. - Muszę porozmawiać z Laurelyn najszybciej jak to będzie możliwe. Proszę przekaż jej, żeby zadzwoniła do Blake’a. - Ona nie chce z tobą rozmawiać i chyba cię kurwa pojebało, jeśli myślisz, że powiem mojej dziewczynie, żeby zadzwoniła do swojego byłego dupka. Jestem pewien, że rozumieszdotykam klawisz „koniec”, bo już skończyliśmy. Laurelyn jest moja. Nie jego. Po skończeniu rozmowy, przesuwając kciukiem przeglądam zdjęcie za zdjęciem Laurelyn z tym facetem i widzę dowód jej szczęśliwego życia przede mną. To nieprzyjemny, a nawet bolesny widok. Słyszę wyłączenie prysznica i próbuję zdecydować jakie wybrać podejście, by zapytać Laurelyn o jej związek z tym facetem. Siedzę na krawędzi łóżka, kiedy wychodzi z łazienki z turbanem na głowie. Jest naga jak w dniu narodzin. Jest przestraszona, że mnie widzi, wydaje z siebie dziewczęcy pisk i zasłania się rękami. Kiedy dociera do niej, że to ja, szczerzy się i zdejmuje ręce ze swojego nagiego ciała. - Cholera, ale mnie przestraszyłeś. Myślałam, że nie będzie cię przez cały dzień. - Tak, ale wróciłem po coś.- Żałuję, że to zrobiłem. Nie chcę czuć tego, co czuję. Laurelyn szczerzy się, gdy podchodzi do szuflady z bielizną. - Co się dzieje? Dziwnie się zachowujesz. Obserwuję jak zakłada białe, koronkowe majtki i podciąga je do góry. Sięga po biustonosz do pary, zakłada ramiączka i zapina haftki na pomiędzy piersiami. Decyduję, że mam dosyć zastanawiania się. - Powiedz mi kim jest Blake Phillips. Blednie i nieruchomieje w miejscu. - Dlaczego mnie o to pytasz?- Jej słowa są szeptem. 235
Nie podoba mi się sposób w jaki zareagowała na pytanie o niego. - Ponieważ dzwonił, kiedy byłaś pod prysznicem. Bardzo skupia się na poprawianiu biustonosza, żeby tylko na mnie nie patrzeć. - Odebrałeś mój telefon? - Dzwonek „Sex on Fire” przykuł moją uwagę. Odebrałem, bo chciałem się dowiedzieć kim do diabła jest Blake Phillips i czego od ciebie chce. Patrzy na mnie pusto. Nie jestem pewien czy to dlatego, że nie chce mi powiedzieć kim on jest czy dlatego, że zachowuję się jak zaborczy Neandertalczyk. - Nie jestem do tego przyzwyczajony, Laurelyn. Wiesz wszystko o moich poprzednich związkach. Wszystko! Łącznie z tym jakie to dla mnie naciągnięcie reguł, a ja tak niewiele wiem o twoich. Chcę wiedzieć kim on jest dla ciebie. Jestem prawie pewien, że mi powie, a potem czuję ukłucie strachu. Może to nie jest coś, coc chcę usłyszeć, ale jest już za późno. - Był producentem mojej płyty. Rzucam jej telefon na łóżko tak, że ląduje ekranem do góry. Widać tam uczuciowe zdjęcie. - Czy wszyscy całują tak swoich producentów? Zamyka oczy i odwraca się od telefonu. - Blake i ja spędzaliśmy razem dużo czasu, gdy pracowaliśmy nad moim albumem. Jedna rzecz poprowadziła do drugiej i zaczęliśmy się spotykać. Powiedział mi, że to nie wyglądałoby dobrze gdyby ktoś dowiedział się o tym, że jest w związku z kimś kogo reprezentuje, a ja mu uwierzyłam. Wydawało się to być rozsądnym powodem, więc zgodziliśmy się trzymać nasz związek w tajemnicy, żeby chronić nasze kariery. Później dowiedziałam się, że chciał trzymać nas w tajemnicy, bo miał żonę i trójkę dzieci. Byłam zdruzgotana i odeszłam od tego wszystkiego. Od niego. Od kontraktu na płytę. Od kariery muzycznej, na którą tak ciężko pracowałam. Od wszystkiego. Teraz to już naprawdę nienawidzę tego matkojebcy. - Kiedy to się skończyło? - Na początku grudnia.- To zaledwie kilka tygodni przed tym jak tu przyjechała- za mało czasu, żeby o nim zapomniała, jeśli była w nim zakochana. - Jak długo byliście razem? - Trzy miesiące.- Prawie tyle samo czasu, co ze mną. 236
Opieram łokcie o kolana i wkładam głowę w ręce. - Kochasz go? Nie odpowiada od razy i moje gardło próbuje złapać powietrze. - Był czas, kiedy myślałam, że tak, ale to było zanim poznałam prawdę.- Chcę, żeby wyciągnęła rękę i dotknęła mnie na znak wsparcia, ale nie robi tego.- Kochałam kłamstwo, a prawda zniszczyła wszystko, co do niego czułam. Chcę spojrzeć w górę na nią, ale nie mogę. Boję się tego, co zobaczę. - Więc teraz już nic do niego nie czujesz? - Nie. Nie mogę kochać kłamstwa, a tylko tym byliśmy.- Jej słowa są otrzeźwiające. Czy ja nie poprosiłem jej o związek oparty na kłamstwie? On wmanewrował ją, by została jego brudnym sekrecikiem, a ja właściwie poprosiłem ją, by została moim. Podnoszę twarz i widzę, że stoi przede mną, ale jej oczy unikają mnie. I wtedy to do mnie dociera. Jestem takim samym matkojebcą jak Blake Phillips. Zsuwam się z łóżka na kolana i obejmuję ją za nogi. - Laurelyn, bardzo cię przepraszam, że nie traktowałem cię tak jak powinienem. Głaszcze moje włosy. - O czym ty mówisz? Nigdy nie traktowałeś mnie źle. Rozpuściłeś mnie jak dziadowski bicz. Nadal klęcząc, spoglądam w górę.- Poprosiłem cię o związek oparty na kłamstwie. Ukrywałem cię przed światem jak mój sekret dopóki nie zdecydowałem, że cię potrzebowałem, gdy tata zachorował. Nie jestem od niego lepszy.
Muzyka: Kings of Leon- Sex on Fire
237
43 Laurelyn Prescott
Jack Henry klęczy przede mną i mówi rzeczy, które nie są prawdą. Przyciska twarz do mojego brzucha, a ja wplątuję palce w jego włosy. - Nie, tak wcale nie jest. Nigdy się do niego nie porównuj. Chwytam go za ręce i ciągnę do góry.- Wstawaj stamtąd. Wstaje i sięga do mojej twarzy.- Tak mi przykro. Nie rozumiem, co ma na myśli.- Przestań. Nigdy nie zraniłeś mnie tak jak on. Przesuwa kciukami po moich kościach policzkowych.- Przepraszam za całe to ukrywanie. Za to, że sprawiłem, iż poczułaś się niewystarczająco ważna, by poznać prawdziwego mnie. Ale najbardziej przepraszam za to, że pieprzyłem się z tobą nie wiem ile razy, a nigdy się z tobą nie kochałem. Dociera do mnie, że płaczę, gdy łapie kciukami łzy spływające po mojej twarzy. - Proszę, nie płacz. Nigdy nie chcę być tym, przez którego płaczesz. Pochyla się i czule przyciska swoje wargi do moich. Otwieram usta, a on wsuwa swój język na spotkanie mojego w znajomym, lecz nowym sensualnym waltzu. Całowaliśmy się niezliczoną ilość razy. Prawie zawsze były to gorące i wymagające pocałunki, ale ten jest całkowicie inny. Mówi mi rzeczy, których on nie może albo nie powie, bo to sprzeciwia się wszystkiemu, co zakłada nasz związek. Jack’owi Henry’emu zależy na mnie. Jeśli jego pocałunki mi tego nie mówią, to mówi to jego dotyk. Jego pieszczota jest taka czuła. Traktuje mnie jakbym była cennym, delikatnym skarbem. Przenosimy się na łóżko, jego usta zostawiają lekkie jak piórka pocałunki na mojej brodzie i szyi. Jego usta kontynuują wędrówkę w niższe rejony. Wkłada palec w miseczkę
238
mojego stanika i odnajduje sutek. Trze go i roluje sprawiając, że staje na baczność, a potem ściąga mi stanik i bierze sutek do ust. Uwielbiam czuć jego język na moim wrażliwym sutku. Coś pomiędzy jękiem, a dźwiękiem jego imienia ucieka z moich ust, gdy wplatam palce w jego włosy. Kiedy jego usta opuszczają moją pierś, odpina stanik i uwalnia mnie z koronkowego więzienia. Chwytam koszulę na jego brzuchu i podnoszę ją, ponieważ chcę poczuć jego ciało na moim. Łapie ją za kołnierz i ściąga sobie przez głowę jednym, płynnym ruchem. Potem opuszcza głowę i bierze mój drugi sutek do ust. Nie ma znaczenia, gdzie dotyka mojego ciała. Każdy dotyk wysyła falę doznań prosto między moje nogi i robię się coraz bardziej mokra. Jego usta suną niżej, po moim brzuchu i do kości biodrowej. Całuje każdą z nich i wszystko pomiędzy zanim odchyla moje majtki i zanurza nos w środku. Słyszę jak głęboko nabiera powietrza.- Mmm, pachniesz tak dobrze. Klęcząc między moimi nogami, chwyta za moje majtki i ściąga je, gdy unoszę biodra. Podnosi moje nogi z łóżka, żeby uwolnić mnie od koronki wokół moich kostek, a następnie rzuca je na podłogę obok swojej koszuli. Siadam, by zsunąć stanik z moich ramion i dorzucić do rosnącej sterty ubrań. Jestem naga, a on klęczy między moimi ugiętymi kolanami i zapamiętuje moją nagość. Kładzie dłoń pomiędzy moimi piersiami i powoli zsuwa ją w dół. - Jesteś taka idealna. Taka piękna. Jest taki słodki, ale nie mogę przestać wracać myślami do tego, co powiedział. Uważa, że nie jest lepszy od Blake’a. To pojęcia zaprasza mojego byłego do mojej głowy. Nie chcę go tam, więc zakrywam ręką oczy jakby to miało pomóc go zablokować. Jack Henry wie, że odpłynęłam gdzie indziej i sięga po moją rękę. - Spójrz na mnie, Laurelyn. Nie mieszaj go w to. Myśl tylko o mnie.
239
Otwieram oczy. Całuje wnętrze mojego prawego kolana i patrzy na mnie.- Zobacz mnie.- Całuje wnętrze mojego uda.- Bądź tutaj ze mną. Odrzucam głowę na poduszkę i pojękuję, bo wiem co ma zamiar zrobić. Kładzie na mnie język i liże w górę mojego środka. - Achh!- Jęczę. Nie ma lepszego uczucia niż jego usta na mnie. Liże jeszcze kilka razy i już czuję jak rozpoczyna się mój orgazm. Nie zajmie mu dużo czasu, wypchnąć mnie w przepaść. Przygryzam dolną wargę, gdy mój oddech robi się szybszy i czuję jak fale szybko wypływają na powierzchnię. Rytm jego języka nadal jest powolny i torturujący. - Mmm, uwielbiam twój smak.- Jego słowa wibrują we mnie. Usztywnia język, wsuwa go i wysuwa ze mnie przy mojej górnej ściance, uderzając w to wrażliwe miejsce. Podnoszę głowę z łóżka i widzę jak jest zanurzony między moimi nogami. Ten widok sprawia, że mój orgazm przychodzi szybko i wściekle. Nie mam nad sobą kontroli, kiedy dyszę i chwytam w pięść jego włosy ciągnąc mocniej niż powinnam.- Achh, Jack Henry! Unoszę biodra, by zbliżyć się do jego ust. Czuję skurcze budujące się w moim łonie i ciągnę jego włosy. Sztywnieję i wyginam plecy na łóżku, gdy Jack Henry rozbraja mnie. Kiedy jest już po wszystkim, upadam na poduszkę, żeby złapać oddech i znowu czuję malutkie, poorgazmiczne dreszcze. Jack Henry wspina się po moim ciele, całując je, a potem pochyla się nade mną. Czuję szorstkość jego jeansów na mojej skórze i przypominam sobie, że nadal jest ubrany od pasa w dół. Sięgam po guzik jego jeansów, odpinam go i rozpinam rozporek. Wkładam rękę w jego bokserki i głaszczę go. - Chcę cię w sobie. - Nie bardziej niż ja chcę być w tobie.- Schodzi z łóżka, moje oczy nie przestają patrzeć na jego olśniewające ciało. Obserwuję jak skopuje buty i ściąga jeansy razem z bokserkami. Jego erekcja wyskakuje na wolność. Omija swój zwyczajowy przystanek przy szafce stolika nocnego i wraca na łóżko. Opuszcza swoje ciało między moje nogi i patrzy mi prosto w oczy. Wszystko między nami jest 240
inne. Nasze oczy prowadzą cichą rozmowę, której nasze usta nie ważą się przerwać. Rozumiem, o co prosi mnie bez słów. Chce być bliżej. Skóra na skórze z niczym pomiędzy nami. Wmawiam sobie, że pominięcie prezerwatywy nie jest nieodpowiedzialne, bo oboje tego chcemy. Oboje jesteśmy zdrowi, a ryzyko zajścia w ciążę jest prawie zerowe z powodu moich pigułek antykoncepcyjnych. Przełyka z trudem i delikatnie przyciska się do mojego śliskiego wejścia czekając na odpowiedź. To jest jego sposób na zapytanie mnie przed wejściem w moje ciało. Daję mu pozwolenie przez uniesienie bioder w jego kierunku. Wślizguje się w moją śliskość i zaciska oczy sycząc.- Laurelyn, jesteś niewiarygodna. Zaciskam moje ścianki wokół niego, gdy porusza się do środka i na zewnątrz z metodyczną powolnością. Po praz pierwszy chłonę pełne odczucie Jack’a Henry’ego we mnie, bez żadnego zabezpieczenia. Obserwuję jego piękną twarz tańczącą nade mną i nigdy nie czułam się bliżej kogoś w moim całym życiu. Nigdy. Jest dla mnie tak delikatny jakbym była dziewicą. Uczucie jakie do niego żywię jest przytłaczające i gorące łzy spływają po mojej twarzy. Wiem, co czuję do tego mężczyzny. Kocham Jack’a Henry’ego McLachlan’a. Jesteśmy serce w serce i znika we mnie tak, że już nie wiem gdzie kończę się ja, a zaczyna on. - Jestem blisko i chcę dojść w tobie- mówi nie przestając się ruszać, a ja oplatam nogami jego pas. Moja głowa wiruje od ekstazy wywołanej jego słowami. Zapominam kim on jest, kim jestem ja i kim jesteśmy dla siebie. Chcę, żeby mnie oznaczył, bym należała do niego. Zaplątuję nogi wokół niego i ściskam je. Nie mógłby się uwolnić z mojego mocnego uchwytu gdyby chciał.- Chcę, żebyś to zrobił. Wchodzi we mnie mocniej. Nie widzę jego twarzy, ponieważ jest zakopana w mojej szyi. Jest blisko. Wiem, że zaraz wypełni mnie częścią siebie.
241
W tej chwili wiem już bez cienia wątpliwości, że Blake jest moją przeszłością. Jack Henry jest moją teraźniejszością i choć to bardzo mnie zadowolą, to chcę by był także moją przyszłością. Uczucia i emocje jakie we mnie wzbudza sprawiają, że niemożliwym jest trzymać w sobie tego, co do niego czuję. Obejmuję go ramionami i mocniej ściskam nogi, gdy pojękuję i dostaje spazmów we mnie. - Kocham cię, Jack’u Henry- szepczę mu do ucha, gdy opróżnia się we mnie. Kocham Jack’a Henry’ego McLachlan’a. A teraz mu to powiedziałam. Żałuję tych słów w chwili, gdy opuszczają moje usta. Słowa miłości nie są czymś, co chce usłyszeć ode mnie. Nie czuje tego samego. Nie na to się pisał i prawdopodobnie właśnie zmarnowałam tą resztkę czasu, który mi z nim została. Jestem głupią, głupią kobietą. Jego twarz nadal jest zakopana w mojej szyi, więc nie widzę jego reakcji. I nie chcę jej widzieć. Czuję jak oddycha ciężko przy moich włosach. Myślę, że rozważa swój następny ruch, więc daję mu proste wyjście. Jestem mu to winna. - Pozwól mi wstać.- Odpycham go z siebie nie patrząc mu w oczy. Biegnę do łazienki, żeby dać mu czas na ubranie się i wyjście bez poczucia, że musi rozmawiać o tym co powiedziałam. Zastanawiam się czy poprosi mnie, żebym wyjechała kiedy wróci z pracy. Opieram się plecami o drzwi trzymając w dłoniach mokrą od łez twarz. Może powinnam mu oszczędzić kłopotu i sama wyjechać.
242
44 Jack McLachlan
Leżę na plecach i patrzę w sufit. Cóż, kurwa mać. Laurelyn mnie kocha. Nie spodziewałem się tego. Nie jestem do końca pewny jak się z tym czuję. Ilość naszych wspólnych dni zmniejsza się i dużo rozmyślałem o tym jak będę się czuł, gdy jej nie będzie. Przyznam, że jestem zdezorientowany emocjami, które czuję. W przeszłości nigdy nie przywiązałem się do żadnej z moich towarzyszek, ale od początku wiedziałem, że wszystko co dotyczy Laurelyn jest inne. Znaczy coś dla mnie- więcej niż jakakolwiek przed nią- ale czy to oznacza miłość? Nie mam pojęcia. Część mnie chce, by Laurelyn wyjechała, bo mógłbym wtedy wrócić do mojego życia przed nią, ale jest też inna część, która chce ją błagać, aby została na zawsze. Bardzo się staram, ale nie potrafię zdecydować, która jest silniejsza. Czuję okropny ból w piersi, kiedy myślę o jej wyjeździe. Czy tak właśnie czuje się miłość? Nie tak to sobie wyobrażałem, ale potem słyszę jak mówi, że mnie kocha i czuję się tak zdezorientowany jak jeszcze nigdy. Siadam na brzegu łóżka i zastanawiam się, co powiedzieć kiedy wyjdzie z łazienki. Mija kilka minut i dociera do mnie, że nie ma zamiaru wychodzić, jeśli nadal tutaj będę. Pukam do drzwi.- Laurelyn, wyjdziesz, żebyśmy mogli porozmawiać? - Naprawdę nie chcę. Proszę, nie zmuszaj mnie- brzmi nosowo, więc wiem, że płacze. Prawie nie mogę tego znieść, bo chcę być tym, który wyciera jej łzy, a nie je powoduje. - Naprawdę myślę, że powinniśmy.- Sięgam, żeby obrócić gałkę, ale już wiem, że będzie zablokowana.- Wyjdź, proszę. Mija kolejna minuta zanim słyszę jak odblokowuje drzwi. Otwiera je i stoi owinięta ręcznikiem, a jej oczy spuszczone są w dół odmawiając patrzenia na mnie. Sięgam i unoszę w górę jej brodę, by zobaczyć jej oczy, ale zamyka je i blokuje mnie.
243
Poprosiłem, by wyszła, żebyśmy mogli porozmawiać, ale teraz nie mam cholernego bladego pojęcia, co powinienem powiedzieć. Czuję do niej coś szczerego, ale nie wiem, co to jest. Nie mogę powiedzieć, że ją kocham, więc robię jedyną rzecz, którą mogę jej pokazać co czuję. Odwiązuję ręcznik spod jej ramion i spada na podłogę. Oplatam sobie jej ramiona wokół szyi i podnoszę ją.- Opleć mnie nogami. Wkładam ręce pod jej uda i zanoszę z powrotem do łóżka. Kładę ją w poprzek materaca i wiszę nad nią opierając się na kolanach i rękach. Łapię jej brodę w rękę. - Laurelyn, spójrz na mnie. Waha się, a potem otwiera oczy i patrzy na mnie. Łzy spływają po jej skroniach, pochylam się, żeby je pocałować. Chciałbym móc powiedzieć, że cię kocham. Nie mogę dać jej mojego serca, ale jest jedna rzecz, którą mogę jej dać. Opuszczam rękę i czuję, że całe wnętrze jej ud jest mokre od moich płynów. Przesuwam po nich palcami i wcieram w jej skórę oznaczając moje terytorium. Jestem zszokowany tym jak bardzo lubię mieć tą część siebie na niej. I w niej. Jest moja, przynajmniej jeszcze przez chwilę. Wchodzę w nią wolno i po kilku sekundach jej biodra spotykają moje pchnięciem w pchnięcie. Chcę być delikatny, bo kochanie się z nią jest czymś nowym i podoba mi się to uczucie, ale ona ma co innego na myśli. Używając swoich ud, zachęca mnie, bym poruszał się szybciej wślizgując się i wyślizgując z niej. Sięga po moją szyję, przyciąga mnie do siebie i szepcze do ucha.- Mocniej! Daję jej o co prosi i kiedy czuję jak zaciska się wokół mnie, wpadam w przepaść. Wpycham się głęboko w nią po raz ostatnio i eksploduję. O co chodzi z tym dochodzeniem w niej? Odgarniam włosy z jej twarzy, a ona obserwuje moje oczy. Widzę strach, gdy pyta. - Wszystko między nami w porządku? 244
Opuszczam usta i całuję ją łagodnie w usta.- Jest o wiele lepiej niż w porządku.- Robię noski eskimoski, a potem siadam, by sprawdzić która godzina. Cholera! Naprawdę muszę wracać do pracy. Ubieram się obserwowany przez nią. Siadam na brzegu łóżka, by włożyć buty, a ona skrada się za mną i obejmuje w pasie. Opieram głowę o jej głowę. - W takim tempie to nigdy nie wrócę do pracy. - Za chwilę cię puszczę. Po prostu chcę jeszcze przez moment upajać się tą chwilą. Dlaczego musi upajać się tą chwilą? Zostawi mnie, bo nie powiedziałem jej, że ją kocham? Obracam się i przyciskam ją do łóżka. Przygniatam ją ciężarem mojego ciała i przyszpilam jej ramiona nad głową. Obserwuję jej oczy pytając:- Masz zamiar mnie zostawić? Przełyka z trudem i nie odpowiada. - Nawet nie myśl o tym, że mogłoby cię tu nie być, kiedy wrócę popołudniu do domu. Znajdę cię i przyciągnę z powrotem za włosy jak jaskiniowiec. To przywodzi śmiech na jej twarzy i nie mogę powstrzymać się przed pocałowaniem jej po raz ostatni przed wyjściem. - Pewnie wrócę późno, muszę nadrobić za ten poranek. Bądź tutaj, kiedy wrócę wieczorem do domu. Nadal trzymam jej ręce nad głową.- Będę. - Obiecaj mi.- Nie wiem dlaczego wydaje mi się, że obietnica może pomóc. Jeśli chce odejść to odejdzie. - Obiecuję. Mój instynkt podpowiada mi, że chciała uciec, więc nie ma znaczenia czy obiecuje czy nie. Ucieknie, jeśli uderzy ją taki impuls, więc dzisiejsza rozłąka nie będzie dla mnie łatwa. Nie zaznam spokoju dopóki nie wrócę do domu i nie znajdę jej tutaj.
245
Wysyłam mojego piętnastego SMS-a tego dnia do Laurelyn i czekam na jej odpowiedź. Pewnie ją irytuję, ale musi zrozumieć jak bardzo chcę żeby ze mną została do czasu wyjazdu w przyszłym tygodniu. Nie jestem gotowy, by się pożegnać. Przynajmniej nie dzisiaj. Mój telefon pika odpowiedzią.
*Czekam tutaj na Ciebie*
Mogę się uspokoić, bo to nie brzmi jak odpowiedź kobiety, która uciekła. Kiedy wracam do domu, prawie wbiegam przez drzwi. Piekielnie chcę zobaczyć dowód, że nie odeszła. - Laurelyn, gdzie jesteś? - W kuchni. Ulga. To jedyne słowo, które jest w stanie opisać to, co teraz czuję. Znowu mogę oddychać. Idę do kuchni i widzę jak stoi przed kuchenką. - Pozwoliłam pani Porcelli wyjść wcześniej, bo chciałam coś dla ciebie ugotować. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Podchodzę do niej od tyłu i obejmuję w pasie. Całuję ją w szyję i zerkam przez jej ramię, by zobaczyć co ugotowała. Hmm. Lazania? Moja ulubiona. Ciekawe czy o tym wie. Przypomina mi się ten wieczór, kiedy jedliśmy urodzinową kolację we włoskiej restauracji podczas pobytu w Auckland. - Pachnie pysznie. 246
- Moja lazania jest znana z tego, że rzuca mężczyzn na kolana. - Kochanie, nie trzeba twojego jedzenia, żeby rzucić mnie na kolana. Staje twarzą do mnie i obejmuje ramionami. - Taak? - Prawdziwa historia. - To dobrze. Lubię widzieć cię na kolanach. W chwili, gdy te słowa opuszczają jej usta, widzę że przypomina jej się nasz poranek. Po drażliwym incydencie po rozmowie o Blake’u Phillipsie, decyduję, że lepiej zmienić temat. - Mogę ci w czymś pomóc? Oboje wiemy co robię, ale idzie na to. - Jakbyś wiedział, co zrobić. - Nie jestem kompletnie bezużyteczny w kuchni. Zdaje się, że ugotowałem ci śniadanie jednego ranka. - Nie jestem pewna czy bajgiel z serkiem śmietankowy zalicza się jako gotowanie śniadania, ale pomimo to i tak dam sobie radę. Może wybierzesz dla nas jakieś wino? Całuję ją w policzek.- To z pewnością dam radę zrobić. Idę do piwniczki i wybieram merlota. Kiedy wracam z powrotem do domu, łapię się na tym, że nieświadomie nucę „Private Dancer”. A niech to, zawsze o niej myślę, nawet jeśli to moja podświadomość. Kiedy wracam z piwniczki, słyszę, że Laurelyn rozmawia z kimś. Wchodzę do kuchni, a ona obraca się i widzi jak stoję za nią. Jest zmartwiona i już wiem, że to on. Znowu zadzwonił. Zabieram telefon z jej ręki i naciskam przycisk zakończenia połączenia.- Nie odbieraj więcej jego telefonów. Martwi cię, a ja nie chcę, żebyś resztkę naszego czasu razem spędziła na myśleniu o nim. Chcę być jedynym, o którym myślisz. Zgoda?
247
- Zgoda. Chcę, żeby zapomniała o jego telefonie, o jego twarzy, o jego imieniu, więc przyciągam ją blisko i całuję. - A teraz, czy myślisz, że będziesz w stanie przetrwać kolację bez myślenia o nim? A może muszę zabrać cię do łóżka i dać ci powód, żebyś o nim zapomniała? - Choć bardzo podoba mi się pomysł o łóżku, to jego nie ma już w mojej głowie. Stało się tak w chwili, kiedy mnie pocałowałeś. - To dobrze. Kiedy jemy nie mogę powstrzymać się przed obserwowaniem jak płomień świecy tańczy na twarzy Laurelyn. Boże, ale będzie mi jej brakowało. Przyłapuje mnie jak ją obserwuję i jej twarz rozciąga się w uśmiechu. - O czym myślisz? Sięgam po jej rękę i ściskam ją.- Myślałem właśnie o tym co zrobię, kiedy pojedziesz do domu. Cholera, będę za tobą tęsknił. Zabiera rękę i zaczyna sprzątać ze stołu. Jej oczy unikają mnie. - Zrobisz dokładnie to samo, co robiłeś poprzednimi razami. Przeniesiesz się do kolejnego miasta i znajdziesz numer czternasty. Nie potrafię sobie wyobrazić nikogo po numerze trzynastym.
248
45 Laurelyn Prescott
Nadszedł czas. Dzisiaj wyjeżdżam, ale Jack Henry nie ma o tym pojęcia. Wierzy, że mamy przed sobą jeszcze dwadzieścia cztery godziny. Dlaczego go okłamałam? Ponieważ nie zniosę tego, że nie będzie mu przeszkadzało patrzenie jak odchodzę na zawsze, kiedy w ogóle nie jestem na to przygotowana. Śpi obok mnie. Oddycha powoli, głęboki i jak w zegarku, słyszę ciche chrapanie co kilka oddechów. To jego cykl oddychania i po spaniu obok niego przez trzy miesiące, nauczyłam się to przewidywać. Spodziewać się tego. Pokochać to. Nie chcę wiedzieć jak to będzie nie słyszeć go, gdy będę w łóżku w moim domu, więc wolę o tym nie myśleć. Idę do mojej torebki i wyciągam telefon, żeby nagrać dźwięki jakie z siebie wydaje. To śmieszne, ale przynajmniej będę mogła mieć przy sobie jego cząstkę, gdy odejdę. Kiedy kończę, siadam na krześle w kącie pokoju i przeglądam nasze zdjęcia na moim telefonie. Pokochałam te nasze wspólne obrazy. Decyduję, że ich też nie oddam, więc wyciszam oba telefony i pojedynczo przesyłam każde zdjęcie na mój osobisty telefon. Nigdy się nie dowie, że to zrobiłam, a nawet jeśli, to co zrobi? Będę dziewięć tysięcy mil stąd. Kiedy kończę przesyłanie wszystkich zdjęć, siedzę i obserwuję mężczyznę, którego pokochałam. Nie mam pojęcia jak długo tam siedzę patrząc na niego. Wiem tylko, że po dzisiejszej nocy już nie będę mogła tego robić. Przeklinam świecącą godzinę na zegarze- 4:36. Zdaję sobie sprawę, że czas który myślałam, iż nigdy nie nadejdzie, właśnie nadszedł. Płomienie palące się z dwóch stron knota tego poranka spotykają się na środku. Moje trzy miesiące z Jack’iem Henrym skróciły się do niecałych trzech godzin, a knot zostanie zgaszony palcami. Przyciągam nogi do siebie, obejmuję je i zaczynam płakać. Jestem zmuszona zakryć usta rękami, by zagłuszyć niekontrolowany szloch. Słyszę jak przewraca się na łóżku i przyciskam mocno ręce, żeby mnie nie usłyszał, ale i tak to robi.
249
- Hej, co tam robisz? Biorę głęboki oddech, a moja klatka piersiowa wibruje. Światło z uchylonych drzwi łazienki minimalnie oświetla kąt, w którym siedzę, więc nie widzi mojej twarzy. Próbuję zamaskować nosowy dźwięk, który z pewnością spowodowały moje łzy. - Przypominam sobie wszystko o czym nie chcę zapomnieć, gdy wyjadę. Proszę. Powiedziałam to. Rzeczywistość, której unikaliśmy. Daję mu okazję do porozmawiania o moim wyjeździe. Powiedz coś. Cokolwiek. Proszę. Ale nie robi tego. - Wracaj do łóżka. - W porządku. Muszę tylko na chwilę iść do łazienki. Obmywam twarz zimną wodą, a potem trzymam chłodny ręcznik na oczach, choć wiem, że opuchlizna nie zejdzie do czasu, kiedy będzie wstawał do pracy. Będzie wiedział, że płakałam i nic nie mogę z tym zrobić. Kiedy wracam do łóżka, przysuwam się do niego i kładę głowę na jego piersi. Obejmuje mnie ramieniem i przesuwa ręką w górę i w dół mojego ramienia aż do łokcia. - Wszystko z tobą dobrze? - Taa. - Nie wydaje mi się. Zgadzam się. Nic w tym nie jest dobre. Nie mogę mu tego powiedzieć, więc robię jedyną rzecz, która to zrobi. Przewracam się na brzuch i klękam. Przekładam jedną nogę przez niego aż siadam na nim okrakiem i przykrywam go moim ciałem pochylając się, żeby go pocałować. Nadal jesteśmy nadzy od naszych wcześniejszych ekscesów. Czuję jak twardnieje pode mną, gdy ocieram się o jego rosnący wzwód. Moją intencją jest jedynie podrażnić się z nim i ze sobą, ale potem czuję, że jest pod idealnym kątem, by wsunąć się we mnie. Wpycham kawałek w siebie umierając z pragnienia poczucia w sobie całej jego długości. 250
Kochaliśmy się bez prezerwatywy tylko ten jeden raz w zeszłym tygodniu, kiedy powiedziałam mu, że go kocham i było to najlepszy seks na świecie. Czułam się tak blisko niego i chcę to poczuć jeszcze raz zanim wyjadę. Potrzebuję tego ten ostatni raz. Kładzie ręce na moich biodrach i nie odpycha mnie, więc wsuwam go w siebie jeszcze bardziej. - Laurelyn… - Chcesz żebym przestała? Nie odpowiada od razu. - Nie chcę żebyś kiedykolwiek przestała. Splatam jego palce ze swoimi i używam ich jako oparcia kiedy zanurzam go w siebie dopóki nie jestem całkowicie pełna. Tak bardzo cię kocham, Jack’u Henry. Słyszę pomrukiwanie wydobywające się głęboko z jego gardła i sam ten dźwięk jest bardzo podniecający. Wiedza, że to ja tak rozkładam go na łopatki przynosi mi rozkosz jakiej nigdy nie znałam. Wygina biodra za każdym razem, gdy zsuwam się w dół. - Och, to takie niesamowite uczucie, Laurelyn. Jeśli to zależałoby ode mnie to robiłabym to każdego dnia, ale to nie mój wybór. To jego wybór. I wybiera, że pozwoli mi odejść. Teraz jego ręce znajdują się na moich biodrach i zachęca mnie do szybszego poruszania się w górę i w dół pod jego rozłożonymi rękami. - Laurelyn, jestem blisko.- Koniuszki jego palców wbijają się w moją skórę.- Mogę dojść w tobie? - Tak.
251
Koniuszki jego palców ściskają się na moich kościach biodrowych i mocno przyciąga mnie na siebie. Wydobywa z siebie swój dźwięk dochodzenia, który tak bardzo pokochałam, bo zawsze potem słyszę moje imię.- Ooch, Laurelyn. Czuję jak drży we mnie i wiem, że właśnie wypełnił mnie cząstką siebie. Kiedy puszcza moje biodra, upadam na jego pierś, a on obejmuje mnie. - Boże, ale będę za tobą tęsknił. I oto ono. Moje wypowiedzenie. Już nie mam nadziei, że poprosi mnie, bym została i czuję łzy. Dzięki Bogu, że wyłączyłam światło w łazience, kiedy wychodziłam, więc jest ciemno i nie widzi mnie. I nie będę widziała miłości, której nie czuje, gdy mnie trzyma. Czuję jak łza spływa po moim policzku. - Co się dzieje?- Wsuwa rękę między nas i czuje mokrość.- Płaczesz? - Nie.- Tak. - Płaczesz. Co się stało? Zraniłem cię?- Podsuwa się na łóżku, chociaż ja nadal na nim leżę. Czuję, że sięga do lampki na stoliku nocnym, ale łapię go za rękę i powstrzymuję. - Nie. Nie zraniłeś mnie. Nic mi nie jest.- Tak, czuję się zraniona, ale nie tak jak myślisz. Wplatam moje palce w niego, żeby znowu nie próbował włączyć lampy. Nie chcę próbować tego wytłumaczyć. Już więcej nic o tym nie mówi, więc ja też nie. Przez kolejne dwie godziny leżę obok Jack’a Henrego z głową na jego piersi. Słucham bicia jego serca- kolejna rzecz, której już nigdy nie usłyszę. Całuje czubek mojej głowy.- Mmm. Spóźnię się do pracy, jeśli zaraz nie wstanę. Nie chciałbym zostać zwolniony. - Taa, pracujesz dla małostkowego starszego pana- śmieję się, ale nawet dla siebie brzmię fałszywie.
252
Słońce wstało i obserwuję jak Jack Henry idzie nago do łazienki. Cholera, tego widoku na pewno będzie mi brakowało każdego ranka. Kiedy jest już gotowy do wyjścia, podchodzi, by pocałować mnie tak jak robił to każdego poranka, gdy byłam w jego łóżku. Jednak tym razem jest inaczej. - Widzimy się popołudniu, kochanie. Całuję go tak jakbym widziała go po raz ostatni. Bo tak jest. Ściskam go w moich ramionach. To jest nasz ostatni pocałunek. Nasze ostatnie objęcie. Nasze ostatnie wszystko. - Ściskasz mnie jakby to był już koniec.- Umie czytać w moich myślach? Czasami się nad tym zastanawiam. Całuje mnie w czoło.- Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? Potakuję, bo jestem niestabilna. Zaraz wybuchnę łzami i muszę wytrzymać jeszcze tylko trochę dłużej. - Spróbuję wrócić wcześniej, żebyśmy mogli zrobić coś specjalnego wieczorem. To już. Zaraz nadejdzie ta chwila. Patrzę jak Jack opuszcza sypialnię tym samym na zawsze wychodząc z mojego życia. I wtedy wszystko do mnie dociera. To koniec między nami. Na zawsze.
253
46 Jack McLachlan
O dwunastej decyduję, że to koniec pracy na dzisiaj, bo i tak niczego nie osiągnąłem. Mogę myśleć jedynie o Laurelyn i o tym jak jutro wyjdzie z mojego życia. Tylko o tym myślałem przez cały tydzień odkąd usłyszałem jak mówi, że mnie kocha. To były najkrótsze trzy miesiące w moim życiu. Coś dosłownie boli mnie w piersi na myśl, że już nigdy więcej jej nie zobaczę. Zgodziliśmy się na trzy miesiące i nasz czas minął. Obiecałem jej najlepsze chwile w życiu, ale niech mnie szlag, jeśli role się nie odwróciły. To ja spędziłem trzy najlepsze miesiące swojego życia i nie ma nadziei, że coś je przebije. Za bardzo ją kocham, żeby pozwolić jej odejść i muszę natychmiast jej o tym powiedzieć. - Haroldzie, robię sobie wolne do końca dnia. - Tak jest, proszę pana. Miłego popołudnia. Kilka minut później jestem już w domu i pani Porcelli wita mnie w kuchni. - Panie McLachlan, życzyłby sobie pan lunch? - Laurelyn już jadła? Patrzy na mnie dziwnie.- Wyjechała rano krótko po tym jak wyszedł pan do pracy. Nic nie mówiła, że musi jechać do miasta.- Powiedziała gdzie jedzie? Pani Porcelli waha się.- Powiedziała mi, że jedzie do domu. Pomyślałam, że to dziwne, że nie odprowadza ją pan na lotnisko, ale uznałam, że zadawanie pytań to nie moje moje. Nie. Myli się. To nie może być prawda. - Laurelyn!
254
Biegnę w stronę sypialni i wszystko wydaj się być na miejscu, ale jest zbyt czysto i zbyt porządnie. Laurelyn nie jest taka zorganizowana. Coś z jej rzeczy zawsze jest rzucone na krzesło w kącie, ale tym razem nie ma na nim bałaganu. Otwieram górną szufladę komody, gdzie trzyma swoją bieliznę. Jest pusta. Proszę, nie pozwól jej mnie zostawić. Idę do szafy i wszystkie ubrania, które tam wiszą należą do mnie. Dlaczego to zrobiłaś, Laurelyn? Wyciągam telefon z kieszeni i wybieram jej numer. Słyszę mój spersonalizowany dzwonek i podążam za dźwiękiem. Znajduję jej telefon obok gitary Martina na stoliku do kawy w salonie. Obok leży koperta z moim imieniem napisanym odręcznym pismem. Nie dobrze. Bardzo nie dobrze. Trzymam kopertę bez otwierania jej. Odeszła i zostawiła mi ten atrament na papierze w swoim imieniu. To są jej ostatnie słowa do mnie. Otwieram kopertę i rozwijam złożoną kartkę.
255
Mój Piękny Jacku Henry,
To zbliżało się od trzech miesięcy i nie jestem dzisiaj bardziej przygotowana niż kiedy się spotkaliśmy. Jeśli już to jestem jeszcze mniej przygotowana. Nie kochałam Cię w dniu, w którym się poznaliśmy ani nawet miesiąc później. Ale gdzieś pomiędzy witaj, a do widzenia, którego nie jestem w stanie znieść, desperacko się w tobie zakochałam. Wiem, że nie czujesz tego samo. Dlatego powiedziałam ci, że wyjeżdżam jutro, a nie dzisiaj. Nie mogłabym znieść pożegnania z Tobą i obserwowania jaki mały wpływ ma na Ciebie to jak na zawsze wychodzę z Twojego życia. Bo to jest na zawsze. Obiecałam, że nie będę się z Tobą kontaktowała i nie zrobię tego. Ty dotrzymałeś swojej obietnicy. To były najlepsze trzy miesiące w moim życiu i nigdy nie będę w stanie ich przebić. Spełniłeś każde moje marzenie łącznie ze znalezieniem miłości mojego życia. Teraz nadeszła moja kolej na dotrzymanie obietnicy. Kocham Cię, Jacku Henry, każdą cząstką mojego jestestwa. Na zawsze.
Laurelyn, Twoja Amerykańska dziewczyna
256
Nie! Myślałem, że mam więcej czasu, żeby jej powiedzieć, ale odeszła. Naprawdę odeszła. A potem uderzyło mnie, że może jeszcze nie. Jej samolot mógł jeszcze nie wylecieć. Kiedy pisała ten list, myślała, że odczytam go kilka godzin później. Biegnę do garażu. Wsiadam do Sunset i jadę w stronę Lotniska Wagga Wagga szybciej niż to bezpieczne. Dojeżdżam w rekordowym czasie i nawet nie próbuję szukać miejsca na parkingu. Zostawiam samochód przy frontowym wejściu. Do diabła z nim. Mogą go odholować. Pędzę w stronę pierwszego wolnego okienka. - Potrzebuję pomocy. Muszę się dowiedzieć czy samolot odlatujący do… - przerywam, żeby pomyśleć. Niech to szlag. Doleciałaby stąd do domu? Nie, Wagga Wagga jest za małe, żeby mieć loty do LAX. Musiałaby się przesiąść w Sydney.- Sydney. Kobieta najwyraźniej jest mną poirytowana.- Proszę pana, każdego dnia mamy kilka lotów do Sydney. - To wyjątkowa sytuacja. Może pani sprawdzić czy wszystkie już odleciały? Wzdycha.- Sprawdzę to panu. Jakiś konkretny przewoźnik? - Nie. Nie spieszy jej się, gdy klika myszką i myślę, że robi to, by mnie wkurzyć. - Wszystkie dzisiejsze loty już odleciały, proszę pana. - A co z lotami do LAX z Sydney? Wzdycha jeszcze ciężej.- Będę musiała sprawdzić, proszę pana. Klika jeszcze kilka razy.- Dzisiaj są dwa loty do LAX. Jeden wyleciał o siódmej rano, a drugi jest zaplanowany na trzecią. Szlag! To za dwie i pół godziny. Nawet dociskając gaz do dechy w Sunset, nie ma mowy, żeby zdążył do Sydney w tak krótkim czasie. 257
Mój samochód nadal stoi tam, gdzie go zostawiłem. Widzę przy nim strażnika, który zapisuje numery rejestracyjne. Widzi jak idę w jego stronę.- To pański samochód? - Tak. - Nie można parkować przy wejściu, proszę pana. Macham ręką.- Już odjeżdżam. - To dobrze, że już pan się zjawił. Miałem dzwonić po holownik. Gówno mnie to obchodzi i prawie mu tak powiedziałem. Gdyby okoliczności były inne to bym to zrobił, ale teraz nawet nie miałem ochoty. Wsiadam do samochodu i odjechałem z lotniska. Po przejechaniu niecałych dwóch mil, zjeżdżam na pobocze i myślę jak skontaktować się z Laurelyn, ale mam kompletną pustkę w głowie. W żaden sposób nie mogę tego zatrzymać. Myśl. Myśl. Myśl. Ok, nienawidzę siebie, że to przyznaję, ale Ben Donovan jest moją jedyną odpowiedzią. Może nie wiedzieć jak skontaktować się z Laurelyn, ale może dać mi namiary na swoją siostrę. Zaciskam zęby jadąc w stronę jego mieszkania. Proszenie go o pomoc będzie bolało jak diabli, ale jestem gotów przejść prze ogień, by dotrzeć do Laurelyn. Używam domofonu, żeby wiedział, że tu jestem i wpuszcza mnie do budynku. Pukam do jego drzwi i czekam. Kiedy otwiera i widzi mnie, przekrzywia głowę na jedną stronę i rusza szczęką. Będzie się cholernie dobrze bawił i to mnie wkurza. - Już wiesz, że jej tu nie ma, więc czego chcesz? Zabija mnie, że polegam na nim jako na moim jedynym połączeniu z Laurelyn. Dosłownie czuję ból w piersi, bo zniżyłem się do jego poziomu. - Muszę wiedzieć jak skontaktować się z Laurelyn.
258
Mruży oczy.- Jaja sobie robisz- uśmiecha się krzywo i wzrusza ramionami.- Żałuję, że nie mogę ci pomóc, brachu. Za dobrze się bawi. - Ok, nie udawajmy, że to cię nie cieszy. Ten mały gnój się śmieje.- Nie udaję. Cieszy mnie to jak cholera, ale i tak nie mogę ci pomóc, bo nie mam jej numeru. - Więc potrzebuję numeru Addison. Jego kpiący uśmiech powiększa się.- Przepraszam, ale nie dam ci numeru mojej siostry. Cudem będzie, jeśli nie uduszę tego małego drania. - Wiesz, że chcę go tylko po to, żeby skontaktować się z Laurelyn. Krzyżuje ramiona, żeby dać mi znać, że nie zamierza się poddać. - Gdyby Laurelyn chciała się z tobą skontaktować to dałaby ci swój numer. Więc myślę, że to oznacza, że cię rzuciła. Czuję nadciągającą panikę. Jeśli nie da mi tego numeru to jak mam ją znaleźć? Nawet nie znam jej nazwiska. Rozważam czy go zapytać i decyduję, że mogę zjeść nawet gówno, jeśli przez to się dowiem. - Jakie ma nazwisko? - Laurelyn?- Kręci głową oceniając mnie.- Koleś! Pieprzyłeś ją przez trzy miesiące i nie znasz jej nazwiska? - To było częścią naszego układu- syczę z zaciśniętą szczęką. - Nie wiem na co się zgodziliście, ale najwyraźniej ona wyjechała i dotrzymała swojej części, więc sugeruję, żebyś okazał jej na tyle szacunku, by dotrzymać swojej. Patrzę jak drzwi zatrzaskują się przed moją twarzą, a potem kopię je. Kurwa! Co ja teraz zrobię? 259
Idę niczym zombie do mojego samochodu. Wsiadam, ale nie odjeżdżam. Siedzę. Myślę. Cholera, jestem taki głupi. Próbowała powiedzieć mi, że mnie kocha, a ja nie chciałem słuchać. Nie chciałem widzieć, że może ja też ją kocham, bo byłem zbyt nieugięty. Myślałem, że jeżeli nigdy się w nikim nie zakocham, to coś udowodnię. Ale zakochałem się w niej, a jej już nie ma.
260
47 Laurelyn Prescott
Czuję jak Addison potrząsa moje ramię. - Obudź się Laurelyn. Przerażasz mnie. Czuję jakbym się zawiesiła. Przynajmniej tak nazywa to moja mama, gdy płaczesz tak mocno, że twoja klatka piersiowa zapada się i nie możesz złapać oddechu. Otwieram oczy i widzę, że gapi się na mnie. - Płakałaś przez sen. I to mocno. Siadam prosto na niewygodnym samolotowym fotelu i ciepłe łzy spływają z kącików moich oczu. Wciągam z powrotem katar, który zaraz wypłynie mi z nosa. Potem przypominam sobie. Śniłam o Jack’u Henrym. - Co się z tobą dzieje? - Nic się nie dzieje. Nic mi nie jest. Obdarowuje mnie spojrzeniem mówiącym Ja wiem lepiej. - Jesteś przeklętą kłamczuchą. Wiem, że jesteś zdruzgotana rozstaniem z nim. Patrzę przez okno. Nie chcę tego. Nie chcę o tym rozmawiać. O nim. Chcę zapomnieć, że to wszystko w ogóle się zdarzyło. - Myślałam, że pieprzony Lachlan usunie Blake’a z twojego systemu. Nie zachęcałabym cię, żebyś się na to zgodziła gdybym wiedziała, że się w nim zakochasz.- Nie nazywa się Lachlan. To Jack Henry. - Nie zakochałam się w nim. - Ale pierdolisz i nie jest ci w tym do twarzy.
261
- Chyba połknęłaś swoje struny głosowe, bo mówisz z dupy. Wzdycha.- Przynajmniej ja mogę przyznać, że kocham Zaka i zabija mnie rozłąka z nim. Powinnam zachować się jak przyjaciółka i zaproponować jej rozmowę o mężczyźnie, którego kocha, ale tego nie robię. - To długi lot i nie będziemy tak rozmawiać. Wstaję z fotela i idę na koniec samolotu, by uciec przed nią. Wchodzę do małej łazienki i zamykam drzwi. Wyglądam jak gówno, więc obmywam twarz wodą, ale to nie pomaga. Woda tego nie zmyje. Doświadczałam cierpienia przez całe moje życie, ale to jest nowy rodzaj bólu. Nie jest zrodzony z czegoś okropnego czy złego. To jest ból zrodzony z piękna- z mojej miłości do Jack’a Henrego McLachlana. Obejmuję go. Ściskam ten ból obiema pięściami tak mocno jak potrafię, ponieważ nigdy nie chcę zapomnieć o mojej miłości do niego. Kochanie go już na zawsze będzie moim Pięknem z Bólu.
Ciąg dalszy nastąpi…
Dziękuję Wam, którzy dotarli do tego miejsca, Madzik
262