1 Tłumaczenie: ma_dzik00 Zakaz Rozpowszechniania 2 „Zawsze Cię kochałam, a gdy się kogoś kocha, to kocha się całego człowieka, takiego, jaki jest, a n...
10 downloads
16 Views
4MB Size
Tłumaczenie: ma_dzik00 Zakaz Rozpowszechniania
1
„Zawsze Cię kochałam, a gdy się kogoś kocha, to kocha się całego człowieka, takiego, jaki jest, a nie takiego, jakim by się go mieć chciało.”
- Lew Tołstoj, Anna Karenina
***
2
Spis treści Rozdział Pierwszy............................................................................................................. 5 Rozdział Drugi ................................................................................................................ 14 Rozdział Trzeci ............................................................................................................... 26 Rozdział Czwarty ............................................................................................................ 38 Rozdział Piąty................................................................................................................. 45 Rozdział Szósty ............................................................................................................... 58 Rozdział Siódmy.............................................................................................................. 66 Rozdział Ósmy ................................................................................................................ 76 Rozdział Dziewiąty ......................................................................................................... 86 Rozdział Dziesiąty .......................................................................................................... 92 Rozdział Jedenasty ........................................................................................................ 101 Rozdział Dwunasty ....................................................................................................... 108 Rozdział Trzynasty ....................................................................................................... 115 Rozdział Czternasty....................................................................................................... 121 Rozdział Piętnasty ........................................................................................................ 127 Rozdział Szesnasty ........................................................................................................ 135 Rozdział Siedemnasty .................................................................................................... 141 Rozdział Osiemnasty ..................................................................................................... 151 Rozdział Dziewiętnasty ................................................................................................. 158 Rozdział Dwudziesty ..................................................................................................... 168 Rozdział Dwudziesty Pierwszy ................................................................................... 175 Rozdział Dwudziesty Drugi ........................................................................................ 179 Rozdział Dwudziesty Trzeci........................................................................................ 184 Rozdział Dwudziesty Czwarty .................................................................................... 192 Rozdział Dwudziesty Piąty ......................................................................................... 198 Rozdział Dwudziesty Szósty........................................................................................ 207
3
Rozdział Dwudziesty Siódmy ...................................................................................... 216 Rozdział Dwudziesty Ósmy ........................................................................................ 221 Rozdział Dwudziesty Dziewiąty.................................................................................. 229 Rozdział Trzydziesty ..................................................................................................... 239 Rozdział Trzydziesty Pierwszy ................................................................................... 245 Rozdział Trzydziesty Drugi ........................................................................................ 256 Rozdział Trzydziesty Trzeci ........................................................................................ 262 Rozdział Trzydziesty Czwarty..................................................................................... 271 Rozdział Trzydziesty Piąty ......................................................................................... 277 Rozdział Trzydziesty Szósty ........................................................................................ 283
4
Rozdział Pierwszy Laurelyn Prescott
Dzięki Bogu za Valium. Czuję się winna, że zażywam omamiające umysł lekarstwo, aby poradzić sobie z uczuciami związanymi z opuszczeniem Jack’a Henry’ego- zwłaszcza po wszystkim, przez co przeszłam z uzależnieniem mojej mamy. Ale potrzebuję ucieczki od tej udręki w mojej głowie. To tymczasowa naprawa- wiedziałam o tym, gdy to brałam- i nie mam pojęcia jak poradzę sobie z moimi uczuciami, kiedy już będę w domu bez efektów lekarstwa, które mi pomaga. Przyznanie tego mnie zabija, ale myślę, że jestem w stanie zrozumieć jak zaczęło się uzależnienie mojej mamy. Widzę jak łatwo można podążać tą ścieżką, kiedy widzisz tylko ciemność. To dla mnie wielka czerwona flaga. Będę kochała Jack’a Henrego aż do ostatniego oddechu, ale nie pozwolę sobie pójść tą samą drogą, co moja matka- nie ważne jak bardzo jest kusząca. Nasz wyczerpujący lot z Sydney do LAX kończy się i, gdy dołączają mostek do naszego samolotu, momentalnie zauważam wyrazisty zapach Los Angeles- paliwo i smog. To ten sam odór, który zwrócił moją uwagę, gdy miałyśmy tutaj międzylądowanie w drodze do Australii trzy miesiące wcześniej. Wow. To był zupełnie inny czas w moim życiu. Udaje nam się przecisnąć przez zatłoczony terminal i przy odbiorze bagażu znajdujemy czekających na nas rodziców Addison. Jedzie do domu na dwa tygodnie, by spędzić z nimi trochę czasu zanim wróci do Nashville. To oznacza, że będę sama w mieszkaniu przez następne czternaście dni. Nie jestem pewna czy to dobrze. Donovanowie witają swoją córkę i mnie z otwartymi ramionami. Kochają mnie jak córkę, a ja myślę o tym jak idealnie byłoby gdybym zakochała się w ich synu zamiast w
5
mężczyźnie, który już więcej nie chce mnie widzieć. Mój związek z Benem mógł pójść w zupełnie innym kierunku. Kto wie, co mogłoby wydarzyć się między nami gdybym nie wpadła na Jack’a Henry’ego McLachlana w tym korytarzu do łazienki? Ale tak się stało i nie ma takiej możliwości, bym tego żałowała. Żałowanie spotkania mężczyzny, którego kocham byłoby życzeniem, aby nie istniał, a tego nigdy nie zrobię. Straszliwy ból, który czuję w moim sercu jest wart choćby najkrótszej chwili, jaką razem spędziliśmy. Addison patrzy na mnie tak jakbyśmy już nigdy nie miały się zobaczyć. - Naprawdę bym chciała, żebyś ze mną pojechała. Nienawidzę tego, że mam cię puścić do domu w tym stanie. - Nic mi nie będzie, Addie.- Nie ma pojęcia jak bardzo jestem doświadczona w znajdowaniu dróg do radzenia sobie, gdy życie traktuje mnie trochę nazbyt okrutnie.- Moja mama byłaby bardzo zawiedziona, gdybym dzisiaj nie wróciła do domu. - Taa… ale obiecał mi, że nie spędzisz kolejnych dwóch tygodni na siedzeniu w mieszkaniu i myśleniu o nim. - Obiecuję, że tego nie zrobię.- Kłamię. Udaję uśmiech, żeby ją przekonać.- Jak tylko wrócę od razu zanurkuję w mojej muzyce. Będzie dobrym odwróceniem uwagi. - Wiesz, że ci nie wierzę.- Ma tą minę, której tak nienawidzę. Litość. Grrr. - Nie jestem łamliwa, Addie. Jestem twardym ciasteczkiem. Tak, jest mi smutno, że go zostawiłam, ale przejdzie mi. To nie koniec świata.- Kłamstwo. Kłamstwo. Kłamstwo. Coś jest ze mną nie tak. Nie umiem nawet powiedzieć najlepszej przyjaciółce, jaka jestem rozbita. Dlaczego nie jestem w stanie nikogo do siebie dopuścić? Poza Jack’iem Henrym… jest jedyną osobą na świecie, której udało się przebić, która zna prawdziwą mnie. - Będziemy codziennie rozmawiały podczas mojej nieobecności.- Ściska mnie mocno na pożegnanie i szepcze mi do ucha.- Muszę wiedzieć, że nic ci nie jest. Nienawidzę sposobu w jaki przez nią brzmię- jakbym była samo destrukcyjna. To mnie wkurza. - Cholera, Addie! Moje życie nie skończyło się, bo z nim nie jestem. Tak, będę tęskniła za Lachlanem.- Chciałabym nie musieć nie nazywać go tak przy niej.- Tęsknienie za nim jest w
6
porządku, to normalne, ale nie oznacza, że się położę i umrę.- Słowa wychodzące z moich ust brzmią naprawdę dobrze. Chciałabym, żeby były prawdą. Uśmiecha się. Myślę, że to oznacza, iż jest ucieszona moją zadziorną ripostą. Tyle, że nie ma pojęcia, że trąca niestabilną bestię swoim niewidzialnym kijkiem.- To dobrze. Dokładnie to chciałam od ciebie usłyszeć. - Będzie dobrze. - Musiałam tylko wiedzieć, że Laurelyn po Lachlanie nie będzie taka sama jak Laurelyn po Blake’u. Psst. Laurelyn po Blake’u nie ma nic wspólnego z Laurelyn po Lachlanie, ale nie mogę jej o tym powiedzieć, więc będę musiała się pozbierać zanim wróci do Nashville.- Nie martw się, Addie. - Teraz czuję się marginalnie lepiej, że pozwalam ci wrócić do domu, ale mówiłam poważnie o tym rozmawianiu każdego dnia. Wygląda jakby jej ulżyło. Naprawdę kupuje to, co sprzedaję? Cholera, jestem w tym lepsza niż myślałam. Kiedy się rozdzielamy, zostaję sama. Znowu. Jak zawsze. Gdy czekam w terminalu, decyduję, że się zamelduję. - Hej, mamo. - Hej, córeczko.- Coś w tym słowie zawsze mnie uspokaja. - Chciałam tylko dać ci znać, że dotarłam bezpiecznie. Za godzinę będę wchodziła na pokład samolotu do Nashville, więc będziesz musiała mnie odebrać koło pierwszej. - Będę. Nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę i usłyszeć wszystkiego o twojej wycieczce.- Niech to szlag! Chcę przyznać, że pojechałam do Australii i zakochałam się w mężczyźnie, którego już więcej nie zobaczę? - Ja też nie mogę się doczekać, kiedy cię zobaczę.- Chyba nie mam wyboru. Każda chwila moich trzech miesięcy w Australii praktycznie kręciła się wokół Jacka Henrego. Nie
7
będę miała za dużo do opowiadania, jeśli nie powiem jej o nas.- Mamy dużo spraw do omówienia, mamo. - Ja też mam ci trochę do poopowiadania.- O o. To stwierdzenie może poprzedzać to, co moja mama uważa za dobre wieści. W tej chwili mojego życia naprawdę nie potrzebuję więcej gówna i jestem pewna, że nie chcę słuchać tego czegoś zanim wejdę na pokład tego lotu.- Ok. Możesz mi zrobić niespodziankę, kiedy już będę w domu. - Dobry plan. Kończę rozmowę i mój umysł momentalnie kręci się wokół rzeczy, które może mi powiedzieć. Brzmiała na naprawdę szczęśliwą. To będzie coś związanego z nim. Wiem to bez żadnych wątpliwości. Była za bardzo oszołomiona, by mogło to być coś innego. Po raz pierwszy w moim życiu nie jestem na nią wkurzona za to, że jest w nim tak zakochana. Teraz to rozumiem- jak nadal może tak go pragnąć po tych wszystkich latach. Czy tego właśnie mam się spodziewać po reszcie mojego życia? Nigdy nie zapomnę o miłości do Jacka Henrego. Nigdy. Moja mama była zmuszona patrzeć na mnie- na dziecko, które miała z mężczyzną, którego kochała- prawie każdego dnia przez dwadzieścia trzy lata. Uniemożliwiłam jej zapomnienie o nim, zwłaszcza, że jestem jego mniejszą wersją aż do jego brązowych włosów i jasnobrązowych oczu. Nie ma we mnie ani uncji blondu i zieleni mamy. Może życie bez Jacka Henrego nie będzie takie złe skoro nie mam jego dziecka, które codziennie przypominałoby mi o tym, co kiedyś mieliśmy. Ta myśl przypomina mi o tym, co mi powiedział podczas naszej pierwszej rozmowy o antykoncepcji. Nie chcę zostawić cię z brzuchem. Wydaje się, że ta noc miała miejsce milion lat temu. Teraz tak nie myśli- bo próbuje nie być egoistą- ale któregoś dnia ożeni się z inną kobietą i da jej dzieci. Margret dopilnuje tego. Tego jestem pewna. Ta myśl łamie moje serce, bo to ja chcę mieć jego dzieci. O cholera, moje pigułki antykoncepcyjne. Pamiętam, że wyjęłam je z szuflady stolika nocnego. Zostawiłam je na łóżku? Byłam tak rozkojarzona, kiedy wrzucałam rzeczy do walizki, by zdążyć przed powrotem Jacka Henrego na baraszkowanie. Głupia, powiedziałaś sobie, żeby ich nie zapomnieć, a i tak to zrobiłaś.
8
Teraz nic nie mogę z tym zrobić. Pójdę do apteki jak tylko będę w domu. Miną dwa dni zanim dostanę następne opakowanie. Branie więcej niż jednej na raz sprawi, że będę czuła się ble- ta dodatkowa dawka hormonów zawsze tak na mnie działa- ale to przynajmniej powinno ustrzec mnie przed ciążą. Może. Patrzę na mój telefon i nie mogę się powstrzymać. Muszę zobaczyć jego twarz w tej chwili, kiedy Addison już nie interpretuje każdego mojego ruchu. Spoglądam na pierwsze zdjęcie, które zrobiłam Jack’owi Henry’emu. To to, na którym wracamy do Avalonu, a on prowadzi. Dach cadilaca jest opuszczony po tym jak pojechaliśmy do miasta po zakupy kondomowe. Chichoczę na głos, gdy przypominam sobie mój szok widząc ile ich kupił. Rozglądam się po terminalu, by sprawdzić czy ktoś nie patrzy na mnie jak na wariatkę. Nie obchodzi mnie to, może jestem trochę psychiczna. Jeśli jeszcze nie dzisiaj, to mam przeczucie, że niedługo będę.
Wysiadam w Nashville i z oddali widzę czubek blond głowy mojej mamy. Jest wysoka, więc łatwo ją zauważyć i czuję ulgę, że jest sama. Prawie spodziewałam się, że będzie tam z nim, choć gdzieś głęboko wiedziałam, że to była nierealistyczna możliwość. Obejmuje mnie i uprzytamniam sobie, że potrzebuję jej w sposób, w jaki nigdy wcześniej nie potrzebowałam. Chcę opowiedzieć jej wszystko o Jacku Henrym. Chcę, by zapewniła mnie, że wszystko będzie dobrze. Nawet, jeśli to kłamstwo, to bardzo chcę, żeby powiedziała mi, iż ruszę dalej i któregoś dnia będzie mi dobrze bez niego. - Mmm- pojękuje ściskając mnie mocno.- Cieszę się, że mam z powrotem moją dziewczynkę. - Tęskniłam za tobą, mamo. Dobrze być w domu. Odsuwa się, ale trzyma mnie za ręce rozciągając moje ramiona, kiedy mnie ogląda.Wyglądasz inaczej, Laurie.
9
Nie ma pojęcia jak bardzo różnie się od dziewczyny, którą widziała trzy miesiące temu.- Jestem opalona. - Tak, złapałaś dużo słońca, ale to nie to. Nie wiem, co w kwestii fizycznej wydaje jej się być inne we mnie. Niemożliwe, by widziała ból w moim sercu.- Masz rację. Teraz wiele rzeczy jest we mnie innych. - I nie mogę się doczekać, żeby posłuchać o tym wszystkim. Co powiesz na późny lunch? Będziesz mogła mi wszystko opowiedzieć. - Pewnie. Brzmi świetnie. Zabiera mnie do mojej ulubionej meksykańskiej restauracji i zaczyna lecieć mi ślinka, gdy czuję ostre przyprawy dochodzące z kuchni. To dziura w ścianie, ale jedzenie jest autentyczne. Brakowało mi tego. Ponieważ jest wczesne popołudnie to nie ma dużego ruchu i zajmujemy nasze stałe miejsce w kącie. - Laurie, mam cudowne wiadomości. Zdaje się, że to oznacza, iż ona pierwsza i to, co mam do powiedzenia o Australii i Jacku Henrym będzie musiało poczekać aż skończy.- Ok. Słucham. - Chodzi o mnie i twojego tatę.- Jest ekstatyczna, więc domyślam się, że jakoś zwrócił na nią uwagę albo dał znak. Jeśli o to chodzi, to jest żałosna. A ja idę w jej ślady.- Wiesz, że przyszedł do mnie, kiedy byłaś w Australii… - Taa. Powiedziałaś, że chciał się ze mną widzieć. - I tak było. Nadal tego chce, ale sytuacja między nami zmieniła się podczas twojego wyjazdu. Odnowiliśmy stosunki. Odnowili stosunki. To można tłumaczyć tylko w jeden sposób: znowu z nim sypia i wnioskując z głupiego uśmiechu na jej twarzy, nie mogłaby być szczęśliwsza z tego powodu. - A co z jego żoną? Widzę, że za bardzo nie obchodzi ją moje pytanie o panią Beckett.- Nie kocha jej. Może było tak na samym początku ich małżeństwa, ale to było wieki temu.
10
I właśnie dlatego ożenił się z nią, a nie z tobą.- I zgaduję, że zawsze nas kochał i agonią było dla niego udawanie, że nie istniejemy przez ostatnie dwadzieścia trzy lata. Jestem suką i powinnam przestać. Jestem pewna, że też byłabym takim głupkiem, gdyby Jack Henry pokazał się w moim życiu za wiele lat. Pewnie nie miałoby dla mnie znaczenia czy jest żonaty. Jestem pewna, że wczołgałabym się do jego łóżka gdyby mnie poprosił. - Przepraszam, mamo. To były okropne słowa. Naprawdę cieszę się z twojego powodu. Mam nadzieję, że da ci wszystko, czego chciałaś przez wszystkie te lata. Nasz rozmowa toczy się po jednej stronie. Słucham jak nadaje o moim ojcu jakby była moją najlepszą przyjaciółką z liceum, która rozmawia ze mną o swoim chłopaku. To nieprzyjemne. Nie chcę słuchać o tym, że moja mama sypia z żonatym mężczyzną- w ogóle jakimkolwiek mężczyzną- nawet, jeśli on jest moim ojcem. Ani razu nie wspomniała o Australii, więc ja też nie. To jest właśnie kolejny doskonały przykład sposobu w jaki moja mama stawia siebie przed wszystkimi innymi- poza nim. On zawsze będzie na pierwszym miejscu. Dzisiaj potrzebowałam tego, żeby zachowywała się jak moja matka- wysłuchała mnie i pokierowała mną- ale jak zwykle, gram rolę jej powierniczki. I to boli. - Mamo, wiesz co? Jestem naprawdę wyczerpana po locie. Możesz zawieźć mnie do mojego mieszkania i po rozmawiamy o tym później? - Oczywiście, kochanie. Ale ona nie czeka do później, żeby o nim porozmawiać. Dalej opowiada mi rzeczy, których nie chcę wiedzieć o jej związku i wypatruję przez okno próbując wytłumić rzeczy, które mówi. W moim telefonie odzywa się powiadomienie o wiadomości tekstowej. Addison.
*Bez problemu dotarłaś do domu?* Szybko piszę odpowiedź ignorując rzeczy, które mama mówi o moim tacie.
11
*Teraz w drodze do mieszkania* Nie ma prawie żadnego opóźnienia w odpowiedzi Addison. *Kocham Cię. Zadzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebowała.* Może powinnam była pojechać z nią do domu zamiast wracać do Nashville. Jeszcze raz myślę o tej decyzji, kiedy Jolie dalej gada o romansie z Jakiem Beckettem. *Ja Ciebie też, ale jest ok.* Nie mogłam powstrzymać się przed dodaniem ostatniej części. Mama pomaga mi z moimi bagażami i od razu czuję jakim zastojem pachnie mieszkanie. Muszę pootwierać jutro okna i wywietrzyć to miejsce. Na szczęście Jolie nie zostaje długo. Usłyszałam o wiele więcej niż chciałam o niej i dawcy spermy. Zamykam drzwi po jej wyjściu i dźwięk kliknięcia w gałce potwierdza, że jestem całkiem sama. Opieram się odrzwi i rozglądam się. Nic się nie zmieniło. Brązowa, skórzana kanapa jest tam, gdzie ją zostawiłyśmy, przy ścianie. Beżowy dywan nadal wygląda na świeżo odkurzony. Ale jedna rzecz się zmieniła- nie jestem tą samą osobą, którą byłam będąc tu ostatnio. Nie miałam pojęcia jak to było desperacko kogoś kochać albo być dewastująco zranionym. Teraz znam jedno i drugie. Nie wiem jak długo stoję tam z plecami przyciśniętymi do drzwi frontowych. To mogły być sekundy albo godziny. Elementy czasu są nie do rozróżnienia w ciemnym miejscu, do którego weszłam bez Jacka Henrego w moim życiu. W którymś momencie stałam się żałosną kupą na podłodze. Mój policzek był przyciśnięty do zimnej, ceramicznej płytki. Ściskam czubek mojego nosa, bo zamarza i drżę w zimnym marcowym powietrzu, które wieje przez szparę na dole drzwi. Siadam i wyglądam przez okno. Robi się ciemno, więc zrobi się jeszcze zimniej, kiedy zajdzie słońce. Włączam ogrzewanie, ale decyduję, że najlepszym sposobem na rozgrzanie będzie prysznic. Ustawiam wodę na bardzo gorącą i łazienka szybko wypełnia się parą. Dostosowuję temperaturę i wchodzę pod spływające ciepło. To przyjemne uczucie na moim znużonym ciele, ale nie robi nic, by uspokoić mój umysł. Wszystko, o czym jestem w stanie myśleć to
12
każdy raz, gdy Jack Henry był ze mną pod prysznicem. Pamiętam sposób w jaki się przez niego czułam, kiedy wielbił moje ciało. Desperacko chcę znowu poczuć się tak, ale to nigdy się nie stanie i nie wiem jak sobie z tym poradzę. Kiedy kończę prysznic, ubieram się w jeden z T-shirtów Jacka Henrego, który ukradłam- ten, który miał na sobie zanim po raz ostatni poszliśmy razem do łóżka. Przysuwam go do nosa i mocno się zaciągam. Wpadam do łóżka, ponieważ zmęczenie stało się moim mistrzem. Po raz pierwszy od ponad dwóch miesięcy spędzę noc samotnie. To dziwne uczucie i nie podoba mi się. Jack Henry już poszedł spać beze mnie po raz pierwszy. Nie mogę przestać zastanawiać się czy tęsknił za mną, gdy leżał obok mojego pustego miejsca. Czy obudził się i sięgnął po mnie zanim przypomniał sobie, że już mnie tam nie było? Żałuję, że nie wiem czy stracił choć trochę snu przeze mnie. Czuję nadchodzące łzy i nie mogę nic zrobić, żeby je powstrzymać. Jestem sama, więc nie ma powodu próbować. Krzyk zagraża wybuchnięciem z mojego gardła. Przykładam poduszkę do twarzy, by go zagłuszyć, bo nie chcę niepokoić sąsiadów. Kopię nogami w materac jak rozwścieczone dziecko. Zamknęliby mnie w wariatkowie gdyby ktoś widział mój atak szaleństwa. Ale to musi wyjść na zewnątrz. Jestem w takiej agonii. Mógł poprosić mnie, żebym została, ale nie zrobił tego. Powiedziałam mu, że go kocham, a on nie mógł odpowiedzieć tego samego. To dlatego, że byłoby to kłamstwem, a udawanie było jedyną rzeczą jakiej nie robiliśmy. Nie mogę się powstrzymać. To jest jedyne kłamstwo, które w ogóle by mi nie przeszkadzało. ***
13
Rozdział Drugi Jack McLachlan
Żadnych brunetek. Nie mogę patrzeć na żadną bez myślenia o niej. Laurelyn zniszczyła je wszystkie dla mnie. Na zawsze. I mnie też zniszczyła. To dlatego jestem pijany w trzy dupy w tym hotelowym barze. Muszę być, jeśli mam zamiar zrobić jedyną rzecz, która może sprawić, że jej utrata będzie mniej bolesna. Znaleźć numer czternaście, zabrać ją na górę i pieprzyć ją dopóki nie wypędzę Laurelyn z mojej głowy. Byłem nawalony pięć szotów temu, więc teraz zaliczam szot numer niepamięć. Wypijam go i uderzam szkłem o ladę.- Jeszcze jednego. Barman patrzy na mnie z ukosa decydując czy już odciąć mnie od źródła, więc sięgam do portfela i rzucam mu gruby banknot.- Powiedziałem jeszcze jednego. Obracam się na stołku barowym i rozpoczynam moje poszukiwania. Mam pokój hotelowy. Teraz potrzebuję tylko kobiety, która mnie nie rozpozna. Numeru czternaście. Przeszukuję pomieszczenie tak jak zawsze i zaczynam kompletować zawartość. Widzę kilka przyzwoicie wyglądających blondynek, może jedną czy dwie rude, ale żadna nie dorasta jej do pięt. Żadna nigdy tego nie zrobi. Straciłem jedyną rzecz, która kiedykolwiek sprawiła, że czułem się żywy. Moje myśli odpływają do miejsca w mojej głowie, gdzie przebywa jedynie Laurelyn, więc nie zauważam, kiedy ktoś siada obok mnie. Zostaję wyciągnięty z transu, gdy słyszę jej głos. - Czekasz na kogoś?
14
Obracam się do właścicielki głosu i widzę atrakcyjną blondynkę o długich do brody włosach ułożonych w luźne loki. Jej jasne niebieskie oczy nie ukazują, że wie kim jestem. Pewnie ma trzydzieści kilka lat. Może bliżej czterdziestki i jest ubrana profesjonalnie w obcisłą sukienkę i dopasowany żakiet. Jest moim zwyczajowym typem. Przed Laurelyn. Kręcę głową.- Na nikogo konkretnego. Przyszedłem tutaj po towarzystwo. Uśmiecha się.- Ja też. Może będziemy mogli dotrzymać towarzystwa sobie nawzajem. Ponieważ jestem pijany, nie mam powodu myśleć, że przedstawię to w zachęcający sposób. Nie wiem. Może chcę to spieprzyć, żeby mnie spławiła. - Nie jestem twoim zwyczajowym typem towarzystwa. Mam bardzo specyficzne wymagania, co do kobiet, z którymi się spotkam. Pierwsza jest taka, że nie powiem ci mojego prawdziwego imienia i nie chcę znać twojego. Szczerze, to chcę się tylko pieprzyć i trochę zabawić przez kilka tygodni, a potem już nigdy więcej nie chcę cię widzieć. Czekam aż mnie spoliczkuje albo wstanie i wyjdzie, ale nic z tych rzeczy się nie dzieje. - Ojej. Jesteśmy bezpośrednim typem? - Mówię, co myślę, bo nie mam czasu na śmieszne gierki.- Czy nie to powiedziałem Laurelyn, gdy zapytała czy brakuje mi filtra? - W porządku. Co? Naprawdę? Zgadza się na to gówno? - Piszesz się na to? - Pewnie. Jesteś gorący, a ja potrzebuję odwrócenia uwagi. - Odwrócenia uwagi od czego? - Od mężczyzny, którego kocham.- Spogląda w dół na swojego drinka bawiąc się szklanką.- Nie czuje tego samego. A tobie o co chodzi? Nie będę rozmawiał z inną kobietą o tej, którą kocham. A już na pewno nie z tą, z którą chcę uprawiać nic nieznaczący seks. Nawet, jeśli wiem, że to nie jest w porządku.
15
- O nic mi nie chodzi. Po prostu nie kręci mnie zaangażowanie, gdy już skończę z kobietą. - Doceniam twoją szczerość.- Przełyka resztkę swojego dziewczyńskiego drinka.Chcesz iść na górę? - Po to tutaj jestem.- Łykam szota i wstaję ze stołka. Jestem trochę niestabilny, więc sięga, żeby mi pomóc. - W porządku? Staram się stać prosto, żeby tego nie spieprzyć, bo właśnie tego potrzebuję. Właśnie to muszę zrobić, by pozbyć się jej z głowy.- Taa. Wszystko dobrze. Nie musimy zatrzymywać się po pokój. Już wynająłem. Jedziemy windą na trzecie piętro. Jestem zszokowany tym, że jestem w stanie odnaleźć pokój taki nawalony. Musi wziąć ode mnie kartę klucz, aby otworzyć drzwi, bo jestem zbyt nieskoordynowany, żeby ją wsunąć i wyciągnąć. Miejmy nadzieję, że to nie dotyczy też mojego fiuta. Wchodzimy razem do pokoju i bawimy się w berka ze ścianami, a potem upadamy na łóżko. Wydaje mi się, że zamykam oczy na sekundę, ale kiedy znowu je otwieram, bezimienna blondynka rozebrała się do majtek i biustonosza i siedziała na mnie okrakiem. Sięga za siebie, żeby odpiąć biustonosz, a potem chwyta moje ręce i kładzie je sobie na piersiach. Wyglądają dobrze, ale nawet pijany i tak wiem, że są sztuczne, bo w niczym nie przypominają piersi Laurelyn. Cholera! Nie potrafię wrzucić jej z mojej głowy nawet, kiedy mam dłonie pełne cycków. Pochyla się, żeby mnie pocałować, a ja obracam głowę tak, że jej pocałunek ląduje na mojej szczęce. Nie spieszy się w zostawianiu pocałunków na mojej szyi. Zamykam oczy, bo nie chcę na nią patrzeć. Odpina moją koszulę i każe mi usiąść, by mogła ją zdjąć. Robię jak mówi, a potem z powrotem upadam na łóżko. Jej ręce gładzą mnie po piersi. - Cieszę się, że na ciebie wpadłam. Jesteś super seksowny.
16
Jej usta zaczynają swoją wędrówkę na moim torsie i podążają w dół, do mojego brzucha. Odpina guzik moich spodni, a potem rozpina rozporek. Jestem pijany jak meserszmit, ale jakoś udaje mi się stanąć na wysokości zadania. - No, no, no. Może jednak będę miała radosne urodziny.- Ciągnie dopóki wszystkie mojej ubrania stają się wspomnieniem na podłodze. Kiedy kończy, ściąga majtki i skopuje je tam, gdzie leży jej sukienka na kupie. Wraca na mnie i ma skądś prezerwatywę. Podejrzewam, że ze swojego własnego zapasu, skoro nie zapytała gdzie jest moja. Słyszę jak rozdziera opakowanie, a potem czuję jej ręce, które nakładają prezerwatywę na mnie. Sięgam, by potrzeć moje zamknięte oczy, ponieważ w całkowitej ciemności za moimi powiekami widzę tylko Laurelyn. Niech to szlag! Chcę ją zapomnieć i wiem, że to jest sposób, więc dlaczego nie działa? Dlaczego ciągle ją widzę? Dlaczego ciągle za nią tęsknię? Dlaczego ciągle ją kocham? Czuję rękę blondynki wokół mnie i wiem, że w każdej chwili zsunie się na mojego fiuta, jeśli jej nie powstrzymam, więc podskakuję na łóżku i odpycham ją. - Przepraszam. Nie mogę tego zrobić. Wstaję i zaczynam się ubierać, a ona gapi się na mnie. Nic nie mówi, i kiedy jestem już ubrany, nawet nie zerkam w jej kierunku. - Pokój jest opłacony. Możesz zostać, jeśli chcesz. Kiedy jestem już za drzwiami, wyciągam komórkę z kieszeni, ale to nie do Daniela dzwonię. Chcę porozmawiać z moim bratem; potrzebuję go. - Evan, musisz po mnie przyjechać. - Wiesz, która jest godzina?- zrzędzi. - Nie i gówno mnie to obchodzi. Odbierz mnie z Langford’a.
17
Wsiadam od strony pasażera do przewożącego dzieci SUV-a brata. Patrzy na mnie i kręci głową śmiejąc się.- Wyglądasz jak gówno. Właśnie to chciałem usłyszeć.- Pierdol się. Ogląda mnie.- Co ty do diabła robiłeś? Wyglądam przez okno.- Nie chcę o tym rozmawiać. - Cóż, to dlaczego zadzwoniłeś po mnie o tej godzinie, jeśli nie chcesz rozmawiać? Przecież płacisz Danielowi, żeby odwoził twoją pijaną dupę do domu. Zaczynam żałować, że do niego zadzwoniłem. Nie wiem, co ja sobie myślałem. - Może powinienem był. - Taa, racja. Może powinieneś.- Wyjeżdża na ulicę i jedzie w stronę mojego mieszkania.- Kiedy wróciłeś do miasta? - Dzisiaj. - Mama szaleje, że nie może się z tobą skontaktować. Umiera z ciekawości, co się wydarzyło z Laurelyn.- Nie odpowiadam.- Właśnie o to chodzi, prawda? Poprosiłeś ją, żeby została, a ona odmówiła. - Mylisz się. - Więc co się stało? Powiedzenie tego boli.- Wyjechała bez pożegnania. - Kurwa! Ale ta suka jest zimna. - Nie nazywaj jej tak- ostrzegam mojego brata.- Nic nie wiesz o tym, co się stało. - Czy to ważne, jeśli spierdoliła nawet nie mówiąc ci pocałuj mnie w dupę? - Tak, to ważne. To horrendalna różnica. To był skomplikowany związek zakończony głupim nieporozumieniem. - Jak bardzo mógł być skomplikowany? Była tutaj przez trzy miesiące. Spotykaliście się, spędzaliście razem miło czas i pojechała do domu.
18
Nie mogę uwierzyć, że powiem mu prawdę. Może to dlatego, że jestem pijany. Nie wiem. - To było coś o wiele większego. Mieliśmy układ. Nie znała mojego prawdziwego nazwiska. Ja nie znałem jej. Miała być moją towarzyszką przez trzy miesiące aż do powrotu do domu. Nalegałem i zgodziła się, że już nigdy się nie skontaktujemy po jej wyjeździe. Ale sprawy nie potoczyły się zgodnie z planem. Odkryłem jej pierwsze imię. Ona odkryła całe moje. Powiedziała mi, że mnie kocha, ale ja byłem zbytu uparty, aby ją usłyszeć, bo jestem pieprzonym idiotą. Nie potrafiła się ze mną pożegnać, a ja pozwoliłem jej odejść zanim mogłem powiedzieć o moich uczuciach. - Więc odszukaj ją i powiedz jej. Myśli, że to takie proste.- To trochę trudne, kiedy nie znasz pełnego imienia osoby, którą szukasz. - Brachu, ale to popaprane. Dlaczego w ogóle to zrobiłeś? Evan nie wie jak wygląda moje życie. Odszedł z winnic i wybrał proste życie z pracą od dziewiątej do piątej, by mieć Emmę.- Ponieważ kobiety kochają bogatych mężczyzn. Byłem już zmęczony wykorzystywaniem. Robiłem to latami i zawsze działało. Dopóki nie poznałem Laurelyn. - Nie wiedziała kim jesteś ani, że masz furę kasy? - Nie, dopóki nie zabrałem jej do domu, kiedy tata zachorował. - Mama będzie taka wkurzona. Już planowała wasz ślub i nadawała imiona dzieciom. Nie musiał mi przypominać.- Wiem. Zakochała się w Laurelyn tak bardzo jak ja. - Tak samo jak moja żona i dzieci. Celia ciągle o niej mówi. Mila pewnie też by to robiła, gdyby umiała mówić. Nie wierzę, że go o to zapytam.- Skąd wiedziałaś, że Emma jest tą jedyną? Waha się i zastanawiam się czy mi powie. Nie mogę powiedzieć, że winiłbym go, gdyby odmówił.- Nie możesz użyć niczego, co ci powiem przeciwko mnie. Mówię poważnie. Żadnego rzucania tym w moją twarz później, bo będziesz myślał, że to zabawne.
19
- Nie, stary. Masz moje słowo. - Spotykaliśmy się przez kilka miesięcy, ale zerwaliśmy przez jakąś głupotę. Zobaczyłem ją z innym facetem. Nie wiem jak opisać to, co czułem. Zraniony. Chory. Wkurzony. Zdesperowany. To tylko krótka lista. Wystarczyło, że tylko na nią spojrzał, a ja chciałem udusić gnoja gołymi rękami. Myślę o tym jak szalałem z zazdrości przez ostatnie trzy miesiące. Chciałem sprać Bena Donovana, Swingera Chrisa i Blake’a Phillipsa. - Taa, to wydaje się aż nazbyt znajome. - Jack, nie zawsze zna się prawdziwą wartość kobiety dopóki nie staje się ona wspomnieniem.- To dość głębokie jak na mojego młodszego brata.- Nic nie mówi głośniej niż serce. Posłuchaj, co ci podpowiada. Nie musisz pytać mnie skąd będziesz wiedział, że jest tą jedyną. - Moje serce niczego mi nie podpowiada. Krzyczy w desperacji, żeby znaleźć Laurelyn i powiedzieć jej jak bardzo ją kocham. - Brachu, jesteś bogatym kolesiem. Wezwij psy gończe i znajdź swoją dziewczynę. Może zostać odnaleziona za odpowiednią sumę pieniędzy. Evan ma rację. Laurelyn może zostać zlokalizowana za pewną cenę, a ja znam doskonałego faceta do tej roboty. Jest późno, ale nie obchodzi mnie to. Wyciągam telefon i wybieram znajomy numer. - Agencja Detektywistyczna Callaghana. - Jim, tu Jack McLachlan. Mam dla ciebie robotę i to dużą. Masz ważny paszport?
20
Słychać dzwonek u drzwi i otwieram oczy przeklinając słońce, które kpi ze mnie przez okno. Wyciągam rękę tak jak każdego ranka przez ostatni tydzień i miejsce obok mnie jest puste. Nawet po całym tygodniu nadal nie jestem przyzwyczajony, że jej tam nie ma. Głowa boli mnie po tym jak ją wczoraj rozwaliłem, a zagorzałe dzwonienie u drzwi nie pomaga. Chcę krzyknąć na tą osobę, żeby przestała i sobie poszła, ale wiem, że podnoszenie głosu tylko pogorszy sytuację. Zegar na stoliku nocnym wyświetla 7:18. Pewnikiem jest, że dla mnie to zaspanie, ale kto do diabła przyszedłby do mojego mieszkania o tak wczesnej porze w sobotni poranek? Nikt nie wie, że jestem w Sydney poza Evanem, więc to może oznaczać tylko jedną rzecz. Powiedział mamie, a teraz ona przyszła na mnie wziąć, ponieważ Evan nadal uważa, że pakowanie mnie w kłopoty z nią jest zabawne. Oto co mi przyszło za telefon do tego małego gnojka. Otwieram drzwi frontowe i Margaret McLachlan przechodzi obok mnie jak wichura. O kurwa! To nie pójdzie dobrze. - Proszę wejdź, mamo. - Nie zaczynaj mi tutaj z dowcipnymi tekstami. Próbowałam skontaktować się z tobą przez cały tydzień, a ty unikałeś moich telefonów. To wstyd, że musiałam tak cię najść, żeby dowiedzieć się, co się stało. - Jest czas zbiorów. Nie muszę ci mówić jaki jestem zajęty. - Minęło kilka dni odkąd Laurelyn miała wyjechać i nie dałeś mi znać. Prawie straciłam rozum chcąc dowiedzieć się, co się dzieje, ale skoro mnie unikałeś, to jestem prawie pewna, że znam odpowiedź. Spaprałeś to, co? No i zaczynamy. - Tak. Spaprałem. Kładzie ręce na biodrach i patrzy na sufit wzdychając głośno.- Powiedziała ci, że cię kocha? Skąd ona to wie? Zgaduje?- Tak.
21
- A ty, co powiedziałeś w odpowiedzi?- Obdarowuje mnie tym spojrzeniem jakby miała mnie udusić, jeśli nie dam jej takiej odpowiedzi, jakiej oczekuje. Mam nadzieję, że moja szyja jest przygotowana na wykręcanie, które otrzyma. - Nic jej nie powiedziałem.- A potem ją przeleciałem. Wydaje się być zaskoczona moim brakiem odpowiedzi na wyznanie miłości Laurelyn. - Och. Więc zdaje się, że jestem ci winna przeprosiny. Kilka tygodni temu widziałam się z nią w Avalonie. Powiedziała mi, że cię kocha, a ja pomyślałam, że ty czujesz to sami, więc zachęciłam ją, żeby ci powiedziała. Nie zrobiłabym tego, gdybym wiedziała, że nic do niej nie czujesz. - Ale czuję, mamo. Bardzo kocham Laurelyn. Widzę konsternację na jej twarzy.- No to nie rozumiem. Dlaczego jej tego nie powiedziałeś i nie poprosiłeś, żeby została? To byłaby świetna okazja. Wątpię, że dobrze to zniesie.- Nie spotykam się z kobietami, które mówią takie rzeczy, więc zaskoczyła mnie. Myślałem o tym dzień i noc przez tydzień. W końcu byłem w stanie przyznać przed sobą, co czułem. Byłem w drodze, żeby powiedzieć jej o moich uczuciach, zapytać ją czy zostanie i wtedy odkryłem, że wyjechała bez pożegnania. Mamo, ona wyjechała nie wiedząc, że ją kocham. Jej wyraz twarzy mówi mi, że nie jest zadowolona.- Nie rozumiem. Minął tydzień. Dlaczego za nią nie pojechałeś albo chociaż nie zadzwoniłeś, żeby zadeklarować swoją miłość? No to koniec. Nie mogę wybrnąć kłamstwami z tego, co się stało z Laurelyn. Co ważniejsze, już nie chcę. Gardzę kłamstwami i udawaniem; kosztowały mnie kobietę, którą kocham. Kurwa, mama będzie taka wkurzona.- Muszę coś ci powiedzieć i nie będziesz ze mnie zadowolona. Patrzy na mnie gniewnie.- Synu, już jestem dość wytrącona z równowagi przez ciebie. - Wiem i będzie jeszcze gorzej.- Znowu czuję się jak dziecko, które przyznaje się do zrobienia czegoś dziecinnego. Tylko, że to nie jest dziecinne. Jest dorosłe i bardzo poważne.
22
- Kiedy Laurelyn i ja zaczęliśmy się spotykać, nie spodziewaliśmy się, że to będzie coś więcej niż tymczasowy związek. Oboje wiedzieliśmy, że przyjechała do Australii na trzy miesiące, więc zgodziliśmy się spotykać ze sobą i dobrze bawić podczas tego czasu. Bez żadnych zobowiązań. Wygląda na poirytowaną.- Już mi to mówiłeś. Przygotowuję się na najgorsze.- Tak, ale to nie wszystko. Nie podałem jej mojego prawdziwego imienia, kiedy się poznaliśmy. Nie chciałem, żeby wiedziała, bo nie chciałem żadnego kontaktu z nią po zakończeniu naszego związku. Używanie aliasu było jedynym sposobem w jaki mogłem mieć pewność, że potem mnie nie wyśledzi. Kiedy na początku powiedziałem jej, czego chciałem, była wkurzona, ale w końcu się zgodziła. Nie znała mojego imienia, więc postanowiła nie podawać mi swojego. - Nie ma na imię Laurelyn?- pyta z pytającą miną. - Ma na imię Laurelyn. Dowiedziałem się o tym przez przypadek, kiedy wymsknęło się jej przyjaciółce, ale jej nazwisko, Beckett, to alias. Nigdy nie powiedziała mi jak naprawdę się nazywa. Prawię widzę mózg mojej mamy w akcji, gdy układa wszystko do kupy.- Ale przywiozłeś ją do domu, żeby nas poznała i nazywała cię Jack Henry. - Kiedy przyjechaliśmy do taty do szpitala, nie było już sensu udawać mojej prawdziwej tożsamości, więc później tamtej nocy powiedziałem jej prawdę o sobiewyjaśniam.- O tej chwili wiedziała o mnie już wszystko. - Ale nigdy nie pomyślałeś, że jest na tyle ważna, aby zapytać o jej nazwisko?- Podnosi głos na mnie.- Nawet po tym jak dowiedziała się kim byłeś? Zawahałem się z odpowiedzią, bo nie spodoba jej się to.- Jej nazwisko nie miało dla mnie znaczenia, bo nie zamierzałem zmieniać naszych planów tylko dlatego, że dowiedziała się kim jestem. Nie kochałem jej wtedy. - Gówno prawda!- krzyczy na mnie.- Byłeś zakochany w tej dziewczynie, kiedy przywiozłeś ją do mojego domu. Wiedziałam to w chwili, gdy zobaczyłam was razem. A to, że
23
ona była zakochana w tobie było takie oczywiste. Może wtedy jeszcze ci tego nie powiedziała, ale trzeba było być głupcem, żeby tego nie widzieć. Opieram ramiona na zimnym granicie lady i pochylam się zamykając oczy. Chciałbym przyłożyć głowę do chłodu, by sprawdzić czy odnajdę jakąś ulgę. Boli jak skurwiel.- Wybrałem nie widzenie tego, bo nie chciałem się w niej zakochać. - Ale i tak to zrobiłeś. - Taa, a ona wyjechała bez pożegnania zanim mogłem jej powiedzieć. - Nie mogę uwierzyć, Jacku Henry!- Mama podnosi swoją torebkę i okłada mnie nią kilka razy. Jest jedyną matką jaką znam, która użyłaby swojej torebki do pobicia swojego trzydziestojednoletniego syna.- Mieszkała z tobą i dzieliła z tobą łóżko, a ty nie zapytałeś o jej nazwisko?- Odsuwa się i znowu mnie uderza. Cholera! Jest naprawdę wściekła. Nie unikam torebki, która na mnie napada, bo wiem, że to jest jej sposób na uwolnienie gniewu. W zasadzie to jest naprawdę zabawne, ale nie popełnię tego błędu i nie zaśmieję się z Margaret McLachlan, gdy jest w szale.- Ta biedna dziewczyna musiała poczuć się bardzo zraniona. Nie mogę powiedzieć, że obwiniam ją za wymknięcie się bez pożegnania. Pewnie zrobiłabym to samo, gdybym powiedziała mężczyźnie, że go kocham, a on gapił się na mnie pusto. - Nie gapiłem się na nią pusto. - To co zrobiłeś? Opuszczam głowę ze wstydu na myśl o tym jak potem ją przeleciałem.- Nie chcesz wiedzieć.- Podchodzę do szuflady, w której trzymam leki w poszukiwaniu czegoś na ból głowy.- Wiem jaki byłem głupi, mamo, ale naprawię sytuację z Laurelyn. Wiem wiele rzeczy o jej życiu, które doprowadzą nas do niej. - Kim są ci „my”? - Zatrudniłem kogoś, kto pojedzie do Stanów, żeby ją odnaleźć. Prywatnego detektywa.- Opuszczam szczegóły dotyczące zasięgu w jakim korzystam z jego usług i dlaczego wiem, że znajdzie ją dla mnie w mgnieniu oka. - To ty powinieneś pojechać za Laurelyn. To będzie więcej dla niej znaczyło- kłóci się.
24
- Chciałbym, ale nie mam potrzebnych umiejętności, żeby ją wyśledzić. - Synu, nie jestem pewna czy znalezienie jej będzie twoim największym problemem. Zraniłeś ją w okropny sposób. Może ci nie wybaczyć, więc może mądrze byłoby przygotować się na odrzucenie. Myśl o tym, że Laurelyn mnie odrzuca jest bolesna, ale to rzeczywistość, której nie mogę ignorować.- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby jej to wynagrodzić, bo nienawidzę tego jak wyglądam ja bez niej. Odzyskam ją i kiedy to zrobię, już nigdy więcej jej nie puszczę. Myślę, że podejrzewa, co sugeruję, ale decyduję się wyjaśnić to, żeby nie było nieporozumień. - Już nigdy więcej nie chcę spędzić ani jednego dnia bez Laurelyn. Kiedy ją znajdę, poproszę ją, żeby została moją żoną. ***
25
Rozdział Trzeci Laurelyn Prescott
Stoję przed lustrem i patrzę na siebie. Wyglądam jak gówno. Rozsmarowuję korektor pod oczami, aby zatuszować ciemne cienie, ale nie da się ukryć tej udręki. Żadna ilość makijażu tego nie zakryje. Bezskutecznie nakładam trochę różu na policzki, przez co moja twarz wydaje się być jeszcze bardziej zapadnięta, a oczy większe. Nie muszę stawać na wadze, żeby wiedzieć, że schudłam. Jeśli moja twarz tego nie udowadnia, to luźne ciuchy na pewno. Moja sytuacja jedzeniowa prawie nie istnieje, ale nie mogę zmusić się, by pójść na zakupy spożywcze. To i tak nie ważne. Nie mogę jeść. Pizza, którą zamówiłam przedwczoraj wieczorem, nadal leży prawie nietknięta w lodówce. Kilka kęsów- tylko tyle udało mi się wmusić zanim prawie pobiegłam do łazienki. Właśnie do tego mnie zredukowano. Tak bardzo za nim tęsknię, że robi mi się nie dobrze przez udrękę tej rozłąki. Wiem, że nie mogę tak dalej. Ciągle czekam aż mi się polepszy. No dajcie spokój, kiedyś musi się polepszyć, prawda? Przetrwałam prawie dwa tygodnie bez Jacka Henrego. To dzień dwunasty bez jego dotyku, słuchania jego głosu, bez jego nocnej bliskości w łóżku. Nie było łatwo. Jeśli mam być szczera, to było to najgorsze piekło jakiego doświadczyłam w życiu- ponad jakimkolwiek bólem jaki wcześniej odczułam. Moja matka błagała mnie przez cały tydzień, żebym ją odwiedziła- i mojego ojca. Jest taka szczęśliwa, ze znowu jest z jego żonatym tyłkiem. Mimo, że nie nauczono mnie, iż związek z żonatym mężczyzną jest zły, to i tak wiem, że nie powinno tak być. Jedyną dobrą
26
stroną jej obsesji jest to, że była zbyt nim pochłonięta, aby przyjeżdżać i sprawdzać, co u mnie. Wzdycham kończąc mój makijaż i oceniam sytuację. Obawiam się, że jest kiepska. Wyglądam mizernie i jestem pewna, że Blake pomyśli, iż to wszystko przez niego. Robi mi się nie dobrze na myśl o dzisiejszym spotkaniu z nim, ale nie mogę chować się w tym mieszkaniu do końca życia. Mam karierę, którą muszę się zająć. Mój menadżer, David, powiedział mi wyraźnie, żebym wzięła dupę w troki i spróbowała ocalić to, co zostało z mojej kariery. Albo zrobię jak mówi albo odejdzie. Nie mogę na to pozwolić. Przypominam sobie jego słowa i chcę puścić pawia. „Laurelyn, pocałujesz Blake’a w dupę i zrobisz wszystko, żeby to naprawić.” Nic tego nie naprawi. Robi mi się jeszcze bardziej niedobrze, że moja przyszłość i kariera zależą od Blake’a Phillipsa. Ma moc zniszczenia mnie, jeśli powie odpowiednim ludziom w branży, że odeszłam w czasie nagrywania. Nikogo nie będą obchodziły okoliczności, dlaczego to zrobiłam. Jadę do studia i zanim wysiadam, siedzę w samochodzie przez kilka minut zbierając myśli- i siłę. To nie Blake’m się denerwuję, tylko myślą o wróceniu do mojego starego życia, życia przed Jack’iem Henrym. Jestem obezwładniona myślą o wejściu do budynku, bo czuję jakbym się cofała. Nienawidzę tego. Patrzę na zdjęcie na moim telefonie muskając palcem jego lekki zarost i przypominając sobie jaki był szorstki pod koniec dnia, zwłaszcza kiedy już przychodził do łóżka. Och, jak tęsknię za tą szorstkością na mojej twarzy. Na moim brzuchu. Na wewnętrznej stronie moich ud. Na mojej… Muszę przestać. Choć bardzo bym chciała, nie mogę siedzieć w samochodzie na zewnątrz studia i przez cały dzień pieprzyć w głowie Jack’a Henrego. Biorę głęboki oddech i wyprostowuję ramiona zanim wchodzę do budynku prowadzącego ku mojej przeszłości. Czekając na windę, czuję obecność za sobą. Wiem, że to on- Blake. Nie muszę patrzeć, by wiedzieć. Udaję, że nie mam pojęcia o tym, że ktoś w ogóle tam stoi. Nie mówi ani słowa i zastanawiam się czy to dlatego, że nie wiedział o moim
27
przyjściu i jest zszokowany moim widokiem. Mam nadzieję, że oniemiał, bo wstyd mu za to, co mi zrobił. Kiedy drzwi otwierają się, wchodzę do środka, a on za mną. Jesteśmy sami w małej przestrzeni. Dzięki Bogu, że to tylko krótka jazda na dwunaste piętro, bo to napięcie mnie dusi. Moje oczy są skierowane w przód, nie odzywam się. Widzę go w peryferycznej wizji jak jawnie gapi się na mnie, ale nie reaguję. Udaję, że jest niewidzialny- bo właśnie tak jest. - Laurelyn- mówi sięgając do mojego ramienia. Cofam się, więc nie trafia.- Nie bądź taka. Tęskniłem za tobą. Uciekam mu przez otwierające się drzwi bez słowa. Rozmówimy się niedługo, kiedy będę zmuszona porozmawiać z nim o moim kontrakcie nagraniowym- i będę mówiła o interesach- ale odmawiam dyskutowania o osobistych aspektach naszej przeszłości. Jeżeli o mnie chodzi, to nie ma o czym rozmawiać. David czeka w studiu i przemierza dzielącą nas odległość. Mimo gniewu, obejmuje mnie.- Laurelyn, bardzo się cieszę, że przyszłaś. Nie byłem pewien czy się pokażesz, ale cieszę się, że tu jesteś. Dobrze widzieć Davida. Był obecny w moim życiu przez długi czas i tęskniłam za nim. Nie wie o niczym związanym z Blakiem i mną. Planuję, żeby tak zostało. Nie chcę, by był mną rozczarowany za wystawienie na szwank mojej kariery poprzez wiązanie się producentemżonatym czy nie. Słowo o moim powrocie szybko się rozchodzi i ludzie wchodzą, wychodzą ze studia, by sprawić czy te pogłoski są prawdziwe. Witają mnie ci, których kiedyś codziennie widywałam, ale potem się uspokaja i pora przejść do interesów. Liczę, że David zajmie się szczegółami i robi to, jest menadżerską bestią. Po niecałej godzinie doszliśmy do ugody. Poszło dobrze- lepiej niż sobie wyobrażałam- i jutro wrócimy do nagrywania albumu, od którego odeszłam cztery miesiące temu.
28
Może Blake czuje się trochę winny za to, co mi zrobił i dlatego tak chętnie z nami negocjuje. Nawet ja muszę przyznać, że nie musiał tego robić; to ja złamałam warunki kontraktu. Kiedy czekam na windę w dół, czuję się gównianie, że właśnie poświęciłam siebie i wszystko, w co wierzę, aby urzeczywistnić moje marzenia. Ale taka to przewrotność tego przemysłu. Czasami musimy robić rzeczy, których nie chcemy, żeby pójść naprzód. Muszę tyko przebrnąć przez to nagrywanie, a potem mieć nadzieję, że już nigdy więcej nie będę musiała patrzeć na tyłek Blake’a Phillipsa. Wchodzę do małej przestrzeni, która zabierze mnie na parter. Blake znowu wchodzi za mną i nie mogę nic zrobić oprócz zjechania z nim na dół. Jesteśmy sami, ale nie spodziewam się, że będzie tam stał i nic nie powie, kiedy tak gapi się na mnie. Wślizgnął się tutaj nie bez powodu. - Cieszę się, że do mnie wróciłaś. O nie, do diabła.- Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz. Nie wróciłam do ciebie. Nie w ten sposób. - Chodziło mi tylko o to, że cieszę się, że wróciłaś do domu, do Nashville. Przynależysz tutaj, a nie po drugiej stronie świata, czy gdzie tam byłaś. Za kogo on się ma myśląc, że wie, gdzie przynależę?- Byłam dziewięć tysięcy mil stąd, a to i tak nie było wystarczająco daleko od ciebie. Przesuwa palcem w dół mojego ramienia. Kiedyś kochałam, gdy to robił, ale teraz czuję mdłości.- Laurie, nie bądź taka. Tęskniłaś za mną. Ja to wiem i ty to wiesz. Po raz pierwszy patrzę mu prosto w oczy.- Mylisz się. Uśmiecha się kpiąco i chcę go walnąć.- Myślałaś, że jak wyjedziesz to przestaniesz o mnie myśleć, ale tak się nie stało, prawda? Zaczynam się śmiać, bo nie ma takiej możliwości, by ten dupek nie wydawał się niedorzeczny.- Byłam w Australii zaledwie sześć godzin zanim poznałam prawdziwego mężczyznę. Spędziłam z nim trzy miesiące i zapewniam cię, że nie myślałam o tobie, kiedy ostro mnie pieprzył i w kółko doprowadzał do orgazmu.
29
Widzę pożądanie w jego oczach, kiedy zbliża się do mnie. Jestem zmuszona stanąć w kącie, a on przyciska swoje ciało do mojego.- Cóż, nie będzie miał możliwości ostro cię pieprzyć i doprowadzać do orgazmu z tego miejsca, gdzie teraz jest. Więc wygląda na to, że będziesz potrzebowała kogoś innego do tego zadania. Czy on naprawdę sugeruje, że to on powinien nim być?- Masz kogoś godnego polecenia? Bo ty na pewno nigdy mnie ostro nie pieprzyłeś i ani razu nie doprowadziłeś do orgazmu. Docieramy na parter i jest zmuszony mnie puścić zanim może odpowiedzieć- albo odwzajemnić się. Drzwi rozsuwają się i szybko wychodzę na zewnątrz. Nie muszę patrzeć, żeby wiedzieć, że depcze mi po piętach. Jego obecność za mną jest jak złe przeczucie, z którego nie mogę się otrząsnąć. Otwieram samochód pilotem, ale dopada mnie zanim mogę wsiąść. Łapie mnie od tyłu i przyciąga do siebie- tak jak zrobiłby to Jack Henry, tyle że o wiele brutalniej. Czuję, że jest twardy i czuję mdłości. Rozglądam się po garażu w nadziei, że ktoś może zobaczyć, co robi. - Odbiło ci, Blake? Każdy mógłby zobaczyć, co robisz. Wszędzie są kamery. Jego usta znajdują się przy moim uchu i czuję jego oddech na mojej skórze. Włoski na moim karku stają dęba; głowa pulsuje. - Laurie, nie obchodzi mnie czy ktoś nas zobaczy. Tak bardzo za tobą tęskniłem i podjąłem decyzję, gdy byliśmy osobno. Jestem gotowy zostawić Beth, żebyśmy mogli być razem. Akurat, do diabła.- Nie, nie jesteś. - Jestem. Przysięgam. - Nie, Blake. Nie rozumiesz. Nie powiedziałam tego, bo ci nie wierzę. Powiedziałam to, bo cię nie chcę. Jego uścisk zacieśnia się i całuje mnie w szyję.- Pragnę cię, Laurie- prosi.- Nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo dopóki nie zniknęłaś z mojego życia. Proszę, nie popełniaj tego błędu i nie kończ z nami zanim będziemy mieli szansę być szczęśliwi.
30
- To szaleństwo. Mówisz do mnie tak jakbyśmy zerwali przez jakąś małą niedyskrecję. Masz żonę i to nie ona zawiniła, tylko ja. Nie wspominając o tym, że cały nasz związek był zbudowany na kłamstwie. - Kochanie, mam wady. Nie jestem idealny. - Nie nazywaj mnie tak.- Chcę, żeby tylko Jack Henry tak mnie nazywał.- I żaden mąż ani ojciec nigdy nie powinien nazywać swojej żony i dzieci wadami. Obraca mnie twarzą do siebie.- Chodzi o niego. O tego australijskiego drania, z którym rozmawiałem przez twój telefon. On jest powodem, dla którego mnie spławiasz, bo nadal go pragniesz. - Zawsze będę go pragnęła. Twarz Blake’a zmienia się i nie jest już łagodna ani pożądliwa. Jest zła.- Pragniesz go bardziej od twojej kariery? Myślę, że mi grozi, ale chcę usłyszeć jak to mówi.- Co to miało znaczyć? - Dokładnie to, co myślisz. Wiesz jak łatwo mogę cię skończyć, więc masz dwie opcje: wrócisz do mnie albo to koniec twojej kariery. Proste. Gapię się na niego w osłupieniu. Nie mogę uwierzyć, że jest zdolny do takiej bezlitosnej groźby. Mówi, że daje mi dwie opcje, ale to gówno prawda i oboje o tym wiemy. Próbuje z powrotem zaciągnąć mnie do swojego łóżka przez zastraszenie. To tak bardzo mnie rozwściecza, że dostaję reakcji kolanowej- wbijam kolano w jego jaja tak mocno jak potrafię. Momentalnie pada twarzą w dół na cement krytego parkingu. Wskakuję do mojego samochodu i wbijam ręką blokadę, bo nie wiem, co chodzi mu po głowie. Moje ręce drżą tak bardzo, że mam problem z trafieniem kluczykiem w stacyjkę. Moja stara Honda z rykiem budzi się do życia i czuję przypływ czegoś- może siły- i decyduję, że jeszcze nie skończyłam z Blakiem. Chcę go rozjechać, ale uznaję, że to chyba nie najlepszy pomysł, więc zamiast tego opuszczam szybę. - Możesz wziąć moje piosenki, które trzymasz jak zakładników, razem z naszym kontraktem i wsadzić sobie w dupę. A kiedy uda ci się uwolnić jaja z brzucha, pozwij mnie za
31
złamanie kontraktu, żebym mogła powiedzieć światu jakim jesteś zdradliwym, kłamliwym, małym fiutem. I chujowo kiepskim w łóżku. Okropnie! Zostawiam za sobą połowę gumy z moich opon, gdy pędzę na zewnątrz i zaczynam panikować. Co ja właśnie zrobiłam? Kogo oszukuję? Pomyłka nie wchodzi w grę. Właśnie zabiłam moją karierę.
Myślałam, że już wcześniej dosięgnęłam dna, ale nie mogłam się bardziej mylić. Miejsce, w którym teraz rezyduję jest o jeden krąg piekła niżej. Idę jak zombie przez moje mieszkanie aż docieram do sypialni i upadam plecami na łóżko. Wzdycham gapiąc się na sufit i obserwuję obracające się skrzydła wentylatora myśląc o tym jak przypominają moje życie. Każde skrzydło goni kolejne, ale to bezowocny pościg. Żadne z nich nigdy nie dosięgnie tego z przodu. Historia mojego życia. Ścigam szczęście tuż przed moją twarzą, ale zawsze mi ucieka, nie ważne jaka jestem szybka. Leżę tak przez jakiś czas aż w końcu odpływam. Nie mam pojęcia jak długo spałam, gdy mój telefon budzi mnie dzwonkiem „Jolene”. Fantastycznie. Jolie Prescott jest dokładnie tym, czego teraz potrzebuję. Rozważam puszczenie połączenia do poczty głosowej, ale wiem, że dalej będzie wydzwaniała. Uporczywość- to jeden z jej darów.- Cześć, mamo. - Laurie, cały dzień czekałam kiedy zadzwonisz i opowiesz mi o spotkaniu z Davidem i Blakiem. Dlaczego się nie odezwałaś? Błędem było informowanie jej o tym spotkaniu. Nie chcę teraz o tym rozmawiać, ale nie da mi wyboru. Nigdy tego nie robi. To kolejny z jej talentów, ale to nie znaczy, że nie będę próbowała się z tego wymigać.
32
- To długa historia i naprawdę nie chcę teraz o tym rozmawiać. Może spotkamy się później i przedyskutujemy to. - To znaczy, że nie poszło dobrze. Przyjedź, proszę. Musimy o tym porozmawiać, żeby ułożyć plan, w którą stronę mamy teraz pójść. Kocham to- mamy teraz pójść. Kiedyś była w tym przemyśle, więc wie jak to działa. Może będzie miała jakieś pomysły, w którym kierunku powinnam pójść, bo ja na pewno nie wiem. Ale nie pojadę, jeśli jej kochaś kręci się w pobliżu.- Nie ma go tam, prawda? - Nie, Laurelyn. Nie ma to tutaj- mówi tak jakby była poirytowana, że nie chcę być w pobliżu niego. - Ok. Przyjadę jak się przebiorę. Kończę połączenie i wciągam spodnie do joggingu, te z napisem LOVE na tyłku. Dokładnie te same, które Jack Henry z taką radością zsunął na moje kolana, kiedy przełożył mnie przez oparcie kanapy Bena. Nie obchodzi mnie jak bardzo będę stara i siwa, zawsze będą nosiła w sobie to wspomnienie. Ale tak na wszelki wypadek, opiszę je w dzienniku, żeby moja pielęgniarka mogła mi przeczytać jak już będę miała Alzheimera. Może nie będę pamiętała, że byłam w tej historii. Za to na pewno uznam, że jakiejś pani naprawdę się poszczęściło. A na razie nie potrzebuję żadnego dziennika, żeby uwiecznić naszą historię. Każda piosenka jaką napiszę od tej chwili będzie opowiadała o Jacku Henrym. Tak właśnie nasza opowieść będzie trwała na zawsze- poprzez moją muzykę. Zawsze będzie każdą piosenką, którą śpiewam.
33
Znajduję mamę w salonie. Jej dom jest skromny, jego wystrój prosty. Większość mebli pochodzi z pchlego targu, więc zastanawiam się, co Jake Beckett musi myśleć, kiedy tu koczuje. Zerka na mnie i już po jej minie widzę, że według niej wyglądam jak gówno- bo tak jest. Nie widziała mnie od dwóch tygodni, więc jestem pewna, że mój spadek wagi i ciemne worki pod oczami zwracają jej uwagę. - Laurelyn Paige! Co ci się stało? Byłaś chora? Złapałaś coś, podczas swojej wyprawy? Pewnie, że tak. To nazywa się „chora z miłości”. Spodziewałam się, że akurat ona to rozpozna. - Mamo, nie jestem chora. - No to co ci się stało? Podchodzę i upadam na kanapę obok niej. Obecnie brakuje mi gracji. Ciągle tylko upadam i rzucam się. Nie wiem, gdzie zacząć po tym wszystkim, co się zdarzyło. Moje życie jest pasmem wielkich błędów- nie licząc Jack’a Henrego. On jest jedyną rzeczą, która była dobra w moim życiu.- Zdaje się, że powinnam zacząć od tego, dlaczego pojechałam do Australii. Nie wie o moim związku z Blakiem. Trzymałam go w sekrecie z nią, bo wiedziałam, że zniechęcałaby mnie do niego. Powiedziałaby mi, że wiązanie się z moim producentem to kiepski pomysł. I miałaby rację. Widzę, że nie jest zadowolona, kiedy opowiadam jej o naszej współpracy, ale nic nie mówi, więc przesuwam się od razu do mojej wyprawy. I do mojego Jack’a Henrego. Moja twarz uśmiecha się bezwiednie, gdy wypowiadam jego imię. Nie jestem w stanie nie jaśnieć, kiedy ten dźwięk wydobywa się z moich ust. Chyba łagodnieje, gdy opisuję jej miłość mojego życia i to, co do niego czuję. Pomijam większość szczegółów na temat naszej umowy. Mówię tylko, że zgodziliśmy się, by nasz związek skończył się po moim wyjeździe. Dodaję białe kłamstwo i mówię jej, że ta decyzja została spowodowana niemożnością prowadzenia związku na odległość. To lepsze niż powiedzenie jej, że już nigdy więcej nie chce się ze mną kontaktować.
34
Łzy zbierają się w moich oczach na tą myśl. Tak łatwo przyszło mu pozwolenie odejść mi z jego życia. Powiedziałam, że go kocham, a on nie mógł odpowiedzieć tego samego. Bo mnie nie chciał. Kiedy kończę opowiadać jej o czasie spędzonym z Jackiem Henrym w wersji dla rodziców, przechodzę do spotkania z Blakiem i Davidem. Wydaje się być zadowolona tym, co mówię, ale potem wszystko zatrzymuje się z piskiem, gdy docieram do części, w której strzeliłam Blake’a w jądra. Wstaję z kanapy i chodzę po pokoju. Spodziewam się reprymendy za moje czyny, które prawdopodobnie zabiją moją karierę, ale zaskakuje mnie. - Ten drań przycisnął cię do samochodu i zagroził, że zrujnuje twoją karierę? Kop w jaja to najłagodniejsza kara, jaka go spotkała. To, co próbował ci zrobić to szantaż, który jest nielegalny, więc nie martw się niczym. Zajmiemy się tym. Kim są „my”? Czy ma na myśli mnie i ją czy ją i dawcę spermy? Nagle słyszę wściekły, męski głos.- Kto przycisnął cię do samochodu i zagroził, że zrujnuje twoją karierę? Podskakuję słysząc suwerenność tego głosu. Kiedy patrzę w stronę władczego mówcy, widzę stojącego w drzwiach Jake’a Becketta. Wiem, że moje oczy muszą być wielkie przez to jak dziwnie na mnie patrzy.- Przepraszam. Nie chciałem cię przestraszyć. Nie odzywam się, gdy ostrożnie idzie w moją stronę- tak jakbym była jakimś płochliwym zwierzątkiem, które w każdej chwili jest gotowe uciec. Nie odrywa oczu ode mnie gapiąc się na moją twarz. Wygląda na oczarowanego. Choć bardzo chcę, to też nie umiem odwrócić wzroku. Jakbym patrzyła w lustro. Nigdy nie podejrzewałam, że jesteśmy tacy podobni. Wyciąga ręce i kładzie je po obu stronach mojej twarzy. Moją wewnętrzną reakcją jest odsunięcie się, ale nie mogę. Łaknę czułego dotyku tego mężczyzny z powodu, którego nie potrafię zidentyfikować.- Mój Boże, wyglądasz dokładnie jak moja siostra. To niesamowite.
35
Większość mojego życia poświeciłam na nienawiść do tego mężczyzny za to, co zrobił mojej matce i mi. Zapłodnił ją będąc mężem innej kobiety, a potem udawał, że nie istniejemy. Wyrzucił nas jak śmieci. Nienawidzę go za to i za każdą chwilę, w której mógł ułatwić mi życie, ale wybrał inaczej. Nienawidzę cię. Słowa tańczą na końcu mojego języka. Chcę je powiedzieć- albo wykrzyczeć- żeby zobaczyć jego minę. Chcę zranić go tak jak on ranił mnie przez te wszystkie lata. Kiedy przestaje na mnie patrzeć, zabiera ręce i przyciąga mnie nimi w swoje mocne objęcia. Moja twarz jest przyciśnięta do jego ramienia, ale to nie powstrzymuje słów, które jestem zdeterminowana powiedzieć.- Nienawidzę cię- szeptam słabo, gdy próbuję go odepchnąć, ale on tylko mocniej mnie chwyta. - Możesz mówić mi, że mnie nienawidzisz ile razy chcesz, ale to nie zmieni tego jak bardzo cię kocham, Laurelyn. Chcę powiedzieć mu jak bolesne było czucie się niekochaną i niechcianą przez całe życie. Jaki bezpośredni wpływ miało to na postrzeganie każdego mężczyzny, z którym miałam kontakt. Zamiast tego jestem zszokowana tym, co czuję. To w ogóle nie jest spotkanie jakie zaplanowałam w głowie. Wszystkie lata gniewu, który czułam do tego człowieka przestają się liczyć, bo jest moim ojcem i przytula mnie po raz pierwszy. Cofam się do tej małej dziewczynki, która marzyła i modliła się, by ją chciał, bo była warta miłości. - Nigdy nie będę w stanie powiedzieć ci jak mi przykro, że byłem nieobecny w twoim życiu. Ale obiecuję ci, że to już nigdy się nie zdarzy. Świat dowie się, że jesteś moją córką, bo cię kocham. Nigdy nie zależało mi na tym, aby świat dowiedział się, że jestem córką Jake’a Becketta. A teraz już na pewno tego nie chcę. Nie chcę jego darmowej wejściówki do przemysłu muzycznego.- Nie. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział. - Nie rozumiem. Tego jestem pewna. Większość ludzi, by nie zrozumiała.- Nie chcę odnieść sukcesu bazującego na fakcie, że jestem córką Jake’a Becketta. Chcę, żeby mi się udało dlatego, że
36
jestem cholernie dobrym muzykiem. Jeśli ogłosisz, że jesteś moim ojcem, to nigdy się nie dowiem czy byłam wystarczająco dobra, by odnieść sukces na własną rękę. Mogę powiedzieć, że nie podoba mu się to, ale no wielka szkoda.- Zrobię co chcesz, Laurelyn. Tylko obiecaj mi, że będę mógł to ogłosić, kiedy już się wykażesz. W obecnej sytuacji nie palę się do składania obietnic.- Najpierw pozwól mi to zrobić, a potem porozmawiamy. ***
37
Rozdział Czwarty Jack McLachlan
Spędziłem ostatni tydzień w moim mieszkaniu w Sydney, bo myślałem, że oszaleję, jeśli przebywając kolejny dzień w Avalonie. Wspomnienia o Laurelyn nękają mnie, gdzie tylko spojrzę. Nie ma miejsca w winnicy, w której bym jej nie widział, ale najgorzej jest w łóżku. Nie pozwalam pani Porcelli wyprać pościeli, bo chcę w niej leżeć i nadal czuć zapach Laurelyn obok mnie. Ale desperacja. Moja decyzja z przyjazdem do Sydney była dobra. Chociaż cała sprawa z numerem czternaście okazała się wielkim błędem, to otworzyła mi oczy na to, co musiało zostać zrobione, więc w tym aspekcie nie mogę jej żałować. Ale w każdym innym była to najgłupsza decyzja, jaką podjąłem. Nie wiem, dlaczego sądziłem, że coś może wygonić Laurelyn z mojej głowy. Amnezja nie mogłaby wymazać jej z mojego mózgu. Jest tam odciśnięta na zawsze. Mój czas chowania się w mieszkaniu dobiegł końca. Czas wrócić do Avalonu. Już dłużej nie mogę zaniedbywać winnicy podczas zbiorów. Jestem prawie gotowy do wyjazdu, kiedy dzwoni telefon, imię mojego brata wyświetla się na ekranie. Jest jeszcze wcześnie. Od razu zaczynam się martwić, że coś stało się tacie, bo inaczej Evan nigdy tak wcześnie by do mnie nie zadzwonił.- Co jest? - Nic się nie stało. Ja eee… tylko zastanawiałem się czy mógłby przyjechać do ciebie i pogadać chwilę zanim pojadę do pracy? To dziwne, w ogóle nie pasuje do mojego brata. I nie musi być w pracy jeszcze przez długi czas, więc wiem, że coś się dzieje.- Jasne. - Właśnie wychodzę z domu, więc będę za jakieś piętnaście minut.
38
Wystarcza jedno spojrzenie na Evana i zwracam jego komplement sprzed tygodnia, kiedy odebrał mnie z Langforda.- Wyglądasz jak gówno.- Nic nie odparowuje i wtedy wiem, że cokolwiek się dzieje, jest poważne.- Młody, co się dzieje? - Muszę z kimś pogadać. - Ok. Jestem kimś, więc strzelaj. Evan masuje ręką brodę i wtedy dostrzegam, że nie golił się przez jakiś czas, co w ogóle do niego nie pasuje. Ale do mnie też nie, a właśnie wyhodowałem sobie taki sam zaniedbany wygląd.- Chodzi o Em. Znowu jest w ciąży. Nie wiem, czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego. Po jego wyglądzie wnioskowałem, że będzie to coś straszniejszego. - Och. Cóż, zdaje się, że należą się gratulacje, ale jestem trochę zaskoczony. Nie myślałem, że planujecie więcej dzieci. Śmieje się, ale w ogóle nie wygląda na rozbawionego.- Bo nie planowaliśmy. Zostawiła pigułki antykoncepcyjne, kiedy wyjechaliśmy na weekend kilka miesięcy temu. Myśleliśmy, że wszystko będzie w porządku, jeśli nadrobi po powrocie. Myliliśmy się. - Co Em o tym sądzi? - Jest szczęśliwa i już mówi o nim jakby to był chłopiec. Zawsze myślała, że chciałem syna, ale ja nigdy o to nie dbałem. Szaleję za moimi dziewczynami. Nie musi mi mówić jak bardzo kocha swoje córki i Emmę; są jego światem. Mógł mieć wszystkie te pieniądze i wygody, które ja mam, ale odwrócił się od tego dla swojej rodziny. - Więc nie cieszysz się z nowego dziecka? - Nie, nie cieszę się. I jestem samolubnym matkojebcą za to jak się czuję.- Bierze głęboki oddech i wypuszcza go powoli, a potem zaczyna krążyć po moim salonie z rękami po obu stronach głowy. To coś nowego i martwi mnie powód jego rozterek. Nie wiem czy będę w stanie mu pomóc, ale mogę słuchać, nawet jeśli nie zaoferuję rady.
39
- Możesz mi powiedzieć co cię męczy, nie będę oceniał. To znaczy, do diabła… popatrz, co ja robiłem przez ostatnie cztery lata. Nie starałem się o aureolę. Nie powinienem wydawać wyroków. Siada na sofie z głową w rękach.- Czuję jakbym dopiero co odzyskał Emmę. Przez ostatni rok Mila była przyssana do jej cycków. Dwanaście cholernych miesięcy to długo, kiedy dziecko dzień i noc doi twoją żonę. Brachu, to najgorszy rodzaj blokowania fiuta. Czuję się jak drań za to, że chcę, by moje dziecko zrezygnowało ze źródła swojego pożywienia, żebym mógł podupczyć. Wow. Nigdy nie pozbędę się tych słów z mojej głowy. Dałbym radę bez słuchania tego. - Dwa miesiące. Tyle czasu Mila jest odstawiona od piersi i było świetnie. Dzieci już nie śpią z nami i są we własnych pokojach. W końcu mogłem pieprzyć moją żoną w naszym łóżku, a nie wymykać się, żeby zrobić to cicho na kanapie, kiedy dziecko nie ssie jej jak pijawka. Ale teraz kolejne stanie pomiędzy nami. Kurwa! Już nigdy więcej nie usiądę na tej kanapie. Nie wiem, co mu powiedzieć. Nie mam żadnej rady pasującej do tej sytuacji. - Wygląda na to, że powinieneś się nią teraz nacieszyć. Masz ile… siedem miesięcy zanim się pojawi? Robiłbym zapasy na zimę, gdybym mógł. - To kolejna sprawa- zrzędzi.- Emma zawsze rodzi przed terminem i ma reżim miedniczy, więc to pozbawi mnie kilku miesięcy jeszcze zanim się tu pojawi. Szlag. Żal mi mojego młodszego brata.- Czy mama już wie? - Taa. Powiedzieliśmy jej wczoraj wieczorem. Jest podekscytowana poza słowami. Nie spodziewała się kolejnego wnuka dopóki nie znajdziesz Laurelyn i nie zrobisz jej dziecka. Dopóki nie zrobię Laurelyn dziecka. Był czas, że słysząc coś takiego wpadłbym w szał, ale nie dzisiaj. Już nie boję się tego jakie byłoby życie z rodziną. O wiele bardziej martwię się tym jakie byłoby bez niej- ale szczególnie bez Laurelyn. Wiem, że chce mieć dzieci i planuję dać je jej- tyle ile chce, kiedy tylko będzie gotowa. Wyczekuję, kiedy będę mógł włożyć je w nią.
40
- Będzie dobrze. Jestem pewien, że ty i Emma dacie sobie radę z kolejnym dzieckiem. - Wiem, że będzie dobrze. Tylko panikuję, bo to nie było planowane. Czuję jakbym stracił kontrolę i nie podoba mi się to. Boże, musisz myśleć, że jestem skończonym chujem nazywając moje własne dziecko blokadą fiuta. Żałuję, że to nie ja wariuję z powodu ciąży Laurelyn. To przynajmniej oznaczałoby, że miałbym ją przy sobie. - Jack, znajdziesz Laurelyn i potem ty będzie czuł ten niepokój, bo nie będziesz chciał rzucić tych wyjątkowych chwil z nią. - Mam nadzieję, że będę miał szansę panikować z tego powodu. Naprawdę.
Parkuję Sunset w garażu i znajduję panią Porcelli w kuchni. - Panie McLachlan, dobrze pana widzieć. Ufam, że wizyta u rodziny była udana? Chciałbym, żeby wyjazd do Sydney był tylko luźną wizytą, ale to nie to mnie tam wysłało. Pojechałem z kompletnie innych powodów, o których nie chcę rozmawiać, więc kłamię. - Tak, wszyscy mają się dobrze i to była miła wizyta. - Och, to dobrze. Mogę panu podać lunch, jeśli jest pan głodny. - Dziękuję, ale to nie będzie konieczne. Zatrzymałem się w małej kawiarence kilka godzin temu. Kiedy wychodzę, pani Porcelli woła mnie.- Panie McLachlan? Obracam się i widzę niepewność w oczach mojej gosposi- jak gdyby szukała właściwych słów.- Tak?
41
Załamuje ręce jakby była zdenerwowana. To wznieca moją ciekawość.- Nie wiedziałam czy powinnam coś mówić, ale zdecydowałam, że ma pan prawo wiedzieć. Czekam na dalsze wyjaśnienia, ale nie daje mi ich. Cokolwiek to jest, nie chce mi powiedzieć.- O co chodzi? - Sprzątałam w pańskiej sypialni i znalazłam pod łóżkiem coś należącego do Laurelyn. Położyłam je na stoliku nocnym, bo nie wiedziałam, co z nimi zrobić. Wyrzucenie ich do śmieci nie wydawało się właściwe. Ach! Para majtek Laurelyn musiała wpaść pod łóżko podczas naszych bezeceństw. Jestem pewien, że właśnie to spowodowało szkarłatny rumieniec u tej siwej damy. - Dziękuję, że dała mi pani znać. Uśmiecham się idąc korytarzem w stronę mojej sypialni. To będzie ładna pamiątka. Hmm… Zastanawiam się, która to para? Mam nadzieję, że te białe koronkowe. Zdjąłem je z niej, kiedy pierwszy raz się kochaliśmy- nie pieprzyliśmy- w dniu, gdy powiedziała mi, że mnie kocha. Już z progu widzę, że to nie białe koronkowe; te są kolorowe. I zwinięte w mały prostokąt. Nawet nie pamiętam, żeby nosiła takie, więc przemierzam pokój, by lepiej się przyjrzeć. To w ogóle nie są majtki. To dekoracyjna materiałowa wsuwka z pigułkami antykoncepcyjnymi Laurelyn. Wysuwam listek i potwierdzam to, co podejrzewałem. Miała brać to opakowanie, gdy wyjeżdżała. Siadam na łóżku trzymając je w ręce. Czy to oznacza, że będzie w ciąży? Emma opuściła tylko dwa dni- nie pół opakowania. Idę do salonu po laptopa i wracam biegiem do sypialni. Nawet nie wiem czego szukać. Moje palce trzęsą się, kiedy wpisuję co się stanie, jeśli przestaniesz zażywać pigułki antykoncepcyjne w połowie opakowania i wciskam enter. Wybieram pierwszy wynik, bo wygląda na stronę medyczną. Przelatuję przez artykuł czytając wiele rzeczy, których nie rozumiem, ale potem trafiam na nagłówek nazwany „Zwiększona Szansa Zajścia w Ciążę”. To rozumiem, więc czytam, bo bardzo chcę zobaczyć co to: Następuje nagłe zwiększenie ryzyka zajścia w ciążę, gdy przestaniesz brać pigułkę w połowie miesiąca. Poziom hormonów szybko się zmienia przez zaprzestanie zażywania pigułki w połowie cyklu, a to może zwiększyć szansę
42
poczęcia. Może istnieją kobiety, które myślą, że są bezpieczne przez cały miesiąc nawet, jeśli wcześniej przestały, ale to nieprawda. Jesteś bezpieczna i chroniona tylko przy codziennym, regularnym braniu pigułek. Kurwa! Czy Laurelyn wie o tym? Czy rozumie, co może oznaczać nie zażycie tych pigułek? Nie mam sposobu, by się tego dowiedzieć, a nie mogę jej zapytać skoro jej tu nie ma. Jim szuka jej w Stanach już od pięciu dni. Codziennie dzwoni z raportami, ale teraz to za mało, kiedy wiem, że może być w ciąży. Umieram tutaj; musi ją już znaleźć. Wyjmuję telefon z kieszeni i wybieram numer. - Panie McLachlan… Nie mam cierpliwości, by usłyszeć cokolwiek poza tym, że wie, gdzie ona jest. - Znalazłeś ją już? Już wiem, że nie. Gdyby tak było, od razy by mnie poinformował; ma jasną instrukcję, żeby zadzwonić do mnie w chwili, kiedy ją zlokalizuje.- Nie, przykro mi, panie McLachlan. Nie ma w Nashville mieszkania zarejestrowanego na Addison Donovan, a ta którą dzisiaj znalazłem nie była przyjaciółką Laurelyn. - Jesteś pewien? Mogła kłamać. - Dziewczyna nadal chodziła do liceum, a jej matka nie była zachwycona tym, że przyszedłem do ich domu wypytywać o jej córkę. Nie było żadnej nowej aktywności w portalach społecznościowych Addison odkąd umieściła post w dniu wyjazdu z Australii. Tak jakby zapadła się pod ziemię. Jeden mur za drugim. Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że Laurelyn zrezygnowała z usług swojej sieci komórkowej, więc naszym najlepszym tropem był brak jakiegokolwiek tropu. Nie wiemy, dlaczego to zrobiła, ale mam podstępne przypuszczenie, że powodem był Blake Phillips. Ciągle wyobrażam sobie jak ściga Laurelyn, bo wróciła do Nashville i ta myśl doprowadza mnie do szaleństwa. Wróciłem do miejsca, w którym chcę udusić go na śmierć. - Więc jaki masz plan, Jim?- Naprawdę trzeba mi tego, by powiedział, że ma nową strategię skoro znalezienie Addison okazało się bezowocne.
43
- Rozumiem, że chciał pan, żeby była to ostateczność, ale rekomenduję wizytę u Blake’a Phillipsa. Marnowaniem czasu jest bieganie po całej Kalifornii szukając Addison, kiedy mam go pod ręką. Zwymiotuję, jeśli jest z nim. Może chciałem, żeby był ostatecznością, bo za każdym razem, kiedy pomyślę, że tak jest, jestem sparaliżowany strachem. Chcę widzieć jego reakcję, kiedy Jim będzie wypytywał go o nią. Muszę odczytać jego twarz i odpowiedź.- Chcę, żebyś nagrał wideo z waszego spotkania i od razu mi je wysłał. Jim nie zawahał się.- Oczywiście, proszę pana. ***
44
Rozdział Piąty Laurelyn Prescott
Wow. Jadę do domu w oszołomieniu, bo mam tatę i on chce zrujnować mężczyznę, który mi groził. Powiedział, że Blake Phillips nie będzie w stanie znaleźć pracy w tym mieście nawet przy pakowaniu zakupów w spożywczym, kiedy już z nim skończy. Ta myśl uszczęśliwia mnie dopóki nie przypominam sobie, że ma trójkę małych dzieci, które liczą na niego. Choć bardzo chciałabym zobaczyć jak Blake pełza na brzuch niczym wąż, którym jest, to nie mogę żyć z poczuciem winy, że jestem osobą odpowiedzialną za nieszczęsny los tych dzieci. To nie ich wina, że ich tata jest szmatą. Właśnie dlatego poprosiłam Jake’a, żeby nic nie robił w sprawie Blake’a. Parkuję w moim zwyczajowym miejscu na zewnątrz mieszkania i siedzę gapiąc się na drzwi. Nie chcę wchodzić do środka. Bycie samą przez ostatnie kilka tygodni nie było dla mnie dobre. Dało mi za dużo czasu na myślenie o tym jak bardzo tęsknię za Jackiem Henrym. Zostaję wyrwana z mojego transu, gdy słyszę dzwonek Addison. - No co tam?- odpowiadam radośnie. Mam nadzieję, że nie słyszy jaka jestem fałszywa. - Hej, dziewczyno. Co robisz? Addison dzwoniła każdego dnia sprawdzając mnie- czasami dwa razy dziennie. Była bardzo troskliwa jak na… cóż, jak na Addison. Nigdy nie widziałam jej tak zatroskanej. Myślę, że jej uczucia Do Zac’a obdarowały ją empatią- czymś, do czego w przeszłości nie była zdolna, tego jestem pewna.- Umm, właśnie wróciłam od mamy. - I jak było?
45
Nie miałam wystarczająco dużo czasu, żeby przetworzyć Jake’a Becketta, więc nie byłam gotowa o tym mówić, zwłaszcza przez telefon. A Addison rozpadnie się, gdy się dowie.- Było dobrze. - A co ze spotkaniem z twoim pro-dupkiem? Nie mogę nic poradzić, że śmieję się za każdym razem, kiedy Addie nazywa Blake’a pro-dupkiem. Ta nazwa tak do niego pasuje. - Poszło świetnie. Był bardzo chętny do współpracy dopóki nie poszedł za mną do mojego samochodu i praktycznie trzymał na uwięzi grożąc, że zrujnuje mi karierę, jeśli do niego nie wrócę. Słyszę jak Addison prycha.- Czy ten gnój zrobił ci krzywdę? - Niee! Wiesz, że jestem twardym ptaszkiem. Trochę mnie przestraszył, ale to raczej ja bardziej skrzywdziłam jego. Myślę, że w najbliższym czasie nie będzie mu potrzebna wazektomia. Mogę powiedzieć z dużą dozą pewności, że moje kolano prawdopodobnie zmiażdżyło mu jaja. Addison chichocze.- Jestem naprawdę szczęśliwa, że należycie je potraktowałaś, ale co to oznacza dla twojej kariery? Wzdycham głęboko zanim przyznaję, gdzie stoję, jak gdyby to miało lepiej zabrzmieć. - To oznacza, że wszystko straciłam. Wszystko, na co tak ciężko pracowałam i muszę zaczynać od początku. Wszystko dlatego, że odmówiłam romansu z żonatym facetem. - Ale to niesprawiedliwe!- krzyczy i prawie pęka mi bębenek w uchu.- Nie możesz odejść z niczym. Powinien mieć chociaż na tyle godności, żeby oddać ci twoje piosenki. Nie widziała furii na jego twarzy.- To się nie stanie, ale to nic. Naprawdę. Jeśli chce, to może je trzymać jako zakładników. Nadal jestem w połowie właścicielką, więc nie może ich dać komuś innemu. I mam nowy materiał, który jest o wiele lepszy od tamtych. - To dlatego, że wszystkie są o nim. Nie muszę pytać o kim mówi. - Tak, ale są szczere i pochodzą z mojego serca.
46
- Więc zdobędą dziesięć platynowych płyt, bo fani wiedzą, kiedy coś jest prawdziwe. Zrozumieją, co on dla ciebie znaczy. Żałuję tylko, że on nie. Ja też. - Mam dobre wieści.- Jej słowa są radosne, ale w głosie brakuje zwyczajowej energii.Przynajmniej mam nadzieję, że dobre. Jutro wracam do domu. Cleve załatwił mi przesłuchanie i mówi, że w czwartek muszę obowiązkowo się na nie stawić. Dzięki Bogu. Chyba już dłużej nie dałabym rady sama w mieszkaniu.- Cieszę się, że wracasz do domu, ale nie brzmisz na podekscytowaną. - Przesłuchanie dotyczy zespołu i nie będę główną wokalistką.- Nie bycie główną to z pewnością będzie problem dla Panny Na Przodzie i w Centrum.- Będę musiała dzielić się wokalem z jakimś kolesiem. - Takie zespoły teraz radzą sobie naprawdę dobrze. Brzmi na świetną okazjęzachęcam.- Znam ich? - Southern Ophelia. - Cholera, Addie. Są teraz gorącym towarem na czasie. Naprawdę gorącym. Nie mogę uwierzyć, że ich wokalistka odeszła w połowie tego sukcesu. To szaleństwo. - Może, ale nie chcę tego, bo to nie mój styl. Po prostu nie widzę siebie jak cieszę się z dzielenia z kimś światłem reflektorów. Wiesz, że kocham być w centrum zainteresowania. To brzmi na świetną okazję, ale cała rzecz dzieje się w takim pośpiechu. Heather odeszła w zeszłym tygodniu, a mają zaplanowane nagrywanie albumu w przyszłym miesiącu, więc nie będzie wiele czasu na dotarcie się. Potem ruszymy w trasę na następne sześć miesięcy, żeby promować album. Addison nie dzieliła się światłem reflektorów, ale Cleve miał rację, że to dobre posunięcie dla niej. W takim wypadku moim zadaniem było zachęcanie jej. - Addie, to brzmi dokładnie jak okazja, której potrzebuje twoja kariera, żeby pójść naprzód. Nagranie albumu i trasa to coś wielkiego. A kto wie? Może pokochasz śpiewanie z facetem. - Znienawidzę to. Wiem o tym.
47
Zawsze pesymistka.- Są gorsze rzeczy. - Przepraszam, Laurie- przeprasza.- To naprawdę nieczułe z mojej strony, że tak grymaszę po tym, co przeszłaś z Blakiem. Szczerze mówiąc, jestem trochę zszokowana jej rozważnością. Jej związek z Zac’iem zmienił ją w bardzo pozytywny sposób.- Jest do bani, ale nic mi nie będzie. - Wiem, ale nie za bardzo zastanawiałam się nad twoimi uczuciami. Byłam gównianą przyjaciółką i przepraszam za to. Przysięgam, że ci to wynagrodzę. Akceptuję Addison taką jaką jest i nie oczekuję, że będzie mi coś wynagradzać. - Nie byłaś gównianą przyjaciółką. Dzwoniłaś każdego dnia, czasami nawet dwa razy, żeby się upewnić, że nic mi nie jest. - Obie wiemy, że mogłam zrobić o wiele więcej. Nie tylko ona mogłaby się poprawić.- To ja wyprowadziłam się od ciebie, żeby zamieszkać z mężczyzną, którego ledwie znałam. - Ale to przez to, co zrobił ci mój brat. A ja wzięłam jego stronę. Tak mi przykro. Zgoda. W tym powinna była bardziej mnie wspierać.- Już w porządku. Wyszło na dobre. Mieszkanie z Ja… Lachlanem przez te dwa i pół miesiąca, było najlepszym doświadczeniem mojego życia. - Jak ty zapomnisz o tym Australijczyku? - Nie mam pojęcia, Addie.- I to jest najszczersza prawda. Nie wiem jak kiedykolwiek uda mi się zapomnieć o miłości mojego życia.
Pomagam Addison posortować jej brudne ciuchy- całe entych toreb- kiedy widzę, że wyjmuje prezent ze swojej walizki.- Kupiłam ci coś, kiedy byłam w Cali. Nie żebyś tutaj nie mogła tego kupić, ale wiedziałam, że sama nigdy nie kupiłabyś sobie czegoś takiego.
48
Niektórzy ludzie są urodzonymi specjalistami od dawania prezentów. Kochają je dawać, bo przez to lepiej się czują. Ale Addison nie jest jedną z tych osób, więc interesuje mnie, co nakłoniło ją do tak spontanicznego prezentu.- Nie musiałaś mi nic kupować. Jaśnieje, więc wiem, że jest z siebie dumna.- Chyba musiałam, bo jestem pewna, że tego potrzebujesz. Bardzo. Wyciągam pudełko z torebki i momentalnie czuję jak robi mi się gorąco na twarzy. Nie zrobiła tego. Gapię się na fioletowy wibrator przez plastikowe opakowanie i wiem, że zrobiła. - Jest fioletowy, twój ulubiony kolor.- Zabiera opakowanie z moich rąk i wyciąga go, kiedy widzi, że ja tego nie zrobię.- To jest coś fantastycznego, Laurie. Zobacz, co potrafi robić czubek. Obraca się. To nie jest naturalne.- Nigdy nie widziałam penisa, który by się obracał czy kręcił albo miał jasne kuleczki wirujące u podstawy.- Oczywiście, spędzałam czas tylko z dwoma, ale jeśli męski członek potrafił robić sztuczki, to Jack Henry na pewno pokazałby mi je. Tego jestem pewna.- Wygląda jakby miał w sobie automat do gumy balonowej. Jeśli zacznie świecić to przysięgnę, że to zabawka dla dzieci. Przewraca na mnie oczami.- Zaufaj mi, to nie dziecięca zabawka. Właśnie to obracanie i rotacje sprawiają, że daje czadu.- Wskazuje na coś przypominającego sondę.- To jest wspaniała część. Chyba się boję.- Co to jest, do diabła? - Stymulator łechtaczkowy. Słodki Jezu.- Żartujesz sobie. Śmieje się kręcąc głową.- O nie. Nie żartowałabym z takich rzeczy. Ta mała pięknota doprowadzi cię do orgazmu w niecałą minutę. Gwarantuję to. W niecałą minutę! Cholera! Widzę kolejną sondę i boję się zapytać, ale ciekawość wygrywa. Dotykam jej i pytam. - A to? - Sonda analna.
49
Szybko zabieram rękę jakby sonda już była używana. Robię skrzywioną minę, która mówi jej, że jestem obrzydzona.- Nie włożę sobie tego do tyłka! - Nie musisz. Ta dziecinka świetnie działa i bez tego. Wiem, że to trochę za dużo, więc kupiłam ci też coś dla początkujących. Nazywa się Pocisk.- Wyciąga mały, błyszczący, srebrny gadżet i kładzie go na mojej ręce. Wygląda o wiele mniej onieśmielająco niż fioletowy penis z gumami do żucia tańczącymi w środku. Pocisk jest na pewno bardziej w moim stylu. Addison nigdy nie robiła tajemnicy z tego, że jest ekspertem do spraw zabawek erotycznych. W przeszłości wiele razy komentowała, że powinnam je wypróbować, ale po raz pierwszy przyniosła mi te dobra. - Kiedy musiałaś zostawić Lachlana, rzuciłaś te wszystkie świetne orgazmy.- Jup.Potrzebujesz tego, Laurie. I zaufaj mi, to są najlepsze gadżety na rynku. - No ty akurat to wiesz. Wskazuje na mnie fioletowym wibratorem.- Istnieje wiele powodów, dla których ich potrzebujesz i nie wszystkie są związane z Lachlanem.- Nadal dziwnie słyszeć jak tak go nazywa.- Orgazmy pomagają utrzymać zdrowie twoich dziewczęcych części. Posiadanie orgazmu pomoże ci spać, a patrząc na ciebie stwierdzam z całą pewnością, że tego ci brakuje. Oto stara Addison.- Wielkie dzięki. Wzrusza ramionami jak gdyby nie mogła się powstrzymać. I pewnie nie może.- Tylko mówię… Przynajmniej nie mówi mi ciągle tego, co chcę usłyszeć.- Dzięki Bogu, że zawsze mogę liczyć na to, że powiesz, co myślisz.- Może jestem trochę zbyt sarkastyczna, po przecina mnie wzrokiem. - Medycznie dowiedziono fakt, że orgazmy uwalniają endorfiny. To oznacza, że mogą pomóc w twoich migrenach. Ile ich miałaś, gdy byłaś w Australii? Chodzi mi o migreny, nie o orgazmy. Nie mogłabym zliczyć mnogości orgazmów, które miałam z Jackiem Henrym nawet gdyby o d tego zależało moje życie.- Jeden. - I kiedy to się stało?
50
Jeszcze nie wprowadziłam się do Jacka Henry’ego, więc to był wczesny etap naszej wizyty.- Niedługo po tym jak tam przyjechałyśmy. - Widzisz? Zaczęłaś mieć regularne orgazmy z Lachlanem i twoje bóle głowy zniknęły. Z Jackiem Henrym! Nie z Lachlanem! Chcę krzyknąć na głos. Ale ma rację. Moje migreny zdarzały się częściej zanim pojechałam do Australii. Poza tym jednym razem, całkowicie zniknęły, kiedy z nim byłam. Nigdy nie miałam tak długiej przerwy.- Masz rację. Nie miałam więcej migren, kiedy się do niego wprowadziłam. - Widzisz? Orgazmy są fizyczną potrzebą i powinny być przepisywane przez lekarzy na dobre zdrowie. Nie ma powodu, dla którego nie powinnaś mieć przynajmniej jednego dziennie. Osobiście, polecam trzy. Myjesz zęby trzy razy dziennie, żeby były zdrowe. Czy twoja wagina też nie powinna być w jak najlepszej kondycji? Czy ona mówi poważnie?- Chcesz mi powiedzieć, że używasz swojego wibratora trzy razy dziennie? - Taa. Pracuje na nadgodzinach odkąd wyjechałyśmy z Australii- chichocze.- I kupiłam zapasowy na wypadek gdybym wymęczyła obecnego. Cholera, tęsknię za Zac’iem. Addison i ja byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami od czterech lat i już się nauczyłam, że nigdy nie zrozumie terminu „za dużo informacji”.- Co planujesz względem niego? - Dziewczyno, jestem taka zdezorientowana, jeśli chodzi o to czego chcę. Nie jestem zdezorientowana w tym, że chcę jego. Tyle wiem. Nigdy nikogo nie kochałam w taki sposób jak jego.- Przygryza idealnie wypielęgnowany paznokieć kciuka. To nieznajomy widok.Poprosił mnie, żebym wróciła do Australii. Na stałe. Szaleje za nim. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie wskoczyła do samolotu i nie wróciła do krainy Oz.- Wróciłaś tutaj, żeby pójść na przesłuchanie do tego zespołu. Czy to oznacza, że weźmiesz tą pracę i nie wrócisz, żeby z nim być? - Nie wiem, co zrobię. Nie jestem pewna czy mogę zostawić za sobą całe moje życie i przeprowadzić się do Australii do faceta, którego znam trzy miesiące. To gadanie potłuczonego, prawda? Moje całe życie jest w Stanach. Moi rodzice. Moja kariera. Ty.Wygląda tak jakby miała wybuchnąć łzami.- Co to byś zrobiła?
51
Kocham moją rodzinę i Addison, ale w moim umyśle nie ma cienia wątpliwości. Gdyby Jack Henry zadzwonił i poprosił, żebym wróciła to byłabym w pierwszym samolocie do Australii jaki bym znalazła. Może tak czuję, bo już nie mam kariery, ale nawet nie miałabym czasu spakować torby, jeśli to oznaczałoby, że mogłabym szybciej wrócić w jego ramiona. - Nie musiałby mnie dwa razy prosić. - Chciałabym mieć twoją pewność. Jestem po prostu taka niepewna… wszystkiego. Łatwiej jest być pewną w odpowiadaniu na pytanie, którego nie usłyszę. Jack Henry nigdy nie poprosi mnie, żebym wróciła do Australii. Nigdy nie będę musiała wybierać pomiędzy nim, a moją karierą, bo nie mam ani jednego ani drugiego. To okrutna rzeczywistość, z którą muszę się zmierzyć.
Budzę się słysząc pukanie do drzwi mojej sypialni. Addison otwiera je powoli. - Obudziłaś się? - Taa- kłamię i podpieram się, by usiąść. Wczorajsza noc nie była dla mnie dobra. Przez większość nocy rzucałam się i przewracałam z boku na bok, myśląc o Jacku Henrym. Nie ma mowy, żebym spała więcej niż kilka godzin, ale nie chcę, by Addison źle się czuła, że mnie obudziła.- Co jest? Podchodzi i siada na brzegu mojego łóżka.- W ogóle nie poszłam wczoraj spać. Nie mam na oczach szkieł kontaktowych, więc jest zamazana, ale widzę zmartwioną minę na jej twarzy.- Martwisz się przesłuchaniem? - Nie ma mowy. Już nie mogłoby mnie to mniej obchodzić. Chodzi o Zac’a. Nie mogę przestać o nas myśleć i o tym jak bardzo chcę wrócić. Nie mogę jej uwierzyć. Jeśli kocha go tak jak mówi to nie powinna tutaj zostawać i pozwolić mu się wymsknąć.- Więc zrób to. Przestań się męczyć i jedź.
52
- Naprawdę myślisz, że powinnam? Ja bym się nie wahała.- Absolutnie. Kochasz go i to nie minie.- Tyle wiem z doświadczenia. Sięga po moją rękę i ściska ją.- Zrobię to, ale chcę, żebyś poszła za mnie na to przesłuchanie. Postradała zmysły? Nie tak załatwia się sprawy w przemyśle muzycznym. Nie mnie decydować czy pójdę za nią.- Nie mogę pokazać się na twoim przesłuchaniu. - Tak, możesz. Wstawaj i ubieraj się. Masz godzinę. - Nie. Nie. Nie, nie mogę tego zrobić.- Mogę? - Spodziewają się żeńskiej wokalistki. Właśnie tym jesteś i jesteś świetna. Nie będą dbali o szczegóły, kiedy usłyszą jak śpiewasz. I to jest właściwie idealna sytuacja, jeśli się nad tym zastanowić. Potrzebują piosenkarki, która umie grać na gitarze. Ty potrzebujesz pracy. Problem rozwiązany. Minęły ponad dwa tygodnie odkąd śpiewałam i grałam.- Nie przygotowałam się. - Wybierz coś znajomego jak… „What Hurts the Most”. Wykonujesz tą piosenkę dłużej niż się znamy. To jedna z twoich najlepszych i pospadają z krzeseł jeszcze zanim się rozgrzejesz. Ma rację. To zawsze jeden z moich najlepszych numerów. Mogłoby zadziałać. Gah! Czy ja naprawdę to rozważam?- Oboje wiemy, że ten numer jest szalony. Nawet, jeśli spodoba im się mój głos, to to jest nieprofesjonalne. I zdesperowane. Powiedzą mi, żebym spadała. - Pójdę z tobą. Będziemy się zachowywały tak jakbym to ja szła na przesłuchanie, a ty jako moje wsparcie. Zamienimy się miejscami w ostatniej chwili. W jej ustach brzmi to tak łatwo i tak trudno odmówić.- Zrobię to. Co mam do stracenia w obecnej sytuacji? - Nic. Ma rację. Kiedy nic nie masz, to bardzo mało możesz stracić.- Muszę się przygotować.
53
Zostałyśmy zawołane do studia i jestem zdenerwowana jak cholera. To nie jest próba dostania się do jakiegoś przeciętnego zespołu, który gra w małych klubach. Ci faceci mają rozmach. Addison przedstawia się, a ja stoję za nią, kiedy spuszcza bombę.- To nie ja będę dzisiaj przesłuchiwana.- Wskazuje za swoje ramię.- Ona jest tutaj, żeby zaśpiewać za mnie. Zapada krótka cisza zanim facet, w którym rozpoznaję wokalistę, odzywa się. - Nie sądzę. To tak nie działa. Addison Donovan jest osobą, której się spodziewamy. To ją załatwił nasz agent, więc nie ma żadnych wyjątków. Nie gramy tutaj w popychanki. Wiedziałam, że to był zły pomysł. Już prawie obracam się, żeby wyjść drzwiami, ale Addison nie jest gotowa się poddać.- Mój menadżer zorganizował mi to przesłuchanie zanim się dowiedziałam, że wyjadę z kraju. Czy to nie wydaje się niedorzeczne, żeby przesłuchanie się zmarnowało, kiedy to, czego potrzebujecie stoi przed wami? - Nie szukamy zastępstwa z drugiej klasy.- Oczywistym jest, że liderem jest pan przemawiający: Pan Idealne Blond Loki z kolczykami i wytatuowanymi przedramionami. - Nie to tutaj macie. Jest niesamowitą wokalistką i muzykiem. Gra ze słuchu na gitarze i pianinie.- Chociaż bardzo doceniam, że Addison wymienia moje zalety, to zaczynam czuć się jak klientka instytucji dobroczynnej. Gardzę tym. - Nie. Nie ma umówionego przesłuchania, więc nie zagra ani nie zaśpiewa dopóki nie załatwi tego jej menadżer.- Są na to małe szansę odkąd David odszedł po incydencie z Blakiem. Kłótnia dalej trwa w tym tonie- odbijanie piłeczki- aż w końcu się wtrącam.- W porządku, Addison. Chodźmy. - Nie! Nie jest w porządku.- Obraca się do tego, z którym się kłóci.- Bardzo nawalicie, jeśli pozwolicie jej stąd wyjść.
54
To jest upokarzające i odmawiam stania tutaj i bycia omawianą jakby mnie tutaj nie było podczas, gdy Addison ręczy za mnie. Podnoszę z podłogi futerał z gitarą i podchodzę do drzwi. - Panowie, przepraszam za niedogodności jakie mogłam spowodować i życzę wam wszystkiego najlepszego w poszukiwaniu idealnej wokalistki.- To mój uprzejmy sposób na powiedzenie im, żeby pocałowali mnie w dupę i znak dla Addison, że ma się zamknąć i iść ze mną. Może jestem trochę zdesperowana, ale niech mnie cholera, jeśli będę błagać. Mogę nie mieć pracy ani mężczyzny, którego kocham, ale nadal mam moją dumę. Ta banda głąbów nie obrobi mnie z niej. - Cudownego popołudnia- mówię z nutką jadu, gdy obracam się do drzwi. I niech wasze krocza zostaną zaatakowane wszami łonowymi tysiąca dziwek. - Zaczekaj. Zatrzymuję się, gdy już prawie jestem za drzwiami i spoglądam w tył, żeby zobaczyć, który z tych dupków do mnie mówi. To znowu lider- ten wysoki z włosami na Keitha Urbana. Siedzi rozparty na krześle i pyta innych członków zespołu.- Pozwolimy tej małej damie nas zabawić? Cholera, ale jest zadowolony z siebie. - Nie róbcie mi żadnych przysług.- Taa, wiem. Nie powinnam pyskować tym facetom, ale nie mogę się powstrzymać. Wkurzają mnie w zły sposób, zachowując się jakbym była na ich łasce. Facet bębniący ołówkiem o biurko zaczyna się śmiać.- Zadziorna. To może być dobry znak. Blondynek pokazuje, żebym wróciła, ale moje stopy ani drgną.- Chodź i pokaż nam, co umiesz. Nie spieszę się, by spełnić to żądanie. Nie chcę wyglądać na zdesperowaną, więc przybieram moją najlepszą pokerową minę i powoli idę w ich kierunku. Mój futerał uderza o stół konferencyjny i wyjmuję wysłużoną gitarę mamy. Zakładam pasek przez głowę i przesuwam się na pusty stołek.
55
- Jak masz na imię? Myślę, że najlepiej będzie nie używać mojego prawdziwego nazwiska skoro teraz mam już kontakt z ojcem. Nie wiadomo, co się stanie, kiedy jego związek z moją matką trafi do opinii publicznej- a jestem pewna, że to tylko kwestia czasu. Takie rzeczy nigdy nie zostają zakopane na wieczność i nie mogę ryzykować żadnego związku, który może go zidentyfikować jako mojego ojca. Jestem postawiona na miejscu, gdzie muszę wymyślić jak się nazywam- tak samo jak w noc, gdy Jack Henry zapytał mnie kim jestem. Momentalnie myślę o użyciu „Paige Beckett”, ale ten pseudonim pogrążyłby moją chęć zatuszowania ojcostwa. - Laurelyn Prescott, ale jako pseudonimu artystycznego planuję używać Paige McLachlan. Widzę jak Addison podnosi głowę, żeby na mnie spojrzeć. Musi myśleć, że mi odbiło. Później będę musiała wymyślić, co jej powiedzieć. Później. Teraz mam trzech facetów, których muszę przeciągnąć na swoją stronę moim głosem. - Jestem Charlie.- Jest głównym wokalistą, tym, z którym miałabym śpiewać. Nastrajam gitarę, kiedy wskazuje na łysego faceta rozwalonego na krześle ze skrzyżowanymi ramionami. Wygląda na to, że nie jest zachwycony moją obecnością.- To Ryan. Gra na klawiszach i mandolinie.- Przechodzi do tego, który gra ołówkiem i już wiem, co powie.- To PJ, nasz perkusista. Nadal nie czuję się jak Miss Wdzięku po tym lodowatym powitaniu, więc uśmiecham się i odpowiadam.- Miło was poznać. - Co nam zagrasz? Jestem pewna mojej decyzji. Piosenka Rascal Flatts jest najlepszym wyborem, bo to skrzyżowanie muzyki country z popem brzmi jak Southern Ophelia.- „What Hurts the Most”. - Dobry wybór. Zaczynam grać, śpiewając z zamkniętymi oczami. Większość ludzi uważa, że robię to z nerwów, ale to nie dlatego. Używam tego czasu, żeby poczuć muzykę i wizualizować. Przenoszę się do konkretnego miejsca, żeby moja widownia poczuła szczerość tego, co
56
śpiewam. Znalezienie odpowiedniego miejsca w mojej głowie nie będzie trudne; ta piosenka nabrała dla mnie całkiem nowego znaczenia odkąd moja droga z Jackiem Henrym rozeszła się. Utrzymuję tempo piętą na podpórce stołka, kiedy docieram do refrenu. I wtedy otwieram oczy. Trzej członkowie Southern Ophelia bacznie mnie obserwują, ale wiem, że to teraz albo nigdy; właśnie teraz muszę wybrać i moją ofiarą pada Charlie, skoro pokazał siebie jako głowę tria. Moje oczy napotykają jego wzrok i całkiem się odkrywam, używając słów jako moich emocji. Pokazuję mu moje serce i dusze- i to jak okropnie wyglądają bez Jacka Henrego. Widzi moją mroczną stronę, ale tylko dlatego, że mu na to pozwalam. Kiedy kończę, zapada cisza. Potem Ryan i PJ po kolei mnie komplementują. Charlie tylko się gapi. Ryan strzela palcami przed twarzą Charliego, a ten w końcu otrząsa się ze swojego oszołomienia. - Charlie. Co myślisz, stary? Pokazuję na drzwi.- Mogę wyjść, jeśli chcecie porozmawiać na osobności. - Jestem pewien, że to nie będzie konieczne- mówi szczerząc się. Wtedy już wiem, że nie ma do podjęcia żadnej decyzji. Przeciągnęłam na moją stronę triadę Southern Ophelia. ***
Muzyka: Rascal Flatts- What Hurts the Most
57
Rozdział Szósty Jack McLachlan
Trzy. Cholernie. Długie. Miesiące. Tyle czasu minęło odkąd widziałem Laurelyn. I chyba nie zniosę już ani minuty dłużej. Umieram trochę każdego dnia, kiedy nie ma jej w moim życiu. Prawie niemożliwym było ją znaleźć. Los na każdym kroku działał przeciwko nam. Rzeczy, które robił Jim, by zdobyć choćby odrobinę informacji, były niedorzeczne. Jeden krok do przodu, dwa do tyłu- zamiast odwrotnie. Przestępca na wolności byłby łatwiejszy do odnalezienia. Ale w końcu ją znalazłem. Laurelyn Paige Prescott- znana publiczności pod pseudonimem artystycznym jako Paige McLachlan- właśnie do tej kobiety dzisiaj przyszedłem. Nadal uśmiecham się, gdy myślę o tym, że użyła mojego nazwiska, ale nie mogę przestać się zastanawiać, dlaczego potrzebowała pseudonimu artystycznego. Nigdy nie wspomniała, że jakiegoś używała i zastanawiam się czy coś nie wydarzyło się z dawcą spermy. Albo gorzej- z Blakiem Phillipsem. Wchodzę do recepcji audytorium i włączam do dużego tłumu, przez który ciężko się przecisnąć. Gitara Martina, którą ze sobą niosę, utrudnia mi nawigację. Przepycham się łokciami przez hordę i muszę przepraszać na każdym kroku. Znajduję moje miejsce. Ponieważ jestem stworzeniem nawyku, cieszę się, gdy widzę, że znajduje się w ciemnym kącie. Siadam i kładę Martina u moich stóp. Jestem zdenerwowany i napompowany adrenaliną, czego dowodzi moje szybko bijące serce. Zaraz zobaczę jak kobieta, którą kocham, wychodzi na scenę.
58
Sprawdzam godzinę i widzę, że już tylko minuta do ósmej. Moje serce bije szaleńczo, pulsując w moich uszach ponad głośnym tłumem. W końcu muzycy zaczynają wylewać się na scenę i zajmować swoje miejsca. Wtedy widzę ją po raz pierwszy od trzech miesięcy. Moja Laurelyn. Cały ten czas i odległość, która nas rozdzieliła znika i w końcu znowu widzę jej twarz. Wygląda tak samo, ale inaczej. Jej włosy są trochę dłuższe i ciemniejsze. Zniknęły jej miodowe pasemka i jest szczuplejsza. Nadal piękna jak zawsze, ale nie pasuje do obrazu, który wyrył się w mojej pamięci przez te ostatnie kilka miesięcy. Ma na sobie brązowe kozaki- te same, które nosiła, gdy pierwszy raz ją zobaczyłemsprane jeansy i biały top bez ramiączek. Chcę dotknąć odkrytej skóry na jej nagich ramionach. I pocałować ją. Jej top jest dopasowany pod biustem, ale dalej spływa na jej jeansy. Wyobrażam sobie, że są luźne na jej biodrach, więc mam łatwy dostęp do pocałowania jej brzucha. Chwyta gitarę- mam silne podejrzenie, że to instrument, który dawca spermy dał jej matce- i zakłada pasek przez głowę. Powinna trzymać swojego Martina zamiast tego, co teraz zwisa z jej ramienia. Stoi plecami do tłumu i znowu przypomina mi się ta noc w Wagga Wagga, kiedy obserwowałem jak robi dokładnie to samo. Niezmiernie mnie wtedy oczarowała i to się nie zmieniło. Nadal mnie urzeka. Moja amerykańska dziewczyna zajmuje miejsce za mikrofonem, a potem zauważam faceta stojącego obok niej, i to jak dziewczyny na widowni szaleją za nim. Widzę też dwóch pozostałych członków zespołu. Jim nie wspomniał o nich- o tym, że była częścią męskiego zespołu- i mały, zielony potwór mieszkający w środku, chce wyjść skopać im tyłki i spisać nazwiska. Kiedy każde z nich jest już na swoim miejscu z instrumentem w ręce, facet obok Laurelyn dopasowuje swój mikrofon.- Jak się mają dzisiaj wszyscy w Dallas? Tłum szaleje, wiwatuje i gwiżdże, kiedy perkusista zaczyna walić w swój największy bęben, żeby postawić ludzi na nogi. Brzmi to tak jakby wszyscy w audytorium klaskali
59
jednakowo i z bębniącą perkusją.- Czy ktoś jest tutaj gotowy na imprezę?- krzyczy i wybucha hałas. Ci ludzie ich kochają. Wydobywa dźwięk ze swojej gitary, którego nie rozpoznaję i ogłasza.- Panie zawsze mają pierwszeństwo i nasza urocza Paige na początek zacznie od utworu z naszego nowego albumu pod tytułem „Let It Go”. Ma na imię Laurelyn. Nie Paige. Moja piękna dziewczyna zamyka oczy i pamiętam, że to jej sygnał- przygotowuje się do śpiewania. To jej sposób na wygłuszenie świata i udanie się do tego miejsca, gdzie używa muzyki i tekstu, by opowiedzieć swoją historię. Muzyka to dźwięk uczuć. Czy nie tak mówi? Siedzę na brzegu mojego fotela. Przyznaję, ze jestem zdesperowanym człowiekiem wiszącym na bardzo cienkim włosku. Wszystko, co byłem w stanie słyszeć miesiącami to słowa, których żałowałem, że jej nie powiedziałem. Ale teraz jestem tutaj z nią i to moja szansa, by udowodnić jej jak dobrze nam razem. Kiedyś raz powiedziała mi, że mnie kocha i modlę się, iż to się nie zmieniło. Przysuwa się do mikrofonu, gdy śpiewa o wspomnieniach i pożegnaniach, a ja wiem, że jej głos jest jedynym jaki rozpoznaję. Moje wnętrze przyciąga jej dźwięk do mojej piersi, a on owija się wokół martwych ścian mojego serca, żeby chciało zabić na nowo. Otwiera oczy, gdy zaczyna śpiewać refren. Jak zawsze. Nie podoba mi się słuchanie jak śpiewa ten tekst o odpuszczaniu. Wiem, że wybiera piosenki, które mówią za jej serce i zabija mnie myśl, że śpiewa te słowa mając nas w głowie. Może to znaczy, że nadal o mnie myśli. Kocha mnie. Ma nadzieję, że przyjdę po nią. Tłum wybucha wiwatami i pochwałami, kiedy kończy piosenkę, tak jak powinien. Jest fan-kurwa-styczną artystką. Już o tym wiedziałem, ale myślę, że aż do tej chwili nie zdawałem sobie sprawy w jakim stopniu. Drugi piosenkarz podchodzi do swojego mikrofonu.- Ta dziewczyna umie się wydrzeć, co?
60
Tłum odpowiada głośniejszymi krzykami i oklaskami.- Następna, którą zaprezentujemy to „Win You Over”.- Spogląda na moją dziewczynę i uśmiecha się puszczając do niej oko. A to co, kurwa? Facet patrzy na Laurelyn, gdy śpiewa o wygraniu serca dziewczyny po tym jak zostało złamane. Obserwuje jej oczy śpiewając i wtedy to we mnie uderza- skurwysyn nie śpiewa do tłumu. Śpiewa do mojej dziewczyny. Sukinsyn! Nie patrz na niego, Laurelyn. Nie daj się wciągnąć w jego gówno- w jego uwodzicielski uśmiech, gładki głos, głębokie dołeczki. Znam te ruchy i to tylko gra, żeby mógł cię przelecieć. Ściskam podłokietniki fotela tak mocno, że chyba zaraz je zmiażdżę. Co jeśli się spóźniłem i już jest z tym onanistą? To rzeczywista możliwość. Nie miałaby powodu, żeby z nim nie być. Nie ma pojęcia jak bardzo ją kocham ani jak daleko się posunąłem, by ją odnaleźć. Jestem pewien, że myśli, iż poszedłem na przód i mam już kolejną towarzyszkę. Dlaczego nie miałaby tak myśleć? A potem myślę o kobiecie, z której prawie zrobiłem numer czternasty. Z ochotą poszła ze mną do pokoju hotelowego zaledwie kilka minut po naszym spotkaniu, z całkowitym nieznajomym. Pozwoliłaby mi ją przelecieć, bo mężczyzna, którego kochała nie odwzajemniał jej uczuć. Tak bardzo chciała wyrzucić go z głowy, nawet jeśli tylko do orgazmu. Właśnie tym mogłem być dla Laurelyn- mężczyzną, którego musi pozbyć się z głowy tak bardzo, że pozwoliłaby, aby ten facet ją zerżnął i wymazał mnie. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Rozważam wstanie i podejście do sceny, żeby mnie zobaczyła i wiedziała, że po nią przyszedłem. Chcę zobaczyć jej reakcję. Muszę spojrzeć w jej oczy, żeby dowiedzieć się czy nadal jestem tym, którego kocha. A może teraz to on. Wstaję, ale moje stopy nieruchomieją. Nie chcą wypełniać rozkazów mojego mózgu. Są mądrzejsze niż moja głowa czy serce. Choć bardzo chcę, by wiedziała, że tutaj jestem, to nie mogę, bo jestem pewien, że ochrona zatrzymałaby mnie przed zbliżeniem się do sceny. Pieprzący wzrokiem kończy swoją piosenkę i Laurelyn wymienia gitarę na inny instrument- może to mandolina. Nigdy nie powiedziała mi, że gra jeszcze na czymś oprócz pianina i gitary, więc nagle jestem zazdrosny, że ci kolesie wiedzą o niej coś, czego ja nie.
61
Zaczynają kolejną piosenkę, duet nazwany „Tell Me What I Want To Hear1”. Świetnie. Właśnie na to chcę patrzeć- jak śpiewają razem. Nie mogę nic z tym zrobić, więc równie dobrze mogę usiąść i uspokoić się, do kurwy nędzy. Idą dalej przez swój zestaw piosenek, a ja obserwuję oczy tego kolesia- pieprzy Laurelyn przez prawie dwie godziny. Brutalnym jest patrzenie na to, kiedy nic nie mogę z tym zrobić. Jestem wściekły jak diabli, ale czy naprawdę mam prawo coś powiedzieć? Nie wiem, ale cholernie pragnę się tego dowiedzieć. Kiedy nadchodzi czas na ostatnią piosenkę wieczoru, Laurelyn staje na środku scenytak jak powinna przez cały wieczór- i rozpoznaję piosenkę, która dochodzi z klawiszy członka jej zespołu. - Napisałam tą piosenkę, kiedy razem z moją najlepszą przyjaciółką podróżowałyśmy za granicą kilka miesięcy wstecz. Miałam wtedy dużo czasu, więc skorzystałam z okazji, żeby troszkę popisać. Zaczęłam ją tworzyć, kiedy tam byłyśmy, ale jakoś nie potrafiłam zmusić się do skończenia jej aż do zeszłego miesiąca. Nosi nazwę „Without a Goodbye2”.
Czekam aż twoje serce się obudzi I poprosisz mnie, żebym została Moje serce czeka niecierpliwie By usłyszeć słowa, o które cię błaga Ale jeśli zostanę, a słowa nigdy nie nadejdą Będzie to ból jakiego nie zniosę.
Więc powinnam odejść teraz bez pożegnania A ty nigdy nie będziesz musiał zobaczyć łez, które wypłakałam Powinnam odejść teraz bez pożegnania I nie będę musiała ukrywać cierpienia w moich oczach
1 2
ang. „Powiedz mi to, co chcę usłyszeć.” ang. „Bez pożegnania.”
62
Podjęłam decyzję, by odejść I teraz ciebie i mnie dzieli tak duża odległość Teraz jesteś tak daleko stąd, tak bardzo daleko stąd Czy zawsze będziesz poza moim zasięgiem? Łatwo siebie okłamywać ale Boję się, że moje głupie serce nigdy nie będzie wolne
Więc odeszłam bez pożegnania A ty nigdy nie będziesz musiał zobaczyć łez, które wypłakałam Odeszłam bez pożegnania I nie będę musiała ukrywać cierpienia w moich oczach
Minęło tak dużo czasu odkąd dotykałam twojej twarzy Nie mogę przestać myśleć o tamtych dniach Patrzę wstecz na twoje zdjęcia I zastanawiam się czy powinnam tak mówić Jestem tutaj całkiem sama i czuję się słaba Może popełniłam błąd, kiedy odeszłam
I myliłam się odchodząc bez pożegnania Bo teraz nigdy nie zobaczysz, że chcę spróbować Myliłam się odchodząc bez pożegnania Bo teraz już nigdy nie zobaczysz miłości w moich oczach
To piękna piosenka, ale taka smutna. Tekst idealnie nas opisuje i w moim sercu wiem, że śpiewa o nas- przynajmniej mam taką nadzieję skoro słowa mówią o błędzie odejścia bez pożegnania. To musimy być my.
63
Koncert kończy się i ludzie wokół mnie zaczynają wychodzić. Ja siedzę w bezruchu. Trochę to zajmuje, ale audytorium w końcu pustoszeje. Zanim wstaję, wyjmuję pojedynczą, długą różę, którą włożyłem do futerału Martina. Z gitarą w jednej ręce i różą w drugiej, zaczynam pochód, który zakończy moje długie poszukiwania ukochanej. Jestem bardzo zestresowany- częściowo dlatego, że obserwowałem jak Don pieprzony Juan przez całą noc podrywał moją dziewczynę- ale bardziej dlatego, że w końcu zobaczę kobietę, którą kocham całym sercem. Kiedy już zbliżam się do miejsca, w którym scena prowadzi na tyły, zatrzymuje mnie ochroniarz.- Nikomu nie wolno wchodzić za kulisy poza zespołem i pracownikami. - Mam zapasową gitarę Paige- podnoszę dowód w mojej ręce. Krzyżuje ramiona i wydyma pierś.- Sorry. Jeśli to należy do jednego z muzyków, to musi pan zorganizować dostarczenie jej do niej. Widzę, że tego mięśniaka nie da się zbajerować, więc wyciągam portfel i zaczynam naszą rozmowę w stylu, który może go przekonać. Wyjmuję dziesięć stu dolarowych banknotów i trzymam je przed jego twarzą.- Tysiąc dolarów w gotówce. Są twoje, jeśli mnie wpuścisz, żebym mógł oddać pannie McLachlan jej gitarę. Jego oczy robią się duże i rozgląda się. Sięga i zabiera kasę z mojej ręki.- Jeśli cię złapią, to ani się kurwa waż powiedzieć im, że to ja cię wpuściłem. Zrozumiano? Bingo!- Absolutnie. Otwiera drzwi i wskazuje na korytarz.- Przez czas pakowania sceny powinna być w garderobie. Trzeci pokój po lewej stronie. - Dziękuję. Zatrzaskuje drzwi za mną. Przez chwilę stoję w korytarzu i biorę głęboki oddech. Moje serce wali w pierś, próbując uciec i znaleźć swoją partnerkę. Przyciąga mnie do niej, bo moje serce potrzebuje jej, żeby znowu poczuć się kompletne. Idę korytarzem. Mijam po drodze kilku kolesi, ale widzą futerał od gitary w mojej ręce i nic nie mówią. Zatrzymuję się przy drzwiach i zaczynam się wahać, bo cholernie się boję.
64
Drzwi są uchylone i widzę jak Laurelyn siedzi na kanapie- z tym jebakiem obok niej. Jego ręka leży na jej nodze i powoli ją masuje- tak jak ja robiłem to wiele razy. Kurwa! Dotyka jej, ale co gorsze, ona mu pozwala. I to łamie mi serce. Mam pewność, że czuję jak roztrzaskuje się na milion kawałków, gdy stoję tutaj i jestem świadkiem jedynej rzeczy, której tak się bałem. Zaciskam oczy mając nadzieję, że źle widzę albo, że mój umysł płata mi figle. Kiedy znowu otwieram oczy, on przysuwa się do niej. Żeby ją pocałować. Obracam się zemdlony. Zdewastowany. Ze złamanym sercem. - Hej. Co tutaj robisz? Kim jesteś?- Słyszę czyjeś wołanie i obracam się, żeby zobaczyć perkusistę zespołu. Przełykam storturowane dźwięki, które grożą ucieczką z mojego gardła. To moja wina. Spieprzyłem i teraz za to płacę. Podnoszę futerał z gitarą tak, żeby go widział.- To należy do panny McLachlan. Mógłby pan jej to oddać? I różę. - Martin. Super.- Zabiera ode mnie obie rzeczy i pyta.- Mam jej coś przekazać? Tak. Powiedz jej jak bardzo ją kocham, i że tak mi przykro, że pozwoliłem jej odejść. - Proszę tylko powiedzieć, że podobał mi się koncert, i że był fan-kurwa-styczna. Podnosi futerał i różę.- Mam powiedzieć, że od kogo są? - Będzie wiedziała. ***
65
Rozdział Siódmy Laurelyn Prescott
Charlie przez prawie cały nasz występ obdarza mnie tym spojrzeniem i jestem prawie pewna, że nikt nie musi tłumaczyć mi jego znaczenia. Przypomina mi to, co kiedyś raz zobaczyłam w oczach Jack’a Henrego- ostrzeżenie przed tym, co nadejdzie. Ciągle wspominam sposób, w jaki drżałam, kiedy tak na mnie patrzył. Pożądałam wszystkich rzeczy, które mój seksowny Australijczyk miał dla mnie w zanadrzu. I nadal ich pożądam. Desperacko. Nie jestem uczciwa wobec Charliego. Nie zasługuje na to, na co go naraziłam przez ostatnie kilka miesięcy. Jest słodkim facetem i jest dla mnie taki dobry. Był niewiarygodnie uprzejmy i wyrozumiały, jeśli chodzi o Jack’a Henrego. Powiedział nawet, że jest w stanie na mnie poczekać, ale dzisiejszego wieczoru widzę coś innego w jego oczach. Ogień i to jest coś nowego. Uważam to za ostrzeżenie, że może zmienił zdanie o cierpliwym czekaniu na mnie aż zapomnę o mężczyźnie, którego już nigdy więcej nie zobaczę. Ani nie przestanę kochać. Kończymy koncert i zespół idzie za kulisy do garderoby. Jestem wyczerpana, więc upadam na kanapę. Chcę tylko wrócić do hotelu, wziąć prysznic i wpełznąć do łóżka, a potem spać przez rok- albo chociaż do czasu, kiedy opuści mnie ten ból w sercu. Ale nie mogę. Charlie chce porozmawiać, a nie ma mowy, bym pozwoliła tej rozmowie odbyć się w którymś z naszych pokoi hotelowych. Siada obok mnie na kanapie i dociera do mnie, że jestem z nim sam na sam. Sięga po moją rękę i chwyta ją w swoje, kciukiem przesuwając po wierzchu mojej dłoni. - Chcę porozmawiać o tym, co dzieje się między nami.
66
Ma rację. Musimy o tym porozmawiać, cokolwiek to jest. Muszę mu powiedzieć, że my się nie wydarzymy, więc ma prawo to wiedzieć zanim powie za dużo.- W porządku, ale ja muszę pierwsza. Charlie puszcza mnie i przesuwa rękę na moje kolano. Zaczyna masować je tak jak Jack Henry, kiedy siadywaliśmy na kanapie i rozmawialiśmy. Łapię się na tym, że zamykam oczy i udaję, iż czuję rękę mojego jaskiniowca- nie Charliego.- Już wiem, co chcesz powiedzieć i dla tego to ja będę pierwszy. Muszę ci powiedzieć, co czuję zanim będziesz miała okazję mnie zestrzelić. To potwierdzenie. Ma zamiar wykonać ruch. - Wiem, że o nim nie zapomniałaś. Nie jestem głupi, ale naprawdę wierzę, że mogę pomóc ci w tym, jeśli tylko dasz mi spróbować.- Przesuwa rękę wyżej mojego uda i obraca swoje ciało tak, że siedzi twarzą do mnie.- Czy tak trudno byłoby wpuścić mnie do środka? Czy taką okropną rzeczą byłoby gdybyś zapomniała o całym swoim cierpieniu i znalazła szczęście ze mną? Właśnie tego chcę- być znowu szczęśliwą- i przespać całą noc bez widzenia go w moich snach. W moich sennych fantazjach, trzyma moją twarz w dłoniach i pyta mnie czy chciałabym spróbować z nim być. Potem się budzę i moje serce łamie się na nowo. To błędne koło i nie ważne jak bardzo się staram, nie mogę go przerwać. Nic nie mówię- bo nie umiem- a Charlie nie przestaje prosić.- Ci, którzy nie potrafią zapomnieć o przeszłości, są skazaniu na ciągłe jej przeżywanie. Właśnie to ci się przytrafia i musi się skończyć. Musisz dać mu odejść. Minęły trzy miesiące. On jest w Australii, a ty tutaj. Ten drań nawet nie próbował do ciebie zadzwonić. Chcę być spokojem w twoim sztormie, nie wrakiem, który ciągnie cię na dno. A on właśnie tym jest dla ciebie. Sięga do mojej twarzy i pochyla się, żeby mnie pocałować. Pozwalam mu, bo jestem zdesperowana, by poczuć cokolwiek poza tym cierpieniem, które pożera mnie dzień i noc. Wypala mnie i umieram po trochu każdego dnia. Usta Charliego są miękkie, a jego pocałunek delikatny. Nie ma w nim niczego wymagającego. Ani stymulującego. I właśnie w tej chwili jestem pochłonięta strachem, że mogę już nigdy nie znaleźć mężczyzny, przy którym będę czuła się tak ja przy Jacku Henrym.
67
Drzwi garderoby otwierają się i PJ wpada do pokoju. Odskakuję zawstydzona, że zostałam przyłapana na całowaniu Charliego. Zatrzymuje się i wygląda na zdziwionego. - Przepraszam. Może powinienem był zapukać, ale nie miałem pojęcia, że będziecie w ustnym uścisku. - Żaden problem. To nasza wspólna garderoba. Nie musisz pukać.- Nie wiem, co innego powiedzieć. Wyciąga w moją stronę czerwoną różę.- Masz wielbiciela. Biorę różę i podsuwam ją pod nos. Otrzymanie bukietu kwiatów po występie nie jest czymś niezwykłym, ale nigdy wcześniej nie dostałam pojedynczej róży. To wydaje się takie intymne.- Podejrzewam, że od fana? - Właśnie przed chwilą znalazłem tego kolesia stojącego za drzwiami i zaglądającego do środka. Zapytałem kim jest, ale nie powiedział. Poprosił tylko, żebym dał ci różę i tą gitarę. A, i miałem ci powiedzieć, że podobał mu się występ, i że byłaś „fan-kurwa-styczna”.- Kładzie futerał u moich stóp, a świat wokół mnie zaczyna kręcić się trochę za szybko. To mój Martin. To może oznaczać jedynie to, że Jack Henry tutaj był. Tuż za tymi drzwiami- za tymi uchylonymi drzwiami- kiedy Charlie mnie całował. Wyskakuję z kanapy i wybiegam na korytarz krzycząc za nim jak maniaczka. - Jack Henry! Jack Henry! Nie mam pojęcia, w którą stronę iść, ale biegnę w kierunku audytorium. Poza ekipą sprzątającą nikogo tam nie ma, więc biegnę do lobby i na ulicę. Modlę się, że znajdę go stojącego na chodniku. Jest burza i kłują mnie krople deszczu uderzające w moją twarz. Sięgam, żeby odgarnąć mokre włosy z oczu i wtedy go widzę. Wsiada do taksówki kawałek dalej. - Jack Henry!- Krzyczę z całych sił, ale nie słyszy mnie. Jest za daleko.- Jack Henry! Biegnę w stronę samochodu i uderzam ręką w bagażnik tak mocno jak umiem. Obserwuję jak taksówka odjeżdża, znowu zabierając go z mojego życia.
68
- Nieee!- Krzyczę tak głośno, że moje struny głosowe dostają spazmów. Upadam na kolana, na zimny, mokry beton. Próbuję krzyczeć i znowu nic z tego nie wychodzi, bo zabrano mi oddech. Proszę, nie odjeżdżaj. Proszę, nie odchodź na zawsze z mojego życia. Taksówka porusza się przez chwilę, ale potem przez ulewę na mojej twarzy i ciężkie soczewki łez pokrywające moje oczy, widzę zamazane, świecące czerwone światła. Światła hamowania. Samochód zatrzymał się tak jak ja- a potem widzę jak tylne drzwi otwierają się. Mój Jack Henry. Wysiada z taksówki i stoi w deszczu patrząc na mnie. Nie wiem jak- bo moje ciało zamieniło się w papkę- ale wstaję z kolan i biegnę do niego. Wpadam na niego, przyciskam do otwartych drzwi i mocno ściskam, używając całej siły jaką znajduję. Moje kolana są o wiele za słabe, żebym mogła stać w jego ramionach i nie upaść. Zakopuję twarz w jego szyi i wdycham go. Właśnie tutaj chcę być już na zawsze- w ramionach Jacka Henrego. - Panie, jedziesz pan czy nie?- Słyszę wołanie taksówkarza. Jack Henry nie odpowiada, więc rozluźniam mój uścisk, żeby spojrzeć mu w oczy. Dotykam jego twarzy, bo nie mogę uwierzyć, że jest prawdziwy.- Masz jakby brodę. Prawie. Bardzo mi się podoba. Jest seksowna. Kiedy trzymam jego twarz w rękach, martwię się tym, co widzę. To powinna być najszczęśliwsza chwila w naszym życiu- dla mnie jest- ale widząc jego wyraz twarzy, mam inne odczucia. Coś jest nie tak.- Co się dzieje? Jego twarz jest naznaczona bólem.- Musimy porozmawiać. Oczywiście, że musimy porozmawiać, ale przez jego ton czuję się mdłości. Jeśli mam być szczera, to przeraża mnie jak cholera, bo brzmi tak złowrogo.- W porządku. - Musisz wrócić po swoje rzeczy? - Tak, ale to zajmie tylko chwilę.- Łapię go za rękę, bo nie chcę być z dala od niego choćby na sekundę. Boję się, że zniknie.- Chcę, żebyś poszedł ze mną. Pochyla się do środka i mówi do kierowcy.- Zostaję- i zamyka drzwi.
69
Mocno ściskam jego rękę, kiedy idziemy w kierunku wejścia sali koncertowej. Jestem pewna, że widział jak Charlie mnie całuje. Cholera! Pewnie myśli, że teraz jestem z nim, ale wytłumaczę to. Sprawię, że zobaczy, iż zawsze będzie dla mnie tym jedynym. Kiedy dochodzimy do drzwi garderoby, zatrzymuje się.- Lepiej będzie jak zostanę tutaj. Taa. Na pewno widział jak Charlie mnie całuje. - To nie zajmie długo. Wchodzę przez drzwi garderoby, a Charlie nadal siedzi w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam. Nie mam pojęcia, co mu powiedzieć. Spędził dwa ostatnie miesiące na zabieganiu o mnie w najsłodszy możliwy sposób. Przez jakiś czas będzie to dla niego bolesne, ale moje serce wie, że to jedyna droga. On zasługuje na to, żeby być dla kogoś wszystkim, nie na drugim miejscu po mężczyźnie, którego nigdy nie mogłabym przestać kochać. Siadam obok niego, żeby wytłumaczyć- bo jest przyjacielem i czuję, że jestem mu to winna- ale on już wie. Widzę to na jego twarzy.- Przyszedł po ciebie akurat tej nocy, na którą zaplanowałem mój wielki ruch. Potakuję, bo nie mogę odpowiedzieć. Charlie mnie kocha i był taki życzliwy przez ostatnie dwa miesiące. Boli mnie, że tak go ranię. Jego przedramiona opierają się o uda, gdy pochyla się do przodu i wpatruje w podłogę.- To dobrze. Zasługujesz na szczęście. Ale na pewno żałuję tego, że nie pojawił się zanim się w tobie zakochałem. Niech to szlag. Dlaczego to musi być takie trudne?- Przepraszam. Naprawdę nie chciałam, żeby to się stało. Dalej patrzy w podłogę i podejrzewam, że nie chce, bym widziała łzy w jego oczach. - Wiem i to nie twoja wina. Po prostu tak cholernie łatwo cię kochać. Od początku mówiłaś mi, że nie będziesz w stanie pokochać nikogo po nim. Teraz nigdy nie będziesz musiała próbować.
70
Chcę mu powiedzieć, że zasługuje na wiele więcej niż na mnie i zapewnić go, że znajdzie tą, która da mu miłość na jaką zasługuje. Ale teraz chyba jeszcze nie jest w odpowiednim stanie, żeby to usłyszeć.- Muszę iść, Charlie. - Oczywiście, że musisz- spogląda na mnie. Miałam rację. Ma ogromne łzy w oczach i to łamie mi serce.- Nie zapomnij, że autobus odjeżdża jutro punkt dziewiąta. Boi się, że nie wrócę?- Będę.- Podnoszę mojego Martina i kładę na kanapie obok niego.- Czy możesz dopilnować, żeby ekipa zapakowała ją do autobusu? - Pewnie. Jack Henry czeka na mnie w korytarzu. Stoi na dalekim końcu korytarza i zastanawiam się czy to dlatego, że boi się usłyszeć coś, co Charlie może mieć do powiedzenia. Idzie w moim kierunku, kiedy mnie widzi.- Dokąd chcesz pojechać? Chcę pojechać gdziekolwiek mogę rozebrać się do naga z Jackiem Henrym i pokazać mu jak bardzo za nim tęskniłam. I nie chce ryzykować, że wpadnę na kogoś z zespołu albo z ekipy.- Gdzie się zatrzymałeś? - Mam apartament w Fairmont. - Chcę, żebyś mnie tam zabrał. Milczymy jadąc taksówką do hotelu. Patrzy przed siebie, a ja gapię się na niego z mojego miejsca. Jestem pewna, że mnie widzi, ale nie obchodzi mnie to. Nie mogę przestać, bo boję się, że zniknie niczym zjawa. Przez całą drogę do hotelu szalenie pragnę, żeby mnie pocałował, ale nie robi tego. W zasadzie to nawet ani razu nie spojrzał w moim kierunku. Chciałabym być wystarczająco odważna, żeby sięgnąć po jego rękę i wzbudzić jakąś reakcję, ale nie jestem. Za bardzo się boję- nie wiem, co zamierza po tym jak zobaczył pocałunek z Charlim. To nie zapowiada się dobrze. Dlaczego musiał to zobaczyć? Przechodzimy przez luksusową hotelową recepcję i wsiadamy do windy. Jestem zamknięta z nim i dwójką innych ludzi w małej przestrzeni przez zaledwie minutę czy coś koło tego, ale seksualne napięcie, które z nas promieniuje, jest duszące. Pragnę go tak bardzo, że to aż boli. Muszę go dotknąć, poczuć jego skórę przy mojej.
71
Nie mam czasu otrzeć się o niego, bo winda przyjeżdża na szóste piętro, na którym znajduje się jego apartament. Kiedy drzwi zamykają się za nami, moje serce i ciało radują się. W końcu jesteśmy sami. I jestem śmiertelnie przerażona. Byliśmy rozdzieleni na trzy miesiące, a inny mężczyzna całuje mnie, kiedy Jack Henry widzi mnie po raz pierwszy. Ta sytuacja jest koszmarem, który nigdy nie pojawił się w żadnych moich snach czy fantazjach dotyczących naszego powrotu do siebie. Cholera, ale do dupy. Co myśli? Jest na mnie zły? Albo zraniony? Albo, co gorszemoże nie obchodzi go to na tyle, żeby czuć ból czy gniew. Nie umiem powiedzieć, bo jest taki mroczny. Klimatyzacja jest włączona i w pokoju jest naprawdę zimno. Jestem przemoknięta do kości i czuję, że drżę. A może trzęsę się ze strachu. W każdym razie, widzi to.- Jesteś przemoczona i zamarzasz na śmierć. Idź wziąć gorący prysznic, żeby się ogrzać. Porozmawiamy jak skończysz. Myślę, że to zły znak, iż nie chce zabrać mnie do łóżka i rozebrać do z tych zimnych, mokrych ciuchów, żeby mógł sam mnie ogrzać. To bez wahania zrobiłby mój Jack Henry. - Ok- mówię czując się wypompowana. Nie tak to sobie wyobrażałam. Miałam nadzieję, że będzie mnie pragnął tak bardzo jak ja jego. Ale tak nie jest. Idę do łazienki i przeglądam się w lustrze. Jasna cholera, wyglądam okropnie. Nic dziwnego, że chce, bym wzięła prysznic. Kto chce tak wyglądać? Dzięki rozmazanemu pod moimi oczami czarnemu tuszowi wyglądam jak utopiony szop pracz. Nawet Beetlejuice nigdy nie wyglądał tak gównianie. Ustawiam wodę na tak gorącą, jaką mogę znieść i wchodzę pod padający ukrop. To przyjemne uczucie i ogrzewam się w kilka minut. Używam jego męskich produktów, żeby umyć włosy i ciało. Pamiętam jak te zapachy mieszały się z jego skórą, by stworzyć najbardziej odurzającą esencję. Och, brakowało mi jego zapachu. Spieszę się z prysznicem, bo chcę już być z nim. Obok niego. Miejmy nadzieję, że pod nim.
72
Kiedy wychodzę, suszę włosy hotelową suszarką. Podnoszę głowę do góry, moje włosy są dzikie i nieposkromione. Naprawdę przydałaby mi się szczotka. Przeszukuję torebkę i znajduję jakąś starą na dnie. Wyczesuję kołtuny i żałuję, że nie mam prostownicy, żeby je wygładzić. Używam jego pasty i mojego palca, by umyć zęby zanim przemywam usta miętowym płynem. Wolałabym znaleźć w torebce szczoteczkę do zębów zamiast szczotki do włosów. Dwa luksusowe welurowe szlafroki wiszą na drzwiach. Wkładam jeden. Tak naprawdę to nie chcę go nosić. Chciałabym odwiesić go z powrotem na haczyk i wyjść nago. Ale nie robię tego, bo mówi, że chce porozmawiać. Wychodzę z łazienki i widzę, że siedzi na kanapie. Zamienił swoje mokre ubrania na Tshirt i luźne spodnie od dresu, takie jakie nosił po Avalonie w wolne dni. Pije z niskiego, czystego szkła, które zawiera ciemno bursztynowy płyn na lodzie. Podejrzewam, że to jakiś rodzaj whiskey, co w ogóle nie pasuje do mojego Jacka Henrego. Nigdy wcześniej nie pił czystej whiskey i nagle boję się jeszcze bardziej niż do tej pory. Zatrzymuję się przed łazienką niepewna, co zrobić. Obserwuje mnie z miejsca, w którym siedzi. Wydaje się być bardziej rozluźniony, niż kiedy przyjechaliśmy i zastanawiam się ile tych małych bursztynowych drinków wypił, kiedy byłam pod prysznicem. Podnosi swoją szklankę.- Chcesz drinka? - Nie, ale dziękuję. Potrząsa szklanką, żeby ułożyć lód.- Chodź, usiądź ze mną. Nic nie mówię, ale podchodzę i opuszczam się na miejsce obok niego. Nie wiem czy tutaj mnie chce, ale ja chcę tutaj być. Obracam się tak, że siedzę twarzą do niego- muszę patrzeć w jego błyszczące niebieskie oczy. Nie chcę spędzić kolejnej minuty bez szukania w nich wszystkich tych rzeczy, które ma zamiar mi powiedzieć. Dobrych czy złych. Odstawia szklankę i sięga po moją rękę. Przykłada ją do swoich ust i zamyka oczy zostawiając pocałunek na mojej skórze. Głaszcze moją ręką swoją szorstką twarz. - Tak bardzo za tobą tęskniłem, Laurelyn.
73
Mój żołądek przewraca się, a potem zaczyna wypychać moje serce w stronę gardła, żeby sprawdzić, kto pierwszy się wydostanie. Teraz siedzi twarzą do mnie i nie mogę się powstrzymać przed dotknięciem jego policzka. - Ja też za tobą tęskniłam. Bardziej niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić. Obraca twarz w kierunku mojej dłoni i zakrywa ją swoją. - Wierz mi, za dobrze wiem jak to jest tęsknić za tobą. Byłem rozbity od kiedy odeszłaś. Myślałem, że stracę rozum zanim cię znajdę. Nie ułatwiła mi pani tego, panno Laurelyn Paige Prescott. Właśnie wypowiedział moje nazwisko- pełne imię i nazwisko. - Jak długo próbowałeś mnie znaleźć? - Od dnia, w którym wyjechałaś. Trzy miesiące? Moja głowa wiruje. Przez cały ten czas wierzyłam, że nawet mnie nie wspomina, bo jest zbyt zajęty posuwaniem numeru czternaście. Myliłam się. Szukał mnie przez cały ten czas. I wtedy już nie mogę dłużej wytrzymać. Muszę poczuć go przy sobie. Przekładam kolano za jego biodro tak, że siadam na nim okrakiem, tak jak robiłam to wiele razy wcześniej. Przysuwam usta do niego, a on łapie mnie za tył głowy i przyciąga bliżej. Dzieliliśmy się mnóstwem pocałunków, kiedy byliśmy razem, ale nigdy takim jak ten. Nie umiem nadać mu etykietki, bo to nie jest pocałunek mężczyzny, który zawiera tymczasowy układ z kobietą, na której mu nie zależy. To jest inne od wszystkiego, co czułam w Australii. Odrywa się od naszego pocałunku, ale przyciska czoło do mojego.- Proszę, powiedz mi, że nie jesteś w nim zakochana. W nim? Och. Zajmuje mi chwilę zanim dociera do mnie o kim mówi- o Charlim. - Nie! Nie jestem w nim zakochana.
74
Patrzę mu w oczy i widzę, że moje zaprzeczenie nie wystarczy.- Ale pozwoliłaś, żeby cię dotknął… i pocałował- mówi przez zaciśnięte zęby, jak gdyby sprawiało mu ból wypowiedzenie tych słów. Nie chcę teraz odbywać tej rozmowy. I chociaż chcę, by zabrał mnie do łóżka i wynagrodził cały ten czas, który straciliśmy, wiem, że musimy porozmawiać o tym, co widział. - Spędziłam trzy ostatnie miesiące w agonii, wierząc że w ogóle ci na mnie nie zależało. Ja tylko potrzebowałam ucieczki przez tą emocjonalną kolejką górską. Myślałam, że Charlie może pomóc mi zapomnieć o tobie na krótką chwilę. Odchyla głowę na oparcie kanapy i zaciska oczy. Widzę, że chce coś powiedzieć, a jego mina mówi mi, że to nie będzie dla niego łatwe. I to mnie przeraża. ***
75
Rozdział Ósmy Jack McLachlan
Cholera! Spóźniłem się? Czy już pozwoliła temu Charliemu wejść do jej łóżka, żeby mogła o mnie zapomnieć? Jestem samolubnym draniem i bez wątpienia zaborczym, jeśli chodzi o Laurelyn. Nie chcę, by była szczęśliwsza z innym mężczyzną i jestem sparaliżowany, że tak jest. Boję się, że on daje jej rzeczy, których ja nie dałem. I nie powiedziałem jej słów, które powinienem, ale nie chciałem, bo byłem zbyt uparty, aby zobaczyć prawdę. Zaciskam oczy, przygotowując się na odpowiedź na pytanie, którego tak cholernie się boję.- Pozwoliłaś, żeby cię pieprzył? Laurelyn mnie nie okłamie, ale to jest właśnie jeden z powodów, dla których śmiertelnie się boję. Wpatruję się w czerń za moimi powiekami. Nie zniosę tego, jeśli powie mi, że pozwoliła mu wejść do środka. Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Czuję jej ręce na mojej twarzy.- Spójrz na mnie.- Nie wiem czy mogę dopóki nie dowiem się, że nie była z innym mężczyzną.- Proszę, spójrz na mnie. Nigdy w moim całym życiu nie byłem tak przerażony, ale otwieram oczy, bo mnie o to prosi. Jej twarz jest taka poważna. Myślę, że rozważa jak wypowiedzieć te słowa, jak delikatnie złamać mi serce i zabić mnie powolną śmiercią. Wpatruję się w jej karmelowe oczy i czekam na werdykt, gdy głaszcze rękami moją twarz.- Jacku Henry.- Słyszę jak wypowiada moje imię i już jestem gotowy upaść do jej stóp.Od czasu ciebie, nie było żadnego innego mężczyzny. Ani w mojej głowie, ani w moim sercu, ani w moim ciele.- Sięga po moją rękę i kładzie ją na swoim sercu.- Żaden inny mężczyzna nigdy tutaj nie zamieszka. Jest zarezerwowane tylko dla ciebie.
76
Słyszę jak w uldze ucieka mi oddech, który wstrzymywałem. Słowa nie opiszą spokoju jakiego doświadczam. Czuję tempo bicia jej serca pod moją ręką, którą na nim trzyma. Bije w idealnym rytmie do mojego serca. Przykładam drugą rękę do jej piersi i przesuwam opuszkami palców po jej skórze, by zsunąć szlafrok z jej ramion. Pochylam się i zostawiam pojedynczy pocałunek pomiędzy jej nagimi piersiami, a potem głęboko się zaciągam. Ma swój własny kobiecy zapach- poza zapachem mojego żelu pod prysznic- i on doprowadza mnie do szaleństwa. Sięgam do welurowego paska wokół jej talii i ciągnę za niego. Rozchylam tkaninę i zsuwam ją, żeby zobaczyć jej nagość, ale samo patrzenie na nią nigdy by nie wystarczyło. Patrzenie nigdy nie wystarczało, jeżeli chodzi o Laurelyn. Muszę ją dotknąć. I robię to. - Jesteś nawet jeszcze piękniejsza niż zapamiętałem. Łapię ją za uda, kiedy siedzi na mnie okrakiem i przesuwam ręce w górę aż docieram do jej bioder i ściskam je. Kładę rękę na jej brzuchu i wędruję nią w górę klatki piersiowej i znowu na dół. Pochylam się i biorę do ust jej różano różowy sutek. Czuję jak robi się twardy, gdy okrążam go końcówką języka. Kładzie rękę za moją głowę i przyciąga mnie bliżej wyginając plecy i opuszcza głowę. Słyszę jak jęk wyrywa się z jej ust. Jest naga pod szlafrokiem i wije się na moim twardym członku. Oddziela nas tylko materiał moich spodni i bokserek, ale nie sądzę bym długo wytrzymał skoro już czuję, że w każdej chwili mógłbym potencjalnie rozerwać spodnie. Chyba nigdy tak bardzo jej nie pragnąłem. W mgnieniu oka podnoszę się z kanapy i zanoszę ją do łóżka. Jej nogi są owinięte wokół mojego pasa i mocno trzyma mnie za ramiona. Podczas naszej podróży z salonu do sypialni, wyciąga ramiona ze szlafroka, który spada na podłogę. Kładę ją na łóżku i jest kompletnie naga- poza diamentowym wisiorkiem w kształcie gwiazdki wokół jej szyi- nie mogę powstrzymać uśmiechu, który rozchodzi się po mojej twarzy.- Nosisz swój prezent urodzinowy.
77
Sięga i dotyka leżącego w zagłębieniu jej gardła wisiorka.- Nie zdjęłam go ani razu od kiedy go na mnie założyłeś. Jasna cholera, kocham tą dziewczynę. Bezgranicznie cieszy mnie, że zawsze miała na sobie część mnie podczas naszej rozłąki. Myślę, że wiedza, iż nosiła prezent ode mnie tak blisko swojego serca sprawia, że kocham ją jeszcze bardziej- jeśli to w ogóle możliwe. Opuszczam się na Laurelyn i nasze usta spotykają się. Desperacko pragnę poczuć jej język na moim i posmakować słodkich ust mojej amerykańskiej dziewczyny. Rozchyla usta, żeby zaprosić mnie do środka i smakują lepiej niż pamiętam. Jej język przesuwa się falami o mój, kiedy znowu łączą się w intymnym tańcu, którego nie doświadczały przez pewien czas. Mój pocałunek jest agresywny, ponieważ minęło zbyt dużo czasu odkąd czułem Laurelyn. Nie wiem jak nie być energicznym przy niej. Wycofuje się, żeby złapać oddech, a ja zsuwam usta po jej szyi w kierunku ramienia.- Uwielbiam te małe skupiska piegów. Tęskniłem za całowaniem ich. Chichocze łagodnie, a ja przesuwam usta w dół jej klatki piersiowej. Jej śmiech znika i słyszę jak ostro nabiera powietrza, gdy ssę w ustach jej pierś. Słyszę jej „ochh”, gdy ciągnę za jej sutek dopóki nie robi się twardy i wydłużony. Używam zębów i pocieram nimi delikatnie, bo wiem jak wrażliwe są jej sutki i jak łatwo się podnieca, kiedy to robię. Nie wybieram faworyta, wiec przesuwam się do drugiego i traktuję dokładnie tak samo zanim migruję niżej. Jest rozciągnięta na łóżku i nie mogę oprzeć się spojrzeniu na jej brzuch. Przesuwam rękę po jej podbrzuszu pod kolczykiem i do moich myśli wraca na wpół zużyte opakowanie jej pigułek antykoncepcyjnych. Nie mogę przestać się zastanawiać- albo nawet mieć nadzieję- że rośnie w niej część mnie. To niewiarygodne, że potrafię wyobrazić sobie ją z moim dzieckiem w drodze i dobrze się z tym czuć. Opuszczam usta do jej brzucha, aby go pocałować i czuję jak ręka Laurelyn wplątuje się w moje włosy. Zerkam na nią. Podniosła głowę, żeby móc na mnie patrzeć.- O co chodzi z tym szczególnym zainteresowaniem tamtym rejonem? Nie będę teraz tego poruszał; to nie jest odpowiednia pora. Nie chcę, by cokolwiek stanęło na mojej drodze do wejścia w nią.- Nic- szeptam przesuwając się niżej, ale omijam
78
miejsce, w którym najbardziej pragnie moich ust. Chcę, żeby to trwało tak długo jak to możliwe. Klęczę pomiędzy jej nogami i podnoszę jej stopę, by ją pocałować, gdy zauważam coś, czego nie było tam trzy miesiące wcześniej- czarne litery okalające wewnętrzną stronę jej kostki.- Co to jest? Opiera się na łokciach i posyła mi swoje opatentowane spojrzenie mówiące „a jak myślisz”? Nie musi wypowiadać tych słów, bo potrafię wyczytać je z jej twarzy. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, ale muszę przyznać, że się cieszę. Brakowało mi jej nastawienia. Jest odświeżające. Żadna inna kobieta nigdy nie wyrządziła mi takiego piekła jak Laurelyn- poza Margaret McLachlan. Zawsze słyszałem, że mężczyźni poślubiają kobiety, które przypominają im ich matki. Może to dlatego tak bardzo kocham moją amerykańską dziewczynę. Moje myśli wracają do zadanego pytania i przekrzywiam głowę, żeby widzieć, co mówi tatuaż i czytam na głos.- On zawsze jest piosenką, którą śpiewam.- Spoglądam na nią.Kiedy to zrobiłaś? - Kilka tygodni po powrocie z Australii. Myślę, że jej tatuaż odnosi się do mnie- a przynajmniej mam taką nadzieję- ale chcę mieć pewność. W tej chwili nie mogę robić żadnych założeń.- Powiedz mi kim jest „on”. Wzdycha i kręci głową.- Czy muszę to mówić na głos, żebyś wiedział? Tak.- Cholera, tak. Chcę usłyszeć jak to mówisz. - To ty, Jack’u Henry. Zawsze będziesz każdą piosenką, którą śpiewam. - Bardzo mi się podoba.- Obserwuje jak całuję miejsce, w którym na zawsze oznaczyła mnie na swoim ciele.- Chcę być twoją piosenką, Laurelyn- przesuwam się w górę jej nogi i całuję wewnętrzną stronę uda.- Zawsze.- Bez zrywania kontaktu wzrokowego, przesuwam usta do wewnętrznej strony drugiego uda.- I na zawsze. Zamyka oczy i upada na łóżko. Słyszę jak dyszy, kiedy zbliżam się do miejsca, o które jej chodzi- którego najbardziej potrzebuje. Jej nogi trzęsą się, gdy rozchylam je szerzej. Przyciskam nos do jej gładkiej skóry i głęboko się zaciągam.- Kocham to jak pachniesz.
79
Wierzga pode mną. Opuszczam usta między jej nogi, ale nie dotykam jej tam. Upewniam się, że czuje mój ciepły oddech. Słyszę jej szept.- Proszę… Jack Henry… nie każ mi błagać- unosi biodra, by znalazły się bliżej moich ust. Jej ruchy mówią mi, że umiera, tak bardzo chce, żeby mój miękki, mokry język polizał ją. Założę się, że mógłbym doprowadzić ją do orgazmu nawet bez dotykania jej, ale zachowamy tą małą sztuczkę na inny czas. Całuję jej kość łonową.- Pamiętasz z jaką łatwością przychodzi mi doprowadzanie cię do orgazmu ustami? - Nie. Przypomnij mi- szepcze, znowu unosząc biodra. - Sprawdźmy czy będę w stanie trochę odświeżyć ci pamięć.- Delikatnie całuję jej przemoczone centrum, a potem przesuwam językiem w górę. Słyszę jej jęk.- Ochh… ochh… nie waż się przestać. Smakuje tak cholernie dobrze, że nie marzyłbym o przestawaniu. Oddycha głęboko i głośno, podnosząc miednicę w górę i w dół na moich ustach. Mogę powiedzieć, że bardzo jej tego brakowało. I mi też. Słowa nie są w stanie opisać jak bardzo, ale dźwięki satysfakcji jakie z siebie wydaje, dają mi całkiem dobrą wskazówkę, co do stopnia. Jestem pewien, że nie zapomniałem jej ulubionego sposobu na skończenie. Przykładam cały język do niej i powoli liżę jej środek w górę i w dół. Wiem jak bardzo to kocha. Gdy jej biodra zaczynają się mocniej kołysać, mam zapewnienie, że dostaje ode mnie dokładnie to, czego potrzebuje. Chcę dać jej najlepszy orgazm życia, więc wsuwam w nią jeden palec- a potem drugi- i dalej używam języka nad wejściem moich palców. Stymulacja mojego ciepłego, wilgotnego języka połączona z wsuwającymi i wysuwającymi się z niej palcami powoduje, że Laurelyn wykrzykuje moje imię i ściska w pięściach moje włosy przyciągając mnie bliżej. Jej nogi trzęsą się, chwilę później wiotczeje i puszcza moje włosy. Jej oddech robi się głębszy i wolniejszy, to kontrast w porównaniu do dyszenia sprzed chwili. Jeden zaliczony.
80
Oblizuję usta, by zebrać ostatni smak Laurelyn, a potem siadam i zdejmuję T-shirt. Rzucam go na podłogę i zsuwam się z krawędzi łóżka, żeby ściągnąć spodnie i bokserki. Kiedy już jestem tak samo nagi jak ona, wspinam się po jej ciele, zatrzymując się po drodze zostawiam kolejny pocałunek na jej brzuchu. Boże, chciałbym wiedzieć czy właśnie w tej chwili rośnie w niej mały cud. Ustawiam się między jej nogami i jesteśmy ze sobą twarzą w twarz. Serce w serce. Skóra na skórze. Sięga do mojej twarzy i głaszcze opuszkami palców mój policzek.- Ten zarost jest bardzo… stymulujący. Jestem prawie pewien, że to dobrze. Może nawet świetnie.- Bardziej stymulujący, co? Czy to znaczy, że chcesz, abym go zachował? - Abso-kurwa-lutnie- mówi z psotnym uśmiechem.- Schowałabym ci żyletki, gdybym wiedziała jaki będzie ten zarost, kiedy tam zejdziesz. Jest zabawna, ale to co mam zamiar powiedzieć, w ogóle nie jest komiczne. Podpieram się na łokciach, żeby nie przygniatać jej moim ciężarem, biorę jej twarz w dłonie tak, że leżymy oko w oko. - Kocham cię, Laurelyn Paige Prescott.- Jej oczy wypełniają się łzami i opieram się czołem o nią, bo nie mogę patrzeć. Nigdy nie byłem w stanie patrzeć jak płacze.- Proszę, nie płacz, kochanie. Chwyta moją głowę i odsuwa ją od swojej. Jestem zmuszony spojrzeć na nią i widzieć jak łzy spływają po bokach jej twarzy. - To łzy szczęścia, najlepsze jakie mogą być, bo ja też cię kocham i jestem taka szczęśliwa. Ma milion i jeden powód, żeby kazać mi się odpieprzyć- i pewnie powinna to zrobićale widzę, że nie ma takiego zamiaru. Jakimś cudem nadal mnie kocha.- Jesteś jedynym aniołem w moim życiu, Laurelyn. Łapie mnie za tył szyi i przyciąga do swoich ust. Całuje mnie delikatnie i powoli, a gdy mnie puszcza, jej usta nadal przywierają do moich, więc czuję ich ruch.- Kochaj się ze mną.
81
Nadal jestem usadowiony między jej nogami. Podnosi je i rozchyla szerzej, żebym mógł jeszcze bardziej się zbliżyć. Jestem twardy i gotowy przy jej przemoczonym wejściu, ale nie wiem czy powinienem użyć prezerwatywy. Nie chcę psuć chwili pytając i nie chcę, żeby powiedziała mi, że muszę. Chcę być w niej bez niczego między nami, więc zrzekam się całej kontroli nad antykoncepcją na rzecz tej kobiety, którą absolutnie uwielbiam. Wie, że mam zamiar wejść do środka. Jeśli nie powie mi, że potrzebujemy prezerwatywy, to zostają tylko dwie opcje: albo wróciła do pigułek albo już jest w ciąży z moim dzieckiem. Jak gdyby wyczuwała odbywającą się w mojej głowie bitwę, unosi biodra i nakłania mój czubek do wejścia. Kołysze biodrami i to jest całe zaproszenie jakiego potrzebuję. Wsuwam się w nią do końca aż jestem tak głęboko jak mogę w tej pozycji. O kurwa! To takie przyjemne uczucie. Tak bardzo brakowało mi bycia w niej. Kochałem się z Laurelyn tylko raz. Wtedy nie wiedziałem, co do niej czuję. Ale teraz, wiem, że ją kocham. W moim umyśle nie ma cienia wątpliwości.- Minęło tak dużo czasu odkąd cię czułem, o wiele za dużo. Wsuwam i wysuwam się z niej, ogarnia mnie potrzeba powiedzenia jej, co dla mnie znaczy. Zostawiam pocałunki wzdłuż jej szyi aż moje usta docierają do jej ucha.- Tak bardzo cię kocham, Laurelyn. Przysięgam, że tak jest.- Nie mogę pozbyć się tego uczucia, że muszę ciągle jej to powtarzać, żeby nadrobić te wszystkie razy, kiedy tego nie robiłem. Jej ręce zostawiają moje plecy i przebiega palcami przez moje włosy. Jej paznokcie delikatnie drapią mój skalp i gęsia skórka formuje się na całym moim ciele.- Ja też cię kocham, Jack’u Henry. Tak bardzo. Spowalniam pchnięcia, bo chcę żeby to trwało na zawsze. Moje ręce odnajdują jej dłonie i kładę je nad jej głowę, splatając nasze palce. Jest moim wszystkim i już nigdy nie pozwolę jej odejść. Otwiera oczy i obserwuje moje, kiedy poruszam się nad nią. Kiedy wślizguję i wyślizguję się z niej, nie mogę nie zauważyć jak niewiarygodnie jest ciasna. Nie ma wątpliwości w moim umyśle- żaden inny mężczyzna nie był w niej. Uwierzyłem jej, kiedy powiedziała, że nie było innego, ale czucie jej daje mi trochę więcej satysfakcji. I rozkoszy.
82
Wbijam się w nią ostanie kilka razy zanim dochodzę. Nie pytam jej czy muszę się wycofać. Jestem pewny, że powiedziałaby mi, gdyby tego chciała.- Och, Laurelyn- mruczę ściskając jej ręce, wchodzę w nią po raz ostatni i dochodzę w niej. Oplata mnie nogami w pasie i krzyżuje kostki na moich plecach. Używa siły swoich nóg, by przyciągnąć mnie bliżej aż nie ma między nami żadnej przestrzeni. Mmm. Dochodzenie w niej. To kolejna rzecz, której mi brakowało. Wysuwam się, kiedy jestem już całkowicie pusty i zaspokojony. Przewracam się na plecy i przyciągam Laurelyn na moją pierś. Głaszczę ręką jej ramię. Nadal jest zimna, więc sięgam po pościel i zakrywam nas. Nadal łapię oddech, gdy całuję czubek jej głowy i mocno ją przytulam. To jest miejsce, w którym chcę być już na zawsze- gdziekolwiek, byle z moją amerykańską dziewczyną w ramionach.- Błędem było nie powiedzenie ci, co czułem. To prześladowało mnie od dnia, w którym wróciłem do domu i dowiedziałem się, że odeszłaś. Nigdy się nie dowiesz jak bardzo mi przykro, że pozwoliłem ci przelecieć między moimi palcami. Ale nie pozwolę, żeby to znowu się wydarzyło, bo już nigdy cię nie puszczę. Przenigdy. Nie ma pojęcia jaką przyszłość mam z nią zaplanowaną- że chcę, by została moją żoną- ale nie mam odwagi, żeby teraz to poruszać. Nie chcę jej przestraszyć rozmową o ślubie. Nie ma takiej możliwości, żeby w tym momencie tak bardzo mi ufała, więc wybieram przełożenie tej rozmowy na inny czas. Jej ręka leży na mojej piersi i masuje mój sutek.- Jeśli wiedziałeś, że mnie kochasz, to dlaczego nie mogłeś tego powiedzieć? - Zaprzeczałem temu, co do ciebie czułem. Wmawiałem sobie, że nie wiem, co czuję. Wtedy to wydawało się takie złożone, a ja chciałem uniknąć komplikacji. Ale choć bardzo się starałem, nie mogłem uniknąć kochania cię. Sprawiłaś, że upadłem z hukiem. Nigdy wcześniej nie kochałem żadnej kobiety. Podnosi twarz z mojej piersi i patrzy na mnie.- Musiałam użyć całej mojej siły, żeby nie wrócić biegiem do Australii i błagać cię, żebyś mnie wziął z powrotem. Wiem, że nie powinnam była tego robić, ale miałam numer telefonu, na który do mnie dzwoniłeś. Nie jestem ci w stanie powiedzieć ile razy myślałam, żeby do ciebie zadzwonić tylko po to, by
83
sprawdzić czy odbierzesz. Ale byłam przerażona, że mnie odtrącisz. Nie zniosłabym, gdybyś to zrobił. Niewiarygodne! Przez cały ten czas dzieliła nas tylko jedna rozmowa telefoniczna. - Nosiłem ze sobą twoją komórkę każdego dnia odkąd wyjechałaś. Wiedziałem, że masz ten numer, bo użyłaś go, żeby przenieść zdjęcia na twój osobisty telefon. Zdobyłem twój numer z historii połączeń i próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale było za późno. Już zerwałaś umowę z operatorem. - Taa. Musiałam zmienić sieć i założyć nowy numer. Nie chcę teraz słuchać historii jaka za tym stoi. Wiem, że nie wpłynie na mnie dobrze, a chcę tylko cieszyć się ze wspólnie spędzanego czasu.- Nigdy nie przestałem mieć nadziei, że zadzwonisz i usłyszę twój głos po drugiej stronie. - Żałuję, że tego nie zrobiłam. Gdybym wiedziała, co czujesz, zadzwoniłabym. Do diabła, nigdy bym cię nie zostawiła. Boże, musiało być okropnie, kiedy znalazłeś mój list. Było okropnie- absolutnie najgorszy dzień w moim życiu. Było między nami tyle błędów, po mojej i jej stronie, a samo powiedzenie, że ją kocham nie oznaczało automatycznie, że zgodzi się żyć ze mną długo i szczęśliwie.- A co, jeśli zmieniłem zdanie i zdecydowałem, że chcę czegoś skomplikowanego? Co, jeśli chcę spróbować? Jej palec na moim brzuchu zaczyna kreślić znak nieskończoności, zawsze tak robi, kiedy jest zdenerwowana.- Kiedy wcześniej upadłam, nie złapałeś mnie. Ma rację. Powiedziała mi, że mnie kocha, a ja ją zawiodłem. Ale już nigdy więcej. Nigdy.- Zawsze będę tego żałował, Laurelyn. Nigdy nie miałaś w swoim życiu ani jednej osoby, która cię nie zawiodła, ale ja taki nie będę. Przysięgam, że będę przy tobie, jeśli mi pozwolisz. Z powodu mężczyzn z przeszłości Laurelyn, jest skazana na problemy z zaufaniem i nigdy nie kryła tego przede mną. Nie mieliśmy z tym problemów, bo nasz układ jasno definiował oczekiwania, ale zwyczajny związek będzie inny. Mam pewność, że nie będzie to dla nas łatwe, ale jestem gotów zrobić wszystko, co trzeba, żeby z nią być.
84
- Nie będę kłamała. To- ty i ja- przeraża mnie jak cholera. Martwiłbym się, gdyby nie była przestraszona.- Mnie też, ale czy nie wolałabyś bać się razem niż cierpieć osobno? Bo wiem, że tym będę, jeśli nie będę z tobą. - Masz rację. Robiłam tą cierpiącą część przez ostatnie trzy miesiące i jest do dupy. Jestem gotowa na spróbowanie części „przerażeni razem jak cholera”. ***
85
Rozdział Dziewiąty Laurelyn Prescott
Obracam się plecami do Jacka Henrego i wtulam w niego. Nie minęło wystarczająco długo czasu, ale wiem, że znowu mnie weźmie, kiedy tylko będzie gotowy. Ja na pewno jestem chętna jak tylko wszystkie systemy dostaną zielone światło. Jego ręka oplata moją talię i znowu kreśli kółka na moim brzuchu. Z jakiegoś powodu wydaje się być dzisiaj skupiony na tym rejonie. Przykrywam jego rękę moją dłonią. - Po raz drugi odkryłeś jak bardzo lubisz mój kolczyk w pępku? Dzisiaj nie możesz się od niego uwolnić. - To nie na twoim kolczyku się skupiam. Hmm… to brzmi interesująco. Może jest już gotowy na drugą rundę. Szybciej niż się spodziewałam, ale minęło dużo czasu. Przesuwam się do tyłu tak, żeby przywierać do niego. - Więc co cię dzisiaj tak zauroczyło? Nie porusza się ani nie odpowiada od razu.- Znalazłem pigułki antykoncepcyjne po twoim wyjeździe. - Och.- Wiedziałam, że zostawiłam je gdzieś w sypialni, więc nie jestem totalnie zaskoczona, że porusza tą kwestię. Podejrzewam, że miał niezłe załamanie, gdy je znalazł skoro już wiem jak bardzo chce uniknąć ciąży. - Podczas dwóch nocy nie używaliśmy prezerwatywy i to było mniej więcej w tym czasie, kiedy zapomniałaś o pigułkach. Nawet nie próbowałem wyjść na czas, więc rozumiesz dlaczego spędziłem trzy miesiące na zastanawianiu się czy nie jesteś w ciąży.- Przesuwa moje włosy na bok i całuje tył mojej szyi.- Jeśli jesteś, to nie bój się powiedzieć mi przez to
86
pieprzone nieporozumienie w domu moich rodziców- jego usta znajdują się przy moim uchu i ssie płatek mojego ucha.- Tak bardzo cię kocham i przysięgam, że będę kochał nasze dziecko. Kiedy myślę, że nie mogę już bardziej kochać tego mężczyzny, mówi coś takiego i popadam nawet bardziej. Sięgam do jego ręki na moim brzuchu i splatam nasze palce. Zaciska je mocno, czekając aż odpowiem na jego pytanie.- Nie jestem w ciąży. Ale w tej chwili sprawia, że bardzo bym tego chciała. - Jak tylko wróciłam do domu, kupiłam nowe opakowanie i nadrobiłam pigułki, które przeoczyłam. Nie zachowuje się tak jakby mu ulżyło, a tego się spodziewałam. Chciał, żebym była w ciąży? Przed tą chwilą myślałam, że bardzo by się wkurzył ciążą, ale kiedy powiedział mi, że mnie kocha, i że pokochałby nasze dziecko, myślę inaczej. - Musiałem zapytać, Laurelyn. Doprowadzało mnie do szaleństwa, że może rosnąć w tobie nasze dziecko, ale za bardzo się boisz mi powiedzieć przez to jak głupio się wcześniej zachowałem. - Pewnie bałabym się ci powiedzieć.- Kogo ja oszukuję, do diabła? Byłabym przerażona powiedzieć mu, że będę miała jego dziecko.- Tak żebyś wiedział, to już nie biorę pigułek z powodu migreny. Mam założoną wkładkę domaciczną, bo nie wyglądało na to, że w najbliższej przyszłości będę chciała mieć dzieci. - Nie miałbym nic przeciwko temu, gdybyś była. Mówiłem poważnie. Kocham cię i kochałbym nasze dziecko. Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać w jakim stopniu sprawia, że go pragnę. Nie jestem pewna czy to prze jego ręce na moim ciele czy słuchanie, że obiecuje kochać nasze dziecko, którego nigdy nie było, ale któreś z nich powoduje, że pragnę go z wielką siłą. Już ocieram się o jego pachwinę, gdy dociera do mnie, co robię i czuję jaki jest twardy. Taa, już minęło wystarczająco dużo czasu, żeby znowu był gotowy. Zsuwa rękę z mojego brzucha pomiędzy moje nogi i czuję jego usta na skórze mojej szyi.
87
Chwyta mnie między nogami i masuje aż zapala każde zakończenie nerwowe od pasa w dół. Nie mam wątpliwości, że dokładnie pamięta, czego potrzebuje moje ciało, kiedy zatacza kółeczka po obszarze wokół mojego najbardziej wrażliwego punktu. Kiedy kołyszę biodrami na jego ręce, wsuwa we mnie dwa palce i używa kciuka, by powoli masować mój kontroler ekstazy i czuły obszar wokół niego. Zaczynam czuć rozwalające świat skurcze, które zapalają się głęboko wewnątrz mnie. Odczucia przypływają mocno i szybko, o jest w tym przeklęcie dobry. Myślę, że podejrzewa nachodzącą na mnie falę, bo zwalnia ruchy palców, ale tylko dodaje więcej nacisku i przyspieszam jeszcze bardziej. Narastająca rozkosz jest wszędzie- w mojej pachwinie i nogach, które robią się sztywne. Promieniuje nawet do palców moich stóp i zwija je. W tej chwili, Jack Henry ma nade mną totalną władzę, której myślę, że pragnie, a ja oddaje mu się dobrowolnie. Kiedy docieram do końca orgazmu, rozpływam się na nim.- Łoo. To było kolejne przyjemne przypomnienie. - Wiesz, że nawet jeszcze nie zbliżam się do końca, kochanie. Oczywiście, że nie. Nie mój jaskiniowiec.- To dobrze. Całuje tył mojej szyi podczas, gdy jego ręce delikatnie błądzą po moim ciele. Ale ja chcę… więcej. Sięgam nad głową, żeby dotknąć go za sobą, a on całuje bok mojej twarzy. - Jack’u Henry, już się ze mną kochałeś i to było absolutnie cudowne, ale minęły trzy miesiące odkąd byliśmy razem i naprawdę potrzebuję, żebyś mocno mnie zerżnął. Słyszę jego zachrypnięty uśmiech przy moim uchu.- Kochanie, nie musisz dwa razy mówić.- Chwyta moje ręce i podnosi je nad moją głowę, gdy używa bioder, by nakłonić mnie do położenia się na brzuchu.- Twarzą w dół. Twarzą w dół. Sposób w jaki to mówi jest taki niegrzeczny. I kocham to. Od tyłu- to jedna z jego ulubionych pozycji i jest w niej niewiarygodnie utalentowany, więc wiem, że będzie świetnie. Obracam się z nim, a on trzyma moje ramiona nad moją głową. Przesuwa mnie w górę łóżka i kładzie moje rozłożone dłonie na wezgłowiu łóżka. Podgryza płatek mojego ucha i szepta.- Co by się nie działo, nie zginaj ramion.
88
- Co tylko mówisz.- W tej chwili zrobię wszystko, co powie mi ten mężczyzna. Jego kolana znajdują się po obu zewnętrznych stronach moich ud i zmuszają moje nogi do przywierania do siebie- w ogóle nie jego zwyczajowa metoda- i czuję jak napiera na mój tyłek, chwytając moje biodra. Nadal jestem śliska od jego nasienia, więc z łatwością wchodzi we mnie, gdy znajduje idealny kąt. Ojej… to jest coś innego. Nigdy wcześniej tak tego nie robiliśmy. Ta pozycja jest niespodziewana, bo ściska moje nogi razem zamiast je rozchylać, ale to jest niesamowite uczucie. Przyciska moje biodra do łóżka, wbijając mnie w materac za każdym razem, kiedy wchodzi głębiej. Teraz wiem, dlaczego chciał bym nie zginała ramion. Wiedział, że wbiłby mi głowę w wezgłowie i dostałabym wstrząsu mózgu, gdybym się nie opierała. Jack Henry dobrze stosuje się do instrukcji. Mówię mu, że ma mnie ostro zerżnąć i nie zawodzi. Nigdy nie zawodzi. Czuję jego ciepłą skórę na całych moich plecach, gdy opuszcza swoje ciało. Słyszę jego pourywany oddech w moim uchu. Jego pchnięcia są wolniejsze, ale nadal mocne i głębokie. Wiem, co to oznacza; jest blisko dojścia, więc czekam aż wykrzyczy moje imię. Ale nie robi tego. Zamiast tego, słyszę jak pojękuje w moje ucho.- Ochh, jak ja cię kurwa kocham- gdy wpycha się głęboko we mnie po raz ostatni. Sądzę, że te słowa nie powinny iść razem w parze albo raczej, że nie powinno mi się tak bardzo podobać ich słyszenie, ale Jack Henry sprawia, iż działają na mnie. Łapie oddech, gdy całuje mnie w ramię pod skupiskiem piegów, których powiedział, że mu brakowało. Zerkam na niego przez ramię.- Ja też cię kurwa kocham. Śmieje się, gdy całuje moje plecy pomiędzy łopatkami. Wychodzi ze mnie i zostawia pocałunki po moim kręgosłupie. Automatycznie wyginam plecy, kiedy dreszcze pojawiają się na mojej skórze. Jego usta kierują się do dolnej części moich pleców i czuję jak sunie językiem po wgłębieniu, które tak bardzo kocha. Jego mały fetysz dotyczący pleców może być czasami dziwny, ale muszę przyznać, że kocham to uczucie jego mokrego języka na mojej skórze.- Miałem braki w smakowaniu tego małego, słonego miejsca po skończeniu pieprzenia cię.
89
- Jesteś takim dziwakiem.- Zastanawiam się czy istnieje nazwa na tą jego dziwną obsesję. - Wiem, ale kochasz to.- Jego usta przesuwają się w dół mojego pośladka i podgryza go żartobliwie. - Liżący pot, podgryzający tyłek dziwak. Właśnie tym jesteś- śmieję się, obracając twarzą do niego. Obraca się razem ze mną i przyciąga moją głowę na swoją pierś. Przekładam nogę przez niego, a on masuje rękę moje udo z góry na dół dopóki nie dociera do pośladka i ściska go.- To prawda. Potwierdzam, że jestem liżącym pot, podgryzaczem tyłka. Ale to dotyczy tylko tego słodkiego tyłeczka, kochanie. Tylko mojego słodkiego tyłeczka, tak? Jestem w całkowitej błogości, ale wiem, jak bardzo seksualną istotą jest Jack Henry i nie mogę przestać zastanawiać się czy przez ostatnie trzy miesiące w jego łóżku były inne kobiety. Zapytał mnie czy byłam z Charlim, więc czy ja też nie mam prawda wiedzieć czy był z innymi kobietami? Tak, do diaska, mam prawo, ale czy to znaczy, że poradzę sobie z tym, jeśli jakieś kobiety zajęły moje miejsce? Nie wiem. Niewiedza też jest torturą, ale wiem też, że byłabym w agonii, jeżeli powiedziałby mi, że był w intymnej sytuacji z inną kobietą. Nie jestem pewna czy jestem w stanie usłyszeć te słowa, więc debatuję czy chcę iść do miejsca, z którego nie ma powrotu. Muszę wiedzieć.- Zapytałeś mnie czy byłam z Charlim. Teraz ja zadaję ci to samo pytanie. Byłeś z innymi? Śmieje się, ale ja nie, bo nie widzę nic zabawnego w moim pytaniu.- Pytam cię czy byłaś z jednym mężczyzną, a ty pytasz mnie czy byłem z innymi. Liczba mnoga, jak więcej niż jedna. - Albo liczba mnoga jak wiele.
90
Wymierza mi klapsa w tyłek i ściska go mocno, przyciągając mnie bliżej.- Kochanie, mój członek zaznajamiał się jedynie z panią Palmer i jej pięcioma córkami3. Nie powiedział, że nie było żadnych kobiet w jego łóżku.- Odpowiedz mi. Czy to znaczy, że nie było żadnych kobiet w ciągu ostatnich trzech miesięcy? Masuje dłonią mój tyłek w miejscu, gdzie mnie uderzył.- Nie byłem w innej kobiecie od czasu ciebie. Nie jestem pewna czy kiedykolwiek czułam większą ulgę.- To dobrze. Niech tak zostanie. ***
3
ze slangu australijskiego: masturbować się po prostu ;)
91
Rozdział Dziesiąty Jack McLachlan
Gdy mówię jej, że nie byłem w innej kobiecie, jestem szczery, ale to tylko półprawda. Była inna kobieta i było blisko. Prawdą jest, że jej nie zaliczyłem, ale nie mam wątpliwości, że to, co z nią zrobiłem znaczy coś w podręczniku Laurelyn. Kiedyś będę musiał jej o tym powiedzieć, ale teraz nie czas na to. W tej chwili, chcę tylko trzymać ją w ramionach i nadrabiać stracony czas. Łagodnie głaszczę opuszkami palców jej kręgosłup, a ona podnosi głowę z mojej piersi. Chyba szuka prawdy w moich oczach.- Wierzę ci. Teraz czuję się jeszcze gorzej, gdy widzę jak się do mnie uśmiecha. Ot tak, tak bardzo we mnie wierzy. Jestem takim samolubnym fiutem, bo wybieram ten idealny czas z nią zamiast być mężczyzną i wybrać uczciwość. Kładzie twarz z powrotem na mojej piersi i jestem za to wdzięczny, bo nie chcę, by patrzyła w okna mojej duszy. Boję się, że zobaczy moje kłamstwo. Kładzie dłoń na mojej piersi i zaczyna zataczać ręką powolne kółka.- Opowiedz mi o wszystkich w domu. Zaczynam aktualizację rodzinną od opowieści o poranku, kiedy mama wpadła do mojego mieszkania w Sydney i pobiła mnie torebką po tym jak wyznałem jej prawdę o naszym związku. Laurelyn siada szybko i obraca się, żeby na mnie popatrzeć.- Twoja matka wie o naszym układzie? - Taa i nie była ze mnie zbyt zadowolona z tego powodu. Zakrywa oczy ręką i marszczy nos.- O Boże. Margaret musi myśleć, że jestem wielką kurwą za to, że dzieliłam z tobą łóżko przez trzy miesiące i nawet nie powiedziałam ci jak mam na imię.
92
- Mama wcale tak nie myśli. Kocha cię. Zabiera rękę z oczu.- Ja na jej miejscu uważałabym siebie za dziwkę. - Ale ona w ogóle tak o tobie nie myśli.- Debatuję wypowiedzenie kolejnych słów, ale decyduję, że bardzo chcę zobaczyć jej reakcję.- Chce, żebym przywiózł cię z powrotem i uczynił jej synową.- Jestem pewien, że mama zgodziłaby się też na to, żebym najpierw uczynił z Laurelyn jej synową, a potem sprowadził z powrotem. Nie mówię od razu, że chcę się z nią ożenić. Nawet nie mówię, że to ja tego chcę, ale tak jest. Naprawdę chcę i nie mylę się widząc zszokowaną minę Laurelyn. Najwyraźniej nie spodziewała się, że powiem coś zbliżonego do rozmowy na temat bycia moją żoną. Wmawiałem sobie, że nie wspomnę o małżeństwie z lęku, iż ją odstraszę, ale nie widzę strachu w jej oczach. To coś zupełnie innego i daje mi nadzieję- nadzieję, że może będzie chciała mnie jako swojego męża. Znowu to robi, kiedy bada moją twarz. Myślę, że szuka wskazówki, co myślę, żeby wiedziała jak odpowiedzieć.- Emm… wygląda na to, że Margaret ma co do mnie wielkie plany. To ruch tak pasujący do Laurelyn. Odpowiada mi tak naprawdę nie odpowiadając i rozpoznaję to jako jej mechanizm obronny. Używa go, bo się boi, więc jestem jej winien pierwszy krok. Kocham tą kobietę i mogę to dla niej zrobić, jeśli tego potrzebuje. Był taki czas, kiedy była w stanie odkryć przede mną swoje serce i duszę. Dopilnuję, żeby znowu zaufała mi w ten sposób. - Laurelyn, nigdy nie spodziewałem się, że będę cię kochał, ale tak jest… każdą cząstką mojego jestestwa.- Uśmiecha się szeroko, kiedy słyszy, że używam słów z listu, który mi zostawiła.- Przez trzy ostatnie miesiące uczyłem się jakie to uczucie być bez ciebie i nienawidziłem każdej minuty. Już nigdy więcej nie chcę tego robić.- Sięgam po jej rękę i wplatam w nią palce. To nie są oświadczyny- bo chcę, żeby to było coś niezapomnianego- ale powiem jej jak bardzo chcę, żeby za mnie wyszła w niedalekim czasie, żebyśmy mogli zaplanować naszą przyszłość i zdecydować się na kompromisy, by to mogło zadziałać.Chcę…- zaczynam, ale przerywa mi dzwoniąca komórka- dzwonek Margaret McLachlan. Jej
93
wyczucie czasu nie mogłoby być gorsze i pociachałaby się, gdyby wiedziała w czym właśnie mi przeszkodziła. - Kto dzwoni do ciebie o tej porze?- nie planowałem odbierać telefonu mamy, bo nie chcę przerywać tej chwili, ale słyszę podejrzenie w głosie Laurelyn i wiem, że nie mam wyboru. Muszę odebrać telefon, żeby uspokoić niepokój Laurelyn. Nie ma na niego miejsca między nami. - To moja mama. Nie zawsze zważa na różnicę czasu pomiędzy Seattle, a Nashville.Ale znam prawdziwy powód jej telefonu. Wiedziała, że dzisiejszego wieczoru podążę za wielkim tropem, żeby zlokalizować kobietę, która mogłaby być Laurelyn. Sprawdza czy wszystko dobrze. Wyślizguję się z łóżka kompletnie nagi, żeby pójść po telefon. Laurelyn podbiera się na łokciu i obserwuje mnie z drugiego końca pokoju.- Brakowało mi tego pięknego widoku. - Pokażę ci jeszcze inne rzeczy, za którymi tęskniłaś- śmieję się zanim odbieram połączenie od Margaret McLachlan.- Cześć, mamo. Przechodzi od razu do sedna.- Wiem, że jest późno tam gdzie jesteś, ale nie mogłam wytrzymać. Muszę wiedzieć czy ją znalazłeś. - Tak, mamo. Jest ze mną teraz. Piszczy jak dziecko.- Och, to wspaniałe wieści. Dokładnie to miałam nadzieję usłyszeć. Czy idzie tak jak miałeś nadzieję? To kod Margaret na zapytanie bez bezpośredniego pytania czy nadrabiamy stracony czas.- Szło. - Przeszkodziłam wam w czymkolwiek? - W rzeczy samej. - Synu, jeśli przerwałeś, żeby odebrać telefon, to nie robiłeś czegokolwiek wystarczająco dobrze. Musisz wrócić do niej i zrobić to lepiej. Następnym razem nie odbieraj telefonu.
94
Szlag. Moja mama właśnie mnie wygwizdała.- Tym razem ci odpuszczę, staruszko. Zadzwonimy do ciebie później, jak już skończymy robić cokolwiek. - Tak, proszę, bo chcę wszystko wiedzieć.- Nie może o tym zapomnieć.- Kocham cię, synu, i jestem z ciebie taka dumna. Nie poproszę teraz o rozmowę z nią, ale proszę, powiedz Laurelyn jaka jestem szczęśliwa, i że okropnie za nią tęsknię. - Powiem i ja też cię kocham. Kończę rozmowę i wyciszam telefon zanim rzucam go na kanapę. Dzisiejszej nocy już nie będzie więcej przeszkadzania przez to hałaśliwe urządzenie. Wracam do łóżka i kładę się obok Laurelyn. Nie waha się i przysuwa bliżej, żeby położyć głowę na mojej piersi, oplatając mnie ramieniem i nogą.- Zakładam, że Margaret jest zadowolona? - Tak. Usatysfakcjonowałem ją po raz pierwszy od kilku miesięcy. Kazała mi przekazać ci jaka jest szczęśliwa, i że za tobą tęskni.- Myślałem, że postrada rozum, kiedy okazało się, że odnalezienie Laurelyn nie będzie tak proste jak zakładaliśmy na początku. - Też za nią tęsknię i cieszę się, że tak łatwo ją zadowolić. „Łatwo” to subiektywne słowo.- Nie wiem czy nazwałbym ją łatwą do zadowolenia. Jestem pewien, że jej przejęcie kolejną ciążą Em jest jedyną rzeczą, jaka uchroniła mnie przed skręceniem karku. Jej twarz rozjaśnia się w sposób, który widzę tylko, gdy mówi o dzieciach.- Aww, Emma i Evan będą mieli trzecie dziecko. Kiedy? - Termin jest wyznaczony na połowę września, ale zawsze ma przedwczesny poród i rodzi sześć tygodni przed czasem, więc przewidujemy jakoś w sierpniu. - Powiedziała mi, że skończyli już z dziećmi- śmieje się. - Bo skończyli, ale mieli ups.- Kiedy tylko wypowiadam słowo ups, dociera do mnie mój błąd, bo Laurelyn była nieplanowaną ciążą. - Więc to dziecko i ja już mamy jedną wspólną rzecz.
95
Czuję się jak dupek.- Przepraszam. Ups było złym doborem słów. Był niespodzianką, taką, na którą teraz oboje się cieszą. Szybko odzyskuje swoją poświatę.- To chłopiec? - Tak nam powiedzieli. - Dwie dziewczynki i chłopiec. Jak dla mnie, brzmi to jak idealna, mała rodzinka. Pamiętam jak mówiła, że chce mieć przynajmniej dwójkę.- Uważasz, że trójka to dobra liczba? - Taa, myślę, że trójka brzmi wspaniale. Hmm. Trójka. Jeszcze kilka miesięcy temu nie widziałem siebie nawet z jednym. Teraz muszę przyzwyczaić się do pomysłu trójki. Mogę i zrobię to dla Laurelyn. Jeśli chce mieć troje, to właśnie tyle będzie miała.
Budzę się z najlepszego snu od kilku miesięcy i to dlatego, że moja ukochana jest przy moim boku. Nie obudziłem się w panice, nie sięgałem po nią w nocy i nie znalazłem pustki po jej stronie łóżka. W zasadzie to w ogóle nie przypominam sobie, żebym się budził aż do tej chwili. Laurelyn jest tak owinięta wokół mnie, że czuję się jak pergola. To pierwszy raz, bo nienawidzi być dotykana, kiedy śpi. Zawsze nalegała na posiadanie własnej przestrzeni. Pewnie dlatego, że lubi leżeć na brzuchu mało przykryta kołdrą, która eksponuje jej plecy. Chociaż leżę całkiem nieruchomo to chyba wyczuwa budzenie się mojego mózgu i otwiera oczy. Kiedy widzę jej karmelowe oczy patrzące na mnie, nie mogę uchronić się przed uśmiechem, który rozchodzi się po mojej twarzy ani oprzeć się pocałowaniu jej w tą brązową głowę.- Dzień dobry. - O tak. W rzeczy samej to bardzo dobry dzień. I będzie jeszcze lepszy, jeśli dasz mi chwilę w łazience.
96
Daje mi szybki pocałunek w usta i spodziewam się, że pobiegnie do łazienki, ale nie robi tego. Zamiast tego, przesuwa ręką po linii mojej szczęki.- Brakowało mi szorstkości twojej twarzy na mojej skórze o poranku, ale to jest nawet lepsze niż wcześniej. Tylko tyle mi potrzeba, przypomnienia o naszych wczesno porannych bezeceństwach, żebym był gotowy na to, co chcę jej zrobić.- Nie przesiaduj w łazience za długo, bo pójdę po ciebie. Ma to spojrzenie, wyzywa mnie.- Nie odważyłbyś się. Łapię jej rękę i kładę ją wokół mojego członka, żeby poczuła jaki jestem twardy. - Lepiej uwierz, że za dwie minuty wyważę te drzwi, jeśli nie wrócisz z tym swoim słodkim tyłeczkiem. - Więc może powinnam nad tym popracować zanim wstanę z łóżka. Przesuwa się aż jest na mnie. Czuję jej ciepły oddech za moim uchem, gdzie całuje moją szyję.- Lubisz, kiedy moje usta są w tym miejscu na twojej szyi? - Tak.- I tak jest, bo dokładnie wie jak dotknąć językiem wrażliwy punkt. - To dobrze. Ja też to lubię. Nie spieszy się w swojej wędrówce w dół mojego ciała i zatrzymuje usta na samym środku mojego brzucha. Przejeżdża paznokciami po mojej piersi aż dociera do włosków pod moim pępkiem.- Lubisz, kiedy dotykam cię tu językiem? - Tak- syczę przez zaciśnięte zęby, bo jej palce powędrowały do łaskoczącego punktu po obu stronach mojej pachwiny. Przykłada język do mojego brzucha i przesuwa go jednym ruchem w górę, a potem przejeżdża paznokciami w dół włoskach na moim podbrzuszu.- Ale tak naprawdę to nie tutaj chcesz teraz moich ust, prawda? - Nie.- Z pewnością nie w tym miejscu najbardziej pragnę jej warg. - Powiedz mi, gdzie chcesz moich ust. Sięgam po mojego członka i pompuję go pod jej brodą ruchem mówiącym „chodź tutaj”.- Kochanie, umrę, jeśli mnie tu nie dotkniesz.
97
- Proszę, nie umieraj. Ominęło by cię tyle przyjemności, gdybyś to zrobił- mówi. Lubieżny uśmiech rozciąga się po jej twarzy, gdy kieruje się w dół. Czuję jej język na moim czubku i moje ciało drży bezwarunkowo. Chyba zrobiłem się bardziej wrażliwy na jej mokry język podczas naszego rozstania.- Kochanie, to tak cholernie przyjemne uczucie. Zasłony są zasunięte ale w miejscu gdzie się spotykają, jest szczelina, która wpuszcza do pokoju dowód poranka. Światło dzienne lekko rozświetla pokój pozwalając mi zobaczyć Laurelyn i ruchy tego, co robi- w pewnym sensie. Jej włosy opadły do przodu, zasłaniając mi widok, więc sięgam w dół i chwytam w pięść jej długie, brązowe loki tworząc kucyk na tyle jej głowy. Mmm. Piękny widok. Trzymam jej włosy w jednej ręce, a drugą masuję jej kark, gdy wykonuje coś, co można opisać jedynie jako oralny taniec na rurze na moim fiucie. Moja dziewczynka. Jej ciało unosi się, opada i okręca w piękny, seksowny sposób na rurze; jej usta robią to samo podczas robienia loda. - Nie masz pojęcia jak cholernie jesteś gorąca, kiedy to robisz.- Podnosi oczy i wchodzi w kontakt z moimi. I to kończy dla mnie sprawę. Już po mnie.- Zaraz dojdę- ostrzegam ją na wypadek gdyby nie chciała, bym spuścił się w jej ustach. Ale kontynuuje, jak zawsze.- Kurwajęczę, gdy odpuszczam.- Niesamowicie obciągasz. Kiedy kończy, wspina się po moim ciele i robi przedstawienie z oblizywania sobie ust. Nie mogę się oprzeć, żeby zapytać.- Nadal smakuje jak kurczak? - Nie wiem. Ty mi powiedz- śmieje się, gdy zaczyna całować moje usta. Gdy przestaje, odsuwa się.- Co myślisz? - Hmm. Chyba zdecyduję się na kurczaka cordon bleu. - Zabawne… ja myślałam raczej o suszonym mięsie4. - Heej! - Żartuję- mówi, gdy pochyla się do szybkiego pocałunku.- Zaraz wrócę.
4
ang. jerk- suszone mięso jak i palant ;)
98
Kładę ręce za głową, a moje oczy spijają każdy centymetr pięknego, nagiego ciała Laurelyn, gdy wychodzi z łóżka. Nie wiem skąd mam tyle szczęścia, żebym kochać tą piękną kobietę, a ona mnie. Nigdy nie śniłem, że coś tak cudownego może być możliwe. Jestem w trakcie cieszenie się z mojej euforii, gdy słyszę dźwięk, który nie należy do mojego telefonu, więc podejrzewam, że należy do Laurelyn. Jest szósta rano i teraz to ja zastanawiam się, kto kontaktuje się z nią o tak wczesnej porze. Przyznaję, że rozważam sięgnięcie po jej telefon na stoliku nocnym i sprawdzenie kto to i co pisze, ale nie robię tego. Zamiast tego mówię jej o tym, gdy wraca do łóżka. Nie waha się i sięga po niego. Żuje dolną wargę, gdy czyta wiadomość i przypominam sobie, że robi tak, gdy jest zakłopotana. - To od Charliego.- Świetnie. Kolejny facet, które będzie próbował wejść między mnie, a kobietę, którą kocham.- Mówi, że autobus wyjeżdża o ósmej zamiast o dziewiątej. Nagle siedzi między nami wielki słoń. Oboje wiemy, że odjazd autobusu oznacza zabranie jej ode mnie. W końcu jesteśmy razem po tym całym czasie i przyznaliśmy jak bardzo się kochamy, ale istnieją te wszystkie komplikacje, o których nie mieliśmy czasu porozmawiać. Mamy kompletnie odmienne życia, oddzielone taką odległością i muszę się zastanowić, gdzie mam się wpasować w to wszystko. Jednej rzeczy jestem pewien.- Dopiero cię znalazłem i nie jestem gotowy pozwolić ci odejść. Rzuca telefon na podłogę.- Też nie chcę jechać, ale nie mam wyboru. Dzisiaj wieczorem mamy koncert w Austin i zespół liczy na mnie. Wytężam mózg, by znaleźć rozwiązanie, nawet jeśli jest tylko tymczasowe.- Nie musisz z nimi jechać. Zatrudnię kierowcę z limuzyną, który zawiezie nas tam, gdzie musisz być. Nie waha się.- W porządku, ale wszystkie moje rzeczy są w autobusie. Potrzebuję ubrań, więc muszę tam pojechać zanim odjedzie. - Jasne. Jak daleko jest z Dallas do Austin? - Emm… pewnie około trzech godzin jazdy- mówi.
99
- A o której macie koncert? - Chyba o ósmej.- Podnosi telefon i potwierdza.- Taa. Ósma. Liczę w głowie.- Masz koncert za czternaście godzin, a dojazd tam zajmie trzy. Pewnie powinienem policzyć godzinę na twoje przygotowanie i kolejną, żebyś była przed czasem. Jeśli dam ci trzydzieści minut na dojazd do autobusu i z powrotem, to powinno nam dać przynajmniej siedem godzin w tym apartamencie zanim będziemy musieli wyjechać. Szczerzy się i pochyla, żeby mnie pocałować.- A co moglibyśmy robić przez siedem godzin w tym apartamencie z podwójnym łóżkiem i wyborem pomiędzy ogromną wanną, a gigantycznym prysznicem? Przyciągam ją na siebie.- Będziemy dalej nadrabiali stracony czas, ale siedem godzin na to nie starczy, więc wrócimy do tego po dzisiejszym koncercie. - Nie mogę wymyślić niczego innego, co wolałabym robić. - Zamówię jedzenie do pokoju, śniadanie będzie czekało, kiedy wrócisz. Chcesz to, co zwykle? Omlet i sok pomarańczowy? Jej zadowolona mina mówi mi, że podoba jej się, iż pamiętałem o jej ulubionym śniadaniu.- Taa. To, co zwykle, chociaż jeszcze nie udało mi się znaleźć tak dobrego omletu jak ten pani Porcelli. - I nie znajdziesz dopóki nie wrócisz ze mną do Australii.- Oto i ona, wielka komplikacja, o której będziemy musieli kiedyś porozmawiać. Ale nie teraz. Szybko zmieniam temat. Nie chcę, żeby za bardzo rozwodziła się nad moim oświadczeniem zanim porozmawiamy o planach na przyszłość.- Im szybciej dotrzesz do autobusu, tym szybciej wrócisz i będziemy mogli zacząć nasz siedmiogodzinny maraton. - Więc lepiej się pospieszę. ***
100
Rozdział Jedenasty Laurelyn Prescott
Siedem godzin. Myślałam, że tak się nie da- i pewnie nie dałoby się z żadnym innym mężczyzną- ale kogo chciałam oszukać? Mówimy o Jacku Henrym. Ten facet jest maszyną seksu. Hmm, mam szczęście. To szaleństwo. Jedziemy na tyłach limuzyny w kierunku Austin po naszym siedmiogodzinnym seks maratonie, a moje pragnienie nie jest bardziej zaspokojone niż kiedy jechaliśmy windą do jego apartamentu zeszłej nocy. Ten mężczyzna samym oddychaniem sprawia, że go pragnę. Próbuję odwrócić swoją uwagę rozmową.- Addison dzwoniła dzisiaj rano, kiedy pojechałam po rzeczy z autobusu. Opowiedziałam jej całą naszą historię- o tobie i o mnie. Nie była szczęśliwa, że trzymałam to w tajemnicy przed nią przez ten cały czas.- Mówienie, że nie była szczęśliwa jest minimalizowaniem jej reakcji. Była cholernie wkurzona. - Jest twoją najlepszą przyjaciółką. Martwiłbym się, gdyby nie była zła. - Jest w Wagga Wagga z Zac’iem. Wiedziałeś o tym? Szybko obraca głowę w moją stronę.- Addison Donovan jest w Wagga Wagga- śmieje się.- Zdaje się, że to wyjaśnia dlaczego Jim nie mógł jej znaleźć w Stanach. Niewiarygodne. Przez cały ten czas była w tym samym mieście, co ja.- Wygląda jakby myślał o czymś.- Prawie mnie to zabiło, ale poszedłem do mieszkania Bena i błagałem go o informację o tobie, kiedy wyjechałaś. Dużą przyjemność sprawiło mu zachowanie tych detali dla siebie. - Przykro mi, że Ben był takim dupkiem. - To nic- śmieje się.- Miałem okazję znowu się z nim spotkać. Aplikował na staż w Avalonie i sprawiło mi dużą przyjemność, kiedy powiedziałem mu, żeby spierdalał. Nie jesteś
101
w stanie wyobrazić sobie szoku na jego twarzy, kiedy wszedł do mojego biura z CV w ręce. Bezcenne. - Założę się, że narobił w spodnie. Powinieneś zatrudnić Zaca. Addison powiedziała mi, że jeszcze nie znalazł stażu. Skończyli w połowie roku akademickiego, więc wszystkie pozycje są zajęte przez poprzedni rocznik. - Zatrudnię go, jeśli tego chcesz.- Trzyma moją rękę i jego kciuk masuje ją.- Zrobię wszystko, o co mnie poprosisz.- Obserwuję jak powoli przesuwa kciukiem po mojej skórze i przypominam sobie, gdzie był wcześniej wykonując bardzo podobny ruch. Wspomnienie iskrzy po moim ramieniu i pomiędzy nogami. Zaciskam je razem i wiercę się na siedzeniu, próbując ulżyć narastającemu pożądaniu, ale to bezskuteczne. Istnieje na to tylko jedno lekarstwo. Słodkie, uwodzicielskie rytmy „Don’t Forget to Breathe” Bitter:Sweet grają w tle i to tylko dodaje ognia do mojego eskalującego podniecenia. Jack Henry zauważa moje rosnące zniecierpliwienie.- Kochanie, wszystko w porządku? Chcesz, żeby kierowca się zatrzymał? To nie łazienki teraz potrzebuję. Wstydzę się przyznać, że kochaliśmy się cały dzień, a ja nadal go pragnę. To nie może być normalne. Przełykam i odchrząkuję zanim odzywam się zachrypniętym głosem.- Wszystko w porządku. Próbuję się nie ruszać, ale to jedno z tych odczuć, kiedy coś cię swędzi i można oszaleć, jeśli się tego nie podrapie. Puszcza moją rękę i kładzie ją na moim gołym udzie, żeby mnie uspokoić. Nie wie, że to tylko dorzucanie rozpałki do ognia.- Tak cię nosi, że nawet nie umiesz usiedzieć dwóch sekund w miejscu. Przykro mi, że jesteś obolała przeze mnie. Jestem trochę tkliwa, ale to nic w porównaniu do tej innej rzeczy, którą teraz czuję.Mi nie jest przykro.- Patrzę na oddzielającą nas od kierowcy czarną szybę.- W ogóle nas nie widzi? Jack Henry chyba łapie o co chodzi. Szczerzy się, gdy odpowiada.- Nie, z podniesioną szybą nie. - I nie słyszy nas?
102
Oceniając po jego twarzy, z całą pewnością rozumie dokąd zmierzam.- Nie, dopóki nie zaczniesz krzyczeć. - Jesteś znany ze zmuszania mnie do tego- drażnię się z nim i oboje o tym wiemy. - Tylko dlatego, że tego chciałaś. Kładę rękę na jego udzie i zaczynam masować mięsień pod jego jeansami.- To prawda. Zawsze tego chcę. Przybliżam się, żeby przycisnąć usta do jego szyi pod uchem i pocałować to miejsce, które doprowadza go do szału. Przesuwam rękę w górę jego nogi i czuję jaki jest już twardy. Migruję ustami w górę i zbliżam je do jego ucha, szeptając bez tchu.- Zdejmę wszystkie moje ubrania, a kiedy skończę, będziesz mnie pieprzył dopóki nie dojdę. - Co tylko mówisz. Przejeżdżam palcem po jego dolnej wardze.- Mój grzeczny chłopiec. Zgłaśniam muzykę i odpinam pasy, żebym mogła zacząć mój pokaz. Może nie mam rury w tej limuzynie, ale to nie powstrzyma mnie przed urządzeniem Jack’owi Henry’emu cholernie dobrego przedstawienia. Obracam się tak, że siedzę twarzą do niego i sięgam do włosów, żeby wyjąć wsuwki, które trzymają je na miejscu. Potrząsam głową, kiedy opadają i puszę je rękami. Właśnie spieprzyłam sobie fryzurę na dzisiejszy występ, ale nie tym się teraz martwię. - Masz piękne włosy- sięga po mój lok, a ja uśmiecham się odsuwając od niego. Nie będzie przedstawienia, jeśli będzie mnie dotykał podczas striptizu.- Żadnego dotykania striptizerki z tylnego siedzenia. - Striptizerka z tylnego siedzenia, tak? Zdejmuję jeansową kurtkę i zaczynam odpinać guziki mojego beżowego topu bez rękawów. Obserwuje jak każdy odpięty guzik ukazuje trochę więcej skóry. Robię to powoli, by podrażnić się z nim i podbudować jego oczekiwanie na to, co czeka go pod miękką bawełną mojej koszuli.
103
Żałuję, że biustonosz i majtki są ze zwykłej koronki, ale nie spodziewałam się, że seksowna bielizna będzie mi potrzebna podczas trasy. Seks był ostatnią rzeczą, na jaką liczyłam podczas podróżowania od miasta do miasta, więc mam szczęście, że udało mi się mieć choć ten zestaw. Osobista notatka: wybrać się na zakupy bieliźnianie najszybciej jak będzie to możliwe. Dalej jestem poza jego zasięgiem po drugiej stronie samochodu, kiedy zdejmuję koszulę i rzucam ją na podłogę limuzyny. Sięgam do elastycznego pasa mojej spódnicy i majtek, a potem zsuwam je razem po moich biodrach aż spadają do moich kozaków. Wyjmuję najpierw jedną nogę ze spódnicy, a potem drugą i dodaję do rosnącej kolekcji ubrań na podłodze. - Nie zdejmuj butów. Chcę, żebyś miała je na sobie, kiedy będziesz mnie ujeżdżać. Jego insynuacja nie zostaje niezauważona, gdy sięgam po haftki mojego biustonosza.Co tylko chcesz.- Nie mam na sobie nic oprócz kozaków- tak jak mnie chce. Gdy czołgam się przez siedzenie w jego stronę, odpina swoje pasy i przesuwa się, by spotkać ze mną na środku siedzenia. Podnoszę nogę, przekładam ją i siadam na nim okrakiem. Łapie moje nagie ciało i przyciąga do swojego ogromnego wzwodu. Wbija się we mnie, gdy całuje moją szyję zanim przesuwa się do piersi.- Każdy, kto sprawia, że moje fantazje stają się prawdą tak jak ty, nie może być prawdziwy. Biorę jego ręce i kładę sobie na piersi.- Wszystko jest we mnie prawdziwe. - Kocham cię, Laurelyn.- Nic nie brzmi bardziej słodko niż te słowa. - Ja też cię kocham, ale masz na sobie za dużo ciuchów, żeby ta fantazja mogła stać się prawdą- mówię, gdy odpinam mu koszulę. Kiedy się rozchyla, przesuwam ręce po jego piersi i czuję jak jego sutki twardnieją pod moim dotykiem. Sunę rękami w dół, do jego jeansów i ciągnę za guzik aż się odpina. Unosi biodra z fotela i ciągnę kilka razy za jego spodnie dopóki nie zsuwają mu się do kolan. Czuję jego erekcję na moim brzuchu i obejmuję ją ręką.- Sprawię, że będzie ci bardzo dobrze.- Podnoszę się na kolanach i ustawiam jego czubek przy moim mokrym wejściu.
104
Wstrzymuje oddech w oczekiwaniu. Wolną ręką dotykam jego ust.- Nie zapomnij o oddychaniu. Czuję jego ciepły oddech na moich palcach, a potem wkłada je sobie do ust ostro nabierając powietrza, gdy zsuwam się na niego.- Ochh… Nie wiem jak możesz być taka ciasna po tym wszystkim, co robiliśmy wcześniej. Unoszę się na kolanach aż prawie ze mnie wychodzi, a potem znowu opadam na niego.- Nasze ciała tak idealnie do siebie pasują. - To dlatego, że ty i ja należy do siebie. Na zawsze. Na zawsze. To nie są słowa, które zwykłam słyszeć od Jack’a Henry’ego, a przynajmniej nie jeżeli chodzi o nasz związek, ale kocham ich brzmienie. Powodują, że jeszcze bardziej pragnę tego mężczyzny, więc decyduję, że stare powiedzenie jest prawdziwe. Mózg jest największym organem seksualnym kobiety, bo samo słyszenie jak wypowiada te słowa, wysyła moje ciało w desperacki wir. Przyciskam ręce do sufitu i odchylam się do tyłu, żeby mógł wsunąć się głębiej. Czuję jakbym nigdy nie miała go wystarczająco blisko. Spotyka się ze mną pchnięcie w pchnięcie, gdy czuję jak jego palce pieszczą mnie pomiędzy nogami w najbardziej cudowny sposób. Wszystkie te pomieszane ze sobą doznania działają na mnie i czuję jak mięśnie głęboko we mnie przejmują kontrolę, gdy ujeżdżam go w falach rozkoszy. Kiedy dochodzę, nie ma go ze mną, więc przesuwam się szybciej w górę i w dół, żeby dać mu to, czego potrzebuje. Przekłada ręce pod moimi pachami i zahacza je o moje ramiona. Za każdym razem, gdy się opuszczam, używa rąk, bym usiadła na nim mocniej, gdy unosi biodra. Nie mija dużo czasu, gdy czuję jego spazmy wewnątrz mnie i wiem, że też odnalazł swoje uwolnienie. Kiedy oboje kończymy dochodzić, nie poruszam się, bo to są chwilę, które czczę- Jack Henry we mnie bez jasnego widoku, gdzie jedno z nas się zaczyna, a drugie kończy. Te chwile, kiedy milczymy i po prostu przytulamy się po, to wtedy czuję się najbliżej niego. Obejmuje mnie ramionami i przyciąga blisko siebie, by włożyć twarz pomiędzy moje piersi.- Serce ci wali.
105
- Tak jak powinno po tym. Myślę, że musisz podróżować ze mną, żebym utrzymała doskonałą formę, skoro nie mogę ćwiczyć na rurze. - Twoja rura w Avalonie tęskni za tobą. I ja też. - Tęsknię za Avalonem. W pewnym sensie czułam się tam jak w domu. Podnosi twarz z mojej piersi i patrzy na mnie.- Nigdzie sobie nie poszedł. Avalon znowu może być twoim domem. Ze mną. Co on mówi?- Chcesz, żebym wróciła z tobą? - Wiem, że nie minął nawet dzień odkąd wróciłem do twojego życia, ale bardziej niż wszystkiego innego chcę, żebyś była ze mną w Australii. Jestem ciągnięta w dwóch kierunkach. Ten mężczyzna jest w moim sercu i część mnie chce rzucić wszystko i w tej chwili wsiąść do samolotu lecącego do Australii. Ale jest też inna część- ta, która krzyczy na mnie, żebym pamiętała o ośmiu latach ciężkiej pracy zainwestowanej w moją karierę muzyczną. W końcu osiągam sukces i zapłaciłam za niego okropnie wysoką cenę. Nie jestem gotowa na porzucenie mojej kariery. Ale nie jestem też gotowa pozwolić Jack’owi Hennry’emu na odejście z mojego życia. Boję się powiedzieć mu, że nie mogę pojechać do Australii, bo to może oznaczać, że znowu go stracę. Nie jestem pewna czy przeżyłabym to po raz drugi. Myślę, że widzi toczącą się we mnie wojnę i kładzie dwa palce na moich ustach.- Nic jeszcze nie odpowiadaj. Nie oczekuję, że podejmiesz decyzję w tej chwili. Potrzebujesz czasu na rozważnie co przeprowadzenie się dziewięć tysięcy mil stąd oznaczałoby dla twojego życia. Nie tylko teraz, ale też za kilka lat. Zeszłej nocy powiedział mi, że już nigdy nie chce być z dala ode mnie. Dzisiaj mówi, że należymy do siebie. Na zawsze. Jakby sugerował, że się pobierzemy, ale nie mówi tych dokładnych słów. - Udało mi się tak wszystko poustawiać, że mogę być z dala od winnic przez kolejne cztery tygodnie. Bardzo chcę, żebyśmy przeznaczyli ten czas razem i zdecydowali, co dalej. Cały miesiąc razem. Nie wyobrażam sobie lepszego spędzania czasu.- Oczywiście. Chcę spędzić z tobą każdą minutę kolejnych czterech miesięcy.
106
- To dobrze. Miałem nadzieję, że to powiesz. Opiera czoło o moją pierś.- Mamy przed sobą wiele rozmów przez kolejne kilka tygodni, ale to nie ja będę je inicjował. Poczekam aż będziesz gotowa na rozmowę. Całuję czubek jego ciemnej głowy.- Dziękuję, że jesteś taki cierpliwy. - Ja wiedziałem od trzech miesięcy, że cię znajdę. To wiedziałaś przez jeden dzień. Zdaję sobie sprawę, że mój przyjazd był niespodziewany i robiłaś plany, które nie obejmowały mojego pojawienia się znikąd. - Jacku Henry.- Kładę ręce po obu stronach jego głowy, aby zmusić go do uniesienia jej i spojrzenia na moją twarz.- Twój przyjazd jest niespodziewany, ale bardziej niż mile widziany. Ty, jaskiniowcu, jesteś najlepszą niespodzianką… jaka przydarzyła mi się w całym moim życiu. ***
Muzyka: Bitter:Sweet- Don’t Forget to Breathe
107
Rozdział Dwunasty Jack McLachlan
Kierowca musiał jechać szybciej, bo podjeżdża pod hotel przed planowanym czasem przyjazdu, a Laurelyn nadal jest naga. Schyla się po ubrania i bieliznę, przeklinając. - Wyglądam jakby ostro mnie ujeżdżano, jak zmokła kura. Nie mogę się powstrzymać.- Z pewnością zadziało się tutaj ostre ujeżdżanie i muszę powiedzieć, że za każdym razem byłaś dość mokra. - To nie jest śmieszne. Chłopcom wystarczy jedno spojrzenie na mnie i będą dokładnie wiedzieli, co robiłam. To bardzo mi odpowiada.- Na to liczę. Przynajmniej ten fagas Charlie się odczepi. - Charlie wie jak bardzo cię kocham i cieszy się, że jestem szczęśliwa. Nawet, jeśli to oznacza, że nic nigdy między nami nie będzie. To taki rodzaj faceta, więc proszę, nie bądź dla niego niemiły. W ogóle nie przypomina Bena. - Nie martw się. Nie przyniosę ci wstydu moim Neandertalczykiem.- Być może. Może nie będę walił się po piersi ani ciągał Laurelyn za włosy, ale wyjaśnię, że jest moja, żeby nie było nieporozumień. - Dziękuję. Jeszcze raz przegląda się w lusterku i próbuje wygładzić włosy.- Do diabła. Dobrze, że jesteśmy wcześniej niż się spodziewałam, bo będę musiała zacząć od początku. - Kochanie, wyglądasz pięknie. - To cię cieszy, co? Podoba ci się, że wyglądam jak kocmołuch z całym makijażem startym przez twój zarost i włosami, które wyglądają tak jakbym tarzała się po tylnym siedzeniu. Popycham ją żartobliwie na siedzenie i kładę się na niej.- Masz cholerną rację. Chcę, by wiedzieli, że pieprzyłem cię przez całą drogę tutaj i moja sperma nadal jest w tobie, więc ani do głowy im nie przyjdzie, żeby węszyć wokół ciebie- sięgam pod jej spódniczkę, żeby
108
pomasować ją między nogami. Czuję mokre miejsce, w którym moje nasienie wypłynęło na jej majtki.- Pamiętasz, co ci powiedziałem o tej części twojego ciała? - Tak. - Powiedz to.- Chcę usłyszeć na dowód tego, że nie zapomniała. - Nikt inny nie dotyka mnie tutaj. Uwielbiam słuchać jak to mówi.- A dlaczego nikt inny nie może cię tak dotyać? - Bo należę do ciebie i do nikogo innego.- Pragnę tych słów od niej. Odsuwam jej majtki na bok i wkładam w nią palec.- A to znaczy, że to jest moje. Przewraca oczami, uśmiechając się i mówi mi, że lubi tą zaborczość, którą czuję wobec niej. - Czasami potrafisz być bardzo prymitywny. - Ale kochasz każdą niegrzeczną rzecz, którą robię czy mówię. Prycha dramatycznie.- Taa, lubię. Więc no... przyznałam to. Zadowolony? Nie ma pojęcia.- Tak. Bardzo. - To dobrze. A teraz pozwól mi wstać, bo muszę przygotować się do koncertu. Zostawiam całusa na jej policzku.- Tak, proszę pani.
Ta lokacja jest inna niż audytorium, w którym zeszłego wieczoru grała Laurelyn i jej zespół. Wygląda jak stary teatr, fotele mają kształt podkowy, a pusty parkiet jedynie przed samą sceną. Tłum na parkiecie szybko rośnie, więc wybieram miejsce na podwyższeniu, w pierwszym rzędzie foteli, najbliżej sceny, żeby być w stanie widzieć występ bez walki z tłumem. Występ ma się zaraz zacząć i jestem pod wrażeniem liczby osób, która zebrała się, żeby zobaczyć Southern Ophelia. Ci ludzie czekają, by usłyszeć śpiew mojej dziewczyny i dociera do mnie jak szybko trafiła na szczyt. Nie staje się gwiazdą; ona już nią jest. Nie mam pewności, gdzie to stawia mnie w jej życiu. Jestem pewien, że o wiele łatwiej było kochać mnie i bawić myślą o mieszkaniu w Australii, kiedy nic nie czekało na nią w domu, ale teraz to co innego. Ma to wszystko- zespół z ludźmi, którzy na nią liczą, karierę i fanów. Obserwuję jak parkiet zapełnia się, kiedy Laurelyn i zespół zaczynają grać. Wtedy coś
109
staje się dla mnie bardzo jasne: to jest jedynie mała porcja jej przyszłego gwiazdorstwa i to śmiertelnie mnie przeraża. Boję się, że pokocha blichtr i blask tego życia i w końcu wybierze je ponad mnie. Chcę, żeby Laurelyn odniosła sukces, na który zasługuje, bo ją kocham, ale nie kosztem naszego wspólnego życia. Właśnie dlatego w ciągu kolejnego miesiąca muszę pokazać jej dlaczego powinna wybrać nas, a nie to życie. Jeśli to robi ze mnie samolubnego drania, to trudno. Mogę z tym żyć, tak długo jak będzie ze mną, a nie dziewięć tysięcy mil ode mnie. Wygląda na to, że Charlie dzisiaj odczepił się od Laurelyn. Nie pieprzy jej wzrokiem, kiedy śpiewają, więc zdaje się, że otrzymał wiadomość. Ale nie mogę pobić faceta za próbowanie. Laurelyn jest smakowitym kąskiem. Kiedy kończą grać to, co wydaje mi się ostatnią piosenką, chłopaki opuszczają scenę, a Laurelyn siada na stołku pośrodku sceny, pod światłami. Puszcza oko w moim kierunku, gdy wydobywa akordy ze swojego Martina i pochyla się w stronę mikrofonu. - Napisałam tę piosenkę podczas bardzo mrocznego okresu w moim życiu. Właśnie rozstałam się z mężczyzną, którego kochałam i myślałam, że już nigdy więcej się nie zobaczymy. Opowiada o rzeczach, które bym mu powiedziała, gdyby wrócił do mnie. Cóż, w końcu się tak stało i ta piosenka jest dla niego. Nazywa się "Kochana przez Ciebie".
Byliśmy sobie kompletnie obcy Sprowadzeni razem ręką przeznaczenia Byłeś potężną falą Obmywającą mnie w piasku Wciągnąłeś mnie w siebie Z bezpiecznego brzegu I to, czego chciałam Stało się czymś o wiele większym
Teraz chcę tylko, żebyś mnie pragnął I teraz chcę tylko, żebyś mnie potrzebował Moje serce błaga tylko o to, żebyś je kochał
110
We wzburzonej wodzie Szczęśliwie tonęłam w tobie I w ciszy podczas sztormu Moja miłość do ciebie rosła Ale teraz wybierasz Dać mi odejść I każdego dnia jest coraz ciężej Nie pokazać bólu
Bo chcę tylko, żebyś mnie pragnął I chcę tylko, żebyś mnie potrzebował Moje serce błaga tylko o to, żebyś je kochał
Moje serce powoli liczy dni Każdy z nich zbliża nas do rozstaju dróg I martwię się tym jak się pozbieram Kiedyś stoisz za każdą moją piosenką
Bo chcę tylko, żebyś mnie pragnął I chcę tylko, żebyś mnie potrzebował Moje serce błaga tylko o to, żebyś je kochał
Laurelyn kończy i mówi bezdźwięcznie.- Kocham cię.- Potem całuje palce i wyciąga rękę w moim kierunku. To kompletnie zdziecinniałe, ale nie powstrzymuje mnie przed wyciągnięciem ręki jakbym chciał złapać jej pocałunek i przykładał go do ust. Wyglądam jak cipa, ale co mogę powiedzieć? Miłość sprawia, że robisz śmieszne rzeczy, a łapanie powietrznego pocałunku z pewnością podpada pod tą kategorię. - Koleś, czy ona właśnie dmuchnęła buziaka w twoją stronę?
111
Siedziałem obok faceta przez cały koncert i nawet nie spojrzałem na niego aż do tej chwili. - Taa. A teraz dostanę prawdziwego. Widzę zaskoczenie w jego oczach i to uprzytamnia mi jak wielką gwiazdę widzą, patrząc na Laurelyn.- Wow. Wokalistka Southern Ophelia jest twoją dziewczyną? Ale super. Dziewczyna nie wydaje si być odpowiednim słowem na to, kim jest dla mnie.- Jest więcej niż moją dziewczyną. - Ekstra. Powiedz jej, że to był niesamowity koncert. Idę do miejsca, gdzie miałem się z nią spotkać po występie i czeka tam na mnie, tak jak obiecała. Przyciągam ją do siebie i całuję w policzek.- Kochanie, nie przestajesz mnie zaskakiwać. - Podobała ci się? Podejrzewam, że chodzi jej o piosenkę, którą dla mnie zaśpiewała.- Podobała? Do diabła... uwielbiam ją. - Wiesz, że pisałam o tobie. I tak myślę. - Wiem. I ja też tak się czuję w stosunku do ciebie. Wracajmy do pokoju, żebym mógł ci pokazać jak bardzo. Robi minę, która mówi mi, że nie ma szans.- Zespół zawsze spotyka się po każdym występie, żeby przedyskutować jakiekolwiek wpadki. Muszę iść do pokoju Charliego. To nigdy nie trwa dłużej niż kwadrans. Pójdziesz ze mną? Chciałabym, żebyś poznał chłopaków. Kurwa, nie. Nie chcę iść do pokoju Charliego, ale jeszcze bardziej nie chcę, żeby Laurelyn poszła tam beze mnie.- Jasne, jeśli tego chcesz. Chyba czuję jak poziom mojego testosteronu zwiększa się, gdy zbliżam się do pokoju, gdzie mam się spotkać z kolesiami, z którymi Laurelyn była tak blisko podczas ostatnich trzech miesięcy. Wiedza, że jeden z nich coś do niej czuje, nie uspokaja moich instynktownych tendencji jaskiniowca. Chcę zapewnić go, że jest moja i nie dla niego. Laurelyn zatrzymuje się zanim wchodzimy do środka i kładzie ręce po bokach mojej twarzy.- Jesteś spięty, ale nie powinieneś być. Ci faceci są dla mnie jak bracia. Chyba zapomniała, że mam siostrę i nigdy nie rozważałem pocałowania jej w sposób, który widziałem zeszłej nocy.- Tylko przez jednego się spinam, przez tego, który cię całował. Przesuwa ręce po moich policzkach aż docierają do linii szczęki. Przejeżdża palcami po mojej lekkiej brodzie.- Musisz o tym zapomnieć.
112
Łatwiej powiedzieć niż zrobić.- On i ja dogadamy się, jeśli się odczepi. - Już to zrobił, więc nie powinno być żadnego problemu. Prawda? Używa swoich rąk, by poruszyć moją głową z boku na bok.- Powiedz: "Nie, Laurelyn. Nie będzie żadnego problemu z Charliem." - Nie, Laurelyn. Nie będzie żadnego problemu z Charliem.- Zabiera ręce z mojej twarzy, a ja dodaję.- Tak długo aż będzie trzymał łapy z daleka od ciebie. Przewraca oczami i kręci głową.- Chodź. Miejmy to już za sobą, żebyś zobaczył, że nie ma żadnego zagrożenia. Członkowie zespołu siedzą przy stole, kiedy wchodzimy do pokoju Charliego, ale kiedy widzą, że jestem z Laurelyn, mamy ich pełną uwagę.- Hej wszystkim. To jest Jack i chciałam go przyprowadzić, żeby was poznał, bo będziecie często go widywali przez kolejne kilka tygodni. Ich menadżer, Randy, przedstawia się pierwszy. Potem PJ i Ryan. Charlie jest ostatni. Najpierw myślałem, że to dlatego, bo mnie ocenia, ale potem wstał, by wyciągnąć do mnie rękę i nie wyczuwam żadnego rodzaju konfrontacji.- Laurelyn dużo mi o tobie opowiadała, więc dobrze cię w końcu poznać. Gdybym chciał być fiutem to mógłbym poskładać te słowa jako kod czegoś innego- że może to, że Laurelyn dużo mu o mnie mówiła oznacza, iż mu się zwierzała. Albo zaznacza, że dobrze mnie w końcu poznać, bo nie było mnie w pobliżu. Ale w tym wypadku raczej nie chodzi ani o jedno ani o drugie. Patrzy mi w oczy jak mężczyzna mężczyźnie i ogóle nie czuję od niego wibracji Bena. - Ciebie też dobrze poznać. - Nasza dziewczyna dobrze się dzisiaj spisała, prawda? Zdziwienie- właśnie to czuję, bo nie czuję się ani trochę urażony, kiedy Charlie mówi o Laurelyn jak o naszej dziewczynie tak jakby była częściowo jego. Od razu straciłbym kontrolę gdyby Ben nazwał ją tak przy mnie.- Tak. Jest raczej niesamowita. Czas bardzo szybko mija i w końcu zostajemy dłużej niż piętnaście minut. Nie mam nic przeciwko, bo co zaskakujące, wszyscy są spoko. Spodziewałem się, że będę chciał jak najszybciej się stamtąd wydostać, ale kończy się na tym, że to Laurelyn nakłania mnie do wyjścia, bo jest już późno i jest zmęczona.
113
Dopiero, gdy wychodzimy, dociera do mnie, że pokój Laurelyn- nasz pokój- jest tuż obok. Byłem okej ze wszystkim innym, ale to mi się nie podoba. Wsuwa kartę w slot i zapala się zielone światełko dostępu.- Ostatni raz mieszkamy obok nich. Wchodzimy do pokoju, kiedy się odzywa.- Zawsze meldują nas razem. Dlaczego to problem skoro nie musimy dzielić z nimi pokoju? Drzwi zamykają się, a ja przekładam ją sobie przez ramię i zanoszę do naszego łóżka. Rzucam ją na łóżko.- Bo nie pieprzymy się łagodnie i cicho. Pieprzymy się ostro i głośno. - I nie chcesz, żeby było mi wstyd, bo mogą nas usłyszeć? Nie o wstydzie myślałem.- Ujmijmy to tak: Nie jestem zainteresowany, żeby któryś z nich walił sobie konia przez dźwięki nas pieprzących się w pokoju obok. Marszczy nos.- Fuuj. - Dokładnie. Jeśli usłyszą dźwięki, które z siebie wydajesz, nie ma nadziei, że jeszcze kiedykolwiek spojrzą na ciebie bez wizualizowania sobie, co wtedy robiłaś. Zaufaj mi, kiedy mówię, że najlepiej jak to będzie ostatni raz, gdy mieszkamy tak blisko. Kiedy wyciągam koszulę ze spodni i sięgam po górny guzik, Laurelyn przesuwa się do swojej torebki na łóżku.- Zaczekaj. Mam pomysł.- Sięga do środka i wyciąga telefon.- I potrzebujemy do tego odpowiedniej muzyki.- Rozpoczyna się piosenka, a ona szczerzy się diabelsko, mówiąc. - „Addicted” Saving Abel jest idealna do tego, co dla mnie zrobisz. - A co dla ciebie zrobię? Przesuwa się na górę łóżka i siada przy wezgłowiu.- Zrobisz dla mnie striptiz, a ja będę patrzyła. Ja, robiący striptiz, to będzie dla nas coś nowego.- Taak? - Mhm… tak. Robiłam go dla ciebie za każdym razem, kiedy prosiłeś i niezliczoną ilość razy, kiedy nie prosiłeś. Więc teraz ja proszę, a ty robisz. Jestem dość pewien, że lepiej nie odmawiać, jeśli jeszcze kiedyś chcę zobaczyć jak tańczy, więc zaczynam tańczyć i rozpinać koszulę.- Lepiej przygotuj dla mnie banknoty, kochanie. *** Muzyka: Saving Abel- Addicted
114
Rozdział Trzynasty Laurelyn Prescott
Nie spodziewałam się, że pójdzie na taniec dla mnie- a przynajmniej nie bez debaty. Jestem zdziwiona, że tak łatwo się zgodził- może trochę za łatwo- ale nie dbam o to. Wygląda tak cholernie gorąco, kiedy to robi… płonąco gorąco. Obraca się do mnie plecami i obserwuję jak idealnie porusza się w rytmie muzyki, zdejmując koszulę i rzucając ją przez ramię. Ląduje przy moich nogach, więc podnoszę ją do nosa. Pachnie przepysznie, tak jak on. Jego ręce leżą na karku, gdy wygina miednicę w przód w tempie piosenki. Z tyłu widzę tylko ruch jego pięknego tyłka i wyobrażam sobie jak wygląda, kiedy wbija się pomiędzy moimi nogami. Obraca się twarzą do mnie i kładzie dłonie na swojej piersi. Zsuwa je w dół, okręcając biodra do muzyki. Gdy jego ręce docierają do krocza, wyciąga je lekko w przód i używa jako ściany, o którą się obija i ociera. - Ooo, to mi się podoba. Śmieje się, mówiąc.- Podobałoby ci się o wiele bardziej, gdybym robiłbym to pomiędzy twoimi nogami. Jego obietnica wysyła przypływ gorącego pożądania prosto do miejsca, o którym mówi. - Przygryź wargę, kiedy to robisz.- Uśmiecha się krzywo, ale robi jak każę.- Mmm, to seksowne, ale myślę, że już czas, żebyś pozbył się tych spodni. Jesteś za bardzo ubrany jak na striptizera. - Tak, proszę pani- mówi. Sięga do rozporka.- Dla ciebie wszystko. Skopuje buty, a potem zsuwa jeansy bez bokserek. To chyba pierwszy raz, jaki pamiętam, kiedy jedno znika bez drugiego, ale tutaj chodzi o kuszenie i przedłużanie. Chce, żebym oszalała z pożądania. Jak na razie przynosi to duży sukces.
115
Kiedy ma na sobie już tylko bokserki, widzę dowód na to jak bardzo jest podniecony. Gdy zauważa, że to widzę, uśmiecha się kpiąco i powoli zsuwa bieliznę po swoim wzwodzie, zanim skopuje je do spodni. Kładzie ręce na tyle głowy i wygina biodra w przód do muzyki, znowu przygryzając wargę.- Jestem tutaj jedyną osobą, która nie jest za bardzo ubrana. - Chyba masz rację- zgadzam się, unoszę się na kolanach i ściągam sukienkę przez głowę. Klęczę na łóżku w samym biustonoszu z różowej koronki i majtkach od kompletu.Lepiej? - Już prawie. Sięgam za siebie i odpinam biustonosz. Pozwalam ramiączkom zsunąć się po moich ramionach, trzymając miseczki w miejscu. Jego oczy tlą się, kiedy czeka aż reszta spadnie. Obserwuje mój każdy ruch, gdy w końcu uwalniam moje piersi z więzienia. - Czy mówiłem ci już jakie masz piękne piersi? Kręcę głową, czołgając się na kraniec łóżka.- Nie. Gdy jestem już w jego zasięgu, bierze je w ręce i przesuwa kciukami po moich sutkach.- Są idealne w każdy sposób. Wszystko w tobie jest. Przyciąga mnie bliżej i całuje moją szyję w załamaniu, gdzie spotyka się z moim ramieniem. - Nie jestem idealna. Sunie ustami niżej i ma zamiar wziąć mój sutek do ust, kiedy spogląda w górę i napotyka mój wzrok.- Dla mnie jesteś. Wsuwam palce w jego gęste włosy, gdy czuję jak jego język zatacza kółka wokół sutka. Jego ręka pieści moją drugą pierś, a kciuk naśladuje ruch języka. Odchylam głowę do tyłu i jęczę, wyginając się, by być bliżej jego ust. Jego dłoń zostawia moją pierś i czuję jak jego ręce lądują na moich biodrach i ściągają w dół moje majtki. Podnoszę kolana po kolei i zsuwa różową koronkę po moich łydkach i stopach. Kiedy rzuca je na podłogę, obejmuję go ramionami i podnosi mnie z łóżka. Oplatam go nogami w pasie, ale szybko opuszcza mnie z powrotem na łóżko, sam dalej stojąc przy łóżku. Podnosi moje stopy, żeby założyć sobie na ramiona moje zgięte kolana. Chwyta mnie za biodra i ciągnie je aż jego twarz znajduje się między moimi nogami. Wiem, co zrobi, ale nigdy nie robił tego w taki sposób. Jestem podekscytowana tym jak to będzie. Jego ręka jest rozłożona na moim brzuchu i wędruje pomiędzy moje piersi. Czuję rytm jego ciepłego oddechu pomiędzy moimi nogami. Zapala fale łaskotek i nie mogę
116
powstrzymać mojej wewnętrznej reakcji, wiję się w oczekiwaniu.- Ktoś wie, co ją czeka i chyba robi się trochę niecierpliwa. Niecierpliwa to niedopowiedzenie. Zdesperowana byłoby lepszym terminem na to, co czuję.- Zacznę krzyczeć, jeśli nie położysz na mnie swoich ust. - Mówisz, że będziesz krzyczała, jeśli tego nie zrobię. Ja mówię, że będziesz krzyczała, jeśli to zrobię- drażni się. Nie spuszcza wzroku z moich oczu, gdy jego język przesuwa się wolno w górę mojego centrum. Oblizuje usta i mówi.- Zawsze taka słodka. Kocham smakować cukier poniżej twojego pasa. O rety. Jest w trybie świntuszenia. To oznacza, że doprowadzi mnie do orgazmu jeszcze szybciej. - Potrzebujesz czegoś, co osłodzi twoje rozpustne usta. - Uwielbiasz moje wulgarne usta, zwłaszcza, kiedy robią to- przyciska je do mnie i czuję ich ssanie dokładnie tam, gdzie najbardziej tego potrzebuję. Na zmianę liże i ssie, zostawiając mnie w intensywnej, boskiej rozkoszy. Za każdym razem, gdy doprowadza mnie niewiarygodnie blisko krawędzi, jakoś wyczuwa, że jestem na skraju i sprowadza mnie w dół. To tak jakby być w środku euforycznego przeciągania liny i jest to jedna z najwspanialszych rzeczy, jakich doświadczyłam. I najbardziej frustrujących, bo nie pozwala mi dojść. - Aach… aach… robisz to celowo. - Co robię celowo?- mówi to tak jakby był niewinny i nie miał pojęcia, o co mi chodzi. - Wiesz, co robisz. Zabraniasz mi dojść. Mruży oczy.- Więc jesteś gotowa skończyć? - Tak- mówię tak nisko, że brzmi to jak szept. Jestem zdesperowana. - Więc powiedz to, jak jedne rozpustne usta do drugich. Powiedz mi, co chcesz, żebym zrobił, abyś doszła, a zrobię to. Trzyma mój orgazm jako zakładnika, żeby dostać to, czego chce.- Kochasz słuchać sprośnych rzeczy z moich ust. To cię podnieca, co? - Taa. Cholernie to kocham. A szaleję szczególnie wtedy, kiedy mówisz mi, co chcesz, żebym ci zrobił. W porządku. Był ze mną szczery, więc ja też powinnam. To jest coś, co lubi, a ja chcę, żeby był zadowolony. Mówiąc mu czego chcę, też jestem zadowolona, więc zsuwam rękę pomiędzy moje nogi i dotykam się.- Chcę, żebyś ssał mnie dokładnie tutaj tak długo aż jedyną rzeczą, jaką będę w stanie zrobić, będzie krzyk, bo dochodzę tak mocno.
117
- To było gorące, kochanie. Rzucę cię na cholerne kolana. Sięgam do czubka jego włosów i przyciągam jego twarz w dół.- Więc pieprz mnie ustami i nie przestawaj dopóki nie zacznę krzyczeć. Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałam. Dopóki nie czuję jak jego usta spełniają moje rozkazy i wiem, że to zrobiłam.- Och… och… och, to tak cholerni przyjemne, ale użyj palców. Chcę to czuć w środku i na zewnątrz.- Jeden, a potem dwa palce zaczynają wsuwać i wysuwać się ze mnie. Ssie tak mocno, żeby zostawić malinkę na moich dziewczęcych częściach i jestem tak bliska orgazmu, że moje oczy cofają się do wnętrza głowy. Ściskam w pięść jego włosy i ciągnę lekko. - Och… ach… kuuuurwa!- krzyczę, gdy ssie moją pochwę. Moje całe ciało napina się, kiedy czuję te drgawki wewnątrz mnie. Och, jak ja tęskniłam za tymi drgawkami spowodowanymi Jack’iem Henry’m. Nic się im nie równa. Uwierzcie mi- ja, ja i ja próbowałyśmy. Rozluźniam moje napięte mięśnie, gdy Jack Henry zdejmuje moje nogi ze swoich ramion. - Cholera, kochanie. Wszyscy na tym piętrze, łącznie z tym nad nami i pod nami, słyszeli jak się rozpadasz. - Czuję zbyt dużą błogość, żeby mnie to obchodziło- mówię mu, gdy odsuwam się od krawędzi łóżka. Łapię go za szyję i zabieram ze sobą. Nie chcę przeżyć kolejnej sekundy bez czucia jego ciała przy moim. Upada na mnie mocno, gdy moje plecy uderzają w materac.- Przepraszamprzeprasza, gdy sięgam do jego tyłka i klepię go rękami, a potem ściskam pośladki i przyciągam go mocno pomiędzy moje nogi.- Co w ciebie wstąpiło? Ocieram się moimi dziewczyńskimi częściami o jego nie tak dziewczyńskie części.Mam nadzieję, że to ty we mnie wstąpisz. - Mała, jeśli nie będziesz się pilnowała, to zacznę wierzyć, że jesteś ukrytym amatorem świntuszenia. - Może byłam, ale wychodzę z szafy- obejmuję ręką jego twardego członka i przesuwam ją w górę i w dół.- A teraz, skoro już mowa o wychodzeniu… - Ooch, podoba mi się to.
118
Trzęsę się, bo tak bardzo chcę poczuć go w sobie, że przesuwam jego erekcją po moich wilgotnych wargach, żeby zachęcić go do wejścia.- No, Jack’u Henry. Pieprz mnie. Proszę. Wpycha się we mnie bez żadnego ostrzeżenia i tracę oddech na to nagłe wtargnięcie. Chcę go w sobie szybko i mocno. Kiedy już przyzwyczajam się do jego wsuwania i wysuwania, zaplatam nogi wokół jego pasa. Używam go, by nakłonić go do mocniejszych pchnięć.- Jesteś dzisiaj niezaspokojona- mówi, gdy wychodzi ze mnie i staje przy łóżku. Chwyta moje kostki i przyciąga mnie tam, gdzie stoi.- To nie działało na żadne z nas. Obróć się, żebym mógł przelecieć cię w odpowiedni sposób. Zsuwam się z łóżka aż moje stopy sięgają podłogi. Okręcam się i pochylam, żeby przycisnąć twarz do poduszki, bo wiem, że znowu doprowadzi mnie do krzyku. Chwyta moje biodra i ściska je zanim odciąga je do tyłu, by włożyć we mnie swojego członka. Staję na palcach, żeby złagodzić naszą różnicę wzrostu.- Tak, właśnie tutaj. Właśnie tak. Łapię poduszkę i gryzę ją, gdy mocniej się we mnie wbija, ale wiem, kiedy jest blisko. Dobrze poznałam jego ciało i zawsze zwalnia pchnięcia, gdy zbliża się do końca, bo próbuje przedłużyć rozkosz. Ale jego orgazm zawsze przejmuje kontrolę- i tak jest także tym razemgdy wchodzi we mnie mocno i wykrzykuje moje imię. Uwielbiam odgłos mojego imienia wydobywającego się spomiędzy jego zaciśniętych zębów. - Nie masz pojęcia jak seksownie wyglądasz, taka pochylona, z moim fiutem nadal w tobie. - Zdecydowałam, że zrobię sobie tatuaż na dole pleców, z napisem „Masz szczęście”. Wychodzi ze mnie i pochyla się, żeby pocałować wgłębienie moich pleców zanim przejeżdża po nim językiem.- Żadnego atramentu tutaj. Nigdy! To by mi wszystko popsuło. Wiem, że kocha dolną część moich pleców, ale czy tatuaż naprawdę by mu ją zepsuł? - Naprawdę? - Jestem poważny- jego głos jest surowy.- Nawet o tym nie myśl, bo potraktuję twój tyłek jak jaskiniowiec. - Myślałam, że właśnie to zrobiłeś. - Mówię o innym rodzaju jaskiniowca, kochanie.- Przesuwa ręką po wgłębieniu, które dopiero co polizał.- O takim, który by ci się nie spodobał- słyszę powagę w jego słowach. Był
119
taki czas, gdy Jack Henry pokazał mi ukrytą w nim bestię. Nie za bardzo mi się podobała i nie mam zamiaru jej prowokować. ***
120
Rozdział Czternasty Jack McLachlan
Zabiłoby mnie, gdyby oznaczyła atramentem moje miejsce. Kocham tatuaż wokół jej kostki i kolczyk w pępku, ale myślę, że już wystarczy. Żadnego więcej atramentu ani dziur na jej ciele. Klepię ją żartobliwie po biodrze.- Wchodź na łóżko, żeby mógł cię przytulić zanim zaśniesz i mnie odepchniesz. Czołga się na rękach i nogach w stronę wezgłowia.- Nie odepchnęłam cię zeszłej nocy. - Nie odepchnęłaś, bo tak długo byliśmy osobno, ale znam cię i tak będzie. Lubisz swoją przestrzeń i nie pozwolisz mi w niej być, kiedy przyjdzie czas na spanie. Kładę się, a ona wtula się w swoje zwyczajowe miejsce, głowa na moim ramieniu, noga przerzucona przeze mnie.- Wiesz, że mamy odwrócone role, prawda? To facet zazwyczaj nie chce spać na łyżeczkę, a laska chce być tulona.- Nie wstydzę się przyznać, że wykreowało się u mnie dużo dziewczęcych zachowań, kiedy chodzi o nią.- Wiem o tym, ale nie mogę nic na to poradzić. Kocham mieć cię blisko. Chcę twojego dotyku przez cały czas. Nie chcę, żebyś znowu mi się wymknęła. - Nigdzie się nie wybieram. Już kiedyś mi to powiedziała.- Obiecałaś mi, że nie wrócę do domu, by odkryć, że cię nie ma, ale tak się stało. Jej palec rysuje niekończący się wzór na mojej piersi.- Nasze okoliczności były inne, kiedy złożyłam tą przysięgę. - Wróciłem po ciebie tego dnia, gdy wyjechałaś. Chciałem powiedzieć ci, że cię kocham i poprosić, żebyś została.
121
Podnosi głowę i patrzy na mnie.- Już wtedy mnie kochałeś? - Oczywiście, że tak.- Nic nie mówi i podejrzewam, że rozmyśla o tym jak inaczej potoczyłby się nasze życia, gdybym znalazł ją zamiast listu.- Zostałabyś? - Tak. Chciałam tylko tego, żebyś mnie o to poprosił. Ale nasze życia różnią się od tego jakie były, gdy zniknęła trzy miesiące temu. Nie jest tą samą osobą, a to kim jest teraz może równie dobrze powstrzymać ją przed powrotem do mnie. Całuję czubek jej głowy i milczymy. Mam przeczucie, że oboje jesteśmy pogrążeni w myślach na temat tego co mogłoby być. Gdyby wtedy została, teraz docieralibyśmy do sześciomiesięcznego znaku. Jestem pewien, że przygotowywałbym się do oświadczyn, jeśli jeszcze bym tego nie zrobił. Nie wiem. Może dalibyśmy się porwać.- O czym myślisz?- pytam, mając nadzieję, że wyobraża nas sobie jako narzeczeństwo albo może nawet małżeństwo. - O tym samym co ty. Zastanawiam się jak wyglądałoby nasz życie, gdybyśmy spędzili trzy ostatnie miesiące razem, a nie osobno. Chcę, aby była bardziej dokładna w tym jak wyglądałby teraz nasz związek.- Myślisz, że co byśmy robili? - Jestem prawie pewna, że robilibyśmy dokładnie to, co przed chwilą. Taki mamy styl.To nie do końca odpowiedź jakiej szukałem, ale wezmę ją. - Zgadzam się z tym. Dymanko wydaje się być jedną z naszych ulubionych rzeczy. Chichocze mówiąc.- Dymanko. Nie mówimy tak, ale podoba mi się. Wiesz, że Margaret nazywa to „figo- fago”? Kiedy rozmawiałem z nią zeszłej nocy, nazwała to „czymkolwiek”.- Nie byłem tego świadomy. Kiedy omawiałaś figo- fago z moją mamą? - Kilka tygodni przed moim wyjazdem, przyjechała do Avalonu zobaczyć się ze mną. Zasugerowała, że powinnam pokazać ci wszystkie powody, dla których powinieneś poprosić mnie, by została. Co zawierało także napieranie na ciebie.- Zasłania twarz rękami i znowu chichocze.- Powiedziała mi, że małe figo- fago nie zaszkodzi.
122
No do kurwy nędzy. Nie mogę uwierzyć, że moja mama kazała Laurelyn to zrobić. Jaka matka robi takie rzeczy? A, no tak, moja.- Powiedziała mi o tej wizycie. Jeśli dobrze sobie przypominam, to poszłaś za jej radą, bo ostatnie dwa tygodnie spędziłem pomiędzy twoimi nogami. Praktycznie rozbiłem tam namiot i biwakowałem. Klepie ręką moją pierś, która wydaje z siebie plaskający odgłos.- I co dobrego mi z tego przyszło, skoro nie podziałało. Podnoszę rękę i kładę ją na jej dłoni.- Podziałało. Tylko nie zostałaś na tyle długo, żebym mógł zapytać. - Teraz już wszystko byśmy o sobie wiedzieli.- Brzmi na smutną, a nie chcę tego. - Możemy nadrobić- zapewniam ją.- Co chcesz wiedzieć? Najwyraźniej to przykuwa jej uwagę, bo siada na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. To trochę rozpraszające, gdy siedzi tak z kanałem miłości patrzącym na moją twarz.- Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, dlaczego jesteś, jaki jesteś. Dlaczego jestem, jaki jestem? To niejasne pytanie, które może być interpretowane na wiele sposobów.- Wszyscy naukowcy zgadzają się, że to genetyka jest odpowiedzialna za to jaki jestem. Połowa mojego DNA pochodzi od matki, a oboje wiemy jaka jest nieprzewidywalna, a druga połowa od mojego ojca. Sięga i szczypie mnie w sutek. Żartobliwie, ale boleśnie.- Wiesz, że nie o to mi chodzi, mądralo. Margaret i Henry nie zrobili ci tego. Chwytam jej rękę, żeby ją odciągnąć, ale zaciska uścisk.- Auu… auu… Ok, o której części tego jaki jestem mówisz? Puszcza mój sutek, a ja sięgam, żeby go pomasować. - Mówię o powodzie, z którego wybierasz zawieranie układów z kobietami. - Nie mam układów z kobietami- klaruję.- Mam normalny, kochający związek z jedną, bardzo niezwykłą kobietą- zakrywam rękami moje oba stuki, żeby je chronić, bo jestem pewien, że nie tej odpowiedzi szuka.
123
- Ale nasz normalny, kochający związek zaczął się od perwersyjnego układu- nalega. Chcę wiedzieć, dlaczego. Szlag! Naprawdę nie chcę tam iść, ale dałem jej wejście, a ona weszła. Powinienem być mądrzejszy.- Randkowanie nie było dla mnie. Od wielu lat. - Dlaczego nie? Oczywiście, że nie przyjmie tego jako odpowiedzi i wątpię czy tą też przyjmie.- Bo żadna z nich nie była tobą. - Chociaż to bardzo słodkie, to nie wyjaśnia dlaczego wybrałeś taki styl życia.- Wow. Myśli, że mam styl życia. Czy nie tak mówi się o wyborach, które uważa się za błędne? Pierwszy raz czuję, że muszę bronić się przed nią.- Miałem dwadzieścia trzy lata, kiedy zarobiłem pierwszy milion. Potroiłem to, gdy miałem dwadzieścia cztery, a kolejnego roku była to już czterokrotność. Zostałem wepchnięty w światła mediów i mój dobytek zainteresował sępy. Kobietom, które mnie otaczały, chodziło o jedną rzecz i było to bardzo widoczne. Ale była jedna, która zabrała to na tak ekstremalny poziom, że myślałem, iż już nigdy nie zaufam kobiecie. Zdaje się, że uważałem ją za moją dziewczynę, bo była jedyną kobietą, z którą uprawiałem seks.- Przeszłość to przeszłość, ale mówienie Laurelyn o pieprzeniu innej kobiety nie wydaje się właściwe.- Jesteś pewna, że chcesz to wiedzieć? - Tak. Chcę wiedzieć o tobie wszystko i chcę, żebyś ufał mi na tyle, być czuć się dobrze mówiąc mi o tym. Ufam jej i to jest jedyny powód, dla którego powiem jej to, czego nigdy nie powiedziałem innej osobie.- Myślałem, że nie chcę małżeństwa i dzieci, bo Lana była nieodpowiednią kobietą dla mnie. Ale czas mijał i zdałem sobie sprawę, że w ogóle nie chciałem być żonaty czy mieć dzieci. Lana nie chciała tego zaakceptować, więc próbowała zajść w ciążę. Myślała, że wtedy ożeniłbym się z nią. - Jak odkryłeś, co robiła? Spoglądam na sufit, bo nie podoba mi się rozmowa z nią o tym. Jest niezręczna jak cholera.- Używaliśmy prezerwatyw, a ona brała pigułki, bo byłem taki stanowczy w nieposiadaniu dzieci. Nagle wszystkie prezerwatywy, których używaliśmy, pękały. Były w
124
porządku, kiedy je zakładałem, ale pękały, gdy zaczynaliśmy.- Nienawidzę tego, że opowiadam jej o tym gównie.- To ona zawsze wyjmowała je z opakowań i zrobiłem się podejrzliwy, więc wziąłem kilka na inspekcję. Nie musiałem ich otwierać, żeby wiedzieć, co się działo; na opakowaniach były malutkie dziurki. Kiedy to odkryłem, wiedziałem, że prawdopodobnie pigułek też nie bierze, więc przeszukałem jej rzeczy i znalazłem je. Miałem rację. Laurelyn wygląda na złą.- To popieprzone. - Skończyłem z randkowaniem po Lanie. Poświęciłem się pracy i przez rok nie brałem udziału w wydarzeniach publicznych. Aż do czasu, kiedy musiałem pojechać do jednej winnicy na kilka tygodni. Gdy tam byłem, na kolacji w hotelowej restauracji spotkałem kobietę. Tylko rozmawialiśmy i było miło, bo nie miała pojęcia kim jestem. Podobało mi się to. Kolejnego wieczoru znowu wpadłem na nią niby przypadkowo, ale celowo i spędziliśmy kolejny miły wieczór. Po raz pierwszy od roku, kobieta niczego ode mnie nie chciała, ale wiedziałem, że to się zmieni, gdyby kiedykolwiek dowiedziała się kim jestem. Wtedy podjąłem decyzję, żeby zaproponować jej zostanie moją towarzyszką na kilka tygodni, bez dzieleniem się tożsamością. Nie była dwudziestokilkulatką z marzeniami o małżeństwie i dzieciach, więc się zgodziła. Mieliśmy kilka tygodni dobrej zabawy i nigdy więcej jej nie zobaczyłem. - Nie rozumiem jak kobiety mogły nie wiedzieć kim jesteś. Rozumiem, dlaczego to może ją konsternować.- Bycie bogatym sprawia, że jest się interesującym, ale nie robi z ciebie takiej sławy jak aktor czy piosenkarz. Nie było ciężko. Jeśli nie śledziły stron towarzyskich czy sekcji biznesowej w gazecie, to łatwo było mi przelecieć poza radarem. - Ale media obskakiwały cię tego wieczoru, kiedy poszliśmy do Opera Housezauważa. - Kiedy wychodzę, media mnie fotografują, zwłaszcza, jeśli jestem z kobietą, ale nie śledzą mnie, gdy się nie pojawiam. Zabranie towarzyszki w miejsce publiczne byłoby bardzo niemądre z mojej strony, jeśli chciałem zatrzymać w tajemnicy moją tożsamość, więc tego nie robiłem. Z tego powodu od wielu lat nie widywano mnie publicznie z kobietą. Teraz rozumiesz, dlaczego fotograf przed Opera House był taki gorliwy.
125
- To dlaczego ja mogłam być widziana z tobą publicznie? Nie jestem pewien czy kiedyś zrozumie różnicę między sobą, a wcześniejszą dwunastką.- Wiedziałem, że nie jesteś jak tamte w chwili, gdy po raz pierwszy na ciebie spojrzałem. I postanowiłem, że tak będę cię traktować. Przesuwa się w moją stronę i siada na mnie okrakiem. Kładzie ręce po obu stronach mojej głowy i przysuwa się bliżej. Jej włosy spadają do przodu jak welon, zamykając nas w środku.- Mogę nie być jak kobiety, które pojawiły się przede mną, ale są rzeczy, które są takie same. Chcę męża i dzieci, w liczbie mnogiej. A jeśli ty tego nie chcesz, to jest to problem. Chcę poprosić ją, żeby została moją żoną i matką moich dzieci, ale teraz nie jest dobra pora. Nie mam pierścionka ani właściwych słów. Chcę, żeby moje oświadczyny były wyjątkowe. Żeby były czymś, do czego będzie mogła wracać i zapamięta jako jeden z najcenniejszych momentów jej życia. I pewnie lepiej dla nas, żebyśmy pobyli razem więcej niż kilka dni, ale nadal chcę ją uspokoić w kwestii decyzji, które podjąłem od ostatniej razu, gdy o tym rozmawialiśmy. - Jesteś wszystkim, czego nie wiedziałem, że chcę. Za każdym razem, kiedy wyobrażam sobie moją przyszłość, zawsze widzę twoją twarz… i kilkoro małych ludzi, którzy wyglądają jak my. To zabrzmiało jak całkowita gadka laski, ale pieprzyć to! Musi wiedzieć jak bardzo ją kocham, i że chcę ją na zawsze- nie tylko na te trzy krótkie miesiące w Australii czy kolejny miesiąc, który spędzimy razem. Chcę ją na za-kurwa-wsze. ***
126
Rozdział Piętnasty Laurelyn Prescott
Przez ostatnie kilka dni było surrealistycznie. Nie mogę się na niczym skoncentrować, bo mój umysł ciągle wraca do tego, co powiedział Jack Henry- wyobraża sobie swoją przyszłość ze mną i małymi ludźmi, którzy wyglądają jak my. Wydaje się jakbym ciągle o tym myślała. Nawet teraz, kiedy jedziemy windą do pokoju Randy’ego na spotkanie po koncercie, mój umysł odpływa, gdy myślę o tym jakie byłoby nasze życie gdybyśmy byli małżeństwem i mieli rodzinę. Strzela palcami przed moją twarzą.- Kochanie, co się dzieje? Od kilku dni jesteś gdzie indziej. - Nic się nie dzieje.- Wszystko jest dobrze, do cholery. Dlaczego nie mogło tak być zanim odeszłam? Wciąga mnie w swoje ramiona.- Coś się dzieje. Nie jesteś sobą. - Kilka rzeczy zaprząta mi umysł. To jest…- przerywam, żeby dobrze dobrać słowa, ale jestem uratowana, gdy słyszę telefon Jack’a Henry’ego. - To Harold. Chyba powinienem odebrać.- Odbiera i po jego minie widzę, że coś jest nie tak. Drzwi windy otwierają się i wychodzimy, ale on zatrzymuje się na korytarzu. Widzę zmarszczkę na jego czole- tą, która pojawia się, gdy martwi się o coś.- Zaczekaj chwilęodsuwa telefon od ucha.- Jest problem w Avalonie i naprawdę muszę porozmawiać z Haroldem. Wygląda na wkurzonego. - Wszystko w porządku? - Nie. Wygląda na to, że Audrey znowu uderzyła. Co trzeba będzie zrobić, żeby ta stuknięta suka zostawiła go w spokoju?- Ok. Ja pójdę. Porozmawiaj z Haroldem, i kiedy skończę, spotkamy się w pokoju.
127
Całuje czubek mojej głowy.- W porządku, skarbie5. Skarbie. Nigdy wcześniej mnie tak nie nazwał. Podoba mi się. Kiedy wchodzę, chłopcy już są w pokoju, z piwami w rękach. Charlie wyjmuje jedno z małej lodówki, zdejmuje kapsel i podaje mi.- Dzięki. - Mam świetne wieści. Podczas koncertu w Dallas, jakaś fanka nagrała twój akustyczny numer na telefon i wrzuciła go do sieci. Rozprzestrzenił się i fani oszaleli na jego punkcie, więc myślimy, że dobrym pomysłem byłoby sprowadzić was z powrotem do studia w Nashville i nagrać go. Przez akustyczny numer rozumiem, że chodzi mu o piosenkę, którą zaśpiewałam dla Jack’a Henry’ego. Powiedział „my”. Domyślam się, że to oznacza, iż rozmawiał o występie z chłopakami i omawiają sprawy za moimi plecami. Nadal jestem nowa w tej grupie, ale nie będę znosiła podejmowania decyzji beze mnie, zwłaszcza, kiedy dotyczą moich osobistych piosenek. Chyba lepiej, żebym teraz im o tym powiedziała. Jestem taką samą częścią tego zespołu jak każdy z nich, nawet, jeśli jestem najnowszym członkiem. - Więc wszyscy zadecydowaliście o tym bez konsultacji ze mną? Charlie podnosi ręce.- Spokojnie, Laurelyn. Chłopaki i ja o niczym nie rozmawialiśmy. Słyszymy o tym po raz pierwszy, tak jak ty. - Ale Randy powiedział, że my uważamy to za dobry pomysł. - Ja jestem drugą częścią tego my- sztywnieję, gdy słyszę za sobą znajomy głos. - Chłopcy, to jest jeden z moich kumpli producentów, Blake Phillips. To był jego pomysł, żeby sprowadzić was z powrotem do Nashville na nagranie i nie mógłbym bardziej się z tym zgodzić. Ta piosenka jest gorąca, więc nadszedł czas, żeby uderzyć. Furia. To jest jedyne słowo, które opisuje to, co teraz czuję.- Ta piosenka nie była przeznaczona dla świata. Była przeznaczona tylko dla jednej osoby. - Ale nie zaśpiewałaś jej dla jednej osoby- przypomina mi Randy.- Zaśpiewałaś ją przed tłumem podczas koncertu i teraz twoi fani szaleją za nią. Ta piosenka jest osobista. Jej słowami obnażam moje serce i duszę przed Jack’iem Henry’m.- Nie chcę tego robić.
5
ang. „love”- niestety nie ma żadnego odpowiednika, który bezpośrednio oddawałby to słowo i nie brzmiał głupio, a że jest to nowe słowo u J to „kochanie” odpada.
128
Charlie, rozjemca, próbuje negocjować w moim imieniu.- Randy, może powinieneś dać jej trochę czasu na przemyślenie tego. Blake uśmiecha się do mnie kpiąco i mam ochotę jeszcze raz kopnąć go w jaja.- To nie jest prośba, Laurelyn. Southern Ophelia nagra tą piosenkę. Już wszystko ustawiłem. Wiem, co myśli sobie Randy- jestem coś winna Blake’owi za to, że pozwolił mi odstąpić od kontraktu. Jestem pewna, że oni wszyscy tak myślą. I że jestem niewdzięczną suką, bo nie chcę się zgodzić na to, o co mnie prosi. Czy to się kiedyś skończy? Czy już zawsze będę wychodziła na barbarzyńcę, a Blake na chodzącego po wodzie?- Muszę stąd wyjść. Nie oglądam się, kiedy wychodzę z pokoju Randy’ego. Idę w stronę mojego pokoju na drugim końcu korytarza. Jestem podenerwowana, kiedy wsuwam kartę w slot. Muszę próbować trzy razy zanim światełko zmienia się na zielone. Otwieram drzwi i ktoś zasłania mi usta ręką od tyłu. Jestem przyciągnięta do kogoś i wepchnięta do pokoju. Słyszę kliknięcie drzwi i walczę z owiniętymi wokół mnie ramionami. Czuję ciepły oddech przy uchu, a potem słyszę szept Blake’a.- Przestań ze mną walczyć, Laurie. Chcę tylko z tobą porozmawiać. Gdzie jest Jack Henry? Mieliśmy spotkać się w pokoju, ale nie ma go. Blake mówi, że chce porozmawiać? Nie sądzę. Pod rozmowę nie podpada wpychanie do pokoju z ręką przyciśniętą do twoich ust. Mój dar lęku przemawia głośno i ostrzega mnie, że przyszedł tutaj po o wiele więcej. Gryzę jego rękę i momentalnie zabiera ją z moich ust. Jestem w stanie krzyczeć przez moment zanim wymierza mi tak mocny policzek, że dzwoni mi w uszach. Popycha mnie na łóżko i siada na mnie, rozciągając moje ramiona nad głową. Jestem lekko oszołomiona, ale to szybko mija- a przynajmniej tak myślę. - Ochh- jęczę, gdy dociera do mnie ból tej strony twarzy, w którą mnie zdzielił. - O do diabła. Przepraszam, Laurie. Nie chciałem cię uderzyć.- Wisi nade mną i ogląda moją twarz.- Obawiam się, że zostanie ślad. Jak mocno mnie uderzył skoro już wie, że zostanie siniak?- Robisz mi krzywdę. - Przepraszam- mówi puszczając moje ręce. Na przemian masuję nadgarstki, gdzie mocno mnie trzymał i mogę powiedzieć, że będą tkliwe. Zsuwa się ze mnie, kładąc na plecach, przykłada dłonie do swojego czoła i patrzy w sufit.- Boże, przepraszam. Nie zaplanowałem tego. Chciałem tylko z tobą porozmawiać.
129
Leżę w bezruchu na łóżku i przypominam sobie sposób, w jaki przycisnął mnie do mojego samochodu w studiu. Teraz mnie spoliczkował po tym jak siłą wszedł do pokoju. Nie uważałam go za zagrożenie, ale teraz widzę, że powinnam. Nie mam pojęcia, co zamierza ani do czego jest zdolny. Siada i patrzy przed siebie, gdy mówi.- Udajesz, że nic nie znaczyliśmy, tak jakbyśmy nigdy się nie wydarzyli. Masz pojęcie jak bardzo mnie to boli? Teraz wszystko staje się jasne.- Twój przyjazd tutaj nie miał nic wspólnego z nagraniem mojej piosenki, prawda? Chciałeś znaleźć sposób, żeby do mnie dotrzeć. Waha się przez chwilę zanim odpowiada.- Jesteś bystrą dziewczynką, Laurie. Może o tym zapomnieć. Nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego, nawet gdyby w moim życiu nie było Jack’a Henry’ego.- Musisz wyjść. - Nie wyjdę dopóki nie powiem ci, co czuję. Sięgam i dotykam mojej twarzy. Boli jak diabli.- To nie ma sensu. - Mylisz się- obraca się, żeby spojrzeć na mnie.- Kocham cię, Laurie i wiem, że może nam się udać. Powiedziałem Beth, że chcę rozwodu. Dlaczego to zrobił? Nawet nie jesteśmy w związku.- Mam nadzieję, że nie zrobiłeś tego dla mnie, bo to niczego nie zmienia. - Oczywiście, że zrobiłem to dla ciebie!- krzyczy na mnie. Zamyka oczy, bierze oddech zanim je otwiera i powoli wypuszcza powietrze z płuc.- Możemy to odzyskać. Wszystko, co mieliśmy. Jest pod mylnym wrażeniem, jeśli wierzy, że znowu chciałbym mieć z nim coś wspólnego.- Nie, nie możemy. Kocham kogoś innego. Obraca się twarzą do mnie na miejscu, w którym siedzi.- Kurwa, nie mogę w to uwierzyć! Powiedziałem mojej żonie, że chcę rozwodu, żebym mógł być z tobą, a ty mi mówisz, że kochasz kogoś innego?! Nie obwini mnie o to. To wszystko jego wina.- Nie powiedziałam ci, żebyś poprosił swoją żonę o rozwód. Jeśli dobrze pamiętam, to zdaje się, że kopnęłam cię w jaja i powiedziałam ci jak kiepski byłeś w łóżku. Brutalnie chwyta mnie za ramiona.- Odrzuciłem dla ciebie moje małżeństwo. Boję się, ale nie na tyle, żeby siedzieć cicho.- Nie zachowuj się tak jakbym to ja zrujnowała ci małżeństwo. Odrzuciłeś je bez mojej pomocy. A teraz, myślę, że się zasiedziałeś i czas wynosić się z mojego pokoju.
130
Popycha mnie mocno na łóżko. Chwyta moje nadgarstki i znowu przyciska je nad moją głową.- Przyszedłem tutaj po ciebie i nie wyjdę dopóki cię nie wezmę. Dopóki mnie nie weźmie? Nie od razu rejestruję, co ma na myśli dopóki nie wkłada kolana pomiędzy moje nogi i nie próbuje ich rozchylić. O Boże, nie.- Nie! Proszę, nie rób tego! Próbuje pocałować mnie w usta, ale obracam głowę i czuję jak jego szorstki zarost mocno przesuwa się po mojej twarzy i szyi.- Proszę, Blake! Przestań! - Nie bądź taka dramatyczna. Nie, żebyśmy wcześniej tego nie robili.- Łapie moje oba nadgarstki w swoją dużą rękę, a wolną przesuwa po moim ciele aż zaczyna podciągać moją sukienkę. Rzucam się, żeby zacisnąć nogi, zepchnąć go, kopnąć w jaja- zrobić cokolwiek, żeby przestał- ale nic, co robię, nie równa się jego sile. Krzyczę tak głośno jak pozwala mi na to głos, ale kiedy ktoś to usłyszy i przyjdzie tutaj, będzie za późno. O mój Boże. Zrobi mi to, a ja nie mogę go powstrzymać. Kiedy to do mnie dociera, wybucha we mnie panika. Włącza mi się tryb „walka albo ucieczka”, więc podnoszę głowę z materaca tak mocno jak mogę i uderzam tyłem prosto w jego twarz. Boli jak diabli, ale to wystarczający cios, żeby mnie puścił. Mam jedną szansę, żeby uciec. Zeskakuję z łóżka, ale łapie mnie za kostkę i posyła na podłogę brzuchem w dół. Moje ramiona są uwięzione pode mną poprzez ciężar jego ciała na moich plecach. Moja klatka piersiowa jest przyciśnięta do podłogi tak mocno, że ledwo mogę oddychać. Czuję ciepłą strużkę i wiem, że to krew spływająca mi z czoła, która wpływa do oczu i oślepia mnie. Mrugam, żeby rozjaśnić wizję. Muszę widzieć, gdzie mam uciekać, kiedy dostanę kolejną szansę, ale potem czuję jego ręce na mojej sukience i w moich majtkach. Czuję jego palce tam i szybko ciągnie za moje majtki, zsuwając je siłą z moich nóg. Moja pierś jest ściśnięta mocniej i trudniej mi zaczerpnąć oddech. Jest tak ciężko, że nie mogę już nabrać wystarczającej ilości powierza, by krzyczeć. Czuję zawroty głowy i widzę kropki przed oczami pomimo tej krwi, która mnie oślepia. Jestem przytomna- ledwo- kiedy słyszę klik zamka w drzwiach. Otwierają się i słyszę jak Jack Henry mówi, wchodząc do naszego pokoju.- Przepraszam, że tak długo to trwało, malutka. Nie miałem dobrego zasięgu w pokoju, więc musiałem…- przerywa w pół zdania, kiedy widzi scenę przed nim.
131
Czas jego reakcji jest tak szybki, że prawie nieistniejący. Kiedy już nie czuję na sobie ciężaru Blake’a, obracam się na plecy i zachłystuję, by napełnić płuca cennym powietrzem, którego ich pozbawiono. Słyszę odgłosy trzaskania w całym pokoju i dźwięki, których źródłem jest z pewnością pięść Jack’a Henry’ego, która bez ustanku wbija się w twarz Blake’a. Mam poczucie, że mija wieczność zanim jestem w stanie obrócić głowę. Widzę, że Blake się nie broni i nagle boję się jak bardzo gniew poniósł Jack’a Henry’ego. - Proszę, przestań zanim go zabijesz. Mój głos dosięga go i spogląda na mnie z odciągniętą pięścią. Upuszcza wiotkie ciało Blake’a na podłogę i biegnie do mnie.- Przepraszam, kochanie. Powiedz mi, co cię boli. - Głowa- mówię mu, gdy sięgam, by dotknąć źródła krwawienia.- I twarz. Pomaga mi usiąść na łóżku, a potem odchodzi, żeby podnieść telefon hotelowy z podłogi.- Potrzebuję karetki i policji w pokoju 3255- widzi moje majtki na podłodze i dodaje.Doszło do napaści. Po tym jak odkłada telefon, siada obok mnie i bada moją twarz.- Masz paskudną ranę na czole. Zebrało się już zbyt dużo zaschniętej krwi, więc nie wiem czy potrzebujesz szwówdotyka kciukiem boku mojej twarzy.- I zdaje się, że będziesz miała imponujące limo na tym policzku- obserwuje moje oczy.- Jesteś ranna gdzieś jeszcze? Oboje wiemy, o co pyta bez wypowiadania tych słów.- Nie. Nie zrobił tego. Przyszedłeś zanim był w stanie. Przyciąga mnie do siebie.- To on, prawda? Blake Phillips? - Taa. - Kurwa!- krzyczy wbijając pięść w łóżko.- To by się nie zdarzyło gdybym był w pokoju tak jak powiedziałem. - Nie. Nie możesz się o to obwiniać.- Kładę rękę na jego ramieniu.- To, co zrobił nie jest twoją winą. - Nie powinienem był iść na dół. Powiedziałem ci, że spotkamy się w pokoju. Powinienem był być tutaj tak jak obiecałem. Nie mogę siedzieć ani minuty dłużej w tym pokoju i patrzeć na Blake’a.- Zabierz mnie stąd. Zabiera mnie na korytarz, gdzie zsuwamy się po ścianie i siadamy na podłodze, czekając na przyjazd policji i karetki. Przytula mnie, nie odzywamy się do siebie, ale tylko
132
tego mi potrzeba, żeby czuć się bezpiecznie. Jest wszystkim czego kiedykolwiek będę potrzebowała.
To niedorzeczne jak długo zajmuje policji i szpitalowi wypuszczenie mnie. Kiedy już mogę iść, nie dbam o mój dobytek w hotelu. Nie ma tam ani jednej rzeczy, której nie mogłabym zastąpić. Chcę tylko jechać do domu. Randy odwołuje nasze występy do końca tygodnia i mówi, że ogłosimy, iż mam grypę albo coś podobnego. Wkurza mnie to i zastanawiam się czy planuje spróbować zamieść to pod dywan skoro Blake jest jego przyjacielem. Nie zrobi tego, jeśli wie, co dla niego dobre. Jack Henry wszystkim się zajął. Czeka na nas samochód z kierowcą, który ma zabrać nas z powrotem do Nashville. Jestem senna po środku uspokajającym, który dostałam na ostrym dyżurze i kończy się na tym, że przesypiam całą podróż do domu, ale cieszy mnie to. Przynajmniej sen pozwala mi nie myśleć o tym, co zrobił Blake. Czuję ulgę, gdy w końcu wchodzimy przez drzwi mojego mieszkania. Minęły tygodnie odkąd byłam w domu i tęskniłam za pobytem tutaj. Cieszę się, że Jack Henry jest ze mną. Nie jestem pewna czy mogłabym wrócić do domu, gdybym nie miała go przy sobie. Czuję się brudna- tak jakbym miała Blake’a na całym ciele- i robi mi się niedobrze. Pamiętam dotyk jego ręki pomiędzy moimi nogami, gdy chwycił moją bieliznę i drżę bezwarunkowo.- Wezmę prysznic zanim się położę. - Ok. Chciałabyś coś zjeść? Za bardzo mnie mdli, żeby jeść.- Raczej nie. Nadal jestem senna od leków, które mi podali. Po prysznicu pewnie pójdę prosto do łóżka. - Jeśli dalej jesteś odurzona, to myślisz, że to dobry pomysł z tym prysznicem? Nie chcę, żebyś się przewróciła. - Nic mi nie będzie. Zawołam cię, jeśli zrobi mi się słabo albo będę czegoś potrzebowała. Zgadza się, ale niechętnie. Idę do łazienki i zamykam drzwi, bo potrzebuję ścian między nami. Czuję nadchodzące łzy i nie chcę, żeby widział mnie w takim stanie. Już i tak czuje się okropnie, że nie było go tam, by obronić mnie przed Blake’iem.
133
Włączam prysznic i mała łazienka prawie od razu wypełnia się parą. Zdejmuję moją podartą sukienkę przez głowę i wrzucam ją do kosza na śmieci. Staję naga przed lustrem, żeby ocenić szkody. Dotykam ogromnego siniaka, który nadal formuje się na moim policzku. Jest wrażliwy. Zadrapania i niebieskie przebarwienia znaczą moje ramiona i górną część ciała. Rozcięcie na moim czole jest opatrzone klejem medycznym, przez co czuję jakbym był rozbitą szklanką, która może zostać sklejona małą ilością kleju- tylko, że w ogóle nie czuję się posklejana. Już nie mogę na siebie patrzeć, więc wchodzę pod prysznic i zaczynam próbować zmyć wydarzenia dzisiejszego wieczoru. Myję ciało kilka razy, ale to co czuję, nie chce się wyszorować. I boję się, że przez jakiś czas to się nie zmieni. ***
134
Rozdział Szesnasty Jack McLachlan
Przygotowuję łóżko, żeby czekało, kiedy Laurelyn wyjdzie spod prysznica. Pamiętam, że nie zabrała ze sobą ubrań, więc otwieram kilka szuflad w poszukiwaniu tego, co może być jej potrzebne. W górnej szufladzie znajduję biustonosze i majtki. Wiele z nich nosiła dla mnie. Podnoszę jedną parę i uśmiecham się, przypominając sobie jak w nich wyglądała. To cholernie piękne wspomnienia. Wertuję więcej szuflad i znajduję różowe spodnie do biegania, te z napisem LOVE na tyłku. Kocham te spodnie i wiem, że nosi je, kiedy zależy jej na wygodzie, więc wyciągam je. Brakowało mi tego jak w nich wygląda. Kiedy wyjmuję je z szuflady, rejestruję męski T-shirt pod spodem i momentalnie uderza mnie mdląca zazdrość. Wyciągam go, żeby lepiej się przyjrzeć i poznaję, że jest mój. Nawet nie zauważyłem, że zniknął. To odkrycie sprawia, że puchnie mi serce i jest prawie gotowe do wybuchu. Tęskniła za mną. Drzwi łazienki są zamknięte i pukam lekko zamiast wchodzić niezapowiedziany, ale nie podoba mi się to. Przestaliśmy zamykać przed sobą drzwi krótko po tym jak zaczął się nasz związek i trochę obawiam się powodu, dla którego zrobiła to dzisiaj. Nie chcę, żeby mnie odcięła. Boję się, że ten atak zmusił ją do postawienia z powrotem tych starych murów, przez które tak długo musiałem się przebijać. - Wejdź. Łazienka jest wypełniona parą, która leci na mnie, gdy tylko wchodzę.- Przyniosłem ci ubrania. - Dzięki. - Potrzebujesz czegoś jeszcze?
135
Na początku nie odpowiada i zastanawiam się czy mnie usłyszała, ale potem słyszę odpowiedź najłagodniejszym tonem.- Tak. Stoję, czekając aż powie mi czego potrzebuje, ale nie robi tego.- Czego ci trzeba, mała? - Ciebie. - Ok. Mogę posiedzieć z tobą aż skończysz.- Zamykam klapę muszli. - Nie. Potrzebuję ciebie tutaj ze mną, pod prysznicem. Przyznaję, że to niespodziewane. Właśnie została zaatakowana i prawie zgwałcona. Nie spodziewałem się, że przyszedłby jej do głowy wspólny prysznic. Może po prostu chce być blisko, żeby poczuć się bezpiecznie.- Jesteś pewna? - Tak. Nie potrafię wmówić sobie, że to normalne, ale skoro mnie o to prosi.- W porządku. Rozbieram się i odciągam zasłonkę zanim wchodzę pod gorącą wodę. Sięga po mnie i obejmuje ramionami w pasie. Kładzie policzek na mojej piersi, a woda spływa po nas. - Proszę, nie pomyśl sobie, że mi odbiło przez to, co ci powiem. - Kochanie, wiem, że ci nie odbiło. - Wiem, że to co czuję nie jest logiczne. To wszystko jest w mojej głowie, ale czuję jakbym nie mogła zmyć go z mojej skóry. Czuję się brudna. - Nie jesteś brudna, skarbie.- Myślę, że to co czuje jest całkowicie normalne. Nie wiem, co zrobić, żeby było jej lepiej. Decyduję się zrobić jedyną rzecz, która jak mi się wydaje, może jej pomóc.- Obróć się. Sięgam po szampon, gdy się odwraca i wyciskam ogromną porcję na dłoń.- Umyję ci włosy, a kiedy skończę, zmyję każdy ślad jego obecności z twojego ciała. Już nigdy nie będziesz musiała czuć go na swojej skórze. Nie mam pojęcia czy dotykanie jej jest niewłaściwe albo czy nie narobi jej więcej szkody niż pożytku. Chcę myśleć, że to dobra rzecz skoro poprosiła mnie o wspólny prysznic, ale nie będę miał pewności dopóki nie spróbuję.
136
Delikatnie masuję jej skalp, myjąc jej włosy. Słyszę jak wzdycha i biorę to za dobry znak, więc powtarzam proces z odżywką zanim przesuwam się do jej ciała. Zaczynam masować jej plecy żelem pod prysznic, bo to bezpieczne miejsce na początek. I też dlatego, że właśnie tam go znalazłem, kiedy ją atakował- leżącego na jej plecach i trzymającego jej twarz na podłodze. Znowu czuję furię, gdy widzę jego próbę zgwałcenia jej. Kręcę głową jak gdyby to miało odgonić ten obraz. Nie dzieje się tak, ale nie mogę pozwolić Laurelyn dowiedzieć się o czym myślę. To, że wyobrażam sobie atak tylko bardziej by ją zmartwiło. Odtworzyło to, co prawie się wydarzyło. Jej napięte miejsce stopniowo zaczynają się rozluźniać i to dodaje mi odwagi. Laurelyn jest lekiem, który leczy cały mój ból, więc nie wiem dlaczego wątpiłem, że ja nie działam na nią tak samo. Nadal stoję za nią, gdy przesuwam moje namydlone ręce na jej szyję. Unosi brodę i opiera głowę na mojej klatce piersiowej. Wędruję w dół jej ciała. Zataczam kółka na jej piersiach i jej sutki stają się twardymi punkcikami pod moimi palcami. Opiera się na mnie mocniej, a ja mówię mojemu rozrabiace, żeby się zachowywał, bo to nie jest odpowiedni czas. Nie słucha. Nigdy tego nie robi, kiedy chodzi o nią. I tak naprawdę nie mogę go winićjest mokra, naga i przyciska się do mnie swoim pięknym ciałem. Moje dłonie suną niżej i dotykają jej brzucha zanim próbuję powoli zbliżyć się pomiędzy jej nogi. To będzie problematyczny obszar i boję się jej reakcji. Może myśleć, że nic jej nie będzie, ale zmieni zdanie, kiedy ją dotknę. Przez to może pomyśleć o tym, co próbował jej zrobić. Wolno i ostrożnie opuszczam rękę w dół. Słyszę jak jej oddech przyspiesza. Jestem pełen obaw, niepewny czy nie zacznie panikować. Decyduję nie ryzykować i moja ręka cofa się. Nie mogę pozwolić sobie na zrobienie jej jeszcze większej krzywdy, jeśli będę kontynuował. Sięga po mój nadgarstek, gdy odsuwam rękę.- Proszę, nie przestawaj. Chcę, żebyś kontynuował- mówi zsuwając ją w dół.- Nie boję się.
137
Może ona się nie boi, ale ja tak. Lękam się, że za bardzo i za szybko na siebie naciska, bo uważa, iż musi coś udowodnić.- Nie musisz teraz tego robić. - Wiem, ale chcę, żebyś mnie dotykał. Ty i ja właśnie to robimy i muszę wiedzieć, że nie popsuł tego, co do mnie czujesz. Kurwa! Tu chodzi o mnie. Boi się, że nie będę jej chciał przez to, co zrobił? Obracam ją do siebie, żeby móc spojrzeć jej w oczy.- Kochanie, kocham cię i nikt nie może zrobić niczego, żeby to zmienić. A zwłaszcza on czy to, co ci zrobił. Zaufaj mi, kiedy ci mówię, że nigdy nie mógłbym przestać cię kochać przez coś takiego. Staje na palcach i całuje mnie, gryząc moją dolną wargę i ciągnąc ją zębami.- Musisz mi pokazać. Muszę zaufać jej słowom. Jeżeli mówi, że właśnie tego potrzebuje, to muszę jej wierzyć.- Tutaj czy w twojej sypialni? - W sypialni. Ten prysznic jest za mały na wszystko, co chcę, żebyś mi zrobił. Wyłącza wodę i odciąga zasłonkę. Wychodzi, staje na dywanie ociekając wodą i czeka na mnie. Nie jestem pewien czy moja druga stopa znajduje się już na macie, kiedy mnie obejmuje i wskakuje na mnie, żeby opleść nogami w pasie. Szczęśliwie mam szybki refleks i łapię ją pod udami zanim ląduje na swoim tyłeczku na podłodze.- Cholera, kochanie. Mogłaś mnie ostrzec. - Przepraszam. Po prostu jestem niecierpliwa. Zanoszę ją do sypialni i zimne powietrze ochładza nas. Żartobliwie rzucam ją na łóżko. Kładę się obok, pościel wchłania wodę spływającą z naszych ciał.- Właśnie spieprzyliśmy to łóżko. - Nie, jeszcze nie- mówi i przyciąga mnie na siebie. Nasze mokre ciała bez problemu ślizgają się po sobie i to ekscytujące uczucie, kiedy przesuwa się na mnie, skóra na skórze. Oplata nogami mój pas i przyciska mnie bliżej.- Chcę, żebyś pieprzył mnie tak naprawdę. Nie waż się powstrzymywać, bo myślisz, że jestem krucha. Nie jestem i się nie złamię. Styl agresywny nie jest teraz dla nas dobrym wyborem, nawet jeśli ona tak myśli.
138
- Wiem jaka jesteś silna.- Całuję jej policzek w miejscu, gdzie rezyduje nieprzyjemna pamiątka tego, co zrobił ten drań.- Nie muszę widzieć jak tolerujesz ostry seks, żeby być o tym przekonanym.- Całuję jej czoło tuż pod rozcięciem.- Niech nie chodzi o niego. Kładzie ręce na mojej twarzy i przesuwa kciukami po moich nadal mokrych kościach policzkowych.- Tak bardzo cię kocham. - Ja też cię kocham.- A teraz chcę jej pokazać jak bardzo. Przesuwam ustami po jej wargach, a ona podąża za mną w wolnym, zmysłowym pocałunku, który chcę jej dać. Wślizguje palce w moje mokre włosy na karku i czuję jak kropelki wody spływają mi po szyi. Jej ręce zostawiają moje włosy, ześlizgują się po moich ramionach i plecach, poprzez wodę niepochłoniętą przez pościel. Zrelaksowane nogi zastępują te spięte, którymi ściskała mnie w pasie. Opuszcza je i wiem, co to jest- oddaje mi kontrolę nad swoim ciałem. Wielką przyjemność sprawia mi wiedza, że ufa mi na tyle, by to zrobić. Przesuwam ręką po jej ciele aż docieram pomiędzy nogi i kładę rękę na niej. Zaczynam poruszać dłoń okrężnymi ruchami z bardzo małym naciskiem. Moje usta nadal są przyciśnięte do niej, ale żadne z nas nie koncentruje się na pocałunku. Wiem na czym chce, żebym się skupił. Dodaję coraz więcej nacisku i czuję jak jej oddech przyspiesza w moich ustach. Zaczyna unosić biodra w rytm mojej ręki i skupiam się na jej najbardziej wrażliwym miejscu. Wiem jak szybko to skończyć, ale czekam, bo chcę, by cieszyła się tym trochę dłużej. Mocniej ujeżdża moją rękę i czuję jej nagły pośpiech.- Chcesz, żebym doprowadził cię do orgazmu? - Och Boże, tak- mówi dysząc przy moich ustach. Wsuwam w nią dwa palce i kładę kciuk na powiększonej wypukłości. Na początku naciskam lekko, a potem coraz mocniej, mój kciuk przesuwa się w przód i w tył.- Zawsze się tobą zajmę, kochanie. Czuję jak jej całe ciało napina się, a potem doznaje wewnętrznych spazmów na moich palcach. Jej nogi sztywnieją, kiedy wygina plecy. Oglądanie jej w tym stanie nigdy się nie
139
nudzi. Nadal jestem pod wrażeniem tego jak mocno potrafi dojść i jaka jest piękna, kiedy to robi. Kiedy jej orgazm się kończy, uspokaja się i zerka na mnie, wiszącego nad nią.- Jesteś w tym taki dobry. Ulżyło mi, ze tak dobrze zniosła mój intymny dotyk. Jestem pewny, że dobrze zniesienie moje bycie w niej, ale nadal wolę poruszać się z ostrożnością. Przyciskam mojego członka do jej śliskich warg i obserwuję jej twarz, szukając jakiejkolwiek oznaki stresu.- W porządku? - Tak. Proszę, przestań dziwaczyć. To martwi mnie jeszcze bardziej niż to, co się stało. Nie chcę niezręczności między nami, więc teraz to ja ci mówię, żebyś trzymał go z dala od tego. Ma rację. To ja zachowuję się dziwnie i to kończy się tu i teraz. Klękam pomiędzy jej nogami i chwytam ją za kolanami, żeby ściągnąć w dół łóżka. Klepię ją po biodrze, aby podniosła tyłeczek i wpycham obie poduszki pod jej biodra zanim wchodzę głęboko w nią. Traci oddech i uśmiech się.- Tak już lepiej. Kiedy wślizguję i wyślizguję się w nią w tej innej pozycji, nigdy nie zdejmuje wzroku z moich oczu, a ja pragnę tego głębokiego połączenia, które mam z nią. To erotyczne- ale też niewiarygodnie kochające- i jest czymś, czego nie czułem z żadną inną kobietą. Nigdy. Gdy wbijam się w nią znowu i znowu, zatracam się w jej karmelowo- brązowych oczach, bo tak łatwo to zrobić, i jestem w stanie zapomnieć o wydarzeniach tej nocy. Czuję jak się buduję i potem następuje moja ulubiona część, gdy mogę wejść w Laurelyn tak mocno jak potrafię i wykrzyczeć jej imię. Kiedy kończę, zostaję w niej, bo kocham te chwile. Jestem w stanie wyobrazić sobie wszystko, kiedy jesteśmy w tym stanie. Naszą przyszłość jako mąż i żona, z naszymi dziećmi. I zawsze widzę, że ma to miejsce w Australii. Nigdy tutaj. I boję się, że to może być problem. ***
140
Rozdział Siedemnasty Laurelyn Prescott
Zasypiam w ramionach Jack’a Henry’ego. Musiało być mi dobrze, bo ani razu nie przebudziłam się w nocy. Nie ma mowy, żebym była w stanie zrobić to przed naszą rozłąką. Coś w naszym oddaleniu od siebie spowodowało tą zmianę we mnie. Przez to teraz jestem w stanie pozwolić mu wejść w moją przestrzeń, kiedy śpię. Kiedy otwieram oczy, już nie śpi. W ogóle mnie to nie dziwi.- Hej. Całuje czubek mojej głowy.- Dzień dobry, skarbie. Dobrze spałaś? Zadziwiająco tak.- Tak. Przyciąga mnie w swoje objęcia.- Widzisz? Nie tak źle mieć mnie blisko. - Nigdy nie uważałam, że to źle- wyjaśniam.- Tylko nie byłam do tego przyzwyczajona. Dobrze zniosłam ostatnią noc. Odsuwa się ode mnie.- Zniosłaś? Nie rób mi żadnych przysług, do diabła. Chyba zaczynam się na nim odznaczać, bo to jedna z moich kwestii.- Przepraszamśmieję się.- „Znieść” to słaby dobór słów. W ogóle nie o to mi chodziło.- Kładzie się z powrotem obok mnie.- Chodziło mi tylko o to, że ani razu się nie przebudziłam, więc najwyraźniej podobało mi się, że byłeś w mojej przestrzeni. W naszej przestrzeni. - Nasza przestrzeń brzmi o wiele lepiej niż twoja przestrzeń. - Zgoda. Burczy mi w brzuchu i przypominam sobie, że w mieszkaniu nie ma żadnego jedzenia, skoro nie było mnie kilka tygodni.- Nie mam niczego do jedzenia. Wątpię, żebym miała nawet tyle, by wyczarować coś na śniadanie, więc będę musiała iść po zakupy. A ty idziesz ze
141
mną.- Wskazuję na mój stolik nocny.- Otwórz górną szufladę i podaj mi notes i długopis, żebym mogła spisać listę zakupów. Wyciąga się, żeby otworzyć szufladę i pościel opada na tyle, że widzę jego kształtny tyłek. Zsuwam ją trochę bardziej, żeby mieć lepszy widok i dotykam go ręką. Nie mogę się oprzeć. Śmieje się, kiedy przekopuje szufladę.- Hmm… co my tutaj mamy? Nie obchodzi mnie, co przykuło jego uwagę, bo za bardzo cieszę się widokiem. Kiedy obraca się z powrotem do mnie, w jednej ręce trzyma fioletowy wibrator, a w drugiej Pocisk. O cholera. Kompletnie zapomniałam, że są w tej szufladzie. Zakrywam moją rumieniącą się twarz obiema rękami.- Dżentelmen udawałby, że ich nie widział. - Myślę, że już ustaliliśmy, że jestem dżentelmenem tylko na zewnątrz, nie w sypialni. Ale muszę ci powiedzieć, że czuję się cholernie spektakularnie wiedząc, iż potrzebowałaś tych dwóch chłopców na baterie, by zastąpić to, co ci robiłem. Jakby to było w ogóle możliwe.- Mylisz się, jeśli myślisz, że jakakolwiek liczba tych rzeczy kiedykolwiek mogłaby zastąpić to, co mi robisz. - Nie muszą zastępować. Mogą… ulepszyć- sugeruje. - Nie potrzebujesz ulepszania. Obraca Pocisk w ręce.- Cóż, może powinniśmy je wypróbować i się przekonać. Może ci się spodobać ulepszanie, które z nimi zrobię. Nie mam wątpliwości, że spodoba mi się wszystko, co mi zrobi przy ich użyciu.- Teraz? - Chyba, że sklep spożywczy gdzieś się wybiera. - Mądrala.- Oczywiście, że chodzi mu o teraz. Nie wiem, dlaczego pomyślałam inaczej. Jest porannym człowiekiem. I nocnym człowiekiem. I człowiekiem wszystkiego, co pomiędzy. - Ok.
142
Przesuwa się w dół łóżka.- Zamknij oczy i nie otwieraj ich. Chcę, żebyś leżała nieruchomo i całkowicie skoncentrowała się na doznaniach. Sięgam po moją poduszę i kładę ją sobie na twarzy, bo znam siebie.- Będzie mnie za bardzo kusiło, żeby spojrzeć. Czuję jak łapie mnie za tył ud i podnosi je tak, że moje stopy leżą płasko na łóżku. Rozchyla moje kolana i uderza mnie myśl, co widzi. Leżę naga z szeroko rozchylonymi kolanami, w świetle dziennym. To dlatego chciał, żebym zamknęła oczy. Wiedział, że będę się czuła nieswojo w tej pozycji, kiedy gapi się na moje rzeczy. Zaledwie kilka sekund później słyszę brzęczenie. Nie używałam ich na tyle, by wiedzieć czy jest między nimi jakaś różnica dźwiękowa, więc nie mam pojęcia, którego użyje. Trzęsę się w oczekiwaniu, gdy czuję jak dotykają mnie wibracje. Zaczyna na górze, a potem powoli przesuwa w dół po jednej stronie i znowu w górę.- Podoba ci się to? Podnoszę poduszkę na tyle, żeby lekko zerknąć na niego.- Wiesz, że tak. - To dobrze. Przesuwa się na drugą stronę i powtarza te same ruchy. Kiedy kończy, wsuwa to, co uznałam, że jest Pociskiem, przez moje nagle przemoczone centrum. Za każdym razem, kiedy kieruje się w górę, bezpośrednio uderza na moment w moją łechtaczkę. Nie wystarczy, żebym doszła, ale wystarczy, bym chciała tego tak bardzo, że jestem gotowa krzyczeć, jeśli tego nie zrobię. Jestem pewna, że jest tego świadomy, bo tak dobrze zna moje ciało. Robi to, by bezlitośnie się ze mną drażnić.- A co powiesz na to? Tym razem nie podnoszę poduszki, bo za mocno ją ściskam.- Niesamowite uczucie. - Idealnie. Dorzucę coś jeszcze, żeby dodać trochę pikanterii. Dobry Boże! Co jeszcze mógłby zrobić, żeby dodać pikanterii? Zanim udaje mi się dokończyć pytanie w mojej głowie, czuję jak wchodzi we mnie. Porusza się do środka i na zewnątrz, a ja czuję wibracje Pocisku na mojej łechtaczce, znowu i znowu. Wystarcza, żeby wepchnąć mnie na krawędź bez upadku, ale wiem, że to nie potrwa długo.- Pokonam cię tutaj, kolego.
143
Wbija się we mnie mocniej i szybciej.- Chcesz się założyć? Powiedz mi jak blisko jesteś. - Bardzo blisko. Widzę metę. - Jestem z tobą, kochanie. Właśnie, kiedy myślę, że potrzeba będzie trochę więcej, żebym spadła, kładzie palce na Pocisku i przyciska go do mnie tak, że cały obszar od łechtaczki aż po miejsce, w którym jest we mnie wibruje. I wtedy przychodzi listonosz. O mój Boże, to wyśmienite! Czuję jak oplata moje biodro jedną ręką i przyciąga mnie do siebie, żeby wejść mocniej te ostatnie kilka razy, gdy dochodzi. Gdy wymawia moje imię przez zaciśnięte zęby, chcę krzyknąć, ale nie mogę. Jestem niema, bo fale i spazmy głęboko we mnie, ukradły mi głos. Kiedy jest już po wszystkim, moje ramiona upadają bez życia na łóżko, a poduszka zostaje na twarzy. Wychodzi ze mnie, ale czuję jak jego ręce na moich kolanach dalej trzymają je w rozchyleniu.- Jesteś taka piękna. - Skąd wiesz? Mam zakrytą twarz- bełkoczę spod poduszki. - Nie o tym mówię. O cholera! Mówi, że moja wylęgarnia dzieci jest piękna? - Jesteś taki dziwny! - Nigdy nie twierdziłem, że nie jestem- śmieje się. Zdejmuję poduszkę z twarzy i uderzam go nią.- Podnoś swój dziwny tyłek i jazda pod prysznic, żebyśmy mogli pójść do sklepu. Jestem głodna.
144
Jack Henry i ja wałęsamy się po markecie, oboje ubrani w jeansy i T-shirty, tylko, że on ma jeszcze dodatkowo czapkę bejsbolową z nazwą drużyny, której nie znam, więc podejrzewam, że są z Australii. Pcha wózek, a ja idę obok niego. Wrzucam rzeczy z półek do koszyka i nie pamiętam, żebym kiedykolwiek czuła się tak domowo. Podoba mi się to. Pani Porcelli dalej zajmowała się wszystkimi zakupami po mojej przeprowadzce, więc to pierwszy raz, gdy jesteśmy razem w sklepie spożywczym. Podejrzewam, że to pierwsza od wielu lat wizyta Jack’a Henry’ego w markecie, ale wydaje się być zadowolony, że jest tutaj ze mną. Sięgam po coś na półce, kiedy czuję jak jego ramiona oplatają mnie od tyłu.- Co będzie dzisiaj na kolację? Najwyraźniej nie zwracał uwagi na to, co wrzucałam do koszyka, bo już by się domyślił.- Wydaje mi się, że smakowała ci moja lazania. - Taka dobra, że sprowadziła mnie na kolana. - To nie lazania to zrobiła- śmieję się.- Ale zrobię ci ją, jeśli chcesz. - Tak, poproszę. I zatrzymamy się po wino w drodze do domu. Mam zamiar powiedzieć mu, że nikt w tym mieście nie sprzedaje jego wina, gdy słyszę jak „Jolene” dzwoni w mojej tylnej kieszeni.- To moja mama. Nie rozmawiałam z nią od jakiegoś czasu. Pewnie powinnam odebrać. Będzie dalej dzwoniła, jeśli tego nie zrobię. Zanim mnie puszcza, całuje czubek mojej głowy i sięgam po telefon.- Hej, mamo. - Dzwonię, żeby sprawdzić co tam u mojej córeczki. Chciałam się dowiedzieć jak znosisz życie w drodze. Tego się boję.- Nie jestem w drodze. Wróciłam do Nashville. - Dlaczego? Coś się stało? - Tak. Stało się coś złego. Blake Phillips zaatakował mnie zeszłej nocy. Jestem trochę poturbowana, więc Randy zdecydował, że najlepiej będzie odwołać nasze koncerty do końca tygodnia. I tak zostało nam już tylko kilka. - Co ci zrobił?- słyszę horror w jej głosie.
145
Stoję przed Jack’iem Henry’m na środku sklepu spożywczego. To na pewno nie jest ani czas ani miejsce na tą rozmowę.- Właśnie jestem na zakupach. Mogę do ciebie oddzwonić, kiedy wrócę do domu? - Nie. Twój tata i ja przyjedziemy do ciebie i opowiesz nam dokładnie, co ten mężczyzna ci zrobił. Niech to szlag. Ma klucz do mojego mieszkania i nie chcę, żeby była tam przede mną i weszła do mojej sypialni. Nie jestem pewna czy schowaliśmy zabawki z powrotem do szuflady stolika nocnego.- Nie, mamo. Nie róbcie tego. Może poczekacie do trochę późniejszej pory? Będę musiała wypakować zakupy. Może wpadniecie na kolację?spoglądam na Jack’a Henry’ego i wzruszam ramionami.- Ale ktoś zatrzymał się u mnie. Jack Henry jest tutaj. - Twój Australijczyk? Patrzę na Jack’a Henry’ego i odpowiadam z uśmiechem.- Taak, mamo. Mój Australijczyk.- Gdy słyszy jak to mówię, szczerzy się. - I podejrzewam, że jesteś szczęśliwa z tego powodu?- Coś w sposobie, w jaki mnie pyta daje mi do zrozumienia, że nie jest zadowolona. Szczęśliwa to mierne niedopowiedzenie.- Tak. Bardzo. - W porządku. Twój tata i ja przyjedziemy na kolację i poznamy twojego chłopaka. O której? - Może być szósta? - Jasne. Do zobaczenia. Kończę połączenie i spoglądam na Jack’a Henry’ego.- Nie będziemy jedli sami. Nie wygląda na podekscytowanego.- Domyśliłem się. Wiedziałem, że w którymś momencie będę musiał ją poznać. Dzisiejszy wieczór jest tak samo dobry jak każdy inny. Na podekscytowanego też nie brzmi.- Co masz na myśli mówiąc, że będziesz musiał poznać ją w którymś momencie? To brzmi tak jakbyś już jej nie lubił.
146
- Źle cię traktuje. Można to było tolerować na odległość, bo nie miałem wyboru, ale teraz jestem tutaj. Nie będę znosił jak ktoś nieodpowiednio cię traktuje, łącznie z nią. Nie obchodzi mnie, że jest twoją mamą. Jezu. Przewiduję, że ten wieczór nie potoczy się dobrze.- Będzie nie tylko ona. Mój tata też przychodzi. Nie rozmawialiśmy o tym, ale można powiedzieć, że wrócili do siebie.Co ja robię? To Jack Henry. Nie muszę udawać, że to jest czymś więcej niż w rzeczywistości. - Nadal jest żonaty i sypiają ze sobą.- To brzmi tak brudno, kiedy to mówię i nie wiem z jakiego powodu- dlatego, że jest żonaty czy dlatego, że są moimi rodzicami. - Idealnie. Kolejny rodzic do ustawienia. Mogę znokautować ich obojga w tym samym czasie. To będzie okropne.- Nikogo nie będziesz dzisiaj ustawiał. Chcę, żeby cię polubili, a bardzo w to wątpię, jeżeli powiesz im jakimi gównianymi rodzicami byli. Patrzy na mnie jakby chciał się kłócić, ale nie robi tego.- Nie zrobię tego dzisiaj, ale tylko dlatego, że mnie o to prosisz. Będzie ciężko jak cholera nic nie mówić. - Dasz radę- zachęcam.- Wiem, że dasz. I za każdym razem, kiedy powiedzą coś, co cię wkurzy, a ty nie zareagujesz, nagrodzę cię czymś wyjątkowym po ich wyjściu. - Przekupstwo. - Wolę nazywać to systemem nagród. - Cóż, podobają mi się twoje nagrody, więc może jednak dobrze na tym wyjdę. Mam zamiar mu powiedzieć skąd się domyśliłam, że zobaczy rzeczy z mojego punktu widzenia, gdy słyszę głos młodej dziewczyny.- Pani McLachlan? Obracam się na dźwięk mojego nazwiska- scenicznego nazwiska- i widzę młodą nastolatkę, która gapi się na mnie.- O. Mój. Boże. Pani jest wokalistką zespołu Southern Ophelia, prawda? Jestem wielką fanką. Mogę prosić panią o autograf? Nadal nie jestem przyzwyczajona do tego, to niezręczne.- Emm… pewnie. Przekopuje swoją torebkę i zostaje z pustymi rękami.- Może na mojej koszulce? Może mi pani dać autograf?
147
To nie tak, że nigdy wcześniej nie podpisywałam się na koszulce, ale zazwyczaj ma to miejsce po koncercie. I to na nienoszonych. To trochę stresujące być tak rozpoznaną.- Nie ma problemu. Kiedy kończę podpisywać, dziewczyna podaje Jack’owi Henry’emu swój telefon. - Mógłby nam pan zrobić nam zdjęcie? Wyciąga ręce z kieszeni i bierze telefon.- Wszystko dla fanów pani McLachlan. - Ten okrągły przycisk na środku. Ale pewnie już pan to wie. Założę się, że musi pan to robić przez cały czas- chichocze. Jack Henry wygląda jak kot, który połknął kanarka.- Miałem okazję zrobić świetne zdjęcia pani McLachlan. Staram się nie śmiać na jego chytrą uwagę na temat moich prawi nagich zdjęć. Jest taki niegrzecznym chłopcem i później mi za to zapłaci. - Bardzo pani dziękuję, pani McLachlan. Moje przyjaciółki nie uwierzą, że tak na panią wpadłam. Kiedy dziewczyny już nie ma, Jack Henry szczerzy się od ucha do ucha. Nie mogę przestać się zastanawiać o czym myśli.- O co chodzi z tym głupim uśmiechem? - Och… o nic- mówi, gdy zaczynamy iść alejką, ale dodaje.- Pani McLachlan.
Nigdy wcześniej tego nie robiłam, więc jestem zdenerwowana jak cholera. Moi rodzice, z czego jedno ledwo znam, będę tu w każdej chwili, żeby poznać Jack’a Henry’ego. Mojego chłopaka. Mężczyznę, którego kocham. Tego, który rzuca słowami na zawsze i przyszłość, gdy mówi o nas. Chce mi się wymiotować.
148
Jestem przerażona, że to nie pójdzie dobrze. Już nie lubi żadnego z moich rodziców i nie winię go. Co będzie, jeśli nie uda mu się zatrzymać dla siebie tego antagonizmu i być miłym? Ma swoje zdanie i jest wygadany. To może być kompletna porażka. Ale nawet, jeśli tak będzie, to nadal będę go kochała. Wiem to bez cienia wątpliwości. Sięgam po lazanię w piekarniku i dotykam wewnętrzną stroną nadgarstka górnych raszek, kiedy ją wyjmuję.- Cholera!- Reakcja mojego ciała każe mi puścić naczynie i odciągnąć ramię. Na szczęście lazania przeżywa, ale oparzyłam sobie nadgarstek. Biegnę do zlewu i momentalnie zalewam go zimną wodą, żeby zatrzymać proces palenia, gdy Jack Henry wpada do kuchni.- Co się stało? - Oparzyłam się. Głupi błąd. - Daj mi spojrzeć.- Ach, wrócił lekarz. Jak miło pana widzieć, doktorze McLachlan. Szmat czasu. Wyciągam nadgarstek spod zimnej wody na tyle, żeby mógł go obejrzeć.- Nic ci nie będzie. Gdzie masz woreczki? Zrobię ci okład z lodu. - W kredensie na prawo od piekarnika. Pakuje trochę kostek lodu, zawija woreczek w ręcznik kuchenny i podaje mi.- Ja wyciągnę lazanię. Ty trzymaj lód nad oparzeniem. Siadam przy stole, żeby być bezużyteczną.- Dziękuję. - Proszę. Chociaż tyle mogę zrobić po tym jak harowałaś tutaj przez całe popołudnie. Mam zrobić coś jeszcze? Zerkam na zegar.- Już prawie szósta. Włożysz chleb do piekarnika? Już wyłożyłam go do formy. - Dla pani wszystko, pani McLachlan. - Podoba ci się to, co? - Co?- mówi tak niewinnie, ale wie o co mi chodzi. - Nazywanie mnie panią McLachlan. - Z całą stanowczością. Dobra wprawa.
149
Dobra wprawa do czego? Słychać pukanie do drzwi, a ja jestem nagle poirytowana, bo chcę wiedzieć, co ma na myśli. Kusi mnie, by powiedzieć Jake’owi i Jolene, żeby chwilę poczekali, bo muszę się dowiedzieć o co chodzi. Oczywiście nie robię tego, ale planuję wznowić ten temat później, kiedy już będziemy sami. Wstaję, żeby otworzyć drzwi.- No to zaczynamy. Pamiętaj, żeby dobrze się zachowywać, jeśli chcesz dostać nagrodę. - Tak, proszę pani. Będziesz dumna ze swojego jaskiniowca. Całuję go szybko.- Mój słodki chłopiec. ***
150
Rozdział Osiemnasty Jack McLachlan
Stoję w salonie i czekam na wejście zwycięzców nagrody Najgorszych Rodziców na Świecie. Będzie ciężko jak cholera nie odzywać się- wiem takie rzeczy o przeszłości Jolene Prescott, o których reszta świata nie ma pojęcia, łącznie z Jake’iem Beckettem. Jest tylko jeden powód, z którego będę patrzył tym ludziom w twarz bez poinformowania ich jakimi są dupkami: Laurelyn. Kiedy tak czekam, dociera do mnie, że Laurelyn nigdy nie pokazała mi zdjęcia swojej matki. Jakoś zawsze wyobrażałem sobie ją jako starszą wersję Laurelyn, więc gdy widzę Jolene Prescott po raz pierwszy, w ogóle nie wygląda tak jak się spodziewałem. Jest szczupłą, atrakcyjną blondynką, ale w ogóle nie przypomina Laurelyn. Za to jej ojciec to już całkiem inna historia. Laurelyn jest skórą zdartą ze swojego ojca. Nie sądzę, by ojciec i córka mogliby być do siebie jeszcze bardziej podobni. Dobrze się na niej odznaczył, co jest ironiczne, zważając na fakt, że nie miał z nią nic wspólnego przez ostatnie dwadzieścia trzy lata. Nie mogę się w to zagłębiać, bo każę im spadać, więc gdy Laurelyn po raz pierwszy przedstawia mnie swoimi rodzicom, odkładam tą myśl na bok. Uprzejme powitanie i idziemy do jadalni, gdzie Laurelyn przygotowała już wszystko do kolacji. - Zrobiłaś lazanię. Jake, lepszej nie zjesz. Jest lepsza niż w jakiejkolwiek włoskiej restauracji. Nie wiem jak się nauczyła gotować, bo na pewno nie ode mnie. Wiem jak się nauczyła. Kiedy jej matka była na haju albo nieprzytomna, a ona była małą dziewczynką, która uczyła się sama sobą zajmować. Laurelyn patrzy na mnie i byłbym pewien, że potrafi czytać mi w myślach, gdybym nie był mądrzejszy. Przygniata czubek mojej stopy swoją i patrzy na mnie wzrokiem mówiącym:
151
„Przestań w tej chwili.” Boże, skąd ta kobieta tak dobrze mnie zna- jakby umiała odczytać każdą moją myśl po samym wyrazie twarzy. Przygryzam język, żeby nie powiedzieć tego, co naprawdę myślę.- Tak, proszę pani. Jest wyśmienitą kucharką. Laurelyn bardzo się stara, by rozmowa była lekka, ale Jolene udaje się przekierować ją w stronę ataku. Laurelyn nie może nic zrobić, żeby temu zapobiec.- Chcę wiedzieć, co się wydarzyło z Blakiem Phillipsem. To dlaczego znowu cię zaatakował? Znowu? To nie był pierwszy raz? Cóż, o tym na pewno później porozmawiamy. - Blake przyjechał spotkać się z Randym w sprawie sprowadzenia nas z powrotem do Nashville, by nagrać singla. Już był w pokoju, kiedy przyszłam na spotkanie po koncercie. Powiedzieć, że byłam zszokowana, byłoby niedopowiedzeniem wieku. Pokłóciliśmy się o nagranie piosenki i wyszłam. Nie miałam pojęcia, że szedł za mną do mojego pokoju, i kiedy otworzyłam drzwi, złapał mnie od tyłu i zmusił do wejścia. - Co ci zrobił, Laurie? Nie słyszałem tych szczegółów i tak naprawdę to nie chcę, ale nie mam wyboru, bo jej mama nie będzie usatysfakcjonowana dopóki nie dowie się wszystkiego.- Ugryzłam go w rękę, którą trzymał na moich ustach, chciałam krzyczeć o pomoc.- Wskazuje na swoją twarz.Uderzył mnie tutaj. A potem mu odbiło, kiedy powiedziałam, że go nie chcę. - Co masz na myśli, mówiąc „odbiło”? Laurelyn patrzy na mnie, a potem z powrotem na swoich rodziców.- Próbował mnie zgwałcić, ale Jack Henry powstrzymał go. Jej matka traci oddech i zakrywa usta ręką.- O mój Boże. Nie wiedziałam, że to miałaś na myśli, mówiąc że cię zaatakował. Jej ojciec uderza pięścią w stół.- Gdybym zajął się nim po tym numerze, który wyciął przed studiem, to nigdy by się nie wydarzyło. Po jakim numerze?
152
- To nie twoja wina. Powiedziałam ci, że nie chcę robić z tego wielkiej sprawy z powodu jego rodziny. Nie miałam pojęcia, że jest aż tak niezrównoważony, ale wniosę oskarżenie i dostał zakaz zbliżania się. Nie powinien się do mnie zbliżać, ale nie martwcie się. Jack Henry będzie tutaj ze mną. - Ale na jak długo?- pyta jej mama. Nie podoba mi się jej ton i podejrzewam, że Laurelyn widzi to na mojej twarzy.Jeszcze trzy tygodnie. - Więc, co to oznacza dla waszej dwójki, skoro wracasz?- pyta Jolene. Patrzymy na siebie i to ewidentne. Nie wiemy, więc nie odpowiadamy. Napięcie wzrasta. Jake próbuje jakoś przebić się przez tą niezręczność.- Czym się zajmujesz, Jack? To bezpieczny temat.- Jestem właścicielem kilku winnic i produkuję wina różnego rodzaju. - Wygląda na to, że musi ci się dobrze powodzić. - Daję sobie radę.- Nigdy nie byłem za chwaleniem się moim dobrobytem, no chyba, że wtedy kiedy chciałem nakłonić Laurelyn do pójścia ze mną do łóżka. - Nie dajcie się oszukać jego skromności. Jego winnice radzą sobie naprawdę dobrze. - Wystarczająco dobrze, że nie musimy się martwić, iż jest tutaj z powodu sukcesu, który osiągnęłaś odkąd go ostatnio widziałaś?- Szlag! Nie ma skrupułów, co? - Mamo! - Nie, w porządku. Rozumiem, dlaczego to może wzbudzać podejrzenia u twoich rodziców. W ogóle nie jestem urażony.- Nie jestem obrażony jej troską. W zasadzie, jej troska sprawia, że czuję dumę. Może choć raz ma w interesie pomyślność swojej córki. Chociaż, cholernie mnie wkurza, że kwestionuje moją miłość.- Ojciec Laurelyn nie jest jedynym multimilionerem siedzącym przy tym stole, pani Prescott. Chociaż bardzo się cieszę z sukcesu Laurelyn, to nie potrzebuję ani centa z jej pieniędzy. - Nie miałam pojęcia, że jesteś taki bogaty.
153
Oczywiście, że Laurelyn jej nie powiedziała. Nie zrobiłaby tego.- Nie powiedziała pani, bo pieniądze nic dla niej nie znaczą. I to jest jeden z wielu powód, z których tak ją kocham.
Przeżyłem kolację. Ledwo. I dotrzymałem obietnicy danej Laurelyn, chociaż nigdy tak często w moim życiu nie przygryzałem języka. Potrzebuję cholernego przeszczepu po dwóch godzinach z Jolene Prescott, ale przez cały czas powtarzałem sobie, że robię to dla mojej dziewczyny. Tylko w ten sposób mogłem przetrwać bez powiedzenia tej pani jaką była samolubną i gównianą matką dla kobiety, która zasługuje na o wiele więcej. Właściwie to miała na tyle tupetu, żeby powiedzieć mi, iż kariera Laurelyn jest tutaj, w Stanach, a nie w Australii. Powiedziała to tak jakbym był przygłupem i nie zdawał sobie z tego sprawy. Wiem, że to w Ameryce gwiazdy muzyki country odnoszą sukces. Nie musi mi tego mówić, więc teraz do bycia samolubną dorzucam jeszcze obrażanie ludzi. Ale lukrem na cieście było jak powiedziała mi, że zrujnowałbym życie Laurelyn gdybym ograbił ją ze wszystkich okazji, jakie miała przed sobą. Żadna z tych decyzji nie należy do Jolene Prescott. Mimo, że bardzo chcę, by Laurelyn wybrała mnie, to nie jest to moja decyzja. Tylko ona może zdecydować, którą drogą chce pójść w tym życiu. A ja mogę się tylko modlić, że jej matka nie będzie nad nią dyszała i nie przekona jej, iż powinna żyć beze mnie. Kiedy w końcu wychodzą, upadam na kanapę i opieram głowę. Patrzę na sufit, gdy Laurelyn siada obok mnie.- Przepraszam, że to było… tym, czym było. - Tylko żebyś wiedziała… to w ogóle nie polepszyło mojego zdania o twojej mamie. - Mojego też nie. Przepraszam, że była taką suką, ale są też dobre wieści. - Proszę, zdradź mi jakie. Po tym wszystkim potrzebuję czegoś dobrego w moim życiu.
154
Opuszcza się na podłogę pomiędzy moje kolana i zaczyna zdejmować mi buty.- Czeka cię nagroda za pełen klasy sposób w jaki się dzisiaj zachowywałeś- mówi, gdy zdejmuje mój drugi but. Ściąga mi skarpetki i rzuca je przez ramię. Odpina guzik moich jeansów i ma na twarzy ten szalony uśmiech, gdy zsuwa rozporek.- Myślę, że potrzebujesz trochę miejsca w tych spodniach. Wyglądają na przyciasne. Potakuję, obserwując jak jej ręce przesuwają się, by rozsunąć spodnie i zaczepia palce w jeansach i bokserkach.- Do góry- mówi, gdy ściąga je. Podnoszę biodra, a ona ostrożnie zsuwa spodnie do moich kostek, tak żeby nie wpaść na mój wzwód. Rzuca jeansy na podłogę. Kiedy jestem już nagi od pasa w dół, unosi się na kolanach i przesuwa rękami po moich udach zanim przejeżdża paznokciami po moich nogach.- Tak dobrze ci obciągnę, że zapomnisz jak się nazywasz. - Wyzywam cię. Chwyta mnie w zgięciu nóg i przyciąga moje ciało bliżej siebie. Szczerze mówiąc to jestem trochę zaskoczony, bo nie zdawałem sobie sprawy, że ma taką siłę w swoim małym ciałku. Jej oczy obserwują moje, gdy język dotyka podstawy mojego fiuta. Przesuwa go powoli do góry aż dociera do czubka. Przejeżdża językiem w przód i w tył zanim przechyla głowę i od boku bierze podstawę w swoje usta. Sunie nimi w górę, a potem zakrywa mnie, gdy w końcu bierze mnie całego do ust. Kocham patrzeć jak to robi. To nigdy się nie nudzi. Oplatam palcami jej kark i masuję mięśnie szyi, gdy każdy jej ruch przybliża mnie ekstazie. Kocham patrzeć jak jej głowa podskakuje i opada, gdy bierze mnie głębiej za każdym razem. Używa ręki, by chwycić pustą przestrzeń pomiędzy. Przesuwa się w górę i w dół w idealnym rytmie jej ust. Powtarza ten ruch bez końca dopóki nie czuję jak się buduję i jestem gotowy do wytrysku. - Jestem blisko- ostrzegam ją, bo decyzja czy chce, żebym doszedł w jej usta, zawsze musi należeć do niej.
155
Tak jak zawsze, nie przestaje i nie mogę uwierzyć w to jakie mam szczęście, która robi dla mnie takie rzeczy. Jest tak kurewsko gorąca! Próbuję się powstrzymać, żeby to przedłużyć, ale tracę kontrolę, gdy mocniej ściska ręką moją podstawę. Wyginam się w jej usta, a jej ręce przesuwają się do moich bioder, kiedy ssie mnie mocno po raz ostatni. Opieram głowę na oparciu kanapy i patrzę na sufit. - Jesteś spełnieniem moich marzeń. Zostaję w takiej pozycji przez kilka sekund zanim podnoszę głowę i widzę jak uśmiecha się u moich stóp. Patrzy na mnie, a jej broda opiera się o moją nogę.- Kocham patrzeć jak się tak rozpadasz. To niesamowite uczucie wiedzieć, że mogę ci to robić. Kładę rękę na jej policzku i przesuwam kciukiem po zasinionej kości policzkowej. - Tylko ty to potrafisz. Obraca głowę w stronę mojej dłoni i przykrywa ją ręką.- Myślę, że byłam ci to winna po tym jak dobrze poradziłeś sobie z Jolie. Wiem, że to nie było dla ciebie łatwe. Jest o wiele więcej.- Kochanie, nie znasz połowy tego. - Co jeszcze zrobiła? - Przygwoździła mnie w jadalni, kiedy byłaś w kuchni. - Co powiedziała? Nawet nie chcę do tego wracać, bo boję się, że Laurelyn może zacząć o tym myśleć i znaleźć jakieś zalety w słowach swojej mamy. Ale mówię jej o tym, nie chcę być samolubny, chcę zobaczyć jej reakcję. Rzucałem wskazówkami, ale jeszcze nie rozmawialiśmy o jakiejkolwiek wspólnej przyszłości. Spodziewam się wyczytać z jej twarzy jakiś znak dotyczący tego, co czuje w związku z porzuceniem swojego pełnego sukcesów życia.- Powiedziała mi, że pozbawiłbym cię świetnych okazji, gdybym zabrał cię od twojej kariery. - O Boże. - Wiesz, że nie jestem taki. Chcę, żebyś miała wszystko o czym marzyłaś. - Istnieją dwie rzeczy, o których marzę i posiadanie jednej oznacza brak drugiej.
156
Wyłożę wszystkie karty na stół.- Samolubna część mnie chce powiedzieć, żebyś rzuciła to, co robisz i wróciła ze mną, ale nie zrobię tego. To musi być twoja własna decyzja. Nie zniósłbym, gdybyś za kilka lat zaczęła obwiniać mnie za to, że pozbawiłem cię tego życia. - A ja chcę ci powiedzieć, żebyś sprzedał wszystko i przyjechał tutaj budować życie ze mną, ale wiem jak niszczące dla twojego źródła utrzymania może być zostawienie winnic dla nieznanego. Zbyt ciężko pracowałeś, żeby zrezygnować z całego tego sukcesu i nigdy nie mogłabym cię poprosić, byś wyprowadził się od rodziny. Więc co nam zostaje? Co zrobimy? - Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że chcę cię bardziej niż chciałem czegokolwiek w moim życiu. - Nawzajem.- Całuje moją nogę.- Chciałabym, żebyśmy nie byli tacy skomplikowani.Kiedy tylko słowo „skomplikowani” wypływa z jej ust, śmiejemy się.- Wiem. Komplikacje są właśnie tym, czego chciałeś uniknąć i zobacz, co to zrobiło z twoim życiem. Mam nadzieję, że nie sugeruje, iż byłoby dla nas lepiej gdybyśmy się nie poznali, bo nic nie może być dalsze od prawdy.- Chodź tutaj, skarbie. Wstaje z podłogi i siada na mnie okrakiem. Biorę jej twarz w ręce i trzymam ją tak, żebyśmy patrzyli sobie w oczy.- Ani przez sekundę nie żałuję, że cię poznałem. Jesteś moją ulubioną komplikacją i zawsze nią będziesz.- Widzę jak łzy formują się w jej oczach, które zaczynają się szklić.- Wiedziałem, że byłaś następną, kiedy tylko zobaczyłem jak śpiewasz w tamtym klubie. Ale nigdy nie będziesz w stanie wyobrazić sobie mojego zaskoczenia, gdy dotarło do mnie, że nie byłaś tylko następną. Byłaś ostatnią. ***
157
Rozdział Dziewiętnasty Laurelyn Prescott
Nie ma pojęcia, co mi robi mówiąc takie rzeczy. To rozrywa moje serce na dwie części. Wiem, że kocham go bardziej niż cokolwiek na świecie, ale mam też to życie, którego ledwo zasmakowałam. A co, jeśli z niego zrezygnuję, a nam się nie uda? Co wtedy zrobię? Sama bez kariery. Byłam tam i zaliczyłam to, było okropnie. Przeraźliwie boję się znowu znaleźć się w tej sytuacji. Serce mi wali. Wiem, że chce, bym powiedziała mu, iż zostawię to wszystko i wrócę z nim, ale nie mogę.- Boję się. W zasadzie „przerażenie” to lepsze słowo. Chciałabym, żeby tak nie było, ale jestem jedyną osobą w moim życiu, która stała za mną murem. To jest mój sposób na przetrwanie. Zaufanie komuś innemu to zbyt duża bezradność. Nigdy sobie na to nie pozwoliłam. Jestem popaprana w tej kwestii i nie jestem pewna czy kiedyś się zmienię. - Wiem, że możesz. Widziałem twoją kruchość, kiedy po raz pierwszy powiedziałaś, że mnie kochasz. Przebiłaś się przez mury, które zbudowałaś, ale zawiodłem cię. I nawet chociaż mnie kochasz, nie jesteś gotowa, by znowu całkowicie mi zaufać. Ale to nic, bo udowodnię, że możesz mi wierzyć do końca. Bardzo bym tego chciała- mieć chociaż jedną osobę, na której mogłabym polegać w kwestii miłości i bezpieczeństwa. A już najbardziej chciałabym, żeby tą osobą był Jack Henry. - Proszę, nie myl mojego braku pewności z brakiem miłości. Przysięgam, że nie mogłabym już bardziej cię kochać, ale potrzebuję czasu. - Chciałbym, żebyś miała wszystko, czego chcesz. Jeśli prosisz mnie o czas, to dam ci go tyle ile chcesz.- Przyciąga moją twarz do swojej i całuje moje usta tak delikatnie, że prawie się słaniam.- Zawsze dam ci wszystko, czego będziesz chciała.
158
Czuję jego erekcję wciśniętą między nas i delikatnie pocieram ją miednicą.- W tej chwili jest tylko jedna rzecz, której chcę, a ty z pewnością jesteś jedyną osobą, która może mi ją dać. W rekordowym czasie przenosi nas na podłogę i leżę na plecach, a on ściąga mi jeansy i majtki. Jest bezlitosny, gdy wchodzi we mnie tak mocno, że moje plecy przesuwają się po dywanie.- Przepraszam- mówi, ale nie odpuszcza, gdy wbija się we mnie. Z każdym pchnięciem przesuwam się dalej po podłodze. Oplatam go ramionami, żeby czegoś się trzymać.- Nigdy nie przepraszaj za to, że tak dobrze mnie posuwasz. - Boże, dostaniesz otarć od dywanu, jeżeli będę dalej tak robił. Podnosi się z podłogi, zabierając mnie ze sobą. Kładzie mój tyłek na podłokietniku kanapy. Upadam do tyłu na poduszki, a potem podnoszę stopy na jego ramiona i kontynuuje. Cholera. Pieprzy mnie, kiedy praktycznie stoję na głowie i to jest super. Powinnam chętnie odejść od mojego życia tylko po to, żeby robił mi to każdego dnia. Na pewno warto to rozważyć. Oplata rękami moje biodra i przyciąga mnie do siebie, wbijając się mocniej za każdym pchnięciem.- Mówiłem poważnie. Jesteś moim kurewsko spełnionym marzeniem. To niesamowite jak może wplatać w najsłodsze rzeczy słowo „kurwa” i mogłabym się rozpłynąć w kałużę u jego stóp. Gdyby moje majtki nie były już zdjęte, spadłyby mi po tych słowach. Nie mam czasu zastanowić się nad dowcipną odpowiedzią, bo wchodzi we mnie te ostatnie kilka razy.- Niczego nie kocham bardziej niż być w tobie, panno McLachlan. Ok, to coś innego. Zazwyczaj po prostu wymawia moje imię. Tym razem otrzymuję całe zdanie, kończące się na „panno McLachlan”. Kiedy kończy dochodzić, podciągam się dalej na kanapę, a on kładzie się pomiędzy moimi udami.- Nie odpuszczasz żadnej okazji, żeby dostać się pomiędzy moje nogi. - Z całą pewnością nie i to nie zmieni się w najbliższym czasie- sięga w dół i szczerzy się psotnie, gdy kładzie rękę na mnie.- Kocham być tutaj.
159
Odpycham jego rękę, bo dziewczyna czasami potrzebuje przerwy.- Jesteś zwierzęciem. - I kochasz to. Zawsze to mówi. I to prawda.- Taa, kocham. - Mamy dla siebie sześć dni zanim musisz wrócić do studia. Chcesz zrobić coś wyjątkowego? Zawsze jestem chętna na wszystko z nim, wyjątkowe czy nie.- Co ci chodzi po głowie? - Nie wiem. Może jakaś wycieczka? Tak długo byłam poza domem, że chciałabym spędzić trochę czasu tutaj zamiast wyjeżdżać na cały tydzień.- Jeśli byłaby krótka, nie więcej niż trzy dni. - Co powiesz na Vegas? Podoba mi się myśl o zabawie w kasynach.- Przydałoby mi się trochę relaksu i odpoczynku. Może jakiś hazard. Jakieś show. - Jaki dzień by ci pasował? Nie chcę wrócić i kolejnego dnia biec na próby.- Możemy zrobić to szybko, żebym miała kilka dni odpoczynku przed powrotem do studia? Kiedy zaczniemy z tym nowym materiałem, to będzie piekło na kółkach. - Co tylko chcesz. Może być pojutrze? Wtedy będziesz mogła mieć cały weekend na odpoczynek zanim wrócisz do studia w poniedziałek. - Zróbmy to.
Nigdy nie byłam w Vegas. Zanim zaczęłam trasę z Southern Ophelia, Australia i Nowa Zelandia były jedynymi miejscami, które odwiedziłam- i to na koszt kogoś innego. Zdaje się, że z tą wycieczką jest tak samo, ale nie czuję się już taka zależna. Byłoby mnie stać na ten wyjazd, gdyby Jack Henry pozwolił mi zapłacić. Ale nie zrobi tego, bo taki już jest.
160
Meldujemy się w hotelu i oczywiście zarezerwował najbardziej luksusowy apartament jaki mają- jestem pewna, że prezydencki. Jest przeogromny, ma ekstrawagancki dekor z dużą ilością luksusowych mebli w odcieniach złota i brązu. Łazienka jest majestatyczna w podobnych odcieniach złota i rozbrykana dziewczyna w moim wnętrzu nie może się doczekać, by dowiedzieć się, co Jack Henry wymyśli dla nas w tej gigantycznej, czarnej wannie wielkości małego basenu. Może powinniśmy zostać dłużej niż dwa dni. Widzę, że pobyt tutaj może być relaksujący. Może nie powinnam tak się spieszyć z powrotem skoro Jack Henry i ja możemy mieć o wiele więcej zabawy w tym podwójnym prysznicu z gazylionem kranów niż w mojej małej wannie z włókna szklanego. - Co chcesz najpierw robić?- Mam nadzieję, że powie, iż wspólnie topić się w wannie. Nie robiliśmy tego od bardzo dawna. Klepie mnie po nosie.- Ty, moja droga, masz spotkanie za piętnaście minut. - W jakiej sprawie? - W sprawie zasłużonego dopieszczania. Zaplanowałem ci półtorej godziny w spa na te wszystkie dziewczęce rzeczy, które tak bardzo lubisz. A potem czeka cię godzina masażu- z kobietą, na moją prośbę. Nie chcę, żeby jakiś facet dotykał cię, a zwłaszcza twoich pleców. Są moje i żaden inny mężczyzna ich nie dotyka. To plecy, nie wagina.- Czasami jesteś takim jaskiniowcem. - Nie będę się z tym kłócił.- Obejmuje mnie w talii i czuję jego ciepły oddech, gdy mówi ochryple.- Któregoś dnia znowu wezmę cię na stole w piwniczce z winem, ale następnym razem będę cię pieprzył dopóki nie zaczniesz krzyczeć. - Chyba pamiętam jakieś krzyczenie- przypominam mu. - Taa, ale nie takie jakie planuję na następny raz. - Obiecujesz? - Abso-kurwa-lutnie.- Łapie moje oba pośladki i powarkuje żartobliwie.- A teraz, zabierz swój idealny, mały tyłeczek na dół i dopieść go.
161
- Tak jest, proszę pana. Całuje mnie w policzek, gdzie nadal mam ciemnego siniaka.- Mam konferencję telefoniczną, więc będę w pokoju, zajmując się interesami w domu, gdybyś potrzebowała mnie z jakiegoś powodu. - Ok. - Przyjemności. Jak gdyby była szansa na jej brak.- Bez obaw. Mam przeczucie, że będzie przyjemnie. Wchodzę do spa i recepcjonistka mówi do mnie zanim mogę wypowiedzieć choćby jedno słowo.- Pani McLachlan? Zaskakuje mnie ta część z „panią”. Jestem przyzwyczajona do panny McLachlan, ale to podoba mi się tak bardzo, że jej nie poprawiam.- Tak. - Jesteśmy gotowi. Tędy proszę. Idę za małą brunetką do pokoju na tyłach spa. Kładzie welurowy szlafrok na krześle i mówi mi, co dla mnie zaplanowano. Kiedy już jestem przebrana, zostaję zabrana do prywatnego pokoju, gdzie zaczyna się magia. Robią mi manikiur, pedikiur, peeling i polerują do ideału. Moje półtorej godziny kończy się zbyt szybko, ale potem zabierają mnie do innego pokoju, gdzie leżę twarzą w dół na stole i jestem zakryta tylko na tyłku. Nigdy nie miałam masażu, ale już rozumiem, dlaczego Jack Henry nie chciał masażysty dla mnie. Jestem prawie naga. Kolejna godzina mija o wiele za szybko, ale kiedy wychodzę, czuję się odświeżona i zrelaksowana. Gdy idę w kierunku windy, mijam kilka sklepów w lobby hotelowym. Coś w witrynie sklepu przykuwa mój wzrok: strój showgirl. To czarny gorset z czerwoną lamówką i kokardką umieszczoną dokładnie pomiędzy piersiami. Do tego czarne i czerwone pióra, tworzące spódniczkę z tyłu i mała ozdoba na głowę. Strój dopełniają czarne pończochy kabaretki. Jest seksowny. Będzie mu się podobał.
162
Hmm… Przywiozłam ze sobą bieliznę, ale ona przestaje być niespodzianką, kiedy mam ją na sobie za każdym razem. Na pewno nie spodziewa się, że będę wyglądała jak tancerka burlesque’i. W Vegas… Wchodzę do butiku, żeby lepiej się przyjrzeć i sprzedawczyni od razu pyta w czym może mi pomóc. Pokazuję na kostium z wystawy.- Ile kosztuje? - Emm… wydaje mi się, że tysiąc pięćset. Cholera! Półtora tysiąca dolarów za taki mały strój? Nadal nie jestem przyzwyczajona do posiadania dodatkowych pieniędzy i to wydaje się dużo jak na coś takiego. Stoję tam i patrzę na niego, i choć jest to najbardziej ostentacyjny zakup, jaki kiedykolwiek zrobię, chcę go dla mojego jaskiniowca.- Wezmę. Otwieram drzwi i trzymam je, kiedy się zamykają. Chcę wemknąć się do apartamentu bez wiedzy Jack’a Henry’ego, bo muszę schować moje zakupy. Słyszę jak rozmawia w salonie, więc przechodzę przez drzwi na paluszkach i biegnę do sypialni. Szybko się rozglądam, szukając idealnego schowka. Kurna. Nie ma wielu kryjówek, więc obstawiam schowanie ich na półce w szafie. Może nie będzie miał powodu, żeby tu grzebać. Nonszalancko wychodzę z sypialni, wchodzę do salonu i Jack Henry zauważa mnie. Rozmawia z Clydem z winnicy w Chalice, ale pokazuje ręką, żebym usiadła obok niego na kanapie. Ogląda moje paznokcie i zdejmuje mi sandały, żeby lepiej widzieć palce u stóp. Chichoczę, kiedy podnosi moją stopę do swoich ust i ssie duży palec. W tym samym czasie ani na chwilę nie przestaje rozmawiać o interesach. To tak cholernie gorące. Kiedy tak na mnie patrzy, czuję znajome pobudzenie głęboko między moimi nogami. To spojrzenie mówi, że chce zrobić mi coś bardzo niegrzecznego jak tylko skończy rozmowęale ja chcę zaczekać z tym wszystkim do wieczora, zachowam całą moją miłość na noc. Chcę, żeby jego oczekiwanie było na jak najwyższym poziomie.- Nie- szepczę.- Nie będzie tego aż do wieczora.
163
- To brzmi dobrze, Clyde. Zadzwonię do ciebie za kilka dni i jeszcze to przedyskutujemy. Wiem, że szybciej kończy rozmowę z powodu mojej odmowy.- A dlaczego nie? - Nie tylko ty możesz wymyślać niespodzianki. Mam plany w związku z panem na późniejszy wieczór i nie ma w nich nic o dostaniu tego w tej chwili. - Dostaniu- śmieje się.- Ja nazywam to dochodzeniem. - Dostanie. Dochodzenie. Jakkolwiek chcesz to nazwać, nic z tego nie będzie. Czekasz. - Nie lubię czekać- skomli, nadal seksowny jak diabli. - Cóż, trudno. Ale będziesz, bo tak powiedziałam.- Muszę być stanowcza i oprzeć się wszystkiemu, co rzuci w moją stronę.- Ale tylko pomyśl… będzie tak cholernie dobrze, gdy w końcu to dostaniesz. - Nie chcę myśleć o tym jak cholernie dobrze będzie. Bo jeśli to zrobię, to dostanę erekcji, a na widoku nie będzie żadnej ulgi- narzeka. - Masz rację. Nie myśl o tym.- Całuję go szybko.- Pójdę się przebrać. - Więc nie mogę ci towarzyszyć? Wiedziałam, że spróbuje.- Nie. - Cholera, Laurelyn. Jesteś dość zimna w stosunku do faceta, który właśnie zafundował ci dwu i pół godzinne dopieszczanie. - Będzie tego warte. Obiecuję. - Trzymam cię za słowo.- I nie mam wątpliwości, że to zrobi. - Nie spodziewałabym się niczego innego.
164
Wchodzę do salonu, gotowa na wieczór. Mam na sobie czarną średniej długości sukienkę na jedno ramię i wysokie na milę, kurewskie szpilki. Jep. To diabelskie buty, ale z radością przyjmę ten dyskomfort, bo kocham sposób w jaki patrzy na mnie Jack Henry, gdy mam je na sobie. Mam też mój diamentowy wisiorek w kształcie gwiazdki, bo nigdy go nie zdejmuję. Do tego diamentowe kolczyki, które dał mi tej nocy, gdy poszliśmy do opery. Sięgam w górę, żeby ich dotknąć, gdy wchodzę do pokoju i przypominają mi się pewne miłe rzeczy, które miały miejsce w Opera House. - Kochanie, wyglądasz kurewsko gorąco.- Widzicie? Kolejny przykład jak dodaje „kurwa” do zdania i moje majtki chcą się rozpuścić. - Dziękuję. - Ale czegoś ci brakuje- zaznacza. W przeszłości nabrałam się na to, ale wiem co to znaczy, kiedy tak mówi. Ma dla mnie prezent- drogi prezent- i czuję jak mała dziewczynka we mnie podskakuje niecierpliwie w górę i w dół, żeby dowiedzieć się, co to jest.- Co masz dla mnie? Podchodzi do stolika kawowego i podnosi długie, wąskie, czarne pudełko.- Kazałem zrobić to dla ciebie.- Otwiera je, a w środku znajduje się jedna z najpiękniejszych bransoletek, jakie w życiu widziałam. - Jest piękna. Składa się ze sznura diamentowych gwiazdek, identycznych jak mój wisiorek, poprzeplatanych znakiem nieskończoności.- Jest piękna. - Chcesz zgadnąć jakie ma znaczenie?- Zawsze to robi. Daje mi biżuterię, która ma jakieś znaczenie. - Rozumiem gwiazdki, ale nie wiem o co chodzi z nieskończonością. - Symbolizuje dwie różne rzeczy. Po pierwsze, zawsze rysujesz palcem znak nieskończoności, kiedy czymś się denerwujesz. Nie miałam pojęcia, że to robię.- Taak?
165
- Tak. A druga część symbolizuje moją miłość do ciebie. Jest nieskończona. Nie ma limitów i zmierzenie jej jest niemożliwe.- Przesuwam palcem po jednym z łączeń w kształcie nieskończoności. Nie ma dużej konkurencji, ale jak na razie jest to najsłodsza rzecz jaką ktoś kiedykolwiek dla mnie zrobił.- Moja miłość do ciebie jest nieskończona i nigdy nie przestajesz mnie zaskakiwać.- Nagle czuję się winna, że odmawiam mu tego, czego chce.- Rozbiorę się dla ciebie w tej chwili, jeśli tego właśnie chcesz. Nie każę ci czekać. - Nie sądziłem, że jest pani jedną z tych, które tak łatwo poddają się mojej woli, panno McLachlan- śmieje się. Usłyszeć jak mnie tak nazywa jest lukrem na moim cieście.- Ciężko jest być twardą, kiedy mówisz i robisz takie słodkie, romantyczne rzeczy. - Nie powiedziałem ci tych rzeczy ani nie dałem ci bransoletki, żeby móc cię bzyknąć. Jak gdyby potrzeba było którejś z tych rzeczy.- Oboje wiemy, że nie musisz mi niczego mówić ani dawać, żebym leżała pod tobą. Z dużą dozą pewności możesz oznaczyć mnie jako twojego pewniaka. - Chociaż bardzo mi się podoba słuchanie tego, to mówię poważnie, że kocham cię nieskończenie. - Wiem o tym. I ja czuję to samo.- Wyciągam nadgarstek.- A teraz załóż mi bransoletkę, żebym mogła chwalić się twoją miłością. Zapina bransoletkę wokół mojego nadgarstka i podnosi moją rękę do swoich ust, żeby ją pocałować.- Ubranie się zajmie mi tylko kilka minut. - Nie powiedziałeś mi dokąd idziemy. - Wiem- mówi szczerząc się, ale dalej nie wyjaśnia. Jest gotowy w rekordowym czasie, tak jak obiecał. Ubrał się w garnitur, coś w czym nie widziałam go od naprawdę długiego czasu. Jest szary, do tego biała koszula w srebrne prążki i jasnoniebieski krawat, który wydobywa zapierające dech w piersiach piękno jego oczu. Kiedy widzę go w nim, przypomina mi się noc, w której się spotkaliśmy, w tym klubie w Wagga Wagga.
166
- Mmm… nadal gorętszy niż tyłek diabła. - Co, kochanie?- Słyszał mnie. Wiem, że słyszał. Chce tylko jeszcze raz usłyszeć jak to mówię. - Powiedziałam, że nadal jesteś gorętszy od tyłka diabła, kiedy masz na sobie garnitur. - Wow. Gdybym wiedział, że tak czujesz to nosiłbym go o wiele częściej. - W jeansach i kapeluszu Indiany Jones’a też mi się podobasz.- Zwłaszcza w kapeluszu. Któregoś dnia będę musiała go poprosić, żeby ubrał dla mnie tylko kapelusz skoro on poprosił, żeby została w samych kozakach. - Uważasz, że kapelusz, który noszę do pracy, jest seksowny? - Taa. - Nie zabrałem go ze sobą. - Nie szkodzi.- Powstrzymuję się zanim jestem w stanie wypalić, że zobaczę go w nim, kiedy wrócimy do Australii. Pomysł o powrocie z nim to taka automatyczna myśl. Ale czy właśnie to muszę zrobić? Zagadką nie jest to czy go chcę czy nie, tylko czy mogę zostawić moją karierę i rodzinę dla życia z nim dziewięć tysięcy mil stąd. Nadal nie znam odpowiedzi. ***
167
Rozdział Dwudziesty Jack McLachlan
Widzę wyraz twarzy Laurelyn i wiem, że martwi się tym dokąd zmierza nasz związek i co zrobimy, żeby się udało. Ale nie chcę, by ten wyjazd był poświęcony stresowi czy lękom. Chcę tylko, żebyśmy dobrze się bawili. I uprawiali seks. Dużo seksu.- Nie idź tam. Marszczy czoło.- Nie iść gdzie? Droczy się. Doskonale wie o czym mówię.- Gdziekolwiek jesteś w swojej głowie, kiedy masz taką napiętą minę. - Może jestem opóźniona. To właśnie moja dziewczyna. Bierze potencjalnie bolesny temat i obraca go w żart.- W porządku, pani Komediantko. Będziemy udawali, że jesteś opóźniona, a nie zmartwiona naszym związkiem.- Wyciągam do niej rękę.- Chodź, idziemy. Wysiadamy z windy i prowadzę ją w stronę restauracji, którą wybrałem. Sadzają nas w pomieszczeniu, gdzie będziemy mieli swojego osobistego szefa kuchni.- Jesteś głodna, mała? - Tak, umieram z głodu. - Masz ochotę na coś konkretnego? Szczerzy się psotnie.- Chcę mięsa.
168
- To da się zorganizować. W zasadzie, to możesz dostać trochę teraz i bardzo dużo później. Wiem, że lubisz średnio wysmażonego steka, ale to, co dostaniesz później będzie dobrze wysmażone.6 - Lubię rzeczy, które są dobrze zrobione, zwłaszcza, jeśli jestem to ja. Przykładam jej rękę do ust i całuję.- Zamierzam to zrobić bardzo dobrze, skarbie. - Zawsze tak jest- chichocze, gdy kelner podchodzi do stolika. Po pysznym posiłku z moją piękną dziewczyną, wychodzimy z restauracji i wiem, że jej ciekawość została rozbudzona.- Jesteś gotowa dowiedzieć się jaki będzie kolejny przystanek? Jej oczy robią się duże z oczekiwania.- Oczywiście. - Nie ma dzisiaj żadnych dobrych koncertów, więc zarezerwowałem nam miejsca na występ burlesque.- Na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech i zastanawiam się, o co chodzi.Pomyślałem, że Ci się spodoba, bo to tradycja Vegas. Nie musimy iść, jeśli nie chcesz. - Och, na pewno chcę pójść. Bałem się, że może się na mnie wkurzyć, że kupiłem bilety na występ, gdzie kobiety są ubrane w skąpe kostiumy, ale najwyraźniej tak nie jest.- Wyglądasz na podekscytowaną. Trochę się martwiłem, że możesz nie chcieć oglądać prawie nagich kobiet albo, że będziesz wściekła na mnie, bo pomyślisz, że chcę je oglądać. - Nie jestem hejterką. Wolę gratulować i to tylko przedstawienie.- Boże, trzeba kochać kobietę, która ma takie nastawienie.- Nie będziesz się obściskiwał z nikim poza mną. - Cholerna racja. Mamy prywatne siedzenia, więc możemy zrobić więcej niż tylko obściskiwanie. -Emm… nie. Wie, że nienawidzę, gdy mi odmawia.- Dlaczego nie?- Kiedy wypowiadam te słowa, dociera do mnie, że brzmię jak dziecko.
66
Gra słów „done well”, czyli dobrze wysmażony, ale dosłownie „zrobiony bardzo dobrze”, wiecie o co mu chodzi ;)
169
- Mam swoje powody. Będziesz zadowolony, że zaczekaliśmy, kiedy zobaczysz jakie to powody. Moja ciekawość już nie mogłaby być większa.- Mój umysł szaleje przez Ciebie. - To dobrze. Siadamy w prywatnej sekcji, ukryci przed prawie wszystkimi na występie. Niełatwo było zdobyć te miejsca i kosztowały mnie fortunę, ale zapłaciłbym każdą cenę, bo planowałem zabawić się niegrzecznie z Laurelyn. Jakiego asa ma w rękawie? Podczas występu próbuję wsunąć rękę pod jej sukienkę, ale strzepuje ją i daje mi ostrzeżenie oczami. Dosłownie.- Co? - Już ty wiesz co. - Nie i w tym właśnie problem. Nie wiem co.- Może bym się trochę zrelaksował gdybym wiedział. Zdejmuje moją rękę ze swojej nogi i zakrywa ją dłonią.- Przygotowałam dla ciebie coś specjalnego na później i nie serwuję przystawek. Więc przestań albo się wścieknę. Widzę, że nie ma szans na przekonanie jej, więc powinienem się uspokoić.- Nic nie mogę na to poradzić. Jestem sfrustrowany jak cholera, bo tak bardzo cię pragnę. - Będziesz mnie miał dzisiaj, ale musisz nauczyć się trochę cierpliwości. Łatwo jej mówić, bo to ona zabrania seksu.- Dlaczego mam być cierpliwy, kiedy nie muszę być? Nikt oprócz ciebie nas nie powstrzymuje. Widzę jak zmienia się wyraz jej twarzy zanim się obraca i patrzy przed siebie. Nie wiem czy ją zraniłem czy wkurzyłem.- Przepraszam, mała. Nie miałem tego na myśli. Odmawia patrzenia na mnie. Nie dobrze.- Myślę, że miałeś. - Taa, masz rację. Miałem, ale nie chcę się o to kłócić. Jeśli mówisz, że czekamy to czekamy. Bolące jaja czy nie, przyrzekam, że już nie będę naciskał. Wydaje się łagodnieć.- Możemy w tej chwili wrócić do pokoju, jeśli chcesz.
170
Mówi to tak słodko, że czuję się jak ogromny fiut.- Nie. Widzę, że to dla ciebie ważne, więc zaczekamy. Kończymy oglądać występ, ale myślę tylko o zabraniu jej z powrotem do pokoju i doprowadzeniu do krzyku, co nie pomaga moim coraz bardziej bolącym jajom. Przechodzimy przez kasyno i spostrzegam, że z ciekawością przygląda się stolikom. - Grałaś kiedyś? - Nie. Nawet nigdy nie byłam w kasynie.- Ma dwadzieścia trzy lata i nigdy nie zaznała hazardu? Myślałem, że jest to jedna z pierwszych rzeczy, które robi się po skończeniu dwudziestego pierwszego roku życia.- Wygląda jak Disney World dla dorosłych. Oczywiście tam też nigdy nie byłam, więc co ja wiem. - Ach, kochanie! Jest tyle miejsc, do których chcę cię zabrać.- Chcę pokazać jej świat. - I nie ma nikogo innego z kim chciałabym je odwiedzić.- Nie wątpię w jej szczerość ani przez chwilę. Wskazuję na stoły.- Chcesz zagrać? Nauczę cię tego, co musisz wiedzieć. Rozgląda się przez chwilę zanim wskazuje na stół do kości.- Chyba chciałabym porzucać kośćmi. Znajdujemy lukę, rzucam krupierowi kilka grubych banknotów i zbliżają się do nas stosy żetonów. Podnoszę wieżyczki i kładę je przed nią. - Będziesz musiał mi wytłumaczyć, bo nie mam pojęcia, co robię. - Nie jestem ekspertem w tych wszystkich szczegółach, ale znam podstawy.- Kiedy nadchodzi czas na nowy rzut, pokazuję jej, gdzie ma obstawić zakład.- Kładziesz żetony tutaj. Jeśli wypadnie siedem albo jedenaście to wygrywasz. Ale jeśli będzie dwa, trzy albo dwanaście, przegrywasz. Jeśli wyrzuci liczbę inną niż dwa, trzy, siedem, jedenaście czy dwanaście, to musi drugi raz wyrzucić ten sam numer przed siódemką, żeby zostać zwycięzcą. - O cholera. Skomplikowane. - Kiedy już załapiesz to nie.
171
Na początku boi się obstawiać, ale zaczyna się rozgrzewać po kilku rzutach. W minimalnym czasie wygląda jak zawodowiec i nawet ma na tyle odwagi, że rzuca kościami kilka razy. W zasadzie to dość dobrze jej idzie i ma ładne wyniki. Nie ma zaskoczenia w tym, że przykuwa uwagę wszystkich mężczyzn przy stole, młodych i starych. Widzę, że dostrzegają ją, i choć wiem, że nie jest zainteresowana to nie podoba mi się sposób w jaki na nią patrzą. Szczególnie nie podoba mi się sposób w jaki patrzą na jej cycki i tyłek, gdy pochyla się, by chwycić kości i obstawić. Piję więcej niż powinienem, bo czuję przypływ zazdrości.- Jesteś gotowa wrócić do pokoju? Nawet na mnie nie patrzy.- Ale zabawa. Nie bawisz się dobrze? - Bawiłbym się o wiele lepiej gdybyśmy byli nadzy w pokoju. Pochyla się nad stołem i każdy obecny facet przygląda się albo jej dekoltowi albo podciągnięciu rąbka sukienki.- Jeszcze trochę dłużej. Kurwa! Stworzyłem potwora. Jeszcze trochę dłużej zamienia się w kolejną godzinę i jestem bardziej pijany niż chciałem. Kombinacja kolesi śliniący się na widok Laurelyn i whiskey, wpędziła mnie w wybitnie zły nastrój.- Mam dość. Przyjdź do pokoju, kiedy będziesz chciała. Albo nie przychodź. Obojętnie. Sięga po moje ramię.- Nie bądź taki. Po prostu dobrze się bawię przy czymś, co jest dla mnie nowe. - Taa, a każdy mężczyzna w kasynie spuszcza się na samo patrzenie na ciebie za każdym razem, kiedy się pochylasz.- Wszyscy myślą o tym jakby ją wzięli w tej pozycji. Wiem, co te gnoje myślą, bo ja myślę to samo. - Daj spokój. Trochę dramatyzujesz, nie sądzisz? Nie, do diabła, nie dramatyzuję. To nie ona stoi z boku i patrzy jak te dranie pieprzą ją oczami.- Nie. Wszyscy cię obserwują, nawet ci z kobietami.
172
- Cóż, tylko ty możesz ze mną być.- Zabiera żetony ze stołu.- Pozwól mi wypłacić i pójdziemy na górę, żeby zająć się sobą. - Hej, hej. I teraz dobrze mówisz. Taa. Właśnie zachowałem się jak rozwydrzony dzieciak, ale zadziałało, więc gówno mnie to obchodzi. Odkładam drinka na niższą półkę stołu do kości, bo nie trzeba mi już więcej ani jednej kropli alkoholu. Nie jestem nawalony, ale z pewnością wypiłem więcej niż powinienem. Laurelyn nadal ma dla mnie niespodziankę po powrocie do pokoju- założę się, że to seksowna bielizna. Uwielbia się dla mnie przebierać. Kiedy jesteśmy już z powrotem w pokoju, Laurelyn wyjmuje torbę z górnej półki szafy i każe mi zaczekać na krześle w salonie, kiedy się przebiera. Zajmuje jej to dużo czasu. - Wszystko tam w porządku? - Taa. Daj mi jeszcze chwilę. To bardziej skomplikowane niż myślałam. Hmm... brzmi interesująco. Otwiera drzwi na centymetr czy dwa i wygląda przez szparę.- Zamknij oczy. Uwielbiam, kiedy każe mi to robić. To oznacza, że będzie fan-kurwa-stycznie.- Ok. Zamknięte. Słyszę wolną, uwodzicielską piosenkę, której nie poznaję. Laureyln mówi, że mogę otworzyć oczy. Jestem bardziej niż trochę zdziwiony, gdy widzę, że stoi przede mną w najseksowniejszym jak dotąd zestawie- w czarno czerwonym kostiumie showgirl.- Kurw mać! Wyglądasz cudownie, kochanie. - Cieszę się, że ci się podoba. - Och, bardziej niż podoba. Zaczyna poruszać się do muzyki.- Nie mam tutaj mojej rury, więc będę musiała improwizować. Kładę rękę na kroczu.- Istnieje tylko jedna rura, która się liczy i jest w tym miejscu. - Te twoje usta... - Kochasz moje usta i wszystko, co robią żebyś doszła. Odgarnia włosy z szyi i zgina kolana, przygryzając dolną wargę i kołysząc biodrami. - Tak, kocham. Obraca się do mnie plecami i powoli kołysze swoim tyłeczkiem tuż przed moją twarzą. Spódniczka z piór powiewa w przód i w tył, a ja myślę o tym, co zrobię temu tyłkowi, kiedy
173
wydostanę ją z tego kostiumu. Nie wie, a może wie, jak zabija mnie patrzenie na nią w tak cholernie seksownym stroju, kiedy nie mogę na nią skoczyć. - Poświntusz- mruczy. Z tym nie będzie problemu.- Jestem tak kurewsko twardy w tym momencie. Kiedy wyjmę cię z tego kostiumu, to przechylę cię i wezmę od tyłu, bo jesteś niegrzeczną dziewczynką i wiem, że to kochasz. Zgina się w pasie i kręci tyłeczkiem przy mojej twarzy.- Mmmhmmm. Kocham, kiedy tak mnie bierzesz. O do diabła! Nawet jeszcze mnie nie dotknęła, a ja jestem bliski spuszczenia się, gdy słyszę jak świntuszy.- Chodź tutaj i zatańcz na mnie. Podchodzi do mnie kołysząc biodrami i siada na moich kolanach z szeroko rozchylonymi nogami. Delikatnie pociera tyłeczkiem w przód i w tył o mój wzwód, a potem przysuwa się bliżej i jej plecy wciskają się w moją pierś. Odchyla głowę do tyłu, moje usta znajdują się przy jej uchu. Podgryzam płatek, a ona jęczy.- Powiedz jeszcze coś niegrzecznego. Ssę jej ucho, puszczam je i przesuwam ręce na jej dumnie sterczące w gorsecie piersi. Nie wiem skąd mi się to bierze, ale nagle czuję jak ta silna emocja przejmuje kontrolę nade mną i to nie jest pożądanie. To miłość i dodaje mi odwagi. Czuję jak moje serce szybko bije, kiedy przygotowuję się do wypowiedzenia słów, które właśnie wpadły mi do głowy. Sięgam po jej twarz i obracam ją, żeby widziała mnie przez ramię. - Wyjdź za mnie. ***
174
Rozdział Dwudziesty Pierwszy Laurelyn Prescott
Jack Henry właśnie poprosił mnie o rękę. W pewnym sensie. Może. Nie jestem pewna czy to miały być prawdziwe oświadczyny. Nie wiem czy mogę traktować go poważnie; jest pijany jak cholera. Kto wie czy rano będzie o tym pamiętał. Obracam się, więc siedzę bokiem na jego kolanach. Muszę widzieć jego oczy.- Co przed chwilą powiedziałeś? Jego niebieskie oczy są zamglone, ale nie zdejmują ze mnie wzroku.- Powiedziałem wyjdź za mnie. - Jesteś pijany. - Tak, jestem trochę sponiewierany, więc to dobry argument, ale nadal wiem, co mówię. Myślałem o tym od jakiegoś czasu. Właściwie to od długiego czasu. Kocham cię i chcę, żebyś została moją żoną. - Przyznam, że nie jestem pod wielkim wrażeniem oświadczyn po pijaku. - Zdaję sobie sprawę, że to wygląda bardzo źle. Wiem, że to okropne oświadczyny, ale nie odmawiaj. Poszłoby mi o wiele lepiej gdybym nie był pijany. Miałbym kwiaty, pierścionek i powiedział bym takie rzeczy, że kolana by ci zmiękły.- Przynajmniej widzi w czym problem. Nie mogę traktować nazbyt poważnie tego, co mówi. Byłabym głupia gdybym robiła sobie nadzieję, ale muszę przyznać, że uwielbiam te słowa. Nie jestem tak głupia, żeby zachęcać go do dalszej rozmowy, kiedy jest tak skończony, więc biorę go za rękę i ciągnę dopóki nie wstaje z krzesła. Prowadzę go w kierunku sypialni, gdzie zatrzymujemy się przy łóżku. Poluźniam krawat zanim zdejmuję mu go przez głowę i rzucam na krzesło w kącie pokoju. Rozpinam koszulę i spodnie, żeby zdjąć je zanim się położy. To o wiele łatwiejsze niż próba rozebrania w łóżku pijanego, ogromnego dziecka. Kiedy jest już nagi, lekko popycham palcem jego pierś, a już upada do tyłu. - Sła...beusz. Chichocze na moje przezwisko.- Bez obaw. Mam coś twardego dla ciebie.
175
Nawet pijany nadal jest błyskotliwy. Podciąga się na łóżku dopóki nie kładzie głowy na poduszce.- Zrób strpitiz. Muzyka przeskoczyła na inny seksowną nutę, więc zaczynam moje wolne uwodzenie w zdejmowaniu kostiumu. Obserwuje mnie ciężkimi, przymrużonymi oczami i zastanawiam się czy uda mi się rozebrać do naga zanim straci przytomność. Decyduję, że pewnie nie powinnam się guzdrać. Już oswobodzona, skradam się po łóżku i siadam na nim okrakiem. Nie spodziewam się jakieś wybitnej aktywności skoro jest osłabiony whiskey, więc zanurzam go w sobie. Obserwuje jak go ujeżdżam i przesuwa ręce na moje piersi. Ściska je, kiedy poruszam się w górę i w dół po jego długości.- Tak bardzo kocham twoje cycki. Są idealne. Podnosi się i obraca mnie na plecy. Całuje mnie po ramieniu, piersi, a potem bierze w usta ich różowe wierzchołki.- Nie mogę się doczekać aż będziesz karmiła piersią nasze dzieci. Wow. To nie jest świntuszenie. To poważna sprawa, kiedy zaczyna włączać w to dzieci. Kręci mi się w głowie, a nawet nie jestem pijana. I powiedział "dzieci", czyli więcej niż jedno. Ten Jack Henry tak bardzo różni się od mężczyzny, którego poznałam pół roku temu. Ten mówi mi, że pragnie rzeczy, których tamten tak straszliwie się zapierał. Może tego pożałuję, ale decyduję się podrążyć ten temat dopóki ma tak rozwiązany język.- Zmieniłeś zdanie co do posiadania dzieci? Nie odpowiada, więc chwytam za włosy na czubku jego głowy i odciągam go od mojego sutka.- Zmieniłeś zdanie co do małżeństwa i posiadania dzieci? - Taa. Chwytam jego twarz, by spojrzał na mnie.- Dlaczego? - Bo cię kocham i chcę być twoim mężem.- Zsuwa się w dół i całuje mój brzuch.- I chcę patrzeć jak twój brzuch rośnie z częścią mnie w środku.- Masuje mnie tam.- Chciałem, żebyś była w ciąży, gdy cię znalazłem, ale nie wiedziałaś o tym, prawda? - Podejrzewałam bazując na tym jak się zachowywałeś i po rzeczach, które mówiłeś. - Pewnie lepiej pobyć małżeństwem przez jakiś czas zanim pojawi się dziecko. - Myślę, że jest to wysoce rekomendowane. - Taa. Bo będę chciał bardzo dużo się z tobą pieprzyć.- Wchodzi we mnie i pojękuje.Och, jak dobrze. Będę to robił każdego dnia, kiedy się z tobą ożenię.
176
To gadka pijaka, więc pewnie nie powinnam zwracać na nią uwagi, ale i tak wysyła dreszcze po moim kręgosłupie, kiedy słyszę jak mówi o małżeństwie i dzieciach. Muszę poddać w wątpliwość czy naprawdę tak myśli. W końcu jest nawalony. Jak szczery może być w takim stanie? Jest tylko jeden sposób, żeby się tego dowiedzieć- zobaczyć, co powie, gdy będzie trzeźwy.
Następnego dnia nie wspomina o małżeństwie czy dzieciach. Ani kolejnego. Zaczynam myśleć, że w ogóle nie pamięta naszej rozmowy. Pewnie. Nie mam pojęcia, co bym powiedziała gdyby oświadczył mi się naprawdę, ale wkurza mnie, że ani raz nie poruszył tego tematu. Tak jakby cała ta rozmowa w ogóle nie miała miejsca. Może naprawdę nie pamięta. Nie ma wątpliwości, że był nawalony, ale chcę, by pamiętał o tym, co mi mówił. Chcę, żeby powiedział je jeszcze raz, kiedy nie jest pijany jak bela- nawet, jeśli nie mam pewności jaka byłaby moja odpowiedź. Jesteśmy z powrotem w Nashville i mam jeszcze dwa dni przed powrotem do studia z zespołem. To oznacza, że mamy tylko dwa tygodnie zanim Jack Henry pojedzie do domu. Nie chcę, żeby jechał. Chciałaby, aby został tu ze mną na zawsze, ale czas nie jest naszym przyjacielem. Nigdy nim nie był. Nasze wspólne chwile zawsze są ziarenkami piasku zsypującymi się do klepsydry. Kilka miesięcy tu. Kolejny miesiąc tam. Mam dość tych limitów czasowych nałożonych na nasz związek. Tak jakbyśmy mieli jakąś datę przydatności. Jest sobotni poranek i leżymy na kanapie. Głowa Jack'a Henry'ego spoczywa na moich kolanach, a przeczesuję palcami jego włosy zajęta czytaniem ostatniego romansu. Wiem jak bardzo to lubi. Jest zrelaksowany, ma zamknięte oczy i podejrzewałam, że odpłynął dopóki nie zapytał.- Co chcesz dzisiaj robić? Nie chcę robić niczego oprócz bycia tutaj z nim bez żadnego odwracania uwagi.- To. - A wieczorem? To samo.- Jeszcze więcej tego. Może być? - Mi pasuje.- Przypomina mi leżącego na plecach, pieszczonego psa. - Powrót do pracy przerwie nam wspólne spędzanie czasu.- Ok. Powiedziałam to. - Nie ekscytuje mnie to.
177
Żadne z nas nie wspomniało o tykającym zegarze, ale to nie znaczy, że powinniśmy dalej zachowywać się tak jakby nie istniał.- Dwa tygodnie- wzdycham.- Zleci zanim się zorientujemy. - Wiem. Co zrobimy, kiedy nadejdzie ten dzień? Bo zbliża się szybciej niż byśmy tego chcieli. - Nie wiem. Otwiera oczy i spogląda na mnie.- Jeśli będę musiał wyjechać bez ciebie, to mnie zabije. Kładę rękę na jego twarzy i głaszczę zarost, który tak bardzo pokochałam.- Jeśli będę musiała patrzeć jak mnie zostawiasz, to mnie zabije. - Więc właśnie tutaj jesteśmy?- pyta.- Chcemy być razem, ale nie mamy rozwiązania jak to zrobić? Nie odpowiadam, bo nie chcę przyznać prawdy. Żałuję, że cokolwiek powiedziałam, bo zbyt ciężko się z tym zmierzyć. Wolę udawać, że nie czeka mnie jego ponowna utrata. ***
178
Rozdział Dwudziesty Drugi Jack McLachlan
Minęło wiele dni od incydentu rozmowy o małżeństwie. Dodałem słowo "incydent", bo tak naprawdę to nie była rozmowa. Była to moja pijacka gadanina o tym, że chciałem ożenić się z Laurelyn i mieć z nią dzieci. Niefajnie, Jack. Żadna kobieta nie chce pijackich oświadczyn. Muszę wymyślić lepszy sposób- coś romantycznego, co jej się spodoba i będzie chciała latami opowiadać o tym naszym dzieciom. Ale oświadczyny są punktem spornym skoro nie mogę przekonać jej, żeby odeszła od tego życia, od spędzania trzech czwartych roku jeżdżąc autokarem z bandą facetów i występowania co wieczór w innym mieście. Nie takie powinna mieć życie. Powinna zaczynać ze mną nasze wspólne życie, żebym mógł jej dać rodzinę, której tak pragnie. Dzisiaj kupiłem Laurelyn pierścionek zaręczynowy. Myślałem, że będzie to trudneprzewidywałem nawet, że może zabraknąć mi tchu, albo że zemdlę- ale było to naprawdę łatwe. Wygląda na to, że kiedy znajdzie się ten właściwy to po prostu się wie. Nie mam żadnych wątpliwości, że wybrałem odpowiedni. Ale to wszystko nic nie znaczy, jeśli nie mam idealnego planu jak poprosić ją, by została moją żoną. I nie mam na dzisiaj takiego planu. Ani na jutro. Ani nawet na przyszły tydzień. A teraz zostało nam już tylko osiem dni. Kończy się nasz wspólny czas i muszę szybko coś wymyślić. Jest sobotni wieczór i zabieram ją na kolację do jednej z najlepszych restauracji w Nashville. Przynajmniej tak mi powiedziano. Naprawdę nie mam pojęcia. To nie moja bajka. To nie są oświadczyny jakie urządziłbym jej w domu. Zabrałbym ją do domku na plaży w Nowej Zelandii i cały przyozdobił kwiatami i świecami. Po wszystkim kochalibyśmy się w naszej ulubionej sypialni, gdzie wokół łóżka wiszą półprzezroczyste zasłony, oddzielające nas od reszty świata.
179
Nie sądziłem, że będę się denerwował, ale tak jest. Coś w noszeniu tego pierścionka w kieszeni przez cały tydzień, zachwiało moją pewnością siebie. Wszystko minie przerażaboję się, że odmówi, że wybierze to życie zamiast mnie, że nie będzie chciała zostawić swojej dysfunkcyjnej matki i ojca. Może te wątpliwości są normalne, może wszyscy faceci przez to przechodzą, kiedy planują zadać to ważne pytanie. Zadzwoniłem wcześniej z instrukcjami co do stołu i wykonali świetną robotę spełniając moją prośbę. Siedzimy w idealnym miejscu, oddzieleni w alkowie. Czuję się tak jakbyśmy byli jedynymi ludźmi w restauracji, no poza obsługą. Myślę, że to miejsce dla dwojga zostało stworzone właśnie z myślą o takich sytuacjach jak ta. - Co jest z tobą dzisiaj? Jestem aż tak oczywisty?- Nic. Skąd przypuszczenia, że coś jest nie tak? Sięga przez stół i kładzie rękę na moim czole tak jak robi to moja mama.- Nie wyglądasz jakbyś dobrze się czuł. Jest ci niedobrze? - Dobrze się czuję- kłamię. Mój brzuch wydaje się być wypełniony nietoperzami. - Jeśli nie najlepiej się czujesz to możemy wrócić do domu- proponuje przesuwając rękę na mój policzek.- Jesteś zarumieniony. Jej instynkty macierzyńskie przejmują kontrolę, co zapewnia mnie, że jest idealną kobietą na moją żonę i matkę moich dzieci. Zdejmuję jej rękę z mojej twarzy i całuję ją.- Nic mi nie jest. Przestań się martwić. Kiedy kończymy jeść to już wiem, że nadszedł czas na moje oświadczyny. Piję trzecią lampkę wina, ale daję sobie ostrzeżenie, bo Laurelyn nie przyjmie kolejnych oświadczyn po pijaku. Nie chcę po prostu wypalić "wyjdź za mnie", tak ja w Vegas. Chcę spokojnie w to wejść i nie ma na to lepszego sposobu niż poruszenie tematu mojego wyjazdu.- Mamy jeszcze osiem dni do mojego wyjazdu. - Nienawidzę naszych głupich limitów czasowych- szydzi bawiąc się ostatnim kawałkiem deseru.- Nasz wspólny czas zawsze jest tykającą bombą. Tak bardzo tego nienawidzę. - Nie chcę wyjeżdżać bez ciebie. Odkłada łyżeczkę na talerzyk i przysuwa się bliżej.- A ja nie chcę, żebyś wyjeżdżał. Nigdy. - Myślałaś o tym, co będziemy musieli zrobić, by znowu się nie rozstać?
180
- Każdego dnia- przyznaje się. - Ja też. Myślę o tym przez cały czas. Pożera mnie to nocami i dniami.- I tak jest. Nigdy nie przestaję o tym myśleć. - Co zdecydowałeś? Sięgam przez stół i kładę dłoń na jej rękach.- Nie chcę żyć bez ciebie. - Ja też nie, ale jaki masz na to pomysł?- Nie wiem czy próbuje dać mi wskazówkę, żebym się oświadczył czy naprawdę nie ma pojęcia. Pocieram kciukiem pudełeczko, które wypala dziurę w mojej kieszeni. Czy teraz nadeszła odpowiednia chwila, aby powiedzieć, że uda nam się, jeśli się pobierzemy i będziemy mieć w dupie wszystko inne? Że będziemy myśleć na bieżąco? Nie mam pojęcia, ale chwytam pudełeczko i wyjmuję je z kieszeni. Trzymam je pod stołem, obracając w ręce. - Mam pewien pomysł. Właśnie mam położyć pudełko przed nią, gdy do naszego stolika podchodzi jakiś mężczyzna i przerywa nam. Celowo czekałem do podania deseru, żeby właśnie takie coś się nie wydarzyło. - Panna Paige McLachlan? To nie jest kelner ani pracownik restauracji. Nie znałby jej pseudonimu artystycznego. Laurelyn zerka na niego.- Tak. Flesz uderza w jej twarz, kiedy facet robi jej kilka zdjęć ogromnym aparatem fotograficznym.- Czy może pani udzielić komentarza dla Country News odpowiadając na pytanie: Jak to jest pracować w przemyśle muzycznym, gdy Jake Beckett jest pani ojcem? Szok i przerażenie- właśnie taką ma minę.- Co pan powiedział? Jego aparat wisi na szyi, bo teraz ręce ma zajęte trzymaniem dyktafonu.- Panno McLachlan, czy ojciec załatwił pani pracę w Southern Ophelia? Laurelyn spogląda na mnie, a potem znowu na mężczyznę.- Nie wiem kim pan jest, ale nie odpowiem na żadne pańskie pytanie. Dalej trzyma wyciągnięty dyktafon.- Myśli pani, że sukces Southern Ophelia ma coś wspólnego z tym kim jest pani ojciec? Wstaję od stołu i staję pomiędzy nimi. Nie ma prawie żadnej przestrzeni między nami, gdy przyszpilam go wzrokiem.- Powiedziała, że nie chce odpowiadać na żadne pańskie pytania. Proszę odejść. Już.
181
Odchodzi, ale najpierw robi jeszcze kilka zdjęć i rzuca komentarz.- To niesamowite jaka jest pani do niego podobna, panno McLachlan. Fani oszaleją. Laurelyn nie odzywa się od razu. Myślę, że potrzebuje chwili, żeby pojąć co to oznacza, więc daję jej czas. Kiedy już zdaje się poukładać sobie to wszystko w głowie, spogląda na mnie.- To wszystko zmienia. Już nikt nigdy nie będzie widział mnie jako Paige McLachlan. Dla świata jestem jedynie córką Jake'a Becketta. - Southern Ophelia nie zaszło tak daleko, bo używałaś jego nazwiska. Ty i zespół sami zarobiliście na swój sukces, bez jego kontaktów. Ludzie będą to widzieli. - Nie sądzę. Muszę zadzwonić do mamy i... taty. Cóż, i tak kończy się szansa na dzisiejsze oświadczyny. - Cześć mamo, jesteś w domu?- przerywa na chwilę.- Będę za dwadzieścia minut.
Nie uśmiecha mi się kolejne spotkanie z Jolene Prescott, nie rozstaliśmy się w dobrych relacjach. Mogę powiedzieć, że ona czuje to samo, kiedy widzi jak wchodzę z Laurelyn do jej salonu. Jej zmrużone oczy nie pozostawiają żadnej wątpliwości. Za to Jake Beckett jest przyjazny i wstaje, żeby uścisnąć mi dłoń.- Miło cię znowu widzieć, Jack. Matka Laurelyn potakuje krótko w moim kierunku zanim zerka na córkę czekając na wyjaśnienie.- Co się dzieje? - Jack i ja jedliśmy kolację, kiedy jakiś reporter- a przynajmniej zakładam, że nim byłpodszedł do naszego stolika. Zrobił mi kilka zdjęć i chciał, żebym udzieliła komentarza na temat jak to jest pracować w przemyśle muzycznym, gdy moim ojcem jest Jake Beckett.Skupia swoją uwagę na Jake'u.- Zapytał czy załatwiłeś mi pracę w Southern Ophelia. Jake zerka na Jolene, a potem znowu na Laurelyn.- Zdaje się, że powinienem był ci to wcześniej powiedzieć, ale w zeszłym tygodniu wystąpiłem o rozwód. Wygląda na to, że wykopywanie brudów już się zaczęło. Przepraszam. Wiem, że nie chciałaś, żeby to się wydało.
182
- Nie powinnaś się tym martwić, Laurie- wtrąca Jolene.- To w ogóle ci nie zaszkodzi. Jeśli już, to tylko przyspieszy twoją karierę.- Ona tego nie łapie i sądzę, że nigdy nie załapie. Laurelyn nie tak chciała osiągnąć sukces. - Ale właśnie o to chodzi, mamo. Nie chcę przyspieszenia, dlatego że jestem genetycznie powiązana z Jakiem Beckettem.- Laurelyn próbuje wytłumaczyć to mamie.- Chcę dojść do wszystkiego sama. - I tak będzie. Już to zrobiłaś. Świat już widzi jaka jesteś utalentowana. Southern Ophelia już radziło sobie dobrze zanim to się wydało- mówi jej ojciec, żeby dodać otuchy, ale na marne. Widzę to po jej twarzy.- Powinnaś od razu powiedzieć Randy'emu. I myślę, że powinniśmy jak najszybciej zaplanować wywiad. Będzie lepiej, jeśli sami powiemy to światu niż żeby ludzie mieli dowiedzieć się z jakiegoś magazynu plotkarskiego. Zaraz się rozpłacze. Czuję to.- Nie tego chcę. - Cóż, trochę już na to za późno.- Przez sposób w jaki Jolene wypowiada te słowa, jestem bliski myśleniu, że cieszy się z tej sytuacji. Laurelyn łapie się za grzbiet nosa i podejrzewam, że usilnie próbuje wymyślić jakąkolwiek inną alternatywę. Wygląda na to, że nic z tego, bo do jutrzejszego poranka ta sprawa zamieni się w dziki ogień, którego nie można kontrolować.- Wygląda na to, że nie mam innego wyjścia, skoro to i tak wyjdzie na jaw. Daj mi znać kiedy i gdzie muszę się stawić na wywiad. ***
183
Rozdział Dwudziesty Trzeci Laurelyn Prescott
Ostatnie kilka dni wymknęło się spod kontroli. Już podano do wiadomości publicznej, że Jake Beckett jest moim ojcem i zleciały się sępy. Ledwie udaje mi się przeciskać przez zebranych fotoreporterów przed drzwiami frontowymi, więc jestem zmuszona wymykać się tylnym wyjściem do mojego samochodu zaparkowanego przecznicę dalej. Jack Henry nalega, żeby wszędzie ze mną chodzić. Nie powiedział tego, ale myślę, że martwi się o moje bezpieczeństwo. Jest piątkowa noc. Zostały nam dwa dni. Jak to się stało? Wydaje się jakbym wczoraj widziała jak wysiada z tej taksówki w ulewnym deszczu. Leżymy na kanapie twarzą w twarz, moja noga jest przerzucona przez niego. - Wyjeżdżasz w niedzielę, a my dalej nie mamy planu. Nabiera powietrza i powoli je wypuszcza.- Nie mogę zostać, i jeśli nic się nie zmieniło to nie jesteś gotowa wyjechać ze mną. Nie powiedział tego wprost, ale musiałabym poświęcić wszystko, żebyśmy mogli być razem.- Każesz mi wybierać. - Nie. Gdybym kazał ci wybierać to powiedziałbym, żebyś zapomniała o wszystkim, jeśli ze mną nie pojedziesz. Ja mówię, że cię kocham i pragnę bardziej niż czegokolwiek innego na świecie, ale że nie mogę zostać.- Czy naprawdę jest wielka różnica pomiędzy tymi dwiema rzeczami? Nie sądzę, by udało nam się przetrwać rozłąkę. Takim związkom rzadko kiedy się udaje.- Nie wiem jak damy sobie radę, jeśli nie będziemy razem.
184
Masuje moje ramię. Myślę, że w ten sposób próbuje mnie uspokoić, ale tak się nie dzieje, bo w tym momencie nic nie jest w stanie tego zrobić.- Jakoś to obejdziemy. Będziemy codziennie rozmawiali i spotykali się, kiedy tylko będziemy mogli. Będziemy rozmawiali na wideo czacie, a ty będziesz mogła robić striptiz w kostiumie showgirl. Czuję, że w każdej chwili mogę wybuchnąć śmiechem.- To nie jest zabawne. Będę cierpiała bez ciebie. - Więc wróć ze mną do domu, a nie będziesz musiała. Chcę tego, ale nie mogę odejść. Nie teraz.- Nie mogę. - Masz na myśli, że tego nie zrobisz. Jego źródło utrzymania zależy od wiedzy na temat winogron, które zbiera. Spędził swoje życie ucząc się, który rodzaj daje największy zysk. Rozumiem to. Zostawić znane dla nieznanego potencjalnie mogłoby go zrujnować, ale to niesprawiedliwe, że tylko ja wychodzę na tą, która nie chce się poświęcić.- Tak samo jak ty nie zostaniesz. Zabiera rękę z mojej i spogląda na sufit.- Więc chyba już ustalone. Ty zostajesz tutaj. Ja wracam. Nie jesteśmy w lepszej sytuacji niż kiedy uciekłaś mi cztery miesiące temu. Poza tą jedną różnicą, że teraz kocham cię tak cholernie mocno, że bycie z dala od ciebie wypruje mi serce. Jest wkurzony. Czuję to.- Jesteś wściekły? - Jasne, do diabła. Jestem wściekły, że nasze okoliczności są takie jakie są. Chcę być z tobą, a ty ze mną. Dlaczego nie możemy znaleźć na to sposobu? Milczymy przez chwilę, czuć napięcie. W końcu przełamuje ciszę.- Ile będzie trwała twoja kolejna trasa? Celowo unikałam myślenia o tym.- Trzy miesiące. Zaczyna się w sierpniu i skończy dopiero pod koniec października. Będę miała tylko dwa tygodnie wolnego przed powrotem do studia na nagrywanie kolejnego albumu. - Możesz przyjechać do mnie na święta? To nie wypali.- Mamy już zarezerwowane świąteczne koncerty.
185
- Próbuję zaplanować spotkanie z tobą na sześć miesięcy w przód, a ty nie możesz mnie wcisnąć. To będzie wielki problem. Mówi, że nie każe mi wybierać, ale tak jest. Nie mówi tego, ale jeśli z nim nie pojadę to koniec z nami. Jestem tego tak pewna jak niczego w moim życiu. Ale dlaczego nie może zrozumieć, że niczego mi nie obiecał? Nie zapytał czy za niego wyjdę- nie na poważnie. Chyba musiałoby mi odbić, żeby odejść, gdy nie mam żadnej gwarancji. Za trzy miesiące mógłby zdecydować, że już skończył ze mną. Nie wiem, co innego powiedzieć.- Czy możemy spróbować związku na odległość i zobaczyć jak to pójdzie? - Zdaje się, że nie mamy wielkiego wyboru, jeśli nie jedziesz ze mną. Chce, żebym poczuła się jeszcze gorzej niż już się czuję?- Nie mów tego tak. Przez ciebie czuję się winna. - Jeśli tego trzeba, to chcę, żebyś czuła się winna. Tak bardzo winna, że spakujesz wszystkie swoje manele i wrócisz ze mną do domu. Tam, gdzie twoje miejsce. Mówi „dom”, a ja momentalnie myślę o Avalonie, a nie o tym mieszkaniu czy autokarze. Właśnie tam widzę siebie, gdy myślę o nim jako o moim mężu i wyobrażam sobie rodzinę, którą chce mi dać. Mój umysł jest wykończony ciągłym myśleniem o tym i próbami znalezienia rozwiązania, które szczerze mówiąc, nie istnieje. Myślałam i martwiłam się o nasz związek przez prawie miesiąc i jestem zmęczona. Muszę choć na chwilę uciec od tego horroru kolejnej rozłąki. - Zabierz mnie do łóżka i spraw, żebym zapomniała o tym, że wyjeżdżasz- mój głos jest zdesperowany, ale nie dbam o to. - Jeśli to zrobię, to nie żebyś zapomniała. Pokażę ci te wszystkie powody, dla których powinnaś jechać ze mną. - Co za różnica. I jedno i drugie mi pasuje.
186
Bierze mnie za rękę i idziemy korytarzem do mojej sypialni. Zatrzymuje się przed łóżkiem i całuje mnie. To prosty, słodki, romantyczny pocałunek. Kiedy kończy, wzdycham ciężko. - Nie będziesz dostawała miękkich pocałunków w usta, kiedy mnie nie będzie.Przesuwa się do mojej szyi i całuje to miejsce tuż pod uchem, które zawsze wysyła dreszcze po moim kręgosłupie.- Ani tutaj. Chwyta rąbek mojej bluzki i ściąga ją przez głowę. Bierze w dłonie moje piersi i dalej całuje po szyi, a potem powoli przesuwa się za moje ramię. Sięga do tyłu, by odpiąć biustonosz, a jego usta zsuwają się do przestrzeni pomiędzy moimi piersiami. Kiedy czuję uwolnienie z biustonosza, zsuwa ramiączka po moich ramionach i upuszcza na podłogę. Całuje mój brzuch, klękając przede mną. Czuję jak omiata językiem mój pępek, równocześnie odpinając mi jeansy. Słyszę dźwięk odpinanego rozporka, kiedy powoli go zsuwa. Wszystko od moich sutków w dół aż do koniuszków palców u nóg łaskocze. Zazwyczaj zahacza palce o moje jeansy i bieliznę, a potem ściąga je, ale nie tym razem. Wsuwa palec w moje majtki i obraca rękę tak, że koniuszek jego palca delikatnie pociera moją łechtaczkę. Czuję jak majtki robią się mokre i lepkie i to wszystko dla niego. Dla tego mężczyzny, którego kocham całym sercem. Dla tego mężczyzny, od którego nie wiem jak się uwolnić. Przestaje, żeby chwycić moje jeansy i majtki. Zsuwa mi je do kostek, a ja chwytam go za ramiona, żeby się z nich wydostać. Kiedy już schodzą z drogi, oplata ręce wokół moich kości biodrowych i całuje brzuch zanim jego usta przesuwają się w południowym kierunku. To nie jest najlepsza pozycja na to, co chce zrobić, więc cieszę się, kiedy sadza mnie na krańcu łóżka. Sięga po moje nogi i zakłada je sobie na ramiona, a potem zakopuje nos we mnie.- Chciałbym to zabutelkować i zabrać ze sobą. Spryskałbym całą moją pościel i tarzał w niej. Chichoczę, wplątując palce w jego włosy i głaszczę po czubku głowy. Będzie mi brakowały tych jego nieprzyzwoitych komentarzy. Sięgam po poduszki na łóżku i kładę je za sobą, bym mogła się podeprzeć i obserwować, co robi. Zamienił mnie w jakiegoś seksualnego dziwaka; lubię patrzeć na jego
187
usta pomiędzy moimi nogami. Ten niegrzeczny drań zepsuł mnie. Nie żebym kiedykolwiek chciała seksu z innym mężczyzną, ale żaden inny nawet na centymetr nie przywiódłby mnie ekstazie jaką czuję z nim. Wzdrygam się, gdy dotyka mnie jego język. Nie dlatego, że się boję albo jestem zaskoczona, ale dlatego, że moje zakończenia nerwowe płoną i wzywają jego usta. To sensoryczne przeładowanie, gdy w końcu czują to, czego tak bardzo pragną. Odchyla moje nogi do tyłu, a jego język zaczyna szybciej się poruszać. Czuję rosnący nacisk, te przecudowne fale, które zaczynają się głęboko we mnie i wznoszą się dopóki nie wypłyną na powierzchnię.- Ochhh…. Właśnie tutaj, w tym miejscu. Jak dobrze.- Zawsze tak dobrze podąża za moimi wskazówkami. Kiedy mówię mu, że to właściwe miejsce, nie przestaje dopóki nie zacznę krzyczeć. Dodaje większy nacisk językiem do tej rozkosznej sytuacji i czuję jak orgazm zbliża się na powierzchnię. Jak zawsze, chwytam go za włosy i ciągnę.- Właśnie tam. Właśnie tak.- I chwilę później całe moje ciało napina się, gdy moim ustom ucieka… krzyk. Wiedział, że go ze mnie wydobędzie. Gdy puszczam jego włosy, nadal czuję jego usta na mnie, kiedy się odzywa.- I przebiegła linię mety, panie i panowie. Odpycham poduszki od siebie i odsuwam się do tyłu.- Ten wyścig jeszcze się nie skończył. Zaczyna całować moje kostki i dalej, w górę nóg.- Och, kolejna część nie będzie wyścigiem. Planuję nie spieszyć się z panią, panno McLachlan. Kto wie? To może zająć całą noc. - Obiecujesz? Szczerzy się, dalej przesuwając się po moich nogach. Gdy dociera do łączenia moich ud, zatrzymuje się i całuje kość łonową.- Zawsze taka gładka. Nigdy się nie dowiesz jak bardzo mi się to podoba.
188
Przesuwa się w górę mojego brzucha aż dociera do piersi. Jego usta pochylają się nad środkiem mojej klatki piersiowej i ściska piersi razem, robiąc kanapkę z Jack’a Henry’ego. Ta myśl sprawia, że chichoczę wewnętrznie. Przesuwa się do mojej szyi i przekłada mi ręce nad głowę.- Obróć się. Obracam się na brzuch z rękami nad głową, a on zaczyna całować mnie po szyi. Powoli przesuwa się w dół i nie zaniedbuje ani jednego miejsca. Jestem pokryta gęsią skórką. To, co robi, doprowadza mnie do szaleństwa i wie o tym. A potem zajmuje się dolną częścią moich pleców- miejscem, które tak pragnie- i zaczyna mnie lizać. Nie wiem, co w nim takiego jest, że tak bardzo to kocha. Nie obchodzi mnie to, jeśli oznacza, że robi mi to, co robi. Nie ma większego podniecenia. Przesuwa się na mój tyłek i wtedy troszkę mu odbija. Podgryza go, ale potem sunie ustami pomiędzy moje uda. Używa kolana do rozchylenia moich nóg i wpycha poduszki pode mnie. Jestem zgięta przez nie i… o kurwa! Liże moje dziewczęce miejsca. Od tyłu. Nigdy nie robił tego pod tym kątem i to wydaje się… perwersyjne. I podoba mi się to. Bardzo. Chwyta moje uda od tyłu i przesuwa je do góry, więc mój tyłek wisi w powietrzu. Uważałabym tą pozycję za upokarzającą jak diabli gdyby to, co robi nie było takie niesamowite. Zaskakuje mnie tym, że zawsze potrafi wyciągnąć innego królika z kapelusza. Nagle przestaje i odzywa się.- Nie, nie dojdziesz znowu w taki sposób. Chcę być w tobie przy następnym orgazmie.- Ciągnie mnie za biodro, żebym się obróciła. Kiedy znowu leżę na plecach, kładzie się na mnie. Nasze oczy są na tej samej wysokości. Przebiega rękami po moich ramionach, chwyta moje ręce i podnosi je za moją głowę. Wplątuje w nie palce i ściska je. Nie zdejmuje ze mnie oczu i nawet nie mruga, gdy wchodzi we mnie. Widzę to spojrzenie, to, które mówi mi jakie to dla niego przyjemne być we mnie. Nigdy nie pomyliłabym tego spojrzenia rozkoszy z innym. Podnoszę nogi i oplatam go nimi tak, żeby poczuć go głębiej. Z Jack’iem Henrym blisko nigdy nie jest wystarczająco blisko. Zawsze chcę go bliżej.
189
Opiera swój ciężar na łokciach, a moja głowa znajduje się pomiędzy jego przedramionami. Zostawia deszcz pocałunków na całej mojej twarzy.- Tak bardzo cię kocham. Jesteś dla mnie wszystkim.- Nasze ręce dalej są splątane na moją głową, ściska je mocniej dalej powoli się we mnie poruszając. Przyciska swoje czoło do mojego.- Obudziłaś pocałunkiem moje serce. Teraz to ja mocniej ściskam jego ręce.- Boże, jak ja cię kocham. Wygina biodra tak, że uderza w moje czułe miejsce, poruszając się na zewnątrz i do środka. Nie ma niczego lepszego niż mężczyzna, który potrafi doprowadzić mnie do orgazmu na tak wiele sposobów. Nawet tym powolnym, delikatnym kochaniem się. Ale już na pewno nie ma niczego lepszego niż słuchanie jak mówi, że mnie kocha, kiedy to robi. Z tego, co słyszę to jestem w mniejszości. Większość kobiet chyba nie dochodzi przez samą penetrację, ale też nie wszystkie kobiety mają Jack’a Henry’ego za kochanka. Kiedy jest już po wszystkim, relaksuje się na mnie. Zdejmuję nogi z niego i pozwalam im opaść na boki, żeby mógł ułożyć się pomiędzy nimi nadal będąc we mnie. Hołubię te chwile, kiedy nadal jesteśmy połączeni w jedno. - Obiecaj mi, że kiedy mnie nie będzie, nie pozwolisz żadnemu innemu mężczyźnie robić ci takich rzeczy. Wow. To brzmi tak ostatecznie jakbyśmy się żegnali i już nigdy nie mieli zobaczyć.Żaden inny mężczyzna nie dotknie mnie w taki ani żaden inny sposób. Tylko ty. - Przysięgnij. - Przysięgam. Obejmuje mnie, a ja robię to samo. Ściskamy siebie nawzajem tak, że to prawie bolesne.- Jestem przerażony tym, że mogę cię stracić. - Ja też jestem przerażona, że mogę stracić ciebie. Znowu przyciska czoło do mojego.- Nie mogę tego znieść. Powiedziałem sobie, że tego nie zrobię, ale nie mogę się powstrzymać. Proszę, jedź ze mną do domu. Wiem, że w Australii nie czeka cię kariera, której pragniesz, ale wiesz przecież, że się tobą zajmę. Będziesz miała wszystko, czego dusza zapragnie i nigdy nie będziesz musiała pracować.
190
Rozważam to przez chwilę, ale nadal nie poprosił mnie o rękę.- Nie mogę. Nie wiem jak sobie poradzimy, ale znajdziemy sposób. Musimy, bo alternatywa nie wchodzi w grę. ***
191
Rozdział Dwudziesty Czwarty Jack McLachlan
Laurelyn i ja ostatnie dwa dni spędziliśmy w łóżku i pod prysznicem, żeby móc razem wrócić do łóżka. Powiedziałbym, że były to najlepsze dni mojego życia, gdyby nie powód jaki stał za czterdziesto ośmio godzinnym byciem nago. Dzisiaj wyjeżdżam, a ona nie jedzie ze mną. Stoimy przy punkcie kontroli bezpieczeństwa i to mdlące uczucie, które czuję w żołądku jest gorsze niż sobie wyobrażałem. Czuję, że brak mi tchu. Boli mnie w piersi, bo moje serce właśnie zostaje wyrwane. Ból jest nawet gorszy od tego, kiedy znalazłem pożegnalny list Laurelyn. Nie jestem facetem, który płacze. Nigdy nie płaczę, ale mimo to czuję, że zaraz to nastąpi. To obce uczucie i walczę z nim, ale z każdą mijającą minutą jest coraz ciężej. Nasz rozłąka jest bliska i nieuchronna. Trzymam ją w ramionach. Ściskam mocniej niż powinienem i pewnie sprawiam jej ból, ale to moja próba złączenia nas w jedno, żebym nie musiał jej zostawić. Nie działa. Słyszę jej miękki, słodki głos przy moim uchu i czuję jak drży w moich ramionach.- Nie wyjeżdżaj- szepta. Czuję nadchodzące łzy i zakopuję twarz w jej włosach.- Nie pozwól mi wyjechać bez ciebie. I znowu jesteśmy w miejscu, którego nienawidzę. Ona nie może wyjechać, a ja nie mogę zostać. Nasz wspólny czas kończy się. Nie zostało nam go wiele, więc odsuwam się od niej, żeby móc zobaczyć jej twarz.- Chciałem to zrobić kompletnie inaczej.
192
- Wiem. Ja też nie chciałam, żebyś wyjeżdżał dopóki sprawy między nami są takie… niepoukładane. Nie rozumie, że mówię o czymś zupełnie innym.- Nie o to mi chodzi, kochanie.Sięgam do kieszeni i wyjmuję czarne, skórzane pudełeczko, z którym nie rozstawałem się przez ostatnie dwa tygodnie. Czekałem na idealną chwilę, ale nigdy nie nastąpiła. Teraz muszę zrobić to w ten sposób, na kilka minut przed wyjazdem na Bóg wie jak długo. Wyciągam je w jej stronę, żeby zobaczyła. Chcę dać jej chwilę na zrozumienie, co zamierzam zrobić. Zerka na nie, a potem szybko spogląda na mnie. Wygląda jakby chciała coś powiedzieć, ale nie potrafi nic z siebie wydusić. - Laurelyn, kiedyś poprosiłem cię, żebyś była moja przez trzy miesiące. Teraz proszę cię, żebyś była moja na zawsze. Otwiera usta, by się odezwać, a ja kładę palce na jej ustach.- Ale nie chcę, żebyś odpowiadała od razu, bo nie jesteś gotowa powiedzieć „tak”. Nadal potrzebujesz czasu, by rozwinąć skrzydła i polecieć. Kocham cię całym sercem i chcę, żebyś doświadczyła wszystkiego, co to życie ma do zaoferowania, bo to nie poczeka. Ale ja tak. Będę czekał na ciebie tyle ile będzie trzeba i będziesz mogła przyjechać do mnie, kiedy już starczy ci tego życia… Kiedy będziesz gotowa spędzić ze mną wieczność. Łzy wypełniają jej oczy.- Nie możesz robić mi tego na chwilę przed wejściem do samolotu. Słyszę ostatnie wezwanie lotu do LA, więc otwieram pudełko z pierścionkiem.- Kiedy przyjedziesz do mnie, poproszę cię, żebyś została moją żoną, ale do tego czasu…- Zakrywa usta, kiedy widzi pierścionek. Chwytam jej lewą rękę i zakładam na palec diamentowy pierścionek zaręczynowy.- Wiem, że zazwyczaj nie nosi się pierścionka przed przyjęciem oświadczyn, ale chcę żeby przypominał ci, że czekam na ciebie. Za każdym razem, kiedy spojrzysz na swój palec, wiedz, że niecierpliwie czekam na twój przyjazd, żebyśmy mogli zacząć naszą wspólną wieczność. Łzy spływają po jej policzkach.- W tej chwili jestem na ciebie tak wkurzona, że nie myślę jasno. Równocześnie cholernie cię kocham i nienawidzę. Nie wiem czy chcę cię spoliczkować czy rozebrać.
193
- Głosowałbym na rozbieranie, ale chyba nie pozwalają na to na lotnisku. - Nie wierzę, że mi to zrobiłeś. Ryzykuję przegapieniem mojego lotu.- Muszę iść, kochanie. - Wiem. - Pomyśl o historii jaką będziemy mogli opowiadać naszym dzieciom, jeśli powiesz „tak”. Stoi w wejściu punktu kontroli i szlocha histerycznie, gdy oddalam się na tyle, że już jej nie widzę. To łamie mi serce. Nie tak wyobrażałem sobie te zaręczyny, ale nie żałuję. Wiem, co robię. Tak czy inaczej, zostanie moją żoną.
Mam dwie godziny do przesiadki na lot do Sydney. Wyciągam telefon z kieszeni i patrzę na niego przez jakieś dziesięć minut. Boję się zadzwonić i odbyć tą rozmowę- pierwszą po niby zaręczynach. Minęły zaledwie cztery godziny odkąd zostawiłem Laurelyn w Nashville i jestem pewien, że jest gotowa ukręcić mi łeb po przemyśleniu tego, co zrobiłem. Czekam aż odbierze i dociera do mnie, że jestem zdenerwowany. Cholernie zdenerwowany. A co jeśli spędziła ostatnie cztery godziny na myśleniu jakim jestem dupkiem i zdecydowała, że nie ma takiej opcji, by kiedykolwiek za mnie wyszła? Chcę się rozłączyć. Rozważam to nawet, kiedy słyszę jej głos. - Masz wielkie kłopoty, jaskiniowcu. Nazwała mnie jaskiniowcem. To dobry znak. Nie może być zbyt wściekła, jeśli nazywa mnie jaskiniowcem, a nie palantem- a często posługuje się tym epitetem. Mam powiedzieć, że jest mi przykro? Bo nie jest i gdybym tak powiedział to kłamałbym.- Nie żałuję tego, co zrobiłem nawet jeśli jesteś na mnie zła. Jedyną rzeczą, której żałuję jest siedzenie i czekanie na idealną chwilę, żebym mógł odpowiednio poprosić cię o
194
rękę. Tak się nie stało i za to przepraszam. Chciałem, żeby była to idealna chwila, bo nie miałaś wielu takich w swoim życiu, ale spieprzyłem, jak zwykle. - Naprawdę chcę, żebyśmy byli teraz nadzy. To brzmi obiecująco.- Bardzo mi się to podoba, ale zamiast tego byłbym skłonny poznać twoją odpowiedź. Wiem, że powiedziałem ci, że nie chcę natychmiastowej odpowiedzi, ale jeśli jest nią „tak”, to możesz śmiało mi powiedzieć. - Co? I zepsuć ten niepokój, na który tak zasługujesz? Nie sądzę, panie McLachlan. Jeśli tak mi się oświadczasz to powinieneś się spodziewać, że poczekasz trochę na odpowiedź. O o. To już nie brzmi tak dobrze.- Więc każesz mnie za to, że chcę się z tobą ożenić? - Nie. Każę cię za ten numer, który właśnie mi wywinąłeś. Miałem nadzieję, że będzie tak podekscytowana całą sprawą, iż zapomni o sposobie w jaki postąpiłem.- To nie najlepszy sposób na rozpoczęcie naszego wspólnego życia. Wet za wet chyba nie jest najlepszą strategią w małżeństwie. - Nie powiedziałam, że za ciebie wyjdę. Ale zrobi to, dopilnuję tego.- Nie powiedziałaś mi też, że nie wyjdziesz, więc dopóki tego nie powiesz, to będę niecierpliwie czekał aż do mnie przyjedziesz. - Wiesz, że nie grasz uczciwie. Czy kiedykolwiek była pod wrażeniem, że gram uczciwie?- Wierzę, że powiedziałem ci, iż zawsze dostaję to, czego chcę, używając racjonalnych środków. - Wkładasz mi pierścionek na palec- który tak przy okazji, jest olśniewający- i kusisz perspektywą bycia twoją żoną na chwilę przed odejściem. Musnąłeś powierzchnię, ale tak naprawdę to nawet mnie nie zapytałeś czy za ciebie wyjdę. I robisz to wszystko, gdy przechodzę emocjonalne załamanie spowodowane twoim wyjazdem. Naprawdę uważasz to za racjonalne? - Nie, ale myślę, że dzięki temu dostanę to, czego chcę, czyli ciebie jako moją żonę.Celuję tutaj w rezultat końcowy. Tak naprawdę to nie obchodzi mnie jak go osiągnę.
195
- Jeszcze mnie nie poprosiłeś, żebym za ciebie wyszła, więc nie dostaniesz odpowiedzi dopóki nie zrobisz tego w odpowiedni sposób. Brzmi ugodowo, więc co mi szkodzi.- Laurelyn, czy wyjdziesz za mnie, proszę? - Nie. - Nie?- Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. - Proszenie o rękę przez telefon to nieodpowiednie oświadczyny i nie odpowiem ci dopóki nie klękniesz przede mną na jednym kolanie. Szlag. Powinienem był uklęknąć, gdy dawałem jej pierścionek.- Ciężko to zrobić, kiedy będzie nas dzieliło dziewięć tysięcy mil. - Nienawidzę tego kolego, ale pijane oświadczyny i telefoniczne oświadczyny są dla mnie nieważne i puste. Zastanawiałem się czy kiedyś poruszy sytuację w Vegas.- Pierwszy raz wspomniałaś o moich pijanych oświadczynach. - Więc jednak pamiętasz to? Jak mógłby zapomnieć o tej epickiej porażce?- Oczywiście, do diabła, że pamiętam. Mógłbym kopnąć się w dupę za to, że byłem tak nierozważny z tymi cennymi słowami. Zasługujesz na o wiele lepiej niż nawalony ja pytający czy wyjdziesz za mnie. - No z pewnością zasługuję. Jak na razie, to wszystkie pijane i trzeźwe oświadczyny nie liczą się. Ty nie zapytałeś, a ja nie odpowiedziałam. Naprawdę nie chcę wracać do Australii, kiedy tak to wygląda.- Mam wsiąść w samolot i wrócić? - Nie. Teraz to nie najlepszy czas na rozmawianie ze mną o małżeństwie, draniu. Nadal jestem na ciebie wściekła. Właśnie włożyłem na jej palec piękny pierścionek i powiedziałem jej jak bardzo pragnę, by została moją żoną, a ona jest na mnie wściekła.- Nie bądź taka, kochanie. Pomyśl o tym, co stoi za tym gestem. Kocham cię i chcę być z tobą na zawsze. Nie pozwól formalności i twojemu gniewowi na zapomnienie tej części.
196
- Nie pozwolę. To brudna sztuczka, ale i tak jej użyję, żeby złagodzić jej gniew.- I pomyśl o tych dzieciach, których pragniesz. Dam ci je. Tyle ile będziesz chciała, kiedy tylko będziesz gotowa. - Coś mi podpowiada, że chcesz tych dzieci tak samo mocno jak ja. Wydaje się jakby połowa naszych rozmów krążyła wokół nich. Ma rację. Coś mi się stało i też ich chcę.- Tak myślisz? - Pytasz czy myślę, że też ich chcesz czy że dużo o nich rozmawiamy? - O oba. - Więc tak na oba. Rozmawialiśmy o dzieciach, więc to dla niej nie nowość.- Chcę ich, ale tylko z tobą. Wydaje z siebie odgłos frustracji.- Jestem taka wściekła, że odbywamy tę rozmowę teraz, a powinniśmy to zrobić zanim wyjechałeś. Ma rację. Czuję się jak taka dupa wołowa z tym czekaniem na idealną chwilę. - Przepraszam, że czekałem. Powinienem był cię poprosić w dniu, w którym kupiłem pierścionek. Miałem zamiar się oświadczyć, kiedy zabrałem cię na kolację do Oscar’s. Już miałem pudełko w ręce i chciałem zapytać, gdy reporter podszedł do naszego stolika. - Odbiło mi w chwili, kiedy chciałeś to zrobić. Przepraszam. To przeznaczenie. Nie tak miało się to wydarzyć.- To nie twoja wina- zapewniam ją. - Musisz być cierpliwy ze mną. - Kochanie, czekałem na ciebie trzydzieści lat. Mogę poczekać jeszcze trochę. ***
197
Rozdział Dwudziesty Piąty Laurelyn Prescott
Nie wierzę, że Jack Henry mi to zrobił. On i ja nie jesteśmy zwyczajni. Nigdy tacy nie byliśmy- i nigdy nie będziemy- więc nie wiem czemu spodziewałam się normalnych zaręczyn. Ale w jednej rzeczy ma słuszność: na pewno będzie to historia do opowiadania naszym dzieciom. Naszym dzieciom. Wow. To poza granicami realizmu, że przeszliśmy od zgody na trzymiesięczny maraton seksu bez prawdziwych tożsamości do rozważań na temat małżeństwa i dzieci, zwłaszcza, że był taki cięty na obie te kwestie. Czy powinno mnie niepokoić, że zrobił obrót o 180 stopni w sprawach, w których miał tak odmienne zdanie zaledwie kilka miesięcy temu? Wiem, że mnie kocha, ale martwię się, że zmienił zdanie co do małżeństwa i dzieci ze złych powodów. Nie chcę, żeby opierał się na tym czego ja chcę po to, żeby mnie zatrzymać. Muszę porozmawiać z kimś o oświadczynach Jacka Henry’ego. Istnieje tylko jedna osoba warta tej brutalnej konwersacji i lata teraz po Australii z miłością swojego życia. Spoglądam na zegar- jest 22 jej czasu. Zadzwonię do tego puszczalskiego szczeniaka. Odbiera po trzecim dzwonku z powitaniem, które nie jest mi takie obce.- Witaj, pizdo. To przestaje być zaskoczeniem, kiedy mówi tak za każdym razem.- Witaj, zgnilizno krocza. Jak tam sprawy? Spodziewam się, że w jej odpowiedzi będzie coś o leżeniu pod Zac’iem. - Dużo mogłabym z tym zrobić i powiedzieć, że właśnie nam przerwałaś, ale nie zrobię tego. To pierwszy raz.- Dzięki. Doceniam to.
198
- Więc jak ci leci odkąd wyjechał ten przystojny garnitur? To nie miało być dzisiaj? Dalej go tak nazywa.- Taa. Wyjechał jakieś pięć godzin temu. - Dobrze się czujesz? Nie. Jest o wiele gównianiej niż sobie wyobrażałam.- W ogóle nie jest mi dobrze z tym, że znowu jesteśmy rozdzieleni. - Więc jaki jest plan? - Addie, on poprosił mnie o rękę- odsuwam telefon od ucha w oczekiwaniu na krzyk. - Co?!!!- krzyczy tak jak się spodziewałam.- Opowiedz mi wszystko. - Powiedział, że wie, iż nie jestem gotowa zakończyć kariery, ale że będzie czekał aż do niego przyjadę, kiedy już będę gotowa zostać jego żoną. Włożył mi pierścionek na palec. To pierścionek zaręczynowy, najpiękniejszy jaki widziałam. Powiedział, że ma mi przypominać, że czeka na mnie. I tak to zostawił, ale potem zadzwonił do mnie z LA i jeszcze raz poprosił przez telefon. - Co zrobisz? Wiem, co chcę zrobić- rzucić wszystko i pobiec do niego. Chcę prześcignąć go w Avalonie i czekać na niego w łóżku, kiedy przyjedzie do domu.- Nie wiem. Właśnie dlatego do ciebie dzwonię. Potrzebuję twojej dosadnej rady. - Widziałam faceta tylko kilka razy i to pod fałszywymi pozorami. Swoją drogą, jeszcze raz ci za to dziękuję. Nie pozwoli mi o tym zapomnieć.- Wiem. Przepraszam. - Ciężko coś ci radzić o facecie, którego nie znam, ale to co mam będzie musiało wystarczyć. Jest bogaty i odnosi sukcesy, więc nigdy nie będziesz musiała martwić się o to, że o ciebie nie zadba. Jest cholernie przystojny, więc to na pewno plus. Z tego, co mi mówiłaś to łączy was szalony seks. Poświęca twojej małej dużo uwagi i często doprowadza do orgazmu, więc tu też w porządku. Obie wiemy, że nie ma o czym gadać, jeśli seks jest okropny. Zatrudnił prywatnego detektywa, żeby cię odnalazł, więc to udowadnia jak bardzo cię
199
pragnie. Musi cię kochać, bo inaczej by się nie oświadczył. Ale czy ty kochasz go na tyle, żeby za niego wyjść? Wiem, że tak, ale są inne kwestie.- Tak, ale boję się, że mówi o małżeństwie i dzieciach, bo powiedziałam mu, że tego właśnie chcę. Co, jeśli to zrobi, ale nie tego chce? - Laurelyn, naprawdę myślisz, że facet ożeniłby się z tobą gdyby tego nie chciał? Na litość boską, miał masę nic nie znaczących związków opierających się na seksie, żeby uniknąć tych wszystkich zobowiązań. Nie porzuciłby tego życia gdyby cię nie kochał i nie chciał się z tobą ożenić. To zdaje się mieć sens.- Ale jestem przerażona, że porzucę moją karierę, a to potem wystrzeli mi w twarz. Co jeśli przeprowadzę się tam, a nam nie wyjdzie? - A co, jeśli tego nie zrobisz i nigdy się nie dowiesz jak mogłoby być? Możesz z tym żyć? Mogłabym? Nie sądzę.- Uważasz, że powinnam porzucić moją karierę? - Wiesz, że ja porzuciłam to wszystko dla Zaca, bo go kocham i chcę z nim być. Czy teraz kiedykolwiek będę miała karierę muzyczną? Nie. Czy obchodzi mnie to? Nie. Jesteśmy razem i jestem szczęśliwa. Byłam gotowa odejść. Jedynym pytaniem jest czy ty jesteś? Addison jest inna. Nie boi się rzucać wszystkiego na szalę.- Znasz mnie. Mam problemy z zaufaniem, które są prawie niemożliwe do rozwiązania. - Tak bardzo martwisz się o swoje stopy, że przegapisz radość tańca. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób.- Może, ale nigdy nie miałam kogoś kto by się mną zajął. W takim sposób bronię siebie. - Odpowiedz mi na jedno pytanie: Czy naprawdę czujesz, że potrzebujesz ochrony przed Jackiem? Przy nikim nie czuję się tak bezpiecznie jak przy Jacku Henrym. Przy nikim.- Nie. Jest zupełnie odwrotnie. Zawsze jest moim obrońcą. - Myślę, że powinnaś za niego wyjść. Choćby z tego powodu, że będę cię miała z powrotem w Australii. Tęsknię za tobą.
200
Miło byłoby mieć jego i najlepszą przyjaciółkę.- Wiem. Ja też za tobą tęsknię i kocham Australię. Myślę, że mogłabym być bardzo szczęśliwa mieszkając tam. Z taką łatwością widzę siebie jako część rodziny Jacka Henry’ego. To wspaniali ludzie, przyjęli mnie do siebie i traktowali jak swoją. - Możesz nad tym trochę pomyśleć, jeśli musisz, ale od razu widać, że twoje serce już wie, czego chce. Ma rację. Mogę myśleć o tym dniami i nocami, ale słyszę błagania mojego sercakrzyczy, żebym pojechała do niego już wczoraj. Z drugiej strony, słyszę jak moja głowa próbuje przyćmić serce. Słyszę jak moja głowa mówi nie, a serce jedź.
Rodzice zaprosili mnie na kolację do mieszkania mamy. To oficjalne, już nie są prywatną sprawą. Są przedmiotem w oczach świata, ale media są tak okropne, że już żadne z nas nie może pokazywać się publicznie. Bycie gwiazdą nie jest tym, czym myślałam. Przed moimi drzwiami frontowymi po raz pierwszy od tygodni jest pusto. Zdaje się, że jest jakiś limit robienia zdjęć osobie wychodzącej z mieszkania zanim stanie się to nie interesujące. Kolacja jest intrygująca- jakaś zapiekanka. Nie jestem do końca pewna jaka i wolę nie pytać. Mama nigdy nie była najlepszą kucharką. Jesteśmy zajęci omawianiem kalendarza zespołu i nowej muzyki, nad którą pracujemy, kiedy mama zauważa pierścionek na moim palcu.- Co to jest? To się jej nie spodoba.- Pierścionek. - Pierścionek jakiego rodzaju? Wie. Nie musi pytać.- Zaręczynowy.
201
- Więc poprosił cię o rękę? Nie jestem zwolennikiem tego całego owijania w bawełnę.- Tak. Jack Henry poprosił mnie o rękę. Matka prycha i patrzy na tatę. Wymieniają się spojrzeniem i nie jestem pewna jak odczytać jego znacznie, ale wkurza mnie. Wiem, że to oznacza, iż rozmawiali o tym.- Laurie, nie możesz go poślubić. Jestem absolutnie zszokowana w stu procentach.- A dlaczego nie? - Bo każe ci się przeprowadzić do Australii. Jeśli to zrobisz to będzie koniec twojej kariery, proste. Zaczynam coraz mniej dbać o tą moją karierę.- Czy to byłoby takie złe, jeśli byłabym z mężczyzną, którego kocham? - Żartujesz sobie? Oczywiście, że byłoby złe. Okropnie byłoby patrzeć jak odchodzisz od sukcesu po tak krótkim czasie. Jeśli dzisiaj jesteś taka znana to pomyśl, gdzie będziesz za rok. Nie potrzeba geniusza, żeby się tego domyślić.- Już wiem, gdzie będę. W autokarze, podróżując z jednego koncertu na drugi. Już to robiłam, mamo i wiem jakie to uczucie. Nie jest świetne- spoglądam na tatę.- Czy po czasie jest łatwiej? Zerka na moją mamę i prowadzą milczącą rozmowę, siedząc naprzeciwko siebie. - Potrzeba czasu, żeby się do tego przyzwyczaić, ale z czasem jest lepiej.- Silnie podejrzewam, że mówi tak, bo ona chce żeby to powiedział. Powinnam im powiedzieć jak się czuję, by zrozumieli.- Jest tak. Jeśli Jack Henry nie pojawiłby się w moim życiu to prawdopodobnie byłabym podekscytowana wizją spędzenia każdego dnia w trasie, ale nie tak się potoczyło. Przyjechał po mnie, bo mnie kocha. A ja kocham jego. Wiem jak wygląda moje życie bez niego i nienawidziłam każdej chwili. - Dopiero co wyjechał. Nie miałaś czasu przyzwyczaić się jak to jest być bez niego, ale z czasem będzie lepiej.- Chwyta się czego może. - Nie chcę, żeby było lepiej. Chcę z nim być.
202
- Kochanie, związek z nim oznacza, że nie będziesz miała kariery i nie będziesz ze mną ani z twoim tatą. Nie będziemy się widywać. Odeszłabyś od śpiewania? Od nas? Nie tak powinno być.- Przyjeżdżałabym do was, kiedy bym mogła, a wy moglibyście odwiedzać nas w Australii. Spodobałoby ci się tam. Jest pięknie i ludzie są tacy przyjaźni. - Nie, nie licz, że tam przyjadę, bo tego nie zrobię. Moje serce spada, kiedy słyszę jak mama mówi, że nie odwiedzałaby mnie. Widzę wyraz twarzy taty i chyba jej postanowienie zaskoczyło nawet jego, ale próbuje ją kryć. - Myślę, że twoja mama po prostu nie jest zachwycona wizją lotu nad oceanem. - Jasne.- Jestem pewna, że nie wahałaby się lecieć z nim gdziekolwiek, gdyby poprosił. Nic się nie zmieniło. Dalej jestem na drugim miejscu za Jakiem Beckettem, jak zawsze. Dlaczego miałbym poświęcić mężczyznę, którego kocham, kiedy jest oczywistym, że ona zawsze będzie stawiała swojego przede mną? - Muszę iść. - Kochanie, chcesz się zgodzić. Widzę to w twoich oczach, ale błędem byłoby porzucenie kariery i rodziny dla tego mężczyzny. Możesz znaleźć kogoś innego do kochania, kogoś stąd. Może nawet mężczyznę w przemyśle muzycznym, który będzie rozumiał jakie to życie. Jest taką hipokrytką.- Och, masz na myśli znalezienie kogoś innego tak jak ty?Obrzuca mnie spojrzeniem, które mówi, że nie podoba jej się to, co mówię- i dlatego, że to prawda.- Nie, chwila. Źle to zrozumiałam, prawda? Ty nie znalazłaś nikogo innego, bo nigdy nie mogłaś przestać kochać jego. Mój tata unosi ręce.- Może powinniśmy się trochę uspokoić. Jego rolą nie jest sędziowanie. Nadal jestem niezdecydowana jaką ma tutaj rolę, ale radziłam sobie sama z tą kobietą przez dwadzieścia trzy lata i teraz nie potrzebuję jego pomocy.- Znikam stąd. Nie mam czasu na to gówno. Mam decyzję do podjęcia i nie potrzebuję jej pomocy.
203
Wychodzę z domu mamy i jeżdżę w kółko przez godzinę zanim parkuję samochód przed mieszkaniem Charliego. Salon jest podświetlony, więc biorę to jako dobry znak, że jest w domu. Siedzę w samochodzie przez przynajmniej kwadrans, próbując zdecydować czy chcę to zrobić- powiedzieć mu, że odchodzę z zespołu. Będzie mną taki rozczarowany. Czuję się okropnie, że im to robię po tym w jaki sposób mnie przyjęli. Był ze mną wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam, a teraz opuszczę go, kiedy zaczęliśmy odnosić prawdziwy sukces. Nie mogę tak myśleć. W końcu muszę zacząć żyć dla siebie i do diabła z tym, co jest najlepsze dla innych. Sami sobie z tym poradzą. Tylko ja kontroluję moje przeznaczenie. Denerwuję się stojąc przed drzwiami Charliego i chcę uciec, kiedy otwiera.- Hej. Co tu robisz? - Przepraszam. Wiem, że powinnam najpierw zadzwonić, ale jeździłam po okolicy i znalazłam się przed twoim domem. Mogę wejść? - Oczywiście- otwiera szeroko drzwi i wchodzę do salonu. Moje oczy od razu wędrują do kanapy w poszukiwaniu jakiejś laski, a potem dociera do mnie, że pewnie nie tam by była. - Nie masz dzisiaj towarzystwa? - E e. Za jakiś czas przyjdzie kolega, ale na razie jestem sam- wskazuje, bym usiadła na kanapie. Nie mogę się wyzbyć myśli, że jego mieszkanie wygląda tak kawalersko. Żaden z domów Jacka Henry’ego tak nie wygląda- jakby banda facetów siedziała tu i piła piwo, oglądając sport.- Czy wszystko poszło dobrze z dzisiejszym wyjazdem Jacka? - Tak i nie.- Charlie patrzy na mnie i po jego minie widzę, że czeka na wyjaśnienia. - Pozwoliłam mu wejść na pokład, jeśli o to ci chodzi. Powinien dolecieć do Sydney za kilka godzin. - Zastanawiałem się czy go puścisz- śmieje się.- Więc, w którym momencie poszło nie tak? - Chce, żebym za niego wyszła.- Czekam chwilę zanim spuszczam kolejną bombę, ale Charlie mówi to za mnie.
204
- I chce, byś przeprowadziła się do Australii. - Tak, ale nie odpowiedziałam mu.- Myślę, że czeka na dalszy ciąg historii.- Kocham go i wiem, co oznacza bycie bez niego. To okropne uczucie i nie chcę tego robić po raz kolejny. - Więc chcesz mi powiedzieć, że odchodzisz z zespołu? Nakazuję sobie być silną, bo robię to dla Jacka Henry’ego i siebie.- Tak. - Randy wpadnie w szał. Szał to pewnie delikatnie powiedziane.- Wiem. Nienawidzę tego, że wam to robię, ale nie mogę zostać, jeśli moje serce tego nie czuje. - Rozumiem. I nie jestem wściekły. Zrobiłbym to samo, gdyby sytuacja była odwrócona. Nie ma takiej rzeczy, której bym nie zrobił, żeby mieć taką miłość jak ty z Jackiem. Nie wygląda na rozczarowanego czy zszokowanego.- Dzięki, że nie traktujesz mnie jak świnię. - Nigdy nie pomyślałbym o tobie źle, bo kochasz Jacka, ale możesz pomyśleć, że jestem wielkim dupkiem, kiedy usłyszysz jaką mam do ciebie prośbę. Przez jaką prośbę mogłabym źle pomyśleć o słodkim Charlim?- Nigdy bym tak o tobie nie pomyślała. Jesteś na to zbyt uroczy. - Cóż, zobaczymy, co będziesz czuła po moim pytaniu. Teraz trochę się boję.- Okay… - Zostaniesz na następną trasę, żebyśmy nie musieli jej odwoływać? To oznacza, że będę musiała zostać do końca października.- To ponad trzy miesiące. - Nie mamy czasu na znalezienie zastępstwa na trasę, ale będziemy mogli zacząć z kimś nowym, kiedy skończymy i wrócimy do studia. Nie chcę tego robić, ale w jakiś sposób jestem im coś winna po tym jak przyjęli mnie do siebie, kiedy nie miałam żadnych szans.- Mogę to zrobić.
205
Jeśli Jack Henry dowie się, że zdecydowałam wyjść za niego, to będzie chciał, żebym od razu zostawiła zespół. Więc jeszcze nie mogę mu powiedzieć. Nie będzie go obchodziło albo nie zrozumie moich powodów, żeby pomóc zespołowi. Poza tym… po tym, co zrobił, zasługuje na podlizywanie się mi. ***
206
Rozdział Dwudziesty Szósty Jack McLachlan
Jeszcze jestem w łóżku, gdy słyszę wkurzający, powtarzający się dźwięk dzwonka u moich drzwi. Przez zmianę czasu było bardzo późno- albo naprawdę wcześnie- kiedy przyjechałem do domu. Mam samolotowego kaca i wolę poczekać w łóżku aż sprawca odejdzie, ale w tym pomyśle jest jeden problem: przewiduję ze stu procentową pewnością kim jest ta osoba i już wiem, że nie odejdzie. Margaret McLachlan przyszła zobaczyć się z Laurelyn. Wyłączam alarm i otwieram drzwi, widząc uśmiechającą się twarz mojej mamy. Nie dziwi mnie to.- Mamo. Nie mogłaś poczekać do trochę późniejszej pory? Jestem w domu dopiero od kilku godzin. - Nie. Nie mogłam i nie czekałam. Przyszłam zobaczyć się z moją przyszłą synową. Gdzie ona jest? Pewnie powinienem był do niej zadzwonić i wcześniej uprzedzić, że Laurelyn nie wraca ze mną. Ale nie chciałem być zamęczany ani zmuszany do wyjaśniania tej sytuacji przez telefon.- Nie wróciła ze mną. - To znaczy? Jestem pewien, że się nie zająknąłem.- Dokładnie to, co powiedziałem. Została w Stanach. - Nie rozumiem. Myślałam, że wszystko szło dobrze między wami. - Szło- idzie- ale jej kariera naprawdę rozkwitła i teraz jest wielką gwiazdą muzyki country. Fani kochają ją i jej muzykę. Naprawdę ciężko pracowała, żeby się tam znaleźć i nie jest jeszcze gotowa, żeby to zostawić.
207
Widzę jej rozczarowanie.- Mówisz mi, że wybrała karierę zamiast ciebie? - Mamo, nie myśl o niej źle. Ja robię jej to samo. Wygląda na zszokowaną.- Ale byłam taka pewna, że rzuci wszystko dla ciebie. Zwłaszcza po całym miesiącu razem. - Jestem pewien, że w końcu to zrobi, ale Laurelyn potrzebuje więcej czasu na dojście do tego. Nie chcę, żeby mnie nienawidziła czy obwiniała przez całe życie, bo to przegapiła. Musi tego wszystkiego doświadczyć, żeby się upewnić czego naprawdę chce. - Ale co jeśli nigdy nie będzie chciała zostawić tego życia? Blask i blichtr mogą być bardzo mylące. Wiesz to z własnego doświadczenia.- Wiem i Laurelyn nie będzie się to podobało na długo, bo nie jest taką osobą. - Zaufaj mi, mamo… Znam Laurelyn i wiem, czego naprawdę chce. W tej chwili może myśleć, że olśniewającej kariery, ale to życie nie da jej satysfakcji. Chce męża… i dzieci. A nie będzie mogła mieć tych rzeczy, będąc w ciągłej podróży. - Więc będziesz siedział i czekał na nią i wasze wspólne życie przez Bóg wie jak długo? Tak. Właśnie tak zrobię.- W tej chwili nie mam za bardzo wyboru, ale nie martwię się. Nie zajmie jej dużo czasu pojęcie, że to życie to nie tylko blichtr i blask. Podróżowanie autokarem z miasta do miasta i spanie w innym hotelu każdej nocy, nie da jej szczęścia. Robiłem to z nią przez chwilę i bardzo szybko mi zbrzydło, więc nie jestem zaniepokojony. Będzie ze mną przed świętami. Jestem tego pewien. - Jak możesz być taki pewny?- Widzę, że potrzebuje dalszego przekonywania. - Dałem jej pierścionek. To przywraca uśmiech na twarzy mamy.- Poprosiłeś, żeby za ciebie wyszła? - W pewnym sensie. I uśmiech znika.- Co jej powiedziałeś, kiedy go dawałeś? - Powiedziałem jej, że potrzebuje czasu, by doświadczyć wszystkiego, co to życie ma jej do zaoferowania. I że kiedy dostanie wszystko, czego chce to ma do mnie przyjechać i
208
wtedy poproszę ją, żeby została moją żoną. Poprosiłem, żeby nosiła pierścionek, bo będzie jej przypominał, że czekam na nią. Wygląda na trochę bardziej optymistyczną.- Była zaskoczona? - Zaskoczona to pewnie dobre słowo do opisania tego, co czuła pośród innych rzeczy. Czekałem za długo i spanikowałem, więc zrobiłem jedyną rzecz, jaką mogłem. Dałem go jej jakieś dwie minuty przed wejściem do samolotu. Wygląda na obrzydzoną mną.- Och, Jacku Henry! Dlaczego zrobiłeś to w taki sposób? To takie nie romantyczne. - Czekałem na idealną chwilę, ale nigdy nie nadeszła. Chciałem, żeby było wyjątkowo. Żeby to było coś, co zapamięta. Ale potem skończył mi się czas- próbuję się bronić, ale na darmo. - Cóż, tego na pewno nie zapomni. Rozmawiałeś z nią odkąd zrzuciłeś tą bombę? Bombę- to idealny opis.- Rozmawiałem z nią w czasie międzylądowania w Los Angeles. Była dosyć wkurzona, ale słyszałem jak się uśmiecha. - Słyszysz uśmiech Laurelyn przez telefon?- Chyba mi nie wierzy. - Oczywiście, że tak. Jej głos brzmi inaczej, gdy się uśmiecha. Jest prawie jak chichot, kiedy mówi.- Moja mama chyba śmieje się ze mnie.- Co? - Ty. Jesteś taki zakochany w tej dziewczynie. Widzę to w twojej twarzy i słyszę w twoim głosie. Tak bardzo się cieszę widząc cię w takim stanie. I zgadzam się z tobą. Myślę, że niedługo przyjedzie, bo też cię kocha. - Mam taką nadzieję. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by przekonać ją na odległość.
209
Przetrwałem tydzień rozłąki, ale nie najlepiej. Laurelyn i ja rozmawiamy każdego dnia. Daję radę, ale tylko tyle mogę powiedzieć o naszych rozmowach. Jest taka małomówna, nie daje mi żadnej wskazówki, co myśli w naszej sprawie. Rzuciłem się w wir pracy dla odwrócenia uwagi, podobnie jak kiedy wyjechała w marcu. Jest bardzo wcześnie w sezonie, ale we wszystkich winnicach sprawy mają się świetnie. Moje wszystkie prawe ręki wykazały się podczas mojej nieobecności. Przeniosłem się z mieszkania w Sydney z powrotem do Avalonu, bo tam czuję się najbliżej niej. Zastosowałem jedną z jej małych sztuczek i ukradłem kilka jej ubrań, żeby móc mieć przy sobie jej zapach. Może nawet ukradłem trochę majtek. Zastanawiam się, co by o tym powiedziała, gdyby wiedziała. Wyobrażam sobie, że nazwała by mnie bezecnym draniem. Tak właśnie robi, kiedy zachowuję się nieprzyzwoicie, ale uwielbia każdą perwersyjną rzecz jaką jej robię. I dalej będzie uwielbiała. Mam nadzieję, że wkrótce. Nadchodzi czas na naszą codzienną rozmowę, więc wysyłam jej SMS-a, że chcę ją odbyć w formie wideo. Chcę ją zobaczyć i usłyszeć. Czekam w moim biurze, dając jej czas na przygotowanie się, a sam wyjmuję jej majtki, które trzymam w górnej szufladzie biurka. Mam jedną parę tutaj, a drugą w stoliku nocnym. Te są z czarnej koronki. Przykładam je do nosa i mocno się zaciągam. Pachną dokładnie tak jak ona. Mam nadzieję, że przywiezie tutaj swój tyłeczek zanim stracą cały jej zapach, bo inaczej będę musiał wrócić po więcej. Kiedy czuję, że chyba już starczy jej czasu, kontaktuję się z nią. Gdy widzę jej piękną twarz, znowu jest po mnie. Chcę rzucić wszystko i wrócić do niej, żeby przerzucić ją przez ramię i zaciągnąć tu niczym jaskiniowiec, którym mnie nazywa. - Hej, kochanie. Tak dobrze cię widzieć. - Tęsknię za tobą. - Ja za tobą też. Jak było dzisiaj w pracy?- pytam o to za każdym razem, kiedy rozmawiamy mając nadzieję, że dostanę jakąś wskazówkę jakie ma plany, ale zawsze jest taka mglista. - Po staremu. Ćwiczyliśmy przez cały dzień w studiu, żeby przygotować się na trasę.
210
Pierwszy raz wspomniała o powrocie na trasę. Nie powinienem być zdziwiony, że to planuje skoro nie mówiła nic o przyjeździe tutaj. Przez chwilę jestem rozczarowany, ale potem przypominam sobie, że podróżowanie autokarem i spanie w hotelach jest dokładnie tym, czego potrzebuje Laurelyn. Wtedy dotrze do niej, że powinna być tutaj ze mną. - Postarasz się o trochę wolnego czasu, żeby odwiedzić mnie na święta? Moja rodzina naprawdę chcę cię znowu zobaczyć. Mama ma fizia na temat twojego powrotu tutaj i tak żebyś wiedziała to nie była pod wielkim wrażeniem tego jak zostawiłem sprawy między nami. Już mi mówiła, że będzie zajęta w święta, ale i tak pytam- to dobry sposób na wytłuszczenie jak jej praca z zespołem koliduje z naszym wspólnym spędzaniem Świąt Bożego Narodzenia. - Zrobiła ci piekło?- To odpowiedź tak pasująca do Laurelyn- jej sposób na uniknięcie odpowiedzi na moje pytanie. - No nie było łatwo. Dostałem rozkazy, by sprowadzić cię tutaj na święta, żeby cała rodzina mogła być razem. Uśmiecha się.- Cała rodzina, tak? Jest częścią klanu McLachlanów, nawet jeśli jeszcze o tym nie wie.- Jesteś częścią tej rodziny, czy jesteś tu czy tam. - Jak czuje się Emma w tym tygodniu?- Dlaczego ona to robi- zmienia temat, kiedy właśnie myślę, że uda mi się coś z niej wyciągnąć? - Wczoraj po naszej rozmowie zaczęła mieć skurcze, więc musieliśmy zawieźć ją do szpitala, by medycyna je zatrzymała. Wygląda na zaniepokojoną.- Czy to poważne? - Tak, ale dzieje się za każdym razem, więc nie podniecaliśmy się tak jak wtedy z Celią. Jej lekarz chce utrzymać ciążę jeszcze przez miesiąc, ale nie wiem czy tak będzie. Tym razem zaczęło się o wiele wcześniej. Dziecku nic nie będzie nawet, jeśli urodzi się teraz. Będzie po prostu mały i trafi do inkubatora na jakiś czas.
211
Teraz moja kolej na zmianę tematu i nie waham się.- Nie rozmawialiśmy o tym jaki chciałabyś ślub.- Myślę, że rozmawianie o takich rzeczach nakłoni ją do szybszego zgodzenia się. - Nie wiem. A jaki ty chcesz? Mężczyzn nie obchodzą takie rzeczy.- Taki, który uczyni mnie twoim mężem. To moje jedyne wymaganie. Duży czy mały? - Coś małego. Będzie tam tylko twoja rodzina i przyjaciele.- Wygląda na smutną. - Dlaczego tak mówisz? - Moja mama powiedziała, że nie będzie przyjeżdżała do Australii. Zakładam, że to tyczy się także mojego ślubu. A to suka. To jej sposób, żeby zatrzymać Laurelyn, by nie musiała zostawiać ani jej ani kariery. Widzę ból w oczach Laurelyn i nie chcę niczego więcej jak ją przytulić. Ale nie mogę i to jest frustrujące jak diabli.- Mogę ożenić się z tobą w Stanach, jeśli chcesz żeby tam była. Przylecę jutro, jeśli mnie chcesz. Moja rodzina rzuci wszystko, aby tam być. - Kocham cię za twoje chęci do robienia wszystkiego, co mnie uszczęśliwi, ale nie mogłabym prosić o to twojej rodziny. Takie sprowadzanie ich wszystkich tutaj nie byłoby odpowiednie. To brzmi obiecująco.- To brzmi tak jakbyś się zgadzała. - Powiedzmy, że nie mówię nie. To jest „tak”, nawet jeśli tego nie mówi.- Nie mówisz, że nie. Na razie mogę z tym żyć, ale na długo ci to nie wystarczy. - Wiem. Może zrobi coś, co pomoże mi przetrwać.- Zrobiłabyś coś dla mnie? - Wiesz, że tak.
212
Z pewnością pomyśli, że jestem bezecnym draniem, kiedy ją zapytam, ale nie mogę się powstrzymać; jestem taki twardy. To okropna droga od seksu każdego dnia do żadnego. - Naprawdę muszę dojść i bardzo chciałby zobaczyć cię nagą, kiedy będę to robił. - Jacku Henry! Myślała, że żartowałem, gdy wspominałem o tym przed wyjazdem.- Daj spokój, kochanie. Zrób dla mnie striptiz. Proszę. - To dlatego chciałeś wideo rozmowę. Żebyś mógł zobaczyć mnie nago. - Nie, nieprawda. Chciałem zobaczyć twoją piękną twarz, ale potem powąchałem twoje majtki chwilę przed rozmową i teraz mam ogromny wzwód, z którym muszę coś zrobić. Naprawdę przydałaby mi się tutaj twoja pomoc, mała. Śmieje się ze mnie.- Wąchałeś moje majtki? - Taa. Ukradłem kilka par, które miałaś na sobie, bo jestem tak cholernie uzależniony od zapachu twojej ładowni.- Patrzy na mnie z niedowierzaniem, bo powiedziałem jej to.- I ty i ja wiemy, że jestem bezecnym draniem, więc nawet nie musisz tego mówić. - Mojej ładowni?- pyta. - Taa. Kocham cię, a twoja ładownia jest częścią ciebie, więc wszystko ze mną w porządku, że ją też kocham. I tak jest. Całym sercem.- Widzę, że zabiera laptopa ze stołu w kuchni.- Co robisz? - Cóż, nie mogę się zbyt dobrze rozebrać w kuchni. I potrzebuję jakiejś nuty. Wiesz, że muszę mieć seksowną muzykę, jeśli mam się rozebrać do naga. O tak, kurwa!- Whoa, zaczekaj chwilę. Jestem w biurze i muszę zablokować drzwi, bo zwolnię każdego, kto wejdzie tutaj, gdy będziemy zajęci. - Wiesz, że tak naprawdę to nie będziemy zajęci, prawda? - Kochanie, mam wyobraźnię i użyję jej- wołam wstając i podchodząc do drzwi, by je zamknąć. Obracam gałkę i ciągnę ją dla pewności. To nie byłby dobry moment na wejście pani Porcelli pytającej, co będę jadł. Wracam do mojego biurka z bolesną erekcją, a ona jeszcze nic z siebie nie zdjęła.
213
- Jestem już gotowy, gdybyś chciała zaczynać. Słyszę wolną, uwodzicielską piosenkę w tle, ale nie widzę jej. Chwilę później ponownie się pojawia i zaczyna powoli kołysać się do muzyki, zdejmując bluzkę przez głowę. Rzuca ją gdzieś i rozpoznaję koronkowy biustonosz, który ma na sobie. Wiem jak wyglądają majteczki od tego kompletu- stringi z bardzo małej ilości materiału. Sięga do tyłu, żeby odpiąć biustonosz- zawsze ja to robię- i pozwala mu upaść na podłogę. Jej cycki są tak cholernie piękne. Nie widziałem ich ani nie dotykałem od tygodnia i to mnie zabija.- Dotknij ich. Chwyta je od dołu i ściska razem. Przygryza dolną wargę, kiedy kciukiem i palcem wskazującym pociera sutki.- Podoba ci się to, co? - W rzeczy samej, ale podoba mi się o wiele bardziej, kiedy ja to robię. To powoduje szeroki uśmiech na jej twarzy.- Ja też- przesuwa ręce powoli na swój brzuch aż dociera do guzika jeansów i odpina go.- Uups. Zobacz, co się tutaj stało- zsuwa zamek i zaczyna zdejmować spodnie razem z majtkami.- Tss. Tss. Nie znoszę, kiedy moje ubrania tak spadają. Mmm. Jest tak cholernie gorąca, naga tylko dla moich oczu. Nie mogę się powstrzymać. Muszę sobie jakoś ulżyć, więc rozpinam spodnie i zaczynam robić to, co Laurelyn zrobiłaby dla mnie gdyby tu była.- Dotykaj się i udawaj, że to ja. - Zamawiasz dzisiaj ekstra niegrzeczne rzeczy z nutką perwersji- mówi, idąc tyłem i siada na łóżku. Przesuwa się lekko do tyłu i rozchyla nogi tak, że mam idealny widok, kiedy się dotyka.- Chcesz zobaczyć jak tego dotykam? - Ooo taaak. Dokładnie.- Obserwuję jak pociera siebie i przypominam sobie dokładnie jakie to było uczucie, gdy moje palce robiły dokładnie to samo, co teraz jej.- To najsłodsza tortura na jaką kiedykolwiek byłem skazany.- Zaczynam walić sobie szybciej, bo chcę, żeby było już po wszystkim. Nigdy bym nie pomyślał, że będę się tak czuł, ale cierpię. - Znam tą minę- kokietuje.- Mój chłopiec chyba zaraz dojdzie. - Mam taką cholerną nadzieję, bo zaraz tutaj…kurwa…umrę.- Zaledwie chwilę później dochodzę szybko i mocno, właśnie tak jak potrzebowałem. Opieram głowę o krzesło i
214
rozpływam się w mojej eksplozji. Nie jest tak jak kiedy jestem z Laurelyn, ale lepiej nie będzie. W tym momencie wezmę wszystko, co mi da. - Chłopiec okrążył trzecią i… tak! Mam czwartą bazę, panie i panowie. Śmieję się, bo nie znam żadnej innej kobiety, która tak trenowałaby swojego chłopaka. I z całą pewnością nie znam takiej, która rozebrałaby się i dotykała, żeby ktoś inny mógł dojść.- Dziękuję, mała. Nie wiesz jak bardzo tego potrzebowałem. - Założę się, że wiem. Mogę lub też nie używać Pocisku bardzo dużo w ostatnim czasie. Nie wiem jak się z tym czuję.- Pocisk jest w porządku, ale nie używaj tego drugiego. Nie chcę, by było coś w tobie oprócz mnie. - Jesteś śmieszny. Wibrator nigdy cię nie zastąpi. Mam nadzieję, że nie, ale nie będę ryzykował.- Nie zastąpi, jeśli nie będziesz go używała. Słyszałem, że kobiety mogą stracić wrażliwość na normalny, seksualny dotyk, jeśli za dużo używają tych rzeczy. Nie mogą mieć potem orgazmów z mężczyzną, a tego bym nie chciał, bo planuję być tym, który cię do nich doprowadza. Wiele razy. - Chcę, żebyś doprowadzał mnie do orgazmów, więc nie masz się czym martwić. Nie jestem fanką posiadania w sobie czegokolwiek poza tobą. - Idealnie. Dokładnie to chciałem usłyszeć. ***
215
Rozdział Dwudziesty Siódmy Laurelyn Prescott
Sześć tygodni za mną. Sześć tygodni przede mną. Do bani. I to bardzo. Życie w drodze w ogóle nie jest tym czym myślałam, że będzie. Nie byłam naiwna. Wiedziałam, że ciągłe podróżowanie będzie brutalne, ale wyobrażałam sobie, że miłość fanów wynagrodzi wszystkie negatywy. Nie zrozumcie mnie źle: są świetni, ale dom to nie jadący autokar czy inny hotel każdej nocy. To nie jest życie dla mnie. Może nie czułabym się w ten sposób, gdybym nie wiedziała, że miłość mojego życia czeka na mnie. Ale wiem i przez to czuję się okropnie. Z każdym dniem jest coraz gorzej i czuję jakbym popadała w jakąś depresję. Rozmawiamy każdego dnia bez wyjątku- i czasami trochę się bawimy przez wideo czat- ale to nie ułatwia rozłąki. Jestem przerażona, że zmęczy się tym i zdecyduje, że już nie chce tego związku na odległość, bo potrzebuje czegoś namacalnego. A ja nie mogę tym być z daleka. Wydaje się dobrze sobie radzić- na razie. Wiem, że to nie będzie trwało wiecznie, ale nie potrzebuję już dużo czasu. Potrzebuję jeszcze sześciu tygodni- jeszcze czterdziestu dwóch dni- i będziemy mogli być razem na zawsze.
Siedem tygodni za mną. Pięć tygodni przede mną. I nadal jest do bani.
216
Pięć koncertów w tygodniu, inne miasto każdej nocy. Jestem wyczerpana i nienawidzę tego, co robię, ale to zobowiązanie, które zgodziłam się wypełnić. Chcę zachować się jak świnia i odejść teraz, ale nie zrobię tego, bo nie jestem taka. Kocham tych facetów i chcę, by odnieśli sukces. Jeśli teraz odejdę bez zostawienia zastępstwa, to może ich zrujnować. Nie zrobię tego tak długo jak Jack Henry zgodzi się na mnie czekać. Jeśli powie, że to koniec zanim będę mogła do niego pojechać to kończę z tym. Nie poświecę nas ani naszej miłości dla Southern Ophelia czy czegoś innego.
Osiem tygodni za mną. Cztery tygodnie przede mną. Nadal jest do bani. Martwię się o Jacka Henrego i mnie. Nie zadzwonił zeszłej nocy. Kiedy w końcu złapałam go tego ranka, powiedział, że był jakiś problem w Chalice i musiał od razu tam pojechać. Ale przecież mógł zadzwonić podczas drogi. To Audrey. Dalej pojawia się w jego życiu i to problem dla mnie, bo nie ma mnie tam i nie wiem, co się dzieje. Pozwolił jej zostać powodem, z którego nie rozmawialiśmy i nie najlepiej się z tym czuję. Nienawidzę tego.
Dziewięć tygodni za mną. Trzy tygodnie przede mną. I to jest najgorszy tydzień. Przegapiłam wczorajszy telefon Jacka Henry’ego. Byłam tak wykończona, że zasnęłam czekając na telefon i nie obudziłam się, kiedy próbował się ze mną skontaktować. Jego słowa z dzisiejszego poranka były chłodne, kiedy w końcu porozmawialiśmy. Zapytał, co robiłam zeszłej nocy, jak gdyby podejrzewał, że nic dobrego.
217
Dziesięć tygodni za mną. Dwa tygodnie przede mną. I dzisiaj jest najgorzej. Czternaście dni. Trzymam się, bo wiem, że jest światełko w tunelu, ale Jack Henry o tym nie wie. Widzę po nim, że zbliża się do kresu. Chcę odejść od tego w tej chwili, ale przypominam sobie, że już niedługo to zrobię, tym samym dotrzymując słowa. Uda mi się. Muszę tylko w kółko to sobie powtarzać.
Jedenaście tygodni za mną. Jeden tydzień przede mną. Uda mi się i nic nam nie będzie. Nie mogę się doczekać, żeby porozmawiać dzisiaj wieczorem z Jackiem Henrym. Nie wie o tym, ale za siedem dni będę z powrotem w jego ramionach. Nie mogę się doczekać aż zobaczę jego twarz, gdy zda sobie sprawę, że jestem w domu. Na dobre. Dopiero co skończyłam koncert, ale myślenie o tym, że będę z nim za tydzień podnieca mnie, więc chyba wybiorę wideo rozmowę zamiast telefonu. Wysyłam mu wiadomość, by dać mu znać, że skontaktuję się z nim za dziesięć minut i lepiej niech będzie na mnie gotowy. Kiedy się łączymy, widzę, że jest w swoim biurze- w miejscu, które stało się naszym seksualnym pokojem zabaw, bo z reguły rozmawiamy, gdy u niego jest ranek.- Mam nadzieję, że masz zamknięte drzwi, bo czuję się dzisiaj wybitnie niegrzeczna. - Kochanie, muszę poważnie z tobą porozmawiać.
218
Cholera! Nie podoba mi się to.- Co się dzieje?- Coś się stało. Nie wiem, co to jest, ale mój umysł wypełniają myśli o tym, że znalazł inną kobietę albo że to koniec, bo już dłużej nie da rady.- Przerażasz mnie. - Coś się wydarzyło ostatniej nocy. - Co?- Proszę, niech mi nie powie, że się potknął i wpadł do łóżka z kimś innym. Serce wali mi w gardle i nagle czuję mdłości. Jestem przerażona tym w jakim kierunku idzie ta rozmowa. - Audrey znowu była w domu. Och, nie, do cholery.- Żartujesz sobie! - Chciałbym. Wróciłem wczoraj wieczorem z pracy i zjadłam sam kolację, tak jak zawsze. Wypiłem kilka piw, oglądając telewizję i poszedłem wziąć prysznic przed snem. Istnieje powód, dla którego zaczyna historię od tego miejsca.- Nie spodoba mi się to, prawda? - Jestem cholernie pewien, że nie- milknie na chwilę i dodaje.- Weszła mi pod prysznic. Mój puls bije tak mocno, że czuję go w całym ciele, ale zwłaszcza w twarzy.- A to suka! Zabiję ją.- A potem mój umysł zaczyna naprawdę dochodzić do różnych wniosków, na przykład: jak ciężko byłoby mu spławić nagą kobietę pod prysznicem, kiedy jest tak napalony po prawie trzech miesiącach bez seksu.- Przeleciałeś ją? - Nie, do diabła! Nie wierzę, że mnie o to zapytałaś. Widzę po jego minie, że to go zraniło.- Przepraszam. Pomyślałam tylko ile czasu minęło odkąd byliśmy razem i wiem, że musisz być okropnie sfrustrowany. - Nie obchodzi mnie ile czasu minęło. Moje jaja nigdy nie będą na tyle sine, żeby tykać tego czegoś. - Co jej powiedziałeś?
219
- Że już nigdy z nią nie będę, bo kocham ciebie i pobieramy się. Wiem, że nie dałaś mi odpowiedzi, ale moje serce podpowiada mi, że przyjedziesz. A kiedy to zrobisz, ożenię się z tobą. Nie przekreślił nas. Ani mnie. Ale nie mam już wyboru. Nadszedł czas, bym ruszyła tam tyłek i była z moim mężczyzną zanim mi się wymknie. Jedenaście tygodni za mną. Jeden tydzień przede mną. Ale mam już dosyć tego gówna! Adios! ***
220
Rozdział Dwudziesty Ósmy Jack McLachlan
Trasa Laurelyn kończy się w przyszłym tygodniu i mam nadzieję, że to wyznacza początek nowego startu w naszą wspólną przyszłość. Była tajemnicza co do swoich planów i w żaden sposób nie określiła się werbalnie. To mnie niepokoi, ale nie chcę chuchać strachem w jej twarz. Wcześniej miała przewidziane dwa tygodnie wolnego po zakończeniu trasy, a potem powrót do studia i pracę nad nowym albumem, ale to się zmieniło. Dałem jej pierścionek i powiedziałem, że chcę się z nią ożenić. Minęły trzy miesiące i choć sam o to prosiłem, nie dała mi oficjalnej odpowiedzi. Zaczynam już odczuwać tą niewiedzę. Udaję, że jestem cierpliwy, ale tak nie jest. Chcę mieć ją tutaj i każdy dzień jest walką z żądaniem, żeby w tej chwili przyjechała zacząć naszą wieczność. Szczerze mówiąc, to trochę dołujące, że nie rzuciła całego swojego życia w chwili, kiedy włożyłem ten pierścionek na jej palec. Gdzieś z tyłu umysłu, miałem taką nadzieję, ale potem przypomniałem sobie, że jej silna wola i niezależność są jednymi z wielu rzeczy, które tak bardzo w niej kocham. Podoba mi się, że ma życie, które nie obraca się wyłącznie wokół mnie. Ale ta samolubna część mnie równocześnie tym gardzi. To był długi dzień i jestem wykończony, gdy wracam do domu tego wieczoru. Jest trochę za późno, żeby pani Porcelli jeszcze tu była, ale znajduję ją w kuchni.- Panie McLachlan, idealne wyczucie czasu. Właśnie wyciągałam kolację z piekarnika. To znajomy zapach, ale nie kojarzy mi się z gotowaniem pani Porcelli. Pachnie dokładnie jak lazania mojej dziewczyny.- Pachnie tak jakby Laurelyn tu gotowała. - Powinno. To jej lazania.
221
Bardzo brakowało mi jej gotowania, więc to miłe przypomnienie tego jaką dobrą jest kucharką.- Dziękuję. Na pewno będzie pyszna. Pani Porcelli zbiera swoje rzeczy i kieruje się do drzwi.- Przyszła przesyłka do pana. Położyłam ją w pańskiej sypialni. Jeśli dobrze sobie przypominam to nie składałem żadnego zamówienia i nie czekam na żadną paczkę.- Jakiego rodzaju to paczka? Uśmiecha się szeroko, mówiąc.- Wierzę, że to coś od Laurelyn. Życzę panu miłego wieczoru.- Wychodzi przez drzwi zanim mogę zapytać. Pędzę do mojej sypialni jak dziecko w Święta Bożego Narodzenia, bo nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co Laurelyn mi przysłała. Mój umysł wymyśla różne rzeczy, kiedy idę, a raczej biegnę, korytarzem. Drzwi do mojej sypialni są zamknięte, ale nie mam czasu zastanawiać się dlaczego, bo szybko je otwieram, spodziewając się zobaczyć pakunek na moim łóżku. To, co tam leży, przebija wszystkie moje oczekiwania. To moja piękna Laurelyn. Leży na boku twarzą do mnie, kiedy wchodzę do sypialni. Ma głowę opartą na ręce, jej łokieć wbija się w materac, a długie nogi są lekko ugięte, jedna bardziej niż druga. Jej brązowe włosy spływają w luźnych lokach i ma na sobie jedną z moich koszul, rozpiętą. Jest rozchylona tak, że widzę, iż jest naga i momentalnie robię się twardy. Mój mózg zamienia się w kompletną papkę, bo cała krew zostaje przepompowywana do organu, który moje ciało teraz uważa za najbardziej witalny- do mojego członka- i głupieję. Nie mogę nic powiedzieć. Mogę tylko się gapić na jej rozciągniętą na łóżku postać. - Witaj, Jacku Henry- mówi, uśmiechając się kpiąco i siada na łóżku.- Bardzo zaskoczony? Nie ma połączenia między moim mózgiem, a ustami, ale na szczęście połączenie z nogami nadal działa. Zamykam odległość między nami, a ona unosi się na kolanach, by spotkać się ze mną na środku łóżka.
222
Serce mi wali, gdy biorę jej twarz w dłonie i całuję usta. To wydaje się być nowym uczuciem, choć robiłem to tyle razy. Jestem zamaszysty, bo nie mam wyboru. Nie czułem jej smaku od miesięcy i teraz wezmę tyle ile mogę. Przestaję ją całować i dalej trzymam jej twarz w dłoniach, przyciskając czoło. - Tak bardzo za tobą tęskniłem. Nie było minuty, żebym o tobie nie myślał. - Wiem. Ja też za tobą tęskniłam. Chciałam przyjechać kilka miesięcy temu, ale nie mogłam tak zostawić Charliego i chłopaków po tym jacy byli dla mnie dobrzy. Nie wiem, co to znaczy, ale nie będę robił podchodów.- To tylko wizyta czy przyjechałaś do mnie, żebyśmy mogli zacząć nasze wspólne życie? - To początek naszej wieczności. - Więc jest jeszcze coś, co muszę zrobić. Biorę ją za ręce i ciągnę ze sobą, zsuwając się z łóżka. Stoi przede mną, kiedy padam na jedno kolano, tak jak chciała, żebym zrobił przy odpowiednich zaręczynach. Chwytam jej lewą rękę i widzę, że nosi pierścionek, który jej dałem. Przysuwam go do ust i całuję. - Kocham cię całym sobą.- Uśmiecha się i wiem, że wie, co teraz nastąpi.- Już nigdy więcej nie chcę się z tobą rozstawać. Jedyne pragnienie mojego serca to żebyś została moją żoną i matką moich dzieci. Wyjdziesz za mnie? - Tak.- Jedno proste słowo. Niczego więcej mi nie trzeba. Odsuwam koszulę zakrywającą jej brzuch i przyciskam twarz do jej nagości. - Przysięgam, że cię uszczęśliwię. - Nie wątpię w to ani przez chwilę- mówi, przeczesując palcami moje włosy.- Nie chcę czekać. Chcę zostać twoją żoną tak szybko jak to możliwe. Całuję ją w brzuch, a potem spoglądam w górę z mojego miejsca na kolanach. - Boże, tak się cieszę, że to mówisz. Ja też nie chcę czekać.- Nadal przeczesuje palcami moje włosy, uśmiechając się do mnie, a ja przesuwam ręce na jej tyłek.- Jest jeszcze coś, czego nie mogę się doczekać.
223
- Chcesz się założyć, że to ta sama rzecz, o której ja myślę? - Myślę, że nie potrzebne są nam żadne zakłady.- Sięga po moje ręce na jej tyłeczku i używa ich, żeby podnieść mnie z podłogi.- Oboje wiemy, że zawsze jestem twoim pewniakiem. W każdy sposób w jaki chcesz. Odpina guzik moich spodni, szybko zsuwa rozporek, żeby włożyć rękę do środka. Chwyta mnie i zaczyna poruszać ręką w górę i w dół.- Za tym też tęskniłam. Minęło dużo czasu odkąd byłem w niej i czuję, że dojdę od samego jej dotyku na moim członku.- Uważaj, kochanie. Dojdę w twojej ręce, jeśli dalej będziesz to robiła. - A wolałbyś to zrobić we mnie, prawda? - Abso-kurwa-lutnie. Obraca się i zsuwa koszulę z ramion, pozwalając jej upaść na podłogę. Robi krok do tyłu i jej tyłeczek spotyka się z moim kroczem. Ociera się o mnie, mówiąc.- Wiem, że chcesz to zrobić. Zaraz eksploduję, ale nie chcę, by pierwszy raz naszej wieczności był taki. Chcę się z nią kochać i widzieć jej twarz.- Nie tym razem- mówię, chwytając ją za biodra i obracając z powrotem do siebie.- Chcę widzieć twarz mojej przyszłej żony, kiedy będę się z nią kochał. - Gdybym miała na sobie majtki, to ten tekst właśnie by je rozpuścił- siada na łóżku i przesuwa się do tyłu, kładąc stopy na ramie i szeroko rozchylając kolana.- Chodź tutaj i doprowadź mnie do krzyku tak, żeby wszyscy po tej stronie miasta poznali twoje imię. - To mogę zrobić.- Podnoszę jej stopy i zakładam je sobie na ramionach. Łapię ją za biodra i unoszę je aż znajdują się w idealnej pozycji. Daję sobie chwilę na powąchanie jej zanim posmakuję.- Nie mogę określić ile razy wąchałem twoje majtki, kiedy byliśmy osobno, ale tego nic nie zastąpi- zanurzam nos w niej i zaciągam się tak mocno, że grozi to eksplozją płuc.- Nie ma dla tego żadnego substytutu. Nie mogę już dłużej wytrzymać. Głoduję i muszę jej posmakować. Kiedy to robię, jest jeszcze smaczniejsza niż pamiętam. Po kilku sekundach zaczyna jęczeć i kołysać biodrami przy moich ustach.- Dla tego też nie ma żadnego zastępstwa.
224
W tym tempie długo nie wytrzyma, ale cieszę się, że nadal tak łatwo mogę doprowadzić ją do orgazmu.- Mam zwolnić, żeby dłużej to trwało? Chwyta tył mojej głowy i przyciąga moje usta z powrotem do siebie.- Nie! Nawet nie myśl o tym, żeby przestać albo zwolnić. Jestem na skraju i jestem prawie pewna, że umrę, jeśli nie pozwolisz mi szybko dojść. Sięgam do góry i pokazuję jej znak „ok”, żeby zaznaczyć moje posłuszeństwo, bo boję się to powiedzieć. Tak jak podejrzewam, mija może piętnaście sekund, gdy zaczyna się napinać i drżeć. Słyszę jak jej oddech przyspiesza, gdy jęczy. Jestem prawie pewien, że gdy ciągnie mnie za włosy to cała wschodnia strona miasta słyszy jak wykrzykuje moje imię. Nie mam odwagi przestać dopóki się nie uspokaja. Wiem, że czuje euforię, ale nie mogę się powstrzymać. Jestem jak bestia, przesuwam się szybko, żeby móc w nią wejść. Chciałem się z nią kochać, ale nie mogę, bo minęło za dużo czasu. Będę musiał poczekać do następnego razu, ale nie martwię się, bo wiem, że to nastąpi już niedługo. Jest śliska, więc wchodzę w nią z łatwością. W szybkim tempie poruszam się do środka i na zewnątrz, prawdopodobnie za szybko, ale nic nie mogę na to poradzić. Tak jakby mój fiut próbował nadrobić stracony czas. Czuję jak klepie mnie ręką po ramieniu.- Jack Henry. Zatrzymaj się. Muszę ci coś powiedzieć. Zatrzymaj się? Kurwa, jaja sobie robi? Jestem jak pędzący pociąg bez hamulców. - O co chodzi?- pytam dalej poruszając się w niej. - Nie chciałam mieć problemów z szukaniem tutaj lekarza, który usunąłby moją wkładkę domaciczną, więc wyjęto ją zanim wyjechałam. - Okay- odpowiadam bez niepokoju, bo nie jestem pewien o czym mówi i w tej chwili nic mnie to nie obchodzi. Znowu packa mnie w ramię.- To oznacza, że właśnie uprawiamy seks bez zabezpieczeń. - Mówisz, że mam przestać?- Zdaje się, że perspektywa „tak” jeszcze bardziej mnie przyspiesza.
225
- Nie, ale nie biorę pigułek antykoncepcyjnych. Chciałam ci powiedzieć, że mam prezerwatywy, ale poruszyłeś się tak szybko, że już byłeś we mnie. - Nie wydaje mi się, żebym mógł przestać. To znaczy, chyba mógłbym gdybym musiał, ale… kurwa… nie chcę.- Jestem tak blisko, a mój fiut w ogóle nie jest zaniepokojony konsekwencjami swoich czynów. W tej chwili moja głowa walczy z penisem o dominację. Ten w ruchu siedzi na fotelu kierowcy i nie jest przygotowany na przesunięcie się.- Kochanie, wyjdę, jeśli tego chcesz, ale lepiej szybko zdecyduj, bo zaraz wpuszczę moich pływaków do twojego kokpitu. - Najpierw ładownia, a teraz kokpit? - Lepiej powiedz mi, co mam robić- mówię przez zaciśnięte zęby. Próbuję się powstrzymywać, ale to prawie niemożliwe po tak długim czasie bez niej.- Zaraz spuszczę ładunek. - Wyjdź i dojdź na moim brzuchu- mówi to w samą porę, bo kiedy tylko wychodzę z niej, od razu eksploduję.- Och, Laurelyn… to było tak…cholernie… przyjemne. Gdy kończę, upadam obok niej na plecy i patrzę w sufit. Teraz to mnie dopadła euforia. Po chwili łapię oddech i sięgam po jej rękę, by ją pocałować.- Kocham cię, kochanie. Tak bardzo za tobą tęskniłem i nie jestem w stanie powiedzieć ci jaki jestem szczęśliwy, że mam cię z powrotem. Obraca się z pleców na bok i oplata mnie nogą.- Wiem. Ja czuję to samo. Dobrze być w domu. - Uwielbiam, że tak mówisz- sięgam po jej twarz i przysuwam do pocałunku.- A teraz zacznijmy jeszcze raz tą rozmowę o antykoncepcji. Nie jestem pewien czy zrozumiałem choć słowo z tego, co powiedziałaś. - Słyszałeś tą część o tym, że niczym się nie zabezpieczam? Na początku nie, ale zdaje się, że po chwili dotarło.- W pewnym sensie. - Chciałam usunąć wkładkę domaciczną przed wyjazdem, bo nie byłam pewna czy nie będzie tu problemu ze znalezieniem lekarza, który by ją wyjął.
226
Kompletnie nie znam się na tych rzeczach.- Mamy tutaj odpowiednio wyszkolonych lekarzy. Nie jesteśmy barbarzyńcami. - Wiem to, ale nigdy nie rozmawialiśmy o tym kiedy będziemy chcieli założyć rodzinę. Tak naprawdę to nie wiem czy nie potrzeba trochę czasu po usunięciu wkładki, żeby doszło do poczęcia i nie chciałam, żeby były z tego powodu jakieś problemy, gdy już będziemy gotowi. Wydawało mi się to mądrym posunięciem. Przepraszam. Miałam porozmawiać o tym z tobą, ale wszystko tak szybko się potoczyło. Twoje oświadczyny nie wydawały się odpowiednim czasem na poruszanie tego, a potem twoje usta znalazły się między moimi nogami i tego na pewno bym nie przerwała, żeby porozmawiać. Tak szybko się poruszyłeś. W jednej chwili twoje usta były na mnie, a w następnej już byłeś we mnie. - Kochanie, nic się nie stało. Gdyby do tego doszło to po prostu mielibyśmy dziecko. I tak niedługo się pobieramy. Nie martw się tym. - Nie jesteś wściekły? - Nie. Powiedziałem ci jakie mam zdanie w sprawie posiadania dziecka. Byłbym szczęśliwy, gdyby to stało się teraz. Jeśli nie, to będziemy mieli po prostu więcej czasu na praktykę aż zadecydujemy, że chcemy spróbować. - Myślę, że będzie w porządku, bo za kilka dni mam dostać okres. Też byłabym szczęśliwa, ale jeśli miałabym wybór to wolałabym najpierw trochę pożyć w małżeństwie. - Zgoda.- Obracam ją na plecy i przytrzymuję jej ramiona nad jej głową, siadając na niej okrakiem.- Bo mam zamiar robić pani wiele niedwuznacznych rzeczy zanim będziemy mieli dziecko, pani McLachlan- opuszczam głowę do jej piersi i biorę sutek w usta. Okręcam język wokół niego, a on twardnieje.- Wiesz, że dziecko przeszkadzałoby nam co kilka godzin, żeby to robić. - Bardzo podoba ci się ta myśl, co? Tak, pomimo tego, co mówił Evan.- Dlaczego tak mówisz? - To nie pierwszy raz, gdy poruszyłeś kwestię karmienia piersią. Co?- Nie pamiętam, żebym o tym mówił.
227
- No nie spodziewam się tego, bo byłeś pijany jak cholera. Ale jakoś pamiętasz o pijackich oświadczynach. - Więc oświadczyłem ci się po pijaku w Vegas i mówiłem o posiadaniu dzieci, i że będziesz karmiła piersią?- To dziwne. Musiałem być bardziej pijany niż myślałem. - Taa, powiedziałeś mi, że nie możesz się doczekać aż zobaczysz jak karmię piersią nasze dzieci.- Jestem pewien, że doda to do listy moich dziwnych zachowań. - Nie pamiętam tego, ale to prawda. Obudziłaś we mnie coś, czego myślałem, że nigdy nie będę chciał. Wszystko o czym myślę to, żebyś została moją żoną i żebyśmy mieli dzieci. - To dlatego, że jesteś jaskiniowcem- śmieje się.- Czujesz potrzebę prokreacji, a ja się zgadzam, ale najpierw musisz się ze mną ożenić. Bez dwóch zdań.- Powiedz mi tylko kiedy i gdzie, a będę tam. Mama będzie ekstatyczna, żeby pomóc ci wszystko zaplanować. Ona, Chloe i Emma pewnie wszystko zaplanują, jeśli im pozwolisz. - Nikt z mojej rodziny nie przyjedzie, więc nie potrzebuję dużego ślubu, chyba, że ty tego chcesz. Czuję smutek za każdym razem, gdy wspomina, że jej rodzina nie przyjedzie.- Chcę tylko ciebie. Nie potrzebuję niczego innego, ale może pojedziemy do Sydney, żebyś mogła zacząć przygotowania? Skoro nie musimy długo czekać. Może być czwartek? Zrobimy sobie taki długi weekend. - Taa. Dobry pomysł. Nie mogę się doczekać aż wszystkich zobaczę. - Czy okropnie by ci to przeszkadzało, gdybym nie powiedział mojej rodzinie, że tu jesteś? Chciałbym zrobić im niespodziankę. Jeśli mama dowie się, że jesteś ze mną, za godzinę będzie już w drodze, a ja chciałbym mieć cię tylko dla siebie przez chwilę, zanim zlecą się sępy. - Nie mam kompletnie nic przeciwko pobyciu sam na sam. - Mogę poćwiczyć bycie twoim mężem? - Byłabym wielce rozczarowana, gdybyś tego nie zrobił. Praktyka czyni mistrza, wiesz?
228
Rozdział Dwudziesty Dziewiąty Laurelyn Prescott
Jestem w Australii od trzech dni. Jack Henry ćwiczył bycie moim mężem aż wymęczył wszystkie moje sprzęty. Całkowicie. Nie sądziłam, że da się to zrobić, ale myliłam się. Zdaje się, że tak właśnie się dzieje, gdy próbujesz nadrobić trzy miesiące w siedemdziesiąt dwie godziny. Jestem wdzięczna za pięciogodzinną jazdę, bo to przerwa od naszego prawie ciągłego seksu. On tego nie przyzna, ale myślę, że Jack Henry też może mieć dość na jakiś czas. Przed wizytą u jego rodziców jedziemy do jego mieszkania. To miejsce jest mi takie obce. Wcześniej nie spędzaliśmy tutaj czasu, bo Margaret nalegała na pobyt w jej domu. Tak samo jak w Avalonie, od razu zauważam zdjęcia, na których jesteśmy. Widzę też takie tylko ze mną. Są wszędzie. Podnoszę jedno w ciężkiej, srebrnej ramie. Wyglądam tu jakbym śniła na jawie, kompletnie nieświadoma, że ktoś robi mi zdjęcie. Nie mam pojęcia, kiedy je zrobił ani gdzie byliśmy, bo to zbliżenie i nie jestem w stanie nic wyciągnąć z niewyraźnego tła. - To zdjęcie jest z mojego pobytu w Australii czy kiedy byłeś ze mną w Stanach? - Z twojego pobytu tutaj. Mam dużo takich zdjęć. Wiem, że ma rację, gdy widzę miodowe pasemka w moich włosach. Już ich nie mam, ale chyba muszę znowu zrobić. Wyglądam w nich jaśniej i radośniej.- Chodzi ci o zdjęcia, na których gapię się w przestrzeń i wyglądam jak głupek? - Nie. Chodzi mi o zdjęcia, na których jesteś naturalna i nieupozowana, bo nie wiedziałaś, że je robię. Te najbardziej mi się podobają, bo tak właśnie wyglądasz przez większość czasu. Dziwnie myśleć, że robi mi zdjęcia, kiedy o tym nie wiem.- Już byłam przekonana o tym, że naprawdę jesteś dziwakiem: podgryzaczem tyłka, liżącym spocone plecy.
229
Obsesyjnym na punkcie brania od tyłu. Podstępnym fotografem. Jakie jeszcze masz króliki w tym swoim kapeluszu? - To długa lista. Mówisz tak jakbym potrzebował terapii czy coś. - To bardzo możliwe- śmieję się. - Jedynym powodem, z którego potrzebowałbym terapii byłby brak ciebie w moim życiu. Przyznaję, że ta potrzeba była mi bardzo bliska podczas naszej rozłąki.- Całkowicie to rozumiem. Przyciąga mnie do siebie i całuje czubek głowy. To czysty gest, przez który wiem, że mnie kocha- nie ma w tym nic seksualnego- i nie ma lepszego momentu, gdy czuję się bardziej hołubiona.- Kocham cię. Ściska mnie i zostawia kolejny pocałunek na mojej głowie.- Kocham cię, mała. Bardziej niż kogokolwiek czy cokolwiek na tym świecie. Uwielbiam tego mężczyznę i nie wątpię w jego miłość. Zaufanie nie przychodzi łatwo, ale wierzę mu, gdy mówi, że nigdy mnie nie zrani. Moja zdolność do czucia się bezpieczną na tyle, że całkowicie się oddałam, jest prawdziwym cudem samym w sobie. On mnie zmienił, tak samo jak ja zmieniłam jego. Te momenty zaznaczają dla nas nowy początek- taki, który rozpoczniemy jako mąż i żona.
Jack Henry parkuje przed domem swoich rodziców, a ja czuję niepokój. Nie wiem dlaczego, ale moje serce wali milion razy na minutę.- Dlaczego się denerwuję? - Nie wiem, ale ja też. Dziwnie, nie? - Totalnie. Patrzy na samochody na podjeździe.- Są wszyscy. Jesteś gotowa na niespodziankowe wejście?
230
Wzruszam ramionami.- Zdaje się, że bardziej już nie będę. Pochyla się, bierze moją twarz w dłonie i całuje mnie. To takie łagodne i słodkie, że odleciałabym, gdyby mnie nie trzymał.- Nie martw się. Kochają cię i będą się strasznie cieszyć. - Wiem. Nie martwię się. Myślę, że „ekscytacja” to lepsze słowo. - Zgadzam się. Chodź. Dopełnijmy życie Margaret McLachlan. Jack Henry puka do drzwi, ale nie czeka na odpowiedź, tylko je otwiera. Przepuszcza mnie pierwszą i stajemy w holu.- Mamo? Tato? - W salonie- słyszę wołanie Henry’ego. Ściska mnie za rękę.- Zróbmy to. Scena w salonie jest surrealistyczną wizją przyszłego życia z tą rodziną. Henry siedzi na fotelu. Evan na podłodze z dziewczynkami i nowym dzieckiem, Aidanem. Kobiet nie ma i podejrzewam, że wszystkie kończą przygotowywać kolację w kuchni. Celia piszczy ze szczęścia, kiedy mnie widzi.- Law-re-ryn!- uwielbiam to jak wymawia moje imię i jestem taka szczęśliwa, że mnie pamięta. Biegnie po podłodze, a ja pochylam się, żeby wziąć ją w ramiona.- Hej, dziewczyneczko. Spójrz na siebie, jak ty wyrosłaś. - Gdzie byłaś?- pyta tak jak tylko dziecko potrafi. - Musiałam na jakiś czas pojechać do mojego domu, ale wróciłam i już tu będę. - Yay!- klaszcze i krzyczy. Mila idzie w naszą stronę, żeby też zobaczyć. Wiem, że Jack Henry bardzo chce zaprowadzić mnie już do kuchni, ale nie mogę się oprzeć, by podnieść ją choć na chwilę.- A ty spójrz na siebie. Tak bardzo urosłaś i już chodzisz.- Wpatruje się w moją twarz i dotyka jej lepką rączką. Wiem, że mnie nie pamięta, ale wygląda na to, że znowu szybko się zaprzyjaźnimy. - Dzidziuś- mówi, pokazując na podłogę, gdzie na kocyku leży Aidan i próbuje wyrwać się z mojego uścisku.
231
- Widzę twojego nowego braciszka- mówię do niej i stawiam na podłodze. Evan wstaje, zabierając Aidana i podchodzi przytulić mnie oraz pokazać syna. Jego cała główka jest pokryta ciemnymi lokami, zamiast brązowych oczu Emmy, ma niebiesko szare po Evanie.- Widzę, że mamy tu kolejnego przystojnego McLachlana. Evan podaje mi go.- Tak jest. Ma dziesięć tygodni. Biorę go w na ręce i pachnie tak ładnie, to taki słodki zapach, który mają tylko małe dzieci. Henry wstaje z fotela i przytula mnie, mimo że nadal trzymam Aidana.- Nie mieliśmy pojęcia, że wróciłaś. Potem tuli Jacka Henry’ego.- Wiem, tato. Chcieliśmy, żeby jej powrót był niespodzianką dla mamy. - Na pewno tak będzie i chyba pora nie mogłaby być lepsza. Jest bliska poddania się w twojej sprawie, panienko. Czuję jakby musiała wytłumaczyć moją nieobecność.- Musiałam zająć się kilkoma sprawami zanim mogłam tu przyjechać, ale teraz wszystko jest już załatwione. - Cokolwiek to było, teraz jest już nie ważne. Proszę, nie marnuj z nami kolejnej sekundy. Chcę, żeby Margaret cię zobaczyła. Będzie zachwycona. Podaję Aidana Evanowi i idziemy do kuchni z Henrym na czele.- Margaret, Jack przyjechał i mam nadzieję, że jesteś przygotowana na dodatkowego gościa. Ma towarzystwo. Margaret stoi przy zlewie i myje ręce. Sięga po ręcznik do naczyń.- Henry, zawsze gotuję więcej niż trzeba. Oczywiście, że..—widzi mnie i milknie.- Laurelyn!- mówi, upuszcza ręcznik i szybko podchodzi do mnie. Obejmuje mnie i ściska mocno, zostawiając pocałunek na moim policzku.- Jesteś. W końcu. Już prawie zdecydowałam, że nie przyjedziesz. - To zabrało trochę więcej czasu niż chciałam, ale udało się. Puszcza mnie, żeby popatrzeć na moją twarz.- Czy to wizyta? - Nie. Zostaję tu na stałe.- Dobrze jest powiedzieć te słowa.
232
- Więc to już oficjalne? W końcu poprosił cię tak jak powinien był to zrobić kilka miesięcy temu i jesteście zaręczeni?- chwyta moją lewą rękę i podnosi ją, żeby się przyjrzeć. Sięga po okulary na czubku głowy i zakłada je na nos.- Diament w kształcie poduszki z diamencikami wokół platynowej obrączki. Mój chłopiec dobrze się spisał. - Twój chłopiec świetnie się spisał. Jego gust jest nieskazitelny.- Bardzo się cieszę, że okazał umiar wybierając mój pierścionek. Wszyscy wiemy, że mógł kupić diament wielkości mojej głowy, ale wiedział, że to nie byłabym ja.- Jego wybór jest idealny, sama lepiej bym nie wybrała. Emma i Chloe przytulają mnie i oglądają pierścionek, a Margaret zaczyna przepytywać.- Wybraliście już datę? - Jeszcze nie, ale chcemy małą uroczystość i to szybko. Tak więc mieliśmy nadzieję, że będziemy mogli liczyć na waszą pomoc w planowaniu- widzę czystą radość na jej twarzy. - Oczywiście, że pomożemy. Jak szybko jest szybko? Patrzymy na siebie i wzruszamy ramionami, bo nie doszliśmy tak daleko. Myślę, że ma jakiś pomysł, ale boi się powiedzieć, więc ja się odzywam.- Wiem, że sześć tygodni to mało, ale może się uda, skoro ma być to coś małego. Jack Henry marszczy brwi.- To o pięć tygodni dłużej niż planowałem. Chloe bije go po ramieniu.- Nie uda nam się zaplanować ślubu w tydzień, no chyba, że ma się odbyć w urzędzie. - Mi to pasuje. Margaret unosi ręce.- Cóż, mi to nie pasuje i zgaduję, że Laurelyn też nie. - Laurelyn, musisz pozwolić mi pomóc w organizacji cateringu- oferuje Chloe.- Mam masę nowych i innowacyjnych pomysłów do wypróbowania. - Oczywiście, Chloe. Nawet nie marzyłam, żeby zrobić to bez twojej pomocy.- I taka jest prawda. Nie mam pojęcia, gdzie zacząć. - Czy będziecie mieli coś przeciwko, jeśli zorganizuję kolację w przyszłym tygodniu?przerywa Margaret.- Taka mała uroczystość dla kilku znajomych i rodziny?
233
Jack Henry nie pozwala mi odpowiedzieć.- Trzeba to było zrobić jak byliśmy w Vegas. Jego mama obraca się do niego.- Zabiłabym cię. Chcę zobaczyć jak mój syn się żeni. - Wiem, mamo- śmieje się, trącając ją łokciem. Uwielbiam ich relację. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś podobnego.- Żartowałem. Nie mam nic przeciwko kolacji, jeśli Laurelyn to pasuje. Nie mam sprzeciwu.- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko. Muszę zacząć spotykać się z twoimi przyjaciółmi i rodziną. - Możemy cię jutro zabrać na kupowanie sukienki?- pyta Emma.- Tak naprawdę to nie można niczego planować dopóki się jej nie ma, bo wszystko obraca się wokół jej stylu. Jestem pewna, że nie będzie zbyt wielkiego wyboru w Wagga Wagga i zakupy w Sydney mogą być niezłą zabawą.- Pewnie. Bardzo bym chciała.- Zawsze myślałam, że kupowanie sukienki będzie czymś, co będę robiła z moją mamą, ale tak szczerze, chyba byłabym bardziej rozczarowana gdyby moja przyszła teściowa nie pomagała mi w wyborze. - Margaret, pójdziesz z nami? Naprawdę bym chciała, żebyś pomogła mi wybrać. - Oczywiście. Za nic bym tego nie przegapiła.
Jack Henry wiezie nas do domu, gdy sięga po moją rękę i ściska ją. Kocham, kiedy to robi.- Jesteś bardzo cicha. Wszystko w porządku czy powinienem się martwić? - Żadnych zmartwień. Myślałam o weselu. Co byś pomyślał, gdybyśmy urządzili je w Avalonie? Myślę, że w winnicy byłoby pięknie, a piwniczka byłaby idealna na przyjęcie z długimi stołami bankietowymi.- Szczerzy się i podejrzewam, że pamięta, co zrobił mi na jednym z nich.
234
- Myślę, że możesz mieć co tylko chcesz. Jeśli chcesz wziąć ślub w Avalonie, to dopilnuję, żeby tak się stało.- Zawsze taki będzie? Zawsze będzie spełniał moje wszystkie zachcianki? - Myślę, że to bardzo odpowiednie miejsce na ślub, bo w tym miejscu wydarzyło się tyle naszych pierwszych razy. Tam się poznawaliśmy. I tam zakochaliśmy się w sobie. Szczerze mówiąc to nie potrafię sobie wyobrazić innego miejsca, w którym chciałabym wziąć ślub. - I nie musimy martwić się o rezerwację, co oznacza, że możemy przesunąć to na szybszy termin. Choć bardzo bym tego chciała, to mam nadzieję, że nie myśli, iż damy radę w tydzień. - Ale nie o pięć tygodni, tak jak sugerowałeś. - Może nie. A co powiesz na za miesiąc od soboty? - W drugim tygodniu grudnia?- wyciągam telefon i patrzę na datę.- Czternastego? - Dlaczego nie? Jeśli będziemy czekać sześć tygodni, to wypadnie kilka dni po świętach. Nie wyobrażam sobie, żeby to był dobry czas dla kogokolwiek.- Ma rację. - Sześć tygodni to ryzyko, a w cztery może być jeszcze trudniej. Ale planowanie ślubu na kilka dni po świętach byłoby koszmarem. Dam radę z czternastym.- I tak zawsze chciałam ślubu latem. Wygląda na to, że dostanę taki w grudniu. - I to będzie nasza rocznica. Pełny rok odkąd cię poznałem. Nawet o tym nie pomyślałam.- Niesamowite. Nie mogę uwierzyć, że to już rok. - To dlatego, że większość czasu spędziliśmy osobno. Prawda.- Cóż, to już się więcej nie zdarzy. Nigdy więcej nie chcę być z dala od ciebie. Już rozważam czy puścić cię samego, kiedy będziesz musiał jechać do innych winnic. Pewnie będę jeździła z tobą za każdym razem i będziesz miał mnie dość. - Nigdy nie mógłbym mieć cię dość, ale myślałem o tym jak sobie poradzimy, gdy będę musiał wyjechać z miasta na tak długo- zdejmuje oczy z drogi tylko na sekundę i zerka na mnie.- Myślałem szczególnie o tym jak sobie z tym poradzić, kiedy już będziemy mieli
235
dzieci. Wiem, że mamy masę czasu zanim trzeba będzie się o to martwić, ale zastanawiałem się czy nie sprzedać kilku winnic. I tak mam ich za dużo. Chcę spędzić z tobą życie. Wszystkie te pieniądze nic nie znaczą, jeśli nie mogę być z tobą i malutkimi, kiedy już tu będą. Czasami nie mogę uwierzyć w to jakie to szczęście, że go mam. Mówi, że jestem spełnieniem jego marzeń, ale jest odwrotnie.- Jesteś absolutnie niesamowity. Zerwałabym z ciebie ubrania i zrobiła ci grzeszne rzeczy, gdybyś nie prowadził. - Ten samochód ma opcję zatrzymywania- śmieje się, ale coś mi podpowiada, że nie żartuje. - To tylko wydłużyłoby nasz dojazd do domu. - Nie spieszymy się- puszcza moją rękę i wsuwa dłoń pod moją spódniczkę i pomiędzy nogi. A potem pociera moje majtki w najbardziej wrażliwym miejscu, pozwalam mu na to. - Hmm… Wydawało mi się, że powiedziałaś, że to wieczór bez dotykania. Coś o tym, że nadużywam gościnności.- Jego palce są wyborne i jestem pewna, że czuje wilgoć zbierającą się na mojej bieliźnie.- Chyba ktoś zmienił zdanie, wnioskując po tym jaka robi się mokra. - Może.- Nie wiem, gdzie jesteśmy ani jak długo zajmie nam dotarcie do mieszkania, ale jeśli nie zaparkuje w garażu, to dla mnie jest cholernie za daleko.- Już prawie jesteśmy w domu? - Nie. Mam się zatrzymać?- unosi i opuszcza brwi. Kompletnie mu odbiło? - Nie możesz zatrzymać się na poboczu na seks. - Kto tak mówi? - Nie wiem kto tak mówi, ale jestem raczej pewna, że nie jest to pochwalane. Przesuwa palcem moje majtki na bok. Sunie palcami po zbierającej się tam wilgoci. - Ktoś jest podniecony! To mam się zatrzymać? Kładę ręce na siedzeniu i podciągam się do góry. Gdy unoszę tyłek, chwyta moje majtki w kroku i zsuwa je.- Przyjmuję, że tak.
236
Jesteśmy na drodze podpadającej pod wiejską. Prawie nie ma ruchu, więc nie martwię się, że ktoś nas zobaczy czy przeszkodzi. To dobrze, bo w mgnieniu oka zjeżdża na pobocze i daje po hamulcach. Otwiera drzwi i biegnie na moją stronę- w ogóle nie tego się spodziewałam. Co on robi? Otwiera moje drzwi i jestem trochę wygłupiona, bo nie wiem, co zamierza. Zsuwa majtki po moich nogach i przez buty.- Wysiadaj. Już. - Co ty…- mówię i milknę, bo przykłada palec do moich ust. - Cii… Bez gadania. Łapie mnie za ręce i pomaga wysiąść, a potem prowadzi na tył samochodu. Kładzie ręce wokół mojej talii i sadza mnie na bagażniku. Zdejmuje mi sandały i kładzie moje stopy na zderzaku, rozchylając nogi.- Chcę przelecieć cię na masce, ale może być trochę za ciepła dla twojego tyłeczka- odpina guzik i rozpina rozporek.- Więc przelecę cię na bagażniku, a maskę zostawię na następny raz.- Czy kiedyś przyzwyczaję się do australijskich fraz? Dobrze, że jest wysoki, a ten samochód niski, bo inaczej to by się nie udało. - Nadal uważasz, że jesteśmy bezpieczni, skoro niedługo ma ci się zacząć? - Taa, powinniśmy.- W jednej chwili czuję go przy moim wejściu, a w następnej już jest we mnie. Kładę ręce na bagażniku i przysuwam tyłek bliżej niego, odchylając się, żeby mógł wejść głębiej. Oplata ręce wokół moich bioder i wbija się we mnie bez ustanku. - Nie zniosłabym myśli, że poczęliśmy dziecko na bagażniku Sunset. - O tym teraz myślisz? Zaraz dam ci inny powód do przemyśleń- przesuwa rękę z mojego biodra pomiędzy nogi i zaczyna masować kciukiem miejsce tuż nad naszym połączeniem.- O czym teraz myślisz? Mój umysł szybko koncentruje się na innych myślach.- Jak mi dobrze i jak zawsze upewniasz się, że mi też dobrze. - Chcę, żeby zawsze było ci dobrze.
237
Zatacza powolne kółka na mojej łechtaczce z idealnym naciskiem i łaskoczące fale rozkoszy zaczynają narastać w mojej miednicy.- Czuję jak się zaczyna- moje nogi trzęsą się i kładę się na samochodzie, gdy dalej to robi.- Już prawie jestem. - Ja też, mała. A potem zaciskam oczy, gdy moje ciało odczynia własną magię. Nie mam nad tym kontroli, to sensacyjne uczucie, kiedy czuję rytmiczne skurcze wewnątrz mnie.- Dochodzę. Jak gdyby moje słowa były zapalnikiem, rozpoznaję chwilę, w której dołącza do mnie i jego ciało synchronizuje się z moim.- Kocham cię, L. L? To coś nowego, ale podoba mi się.- Musisz kochać dziewczynę, która pozwala ci to robić na poboczu. - Gdybyś nie pozwalała to i tak bym cię kochał, ale przyznaję, że twoja zdolność dopasowania się do moich perwersji jest wisienką na torcie.- Wychodzi ze mnie, a potem z powrotem zakłada mi sandały i pomaga zejść z bagażnika. Gdy podchodzimy do strony pasażera, podnosi moje majtki z siedzenia i trzyma je, żebym mogła w nie wejść.- Pamiętasz pierwszy raz, kiedy to zrobiłem? - Jak mogłabym zapomnieć? Rozłożyłeś mnie na stole bankietowym i urządziłeś sobie mały bufet. Gdy kończy, jak zawsze, klepie mnie w tyłek.- To był bardzo dobry dzień. To był nasz początek, w ogóle nie tradycyjny start. I jaką niespodziewaną niespodzianką było zakochać się w tym mężczyźnie. Na zawsze będzie moim sercem, moją miłością, moim życiem. Jak wielkie mam szczęście? ***
238
Rozdział Trzydziesty Jack McLachlan
Laurelyn kupuje suknię ślubną z mamą, Emmą i Chloe, więc mam cały dzień dla siebie- a przynajmniej tak myślałem. Evan obwinia mnie o to, że musi przez cały dzień opiekować się dziećmi, bo Em robi zakupy na mój ślub. Nalega, żebym przyjechał mu pomóc. Mały gnojek. Taa, zdaje się, że ja za tym stoję, ale to jego dzieci, nie moje. Z drugiej strony, nie mam nic przeciwko spędzania z nimi czasu. To może być dobra praktyka i jestem pewien, że lepiej eksperymentować na cudzych dzieciach zanim zmasakruje się swoje. Wchodzę do domu Evana i Aiden ma niezły napad płaczu.- Bracie mój, co zrobiłeś swojemu dziecku, że tak wrzeszczy? Rzuca mi spojrzenie mówiące, że gdyby mógł to zabiłby mnie.- Ty to zrobiłeś. O nie, do diabła, to nie ja.- Co takiego zrobiłem, że tak krzyczy? Ja tylko wszedłem. - Jest wściekły jak diabli, bo chce cycków Em. Nie chce wziąć butelki. Jest McLachlanem, samo to wystarczy.- Nie winię go. - Zamknij się. Nie mogę się doczekać aż ty wpadniesz w to szambo. Wtedy nie będzie tak zabawnie, kolego. - Przepraszam. Mogę jakoś pomóc? Wyciąga do mnie krzyczącego Aidana.- Weź go i zobacz czy możesz coś z nim zrobić, a ja zrobię jakiś lunch dziewczynkom. I sobie. Umieram z głodu. Biorę na ręce mojego wrzeszczącego bratanka i nie mam pojęcia co z nim zrobić, więc siadam na fotelu z podnóżkiem i zaczynam się bujać. Próbuję dać mu butelkę i Evan ma rację. Nie chce zamiennika.
239
- Młody, bardzo zgłodniejesz, jeśli nie zmądrzejesz i nie weźmiesz tej butelki. Zakładam, że twój bufet nie wróci do późnego wieczoru. Dalej próbuję podać mu butelkę i w końcu się poddaje, ale jestem pewien, że jest wkurzony.- Rozumiem cię, Aidan. Lubisz prawdziwe. Wszyscy lubimy, ale musisz trochę odpuścić swojej mamie. Kończy całą butelkę i zasypia zanim mogę go odbeknąć, ale i tak przekładam go przez ramię i klepię po pleckach. To mu nie przeszkadza, jest nieprzytomny i nawet się nie rusza. Evan jest zarówno zadowolony jak i zszokowany, kiedy wraca z karmienia Celi i Mili. - Jak to zrobiłeś, do diabła? Tak naprawdę to nic nie zrobiłem. Sam się poddał.- W ogóle mu się to nie podobało, ale jest mężczyzną. Jego brzuch w końcu wygrał z gniewem. - Dzięki Bogu. Nie chciałem słuchać tego przez cały dzień. Już byłem gotowy odesłać go z tobą do domu- Evan zajmuje kanapę naprzeciwko mnie. Mila wchodzi mu na kolana. - Już czas na twoją drzemkę, dziewczyneczko? Zaczyna okręcać loczek wokół palca i rozpoznaję to jako jej rytuał, gdy jest senna.Zaczęło się to kręcenie włosów. Zaraz odpłynie. Jeśli położysz też Celię, to będzie szansa na jakąś przerwę. - Celia jest gotowa do snu. Ogląda film w swoim pokoju, więc zaśnie za trzy minuty. Evan ma wszystko ustawione.- Chyba nigdy ci tego nie mówiłem, ale jesteś świetnym tatą. - Cóż, nigdy nie sądziłem, że zobaczę cię z dziećmi, ale kiedy tak patrzę jak trzymasz mojego synka, to muszę przyznać, że masz wrodzony talent. Podoba mi się to, co czuję, gdy trzymam to dziecko.- Jeśli nie mam wrodzonego talentu, to mam nadzieję, że szybko się uczę. Laurelyn chce mieć dzieci. Przynajmniej dwoje albo troje. Może więcej. Za kilka miesięcy skończę trzydzieści jeden lat i nie chcę mieć dzieci dopiero po czterdziestce, więc chyba nie będziemy długo czekać.
240
Mila już śpi, ale Evan dalej ją trzyma, zamiast położyć na kanapie.- Mój brat, bogaty playboy, żeni się i mówi o dzieciach. Dałeś radę, bracie. Masz ciastko i możesz zjeść ciastko. Cieszę się. Laurelyn to wyjątkowa dziewczyna i naprawdę cię uszczęśliwi. To pierwsza poważna chwila jaką dzielę z moim bratem od dnia, w którym wpadł do mnie i powiedział mi o Aidanie. Takie chwile są rzadkie, bo nasze braterstwo jest innego rodzaju. To chyba odpowiedni moment, żeby zapytać go o coś, co rozważałem.- Potrzebuję świadka. Myślisz, dasz sobie radę z tym zadaniem? - Myślisz, że nie poradzę sobie z obrączkami i wzniesieniem toastu? - Myślę, że masz predyspozycje do obu tych rzeczy, bo inaczej bym nie pytał. - Czy to znaczy, że jestem twoim najlepszym przyjacielem? Prowokuje mnie.- Nie. - Taak. Powiedz to. Powinienem był wiedzieć, że wykręci mi taki numer.- To nic nie znaczy. - Powiedz to albo się nie zgodzę- grozi. Mimo, że ma dwadzieścia osiem lat, nadal jest małym gnojkiem. - Mam wielu przyjaciół, których mógłbym poprosić. - Ale tego nie zrobiłeś. Poprosiłeś mnie, więc przyznaj to. Jestem twoim najlepszym przyjacielem. - Taa, jesteś moim najlepszym przyjacielem. Zadowolony?- czuję się pokonany. - Taa, BFF- śmieje się. - Cholera. Twoje dzieci są bardziej dojrzałe od ciebie. I tak właśnie spędzam mój dzień, kiedy dziewczyny robią zakupy na ślub. Mój brat informuje mnie jak to jest z małżeństwem i ojcostwem. Kiedyś pomyślałbym, że taka rozmowa będzie cholernie nudna, ale nie dzisiaj. Jestem nią podekscytowany i nie mogę się doczekać, gdy przekonam się na własnej skórze jak to jest.
241
Siedzę na podłodze z Aidanem, kiedy wchodzą Laurelyn i Emma. W chwili, gdy mały widzi Emmę, już nie jest zadowolony ze mnie i znowu wpada w szał. Podnoszę go z podłogi i podaję jego matce.- Proszę, weź swojego cycuszka, maluchu. - Jack Henry! Nie wierzę, że to powiedziałeś. - To prawda, Laurelyn- zgadza się Emma.- Aidan jest miłośnikiem piersi- podchodzi do kanapy, zakrywa piersi kocykiem i zaczyna go karmić. To jej trzecie dziecko i przestała wychodzić do drugiego pokoju od kiedy urodziła się Mila. Przez pierwsze kilka razy, kiedy robiła to przy mnie, byłem poważnie przestraszony, ale zdaje się, że już się przyzwyczaiłem i nie przeszkadza mi to.- Nie podobało mi się, że zostawiłam go na cały dzień, ale potrzebowałam samolubnej chwili dla siebie i wyrwania się stąd. Nie był okropny, prawda? - Porozmawialiśmy jak mężczyzna z mężczyzną i przekonałem go. Emma patrzy na mnie przepraszająco.- Tak źle, co? Taa, przez jakiś czas było źle, ale nie chcę jej mówić jak jej dziecko obróciło się dupą do nas.- Może trochę na początku, ale potem mu przeszło. - Niech zgadnę. Evan zwalił go na ciebie?- dobrze zna swojego męża. - Niee. Był zajęty dziewczynkami, więc Aidan i ja spędziliśmy trochę czasu w swoim towarzystwie. Nie widziałem go wiele razy odkąd się urodził. Kiedy już skończył ze swoim zaklęciem wrzasku, był grzeczny. Dopóki nie zobaczył twoich zderzaków. Potem już miał dosyć wujka Jacka. Laurelyn kręci głową i podejrzewam, że później będę miał kłopoty z powodu tych komentarzy o cyckach i zderzakach, więc lepiej od razu jakoś to załagodzę.- Czy moja piękna panna młoda znalazła sukienkę? Momentalnie się szczerzy i jestem pewien, że to dobry znak.- Tak. Wiem, że mi nie powie, ale i tak pytam.- Jak wygląda?
242
- To piękna suknia ślubna dla panny młodej. Dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewałem.- Nic mi o niej nie opowiesz? - Nie ma szans.- A to szok.- Dowiesz się, gdy zobaczymy się podczas ślubu. - Opowiedzenie mi o niej nie równa się zobaczeniu cię w niej przed ślubem. - Wiem, ale chcę, żeby to była kompletna niespodzianka. Wzruszam ramionami.- Co tylko chcesz, skarbie. Zdejmuje jednego buta i zaczyna masować sobie stopę.- W tej chwili marzę tylko o powrocie do mieszkania i odpoczynku. Te kobiety McLachlanów wymęczyły mnie tymi zakupami. Nie mogłam za nimi nadążyć. - Mama i Chloe mają to w genach.- Nie da się ich powstrzymać.- Emma musiała przejść szkolenie i z tobą będzie tak samo. - Zobaczymy.- Tak się pewnie nie stanie. Robienie zakupów nie leży w zainteresowaniach Laurelyn. Nie siada, więc biorę to za znak, że czas wychodzić.- Chyba musze zawieźć moją przyszłą pannę młodą do domu, przygotować jej kąpiel, a potem zrobić masaż stóp. Z powrotem zakłada but.- Nie masz pojęcia jak idealnie to brzmi. Emma spogląda na Evana.- Mógłbyś brać lekcje od swojego brata. Widzę, że to go wkurza. To dobrze.- W porządku. Odeślij z nimi tą trójkę, a z radością przygotuję ci kąpiel i zrobię masaż stóp, jeśli tylko tyle muszę zrobić. Będę bardziej niż szczęśliwy. - Nie musisz być taki marudny. - Jestem zmęczony. Te dzieci wykończyły mnie dzisiaj. - Więc teraz już rozumiesz jak spędzam całe dnie, tylko że do ciebie nie jest przyssany ludzki odkurzacz, który traktuje cię jak lalkę. Laurelyn i ja spoglądamy na siebie i zaczynamy wycofywać się w kierunku drzwi. Jestem pewien, że nawet nie rejestrują naszej ucieczki. Wsiadamy do samochodu, zerkamy
243
na siebie i równocześnie zaczynamy się śmiać. Wiemy, że będziemy tacy sami, choć żadne z nas tego nie mówi. I już nie mogę się tego doczekać. ***
244
Rozdział Trzydziesty Pierwszy Laurelyn Prescott
Tydzień zleciał szybko, bo byłam bardzo zajęta przygotowaniami do ślubu. Nie mogę uwierzyć jak bardzo pomocne były Margaret, Chloe i Emma. Nie ma mowy, żeby udało mi się to wszystko załatwić bez ich pomocy. Będę im wdzięczna do śmierci. Jesteśmy w restauracji na naszej kolacji zaręczynowej. Margaret powiedziała, że będzie tylko kilku znajomych i rodzina. Taa, jasne. Widzę tutaj przynajmniej trzydziestu gości, nie licząc bezpośredniej rodziny McLachlanów. Poznałam zbyt wielu ludzi, żeby ich spamiętać i wyjaśniałam więcej razy niż chciałam, co zamierzam teraz zrobić z moją karierą. Wychodzę do łazienki, bo potrzebuję kilku minut spokoju od tego chaosu. Pochylam się nad umywalką, dodając świeżą warstwę szminki, gdy widzę odbicie kobiety, stojącej za mną. Nasze oczy spotykają się w lustrze i to dziwny moment, ale pozwalam jej wygrać konkurs patrzenia i odwracam wzrok.- Już kończę. - Wahałam się czy powinnam pójść za panią. Dziwny tekst.- Przepraszam? - Nie miałabym czystego sumienia, gdybym nie ostrzegła przed mężczyzną, z którym siedzi dzisiaj pani przy kolacji. To atrakcyjna blondynka, prawdopodobnie grubo po trzydziestce. Powiedział mi, że zawsze spotykał się ze starszymi kobietami i podejrzewam, że ona może być jedną z jego wcześniejszych towarzyszek. Często zastanawiałam się jakie to mogłoby być uczucie tak wpaść na jedną z dwunastu przede mną. Myślałam, że będzie łatwiej po całej tej sprawie z Audrey, ale nie jest. Kiedy tak patrzę w lustrze na jej niebieskie oczy czuję, że mogę zaraz zwymiotować.- Którym jesteś numerem?
245
- Liczy? Jej ton jest gorzki. A co, jeśli jest taką samą wariatką jak Audrey? Może lepiej od razu to uciąć, żeby nie przyszły jej do głowy jakieś szalone pomysły.- Wiem wszystko o jego przeszłości, ale już nie robi takich rzeczy. Jesteśmy zaręczeni i wkrótce się pobieramy. - Na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna, złotko. Nie minęło tak dużo czasu odkąd złożył mi propozycję w barze hotelowym i zabrał mnie na górę. Zastanawiam się, co ma na myśli mówiąc „dużo czasu”.- Kiedy? - To był dwudziesty marca. Pamiętam datę, bo miałam wtedy urodziny. Czuję jak moje serce i żołądek zamieniają się miejscami, a mdłości zwiększają się. - Nie chcę słyszeć już niczego więcej. - Przepraszam, że ci to mówię, ale gdyby sytuacja była odwrócona to chciałabym, by ktoś mnie ostrzegł. Jest zabójczo przystojny, ale nie chcesz być z takim palantem. Dlaczego nagle zrobiło się tak ciepło w tej łazience? Jak może mi być tak gorąco, a jednocześnie oblewa mnie zimny pot? Och, wszystko się kręci. Podnoszę rękę i zaczynam się wachlować.- Muszę usiąść. Pomaga mi podejść do szezlongu, stojącego pod ścianą.- Mówią, że powinno się włożyć głowę pomiędzy kolana, jeśli zbiera się na omdlenie. Nie czułam jakbym tylko miała zemdleć. Czułam jakbym miała umrzeć od bólu, bo dowiedziałam się, że mężczyzna, którego kocham był z inną kobietą, gdy wyjechałam. A potem mnie okłamał. - Nie wyglądasz najlepiej. Mam pójść po kogoś? Wielka szkoda, że Addison źle się dzisiaj czuła. Żałuję, że nie ma jej tutaj.- Mogłabyś podejść do mojego stolika i powiedzieć kobiecie w fioletowej sukience, że jej potrzebuję? Tylko proszę nie informuj nikogo innego, że nie najlepiej się czuję. - Oczywiście. Zaraz wrócę. Kiedy wychodzi jest mi jeszcze gorzej, więc opuszczam się na podłogę. Boję się, że zemdleję, więc i tak tu wyląduję. Lepiej znaleźć się tu z wyboru niż siłą.
246
Chyba musiałam na chwilę stracić przytomność, bo kiedy otwieram oczy i spoglądam w górę, Emma i Jack Henry stoją nade mną. Emma klęczy przy mnie i trzyma moją głowę na swoich kolanach, chłodząc moją twarz zimnymi, papierowymi ręcznikami.- Uspokój się, Jack. Zaczyna dochodzić do siebie. Słonko, wszystko w porządku?- Mrugam kilka razy, ale moja zamazana wizja nie za bardzo się poprawia. - Najwyraźniej nie jest w porządku, skoro zemdlała- słyszę lęk w jego głosie.- Co mogło być przyczyną? - Może być w ciąży?- pyta Emma. Jack Henry waha się zanim odpowiada.- Oczywiście, ale nie sądzę. Słyszę tłumaczenia blondynki.- Obawiam się, że to moja wina. Powiedziałam jej, co mi zrobiłeś kilka miesięcy temu w hotelu Langford. - Jack, o czym ona mówi?- słyszę konsternację w głosie Emmy. - Co jej kurwa powiedziałaś, że tak skończyła?- jest zły. Drzwi otwierają się i słyszę głos Margaret.- Dobry Boże, co się stało? - Zemdlała- mówią równocześnie Jack Henry i Emma. - Zadzwonić po karetkę? Mrugam jeszcze kilka razy i wizja poprawia się, więc znowu próbuję odnaleźć mój głos. Kiedy to robię, mówię słabo.- Żadnej. Karetki- prostuję się, żeby sprawdzić czy mogę sama usiąść.- Em, pomóż mi usiąść. - Ja jej pomogę- mówi Jack Henry i sięga po mnie. - Nie. Nie chcę, żebyś mnie dotykał- mówię, gdy czuję jego rękę na ramieniu. - Co się dzieje?- słyszę konsternację w głosie Margaret.- Dlaczego tak mówi? - To nic, tylko małe nieporozumienie.- Chciałabym, żeby tak było. Blondynka nadal tutaj jest i oferuje niechcianą pomoc.- Może potrzeba jej czegoś do picia.- Z całą pewnością napiłabym się czegoś ciemnego, czystego i mocniejszego ode mnie.
247
- Nie, dzięki- Jack Henry podchodzi do drzwi i otwiera je.- Myślę, że już wystarczająco dużo pomogłaś. Twoja obecność już nie będzie potrzebna. Nie powinnam, ale jestem zła na blondynkę. Za to, że była z nim wtedy i za to, że jest tu teraz. - Odejdź.- Kobieta spogląda na moją twarz i orientuje się, że nie ma tu dla niej miejsca, więc wychodzi. Em próbuje pomóc mi wstać, ale nadal jestem trochę za słaba. - Ja się nią zajmę. Nie kłócę się, choć bardzo bym chciała. Pozwalam mu podnieść mnie z podłogi, bo nie chcę robić sceny przed Emmą i Margaret. Chociaż jestem w tej chwili niewiarygodnie zraniona i wkurzona na niego, to nie chcę, by kiedykolwiek dowiedziały się, co robił z innymi kobietami. Łącznie z tą, którą najwyraźniej przeleciał zaledwie kilka dni po moim wyjeździe. Ukrywanie tego przed nimi nie ma nic wspólnego z chronieniem go; dochowam jego tajemnicy, żeby chronić je. Nie chcę, aby zobaczyły go w taki sposób jak ja w tej chwili. Gdy staję na nogi, prostuję ramiona i spoglądam mu w twarz. W jego oczach po raz pierwszy coś widzę. To chyba strach i ma stuprocentowe podstawy, by się tam znajdować. Powinien się bać, bo widzę na czerwono. - Zabierz mnie stąd. Jestem winna przeprosiny Margaret.- Bardzo przepraszam, że psuję kolację, ale muszę pojechać do domu i położyć się. Proszę, przekaż wszystkim, że przepraszam za tą scenę. Mam nadzieję, że nie zepsułam im wieczoru. Kładzie rękę na mojej twarzy i szuka mojego wzroku. Jestem pewna, że jest skołowana tym, co się właśnie wydarzyło.- Niczego nie zepsułaś, skarbie. Idź z Jackiem Henrym i obyś lepiej się poczuła. Kiepskie szanse. Przytula mnie mocno.- Dziękuję, Margaret. To była urocza kolacja.
248
Puszcza mnie.- Zadzwonię rano, żeby sprawdzić jak się czujesz. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, czegokolwiek, to nie wahaj się zadzwonić. - Tak zrobię. Obiecuję. Pozwalam Jackowi Henry’emu podpierać moje ramiona, gdy wychodzimy z restauracji. Może myśli, że moja tolerancja to dobry znak, ale grubo się myli. To jest bardzo dalekie od tego. Gdy tylko dochodzimy do parkingu i rodzina już nas nie widzi, wyszarpuję się z jego uścisku.- Zabieraj ode mnie te cholerne łapy. - Kochanie… - Ani się waż mówić do mnie kochanie. Nie masz prawa nazywać mnie kochaniem po tym jak pieprzyłeś się z tą kobietą, a potem mnie okłamałeś. - Proszę, pozwól mi… Odcinam go.- Wyjaśnić? Nie. Nie chcę słyszeć twojej wersji tego, co się wydarzyło. Usłyszałam jej wersję i w obecnej chwili mam o wiele więcej wiary w jej zdolność mówienia prawdy. - To nie było tak jak myślisz. Unoszę palec przed jego twarzą.- Zamknij. Swoje. Pierdolone. Usta. Nie chcę słyszeć już ani jednego słowa.- Stoję tam, zastanawiając się czy wsiądę z nim do samochodu, ale kogo chcę oszukać? Nie mam zbyt dużego wyboru, bo nie mam dokąd pójść.- Zawieź mnie do mieszkania. Milczymy podczas jazdy. Wyglądam przez okno i obserwuję latarnie, które mijamy. Jestem wdzięczna, że już nie próbuje wytłumaczyć swojego postępowania, bo w tej chwili nie zniosę ani rozmowy ani myślenia i tym, że był z inną kobietą. Z tyłu głowy czuję lekkie pulsowanie zaczynającej się migreny. Minęło wiele miesięcy odkąd ją miałam, ale nie jestem zaskoczona, że ją czuję po tym, co się właśnie stało. Dobrze znam ten proces i będzie jeszcze gorzej aż w końcu poczuję taki ból, że nie będę miała innego wyboru jak zwymiotować. Super. Właśnie jeszcze tego potrzebuję do tej gównianej sytuacji. Migające lampy uliczne jeszcze pogarszają sprawę, więc zamykam oczy i opieram głowę o fotel. Gdy zatrzymujemy się w garażu, czuję ogromny ból i jest mi bardzo niedobrze.
249
Sięgam po klamkę i wysiadam z samochodu, żeby nie porzygać Sunset. To dopiero byłby wstyd. Jack Henry otwiera drzwi i wchodzi pierwszy. Dom jest jedynym miejscem, do którego wchodzi przede mną. Taki ma zwyczaj i robi to, żeby ochronić mnie na wypadek gdybyśmy weszli na włam. Rzuca kluczyki na ladę w kuchni i obraca się do mnie.- Musimy o tym porozmawiać. Przebiegam obok niego w drodze do łazienki. Zatrzaskuję drzwi i ledwie zdążam do muszli zanim wymiotuję. Kątem oka widzę, że drzwi się otwierają i wchodzi bez zaproszenia. - Wyjdź- rozkazuję, choć wiem, że na próżno. Nigdy wcześniej nie wyszedł i wiem, że teraz też tego nie zrobi. Słyszę jak włącza kran i kilka sekund później, zbiera moje włosy z szyi i kładzie chłodny, mokry ręcznik na mojej skórze.- Może to pomoże. - Nic nie pomoże na to, co czuję. - Laurelyn, proszę, daj mi wytłumaczyć, co się stało. - Poważnie?- krzyczę przez co głowa boli mnie jeszcze bardziej.- Moja głowa wisi nad kiblem i rzygam, a ty chcesz rozmawiać o innej kobiecie? Nie odzywa się i wychodzi z łazienki. Po kilku minutach wraca z jednym ze swoich Tshirtów przerzuconym przez ramię.- Pomogę ci się przebrać, a ty pozwolisz mi na to, bo potrzebujesz mojej pomocy. Rzucam mu spojrzenie, mówiące żeby lepiej niczego nie próbował.- Laurelyn, nie chcę dzisiaj umrzeć. Chcę tylko pomóc ci się przebrać. Nadal klęczę, gdy czuję jak zamek zsuwa się po moich plecach i na biodra. Pomaga mi wstać, moja czarna sukienka zbiera się wokół stóp ubranych w czarne, włoskie czółenka z odkrytym palcem, które kosztowały niedorzeczną ilość pieniędzy. Opieram się na jego ramieniu, wychodząc z sukienki, a on zabiera ją z podłogi. Widzę jak jego oczy wędrują po moim czarnym koronkowym staniku, majtkach od kompletu i pasie do pończoch, gdy stoję na dziesięciocentymetrowych obcasach. Bardzo
250
dobrze znam Jacka Henry’ego i bezgranicznie cieszy mnie to, że mój widok pewnie powoduje u niego szalony wzwód, któremu nie ulżę w najbliższej przyszłości. Sięgam za siebie, odpinam stanik i pozwalam mu spaść na podłogę. Odczepiam pończochy i zdejmuję je zanim ściągam pas. Stoję w samych majtkach, a on ogląda moje prawie nagie ciało, a potem szybko zdejmuje koszulkę z ramienia i wkłada mi ją przez głowę. - Będziesz miała przygotowaną twoją stronę łóżka, kiedy tutaj skończysz. Gdy wychodzę z łazienki, wszystkie światła oprócz lampki przy łóżku są wyłączone. Na stoliku nocnym stoi szklanka wody i tabletka, w której rozpoznaję mój lek na migrenę. Jacka Henry’ego nigdzie nie widać, więc biorę małą białą tabletkę i kładę się do łóżka. Leżenie w łóżku bez niego nie mogłoby być bardziej samotne, ale mądrze postępuje, że daje mi przestrzeń. Jestem jak niestabilny środek wybuchowy, który może zdetonować się w każdej chwili. Zegar mówi mi, że minęła godzina odkąd wzięłam moje lekarstwo, więc wiem, że niedługo ogarnie mnie senność. Już czuję sztuczne zmęczenie, które zawsze powoduje i witam je z radością. Potrzebuję ucieczki od tej okrutnej rzeczywistości.
Gdy otwieram oczy, nadal jest ciemno, więc wiem, że nie spałam długo. W ogarniającej mnie ciemności zegar wyświetla 3:39. Sięgam i czuję, że strona łóżka Jacka Henry’ego jest pusta. Mądry człowiek. Nie powinno mnie obchodzić, gdzie dzisiaj śpi, ale obchodzi, więc wstaję i idę go poszukać. Nie ma go w żadnej z gościnnych sypialni, więc idę do salonu. Śpi w pozycji siedzącej na kanapie, ze szklanką ciemno bursztynowego płynu w ręce. W jego drinku widzę świeży lód, wiec orientuję się, że zasnął niedawno.
251
Nieczęsto mogę obserwować go, kiedy śpi, ale za każdym razem dochodzę do tych samych wniosków: jest najpiękniejszym mężczyzną jakiego w życiu widziałam. I kocham go tak bardzo, że aż boli. Porusza się we śnie i jego drink przechyla się na bok, rozlewając trochę na jego nogę. Sięgam, żeby zabrać go z jego ręki i budzi się. Odplątuję jego palce ze szklanki.- Możesz puścić. Trzymam. Patrzy na mnie zamglonymi oczami. Dociera do mnie, że jest nawalony, kiedy łapie mnie wokół talii trochę zbyt mocno. Pochyla się i przyciska głowę do mojego brzucha, przez co musze się cofnąć, by utrzymać równowagę.- Kocham cię, Laurelyn. Proszę, nie zostawiaj mnie. Umrę, kurwa, jeśli to zrobisz. Kocham go i nie chcę odejść, ale jak mam zostać z człowiekiem, który skłamał mi prosto w twarz tak jak on? Zapytałam go czy był z inną kobietą, a on powiedział, że nie był w innej od czasu mnie. Dałam mu idealną okazję, żeby się oczyścił. To by bolało, ale w końcu przeszłoby mi. Przynajmniej to byłaby prawda. Wie jak bardzo nienawidzę kłamstw. Przeczesuję palcami jego ciemne włosy.- Porozmawiamy o tym jutro, kiedy nie będziesz pijany. Nadal trzyma mnie wokół talii, ale bierze w pięści T-shirt i odsłania mój brzuch. - Już widzę cię z dzieckiem w drodze. O Boże. Dlaczego musi teraz mówić takie rzeczy?- Jesteś pijany i musisz to odespać. Wbija palec pod mój pępek.- Cholernie chcę się z tobą ożenić, a potem włożyć ci dziecko do środka, kiedy tylko mi pozwolisz- kładzie palec pod mój kolczyk w pępku i rusza nim. - Ale nie wiem, co się stanie z tym klejnocikiem, kiedy urośnie ci brzuch. Czuję euforię, kiedy mówi o ślubie i dzieciach, ale potem przypominam sobie dlaczego jest pijany i mówi takie rzeczy.- Bądź grzecznym chłopcem i połóż się na kanapie. - Nie chcę spać tutaj. Chcę być z tobą w naszym łóżku.
252
- Nie! Jestem wkurzona na ciebie. Nie będziesz spał obok mnie tak jakby nic się nie stało. Przyciąga mnie bliżej i znowu się zataczam.- Laurelyn, proszę. Pozwól mi przyjść do łóżka. Nie chcę spać bez ciebie. - Nie. Opiera bok twarzy o mój brzuch.- Kochanie, błagam cię. Nie każ mi spać bez ciebie. Cholera! Jestem wyczerpana i nie mam siły się kłócić ani mocować z nim, więc ulegam.- Możesz przyjść do łóżka, ale ani mi się waż próbować mnie dotykać. - Nie będę- obiecuje.- Chcę tylko spać obok ciebie. Puszcza mnie i jest niestabilny, kiedy wstaje, więc wyciągam rękę i pomagam mu. - W porządku? - Jep. Jest pijany jak bela i jutro będzie czuł się jak gówno. Zasłużył. - Chodź.- Nasze role odwróciły się. Wcześniej to ja byłam niestabilna, a teraz prowadzę jego pijany tyłek korytarzem do naszej sypialni. Odchylam pościel po jego stronie łóżka i każę się kłaść. Wspina się i mówi z zamkniętymi oczami.- Kocham cię, Laurelyn. Jestem zraniona tym, co zrobił i choć go kocham to nie mogę odpowiedzieć tego samego. Kładę się po mojej stronie i już słyszę jak chrapie. To nieprawdopodobne, że po trzech miesiącach rozłąki nie mogę nawet nienawidzić tego irytującego dźwięku.
253
Kiedy znowu się budzę, leżę na boku, a ramię Jacka Henry’ego oplata moją talię. Jest przyciśnięty do mnie i czuję jego oddech na karku.- Proszę, nie każ mi jeszcze cię puszczać. Chcę jeszcze tylko trochę dłużej nacieszyć się tobą. To są słowa rozstania. Spodziewa się, że go zostawię i ma ku temu powód. Czuję jak jego głowa przesuwa się i jest teraz przyciśnięta do moich pleców.- Nie przeleciałem jej. Wiem, że wierzysz, iż to zrobiłem, ale przysięgam, że nie. Nie okłamałem cię, mówiąc że nie byłem w innej kobiecie po tobie. Nigdy bym nie pomyślała, że Jack Henry mnie okłamie. Myślę, że to jeden z powodów, z którego to był taki szok. Z tego powodu i faktu, że wie jak bardzo gardzę oszustwem. Odsuwam się i obracam na drugi bok, żeby widzieć jego twarz.- Zrobiłeś coś z nią.- A znam wszystkie jego bezecne cosie, które tak bardzo lubi.- I cokolwiek to było, miało miejsce tydzień po moim wyjeździe. Siedem przeklętych dni. Chcesz wiedzieć, co ja robiłam siódmego dnia? Nie pieprzyłam jakiegoś faceta. Byłam całkiem sama w moim mieszkaniu, płakałam dzień i noc, bo opłakiwałam utratę nas. - Do cholery, Laurelyn. Odeszłaś bez pożegnania. Nie myśl ani przez chwilę, że ja też nie opłakiwałem utraty nas. Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę i byłem w kompletnej rozsypce po twoim odejściu. Przez pierwszy tydzień chodziłem pijany. Byłem w takim pieprzonym dołku i chciałem tylko znaleźć sposób, żeby wybić sobie ciebie z głowy. Powiedziałaś, że myślałaś, iż Charlie może pomóc ci o mnie zapomnieć. Cóż, ja myślałem, że potrzebuję numeru czternastego, by zapomnieć o tobie. Więc poderwałem kobietę w barze hotelowym. Zgodziła się na moje warunki i zabrałem ją na górę, do pokoju, który wynająłem. Planowałem pieprzyć ją tak długo dopóki nie znikniesz z mojej głowy. Nie dam rady tego słuchać. To za dużo.- Przestań. Nie chcę tego słuchać. Jeśli będę musiała wyobrażać sobie ciebie z inną kobietą, to mnie zabije- zakrywam uszy rękami. Chwyta moje nadgarstki i odsuwa je.- Naprawdę chciałem powiedzieć ci o tej kobiecie, ale w noc, gdy zapytałaś czy były inne, nie mogłem sformułować słów. Dopiero co się odnaleźliśmy i nie chciałem tego psuć, więc zaplanowałem, że powiem ci później. Ale później nigdy nie nadeszło.
254
- Nie chcę wiedzieć. Nie chcę tych obrazów w mojej głowie. - Jeśli nie powiem ci wszystkiego, to zawsze będzie stało między nami. Zawsze będziesz się zastanawiała, co się wydarzyło. Więc lepiej pozbyć się tego teraz, żeby później nie mogło nam zaszkodzić- przysuwa moje ręce do swoich ust i całuje je.- A planuję, żeby „później” trwało bardzo długo, wieczność. Przygotowuję się na nadchodzące cierpienie. Tak jakbym widziała jak ktoś w spowolnionym tempie robi zamach kijem bejsbolowym i celuje w moją twarz. Wiem, że to będzie bolało jak diabli i jeśli uderzy mnie wystarczająco mocno, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że mogę umrzeć. ***
255
Rozdział Trzydziesty Drugi Jack McLachlan
Przeszedł mi przez myśl pomysł, żeby nigdy nie powiedzieć Laurelyn o kobiecie w hotelu, potencjalnym numerze czternastym. Poważnie rozważałem czy nie zachować tego sekretu dla siebie, ale zawsze wiedziałem, że nie mógłbym oszukać jej w taki sposób. Czas mijał, a żadna chwila nie była odpowiednia, przynajmniej tak sobie wmawiałem. Przyznaję. To była wymówka i na jakiś czas mi wystarczyła, ale teraz wszystko zwaliło mi się na głowę. Nawet w tej konkretnej chwili chcę się wycofać, bo cholernie się boję, ale nie mam wyboru. To, co mam zamiar zrobić, może kosztować mnie pierwszą i jedyną kobietę, w której byłem zakochany. Ale wiem, ze jeśli nie powiem jej wszystkiego to już nigdy nie będę mógł spojrzeć w twarz ani sobie ani Laurelyn. Odchrząkuję i ten dźwięk odbija się echem od każdej ściany sypialni. Zwraca uwagę na to jak jest cicho i na fakt, że mam zamiar powiedzieć jej coś, co ją zaboli.- Byłem tak nawalony, że ledwo szedłem. Myślałem tylko o tobie i jak zostawiłaś mnie bez pożegnania. Rozumiem, dlaczego to zrobiłaś, ale to i tak okropnie bolało. Chciałem, żeby ten ból zniknął, choć na kilka minut. Myślałem, że zaliczenie innej kobiety zlikwiduje ból, który czułem przez utratę ciebie. Myliłem się; przez jej dotyk było mi niedobrze. Nawet nie mogłem pozwolić jej mnie pocałować, kiedy próbowała. - Nie chcę, żebyś opisywał bycie z nią od początku do końca. Będę wyobrażała sobie całe to zajście w głowie, więc zapytam cię o rzeczy, które są dla mnie ważne. To pewnie lepsza forma niż miałbym mówić wszystko po kolei.- W porządku. Odpowiem szczerze na każde twoje pytanie. - Była naga?
256
O kurwa! Chce szczegółów i to dogłębnych. Nie planowałem zagłębiać się w takie detale mojego kontaktu z tą kobietą. Teraz nie mam wyboru jak odpowiedzieć jej, bo zadała konkretne pytanie.- Tak. Zaciska oczy na chwilę, a potem znowu je otwiera. Myślę, że rozważa czy chce dalej pytać, ale kontynuuje.- A ty? Nie chcę przyznać, że byłem nagi przy innej kobiecie tydzień po wyjeździe Laurelyn. Mimo, że jej nie przeleciałem to i tak sprawa wygląda kiepsko. Ale jest jak jest i jestem winny, więc teraz muszę za to zapłacić.- Tak. Przygryza wargę, ale nie w seksowny sposób. To zmartwienie.- Zrobiłeś jej minetkę? Nie wierzę, że tak pomyślała.- Nie, do diabła! - A ona obciągnęła ci? Nie tak planowałem kierunek tej rozmowy.- Nie. - Użyłeś ręki, żeby doszła? Patrzy mi prosto w twarz, robiąc to, co zawsze- włącza swój detektor ludzkich kłamstw.- Nie. Nie dotknąłem jej tam. - Ale dotykałeś jej? Przełykam mocno. To nie przejdzie bez echa.- Położyła sobie moje ręce na cyckach. - Dotykała twojego fiuta? Szlag! Niczego nie pomija.- Tak- szepczę, zamykając oczy.- Kiedy zakładała mi prezerwatywę. Gdy otwieram oczy, widzę łzy zbierające się w jej oczach. Przysiągłem, że nigdy nie będę tą osobą, że nigdy nie będzie płakała przeze mnie. Przyrzekam, że to jest ostatni raz. Spędzę resztę mojego życia dbając o to, by się uśmiechała i śmiała. Pojedyncza łza spływa po jej policzku i ścieram ją kciukiem, ale bije mnie w rękę. - Doprowadziła cię do orgazmu? Mocno kręcę głową z boku na bok.- Nie ma kurwa mowy.
257
- Dlaczego tak to mówisz? Powiedziałeś, że założyła ci prezerwatywę. A to oznacza, że miałeś wzwód- mruży oczy.- Jak blisko byłeś wejścia w nią? Wzdycham ciężko i odpowiadam.- Blisko, ale nie mogłem tego zrobić. Miałem zaciśnięte oczy, żebym nie musiał na nią patrzeć. Widziałem tylko twoją twarz. Za bardzo cię kocham, żeby jeszcze kiedykolwiek być w innej kobiecie. Przysięgam, że jej nie przeleciałem. Proszę, uwierz mi. - Moja strona łóżka nawet jeszcze nie wystygła. Obserwuję jej twarz, a ona moją i jestem przerażony tym, co powie. Decyduję, że już czas błagać ją o życie, tak jakbym stał w pierwszej linii do rozstrzelania.- Zgodziliśmy się, że już nigdy więcej się nie zobaczymy, a ty odeszłaś bez pożegnania. Myślałem, że to koniec na zawsze. Nigdy nie poszedłbym szukać innej kobiety, gdybym wiedział, że istnieje choćby cień szansy na twój powrót do mojego życia. L., proszę, wybacz mi. Kocham cię. Jesteś jedyną kobietą, której pragnę. Zawsze tak będzie. Zamyka oczy i łzy spływają po jej twarzy.- Wierzę ci, kiedy mówisz, że nie uprawiałeś seksu z tą kobietą, ale słuchanie tego co z nią robiłeś jest tak samo bolesne. Nie wyobrażam sobie, żeby moje serce mogło boleć mocniej niż w tej chwili. Obraca się na drugi bok, odwracając się ode mnie i nie wiem na czym stoję. Nie mam pojęcia, co to znaczy, że mi wierzy, ale jest tak zraniona tym, co zrobiłem. Chcę wyciągnąć rękę i dotknąć jej, pocieszyć. Boję się, że mi nie pozwoli, ale nie mogę się powstrzymać. Przysuwam się bliżej i obejmuję ją w talii. Próbuje się wyszarpnąć, ale przyciągam ją mocno do siebie.- Jesteś zła i przyjmę każdą karę, jaką mi wyznaczysz, bo królewsko spieprzyłem, ale kocham cię i to nas nie zniszczy. Jesteśmy lepsi niż ten mój głupi błąd i damy sobie z tym radę. Potem będziemy przez to więksi i mądrzejsi. Przestaje się opierać i uspokaja się, więc trzymam ją w ramionach. Płacze i czuję drżenie jej ciała, jestem przerażony. Nie wiem, co zrobię, jeśli odwoła ślub. To bardzo realna możliwość. Sięgam po jej lewą rękę, by sprawdzić czy nadal nosi pierścionek i czuję ulgę, że tak. Przysuwam go do siebie i przyciskam mocno do ust.- Proszę, powiedz, że nadal chcesz zostać moją żoną. - To nie najlepsza chwila, żeby zadawać mi to pytanie.
258
Kurwa! To może być nasz koniec. Może nie uda jej się pogodzić z moim głupim błędem. - L., nie. Proszę, nie kończ z nami. Zrobię wszystko, żeby to naprawić. - Powiedziałam, że potrzebuję czasu, by to przemyśleć- odpycha moją rękę i siada na krańcu łóżka, plecami do mnie.- Chcę pojechać do Addison na kilka dni i zastanowić się nad tym bez patrzenia na ciebie. Nie chcę, żeby mieszkała u Addison, nie z tym małym draniem mieszkającym po drugiej stronie korytarza, który chciał dobrać się do jej majtek.- Kochanie, proszę, nie jedź tam. Pozwól, że zabiorę cię do Avalonu, a ja zamieszkam w domku gościnnym. Ty i Addison możecie mieć cały dom dla siebie. Nie wrócę dopóki mi nie pozwolisz. - Porozmawiam z Addison i dam ci znać jaką podjęłam decyzję- wstaje z łóżka i idzie do łazienki. Słychać głośny trzask, gdy zamyka drzwi. To przypomnienie, że odcina się ode mnie. Dzwoni moja komórka. Moja mama. Na pewno dzwoni, żeby sprawdzić, co z Laurelyn po incydencie w restauracji, więc nie uniknę tej rozmowy.- Witaj, mamo. - Hej, jak się dzisiaj czuje nasza dziewczynka? Cieszę się, że nie wie, co się dzieje między nami. Zbiłaby mnie na kwaśne jabłko gdyby wiedziała.- Czuje się o wiele lepiej i właśnie bierze prysznic. - Tak się cieszę, że to słyszę. Zmartwiła mnie. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak zbladł. Jakiś pomysł dlaczego tak się stało? - Miewa migreny i właśnie taki epizod nastąpił, gdy wyszliśmy z restauracji. Wymiotowała po powrocie do domu, więc myślę, że to mogło mieć związek z tym.- To nie jest kłamstwo. - To brzmi na bardzo wiarygodne wytłumaczenie. Planowałyśmy dzisiaj zakupy ślubne, a Chloe chciała przygotować próbki jedzenia weselnego na ten wieczór. Wspominała czy czuje się na siłach?- Szczerze w to wątpię. Wytężam umysł, żeby jakoś zamaskować mój głupi błąd.- Nie, ale dzisiaj popołudniu muszę być z powrotem w Avalonie. Może będę mógł przywieźć ją w przyszły weekend.- To znaczy, jeśli nie zostawi mnie do tego czasu. - A może wrócisz sam, a ja odwiozę ją za kilka dni jak już wykończymy ją zakupami?
259
Nie sądzę, by Laurelyn na to poszła. Nie będzie chciała spędzić kilku kolejnych dni na zakupach ślubnych, ale nie mam żadnej racjonalnej wymówki dla mamy.- Zapytam ją, kiedy wyjdzie spod prysznica i powiem, żeby oddzwoniła do ciebie. - Okay. Kończę rozmowę, ale boję się powiedzieć Laurelyn o sugestii mamy, bo nie chcę usłyszeć odpowiedzi. Nie chcę słyszeć jak mówi, że rozważa odwołanie ślubu. Siedzę w bezruchu na łóżku dopóki nie słyszę wyłączenia wody. Rozważam zapukanie do drzwi, ale decyduję, że najlepiej będzie poczekać aż wyjdzie. Wyłania się zawinięta w ręcznik, idąc po ubrania do walizki, bo jeszcze nie ma szafy w moim mieszkaniu. Jeszcze. Dociera do mnie, że po spotkaniu z tą kobietą zeszłej nocy, może już nigdy nie trzymać tu swoich rzeczy. - Moja mama dzwoniła, żeby sprawdzić jak się czujesz. Zapytała czy zostawiłbym cię tutaj na zakupy ślubne i wrócił sam do Avalonu. Zatrzymuje się przed walizką i spogląda na mnie.- Co jej powiedziałeś? - Nie mogłem wymyślić powodu, z którego byś się nie zgodziła. Grzebie w walizce.- Domyślam się, że nie chciałeś jej powiedzieć o moich wątpliwościach spowodowanych tym, że pieprzyłeś się z inną kobietą tydzień po moim wyjeździe. Nie wybaczy mi tego. Już to wiem. Za bardzo ją zraniłem i teraz wpadłem do tej samej kategorii dupków razem z resztą: jej mamą, tatą, Blakiem. Wybiera ubrania, a potem patrzy na mnie.- Teraz potrzebuję mojej najlepszej przyjaciółki. Nie znam dobrze Addison i nie mam pojęcia, co doradzi Laurelyn. Przypuszczam, że nie zachęci jej do odpuszczenia mi, bazując na tej krótkiej rozmowie, gdy ostrzegała mnie przed skrzywdzeniem jej najlepszej przyjaciółki.- Wiem i tak się stanie, jeśli właśnie tego chcesz. - Zadzwonię do Addison. Jeśli będzie chciała przyjechać, to zostaniemy tutaj zamiast w Avalonie i porobię te zakupy z twoją rodziną. Nie mogę pozwolić sobie na stracenie choćby jednego dnia przygotowań, jeśli zdecyduję się jednak wyjść za ciebie. Nie mogę uwierzyć, że zostanie i dalej będzie planowała nasz ślub. To z pewnością dobry znak, pierwszy jaki dostałem.- Każę Danielowi pojechać po nią.
260
- Zadzwonię do Margaret i zaplanujemy dzisiejszy dzień, ale spodziewam się, że po moim powrocie już cię tu nie będzie. Szlag! To było wystarczająco zimne, by wymazać jakąkolwiek pozytywną wibrację. - Nie martw się. Nie będzie mnie. ***
261
Rozdział Trzydziesty Trzeci Laurelyn Prescott
To dla mnie kompletnie dołujący dzień. To, co powinno być najlepszymi dniami mojego życia, jest przysłonięte odkryciem tego, co Jack Henry zrobił z tą kobietą. Nie mogę wybić sobie tego z głowy, bo mogę dopasować jej twarz do obrazu. Żałuję, że tak jest. Pomijając szaloną Audrey, mam ten luksus, że nie wiem jak wyglądają inne i jest mi z tym dobrze. Nie jestem naiwna. Zdaję sobie sprawę, że to prawdopodobnie znowu się wydarzy, jeśli za niego wyjdę. Mogłabym wpaść na inne, które były przede mną, ale jestem przygotowana na poradzenie sobie z nimi. Dam sobie radę nawet z kolejnymi popisami Audrey, ale ta, która przyszła po mnie, to kop w dupę. I nóż w serce. Chloe pokazuje mi dwie suknie dla druhen, a do mnie dociera, że jestem całkowicie wyłączona, gdy słyszę głos Margaret.- Skarbie, źle się czujesz? Tak. Bardzo źle się czuję, ale to nie ma nic wspólnego z mdłościami. Nie dam rady siedzieć tutaj i wybierać rzeczy na ślub, do którego może nie dojść.- Przepraszam. Chyba nie do końca przeszła mi ta migrena. Czy byłoby dużym problemem, gdybyśmy przełożyły dzisiejsze zakupy na inny dzień? I Chloe... możemy spróbować jedzenia w przyszły weekend? - Oczywiście. Proszę, nie przepraszaj- odwiesza sukienki z powrotem.- Wrócimy, kiedy będziesz się lepiej czuła i nie ma żadnego problemu z jedzeniem. Będę miała trochę więcej czasu na pomyślenie o torcie. Czuję się taka winna, że okłamuję te cenne kobiety. Zabija mnie myśl, że mogę nie zostać synową Margaret, szwagierką Chloe i Emmy. Zaczynam się nawet zastanawiać czy nie wyszłabym za Jacka Henry'ego tylko po to, żeby być częścią jego wspaniałej rodziny. Kocham ich jak moją, a nawet bardziej.- Jutro powinnam już lepiej się czuć. Margaret i Chloe podrzucają mnie do mieszkania. W garażu nie ma samochodu Jacka Henry'ego, więc wiem, że wyjechał, tak jak prosiłam. W porządku, tak jak zażądałam. Przynajmniej jest na tyle bystry, żeby słuchać.
262
Wchodzę do środka i od razu napotykam wzrokiem na przeogromny bukiet białych róż i list na stoliku do kawy. Wzdycham, wdychając ich piękno. Chcę je podnieść i wyrzucić do kosza albo na głowę Jacka Henry'ego. To drugie pewnie dałoby mi większą satysfakcję. Trzymam list w rękach. Boję się go otwierać. Wiem, że będą tam rzeczy, które rozerwą mi serce- taką miał intencję, prawda? Żebym tylko została i wyszła za niego. Siadam na kanapie i wyciągam pojedynczą, zwiniętą kartkę papieru. Patrzę na jego urocze pismo, które można porównać do kaligrafii. Nie powinno należeć do mężczyzny, ale należy. Do pięknego mężczyzny, którego kocham.
263
Moja Piękna Amerykańska Dziewczyno, Nigdy się nie dowiesz jak bardzo boli mnie to, że Cię skrzywdziłem. Przysięgałem, że nigdy nie będę tą osobą- że nie dołączę do listy ludzi, którym nie możesz ufać przez ból jakiego Ci przysporzyli. Cierpisz przeze mnie i nigdy nie będę w stanie powiedzieć Ci jak bardzo mi przykro z tego powodu. Poprosiłaś mnie, żebym dał Ci czas z dala ode mnie i choć bardzo chciałbym odmówić tej prośbie, to dam Ci go, bo tego ode mnie chcesz. Proszę, wiedz, że każda sekunda z dala od Ciebie jest karą. Kocham Cię i uwielbiam całym sercem. Ta waśń między nami to tortura. Zdecydowałem dać Ci białe róże zamiast czerwonych, bo symbolizują moją nieskażoną miłość do Ciebie. Nasz związek z pewnością zaczął się od namiętności wartej krwistoczerwonych, ale urósł do czegoś, o czym nawet nie marzyłem. Nasza miłość jest duchowa i czysta z natury. Jest wieczna, nieumarła i umacniająca. W tym desperackim momencie modlę się byś mi przebaczyła. Kocham Cię każdym fragmentem mojego jestestwa i życie bez Ciebie u mojego boku nie mogłoby być straszniejsze. Kiedyś myślałem, że mam wszystko, ale teraz nie potrafię wyobrazić sobie mojego świata bez Ciebie. To miejsce już dla mnie nie istnieje. Jesteś moją ukochaną, teraz i na zawsze. Proszę, daj mi szansę udowodnić moje uczucie, które nigdy nie umrze. Twój na zawsze, Jack Henry
264
Płaczę już przed końcem pierwszego zdania i szlocham przy trzecim. Moje serce wie, że nie chciał mnie zranić, ale to nie powstrzymuje bólu jaki wywołują obrazy w mojej głowiegdzie jest nagi z tą kobietą. Chciałabym, żeby się skończyły, ale nie wiem jak to zrobić. Tak spędzam kolejne kilka godzin aż do przyjazdu Addison- siedzę na kanapie, grając na gitarze w nadziei, że to wszystko zniknie z mojej głowy. - Nie zaprosiłaś mnie tutaj na babskie ploty. Co się stało? Nie chcę wypowiadać tych słów, bo są takie bolesne. Jednak udaje mi się wydusić je z siebie pomiędzy pociąganiem nosem.- Była kolejna kobieta po tym jak wyjechałam. - Kolejna... towarzyszka?- robi skonsternowaną minę wypowiadając to słowo. - Nie. Nie taka. Był pijany i zaproponował kobiecie bycie następną. Zabrał ją na górę do pokoju hotelowego i rozebrali się. Zamierzał ją zerżnąć, bo myślał, że to pomoże mu wyrzucić mnie z głowy. Addison przez chwilę trawi te informacje.- Powiedziałaś, że "zamierzał". Czy to znaczy że tego nie zrobił? - Mówi, że nie mógł. Z mojego powodu. - Wierzysz mu? Nie mam powodu, żeby nie wierzyć.- Tak, ale i tak zostają intencje, nawet jeśli tego nie zrobił. - I to nastąpiło po tym jak odeszłaś bez pożegnania, nie mówiąc mu jak masz na imię? Czasami celowo zapominam o tej części.- Tak, ale tylko tydzień później. Powiedział, że był we mnie zakochany, ale nie rozumiem jak ktoś może iść szukać kolejnej partnerki do łóżka, jeśli jest we mnie taki zakochany. Już czuję, że nie spodoba mi się to, co powie. Właśnie tak dobrze znam Addison. - Przepraszam, Laurie. Wiesz, że cię kocham i zawsze wspieram, ale w tym wypadku nie mogę stanąć po twojej stronie. Zostawiłaś Jacka bez podania swojego imienia i pożegnania, więc jestem pewna, że myślał, iż już nigdy się nie spotkacie. I tak by się stało, gdyby nie zatrudnił prywatnego detektywa. Wiesz, że zawsze mówiłam, iż najlepszym sposobem na zapomnienie o kimś jest położenie się pod kimś innym. Ciebie nie było i podejrzewam, że on miał taki sam pomysł, ale nie dał rady tego zrobić. To dla mnie większy dowód niż to, że był z inną kobietą. Miał przed sobą dupeczkę, ale nie mógł tego zrobić, bo tak bardzo cię kocha.
265
Nawet, jeśli udałoby mi się zapomnieć o tej części to i tak nie przyznał się, kiedy go zapytałam. - Ale okłamał mnie. Dowiedziałam się tylko dlatego, że wpadłam na tą kobietę. Poszła za mną do łazienki i ostrzegła przed nim. To było upokarzające tak stać tam z pierścionkiem na palcu, kiedy inna kobieta opowiadała mi o tym jak poszła z nim do pokoju. - Taki był wtedy, teraz już jest inny. To wszystko brzmi tak jakbyś musiała zdecydować czy dasz sobie radę z tym, co kiedyś robił. Nie łapie mojego punktu widzenia.- Mogę sobie poradzić z innymi, ale ta była inna, bo wydarzyła się po mnie. Czuję jakby nasz związek był zbrukany. - Pomyśl o tym. Wiem, że próbowałaś coś zacząć z Charlie’m, gdy Jack cię odnalazł. Chciałabyś, żeby użył tego przeciwko tobie? To zupełnie co innego.- Ale to było prawie trzy miesiące po rozstaniu. Nie tydzień. - Masz argument na wszystko, co powiem, więc nie wiem, co chcesz usłyszeć. Mam ci powiedzieć, że masz przekreślić wszystko z nim, bo prawie przeleciał kogoś innego? Pomyśl o tym, Laurie. Czy naprawdę byłabyś w stanie odejść od niego na zawsze nie przez coś, co zrobił, ale przez coś, co prawie zrobił? Nie spodziewałam się, że weźmie jego stronę, ale ma całkiem niezłe argumenty na jego obronę.- Po prostu to tak bardzo boli. Jak mam kochać go całym sercem i jednocześnie chcieć kopnąć w jaja? - To dlatego, że w życiu dziewczyny jest trzech facetów: ten, którego kocha; ten, którego nienawidzi i ten, którego nigdy nie ma dość. Chcesz wbić mu jaja w kręgosłup, ale musisz też pamiętać, że jest tym, którego kochasz i którego nigdy nie masz dość. Miałam Addison za płytką i potrafi taka być, ale nie dzisiaj.- Masz rację. Wiem, że byłoby mi bardzo źle bez niego. - Wiesz, że powiedziałabym ci, byś go rzuciła, gdyby był oślizgłym draniem, ale nie jest. Tak, w przeszłości był męską dziwką, ale jeśli przez chwilę pomyśleć, to który facet nie był? Prawdziwym pytaniem jest czy potrafisz poradzić sobie z tym i pójść dalej. Będziesz w stanie wybaczyć i nie wytykać mu tego za każdym razem, kiedy się pokłócicie albo będziecie mieli jakiś problem? Dociera coś do mnie. Może i mnie zranił, ale nie zrobił tego celowo. A to wielka różnica. - Tak. Mogę o tym zapomnieć, bo tak bardzo go kocham.
266
- Tylko dlatego, że zdecydowałaś się o tym zapomnieć, nie oznacza, że masz mu już odpuścić. Niech się posmaży na wolnym ogniu przez kilka dni i pomartwi. To będzie lekcja, której szybko nie zapomni. Nie sądzę. - Lepiej niech to będzie lekcja, której nigdy nie zapomni! - Więc tym bardziej lepiej niech się pomartwi przez kilka dni. Posiedzimy sobie i zajmiemy tymi ślubnymi sprawami, a on niech krąży nerwowo po Avalonie. Choć jestem po jego stronie, to uważam, że zasługuje na to. Małe umartwianie się mu nie zaszkodzi.- Zgadzam się. Nie mogę go wypuścić z karnej ławki tylko po jednym dniu. - Nie. Musi tam być przynajmniej trzy dni, żebyś nie wyszła na popychadło. Nigdy nie zapomnij o tym, że twoim zadaniem jest nauczyć go jak ma cię traktować.
To już trzeci dzień karnej ławki dla Jacka Henry'ego. Nie rozmawialiśmy od poranka, w który wyjechał i strasznie za nim tęsknię. Za każdym razem, kiedy do niego nie dzwonię to prawie to robię. Pewnie bym to zrobiła, gdyby Addison nie była ze mną i nie dodawała mi siły. Ostatnie dwa dni spędziłyśmy z żeńską częścią McLachlanów, nawiedzając każdy salon ślubny w Sydney. Im więcej czasu z nimi spędzam, tym bardziej je uwielbiam. To jak mieć normalną, kochającą mamę i siostry. Cudownie. Jack Henry nie byłby jedyną osobą, za którą bym tęskniła, gdyby nasze drogi się rozeszły, więc dobrze, że tak nie jest. Ale on nadal o tym nie wie. Zdaję sobie sprawę, że to trochę okrutne trzymać go w niewiedzy. Zaczynam czuć lekkie poczucie winy, ale cieszę się, że wracam do domu i będziemy mogli o tym zapomnieć i iść naprzód. Czekam aż odbierze telefon. Nie mówi "cześć", gdy odbiera i moje serce zatrzymuje się na chwilę na dźwięk jego głosu wypowiadającego moje imię.- L.- Uwielbiam jego nowe zdrobnienie. Jest o wiele bardziej intymne niż nazywanie mnie Laurie, tak jak robią to wszyscy inni.
267
- Dzwonię, żeby zapytać czy mógłbyś wysłać Daniela, by odwiózł Addison. Jest gotowa wracać do Zaca.- A ja jestem gotowa wracać do ciebie. - Oczywiście. Kiedy? - Mógłby być tutaj jutro w porze lunchu?- Już wiem, że może. Jack Henry wysłałby go nawet teraz, gdybym poprosiła. - Absolutnie. Przekaż jej, żeby spodziewała się go o dwunastej.- Znam Daniela na tyle dobrze, by wiedzieć, że podjedzie o punkt dwunastej. - Dam jej znać. Na chwilę zapada cisza, a potem pyta.- Jak się czujesz? Jestem słaba i załamana. Chcę mu powiedzieć, że wracam do domu, bo bardzo za nim tęsknię, ale nie robię tego. Biorę się w garść.- W porządku. A ty? - U mnie w ogóle nie jest w porządku. Tęsknię za tobą i szaleję, bo nie ma cię tutaj ze mną. Jeśli będę z nim o tym rozmawiała to przepadnę.- Nie chcę prowadzić tej rozmowy przez telefon. - Więc wróć do domu, żebyśmy mogli porozmawiać twarzą w twarz. Proszę. - Pomyślę o tym.- I to nie jest kłamstwo, bo będę dużo myślała o tym, co mu powiedzieć jak już będę w domu. Boję się, że powiem za dużo, jeśli dalej będziemy rozmawiać, więc kończę naszą konwersację bez dawania mu jakiejkolwiek wskazówki, że kolejnej nocy będę już z nim w domu.
Gdy wchodzę do domu jest już po piątej, więc wiem, że pani Porcelli już wyszła. Kolacja stoi na kuchence, ale jest nietknięta. Wszystkie światła oprócz przytłumionej lampki w salonie są wyłączone. Idę za tym błyskiem, bo jestem pewna, że właśnie tam znajdę Jacka Henry'ego, jeśli w ogóle jest w domu. A potem różne rzeczy zaczynają przechodzić mi przez myśl. Może nie ma go tutaj. Może wyszedł nagabywać kolejną kobietę, bo myśli, że go zostawię. Albo jeszcze gorzej, mogę znaleźć go z kimś. Nie wie, że wracam do domu, więc może robić wszystko. Cholera! To są słowa mojego strachu. Jack Henry nie jest taki. Kocha mnie.
268
Staję w drzwiach salonu i widzę, że siedzi na fotelu. Jest sam. Oddycham z ulgą. Trzyma drinka w jednej ręce i wpatruje się w czarny ekran telewizora. Dopija drinka i odkłada szklankę na stolik obok. Jest ubrany w jeansy i roboczą koszulę w kolorze khaki. Jego kapelusz Indiany Jonesa leży na stoliku obok niego i zakładam, że dopiero wrócił do domu skoro jest w tych ciuchach. Nie ma pojęcia, że go obserwuję, więc korzystam z rzadkiej okazji, by popodziwiać jego męskie piękno. Żałuję, że nie widzę jego krystalicznie czystych, niebieskich oczu. Kocham to jak kontrastują z prawie czarnymi włosami. Kombinacja jego oczu i włosów zawsze była moją ulubioną i mam nadzieję, że nasze dzieci odziedziczą to po nim. W zasadzie to chciałabym, żeby wyglądały dokładnie tak jak ich ojciec. Musiał wyczuć, że na niego patrzę, bo obraca się i widzi jak stoję w drzwiach, obserwując go. Niemożliwym jest nie zobaczyć zaskoczenia w jego oczach. I strachu. Przynajmniej zakładam, że to strach. Nie wstaje z fotela, żeby do mnie podejść. Denerwuję się, że może przegięłam. - L, dlaczego nie powiedziałaś mi, że wracasz do domu?- Nie mam zamiaru powiedzieć mu, że chciałam, by pomartwił się jeszcze jeden dzień, ale ratuje mnie od odpowiedzi. - Szkoda, że nie zadzwoniłaś. Nie wypiłbym tej whisky, gdybym wiedział. - Nic się nie stało. Nadal możemy porozmawiać. Trochę whiskey nas nie powstrzyma. - Nie wiem czy ilość whiskey jaką skonsumowałem podchodzi pod "trochę". No może dla alkoholika. Może i trochę bełkocze.- Jesteś pijany? - To możliwe, ale na swoją obronę mam fakt, że nie miałem powodu, żeby nie być. Przepraszam, L. Teraz pewnie nie jest najlepszy moment, żeby rozmawiać, jeśli po to tutaj jesteś. Jeżeli przyjechałaś powiedzieć, że mnie zostawiasz to cieszę się, że napocząłem tą butelkę Jacka. - Rozważałam odejście od ciebie, ale dzięki Addison zobaczyłam rzeczy, których nie rozważałam. - I do czego doszłaś? Wchodzę do salonu i staję przed nim.- To koniec. Ledwie co udaje mi się wypowiedzieć te słowa, a on już przesuwa się na kraniec fotela i sięga po mnie. Obejmuje moje ciało i przysuwa bliżej siebie. Mocno mnie ściska.- Proszę,
269
nie mów, że z nami koniec. Będę błagał cię na kolanach, jeśli tego chcesz, ale proszę, nie kończ z nami. - Nie pozwoliłeś mi dokończyć- spogląda na mnie.- Wyjaśniłeś, co się wydarzyło z tą kobietą. Tak, bolesnym było tego słuchać, ale nie, technicznie rzecz biorąc nie oszukałeś mnie, bo zgodziliśmy się, że już nigdy więcej się nie spotkamy. Nie mogę obracać tego przeciwko tobie, więc to koniec. Nie ma potrzeby dalej o tym dyskutować. - No dzięki, kurwa! Odbijało mi przez te ostatnie dni- wstaje i bierze moją twarz w dłonie.- Ile razy muszę prawie cię stracić? - Nie wiem- podnoszę lewą rękę.- Lepiej się pospiesz i włóż mi na palec drugą część tego pierścionka. - Zapomnijmy o planowaniu ślubu i pobierzmy się jutro. Może i jest pijany, ale chyba mówi poważnie.- Nie możemy zrobić tego Margaret. Byłaby taka rozczarowana. - Przejdzie jej. Choć bardzo bym chciała, to nie skrzywdzę Margaret w ten sposób.- Zostały jeszcze niecałe trzy tygodnie. Możemy zaczekać. Przyciąga mnie blisko siebie.- Na pewno nie dasz się przekonać? - Tak, na pewno. - W porządku. Zaczekam do czternastego, by zrobić cię moją żoną, ale nie będę czekał do tego czasu, żeby położyć cię pod sobą. Chwyta mnie za rękę, żeby zaprowadzić do sypialni, a ja chwytam w locie jego kapelusz leżący na stoliku.- Dlaczego zabrałaś mój kapelusz? - Bo chcę, żebyś miał go na sobie, kiedy będziesz mnie pieprzył- śmieję się.- Jesteś pijany, więc domyślam się, że w tej chwili jestem w stanie namówić cię na wszystko. - Kochanie, nie muszę być pijany, żebyś namówiła mnie na coś, czego chcesz. Zawsze dam ci wszystko, o co poprosisz- zatrzymuje się i całuje mnie jeszcze przed sypialnią.- Nie przeszkadza ci, że jestem trochę pijany? - Nie. Będzie bardziej interesująco. Podobają mi się rzeczy, które mogę z ciebie wyciągnąć po pijaku. I kocham też, gdy smakujesz jak whiskey. To mnie podnieca. - Dużo wypiłem- przyznaje.- Możesz się upić od samego całowania mnie. - Jaskiniowcu, nie musisz pić whiskey, żeby mnie odurzyć. Wystarczy, że tylko na ciebie spojrzę, a już jestem pijana z miłości.
270
Rozdział Trzydziesty Czwarty Jack McLachlan
Śpię dzisiaj w domku gościnnym, bo Margaret McLachlan nalegała na to. Mówi, że nie mogę spać z L, bo nie powinienem widzieć jej w dniu ślubu, No, ale jest jedenasta w nocy, więc technicznie rzecz biorąc to jeszcze nie jest dzień ślubu. Kobiety McLachlanów patrolują wszystkie wejścia do domu, bym nie dostał się do mojej panny młodej. Nie doceniły jednak mojego uporu ani sprytu, kiedy wcześniej tego dnia usunąłem siatkę z okna naszej sypialni. Podkradam się pod okno i próbuję zajrzeć do środka, ale przez żaluzje widzę tylko przydymione światło lampki nocnej. Nasłuchuję głosów, ale słyszę tylko gitarę L i łagodny głos. Dlaczego śpiewa i gra o tak późnej porze i to w noc przed naszym ślubem? Lekko stukam w okno i nadaremnie czekam na odpowiedź. W końcu pukam, a potem słyszę, że przestaje grać. Chwilę później L zagląda przez żaluzje i podnosi je. Otwiera okno i unosi je do góry.- Co ty tutaj robisz? Bawisz się w podglądacza? - Chciałem cię zobaczyć. - Taa. Właśnie tak robią podglądacze- unosi brew.- Wiesz, że twoja mama dostałaby ataku furii, gdyby wiedziała, że stoisz za oknem. I właśnie dlatego musi się pospieszyć i wpuścić mnie do środka.- Dlatego się wkradam. - Wkradasz się? Myśli, że żartuję.- Taa. Nie byłem z tobą od tylu dni, bo ciągle tak cię zamęczały. Przyszedłem po wypłatę. - Jutro się pobieramy. Pamiętasz o tym, prawda? - Mamy godzinę do dnia ślubu i chcę spędzić każdą jej minutę z tobą.- Ma taką minę jakby to rozważała, więc pora przypieczętować umowę.- L, proszę. Nie pożałujesz, ale będę musiał zakryć ci usta, kiedy będziesz wykrzykiwała moje imię.
271
Kręci głową, ale szczerzy się. Jeszcze zanim się odzywa wiem, że mogę wejść.- Pakuj tu tyłek zanim moja teściowa cię złapie. Ale ostrzegam cię: będę krzyczała, jeśli będę żałowała. - Nie ma mowy. Podciągam się, wchodzę przez okno i wpadam do środka.- Cii... usłyszą cię i przylecą sprawdzić, co się dzieje. - Ja się nie boję- przechwalam się. - Taa. I to dlatego wkradasz się oknem. Bo jesteś taki odważny. Łapię ją w talii i przyciągam do siebie.- Przestań mówić i pocałuj mnie. Nie mamy dużo czasu. Pewnie zostało nam już tylko pięćdziesiąt pięć minut i nie wiem czy w mniej niż w godzinę uda mi się zrobić te wszystkie rzeczy, które chcę. Przyciskam wargi do jej ust, a ona wplata palce w moje włosy i przyciąga mnie bliżej. Może tego nie mówi, ale też tęskniła za mną przez te ostatnie kilka dni. Czuję to w niecierpliwości jej pocałunku.- Moja dziewczyna jest chyba trochę napalona. Nie traci czasu i szybko rozpina guziki mojej koszuli.- Może jestem troszkę sfrustrowana seksualnie. Nie ty jeden przyzwyczaiłeś się do codziennych dawek- rozchyla koszulę, zsuwa ją z moich ramion i pozwala upaść jej na podłogę. Przesuwa dłońmi po mojej piersi, a potem w dół, gdzie sięga do zamka.- Po tym czasie już powinnam przestać czuć motylki w brzuchu za każdym razem, kiedy jesteśmy razem, ale tak nie jest i chyba nigdy nie będzie. - To dobrze.- Nie chcę, żeby kiedykolwiek przestała je czuć. Sięgam po mój T-shirt, który ma na sobie i ściągam go przez jej głowę.- Masz na sobie moją koszulkę. - Założyłam ją, bo chciałam pachnieć tobą w łóżku. Ale posiadanie przy sobie prawdziwej wersji jest o wiele lepsze.- Zgadzam się z tym. Ściąga moje jeansy i bokserki, a ja skopuję je. Kiedy przyciągam ją do siebie, mój wzwód przyciska się do jej brzucha. Lekko przesuwa palcami po moim członku.- Mój chłopiec jest chyba trochę napalony. - Może jestem troszkę sfrustrowany seksualnie. Nie tak to nazwałaś? Kładę ręce na jej biodrach i zsuwam majtki z jej nóg aż z nich wychodzi.- Chyba tak.Gdy kładzie ręce na moich ramionach, łapię ją za tył ud i podnoszę. Oplata mnie nogami w pasie. Nigdy mi się to nie znudzi.
272
Zanoszę moją prawie pannę młodą do łóżka i delikatnie kładę na materacu. Odgarniam kosmyk włosów z jej twarzy i obsypuję ją pocałunkami.- Jesteś taka piękna. Jestem szczęśliwym draniem, że będę mógł patrzeć na ciebie przez resztą życia. - To ja uważam się za szczęściarę. Przesuwam kciukami po jej policzkach.- Spędzę resztę życia na udowadnianiu ci, że jestem wart twojej miłości. - Już udowodniłeś swoją wartość. Właśnie dlatego jutro zostanę twoją żoną. - Moją żoną.- Jeszcze do końca nie uwierzyłem w to, że jutro zostanę mężem Laurelyn.- Uwielbiam, kiedy tak mówisz. Nie spieszę się całując jej usta, a potem wędruję wargami po jej gardle i pomiędzy piersi. Łapię jedną w dłoń, a drugą ssę jej twardy sutek i liżę go. Podgryzam czubek zębami, a ona jęczy oddychając szybciej, więc robię to jeszcze raz, bo to lubi. Przesuwam się niżej aż moje usta znajdują się nad jej wzgórkiem łonowym.- I będę mógł mieć to przez resztę życia. - Nie powinieneś odczuwać teraz paniki, że już nigdy nie będziesz z inną kobietą? Zawsze to słyszałem, ale to nieprawda.- Nigdy. Myśl, że nie będę cię miał przez resztę życia wpędza mnie w panikę. - Więc wszystko powinno być w porządku, bo nigdzie się nie wybieram. - Cóż, ja się gdzieś wybieram i to w dół- mówię, rozchylając jej nogi.- Właśnie tego chcesz, prawda? Kładzie rękę na czubku mojej głowy i głaszcze mnie po włosach. Śmieję się do siebie, bo nie mam cienia wątpliwości, że to delikatne głaskanie wkrótce zmieni się w łapanie pięściami i ciągnięcie.- Tak! Nie masz pojęcia jak bardzo chcę poczuć twoje usta na sobie. - Założę się, że jestem w stanie sobie wyobrazić. Opuszczam się niżej i liżę powoli w górę przez sam środek. Jej ciało podskakuje jakby je przypalano.- Zawsze tak dobrze smakujesz, L. Nie wiem czy kiedykolwiek będę miał cię dość.- Jeszcze bardziej rozchyla nogi i kołysze się przy moich ustach. Wkładam w nią dwa palce, jednocześnie zataczając językiem kółka na jej najbardziej wrażliwym miejscu. Jest podparta na łokciach, obserwuje i na jej twarzy widzę tą minę- tą, którą widuję kiedy robię wszystko dobrze. Myślę, że lubi patrzeć jak robię jej to, bo obecnie to norma. Nadal pamiętam, gdy obserwowała po raz pierwszy. Wtedy byliśmy dla siebie tacy nowi i myślę, że czuła
273
zażenowanie na samą myśl, ale i tak to zrobiła. A teraz proszę popatrzeć na tą małą erotyczną czarownicę. Nie boi się powiedzieć mi czego chce lub potrzebuje, i uwielbiam to. To takie podniecające słyszeć, gdy mówi jak chce dojść.- Powiedz mi czego chcesz. Przygryza dolną wargę i powoli przesuwa po niej zębami.- Chcę, żebyś ssał mnie Dysonem dokładnie w tym miejscu- mówi, dotykając punktu nad moimi palcami.- Kocham nazwę jaką przypisała do mojego ssania.- I kiedy będziesz to robił, chcę, by twoje palce wślizgiwały się we mnie, ale spróbuj tak obrócić rękę- pokazuje, sięgając w dół. - Co tylko chcesz, skarbie. Kładę usta na niej i zaczynam powoli na przemian ssać i odpuszczać, wślizgując w nią palce tak jak chce. Bije materac ręką i upada na łóżko, a jej nogi napinają się.- Kurna!... Cholera!- spoglądam w górę i widzę jak chwyta kołdrę w pięści.- Kurwa!- krzyczy, wyginając plecy i jej nogi drżą wokół mnie.- Ochh... ochh... Dochodzę.- To jeden z tych rzadkich momentów, gdy nie ciągnie mnie za włosy i jestem wdzięczny, oceniając po sile z jaką napiera na pościel. Nie ma wątpliwości, kiedy kończy się jej orgazm, bo relaksuje się. Siadam na piętach i patrzę na nią, rozciągniętą w triumfalnym stanie. Bezgranicznie cieszy mnie, że mogę robić to dla niej i że ona tego chce. To jest coś, czego przywykła się spodziewać i zawsze będzie mnie radowało spełnianie jej oczekiwań. Jej nogi zsunęły się, bo jest taka zrelaksowana. Podnoszę je do góry, by stopy leżały płasko na łóżku. Zostaję na piętach i ściągam ją w dół tak, że nasze ciała się spotykają. Przesuwa stopy z materaca na moje ramiona i zgina kolana aż znajduje właściwą pozycję. Palce jej nóg wbijają się w moją skórę. Hmm. To coś nowego.- Myślisz, że musisz się trzymać? - Założę się, że nie jest to zły pomysł. Słychać pukanie do drzwi i wymieniamy się spojrzeniem pod tytułem "o cholera", ale ktokolwiek to jest, może o tym zapomnieć. Nie ma mowy, nie wyjdę od L. z takim wzwodem. - Laurelyn, wszystko w porządku? Chyba słyszałam krzyk.- Cholera, to moja mama. - Wiedziałem, że za głośno krzyknęłaś. Miałaś zakryć usta. - To ty miałeś mi zakryć usta. - Cóż, no jest to trochę trudne, kiedy moja głowa jest ściśnięta pomiędzy twoimi nogami. Pokazuje na mnie palcem i podejrzewam, że gdy tylko otworzy usta, będzie się kłóciła, ale nie na tym się kończy. Zamiast tego chichocze.- Taa, masz rację.
274
- Chwileczkę- woła, zeskakując z łóżka i chwyta moją koszulkę, żeby ją założyć.- Idź do łazienki, a ja zapewnię Margaret, że wszystko jest w porządku- szepta. - To śmieszne. Za szesnaście godzin będziesz moją żoną. Nie powinienem musieć skradać się jak nastolatek. Zwłaszcza w moim własnym domu. - Tu nie chodzi o ciebie. Chodzi o wyobrażenie twojej mamy na temat naszego idealnego ślubu, więc przestań marudzić i pakuj tam dupę. Warczę, zakrywając moją erekcję kołdrą i idę schować się w łazience. Kładzie palec na ustach.- Ciii. Stoję przez chwilę w łazience, a potem drzwi się otwierają i Laurelyn wchodzi do środka.- Powiedziałam jej, że uderzyłam się w palec u nogi i dlatego krzyczałam. Nie jestem pewna czy mi uwierzyła. Mogła zobaczyć twoje ubrania na podłodze. Jeśli tak było, to już po nas, bo wie, że nigdy nie zostawiasz takiego bałaganu. - Pewnie poszła teraz do domku gościnnego, żeby mnie sprawdzić.- Podnoszę ją na blat w łazience i przyciągam na krawędź.- Będzie wiedziała, że lis jest w kurniku, kiedy mnie tam nie znajdzie, więc lepiej się pospieszmy. Wchodzę w nią, a ona traci oddech i wali mnie w plecy.- A to za co, do kurwy nędzy?pytam. - Wiesz, że moje nowe pigułki antykoncepcyjne jeszcze nie działają, a cały czas to robisz. Zapomniałem.- Oboje wiemy, że lubisz hazard. Mogłabyś rzucać kośćmi o swój los. Widziałem to jak byliśmy w Vegas. Nie przestaję, a ona nie zmusza mnie do tego.- Myślę, że tylko ty lubisz hazard w tym temacie. - Może. Łapię jej biodra i wbijam się w nią z taką siłą jaką jest w stanie znieść. Podnosi nogi i oplata je wokół mojego pasa, opierając się na lustrze. Obserwuję moje odbicie, gdy w nią wchodzę i żałuję, że nie może tego zobaczyć, bo to cholernie seksowne. Wychodzę z niej i odsuwam się.- Zejdź i obróć się. Chcę, żebyś patrzyła razem ze mną. Zsuwa się z blatu, obraca, a potem pochyla do przodu, właśnie tak jak chcę. Przykładam członka do jej mokrego wejścia i obserwuję jej oczy w lustrze, wślizgując się w nią. Nigdy nie widziałem jej twarzy, gdy robimy to od tyłu, więc to coś nowego. Trzyma się granitowej krawędzi i obserwuje moją twarz.- Podoba ci się to, co?
275
Wbijam się w nią mocniej, a ona utrzymuje idealny rytm, ale niczego innego nie spodziewam się po muzyku.- Nie będę kłamał. Kurewsko mi się to podoba. Pochylam się i całuję ją w plecy, wpychając się ostatnie kilka razy. Potem przypominam sobie, że jej antykoncepcja jeszcze nie działa. Niech to szlag! Muszę wyjść. Nie chcę tego robić, ale chwytam ręcznik do rąk i dochodzę w nim. To nie jest nawet bliskie dochodzeniu w L., ale nie chcę, by była na mnie zła, bo na razie chce uniknąć ciąży. Rzuca mi to spojrzenie.- Myślałam, że zgodziliśmy się poczekać trochę zanim postaramy się o dziecko. Stoję trzymając dowód: ręcznik pełen nasienia, co jest odwrotnością starania się. - Wyszedłem. To nie kwalifikuje się jako próbę zapłodnienia cię. Nieźle bym cię polał, gdybym spuścił się w tobie. Wierz mi, byłoby tam pełno małych pływaków przez te kilka dni postu. - To może się stać nawet, gdy wychodzisz w porę, mówi dziewczyna z opuchniętym brzuchem.- Zabawne. - Wiem i jeśli tak ma być to tak będzie. I tak przy okazji to musisz wiedzieć, że podczas naszego miesiąca miodowego nie będę używał gumek. Zapomnij. Nie ma mowy.- Proszę. Dostała ostrzeżenie. - Wiem. Mam coś innego, ale to bezużyteczne, jeśli nie dasz mi szansy tego włożyć. - Następnym razem, skarbie. Nie będziemy w takim pośpiechu.- Próbujemy prześcignąć alarm Margaret. - Następnym razem będę twoją żoną.- Wow. O tym nie pomyślałem. Słychać walenie do drzwi sypialni, a potem głos mojej mamy.- Wiem, że tam jesteś ty mały gnojku i daję ci dwie minuty na zamknięcie interesu, ubranie się i wypad stamtąd. Spoglądamy na siebie w lustrze i śmiejemy się.- Kocioł- mówimy jednocześnie. ***
276
Rozdział Trzydziesty Piąty Laurelyn Prescott
Otwieram oczy i spoglądam na zegar. Jest godzina 6:37 w sobotni poranek i miejsce Jacka Henry'ego jest już puste. W ten weekend wstał wcześniej niż zwykle. Ta myśl wzbudza moją ciekawość, a chwilę później uderza mnie powód. To dzień naszego ślubu. Kładę sobie poduszkę na twarz, żeby nikt nie usłyszał mojego głośnego pisku. Nie mogę uwierzyć, że dzisiaj już jest ten dzień. Dzisiaj Jack Henry zostanie moim mężem. Szybko przebieram się w coś bardziej reprezentatywnego od koszulki Jacka Henry'ego i idę do kuchni. Słyszę, że ktoś tam jest i zerkam do środka, by upewnić się, że to nie mój pan młody. Choć jestem pewna, że jest na tyle mądry, aby nie pokazywać się dzisiaj w domu. Margaret widzi mnie i śmieje się. - Nie ma go tutaj. Wie, że sprałabym go na kwaśne jabłko, gdyby dzisiaj postawił stopę w tym domu. Siadam na moim zwyczajowym miejscu przy barze i czuję świeżo zaparzoną kawę Margaret. Podnosi filiżankę.- Napijesz się? Nie wiem kiedy to się stało, ale gdzieś po drodze zaczęła smakować mi kawa. To stało się pewnie, gdy byłam w trasie z zespołem, bo była to jedyna dostępna rzecz od ręki.- Tak, chociaż nie wiem czy to dobry pomysł pić kofeinę na moje nerwy. - Nie ma nic złego w denerwowaniu się. - Może nerwy to złe słowo.- Margaret jest teraz moją teściową i najbliższą osobą jaką mam do matki, więc mogę być z nią szczera.- Boli mnie, że moja mama nie przyjedzie. Nadal jest wściekła, bo zostawiłam ją i karierę. Kiedy powiedziała, że nigdy mnie nie odwiedzi, pomyślałam, że użyła tego jako blefu, bym została, ale teraz widzę, iż mówiła poważnie. Jeśli nie przyjeżdża na mój ślub to też nigdy mnie nie odwiedzi. - Przykro mi, Laurelyn. Miałam nadzieję, że przyjedzie, ale nie myśl sobie, że nie masz tutaj ludzi, którzy cię kochają. Twoi rodzice zawsze będą twoimi rodzicami, ale my też
277
jesteśmy twoją rodziną, nie tylko Jack Henry. Zawsze się tobą zajmiemy, bo teraz jesteś jedną z nas i kochamy cię. Czuję nadchodzące łzy.- Wiem jak ważna jest rodzina, bo sama nigdy jej nie miałam. Jestem taka szczęśliwa, że zostanę jedną z McLachlanów. Kocham każdego z was. Margaret wyciera oczy serwetką.- Wystarczy już tych łez w dniu twojego ślubu. Nie chcesz mieć czerwonych i opuchniętych oczu. To najszczęśliwszy dzień mojego życia i nie pozwolę, by samolubność mojej matki go zepsuła. Koniec z tym.- Masz rację. Nie mogę zmienić rzeczy, nad którymi nie mam kontroli, więc już dość łez.- Za dużo ich uroniłam, a teraz mam przed sobą takie wspaniałe życie. Od teraz wszystko będzie inne z Jackiem Henrym u mego boku. - Twój pan młody ma dla ciebie niespodziankę. Załatwił nam poranek w spa. Zaczynamy o dziewiątej. To jest mój Jack Henry- zawsze dopieszcza mnie jak księżniczkę. Obiecał mi to w noc naszej pierwszej randki i jeszcze mnie nie rozczarował.- Uwielbia mnie rozpieszczać. Na pewno muszę podziękować za to tobie. - Próbowałem nauczyć i jego i Evana. Miałam nadzieję, że wyrosną na życzliwych, wspaniałomyślnych mężczyzn, którzy będą traktowali kobiety z szacunkiem. Więc możesz wyobrazić sobie moje przerażenie, gdy Jack Henry powiedział mi o układzie jaki z tobą zawarł. O cholera! Miałam nadzieję, że nigdy nie będę musiała z nią o tym rozmawiać.- Nie bądź zła na niego. Nie zrobił tego sam. Zgodziłam się na wszystko. - Cieszę się, że stało się tak jak się stało. Ta rozłąka pokazała wam obojgu, co tracicie nie będąc razem. To prawdopodobnie najlepsza rzecz jaka mogła się wam przytrafić. Szczerze wątpię, byście jeszcze kiedykolwiek chcieli spędzić choćby jeden dzień osobno. Myślę o tych wszystkich dniach, które spędziliśmy osobno i wiem, że ma rację.- Nie. Już nigdy więcej nie chcę być z dala od niego. Nigdy.
Nasz poranek w spa był bardzo relaksujący. Muszę pamiętać, żeby w szczególny sposób podziękować dzisiaj wieczorem Jackowi Henry'emu.
278
Siedzę na stołku barowym na środku łazienki i Addison robi mi makijaż. Jest w tym fantastyczna i mogłaby zostać wizażystką, gdyby chciała. Właśnie pracuje nad moim różem, gdy na moje usta wkrada się uśmiech. Myślę o dzisiejszym wieczorze, co przypomina mi o bieliźnie, którą wybrałam. Zakocha się w niej. Jest gorąca i niewinna zarazem. Właśnie taką mnie lubi i nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jego reakcję. - Dlaczego szczerzysz się jak kot, który połknął kanarka? - Nie chcesz wiedzieć. - Myślisz o dzisiejszej nocy.- Jestem aż taka oczywista? - Taa. Myślisz, że będzie inaczej, bo będzie moim mężem? To nie tak jakbyśmy nie uprawiali seksu w prawie każdej możliwej pozycji. - Nie mnie o to pytaj, złotko. Powinnaś zapytać Emmę. Jak gdyby na rozkaz, Em wchodzi do łazienki.- O co zapytać? Czuję się śmiesznie pytając kogoś o seks nocy poślubnej.- Ciekawi mnie coś. Nie jest żadną tajemnicą, że moje ślubne łóżko nie będzie dziewicze. Czy mam się spodziewać, że dzisiaj będzie inaczej, bo Jack Henry będzie już moim mężem? Pytająco unosi brwi.- Sugerujesz, że nie byłam dziewicą, kiedy wychodziłam za Evana? Czuję gorąc na policzkach.- O Boże. Przepraszam, Em. Nawet o tym nie pomyślałam. - Żartuję, Laurelyn. Byłam z Evanem w każdy możliwy sposób zanim się pobraliśmy. Myślę, że tacy są McLachlanowie- śmieje się.- Jest inaczej, ale oczywiście nie w fizyczny sposób. Jest emocjonalnie inaczej. Nie potrafię znaleźć słów, żeby to wyjaśnić. To chyba jest coś, czego musisz sama doświadczyć, by zrozumieć. - Chyba bardziej denerwuję się seksem niż ślubem. Chcę, żeby dzisiejsza noc była inna i wyjątkowa, ale boję się, że tak nie będzie, bo... tak często próbowaliśmy nektaru. - Nie wiem jak wygląda miesiąc miodowy dziewicy, więc nie mogę ich porównywać, ale myślę, że żadne z was nie będzie rozczarowane. Nie martw się tym. Margaret pojawia się w progu i delikatnie puka w otwarte drzwi.- Mogę przeszkodzić wam na chwilę? - Oczywiście. - Nie chciałam mówić nic dziś rano dopóki nie miałam stuprocentowej pewności, ale mam dla ciebie niespodziankę- uśmiecha się szeroko i przesuwa na bok. Za Margaret stoją moja mama i tata, a także babcia z dziadkiem.
279
Wyskakuję ze stołka i momentalnie obejmuję mamę. Choć zrobiła tyle złego to w tej chwili zapominam o tym wszystkim, bo jest moją matką i zawsze będę ją kochać.- Nie wierzę, że tutaj jesteś. Dziękuję, że przyjechałaś- spoglądam na tatę i dziadków.- I wam też. Jestem w szoku. W ogóle się tego nie spodziewałam. - Margaret zadzwoniła do mnie w zeszłym tygodniu. Powiedziała mi kilka rzeczy, które wróciły mi zdrowy rozsądek i dotarło do mnie, że nie ma mowy, bym mogła to przegapić. Znienawidziłabym siebie, gdybym nie przyjechała na ślub mojego jedynego dziecka. Wymawiam nad ramieniem mamy bezdźwięczne "dziękuję" do Margaret i spędzam kolejne kilka minut na nadrabianiu straconego czasu z moją rodziną. Potem Addison wyprasza ich, żeby dokończyć moją fryzurę i makijaż. Gdy kończy, nie mam wątpliwości, że nigdy nie wyglądałam lepiej. - Addison, jesteś niesamowita. - Pomaga, jeśli ma się dobre płótno. - Dziękuję. - I na zakończenie- mówi, wpinając szampańską, kwiatową ozdobę z tyłu mojej głowy. Moje włosy są ułożone w idealnie romantycznego koka, tuż nad moją szyją.- Cieszę się, że nie wybrałaś jakiegoś dziwacznego welonu zwisającego aż do stóp. - Nie było ważne czy to będzie wesele w kościele czy w winnicy. Tak czy tak, w ogóle nie było takiej opcji. Podaje mi lusterko, żebym mogła zobaczyć jak moje włosy wyglądają z kwiatowym elementem.- To, co wybrałaś jest idealne. Gotowa ubrać suknię? Fotograf czeka, a nie chcesz robić portretów w pośpiechu przed ceremonią. - Już bardziej gotowa nie będę. - Chcesz, żeby twoja mama i Margaret ci pomogły? Nie wydawałoby się właściwe, gdyby ich tu nie było.- Taa, chcę. Addison wraca z nimi, a ja stoję w szlafroku przy łóżku, kiedy wyjmują moją sukienkę z torby na wieszaku. Moja mama wzdycha, gdy ją widzi.- Och, Laurie. Jest piękna. To najpiękniejsza suknia ślubna jaką kiedykolwiek widziałam. Ma idealny odcień kremowej, waniliowej koronki na szampańskiej szarmezie7. Nigdy bym nie pomyślała, że taką wybiorę. Zawsz uważałam, że koronki są staroświeckie, ale nie w tym przypadku. To
7
Rodzaj jedwabnej tkaniny
280
nowoczesne sukienka bez rękawów, ma kształt trąbki i romantyczny dekolt w V. Moim ulubionym elementem i głównym powodem, z jakiego ją wybrałam, jest gruby, szampański pas wokół talii, ozdobiony kwiatowym motywem, który pasuje do elementu w moich włosach. Wchodzę w suknię, a Addison podciąga ją do góry. Wciągam brzuch, żeby mogła ją zapiąć, bo jest trochę obcisła w pasie.- Słonko, twoja krawcowa ci tu nie odpuściła. Układam dekolt.- Nie, nie odpuściła. Powiedziałam, że chcę dopasowaną i zrobiła dokładnie to, co chciałam, więc nie mogę narzekać.- Jest nawet jeszcze ciaśniejsza w piersi niż sądziłam. - Jack będzie wielkim fanem tej biustowej części. Świetnie wyglądają. - Mam tylko nadzieję, że nie pokażę cycka albo dwóch, gdy będziemy tańczyć na przyjęciu. Sięga i porusza nimi.- Nieee, będzie dobrze. Te szczeniaczki nigdzie się nie wybierają. Robię obrót i spoglądam na mamę i Margaret.- Co myślicie? Margaret, jako osoba dobrze wychowana, pozwala najpierw odezwać się mamie. - Jesteś olśniewająca, córeczko. Nigdy nie wątp w to jaka jestem dumna z ciebie i z twoich decyzji. Jack to bardzo przyzwoity mężczyzna i ma szczęście, że zostaniesz jego żoną. - Jesteś piękną panną młodą. Jolie zawsze będzie twoją mamą, ale ja nie mogłabym cieszyć się bardziej, że będę twoją drugą matką. Od tego dnia jesteś jednym z moich dzieci. Dzisiaj zostaniesz Laurelyn McLachlan, żoną mojego syna i matką moich przyszłych wnukówMargaret obejmuje mnie i ściska.- Kocham cię. Ale proszę, nie każcie mi długo czekać na dziecko. - Myślę, że nie musisz się tym martwić- śmieję się. Widzę zaskoczenie na jej twarzy.- Jesteś w ciąży? - Jeszcze nie, ale rozmawiamy o tym. Dużo. Jack Henry zrobił obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Kiedy się poznaliśmy, powiedział mi, że nigdy nie chce mieć dzieci, a teraz prawie każda nasza rozmowa kręci się wokół nich. - Ja myślałam, że nigdy się nie ożeni i nie będzie miał dzieci, ale potem pojawiłaś się ty i wszystko się zmieniło. Nie wiesz jaka jestem szczęśliwa, że już rozmawiacie o słodkich dzidziusiach.
281
- W porządku, moje panie- wcina się Addison.- Nie chcę przeszkadzać, ale Laurie musi iść do fotografa, żeby zdążyć na czas poślubić Jacka Henry'ego, jeśli chce zacząć pracować nad tymi dziećmi, o których mówicie. - Ma rację. Już nie zostało tak dużo czasu do ceremonii- moja mama podaje mi bukiet białych róż.- Kocham cię, córeczko. Nie denerwuj się. - Nie denerwuję się. Nie mogę, bo wszystko jest idealne.- I tak jest. Wychodzę za mężczyznę, którego kocham i każda osoba, która coś dla mnie znaczy będzie tego świadkiem i będzie świętowała rozpoczęcie naszego życia jako pan i pani Jack Henry McLachlan. ***
282
Rozdział Trzydziesty Szósty Jack McLachlan
Czekam na moją pannę młodą w sercu Avalonu, pod ołtarzem z winorośli pokrytym białymi różami i przejrzystym, białym materiałem. Kiedy powóz zatrzymuje się, widzę Jake'a i Addison, ale Laurelyn jest ukryta za swoim ojcem. Jake schodzi z powozu, żeby pomóc Addison i wtedy po raz pierwszy ją widzę. Jest taka piękna, że zapiera mi dech. Zawsze słyszałem jak ludzie tak mówią, ale dosłownie tak jest. Ona jest tego dowodem. Mam tak ciężko w piersi jakby coś na niej siedziało. Głęboko nabieram powietrza, bo brak mi tchu. Wali mi serce, a dłonie mrowią. Zaciskam je w pięści i rozluźniam, bo są takie dziwne. - Nie spinaj kolan, brachu- szepcze mi do ucha Evan. - Co? Przysuwa się.- Widzę, co robisz z rękami. Mrowieją, bo zaraz zemdlejesz. Rozluźnij kolana. - Och. Robię jak mówi Evan i przerzucam ciężar ciała z jednej nogi na drugą.- Teraz wyglądasz jak Celia, kiedy chce siusiu. - Zamknij się, kurwa- obracam się i spoglądam na pastora, bo wiem, że mnie usłyszał. - Przepraszam. Wzrusza ramionami i kręci głową. Świetnie. Teraz myśli, że wyda piękną kobietę za poganina. Rozpoczyna się muzyka i Addison rusza pokrytą płatkami róż alejką. Celia idzie obok niej i skacze po alejce, bawiąc się w rzucanie płatków na ścieżkę. Potem wspina się na kolana Emmy zamiast zająć swoje miejsce przy Addison. Nasi goście wstają, gdy zaczyna się marsz weselny. Widzę Jake'a i Laurelyn na drugim końcu alejki. Ojciec trzyma ją pod rękę i zaczynają iść w naszą stronę. Nie miałem pojęcia jak
283
wygląda jej sukienka ani jak będzie uczesana, ale wszystko w niej jest idealne. Niczego bym nie zmienił. Gdy muzyka niknie, pastor wypowiada o wiele za dużo słów, a potem Jake w końcu oddaje mi rękę Laurelyn. Oddaje bukiet białych róż Addison i biorę ją za ręce. Powoli masuję kciukiem po wierzchu jej dłoni, a pastor mówi. Nie mam pojęcia co, bo zależy mi jedynie na części: "Przed państwem pan i pani McLachlan. Ściska moje ręce, by dać mi znać, że pora na przysięgę. Zdecydowaliśmy się spisać nasze własne przysięgi, bo jak dotąd w niczym nie byliśmy tradycjonalistami- dlaczego teraz zaczynać? Patrzę w jej karmelowe oczy.- Dzisiaj kładę u twoich stóp mężczyznę, którym byłem, by móc stać się tym, którego potrzebujesz. Twoim mężem. Twoim kochankiem. Twoim najlepszym przyjacielem. I ojcem naszych dzieci. Obiecuję cenić cię i szanować, dbać o ciebie i chronić, pocieszać, popierać i zostać z tobą na całą wieczność. Tego dnia oddaję ci się.- Łzy zbierają się w jej oczach, gdy mówię; łapię je kciukiem zanim spłyną po jej policzku. Pastor prosi Laurelyn o zarecytowanie jej przysięgi. Jestem zaskoczony, kiedy widzę jak Chloe wyłania się z Martinem L. Zabiera ją od mojej siostry i obserwuje moją twarz, głęboko nabierając powietrza i powoli je wypuszczając. Chwilę zabiera mi zrozumienie, co się dzieje. Zaśpiewa mi swoją przysięgę. - Biorę cię za mojego najlepszego przyjaciela, kochanka, męża i ojca naszych dzieci. Będę szanowała nasz związek i każdego dnia kochała cię bardziej niż poprzedniego. Będę ci ufała i szanowała cię, śmiała się z tobą i płakała, kochała cię wiernie podczas radości i smutków, nie ważne jakie przeszkody napotkamy na naszej drodze. Oddaję ci moją rękę, moje serce i moją miłość od dzisiejszego dnia do końca życia. Zawsze będziesz każdą piosenką jaką śpiewam. - L., to było piękne... i takie nieoczekiwane. Wymieniamy się obrączkami i pastor zbyt długo coś prawi. Chcę w końcu usłyszeć jak powie, że mogę pocałować pannę młodą. Gdy wreszcie to robi, robię dokładnie to, czego Laurelyn mi zabroniła. Obejmuję ją, odchylam do tyłu i całuję wszystkim, co mam. Kiedy znowu podciągam ją do góry, spodziewam się, że mnie skarci, ale ona tylko obdarowuje mnie dużym, pięknym uśmiechem. I wtedy następuje moja ulubiona część. - Przed państwem pan i pani McLachlan.
284
Jesteśmy w prywatnym odrzutowcu, który zarezerwowałem na Hawaje. Laurelyn nie ma pojęcia dokąd lecimy, ale zabieram ją do naszej nowo nabytej prywatnej posiadłości w Maui. To jeden z moich prezentów ślubnych dla niej i wiem, ze bardzo jej się spodoba. Ale nie tak bardzo jak studio muzyczne, które architekt właśnie dla niej planuje. Muzyka zawsze będzie częścią jej życia i nie nakażę jej zrezygnować z tego tylko dlatego, że uważa to za jedyny sposób, byśmy byli razem. - Jeszcze raz dziękuję ci, że sprowadziłeś chłopaków, by zagrali na przyjęciu. To była wspaniała niespodzianka, prawie tak samo zaskakująca jak Margaret z moją rodziną. - Bardzo proszę, kochanie- przysuwam jej rękę do ust. Nie mogę przestać jej całować odkąd oficjalnie zostaliśmy mężem i żoną.- Nie wiedziałem, że twoi rodzice i dziadkowie przyjeżdżają, a chciałem, żebyś miała tam kogoś, kogo uważasz za rodzinę. Przysuwa nasze złączone dłonie do swoich ust.- Jesteś najlepszy. Nie mogłabym prosić o więcej. No chyba, że chcesz mi powiedzieć dokąd lecimy. - Nie. Powiem tylko, że mamy przed sobą jedenaście godzin lotu.- Nadal jesteśmy zapięci w pasy, ale kładę rękę na jej kolanie i zaczynam przesuwać ją w górę jej nogi.- Co zrobimy z tą kupą czasu? Odpycha moją rękę.- Jack Henry! Ty naprawdę nie masz wstydu, co? - A kiedykolwiek była pani pod wrażeniem, że mam, pani McLachlan? - Ledwo co odbiliśmy się od ziemi i stewardessy mogą w każdej chwili przyjść tutaj. Kapitan ogłasza, że możemy już poruszać się po kabinie. Ruszam brwiami, patrząc na moją żonę.- To oznacza, że możemy przenieść się z tym do sypialni. Stewardessy wchodzą do kabiny, ale zatrzymuję je.- Proszę zostawić jedzenie i szampana. Sami się obsłużymy i zawołamy, jeśli będziemy czegoś potrzebowali. - Tak jest, proszę pana- odpowiadają jednocześnie, a potem opuszczają kabinę. - Cóż, sprawisz, że będzie to dla nich najłatwiejszy lot pod słońcem. Jeśli więcej ich nie zobaczę, to nic mi się nie stanie.- Mi to pasuje. Wstaję z fotela i wyciągam ją z jej miejsca.- Chodź, L. Skonsumujmy to małżeństwo w niebie, żeby było to coś, czego nigdy nie zapomnimy. Wstaje z fotela.- Jesteś czymś innym.
285
- Chyba już mi to mówiłaś. Zatrzymuje się przy drzwiach i kładzie palec na mojej piersi.- Mogę przynajmniej mieć chwilę na przygotowanie się? - Żeby założyć dla mnie coś wyjątkowego? - Tak, i żeby zająć się sprawami antykoncepcji zanim znowu mi jej odmówisz. Ostatnio ciągle udowadniasz, że jesteś napastnikiem. Pochylam się i całuję ją w szyję.- Tak dobrze mnie znasz, żono. Odpycha mnie, otwierając drzwi.- Tak, znam, mężu. To nie potrwa długo. - Będę tam za dwie minuty. - W tym czasie zdążę tylko wydostać się z sukienki. - Brzmi idealnie- uwielbiam się z nią drażnić. - Nie. Wejdziesz, kiedy powiem ci, że jestem gotowa i ani chwili wcześniej- szczerzy się, a potem pochyla i szybko całuje mnie w usta.- Jesteś taki uroczy, kiedy się dąsasz. Wkładam głowę do środka zanim zamyka drzwi.- Pospiesz się. Już nie mogę się doczekać, by zrobić z ciebie moją żonę na każdy możliwy sposób. Kładzie rękę na mojej piersi i odpycha mnie.- Trzymaj konie na wodzy. - Nic na to nie poradzę. Mój koń próbuje wyjść ze stodoły. Chce pobawić się z twoją klaczą. Sięga w dół i przesuwa ręką po moim kroczu.- Spokój tam!- To wcale nie zachęca go do spokoju. Znowu wracam do środka i klepię ją w tyłek.- Jest nieusłuchany, więc pospiesz się! - Okay. Okay. Drzwi są już prawie zamknięte, kiedy przypominam sobie, że nie ustaliliśmy skąd będę wiedział, że jest już gotowa.- Hej! Skąd będę wiedział, że już mam wejść? - Zawołam cię jak będę gotowa. W tym planie jest pełno dziur.- A jeśli cię nie usłyszę? - Myślisz, że potrzebny jest plan B? Poważnie? - Tak. Nie mogę siedzieć tu spokojnie, nie wiedząc kiedy wejść jak przyjdzie czas. Kręci głową.- Dobry Boże. Otworzę drzwi, jeśli mnie nie usłyszysz. Nie pozwolę ci siedzieć samemu w kabinie przez dziesięć godzin, jeśli nie przyjdziesz. Obiecuję. Kiedy zamyka drzwi, uderzam w nie ręką i warczę.- Proszę. Pospiesz się.- Nic nie mogę na to poradzić. Nigdy nie byłem bardziej gotowy na nią.
286
Mija minuta, a ja mam wrażenie, że wieczność. Obserwuję czas na moim telefonie i przysięgam, że cyfry nigdy nie przesuwały się tak wolno. Mija już dwunasta minuta, jestem niecierpliwy, więc wstaję i podchodzę do kabiny sypialni, bo wiem, że w każdej chwili mnie zawoła. Czternasta minuta, piętnasta i w końcu słyszę jej głos.- Panie McLachlan... proszę przyjść po mnie. Kurwa! To trwało wystarczająco długo, ale wiem, że się opłaci. Rozsuwam drzwi, a ona jest rozciągnięta bokiem na łóżku. Ma na sobie białą ślubną bieliznę: satynowo koronkowe miseczki zakrywają jej piersi, a przezroczysty materiał zasłania brzuch, ale i tak widzę jej bardzo skąpe majteczki. Klęka i obraca się, by pokazać mi tył. To stringi z bardzo dużą satynową kokardą na górze. Potrząsa tyłeczkiem w przód i w tył przez co wstążki kokardki kołyszą się. Spogląda na mnie przez ramię. - Podoba ci się? - Nie, kurwa! Zakochałem się!- zamykam drzwi na klucz i podchodzę do łóżka. Obraca się i spotyka ze mną na krańcu. Trzymam jej twarz w dłoniach i całuję powoli, delikatnie, bo mam zamiar zrobić coś, czego jeszcze nigdy nie robiłem: kochać się z moją żoną.- Jesteś najpiękniejszą kobietą jaką w życiu widziałem. Nie wiem skąd mam to szczęście, że mogę nazywać panią moją, pani McLachlan. - Uwielbiam, kiedy tak na mnie mówisz. - To dobrze, bo będziesz często to słyszała- całuję bok jej twarzy.- Będę mówił tak każdego dnia- przesuwam się na jej szyję.- I będziesz to słyszała każdej nocy. - Obiecujesz? - Przysięgam. Oglądam wstążeczkę między jej piersiami.- Co się stanie, jeśli lekko za to pociągnę? - Nie wiem. Może musisz sprawdzić. Chwytam satynę między palce i ciągnę aż kokardka rozwiązuje się i przód jej bielizny rozchyla się.- Ups. Właśnie sprawiłem, że mojej żonie spadły ubrania. - Taa, a ty myślałeś, że będę potrzebowała do tego tequili- śmieje się. - Nie, pani McLachlan. Nigdy nie byłem pod wrażeniem, że tequila będzie do tego potrzebna. Kładzie ręce na biodrach.- Mówisz, że jestem łatwa?- śmieje się. - Nie. Mówię, że zawsze jesteś moim pewniakiem.
287
Zsuwam ramiączka z jej ramion i prawie niewidoczna góra spada na łóżko. Biorę jej piersi w ręce i pocieram sutki kciukami.- Tak bardzo chciałem to zrobić, kiedy dzisiaj widziałem jak wyglądały w sukni ślubnej. Torturą było nie dotykanie cię. A potem to przyjęcie w piwniczce z winem... Byłem w stanie myśleć tylko o posadzeniu cię na stole i zanurkowaniu pod twoją sukienkę. Przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze.- Ty i te twoje usta. - Kochasz to, co z nich wypływa. Opuszczam usta i biorę jej sutek pomiędzy zęby, przejeżdżając językiem po czubku. - Tak, ale lubię też, kiedy coś w nie wchodzi i ociera się o nie. Ssę mocno i odpuszczam z głośnym pyknięciem.- Pani McLachlan, ale jest pani dzisiaj zadziorna. Zaczyna odpinać górny guzik mojej koszuli, a potem kolejne.- Jeszcze nie widziałeś zadziornej. Ale zobaczysz. - Mmm... Choć bardzo kocham twoją zadziorną stronę, to miałem nadzieję, że nasz pierwszy raz jako mąż i żona mogą być czymś wolniejszym. I słodszym. Robiliśmy prawie wszystko, co możliwe i chcę, żeby dzisiejsza noc była inna. Chcę kochać się z moją żoną. Zwalnia pracę nad moimi guzikami.- Co tylko chcesz.- Gdy odpina ostatni, zsuwa koszulę po moich ramionach, a ona spada na podłogę. Kładzie ręce na mojej piersi i pociera nimi moje sutki, usztywniając je.- Jesteś piękny. Mam nadzieję, że nasze dzieci będą wyglądały tak jak ty. - A ja mam nadzieję, że będą wyglądały jak ich matka ze złoto brązowymi oczamiprzyciągam ją do siebie i stykamy się czołami.- Każde słowo mojej przysięgi jest prawdą. Wszystko, czym byłem, jestem i będę, oddaję tobie. - Oddajesz mi się cały i nie jestem w stanie wymyślić niczego piękniejszego. Kiedyś myślałam, że jesteś moim pięknem z bólu8. Wtedy, gdy myślałam, że już nigdy więcej cię nie zobaczę. Ale jesteś czymś zupełnie innym. Jesteś moim pięknem z poddania9, bo właśnie to robisz. Wyrzekasz się osoby, którą byłeś kiedyś, by oddać mi się całym sercem. I tak bardzo cię za to kocham. Nie jestem w stanie wymyślić lepszego prezentu dla panny młodej. Powoli całuję jej usta. To prawda. Jestem innym człowiekiem, bo tak bardzo kocham tą kobietę. Jest moim wszystkim i właśnie to planuję jej dać, wszystko czego jej dusza 8 9
Ang. Beauty from Pain ;) Ang. Beauty from Surrender^^
288
zapragnie. Ona musi tylko chcieć czegoś, a będzie jej. Mam tyle wspaniałych rzeczy zaplanowanych na naszą wspólną przyszłość, a to jest dopiero początek. Dzisiejszy dzień jest początkiem naszego żyli długo i szczęśliwie. ***
Ciąg dalszy nastąpi…
Dziękuję Wam, as always Madzik
289