Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
===blZiBjEGNFI0UWdfOltuVmQCNQBkU2YCMQM6DzwEYQU=
Gdy pewien pasterz spostrzegł, że jałówka z jego stada kuleje, ...
4 downloads
14 Views
Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
===blZiBjEGNFI0UWdfOltuVmQCNQBkU2YCMQM6DzwEYQU=
Gdy pewien pasterz spostrzegł, że jałówka z jego stada kuleje, a nie potrafił znaleźć
przyczyny zranienia, niespokojny podążył śladem krwi i w końcu znalazł miecz, na
który przypadkiem nastąpiła, skubiąc trawę. Wydobył go z ziemi i zaniósł prosto do
Attyli. On zaś ucieszył się z daru i, będąc ambitny, pomyślał, że oto przeznaczone mu
jest być władcą całego świata i że Miecz Marsa da mu zwycięstwo we wszystkich
wojnach.
Jordanes (ok. 550), XXXV, 83, cytując Priskosa, historyka z V w., naocznego
świadka wydarzeń na dworze Attyli
Przemieszczają się żwawo, lekko wyekwipowani, a pojawiają się znienacka; celowo
rozpraszają się nagle na grupki i atakują tu i tam, na pozór chaotycznie, zadając
straszliwą rzeź [...] nie zawahałbyś się nazwać ich najstraszniejszymi ze wszystkich
wojowników, walczą bowiem na odległość, miotając pociski [...] potem galopem
pokonują dystans i walczą wręcz na miecze, za nic mając swoje życie, a podczas gdy
wróg broni się przed ciosami, ciskają weń pasami tkaniny związanymi w pętle, by
spętać mu kończyny.
Ammianus Marcellinus (ok. 380), XXXI, 2, 8–9, o Hunach
===blZiBjEGNFI0UWdfOltuVmQCNQBkU2YCMQM6DzwEYQU=
O autorze
Powieści Davida Gibbinsa, notowane na listach bestsellerów „New York Timesa”
i „Sunday Timesa”, sprzedały się dotąd w ponad trzech milionach egzemplarzy
i zostały wydane w trzydziestu językach. Autor jest także uczonym, archeologiem
z wykształcenia, a jego książki są odbiciem rozległego doświadczenia w badaniu
starożytnych znalezisk na całym świecie, zarówno na lądzie, jak i pod wodą.
Urodził się w Kanadzie, w rodzinie Anglików; dorastał jednak nie tylko tam, ale też
w Nowej Zelandii i w Anglii. Odebrawszy dyplom z wyróżnieniem po studiach
z zakresu historii starożytnej basenu Morza Śródziemnego na University of Bristol,
odbył studia doktoranckie z archeologii na University of Cambridge, gdzie prowadził
badania w Corpus Christi College. Po uzyskaniu doktoratu pracował na wydziale
klasycznym. Zanim na dobre zajął się pisarstwem, przez osiem lat wykładał na
uniwersytecie archeologię i historię sztuki rzymskiej, historię starożytną oraz
archeologię morską. Tworzy nie tylko beletrystykę; jest też autorem ponad
pięćdziesięciu publikacji naukowych, między innymi artykułów w takich periodykach,
jak „Antiquity”, „World Archaeology”, „International Journal of Nautical Archaeology”
i „New Scientist”, a także autorem i współautorem monografii, takich jak Shipwrecks
(Routledge 2001).
Prowadził prace badawcze i wykopaliskowe na dużą skalę w rejonie Morza
Śródziemnego, od Turcji i Izraela po Grecję z Kretą, Włochy z Sycylią, Hiszpanię
i Afrykę Północną, a także na Wyspach Brytyjskich i w Ameryce Północnej. Na
przestrzeni lat jego wysiłki wspierały British Academy, British School of Archaeology
w Rzymie oraz Jerozolimie, British Institute w Ankarze, Society of Antiquaries of
London, a także Winston Churchill Memorial Trust. Przez kilka sezonów pracował na
stanowisku archeologicznym w starożytnej Kartaginie, dowodząc ekspedycją badającą
pozostałości portu zewnętrznego. Nurkowania nauczył się jako piętnastolatek, a po
latach prowadził ekspedycje badające wraki statków na całym świecie – także wraki
rzymskich jednostek u wybrzeży Sycylii i w innych zakątkach Morza Śródziemnego
oraz w rejonie Wysp Brytyjskich. Był profesorem American Institute of Nautical
Archaeology, przez dwa sezony badając wrak greckiego okrętu u wybrzeży Turcji.
Od niepamiętnych czasów fascynuje go historia wojskowości, być może przez wzgląd
na bogate tradycje wojskowe w jego rodzinie. Pasja ta sprawiła z kolei, że w ostatnich
latach zainteresował się kolekcjonowaniem i strzelaniem z osiemnasto-
i dziewiętnastowiecznej broni palnej. Posługuje się między innymi replikami
amerykańskich karabinów skałkowych w kanadyjskiej głuszy, gdzie także powstaje
większość jego książek. Ślady militarnej pasji Davida Gibbinsa można odnaleźć także
w jego wcześniejszych powieściach, traktujących między innymi o wojnach punickich
(Total War Rome: Zniszczyć Kartaginę, REBIS, 2013), o działaniach armii rzymskiej
na wschodzie (The Tiger Warrior), o wiktoriańskich konfliktach zbrojnych w Indiach
i Sudanie (The Tiger Warrior, Pharaoh) oraz o drugiej wojnie światowej (The Mask of
Troy, The Gots of Atlantis).
Więcej informacji o Davidzie można znaleźć na stronie internetowej autora
www.davidgibbins.com oraz pod adresem www.facebook.com/DavidGibbinsAuthor.
===blZiBjEGNFI0UWdfOltuVmQCNQBkU2YCMQM6DzwEYQU=
Podziękowania
Jestem ogromnie wdzięczny mojemu agentowi Luigiemu Bonomiemu z LBA oraz
Robowi Bartholomew z The Creative Assembly (Sega), Jeremy’emu Trevathanowi,
Catherine Richards i całemu zespołowi Pan Macmillan w Wielkiej Brytanii, Peterowi
Wolvertonowi, Anne Brewer i ekipie St Martin’s Press w Nowym Jorku, wszystkim
moim wydawcom i tłumaczom, a także pracownikom The Creative Assembly i Sega za
cały ich wkład. Szczególne podziękowania kieruję do Martina Fletchera, za jego
znakomitą pracę redakcyjną, Jessice Cuthbert-Smith za edycję oraz Ann Verrinder
Gibbins za korektę i wiele cennych rad.
Gdy jeszcze chodziłem do szkoły, ojciec zachęcił mnie, bym przeczytał powieść
Roberta Gravesa Belizariusz, dzięki której z kolei zainteresowałem się głównym
tekstem źródłowym, z którego korzystał Graves – Historią wojen Prokopiusza
z Cezarei, a następnie dziełami Jordanesa i Priskosa, historyków, dzięki którym
wiemy tak wiele o najazdach barbarzyńców w V w. oraz o świecie Attyli, wodza
Hunów. Jako archeolog po raz pierwszy zetknąłem się z pamiątkami schyłkowego
Rzymu podczas letniej ekspedycji na Sycylię. Obozowaliśmy w ruinach Caucany,
miejsca, z którego w VI w. Belizariusz wyruszał do Kartaginy, by odbić ją z rąk
Wandalów. Badaliśmy wraki okrętów z IV i V w. i było to dla mnie cenne
doświadczenie zawodowe. Później miałem okazję zgłębić temat dzięki wykopaliskom
w Kartaginie, we Włoszech i w Wielkiej Brytanii, a także w innych miejscach,
o których wspominam w powieści. Niektóre z wyjazdów były możliwe dzięki
funduszom z kanadyjskiej Rady do spraw Nauk Społecznych, z katedry historii
starożytnej Uniwersytetu w Cambridge oraz kolegium Corpus Christi w Cambridge –
serdecznie dziękuję!
Specjalne podziękowania należą się mojej córce Molly, która towarzyszyła mi
podczas zimowej wyprawy i wspinaczki nad jeziorem Glaslyn i na stokach góry
Snowdon, gdzie wpadł mi do głowy pomysł na epilog. Jestem też wdzięczny licznym
studentom, którzy pracowali przy wykopaliskach nad rzeką Dee – tam, gdzie niegdyś
trzymałem w ręku płytkę z napisem LEG XX, jak czyni to Flawiusz w ostatniej scenie
mojej powieści.
===blZiBjEGNFI0UWdfOltuVmQCNQBkU2YCMQM6DzwEYQU=
Rys historyczny
Piąty wiek naszej ery był jednym z najistotniejszych okresów w dziejach. Był to czas
gwałtownych rozruchów i wojen, wpisanych w proces przejścia od starożytności do
wczesnego średniowiecza. Niemal pięć stuleci od czasu, gdy August został pierwszym
cesarzem, i blisko osiemset lat od rozpoczęcia epoki rzymskich podbojów imperium
było gasnącą gwiazdą. Nie prowadziło już działań ofensywnych; próbowało jedynie
przetrwać kolejne inwazje barbarzyńców, z których każda mogła je pochłonąć. Ziściło
się nawet to, co wydawało się nie do pomyślenia: w roku 408 sam Rzym został
złupiony przez armię Gotów. Wiele się zmieniło w ciągu trzystu lat, które upłynęły od
dni największej chwały cesarstwa. Rzym był teraz chrześcijański, powstała nowa
hierarchia kapłanów i biskupów. Imperium uległo też podziałowi, a nowi cesarze
urzędowali w nowych stolicach – Konstantynopolu i Mediolanie – doświadczając
problemów z sukcesją i nieustającymi tarciami wewnętrznymi. Rzymska armia
zmieniła się nie do poznania: dawnych legionistów zastąpili żołnierze w większości
barbarzyńskiego pochodzenia. Wśród oficerów pozostała jednak garstka takich, którzy
z nostalgią wspominali dawne czasy, pielęgnowali tradycje dawnych cesarzy i wielkich
wodzów republiki; byli to ludzie, którzy wierzyli, że zapomniany już wizerunek Rzymu
można odtworzyć i raz jeszcze zebrać armię do walki z mrokiem, który mu zagrażał.
Byli gotowi pomaszerować do ostatniej bitwy, w imię honoru dawnych legionistów i ich
dowódców.
Zdaniem wielu śmierć i zniszczenie były jednak jedyną drogą. Biskup Augustyn
wyrzekł się ziemskich rozkoszy i żył obietnicą nieba, państwa Bożego. Mnisi z Arles
wierzyli, że stoją w obliczu biblijnej apokalipsy. Z drugiej jednak strony, po raz
pierwszy w dziejach Rzymu pojawiają się autorzy, których zajmują dylematy „wielkiej
strategii”. Czy Rzym powinien ustąpić przed barbarzyńcami, oferując im przywileje
i ziemię, czy może odeprzeć ich zbrojnie? Debata toczyła się na wszystkich poziomach
ówczesnego społeczeństwa i nawet prości żołnierze zajmowali się strategicznym
myśleniem, co rzadko zdarzało się wśród legionistów z dawnych wieków. Główny
komentator czasów opisanych w niniejszej powieści, Priskos z Panium, był dyplomatą
i sam poważnie zajmował się tym zagadnieniem. Jego dzieło ocalało we fragmentach,
z których wynika, że niezbyt interesowały go szczegóły natury wojskowej – nasza
rekonstrukcja wielkich oblężeń i bitew owej ery wymaga więc znacznie większej
dawki wyobraźni niż na przykład wojny z II w. p.n.e., opisane w mojej poprzedniej
powieści Total War Rome: Zniszczyć Kartaginę. Niemniej jednak, tak jak historyk
Polibiusz był naocznym świadkiem zniszczenia Kartaginy w roku 146 p.n.e., tak
Priskos przebywał na dworze Huna Attyli i przekazał nam niezwykle żywy obraz tego,
co tam widział. To dzięki niemu poznajemy mit o tym, że Hunowie narodzili się
z gryfów, o ich krwawych obrzędach pogrzebowych, o kulcie miecza, dowiadujemy się
również, dlaczego Rzym musiał się obawiać tego nowego, przerażającego wroga, za
którego sprawą w połowie V w. cesarstwo zachodnie stanęło nad przepaścią.
Bardziej szczegółowe dane na temat tego okresu i armii późnego Rzymu znaleźć
można w nocie od autora na końcu powieści, podobnie jak dane o źródłach
historycznych i archeologicznych.
===blZiBjEGNFI0UWdfOltuVmQCNQBkU2YCMQM6DzwEYQU=
Słownik
W powieści użyto następujących terminów z historii cesarstwa rzymskiego:
cezar – tytuł przyjmowany przez cesarzy we wczesnych dziejach cesarstwa, aż do
czasów Hadriana
centurion – tradycyjna ranga, w czasach późnorzymskich przysługująca
najstarszemu podoficerowi numerus
comes – dowódca armii limitanei
comitatenses – armia polowa, stacjonująca w głębi kraju, z silną jazdą
dux – dowódca armii comitatenses
fabri – rzymskie oddziały inżynieryjno-techniczne
foederati – oddziały bojowe barbarzyńców sprzymierzone z Rzymianami
limitanei – armia pogranicza, w większości piesza
magister – naczelny wódz wszystkich armii w danej diecezji albo prowincji
magister militum – głównodowodzący rzymskiej armii polowej
numerus – jednostka wojskowa licząca od stu do kilkuset żołnierzy
optio – ranga wojskowa zbliżona do dzisiejszego kaprala
sagittarii – łucznicy
Sasi – wspólne miano północnogermańskich najeźdźców Brytanii
trybun – oficer dowodzący jednostką zwaną numerus
===blZiBjEGNFI0UWdfOltuVmQCNQBkU2YCMQM6DzwEYQU=
Osoby
Niżej wymienieni są postaciami historycznymi, o ile nie zaznaczono, że jest inaczej.
Aecjusz – naczelny dowódca armii cesarstwa zachodniego
Alaryk – wódz Gepidów pod rozkazami Attyli
Anagast – rzymski dowódca podległy Aecjuszowi, podobnie jak Aspar
Andag – gocki stronnik Attyli
Apsachos – łucznik w numerusie Flawiusza, postać fikcyjna
Artur – brytański mnich-wojownik, postać półfikcyjna
Aspar – rzymski dowódca podległy Aecjuszowi
Attyla – władca Hunów
Bleda – najstarszy syn Mundzuka
Dionizjusz – postać fikcyjna; mnich scytyjski, nauczyciel Flawiusza (i dziadek
Dionizjusza Małego, któremu przypisuje się wprowadzenie rachuby czasu od
narodzenia Chrystusa)
Erekan – córka Attyli
Eudoksja – żona cesarza Walentyniana
Flawiusz – trybun, bratanek Aecjusza, postać fikcyjna
Genzeryk – król Wandalów
Gaudencjusz – gocki dziadek Flawiusza i ojciec Aecjusza
Herakliusz – grecki eunuch na dworze cesarza Walentyniana
Katon – optio w oddziale Flawiusza, postać fikcyjna
Kwintus – trybun, bratanek Flawiusza, postać fikcyjna
Kwodwultdeus – biskup Kartaginy
Makrobiusz – centurion, przyjaciel Flawiusza, postać fikcyjna
Maksymin – trybun jazdy w armii wschodniej
Maksymus – żołnierz w numerusie Flawiusza, postać fikcyjna
Marcjan – cesarz wschodniorzymski, następca Teodozjusza
Mundzuk – władca Hunów, ojciec Attyli
Oktar – brat Mundzuka i Ruasa
Optyla – huński gwardzista Erekan, towarzysz Trastylli
Priskos – uczony, emisariusz Teodozjusza na dworze Attyli
Radagajs – postać fikcyjna; wódz wizygocki, pod rozkazami Toryzmunda (i wnuk
Radagajsa, który dowodził najazdem Wizygotów na Italię w roku 405)
Ruas – brat Mundzuka i Oktara
Sangiban – król Alanów z Orleanu
Semproniusz – żołnierz w oddziale Flawiusza, weteran z Brytanii, postać fikcyjna
Teodoryk – król Wizygotów
Teodoryk – najmłodszy syn króla Teodoryka, brat Toryzmunda
Teodozjusz – cesarz wschodniorzymski
Tiudymer – wizygocki dowódca podległy Toryzmundowi
Toryzmund – syn wizygockiego króla Teodoryka
Trastylla – huński gwardzista Erekan, towarzysz Optyli
Uago – starszy trybun fabri w Rzymie, postać fikcyjna
Walamer – ostrogocki dowódca podległy Attyli
Walentynian – cesarz zachodniorzymski
===blZiBjEGNFI0UWdfOltuVmQCNQBkU2YCMQM6DzwEYQU=
===blZiBjEGNFI0UWdfOltuVmQCNQBkU2YCMQM6DzwEYQU=
PROLOG
Wielka Nizina Węgierska, 396 rok
Dwaj rzymscy jeńcy kuśtykali, wlokąc za sobą łańcuchy w mokrym śniegu
pokrywającym stok zwieńczony łąką. Srogi wicher hulał po płaskowyżu przeciętym
wąwozem, a zimowe powietrze bezlitośnie kąsało tych, którzy przybyli na ceremonię.
Wysoko nad nimi krążyły orły; wzbiwszy się z rąk właścicieli ku niebu, czekały
niecierpliwie na mięso i krew, które miały stać się ich ucztą, gdy uroczystość dobiegnie
końca. Na skraju łąki zawieszono nad ogniskami wielkie kotły z brązu, a unosząca się
nad nimi para owiewała zgromadzonych niczym rzadka mgła. Bogaty aromat
gotowanego mięsa – wołowiny, baraniny i dziczyzny – spływał aż na dno wąwozu, nad
okrągłe namioty tworzące obozowisko i dalej, ku źródłu, z którego święta woda brała
początek, by ruszyć w podróż do wielkiej rzeki płynącej o dwa dni drogi na zachód,
w miejscu, w którym kończyła się ziemia łowców, a zaczynało rzymskie imperium.
Młodszy z jeńców potknął się i oparł o towarzysza, by nie upaść. Ten pomógł mu
odzyskać równowagę i rzucił ostre słowa rozkazu w mowie nieznanej większości
świadków tej sceny. Obaj więźniowie mieli na sobie postrzępione tuniki rzymskich
milites, pokryte brązowymi plamami, tam gdzie ocierały się o nie zardzewiałe
kolczugi. Szli boso, skuci kajdanami, a ich stopy krwawiły po wielu dniach marszu.
Starszy z nich był wychudły i blady, a białawy zarost na jego twarzy przecinały dawno
zasklepione blizny na policzkach i podbródku. Na posiniaczonym przedramieniu dawno
temu wyciął sobie symbol swojej jednostki: LEGII. Patrzył przed siebie bez pokory,
popychany przez tych, którzy go pojmali; patrzył wzrokiem żołnierza, który nazbyt
wiele razy stawał twarzą w twarz ze śmiercią, by obawiać się losu, który go
niechybnie czekał.
Ostry, przenikliwy dźwięk rogu spłoszył wysoko szybujące orły; ich chrapliwe głosy
odpowiedziały natychmiast i rozniosły się echem nad wąwozem. Od strony obozu
nadjechał wóz zaprzężony w dwa woły, w asyście jeźdźców uzbrojonych we włócznie
skierowane ku niebu i łuki zarzucone na plecy. Mieli na sobie skórzane spodnie
i tuniki, zwrócone włosiem do wewnątrz dla ochrony przed chłodem, a ich siodła
amortyzowały płaty surowego mięsa, z którego krew ściekała po końskich bokach.
Mięso chroniło grzbiety wierzchowców przed odparzeniami, a po pewnym czasie
kruszało i nadawało się na strawę dla jeźdźców podczas długotrwałych polowań
w otwartym stepie – choćby takich jak to, które miało się rozpocząć zaraz po
uroczystości. Na głowach wojowników lśniły stożkowate hełmy, wciśnięte na czapki
z futrzanymi otokami i nausznikami, które można było zawiązać pod brodą, gdy wiatr
nad płaskowyżem był zbyt dokuczliwy. Tuniki okryte były częściowo pancerzami,
pieczołowicie pozszywanymi z niewielkich prostokątnych płytek; pozyskiwano je
w zamian za cenne futra od handlarzy z dalekiej Seriki, krainy zwanej przez Rzymian
Tina. Ci sami dostawcy oferowali jedwab, którym kobiety uczestniczące w ceremonii
przyozdobiły głowy, a także ognistą magię, którą łucznicy strzelający w niebo mieli
olśnić tłum, dając znak do rozpoczęcia wielkiej, całonocnej uczty.
Pierwszy z konnych wjechał cwałem między gęsto stłoczonych ludzi. Minął kotły,
kierując się w stronę wielkiego stosu chrustu, dwukrotnie odeń wyższego, a usypanego
pośrodku polany. Błysnął tłoczony w złocie liść na skórzanej uprzęży, gdy ściągnął
wodze i zawrócił, by stanąć twarzą w kierunku nadjeżdżającego wozu. Pochylił się
i szepnął kilka słów, uspokajając rżącego niespokojnie wierzchowca. Gdy i wóz
przystanął, mężczyzna wbił włócznię w ziemię i zdjął hełm. Trzymając go pod pachą,
spoglądał przed siebie bez emocji. Czoło miał wysokie i pochyłe; tak je ukształtowano
w dzieciństwie, ciasno obwiązując. Ciemne włosy związał na czubku głowy, a długa
kita, zwinięta dotąd w pierścienie pod stożkowym hełmem, opadła mu na ramiona.
Twarz miał mocno ogorzałą, a wąskie szparki oczu i płaski nos upodabniały go do
reszty zebranych. Wokół kącików ust zwisały długie, liche pasemka zarostu. Sine
blizny przecinały ukosem jego policzki od skroni aż do podbródka. Dawno zagojone
rany nabiegły krwią od mrozu.
Mężczyzna stanął w strzemionach, opierając dłonie na biodrach.
– Ja jestem Mundzuk, wasz król – powiedział. Głos miał szorstki, chrapliwy jak
krzyk orłów, a słowa kończyły się twardymi spółgłoskami mowy stworzonej, by dało
się ją słyszeć ponad wyciem wichru. – I jeszcze dziś – dodał, wskazując na wóz – jeśli
znaki będą pomyślne, ujrzycie mojego następcę.
Zjechał na bok, pozwalając, by chłopcy prowadzący woły skierowali wóz do wnętrza
kręgu uformowanego przez ich współplemieńców. Wysokie burty zasłaniały widok do
środka pojazdu. Chłopcy wyprzęgli bydlęta i odprowadzili je na ubocze, a wtedy zza
wozu wyłoniło się czterech pieszych. Dwaj nieśli płonące pochodnie, za nimi kroczył
mistrz ognia w ochronnym, skórzanym ubraniu i z ciężkim cebrem w dłoni, a pochód
zamykał powłóczący nogami szaman o oczach pokrytych bielmem, ciągnący za sobą
masywną, zbielałą od słońca łopatkę byka. Mistrz ognia podszedł do stosu i wylał na
wiązki chrustu u jego podstawy gęstą czarną smołę, którą zaczerpnął z naturalnego
źródła na dnie wąwozu. Gdy skończył, wrócił na swoje miejsce u boku szamana.
Za nimi stanęła w szyku gwardia przyboczna Mundzuka: Alanowie, Sasi i Anglowie,
renegaci z zachodu, gotowi sprzedać swoją lojalność temu, kto oferował najwięcej złota
– a najwięcej oferował go ten, kto otrzymał szczodrą kontrybucję od cesarza
z Konstantynopola, w zamian za obietnicę pozostania na terenach położonych na
wschód od wielkiej rzeki. Nauczył się korzystać z usług najemników od gockich królów
– władców, z którymi uprawiał polityczny flirt, póki ich nie zmiażdżył. Gdy stał się
kimś więcej niż plemiennym wodzem, gdy sam został królem, nauczył się jeszcze
jednego: nie ufać nikomu, nawet własnym braciom. Jeźdźcy z wielkiej równiny, jego
huńscy wojownicy, nie mieli sobie równych w dziejach, lecz każdy z nich był też
urodzonym monarchą, nawykłym władać swoim kawałkiem stepu, aż po horyzont.
Najemnicy zaś gotowi byli walczyć na śmierć i życie – nie dlatego, że byli lojalni, ale
że znali brutalną prawdę: najemnika, który by się poddał, czekała egzekucja.
Chłopcy powrócili i przystanęli po obu stronach wozu. Mundzuk skinął głową,
a wtedy otworzyli zasuwy mocujące burty, które opadły z trzaskiem. Oczom
zebranych ukazały się trzy kobiety; dwie z nich klęczały, a trzecia, królowa
Mundzuka, leżała na plecach między nimi, w ostatniej fazie porodu. Jej twarz
zasłaniała woalka, która poruszała się z każdym oddechem. Rodząca milczała, ale po
kurczowo zaciśniętych, zbielałych palcach widać było jej wysiłek. Kobiety zaczęły
nucić monotonną pieśń, kiwając się miarowo, a mężczyźni dołączyli do nich
g...