H. M. Ward Damaged
Tłumaczenie: Nikita24 Beta: Isa Korekta całości: Martaliaa
1
Spis treści
Rozdział 1…………….……..
3...
12 downloads
25 Views
2MB Size
H. M. Ward Damaged
Tłumaczenie: Nikita24 Beta: Isa Korekta całości: Martaliaa
1
Spis treści
Rozdział 1…………….……..
3
Rozdział 14…………….……..
101
Rozdział 2…………….……..
9
Rozdział 15…………….……..
105
Rozdział 3…………….…….. 18
Rozdział 16…………….……..
109
Rozdział 4………….……….. 30
Rozdział 17…………….……..
122
Rozdział 5………….……….. 40
Rozdział 18…………….……..
135
Rozdział 6………….……….. 47
Rozdział 19…………….……..
140
Rozdział 7………….……….. 52
Rozdział 20……………….…..
148
Rozdział 8………….……….. 56
Rozdział 21…………….……..
152
Rozdział 9………….……….. 64
Rozdział 22…………….……..
159
Rozdział 10……………..…..
68
Rozdział 23………….………..
167
Rozdział 11…………….…...
74
Rozdział 24…………….……..
176
Rozdział 12………….….…..
79
Rozdział 25………….………..
180
Rozdział 13…………………. 95
Rozdział 26………….………..
186
2
ROZDZIAŁ 1
Niepokój mknie przez moje żyły, wypełniając całe moje ciało desperackim pomysłem by stąd zwiać. Ciężko pracuję, aby utrzymać moje nerwy na wodzy, kiedy zmierzam do restauracji Swank. Millie, moja najlepsza przyjaciółka opowiedziała mi ckliwą historię dzisiejszego ranka, a potem wyszłyśmy z naszego pokoju w akademiku. Najwyraźniej spotkała jakiegoś nowego, gorącego faceta, który chce wyjść na podwójną randkę dziś wieczorem. Moją pierwszą reakcją było – Do diabła, nie. Ostatnim razem, gdy próbowała mnie swatać, skończyłam na randce z podenerwowanym kleptomanem. Powiedzmy, że rzeczy nie poszły dobrze. Złapał do ręki wszystko, z wyjątkiem rachunku. Było to przerażające doświadczenie. Nie zrozumiałam jakiejś ustnej wskazówki i moja randka skończyła z twarzą pełną gazu pieprzowego. Ok, może to była moja wina. Może jestem nerwowa i zbyt nieufna. Rzecz jednak w tym, że jak tylko coś złego mi się przydarzy, to nie ma żadnego sposobu, aby to cofnąć. Nie ma przycisku ‘kasowania’ na życie. Nie mogę po prostu kliknąć klawisz ‘usuń’ i zacząć wszystko od początku. Bez względu na to, z iloma facetami się umawiam, mój mózg nadal tkwi w tej nocy dawno temu. Przez większość dni moja przeszłość ciągle śledzi mnie jak tysiąc funtowy niedźwiedź na kawałku różowego sznurka, zbliżając się wystarczająco blisko, by rzucić cień na wszystko czego dotykam. Ale raz na jakiś czas, ta bestia staje dęba i daje mi solidne lanie. Ciska mnie z powrotem do tej okropnej nocy i wszystko co mogę zrobić, to nie krzyczeć. Randki prowokują moją przeszłość. To prawie tak, jakbym słyszała stukot pazurów niedźwiedzia na chodniku za mną. Moje serce bije zbyt szybko. Moje dłonie są wilgotne od potu. Chcę zwalczyć to. Muszę. To było zbyt dawno temu. Moja przeszłość rządzi mną. Czuję, że sama dla siebie jestem jednym z różowych sznurków wokół mojej szyi. Jeden błąd rzucił mnie na kolana. Dlatego przyszłam dziś wieczorem. Dlatego próbuję. Jeśli nie posuwam się do przodu, w takim razie cofam
3
się, a mam dosyć przeżywania ponownie przeszłości. Jestem zmęczona bagażem o wielkości niedźwiedzia. Chcę ruszyć ze swoim życiem. Chcę przezwyciężyć strach, który dusi mnie ilekroć rozmawiam z facetem. Zdecydowałam się być inna. Stanęłam przed restauracją i starałam się zapanować nad nerwami i sztucznym uśmiechem. Zawsze mam uśmiech zagrzebany gdzieś głęboko wewnątrz mnie. Odkopałam go i umieściłam na mojej twarzy. Czuję się jak plastik, sztywny z niewłaściwego użytkowania. Nienawidzę bycia sztuczną. Nienawidzę tego. Mój puls wali mocniej. Sięgam do klamki i w końcu patrzę na drzwi. Są one wykonane z kutej miedzi, z dużymi, kutymi, żelaznymi uchwytami. Metal jest zimny w mojej dłoni. Szarpię masywne drzwi i wchodzę do środka. Drewniane rzeźbione stanowisko gospodarza znajduje się naprzeciwko mnie, z promienną blondynką za nim. Kobieta uśmiecha się do mnie. Jest kilku ludzi czekających na wyściełanych ławkach, ale to nie oni mnie teraz interesują. Robię krok w przód i mówię: -– Mam się tutaj z kimś spotkać. Czy mogę sprawdzić, czy już są? Blondynka kiwa głową, więc przechodzę obok niej. Oświetlenie jest przygaszone. Ściany gipsowe są pomalowane w intensywnych, ciepłych kolorach. Ciemne zasłony zwisają zamiast drzwi z ogromnych futryn, a masywny kominek znajduje się pośrodku pomieszczenia. Cały jest z kamienia i sięga wysoko, aż do miedzianego sufitu. Nigdy wcześniej nie byłam tutaj. Millie powiedziała, że pojawi się przede mną, ale to przyjaciel tego Brenta, Dustin - moja randka - był tu pierwszy. Szukam samotnego faceta siedzącego przy stole dla czterech osób, mniej więcej w moim wieku. Przemierzam pokój wolnym krokiem i nikt mi nie pasuje. Zatrzymuję się na chwilę, zastanawiają się czy zostałam wystawiona, kiedy czuję, jak moje włoski na karku podnoszą się. Ktoś patrzy na mnie. Czuję czyiś wzrok na plecach. Obracam się wolno i skanuję wzrokiem pokój. Para oczu, tak niebieskich jak kamienie, obserwuje mnie.
4
Mój żołądek fika koziołka. O święte piekło, jest gorący. Idę powoli w stronę jego stolika, ledwie oddychając. Jego oczy powoli przesuwają się po moim ciele, chłonie mnie. Sposób w jaki to robi jest tak seksualny, tak cielesny, że mój żołądek skręca się. Motyle wypełniają mnie i pędzą wewnątrz mojego żołądka, rosnąc prędko do wielkości nietoperza z każdym moim krokiem. Im bliżej podchodzę, tym bardziej nerwowa się czuję. Czy to możliwe, że Millie umówiła mnie z kimś tak gorącym? Nie mogę w to uwierzyć. Miękki uśmiech pojawia się na moich ustach. Nie jest już sztuczny. Nasze oczy są połączone i nie mogę oderwać od niego wzroku. Moje obcasy stukają zgodnie z biciem mojego serca i nagle stoję przed nim, przy stoliku. – Hej, - udaje mi się powiedzieć, wciąż patrząc mu w oczy. Są one tak żywe.
To tak, jakby ktoś go namalował. Jest doskonały. Jeśli jego głos będzie pasował do jego wyglądu, roztopię się tutaj w kałużę. Dustin jest całkiem przystojny. Kącik jego ust podnosi się i jestem uraczona olśniewającym uśmiechem. -– Hej, tobie. - Och, jego głos. Jest gorętszy niż myślałam. Słychać bogactwo w jego tonie. Dodać jeszcze uśmieszek i dołeczki, i czuję się tak, że moje kolana miękną. Wiem, że nie mogę niczego planować z nim –
a może jednak - ale on jest
najpyszniejszym dla oka facetem, jakiego widziałam od dłuższego czasu. Sposób w jaki patrzy na mnie, czyni mnie gorącą. Umieszczam moje ręce na krześle naprzeciwko niego i wysuwam je. Jego oczy pozostają na mnie, obserwuje mnie jak siadam naprzeciw niego. Nie wiem co powiedzieć, więc uśmiecham się do niego i uciekam się do stereotypów. – Więc, często tu przychodzisz? – Znasz odpowiedź, - mówi, wciąż patrząc na mnie. To tak, jakby nie mógł
uwierzyć, że siedzę przed nim. Jego intensywne spojrzenie sprawia, że mój żołądek skręca się. Ten facet jest za wspaniały. Ciemne kosmyki rozczochranych brązowych włosów doskonale okalają jego twarz. Szalone pragnienie, by pochylić się do przodu i poczuć jak gładkie i jedwabiste są jego włosy między moimi palcami strzela przeze mnie. Tłumię to uczucie. Mężczyzna siedzący przede mną nie jest jednym z tych teksasowych chłopców mocnych w gębie. Ten facet ledwie coś powiedział, a jestem nim zafascynowana.
5
Kelner przychodzi i pyta, czy chcemy już złożyć zamówienie. Proszę o kieliszek wina. Gdy kelner odchodzi, chwila przechodzi w erotyczną ciszę. Moje oczy dryfują do jego szerokiej piersi i tych pełnych, pięknych warg. To mnie martwi. Mam na myśli to, że mężczyzna naprzeciwko mnie ma na mnie wpływ, jest jak magia. Zmieniam się w gorący bałagan, a on ledwie wypowiedział dwa słowa. Przerywam ciszę i patrzę w górę na niego, gdy kładę serwetkę na kolanach. – Wiesz, nie tak się ciebie wyobrażałam. – Naprawdę? - Pyta, teraz uśmiechając się do mnie.
Przytakuję nieśmiało, a kelner wraca z kieliszkiem wina. Biorę łyk, gdy mówi; – Więc powiedz mi, o czym myślisz teraz.
Wstydliwy uśmiech wypływa na moje wargi. Czuję się dziewczęco, ale wino czyni mnie odważną. Wzruszam ramionami i patrzę na niego spod rzęs. – Myślę, że dzisiejszy wieczór zamierza być dobrą nocą. – To będzie interesujące, delikatnie mówiąc. - Kontroluje się, inaczej niż
większość facetów tutaj. Jest pewny siebie. Pochylenie jego ramion mówi mi, że jest pewny swego i grzesznie zarozumiały. Odchyla się do tyłu, patrząc na mnie. Jego olśniewające oczy pozostają na mojej twarzy, a jego brwi drgają co jakiś czas gdy mówię. Jestem tak zdenerwowana, że nie mogę się zamknąć. – Taa. Jestem tutaj pierwszy raz. Nigdy nie bywam w tej części miasta. Wszystko jest tak daleko. Można by jeszcze upchnąć tutaj cztery miasteczka, ale przypuszczam, że to jest to, co czyni Teksas Teksasem. Wiesz, Teksas — rozciągnięta ziemia. Przytakuje. – Teksas musi taki być. Zauważyłem u ciebie lekki akcent - uh, przepraszam, jak brzmi twoje imię? Śmieję się. Lekki akcent jest niedopowiedzeniem. Cała jestem akcentem. – Sidney.
Pochyla się do przodu, widzę pytające spojrzenie w jego oczach. – Jesteś z Australii? Nie ma mowy. - Uśmiech na jego twarzy rozprzestrzenia się i wiem, że się
6
drażni. – Myślałem, że jedynie w Jersey mówią w ten sposób. - Mruga i uśmiecha się do mnie. Śmieję się. Zaskoczył mnie. Spodziewałam się, że moja randka będzie fatalna, ale ten facet wygląda na idealnego. W głębi duszy zastanawiam się, gdzie jest Millie i cieszę się, że się spóźnia. Dobrze bawię się, uśmiechając się i flirtując z nim. Napięcie znikało im dłużej tam siedziałam. To niesamowite. On odrywał warstwy mnie i wyciągał na powierzchnię dziewczynę jaką byłam kiedyś. – Nazywam się Sidney. Jestem z Cherry Hill w New Jersey, przemądrzały dupku. -– Miło mi cię poznać, Sidney. Rozjaśniłaś jakkolwiek strasznie ponurą noc. Podnosi swój kieliszek i kiwa głową przed upiciem drinka. Jest to pełen szacunku ruch, który mówi „twoje zdrowie” i sprawia, że chcę się dowiedzieć o nim więcej. Mam na myśli to, że kto tak jeszcze robi? On jest inny, a ja to podziwiam. Spoglądam na niego przez chwilę. Podoba mi się sposób, w jaki na mnie patrzy. Podoba mi się sposób, jak wymawia moje imię. Lubię go. – Cieszę się, że mogłam być pomocna. Chodzi o rycerskość. - Moje palce przysuwają w moją stronę srebrną zastawę, układam ją na odpowiednim miejscu i poprawiam serwetkę na moich kolanach. Śmieje się. – Właśnie to widzę. Głos Millie rozbrzmiewa za mną. -– Sidney? Tu jesteś! Wszyscy siedzą po drugiej stronie restauracji. Dzwoniłam do ciebie. - Millie ma na sobie ckliwą małą sukienkę z zniewieściałą spódnicą. Posyła mi spojrzenie i stoi tam z rękami na biodrach, jakby była zła. Uśmiecham się do mojej randki, a następnie z powrotem do Millie, niczego nie rozumiejąc. Patrzę w górę na nią, zastanawiając się, dlaczego nie siada w kabinie obok mnie. – Wyłączyłam mój telefon, gdy weszłam. Nie mogłam mieć go dzwoniącego, podczas gdy rozmawiałam z tym wspaniałym mężczyznom. Nie, Millie? Usiądź. Jestem pewna, że Brent będzie tu za chwilę. - Spojrzałam za nią, aby zobaczyć, czy przypadkiem już go nie ma.
7
Mille potrząsa głową. Ma uśmiech niedowierzania na twarzy. Pochyla się do mnie. – Brent już tu jest, ty wariatko. Teraz odsuń się i zostaw tego miłego człowieka w spokoju. - Patrzy na niego i z powrotem na mnie. Uśmiech znika z moich ust. Patrzę na Millie i tętno zaczyna mi łomotać, a następnie z powrotem na wspaniałego mężczyznę po drugiej stronie kabiny. Przerażenie ślizga się nade mną jak zimna płachta i sztywnieję. Patrzę na jego ramię. Nie mogę spojrzeć mu w oczy. – Nie jesteś moją randką, prawda? - On potrząsa swoją głową, wciąż uśmiechając się do mnie. Moja twarz płonie czerwienią w tym samym czasie, gdy moje oczy elegancko spieprzają z mojej głowy. Z jakiegoś powodu, on mnie rani. To znaczy, siedziałam tu z nim przez jakiś czas i nie kłopotał się mi powiedzieć, że pomyliłam go z kimś innym? Zbieram siły i piszczę, gdy go besztam. – Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? On wzrusza ramionami, pozornie rozbawiony i pociera kilkudniowy zarost na jego pięknej szczęce. -– Myślałem, że próbujesz mnie poderwać. - Moje usta formują się w O i patrzę na niego przez chwilę niezdolna, aby chociaż mrugnąć. Moje ręce szybko przykrywają moją twarz i skanduję do siebie pod nosem - o mój Boże, o mój Boże.
Słyszę
jego
głos
i
widzę
jego
uśmiech,
gdy
patrzę
w górę. – Wykonywałaś dobrą robotę. Byłbym szczęśliwy, kupując ci kolację. To nie polepszyło sprawy. Millie patrzy na mnie jak na wariatkę. Czuję jej rękę wokół mojego nadgarstka, ciągnącą mnie. Wstaję i idę za nią z dala od stołu. Nie mogę przestać się rumienić. Nie mogę pozbyć się głupiego uczucia duszącego mnie. Chcę się wczołgać pod stół i się ukryć. Czuję na mnie oczy gorącego faceta, kiedy oddalam się. Nie patrzę przez ramię. Nie mogę, ale Boże, chcę. On jest tak doskonały. Dlaczego coś takiego zdarza się tylko mi?
8
ROZDZIAŁ 2
Nigdy wcześniej nie byłam w tej restauracji. Gdy weszłam, pomyślałam, że obeszłam dokoła całe piętro i zobaczyłam każdy stolik, ale nie. Ta część kryła się za ścianą, która łączyła się z barem. Nie zdawałam sobie sprawy, że są tu stoliki i najwyraźniej to tutaj Mille i faceci usiedli. Millie coś mówiła, ale byłam tak zawstydzona, że niespecjalnie słuchałam. W końcu zatrzymała się przy kabinie z drugiej strony kominka i przesunęła się jak strzała obok Brenta. Moja randka poklepała miejsce obok siebie. O Boże. On wygląda jak mój były. Moje nerwy są postrzępione, ponieważ tak naprawdę jest. Podobieństwo między dwoma mężczyznami jest tak uderzające, że wzdrygam się. Stare wspomnienia migają mi przed oczami. Są tak świeże, jakby wszystko właśnie się zdarzyło. Nie chcę usiąść. Chcę biec. Moje palce muskają bliznę ukrytą pod naszyjnikiem. Jestem szalona i może trochę przerażona. Przestań! Rugam siebie. Ten facet cię nie skrzywdził. Usiądź. Skanduję „usiądź” w kółko w mojej głowie. Nie mogę pozwolić strachowi rządzić moim życiem. To mnie powstrzymywało wystarczająco długo. Przejdę przez to - dziś wieczorem. Było za wiele razy, kiedy pozwoliłam swojej przeszłości miażdżyć mnie. Udało mi się porozmawiać z gorącym facetem kilka minut temu. Mogę to powtórzyć. Mogę być dziewczyną, jaką byłam wcześniej. Przełknęłam ślinę i usiadłam. Millie oszczędziła mnie i nie wspomniała, że znalazła mnie przy przypadkowym stole, podrywającą gorącego faceta Staram się zapomnieć o tym co się stało i skupić się na mojej prawdziwej randce. Gdy go widzę, strach próbuje pełzać w górę mojego gardła. Po tym jak siadam, Millie przedstawia nas sobie. – Sidney, to są Brent i jego przyjaciel, Dusty. Dusty to zniewieściały kowboj. Ma włosy zaczesane do tyłu i rozdzielone na boki. Nosi wykrochmaloną, białą, zachodnią koszulę. Założę się, że ma fantazyjne kowbojskie buty pod stołem i również o to, że kosztują więcej niż mój samochód.
9
Wzdycham i mówię, – Witam. - Staram się nie myśleć, że dziś wieczorem właśnie trafiłam milion razy gorzej, ale nie mogę nic na to poradzić. Byłam na tej randce wcześniej - przynajmniej myślę, że byłam. Uczucie dławienia powraca. Mój kręgosłup sztywnieje. Siedzenie tak blisko niego sprawia, że znajduję się na krawędzi. Psychicznie. Rugam siebie, aby się uspokoić, ale to nie działa. Nie mogę. Każdy mięsień w moich rękach i nogach jest mocno napięty, gotowy by biec. Nerwowo uśmiecham się do niego jeszcze raz i biorę moją serwetkę ze stolika. Rozkładam ją na kolanach. Mała czarna, którą mam na sobie, ma bombowy dekolt, który obniża się nisko z przodu. Górna część sukienki przylega do moich krzywizn i rozszerza się w talii. Czuję się całkiem dobrze, ale sposób, w jaki jego oczy wędrują po mnie sprawia, że jestem nerwowa. Przesuwam się na siedzeniu i patrzę na Millie. Ona już rozpływa się, trzepocząc rzęsami do Brenta. To niesamowite, że może siedzieć tak blisko mnie i być w swoim własnym małym świecie. Brent również jest pochłonięty nią. – Więc, - mówi Dusty - jego oczy otwarcie dryfują do moich piersi, zanim
niechętnie powracają do mojej twarzy – jakbym była wystarczająco dobra, - dobrze, że nie pada dziś wieczorem. – Dlaczego?
On uśmiecha się do mnie i mówi, – Ponieważ cukier topi się w deszczu. – Dasty wygłasza z swoim wiejskim akcentem i uśmiecha się do mnie z wilczym uśmiechem. Moje brwi unoszą się. Czuję, jak posuwają się w górę mojej twarzy, aż znikają pod grzywką. Uśmiecham się i śmieję nerwowo, nie jestem zdolna nic powiedzieć, za co Millie zabije mnie później. Nagłe wrzeszcząc, strzela przez moje ciało pragnienie by uciec stąd. Może kuchnia zapali się i będę mogła wyjść. Pełna nadziei rzucam okiem w tamtym kierunku. Millie i Brent rozmawiają. Oboje pochyleni do siebie, jakby nie mogli nacieszyć się sobą. Millie chichocze na coś, co Brent mówi, a następnie patrzy na mnie. Uśmiecham się do niej na chwilę, zanim jej uwaga powraca do Brenta.
10
Przyciskam plecy do siedzenia, chcąc być gdzieś indziej. Ale jestem tutaj. Jestem tu dla Millie. Jestem tu dla mnie. Robiąc głęboki wdech, próbuję opanować moje nerwy, zanim one wezmą górę nade mną. Czuję oczy Dusty na boku mojej twarzy. One wędrują zbyt nisko i wiem, że patrzy na moje piersi, ponownie. Kręcę się na swoim miejscu, przesuwając z dala od niego i bliżej do krawędzi kabiny. Dasty odchyla się na siedzeniu i pyta, – Więc, jaki jest twój kierunek? Nerwy spadają na mój żołądek jak pijane nietoperze. Dałabym wszystko, by wymienić je natychmiast na motyle. Jestem tak zdenerwowana. Czuję się chora, ale odmawiam wyjścia. Muszę to zrobić. Muszę mieć normalną randkę, przejść przez normalną noc. Jeśli będę mogła to zrobić, mogę zabrać się za swoje życie. Po prostu zjeść obiad, pocałować faceta, uprawiać seks i wrócić do domu. To, co robią moi przyjaciele. Mogę to zrobić. Mogę. Niedźwiedź podnosi głowę i posyła mi spojrzenie. Pieprzony niedźwiedź. Zwlekam zbyt długo z odpowiedzią. Dasty lekko dotyka tyłu mojej ręki. Śledzi ją swoim palcem robiąc kółka i mówi, – W porządku, jeśli jesteś niezdecydowana. Zaczniemy od podstawowych pytań. Nie wyszarpuję ręki. Moje serce wali mocniej. Moje żebra zaraz pękną. Znajduję mój fałszywy uśmiech i chichoczę nerwowo. – Nie jestem niezdecydowana. Mój kierunek to Angielski. Jaki jest twój kierunek? – Biznes. - Dasty próbuje patrzyć mi w oczy, ale kiedy spoglądam na niego,
mój żołądek zamienia się w lód. Boże, jestem wrakiem. Łatwiej było rozmawiać z tym drugim facetem. Zmuszam się do podniesienia wzroku i uśmiecham się do niego jeszcze raz, chociaż wolałabym walić głową o skały. – Więc, chcesz założyć biznes? – Coś w tym stylu. Może otworzę sklep albo poprowadzę jeden ze sklepów
mojego taty. Naprawdę jeszcze nie wiem. Po tym jak skończę studia, muszę jeszcze
11
obronić pracę dyplomową, więc długa droga przede mną. - Podnosi ramię i wsuwa je za mnie. Nie mogę oddychać. Czuję się, jakby uderzył mnie w plecy kantówką. Gdy jego ramię opada na mnie, jest jeszcze gorzej. Cholera. Dlaczego nie mogę tu siedzieć? Dlaczego każdy dotyk musi robić mnie tak szaloną? Radzę sobie coraz lepiej, przysięgam na Boga. To dlaczego wciąż zachowujesz się w ten sposób? Ten mały głos w mojej głowie jest całkowitą suką. Ona jest w zmowie z niedźwiedziem. Brent kiwa głową i kontynuuje rozmowę z Millie o klasie, z którą wcześniej mieli lekcje. Millie śmieje się. Dasty pociera palcami krawędź mojego ramienia, dotykając mojej nagiej skóry. Sukienka nie
ma
rękawów.
Nagle,
jestem gdzieś
indziej,
zagubiona
we
wspomnieniach. Czuję ręce swojego byłego na mnie. Przeszłość i teraźniejszość zderzają się. Sztywnieję jeszcze bardziej. – Rozluźnij się. Nie ugryzę. Brent może ręczyć za mnie. Nie jestem całkowitym dupkiem. Mój dupkometr ma wskaźnik w pobliżu dwójki. Nic niepokojącego, Sidney. Brent uśmiecha się znacząco do mnie. Jego oczy ślizgają się ponad ramieniem jego przyjaciela dookoła moich ramion. – Zaś ja, z drugiej stronyMillie uderza jego pierś i śmieje się, – Jesteś doskonały. Nie zmieniłabym w tobie niczego. - Pochyla się i całuje go. Rumienię się i odwracam wzrok. Błąd. Kiedy to robię, Dasty mnie obserwuje. Nasze oczy spotykają się, ale to nie jest dobre uczucie. To przywołuje wszystko, o czym chcę zapomnieć. Kelner ratuje mnie i Millie przestaje ssać twarz Brenta na wystarczająco długo, aby złożyć zamówienie. Dzielimy wspólnie przystawkę. Dasty mówi więcej o swojej rodzinie i domu. Wrzuca kawałek krewetki do ust. – Co z tobą? Twoja rodzina wsparła twoje przyjście tutaj? - Dusty jakimś cudem zamknął lukę między nami i siedzimy ramię w ramię, biodro do biodra. Nie mam żadnego sposobu, aby przesunąć się z dala od niego. Jedno małe drgnięcie i spadnę na podłogę.
12
Gdy wspomina o mojej rodzinie, czuję jak się jeżę. To dość częste pytanie, więc staram się brzmieć normalnie. – Tak, oczywiście. Czyja rodzina nie chciałaby, by poszło się na studia? I ta szkoła jest świetna. - Jestem rozkojarzona. Kłamię. Moja głupia rodzina nawet nie wie, gdzie jestem. Dasty pochyla się blisko mnie. Bierze lok między swoje palce. Spoglądam na niego i przekręcam, więc lok opada. – Wyglądasz tak gorąco dziś wieczorem. - Moje oczy natychmiast uciekają w bok. Chociaż nie patrzę już na niego, mogę czuć oczy Dusty na swojej skórze. Włosy na moim karku stają. On pochyla się ku mnie i kładzie rękę na moim kolanie, wolno. Bardzo powoli. Nie będę reagować. Mogę to zrobić. Mogę. To jest normalny dotyk. To jest normalne. Chcę być normalna. Chcę tego tak bardzo, ale moje oczy pieką. Moje tętno wali ,tak jakby ktoś gonił mnie z siekierą. Uśmiecham się do niego ponownie, zmuszając się do pozostania na miejscu. Dasty odbiera mój uśmiech w niewłaściwy sposób. Jego ręka wsuwa się pod rąbek mojej sukienki, w połowie mojego uda - skóra do skóry - i ściska. Chwyta mnie i mój świat się zmienia. Jestem tutaj, ale mój umysł jest zagubiony w przeszłości, przeżywając wspomnienia, które chcę zapomnieć. Moje mięśnie reagują bez mojej zgody. Wystrzeliwuję z mojego miejsca, skaczę w górę, uderzając w stół i wstrząsając całą zastawą stołową. To powoduje głośny hałas. Wyciągam ręce, gotowa by wymyślić jakieś usprawiedliwienie, kiedy kręcę się wokół i uderzam w kelnera, który trzyma tacę z jedzeniem – naszym jedzeniem - wysoko nad głową. Gdy uderzam w niego, taca wywraca się na bok. Każda przystawka ześlizguje się w zwolnionym tempie i spada. Słychać ogłuszający trzask, gdy talerze uderzają o podłogę. Przez chwilę stoję tam sparaliżowana. Dasty rzuca mi spojrzenie, – co do diabła. Millie i Brent go naśladują. Czuję ich wzrok i nie mogę zebrać się na wyjaśnienia. Oni nie wiedzą. Moje usta są otwarte, ale ja nie wiem, co powiedzieć. Rzucam się do ucieczki. Zanim noc może być jeszcze gorsza, zanim zrobię z siebie jeszcze większego osła, wychodzę. Idę szybko w stronę wyjścia, gotowa krzyczeć albo płakać, a może jedno i drugie. Co, do cholery, jest ze mną nie tak?
13
Chciałam tego. Jestem tą, która pozwoliła mu to zrobić. Tak jak ostatnim razem. Obrazy przelatują przez mój umysł, ale łzy oślepiają mnie. Popycham masywne drzwi i niemal potykam się o krawężnik. Gdy nocne powietrze uderza w moją twarz, spowalniam. Nikt mnie nie goni. Żadne z nich nie chce, bym wróciła. Oddycham głęboko. Ostatnie pół godziny było jak emocjonalna kolejka górska. Najpierw upokarzam siebie, a następnie zostaję złapana. Kulę się w duchu. Jestem tak głupia. Stojąc pod portykiem grzebię w mojej torebce, szukając kluczyków. Rzucam okiem w górę i moje serce szarpie się. To on, gorący facet. Stoi na parkingu z rękami na biodrach przed czarnym samochodem. Sposób w jaki stoi przyciąga uwagę na jego szerokie ramiona i wąską talię. Chłonę go, zanim zauważam, że maska samochodu jest otwarta. Dlaczego byłam w stanie z nim rozmawiać? Ten facet nie sprawił, że panikowałam, wcale. Czułam się jak stara ja, a nie jak szaleniec, którym się stałam. Tęsknię za tym, kim byłam. Tęsknię za starą mną. Wiem, że jest jeszcze w środku mnie, gdzieś zamknięta. Musiał wyczuć wzrok na sobie, ponieważ obraca się i zauważa mnie. Podnosząc głos, bym mogła go usłyszeć, mówi, – Rozumiem, że żadne z nas nie miało dobrej nocy? Patrzę
na
niego
przez
chwilę.
Moje
serce
wciąż
wali.
Jestem
w niebezpieczeństwie. Zanim mogę zastanawiać się, kiwam głową i podchodzę do niego. Zatrzymując się obok gorącego faceta, mówię, – To była całkowita katastrofa. - Trochę napięcia opuszcza moje ramiona. Ten facet – kimkolwiek jest – sprawia, że czuję się przy nim jak przy starym znajomym. Nie rozumiem tego. Czuję się tak, jakbym znała go od lat, chociaż nie wiem jak się nazywa. To jest dziwne. Wzdycham i patrzę na jego silnik. – Kłopoty z samochodem? Przeczesując palcami włosy, mówi, – Wydaje się, że tak. Nie chce się uruchomić i to nie z powodu braku paliwa.
14
Składam ramiona na piersi, obserwuję go, gdy patrzy na samochód i mogę powiedzieć, że nie wie na co patrzy. Ani ja, naprawdę, ale może wiem więcej od niego. Podchodzę do drzwi od strony kierowcy, otwieram je i siadam w fotelu. Obserwuje mnie, gdy próbuję uruchomić silnik. Nie chce się uruchomić. Patrzę na małe wskaźniki i zauważam akumulator. Staje obok mnie. – Więc, jesteś mechanikiem? Potrząsam głową, – Po prostu udaję, że co nieco się znam. To sprawia, że wieczór jest bardziej interesujący. - Uśmiecham się do niego, nie wiem, co się ze mną dzieje. Nigdy nie rozmawiam z przypadkowymi facetami, ale to nie jest tak, że on jest przypadkowy, prawda? Twarz gorącego faceta wygładza się i zdaję sobie sprawę, że on mi nie wierzy. Śmieję się, – Ja tylko żartowałam. Wiem trochę o samochodach. Wiem na przykład, że ten nigdzie dziś wieczorem nie pojedzie. – A dlaczego? – Wygląda na to, że akumulator padł. Albo to, albo masz chomika
w rurze wydechowej. - Moja twarz tężeje. Zastanawiam się, czy zrobił coś głupiego. Faceci z uczelni robią wiele głupich rzeczy, aby porozmawiać z dziewczyną. Wysiadam z samochodu i trzaskam drzwiami. Potem, przechylam głowę i krzyżuję ramiona na piersi. – Powiedz mi, że to nie jest przyczyną twojego zepsutego zamochodu. Śmieje się i przyciska dłoń do piersi, zszokowany tym, że powiedziałam coś takiego. – Nie, nie zrobiłem czegoś takiego! Popraw mnie, jeśli się mylę, ale to ty przyszłaś do mnie pierwsza. Nie przekradłem się tutaj wcześnie i nie uszkodziłem mojego samochodu, by móc zaczepić dziewczynę, którą nie wiedziałem, że znowu spotkam, że znowu przyjdzie do mnie. Sposób, w jaki się uśmiecha jest zaraźliwy. Przesuwa rękoma przez swoje ciemne włosy, tak jakby chciał móc powiedzieć więcej. Wykrzywia kąciki ust i rzuca mi spojrzenie, które sprawia, że mrowienie pełznie przez moją skórę. Podchodzę do niego, uśmiechając się zbyt szeroko. – Nie przyszłam do ciebie!
15
– Przyszłaś. Właściwie, wróćmy tam. - Wskazuje w kierunku restauracji. Jego
twarz jest poważna. – Usiadłaś przy moim stoliku i sprawiłaś, że zrobiło mi się nagle bardzo niewygodnie. Nie miałem wcześniej tak pięknej kobiety jawnie uderzającej do mnie. To było dość kłopotliwe. Mój uśmiech sprawia, że trudno utrzymać mi moje usta otwarte w szoku. – Wcale nie! - Wiem, że mnie drażni, ale nie mogę przestać. Nie chcę, żeby to się skończyło i zdaję sobie sprawę, że rzeczywiście się śmieję. Jego ręce są złożone na piersi. Stuka palcem w swoje usta, jakby sobie coś przypominał. – Zrobiłaś. Złożyłaś zamówienie na wino i po prostu założyłaś, że pójdę na całość. Naprawdę, Sidney, będziesz musiała nauczyć się trochę lepszej się kontrolować w przyszłości. - Patrzy na mnie kątem oka, gdy ciągle patrzy na swój samochód. Wiem, że mnie podpuszcza, ale nie mogę go zignorować. Nie mogę odejść i nie chcę. Uśmiecha się do mnie tymi nikczemnymi wargami. To sprawia, że chcę go pocałować, mocno. Zmieniam taktykę. Chcę potrząsnąć nim tak bardzo, że starci równowagę. Podchodzę bliżej i patrzę na niego spod rzęs. – Dobrze, złapałeś mnie. Lubię cię. Pragnę cię. Nie mogę trzymać rąk z dala od ciebie. Ale powiedz mi, przystojny mężczyzno, co mnie obchodzi kontrolowanie siebie, kiedy mogę powiedzieć, że chcesz mnie tak samo mocno. - Wolno robię krok jeszcze bliżej niego. Nasze ciała znajdują się o oddech od siebie, patrzę mu w oczy. Uśmiechając się, udaje mu się powiedzieć, – Nie powinnaś. - Obserwuje mnie, czekając na to, co zrobię. Czuję, że moje serce wali. Jego oczy dryfują na moje usta i z powrotem do moich oczu. Każdy centymetr mojego ciała pulsuje życiem. Chcę czuć jego ręce na sobie. Chcę jego ust na moich wargach. Z wyrazu jego oczu wiem, że on też tego chce. Pochylam się bliżej, drażnię go. Czuję jego oddech na swoich wargach. Jego zapach wypełnia moją głowę i oddycham nim. – Zawsze jesteś taki nieodparty? – Zawsze jesteś tak nieśmiała? Czy tylko flirtujesz, zbliżając usta zbyt blisko
mężczyzny, który rozpaczliwie chce cię pocałować?
16
Gdy to mówił, moje ręce powędrowały do jego włosów. Dotykałam go delikatnie i słyszałam jak zaczerpnął szybko oddechu. To wysłało dreszcze przeze mnie, czyniąc mnie odważną. Napięcie jest tak silne, że nie mogę tego znieść przez kolejną sekundę. Pochylam się wolno i ocieram moje usta o jego. Piękny mężczyzna stoi tam. Wydaje się zaskoczony. Nie rusza się. Nie oddaje pocałunku. Rozczarowanie zalewa mnie. Spuszczam wzrok, przerywam pocałunek. Nie da się ukryć jak ciężko oddycham, jak bardzo mnie kręci. Odrzucenie boli mnie. – Przepraszam, - oddycham. Mam zamiar odwrócić się, gdy czuję, jak jego palce przechylają moją brodę w górę. Spoglądam mu w oczy i widzę tam coś, czego nie spodziewałam się zobaczyć. On uśmiecha się łagodnie. – Nie. Po prostu lubię być po imieniu z przypadkowymi dziewczynami, z którymi całuję się na eleganckim parkingu. Uśmiecham się. – Nie zdawałam sobie sprawy, że parking może być elegancki. – Jest. I panno Sidney, jeśli byłabyś tak uprzejma i wyjawiła swoje nazwisko? – Kto tak mówi? - śmieje się. – Wierzę, że ja tak. –Sidney Colleli. - Przygryzłam swoją dolną wargę i spojrzałam na niego – Peter Granz. - Jego głos jest głęboki i bogaty. Sposób w jaki wymawia swoje
imię sprawia, że moje wnętrze topi się, a sposób w jaki całuje, jest jeszcze lepszy. Delikatnie, Peter ciągnie moje wargi do jego i całuje lekko. To wysyła ładunek elektryczny przez moje ciało i sprawia, że moje palce się zwijają. Opieram się o niego, kochając sposób w jaki go czuję. Każda moja część drży, chcąc więcej. Pocałunek jest tak lekki, tak krótki. Gdy Peter odsuwa się, ledwie mogę oddychać. Lekko chropowatym głosem, mówię. – Miło cię poznać.
17
ROZDZIAŁ 3
Zerkam do tyłu na restaurację, obawiając się, że moja randka wyjdzie przez drzwi w każdej chwili. Chętna do zwiania jak najszybciej, spoglądam na Petera i pytam. – Podwieźć cię do domu? Peter kiwa głową i mówi. – Byłoby świetnie. Uśmiecham się. Dziewczęcy chichot kipi we mnie i połykam go w całości. Zamierzam być sama z zachwycającym facetem w moim samochodzie! Nie czuję mojego mózgu. Opuścił moje ciało podczas pocałunku. Peter idzie za mną przez parking do mojego samochodu. Oboje wsuwamy się do środka i uruchamiam silnik. Kiedy wycofuję się na szosę, pytam, – Którędy? Uśmiecha się do mnie z zakłopotaniem. – Nie wiem. Właśnie pierwszy raz byłem w tej restauracji. Uśmiech na jego twarzy jest oszałamiający. Wygląda tak chłopięco i doskonale. Śmieję się i rzucam okiem na niego. – Nie wiesz, gdzie mieszkasz? – Wiem, gdzie mieszkam. Po prostu nie wiem, gdzie to jest w odniesieniu do
tego miejsca. Właśnie przeniosłem się tutaj. – Och, jak długo jesteś w mieście?
Peter uśmiecha się zmieszany. – Kilka tygodni, ale miasto jest ogromne. Przyznaję, nie zwracałem uwagi podczas jazdy i moje poczucie kierunku jest mniej niż doskonałe. Używam GPS-u w swoim samochodzie, by się poruszać. Zaczynam jutro nową pracę i wyskoczyłem coś zjeść. Fast food już mi się znudził. Słyszałem o tym miejscu i postanowiłem wpaść. A potem spotkałem ciebie i reszta jest już historią. Peter’owi tak łatwo przychodzi mówienie o sobie. Pochyla się z powrotem w fotelu i patrzy w okno. Wskazuje wschód i mówi, – Myślę, że mieszkam w tamtej okolicy.
18
Nie mogę przestać się śmiać. – Tam jest wysypisko. Nie ma nic innego. Ciemne brwi Petera łączą się, gdy patrzy przez okno, a następnie z powrotem na mnie. – Jesteś pewna? Myślałem, że mieszkanie wyglądało raczej ładnie, gdy wyszedłem. Pochyla się do przodu i wygląda przez okno. Jest ciemno. Niebo jest atramentowe z normalnymi rozpryskami białych gwiazd. Jedyna dekoracja na bokach szosy to drzewa jadłoszynu, które wystają z ziemi jak kościste palce i krucha, wysuszona trawa. Odjeżdżając, pytam, – Jaka jest nazwa twojego kompleksu apartamentów? Staram się jechać powoli, więc nie opuszczę wjazdu na wiadukt, jeśli trzeba będzie wjechać na autostradę. – Ridgewood lub coś w tym rodzaju. To jest po drugiej stronie ulicy college'u.
Peter patrzy na mnie. Mogę wyczuć jego oczy na boku swojej twarzy. Zanim mogę się
powstrzymać
wciągam
dolną
wargę
do
ust
i
skubię
ją.
Gorąco
jego spojrzenia niepokoi mnie. Kiedy mówi, jego głos jest tak głęboki, że wysyła fale przeze mnie. – Rób tak dalej, a cię pocałuję. – Prowadzę, - mówię i spoglądam na niego, uwalniając moją wargę. – Nie powiedziałam, że byłoby to mądre. Powiedziałem tylko, że będę musiał
to zrobić. Twoje usta są niesamowite, a kiedy tak robisz, to również chcę je skubać. Gorąco rozprzestrzenia się na moje policzki, wraz z obłąkanym uśmiechem. Peter uśmiecha się do mnie. – Jak słodko. Rumienisz się. – Zamknij się, - śmieję się, czekając by moje wiśniowo-czerwone policzki
poszły precz. – Nie, to jest słodkie. Lubię to.
Przestaje mówić, gdy wjeżdżamy na jego duży parking. Peter mieszka około pięciu minut od restauracji. To była prawdopodobnie pierwsza rzecz, jaką zobaczył, gdy przyjechał do miasta. – Który? Pytam, próbując zdecydować, w którą stronę obrócić. Kompleks jest
ogromny. Niektórzy z moich przyjaciół mieszkają tutaj, ponieważ posiada boisko do
19
siatkówki, budynek klubowy i basen. Ja i Millie mieszkamy w akademiku i możemy tylko pomarzyć o mieszkaniu takie jak te. – Tą drogą. Wskazuje i kieruję się na tyły kompleksu. Peter zaciska wargi w
cienką linię, a potem patrzy na mnie. – Chcesz wejść do środka na filiżankę kawy? Patrzę na niego przez chwilę. Cholera, on jest taki piękny. Chcę poznać go lepiej, ale nie mogę przewidzieć o co naprawdę prosi i jest już późno. Nie jestem przygodą łóżkową na jedną noc i mam wystarczająco dużo problemów, jeśli chodzi o facetów. Poza tym, chcę by ktoś był mój, kiedy idziemy na całość. Brzmię jak licealista. Może uda nam się stworzyć coś poważnego? Dziewczyno, nie bądź śmieszna. Mój umysł szaleje. Bzikując w środku, spoglądam na niego. – Czy to kod do seksu, czy naprawdę wypijemy kawę? Peter śmieje się i udaje wstrząs, kładąc rękę na piersi. – Mój Boże! Czy to dlatego te wszystkie kobiety w Starbucks próbują wypić ze mną kawę? Klepię go w ramię i potrząsam głową. Uśmiech na mojej twarzy nie zniknął odkąd wsieliśmy do samochodu. Wjeżdżam na miejsce parkingowe i oboje wychodzimy. Idę za nim na drugie piętro, bo nie mogę pozwolić mu myśleć, że nie chcę jego kawy, nie po tym całym komentarzu o Starbucks. Gadamy o niczym, a on ciągle mi dokucza. Rewanżuję mu się tym samy. Czuje się tak naturalne. To nie jest fałszywe, a ja się nie boję. Mam już dosyć bycia samą cały czas. Jedno wydarzenie umieściło moje życie na innym kursie. Chcę wrócić na poprzedni. Chcę wydostać się z tego lotu w dół. Jestem uszkodzonym towarem i zdaję sobie z tego sprawę. Peter sięga do kieszeni i wyciąga klucze. Obserwuję go, gdy to robi. Jego ramiona są silne oraz muskularne i łączą się z twardą klatą, i zgrabną talią. Myślę o przeciąganiu palcami po jego brzuchu i czuję już, jak moje koniuszki palców odnajdują napięte mięśnie. Peter spogląda na mnie, gdy otwiera drzwi. Uśmiecha się, tak jakby wiedział ·o czym myślałam i mówi: – Za tobą.
20
Wchodzę do jego mieszkania i wszędzie widzę pudła. Niektóre są rozpakowane, ale większość z nich ma rozerwane pokrywy, jakby szukano w nich czegoś, zanim poddano się i zostawiono jak stały. – Witaj w mojej obskurnej siedzibie. – Nie jest obskurnie. Jest o wiele ładniej niż na wysypisku. Musisz się tylko
rozpakować. Rozglądam się i widzę kanapę opartą o ścianę. Peter idzie do małej kuchni niedaleko salonu i włącza ekspres do kawy. – Jesteś głodna? - Woła do mnie. – Dostałaś coś do jedzenia? Wyglądałaś na
wkurzoną, gdy wyszłaś. Zgaduję, że nie miałaś szansy, aby coś zjeść. Peter staje w drzwiach. Odwracam się do niego. Zauważył dużo więcej niż myślałam. – Jest w porządku. Kawy mi wystarczy. – Ach, kawa, mówi i mruga do mnie. – Nie w ten sposób! O mój Borze, jesteś taki... śmieję się i przechodzę między
pudłami do kanapy. Wystawia głowę z kuchni i trzymując się ściany i pyta, – Więc co? Tak uroczy? Tak męski? Tak seksowny? Tak…? – Tak irytujący! - Oczywiście nie myślę tak. Ile razy przestaję się uśmiechać,
on zapala mnie z powrotem jak choinkę. – Ach. Miałem nadzieję, że powiesz: tak seksowny – całkowicie sexy.
Mógłbym z tum żyć. - Mrugnął i zniknął z powrotem w kuchni. Zanim mogę odpowiedzieć, kontynuuje. – Cóż, mam trochę wędliny. Przyniosę ci kanapkę. Tylko daj mi chwilę. - Słyszę jak się porusza i decyduję się nie protestować. Jestem głodna. Nie zjadłam niczego tylko wypiłam wino, a wino jako obiad zazwyczaj nie jest dobrym pomysłem. Umościłam się wygodnie, zrzuciłam buty na obcasach, wciągnęłam stopy pod siebie i zwinęłam się na oparciu kanapy. Pachnie nim. Oparłam twarz o miękki zamsz i wdycham zapach. Jest piżmowy i męski. Boże, pachnie tak dobrze. Gdyby kanapy
21
były seksowne, ta byłaby modelem na okładkę. Wciskając nos w oparcie, zaciągam się głęboko. Peter wybiera ten moment, aby z talerzem w ręku wejść do pokoju. Zatrzymuje się i wpatruje we mnie. Wyraz jego twarzy można nazwać - rozbawiony szok. – Obwąchujesz moją kanapę? – Nie! - Siadam szybko, zbyt szybko. Wpadam w panikę. Peter wpatruje się
we mnie jak w dziwadło. Prawdopodobnie nim jestem, mam na myśli, że wąchałam kanapę faceta. Potrzebuję leczenia. Cokolwiek. Sięgam do swojego mózgu i wyciągam jedyną rzecz, która tam jest. Używając mojego najlepszego sypialnianego głosu, puszczam oko do niego i pytam; – Mogę cię rozproszyć jakąś kawą? Twarz Petera płonie i śmieje się. Robi kilka kroków do przodu i podaje mi talerz. Z wdzięcznością go przyjmuję. Przez krótką chwilę zastanawiam się nad złapaniem kanapki i ukryciem się za chlebem. Sposób, w jaki Peter patrzy na mnie, nie pomaga rumieńcom na mojej twarzy. Zostałam złapana na obwąchiwaniu jego kanapy. Boże, chyba nie ma niczego gorszego. Pewnie myśli, że uciekłam że szpitala psychiatrycznego. Jesteśmy cicho zbyt długo, co mnie denerwuje. Między kęsami pytam go o niektóre rzeczy. – Więc, nie brzmisz jak prostak, ale nie mogę powiedzieć skąd jesteś. – Connecticut. Jankes, tak samo jak ty, mała panno Jersey. – Przeniosłeś się tu dla pracy?
Peter kiwa głową. – Taa. Nadszedł czas na zmiany. - Kiedy to mówi patrzy w dal, a następnie jego oczy opadają na podłogę. Jest tam coś więcej, coś ciężkiego, ale nie naciskam go. – Znalazłem to miejsce na mapie i pomyślałem, Teksas będzie inny, więc przyjechałem i udało mi się wkurzyć całą moją rodzinę. Ale to był bonus. – Pochylił do mnie głowę, zanim usiadł na kanapę.
22
– Tak, moja rodzina również była wściekła, gdy się tu przeniosłam. Próbowali
wykorzystać stare włoskie poczucie winy w związku z opuszczeniem własnej rodziny… Tak jakby nie mogli funkcjonować beze mnie? Gryzę kanapkę i potrząsam głową. – Moja rodzina jest tak zżyta, że nikt z nas nie może oddychać bez kogoś innego wiedzącego o tym. Cieszyłam się, wydostając się stamtąd. Potrzebowałam miejsca. Kończę kanapkę i szukam miejsca, by odstawić talerz. – Wiem, co masz na myśli. Peter uśmiecha się do mnie i zabiera talerz z mojej
ręki. – Szczerze mówiąc, jesteś pierwszą osobą, z którą rozmawiam i nie muszę niczego nie udawać. Każdy inny wydaje się, jakby uciekł z planu filmowego. – Wiem, prawda? Powiedziałam to Millie, gdy się tu przeniosłam. Właściwie,
powiedziałam to grupie osób. Millie była jedyną, która śmiała się z tego, co zrobiło z niej wysokiej jakości materiał na przyjaciela. Reszta ludzi skrzywiła się na mnie. – Millie jest dziewczyną, która przyszła po ciebie do mojego stolika? - Peter
zapytał, zanim wyszedł do kuchni by przynieść kawę. Kiwam głową. Kiedy wraca z kuchni, pytam go. – Hej, co planowałeś zrobić, gdybym zorientowała się, że nie jesteś moją randką w ciemno? Peter przynosi mi kawę i siada ponownie obok mnie. – Nie wiedziałem, że jesteś na randce w ciemno. Rozgryzłem to w tym samym momencie co ty, może sekundę szybciej. Wyraz twojej twarzy był tak uroczy. Cieszę się, że zatrzymałaś się i zagadałaś do, gdy wyszłaś na zewnątrz. - Peter patrzy na mnie znad swojego kubka, kiedy sączy swoją kawę. Te niebieskie oczy są odurzające. Nie mogę przestać na niego patrzeć. Nic nie mówimy do czasu, aż stawiam filiżankę na pudle obok. Czuję jakieś przyciąganie do niego. Jest coś, coś w nim, co trzyma mnie i łączy z nim bardziej, niż łączyło z innymi facetami i z jakiegoś powodu nie boję się. Nie wiem dokładnie co to jest. Uśmiech rozświetla całą jego twarz, kiedy spogląda na mnie. Jednak jest jakiś cień w jego oczach, jakby jego życie było twardsze, niż można sądzić na pierwszy rzut oka. Wyczuwam to w nim. Jest jak wezwanie, by go polubić. Może dlatego, że
23
moje życie też nie było łatwe. Gdybym znalazła drugą osobę, która ma tak kruchego, poturbowanego ducha jak ja. Rzecz w tym, że nie ma ich wielu. Nie wiem czy inni poddają się i umierają, gdy coś pójdzie nie tak, albo twardnieją tak bardzo, że już tak naprawdę nie żyją. Odmawiam zgięcia, odmawiam zamienienia się w kamień. Ból w moim życiu nie zniszczy mnie. Nie pozwolę na to. Widzę takie samo przekonanie w jego oczach i słyszeć to w jego głosie. Jest coś, co zostawił, ktoś, kto go okaleczył. Żartobliwe uwagi, ten pewny siebie uśmiech i te olśniewające oczy starają się ukryć to przede mną, ale wiem, że to tam jest. Jest uszkodzony tak jak ja. To ciągnie mnie do niego w sposób, który jest zbyt potężny, by to ignorować. Peter sięga obok mnie i umieszcza swój pusty kubek na tym samym pudle. Jego ramię ociera się o mnie gdy to robi. Wdycham go. Boże, pachnie smakowicie. Ten pociąg między nami staje się jeszcze silniejszy. Kiedy się prostuje, siedzimy bardzo blisko siebie. Szafirowe oczy Petera łączą się z moimi i mój żołądek spada. To jest to. Czuję to. Mogę spać z tym facetem i wymazać… tamtego. Jestem już tak daleko. Jeszcze tylko parę kroków, jeszcze parę minut. Mogę to zrobić. Mogę. Ponadto facet sprawia, że mam wrażenie, iż faktycznie mogę z nim być. Chcę go dotknąć, co jest bardzo dziwne. Nie czułam się tak przez bardzo długi czas. To tak, jakby przywrócił mi życie. I wszystko co mogę teraz zrobić, to siedzieć tutaj i nie włożyć moich palców w jego włosy. Chcę czuć go naprzeciwko mnie. Chcę zakosztować jego ust. Ten jeden pocałunek, którym mnie obdarzył, dokucza mi całą noc. Oddech Petera przecina mój policzek, gdy wypuszcza powietrze. Jest ciepły i doskonały. Moje serce bije szybciej, kiedy zbliża się do mnie. Jego oczy studiują moją twarz, zauważając każdy szczegół. Nerwy przekręcają mój żołądek w zawrotnym oczekiwaniu. Peter podnosi swoją dłoń i głaszcze palcami bok mojej twarzy, łagodnie pieści mój policzek. Moje oczy zamykają się w odpowiedzi i pochylam się do jego dłoni. Każda część mnie budzi się do życia. Mój głos grzęźnie mi w gardle. Nie mogę mówić. Czuję, jak napięcie buduje się między nami i mam zamiar się roztopić. Chcę się roztopić. Chcę przez chwilę przestać myśleć, chcę ruszyć ze swoim życiem i zatracić się w jego pocałunku. To takie dziwne dla mnie, ale się nie odsuwam. Zmuszam się, aby zrobić krok do przodu.
24
Gorąco strzela przez moje ciało i czuję jak pomalutku pochylam się do niego, chcąc poczuć smak jego pocałunku, chcąc poczuć go naprzeciwko mnie. Palce Petera zgarniają włosy z dala od mojej twarzy, schyla głowę i przykrywa moje wargi swoimi. Wsysam poszarpany oddech, niezdolna ukryć, jak duży ma on na mnie wpływ. Dolna warga Petera ociera się o moją. Całuje mnie delikatnie, początkowo niepewnie. Każdy pocałunek jest powolny i niepewny, sprawdzający, czy chcę więcej. Peter całuje mnie, lekko gryząc dolną wargę zębami i odpowiadam mu. Opieram się o niego i naciskam ustami o jego wargi. Czuję, jak jego język pociera moje usta, prosząc o ich otwarcie. Omiata je lekko raz, dwa razy i otwieram usta. Przesuwając język wzdłuż krągłości moich warg, Peter całuje mnie głębiej. Jęczę, pochylam się do niego, nie chcąc by to się skończyło. Każda część mojego ciała jest rozpalona. Każdy kawałek mnie jest hiper-wrażliwy na jego dotyk. Gdy jego ręce dotykają mojej skóry, czuję się lżejsza, jakbym się unosiła. Przylegam do Petera, a moje palce kreślą szlak na jego plecach i czuję krzywizny jego silnego ciała. Ręce Petera reagują i wślizgują się pod rąbek mojej koszuli. Kiedy mnie dotyka, czuję się tak dobrze. Moje tętno przyśpiesza. Nie mogę nic na to poradzić. Nie mogę ukryć swoich szybkich oddechów lub tego, co on mi robi. Dotknięcie Petera stawia mnie w ogniu. Ciągnę go w dół na mnie i kładziemy się na kanapie. Jego wargi nie zatrzymują się. Nigdy nie odpowiedziałam wcześniej w ten sposób. Miałem gorące pocałunki wcześniej, ale to nie to samo. To jest połączenie, które sięga głębiej. Jego pocałunek trafia we mnie jak strzała i zarzuca kotwicę, która obciąża moją duszę. Peter Granz jest inny. Wszystko od jego dotyku po jego głos, przyciąga mnie do niego. Moje palce pracują nad guzikami jego koszuli. Kiedy odsuwam tkaninę, spada ona na podłogę, odsłaniając wyrzeźbioną klatkę piersiową i mięśnie brzucha twarde jak kamienie. Sapię i przesuwam palcami po konturach jego ciała. Peter patrzy na mnie, gdy przesuwam ręką po jego piersi i podążam tropem moich palców w dół do jego brzucha. Gdy trafiam na jego pasek, moja dłoń zatrzymuje się i spoglądam w jego oczy. – Jesteś piękna. – Mówi i ciężko oddycha. Opuszcza głowę i wyciska wolny
pocałunek do mojej szyi. Zamykam oczy i cieszę się odczuciami strzelającymi przez
25
moje ciało. Jego ręce przesuwają stanik mojej sukienki, powoli sprawdzając, jak daleko może się posunąć. Kiedy jego dłoń ociera się o moją pierś, jęczę mu do ucha. Moje biodra naciskają na jego i mogę poczuć jak jest twardy, jak bardzo mnie chce. Pocałunki Petera podążają w dół mojej szyi, pozostawiając gorący ślad. Za każdym razem, gdy zostawia pocałunek na mojej skórze, moje plecy unoszą się z kanapy. Nie mogę leżeć nieruchomo. Wszystko co on robi, sprawia, że chcę odpowiedzieć mu w ten sam sposób. Moje ręce znajdują jego plecy i dotykają jego mięśnie. Są tak napięte, tak twarde. Peter przenosi ciężar ciała, przestawiając jedną nogę z boku. Obserwując mnie, dotyka dekoltu mojej sukienki i wolno obniża ramiączko. Oddychając powoli i głęboko spoglądam na niego. Jego oczy ciemnieją gdy patrzy na mnie, a jego palce łagodnie przesuwają drugie ramiączko. Czuję jego wzrok na mnie. Wiem, że chcę tego. Peter zsuwa górę mojej sukienki. Mam na sobie przezroczysty, czarny stanik. Wszystko przez niego widać. Oczy Petera pochłaniają mnie, jakby nie mógł się napatrzeć, zanim opuszcza głowę na moją pierś. Jego usta początkowo poruszają się po tkaninie. Drażni mnie, czyniąc moje sutki tak twardymi, że aż bolą. Racjonalne myślenie opuściło moje ciało. Jęczę pod nim, przylegając do niego. Czuję się dobrze i chcę tego. Chcę czuć jego usta na sobie. Chcę czuć jego język trącający mój. Jęczę i plączę moje ręce w jego ciemnych włosach. Moje plecy wyginają się w łuk i nacieram mocniej na jego usta. Ręce Petera przesuwają się do moich ramiączek. Zsuwa jedno ramiączko i odsłania miękką skórę poniżej. Peter całuje moje nagie ramię. Jego usta dryfują niżej, wypalając ścieżkę gorących pocałunków do mojej piersi. Czuję jego dłoń, gorącą i ciężką, przesuwającą się nad krzywymi. Trzyma mnie przez chwilę, ważąc w dłoni. Kciuk Petera ociera się o mój sutek sprawiając, że moje biodra same się poruszają. Dysząc ciężko wypowiadam jego imię, błagając go, by mnie całował, by mnie tam dotknął. Jego wargi ocierają się o moją skórę i roztapiam się. Całe moje ciało reaguje na niego. Każdy mój cal jest w ogniu, gorący, chcący – domagający się - jego. Peter całuje mnie i szczypie aż jestem zagubiona w gęstej mgle pożądania. Moje biodra kołyszą się naprzeciwko jego, chcąc więcej.
26
Opuszcza rękę do moich nóg i powoli kreśli palcem ścieżkę po wewnętrznej stronie uda. Wsysam oddech, chcąc by jego ręka wśliznęła się pod moją sukienką, do tego gorącego miejsca między moimi nogami. Peter porusza się wolno, patrząc na mnie. Jego ręka pociera zewnętrzną część moich majtek, dotykając mnie lekko. Ruch ten czyni mnie szaloną. Nie mogę znieść sposobu w jaki Peter mi dokucza, podczas gdy obserwuje mnie, jakby wiedział co mi robi. Moje paznokcie drapią jego przedramiona. Jego samokontrola znika i w ciągu kilku sekund jest na mnie, przyciskając mocniej do kanapy. Jego ręka jest między moimi nogami, a jego usta są na mojej piersi. Wiję się na jego ręce, z tysiącem różnych doznań strzelających przez moje ciało. Wszystko jest idealne, aż do czasu gdy zadziwiająco głośny dźwięk sprawia, że czar pryska. Telefon w kuchni dzwoni, rozbrzmiewając echem w pustym mieszkaniu. Peter zatrzymuje się. Irytujący hałas nie znika. Dzwoni i dzwoni. Peter wzdycha w moje ramię. Tulimy się jeszcze przez chwilę, aż w końcu on się podnosi. Peter siada na końcu kanapy, ignorując telefon i pocierając twarz rękoma. Oddychając ciężko, mówi. – Przykro mi, Sidney, ale nie mogę tego zrobić. Coś we mnie roztrzaskuje się, gdy to mówi. Zamiast wyjaśnić mi, co się dzieje, Peter wstaje i odwraca się. Nie widzę jego twarzy. Jego nagie plecy znajdują się przede mną, każdy jego mięsień jest napięty. Peter kładzie ręce na głowie i głośno wzdycha, następnie patrzy w górę na sufit i odwraca się do mnie. Moje serce zatrzymuje się, kiedy w końcu spogląda na mnie. Myślałam, że był gorący wcześniej, ale teraz jest o wiele gorętszy. Każda krzywizna jego piersi jest wyrzeźbiona jak dzieło sztuki. I te oczy, te nawiedzone niebieskie oczy, paraliżują mnie. Patrzę na niego, nie mając pojęcia o czym myśli. Telefon przestaje dzwonić. Ciężka cisza zalewa mieszkanie falami. Nie mogę oddychać. Peter podnosi koszulę i ubiera ją z powrotem. Kiedy to robi, ja poprawiam ramiączka stanika, zakrywając siebie. Jest mi gorąco i czuję się taka zdenerwowana. Chcę wiedzieć, dlaczego mnie odepchnął. Nigdy wcześniej żaden facet tego nie zrobił. Głupio mi, że zaszliśmy tak daleko, a następnie on zareagował w taki sposób. Zastanawiam się, czy zrobiłam coś
27
złego. Wpatruję się w jego plecy. Stoi przede mną mnie, ale poza zasięgiem ręki. – Przykro mi, Peter. Nie myślałam, że wszystko tak się potoczy. Naprawdę przyszłam tutaj tylko z tobą porozmawiać. Mam na myśli każde słowo, które wypowiadam. Nie miałam zamiaru z nim spać, ale kiedy jego usta opadły na moje, zapragnęłam przez chwilę coś poczuć, coś innego od niekończącego się bólu i wyrzutów sumienia, które płynęły w moich żyłach. To miał być moment zapomnienia o wszystkim, szansa, aby pójść dalej. Jestem chciwa. Wzięłam za dużo. Powinnam była powiedzieć, nie. Powinnam zareagować jak normalna dziewczyna i być nieśmiała. Rzecz w tym, że nie jestem normalna. Zbyt wiele rzeczy mnie spotkało. Nerwy skręcają moje wnętrzności. Nie mogę na niego patrzeć. Oczy Petera przeszukują moją twarz. Czuję jego spojrzenie na mnie, ale nie patrzę w górę. Wpycha ręce do kieszeni i wpatruje się w podłogę. – Wiem. Kawa... Wydaje się, że ma zamiar powiedzieć coś więcej, ale w końcu nie mówi. Patrzy na mnie przez chwilę spod brwi. Mój żołądek spada. Panika, poczucie winy i furia mieszają się we mnie, sprawiając, że jest mi niedobrze. Peter patrzy w górę i nic nie mówi. Cisza między nami aż trzeszczy z wściekłością. Muszę wyjść. Każda moja część chce biec. Upokorzenie nie wygląda na mnie dobrze. Staram się uśmiechnąć, ale czuję się tak źle i moja szczęka jest cała sztywna. Nie mogę zebrać myśli. Co mam mu powiedzieć? Nic co powiem nie sprawi, że ta sytuacji będzie mniej żenująca, więc łapię moją torebkę i mówię, – Dzięki za kanapkę. Ostatnie słowo jest pełne insynuacji, której nie miałam na myśli. Mój głos grzęźnie mi w gardle zupełnie nie w porę. Przerażona, patrzę na niego. Wstydliwy wyraz prześlizguje się przez twarz Petera. O mój Boże. Nie zauważyłam tego wcześniej, ale on jest nieśmiały. Widzę ślad ostrożnego chłopca mieszkający w tym człowieku. Myślę, że mogę już umrzeć. On jest doskonały. On jest doskonały i mnie nie chce.
28
Peter opanowuje się i wraca jego pewność siebie, nieśmiało zamyka dzielącą nas odległość. Pochyla się i całuje mój policzek. – Dzięki za wszystko. Rozmawiamy jeszcze przez chwilę i to uczucie „trzymaj się jego” nie znika. Trudno jest wyjść. Czuję się tak, jakbym w jakiś sposób go raniła, ale nie mogę zostać. Nie po tym. To nie jest jedna z tych rzeczy, o której mogę zapomnieć. A jeśli zobaczę go jeszcze raz, nie zostaniemy przyjaciółmi. Nie będzie drugiej szansy. Zobaczył zbyt wiele ze mnie, a jego wyrzucenie mojej dupy na zewnątrz jest czymś, czego nie chcę powtórzyć. Idę za Peterem do drzwi. Nie mówimy nic więcej. Obracam się w jego stronę i patrzę na jego twarz z rozchylonymi ustami. Niezadane pytanie odbija się mojej twarzy. Spojrzenie Petera przesuwa się w bok. Świetnie. Nawet na mnie nie patrzy. Cokolwiek. Opieram się pragnieniu ugryzienia go i głośno tupiąc, idę w dół schodów jak rozwścieczony słoń. Peter wychodzi i stoi na podeście, dopóki nie jestem bezpieczna w swoim samochodzie. Ruszam z miejsca, nie oglądając się za siebie.
29
ROZDZIAŁ 4
Gdy wracam do pokoju w akademiku, byłam w podłym nastroju. Spotkałam idealnego faceta i spieprzyłam to. Nawet nie wiem co zrobiłam źle! Czy wbiłam paznokcie w jego ramiona? Przypomniałam mu o jego martwym kocie albo coś? Idę w dół korytarza. Wszystkie drzwi są otwarte. Mieszkam w damskim akademiku. Niektóre z dziewczyn są w piżamach, podczas gdy inne wciąż mają na sobie dzienne ubranie. Mijam kilka drzwi i macham dziewczynom w środku. Ktoś gwiżdże na mnie gdy przechodzę. – Gorąca babeczka! - Krzyczy blondynka. Nie znam jej dobrze. Kiwamy sobie głową, kiedy widzimy się codziennie w klasie i to tyle. Patrzę na nią, a ona podnosi na mnie brwi, zakładając, że zaliczyłam. Taa, pewnie. Skręcam za róg i widzę moje drzwi, otwarte. Strach wypełnia moje gardło. Nie chcę rozmawiać z Millie o Peterze. Dodatkowo, ona będzie wkurzona, że porzuciłam ją na kolacji. Zachowałam się gównianie, ale Dusty - o mój Boże. Czy możliwe jest, by mogła wybrać kogoś bardziej nieodpowiedniego? Jedyną gorszą opcją byłby marudny, stary motocyklista z fetyszem palców. Cholera. Patrzę na drzwi i mówię sobie, że w końcu muszę kiedyś podjąć tę decyzję. O tym, co stało się z Peterem najlepiej zapomnieć. Nie chcę o tym rozmawiać. Bycie odrzuconym jest wystarczająco złe, ale fakt, że dopiero co go poznałam i pozwoliłam mu na tyle, a następnie zostałam odrzucona - no cóż, jest gorsze. To jak odrzucenie podane z lodami. Jakby regularna zniewaga nie była wystarczająco odjazdowa. Odpycham swoje zmartwienia i próbuję umieścić moją maskę na twarzy. Nic się z tego nie wydarzyło. Podłoga w naszym pokoju jest centrum towarzyskim dziś wieczorem. Wchodzę do środka i kroczę pomiędzy sześcioma dziewczynami robiącymi brzuszki. Patrzę na Millie i posyłam jej - co jest kurwa - spojrzenie.
30
Ona siedzi na krześle przy naszym wspólnym biurku, które jest wbudowane w ścianę. Nie leje się z niej pot i ogólnego nie wygląda na umęczoną, więc zakładam, że czeka na swoją kolej. Nie starczyło dla niej miejsca na podłodze. – Znalazłyśmy stare taśmy Stella z ćwiczeniami na mięśnie brzucha. Megan powiedziała, że może poprowadzić cały trening. Wszystkie przyjęłyśmy zakład, która umrze pierwsza. Kiwnęłam głową i usiadłam na łóżku, a torebkę rzuciłam na stolik nocny. Millie obserwuje mnie przez chwilę. Widzę, że chce porozmawiać, ale niczego nie powie, jeszcze. Dobrze. Zrzucam pantofle, łapię swoje rzeczy i kieruję się pod prysznic. Dzisiejszy dzień był do dupy. Chcę zmyć to wszystko w cholerę. Calutki dzień. Kiedy stoję pod prysznicem, pozwalam gorącej wodzie spływać po mnie, ale bez względu na to jak długo tam stoję, nie mogę pozbyć się wspomnienia rąk Petera na moim ciele. To tak, jakby wytatuował swój dotyk w moim umyśle. Nie wiem co zrobiłam źle. Nie wiem, czy naprawdę chciałabym uprawiać seks z Peterem dziś wieczorem - pójście tak daleko, tak szybko, byłoby niezwykłe dla mnie - ale również nie sądziłam, że wszystko skończy się tak nagle. Próbuję pozbyć się gorąca i uczucia zmartwienia, które owinęło się ciasno wokół mnie i wrócić do pokoju. Minęło około dwudziestu minut odkąd wyszłam. Kiedy wracam, sześć dziewczyn leży na podłodze, trzymając się za brzuchy. – O mój Boże! Umrę. - Mówi Evie. Leży zwinięta w kłębek, a jej ciemne włosy
są „rozlane” wokół głowy jak butelka atramentu. – Mówiłam wam wszystkim, że to trudne! Mówiłam, ale nikt mnie kiedykolwiek
nie słucha! - Powiedziała Millie z rękami na biodrach, posyłając każdej spojrzenie - a nie mówiłam. – Więc - przerywam, - która wygrała?
Mille patrzy żałośnie i potrząsa głową. – Tia wytrwała najdłużej. Dziewięć minut. Tia unosi rękę w powietrzu i podnosi kciuk.
31
Śmieję się, – Niesamowite Tia i gratulacje dla was wszystkich. Ten trening jest obłąkany. Juro wszystkie będziecie się garbić jak 90-dziesięcioletnie staruszki. Ktoś zaczyna się śmiać, ale śmiech szybko zostaje zastąpiony jękiem. Millie patrzy na mnie ze swojego łóżka. Siedzi z założonymi nogami, a ręce trzyma na kolanach. – Więc, gdzie zniknęłaś na całą noc? Pomyślałam, że nie chcesz być szukana. - Millie ma na głowie miękkie blond loki. Gdy wróciła do domu, spięła je w wysoki koński ogon i ubrała się w koszulkę na ramiączkach i bokserki. Wzruszam ramionami, jakby to nie miało znaczenia, ale ucisk w mojej klatce piersiowej mówi mi, że ma. – Nigdzie, naprawdę. Przykro mi, że zostawiłam cię samą. Millie wygląda na rozdrażnioną, ale potem jej ramiona gwałtownie opadają i mogę powiedzieć, że mi wybaczyła. – Nie powinnam cię prosić o przyjście. Tia wtrąca się. - Zabrałaś ją na kolejną randkę w ciemno? Zdecydowanie chcesz mieć skopany tyłek, Millie. – To prawda. Wszyscy inni wiedzą, że lepiej pytać mnie o zdanie. – Dziewczyna z Jersey nie skopie mi tyłka. – Odpowiada Millie i robi minę do
Tii. – Mam immunitet. Śmieję się – Nie po dzisiejszej nocy. Nigdy więcej randek w ciemno. Proszę, powstrzymaj się i nie umawiaj mnie więcej razy z dupkami, w porządku? Mogę znaleźć ich sobie sama, a kiedy to zrobię, będę potrzebować byś karmiła mnie lodami do czasu, aż będę rzygać. – Lody? - Mówi Tia z podłogi. Kieruję na nią wzrok i widzę jak wstaje. Jej twarz
wykrzywia się z bólu. – Ile masz lat, dwanaście? Duże dziewczyny idą się urżnąć po gównianej randce. Nie urżnę się. Już nie, ale żadna z nich nie musi o tym wiedzieć. Śmieję się razem z nimi i zgadzam się pójść do baru jutro wieczorem. Muszę pracować następnego ranka, więc mogę wyjść wcześniej - nieurżnięta - i nikt nic sobie nie pomyśli.
32
Następnego ranka przychodzę do pracy wcześniej. Jestem asystentem nauczyciela. Pracuję na wydziale anglistyki, ponieważ to mój główny kierunek. Biura profesorów znajdują się na piętrze, z dala od wszystkich sal wykładowych. Ja i kilku innych pracowników plotkujemy, zastanawiając się, gdzie są wszyscy profesorowie, jako że biura są rażąco puste. O tej porze dnia, to miejsce zazwyczaj tętni życiem, telefony dzwonią i brzęczą kserokopiarki. Profesorzy wpadają w pośpiechu, by zdążyć na ósmą do swoich klas, ale dzisiaj tak nie jest. Dziś jest upiornie cicho. Wchodzę i kieruję się z powrotem do biura Tadwick’a. Nic nie wskazuje na to, że już przyszedł. Nie ma parującego kubka kawy, świecącego się ekranu komputera. Musi być spóźniony. Wkładam torebkę do szuflady jego biurka, więc nikt jej nie zwędzi i spoglądam na zdjęcia na biurku. Tadwick nie jest starym profesorem, ma może z czterdzieści pięć lat, gęste, brązowe włosy i ciemne oczy. W jednej ramce jest zdjęcie dwóch dziewczynek, które patrzą na Tadwick’a jakby był najlepszym tatą na świecie. Wyglądają na szczęśliwych, co jest tak różne od mojego życia rodzinnego, że nawet nie mogę sobie tego wyobrazić. Wychodzę z jego biura i dołączam do innych. Ktoś woła - zasada pięciu minut – i wszyscy się śmieją. Wskakuję na puste studenckie biurko znajdujące się na zewnątrz biura dr. Tadwick'a. Pomocnik nauczyciela lub inaczej TA Marshal, kroczy, przecierając na wylot dywan. Spóźnienie jest czymś, czego on nie może pojąć. Dodać do tego jego osobowość oraz lekką nerwicę natręctw i wygląda jak zamknięty w klatce szaleniec. Wszyscy jesteśmy spóźnieni, ponieważ coś oczywiście się stało, więc to nie jest tak, że opóźnienie zajęć będzie jego winą. Zajęcia już się rozpoczęły. Jest ósma pięć. Wszyscy profesorowie powinni podpisać się na liście, a następnie udać się do sal, ale nikogo nie ma w głównym biurze. Arkusz do podpisów nawet
33
jeszcze nie został wyciągnięty. Wszystko wciąż jest zamknięte, tak jak był środek nocy. Wszyscy nauczyciele są zebrani w sali konferencyjnej na końcu korytarza. Jeden ze studentów, Ryan, próbował coś podsłuchać, ale ostatecznie wrócił, mówiąc, że nic nie słychać. – Gdzie są wszyscy? - Marshal pyta mnie z paniką w głosie. Jest wysokim,
chudym blondynem z ciałem skejta; co oznacza wiele mocno napiętych mięśni. Jest miłym dla oczu facetem, ale niestety, jest zbyt szalony, aby rozważać spotykanie się z nim. Wymagający wiele uwagi i pieniędzy, będący absolutnym maniakiem kontroli i społecznie nieświadomy, to dość ładnie podsumowanie osobowości Marshala. Trochę trudno pogodzić się z tym, że nauczyciele kochają go z powodu jego nienagannej pracy. Wszystko co robi, jest doskonałe. – Są w sali konferencyjnej. - Mówię, obgryzając paznokcie. Niepokojące
uczucie kiełkuje we mnie. Nie mogę sobie wyobrażać, co musiałby się wydarzyć, aby olali pracowników i studentów w ten sposób. Marshal naburmuszył się. – Dyskutują nad czym? Zajęcia już się zaczęły. Wiesz, że wszyscy w klasie sto jeden powołają się na zasadę pięciu minut i wyjdą. Kiwam głową. – Prawda, ale Tadwick jest surowy. Wcześniej pojawiał się i o dwadzieścia minut spóźniony i zaznaczył nieobecność każdemu. - Ponieważ pozwala tylko w dwóch wypadkach, by zwiała połowa studentów. – Ten człowiek i jego słuszny gniew na studentów uciekających z jego zajęć jest legendą. Wątpię, że wyjdą. Marshal i ja jesteśmy przydzieleni temu samemu profesorowi. On wziął pod opiekę klasę na wyższym poziomie, a ja klasę sto jeden. Ponieważ dźwięk mojego nerwowego skubania paznokci sprawia, że Marshal gniewnie na mnie patrzy, przestaję i skubię kłaczek na moim swetrze. Wzdycha i kręci głową. To nie moja wina, że reaguję na napięcie wierceniem się. Poza tym, nie spałam zbyt dobrze w nocy i odmawiam posiadania dwóch gównianych dni pod rząd.
34
Założyłam uśmiech na twarzy dzisiaj rano i nie opuszcza on mojej twarzy, bez względu na to, co się dzieje. Macham nogami i pochylam się do przodu na biurku, trzymając ręce po obu stronach bioder. Sekundę później, Tia chwieje się i opada na kanapę po drugiej stronie pokoju. Wszystkie jej rzeczy spadają na podłogę tuż obok niej, a ona jęczy. – Co się z nią dzieje? - Pyta Marshal, zerkając na Tię. - Mam nadzieję, że nie
jest chora. Nie może tu być, jeśli jest chora. - Jego głos podnosi się o pół oktawy, gdy mówi. – Uspokój się, wariacie. Wygrała ostatniej nocy trening mięśni brzucha Steella.
- Mruga na mnie, nie rozumiejąc. Tia wtrąca. – Moje mięśnie brzucha nie są do niczego. Pieprzę dzisiejsze zajęcia Pilates. Czuję się tak, jakby ktoś użył moich wnętrzności za worek treningowy. - Jęczy i zwija się w kłębek. Nagle, Marshal obraca się do mnie. – Myślę, że historia Tadwick’a o braku połowy klasy jest po prostu plotką. - Stuka palcem swoje usta i mówi. – Ale wciąż, dobra plotka zasieje strach w pierwszakach. Może oni zostaną. – Oni zostaną. - Mówi Tia, z drugiej strony pokoju. Nie wiem, dlaczego się
położyła. Nie będzie w stanie usiąść. Macha do nas ręką, gdy kontynuuje. – Mojej klasy, z drugiej strony, już prawdopodobnie nie ma. Oni nie czekają dwóch sekund na Strictland’a. Marshal spogląda na nią i odmachuje. – To dlatego, że Strictland to pikuś. Ktoś oczyszcza swoje gardło z progu za Marshalem. – Kim jestem? Nie byłam tego świadoma. - Dr. Strictland weszła do środka pomieszczenia. Jest to główne pomieszczenie między wszystkimi biurami. Rzuciła okiem na Marshala. – Potraktuję ostrzej studentów w tym semestrze i powiem im, aby podziękowali za to tobie, Marshal. Gałki oczne Marshala miały chyba zamiar wyskoczyć mu z głowy. Kącik ust Strictland szarpnął się w górę. Ona lubiła mu dokuczać. Marshal ma problem ze
35
zrozumieniem sarkazmu. Strictland posyła mu spojrzenie i mówi. – Jak gdybym mogła zrobić ci takie coś? Naprawdę, Marshal. Naucz się odgryź, kiedy ktoś ci dogryza. Dr. Cyianna Strictland jest szefem działu. To starsza kobieta, z miedzianą skórą i smugami szarości w kasztanowych włosy. Zazwyczaj nosi jaskrawy garnitur, ale dziś jest ubrana na czarno, co jest bardzo znaczące. Strictland macha ręką, przerywając uniżone błaganie Marshala. Wyraz jej oczu sprawia, że mój żołądek opada. Stało się coś złego. Kontynuując, Strictland składa ręce przed sobą i mówi. – Są ważniejsze rzeczy do omówienia. Obawiam się, że mam złe wieści. Jak być może wiecie, od ubiegłego roku zajęcia Dr. Tadwick’a odbywały się dwa razy w tygodniu, ponieważ miał atak serca. Nastąpił jego wspaniały powrót do zdrowia i miał zamiar zacząć z powrotem uczyć w pełnym wymiarze godzin, jednakże – mocniej złączyła dłonie razem i rozejrzała się po pokoju - rzeczy nie poszły zgodnie z planem. Dr Tadwick zmarł w ten weekend. Moja szczęka opadła tak jak i innych. Tadwick żartował ze swojego ataku serca, kiedy wrócił do pracy. Był tak pełen życia, tak młody w stosunku do innych profesorów. Miał nowe spojrzenie na życie i był gotowy pobijać świat. Większość tutejszych profesorów była od niego dwa razy starsza. W porównaniu z nimi, Tadwick był młodym nauczycielem. Był nauczycielem, którego każdy miał nadzieję dostać. Zszokowane sapnięcia wypełniły pokój. Widzę, że moje przerażenie odbija się na twarzach osób siedzących wokół mnie. Wszyscy go lubili. Strictland dała nam chwilę, a potem dalej mówiła łagodnie. – Wiem, wiem. To było nagłe. Wszyscy myśleli, że on był... - Głos Strictland jest napięty. Stara się utrzymać emocje pod kontrolą, ale nie może. – Był zaufanym kolegą i dobrym przyjacielem. – W świetle tego co się stało, musieliśmy szybko znaleźć zastępcę, aby
studenci w klasach Dr. Tadwick'a mogli ukończyć rok. Uniwersytet zatrudnił nowego nauczyciela, jednego z moich byłych studentów, by ten tymczasowo poprowadził te zajęcia.
36
– Sidney i Marshal, za chwilę możecie się z nim spotkać. Poszedł
poinformować studentów o zmianie. Nie jestem pewna, czy planuje przeprowadzać dzisiejsze zajęcia, czy pozwoli studentom wyjść. Sam miał podjąć tę decyzję. Marshal i ja kiwnęliśmy głową. Nie mogę uwierzyć, że Tadwick zmarł. Fala szoku uderzyła we mnie i nie chce odpuścić. Jego biedne małe dziewczynki. Serce zaciska się w mojej klatce piersiowej. Spotkałam je kilka razy. Ostatnim razem jak je widziałam, przyszły tu z matką i z obiadem dla Tadwick'a. To była wielka niespodzianka. Teraz go nie ma. Pozostanie wielka pustka w tej rodzinie, której nie można będzie wypełnić. Moje oczy pieką, ale łzy nie spadają. Spędziłam zbyt wiele czasu w swoim życiu na płaczu. Łzy nie płyną, chyba, że im pozwolę, a nie zrobię tego. Nie tutaj. Nie teraz. Strictland spogląda na mnie, jakby wiedziała o czym myślę. – Pogrzeb jest dziś po południu, jeśli chcecie w nim uczestniczyć i okazać współczucie rodzinie. Strictland podała lokalizację wraz z jakimiś innymi wskazówkami, nim zwróceniem się bezpośrednio do mnie. – Muszę cię proszę o pomoc. Niektórzy ze studentów mogą być bardzo zdenerwowani. Dr. Tadwick był obiecującym, młodym nauczycielem. Nikt się tego nie spodziewał. Wiem, że studenci będą zdenerwowani, szczególnie w klasach Marshala. Grupy na wyższym poziomie są niewielkie. Wszyscy się znają. Moja klasa jest duża, ma ze stu studentów i większość z nich nie znała dobrze Tadwick'a. Nie mam pojęcia jak oni to przyjmą. Oszołomiona przytakuję i kieruję się do wyjścia. Moja klasa jest teraz na dole i nowy nauczyciel jest prawdopodobnie zjadany żywcem. Czuję dziurę w piersi, kiedy schodzę po schodach i myślę o Tadwick'u. Moje emocje są takim pomieszanym bałaganem. Dodać incydent z wczorajszej nocy i mogę poczuć, jak uchwyt na moich uczuciach puszcza. Wciąż jestem zaskoczona. Obrazy przemykają przez mój umysł pełne śmiechu Tadwick'a, jego głosu, jego lekcji – rzeczy, których mnie nauczył, które nigdy nie będą zapomniane. Gdy żywiołowość jego życia została zgaszona, to po prostu wydaje się tak bezsensowne. To niesprawiedliwe. Czuję ciężar w mojej piersi, w moim żołądku, i myślę, że mogę się porzygać. Nie mogę myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że Tadwick wciąż żyje,
37
wciąż nosi swój patchworkowy płaszcz z dużymi, brzydkimi guzikami. Wyobrażam go sobie przy pulpicie i wiem, że już nigdy go tam nie zobaczę. Istnieją ludzie, którzy poświęcają swój czas, aby przekazać wiedzę innym. Kiedyś wydawało mi się to głupie. W tamtym czasie uważałam, że wiem wszystko, ale Tadwick zmienił moje myślenie. Życie to podróż, mawiał. Nikt nie wie wszystkiego, a najlepszą częścią tego jest to, że nie musisz wiedzieć. Chodziło mu o to, że nie można dowiedzieć się wszystkiego, żyjąc swoim życiem. Jest różnica pomiędzy mądrością i wiedzą. Tadwick był mądry. Mam węzeł w gardle, kiedy zbliżam się do drzwi sali. Zwykle weszłabym z boku i usiadłam w pierwszym rządzie, ale nie dzisiaj. Guz w moim gardle stał się tak duży, że nie mogę przełknąć. Stoję przed głównymi drzwiami do sali i wpatruję się bez ruchu w srebrną klamkę. Zmawiam krótką modlitwę za Tadwick'a w myślach, zanim wchodzę do środka. Naprawdę nie jestem wierząca, ale nic na to nie mogę poradzić. Wydaje się, że tak trzeba. Kiedy otwieram drzwi od sali, widzę niekończące się rządy siedzeń. Są one wciąż pełne. Przypuszczam, że nowy nauczyciel zdecydował się prowadzić zajęcia. Słyszę studenta odpowiadającego na pytanie z Antygony, która była do przeczytania na dzisiaj. Rzucam okiem w dół, na przód sali. Widzę czarny garnitur nowego nauczyciela i nie przejmuję się nawet, by spojrzeć na jego twarz. Schodzę wolno po schodach. Nikt na mnie nie patrzy. Wszyscy wiedzą, kim jestem. Patrzę na moje stopy, kiedy idę po schodach w kierunku podwyższenia. Mam wrażenie, że jestem w bańce. Dźwięki wokół mnie rozmazują się i w połowie drogi moją uwagę przyciąga coś na przodzie sali. Włosy na moim karku stają i czuję czyiś wzrok na sobie. Powoli podnoszę oczy, aby zobaczyć kto na mnie patrzy. Koncentrują się one na człowieku z przodu sali. Patrzy na mnie przez chwilę, a ja drżę. Każdy centymetr mojego ciała jest przeciążony. Czuję, jak mój umysł się rozpada. To nie może się dziać, nie mnie, nie teraz.
38
Zatrzymuję się i patrzę. To jest Peter.
39
ROZDZIAŁ 5
Każdy cal mojej skóry pokryty jest gęsią skórką. Lodowaty dreszcz przebiega wzdłuż mojego kręgosłupa i miesza się z żądzą, która wciąż mnie wypełnia od ostatniej nocy. Stoję zamrożona na schodach i gapię się na niego. Peter patrzy na mnie tymi przepięknymi oczami. Jego usta zatrzymały się w połowie zdania i wpatruje się we mnie z głową przechyloną na bok. Następnie mruga oczami, jakby to był zły sen i jedno mrugnięcie sprawi, że zniknę. Nie mam pojęcia, o czym on myśli. Wyraz jego twarzy jest tak denerwująco neutralny. Horror powoli sączy się przeze mnie jak kwas, wypalając wszystkie inne emocje. Chociaż nie czuję ich w tej chwili, wiem, że wciąż tam są, schowane za śluzą, która jest gotowa do nagłego otwarcia się. Zrozumienie przychodzi do mnie, gdy patrzę na jego ubranie - ten garnitur wypolerowany do połysku, który pasuje doskonale na jego piękne ciało. Stoi przed pulpitem. Odpowiada (lub odpowiadał) studentowi. Ah, cholera. Peter jest profesorem na zastępstwie. Peter jest nauczycielem. Peter to mój szef. Czuję, że moje serce jest kruche jak szkło, tak jakby miało się roztrzaskać, jeśli tylko odetchnę. Zbyt dużo na niego spadło. Czuję miażdżącą siłę przeciw mojemu ciału, przeciw mojej zmaltretowanej duszy. Zbyt wiele rzeczy poszło dziś nie tak. Czuję, jak roztrzaskuję się na kawałki. Reaguję. Nie chcę tego, ale to robię. Sapiąc, przykrywam swoje usta i zaciskam wargi razem tak mocno, że to boli. Część mojego umysłu każe moim nogom ruszyć się, być cicho i iść usiąść, ale ja nie mogę. Jestem zamrożona i rozpadam się. Peter obserwuje mnie tymi uderzającymi oczami. Nie odwraca ode mnie wzroku. Stoi jak słup soli, jakbym była największym dziwolągiem, którego mógł oczekiwać.
40
Studentka, która odpowiadała wcześniej, Lily, mówi głośniej. Widzę kątem oka, jak jej ręka podnosi się w górę. Pyta. – Przepraszam, doktorze Granz? Peter wzdryga się i odwraca głowę w stronę Lily. Pełny uśmiech jest na jego twarzy, jak gdyby nic się nie stało. Tak jakbym się nie liczyła. Studenci wokół mnie spoglądają na moją zamarzniętą postać, wciąż stojącą na schodach. Głęboki głos Petera wypełnia salę. Rozbrzmiewa echem przez głośnik tak wyraźnie, że nie mogę tego znieść. Moje nogi każą mi spierniczać stamtąd, ale nie mogę. Opuszczam rękę ze swojej twarzy i schodzę w dół do mojego stałego miejsca z przodu sali. Peter nie patrzy na mnie ponownie. Reszta klasy kontynuuje, a ja wykonuję moją pracę, sprawdzając obecność i wysyłając jego pytania do interaktywnego jak mu tam komputera, który szkoła kupiła w zeszłym roku. Studenci używają iTouch-y by odpowiedzieć, a nauczyciel może zobaczyć ich odpowiedzi. To pomaga nauczycielowi i studentom, ale większość nauczycieli nie potrafi tego używać, dlatego każda klasa ma TA lub GA do pomocy. Podczas trwających godzinę zajęć, zdrętwiałam. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Zbyt wiele się działo, zbyt szybko. Wystarczająco złe jest bycie tu, w sali Tadwick'a, wiedząc, że nigdy ponownie go nie zobaczę. Dodać do tego problemy z Peterem i nie mogę tego znieść. Nie mogę poradzić sobie z widywaniem go codziennie, mówiącego do mnie co mam robić, siedzącego ze mną całymi godzinami i oceniającego referaty. Mój żołądek skręca się i wywraca. Czuję się taka chora. Przed końcem zajęć, siedzę skulona na krześle, tak że moja głowa ledwie dotyka szczyt siedzenia. Peter zwalnia klasę. Obraca się i patrzy przez chwilę na pulpit, a ja zbieram moje rzeczy. Jak wstałam i zaczęłam schodzić, gdy usłyszałam swoje imię. – Sidney Colleli, proszę podejdź do mnie nim wyjdziesz. - Słyszę szelest papieru za
mną, kiedy Peter podnosi swoje notatki. Obracając się powoli, patrzę na niego. Guzek w gardle jest teraz wielkości mojej głowy. Nie mogę przełknąć. Rozpadam się. Czuję to. Rozmawianie z nim jest bardzo złym pomysłem, ale jest tu kilku studentów ociągających się. Nie mogę go zignorować.
41
Tak to jest, ludzie zauważyli coś dziwnego, gdy zobaczyłam Petera. Umawianie się z profesorem jest sprzeczne z polityką uniwersytecką, tak jak spotykanie się z szefem. Peter jest nimi obydwoma. Wyleją nas, jeśli ktoś się dowie, co
się
między
nami
zdarzyło.
Nie
ma
miejsca
na
tego
typu
rzeczy
w środowisku akademickim. Zasady, kiedy podpisywałam dokumenty, aby zostać TA były jasne. W tym czasie, myśl o sypianiu z profesorem brzmiała obrzydliwie, ale teraz - gówno, gówno, gówno. Mój mózg jest w trybie paniki. Staram się to zablokować, gdy podchodzę do Petera. Uśmiechnęłam się do niego, jakby nie miał żadnego wpływu na mnie i złożyłam ręce na piersi. – Tak, doktorze Granz? Peter patrzy na mnie spod brwi. Układa dokumenty i wrzuca je do torby. – Skończyłem moją pracę doktorską w zeszłym semestrze. Tytuł jest dla mnie czymś nowym. Przyzwyczajenie się do niego zajmuje mi trochę czasu. Kiwam głową. – Mmm, pewnie dlatego zapomniałeś mi o nim wspomnieć. Peter posyła mi spojrzenie, które mówi, że nie powinnam zaczynać teraz tego tematu. Jego oczy wypalają we mnie dziurę, tak jakby rzucał mi wyzwanie, bym z tym wyskoczyła. Pierwsza uciekłam przed jego zabójczym spojrzeniem i odwróciłam wzrok. Peter chrząknął i powiedział. – Proszę spotkać się ze mną w moim biurze o trzeciej. Jest kilka rzeczy, które muszą zostać omówione natychmiast. - Kiedy to mówi, chwyta kolejny stos papierów ze swojej torby, wyciąga je i kładzie na podium. Początkowo mu nie odpowiadam, tylko patrzę na swoje buty, moje zniszczone, stare trampki. Następnie, mój wzrok wędruje do jego czarnych pantofli. Są to klasyczne półbuty, jeden z moich ulubionych stylów. Przypominają mi tańczenie i śmiech, rzeczy, które wydają mi się tak obce w tej chwili. Otwieram usta, jakbym zamierzała coś powiedzieć, ale decyduję, że nie warto. Potrzebuję tej pracy. Harowałam na to, by mój tyłek znalazł się w tym miejscu i nie pozwolę Peterowi tego zniszczyć. Kiwam głową i odwracam się. Więcej na niego nie patrząc, wspinam po schodach.
42
Plan tworzy się w mojej główce. Muszę stworzyć przestrzeń między nami. Muszę dostać pracę u innego profesora. Muszę znaleźć Strictland i poprosić ją, by przydzieliła mnie do kogoś innego. Gdy docieram na górny podest, zauważam Marshala przechodzącego przez drzwi. Posyła mi spojrzenie i wskazuje głową na Petera. – Więc, jaki on jest? Odwracam się i widzę Petera piszącego na sucho ścieralnej tablicy, tyłem do mnie. Gdy patrzę z powrotem na Marshala, warczę. – A skąd mam to wiedzieć? Marshal spogląda na mnie dziwnie. Przeciskam się obok niego, uderzając w jego ramię, ponieważ on nie chce się ruszyć, a ja nie chcę się zatrzymywać. Muszę znaleźć Strictland. Natychmiast.
Kiedy docieram do biura, wszystko z powrotem wydaje się być normalne. Pracujący studenci siedzą przy swoich biurkach, profesorzy śpieszą się i są w ciągłym ruchu, z kawą w jednej ręce, a z dokumentami w drugiej. Podchodzę do biura Tadwick'a i stoję w otwartych drzwiach. Spędziłam tam godziny. Przechylam głowę na bok i opieram ją o futrynę. Moje oczy skanują pokój, patrzę na wszystkie książki Tadwick'a, jego ulubione wiersze literatura. Mój wzrok wędruje do jego obrazów i jakiejś niewielkiej glinianej rzeczy, która wygląda jak zgnieciony kot. Jedna z jego córek zrobiła to dla niego. Pamiętam, jak przyniósł to i dumnie chwalił się jego przyszłą artystką. Tak promiennie uśmiechał się tego dnia. Mrugając szybko, staram się walczyć z pieczeniem budującym się w moich oczach. Życie jest krótkie. Wiem o tym, ale nie mogę uwierzyć, że odszedł. Nie mogę uwierzyć, że nie zobaczę go ponownie. Czuję się nierealna. Mój umysł zmaga się z tym i nie chce przyznać, że to jest fakt - Dr. Tadwick nie żyje.
43
Jakaś ręka ląduje na moim ramieniu i niemal wyskakuję ze skóry. Obracam się szybko, starając się mocno nie przywalić szalonej osobie. Podkradanie się do mnie jest zwykle złym pomysłem, ale dziś, to jest super zły pomysł. Jestem zła. Jestem w szoku. Jestem milionem rzeczy i niczym. Chcę w coś uderzyć. Ból, który strzeliłby przez moją rękę sprawiłby, że poczułabym coś znajomego, coś, z czym potrafiłabym sobie poradzić. Z tym nie wiem jak sobie poradzić. Zanim masakruję czyjąś twarz, widzę dr. Strictland. Nie cofa się i nie opuszcza ręki, gdy się obracam. Ma na twarzy ten uśmiech, który nie jest naprawdę uśmiechem, ale maską ukrywającą ból. – Wszystko w porządku, Sidney? Wiem, że ty i Marshal również musicie być w szoku. – Tak, w porządku. - Mówię, próbując zmusić mój głos, by brzmiał normalnie.
To moja odpowiedz na wszystko. Mam się dobrze. Jestem w porządku. Wszystko jest świetne. Ale nic nie jest świetne. Wszystko jest do bani. Mój fałszywy uśmiech zsuwa się z mojej twarzy. – Zgoda, kłamię. Nie jest w porządku. Nie spodziewałam się tego. Nie wiem, co robić. Strictland spojrzała na mnie z takim współczuciem, że trudno było mi patrzeć w jej oczy i nie płakać. – Chodź ze mną. - Opuszcza rękę i odwraca się, a ja idę za nią z powrotem do jej biura. Gdy byłam tu pierwszy raz pomyślałam, że jest doprowadzającą do obłędu kociarą. Wszędzie stoją posągi i obrazy kotów, i mam na myśli, wszędzie. Małe plastikowe kocięta wiszą swawolnie z żyrandola, ceramiczne, pomarańczowe koty siedzą na półkach, są też koty wyszywane ściegiem krzyżykowym na krzesłach, a na biurku stoi zdjęcie kociej mamy, otoczone fotografiami jej z prawdziwymi, domowymi kotami. Poważnie. To jest przerażające. W końcu, dowiedziałam się, że była ofiarą żartu i zostawiła motyw kotów na miejscu, gdy zdała sobie sprawę, że to odstrasza ludzi. Hmm… ma ciekawe poczucie humoru.
44
Opadłam się na wyszytego kota i odchyliłam się na krześle. Strictland przeszła za biurko i również usiadła. – Sidney, wiem, że dzisiejszy dzień był dla ciebie ciężki. Nie straciłaś wcześniej nikogo, prawda kochanie? Kiwam głową i trzymam ręce złożone mocno na kolanach. – Tak. Kiwa wolno głową, czekając abym to rozwinęła, ale nie robię tego. Są rzeczy, o których nie mówię, tajemnice, których nie zdradzę. Nie mogę o tym rozmawiać. Ani teraz, ani kiedykolwiek. – Cóż, możesz o tym porozmawiać z terapeutą i powinnaś popracować nad radzeniem sobie z żalem. Nie jesteś z tym sama. Wszyscy będziemy za nim tęsknić. - Kiwam głową. – Jak było tego ranka podczas zajęć pierwszego roku? Spoglądam na nią. – W porządku. Dr. Granz poprowadził jednak zajęcia.Przerywam i decyduję, że muszę o to zapytać. – Czy istnieje możliwość, bym mogła przenieść się do innego profesora? Strictland wygląda na zaskoczoną. Pochyla się do przodu i kładzie ręce na biurku. – Dlaczego? Czy coś się stało? Czy Dr. Granz– Nie. - Mówię szybko, wycofując się. – Po prostu nie sądzę, bym potrafiła
codziennie przebywać w biurze Tadwick’a. Byłoby o wiele lepiej, gdybym mogła pracować dla kogoś innego. - Kłamię. Trochę. Nie chcę spędzać tam całych dni z Peterem. Nie chcę patrzyć na niego i pamiętać jego ręce na mnie i na pewno nie chcę pamiętać jego wyrzucającego mnie. Dr. Strictland potrząsa głową. – Przykro mi, Sidney, ale wszystkie stanowiska TA zostały obsadzone już kilka miesięcy temu. Nie ma żadnych innych stanowisk. Musisz po prostu się dowiedzieć, jak radzić sobie z tą stratą i jestem pewna, że dr. Granz chętnie ci pomoże, chyba że rezygnujesz? - Jej oczy rozszerzyły się, gdy patrzyła na mnie. Ostatnią rzeczą jaką ona chce zrobić, to zatrudnić i wyszkolić nowego TA w połowie roku akademickiego. – Nie, nie rezygnuję. Potrzebuję tej pracy. - Patrzę na moje ręce, na stan
lakieru do paznokci, który był tak nieskazitelny ostatniej nocy, a teraz jest w opłakanym stanie. Obrazy z poprzedniego wieczoru migają przez mój umysł. Widzę
45
oczy Petera i słyszę echo jego głosu w mojej głowie. Uczucie jego rąk palących moją skórę i jego drażniące pocałunki. Zaciskam wargi i odpycham wspomnienia. Będę musiała to przetrwać. Peter jest obecnie częścią mojego życia bez względu na to czy chcę go tam, czy nie.
46
ROZDZIAŁ 6
Do czasu, kiedy jest pora na lunch, jestem kłębkiem nerwów. Przed znalezieniem stolika, gdzie zwykle siedzę z Millie i Tią, idę do kawiarni i chwytam jakieś jedzenie. Kluczę między hordą studentów i siadam obok Millie przy długim stole naprzeciwko okien. Ta ściana stołówki jest zbudowana z samych okien. Szkoła zatopiła kupę pieniędzy, aby mieć piękny widok. W oddali widać kwiaty i bardzo zieloną trawę. Poważnie, tu jest zbyt zielono. Początkowo myślałam, że to plastik. Wszystko wokoło jest w odcieniu chorowitego żółtego, z powodu braku wody. Przez ostatnie trzy lata panowała tutaj straszna susza. Dlatego ten mały ogród tak bardzo się wyróżnia. Jest całkowicie nie na miejscu, ale dobrze wygląda, gdy potencjalni studenci zaglądają do stołówki. Kiedy siadam, Millie skubie sałatkę, jakby jeden kawałek sałaty mógł być smaczniejszy od drugiego. Nawet nie ma żadnego sosu na sałatce. Na moim talerzu leży hot dog i frytki. W złe dni proszę o jedzenie, które jest szkodliwe dla tyłka. Zanurzam swojego hot doga w ketchupie i odgryzam kawałek. Nie jestem głodna, ale może zjedzenie czegoś pomoże mi poczuć się lepiej. Tia patrzy na mnie, jak jem. Warczę, – Co? – Nic - Odpowiada Tia, spoglądając na swój talerz.
Millie wzdycha i patrzy na mnie. – Co się stało? Wydajesz się rozchwiana. - Bierze inny kawałek sałatki i odwraca liść, badając go, nim wkłada go w końcu do ust. – Nic. - Wszystko. – Dzisiejszy dzień jest po prostu gówniany, to wszystko. -
Mój ulubiony nauczyciel zmarł. Niemal przespałam się z facetem ostatniej nocy, ale wyrzucił mnie. Aha i jest on moim nowym szefem. Co za całkowita katastrofa. Tia wybiera ten moment, aby powiedzieć: – Słyszałam, że zamiennik Tadwick'a już wezwał cię do swojego biura. Co zrobiłaś?
47
– Nie bądź nietaktowna, Tia. - Beszta ją Millie, potrząsając głową i nabijając
więcej zieleni na widelec. – Kto ci to powiedział? - Pytam, nie dbając o tępotę Tii. – Marshal. Był w złym humorze po zajęciach. Mówił coś o tym, że wkurzyłaś
dr. Granta — – Granze - poprawiłam ją. – Tak, jego, i że już go wkurzyłaś. Poważnie, Sidney, co zrobiłaś? - Tia
pochyla się do przodu. Siedziała naprzeciwko mnie i nie tknęła jeszcze swojego jedzenia. Wzruszam ramionami i maluję na czerwono talerz połową zjedzonego hot doga. Ketchup mknie przez białą powierzchnię w szerokich łukach, podczas gdy mówię. – Nie wiem. Wydaje się, że Granz po prostu tak myśli. Prawdopodobnie chce zwrócić moją uwagę, czy coś równie głupiego. Wiesz, że nauczyciele są twardymi dupami w swój pierwszy dzień. - To jest zwykle prawda. To ważny sygnał dla reszty z roku. Profesor, który jest popychadłem w pierwszy dzień, jest już wycieraczką na drugi dzień. Oczy Millie wypalają dziurę w boku mojej twarzy. – Cóż, w świetle dzisiejszej beznadziei, myślę, że powinnyśmy zakończyć noc kilkoma drinkami margarity. – Zawsze chcesz kończyć noc drinkami margarity - odpowiadam, wciąż nie
patrząc na nią. Mój ketchup jest podobny do niepokojącego obrazu Van Gogha. Mogłabym go nazwać, Brakujące Ucho. – No cóż, potrzebowałaś jednej ostatnio. Rozumiem aluzję. - Millie
wyprostowała plecy i patrzyła prosto przed siebie, a Tia opuściła głowę i zaczęła jeść, nie patrząc na żadną z nas. – Rozumiesz aluzję? O czym ty mówisz? - Millie nic nie mówi. Patrzy na mnie,
jakbym powinna wiedzieć o co jej chodzi, ale nie kapuję. – Dawaj, Millie, jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz to. - Odkładam hod doga, wyczuwając, że słowna suka nadchodzi.
48
Wygląda tak, jakby zamierzała coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie. W zamian, Millie potrząsa głową i mówi: – To nic. – Nie, no powiedz mi. – Naprawdę nie powinnam– Po prostu powiedz to! – Świetnie! - Krzyczy zbyt głośno jak na jej małe ciało. Blond loki podskakują,
a ona chwyta stół i wrzeszczy: – Nic nie sprawia, że jesteś szczęśliwa. Wszystko co robię jest źle. Każdy facet jest zły. Wszyscy są źli. Jezu, Sidney! Czy kiedykolwiek zatrzymałaś się, by zastanawiać się, czy to nie twoja wina? Chodzi mi o to, że kiedy wiele rzeczy jest nie w porządku, to może to ty jesteś tą, która jest… nie w porządku? Może jesteś jedyną, która to psuje. Mrugam na nią. Pierwszy raz słyszę coś takiego od Millie. W inny dzień, mogłabym zignorować to. Innego dnia, mogłabym roześmiać się i zgodzić się z nią ale nie dzisiaj. Wstaję i łapię moją tacę. Odchodzę bez słowa. Słowa Millie ranią mnie do głębi, bo ze wszystkich rzeczy, które są ze mną nie tak, ta jest jedyną z nich, która wisi na mojej szyi jak stryczek. Nigdzie nie pasuję. Mogę udawać, że jest w porządku, ale tak nie jest. Izolacja czyni mnie szaloną. Czuję się tak, jakbym dryfowała na małej, gównianej powierzchni łodzi, a moja najlepsza przyjaciółka właśnie ją przebiła. Głos Millie rozbrzmiewa za mną, ale nie zatrzymuje się. Opróżniam tacę ze swoim w połowie zjedzonym lunchem i wychodzę. Przepycham się przez drzwi do centrum kampusu, wychodzę w ciepłe, popołudniowe powietrze. Idę szybkim i twardym krokiem, nie myśląc, dokąd idę. Po prostu idę. Gdy się zatrzymuję, stoję u dołu głównych schodów najstarszego budynku na kampusie. Nikt nie korzysta z tych schodów. Jest ich zbyt wiele. Każdy wchodzi do budynku od tyłu i wjeżdża windą. Wspinam się po schodach do czasu, aż jestem
49
blisko szczytu i siadam u podnóża masywnego filaru. Przyciągam kolana do piersi i zawijam ramiona wokół nich. Nie można czasami znaleźć właściwych słów. Nie ma nic do powiedzenia, aby rzeczy były lepsze. Mam godzinę wolnego czasu przed zajęciami. A później muszę wrócić z powrotem do budynku Anglistyki i twarzy Petera. Opuszczam czoło na swoje kolana. Dlaczego złe rzeczy zawsze zdarzają się trójkami? Czy jest jakieś prawo, o którym nie wiem, a które o tym mówi? Pierwszy Peter, a następnie Tadwick, i co dalej? Będzie trzecia rzecz, prawdopodobnie moja praca. Peter najprawdopodobniej zechce zastąpić mnie kimś innym, kimś, kogo nie widział półnagiego. Mój umysł błądzi. Myślę o jego oczach, jego twarzy. Nie mogę uwierzyć, że Peter ma doktorat. Nie wygląda na znacznie starszego ode mnie, ale zgaduję, że jest. Moje życie jest bałaganem. Ktokolwiek powiedział, że życie w collegu jest łatwiejsze niż życie po nim, nie znał gówna. Odkąd opuściłam New Jersey, rzeczy były trudne. Wygląda na to, że uciekłam przed jednym problemem, wprost w ramiona drugiego. Zawsze jestem w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. Kiedy Bóg rozdawał szczęście, nie dostałam żadnego. Za to dostałam kupę czyjejś złej karmy. Może byłam całkowitą dupą w poprzednim życiu, a to życie jest sowitą odpłatą. Szkoda, że nie wierzę w takie rzeczy. Przynajmniej to miałoby sens. Moja rodzina nienawidzi mnie. To co powiedziałam Peterowi o nich wkurzających się, gdy wyjechałam, to prawda, aczkolwiek nieco stonowana prawdy. Chcieli bym została i podjęła pracę w banku. Rodzina jest wszystkim. Krew jest gęstsza niż woda, cokolwiek to znaczy. Ale dostałam tę szansę i wzięłam ją. Zgłosiłam się do szkoły, która udzielała stypendium, które było w moim zasięgu. Dali mi je wraz z pracą TA i dzięki temu mogę siebie utrzymać. Nigdy nie myślałam, że będę w stanie to zrobić. Nie chcę polegać na nikim innym. To boli zbyt mocno, gdy oni cię zawodzą. Upadałam na twarz tyle razy, że wiedziałam, iż nie ma nikogo innego, kto zatroszczyłby się o mnie tak, jak ja sama.
50
Może jestem zepsuta. Może się mylę i Millie ma rację. Nie wiem. Nie muszę wiedzieć wszystkiego. Podnoszę głowę i patrzę w górę, słysząc radę Tadwick w mojej głowie, pamiętając jego słowa. Jakiś ciężar podnosi się z moich ramion. To jego spuścizna – tego nauczył wszystkich studentów. To jego ślad. Zastanawiam się, jaki ślad zostanie po moje.
51
ROZDZIAŁ 7
Mój żołądek wypełnia się strachem, gdy idę w stronę budynku wydziału anglistyki. Nie chcę widzieć Petera. Nie chcę widzieć jego oczu. Nie chcę słyszeć jak mówi to, co ma zamiar powiedzieć. I przysięgam, jeśli wymyśli jakąś kiepską wymówkę o ostatniej nocy, to zwariuję. Udaje mi się jakość dojść do biur i powoli idę w kierunku pokoju Tadwick'a. Życzę sobie, by nie obchodziło mnie to. Życzę sobie, by Peter nie miał znaczenia, ale wczoraj było tak niesamowicie i myślałam, że coś z tego wypali. Myliłam się. Nienawidzę być w błędzie. Upuściłam swoje książki z socjologii na biurko studenckie, ponieważ jest puste. Drzwi biura są zamknięte. Podchodzę i pukam. Moje serce uderza o żebra, a tętno niebezpiecznie skacze. Czekam, ale nikt nie odpowiada. Pukam ponownie i czuję, jak włosy na karku stają mi dęba. Powoli uczucie tonięcia wypełnia mój żołądek i obracam się wolno. Peter stoi za mną z surowym wyrazem twarzy. – Jesteśmy. - Mówi i odchodzi, oczekując, że podążę za nim. Przechodzimy przez korytarz i wchodzimy do innego biura. Ten pokój jest pusty. Nie ma żadnych książek, kotów albo ramek ze zdjęciami, które można znaleźć. Wchodzę do biura za Peterem, a on zamyka za mną drzwi. Pokazuje mi, bym usiadła. Siadam na jednym z krzeseł przed jego pustym biurkiem. Peter obchodzi mnie i siada za nim. Jego niebieskie oczy przeszukują moją twarz, ale wpatruję się w niego tępo. Muszę być twarda. Mówię sobie: Nieważne co on powie, nieważne co się zdarzy, nie reaguj. – Jak się masz? - pyta. Wyginam brew w łuk, tak jakby to było głupie pytanie. – Dobrze, hę? Zaciskam zęby i piorunuję go wzrokiem. – Wystarczy tych uprzejmości, dr. Granz. Chcę wiedzieć, czy masz zamiar mnie zwolnić ze stanowiska TA, czy
52
będziemy kłamać każdemu i udawać, że się nie znamy? - Jestem tak kolczasta, jak zwiędła róża mająca wszystkie ciernie. Jego szczęka opada na sekundę. Pochyla się do przodu, wpatrując się we mnie. – Nie wiedziałem, że jesteś studentką. Myślałem, że jesteś starsza. Wyglądałaś się starszą, gdy się do mnie dosiadłaś. – Nie wiedziałam, że jesteś nauczycielem. - Moje oczy przesunęły się na jego twarz, a następnie zsunęły w dół do krawatu i białej koszuli perfekcyjnie wyprasowanej, zanim wróciły do twarzy. – Nie mam kłopotów z uwierzeniem, że zapomniałeś, iż jesteś doktorem. Gdybyś wspomniał o tym, moglibyśmy uniknąć ostatniej nocy. Zapytałabym cię jakim jesteś doktorem i byś mi powiedział. Oboje zdalibyśmy sobie sprawę z problemu i poszli swoją drogą. – Co się stało, to się nie odstanie. Nie możemy tego zmieniaćMój temperament właśnie chce się uwolnić. Staram się mocno, by nie krzyczeć. Celuję palcem wskazującym w niego i mówię cicho –- Nie każ mi wspinać się na to biurko i trzepnąć cię, bo to zrobię. Nie mów do mnie jak do dziecka i nie wciskaj mi gówna, które już wiem. Zadałam ci pytanie. Co masz zamiar zrobić? Peter łączy koniuszki palców, kiedy to mówię. Te niebieskie oczy skanują moją twarz, szukając czegoś. Po tym wszystkim co się zdarzyło, nie mogę uwierzyć, że może jeszcze spojrzeć mi w oczy, albo że chce. Wypuszcza powolny oddech i opuszcza ręce na biurko. - Nic. Nie zamierzam nic robić. Ostatniej nocy, to był wypadek. Nie zostałem tu jeszcze zatrudniony i nie byłaś moją studentką czy pracownikiem, jeszcze nie. – To szczegół techniczny i nie będzie on nikogo interesował. Jeśli ktoś się dowie, a nie powiemy wszystkiego teraz, zrujnujesz reputację swoją i moją. – Więc chcesz powiedzieć dr. Strictland? - Nagle wstaje i podchodzi do drzwi. – No to chodźmy jej powiedzieć. - Ręka Petera jest na gałce, przekręca już ją, gdy wyskakuję ze swojego miejsca i blokuję drzwi ciałem.
53
– Nie waż się otwierać tych drzwi. - Peter góruje nade mną i spuszcza wzrok na moją twarz. Jest zbyt blisko, ale nie mogę zejść mu z drogi. – Nie możesz jej powiedzieć. Zwolnią mnie, nie ciebie. – No to co chcesz, abym zrobił, Sidney? - Peter zamka na sekundę oczy, a następnie przeczesuje palcami włosy. To jedyna oznaka, że się poddaje, że to też go stresuje. – Chcę zrobić to, co jest właściwe, ale nie chcę zadać ci więcej bólu, niż już zadałem. Zesztywniałam. – Nie sprawiłeś mi bólu. - Kłamię. - I to kosztowałoby mnie pracę, a to nie jest w porządku. Peter milczy i robi kilka kroków. Nasze ramiona stykają się, gdy się odwraca. To wysyła przeze mnie iskry i skręca mój żołądek. Nie wydaje się, aby zauważył, co mi robi. W końcu siada za biurkiem i odchyla się do tyłu. Gdy natychmiast nie siadam na swoje miejsce na krześle, wskazuje dłonią, że powinnam usiąść. – Wyjaśnij to, Sidney. Co chcesz zrobić? Moje oczy przeskakują między Peterem a podłogą. Nie chcę kłamać Strictland, ale Peter ma rację. Technicznie nic złego nie zrobiliśmy, więc nic nie musimy jej mówić. Ale… to czyni mnie niespokojną. Mój świat zmienia się w domek z kart. Dorzucam kolejną tajemnicę na już ich stertę. Pewnie. Czemu nie? – Nic - mówię. – Nie będziemy nic robić. Nic się nie stało. To nie było ważne i to nie jest tak, jakby to miało się powtórzyć, więc nie sądzę, że musimy mówić cokolwiek. Kiedy to mówię, Peter spuszcza wzrok. Wpatruje się w biblioteczkę za mną patrzy przeze mnie - jakby nawet mnie tam nie było. – Jeśli to jest to, co uważasz, że będzie dla nas najlepsze. - Kiwam głową i kontynuuje. – Bardzo dobrze… - Peter otwiera usta, jakby zamierzał powiedzieć coś więcej, ale nie mówi. Żałuję, że jednak się powstrzymał. Chcę by powiedział mi, co wczoraj wieczorem zrobiłam źle, co sprawiło, że mnie odepchnął. Przewidział, że jestem pojebana? Przewidział, że jestem rozdarta na kawałki i może poskładać mnie z powrotem?
54
Nie pozwalam nikomu zbliżyć się do siebie. Trzymam wszystkich na dystans. Mur strzegący moje serce podniósł się dawno temu. Nie ma pęknięć albo szczelin, którymi ktoś mógłby się wślizgnąć. Dlatego nie zrozumiem mojej dzisiejszej reakcji. Nie powinnam o to dbać. Wyszłabym pod koniec nocy i nigdy nie zadzwoniła. Nie chcę go znać i naprawdę jak cholera chcę, by on nie poznał mnie. Ale… jest szczelina w mojej zbroi. Musi tam być. Kiwam ponownie głową, biorąc milczenie Petera jako wskazówkę by wyjść. Podchodzę do drzwi, ale Peter nie wstaje. Obserwuje mnie, gdy sięgam do gałki i mówi. – Sidney. - Odwracam się, by spojrzeć na niego. – Bądź tu jutro wcześniej. – Jak wcześnie? Po co? – Po prostu zrób to, dobrze? Spotkajmy się tu o siódmej.
55
ROZDZIAŁ 8
Następnego ranka, pojawiam się w biurze Petera kilka minut za wcześnie. Mam na sobie dżinsy i gruby, kremowy sweter. Parująca filiżanka kawy jest w mojej ręce. Mozolnie wspinając się po schodach na drugie piętro, biorę łyk. Budynek jest cichy o tak wczesnej porze. Mało kto tutaj już jest. Mój puls wali mocniej z każdym krokiem. Czuję się upokorzona i to nie współgra dobrze z moim nastrojem. Zamierzam zachować się tak, jakby Peter w żaden sposób na mnie nie działał. Taki jest plan. Nie jest doskonały, ale najlepszy jaki zdołałam wymyślić w tak krótkim czasie i z moim bałaganem w głowie. Rzucałam się i kręciłam przez całą noc. Sen w końcu przyszedł, kiedy był czas wstać. Noce są wystarczająco trudne. Dodać poranne spotkanie z Peterem, opustoszałe biuro Tadwick’a i mogę płakać bez konkretnego powodu. Niesamowite. Pcham podwójne drzwi do biura i widzę Marshala siedzącego wewnątrz. Oddycham z ulgą. Dzięki Bogu! Nie będę sama z Peterem. Marshal patrzy na mnie. Ubrał się tak jak Bert z Ulicy Sezamowej, w koszulę w paski i golf. Wieńczy wygląd parą dżinsów i białymi tenisówkami. Wygląda jak sześciolatek. – Najwyższy czas - ruga mnie. – Nie ma jeszcze nawet siódmej, ty neurotyczny kłębku nerwów. Zrelaksuj się. - Sączę swoją kawę, stawiam torbę z książkami na stole i opadam na krzesło. Odchylam się do tyłu i odprężam. Tak długo, jak Marshal będzie tutaj, mogę sobie z tym poradzić. Pewność siebie spływa na mnie i mój szybki puls staje się bliższy normy. – Gdzie jest staruszek, w każdym razie? – Za tobą - Mówi Peter, krocząc z rękami wypełnionymi papierami i książkami. – Wstawaj Colleli i zabierz Marshala ze sobą. - Cofa się do drzwi swojego biura i próbuje włożyć klucz do zamka, podczas gdy trzyma równocześnie wszystko w ramionach. To nie działa. Papiery zaczynają ześlizgiwać się, a książki spadać na podłogę.
56
Marshal jest niczego nieświadomy. Czekam, by pomógł przy drzwiach, ale kiedy tego nie robi, wstaję i podchodzę do Petera. – Ja to zrobię. - Biorę klucze z jego ręki i nasze palce ocierają się o siebie. Wstrząs energii strzela przeze mnie i wiruje w moim żołądku. Niech go szlag. Peter odsuwa się, najwyraźniej niewzruszony. – Dzięki, Sidney. Przytrzymuję drzwi i gestem każę mu wejść. Peter podchodzi do biurka, zanim wszystko wypada z jego ramion. Dokumenty i książki lecą wszędzie. Klękam, zaczynam je podnosić i kłaść na biurku. – Po co przyniosłeś te wszystkie papiery? Są to dokumenty, które były potrzebne kilka tygodni temu. Marshal wchodzi i staje, patrzy na nas z moją kawą w jednej ręce i torbą z książkami w drugiej. – Zapomniałaś tego. – Dzięki, Marshal. - Kładzie moją torbę przy drzwiach, a filiżankę na pustej półce. Potem stoi tam i obserwuje nas, jak się schylaliśmy, ale nie pomaga nam. Tylko patrzy, trzymając ręce kurczowo zaciśnięte przed sobą. Rzucam na niego okiem. – Może byś pomógł. – O nie, myślę, że sobie poradzisz. - Marshal okrąża nas i siada na krześle Petera. Peter posyła mi spojrzenie: czy on jest poważny? – Wybieraj swoje bitwy mądrze, to wszystko, co mam do powiedzenia. Gdyby nie był taki genialny, nie daliby mu tej pracy. - Oczy Petera spotkają moje i kiwa głową. Trzymał moje spojrzenie zbyt długo i uciekam wzrokiem. W końcu zebraliśmy wszystko i położyliśmy na stół, wtedy Peter powiedział nam, co się dzieje. – Nim Tadwick zmarł, przechowywał papiery w biurze, ale i w domu. Jego żona dała mi to wczoraj wieczorem, więc studenci nie będą musieli powtórnie tego przynosić. To są prace naukowe, testy i wszystko inne. Musi to być posegregowane, ocenione i zwrócone. Dr. Tadwick był w trakcie uporządkowywania tego, ale nie dostał szansy by skończyć. Musimy dowiedzieć się, które papiery są z której klasy i je posortować. Dziś.
57
– Co? - Zaskomlał Marshal. – Dlaczego wszystko musimy robić na ostatnią chwilę? – Marshal – ostrzegam go, ale on nie słucha. – Nie, to niesprawiedliwe. Dlaczego mam spędzać poranek na sortowaniu tego bałaganu? Nie jestem osobą, która to upuściła, ponadto, to nie jest częścią moich obowiązków. - Zakłada ręce na klatkę piersiową. Peter nie reaguje tak, jaki się po nim tego spodziewałam. Podchodzi do Marshala i obraca krzesło, aż zwrócony jest wprost do niego. Później opiera swoje ręce na oparciu i obniża twarz do Marshala. – Czy lubisz swoją pracę? Albo czy chcesz ją zatrzymać? – Tak, ale– To zrób, o co cię proszę. Zabierz ten stos dokumentów do biura Tadwick’a i posortuj go. Kiedy skończysz, weź papiery magistrantów, które znajdziesz i oceń je, a następnie daj mi je do przejrzenia. Rozumiesz? - Peter mówił cichym, srogim głosem. Muszę powiedzieć, że mojemu drogiemu koledze dostało się. Do diabła, nawet Marshal musi przyznać, że został skarcony. Marshal spuszcza oczy na podłogę i mówi – Tak, proszę pana. Peter prostuje się, a następnie rzuca stos papierów na kolana Marshala. – Zabieraj się do roboty. Drzwi są otwarte. - Marshal bierze papiery i wychodzi, nie oglądając się za siebie. Peter spogląda na mnie, zanim siada na swoim krześle. – Czy on zawsze taki jest? Myślałem, że wczoraj był tylko zamroczony. Krzywy uśmiech wypływa na moją twarz. – Mniej więcej zawsze. Mówią, że mózgiem nadrabia to, co brakuje mu w takcie. – Kto tak mówi? – Nie wiem, jego matka? - Peter uśmiecha się i kręci głową. Nie chcę być dla niego miła. Chcę być zimna i odległa, ale z jakiegoś powodu nie mogę. Spoglądam na drzwi, zastanawiając się, jak trudne to jest dla Marshala. – Jestem pewna, że
58
wczorajsze nowiny wstrząsnęły Marshal’em. Zachowuje się, jakby był trochę bardziej szurnięty niż zwykle. – Siadam i zaczynam sortować papiery. Większa część studentów napisała swój numer kursu, więc nie jest to zbyt trudne, ale po prostu czasochłonne. Peter przez chwilę patrzy na mnie i kiwa głową, nim zabiera się za następną stertę. – Pomyślałem, że to pomoże wszystkim ruszyć jak najszybciej do przodu, po tym wszystkim. Kiwam głową, nic nie mówiąc. Siedzimy w ciszy, sortujemy i układamy. Peter zerka na mnie od czasu do czasu, ale nie mówi dużo. Gdy cisza jest ogłuszająco głośna, mówię. – Zacznij mówić albo oszaleję. Peter zerka na mnie kątem oka. – Mówić o czym? – Cokolwiek, po prostu coś mów. Jesteś cały spięty i cichy odkąd widziałam cię wczoraj. Myślałam, że uzgodniliśmy, iż nic się nie stało. Wiec zachowujmy się, jakby tak było. - Jestem takim kłamcą. Chcę tylko mieć o czym myśleć, ponieważ obecnie mój umysł wypełniony jest dłońmi Petera, oczami Petera, oddechem Petera. Nieruchomieje i patrzy na mnie, gdy mówię. Nie zerkam w górę, tylko kontynuuję sortowanie. Peter chrząka. – Nie powiedziałem, że nic się nie stało. Powiedziałem, że nie zrobiliśmy nic złego. – Mówi i wraca do swojej sterty. – Bez różnicy. - Biorę głęboki oddech i decyduję się po prostu to powiedzieć. – Słuchaj, naprawdę nie dogaduję się tak dobrze z wieloma osobami i lubię z tobą rozmawiać. Rozmowa nie jest sprzeczna z polityką uniwersytecką, prawda? - Droczę się. Peter uśmiecha się niepewnie. – Nie, nie jest. Dobra, powiedz mi coś o sobie. Jak skończyłaś tutaj? Milcze. Cholera. Z wszystkiego o co mógł zapytać, on wybrał akurat to. Staram się go zbyć. – College. – Wiem o tym - mówi, patrząc na mnie. – Chodzi mi o to, co sprawiło, że wybrałaś ten college? Dlaczego wyjechałaś i przyjechałaś tutaj. To miasto to
59
piekielna dziura, a ludzie są trochę dziwni, gdybyś nie zauważyła. - Uśmiecha się do mnie. Ciągle pracuję, gdy mu odpowiadam. Równie dobrze mogę mu powiedzieć. To nie tak, że to coś zmieni. – Chyba zamieniłam jedno piekło na drugie. Chciałam oddalić się od mojej rodziny tak daleko, jak to możliwie. Coś wydarzyło się podczas mojego ostatniego roku nauki. Obwiniali mnie o to. Sądziłam, że powinni mnie bronić. - Czuję, że moje serce wali w klatce piersiowej, gdy wspomnienia pędzą w mojej głowie. Chłód owija się wokół mojego gardła i dusi mnie. Ciężko przełykam, zmuszając uczucie by się oddaliło. – W każdym razie, przyjechałam tutaj, ponieważ sam Uniwersytet zaoferował płacenie za college. Chciałam zacząć od początku. Więc, oto jestem. Peter siedzi cicho. To nie jest normalne, dlaczego mu o tym powiedziałam. Nie obchodzi mnie, co o mnie myśli- przynajmniej nie chcę, by mnie obchodziło. W końcu pyta. – Czy było warto? Mam na myśli, odciąć się od każdego. To rozwiązało sprawy? Czuję jego wzrok na swojej twarzy. Nie patrzę w górę. Nie mogę spojrzeć mu w oczy. Dlaczego mu to powiedziałam? Mam wrażenie, że ta rozmowa jest zbyt intymna, by ją z nim prowadzić. Oczekiwałam, że Peter prześliźnie się po tym, jakby wszedł w coś wstrętnego, ale tego nie zrobił. Uśmiecham się z trudem, starając się utrzymać na miejscu moją maskę, próbując odepchnąć wspomnienia, które mnie nawiedzają. – Nie jestem pewna, czy to jest coś, co można naprawić. Są rzeczy, no wiesz, które zmieniają cię i nie możesz już być tym, kim byłeś wcześniej. Peter zaskakuje mnie i mówi. – Wiem, co masz na myśli. - Nie wchodzi w szczegóły. Jego oczy mają takie samo nieobecne spojrzenie, jak tamtej nocy, jakby przypomniał sobie coś, o czym chce zapomnieć. Mruga i mówi. – Nie widziałem cię wczoraj na pogrzebie dr. Tadwick'a. – Nie poszłam. – Oczywiście. Chodziło mi o to, że jestem zaskoczony, iż nie poszłaś.
60
– Nie mogłam. - Patrzę na kartkę w moich rękach i nie widzę żadnych słów na stronie. Trzymam go zbyt długo. – Nie mogłabym znieść patrzenia na jego dzieci. Jestem słaba. - Myślenie o córkach Tadwick’a zebranych wokół jego trumny ze łzami w oczach, to było zbyt wiele. Czuję się tak, jakby w nadchodzących dniach miały pęknąć większość z moich szwów. To by rozpruło mnie całkowicie. – Nie, nie jesteś. - Peter kładzie kolejny papier na stertę. Potrząsając głową, mówię – Nawet mnie nie znasz. Jak możesz tak mówić? Patrzę na niego, ośmielając go, by odpowiedział. Peter podnosi głowę i nasze spojrzenia się spotykają. To jak tamtej nocy. Uczucia pędzą. Coś się we mnie budzi. Moje ciało odpowiada mu, jakby było wyczulone na niego. Puste miejsce w mojej piersi drży i czuję, jakby było wypełnione. Coś wewnątrz ciągnie mnie do niego i nie mogę nie uciec. Gubię się w jego oczach. Biblioteczka i papiery znikają z pola widzenia, a jedyną rzeczą, którą widzę jest Peter. Jego piękne różowe wargi rozchylają się, tak jakby zamierzał coś powiedzieć, ale w tym momencie Marshal wchodzi do pokoju. Peter prostuje się i odwraca ode mnie. Marshal niczego nie jest świadomy. On nigdy niczego nie zauważa, inaczej to by mnie zmartwiło. Wchodzi do pokoju i rzuca dwa stosy papierów do biblioteczki. – To są dwie klasy magisterskie, które uczę. Reszta, to twoje. Muszę pójść wziąć inne stosy. Zaraz wracam. - Marshal obraca się i wychodzi, nie zdając sobie sprawy, że coś przerwał. Rzucam okiem na zegar. Jest blisko ósma. – Lepiej pójdę na dolne piętro. – Śmiało - Mówi Peter, jego głos jest zbyt miękki. – Spotkamy się tam za parę minut. Kiwam głową i łapię moją torbę. Wychodzę z pokoju tak szybko, jak to możliwe. Nie oglądam się za siebie, ale czuję wzrok Petera na sobie kiedy odchodzę. Myśli spadają przez mój mózg tak, jakby spadały ze schodów. Po prostu przychodzą i nie mogę ich zatrzymać. Nie ma żadnego sposobu, bym mogła zaprzeczyć, że coś
61
czuję do Petera, ale do jasnej cholery, nie zamierzam mu kiedykolwiek o tym powiedzieć. To pierwsze odrzucenie czegoś mnie nauczyło. Schodzę na dół do klasy, a następnie włączam komputery i inne urządzenia, niezbędne by poprowadzić lekcję. Wszystko jest w trybie on-line i gotowe do pracy, oprócz mikrofonu na podium. Stukam w niego, ale dalej nie działa. Cholera. Jest kabel, który przechodzi pod deskami i idzie do portu w podłodze. Leżę na boku i próbuję włożyć głowę pod podium, do maleńkiej przestrzeni między drewnem i podłogą. Schylam głowę niżej i widzę gniazdko. Sięgam pod spód, grzebię ręką między pajęczynami i kurzem, modląc się do Boga, aby zmutowany szczur z laboratorium naukowego nie pojawi się nagle, by ugryźć mnie w ramię. – Wszystko w porządku? - Słyszę z góry głos Petera. Nie zdawałam sobie sprawy, że tam stoi. Nie wycofuję głowy, by spojrzeć na niego. Moje palce są już tak blisko przewodu. – Tak. Mikrofon jest odłączony i podłączam przewód. Jedną sekundę. Jestem przed złowieniem nagrody, ale udaje mi się złapać palcami wtyczkę i włożyć ją do gniazdka. Głośniki robią okropny, ogłuszająco głośny hałas i słyszę, jak każdy w pokoju narzeka w odpowiedzi. Gdy wycofuję głowę, Peter stoi nade mną z rękami na uszach. – Mięczak - mówię do niego. Wiem, że jest zbyt blisko mikrofonu, aby odpowiedzieć. Peter oferuje mi rękę i podciąga mnie. Otrzepuję się, starając się ignorować to, jak bardzo lubię dotyk jego rąk. Nerwowy wstrząs podniecenia przebiega moje ciało. Wzrok Petera spoczywa na mnie, gdy odchodzę na swoje miejsce. Nie odwracam się. Wszystko co mogę zrobić, to udawać, że nie jestem świadoma i nie obchodzi mnie, że on patrzy. Wtedy jeden z studentów w pierwszym rzędzie zaczyna klaskać i zachęca do tego innych, w końcu mówi. – Brawa dla technika TA! - Klaszcze głośno i wszyscy idą w jego ślady. Krzywy uśmiech formuje się na moich ustach, kiedy pochylam się do przodu i patrzę na niego, jakby był szalony. Facet unosi ręce, klaszcze jeszcze
62
głośniej i daje mi znak, bym wstała. Potrząsam głową, wstaję i kłaniam się, uśmiechając się macham do klasy. Student. - Mark — patrzy na mnie, dopóki z powrotem nie siadam. Kiwam do niego głową i odwzajemniam uśmiech, uśmiechając się promiennie. Jest rok młodszy ode mnie, a moje relacje z studentami i życie towarzyskie są tak ubogie, że nigdy wcześniej go nie zauważyłam. Przypuszczam, że było mu trudno przyciągnąć moją uwagę. Uśmiech Marka jest zaraźliwy. Odchylam się na swoim miejscu, uśmiecham się i patrzę na podium. Wtedy dostrzegam twarz Petera. Jego oczy są twarde, a zwykle sympatyczny uśmiech nie gości na jego ustach. Ale to jego spojrzenie zmienia się, nim mogę mrugnąć. Mark nie zauważył go. Do diabła, nie jestem pewna, czy ja to zauważyłam. Co to do cholery było? Peter zaczyna swoją lekcję i przed jej końcem, wszyscy wracają do rutynowych spraw. Zastanawiam się, jak długo zajmie im przyzwyczajenie się do pracy Peterem. Jego styl nauczania jest inny. Wiem, że nie tylko jest obecny w sali, ale i aktywnie uczestniczy w zajęciach. Peter będzie również prowadził zajęcia raz w tygodniu w mojej wieczorowej klasie. Ta myśl sprawia, że czuję jak wszystko wewnątrz mnie skręca się. Kiedy błądzę w swoim dryfującym umyśle, Peter zwalnia klasę. Wstaję i zbieram swoje rzeczy. Peter podchodzi do mnie. – Dzięki za zadbanie o mikrofon. Uratowałaś mnie przed bolącym gardłem. Mówienie na tyle głośno przez cały dzień, by cała sala mnie słyszała, byłoby beznadziejne. – Cóż, po to tu jestem, aby uratować świat od beznadziei. - Posyłam mu półuśmiech i zaczynam iść w stronę bocznych drzwi. – Możesz przyjść o siódmej jeszcze jutro? Jutro powinniśmy zrobić wszystko. Oczy Petera prześlizgują się przez moją twarzą, kiedy pyta, tym razem delikatniej niż wczoraj. Kiwam głową, reagując tak, jakby mnie to nie obchodziło, reagując tak, jakby to była tylko praca i nic więcej. – Jasne. Do zobaczenia.
63
ROZDZIAŁ 9
Millie siedzi na swoim łóżku i sortuje kserokopie materiałów źródłowych z biblioteki. Pracowała nad pracą semestralną w ciągu ostatnich kilku dni. Trening mięśni brzucha Stella, odbywał się nocą, kiedy decydowała się zrobić przerwę. Nie chcesz być w pobliżu Millie, gdy robi sobie przerwę. – Hej - mówię, wchodząc i siadając na łóżku naprzeciwko niej, po moich skończonych zajęciach. Nasz pokój został udekorowany rzeczami, które lubi Millie. Skoro ma więcej pieniędzy niż ja, a ja nie miałam żadnego zamiaru dekorowania go, pozwoliłam jej na to. Wszystko jest żółte i niebieskie. Po naszym lunchu kilka dni temu, czułam się źle. Jestem pewna, że byłam nie w sosie. Naprawiłyśmy sytuację później, tej samej nocy, ale moje ego jest wciąż zranione. Cieszę się, że już nie walczymy. Ona jest moją najlepszą przyjaciółką. – Hej, Sid - odpowiada, nie zadając sobie trudu, żeby spojrzeć w górę. Jej palce ścigają się po papierze, oczy skanują informacje. Suka ma fotograficzną pamięć. Jestem super o to zazdrosna. Kiedy kończy, patrzy na mnie i uśmiecha się. Czuję się, jakbym spadała z urwiska. – Znam to spojrzenie. Co zrobiłaś? Pytam, gdy zdejmuję buty ze stóp. – Nic przebiegłego. Cholera, Sidney. Dziewczyna nie może zrobić czegoś miłego i uśmiechać się? – Być może, ale twój malutki mózg nie działa w ten sposób. Poza tym, widziałam te spojrzenie wystarczająco dużo razy, by wiedzieć, że muszę uciekać w drugą stronę, kiedy mi je rzucasz, więc pozwól mi uczynić to łatwym dla ciebie. Cokolwiek zrobiłaś – o co cokolwiek zamierzałaś zapytać - odpowiedź brzmi: nie. Do diabła, nie. Nie ma mowy. - Opadam z powrotem na łóżko i gapię się w sufit.
64
Dzisiejszy dzień był długi. Rozpoczęcie go o siódmej sprawiło, że czuję jakby było później niż jest. Mam jeszcze pracę domową i muszę zjeść szybki obiad, a robi się już późno. – Ale, Sidney, nawet nie usłyszałaś, co to jest. Wiem, że to pokochasz. – Zawsze tak mówisz. – I zawsze to kochasz. – Nie, nie. Jestem po prostu uprzejma. Millie parska śmiechem, bo to grube kłamstwo. Uprzejme komentarze i szczerość są dwoma cechami, które nie mogą współistnieć. Jestem tępa. – Jakby to było możliwe. - Odrzuca głowę do tyłu i wydaje mazgajowaty dźwięk. – Proszę, proszę, proszę, proszę… Spoglądam na nią. – Będziesz poważna? - Millie zaciska dłonie pod brodą i wciąż skanduje: proszę, proszę, proszę. – Zamierzasz się zamknąć? - Potrząsa głową i kontynuuje błaganie. – Przynajmniej powiedz mi, co to jest. – Swingowy klub taneczny. Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę… i kontynuuje błaganie i mruga swoimi ogromnymi oczami. Może to działa na Brenta, ale na mnie nie. – Nie - mówię i kładę ramię na swoją twarz. Ale Millie nie zaprzestaje prosić. Śmieję się z niej i mówię. - Zamierzasz jeszcze długo to ciągnąć? – Tak. Proszę, proszę, proszę… Kocham taniec, szczególnie tańce swingowe. Między muzyką, strojami, i ruchem, kocham to. Jest kilka rzeczy, w których mogę się zatracić. Podczas gdy nie rozumiem nowoczesnych tańców, które wyglądają jakby ludzie dostawali spazmów, lubię stare tańce. Są w nich ruchy, kroki i rytm, by się zatracić. To wymaga umiejętności, a kiedy znajdziesz odpowiedniego partnera, jest blisko do perfekcji. Nie tańczyłam przez kawał czasu, nie odkąd opuściłam New Jersey.
65
Millie wciąż błaga. Pozwalam jej jęczeć przez jeszcze parę minut, a następnie się poddaję. – Dobra, ale jesteś mi winna. – Zawsze tak mówisz. – Tak, cóż, jesteś mi winna tonę. - Śmieje się i skaczę w górę i w dół na łóżku. – Gdzie, do diabła, znalazłaś tutaj swingowy klub taneczny? Myślałam, że wszystkie są w stylu muzyki country. Oczy Millie powoli przesuwają się w bok. Siadam, opieram się na łokciach i gapię na nią. W końcu zabiera się na wyjaśnienia. – To nie jest taki rodzaj klubu. – Co masz na myśli? – To jest klub szkolny. Organizacja studencka starała się o uruchomienie go w zeszłym roku, przed wakacjami, ale nie mogliśmy namówić nauczyciela, by nas sponsorował. Ale w końcu znaleźli kogoś. I wielkie otwarcie jest dziś wieczorem! Klaszcze w dłonie, jakby miała trzy latka i uśmiecha się promiennie do mnie. O mój Boże, to będzie nudne. – Klub szkolny? - Kiwa głową. – Podobnie jak zespół szachowy? – Podobnie jak robiący wrażenie nowy klub tańca swingowego! - Millie jest oczywiście podekscytowana. Przykro mi, że się zgodziłam. Klasa pełna nowicjuszy oznacza, że nie będę dużo tańczyć. Będziemy mieć szczęście, jeżeli wyjdziemy poza podstawy. Millie podskakuje i biegnie przez pokój. – Znalazłam tę sukienkę w centrum handlowym. Nie mogę w to uwierzyć. - Chwyta czerwoną sukienkę ze swojej szafy i wyciąga ją. Góra sukienki jest dopasowana, zaś dół to obszerna spódnica. Jest idealna. – Teraz muszę znaleźć półbuty! – Te z paskami wyglądałyby odjazdowo. - Nie mogę nic na to poradzić. Ślinię się. Millie wręcza mi sukienkę, więc mogę ją podziwiać. Ach, bzdura. Ona zaraża mnie swoim zapałem, a ja jej na to pozwalam. Spoglądam na nią. – Jesteś złem, wiesz o tym, prawda?
66
Millie uśmiecha się promiennie do mnie i kiwa głową. – Nie będziesz tego żałować, Sidney. Będzie tak dużo zabawy!
67
ROZDZIAŁ 10
Millie ma na sobie nową sukienkę i buty na obcasie. Ja ubrałam czarną spódnicę i białą bluzkę. To jest nudne, ale to jedyna rzecz, jaką mam, która nawet jest podobna do ubrania swingowego. Jedwabista tkanina szeleści o moje uda, gdy idziemy. Klub otrzymał starą salę gimnastyczną - dosłownie starą -
bo została
zbudowana w 1919. Nie ma klimatyzacji, co jest problemem w upalne dni. Ale klub tańca swingowego jest dość nisko na liście, jeśli chodzi o uzyskanie dobrej lokalizacji, więc zostaliśmy wygnani by podusić się, do najstarszego budynku na kampusie. Elewacja jest murowana, a wewnątrz pachnie spleśniałymi skarpetami. Millie ciągnie za klamkę w drzwiach i przechodzimy przez ciemny korytarz, by znaleźć salę gimnastyczną. Jest znacznie mniejsza niż nowa sala. Wchodzimy do środka i widzimy Brenta. Millie podbiega do niego i zarzuciła mu ramiona na szyję, a on trzyma ją mocno i obraca wokół. Jej czerwona spódnica wiruje, kiedy to robi i Millie uśmiecha się. Sama się uśmiecham. Wygląda na szczęśliwą, co sprawia, że i ja jestem szczęśliwa. Millie pomimo wad, jest dobrą przyjaciółką. Podchodzę do nich, gdy Brent ją stawia. Klub nie jest bardzo duży. Jest mniej niż tuzin stojących wokół dzieciaków. I większość z nich to dziewczyny, którym spodobał się pomysł przebierania się i tańczenia. Faceci dołączyli z nadzieją, że poszczęści im się za bycie takimi dobrymi kumplami. Mężczyźni potrafią być tacy głupi. Taniec, szczególnie taki rodzaj tańca, jest szansą na zbliżenie się do dziewczyny. Partner może poczuć całe ciało partnerki, i to oczekiwanie. Ten taniec jest gorący i ciężki, te wszystkie ruchy dłoni, wyścig serca i poszarpany oddech. Gdy o tym rozmyślam, zaczynam czuć gęsią skórkę pojawiającą się na moich ramionach. Ignoruję to odczucie i myślę o byciu w czyichś ramionach, życzę sobie, bym miała kogoś, kogo chciałabym trzymać… kogoś poza Peterem. Bo dopiero wtedy rzeczy stają się interesujące. Trevor, ciemnowłosy, wysoki, chudy student stara się przyciągnąć naszą uwagę. Siedzę w ostatnim rządzie trybun, więc nie muszę wspinać się w spódnicy.
68
Klaszcze w swoje ogromne ręce trzy razy i wszyscy milkną. - Jak wiecie, w końcu mamy zatwierdzony klub tańca swingowego. - Ktoś krzyczy radośnie i Trevor kontynuuje. – W końcu mamy opiekuna z wydziału, który był trudny do znalezienia. Nikt nie tańczy już w ten sposób, więc nie muszę wam mówić, jakimi jesteśmy szczęściarzami. Tak więc. - Trevor złącza dłonie. – Czy jest tu ktoś, kto ma podstawową wiedzę o swingu? Może zna kroki dość dobrze, ale nic ponadto. Podnoszę rękę wraz z kilkoma innymi osobami, z których większość to dziewczyny. Opuszczamy ręce, gdy Trevor rozejrzał się i kiwnął głową do każdego z nas. – Dobrze, świetnie. Miałem nadzieję, że tak będzie. To pomoże nam zacząć, co jest zawsze najtrudniejszą częścią w zakładania klubu. Dopóki nie znamy podstaw, naprawdę nie możemy zajmować się zaawansowanymi ruchami i na pewno nie możemy robić wyrzutów. Nie sądzę, żeby ktoś tutaj był na tym poziomie? Podnoszę rękę nieśmiało i macham palcami na niego. Spogląda zaskoczony. – Dziewczyna z Jersey umie tańczyć? – No cóż, nie sama. To nie jest tak, że mogę wykonać coś więcej niż podstawowe kroki bez doświadczonego partnera. - Pocieram ręce nerwowo o kolana. Wszyscy patrzą na mnie. Wiercę się troszeczkę na swoim miejscu, bo pewien głos sprawia, że moje serce przestaje bić. – Jakie masz doświadczenie, Colleli? - Mówi Peter, przechodząc obok trybun. Moje usta otwierają się. Patrzę na niego, a następnie z powrotem na Trevora, który go przedstawia. – To jest dr. Granz, nasz opiekun. Jest również bardzo doświadczonym tancerzem. Wspaniale! Może wy dwoje moglibyście pokazać nam kilka ruchów? Gdy to mówi, wpatruję się w Petera. Trevor proponuje mi bym wstała i dochodzę do siebie. Zachowuję się nieśmiało i potrząsam głową, mówiąc. – Jestem pewna, że dziś wieczorem powinnyśmy po prostu zacząć od podstaw. - Moje serce wali mi w piersi, klepiąc jak ryba wyjęta z wody. Nie mogę oddychać. Nie mogę tańczyć z Peterem. Za każdym razem, kiedy mnie dotyka, mój mózg topnieje.
69
Wspomnienia z nocy, kiedy byliśmy prawie razem wrócą z powrotem. Nie mogę tego zrobić. Peter łapie wzrok Trevota i przyjmuje moją reakcję. – Powinniśmy trzymać się podstaw. Zaawansowane ruchy są bardzo ambitne. Nowicjusz miałby problemy i nie chcemy nikogo wyróżniać. Teraz– Nie jestem nowicjuszem. - Przerywam, urażona. Peter obraca się twarzą do mnie i zdaję sobie sprawę, że zostałam wykiwana. Drań. Uśmiecha się z wyższością. – Chciałabyś to udowodnić? – Żebyś wiedział, że tak. - Wstaję i wygładzam spódnicę, zirytowana jego zagrywką. Jeśli arogancki kutas myśli, że może zatańczyć lepiej niż ja, to się jeszcze zdziwi. Peter włącza muzykę. Utwór jest trochę nowszy, ale to wciąż big-band - to wciąż swing. Podchodzimy do siebie i nasze oczy się spotykają. To tak, jakbym rzucała mu wyzwanie, aby mnie dotknął. Ręce Petera wsuwają się na miejsce i zaczynamy. Nasze stopy poruszają się równocześnie. Ciągnę i robię krok, próbując objąć prowadzenie, sprawdzając go. Peter nie pozwala mi na to. Tańczy ze mną w poprzek błyszczącej, drewnianej posadzki, przyciągając mnie za nadgarstek za każdym razem, kiedy próbuję mu się przeciwstawić i poruszam się w sposób, w który nie chce. Chwyt Petera na mojej ręce napina się, zanim wprowadza mnie w obrót. Wystrzeliwuję i kręcę się na mojej stopie, zanim mnie zatrzymuje. Nasze ręce są złączone. Czeka takt, a następnie szarpie mną z powrotem do siebie, mocno. Uśmiecham się złośliwie i obracam z powrotem. Okej, więc nie jest beznadziejny. I wtedy zwiększa intensywność. Nasze ciała przysuwają się do siebie, gdy muzyka zwalnia w środkowym odcinku. Gra moim ciałem, przesuwając rękoma w dół moich boków i obniża mnie powoli, aż moje długie włosy zwisają do podłogi. Szybszy rytm rozpoczyna się na nowo i Peter mnie zaskakuje. Uśmiecham się teraz. Nie mogę nic na to poradzić. Przechodzimy w krok rockowy i wirujemy wokół pokoju. Studenci, którzy patrzą, dopingują nas i gwiżdżą. To jest to, po co tu przyszli, aby się uczyć.
70
Następnie Peter okręca mną wokół swojej piersi i trzyma ciasno. Jego muskularne przedramię jest na mojej piersi, gdy przyciska moje plecy mocno do swojego ciała. Słyszę jego głos w moim uchu, pytający: – Jesteś gotowa na wyrzut? Kiwnęłam głową bez wahania. Jego ramiona opadają i obracam się. – Zrób to. mówię bez tchu. Walenie w mojej piersi nie zmniejsza się i nie mogę zetrzeć uśmiechu z twarzy. Piosenka prawie się kończy i zastanawiam się, jaki ruch wykona. Kiedy przesuwa dłonie, idę w jego ślady i już wiem. Peter rozbujał mnie i zaskoczył. Kiedy pędzę w kierunku jego piersi, jego ręce ślizgają się po moich ramion do tali. Chwytam jego silne ramiona i czuję pęd. Peter prowadzi mnie. Moje nogi wierzgają prosto w górę za mną. Czuję, jak pęd podwiewa moją spódnicę. Ręce Petera trzymają mnie mocno, gdy sunę z powrotem w dół. Prowadzi moje ciało tak, że moje nogi owijają się wokół jego pasa, zanim obniża mnie z powrotem. Muzyka gra crescendo i kończy się z nami w tej pozie – jesteśmy oko w oko. Połysk potu pokrywa moje ciało. Jestem nagle bardzo świadoma jego rąk i moich ud. To jest stan, w jakim byliśmy tego dnia, tuż zanim mnie odepchnął. Peter zdaje sobie z tego sprawę i stawia mnie. Jego ręce zsuwają się z mojego ciała i odwraca się w kierunku innych studentów. Oddychając ciężko, mówi, – Zacznijcie od podstaw. Nie wyrzutów. Z tego co wiem nie podpisaliście jeszcze dokumentów zrzeczenia się . - Przyglądam się, jak idzie przez salę gimnastyczną i wyciąga wodę z lodówki. Odwracając się, zastanawiam się, jak źle to właśnie wyglądało. Wszyscy musieli być w stanie zobaczyć, jak bardzo go pragnę. Nie mogłam tego ukryć, nie z jego ciałem przyciśniętym do mojego w taki sposób. Usiadłam na trybunach i Millie wsunęła się obok mnie, zbyt podekscytowana. – To było niesamowite! Kobieto, byłaś dobra. - Robi ruch swoim ramieniem. - I on był dobry... O MÓJ BOŻE! To było tak odjazdowe! Umarłabym, gdybym umiała tańczyć w ten sposób. Dlaczego nie wiedziałam, że umiesz tak dobrze tańczyć? Oczy wychodziły jej z czaszki.
71
– Uhm, wiedziałaś - mówię, patrząc na nią. – Zaciągnęłaś mnie tu, ponieważ kocham tańce swingowe, pamiętasz? – Ach, więc jesteś niechętnym uczestnikiem tego wieczoru? - Peter pojawia się ponad moim ramieniem. Wyciąga butelkę wody dla mnie. Biorę ją, otwieram i piję. Millie odpowiada za mnie. – Przyciągnęłam ją tutaj. To dla jej własnego dobra. Zamieni się w starą pannę, jeśli nie znajdzie wkrótce jakiegoś faceta, aby móc się do niego ślinić. Peter nic nie mówi. Jego oczy wpatrują się w moją twarz, ale ja nie podnoszę wzroku. Millie za dużo gada. Trevor przejął prowadzenie zajęć i Millie podrygiwała rockowym krokiem z Brentem. Deptali jeden drugiego, dużo deptali. Za każdym razem gdy to się zdarzało, Millie zatrzymywała się i śmiała. Peter usiadł obok mnie. – Więc, stara panno, nie zaszufladkowałbym cię jako tancerza swingowego. – Taa, cóż... Nie oceniaj książki po okładce i tak dalej. - Nie patrzę na niego. Piję wodę i przyglądam się nowicjuszom kopiącym jeden drugiego, kiedy próbują tańczyć razem. Podnoszę podbródek, przechylając głowę w kierunku tańczących par. –Ten klub powinien posiadać nagolenniki. Peter śmieje się. – Taa, racja. Nie mamy nawet przydzielonego budżetu na wodę i musiałem walczyć, aby chociaż dostać ten śliczny budynek. - Jego oczy zerknęły na moją twarz. – Gdy przyjdzie kwiecień, wszyscy będziemy się pocić jak szczury. Kropla potu stoczyła się w dół po mojej szyi i między moimi piersiami. Fakt, już pociłam się bardziej niż bym chciała. Kwiecień będzie beznadziejny. – Może uda nam się wypożyczyć klasę? Nie ma tutaj tak wielu dzieciaków. – Trevor uważa, że klub dość szybko powiększy się. – Tak uważa? - Pytam, patrząc na faceta.
72
– Powiedział, że było duże zainteresowanie, ale nikt nie przychodzi na sam początek. To rodzaj rzeczy, której ludzie nie chcą rozpoczynać, ale chętnie przyjdą w momencie, kiedy będzie wystarczająco dużo ludzi do tańca. Ledwie mogę zrozumieć, co mówi. Całe racjonalne myślenie opuściło mój mózg. Cholera, on tak ładnie pachnie, nawet pokryty potem. Gdy Peter mówi, zachowuję się tak, jakby nie miał żadnego wpływu na mnie, ale ma. Każde słowo, które wypowiada sprawia, że ciągnie mnie do niego. I to przez cały pakiet, a nie tylko jego wygląd. Dlaczego musi też tańczyć? I być dobry. Kochałam każdą sekundę tego.
Gdybyśmy
poćwiczyli
założę
się,
że
moglibyśmy
wykonać
więcej
skomplikowanych ruchów i kochałabym każdą sekundę tego. Jak żałosne to jest? Jestem zauroczona moim nauczycielem. – Tak, przypuszczam, że tak. - Skinęłam głową zanim wstałam, mocno starając się, aby wyglądać tak, jakby nie obchodziło mnie to, co mówi. – Cóż, czas zmieszać się z tłumem. Gdy się oddalam, Peter woła moje imię. – Sidney. - Jego uśmiech znikł, ale wciąż widzę błysk w tych pięknych, niebieskich oczach. Patrzę na niego, czekając, aż coś powie, ale tylko potrząsa głową i odwraca wzrok – Nieważne. Chcę wiedzieć, co miał zamiar powiedzieć, ale nie pytam. Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie to. Może jeśli powiem to wystarczająco dużo razy, to nie będzie mnie obchodził Peter Granz.
73
ROZDZIAŁ 11
Millie wiruje po korytarzu, kiedy wracamy do akademika. Kręci się w kółko z rozłożonymi ramionami, śmiejąc się w sufit. Jej włosy fruwają w koło. Jest zachwycona. – To było takie zabawne! - Millie zbliża się do dziewczyny wychodzącej z pokoju, niemal ją przewracając. Millie wydaje zaskoczony dźwięk, a następnie przytrzymuje je dwie, przepraszając. Staram się nie śmiać. Dziewczyna oddala się jak burza, rozdrażniona. Jest już późno. – I ty! - Mówi Millie, doganiając mnie. – Nie miałam pojęcia, że umiesz tak tańczyć! Masz tajemnice przede mną. Spojrzałam na nią. – Nie, nie mam. – Nie posyłaj mi tego spojrzenia Little Miss Goodie Two-Shoes1. Jesteś zawsze jak bidulka i masz pełno kompleksów, a potem idziesz i tańczysz w ten sposób. Zatrzymuję i odwracam się do niej. – Co ty mówisz? Tańczę w jaki sposób? Millie potrząsa piersiami i mówi, – Całkiem seksownie, ocierając się o gorącego nauczyciela. - Śmieje się histerycznie, nie wiedząc, że prawie z nim spałam. Przewracam oczami i idę dalej. Jesteśmy za rogiem i wyciągam klucz do naszych drzwi. – Nie tańczę tak. - Przekręcam klucz, wchodzimy i rzucam swoje rzeczy na łóżko. Nie wiem, dlaczego protestuję. Peter jest w doskonałej formie i
1
Historia Little Goody Two-Shoes to opowieść dla dzieci opublikowana przez Johna Newbery w Londynie w 1765. Goody Two-Shoes jest odmianą historii Kopciuszka. Bajka opowiada o biednej dziewczynce, sierocie o imieniu Margery, która idzie przez życie z jednym butem. Kiedy bogaty dżentelmen daje jej pełną parę, ona jest tak szczęśliwa, że mówi wszystkim, że ma "dwa buty". Później Margery staje się nauczycielką i poślubia bogatego wdowca. Te bogactwa, służą jako dowód, że jej cnota została nagrodzona. Historia spopularyzowała wyrażenie 'goody two-shoes', często używane do opisu zbyt cnotliwej osoby – świętoszka.
74
taniec sprawia, że się uśmiecham jeśli myślę o tym zbyt długo, co oznacza, że nie mogę pozwolić sobie o nim myśleć w ogóle. Cholerna Millie i jej obserwacje. Spoglądam na nią. Ona celuje we mnie z pstryknięciem nadgarstka. – Siedziałaś okrakiem na facecie. Twoje uda były wokół jego bioder. Podchodzi do łóżka, nie zwracając na mnie uwagi. – Nie możesz mi powiedzieć, że to nie było gorące, ponieważ to było mega gorące. Poza tym, wyglądał jakby to lubił. - Rzucam w nią poduszką i uderzyłam Millie w bok głowy. Obraca się do mnie. – Cóż, tak wyglądał! - Odrzuca ją z powrotem. Poduszka uderza w ścianę i spadła mi na głowę, przewracając ramkę ze zdjęciem na mojej nocnej szafce. Sięgam i łapię ją, zanim odbije się od łóżka i spadnie na podłogę. Kładę ją na półce, która stoi obok, mówiąc: – Jesteś niemożliwa. Następnym razem po prostu nie przyjdę. – Wiesz, że chcesz przyjść. I myślę, że poproszę was, żebyście pokazali nam więcej tych wyskoków - w zwolnionym tempie. - Puszcza mi oczko z otwartymi ustami. Niee, to wszystko insynuacje. Głupia Millie. Jestem blisko roześmiania się, ponieważ jej usta jeszcze się nie zamknęły, a ona wciąż mruga do mnie, czekając, aż zacznę chichotać. Zakładam ręce na piersi. – Śmiało. Nie będzie mnie tam w każdym razie. – Tak, jasne. Wiesz, że nie zawiedziesz mnie. - Millie przesuwa się na łóżku i siada na kolanach. Przez moment patrzy na mnie dziwnie. – Co? Jej piękna twarz jest cała ściągnięta. Millie trzyma poduszkę przy piersi i patrzy na mnie poważnie. – Nigdy mnie nie zawiodłaś. Chodzi mi o to, że zawsze starasz się robić to, co chcę. - Skubie róg poduszki, nie patrząc na mnie. Coś nie jest w porządku. To nie brzmi jak pochwała, jak: och, Sidney, jesteś najlepszą przyjaciółką jaką kiedykolwiek miałam! Brzmi to tak, jakby martwiła się czy
75
coś. To sprawia, że się denerwuję. Nie mam pojęcia, gdzie ta rozmowa zmierza. – Więc? – Więc, mam do ciebie pytanie. - Bierze głęboki oddech i mówi. – Dlaczego chodzisz ze mną na randki, jeśli nie zamierzasz się spotykać? To znaczy, jesteśmy współlokatorkami od pierwszego roku studiów i ani razu nie związałaś się z facetem, ale zawsze wychodzisz z nami, gdy cię zapraszam. - Jej głos jest zbyt poważny. Niepokój szczypie moje gardło i mam problem z przełknięciem. Moje usta robią się suche. Zastanawiam się, czy ona wie, co się zdarzyło. Mój były nie był na tyle głupi, żeby o tym pisać co mi zrobił na Facebooku, ale były… zdjęcia. Nieprzyjemne zdjęcia. Czuję jej wzrok na mojej twarzy. Nie patrzę w górę. Millie wreszcie pyta. – Sidney, jesteś zadurzona we mnie? Szok strzela przez moją twarz. Spoglądam na nią i mrugam. – Co? Widzę półuśmieszek na ustach Millie. Jej brwi robią tę dziwną rzecz, gdy jedna jest na górze a druga na dole. Patrzy dokładnie na mnie i dodaje: – To znaczy, jeśli interesujesz się dziewczynami, to w porządku. To znaczy, nie jestem – nie, że cię nie lubię - dobrze, nie w ten sposób. Byłam po prostuMoje oczy robią się ogromne. Ona wariuje. O mój Boże, to nie jest to, co myślałam, że zamierza powiedzieć. Moja szczęka spada. Słucham jej i w końcu wyrzucam z siebie. – Nie jestem lesbijką. Millie odpowiada. – Ale byłoby dobrze, gdybyś była. – Ale nie jestem! Mille zaciska wargi i przez chwilę mierzy mnie wzrokiem. To tak, jakby nie mogła mnie rozgryźć. Cholera, stałam się tak dysfunkcyjna, że nie wie, iż interesuję się facetami?
76
W końcu pyta. – Zatem, co jest z tobą? Twoi rodzice wysłali cię tu z pasem cnoty, czy jak? - Oparła się plecami o ścianę i podciągnęła kolana do piersi. - Nie randkujesz, chyba że wyciągnę cię ze sobą i szczerze mówiąc, siedzenie okrakiem na nauczycielu było największą twoją „akcją”, odkąd się spotkałyśmy. Moja twarz
jest promiennie czerwona. – Ta rozmowa przekroczyła
dopuszczalną granicę, zanim się jeszcze zaczęła. - Śmieję się nerwowo i wstaję. Podchodzę do mojej szafy i grzebię w niej, szukając piżamy. – Jestem poważna, Sidney. To tak, jakbyś uważała, że nie powinnaś być szczęśliwa, czy coś. Widzę ten ogromny ciężar na twoich barkach. Kiedyś myślałam, że to dlatego, że jesteś z New Jersey i każdy tam musi być wkurzony przez cały czas, ale to nie to. Co to jest? Promieniałaś, gdy tańczyłaś dziś wieczorem. Zobaczyłam inną ciebie, której tak naprawdę wcześniej nie widziałam. To tak, jakbyś była inną Sidney, zamkniętą gdzieś. Wpatruję się w nią. To nie jest coś, o czym rozmawiam. To nie jest coś, czym się dzielę. Nie po tym, co się zdarzyło ostatnim razem, gdy powiedziałam komuś. Część mnie chce to powiedzieć. Chcę wiedzieć, czy ona myśli, że to była moja wina, ale nie potrafię o tym mówić. Potrząsając głową, odwracam wzrok. - Ja po prostu lubię tańczyć. To sprawia, że zapominam patrzyć gniewnie przez cały czas. – Pewnego dnia, powiesz mi. A kiedy to zrobisz, będę prawdziwą przyjaciółką. Byłaś prawdziwą przyjaciółką dla mnie. Zasługujesz, aby mieć kogoś, komu powiesz swoje tajemnice, bez względu na to, jakie one są. - Uśmiechnęła się smutno do mnie. Nie mogę. Czuję, że słowa utknęły mi w gardle. Czuję niedźwiedzia na plecach, ale to nie ma znaczenia – nie mogę tego powiedzieć. Nie mogę jej powiedzieć co mi się stało, co mi zrobił. Milczymy. Żadna z nas się nawet nie rusza. W końcu, wzrok Millie spada na narzutę. – Myślę, że on może być tym jedynym. Wstrząśnięta nagłą zmianą tematu, nie rozumiem początkowo o czym mówi. – Kto? Brent?
77
Kiwa głową. – Tak. Dogadujemy się naprawdę dobrze, lepiej niż z kimkolwiek innym. Naprawdę go kocham. – Powiedzieliście to już sobie? Potrząsając głową, mówi: – Jeszcze nie. Prawie powiedziałam to dziś wieczorem. Myślę o tym. To trudne, wiesz. Bycie pierwszą, która powie kocham cię, jest trudne. Chodzi mi o to, że on może tego nie odwzajemnić. – Powie to samo. - Słychać pewność w moim głosie. Uśmiecham się do niej, a Millie wygląda mniej krucho. – Skąd wiesz? – To jest wypisane na całej jego twarzy, Millie. On cię uwielbia, nawet jeśli nie może jeszcze powiedzieć K-bomby. Uśmiecha się. Mocno. Jej twarz promienieje. Millie odchyliła się do tyłu na poduszki. Przebieram się, a następnie łapię książki i staram się trochę poczytać, ale moje myśli są gdzieś indziej. Zastanawiam się, jak długo czasu minie, zanim Millie domyśli się, co mi się przydarzyło. Może po prostu powinnam jej powiedzieć i mieć to z głowy. Gdy zdaję sobie sprawę, że już nie czytam, wyłączam światło i kładę się do łóżka. Tym razem, gdy zamykam oczy, doznaję wytchnienia. Zamiast na nowo przeżywać ten sam koszmar, widzę przyjazny uśmiech Petera. Zasypiam, myśląc o moim wirującym ciele i jego silnych dłoniach prowadzących mnie.
78
ROZDZIAŁ 12
Kilka tygodni minęło, a wraz z nimi końcówka zimowej pogody. Zagościła wiosna. Drzewa pączkują i wszędzie są kwiaty. Kampus jest okryty jasnymi, pięknymi kolorami. Dodatkowo wydaje się, że każdy jest zachwycony. Pary chodzą wokół całkowicie przepełnione miłością, nie zwracając uwagi na nic poza sobą. Praca dla Petera jest coraz lepsza, mniej stresująca. Nienawidzę tego przyznawać, ale lubię go. Jest dobrym nauczycielem i jest wyluzowany przez większość czasu. To dobrze, odkąd jestem zazwyczaj napięta jak słup totemiczny. Przebywanie z nim uspokaja mnie. Nie czuję się jak na krawędzi. Zastanawiam się, czy on zauważa takie rzeczy. Czasami myślę, że Peter nie zauważa za wiele, ale sądzę, że to jest właśnie to, co chce, bym myślała. Jest niemal czas kolacji i jestem w drodze do mojej wieczorowej klasy, ale zatrzymuję się, żeby sprawdzić pocztę. Macham do kilku osób, gdy wchodzę do centrum kampusu i znajduję moją skrzynkę pocztową. Obracam trochę pokrętło skrytki, otwieram drzwiczki i wyciągam pocztę. Zamykam skrzynkę i podchodzę do stołu, aby je posortować i wyrzucić niechciane wiadomości. Dusty dostrzega mnie. Podchodzi i staje przy stole naprzeciwko mnie. – Hej, Sidney. Nie rozmawialiśmy od naszej feralnej randki, co było raczej trudne do osiągnięcia, gdyż jest w jednej z moich klas. – Hej. – Muszę przeprosić. Nawaliłem tamtej nocy. Nie powinienem mieć– Nie chcę o tym rozmawiać. Macham ręką, wskazując na niego, aby się zatrzymał. – Nie, to była moja wina. Ja– – To nie była twoja wina. Proszę cię. Pozwól mi to powiedzieć. Próbowałem ci to wyjaśnić już dawno. - Patrzę na niego i kiwam głową, chociaż chciałabym rzucić
79
się do ucieczki. – Byłem dupkiem. Nie powinienem zakładać niczego, ale to zrobiłem. Przepraszam, Sidney. Spoglądam na pocztę w swoich rękach, kiedy on mówi. Słowa Dusty'ego są znajome. Wysłuchałam ich wcześniej z innego zestawu warg, od kogoś równie słodkiego. Pozory mogą mylić. Patrzę na niego i kiwam. – Okej. Wyświadcz mi przysługę i pozwól, że zaczniemy od nowa? - Nie chcę zaczynać od nowa, ale ciągle śledzi mnie, próbując przepraszać od dawna. Dusty uśmiecha się. – Brzmi dobrze. - Patrzy na pocztę w moich rękach, a następnie z powrotem w górę, na moją twarz. – Idziesz do klasy? - Kiwam głową. – Ja również. Pójdę z tobą. Świetnie. – Uch, dobrze. Pewnie. - Gdy czekam na Dusty'ego, który sprawdza swoją pocztę, patrzę na listy w moich rękach. Przerzucam pęk niezamawianych przesyłek reklamowych, a następnie zamieram, widząc ostatnią kopertę. Rozpoznaję charakter pisma. Wpatruję się w nią, nie mrugając. Fala szoku niemal mnie przewraca. Znalazł mnie. – Gotowa? - Pyta Dusty. Wepchnęłam list do książki i skinęłam głową. Gdy idziemy na zajęcia, nie mówię dużo. To Dusty opowiada o sobie, a ja go słucham, albo próbuję... ale ten list. O mój Boże. To już ponad cztery lata. Dlaczego miałby wysłać list? Dlaczego teraz? Jestem zdenerwowana, tak spięta, że nie zdaję sobie sprawy, iż weszliśmy do klasy i że Peter mówi do mnie. Ręka Petera ląduję na moim ramieniu i podskakuję. Moje stopy dosłownie chodzą w miejscu i sapię. Peter robi krok do tyłu i podnosi ręce. – Spokojnie, Sidney. Dobrze się czujesz? - Patrzy zaniepokojony. Klasa nas obserwuje. Czuję wiele par oczu na mnie. Zbyt dużo osób nam się przygląda. Znajduję swój sztuczny uśmiech i umieszczam go na twarzy. Kiwam głową i śmieję się, będąc prawie półprzytomna. Dusty śmieje się ze mną, ale Peter nie kupuje tego. Nic nie mówi, ale w rzeczywistości jest to cisza bardzo wymowna. Zapyta mnie o to później, kiedy wszyscy wyjdą.
80
Czuję się, jakbym miała na sobie golf wykonany z cierni. Nie mogę przełknąć. Nie mogę oddychać. Ile razy dotykam swojego podręcznika, czuję list włożony między strony, wypalający dziurę w mojej ręce. Nie powinnam tego czytać. Nie powinnam. Ale co, jeśli to jest ważne? Co jeśli– Nie czytaj tego. To nie jest tego warte. Wewnętrzna debata trwa w mojej głowie. Patrzę tępo przed siebie. Lekcja trwa, ale ja nawet tego nie zauważam. Studenci rozmawiają. Ktoś się śmieje. Głos dziewczyny rozbrzmiewa w moich uszach kilka chwil później, ale nie mam pojęcia co powiedziała i co powiedział Peter. List pochłania mnie zupełnie. Moja dłoń jest przyciśnięta do strony. Moje palce drżą. W połowie zajęć, Peter zwraca się do mnie. Nie słyszę go. Moje spojrzenie jest wlepione w podłogę i całkowicie nieobecne. Nie zdaję sobie sprawy, że stoi przede mną, dopóki nie widzę jego butów. Patrzę w górę. – Przepraszam. O co chodzi? Uśmiecha się do mnie i wskazuje na mój podręcznik, który jest otwarty na złej stronie. Peter posyła mi spojrzenie, ale nic nie mówi. – Mówimy o wierszach. Dusty powiedział, że są to emocjonalne pierdoły, używane aby zwabić kobietę, że żaden facet przy zdrowych zmysłach nigdy nie napisałby wiersza na własną rękę, bez zachęty. Mrugam. – Zachęty? Dusty siedzi dwa rzędy za mną. – Dr. Granz za ładnie to ujął. Powiedziałem wcześniej, że żaden facet nie napisałby wiersza bez powodu. Oczywiście poeta w tym przypadku chciał w nagrodę otrzymać seks. – Bardzo wymowne - Mówi Peter i potrząsa głową. Krzyżując ręce na piersi, spuszcza wzrok na mnie. – I co powiesz, Sidney? Robię minę i oglądam się na Dusty'ego. – Wcale, że nie. - Odwracam się do Petera. – Wiersz jest wyrażeniem emocji. To skondensowany język. W swojej istocie... - Moja wizja robi się czarna na brzegach. Pisałam wiersze. Doskonale pamiętam co się zdarzyło w dzień, kiedy napisałam ostatni wiersz. Uczucie duszenia
81
przygniata mnie. Nadal mogę czuć jego ręce na mnie. Przełykam ślinę i ignoruję zimny pot na plecach. Przeczyszczam gardło i dodaję. – Istotą poezji jest czystość – czyste emocje, czyste pragnienie, czysta euforia, czysta– Dusty mówi otwarcie. – Więc wiersz nie może być wypełniony kłamstwami? Co, jeśli facet chce cię po prostu przelecieć? Co, jeśli to są wszystko tylko ładne słówka? Naprawdę myślisz, że starożytni poeci nie napisali tego czegoś, żeby dostać trochę szybkiego seksu? Daj spokój, Sidney, jesteś za bystra na to. Słowa Dusty'ego rozbrzmiewają echem w mojej głowie, rozbudzając długo pochowane wspomnienia. Łapię się za głowę i bełkoczę. – Och, ty sam daj spokój. Nie każdy facet jest draniem, Dusty. Czy nie jest to możliwe, że niektóre wiersze zostały napisane, ponieważ były oczyszczające i nie miały nic wspólnego z majtkami? Odpowiada coś i kilku facetów chichocze. Zamykam mocno oczy, ale klasa przechyla się na bok. Słowa Dusty'ego dzwonią mi w uszach i to brzęczenie rośnie coraz bardziej. Co, do diabła, dzieje się ze mną? To tylko list. Dusty jest po prostu kutasem. Już wiem o tym. Nic nie może mnie zranić, ale czuję się zagrożona. Odpycham panikę, która mnie pochłania i wreszcie słyszę Dusty'ego ponownie. – ... zrobili to wtedy i robią to teraz. Faceci nie piszą wierszy dla siebie. Robią to, żeby uprawiać seks. Jeśli potrzebują emocjonalnego ujścia, to wymyślają to gówno. Z jakiegoś powodu, ta rozmowa pogłębia wszystko. Zanim rozumiem co się dzieje, sapię i trzymam krzesło tak mocno, że moje palce stają się białe. Peter patrzy na mnie. Nie rusza się. Nie ucisza Dusty'ego. Wpatruję się w but Petera i próbuję łapać długie, stałe oddechy. Nie mam zamiaru mieć napadu lęku i zwariować w klasie. Moje serce łomocze, bije zbyt szybko. Kropla potu spływa obok mojego ucha i dalej po szczęce. Peter przerywa dyskusję. – Więc, wszyscy mężczyźni w tym pokoju myślą tak samo? - Słyszę ruch, ale nie podnoszę wzroku. – Bardzo dobrze. Zostało jeszcze trochę czasu zajęć, więc macie zadane pójść do biblioteki i napisać wiersz. Nie może być on adresowany dla kobiety i musi być wyrażeniem waszych emocji. Ma się on
82
znaleźć na moim biurku na koniec lekcji. Rozumiecie? – Słychać było dużo jęczenia, a następnie odgłos przesuwanych krzeseł. Staram się odetchnąć i wstać, ale ledwo mogę się poruszyć. Słyszę jak Peter mówi. – Sidney, muszę z tobą porozmawiać. Zostań na chwilę Peter podąża za całą klasą i odpowiada na kilka pytań, mówiąc im, żeby wrócili o dwudziestej pierwszej dwadzieścia z gotowym wierszem. Mówi im, że jeśli włożą w to wysiłek, to dostaną punkty. Nie, długość nie ma znaczenia. Kilku studentów podśmiewa się, że rozmiar nie ma znaczenia. Peter reaguje, mówiąc im, że muszą napisać dwa wiersze. Słyszę przekleństwa, a następnie nastaje cisza. Nie ma nikogo w sali. W pewnym momencie położyłam głowę na biurku i zamknęłam oczy. – Sidney? - Głos Petera jest taki łagodny. Gdy otwieram oczy, klęczy przed moim biurkiem. Jego oczy omiatają moją twarz, jest zmartwiony. Czuję się, jakbym została uderzona przez ciężarówkę. – Dobrze się czujesz? Siadam prosto i kiwam głową. – Przepraszam. Nie wiem co... Wzrok Petera przepełniony jest troską. Potrafił doskonale mnie przejrzeć. Wie, że kłamię. Widzę to w tym smutnym, krzywym uśmiechu, który mi posyła. – Nie musisz mi nic mówić. Chciałem się po prostu upewnić, że z tobą wszystko w porządku. Nadal jesteś blada. Posiedź przez chwilę. - Peter wstaje i idzie do swojej torby, wyciąga tabliczkę czekolady Hershey. Następnie podchodzi do mnie i wyciąga ją w moim kierunku. – Weź, zjedz to. Biorę ją i siadam wyprostowana. Mam nadzieję, że mogę zwalić to na niski poziomie cukru. – Nosisz czekoladę w teczce? Uśmiecha się znacząco, kiedy gryzę. – Może. Prawda jest taka, że to miał być mój obiad. – Och. - Poruszam się, by mu ją zwrócić. Jest na niej duży ślad po ugryzieniu. Mam ogromne usta. Ręce Petera ocierają się o moje. Delikatnie popycha słodycz w moim kierunku.
83
– Jedz. - Jego ręce są wciąż na moich i wpatruje się w moją twarz, próbując złapać moje spojrzenie. – Co cię stało? To wyglądało tak, jakbyś przez minutę była gdzieś indziej. Nie patrzę na niego. Wkładam baton do ust i gryzę. Czekolada smakuje jak piasek. Nie mogę o tym myśleć. Próbuję odepchnąć przeszłość, ale jestem złapana w jej niedźwiedzi uścisk. Bestia zastawiła pułapkę. Mówię. Nie wiem dlaczego, ale przytakuję. – Byłam. Przykro mi. To przypomniało mi o czymś. Peter ściska moje ręce. Spoglądam na niego i nasze oczy się spotykają. Mój żołądek trzepocze. Peter trzyma mój wzrok i nie odwraca spojrzenia. Później wzdycha, a jego głos jest tak miękki. – Mogę ci w czymś pomóc? - Mój wzrok przesuwa się tam i z powrotem między podłogą a jego niebieskimi oczami. Zaciskam wargi i odpycham emocje, które sprawią, że czuję. Nie mogę ich czuć. Nie teraz. Albo kiedykolwiek. Potrząsam głową tak łagodnie, że ledwie się ruszam. Smutny uśmiech przmyka przez wargi Petera. –- Szkoda. - Nic nie mówię. Nie mogę mówić. Straciłam głos. Tylko patrzę w jego ciemnoniebieskie oczy. Chociaż czuję się, jakbym pozwoliła szalupie odpłynąć. Tonę w morzu bólu. Wyszedł mi naprzeciw, ale nie potrafię chwycić go za rękę. Nie mogę mu powiedzieć, co się zdarzyło i on nie może tego naprawić. Nawet jeśli Peter by wiedział, to nikt nie może zmienić przeszłości. Jakaś dziewczyna wchodzi do sali. Ledwie ją zauważam. – Dr. Granz? Peter się wzdrygnął i odwrócił. Dziewczyna pewnie nawet nie pomyślała, że jego zachowanie jest dziwne, ale Peter jest zbyt zdenerwowany. Widzę to. Widzę jak jego ramiona się napinają, jak wsuwa ręce do kieszeni oraz kroczy między nami. Studentka trzyma swoją książkę, pytając o pentametr jambiczny i układ rymów. Mówi jej, że żaden nie jest wymagany przy zadaniu. Głowa dziewczyny niemal podskoczyła. Peter dalej odpowiada na jej pytania, kiedy ja dalej jem czekoladę. Gdy kończę, wstaję. Peter zwraca się do mnie i mówi. – Nie mogę pozwolić ci wyjść. Usiądź. Skończ zadanie tutaj.
84
– Już czuję się dobrze. - Protestuję, ale mój ton głosu nie jest normalny. Dziewczyna spogląda na mnie. – Wyglądasz na rozpaloną. Potrzebujesz aspiryny czy coś? Mam jedną w torebce. – Nie, dziękuję, jest w porządku. - Aspiryna nie naprawi tego, co się ze mną dzieje. Dziewczyna kiwa głową i podchodzi do drzwi. Zanim wychodzi, ogląda się. – Lepiej zrób co mówi albo skończysz w nocy w gabinecie pielęgniarki. Zrobiłam tak raz i to jest do bani. Łóżka są tam potworne. - Kiwam głową i przyglądam się, jak wychodzi. Spoglądam na Petera i mówię. – Jest w porządku. Naprawdę. – Jesteś okropnym kłamcą. Po prostu usiądź i napisz swój wiersz. Nie będę ci przeszkadzać. Chcę powiedzieć, że zawsze mi przeszkadza. Chcę powiedzieć, że jest olbrzymim zakłócaczem spokoju, ale nie mówię. Przewracam oczami i wyciągam kartkę papieru. Zaczynam pisać bez zastanowienia. Dopiero gdy kończę, zdaję sobie sprawę co napisałam. Wpatruję się w kartkę, gdy Peter spogląda na mnie zza biurka. – Już gotowe? Śmieję się. – Nie. Zamierzam to przepisać. - Zgniatam kartkę i rzucam ją. Papier leci przez powietrze, odbija się od boku kosza stojącego przy drzwiach i spada na podłogę. Wyskakuję ze swojego miejsca w tym samym czasie co Peter. Oboje zmierzamy w kierunku zgniecionej kartki, ale Peter jest szybszy. Wygładza ją. – Jestem pewien, że to jest w porządku. Wiersz nie musi być doskonały. Celem było– Mój żołądek wpełza do mojego gardła, a lód spływa mi po plecach. Jestem głupia. Jestem tak głupia. Mogę się zachować, jakby to było nieistotne i może on nawet nie przeczyta tego. Ale wiem, że gdybym z nim walczyła, jeśli starałabym się zabrać mu kartkę, dowiedziałby się popaprana jestem – ale będzie wiedział, że te słowa na papierze, to coś więcej niż tylko twórcze ćwiczenie. Dlaczego to napisałam?
85
Uśmiech Petera znika, gdy jego spojrzenie pada na kartkę w jego rękach. Nieruchomieje. Jego oczy nie ruszają się. Nie wygląda to, jakby czytał, ale wiem, że widzi wszystko. Peter powoli podnosi wzrok. Trzymam jedną rękę w drugiej, wbijając paznokcie tak mocno, że aż krwawię krew. – Sidney— – Ja nie... - Moje usta są otwarte, ale reszta słów nie przychodzi z nich. Zaprzecz temu. Powiedz, że to nic nie oznacza. Powiedz to. Ale nie mogę. Nie mogę nawet na niego spojrzeć. Nic nie mówię. Drżę, chociaż staram się nie ruszać. Jest tak, jakby chłód połknął mnie całą. Jestem zamrożona. Każdy mięsień w moim ciele jest zamrożony. Nie mogę mówić, nie mogę się ruszyć. To nie powinno się zdarzyć. Nie mogę sobie z tym poradzić. Peter spogląda na mnie oczami tak dużymi i niebieskimi. Patrzy na mnie, ale jakby przeze mnie, a później na kartkę w swoich rękach. Ostrożnie trzyma kartkę, jakby wiersz mógł go ugryźć. – Nie miałem pojęcia... – Przestań. - Mój głos drży. Przeklinam swoje ciało, przeklinam wspomnienia, które nigdy nie znikną. – Nie rób tego, dobra? To jest nieistotne. - Nie patrzę mu w oczy. Moje spojrzenie jest skierowane na jego klatkę piersiową. Jeśli spojrzę na jego twarz, rozpadnę się. – To nic nie znaczy. To tylko kilka słów na kartce papieru. Próbuję brzmieć tak, jakby to było nieistotne, jakbym pisała rozrywające serce wiersze przez cały czas. Udaję, że właśnie nie upuściłam krwi mojemu sercu na luźną kartkę ze skoroszytu. Co, do cholery, jest ze mną nie tak? Udaję. Przybieram mój sztuczny uśmiech i patrzę na jego buty. Próbuję podnieść wzrok, ale czuję się tak, jakby słoń siedział mi na głowie. – To nie jest to, co myślisz. - Oczy Petera wpatrują się w moją twarz. Oddycham zbyt szybko, ale za każdym razem, gdy staram się to spowolnić, to jest jeszcze gorzej. – Jak możesz wiedzieć co myślę, albo co nie myślę? - Patrzę na niego. Błąd. Jego wyraz twarzy, te nawiedzone niebieskie oczy, krzywe usta, sposób w jaki patrzy na mnie - tak jakby wiedział. Moje palce drżą przy moim boku. – Nie będę tu stała. Nie będę z tobą o tym rozmawiać. Nie muszę słuchać ciebie, udającego, że się
86
o mnie troszczysz. - Odwracam się, żeby złapać moje książki. Przytulam je do piersi i zmierzam w kierunku drzwi. Właśnie kiedy mam zamiar je otworzyć, Peter mówi. – Ja nie udaję. Jego oczy utkwione są w moich plecach. Mój kręgosłup jest tak sztywny i tak kruchy, zbyt duży ciężar czuję na sobie. Pękam, roztrzaskując się na milion różnych kawałków. Słabość pochłania mnie całą. – Nie mów do mnie takich rzeczy. Peter podchodzi bliżej. Słyszę jego kroki zbliżające się do mnie. Powoli robi kolejne krok. Jego głos zawodzi go, gdy mówi. – Nie chciałem cię skrzywdzić w tamtą noc. Nie byłem sobą– – Ani ja. Jest w porządku. – Ale nie jest. - Peter jest tuż za mną. Nie obrócę się. To nie ma znaczenia, co on mówi. Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie to. – Nie wiedziałem, wtedy. Nie wiedziałem, jak bystra jesteś. Nie wiedziałem, że ukrywasz się za tym ostrym językiem. Nie wiedziałem, dlaczego jesteś tutaj i nie miałem pojęcia, dlaczego usiadłaś przy moim stoliku, ale byłem szczęśliwy, że to zrobiłaś. Myślałem o tej nocy w kółko. Zastanawiałem się, co by się stało, z nami, jeśli telefon by nie zadzwonił. Zastanawiałem się, jak to by było, trzymać cię w ramionach ponownie. Myślę o rzeczach, o których nie powinienem. Śnię o rzeczy, o których nie powinienem. Chcę rzeczy, których nie powinienem i to wszystko z jednego powodu – Zależy mi na tobie. Sapię, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Trzymam drzwi, żeby się nie przewrócić. Spoglądam na niego przez ramię. Peter ma naprawdę na myśli to, co mówi. Widzę to w jego oczach. Dreszcze pędzą po mojej skórze. Stoję tam zbyt długo, patrząc na niego w szoku. Peter ściska pomarszczony papier w ręku. – Proszę, powiedz mi, że to nie zdarzyło się w ciągu ostatnich kilku tygodni. Powiedz mi, że to nie stało się z powodu czegoś, co zrobiłem. Patrzę na jego twarz. Patrzę i pochłaniam go wzrokiem, jakbym konała z pragnienia. Szok sprawił, że milczę i moja ręka puszcza klamkę. Moje płuca łapią
87
powietrze gdy się odwracam, żeby oprzeć się plecami o drzwi. Uderzyłam w nie zbyt mocno i moja waga otwiera drzwi. Zaczynam spadać do tyłu. Peter sięga po mnie. Jego ręce spoczywają na mojej talii i przyciąga mnie do siebie. Drzwi trzaskają, zamknęły się. Nie puszcza mnie. Jego oczy wpatrzone są w moje, a jego ciało jest mocno przyciśnięte do mnie. – Nie mów mi, że jest w porządku. Wiem, że nie jest... Jest coś w tobie. - Peter bierze głęboki oddech i opuszcza wzrok. Kiedy patrzy ponownie w górę, mówi. – Mogę powiedzieć. Moje wargi drżą, jakby chciały pozbyć się zawartości mojego żołądka, więc szybko zamykam szczękę. Potrząsam głową i próbuję cofnąć się, ale Peter nie pozwala mi na to. – Część wiersza jest o tobie. Część nie jest. - Fragment wiersza jest o Peterze. Jestem bardzo świadoma mojego ciała, moich oddechów, które wydają się zbyt długie, ale nie wystarczająco długie. Nie mogę oddychać. Nie mówiłam o tej nocy, odkąd to się wydarzyło. Oczy Petera pozostają na mojej twarzy. – Ta pierwsza część twojego wiersza – rozpoczynanie czegoś nowego, czułe pocałunki, dziewczęcy chichot – ta część jest o mnie? - Przytakuję. Nienawidzę siebie, ale przytakuję. – Fragment z głodującymi pocałunkami, chwytaniem w szpony rąk, braniem bez dawania... - Oddycha ciężko. Wargi Petera zaciskają się, zanim mówi ponownie. – To jest o gwałcie. Sidney, czy jakiś facet zrobił coś tobie– Opieram się o niego. Przyciskam twarz do jego piersi. Serce Petera bije tak szybko. – To są stare rany - mówię mu. – Pisałam bez zastanowienia. To po prostu wylało się ze mnie i przelało na papier. - Robię głęboki wdech i wyrywam się z jego ramion. Peter pozwala mi odejść. – Ta część nie miała nic wspólnego z tobą albo twoją kawą tamtej nocy. - Kącik moich ust podnosi się w górę w krzywym uśmiechu. Jest to najsmutniejszy z uśmiechów. Wyraz twarzy Petera mówi tak dużo. Przeszukuje moje oczy przez dłuższy czas. Już się nie dotykamy. Żałuję, że tego nie robimy. Po chwili Peter oddaje mi kartkę. – Nie przeczytałem całości. Nie sądzę, że pocienieniem to zobaczyć. Nie chciałem, aby... - szuka właściwego słowa.
88
Biorę kartkę i mu przerywam. – Jest w porządku. Mam się dobrze. - Posyła mi spojrzenie, które jasno mi mówi, że mi nie wierzy. – Naprawdę, jest ze mną porządku. Już mi przeszło. Prawie. Cóż, przez większość czasu. Dziś po prostu zaskoczono mnie, to wszystko. – Dlaczego? Co się stało? Wzruszam ramionami, myśląc o liście w moim podręczniku. – Pamiętasz, jak mówiłam ci, że moja rodzina była wściekła, kiedy wyjeżdżałam? - Kiwa głową. – Cóż, to prawda, ale nie tylko z powodu mojego wyjazdu, było coś więcej. - Spoglądam na jego twarz, debatując, czy mu powiedzieć, czy nie. Sposób, w jaki patrzy na mnie sprawia, że słowa uciekają z moich ust. Za długo nie były wypowiedziane. Zanim uświadamiam co robię, opowiadam mu swoją historię. – Wyjechałam, gdy tylko dostałam stypendium tutaj, spakowałam torbę i ruszyłam jak najszybciej. I nigdy już tam nie wróciłam. Nie powiedziałam niczego swojej rodzinie. Nie korzystam z Facebooka lub Twittera. Wybrałam najgorsze miejsce, jakie mogłam sobie wyobrazić, aby się upewnić, że mnie nie znajdą. W skrócie, robiłam wszystko, łącznie ze zmianą mojego nazwiska. I myślałam, że to działa. Nikt mnie nie znalazł. Nikt nie dzwonił, czy pisał mnie, przez cztery lata... Wysuwam kopertę z książki i trzymam ją między palcami. – Aż do dziś. Mój brat przysłał mi list. Dostałam go przed zajęciami. - Mówię zbyt dużo. Nie powinnam mu tego mówić, ale nie mogę się powstrzymać. Peter patrzy na mnie, podczas mojego monologu. Nikomu wcześniej tego nie mówiłam. Nikt tu nie wie, że zostałam zgwałcona. Nikt nic nie wie. Moja twarz czerwienieje ze wstydu i odwracam wzrok. Podaję Peterowi kopertę i siadam na moim biurku. Moje nogi zwisają. Peter bierze kopertę i obraca ją w dłoniach, zanim patrzy na mnie. – Co zamierzasz zrobić? Wzruszam ramionami. – Nie wiem. Wyrzucić to. Zmienić swoje nazwisko. Patrzę na swoje buty.
89
– Czy on cię skrzywdził? - Peter patrzy na kopertę, gdy rzucam okiem na niego. Potrząsam głową. – To nie było tak. O Boże, ja nie... - Jąkam się i pocieram ręką twarz. Kiedy patrzę na Petera, chcę mu powiedzieć. On sprawia, że czuję się irracjonalnie bezpieczna, jakby nic mnie nie skrzywdziło. – Nigdy nie powiedziałam nikomu, oprócz mojej rodziny. - Jestem cicho przez chwilę, przypominając sobie zbyt wiele rzeczy, o których chcę zapomnieć. – Znałam go, faceta, który... - zgwałcić mnie. Nadal nie mogę tego powiedzieć. Zasysam powietrze, jakbym nie mogła wystarczająco dużo go złapać i odwracam wzrok od Petera. – Spotykaliśmy się. Nie byłam gotowa na seks. On był. Wziął co chciał. Powiedział, że zrobi to jeszcze raz – że nikt mi nie uwierzy. – Znalazłam moją mamę, gdy pierwszy raz to się zdarzyło się. Powiedziałam jej. Powiedziała mojemu tacie. Nic nie zrobili. Powiedzieli, że to randka, że może źle zrozumiałam albo wprowadziłam go w błąd. Mój brat też się dowiedział – spotykałam się z jego najlepszym przyjacielem – i powiedział mi, że jego przyjaciel nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Obwinili mnie. Wszyscy. Powiedzieli, że to była moja wina. Podnoszę wzrok i patrzę na Petera. –To był mój ostatni rok w liceum. - Uśmiecham się gorzko. – Jeszcze nie wiesz o najbardziej chorej tego części. Moi rodzice lubili tego chłopaka, który mi to zrobił. Po tym, usiłowali zeswatać nas razem. – Więc, to się na tym nie skończyło? - Peter założył ramiona na piersi. Jego mięśnie napięły się pod koszulą. Kręcę głową. – Nie. - Mój głos jest szeptem. Wspomnienia uderzają we mnie. Widzę błysk srebra. Historia jest tak bardzo ciemna. Moje palce dotykają gardła, wyczuwając naszyjnik, który zakrywa bliznę. Nie mogę mu opowiedzieć tej części. Odmawiam przeżycia tego ponownie. Oddalam myśli. Mój głos jest cichy. Przekręcam ręce na kolanach. – Nie wiedziałam, co robić. Nie mogłam uciec od niego. I nie powiedziałam nikomu innemu. Moi rodzice mi nie wierzyli, dlaczego mieliby to zrobić moi przyjaciele? Więc zmieniłam college, nie mówiąc nikomu. Znalazłam to miejsce i uciekłam, i nie oglądając za siebie.
90
Peter nic nie mówi przez dłuższy czas. – Miałaś ciężkie życie, a ja zrobiłem je jeszcze trudniejsze. – Jego oczy przeszywają mnie. – Przykro mi. Odrzucam jego przeprosiny. – Nie zrobiłeś nic, za co miałbyś przepraszać. Peter potrząsa głową, kiedy owija ramiona wokół pasa. – Zwodziłem cię tamtej nocy, kiedy spotkałem cię po raz pierwszy. Nie powinienem tego zaczynać. I na pewno, jak cholera, nie powinienem prosić cię, żebyś wyszła. – Nie zrobiłeś tego. – To był odpowiednik wykopania twojego tyłka na zewnątrz. - Peter wzdycha i przebiega rękoma przez włosy. - Słuchaj, to nie jest usprawiedliwienie, ale powinnaś wiedzieć, że to nie twoja wina. Około rok temu, coś się stało. Straciłem kogoś. To mnie przerasta. - Jego głos urywa się. Peter nie patrzy na mnie. – Próbowałem ruszyć dalej i nie potrafiłem – nie mogłem. Właśnie to się stało w noc, w którą się spotkaliśmy. Nie mogłem ci wtedy tego powiedzieć. Nie jestem pewny, czy mogę opowiedzieć całą historię teraz – Zsuwam się z biurka i podchodzę do Petera. Kładę rękę na jego, mówiąc: – Zatem nie mów. - Słyszę ból w jego głosie. - Masz przyjaciela we mnie, wiesz. Niech będą potępione uniwersyteckie wytyczne. Peter uśmiecha się znacząco i patrzy mi w oczy. – Troszczysz się o mnie? – Może. Troszeczkę. - Trzymam palce naprawdę blisko siebie i się uśmiecham. On odwzajemnia się tym samym. Kocham ten uśmiech. – Cóż, nie jest to do końca prawda. Może cię lubię– Peter przerywa mi. – Lubisz mnie? - Teraz uśmiecha się tak szeroko, że pokazują się jego dołeczki. – Nie w ten sposób. – Nie, powiedziałaś to. Uniwersytet będzie potępiony. Lubisz mnie. Lubisz mnie, tak jak ja. - Peter porusza brwiami, uśmiechając się z pełną mocą. – Nie!
91
– Wierzę, że tak. – Jesteś takim dupkiem. – Nazywaj mnie jak chcesz piękna, ale wiem, że mnie lubisz. - Peter przeszedł za swoje biurko z werwą i z rękoma za plecami. – Jesteś taki arogancki. Dlaczego myślisz, że cię lubię? Może jestem po prostu przyjacielska. – Mmm, hmmm – mówi, przerzucając jakieś papiery po tym, jak usiadł. Kiedy spogląda na mnie, dodaje: – Byłaś bardzo przyjazna, chociaż nazwałbym bycie toples i na moich kolanach czymś innym. - Moja szczęka opada. Peter uśmiecha się. – Och, dobrze. Obawiałem się, że taki rodzaj życzliwości towarzyszy ci na co dzień. Przez wygląd twojej twarzy sądzę, że jednak tak nie jest. - Peter spogląda na mnie. Wyczuwam wahanie w jego głosie. Zastanawia się, czy powinien dokuczać mi z tego powodu, ale cieszę się, że to robi. To w końcu jawnie kpi z całej tej cholernej sytuacji. – Chciałam spróbować czegoś nowego tej nocy. Wydawałeś się tym cieszyć. Gorąco uderza w moją twarz i nie mogę ukryć swojego szelmowskiego uśmiechu. Puszcza do mnie oko. – Cieszyłem. – Idiota. – Seksowna. – Dupek. – Piękna. – Agh! – mówię i głośno tupię nogą. Peter śmieje się. – Napad złości? Naprawdę, panno Colleli? - Peter przechyla głowę na bok i patrzy na mnie. Zanotował coś na kartce papieru i schował swoje plany lekcji z powrotem do torby. – Doprowadzasz mnie do szału. – Nic nie zyskasz pochlebstwami. - Peter podnosi swoje rzeczy i dodaje: – Chodź.
92
– Gdzie? - Czuję się lekka i szczęśliwa. Peter wydobywa najlepsze moje cechy. Żartobliwe dokuczanie trwa między nami już od jakiegoś czasu, ale nie było żadnej wzmianki o naszej, tak jakby nagiej nocy, przed dzisiejszym dniem. Nie wiem, jak on to zrobił, ale Peter przepędził moje demony. Czuję się tak, jakbym ponownie mogła wziąć los w swoje ręce i jestem autentycznie ciekawa, gdzie on chce iść. – Jesteś mi winna kolację i kieliszek wina. Ja prowadzę. - Peter podchodzi do drzwi i ogląda się na mnie. Chcę z nim iść, ale nie powinniśmy. Waham się. Peter uśmiecha się cierpko. – Co się stało z: niech uniwersytet będzie potępiony? Tak naprawdę ujadasz i nie gryziesz? – Ugryzę cię. - Mamroczę pod nosem i łapię swoje rzeczy. Peter uśmiecha się. – Powinnaś. Jestem bardzo słodki albo tak słyszałem – jak cukierek. – Prawdopodobnie wysmarowałeś się w czekoladzie. – To by działało, ale nie. Mam z natury tę działającą, słodką rzecz. - Uśmiecha się do mnie. – Masz tę z natury działającą, irytującą rzecz. Powstrzymywałeś się w ciągu ostatnich kilku tygodni, czy co? – Ledwie powiedziałaś do mnie dwa słowa, odkąd przejąłem obowiązki Tadwick'a. Myślałem, że wykastrujesz mnie nożem do otwierania listów. Krztuszę się swoją śliną i kaszlę gwałtownie, zanim mówię: – Nie myślałeś tak! Peter wzrusza ramionami i wyciąga rękę do drzwi, wskazując, że powinniśmy iść. – Co z klasą? – Wskazówki są na biurku. Wrócę później i wezmę wiersze. – Co z uniwersytetem? Poważnie, Peter, nie chcę byś stracił pracę. – Nie stracę. Mogę jeść obiad ze swoimi studentami. To nie jest zakazane. – Staje się poważny. – Powiem ci, co się stało tamtej nocy. Jestem ci to winien.
93
Nie jest mi nic winien, ale chcę usłyszeć jego historię. Chcę wiedzieć, co jest z nim nie tak. Chcę wiedzieć, co to za facet, że nie uprawia seksu z dziewczyną, którą ma już na kolanach. Jest coś w Peterze, jakaś ciemność, będąca zawsze tuż pod powierzchnią. Może dlatego tak dobrze się dogadujemy. Może jego życie było do dupy, tak jak moje. Kiwając powoli głową, wychodzę za nim z klasy.
94
ROZDZIAŁ 13
Wracamy do tej samej restauracji, w której się poznaliśmy. Jest tu dość pusto dzisiejszego wieczora, może dlatego, że jest środek tygodnia. Kelner posadził nas w głębi sali, po drugiej stronie kominka i nie widzę stąd reszty sali. To troszeczkę pomaga mi się odprężyć. Millie nigdy nie skończyłaby o tym szczebiotać, gdyby wiedziała, gdzie jestem. Peter siada i obydwoje zamawiamy drinki. Peter popija jakąś bursztynową ciecz ze swojej szklanki, a następnie mówi: – W noc, w którą się spotkaliśmyJestem w połowie łyka, kiedy to mówi. Potrząsam głową i połykam moje wino. – Peter, nie. Naprawdę. Nie dlatego tutaj przyszłam. - Nie muszę przerabiać tej nocy. – W takim razie, dlaczego przyszłaś? - Petera jest poważny, jakby nie wiedział. – Bo jestem głodna… a może dlatego, że cię lubię. Myślałam, że to już ustaliliśmy. - Uśmiecham się do niego, oczekując, że Peter wróci do swojego radosnego ja. Peter patrzy na mnie, gdy podnoszę szklankę do ust. – Jesteś niesamowita. – Wiem, prawda? - Uśmiecham się do niego. – Potrafię trzymać kieliszek do wina. Wahoo! - Unoszę szkło, trzymając za nóżkę i kręcę nim między kciukiem a palcem. Płyn wewnątrz wiruje, ale się nie rozlewa. Peter uśmiecha się do mnie. Kąciki jego oczu marszczą się gdy to robi, rozbawiony. – Nie to miałem na myśli, ale twoja technika trzymania kieliszka jest bez zarzutu. Śmieję się. Nie wiem, co to jest, ale jest coś w Peterze, co sprawia, że się odprężam. Jest tak, jakbym znała go od zawsze, jakbym mogła powiedzieć obojętnie co, a on mnie zrozumie. To nie ma sensu.
95
Pojawiają się nasze sałatki. Kelner stawia je przed nami i odchodzi. Jedzenie wygląda pysznie. Podnosząc widelec, mówię: – Nie zjadłam tu ostatnim razem. Tak jakby wyszłam z siebie i zaatakowałam kelnera. Peter trzymając kawałek sałaty na widelcu, zamiera. – Nie mówisz poważnie. – No poważnie. Moja randka miała lepkie ręce. Próbowałam to tolerować, ale wkurzyłam się. To spowodowało, że odskoczyłam od stolika, jakby to miejsce płonęło. Zderzyłam się z tym facetem tam. - Ten sam kelner stoi po drugiej stronie pomieszczenia przy barze. – Jego taca przewróciła się w zwolnionym tempie. Jestem całkiem pewna, że napluł w moje jedzenie, kiedy je robił. Uśmiech Petera przygasa. – Dlaczego próbowałaś tolerować faceta, który cię obmacywał? Wzruszam ramionami i wbijam nóż w moją sałatkę. – Ponieważ chcę być normalna. W przypadku gdybyś nie zauważył, jestem popaprana. Peter posyła mi ponure spojrzenie. – Właściwie, to zauważyłem, że jesteś trochę nienormalna. Po pierwsze, masz nienormalnie duże oczy i błyszczą się za bardzo. No i te twoje usta - dobrze, po prostu to powiem, są oczywiście wybrakowane. - Peter uśmiecha się złośliwie i podnosi widelec. – Zamknij się. - Uśmiecham się do niego i potrząsam głową Peter odwzajemnia uśmiech i kręci wokół widelcem. – Bycie normalnym jest przereklamowane. Normalny co dostaje? Męża głupka z dwójką i pół dzieciaka, plus dom z psem? Poważnie, chcesz tego? To znaczy, jedno z tych dzieci będzie miało naprawdę zabawny wygląd, przecięte na pół. Kto chce połowę dziecka? Uśmiecham się, ale uśmiech szybko przygasa. Rozmawiam z Peterem jakbym go znała, jakbym zawsze go znała. Nie martwię się o to, co pomyśli. Zdobył mój szacunek i większą część mojego zaufania wcześniej w klasie. Nie osądził mnie. Nie obwinił mnie. Nie miałam wcześniej takiego przyjaciela, cóż, ani faceta. Większość czasu trzymam gębę zamkniętą na kłódkę, jeżeli jestem w towarzystwie mężczyzn.
96
Nie chcę, żeby mnie znali albo wiedzieli, co się zdarzyło. Nie chcę sobie z tym radzić. Jakoś Peter pomógł mi sobie z tym poradzić i emocje, które przygniatały mnie wcześniej, zniknęły. Nie wiem jak to zrobił. – Naprawdę już nie wiem, czego chcę. Kiedyś wiedziałam. Ale to jest to, co rozumiem przez normalne. Od tamtej pory, kiedy to się stało… - Przełykam z trudem i przerywam na zbyt długo. – Powiedzmy, że mam problemy. Nie mogę zbliżyć się do nikogo. Tak jakbym myślała, że gdybym wymusiła to, to rzeczy poprawiłyby się. - Nie patrzę na niego. Próbowałam zmusić się do seksu z nim w noc, kiedy się spotkaliśmy. Jest gorący i miły w dotyku, ale mojego serca w tym nie było. Twarz Petera ściągnęła się. On nie rozumie. – Myślałaś, że jeśli prześpisz się z kimś, tak naprawdę nie lubiąc go nawet, to dojdziesz do siebie po tym, co ci się zdarzyło? Podnoszę wzrok. – Cóż, kiedy to mówisz, to brzmi głupio. Peter patrzy na mnie z otwartymi ustami. – To jest głupie. – Wow, to było szczere. - Grzebię w swojej sałatce i wrzucam ją do ust. – Czasami szczerość jest lepsza. Więc, powiedz mi, po tym jak pozwoliłaś temu facetowi zbezcześcić cię, co działo się dalej? Pozwoliłaś mu zrobić to jeszcze raz? Gapię się na niego. Dobre pytanie, pomimo że sprawia, że kręcę się na swoim miejscu. Wpatruję się w sałatkę zbyt długo, ale czuję oczy Petera na sobie. Jego spojrzenie jest intensywne. Po chwili ponownie zaczyna jeść. – Nie wiem - mówię. – Myślałam, że to pomoże wymazać niektóre rzeczy. Wiesz, odsunie wspomnienia, które dalej są do dupy w mojej pamięci. Nie było nikogo od niego. Myślałam, że to pomoże. Peter przestaje jeść. Jego oczy są zbyt szerokie. Patrzy na mnie dziwnie. Jego głos jest cichy. – Czy to jest to, co robiłaś ze mną? - Nie odpowiadam. Peter uśmiecha się do mnie i potrząsa głową. Odpycha sałatkę i odchyla się na krześle. – Okej, będę z tobą szczery. - Zaciska wargi w cienką kreskę, a następnie
97
wypuszcza powietrze. Jego ręce są na stole. Jego palec wskazujący stuka nerwowo w blat. – Robiłem to samo. Opuszczam głowę i mówię: – Taa, w porządku. Uśmiecha się do mnie krzywo. – Nie jestem, jak oni to nazywają, zrównoważony. – Kim są oni? – Nie wiem, - wzrusza ramionami. – Wszyscy. Moja mama, tata, siostra, kuzyni i inni ludzie, którzy mnie znają. Przyjąłem tę pracę, ponieważ chciałem zacząć wszystko od początku. Myślą, że się załamię, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło. Podnosi bursztynowy płyn do ust i pije resztę jednym haustem. Peter odstawia szklankę. Jego oczy nie patrzą na mnie, ani na cokolwiek innego. To tak, jakby zagubił się we wspomnieniach. – My — ja i Gina — byliśmy w
Nowym
Jorku
na
Boże
Narodzenie.
Udaliśmy
się
do
Radio
City,
a następnie na kolację. Było już późno i była gotowa do wyjazdu, ale chciałem pójść do Rockefeller Center. Chciałem uklęknąć na jedno kolano pod drzewkiem i poprosić ją, by za mnie wyszła. Uśmiecha się. To prawie łamie mi serce. Znam ten uśmiech. Pojawia się na wspomnienie, które jest skażone, które powinno być szczęśliwe, ale nie jest. Czuję ciężar jego historii przez sposób, w jaki ledwie może wypowiedzieć słowa. Kaszle i jego oczy wracają do mnie. – Namówiłem ją do pójścia. Byłem tak podekscytowany. Nie mogłem się doczekać, żeby ją zapytać. Nie chciałem wracać następnego dnia. Chciałem zrobić to nocą, gdy drzewko było oświetlone. Gina kochała okres Świąt Bożego Narodzenia. Wiedziałem, że to pokocha. – Cóż, dostaliśmy się tam i miejsce było całkowicie puste. Było już późno. Podczas gdy Gina patrzała na drzewko, wyciągnąłem pierścionek. Było kilka osób po drugiej stronie drzewka, ale nie mogli nas zobaczyć. Ukląkłem i uniosłem pierścionek. - Oddycha z trudem. Linie na jego czole się marszczą. Mogę zobaczyć, jak ból tych wspomnień gra na jego twarzy, jak gdyby to się działo teraz. Chcę, żeby przestał. Wymawiając te słowa, brzmi jakby to go niszczyło. Chcę sięgnąć i złapać go za rękę, ale jestem jak skamieniała.
98
Peter patrzy na mnie. Jego uśmiech krzywi się. – Jesteś w tym lepsza niż ja. Miałem rok, żeby sobie z tym poradzić, ale nadal nawet nie mogę tego opowiedzieć. – Peter... - wypowiadam jego imię i dotykam ręki. Przyciągam jego uwagę. – Taki naprawdę gorący facet dopiero co udzielił mi świetnej rady - to głupie przyśpieszać rzeczy, na które nie jesteś gotowy. Zaśmiał się, ciężko. To sprawia, że jego pierś się trzęsie. Peter spuszcza wzrok na moją ręką. – Ten facet jest zazwyczaj dupkiem, tak słyszałem. - Spogląda na mnie spod ciemnych rzęs. Kąciki moich ust powoli wyginają się ku górze. – Dobrze słyszałeś. Jest dupkiem, zupełnie słodkim, troskliwym dupkiem. Tak naprawdę, to najlepszym rodzajem dupka. - Śmieję się, gdy to mówię. – Ach, twoja próba pochlebienia mi jest daremna. Biorę kieliszek wina w rękę. – To nie jest pochlebstwo, tylko prawda. Jesteś dobrym człowiekiem. Uzdrowienie zajmuje trochę czasu i nie jest takie samo dla każdego. To nie dzieje się zawsze w tym samym tempie. – Powiedz to mojej rodzinie. – Pieprzyć twoją rodzinę. Oni nie rozumieją tego - cokolwiek się wam przydarzyło. Ty tak. Rozumiesz, co się wydarzyło i co ci to zrobiło. Mów o tym, gdy będziesz gotowy. Idź do przodu, gdy będziesz gotowy. - Dopijam wino i odstawiam kieliszek. – Łatwiej jest dawać rady, niż je przyjąć, hę? - Peter patrzy na mnie przez chwilę. Jego oczy skanują moją twarz, a następnie zatrzymują się na naszych rękach. Moja dłoń wciąż jest na jego ręce. – Więc? Zerkam na niego, gdzie on się wpatruje i się wzdrygam. – Przykro mi. Próbuję zabrać rękę, ale Peter łapie ją i trzyma. – Mnie nie. - Trzyma moją rękę przy ustach i umieszcza delikatny pocałunek na mojej skórze. To sprawia, że drżę. Patrzy w górę i uśmiecha się do mnie. –
99
Jesteśmy uwięzieni w samym środku, wiesz. Nie jesteśmy w strefie przyjaźni, ale i nie możemy ruszyć do przodu. Wysuwam rękę i przytakuję. – Wiem - mówię cicho. – To dobre miejsce. W lepszym nie byłam przez długi czas. - Nie zostanę wykopana, próbując zaciągnąć do łóżka jakiegoś faceta, którego nie znam. Nie jestem z kimś, robiąc coś, czego nie chcę robić. W tej chwili, czuję się idealnie, nieskażona. Czuję, że mogę przetrwać to w moim umyśle nietknięta. Nadzieja zalewa moją pierś, a wszystkie moje uśmiechy są prawdziwe. Po raz pierwszy od dłuższego czasu myślę, że będzie ze mną dobrze.
100
ROZDZIAŁ 14
Na lunchu kilka dni później wzięłam do zjedzenia sałatkę, trochę pieczonego kurczaka i usiadłam obok Tii. Millie jeszcze nie dotarła. – Hej. Jak twoje mięśnie brzucha? Posyła mi spojrzenie. – Rozmiękłe. Próbowałam przerobić ten film jeszcze raz wczoraj wieczorem. Nie jestem dziś tak obolała, ale nadal jest do dupy. - Bawi się swoim talerzem owoców, grzebiąc w serku wiejskim. – Pieprzyć to. Umieram z głodu i ten kurczak wygląda pysznie. Zaraz będę z powrotem. - Tia wstaje. Jej ręka opada na brzuch zanim oddala się, głośno tupiąc, by dorwać talerz kurczaka. Przez chwilę jestem sama. Słyszę jego głos, zanim dostrzegam twarz. – Hej, kochanie - Mówi Dusty i dosiada się obok mnie. – Słyszałem coś i myślę, że chciałabyś wiedzieć. - Spoglądam na niego, zastanawiając się, jaki rodzaj szalonego sosu zjadł, żeby usiąść tutaj obok mnie. Pochyla się i obniża głos. – Są pewne strasznie nieprzyzwoite pogłoski krążące o tobie. - Wygląda na zachwyconego. Jego oczy omiatają mnie, błądząc po mojej piersi zbyt długo. Co, do cholery! Drażni mnie i tak bardzo denerwuje. Nie nienawidzę go, ale także go nie lubię. Patrząc na niego, warczę: – Kto cię uczył manier? Daj mi swój telefon. - Odkładam widelec i wyciągam dłoń. Najchętniej wbiłabym mu go, widząc ten jego uśmiech. – No dalej. Daj mi go. Dusty uśmiecha się i wyciąga telefon. – To dość potężna plotka. Sposób w jaki zieleniałaś kilka nocy temu sprawił, że każdy myśli, iż jesteś w ciąży i że ładny profesor to zmajstrował. Co za dureń. Przerzucam jego kontakty, szukając w szczególności jednego. – Naprawdę wiesz, jak schlebić dziewczynie. Nazwałeś mnie grubą i puszczalską w tym samym zdaniu. - Naciskam kciukiem jeden z jego kontaktów i telefon dzwoni. Dusty w końcu zauważa, że nie gram w Angry Birds. – Hej, co robisz?
101
Unoszę palec wskazujący i go uciszam. Ktoś odpowiada po kilku sygnałach. – Witam, nazywam się Sidney Colleli. Siedzę właśnie z pani synem i pomyślałam, że byłaby pani przerażona jego manierami. On naprawdę potrzebuje dobrego wychowania, bo roztrzaskam mu tacą na głowie. - Zadzwoniłam na telefon komórkowy jego mamy. Wydaje się miła, ale Dusty oddycha szybko i głęboko, wgapiając się we mnie. Gdy jego chude ciało pochyla się, syczy. – Zadzwoniłaś do mojej mamy! Ignorując go, kiwam głową i słucham co mówi jego matka. – Tak. Uch, huh. Jest właśnie tutaj. - Patrzę na Dusty’ego, rozszerzam oczy i się uśmiecham. – Rozłącz się! – Dusty obłapia mnie, próbując zabrać telefon. Trzepię go po rękach i okręcam się. – Słyszała pani to? Wiem. I powiedział to uprzejmie, w porównaniu do tego, co właśnie w tej chwili mi mówi. – Sidney! – Krzyczy Dusty, próbując zabrać telefon, ale nie pozwalam mu go sobie wyrwać. – Tak - kontynuuję rozmowę z jego mamą. – Zachorowałam na zajęciach w zeszłym tygodniu. Zasugerował, że to są poranne nudności i obwinił profesora o mój stan. Uch huh. Proszę, to byłoby świetnie. Och, będę. - Śmieję się. – Z panią również miło było rozmawiać. - Oddałam telefon Dusty’emu. Patrzy na iPhone'a, jakby to była trucizna. – Jesteś do bani. – Tak, cóż, powiedz to swojej mamie. - Uśmiecham się z wyższością i wracam do mojego lunchu. Dusty odchodzi jak burza, próbując wytłumaczyć swojej mamie, że to był żart. Tia siada obok mnie z talerzem kurczaka i tacos. – Co mnie ominęło? – Nic wartego powtórzenia. Tia patrzy za Dusty'm. – Ten dzieciak jest dupkiem. Nie wiem, dlaczego Millie umówiła cię z nim.
102
Wzruszam ramionami i chrupię mojego kurczaka. – Millie to Millie. – Kto o mnie mówi! - Millie siada obok nas z szerokim uśmiechem na twarzy. Ten uśmiech cholernie mnie przeraża. – Zgadnijcie, co to jest za noc! – Och, psiakrew. Millie, ja nie idę. Przyszłam ostatnie cztery razy. Ona podskakuje w górę i w dół na swoim miejscu, jakby była zbyt podekscytowana, by usiedzieć spokojnie. – Ale ty musisz! Klub tańca swingowego nie byłby taki sam bez ciebie. – To nie byłby klub bez ciebie. - Tia trąca mnie ramieniem i śmieje się, podczas żucia udka kurczaka. Mimo prognoz, klub jest wciąż żałośnie mały. Millie piorunuje ją wzrokiem. – Mogłabyś też przyjść, wiesz. Trudno jest rozkręcić klub. Uśmiechając się, dokuczam Tii. – Powinnaś. Ty i Jack stworzylibyście taką uroczą parę. Tia napina się. – Jack Ewing? On tam jest? Millie uśmiecha się do mnie i kiwa głową. Jej jasnowłose loki kołyszą się tam i z powrotem. – Tak i potrzebuje partnerki. – Nie wiem, jak to się tańczy - mówi Tia, z ustami pełnymi jedzenia. – Będę wyglądać jak upośledzona. Millie uśmiecha się, a następnie zarzuca ramiona wokół mnie, przytulając zbyt mocno. – Sidney może nas uczyć! - Niemal spadamy z ławki. Odpycham ją, a ona śmieje się jak wariatka. Gówno. Wdepnęła prosto w jego środek. Wzdycham dramatycznie i zwężam oczy w jej kierunku. – Jesteś do dupy. – Wiesz, że mnie kochasz. - Millie piszczy, uśmiechając się tak szeroko, że mogę zobaczyć jej wszystkie zęby. – Więc, pouczysz nas trochę przed zajęciami dziś wieczorem?
103
Millie trzyma ręce złożone pod brodą. Tia obserwuje mnie z tym pełnym nadziei spojrzeniem w oku. Miała coś do Jacka Ewinga od zeszłego roku. Moja determinacja słabnie. – Jasne. Czemu nie?
104
ROZDZIAŁ 15
Nieotarty list wciąż jest w moim podręczniku z angielskiego. Nie spojrzałam na książkę od czasu zajęć i teraz zachowuję się tak, jakby była w posiadaniu złośliwego ducha. Ukryłam ją w szafie pod wszystkimi moimi ubraniami, starając się o niej zapomnieć. Nie chcę, by list dotykał czegokolwiek jeszcze, ale nie mogę się zmusić do wyrzucenia go. Mój brat jest totalnym dupkiem, ale mnie znalazł. To oznacza coś złego. Nie chcę, by coś złego im się stało. To wciąż boli, że nie stanęli po mojej stronie, że nie obronili mnie, ale nie życzę im źle. Rzecz w tym, że jeśli otworzę ten list i dowiem się co się dzieje, wtedy wszystko będę musiała rozpocząć od nowa. Nie sądzę, abym mogła poradzić sobie z bólem, który z tym się wiąże. Nie chcę przerabiać tego od nowa. Nie chcę powiedzieć im, dlaczego uciekłam. Po prostu chcę, aby ta część mojego życia pozostała zamknięta, ale nie, nie może tak być. Wydaje się, że to się nigdy nie skończy. Dodatkowo, mój były chłopak dupek, był najlepszym przyjacielem mojego brata. Nie wiem, czy nadal nim jest, ale nie chcę ponownie nawiązać jakiegokolwiek kontaktu z nim, żadnego. Wszyscy oni są dla mnie martwi. Całe moje życie zostało spalone na popiół, kiedy odeszłam. Mój telefon zadzwonił, odciągając mnie od moich myśli. Patrzę w dół na ekran. To Peter. Spotkaj się ze mną na sali gimnastycznej o szóstej piętnaście. Znalazłem nowy ruch, który możemy spróbować wykonać. Odpisuję. Mówimy o tańcu, prawda? Lol. Nie ma absolutnie innej możliwości. To mnie rozśmiesza. Nabijam się, w porządku. Będę tam. Do zobaczenia później. Robi się już późno. Powiedziałam Millie, że pokażę jej i Tii jakieś podstawowe ruchy przed zajęciami w klubie. Czekają na mnie na dole. Mam na sobie spodnie do
105
jogi, a moje włosy są ściągnięte w niechlujny, koński ogon. Nie mam na sobie makijażu. Innymi słowy wyglądam tak, jakbym właśnie wyszła z łóżka. Cicho schodzę na parter w moich skarpetkach, z pantoflami w ręku. Millie namówiła dyrektora akademika, żeby wypożyczył nam duży salon, więc nie jedna drugą nie będzie za bardzo kopać. Na podstawie zeszłotygodniowych tańców mogę powiedzieć, że większa część z klubu, wciąż potrzebuje nagolenników. Wchodzę do salonu, niespecjalnie zwracając uwagę na otoczenie. Kiedy spoglądam w górę, zatrzymuję się, a moje oczy się rozszerzają. Jest tutaj trochę więcej osób, niż dwójka dziewczyn stojących i czekających na mnie. Jest ich ponad dwudziestka. – Millie! - Rzucam głowę z boku na bok, szukając jej. Millie pojawia się przede mną. Uśmiecha się tak, jakby wygrała wybory Miss Ameryki. – To niesamowite, prawda? – Powiedziałaś, że tylko ja, ty i Tia – syczę na nią. Ona zdaje sobie sprawę, że jestem zdenerwowana. – Co? Więcej nie jest lepiej? Pomyślałam, że więcej dziewczyn oznacza, że klub przyciągnie więcej facetów. I to nie jest zła rzecz, prawda? Może uda nam się znaleźć jakichś ukrytych tancerzy swingowych, więc nie będziesz musiała tańczyć z dr. Granz'em przez cały czas. - Puściła do mnie oczko. Patrzę na nią z otwartymi ustami. Zastanawiam się, co miała na myśli, ale nie pytam. – Wciąż jesteś do bani. - Millie uśmiecha się. Jakoś mówienie Millie, że jest do bani, stało się równoznaczne z mówieniem jej, że coś zrobię. Przytula mnie. Sztywnieję w jej ramionach. – Przepraszam! Zapomniałam o sprawie ‘żadnego przytulania’. - Unosi swoją rękę i robi ze mną żółwika. Przewracam oczami, gdy podskakując oddala się i mnie przedstawia. Kiedy spotkałam Millie, była przytulasem. Przytulała wszystko. Ja nie. Doszłyśmy do porozumienia, że uściski są zarezerwowane na długotrwałe rozstania i śmierć. Przynajmniej, myślałam, że taka była nasza umowa. Wydaje się, że znalazła sposób, jak wykraść uściski częściej. Millie zamieniła ciosy w uściski. Nie wiem, dlaczego po prostu ze mnie nie zrezygnuje.
106
Millie zdobyła uwagę wszystkich i objaśniła ideę klubu tańca swingowego i jak trudno jest sprawić, żeby powstał jakiś nowy klub. Wyjaśniła im podstawy i powiedziała o późniejszym spotkaniu dziś wieczorem, a następnie przedstawia mnie. – Sidney jest w tym genialna. Będziecie musiały przyjść do klubu później i zobaczysz jak tańczy. Przysięgam na Boga, pomyślicie, że jest niesamowita. Więc przyjdźcie! A ja już się upewnię, że będziemy miały wystarczająco facetów, żeby było warto się wystroić. – Przebieramy się? - ktoś pyta. To Jen. Ona jest Azjatką z opaloną skórą i jedwabistymi, czarnymi włosami. Millie wyjaśnia im jak powinien wyglądać strój do swingu i mówi, że najprawdopodobniej mają dużo takich ciuchów w swojej szafie, podczas gdy ja zakładam swoje buty. Wyglądam w nich głupio. Mam na sobie buty z paskiem w kształcie litry T i spodnie do jogi. Wyglądam naprawdę dziwnie. Przynajmniej nie ma tu żadnych facetów. To jedyna korzyść z damskiego akademika. Kiedy Millie skończyła, powiedziała: – Wszystkie są twoje. Nerwy łaskoczą moje ramiona w górę i w dół. Histeryczny śmiech chce wybuchnąć z moich ust. Nienawidzę wystąpień publicznych. Millie jest naprawdę do bani. Mój wzrok przesuwa się po jej twarzy. Najwyraźniej Millie może czytać mi w myślach, ponieważ wystawia język i uśmiecha się jak sadystyczna małpa. – Ok, jeśli zostałyście tutaj zaciągnięte wbrew waszej woli, mrugnijcie dwa razy. - Żartuję, ale kilka dziewczyn mruga. – Cholera, żartowałam. - Kilka osób się śmieje i zdaję sobie sprawę, że są równie zdenerwowani. – Wiem, jak się czujecie, ponieważ byłam pod wrażeniem, że jest was tu taj dużo, ale zróbmy z tego najlepszy użytek jaki możemy. Millie wtrąca się. – Tak jakby powiedziałam, że przyjdzie tylko kilka osób, ale kiedy okazało się, że przyszło więcej dziewczyn niż myślałam. Ale muszę wam powiedzieć – taniec swingowy jest naprawdę zabawny. To świetny sposób na ćwiczenia – jest ekscytujący i seksowny, wszystko w jednym. Taniec jest sposobem na poznanie faceta i mam na myśli, naprawde poznanie faceta. Wszystko dzięki temu w jaki sposób on nas prowadzi, w jaki nas obraca. Wiele się nauczyłam na
107
temat Brenta, po tym jak w końcu przestaliśmy siebie kopać. - Śmieje się. Kilka dziewczyn uśmiecha się do niej. – Co z wyrzucaniem? – ktoś pyta. – Widziałam takie coś, gdzie dziewczyna zostaje wyrzucona w powietrze. Odpowiadam. – Wyrzuty są jak jazda na kolejce górskiej bez pasów bezpieczeństwa.
Jak
tylko
złapiecie
podstawy,
klub przejdzie
do
bardziej
zaawansowanych rzeczy. Pe... dr. Granz i ja zazwyczaj pokazujemy kilka zaawansowanych ruchów na początku zajęć. To pomaga wam zobaczyć, do czego dążycie. Jeśli tego rodzaju rzeczy przemawiają do was, możemy się do tego przygotowywać. Po tym przemówieniu, przeszliśmy do podstaw. Ustawiam dziewczyny w linii i zaczynam od pokazania im, jak odliczyć kroki. To wszystko co robimy. Przez około półgodzinny liczymy i krokiem rockowym chodzimy wokół pokoju. Pod koniec zajęć – lub cokolwiek to jest – dziewczyny łączą się w pary. Całkiem dużo kopie siebie nawzajem. Patrzą na mnie, jakbym ich źle uczyła. – To nie działa! - Tia mówi, gdy kopie Jen w goleń. – Do dupy! - Jen przeklina i próbuje ponownie. Machając rękami z przodu, mówię głośno: – Nauczyłyście się części dla dziewczyn. Zakłada się, że będziecie tańczyć z facetem. Ruchy dla mężczyzn nie są takie same jak nasze. Dlatego kopiecie się nawzajem. Słuchajcie! - Klaszczę rękoma i wszyscy się zatrzymują. – Później w klubie, jeśli będziecie chciały tańczyć ze swoją przyjaciółką, jedno z was musi odwrócić swoje ruchy. I to facet zawsze prowadzi. – To takie seksistowskie! – ktoś krzyczy z głębi pokoju. Uśmiecham się znacząco. – Tak. I musicie się upewnić, że będziecie tańczyć z facetem. Teoria to jedno, a praktyka co innego. - Jestem maniakiem kontroli, ale taniec jest inny. To miejsce, żeby pozwolić komuś innemu prowadzić przez chwilę. Macham im i mówię, że zobaczymy się później.
108
ROZDZIAŁ 16
Miałam dokładnie wystarczająco dużo czasu, aby iść na górę i się przebrać, zanim zobaczę się z Peterem. Wbiegłam po schodach i łapię moje rzeczy. Po szybkim prysznicu, zaczesuję włosy do góry w wysoki, gładki kucyk. Potem ubieram letnią sukienkę na ramiączkach, którą znalazłam w sklepie z używanymi rzeczami. Jest ciemnoniebieska z guzikami z przodu. Dekolt w V sprawia, że wyglądam seksownie. Nie jestem pewna, co o niej myśleć, ale tak dobrze na mnie leży i spódnica idealnie do niej pasuje. Zastanawiam się, czy powinnam się przebrać - mój dekolt jest trochę za duży - ale już jestem spóźniona. Poza tym, to nie jest nic bardziej gorszego, niż noszą inne dziewczyny. To ja po prostu zazwyczaj nie noszę rzeczy tak odsłaniających. Wciągam parę krótkich spodenek - takich jak do jazdy na rowerze - pod moją sukienką, a następnie zakładam z powrotem buty. Po nałożeniu trochę tuszu na rzęsy, patrzę w lustro. Moje policzki są różowe. Nie ma tej apatii we mnie już. Uśmiecham się. Nawet nie myślę o tym, ale uśmiecham się i wiem, że to z powodu Petera. Część mnie jest zadowolona, że sprawy nigdy nie posunęły się za daleko w noc, kiedy się poznaliśmy. Teraz jest dla mnie bliskim przyjacielem. Nie jestem pewna, czy tak by się stało, gdybym się z nim przespała. Cóż, okej, bądźmy szczerzy. Nie bylibyśmy przyjaciółmi w ogóle. Peter byłby niewygodnym znajomym, którego unikałabym jak zarazy. Gdy opuszczałam swój pokój, wpadłam na Tię. Miała na sobie szlafrok, a jej włosy były owinięte w ręcznik. Dopiero wracała do swojego pokoju po prysznicu. – Hej, idziesz już? Kiwam głową. – Tak, dr. Granz chciał przećwiczyć pewne kroki ze mną, zanim wy się pokarzecie. Oczy Tii skanują otoczenie. Rzuca okiem po przedpokoju, a następnie pochyliła się do mnie. – Czy coś się dzieje między wami? Odskakuję do tyłu, jakby ktoś walnęł mnie żelazem. – Co?
109
– Przykro mi, Sidney, ale musiałam zapytać. Ludzie mówią, jaki gorący jest dr. Granz i ile czasu razem spędzacie. Ktoś powiedział, że widział was w bibliotece, a następnie jedzących poza miastem. - Wzrusza ramionami. – Powiedziałam im, że są szaleni, że nie zrobiłabyś czegoś takiego. – Ale zapytałaś mnie w każdym razie. Kiwa głową. – Idziesz spotkać się z nim wcześnie ćwiczyć taniec, który sama powiedziałaś, że jest erotyczny. Wzdycham zbyt głośno. – Nie to miałam na myśli. Mówiłam o was. – Więc to jest erotyczne dla nas, a dla ciebie nie? – To nie tak. Nie mam teraz czasu tego wyjaśniać i nie mogę zrozumieć, dlaczego ludzie wciąż wygadują takie brednie. Możesz tańczyć ze swoim bratem, prawda? Jest różnica. – On nie jest twoim bratem, Sid. – Nieważne. Nie sypiam z nim, jeśli o to pytasz. - Jestem tak rozdrażniona. Chcę urwać jej głowę. To nie takie trudne. Trzymam zaciśniętą szczękę, gdy rozmowa idzie dalej i dziwną rzeczą jest to, że nie wiem, dlaczego jestem tak zdenerwowana? I co, jeśli ludzie myślą, że jestem zadurzona w Peterze? Ale to nie jest to. Zadurzenie mnie nie martwi. Tylko ten podtekst seksualny, złamanie przyzwoitości, to przyniesie kłopoty Peterowi. Nie chcę, by ktokolwiek kwestionował jego moralność. Mogą kwestionować moją. Pomachałabym ręką w powietrzu i powiedziałabym, że jestem moralnym zboczeńcem. To trzymałoby innych z dala od Petera. Może powinnam tak zrobić. Moje oczy przeskakują na twarz Tii. Opieram się o ścianę, czując kłamstwo w moich ustach. Tia również się opiera i nachyla do mnie. – Jestem w nim zadurzona, okej? Ale on w żaden sposób nie odwzajemnia moich uczuć. Dlatego jesteśmy razem tak często. Prześladuję go. Tiia zaciska ręce pod brodą i piszczy. To brzmi tak, jakby ktoś nadepnął na świnię. Hałas ciągle trwa, i to coraz wyższy i wyższy. Staram się uśmiechnąć i
110
podskakiwać w górę i w dół, w ten sam sposób co ona. – Obiecuję, że nie powiem nikomu. Ale to jest tak ekscytujące. On jest dużo starszy! Och i ponieważ to jest całkowicie zakazane, to jest szalenie gorące. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, jak ten facet wygląda. Uciszam ją. – Ciszej. Nie powiedziałam nawet Millie. Nic nie mów, okej? Jeśli sprawy między nami wyglądają na dziwne, to jest to moja wina. Słuchaj, muszę lecieć. Zobaczymy się później. - Spoglądam na zegarek, a następnie rzucam się w dół korytarza, zanim może coś jeszcze powiedzieć.
– No dalej, Peter. Spróbuj mnie poderwać. - Mówię, gdy przechodzę przez starą salę gimnastyczną. Zdaję sobie sprawę, że flirtuję i przez chwilę czuję się trochę głupio. Nie jestem pewna, skąd to się wzięło. Gdy go zobaczyłam, chciałam mu po prostu podokuczać i poprzekomarzać się, bo zdążyłam już się do niego przyzwyczaić, gdy Peter jest w pobliżu. Peter siedzi na trybunach, oglądając coś na swoim telefonie. Patrzy w górę, gdy mówię. – Colleli. Spóźniłaś się. – Musiałam się czymś zająć. Ale już jestem. Co to za nowy taniec chciałeś mi pokazać? - Siadam obok niego i patrzę na jego telefon. Para tańczy, robiąc zwykłe kroki, skręty, obroty i wyrzuty. To całkiem dobry układ, faktycznie. – Ten wyrzut na końcu. Nie mogę dojść to tego, jak oni go wykonują, nigdy wcześniej go nie widziałem. Oglądaj. - Oczy Petera prześlizgują się i spoczywają przez chwilę na boku mojej twarzy, zanim wracają do ekranu. Moje wargi rozchylają się, gdy para dociera do końca piosenki. Są naprawdę dobrzy. Sapię, gdy wykonują spiralę śmierci. Głowa kobiety zniża się i jest tak blisko podłogi. Zaczynam pytać, czy to jest to, co chciał mi pokazać, ale Peter mówi: – To nie to. Kontynuuj oglądanie.
111
Oglądam. Muzyka przechodzi w crescendo i tancerze wykonują kroki jakie tylko można. Ostatni ruch jest hipnotyzujący. Kobieta jest w ramionach faceta, a następnie on ją wyrzuca. Przypomina to odmianę Hustle, ale potem robią coś takiego, że ona nagle znajduje się w powietrzu. Facet łapie ją dopiero, kiedy przekręca się w powietrzu, a następnie spadają razem w dół i partner trzyma ją w ramionach, w łuku. Oboje tancerze uśmiechają się i wideo się zatrzymuje. – Jasna cholera. – Mrugam, jakbym niedowierzała moim oczom. – Wiem, prawda? - Mówi Peter, wyglądając na skonsternowanego. – Co to, do cholery, było? To znaczy, widziałam wiele szalonych tańców, ale ten wyglądał super. Nie jestem nawet pewna, jak oni to zrobili. – Ani ja. Dlatego chciałem ci to pokazać. Również widziałem już mnóstwo ruchów. I ten jeden jest jakąś odmianą, kombinacją różnych ruchów. Ten spadek na końcu, wygląda na zmodyfikowaną spiralę śmierci. Spoglądam na niego. – Zdajesz sobie sprawę, że to mogło być oszustwo, prawda? Chodzi mi o to, jak ona uzyskała ten rodzaj wysokości? On nie wydawał się ją podrzucić, a ona nie skoczyła. Potrząsa głową. – Nie. Ten film jest ze studia tańca w Nowym Jorku i jest wykorzystywany do przyciągnięcia nowych kandydatów do szkoły, więc to nie powinno być oszustwo. – Odtwórz tę końcówkę jeszcze raz. - Peter przewija taniec do tyłu i włącza go ponownie. Oboje przypatrujemy się, próbując dowiedzieć się, jak oni to zrobili. Częścią problemu jest to, że kamera jest pod złym kątem. Nie widzę ich rąk tuż przed podniesieniem. Kręcę głową i wskazuję na ekran, mówiąc to Peterowi. – Wiem - przyznaje. – Miałem nadzieję, że razem sobie z tym poradzimy. Posyłam mu spojrzenie, które mówi, do diabła, nie. – Co? Żadnych spirali? – Nie zrobię z tobą niczego, co będzie wymagało, aby moja głowa była tak blisko podłogi, zdecydowanie nie.
112
– Dlaczego nie? Myślałem, że skoro jesteś dobra w wyrzutach, to będziesz chętna do spróbowania czegoś nowego. Kręcę głową i patrzę na pożółkłą drewnianą posadzkę i myślę o tym, jak bardzo będę miała poharataną twarz, jeśli upuści mnie w połowie obrotu. – Nie. Nie ma mowy. – Nie ma mowy? - Uśmiecha się. – Cóż, teraz musimy to zrobić. - Peter bierze mnie za ręce i ściąga z trybun. Śmieję się i szarpię z dala od niego. – Nawet nie wiesz, jak to zrobić. Nie możesz być poważny. – Zawsze jestem poważny. – Bardziej nigdy nie jesteś poważny. Śmieje się. – Tak. - Peter zakłada ręce na piersi. Ma na sobie białą koszulę, ale zdjął krawat. Ciemne spodnie trzymają się na jego wąskich biodrach, a na stopach ma półbuty. Ciemne włosy opadają na jego oczy. – Żadnych pochyleń? Żadnego lecenia głową w dół? – Nie. Przykro mi. – A co, jeżeli dałbym ci kask? - Oczy Petera błyszczą się zbyt bardzo. Przekomarza się ze mną. – I wtedy zdecydowanie powiedziałabym, nie. Kask oznacza, że spodziewasz się, że moja głowa zderzy się z podłogą. Poza tym, to zrujnuję mój niesamowity strój. - Trzymam za rąbek sukienki i podciągam ją, jakbym zamierzała dygnąć. – Ach - mówi, podchodząc do mnie. Peter oplata ręce wokół mojej talii i muzyka zostaje włączona. Zaczyna tańczyć, ciągnąc mnie za sobą. – Wtedy, istnieje inna możliwość. – Jaka część z nie jest dla ciebie zrozumiała? Myślałam, że jesteś nauczycielem. Poważnie, masz z tym problem? - Uśmiecham się. Uwielbiam mu dokuczać. Twarz Petera rozjaśnia się i teraz on dokucza mi.
113
– Najpierw powiedziałaś nie, po czym powiedziałaś prowokująco, nie. Więc, myślę, że mam otwartą furtkę. - Uśmiecha się i ciągnie mnie za nadgarstek. Oboje wirujemy, pozwalam mu się prowadzić, a następnie uciekam od niego. Peter szarpie mnie z powrotem i wiruję przy jego piersi. Taniec rozpoczyna się na nowo. Moje oddechy są cięższe. Taniec staje się coraz szybszy. – Nie będziemy przechodzić przez żadną furtkę. – Jesteś pewna? Wyglądałbyś słodko w kasku. Mam jeden różowy z czerwoną kokardą na górze. - Przestaję tańczyć i uparcie próbuję stać w miejscu i gapić się na niego, ale Peter mi na to nie pozwala. – Nie zatrzymuj się, Colleli. - Zakleszcza mój nadgarstek i przyciąga mnie do swojej piersi. Cholera, dobrze pachnie. Wirujemy wokół sali gimnastycznej, rozmawiając, przekomarzając się. Rozmawiając na milion innych tematów. Wtedy pyta: – Ufasz mi? Uśmiech zsuwa się z mojej twarzy. Moja twarz pokryta jest potem, a moja sukienka jest przyklejona do ciała. Patrzę mu w oczy. Są one skoncentrowane na moich, gdy czeka na odpowiedź na pytanie, które myślałam, że nigdy nie zada. – Ja… nie wiem. Peter kiwa głową i spuszcza wzrok na swoje stopy. Kiedy ponownie patrzy w górę, czuję się okropnie. To tak, jakby to była najgorsza rzecz, którą mogłam mu powiedzieć. – To coś, na co miałem nadzieję. - Pociera czubkiem buta o podłogę. Jego koszula jest pognieciona, przykleja się do jego klatki piersiowej. – Dlaczego? - Oddycham. To wydaje się bezcelowe. Dlaczego miałoby to mieć dla niego znaczenie? Uśmiecha się smutno. – Nie wiem. Nie powinienem pytać cię o coś takiego. – Możesz pytać mnie o cokolwiek chcesz. - Spuszczam wzrok na ręce. Są złączone razem i mam skrzyżowany palec wskazujący. – Myślę, że ufam ci do pewnego stopnia, prawdopodobnie bardziej niż ufam komukolwiek innemu, ale nie sądzę, że to jest to, o co pytasz.
114
– A myślisz, że o co pytam? - Jest tak blisko. Peter wszedł w przestrzeń między nami. Patrzy w dół na moją twarz, spogląda na mnie tak blisko. To sprawia, że drżę. – Myślałam, że masz na myśli, czy ufam ci bezgranicznie. Z wyrzutem, takim jak ten. Z niczym i wszystkim. - Kręcę głową. – Nigdy ponownie nie zaufam nikomu w ten sposób. Kiwa wolno głową. – Jesteś zagadką. Kącik moich ust podnosi się. – Może. – Ufasz, ale nie ufasz. Wpuszczasz mnie, ale mam nie wchodzić. - Sposób w jaki patrzy na mnie, denerwuje mnie. Spojrzenie Petera jest tak intensywne, tak surowe i bezbronne. Może powinnam skłamać? Nie, on może mnie przejrzeć. Nie potrzebuje do tego tańca. Peter unosi swoje ręce. Biorę je, a on prowadzi mnie przez salę w wolniejszym walcu, więc mogę złapać oddech. – Mogę cię o coś zapytać? - Pytam, gdy Peter prowadzi nas przez salę. Kiwa głową. – Gdzie nauczyłeś się tańczyć? Cień skrada się na twarz Petera, a jego uśmiech znika. – Gina. Moja dziewczyna. Ciągle nazywam ją moją narzeczoną, ale nią nie była. - Przełyka z trudem i wypuszcza oddech. Zawracamy, kiedy mówi. – Lubiła tańczyć, a ja byłem w tym beznadziejny. Nauczyła mnie. - Uśmiecha się smutno. – Dobrze cię nauczyła. Kiwa głową i sztuczny uśmiech mości się na jego wargach. Mogę powiedzieć, że przepędza miotłą stare wspomnienia. Peter nie przerywa ciszy. Tańczymy. Kręci mną wolno. Moja sukienka kręci się wokół moich kolan. Patrzy, jak tkanina trzepocze, zanim przyciąga mnie z powrotem do siebie. – Co z tobą? Kto cię nauczył tańczyć? – W przeważającej części jestem samoukiem. Nawet nie wiem, jak poszczególne ruchy się nazywają. Namówiłyśmy mojego nauczyciela gimnastyki do zrobienia lekcji tańca w szkole średniej. Dziwne, ale prawdziwe. Możliwość lepsza, niż ponownie granie w siatkówkę. Na niej mogłam tylko dostać cios w twarz, wiele razy dziennie.
115
Śmieje się. – Siatkówka to nie twoja rzecz? – Koordynacja to nie moja rzecz. – Ale tańczysz. Uśmiecham się do niego. – A ty prowadzisz. To co innego. Po pierwsze, w tańcu nie ma żadnych piłek2. - Moja twarz robi się płomiennie czerwona, gdy zdaję sobie sprawę, co właśnie powiedziałam. Peter chichocze i potrząsa głową. – Cóż, mógłbym się nie zgodzić, ale skoro nie gramy z nimi, po prostu udam, że tego nie powiedziałaś. Próbuję się nie śmiać, ale nie mogę. Chcę zabrać ręce i trzepnąć go, ale Peter chwyta mnie mocniej. Żartobliwy uśmiech zsuwa się z mojej twarzy, gdy trzyma mnie w ten sposób. Przestajemy się ruszać i patrzymy na siebie. Moje wargi są rozchylone. Hmm… chyba miałam zamiar coś powiedzieć. Peter spuszcza wzrok na mnie, jego twarz jest tak blisko mojej. Jego oddech łaskocze moje wargi, gdy oddycha. Chcę pochylić się do niego. Chcę jego ramion wokół mnie. Nie wiem, on co myśli, kiedy czas zatrzymuje się wokół nas, Peter wygląda na zagubionego. Całe jego ciało napina się i rozluźnia jednocześnie. Chciałabym, żeby coś zrobił, coś powiedział. Całe powietrze opuszcza moje płuca. – O czym myślisz? – O niczym - oddycha, wciąż patrząc na mnie. Jego oczy przesuwają się tam i z powrotem, nie wędrują niżej niż do linii moich warg. Powolny uśmiech rozprzestrzenia się na mojej twarzy. – Kłamca. - Pochylam się bliżej i przyciskam czoło do jego. – Po prostu mi powiedz. Ręce Petera znajdują moje policzki, a następnie wsuwają się z powrotem w moje włosy. Trzyma mnie przez chwilę i oddycha. – Nie mogę.
2
Podwójne znaczenie wyrazu, w oryginale jest balls, co znaczy jajka i piłki.
116
– Peter... - podnosi wzrok. Czuję się, jakby uderzył mnie w brzuch. Jest tam tak wiele bólu, sympatii i zamętu. To mnie zabija. Mogę czuć jego agonię, gdy patrzę w jego oczu. Biorę jego ręce i kładę jedną na swojej talii. – Zatańcz ze mną. Przestań przez chwilę myśleć. - Kiwa głową i nic nie mówi. Żadne z nas nie odzywa się ponownie. Peter prowadzi mnie wokół parkietu, w trakcie zmieniając taniec. Tracimy poczucie czasu. Tak jest do czasu, gdy słyszę donośny gwizd Millie, który sprawia, że przestajemy. Peter potakuje mi głową i kieruje się do lodówki, by złapać butelkę wody. Millie podchodzi do mnie z oczami wychodzącymi jej z głowy. – Co to, do cholery, było? Idę na korytarz, aby znaleźć pokój dla pań. Muszę ochlapać twarz wodą. – Co było czym? Millie podąża za mną. Łapie mnie za rękę, zanim mogę sforsować drzwi do łazienki. Obracam się szybko. – Lubisz go. -– Nie. Ćwiczyliśmy. Zobaczysz efekty za parę minut. Pozwól mi umyć twarz. Tam jest cholernie gorąco. - Próbuję nie brzmieć jędzowato, ale mi się nie udaje. Jestem zbyt defensywna, zbyt szybko chcę stamtąd uciec. Millie otwiera usta, aby odeprzeć moje słowa i podąża za mną do łazienki. Zagląda pod boksy, a kiedy wie, że jesteśmy same, mówi: – Nie rób tego. – Ja nic nie robię. – Sidney, nie kłam mi. Czy możesz szczerze mi powiedzieć, że nic między wami nie ma? - Jej ręce są na biodrach. Patrzy na mnie w lustrze. – Nie ma nic. Nie wiem co myślisz, że widzisz, ale może powinnaś sprawdzić sobie wzrok. - Rozchlapuję wodę na swojej twarzy. Mam wodoodporny tusz na rzęsach, ale spłynie, jeśli potrę oczy. Łapię ręcznik papierowy i poklepuję nim twarz, aż jest sucha. – Nie powiedziałabyś tego w ten sposób, gdybym zasugerowała, że śpisz z Dusty'm.
117
– Uch, masz rację, ponieważ zadławiłabym się swoimi wymiocinami. Co jest z tobą? - Odwracam się i opieram o zlew. – Jesteś tą, która chciała żebym przyszła do klubu i w nim tańczyła. Peter jest moim szefem. Jestem jego TA i tak, nazywam go Peter i w taki sam sposób nazywałam dr. Tadwick'a, Tony. – Nazwałaś dr. Anthonego Tadwick'a, Tadwick. Nigdy nie nazywałaś go Tony, nie przy mnie. - Patrzy zaniepokojona, a nie powinna być. Millie wzdycha i pociera bok głowy. – Tylko nie rób niczego głupiego. – Boże, dlaczego ludzie wciąż to powtarzają? – Sidney, to zazwyczaj bardzo dobry znak, że duża ciężarówka wyładowana głupotą właśnie zamierza położyć cię trupem. Słuchaj twoich przyjaciół. Nie rżnij swojego profesora. Śpij z facetami w twoim własnym wieku. - Brzmi tak, jakby wszystko wiedziała najlepiej, co mnie wkurza. – Z iloma facetami spałam przez cały czas, odkąd się znamy? – Nie wiem? Chcesz dokładną liczbę? - Jest pochylona w kierunku lustra, i poprawia swój makijaż oczu. – Po prostu zgadnij. Najlepsze oszacowanie na podstawie bielizny, randek, makijażu i cokolwiek jeszcze możesz wymyślić. Powiedz mi, ilu facetów myślisz, że miała przez ten czas. Jest cicha przez moment, a następnie potrząsa głową. – Nie przypominam sobie, żebym słyszała, jak mówiłaś o kimś w ten sposób. – A teraz mówię o kimkolwiek w ten sposób? – Nie. - Potrząsa głową. – Ale to nie znaczy– – To nie znaczy co? Millie, czego ode mnie chcesz? Ustawiasz mnie z facetami, wlokę się wraz z tobą, robię każdy drobiazg, o który mnie prosisz, a następnie znajduję faceta, z którym faktycznie mogę się dogadać i co? Mówisz mi, że mam się trzymać z dala od niego? – On jest profesorem, Sidney. Będziesz miała kłopoty.
118
– Za co? Za bycie jego przyjacielem? Za nie sypianie z nim? Za nie pieprzenie go już pierwszego dnia, gdy do poznałam? Co zrobiłam złego, ponieważ nie widzę tego? - Wrzeszczę. Nie mam na myśli tego, co mówię, ale mam. – Wisz co. Zapomnij o tym. Więcej nie będę z tobą o tym rozmawiać. – Prawie z nim spałaś? - Potrząsam głową i wznoszę ręce, jakby ogłuchłam na jej słowa. – Sidney, poczekaj. - Goni za mną, gdy wychodzę z pokoju dla pań i dalej korytarzem. – Dokąd idziesz? Wybiegam z sali gimnastycznej. Czuję się źle, że porzucam Petera, ale nie mogę tego robić. Czuję, że mam zamiar się rozpaść. Muszę się uspokoić. Trzaskam, otwierając drzwi na zewnątrz i idę usiąść na parkingu. Opieram się o samochód i chowam głowę tak, że nikt nie może dostrzec mojej twarzy. Oddycham pełną piersią, próbując się uspokoić. Zostawiłam telefon i wszystko inne w środku. Co, do cholery, jest ze mną nie tak? Dlaczego wściekłam się na nią? Millie nie powiedziała nic złego, nie bardzo. Zachowałam się tak samo, jak gdy Dusty powiedział mi o plotkach. Może to jest to, co mnie martwi. Byłam sprawczynią jeszcze
gorszych
plotek.
Cholera.
Siedzę
na
samochodzie
przez
chwilę,
zastanawiając się, jak głupia jestem. Może wcale nie powinnam kręcić się wokół Petera. Robi mi się niedobrze na myśl, że miałabym nie widzieć go codziennie, ale może Millie ma rację. Może powinnam zainteresować się facetami w moim wieku. Naprawdę mam obsesję na punkcie Petera? Czy dlatego nie byłam na randce od stycznia? To nie może być Peter. Nie i już. Jest mnóstwo facetów, którzy są gorący. Powinnam znaleźć jednego i zacząć wszystko od początku. Ale po co? Żeby być normalną. Zacząć od nowa. Moje życie zatrzymało się na pauzie już zbyt długo. Żadnego chłopaka, żadnych randek, żadnego oszołomienia przez jakiegoś faceta, zastanawiania się kiedy zobaczę go ponownie. Chyba, że liczyć Petera. Nie licz Petera. Nocne powietrze jest gęste. Moja sukienka przylega do mnie. Spoglądam w dół i zauważam, że mój dekolt lśni. Cholera. Wyglądam całkowicie dziwkarsko.
119
Wachluję się, myśląc, że jestem sama. Jest dużo bardziej wilgotno niż zwykle, jakby zamierzało padać. Właśnie kiedy myślę, że jestem gotowa, żeby wejść do środka, widzę kogoś podchodzącego do mnie. – Hej, czy to nie jest TA. – Mark z porannych zajęć angielskiego Petera upuszcza kilka książek na maskę samochodu i podchodzi do mnie. Odwracam wzrok. Moja twarz płonie. Czuję, że się rumienię aż do palców u stóp. Cholera, czy widział mnie wachlującą cycki? Przesuwa się obok mnie. – Wszystko w porządku? - Stara się spojrzeć na moją twarz, ale mu nie pozwalam. Kiwam głową. – Dobrze. - Mój głos jest piskiem. On śmieje się. – Ach, bo wygląda na to, że nie jest dobrze, całe to unikanie mojego spojrzenia. Ale i nie w porządku jest mieć dodatkowe przymusowe obowiązki. - Jest oparty na rękach i nie patrzy na mnie. Sposób w jaki mówi sprawia, że się uśmiecham, ale wciąż czuję się głupio. Rzucam okiem w górę na niego. – Przymusowe obowiązki? Mark kiwa głową. – Tak, takie jak podawanie chusteczek. I może takie jak odwiezienie do domu, ponieważ byłoby dla mnie dużo korzystniejsze sprawienie, że pójdziesz ze mną na spacer. - Przechyla głowę na bok, próbując przyciągnąć moją uwagę. Rzucam okiem na niego i uśmiecham się blado. – Tak lepiej. Czekaj, aż zobaczysz chusteczki. Przygotuj się, aby mieć otwarty umysł. - Podchodzi do strony kierowcy i wraca z pudłem. Myślałam, że żartuje, ale kiedy mi je podaje, nic nie mogę na to poradzić. Moje szczęka opada i biorę jedną. – Wow. To są naprawdę chusteczki? Czuję miękką tkaninę w ręce, ale ta rzecz jest świecąca. Muskam nią czoło i szyję. Moje ciało jest pokryte małymi kroplami potu. Jest tak cholernie gorąco. – Tak. Mam je z Internetu. Jedynym okropnym efektem ubocznym jest to, że twój nos, czy gdziekolwiek się nimi dotkniesz, będzie przez chwilę świeciło na zielono, gdy wyłączy się światła.
120
Zamieram i patrzę na niego. – Co? Sztylety muszą strzelać z moich oczu, ponieważ unosi ręce i mówi: – Tylko żartowałem, ładna pani. Po prostu chciałem zobaczyć, jak ponownie się uśmiechasz. - Mark trąca mnie ramieniem. Nic nie mogę na to poradzić, uśmiecham się. – Oto i jest. Uczyniłaś mój wieczór lepszym. Proszę siadaj na moim samochodzie, kiedy tylko chcesz. Zazwyczaj nie jest zamknięty na zamek. I bardzo proszę wejdź nawet do środka, jeśli pada deszcz albo jak tylko będziesz chciała. Kiwam głową. – Dzięki, Mark. – Nie ma problemu, kochanie. Chcesz się gdzieś przejechać? - Jest taki słodki. Facet był w pobliżu mnie cały semestr, ale to jest pierwszy raz, kiedy tak naprawdę rozmawia ze mną. Podczas zajęć przyłapałam go, jak patrzył w moją stronę, ale myślałam, że tylko sobie to wyobrażam. On jest zbyt czarujący i zbyt popularny, żeby rozmawiać ze mną. Teraz widzę, dlaczego zawsze jest grupa osób wokół niego. Oglądam się na salę gimnastyczną. Ten facet jest w moim wieku i jest naprawdę słodki, ale... – Nie, dziękuję. Muszę wracać z powrotem. Ale dzięki za to. - Unoszę chusteczkę. – Nawiasem mówiąc, jeśli moje cycki będą świecić na zielono dziś wieczorem, to cię wtropię. Śmieje się tak mocno, że niemal spada z samochodu. – Zupełnie się tego po tobie nie spodziewałem. Ale nie krępuj się. Zielone cycki, czy nie, możesz wytropić mnie w każdej chwili. - Uśmiecha się znacząco, wsiadając do swojego samochodu. Przyglądam się, jak rusza z miejsca, a następnie wracam do środka.
121
ROZDZIAŁ 17
Siedzę na trybunach, kiedy Peter mnie zauważa. Podchodzi i siada obok. – Myślałem, że mnie porzuciłaś. – Myślałam o tym, ale nie chciałam sprawić, abyś źle wyglądał przed tymi wszystkimi dziećmi. Millie mnie wkurzyła. Cóż, to nie Millie. To wszyscy. Plotkują. Dłubię przy swoich paznokciach, gdy to mówię. Kiedy zaczęłam mówić mu o każdym drobiazgu? Patrzę na Petera kątem oka. On jest twoim przyjacielem, głupia. Oczywiście, że mówisz mu wszystko. Peter spogląda zdezorientowany. – Plotkują o czym? – O nas. Słyszałam już wszystko, od ciebie zaciążającego mnie po ciebie pieprzącego mnie w swoim biurze, a TA oznacza coś zupełnie innego. Rozumiesz? T i A? Har har. To już przestało być śmieszne. - Robię minę i obserwuję parę dzieciaków próbujących tańczyć. Inna para wpada na nich. Peter posyła mi dziwne spojrzenie, a potem się śmieje. Przejeżdża rękoma po głowie, czochrając włosy. – Cholera. W końcu mam platoniczny związek z kobietą i zobacz, gdzie mnie to doprowadziło. – Wiem, prawda? Ty draniu. - Opieram się o swoje ręce, z łokciami na kolanach. Dzisiaj wieczorem przyszło więcej ludzi. Muzyka jest wybuchowa, a atmosfera gorąca. Ktoś podparł tylne drzwi, otwierając je. Nocne powietrze dryfuje wolno i pachnie tak słodko jak wiciokrzew. – Więc, co im powiedziałaś? – Powiedziałam jednej osobie, że jestem szalenie zadurzona w tobie. W pewnym momencie wściekłam się na nią, gdy powiedziała mi, co ludzie gadają. Potrzebowałam odreagować. I Millie, cóż, po prostu odgryzłam jej głowę. Żadnych więcej wyjaśnień. - Patrzę prosto przed siebie.
122
Peter chrząka. Patrzę na niego kątem oka. Uśmiecha się. – Ty mnie broniłaś? I po co, dla mojego honoru? Myślę, że to ja powinienem tak postąpić dla ciebie. Uśmiecham się z wyższością i obracam do niego. Twarz Petera lśni od potu. Cholera, tu jest gorąco. Brak klimatyzacji jest do dupy. Moje oczy przenoszą się na jego ramiona i w dół jego klatki piersiowej. Koszulka Petera jest przyklejona do piersi i bardzo pognieciona. Ale i tak wygląda dobrze. Jest więcej koloru na jego policzkach, więcej życia w jego oczach, niż kiedy pierwszy raz znalazł się w tym miejscu. Trącam go ramieniem. – Jesteś kretynem, wiesz o tym? – Czy to z powodu tańca? - Peter pyta, na poważne próbując się dowiedzieć, dlaczego ludzie o nas gadają. Wygląda na skonsternowanego. Zgarnia swoje włosy z twarzy. Są wilgotne i zakręcają się na końcach. – Żartujesz? - Pytam, a on kręci głową. Uśmiecham się do niego ironicznie. – To dlatego, że jesteś gorący. Będą pogłoski o kimkolwiek, z kim będziesz rozmawiał, chyba, że zobaczą, iż z kimś się spotykasz, a nawet i wtedy... cóż, ludzie są głupi. Gadają nawet wtedy, gdy nie ma o czym gadać. – Gadali takie rzeczy o Tadwicku? – Tadwick nie był gorący. Ty jesteś. – I czyja to jest opinia? - Uśmiecha się do mnie i trąca kolanem. – To słowa z ulicy3. Osobiście uważam, że jesteś trochę za bardzo umięśniony i opalony. Wolę, aby moi faceci mieli mniej napakowani i bledsi. Przepraszam, Charlie. – Peter. Mam na imię Peter. Cholera, Sidney. Nawet nie możesz zapamiętać mojego imienia. - Uśmiech Petera pogłębia się i mogę zobaczyć dołeczki na jego policzkach. Są takie słodkie. Jest przyjemny dla oczu. Rzucam spojrzeniem na
3
Termin używany, aby powiedzieć komuś o pogłoskach, ale bez konieczności wymieniania od kogo plotka pochodzi. Daje fałszywe wrażenie, że wiele osób wie o tej plotce.
123
gromadę dziewczyn za nim na trybunach. Na podłodze między nimi zrobił się basen od ślinienia się do niego. Wszystkie się patrzą, a ich usta są rozdziawione jak u szwedzkiej ryby. Wstaję i klepię Petera w ramię. – No dalej, profesorze. Chcę tańczyć do czasu, aż nie będę mogła ustać. - Biegnę szybko przez salę z Peterem na moich piętach. Zatrzymuję się i obracam nagle. On niemal wpada na mnie. Czas zatrzymuje się na chwilę. Czuję gorące, noce powietrze i Peter podnosi swoją rękę. Przyciskam dłoń do jego i przechodzi przez nas ładunek elektryczny. Czuję to nawet w palcach u stóp. Uśmiecham się szeroko. Nie mogę nic na to poradzić. I tańczymy. Ręce Petera zawsze są w ‘bezpiecznych’ miejscach, ale sposób, w jaki jego ręce przesuwają się po mojej skórze i suną po sukience, cóż, to uczucie, jakby mnie posiadał – jakbym była pod jego kontrolą. To dziwne. Tańczyłam wcześniej, ale to uczucie nigdy się nie pojawiło. Zaczęłam tańczyć, żeby uciec od mojego byłego i mojej rodziny. To było miejsce, w którym mogłam znaleźć równowagę i nauczyć się znosić swoje życie. Ale Peter zmienił to. Nie muszę dłużej go znosić. Śmieję się, pocę się i wiruję. Nie uchylam się od któregokolwiek jego dotknięcia. To jest nowe. Kiedy zaczęliśmy razem tańczyć, czerpałam z tego przyjemność – mogę to przyznać – ale jego ręce niepokoiły mnie. Teraz sprawiają, że jestem odprężona. Czuję się silniejsza, lepsza. Muzyka jest szybsza i tempo się zmienia. Śmiejemy się, a niektórzy studenci zatrzymują się, żeby nas oglądać. Peter pyta: – Gotowa? - On chce zrobić wyrzut. Kiwam głową. Oczekuję, że poprowadzi nas do schodków, ale nie robi tego. Zamiast tego zbliżamy się do siebie i Peter kręci mną i ciągnie do siebie. Uśmiecham się. – Co robisz? – Nic. Po prostu zastanawiam się, dlaczego ufasz mi z wyrzutami, ale nie – – Spiralą śmierci? Myślę, że to ma coś wspólnego ze słowem śmierć. - Śmieję się. Muzyka pulsuje we mnie. Peter okręca mnie wokół siebie i pod swoim ramieniem, a potem przygarnia z powrotem do piersi.
124
– Myślę, że mógłbym cię przekonać. - Uśmiecha się i okręca mnie ponownie. Rozdzielamy się na kilka kroków, zanim sięga po mnie. Wracam w jego ramiona. Jest niewiele miejsca między nami. Peter trzyma mnie w ramionach tak blisko, że niemal się dotykamy. – Nie mam na sobie kasku. Śmieje się. – Jesteś tak uparta. – Więc, nie zamierzasz uderzyć moją twarzą w podłogę. - Uśmiecham się do niego. Peter wyciąga rękę w górę i naciska na moje plecy. Podążam, przechodząc pod jego ramieniem. Muzyka jest w odpowiednim miejscu, aby poprowadzić mnie do wyrzutu. – Będziesz się mnie trzymać, czy to robimy? Peter szarpie mnie blisko i moje biodra zderzają się z jego. Moje serce bije zbyt szybko. – Zróbmy to. Peter prowadzi mnie, a ja podążam za nim. Skręt, obrót i przyciąga mnie mocno. Turlam się po jego plecach z rozszerzonymi nogami. Moja spódnica rozszerza się i ląduję na podłodze. Schylam się i Peter macha swoją nogą nad moją głową, zanim podciąga mnie do skrętu. Ślizgam się pomiędzy jego nogami i podnosi mnie, łapiąc za moją talię. Kontynuuję ruch i wyrzut. Czuję pęd, gdy lecę w górę. Uśmiecham się zbyt szeroko. Mój żołądek przewraca się, kiedy pędzę z powrotem w dół. Peter doskonale wykonuje ruch i moje nogi lecą wokół jego pasa. Jego ręce tulą moje plecy, gdy pochyla mnie w tył. Muzyka cichnie. Oboje ciężko dyszymy. Cisza staje się coraz bardziej zauważalna. Peter trzyma mnie przez chwilę w ramionach. Klub zaczyna klaskać i Peter stawia mnie. Potakuje na mnie głową, jakby to była demonstracja, a następnie przechodzi do kwestii bezpieczeństwa z wykonywaniem wyrzutów i zachęca bardziej zaawansowanych tancerzy, by spróbowali kilku kroków, które właśnie zaprezentowaliśmy.
125
Jakaś dziewczyna podchodzi do Petera. On wyciąga rękę i tańczy z nią. To wtedy zdaję sobie sprawę, że to, z kim jest parze, nie jest moją sprawą. Peter wygląda pięknie, wszystko w nim jest w nieładzie i pachnie jak niebo. Spychając moje instynkty złapania go i ucieknięcia stąd z powrotem do szalonej części mojego mózgu, łapię butelkę wody z lodówki. Przyglądam się, jak pokazuje kilku dziewczynom ruchy w zwolnionym tempie. Są tam też jacyś faceci. Pokazuje im, gdzie położyć ręce i jak prowadzić kroki. Pochłaniam swoją wodę i idę na obrzeże sali, starając się ochłodzić. Po chwili, kieruję się w stronę otwartych drzwi. Dobrze jest poczuć nocną bryzę na skórze. Wychodzę. Niebo jest tak indygowe jak butelka atramentu. Są na nim dziś wieczorem plamki gwiazd. Opieram się o chłodny, ceglany mur i czuję ostre kamienie wbijajcie się przez cienki materiał mojej sukienki. Kilka chwil później, wychodzi Peter. – Kolacja? – Jasne. Jeszcze nie miałam szansy zjeść. – Dobra. - Kiwa głową i kieruje się z powrotem do środka. Stoję tam przez chwilę, chłodząc się, kiedy Tia wychodzi na zewnątrz. – Hej, to było takie czadowe. Gdzie, do cholery, nauczyłaś się tańczyć w ten sposób? Uśmiecham się. – Nie wiem. Jeśli chcesz czegoś wystarczająco mocno, uczysz się tego. Myślałam, że to będzie zabawne, więc to rozgryzłam. - Wzruszam ramionami i popijam wodę. – To nie jest takie trudne, jak się wydaje. Kiwa głową i pije ze swojej butelki. – Za każdym razem, gdy myślę, że jestem w formie, dowiaduję się, że nie jestem. Boże, nic dziwnego, że wszyscy mówią, iż Granz jest gorący. Jest świetnym kawałkiem tyłka. –Tak, ma świetny tyłek. Nie zdaję sobie sprawy, która jest godzina i że ktoś stoi za mną.
126
– Dzięki, Colleli - Mówi Peter, rzucając mi moje rzeczy. Uderzają w mój brzuch, ale łapię to. – A przez cały ten czas myślałem, że mówiłaś, iż jestem dupkiem. Mój błąd. Moja twarz się czerwieni, a oczy otwierają szeroko. Peter nie przestaje iść, tylko kieruje się w stronę parkingu. Popycham Tię lekko, a ona śmieje się ze mnie. – Jesteś do dupy - syczę. – Wiedziałaś, że tam jest. – Tak, wiedziałam. To było doskonałe. Musiałam. - Śmieje się i prawie wylewa wodę z butelki. – Zemszczę się. Tylko czekaj. – Śmiało, spróbuj! - Tia krzyczy, kiedy biegnę sprintem przez parking w stronę samochodu Petera. Daję nura do środka, wypuszczając oddech. – Ja tego nie powiedziałam. Czuję potrzebę wyjaśnienia, gdy zapinam pas. – Nic nie słyszałem, to znaczy oprócz komentarza na temat mojego super świetnego tyłka. - Śmieje się i patrzy na mnie. – Nie mogę cię rozgryźć. Zachowujesz się jakbyśmy byli przyjaciółmi i tak jest, a następnie jesteś zdenerwowana z byle powodu i się jeszcze tłumaczysz. Jesteś zaskakująca. – Jestem zaskakująca? Nie, myślę, że to niewłaściwe słowo. Jestem... - moje oczy wgapiają się w Peter, gdy on wycofuje z parkingu i wjeżdża na drogę. Osuwam się z powrotem na swoje miejsce i wypuszczam oddech. – Nie wiem, kim jestem. Wrakiem kolejowym. Bałaganem. Uszkodzonym towarem. Wybierz jedno. Albo wszystkie trzy. Kręci głową i uśmiecha się. – Jesteś gorącym bałaganem, zagadką, wierszem – wszystkimi surowymi emocjami bez tajemnic. Parskam śmiechem, ponieważ nie może się bardziej mylić. – Bez tajemnic? Ja cała jestem tajemnicą. – Nie, nie jesteś. Jesteś przejrzysta jak kryształ.
127
– Jesteś szalony. – I tak wiem, że mam rację. Robisz tak wiele, wiesz? - Patrzę na niego i nie mam pojęcia o czym mówi. – Mówisz w ten sposób, kiedy dostaję się zbyt blisko prawdy. Stajesz w defensywie i obrzucasz mnie wyzwiskami. To znaczy, że mam rację. – Może to po prostu oznacza, że myślę, iż jesteś dupkiem. - Z wyrazu jego twarzy mogę powiedzieć , że nie zamierza mi odpuścić. – Pociągam cię, Sidney? Pytanie sprawia, że żołądek podchodzi mi do gardła. Nie mogę na niego spojrzeć. Czuję, jak moja twarz rozgrzewa się, tak jak i cała reszta mnie. Udaje mi się wypalić: – Co, do cholery? Kto pyta o coś takiego? – Hmm, ja. Pociągam cię? To proste pytanie. - Peter rzuca na mnie okiem, a następnie z powrotem na drogę. Dzięki Bogu jest ciemno. Jestem całkiem pewna, że moja twarz eksplodowała w płomieniach. Chcę mu powiedzieć, że jest złym, niedobrym człowiekiem, ale to brzmi zbyt szczeniacko, więc mówię: – Jesteś takim kretynem! - Zasłaniam twarz ręką i patrzę przez okno. Moje tętno huczy w uszach. Czuję, jak wzrok Petera prześlizguje się na moment na moją szyję. Dlaczego on mi to robi? Więc, co jeśli myślę, że jest gorący? To nie tak, jakbyśmy mogli cokolwiek z tym zrobić. To nie ma znaczenia. Ale jednak wolę tego nie mówić. – Cóż, to wygląda mi na „tak”. Czy mam powiedzieć, co myślę o tobie? – Nie obchodzi mnie to - mamroczę, wciąż patrząc przez okno. – Och. W takim razie ci nie powiem. - Uśmiecha się, jadąc do restauracji po drugiej stronie miasta. Spodziewam się, że nadal będzie mnie drażnił, ale nic więcej nie mówi. Cisza trwa między nami i mój umysł ciągle rozmyśla o ostatniej rzeczy, którą powiedział. Teraz, naprawdę chcę wiedzieć, co on o mnie myśli. Nie mogę uwierzyć, że może
128
siedzieć tu i mi nie powiedzieć. Kieruję oczy na niego. Peter wciąż prowadzi z tym irytująco seksownym uśmiech na twarzy, jakby wiedział dokładnie, co zrobił. Patrzę na nocne niebo i zastanawiam się, dlaczego to pytanie zmartwiło mnie tak bardzo. Oczywiście, że mnie pociąga. Oczywiście, że już o tym wie. Niemal spaliśmy ze sobą. Ale to nie jest to. To nie jest to, co on wie, że mnie przeraża. To coś, czego on nie wie. Pociąga mnie. Mając wybór, aby spotkać się z Peterem albo Millie, wybrałabym Petera. On rozumie mnie lepiej. Stał się moim najlepszym przyjacielem. To nie ma znaczenia, że jest moim szefem, czy nauczycielem. Czuję się przy nim komfortowo. Przyzwyczaiłam się przyzwyczajona do jego głosu, jego twarzy. Za każdym razem, kiedy Peter wchodzi do pokoju, za każdym razem, kiedy kołysze mnie w ramionach, czuję spokój i nie tylko – czuję się też szczęśliwa. Mój żołądek tonie, gdy zastanawiam się, co to znaczy. Myślę, że wiem. Rzucam okiem na Petera. Wpatruję się w bok jego twarzy, wchłaniając kilkudniowy zarost wzdłuż jego szczęki i sposób, w jaki jego ciemne włosy zawijają się za uszami. Jego skóra jest tak doskonała, a jego oczy – och Boże — jego oczy są jak kamienie szlachetne. Gdy patrzę na nie, to tak, jakbym zgubiła się w pięknej, niebieskiej jaskini pokrytej skrzącymi się szafirami. I po raz pierwszy w moim życiu czuję się bezpiecznie. Nie martwię się, że zrobi mi krzywdę albo dotknie mnie, albo zmusi do czegoś. Nie zdaję sobie sprawy, jak długo patrzę na niego, aż Peter obraca się i spogląda na mnie. Uśmiecha się łagodnie i czuję się, jakbym swobodnie spadała. Mój żołądek unosi się do ust i nie mogę mówić. Och, nie. Nie, nie, nie, nie, nie. Moje oczy są zbyt szerokie, gdy spoglądam z powrotem na zewnątrz przez przednią szybę. Mój mózg skanduje w kółko „nie”, jakby to miało wymazać odkrycie, którego mój umysł właśnie dokonał. A moje serce się śmieje, jakby te sprawy można było cofnąć, jakby można było się odkochać tak łatwo, jak jest się zakochać. Kocham go? Nie, to niemożliwe.
129
Zaprzeczam temu. To się nie dzieje. Nie może tak być. Ja go nie kocham. To szaleństwo. Nawet go nie znam. Ale kochasz, ten słodki, uspokajający głos mówi z tyłu mojej głowy. Biję go więc szczotką i wpycham do szafy. Jest zazwyczaj tym rozsądnym głosem w mojej głowie. Przysięgłabym, że jest moim rozumem, ale to nie było rozsądne. Nie znam Petera, nie w ten sposób. Nie chcę. Nie mogę– Moje szalone myśli zostają przerwane, gdy Peter wjeżdża na parking. Wpadam w panikę. Rzeczy nie są takie same, jak były dwie sekundy temu. Teraz zdaję sobie sprawę, że żywię uczucia do faceta siedzącego obok mnie. Może jestem tępa jak dinozaur, bo nie zorientowałam się wcześniej – cholera, wszyscy inni zauważyli – ale nie wiem, co teraz robić. Zachowywać się tak samo? Udawać, że ta myśl nigdy nie przyszła mi do głowy? Zbyt długo zajmuje mi wydostanie się z samochodu i Peter podchodzi, aby otworzyć mi drzwi. – Co robisz? – pytam, bo oferuje mi rękę i wyciąga z mojego miejsca. Peter patrzy na mnie w dół tymi swoimi oczami. Zapominam oddychać. Stoi za blisko. Robię krok do tyłu, z powrotem do samochodu, ale on podchodzi bliżej, zamykając lukę. Jest wystarczająco blisko, aby mnie dotknąć, ale tego nie robi. Jego oczy skanują moją twarz, zanim pyta: – Nie chcesz wiedzieć, co myślę? Wolno kręcę głową, starannie unikając jego spojrzenia i wkładam pasmo włosów za ucho. – Nie. - Mój głos jest zbyt cichy. Cholera. To brzmi jak „tak”. Przeczyszczam gardło i próbuję ponownie. Muszę patrzyć w górę. Wiem, że muszę to zrobić. Po prostu to powiedz. Wyduś to z siebie, jakby to nie miało znaczenia, ale jak raz powie, co myśli, nie będę mogła o tym zapomnieć. Nie chcę, by rzeczy się zmieniły. To co mamy, jest dobre. Patrząc mu prosto w oczy, uśmiecham się i mówię: – Nie chcę wiedzieć, co myślisz. Nie czuję tego do ciebie. - Kłamstwo pali mój język.
130
Nie cofa się. Zamiast tego zostaje tam, obserwując mnie. Pochyla się blisko mojego ucha i mówi: – Myślę, że jesteś piękna i ten twój ostry język... Boże, nigdy w moim życiu nie chciałem pocałować innej kobiety tak mocno. Pocałuję cię dzisiejszej nocy, ponieważ nie będę w stanie sobie tego odmówić. - Drżę, kiedy to mówi. Gdy Peter się odsuwa, moje ciało jest napięte. Mój kręgosłup sztywny i kręci mi się w głowie, jakbym spadła do króliczej nory. – Nie wiem, co powiedzieć. - Patrzę na niego, ledwie oddychając. Moje oczy są wpatrzone w jego usta i zastanawiam się, czy naprawdę to zrobi. Peter przejeżdża ręką po moim policzku i jego wzrok kieruje się do moich warg. – No to nic nie mów. - Obraca się i odchodzi. Przechodzi przez parking, a ja stoję tam, patrząc, jak zmierza do środka. Gdy otwiera drzwi, spogląda na mnie. – Idziesz, Colleli? Peter wkręca mnie. Musi się ze mną bawić. Olewam wszystko, co właśnie zrobił i idę śmiało przez parking. Też go wkręcę. Dwoje może grać w tę grę. Peter trzyma otwarte drzwi. Odwracam się gdy go mijam i wciągam powietrze. Jesteśmy zbyt blisko. Robię to celowo. Moja klatka piersiowa ledwie ociera się o jego, kiedy przechodzę. Odczucie mrowienia strzela we mnie i wiem, że on również to czuje. Sposób, w jaki wstrzymuje oddech i patrzy w górę mówi mi, że to było całkowicie nieoczekiwane. – Przepraszam - mówię lekko zachrypnięta, zanim się oddalam. Wargi Petera są rozchylone, a jego ramiona sztywne. Obracam się w stronę kelnerki z szelmowskim uśmiechem. Peter wciąż zasysa powietrze, jakby został kopnięty w brzuch. – Stolik dla dwojga, proszę. Peter nagle rusza i staje za mną. Czuję gorąco jego ciała na moich plecach. Szepcze mi do ucha: – To było złe. – Sam zacząłeś - mówię przez ramię, uśmiechając się. Idziemy za kelnerką do tego samego stolika, przy którym zawsze siadamy. To jest nasz stolik. Jak to się stało? Peter przechodzi obok dziewczyny i wyciąga moje
131
krzesło, a ja siadam. Kelnerka stoi, czekając, aby wręczyć nam menu. Peter delikatnie popycha mnie w stronę stolika, a następnie zajmuje miejsce naprzeciwko mnie. Jego oczy błyszczą z radości. Ma zadowolony z siebie półuśmiech na twarzy. Przez krótką chwilę, jego oczy spadają na moje usta. To sprawia, że wiercę się na moim krześle. Nie mogę uwierzyć w to, co powiedział wcześniej. Dokuczał mi. Musiał. – Więc - mówi Peter. – Więc - mój głos grzęźnie w gardle. Sposób, w jaki patrzy na mnie, jakby chciał mnie całować do czasu, aż moje kolana osłabną i padnę mu w ramiona, sprawia, że jestem wytrącona z równowagi. Nie rozumiem go. Kręciliśmy się koło siebie odkąd przyjechał. Poza pierwszą nocą, nigdy niczego nie sugerował. Sugerował? Nagle czuję się głupio. Co, jeśli to całe flirtowanie było prawdziwe? Założyłam, że tak nie było. Myślałam, że się drażni. Czy Peter jest wystarczająco szalony, by spróbować być ze mną, nawet jeśli to kosztowałoby go pracę? Jest nowym nauczycielem. To byłoby niewiarygodnie głupie, zaważyłoby na reszcie jego kariery. Więc, co on myśli? Nie mam pojęcia. Zaczynam otwierać usta, żeby mu powiedzieć, że nie możemy posunąć się dalej – żadnego całowania, żadnego nic – gdy widzę, jak dr. Strictland idzie obok kominka. Twarz jej się rozjaśnia, gdy widzi Petera. – dr. Granz, panno Colleli. Co za przyjemna niespodzianka. - Ma na sobie szykowny szkarłatny garnitur, który sprawia, że jej włosy wyglądają na pomarańczowe jak u Ani4. – Cyianna - mówi Peter – Jak miło cię widzieć. Dołączysz do nas? Kręci głową. – Nie, przyszłam zjeść szybką kolację i przejrzeć jakieś papiery moich magistrantów. - Uśmiecha się do nas, a następnie patrzy na mnie. – Słyszałam, że pomagasz nowemu klubowi tańca. – Pomagam. Byliśmy właśnie na zajęciach. Dr. Granz jest opiekunem klubu.
4
Prawdopodobnie chodzi tu o rudowłosą Anię z Zielonego Wzgórza
132
Patrzy na nas oboje. – Widzę. - Mówi to tak, jakby jednak naprawdę coś widziała. Strictland spogląda na Petera. – Wiesz co; myślę, że dołączę do was. Dość ciężko pracowałam i to był długi dzień. - Kelnerka przynosi kolejne krzesło i dr. Strictland siada obok mnie. Klepie moje kolano i niemal wyskakuję ze swojego miejsca. Posyła mi zabawne spojrzenie. – Przepraszam, kochanie. – Jest w porządku – kłamię. Nienawidzę być dotykana. Moje spojrzenie podnosi się. Jest wyjątek od tej zasady. Peter jakoś to obszedł. Uśmiecham się nerwowo, zastanawiając się czy będziemy mieć kłopoty, ale Strictland nic nie mówi o nas, będących tu razem. Posiłek przebiega normalnie. Wszyscy się znają. Tematyka krąży między uniwersytetem, departamentami, studentami, a literaturą. Gdy już myślę, że Strictland nie wspomni o nas, ona to robi. – Nie chcę zniszczyć przyjaźni lub sprawić, że rzeczy będą niezręczne między wami, ale pewne sprawy rzuciły mi się w oczy. Peter uśmiecha się i potrząsa głową. – Cyianna — – Peter, znam cię na tyle dobrze, aby zdawać sobie sprawę, że nie zrobisz niczego głupiego. Ale jesteś młody a panna Colleli jeszcze młodsza. Obydwoje macie role do odegrania, oczekiwania do spełnienia. Przyjaźń jest zalecana, ale nic więcej. Widzę tutaj tylko przyjaźń i dla dobra was obojga, mam nadzieję, że to nie rozwinie się w nic innego. – Sidney, nie muszę ci przypominać o twoim stypendium. Uniwersytet nie zapłaci za powtórzenie klasy z powodu niedyskrecji seksualnej. - O mój Boże. Czy ona właśnie to powiedziała? Moja twarz płonie. Udaje mi się kiwnąć. – I Peter, już znasz tego wagę. Mam nadzieję, że nie będę musiała wspominać o tym ponownie. – Nie musiałaś wspominać o tym teraz. - Mówi Peter spokojnie. Strictland patrzy na niego przez chwilę. Wyciera serwetką usta i kładzie ją na talerzu. – Przeszedłeś przez więcej niż większość ludzi, Peter. Uważam siebie za sprawiedliwą osobę i będę szczera. Ten układ, który masz ze swoim studentem
133
wygląda źle. Tańczyłeś z nią, a następnie zabrałeś na kolację do jednej z najpiękniejszych placówek w mieście. Zdaniem kelnerki, widzieli was już tutaj wcześniej – kilkakrotnie. Przyzwoitość ma wygląd i ona tak nie wygląda. Nie chcę zobaczyć lub usłyszeć o czymś takim ponownie. Potraktuj to jako grzeczne ostrzeżenie, dr. Granz. Przepraszam za zrujnowanie waszego wieczoru, ale to musiało zostać powiedziane. - Wstała, kiwnęła na nas oboje, a potem odeszła.
134
ROZDZIAŁ 18
Rzucam okiem na Petera, ale on na mnie nie patrzy. Konsekwencje zostały wyjaśnione szczegółowo. Jeśli będziemy to kontynuować, oboje stracimy wszystko. Guz w moim gardle jest odczuwalny jak kostka cukru. Ani drgnie. Po prostu utknęła. Chcę powiedzieć coś do Petera, żeby znów się uśmiechnął, ale to jest tak, jakby ktoś zgasił światło w jego oczach. Nie mogę znieść tej ciszy. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi Peter. Ona wie o tym miejscu. Więc, nie jemy tu więcej. - Próbuję potraktować to lekko. Peter patrzy na mnie. Jego wargi są rozchylone, jakby nie mógł uwierzyć w to, co właśnie powiedziałam. - Nie okłamuj mnie, Sidney. Znam cię. To może być przyjaźń, ale chodzi i o coś więcej. Każdy może to zobaczyć. Wiem, że to widzisz. Chciałbym, żebyś to przyznała. Przynajmniej wtedy moglibyśmy zadecydować, co robić dalej, we dwoje. - Przerywa, a następnie kręci głową, gdy nic nie mówię. - Czy jesteś tak popaprana, że nawet nie dostrzegasz już swoich własnych uczuć? Jego słowa odczuwam jak policzek. Sztywnieję i odwracam wzrok. Kocham go. Wiem, że go kocham. Te słowa przebijają moje serce. Moja szczęka drga. Chcę to powiedzieć. Chcę mu powiedzieć, że czuję o wiele więcej niż myśli, ale obawiam się, że ucieknie. Może Peter jest zauroczony, ale ja nie jestem. - Masz cholerną rację, że nie chcę tego przyznać – mówię. – I nie, nie mogę już sobie radzić z moimi uczuciami. Ze wszystkich praktycznych względów, jedyne emocje jakie czułam przez minione cztery lata, to ból. Nigdy nie zmalał. Potem, poznałam ciebie. - Oddycham ciężko. Czuję, jak moja klatka piersiowa napina się, kiedy mówię. Nie mogę zatrzymywać potoku słów wypływających z moich ust. – Wszystko się zmieniło. Może nie wiedziałam wcześniej co czuję, ale teraz już wiem. Jestem głupią dziewczyną, która zakochała się w swoim przyjacielu, a to nie jest nawet najgorsza część. Najgorszą częścią jest to, że stracę wszystko, jeśli ci to powiem. Ten mały skrawek szczęścia uschnie i umrze, a to wszystko będzie moja
135
wina, ponieważ nie mogłam utrzymać języka za zębami. Wolałabym mieć cię jako przyjaciela, niż wcale. Plecy Petera są sztywne, jakby ktoś zastąpił jego kręgosłup stalowym prętem. Jego wstrząśnięte, rozszerzone oczy patrzą na mnie. Nie próbuje mi przerwać i im więcej mówię, tym wygląda gorzej. Do czasu, kiedy w końcu się zamknęłam, Peter wygląda jakby został uderzony w głowę tablicą. Jedyną jego odpowiedzią jest zszokowane mrugnięcie. Pieprzyć to. Nie będę tu siedzieć i czekać, żeby mnie odrzucił. Podrywam się i idę w stronę damskiej toalety. Czuję, jak łzy budują się w moich oczach. Ledwie wchodzę po schodach i popycham drzwi, zanim duże, mokre łzy spływają po moich policzkach. Trzymając kurczowo ladę, patrzę w lustro. Uspokój się. Słyszałam ten cichy głosik mówiący łagodnie w mojej głowie. - Zrujnowałam wszystko. - Chwytam swoją twarz i szlocham w ręce. Nie chcę być sama. Potrzebuję go i mówienie Peterowi co czuję, było najgłupszą rzeczą, jaką mogłam zrobić. Strictland powiedziała, że nasza przyjaźń jest poza tym, co jest akceptowane, więc powiedziałam mu, że go kocham. Co, do cholery, jest ze mną nie tak? Odkręcam kran i ochlapię wodą policzki. Moje łzy powoli wysychają, ale moja twarz wciąż jest gorąca i opuchnięta. Gdy zejdę na dół, muszę zachowywać się tak, jakbym miała się dobrze, nie ważne jak czuję się w środku. Potrzebuję trochę świeżego powietrza, tylko na chwilę. Podchodzę do niewielkiego okienka i szarpię sznurek od rolety, a następnie pociągam za okno, otwierając je. Moja wizja jest rozmyta i jest ciemno, więc nie zauważam tego, dopóki nie jest za późno. Mała wiewiórka trzyma się kurczowo zewnętrznej części okna i gdy otwieram je szeroko, ta bestia zaczyna się ześlizgiwać. Jej paznokcie tkwiły w drewnianej ramie, ale szybki ruch, gdy otworzyłam okno przestraszył ją. Jej paznokcie piszczą, kiedy ześlizguje się po szkle. Patrzę przez moment i zdaję sobie sprawę, że nie ma czego się złapać. Jesteśmy na drugim piętrze. Dziwny impuls biegnie przeze mnie. Ona spadnie i to będzie moja wina. Nie mogę być zabójczynią wiewiórek.
136
Krzyczę i głośno tupię stopami – jakby to pomogło – wyciągam ręce na zewnątrz okna, żeby spróbować złapać małe stworzenie. Wiewiórka wpada w moje dłonie, a serce zaraz chyba mi wybuchnie. Gdy wiewiórka dotyka mnie, mój mózg strzela z ostrzeżeniem i zanim zdaję sobie sprawę co robię, szarpię ręce z powrotem do środka. Wiewiórka wczepia się w moje ramię. Krzyczę jakby ktoś mnie mordował i skaczę w górę i dół, próbując ją przekonać, żeby mnie puściła. Gdy to nie działa, krzyczę głośniej i kręcę się w kółko, wymachując wokół ramionami tak szybko jak mogę i mając nadzieję, że wiewiórka spadnie. Zaledwie się zatrzymuję, gdy ona zjeżdża w dół po moim ramieniu i jej pazury puszczają moją skórę. Obserwuję, jak zwierze porusza się szybko przez pokój i pędzi prosto na ścianę. Jednocześnie, drzwi do łazienki gwałtownie się otwierają. Peter stoi tam, gotowy do bójki, kiedy przerażona wiewiórka rzuca się między jego nogami. Spogląda w dół, zaskoczony. Obraca się na pięcie i przygląda się, jak szalone zwierzę zbiega w dół korytarza. Krzyki rozlegają się chwilę później. Peter patrzy na mnie. Trzymam podrapane ramię drugą dłonią. Moja dolna warga drży, a szloch ucieka z moich ust. Nie mogę przestać płakać. Czuję się tak głupia, tak niewiarygodnie głupia. Peter podchodzi do mnie, uśmiecha się i wciąga mnie w swoje ramiona. Przez chwilę po prostu mnie trzyma. Jego palce wplątują się w moje włosy i trzyma mnie mocno przytuloną do piersi. Kiedy mnie puszcza, patrzy na moje ramię. Zadrapania nie są głębokie. – Ugryzła cię? - Potrząsam głową i ścieram łzy. Peter mocno stara się nie uśmiechnąć. – Co się stało? Walczyłyście o kabinę? Łzy nadal są w moich oczach, ale uśmiech na jego twarzy sprawia, że również się uśmiecham. Walę pięścią w jego klatkę piersiową. – Nie walczyłyśmy o kabinę! Otworzyłam okno, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i ona tam była. Kiedy szarpnęłam okno myślałam, że spadnie i się zabije, więc złapałam ją... a potem się trochę wystraszyłam. Peter stara się nie uśmiechnąć. Próbuje zachować powagę i się nie śmiać, ale robi to beznadziejnie. Bierze moją głowę między swoje ręce i patrzy mi w oczy. –
137
Wszystko z tobą dobrze? Żadnej wścieklizny? Żadnych seryjnych morderczych wiewiórek ukrywających się w jednej z kabin? – Zamknij się. Też byś krzyczał. - Wykręcam się z jego uścisku i macham na niego. Peter śmieje się, naprawdę się śmieje. To wstrząsa całym jego ciałem i łzy tworzą się w jego oczach. Ociera ręką oczy i mówi: – Krzyczałbym. Bez wątpienia. – Więc dlaczego się śmiejesz? – dąsam się. Nie mam tego na myśli, ale jestem emocjonalnym szaleńcem. Słyszymy, jak ktoś krzyczy, a potem trzask. Oni wciąż jeszcze nie złapali małej bestii. Cholerna wiewiórka. – Ponieważ takie rzeczy mogą zdarzyć się tylko tobie. Jesteś w najlepszej restauracji w mieście i zostałaś zaatakowana przez wiewiórkę. - Zaczyna ponownie się śmiać. Krzyżuję ręce na piersi; impuls by śmiać się razem z nim jest zbyt silny. Uśmiecham się, mówiąc: – Kiedy będziemy o tym opowiadać, zamieńmy wiewiórkę na niedźwiedzia. To rozśmiesza go jeszcze bardziej. Oboje stoimy w damskiej toalecie pochyleni do siebie i się śmiejemy. Do czasu, kiedy wychodzimy, moje żebra bolą od tak długiego chichotania. Obsługa restauracji w kółko przepraszała za całe zajście. Nienawidzą tego, że zostałam zaatakowana przez gryzonia w ich łazience. Jako rekompensatę za ten incydent, nie musimy płacić za posiłek i dają nam tonę kart upominkowych, tak żebyśmy na pewno wrócili. Kierownik jest zaniepokojony, że opowiemy wszystkim, iż mają problemy ze zwierzętami, chociaż nie mam żadnego zamiaru wspominać o tym komukolwiek póki żyję. Peter i ja wracamy do jego samochodu. W drodze powrotnej do akademika pyta mnie, czy mam apteczkę, żeby zająć się moimi cięciami. Nie mam. – Mam apteczkę u siebie. Załatam cię, a potem zawiozę do domu.
138
- U siebie? – pytam i rzucać na niego okiem. Nadal nic nie powiedział na temat tego, że zakochałam się w swoim najlepszym przyjacielu. Mam nadzieję, że nigdy ponownie o tym nie wspomni. Czuję się już wystarczająco głupio. Drażnię się. – Nie zapraszasz mnie na kawę ponownie, prawda? Śmieje się. – Nie, trzeba zdezynfekować te nacięcia. Jeszcze urośnie ci ogon, czy coś. Poza tym, to po drodze do twojego akademika. Kiwam głową i jedziemy do jego mieszkania. Nie zdaję sobie sprawy co się wydarzy. Nie zdaję sobie sprawy z czegokolwiek.
139
ROZDZIAŁ 19
– Zadrapania wyglądają na powierzchownie - Powiedział Peter, trzymając moje ramię i delikatnie badając cięcia. Jest dziewięć brzydkich, czerwonych zadrapań o wielkości szpilki na moim ramieniu. Siedzimy w jego łazience. Apteczka jest otwarta. To pierwszy raz, gdy jestem w jego domu od nocy, w której go poznałam. Teraz wszystko ma swoje miejsce. Peter jest bardzo schludny i jestem w szoku, że ma nawet w pełni wyposażoną apteczkę. Wciąż czuję się głupio. Kto zostaje zaatakowany przez małe dzikie stworzenie? Jestem antytezą Królewny Śnieżki. – To prawdopodobnie nie zdarzyłby się, gdybym nie krzyczała jak wariatka i wystrzeliła wiewiórki na ścianę. Wkurzyłam się na jej mały tyłek. Peter uśmiechnął się, kiedy spojrzał na mnie. – Tak, to prawda. Słyszałem jak krzyczałaś w jadalni. Do czasu, kiedy otworzyłem drzwi, byłem pewny, że ktoś cię morduje. A później zobaczyłem, jak rzucasz małym zwierzęciem po drugiej stronie pokoju. - Zaśmiał się. – Mam scenę prysznicową z Psycho w mojej głowie, ale z Normanem Bates jako wiewiórka. Lepiej patrz pod nogi. Gdy wyjdzie z tej restauracji, powie o wszystkim swoim kumplom. - Ramiona Petera drżą. Próbuje tak bardzo się nie roześmiać. Uśmiechnęłam się. Norman Wiewiórka z jego małym nożem jest nawet zabawny. - Idiota. - Nie ruszaj się. Są szanse, że to będzie piec jak suka. - Czy suka naprawdę piecz- Przestałam zadawać głupie pytania i wypuściłam mnóstwo przekleństw. - Co to jest, do cholery? Kwas? - Wyszarpuję swoje ramię z dala. Moja skóra piecze, jakby ją podpalił. Peter sięga po moją rękę i szarpie ją z powrotem. - Kochanie. - Trzyma butelkę czegoś nad zadrapaniami. Mam ręcznik pod łokciem i ciecz spływała wzdłuż mojego ramienia i na ręcznik.
140
Peter jeszcze raz szybko polewa moje ramię. Moje ciało napina się i zaciskam zęby. Ale tym razem jestem na to gotowa. Moja szczęka jest zaciśnięta i prawie się przewracam, gdy Peter opuszcza głowę i dmucha na bulgoczące skaleczenie. Delikatny podmuch powietrza przepędza ostre palenie i sprawia, że moja skóra jest zimna. Jestem wciąż napięta, ale powód się zmienił. Peter nie zdaje sobie sprawy, co zrobił. Wciąż uśmiecha się i patrzy w górę na mnie. Nie, nie, nie. Mam jelenia w reflektorach patrzącego na moją twarz. Nie ruszam się. Nie mogę myśleć. Nie mogę oddychać. Oczy Petera ciemnieją i nie odwraca wzroku. Moje serce wali głośniej. Myślę, że może go usłyszeć. Nagle zauważam swój oddech, sposób w jaki biorę płytkie, nierówne oddechy. Palce Petera pozostają na moim nadgarstku. Jestem zagubiona w jego spojrzeniu. Czuję magnetyczne przyciąganie w jego stronę, w kierunku jego ust. Moja skóra jest napięta od jego dotyku. Nie mogę tego znieść. Zasysając powietrze, odwracam twarz. Nie mogę tego zrobić. Nie mogę go pocałować. Nawet nie powinnam tu być. Głos Petera jest głębszy niż zwykle. – To powinno pomóc. Pozwól mi wziąć środek antyseptyczny i bandaż. Potem możemy zabrać cię do domu. - Puszcza mój nadgarstek i wstaje. Peter wpatruje się w małą butelkę, ale nie bierze jej w dłonie. Zamiast tego stoi tam, nieruchomy. Robi głęboki wdech i pozwala powietrzu wylecieć spomiędzy jego warg. Czuję się, jakbym oglądała porno. Moje tętno bije gwałtownie i jestem zbyt rozgrzana. Nie mogę odwrócić wzroku. Nie chcę. Peter przebiega rękoma przez włosy i łapie maść. – Proszę, to powinno pomóc zaleczyć się zadrapaniom szybciej. – Smaruje maścią moje ramię. Mój żołądek zwija się na jego lekki dotyk. Patrzę na Petera, kiedy dotyka mojej skóry. To sprawia, że drżę tak mocno, iż szarpię ramieniem. Peter patrzy na mnie w górę. Moje usta są otwarte, ale nic z nich nie wychodzi. Co powinnam powiedzieć? Twój dotyk sprawia, że szaleję? Ile razy
141
nakładasz to coś na mnie, przechodzą mnie ciarki we wszystkich niewłaściwych miejscach? Co, do cholery, jest ze mną nie tak? Zeskakuję z małej ławki w łazience i próbuję przecisnąć się obok niego. Peter obraca się w ostatniej chwili. Nasze ciała przyciskają się do siebie. Lód spływa po moim kręgosłupie i zastygam. Jego pierś stoi w równej linii do mojej. Mogę go poczuć. To wysyła ciarki przeze mnie, które zamieniają się w drżenie. Moje wargi rozchylają się i sapię, próbując wypowiedzieć słowa, które nie wychodzą. Próbuję poruszyć swoimi stopami. Próbuję zrobić coś, ale stoję tam i patrzę w górę w jego oczy. Peter powoli podnosi ręce. Czuję ciepło jego dłoni tuż pod łokciami. Wiem, że chce mnie dotknąć. Wiem, o czym debatuje, ponieważ te same myśli pędzą przez mój umysł. Wiem, że powinnam się ruszyć, ale nie mogę. Mój puls wali mocniej, rycząc w moich uszach. Czuję, jak jego ręce niemal dotykają nagiej skóry na moich ramionach. Ręce Petera są tak blisko, ale nie dotykają mnie. Nie podnoszę oczu, chociaż czuję, jak wzrok Petera wypalają ścieżkę z moich oczu do ust. Jeśli spojrzę w górę, nie będę w stanie wyjść. Jeśli spojrzę w górę, będzie mi wszystko jedno. Rzucenie college’u oznacza powrót do domu. Oznacza powrót do ludzi, od których uciekłam. To oznacza zobaczenie mężczyzny, który w kółko wykorzystywał moje ciało. Mój głos jest napięty, gdy mówię: – Nie mogę... Twarz Petera jest tak blisko. Spuścił głowę i mogę poczuć jego oddech na ustach. Moje palce zwijają się przy moich bokach. Rozciągam ręce, a następnie zwijam palce w pięść. Nie dotykaj go. Nie. – Wiem – szepcze Peter. Zamykam oczy i czuję, jak pokój przechyla się na bok. Jest tu tak gorąco. On jest tak blisko mnie. Otwieram szeroko oczy ponownie i gapię się na jego klatkę piersiową. Nie chcę patrzyć w górę. Nie mogę patrzyć w górę? – Nie możemy, ale i nie mogę pozwolić ci odejść.
142
Moje oczy wystrzeliwują w górę. Och, Boże. Błąd. Syreny dzwonią w moich uszach. Wpadam w te bliźniacze baseny czystego błękitu i nie mogę się wydostać. Sapię. Moje usta są tuż obok jego. Ręce Petera są wciąż na moich ramionach. Co kilka chwil, jego palce zaciskają się, jakby walczył z pragnieniem dotknięcia mnie. Staram się przełknąć. Staram się spuścić wzrok, ale jestem tak beznadziejnie zagubiona w jego spojrzeniu. Chcę jego rąk na sobie. Chcę czuć, jak jego dłonie palą moją skórę. Chcę rzeczy, o których myślałam, że nigdy nie będę chciała. Moje wargi są rozchylone. Próbuję mówić, ale nic z nich nie wychodzi. Każdy oddech, który biorę nabrzmiewa we mnie, wypycha moją pierś, sprawiając, że moje piersi ocierają się o jego klatkę piersiową. Muszę przestać oddychać. Moja głowa pływa z pożądania. Część mnie błaga, by zostać dotkniętą, zostać pocałowaną. Nie mogę tego zatrzymać. Nie mogę tego kontrolować. Znajduję się w potrzasku. Uścisk Petera słabnie i zamyka oczy. Gdy otwiera je ponownie, jest bezradny uśmiech na jego twarzy. Zaczyna mówić, otwierając swoje serce, każdy ostatni uszkodzony kawałek. – Nigdy nie byłem szczęściarzem. Za każdym razem, kiedy znajduję kogoś, ona odchodzi. Jest zawsze poza zasięgiem i to nie jest tak, że mogę to zmienić. Nie mogę mieć jej z powrotem. Nie mogę zmienić rzeczy. Nie ma drugiej szansy. Straciłem wszystko. Straciłem Ginę. I straciłem siebie, kiedy umarła. Nie czułem żadnej przeklętej rzeczy od tamtego czasu. Ale potem, pojawiłaś się... Jesteś mądra i piękna. Myślałem, że mogę iść do przodu, ale nie mogłem. Nie byłem gotowy. Byłaś jedyną osobą, która rozumiała to i wiedziała, co to naprawdę znaczy. – A teraz – Peter śmieje się gorzko i zaciska oczy. Gdy otwiera je ponownie, patrzy udręczony. Jego głos staje się wyższy kiedy mówi. Jego słowa przychodzą szybciej, bardziej bolesne, bardziej spanikowane. – Teraz, gdy jestem gotowy, aby ruszyć dalej, nie mogę. Nie mogę stracić pracy. Nie mogę być z tobą, ale nie mogę być bez ciebie. Boże, Sidney. Dzisiejszy wieczór był jednym z najlepszych i najgorszych momentów mojego życia. Powiedziałaś, że mnie kochasz. Kochasz mnie... - Uśmiecha się smutno i kręci głową. – Ja też cię kocham. Sprowadziłaś mnie z powrotem do życia. Oddałaś mi mój uśmiech. Jesteś dla mnie wszystkim, ale nie mogę ci tego zrobić –
143
Gapię się na niego. Moje oczy są zbyt szerokie, a usta otwarte. Co on powiedział? Nie może mieć tego na myśli. Nie może, ale tak właśnie powiedział. Peter mnie kocha. Ale nie mogę nadążyć za nim. Jest tak dużo udręki w jego głosie. Nie wiem, co ma na myśli. – Zrobić mi czego? – Jesteś tu na stypendium. Wiem, co się stanie ze mną, jeśli przez to przejdę, ale tobie nie mogę pozwolić zmarnować życia– On mnie kocha. Wpatruję się w jego oczy, słuchając jak to mówi, słuchając powodu, dlaczego jest załamany, dlaczego mnie nie dotyka. On mnie kocha. Jestem tak wystraszona, tak przerażona, że mnie odepchnie, ale robię to w każdym razie. Przez ułamek sekundy, jestem odważna – i głupia, i lekkomyślna, i impulsywna. Przerywam mu, prześlizgując moimi palcami przez jego policzki z kilkudniowym zarostem. Pochylam się i ocieram swoje wargi o jego. Jego usta są słodkie i miękkie. Peter sztywnieje, gdy go całuję. Jego ramiona nie owijają się wokół mnie. Nie oddaje pocałunku. Moje mięśnie są tak napięte, gotowe by biec. Myślałam, że będzie trzymać mnie w ramionach. Myślałam, że odpowie. Wstyd zalewa moją twarz. Przerywam niewinny pocałunek i spuszczam wzrok. – Przepraszam – mówię do podłogi. – Nie powinnam tego robić. Nie powinnam mieć... - Moja dolna warga drży. Staram się trzymać ją nieruchomo, ale nie współpracuje, więc zasysam wargę do ust i zagryzam. Zanim mogę wypowiadać kolejne słowo, Peter zgarnia mnie w swoje ramiona. Krzyczę i trzymam się mocno. Prowadzi nas do drzwi i opuszcza mnie na podłogę. Moje ciało ześlizguje się po jego. Rąbek mojej sukienki podwija się haniebnie wysoko, kiedy schodzę w dół i przyciskam stopy do podłogi. Ma zamiar ponownie mnie wyrzucić. Moje ręce są na jego piersi. Peter nie odsuwa się. Czuję jego wzrok na mojej twarzy. Wypuszcza oddech i nachyla się do mnie. Jego ręce są na moich ramionach i patrzy na moje palce na swojej klatce piersiowej. – Nie mogę kazać ci wyjść.
144
– Zatem nie każ. – Nie mogę spać z tobą. – Zatem nie będziemy. Śmieje się. – Sprawiasz, że brzmi to tak prosto. Ledwie mogę myśleć, z tobą dotykającą mnie w ten sposób. Poważnie myślisz, że mam dość samokontroli, żeby z tobą nie spać? Kiwam głową. Moje palce są rozwarte na jego piersi. Czuję wszystko, każdą krzywiznę, każdy mięsień. –Twoje reflektory są włączone. - Mój kciuk pociera miejsce nad jego mięśniem piersiowym i czuję naprężony sutek poniżej. Śmieje się i mówi: – Tak jak twoje – tuż przed moim kciukiem przesuwającym się po nim. Jęczy i łapie moją rękę. – Sidney. – Peter. – Ty nie wiesz co poświęcasz. - Jego głos jest chropowaty. Mięśnie na jego szyi są mocno napięte. Trzyma zaciśniętą szczękę i miażdży wargi razem. – Wiem dokładnie co poświęcam. Pamiętam, kto czeka na mnie w domu. Moje ręce zjeżdżają w dół jego klatki piersiowej. Jego mięśnie brzucha są pięknie wyrzeźbione. Mój palec szarpie guzik z jego koszuli, tuż powyżej pasa. Ramiona Petera są napięte. Wypuszcza poszarpany oddech, a jego ręka podnosi się i pociera mój policzek. Pochylam się do tego dotyku i zamykam oczy. Odrywa się ode mnie tak, jakbym go paliłam. – Sidney, nie mogę tego zrobić. Nie mogę. - Peter ciągnie za swoje włosy i odwraca się ode mnie. Przemierza podłogę raz, potem dwa. Kiedy patrzy w górę, wpadam w panikę. Widzę to w jego oczach. Zamierza mnie odepchnąć. Nie ruszam się. Przygotowuję się na uderzenie, oczekując, że otworzy drzwi i wyrzuci mnie przez nie, ale nie robi tego. Pędzi do mnie i kładzie ręce po obu stronach mojej głowy. Nie wiem, co robi. Nie mogę powiedzieć, czy będzie krzyczeć czy… Nie mogę dokończyć myśli. Peter pochyla się. Czuję jego opór. Jego usta są tak blisko, część niego wciąż walczy z tym, ale nie wycofuje się. Peter
145
zamyka przestrzeń między nami. Jego usta naciskają lekko na moje. To jest szept pocałunku. Wciąż się powstrzymuje. Wszystkie mięśnie w jego ciele są napięte. Gdy podnoszę ręce i próbuję go dotknąć, Peter podskakuje i wyrywa się. Jego twarz jest zmarszczona z niezdecydowania. Jego ręce są zaciśnięte w pięści po bokach. Wygląda, jakby chciał uderzyć w ścianę i odwraca się ode mnie. Jestem szalona. Podchodzę do niego, bo podjęłam decyzję. Nie mogę mu tego zrobić. To rozerwie go na strzępy. Czuję siłę, muszę odejść. To jest słabe, ale jest tam. – Peter, jest w porządku. Przykro mi. Nie zrobię ci tego. Trzyma twarz w swoich rękach, odwraca się powoli i spuszcza na mnie wzrok. – To ja nie mogę ci tego zrobić. Wiem, co przeszłaś, żeby znaleźć się w tym miejscu. Nie mogę odesłać cię do ludzi, którzy ci to zrobili... Nie mogę ci na to pozwolić. Kocham cię, Sidney. - Jego oczy przeszukują moje. Mam wrażenie, jakbyśmy zrywali. Coś zaciska się wokół mojego gardła. Próbuję przełknąć, ale nie mogę. – Ja też cię kocham, Peter. - Uśmiecham się do niego smutno i odwracam się by wyjść. Moja ręka przekręca gałkę, gdy mówi: – Zostań. – Co? – Zostań, tylko trochę dłużej. Nie mogę pozwolić ci odejść, jeszcze nie. Jestem bliska łez. Po tym wszystkim co przeszliśmy, nie mogę uwierzyć, że muszę od niego odejść. Życie jest takie niesprawiedliwe, to jest takie złe. Kocham go i on kocha mnie. Szanse są tak nikłe, tak malutkie, że człowiek znajdzie swoją drugą połowę. Wiem, że został stworzony dla mnie i wiem, że muszę odejść. Kręcę głową. – Nie mogę. To jest rodzaj transakcji wszystko albo nic. Nie wytrzymam być w pobliżu ciebie i nie dotykć cię. Pytałeś się mnie, czy mnie pociągasz? – Tak. Bardzo. Wszystko w tobie mnie kusi. Peter, muszę iść. - Zaciskam wargi, wychodzę z jego mieszkania i pędzę w dół po schodach. Wciągam nocne powietrze tak, jakbym się dusiła. Maszeruję dwie przecznice do mojego akademika, sama, rozmyślając.
146
Oddałabym dla niego wszystko, ale co potem? On nie będzie miał pracy, ja stypendium i oboje będziemy żyć pod mostem. Miłość jest do dupy.
147
ROZDZIAŁ 20
Czuję pustkę i nawet moja skóra czuje się krucha. Moje palce kierują się do warg, a pamięć wciąż wspomina to, co się wydarzyło. To jest tak, jakbym wciąż mogła czuć nacisk ust Petera, sposób w jaki idealnie pasowały do moich warg. Nie mogę ponownie zobaczyć Petera. Tak naprawdę nie dociera to do mojej świadomości do momentu, aż idę w dół ulicy. Jest duża szansa, że nawet nie będę już jego TA. Strictland nas rozdzieli. Myślę o tym, jakie będą moje dni bez Peter, mając go tak blisko, ale nie będąc w stanie z nim rozmawiać, ani go dotykać. O Boże, to boli. Czuje się tak, jakby ktoś wziął nóż i wydłubał nim moje serce. Chcę się zwinąć i płakać, ale tego nie robię. Kontynuuję spacer. Samochód pełen facetów przecina jazdę. Gwiżdżą na mnie zanim odjeżdżają w pośpiechu. Gdy w końcu dochodzę do kampusu, jestem z powrotem w moim żywiole. Mogę sobie z tym poradzić. Ruszam prosto do akademika. Kiedy wchodzę do swojego pokoju, jest on wypełniony dziewczynami. Boże, dlaczego nigdy nie mogę być sama? Millie patrzy na mnie ponad wierzchołkami kilku kucyków. Mają kadź niebieskiego Kool-Aide i zanurzają w niej końce włosów. Tia siedzi przy drzwiach. Jej ramiona są złożone na piersi i odchyla się do tyłu na krześle. – Nie niebieski? – pytam. Kręci głową. – Nie, kochałabym niebieski, ale jedynym sposobem, żeby było to widoczne na moich włosach jest najpierw ich rozjaśnienie. Nie rozjaśnię ich. Prawdopodobnie by wypadły czy coś. - Rzuca okiem w górę na mnie i zauważa moje opuchnięte oczy. – Co jest z tobą? Coś się stało? Kiwam głową. – Taa, normalne gówno. Zostałam zmieszana z błotem przez Strictland za bycie przyjacielem Petera i zostałam zaatakowana przez wiewiórkę. Cholerstwo poharatało moje ramię. - Tia patrzy na moją twarz, aby sprawdzić czy nie zmyślam, a potem na moje ramię.
148
– Jasna cholera! Jesteś poważna? – pyta i siada prosto. Kiwam głową. Zanim mogę powiedzieć coś jeszcze, wstaje, wyciąga mnie z pokoju i ciągnie w dół korytarza. – Millie jest blondynką i ma zamiar zanurzyć całą głowę w tym wiadrze. Uzyskanie takiego koloru, aby mogła się pokazać, zajmie jej całą noc. Więc mów. Co się z tobą dzieje? Dlaczego Strictland zmieszała cię z błotem? - Przerywa, a jej oczy się rozszerzają. – Cholera, Peter? Jak dr. Peter Granz? - Kiwam głową. Wciąga mnie do swojego pokoju i zamyka drzwi. – Moja współlokatorka jest na dole z Millie. Syp. Co się, do cholery, dzieje? Zwalam się na jej łóżko i wzruszam ramionami. – Nawet nie wiem. Peter to dr. Granz. To długa historia, ale niemal spałam z nim, zanim zdałam sobie sprawę, kim jest. Oczy Tii spieprzają z jej głowy. – Co? – Millie zaciągnęła mnie na randkę w ciemno, gdy chciała spiknąć się z Brentem. Miałam się tam z nimi spotkać. Krótko mówiąc, usiadłam przy złym stole. Patrzę na jej twarz. Tia jest naprawdę miła. Mówiłam już jej wcześniej o głupich pierdołach, ale dopiero ta rozmowa mnie stresuje. – Nie mów nikomu, dobrze? Nie chcę wpakować go w kłopoty. – Nie powiem nikomu, ale musisz mi powiedzieć, co się stało. Jak skończyłaś z nim tej nocy, skoro byłaś na randce z innym facetem? – Inny facet miał lepkie ręce. Wyszłam wcześniej. Kiedy poszłam na parking, Peter stał tam z otwartą maską samochodu. Był tu nowy i sam. A do tego gorący i zabawny. Nie wiem. Skończyłam, jadąc z nim do domu. I zagalopowaliśmy się. Bardzo. Ale zanim rzeczy wymknęły się spod kontroli, zadzwonił telefon i wyszłam. Rozpoznałam go następnego ranka w klasie. – Jasna cholera! – głośno tupie stopami o podłogę, zbyt podekscytowała. – Więc, co teraz? – Jedliśmy szybki obiad po zajęciach w klubie i pokazała się Strictland. Zjadła razem z nami, a następnie poniekąd postawiła nam ultimatum. Peter zostanie zwolniony i jego kariera zostanie zniszczona, jeśli będzie kontynuował widywanie się
149
ze mną, a mi zostanie odebrane stypendium i nie będę mogła skończyć studiów. Nie mogę powtarzać klasy, nie mam pieniędzy. Ona o tym wie. Tia siedzi na skraju łóżka z palcami przy ustach. – Och, mój Boże. Ale poczekaj, myślałam, że mówiłaś, iż nic się nie dzieje? – Nic się nie działo. Byliśmy przyjaciółmi z niezręcznym początkiem, ale... Wzdycham i szarpię swoje włosy. – Ale teraz jest coś więcej? – Tak, o wiele więcej. Ja pierdolę, Tia. Jak kurwa jego mać. Nie mogę nawet ci powiedzieć. - Moje usta zaciskają się. Chcę coś uderzyć. – To nie tak, że zostałam odcięta od swojego najlepszego przyjaciela, chociaż on nim jest i ja dla niego też nim byłam – to jest gorsze od tego. Czuję się tak, jakby moje serce zostało wyrwane. – I Peter. Byliśmy w jego mieszkaniu zająć się tym – wskazuję na ślady pazurów – i go pocałowałam. Powiedział, że nie może, ale kocha mnie – Tia gwałtowne wzdycha. – Och, mój Boże. Kochasz go? - Spoglądam na nią. Napina się, rękami potrząsa łóżkiem i piszczy, gdy nie odpowiadam. To musi być wypisane na mojej twarzy, ponieważ mówi: – Och, mój Boże! To takie romantyczne! Kochasz go, ale nie możesz z nim być. Co zamierzasz zrobić? Wzruszam ramionami. – Nic. Nie ma nic do zrobienia. Nie mogę mu pozwolić zaprzepaścić karierę, a ja muszę ukończyć studia. Nie mogę tego spieprzyć i wrócić do domu. - Ukrywam twarz w dłoniach i pocieram mocno. Wszystko się rozpada. Czuję się taka złamana, jakbym się rozpadała. – Nigdy wcześniej nie słyszałam cię przeklinającej w ten sposób. – Nie było na co kląć. Nie mam pojęcia, co robić. Muszę trzymać się z dala od niego, ale nie mogę. - Śmieję się gorzko i owijam ramiona wokół talii. Nie mogę odpędzić wrażenia, że się duszą. Wpatruję się w podłogę. Wspomnienia pojawiają się. – To było moje pierwsze kocham cię, no, pierwsze, które było prawdziwe, a następnie tak się wszystko potoczyło. Nie
150
jesteśmy już nawet przyjaciółmi. Nie możemy być. Nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić. - Moje ręce są po bokach mojej głowy i wsuwam palce we włosy. Dzisiejszy wieczór rozpoczął się świetnie. Nie mogę uwierzyć, że to się stało. Tak, powinnam wiedzieć, ale nie wiedziałam. Nie wiedziałam, że zakochuję się w Peterze. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, aż do dzisiejszego wieczoru. Jestem tak cholernie głupia. Jak mogłam tego nie dojrzeć? Zwłaszcza, kiedy wszyscy byli mniej niż taktowni, mówiąc mi o tym. – Och, Boże – jęczę w swoje ręce. Patrząc w górę, pytam: – Co mam zrobić? Twarz Tii jest pełna współczucia. – Jedyne, co możesz zrobić, to trzymać się od niego z dala i leczyć się czekoladą.
151
ROZDZIAŁ 21
Kilka następnych tygodni mija boleśnie wolno. W nocy wpatruję się w sufit, nie mogąc spać. Czuję się, jakby moje ramiona zostały odcięte i mam urojone bóle. Boże, i koszmary. Mój umysł dryfuje i widzę Petera uderzonego przez samochód, spadającego z klifu, albo z postrzałem w piersi. Za każdym razem jest tak samo wiem co się wydarzy na chwilę wcześniej, zanim to nastąpi. Biegnę w kierunku Petera, krzycząc wniebogłosy, ale on mnie nie słyszy. Nigdy nie jestem wystarczająco szybka, nigdy wystarczająco głośna i zawsze jestem sekundę za późno. Nigdy nie ma żadnego pożegnania; Peter po prostu oddala się ode mnie. Jednej nocy sen jest taki żywy. Peter uśmiecha się, mówi coś do mnie i równocześnie stąpa do tyłu z tym krzywym uśmiechem na twarzy. Ziemia jest twarda i sucha, ale nagle glina pęka, a Peter nie patrzy za siebie. Parking zmienia się w mile, mile popękanej, czerwonej gliny. To jest jak przyglądanie się, jak chodzi po cienkim lodzie. Jestem szalona, wołam do niego – błagając go, aby wrócił – ale on nie może mnie usłyszeć. Ziemia pod jego stopami pęka i Peter spada. Rzucam się ku niemu, w kierunku ogromnej rozpadliny w ziemi. Upadam przy krawędzi otworu w samą porę, by ledwie dotknąć palce Petera. Krzyczę. Krzyczę tak głośno, że koszmar staje się rzeczywistością. Krzyczę w moim łóżku, podrywam się i budzę. Moje ciało pokryte jest zimnym potem, a pościel jest przyklejona do mojego ciała. Jestem zaplątana w prześcieradło i rzucam się, próbując się uwolnić. Millie podskakuje i włącza gwałtownie światła. Moja ręka jest na mojej piersi. Próbuję powiedzieć sobie, że to nie było realne, że Peter jest żywy i zdrowy, ale ten sen odczuwam tak prawdziwie, że jestem bliska łez. Millie stoi tam z miotłą w pięściach, jakby była gotowa zatłuc intruza. Kiedy widzi, że nikogo nie ma w pobliżu, jej ramiona opadają po bokach. – Wszystko w porządku? – przeciera oczy i bierze głęboki oddech.
152
Kiwam głową, ale się trzęsę. Nie mogę mówić. Czego się boję? Koszmaru? Przecież to brzmi tak głupio. Ziemia po prostu nie zjada ludzi, ale odebrałam ten sen, jakby to działo się naprawdę. Nie mogę otrząsnąć się z wrażenia. Zrywam koce i podchodzę do mojej szafy. Wyciągam dresy i je zakładam. Millie obserwuje mnie. – Gdzie idziesz? Jest czwarta rano. Nie możesz iść teraz biegać. – Muszę. - To wszystko, co udaje mi się powiedzieć. – Sidney, czekaj. Pójdę z tobą. - Powieki Millie są przymknięte i wygląda, jakby zasypiała. – Jest w porządku. Jestem okej. Wracaj do łóżka. – Nie mogę. Coś cię martwi, a ja zmieniłem się w gównianą przyjaciółkę odkąd pojawił się Brent. Daj mi chwilę. Pójdę z tobą. - Mruga wolno i obraca się w kierunku swojej szafy. Ja już jestem ubrana i wciągam trampki. Gdy zawiązuję drugi but, mówię: – Wolę iść sama. Poważnie, wracaj do łóżka. Wezmę twój gaz pieprzowy, jeśli się martwisz. Ziewa. Ubiera spodnie dresowe i patrzy w górę na mnie. – Dobrze, ale tylko wtedy, jeśli skorzystasz ze studenckiej siłowni. Nie biegaj na zewnątrz. Idź użyj steppera albo trenażera magnetycznego, czy czegoś. Obiecujesz? Kiwam głową. – Tak. Zobaczymy się na lunchu. Wychodzę. Zbiegam na dół po schodach i na zewnątrz na zimne powietrze. To wypełnia moje płuca i przypomina mi, co jest prawdziwe, a co nie. Sny nie są prawdziwe. Peter żyje. Wiem co koszmary oznaczają, wiem co mają na myśli. Peter oddala się ode mnie i nie ma nic, co mogłabym zrobić. Odszedł. To tak, jakby nie żył, ale widzę jego ducha nawiedzającego budynek anglistyki codziennie. Strictland usunęła mnie jako jego TA na drugi dzień po tym, jak widziała nas na kolacji. Zamieniła swoją TA z jego i teraz pracuję ze Strictland. Plotki zostały powstrzymane. Nikt nie mówi nic więcej.
153
Uderzałam stopami mocniej i biegłam szybciej. Moje płuca paliły, jakbym nie mogła złapać wystarczająco dużo powietrza. Moje włosy fruwały tam i z powrotem, łaskocząc moją szyję. Chcę biec tak długo, że moje ciało będzie krzyczało z bólu. Chcę czuć coś, z czym wiem, że potrafię sobie poradzić. To nie jest takie same, jak inne koszmary. Tamte mnie przerażały, ponieważ ktoś próbował mnie skrzywdzić. Te sny są ich przeciwieństwem. Nikt mnie nie krzywdzi, ale czuję się tak, jakby moje wnętrzności były wyrywane. To tak, jakbym całkowicie traciła Petera jeszcze raz, noc w noc. Kiedy to się skończy? Ten mężczyzna wciąż żyje. Dlaczego mój mózg opłakuje go, jakby był martwy? Nie mogę tego znieść. Chcę krzyczeć. Kopiąc, odpycham ziemię mocniej i biegnę szybciej. Wydłużam mój krok. Moje ramiona pompują po bokach i biegnę sprintem, tak szybko, jak mogę przez kampus na drugą stronę, gdzie znajduje się nowa siłownia. Do czasu, kiedy tam dobiegam, nie mogę oddychać i kujący ból pędzi przez obie strony mojej klatki piersiowej i przez moje biodro. Przesuwam moją kartę identyfikacyjną i wchodzę do środka. Trzymając ręce na biodrach, zatrzymuję się i łapię powietrze. Stoję tak przez kilka chwil w zaciemnionym holu, po prostu próbując złapać oddech. Gdy skurcz ustępuje, idę do sali ćwiczeń. Nie oczekuję, że ktoś tu będzie. Korytarz jest pusty, a światła wyłączone. Wkładam do czytnika swoją kartę i wchodzę do środka. Znajduję bieżnię i włączam ją, zwiększając prędkość do pełnego biegu. Spycham myśli na bok, biegnąc sprintem tak szybko, jak tylko mogę. Kilka chwil mija i jestem w swoim własnym małym świecie. Myśli odpływają. Jedyna rzecz w mojej głowie, to bicie mojego serca i pęd powietrza napełniający moje płuca. – Sidney? – głos Marka dochodzi skądś obok mnie. Krzyczę, tracąc grunt pod nogami i rezultat jest natychmiastowy. Spadam i lecę niedaleko końca bieżni. Moje plecy uderzają o ścianę. – Jasna cholera! – Mark wyciąga awaryjny klucz zatrzymania i bieżnia się wyłącza, zanim moje stopy zostają wciągnięte. Potem pada
154
na kolana obok mnie. – Sidney, tak mi przykro. Wszystko z tobą w porządku? Możesz się ruszać? Zaczynam się śmiać. To jest taki szalony rodzaj chichotania, który jest zawstydzający, ale nie mogę przestać. Mark wciąż klęczy obok mnie. Rozgląda się. – Awh gówno. Złamałem ją. Przebiega ręką przez włosy i szturcha mnie w ramię. – Jesteś w porządku? Brzmisz trochę szalenie. Biorę głęboki oddech i spoglądam na niego. – Jestem trochę szalona. Z jakiego innego powodu byłabym tu o czwartej rano. Przypuszczam, że jesteś równie zwariowany, skoro siedziałeś tutaj po ciemku. Mark wygląda na obrażonego. – Nie siedziałem! Wróciłem do siłowni, ponieważ kogoś usłyszałem. Przyszedłem, żeby zobaczyć kto to jest, wypowiedzenie twojego imienia sprawiło, że wywaliłaś się na dupę, a potem zostałaś poturbowana przez ścianę. Śmieję się i uświadamiam sobie, że brzmię jak szalona, ale i pełna siły osoba. Pocieram twarz rękoma i wzdycham. – To nie jest najdziwniejsza rzecz, która się kiedykolwiek zdarzyła. - Kiedy odsuwam dłonie, widzę na jednej smugę krwi. – Rozcięłam twarz? Mark wstaje i oferuje mi swoją rękę. Umieszczam czystą dłoń w jego i podciąga mnie. – Nie, to tylko małe zadrapanie na policzku. Dotykam ponownie twarz palcami i podchodzę do lustra. Nie jest tak źle jak sądziłam, ale wyglądam beznadziejnie. Moje włosy to gniazdo szczura ściągnięte w kucyk i w dodatku są napuszone. Nie kłopotałam się ich wyszczotkowaniem przed wyjściem. Po prostu ściągnęłam je i przewiązałam elastyczną gumką. A pod moimi oczami widać ciemne kręgi i wyglądam na wyczerpaną. Mark podaje mi chusteczkę. Patrzę na niego, zaskoczona. – Nieużywana, jeśli to jest to, o czym myślisz.
155
Biorę ją i mówię: – Dziękuję, i to w ogóle nie było to, o czym myślałam. Przesuwam białą bawełnę pod fontannę z wodą, a następnie wycieram policzek. – Nawet nie wiem, jak to sobie zrobiłam. Wskazuje na mój nadgarstek. – Zegarek. Twoje ręce próbowały schować twarz, gdy upadałaś. Zegarek prawdopodobnie cię zadrapał. - Patrzę na mój nadgarstek, a następnie z powrotem w górę na niego. – Więc, jaka jest twoja historia? – pytam. Nie chcę, żeby się na mnie gapił, ale to robi. Rzucam okiem na niego. – Zawsze jesteś na siłowni o czwartej rano? Mark kładzie ręce za plecami i potrząsa głową. – Nie, zazwyczaj jest około piątej gdy tutaj przychodzę, ale dzisiaj jestem wcześniej. Co do powodu, to cóż, mam coś z dziwaka. Potrzebuję tylko czterech godzin snu. Dotykam policzka i patrzę na niego, zazdrosna. – Mówisz poważnie? – Tak, to jest jakaś genetyczna rzecz. Moja mama też tak ma. Przez dłuższy czas myśleli, że to ADHD, ale to nie to. Po prostu nie potrzebuję ośmiu godzin snu, żeby czuć się dobrze. Cztery, maksimum pięć godzin i jestem wypoczęty. Mogę być na zewnątrz przez całą noc, a potem obudzić się bladym świtem. Ponieważ nie ma nic do robienia w akademiku, a mój współlokator zabije mnie, jeśli go obudzę, zwykle przychodzę na siłownię. - Stoi oparty o ścianę i patrzy na mnie. Mark jest bardziej zbliżony do mnie wiekiem niż Peter i to rodzaj faceta, z którym powinnam być. Jest normalny, miły i nie jest moim nauczycielem. Obserwuję Marka zbyt długo, patrzę na jego twarz, zastanawiając się, co by zrobił, gdybym rzuciła się na niego na początku semestru – co by było, gdyby to Mark siedział przy stole, a nie Peter. Jak daleko byśmy się posunęli? Co by to znaczyło dla mnie? Czasami myślę, że seks naprawiłby wszystko. To zrujnowało wszystko, więc ma to sens, tak jakby. Nie zdaję sobie sprawę, jak dużo czasu minęło. Mark uśmiecha się nerwowo i rozgląda, jakby szukając czegoś, co odwróciło moją uwagę. – Uhm, Sidney? Czy przypadkowo uśpiłem cię moją nudną historią?
156
Uśmiecham się i mrugam. Sprawiam mu przykrość, a on jest taki słodki. – Nie. Absolutnie nie jesteś nudny. Uśmiecha się. – Naprawdę tak myślisz? Kiwam głową. – Podążyłabym za tobą jak szczenię, gdyby jakiś inny facet nie przyciągnąłby mojej uwagi pierwszy. – Historia mojego życia. - Oczy Marka przeszukują moją twarz, zanim podnosi rękę i delikatnie dotyka mojego ramienia. To pocieszający dotyk. – Przypuszczam, że wspomniany facet jest powodem, dlaczego jesteś tu o tej nieludzkiej godzinie? Wolno kiwam głową. Moje myśli są pomieszane. Nie wiem, czego chcę. Nie wiem, jak sprawić, by agonia we mnie się zmniejszyła. Wpatruję się w wargi Marka. Wracam. Mogę poczuć, że mój stary plan sprzed Petera, skacze wokół moich kostek, szczypiąc mnie. Mark jest półnagi. Jego ciało jest pokryte warstewką potu, a jego włosy są wilgotne i rozczochrane. Jestem świadoma mojego oddechu, świadoma jego ust i świadoma, że stoję za blisko niego. Ręka Marka wślizguje się w górę mojego nagiego ramienia i dotyka mojego policzka. Zakłada pasmo moich szalonych włosów za ucho i uśmiecha się smutno do mnie. – Nie jestem facetem na pocieszenie po przeżytym zawodzie miłosnym, Sidney. Jestem rodzajem faceta kocham-ją-całym-moim-sercem, a ponieważ naprawdę bardzo cię lubię, jest to cholernie trudne, nie pocałować cię teraz. Ale nie mogę... – Przerywa nasze spojrzenie, spuszczając wzrok. Mark bierze moje ręce w swoje i wolno pociera kciukiem moją skórę. Oddychając głęboko, dodaje: – Wybaczysz mi? Normalnie odwróciłabym się pokonana i czerwona, ale dzisiaj po prostu kiwam głową i patrzę na nasze ręce. – Jak ty radzisz sobie ze złamanym sercem? Każdy radzi seks z kimś innym, ale ja po prostu nie... – wzdycham głęboko i patrzę w górę na niego.
157
– Ponieważ miałem moje podeptane kilka razy, mogę ci powiedzieć prawdę. Przechyla głowę na bok i uśmiecha się do mnie. Jego oczy nie spotykają moich ponownie, gdy mówi. – Nie będziesz miała tego za sobą. Nic natychmiast nie uśmierza bólu. To nie znika, ponieważ jesteś gotowa mieć to za sobą. To zajmuje trochę czasu. Pewnego dnia, rzeczy nie będą bolały tak bardzo. Pewnego dnia, zauważysz kogoś innego i nie pomyślisz o tamtym facecie. Będziesz gotowa, żeby zacząć od początku. Daj temu czas, Sidney. Kiwam głową i on zabiera swoje ręce. – Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? – Czy to nie jest oczywiste? – Kręcę głową. – Jesteś gorąca i tak niezwykle śmiała. Jestem zadurzony w tobie. - Mark wygląda na zakłopotanego, gdy to mówi. Uśmiecham się do niego. Moja twarz czuje się dziwnie i zdaję sobie sprawę, że nie uśmiechałam się przez jakiś czas. – Nie wiedziałam. – Tak, cóż, mam tendencję do utrzymywania rzeczy niewidocznymi. - Posyła mi krzywy uśmiech i trąca ramieniem. – Chcesz się ścigać, czy coś? Zgaduję, że przyszłaś tu pobiegać i założę się, że mogę cię pokonać. Spoglądam przez okno na tor i kiwam głową. – Brzmi nieźle. Spędzam następną godzinę biegając z Markiem. Ścigamy się do czasu, aż moje mięśnie mają skurcze i czuję się, jakbym została porażona prądem. Padam na maty i kładę się na plecach. Mark siada obok mnie w komfortowej ciszy. Wydaje się, że znalazłam kolejnego przyjaciela.
158
ROZDZIAŁ 22
Wciąż muszę widywać Petera raz w tygodniu. Nie zostałam przeniesienia z jego wieczornych zajęć i żałuję, że się tak nie stało. Moją jedyną opcją było opuszczenie ich, ale gdybym to zrobiła, nie byłabym w stanie ich nadrobić z powodu mojego stypendium. A semestr trwał już zbyt długo, kiedy to Strictland nas rozdzieliła. Cieszę się tylko, że nie zmusiła mnie do porzucenia ich. Peter stoi z przodu Sali, ale nie patrzę na niego. Zamiast tego, słyszę jego głos i spoglądam w dół na mój notatnik. Robiłam to przez naprawdę długi czas. Wydaje się, jakby to wczoraj spotkałam Marka w siłowni, ale to było tylko dziś rano. Dotykam twarzy i czuję ranę na policzku. Tak, to było dziś. Nie mogę uwierzyć, że spadłam z bieżni. Kto tak robi? – Panno Colleli? – mówi Peter. Mam wrażenie, że nie pierwszy raz mnie woła. Patrzę w górę. Wszyscy mnie obserwują. – Przepraszam, o co chodzi? Oczy Petera przesuwają się do rany na moim policzku. Marszczy brwi. – Wiersz na początku książki... - Gdy nie odpowiedziałam, dodaje: – „Człowiek, który był czwartkiem” rozpoczyna się wierszem. O czym on było? Czy pasuje ten wiersz do literatury? - Peter przez chwilę stoi przede mną. Potem przechodzi przez salę, odchyla się na biurku i zakłada ręce na swojej doskonałej piersi. Dlaczego wywołuje akurat mnie? Chcę wleźć do dziury i umrzeć. To jest jedno pytanie, na które całkowicie nie mogę odpowiedzieć. – To sprawia, że chcę kupić kapelusz – mówię i wzruszam ramionami. Kilku studentów chichocze. Jeden mówi dziwak. Obracam się i posyłam temu facetowi pełne akceptacji spojrzenie. Jestem dumnym dziwakiem. I co z tym zrobisz? Peter patrzy na mnie z beznadziejnym spojrzeniem na twarzy. Nie prosi mnie o szczegółowe omówienie. Zamiast tego, wywołuje mądralę, który mówi, że nie jest wystarczająco gejem, żeby myśleć, że ten wiersz jest o kapeluszach. Peter szczypnie grzbiet nosa i patrzy na zegarek. Jest prawie dziewiąta.
159
– Ponieważ nikt nie wie, o czym do cholery jest ten wiersz, oddacie pracę badawczą w przyszłym tygodniu. Chcę trzy źródła, cztery strony z podwójnym odstępem i praca ma również zawierać waszą własną interpretację wiersza. Jeśli zgodzicie się z interpretacją innych, wskazać dlaczego. Lekcja zakończona. Wszyscy jęczą i szybko wychodzą. Ruszam się z prędkością ślimaka. Czuję się taka zmęczona. Nie mogę sobie przypomnieć, czy dzisiaj jadłam. Nie sądzę. Zastanawiam się nad zrobieniem jakiegoś jedzenia, gdy zbieram książki. Do czasu, kiedy zmierzam do drzwi, w klasie jest pusto z wyjątkiem Petera, który dalej siedzi się przy biurku. – Co się stało z twoją twarzą, Colleli? Podnoszę brew i oglądam się na niego. – To ledwie pochlebne, dr. Granz. Wstaje i podchodzi do mnie. – Co z tobą? Zdajesz sobie sprawę, że twoje oceny są na granicy, że możesz nie zaliczyć, prawda? A ze Strictland na karku nie mogę zaliczyć ci przedmiotu, jeśli na to nie zapracujesz. Nie zdawałam sobie sprawy. Mój kręgosłup sztywnieje. – Nie chcę, żebyś się nade mną litował. – W takim razie, co do diabła robisz? Nie rozumiem cię. Chciałaś wziąć te zajęcia, czy nie? – Chciałam je wziąć, gdy Tadwick ich uczył. - Peter wzdryga się. Może powiedziałam to trochę zbyt obcesowo. – Nie miałam na myśli – Peter wysuwa ręce, w moją stronę, ale później cofa się. – Wiem co miałaś na myśli. W porządku. - Chwyta się za kark i wzdycha. Unikam patrzenia na twarz Petera, gdy jednak odwraca się bokiem – z dala ode mnie – rzucam okiem. Jego rzęsy są opuszczone, a jego ramiona opadły tak, jakby był pokonany, jakby ciężar był zbyt duży i złamał go. Ciemne kręgi pasujące do moich widnieją pod jego oczami. Jego usta nie uśmiechają się. Peter wygląda na wyczerpanego, ze smutku, który przenika każdą uncję jego istoty. Tonie w melancholii.
160
Musi czuć moje spojrzenie na swojej twarzy, ponieważ spogląda w górę. Nasze oczy spotykają się i żałuję, że to zrobiły. Mój żołądek opada do moich stóp. Umieram. Powietrze było, a teraz nie ma żadnego. Tygodnie minęły, ale dalej z nim nie skończyłam. Peter spuszcza wzrok. – Lepiej pójdę. - Jego głos jest słaby, zduszony. Zanim mogę pomyśleć co mówię, słowa wypływają z moich ust. – Żałujesz tego? - Peter patrzy na mnie w górę. Jego oczy prześlizgują się po mojej twarzy, dopóki nie znajduje moich oczu. – Bo ja, tak. Żałuję tego tak bardzo. Gdybym mogła cofnąć wszystko, zrobiłabym to. Nie mogę znieść widywania cię i bycie blisko ciebie. Jeśli nigdy nie usiadłabym przy twoim stoliku – Peter wtrąca się. – Jeśli nigdy nie usiadłabyś przy moim stole, to bym nigdy nie wiedział, że mogę być znowu szczęśliwy. Nie, nie żałuję tego. - Rusza swoją szczękę, jakby chciał powiedzieć więcej, ale powstrzymuje się. Kiwam powoli głową i podnoszę książki, nie planuję powiedzieć nic więcej. List wypada z pomiędzy stron i ląduje u stóp Petera. Pochyla się i podnosi go. Jego oczy szukają moich. – Czy to od twojego brata? – Kiwam głową. – Myślałem, że zamierzałaś to wyrzucić? – Zrobiłam to. Wysłał kolejny, a potem następny. – Nie otworzyłaś żadnego z nich? Kręcę głową. – Nie – mój głos jest ledwie słyszalny. – On jest dla mnie martwy. Weź go. Wyrzuć. Nie chcę widzieć tego listu ponownie. Zmierzam w kierunku drzwi. Czuję oczy Petera na plecach i wiem, że chce coś powiedzieć, ale nie daję mu szansy. Wychodzę z sali i pędzę w dół korytarzem, a następnie kieruję się do klatki schodowej. Nikt nie korzysta ze schodów, ponieważ jest ich ponad sto. Przyciskam plecy do filaru i zsuwam się na podłogę. Przez długi czas, siedzę tam w ciemności. Światła wokół mnie oświetlają schody, ale jestem w cieniu. Ludzie na dole nie mogą mnie zobaczyć.
161
Martwię się, że Sam ciągle wysyła listy. Gdy byliśmy dziećmi, on i ja byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Uważał na mnie, opiekował się mną, pozwalał grać mi ze swoimi przyjaciółmi. Uderzył każdego, kto ze mną zadzierał. Byłam jego młodszą siostrą, mimo tego, że jesteśmy bliźniakami. Urodziłaś się po mnie, mówił. To dlatego jesteś moją młodszą siostrą. Myślę, że lubił być starszym bratem. To sprawiło, że czuł się ważny. Ale wszystko się zmieniło, gdy płakałam i opowiadałam mu o Deanie. Spodziewałam się, że mnie obroni. Ale nie zrobił tego. Powiedział, że jestem żartownisią i że widział, co robiłam, w jaki sposób czarowałam jego przyjaciela. Wspomnienia kipią jedno po drugim. Kiedy tylko zaczynają wypływać, nie potrafię się zatrzymać. Dean cię nie skrzywdził, powiedzieli. Dean jest dobrym młodym człowiekiem. Przysięgam, że to jest tak, jakby moi rodzice i Sam stali przede mną, powtarzając to w kółko. Chcę krzyczeć: a co ze mną? Przytrzymywał mnie, obezwładnił. Dean nie zrobiłby tego, powiedzieli. Boże, nigdy w swoim życiu nie czułam się tak zdradzona. Ale to było gorsze, o wiele gorsze, gdy powiedziałam Samowi. Nigdy nie pozwalam wydostać się tym wspomnieniom z pudła, w którym je zamknęłam. Są jak demony i zabierają każdą uncję radości, dopóki nic nie zostaje. Ale
teraz
wypuszczam
te
wspomnienia
na
zewnątrz.
Słyszę
ich
głosy.
Wypowiedziane słowa ponownie otwierają blizny, które się nigdy nie wyleczyły. Mój umysł wiruje. Muszę odeprzeć demony i to zatrzymać. Przyciągam kolana do piersi i spuszczam głowę. Owijam ramiona wokół kostek, zwijam się w kłębek. Zamykam oczy, mając nadzieję, że to przeminie albo połknie mnie całą. Drzwi za mną otwierają się. Słyszę to, ale nie patrzę w górę. Ktokolwiek to jest, po prostu zejdzie schodami, nawet mnie nie widząc. Odgłos kroków zbliża się, a następnie się zatrzymuje. Zerkam i widzę skórzane półbuty. Spoglądam w górę na Petera. Siada obok mnie. Chowam twarz w ponownie kolanach. Nie chcę z nim rozmawiać.
162
– Wyglądasz na nieszczęśliwą. – Jestem nieszczęśliwa. - Mówię do swoich kolan. – Tak jak ja. - Peter bierze głęboki oddech i kładzie rękę na moich plecach. Przyciąga mnie do siebie i owijam ręce wokół jego pasa. Trzymam go mocno, wiedząc, że będę musiała odejść. Kiedy się odsuwa, czuję się tak, jakby ktoś zrywał moją skórę, warstwa po warstwie. Podnoszę się i odwracam się w kierunku schodów. – Nie mogę tego zrobić, Peter. Nie mogę być blisko ciebie. To mnie zabija. Nie mam pojęcia, jak cię wyrzucić z głowy. Po prostu nie mogę... - Oddalam się, ale on łapie mnie za ramię. Sztywnieję. Kocham to i nienawidzę jednocześnie. Chcę jego ramion wokół mnie. Chcę mojego przyjaciela z powrotem. – Muszę ci coś powiedzieć. - Przyciąga mnie bliżej i zabiera moje książki. Upuszcza je na ziemię obok swoich stóp. Jego ręce obejmują moje policzki. Czuję oddech Petera na swojej twarzy. To sprawia, że moja głowa czuje się tak lekko, prawie oszołomiona. Chcę ust Petera na moich. Tęsknię za nim tak bardzo, że łzy kłują moje oczy. Biorę ręce Petera w swoje i próbuję je odciągnąć. – Nie, Peter… nie mogę tego zrobić. - Czuję falę żalu rosnącą bardziej i bardziej. To mnie zniszczy. Jego dotyk mnie zniszczy. Wpadam w panikę. Wyrywam się, ale on nie puszcza. Płaczę. Dopiero teraz zdaję sobie z tego sprawę, czuję potok łez na moich policzkach. Kciuki Petera przesuwają się po mojej mokrej twarzy. – Nie płacz. - Pochyla się i lekko dotyka wargami moje policzki. Całuje łzy i uspokajam się. Moje palce wciąż trzymają kurczowo jego ręce, ale przestaję się wyrywać. Biorę urywany oddech, gdy on robi to jeszcze raz i jeszcze raz. Peter całuje moją twarz lekko, ocierając każdą łzę. Potem odchyla moją głowę do tyłu, więc mogę widzieć jego oczy. – Mam nadzieję, że wybaczysz mi to, bo zrobiłem coś niewiarygodnie głupiego. Kącik jego ust unosi się. Niepewność wypełnia jego spojrzenie. – Napisałem list z rezygnacją i zostawiłem go na biurku Strictland. Nie mogę już być tutaj nauczycielem. Za każdym
163
razem, gdy cię widzę, to tak, jakbym miał wyrywane serce z piersi. Nie mogę jeść, nie mogę spać. To nie jest zauroczenie. To nigdy nie było zauroczenie. Kocham cię, Sidney. Zajęło mi zbyt długo, żeby to powiedzieć. Zajęło mi zbyt długo, żeby to naprawić, ale wybieram ciebie. Moja szczęka opada. – Zrezygnowałeś? - Kiwa głową. Moje brwi skradają się w górę mojej twarzy. Zszokowana cisza otacza mnie. Gdy w końcu próbuję coś powiedzieć, głośny szlochający śmiech wychodzi z moich ust. Zarzucam ramiona wokół na jego szyję i trzymam go mocno. Peter przyciska swoje ciało do mojego i podnosi mnie. Kręci mną, a ja krzyczę i śmieję się. – Ale nie możesz tego zrobić! Gdy Peter stawia mnie, uśmiecha się. – Już to zrobiłem. Napisałam list z rezygnacją i wsunąłem go pod jej drzwi. - Odwracam się, aby wejść do środka. Muszę zabrać ten list. Cieszę się, że wybrał mnie, ale nie mogę mu na to pozwolić. Kiedy próbuję wrócić po list, Peter sięga po mnie. Jego palce owijają się wokół mojego ramienia. Lód wpada do mojego żołądka. To jest nierealne. Mój puls wali mocniej. Nie mogę mu na to pozwolić. – Sidney, drzwi do jej biura są zamknięte na klucz. Nie mogę go zabrać i nie chcę. Milczy przez chwilę, a jego ręce uwalniają mnie. Wciąż mogę poczuć jego dłonie na ramieniu. Nie mogę przełknąć. Czas płynie wolno, jakby to nie działo się naprawdę. Peter otwiera usta, żeby coś powiedzieć. Robię to samo. Żadne z nas nie mówi. Moja skóra jest pokryta chłodem, który nie chce odejść. Pocieram rękoma swoje ramiona, próbując odgonić uczucie paniki, ale ono nie ustępuje. Jestem przerażona i to jest nie normalne ktoś-ukrywa się-pod-łóżkiem przerażenie, to jest inne. Nie ma żadnych rąk duszących mnie, ale nie mogę przełknąć. Nie ma żadnej taśmy na moich ustach, ale nie mogę oddychać. Nie ma kuli w moim sercu, ale przysięgam na Boga, że to zatrzymało jego łomotanie. Ciężar mojego spojrzenia jest ciągnięty ku ziemi. Nie mogę podnieść twarzy. Nie mogę na niego patrzeć. Przerażenie, strach i radość wszystkie te emocje zderzają się. Nie mogę zmusić ust, by wypowiedziały słowo. Zaciskam ręce tak mocno, że bolą. Peter zwiesza głowę. Nie zaciska rąk, a chowa je do kieszeni. Wciąga głęboko powietrze, ale jego oddech jest niepewny. Zastanawiam się, czy jest tak
164
zdenerwowany jak ja. Odczuwa się to, jak jeden z tych momentów, kiedy wszystko ma znaczenie. To takie skrzyżowanie dróg, gdzie pójście złą drogą, będzie katastrofalne. Raz wybrałam złą drogę i to prawie mnie zniszczyło. Rzucam okiem z powrotem na drzwi za Peterem. Nie mogę mu na to pozwolić. czuję ból, który staje się większy i większy w mojej piersi, gdy myślę o tym co zrobił i co to oznacza. Porzucił wszystko dla mnie. Moje wargi rozchylają się i właśnie mam zamiar przemówić, gdy on mi przerywa. Jego głos jest cichy. – Jest już za późno, żebyś cofnęła swoje 'kocham cię'. Kiedy podnosi swoje niebieskie spojrzenie, moje ręce zaczynają się trząść. Trzymam je kurczowo, skręcając je mocniej. Patrząc prosto w te udręczone oczy i mówię: – Nigdy tego nie cofnę. Kocham cię. Kocham cię tak bardzo. – Ja też cię kocham. Przepraszam, że byłem tak głupi. Zajęło mi zbyt dużo zrozumienie tego. Kręcę głową. – Nie powinieneś był tego robić. Peter kładzie ręce na moich ramionach i przytula mnie. Patrząc w dół na moją twarz, przyciskając czoło do mojego, mówi: – Musiałem. Nie mogłem cię stracić. Proszę, powiedz mi, że cię nie straciłem. - Oczy Petera są spuszczone na moje usta. To jest ważny, mający znaczenie moment. To co powiem teraz, zmieni wszystko. Zrezygnował, więc może być ze mną. Zrezygnował. Czuję się winna, ale i tak się cieszę. Jestem emocjonalnym wrakiem. Mój silnik jest wykolejony i wszędzie jest bagaż – koszmary, obawy i żale zaśmiecają mój umysł. Nie czułam się w ten sposób z nikim. Nigdy nie myślałam, że będę miała taką szansę. To zostało mi odebrane przez kogoś, komu ufałam. Zastanawiam się, czy naprawdę mogę to zrobić, czy mogę iść do przodu. Chcę. Chcę wykorzystać tę możliwość tak bardzo, mogę poczuć palenie wewnątrz mnie. Płomienie liżą mnie od palców u stóp do koniuszków palców u rąk, ponaglając mnie, bym się ruszyła, zarzuciła ramiona wokół Petera i powiedziała mu, jak wiele dla mnie znaczy.
165
Ale nie mogę. Sapię i moje spojrzenie spada na jego klatkę piersiową. Jest tak wiele powodów, dla których nie mogę. Każdy z nich brzęczy głośno w moim umyśle, walcząc o uwagę, obiecując nic oprócz bólu. To nie tak, że nie chcę, chcę. Tylko że wiem, co to będzie oznaczać, co ta rezygnacja zrobi. Mogłabym wrócić do jego życia już teraz. Mogłabym paść mu w ramiona i pozwolić mu kochać mnie aż do rana. Mogłabym pokazać mu, co do niego czuję. To te myśli, mnie przerażają. Drzwi zostały otwarte. Nie ma nic powstrzymującego nas, nic trzymującego nas z dala od siebie. To sprawiło, że o wiele łatwiej mogę zobaczyć przeszkody zagradzające mi drogę. Czuję, jak blizny palą, jakby mogły zacząć krwawić. Nie jestem, kim naprawdę jestem. Udawanie kogoś, nie zmieni rzeczy. Teraz to wiem. Nie mogę z nim być, nie w ten sposób. Ta myśl mnie przeraża. Łzy płyną z kącików moich oczu. Kłują i zalewają moją twarz. Otwieram usta, żeby to powiedzieć, ale Peter kręci głową. Wyraz jego oczu rozrywa mnie na strzępy, ale muszę to powiedzieć. Nie ma dla nas żadnej przyszłości. Peter cofa się ode mnie. – Nie. Nie mów tego. Sidney, daj nam szansę. – Nie mogę. – Mój głos jest ledwie tchnieniem. – Nie mogę być z tobą. Nie mogę iść dalej. I nie mogę pociągnąć cię w dół za mną. Tak mi przykro... Tak przykro. - Łapię moje rzeczy i odchodzę ze łzami rozmazującymi mój wzrok. Peter woła mnie, ale nie ściga po schodach. Patrzy, jak odchodzę. Obserwuje, jak jego największy błąd odchodzi.
166
ROZDZIAŁ 23
Nie wypowiedziałam jego imienia przez lata, nawet w moich myślach. Jakby bałam się, że wezwę go, a wszystkie złe rzeczy, które mi się przytrafiały, były związane z nim, z Deanem. Ocieram ręką łzy z oczu. Gdy zbiegałam ze schodów, czułam oczy Petera na mnie, ale nie zatrzymałam się. Nie mogłam. Już zrujnowałam swoje życie, nie mogłam rujnować jego. Do czasu, gdy dotarłam do dolnej części masywnych schodów i odwróciłam się, Peter odszedł. Nie słyszałam jak odchodzi, nie słyszałam trzaśnięcia drzwi. Odszedł bezszelestnie. To sprawia, że chce mi się płakać. Mój wzrok jest niewyraźny. Cholera, nic nie widzę. Wyciągając chusteczkę z torby, grzebię w niej i niemal wyrzucam wszystko na ziemię. Kilka długopisów i gaz pieprzowy Millie wysypują się. Podnoszę rzeczy, nie przywiązując do tego uwagi. Trzęsę się. Każda uncja mnie chce upaść na trawę i płakać – płakać, bo jestem zbyt wystraszona pójściem do przodu, płakać, ponieważ nie mogę pozostawić za sobą swojej przeszłości. Przełykam ciężko i patrzę z powrotem w górę na schody. Peter był gotów spróbować. Ale sądzę, że jego ból jest inny. Ona nie przywiązała go do fotela i nie cięła jego skóry nożem. Nie naciskała mocniej, by sprawdzić czy będzie płakał. Nie użyła swojej siły, żeby wziąć to, co chciała. Jego ból jest inny. Musi być. Nie mogę na nowo przeżywać tych koszmarów. To jest to, co by się stało, gdybym była z Peterem. Biorę kilka oddechów i uspokajam się. Zawędrowałam na drugą stronę kampusu i muszę wrócić do akademika. Nie mogę mieć szklistych, czerwonych oczu, gdy wejdę do środka. Każdy będzie chciał wiedzieć, co się stało. Po ponownym otarciu twarzy, ruszam w dół chodnika. Niebo jest tak ciemne, że niemal czarne. Tego wieczoru nie widać księżyca. Kilka drzew szeleści na lekkim wietrze. Widzę jakiś facetów z przodu stojących obok akademika. Większość rusza w kierunku parkingu i wsiada do swoich samochodów. Niektórzy są na boisku obok budynku i grają w piłkę nożną. Facet bez koszulki wykopuje piłkę. Przyglądam się, jak mknie po niebie i do czasu gdy mój wzrok podąża za piłką z powrotem w dół, nie
167
czuję mrowienia na karku. Odwracam się, żeby zobaczyć, kto mnie obserwuje, ale nie widzę nikogo. Wydaje się, że stałam się paranoiczką. Rozglądam się i moje oczy skanują twarze, z których większość nawet nie zdaje sobie sprawy, że tam jestem. Są zbyt daleko, grając pod reflektorami a ja jestem na chodniku w cieniu między latarniami, dwa parkingi od nich. Pocierając ręką kark, idę dalej. Mój samochód stoi po drugiej stronie ulicy. Kiedy przyjechałam, główny parking był pełny. Spojrzałam za siebie ponownie. Zastanawiam się, gdzie poszedł Peter. Żal spływa po mnie. Nie chciałam go skrzywdzić. Boże, wyraz jego twarzy, gdy powiedziałam 'nie', to było zbyt wiele. Sięgam do torby, szukając kluczy, gdy przechodzę na drugą stronę ulicy. Gdy jestem za przejściem dla pieszych, wskakuję na chodnik i kieruję się na parking. Jestem kilka rzędów z tyłu, ale jest tu dość pusto dzisiejszego wieczoru. Gdzie są moje klucze? Wyciągnęłam torbę przed siebie i przesuwałam rzeczy, próbując je znaleźć. Wszystko jest nie na swoim miejscu, po tym jak upuściłam torbę. – Wyglądasz równie pięknie, jak w dniu, w którym uciekłaś. Ten głos. Mój kręgosłup sztywnieje. Każdy mały włos na karku staje na sztorc. Prawie upuszczam torbę, gdy rozglądam się, szukając go. Walczyć czy uciekać, moje stopy chcą biec, ale strach zatrzymuje mnie w miejscu. To nie może być Dean. Dlaczego miałby tu być? Ale to jest on. To ten sam głos z moich koszmarów. To głos, którego nigdy nie zapomnę. Nie znajduję swoich kluczy. Zdaję sobie nagle sprawę, jak wiele powietrza łapię i że moja skóra kłuje. Małe guzy tworzą się na moich ramionach, gdy widzę Deana stojącego przy ścianie budynku. Moja pierś ściska się. Brak mi słów. Chcę biec, ale z jakiegoś powodu nie ruszam się.
Odpycha się od ściany i podchodzi do mnie. – Cholernie dobry sposób, żeby się przywitać. Cześć, Sidney – mówi, zatrzymując się przede mną. – Następnie, ty powinnaś powiedzieć: 'Cześć, Dean'.
168
Udaje mi się znaleźć głos. – Co ty tu robisz? - Tu jest Teksas. Jestem tysiące mil od domu, ukryta w małym mieście w olbrzymim stanie. Dean posyła mi uśmiech, który sprawia, że zamarza mi krew w żyłach. To samo spojrzenie miał zanim– Odpycham wspomnienia, ale nie dają się poskromić. Nagle cofam się o cztery lata wstecz. Dean trzyma nóż na moim udzie. Nie mogę wydać dźwięku, bo mnie potnie. Leżę nieruchomo, pozwalając mu wykorzystywać mnie, jakkolwiek chce. Kolejne wspomnienie nawiedza mnie i jęk ucieka z moich ust. Czuję ból palący moją szyję, jakby właśnie w tej chwili to się działo. To zbyt wiele. Drżę i próbuję to odeprzeć, ale nie mogę, nie z Deanem tu stojącym. – Dobry sposób, żeby się przywitać. Zawsze byłaś trochę suką, prawda? Jego oczy opadają na moje piersi, kiedy mówi. Zostają tam zbyt długo, zanim wracają do mojej twarzy. – Ale właśnie w sposób, w jaki to lubię. - Podchodzi do mnie. Dotyka mojego przedramienia, przebiega palcem po skórze. Duszę się, ale milczę. Nie wydaję żadnego dźwięku, ponieważ to jest to, do czego on mnie szkolił, żebym robiła. Stoimy kilka miejsc z dala od mojego samochodu. Moja torba na książki wisi na ramieniu. Nikogo nie ma w pobliżu. Nie mogę. Nie mogę. Nie mogę, w kółko słyszę w mojej głowie, ale nic nie mówię. Jestem zamrożona. Ręce Deana lekko dotykają mojej skóry, śledząc obrzydliwą ścieżkę do mojej szyi. Popycha moją brodę na bok i podnosi łańcuszek wokół mojej szyi. Uśmiecha się. – Jest pokryta bliznami. - Patrzy mi w oczy i się uśmiecha. – To były zabawne czasy, co, Colleli? – upuszcza łańcuszek i cofa się. Dean głaszcze brodę i kręci głową. – Cholera, szkoda, że nie mamy teraz czasu. Kocham pieprzyć w sposób jak kiedyś, ale obiecałem twojemu bratu, że spotkamy się z nim, jak tylko cię znajdę. - Dean uśmiecha się do mnie. Jego oczy omiatają moje ciało i czuję się tak, jakbym została ponownie zgwałcona. Wyciąga telefon z kieszeni i wysyła komuś wiadomość.
169
Znajduję swój mózg i co nieco z instynktu samozachowawczego. – Mój brat jest tutaj? Dean kiwa głową. – Taa. Jakieś rodzinne gówno się dzieje. Jesteśmy tu, żeby zabrać cię do domu. Moje usta się otwierają i potrząsam głową. To jest jeszcze gorsze od zobaczenia Deana. Mieć Deana i Sama próbujących zaciągnąć mnie domu, jest nie do pomyślenia. – Nie, nie jesteś. Mieszkam tu, dupku. Nigdzie się z tobą nie wybieram. - Przeciskam się obok niego, próbując dojść do mojego samochodu. Ręka Deana wystrzela. Chwyta mocno moje ramię i szarpie mnie z powrotem. Stoję tuż przed nim. – Obawiam się, że nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie, ale podoba mi się kręgosłup, który zbudowałaś, podczas gdy tutaj byłaś. - Szarpie mną, odwracając mnie tak, że moje plecy są przyciśnięte do niego. – To świetnie wygląda z tą ciasną, małą dupą. Próbuję uderzyć go i wyszarpnąć ramię. – Puść mnie! Nie idę z tobą. Dean śmieje się. Jego uchwyt na moim ramieniu się zaciska. – Jak słodko. Myślisz, że masz coś do powiedzenia w tej sprawie. Cóż, nie masz. Wsiadaj do pieprzonego samochodu. - Prawie się przewracam, gdy patrzę w górę i widzę, gdzie mnie prowadzi. To Eksplorer, którego używał do jazdy, ten sam, gdzie robił mi te wszystkie rzeczy. Słabną mi kolana. Upadam. Moja torba uderza o ziemię obok mnie, a jej zawartość się wysypuje. Długopisy, ołówki i papiery są wszędzie. Wiatr szarpie stronami i zdmuchuje je na ulicą, jakby były płatkami śniegu. Moje oczy są zbyt szerokie. Moje usta są rozchylone. Głos w mojej głowie ciągle każe mi krzyczeć, ale nie mogę. Nie mam powietrza. To tak, jakby ktoś uderzył mnie w plecy deską.
– Wstań i wsiądź do cholernej ciężarówki zanim cię wrzucę. - Dean ciągnie mnie, ale jestem jednym wielkim ciężarem opadającym bezwładnie na ziemię.
170
Ciągnie mocniej, przekręcając moje ramię. Krzyczę i patrzę w górę na niego. – Złamię je. Przysięgam na Boga. Wstań i wsiądź do samochodu. Nie ruszam się. Dean wykręca mi rękę za plecy, mocno. Krzyk rozdziera moje gardło. Ból, który strzela przez moje ramię jest oślepiający. Mój wzrok pada na ziemię. Dean przemawia, mówiąc rzeczy, których nie mogę usłyszeć. Uwalnia mnie, ale ogień w moich kościach nie przestaje palić. Dean popycha mnie butem i krzyczy na mnie. – Zamknij mordę. Ludzie będą mieć mylne wrażenie. - Podciąga mnie za drugie ramię i ciągnie. Gdy jest prawie przy samochodzie, podnosi mnie na swoim ramieniu, jakbym była dzieckiem. Zamierza wrzucić mnie do środka. Wkurzam się. Mój mózg zaskakuje i staje się Cujo5. Zatapiam zęby w jego ramieniu i gryzę. Jego koszulka smakuje krwią i gryzę mocniej. Dean krzyczy, przeklina i zrzuca mnie. Pierwsze o ziemię uderzają moje plecy. Białe plamki tworzą się wokół krawędzi mojego wzroku, utrudniając widoczność. Niewiarygodny ból strzela w górę mojego ramienia i do barku. To milion razy gorsze niż poprzednio. Krzyczę. Nawet nie wiem co mówię, ale zaczynam powtarzać: – Zostaw mnie w spokoju! – w kółko i gdy Dean próbuje mnie podnieść, robię zamach. Moja stopa łączy się z jego twarzą. – Ty pieprzona dziwko! - Dean trzyma swój policzek, warcząc na mnie. – Mam zamiar sprawić, że zapłacisz za to. - Atakuje mnie ponownie. Zostaję na ziemi i ponownie robię zamach. Dean uchyla się przed moją nogą i udaje mu się złapać mnie za kostkę. Ciągnie mnie w kierunku swojego samochodu. Przekręcam się i próbuję się odczołgać. Asfalt mocno kaleczy moje dłonie.
5
Cujo – Agresywny pies, który stał się wściekły i zabił kilku ludzi w powieści S. Kinga.
171
– Stop! Puszczaj mnie! - Krzyczę. Próbuję stawiać opór. Nie wsiądę do tej ciężarówki. Udaje mi się przekręcić moje biodra szybko i przetoczyć ponownie na plecy. Kopię mocno i moja pięta uderza go prosto w jaja. Tak szybko, jak ręka Deana jest z dala od mojej kostki, przewracam się i czołgam z powrotem do mojej torby. Znajduję swoje klucze, ale zanim mogę wstać i pobiec do mojego samochodu, uderza mnie. Ręka Deana uderza w bok mojej twarzy. Klucze wypadają. Szlocham i krzyczę. Smarki i krew mieszają się. Dean trzyma moją twarz tak mocno, że nie mogę się wyrwać. Moje zęby gryzą mój policzek do krew. Czuję jej smak w ustach. Czoło Deana jest pokryte potem. Syczy mi w twarz: – Wsiądź do samochodu a sprawię, że będzie to łatwiejsze dla ciebie. Walcz dalej, a twoja jazda do domu będzie dużo mniej przyjemna. Rozumiesz co mówię? - Jedna jego ręka jest na mojej twarzy, trzymając mnie mocno. Drugą wsuwa między moje nogi, na moje dżinsy i mnie łapie. Instynkt przejmuje nade mną kontrolę. Nie jestem tą samą dziewczyną, którą byłam cztery lata temu. Wolałabym umrzeć, niż pozwolić mu dotknąć mnie ponownie. Uderzam głową w jego nos i słyszę jak pęka. Krew tryska wszędzie. Dean warczy i brzmi bardziej jak zwierzę niż człowiek. Biegnę. Nie mam pojęcia co zrobię, ale biegnę w kierunku budynku anglistyki. W połowie chodnika wpadam prosto na Petera. Moje ciało uderza w jego. Podtrzymuje mnie, łapiąc mnie za ramiona i krzyczę. Oczy Petera zwężają się i wyraz wściekłości zmienia jego twarz, gdy zauważa krew. Jest wszędzie. – Co się stało? – On jest tutaj. Za mną na parkingu. - Ledwie mogę oddychać. Peter upuszcza swoje rzeczy i wyciąga komórkę, wystukując numer, ale połączenie nie łączy się wystarczająco szybko. Rozgląda się. Nie widzi ich, ale ja tak. Sztywnieję w ramionach Petera. Sam i Dean idą w naszym kierunku. Peter jest ubrany w spodnie od garnituru i białą koszulę z guzikami. Jego marynarka zasłania torbę. Nie wygląda groźnie.
172
Sam i Dean uśmiechają się do siebie, gdy widzą mnie z nim. Peter staje przede mną. – Co się dzieje? Który z was jej to zrobił? Sam rzuca torbę na moje stopy. – Przestań, Sidney. Już czas jechać. Podnieś swoje gówno i wsiadaj do samochodu. – Nie jadę z tobą. - Wycieram twarz wierzchem dłoni. – Nie ma takiej opcji – mówi Sam, jego oczy rzucają mi ostrzegawcze spojrzenie. – Ona z tobą nie jedzie – powtarza Peter. Sam zbliża się do Petera. – Jestem jej bratem. Przyjechałem tu po nią, żeby odwieźć ją do domu. Nasza mama jej potrzebuje. Domyślam się, że nie rozpoznała Deana. - Spojrzał na swojego przyjaciela i się roześmiał. – Musiała myśleć, że jesteś bandytą czy coś. Spuściła ci łomot, człowieku. Sid nie rozpoznała swojego dawnego chłopaka. - Odwraca się do Petera i zachowuje tak, jakby to co właśnie miało miejsce było normalne i mogło się zdarzyć każdemu. Sam wyciąga rękę, wskazując na mnie, bym przyszła. – Chodźmy. Droga z powrotem jest długa. – Jesteś jej bratem? – pyta Peter. Sam patrzy na mnie, a następnie kiwa głową. – A ty jesteś jej byłym? Dean trzyma koszulkę przy nosie, próbując zatamować krwawienie. – Tak, to jest to, co powiedział, dupku. - Dean mówi do Petera, ale patrzy na mnie, jakby miał zamiar rozerwać mnie na strzępy, kiedy tylko będziemy sami. Głos Petera jest tak głęboki, że huczy. Jego ramiona się napinają. Wypowiada tylko dwa słowa. – Odejdźcie. Teraz. Dean śmieje się i patrzy na Sama, a następnie z powrotem na Petera. – Albo co? – Dean staje przed Samem i nie przestaje mówić. Jest tak blisko Petera. – Pozbędziesz się mnie? Jest szansa, że jesteś trochę zadurzony w mojej dziewczynie? Ponieważ ona jest moją dziewczyną, Sidney zawsze będzie moja. Uśmiecha się do mnie i moje wnętrzności tężeją. – Powiedziała ci, że jesteśmy
173
przyzwyczajeni do utarczek ze sobą? Powiedziała ci, że lubi trochę popieprzone gówno? Peter nie odpowiada. Jego ręce zwisają po bokach. Jedynie przez sposób, w jaki jego palce drgają co kilka sekund mogę powiedzieć, że jest zdenerwowany. Dean patrzy zza Petera i rzuca mi spojrzenie, które sprawia, że jestem chora w środku. – Czy może już ją przeleciałeś? Peter nie odpowiada. Sam jest rozdrażniony. – Skończ to, Dean. Nie chcę słyszeć, jakie gówno robi moja siostra w łóżku. - Pstryka na mnie palcami, jakbym była psem. – Chodź. Natychmiast. – Nie zamierzasz mi odpowiedzieć? – Dean uśmiecha się z wyższością i naciska opuszkiem palca na pierś Petera. – Czy po prostu jesteś wkurzony, ponieważ ona nie będzie sypiać z tobą. - Popycha Petera ponownie. Mocniej tym razem. Peter rusza się. W dwóch krokach jest za Deanem z ramieniem wokół jego gardła. Peter syczy do ucha Deana, mówiąc zbyt cicho, bym usłyszała. Dean chwyta rękę Petera i wymachuje łokciem do tyłu, ale nie robi tego dość mocno, żeby Peter puścił. – Co jest, kurwa? – krzyczy Sam. Posyła mi spojrzenie, które rozpoznaję zbyt dobrze – to jest twoja wina. Sam zadaje cios i uderza Petera w bok. Peter puszcza Deana i Sam i Dean atakują go. Krzyczę, wrzeszcząc jak banshee6. Nie mogę przestać. Gracze z boiska zatrzymują się i patrzą w naszą stronę. Trzech facetów walczy, ale wydaje się, jakby Peter został obezwładniony. Nie wiem co robić. Kilku facetów z boiska biegnie ku nam. Peter trafia ciosem w twarz
6
banshee – zjawa zwiastująca śmierć
174
Sama. Coś pęka. Sam zostaje w tyle, krzyczy. Dean się nie zatrzymuje. Jego nóż, ten pieprzony nóż, jest w jego ręce. Oczy Petera zatrzymują się na nożu i cofa się. Sam przesuwa się i każe Deanowi go odłożyć, ale Dean nie robi tego. Dźga nim do przodu, ledwie omijając Petera. Nie, nie, nie. Moja torba jest na chodniku. Widzę to, to srebrne pióro, które Millie dała mi dziś rano. Pędzę w jego kierunku i podnoszę go. Jestem tak zdenerwowana, że ledwie mogę ustawić nakrętkę oznaczeniem na bok. To nie jest pióro. To gaz pieprzowy. Wstrząsam nim, kiedy pędzę z powrotem w kierunku Deana i Petera. Peter widzi, jak się zbliżam. Pryskuję swojego brata. Krzyczy i pociera oczy, przeklinając mnie. Gdy Dean odwraca się, aby zobaczyć co się stało, strumień cieczy uderza go w twarzy. Dean krzyczy, chwytając się za twarz i zwija się, upuszczając nóż. Kopię go do rowu melioracyjnego i pociągam Petera. – Zabierz mnie do domu. Teraz. - Łapię torbę, Peter łapie swoją i biegniemy w kierunku jego samochodu. Boisko pełne facetów widzi nas biegnących obok, ale nic nie mówią. Rozpoznaję Marka. Dostrzega moją twarz i krew na niej. Jego oczy rozszerzają się, a następnie zwężają. Wyciąga swój telefon. Widzę jak rozmawia, kiedy odjeżdżamy.
175
ROZDZIAŁ 24
Peter oddycha ciężko, jego ręka trzyma kurczowo kierownicę. Jedziemy z dala od uczelni. – Jesteś ranna? Moja głowa leży na oparciu siedzenia, a moje oczy są zaciśnięte. Kiwam głową. – Moje ramię. Myślę, że jest wybite z barku. – Wytrzymaj jeszcze kilka minut, dobrze? Mogę je nastawić. Przyniosę ci jakieś leki przeciwbólowe i będziesz mogła zadzwonić na policję z mojego mieszkania. - Wjeżdża na parking i pomaga mi wejść po schodach. Peter ma ranę na policzku, ale wygląda całkiem nieźle. Ja z drugiej strony wyglądam jak okropnie. Kiedy Peter widzi mnie w świetle, niemal ma zator. – Ty krwawisz. – Większa część z tego jest jego, nie moja. Myślę, że złamałam mu nos swoją twarzą. - Pocieram czoło. – Boli mnie głowa. To uczucie, jakby mój mózg był w imadle. - Jesteśmy w jego mieszkaniu. Stoję w jego salonie z paniką krążącą we mnie. Emocje nadal we mnie szaleją, choć jestem bezpieczna. Peter podaje mi Advil. Biorę go i połykam tabletki. Następnie wyjaśnia, co zamierza zrobić z moim ramieniem. Mówię mu, żeby to zrobił co musi. Krzyczę, gdy go nastawia. – Boli tak samo, jak wybicie go. - Pocieram ramię. Łzy pojawiają się w moich oczach. – Co się stało? - Ręce Petera są na mnie i delikatnie przesuwa je po mojej twarzy, moich ramionach. Jest taki ostrożny. – Co on ci zrobił? Czy on – – Nie – szepczę. Moje tętno w końcu zwalnia. – Powiedział różne rzeczy i złapał mnie. Nie zrobił niczego innego, poza tym, że próbował wpakować mnie do swojej ciężarówki. Wszystko to się stało dlatego, że nie mogłam po prostu z nim pójść. Palce Petera dotykają końcówek moich włosów. – Stawiłaś opór. Grzeczna dziewczyna. - Bierze głęboki oddech i sięga po telefon. – Zgłoszę to.
176
Biorę go za ręce i zatrzymuję. – Nie, nie rób tego. Peter patrzy na mnie. – Sidney, musisz to zgłosić. – Sam nic nie zrobił. To był Dean. – Sam zdecydował się pomóc niewłaściwej osobie. Nie jesteś mu nic winna. – On jest moim bratem. Peter, proszę. Pozwól mi o tym pomyśleć. Nie mogę zdecydować teraz. Proszę nie, nie teraz. Przygląda mi się przez chwilę i kiwa głową. – Pozwól mi cię obejrzeć. - Ujmuje moje ręce i patrzy na moje paznokcie. Kilka z nich jest zerwanych całkowicie, aż do macierzy paznokcia. Peter odwraca moje dłonie i patrzy na otarcia, których się nabawiłam. Kiedy patrzy w górę na mnie, jego oczy są pełne wyrzutów sumienia. – Nie powinienem cię zostawić samej. – Nie wiedziałeś-– Mógłbym mieć… - jego głos cichnie. Peter potrząsa głową i odwraca się. Siadam na kanapie. Wyczerpanie podkrada się do mnie niepostrzeżenie. Peter idzie do łazienki i wraca z apteczką i ręcznikami. Oddycha zbyt ciężko. Nie patrzy na moją twarz, bierze moje ręce i odwraca je, więc wewnętrzna część dłoni jest do góry. Jego dotyk sprawia, że czuję się o wiele lepiej. Mój wzrok jest niewyraźny, ale w końcu patrzę na niego. Cięcie na jego policzku jest głębokie. Wygląda, jakby kawałek metalu rozdarł mu skórę. Spuszczam wzrok. Ręce Petera też są poturbowane. Jest zbyt wiele rzeczy do powiedzenia. Chcę wyjaśnić, dlaczego powiedziałam wcześniej ‘nie’. Nawet gdybym nigdy nie zobaczyła Deana ponownie, miałabym z tym do czynienia do końca życia. – Peter, to co zdarzyło się wcześniej… – Nie ma nic do powiedzenia. Rozumiem. Jest w porządku. - Polewa wodą utlenioną moje zadrapania i się wzdrygnęłam. Jego głos jest zimny, jakby nie chciał o tym rozmawiać, więc nie ciągnę tego. Kiwam głową. Jestem tchórzem. Po chwili, pyta: – Dlaczego oni chcą zabrać cię do domu?
177
– Nie wiem. Nie powiedzieli nic poza tym, że wysłała ich mama. Kiwa głową wolno, zajmując się moją drugą ręką. – Chcesz jechać do domu? Patrzę na niego, jakby to była najgłupsza rzecz, o którą mógł zapytać. – Nie, nie chcę. – Nawet, gdyby przyjechał tylko twój brat? Sztywnieję. – Mój brat sądzi, że lubię ostry seks i że prosiłam o to. Nie uważa, że Dean mnie skrzywdził. Nie wierzy, że jego przyjaciel mnie wykorzystał. - Zaciskam szczękę. Jestem defensywna i nie wiem dlaczego. Czuję się tak, jakby Peter mówił to, co Dean powiedział. Nie mogę sobie z tym poradzić. – Ty też tak myślisz? Myślisz, że podobało mi się to, że chciałam tego? - Moje ramiona są tak napięte, że wyrywam się z uchwytu Petera. Wstaję i idę korytarzem, nie wiedząc dokąd idę. Chcę krzyczeć. Peter podąża za mną. Jego głos jest cichy, kojący. – Wiem, że to nie jest prawda, Sidney. Wiem. Żałuję, że nie mogę tego zmienić. Chciałbym móc zabrać trochę twojego bólu. Czasami rodzina pomaga, to wszystko. Chciałem się upewnić, że nie odtrąciłaś wyciągniętej ręki na przekór wszystkim. Piorunuję go wzrokiem. – Pieprz się. - Całe moje ciało trzęsie się z gniewu. – Myślisz, że nie wiem, jak się przez to czuję? Myślisz, że nie leżę każdej nocy, odkąd to się stało, zastanawiając się czy zrobiłam dobrze? Czy całe to gówno, które powiedział nie jest prawdą? Myślałam, że jest. Przez długi czas myślałam, że robiłam to, że zachęcałam go. Dlatego właśnie to się ciągle działo i za każdym razem było gorzej niż poprzednio. Pozwalałam mu się gwałcić, ciąć, i przypalać. Pozwalam mu robić to w kółko. Moi rodzice go kochali. Nie obronili mnie. Mój brat nawet mi nie uwierzył, więc nie udawaj, że wiesz cholera o czymkolwiek, ponieważ nie wiesz. Nie masz pieprzonego pojęcia! Krzyczę. Moje ręce zaciskają się w pięści po bokach i nie mogę przestać. Chcę przestać. Oczy Petera wpatrują się w podłogę. Nawet nie może na mnie spojrzeć. Próbuję tak mocno przestać się trząść. Moje mięśnie są tak napięte, tak naprężone. Muszę to kontrolować. Muszę trzymać się, ale nie mogę. Czuję, jak
178
skrawki się rozpadają. Czuję, jak ciężar mojego bólu mnie rozdziera. Moja dolna warga drży. Zagryzam ją, ale to się nie zatrzymuje. Szloch kipi w moim gardle. Odwracam się od Petera. Nie zniosę tego. Nie mogę znieść tego, że on widzi tą drugą mnie. Dlatego powiedziałam 'nie'. Dlatego odwróciłam się od niego. Bez względu na to co zrobię, ta moja część zawsze tam będzie. Ukrywam twarz w rękach i odpycham łzy. Peter idzie za mną. Jego ręka dotyka delikatnie mojego ramienia. Odwraca mnie do siebie, gdy mówi: – Nie wiem, co przeszłaś. Nie mam pojęcia. Nie rozumiem. Nie mogę nawet udawać, że... Wpatruję się w jego pierś, w zakrwawioną koszulę. Moja ręka sięga po niego, zanim zdaję sobie sprawę co robię. Zaplata się wokół jego pasa i przytulam się do jego piersi. Ramiona Petera obejmują mnie. Trzyma mnie i pozwala mi płakać. Pozwala mi opłakiwać wszystko co straciłam bez składania obietnic, że naprawi coś, czego nie może. Peter pozwala mi wypłakać rzekę łez i trzyma mnie przy sobie. W końcu zauważam bicie jego serca. Słucham, jak wali w jego piersi. To mnie ucisza, uspokaja mnie. Zaciskam wargi zbyt wiele razy, zanim pytam: – Mogę zostać tu dzisiejszej nocy? - Obawiam się, że powie nie. Obawiam się, że zniszczyłam wszystko i nie chce mnie już tutaj. Kiedy przemawia, jego głos jest cichy: – Oczywiście. - Jego ręka głaszcze tył mojej głowy. Peter trzyma mnie, dopóki go nie puszczam. Potem daje mi ręczniki i włącza prysznic. Kładzie zbyt dużą białą koszulkę na blacie w łazience. – Nie mam żadnych kobiecych ubrań, ale to powinno być wystarczająco dobre na dzisiejszą noc. Kiwam głową i zostawia mnie samą.
179
ROZDZIAŁ 25
Zapach Petera wypełnia moją głowę, gdy leżę w jego łóżku. Pokój jest ciepły i cichy. Ramiona Petera są owinięte wokół mnie i śpi. Jego spokojny, powolny, oddech sprawia, że czuję się bezpieczna. Trzyma mnie z dala okropności, które zdarzyły się dziś wieczorem. One walczą o mnie, odtwarzając w kółko wspomnienia, dlatego nie śpię. Nie chcę zamknąć oczu. Nie chcę pamiętać. Leżę na plecach. Ramię Petera przykrywa mój brzuch. Jestem tak zmęczona. Patrzę, jak oddycha, przyglądam się, jak jego pierś unosi się i opada. Peter przyszedł do łóżka w spodniach od piżamy i bez koszulki. Moje oczy leniwie śledzą jego mięśnie. Zastanawiam się, jak trudne musy być dla niego to, że był tu sam i nagle spotkał taką katastrofę jak ja. Jest zbyt dobry dla mnie, zbyt życzliwy. Peter dał mi swoją miłość, a ja rzuciłam mu ją w twarz. Porusza się i obraca na bok. Jego ręka spada na łóżko między nami. To sprawia, że jego biodra zwracają się do mnie. Moje oczy podróżują po całym jego ciele i spoczywają na poszarpanej białej bliźnie niemal na plecach, ale nie całkiem. Jej widok sprawia, że mój żołądek podchodzi mi do gardła. Coś mu się stało. To nie jest chirurgiczna blizna. Nie może być. Blizna wygląda bardziej, jak uśmiech Jack-O-Lantern7 niż cokolwiek innego. Gdy tak się wpatruję, oczy Petera otwierają się. Jego zmęczone spojrzenie spotyka moje. Peter mruga powoli. – Wciąż nie śpisz? – Taa. - Teraz, kiedy nie śpi, jestem zdenerwowana. Moje życie jest takim bałaganem, że czuję się tak, jakby nie było już dla niego miejsca w nim. Ale... Peter trzyma otwarte ramiona i mówi: – Chodź tu. - Robię, jak mówi. Przysuwam się i kładę na jego klatce piersiowej. Peter trzyma mnie. Jego ciało jest tak ciepłe, tak silne. Zamykam oczy, a on głaszcze tył mojej głowy. Jęczę bez powodu. Uśmiecha się. – Lubisz to?
7
Jack-O-Lantern – lampa z wydrążonej dyni.
180
– Mmmm – udało mi się odpowiedzieć. Mój umysł próbuje dryfować. Zapach Petera wypełnia moją głowę. Moje serce wie, że jest tam, gdzie potrzebuje być, ale mój umysł jest w stanie wojny z samym sobą. Ma milion powodów, dlaczego nie powinniśmy być razem i o milion więcej, jak bardzo go zranię. Mam na myśli, że leżę z mężczyzną w jego łóżku i nie mam ochoty na seks. Nie ma nic. Żadnego mrowienia, czegokolwiek. – Przestań myśleć. Idź spać. – Co sprawia, że myślisz, że– – Powinnaś odpowiedzieć: Mmmmm. - Masuje mocniej moją głowę i znowu jęczę. No może trochę chichoczę. Brzmi to dla mnie obco, ale nie nieprzyjemnie. – To było słodkie. Tak też możesz robić. Mamroczę coś, nie myśląc i zwijam się obok niego. Peter masuje moją głowę do czasu, aż zapadam w sen.
Gdy otwieram oczy, nie mam pojęcia gdzie jestem. Siadam prosto, ciągnąc za sobą pościel. Peter leży obok mnie. Mruga, budząc się. Obracam się i patrzę na niego. Obudziłam go. Ponownie. Która godzina? Rozglądam się za zegarkiem. – Jest po dziewiątej! - Opuściłam poranne zajęcia. Chcę przerzucić nogi na brzeg łóżka i wstać, ale Peter bierze mnie za rękę. – Zostań ze mną. Nerwy zaklejają moją szyję i duszą mnie. To jest to samo, o co zapytałam go ostatniej nocy. Myślę o tym, ale mój umysł krzyczy, żeby uciekać. Zrujnuję wszystko. To niesprawiedliwe. Ostatnia noc znaczy tak dużo dla mnie. Opiekował się mną, chronił mnie. Gdyby Peter się nie pokazał, byłbym teraz w Tennessee. Uśmiecham się do niego. Peter odwzajemnia uśmiech.
181
– Okej. - Kładę się z powrotem, ale jestem zdenerwowana. Jestem bardziej świadoma wszystkiego dzisiaj, jego łóżka, jego wody kolońskiej, jego. Staram się o tym nie myśleć. Próbuję powstrzymać zdenerwowanie, które pełźnie w górę moich ramion. Podnoszę pościel, przykrywając się. – Więc, co chcesz robić? Peter unosi brew. – Po pierwsze, chcę ci powiedzieć, że cieszę się, iż czujesz się lepiej i myślę, że powinnaś wezwać policję. Ale skoro wiem, że tego nie zrobisz, to myślę, że powinniśmy wypić kawę. Moja twarz blednie. Czy on żartuje? Udaje mi się wykrztusić: – Co? Peter patrzy na mnie dziwnie, a potem się śmieje. – Nie! Nie w ten sposób. Mam na myśli prawdziwą kawę, w prawdziwych filiżankach. - Wciąż się uśmiecha, sięgając do mnie. Zakłada lok za moje ucho. – Co o tym myślisz? – To brzmi dobrze, tak długo, jak będziemy dosłowni. Uśmiecham się, czując się nieśmiało. Gdy rzucam okiem w górę na niego, moje oczy spadają na jego bliznę. Uśmiech Petera znika. – Zapomniałem o tym. - Przewraca się na plecy, zakrywa twarz rękoma i pociera. – Chcesz wiedzieć co się stało, prawda? – Troszkę... Przesuwa się na bok i podciąga pościel, więc nie mogę widzieć oszpeconej skóry. – Chcę wiedzieć kilka rzeczy o tobie. Sposób w jaki to mówi sprawia, że się martwię. Ale chcę, żeby powiedział wszystko co myśli. – Śmiało, pytaj. – Ostatniej nocy powiedziałaś coś – że twój były pociął cię. Nie zdawałem sobie z tego sprawy. - Peter patrzy mi w oczy. Jego palce podążają szlakiem wzdłuż mojego policzka, gdy mówi. – Jeśli nie chcesz o tym mówić – – Nie ma zbyt dużo do powiedzenia. Był pokręcony. Związał mnie i powiedział, że mam nie krzyczeć. To był pierwszy raz. I to dało mu kopa, tak sądzę. Myślałam początkowo, że to jest zabawne. Nie wiedziałam co zamierza zrobić. Zwykle całował mnie po tym, jak związał moje ręce, ale pewnego dnia nie. Zjechał nożem w dół po
182
moim biodrze i powiedział, że skaleczy mnie, jeśli krzyknę. - Moje oczy rzucają szybkie spojrzenie w bok. Nie mogę patrzeć na Petera, gdy o tym opowiadam. – A pewnego dnia posunął się dalej. Jego ręka powędrowała w dół moich spodni, podczas gdy przyłożył nóż do mojej szyi. To mnie przeraziło. Wydałam dźwięk i on... - Wzięłam oddech. – Nie musisz mi mówić. – Nie mówiłam nikomu, niezupełnie. Moi rodzice nie wiedzą o wszystkim – wzruszam ramionami. – Może powiedzenie komuś pomoże mi dojść do siebie po tym. - Peter uśmiecha się do mnie, ale to jest smutny uśmiech, jakby wiedział, co mam na myśli. Kończę tę historię. – Naciął mnie tu – wskazuję na szyję. Mam bliznę u podstawy gardła, tuż obok obojczyka. Biorę głęboki oddech i pytam: – Skąd pochodzi blizna na twoim boku? – Nóż. Pochodzi od noża. - Petera jest cicho przez chwilę. Potem zaczyna mówić. – To z nocy, kiedy się oświadczyłem. Klęczałem na jednym kolanie. Gina trzymała ręce na ustach, zaskoczona. Patrzała na mnie, na pierścionek, który wyciągnąłem. Rozmawialiśmy. Nie udzieliła mi odpowiedzi... - Jego oczy błyszczą, podczas gdy mówi. Prawie mogę zobaczyć wspomnienia w jego oczach. – Poczułem ostry ból w boku i jak pierścionek zostaje wyrwany z mojej ręki. Jacyś faceci obserwowali nas. Mężczyzna, który mnie dźgnął, przekręcił nóż. Dlatego to tak wygląda. Nie mogę oddychać. Łzy gromadzą się w moich oczach. – O mój Boże. Peter... Oboje jesteśmy cicho przez chwilę. Wtedy Peter pyta: – Chcesz posunąć się dalej? - Nie wiem dlaczego, ale kiwam głową. Jego oczy błyszczą. – Boisz się uprawiać seks po tym wszystkim, co się stało? Moja twarz jest płomienno-czerwona. Moje usta otwierają się i ponownie zamykają. – Chciałabym powiedzieć nie. Chciałabym powiedzieć cokolwiek innego, ale nie mogę. - Patrzę na niego, zastanawiając się, co powinnam powiedzieć, czy
183
powinnam mu powiedzieć, jak popaprana jestem. Dean złamał mnie. Nawet wtedy, gdy siedziałam z Peterem pierwszego dnia, kiedy go spotkałam, nie byłam sobą. Uśmiecham się, ale moje wargi nie chcą kłamać. Zamiast tego drżą. – Nie boję się uprawiać seksu. To nie jest prawda, cóż, nie cała. Boję się, że nie będzie mi się to podobać. Boję się, że mój umysł będzie tkwić gdzieś w przeszłości, a nie tutaj z tobą. I nie mam ochoty na seks, niespecjalnie. Leżałam tuż obok ciebie przez całą noc i nie wiem, czy wiesz czy nie, ale jesteś dość gorący. - Uśmiecha się. Jego oczy zerkają na mnie i spotykają moje spojrzenie. Chcę powiedzieć mu wszystko. – Nie miałam na to ochoty. Nigdy nie wydaję się chcieć więcej niż pocałunku, czy twoich rąk na twarzy. Gdy myślę o innych rzeczach – drżę i potrząsam głową. Zaciskam nerwowo wargi i patrzę na niego. – Nie mogę wyobrazić sobie czucia się ponownie w ten sposób. I ten ostatni raz był takim okropnym błędem. Co, jeśli znowu powtórzę ten sam błąd? Co jeśli... co jeśli mnie skrzywdzisz? Peter bierze mnie za rękę i przyciąga ją do ust. Całuje środek dłoni i patrzy mi w oczy. – Nigdy nie skrzywdzę cię. – Jak mogę wiedzieć to na pewno? Dean nie rozpoczynał w ten sposób, mam na myśli – Trzyma moją rękę między swoimi i patrzy mi w oczy. – Jestem pewien. Nie jestem taki. Większość facetów nie jest takich. To nie jest miłość, Sidney. Wykorzystywał cię. Nie mogę przełknąć. Przytakuje trochę zbyt nerwowo. – Czy możesz udowodnić, że nie jesteś? Kręci głową. – Nie wydaje mi się, poza pokazaniem ci, co do ciebie czuję. Kocham cię. Jeśli chcesz być ze mną, będę na ciebie czekać. Nie musimy się kochać, nie od razu i nie do czasu, aż będziesz gotowa. Niedobrze mi. Nie mogę na niego patrzeć. Mój głos jest zdławiony. – Nigdy nie będę gotowa.
184
– Więc zawsze będę czekać. - Uśmiecha się do mnie, pochyla do przodu i całuje mój nos. To sprawia, że patrzę w górę na niego. Moje rzęsy trzepoczą i uśmiecham się. – Zrobię dla ciebie wszystko, będę wszystkim czego potrzebujesz. Po prostu nie mogę pozwolić ci odejść.
185
ROZDZIAŁ 26
Musiałam przysnąć, ponieważ obudziłam się znowu kilka godzin później. Peter rozmawiał po drugiej stronie drzwi sypialni. Szczelina pod drzwiami wpuszczająca trochę światła z przedpokoju do środka. Rozciągam się i tłumię nakrycie. Moja ręka boli. Zapomniałam, że była wybita. Rozciąganie przypomina mi, że moje ciało nie będzie dziś moim przyjacielem. Jestem cała obolała. Pocierając oczy, idę cicho przez pokój do drzwi. Przez chwilę patrzę na Petera. Trzyma telefon przy uchu i rozmawia cicho. – Wiem, co to znaczy. - Przerywa i przeczekuje włosy do tyłu, z dala od oczu. Jego czoło jest ściągnięte. – Chodzi o coś więcej niż tylko to. Czy kiedykolwiek znalazłaś kogoś, kto widzi cię na wskroś? Kiedy ona patrzy na mnie... To tak, jakbyśmy zostali zjednoczeni, jakby moje życie nie zmieniło się w kupę gówna bez powodu. Nie mogę jej zostawić. Nie oczekuję, że zrozumiesz. Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że to nie jest kaprys. - Peter kręci głową, jakby nie mógł poradzić sobie z tym, co mówi druga osoba. – Nie wrócę, ale dziękuję tak czy inaczej. Wpadnę później i opróżnię moje biuro. - Odsuwa telefon od ucha i naciska guzik, a następnie rzuca go na stół. Źle się czuję, obserwując go. Peter wyczuwa mnie. Obraca się i widzi, że stoję w drzwiach. – Hej. Czujesz się trochę lepiej? Uśmiecham się blado i idę ku niemu. – Trochę. Dzięki, że pozwoliłeś mi się wyspać. - Patrzę na niego, zastanawiając się, z kim rozmawiał. Peter wydaje się zdenerwowany. – Wszystko w porządku? Jego oczy spotykają moje. Przez chwilę nie mówi nic. Następnie bierze powoli wdech i mówi: – Chcą, żebym wrócił. – Kto? – patrzę na niego. Już wiem kto, ale chcę się upewnić.
186
– Uniwersytet. To była Strictland. Powiedziała, że nie przyjmuje mojej rezygnacji, że popełniam błąd. - Peter przebiega rękoma przez włosy, a następnie w dół szyi. Wzdycha i patrzy prosto na mnie. Czuję się winna. Skręca mi żołądek. Nie chciałam tego. Rujnuję jego życie. – Wydajecie się być blisko ze sobą – zastanawiam się nad tym. Kiwa głową. – Byliśmy na tym samym uniwersytecie, gdy robiłem dyplom. Zanim przeniosła się tu, Strictland nadzorowała moje staże i napisała mi rekomendacje na studia doktoranckie. Byłam również jej TA. Dobrze ją poznałam, ponieważ przebywałem z codziennie. To tak zdobyłem pracę tutaj. Przydzieliła mi inną posadę, ale gdy Tadwick umarł, przeniosła mnie do twojej klasy. - Skrzyżował ręce na piersi. Gdy spojrzał na mnie ponownie, dodał: – Byłem z powrotem blisko Strictland. Znała mnie, zanim wszystko się stało. Moje spojrzenie padło na jego bok, na bliznę, ale była przykryta białą koszulką. Kiedy mój wzrok wrócił z powrotem do jego twarzy, skinęłam. – Powinieneś wrócić. - Śmieje się, jakby myślał, że żartuję. – Mówię poważnie, Peter. Nie mogę ci tego zrobić. Ja – – Nie robisz. Jakiś dupek w Nowym Jorku mi to zrobił. Ktoś, kogo nawet nie znaleźli ukradł mi moje życie. To nie byłaś ty. Jeśli już, to dałaś mi drugą szansę. Wzdycha i idzie ku mnie. Peter bierze mnie za rękę i ciągnie na kanapę. Podążam za nim, czując się trochę więcej niż odsłonięta w mojej bawełnianej koszulce. Siadamy. Obraca się do mnie. – Muszę wiedzieć, co chcesz zrobić po ostatniej nocy. Najeżam się. – Nie zadzwonię na policję. Kręci głową i bierze mnie za rękę. Kładzie ją na swoje kolana. – To nie jest to, co mam na myśli. Chcesz – Zanim może dokończyć, słychać głośny łomot, gdy ktoś wali do drzwi. Wiem kto to jest, jeszcze zanim się odzywa. – Otwórz te przeklęte drzwi! Wiem, że ona tam jest – głos Sama wypełnia pokój.
187
Peter patrzy na mnie, a następnie z powrotem na drzwi. Walenie zatrzymuje się. Następuje cisza. Drzwi są kilka metrów dalej. Peter wstaje i wygląda przez wizjer, potem wraca do mnie. – To twój brat. Chcesz, żebym go wpuścił? – głos Petera jest napięty. Jego palce zaciskają się w pięści i ponownie otwierają. – Deana tam nie ma? - Peter kręci głową. Nie wiem, co robić. Nie chcę rozmawiać z Samem, ale muszę sprawić, żeby zostawił mnie w spokoju. – Czekaj chwilę. - Wstaję i znajduję moje dżinsy. Wciągam je pod koszulą Petera i wygładzam trochę włosy. To będzie wyglądać źle, ale zdaję sobie sprawę, że nie obchodzi mnie to, co on myśli. Sam wali do drzwi ponownie. Kiwam głową na Petera, a on je otwiera. Ręka Sam leci w powietrzu, gdy drzwi są nagle otwarte. Peter piorunuje go wzrokiem. – Jeśli próbujesz zabrać ją ponownie, to skopię ci dupę. Sam uśmiecha się złośliwie. – Jak wczoraj wieczorem? Jeśli dobrze pamiętam, moja siostra uratowała ci tyłek. Peter jest na wskroś miły. Ale teraz mogę zobaczyć, jak coś w nim pękło. Zamiast odpowiadać, chwyta Sama za gardło i popycha go mocno do ścianę. Syczy mu coś do ucho, czego nie mogę usłyszeć. Oczy Sam rozszerzają się. Jego twarz zamienia się na czerwoną. Nie może oddychać. Peter puszcza mojego brata, następnie zatrzaskuje drzwi. Peter krzyżuje swoje wyrzeźbione ramiona na piersi i mówi: – Masz dwie minuty. Mów. Sam nieufnie zerka na Petera. Mogę powiedzieć, że nie podoba mu się to, że nie chce rozmawiać przy Peterze, w każdym razie odzywa się. – Przepraszam za Deana. – Nie przepraszaj. Nie chcę tego słuchać. Czego chcesz? – warczę. Oboje stoimy, wpatrując się w siebie. To mój bliźniak. Byliśmy kiedyś tak blisko. Wiedział, co myślałam i jak się czułam, ale nie znam go już. Wybrał durnego przyjaciela ponad
188
mną. Skrzyżowałam ręce na piersi i patrzę na niego. Oczy Sama patrzą w bok. Rzuca okiem na Petera. – Po prostu to powiedz. Sam patrzy na moje buty. Milczy. Małe mięśnie z boku szczęki Petera drżą. Gdy mówi: – Jedna minuta. Sam patrzy gniewnie na Petera. – To nie była minuta! Co jest kurwa, człowieku? – Nie obchodzi mnie to, tracisz czas. - Peter piorunuje go wzrokiem. Sam w końcu coś mówi i daje mi wskazówkę, dlaczego tutaj jest. – Mama jest chora, naprawdę chora. Pytała o ciebie. Powiedziałem jej, że cię znajdę i przywiozę do domu. Nie mogę wyjechać bez ciebie. Proszę, siostro. Ona jest umierająca. Nie chcę, aby te wiadomości wpłynęły na mnie, ale tak jest. Moje ramiona opadają na boki. – Kiedy? Jak długo to już trwa? Przechyla głowę na bok. To jego - jesteś debilką - twarz. – Wysłałem ci listy. Zachorowała dużo ciężej kilka miesięcy temu. Znalazłem cię w ostatnie Boże Narodzenie. Wiedziałem, że coś było nie tak, ale nie chciałem by mamie było gorzej. Gdy zaczęła pytać o ciebie, zacząłem pisać do ciebie z prośbą, żebyś wróciła do domu. A ty mnie olałaś. Obserwuję go. Jest zbyt wiele emocji wrzących pod powierzchnią. – Nie otworzyłam listów. – Dlaczego, kurwa, nie? Spiorunuję go wzrokiem. – Poważnie, chcesz bym odpowiedziała na to? Jesteś dla mnie martwy, wy wszyscy. Nie chcę mieć nic wspólnego z żadnym z was. I dlaczego, do cholery, wciąż spędzasz czas z Deanem? Spójrz co mi zrobił wczoraj! Spójrz! - Wyciągnęłam ręce, więc mógł zobaczyć moje dłonie. Są pokryte strupami. – To jest nic w porównaniu do tego, co zazwyczaj robił. Jak mogłeś sprowadzić go tutaj?
189
– Ty wciąż o tamtym? – Ja pierdole - Peter obraca się i krzyczy w twarz Samowi. – Jesteś aż tak głupi? Spójrz na swoją siostrę i powiedz mi, że lubiła mieć wczoraj zdzieraną skórę. Powiedz to, dupku. - Peter popycha ramiona Sama, ale Sam nie odpycha go. Cokolwiek Peter powiedział mu wcześniej, wciąż niepokoiło Sama. Oczy Sama śmignęły do moich. – Po prostu przyjedz do domu. - Obraca się i wychodzi bez słowa. Peter zamyka za nim drzwi. Kiedy Peter odwraca się, żeby na mnie spojrzeć, czuję się, jakbym się rozpadała. Nie rozumiem dlaczego w ogóle mnie to obchodzi. Nie mam więcej łez. Sięgam za siebie i opadam na kanapę przyprawiona o mdłości. – Dlaczego? Dlaczego musiał tu przyjechać i powiedzieć mi, o tym? Nie mogę jechać. Nie mogę stawić im czoła. Nie po tym wszystkim, co się stało. - Mówię do siebie, mówiąc milion powodów, dlaczego nie mogę tego zrobić. Po kilku chwilach czuję, jak Peter siada obok mnie. Patrzę prosto przed siebie, nie widząc niczego. Nie wiem, co robić i nie wiem dlaczego. – Mam tylko jedno pytanie, Sidney. Czy będziesz żałowała, jeśli nie pożegnasz się z mamą? – Nie wiem. Nie mogę stawić im czoła. Nie mogę radzić sobie z nimi i Deanem i… – Pojadę z tobą. - Spoglądam na niego, zaskoczona. – Chyba nie myślisz, że wysłałbym cię samą? Z nimi dwoma? – Co mu powiedziałeś? Peter uśmiecha się szelmowsko i potrząsa głową. - Nie powiem. To mój mały sekret. Powstrzymałem się wczoraj wieczorem. Nie chciałem skrzywdzić żadnego z nich. Nie chciałem sprawić ci więcej bólu albo sprawić, że pomyślisz o mnie źle. Ostrzegłem Sama, że nie powstrzymam się ponownie. Nikt cię nie skrzywdzi, nie, gdy jestem w pobliżu. - Jego oczy są tak niebieskie. – Nie chcę tamtego życia. Chcę zadośćuczynienia. - Chwytam twarz w dłonie. Nie wiem, co robić. Część mnie chce jechać. Moja mama nigdy wcześniej nie
190
powiedziała, że mnie potrzebuje. Jeśli naprawdę to powiedziała, powinnam jechać, ale nie wiem, czy Sam nie kłamie. Peter owija ramiona wokół mnie i przytula do piersi. – Nie chcę zadośćuczynienia. - Jego słowa szokują mnie. Petera przeszedł przez piekło i wrócił. Siadam i patrzę na niego. – Zrobiłbyś to znowu? Kiwa głową. – W mgnieniu oka. – Dlaczego? - Moje usta otwierają się w małe O. Nie mogę znieść mojego życia. Wymieniłabym je w ciągu sekundy. Czuję się, jak kawałek bibułki, który był rozdarty i posklejany z powrotem zbyt wiele razy. Cały kolor zniknął. Jestem masą blizn i kleju. Kawałki mnie, które pozostały są poturbowane i rozbite. Patrzę na twarz Petera. Nie rozumiem, jak może mówić, że świadomie zgodziłby się na to. Uśmiecha się do mnie i dotyka mojego policzka. – Nie oddałbym żadnego z moich doświadczeń. Wiem, kim jestem. Wiem, co ma dla mnie znaczenie. Te rzeczy ukształtowały mnie, zmieniły mnie. Nie chciałbym przeżyć życia inaczej. Nie chciałbym tego poświęcić. - Pochyla się blisko mnie, jego wargi są tuż przy moich. Szepcze do mnie: – I zrobiłbym to ponownie w dokładnie ten sam sposób, gdybym otrzymał kolejną szansę, ponieważ w końcu doprowadziło mnie to do ciebie. Odwaga Petera daje mi siłę. Nie sądziłam, że mogę znowu żyć swoim życiem, nie po tym, jak gwałtownie je rozerwałam. Wiem co muszę zrobić. Uciekanie nie działa. Moja przeszłość mnie znalazła. Zawsze mnie znajdzie. Nigdy nie będę wolna, nie, chyba że stanę przed bólem, który próbowałam zostawić za sobą. Muszę pojechać do domu i stawić czoła mojej przeszłość.
191
To tłumaczenie w całości należy do autora książki jako jego prawa autorskie. Tłumaczenie jest tylko
i
wyłącznie
materiałem
marketingowym
służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto to tłumaczenie nie służy uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba wykorzystująca treść poniższego tłumaczenia w celu innym niż marketingowym łamie prawo !
192