Harry Harrison Planeta przeklętych . 1 . Pot spływał strużkami po ciele Briona, wsiąkając w ciasną przepaskę biodrową, która była jego jedynym odzieni...
4 downloads
14 Views
824KB Size
Harry Harrison Planeta przeklętych . 1 . Pot spływał strużkami po ciele Briona, wsiąkając w ciasną przepaskę biodrową, która była jego jedynym odzieniem. Lekki floret, który trzymał w ręku, ciążył jak sztaba ołowiu obolałym, zmęczonym po miesiącu nieustannych wysiłków mięśniom, ale nie miało to żadnego znaczenia. Rana na piersi, wciąż brocząca krwią, ból przemęczonych oczu - nawet otaczające go wysokie trybuny stadionu z tysiącami widzów - były drobiazgami niewartymi uwagi. W całym wszechświecie istniało tylko jedno: zakończona kulką, błyszcząca stalowa klinga migocząca mu przed oczami, wiążąca ostrze jego własnej broni. Czuł każde jej drgnienie i każdy ruch, wiedział, kiedy się poruszy, i przeciwstawiał jej swoje własne ruchy. Ilekroć atakował, ona zawsze była we właściwym miejscu, by odparować cios. Nagły ruch. Zareagował - lecz jego ostrze trafiło w pustkę. Moment paniki i poczuł ostre ukłucie wysoko na piersi. - Punkt! - ryknęły miliony oczekujących głośników, a aplauz widowni odpowiedział im potężnym echem. - Jedna minuta - rzekł głos i rozległ się terkot zegara. Brion pieczołowicie wypracował tę reakcję. Minuta to niewiele czasu, a jego ciało potrzebowało każdego ułamka sekundy. Terkot brzęczyka wprawił jego mięśnie w stan całkowitego bezwładu. Tylko serce i płuca pracowały w silnym, miarowym rytmie. Zamknął oczy i tylko podświadomie zdawał sobie sprawę z tego, że sekundanci złapali go w chwili, gdy padał, i zanieśli na ławkę. Gdy masowali jego bezwładne ciało i czyścili ranę, koncentrował się intensywnie. Był już w transie, bliski całkowitej utraty świadomości, gdy nagle wróciło natarczywe wspomnienie z poprzedniej nocy i znowu zaprzątnęło mu myśli. To co się wydarzyło, było naprawdę niezwykłe. Zawodnicy biorący udział w Twenties potrzebowali nie zakłóconego niczym wypoczynku, dlatego też noce w dormitoriach były ciche i spokojne jak śmierć. Oczywiście, podczas pierwszych kilku dni ta zasada nie była przestrzegana zbyt ściśle - sami zawodnicy byli za bardzo spięci i podekscytowani, by szybko udawać się na spoczynek. Jednak gdy stawka zaczęła rosnąć i eliminacje przerzedziły ich szeregi, po zmroku zapadała głucha cisza, a cóż dopiero tej ostatniej nocy, kiedy zajęte były już tylko dwa małe pokoiki - tysiące innych stały otworem, ziejąc pustką. Gniewne głosy wyrwały Briona z głębokiego, wywołanego zmęczeniem snu. Słowa były wypowiadane szeptem, ale słyszał je wyraźnie - dwa głosy tuż za cienkimi, metalowymi drzwiami. Ktoś wymówił jego nazwisko. - ...Brion Brandd. Jasne, że nie. Ktokolwiek powiedział ci, że możesz, popełnił błąd, i będą z tego kłopoty... - Nie bądź idiotą! - uciął szorstko drugi głos, wyraźnie nawykły do wydawania rozkazów. - Przyszedłem tu, ponieważ sprawa jest niezwykłej wagi i muszę się widzieć z Branddem. Zejdź mi z drogi! - Twenties... - Ni cholery nie obchodzą mnie wasze zawody, burzliwe oklaski i treningi. Nie byłoby mnie tutaj, gdybym nie miał ważnej sprawy! Ten drugi - z pewnością jeden ze strażników - nie odezwał się, ale zapewne wyciągnął broń, bo intruz powiedział pospiesznie: - Schowaj to. Jesteś głupcem! - Wynocha! - padła warkliwa odpowiedź. Później zapadła cisza i zdziwiony Brion znów zasnął. - Dziesięć sekund. Głos uciął wspomnienia i Brion pozwolił, by wróciła mu świadomość. Z niezadowoleniem zdał sobie sprawę z tego, że jest zupełnie wyczerpany. Miesiąc nieustannych zmagań fizycznych i psychicznych wyraźnie dawał mu się we znaki. Trudno mu będzie utrzymać się na nogach, a jeszcze trudniej zebrać siły, żeby walczyć dalej i zdobyć punkt. - Jak stoimy? - spytał sekundanta, który miętosił jego obolałe mięśnie. - Cztery-cztery. Żeby wygrać, potrzebujesz tylko jednego punktu. - Jemu też tylko tyle trzeba - mruknął, otwierając oczy, by spojrzeć na żylastego olbrzyma na drugim końcu długiej maty. Nikt, kto doszedł do finału Zawodów, nie mógł być słabym przeciwnikiem, ale ten, Irlog, był wyjątkowym okazem: rudowłosy wielkolud, najwidoczniej posiadający niespożyty zapas sił. A teraz już tylko to się liczyło. W ostatniej rundzie szermierczego spotkania nie będzie wiele finezji. Tylko sztych i zastawa, i zwycięstwo dla silniejszego. Brion ponownie zamknął oczy i zrozumiał, że nadeszła chwila, której cały czas miał nadzieję uniknąć. Każdy zawodnik biorący udział w Twenties miał własne, wypracowane sztuczki. Brion też miał parę takich, dotychczas skutecznych. Mimo że był przeciętnym szachistą, dzięki niezwykle nieortodoksyjnej grze osiągał szybkie zwycięstwa w turnieju szachowym. To nie był przypadek, lecz rezultat wielu lat pracy. Miał stałą umowę z handlarzami z innych planet, którzy dostarczali mu stare książki o szachach: im starsze, tym lepsze. Nauczył się na pamięć tysięcy otwarć i partii. To było dozwolone. Dozwolone było wszystko, co nie wiązało się z używaniem narkotyków lub maszyn. Autohipnoza była akceptowanym narzędziem. Brion stracił...