Tytuł oryginału: Drop Dead Gorgeous
Copyright © Heather Graham Pozzessere, 1998
All rights reserved.
Copyright for the Polish Edition © 2012 G + J Gru...
2 downloads
0 Views
Tytuł oryginału: Drop Dead Gorgeous
Copyright © Heather Graham Pozzessere, 1998
All rights reserved.
Copyright for the Polish Edition © 2012 G + J Gruner + Jahr Polska
Sp. z o.o. & Co. Spółka Komandytowa
02-674 Warszawa, ul. Marynarska 15
Dział handlowy: tel. 22 360 38 41-42
faks 22 360 38 49
Sprzedaż wysyłkowa: 22 360 37 77
Redakcja: Zofia Tomza
Korekta: Marta Szczęsna
Projekt okładki: www.aorta.com.pl
Zdjęcia na okładce: Felix Mizioznikov/ Shutterstock.com
Redaktor prowadząca serię:
Agnieszka Koszałka
Redakcja techniczna: Mariusz Teler
ISBN: 978-83-7778-324-5
Skład i łamanie: Katka, Warszawa
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych,
odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również
częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Spis treści
Prolog
1
2
3
Wszystkie rozdziały dostępne w pełnej wersji książki.
Prolog
Facet uśmiechał się tak, że ciarki przechodziły jej po plecach.
Eleanor Metz nie widziała dotąd zbyt wielu mężczyzn takich jak on, a przecież, w wieku bez mała
trzydziestu trzech lat, naoglądała się ich już całkiem sporo. Mogłaby śmiało powiedzieć, że jeśli chodzi o
mężczyzn, ma prawo uważać się za koneserkę. Za trzech z nich nawet wyszła za mąż. Przytrafiali się we
wszelkich odmianach – jedni byli mili, inni okazywali się palantami. Niestety, odnosiła wrażenie, że ci
mili wyglądali na ogół jak Ludziki Michelin albo tyczki grochowe w slipach. Cóż, trudno. W końcu świat
składa się przecież z wielu różnych elementów. Dla tych miłych starała się być po prostu sympatyczna.
Jednak ci naprawdę przystojni trafiali się rzadko. A ponieważ, ogólnie rzecz biorąc, faceci są równie
godni zaufania i przewidywalni jak trasa tornada, rozsądek nakazywał się cieszyć towarzystwem, ciałem
oraz talentami przystojnego faceta, zanim sobie pójdzie – jako że nawet na Ludziki Michelin czy tyki
grochowe nie można było liczyć w potrzebie.
Mignął jej przelotnie.
W piątkową noc w klubie tanecznym na South Beach było tłoczno i głośno. Zobaczyła go poprzez tłum,
w którym się zaraz potem rozpłynął. Wokół roiło się od tancerzy; muzykę puszczał młody dyskdżokej,
który rozkręcał towarzystwo. W tej właśnie chwili angielski zespół Republica przebił się przez głośne
śmiechy i zalotne zaczepki i cała sala zdawała się pulsować w rytm muzyki. Zrobiło się takie
zamieszanie, że po prostu nie mogła się zorientować, w którą stronę poszedł ten facet.
Wyglądał znajomo – jak twarz z odległej przeszłości. A może wcale nie takiej znów odległej? Okropnie
ją to irytowało, że nie mogła go skojarzyć. Kto to był, do diabła?
Zresztą, czy to takie ważne? Nie, do licha! Chciała go tylko znowu zobaczyć.
Oczywiście byłoby miło, gdyby go jednak znała. Gdyby coś ich łączyło w przeszłości, a jej tajemniczy
mężczyzna okazał kimś znajomym, z kim mogłaby się pośmiać z jakiegoś minionego zdarzenia. Przełamać
lody. O ile takie były. Miała po prostu jakieś przeczucia co do tego faceta…
Ale już go więcej nie zobaczyła.
Westchnęła, po czym odmówiła drugiej rundy tanecznej brzuchatemu turyście o silnym cudzoziemskim
akcencie, który jej się teraz przyglądał. Udała więc, że siedzi z przyjaciółkami, bo się zmęczyła i nie ma
ochoty na następny taniec. Turysta mógł sobie być spaślakiem, mówić śmiesznie i być ostatnim facetem na
świecie, z jakim chciałaby się przespać, nie zamierzała jednak ranić jego uczuć. Zaliczał się do tych
miłych gości – ale seksu było w nim tyle, co w makreli.
– Marny wybór tej nocy – stwierdziła Abby Denhoff. Była z nich najstarsza, dobiegała czterdziestki
i często wyglądała na zmęczoną życiem. Dwukrotnie zamężna, zgadzała się z ogólnie przyjętym
założeniem, że mężczyźni to straszne prymitywy. Szukała starego faceta – im starszy, tym lepiej –
ponieważ obaj jej mężowie zostawili ją dla młodszej. Dlatego chciała teraz takiego, który lada moment
kopnie w kalendarz, byle tylko miał pieniądze. W ten sposób, gdyby ją zostawił – bo śmierć jest przecież
inną formą odejścia – mogłaby przynajmniej żyć na pewnym poziomie.
– Tak, kiepski wybór – potwierdziła Eleanor, która nie miała najmniejszej ochoty opowiadać im
o podnieceniu, w jakie wprawił ją ten widziany przed chwilą dziwnie znajomy zabójczy przystojniak.
Abby poszukiwała starszego faceta, żeby się za niego wydać, ale oczywiście w tym klubie nie znajdzie
ich zbyt wielu. Zresztą, nadal lubiła zabawiać się z młodszymi.
Eleanor sięgnęła po koktajlówkę, bawiła się przez chwilę słomką, po czym niecierpliwie dopiła drinka.
Już trzeciego. Zazwyczaj poprzestawała na dwóch, tego wieczoru była jednak podminowana. Zaliczyła
jednego męża więcej niż Abby, ale nie była aż taka zgorzkniała, bo to ona rzucała, a nie była porzucana.
Miała potem wyrzuty sumienia, lecz wyznawała zasadę, że różnorodność nadaje życiu smak, no i zawsze
ją ciągnęło do przystojnych facetów.
Chivas and soda, którą właśnie wlała w siebie, była mocna, bo barman, kolejny prymityw, ...