R.S. Grey
„The Allure of Dean Harper”
Tom 2. cyklu „The Allure”
Tłumaczenie: marika1311
Strona 2
Rozdział pierwsz...
1 downloads
14 Views
3MB Size
R.S. Grey
„The Allure of Dean Harper”
Tom 2. cyklu „The Allure”
Tłumaczenie: marika1311
Strona 2
Rozdział pierwszy LILY
Szczycę się tym, że potrafię rozpoznać dobrego barmana, kiedy go zobaczę. Niestety, facet naprzeciwko mnie nie należał do tej kategorii. Widziałam już, jak sknocił swoje trzy ostatnie zamówienia. Trochę za dużo soku pomarańczowego tu, za mało ginu tam. Klienci odbierali zamówienia z wielkimi uśmiechami i nawet jeszcze większymi napiwkami, ale ja wiedziałam lepiej. To była moja praca, znać różnicę między przyzwoitym drinkiem i koktajlem, którego powinno się otrzymać w takim miejscu. Cóż, technicznie rzecz biorąc słowo „praca” błędnie zakłada, że mi za to płacono. - Będzie pani coś zamawiać czy… Kelnerka celowo urwała zdanie, ale usłyszałam wiadomość jasno i wyraźnie: „czy będziesz po prostu siedzieć na tym stołku przez kolejną godzinę i dziwacznie wpatrywać się w menu.” Odwróciłam się i ponad ramieniem posłałam jej przepraszający uśmiech. - Potrzebuję jeszcze chwili, żeby wybrać. Westchnęła z rozdrażnieniem i zamknęła swój notatnik. Chciałam zaoferować przeprosiny, ale ta już zniknęła, ruszając między stolikami ku grupie biznesmenów z czerwonymi twarzami i górą gotówki do wydania. Byli już przy swojej czwartej kolejce drinków tego wieczora. Jeden z nich wychylił się i złapał ją za nogę, kiedy składał zamówienie. Przewróciłam oczami i odwróciłam się z powrotem do menu z drinkami na happy hour1. Praktycznie znałam je już na pamięć, ale nadal nie mogłam się zdecydować, co zamówić. To był mój pierwszy wieczór w Nowym Jorku i byłam na mieście sama, trochę załamana i bardzo głodna. Przekonałam się, że mogę trochę wydać tego pierwszego wieczoru w mieście, ale dwadzieścia kilka dolarów za przystawkę wciąż mnie szokowało. Chociaż jaki miałam wybór? Krytycy żywieniowi oceniają jedzenie. Dobre jedzenie. Nie robią rankingów fast foodów w kolejności od najmniej prawdopodobnego miejsca, które przyprawi cię o zawał serca. Jeśli chciałam przewyższyć Buzzfeed2 i faktycznie wyrobić swoje imię w tym mieście, musiałam 1 2
Godzina w barach, kiedy drinki są tańsze Portal internetowy
Tłumaczenie: marika1311
Strona 3
pojawiać się w najlepszych restauracjach. Po prostu jeszcze nie do końca obmyśliłam to, jak sobie na to pozwolę. Parze po mojej prawej stronie zaserwowano kolejną porcję przystawek: smażone mahi mahi3 i świeże sajgonki. Obserwowałam, jak rzucili się do jedzenia, nawet nie patrząc na tajski sos z bazylią. Barbarzyńcy. - Mogę ci postawić drinka? Przeniosłam spojrzenie ze swoich sąsiadów na łysiejącego mężczyznę siadającego na stołku obok mnie. Wyglądał bliżej wieku mojego ojca niż mojego własnego, ale to nie przeszkodziło mu w patrzeniu na mnie tak, jakbym była odpowiedzią na wszystkie jego modlitwy. Nie wiedział, że miał stać się odpowiedzią na moje. Posłałam mu uśmieszek i upuściłam swoje menu na blat. - A może zamiast tego chrupiące roladki z tuńczykiem? Mina mu zrzedła. - Mówisz poważnie? Dlaczego panuje taki zwyczaj, że jeśli facet chce się dostać do spodni dziewczyny, to stawia jej drinka? Wiecie, jak się można dostać do moich spodni? Chrupiącymi roladkami z tuńczykiem. - Ta restauracja jest znana z ich jedzenia, nie z drinków. – wyjaśniłam. Facet spojrzał to na menu, to na mnie. - Ale żartowałam. – dodałam, żeby go uspokoić. Może i byłam z Teksasu, ale nawet tam prezenty od obcych rzadko dostawało się bez zobowiązań. Byłam zdesperowana, ale nie głupia. Mimo to zignorował mój protest i zamachnął ręką na przechodzącą kelnerkę, żeby złożyć zamówienie. Powinnam była czuć się źle przez to, że poprosiłam go o zamówienie sobie jedzenia, kiedy nie miałam zamiaru wrócić z nim do domu, ale tak nie było. Po tym, jak zrobię zdjęcie dania na swojego bloga, pozwolę mu to zjeść. Jak tylko chrupiący wierzch i pikantny smak dotknie jego ust, będzie mi wdzięczny za zasugerowanie tego. Przesunął wzrokiem po moim ciele, a ja zmrużyłam powieki. Był szerszy niż wyższy, miał ubrany prążkowany garnitur, a pot pokrywał jego czoło. Obserwowałam, jak ociera je chusteczką, zanim się odezwał. 3
Smażona koryfena (ryba)
Tłumaczenie: marika1311
Strona 4
- Więc, jesteś stąd? – zapytał. - Nie. A ty? Nie chciałam go zwodzić, ale dopóki nie będę miała zdjęcia chrupiących roladek z tuńczykiem na swoim telefonie, musiałam zabawiać go rozmową. - Urodzony i wychowany w Staten Island 4. – przechwalał się. – Chociaż prowadzę budowę w mieście. Kiwnęłam głową, jednocześnie wyciągając swój telefon. Niegrzecznie było go sprawdzać podczas rozmowy, ale nie mogłam się powstrzymać. Wcześniej tego dnia złożyłam podanie do restauracji i czekałam na odpowiedź. Wątpiłam, że skontaktują się ze mną w czasie happy hour w piątek wieczorem, ale i tak musiałam sprawdzić. Przesunął swój stołek bliżej mojego prawie niezauważalnie, opuścił dłoń na moje kolano i je ścisnął. - Wiesz cokolwiek o budowie, kochanie? – zapytał z mocnym, nowojorskim akcentem. Moje serce zamarło, kiedy poczułam dotyk jego mięsistej ręki na mojej nagiej skórze. Była tam przez jedną, może przez dwie sekundy, zanim sięgnęłam i zrzuciłam ją z siebie. - Dotknij mnie jeszcze raz, a dźgnę cię tymi pałeczkami w oko. Otworzył szeroko swoje paciorkowate oczy na moją groźbę – najwyraźniej nie przywykł do tego, by jego zdobycze mu się stawiały. Już ześlizgiwałam się z mojego stołka barowego, kiedy komórka zawibrowała mi w dłoni. Co za doskonałe wyczucie czasu. Chciałam się odsunąć jak najdalej się dało od Pana Mięsiste Łapy, no i musiałam odebrać telefon. Obrócił się na swoim miejscu i uniósł dłonie w obronnym geście, kiedy odchodziłam. - Och, daj spokój. Zostań! Tylko żartowałem. - No cóż, to powinieneś nad tym popracować, bo to nie było zbyt zabawne. Do czasu, kiedy przeszłam przez drzwi restauracji, nie miałam czasu na pomyślenie o nieznanym numerze na moim telefonie. Za chwilę przestanie dzwonić, a nie nienawidziłam oddzwaniać pod takie numery. To powodowało nieuniknione rozmowy w stylu: Tak, cześć, właśnie do mnie… nie, nie znam nikogo o imieniu 4
Jeden z pięciu okręgów w Nowym Jorku
Tłumaczenie: marika1311
Strona 5
Lupita… uh, no soy Lupita, lo siento.” Najwyraźniej miałam taki sam numer jak starsza kobieta z Dominikany. - Halo? Słychać mnie? – odpowiedziałam, kiedy przystawiłam telefon do ucha. Hałas z miasta sprawiał, że prawie niemożliwe było usłyszenie kobiety po drugiej stronie słuchawki. Przykucnęłam, zatkałam palcem wolne ucho, a komórkę przycisnęłam do drugiego tak mocno, jak się dało. - Słucham? Słychać mnie? – zapytałam ponownie. - Tak. Cześć. Dodzwoniłam się do Lily Black? Zakryłam swoje ucho całkowicie i oparłam się o budynek, mając nadzieję, że to pomoże stłumić hałas. - Tak. Kto mówi? - Zoe. Z Provisions. Serce podskoczyło mi na nazwę restauracji, od której czekałam na odzew. - Posłuchaj, wiem, że to trochę szalone z mojej strony o to pytać, ale mamy dziś naprawdę mało personelu. – Jej głos został odcięty i wtedy usłyszałam stłumione krzyki. Chwilę później wróciła do telefonu. – Lily, jesteś tam jeszcze? Uśmiechnęłam się. - Tak. - Jest jakaś szansa, żebyś mogła tu przyjechać za… - Znowu urwała. – Teraz? Spojrzałam na tablice z nazwami ulic dookoła mnie, jakby to miało w czymś pomóc. Ha. Spędziłam w Nowym Jorku dwanaście godzin. Znałam tylko ulice takie jak Broadway i Wall Street – żadna z nich nie mogła mi pomóc w tej sytuacji, ale nie chciałam, żeby Zoe o tym wiedziała. W tym mieście wszędzie można szybko dotrzeć, prawda? To wyspa; jak wielka niby może być? - Uh, chyba mogę być tam za jakieś dziesięć minut, ale nie miałam rozmowy kwalifikacyjnej ani nic takiego. Zaśmiała się do słuchawki, jakbym właśnie opowiedziała jej najzabawniejszy kawał na świecie. - Gdzie się widzisz za dziesięć lat? - Ja… uh…
Tłumaczenie: marika1311
Strona 6
- Boże, to był żart. Przyjedź tutaj. Połączenie zostało przerwane, a ja gapiłam się na czarny ekran, zszokowana. Miałam dziesięć minut. Cóż, teraz już dziewięć i pięćdziesiąt sekund. CHOLERA. Wpisałam nazwę „Provisions” na mapie Google i skrzywiłam się, kiedy pojawiła się trasa. Samochodem mogłam się tam dostać w osiem minut. Pieszo – potrzebowałam co najmniej dwudziestu. Nie miałam gotówki, żeby móc ją wydać na taksówkę, a nie byłam wystarczająco odważna, żeby spróbować metra. To pozostawiło mi jedną opcję. Związałam moje długie włosy w kucyk, zarzuciłam sobie torebkę na ramię i pobiegłam sprintem w stronę Provisions. Do czasu, kiedy dotarłam do restauracji, pot kapał mi z czoła, kolano miałam zdarte po tym, jak potknęłam się na chodniku i byłam całkiem pewna, że do obcasa przyczepiło mi się przynajmniej pięć różnych kawałków gum. Podsumowując, to nie był mój najlepszy wygląd. Ludzie tłoczyli się na zewnątrz, czekając, aż posadzą ich w restauracji. Ruszyłam przez tłum, próbując złapać oddech, kiedy szłam. W końcu dotarłam do czarnych, masywnych drzwi, obok których rosły dwa ozdobne krzaki. Tuż nad drzwiami był napis PROVISIONS, ułożony z cienkich metalowych liter, oświetlonych reflektorami. Sięgnęłam do klamki, wciąż dysząc jak szalona i wkroczyłam do przyćmionego wejścia do restauracji. Były tu marmurowe podłogi i szare ściany. Dookoła małego pomieszczenia, na wysokości wzroku, rozmieszczone były czarnobiałe zdjęcia. Były to ujęcia zwyczajnych rzeczy: jabłka, irysów, cegieł; to skala i prostota zdjęć sprawiała, że były intrygujące. - Uhh, mogę w czymś pomóc? Odwróciłam się w stronę hostessy stojącej za czarnym podium. Mała, złota lampka oświetlała jej listę wybranych osób, które miały tego wieczoru zjeść w restauracji. Jej kwaśna mina mówiła mi, że nie byłam jedną z nich. - Przyszłam tu do Zoe. – wyjaśniłam, starając się, by mój oddech był w miarę spokojny. Kobieta uniosła brew, przyglądając mi się od stóp do głów, zanim wróciła spojrzeniem do moich oczu. Bez spojrzenia w lustro wiedziałam, że wyglądałam na skonaną. Większość moich blond włosów wymknęło się z kitki, a na łydce na pewno miałam krew z otarcia na kolanie. Mimo to jej niezadowolenie na mnie nie wpłynęło. Widziałam wszystko pod jej sztuczną opalenizną i przedłużonymi rzęsami. Jej oczy były pomalowane taką warstwą cieni, że dziwiłam się, że w ogóle udaje jej się podnieść powieki. Kobiety takie jak one mnie nie peszyły. Dlaczego? Bo były
Tłumaczenie: marika1311
Strona 7
przewidywalne, prawie jakby grały rolę jak w programach, które codziennie oglądają w telewizji. Nie ustąpiłam i skrzyżowałam ramiona na piersi. Przekaz był jasny: twój ruch. Stałabym tak, dopóki ona nie poszłaby po Zoe, ale szczęście było po mojej stronie. Chwilę później do foyer weszła brunetka wyglądająca, jakby miała jakąś misję. Spojrzała na hostessę, potem na mnie, po czym znowu na nią. - Crystal, co ty, do cholery, robisz? Nie płacimy ci za stanie i wyglądanie jak suka. Oparłam się pokusie, żeby parsknąć śmiechem. Crystal przewróciła oczami, ale nic nie powiedziała. Obserwowałam, jak ściąga swoją podkładkę z listą z podium i odchodzi, zirytowana, w chmurze perfum i brokatu. Kiedy wyszła poza zasięg słuchu, brunetka zwróciła się do mnie. - Proszę, powiedz mi, że nie jesteś Lily. Moja pewność siebie zbladła. - Zoe? – zapytałam, wycierając swoją spoconą dłoń w sukienkę. Przesunęła dłonią po policzku. - Nie. Nie. To się nie uda. – powiedziała, kręcąc głową. - Co? Czemu? – Nie dała mi nawet pięciu minut, żeby się wykazać. Rzuciła mi spojrzenie, wskazując dłonią na moje ciało. - Bo ostatnią rzeczą, jaką potrzebujemy w tej restauracji, jest kolejna pieprzona lalka barbie.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 8
Rozdział drugi LILY
Wiedziałam, co widziała Zoe, kiedy na mnie patrzyła. Mogłam wyczuć jej pogardę. W ciągu pięciu sekund od poznania mnie, już wrzuciła mnie do tego samego worka, co Crystal. Ależ się myliła. Skrzyżowała swoje opalone ręce, a ja spojrzałam na kolorowe tatuaże biegnące od jej ramion do łokci. - Daj mi szansę, żeby się wykazać. – powiedziałam, nie poddając się. Zacisnęła wargi. - Słuchaj, nie jesteś pierwszą dziewczyną, która tutaj przychodzi z taką twarzą, za którą można byłoby zabić, chociaż twoje usta wyglądają na najbardziej naturalne, jakie widziałam od dekady. Jaki jest twój cel? Chcesz być aktorką? Modelką? Chcesz znaleźć sobie sponsora, żeby zostać w mieście? Pozwoliłam na to, by jej przytyk po mnie spłynął i zmrużyłam powieki. To miało sens, naprawdę. Zadaniem Zoe było zarządzanie personelem składającym się z pochłoniętych sobą socjopatów. Czemu chciałaby dodawać do tej mieszanki kolejnego? Na szczęście dla niej, nie byłam socjopatką, byłam tylko nieco pochłonięta sobą. - Gdzie jest wasz bar? – zapytałam, ignorując jej pytania. Przechyliła głowę, zdezorientowana. Dobra. Nie potrzebowałam jej pomocy. Już i tak dostrzegłam ladę baru, schowanego przy ścianie z boku. Za nim pracowało dwóch facetów, poruszających się jak cyklony i próbujących wydawać zamówienia tak szybko, jak było to możliwe. Układ był prosty – bary to nie technika rakietowa. Po tym, jak skończyłam szkołę kulinarną i kurs barmański trwający dwa semestry, znalazłam pracę w pubie w mieście obok mojego. Nic wielkiego, prawda? Nieprawda. Wielkomiejscy Nowojorczycy nie mieli nic wspólnego z kilkoma krzepkimi Teksańczykami. Oni chcieli swoje drinki i chcieli je na wczoraj. Przeszłam obok Zoe bez słowa i ruszyłam prosto do baru. Ciężko było przejść przez tłum, zwłaszcza że ludzie tłoczyli się w grupkach, próbując zwrócić na siebie uwagę barmana. Przepchnęłam się obok nich, używając łokci i siły, kiedy było to potrzebne. Tłumaczenie: marika1311
Strona 9
Wysokość baru sięgała do mojej talii, a nigdzie w zasięgu wzroku nie widziałam wejścia, ale nie pozwoliłam temu, by mnie to powstrzymało. Przerzuciłam swoją torebkę ponad ladą na podłogę, a sama wskoczyłam na marmurowy blat. - Co ty wyprawiasz? – zawołał jeden z barmanów, kiedy przerzuciłam nogi na drugą stronę. - Dokańczam swoją rozmowę kwalifikacyjną. – powiedziałam, nie kłopocząc się głębszymi wyjaśnieniami. Z głośnym pacnięciem wylądowałam stopami na czarnej macie. Kilkanaście osób patrzyło na mnie z zszokowaną miną. Pozwoliłam im się pozbierać, a ja w tym czasie umyłam ręce i sięgnęłam po nieużywany przez nikogo shaker. Podszedł do mnie drugi barman, kompletnie marnując na mnie swój urok męskiego modela. Miałam coś do facetów, którzy spędzali w toalecie więcej czasu niż ja. - Nie możesz tutaj być. – stwierdził, próbując złapać shaker z moich rąk. Wyciągnęłam go z jego dłoni i się uśmiechnęłam. - Jestem tutaj ze specjalnego polecenia Zoe. – skłamałam, tylko po części. Jego szczęka opadła, a ja odwróciłam się w stronę tłumu, już znudzona jego gadaniem. - Ty. – Wskazałam na drobną dziewczynę przede mną. Trzymała w dłoni banknot pięćdziesięciodolarowy, a tłum za nią ją praktycznie zgniatał. – Co pijesz? Spojrzała to na mnie, to na drugiego barmana, niepewna, czy może mi odpowiedzieć. Tamten wyrzucił ręce w powietrze i się odsunął. - Nie zarabiam wystarczająco jak na takie gówno. Posłałam mu uśmieszek i zerknęłam na dziewczynę, czekając na jej odpowiedź. - Um, okej. Potrzebuję dwóch brudnych martini 5 i jeden gin fizz 6. – wyjąkała. Łatwizna. - Preferujesz jakiś konkretny rodzaj ginu? Pokręciła głową, a ja pochyliłam się, żeby sprawdzić w jakie alkohole wyposażony był bar. Mieli kilka dobrych marek ginu, ale ja wolałam ten o smaku ogórka i róży, marki Hendrick. Ustawiłam przed sobą trzy kieliszki do koktajlów i zabrałam się do robienia martini. Wrzuciłam lód, gin, solankę z oliwek i trochę wermutu do shakera, zanim to wszystko wymieszałam i przelałam do pierwszych dwóch kieliszków. 5 6
Inny rodzaj zwykłego martini Drink na bazie ginu o mocno cytrynowym smaku
Tłumaczenie: marika1311
Strona 10
Następnie wypłukałam pojemnik i sięgnęłam po cytryny, ale zatrzymałam się, kiedy nie mogłam znaleźć żadnego syropu. Stwierdziłam, że będę musiała uzupełnić składniki dla mojej kolejnej zmiany, jeśli wytrwam tu dłużej niż jeden wieczór. Zamiast kłopotać się szukaniem jakiegoś wyrafinowanego składnika, chwyciłam za prosty syrop i miałam nadzieję, że to wystarczy. Nie miałam czasu na pytanie o to, gdzie leży każdy składnik, jeśli faktycznie chciałam pomóc barmanom poradzić sobie z tym tłumem. Skierowałam kobietę, by zapłaciła innemu barmanowi, a ja w tym czasie skupiłam się na kolejnym kliencie. Choć pewnie tego nienawidził, drugi barman, Brian i ja wypracowaliśmy swój system w ciągu pięciu minut. Ja przyjmowałam zamówienia, wypełniałam je, a on kasował klientów i dopisywał to do ich rachunków. Skończyłam robić dwóch Białych Rosjaninów 7 , jedno Sea Breeze 8 , jednego Screwdrivera9, kolejne dwa brudne martini oraz zmieszany gin z tonikiem, zanim Zoe dołączyła do mnie za barem i chwyciła mnie za ramię. Odstawiłam swój shaker i zwróciłam na nią swoją uwagę. - Łapię. Barbie czai, o co chodzi. – powiedziała, odciągając mnie od miejsca, w którym pracowałam. – Brian, zajmij się barem. Lily wróci za kilka minut. Uśmiechnęłam się i pozwoliłam jej się odciągnąć. Jeśli miałam wrócić za chwilę, to oznaczało to, że dostałam pracę. Szłam za Zoe przez restaurację, przyglądając się po drodze pomieszczeniu. Provisions nadal mnie zaskakiwało. Rozkład piętra był spektakularny, ale to otwarty dziedziniec na środku restauracji sprawił, że oddech zamarł mi w piersi. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś podobnego. Klienci tłoczyli się przy stolikach, jedząc pod gałęziami drzew. Zwisały z nich światełka, rzucając na stoły delikatną poświatę. Okrążyłyśmy cały dziedziniec, po czym Zoe zaprowadziła mnie do tylnego korytarza, do drzwi z napisem „Tylko dla pracowników”. Przeszłyśmy przez próg, a cicha muzyka z restauracji została zastąpiona przez ciszę. Nasze kroki odbijały się echem po korytarzu, a ja wyciągnęłam rękę, żeby ją zatrzymać i żebym mogła się wytłumaczyć. - Naprawdę, nie musisz się bać co do moich intencji z tą pracą. – Odwróciła się do mnie twarzą w twarz. – Jestem tutaj, bo potrzebuję pracy w Nowym Jorku. Wolałabym stać za barem zamiast być kelnerką, ale mogę się dostosować. Mam stopień kulinarny i ukończyłam kurs barmański. Robiłam praktycznie wszystko, co Wódka z likierem kawowym i skondensowanym mlekiem Wódka z sokiem żurawinowym i grejpfrutowym 9 Wódka z sokiem pomarańczowym i lodem 7 8
Tłumaczenie: marika1311
Strona 11
można robić w restauracji, więc jeśli ktoś posiada kwalifikacje do tej posady, to jestem to ja. Przechyliła głowę i mi się przyglądała. - Brzmi to tak, jakbyś mogła robić coś bardziej imponującego niż sprzątanie stolików. Wzruszyłam ramionami. Nie mówiła mi nic, czego sama bym już wcześniej nie rozważała. - Chcę pracować w branży restauracyjnej, ale dopóki nie znajdę swojej niszy, muszę po prostu spłacać swoje rachunki. - A co z zarządzaniem? Skrzywiłam się. - Bez urazy, ale to nie moja broszka. Zaśmiała się. - Słusznie. Zazwyczaj Dean musi zaakceptować na piśmie wszystkich nowych pracowników, ale wyjechał z miasta, a ja potrzebuję cię dzisiaj za barem. Wyprostowałam się na dźwięk jego imienia. To on był powodem, dla którego w ogóle złożyłam podanie do Provisions. - Właściwie to moja najlepsza przyjaciółka spotyka się z przyjacielem Deana, Julianem. To stąd wiedziałam, że potrzebujecie personelu. Zoe kiwnęła głową. - Naprawdę? Więc poznałaś już Deana? Przełknęłam ślinę. Jeśli tak, to czy to stanęłoby na drodze do zawarcia umowy o pracę? - Nie, ale powiedzieli mi, że bym się z nim dogadała. Poczułam ścisk w gardle, kiedy wypowiadałam to kłamstwo. Kiedy Josephine po raz pierwszy wspomniała o Deanie i jego restauracjach, jej dokładne słowa brzmiały mniej więcej „ty i Dean będziecie jak olej i woda”, ale czy to miało znaczenie? Byłby szefem szefa mojego szefa. Tak naprawdę nie musielibyśmy się dogadywać. Szłam za Zoe przez biura, zanim dotarłyśmy do pomieszczenia, które wyglądało jak szatnia dla pracowników. Rząd kabin był ustawiony pod ścianą, ze zlewami po
Tłumaczenie: marika1311
Strona 12
drugiej stronie. Czarne szafki były w połowie puste, z ubraniami i plecakami wylewającymi się z lewej strony. - Masz, to powinno pasować. – powiedziała Zoe, wyciągając strój w kolorze ciemnej purpury z pojemnika nad szafkami. Rozwinęłam kawałek tkaniny, po czym zerknęłam na nią ponad nim. - Chyba sobie jaja robisz. To naprawdę jest uważane za ubranie? Posłała mi uśmieszek. - Rozważ to jako prezent powitalny w Provisions od Deana Harpera.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 13
Rozdział trzeci DEAN
- Dokąd, panie Harper? Odpowiedź powinna być jednym słowem: dom. Podróżowałem przez ostatnie dziewięć godzin i moje łóżko za mną tęskniło. Na nieszczęście, mój dzień był daleki od zakończenia. Minął już prawie tydzień, kiedy ostatni raz byłem w swojej najnowszej restauracji i moje tendencje kontrolne zaczynały się zaostrzać. Nigdy nie lubiłem na długo zostawiać nowopowstałej restauracji. Kierownictwo i pracownicy potrzebowali kilka tygodni opieki, zanim mogłem poczuć, że maszyna została dobrze naoliwiona. Mój zespół w Provisions niewątpliwie skorzystał z mojej nieobecności. Spojrzałem na kierowcę we wstecznym lusterku. - Provisions. To na… - Wiem, gdzie to jest, proszę pana. Kiwnąłem głową i odwróciłem się do okna, próbując ponownie skupić się na pracy. Fakt, że mój garnitur śmierdział lekko od zwierząt gospodarstwa czynił to zadanie prawie niemożliwym. Podróż do Iowa do mojej rodziny była długo odkładana i kompletnie niepotrzebna. Pierwszego dnia rodzice uśmiechali się nieszczerze, ale bardzo szybko zaczęli rzucać we mnie pytaniami i wygłaszać swoje opinie. - Masz trzydzieści trzy lata, Dean. Kiedy się wreszcie ustatkujesz? Kiedy założysz rodzinę? Um, nigdy. Czy to zbyt szybko? A może nigdy plus nieskończoność? - Myślisz, że takie szybkie życie zadowoli cię na długo? Wydaje im się, że co ja niby robię w Nowym Jorku? Ćpam? Pracuję po dwanaście godzin dziennie. - Takie życie wydaje się być okropnie samotne… Nie. Tylko w zeszłym tygodniu Kelly, Carmella i Svetlana całkiem nieźle zajęły mój czas. Tłumaczenie: marika1311
Strona 14
Moi rodzice nie mogli zrozumieć, jak mogłem być szczęśliwy jako restaurator w Nowym Jorku. Wzięli ślub, kiedy mieli po osiemnaście lat, ja się urodziłem, gdy mieli dwadzieścia. Ich życia obracały się wokół gospodarstwa i rodziny. Nie trzeba dodawać, że ja chciałem czegoś innego. I to miałem. Byłem czołowym restauratorem w Nowym Jorku. W ciągu ostatnich kilku lat, przyczyniłem się do otworzenia jedenastu restauracji w mieście. W tym roku planowałem podwoić tę liczbę. - Jesteśmy, panie Harper. – odezwał się mój kierowca z przedniego siedzenia. – Mam na pana zaczekać, aż pan skończy? Podałem mu hojny napiwek ponad konsolą i pokręciłem głową. Nie miałem pojęcia, co się obecnie działo w restauracji. Prawdopodobne było to, że będę tam przez kilka godzin. - Zadzwonię po taksówkę. Możesz zabrać mój bagaż z powrotem do mojego domu, a potem jechać już do siebie. Schował pieniądze do kieszeni, uśmiechając się szeroko. - Oczywiście, proszę pana. Kiwnąłem głową i wysiadłem z samochodu, zapinając swoją czarną marynarkę, kiedy wstawałem. Przesunąłem spojrzeniem po fasadzie budynku. Bluszcz ładnie się rozrósł po zewnętrznej ścianie. Reflektory nad drzwiami doskonale oświetlały nazwę restauracji, tak jak chciałem. Nawet o dziesiątej wieczorem przed wejściem stały tłumy ludzi. Przepchnąłem się przez tłum i wszedłem do restauracji, przygotowując się na najgorsze. Umieściłem na zmianie swoich najbardziej doświadczonych pracowników, ale nawet Zoe mogła mieć problemy przez moją tygodniową nieobecność. Szybkie rozejrzenie się po foyer upewniło mnie w tym, że miejsce wygląda tak samo, jak wtedy, gdy wyjeżdżałem, choć jedna ramka ze zdjęciem była lekko przechylona, ale nie mogłem za to winić Zoe. A może mogłem? Nie. Nawet ja miałem swoje granice. - Panie Harper! Wrócił pan! Przeniosłem spojrzenie na hostessę, która gapiła się na mnie zza podium tymi wielkimi oczami. Ładnie wypełniała strój z Provisions i miała taki wygląd, jakiego spodziewali się klienci restauracji. - Nie spodziewaliśmy się tu dzisiaj pana. Tłumaczenie: marika1311
Strona 15
Wzruszyłem ramionami. - To nie powinno stanowić problemu. Restauracja codziennie powinna działać tak, jakbym był obecny. Zachichotała, chociaż zdecydowanie nie żartowałem. - Oczywiście. A skoro mowa o prezentach, niech pan pozwoli, że ten dla pana rozpakuję10. Szybko okrążyła podium, sięgając po moją marynarkę. Ten ruch sprawił, że rąbek jej sukienki nieco się uniósł, ale to mnie nie speszyło. Kiedy pracowałem, moi pracownicy byli dla mnie liczbami. Anonimowymi częściami mojej maszyny. Chciałem, żeby przyjeżdżali na czas, uśmiechali się do klientów i sprzątali przypisane im stoliki przed wymeldowaniem się każdego wieczoru. I to wszystko. Jej palec przesunął się delikatnie po kołnierzyku mojej koszuli, a ja uniosłem dłoń, żeby ją powstrzymać. - Nie trzeba. Gdzie jest Zoe? Wytknęła dolną wargę i opuściła rękę. - W biurach na tyle. Chyba próbuje nadrobić zaległości w formalnościach, odkąd zatrudniła tą nową dziewczynę. Spiąłem się. - Nową dziewczynę? To była żelazna zasada w mojej każdej restauracji: to ja miałem ostatnie słowo przy zatrudnianiu kogoś nowego. Miałem dobry instynkt i lubiłem spotkać się z każdym z pracowników przynajmniej raz oko w oko, zanim mieli oni reprezentować moje przedsiębiorstwo. Zoe znała tą zasadę i po raz pierwszy postanowiła ją zignorować. Hostessa jeszcze bardziej się skrzywiła. - Tak, przyszła wcześniej i totalnie wyglądała na bezdomną. Nie mogę uwierzyć, że Zoe naprawdę ją zatrudniła. Myślałam, że wykopie ją na… - Dziękuję. – Przerwałem jej. – Ale do twoich zmartwień nie należy to, kogo zatrudniamy. Nienawidziłem tego, gdy pracownicy zachowywali się ze mną po koleżeńsku. Nie byłem jakimś kolegą z klubu książki. Byłem jej szefem. Byłem też szefem Zoe. Dean chwilę wcześniej mówi o swojej obecności, co w oryginale brzmi be present, tzn. być obecnym. Ale samo present znaczy też dosłownie „prezent”. 10
Tłumaczenie: marika1311
Strona 16
Chciałem ją upomnieć za to, że próbowała zgonić coś na Zoe, ale od jednego z barów rozległy się entuzjastyczne krzyki, przyciągając moją uwagę. Ruszyłem w tamtym kierunku i zmrużyłem powieki, ciekawy, o co to zamieszanie. Cztery bary przy wewnętrznym dziedzińcu były oblegane od otwarcia, ale pierwszy raz widziałem, żeby dookoła nich stały tłumy ciekawskich gapiów. Dlaczego to się teraz działo? Wyłapałem urywki rozmów, kiedy zmierzałem w stronę baru. - Jestem schlany, czy ona naprawdę jest taka seksowna? - Stary. Kupiłem cztery drinki. CZTERY. Zgadnij dlaczego. - Patrzyłeś jej w oczy. Nie powinieneś był tego robić, koleś. - Ona jest czarodziejem! Uśmiechnąłem się pod nosem. To nie był pierwszy raz, kiedy moi pracownicy przyciągali uwagę klientów. I dlatego zatrudniam ładnych ludzi. Podczas procesu zatrudniania, mój zespół i ja weryfikowaliśmy aplikujących na podstawie ich wyglądu i doświadczenia – w tej kolejności. Żaden klient nie przejmuje się tym, że czeka trochę dłużej na swoje żeberka, jeśli kobieta, która mu je podaje, jest tak ładna, że można by zjeść ją. Przepchnąłem się przez tłum, by sprawdzić, który barman zgarnia uwagę reszty, a kiedy ją zobaczyłem, jej wygląd chwycił mnie za gardło i przyciągnął bliżej niej. Moje oczy zsunęły się w dół po jej ciele, jakby miały własną wolę i po raz pierwszy, odkąd pamiętałem, nie miałem nad sobą kontroli. Jej blond włosy były rozwiane i przetykane miodowymi pasemkami. Na nosie i policzkach miała odrobinę piegów, ledwo widocznych w przyćmionym świetle przy barze. Jej kształtne usta wyginały się w uśmiechu, kiedy stały klient pochylił się i zostawił swój numer nabazgrany na serwetce. Nie dotknęła jej. Była zbyt zajęta wlewaniem drinka do kieliszka. Dwóch barmanów poruszało się dookoła niej, kasując klientów i śledząc zamówienia. Najwyraźniej klienci chcieli drinki zrobione przez nią i tylko przez nią. Obserwowałem, jak się obraca i sięga po jakąś butelkę stojącą na najwyższej półce. Tył uniformu z Provisions odsłaniał większość jej opalonych pleców. Spódniczka obejmowała mocno jej biodra i kończyła się tuż za tyłkiem. Na niej to wyglądało jak wyrafinowana bielizna. Powinienem był się wycofać i poszukać Zoe. Wiedziałem, co przyciągało klientów do baru i mógłbym przejść do następnego punktu w mojej liście. Bóg wie, że moja Tłumaczenie: marika1311
Strona 17
lista była długa na kilometr, ale i tak podszedłem bliżej baru. Wślizgnąłem się na wolny stołek bezpośrednio przed miejscem, gdzie ona robiła drinki i czekałem na jej niepodzielną uwagę. Bo czy ona rzucała na kolana? Nie. Bo całkowicie pieprzyła mój bar.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 18
Rozdział czwarty LILY
W ciągu ostatnich dwóch godzin bar zamienił się w cyrk. Straciłam rachubę w tym, ile drinków zrobiłam. Bolały mnie stopy, ręce i miałam w dłoniach tyle cytryn i limonek, że mogłam rywalizować z Key Lime Pie Factory 11. Jedyną iskierką nadziei był słoik na napiwki stojący przede mną, a który był stale uzupełniany. Za każdym razem, kiedy odczuwałam wyczerpanie, przez chwilę na niego patrzyłam. Będę musiała podzielić się tym z Brianem i Allenem, ale i tak moja część będzie ogromna. Podałam klientom dwa drinki, strząsnęłam z rąk resztki wody gazowanej, a potem obserwowałam, jak facet w garniturze wślizguje się na wolny stołek barowy. Nie był pierwszym mężczyzną, który przyszedł do baru, ale był pierwszym, na którego musiałam spojrzeć drugi raz. Miałam bardzo specyficzny gust, a ładni chłopcy odpadali – nie chciałam faceta, który miał lepszą fryzurę ode mnie. (Jared Leto, mówię o tobie.) Facet w Garniturze nie był ładny – jego atrakcyjność była uderzająca. Miał ostre rysy twarzy, ułożone w permanentny grymas i brązowe oczy, które wymierzały kopniaka prosto w twój żołądek. Jego włosy w kolorze ciemnego blondu odstawały niesfornie, prawdopodobnie dowodząc jego brzydkiemu nawykowi przebiegania dłońmi po włosach, kiedy był zestresowany. Otworzyłam usta, żeby zapytać go o jego zamówienie, ale inny klient odezwał się pierwszy. - Jak się nazywał ten drink, co mi go zrobiłaś wcześniej? – zapytała młoda dziewczyna za nim, kołysząc swoim kieliszkiem w tą i z powrotem. Zrobiłam jej drinka parę godzin temu; miałam dobrą pamięć, ale nie aż tak dobrą. - Opisz go. – powiedziałam, pochylając się do przodu, żebym mogła ją usłyszeć przez dźwięki tłumu. To sprawiło, że znalazłam się bliżej Faceta w Garniturze i zirytowało mnie to, że zauważyłam jego wodę kolońską. A może jestem zirytowana, bo ten zapach mi się spodobał. - Ty go polecałaś. – mówiła niewyraźnie. – To było tak, jakby ananas kochał się pijacko z bananem.
11
Sieć cukierni tworzących ciasta, desery itd. z cytryn i limonek, jak można się domyślić :)
Tłumaczenie: marika1311
Strona 19
Przebiegłam w myślach wszystkie drinki z ananasem, które dziś przyrządzałam. Było ich tylko kilka, a kieliszek, którym machała mi przed nosem pomógł zawęzić mi możliwości. - Nazywa się Juliet. – odpowiedziałam jej, już sięgając po kolejny kieliszek. – Ma w sobie złotą tequilę, likier bananowy, sok ananasowy i grenadynę. Otworzyła szeroko oczy. - Tak! Poproszę jeszcze! Uśmiechnęłam się i odwróciłam do półek, by sięgnąć butelkę z tequilą. Facet w Garniturze odezwał się za mną, a ja momentalnie się spięłam. - Nie widzę tego drinka w menu… Ton jego głosu był seksowny, ale brzmiał na poważnie zirytowanego. Spojrzałam na niego ponad ramieniem. - Nie. To po prostu coś, co lubię robić. Wygiął w łuk ciemną brew, słuchając mojej odpowiedzi. - Najlepsi barmani w mieście tygodniami układali tą listę drinków. Najlepsi barmani? Musiałam przejrzeć listę obitą w skórzaną ramkę, z kompletnie banalnymi, pospolitymi drinkami. Zakładałam, że jakiś pomocnik kelnera wpisał w Google „jak zrobić hipsterskie koktajle” i skleił jakąś listę na szybko. Odstawiłam butelkę z tequilą na swoim miejscu na barze i wzruszyłam ramionami. - Lubię grać według własnych zasad. Brian pojawił się za mną, prawie spychając mnie z drogi, żeby dotrzeć do Faceta w Garniturze. - Proszę pana, nie widziałem, że pan tu jest. Mogę coś podać? To, co zwykle? Uśmiechnęłam się pod nosem. Ten facet musiał dawać wielkie napiwki, biorąc pod uwagę to, jak Brian się mu podlizywał. - Nie. Właściwie to chciałbym, żeby to ona mi zrobiła drinka. – powiedział dziwnym tonem. Patrzyłam na dół, odmierzając szot tequili, bo inaczej facet zobaczyłby moje zmrużone powieki. O co mu chodzi? - Lily. – szepnął Brian pod nosem, próbując zwrócić na siebie moją uwagę. Tłumaczenie: marika1311
Strona 20
Zerknęłam na niego spod rzęs. Otworzył szerzej oczy i kiwnął głową w kierunku tamtego faceta. Przesłanie było jasne: zrób mu drinka. Teraz. Niestety, nie byłam zbyt dobra w przyjmowaniu poleceń. Przywdziałam na twarz sztuczny uśmiech i uniosłam wzrok, spotykając się z irytowanym spojrzeniem Faceta w Garniturze. - Z przyjemnością przyjmę pana zamówienie, jak tylko skończę obsługiwać tych ludzi, którzy byli w kolejce przed tobą. – Mój ton był oschły i chłodny, ale nikt nie mógł mnie wprost oskarżyć o bycie niegrzeczną. To był ton przyjęty przez każdego, kto kiedykolwiek musiał pracować przy podawaniu czegoś innym. Facet w Garniturze siedział i obserwował mnie, jak robiłam trzy kolejne drinki. Nadal byłam w tym szybsza niż Brian, ale tym razem się nie śpieszyłam. Nie odrywał ode mnie swoich ciemnych oczu, a gniew wylewający się z niego był wręcz namacalny. Wybierałam swoje składniki z dokładnością i idealnie je domierzałam, jakbym tworzyła dzieło sztuki. Widziałam fragmenty jego walącego się opanowania, kiedy się obróciłam w stronę baru: zaciśniętą, gładko ogoloną szczękę; szczelinę przy jego koszuli, zza której było widać jego napiętą pierś; jego palce zaciśnięte na krawędzi baru i knykcie, które robiły się coraz bielsze. W tym czasie tłum wokół dziedzińca się zmniejszył, co sprawiło, że Brian nie miał się czym zajmować. - Jest pan pewien, że nie mogę nic panu podać? – zapytał Brian, odrobinę bardziej piskliwym tonem niż kilka minut temu. – Poważnie, Lily… Facet w Garniturze potrząsnął głową, pochylił się do przodu i oparł łokcie o blat. - Brian, idź wytrzeć bar na drugim końcu. – rozkazał. Spojrzałam na niego i zdjęłam tę fałszywie przyjazną maskę, którą zazwyczaj przywdziewałam dla innych klientów. Nasze spojrzenia skrzyżowały się z niewypowiedzianą furią. Byłam na nogach przez całą noc i byłam wyczerpana, a teraz jeszcze musiałam sobie radzić z klientem z piekła rodem. Nie miał pojęcia, z kim właśnie zadarł. - Zrób mi Collinsa12. – powiedział tymi swoimi uwodzicielskimi ustami. To były tego rodzaju usta, które były stworzone do wydawania rozkazów i spełniania obietnic. Żadnego proszę. Żadnego dziękuję. Drink słodko-kwaśny, z sokiem z cytryny, ginem, syropem cukrowym i wodą gazowaną oraz lodem. 12
Tłumaczenie: marika1311
Strona 21
Wytrzymałam jego spojrzenie i sięgnęłam po wysoką szklankę. Byłam dumna z każdego drinka, którego zrobiłam, ale wiedziałam, że jego będzie nie-kurwanaganny. Fachowo wlałam dwie uncje ginu, a potem dodałam jeszcze troszeczkę. Jedna łyżeczka drobno zmielonego cukru, a następnie pół uncji soku cytrynowego. Zmieszałam to wszystko razem i dodałam trochę wody gazowanej. Wziął szklankę z moich rąk, zanim mogłam ją przed nim postawić. Patrzyłam, jak unosi ją do ust, wstrzymując każdą, złośliwą uwagę, która przychodziła mi do głowy. - Za dużo cukru. – oświadczył, odstawiając szklankę na bar. – Zrób to jeszcze raz. Ledwie wziął jeden łyk. Musiałam wgryźć się w swój język, na tyle mocno, że prawie odcięłam dopływ krwi do koniuszka. Klient zawsze ma rację. Nawet jeśli klient pierdoli głupoty, to i tak zawsze ma rację. - Mówisz poważnie? – odezwała się dziewczyna stojąca obok, broniąc mnie, zanim obróciła się w moją stronę. – Nie martw się, dziewczyno, jesteś świetną barmanką. Nie słuchaj go. Pan Garniturek nawet na nią nie spojrzał i wiedziałam, że nie miałam wyboru. Musiałam zrobić to jeszcze raz. Odmierzałam składniki i wrzucałam je do nowej szklanki, a ręka drżała mi z gniewu. Znowu wyciągnęłam przed siebie drinka, ignorując dotyk jego palców, kiedy wyciągnął go z mojej ręki. Zmarszczył brwi, smakując nową porcję. Obserwowałam go i czekałam, aż ustąpi i podziękuje mi za drugiego drinka. Potrząsnął głową. - Za mało cytryny. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć klientów, którzy kiedykolwiek poprosili mnie o przyrządzenie drinka drugi raz. Nie miał pojęcia, o czym mówił. Sięgnęłam ponad ladą i wyrwałam mu szklankę z rąk. Szczęka mu opadła. - Lily! Jezu. – krzyknął Brian, próbując wyciągnąć drinka z mojej dłoni. Trzymałam mocno szklankę i obserwowałam, jak nozdrza faceta się rozszerzają, kiedy wzięłam łyk tego, co sama robiłam. Było dobre. Schłodzone i aromatyczne. - Jesteś niemożliwy. – syknęłam. – Przykro mi, ale aż tak bardzo nie potrzebujemy twoich pieniędzy. Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił głową, sięgając do swojej tylnej kieszeni. Rozłożył swój skórzany portfel i wyciągnął z niego dwa banknoty studolarowe.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 22
- Mylisz się. Zawsze chcemy pieniędzy klientów. – Rzucił kasę na blat i wstał ze swojego stołka. – Jesteś zwolniona. Uznaj to za odprawę. Serce podskoczyło mi do gardła. Chwila. Że co? - Stara, masz przerąbane. – jęknął Brian. – Wiesz, kto to był? Ledwie mogłam go usłyszeć; byłam za bardzo skupiona na facecie przechodzącym przez tłum w stronę wyjścia. To był tylko kolejny klient… prawda? - To był Dean Harper. – powiedział ze śmiechem, odpowiadając na swoje własne pytanie. – Miło było cię poznać.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 23
Rozdział piąty DEAN
Zoe: Nie zwolniłeś chyba tej nowej dziewczyny, co? Powiedz mi, że nie jesteś aż taki głupi.
Zignorowałem wiadomość od Zoe i założyłem swoje znoszone buty do biegania. Mój telefon znowu zawibrował i niechętnie odczytałem kolejnego smsa.
Zoe: Wczoraj bar przyniósł cztery razy więcej zysku niż zazwyczaj. TAK TYLKO MÓWIĘ.
Zoe była częścią mojego zespołu przez ostatnich pięć lat. Dobrze nam się razem pracowało, bo była dobrym menadżerem i w stu procentach nie była mną zainteresowana – ani żadnym innym mężczyzną. Na początku każdej restauracji ustanawiałem ją tymczasowym menadżerem. Pomagała mi zatrudnić i wyszkolić nowy personel przez kilka pierwszych tygodni i była w tym cholernie dobra. Jej talent do irytujących żarcików nie był powodem, dla którego trzymałem ją w pobliżu.
Zoe: Czemu to zrobiłeś?
Zignorowałbym jej pytanie, ale coś mi mówiło, że nie przestanie, dopóki nie otrzyma zadowalającej odpowiedzi.
Dean: Nie jest materiałem do Provisions.
Mój telefon od razu zawibrował. Tłumaczenie: marika1311
Strona 24
Zoe: Taa, masz rację. Zarabianie pieniędzy jest przereklamowane.
Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem swoją playlistę do ćwiczeń. Zoe mogła sobie pisać swoje wiadomości, ale musiałem zacząć swój bieg. Moje łydki były spięte od ostatnich ćwiczeń, ale napięcie ustąpi do czasu aż dotrę do parku. Zamknąłem za sobą mieszkanie i wsunąłem zapasowy klucz za sznurowadła lewego buta. A potem wyruszyłem. Musiałem wykonywać jakąś formę aktywności fizycznej codziennie, ale nie byłem przywiązany do jednej konkretnej rzeczy. Bieganie, kolarstwo, wioślarstwo – cokolwiek, co wprawiało moje kończyny w ruch i pomagało łatwiej oswoić ogień wewnątrz mnie. Moje stopy zadudniły o chodnik i poczułem się tak, jakby kawałki mojego życia wpadły na swoje miejsce. Myślałem, że będę szczęśliwy po tym, jak zarobiłem swój pierwszy milion, dziesiąty, dwudziesty. Myślałem, że do czasu, kiedy zajmę solidne miejsce na nowojorskiej scenie restauratorów, będę zadowolony. Myliłem się. Ogień nigdy nie zgasł, a ja zawsze chciałem więcej. Każdy student pierwszego roku psychologii mógłby połączyć kropki i stwierdzić, że używałem pracy po to, by wypełnić emocjonalną pustkę w moim życiu, ale obiektywnie rzecz biorąc, myliliby się. Nie miałem pustki. Miałem więcej niż dużo kobiet i nawet szczerze kochałem jedną czy dwie z nich. Za niczym nie tęskniłem, niczego mi nie brakowało, a mimo to naciskałem na siebie bardziej. Dlaczego? Bo niektórzy ludzie po prostu lubią wyzwania. Biegłem po szlaku dookoła Central Parku, kiedy mój telefon zawibrował z przychodzącym połączeniem. Sprawdziłem go, przygotowując się na to, żeby znowu zignorować Zoe, ale zamiast tego na ekranie zobaczyłem imię Juliana. - Julian, co tam? – zapytałem, korzystając z okazji, by złapać oddech. Byłem dopiero w połowie swojego biegu, ale rozciągałem ścięgna wolną ręką, żeby nie przetrenować mięśni. - Hej, stary. Jesteś w mieście? – zapytał. - Wróciłem wczoraj.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 25
- Niech zgadnę; pojechałeś prosto do pracy, ledwie spałeś, a teraz co, pewnie ćwiczysz? Uśmiechnąłem się pod nosem. Julian i ja byliśmy przyjaciółmi od czasów studiów. Znał moje nawyki lepiej niż ktokolwiek inny. - Touché, dupku. Czego chcesz? Zaśmiał się, a potem usłyszałem w tle kobiecy głos. Prawdopodobnie był ze swoją dziewczyną, Josephine. - Jestem w Central Parku, robimy zdjęcia do bloga Jo. Powinieneś wpaść. Potem chyba pójdziemy na śniadanie, jak już zrobi tyle ujęć, ile potrzebuje. Nie mogłem iść na śniadanie, ale byłem już w Central Parku. Nie zaszkodzi zatrzymać się na kilka minut. Skończę drugą połowę biegu później. - Gdzie jesteś? - Lower East Side, zaraz za Siedemdziesiątą Drugą. Poszukałem wzrokiem znaku z nazwą ulicy. Byłem na skrzyżowaniu ulicy Broadway i Sześćdziesiątej Szóstej, więc jeśli pobiegnę prosto, dotrę tam w krótkim czasie. - Dobra, do zobaczenia za chwilę. Central Park był zatłoczony turystami i rodzinami, starającymi się jak najlepiej wykorzystać swój sobotni poranek. Za kilka godzin będzie tutaj prawie zbyt gorąco, by tu siedzieć, ale teraz, ze słońcem schowanym za kamienicami, wciąż było dość chłodno. Zwolniłem do marszu, kiedy zbliżałem się do Siedemdziesiątej Drugiej Ulicy i rozejrzałem się po okolicy w poszukiwaniu Juliana i Josephine. Ominąłem miejsce, gdzie była scena, a potem szedłem po ścieżce. Właśnie miałem skręcić na Piątą Aleję, kiedy usłyszałem śmiech. - Lily. Zamknij się! Nie mogę zrobić poważnego zdjęcia, jeśli ty przez cały czas się śmiejesz. - A niby co mam robić? Twoja twarz wygląda dziwnie! Powiedziałam, żebyś wyglądała jak tygrys, a nie jak kot domowy z zaparciami. Skręciłem w stronę głosów i znowu się rozejrzałem, aż w końcu zauważyłem ich na boku, prawie schowanych za drzewami. Josephine pozowała na kamieniu z lasem w jej tle. Była wystrojona od stóp do głów do swojego bloga modowego, a jakaś nieznajoma mi blondynka robiła jej zdjęcia. Julian stał z boku, prawdopodobnie trzymając się z dala od linii ognia. Tłumaczenie: marika1311
Strona 26
- Spróbuj zrobić coś takiego. – powiedziała blondynka, wyginając swoje ciało w pozie, którą widziałem tysiąc razy u celebrytek. Ten ruch odkrył nieco kuszącej skóry między dżinsowymi szortami i jej białą bluzką. Prosty strój i pasujące Conversy przypomniały mi o dziewczynach w domu, w Iowa. Dałem krok naprzód, wyłączyłem muzykę w swoim telefonie i owinąłem słuchawki dookoła mojej szyi. Mój ruch zwrócił uwagę Josephine; uśmiechnęła się szeroko i zeskoczyła z kamienia. - Tytan przemysłowy dał radę przyjść! - Cześć, Jo. – powiedziałem, po czym kiwnąłem do Juliana. Jej fotografka była ostatnią osobą, która się obróciła, by mnie powitać. Majstrowała coś przy aparacie, patrząc na niego tak, że włosy zakrywały prawie połowę jej twarzy. Skupiłem się na tej połowie, którą widziałem – na tej wysokiej kości policzkowej i różowych ustach wygiętych w uśmiechu. Zrobiłem kolejny krok do przodu, a ona uniosła wzrok, leniwie przesuwając go po moich spodenkach treningowych i podkoszulku. Rozpoznałem ją chwilę przed tym, jak ona rozpoznała mnie; kiedy w końcu zrozumiała, kim jestem, w jej jasnych oczach wybuchł płomień. - A ty co tutaj, kurwa, robisz? – zapytała.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 27
Rozdział szósty LILY
Dean Harper miał tupet. (I całkowicie wyrzeźbione ciało, gdyby ktoś zwracał uwagę na tego rodzaju rzeczy. Mnie, oczywiście, nie mogło to obchodzić mniej.) Po tym, jak zwolnił mnie poprzedniego wieczoru, wiedziałam, że czasami będziemy na siebie wpadać. Po prostu nie oczekiwałam, że to się stanie już następnego dnia rano. Nadal lizałam swoje rany, na miłość boską. Podeszłam bliżej i chwyciłam aparat Josephine z wystarczającą furią, by zgnieść go na proch. Zauważyła to i delikatnie zabrała go z mojego uścisku, zanim stałby się ofiarą wojny terytorialnej, która miała się zaraz rozpocząć. Trzeba było mu oddać, że wyglądał na tak samo wkurzonego, jak ja. Jego ciemne oczy przesunęły spojrzeniem po moim ciele, pozornie czując obrzydzenie na to, że mnie tutaj widzi. - To ty jesteś Lily? - Lily Noelle Black. – Uśmiechnęłam się szyderczo. – Nie martw się, nie czuję się urażona; pewnie ciężko jest zapamiętać tych wszystkich ludzi, dla których jest się dupkiem. Julian wszedł na ziemię niczyją, między nami, wyciągając ręce w powietrze, jakby chciał nas powstrzymać. Ze swoimi ciemnymi włosami i ostrymi rysami twarzy, zazwyczaj sprawiał onieśmielające wrażenie, ale przy Deanie nie miał porównania. Byli niemal tego samego wzrostu, ale Dean miał więcej mięśni; mięśni, których prawdopodobnie chciał użyć, żeby mnie w tym momencie udusić. - Jezu. Co jest z wami? – zapytał Julian. – Co się wczoraj stało? Skrzyżowałam ramiona na piersi, wygięłam biodro i rzuciłam Deanowi uśmiech w stylu załatwię cię, suko. - Proszę bardzo, powiedz im, Dean. Po raz drugi w ciągu dwunastu godzin, ustępuję ci miejsca na scenie. Ten przeciągnął dłońmi po włosach, potwierdzając moje wcześniejsze podejrzenia co do jego nawyku. A potem oderwał ode mnie spojrzenie i zerknął na Juliana. Po co, dla pocieszenia? Mentalnego wsparcia? Na pewno, ty fiucie. Tłumaczenie: marika1311
Strona 28
- Lily wczoraj pracowała pierwszy raz w Provisions i zmieniła mój bar w tanią podróbkę z filmu Wygrane marzenia13. Oczy wyszły mi z orbit. Dosłownie. Wypadły mi z czaszki w reakcji na te bzdury, które właśnie wygłosił. Spojrzałam na ziemię, żeby się upewnić, czy naprawdę tam nie leżą, a potem zbliżyłam się do Deana z palcem wycelowanym prosto w jego pierś. Julian, nadal stojący między nami, wyprostował ręce, przygotowując się do tego, by nas powstrzymać, jeśli by to było konieczne. - Nie pieprzyłam twojego baru. Zarobiłeś przeze mnie tyle pieniędzy, że to aż śmieszne! Oczy Deana zapłonęły gniewem. - Obraziłaś moje menu na oczach klientów! Zlekceważyłaś mnie i mój personel… - Och, daj spokój! To menu z drinkami jest do bani i dobrze o tym wiesz! Bahama Mama? Ale to innowacyjne. - Okej! Chwila. – wtrąciła się Josephine, chwytając mnie za ramię i blokując mi widok morderczego spojrzenia Deana. Skupiłam się na niej i po raz pierwszy, odkąd Dean tutaj przyszedł, byłam w stanie wziąć uspokajający oddech. – Lily. Uspokój się. – powiedziała. - I ty, Dean. – dorzucił Julian. – Co, do cholery, w ciebie wstąpiło? Oboje coś odburknęliśmy, zirytowani i wyszło nam to w tak idealnej synchronizacji, że bym się roześmiała, gdybym tak bardzo nim nie gardziła. Jo odwróciła się do Juliana i wymienili zmartwione spojrzenia. - Może się na chwilę rozdzielimy. – zasugerował Julian. Jo kiwnęła głową. - Pomyślałam dokładnie o tym samym. Nienawidziłam, kiedy ktoś robił coś za mnie. Ja i Dean nie potrzebowaliśmy mediatorów. Mogliśmy sami sobie poradzić z naszymi problemami, ale Julian już się obrócił i skierował Deana z powrotem na ścieżkę. Obserwowałam jego plecy, czekając, aż się odwróci i rzuci mi ostatnie mordercze spojrzenie, ale tego nie zrobił, a Josephine odciągnęła mnie na bok, zanim mogłam wpaść na jakąś ostatnią obelgę, którą mogłabym w niego rzucić. Barmanki w tym filmie były bezczelne i seksowne. Wskakiwały na bar i na nim tańczyły, polewały klientów alkoholem, w jednej scenie rozlały alkohol na barze i go podpaliły, a potem nad nim tańczyły :D 13
Tłumaczenie: marika1311
Strona 29
Kopałam kamyki na swojej drodze, wciąż nabuzowana po naszej sprzeczce. Josephine ścisnęła moją rękę, kiedy szłyśmy w kierunku Piątej Alei. - Wow. Więc, to było… Spojrzałam na nią. - Okropne. Zmrużyła powieki. - Barwne. - Trzeba było widzieć, jak mnie potraktował wczoraj. Zacisnęła usta i zerknęła na mnie tymi swoimi zielonymi oczami. - Cóż, zgaduję, że nie za dobrze. - Udawał gównianego klienta, a potem zwolnił mnie tak z miejsca. Na oczach innych barmanów. Zatrzymała się w pół kroku. - Poważnie? Kiwnęłam głową. - Chcesz tam wrócić? Przytrzymam go i będziesz mogła skopać mu dupę. Uśmiechnęłam się pod nosem. Pomysł zaatakowania Deana razem z Josephine brzmiał kusząco, ale musiał być jakiś lepszy sposób na to, by zaleźć mu za skórę. Po prostu musiałam na niego wpaść. - Nie, jest dobrze. Po prostu wróćmy do mieszkania. I tak muszę wrócić do poszukiwania jakieś pracy. Kątem oka dostrzegłam, że marszczy brwi. - Przykro mi, Lil, ale nie mogę. Julian i ja mamy już plany na śniadanie z jego siostrą, a potem chciała mi pokazać kilka projektów z jej nadchodzącej kolekcji. Byłam w Nowym Jorku od dwóch dni, a już miałam wrażenie, że Josephine nie ma dla mnie czasu. - Wrócisz na obiad? – zapytałam. - Blogerzy z Vogue spotykają się na biurową happy hour. – wyrecytowała, patrząc na swój kalendarz w telefonie. Tłumaczenie: marika1311
Strona 30
Kiwnęłam głową. Idealnie. Ja też miałam ważne plany. Obejmowały one wysłanie mojego CV do każdej restauracji w promieniu kilometra i jednoczesne włączenie maratonu serialu Słodkie Kłamstewka w tle, żebym miała wrażenie, że nie jestem w domu sama.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 31
Rozdział siódmy DEAN
- Dean, musisz z powrotem zatrudnić Lily. Rzuciłem mu złowrogie spojrzenie, a on wygiął brew dla podkreślenia tego, co powiedział. - Mówię śmiertelnie poważnie. Szedłem z nim przez park, wyjaśniając moją wersję wydarzeń z wczorajszej nocy. Wiedziałem, że nie miałem stuprocentowej racji, ale Lily też nie była aniołem. Jej postawa? Jej osobowość? Była jak kotka zagnana do kąta: z wystawionymi pazurami, gotowa do ataku. - Słuchaj, wiem, że jest twoją znajomą i nie wątpię, że przebywanie w jej towarzystwie przez większość dni jest przyjemnością, ale tacy zapalczywi pracownicy nigdy nie wytrwają długo. Jak sądzisz, dlaczego pracuję dla siebie? Julian potrząsnął głową. - Właśnie przeprowadziła się z Teksasu, dwa dni temu. Wprowadziła się do Jo i potrzebuje pracy. Nie zniszczy ciebie ani twojej restauracji. Tu chodzi o pomoc przyjaciółce. - Cóż, prosisz mnie o zbyt wiele, stary. Josephine? Ona jest słodka jak południowe ciasto z brzoskwiami. Jeśli ona potrzebowałaby pracy, od razu dałbym jej jakąś posadę. Zaśmiał się. - Nie sądzę, żeby zrezygnowała z Vogue’a i zamiast tego układała dla ciebie sztućce. Klasnąłem dłońmi. - Załatwione. Ma tę robotę. - Jesteś idiotą. Obróciłem się twarzą do niego. - Czy ty mnie w ogóle nie słuchasz? Nie-lubię-Lily. Nie zamierzam jej zatrudnić w mojej restauracji. Ani teraz, ani nigdy. Tłumaczenie: marika1311
Strona 32
Skrzyżował ramiona i mi się przyglądał. Czego on szukał? Nie miałem pieprzonego pojęcia. - Zapomnij o urazach i daj jej jeszcze jedną szansę. Nie poznaliście się w najlepszych okolicznościach. Chodźmy na kolację, żebyście mogli zakopać topór wojenny. Jeśli po tym nadal się nie dogadacie, to trudno, ale przynajmniej będziesz mógł powiedzieć Josephine, że próbowałeś pomóc Lily nie raz, ale dwa. Nienawidziłem, kiedy ktoś mi mówił, co mam robić. Zawsze tak było. Lubiłem słuchać swoich własnych instynktów, zwłaszcza jeśli chodziło o moje przedsiębiorstwa. Niestety, wiedziałem, że wygnanie Lily z mojego życia zawodowego nie będzie miało znaczenia, jeśli ona już przeniosła się na moje życie osobiste. Uważałem Juliana i Josephine za swoich najbliższych przyjaciół. Z tego powodu – i tylko z tego – kiwnąłem głową i zgodziłem się na kolację. - O siódmej w poniedziałek. Wybierz jakieś neutralne miejsce i niech ktoś ją przeszuka zanim przyjadę.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 33
Rozdział ósmy LILY
Ilość nocy, które spędziłam w Nowym Jorku: trzy. Ilość nocy, kiedy Josephine została u Juliana: trzy. Kiedy wyobrażałam sobie moją przeprowadzkę do Nowego Jorku, widziałam siebie i Josephine podbijające świat. Marzyłam o tym, by zwiedzać z nią miasto. Wiecie, doświadczyć razem z nią naszego pierwszego, wspólnego napadu, płacić dziesięć dolców w Chinatown, żeby pofarbowano nam włosy, a potem śmiać się przez kilka dni, kiedy wszystkie włosy by nam wypadły. Widzicie? Zabawa! Niestety, wyglądało na to, że będę doświadczać miasta sama. I miałam przeczucie, że to nie będzie nawet w połowie tak zabawne. Josephine była moją najlepszą przyjaciółką, odkąd miałyśmy wystające zęby i bawiłyśmy się lalkami Polly Pocket. Po części przeprowadziłam się tutaj dla niej, ale ona miała nowego chłopaka, który wyglądał jak potomstwo dwóch gwiazd opery mydlanej, więc nie byłam już dla niej priorytetem. Westchnęłam i wepchnęłam dłoń do pudełka z płatkami, tylko po to, żeby stwierdzić, że jest puste. A niech to. Mogłabym się nad sobą użalać przez kolejne solidne pół godziny, ale nie bez nieprzerwanego strumienia płatków cynamonowych. Nie miałam wyboru; musiałam wyjść z mieszkania. Podpełzłam do swojej walizki i sięgnęłam po pierwszą rzecz, o jaką otarły się moje palce. To był miękki, niebieski t-shirt z białym konturem granic Teksasu na przedzie. W środku tego, pogrubioną czcionką, było napisane „Made”14. Zapłakałam, kiedy ścisnęłam tkaninę w dłoni. Łzy mnie zszokowały. Były brzydkie i wystarczająco głośne, żeby usłyszeli mnie sąsiedzi, ale nie mogłam przestać. To mnie przerosło. Nie miałam perspektyw na pracę w Nowym Jorku. Provisions miało zapewnić mi stały dochód, dopóki nie znalazłabym czegoś bardziej stałego. Zamiast tego, Dean Harper wpadł jak zły wilk, parskając i zdmuchując moje marzenia, zanim mogłam w ogóle zacząć je budować. Chwila… to sprawia, że jestem jedną z tych głupich świni z tymi gównianymi materiałami budowlanymi. Zapłakałam jeszcze głośniej.
14
Czyli „Made in Teksas” (wyprodukowano w Teksasie).
Tłumaczenie: marika1311
Strona 34
Moja komórka zawibrowała na podłodze obok mnie i twarz Josephine pojawiła się na ekranie. Na tym zdjęciu spała. Jej ciemne włosy odstawały w każdą stronę, a ja narysowałam jej fiuta na policzku. To było zdjęcie z naszej ostatniej klasy liceum i nadal wywoływało u mnie śmiech. - Co porabiasz? – zapytała. Spojrzałam na koszulkę w swojej dłoni. - Nic. To zabrzmiało kiepsko. - Ćwiczę. – Rzuciłam. - Och, wow, nieźle. Cardio? W mieście jest kilka fajnych tras. Przewróciłam oczami i opadałam na podłogę. Sprawiała tylko, że czułam się jeszcze gorzej. - Jakie masz plany na dziś? – zapytałam. - Muszę przeprowadzić rozmowę kwalifikacyjną do mojej kolumny w Vogue, a potem muszę wziąć te zdjęcia z wczoraj i napisać post na blogu. Chcesz później coś porobić? Nareszcie! Światełko w tunelu! - Pewnie. - Okej. Zadzwonię potem. Rozłączyła się, a ja wbiłam wzrok w sufit, po raz pierwszy zdając sobie sprawę, że w zasadzie przeprowadziłam się do Nowego Jorku bez solidnego planu. Zostawiłam za sobą wszystko w Teksasie: moją stabilną, choć okropną pracę w meksykańskiej restauracji, swoje niedokończone projekty na Pintereście i poobijany czerwony samochód, który uroczo nazywałam Rzęchem. Po co? Żeby odnaleźć się w przemyśle restauracyjnym. A co robiłam? Urządzałam największe na świecie przyjęcie użalania się nad sobą. Nie mogłam zrezygnować ze swoich marzeń już trzeciego dnia, nawet jeśli Dean Harper był dupkiem i nawet jeśli Josephine była zbyt zajęta, żeby faktycznie spędzić ze mną trochę czasu. Znajdę fajniejszego szefa niż Dean i równie niesamowitych przyjaciół co Jo. Tłumaczenie: marika1311
Strona 35
Chwyciłam się tego małego promyczka nadziei i usiadłam. Nie mogłam siedzieć bezczynnie i czekać, aż moje marzenia się spełnią. Musiałam wziąć życie za rogi. Uczesałam swoje włosy i wyszczotkowałam zęby, a potem się przebrałam. W praktyczne, podkreślające figurę granatowe spodnie, balerinki i jedną z białych bluzek Josephine. Była mi winna przynajmniej tyle. Trochę korektora pod oczy ukryło moje tymczasowe załamanie psychiczne, a muśnięcie rzęs tuszem przywróciło z powrotem do świata żywych. Czułam się tak, jakbym była w teledysku, kiedy szłam w stronę metra. Piosenka The Strokes, You Only Live Once, rozbrzmiewała w moich słuchawkach, dodając mi trochę wigoru. Schodziłam właśnie po raz pierwszy do systemu metra, kiedy Josephine do mnie napisała. Nie byłam pewna, czy nie stracę zasięgu w Śródziemiu – czy gdziekolwiek prowadzą te schody – więc odsunęłam się na bok i otworzyłam jej smsa.
Josephine: Julian właśnie mi powiedział, że chce iść dziś na kolację. Spotkasz się z nami w Gramercy Tavern koło siódmej? On stawia! Lily: Z chęcią.
Uśmiechnęłam się. Mogłam się im pochwalić tym wszystkim, co udało mi się zrobić w ciągu dnia. Och, ja? Zostałam właśnie zatrudniona w najbardziej eleganckiej restauracji w mieście i dostałam zaproszenie na imprezę urodzinową córki Beyonce. Więc tak, wymiatam. Dotarłam do dołu schodów i zatrzymałam się, kiedy spostrzegłam to zoo wokół mnie. Pewni siebie i szybcy nowojorczycy poruszali się pewnie po stacji metra. Patrzyłam na to, jak przechodzą przez metalowe bramki i zastanawiałam się, skąd wzięli te karty, którymi przesuwali po czytnikach. Obróciłam się dookoła, szukając jakiegoś punktu informacyjnego, ale ciężko było zobaczyć cokolwiek poza hordą ludzi w czarnym, brązowym i szarym kolorze. Można by pomyśleć, że miasto zakazuje noszenia kolorów. No serio, ludzie. Próbowałam złapać czyjeś spojrzenie, żebym mogła go zapytać o pomoc, ale ani jedna osoba nie patrzyła w moim kierunku. Oficjalnie byłam tutaj sama, bez niczyjej pomocy. Zeszłam z drogi tych wszystkich osób i miałam już wpisać w Google „jak korzystać z metra w Nowym Jorku”, kiedy zauważyłam, że Josephine kilka minut temu wysłała mi wiadomość. Tłumaczenie: marika1311
Strona 36
Josephine: No i jeszcze coś, to nic takiego, ale dołączy do nas Dean. Dobra, na razie. Pogadamy później.
- Kurwa. - Wszystko gra? Oderwałam wzrok od swojego telefonu i zobaczyłam, że na podłodze obok mnie siedzi bezdomny mężczyzna. Jego cienka, biała broda sięgała mu piersi, a włosy miał zaplecione w dredy, które odstawały we wszystkie strony. Spojrzał na mnie swoimi jasnoszarymi oczami, a ja zmarszczyłam brwi. - Wiesz co? Nie bardzo. – przyznałam. Wzruszył ramionami. - Mama mówiła mi, że będą takie dni. Kiwnęłam głową. Mądre słowa jak na faceta w koszulce z napisem „Klub ze Striptizem: Niebieski Króliczek”. - Jestem Lily. – powiedziałam, wyciągając do niego rękę. Skupił wzrok na mojej dłoni, wydając się być zdezorientowany tym, co ma z nią zrobić. Zwinęłam palce w pięść i opuściłam rękę do swojego boku. - Nelson. – odparł, kiwając głową. - Jechałeś kiedyś metrem? – zapytałam, zanim rozejrzałam się ponownie po tłumie ludzi. Mówił z tak mocnym akcentem, że miałam wrażenie, że jego słowa się ze sobą mieszają. - Co to za pytanie? Myślisz, że tutaj przesiaduję dla otoczenia? No dobra. - Kupię ci burgera, jeśli pomożesz mi to rozgryźć. - Z serem? Uśmiechnęłam się. - Oczywiście. Tłumaczenie: marika1311
Strona 37
I tak włóczęga Nelson stał się moim pierwszym przyjacielem w Nowym Jorku. Witaj, kalendarzu zapełniony spotkaniami.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 38
Rozdział dziewiąty LILY
Po całym dniu polowania na pracę, skręciłam w Dwudziestą Ulicę i natychmiast poczułam cudowne zapachy z Gramercy Tavern. Aromat pieczonego kurczaka wystarczył, by mój żołądek zaburczał po raz tysięczny tego wieczoru. Gdzieś pomiędzy śniadaniem i kolacją, powinnam była się zatrzymać i coś zjeść, ale nie miałam czasu. W chwili słabości zatrzymałam się na gorącego precla od sprzedawcy ulicznego, ale w innej chwili jeszcze większej słabości, potknęłam się i precel wpadł mi do kałuży. Niech to szlag. Otworzyłam ciężkie, drewniane drzwi i prawie zemdlałam, kiedy zapach czosnku z puree ziemniaczanym uderzył we mnie pełną siłą. Nadal w moim sercu. Kilkanaście osób oczekiwało na wolny stolik, wszyscy stali ściśnięci w foyer. Przepchnęłam się pomiędzy nimi i uśmiechnęłam się do drobnej hostessy o blond włosach, gotowej, by zapisać moje nazwisko na swojej podkładce. - Witam. Ile osób? - Och, chyba powinna być rezerwacja na nazwisko Lefr… - Lily. Od razu się spięłam na dźwięk znajomego, głębokiego głosu wypowiadającego moje imię. Proszę, niech to będzie Julian. Niech to będzie Julian. Obróciłam się na pięcie i stanęłam twarzą w twarz z Deanem Harperem, opierającym się o ścianę foyer, z dłońmi wetkniętymi w kieszenie czarnych spodni. Miał zmarszczone brwi, usta ściągnięte w linię, a jego brązowe oczy emitowały taki poziom pogardy, jaki powinien być zarezerwowany dla naprawdę ohydnych przestępców. Albo, wiecie, dla tej osoby, która próbuje się przed ciebie wepchnąć w kolejkę po mrożony jogurt. Ja też biorę dodatki, suko. To nie jest za darmo. Zrobiłam krok ku niemu i otwarcie się gapiłam, kiedy rudowłosa dziewczyna obok niego pochyliła się, by go pocałować w policzek. Była niemal jego wzrostu, czyli trochę wyższa ode mnie, ale to jej włosy przyciągały moją uwagę. Pasemka były stworzone z czystego ognia, z tego samego odcienia, jaki widniał na jej ustach. Jej sukienka była czarna i obcisła, obejmując jej ciało w sposób, że miałam ochotę zerwać z siebie prostą, białą bluzkę, którą dzisiaj założyłam. Biegałam po mieście przez ostatnie dwanaście godzin, więc były szanse, że miałam na niej od dwóch do Tłumaczenie: marika1311
Strona 39
czterech tajemniczych plam i wystarczająco dużo wygnieceń, że można by pomyśleć, iż wyciągnęłam ją ze śmietnika. - Czekamy na Juliana i Jo. – powiedział Dean, nie kłopocząc się jakimkolwiek powitaniem. Przeniosłam spojrzenie na niego i przyłapałam go na tym, że przyglądał się mojemu strojowi. Uniosłam brew, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. - Przyprowadziłeś znajomą. – stwierdziłam z uprzejmym uśmiechem skierowanym do kobiety obok niego. - Randkę. – poprawił. Oczywiście. - Ach, cóż, nie zdawałam sobie sprawy, że mieliśmy kogoś przyprowadzić. Przechylił głowę na bok i zmrużył powieki. - Przepraszam, następnym razem upewnię się, żeby Jo ci to przekazała. Żebyśmy byli w tej samej sytuacji. – mówił z nienaruszoną obojętnością. Otworzyłam usta, żeby mu odpowiedzieć, kiedy jego randka zrobiła krok naprzód i złagodziła napięcie rosnące między nami. - Jestem Casey. – powiedziała, wyciągając do mnie rękę jako znak pokoju. Jej uśmiech był szczery, choć nieco zdesperowany. Jestem pewna, że czuła się zakłopotana tak bardzo, jak ja. - Lily. – Uścisnęłam jej dłoń i jednocześnie przeklinałam w duchu niebiosa. Jak czyjeś ręce mogą być takie miękkie? - Miło cię poznać, Lily. – powiedziała, uśmiechając się szeroko. Była piękna i uprzejma; co ona, do cholery, robiła z Deanem? - Jak się poznaliście? – zapytałam, ponownie skupiając się na Casey. Uśmiechnęła się i sięgnęła po jego rękę, żeby mogła spleść ich palce. - Właściwie to dość śmieszna historia. To było w kawiarni, znasz to fajne miejsce na Czterdziestej Trzeciej? – Zerknęła na Deana. – Jak się nazywa? – Zanim mógł odpowiedzieć, machnęła dłonią i kontynuowała „śmieszną” opowieść. – W każdym razie, zamawiałam bajgla, ale chciałam takiego z jagodami, ale ich już nie mieli, więc wtedy… Przestałam słuchać gdzieś pomiędzy pierwszym i drugim zdaniem, ale udawałam, że skupiam się na jej opowieści. Nie musiałam znać historii jej życia. Chciałam tylko wiedzieć, czy Dean w jakiś sposób ją naćpał, żeby zmusić ją do wyjścia z nim. Tłumaczenie: marika1311
Strona 40
- I wtedy Dean podszedł i zapytał „to twoja kawa?”. Nope. Nadal nuda. - Więc, tak! – zawołała, uśmiechając się i pokazując swoje dołeczki, kończąc swoją historię kilka minut później. – Tak właśnie było. To chyba nasza druga oficjalna randka. Uśmiechnęłam się, planując zemstę na portfelu Deana. - Cóż, więc to jest dla was wyjątkowa noc. Lepiej to uczcijmy. Dean, może zamówisz butelkę dobrego szampana, kiedy tu czekamy? - Uwieeeeelbiam szampana! – zanuciła Casey, a ja chwyciłam menu ze stolika hostessy. - Chyba powinniśmy zaczekać na Jul… - Nonsens! Casey, lubisz bardzo wytrawnego szampana? – zapytałam. - Najbardziej lubię takie musujące. Lubię, jak łaskocze mnie w nosie! – zaćwierkała uroczo. - Szampan z bąbelkami, załatwione. – Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy znalazłam w menu butelkę za sześćset dolarów. – Myślę, że Selosse byłby idealny, co o tym sądzisz, Dean? Przez ułamek sekundy myślałam, że dostrzegłam uśmieszek na ustach Deana, figlarne potwierdzenie tego, że wie, w jaką grę grałam, ale kiedy spojrzałam na niego jeszcze raz, wizja znikła. Na jego twarzy był widoczny stoicki spokój, rysując linię pomiędzy tym, gdzie stał on i gdzie stałam ja. Oddzielnie. Osobno. Byliśmy praktycznie dwoma osobnymi gatunkami. Drzwi do restauracji się otworzyły i skonana Josephine weszła do środka, z Julianem depczącym jej po piętach. Mieli zaczerwienione policzki i szerokie uśmiechy. - Przepraszam, przepraszam! – powiedziała Josephine, składając dłonie w milczącej modlitwie, bym wybaczyła jej spóźnienie. – Coś nas zatrzymało w mieszkaniu. Uśmiechnęłam się pod nosem. - Znowu zgubiliście kluczyki do kajdanek? Casey zapiszczała i pochyliła się, żeby lekko pacnąć mnie w ramię. - No weź! Tłumaczenie: marika1311
Strona 41
- Przepraszam. – powiedziała hostessa do naszej grupy, podchodząc bliżej. – Czy to już cała państwa grupa? Dean odepchnął się od ściany. - Tak. Chodźmy. – Minął mnie, zostawiając swoją randkę w tyle, by poprowadzić nas do stolika. Obserwowałam go, jak idzie, szczerze nim zakłopotana. Hostessa próbowała z nim porozmawiać, ale jego odpowiedzi były krótkie i obojętne. - Przysięgam, on się tak nigdy nie zachowywał. – szepnęła Josephine, kiedy szłyśmy obok siebie przez restaurację. Zerknęłam na nią. - Czyli mówisz, że nie zawsze jest dupkiem tak, jak w swojej pracy? Zmarszczyła brwi. - Wiedziałam, że jest kontrolującym świrem, ale zawsze z nim przebywałam, kiedy był w swoim imprezowym nastroju. Wzruszyłam ramionami, z powrotem przenosząc spojrzenie na niego. Dotarł do stolika kilka kroków przed nami i już odsuwał krzesło. - Casey. – powiedział nagle, pokazując jej, by zajęła miejsce obok niego. Jak miło z jego kontrolującej strony. Usiadła posłusznie, a ja podeszłam do miejsca obok niej, żebym nie musiała rozdzielać dwóch gołąbeczków. Julian wyciągnął krzesło dla Josephine, a potem pochylił się, żeby ją lekko pocałować. Uśmiechnęła się do niego z uwielbieniem, a mój żołądek wykonał salto. Zazdrość nie była dla mnie znajomym uczuciem i nie byłam pewna, jak zaszufladkować to uczucie. Chciałam mieć chłopaka? Nie myślałam o tym. Byłam zbyt zajęta skupianiem się na swojej karierze. Czy chciałabym przygody na jedną noc? Trochę niesamowitego seksu? Absolutnie. Niestety, jedynym kawalerem, którego poznałam w Nowym Jorku był Nelson, a coś mówiło mi, że powinnam szukać faceta, którzy kąpał się ostatnio przynajmniej w tym miesiącu. No wiecie, gdzieś trzeba postawić granicę… Nasz kelner pojawił się w smokingu i w idealnie ułożonej muszce. Pochylił się, żeby położyć przed nami menu, a potem wziął nasze serwetki i rozłożył je, kładąc je na kolanach każdej kobiety przy stole. Znane uczucie przebiegło przeze mnie, kiedy podniosłam menu restauracji. Żyłam dla dobrego jedzenia. Tak, jak niektórzy osiągają tą euforię biegacza, ja miałam euforię od jedzenia. Czytanie nowego menu było dla mnie jak czytanie nowej książki. W restauracji tak dobrej, jak Gramercy Tavern, menu opowiadało historię – taką, którą większość ludzi przeoczało, ale nie ja. Tłumaczenie: marika1311
Strona 42
- Dobry wieczór. Nasze specjały na dziś to wieprzowina w sosie bolońskim z kabaczkiem i bazylią. Mamy także wędzonego pstrąga z zapiekanym puree i marynowaną cebulą. - Och, słyszałam dobre opinie o waszej wieprzowinie. – powiedziałam z uśmiechem. Kelner na mnie spojrzał i z wdzięcznością kiwnął głową. - To jedno z moich ulubionych dań. Dam wam chwilę na wybranie drinków i za chwilę wrócę. Kiedy poszedł, wszyscy wrócili do przeglądania menu. - Co to jest? – zapytała Josephine, pochylając się w moją stronę i wskazując na pierwszą pozycję na liście. - To jak sałatka caprese15, tylko ze słodką papryką. Będzie ci smakować. Kiwnęła głową i pokazała na kolejną rzecz. - A to? Zaśmiałam się i zaczęłam jej objaśniać dania, ignorując złowrogie spojrzenia Deana. - Restauracje takie jak te są znane ze swoich specjalności. Pominęłabym warzywa. To po prostu sałatki i można je dostać wszędzie. Najpierw wzięłabym tatar wołowy albo homara. - O mój Boże, jak to pysznie brzmi. – jęknął Julian i potarł dłonią swój brzuch. Josephine upuściła swoje menu na stół i na mnie spojrzała. - Lily, zamów coś dla mnie. Ufam twojemu osądowi. Julian się uśmiechnął. - Ja też. Casey uniosła wzrok. - Um, ja chyba też ci zaufam. To menu mogłoby być napisane po francusku, a i tak nie byłoby w tym dla mnie różnicy. Uśmiechnęłam się szeroko. Zamawianie jedzenia komuś innemu było dla mnie jak dawanie małego prezentu. Już wcześniej przejrzałam menu, kiedy czekałam na metro, więc wiedziałam, które dania będą najlepsze.
15
Tzn. pomidory i plastry mozzarelli przekładane ze sobą
Tłumaczenie: marika1311
Strona 43
Dean mocniej ścisnął swoje menu, przesuwając spojrzeniem po potrawach. - Ja wolałbym sam sobie coś zamówić. Wymieniłam z Josephine porozumiewawcze spojrzenie i powstrzymałam śmiech. Co za szkoda, naprawdę. Byłoby zabawnie móc udowodnić mu, że wiedziałam, co robiłam. - Możemy zacząć z koktajlami? – zapytał kelner, stając obok Casey z notesem i długopisem w dłoni. - Ja bym chciała Rikszę. – powiedziałam z uśmiechem, nawet nie patrząc w menu z drinkami. - O! Co to? – zapytała Josephine. - Wódka Tito’s, limonka i świeża bazylia. To dobry drink na początek jedzenia. Nie za ciężki. Julian się uśmiechnął. - W takim razie dla wszystkich to samo. Dean się odezwał, kierując swoje ciemne oczy bezpośrednio na kelnera. - Ja zostanę przy Old Fashioned16. Josephine przewróciła oczami. - Dean, nie bądź taki staromodny. Casey się zaśmiała. - Zgadzam się. No weź, kochanie. Będzie fajnie, jeśli wszyscy wypijemy to samo. Potrząsnął głową i upuścił menu na stół, wyraźnie starając się, by trzymać swój temperament na wodzy. Tak ciężko było zjeść z nami kolację? Aż takim strasznym towarzystwem byliśmy? Czy chodziło tylko o mnie? Przechyliłam głowę i uważnie mu się przyjrzałam. - Bez obaw, Dean. Zamów co chcesz. - Potrzebuję twojej zgody nawet mniej niż tego, byś za mnie zamówiła jedzenie. Zaległa cisza, kiedy się w siebie wpatrywaliśmy. Kelner odchrząknął, a potem się odezwał. 16
(Z ang. staromodny) Drink; cukier, whishey, burbon, lód.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 44
- W porządku, w takim razie będą cztery Riksze i jeden Old Fashioned. Uniosłam palec. - Właściwie weźmiemy pięć Rikszy. Tak na wszelki wypadek. Dean zacisnął szczękę, kiedy kelner odszedł, by przynieść nasze drinki. - Jest cienka linia między wytrwałością a irytacją. Moje policzki zapłonęły na jego krytykę, ale ogień zaczął wzrastać w moich żyłach. Jeśli chciał, żeby ta kolacja zmieniła się z przyjemnej w bolesną, to dlaczego ja w ogóle kłopoczę się, by było inaczej? - Czy to ta sama linia, która stoi między byciem kontrolującym wszystko świrem a po prostu byciem dupkiem? - Okej! – przerwała Josephine piskliwym głosem. – Porozmawiajmy teraz o czymś innym. Kto ogląda „Grę o Tron”? Jak niesamowita jest Daenerys i jej smoki? Gdybym miała domowego smoka, Dean dawno byłby już tylko kupką popiołu. - Skorzystam z łazienki. – powiedziała Casey. Odepchnęłam się z krzesłem i wstałam, by do niej dołączyć. - Miałabyś coś przeciwko, gdybym się przyłączyła? Jej uśmiech nieco zbladł, ale kiwnęła głową. Ruszyłam za nią, ignorując ciężkie spojrzenie Deana wbite w moje plecy. Myślałam, że nienawiść do tego człowieka osiągnęła poziom krytyczny, kiedy mnie zwolnił, ale jakoś znalazł sposób, żeby zapewnić sobie miejsce numer jeden na liście moich wrogów. Myłam ręce w zlewie, kiedy w lustrze napotkałam wzrok Casey. Szczerze, nie mogłam rozgryźć tego, co ona robiła z Deanem. Była ładna i miła; Dean wyssie z niej życie. Rzuciła mi niepewny uśmiech i zanim mogłam się zorientować, złe, choć zabawne kłamstwa zaczęły wychodzić z moich ust. Dean grał swoimi kartami przed całym stołem, a teraz ja zamierzałam zagrać moimi. - To takie świetne, że chcesz spotykać się z Deanem z tą, um, no wiesz… Wskazałam gestem na obszar poniżej swojej talii. - … tą sytuacją. Przechyliła głowę i zmrużyła powieki. - Co?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 45
Uśmiechnęłam się do niej z politowaniem. - Taak. Jest dość źle. Prawie to wszystko stracił, po tym incydencie z golarką elektryczną w zeszłym roku. Przełknęła ślinę i wrzuciła swój błyszczyk z powrotem do torebki. Nawet ze spuszczoną głową mogłam zobaczyć, jak jej oczy rozszerzają się w szoku. - Mówisz poważnie? - Och, nie. – Zakryłam dłońmi usta, jakbym powiedziała coś, czego nie powinnam. – Jestem pewna, że zamierzał ci to wkrótce powiedzieć. – powiedziałam, ściskając jej ramię. – Myślę, że najpierw chciał, żebyście się po prostu poznali. Jęknęła i odrzuciła głowę do tyłu. - Jak długo niby myślał, że mógł mi tego nie mówić? Faceci tacy jak oni zawsze myślą, że takie gówno im się upiecze tylko dlatego, że są bogaci. Kiwnęłam głową, jakbym kompletnie to rozumiała. - Wiem. Mi osobiście by to nie przeszkadzało. Tyle że, cóż, Julianowi się wymsknęło, że Dean nie chce robić komuś… - Ściszyłam głos. – No wiesz. Dobrze. Nawet teraz. Jedna z powiek Casey lekko drgnęła. - Mam już dość mężczyzn w tym mieście. - Daj mu trochę luzu. Wydaje mi się, że jest po prostu ostrożny po tej rosyjskiej żonie z ogłoszenia w zeszłym roku. – Westchnęłam. – Anastysya. Trochę za mocno? Może. Wypuściła oddech z płuc i pokręciła głową. - Nieważne. Nie potrzebuję tego. Jestem cheerleaderką Knicksów 17. Wiesz, ilu facetów mogę mieć? Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się porozumiewawczo. - Założę się, że setki. - Ale dzięki, że mi powiedziałaś. Kodeks dziewczyn, racja? Posłałam jej szeroki uśmiech. - Dokładnie. 17
New York Knicks – zawodowy zespół koszykarski
Tłumaczenie: marika1311
Strona 46
Skończyłyśmy się stroić. Pozwoliła mi pożyczyć swoją czerwoną szminkę, którą pokryłam swoje usta i czułam się tak, jakbym właśnie wygrała. Moje włosy wyglądały dobrze, a policzki były zdrowo zaróżowione od chodzenia po mieście przez cały dzień. Czy byłam przebiegłym lisem, bo sabotowałam randkę Deana? Bez dwóch zdań. Czy czułam się winna, kiedy wyszłam z łazienki z Casey idącą tuż za mną? Nigdy nie czułam się tak dobrze. Bycie diabolicznym łotrem zdecydowanie dodawało mi wigoru.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 47
Rozdział dziesiąty DEAN
Kolacja przebiegała okropnie. Szczerze mówiąc, Czerwone Wesele George’a R. R. Martina18 miało mniej kłopotliwe momenty niż ten posiłek. Kiedy Casey i Lily wróciły z łazienki, Casey wyciągnęła swój telefon z torebki i intensywnie skupiła się na ekranie, jakby była szesnastolatką, którą rodzice zmusili do pójścia na wspólny obiad. Próbowałem pochwycić jej uwagę, ale zbywała mnie, kiedy jej palce śmigały po jej iPhonie. Kiedy uniosłem wzrok, Lily próbowała ukryć swój uśmieszek, ale jej to nie wychodziło. Josephine mówiła o swojej pracy, ale wiedziałem, że Lily jej nie słucha. Gapiła się na swoje palce, którymi ściskała serwetkę. Zdawałem sobie sprawę, że powiedziała coś Casey w łazience, nie wiedziałem tylko, co to było. Zauważyła, że ją obserwuję. Zmrużyłem powieki, a ona odzwierciedliła wyraz mojej twarzy. To był cichy pojedynek bez sędziów i świadków, ale niech mnie szlag, jeśli pozwoliłbym jej wygrać. - Okej, tutaj mam wasze drinki. – oświadczył kelner, pochylając się nad Lily, by postawić jej szklankę obok jej talerza. To samo zrobił przy pozostałych osobach przy stole, po czym wręczył mi mojego drinka Old Fashioned. Zawahał się, kiedy dotarł do tej dodatkowej Rikszy. Lily na mnie spojrzała i uniosła jedną brew. Odchyliłem się na krześle i wziąłem duży łyk swojego napoju. Był idealny, znajomy, a co najważniejsze był tym, co ja zamówiłem. Lily rzuciła kelnerowi uprzejmy uśmiech. - Możesz postawić szklankę na środku. Jestem pewna, że ktoś to wypije. Przebywałem w towarzystwie Lily tylko trzy razy, ale już mogłem wskazać rzeczy, które mnie w niej irytowały: była zawzięta i zbyt uparta. - Wiesz, wydaje mi się, że twój wybór drinka wiele o tobie mówi. – odezwała się po drugiej stronie stołu. Casey wsunęła komórkę do kieszeni i uniosła wzrok, wyraźnie świadoma tego, że za chwilę miała się tutaj rozegrać jakaś scena. Zdawałem sobie z tego sprawę lepiej, niż Lily. Nie dogadamy się, nie będziemy przyjaciółmi. Najlepszą
Czerwone Wesele to scena z Gry o Tron, a tamten pan to autor książek, na podstawie których powstał serial. 18
Tłumaczenie: marika1311
Strona 48
rzeczą, jaką moglibyśmy robić na takiej kolacji, byłoby wzajemnie ignorowanie siebie, ale Lily wciąż na mnie naciskała. - Jak to? – zapytała Casey, kiedy ja się na to nie złapałem. Przewróciłem oczami. - Bo może Dean sam jest trochę staroświecki? Woli robić coś w staromodny sposób? - Nie zgadzam się. Powiedziałbym, że szybko mogę doprowadzić do zmian, kiedy rzeczy… czy ludzie… po prostu nie działają prawidłowo. Na przykład tamtej nocy. Pochyliła się bardziej nad stołem. - Jak wielki zysk przyniosła moja sekcja, Dean? Dwa czy trzy razy więcej od tego, co zazwyczaj zarabiasz? Sprawdziłem to porankiem po tym, jak ją zwolniłem; Zoe nie przesadzała. Sekcja Lily zarobiła cztery razy więcej pieniędzy niż inne bary i nie miałem wątpliwości, że zarobiłaby nawet więcej, gdybym nie wylał jej w środku zmiany. - Powiedz mi coś, Lily. Ile restauracji otworzyłaś? – zapytałem z ostrym tonem. Zerknęła na biały obrus, po czym znowu na mnie; dowód na to, że jej pewność siebie nie była niezachwiana. - To… - Ile barów? – Zmrużyłem powieki. – Musiałaś sobie kiedykolwiek radzić z większą ilością osób niż tylko garstką licealistów w Dairy Queen 19? Jej policzki zapłonęły czerwienią pod jej opalenizną i moje sumienie ostrzegło mnie, żebym się wycofał. Przez większość czasu Lily zachowywała się tak, jakby mogła sprzeczać się z najlepszymi, ale wiedziałem, że jej zbroja ma słabe punkty. Była jak nieposłuszny szczeniak, szczekający, ale nie gryzący. Wziąłem głęboki oddech. - Chodzi mi o to, że dopóki nie spróbujesz prowadzić restauracji w Nowym Jorku, nie zrozumiesz w pełni powodów, dla których musiałem cię zwolnić. W jej oczach płonął ogień, a ja obserwowałem, jak jej klatka piersiowa unosi się i opada w krótkich przerwach. Posunąłem się za daleko. - Straciłam apetyt. – Odsunęła się z krzesłem od stołu, piszcząc nim po podłodze i wstała. Jej serwetka z kolan opadła na ziemię, kiedy sięgała po swoją torebkę wiszącą na oparciu krzesła. 19
Bar szybkiej obsługi
Tłumaczenie: marika1311
Strona 49
- Właściwie to chyba wyjdę z tobą. – powiedziała Casey, również wstając. Co się tutaj, kurwa, dzieje? - Uh, ja… - Josephine wstała i zamarła w pół kroku, niepewna, czy powinna wyjść za swoją przyjaciółką, czy zostać z Julianem. Lily nie czekała, by się tego dowiedzieć. Odwróciła się i wypadła z restauracji, z Casey i Jo depczącymi jej po piętach. Czułem się jak wielki dupek, kiedy patrzyłem, jak wychodzą. Lily wyciągała ze mnie moje najgorsze cechy. Nie mogłem sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek doprowadziłem do tego, by ktoś wyszedł w środku kolacji, ale ona zniknęła, a ja zostałem przy stoliku, z tą cholerną Rikszą, która się na mnie gapiła. Skroplona para zebrała się na szklance, szydząc ze mnie, dopóki jej nie podniosłem i nie wziąłem łyka. Cholera. Było dobre. Lepsze niż mój drink. - To była katastrofa. – powiedział cicho Julian, pocierając palcami swój podbródek. Wzruszyłem ramionami. - Nie było tak źle. Burknął pod nosem. - Nie widziałeś tego z mojego miejsca. Oglądanie ciebie i Lily jak się tak kłócicie nie jest zabawne. Nigdy cię takiego nie widziałem. Wzdrygnąłem się. - Jaja sobie robisz? Nie wyskakuj mi z takim gównem. Potrząsnął głową i pochylił się, by oprzeć łokcie o stół. Sięgnąłem po niedokończony drink Casey i go też wypiłem. Miałem przed sobą trzy puste szklanki, ale nadal nie byłem spokojny. Julian i ja siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, a kiedy w końcu się odezwałem, skierowałem rozmowę na bardziej neutralne terytorium. - Musimy wkrótce zrobić pierwsze spotkanie co do nowej restauracji. Wiesz, zacząć od oczekiwań i terminów. – Kilka tygodni temu Julian zgodził się być głównym inwestorem w mojej nowej restauracji. Przedstawiłem mu zyski ze swoich poprzednich projektów i przeprowadziłem przez podstawowe kroki w zakładaniu biznesu. Zajęło mi tylko kilka minut namówienie go do tego pomysłu. Skrzywił się. Tłumaczenie: marika1311
Strona 50
- Stawiasz mnie w trudnej sytuacji, człowieku. Posłuchaj, nie znam się na przemyśle restauracyjnym. Otwarcie nowego miejsca z tobą miało być zabawnym, pobocznym projektem. Chciałem z tobą pracować jako przyjaciel, ale już teraz wysłuchuję od Josephine bzdur o sytuacji z Lily. To nie jest dla mnie tego warte, jeśli będzie to powodować problemy między Jo i Lily. - Mówisz poważnie? – spytałem, chwytając się krawędzi stołu. Odszedłby i zabrał swój fundusz dlatego, że ja i Lily się nie dogadywaliśmy? To opóźniłoby cały projekt. Już wniosłem pięćdziesiąt procent kapitału. Musiałbym walczyć o to, żeby znaleźć więcej inwestorów, jeśli Julian by się wycofał. Zanim mogłem coś odpowiedzieć, do stolika podszedł nasz kelner i zaczął sprzątać puste szklanki. - Mogę przynieść panom coś jeszcze? - Tylko rachunek. – odpowiedziałem, sięgając już po swój portfel do tylnej kieszeni spodni. Jego uśmiech zbladł. - Uh, tak właściwie, proszę pana, wasz gość, ta blondynka? Zapłaciła, kiedy wychodziła. Zmarszczyłem brwi. - Słucham? Przełknął ślinę i kiwnął głową. - Ona, em, właściwie to powiedziała mi, bym panu przekazał, że zapłaciła za to z pańskiej odprawy. – wyszeptał ostatnie słowo, jakby to była obraza. – Nie zamierzałem o tym wspominać, ale… Uniosłem dłoń, żeby go uciszyć. Ta noc musiała się skończyć. Wstałem i odepchnąłem się od stołu, wdzięczny, że mój samochód był tuż za rogiem. Chciałem usiąść za kółkiem i wciskać gaz do dechy, dopóki znowu nie poczuję kontroli. - Julian, możesz robić, co chcesz. Chciałbym cię mieć na pokładzie przy tym projekcie, ale nie zamierzam błagać. Widziałeś liczby. Do końca roku odzyskasz wszystko, co zainwestujesz. A potem? Nie ma ograniczeń. Wstał i założył swoją skórzaną kurtkę. - No cóż, moja decyzja byłaby o wiele prostsza, gdybyś po prostu mógł się dogadać z Lily. Tłumaczenie: marika1311
Strona 51
Wróciłem myślami do sposobu, w jaki wcześniej na mnie patrzyła. Pełne usta ściągnięte w grymasie. Duże, jasne oczy zwężone w szparki. Różowe plamki zdobiące jej opalone policzki. - To się nie wydarzy.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 52
Rozdział jedenasty DEAN
Minęło dziesięć godzin z mojego piętnastogodzinnego dnia roboczego, kiedy Zoe weszła do biura menedżera w Provisions. - Oczywiście, proszę bardzo, możesz wejść i zacząć mnie rozpraszać. Miałem nadzieję rozciągnąć to na całą noc. Moje słowa ociekały sarkazmem, ale to jej nie powstrzymało. Opadła na skórzany fotel naprzeciwko mnie i oparła stopy na biurku. - Nie wiem, o czym mówisz. – Pochyliła się i chwyciła ciężki, metalowy przycisk do papieru, którym zawsze lubiła się bawić. – Ja po prostu lubię obserwować, jak pracuje mistrz. Załączył się klimatyzator i kilkanaście kartek zleciało z mojego biurka. Nawet nie mrugnąłem. - Podnieś to, połóż ten przycisk z powrotem na jego miejscu i zabieraj nogi z biurka. Cuchną. Burknęła coś, kiedy pochyliła się, żeby pozbierać arkusze kalkulacyjne, które właśnie przeglądałem. - Wydaje mi się, że ten smród to właściwie od ciebie. Utrzymuje się, odkąd wróciłeś z Nebraski. - Z Iowy. – poprawiłem ją, po czym polizałem palec i zacząłem przerzucać papiery przede mną. Zmarszczyła brwi. - A jest jakaś różnica? Myślałam, że to wszystko to tylko pola kukurydzy. Uśmiechnąłem się pod nosem. - Celna uwaga. - Wiesz, Provisions naprawdę dobrze radziło sobie w pierwszym miesiącu. Lepiej, niż zakładałeś.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 53
Miała rację. Restauracja wymiatała. Pieniądze, które zainwestowaliśmy w reklamowanie, naprawdę się opłaciły. - A jak jest wewnątrz? Personel dobrze reaguje na zarządzanie? – zapytałem. Odchrząknęła. - Och, pewnie. Jest świetnie, z wyjątkiem tego, że musiałam stać za barem przez ostatnie sześć godzin. Zaśmiałem się. - Doceniam to, że pomagasz, ale ucieszysz się na wieść, że dziś po południu zatrudniłem dwóch nowych barmanów. Musisz przekazać Brianowi, że ma z nimi zrobić podstawowe szkolenie, zanim jutro zaczną. Westchnęła z ulgą i bardziej zapadła się na swoim fotelu. Jej włosy wydawały się nawet krótsze niż zazwyczaj, obejmując jej kobiece cechy, które tak starała się ukrywać. - Wiesz, wciąż nie wybaczyłam ci tego, co zrobiłeś tamtej nocy. Uniosłem brwi, zaciekawiony. - Z Lily? - Tak, z nią! Była złotem, mój przyjacielu. Powinieneś najpierw ze mną porozmawiać, zanim miałeś swój napad złego humoru. Potrząsnąłem głową. - Tylko nie ty, Zoe. Mam już poważnie dość bycia karconym. Zaśmiała się. - To może przestań zachowywać się jak dziecko. Siedzieliśmy w ciszy przez chwilę. Byłem zbyt zirytowany, żeby się odezwać, a ona próbowała zwalczyć uśmiech, który wkradał się na jej usta. - Podoba ci się, co? Westchnąłem, mocno i głęboko. - No dalej, przyznaj się. – Dała mi kuksańca. - Tak naprawdę o tym nie myślałem. - Uh huh. – zamruczała, kiwając głową i wyczuwając mój blef. – Zamknij oczy. Tłumaczenie: marika1311
Strona 54
- Zoe, wyjdź z mojego biura. Muszę zająć się pracą. Wstała i pochyliła się nad biurkiem. - Ustąp mi. Pokręciłem głową. - Zachowujesz się niedorzecznie. Jej cienkie wargi wygięły się w uśmieszku, ale nie zmieniała swojego postanowienia. Z doświadczenia wiedziałem, że Zoe nie zamierza wyjść. Raz zmusiła mnie do stania przed restauracją przez pół godziny, bo myślała, że widziała, jak do środka wchodzi Lady Gaga. Spoiler: to nie była ona. Burknąłem coś pod nosem i zamknąłem oczy, spodziewając się, że ona parsknie śmiechem. Zamiast tego jej głos wypełnił moje biuro, przypominając mi o jedynej o sobie, o której starałem się zapomnieć przez cały dzień. - Wyobraź sobie, że Lily stoi w progu twojego biura. Cierpliwie czeka, aż skończysz papierkową robotę, żebyście mogli iść razem na kolację. Wystroiła się dla ciebie, ubrała coś ciemnego, krótkiego i kuszącego. Jej włosy są rozpuszczone i rozwiane. Taki odcień blondu, którego nie uzyskasz przez farbowanie. Jej brązowe oczy znajdują cię za biurkiem, a ona się uśmiecha, wiedząc, że czekałeś cały dzień, żeby ją zobaczyć. Przesuwasz spojrzeniem po jej ciele… - Zoe. – przerwałem jej, nie otwierając oczu. – Myślisz, że mogłaby trzymać coś do jedzenia? Jestem naprawdę głodny i w mojej fantazji naprawdę chciałbym zobaczyć cheeseburgera z bekonem. Jęknęła, a ja otworzyłem oczy, żeby zobaczyć, jak zmierza w stronę drzwi ze skrzyżowanymi ramionami. - Poważnie, Zoe. Kontynuuj, ale możesz teraz opisać burgera? – Pokazała mi środkowy palec i skręciła za róg. – Jaki rodzaj sera by miał, bo naprawdę nie lubię tego amerykańskiego?! Zaśmiałem się, kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi, ale nikogo nie oszukiwałem. Oczywiście, że wiedziałem, że Lily była wspaniała. Zapamiętałem każdy kontur jej twarzy w kształcie serca, razem z najbardziej całuśną parą ust, jaką widziałem i jasnymi oczami, który widziały prosto przez moje pieprzenie bzdur. Odtworzyłem w wyobraźni scenę, którą stworzyła dla mnie Zoe. Lily stojąca w moim biurze w krótkiej, czarnej sukience była zbyt słodką fantazją, jaką można było sobie wyobrazić.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 55
Gdybyśmy tylko mogli się zamknąć na dziesięć minut, to byłby najlepszy seks w naszym życiu. Wściekły. Ostry. Szybki. To nie byłaby miłość. Nawet nie blisko. To byłaby wojna.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 56
Rozdział dwunasty DEAN
Uniosłem wzrok znad CV w mojej dłoni, by spojrzeć na zdenerwowanego kandydata siedzącego przede mną. Był w moim biurze od pięciu minut, a moja cierpliwość już była na wyczerpaniu. - Gdzie chodziłeś do kulinarnej szkoły? - Jakiej szkoły? – zapytał, wydając się być zdezorientowany tym pytaniem. - Ku-li-nar-nej. – powtórzyłem powoli, kładąc fonetyczny nacisk w słowie, którego nie powinienem był wyjaśniać. - Ach, no tak. Nie, nie chodziłem. - Pracowałeś kiedyś w jakieś ekskluzywnej restauracji? – zapytałem. Potrząsnął głową, tak samo zakłopotany, jak wcześniej. Westchnąłem i rzuciłem jego CV na biurko. Spadło na szczyt stosu niewykwalifikowanych aplikujących z dzisiejszego dnia. - Świetnie, możesz już wyjść. Jego wargi zadrżały, ale nie mogłem znaleźć w sobie nawet grama współczucia. Szukałem konsultanta dla swojej następnej restauracji i właśnie spędziłem poranek, rozmawiając z idiotami. - No dobra, kolego, idziemy. – powiedziała Zoe, wchodząc do mojego biura. Stała przy drzwiach przez ostatnich kilka rozmów. - To koniec rozmowy? – zapytał, zerkając to na mnie, to na niego. W tym momencie nie mogłem nawet stwierdził, czy facet w ogóle wiedział, na jakiej planecie żyje. Wstał, a Zoe wyprowadziła go z mojego biura. Do czasu, gdy skończyłem drzeć na strzępy jego CV, Zoe wróciła do mojego biura, stając w progu, dopóki nie zaprosiłem jej do środka. - Nie mogę uwierzyć, że przepuściłaś tego gościa. – powiedziałem. Zmarszczyła brwi.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 57
- Szczerze mówiąc, mieliśmy tak mało zgłoszeń, że liczyłam na jakiś cud, że jeden z nich będzie wykwalifikowany. - Ostatni facet miał prawie trzydzieści lat i nigdy nie pracował. Zaśmiała się. - W sumie racja. Odchyliłem się na krześle do tyłu i przeciągnąłem dłońmi po włosach. - Potrzebuję piwa. - Kupiłabym ci je, ale mam później gorącą randkę. Uniosłem brwi. - Wiesz, ty też mógłbyś taką mieć, gdybyś tylko przyznał, że podoba ci się pewna konkretna blondynka. - Zoe. Parsknęła śmiechem. - O mój Boże, to jest po prostu zbyt łatwe. Dlaczego nie możesz przyznać, że ci się podoba? Nikomu nie powiem. Wstałem i wyprowadziłem ją z mojego biura, ignorując jej protesty. Przekręciłem klucz w zamku, ale była nieustępliwa. - Nie oszukasz mnie. – zawołała. - Dobranoc, Zoe! – krzyknąłem przez zamknięte drzwi. Jej śmiech stopniowo cichł w korytarzu, zostawiając mnie samego z myślami, które właśnie spowodowała w mojej głowie. Minęły trzy dni, odkąd Zoe po raz pierwszy skierowała moją uwagę na Lily. Od tego czasu nie mogłem przestać myśleć o jej pełnych ustach owiniętych wokół mnie. Nie mogłem przestać o niej myśleć w ogóle. Nie byłem z tego dumny, wierzcie mi. Lily zagotowałaby mnie żywcem, gdyby wiedziała, że o niej fantazjuję. Sięgnąłem po telefon na moim biurku, szukając rozproszenia, ale nic tam na mnie nie czekało. Zaprosiłem Juliana do sportowego baru niedaleko mojego domu, ale jeszcze nie odpowiedział. Wiedziałem, że to dlatego, że stąpał po cienkiej linie. Lily mnie nienawidziła, więc Josephine też, co sprawiało, że Julian był między młotem a kowadłem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 58
Rzuciłem komórkę z powrotem na biurko i zacisnąłem zęby. Każdy problem w moim życiu był spowodowany jedną kobietą: Lily Black. Zmusiła Juliana, by stanął przed ultimatum, a ja byłem na przegranej pozycji. Odchyliłem się na krześle i splotłem palce za karkiem. Kątem oka dostrzegłem na półce książkę Sun Tzu, „Sztukę Wojny”. Opisane w niej były ruchy wojsk i strategie walki, ale co ważniejsze, podkreślała jedną, prostą myśl: „Poznaj siebie i poznaj swojego wroga.” Uśmiechnąłem się pod nosem. Tak bardzo, jak nienawidziłem tego przyznać, Lily znała się na jedzeniu i drinkach. Zaimponowała mi w Gramercy Tavern i miała dwa razy więcej wiedzy niż większość aplikujących, którzy nadsyłali swoje CV na posadę konsultanta. Oprócz tego potrzebowałem też Juliana jako inwestora w mojej nowej restauracji. Podarłem resztę zgłoszeń i ściągnąłem „Sztukę Wojny” ze swojej półki. Ustalone. Musiałem przekonać Lily, żeby dla mnie pracowała. Nadszedł czas, żeby poznać wroga.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 59
Rozdział trzynasty LILY
- Nie! NIE! NIE BĘDZIESZ TUTAJ MIESZKAŁ! – krzyczałam, biegając za karaluchem, który próbował zaaklimatyzować się w naszym mieszkaniu. Rzuciłam się, żeby nakryć go filiżanką, ale wymsknął się i pobiegł pod naszą wspólną komodę. – Nie! Wyłaź stamtąd! Między szafą a podłogą było kilka centymetrów ciemności i wolałabym dać sobie odrąbać rękę, niż ją tam wetknąć. Wygrał bitwę, ale ja wygram wojnę. - Tak, i lepiej tam zostań! – wrzasnęłam, kopiąc w komodę. Dobrze. Zastrasz go. Odwróciłam się do zlewu pełnego naczyń, które zmywałam, zanim mój mały przyjaciel mi przeszkodził. Talerze i kubki piętrzyły się w bałaganie, którzy wczoraj stworzyłyśmy razem z Josephine. Julian zażądał domowego posiłku, ale ja i Jo nie byłyśmy w stanie zgodzić się co do tego, co przyrządzić, więc każda zrobiła swoje ulubione danie (ona spaghetti z kurczakiem, a ja domowe cheeseburgery). Stałyśmy nad nim, kiedy jadł, obserwując go uważnie, gdy brał każdy kęs jedzenia. - Um, oba są dobre? – powiedział, zerkając to na nią, to na mnie. Walnęłam dłońmi w stół, jakbym była niezadowolonym policjantem w pokoju przesłuchań. - Nie okłamuj mnie, Lefray! Zaśmiał się. - Przysięgam, oba dania są równie pyszne. Pokręciłam głową. - To jeszcze nie koniec. Obserwuję cię. Josephine pochyliła się i pocałowała go w policzek. - Wiem, że później powiesz mi prawdziwego zwycięzcę. - O mój Boże. – Zakryłam dłonią oczy i powoli się wycofałam. – Jesteście jak dwie łkające antylopy w rui.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 60
Po dwóch kolejnych odcinkach serialu Biuro (pierwszego sezonu, oczywiście), wyszli. Nie jest tak, że nasza trójka mogłaby spać na jednym futonie, ale i tak poczułam się smutna, kiedy zamykałam za nimi drzwi. Pobiegłam do okna i patrzyłam, jak zatrzymują taksówkę. Podjechała do krawężnika, a Julian otworzył drzwi dla Jo, całując ją delikatnie, zanim weszli do środka. Nie byli łkającymi antylopami w rui. Byli najsłodszymi ludźmi na całym świecie i prawie za każdym razem sprawiali, że było mi niedobrze z zazdrości, kiedy patrzyłam na to, jak za sobą szaleją. Kiedy ja ostatni raz miałam taki związek? Myślę, że tak wieloma uczuciami obdarzyłam kiedyś Snickersa, ale to był tragicznie jednostronny romans. Nigdy nie kochałam faceta tak, jak Jo kochała Juliana. Zdrapałam resztki sera z talerza, a potem kątem oka dostrzegłam jakiś ruch po mojej prawej stronie. - Nie! Nie możesz wychodzić! – krzyknęłam na karalucha. – Jezu, poczekaj chociaż, aż stąd wyjdę. Rozległo się głośne pukanie do drzwi, aż podskoczyłam, upuszczając talerz do zlewu pełnego mydlin. Josephine zapomniała kluczy? - Lily! Otwórz! O cholera. Policja? - Lily! Dopiero kiedy moje imię zostało wykrzyczane po raz drugi, rozpoznałam ten głęboki, znajomy głos. Dean pieprzony Harper stał pod moimi drzwiami. Już wolałabym gliny. Przełknęłam ślinę i wytarłam ręce w ręcznik wiszący obok zlewu. Okej. Był przed moimi drzwiami, co oznaczało, że prawdopodobnie chciał ze mną porozmawiać. A może potrzebował kosmyka moich włosów do laleczki voodoo, którą niewątpliwie tworzył, by torturować mnie z daleka. Podeszłam do drzwi, w które wciąż walił pięścią. - Czego chcesz? – zapytałam, zerkając przez malutki wizjer. Opierał się o drzwi ze spuszczoną głową. Jego blond włosy były potargane i zakręcone na końcach. Nie miał swojego zwyczajnego garnituru, zamiast tego ubrany był w bluzkę i spodenki do biegania. Wyglądał na spoconego, nawet przez wizjer. O Boże. On przybiegł do mojego mieszkania. - Po prostu mnie wpuść. Musimy pogadać. – Już brzmiał na wkurzonego, a nawet siebie jeszcze nie zobaczyliśmy. Tłumaczenie: marika1311
Strona 61
- Przykro mi, no hablo ingles. - Lily. - Nie chcę żadnych ciasteczek od skautek. Idź sobie. - Och, witam! – Na korytarzu rozległ się kobiecy głos. Znowu stanęłam na palcach i wyjrzałam przez wizjer. Och Boże, to była pani Whittaker, nasza właścicielka mieszkania. Josephine od razu mnie przed nią ostrzegła, kiedy przyjechałam do Nowego Jorku. Wydawała się być starszą, uroczą kobietą, ale potem zaprosiła Jo na imprezę. Poszła, bo założyła, że to będzie garstka starszych ludzi grających w Monopoly. Okazało się, że znalazła się w środku przyjęcia dla swingersów. Pani Whittaker była perwersyjną staruszką. - Ym, cześć. – odpowiedział Dean, kiwając głową. - Przyjaciel Josephine? – zapytała, zatrzymując się w pół kroku, żeby przyjrzeć mu się od stóp do głów. Powstrzymywałam chichot. - Coś w tym stylu. – stwierdził. Uśmiechnęła się pod nosem i podeszła bliżej. - Cóż, przyjaciele Josie są moimi przyjaciółmi. Wiesz, co weekend organizuję takie imprezy… - On nie chce pójść na pani dziwne imprezy swingersów, pani Whittaker! – krzyknęłam przez drzwi. Wzruszyła ramionami i rzuciła mu ostatni przerażający uśmiech, zanim ruszyła ponownie w stronę schodów. - Hmm, pozwolę mu samemu podjąć tą decyzję. Mieszkam na najwyższym piętrze, cukiereczku. Dean kiwnął głową i odsunął się, by zrobić jej miejsce. - Miłego dnia, Lily. Nie zapominaj, że potrzebuję waszej raty czynszu do końca następnego tygodnia. - Załatwione. – odpowiedziałam. Kiedy zniknęła z pola mojego widzenia, osunęłam się od wizjera, otworzyłam drzwi i uchyliłam je na kilka centymetrów. Wytknęłam głowę przez szparę i czekałam, aż się wytłumaczy. Przesunął spojrzeniem po tym, co widział z mojego ciała, przyglądając się wielkiej koszulce, w której spałam. - Masz dziesięć sekund. – zadeklarowałam. Tłumaczenie: marika1311
Strona 62
- Ładna bluzka. - To mojego taty. – wyjaśniłam, ciągnąc za jej krawędź. Gdybym wiedziała, że tutaj przyjdzie, to bym się przyszykowała, może ubrała zbroję i hełm… cokolwiek, co mogłoby mnie bronić w naszej nieuchronnej bitwie. Uniósł kącik ust i ruszył naprzód, popychając drzwi dłonią. - Hej! Zaczekaj! – krzyknęłam, kiedy dalej próbował wejść do mojego mieszkania. – Nie zaprosiłam cię do środka. Zamknęłam za nim drzwi, a potem odwróciłam się do niego, rzucając mu oskarżycielskie spojrzenie. - Lily, im szybciej pozwolisz mi mówić, tym szybciej sobie pójdę. Wyrzuciłam ręce w powietrze. - Och, proszę bardzo, mów, bo nie widzę żadnego powodu, dla którego ty – dźgnęłam go palcem w pierś – miałbyś być tutaj – drugą ręką wskazałam na mieszkanie – i to nie miałoby mieć sensu. Odwrócił się, żeby przejść się po moim mieszkaniu – które miało chwalebną wielkość pudełka po butach – i przesunął palcem po blacie, po czym na niego spojrzał. Jaja sobie robicie? Za kogo on się uważał. Odwrócił się i spojrzał na futon, wciąż rozłożony, a na nim była moja poduszka i koc w motylki, rzucony byle jak. Dodajcie to do listy rzeczy, które bym schowała, gdybym wiedziała, że Dean tutaj przyjdzie. - Chciałbym cię zatrudnić jako konsultantkę w mojej nowej restauracji. – powiedział całkowicie szczerym tonem. Mimo to i tak parsknęłam śmiechem. - Czy ty ćpasz? Zmarszczył brwi. - Mówię poważnie. Nie mam innych opcji, tak jak ty. - Jak cholera mam! Tylko wczoraj byłam na rozmowach kwalifikacyjnych do czterech różnych posad. Dwie z nich były w Subway20 (w różnych lokalach), ale on nie musiał o tym wiedzieć.
20
Sklep z kanapkami
Tłumaczenie: marika1311
Strona 63
Skrzyżował ramiona, upierając się przy swoim na naszym małym polu bitwy. Boże, ale on pochłaniał przestrzeń, czyniąc ją własną. Zapach jego żelu pod prysznic wypełniał powietrze i mieszał się z nutką potu od biegania. Kiedy wyjdzie, będę musiała zapalić tysiąc świeczek i zaprosić szamana, który mieszkał na końcu korytarza, by pozbyć się jego aury. - Julian jest głównym inwestorem projektu i nie chcę, żeby nasze problemy temu zagroziły. Może i nie nauczymy się ze sobą dogadywać, ale przynajmniej mogę zaoferować ci pracę. Wow. Ale to szlachetne z jego strony. - Pierdol się. Mam nadzieję, że Julian się wycofa i stracisz pieniądze. Zmrużył powieki. - Słuchaj, nie zamierzam cię błagać. Skrzyżowałam ramiona. - To tego nie rób. - Będzie tysiąc dolarów premii i świadczeń, począwszy od wynagrodzenia rzędu dziewięćdziesięciu tysięcy. Jeśli udowodnisz swoją wartość, prawdopodobnie rozważę twoją osobę do swoich kolejnych projektów. – Wwiercał się swoimi brązowymi oczami w moje, wyzywając mnie do tego, bym odrzuciła ofertę. - A co z nami? – zapytałam. – Jak mamy niby ze sobą pracować? Wziął głęboki wdech, jego szeroka pierś wznosiła się i opadała, kiedy rozważał moje pytanie. - Wiesz, miałem do czynienia z kilkoma dupkowatymi podwykonawcami i mnóstwem suczowatych kelnerek. Ty, Lily Black, nie jesteś niczym, z czym już się wcześniej nie zmierzyłem. Powolny uśmieszek rozprzestrzenił się po moich ustach. Myślał, że mnie rozgryzł. Myślał, że miał przewagę. Jak słodko. - Cóż, skoro nie masz już żadnych innych opcji, to pójdźmy z tym wynagrodzeniem kilkudziesięciu tysięcy. I chcę jeden procent z zysków z projektów, nad którymi będziemy pracować. I zanim powiesz, że wykorzystuję twoje trudne położenie, po prostu poczekaj kilka tygodni. Uwierz; jestem warta każdego grosza. Im bardziej na niego naciskałam, tym bardziej zaciskał szczękę. Tłumaczenie: marika1311
Strona 64
- Zgoda. Mój prawnik jutro sporządzi umowę. A tymczasem, w Provisions jest zebranie zespołu. Punktualnie o ósmej rano. – oświadczył, ruszając w stronę drzwi. Skończył ze mną na dziś. Skupiłam wzrok na małym okienku ponad zlewem, bardzo starając się kontrolować bicie mojego serca. Tuż przed tym, jak pomyślałam, że otworzy drzwi i wyjdzie z mieszkania, jego ręka dotknęła mojego łokcia. Chwycił miękką skórę tuż po niżej rękawka mojej koszulki. Zadrżałam na dotyk jego ust za swoim uchem, zbyt blisko, bym mogła czuć się komfortowo. - I tak tylko, żeby było jasne. – powiedział, a dreszcz, któremu nie mogłam nic poradzić, przebiegł po moim kręgosłupie. – To nie jest rozejm.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 65
Rozdział czternasty LILY
Mieszkanie z Josephine niosło ze sobą pewne przywileje. Była wystarczająco wysoka, by sięgać z najwyższej półki naszej spiżarni pudełka z płatkami i miała niekończące się dostawy markowych ubrań. Jako wewnętrzna blogerka Vogue’a, mogła robić nalot na ich szafy do swoich cotygodniowych postów. Przyszła kolekcja Valentino? Specjalna kolekcja Manholo Blahniks? Nic nie było dla niej poza zasięgiem, co oznaczało też, że nic nie było poza zasięgiem dla mnie. - A może tą sukienkę na ramiączkach i sweterek, w razie jakby zrobiło ci się zimno? Uniosłam wzrok i zobaczyłam, że Josephine trzyma błękitną sukienkę. Bawełniany materiał wyglądał na wystarczająco miękki, by można było w nim spać, ale krój sprawiał, że była wystarczająco elegancka do pracy. - Jest wspaniała, ale nie będzie dla mnie zbyt długa? - Niee. Na mnie jest zbyt krótka. To dlatego tego jeszcze nie ubrałam. Przyłożyłam sukienkę do swojego ciała i podeszłam do naszego długiego lustra. - Denerwujesz się? – spytała Josephine, stając za mną. - Trochę. – przyznałam. – Ale będzie tam Julian i złagodzi ból, że będę pracować dla Deana. Jo się roześmiała. - Nadal jestem w szoku, że się zgodziłaś. Uniosłam brew. - Nie jest tak, że restauracje waliły do moich drzwi. Udawałam, że jest inaczej, ale tak naprawdę nie miałam innego wyboru. Kiwnęła głową. - No dobra, pośpieszmy się i się przebierzmy. Możemy użyć Uber. Zmarszczyłam brwi. - A to co, jakiś niemiecki energy drink? Tłumaczenie: marika1311
Strona 66
Zamknęła oczy, wyraźnie zakłopotana tym, że mnie zna. - To aplikacja, której ludzie używają, żeby znaleźć podwózkę. To znacznie szybsze i tańsze niż używanie taksówek. - Więc znajdujesz kogoś w aplikacji i ufasz, że ten ktoś nie zamorduje cię w chwili, gdy wsiądziesz do jego samochodu? - To nie są przypadkowi ludzie. Większość z nich to po prostu taksówkarze po swojej zmianie, którzy chcą dorobić trochę na boku. Pewnie. Bo taksówkarze po zmianie to najbardziej wiarygodne osoby na świecie. - Pewnie, może być. Mam pytanie, zupełnie niepowiązane; myślisz, że maczuga zmieści się w tej kopertówce?
***
Kiedy weszłam do Provisions tego ranka, na swoje pierwsze spotkanie zespołu, moje obcasy odbijały się echem po restauracji, ogłaszając moje przybycie przy stoisku hostessy. Światła nad głową były przyćmione, a pusta jadalnia spokojna, za wyjątkiem porannej zmiany, która pracowała nad tym, by restauracja była nieskazitelna. Ruszyłam długą drogą wokół dziedzińca, podziwiając drzewa, a następnie weszłam na korytarz prowadzący do biur w tyle. Postawiłam tylko dwa kroki, kiedy usłyszałam głosy dochodzące z biura menedżera i rozchodzące się po korytarzu. - Chwila, chwila, chwila. Naprawdę zgodziła się przyjąć tą pracę? – zapytała jakaś kobieta. - A czemu miałaby tego nie robić? To świetna okazja. – odpowiedział Dean. Oczywiście, szybko schowałam się za ścianą i słuchałam dalej. - No tak, to by była świetna okazja dla każdej innej osoby, ale nie dla tej, dla której zachowywałeś się jak fiut. Niech no zgadnę, wspomniałeś jej, że przez nią ci staje? - Zoe, skończ z tym gównem. Mówię poważnie.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 67
Zoe, menedżerka Provisions, która zatrudniła mnie na moją pierwszą i ostatnią zmianę przy barze. - Tak, masz rację, nie chcemy przecież, żeby wiedziała, że rzeczywiście masz serce pod tym przebraniem sknery. - Gdybym chciał pokazać komuś swoje serce, zaadoptowałbym szczeniaczka. Jęknęła. - Wizja ciebie z psem jest zbyt straszna, by to sobie wyobrażać. - Zgubiłaś się? Prawie wyskoczyłam ze swojej skóry, kiedy ktoś odezwał się bezpośrednio za mną. Byłam tak skoncentrowana na podsłuchiwaniu, że nie zauważyłam Juliana, dopóki nie stanął tuż obok mnie. - Chryste, Julian! Weź się następnym razem ogłoś, czy coś. Uśmiechnął się pod nosem. - LILY, TO JA, JULIAN. – powiedział głośno, uśmiechając się szeroko. Zmrużyłam powieki. - Mądrze. Bardzo mądrze. Kątem oka dostrzegłam jakiś ruch i odwróciłam się, by zobaczyć Zoe wychylającą się z biura menedżera. - Chodźcie tutaj. – zawołała. Jedno spojrzenie na nią i na Juliana potwierdziło, że w stu procentach za bardzo wystroiłam się pierwszego dnia w pracy. Julian miał na sobie jeansy i koszulę na guziki, a Zoe była ubrana w spłowiałe ogrodniczki, a pod spodem miała jedwabny fioletowy podkoszulek. Jej kolorowe tatuaże były całkowicie widoczne, a na każdym palcu miała złoty pierścionek. Wyglądała jak bliźniaczka Olsen, a ja w porównaniu do niej wyglądałam jak bezduszna, korporacyjna pracownica. - Idź przodem. – powiedział Julian, wskazując gestem, bym ruszyła. – Jak na razie masz dobry dzień? Kiwnęłam głową. - Twoja dziewczyna musiała mnie nauczyć, jak korzystać z Uber. Zaśmiał się. Tłumaczenie: marika1311
Strona 68
- Powiedziała ci, że na początku myślała, że to aplikacja do randkowania? - Chociaż zabawnie jest słuchać waszej dwójki, to powinniśmy zacząć to spotkanie pięć minut temu. – zawołał Dean ze swojego biura. Julian uniósł brew, a ja starałam się jak mogłam, by powstrzymać śmiech. - Przykro mi to mówić, ale wątpię, żeby teraz którekolwiek z nas zostało pracownikiem miesiąca. – szepnęłam. - Cholera. Naprawdę chciałem to miejsce parkingowe i złe zdjęcie wiszące na ścianie. – powiedział Julian, puszczając mi oczko. Jego komentarz sprawił, że wybuchłam. Parsknęłam śmiechem akurat w chwili, gdy skręcaliśmy za róg do biura Deana. Byłam w trakcie śmiechu z otwartymi ustami, trzymając się za klatkę piersiową, kiedy moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem Deana. Jego ostre rysy twarzy układały się w grymas, nawet bardziej udowadniając to, że ten człowiek to chodząca bomba zegarowa. Jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie, kiedy wchodziłam do biura, a ja przełknęłam resztki swojego śmiechu. Jakiekolwiek rozbawienie, jakie czułam jeszcze chwilę temu, zostało zmiażdżone przez Pana Spiętego. Czy on nie umie się wyluzować?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 69
Rozdział piętnasty DEAN
Byłem tego ranka w świetnym nastroju. Po przebiegnięciu kilku kilometrów i gorącym prysznicu, ubrałem się w swój ulubiony, czarny garnitur. Moja biała koszula była idealnie wyprasowana, a buty lśniły. Miałem wszystko pod kontrolą, dopóki nie przyjechałem do Provisions i Zoe znowu nie wyskoczyła z tekstami o Lily. Myślała, że to zabawne, ale ja potrzebowałem każdego grama cierpliwości, jeśli miałem nadzieję na radzenie sobie z Lily w sposób profesjonalny. Niestety, Zoe zdenerwowała mnie tuż przed tym, jak Lily przyjechała w tej swojej kokieteryjnej, niebieskiej sukience, śmiejąc się z jakiegokolwiek żartu, który wyszeptał jej do ucha Julian. W chwili, gdy ją zobaczyłem, adrenalina wzrosła w moich żyłach, jakby moje ciało przygotowywało się do walki. Moje serce mocno waliło i zacząłem się pocić. To nie była reakcja, do jakiej przywykłem i w rezultacie zareagowałem w najgorszy, możliwy sposób: gniewem. - Usiądźcie. – powiedziałem, wskazując gestem na cztery wolne krzesła postawione przed moim biurkiem. Cztery wolne miejsca, a Lily wybrała to najbliżej mnie. Jej perfumy były delikatne i kwiatowe i zawisły w powietrzu między nami. - Czekamy na kogoś jeszcze? – zapytał Julian, przyciągając moją uwagę do siebie po raz pierwszy od chwili, gdy wszedł do biura. Lily całkowicie przyćmiła jego przybycie. - Na Huntera. – odpowiedziałem. Lily otworzyła usta, ale wiedziałem, o co chciała zapytać. - Hunter i Zoe pomagali mi z moimi ostatnimi dziesięcioma restauracjami. Dwóch weteranów, razem ze świeżym spojrzeniem twoim i Juliana, powinno stanowić niezły zespół. - Jaka dokładnie jest jego rola? – zapytał Julian, siadając obok Lily. Zoe usiadła naprzeciw niej, zostawiając puste krzesło obok drzwi dla Huntera, kiedykolwiek raczy się zjawić. - Pomoże znaleźć lokalizację dla restauracji, a potem będzie kierownikiem projektu podczas budowy. - Więc on będzie… Tłumaczenie: marika1311
Strona 70
Pytanie Lily zostało przerwane pojawieniem się Huntera, który wpadł do gabinetu z warstewką potu na czole. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam! – zawołał, unosząc w górę ręce. – Nie mogłem nigdzie znaleźć miejsca do zaparkowania. – Rozejrzał się po pomieszczeniu, dostrzegając dwie nowe osoby. Na Juliana krótko zerknął, ale kiedy spojrzał na Lily, oczy prawie wyskoczyły mu z czaszki. – Och, cholera, nie myślałem, że już zaczęliście. Kim są nowi? Lily i Julian wymienili ze sobą spojrzenia, zanim wstali, by przywitać się z Hunterem. - Julian Lefray, miło cię poznać. – Obserwowałem, jak wymieniają uścisk ręki, a Hunter kiwa głową, najwyraźniej rozpoznając jego nazwisko. - Racja, Pan Worek z Kasą. Dobrze cię tutaj mieć, człowieku. Ręka opadła mu przy boku i obrócił się w stronę Lily. Jego kurtka z polaru ledwie mogła skryć jego piwny brzuch. Materiał się napiął, kiedy pochylił się do przodu. - A kim ty jesteś, jeśli mogę zapytać? Lily zjeżyła się na tę zawoalowaną próbę flirtu. - Lily Black. - Jest konsultantką, którą zatrudniłem do pomocy przy menu z jedzeniem i drinkami, ale też koncepcji i nastroju. – Odezwałem się, tylko po to, żeby przejść już do rzeczy. – Wszystko to było we wczorajszym e-mailu, Hunter. A teraz usiądź, już i tak mamy opóźnienie. Jego okrągłe policzki zaczerwieniły się na moją reprymendę – a może był tylko zgrzany przez pośpiech, by zdążyć na spotkanie. - Dzisiejsze spotkanie nie potrwa długo. Musimy sprawdzić harmonogramy i potwierdzić dobrą porę na nasze cotygodniowe spotkania. Chciałbym również sfinalizować nazwę dla restauracji… Lily zmarszczyła brwi. - Przepraszam, ale możemy się trochę cofnąć? Nawet mi jeszcze nie powiedziałeś, jaką masz wizję na restaurację. Jak mam pomóc z nazwą, skoro nawet nie wiem, jaki rodzaj jedzenia będziemy podawać? Słusznie. Odchyliłem się na krześle.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 71
- Chcę stworzyć bar tapas21 z cenami około piętnastu dolarów za danie. - Dobre ceny jak na nowojorskie standardy. – wtrąciła się Zoe. Lily zmrużyła powieki. - Okej. A pomyślałeś, czy miasto w ogóle potrzebuje kolejnego baru tapas? Czy chcesz sprawić, żeby był wyjątkowy? Wprowadzić smaki, które odróżnią nas od innych hiszpańskich restauracji? – Nie dała mi odpowiedzieć, zanim zaczęła mówić dalej. – Myślę, że powinna być też opcja z zamówieniami dla kogoś, kto chciałby czegoś w większym rozmiarze. Była tutaj od pięciu minut. Pięć minut i już przyprawiła mnie o ból głowy. Co, do cholery, mnie opętało, że zdecydowałem się na jej zatrudnienie? - Lily, może pozwolisz mi wyjaśnić całą koncepcję, zanim zaczniesz oferować swoje pomysły? Spotkanie nie potrwa długo, jeśli tylko posłuchasz mnie przez kilka minut. Szczęka jej opadła i zmrużyła powieki. Skarciłem ją przy wszystkich, ale zasługiwała na to. Była konsultantką. A ja byłem szefem. - Ależ proszę bardzo, mów. Julian coś do niej szepnął, a ona się uśmiechnęła. Kolejny prywatny żart moim kosztem. Dlaczego to było tak irytujące, że Julian sprawiał, że się uśmiechała? Dlatego, że żartowali moim kosztem? Czy dlatego, że chciałem zamienić się z nim miejscami?
21
Tapas to małe przekąski podawane zazwyczaj do napojów w barach w Hiszpanii
Tłumaczenie: marika1311
Strona 72
Rozdział szesnasty LILY
Zmieniłam pozycję na „psa głową w dół” i zdecydowanie poczułam się tak, jakby noga miała mi wyskoczyć ze stawu, jakbym była zużytą lalką Barbie. - Cholera. Spadam. – syknęłam pod nosem, powoli obniżając się na moją pożyczoną matę do jogi, dopóki moja twarz nie dotknęła przepoconej powierzchni. Josephine na mnie zerknęła, a pot spływał po jej twarzy. Podniosła rękę, żeby go otrzeć, ale to nie miało sensu. Byliśmy w ogrzewanej sali na zajęciach z jogi. Na termostacie było ponad trzydzieści pięć stopni i obie umierałyśmy powolną śmiercią. Ostatni widok, jaki będę miała przed oczami, to tyłek starego hipisa bezpośrednio przede mną. Czy musiał ubrać spodenki na rower? Czy one musiały podjechać mu tak wysoko? - Nie powinnaś tam tak po prostu leżeć. – szepnęła Jo. Instruktor powiedział nam, byśmy oczyścili swoje czakry i przeszli do następnej serii pozdrowień słońca. Miałam ochotę je pozdrowić swoim środkowym palcem. - Lily. No dalej! Nie możemy pójść potem na naleśniki, jeśli nie ćwiczysz. – Josephine zrobiła pozycję „psa głową w dół”, po czym skoczyła na przód swojej maty. Mój wzrok śledził jej ruchy, ale ciało nie miało zamiaru się ruszyć. - Grupo! Grupo! Chcę, żeby wszyscy wzięli oddech i spojrzeli na tę uczennicę. – powiedział instruktor, a jego głos rozległ się niebezpiecznie blisko. Uniosłam wzrok i zobaczyłam nad sobą wyłupiaste oczy i ręce wskazujące gestem na mnie, leżącą twarzą na macie i z tyłkiem w powietrzu. Dosłownie zwaliłam się na podłogę w stercie kości i skóry. – Widzicie, jak słucha swojego ciała? Wykorzystuje okazję, by odtworzyć pozycję dziecka. Podczas gdy inni popychają siebie do nieosiągalnych celów, ta uczennica ustawiła swoje własne cele na dzisiejsze zajęcia. Pochwalam twoją dzisiejszą pracę, dziecko. HAHAHA. Dostałam złotą gwiazdkę za bycie leniem. Posłałam Josephine triumfalny uśmiech, kiedy stary hipis zaczął klaskać i wkrótce dołączyły do niego inne osoby. Tłumaczenie: marika1311
Strona 73
Oficjalnie wygrałam jogę. Po zajęciach, wytarłam się ręcznikiem, a następnie złożyłam swoją matę. Prawdopodobnie najlepiej byłby spalić obie te rzeczy, ale co mi tam. Josephine i ja chwyciłyśmy swoje sandały i wymknęłyśmy się z sali, zanim utknęłyśmy, rozmawiając z instruktorem. Zatrzymywał uczniów przy drzwiach i pytał, jak ich ciała reagowały na jego słowa. - Idź, idź, idź. – syknęłam, wypychając Josephine za drzwi w ostatniej chwili. Zawołał za nami. - Och, dziewczyny! Świetna robota na dzisiejszych zajęciach. Nie zapomnijcie wziąć… - O mój Boże, on wciąż do nas gada. – powiedziała Josephine, sięgając do tyłu po moją rękę i wyciągając mnie na ulicę. Przyśpieszyłyśmy kroku i nie zwalniałyśmy, dopóki nie znalazłyśmy się kilka przecznic od studia jogi. – Dlaczego, u licha, my to właśnie zrobiłyśmy? Oderwałam swój podkoszulek od klatki piersiowej, gdzie przykleił się przez warstwę potu na mojej skórze. Świeże powietrze na dworze było o wiele lepsze niż temperatura w podgrzewanej sali. - Jo, po prostu tego nie rozumiesz. Joga to coś więcej niż tylko ćwiczenia. Dla ludzi takich, jak ja; no wiesz, doświadczonych joginów; to styl życia. - Och, naprawdę? Podaj nazwę jednej pozycji w jodze. – powiedziała, unosząc brew. - Łatwizna. Górny… promień księżycowy. - Nie. – Pokręciła głową. – Jesteś idiotką. - Dobra. Dolny Dumbledore. - Nie ma w jodze pozycji nazwanej po postaciach z Harry’ego Pottera. Zmarszczyłam brwi. - Jesteś pewna? Objęła mnie swoim spoconym ramieniem i przyciągnęła do siebie. - Umówmy się, że nigdy tam nie wrócimy. Kiwnęłam głową. - Nigdy. Tłumaczenie: marika1311
Strona 74
- Może pojeździmy rowerami czy coś? Jęknęłam. - Nie możemy po prostu być jak te Francuzki, które są chude, bo dużo chodzą i oczyszczają się pieprzem cayenne22? - Zdajesz sobie sprawę, że kiedy ludzie mają dietę oczyszczającą, to nie jedzą ani nie piją niczego oprócz soków? Zatrzymałam się w pół kroku. - O Boże, nie. Myślałam, że pije się te gówna, ale można jeść, co się chce. - Tak, Lily. Bo właśnie tak działają diety. Potrząsnęłam głową. - Dobra, posłuchaj, chodźmy zjeść naleśniki, a jutro będziemy się martwić długoterminowymi skutkami zjedzenia ciasta pełnego Nutelli. Otworzyła drzwi do naleśnikarni i wprowadziła mnie do środka. - Zgoda. Wnętrze pachniało tak, jakby eksplodowało w nim ciasto. Po każdej stronie centralnej nawy były poustawiane małe stoliki inspirowane Francją, a kiedy mijaliśmy innych klientów, ja oceniałam ich wybór naleśników. Były pikantne z jajami i bekonem i słodkie, z owocami i czekoladą. Jedna kobieta miała naleśniki zawalone jabłkami z cynamonem i ręka naprawdę mnie zaswędziała, żeby to jej ukraść. W kolejce do zamawiania było pięć osób, więc przeglądałyśmy menu, kiedy czekałyśmy. Chciałam z niego wszystko. - Więc jak było pierwszego dnia w pracy? Miło było mieć Juliana jako mentalne wsparcie? Zjeżyłam się na wspomnieniu o pracy. Ledwie udało mi się przetrwać wczorajsze spotkanie, z Dyktatorem Deanem zachowującym się tak, jakby to miejsce należało do niego. No dobra, należało, ale czy musiał się tak zachowywać cały czas? - Było w porządku. Poznałam resztę zespołu, z którym będę pracować. - Tak? Kto jeszcze tam był?
22
W internecie można znaleźć przepisy na wodę albo lemoniadę oczyszczającą z tym pieprzem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 75
- Zoe, menedżerka z mojej pierwszej nocy w Provisions, opowiadałam ci o niej. Jest świetna. Josephine kiwnęła głową. - A potem ten facet o imieniu Hunter, którzy przez całe spotkanie emitował wibracje przerażającego dziwaka. Otworzyła szerzej oczy. - Czemu? - Był po prostu taki przymilny, jak sprzedawca samochodów z New Jersey czy coś w tym stylu. Kiedy przyjechał, był spocony, a jego strój ledwo ukrywał piwny brzuch. Rzucił mi ten zalotny uśmieszek, kiedy mu się przedstawiłam, kompletnie ignorując wielką, tłustą obrączkę ślubną na jego lewej ręce. - Och, ohyda. Kiwnęłam głową. - Taa. Przygotowywałam się, żeby dać mu szansę, bo może nie jest taki zły, ale wtedy zapytał, czy chciałabym z nim zjeść lunch po spotkaniu, sama. - Że co?! - No wiem. - Co odpowiedziałaś? Pokręciłam głową. - Nic. Dean zawołał go z powrotem do biura zanim mogłam odpowiedzieć. Klienci przed nami skończyli zamawiać i podeszłyśmy naprzód. - Cześć, czy to was pierwszy raz w naszej naleśnikarni? – zapytał irytujący facet za kasą. - Tak, ale naleśniki nie są mi obce. Poproszę jednego z Nutellą, jednego z truflami i sałatką caprese i jednego z kremem brûlée z jabłkami i cynamonem. - Lily! – zaśmiała się Josephine. – To wystarczająco jedzenia dla małej armii. - No co? Zamierzam to wszystko zrecenzować na moim blogu. Przysięgam! - No jasne. Użyłam tej samej logiki, kiedy chciałam wydać masę pieniędzy na torebkę od Rebekki Minkoff.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 76
Podałam swoją kartę i wpisałam pin, już ciesząc się na perspektywę zrobienia zdjęć do mojego kolejnego postu. Nie zrecenzowałam jeszcze żadnej naleśnikarni w Nowym Jorku. - Możemy się chociaż nimi podzielić? – zapytała Jo. Spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek. - Jo, kocham cię. Naprawdę, ale jeśli dotkniesz moich naleśników, to dźgnę cię widelcem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 77
Rozdział siedemnasty LILY
Uważam się za porządną osobę. Nigdy nie ukradłam cukierków z tych otwartych koszy w sklepach, zawsze zbierałam swoje brudne naczynia w restauracjach, gdzie jest taki wymóg i zawsze pozwalałam starszym osobom zająć moje miejsce w metrze, kiedy siedzenia są zajęte. (No dobra, może dźgnęłam łokciem wredną babcię z Bronxu, ale tego nie liczę.) Te wszystkie dobre uczynki nie pomagały w tym, że miałam zostać morderczynią. To było nieuniknione. - Nie słuchasz mnie! – powiedziałam. – Podałam ci powody, dla których restauracja powinna mieć hiszpańską nazwę. Dean potarł dłonią swoją twarz, wyraźnie zmęczony kłótniami ze mną. Wszyscy byliśmy w jego biurze, cała piątka z zespołu w pomieszczeniu, które zdawało się zmniejszać z każdą mijającą chwilą. Julian wiercił się na swoim miejscu, przesuwając swoje ciało nieznacznie z dala od miejsca, w którym stałam. Zoe opierała się o framugę, przyglądając się mi i Deanowi z uśmieszkiem pod nosem. Hunter nie odezwał się przez ostatni kwadrans; był zbyt zajęty swoim telefonem. Ten mały guziczek w jego Blackberry wydawał wkurzający dźwięk za każdym razem, kiedy go wciskał i byłam o pięć sekund od wyrwania mu komórki i rzucenia nią przez pokój. - Lily. Wiesz, dlaczego moje restauracje odnoszą sukcesy? – zapytał Dean, pochylając się nad swoim biurkiem. Przewróciłam oczami i wyrzuciłam ręce w powietrze. - Powiedziałabym, że to szczęście głupca, ale mam przeczucie, że to zasługa Zoe. - Przybij. – powiedziała Zoe, wyciągając do mnie swoją zaciśniętą pięść. Zignorował mój sarkazm. - To dlatego, że kontroluję każdy, pojedynczy detal, od cen w menu do gwoździ, jakich używają przy budowie. Uniosłam brew. Tłumaczenie: marika1311
Strona 78
- Taki styl przywództwa działa wtedy, kiedy jest się nieomylnym, a ostatni raz, kiedy sprawdzałam, nie byłeś bogiem. Ale musisz po prostu przyznać się do tego, że niektórzy mogą coś wiedzieć lepiej od ciebie. - Słucham? – zapytał, unosząc brwi w niedowierzeniu. Czy nikt nigdy wcześniej nie mówił do niego tak, jak ja to robiłam? Jak im się to udawało? - Nikt nie lubi tyranów! Szczególnie takich, którzy są tak zapatrzeni w swoje sposoby, że nie rozpoznają dobrego pomysłu, nawet jeśli będą go mieli prosto przed sobą. Potarł dłonią swoje usta, prawdopodobnie po to, by powstrzymać się od przeklinania. Byłam wredna, nieprofesjonalna i niegrzeczna. Niestety, to był jedyny sposób w jaki mogłam mu się postawić. Zbyłby mnie, gdybym się nie odezwała. - Powtórzmy szybko nasze role. – powiedział Dean, wskazując na mnie. – Jesteś tutaj, żeby pomóc mi z jedzeniem, drinkami i atmosferą. Koniec gadania. – Potem pokazał na siebie. – Ja zajmę się każdym innym szczegółem dotyczącym restauracji, włącznie z jej nazwą. Skrzyżowałam ramiona, czując, jak policzki płoną mi z gniewu. Przykro mi, mamo. Wychowałaś morderczynię. Zerknęłam na biurku w poszukiwaniu ostrego przedmiotu, który mogłabym wkłuć w czarną dziurę, gdzie powinno być jego serce, ale nie było na nim nic, oprócz drogiego pióra, które on ściskał w swojej dłoni. - Wiecie, czego według mnie potrzebujemy? – zapytała Zoe, odpychając się od framugi i okrążając biurko Deana. Jej głowa ledwie dosięgała do jego ramion, ale on i tak patrzył na nią w strachu przed tym, co miała powiedzieć. – Zacieśnienia więzi w zespole. Hunter coś burknął, a Julian się roześmiał. Ja stałam w milczeniu, czekając na reakcję Deana. - No weź. – powiedziała Zoe. – Zabierzmy w weekend twoją łódź i odpocznijmy. Żadnego rozmawiania o pracy. Tylko odpoczynek. - Josephine zawracała mi głowę, żebyśmy wrócili na łódź. – dodał Julian. Zanim Dean miał szansę odrzucić ten pomysł, Zoe odwróciła się w moją stronę. - Piszesz się na to, Black?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 79
Gdybym powiedziała tak, wyglądałabym na zbyt chętną. Gdybym powiedziała nie, wyglądałabym na zbyt wredną. Westchnęłam, chwyciłam swoją podkładkę do dokumentów z biurka Deana i opadłam na swoje krzesło. - Taa, niech będzie. Zoe klasnęła w dłonie. - Świetnie! - W sobotę rano? – zapytał Julian, już wyciągając swój telefon, prawdopodobnie po to, by pisać do swojej ukochanej. Bleh. Dean kiwnął krótko głową w stronę Juliana i tak po prostu nasze spotkanie zostało odroczone. Nie udało nam się podjąć żadnej decyzji, ale ja byłam nieznacznie bliżej utraty głosu przez krzyczenie na Deana. To się chyba liczyło jako coś. Julian wstał, żeby porozmawiać o czymś z Deanem i Zoe w korytarzu, a ja sięgnęłam po swoją torebkę. Nade mną zamajaczył się cień, a ja usiadłam, zbyt późno zdając sobie sprawę z tego, że Hunter znalazł się praktycznie na mnie, kiedy pochylił się nad moim krzesłem. - Och, wow, jak blisko. – mruknęłam, odchylając się tak daleko, jak tylko mogłam. Ten facet wyraźnie nie miał pojęcia o koncepcji przestrzeni osobistej. - Nie mogę się doczekać, aż zobaczymy się na łodzi w ten weekend, Lily. – powiedział, opierając rękę o tył mojego krzesła. - Och, um, tak, powinno być fajnie. – odpowiedziałam ze spiętym, uprzejmym uśmiechem. - Cieszę się, że będziemy mieli trochę czasu, żeby porozmawiać. – Poruszył brwiami. – Tylko ty i ja. O mój Boże. Dlaczego nikt tego nie słyszy? Zmrużyłam powieki i wskazałam na jego dłoń leżącą na oparciu mojego krzesła. Jego złota obrączka była zaledwie kilka centymetrów od mojego ramienia. - Co to za obrączka na twoim palcu? – zapytałam, grając w nie-tak-subtelną grę zwaną „odpierdol się”. Zaśmiał się. - Taka, którą można zsunąć. – odpowiedział z uśmieszkiem. Tłumaczenie: marika1311
Strona 80
Wstałam tak gwałtownie, że musiał się cofnąć, by moja głowa nie przywaliła mu w twarz. - Jesteś obrzydliwy. - Och, daj spokój, nie umiesz trochę pożartować? Przeszłam obok niego i wyszłam na korytarz. Dean, Zoe i Julian stali w ciszy, kiedy ich mijałam. Wiedziałam, że usłyszeli ostatnią część rozmowy, ale nie zamierzałam zaprzeczać ich podejrzeniom. Ruszyłam prosto do wyjścia z restauracji i modliłam się, by czekała tam na mnie taksówka. Byłam w innym mieście, ale wciąż miałam do czynienia z tym samym starym gównem. Hunter widział blond włosy i cycki. Nie widział mnie jako koleżanki z pracy. - Hej! Jezu. Możesz chwilę zaczekać? Usłyszałam głos Deana, zszokowana, że przejął się na tyle, by wyjść za mną na zewnątrz. Dotknął mojego przedramienia, kilka centymetrów od mojej dłoni i stanęłam w pół kroku, zaskoczona wygodą jego dotyku. - Powiedziałeś, że spotkanie się skończyło. – stwierdziłam, wpatrując się w niego w poszukiwaniu potwierdzenia. - Tak jest. Wzruszyłam ramionami, płosząc się nieco jego dotykiem, ale on tylko zacisnął uchwyt na mojej ręce. - Cóż, w takim razie wychodzę. Do zobaczenia w sobotę. - Co Hunter właśnie zrobił? – zapytał, ignorując moje spławienie go. Część mnie chciała zatuszować niedyskretną próbę Huntera. Wcześniej radziłam sobie z taką sytuacją mnóstwo razy. Wyższy rangą mężczyzna próbował cię podrywać? Kusiłaś go w jakiś sposób? Na pewno go zwodziłaś. - To nie było nic wielkiego. Hunter do mnie uderzał, a ja go spławiłam. Koniec gadania. Kiwnął głową i ścisnął wargi w linię, jakby zastanawiał się, co z tym zrobić. - Zajmę się tym. Przełknęłam ślinę. Zabrzmiał jak gangster. Czy w kieszeniach tego garnituru od projektanta miał ukryte kastety? - Co zamierzasz zrobić? Tłumaczenie: marika1311
Strona 81
Uniósł kącik ust i spojrzał mi w oczy. - Nic, co pozostawi blizny. Otworzyłam szeroko oczy. O cholera. - Lily, żartuję. Nie zamierzam pobić Huntera, bo do ciebie uderzał. Uśmiechnęłam się pod nosem. - Może małe kopnięcie w jaja? Albo walnięcie z otwartej dłoni? Nic wielkiego. Przewrócił oczami i puścił moją rękę. Natychmiast poczułam się tak, jakby moje ramię było lżejsze, jakby mogło odpłynąć bez wagi jego uścisku. - Do zobaczenia w sobotę. – powiedział, cofając się. Przyjrzał się mojej twarzy i policzkom. – Nie zapomnij o kremie z filtrem. Przechyliłam głowę i się uśmiechnęłam. - Wiesz, gdybym nie znała cię lepiej, to pomyślałabym, że właśnie byłeś dla mnie miły. Również się uśmiechnął i pochylił głowę, żeby to ukryć. Do czasu, kiedy uniósł wzrok, jego uśmiech zniknął, ale cień rozbawienia pozostał w oczach. - Cóż, nie przyzwyczajaj się do tego.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 82
Rozdział osiemnasty DEAN
- Proszę pana, wszystko jest gotowe. Jak tylko pana goście przyjadą, możemy wypływać. Kiwnąłem głową w stronę kapitana. - To dobrze. - Jak długo chciałby pan być na wodzie? Pomyślałem o Lily, o tym, jak zmienne uczucia we mnie wywołuje. - Niech to będzie krótka podróż. Tylko kilka godzin. Im mniej czasu będę musiał spędzić blisko niej, tym lepiej. Każda minuta, którą spędzałem na kłótniach z nią, prawdopodobnie pozbawiała mnie roku życia. Kiwnął głową, po czym wycofał się i wrócił za ster. Wyciągnąłem się na kanapie na pokładzie słonecznym i skorzystałem z okazji, żeby po raz ostatni sprawdzić e-maile, zanim wszyscy przyjadą. Jak zwykle dostałem pełno bzdur zapychających skrzynkę odbiorczą, ale trzecia wiadomość od góry była tą, na którą czekałem od kilku ostatnich dni. Przewinąłem wstęp i się uśmiechnąłem.
Panie Harper, z przyjemnością poznam pana podczas Tygodnia Restauracyjnego w Las Vegas. Mam wolne terminy podczas wydarzenia, więc kiedy pan i pana zespół będziecie mieli ustalony harmonogram, niech się pan ze mną skontaktuje i się umówimy. A tymczasem zacznę przygotowywać dania.
Tydzień Restauracyjny LV był corocznym wydarzeniem. Przez jeden tydzień w roku, każdy restaurator, który był coś warty, rzucał wszystko i wyruszał do Miasta Grzechu. Podczas TRLV były zawierane umowy, szefowie kuchni zostawali zatrudnieni, były wymyślane drinki i nowe trendy. Byłem niezdecydowany co do tego, by znowu uczestniczyć w tym wydarzeniu, ale ten e-mail zmienił wszystko. Tłumaczenie: marika1311
Strona 83
Antonio Acosta był szefem najbardziej znanej restauracji tapas w Los Angeles. Za ładną dopłatą, był skłonny doradzić mi w kwestii menu do mojego nowego projektu i to była możliwość, której nie mogłem przepuścić. Zszedłem na dół do kabiny sypialnianej, żeby zamienić telefon na laptopa. Musiałem znaleźć lot w ostatniej chwili dla mojej grupy, a potem spróbować zawalczyć o hotelowy pokój. - Co za szok! – powiedziała Zoe, przechodząc przez próg, ubrana w jednoczęściowy czarny strój i dżinsowe spodenki. Miała ręcznik zwinięty pod pachą i torbę na ramieniu. – Jesteś na swoim jachcie i pracujesz. Uśmiechnąłem się i obróciłem laptopa, żeby mogła zobaczyć stronę internetową linii lotniczych. - Nie mam wyboru. Jedziemy na TRLV. Szczęka jej opadła. - Co? Myślałam, że w tym roku to omijamy. Wyjaśniłem jej niedawną zmianę okoliczności. - Ech, cholera. – mruknęła, rzucając ręcznik i torbę na podłogę kabiny. – Wszyscy są na górze. Pójdę ich poinformować. - Zadzwoń też do Huntera. – krzyknąłem, kiedy zaczęła wchodzić po schodach. – Nie dołączy dziś do nas. Odwróciłem się z powrotem do komputera i przejrzałem dostępne pokoje w Bellagio. Wiedziałem, że nie będzie wielkiego wyboru. W normalne dni pokoje szybko zostają zarezerwowane, a fakt, że jest to też główne miejsce dla całego wydarzenia zapewniał, że będziemy mieli szczęście, jeśli znajdziemy wolny pokój w promieniu pięciu kilometrów. Przejrzałem pokoje i apartamenty, w ogóle niezszokowany tym, że wszystkie były zajęte. Miałem właśnie dzwonić do hotelu i zarezerwować jedną z dziewięciu ich prywatnych willi, kiedy usłyszałem głos Lily ze schodów. - Czy on myśli, że nie mamy swoich żyć? Nie mogę tak po prostu wszystkiego rzucić i wyjechać z miasta tak z miejsca. Przewróciłem oczami. - Zrobisz to, jeśli chcesz dostać wypłatę w tym miesiącu. – odkrzyknąłem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 84
Stanęła przy drzwiach mojej kabiny, z rękami skrzyżowanymi na swojej białej, cienkiej narzutce. Jej opalone ramiona były nagie, a jasnoczerwony kostium był widoczny pod tkaniną sukienki. Jej długie nogi były obnażone bardziej niż dotychczas – kuszący widok, któremu nie uległem. Blond włosy miała związane u podstawy szyi, pozwalając mi jasno zobaczyć każdy gram gniewu wypisany na jej twarzy. Była wkurzona. Ja byłem zaintrygowany. - Nie możesz zmusić mnie, żebym pojechała do Vegas. – sprzeczała się. Uśmiechnąłem się pod nosem. - Antonio Acosta zgodził się pomóc nam z menu do nowej restauracji. Uścisk na jej ramionach zelżał. Znała to nazwisko. - Żartujesz sobie? Pokręciłem głową. - Kiedy wylatujemy? – zapytała nieco mniej opryskliwym tonem niż chwilę wcześniej. - W środę, zakładając, że zdążę zarezerwować tą willę na czas. Przełknęła ślinę i kiwnęła głową. Mogłem zobaczyć podekscytowanie rosnące w jej oczach. Tydzień Restauracyjny w Las Vegas był wydarzeniem, w którym można było uczestniczyć tylko z zaproszeniem. To było coś ekskluzywnego, tylko dla elity. Wiedziałem, jak bardzo Lily chciała wziąć w tym udział i wiedziałem, że przyznałaby się do tego pragnienia przed wszystkimi, tylko nie przede mną. Dlaczego? Bo graliśmy w tę samą gierkę. - Julian powiedział, że do piątku jest dostępny. – wyjaśniła Zoe, zerkając między mną i Lily. – Musi wrócić do domu przed nami. Kiwnąłem głową. - Jeśli będzie tam przez pół tygodnia, to powinno wystarczyć. - A Hunter? – zapytała Lily, patrząc na Zoe. - Będzie tam, ale został ostrzeżony co do swojego zachowania. Nie martw się. Kiwnęła głową, wyglądając tak, jakby zaakceptowała tą odpowiedź. Zoe klasnęła w dłonie, przerywając ciszę. Tłumaczenie: marika1311
Strona 85
- Okej, no dobra, chodźmy po jakieś drinki na pokład i damy ci tutaj skończyć. Daj mi znać, gdybyś potrzebował z czymś pomocy. Zoe pociągnęły Lily za rękę i obie ruszyły na schody. Przyglądałem się ciału Lily, kiedy odchodziła, zastanawiając się, czy zarezerwowanie jednej willi dla pięciu osób to dobry pomysł. Byłoby wystarczająco dużo miejsca dla wszystkich, ale coś mi mówiło, że zostanie w jednym pokoju hotelowym – nawet takim wielkim – z Lily Black byłoby pokusą w najbardziej ekstremalnej formie.
***
Do czasu, kiedy skończyłem wszystko rezerwować, zarzuciliśmy już kotwicę na pełnym oceanie. Wynurzyłem się ze swojej kabiny, zgrzany i zrzędliwy, i stanąłem u szczytu schodów. Zoe wylegiwała się na pokładzie z okularami słonecznymi zasłaniającymi większą część jej twarzy. Julian i Josephine siedzieli na kanapie pod zadaszoną częścią pokładu. Julian pochylił się i pocałował ją w policzek. Odwróciłem wzrok i przesunąłem spojrzeniem po pokładzie, dopóki nie zauważyłem Lily za moim barem, ubraną tylko w swoje czerwone bikini i jedną z moich starych czapek Nicksów. Leżała krzywo na jej głowie, a biały daszek zasłaniał jej czoło. - Gdzie ją znalazłaś? – zapytałem, podchodząc bliżej. Mądrzejszy mężczyzna zrobiłby krok w przeciwnym kierunku. Uniosła wzrok i zbladła. - Była w szafce w kuchni. Zapomniałam kapelusza, a wyskakuje mi dużo piegów, kiedy nie schowam policzków przed słońcem. Przechyliłem głowę, przyglądając się jej delikatnym rysom twarzy pod czapką. Już miała piegi na policzkach, ale podobały mi się. - Mogę ją zdjąć. Pokręciłem głową i pochyliłem się, żeby wyciągnąć kilka limonek z miski pod barem. - Zatrzymaj ją. Celowo na nią nie spojrzałem, by sprawdzić jej reakcję. Tłumaczenie: marika1311
Strona 86
- Co chcesz przyrządzić? – zapytała, biorąc niepewny krok naprzód. Pachniała jak lato. Tym tropikalnym zapachem, który rozgrzewa żołądek. - Margaritę. – odpowiedziałem, zerkając na nią kątem oka. Jej góra od bikini rodem z Red Tube była napięta i działała na mnie jak na ćmę przyciąganą do światła. - To mój ulubiony drink. – Uśmiechnęła się. Przekroiłem dwie limonki, wycisnąłem sok do shakera i sięgnąłem po likier pomarańczowy. - Zazwyczaj lubię używać świeżego soku pomarańczowego, ale to będzie musiało wystarczyć. Ściągnąłem korek z butelki od tequili i wlałem dwa szoty. Następnie trochę lodu i nektaru z agawy i wszystko zmieszałem, a Lily obserwowała mnie w ciszy. - Spróbuj. – powiedziałem. Jej dłoń otarła się o moją, kiedy brała ode mnie szklankę. Lily uniosła ją do ust i wzięła mały łyk. Uniosła swoje jasne oczy znad krawędzi kieliszka i kiedy na mnie spojrzała, wiedziałem, że ją miałem. Była lepszym barmanem ode mnie, ale ja doskonaliłem robienie margarity odkąd skończyłem szesnaście lat. - Dobre. - Możesz ją zatrzymać. – powiedziałem, sięgając już po kolejne dwie limonki. - Dzisiaj znowu jesteś miły. – zażartowała, opierając się biodrem o bar i stając do mnie twarzą w twarz. Rzuciłem jej mroczne spojrzenie. - Za kilka minut nie będziesz tak sądzić. Zmrużyła powieki. - Dlaczego? - Dowiesz się, jak tylko skończysz tego drinka.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 87
Rozdział dziewiętnasty DEAN
Podczas letnich miesięcy, kiedy na pokładzie jest zbyt gorąco, a woda jest zbyt kusząca, by można było ją ignorować, lubię zeskakiwać z boku mojego jachtu prosto do wody. To nie jest niebezpieczne, jeśli zrobisz to prawidłowo, ale kiedy przedstawiłem ten pomysł grupie, wszyscy oprócz Juliana zareagowali tak, jakbym oszalał. - Nie! – krzyczała Josephine, pochylając się nad poręczą. – To właśnie tak rekiny zjadają ludzi. - Tutaj nie ma rekinów. – poprawiłem ją, sięgając po krawędź swojej koszulki. Zdjąłem ją z siebie i rzuciłem na podłogę głównego podkładu. Kiedy odwróciłem się w stronę krawędzi łodzi, Lily mnie obserwowała. Jej wzrok przesuwał się po mojej piersi, rozgrzewając moją skórę. Odchrząknąłem, a ona uśmiechnęła się pod nosem, zerkając mi w oczy na sekundę, zanim odwróciła wzrok. Nie było jej wstyd, że ją przyłapałem. Była zbyt pewna siebie, by przejmować się tym, że widziałem, jak mnie obczajała. - Myślę, że powinniśmy to zrobić. – powiedziała Zoe, ściągając swoje okulary. – To pomoże nam zacieśnić więzi, takie ćwiczenie. Lily burknęła pod nosem. - Ta część z zacieśnianiem przyjdzie wtedy, kiedy wszyscy będziemy leżeli w szpitalu z połamanymi kośćmi? Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. Ona i Josephine zmienią zdanie. Wszyscy zmienią. - Robiłem to milion razy. Otwarte szeroko oczy Lily spojrzały w moje. - Łatwo to zrobić? Josephine walnęła się dłonią w czoło. - To jest głupie. Nie powinniśmy tego robić.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 88
Zoe wyprzedziła wszystkich. Przełożyła już jedną nogę przez metalową barierkę, próbując złapać równowagę na krótkiej platformie po drugiej stronie. Stałem blisko niej, dopóki nie przerzuciła drugiej nogi i nie trzymała porządnie barierki. Julian pomógł Josephine przejść przez barierkę, nawet jeśli nadal protestowała. - Jak wielką masz pewność co do rekinów? Zaśmiał się z jej pytania, po czym sam przeszedł na drugą stronę, stając obok niej. Zoe, Julian i Jo stali przy barierce, kilkadziesiąt centymetrów od siebie. Lily nie ruszała się z miejsca, w którym wstała, bezpieczna na pokładzie. - Masz zamiar stchórzyć? – zapytałem, stając za nią. - Jeszcze nie zdecydowałam. – odpowiedziała, zerkając na mnie. Uśmiechnąłem się i sięgnąłem, żeby zdjąć czapkę z jej głowy. - Hej, nie powiedziałam, że to zrobię. – zaprotestowała, na próżno starając się poprawić swoje blond włosy. Skręciły się i dziko rozwiewały od słonego powietrza. - Tutaj nie ma rekinów. – zapewniłem ją. Zmrużyła powieki. - Może to nie rekinów się boję… - W takim razie czego? – zapytałem. Wzięła oddech i odwróciła się twarzą do barierki. - Po prostu trzymaj mnie, kiedy będę przechodzić. Podszedłem bliżej i przesunąłem dłońmi po jej smukłej talii. Jej skóra była gorąca od słońca, a ja złapałem ją wystarczająco mocno, że nawet gdyby się potknęła, to by nie spadła. Dół od jej bikini się przesunął, odsłaniając pasek bladej skóry. Pragnąłem zobaczyć więcej – te części jej, do których nie docierało słońce. - Dobra, to przerzucę swoją nogę… Kiwnąłem w odpowiedzi, wiedząc, że gdybym się odezwał, mój prawdopodobnie ujawniłby mój pociąg, który starałem się nadal ukrywać.
głos
Przerzuciła nogę przez barierkę i wtedy przekręciła ciało tak, jakby przeskakiwała przez płot. Uniosłem ją i trzymałem, a kiedy znalazła się po drugiej stronie barierki, obiema stopami na platformie, spojrzała na mnie. Mogłem wyczuć adrenalinę krążącą w jej żyłach. Nasze pulsy się zmieszały i przez dwie sekundy miałem wrażenie, że się pocałujemy. Na oczach wszystkich. Tłumaczenie: marika1311
Strona 89
- Możesz już mnie puścić. – powiedziała, podnosząc wzrok z moich ust do moich oczu. Wróciłem z powrotem do rzeczywistości tak szybko, jak strzał z gumki recepturki, puściłem jej talię i cofnąłem się o dwa kroki. Jeden by nie wystarczył. Jeden krok oznaczał, że wciąż mogłem się pochylić i ją pocałować. Dwa kroki oddawały mi moją kontrolę. - No dalej, Dean! Skoczę z tobą czy bez ciebie! – krzyknęła Zoe. Zaśmiałem się i przeskoczyłem nad barierką. - Okej, skaczemy na jeden! – zawołał Julian. - Trzy! Pochyliłem się nad powierzchnią niebieskawo-zielonej wody i wziąłem oddech. - Dwa! - Och Jezu, jakie to głupie. – wyszeptała Lily obok mnie. Moje serce pędziło, jakby chciało się wyrwać z mojej piersi. - Jeden! – wrzasnął Julian. Zgiąłem nogi w kolanach, sięgnąłem po dłoń Lily i skoczyłem, pociągając ją za sobą. Krzyczała dziko, kiedy lecieliśmy w powietrzu. Woda coraz bardziej się przybliżała i złapałem oddech tuż przed tym, jak uderzyliśmy w powierzchnię. Zimna woda nas rozdzieliła i puściłem jej rękę, żebym mógł wrócić na powietrze. Endorfiny szalały w mojej krwi, mieszając się z adrenaliną od skoku. Setki razy tak skakałem, ale nigdy z kimś. Przebiłem się przez powierzchnię i wziąłem głęboki oddech. Julian i Josephine już podpływali do drabinki, a Zoe wspinała się na platformę. Nigdzie nie było widać Lily. Obróciłem się dookoła, przeklinając fakt, że pływaliśmy przy wybrzeżach Nowego Jorku, a nie na Karaibach. Woda była zbyt ciemna, by zobaczyć coś pod powierzchnią i przed dwie sekundy byłem przerażony, że nie byłbym w stanie jej znaleźć, gdyby zraniła się podczas skoku. Wziąłem kolejny głęboki oddech, przygotowując się do tego, by zanurkować i jej posłuchać, ale w tej chwili jej blond włosy przebiły się przez powierzchnię. Zakaszlała i odgarnęła kosmyki z twarzy, wyglądając na niezadowoloną, ale nie wydawała się być zraniona. - Nic ci nie jest? – zapytałem, podpływając nieco bliżej.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 90
Jej szeroko otwarte oczy wystrzeliły w moją stronę i wyciągnęła przed siebie dłoń, a drugą brodziła w wodzie. - Nie. Zbliżaj. Się. Do. Mnie. – wycedziła każde słowo przez zęby, jakby miała odrąbać mi głowę, jeśli bym nie posłuchał jej ostrzeżenia. - Co się stało? Podpłynąłem jeszcze trochę, a ona rzuciła mi złowrogie spojrzenie. - DEAN. Odsuń się. I to wtedy zauważyłem to, co tak desperacko starała się ukryć. O cholera. - Góra od bikini mi spadła, kiedy wskoczyliśmy do wody. Z paniką rozglądała się dookoła niej. A ja? Ze wszystkich sił starałem się ukryć uśmiech cisnący mi się na usta.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 91
Rozdział dwudziesty LILY
- NIECH WSZYSCY SIĘ ODWRÓCĄ! – krzyknęłam. – BO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE! Julian pomógł Jo wyjść z wody, a ona padła na platformę, zataczając się ze śmiechu. Julian jedną ręką zakrył sobie oczy, a drugą pochylił, żeby pomóc jej wstać. - Nic nie widzę! Przysięgam. Pójdę do kuchni. Josephine nadal skręcała się ze śmiechu, nie będąc nawet w stanie złapać oddechu. Zabiję ją tak szybko, jak tylko znajdę górę od swojego kostiumu. Cholera, może po prostu ją nim uduszę. Zoe była obecnie jedyną osobą po mojej stronie. Jeśli o mnie chodzi, Jo była dla mnie martwa. Ona i Dean, oboje. Kiedy się odwróciłam, on wciąż unosił się na wodzie kilka metrów ode mnie, zupełnie nie zważając na moje groźby śmierci. - Nienawidzę cię. Przechylił głowę i mały uśmieszek wpłynął na jego usta. - Nic nie widzę. - Kłamiesz. – powiedziałam, zerkając w dół, by upewnić się, że moje cycki były schowane pod powierzchnią. Za każdym razem, kiedy wody oceanu mną poruszały, bałam się, że wyskoczą ponad wodę, ku uciesze Deana. Pokręcił głową. - Nie ma sensu szukać twojego kostiumu. Utoniesz, jeśli będziesz próbowała go znaleźć. Jęknęłam i spojrzałam znowu na łódź. - Josephine! Jo! Możesz przestać się śmiać na dwie sekundy i mi pomóc? Nie było z niej absolutnie żadnego użytku. - Lily. – wydyszała pod nosem ze śmiechem. – Pomogę, tylko… - Nie mogła nawet dokończyć zdania bez kolejnego parskania śmiechem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 92
Palące uczucie w moich ramionach stawało się trudniejsze do zignorowania; nie mogłam wytrzymać w wodzie zbyt długo. - Josephine! To nie jest śmieszne! Jakiś rekin pewnie wywąchał mój zapach z góry od bikini i zdecydował, że chce mnie zjeść na lunch! Dean jęknął. - Po raz ostatni, tu nie ma żadnych rekinów. Odwróciłam się i… NIECH GO SZLAG. Był jeszcze bliżej. Nie miałam wyboru. Musiałam popłynąć do łodzi i wejść na nią bez mojego kostiumu. Josephine nie zamierzała podnieść swojego kościstego tyłka i mi pomóc. Albo ulegnę losowi i utonę, albo wyjdę i pozwolę Deanowi zobaczyć swoje cycki, co zniszczy mu widok na piersi wszystkich innych kobiet. (No dobra, może trochę przesadzałam.) Zaczęłam brodzić w stronę łodzi, już i tak dysząc ciężko z wysiłku utrzymania się na wodzie tak długo. Dean płynął na prawo ode mnie, dotarł do drabinki i podciągnął swoje ciało do góry, a to wszystko zanim miałam szansę zbliżyć się do jachtu. Pf. Popisy. Jego opalona, gładka pierś błyszczała w słońcu, kiedy pochylił się i wyciągnął do mnie dłoń. - Sama mogę wyjść. – powiedziałam, zakrywając klatkę piersiową jedną ręką i używając drugiej, by stylem pieska podpłynąć bliżej drabiny. Zajmowało mi to dużo czasu, ale stwierdziłam, że w końcu do niej dotrę. - Drabina nie jest stabilna. Przestań być taka skomplikowana i po prostu pozwól mi sobie pomóc. – przekonywał mnie. Ja? SKOMPLIKOWANA? Przysięgam pod Bogiem, że wepchnę mu te słowa do gardła, jak już wejdę na platformę. - Mam silne ramiona. Odwróć się i pozwól mi wejść. - Lily. Wystarczy. Ogień w moich żyłach nie miał nic wspólnego z unoszeniem się na wodzie, a wszystko z gniewem skierowanym na Deana. Byłam obok drabinki, tuż poniżej miejsca, z którego on się schylał. Jedną rękę miałam owiniętą wokół klatki piersiowej, a drugą desperacko próbowałam utrzymać się na powierzchni… co oznaczało, że nie miałam jak sięgnąć do drabinki. Cholera. Musiałam to przeboleć i przeczekać. W końcu się znudzi i wejdzie do środka, a ja wtedy będę mogła wyjść z wody. Mięśnie w mojej ręce zaczynały się spinać bardziej niż kiedykolwiek, jakby usłyszały moje myśli i starały się przekonać mnie do
Tłumaczenie: marika1311
Strona 93
porzucenia mojego planu. Mój ból musiał być widoczny na twarzy, bo Dean schylił się niżej, zbyt zirytowany, by przejmować się dłużej moimi protestami. - Lily, zamierzam pomóc ci wejść na górę. Możesz krzyczeć ile chcesz, ale nie pozwolę ci utonąć tylko dlatego, że boisz się, że zobaczę twoje cycki. Próbowałam sięgnąć do drabinki ręką, którą odpychałam się od wody w momencie, gdy poczułam jego dłonie chwytające za moje ramiona. Wyszarpnął moją rękę, która zakrywałam klatkę piersiową i uniósł mnie do góry, jakbym ważyła tyle, co paczka pianek. Nie miałam nawet czasu w pełni zrozumieć, że moje piersi były całkowicie widoczne, zanim poczułam, jak moja jedna stopa dotknęła krawędzi platformy. Znowu byłam na lądzie! Nie umrę! Niestety, podekscytowanie udzieliło mi się trochę za szybko. W chwili, gdy próbowałam postawić drugą stopę na jachcie, poślizgnęłam się. Dean próbował mnie przytrzymać, ale ja już leciałam do przodu z ustami otworzonymi jak ryba. Nie mogłam się o niego zaprzeć, bo wciąż mnie trzymał za ramiona. Leciałam w zwolnionym tempie, przekonana, że moja głowa za chwilę bliżej pozna się z podłogą, ale zamiast tego wylądowałam twarzą w kroczu Deana. Pozwólcie mi to wyjaśnić. Stałam na skraju platformy z Deanem trzymającym mnie jak szmacianą lalkę, a kiedy się potknęłam, moja twarz uderzyła w niego z wystarczającą siłą, żeby zdrapać farbę z jego dziobu statku, jeśli łapiecie, o co chodzi. Byłam całkiem pewna, że właśnie złamałam jego penisa. Halo, Boże? To ja, Lily. Jeśli to nie byłoby zbyt dużym problemem, mógłbyś przekonać jakiegoś rekina, żeby wyskoczył z wody i mnie pożarł? Naprawdę chciałabym umrzeć szybką i bezbolesną śmiercią, najlepiej taką, która nie wiąże się z moją twarzą utkwioną w kroczu Deana. Dean jęknął gardłowo, puścił moje ręce i upadł na platformę. Zacisnął powieki i kołysał się z boku na bok, na ugiętych kolanach. Zerwałam się i się nad nim pochyliłam, kładąc mu dłonie na ramionach. - O mój Boże! Przepraszam! Tak mi przykro! Otworzył jedno oko i potrzasnął głową, niezdolny do mówienia. Najwyraźniej spowodowałam jakieś poważne szkody. - Potrzebujesz trochę lodu? Powinnam na niego podmuchać 23?
23
Lily używa w oryginale słowa blow, które znaczy „podmuchać”, ale też „zrobić loda”.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 94
Parsknął śmiechem, po czym znowu jęknął. Żart był w najlepszym wypadku prostacki, ale potrzebowałam jakiegoś sposobu, żeby ocenić, jak bardzo go boli. - Okej, dobrze, skoro możesz się śmiać, to chyba nie umrzesz. Usłyszałam na schodach kroki. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Josephine, wskakującą na co drugi stopień. Przez to całe zamieszanie nie zauważyłam nawet, że zeszła z platformy. - Mam! Lily, mam coś, co możesz ubrać! Zerknęłam w dół na swoją pierś, przypominając sobie, że byłam obnażona, a potem odskoczyłam od Deana. Och, proszę, pozwól mi sobie pomóc, jednocześnie wpychając ci swoje cycki w twarz. - Ty zboczeńcu! Mogłeś mi przypomnieć, że jestem topless. – powiedziałam, zakrywając się ramionami. Dean otworzył oczy i rzucił mi złowrogie spojrzenie. - Tak, wybacz, byłem trochę zajęty niezwymiotowaniem z bólu. Josephine rzuciła mi w twarz wielkie, czerwone coś. - Masz, załóż to. Normalna osoba wzięłaby jakąś koszulkę albo ręcznik. A co wzięła Jo? Wielką kamizelkę ratunkową – taką, jaką nosi się na kajakach. Zakryłaby moje cycki, ale z ledwością. - Poważnie, Jo? Poważnie? Spojrzała na mnie wilkiem, wyciągając kamizelkę w moją stronę. - No co? Tylko to znalazłam. Załóż. Prychnęłam i ją od niej wzięłam. Nie zakryłaby mnie całkowicie, ale to lepsze niż nic. Odwróciłam się od Deana i szybko wciągnęłam ją przez głowę. Zapięłam ją z przodu i ścisnęłam czarne paski tak mocno, jak się dało. Do czasu, gdy się odwróciłam, Dean gapił się na mnie z pustym wyrazem twarzy. - Co? – zapytałam, spoglądając w dół, by upewnić się, że kamizelka mnie zakrywa. Josephine parsknęła śmiechem. - Pewnie tylko przywołuje swoje wspomnienia z Playboy’a z dzieciństwa.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 95
Pokręcił głową i wyprostował się. Górował nade mną, wysoki i szczupły. Mogłam wyczuć zapach oceanu wymieszany z wonią jego żelu pod prysznic. - Raczej Słoneczny Patrol. – poprawił Jo, uśmiechając się pod nosem. Jęknęłam z zażenowania. - Możemy po prostu udawać, że niczego nie widziałeś? – błagałam. Uniósł brew i spojrzał mi w oczy. Za jego spojrzeniem kryły się emocje, których wcześniej nie widziałam, a przynajmniej nie u niego. - To niemożliwe. – powiedział, kręcąc głową. Patrzyłam, jak wchodzi po schodach i zdałam sobie sprawę, że napięcie między nami nie zniknęło. Nasz wspólny czas na łodzi przekształcił to w coś o wiele trudniejszego do kontrolowania…
Tłumaczenie: marika1311
Strona 96
Rozdział dwudziesty pierwszy LILY
Po pobycie na łodzi z piekła rodem, wiedziałam, że ciężko będzie mi się zmierzyć z Deanem w pracy. W niedzielę dłużej w łóżku, próbując odtworzyć swoje wspomnienia z wydarzeń wczorajszego dnia. Czasami mogłam się przekonać, że wyglądałam seksownie w mojej kamizelce, ale czasami mój mózg w kółko, jak zapętlony film, odtwarzał fragment, kiedy moja twarz zderzyła się z kroczem Deana. Kiedy sprawdziłam swojego e-maila tego wieczoru i zobaczyłam nazwisko Deana, częściowo spodziewałam się, że temat wiadomości będzie brzmiał „Jesteś zwolniona”.
Od: Dean Harper Do: Lily Black, Julian Lefray, Zoe Davis, Hunter Smith Temat: TRLV
Jak wiecie, przed nami ciężki tydzień. W środę wylatujemy na TRLV, więc chciałbym jutro rano zwołać spotkanie w moim domu. Omówimy lot, zakwaterowanie i nasze harmonogramy na kilkudniowy pobyt w Vegas. Mój adres jest poniżej. Zaczniemy o wpół do dziesiątej. D. Harper
Ha. Nie wspomniał o tym, jak się miał obszar jego krocza. Wezmę to za dobry znak.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 97
***
Stałam przed drzwiami Deana i zapukałam, ale nikt nie otworzył. Nacisnęłam dzwonek, ale to również nic nie dało. Jego drzwi frontowe były czarne, lśniące i solidne. Nie było okien, przez które mogłabym zerknąć, a oknach w korytarzu panowała ciemność. Obróciłam się w kółko, próbując stwierdzić, czy jestem przy właściwym domu. Jego kamienica na Upper East Side była schowana między budynkami z czerwonobrunatnego piaskowca. Trochę dalej, minęłam delikatesy z modnymi, francuskimi stolikami i bluszczami na ścianie, które wyglądały, jakby rosły przez ostatnich sto lat. Prawie weszłam do środka po latte, ale nie chciałam się spóźnić. Jednak teraz wyglądało na to, że latte by się przydało. Ziewnęłam i próbowałam to ukryć, wmawiając sobie, że nie byłam tak zmęczona, jak się czułam. Przez ostatnie dwie noce sen był nieuchwytny. Za dnia pracowałam, ale w nocy, kiedy kładłam się na poduszce i miałam moment sam-na-sam ze swoimi myślami, odtwarzałam w głowie spotkania z Deanem. Myślałam o tym, jak się kłóciliśmy, jak mnie irytował, jak mnie intrygował. Nie mogłam się zdecydować, w którym miejscu mojego wykresu Venna 24 on się plasuje. Po lewej stronie miałam osoby, które nienawidziłam, po lewej te, które kochałam. W samym środku, w jego własnej kategorii, był Dean Harper. Spróbowałam drugi raz z dzwonkiem do drzwi, po czym sięgnęłam do klamki. Drzwi były otwarte. Popchnęłam je i weszłam do korytarza. - Halo? Zrobiłam niepewny krok do przodu i zawołałam. - Dean? Moje kroki odbijały się echem po czarnobiałej marmurowej podłodze. Jego dom, z tego, co widziałam, był nieskazitelnie czysty i zaprojektowany co do joty. Przedpokój był okrągłym pomieszczeniem z czarnym żyrandolem wiszącym nad czarnym, lakierowanym stolikiem. Były tutaj formalne elementy, takie jak żyrandol i wykończenia przy ścianach, przeplatane z męskimi dodatkami. Jego rower wisiał w
24
Tak on wygląda:
Tłumaczenie: marika1311
Strona 98
korytarzu prowadzącym do wielkich, ręcznie rzeźbionych schodów. Na ścianach przedpokoju wisiały zdjęcia; dziecięca wersja Deana przyciągnęła mnie bliżej. Zdjęłam swoje obcasy – stwierdziłam, że Dean prawdopodobnie miał tą zasadę żadnych butów w domu – i podeszłam bliżej do pierwszego zdjęcia po mojej lewej. Dean na nim był malutki, miał może rok lub dwa lata i siedział na bujanym koniku w pieluszce oraz kapeluszu i butach kowboja. Jego pulchny brzuszek sprawił, że się uśmiechnęłam, kiedy przesunęłam się do kolejnej fotografii. Tutaj Dean był starszy, z wystającymi zębami i równiutkimi włosami wyglądającymi, jakby zostały ścięte po nałożeniu miski. Jego blond włosy były jasne, prawie białe i miał smugi od lizaka lodowego na twarzy. Siedział obok starszego mężczyzny na ciągniku. Ten machał do kamery, ale Dean patrzył na niego, z uwielbieniem. Obejrzałam resztę zdjęć na ścianie, oglądając Deana w szelkach i w dniu ukończenia studiów, w otoczeniu najbliższych. Wróciłam do stolika przy wejściu, zbyt onieśmielona, by zapuścić się do któregokolwiek z pomieszczeń na pierwszym piętrze. Na blacie leżał stos poczty, głównie nudne koperty z rachunkami i katalogi, ale na samej górze leżała kolorowa pocztówka ze zdjęciem ogromnej jaskini i napisem „Park Krajobrazowy Jaskiń Maquoketa”. Spojrzałam w stronę schodów, nasłuchując kroków, po czym przewróciłam pocztówkę na drugą stronę.
Dean, Wiem, że dopiero co nas odwiedziłeś, ale nie mogłam się oprzeć i nie wysłać Ci pocztówki z Twojego ulubionego parku. Wcześniej zmusiłam Twojego tatę do zejścia na dół. Udawał, że mu się nie podobało, ale wiem, że dobrze się bawił. Może następnym razem, kiedy przyjedziesz, możemy tam wrócić i urządzić camping, tak jak za starych czasów. Kocham Cię, Mama
- Włamywanie się do domu znajomych i przeglądanie ich poczty to teksański zwyczaj? Przełknęłam ślinę i unosząc wzrok, zobaczyłam Deana stojącego na szczycie schodów. Miał gładko ogoloną szczękę i wystylizowane włosy, chwilowo ujarzmione. Jego czerwony krawat leżał na środku białej, obcisłej koszuli, a granatowy garnitur Tłumaczenie: marika1311
Strona 99
pasował na niego jak rękawiczka. Wyglądał tak, jakby miał pod swoim pantoflem cały świat… poczynając ode mnie. - Wciskałam dzwonek. – wyjaśniłam drżącym głosem. Zaczął schodzić w dół, przesuwając dłonią po gładkiej poręczy. Nie odrywał wzroku od moich oczu. - A potem cię wołałam. Uniósł brew, ale nic nie powiedział. - Drzwi były otwarte. – powiedziałam, wskazując na nie, jakby te miały się same odezwać i to potwierdzić. Zszedł z ostatniego stopnia na marmurową podłogę, przeciągając spojrzeniem po moim stroju. Zerknęłam w dół. Miałam na sobie czarną, obcisłą sukienkę z dekoltem w serce. Do swojej torby na ramię wepchnęłam kardigan z planem, by założyć go, zanim tu dotrę. Bez niego ta sukienka była trochę zbyt ryzykowna do pracy. Odsłaniała trochę za dużo skóry przy mojej szyi i klatce piersiowej, jeśli Hunter zamierzał się pojawić. - Spotkanie nie rozpocznie się przed wpół do dziesiątą. Brałem prysznic. – wyjaśnił, przyciągając moją uwagę z powrotem do siebie. Sięgnęłam po swój kremowy sweterek. Jego wzrok przesunął się na niego, kiedy zarzuciłam go na swoje ramiona. - Więc chyba źle odczytałam twojego e-maila. Zabębnił palcami o stół, dwa razy, po czym się cofnął. - Chodź. Poczekamy na innych w kuchni. Potrzebuję kawy. Ruszyłam za nim, skupiając wzrok na czarnej podłodze z twardego drewna, która zaczęła się tuż za przedpokojem. Minęliśmy jego rower wiszący na ścianie, jakby był elementem sztuki nowoczesnej, a następnie skręciliśmy za róg do kuchni, po lewej stronie od schodów. Ciemne, drewniane podłogi były również tutaj, ale zostały zrównoważone jasnoszarymi szafkami i jasnymi, marmurowymi blatami. Każdy gadżet, jaki chciałam mieć w swojej przyszłej kuchni, był przede mną w pełnym blasku, w kuchni Deana. Lodówka wielkości restauracyjnej stała obok wbudowanego ekspresu do kawy i przysięgam na Boga, że moje serce podskoczyło lekko na widok czarnego miksera firmy KitchenAid. - Espresso? – zapytał. Zmarszczyłam nos. Tłumaczenie: marika1311
Strona 100
- Latte? Kiwnął głową, kiedy ja okrążyłam wielką wysepkę kuchenną, dając mu przejście do poruszania się. Wyglądało na to, że nie ma limitów dla jego talentów. Barman, barista, żeglarz, restaurator… to gdzieś się musiało kończyć, prawda? Pewnie w sypialni. Wysunęłam stołek barowy spod wyspy i na nim usiadłam, przyglądając mu się i pozwalając pytaniu zakorzenić się w moim umyśle. Dean miał wszystkie cechy, które powinien posiadać dobry kochanek. Poruszał się i mówił z całkowitą pewnością siebie. Miał zabójcze ciało od ćwiczeń, co również pomogłoby w wytrzymałości w sypialni. Pochylił się, żeby spojrzeć na tylną półkę w lodówce, a ja uśmiechnęłam się na widok jego tyłka. Kolejny bonus. Doświadczenie w łóżku też się liczyło, ale to nie było coś, co mogłam wywnioskować od samego patrzenia. - Chodzisz na wiele randek, Dean? – zapytałam, pozwalając moim myślom ujrzeć światło dzienne, zanim zdołałam się powstrzymać. Oderwał wzrok od lodówki i spojrzał na mnie ponad ramieniem. Zza ramienia spojrzały na mnie ciekawskie oczy i zobaczyłam usta rozciągnięte w uśmiechu. - Ciebie też mam dopisać obok Huntera przy molestowaniu seksualnym? Zaśmiałam się. - To pytanie nie stało nawet blisko molestowania. Wyciągnął z lodówki karton mleka i ustawił go na blacie przede mną, dokładnie i starannie. Mogłam zobaczyć żyły na jego rękach, bez wątpienia dowód jego wczesnoporannych ćwiczeń. - To nie tak, że musisz mi coś udowadniać. – Kontynuowałam. – Ale tylko zastanawiałam się… Urwałam, nagle czując się zbyt nerwowa, by ujawniać moje myśli. - Nad czym? Jego wzrok wyzywał mnie do tego, by być szczerą, a ja nigdy nie byłam dobra w odrzucaniu wyzwań. - Po prostu wydaje się, że faceci tacy jak ty – wpływowe dupki tego świata – powinni być naprawdę dobrzy w łóżku.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 101
Jego oczy otworzyły się nieco szerzej i przysięgam, że zobaczyłam, jak mięśnie jego szczęki drgnęły. Oparł dłonie na krawędzi wysepki i pochylił się do przodu, nie odrywając wzroku od moich oczu. - A jakie były twoje doświadczenia? Pokręciłam głową. - Byłam tylko z facetami w moim wieku. - Więc? Wzruszyłam ramionami. - Na studiach każdy może być bogatym dzieciakiem z wielkim ego i książeczką czekową tatusia. Osiągnąć potęgę samemu, to zupełnie inna sprawa. Jego nozdrza zafalowały, kiedy odepchnął się od blatu. - Cóż, jeśli kiedykolwiek będziesz chciała przeprowadzić badania nad swoją teorią, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Zaśmiałam się. Żartował. Musiał żartować. Prawda? Otworzyłam usta, żeby to wyjaśnić, ale zanim miałam na to szansę, rozległ się dzwonek do drzwi. Głośny, nieprzyjemny, kompletnie niezgrany w czasie dzwonek.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 102
Rozdział dwudziesty drugi DEAN
Wybiegłem zza rogu ulicy w stronę mojego domu, ale zamiast zwolnić, minąłem mój przystanek i biegłem dalej. Moja trasa się skończyła, ale ogień we mnie nie został oswojony. Mój problem z Lily nie był bliższy rozwiązania. Wczorajsze spotkanie spieprzyło się w ciągu pierwszych pięciu minut. Zespół rozsiadł się w mojej kuchni, żebyśmy mogli omówić ostateczne wątki podróży do Vegas, ale przez cały czas czułem na sobie ciekawskie spojrzenie Lily. Siedziała przy moim kuchennym stole, obracając moje słowa w swojej głowie i wyciągając z nich więcej znaczenia, niż miały. Wyzwanie, które wypowiedziałem tuż zanim wszyscy przyjechali było żartem. Niczym więcej. Mogłem to sprostować, ale zamiast tego pozwoliłem, by to między nami zawisło, wypełniając pokój niewypowiedzianymi pytaniami. Wciąż mogłem do niej dotrzeć i zdusić to zaproszenie w zarodku. Miałem jej adres e-mail, numer komórki i adres, ale coś mnie powstrzymywało. To było coś, co zmuszało mnie do dalszego biegania.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 103
Rozdział dwudziesty trzeci LILY
Stałam po drugiej stronie ulicy, na której był dom Deana, dobrze wiedząc, że nie powinno mnie tutaj być. To był wieczór przed naszym wyjazdem do Vegas. Miałam lot o ósmej rano, kilka rzeczy do spakowania i przynajmniej sto powodów, dla których nie powinnam wpatrywać się w ciemne drzwi do jego kamienicy. Przez cały dzień odtwarzałam jego słowa w swojej głowie. Przez cały dzień je analizowałam, odwracałam do góry nogami i czytałam między wierszami. Biegłam przez Central Park z muzyką ze swojego iPoda, ale nadal słowa Deana były głośniejsze. Stałam w kolejce po kawę w sklepie i próbowałam znaleźć choć jednego faceta tak atrakcyjnego jak on. Tak irytującego. Władczego. Takiego, który byłby wyzwaniem. Jadłam lunch w nowo otwartych delikatesach, chcąc zrecenzować to na moim blogu, ale skończyłam kanapkę bez zarejestrowania choćby jednego smaku. Dean owinął mnie sobie wokół palca przez wypowiedzenie jednego zdania. Cóż, jeśli kiedykolwiek będziesz chciała przeprowadzić badania nad swoją teorią, wiesz, gdzie mnie znaleźć. Pieprzyć go. Wyciągnęłam telefon z torebki i napisałam do Jo.
Lily: Zaraz będę po raz pierwszy uprawiać seks w Nowym Jorku… Jo: Co?! Powiedz mi, że to nie będzie włóczęga Nelson. Lily: Dean. Jo: Chwila. Chwila. Chwila. CZEKAJ. Odbierz.
Od razu zadzwoniła, a jej zdjęcie pojawiło się na ekranie. Zignorowałam ją. Nie szukałam jej błogosławieństwa; chciałam tylko dać jej znać, gdzie mnie znaleźć, w razie gdybyśmy ja i Dean przypadkowo się pozabijali.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 104
Wsunęłam komórkę do kieszeni, mimo że ta nadal dzwoniła. Połączenie. Poczta głosowa. Połączenie. Poczta głosowa. Jo by nie przestała, dopóki bym nie odebrała. Zamiast tego postawiłam pierwszy krok, by przejść przez ulicę, kiedy moje serce zaczęło bić mi w piersi, zbyt mocno, by można było tego nie zauważyć. Światła jego w domu były zgaszone. Z tego, co wiedziałam, nie było go w środku. Ale i tak musiałam spróbować. Jakbym znajdowała się poza swoim ciałem, obserwowałam, jak moje buty wspinają się na jego werandę, a potem stałam przed jego drzwiami i nie miałam już dokąd pójść. Wyciągnęłam rękę i nacisnęłam dzwonek. Słyszałam, jak brzęczy w środku, odbijając się echem po marmurowych podłogach. Mój żołądek się skręcił i nagle poczułam mdłości i nagle nie byłam pewna, czy to był taki dobry pomysł. Chwyciłam się za brzuch. Mój telefon ciągle wibrował z ostrzeżeniami od Josephine i czułam się tak, jakbym miała zaraz zwymiotować. Zrobiłam krok w tył, przygotowując się do tego, by zwiać. Gardło miałam ściśnięte, a kolana mi się trzęsły. Musiałam tylko zeskoczyć z jego ganku, wtedy mogłabym usiąść i skrytykować siebie za bycie tak monumentalnie głupią. I to wtedy drzwi powoli się otworzyły i Dean stanął, oświetlany przyćmionym światłem z domu, a ja absolutnie nie miałam pojęcia, co robić. Nie powiedział ani słowa, po prostu stał tam półnagi, opalony i zaskoczony, że mnie widzi. Jego czarne spodenki były luźne, wiszące na biodrach i łamiące prawo grawitacji. Mogłam dostrzec pasek bielizny od Calvina Kleina tuż poniżej mięśni, na których patrzenie było prawie bolesne. Jego włosy były skręcone i niesforne, tak jak moje… i nagle nie było mi nie dobrze i nagle byłam pewna, że to dobry pomysł. - Lily? Wypowiedział moje imię jak pytanie. Znałam odpowiedź. Pokręciłam głową i ruszyłam naprzód, przyciskając dłonie do jego piersi i popychając go do wnętrza domu. Jego ręce dotknęły moich bioder. Chwycił za moją treningową bluzkę i ścisnął materiał w dłoniach tak, by mógł poczuć nagą skórę. Nawet nie pomyślałam o tym, żeby się przebrać, zanim tu przyszłam; byłam w nieładzie, spocona od ćwiczeń i całodziennego biegania po mieście. Moje legginsy były poplamione od kawy i wzięłabym prysznic, gdybym pomyślała, że naprawdę mogę tutaj być, przed Deanem i akceptować jego wyzwanie.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 105
Były dwie sekundy, kiedy to ja miałam kontrolę. Wzięłam go z zaskoczenia, pojawiając się pod jego drzwiami, ale szybko doszedł do siebie, wciągając mnie w głąb domu i sprawiając, że ciężko było mieć wątpliwości co do mojej decyzji. Cóż, jeśli kiedykolwiek będziesz chciała przeprowadzić badania nad swoją teorią, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 106
Rozdział dwudziesty czwarty DEAN
Wiedziałem, że do tego dojdzie. Wiedziałem, że igrając z Lily, testując ją i drażniąc, ona w końcu się odgryzie. Ale jej odgryzienie się nie było bolesne. To było pikantne marzenie spełniające się na jawie. Jej podkoszulek i legginsy były tak dopasowane do jej ciała, że mogłem zobaczyć jego każdą krzywiznę. W chwili, gdy jej ręce uderzyły w moją pierś, wiedziałem, czego chciała. Dzień wcześniej naprawdę po części żartowałem, ale powinienem był wiedzieć, że Lily zaakceptuje tą po części rzuconą rękawicę. Była zadziorną, dwudziestokilkulatką. Myślała, że znała świat i myślała, że mogła pojawić się pod drzwiami mężczyzny późno w nocy. Tak cholernie naiwna. Przeciągnęła paznokciami w dół po mojej piersi, a ja chwyciłem ją za biodra, ściskając je przez cienki materiał. Moglibyśmy iść do pokoju, ale to było na drugim końcu świata, a ja musiałem mieć ją tutaj. W holu, na zimnym marmurze. Kopnięciem zatrzasnąłem drzwi i szarpnięciem zerwałem z niej czarny podkoszulek. Jej jasne oczy były wielkości spodków. Usta były pulchne i różowe. Nawet się jeszcze nie całowaliśmy, ale do czasu, gdy nastąpi poranek, te usta będą czerwone i opuchnięte. Przez dwa dni będzie musiała nakładać na nie pomadkę ochronną i za każdym razem, gdy to zrobi, przypomni sobie ten moment, kiedy pochyliłem się i skradłem jej ten pierwszy pocałunek, trzymając jej biodra i przyciągając je do siebie. Kiedy nasze usta się połączyły, jęknęła, a ja przycisnąłem jej biodra do swoich. Rozdzieliła językiem moje wargi i przechyliłem głowę, pogłębiając pocałunek. Smakowała dobrze, jak guma cynamonowa. Uśmiechnąłem się. Zaplanowała to. Musiała żuć gumę w drodze do mojego domu. Myślała o mnie przez cały dzień. Chciała, żebym przesunął dłonią przy krawędzi jej legginsów, tak jak to robiłem – po brzegu jej brzucha, od biodra do biodra i z powrotem. Zadrżała pod moim dotykiem i otworzyła usta, żeby przeciągnąć zębami po moim ramieniu. Chciała, żebym wiedział, że to jej się podobało. Oczywiście, że ci się to podoba, Lily. Sama to powiedziałaś, że nigdy nie byłaś pieprzona przez kogoś, kto wiedział, co robi.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 107
Wsunąłem dłoń w jej legginsy i potem niżej, przesuwając palcem po przodzie jej majtek. Miałem ją w swoich rękach, całkowicie na mnie otwartą. Westchnęła przy moim ciele, wpatrując się w moje ramię. Nieśmiała. Nie mogła spojrzeć mi w oczy, kiedy przesunąłem palcem po krawędzi jej majtek. Wgryzła się mocniej w moje ramię, a złapałem ją mocniej. Była taka niestabilna i gdybym ją puścił, upadłaby na podłogę. Wycofałem nas do ściany, tuż pomiędzy zdjęciami w ramkach. Wsunąłem dłoń w jej spodnie i szarpnąłem je w dół, przyglądając się jej nagiemu ciału. Była malutka, ze sterczącymi piersiami i smukłym ciałem, z kośćmi biodrowymi, które nie powinny być widoczne. Wyglądała tak młodo, kiedy tam stała, że cofnąłem się o krok, nagle czując zmartwienie. Przyglądałem się jej opalonej skórze, zapamiętując małe znamię, które było widoczne kilka centymetrów ponad jej lewym sutkiem. Teraz to było moje znamię. Sekretny skrawek skóry, którego nie miałem czasu zauważyć wtedy na jachcie. - Dean? – odezwała się drżącym głosem. – Jestem na pigułkach. Jeśli o to się martwisz… Pomyślała, że jej nie chcę. Pomyślała, że odsunąłem się od niej na dobre. - Ile masz lat, Lily. – To było po części pytanie, po części stwierdzenie. - Dwadzieścia trzy. Dziesięć lat różnicy. - Z iloma mężczyznami byłaś? Wyciągnęła dłoń i szarpnęła za moje spodenki, używając ich, by przyciągnąć mnie bliżej siebie. Była wilkiem w owczej skórze. - Wystarczająco, żeby wiedzieć, jak będzie. Zdejmiesz te spodenki i popchniesz mnie na ścianę. Może będziesz trzymał mi ręce nad głową, a może będziesz trzymał moje piersi. Wiem, że mnie chcesz. Wsunęła dłoń za pas moich spodenek i mnie chwyciła, mocno. - Więc nie każ mi czekać. Pieprzyć ją. Planowałem przycisnąć ją do ściany, ale już nie zamierzałem tego robić. Nie miała kontroli; może i była zadziorną, małą lwicą, ale to ja byłem lwem. Ściągnąłem spodenki, chwyciłem jej dłoń i ją z siebie zrzuciłem. Otworzyła szeroko usta, Tłumaczenie: marika1311
Strona 108
zszokowana, ale nie było czasu, by mogła kwestionować moje czyny. Już ją podnosiłem, zmuszając do tego, by objęła mnie nogami w pasie. Musiałem zwalczyć pragnienie, by jęknąć. Już była dla mnie jak niebo, a nawet jeszcze w nią nie wszedłem. Ruszyłem po schodach, w stronę mojej sypialni, ale nie z romantycznych powodów. Potrzebowałem dźwigni. Musiałem ją mieć na moim łóżku, żebym mógł trzymać nad nią swoje ciało i wejść w nią tak głęboko, by jej głowa opadła i żeby musiała przygryźć wargę, żeby powstrzymać się od krzyku. Ostatnia spójna myśl w mojej głowie pojawiła się, kiedy stałem przy krawędzi mojego łóżka, patrząc na Lily rozpostartą w mojej granatowej pościeli. Była morzem blond włosów i pełnych, różowych ust. Zamierzałem się w niej zatracić, bardziej niż w kimkolwiek do tej pory. Uśmiechnęła się pod nosem i uniosła brew. - Potrzebujesz pomocy? Trzymałem w dłoni prezerwatywę i się w nią wpatrywałem. Pokręciłem głową. Mówią, że jeśli nie jesteś pewny, czy jagoda jest trująca, powinieneś najpierw ją dotknąć, przeciągnąć nią po skórze i sprawdzić reakcję. Po tym, masz ją polizać i poczekać cały dzień. Nadal oddychasz? Weź mały gryz. Jeśli nie umarłeś, to prawdopodobnie możesz ją zjeść. Bałem się, że Lily była trująca. Bałem się, że sprawi, że moje serce stanie, ale zamiast sprawdzić najpierw jej dotyk i powoli ją posmakować, wsunąłem się w nią, dopóki jej paznokcie nie wbijały się w moje plecy. Wgryzłem się w jej wargę tak mocno, kiedy dochodziła, że poczułem smak krwi w ustach. O ile wiedziałem, miałem kilka godzin życia. Wiedziałem, że Lily będzie moją zgubą. Uśmiechnąłem się na tę myśl. Cóż za sposób, by odejść…
Tłumaczenie: marika1311
Strona 109
Rozdział dwudziesty piąty LILY
Obudziłam się w ciemnym pokoju, leżąc na najbardziej miękkiej pościeli, jakiej dotykałam w całym swoim życiu. Jestem martwa? Czy to chmura? Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na prawo. Dean leżał obok mnie na brzuchu. Jego twarz była zwrócona w moją stronę i w połowie zgnieciona przez poduszkę, ale i tak nadal był najbardziej malowniczą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam. Światło księżyca oświetlało blednące ślady zębów na jego ramieniu. Mój. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie, kiedy zsunęłam z siebie kołdrę i zeszłam z jego łóżka. Szybki rzut oka na zegarek stojący na szafce nocnej oznajmił mi w jasnych, czerwonych liczbach, że było wpół do piątej. Na palcach przeszłam przez pokój, całkowicie świadoma swojej nagości. Uda mnie bolały, a na lewym boku, na żebrach, miałam jasnego siniaka. Dean bywał czasem szorstki, wystarczająco, żeby dać się porwać, ale i tak wiedziałam, że rano będę czuła tego następstwa. Zaczerwieniłam się na samą myśl o tym. Otworzyłam drzwi tak cicho, jak się dało i nie oglądałam się za siebie. I tak za kilka godzin zobaczę go na lotnisku. Moje legginsy i podkoszulek nadal leżały na marmurowej podłodze w przedpokoju, gapiąc się na mnie, kiedy schodziłam po schodach. Miewałam już wcześniej przygodny seks, ale w tym nie było nic zwyczajnego. Wciągnęłam na siebie ubrania, nasłuchując jakiegokolwiek znaku tego, czy Dean wstał. Nie jest tak, że nie chciałam go zobaczyć, potrzebowałam po prostu pięciu minut, by zebrać myśli. Przyszłam do jego domu bez zapowiedzi, zakładając, że będziemy uprawiać naprawdę świetny seks, a potem sobie pójdę. Zamiast tego, Dean dotarł wewnątrz mnie i rozbił kawałki mnie po całym swoim domu. Mój zdrowy rozsądek został na jego werandzie, moja samokontrola plamiła podłogę w przedpokoju, a moje serce zostało w jego łóżku, zbyt zaplątane w pościel, by można było je odnaleźć. Spacer ulicami Nowego Jorku o wpół do piątej nad ranem nie był rzeczą na mojej liście do zrobienia przed śmiercią, ale nie miałam wyboru. Na Upper East Side nie było żadnych taksówek, a byłam zbyt przerażona, żeby zejść do metra. Już przeszłam prawie dwa kilometry, kiedy przypomniałam sobie o Uber. Pieprzone Uber. Tłumaczenie: marika1311
Strona 110
Poprosiłam o podwózkę w aplikacji i kilka minut później niska, Rumuńska kobieta stanęła przede mną w białym Buicku. - Ty jesteś Lily? – zapytała z mocnym akcentem. Kiwnęłam głową, wślizgnęłam się na tylne siedzenie i podałam jej adres. Spojrzała na mnie i przyjrzała się mojemu strojowi. - Zawsze biegasz tak wcześnie? - Nie. Skręciła na ulicę bez patrzenia na nią – co nie było takie złe, skoro nasz samochód był jedynym na drodze – a potem znowu na mnie spojrzała. - To dobrze. To złe dla twoich kolan. Bieganie. Wyglądałam przez szybę. Wiecie, co jeszcze jest złe dla kolan? Owijanie ich wokół bioder Deana Harpera. Do czasu, kiedy dojechałam do mojego mieszkania, byłam gotowa na sen. Chciałam wczołgać się na mój futon i zakopać się pod pościelą tak głęboko, że nigdy bym się już nie obudziła. Niestety, kiedy otworzyłam drzwi, zostałam powitana przez całkowicie obudzoną i rozszalałą Josephine. - Ty idiotko! Ty głupia idiotko! – krzyczała, machając w powietrzu szpatułką kuchenną, jakby zamierzała mnie nią uderzyć. Czy ona w ogóle spała? Czy siedziała całą noc i się zamartwiała, bo nie odbierałam jej telefonów? Rzuciłam torebkę na stolik obok drzwi i pokręciłam głową. - Nie możesz być na mnie zła, że przespałam się z Deanem. Otworzyła szeroko oczy. - Nie o to jestem wściekła! Jestem zła, że wracałaś do domu sama, o wpół do piątej rano. Dean dzwonił do mnie dwadzieścia minut temu i pytał, gdzie jesteś. Moje serce się zatrzymało. - Zadzwonił do ciebie? O tej godzinie? Zmrużyła powieki i mi się przyjrzała. - Oczywiście. Wyszłaś i nie miał pojęcia, gdzie poszłaś. To było naprawdę głupie, Lily.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 111
To, że się obudził i przejmował się tym, gdzie sama poszłam, robiło coś dziwnego z moim sercem. Chora, egoistyczna część mnie chciała, żeby nie spał i się o mnie zamartwiał. Josephine prychnęła i obróciła się w stronę kuchni, a do mnie w końcu dotarł zapach świeżych naleśników. To by wyjaśniało szpatułkę. - Nie za bardzo mogłam wyjść i cię szukać. – powiedziała, odpowiadając na moje niewypowiedziane pytanie. – Więc postanowiłam zrobić ci śniadanie. Uśmiechnęłam się i podeszłam bliżej kuchni. - Mogłam leżeć martwa na ulicy, a ty siedziałabyś tutaj i cieszyła się puszystymi naleśnikami. Rzuciła mi złowrogie spojrzenie, wciąż wkurzona. - Naleśniki mnie uspokajają. Okrążyłam szafkę, położyłam głowę na jej ramieniu i zrobiłam swoją najlepszą minkę zbitego szczeniaczka. - Pamiętasz, kiedy się tobą zajmowałam w zeszłym miesiącu, kiedy tak bardzo się upiłaś? Kiedy wpadłaś do rowu i nie mogłaś wyjść? Jęknęła. - Proszę, nigdy mi o tym nie przypominaj. - Cóż, teraz jesteśmy kwita, dobra? Wskazała na talerz ciepłych naleśników obok kuchenki. - W porządku. Zjedz coś i daj Deanowi znać, że bezpiecznie dotarłaś. Mój żołądek zacisnął się na wspomnienie jego imienia. Wiedziałam, że muszę się do niego odezwać; tylko prawdziwy psychopata pozwalałby mu niepotrzebnie się martwić. Wyciągnęłam swój telefon z torebki i znalazłam dowody jego zmartwienia; dwa nieodebrane połączenia i trzy wiadomości.
Dean: Wyszłaś? Dean: Właśnie przeszukałem swój cały dom. Dean: Zadzwoń, kiedy dotrzesz do domu.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 112
Pominęłam dzwonienie na rzecz krótkiego smsa.
Lily: Dom.
Jedno słowo. Jedno słowo, które strzegło mojego serca i sprawiało, że niemożliwe było dla niego zorientowanie się, jak na mnie wpłynęło ostatnie dwanaście godzin. - Więc, jak było? Wczoraj? – zapytała Jo zza mnie. Przełknęłam ślinę i wpatrywałam się w telefon. Udawana odpowiedź, odpowiedź, którą rzuciłam Josephine i którą wciąż sobie powtarzałam była taka, że noc była fajna, prosta, „nic poważnego”. Prawdziwa odpowiedź, odpowiedź, której nigdy nie wypowiedziałabym na głos była taka, że to było doświadczenie zmieniające życie. Leżałam na łóżku Deana, gapiąc się na sufit z jego głową między moimi nogami i błagałam wszechświat, by się zatrzymał. Chwyciłam go za rękę i błagałam o jeszcze jedną sekundę, jedną godzinę, jedną noc. Ale potem, kiedy obudziłam się kilka godzin później, z przykrością stwierdziłam, że wszechświat się nie zatrzymał… nawet nie dla mnie.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 113
Rozdział dwudziesty szósty LILY
Walizka, którą pożyczyłam od Jo miała kółka, które bez przerwy stukały. Sprawdziłbym to przy wejściu, gdyby Dean wyraźnie nam tego nie zabronił. „Nie mamy czasu czekać na torby, jedziemy do Vegas.” Przeklęłam go w swojej głowie, kiedy kółko zablokowało się po raz piąty od wejścia na lotnisko. Kopnęłam je, żeby znowu zaczęło działać, a potem moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem dziewczyny, która stała przede mną w kolejce do Starbucksa na lotnisku. Miała na sobie buty eskimoski i dżinsowe spodenki. Przewróciła oczami na moją piszczącą walizkę. Odwróciła się do swojej przyjaciółki i się pochyliła. - Jaki hałas. Czy ona myślała, że to był szept? Mogłam usłyszeć jej każde słowo i desperacko pragnęłam jej powiedzieć, żeby się odpieprzyła. - O mój Boże, ale ona prostolinijna. – powiedziała jej przyjaciółka, wyginając się tak, żeby mi się dobrze przyjrzeć. Przechyliłam głowę i złośliwie się uśmiechnęłam. Znałam takie dziewczyny. To były te, które przesiadywały w swoich telefonach i tweetowały o gównach. Kiedy dotarły do przodu kolejki, przysłuchiwałam się, jak zamawiają dwa karmelowe macchiato z chudym mlekiem i ostrzegają baristę przy ladzie; - Nie skąp karmelowego sosu. Kiwnął głową i przyjął ich gotówkę, przez cały czas prawdopodobnie przeklinając je w duchu. Kiedy przyszła moja kolej na zamówienie, poprosiłam o kawę, po czym pochyliłam się ku niemu. - Jeśli zapłacę ci pięć dolców, zrobisz im kawę z tłustym mlekiem, a nie chudym? Uśmiechnął się pod nosem. - Nie musisz mi za to płacić. Już to zrobiłem. Zaśmiałam się, zostawiłam pięć dolarów w słoiku na napiwki i czułam się o wiele lepiej co do świata, piszczącego kółka i ogólnie wszystkiego.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 114
Kiedy dotarłam do naszej bramki – z pięciominutowym opóźnieniem – reszta zespołu siedziała już ze swoimi laptopami i iPadami na kolanach. Zoe i Hunter siedzieli po jednej stronie, a Dean i Julian naprzeciwko nich. Hunter spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, kiedy mnie dostrzegł, ale nie obchodziło mnie to. Lepsze takie spojrzenia niż flirtowanie. Julian był zajęty swoim telefonem, więc po prostu się uśmiechnęłam i przeszłam dalej. Kiedy przyjrzałam się strojowi Deana, wiedziałam, że popełniłam błąd. Zanim wyruszyłam na lotnisko, ubrałam letnią sukienkę i Conversy. Dean miał na sobie granatowy garnitur, lśniące buty i minę, którą mnie upominała. Jedynym dowodem, że na przygotowania poświęcił mniej czasu niż zazwyczaj był krótki zarost na jego szczęce. Podobało mi się to. - Dobrze, że do nas dołączyłaś. – powiedział. Jego głęboki głos przypomniał mi o tym, jak brzmiał wczoraj, kiedy odsunął do tyłu moje włosy i szeptał sprośne rzeczy do mojego ucha. Zoe poklepała skórzane miejsce obok siebie, a ja lekko podskoczyłam. - Lily, usiądź i powiedz mi, czy podobają ci się te buty. Przypatruję się im od kilku tygodni. Zerknęłam na Deana, żeby sprawdzić, czy może wolałby, bym usiadła obok niego, ale on skupiał się na swoim laptopie. Mniej niż dwanaście godzin temu leżałam w jego łóżku, a on już mnie ignorował. Ruszyłam w stronę Zoe z moją piszczącą walizką i usiadłam. Zimna skóra dotykała tyłu moich ud i nie mogłam skoncentrować się na niczym, co ona mówiła. Gadała coś o butach i pokazywała ich różne warianty w różnych kolorach. Przez ten cały czas byłam całkowicie świadoma Deana. Za każdym razem, kiedy się poruszał, spoglądałam na niego. Kiedy rozmawiał przed telefon, uważnie się przysłuchiwałam. Kiedy przechylał głowę z boku na bok, rozciągając szyję, zastanawiałam się, czy był obolały od naszej nocy. Gdy weszliśmy do samolotu, Zoe wślizgnęła się na puste miejsce obok mnie, a Dean i Julian usiedli w alejce po drugiej stronie i po przekątnej od nas. Nie widziałam go bez wyciągania szyi. - Co robisz? – zapytała Zoe. Oderwałam wzrok od skrawka jego głowy, który mogłam zobaczyć i obniżyłam się na fotelu. - Nic. – odpowiedziałam, sięgając do torebki po… po co? Złap coś, ty idiotko.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 115
Wyciągnęłam swój portfel, udając, że chciałam przeliczyć swoje pieniądze, po czym wepchnęłam go z powrotem. Przez ten cały czas Zoe przyglądała się mi tak, jakbym zwariowała. - Masz wszystko? Zaśmiałam się nerwowo. - Taak. Uniosła brew. - Chyba musisz się zrelaksować. Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale ona już odwróciła w stronę przejścia, żeby zawołać stewardessę. Tym gorzej dla niej, bo ona – ładna blondynka z ładną parą zderzaków przy swoim dekolcie – pochylała się już i flirtowała z Deanem. - Nie, nie trzeba. Wezmę tylko wodę. – powiedział, uśmiechając się do niej. Do mnie się nie uśmiechał. - Jest pan pewny? – zapytała, puszczając mu oczko. – W końcu leci pan do Vegas. Potrząsnął głową. - Może przyniosę wodę i coś jeszcze? – Nalegała. – Na mój koszt? Niby co, twoją pochwę w szklance? Jezu. - Haaalo. – zawołała Zoe, machając ręką w powietrzu i przerywając podryw stewardessy. Odwróciła się w naszą stronę i zobaczyłam plakietkę z imieniem na jej piersi: Beatrice. – Tak, cześć Beatrice. Przepraszam, że przeszkadzam, ale wydaje mi się, że Deanowi wystarczy woda, a ja z moją przyjaciółką z chęcią napiłybyśmy się wódki z sokiem żurawinowym. Obniżyłam się na fotelu i próbowałam ukryć swój rumieniec. - Zoe, zachowuj się. To podróż służbowa. – powiedział Dean, potępiając jej wybór napoju. Przewróciłam oczami, chociaż nie mógł tego zobaczyć przez zagłówek fotela. - Nie mam dziś żadnych spotkań. Mogę wypić jednego drinka. - Może ty nie masz, ale ja i Lily mamy jedno od razu, jak wylądujemy. Podskoczyłam na swoim miejscu. - Co?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 116
Kiedy ostatni raz sprawdzałam, wszystko było zaplanowane, poczynając od jutra. Spojrzenie Deana przesunęło się na mnie. W ustawieniu jego szczęki i tych przenikliwych, brązowych oczach nie było miejsca na miłość, skoro były tak wypełnione nienawiścią. - Powiedziałbym ci o tym, gdybyś mi na to pozwoliła. Przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok. Wszyscy razem z łatwością mogliśmy rozmawiać na różne tematy, ale z Deanem nigdy nie było wiadomo. - Po prostu prześlij mi nowy harmonogram, żebym była poinformowana na bieżąco. - Już to zrobiłem. – powiedział, odwracając się i skutecznie mnie lekceważąc. – Sprawdź e-mail. Chwyciłam swój telefon i uruchomiłam pocztę, ciekawa, by zobaczyć, co napisał.
Od: Zoe Davis Do: Lily Black Temat: Re: Aktualizacja harmonogramu TRLV
Przekazana wiadomość:
Od: Dean Harper Do: Zoe Davis Temat: Aktualizacja harmonogramu TRLV
Tłumaczenie: marika1311
Strona 117
Dołączyłem nową wersję harmonogramu dla Lily. Upewnij się, że go dostanie.
D. Harper
Dupek nawet sam nie mógł do mnie napisać.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 118
Rozdział dwudziesty siódmy DEAN
Lily była trucizną, tak jak obawiałem się, że będzie. Obudziłem się w swoim łóżku i zobaczyłem, że zniknęła, bez żadnego jej śladu oprócz zapachu jej włosów unoszącego się na mojej poduszce. Czułem się jak idiota, biegając po swoim domu i ścigając ducha o wpół do piątej rano. Mogła mieć przynajmniej na tyle przyzwoitości, żeby zostawić mi notatkę, ale zamiast tego zniknęła, ignorując moje połączenia i napisała jednosłownego smsa: „Dom”. Kiedy po raz pierwszy zauważyłem ją na lotnisku, poczułem się tak, jakbym dostał cios w brzuch. Lily w letniej sukience, opalona i zarumieniona, nie wyglądała tak, jakby wybierała się w podróż służbową. Podczas gdy ja czułem się jak gówno przez swój brak snu, ona promieniała. Blond włosy miała związane w kok, odsłaniając przy tym obojczyk i szyję. Gdyby nie wymknęła się z mojego domu w środku nocy, to może rzuciłbym jej cieplejsze powitanie, ale byłem wkurzony. Moja cierpliwość z nią była na wyczerpaniu, a to był dopiero pierwszy dzień naszej podróży do Vegas. Przeglądałem cały plan podróży, robiąc, co mogłem, żeby nie słuchać śmiechu Zoe i Lily. Ostatecznie stewardessa przyniosła mi słuchawki, puszczając mi oczko. Ona pewnie nie wyszłaby z mojego domu o czwartej nad ranem, pomyślałem, kiedy je od niej wziąłem i wygłuszyłem dźwięki wydawane przez Lily. Do czasu, kiedy dotarliśmy do Bellagio, byłem wyczerpany. - Och, jesteśmy VIP-ami? Ale wymyślnie. – zażartowała Zoe, kiedy przeprowadziłem grupę przez lobby. Bellagio było zatłoczone, ludzie czekali na rozpoczęcie swoich wakacji w Vegas. Spoceni turyści w hawajskich koszulach kręcili się po holu, zniecierpliwieni. - Wynająłem jedną z ich prywatnych willi na kilka dni. Tylko to było dostępne. Wszyscy kiwnęli głowami, najwyraźniej pod wrażeniem. - Niestety, są tylko trzy pokoje. Julian uniósł brew. - Mogłem poszukać czegoś w innym hotelu. Tłumaczenie: marika1311
Strona 119
Lily otworzyła szeroko oczy. - Nie. Musisz zostać z nami. Wiedziałem, że była zdenerwowana. To była jej pierwsza duża podróż służbowa i myślała, że Julian jest jej jedynym sprzymierzeńcem. Ja też bym nim był, gdyby nie wyszła o czwartej nad ranem. - Nie bądź śmieszny. – zwróciłem się do Juliana. – Możesz mieć swój pokój. Ja mogę wziąć jeden z Hunterem, a dziewczyny wezmą ostatni. Zoe zakaszlała. - Nie ma mowy. Ja chrapię. Bardzo głośno. Lily się zaśmiała. - Jest tam kanapa? Mogę tam się przespać. Kiwnąłem głową i odwróciłem się, zanim Lily mogła zobaczyć moją zszokowaną minę. Większość kobiet, z którymi się spotykałem, wyrwałaby mi jaja, gdybym zasugerował, by przespały się na kanapie. - Mam czas, żeby się przebrać przed naszym spotkaniem? – zapytała Lily, stając obok mnie przy ladzie do zameldowania się. To miało być ekskluzywne, ale przy blacie nikogo nie było. Nacisnąłem dzwonek jeszcze dwa razy, zanim w końcu na nią spojrzałem. - Właściwie to nie musisz już tam ze mną iść. Mina jej zrzedła. - To znaczy? - Spotkanie z Antoniem Acosta jest jutro. To na tym chcę, żebyś się skupiła. Dzisiejsze spotkanie będzie tylko z grafikiem, którego może zatrudnię. Przygryzła dolną wargę, a następnie zerknęła na mnie, podekscytowana. - I tak bym chciała z tobą iść. Chciałabym zobaczyć, jakie… Przerwałem jej ostrym tonem, kręcąc głową. - Nie ma takiej potrzeby. Wreszcie chudy dzieciak z garniturze o dwa rozmiary na niego za dużym przeszedł przez drzwi za recepcją. Wyglądał na zdenerwowanego, a pot na jego czole ostrzegł mnie, żeby nie krytykować go za to, że musieliśmy na niego czekać. Tłumaczenie: marika1311
Strona 120
- Witam, przepraszam. Pomagałem innym gościom w, em, sytuacji z wanną. Jego głos załamał się pod koniec zdania, a Zoe zaczęła się śmiać. Najwyraźniej jakieś perwersyjne gówno rozgrywało się w jednym z pokoi Bellagio. Twarz chłopaka przybrała jaskrawoczerwony kolor i zaczął pisać coś na klawiaturze komputera. - Pod jakie nazwisko została dokonana rezerwacja? - Dean Harper. Przez cały czas, kiedy nas zameldowywał, próbowałem zignorować obecność Lily obok mnie. Wydawała się być zraniona, że nie chciałem już, by szła ze mną na spotkanie, ale to nie miało sensu. To ona chciała wyjść z mojego domu przed bladym świtem. Nie mogła ode mnie uciec wystarczająco szybko. Przyglądała się swojemu paznokciowi, skupiając całą swoją uwagę na skórce wokół niego. Te ręce trzymały mnie mocno za szyję tylko kilka godzin temu. - Lily. – powiedziałem niepewnie, nie wiedząc, co powiedzieć dalej. Spojrzała na mnie i rzuciła mi lekki, fałszywy uśmiech. - Baw się dobrze na spotkaniu. Zoe mówiła coś o pójściu na basen, więc chyba się do niej przyłączę. - Wuuuhuu! Chodźmy teraz, Li. Tutaj jest nudno. Lily się do niej odwróciła i zaśmiała. - Chłopcy chyba mogą wziąć nasze torby do willi. Julian kiwnął głową. - Śmiało. Zabiorę je. Podziękowała mu i pochyliła się, by wyciągnąć ze swojej walizki bikini. To były małe, białe skrawki materiału i nagle nie byłem pewny, czy chciałem, żeby poszła na ten basen. - Proszę pana? Proszę pana? Dzieciak próbował zwrócić moją uwagę, żeby wyjaśnić mi zasady obowiązujące w hotelu, ale ja obserwowałem, jak Lily odchodzi z Zoe. Pieprzona Zoe. Miała na nią zły wpływ. Julian szturchnął mnie w ramię.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 121
- Możesz podpisać papiery, żebyśmy mogli już pójść do naszego pokoju? Muszę zadzwonić do Jo. Potrząsnąłem głową i odwróciłem się z powrotem do recepcji. Kiedy papiery były już podpisane i miałem w dłoni pięć klucz, Hunter, Julian i ja wyruszyliśmy, by znaleźć wille. Hunter szedł z przodu z pracownikiem hotelu, upewniając się, że żadna z naszych toreb nie spadnie z wózka. - Chcesz mi opowiedzieć o zeszłej nocy? – zapytał Julian, trącając mnie. Spojrzałem na niego. - To był szybki numerek. Zmrużył powieki. - Zdajesz sobie, jak strasznie to może się skończyć, prawda? - Nie. Nic się nie zmieni. Zaśmiał się z niedowierzeniem. - Akurat. Zignorowałem go i sprawdziłem godzinę. Moje spotkanie miało rozpocząć się za pół godzinę, a wciąż musiałem potwierdzić lokalizację. - Zaraz wrócę do lobby. Możesz się upewnić, że rzeczy Lily trafią do trzeciego pokoju? Ja prześpię się na kanapie. Julian znowu się zaśmiał. - Chwila, że co? Dean Harper naprawdę stawia potrzeby kogoś innego ponad swoimi? Rzuciłem mu złowrogie spojrzenie. - Chwila, że co? Czy ty właśnie zaoferowałeś mi, żebym wziął twoje łóżko? Ale z ciebie dobry przyjaciel. Parsknął śmiechem i zaczął iść tyłem, by dogonić Huntera i pracownika hotelu. - Przykro mi, stary, nie dosłyszałem ostatniej części. Jestem pewny, że kanapa będzie wygodna!
Tłumaczenie: marika1311
Strona 122
Rozdział dwudziesty ósmy LILY
Jeśli zobaczę jeszcze jeden automat do gier albo mrożone daiquiri 25, to oszaleję. Byłam w Las Vegas od dwudziestu czterech godzin, przygotowana do pracy, a zamiast tego wylegiwałam się nad basenem i pracowałam nad swoją opalenizną. Powinnam była uczestniczyć w spotkaniu z grafikiem dzień wcześniej, ale Dean trzymał mnie z dala od tego celowo. Na szczęście, to się miało za chwilę zmienić. - O której powinno się skończyć wasze spotkanie z Antoniem Acosta? – zapytała Zoe z progu łazienki. Zatrzymałam swoją szczoteczkę od tuszu kilka centymetrów od twarzy i spojrzałam na jej odbicie w lustrze. - Pewnie koło piątej. Kiwnęła głową. - Okej. My chyba zjemy obiad, a potem w Banku będzie to spotkanie. - W banku? – zapytałam, mrużąc powieki. Zaśmiała się. - To klub wewnątrz kasyna. Kiwnęłam głową. - Pewnie będziesz miała czas się przed tym przebrać. – stwierdziła, przyglądając się mojemu ubiorowi. Miałam na sobie białą koszulę na guziki wetkniętą w ciemnoczerwoną, ołówkową spódnicę. Wysokość moich beżowych obcasów była rozsądna, a makijaż minimalny. W sumie wyglądałam tak, jakbym szła na kongres. - Nie podoba ci się mój strój? – zapytałam. Zmarszczyła brwi, udając, że przygląda się mojemu sztywnemu i odpowiedniemu wyglądowi.
25
Drink z białym rumem, syropem cukrowym i sokiem z limetki
Tłumaczenie: marika1311
Strona 123
- Hm, mogłabyś rozpiąć trochę tą koszulę, ale jeśli chcesz wyglądać jak kwark 26, to chyba jest w porządku. Parsknęłam śmiechem. Właśnie tak chciałam wyglądać. Chciałam wyglądać na starszą niż dwadzieścia trzy lata. Chciałam, żeby Dean i Antonio wzięli mnie na poważnie na tym spotkaniu, zwłaszcza po tym, w jaki sposób Dean potraktował mnie wczoraj. - Lily, jesteś już gotowa? – Głos Deana rozległ się w willi. – Musimy wychodzić. Zoe prychnęła i popukała palcem w swój nadgarstek, jakby miała na nim zegarek. - Pan Punktualny na ciebie czeka! Powstrzymałam swój śmiech. - Tak! – odkrzyknęłam. – Jeszcze dwie sekundy. Skończyłam nakładać tusz do rzęs i nałożyłam trochę balsamu na usta. Zoe robiła co w jej mocy, by mnie rozpraszać, ale ignorowałam jej odbicie w lustrze. - Nie masz żadnego spotkania czy coś? – zapytałam, poprawiając swój zegarek na ręce. Uśmiechnęła się szeroko. - Miałam dwa rano, kiedy ty spałaś, śpiąca królewno. Ach, tak – spałam przyjemnie w łóżku, które powinno być Deana. Kiedy z Zoe wróciłyśmy wczoraj do willi, znalazłam swoje bagaże w trzeciej sypialni. Julian twierdził, że Dean chciał, żebym tam spała, ale nie było go w pobliżu, bym mogła o to zapytać. Położyłam się na łożu rozmiaru królewskiego pokrytym miękką pościelą i pluszowymi poduszkami i stwierdziłam, że Dean będzie musiał mnie stąd ściągnąć, jeśli będzie chciał, żebym spała na kanapie. Nie zrobił tego i byłam niezmiernie wdzięczna. - Lily! – krzyknął Dean. Przewróciłam oczami i zawiesiłam sobie torebkę na ramieniu. - Idę! Przeszłam obok Zoe i dostrzegłam Deana stojącego w holu willi, zerkającego na swój zegarek. Unikał mnie przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny, ale właśnie wybieraliśmy się na wspólne spotkanie, więc będzie musiał uznać moją obecność. 26
Kwakrzy to członkowie protestanckiej sekty religijnej
Tłumaczenie: marika1311
Strona 124
Miał na sobie granatowe spodnie i jasnoniebieską koszulę. Kilka guzików było odpiętych, a brązowe, skórzane buty były dopasowane do skórzanego paska. Falowane włosy były oswojone i odsunięte od twarzy, a jego szczęka znowu była gładko ogolona. Wyglądał tak wytwornie jak Cary Grant i przez chwilę zawahałam się nad swoim doborem ubrań. Otworzył drzwi. - Chodź. Spotkanie jest po drugiej stronie hotelu. Był mną zniecierpliwiony bez powodu. Mieliśmy jeszcze trzydzieści minut, a ja spędziłam poranek myśląc nad listą pytań, które miałam do Antonia. Byłam bardziej niż przygotowana. - Miałeś wczoraj produktywny dzień? – zapytałam, kiedy dotarliśmy do tylnego wejścia do hotelu. - To nie była całkowita strata. – stwierdził, przesuwając palcami po ekranie telefonu. - Ja i Zoe biegałyśmy wczoraj topless po hotelu. – rzuciłam, żeby sprawdzić, czy mnie słuchał. – Było fajnie. Przeniósł na mnie spojrzenie, a w jego brązowych oczach nie było krzty rozbawienia. - Mam nadzieję, że spędziłaś swój czas w nieco bardziej produktywny sposób. O mój Boże. Miałam ochotę go udusić. Gdzie było jego poczucie humoru? Czy on umie w ogóle żartować? - Proszę, proszę, spójrzcie, kogo my tu mamy. Odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegł głos i zobaczyłam Antonia Acostę stojącego w pobliżu wejścia do sali balowej. Miał na sobie fartuch szefa kuchni ponad czarnymi spodniami i uśmiechnął się do nas przyjaźnie, kiedy się zbliżyliśmy. Był młodszy niż się spodziewałam, miał może trzydzieści kilka lat. Po potrząśnięciu dłonią Deana odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął szeroko. - Ach, nie zdawałem sobie sprawy, że Dean przyprowadzi piękną kobietę jako swoją randkę na to spotkanie. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam dłoń. - Lily Black. Jestem konsultantką w sprawie menu w nowej restauracji Deana. Jego jasne, niemal bursztynowe oczy się rozświetliły. Tłumaczenie: marika1311
Strona 125
- I jest zaznajomiona ze sztuką? Dean, gdzie ty ją znalazłeś? Ten uśmiechnął się dobrodusznie, ale ten uśmiech nie sięgnął jego oczu. - Chodźmy, chodźmy. Hotel podzielił salę balową na kilka mniejszych sekcji. – powiedział Antonio, kładąc dłoń na dole moich pleców i prowadząc nas do pomieszczenia. Rozległa sala była o wiele za duża do tego, co było nam potrzebne. Sufit był wysoki prawie na sześć metrów, a długie, ozdobne zasłony były odsłonięte, żeby pokazać popołudniowe słońce. Mały, okrągły stolik był ustawiony w rogu najbliżej drzwi. Na środku ustawiony był rząd małych świeczek, a z obu stron leżały białe obrusy. Antonio wyciągnął dla mnie jedno z krzeseł, a ja posłałam mu uśmiech w podzięce. – Hotel umożliwił mi korzystanie z kuchni przy sali balowej. Spędziłem poranek, tworząc dania, jakie wyobrażam sobie do twojej restauracji. Uśmiechnęłam się, kiedy podniósł serwetkę z mojego talerza. Rozwarł ją szybkim ruchem nadgarstka i rozłożył ją na moich kolanach. Czułam na sobie wzrok Deana, ale powstrzymywał się, dopóki Antonio nie poszedł po pierwsze danie. - Proszę, nie zachęcaj go. Wyciągnęłam notatki z mojej torby i pokręciłam głową. - Nie robię tego. Mruknął coś i schował telefon do kieszeni. Najwyraźniej to spotkanie było warte jego niepodzielnej uwagi. Chwilę później Antonio przeszedł tyłem przez wahadłowe drzwi, niosąc dwa małe talerzyki w dłoniach. Bogaty zapach czosnku pojawił się w pomieszczeniu, kiedy podszedł bliżej i postawił je przed nami. Mój uśmiech zbladł, kiedy przyjrzałam się daniu. - Zacznę od prostej potrawy zwanej gambas al ajillo. To świeże krewetki smażone w oliwie z oliwek zmieszanej z czosnkiem. Dodałem też trochę hiszpańskiej papryki i brandy. Antonio Acosta był najbardziej znanym hiszpańskim szefem kuchni w Stanach Zjednoczonych i podał nam to? Zanim Dean zdążył wziąć choć kęs, pokręciłam głową. - Przykro mi, ale to się nie nadaje. Nie ma nic wyjątkowego w tym przepisie. – Wskazałam na talerz, gdzie cztery krewetki leżały w kąpieli z oliwy. Dean na mnie spojrzał i w jego spojrzeniu mogłam wyczuć ostrzeżenie. Chciał, żebym była ostrożna, ale nie mogłam. Spędziłam cały semestr, ucząc się kuchni hiszpańskiej i znałam swoje tapas. Za bezbożną sumę pieniędzy, jaką Antonio chciał Tłumaczenie: marika1311
Strona 126
za degustację, podał nam coś w stylu kanapki z masłem orzechowym i dżemem. Powinien był wiedzieć lepiej. Antonio przełknął ślinę i kiwnął powoli głową. - Rozumiem. Jako szef kuchni, lubię uhonorować tradycję kulinarną, jednocześnie dążąc do odmierzonej ilości unikalności. – wyjaśnił zręcznie. – Ale nie rozwódźmy się nad tym, przejdźmy do kolejnego dania. Sięgnął i odebrał nam talerze, zanim Dean miał szansę odłożyć swoją łyżkę. Najwyraźniej go uraziłam. Dean uniósł brew po tym, jak Antonio zniknął w kuchni. - Następnym razem pozwól mi posmakować dania, zanim przekroczysz granicę i obrazisz szefa kuchni. Zmrużyłam powieki, patrząc na niego pytająco. Przyprowadził mnie jako konsultantkę, więc się konsultowałam. Siedzieliśmy w milczeniu, dopóki Antonio nie przyniósł kolejnego dania. Była to niewielka zmiana w innym standardowym daniu tapas: patatas bravas. Zamiast użyć sosu Tabasco, ziemniaki zanurzył w majonezie chili. Danie było dobre. Ale czy było warte bycia w naszym menu? Nie. Każdy krytyk kulinarny w Nowym Jorku by nas skrytykował. I tak przebiegła degustacja. Jego dania za każdym razem były nudne. Składniki były spodziewane. Smaki były standardowe. Nie było nic wyjątkowego w jego prezentacji i wątpiłam, czy Antonio spędził więcej niż pięć minut na wymyślaniu przepisów dla naszej restauracji. Albo był leniwy, albo celowo sabotażował nasze menu. Pokręciłam głową. - To danie jest podawane w każdej restauracji tapas w Ameryce. – powiedziałam, wskazując na żeberka przed sobą. – Gdzie kreatywność? Gdzie wysiłek? - Słucham? – zapytał Antonio, cofając się tak, jakbym go uderzyła. Przez dwadzieścia minut przynosił nam dania do spróbowania, a ja przez dwadzieścia minut gryzłam się w język z całych sił. - Lily, wystarczy. – odezwał się Dean ostrym tonem. Skrzywiłam się. - Mówisz poważnie? Dean rzucił serwetkę na stół i pokręcił głową. Tłumaczenie: marika1311
Strona 127
- Idziemy. Jesteś zwolniona z reszty spotkania. Moje policzki zapłonęły czerwienią, kiedy odepchnął się ze swoim krzesłem i wstał, by wyprowadzić mnie z sali. Przed oczami miałam czerwone plamki, kiedy sięgałam po swoją torbę. Antonio go wykorzystywał, a on teraz karał mnie za to, że się za nim wstawiłam? Dean pchnął drzwi tak mocno, że się zakołysały i uderzyły w ścianę. - To było całkowicie nieprofesjonalne. Coś ty sobie myślała? – syknął, sięgając po moje ramię i je ściskając, żebym nie uciekła. - Masz urojenia. Ten człowiek cię wykorzystuje, a jeśli tego nie widzisz, to jesteś ślepy. - To jeden z najbardziej wpływowych szefów kuchni w Ameryce. Jeśli jego potrawy są złe, jesz je i rozmawiasz ze mną o tym po zakończeniu spotkania. To mój biznes, moje imię, które szargasz, zachowując się jak wybredny bachor. Zbliżyłam się do niego. - On nam właśnie zaserwował proste dania, tylko w ładnej otoczce. Jak wiele mu zapłaciłeś za to spotkanie, Dean? Dziesięć tysięcy dolarów? Piętnaście? - Mam w dupie to, czy zeskrobuje błoto ze swoich butów i podaje to jako przystawkę. Musisz zrozumieć, jak działa ten świat. Dopóki tego nie zrobisz, możesz wracać do domu. Spakuj się. Nie potrzebuję cię już w Vegas. Czułam, jak rumieniec rozprzestrzeniał się po mojej twarzy i w dół, po szyi. Mógłby dźgnąć mnie nożem w serce i to bolałoby mniej niż te sześć słów. Nie potrzebuję cię już w Vegas. Spałam z nim mniej niż czterdzieści osiem godzin wcześniej, a odkąd mnie ignorował, karcił, a teraz wywalał ze spotkania, czułam się jak zeszłotygodniowe śmieci. - Pierdol się, Dean. – wysyczałam, wbijając palec w jego pierś. – Zwolnij mnie, jeśli uważasz, że tak będzie najlepiej, ale nie myśl, że możesz mnie schować wtedy, kiedy jest to wygodne dla twojego ego. - Nie prowokuj mnie, Lily. – powiedział, pochylając się tak nisko, że jego usta były na równym poziomie z moimi. Rzuciłam mu szyderczy uśmieszek, zbierając ostatnie resztki z mojej pewności siebie.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 128
- Miłej reszty spotkania. Zobaczymy się później w Banku. - Lily! Zignorowałam go i odeszłam.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 129
Rozdział dwudziesty dziewiąty LILY
Moja pewność siebie zniknęła gdzieś w połowie lobby w Bellagio. Łzy płynęły po moich policzkach, a wszyscy delikatnie usuwali mi się z drogi, odsuwając ode mnie swoje dzieci tak, jakbym zarażała. Nie zaatakuję waszych dzieci tylko dlatego, że płaczę. Jezu. Przeszłam obok basenu, przypominając sobie, jak naiwna byłam dzień wcześniej. Wylegiwałam się na tych fotelach i zapewniałam siebie, że Dean zabrał mnie do Vegas, bo szanował i cenił moją opinię, nieważne, jak ostra by nie była. Może i przekroczyłam granicę na spotkaniu, ale to nie był powód, żeby odsyłać mnie do domu. Potraktował mnie jak śmiecia i myślał, że zamierzałam się schować i lizać swoje rany? Jeśli myślał, że to było możliwe, to w ogóle mnie nie znał. Przeszłam przez drzwi do naszej prywatnej willi i dziękowałam w duchu bogom od krępujących momentów, że była pusta. Nie cierpiałam tego, że muszę tam być. Gdybym mogła, chwyciłabym swoje rzeczy i znalazła inny pokój, ale w hotelu nie było wolnych miejsc, a spójrzmy prawdzie w oczy – i tak nie byłoby mnie na to stać. W salonie, gdzie Dean wczoraj spał, było pusto i cicho. Minęłam mini barek, gigantyczną kuchnię i siłownię. Kto potrzebuje siłowni? Nie ćwiczę w podróży służbowej. To samo tyczy się wakacji. Zamknęłam się w moim pokoju i uśmiechnęłam się szyderczo, patrząc na bogaty wystrój. Dzień wcześniej bym to doceniła, teraz jednak sprawiało to tylko, że miałam ochotę rzygać. To była willa Deana i nienawidziłam tego. Chwyciłam swój telefon z szafki przy łóżku i wybrałam numer Jo, modląc się, by odebrała. - Dzwonisz, żeby poplotkować? Co się z stało z „bla bla bla zostaje w Vegas”? – zapytała od razu po odebraniu. Uśmiechnęłam się, chociaż czułam się źle. - Skąd wiedziałaś, że to ja? - Szczęśliwy traf. Co robisz? Nie jesteś zajęta? Julian mówił, że zamierzał odwiedzić kasyno przed spotkaniem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 130
- Właśnie zostałam wykopana ze spotkania, więc wygląda na to, że resztę popołudnia mam dla siebie. - Co masz na myśli? Kto cię wywalił? - Dean. - Mówisz poważnie? Kiwnęłam głową, chociaż nie mogła tego zobaczyć. - On nie jest taki, jak Julian. Nie mam pojęcia, jak oni mogą się ze sobą przyjaźnić. Strasznie się różnią. - Przykro mi, Lily. - Kusi mnie, żeby zarezerwować wcześniejszy lot i wrócić do domu. Nie obchodzi mnie to, ile to będzie kosztować. - Co? Serio? Zamierzasz się poddać i wracać? Kim jesteś i co zrobiłaś z Lily Black? - Ha ha. - Myślę, że powinnaś zostać i odpłacić Deanowi pięknym za nadobne. Nigdy nie pozwalałaś, żeby ktoś cię tak bezkarnie traktował. Pamiętasz, jak w trzeciej klasie odcięłaś warkocz Betsy Higgins, bo ukradła twoją teczkę? Parsknęłam śmiechem. - Poważnie. Wyciągnij tą krótką, czarną sukienkę ze swojej walizki, wymaluj się i ruszaj dupę do tego klubu. Spojrzałam na koronkową sukienkę leżącą na samym górze mojego bagażu. Kiedy przymierzałam ją w domu, materiał idealnie obejmował moje piersi i była wiązana za moją szyją. Wiedziałam, że gdybym ją ubrała, odzyskałabym skrawek z pewności siebie, którą wcześniej Dean mi odebrał. - Skąd wiesz, że ją ze sobą wzięłam? - Bo mam pusty wieszak w szafie w miejscu, gdzie ona powinna być. Lepiej nie zostaw jej w Vegas. Cholera, dobra była. - Obiecuję, że jej nie poplamię ani nic. – powiedziałam, podchodząc bliżej i przesuwając palami po koronce.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 131
- O to się nie martw. Prześlij mi zdjęcie, jak już się wyszykujesz. Pośrednio będę tam razem z tobą. Spojrzałam na siebie w lustrze. Moje włosy oklapły, a pod oczami miałam rozmazany tusz. Potrzebowałam poważnych przygotowań, jeśli zamierzałam się z wszystkimi spotkać za kilka godzin. - Sprawię, że będziesz ze mnie dumna. – powiedziałam, wyciągając sukienkę z walizki i chwytając za buty na obcasie zapinane wokół kostek. – PS, mam też twoje czarne szpilki od Manolo. Okej-kocham-cię-na-razie. Wymamrotałam to prawie jak jedno słowo i szybko się rozłączyłam, żeby nie miała szansy skrytykować mnie za to, że ukradłam też jej buty. Od razu wysłała mi smsa.
Josephine: Nie pozwól łzom Deana zniszczyć tych butów.
Nie chciałam, żeby Dean płakał; chciałam, żeby zdał sobie sprawę, jak bardzo się mylił. Nie brał mnie poważnie jako przyjaciółkę ani współpracownika. Nie doceniał mnie tak jak wszyscy inni i tej nocy zamierzałam mu udowodnić, że nie miał racji. Sięgnęłam po hotelowy telefon, wybrałam numer recepcji i poprosiłam, by połączono mnie z salonem. Po tym, jak umówiłam się na zrobienie włosów i makijażu, rozłączyłam się, wzięłam wszystko, czego potrzebowałam na wieczór, ruszyłam do salonu. Stałam w holu, czekając na windę, kiedy dołączyła do mnie jakaś rodzina. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że gapi się na mnie mała dziewczynka, zdezorientowana rozmazanymi smugami tuszu na moich policzkach. Zapomniałam to zmyć, zanim wyszłam z pokoju. - Mamusiu, ja też mogę pomalować się jak potwór? – szepnęła głośno. Uśmiechnęłam się i odwróciłam się do świecących liczb ponad windą. Nie potwór. Feniks.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 132
Rozdział trzydziesty DEAN
- Co z ciebie za idiota? – zapytała Zoe. - Powiedziałeś jej, żeby wróciła do domu? – Na twarzy Juliana malowało się kompletne niedowierzenie. Moje wyjaśnienia trafiały w próżnię: okazała brak szacunku, zagroziła znajomości, której pielęgnacja zajęła mi lata i była stałym zagrożeniem dla mojej samokontroli. Oczywiście nie powiedziałem im ostatniego powodu. Mieliby używanie, gdyby o tym wiedzieli, zwłaszcza, że to był jedyny powód, który tak naprawdę miał znaczenie. Przesadziła na spotkaniu z Antoniem, ale nie na tyle strasznie, by odesłać ją do domu. Nie, chciałem, żeby wyjechała, bo jej obecność z Vegas nieustannie przypominała mi o mojej walce. Mogłem patrzeć, ale nie mogłem dotknąć. Mogłem skrytykować ją za spieprzenie spotkania, ale nie mogłem jej pocałować. Spałem na kanapie, kilka metrów od niej, modląc się, że usłyszę jakiś dźwięk z jej pokoju, swego rodzaju zaproszenie. Nic się nie zdarzyło i byłem cholernie zmęczony. Musiała wyjechać. To jedyny sposób, w jaki mogłem się skupić przez drugą połowę tygodnia. Mimo to część mnie miała nadzieję, że mówiła poważnie co do tego, co powiedziała wcześniej, gdy odchodziła. Zobaczymy się później w Banku.
***
Bank był wypełniony po brzegi ludźmi z branży. Rozpoznałem połowę z nich z poprzednich lat, a o drugiej połowie czytałem w sekcjach gastronomicznych w gazetach i czasopismach. Sławni szefowie kuchni krążyli wokół nich, a ja szedłem prosto, decydując się na stolik po drugiej stronie pomieszczenia. Hunter, Zoe i Julian szli za mną, rozglądając się po miejscu w milczeniu. Zamówiłem obsługę stolika i rzuciłem Zoe błagalne Tłumaczenie: marika1311
Strona 133
spojrzenie. Wzruszyła ramionami i spojrzała w dół na swój telefon. Nie tak źle. Nie mogłem znieść kolejnej godziny jej gniewu. Nasz kelner wrócił z butelkami ginu Hendricka i wódką Deep Eddy. Obserwowałem, jak ustawia szklanki, lód i trochę dodatków do drinków. Kiedy odszedł, pokazałem ich gestem, by obsłużyli się pierwsi, a ja odwróciłem się, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nie mogłem się przed sobą przyznać, że szukałem Lily, dopóki jej nie znalazłem. Jej długie blond włosy były zakręcone i opadały na jej plecy. Miała na sobie krótką i obcisłą czarną sukienkę. Przesunąłem wzrokiem po jej długich, opalonych nogach i zatrzymałem na nich spojrzenie, zbyt świadomy dudnienia w mojej piersi. Zaśmiała się i wyciągnęła rękę, żeby dotknąć ramienia faceta przed nią. To nie było nic więcej od nieszkodliwego gestu, ale uśmiech tego gościa prawie podzielił jego twarz na pół. Nie mogłem go za to winić; znałem ten dotyk. Hunter, Julian i Zoe rozmawiali za mną, rozwijając pogawędkę, którą całkowicie ignorowałem. Ktoś klepnął mnie w ramię, ale byłem zbyt zainteresowany Lily, zbyt świadomy jej poruszającego się ciała w tej sukience. Odwróciła się w moją stronę i nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie odwróciłem wzroku. To było wyzwanie, tak jak zawsze. Uniosła jedną brew, po czym odwróciła się do grupy i ich przeprosiła. Miny im zrzedły, a facet, którego dotykała, sięgnął dłonią w jej stronę, jakby nie był jeszcze gotowy na to, by pozwolić jej odejść. Szkoda, dupku. Nigdy jej nie miałeś. Obserwowałem ją uważnie, kiedy szła w kierunku naszego stolika. Gdybym mrugnął, gdybym się odwrócił, zniknęłaby. - Lily! – krzyknęła Zoe, zrywając się, by się z nią przywitać. Ta się uśmiechnęła, ale jej wzrok skupiał się na mnie. Wyglądała inaczej, teraz, kiedy nie wstydziła się swojego absolutnego piękna. Zrobiła z tego show, jakby doskonale wiedziała, jaki rodzaj władzy posiadała. Jej pomalowane na czerwono usta wygięły się w uśmieszku, a ona przycisnęła kawałek kartki do mojej piersi. Sięgnąłem po nią, dotykając też jej dłoni. Pokręciła głową i odsunęła swoją rękę. To była gra, a zasady były jasne: nie była moja. Nie zasługiwałem na nią.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 134
- Na tej kartce masz nazwiska i adresy e-mail trzech znanych bloggerów kulinarnych, którzy chcieliby zostać zaproszeni na nasze otwarcie. Uśmiechnąłem się. - Jessica Kepner ma swoją cotygodniową kolumnę w Timesie. Uwielbia tapas i chciałaby przeprowadzić wywiad z tobą i twoim zespołem. Z tyłu masz do niej kontakt. Spodziewa się, że zadzwonisz do niej w przyszłym tygodniu. Pomyślałem, że w tamtej chwili mogłem zakochać się w Lily. Pochyliła się bliżej tak, że jej usta znajdowały się kilka centymetrów od mojej twarzy. Skupiłem się na nich, kiedy mówiła. - Może nie znam tego świata tak dobrze jak ty, ale zasługuję przynajmniej na pozory szacunku. Nie możesz mnie odesłać do domu za to, że nie podlizywałam się szefowi kuchni. To moja praca i nadszedł czas, byś zdał sobie sprawę, że jestem w tym dobra. Odeszła, zanim miałem szansę pozbierać swoją szczękę z podłogi. Nie miała zamiaru pozwolić mi tak łatwo wygrać. Cholera, pewnie w ogóle nie zamierzała pozwolić mi wygrać. Stałem i się uśmiechałem. Gra trwa.
***
Znalazłem Lily przy barze, czekającą na drinka. - Możemy chwilę pogadać? – wyszeptałem przy jej uchu. – Sam na sam? Zignorowała mnie, pochylając się do przodu, by przykuć uwagę barmana. Na szczęście dla mnie, sto innych klientów również walczyło o drinki. Wyciągnąłem rękę i chwyciłem ją za ramię. Jej skóra była tak delikatna pod moimi palcami, że miałem ochotę przeciągnąć nimi po jej ręce, szyi i dalej. Skrzywiła się i próbowała wydostać się z mojego uścisku. - Puść mnie, Dean. - Porozmawiaj ze mną. Tłumaczenie: marika1311
Strona 135
Przechyliła głowę i zmrużyła swoje wymalowane powieki. - Wiesz co, chyba wolę zostać tutaj. Może innym razem. Obróciła się, próbując odejść, ale nadal ją trzymałem. Skrzywiła się i wiedziałem, że wyrządzam jej krzywdę, ale nie mogłem jej puścić. Moje palce były owinięte wokół jej ramienia i gdybym ją puścił, wyślizgnęłaby się w przyćmiony klub, wolna, by robić to, co jej się podobało. - Lily, wszystko w porządku? Facet z wcześniej – ten, który tak nie mógł znieść patrzenia, jak ona odchodzi – wrócił i grał na moich ostatnich nerwach. Jego za bardzo opięta koszulka była wetknięta w dżinsy, a jej jasny, łososiowy kolor potwierdził fakt, że nie wiedziałby, co zrobić z kobietą taką jak Lily, gdyby miał wystarczająco dużo szczęścia, by ją mieć. - Kto to jest? Przystawia się do ciebie? Roześmiała się i ten pusty dźwięk dźgnął mnie prosto w żołądek. - Nie. To mój szef. Jej ton był lodowaty i zdystansowany. Kiedy odwróciła się i na mnie spojrzała, wiedziałem, że straciłem jakąkolwiek kontrolę, jaką kiedyś nad nią miałem. Moje palce zsunęły się z jej ramienia i spojrzałem na czerwony ślad, który spowodowałem. Zniknął niemal natychmiast, jej opalenizna go pokryła, kiedy pozwoliła facetowi zaprowadzić ją w ciemny kąt klubu. Stałem nieruchomo, pozwalając tłumowi mnie szturchać i popychać, wykrzykując zamówienia drinków, których nie słyszałem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 136
Rozdział trzydziesty pierwszy LILY
Odejście od Deana było bolesne. Myślałam, że dobrze będzie skorzystać z rady Jo i odpłacić mu pięknym za nadobne, ale to sprawiło, że moje nerwy były napięte jak postronki. A co, jeśli to był koniec? Chciałam trochę na niego naciskać, ale co, jeśli odepchnęłam go na dobre? Czy byłam gotowa na to, by zobaczyć go z inną kobietą? Byłam gotowa na to, by nigdy już nie dzielić z nim nocy? Wzięłam kawałek papierowego ręcznika z dozownika obok zlewu w łazience klubu i wytarłam ręce, trzymając swoje spojrzenie z dala od lustra. Wiedziałam, że gdybym tam spojrzała, ciężej byłoby ignorować prawdziwe pożądanie. Ten makijaż, ta sukienka? To wszystko dla niego. Powiedziałam sobie, że to do pracy, bo chciałam jak najlepiej wyglądać na tym spotkaniu, ale przede wszystkim chciałam, żeby Dean udławił się swoimi słowami. Chciałam, żeby zobaczył, że byłam cennym nabytkiem i żeby błagał o jeszcze jedną noc ze mną. Pokręciłam głową, żeby uwolnić się od tych myśli i przepchnęłam się przez drzwi od łazienki. Mogłam wyczuć zapach wody kolońskiej Huntera zanim go zobaczyłam. To był ciężki, mocny zapach, który przypominał dym papierosowy, gdy docierał do moich nozdrzy. - Tutaj jesteś, Lily. – wymamrotał, praktycznie oblizując swoje usta. Uśmiechnęłam się szyderczo. Był jednym z niewielu ludzi, którzy potrafili sprawić, że włosy na karku stawały mi dęba i wzięłam to za znak, żeby trzymać się od niego z daleka. - Czego chcesz, Hunter? Zrobił krok do przodu i trochę jego drinka wymsknęło się poza krawędź szklanki. To wtedy zauważyłam jego do połowy przymknięte powieki i w połowie rozpiętą koszulę – był nawalony. - Lily. Lily. Lily. Jesteś taka piękna. To bolesne pracować z tobą każdego dnia. Przełknęłam ślinę i odsunęłam się na bok, w kierunku końca korytarza. Klub był zatłoczony, ale mała nisza przy łazienkach była denerwująco pusta. Nie sądziłam, że Hunter ma w sobie to coś, żeby mnie zaatakować, ale jeśli tak, to chciałam uciec od niego jak najszybciej się dało. Tłumaczenie: marika1311
Strona 137
- Dzięki, Hunter. – powiedziałam suchym tonem. – Teraz tam sobie pójdę. Marszczył brwi i sięgnął do kieszeni. - Czekaj. Czekaj. Lily, masz. Weź to. Wepchnął kawałek kartki w moją dłoń, zanim mogłam się odsunąć. - To pokój, który dla nas wynająłem. Nikt nie musi wiedzieć. Znajdź mnie później, kochanie. – powiedział, uśmiechając się pod nosem. W najlepszym przypadku to wyglądało jak grymas. W najgorszym – jakby jego usta miały odpaść. Pokręciłam głową i spojrzałam na kartkę w swojej ręce. Po jednej stronie było logo Ivy & Wine – nazwa restauracji, której nie znałam – ale kiedy ją odwróciłam, zobaczyłam liczby, które nabazgrał. Wyglądały jak dwie ósemki i czwórka. A może to jest szóstka… och, Hunter. Wrzuciłam papierek do kosza i nastawiłam się na odnalezienie Nicka. A może to był Rick? Cholera. Był krytykiem kulinarnym z San Francisco i znosiłam jego okropny oddech przez ostatnie dwie godziny w nadziei, że opisze jedną z restauracji Deana na swojej stronie internetowej. Bezskutecznie przeszukiwałam klub. Nick/Rick przepadł, a ja potrzebowałam kolejnego drinka, jeśli miałam przetrwać resztę wieczoru. Już i tak wręczyłam Deanowi więcej niż wystarczająco nazwisk, ale chciałam wyjść poza wszystko, co mógłby sobie wyobrazić. Musiałam mu pokazać, jak cennym pracownikiem byłam. Światła w klubie zmieniały kolory co kilka sekund, migotając w efekcie tęczy. Niebieskie, zielone, żółte, czerwone. Każdy moment, który mijał, barwił moją skórę w różnym kolorze. Co robił Dean? Z kim rozmawiał? Stanęłam przy barze i czekałam, aż barman zwróci na mnie uwagę, kiedy poczułam dłoń na swoim biodrze. Nie Nicka/Ricka. Deana. Chwycił mnie w talii, przesuwając palcami po mojej sukience. Spojrzałam w dół, a jego dłoń przesunęła się centymetr niżej. Nie cierpiałam tego, jak szczęśliwa byłam przez to, że wrócił. Jeszcze nie skończył. Mogłam go odpychać, odpychać i odpychać, a on po prostu przyciągał, przyciągał i przyciągał mnie z powrotem. - Dowiodłaś swojej racji. – wyszeptał do mojego ucha. - Słucham? – zapytałam. Ledwie udało mi się odezwać bez zająknięcia się.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 138
- Ukarałaś mnie. – stwierdził, wbijając palce w moje biodro. – Wystarczy. Barman rzucił swój ręcznik na bar i na mnie spojrzał. - Zamawiacie czy co? - Dla niej margaritę. - Nieprawda. Chcę brudne martini. Barman potrząsnął głową, zirytowany naszą dwójką. Pochylił się, żeby znaleźć szklankę, a ja znowu zostałam sam na sam z Deanem. - Puść mnie. – syknęłam ponad ramieniem. – Nick niedługo wróci. - Pieprzyć Nicka. Wzięłam gwałtowny oddech, kiedy poczułam jego gniew. Był dziewiątką na skali Richtera27 i wiedziałam, że jeśli jeszcze trochę bym na niego naciskała, mój świat zadrżałby w posadach. - Między nami nic nie ma, Dean. Uprawialiśmy tylko seks… - Oszałamiający seks. – przerwał mi. Przełknęłam ślinę i zerknęłam ponad ramieniem. Był tuż obok. Ta szczęka, te usta, ten zapach jego żelu pod prysznic… chciałam tego wszystkiego. - Ale jak to dobitnie pokazałeś, ruszyliśmy dalej. – Kontynuowałam. Zrobił krok do przodu, przyciskając mnie do baru swoimi biodrami. Mogłam go przy sobie poczuć, kiedy wcisnął jedną stopę między moje nogi. - Jeszcze nie skończyłem. - Cóż, ja tak. Barman postawił przede mną drinka. - Proszę bardzo. Masz tu otwarty rachunek? Dean rzucił kilka dolarów na blat i sięgnął po kieliszek. Odwróciłam się i patrzyłam, jak wypija mojego drinka. Podał mi szklankę i spojrzał w oczy, kiedy uniosłam ją do swoich ust. Czułam go na kieliszku; martini nie mogło się z nim równać. Uniósł podbródek. - Udowodnij. 27
Skala mierząca poziom trzęsienia ziemi
Tłumaczenie: marika1311
Strona 139
- Co mam udowodnić? - Jeśli to był tylko seks, to pozwól mi się zabrać z powrotem do willi. Nie ma nic złego w drugiej rundzie, prawda? Wzięłam kolejny łyk, a jego palce dotknęły krawędzi mojej sukienki. Pochylił się nisko, utrzymując swoje usta na tym samym poziomie z moimi. - Odpowiedz mi. – zażądał, kiedy jego brązowe oczy poruszały się po mojej twarzy, w końcu lądując na ustach z błagalnym spojrzeniem. Chciał mnie sprawdzić? Myślał, że może znieść drugą rundę? Dobra. Zniżyłam dłoń, chwyciłam jego rękę na moim udzie i szarpnięciem ją od siebie oderwałam. Mocno. - Idziemy. – powiedziałam, upuszczając mój zapomniany drink na bar. Już go nie chciałam. Dean go zniszczył, tak jak zniszczy mnie. Odzwierciedlił moje kroki, utrzymując kontrolę nad moim ciałem. Może i to ja wyprowadzałam nas z baru, ale było jasne, że byłam jak marionetka na jego sznurkach. Sięgnął do przodu i pchnął drzwi, przesuwając ustami po mojej szyi i zostawiając na niej pocałunek, zanim się wyprostował. Gęsia skórka, która pojawiła się na moim ciele przez reakcję na jego dotyk zdradziła mój pociąg do niego. Odchyliłam ramiona do tyłu, kiedy drzwi się otworzyły i wyszłam na zewnątrz, postanawiając coś. Po raz kolejny on próbował wyrwać kierownicę z moich rąk. Musiałam coś zrobić. Musiałam zyskać przewagę.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 140
Rozdział trzydziesty drugi DEAN
Nasza willa była schowana w cichym rogu. Żeby do niej dojść, musieliśmy przejść przez prywatną ścieżkę, która prowadziła obok basenów i sali balowych. Trzymałem Lily za rękę i prowadziłem ją drogą i mogłem wyczuć, jak jej ciało emituje żywy ogień. Kiedy byliśmy prawie przy wejściu do willi, zatrzymałem się i odwróciłam się w jej stronę. - Wcześniej byłem surowy. Po spotkaniu… Nie pozwoliła mi dokończyć przeprosin. Postawiła dwa kroki, żeby zmniejszyć odległość między nami i przycisnęła swoje ciało do mojego. Nie spodziewałem się jej ataku i upadłem na ścianę, zanim mogłem się zatrzymać. Złapałem ją w talii, łapiąc równowagę za nas obojga, żebyśmy się nie przewrócili. Chwyciła moją twarz i pocałowała mnie tak, jakby jej życie od tego zależało. - Chryste. – syknąłem, kiedy wgryzła się w moją dolną wargę. Złapałem ją za ramiona i próbowałem się oderwać, ale mi na to nie pozwoliła. Chciała krwi. Warknąłem i się obróciłem, przyszpilając ją do ściany. Zaklinowałem jej ciało między mną a betonem i wytarłem krew z ust. - Chcesz się bawić brutalnie, Lily? Jej oczy wyglądały złowrogo w świetle księżyca. Jasne, złe i dzikie. - Nienawidzę cię. – powiedziała przez zaciśnięte zęby. Uśmiechnąłem się szyderczo. - Wydobywasz ze mnie to, co najgorsze, wiesz? Jestem takim dupkiem tylko przy tobie. Zanim mogła odpowiedzieć, złapałem ją za podbródek i ją pocałowałem. Mój język wślizgnął się między jej wargi i nie zaprotestowała. Jej ciało ze mną walczyło, jej słowa walczyły, ale te usta? Były tak chętne, że przez moment myślałem, że będziemy uprawiać seks tutaj, przy ścianie na ścieżce. Tak było, dopóki prawie nie kopnęła mnie w jaja. Tłumaczenie: marika1311
Strona 141
- Kurwa, Lily. – wydyszałem, blokując jej atak. Zmrużyła powieki i wyrwała się z mojego uścisku. Wyciągnęła klucze i przeszła przez drzwi zanim mogłem ją złapać. Światła były zgaszone, a kurtyny zaciągnięte. Przez chwilę nie miałem ochoty za nią wchodzić. Nic dobrego nie wyszłoby z naszych kłótni, kiedy oboje jesteśmy podnieceni, ale przytrzymała otwarte drzwi. Jej ciało było oświetlone przez światła na ścieżce. Jej ciało było zaproszeniem. Ta szyja, to smukłe zagłębienie w talii, jej długie nogi oparte o drzwi. - Myślałam, że mówiłeś, że nie ma nic złego w drugiej rundzie? – odezwała się z progu. Była jak czarny charakter, zostawiający ślady z krwi i wskazówki, żeby zwabić mnie w pułapkę. Mężczyzna z instynktem samozachowawczym odwróciłby się i uciekł. Zamiast tego wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. Sięgnęła do włącznika światła, ale złapałem jej dłoń i ją przytrzymałem. Ciemność do nas pasowała. To coś pomiędzy nami przeznaczone było dla cieni. - Powiedziałeś, żebym jechała do domu. – Podeszła bliżej i przycisnęła swoje ciało do mojego. - Jest łatwiej, kiedy nie ma cię w pobliżu. – szepnąłem, obejmując ją za szyję. - Dlaczego? Bo nigdy nie byłeś z kobietą taką, jak ja? Uśmiechnąłem się, ale nie mogła tego zobaczyć w ciemności. - Nigdy nie chciałem kobiety takiej, jak ty. - A to dlaczego? Pocałowałem ją w policzek. - Chcę kobiety, która sprawi, że poczuję się ważny. Chcę kogoś, kto docenia to, co robię. - Nikt nie może sprawić, że się tak poczujesz, Dean. To dlatego nigdy nie będziesz zadowolony. Chcesz, żebym ci powiedziała, jak ambitny jesteś? Chcesz, żebym cię skomplementowała? Nie mogłem znaleźć słów, by odpowiedzieć. - Och, Dean, ależ masz silne ramiona. Uśmiechnąłem się. - Tak dobrze? – zapytała. Tłumaczenie: marika1311
Strona 142
- Okropnie. – stwierdziłem, przygryzając płatek jej ucha. - Nienawidziłbyś takiej kobiety. – powiedziała, wsuwając dłoń pod pasek moich spodni. Sięgnąłem po suwak jej sukienki i powoli za niego pociągnąłem, rozsuwając koronkowy materiał, by eksplorować jej miękką skórę. Zatknąłem dłoń za tkaninę i pociągnąłem za zamek, przesuwając palcami po krzywiźnie jej kręgosłupa. Ja wciąż zsuwałem jej sukienkę, a ona wciąż posuwała swoją dłoń niżej. Cóż za doprowadzająca do szaleństwa gra. - To jedyna rzecz, w której jesteśmy dobrzy. – powiedziała, głaszcząc mnie. Nie mogłem się nie zgodzić. Jeśli nie chciałem jej zabić, chciałem ją posiąść. Chciałem ją uwieść do szaleństwa tak, by przez trzydzieści minut nie mogła robić nic oprócz jęczenia w moich ramionach, zbyt zatracona w momencie, by mnie nienawidzić. - Zabierz mnie do mojego pokoju. – zabłagała. Zsunąłem jej sukienkę na podłogę i kopnąłem na bok. Chwyciła za mój krawat i nim szarpnęła. Gubiliśmy się w ciemności, potykając o stoliki, kanapy i lampy. Wpadliśmy do jej sypialni i zamknęliśmy za sobą drzwi. Tutaj było tak samo ciemno jak w pozostałej części willi, ale znaleźliśmy łóżko i na nie opadliśmy. Jej kończyny były splątane z moimi, ale popchnąłem ją wyżej, na poduszki. Wszędzie była miękka, ale skóra między jej udami była czystym aksamitem. Całkowicie ją rozebrałem, a ona ściągnęła krawat z mojej szyi, prawie mnie przy tym dusząc, zanim w końcu jej się to udało. Wydaje mi się, że jej się to podobało, ta granica między ranieniem kogoś i kochaniem go. Chyba tak czuła się w stosunku do mnie. - Połóż się. – powiedziałem jej, przesuwając dłoń na jej brzuch i trzymając ją płasko na łóżku. - Nadal nie wybaczyłam ci tego, co zrobiłeś wcześniej. Uśmiechnąłem się pod nosem i pochyliłem, przeciągając językiem po wewnętrznej stronie jej lewego kolana. - Może znajdziesz przebaczenie po tym, jak z tobą skończę. Wygięła plecy w łuk, przesuwając się w stronę mojej ręki. - Nigdy.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 143
Rozdział trzydziesty trzeci DEAN
Lily stała w progu po tym, jak wzięła prysznic. Była naga i wycierała swoje nogi jednym z tych wielkich, hotelowych ręczników. Siedziałem na łóżku i się jej przyglądałem, chwilowo zaspokojony. Nie powiedzieliśmy nic przez czas, który wydawał się być wiecznością, ale wiedziałem, że rozejm nie będzie trwał długo. - Powiedziałeś, żebym to udowodniła, więc to zrobiłam. Zmarszczyłem brwi, próbując znaleźć sens w jej słowach. - O nas. – powiedziała, owijając się ręcznikiem. – To tylko seks. – Posłała mi uśmieszek. – Ciemny dym, ale nie ma ognia. Odwróciła się i bez słowa zamknęła drzwi do łazienki. Rzuciła nożem i on zostawił swój ślad; jedyną rzeczą, jaką mogłem zrobić to wyjście, zanim rzuci kolejnym. Byłem wyczerpany, zwłaszcza po kilku ostatnich godzinach, ale nie mogłem znaleźć wygodnego miejsca. Przekręciłem się w jedną stronę, potem w drugą, a potem wstałem i spróbowałem innego ułożenia. Kanapa była twarda w miejscach, gdzie wczoraj nic nie czułem. Wpatrywałem się w sufit willi i próbowałem zignorować tępy ból w swoim żołądku. Słowa moich rodziców rozbrzmiewały mi w uszach. Myślisz, że takie szybkie życie zadowoli cię na długo? Nie jesteś samotny? Ich pytania zawsze było łatwo odpierać. Przeprowadziłem się do Nowego Jorku, żeby stworzyć jednoosobowe imperium i nie zamierzałem przestać w najbliższym czasie. Byłem zadowolony ze swojego życia. Jednego dnia byłem zadowolony, a drugiego leżałem na kanapie w Vegas z niezdecydowaniem kłębiącym się w moim żołądku i zakłócającym mój sen. Nie chciałem tego. Nie chciałem zmian.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 144
Nie chciałem bezsennie leżeć z uczuciem pustki w żołądku i posmakiem żalu w ustach. Nie mogłem zbudować swojego imperium, jeśli straciłbym swoją kontrolę. Przez ostatnie dwa lata odpychałem od siebie wszystko, co mogłoby mnie rozproszyć, a mimo to Lily jakoś udało się wniknąć, jak truciźnie. Musiałem tylko znaleźć antidotum.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 145
Rozdział trzydziesty czwarty LILY
Coś w Deanie sprawiało, że ciągle wracałam po więcej. Wystarczająco złe było przespanie się z nim po raz pierwszy, zgoda na rundę drugą była kompletnie idiotyczna. Na tamtym hotelowym łóżku rozebrał mnie, aż do kości, a potem zostawił samą jak palec. Cóż, technicznie to wyszedł po tym, jak go praktycznie cały czas odpychałam, ale w taki sposób właśnie działaliśmy. On naciskał, ja go odpychałam. Nie chciał mdłej lalki Barbie. Chciał wyzwania, ale ciągle temu zaprzeczał, więc rzeczy między nami nigdy się nie zmienią. To było błędne koło. Potrzebowałam interwencji. Musiałam wyrzucić Deana z mojego życia osobistego. Gwałtownie go odstawić, jak narkotyki. - Czy siedzenie w kawiarni naprzeciwko studia rowerowego liczy się jako ćwiczenie? – zapytała Josephine, kiedy usiadła ze swoim latte. Zamrugałam, odganiając swoje myśli i kiwnęłam głową. - Przeniesienie kalorii. Przez wchłanianie. Uśmiechnęła się. - Powinnyśmy w takim razie podzielić się tą bananową babeczką? Nawet się nie odwróciłam, żeby spojrzeć na ciastka za mną. Nie miałam apetytu. - Ja nie chcę. Ty weź. Zmarszczyła brwi. - Co proszę? Ostatnim razem, kiedy odmówiłaś czegoś słodkiego myślałaś, że gluten był zatruty. - Bo przez artykuł na BuzzFeed brzmiało to tak, jakby to była trutka na szczury! – zaprotestowałam. Pokręciła głową i wzięła łyk swojej kawy. Przyjechałam do kawiarenki szybciej niż ona w nadziei, że spróbuję kilku wypieków na swojego bloga. Zamiast tego siedziałam sama przy stoliku, popijając kawę i obserwując ludzi przez okna.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 146
- Wróciłaś z Vegas tydzień temu, a od tego czasu wypowiedziałaś jakieś cztery słowa. Zmarszczyłam brwi. - Nieprawda. - Zapytanie Siri28, czy puści Jamesa Blunta się nie liczy. Nie byłam pewna, czy ma rację, ale nie miałam wystarczająco dużo energii, żeby się z nią spierać. - Ustawię cię z facetem, który pracuje w Vogue. Skrzywiłam nos. - Nie za bardzo kręcą mnie modele. - Nie, on pracuje w wydziale grafiki. Ma brodę i okulary i czasami, jak się na niego spojrzy pod właściwym kątem, wygląda jak Bradley Cooper. Westchnęłam. - Bradley Cooper z Kac Vegas czy Bradley Cooper z Poradnika Pozytywnego Myślenia? Wydawała się być zdezorientowana moim pytaniem. - A jest różnica? - Wielka. Zastanowiła się przez chwilę nad moim pytaniem, a potem kiwnęła głową. - Raczej z Poradnika. - Więc jest słodki, ale trochę psychicznie nie teges? - O mój Boże, zapomnij o tym. Wzruszyłam ramionami. Mi pasuje. Dała mi kilka minut, wystarczająco dużo czasu, żeby znowu zacząć obserwować ludzi przez okno, zanim zdecydowała się zrzucić na mnie bombę. - Julian mówił, że ostatnio ciężko się pracuje z Deanem. Mój żołądek skręcił się na wspomnienie jego imienia. 28
Aplikacja, która odpowiada na pytania i wykonuje polecenia. Działa w dziewięciu językach.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 147
- Gorzej niż zazwyczaj. – dodała. Wzięłam łyk kawy i celowo wpatrywałam się w szybę ponad ramieniem Jo. - Nic o tym nie wiesz, co? Pieprzyć jej wścibstwo. Zmusiłam się, by na nią spojrzeć. - Jo, ty i Julian jesteście niesamowici. Oboje się kochacie, nigdy się nie kłócicie i jesteście najsłodszą parą pod słońcem. - Nie sądzę, żeby to… - Bardzo chciałabym związku takiego, jak macie wy, ale niestety ja i Dean nigdy nie będziemy działać w ten sposób. - Dlaczego? Parsknęła śmiechem. Od czego zacząć? - Po pierwsze wątpię, żebyśmy przeprowadzili chociaż jedną rozmowę bez krzyków. Jest niegrzeczny, uparty i jest pracoholikiem. Ma ego jak Kanye West i go nienawidzę. Wyliczała na palcach powody, kiedy je wymieniałam. - To tylko sześć rzeczy! Pff, całkowicie da się to naprawić. Pokręciłam głową. - Dodaj do tego fakt, że nie zadzwonił ani do mnie nie napisał, odkąd wróciliśmy z Vegas. Zmarszczyła brwi. - A próbowałaś się z nim skontaktować? Rzuciłam jej spojrzenie mówiące jesteś szalona. Uniosła ręce w geście poddania. - Może masz rację. Oboje jesteście tacy cholernie uparci. Byliśmy uparci i powinnam tego nienawidzić, ale tak nie było. Uwielbiałam to. Pragnęłam stworzyć z nim związek. Ledwie mogłam sobie wyobrazić, jak by to było. Czy Dean budziłby się rano i robił nam śniadanie? Czy ja wlewałabym mu kawy?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 148
Nigdy. Narzekałby, że robię to źle i prawdopodobnie skończyłoby się na tym, że chlusnęłabym mu nią w twarz. Boże, doprowadzilibyśmy siebie na skraj szaleństwa. Wiedziałam, że to nie było zdrowe. Wiedziałam, że związek nie powinien polegać na tym, by dwie osoby starały się zyskać nad sobą przewagę. Ktoś musiał się poddać. Prawda? - Jak się nazywa facet z Vogue’a? – zapytałam delikatnie. Jo spojrzała na mnie ponad swoim kubkiem. - Carson. Carson. To nie takie złe imię. - Powiedz Carsonowi, że jestem wolna w przyszłym tygodniu, gdyby miał ochotę na skrzydełka z kurczaka czy coś takiego. Uniosła brew. - Mówisz poważnie? Wypiłam resztę napoju, zanim odpowiedziałam. - Nigdy nie żartuję o skrzydełkach. Złapała mnie za ramiona. - Nie mówię o nich, dziwaku. Pytam o randkę! - Pewnie. Czemu nie? W końcu jestem singielką.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 149
Rozdział trzydziesty piąty DEAN
Po podróży do Vegas czekałem dwa tygodnie, zanim zaplanowałem kolejne spotkanie. Skoncentrowałem się na moich innych restauracjach i pracowałem w biurze w Provisions, wmawiając sobie, że to było konieczne. Wysłałem zadania dla Huntera, Zoe i Lily w formalnym e-mailu.
Od: Dean Harper Do: Lily Black, Julian Lefray, Zoe Davis, Hunter Smith Temat: TRLV
Zeszły tydzień był udany. Zamierzam wykorzystać kilka najbliższych dni, żeby nadrobić sprawy w Provisions i Merchant. Zoe, musisz się porządnie zająć Provisions przez kilka nocy – kiedy nas nie było, to się trochę popieprzyło. Hunter, skontaktuj się z Markiem i niech zacznie ci pokazywać listę możliwych nieruchomości. Musimy zaczynać. Chcę mieć tą listę do końca tygodnia. D. Harper
Tłumaczenie: marika1311
Strona 150
Od: Lily Black Do: Dean Harper Temat: Re: TRLV
Właśnie przeczytałam twojego e-maila i o mnie nie wspomniałeś. Czym mam się zająć? Menu? Drinkami? Nazwą? Marką? Lily
Od: Dean Harper Do: Lily Black Temat: Re: Re: TRLV
Zacznij tworzyć listę bloggerów, których musimy zaprosić na otwarcie. D. Harper
Od: Lily Black Do: Dean Harper Temat: Re: Re: Re: TRLV
Nie sądzisz, że to trochę za szybko? Nie mamy jeszcze wybranego miejsca... Lily
Tłumaczenie: marika1311
Strona 151
Od: Dean Harper Do: Lily Black Temat: Re: Re: Re: Re: TRLV
Spójrz na ostatnią wiadomość. D. Harper
Od: Lily Black Do: Dean Harper Temat: Re: Re: Re: Re: Re: TRLV
Dobra, popracuję nad listą. Lily
***
Wmawiałem sobie, że kontakt z Lily przez e-maile był nieszkodliwy, nawet jeśli za każdym razem, kiedy jej imię pojawiało się w mojej skrzynce, czułem znajomy przypływ adrenaliny. Potem, po dwóch tygodniach po powrocie do Nowego Jorku, Antonio Acosta przysłał mi wiadomość i niechętnie zaplanowałem spotkanie zespołu. Czy chciałem czy nie, musiałem stawić jej czoła. Kiedy skręcałem zza rogu w korytarz prowadzący do sekcji tylko dla pracowników, mogłem usłyszeć zespół rozmawiający w biurze, a mój uścisk na papierach stał się mocniejszy, kiedy usłyszałem głos Lily. Tłumaczenie: marika1311
Strona 152
- Czuję się tak, jakbym cię wieczność nie widziała. – powiedziała. - No wiem. Co u ciebie nowego? – zapytała Zoe. Skręciłem w korytarz i spojrzałem na blond włosy Lily na jej plecach. - Och, dobrze, Jo umówiła mnie na randkę w ciemno później w tym tygodniu. Potrzebuję porady… Wszedłem do biura i zamknąłem drzwi z głośnym trzaskiem. Słuchanie, jak Lily omawia swoją randkę w ciemno było porównywalne do leczenia kanałowego zęba. Okręciła się, żeby rzucić mi złowrogie spojrzenie, ale udawałem, że tego nie zauważyłem. Obszedłem grupę i każdemu wręczyłem kopię e-maila Antonia z wczoraj. Kiedy wszyscy mieli już kartkę, przysiadłem na swoim biurku i obserwowałem, jak go czytali. Julian skończył czytać pierwszy i uniósł brew. - Wow. Tego się nie spodziewałem. – skomentował. Kiwnąłem głową i celowo patrzyłem wszędzie, tylko nie na Lily. Nie bardzo potrafiłem przyznawać się do błędów, a jeśli znałem ją tak dobrze, jak mi się wydawało, nie zostawi tego e-maila bez posłuchu. - Przykro mi, ale chyba nie rozumiem. – powiedziała, patrząc na mnie. – Mógłbyś wyjaśnić, co znaczy ten e-mail? Tak na wypadek, gdybym źle go odczytywała? Zoe parsknęła śmiechem. Nie odczytywała go źle. Chciała usłyszeć, jak wyjaśniam to na głos, bo doprowadzała mnie do szału. Skrzyżowałem ramiona i w końcu pozwoliłem sobie na nią spojrzeć. Jej pełne usta były wygięte w uśmieszku, a błysk w jej oku udowadniał, że wiedziała, co robi. Miała na sobie niebieską sukienkę bez rękawów, która całkowicie odsłaniała jej nogi. Włosy miała zarzucone nad prawym ramieniem, więc mogłem podziwiać krzywiznę jej szyi. Niecierpliwie postukała palcem w kartkę z e-mailem. Była wymagająca i zapierająca dech w piersiach. Odchrząknąłem. - Antonio Acosta wysłał nam poprawioną listę dań dla naszego menu. Przeprosił za swój brak przygotowania w Vegas. Nie sądzę, żeby dawał ważny pretekst co do tego, dlaczego jego oryginalne pomysły były gówniane. Niezależnie od tego, nowe dania wyglądają świetnie i zdecydowanie niedługo się z nim spotkamy na kolejną degustację. Tłumaczenie: marika1311
Strona 153
Jej uśmiech się poszerzył. - Tak więc dla jasności, Antonio wysłał nam poprawione menu bez żadnego powodu? Z uprzejmości jego własnego serca? Chwyciłem się krawędzi biurka i pokręciłem głową. - Chcesz, żebym pochwalił twoje zachowanie na spotkaniu, Lily, ale tego nie zrobię. Byłaś niegrzeczna i go lekceważyłaś. W innym dniu szef kuchni tak porywczy jak Antonio obsmarowałby nas w prasie. Mieliśmy szczęście, że wyraził swoją hojność. Sapnęła i skrzyżowała ramiona na piersi. - Zdecydowaliśmy się już na nazwę? – zapytał Julian, zmieniając temat, zanim ja i Lily zdominowalibyśmy resztę spotkania kłótniami. - Wciąż nad tym pracuję. Chociaż mam kilka pomysłów. - Rozmawiałam z projektantem graficznym, którego zatrudniłeś w Vegas. – powiedziała Zoe, kierując temat na jej pracę. – Oczywiście nie możemy zrobić za wiele bez nazwy, ale zaczęliśmy pracę nad podstawą marki. Powiedziałeś nam, jakiej estetyki chciałbyś dla restauracji, więc kiedy będziemy mieli już nazwę, wpasujemy ją w takie logo, które będzie najbardziej pasowało. - Wysłałaś mi postęp prac? – zapytałem. Kiwnęła głową. - Wszyscy powinni mieć to w skrzynce. - Dobrze. – Odwróciłem się do Huntera, a jego oczy otworzyły się szerzej. – Jak idą poszukiwania miejsca dla restauracji? Przełknął ślinę i pociągnął za kołnierzyk swojej koszuli, próbując ją rozluźnić wokół swojej szyi. - Um. No tak. Szukałem, ale nie bardzo są jakieś miejsca. Wiele gówien, nie za dużo diamentów. Zmrużyłem powieki. Nie to chciałem usłyszeć. - Nie szukam niczego nienagannego, tylko czegoś, nad czym możemy popracować. Mówisz mi, że nie ma żadnych dostępnych nieruchomości na Manhattanie? Czy to była jego próba złego żartu? Jego policzki zapłonęły.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 154
- Po prostu rynek jest teraz trudny… i tylko… Jąkał się i to nie miało sensu. Hunter pomagał mi znaleźć lokalizacje dla ostatnich czterech restauracji i nigdy nie miał problemu ze znalezieniem miejsca. - Mogę pomóc. – powiedziała delikatnie Lily. – Mogę poszukać w internecie, kiedy wrócę do domu. Hunter rzucił jej ostre spojrzenie. Wyraźnie nie chciał jej pomocy, ale trudno. Potrzebował jej. - Byłoby świetnie. Dzięki. Uśmiechnęła się i wpływ tego gestu na mnie wytrącił mnie z równowagi. - Właściwie to Lily, mogłabyś zostać chwilę po spotkaniu? Jej uśmiech zbladł. - Och, um… pewnie. Okej. Była zaskoczona moim pytaniem tak bardzo, jak ja sam. Plan był taki, żeby zwołać grupowe spotkanie, a potem wszystkich razem odesłać. Powinienem był zdawać sobie sprawę, że zapragnę jej tak szybko, jak ją tylko zobaczę. Dwa tygodnie osobno oznaczały, że była bardziej kusząca niż zazwyczaj. Pragnienie, które powinno zbladnąć, było zbyt ostre, by można je było zignorować. Nie miałem z nią do omówienia żadnych biznesowych spraw; po prostu nie byłem jeszcze gotowy, by odeszła.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 155
Rozdział trzydziesty szósty LILY
Zoe jako ostatnia wychodziła z biura Deana. Odwróciła się i rzuciła mi porozumiewawczy uśmieszek, kiedy zamykałam za nią drzwi. Dean stał za swoim biurkiem, ściągając swoją marynarkę. Jego mięśnie w ramionach zadrgały, kiedy rzucił ją na oparcie swojego fotela. Kiedy na mnie spojrzał, zwilżyłam dolną wargę i próbowałam się uśmiechnąć. Czułam się słabo. - Poprosiłem cię, żebyś została, żebyśmy mieli chwilę sam na sam, by wyjaśnić sytuację między nami. Określał naszą relację biznesowymi terminami. Otwarty ruch Deana był zawsze sposobem w leczeniu problemu, jakby ten był zagrożeniem jego pracy, ale ja wiedziałam lepiej. Widziałam, jak jego oddech się zmienił, kiedy się do niego odwróciłam. Byliśmy sami w jego biurze. Byłam kilka kroków dalej i już mógł marzyć o sposobach, na jakie mógłby mnie wziąć przy biurku. Zrobiłam krok do przodu. - Jestem całkowicie zdolna do tego, by profesjonalnie się przy tobie zachowywać. Moje słowa mówiły jedno, ale ton głosu mówił coś innego. Jego usta drgnęły i zwiesił głowę, żeby ukryć uśmiech, którego nie chciał, bym zobaczyła. - Zgadzam się. Spanie ze sobą nie musi kolidować z naszą pracą. - Dokładnie. - Dobrze słyszałem, że masz randkę w ciemno w tym tygodniu? – zapytał, unosząc brew. - Mhm. Jestem pewna, że ty również będziesz zajęty. – Podeszłam bliżej, ściągając jednego buta, a następnie drugiego. Rozluźnił swój krawat. - Bardzo zajęty. Tłumaczenie: marika1311
Strona 156
- Kiedy masz następne spotkanie? – zapytałam, kiedy podeszłam do krawędzi jego biurka. Rozpiął pasek. - Muszę być po drugiej stronie miasta za godzinę. Kiwnęłam głową. - A ty? Uśmiechnęłam się pod nosem. - Jestem wolna przez całe popołudnie. Muszę tylko później przeprowadzić poszukiwania nieruchomości. Kiwnął głową, po czym nasze spojrzenia się skrzyżowały, a sekundę później iskra między nami zmieniła się w ogień. Rzuciłam swoją torebkę na podłogę i weszłam na jego biurko. Długopis spadł i potoczył się po podłodze, kiedy złapał mnie w talii i do siebie przyciągnął. Minęły dwa tygodnie, odkąd czułam na sobie jego ręce. Czternaście dni, by zwariować. Szybkie odcięcie się od Deana nigdy tak naprawdę nie było opcją. Wiedziałam, że to musiało być skomplikowane. Chciałam, żeby Dean pocałował mnie tak, jak to robił w tej chwili. Chciałam, żeby jego dłonie przesuwały się po mojej skórze. Jego język wsunął się między moje wargi, a jego palec w moje majtki. Chwyciłam jego włosy i rozłożyłam nogi na krawędzi biurka. Stanął między nimi, szarpnięciem przesuwając moją sukienkę w górę po udach. - Nigdy nie będę miał dość. – zagroził, kiedy rozpinał zamek swoich spodni. Drżałam z adrenaliny, kiedy zsunął z siebie spodnie i bokserki i odrzucił je na bok. Miał mnie na krawędzi swojego biurka, całkowicie pod swoją kontrolą. - Uwielbiasz to tak bardzo, jak ja. – powiedział, przesuwając dłonią w górę mojego uda. Uśmiechnął się z satysfakcją, kiedy we mnie wszedł. Przeciągnęłam paznokciami po jego karku, próbując przekazać mu trochę z tych uczuć. Nie chciałam tego. Nie prosiłam się, żeby moje serce podzieliło się na dwie części. Mylił się, nie uwielbiałam tego tak bardzo, jak on. Tylko bardziej.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 157
Rozdział trzydziesty siódmy LILY
Lily: Idę właśnie na swoją randkę w ciemno… Dean: Gdzie się z nim spotykasz? Nie pozwól mu zaciągnąć się do jego mieszkania. Jo pewnie wybrała jakiegoś dziwaka.
Uśmiechnęłam się i przesunęłam się na bok w wagonie metra, żeby ludzie mieli miejsce do przejścia. Z każdym mijanym przystankiem ludzi było coraz mniej i w końcu pojawiły się wolne miejsca. Zajęłam jedno i spojrzałam z powrotem na swój telefon.
Lily: Pójdziemy po prostu zjeść coś na mieście. Najpierw spotkamy się w parku. Dean: Romantycznie. Lily: Spotykasz się z kimś dzisiaj? Dean: Nie jestem jeszcze pewny. Lily: Nie uprawiaj z nią seksu. Dean: Lily… Lily: Dobra. Nieważne. Śpij z kim chcesz. Tylko nie zmniejszaj swojego apetytu. Dean: To nie ja idę teraz na randkę.
Miał rację, ale miałam bardzo, bardzo szlachetny powód: byłam zbyt zajęta rozmyślaniem o seksie z Deanem, a potem faktycznie zrobieniem tego naprawdę, żeby pamiętać, by odwołać randkę z Carsonem. Widzicie? Jestem pewna, że coś takiego przytrafia się Dalajlamie CAŁY czas.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 158
Nieważne. Jo powiedziała, że nie mogę go wystawić i nie mogłam odwołać tego w ostatniej chwili, bo to by było prawie tak samo złe, jak wystawienie. Zamiast tego zgodziłyśmy się, że pójdę na jedną randkę i dam mu szansę. Powiedziała, że muszę spróbować z innymi facetami. Może interesowałam się Deanem, bo byłam samotna w nowym mieście, a w moim życiu nie było innych facetów. Wiedziałam lepiej, ale ona była irytująca i tak jakby byłam jej to winna przez zmuszanie jej do oglądania przez dwa tygodnie filmu „To właśnie miłość”. (Tak, naprawdę MOŻNA przedawkować Hugh Granta.)
Dean: Wiesz, że ten facet mógł trafić lepiej. Wie, jak uparta jesteś? Lily: Jestem pewna, że zakocha się we mnie od pierwszego wejrzenia i razem uciekniemy. Dean: Hunter będzie bardzo rozczarowany…
Napisałam „Bardziej niż ty?”, ale mój palec zawisł nad przyciskiem wysyłania. Wiedziałam, że tak naprawdę nie mogłam tego wysłać. Dean i ja byliśmy w wygodnej próżni; musiałam to traktować delikatnie. Metro zatrzymało się z piskiem na następnej stacji i mój cel podróży został ogłoszony przez głośniki. Wykasowałam tą wiadomość i schowałam telefon do kieszeni, jednocześnie wstając i ruszając w stronę wyjścia. Przez cały spacer do parku próbowałam wyczarować swoje podekscytowanie randką z Carsonem. Nie czułam niczego. Absolutnie niczego. Cóż, czułam zapachy ze stoiska z precelkami, co sprawiło, że w moich ustach zebrała się ślina, ale nie za bardzo mogłam to przypisać do Carsona. Byłam już prawie w parku, kiedy zobaczyłam tablicę informującą o otwarciu nowej restauracji po drugiej stronie ulicy. Miałam jeszcze kilka minut, więc zamiast iść w prawo i przejść na drugą stronę do parku, czekałam, aż światła się zmienią i przebiegłam na drugą stronę, by to sprawdzić. Przy odrobinie szczęścia będę niedługo miała nową restaurację do zrecenzowania. Proszę, niech to będzie kolejna naleśnikarnia, proszę. Restauracja wciąż była w fazie budowy, ale szkielety już były podpowiedzią do tego, jak niesamowity będzie budynek, kiedy go skończą. Przeszłam do frontu, żeby postarać znaleźć więcej szczegółów, kiedy nazwa przyciągnęła moją uwagę. Na białej cegle był napis „Ivy & Wine”, a pod spodem było Tłumaczenie: marika1311
Strona 159
dodane „Już niedługo”. Zmrużyłam powieki i przeczytałam nazwę jeszcze raz, starając się zrozumieć, dlaczego ta nazwa brzmiała tak znajomo. Podeszłam bliżej, przyglądając się wydrukowanemu plakatowi przeklejonemu do drzwi. Właściciele restauracji spisali wyszczególnione menu, żeby piesi mogli już poczuć klimat tego miejsca. Oferowali świeże smaki i sezonowe dania, ale kiedy zaczęłam faktycznie wczytywać się w menu, czułam, jak z mojej twarzy znikają wszystkie kolory. Było w stu procentach takie samo jak menu, które kilka dni temu wysłał nam Antonio Acosta. Każdy szczegół, składnik i smaki były identyczne z naszymi, a kiedy spojrzałam na dół, tam gdzie był wymieniony dyrektor generalny, wiedziałam, kogo obwiniać. Hunter, ty sukinsynie.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 160
Rozdział trzydziesty ósmy DEAN
Przeprowadziłem rower przez tylne drzwi i odpiąłem kask, który miałem na głowie w tej samej chwili, kiedy usłyszałem dzwonek przy frontowym wejściu. - Idę! – krzyknąłem, zirytowany na osobę, która naciskała dzwonek, kimkolwiek była. Była ósma wieczorem w piątek; istniały szanse, że miałem zaraz stanąć oko w oko z misjonarzami mormonów. Oparłem rower o ścianę w korytarzu i wytarłem pot z czoła, kiedy Lily krzyknęła przez zamknięte drzwi. - Dean, pośpiesz się! Wiem, że jesteś w domu! Lily? Przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem Lily stojącą w progu, z ręką uniesioną w gotowości, by dalej pukać. - Spokojnie. Jęknęła i przepchnęła się obok mnie, prawie mnie przewracając. - Czemu nie odbierasz telefonu?! Dzwoniłam jakieś dziesięć razy przez ostatnie dwadzieścia minut! Była spocona i ciężko oddychała. Miała kardigan zawiązany w talii, a jej bawełniana sukienka była wygnieciona. Pochyliła się i oparła dłonie na kolanach, próbując złapać oddech. - Przybiegłaś tutaj? – zapytałem, marszcząc brwi. Jej jasne oczy spojrzały na mnie z furią. - Oczywiście, że tutaj przybiegłam! Hunter musi natychmiast zostać wylany! Uniosłem ręce. - Zwolnij. Zwolnij. Co się stało? Zrobił ci coś? Czemu nie jesteś na randce? Przewróciła oczami i odwróciła się do stolika w korytarzu. Rzuciła tam swój sweter i torebkę, a następnie sięgnęła po swój telefon. Tłumaczenie: marika1311
Strona 161
- Musiałam go wystawić! Byłam w drodze na randkę, kiedy zobaczyłam nową restaurację w budowie. – Odblokowała ekran telefonu i zaczęła przeglądać zdjęcia, dopóki nie znalazła tego, którego szukała. – To menu było napisane na plakacie na budynku. – powiedziała, podając mi komórkę. Powiększyłem je i zmrużyłem powieki, starając się rozróżnić małe literki. - Rozpoznajesz cokolwiek? Na przykład, no nie wiem, wszystko?! Pokręciłem głową. - Jesteś pewna? Może po prostu wygląda podobnie. Zaśmiała się. - Przewiń w dół i zobacz, kto jest na liście jako dyrektor generalny. Spójrz, jaki lojalny jest twój pracownik. – Wyrzuciła ręce w powietrze i zaczęła kroczyć po całym przedpokoju. – Zamorduję go. Utopię go w paelli, którą od nas UKRADŁ! Zacisnąłem dłoń wokół jej telefonu, kiedy przetwarzałem informacje, które rzuciła mi w twarz. Hunter pracował z innym zespołem, dostarczając innej restauracji menu i wizję, nad którymi tak ciężko pracowaliśmy. Zbyt łatwe dla niego było zdradzenie mnie. Miał szczegółowe streszczenia wszystkiego, od menu do wyboru kolorów. Posiadał informacje kontaktowe do moich wszystkich dostawców i kontrahentów. Krew się we mnie zagotowała. Wydawało mu się, że może od tego uciec? Wydawało mu się, że mógł siedzieć w moim biurze i karmić mnie bzdurami o trudnym rynku i oczekiwać, że nie dowiem się, co tak naprawdę kombinuje? Ręka Lily pojawiła się w zasięgu mojego wzroku i zdałem sobie sprawę, że próbowała odebrać mi swój telefon zanim bym go zniszczył. - Co zamierzasz z tym zrobić? – zapytała znacznie spokojniejszym głosem, podczas gdy to ja traciłem nad sobą panowanie. - Zajmę się tym. – odpowiedziałem, kręcąc głową. Już szedłem w stronę kuchni, zmierzając w stronę telefonu wiszącego na ścianie przy drzwiach. - Zadzwonię do prawnika. Szczęka jej opadła. - I to tyle? Tłumaczenie: marika1311
Strona 162
Wybrałem jego numer. - Własność intelektualna jest skomplikowana, jeśli chodzi o restauracje, które nie zostały jeszcze otwarte. Tak naprawdę nie złamał żadnego prawa. Jedyny sposób, w jaki możemy sobie poradzić, to wnieść sprawę cywilną. Daj mi pięć minut. Usiadła przy kuchennym stole i skrzyżowała ramiona, wyraźnie zirytowana moim brakiem srogiej kary. - Ale z niego kutas. Wiesz, w Vegas znowu do mnie uderzał. Próbował mnie namówić, żebym wymknęła się z nim do pokoju hotelowego. Boże, żałuję, że mu wtedy nie przyłożyłam w twarz. - Lily, uspokój się. Poradzimy sobie. Przygryzła dolną wargę, wciąż jeszcze zbyt nabuzowana emocjami, by usiedzieć spokojnie. - Dean. – odezwał się Mitch po dłuższej chwili. – Lepiej, żeby to było coś cholernie ważnego. Właśnie miałem zamiar cieszyć się posiłkiem w jednej z twoich cholernych restauracji. - Mamy problem. Westchnął. - Ach, do diabła. Poczekaj, tylko wyjdę na zewnątrz.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 163
Rozdział trzydziesty dziewiąty LILY
Krążyłam w tą i z powrotem po salonie w moim mieszkaniu. To była mała przestrzeń, ale dawałam radę się po niej poruszać, parskając i sapiąc z irytacją, podczas gdy Jo siedziała i mnie obserwowała. Czułam, jak jej oczy się za mną przesuwają, próbując nadążyć nad moimi krokami. - Jeśli Dean mówi, że się tym zajmie, to powinnaś mu zaufać. – powiedziała. Pokręciłam głową. - Nie. Jego prawnik powiedział, że nie za wiele możemy zrobić. Dean nie zastrzegł sobie praw autorskich do tego menu. Próbowanie pozwania Huntera kosztowałoby Deana fortunę przez opłaty i prawdopodobnie nic by nie dało. - Może Dean mógłby skonfrontować się z Hunterem osobiście? Rzuciłam jej spojrzenie. - Co? Jak staroświecki pojedynek? Byłam już poza tym. Chciałam, żeby Hunter za to zapłacił. Mogłam znieść jego flirtowanie i ogólną niekompetencję, ale to? To pokazywało, że nie było nic pod tą spoconą, skretyniałą powłoką. Przez cały czas z nami igrał. Jo skrzyżowała ramiona. - Nieważne. Jeśli jego prawnik mówi, że nic się nie da zrobić, to musisz to przeboleć. Możecie wymyśleć lepsze menu czy coś. Zatrzymałam się i obróciłam w jej stronę. - Słodka, naiwna Jo. To nie jest jak świat mody, gdzie trendy zmieniają się w ciągu jednej nocy. Uniosła ręce, żeby mnie powstrzymać. - O Boże. - Jesteś szalona, jeśli myślisz, że pozwolę, żeby to uszło mu na sucho. - Lily… - powiedziała ostrzegawczym tonem. Tłumaczenie: marika1311
Strona 164
Jeśli nie mogliśmy go pozwać, musiałam wpaść na sposób, jak w inny sposób przekonać Huntera do zaprzestania fundowania Ivy & Wine. Dean już z nim rozmawiał i oczywiście go zwolnił. Nie obchodziło go to, że Dean pomagał mu zbudować jego karierę. Nie obchodziło go to, że Dean nauczył go wszystkiego, co wiedział. Podczas rozmowy Hunter nie okazał żadnej skruchy i do niczego się nie przyznał. Wciąż nazywał to „nieporozumieniem”, co albo pokazywało, jak kompletnie nieświadomy był absurdalności tego zdania, albo obnosił się z faktem, że nie mogliśmy do niego dotrzeć prawnie. Na szczęście dla Deana, nie miałam zamiaru pozwolić, żeby uszło mu to na sucho. Szukałam w internecie jakichkolwiek szczegółów dotyczących Ivy & Wine. Na małym, nowojorskim blogu był zamieszczony krótki fragment, ale nigdzie nie byli wspomniani inwestorzy lub Hunter. Poza tym na żadnym innym blogu nie było detali o tej restauracji. Sprawdziłam – bezskutecznie – strony nieruchomości i korporacji. Dopiero kiedy przejrzałam bazy danych korporacji w stanie Nowy Jork, dostałam pierwszą cząstkę informacji. Był tam zarejestrowany agent wymieniony pod Ivy & Wine spółka z o.o.; taki, którego się nie spodziewałam: żona Huntera, Colette. Żona, którą tak bardzo kochał i szanował. Przeglądałam Facebooka, Twittera i Instagrama, poszukując jakichkolwiek informacji o Colette. Z tego, co mogłam zgromadzić po swoim prześladowaniu w internecie, wiedziałam, że była słodką kobietą z północnej części Nowego Jorku, której pra-pra-pra-pradziadek stworzył samolot, czy coś takiego. (Okej, wyraźnie nie przeczytałam całego artykułu.) Jej wszystkie zdjęcia na Facebooku przedstawiały ją i Huntera na wakacjach na Hamptons 29 i na Cape Cod 30. Pochodziła z rodziny z dużą fortuną, a Hunter przyznał jej każdy cal jego nowej restauracji. Tymczasem sam włóczył się po Nowym Jorku i za jej plecami bzykał wszystko, co się ruszało. Potrzebowałam tylko dowodu… Usiadłam obok Josephine na futonie i przechyliłam się w jej stronę. - Chyba mam plan, ale będę potrzebowała twojej pomocy. Uniosła brew. - Z czym? - Co sądzisz o pracowaniu pod przykrywką?
29 30
Grupa ekskluzywnych miejscowości nad oceanem, położonych na Long Island Półwysep w kształcie ramienia; znane miejsce wypoczynku
Tłumaczenie: marika1311
Strona 165
Opuściła głowę w dłonie i jęknęła. - Proszę, nie każ mi robić czegoś, czego będę żałować.
***
Obecność Huntera w internecie nie była niczym nieprzewidywalnym. Jeśli coś fajnego działo się w mieście, on musiał zatweetować, napisać na blogu albo Facebooku o tym, jak to w jakiś sposób brał w tym udział. Miał status VIP-a w każdym klubie w mieście, był na otwarciu każdego baru po tej stronie rzeki Missisipi i raz „popijał Sizzurp 31 z The Biebs”. Prawie wydłubałam sobie oczy, kiedy przeczytałam tego tweeta. Na szczęście dla mnie, jego irytująca potrzeba, by chwalić się swoimi przygodami oznaczała, że dokładnie wiedziałam, gdzie planował bawić się w piątek wieczorem, kiedy jego żona była poza miastem. Jego tweety do tego prowadziły:
@BigGameHUNTER12334:
Nie
mogę
się
doczekać
imprezy
w
piątek.
#żonyniemamyszyharcują
@BigGameHUNTER12334:
Dziś
VIP
w
@OakBar
#obsługastolika
#pewnegorazuwRzymie
@BigGameHUNTER12334: Lecimy ostro #wstępnedrinki #popijawa
I wtedy oczywiście jego żona musiała się wtrącić…
Fioletowy drink. Składa się podobno z Promethazinum (lek), kodeiny, cukierków z galaretki i jakiegoś napoju, np. Sprite’a. Tyle znalazłam w internecie. W każdym razie, podobno ma się po tym odlot :v 31
Tłumaczenie: marika1311
Strona 166
@Coletteinthecity: Nie baw się beze mnie za dobrze! ;)
@BigGameHUNTER12334: *buziak*
Boże, dopomóż. Zasadniczo miał duszę czternastolatki na Twitterze i ciało mężczyzny z nadwagą w średnim wieku. Praktycznie błagał o to, by karma ugryzła go w tyłek. Zamknęłam Twittera i wsunęłam telefon do mojego małego, czarnego plecaka, który wybrałam na tą okazję. On, łącznie z czarną czapką beanie, czarnymi jeansami i czarną koszulką z długim rękawem sprawiał, że wyglądałam mniej jak przestępca, a bardziej jak każda inna dziewczyna na mieście w piątkową noc. Hipsterska moda. - Jo, jesteś gotowa? – krzyknęłam w mieszkaniu. Przez ostatnie dwa dni próbowała mnie namówić, bym to ja odgrywała główną rolę w operacji „Polowanie na myśliwego”32, ale nie było takiej możliwości. Nie mogłam być przynętą dla Huntera, bo wiedział, że go nienawidziłam. Przejrzałby ten plan. Jo była moją jedyną opcją. - Czemu muszę nosić blond perukę? Wyglądam jak Shakira. Blond peruka była częściowo dla dramatycznego efektu, a częściowo dlatego, że wiedziałam, iż Hunter lubi blondynki. Przewróciłam oczami. - Nie udawajmy, że twój chudy tyłek chociaż w połowie może się ruszać tak jak ten Shakiry. No chodź. Niech no ja cię zobaczę. Drzwi od łazienki otworzyły się i zza progu wyszła Jo, ubrana w nasz zaplanowany strój: przylegającą, czerwoną sukienkę z pasującymi do niej szpilkami. Wyglądała seksownie i trochę zdzirowato – idealnie dla Huntera. Jo oparła jedną dłoń na swoim biodrze i pokręciła głową. - To okropny pomysł. - Nie! To jest genialne. I zadziała. – Zamilkłam. – Chwila, chyba nie powiedziałaś Julianowi, co? W oryginale brzmi to „Hunter Becomes the Hunted”; imię Hunter znaczy właśnie „myśliwy, łowca”, a hunted – „być ściganym, gonionym” 32
Tłumaczenie: marika1311
Strona 167
- Nie, ale czuję, że powinnam. Czy to technicznie rzecz biorąc nie jest zdrada? Wyrzuciłam ręce w powietrze. - Nie! Przecież się z nim nie prześpisz ani nic takiego. Zaczerwieniła się. - Nie wiem! Nie byłaś zbyt precyzyjna co do tego wszystkiego. - Okej. Masz rację. Chcę, żebyś tylko uwiodła Huntera i zmusiła go do tego, by przyznał się do wszystkich swoich sekretów, żebyśmy mogli go szantażować. Parsknęła śmiechem. - Och, i to tyle? Wzruszyłam ramionami. - Żeby go to zabolało.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 168
Rozdział czterdziesty LILY
W filmach akt uwodzenia jest przedstawiony tak, że wydaje się być prosty. Ładna kobieta podchodzi do celu w barze, on do niej uderza, bada bing bada boom i wtedy wkracza FBI i rozbraja bombę, ocalając życie setek ludzi. W rzeczywistości – Jo nie była tajną agentką. Nawet nie blisko. Gdyby FBI na niej polegało, świat eksplodowałby pół godziny temu. - No nie wiem. Wydaje się być zajęty. Może powinnyśmy dać mu kilka minut? – zapytała, zerkając ponad ramieniem na Huntera po raz tysięczny. Pokręciłam głową i wzięłam kolejny łyk wody. Celowo unikałam alkoholu, żeby zachować jasność umysłu, ale Jo była na dobrej drodze do doprowadzenia mnie do sięgnięcia po coś mocniejszego. - Jesteśmy tu od godziny. W końcu będziesz musiała z nim porozmawiać. - Albo możemy porzucić plan i wymyśleć coś lepszego. Może nie płacił w zeszłym roku podatków. Możemy udawać, że jesteśmy jego Urzędem Podatkowym. Pozwoliłam opaść swojej głowie, uderzając czołem o bar, podczas gdy ona kontynuowała swoją chaotyczną mowę. - Powiemy, że chcemy skontrolować jego rachunki, a potem go porwiemy. Julian ma pokój gościnny, w którym możemy go trzymać. - Jo. Jo. Jo. – jęknęłam, kołysząc głową w tą i we w tą na barze. To była kompletna strata czasu i pieniędzy. - Nie jestem dobra w rzeczach tego typu. Pamiętasz, jak w siódmej klasie nauczyciel, pan Finch, wykopał mnie z przedstawienia o czarnoksiężniku z krainy Oz, bo nie wkładałam w rolę wystarczająco duszy? O Jezu. Usiadłam prościej i skinęłam na barmana, przygotowując się do odwołania całego planu, ale wtedy wyczułam wodę kolońską Huntera. Zbliżył się do pustego krzesła obok Jo, a ja zamarłam. - Co taka dziewczyna robi, siedząc sama przy barze w taką noc jak ta? – zapytał. Tłumaczenie: marika1311
Strona 169
Musiałam przygryźć swoją dolną wargę, żeby powstrzymać się od śmiechu. Złożył jakieś czternaście tekstów na podryw w jednym zdaniu, mając nadzieję, że to zadziała. Sięgnęłam do przedniej kieszeni swojej bluzy i wcisnęłam play na swoim dyktafonie. - Och, um… - Josephine kręciła się na swoim miejscu, nie mogąc wpaść na coś czarującego, co mogłaby powiedzieć. Kopnęłam ją w stopę, a ona zachichotała. – Tylko rozkoszuję się swoim drinkiem. - Czy to twoja przyjaciółka? – zapytał, wskazując na mnie. Odwróciłam się tak szybko, że prawie złamałam sobie kark. Blond włosy miałam schowane pod czapką, ale gdyby zobaczył moją twarz, od razu by mnie rozpoznał. - Och, ona? – mruknęła Josephine wysokim tonem. – Ona jest tylko, um, ach… jest jedną z tych kobiet z miejscowego zakonu, czy coś takiego. Chodzi po barach, żeby próbować ratować dusze. - Naprawdę? Cóż, mam nadzieję, że nie zobaczę jej w moim barze, w restauracji, którą posiadam. - Wow, jesteś właścicielem restauracji? To takie fascynujące! - Oczywiście, kochanie. Hunter Smith, miło cię poznać. – zanucił. – Co pijesz? Cofnęła się lekko, a jej łokieć wbił się w mój kręgosłup. - Auć. – syknęłam. - Tylko martini. Nic specjalnego. - Cóż, uważam, że taka wyjątkowa kobieta jak ty zasługuje na szczególną uwagę. Może pójdziesz do boksu razem ze mną i z moimi znajomymi? Mamy obsługę stolika. Tak. TAK. Tego właśnie potrzebuję. Zawahała się, myśląc nad pretekstem, żeby za nim nie iść, ale wtedy ja dostarczyłam jej bardzo dyskretną wiadomość poprzez serię kaszlnięć, kichnięć i podciągań nosem. - Idź. – Kaszel. – Z. – Kaszel. – Nim. - Co? Czy zakonnica właśnie coś powiedziała? – zapytał Hunter. Jo przysunęła swój stołek barowy z powrotem do niego. - Powtarza to cały wieczór, „idź z nim”, chyba mówi o Jezusie. Odsuńmy się od niej.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 170
Spojrzałam ponad swoim ramieniem w samą porę, by zobaczyć, jak okrąża bar. Położył dłoń na jej dole pleców, a ona dała krok w bok ze śmiechem. O Boże. Mogłam sobie tylko wyobrażać, jakie bzdury wychodzą z jego ust. Miałam nadzieję, że udało jej się włączyć jej dyktafon, zanim ją odciągnął. - Wyglądasz jak przewodniczący Stowarzyszenia Umarłych Poetów. Kurwa mać. Wszędzie rozpoznałabym ten głęboki głos. Odwróciłam się w lewo i zobaczyłam, jak Dean wślizguje się na stołek obok mnie. - Co ty tutaj, do cholery, robisz? – zapytałam, zerkając na niego i szukając Juliana. Jeśli wkroczyłby i walnął Huntera w twarz za flirtowanie z Jo, mój cały plan ległby w gruzach. - Josephine nie potrafi dochować tajemnicy. – powiedział, machając dłonią na barmana, by zamówić sobie drinka. A to niewierna franca. Zasługiwała na to, żeby być przynętą dla Huntera. - I? – zapytałam, przysuwając się bliżej niego. Przesunął spojrzenie swoich brązowych oczu na moje i uśmiechnął się pod nosem. - I zamierzam pomóc. Szczęka mi opadła. - Chwila. Chwila. Nie walniesz mi teraz przemówienia o tym, że powinnam była ci pozwolić się tym zająć? Zaśmiał się i odwrócił w moją stronę. Jego kolano otarło się o moje, a on opuścił dłoń na moje udo. Patrzyłam tam, kiedy on kontynuował: - Dużo myślałem o tym, co powiedziałaś tamtego dnia. Próbowałem poradzić sobie z tym na swój sposób i nie wyszło. Jestem skłonny spróbować teraz twojego. Kiwnęłam głową, kompletnie zszokowana tym, że przystał na mój plan. Gdybym się zakładała, postawiłabym milion dolarów na to, że Dean chciał go sabotować. - Więc gdzie jest twoje przebranie? – zapytałam z krzywym uśmieszkiem. - Ach. – mruknął, wsuwając wolną dłoń do kieszeni marynarki i wyciągając z niej małe, brązowe wąsy. Parsknęłam śmiechem, kiedy przykleił je ponad swoją górną wargą. Poza nimi, był tak ułożony jak zawsze: gładkie, falowane włosy, gładko ogolona szczęka i
Tłumaczenie: marika1311
Strona 171
dopasowany, czarny garnitur. Jednak z tymi wąsami niemożliwym było brać go na poważnie. - Jak wyglądam? – zapytał. Nadal się śmiałam. - Jak Tom Selleck. Uśmiechnął się, sprawiając, że jego tanie wąsy lekko odkleiły się po jednej stronie. - Wymyśliłaś jakieś pseudonimy na dziś? - Hm, moglibyśmy być Bonnie i Clyde’m. – zasugerowałam. - To trochę zbyt oczywiste. Postukałam palcami w blat baru. - A co z Sam i Frodo? Zaśmiał się. - Ty jesteś Sam. Uśmiechnęłam się. - Wiesz, niektórzy ludzie uważają, że między Samem a Frodo coś się działo, kiedy wspinali się po tych górach. W drodze do Góry Przeznaczenia mieli wiele samotnych nocy. Oparł rękę o tył mojego krzesła i pochylił się tak, że jego przekrzywione wąsy połaskotały mnie w bok twarzy. - Frodo zdecydowanie miał coś do Sama. Zadrżałam i odwróciłam się, żeby go pocałować, w tych wąsach i w ogóle, ale wtedy kątem oka zauważyłam ruch w pobliżu stolika Huntera. Odwróciłam się gwałtownie w tamtą stronę, prawie spadając ze swojego stołka barowego. - Cholera. Wychodzą! – syknęłam, sięgając po swój portfel, żebym mogła zamknąć nasz dzisiejszy rachunek. Dean puścił moją nogę i odwrócił się w stronę baru. - Śmiało. Idź za nimi, dogonię cię. Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę wyjścia. - Spotkamy się ponownie, Frodo! Tłumaczenie: marika1311
Strona 172
Rozdział czterdziesty pierwszy DEAN
Do czasu, kiedy zapłaciłem i wyszedłem z baru, Lily, Josephine i Huntera nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Sprawdziłem swój telefon i spróbowałem dodzwonić się do Lily, ale nie dobierała. Rozejrzałem się po ulicy po obu stronach, ale nie było ich widać. Zerwałem tanie wąsy znad swojej wargi i wepchnąłem je do swojej kieszeni w chwili, gdy mój telefon zawibrował.
Lily: Nie mogę rozmawiać. Trafiłam na gorący ślad. Dean: Lily, gdzie wy jesteście?? Lily: PSEUDONIMY.
Jęknąłem, nawet jeśli nie mogła tego usłyszeć.
Dean: SAM, w którą stronę poszłaś? Jesteś w samochodzie czy idziesz pieszo? Lily: Och, nie… Dean: Co??
Chwilę później mój telefon pokazał przychodzące połączenie od Lily. - Słyszysz mnie? – szepnęła. - Ledwo. Gdzie jesteś? Czułem się bezradny, kiedy stałem na środku chodnika i nie wiedząc, dokąd mam pójść. Nie mogli już dotrzeć na drugi koniec miasta. - Hunter i jego znajomi weszli właśnie do miejsca o nazwie Tease. Tłumaczenie: marika1311
Strona 173
Jęknąłem i ruszyłem naprzód. Tease znajdowało się tylko dwie przecznice dalej od Oak Bar. Jeśli pobiegnę, dotrę tam, zanim Lily wejdzie do środka. - Lily. Poczekaj na mnie, zanim tam wejdziesz. Tease jest klubem ze striptizem i to takim obskurnym. - Co? – krzyknęła. – Josephine weszła tam z nimi! - Lily. Słyszysz mnie? Nie wchodź tam beze mnie. Kiedy nie odpowiedziała, spojrzałem na ekran i zobaczyłem, że już zakończyła połączenie. Kurwa. Przyśpieszyłem i skręciłem za róg. Nie zamierzała mnie posłuchać i teraz obie z Josephine były w podejrzanym klubie ze striptizem, wszystko po to, żeby Lily mogła przeprowadzić swój plan, żeby zrujnować restaurację Huntera, jego małżeństwo lub obie te rzeczy. Jedynym powodem, dla którego się na to zgodziłem był fakt, że wiedziałem, że Lily nie odpuści dopóki Hunter za to nie zapłaci. Powinienem był wiedzieć, że nie będzie tego ułatwiała. Nigdy tego nie robi. Ochroniarz przed wejściem do Tease miał wielkie ramiona i małą głowę. Ta kombinacja była niepokojąca, a kiedy próbowałem go wyminąć, wyciągnął swoją górę mięsa, żeby mnie zatrzymać. - Po co ten pośpiech, kolego? – zapytał. Spojrzałem na jego dłoń na mojej piersi, po czym uniosłem na niego wzrok i zmrużyłem powieki. - Moja przyjaciółka tam jest. Muszę ją stąd zabrać. Ściągnął wargi i potrząsnął głową. - Lepiej, żeby nie chodziło o tancerkę. Nie potrzebujemy tego, żeby wpadał tu zazdrosny mąż i niszczył nam biznes. - Nie jest tancerką. – Rzuciłem mu pogardliwe spojrzenie, odsuwając się do tyłu, więc jego ręka opadła. Przyglądał mi się przez chwilę, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. Im dłużej stałem na zewnątrz, rozmawiając z Panem Mała Główka, tym dłużej Josephine i Lily musiały sobie radzić same. - Jest opłata za wstęp. – powiedział, przeciągając słowa w sposób, który igrał na moich nerwach. Sięgnąłem po portfel.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 174
- Świetnie. Ile? Zmierzył wzrokiem mój garnitur. - Dla ciebie? Trzydzieści dolców. Tylko tyle? Wiedział, że muszę wejść do środka, mógł podać dowolną kwotę i poprosił mnie tylko o trzydzieści dolarów? - No dobra, kolego. – powiedziałem, powtarzając jego zwrot, którego wcześniej użył w stosunku do mnie i wręczyłem mu czterdzieści dolców. – Zatrzymaj resztę. Uśmiechał się szeroko, kiedy przechodziłem przez drzwi, patrząc na pieniądze tak, jakby właśnie wygrał na loterii. W klubie było gęsto od dymu papierosowego, a dookoła były poustawiane meble z lat osiemdziesiątych. Czerwone, winylowe krzesła otaczały trzy osobne sceny, jedną wielką na środku i dwie mniejsze po bokach. Nad głową migały żółte i czerwone światła, oświetlając tańczące dziewczyny. Tancerki nie miały już w sobie tańca. Wyglądały tak, jakby potrzebowały tygodnia wakacji i kilku dni w solarium. - Ooooo tak. Tak. Tak. Właśnie tak, dziś jest wieczór darmowego steka w Teeeeeease. – Zawołał DJ przez głośniki. – Weźcie sobie talerz i przygotujcie wasze zielone na naszą następną tancerkę. Na głównej scenie pojawi się Niegrzeczna Rooooose. Rose jest ulubienicą, więc będziecie chcieli podejść blisko, ale nie za blisko! Jest znana z gryzieeeenia. – Oparłem się pokusie, by przewrócić oczami. – Powitajcie gorąco Niegrzeczną Rose! Głośna muzyka zaczęła wypływać z głośników, kiedy tancerka wyszła na scenę, ubrana w jasnoróżową koszulę i krótką spódniczkę w kratkę. Wyglądała na mniej więcej czterdzieści lat, była opalona i zmęczona, ale miała włosy zaplecione w warkoczyki i tańczyła do starej piosenki Britney Spears, jakby znowu miała dwadzieścia jeden lat. Rozejrzałem się po tłumie w poszukiwaniu Lily, ale niemożliwe byłoby zauważenie jej w tym słabym oświetleniu. Kelnerka w krótkiej, lśniącej sukience stanęła obok mnie i przebiegła ręką po moim ramieniu. - Spragniony? – zapytała. Pokręciłem głową. - Widziałaś dwie dziewczyny, które przed chwilą tu wchodziły? Dwie blondynki? Uśmiechnęła się do mnie, wplątując palec w swoje włosy i zaplątując kosmyk wokół jednego z nich. Tłumaczenie: marika1311
Strona 175
- Jesteś pewny, że nie byłam jedną z nich? Żadna była z niej pomoc. Ruszyłem do przodu, żeby ją wyminąć, ale złapała za moje ramię. - Dobra. Jeeezu, nie umiesz się bawić. Jestem dość pewna, że jedna z nich jest po drugiej stronie baru. - A druga? – zapytałem. Uśmiechnęła się pod nosem i przechyliła głowę w stronę Niegrzecznej Rose. - Jest za kulisami.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 176
Rozdział czterdziesty drugi LILY
Zakładałam, że Nowy Jork zapewni mi jakieś pouczające doświadczenia. Planowałam odwiedzić wielkie muzea i zrobić wycieczkę po niezależnych księgarniach na Brooklynie. Miałam nadzieję na spróbowanie najlepszych dań, jakie miasto ma do zaoferowania, a potem na leżenie pod dębami w Central Parku i fantazjowanie o wymyślnych posiłkach, które pochłonę następnego dnia. Zamiast tego znalazłam się za kulisami plugawego klubu ze striptizem, przechodząc między tancerkami. W moich marzeniach – moje włosy rozwiewałby wiatr od Zatoki Hudsona. W prawdziwym życiu – te śmierdziały papierosami. W marzeniach – obracałabym się w towarzystwie szych i szefów z kulinarnej stolicy świata. W prawdziwym życiu – zderzałam się z kobietami naćpanymi kokainą, którym zabrakło opcji. Kiedy weszłam do klubu, Hunter był w pobliżu wejścia, próbując znaleźć miejsce, gdzie mógłby usiąść. Obracał się dookoła z Josephine u jego boku, rozglądając się w poszukiwaniu wolnych stolików. Był sekundy od spojrzenia w miejsce, gdzie stałam ja i zareagowałam akurat w ostatnim momencie, wślizgując się na czarną kurtynę z nadzieją, że będzie prowadzić do łazienek albo do schowku. Zamiast tego znalazłam się za kulisami. Zakaszlałam i machnęłam dłonią przed oczami, mając nadzieję, że oczyszczę trochę powietrze. To było bezcelowe. Dym papierosowy, lakier do włosów i perfumy mieszały się razem w chmurze zapachów kłującej w oczy. Zamrugałam kilka razy powiekami i spojrzałam na swój telefon. Jo mnie ignorowała, najprawdopodobniej decydując, czy później mnie udusi, czy wypchnie przez okno. Powiedziałam jej, że musimy pójść za Hunterem do baru, a nie do klubu ze striptizem. Razem z nią odkrywałam, jak duża różnica była między tymi miejscami.
Lily: JO. Wszystko gra? ODPOWIEDZ MI.
Spróbowałam znowu.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 177
Lily: Chcesz wyjść? To było głupie. Chodźmy stąd!
Miałam już wrócić i zniszczyć naszą przykrywkę, kiedy w końcu mi odpisała.
Jo: Jest pijany i wiem, że prawie go mam! Jeszcze się ukrywaj.
- Co tutaj robisz, kochaniutka? Odwróciłam się w lewo i zobaczyłam półnagą tancerkę wciągającą przez głowę swój mundur. Wyglądał jak tani kostium na Halloween. Miała być policjantką, z błyszczącym napisem „Sierżant Seksowna” na odznace. Jej ciemna skóra była pokryta balsamem z brokatem, a włosy miała zakręcone w loki. Miała największe cycki, jakie widziałam w ciągu całego swojego życia i przez chwilę nie mogłam odpowiedzieć na jej pytanie, bo byłam zbyt oczarowana ich widokiem. - Hej? Uniosłam wzrok na jej jasnobrązowe oczy. - Szpieguję. Roześmiała się. - Ojca twojego dziecka? To nigdy nie kończy się dobrze. – Stwierdziła i się odwróciła. – Zapnij mnie, dobrze? Wciągnęła brzuch tak mocno, jak to było możliwe i podeszłam do przodu, żeby zapiąć jej kostium. Sukienka była tak obcisła, że pod koniec nocy będzie ją musiała ściągać przy pomocy nożyczek. - Nie szpieguję faceta. Jestem tu dla przyjaciółki. Odwróciła się i rzuciła mi spojrzenie. Coś mi mówiło, że nie uwierzyła w moje wyjaśnienie, ale i tak wzruszyła ramionami. - Jest miejsce między główną sceną a tą po lewej, gdzie możesz odchylić kurtynę i wyjrzeć. Tylko dobrze się schowaj. Duży Ronnie mnie stąd wywali, jeśli się dowie. Zanim mogłam jej podziękować, odwróciła się, tańcząc do muzyki, której nie słyszałam. Jej biodra kołysały się z jednej strony na drugą, a ona wygięła plecy w łuk, Tłumaczenie: marika1311
Strona 178
przesuwając prawą dłonią w dół jej wyciągniętego w górę lewego ramienia. To była rutyna, jej rutyna. Podeszłam bliżej do kurtyn i zaczęłam delikatnie odsuwać za poszczególne sekcje, szukając przejścia. Wciąż czekałam, aż jedna czy druga tancerka mnie powstrzyma, ale wszyscy wydawali się być zbyt zajęci zauważeniem dziwnej dziewczyny w czapce beanie. Zanim udało mi się znaleźć lukę w zasłonie, mój telefon zawibrował, oznajmiając przyjście dwóch wiadomości.
Dean: Jesteś za kulisami? Jo: MAM TO. Wszystko wyśpiewał i to nagrałam. Teraz rzyga w łazience. Spotkajmy się przy drzwiach.
Wyrzuciłam pięść w powietrze. Udało się! Hunter pójdzie na dno, a ja nie zaciągnęłam Jo do klubu ze striptizem bez powodu. Wszyscy wygrali. Zamierzałam świętować to z Deanem i wygrzewać się w blasku jego komplementów co do tego, jak świetną tajną agentką byłam. - Hej! Odsuń się, suko. – powiedziała tancerka, przerywając jednoosobową imprezę w mojej głowie. Byłam zbyt zajęta, by zobaczyć to, jak schodzi ze sceny, a moja pieść uniesiona w geście zwycięstwa niemal uderzyła ją w twarz. Cofnęła się i mnie odepchnęła, zanim mogłam wyjaśnić swój błąd. Straciłam równowagę i się potknęłam, chwytając za czarną kurtynę, jakby miała uchronić mnie przed upadkiem. W rzeczywistości cienka tkanina ustąpiła po moim ciężarem i uderzyłam tyłkiem w scenę zbyt rozpędzona, bym mogła się zatrzymać. Przewróciłam się i wylądowałam płasko na brzuchu, prosto na scenie z czerwonym światłem świecącym prosto na mnie. O cholera. - Wygląda na to, że mamy teraz niespodziankę na naszej scenie. – powiedział DJ, przeciągając słowa. – Następna powinna być Kotka Kimmy, ale zobaczmy, co z tego wyniknie. Kątem oka dostrzegłam ruch i zobaczyłam, że dwóch bramkarzy szło w stronę sceny ze zirytowanymi spojrzeniami wycelowanymi we mnie. Tłumaczenie: marika1311
Strona 179
Przyjrzałam się tłumowi wokół mnie. Nie byli źli; byli zdezorientowani. Stanęłam na nogach i próbowałam odzyskać równowagę. Jeden z bramkarzy się zbliżył i pochylił nad sceną, by chwycić mnie za ramię. - Niech zatańczy! – krzyknął jakiś klient. - Właśnie! Niech zatańczy! – zawołał ktoś inny. Chcieli, żebym zatańczyła. CHCIELI, ŻEBYM ZATAŃCZYŁA. - Panieee i panowie, mamy dziś na scenie nową tancerkę! – zawołał DJ, starając się sprawić, by ta cała sytuacja miała jakiś sens. Och, nie. Nie, nie, nie. Stałam i próbowałam zwrócić na siebie uwagę DJ’a. Machałam rękami przed swoją klatką piersiową w uniwersalnym znaku mówiącym „PRZESTAŃ I POZWÓL MI ZEJŚĆ ZE SCENY W KLUBIE ZE STRIPTIZEM.” - Wygląda na to, że mamy tu seksowną… ninja. – zaimprowizował, błędnie uznając moje sygnały za ruchy taneczne. – A może zdzirowatego samuraja, pokazującego swoje erooootyczne ruchy! Powitajcie gorąco, em… - Cycaty Czarny Pas! – krzyknęła Josephine gdzieś z tyłu tłumu. - Cycaty Czarny Pas! – powtórzył, zmieniając piosenkę na T-Pain „I’m in love with a Stripper”. Uśmiechnęłam się i przyłożyłam dłoń nad brwiami, żeby spojrzeć na Jo, ale światła mnie oślepiały. Widziałam tylko pierwszy rząd mężczyzn, uśmiechających się i zachęcających mnie do tańca. - Pokaż nam, co potrafisz, kochanie. – zawołał jeden z nich. Stałam na samym środku sceny, w kompletnym bezruchu. Miałam dwie opcje: mogłam zatańczyć albo mogłam pozwolić na to, by bramkarze mnie stąd odciągnęli. - Dalej, mała! – krzyknął inny facet. Moje policzki płonęły, kiedy zmagałam się z zażenowaniem, ale w końcu moje ciało podjęło decyzję za mnie. Zaczęło poruszać się do taktu piosenki, na początku wolno, tylko moja głowa i ramiona. Pierwszy rząd facetów zaczął wiwatować, a ja się uśmiechnęłam. To nie jest takie złe. Tłumaczenie: marika1311
Strona 180
DJ podkręcił głośność jeszcze bardziej, na tyle głośno, że zagłuszył inne dźwięki z klubu. Próbowałam wykonać taniec shimmy od lewej do prawej, ale nie za bardzo mogłam ogarnąć to, jak skoordynować swoją klatkę piersiową, ramiona i stopy. - Więcej seksapilu, kochanie! Chcieli bardziej seksownie? Ja im pokażę. Mój wizytownik 33 był przepełniony najbardziej zmysłowymi ruchami tanecznymi: mieszanie w garnku, zakupy spożywcze, nawadnianie trawnika, wiecie, o co chodzi. Podlewałam trawnik, jakby moje życie od tego zależało i tłum siedział oszołomiony, przyglądając mi się w kompletnej ciszy. Ściągnęłam czapkę ze swojej głowy i rzuciłam ją w tłum. Tym zarobiłam kilka pogwizdywań i to wtedy zobaczyłam Deana, stojącego przy końcu sceny ze skrzyżowanymi ramionami. Jego twarz była ukryta w cieniu, ale widziałam niedowierzający uśmieszek na jego ustach, kiedy mnie obserwował. Przygryzłam dolną wargę, żeby powstrzymać się od śmiechu i wtedy tłum oszalał. - Taaak, kochanie! - Przygryzaj ją dalej! Dean przechylił głowę w prawo, a ja zerknęłam w tamtym kierunku i zobaczyłam rurę lśniącą pod neonowymi światłami. Jeszcze jej nie dotknęłam, ale wiedziałam, że to zrobię przed końcem piosenki. Przesunęłam się na tylną część sceny i próbowałam sobie przypomnieć, jak tancerki w filmach zwykle zaczynały taniec na rurze. Po prostu na nią wskakiwały, czy najpierw brały rozbieg? Stwierdziłam, że powinnam wziąć rozbieg, więc ruszyłam prosto na nią. Moje ciało zderzyło się z metalem i chwyciłam się rury jak małpa chwytająca się gałęzi. Zazwyczaj tancerki wskakiwały i zaczynały się kręcić, ale ja po prostu ześlizgnęłam się powoli na dół, aż mój tyłek spotkał się z podłogą. Nic się nie stało. Piosenka się skończyła i zapadła absolutna cisza. Jedne, powolne oklaski rozległy się z tyłu sali, a potem DJ powiedział bez przekonania; - Cóż, piątka za wysiłek, prawda ludzie? Josephine podeszła obok Deana, rzucając dolary na scenę. 33
Chodzi o takie coś:
Tłumaczenie: marika1311
Strona 181
- TO MOJA NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKA! – krzyknęła. Dwóch bramkarzy, którzy stali z boku podczas mojego „występu”, ruszyli do przodu, kiedy ja odwijałam nogi od podstawy rury, ale Dean dotarł do mnie zanim oni to zrobili. Wyciągnął rękę, żeby pomóc mi zejść ze sceny. - To było niesamowite, ja… - zaczął mówić. Hunter pojawił się w tłumie, po wyjściu z łazienki w trakcie mojego debiutu na scenie. Kuśtykał mijając ludzi, wyglądając na zalanego w trupa. Wszyscy zamarliśmy, przygotowując się do tego, by uciekać, w razie gdyby rozpoznał nas w przyćmionym świetle. - Dlaczego, do cholery, ta zakonnica tańczy na scenie?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 182
Rozdział czterdziesty trzeci DEAN
- I zrobiliście to wszystko dzisiaj? Wtedy, kiedy ja jadłem kolację ze swoją siostrą? – zapytał Julian, trzymając w dłoni moje sztuczne wąsy i patrząc na naszą trójkę. Szczęka mu opadła. Lily wzruszyła ramionami. - No wiesz, trzeba było to rozplanować. Josephine próbowała niepostrzeżenie przysunąć się bliżej niego, ale on rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie spod przymrużonych powiek. - I nawet nie pomyślałaś o tym, żeby mi powiedzieć? Przygryzła dolną wargę, próbując wymyśleć jakiś pretekst. - Wiedziałam, że miałbyś coś przeciwko. Burknął pod nosem. - No tak, bo nie wiesz, co taki facet jak on mógłby zrobić, gdyby się dowiedział. - Byłem tam. – powiedziałem, wręczając Julianowi szklankę, do której właśnie wlałem burbona. – Hunter był pijany i niegroźny, a ona była przez cały czas bezpieczna. To było białe kłamstwo. Nieszkodliwe. Wszyscy byliśmy bezpieczni wewnątrz mojego domu, więc co z tego, że Josephine godzinę wcześniej musiała spędzić czas sama z Hunterem w klubie ze striptizem? Julian nie musiał znać każdego szczegółu. Julian wbił spojrzenie w blond perukę leżącą na kolanach Jo. - Więc zadziałało? Uśmiechnąłem się pod nosem i wskazałem na dyktafon obok Jo. - Puść mu nagranie. Mieliśmy ponad godzinę pijackiego bełkotu Huntera z klubu. Przesłuchaliśmy to wszystko już wcześniej, ale Julianowi puściliśmy najważniejsze rzeczy. Tłumaczenie: marika1311
Strona 183
W piątej minucie nagrania, Hunter zaczął chwalić się co do swojego biznesu: - To będzie najgorętsza restauracja w Nowym Jorku. Potem przez kolejne dziesięć minut mamrotał o jego „genialnym” pomyśle. Jo przewinęła do przodu, żeby dotrzeć do dobrego momentu: Colette. - Nie jesteś żonaty? - Tylko na papierze, kochanie. - Co to znaczy? - To znaczy, że kiedy ona jest poza miastem, ja robię to, co zechcę i wydaje mi się, że dzisiaj ty będziesz w moich planach. Julian uniósł dłoń i Josephine wcisnęła pauzę. - Dobra, dobra, rozumiem. Macie na niego haka. I co zamierzacie z tym zrobić? - Właśnie zostawiłem mu wiadomość, żeby się jutro tutaj ze mną spotkał. Skonfrontuję go z tym nagraniem i niech sam zadecyduje o swoim losie. – powiedziałem. - A co, jeśli się nie wycofa? Co, jeśli nie obchodzi go to, czy jego żona to usłyszy? – zapytała Jo. Wzruszyłem ramionami. - W tym tkwi piękno planu Lily. To bez znaczenia, co myśli on, bo zawsze możemy po prostu wysłać nagranie jego żonie. Nie sądzę, żeby pani Worek z Pieniędzmi była tak wyrozumiała. Więc albo zrobi to, co mówimy i sam zabije pomysł tej restauracji, albo straci wszystko. Julian wypił resztkę swojego burbona i odstawił szklankę na stoliku do kawy przed Lily. - Genialne, ale ja mam dość na dziś tych potajemnych operacji. Jo, jesteś gotowa do wyjścia? Jestem wykończony. Wstała z kanapy i chwyciła go za rękę. - Nadal pachniesz jak Hunter. – stwierdził, obejmując ją ramieniem. - Nawet mnie nie dotknął. Po prostu cuchnę jak dym z klubu ze striptizem. Zamarł. - Chwila, byliście w klubie ze striptizem? Tłumaczenie: marika1311
Strona 184
Lily stanęła szybko na nogi i zaczęła ich prowadzić w stronę foyer. - No dobra, dobrej nocy, dzieciaki! Julian, powinieneś wiedzieć, że zgodziła się na to wszystko tylko dlatego, bo wyświadczała mi przysługę. – Uniosła w górę blond perukę. – Jako spłatę pozwolę wam to zatrzymać. Jestem pewna, że znajdziecie do tego jakieś zastosowanie. Na początku zachowywał kamienną twarz, zignorował Lily i przepchnął Josephine przez próg. Drzwi prawie się za nimi zamknęły, kiedy nagle się zatrzymały. Przez szparę wsunęła się dłoń Juliana i Lily podała mu perukę. Potem, bez żadnego słowa, zatrzasnął za sobą drzwi. - Wiedziałam, że ją weźmie. Lily przekręciła klucz w zamku i odwróciła się, opierając się plecami o drzwi. Zostawiła swoją czarną czapkę w klubie. Jej blond włosy rozchodziły się na środku głowy i opadały na ramiona. Jej opięta, czarna bluzka podsunęła się lekko do góry i ujawniała pasek opalonej skóry ponad spodniami. Ten skrawek skóry mnie wezwał. Opuściłem swoją szklankę na stolik i podszedłem bliżej. - Ja też śmierdzę dymem? – zapytała, kiedy objąłem ją ramionami w talii. Pochyliłem głowę i schowałem twarz w jej włosach. Pachniały jak jej szampon, tropikalny zapach kokosów i morskiej bryzy. - Pachniesz jak Lily. Uśmiechnęła się przy mojej szyi, a potem jej język przesunął się po mojej skórze. - A ty smakujesz jak Dean. Zaśmiałem się i cofnąłem, zmuszając ją do tego, by poszła razem ze mną. Powoli dotarliśmy do sypialni, zatrzymując się po drodze, żeby mogła ściągnąć ze mnie koszulę w korytarzu. Na schodach zdjąłem jej jeansy, a ona objęła mnie w talii nogami w progu mojego pokoju, wijąc przy mnie biodrami tak, że straciłem orientację, gdzie chciałem iść. Mieliśmy udać się do łazienki i pod prysznicem zmyć z siebie zapach klubu, ale zamiast tego zaniosłem ją do swojego łóżka i opadliśmy na kołdrę. Nikt nie miał nade mną takiej kontroli, jaką miała Lily. Położyłem się na plecach na swoim łóżku, a ona położyła się na mnie, jej włosy łaskotały mnie w pierś. Była siłą natury, wirującym tornadem, które sprawiało, że w jednej chwili czułem się nieważki i wolny, a następnej uderzałem w pień drzewa z prędkością stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Pozwoliłem jej trzymać moje ręce na boku. Pozwoliłem jej myśleć, że chociaż raz miała kontrolę. Kiedy całowała mnie w dół po mojej piersi, na
Tłumaczenie: marika1311
Strona 185
twarzy miałem głupawy uśmieszek. Wewnątrz, moje serce się buntowało i ostrzegało mnie, bym nadal był ostrożny. To było niebezpieczne. Ona była niebezpieczna. - Dean? – zapytała, patrząc na mnie swoimi miodowobrązowymi oczami. – Naprawdę się cieszę, że tam dzisiaj byłeś i mi pomagałeś. Otwierała się przede mną, potwierdzając swoje słowa tym, co pokazywała mi swoim ciałem. - Tworzymy doskonały zespół. – powiedziała cicho. Mogłem poradzić sobie z Lily-Tygrysem, z dziką, niezależną kobietą, która walczyła ze mną na każdym kroku – ale to? Ta bezbronna dziewczyna otwierająca się przede mną, gdy leżała nago na mojej piersi? Cholernie mnie przerażała. Miałem cele. Miałem restauracje do otwarcia. Miałem listy Forbe’a, w których musiałem wspiąć się na samą górę, a Lily stanęłaby na drodze ku temu. Nie byłaby łatwym dodatkiem do mojego życia. Nie doceniałaby czasu, który bym jej poświęcał. Żądałaby wszystkiego, całego mnie, odciągając moją uwagę od pracy, aż zacząłbym mieć jej to za złe. Miłość zmienia człowieka. Nie mogłem pozwolić na to, by Lily wślizgnęła się w moje życie i zmieniła mnie na wskroś. Potrzeba czegoś więcej zawsze istniała, znajdując się gdzieś w tyle mojego umysłu. Kiedy jadłem długi lunch albo spałem piętnaście minut za długo, zmuszałem się do tego, by pracować ciężej, żeby nadrobić stracony czas. Miałem świat do podbicia, a Lily tylko by w tym przeszkadzała.
***
Nie śpieszyłem się pod prysznicem, próbując odzyskać swój rozum, który przez ostatnie półtora godziny posiadała Lily. Woda była rozgrzana i paliła skórę między moimi łopatkami, ale rozkoszowałem się uczuciem, dopóki nie stała się zimna. Dopiero wtedy wyszedłem z kabiny i owinąłem się ręcznikiem wokół talii.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 186
Przesunąłem dłonią po zaparowanym szkle i napotkałem wzrok Lily w lustrze. Chciałem trochę więcej czasu z dala od niej, więcej czasu, żeby zebrać myśli. Stała w drzwiach łazienki, w jednej ręce trzymając zaproszenie z wymalowanymi złotymi liśćmi, a drugą podtrzymując ręcznik dookoła swojego ciała. - Co to jest? – zapytała, obracając kopertę w dłoni. To było zaproszenie na rozdanie nagród Fundacji im. Jamesa Bearda – czyli praktycznie Oscar w kategorii gastronomii. Przez lata się zaharowywałem, żeby zostać zauważonym w tym biznesie i w końcu, po raz pierwszy, byłem nominowany do nagrody w kategorii Wybitny Restaurator. Sama nominacja była już zaszczytem poza wszystkim, co mogłem pojąć, ale trzymałem to osiągnięcie blisko swojego serca. Nominacja nie była zwycięstwem. - To zaproszenie na rozdane nagród Fundacji im. Jamesa Bearda. – odpowiedziałem, sięgając po swoją szczoteczkę do zębów. Otworzyła szeroko oczy i ścisnęła mocniej zaproszenie w dłoni. Wie, jaka to ważna ceremonia. - To w przyszłym tygodniu, a jeszcze nie wypełniłeś karty z odpowiedzią. Wzruszyłem ramionami. - Raczej nie mają nic przeciwko. Jestem gościem honorowym. Położyła zaproszenie na blacie w łazience, spoglądając na mnie w lustrze. - Chcesz, żebym to dla nas wypełniła i wysłała? Dla nas. Lily zobaczyła tą pustą kartę i wypełniła to miejsce sobą. Założyła, że ją zabiorę, bo myślała, że byliśmy zespołem; sama tak powiedziała. Uniosłem wzrok i zobaczyłem jej oczy przepełnione nadzieją dla nas; nie mogłem odzwierciedlić w sobie tego nastroju. Tam, gdzie ona czuła nadzieję, ja czułem tylko strach. - Idę sam.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 187
Rozdział czterdziesty czwarty LILY
Twarz zapiekła mnie tak, jakby mnie uderzył. Uniosłam dłoń do policzka, tak dla upewnienia się, ale nie poczułam bólu, tylko gorące, wręcz płonące ciepło. Rumieniec rozprzestrzenił się z mojej twarzy na dół, po szyi, kiedy Dean stał plecami do mnie, spotykając moje spojrzenie w lustrze i wyzywając mnie, bym odniosła się do jego komentarza. Stałam tam w jego ręczniku, na jego zimnych płytkach. Byłam naga, a wokół mnie unosił się zapach jego ciała. Odwróciłam się i znalazłam swoje jeansy, wciągając je na siebie, zanim mogłam znaleźć bieliznę. Zapięłam swój biustonosz i wciągnęłam koszulkę przez głowę. Moje włosy wciąż były mokre i moczyły tył mojej bluzki, przez co marzłam do szpiku kości. Dean stanął w drzwiach łazienki z ręcznikiem nisko przewieszonym na biodrach. Skrzyżował ramiona i zwrócił na mnie spojrzenie swoich ciemnych oczu. W świetle, kiedy docierały do nich promienie słońca, jego oczy przybierały złotobrązową barwę, tak jasną, że musiałam odwracać wzrok. W tamtym momencie, w przyćmionym świetle jego pokoju, były kałużami czerni, pozbawionymi emocji i zimnymi. - Lily, nigdy niczego ci nie obiecywałem. Sama to powiedziałaś, że między nami jest tylko seks. Jego ton głosu był nieczuły, a moje oczy zapiekły od niewylanych łez. Nie chciałam, żeby się odzywał i byłam pewna jak diabli, że nie chciałam słuchać jego wyjaśnień. - Znajdziesz lepszego faceta ode mnie. Wgapiałam się w ziemię i mrugałam, by zapobiec łzom, które chciały wypłynąć. - Myślisz, że to jest życie, Dean? Myślisz, że przez te restauracje będziesz szczęśliwy? Pewnego dnia się obudzisz i zdasz sobie sprawę, że jesteś całkowicie sam, a twoje wnętrze będzie zwijać się z żalu. Żaden człowiek nie jest samotną wyspą. Nawet ty.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 188
Podeszłam do niego i dźgnęłam go palcem w pierś. Zacisnął szczękę, ale trzymał się swojego postanowienia, wierny swojej decyzji. - I wiesz co? Muszę ruszyć dalej. Nie będę na ciebie czekać, Deanie Harperze. Nie będę błagać, żebyś się zmienił albo stać obok, kiedy ty będziesz udawać, że ostatnich kilka tygodni nie było najlepszymi w twoim życiu. To było wyzwanie, tak, ale nie mów mi, że byś je zamienił z czymś innym. Więc baw się dobrze na rozdaniu nagród. Jestem pewna, że dobrze będziesz się czuł, kiedy będziesz stał sam na scenie, a obcy ludzie będą cię oklaskiwali. Odwróciłam się, a on nie ruszył się z progu. Wyszłam z jego pokoju, zeszłam po schodach i przez frontowe drzwi, a on stał nieruchomo, patrząc, jak odchodzę z jego życia, jakby to była najłatwiejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobił. Trzymałam się tego, że się przed nim nie rozpłakałam. Przekonałam siebie, że zniewagi, które w niego rzuciłam, były dobrze sformułowane. Chciałam, żeby moje ostre słowa dotarły głęboko i się w niego wgryzły. Wciąż miałam jeszcze tysiąc słów, które chciałam wykrzyczeć, ale było już za późno. Dean był w domu, a ja szłam do domu z mokrymi włosami i mokrymi policzkami. Minęłam metro i ignorowałam taksówki. Szłam pieszo, dopóki ból w stopach i piekący ból w mięśniach nóg nie rozpraszał mnie od bólu w sercu. Przez całą drogę do domu mój telefon milczał. Żadnych wiadomości, żadnych połączeń. Dean nie wybiegł za mną i nie przejmował się wystarczająco mocno, by sprawdzić, czy bezpiecznie dotarłam do domu. Ulżyło mi, kiedy weszłam do pustego mieszkania. Zdarłam z siebie ubrania, wrzucając je do kosza na śmieci po drodze do łazienki. Były przepocone i przepełnione wspomnieniami, o których chciałam zapomnieć do czasu, aż nastąpi ranek. Włączyłam prysznic i weszłam do środka. Wycisnęłam szampon na swoje włosy raz, a potem ponownie, próbując zmazać z siebie zapach Deana. Wzięłam żel pod prysznic i spieniłam całe swoje ciało, od głowy po czubki palców u stóp. Uniosłam ramię do nosa i powąchałam je, czując, jak moje serce pęka, kiedy wciąż mogłam go na sobie wyczuć. Jego męski zapach zdławił kwiecisty zapach mojego żelu do mycia. Ryczałam i szorowałam swoją skórę, ześlizgując się po płytkach na podłogę prysznica. Wściekle drapałam się po rękach, kiedy pozwalałam jego słowom mnie nawiedzać. Nigdy niczego ci nie obiecywałem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 189
Pomimo tego całego postępu, który osiągnęliśmy, on wciąż traktował nas jak umowę, która nie została podpisana. Płakałam i pozwalałam wodzie z prysznica mieszać się z moimi łzami. Słona mieszanina znikała za moimi ustami, kiedy zwijałam się w kłębek. Chciałam tylko pozbyć się jego zapachu ze swojego ciała. Chciałam pozbyć się jego ze swojego ciała. Chciałam, żeby zniknął.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 190
Rozdział czterdziesty piąty DEAN
Pozwoliłem Lily wyjść z mojego domu, a sam stałem tam nieruchomo. Odepchnąłem ją od siebie na dobre; wiedziałem to i nie mogłem się powstrzymać. Lily była w najlepszym przypadku rozproszeniem, a w najgorszym obciążeniem. Dostrzegłbym sygnały w związku z tym, że coś było nie w porządku z Hunterem, gdyby Lily nie pochłaniała mojej uwagi podczas spotkań personelu. Patrząc wstecz, mogłem dostrzec wiele oznak tego, że Hunter coś kombinował. Na końcu się udało, ale nie zamierzałem popełniać drugi raz tego samego błędu. Na razie moim celem pozostaje praca.
***
Lily odeszła z mojego życia tydzień wcześniej, a przez te siedem dni odwaliłem więcej roboty, niż robiłem to przez ostatnich kilka miesięcy. Co noc pracowałem do późna i robiłbym tak przez wieczność, ale to rozdanie nagród nie było uroczystością, którą można było przegapić. Każdy najlepszy szef kuchni, restaurator, krytyk kulinarny i dziennikarz, wszyscy byli tu obecni, stłoczeni na małych, aksamitnych czerwonych krzesłach, w oczekiwaniu na moment, kiedy ceremonia wręczenia nagród zmieni się w godzinę z drinkami. Wszyscy będziemy stać przez godzinę czy dwie, cholernie podlizując się komukolwiek, z kim uda nam się porozmawiać, ale miałem nadzieję, że podczas tego będę miał na szyi medal Jamesa Bearda 34. 34
Tak wygląda:
Tłumaczenie: marika1311
Strona 191
Przecierpieliśmy już rozdanie większości nagród, takich gówien jak Wybitny Piekarz czy Wybitny Program Win. Wierciłem się na swoim miejscu i ignorowałem dwóch gości siedzących obok mnie. Zgodnie z programem, moja nagroda miała być następna i nagle niemożliwe stało się dla mnie siedzenie nieruchomo. Piękna kobieta o ciemnych, egzotycznych cechach weszła na scenę, by ogłosić nominowanych. Niejasno rozpoznałem ją z programu o gotowaniu, ale było ich zbyt wiele, by nadążać i wiedzieć na pewno. Stanęła za mikrofonem, w dłoniach z czerwonymi paznokciami ściskała złotą kopertę. - Kandydatami do nagrody dla Wybitnego Restauratora są trzy indywidualności, które trzymają palec na pulsie kuchni amerykańskiej. Ta trójka nominowanych ustawiła wysokie standardy krajowe w działalności restauracyjnej i w przedsiębiorczości. Wyprostowałem swoją muszkę i pochyliłem się do przodu na krześle. Wiedziałem, że kamerzysta pokaże moją twarz na gigantycznych ekranach na scenie, ale nie przykleiłem na nią fałszywego uśmieszku. Byłem zbyt skupiony na słowach kobiety. - Naszym pierwszym nominowanym jest Rob Villarreal. Rob otworzył niezliczoną ilość odnoszących sukcesy restauracji w sercu Seattle. Jego restauracje są pełne młodzieńczości i ducha miasta. Rob Villarreal wcześniej zainwestował w Starbucks i wykorzystał swoje pieniądze, żeby otworzyć swoje gówniane restauracje. Jeśli wygra, nigdy już nie pójdę do Starbucks’a. - Nasz drugi nominowany, Victor Keller, dał się poznać jako restauracyjny bóg Las Vegas. Zarządza pięcioma restauracjami na Las Vegas Strip 35, z których jedna, La Viva, była na liście pięćdziesięciu najlepszych restauracji na świecie trzy lata z rzędu. Victor Keller był lizusem. Miał nos tak głęboko wetknięty w tyłek restauracyjnego świata, że to był cud, że nie zjawił się na rozdaniu z ostrym zapaleniem spojówek. - Nasz ostatni nominowany, Dean Harper, jest dobrze zapowiadającym się restauratorem, zostawiając swój ślad w Nowym Jorku pomysłowymi przedsięwzięciami. W sytuacji, gdzie większość restauracji sztywno trzyma się tradycji lub chwytów na pokaz, on skupia się na świeżych, innowacyjnych smakach i współczesnych projektach, by jego restauracje były poza konkurencją. Serce biło mi w piersi, kiedy rozrywała kopertę. Miałem ochotę chwycić kogoś za rękę, ale Azjatka po lewej gapiła się na swój program, a facet po prawej był zbyt zajęty przeglądaniem swojego iPhone’a, żeby zauważyć moje nerwy. 35
Odcinek Las Vegas Boulevard.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 192
- A nagroda w kategorii Wybitnego Restauratora wędruje do… - Uśmiechnęła się i urwała, żeby spojrzeć na widownię. Jeśli za chwilę nie powie nazwiska tego, kto wygrał, skończę zawałem serca. - …Deana Harpera! Najmłodszego zwycięzcy w historii Nagród imienia Jamesa Bearda! Mrugnąłem raz. I drugi. Zacisnąłem dłonie w pięści i siedziałem nieruchomo. Kamera pokazała na ekranach zbliżenie mojej twarzy, więc wszyscy w operze mieli idealny widok na moje rozszerzone powieki. Byłem oszołomiony, a obok nie było nikogo, kto wypchnąłby mnie z mojego miejsca albo pocałowałby mnie w policzek, kiedy ruszyłem w stronę sceny. Wstałem i prześlizgnąłem obok gości w moim rzędzie. Kilkoro z nich klepnęło mnie po ramieniu, ale nikt nie zaoferował rzeczywistych słów zachęty. Wszedłem po schodach z boku sceny i podszedłem do młodego mężczyzny, czekającego ze srebrnym medalionem w dłoniach, gotowego do powieszenia go na mojej szyi. Ręce mi się trzęsły, a na czoło wstąpił pot, kiedy uderzyła we mnie wielkość tego osiągnięcia. Byłem najmłodszym laureatem nagrody. Jestem najmłodszym restauratorem z największymi sukcesami w całych Stanach Zjednoczonych. Przełknąłem ślinę. Nagroda była wszystkim, w kierunku czego pracowałem od momentu, gdy zostawiłem swoją rodzinę w Iowa. To był szczyt sukcesu i kiedy się pochyliłem, żeby facet założył medal na moją głowę, wpatrywałem się w czarną scenę i skoncentrowałem się na jednym uczuciu, które przytłaczało wszystkie inne: na żalu. Odchrząknąłem i przemówiłem do mikrofonu, mrużąc oczy przez blask reflektorów, które były we mnie wycelowane. - Ta nagroda jest uznana za spełnienie kulinarne, a nie jest przyznawana za umiejętność wygłaszania mów, więc postaram się przemówić krótko. Tłum dobrodusznie się roześmiał. - Nigdy bym nie pomyślał, że osiągnę wielki sukces na rynku Nowego Jorku. Zawzięcie walczyłem z najlepszymi szefami kuchni i kucharzami. Teraz patrzę wstecz na te długie noce oraz stracone weekendy i mogę szczerze powiedzieć… Zamilkłem i spojrzałem w dół na mój medal, świecący w świetle opery i poczułem, że mój głos zaczyna drżeć. Spróbowałem znowu odchrząknąć. – Mogę szczerze powiedzieć… To nie było tego warte. Tłumaczenie: marika1311
Strona 193
Nic z tego nie było tego warte. Zrobiłem krok w tył, spojrzałem na tłum i pozostawiłem to zdanie wiszące w powietrzu. - Dziękuję. Tłum nie zaczął od razu klaskać; czekali na drugą część mojego zdania, która nigdy nie nadeszła. W końcu, po długiej ciszy, orkiestra zaczęła grać i opera wypełniła się dźwiękami radosnej muzyki. Odwróciłem się i pozwoliłem prezenterce poprowadzić się za kulisy. Była zajęta gratulowaniem mi i rozprawianiem o tym, jak podekscytowany musiałem być. Miałem ochotę strząsnąć jej dłoń ze swojego ramienia. Chciałem, żeby mnie zostawiła, żebym miał choć jedną sekundę, by uświadomić sobie, że tam, gdzie powinienem czuć absolutne szczęście, czułem tylko smutek. Miałem wrażenie, jakbym dostał cios w brzuch i to uczucie nie słabło. Groźba łez zmusiła mnie do pójścia do łazienki na tyłach. Rozegrałem to tak, jakbym był przytłoczony nagrodą i nikt mi nie przeszkadzał. Nikt nie myślał dwa razy o emocjonalnym mężczyźnie ze lśniącym medalem na piersi i ściśniętym gardłem. Podparłem się dłońmi o blat w łazience, a metal zazgrzytał przy granitowej płycie. Nic z tego nie miało sensu. To uczucie bycia poza kontrolą, które odczuwałem ostatniej nocy, gdy byłem z Lily, powinno zniknąć, kiedy wyrzuciłem ją ze swojego życia. Pomysł był prosty: czułem się, jakbym był w fotelu kierowcy przed nią, więc kiedy ją wypchnąłem i ona zniknęła, odzyskałbym kontrolę. - Szalone uczucie, prawda? Uniosłem wzrok i zobaczyłem starszego mężczyznę w dopasowanym smokingu myjącego ręce w zlewie obok mnie. Również miał na sobie medal i rozpoznałem go jako zwycięzcę w kategorii Wybitny Szef Kuchni. - Tak, szalone. Uśmiechnął się. - Twoja rodzina jest dziś tu z tobą? – zapytałem. Na moment zmarszczył brwi, po czym spojrzał na mnie w lustrze. - Nie. Zostali w Anglii, kiedy kilka lat temu przeprowadziłem się do Stanów. - Nie tęsknisz za nimi? - Jestem pewny, że rozumiesz to lepiej niż ktokolwiek. – odpowiedział. – Kulinarny świat nie jest miejscem dla tych, którzy chcą domu z białym płotem i statyczną
Tłumaczenie: marika1311
Strona 194
dwójką dzieci. Pracujemy nocami, w weekendy, a dni spędzamy na wymyślaniu kolejnych świetnych pomysłów. Nie za bardzo jest czas na cokolwiek innego. Uśmiechnął się, jakby był dumny z tego, jakbym człowiekiem był, mężczyzną, który opuścił swoją rodzinę, żeby realizować własne egoistyczne marzenia. Myślałem, że chciałem być facetem takim jak on, ale moje życie nie będzie zmarnowane na tyłach restauracji tętniących życiem. Już nie. Kiedy kilka minut później wyszedłem z łazienki, czułem się lżej niż w ciągu kilku ostatnich lat. Zostawiłem ciężar medalu na zlewie w łazience, a waga przeszłych marzeń została obok niego.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 195
Rozdział czterdziesty szósty LILY
Byłam zbyt dumna na to, by zadzwonić do Deana, ale kochałam go wystarczająco, by znaleźć swój sposób na to, by być na jego głupiej ceremonii wręczenia nagród. Oparłam się o tylną ścianę, poza zasięgiem wszystkich gości, kiedy chuda szczupła suka na scenie odczytywała opisy wszystkich trzech nominowanych. Pomyślałam, że uśmiechnęła się szerzej, kiedy odczytywała osiągnięcia Deana, ale byłam zbyt daleko, by stwierdzić to na pewno. Kiedy rozdarła kopertę, wstrzymałam oddech. Chciałam, żeby wygrał. Nienawidziłam go każdą cząsteczką mojego ciała, ale chciałam, żeby wygrał. - …Deana Harpera! Najmłodszego zwycięzcy w historii Nagród imienia Jamesa Bearda! Był tak zszokowany, przystojny i samotny, kiedy wszedł na tą scenę. Moje serce zamarło, kiedy chwycił medal w dłoń. Powinien być zachwycony, ale ton jego głosu był bez wyrazu, jakby odczytywał mowę na pogrzebie. Przygryzłam dolną wargę. Nie chciałam mieć racji co do tego, co powiedziałam Deanowi – że był sam, że nie będzie tam nikogo, kto by mu pogratulował albo trzymał za rękę. Wykrzyczałam mu to w twarz w chwili wściekłości, ale teraz moje słowa stawały się rzeczywistością. Dean nie miał nikogo, kto by mu pogratulował. Nikogo, kto by się liczył. Rzucił tłumowi lekki, spięty uśmiech, po czym zszedł ze sceny po najkrótszym przemówieniu tego wieczoru. Ładna spikerka ruszyła za nim, próbując nadążyć za jego szybkim krokiem. Zniknął za sceną, a ja poruszyłam się, żeby za nim pójść. Byłam w sukni długiej do ziemi, którą pożyczyłam od Jo i poświęciłam czas, żeby zrobić fryzurę i makijaż. Nikt nawet na mnie nie spojrzał, kiedy przesunęłam na bok kurtynę i wkroczyłam w ciemności opery. Środek budynku był bez porównania do ozdobnego wykończenia w auli. Kulisy składały się z wąskich, czarnych korytarzy rozchodzących się do innych pomieszczeń co kilka metrów. Jeden znak wskazał mi kierunek w stronę sceny, a inny skierował do przebieralni dla kobiet. Minęłam kilka nieoznaczonych par drzwi i wtedy usłyszałam głos Deana ponad dźwiękiem płynącej wody. Usłyszałam także inny głos, ale nie mogłam rozróżnić słów. Przycisnęłam ucho do drzwi i na próżno próbowałam coś usłyszeć. To było bez sensu – chyba że,
Tłumaczenie: marika1311
Strona 196
oczywiście, naprawdę mówili coś w stylu „geri hrjt hemprjh ggffhj”. W takim wypadku słyszałam ich doskonale. Chwilę później kran został zakręcony i po drugiej stronie drzwi usłyszałam kroki. Klamka się obróciła i drzwi otworzyły. Podskoczyłam, okręciłam się i próbowałam rozpłaszczyć swoje ciało na ścianie jak naleśnik, ale drzwi leciały prosto na mnie. Wystawiłam do przodu stopę i przytrzymałam je tuż przed tym, jak miały złamać mi nos. Najpierw uderzył we mnie zapach wody kolońskiej Deana, sprawiając, że przebiegła przeze mnie fala nostalgii. Ostatniej nocy, kiedy z nim spałam, przyszpilił mnie do swojego łóżka z twarzą schowaną w zagłębieniu mojej szyi. Byliśmy tak blisko siebie, że to było aż obezwładniające, a ja zaciągałam się jego zapachem, dopóki to mnie nie przytłaczało. Może gdybym wiedziała, że to będzie moja ostatnia noc w jego łóżku, oddychałabym trochę głębiej, starając się wypełnić swoje płuca, dopóki te by nie spłonęły. Dojrzałam jego profil i złapałam widok jego silnej szczęki, prostego nosa i zmarszczonych brwi. Miał na sobie czarny smoking. Jego szerokie ramiona wypełniały idealnie marynarkę, a spodnie były nieco zwężane w dół po jego nogach. Nie widział mnie, kiedy przechodził. Do czasu, kiedy drzwi zamknęły się z głośnym trzaśnięciem, był już w połowie korytarza. Dopiero kilka minut później, kiedy powiedziałam sobie, że muszę się ruszyć, zdałam sobie sprawę z tego, że jego pierś była naga. Zostawił medal w łazience. Dlaczego?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 197
Rozdział czterdziesty siódmy
Od: Dean Harper Do: Lily Black, Julian Lefray, Zoe Davis Temat: Ivy & Wine
Wygląda na to, że Hunter zniknął z restauracyjnego świata na dobre. Złożyłem ofertę na budynek, gdzie planował otworzyć Ivy & Wine. Zespół jest już w połowie prac konstrukcyjnych restauracji, którą zaprojektowaliśmy. Może powinniśmy wysłać mu kosz z podziękowaniami?
D. Harper
Od: Julian Lefray Do: Lily Black, Dean Harper, Zoe Davis Temat: Re: Ivy & Wine
Wow. Plan Lily naprawdę zadziałał. I wystarczyło tylko zmienić moją dziewczynę w ekskluzywną prostytutkę! ;)
J.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 198
Od: Zoe Davis Do: Lily Black, Dean Harper, Julian Lefray Temat: Re: Re: Ivy & Wine
Właśnie wróciłam z budynku!!! Hunter naprawdę sporo nam pomógł. Za kilka miesięcy budowa będzie gotowa. Jeśli się przyłożymy, w przyszłym roku czeka nas otwarcie.
Zoe
Od: Dean Harper Do: Lily Black, Julian Lefray, Zoe Davis
Czy wszyscy mogą pojawić się na spotkaniu w tym tygodniu? Mam mniej więcej dwukilometrową listę rzeczy, które musimy załatwić.
D. Harper
Tłumaczenie: marika1311
Strona 199
Od: Lily Black Do: Julian Lefray, Zoe Davis, Dean Harper
Cieszę się, że mamy miejsce. Jestem chora, więc mógłby ktoś zrobić notatki i przesłać mi e-maila o tym, o czym dyskutowaliście na spotkaniu? Dzięki. - Lily Black
***
LILY
- Udawanie, że jesteś chora, żeby nie musieć zobaczyć Deana, będzie działać tylko przez kilka dni. – powiedziała Josephine i wstała z futonu. Zatrzasnęłam swojego laptopa i posłałam jej groźne spojrzenie. - Jeezu. Trochę wścibstwo, co? Wzruszyła ramionami i wróciła do kuchni, gdzie była w połowie procesu przygotowywania kanapki z dżemem i masłem orzechowym. Najwyraźniej moje pisanie na klawiaturze odciągnęło jej uwagę od lunchu. - Julian mówi, że Dean jest… Uniosłam dłoń, żeby ją uciszyć. - Nie obchodzi mnie to, co mówi Julian o Deanie. Nie obchodzi mnie to, czy Dean spotyka się z Miley Cyrus albo skacze z wieżowca, żeby mnie odzyskać. Mam. To. Gdzieś. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na mnie ponad słoikiem masła orzechowego. - Nie sądzę, żeby samobójstwo było najlepszą drogą do odzyskania twojego uczucia. To trochę odwrotny efekt, nie uważasz? Jęknęłam i ześlizgnęłam się w dół, żebym mogła schować głowę pod poduszkę. - Proszę, przestań gadać o Deanie! Muszę ci znowu przypominać o Słoiku Deana? Tłumaczenie: marika1311
Strona 200
Roześmiała się i wiedziałam, że zerka na wielki, pusty pojemnik po chrupkach, który kilka dni temu oznaczyłam jako „SŁOIK DEANA”. Działał jak słoik na przekleństwa: Jeden dolar – odnoszenie się do Deana. Dwa dolary – rozmawianie o Deanie w mieszkaniu. Pięć dolarów – zmuszanie mnie do oglądania programów telewizyjnych z aktorem, który przypominał z wyglądu Deana. Przykłady obejmują: facetów z blond włosami. Facetów w garniturach. Facetów mieszkających w Nowym Jorku. Facetów, którzy są uroczy w szorstki sposób. Milion dolarów – mówienie takich gówien jak „pozwól mi cię z kimś umówić”. Nie chcę iść na randkę. Chcę kogoś zadźgać. Jeśli umówisz mnie z jakimś facetem, zadźgam go. Jego krew będzie na twoich rękach. Planowałam wykorzystać te pieniądze na zakup basenu wypełnionego lodami. - Widzę, że dodałaś dziś nową pozycję do listy. – powiedziała, obchodząc futon dookoła i spychając moje nogi na bok, żeby mogła usiąść. Pięćdziesiąt centów – używanie słów rozpoczynających się na literę D. - Tak, i już złamałaś ją kilka razy. – jęknęłam i sięgnęłam po jej torebkę. – To nie takie trudne, Jo. - Nie sądzisz, że prosisz mnie trochę o zbyt wiele? - Jo, nie oczekuję tego, że to zrozumiesz. Praktycznie żyjesz z Julianem jak w bajce. Mieszkasz w magicznym, bajkowym świecie, gdzie prawdziwe problemy nie istnieją. - To nieprawda. Dzisiaj owad wleciał mi do nosa, kiedy rano szłam do pracy. - Czy ty to właśnie zmyśliłaś? - Chcesz gryza mojej kanapki? – zapytała, zmieniając temat. - Tak. - Powinnam ją po prostu wetknąć pod poduszkę i zakładać, że ją znajdziesz? - Tak. Żułam kęs kanapki, którą wsunęła dla mnie pod poduszkę. Była miękka i prosta i przypominała mi o moim dzieciństwie. Po przekazaniu mi kolejnego kęsa, Jo się odezwała.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 201
- Nadal nosisz jego medal? Futon wciskał chłodny metal w moją pierś. Był ciężki, nieporęczny i nosiłam go codziennie, jak kamień u szyi. Zwinęłam go z łazienki w operze z zamiarem zwrócenia mu go – na pewno nie chciał go tam zostawić – ale potem przełożyłam go przez swoją szyję i tak dobrze było poczuć ten ciężar. Medal reprezentował wszystko, o co w swoim życiu walczył Dean i kiedy go nosiłam, udawałam, że to obejmowało też mnie. - Nie nie noszę jego medalu, jeśli o to pytasz. - Lil, musimy już cię z kimś umówić, żebyś skupiła się na kimś nowym. - TAK! – krzyknęłam. - Naprawdę? Chcesz, żebym kogoś znalazła? - Oczywiście, że nie, ale w końcu stać mnie na mój basen!
Tłumaczenie: marika1311
Strona 202
Rozdział czterdziesty ósmy DEAN
Julian i ja byliśmy w połowie naszej trasy rowerowej, kiedy zadzwonił jego telefon. Pomachał ręką na bok drogi, pokazując, żebyśmy zjechali. Wskoczyliśmy na chodnik i ja wyciągnąłem swoją butelkę wody, wypijając połowę jej zawartości, kiedy on rozmawiał przez telefon. - Tak, mogę być za chwilę. – powiedział. – Właściwie przejeżdżam niedaleko twojego mieszkania rowerem. Rzucił mi przepraszający uśmiech, ale go zbyłem. Jeśli nie chodziłoby o Juliana, siedziałbym teraz nad stosem planów budowlanych. - Wstrzymujemy jazdę? – zapytałem, kiedy się rozłączył. Kiwnął głową. - Josephine chce, żebym przyszedł i spojrzał na ich zmywarkę, zanim zadzwoni po konserwatora. Uśmiechnąłem się pod nosem. - Naprawiałeś kiedyś zmywarkę? Zaśmiał się i wskoczył z powrotem na swój rower. - Nigdy. Mój plan jest taki, żeby kopnąć ją kilka razy, a potem powiedzieć, żeby po niego zadzwoniła. Pokręciłem głową i wjechałem na drogę za nim. Wstał i szybko pedałował, żeby utrzymać nasze tempo, a ja pędziłem za nim, doceniając leniwy ruch na drodze w niedzielę. Do czasu, kiedy dotarliśmy do kamienicy Josephine, mięśnie moich nóg płonęły. Założyłem blokadę na rower, ustawiając go obok tego Juliana i pomyślałem o Lily. To była doprowadzająca do szaleństwa gra, staranie przekonać samego siebie, że między nami koniec. Wiedziałem, że to zniszczyłem. Tak długo trwało zerwanie jej upartych, irytujących, kontrolujących warstw, żebym mógł w ogóle dostrzec przebłysk jej delikatnej strony i tej samej nocy wziąłem tą nędzną ilość zaufania, które u niej zarobiłem i wywaliłem je przez okno. Tłumaczenie: marika1311
Strona 203
Nie powinna dawać mi drugiej szansy. Lily była zbyt mądra na to, by tracić czas na faceta, który nie ma uporządkowanych swoich priorytetów. Ruszyłem za Julianem po schodach do ich mieszkania, rozważając, czy powinienem poczekać na niego na zewnątrz. Nie widziałem Lily od dwóch tygodni i wyraziła się dość jasno z tym, że nie chciała mnie widzieć. Jej e-maile o tym, że była chora, były oczywistą taktyką, by uniknąć niezręcznej sytuacji. Julian zapukał do drzwi, a ja wziąłem głęboki oddech. Moje serce mocno biło od jazdy na rowerze. Szybko pedałowałem i dlatego trudno było mi oddychać. Właśnie dlatego. Josephine otworzyła nam drzwi i powitała nas z uśmiechem, który zbladł tylko na moment, kiedy mnie zauważyła. - Dean! Nie wiedziałam, że byłeś z Julianem. Julian ruszył do przodu i dał jej buziaka, po czym weszliśmy do środka. - Jeździliśmy rowerami, kiedy zadzwoniłaś. – wyjaśniłem, rozglądając się po mieszkaniu w poszukiwaniu Lily. To była mała przestrzeń i zdanie sobie sprawy, że jej tutaj nie było, zajęło mi tylko kilka sekund. Nie rozważyłem faktu, że może jej nie być w domu i znienawidziłem pomysłów, które pojawiły się w mojej głowie, a które wyjaśniłyby jej nieobecność. Spędziła noc gdzieś indziej? Z jakimś facetem z randki w ciemno? Wszedłem w głąb mieszkania i dostrzegłem na blacie ogromny, pusty słoik z moim imieniem. Josephine zauważyła, w którą stronę patrzę i rzuciła się na niego, zrywając kartkę zanim mogłem odczytać resztę słów. Uśmiechnąłem się pod nosem. Odchrząknęła i ukryła to najlepiej, jak potrafiła. - To nic takiego. To tylko… taka głupia gra, w którą grałyśmy. Otworzyłem usta, żeby ją zapewnić, że nic nie widziałem, ale w tym samym momencie otworzyły się drzwi frontowe. - Jo, wiem, że powiedziałam, że idę tylko coś załatwić, ale piekarnia na dole ma w wyprzedaży rogaliki, więc musiałam się zatrzymać i trochę wziąć. – Nasza trójka obróciła się w stronę wejścia i zobaczyliśmy Lily wchodzącą do mieszkania, ściskającą przy piersi brązową torbę z piekarni. – No i nie mogłam przecież chodzić z wielką torbą rogalików, nie? – Rzuciła klucze do miski na szafce przy drzwiach, położyła torbę na szafce kuchni i zamarła, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. – A ty Tłumaczenie: marika1311
Strona 204
co tutaj, kurwa, robisz? – zapytała, mrużąc oczy z gwałtownością, której nie widziałem od kilku tygodni. Już zapomniałem, jak szybko mogą pokazać się jej pazury. Zaśmiałem się, ale szybko przestałem. Śmiech nie sprawi, że będzie mniej zła, nawet jeśli powie coś zabawnego. - Przyszedł ze mną… - zaczął Julian, myśląc, że mógł mi rzucić koło ratunkowe. - Przyszedłem, żeby pomóc naprawić waszą zmywarkę. – powiedziałem, krzyżując ramiona na piersi. Pokręciła głową. - Nie potrzebujemy twojej pomocy. Patrzyłem na nią, kiedy podeszła do zmywarki, żeby udowodnić swoje oświadczenie. Zamknęła drzwiczki, nacisnęła kilka guzików, a następnie zmywarka wyemitowała hałas, który brzmiał jak pocieranie metalu o metal. Skrzywiłem się, kiedy ten dźwięk rozniósł się po mieszkaniu. Uśmiechnęła się złośliwie i rzuciła mi spojrzenie. - Powinna tak hałasować. Zatrzymała cykl, pociągnęła za drzwiczki i wyciągnęła widelec powyginany w trzy różne strony. - Widzisz? Czysty. Powstrzymywałem swój uśmiech. Tak bardzo mi jej brakowało. Tego. Tej ognistej kobiety, która nie bała się rzucać mi wyzwania na każdym kroku. Rozwścieczała mnie, ale oddałbym wszystko za jeszcze jedną kłótnię z nią, jeszcze jedno oburzone spojrzenie z jej brązowych oczu. - Lily, chcesz, um, iść ze mną na chwilkę do łazienki? – zapytała Josephine z wyraźnym napięciem w głosie. Lily przechyliła głowę, starając się rozgryźć, o co chodziło Jo. Josephine odchrząknęła i objęła swoją szyję dłonią, pocierając ją kilka razy. Kiedy spojrzałem z powrotem na Lily, jej oczy były szeroko otwarte. W tym samym czasie dotarło do niej ostrzeżenie Josephine, a ja dostrzegłem znajomo wyglądającą wstążkę wokół jej szyi. Była zanurzona pod jej czarnym podkoszulkiem, schowana tak, że nie widziałem reszty. Nie musiałem; od razu rozpoznałem medal. - Jak ty…? – zapytałem, dając krok naprzód i sięgając do niego. Tłumaczenie: marika1311
Strona 205
Lily się cofnęła. - Poszłam. Byłam na twojej ceremonii. Nie specjalnie dla ciebie. – powiedziała, przełykając ślinę i próbując nowego podejścia. – Widziałam, że zostawiłeś medal. Uśmiechnąłem się szyderczo. - Byłaś w łazience? Zacisnęła powieki i pokręciła głową. - Nie. To nie było tak. To było to. Druga i jedyna szansa, którą kiedykolwiek otrzymał. Lily wciąż na mnie zależało. Zależało jej na tyle, żeby nosić na sobie mój medal. Medal i ten śmieszny słoik to było wszystko, co musiałem wiedzieć. To nie koniec.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 206
Rozdział czterdziesty dziewiąty LILY
Byłam na dobrej drodze do pochłonięcia całej torby rogalików, kiedy Josephine postawiła dwie szklanki kawy na naszym stole w kuchni. - Sprawdziłaś ten zakon w Szwecji? – zapytałam, wpychając więcej ciasta do buzi, zanim dokończyłam swoje pytanie. Przyglądała mi się ponad kubkiem. - Nie jesteś religijna. - Ale mogłabym być, Jo. Po takim popołudniu jestem skłonna spróbować wszystkiego. – Pokręciłam głową. - Nie było tak źle. HA. Spojrzałam na nią z ukosa. - WIDZIAŁ SŁOIK. Widział, że noszę jego medal jak jakaś szalona idiotka! - Technicznie rzecz biorąc nie widział medalu, tylko wstążkę… Opuściłam głowę tak, że opierałam czoło o krawędź stołu. - Jo. Wybiegł z mieszkania tak szybko, że myślałam, że w drzwiach zostanie dziura w kształcie jego ciała. Skrzywiła się. - Nie będę owijać w bawełnę. Było źle – naprawdę źle – ale nadal masz bilion facetów w tym mieście, z którymi możesz się spotkać. Tylko dlatego, że Dean myśli, że jesteś wariatką, nie znaczy, że inni też tak pomyślą. - Nie chcę spotykać się z innymi facetami. Nie chcę spotykać się z innymi facetami. Za każdym razem, kiedy powtarzałam to w swojej głowie, bolało bardziej.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 207
Chciałam Deana. Chciałam jedynego faceta, który w tej chwili zdecydowanie chciałby zamknąć mnie w psychiatryku. Uroczo.
***
W normalnej sytuacji, przeszłabym przez etapy smutku po zerwaniu i ruszyła dalej, tak, jak to było z każdym innym facetem w moim życiu. Etap pierwszy: zjedz torbę rogalików. Zrobione. Etap drugi: spróbuj zdobyć rolę w następnym sezonie „Wieczoru panieńskiego”. Producenci nigdy mi nie odpisali. Etap trzeci: rozważ, ale tak naprawdę nie dokonuj, poważną zmianę w swoim życiu… jak kolczyk w pępku albo tatuaż. W ostateczności, przesunęłam swój przedziałek na włosach nieco bardziej na lewo. Zaliczyłam wszystkie trzy etapy, minęły trzy tygodnie, odkąd Dean wyszedł – nie, wybiegł z mojego mieszkania, a ja wciąż nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Nie nosiłam już jego medalu, ale spałam z nim pod poduszką. Dotykałam go każdego wieczoru, zanim szłam spać, żeby się upewnić, że wciąż tam jest. Po zwykłym rozstaniu, nasze ścieżki by się rozeszły i przestalibyśmy się widywać. Z Deanem to nie było możliwe. Nadal był moim szefem, a ja nadal codziennie musiałam widzieć jego nazwisko w e-mailach. Jego wiadomości zawsze dotyczyły pracy i zawsze sprawiały, że moje serce opadało. Wstrzymywałam oddech, czytałam je, a potem spędzałam pół godziny i zawsze rozkładałam na czynniki pierwsze zdania, które według mnie brzmiały złośliwie i powściągliwie. Zobaczenie go osobiście było prawdziwym niebezpieczeństwem, czymś, czego z całych sił próbowałam unikać, ale nie mogłam już tego dłużej odkładać. Zaplanował spotkanie na wczesny, poniedziałkowy poranek. Zoe, Julian i ja siedzieliśmy w jego biurze na zapleczu Provisions, czekając na jego przyjazd i przysięgam, że moje płuca nie działały.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 208
- Wam też jest tak gorąco? – zapytałam, machając dłonią przed swoją twarzą, żeby dotarło do nich trochę powietrza. Dlaczego tak trudno było oddychać? Zoe na mnie zerknęła. - Dziwnie się zachowujesz. - Nieprawda. Julian wysłał e-maila, którego pisał na swoim telefonie i przechylił się w moją stronę. - Wszystko gra, Lil? Nie spojrzałam mu w oczy. Nie mogłam. To byłoby jak spojrzenie na mojego tatę, kiedy byłam na krawędzi łez. Pękłyby tamy, czy tego chciałam, czy też nie. - Ekstra jest. Uruchomił się klimatyzator i odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej nie będę spływać potem, kiedy przyjedzie Dean. - Jo mówiła, że nadal możesz by chora. – zaoferował. Oboje wiedzieliśmy, że chora było eufemizmem na tą biedną. Wzruszyłam ramionami. - Chyba jeszcze przez jakiś czas będę chora. Zoe zbladła. - Co ty, do cholery, masz? Ebolę? Parsknęłam śmiechem. - Nie. – Zaczęłam wyjaśniać, ale wtedy otworzyły się drzwi do biura Deana, więc urwałam. Wszedł do środka… mogłam usłyszeć bicie swojego serca dudniące mi w uszach… i chwyciłam się brzegu swojego krzesła… i wciągnęłam nosem zapach jego wody kolońskiej. Minęły trzy tygodnie, kiedy ostatni raz ją czułam i żadna perfumeria nie mogła się temu równać. Wiedziałam, że nie wytrwałabym kolejnego dnia pracy dla niego. Praca z Deanem była spełnieniem marzeń, ale teraz czułam się tak, jakby zamieniła się w koszmar. Jego intensywność nigdy się nie zmniejszy. Ciemne oczy nigdy się nie rozjaśnią. Jego cięty język nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. To była przegrana walka od samego początku.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 209
- Lily. – powiedział. Tak cholernie bardzo chciałam się w nim zakochać. Chciałam tego tak bardzo, że zignorowałam znaki ostrzegawcze. Byłam naiwną dziewczyną z Teksasu, rzucającą się ma faceta, który myślał o niej tylko jako o odskoczni przy swojej drodze do sukcesu. - Lily. – powiedział Julian, potrząsając moją ręką na krześle. Mrugnęłam i na niego spojrzałam. - Dean próbuje zwrócić twoją uwagę, a ty kompletnie odpłynęłaś. – powiedział ze śmiechem. – Możemy wykluczyć Ebolę? Uśmiechnęłam się lekko i zerknęłam na Deana, próbując chronić swoje serce najlepiej jak to było możliwe. - Przepraszam za to. Nie odrywał ode mnie swojego ciemnego spojrzenia, kiedy oparł się o biurko. Usta miał zaciśnięte w cienką linię. Był statuą mężczyzny, nieustępliwym do szpiku kości. - Chciałem tylko, żebyś została po spotkaniu kilka minut. Może być? Kiwnęłam głową, nie dlatego, że byłam zachwycona pomysłem spędzenia z nim czasu sam na sam, ale dlatego, że to dawało mi idealny moment do złożenia mojego wypowiedzenia.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 210
Rozdział pięćdziesiąty DEAN
Lily zamknęła drzwi za Julianem i Zoe, ale nie od razu odwróciła się w moją stronę. Już tutaj byliśmy, sami w moim biurze. To był przepis na katastrofę i oboje o tym wiedzieliśmy. Powoli się obróciła, ściskając klamkę tak, jakby była jej kołem ratunkowym. Ścisnęła wargi, a ja otworzyłem usta, żeby odezwać się pierwszy, ale mnie wyprzedziła. - Chciałabym złożyć dwutygodniowe wypowiedzenie. Wziąłem głęboki oddech, przetwarzając je prośbę. Chciała odejść? Pokręciłem głową, tylko raz. - Nie. Jej oczy zapłonęły z nową furią. - Nie? Spojrzałem w dół i zacząłem przeglądać kalendarz na swoim telefonie. Starałem się skupić na konkretnym dniu, ale wciąż przewijałem miesiące, aż do następnego roku. - Musimy zaplanować czas na spotkanie. Kuchnia będzie gotowa w przyszłym tygodniu i Antonio przy… - Nie słuchasz mnie. – przerwała mi, puszczając klamkę i podchodząc bliżej. Spojrzałem na nią, a ona zmrużyła powieki, dopóki nie wiedziałem, że mam jej całą, niepodzielną uwagę. - Tak, słucham. Po prostu to ignoruję. – Przeniosłem spojrzenie na telefon. – Nie akceptuję twojej rezygnacji. - Co ty, do cholery… - A teraz, który dzień ci pasuje, żeby spotkać się na próbowanie menu? Poniedziałek?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 211
Zatrzymała się po drugiej stronie mojego biurka i położyła rękę na moim telefonie, blokując mi widok na przyszłoroczny kalendarz. - Dean. Pozwól mi odejść. - Nie. - To mnie zwolnij. Pokręciłem głową i zacisnąłem szczękę, żeby powstrzymać się od powiedzenia czegoś zbyt szybko. Cofnęła się i wyrzuciła ręce w powietrze, pokonana. - Czy to ma sens? Naprawdę chcesz, żebym nadal dla ciebie pracowała? - Tak. Chcę. Schowała twarz w dłoniach i potrząsnęła głową. Co ona sobie myślała? Że pozwolę jej ode mnie odejść? Po tym wszystkim? Nosiła mój cholerny medal wokół swojej szyi i zamierzała tak łatwo się poddać? - W poniedziałek o piątej po południu, spotkaj się ze mną przy budynku, gdzie Hunter chciał otworzyć Ivy & Wine. Zmarszczyła brwi, starając się ze wszystkich sił powstrzymać łzy. - Proszę, nie zmuszaj mnie. Rozległo się pukanie do drzwi i chwilę później głowa Zoe pojawiła się w szparze między nimi a ścianą. - Szefie, spotkanie personelu z Provisions zaczyna się o dziesiątej. – Przesunęła wzrokiem ode mnie do Lily i jej uśmiech zbladł. – Powinnam je przełożyć? Pokręciłem głową i okrążyłem biurko, zatrzymując się, kiedy moje ramię otarło się o rękę Lily. - Jeśli nadal będziesz chciała zrezygnować po poniedziałku, to wtedy uszanuję twoją decyzję. Zwróciła na mnie swoje ogniste spojrzenie. Jej usta były bliżej mnie niż przez kilka ostatnich tygodni, czerwone i spuchnięte od tego, że pocierała je o siebie. Zachowanie dystansu było bolesne, ale nie odzyskam jej z nieprzemyślaną przemową w moim biurze. Zasługiwała na coś więcej i byłem przygotowany na to, żeby oddać jej wszystko, co miałem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 212
- Nie przyjdę. – powiedziała tak cicho, że Zoe nie mogła tego usłyszeć. Pochyliłem się w jej stronę, przesuwając dłonią po jej i ściskając ją raz, zanim ją puściłem. - Proszę.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 213
Rozdział pięćdziesiąty pierwszy LILY
Spędziłam resztę tygodnia na organizowaniu swoich spraw. Dean będzie musiał mnie zastąpić i nie chciałam mu tego utrudniać bardziej niż to było konieczne. Wszystko, nad czym pracowałam – sezonowe menu koktajlowe, lista win, pomysłu na menu i potencjalne połączenia – teraz było ładnie zapisane i skopiowane na pendrive’a. Nie byłam nawet blisko zakończenia czegokolwiek z tego, ale starałam się opisać swoje pomysły najlepiej jak to było możliwe, żeby następny konsultant mógł zacząć dokładnie tam, gdzie ja skończyłam. Nie miałam pojęcia, co chciałabym robić. Ucieszyłabym się, gdybym znalazła kolejną pracę jako konsultantka, ale wiedziałam, że to nie będzie możliwe bez większej ilości doświadczenia. Mogłabym poprosić Deana o rekomendację, ale byłam na to zbyt dumna. Ograniczę wydatki i skupię swoją energię na pisaniu bloga przez jakiś czas. Gdyby odniósł nagły sukces, to wygenerowałoby trochę dochodów, a w międzyczasie zawsze pozostaje mi praca w barze. Nie była to porywająca praca, ale napiwki pomogłyby mi się utrzymać, dopóki nie rozgryzę, co mam zrobić. - Więc co dzisiaj robisz? – zapytała Josephine, wychodząc z łazienki ubrana w zabójczą sukienkę. Gładki materiał był przewiewny i kołysał się z boku na bok, kiedy szła w stronę kuchennego stołu. Sięgnęła po parę zwisających kolczyków, zakładając pierwszy z nich, kiedy przyglądała się mi, siedzącej na futonie. Uniosłam swojego laptopa. - Praca. Uniosła ciemną brew, a potem kiwnęła głową. - Nad recenzjami restauracji? Potwierdziłam skinieniem głowy, zerkając na migający kursor na ekranie. Pół godziny temu zaczęłam pisać zdanie i jeszcze nie skończyłam. La Patisserie jest… Jest co? Dobrą restauracją? Tłumaczenie: marika1311
Strona 214
Złą restauracją? Najwyraźniej, nie mogłam napisać nawet tyle. - Idzie mi naprawdę dobrze. – Skłamałam. Kiwnęła głową. - Więc się nie wybierasz? Nie musiała nawet precyzować, gdzie. Noc wcześniej dała mi wykład, że powinnam dać Deanowi drugą szansę. Nie zgodziłam się. Dean i ja nie byliśmy parą. Nosiłam serce na dłoni i się sparzyłam. Koniec historii. Żadnego epilogu, żadnego bisu, żadnych drugich szans. - Kocham cię, ale uważam, że popełniasz ogromny błąd. – powiedziała, wtykając swoją kopertówkę pod ramię. Odchyliłam głowę do tyłu i oparłam ją o kanapę. - Wyglądasz naprawdę ładnie. Przewróciła oczami, zdenerwowana tym, że ignorowałam jej protesty. Jeśli wciąż będzie mnie zasypywała pytaniami, to nic jej to nie da. Im częściej mówiła mi, żebym poszła, tym większą ochotę miałam zostać w domu. - To i tak już nie ma znaczenia. Już jest siódma. Już go tam nie ma. - Więc go wystawiłaś? – zapytała, a kwaśna mina wykrzywiła jej piękne rysy twarzy. - Nie sprawiaj, że to jest bardziej dramatyczne niż w rzeczywistości, Jo. Pokręciła głową, ale mogłam zobaczyć w niej smutek. Widziałem, że chce mnie jeszcze o to poprosić, żeby popchnąć mnie do tego, bym o niego walczyła, ale milczała, gdy pakowała swoją torebkę. Zmierzała do drzwi, na randkę z Julianem, kiedy coś do mnie dotarło. - Wiesz co, Jo, zawsze myślałam, że chciałam związku takiego, jak masz ty z Julianem, ale to nieprawda. Nie chcę, żeby było tak prosto. Nienawidziłam Deana tak samo, jak go kochałam. Jak pokręcone to jest? Zacisnęła wargi i wbiła swoje smutne spojrzenie w podłogę, zanim zerknęła na mnie. - Na początku myślałam, że wasza dwójka porozrywa się na strzępy. Spojrzałam na stolik, na którym leżał jego medal. Zawsze był obok mnie, przypominając mi o tym, co prawie miałam. Tłumaczenie: marika1311
Strona 215
- Chyba nie myliłam się aż tak bardzo. Nie odpowiedziałam, a ona wyszła na swoją randkę. Drzwi się zamknęły, a ja zostałam sama w ciszy, opierając się o futon. Nie było sensu myśleć drugi raz o swojej decyzji. Nie okłamałam Josephine. Dean poprosił mnie o spotkanie dwie godziny temu, wystawiłam go i to by było na tyle. Podniosłam gazetę i zakryłam jego medal, wsuwając pod nią wstążkę, żeby zniknęła z pola mojego widzenia. Chwyciłam swojego laptopa i włączyłam blog mojej ulubionej restauracji. Bez sensu było próbowanie zmuszania się do pracy. Chciałam tylko rozproszyć się do momentu, aż będę wystarczająco zmęczona, by iść spać. Blog, Nowości w Nowym Jorku, pisał o dobrze zapowiadających się restauracjach, przed wszystkimi innymi. Zazwyczaj posty mnie interesowały, ale byłam już prawie w połowie przewijania strony, kiedy coś przyciągnęło moją uwagę. A dokładniej, moją uwagę przyciągnęło zdjęcie. Było to ujęcie budynku, który Dean odkupił od Huntera. Budowa ruszyła dalej, ale to zdecydowanie było to samo miejsce. Przewinęłam post do początku i zaczęłam od początku.
Otwarcie Lirio
Świeżo po zdobyciu nagrody im. Jamesa Bearda w kategorii Wybitny Restaurator, Dean Harper otwiera swoją nową restaurację, Lirio, w przyszłym miesiącu. Nie byliśmy w stanie zmusić go jeszcze do wyjawienia szczegółów na temat menu, ale z taką nazwą można mieć tylko nadzieję, że będzie z hiszpańskim ogniem. Chce ktoś tapas i margaritę? Udało nam się zrobić zdjęcie restauracji od zewnątrz, ale w czasie wewnętrznej budowy okna są zaklejone od środka. Sprytnie, sprytnie. Jak tylko uzyskamy więcej szczegółów, na pewno się z wami podzielimy! Ponadto, żeby zaoszczędzić wam poszukiwać w Google, Lirio przetłumaczone na angielski oznacza Lily. Dean Harper jest notorycznym kawalerem, więc nie mamy pojęcia, skąd wzięło się to imię. Jego babcia? Przyjaciółka? PROSZĘ, NIE MÓWCIE, ŻĘ TO JEGO DZIEW…
Tłumaczenie: marika1311
Strona 216
Zaczęłam jeszcze raz czytać artykuł, tym razem odczytując każde słowo jak najwolniej się dało. Dean otwierał restaurację i nazwał ją po mnie. Nazwał restaurację moim imieniem, a ja go wystawiłam. Zatrzasnęłam swojego laptopa i rzuciłam go na materac. Obracałam się w kółko, próbując zadecydować, co mam zrobić najpierw. Miałam na sobie bluzkę, ale pod spodem nie miałam stanika. Cholera. Zrzuciłam z siebie piżamę i przerzucałam ubrania w swojej szafie, próbując znaleźć coś czystego. Ostatnio nie miałam siły robić prania. Chwyciłam czarną sukienkę i ubrałam ją przez głowę, po czym zerwałam ją z siebie i najpierw ubrałam biustonosz. W dłoni miałam klucze, a na ramieniu torebkę, kiedy przebiegłam przez frontowe drzwi. Dopiero w połowie drogi na dół zdałam sobie sprawę, że nie ubrałam żadnych butów. - CHOLERA! – krzyknęłam, obracając się i pędząc z powrotem do mojego mieszkania. To było działanie najbliższe zaangażowaniu, jakie kiedykolwiek mógłby podjąć Dean, a ja nie miałam butów. Musiałam go znaleźć. Musiałam go przeprosić za to, że go wystawiłam i musiałam znaleźć jakieś cholerne buty! Było już po wpół do ósmej. Dean z pewnością nie siedział już w restauracji, więc ruszyłam w kierunku jego domu. Nie chciałam czekać na taksówkę, więc rzuciłam się biegiem, moje klapki trzaskały o chodnik, kiedy tam biegłam. Skręciłam za róg i popędziłam chodnikiem, prawie przewalając jakąś dziewczynę. - Uważaj! – wrzasnęła, kiedy przeleciałam obok niej. - Nie, to TY uważaj. – odkrzyknęłam. Nie obchodziło mnie to. Musiałam pędzić przez pół miasta i nie miałam ani sekundy do stracenia. Japonki były strasznym wyborem obuwia do biegania po Manhattanie. Wiedziałam, że przez najbliższe dwa lata będę leczyć swoje pęcherze. - Och, Boże, nie dam rady. – syknęłam, opierając się o ceglaną ścianę i próbując złapać oddech. Prawie tam byłam, ale jeszcze chwila i moje serce się podda, jeśli zamierzałam dalej biec. Zwróciłam się na bok i dostrzegłam swoje odbicie w szybie budynku. Jasna cholera. Niedobrze. Nie pomalowałam się rano ani nie umyłam włosów wczoraj wieczorem. Nie, żeby to tak naprawdę miało nadzieję; większość blond pasemek było mokrych od potu i przyklejonych do czoła. Policzki miałam zaczerwienione, a oczy szeroko otwarte – to może zabrzmieć słodko, ale tak nie było. Czarna sukienka przykleiła mi się do piersi Tłumaczenie: marika1311
Strona 217
od potu, ale na szczęście ciemny kolor w pewnym sensie ukrył mój ogólny brak higieny. Zmusiłam się do tego, żeby zignorować mój wygląd i biec dalej. Odepchnęłam się od ściany i wzięłam głęboki oddech. Dom Deana był tylko kilka przecznic dalej. Już prawie jestem.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 218
Rozdział pięćdziesiąty drugi LILY
Dwa razy zadzwoniłam dzwonkiem, a potem walnęłam pięścią w drzwi. W korytarzu zapaliły się światła, a czarne, lakierowane drzwi się otworzyły. Stanął po drugiej stronie, bez koszulki i oświetlany przez światło za sobą. Jego czarne spodnie były rozpięte i spoczywały luźne wokół jego bioder – wyraźnie nie był zaznajomiony z prawidłowym protokołem otwierania drzwi. - Spóźniłaś się. – powiedział, uważając, by jego głos nie wyrażał żadnych emocji. Cofnęłam się o krok, zanim spojrzałam mu w oczy. Już wcześniej widziałam go wściekłego, przy milionie różnych okazji, ale nigdy nie widziałam go pokonanego. Wyraz oczu miał delikatny, usta ściągnięte, a brwi zmarszczone nie w gniewie, a w bólu. - Nazwałeś ją po mnie. – powiedziałam głosem niewiele głośniejszym od szeptu. Przełknął powoli ślinę, po czym kiwnął głową. - A każda potrawa została zainspirowana tobą, każde wino smakuje jak ty, a kolory na ścianach zostały zlecone na twoją cześć. - Dean… - Szkoda, że to przegapiłaś. - Pokaż mi. – Zabłagałam. Cofnął się. - Obejdzie się bez tego. - Dean. Pokaż mi. Zaśmiał się, ale był to dźwięk tak pusty, że nie chciałam już go nigdy więcej usłyszeć. - Antonio wyjechał. Jedzenie jest w kuchni w restauracji, zimne i zapomniane. Poruszył się, żeby zamknąć drzwi, ale wyciągnęłam rękę, żeby mu to udaremnić. Jeśli je zamknie, odrąbie mi dłoń. Musiałam przynajmniej spróbować. Tłumaczenie: marika1311
Strona 219
- Dean. Proszę, zabierz mnie do Lirio. Maleńka iskierka rozświetliła jego smutne oczy. - Czekałem tam przez dwie godziny. Siedziałem w restauracji sam, czekając, aż otworzą się drzwi. Nie pojawiłaś się i teraz jest za późno, żeby tam wrócić. Doskonale mogłam to sobie wyobrazić, ten promyk nadziei w jego oczach. Myślał, że przyjdę. Co się czuje, kiedy odkłada się jedzenie do lodówki po dwóch godzinach czekania na kogoś? Chciałam go objąć i mu to wynagrodzić, ale wiedziałam, że by się odsunął. Nie działaliśmy jak normalni ludzie. Byliśmy uparci i dumni. Wiedziałam, że muszę zapracować na jego przebaczenie, więc cofnęłam się o krok, wyczuwając dłonią balustradę. Wspomagałam się na niej, kiedy schodziłam tyłem po schodach. Przez ten cały czas on stał w drzwiach, na skraju przepaści, by na dobre wyrzucić mnie ze swojego życia. Dalej szłam tyłem, wciąż na niego patrząc, dopóki nie stanęłam na środku chodnika. Potem wyrzuciłam ramiona w powietrze i wykrzyczałam najgłośniej, jak potrafiłam: - Przepraszam! PRZEPRASZAM! SŁYSZYSZ MNIE, NOWY JORKU?! – Okręciłam się w kółko i krzyknęłam na domy dookoła. – Wystawiłam cudownego faceta i PRZEPRASZAM! Kilka ulic dalej włączył się alarm przeciwwłamaniowy w jakimś samochodzie i przysięgłabym, że słyszałam zirytowany pisk kota na końcu ulicy. Przestałam się okręcać i opuściłam ręce do boków, stając twarzą twarz z Deanem z absolutną rezygnacją. - Przepraszam. – powiedziałam ostatni raz, tylko do niego. To było szczere i prawdziwe i najlepsze, co mogłam zrobić. Staliśmy nieruchomo, wpatrując się w siebie. On wciąż stał w progu, a ja na zewnątrz, zostawiając mu przestrzeń. Myślałam, że odwróci się i odejdzie. Po tym wszystkim, co sobie zafundowaliśmy, szanse na to, że kochał mnie tak, jak na jego, nie były zbyt wielkie. - Proszę. – powiedziałam, próbując go przekonać. Wziął głęboki oddech, pokręcił głową, po czym uniósł palec. - Lirio jest zamknięte, ale na szczęście znam właściciela.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 220
***
Nie rozmawialiśmy przez całą drogę do restauracji i próbowaliśmy ze wszystkich sił się na siebie nie patrzeć. Za każdym razem, kiedy czułam na sobie jego wzrok, odwracałam się w jego stronę. On odwracał spojrzenie, a mi pokazywał się jego profil, tak boleśnie piękny, że nie mogłam się powstrzymać od chwilowego przyglądania się. W połowie drogi nie mogłam już wytrzymać. - Widzę, że na mnie patrzysz. – powiedział. - Słuchaj, wiem, że wciąż testujemy wody i w ogóle, ale… biegłam przez całą drogę, do twojego mieszkania w niedopasowanych japonkach i moje stopy są w tej chwili zasadniczo dwoma wielkimi pęcherzami. Miałbyś coś przeciwko, gdybym wskoczyła ci na barana? Zaśmiał się i odwrócił, żebym mogła wskoczyć mu na plecy. Moje nogi podziękowały mi w sekundzie, w której oderwały się od ziemi. - Lepiej? – zapytał. Uśmiechnęłam się. - O wiele. Zacisnął uścisk na moich udach i niósł mnie, dopóki nie dotarliśmy do restauracji. Zdjęcie dodane na bloga musiało zostać zrobione niedawno, bo okna restauracji wciąż były zaklejone, a fasadzie budynku wciąż brakowało wykończenia. Cegła była pomalowana na czarno, a w budynku było ciemno, ale światła uliczne oświetlały cienki, plastikowy banner wiszący tuż nad drzwiami. Czarne, pochylone litery tworzyły napis LIRIO. - Piękne. – powiedziałam, zerkając na niego. Zbył mój komplement. - Nie jest jeszcze skończone. - Cóż, i tak już to uwielbiam. Jego uśmiech uderzył we mnie pełną siłą, kiedy się do mnie odwrócił. - Ja też. - Smakowałeś wcześniej jedzenia? Kiedy Antonio tu był?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 221
Pokręcił głową. - Chodź. Podgrzejemy i spróbujemy. - Nie będzie już tak dobre. – stwierdził. Było. Oczywiście Antonio ładniej ułożyłby te dania na talerzu, ale poradziliśmy sobie. Potrawy były smaczne, pełne skomplikowanych i złożonych smaków, że musiałam usiąść i to je obmyślać, kiedy brałam każdy kęs. Dean i ja walczyliśmy ze sobą o każdy kęs aż do samego końca, a nawet wtedy nie miałam dość. - Proszę. – powiedział, wyciągając w moją stronę widelec z nabitym ostatnim kawałkiem naszego deseru. Uśmiechnęłam się i pochyliłam, pozwalając mu się nakarmić. Tarta z sernikiem i jagodami była idealnym zakończeniem uczty. Kremowa tekstura rozpłynęła się na moim języku, a lekki jęk uciekł mi z ust. - Dokładnie tego chciałam. – stwierdziłam, machając dłonią na puste talerze i miski. – Tego spodziewałam się w Vegas. Kiwnął głową, obserwując mnie ponad wyspą kuchenną. - Przykro mi, że nie przyszłam wcześniej. – powiedziałam, zaczynając temat, którego unikałam przez całą kolację. Odłożył widelec na swój pusty talerz i na mnie spojrzał. - Część mnie wiedziała, że się nie pojawisz. - Dlaczego? - Bo jeśli ktoś traktowałby mnie tak, jak ja traktowałem ciebie, też nie dałbym tej osobie drugiej szansy. - Tego chciałeś? Drugiej szansy? Zwilżył dolną wargę i przez kilka sekund nie byłam nawet pewna, czy odpowie. - Dean? - Tamtego dnia powiedziałaś, że żaden człowiek nie jest samotną wyspą. Odkąd byłem młody, zawsze byłem konkurencyjny i rywalizowałem. Chyba zawsze myślałem o sobie jako o alpiniście. Chciałem być najszybszym dzieciakiem na torze, najmądrzejszym w klasie i najbogatszym facetem w Nowym Jorku. Chciałem się wspinać i wspinać i wspinać, ale szczyt okazał się być nawet zimniejszym rodzajem izolacji. Tłumaczenie: marika1311
Strona 222
- Mówisz, że potrzebujesz ludzi Sharpa 36? Zaśmiał się i pochylił nad wysepką, żeby mnie pocałować. Wziął mnie z zaskoczenia i ledwo mogłam odwzajemnić pocałunek, zanim się odsunął. - Potrzebuję ciebie. – stwierdził. – Boże, dopomóż. Uśmiechnęłam się, zaczerwieniona od ucha do ucha rumieńcem, którego nawet nie próbowałam ukryć. - Kiedy tamtej nocy wypchnąłem cię z mojego domu, powiedziałem, że znajdziesz lepszego mężczyznę ode mnie i cóż, postanowiłem, że to ja się nim stanę. Przez ostatni miesiąc pracowałem na to, by stać się takim typem mężczyzny, na jakiego zasługujesz. - Och, naprawdę? – zapytałam, starając się zachować spokój. Wewnątrz tłamsiłam w sobie pragnienie, by zrzucić naczynia z wysepki i się na niego rzucić. - Sprzedałem cztery z moich restauracji, zatrudniłem trójkę nowych menedżerów, żeby pomogli mi z pracą i awansowałem Zoe, żeby mogła mi pomagać z codzienną pracą. Nigdy w pełni nie przejdę na emeryturę, ale nie zamierzam być już pracoholikiem. - A co z Lirio? Nie sprzedałeś jej, co? Zabiję go, jeśli to zrobił. Potrząsnął głową. - Nie. To na zawsze będzie nasza restauracja. Uśmiechnęłam się i pochyliłam, szeptając przy jego ustach słowa, zanim go pocałowałam. - Pierwsza z wielu.
Etniczna grupa z najwyższych części gór Nepalu, wysoko w Himalajach. Większość z nich jest Buddystami. 36
Tłumaczenie: marika1311
Strona 223
Epilog DEAN
Usiadłem na tylnym siedzeniu samochodu i pozwoliłem złagodzić mój ból głowy światłom miasta. Mój lot z Iowa wylądował godzinę przed czasem, ale ruch z lotniska do Lirio za chwilę miał mnie doprowadzić do szaleństwa. Głos kierowcy wyrwał mnie z mojego zamyślenia. - Jak minęła podróż, sir? Odwróciłem się w stronę przedniego siedzenia i spojrzałem na niego w lusterku wstecznym. - Jak zwykle. Moi rodzice zasypywali mnie pytaniami tak, jak zawsze, ale tym razem to Lily była głównym tematem ich dyskusji. - Kiedy będziemy mieli wnuka? Nie stajemy się młodsi. - Jesteś pewny, że chcesz zostać w Nowym Jorku? Naprawdę tam chcesz założyć rodzinę? - Nie jesteś już gotowy na to, by uczynić ją swoją małżonką? Mógłbym przysiąc, że oni wciąż żyli w dziewiętnastym wieku, ale robiłem co w mojej mocy, żeby uspokoić. Miałem pierścionek, który wypalał dziurę w kieszeni moich spodni od dwóch miesięcy. Wybrałem pierścionek, który był duży, ale gustowny. Julian kilka miesięcy temu postawił wysoko poprzeczkę – drań – ale z przyjemnością rozpieszczę Lily. Oszaleje, kiedy go zobaczy. Jeśli go zobaczy. Przez ostatnich kilka miesięcy oboje byliśmy zajęci. Otwarcie Lirio wymagało wiele pracy, a restauracja wciąż nie działała płynnie. Przez większość nocy, oboje z Lily zaharowywaliśmy się jak psy. - Jesteśmy na miejscu, sir. Mam na pana zaczekać? Pokręciłem głową i podałem mu napiwek. Noc była jeszcze młoda i wiedziałem, że jeszcze przez jakiś czas zostaniemy z Lily w restauracji. - Zostaw mój bagaż w domu. Później złapiemy taksówkę. Tłumaczenie: marika1311
Strona 224
- Dobrze, sir. Kiedy wszedłem do środka, w Lirio panował tłok, większy, niż zazwyczaj można tu było zobaczyć w środę wieczorem. Tydzień temu New York Times opisał naszą restaurację i już zaczęliśmy widzieć efekty tego artykułu. - Witam, panie Harper. – powiedziała hostessa, kiwając głową w moją stronę, kiedy wszedłem i powiesiłem kurtkę na wieszaku w pobliżu drzwi. - Cześć, Sara. Jak wygląda sytuacja dziś wieczorem? - Mamy ponad sto rezerwacji, a nie liczyłam jeszcze klientów bez rezerwacji. W tej chwili odbywają się dwie imprezy w pomieszczeniach na tyle. Kiwnąłem głową. - Dobrze. Gdzie jest Lily? Uśmiechnęła się i kiwnęła głową w stronę głównego baru. - Znowu? - Tak, Todd zadzwonił, że jest chory. To był czwarty raz w przeciągu dwóch tygodni, kiedy zgłaszał swoją chorobę i wiedziałem na pewno, że to dlatego, żeby mógł iść w ostatniej chwili na przesłuchanie. - Okej, dzięki. – powiedziałem jej, przesuwając się obok stoiska hostessy, żeby znaleźć Lily. Zaprojektowaliśmy Lirio w znacznie mniejszym rozmiarze niż Provisions. Chcieliśmy, żeby było bardziej intymnie. Stoły były pokryte białymi obrusami, na nich stały świeże kwiaty i małe świeczki. Światła nad głowami były delikatne. Piękne, abstrakcyjne obrazy wisiały na ścianach, ale prawdziwą sztuką było jedzenie. Antonio stworzył dla nas dania, które zatłoczone smakami i kolorami. - Dwie margarity z jalapeño! – zawołała Lily, przesuwając dwa drinki po całym barze. Wokół niej stał mały tłum, przyglądając się jej pracy i z niecierpliwością czekając na swoją kolej. Po drugiej stronie restauracji był też inny bar, ale jak zwykle ludzi przyciągało do niej. Blond włosy miała skręcone w kok na czubku głowy, ale kilka pasemek się wyślizgnęło. Sapnęła, starając się je odgonić od swoich oczu, jednocześnie wycierając dłonie w czarny fartuch. Nie była ubrana w standardowy, czarny uniform, jak reszta pracownika; nigdy tego nie robiła. Podobnie jak jedzenie, była stałym źródłem kolorów w restauracji. Jej niebieska sukienka obejmowała jej kształty, całkowicie Tłumaczenie: marika1311
Strona 225
skromna, ale i tak rozpalająca we mnie ogień. Była piękna. Godziny pracy za barem nigdy nie są w stanie pozbawić ją jej blasku. Podszedłem do krawędzi baru, kilka metrów od miejsca, gdzie ona była. Pochyliła się w stronę klienta, żeby usłyszeć zamówienie klienta prze hałas tłumu. Kiedy się cofnęła i sięgnęła po shaker, odezwałem się. - Powiedziałaś mi, że dziś wieczorem nadrobimy administracyjne rzeczy. – powiedziałem. Przeniosła jasne spojrzenie z shakera na mnie i pisnęła. - Dean! Zrobiła dwa kroki do przodu i pochyliła się, żeby pocałować mnie w usta ponad barem. Złapałem ją za szyję, zatrzymując przy sobie. - Tęskniłem za tobą. – szepnąłem przy jej ustach. - Muszę zrobić tego drinka. – powiedziała ze śmiechem, odsuwając się z mojego uścisku. Żałowałem, że muszę ją puścić, ale byli tutaj klienci, którzy czekali na drinki. - Chcesz, żebym pomógł? – zapytałem. W ostatnim miesiącu było kilka nocy, kiedy ja i Lily musieliśmy razem pracować przy barze. Wrzuciła trochę lodu do shakera i pokręciła głową. - Nie, w biurze jest dużo do zrobienia, a nie chcę znowu tutaj siedzieć do trzeciej w nocy. Jej figlarny uśmieszek potwierdzał, że to była aluzja do zeszłego tygodnia, kiedy pracowaliśmy do późna i zamówiliśmy chińszczyznę. Pochyliła się, żeby zetrzeć coś z kącika moich ust, ja oblizałem jej palec i skończyliśmy na podłodze, w mieszaninie rąk, nóg, potu i chińskiego żarcia. Postukałem palcami w bar. - Poszukaj mnie, kiedy tu się uspokoi.
Tłumaczenie: marika1311
Strona 226
***
Rozległo się pukanie do drzwi biura i uniosłem głowę, kiedy Lily weszła do środka, kopnięciem zamykając za sobą drzwi. W jednej ręce trzymała butelkę schłodzonego szampana, a w drugiej dwa kieliszki. - Jak twoi rodzice? – zapytała. Odchyliłem się na krześle i gestem pokazałem jej, by podeszła bliżej. - Dobrze, ale zasmuciło ich to, że nie dałaś rady. Po co ten szampan? Wsunęła się na moje kolana, a ja objąłem ją w talii. Przesunęła nosem po mojej szyi, a ja wdychałem jej słodkie perfumy. - Do uczczenia. - Czego? – zapytałem, odsuwając się, żeby spojrzeć jej w oczy. Uśmiechnęła się. - Lirio jest otwarte już prawie pół roku. Ten artykuł wzniósł naszą działalność na nowy poziom. Wydaje mi się, że na piątek mamy już ponad dwieście pięćdziesiąt rezerwacji. Odsunąłem kosmyk włosów z jej policzka. - Jesteś z tego zadowolona? Z godzin i z pracy? Rzuciła mi spojrzenie z ukosa. - Żartujesz sobie? Artykuł z Timesa przyciągnął uwagę ludzi bardziej niż krytyk kulinarny. Wkrótce po otwarciu rozeszło się, że otworzyłem restaurację na cześć Lily. Dania i ich nazwy były uroczo nazwane po niej. Z dnia na dzień stała się czymś w rodzaju sławy w świecie kulinarnym, ale nie było czasu, żeby rozkoszować się popularnością, oprócz tych skradzionych chwil w biurze ze skradzionym szampanem. - A co z tobą? – zapytała. - Jestem szczęśliwy, jeśli ty jesteś. Przewróciła oczami na moją tandetną odpowiedź, a następnie uniosła szampana. - Powinnam go otworzyć?
Tłumaczenie: marika1311
Strona 227
- Najpierw muszę cię o coś zapytać. – powiedziałem, czując wagę pierścionka w swojej kieszeni. Potarła wargi o siebie, próbując powstrzymać uśmiech. - Chyba już wiem, o co chodzi. - Naprawdę? Kiwnęła głową. - Znalazłam coś w twoich spodniach, kiedy robiłam pranie. - Lily… Uśmiechnęła się i mnie pocałowała. - I wiesz co? – kontynuowała. - Co? - Już go przymierzałam. Pokręciłem głową, zaskoczony, że udało jej się tak długo dochować tajemnicy. - Tak? Kiwnęła głową, ani trochę niezawstydzona. - I mogłam też wysłać zdjęcie Jo. Zaśmiałem się. Nie powinienem był się dziwić. W końcu to była Lily. - Cóż, to chyba nie muszę cię pytać? Otworzyła szerzej oczy, a w nich zabłysnął płomień, który w końcu pokochałem. - Lepiej mnie zapytaj, Deanie Harperze. Wzruszyłem ramionami, starając się ją zbyć. - Niee. Chyba poczekam na lepszy moment. Może zaplanuję coś w przyszłym miesiącu? A może następnej wiosny, kiedy drzewa w Central Parku będą ładnie wyglądać? Prychnęła na pomysł czekania tak długo. - Proszę, nie każ mi czekać. Pokręciłem głową. Tłumaczenie: marika1311
Strona 228
- To nie może być nasza historia. Nie możemy się zaręczyć w biurze na tyle restauracji. Opuściła głowę na moją pierś i pokręciła nią w tą i z powrotem. - Nie! Chcę taką historię. To, w tej chwili. Miałem już pierścionek schowany w dłoni. Nie było sposobu, bym mógł dłużej czekać. - Lily Noelle Black. Uśmiechnęła się i mogłem wyczuć, że jej ciało trzęsie się z podekscytowania. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt… Otworzyła szerzej oczy i przyglądała mi się, speszona. - …i otworzysz tego szampana? Usycham z pragnienia po podróży samolotem. - DEAN! Uderzyła mnie dłonią w pierś i próbowała zejść z moich kolan. Przegiąłem z dokuczaniem i nie zamierzała pozwolić, żeby uszło mi to na sucho. Szkoda, bo miałem już pierścionek przystawiony do końca jej palca, gotowy, by wsunąć go na jego prawowite miejsce. - Wyjdź za mnie, Lily. Wyjdź za mnie. Nie ma na świecie dwóch osób lepiej dopasowanych od nas. Nie mogę ci obiecać, że nie będziemy się kłócić, bo wiesz, że skłamałbym, gdybym to zrobił, ale obiecuję ci, że nikt nie będzie cię kochał bardziej ode mnie. Zaśmiała się i kiwnęła głową, znowu i tak w kółko, kiedy wsunąłem pierścionek na jej palec. - Doprowadzisz mnie do szaleństwa, już to wiem. – powiedziała. Uśmiechnąłem się. - Wiesz… większość ludzi po prostu mówi „tak”. Zmrużyła powieki i położyła dłonie na moich policzkach. Wiedziałem, że miała zamiar mnie pocałować i wziąłem głęboki oddech tuż przed tym, jak jej usta otarły się o moje wargi. - Cóż, my nie jesteśmy jak większość.
KONIEC. Tłumaczenie: marika1311
Strona 229
*** Poprzednia część:
Tłumaczenie: marika1311
Strona 230