Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służąc...
17 downloads
45 Views
1MB Size
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym,łamie prawo.
Prolog
19 lipiec 2015
Promienie słońca przedostające się przez okna mojej willi, uderzają mnie w twarz, co powoduje, że się budzę. Jęczę, kładąc ręce na twarzy, osłaniając oczy przed słońcem, kiedy je otwieram, ponieważ oślepia mnie, powodując warkot w mojej głowie. Pieprzcie mnie – głowa boli mnie jak skurywysyn! Ile wypiłem zeszłej nocy? W całym pieprzonym barze? Wydaje z siebie kolejny niski jęk, próbując odsunąć się od, cholernego, światła słonecznego, od którego pęka mi głowa. Potrzebuję aspiryny, tak szybko, jak to tylko możliwe, zanim umrę przez najgorszego kaca, jakiego miałem w całym swoim pieprzonym życiu. Jak tylko się odwracam, czuję nagle, że powietrze uchodzi z moich płuc. Leżąca obok mnie i śpiąca głęboko, z błotem i włosami wokół pięknej twarzy, Raven. Jak do cholery skończyła w moim pokoju? Dlaczego jest pokryta błotem? Próbuję sobie przypomnieć, co robiłem zeszłej nocy, ale wszystko, jest jedną, czarną, plamą. Jedyne, co wiem, to, to, że muszę obudzić Raven i wyciągnąć stąd, zanim jej matka zdecyduje się zatrzymać w jej willi, czy też ojciec wpadnie na świetny pomysł, aby wpaść do mojej. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebujemy jest to, żeby znaleźli ją tutaj – szczególnie, nagą w moim łóżku. Widzę, że naprawdę ciężko, jest skoncentrować mi się na czymkolwiek, kiedy ona leży tutaj naga. Nic nie mogę na to poradzić i śmieję się z tego, ponieważ z pewnością jestem tak cholernie twardy, jak pieprzona cegła, pod tymi prześcieradłami. Podniecam się jej idealnymi piersiami zerkającymi na mnie z góry prześcieradła, podczas, gdy leży obok mnie, śpiąc sobie w najlepsze. Nawet z głową, czującą się jakby była teraz na tournée PGA, ciskając z dużą siłą piłeczki golfowe wokół niej, w dalszym ciągu jestem napalony i gotowy pieprzyć ją ponownie. Szczególnie, gdy nie pamiętam, że robiłem to z nią zeszłej nocy.
Złośliwy głosik z tyłu głowy mówi mi – Lepiej, żebyś zrobił kolejną rundkę, ponieważ jeśli nie pamiętasz poprzedniej, to znaczy, że nie uznaje się jej za bzyknięcie. To byłaby po prostu strata dobrego pieprzenia. Cholera. Cholera. Cholera! Ogarnia mnie panika, kiedy podnoszę prześcieradło, przyglądając się mojemu twardemu kutasowi, który błaga mnie bym pozwolił mu pobawić się z jej smakowitą cipeczką. Jednak, jedynie, o czym mogę myśleć to, jak modlitwa do Boga, czy owinąłem tego skurwysyna zeszłej nocy. Nie będę jakimś pieprzonym gogusiem, mówiącym – Hej tato i od teraz też moja piękna macocho, zgadnijcie, co? Zostaniecie dziadkami dla swojego przyrodniego wnuka! Będziemy zmuszeni postawić karetkę w stan gotowości przekazując tą nowinę, ponieważ dostaną natychmiast cholernego ataku serca. Przesuwam się do krawędzi łóżka, rozglądając się za folią po prezerwatywie, ale nigdzie jej nie widzę. Moja twarda erekcja, zaczynała powoli opadać, kiedy mój mózg rozpatruje milion myśli na minutę. Zrywam z siebie koc, kołysząc nogami na krawędzi łóżka, po czym staje na nogi. Ignoruję dudnienie w głowie i pędzę przez pokój starając się odnaleźć coś do ubrania. Wszystko, co miałem wczoraj na sobie leży na podłodze, pokryte błotem. W dalszym ciągu staram się dojść do tego, jak to się mogło stać. Dodatkowo, jest to cholerny garnitur. Nie mogę go teraz na siebie włożyć. Podchodzę do szafy, do której na szczęście zawiesiłem wszystko pierwszej nocy, kiedy przyjechałem do Napa Valle, chwytając pierwszą koszulkę i parę krótkich spodenek w kolorze khaki. Wkładam to na siebie, po czym idę do łazienki, żeby łyknąć kilka tabletek na migrenę, zanim ostatecznie stwierdzę, że już czas, aby wykonać największe zadanie z wszystkich – obudzić i ubrać, Raven. Mam nadzieję, że ona będzie umiała wyjaśnić, co do kurwy zaszło między nami zeszłej nocy, nim, do cholery, pójdzie sobie do swojej willi i zanim nasze dotychczasowe życie eksploduje. Mogę tylko mieć nadzieję, ze mój tata i jej mama, tak bardzo świętowali wesele zeszłej nocy, że leżą teraz w swojej willi, źle się czując, po zbyt dużej ilości wina, dając mi tym sposobem czas, by jakoś to ogarnąć. Oczywiście, myślę za bardzo naprzód, gdyż w momencie, kiedy z powrotem wchodzę do sypialni, aby obudzić Raven, słyszę pukanie do wejściowych drzwi, poprzedzone odgłosem ojca wchodzącego do domu i krzyczącego. – Linc? Jesteś żywy, czy muszę wysłać po kawalerię? Słyszę, jak dalej krzyczy coś do mnie z przodu domu. Cholera, nie zamknąłem domu zeszłej nocy!
Oczywiście, że nie, ponieważ byłem zbyt pijany, aby myśleć o zamykaniu cholernych drzwi. Byłem zbyt zajęty myślami o pieprzeniu Raven, że nie myślałem jasno. Jestem po uszy w gównie.
Rozdział 1
5 kwietnia 2015
Jestem po jaja zanurzony w Sarze – chyba tak mówiła, że ma na imię. Nie ważne. To nie tak, że planuje, ją ponownie zobaczyć. Byłem w desperackiej potrzebie rozproszenia uwagi, a ona była bardziej niż chętna by pomóc. Pojawiła się u mnie w domu z kilkorgiem przyjaciół, żeby napić się drinka ze mną i z kumplami. Kiedy zobaczyłem, Raven, wychodzącą z Tessą wieczorem, ukłucie zazdrości uderzyło we mnie jak pieprzony wzwód. Wiedziałem wtedy i teraz także, że muszę zrobić coś, żeby zatrzymać to nieznane mi uczucie, które mnie pochłania. Oczywiście, nic nie działa lepiej, niż bycie głęboko w nowej, gorącej i chętnej laseczce. Jestem zdesperowany, żeby odepchnąć wszystkie myśli o niej z mojej głowy. To, co wydarzyło się ostatniej nocy pomiędzy nami, było pomyłką. Głównie, chwilą zapomnienia w ocenie sytuacji. To nie powinno się nigdy zdarzyć, a jednak zdarzyło się. Byłem z wieloma kobietami w życiu i nie raz pierzyłem laskę, nie czując nic, poza ulgą, uszczęśliwienia mojego fiuta. Dziewczyny, zawsze chętnie wychodzą, kiedy z nimi kończę. Nie wyrażam żadnych ckliwych, gównianych uczuć. Z Raven, jednak, to było inne i dlatego właśnie, wiedziałem następnego ranka, że się wpieprzyłem. Właśnie teraz, Sara, wbija swoje paznokcie w mój tyłek, krzycząc w ekstazie, kiedy uderzam w nią wielokrotnie z dużą siłą w pogoni za własnym orgazmem, gdy nagle, słyszę kogoś, trzaskającego o sypialnianą ścianę. - Czy mógłbyś się pospieszyć i skończyć, durniu? Niektórzy z nas chcą zasnąć! Mam cholerny samolot za mniej niż dwanaście godzin! – głos, Raven, uderza we mnie, jak kubeł lodowatej wody. Nie sądziłem, że już wróciła. Kurwa. Nieruchomieję i oboje z Sarą, odwracamy głowy, w kierunku ściany. – Kto to był? – Mówi ostro, patrząc na mnie.
- Córka Vivian – to jest jej dom. Nie sądziłem, że już będzie w domu, a potrafi być taką dziwką. – Mamroczę, wychodząc z niej. Fiut momentalnie opada, kiedy myśli o Raven i o tym, co przed chwilą słyszała nachodzą moje myśli. Podtrzymując się na łokciach, Sara gapi się na mnie, w szoku mrugając. – Co ty robisz? Usuwam prezerwatywę, rzucam ją do kosza obok łóżka, po czym chwytam za bokserki i wkładam je szybko z powrotem. Kiedy się ubieram, rzucam wzrokiem na Sarę. – Sądzę, że powinnaś iść. Nie chcę mieć do czynienia z jej głupim gadaniem. Wiem, że jeżeli zostałabyś i skończylibyśmy, to, co zaczęliśmy, zrobiłaby wielką scenę. Ani przez sekundę nie wątpię w to, że jeśli teraz, zignoruję jej mały wybuch, to wyskoczy z w mgnieniu oka, ponownie z tym samym gównem. Jutro odlatuje do Long Beach i wtedy, wrócę do życia, na sposób, jaki lubię. Wolny od, Raven. Ześlizgując się z łóżka, Sara zbiera swoje porozrzucane po pokoju ubrania, a ubierając się wydaje z siebie dźwięki irytacji i frustracji. W rekordowym czasie, jest ubrana i wślizguje się w swoje szpilki. Idąc w kierunku drzwi, chwyta za klamkę, posyłając mi gniewne spojrzenie. – Pa, Linc. – Ton jej głosu, daje mi do zrozumienia, że prawdopodobnie nie usłyszę już o niej, co nie łamie mi serca. To tylko powoduje ulgę. Przynajmniej, nie będę musiał być dla niej delikatny, po tym jakbym ją bzyknął. Nic nie odpowiadam, a zamiast tego, kiwam głową, czekając, aż wyjdzie. Kiedy to robi, chwytam za drzwi, zostawiając je otwarte i patrzę, jak schodzi ze schodów. Jak tylko słyszę trzask zamykanych drzwi, kieruje swoją uwagę na Raven. Muszę dać jej do zrozumienia, że to jest niedopuszczalne. Nie ma prawa teraz odwalać takiego gówna, szczególnie, kiedy mam teraz obolałe jaja i wyobrażenia jej nagiej i krzyczącej moje imię pojawiające się w głowie. Zatrzaskuję za sobą drzwi i idę korytarze, po czym, zatrzymuję się przed sypialnią jej sypialnią. Chwytam za klamkę, starając się uspokoić, żeby kompletnie się na nią nie wkurzyć. Ostatecznie, otwieram drzwi, nie fatygując się nawet, żeby zapukać. Jestem zbyt wkurzony, żeby być cholernie uprzejmy. - Kim, do cholery, myślisz, że jesteś odwalając coś takiego? – krzyczę na nią, podchodząc do drzwi, po czym zatrzymuję na niej oczy, po drugiej stronie sypialni. Pierś mi faluje, a twarz płonie ze złości, nawet, jeśli staram się, jak mogę, by ostudzić nerwy. Na widok Raven, zaczyna się we mnie gotować krew, a kutas drży. Kurwesko jej w tym momencie nienawidzę i nigdy nie chciałem ukarać nikogo swoim fiutem, tak bardzo, jak ją. Raven, stoi wyprostowana, z rękami na piersiach, patrząc na mnie zmrużonymi oczami. – To byłam, ja, mówiąca tobie i twojej brudnej małej dziwce, żebyście zamknęli mordę. To jest mój dom, dupku. Jeśli chce iść spać, to, nie chcę tego robić, kiedy muszę słuchać, jak sapiesz jak pieprzony pies za ścianą, a twoją
przyjaciółeczka krzyczy, jak beznadziejna gwiazda porno! – Zaciskam szczękę i ręce wokół klamki, starając się zrelaksować. Oddychaj, dupku. Oddychaj i uspokój się. Ostatnią rzeczą, jaką teraz potrzebuję, to wywołanie z nią, trzeciej wojny światowej. Wyjeżdża jutro, a kiedy wyjdzie, nie będzie już miała dla mnie znaczenia. Jej oczy opuszczają moje, po czym wędrują po moim ciele, które jest praktycznie nagie, gdy stoję tak w jej sypialni, po raz kolejny w niczym, jak tylko bokserkach. Nienawidzę widoku pożądania migającego w jej oczach, który podnieca mnie, powodując, że boli mnie kutas, bardziej niż przed chwilą. Muszę przestać myśleć o pieprzeniu jej. To się nigdy nie może więcej wydarzyć. Oczy Raven, z powrotem zatrzymują się na mojej twarzy, a jej twarz, przybiera wyraz zniesmaczenia, kiedy w opłakany sposób udaje, że nie podoba jej się to, co widzi. Ja natomiast, uwielbiam obraz jej wściekłej, stojącej przede mną. Nie ma nic gorętszego, niż pieprzenie wkurwionej laseczki. Dają z siebie wszystko, starając się ukarać twojego fiuta, podczas, gdy biorą każdy gram przyjemności, która jest im dana. Cholera. Ponownie robię się twardy. Muszę znaleźć się z dala od niej. Z dala od pokusy, którą jest, Raven. Mały diabeł na moim ramieniu, mówi mi, żebym pocałował tą, patrzącą wilkiem, osobę i pieprzył ją, do czasu, aż zapomni, na co w ogóle była wkurwiona. Staram się jak mogę pozostać wkurzonym na nią, ignorując tego małego diabełka, aby nie kierował mnie na ścieżkę, na którą wiem, że nie mogę wkroczyć. Teraz, jeśli wybaczysz, chciałabym iść spać, bo chyba wiesz, że za kilka godzin muszę wracać do Long Beach. – Wyrzuca z siebie, zwężając oczy i patrząc płomiennym wzrokiem, który jednocześnie rzuca we mnie sztylety. - Idź spać, księżniczko. Im szybciej będziesz z dala od tego cholernego domu, tym lepiej. Nie potrzebuję dziwki blokującej mojego fiuta w swoim życiu, tylko, dlatego, że jest wkurwiona o to, że raz ją wyruchałem i ruszyłem do przodu. Wybacz, że tak ci to przedstawiam, ale w ten sposób jestem zaprojektowany, na stałe w sposób niepodlegający zmianie, Złośnico. Pieprzę i idę dalej. To nie nigdy się nie zmieni. – Wzdryga się na złość w moich słowach. Jestem okrutny, ale musiałem to zrobić. Co więcej, musi wiedzieć, że to, co dzisiaj odstawiła jest nie do zaakceptowania. Teraz, dzięki niej, muszę sobie zwalić pod prysznicem, żeby pozbyć się pulsowania w jajach. Potrząsa głową, wydając z siebie złowrogi śmiech. - Jesteś tak pewny siebie. Nie obchodzi mnie to, w kogo wciskasz swojego wacka. Nie chcę tego po prostu słuchać. Nie jestem także ani trochę wkurwiona, o to, że ruszasz dalej z kolejną laską, ponieważ zawsze byłeś dla mnie jednorazową sprawą, ty arogancki kutasie! Gdyby nie to, że Tessa założyła się ze mną, że nie wyruchałabym cię przed powrotem do Long Beach, ty i ja, nigdy byśmy się nie zdarzyli!
- Co, do kurwy właśnie powiedziałaś? Ty i twoja kumpela założyłyście się? Co było nagrodą w zamian za numerek z przyrodnim bratem, Raven? – Ona chyba prze chwilą nie powiedziała, że zrobiła cholerny zakład. Co do kurwy się teraz dzieje? Wyraz przerażenia pojawia się w jej oczach, bierze twarz w dłonie, ukrywając ją przede mną, zanim obejmuje się rękami. Opuszcza oczy na podłogę, wpatrując się w swoje stopy, zamiast spojrzeć mi w oczy, mówiąc, co, do kurwy, Tessa sobie myślała. To, jest coś, czego spodziewałbym się, po moich niedojrzałych, napalonych przyjaciołach. - Ma kupować mi kawę na kolejny miesiąc. Powiedziałam jej jednak, że tego nie chcę, ponieważ na początku, czułam się źle, po tym całym zakładzie. Kiedy zrobiłyśmy ten głupi zakład, myślałam, że cię nienawidzę – cholera, nienawidziłam cię! Jednak potem, spędziliśmy razem czas, zauważyłam jesteś fajniejszy, niż wcześniej sądziłam. Wracając do domu dzisiejszego wieczoru i słysząc ciebie z tą dziewczyną, byłam wściekła i powiedziałam Tessie, że chcę tą kartę podarunkową, gdyż to nic dla ciebie nie znaczyło. Zatem, dlaczego mam pozwolić, żeby, to znaczyło coś dla mnie? Nie mogę być w jej pobliżu, gdyż w ciągu pięciu sekund, uderzę pięścią w ścianę jej sypialni. Przeczesuje palcami włosy, kiedy próbuję ogarnąć to, co, do kurwy, przed chwilą usłyszałem. Wycofuję się wolno z pokoju, utrzymując intensywne spojrzenie na Raven. Nawet nie rozpoznaje osoby, na którą patrzę. Myślałem, że przyciąganie pomiędzy nami było czyste, że czuła to samo, co ja. Teraz jednak wiem, że to było jedno, pieprzone przedstawienie, tylko po to, żeby wygrać cholerną kawę. - Nie-kurwa-prawdopodobne. Nie wiem nawet, co mam ci teraz powiedzieć. – Przyznaje się w szoku, wychodząc na korytarz. Patrzy na mnie z ustami drżącymi, aby coś powiedzieć, ale nie mówi nic. Zamiast tego, podchodzi do mnie i przez chwilę myślę, że będzie próbować wytłumaczyć się z całego tego gówna. Niestety, zatrzaskuje mi tylko drzwi przed nosem. - Co ,do kurwy, się właśnie stało?!
Rozdział 2
Trzy miesiące później
Minęły trzy miesiące, odkąd, Raven, wróciła do college’u. W pierwszej chwili, kiedy opuściła San Francisco, byłem tak wściekły, że ledwo myślałem trzeźwo. Próbowała ze mną zamienić kilka słów, zanim wyjeżdżała z domu na lotnisko, ale nie miałem jej nic do powiedzenia. Ona natomiast, nie mogłaby powiedzieć nic, co zmieniłoby to, jak się czułem. Jestem sobą. Zawsze. Nie próbowałem, nigdy, udawać nikogo, kim nie jestem. To, co widzisz, jest tym, co, dostajesz. Jednak, Raven, ujawniłem więcej siebie, więcej niż pokazałem innym, ponieważ sądziłem, że była ze mną szczera. Ujawniając, że flirtowała ze mną cały czas, z powodu jakiegoś głupiego zakładu… nie ma słów, żeby opisać, jak zraniony i wkurzony jestem. Odkąd dowiedziałem się o zakładzie, rozprawiałem nad każdym momentem z nią, starając się dowiedzieć, czy to wszystko było tylko grą, czy to, co czułem pomiędzy nami było naprawdę prawdziwe. Jestem w dalszym ciągu w szoku, że pieprzyła się ze mną, dla cholernej karty podarunkowej do Starbucks’a. Nawet po trzech miesiącach, odkąd wszystko między nami poszło do diabła, nadal mam trudności z ogarnięciem tej sytuacji. Nigdy, przez miliony lat, nie sądziłem, że zrobi coś takiego. Byłbym cholernym kłamcą, mówiąc, że nigdy nie odwaliłem, któremuś z moich znajomych podobnego gówna, jakie zrobiły, Tessa i Raven. Wspólnie z kumplami, zrobiliśmy wiele zakładów w całym naszym życiu, dlatego też, rozumiałem to. Na serio. Z pewnością, zabawnie jest powiedzieć komuś – założę się, że nigdy nie namówisz tej laseczki, żeby poszła z tobą do domu. Następnie, patrzysz na swojego kumpla, który haruje, udowadniając, że się myliśmy. Jedyną różnicą pomiędzy tym, co robimy my, a co, zrobiła, Raven, to to, że my robimy to kompletnie obcym osobom – laseczką, których nigdy więcej nie zobaczymy. Nigdy nie zrobiliśmy tego nikomu, kogo osobiście znamy, w kręgu naszych przyjaciół.
Z pewnością, nie możemy sklasyfikować Raven i mnie, jako przyjaciół. Jesteśmy i byliśmy zawsze bardziej jak znajomi. Widzieliśmy się w szkole, na imprezach i innych miejscach przez lata, ale nigdy, prawdę mówiąc, nie byliśmy gdzieś, razem. Chociaż, to nie znaczy, że jej nie zauważyłem. Kurwa. Zauważyłem ją z pośród innych w całym San Francisco. Ktokolwiek, kto nie dostrzega, jak cholernie zachwycająca jest, jak widzę ją ja, jest ślepy, jak kura. Byłem zbyt zajęty prowadzeniem bogatego życia seksualnego w liceum, żeby zaprzątać sobie nią myśli. Co więcej, wiedziałem, że była jedną z tych „dobrych dziewczyn”. Znacie ten typ, o którym mówię. Rodzaj dziewczyny, z którą się spotykasz i przyprowadzasz do domu, żeby poznała rodziców. Natomiast, to nie laska, którą pieprzysz, po czym wyrzucasz z domu przed wschodem słońca. Dlatego też, zawsze była poza moim zasięgiem, kiedy przychodziło do szukania kolejnej dupy, do wiadomych celów. Minęło kilka lat, odkąd ją widziałem, kiedy niespodziewanie, nasi rodzice zaczęli się spotykać, przedstawiając nas sobie, pewnej nocy podczas kolacji. Jak tylko ją zobaczyłem, to niepohamowane uczucie, które miałem, zaczęło ponownie mnie pochłaniać. Tym razem jednak, wszystko było inne. Teraz, była dla mnie nietykalna, gdyż była córką dziewczyny mojego ojca. Nie było takiej możliwości, żebym przekroczył tą barierę … nigdy. Tak myślałem. Starałem się trzymać od niej z daleka, nie pozwalając fiutowi pokonać mojego racjonalnego myślenia. Oczywiście, nie wychodziło to zbyt dobrze. Na szczęście dla mnie, spędzałem większość czasu z matką w Sacramento, podczas, gdy Raven, była w college’u. Unikanie jej było łatwe. Poza tym, za każdym razem, kiedy byłem zmuszony być w jej pobliżu, starałem się jak mogłem, aby być pewnym siebie, aroganckim palantem, którego ona i jej znajomi nie znosili. To działało, gdyż unikała mnie za wszelką cenę, a ja jej, wszędzie, gdzie tylko przebywaliśmy w tym samym miejscu. Tak się stało, aż do przerwy wiosennej. Wszystko zmieniło się tak szybko, że nawet nie zauważyłem, kiedy, a było już za późno. Teraz, stoję tutaj, na polu golfowym, gdzie zabrałem ją zaledwie trzy miesiące temu na najlepszy dzień mojego życia, łapiąc się na tym, że nie robię nic, jak tylko o niej myślę.
Starałem się przez te trzy, długie, miesiące zapomnieć o Raven. Na początku to działało, gdyż byłem tak cholernie na nią wściekły, że z łatwością, znajdowałem rozrywkę na polu golfowym, przygotowując się do startu z ojcem w PGA. Kolejną rzeczą,są niezliczone ilości kobiet. Wszystkie piękne i szalone w łóżku. Jednak, żadna z nich nie była, Raven. Nie ważne jak długo i mocno pieprze każdą z osobna, to nie wystarcza, aby wyrzucić ją z mojej głowy. Za każdym razem, kiedy dochodzę, to ją widzę. Właśnie to, doprowadza mnie do szaleństwa. Myślałem, że z czasem o niej zapomnę i ruszę dalej, ale każdego dnia, łapię się na tęsknocie za jej śmiechem i złośliwym języczku. Nikt nie wszedł pod moją skórę, tak jak ona, podniecając mnie, nawet bez specjalnego wysiłku. Najbardziej spierdoloną tego częścią jest to, że nasi rodzice biorą ślub, za mniej, niż tydzień. Samo to, powinno być, jak kubeł lodowatej wody wylany prosto na mojego fiuta…, ale nie – w dalszym ciągu, nie mogę się jej pozbyć. Nigdy nie możemy być razem. Ta myśl, sama w sobie jest, absurdalna. Nie mogę pozbyć się myśli, bycia z nią. Szczególnie teraz, jest to dużo trudniejsze, żeby zignorować przyciągnie, które do niej czuję, wiedząc, że przyleci do San Francisco w tym tygodniu. Ciągle czuję złość, za to, co zrobiła, ale porządnie, które czuję w stosunku do Raven, jest obezwładniające. Tak się mają sprawy u mnie. Mogę ją nienawidzić, ale ciągle przyjemność z pieprzenia jej zalewa mój umysł na godziny. Jestem całkowicie popieprzony. Jedyną dobrą rzeczą dla nas, jest to, że zatrzymuje się u ojca, zanim polecimy do Napa Valley na ślub. To pozwoli utrzymać bezpieczny dystans pomiędzy nami, szczególnie, kiedy nie będziemy mieli tym razem jej domu, tylko na nas. Jedyne, czego byśmy teraz potrzebowali, to, to, żeby nasi rodzice, dowiedzieli się, co się między nami stało. Mielibyśmy przesrane, gdyby to wyszło na jaw. Modlę się tylko, żebyśmy przetrwali wesele, bez wyjawiania naszego sekretu i mnie, niepieprzącego czegoś ponownie lub jej, wkurwiającej mnie. Jednak, znając, Raven, będę potrzebował całego swojego, cholernego, szczęścia, jakie tyko mogę dostać.
Rozdział 3
- Zatem, Raven, przylatuje dzisiaj – mówi Taylor, a jego głos nie zawiera pytania, kiedy siadamy przy basenie popijając piwo. Jednocześnie, obserwuje dwie laseczki krążące koło basenu, które przyprowadził. Bawię się piwem, wymachując nim między palcem wskazującym, a środkowym, po czym, podnoszę zimne szkoło do ust, biorę długi łyk i próbuję ignorować myśl o Raven, będącej w San Francisco. Odkładam piwo, patrząc na niego nonszalancko i odpowiadam: - Taa. Tatusiek wysłał mi wcześniej wiadomość, informując, że spotka się z nami w Gary Gank na kolacji. To będzie dla nas niezręczna sytuacja. Taylor, jest jedyną osobą, oprócz Raven i Tessy, która wie, co wydarzyło się pomiędzy nami, kiedy była w domu w czasie przerwy wiosennej. Uważa, że nasz przygodny seks, jest jak każdy inny, szybki, nic nieznaczący, jaki miałem w życiu. Gdyby wiedział, że tak naprawdę mam względem Raven, jakieś uczucia, poza wsadzeniem w nią swojego fiuta, to zakrztusiłby się swoim własnym gównem. Zbombardował mnie ogromną ilością pytań, jak tylko powiedziałem mu, jak to wszystko strasznie spierdoliliśmy. Na początku, odmówiła przyjazdu do domu na wesele, twierdząc, że ma już wakacyjne plany z przyjaciółmi i nie może ich odwołać. Mimo to, Vivian, jakoś, w oczywisty sposób, znalazła sposób, żeby ją przekonać, gdyż przyjeżdża dzisiaj. Boję się dzisiejszej kolacji, ponieważ nie rozmawialiśmy odkąd opuściła San Francisco. Byłem wtedy wkurwiony na wszystko, że nawet nie chciałem rozmawiać z nią, kiedy próbowała załagodzić sprawy, zanim wyjechała. Teraz, żałuję, że nie spróbowałem, gdyż nie jest zwykłą laską, którą mogę ignorować i ruszyć dalej. Teraz, przynależy do mnie już na stałe, razem z rodzicami, którzy się hajtają. Musimy znaleźć sposób, żeby ruszyć naprzód, zostawiając, całe to gówno za nami i zacząć od nowa, dla dobra nas wszystkich. Wiem, że jeśli będziemy się zachowywać dziwnie względem siebie, mój ojciec i Vivian, będą coś podejrzewać. W każdym razie, nawet, jak znajdowaliśmy się w ich pobliżu, ledwo, co rozmawialiśmy ze sobą. Kiedy zauważą, że nie przepadamy za sobą, przynajmniej nie będzie to takie trudne, żeby grać na luzie w ich pobliżu. Muszę się tylko upewnić, że, Raven, nie będzie próbowała czegoś innego, unikając mnie całkowicie i wzbudzając ich podejrzenia. - Czy to nie będzie pierwszy raz, kiedy wy dwoje się zobaczycie odkąd – cóż, wiesz? Nie wiem, dlaczego, Taylor, wybrał sobie właśnie ten moment, aby o tym porozmawiać. Powinniśmy być w basenie, flirtując z półnagimi laseczkami, zamiast rozmawiać tutaj o, Raven.
Splatam ręce za głową, siadam wygodnie i zatrzymuję oczy na brunetce, która ściąga swój top, posyłając mi prowokujący uśmiech, kiedy rzuca nim na płytki obok basenu. – Tak, jest. Prawdopodobnie powinienem napisać do niej, czy zadzwonić wcześniej w tygodniu, próbując złagodzić to całe gówno, zanim tu wróci, ale byłem zajęty innymi rzeczami. Nie jestem zbyt zmartwiony. Ostatnią rzeczą, jaką mogłaby zrobić to wywołać scenę, wzbudzając w Vivian i moim starym jakieś podejrzenie. Wszystko pójdzie dobrze, a następne dwa tygodnie zlecą. Ona wróci do Long Beach, a ja będę mógł dalej prowadzić swoje życie, w sposób, jaki lubię, czyli – bez jakichkolwiek dramatów i Raven. Taylor wybucha śmiechem, wypluwając z siebie piwo, jak jakiś jełop. Kaszlając, wyciera usta wierzchem swojej dłoni. – Koleś, jesteś popieprzony. Nie ma nawet takiej opcji, żeby jakaś katastrofa nie wydarzyła się, kiedy ona wróci. Zamierzam zrobić popcorn, usiąść i czekać aż przedstawienie się zacznie. Ona jest jedną z tych, cholernych petard. Wy dwoje będących w konflikcie, a nawet bardziej odkąd ją bzyknąłeś, spowoduje tylko, że ten ognisty rudzielec będzie śmiertelnie niebezpieczny. Wstaję, podchodzę do stołu i opieram dłonie o zimne szkło, przysuwając twarz blisko, Taylora. – Kurwa. Ty. Palancie. Śmiej się. Podczas gdy ty, siedzisz tutaj i czekasz na jakąś kiepską sytuację, ja mam zamiar dołączyć do tych gorących kobiecych tyłeczków w basenie. Skończyłem rozmowę o, Raven. Upewnię się, że otrzymała głośną i jasną wiadomość, że nie zamierzam grać w żadne gierki. Wyruchałem ją i ruszyłem dalej. Nie mam zamiaru siedzieć z tyłu, pozwalając jednej pomyłce zrujnować moje życie tutaj. Jeśli nasi rodzicie się o tym dowiedzą, cholerny świat, jaki znamy, załamie się. Lepiej dla ciebie będzie, jeśli również będziesz się dobrze zachowywał. Nie podpuszczaj jej, kiedy będzie w pobliżu albo upewnię się, żeby twój tyłek udławił się twoim pieprzonym popcornem. Taylor siedział, kręcąc głową złośliwym uśmieszkiem na twarzy, zanim chwycił za piwo i wypił go do dna. Mogę jedynie modlić się do Boga, Buddy, czy do kogokolwiek, kurwa innego, do kogo modlą się obecnie ludzie, żeby to, co wydarzyło się między nami, pozostało tam – między nami. I mam nadzieję, że tym razem, uda mi się utrzymać fiuta w majtkach, jeśli chodzi o, Raven.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Żołądek mam związany w supeł, kiedy siedzę przy stole naprzeciwko ojca i Vivian. Huczy mi już w głowie po dwóch piwach, które wypiłem w domu, a teraz siedzę już przed drugim kieliszkiem czerwonego wina, odkąd usiadłem. Raven, rzekomo zadzwoniła do matki, mówiąc, że utknęła w korku, ale wkrótce będzie. Nic
nie mogę na to poradzić, lecz zastanawiam się, czy właśnie siedzi odprężona w domu swojego tatusia, w ogóle nie mając w planach się tutaj pokazywać. Mam na myśli to, że nie chciałbym umieścić jej koło siebie. Jestem ostatnią osobą, którą chce zobaczyć, a ona zapewne twierdzi to samo o sobie. W rzeczywistości, jest to każde miejsce. W dalszym ciągu jestem zły, ale równocześnie, moje ciało jest gotowe, aby zobaczyć ją ponownie. - Zatem, Linc, czy zdecydowałeś się już, czy zabierzesz jakąś szczególną kobietę do Napa Valley na wesele? – pyta, Vivian, swoimi jasno czerwonym ustami, układającymi się w szczerym uśmiechu. Było dla mnie trudne, być w jej pobliżu przez ostatnich kilka miesięcy, ponieważ, kiedy na nią patrzę, widzę, Raven. Na początku, nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego mój staruszek skończył na niej. Znany był z tego, że umawia się z dziewczynami kilka lat starszymi ode mnie, odkąd moi rodzice się rozwiedli. Teraz jednak, po tym, jak jestem pod urokiem, Raven, potrafię zrozumieć, jak ojciec się w niej zakochał. Nienawidzę tego, jak rzeczy potrafią się nieraz ułożyć. Dlaczego nie bzyknęliśmy się w każdym innym czasie, w ciągu ostatnich kilku lat? Odkryliśmy wspólne przyciąganie do siebie dopiero w łazience, po tym, jak nasi rodzice zaczęli być razem. Teraz, to nie miało znaczenia, jak się czuję, czy czułem, jeśli chodzi o, Raven, gdyż w ciągu dwóch tygodni, oficjalnie staniemy się „ rodzinką”. To jest, jak jeden pierdolony żart, z wszystkimi śmiejącymi się, oprócz nas. Prostując się na siedzeniu, poprawiam krawat, nim moją uwagę przykuwa szczęśliwa parka naprzeciwko mnie. – Na ten czas, ciągle przylatuję sam. W dalszym jednak ciągu jestem otwarty na wszelkie propozycje. Kto wie? Może znajdę moją partnerkę na weselu i przyprowadzę ją ze sobą do recepcji. – Śmieję się, posyłając im figlarny, szeroki uśmiech. Ojciec mruży oczy, podczas, gdy, Vivian, obraca to w żart, machając na mnie ręką w powietrzu. - Jesteś po prostu, małym Casanovą. Nie wątpię, że znajdziesz piękną dziewczynę, żeby dotrzymała ci towarzystwa, Lincoln. – Boże, nienawidzę, kiedy zawraca się do mnie moim pełnym imieniem. Nikt oprócz babci, nie nazywa mnie, Lincolnem. – Z wyglądem swojego ojca, nie ma się, co dziwić, że nie potrafisz odpędzić się od pięknych kobiet. To powoduje, że krztuszę się winem. Chwytam serwetkę z kolan, dotykam ust, usuwając z nich resztki czerwonej cieczy, zanim spadną na moją koszulę. Już chcę otworzyć usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa zamierają mi w gardle, kiedy podnoszę oczy, odkrywając, Raven, idącą w naszą stronę, przez zatłoczoną restaurację. Święta matko wszystkich rzeczy, powodujących, że mój fiut robi się twardy. Wygląda, jak bogini, na co, mój fiut krzyczy, żebym wciągnął ją do łazienki, uniósł w górę jej kwiecistą sukienkę, którą ma na sobie i zrobił wszystkie te niestosowne rzeczy z jej słodkim, słodziutkim, grzesznym ciałem.
Nonszalancko poprawiam spodnie, kiedy uśmiecha się słodko w stronę naszego stolika. Powonieniem wiedzieć, że ten uśmiech nie jest skierowany do mnie, gdyż, jak tylko jej oczy lądują na mnie, mały grymas zastępuje jej uśmiech. Jednak, tak szybko, jak się pojawił, znika i jej idealnie, beztroski, szeroki uśmiech przykleja się do jej ust. Chwytam kieliszek wina, wlewając całą zawartość do ust i wypijam go jednym haustem. Jak na dobrego kelnera przystało, Andre, pojawia się przy moim boku, ponownie napełniając mój kieliszek. Wsunąłem mu stówkę, od razu, kiedy usiadłem, mówiąc mu, żeby pilnował mojego alkoholu, nim mój tyłek opuści to miejsce. Gdybym mógł wybierać, wypiłbym coś cholernie bardziej mocnego, ale oczywiście, mój ojciec nalegał, żebyśmy pili wino do kolacji. Jak na razie jest dobrze… albo tak było, póki, Raven, nie usiadła dokładnie obok mnie. Natychmiast zostaję zaatakowany jej odurzającymi perfumami, które targają moje zmysły. Boże, ona pachnie, tak, cholernie dobrze. Czuję się, jak jakiś czub, kiedy walczę z pragnieniem, aby pochylić się do niej i zaciągnąć jej zapachem. - Cieszę się, że w końcu ci się udało, skarbie. Już się denerwowałam, że nie zdążysz na kolację. – Mówi, Vivian, sięgając przez stół do Raven i opierając o nią swoją dłoń na kilka sekund, po czym cofa ją z powrotem do swojego kieliszka. – Teraz, kiedy, już tu jesteś, zamówmy coś. Jestem głodna jak wilk, podobnie, jak Linc i Matt. Raven, zmusza się do uśmiechu, odwracając głowę w moją stronę, po czym kieruje ją w stronę naszych rodziców. – Jadłam późny lunch z tatą dzisiejszego popołudnia, więc nie jestem zbyt głodna. Myślę, że zamówię tylko sałatkę z kurczakiem – mówi, patrząc na menu, zanim kładzie go na stole, skupiając uwagę ponownie na swojej matce. Spędzamy kolejne półtorej godziny jedząc i rozmawiając. Cóż, w większości, ja słucham, nie bardzo się udzielając. Trudno jest mi skupić się, kiedy, Raven, jest obok. Szczególnie, kiedy nasze ręce ocierają się o siebie, kiedy próbujemy jeść i wszystkie zbyt znane mi iskierki zapalają się pomiędzy nami, powodując, że moje serce przyspiesza, a fiut drga w spodniach. Przez cały obiad, ledwo zamieniamy ze sobą kilka słów. Normalnie, już, walczylibyśmy ze sobą, próbując szturchnąć się nawzajem, ale teraz, problemem dla mnie jest cokolwiek do niej powiedzieć i wydaje się że z nią jest tak samo. Raven, przez cały czas, mówi o szkole i o wakacyjnych planach. Tak, jak się spodziewałem, jak tylko ślubny pierścionek znajdzie się na palcu, Vivian, Raven, wraca do Long Beach na letnią praktykę studencką, którą ma z hipisowskimi naukowcami sprawdzającymi zanieczyszczenie w Oceanie Spokojnym. Do czasu, kiedy proszę o rachunek, zdecydowanie czuje cały alkohol, który dzisiaj wypiłem. Przepraszam wszystkich, kierując się do toalety, aby opróżnić pęcherz. Idę chwiejnym krokiem przez
zatłoczone pomieszczenie, w końcu trafiając do toalety. Cieszę się, że nikogo nie ma, kiedy wchodzę. Nienawidzę niczego bardziej, niż sikanie w cholernym towarzystwie. Opieram się o ścianę, kołysząc się, kiedy próbuję lać, tak, żeby nie obsikać sobie spodni. Gubię się w swoich myślach, dumając o, Raven. Część mnie chce się na nią rzucić, dając jej do zrozumienia, jak w popieprzony sposób mnie wykorzystała, po czym, nawet nie starała się utrzymywać kontaktu, kiedy wróciła do domu. Natomiast, inna część mnie mówi – pieprzyć, całe to bycie wkurzonym. Powinienem zrobić to, co robię najlepiej i uwieść ją tak, żeby ponownie ściągnęła majteczki, aby wziąć to, czego pragnąłem przez ostatnie trzy miesiące. Dźwięk otwierających się drzwi od łazienki, odciąga mnie od moich myśli. Muszę się ogarnąć, w końcu to tylko jakaś laska. Nienawidzi mnie? Dobrze. To mój cel, jeśli chodzi o każdą dziewczynę. Pieprzyć i iść dalej, modląc się, żeby nie nękały mnie spojrzeniem w oczach, pełnym nadziei, że w magiczny sposób się w nich zakocham. Kiedy wracam, zauważam, że wszyscy kierują się do wyjścia – cóż, pierwszą zauważam, Raven, gdyż z jakiegoś powodu, moje oczy z miejsca dążą ku niej. Muszę się stąd wydostać i wrócić do, Taylora, i tych dziewczyn. Kiedy wyszedłem na kolację, ruszyli do jego mieszkania, które dzieli z, Mackiem. Powiedziałem mu, że spotkam się z nimi po tej całej szopce. Jedną rzeczą, jaką jestem pewien to, to, że potrzebuję rozproszenia uwagi, bardziej, niż kiedykolwiek. - Jak wy dwoje wracacie do domu? – pyta, Vivian, jak podążam za nią na zewnątrz w ciepłe wieczorne powietrze. Raven, spogląda ode mnie na swoją matkę. – Wzięłam taksówkę od taty, tutaj. Zamierzam po prostu, przywołać jakąś, żeby podrzuciła mnie do domu. Mówię jej to samo, zanim przytula nas na dowiedzenia, podążając za moim ojcem, który przytula, Raven, a mnie daje zwykły męski uścisk. - Jeszcze raz, dziękuję wam obu, za dołączenie do nas dzisiejszego wieczoru. Mamy nadzieję, że wpadniecie do domu z wizytą, nawet, jeśli ty kochana, zatrzymałaś się w domu swojego ojca. Z przyjemnością zjadłabym z tobą jutro drugie śniadanie i opowiem ci o ślubnych pomysłach, żebyś mogła powiedzieć mi, co o nich myślisz. Splata ręce na piersi, przyciskając je tak, że unoszą się bardziej ku górze, dokuczając mi bardziej, posyła matce niewielki uśmiech. – Z pewnością, zadzwonię do ciebie rano. Zaraz po tym, oboje z ojcem wskakują do swojego auta i znikają w korku, zostawiając mnie i Raven, stojących wspólnie z boku ulicy. Macham ręką w powietrzu, przywołując taksówkę i obserwując, jak powoli podjeżdża do nas wzdłuż krawężnika. Odwracam się, wskazując na drzwi od pasażera. – Możesz wziąć tą. Ja przywołam sobie następną.
Jej oczy przesuwają się w moim kierunku. To pierwszy raz dzisiejszego wieczoru, kiedy nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy i faktycznie wpatruje się we mnie, zamiast posyłać gniewne spojrzenie. Dziwne, nieprzyjemne wibrowanie, które czułem pomiędzy nami całą noc, wydaje się lekko unosić, od momentu, kiedy nasi rodzice odjechali. - Okej, dzięki, Linc – odpowiada, posyłając mi coś, na wzór uśmiechu. Szybko chwytam za klamkę, aby otworzyć przed nią drzwi. - Miło było cię zobaczyć, Złośnico. Jak tylko jej umysł zarejestrował przezwisko, jej oczy rozjaśniły się na chwilę, kiedy uniosła na mnie swoje piękne zielone oczy, po czym wślizgnęła się na tylne siedzenie. Poprawia sukienkę, która podniosła się ukazując jej nogi i niesamowite uda. Zauważam delikatny rumieniec na jej policzkach, kiedy przyłapuje mnie na wpatrywaniu się w jej zabójcze nogi. - Dobranoc, Linc. - Dobranoc – odpowiadam, kiwając do niej głową, zanim zatrzaskuję drzwi i uderzam w dach taksówki. Zaraz po tym, powoli znika w labirynt uliczek San Francisco, zostawiając mnie na ulicy z walącym sercem i wirującą głową. Czuję się tak, jakby nagle cofnął się czas i wszystkie zgromadzone we mnie uczucia, zalewały mnie z powrotem, powoli pokonując złość, którą trzymałem w sobie przez ostatnie trzy miesiące.
Rozdział 4
Echo głosów z pokoju gościnnego dochodzi aż na górę, kiedy ubrany, wychodzę z pokoju, żeby spędzić cały dzień z ojcem w klubie golfowym. Schodząc w dół, słyszę coraz głośniejsze rozmowy ludzi, poprzedzone śmiechem. Wystarczającą ilość razy słyszałem ten śmiech, żeby rozpoznać go wszędzie. Jak tylko słyszę, ją, całe moje ciało drętwieje. Raven. Przejeżdżam ręką po twarzy, po czym robię głęboki wdech, starając się uspokoić pędzące serce. Co do cholery jest ze mną nie tak? Muszę zebrać się do kupy albo to będą długie dwa tygodnie. Przechodząc korytarzem, rozglądam się dookoła i zauważam, Raven i Vivian, stojące obok siebie i patrzące na coś na iPadzie, Vivian. – To wszystko jest takie wspaniałe, mamo. To będzie przepiękna ceremonia. – Mówi, Raven, przyglądając się badawczo czemuś, czym, jak sądzę, są zdjęcia miejsca w Napa Valley, gdzie odbędzie się wesele. Dzięki, Bogu, że jest tam pole golfowe, bo właśnie tam, będę się przez cały czas ukrywał. - Linc! Twój tata jest na zewnątrz, w garażu, doprowadzając do użytku twoje kije golfowe. Powiedział, że jak będziesz gotowy, to masz się tam skierować – krzyczy do mnie, Vivian, o mało, co nie przyprawiając mnie o atak serca, którego i tak już jestem bliski. Jestem pieprzonym bałaganem i wszystko dzięki, Złośnicy, która wróciła do miasta. Nienawidzę tego, że nie potrafię się jej pozbyć, jak każdej innej dziewczyny, którą spotkałem. Zatrzymuje się przy wejściu dzielącym duży pokój od kuchni, zmuszając się do uśmiechu. – Spoko, dzięki. Widzę, że wy, dziewczyny macie dzień zapełniony zabawą, robiąc te całe babskie ślubne głupoty. Ja będę się dobrze bawił pijąc piwo i rozbijając. To znaczy, uderzając piłeczki całe popołudnie. - Nic nie mogę na to poradzić, lecz zauważam ukradkowe spojrzenia, Raven. Posyłam jej swój szeroki uśmiech, topiący dziewczęce majteczki, któremu zwykle laseczki, nie potrafią się oprzeć. Natomiast wewnątrz śmieje się, widząc, jak jej policzki czerwienieją. Nerwowo chowa włosy za ucho, zanim ponownie kieruje swoją uwagę na rzeczy związane ze ślubem, usiłując mnie ignorować. Nie słyszę od niej żadnego słowa, ale za to, Vivian, wydaje z siebie łagodny, beztroski chichot, posyłając mi kolejny szeroki uśmiech, nim wraca do rozmowy na temat kwiatów, które wybrała na ceremonie.
Nie chcąc ryzykować zaśnięcia na stojąco, wybieram najkrótszą drogę do lodówki, żeby zabrać piwo i kanapkę z mięsem, aby zjeść szybki lunch zanim wyjdziemy. Łapię się na tym, że powoli przeżuwam każdy kęs, czekając, żeby zobaczyć, Raven, czy wejdzie po coś do kuchni. Jestem masochistą. Rozsądny, Linc, zabrałby kanapkę z sobą do samochodu i zjadł ją w drodze. Jednak, rozsądny, Linc, zniknął, tej nocy, kiedy pieprzył, Raven. Zamiast tego, krążę dookoła w nadziei, żeby dobrać się do niej w kuchni …, żeby co? Zmieniam się, patrząc na siebie? W dalszym ciągu jestem na nią wkurwiony, ale łapie się na tym, że im większą mam złość w sobie, tym większą mam potrzebę by pieprzyć ją intensywnie. W końcu, kończę kanapkę, porzucając pomysł zobaczenia jej, po czym spłukuję talerz, zanim wkładam go do zmywarki. Jak tylko, zamykam drzwiczki i chwytam za piwo, słyszę odgłos szpilek stukających o płytki za mną. Łapię ostro powietrze, odkładając pustą butelkę do kosza, po czym odwracam się i widzę, Vivian zmierzającą w kierunku lodówki. Staram się ukryć wyraz rozczarowania, że osobą, którą widzę, nie jest, Raven. Robię wszystko, co mogę, żeby nie iść do salonu, próbując pogodzić się z nią wymyślając jakieś kiepskie wymówki, tylko po to, żeby z nią porozmawiać. Zamiast tego, zmuszam stopy do ruchu w kierunku garażu, krzycząc sam na siebie po raz setny, że muszę, otrząsnąć się z tego cholerstwa, czy jakiegokolwiek uroku, jaki na mnie puściła. Pieprzenie tej dziewczyny, nie pomogło mi uwolnić się z tego całego gówna, w którym utknąłem. Nic nie działa, nie ważne, jak bardzo się staram. Muszę znaleźć sposób na to, żeby wrócić do tego, jaki byłem przed tymi całymi szalonym, uczuciowym gównem, które zaatakowało moje cholerne życie. Mam przed sobą osiemnaście dołków, żeby wpaść na jakieś olśniewające pomysły. Miejmy nadzieję, że na koniec dnia wpadnę na jakiś wykonalny plan, zanim stracę rozum i wszystkie piłki.
*****************
Po całym gównianym dniu, jestem gotowy, żeby wyluzować się z przyjaciółmi. Miałem najgorszą grę w golfa w życiu, dlatego też, teraz potrzebuję zatopić smutki w lokalnym pubie , do którego zwykle chodzimy z kumplami. Potrzebuję alkoholu i kobiet, żeby uciszyć niekończący się gwar w swojej głowie. Mój ojciec nie opierał się pokusie rozwalenia mnie w drobny maczek podczas gry, przez całe popołudnie. Obwiniał mnie, że jestem skacowany po wczorajszym piciu. Jednak rzeczywistość jest taka, że to wszystko jest winą, Raven. Siedzi w mojej głowie, że ledwo mogę myśleć.
Wysiadam z taksówki, kierując się w stronę małego baru, po czym szukam wzrokiem naszych stałych miejsc, kierując się do Maca, Taylora i Kyle’a. – Pijemy chłopaki – mówię, kiwając głową, jednocześnie wślizgując się na swoje miejsce. Jak tylko zauważa mnie barman, podaje mi piwo, Bud Light. Chętnie przyjmuję go, odkręcając kapsel i rozkoszując się pierwszym łykiem. Było dzisiaj strasznie gorąco na polu golfowym, dlatego też, porzuciliśmy picie piwa, w zamian pijąc wodę. Ostatnią rzeczą, jaką potrzebowałem było dodanie udaru mózgu do listy tego, dlaczego dzisiejszy dzień jest taki zjebany. - Nic specjalnego. To był całkiem luźny dzień. Graliśmy na Xboxie większość popołudnia. Co ty robiłeś? – pyta, Mac, pochylając się na przedramionach i przyglądając się mi badawczo. Nie ma takiej opcji, żebym powiedział im, jak wyglądał mój dzień, więc zamiast tego, mówię: - Cały dzień byłem na polu golfowym, a wy chłopacy jak tam, obczailiście już miejsce? Zawsze obserwujemy miejsce, kiedy zaczyna się powoli napełniać, sprawdzając grupki potencjalnych koleżanek do łóżka na wieczór. Wszyscy, oprócz, Kyle’a, który niespodziewanie rozpoczął związek i ma stałą dziewczynę. Weekendami, miejsce to, jest zawsze naładowane dzieciarnią z college’u i stałymi klientami. To idealne miejsce, jeśli chcesz napić się drinka, zagrać w bilard, lotki i porozmawiać z kumplami. Nienawidzę nocnych klubów. Wielu ludzi stąd chodzi do lokalnych klubów, ale ja staram się unikać ich, jak tylko mogę. Od czasu, do czasu, faceci chcą wyjść do jakiegoś, żeby znaleźć gorące turystki do bzyknięcia. Jednak, większość czasu, to tutaj właśnie się spotykamy. Taylor, który w denerwujący sposób odpycha palcami etykietkę z piwa, przerywa, odpowiadając mi. – Jest grupa lasek w tylnym boksie. W większości pięcioosobowa, ale są też dwie, trzy, czy ośmiu. Szczęśliwe dla mnie, tylko trzech z nas chce ściągnąć im majteczki, ale szanse są na moją korzyść. Wszyscy zawsze wiedzą, że to ja, dostaję najgorętszą z grupki, którą obserwujemy. Dziewczyny po prostu nie potrafią mi się oprzeć, a kiedy nauczą się już, że to ja jestem, Linc, walczą miedzy sobą, która pojedzie ze mną do domu. To jest do bani, jeśli chodzi o Tylera i Maca, ale nie mają powodu, żeby się wkurwiać. Zawsze wychodzą z jakąś laską chętną do przejażdżki na ich kutasach. Z pewnością, są drugim ich wyborem, ale jest to pewne jak cholera, niż powrót do domu i masturbowanie się przy tanim szajsowatym pornosie z internetu. - Zatem, na co barany czekacie? Kupmy dziewczynom kolejną … jakikolwiek ulubiony rodzaj alkoholu wybiorą dzisiejszego wieczoru. Chodźmy tam, sprawdzić, która z tych ślicznotek jest sama. – Nawet, jeśli, któraś z nich nie jest sama, to i tak wyjdę z jedną z nich, kończąc wieczór mając ją pod sobą i rozkoszując się wielokrotnym orgazmem, który będę z nią miał.
Na szczęście, Taylor i Mac, mają dodatkową sypialnie, do której planowałem się dzisiaj wybrać. Nie chciałem powtórki z wiosny, przyprowadzając dziewczynę do domu, Vivian. Nie potrzebuję niespodziewanego pojawienia się, Raven, w domu jej matki, żeby zrujnowała moje plany wsadzenia kutasa będącego w desperackiej potrzebie. Tak długo, jak jestem wystarczająco pijany i cholernie twardy, myśli o, Raven, powinny odpłynąć w mgłę San Francisco, a jeśli mam szczęście zgubią się gdzieś nad oceanem i nigdy nie wrócą.
Rozdział 5
Po godzinie robienia z siebie idioty i użycia wszystkich swoich sztuczek, mam na kolanach zachwycającą blondynkę, ubraną w ledwo, co opiętą sukienkę. Jesteśmy w boksie należącej do niej i jej koleżanek. Taylor, siedzi naprzeciwko mnie z powalającą na łopatki, dziewczyną. Ma czekoladowe, nieskończenie długie nogi i najbardziej intensywne migdałowe oczy, koloru zielono, brązowego. Zdecydowanie zaliczamy najwyższą stawkę dzisiejszego wieczoru. Na nieszczęście dla Maca, reszta dziewczyn jest albo za brzydka, żeby je pieprzyć albo wyszła dalej na miasto, nie chcąc porzucić swoich facetów na jedną przygodną nockę z nim. To jednak go nie zasmuca. Zamiast tego, łazi po całym barze i w końcu widzę go, jak flirtuje z jakąś cholernie gorącą starszą kobietką. Ostatecznie, okazuję się, że noc jest dla nas łaskawa. Kyle, właśnie się urwał, ponieważ jego dziewczyna – znana również, jako laska trzymająca kolesi za jaja – ma go na krótkiej smyczy, chcąc, żeby był w domu przed północą. Odgłos zatrzaskiwanych drzwi baru, niesie się przez pomieszczenie pełne śmiechu, głośnych rozmówi i muzyki z nagłośnienia. Kieruje oczy w stronę głównego baru, po chwili wracając spojrzeniem jeszcze raz, kiedy zauważam, Raven, Tessę i dwóch gogusi idących z nimi. Nie rozpoznaje chłopaka, trzymającego rękę na drobnych plecach Tessy, ale drugiego osła z łapami wokół, Raven, od razu. To Bryant Jones. Jest synem wspólnika Vivian w jej firmie prawniczej i nikim innym, jak sztywnym, aroganckim dupkiem, który jak słyszałem wsadza swojego kutasa wielkości zabawki w za ciasne rurkowate jeansy, które ma ubrane w tym momencie. Uśmiecham się do siebie, czując swojego fiuta - nie obchodzi mnie, jak bardzo próżnie to brzmi, gdyż podskakuje na sam jej widok. Słyszałem opinię wielu kobiet na jego temat, dlatego też mam prawo się nim szczycić, nie będąc przy tym jakimś durniem, jak stojący tam, Bryan, pieprzony Jones. Blondynka na moich kolanach chichocze patrząc na mnie szklistym wzrokiem, zakładając, że mój kutas stwardniał, gdyż, to ona siedzi na mnie, co jest tylko w połowie prawdą. Jestem facetem, dlatego też, oczywiste jest to, że mam wzwód z powodu gorącej ocierającej się o mnie laseczki. Widząc, Raven, mój kutas ponownie odczuwa znajomy ból, stając się przy tym odrobinę bardziej podekscytowany.
Tylor zauważa moje spojrzenie skierowane na bar i odwraca się przez ramię, by zobaczyć, co też wzbudziło moje zainteresowanie. Nim dostrzega, Raven i Bryanta, posyła mi spojrzenie mówiące „ nie schrzań tego”, przyciskając mocniej dziewczynę siedzącą na jego kolanach. Nic nie mogę na to poradzić, lecz wywracam oczami. Oczywiście, przez głowę w sekundę przebiegają mi myśli, żeby podejść tam, do, Raven, i wyciągnąć ją z baru. Nie ma jednak takiej opcji, za żadną cholerę, tego nie zrobię. Wtedy wszyscy w barze dowiedzieliby się, że coś wydarzyło się między nami. Nawet, zanim zdążylibyśmy wejść do taksówki, Bryant, zadzwoniłby do swojego tatuśka, mówiąc mu, jak przyszły pasierb Vivian w barbarzyński sposób wyciągnął swój tyłek z baru, z Raven, na swoim ramieniu. To z pewnością wywołałoby u niego tak serca, rujnując małżeństwo, zanim się jeszcze zaczęło. - Co powiesz na grę w lotki? My przeciwko waszej dwójce. – Mówię do, Tylora, wskazując na nas i dziewczyny na dzisiejszy wieczór. Ich przyjaciele potakują nam, mówiąc, że uwielbiają oglądać jak gramy. Po chwili zaczynają nawet robić zakłady, który z nas wygra, powodując, że gra staje się bardziej interesująca. Ashley, blondynka siedząca na moich kolanach, wstaje, posyłając mi uwodzicielskie spojrzenie, kiedy poprawia sukienkę, która odsłoniła jej uda. – Nigdy wcześniej nie grałam w lotki. Dasz radę potrenować ze mną, zanim zaczniemy grę? – pyta słodko, chwytając mnie za rękę. - Z przyjemnością. Odwraca się tak, że mam ją przed sobą, po czym ciągnie mnie w kierunku tarczy do gry, znajdującej się na przeciwległej ścianie, kręcąc tyłeczkiem na boki. Nie mogę nie ulec pokusie, mając przed sobą, taki tyłeczek. Jednym szybkim ruchem, moja ręka ląduje na nim, powodując, że piszczy, a jej chichot niesie się po całym barze. Spogląda na mnie przez ramie, przygryzając uwodzicielsko wargę, co powoduje, że mój kutas pulsuje, na samą myśl o tych ustach ssących go. Ponieważ jestem dupkiem, z ciekawości odwracam się od ,Ashley, zerkając w stronę baru, gdzie w dalszym ciągu siedzi, Raven i Bryant, i próbuję zobaczyć, czy, Raven, zauważyła moją obecność i to, że nie jestem tutaj sam. Mroczne spojrzenie, jakie mi posyła, utwierdza mnie w przekonaniu, że zostałem zauważony. Mrugam do niej, po czym odwracam się do blondynki, łapię ją za biodra, przyciskając do siebie i szepczę do ucha: - Złap za lotki, kochaniutka, tak, żebym mógł pokazać ci, jak to się robi. – Czuję, jak drży, kiedy przejeżdża paznokciami wzdłuż mojego ramienia. - Okej. - Wysuwa się z mojego uścisku, po czym zaczyna zbierać lotki z tarczy. Krocząc dumnie w moją stronę, podaje mi lotkę i mówi: - Jestem gotowa na rozpoczęcie lekcji.
- Odwróć się, kochaniutka. – Staję za nią, przesuwając ręką w dół jej ramienia, zadowolony, jak łatwo działa na nią kit, który jej wciskam. Kobiety są takie naiwne. Myślę, że to jest właśnie jeden z powodów, dlaczego nie potrafię przestać myśleć o, Raven. Była moim pierwszym i jedynym wyzwaniem. Musiałem przedrzeć się przez jej mury, zanim dostałem się do jej łóżka. Zakład, czy nie, wiem, że zgodziła się na ten cholerny zakład, ponieważ, gdzieś tam w środku chciała mojego fiuta tak bardzo, jak ja jej słodkiej cipeczki. Chwytam dłoń, Ashley, zaczynając demonstrować, najlepszy sposób, żeby rzucić lotką. Ściskam jej biodro swoją wolną ręką, przesuwając usta z powrotem w stronę jej ucha. – Teraz skup się na środku tarczy. Mój sekret polega na tym, że myślę o osobie, która szczególnie mocno mnie dzisiaj wkurwiła, wyobrażając sobie jej twarz właśnie tam, na środku tarczy. Wyceluj, upewniając się, że użyłaś dość siły wykonując rzut, tak, żeby wbiła się w tarczę, bo w innym przypadku odskoczy, spadając na podłogę, dając ci zero punktów. Kiwa głową, robiąc wszystko tak, jak jej wcześniej powiedziałem. –Myślę, że załapałam. Teraz, sprawdźmy, czy uda mi się to zrobić, czy też okażę się całkowitą idiotką. – Śmieje się, będąc gotowa do pierwszego rzutu. Wyobrażam sobie przed sobą dupka, Bryanta, kiedy pomagam, Ashley, rzucić pierwszą lotkę. Leci, lądując zaraz obok środka tarczy. – Całkiem dobrze, jak na pierwszą próbę. – Komplementuję ją, na co ona, piszczy, wirując wokoło i podskakując z podekscytowania. Kiedy wskakuje w moje ramiona, obejmując rękami szyję, odwracam się lekko, łapiąc kątem oka wzrok, Raven. Ona, Tessa, Bryant i jego przyjaciel w dalszym ciągu stoją wokół stołu bilardowego, kilka metrów dalej, wyglądając, jakby byli gotowi do wspólnej gry. Zanim udaje mi się odwrócić wzrok na, Taylora i grupkę dziewczyn, z którą jesteśmy, moje oczy napotykają oczy, Tessy. Przygląda się mnie i Ashley, która w tym momencie dalej zawieszona jest na mojej szyi, zanim pochyla się i szepcze coś do ucha, Raven. Do cholery, nie wiem, jaki ma problem. Były względem mnie największymi zdzirami, od nocy, w której, cała ta kiepska sytuacja w domu, Raven, miała miejsce. Ciągle się głowię, dlaczego wtedy, Raven, tak bardzo się zdenerwowała. Nigdy nie utrzymywałem, że jestem facetem, mającym tylko jedną kobietę, a my z pewnością nie byliśmy parą. Pieprzyliśmy się i tyle. Bzykałem wiele kobiet w swoim życiu, wie o tym. Wie także, kim jestem – dobry, zły i szczery jak nie wiem. Jednak, nie rozumiem, dlaczego do cholery, ona i jej mała „psiapsiółka”, wyglądają tak, jakby chciały rzucić we mnie sztyletami, za każdym razem, kiedy mnie widzą. Nie zrobiłem nic nadzwyczajnego, przyprowadzając tą laskę ze sobą do domu.
Z drugiej strony, to ja powinienem być tym, który zachowuje się, jak kutas, traktując je, jak gówno. Szczególnie od momentu, kiedy wykorzystały mnie dla zabawy podczas wiosennej przerwy. Laski, są najbardziej pogmatwanym gatunkiem na całej cholernej planecie. Nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek byli w stanie w pełni zrozumieć, dlaczego ich mózgi pracują w taki, a nie inny sposób. To jedna z najbardziej szalono-dupiatych zagadek, która nigdy nie będzie rozwiązana. - Idę po następne piwo do baru, a wy dziewczęta ćwiczcie, gdyż mam w planie podarować zwycięscy jakieś ekstra pieniądze zalegające w moich kieszeniach. Taylor, krzyczy moje imię, kiedy kieruję się w stronę baru. – Linc! - Taa? – wołam w tym szalonym hałasie głośnych rozmów. - Weź dla mnie piwo, oki? Kiwam mu głową, torując sobie drogę pomiędzy, Mackiem i starszą kobietą, z którą flirtuje już ponad godzinę. Klepię go w ramię, przy okazji posyłając jego pani jeden z moich topiących majtki uśmieszków, zanim macham do barmana, wskazując, że chcę dwa piwa. – Gramy w lotki z tamtą grupką dziewczyn, które poznaliśmy wcześniej. Nie byłem pewien, czy chcesz grać, czy oglądać. Kręci głową, zanim kieruje swoją uwagę na dziewczynę za mną. – My już wychodzimy, złapię cię później. Obserwuje, jak schodzą ze stołków barowych i znikają w noc, kiedy barman stawia przede mną dwie butelki piwa. – Dzięki. – Mówię, kładąc dziesięć dolców na barze, po czym kieruje się do wszystkich.
************************
Dwie godziny mijają, nawet nie wiem, kiedy. Nie ważne, jak bardzo staram się ignorować fakt, że, Raven, jest tak blisko mnie, nawet jeśli jest z Bryntem, to mimo to, nie potrafię cieszyć się nocą z kumplami. Normalnie, bawiłbym się, jak nigdy w życiu z lejącym się piwkiem, wspaniałym towarzystwem i super gorącą laseczką, szepczącą różne sprośne rzeczy do mojego ucha, które samą prostytutkę przyprawiłyby o rumieniec. Oto jestem, czując się, jak zbolały kutas, kiedy barman krzyczy, że to już ostatnie zamówienie przez zamknięciem baru. Właśnie teraz, powinienem wyciągnąć, Ashley, z baru i wsadzić do taksówki, ale zamiast tego, przeciągam to, aby sprawdzić, czy, Raven, wyjdzie sama z Tessą, czy razem z, Bryntem.
Nie mam prawa być zazdrosnym. Tak, jak wcześniej wspominałem, nie byliśmy wcześniej niczym więcej, jak przygodą seksualną na jedną noc. Dodatkowo, od dwóch godzin walczę z pragnieniem walnięcia pięścią w jego ,cholerną twarz, za każdym razem, jak kładzie na niej swoje łapska. - Chłopaki możecie iść i poczekać na taksówki. Ja szybko idę się odlać. – Oznajmiam, Taylorowi i dziewczynom, zanim kieruję się w stronę toalet. Muszę na chwilę być sam, próbując pozbierać myśli, zanim pojedziemy do, Taylora, chaty. Stojąc w łazience przez kilka minut, w końcu, czuję się na tyle dobrze, żeby z niej wyjść. Popycham drzwi próbując wydostać się z baru i od, Raven, tak szybko, jak to tylko możliwe nie zderzając się przy tym z kimś. To ciasny kąt na końcu baru, gdzie toalety mężczyzn i kobiet są zaraz koło siebie. Niestety, to nie pierwszy i ostatni raz, kiedy uderzę w kogoś próbując wejść, czy wyjść z łazienki. Najgorsze jest wtedy, gdy jesteś zalany, gdyż twój czas reakcji jest dużo bardziej opóźniony, tak, jak mój w tym momencie. Wyciągając rękę, chwytam się jakiejś osoby, łapiąc ją zanim upadnie na tyłek. Jak tylko moja ręką dotyka ramion tej osoby, ciepły prąd przebiega przez całe moje ciało. Unoszę oczy w górę, napotykając ciemne, burzowo diamentowe tęczówki, Raven, wpatrujące się we mnie z wyrazem zaskoczenia, kiedy jej usta rozchylają się lekko. - Przepraszam… - milknę, robiąc krok w tył. - Spoko. Powinnam zwracać większą uwagę na to, gdzie idę. To jest tak, jak się idzie i pisze wiadomość. To na serio bardziej niebezpieczne, niż sądzisz. – Wydaje z siebie najseksowniejszy śmiech i przez chwilę, czuje się jakby cała uraza pomiędzy nami całkowicie zniknęła. Kciukami delikatnie pocieram jej ramiona, jednocześnie oblizując wargi, by wydobyć odrobinę wilgoci ze swoich, już zaschniętych, ust.Raven powoduje, że każdy centymetr mojego ciała wariuje, za każdym razem, kiedy znajdę się w jej pobliżu. Serce bije mi tak mocno, że ledwo, co potrafię złapać oddech. Jest tyle rzeczy, których chcę jej powiedzieć, ale nie umiem znaleźć właściwych słów. Obwiniam za to alkohol, czy też szok spowodowany wpadnięciem na nią po nocy unikania siebie nawzajem. Czuje jednak, że cały mój świat wiruje wokół osi, kiedy stoimy tam sami na tyłach baru. Iskra między nami jest wciąż obecna, co oznacza, że w ciągu tych ostatnich trzech miesięcy ani trochę nie wyblakła. - Cóż, lepiej pójdę. – Spogląda za siebie, w kierunku baru, gdzie, Bryant i Tessa, wyglądają jakby na nią czekali. Wzmacniam uścisk, a myśl o tym, że wyjdzie z tym dupkiem podnosi mi ciśnienie. Niechętnie, w końcu, puszczam jej ramiona, ale unoszę dłoń do jej policzka. – Ja także. Wszyscy już pewnie siedzą w taksówkach, przeklinając mnie za tak długą zwłokę. – Miło było cię zobaczyć, Złośnico. – Nie wiem, dlaczego, ale nie umiałem nazwać ją jej imieniem. Dla mnie, ciągle była, Złośnicą, nie ważne, co zaszło między nami.
Ksywa, powoduje, że jej ciało sztywnieje pod moim dotykiem, a powieki trzepoczą. Zauważam, że jej pierś zaczyna unosić się i opadać szybciej, kiedy w końcu, nasze ciała odrywają się, ja odsuwam się od niej. Obejmuje rękami ciało, przestępując nerwowo z nogi na nogę w swoich wysokich szpilkach, zanim spogląda na mnie. – Linc… zanim pójdziesz, chciałam zapytać, czy znajdziesz czas w tym tygodniu, byśmy mogli zjeść razem lunch w klubie. Dużo myślałam przez ostatnich kilka dni i cóż, pomyślałam, że moglibyśmy nieco złagodzić sprawy między nami. Nie potrafię poradzić sobie z cała tą niezręczną sytuacją pomiędzy nami, szczególnie, że w następny weekend jest wesele. Wszystko będzie dużo łatwiejsze, jeśli usiądziemy i porozmawiamy o wszystkim. Wow. Po trzech miesiącach, w końcu, chce rozmawiać? Wiem, że początkowo olałem ją, ale miała mnóstwo czasu, żeby ponownie spróbować, po daniu mi szansy na ochłonięcie. Wkładam ręce w kieszenie, patrząc na nią z obojętnym wyrazem twarzy. Nie chcę, żeby mnie przejrzała i weszła w moją głowę. Jest w niej i tak wystarczającą ilość czasu, nawet bez próbowania wejścia w nią. Nie jestem chętny do otwarcia się przed nią bardziej. Szczególnie teraz. - Spoko. Napiszę do ciebie w tym tygodniu i możemy spędzić razem dzień. Zdecydowanie musimy znaleźć sposób, żeby zapomnieć o całym tym gównie, które wcześniej miało miejsce. Wiem, że byłem kutasem, kiedy, to ty próbowałaś porozmawiać ze mną zanim wyjechałaś do szkoły. Przykro mi. Oboje powiedzieliśmy sobie rzeczy pod wpływem chwili. Myślę, że teraz, po trzech miesiącach, kiedy już ochłonęliśmy to będzie najlepszy moment na stawienie temu czoło. Posyła mi delikatny uśmiech, mówiąc: - Okej, świetnie. Zatem, zgaduję, że widzimy się później. Dobranoc, Linc. - Noc, Złośnico. Zachowaj ostrożność. – Podchodzę do niej szybko i zanim potrafi zareagować, schylam się, składając na jej policzku delikatny pocałunek, po czym, odwracam się i kieruję w stronę ciepłej, letniej nocy. Wdycham świeże, wilgotne powietrze, przesuwam ręką po włosach i rozglądam się w poszukiwaniu reszty. Zauważam żółtą taksówkę na ulicy. Wiem, że jest tam, Taylor, Ashley i jej przyjaciółka, którzy czekają na mnie, żebyśmy pojechali do niego na chatę. Jednak, niespodziewanie tracę ochotę, żeby wracać z nią do domu, dlatego też, wyciągam telefon i piszę, Taylorowi, szybką wiadomość.
Nie czuję się za dobrze. Chyba za dużo wypiłem. Wracam prosto do domu. Powiedz, Ashley, że mi przykro. Dla twojej wiadomości… po sposobie, w jaki wcześniej ze mną rozmawiała, nie wątpiłbym, że szybko znajdzie się pod tobą.
# stuknij te dupeczki, bracie#
Dzwonię po taksówkę, prosząc, żeby podjechali po mnie, blok dalej, po czym kieruję się w tamtą stronę. Wiem, że jeśli, będę się tutaj kręcił, Taylor, będzie próbował mnie przekonać do pojechania z nimi. Teraz, jedyne, czego chcę, to pojechać do domu, położyć się i miejmy nadzieję, zrobić mózgowi przerwę od myślenia o niej. Nawet, jeśli to będzie tylko na kilka godzin.
Rozdział 6
Minęły trzy dni odkąd wpadłem na, Raven. Od tamtej nocy ledwo śpię, myśli o niej nie potrafią opuścić mojej głowy. W domu matki nie było jej od ostatniej soboty i zacząłem sądzić, że zmieniła zdanie, co do naszego wspólnego lunchu, aż do dzisiejszego ranka, kiedy dostałem wiadomość, czy jestem wolny popołudniu. Teraz, siedzę sobie na patio, sącząc mrożoną herbatę i czekając na nią, żebyśmy wspólnie pojechali do klubu golfowego. Najpierw, upierała się, aby spotkać się na miejscu, ale przekonałem ją, że to głupi pomysł, żeby w to samo miejsce, jechać dwoma samochodami. Dom jej ojca znajdował się kilka przecznic stąd. Odgłos otwieranych i zamykanych drzwi na patio, budzi mnie z zamroczenia. Wiercę się na krześle, zerkam za siebie i na moment moje serce zamiera, po czym ponownie zaczyna uderzać. Raven.Jej rude włosy związane są w wysoki kucyk, ubrana jest w perłowy naszyjnik, takie same małe kolczyki, kwiecistą sukienkę i buty na koturnie. Ciepły letni wiatr wiejący z ogrodu za domem, powoduje, że jej włosy powiewają. Posyła mi nerwowy uśmiech, starając się przytrzymać ręką spódniczkę, którą wiatr próbuje poderwać. - Hej. – Jej głos brzmi łagodnie, bez krzty złości i obrzydzenia. Powoli idzie przez patio. Zatrzymuje się i opiera o szklany stolik obok mnie. Moje oczy wędrują po jej ciele, zanim lądują z powrotem na twarzy. - Cześć, Złośnico. – Złośliwy uśmiech pojawia się na mojej twarzy, kiedy obserwuję, jak jej twarz robi się szkarłatna. Odchrząka, po czym przewraca oczami na usłyszane przezwisko, nie potrafiąc jednak ukryć uśmiechu, który chce pojawić się na jej pięknych ustach. - Gotowy? – Zsuwa się ze stołu, robiąc krok w tył, wytwarzając dystans pomiędzy nami. Zgaduję, że nie ma, co przedłużać, tego, co nieuniknione. Możemy w końcu iść na ten cholerny lunch i mieć tą „rozmowę” z głowy. Podnoszę się z miejsca, zatrzymuję za nią i trzymam ręce z tyłu. – Zaraz po tobie. – Wydając z siebie łagodny jęk, obserwuję jak dumnie kroczy przede mną do domu. Najpierw, robię za nią kilka kroków, ale jak tylko wychodzimy z domu, staję obok, podnoszę rękę do jej pleców, kiedy naciskam guzik odblokowania przy łańcuszku na klucze. Zauważam, że gwałtownie wciąga powietrze i lekko się napina pod wpływem dotyku mojej dłoni. – Spokojnie, Raven – szepczę jej do ucha, nim otwieram jej drzwi auta od strony pasażera. Czuję, jak delikatnie
drży pod moją ręką, zanim odsuwa się i wskakuje na siedzenie. Zatrzaskuję za nią drzwi, po czym siadam na miejsce kierowcy. Jedziemy w ciszy. Po kilku minutach, siedząca obok mnie, Raven, zaczyna cicho śpiewać wspólnie z Arvil Lavine’s, piosenkę Give You What You Like. Łapię się na tym, że denerwuje mnie to, jak śpiewa o obejmującym ją, pijanym facecie oraz o tym, jak mówi mu, że pozwala mu nazywać się jego, tylko na dzisiejszy wieczór. To tak, jakby śpiewała o naszej wspólnej nocy. Powoduje to, że chcę jej bardziej, niż dosłownie pięć sekund wcześniej. Kiedy dodaje śpiewając, pytając – Czy to miłość? Może pewnego dnia?, dławię się własną śliną, próbując ją przełknąć. Mimo, że jest to tylko tekst piosenki płynący z jej ust, czuję się, jakby na serio kierowała go do mnie. Przeraża mnie całe to gówno, ponieważ maleńka część mnie, czuję się tak, jakby wszystko było inne, a ona była jedyną dziewczyną, będącą w stanie spowodować, iż będę chciał od życia więcej, niż tylko szybkiego, nic nieznaczącego seksu. Uwielbiam słuchać, jak śpiewa. Wiem, to jeszcze jeden powód, że nie przekraczamy granicy będąc razem sam na sam, gdyż jest jedyną z osób, o której nie potrafię przestać myśleć, nie ważne, jak bardzo się staram. Wiesz, kiedy zakochujesz się w kimś, nawet, starając się być z boku, słuchając jak śpiewa przez godziny niezgodnie z tonacją i modląc się, żeby nigdy nie przestała. Może nie jest najlepszą piosenkarką na świecie, ale kiedy zatraci się na chwilę, odpływając, to wygląda jeszcze bardziej zachwycająco. Obserwowałem ją kiedyś, jak siedziała wygodnie przy basenie ze swoim iPodem, śpiewając razem z Carrie Underwood, Beyond Redemption i innymi artystami, więcej razy, niż mógłbym zliczyć. Po kilku minutach, podjeżdżamy do klubu. Facet od odprowadzania samochodu zabiera go od nas, a ja wraz z Raven, kieruję się do środka. Jest ciepły słoneczny dzień, dlatego też, proszę, abyśmy dostali stolik z widokiem na pole golfowe. Jesteśmy kompletnie sami z powodu pory dnia. Mam nadzieję, że miejsce, w którym nas ulokowano spowoduje, że uda nam się o wszystkim porozmawiać i wyłożyć karty na stół. Oby udało się to w trakcie tego lunchu i nie zostanę z tym wszystkim sam. Zawsze mniej więcej przedstawia się to tak samo, nie ważne, jak bardzo się staram, kiedy jestem w jej pobliżu, zawsze palnę coś, co podnosi jej ciśniecie i zaczyna rzucać we mnie obelgami. - Jak do tej pory mijają ci wakacje? – pytam, po tym, jak robię łyk piwa, popijając burgera. Stwierdzam, że najlepiej zacząć tą całą rozmowę powoli. Oczy, Raven, zatrzymują się na kaczkach pływających w stawie poniżej nas. Unika kontaktu wzrokowego już od dwudziestu minut, odkąd rozmawiamy sobie zwyczajnie o tym, jak idzie jej w szkole, a mnie w golfie.
- Ojcu udało się, pomóc mi w otrzymaniu pracy na wakacje. Pracuję, jako stażysta, za darmo. Długie dni i długie godziny pracy, są jednak warte doświadczenia, jakie tam zdobywam. Wspieram tamtejszych naukowców, którzy aktualnie pracując razem zajmują się suszą w Karolinie Południowej. To przerażające widzieć straszliwe efekty w miejscach niegdyś będących pięknymi i zachwycającymi, a teraz wysychającymi. Nie są one już bezpiecznym miejscem dla wodnych roślin i zwierząt, którymi wcześniej były. Za każdym razem, kiedy zaczyna mówić o morskim życiu i stopniu naukowym, który jest jej głównym celem, widzę błysk w jej oczach, który jest niemal magnetyczny. Możecie poczuć bijącą od nich energię, która powolutku nasącza wasze ciało, powodując, że wnętrze się rozjaśnia. Nie potrafię powstrzymać uśmiechu, kiedy z taką wielką pasją opowiada o stażu. – To niesamowite, Złośnico. Widzę błysk w twoich oczach, kiedy mówisz o tym, co robisz. Masz wielki entuzjazm w związku z całymi tymi środowiskowymi rzeczami. Jest to zdecydowanie przerażające. Widziałem wideo, które wyskoczyło na moim Facebooku, dotyczące suszy. Szokujące jest widzieć jak teren wyglądał przed, a jak później. Wrzucam frytkę do ust, opierając się o krzesło i jednocześnie słuchając, jak kontynuuje temat przez kolejnych dziesięć minut, opowiadając o tym, co zaobserwowała i nawet, w czym uczestniczyła zaczynając staż. Przeszła w detale, mówiąc, że ma nadzieję, że będzie w stanie to robić, nawet, po szkole. Po jakimś czasie zauważam, że wygląda na coraz bardziej zrelaksowaną, niż ja. Czuję się, tak jakbyśmy powoli wracali do tego, gdzie byliśmy, zanim wszystko poszło niezgodnie z planem. - Co powiesz na to, żebyśmy przeszli się i porozmawiali bardziej na osobności? – pytam, odsuwając pusty talerz od siebie. Chwytam piwo, które sączę powoli podczas lunchu, po czym, podnoszę do ust i wypijam go do ostatniej kropli. Lekko kiwa głową na zgodę, dlatego też, wzywam kelnera ręką, prosząc o rachunek. Po tym, jak zamawiamy dwie butelki wody, płacę za lunch i ruszam obok, Raven, idąc chwilę w ciszy. Skubię nerwowo, plastikową etykietkę na butelce, próbując znaleźć jakieś słowa by rozpocząć rozmowę. Nigdy wcześniej tego nie robiłem i jeśli mam być szczery, nawet nie sądziłem, że kiedykolwiek będę. Jestem tutaj z nią… próbując znaleźć właściwe słowa… co do cholery? Na serio, nie mam bladego pojęcia, czego od niej chcę. Jednego jestem pewien, chciałbym zakończyć nasze popołudnie będąc z nią nago w łóżku, obejmując jej ciało. Rzeczywistość przedstawia się jednak inaczej, gdyż w przeciągu dwóch dni, będziemy lecieć do Napa Valley, stając, jako świadkowie naszych rodziców i oglądając ich ślub, co uczyni nas oficjalnie rodziną. Przesuwam rękami włosy, patrząc w kierunku zielonych pagórków, po czym zatrzymuję się na polu golfowym, na którym jestem niemal codziennie. Zatrzymuję wzrok na czwartym dołku i wszystkie
wspomnienia wracają do mnie jak bumerang. To tutaj uczyłem, Raven, grać w golfa. No, może bardziej, jak zniszczyć pole golfowe, podczas prób gry. Rozpaczliwie pragnę wyciągnąć do niej rękę i przytulić, wielokrotnie w ciągu dnia, wolny od pieprzonej rzeczywistości, jaką jest nasz życie. Nim udaje mi się wydusić z siebie chociażby jedno słowo, łapie mój nadgarstek, powodując, że dystans między nami zaczyna się zmniejszać. Spogląda przez kilka sekund nerwowo na nasze stopy, ostatecznie podnosząc na mnie oczy. Są ciemne od smutku, kiedy otwiera w końcu usta i zaczyna mówić. – Wiem, że wszystko, co między nami zaszło było szalone i obydwoje mamy swoje powody, żeby się złościć, jednak chcę ci szczerze powiedzieć, że czuję się okropnie z powodu wszystkiego, co się wcześniej stało. Przepraszam, że cię zraniłam… to nigdy nie było moim zamiarem. Patrzyłyśmy z, Tessą na cały ten głupi zakład, jak na coś zabawnego. Widziałam, jak odnosisz się względem innych dziewczyn – przez minutę w łóżku, po czym wypad, bo kolejna dziewczyna stoi w kolejce. Tessa, wiedziała, że cię lubię – cóż, nie do końca lubię, odkąd w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach czasu jesteś pretensjonalnym dupkiem. – Śmieje się, zakładając włosy za ucho, które chwilę wcześniej wiatr dmuchnął prosto na jej twarz. – Jednak, na serio podobał mi się widok, który pokazywałeś nam, na co dzień. Dodatkowo, cała ta reputacja krążąca wokół ciebie. Musiałabym być lesbijką albo zakonnicą, aby nie być ciekawą, jakby to było spędzić z tobą noc. Jej policzki robią się ciemno czerwone w tym czasie, kiedy dławię się ze śmiechu. Jest urocza, kiedy jest nerwowa.., szczególnie, gdy ze zdenerwowaniem mówi o moim kutasie. Wypuszcza moja rękę, kiedy zauważamy wózek golfowy, jadący w naszym kierunku. Mój tata jest częstym gościem tutaj, dlatego też prawie wszyscy nas tutaj znają. Nie tak bardzo, Raven i Vivan, ale rozumieją, dlaczego stara się uniknąć przyciągania na nas uwagi. Powoli wciąga i wypuszcza powietrze, zmuszając się do delikatnego uśmiechu, jednocześnie starając się zachować powagę, zanim zaczyna mówić dalej. - Skoro już wiesz, to, dlatego nazywamy cię... cóż, nazywaliśmy Zakazany. Przenigdy nie przypuszczałam nawet, że zwrócisz na mnie ponownie uwagę. Szczególnie, kiedy miałeś kobiety znacznie ładniejsze niż ja, nieustannie rzucające się na ciebie. Przerywam, biorąc jej rękę i nie przejmuję się, kto, kurwa, mógłby nas zobaczyć. Zatrzymuję na niej swoje oczy, tak, żeby zobaczyła w nich całą moją powagę. - To była najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek od ciebie usłyszałem, Złośnico, a zaufaj mi, że obydwoje wiemy, że daleko ci do bycia głupią osobą. Masz GPA, który to udowadnia. Raven, kiedy wchodzisz do pokoju, wszystkie inne dziewczyny przechodzą na drugi plan. Błyszczysz swoją naturalną pięknością. Jesteś niesamowita sama w sobie, bez dodatku sztuczności, tony makijażu i bronzera. Może tego nie widzisz, ale jestem całkowicie z tobą szczery. Jesteś piękna nawet nie próbując nią być, co powoduje, że nie tylko jesteś piękna, ale wręcz błyszczysz w moich oczach.
Odwraca się niespodziewanie, puszczając moją rękę, po czym zaczyna ponownie iść. Najpierw, nic nie mówi, jednak po chwili, kieruje na mnie wzrok. - Nie wiem, jak mam na to zareagować, Linc. - Przyzwyczaiłam się do odbijania piłeczki, przy twoich ciętych docinkach. Jednak teraz, wszystko wygląda inaczej. Nienawidzę tego dziwnego dyskomfortu, który czułam przez ostatnich kilka dni będąc tutaj. - Ja także. – Delikatnie przejeżdżam ręką przez ramię, w dół jej pleców, zanim wkładam obie ręce do kieszeni. Muszę się kontrolować, gdyż przebywanie w jej pobliżu bardzo mi to utrudnia. Chcę mieć ręce na jej ciele, badając każdy pojedynczy skrawek, zaznajamiając się z jej ciałem. Obejmuje rękami piersi, przerywa nasz kontakt wzrokowy, po czym ponownie patrzy przed siebie, obserwując jak ojciec tłumaczy synowi, jak wybijać piłeczkę. Widok ten, wzbudza we mnie pozytywne uczucia i uśmiecham się do siebie, na wspomnienie czasu, kiedy to mój tata uczył mnie gry w golfa. Tak szybko, jak wspomnienia pojawiają się w mojej głowie, znikają, kiedy, Raven, zaczyna mówić. - Odkąd staram się być z tobą szczera, wyduszając wszystko z siebie, to chcę, żebyś wiedział, że byłam wobec ciebie taka zimna i zdystansowana przez kilka ostatnich dni, ponieważ nie ważne, jak bardzo starałam się nienawidzić ciebie, po prostu nie umiałam. Jestem taka zła na siebie, gdyż nie zasługiwałeś by być traktowanym w taki sposób tamtej nocy. Nie zrobiłeś nic złego przyprowadzając tą dziewczynę ze sobą do domu. Co więcej, próbowałam grać ofiarę, tylko, dlatego, że byłam głupia, pozwalając sobie na interpretację tej nocy w inny sposób, niż powinnam. - Ani razu nie dałeś mi do zrozumienia, że to było coś więcej, niż tylko seks, ale sposób, w jaki się czułam będąc z tobą… to było, jak coś niespotykanego, coś, czego nie poczułam nigdy w życiu. Byłam głupia myśląc, że czułeś to samo. Wiem, że mówię chaotycznie i w ogóle, ale chciałam tylko, żebyś wiedział, że jest mi przykro i mam nadzieję, że potrafisz mi wybaczyć, to, co ci zrobiłam. Moja głowa wiruje, jak jakaś cholerna zakrętka, powodując, że mam zawroty głowy, gdy staram się ogarnąć to, co przed chwilą mi powiedziała. Jak powinienem na to zareagować? Czy powinienem powiedzieć, że nie była jedyną, która poczuła coś tamtej nocy? Czy też powinienem to zignorować, przyjmując jej przeprosiny i próbując iść do przodu, do czasu, zanim spaliśmy ze sobą? W ciągu trzech dni, wszystko się zakończy. Nie ważne, co czujemy do siebie nawzajem, to nie możemy brać tego pod uwagę, gdyż karmiąc się pożądaniem, które płonie pomiędzy nami, spowodujemy tylko, że wszystko się pogorszy, niż polepszy. Dlaczego życie musi być tak skomplikowane? - Dziękuję za przeprosiny. Zanim wyjechałaś, miałem czas, żeby o wszystkim pomyśleć. Kiedy temperatura już opadła, byłem w stanie myśleć racjonalnie i zobaczyć, że nie chodziło ci o nic, poza tym głupim zakładem. Teraz wydaje się to zabawne. Chcę ci powiedzieć, że jest mi przykro, za to, że nie
szanowałem cię bardziej, po tym, jak się przespaliśmy. Przypadkowe bzykanie, czy nie, to i tak nie powinienem przyprowadzać tej laski do domu, kiedy ty w nim byłaś. Odkąd jesteś ze mną szczera, to ja chcę także być z tobą szczery. – Przełykam mocno, kiedy staram się powiedzieć jej, jaki jest prawdziwy powód, dla którego spałem z tą dziewczyną tamtej nocy. - Nie byłaś jedyną, która poczuła tą zmianę pomiędzy nami tamtej nocy. Nawet taki facet jak ja, nie umiał sobie z tym poradzić. Poważnie mnie to przeraziło, Złośnico. Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić, szczególnie w okoliczności, kiedy nasi rodzice są razem. Starałem się zignorować uczucie, które kumulowało się we mnie, dlatego robiłem, co tylko mogłem. Bzyknąłem inną dziewczynę w nadziei, że uda mi się stłumić to uczucie, które się we mnie rozwijało. Sądziłem, że wyjdzie, zanim ty wrócisz, ale później, kiedy nas usłyszałaś, część mnie była zadowolona. Jedyny powód, dlaczego tego chciałem, to to, że może poczujesz jakieś małe ukłucie zazdrości, które ja czułem, oglądając ciebie wychodzącą z Tessą, do klubu. Raven, zatrzymuje się nagle, opada na trawę, a kładąc się na niej, wydaje z siebie najseksowniejszy śmiech. Mrużę oczy i spoglądam na nią. - Co do cholery, kobieto? Otwieram przed tobą serce, a ty... się śmiejesz? Rozglądam się w około, po czym zajmuję miejsce obok niej. Wyciera łzy napływające do jej oczu z powodu nieustającego śmiechu, parskając. – Wybacz… Następnie ponownie chichocze. - Wybacz? Ja praktycznie wyłożyłem ci to całe gówno na srebrnej tacy, a ty tak, od co, śmiejesz się ze mnie? – Sarkazm w swoim głosie jest słyszalny, kiedy patrzę na nią, kręcąc głową i obserwując, jak powoli oddycha, próbując się uspokoić. W końcu, siada, podwija pod siebie nogi, wygładza sukienkę, po czym pochyla się w moją stronę, potrącając ręką o moje ramię. - Przepraszam, że się śmieję – na serio. Nie śmieje się z ciebie, Linc, tylko z nas. Daj spokój. Musisz przyznać, że to wszystko jest nieźle zabawne. Podpierając się na łokciach, leżę na chłodnej trawie, posyłam jej zdziwione spojrzenie. – Właściwie to, która część jest zabawna? Możesz nazywać mnę blondynką, ale dalej nie łapię… Teraz to ona wywraca oczami, unosi rękę i klepie mnie żartobliwie w pierś, zanim zaczyna wchodzić w szczegóły. – Na poważnie się śmieję. Jak bardzo jesteśmy popieprzeni? Znamy się od lat i nawet ani razu nie byliśmy ze sobą. Po czym, jedna nierozważna noc, gdzie lądujemy w łóżku, oczywiście, mając najlepszy seks w życiu. To jest, jak jakaś beczka pełna kpiny i żartu, gdzie przez trzy miesiące wałęsałam się, nieszczęśliwa, jak cholera. Pomyślałam, że najlepszym sposobem, będzie po prostu śmiać się z samego Boga, albo kogokolwiek, kto wykręcił ten głupi żart.
Pozwalam jej się wygadać, kiwając głową na wszystko, co mi mówi. Sądzę, że w jakiś sposób jest to całkiem zabawne i popieprzone. Ona ma rację. Nic nie możemy teraz z tym zrobić, jak tylko śmiać się z całej tej farsy. Wstaję, chwytam jej rękę, wydając z siebie stłumiony śmiech. – Jesteśmy całkiem pokręconą parą, czyż nie? – pytam, kiedy ściska moja dłoń, pozwalając mi się podnieść. - Dokładnie tak. Służący podwozi samochód, jak tylko podchodzimy pod restaurację. Kiedy kierujemy się w stronę miasteczka, z powrotem do domu Vivian, zauważam napis przed nami reklamujący Starbucks’a. Nie umiem się powstrzymać, i wskazuję w tamtym kierunku. –Hmm, może kawa? Ty stawiasz, oczywiście? – Staram się zachować powagę, jak, Raven rozgląda się dookoła, po czym patrzy na mnie. - Jesteś takim dupkiem. – Wyrzuca z siebie, patrząc na mnie wilkiem. Wzruszam ramionami, podjeżdżam pod sklep i parkuję samochód, zanim relaksuję się na siedzeniu. – Co mogę powiedzieć? mój fiut zrobił dla ciebie miesiąc darmowej kawy. Najmniej, co możesz zrobić, to kupić biednemu facetowi filiżankę. – Mrugam do niej, w końcu wybuchając śmiechem, który wcześniej w sobie tłumiłem i wyskakuje z samochodu. Idzie przede mną, zatrzymując się kilka metrów przed sklepem, żeby na mnie poczekać. – Nigdy nie odpuścisz mi tego cholernego zakładu, co? – pyta, kiedy otwieram przed nią drzwi. Śmiejąc się powowinie, mówie: Prawdopodobnie, nie.
Rozdział 7
Ku mojemu rozczarowaniu, nie ważne, jak dobrze poszedł nasz lunch, gdy tylko dojechaliśmy do domu Vivian, Raven, od razu pojechała do domu ojca. Miałem nadzieję, że pokręci się trochę i znajdę chwilę, żeby jeszcze z nią porozmawiać. Uparła się jednak, że musi wracać, gdyż ma plany na później z ojcem i macochą. Nienawidziłem widoku, kiedy wychodziła, ale myśl o tym, że zobaczę ją jutro, odrobinę mi to ułatwił. Jutro rano ruszamy na lotnisko, a potem do Napa Valley, żeby rozpocząć ten cały weekendowy syf związany z weselem. Słyszałem dzisiaj, jak Vivian rozmawiała z Raven, na temat całej podróży. Wspomniała coś o możliwości zatrzymania się na dzisiejszą noc w domu, aby potem mogła razem z nami ruszyć na lotnisko. Nie zostałem w pobliżu, dlatego też, nie usłyszałem jej odpowiedzi, ale wiem, że z powodu mojej obecności tutaj, wywinęła się o tego pomysłu. Dzięki bogu, będziemy w miejscu stworzonym wyłączenie w celu picia, ponieważ będę musiał być pijanym od początku do końca tego wesela, by móc to przetrwać. Szczególnie, gdy będzie tam, Raven. Właśnie wyszedłem z mieszkania Taylora i Maca. Wczoraj zrobiliśmy grilla, z kilkoma innymi przyjaciółmi, dlatego, że wyjeżdżam na kilka dni. Ruch w tym momencie nie jest taki najgorszy, gdyż mamy godzinę dziesiąta w czwartkowy wieczór. Może uda mi się dojechać do domu, Vivian, szybciej niż myślałem. Jedyną rzeczą, jakiej nienawidzę, jeśli chodzi o mieszkanie w wielkim mieście, to właśnie, cholerne korki. Kiedy próbuję się gdzieś dostać od tak, muszę sobie najpierw poradzić z całym tym korkiem i jazdą zderzak w zderzak. Podjeżdżam w końcu pod dom i parkuje samochód. Wyskakuję z niego, po czym szybko idę przez trawnik, kierując się do drzwi, aby uniknąć deszczu, który niespodziewanie zaczął mocno padać. Grzebię w kieszeniach, szukając klucza, który pasuje do drzwi. Ostatecznie, odnajduję go i szybko wchodzę do środka. Gdy tylko wchodzę, pierwszą rzeczą, jaką słyszę do odgłos uprawianego seksu. Dokładnie, po prawej stronie od przedpokoju, w salonie. Przysięgam na Boga, że jeśli robią to na dole, pokażę im środkowy palec. Wiedzą, że mają robić te paskudztwa na górze. Biorę głęboki wdech i przytrzymuję go, idąc cicho korytarzem. Zaczynam słyszeć wyraźniej, zarówno dźwięki, jak i głosy i nagle zdaję sobie sprawę, że nie rozmawiają nawet z amerykańskim akcentem. To cholerny angielski? Co do kurwy?
Wychodzę zza rogu, ze złością kierując się do salonu, gdzie znajduję leżącą tam, Raven, która ogląda coś, wyglądającego, jak angielski pornos. - Wow! Oglądasz porno? Nie masz bladego pojęcia, jak gorące to jest! Cholercia, nie wiedziałem, że masz drugą, tak sprośną stronę, Złośnico! –Wykrzykuję z siebie, patrząc na nią, co powoduje, że natychmiast prostuje się na kanapie, przyciskając ręce do swojej piersi. Jej oczy są jasne i błyszczą światłem odbijającym się z ekranu na jej anielską twarz, kiedy patrzy na mnie, cała w szoku. – To nie pornos, dupku! To jakiś dziwaczny program telewizyjny! Odwracam głowę, aby ponownie zerknąć na telewizor i widzę, jak jakaś goła laska ujeżdża facetowi fiuta, jednocześnie trzymając sztylet przy jego gardle. – Co to za cholerny rodzaj programu?! – wyrzucam z siebie. Śmiejąc się, podciąga stopy pod tyłek, poprawia koc i spogląda z powrotem na ekran, zanim kieruje na mnie swoje spojrzenie. – To Outlander. Moi współlokatorzy ciągle o nim rozmawiali przez cały ostatni semestr, więc poddałam się w ostatnim tygodniu i ostatecznie poszłam w tango z całym tym serialem. Obejrzałam cały pierwszy sezon, zanim przyjechałam do San Francisco, a teraz zaczęłam drugi. Powinieneś to kiedyś zobaczyć. Wiem, że podoba ci się Gra o Tron, ale z pewnością ten też byś pokochał. Wchodzę dalej do salonu i siadam koło niej. Rozpinam sandały, po czym kładę stopy na stoliku i rozsiadam się wygodnie na kanapie. – Cóż, jeśli są tam tak gorące sceny seksualne, jak ta, to z pewnością będzie mój typ. – Posyłam jej bezczelny uśmiech, unosząc ręce i prostując je w powietrzu, zanim kładę je za głowę. Kątem oka zauważam jak się uśmiecha, kiedy kontynuuję oglądanie seksualnej orgii toczącej się przede mną. Kurwa. Oglądanie tego w jej obecności, powoduję, że jest mi niezwykle trudno się kontrolować. Biorę się jakoś w garść, aby nie przycisnąć jej do kanapy i porządnie bzyknąć. Kręci tylko głową, nie mówiąc nic. W telewizyjnym świetle zauważam, że jej policzki są delikatnie zaróżowione, kiedy nerwowo gryzie swoją wargę, oglądając serial obok mnie. Oglądając, jak dwoje ludzi pieprzy się, jak zwierzęta i siedząc obok kogoś, z kim uprawiało się seks, powoduje, że mój fiut krzyczy, mówiąc, że cała ta sytuacja jest dla niego niezrozumiała. Chce, żebym zapomniał, o całym niebezpieczeństwie związanym z tą sytuacją. Jest prawie, jak diabeł na moim ramieniu, ale mimo to, robię wszystko, żeby jakoś się zachować. Jedno jest pewne – będę miał bardzo sine jaja, kiedy pójdę spać.
Po chwili, jakiś Szkot mówi coś, na co, Raven, natychmiast wzdycha i szepcze: – Poważnie, dlaczego mężczyźni nie mogą być, jak, Jamie Fraser? Przysięgam, że każdy facet, z którym próbowałam się spotykać jest dupkiem mającym problem z niewiernością. Przyciskam ręce do piersi, aby zmusić je do zachowania spokoju i jednocześnie odwracam głowę w jej kierunku. W tym momencie, mój kutas dokucza mi bardzo, szczególnie, kiedy siedzę obok niej i oglądam scenę, w której koleś bierze laskę od tyłu. – Zgaduję, że ten koleś tutaj, to właśnie, Jamie Fraser? I pewnie to ten rodzaj faceta, który mówi właściwe rzeczy, we właściwym momencie i ozdabia wszystko romantycznymi czynami. Kiwa głową, wywracając oczami, po czym kieruje swój wzrok z powrotem na ekran. – Dokładnie tak. Zanim jednak powiesz, kolejny mądry komentarz typu – pozwól, że zgadnę: kobieta napisała scenariusz – to tak, odpowiedź brzmi, tak. Kobieta napisała całą serię książek, na której oparty jest serial. To jednak nie jest wymówka. Wybucham śmiechem słysząc jej komentarz. Ignorując mój humor, kontynuuje dalej: Czy to takie niemożliwe dla faceta, żeby spotkać dziewczynę, zakochać się w niej szaleńczo, po czym pokazać, że się ją kocha? Nasze społeczeństwo powoduje, iż zaczynam tracić wszelką nadzieję, że kiedykolwiek się zakocham. Jej odpowiedź sprawia, że mój żołądek skręca się, a uczucie gniewu i smutku uderza we mnie, jak ciężarówka Maca. Gdyby tylko był to inny czas dla nas, to ja mógłbym być dla niej tym mężczyzną. Niestety los, czy cokolwiek innego, co tylko możemy winić, wydaje się, że chce nam dawać kopniaki z posmakiem szczęścia, po czym zabiera je od nas z dala. - Zatem, zgaduję, że sprawy z tym całym, Bryantem, nie poszły zbyt dobrze ostatniej nocy, przy całej tej twojej gadce, którą teraz mi dajesz, że „ wszyscy mężczyźni to kutasy? Nawet, jeśli nie mogę jej mieć, łapie się na tym, że modlę się, aby wykopała tego całego, Bryanta na zbity pysk. Sama myśl, że mógłby być z nią, powoduje, że chcę jechać do jego domu i uciąć mu, pieprzonego, kutasa. Pożądanie, jakie do niej czuje, sprawia, że ledwo udaje mi się widzieć prosto. Nie ważne, ile dupeczek bzyzknąłem po naszej nocy, żadna nie była w stanie usunąć jej z moich myśli. Wypuszczając z irytacją westchnienie, przechyla swoją głowę w tył, opierając ją o kanapę, przez cały czas nie odrywając wzroku od serialu. Natomiast ja, nie mogę oderwać od niej wzroku. - Był miły, ale nie było żadnej iskry. Tak właśnie wygląda historia mojego życia. Każdy koleś, do którego coś czuję i kiedy z nim jestem, nie robi nic, oprócz złamania mi serca. Za. Każdym. Razem. Następnie, spotykam faceta, który jest na swój sposób genialny i chcę coś do niego poczuć. Poczuć, tą elektryczną iskrę, ale jej nie ma. Zero. To takie frustrujące. Skłamałbym mówiąc, że nie jestem podekscytowany tym, że ona i Bryant już się nie spotkają, ale jednocześnie, czuję się jak gówno. Ona jest tak piękna, ma tak wspaniałe serce, co powoduje, że szaleje, kiedy jestem w jej pobliżu. Mimo to chcę, żeby była szczęśliwa. Nawet, jeśli widok jej szczęśliwej by mnie zabił.
- Co to oznacza? Musisz pocałować kilka żab, zanim znajdziesz swojego księcia? Sądzę, że miłość zapuka do twoich drzwi w najmniej oczekiwanym momencie i wtedy znajdziesz faceta, który będzie wszystkim, czego pragniesz – nawet, jeśli nie wygląda, jak ten koleś, Jamie Fraser, czy mówiący z akcentem. – Moje słowa wywołują w niej wielki uśmiech.
- Wybacz za te całe moje wywody. Zanudziłam cię pewnie na śmierć. – Jej głos staje się bardzo poważny. Upuszczam nogi na podłogę, przesuwam się w jej stronę i umieszczam ręce z tyłu na kanapie. Unoszę rękę i delikatnie zaczynam gładzić jej policzek, patrząc jak jej oczy migocą pełne pożądania. W jednym momencie, gubię się w nich. Patrzymy na siebie i żadne z nas nie ośmiela się przerwać tej chwili. Iskra płonie w jej tęczówkach, jak podnosi rękę i przyciska ją do mojej, nadal spoczywającej na policzku. Moje serce przyspiesza, powodując, że oddycham ciężko, kiedy staram się przejąć kontrolę nad emocjami, które wybuchają we mnie jak dynamit. Nigdy nie byłem zakochany, ale gdzieś głęboko w środku wiem, że to, co czuję do, Raven, jest, cholernie bliskie temu. To może po prostu być zauroczenie, pożądanie lub jakiekolwiek inne racjonalne wyjaśnienie tego, co czuję do niej, ale cokolwiek to jest, jest niebezpieczne. Widzę miliony czerwonych flag powiewających pomiędzy nami. Ostrzegają mnie, żebym się wycofał, nabrał dystansu i zwalczył to wszystko, co czuję w środku. Czuję jednak, jak moje ciało zamiera, nie zdolne do ruchu, nawet, gdybym chciał. Te same emocje dostrzegam w jej oczach, kiedy tak siedzi, patrząc na mnie z tym samym odległym wzrokiem na swojej pięknej twarzy. Zatraciła się we mnie, tak, jak ja w niej. Nie mam zielonego pojęcia, jak znajdziemy sposób, aby wydostać się z całego tego bałaganu, gdyż oboje zdajemy się być zbyt uparci, żeby to zrobić. Oblizując powoli wargi i przełykając, aby odzyskać spokój, powoduję, że czar pryska. – Wiem, że byliśmy w złym miejscu w przeciągu tych kilku miesięcy, ale mam nadzieję, że od wczoraj, mamy już to za sobą. Jestem tutaj, gdybyś kiedykolwiek mnie potrzebowała. Nie mogę obiecać ci, że nie dowalę jakimiś mądrymi uwagami albo nie doprowadzę cię do szału moimi opiniami, ale mimo to będę tutaj, gdybyś mnie potrzebowała. Blady uśmiech pojawia się na jej twarzy, kiedy wtula się bardziej w moją dłoń. – Dziękuję... doceniam to. Nawet, jeśli mówisz głupoty, to w dalszym ciągu doceniam przyjaźń, którą od teraz staramy się rozwijać. To bardzo dziwne, muszę przyznać, ale też, miłe. Kolejne pół godziny spędzamy siedząc na kanapie w kompletnej ciszy. Rozkoszujemy się swoim towarzystwem, bez potrzeby wypowiadanie jakiegokolwiek słowa. Zaraz po tym, jak jej serial się kończy, słyszę, że oddycha wolno i spokojnie. Zerkam na nią i widzę, że zasnęła skulona w poduszkę z rękami owiniętymi wokół piersi. Zegar pokazuje, że jest po jedenastej. Za kilka godzin musimy wstać i ruszyć na lotnisko, zatem, ja sam, muszę udać się do łóżka. Spakowałem się rano, zatem, jedyne, co będę musiał jutro zrobić to wygrzebać się z łóżka.
Wstaję, pochylam się i biorę ją w ramiona, przyciskając ją mocno do piersi. Od razu wtula się w mój tors, kiedy idziemy dookoła kanapy, kierując się do ogromnego korytarza. Zapach jej szamponu wypełnia moje nozdrza, powodując, że moje ciało rozpala się ponownie. Łapię się na tym, że przyciskam nos do jej głowy, wciągając zapach głęboko, kiedy niosę ją po schodach. Gdy wreszcie docieram do drzwi, otwieram je szybko, po czym uderzam w nie, za sobą, nogą żeby zamknąć. Kiedy rozglądam, się po jej pokoju, miliony myśli uderzają w moją głowę, niektóre dobre, niektóre złe. Kładę ją delikatnie na łóżku. Raven, mruczy, kiedy przykrywam ją kocem. Stoję tak przez chwilę, obserwując ją i walcząc z pragnieniem, żeby rozebrać się i wskoczyć do łóżka obok. To bardzo ryzykowne, ze względu na rodziców, którzy są tutaj. Dodatkowo, złamałbym swoją zasadę "zachowuj się", którą ustaliłem sobie, zanim, Raven, wróciła do miasta. Pochylam się, odgarniając jej włosy z twarzy, delikatnie zakładając je za ucho, po czym, całuję jej skroń na dobranoc. Już prawie chce stanąć na nogi i wyjść, kiedy czuję, jak chwyta moją dłoń, którą chcę zabrać z jej twarzy. - Dlaczego miłość do ciebie tak boli? – mamrocze we śnie, nim wypuszcza moją dłoń i odwraca się do ściany, aby spać dalej. Niepewnie wstaję na nogi. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Podnoszę ręce to twarzy i przecieram oczy, próbując ogarnąć, to, co przed chwilą usłyszałem, ale niestety nie udaje mi się. To jest złe – kurewsko złe. Czuję się tak, jakby mój żołądek został zaatakowany przez stado pszczół. Wychodzę z pokoju najszybciej jak tylko mogę i wpadam do swojego. Zamykam za sobą drzwi i opieram o nie czoło, wydając z siebie jęk, który trzymam w sobie odkąd usłyszałem do niej te słowa. Miłość. Nie może mnie kochać. My razem, to jak samolot, którego silnik się zepsuł i powoli obniża swój lot do Oceanu Spokojnego. Nie ważne, jak bardzo się modlisz i starasz utrzymać się go w powietrzu, nie możesz powstrzymać tego, co nieuniknione. Wkrótce rozbijesz się i spalisz, niszcząc siebie i każdego dookoła. Dlaczego ona? Dlaczego ja?
Dlaczego teraz? Czuję się tak, jakbym zadawał milion razy te same pieprzone pytania, od momentu, kiedy wszystko zaczęło się w jej łazience, dzień po tej głupiej imprezie w domu. Gdybym nie zadzwonił na policję i nie doniósł na własną imprezę, to nigdy nie przerwałbym tego, co działo się pomiędzy nią, a Natem. Wiem także, że między nami nic by się nie wydarzyło.
Teraz będziemy musieli udać się na wesele i patrzeć, jak nasi rodzice przysięgają sobie miłość, wiążąc nas w ten sposób i tworząc jedną, wielką, pieprzoną, rodziną. Powinienem pozwolić jej nienawidzić siebie, co uratowałoby ją przed bólem serca, który będzie czuć po całym tym weselu.
Rozdział 8
Jak tylko wylądowaliśmy, skierowałem się prosto na pole golfowe, starając się uniknąć, Vivian i mojego ojca, ale w szczególności, Raven. Nie miała pojęcia, co powiedziała mi zeszłej nocy, ale ja tak. Z tego też właśnie powodu wariuję. Na szczęście, Taylor przyleciał z nami, no i oczywiście, Tessa. Przez cały lot, upewniała się, żebym zauważył każde jej spojrzenie, jakie mi rzuca. Oskarżycielskie spojrzenie. Siedzieliśmy koło siebie, od strony korytarza. Ku mojej uciesze, z powodu tego, że miedzy mną i Raven, jest już spoko, Raven, będzie miała czas, żeby ją do mnie przekonać i wyciszyć w niej te wszystkie diabelskie rzeczy, jakie aktualnie skierowane były przeciwko mnie. - Jak się rzeczy mają, odkąd Raven, wróciła? Nie rozmawiałeś o niej prawie wcale odkąd przyjechała, a widzieliście się we wtorek. Świrowałem od wczoraj, odtwarzając cały nasz wieczór w głowie, czując ogromną potrzebę porozmawiania z kimś o tym, kto do cholery pomógłby mi poradzić sobie z tym wszystkim i powiedział, co powinienem robić. – Jest lepiej. Nie wygląda już na taką, która chciałaby odrąbać mi jaja, jak tylko znajdujemy się w tym samym pomieszczeniu. Tego samego nie mogę jednak powiedzieć o jej przyjaciółeczce. Ta laska z pewnością w dalszym ciągu żywi do mnie jakąś urazę. Najlepszą rzeczą z tego wszystkiego jest to, że nie zrobiłem przecież żadnego gówna. One z pewnością tak. To ja jednak jestem jedynym, który ma penisa, bum! I z miejsca jestem złym chłopcem. Zarzucam plecak golfowy na plecy i podążam za Tylorem do wózka golfowego. Wrzucam kijki i wskakuję na miejsce kierowcy, po czym czekam na niego. - Dlatego właśnie jestem sam, bracie. Laski są nieźle pokręcone. Kiedy tak jedziemy do ostatniego dołka, myślę sobie, że gdybym powiedział mu o tym, co się wydarzyło, dałby mi jakąś radę, mówiącą, co do cholery, powinienem zrobić. - Właściwie to, zeszłej nocy wydarzyło się coś, na serio szalonego. Dręczy mnie to już cały dzień. Cholera, nawet nie wiem, czy udało mi się zmrużyć oko, gdyż nie potrafiłem przestać o tym myśleć.
Taylor, przesuwa się lekko w fotelu naprzeciwko, patrząc na mnie, zaintrygowany tym, co mam mu do powiedzenia. To fantastyczne, jak wszystkie dupki żerują nad codziennym dramatem, jakim jest moje życie. Z pewnością wiem, jak spowodować, żeby było ono interesujące. - Zeszłej nocy oglądałem telewizję z Raven. To był nowy program Outlader, jedyny w całym Internecie, w którym laseczki omdlewają na widok kolesi w kilcie. Pozwól mi powiedzieć… jak wszedłem do domu zeszłej nocy, byłem całkowicie przekonany, że ogląda jakiegoś cholernego pornosa. Były tam sceny pełne seksu, tak gorące, że byłem w szoku. Tylor, wypuszcza westchnienie irytacji i marszczy brwi na mnie. – Koleś, poważnie. Skup się. Przejdź do tej szalonej części. Co się stało? Oglądała, po czym wskoczyła na ciebie i bzyknęliście się na kanapie? Śmiejąc się łapię za krawędź czapki i unoszę ją do góry, przechylając głowę do tyłu i potrząsając włosami. Są mokre od potu z powodu grania w golfa, w Kalifornijskim słońcu cały boży dzień. Zakładam czapkę z powrotem, następnie spoglądam na niego i kieruję wzrok na brukowaną ścieżkę, popychając wózek w okolicę osiemnastego dołka. Przed nami jest jeszcze dwójka osób, dlatego też, mamy jeszcze chwilę czasu dla siebie. - Kiedy program się skończył, zasnęła obok mnie na kanapie. Chciałem ją zostawić tam, żeby spala, ale potem pomyślałem, że może powinienem ją obudzić i sam pójść do łóżka. Skończyło się na tym, że sam niosłem ją do łóżka. Po tym, jak położyłem ją na nim, przykryłem i już chciałem wyjść, dalej śpiąc, wyciągnęła do mnie rękę, łapiąc mnie za moją własną i uwierz albo i nie, ale zapytała mnie: dlaczego kochanie ciebie tak bardzo boli? Taylor wydaje z siebie długi gwizd, jednocześnie kiwając głową. Jego oczy robią się wielkie jak spodki. – Jasna cholera, bracie. To już jest kurwewsko niebezpieczna strefa teraz. Co do cholery zrobiłeś, po tym, jak to usłyszałeś? Żołądek wywija mi koziołka na samo wspomnienie. Nawet nie chcę myśleć o tym, co bym zrobił, gdyby tak naprawdę się obudziła, wyjawiając mi to. Cała nasza dotychczasowa sytuacja jest nieźle popieprzona. - Dzięki bogu, odwróciła się na bok i spała dalej. Nie sądzę, żeby w ogóle pamiętała, że powiedziała coś takiego, a nawet, jeśli, to będzie udawać, że nic takiego nigdy nie miało miejsca. Cała ta sytuacja jest daremna. Jak do cholery do tego dopuściłem? Taylor, dostrzega jedną z dziewczyn wiozących naboje w okolicy naszego dołka i klepie mnie w ramie. – Poczekaj chwilę. Potrzebujemy kolejne piwo, zanim zagłębimy się w dalsze szczegóły. Wyskakuje z pojazdu, kierując się w jej stronę i zabiera dla nas dwie butelki. Jak tylko piwo znajduje się w moich rękach i oboje robimy długi łyk, Taylor, ponownie odwraca się w moją stronę. – Kurwa. Chyba
potrzebujemy czegoś mocniejszego niż piwo, żeby poradzić sobie z tym bałaganem. – Śmieje się, biorąc kolejny łyk. Ma dobry pomysł. Kończę piwo w rekordowym tempie, łapiąc się na tym, że chciałbym pochłonąć całą butelkę whisky, nie musząc budzić się w ten weekend. – Uwierz mi, to jest mój plan na cały weekend. Muszę być pijany w każdej sekundzie dnia, jeśli chcę przejść jakoś przez to całe wesele. - Jedyną rzeczą, jaką mogę na to powiedzieć, to, to, że cieszę się, iż nie jestem tobą, bo to zbyt szalone. Nie ogarniam. Na serio, nie wiem, co mam ci powiedzieć. To straszny bałagan dla was obojga. Cóż, wielka z niego pomoc. Wpadłem na to w sekundę po tym, jak się z nią przespałem i nie byłem w stanie wrócić ponownie do swojego zwykłego życia.
****************
Niebo, które wcześniej było jasno niebieskie i wypełnione światłem słonecznym, teraz robiło się ciemniejsze, gdyż słońce zaczynało zachodzić. Czuję się całkiem dobrze, z racji tego, że spędziliśmy tutaj ostatnie trzy godziny. Dostałem od ojca wiadomość, z pytaniem, czy mogę się z nimi spotkać tutaj w restauracji na obiedzie. Zgaduję, że zamierzamy ominąć całą próbną ceremonie i udajemy się tylko na próbny obiad. Myślę, że to wszystko ma sens, z racji tego, że oboje wcześniej byli już w małżeństwie. Taylor zostanie tutaj przy barze, a później spotka się ze mną, po całej tej szopce. Mam tylko nadzieję, że odbędzie się to, tak szybko, jak to tylko możliwe. Zatrzymuję się szybko przy swojej willi, żeby przebrać się w spodnie khaki, świeży podkoszulek i mokasyny. W momencie, kiedy opuszczam malutki domek, zaczynając zamykać za sobą drzwi, dostrzegam, Raven, robiącą dokładnie to samo. Przebrała ubrania, w których widziałem ją wcześniej, mając teraz na sobie satynowy, wiązany top, obcisłą czarną spódniczkę i szpilki, które sprawiają, że jej nogi są niesamowicie długie, wręcz nieskończone. Niski pomruk roznosi się w moim gardle, kiedy patrzę, jak zbliża się w moją stronę. Jej blond rude włosy wydają się ciemniejsze na tle ciemnego nieba, wyglądając jak jedwab na jej ramionach. Kusi mnie, żeby przejechać przez nie palcami i wciągnąć ją do domu, żeby pieprzyć w każdym możliwym miejscu. Jak zwykle dostosowuje się do zaistniałej sytuacji i odwracam do niej, witając z uprzejmym uśmiechem. – Hej, Złośnico. Gotowa na obiadek z rodzicami?
- Hej. Tak. Właściwie to będę tam za kilka minut. Najpierw muszę udać się do sklepu z upominkami. Kupiłam tam wcześniej naszyjnik i wiem, że mama go pokocha oraz grawerowaną piersiówkę dla twojego ojca. Jak zwykle, wszystko robię na ostatnią chwilę. – Patrząc na moje ręce, posyła mi zdezorientowane spojrzenie. – Nic im nie kupiłeś? Unoszę brew i spoglądam na nią mówiąc: – Dlaczego do cholery mam im kupować jakiś prezent? To nie jest tak, że to ich pierwsze wesele i potrzebują blender, czy jakiś pieprzony toster.
Kręcąc głową, przewracając oczami, Raven, wydmuchuje kłąb powietrza przez zaciśnięte usta. – Czy wszyscy mężczyźni są tacy tępi? Daj mi połowę za prezenty i dorzucę do nich twoje imię. Damy im to od nas obu, żeby zaoszczędzić czas. Wzięła mnie z zaskoczenia, biorąc pod ramię i chwytając biceps. – Dziękuję za to, co robisz, Złośnico. Nienawidzę zakupów, więc to jest dla mnie sytuacja, w której wygrywają obie strony. – Mówię do niej, zatrzymując się obok drzwi i otwierając przede mną, żeby mogła wejść przodem. - Pewnie. – Odpowiada słodko, wchodząc do wystawnego sklepu z pamiątkami. Podążam za nią, oglądając szklane gabloty, podczas gdy ona zatrzymuje się i rozmawia z kobietą za ladą, mówiąc jej o swoim zamówieniu. Kobieta znika na tyłach sklepiku. Czekając, Raven, przygląda się gablocie z naszyjnikami. Podchodzę do niej z nudów, wkurzony, że jeden ze sprzedawców patrzy na mnie z pod byka, za każdym razem, kiedy czemuś się przyglądam lub tego dotykam. Ci ludzie są zawsze, tak cholernie spięci. - Widzisz coś, co ci się podoba? – pytam ją, na co, podskakuje ze strachu. - Jezu, Linc. Z pewnością uwielbiasz zakradać się do mnie. – Chichocze, przyciskając rękę do piersi. – Ten naszyjnik jest uroczy. Może jutro tu przyjdę i go kupię. Nie wzięłam ze sobą portfela, gdyż wcześniej zapłaciłam już za prezent. Sięgam do tylnej kieszeni, wyciągając portfel, po czym biorę z wystawki naszyjnik, powodując tym, że wszystkie łańcuszki brzęczą głośno w tym małym sklepie. Ponownie zauważam na sobie wzrok sprzedawcy. – Kupię ci to. Natomiast jutro, oddam ci połowę za prezenty, jak tylko znajdę bankomat. Mówię, trzymając kartę płatniczą kilka centymetrów od twarzy, przyglądając się naszyjnikowi, na który patrzy. Jest to mały srebrny, uroczy wróbel zawieszony na delikatnym łańcuszku. Jest piękny i prosty. Tak, jak ona. Odwraca do mnie swoją twarz. Jej promienny uśmiech staje się zaraźliwy, kiedy podaję jej naszyjnik. – Dziękuję, Linc. Zrobiłam sobie tatuaż wróbla kilka tygodni po tym, jak wróciłam do szkoły. Moi współlokatorzy tak mnie upili, że zanim zdałam sobie sprawę, co się dzieje, leżałam twarzą w dół na stole w
salonie tatuażu, tatuując sobie wróbla na ramieniu. Jest dokładnie taki, jak ten na naszyjniku z maluśkim zawijaskiem na skrzydłach i tym ślicznym wzorkiem na brzuchu. Zakochałam się w nim, jak tylko go zobaczyłam. Możesz go zobaczyć, gdyż mam na sobie ubrany bezrękawnik. – Mówi odwracając się łagodnie i odrzucając włosy na bok. Nie mogę wierzyć, że nie zauważyłem go, kiedy byliśmy na lunchu. Pewnie byłem rozproszony samą jej obecnością, dlatego też nie zwróciłem na niego uwagi. Pod spodem ptaka kursywą napisane jest: Wszystkie dobre rzeczy są dzikie i wolne. - Dlaczego dobrałaś taki cytat? – pytam, przesuwając po nim palcami. Czuję, jak delikatnie drży pod moim dotykiem. Patrzy na mnie spod wpół zamkniętych oczu, będąc lekko oszołomioną z powodu dotyku moich rąk na jej ciepłej, gładkiej skórze. - Sądziłam, że będzie idealny, jak tylko opuściłam San Francisco, żeby podążyć za własnymi marzeniami. To było przerażające, ale jednocześnie satysfakcjonujące. Czułam się, jak maleńki ptaszek, który wykonuje swój pierwszy lot i wyrusza w świat na własną rękę, będąc dzikim i wolnym. Bycie nowym i w ogóle wszystko w tym mieście było przerażające, a w szczególności, gdy nie zna się żadnej osoby. Jednak, było tego warte. Podążanie za marzeniami... Patrzyłam na kruki, ale one nie są tak ślicznymi ptakami, jak wróbel. On jest piękny, delikatny i kolorowy. Uwielbiam go. - Podoba mi się. Zdecydowanie, idealnie do ciebie pasuje. - Zabieram rękę z jej ramienia, powoli opuszczając ją w dół jej kręgosłupa, zanim chowam ją z powrotem do kieszeni. Zauważam u niej delikatną gęsią skórkę, pokrywającą jej ręce i plecy, w momencie, gdy moje palce opuszczają jej ciało. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, lecz kobieta, która była na zapleczu wraca z prezentami. Odwraca się do niej, posyłając jej przyjacielski uśmiech. - Tutaj jest piersiówka. Proszę spojrzeć i potwierdzić, czy takiej pani szuka. Jeśli tak, zaraz to zapakuję. Tutaj natomiast mamy naszyjnik, za który zapłaciła pani wcześniej. On już jest zapakowany. Po kilku minutach mamy wszystko zapakowane i jesteśmy gotowi do wyjścia, razem z nowym naszyjnikiem, Raven. Popycham drzwi i otwieram je przed nią, wychodząc w ciepła letnią noc, żeby wykorzystać ostatni moment tego, że jesteśmy razem zanim dołączymy do naszych rodziców. - Daj mi naszyjnik, to go zapnę – mówię, wyciągając w jej stronę rękę. Sięga po naszyjnik do malutkiej paczuszki, po czym podaje mi go na dłoń, nim przyciska go nerwowo do swojej piersi. Staję za nią, rozpinam i zawieszam go wokół jej delikatnej szyi. Odruchowo dotyka łańcuszka, kiedy chłodny metal ociera się o jej skórę. Po kilka nieudanych próbach, ostatecznie udaje mi się go zapiąć. – Już. Wszystko pasuje. – Oplatam rękami jej ramiona, powoli przesuwając je w dół. Spogląda na mnie przez ramię. Nie wiem, czy to alkohol, jej perfumy, czy emocje, które zawładnęły mną w przeciągu całego tygodnia, lecz zanim wiem, co się dzieje, przysuwa do mnie twarz, a ja obejmuje jej biodra i przyciskam do starego ceglanego budynku.
Pomimo tego, że robiło się już ciemno, na chodniku nadal było pełno ludzi, poruszających się w różnych kierunkach. Wtapiamy się w tło wszystkich w około, ostatecznie niczym się nie przejmując. - Linc… – Pełen pożądania szept wydobywa się z jej ust. Jej rzęsy delikatnie trzepoczą przed zamknięciem i tak trwają, kiedy pochylam się, aby je pocałować. Nie mówię słowa, ale zamiast tego przyciskam swoje ciało do niej, przesuwając usta, jednak wahając się przez chwilę, zostawiając między nami tylko powiew powietrza. Czuję, jak drży pode mną i pod moimi palcami, a adrenalina, która krąży w moim ciele zdaje się przepływać do niej. Gwałtownym ruchem oblizuję językiem wargi, przygotowując się na to, żeby przygotować ją przed pierwszym pocałunkiem, od trzech miesięcy. Trzech bardzo długich miesięcy. Wiem, że to jest złe, ale właśnie teraz wcale mnie to, kurwa, nie obchodzi. Jestem ożywiony, a ona wygląda na bardziej niż chętna, bym to zrobił, jak ją poproszę. Boję się jutrzejszych konsekwencji tego pocałunku. Ale, to tylko pocałunek. Sławne, ostatnie słowa. Zapominając o zdrowym rozsądku, wplątuję rękę z tyłu jej włosów i przyciskam do niej usta z taką siłą, że moja jedna ręka uderza w ceglaną ścianę. Powoduje to, łagodny jęk przyjemności i szoku, który wibruje z jej ust prosto do moich, kiedy wsuwam w nią język. Nasz pocałunek jest gorący, namiętny i wybucha z potrzeby. Zbyt dużo jest między nami, żeby być wolnym i delikatnym. Czuję się, tak, jakbym pocałunkiem budził ją do życia, kiedy przyciska się do mnie, gdy owijamy swoje języki, a ja rozkoszuje się smakiem jej miętowej pasty. Wiem, że powinniśmy przestać, ale wszystko we mnie krzyczy. Nawet o tym nie myśl! Spowalniam pocałunek i jednocześnie ściskam ją mocno z każdej strony, nie wątpiąc w to, że musi ją to boleć. Nie wydaje się jednak, że jakoś ją to rusza. Nic nie mogę na to poradzić, gdyż czuję potrzebę, aby trzymać ją obiema rękami, bo jeśli nie zrobiłbym tego, odleciałaby, jak ten wróbel z tatuażu na jej ramieniu. W końcu, odrywam się od jej ust, kończąc pocałunek, po czym cofam się, próbując zebrać się w garść. Mój fiut pulsuje w spodniach, więc robię, co tylko mogę, żeby nie zwracać na niego uwagi. Fiut, jak ten, jest naprawdę trudny do ukrycia, kiedy jest twardy jak pieprzona cegła i w dodatku, kiedy mam przy sobie, Raven, tak, jak zaledwie kilka sekund temu. - Wow – mamrocze, przyciskając rękę do ust i przesuwając po nich wolno palcami. – To było… miłe… i całkiem zaskakujące. W ogóle się tego nie spodziewałam. – Chichocze nerwowo, sięgając do stanika i wyciągając mały błyszczyk, aby następnie nałożyć go na usta. – Jednak, jeśli nie pospieszymy się do restauracji, mama i Matt, wyślą za nami całą kawalerię.
Staram się zepchnąć wszelakie myśli o naszych rodzicach daleko od siebie i skupić całkowicie na niej. – Ja również… to zdecydowanie była miła zakąska do tego, co mam nadzieje stanie się głównym daniem, później wieczorem. Podchodzę do niej, obejmując ręką biodra, gdy ponownie kierujemy się w stronę restauracji. - Zwolnij, Romeo. Ten pocałunek nie zaprowadzi nas nigdzie dalej. Jesteś zbyt pijany i nie myślisz logicznie, podczas, gdy ja....- Wskazuje na siebie. - Jestem trzeźwa, kiedy oni przyjdą i zaufaj mi - my ponownie w łóżku, to zwiastuje katastrofę. Najlepiej będzie, jak zaprzestaniemy na tym pocałunku. Przy okazji, dziękuję za ten cudowny prezent i nic więcej. Jak tylko usiądziemy, to lepiej będzie, jak zamówisz sobie kawę. - Jestem nieźle pijany. Tak się dzieje, gdy spędzasz popołudnie ukrywając się w barze i pijąc. Myślę, że masz rację z całą tą katastrofą... musisz jednak przyznać, że wiedząc, iż nie możemy tego zrobić, sprawia to nam większą frajdę. Jeśli będę musiał iść ponownie do sklepu z prezentami i kupić kilka naszyjników więcej, żeby zarobić od ciebie kilka słów dziękuję, powiedz tylko słowo, a pójdę i wezmę, co tylko twoje małe serce będzie pragnąć, Złośnico. – Uderza mnie w pierś, na co jęczę z powodu dyskomfortu, jaki odczuwam, gdy odpowiada: - Przestań. Podziękujesz mi rano za to, że nie dopuściłam do tego, żebyśmy jeszcze raz popełnili ten sam błąd. Mamroczę pod nosem w odpowiedzi. – Może i podziękuję, ale moje jaja z pewnością nie. - Przestań być tak cholernie dramatyczny. Obydwoje wiemy, że trafisz do łóżeczka zaraz po tym, jak spotkasz się z Rosie i jej pięcioma zdzirowatymi koleżankami. Boże. Ta buzia. - Uwielbiam, kiedy mnie obrażasz, Złośnico. Czuję się, jak za starych, dobrych czasów.
Rozdział 9
Kolacja zeszłej nocy przebiegła bez żadnych przeszkód i mam nadzieję, że to samo będę mógł powiedzieć o tym całym, cholernym ślubie dzisiejszego wieczoru. Na szczęście, ojciec wspólnie z Vivian upierali się przy tym, aby było to małe, prywatne wesele, dlatego też jest na nim około pięćdziesięciu gości. W większości jest to najbliższa rodzina, Bryant i jego, kretyński, tatusiek i inna prawniczka z firmy Vivian, oraz dodatkowo przyjaciele rodziny z obu stron. Wszyscy kumple ojca z PDA nie mogli dzisiaj przyjść, ponieważ przez cały weekend odbywa się turniej w Illinois, z którego ojciec zrezygnował z racji wesela. Kiedy o tym usłyszałem to od razu pomyślałem, że piekło oficjalnie zamarzło. Oczywiście, każdy z golfistów, z którym jest blisko, przesłał do domu prezent ślubny, gratulując im zaślubin. Sprawdzam krawat w ogromnym lustrze nad komodą w swoim pokoju, kiedy mój telefon zaczyna wibrować. Chowam krawat do kamizelki i chwytam za telefon, znajdujący się na łóżku. Spoglądam na ekran i widzę imię ojca, po czym otwieram wiadomość. Spotkajmy się w moim apartamencie. Cóż, zgaduję, że jestem wzywany. Lepiej będzie, żebym sam zabrał tyłek do niego, zanim sam mnie do niego przyprowadzi. W dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, że żeni się z Vivian. Jest niesamowitą kobietą, ale jak dla mnie, mimo wszystko jest to zbyt szybko, a dodatkowo, to spowoduje, że moje życie stanie się cholernym piekłem na ziemi, po tym wieczorze. Raven, będzie moją, pieprzoną, przyrodnią siostrą. Piszę szybką odpowiedz do ojca, informując, że jestem w drodze. Kiedy kieruję się do wyjścia, spoglądam na pole zwane Księżycowym Gajem, zauważam białą bramę i idealnie, w linię, ustawione krzesła, przygotowane na ceremonię, która odbędzie się za mniej niż czterdzieści pięć minut. Muszę przyznać, że jest to piękne miejsce na wesele, z górami w tle oraz winnicami otaczającymi cały teren. Za ponad dwadzieścia tysięcy dolarów, dzięki Bogu, będę mógł chlać wszędzie. Moje oczy powoli podążają w kierunku kobiety o jasno rudych włosach tańczącej w ciepłym letnim wietrze na szczycie wzgórza. Obraca głowę i spogląda w moją stronę, tak jakby wyczuła na sobie moje spojrzenie. Na jej ustach pojawia się delikatny uśmiech, po czym unosi rękę, żeby mi pomachać. Nawet ubrana w japonki, krótkie spodenki i flanelową, zawiązaną nad pępkiem koszulką, powoduję, że odbiera mi dech w piersi. - Hej. – Wita się słodko, zatrzymując się przede mną. Jej oczy wędrują po mnie, ubranym w garnitur i zauważam nieznaczny błysk w jej oczach, kiedy widzi mnie w dobrze dopasowanym, trzyczęściowym garniaku. – Wow, wyglądasz nieźle, Linc. Idziesz do apartamentu ojca?
- Dziękuję, a gdzie twoja sukienka? Ma zrobione włosy i makijaż, ale zdecydowanie nie jest ubrana na przejście wzdłuż nawy w kościele, za mniej niż godzinę. Machając na mnie ręką, odpowiada: - Ubiorę ją na siebie, jak tylko wejdę do apartamentu matki. Musiałam przemyśleć coś na ostatnią chwilę, związanego z planowanym ślubem. Nie chciałam jej ubrudzić przed ceremonią. Wyciągam swoją rękę, bez słowa dając jej do rozumienia, żeby ją przyjęła. Wślizguje swoją delikatną rękę pod moje ramię, chwytając mój biceps. –Pójdę z tobą do apartamentu, sprawdzając, czy kierujemy się w tą samą stronę. Poza pomaganiem w uniknięciu szalonych weselnych katastrof, co jeszcze robiłaś dzisiejszego ranka? Odwraca ode mnie oczy, spoglądając z powrotem na wzgórze. – Miałam śniadanie z Bryantem, jego matką i moją. – Wiem, że powiedziała, że nie ma nic do tego gościa, ale pamiętam, jak Vivian, powiedziała, iż ma u niej dodatkowe punkty za swoje głupie powitanie. Oczywiście, musiał być na wczorajszej kolacji z dwójką swoich rodziców, ale nie zauważyłem, żeby Raven, jakoś specjalnie z nim rozmawiała. Siedziała pomiędzy nami. Mogę powiedzieć, że to było dziwne, z całą tą napiętą sytuacją pomiędzy nami. Próbowałem ją rozluźnić, żeby, chociaż troszkę się zrelaksowała zakradając rękę pod biały, bawełniany obrus, ale jak tylko wślizgnęła się pod jej sukienkę, szybko ją odsunęła i zbeształa oczami za zachowanie. Niewielki uśmiech na jej twarzy, dał mi do zrozumienia, że podobało jej się to, co zrobiłem, nawet, jeśli nie chciała się do tego przyznać. Wiem, że igram z ogniem, jeśli o nią chodzi, ale nie potrafię się powstrzymać. Widzę wszystkie niebezpieczne światełka palące się wokół niej, ale mój głupi tyłek mówi do mnie: Czego nikt nie wie, nikogo to nie skrzywdzi. Słowa te zawsze kończą się tym, że coś idzie niezgodnie z moim planem, ale mimo wszystko, łapię się na tym, że słucham cholernego diabełka zawieszonego na moim ramieniu i mówiącego: Jak jedno pieprzenie więcej może zranić? Wydaję z siebie zirytowany jęk, otwierając przed nami drzwi i wprowadzając ją do środka. – Miałem śniadanie z ojcem i kilkorgiem jego przyjaciół, poprzedzonym rundką golfa, wcześnie rano. Nie zauważyłem was. Gdyby tak było, zatrzymałbym się i przywitał. Sarkazm w moim głosie wywołuje u Raven, chichot. – Jesteś okropny. Obydwoje wiemy, że nie znosisz Bryanta, więc wątpię, żebyś zatrzymał się, aby przeprowadzić z nim pogawędkę. Mówiłam ci już, że nie lubię go w ten sposób, co myślisz. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. - To dobrze dla ciebie, bo pokazałabyś mu drzwi, gdybyś wiedziała, co usłyszałem o tym kolesiu po jednej nocce, jaką miała z nim jedna dziewczyna. Wygląda, jak gwiazda filmowa, ale to w żaden sposób nie pomaga mu w sypialni.
Zatrzymuje się. – Poczekaj. O czym ty w ogóle mówisz? Wszystko, to, co słyszałam o nim od moich przyjaciół, to, to, jaki jest niesamowity. Unoszę na nią brew. – A czy ci przyjaciele bzykali się kiedykolwiek z Bryantem? - Cóż, oczywiście, że nie. Gdyby tak było, nie poszłabym z facetem na randkę. Dziewczęcy kodeks i w ogóle, kumasz? Tłumiąc śmiech odpowiadam: - Zaufaj mi, byliby wdzięczni, że tego nie zrobili. Słyszałem od wystarczającej ilości dziewczyn, że ma wygląd Adonisa, ale fiuta, jak hot dog od Oscara Mayer’a. - Och mój Boże, Linc! – piszczy, zakrywając usta, aby stłumić śmiech, jednocześnie starając się nie zwrócić na nas uwagi innych, kiedy idziemy zatłoczonym korytarzem. - Czy możemy przestać rozmawiać o penisach? – syczy. - Pewnie, że możemy przestać rozmawiać o maleńkim Bryanta… ale to nie znaczy, że kończymy temat, o moim Wacku. Ciągle mnie boli, po tym, jak wystawiłaś mnie za drzwi zeszłej nocy. Mogliśmy zakraść się do jednego z tych pustych pokoi lub magazynku, żeby naprawić sytuację. Głośne uderzenie pięścią w moją lewą pierś roznosi się echem przez korytarz, gdy idziemy do drzwi apartamentów naszych rodziców. – Boże, w ogóle nie masz wstydu! Rozmowa o tych całych penisowych rzeczach jest teraz nie na miejscu, Linc. Teraz wejdę do apartamentu matki z twarzą czerwoną, jak cholerne jabłko. Wszystko, dzięki tobie. - Eee tam, uśmiechając się i starając nie śmiać, kiedy krzyczysz na mnie, na serio nie spowoduje, że uwierzę, że nie chcesz rozmawiać o moim penisie.. Wychodzi z niej kolejny głośny chichot, kiedy rozgląda się nerwowo. – Jestem poważna. Zamknij się! Na serio. Do widzenia, Linc… I proszę, staraj się zachowywać dzisiaj! Trzymając jej rękę na ramieniu, nie pozwalam jej, aby jeszcze ode mnie odeszła. Zamiast tego, schylam się i dotykam lekko ustami jej miękkiego czerwonego policzka. – Do zobaczenia później przy ołtarzu, Złośnico. Przewracając oczami, cofa rękę, gdy w końcu wypuszczam jej dłoń. – Pa.- To wszystko, co mówi, zanim pędzi do pokoju matki i znika za drzwiami. Pukam do apartamentu ojca, zanim wchodzę. Otwierając drzwi, wchodzę do środka, cały uśmiechnięty z ręką w powietrzu, zanim zamykam je za sobą. – Gotowy, żeby wziąć ślub, staruszku? Chwytam butonierkę z białymi różami, żółtymi hortensjami i jakimiś innymi kwiatami, których nazw nie znam, ale są jasno różowe. - Urodziłem się gotowy. Podejdź, żebym mógł przypiąć je do twojego garnituru.
Stoję na środku pokoju, pełnego stołów z różnego rodzaju asortymentami serów, owoców i musującego wina. Potrzebuję coś odrobinę mocniejszego, aby ukoić moje nerwy, a to zdecydowanie by mi pomogło. Na samą myśl, że będę siedział na tym weselu, patrząc na Raven, obok mnie i rodziców, będzie najtrudniejszą rzeczą, jaką muszę zrobić. Szczególnie, że widziałem ją przed chwilą. Każdy moment, kiedy jesteśmy razem, sprawia, że zatracam się w niej bardziej. Za mniej niż pół godziny, jak tylko to pieprzone wesele się skończy, będę musiał skupić się na znalezieniu jakiejś samotnej laseczki, która zajęłaby moje myśli od tego wszystkiego. Jedyną osobą, za jaką tęskni mój kutas, to dziewczyna, która odrzuca go za każdym razem, gdy znajdzie się w jej pobliżu. Nie winię jej. Gdybym był mądry, szukałbym każdego możliwego sposobu, aby ją unikać i ignorować swój popęd, który tłumię w sobie. To strata mojej cierpliwości i energii. Kutas chce, czego chce i nic nie mogę na to poradzić. Nawet myśl, że to jest ostatnia rzecz, jaką chcę zrobić, to wygląda to tak, że będę flirtował z każdą wystarczająco chętną dziewczyną, która odpędzi moje myśli od, Raven. Jeśli nie, spędzę kolejną noc wyobrażając ją sobie pode mną, jak krzyczy moje imię w ekstazie. Trudno mi powiedzieć, czy wspomnienia nas razem są snami na jawie, czy koszmarami, gdyż, kiedy tylko zaczynam myśleć o tamtej nocy, od razu bardziej się wkurwiam i jestem sfrustrowany. Po dwóch kieliszkach wina i trzydziestu minutach gadania, głupot z ojcem, później, słyszę płukanie z zewnątrz informujące nas, że pora się zbierać. Każdy pojedynczy krok, który wykonuję idąc w stronę ołtarza, żeby stanąć obok ojca, powoduje, że nogi mam, jak z ołowiu. Odkąd wpadłem na Raven, cały czas odtwarzam w swojej głowie pocałunek z ubiegłej nocy. Słyszę jak mówi do mnie, że nie możemy być ponownie razem, na co myślę sobie, co jeśli wejdziemy w to? Byłoby to niebezpieczne, ale co, jeśli ryzyko warte jest nagrody? Jeśli w przeciągu kilku miesięcy nie wypieprzymy siebie nawzajem, to będziemy mogli zrobić kolejny krok i powiedzieć o nas ojcu i Vivian. Chodzi mi o to, że dajcie spokój!! Nie jesteśmy przecież powiązani krwią, więc ewentualnie będą musieli jakoś to przeboleć. Pamiętam jednak, kim oni są i to, kim ja staram się być. Kiedy jesteś częścią „ klasy wyższej”, musisz robić wszystko, co w twojej mocy, żeby unikać wszelkiego rodzaju skandalu. Każda najdrobniejsza rzecz, nawet to, że zakochuję się w swojej przyrodniej siostrze może przerodzić się w medialną aferę, krzywdząc, Vivian, tatę i naszą reputację. To jest jeden wielki, pieprzony bałagan. Tego wszystkiego możemy uniknąć, jeśli, po pierwsze: zmusimy się do tego, aby każde z nas odeszło w swoją stronę dla własnego dobra, odrzucając uczucia na bok i wracając do życia, nawet, jeśli spowoduje to, że będziemy nieszczęśliwi. Po drugie: Ojciec i Vivian rozstają się, w co wątpię, dlatego też, pozostaje nam jedynie opcja numer jeden. Nie ważne, jak bardzo nas ona zrani.
********************* Pocą mi się ręce i jest mi nie dobrze, stojąc za ojcem i patrząc, jak bierze dłoń Vivian w swoją i zaczyna wypowiadać słowa przysięgi. Nic nie słyszę, właściwie to, ledwo, co słyszę z powodu łomotu serca i podwyższonego ciśnienia krwi. Staram się skupić wzrok na szczęśliwej parze przede mną, ale moje oczy, tak jakby mające własny rozum koncentrują się na, Raven. To wszystko przyprawia mnie o mdłości, z każdą ciągnącą się chwilą. Staram się, jak tylko mogę, żeby nie spoglądać na zegarek, tak jakbym czekał, aż ta cała cholerna ceremonia się zakończy. Czuję się, jakby czas stanął w miejscu, wręcz zamarzł, a ja zostałem zmuszony, żeby stać tutaj i obserwować kobietę, której moje ciało jest spragnione, zaledwie kilka metrów ode mnie z takim samym ponurym wyrazem twarzy, jak mój. To dla niej tak samo trudne, jak i dla mnie z powodu tego, że pocałowałem ją zeszłej nocy, tak, jak zwykle będąc samolubnym, niemyślącym dupkiem. Obwiniam o to alkohol, ale prawda jest taka, że pragnąłem to zrobić już w chwili, kiedy weszła do restauracji pierwszej nocy w dniu jej powrotu. Trzymałem się, aż do wczorajszego wieczoru, kiedy w końcu wziąłem się na odwagę mówiąc: pieprzę to, zobaczę, co się stanie. Skłamałbym mówiąc, że część mnie nie żałuje tej cholernej rzeczy, która miała miejsce. Nie zaprzeczam, że jej pragnę. Nawet bardziej, niż kiedykolwiek chciałem kogoś pieprzyć w swoim życiu. Nie jestem przyzwyczajony, żeby mówiono mi, nie. Dlatego wiedząc o tym, chcę jej bardziej. Nie pomaga nawet to, że jej usta mówią, nie, gdyż jej ciało i oczy mówią kompletnie coś innego, prawie błagając, abym zignorował jej słowa i mimo wszystko wyruchał. Nigdy wcześniej nie byłem tak przywiązany emocjonalnie do jakiejś laski, szczególnie, po tym, jak usłyszałem jej miłosne wyznanie. Samo to, ewidentnie daje mi dowód na to, że mnie chce, mimo tego, że walczy z tym. To błędne koło, z którym musimy sobie w tym momencie poradzić. To nie ukazuje bólu, zamieszania, niewinności i nieskazitelnego pożądania pojawiającego się za każdym razem. Jedynym sposobem, żeby oczyścić sytuacje jest nawalić się na tym cholernym ślubie i znaleźć rozrywkę, która pomoże mi przebrnąć przez koleje kilka godzin. W końcu, słyszę wrzask i klaskanie, które odrywają mnie od myśli. Zerkam w bok i widzę, jak ojciec całuje Vivian, oficjalnie, jako swoją żonę. Chwilę potem, kieruję się na środek nawy, zaraz za, Raven, która wygląda, jakby dławiła się bukietem.
Posyła mi wymuszony uśmiech, jednocześnie biorąc mnie pod ramię. Staram się, jak mogę by zachować uśmiech na twarzy, kiedy idziemy tak za parą młodą po usypanej różami nawie w kierunku weselnego namiotu. Mimo, że dzień jest cały do dupy, to mogę powiedzieć, że Raven, wygląda niesamowicie. Widząc ją wcześniej, jak szła nawą wywołało to szalone rzeczy, nie tylko z moim kutasem, ale również sercem. Włosy ma upięte wysoko w kucyk na styl retro oraz opaskę z kryształków górskich. Ma na sobie zwiewną, jasno różową sukienkę bez ramiączek idealnie opinającą jej piersi. Łapię się na tym, że fantazjuję o tym, żeby podnieść ją w górę i sprawdzić, czy ma pod spodem jakieś majteczki. Chociaż, jak tylko nawiedzają mnie takie myśli, odpycham je od siebie. Ostatnią rzeczą, jaką pragnę podczas ceremonii to, żeby wszyscy patrzyli na mnie, stojącego za ojcem z silnie pobudzoną erekcją. Spoglądam przez ramię i widzę, że jesteśmy dość daleko od gości, abym mógł swobodnie z nią porozmawiać i wiedzieć przy tym, że nikt nie będzie nas słyszał. Pochylam lekko głowę w kierunku jej ucha, pytając przyciszonym głosem: - Zatem, jak się trzymasz? Wzrusza ramionami i spogląda na mnie zanim odwraca się w stronę przyjaciół, w dalszym ciągu klaszczących naszym rodzicom. Para mija nas i kieruje się w stronę ołtarza, żeby pozdrowić wszystkich, po czym kieruje się razem z nami na zewnątrz. Chwile później znajdujemy się w świetle fleszów. – Zgaduję, że porządku – mówi, kiedy znajdujemy się z dala od aparatów. - Mocno ugryzłam się w język, czując własną krew, kiedy pastor zapytał, czy ktoś zna powód, dla którego nie powinni wziąć ślubu. Chciałam wstać i powiedzieć, że nie mogą wziąć ślubu, gdyż nie należą do siebie. To my należymy. Słyszę, jak lekko drży jej głos, jednak opanowuje swoje emocje w miarę szybko i pozbywa się słonych łez wypełniających jej oczy. Widok jej przygnębionej miny, jest jakby ktoś zadał mi cios z nienacka w żebra. Wydawała się wcześniej taka opanowana i spokojna, wręcz tryskała dobrym humorem, ale sądzę, że żadne z nas nie spodziewało się tego, iż ceremonia będzie aż tak popieprzona, żeby przez nią przebrnąć. To wszystko jest jakąś kompletną bzdurą. Pragnę jej. Ona pragnie mnie. Czasami jednak, życie jest po prostu, tak popieprzone dla dwójki ludzi chcących być razem. – To samo miałem na myśli. Życie potrafi być niezłą dziwką. Jeśli mnie pytasz, to myślę, że ta dziwka powinna być porządnie, po królewsku wyruchana i może wtedy wyluzuje i zaprzestanie utrudniać nam życie. Kierując się w stronę barku, Raven odwraca się do mnie. – Nie wiem jak ty, ale ja potrzebuję drinka. –
Na serio musisz pytać? – słyszę sarkazm w jej głosie. To będzie, jak plaster na naszą dzisiejszą noc.
Rozdział 10
Recepcja jest otwarta już dwie godziny. Jesteśmy upojeni winem i najedzeni, w szczególności, że to miejsce to istna winiarnia. Znajduje się tu więcej wina niż na samym weselu. Jak na idealnego syna przystało, krążyłem wokół przyjaciół ojca i członków rodziny przez ostatnią godzinę. Ledwo widziałem, Raven, odkąd zjedliśmy kolację. Oboje zataczaliśmy kółka, będąc przedstawianym wszystkim gościom. Rozpocząłem noc od jednego piwa, ale jestem pewien, jak nic, że nie jest dość silne, żebym przetrwał do końca. Ruszam, więc po whisky. Coś dobrego i mocnego jest wręcz konieczne, jeśli mam przetrwać dwie godziny w tym gównie. Bryant był przyklejony do biodra Raven, niemal przez całą noc. Zgaduję, więc, że nie dostał informacji „ tylko przyjaciele”, o której mi mówiła. Nie mam prawa być zazdrosnym, ale właśnie teraz, staram się jak mogę, aby opanować złość, żeby nie wywołać niepotrzebnej sceny. Potrzebuję powietrza, dlatego, chwytam szklankę, kierując się na zewnątrz w nadziei, że znajdę miejsce bez ludzi, gdzie będę mógł znaleźć chwilę ciszy i spokoju. To moja trzecia szklanka whisky i mam już lekką banie, ale jest dobrze. Ściągam marynarkę, kładę ją na trawie obok nóg i biorę solidny łyk.
Z oddali widać zbliżającą się burzę, z powodu kłębiących się grubych, ciemnych chmur. W dalszym ciągu jednak, zachodzące słońce oświetla swoimi barwami niebo. Stoję tak, nie wiedząc, jak długo i obserwuję, jak znika powoli w oddali za górami. Czuję okropne pulsowanie w skroniach. Wiedziałem, że dzisiejszy dzień będzie wyzwaniem, ale nigdy nie przewidywałem, że aż tak ciężkim. Obraz mnie i Raven, tańczących wolno, nie więcej niż trzydzieści minut temu, pojawiają się w mojej głowie. Możecie sobie pomyśleć, że taniec z nią był przyjemnością. Nic bardziej mylnego. Okazał się torturą. Tak się dzieje, gdy wiesz, że wzrok każdego jest na tobie, kiedy tańczysz obok nowożeńców. Jak tylko mój ojciec i Vivian, skończyli swój pierwszy taniec, jako mąż i żona, wszyscy powoli będą gromadzić się na parkiecie, żeby do nich dołączyć. Oczywiście krzyczeli do Raven i do mnie, abyśmy zatańczyli koło nich. Bez dwóch zdań, uważam, że była to najbardziej niezręczna chwila, w jakiej musiałem uczestniczyć. Nie sądzę, że cokolwiek mogłoby opisać ten moment, gdyż były to najdłuższe i najgorsze trzy minuty w moim życiu.
Staliśmy sztywni i wyglądający tak samo niekomfortowo, jak czuliśmy się w środku. Z jedną ręką na jej plecach, a drugą w uścisku, podczas, gdy jej wolna ręka opierała się o moje ramię, utrzymywaliśmy ogromny odstęp pomiędzy naszymi ciałami. Trudno było mi utrzymać kutasa w spodniach, kiedy jestem w jej pobliżu, ale ku mojemu zaskoczeniu, byłem tak nerwowy, że wszyscy na nas patrzą i robią nam zdjęcia, że nawet nie drgnął. To tylko potwierdziło opinię wszystkich na temat naszego związku lub jego braku. Dla wszystkich było oczywiste, że nie znosimy się nawzajem. Delikatny powiew powietrza pomieszany z zapachem świeżych kwiatów i brzoskwiń drażni moje nozdrza. Od razu wiem, że to, Raven, gdyż niezliczoną ilość razy odkąd wróciła do domu, widziałem, jak balsamem naciera swoje ciało, a w szczególności ramiona i nogi. Nosi go wszędzie ze sobą w torebce, od Mary Poppins. Pachnący balsam sprawia, że jej skóra jest gładka, jak jedwab i każdy jej centymetr pachnie rozkosznie. To powoduje, że chcę ją gryźć, zanim zatopię się w niej całkowicie. - Hej, nieznajomy. Co robisz tutaj na zewnątrz, całkiem sam? Czuję dotyk jej ręki na ramieniu, kiedy pojawia się obok. Gorąca iskra przelatuje przez moją skórę, mimo iż mam na sobie koszulę. Powoduje to, że serce zaczyna walić mi jak szalone, a kutas podskakuje w spodniach. Podnoszę szklankę do ust, wlewając resztkę bursztynowego płynu do gardła, zanim kucam, kładąc ją na trawie. - Potrzebowałem powietrza, a w środku zrobiło się tłoczno i nieprzyjemnie. Będę szczęściarzem, jeśli zapamiętam choćby jedną czwartą imion tych ludzi, jutrzejszego ranka. Uderza w nas powiew wiatru, w tym samym czasie, kiedy burzowe chmury zaczynają formować się nad nami, wywołując u Raven, nieznaczny dreszcz. Obejmuje się rękami, pocierając już zimne ramiona. Zauważam u niej delikatną gęsią skórkę. Pochylam się po marynarkę, po czym strzepuję ją z trawy i nakładam na jej ramiona. - Wygląda tak, jakby miało lunąć w każdym momencie. Dobrze, że mamy namiot na przyjęcie, bo w innym wypadku wszyscy przemokliby do suchej nitki. Wpatruje się intensywnie w ogromne, ciemne chmury, jak tylko delikatne kropelki zaczynają na nas spadać. – Dzięki Bogu, że nie zaczęło padać podczas ceremonii i nie musieliśmy stać w deszczu. - Zatem… gdzie masz Bryanta? Wiedziałem, że nie powinienem o niego pytać, ale nie potrafię się powstrzymać. Uwielbiam ją drażnić.
Patrzy na mnie, obejmując rękami biodra. – Jest w środku. Nie bądź dupkiem, Linc! Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie wiem, ile razy mam ci to powtarzać. - Czy on o tym wie? Bo wydaje mi się, że on wcale tak nie myśli, a wręcz przeciwnie, zważywszy na to, jak kleił się do ciebie przez cały wieczór. Jestem zaskoczony, że jeszcze cię tutaj nie szuka. Odwraca się na swoich szpilkach i zaczyna kierować się z powrotem do wejścia, by po chwili odwrócić w moją stronę twarz kipiącą ze złości. – Pocałuj mnie w dupę! Wydaję z siebie chichot. – Staram się, jak mogę, ale jesteś upierdliwym i upartym wrzodem na moim tyłku i mi nie pozwalasz. Znasz mnie, Złośnico. Chlolercia, zrobiłbym nawet więcej niż całowanie. - Przerastasz samego siebie. Zauważam, jak chwiejnym krokiem idzie dalej. – A ty jesteś pijana? – pytam rozbawiony. Spogląda na mnie ponownie i odpowiada ostro: - Czyż nie jesteś dzisiejszego wieczoru spostrzegawczy? Wiem, że to aluzja z powodu tego, co wcześniej mówiłem na temat jej i Bryanta. - Bardzo spostrzegawczy. Tak bardzo, tak bardzo, że mogę powiedzieć, patrząc na ciebie, że nie tylko jesteś bardzo pijana, ale też napalona. Strzela focha, po czym zakłada ręce na piersiach i wywraca oczami. – Może i jestem pijana, ale na pewno nienapalona, szczególnie na twojego zajeżdżonego fiuta. Bierze głęboki wdech, wskazując na mnie palcem. – Co jest z tobą i seksem? Wszędzie jest seks, seks, seks!! - Mów dalej i o seksie, Złośnico, a będę musiał siłą udowodnić ci, że jesteś bardzo napalona na tego bardzo twardego i nawet nie bliskiego do bycia nadużywanym przez ciebie kutasa. Przez to, jak nerwowa jesteś, mogę powiedzieć, że jesteś w desperackiej potrzebie bycia porządnie wyruchaną. Widzę, jak jej twarz robi się soczyście czerwona. Zalazłem jej tak głęboko pod skórę, co tylko powoduje, że jestem napalony, jak nie wiem, co, a kutas staje jest twardy. Jak na sygnał, dupek, Bryant, pojawia się za nią. – Tu jesteś. Wszędzie cię szukałem. Raven, patrzy na mnie, kiedy wywracam oczami przechodząc obok. – Zatrzymaj marynarkę. Odbiorę ją później. Wracam na imprezę, kierując się prosto do baru. – Zabiorę ze sobą butelkę whisky. - Że, co? Całą butelkę? – pyta barman z zaskoczonym wyrazem twarzy.
- Tak. Właśnie tak powiedziałem. Niechętnie podaje mi szklaną butelkę i nowy kubek. – Mam nadzieję, że lubisz kaca, ponieważ mój przyjacielu, będziesz jutro cierpiał. Rzucam stu dolarowy napiwek, na bar i przesuwam go w jego stronę. – Już nie mogę się doczekać. Kieruje się do wyjścia z namiotu, z na wpół pustą butelką. Po drodze dostrzegam ojca i Vivian. Krzyczę do nich. – Wychodzę już. Gratuluję wam ponownie. Tata posyła mi surowe spojrzenie, gdy jego oczy zatrzymują się na butelce w mojej ręce. – Dobranoc synu. Staraj się nie wpaść w żadne kłopoty. Vivian, posyła mi ciepły uśmiech, mówiąc: Dobranoc, Linc. – Następnie, ponownie odwraca się do grupki swoich przyjaciół. Impreza jest oficjalnie zakończona, dlatego też mam zamiar zrobić sobie swoją własną imprezę, zanim skieruje się do baru obok starając się znaleźć jakiś przygodny seks na wieczór. Whisky i cipka – najlepsze lekarstwo, żeby zapomnieć o, Raven i zdusić te cholerne uczucie wypełniające moją pierś. Czuję na sobie jej oczy, kiedy kieruję się do wyjścia, ale robię, co mogę, żeby patrzeć prosto przed siebie. Koniec z torturowaniem siebie. Zatem, najlepszym rozwiązaniem, jest odejść. Zawsze dostaję, to, co chcę, ale Raven udowodniła, że jest bardziej zawzięta i uparta niż sądziłem. Zatem, wyciągam białą flagę i spadam stąd, jak najdalej. Jeśli zdecyduję, że jest chętna złamać wszystkie zasady i będzie chciała być ze mną przez jeszcze jedną noc, zanim pójdziemy każde w swoją stronę, nim nadejdzie poniedziałkowy poranek, to wie, gdzie mnie szukać. Skończyłem, czekając na nią.
******************
Zataczając się przez zielone wzgórze, gdzie kilka godzin wcześniej był ślub, w który w dalszym ciągu nie mogę uwierzyć, znajduję miejsce pod ogromnym drzewem, gdzie siadam. Podbieram się na łokciach, rozlewając bursztynowy płyn dookoła na nieskazitelnie ostrzyżonym trawniku.
- Cholera. – Przeklinam, starając się ustawić w odpowiedniej pozycji szklankę. Następnie, opieram się o drzewo. Moja wcześniej do połowy wypita butelka, jest już prawe pusta, gdyż ostanie trzydzieści minut spędziłem w deszczu, na zatapianiu smutków, jak obrażony z miłości idiota. Siedzę na wzgórzu, rozkoszując się delikatnymi kropami deszczu spadającymi na mnie oraz smakiem whisky, gdy niespodziewanie deszcz przechodzi w ulewę. Nie pozostało mi nic innego, jak znaleźć suche miejsce, gdzie mógłbym pić dalej. Nie jestem jeszcze gotowy, aby iść do baru. Jestem zbyt zaabsorbowany obserwowaniem imprezy pod ogromnym białym namiotem, czekając, aby zobaczyć czy, Raven, opuści go sama, czy z Bryantem. Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić, ale niestety jest inaczej, nie ważne, jak bardzo bym tego chciał. Jestem pieprzonym hipokrytą, ponieważ, jak tylko zobaczę, że wraca do domu sama, skieruję się do baru w poszukiwaniu kogoś, kto ogrzeje moje łóżko i pomoże zapomnieć o, Raven. Wkrótce, śmiech Raven, niesie się echem w powietrzu i widzę ją, Bryanta, Tessę i tego samego kolesia, który był z nimi wszystkimi w barze w zeszły weekend, opuszczających imprezę i kierujących się w stronę willi, w których się zatrzymaliśmy. Raven, spogląda w górę na wzgórze, gdzie siedzę. Może mnie szuka? Nawet, jeśli tak jest, to wątpię, że widzi miejsce, w którym walę w kocioł, ponieważ jestem ukryty w cieniu drzewa, siedząc pod nim wygodnie. Z rękami uniesionymi w górę, wszyscy, oprócz, Raven, zaczynają szybciej biec w dół wzgórza, kiedy deszcz zaczyna padać mocniej. Dalej ma na sobie moją marynarkę i zakłada ją na głowę. Jak tylko znikają z mojego pola widzenia, decyduję, że już pora wstać na nogi i za nimi podążyć, aby sprawdzić, czy Raven idzie z Bryantem. Zataczam się w dół z butelką w jednej, a szklanką w drugiej ręce. Dzięki deszczu, trawa pode mną jest mokra, co powoduje, że ślizgam się na jeden nodze, oszukując tym siebie przed upadkiem. Chwile później, jestem na dole, ku swojemu zaskoczeniu, w dalszym ciągu na dwóch nogach. Zapach winnicy, pomieszany z wonią deszczu i mokrej trawy, unosi się w powietrzu. To niesamowite uczucie oddychać powietrzem tak świeżym i rześkim, w porównaniu do tego w San Francisco. Zatracam się w myślach, nie zauważając, że ktoś wraca w moją stronę. - Cholera, cholera, cholera – przeklinam, starając się patrzeć w dół i udawać, że kieruję się w stronę baru. - Śledzisz mnie? – Głos, Raven, przebija się przez noc, uderzając, jak petarda w twarz. Kurwa.
Zmuszając się, żeby na nią spojrzeć, przełykam mocno, próbując nawilżyć swoje suche usta. To nie idzie zgodnie z planem. – Hej, Złośnico! Skąd przybywasz? – Udaję, tak, jakbym znalazł się tutaj całkowicie przypadkowo. Mogę jednak powiedzieć, że po widoku złości w jej oczach, pod migocącym światłem, że nie kupuje tego. - Nie staraj się oszukać mnie, jakimś „hej”, Linc. Widziałam cię u góry, jak piłeś i obserwowałeś mnie, jeszcze chwilę temu. Chcę wiedzieć, dlaczego. Dlaczego to robisz? To wszystko? Dlaczego sprawiasz, że jest to tak trudne?! – krzyczy, wymachując przede mną rękami. Unosi piersi, podchodząc do mnie bliżej i zamykając przestrzeń pomiędzy nami. Zanim wiem, co się dzieje, jest kilka centymetrów ode mnie. Staram się utrzymać prosto na nogach, gdyż czuję, jak kołyszą mi się nogi. - To wiele pytań…, które zadałaś…jednocześnie. – Bełkoczę, starając się mówić wyraźnie. Kolejny raz uderza we mnie wódka i zaczynam chwiać się na nogach. – Nie śledziłem cię… zanim… piłem pod drzewem i tak się stało, że zobaczyłem ciebie i Bryanta, opuszczających imprezę razem. Więc… zdecydowałem, że sprawdzę, czy idziesz do łóżka sama, czy z tym dupkiem. A tak w ogóle, to, o czym ty mówisz? Co ja robię? Właśnie, że nie robię nic! Co niby sprawia, że jest trudniej? Nie wiem, co oczekujesz, żebym powiedział. Wymachuje rękami w powietrzu, wydając z siebie głośny jęk frustracji, zanim uderza rękami w swoje gołe uda. – Och, mój Boże!! Co jest z tobą i twoją nieustającą obsesją, względem mnie i Bryanta, nie tak? Dlaczego to w ogóle cię obchodzi, Linc? To nie tak, że twój fiut czuje się zaniedbany. Nie możesz temu zaprzeczyć, gdyż Tessa, mówi że byłeś taką samą męską dziwką do teraz, nawet po tym, kiedy my byliśmy ze sobą. Zdecydowanie nie tak wyobrażałem sobie naszą rozmowę. Jestem zbyt pijany i podniecony, żeby się z nią kłócić, w szczególności, że jesteśmy tak blisko recepcji, gdzie każdy może nas usłyszeć. - Sądzę, że to cholernie oczywiste, Złośnico! Nie chcę cię widzieć w pobliżu tego idioty, gdyż chcę cię mieć tylko dla siebie. Wiem, że to popieprzone i całkowicie niedojrzałe, ale nic na to nie poradzę. To jest to, co czuję i w ogóle, kogo to obchodzi ile wyruchałem kobiet do kwietnia. Jestem wolny. Ty także. Wątpię, że spędziłaś odstanie trzy miesiące zachowując się jak pieprzona zakonnica. Uderza ręką moją pierś, sprawiając, że potykam się lekko do tyłu. Kołyszę rękami w powietrzu, starając się nie rozlać na siebie whisky. – To wszystko jest szalone! Dla twojej informacji, nawet, jeśli to nie jest twój zasrany interes, nie byłam z nikim od czasu z tobą. Po tym, jak uporałam się z tym śmieciem, Heathem i numerkiem między nami, zdecydowałam się skupić całą energię na pracy, przyszłej karierze i zapomnieć o całym randkowaniu, chociaż na chwilę. Pierwszy raz byłam na randce w zeszły weekend z Bryantem. Nawet wtedy, dałam mu jasno doz rozumienia, że idziemy, jako przyjaciele i on to zaakceptował.
Wlewam w siebie resztki alkoholu, zanim rzucam szklankę na ziemię. Chwytam delikatnie jej rękę i pociągam do siebie. – Nie możemy tego tutaj zrobić. To zbyt ryzykowne. Co więcej, przemokniemy do suchej nitki, stojąc tutaj dalej. Chodź ze mną do baru, proszę. Tam porozmawiamy na osobności z dala od tego cholernego deszczu. Patrząc przed siebie na namiot, wzrusza ramionami, wydając z siebie zrezygnowane westchnienie. – Spoko. Prowadź i staraj się nie upaść na twarz, bo nie mam zamiaru holować twojego pijanego tyłka do willi
Rozdział 11
Bar jest napakowany ludźmi, gdy przeciskamy się wzdłuż rzędów, barowych krzeseł. Chwytam z baru kilka serwetek i dotykam twarzy, wycierając krople deszczu spływające w dół mojej szczęki, w czasie, gdy czekamy, aż podejdzie do nas barman. - Nie sądzisz, że już dość wypiłeś? - pyta szorstko, gdy wślizguję się na stołek. - Ciągle się trzymam i pamiętam to cholerne wesele, więc odpowiedź brzmi - nie. Nie wypiłem jeszcze wystarczająco. Wyrzuciłem butelkę whisky do kosza, kiedy tu szliśmy. Jestem gotowy walnąć kilka szotów. Tak właściwie, to jeden szczególnie. - Sam fundujesz sobie zatrucie alkoholowe. Potrafisz być czasem strasznym idiotą. Upartym idiotą. Uśmiecham się do niej, siedzącej obok. - Dzięki za komplement, Złośnico. Nawet, jeśli będę miał zatrucie alkoholowe, to przynajmniej się mną zaopiekujesz. Przewraca oczami, machając do kelnera, dając mu w ten sposób do zrozumienia, że potrzebuje kolejnego drinka, tak bardzo, jak ja. - Dla twojej wiadomości, to mogę zostawić twoją, zarzyganą i pijaną dupę, w kiblu. - Nie zrobiłabyś tego i dobrze o tym wiesz. Lubisz mnie, nawet, jeśli się od tego wzbraniasz. Musisz przyznać to samej sobie. Nigdy nie pozwolisz mi umrzeć w moich własnych rzygowinach, bo za bardzo byś, za mną tęskniła. - Mówię do niej słodko, przesuwając delikatnie palcami po łuku jej kręgosłupa. Czuję, jak topnieje pod wpływem tego dotyku, gdy moja ręką schodzi na jej biodro. Raven, mówi, że mnie nie chce, ale jej ciało nie kłamie, nawet, jeśli usta mówią, co innego. Odwraca głowę do mnie, a kucyk uderza jej policzek. Wypuszcza z siebie powietrze, próbując się opanować. Drugą rękę przesuwam na twarz, czule odsuwając jej włosy, zanim kładę rękę z powrotem na bar. Jej oczy momentalnie łagodnieją, kiedy palce delikatnie muskają policzek. Magnetyczne przyciąganie między nami jest nadal silne, jak zawsze, mimo tego, że próbuje z tym walczyć. To jednak zbyt silne do zignorowania. - Gdybyś był mądry, nie testowałbyś mnie, Linc. W tej kwestii dobrze wiesz, że jeśli będziesz to ciągnął, cokolwiek, to doprowadzasz mnie tym do szału. Zanim udaje mi się zareagować na te słowa, przerywa nam barman mówiąc: - Co podać?
Raven, odzywa się pierwsza. - Poproszę kieliszek tequili. Tequila. Niespodziewanie łapię się na tym, że nucę pod nosem. Tequila sprawi, że zrzuci ubranie. Miejmy nadzieję, że to okaże się prawdą w jej przypadku. Jeśli wszystko obróci się na moją korzyść, będę miał to, czego pragnę - Raven, nagą w swoim łóżku. - Zaraz podam kieliszek dla pięknej pani. - Chwilę potem skupia swoją uwagę na mnie, gdy odzywam się, żeby złożyć własne zamówienie. - Jednego Jager Bomb pomieszanego z Red Bullem. - Zaraz będzie - mówi pukając dwukrotnie w bar, zanim zabiera się za przygotowywanie drinków. Raven, odwraca do mnie twarz i łapie za ramię. - Nie bądź niemądry. Już jesteś dość pijanym, a zamawiasz Jager Bomb. Kiedy utkniesz w łóżku na kilka dni z najgorszym kacem świata i nie zdążysz na swój lot do San Francisco, nie mów, że cię nie ostrzegałam. Szczypię ją w ramię, nachylając się bliżej. – Potrzebujesz się rozluźnić. Nie potrafię wyobrazić sobie, ciebie wracającą do Long Beach z nosem utkwionym w notatki i spędzającą wolny czas na zastanawianiu się i zbieraniu próbek wody. Musisz żyć, Złośnico… a jaj mam zamiar pomóc ci z tym dzisiejszego wieczoru. - Żyć? Żyłam wystarczająco z tobą podczas wiosennej przerwy i popatrz, gdzie mnie to zaprowadziło – mamrocze pod nosem, gdy plaster limonki wraz z solniczką ląduje przed nią. Rozkłada ręce na barze przed kieliszkiem, czekając, aż ja dostane swój własny. Obserwuję, jak barman przysuwa mi szklankę, po czym dolewa do niej górę wódki. – Mamy dzisiejszego wieczoru Jager Bobera w domu! – krzyczy do stałych klientów baru. Słyszę, jak wszyscy w około zaczynając skandować. – Pij, pij, pij! Śmiejąc się, rozglądam się dookoła na wszystkich, którzy na mnie patrzą, po czym unoszę szklankę. Biorę głęboki wdech, podnosząc ją do samych ust pijąc duszkiem w niezwykle szybkim tempie do ostatniej kropli. Od razu czuję ciepło ślizgające się w dół gardła i ogrzewające mój żołądek. Jager Bomb jest drinkiem, który uderza mocno i szybko. Nie tak, jak inne alkohole, które sprawiają, że popadasz depresje i tarzasz, rozczulając sam nad sobą, gdy jesteś pijany. Ten drink wydobywa z ciebie radość. To tak, jakby miliony endorfin zaatakowało twój mózg, powodując, że czujesz się nadmiernie szczęśliwy i pobudzony. Przynajmniej, tak to działało na mnie.
Obserwuję, jak, Raven unosi rękę do ust. Powoli i uwodzicielsko ślizga językiem po ręce, powodując, że mój fiut pulsuje w spodniach, a usta cierpią w potrzebie smakowania każdego centymetra jej smakowitego ciała. Chwyta za sól, rozsypując ją na ręce i powoli zbliżając ją do ust, po czym wylizuje ją zanim bierze szklankę, przechylając ją do ust. Szybko łapię za kawałek limonki z baru i wciskam ją pomiędzy swoje zęby, uśmiechając się jednocześnie i unosząc na nią brew. Delikatny uśmiech formuje się na jej twarzy, gdy jednocześnie potrząsa głową. Odkłada kieliszek, pochyla się i przysuwa usta do moich przygryzając limonkę. Zabiera ją ode mnie i zaczyna ssać. – Kurwa… Złośnico! – mówię pod nosem, gdy wciska ją sobie do ust, po czym wrzuca z powrotem do pustego kieliszka. Wykopuję portfel z kieszeni spodni, wyrzucając z niego dwadzieścia dolców. Od razu zeskakuje ze stołka i spoglądam w jej oczy. – Wychodzę z tego baru i daję ci możliwość wyjścia ze mną lub, kiedy ja wyjdę, ty wracasz do swojej willi. Więc, jak będzie złośnico? Jesteś chętna skorzystać z życia pełną parą, nawet, jeśli to będzie trwało tylko kilka godzin? Czy chcesz grać bezpiecznie? Nie otrzymuję od niej żadnej odpowiedzi. Zamiast tego, patrzy na mnie, mrugając w szoku i rozmyśla w głowie, co tu zrobić. Rozważa swoje opcje, tak, jak zawsze, analizując każdy najmniejszy detal. - To nie jest trudna decyzja do podjęcia. Przestań myśleć i to zrób – mówie, kierując się w stronę wyjścia. Chwytam za klamkę od drzwi, obracam i wychodzę na zewnątrz, zaczerpując ciepłego nocnego powietrza. Jest świeże i wciąż jeszcze przepełnione przyjemnym zapachem wypełniającego go deszczu. Powoli jednak, zaczyna zamieniać się w delikatną mżawkę. Czuję się, jakby malusieńkie palce łaskotały moją rozpaloną skórę. Podwijam rękawy koszuli i przesuwam palcami po wilgotnych włosach.
Nie wierzę już, że Raven pójdzie ze mną, chociaż miałem taką nadzieję. Wsuwam ręce do kieszeni i już, prawie, kieruję się w stronę swojej willi, kiedy słyszę odgłos otwieranych drzwi baru, poprzedzonych głosem, Raven, wołającym mnie. - Linc, poczekaj! Wypuszczam z siebie kłęb powietrza, wzdychając jednocześnie z ulgą. Mamy tylko kilka godzin, ale większość z nich chciałem wykorzystać. Czuje, jak dotyka rękami moich pleców, a jej policzek przyciska się do koszuli.
- Może i jesteś zakazany… ale pieprzyć to, chcę być dzika i wolna, nawet jeśli będzie to tylko jedna noc. Miejmy tylko nadzieję, że to będzie tylko jedna noc i nie powróci, by ugryźć mnie w dupsko – mówi rozbawiona. Patrzę na jej twarz, następnie biorę dłonie w swoje i posyłam jeden ze swoich zatrzymujących serca i topiących majtki uśmiechów, mówiąc - Uwierz mi, Złośnico. Jedyna rzecz, jaka może ugryźć twój tyłek, to ja. Unoszę jej ręce do swoich ust. Delikatnie wbijam zęby w jej kłykcie, powodując, że cała zaczyna drżeć, a źrenice rozszerzają się pod wpływem ulicznego światła oświetlającego bar. - Obydwoje wiemy, że nie możemy być razem. Wiem także, że ja nie potrafię zignorować pożądania, jakie do ciebie odczuwam. To wszystko, co myślę. Przez ostatnie trzy miesiące było okej, ponieważ wyjechałaś, ale gdy tylko wróciłaś, wszystko, co czułem wcześniej powróciło z milionową siłą. Jeśli spróbujesz chociażby przez jedną sekundę mnie okłamać, to powiem ci od razu, że myślisz i czujesz dokładnie to samo, co ja. Rozszerza oczy z przerażenia, gdy uderzają w nią moje słowa. Zaczyna lekko chwiać się na nogach. Momentalnie, wypuszczam jej ręce, obejmując biodra, aby ją podtrzymać. - Jesteś strasznie pewny siebie, ale do licha, mówię ci, że twój poziom arogancji wzrósł o milion. Skąd wiesz jak się czuję? Skąd ta pewność? Ostatnio to, co wiem na twój temat, to to, iż jesteś jakiś psychiczny. Cholera, te pyskate usteczka. Niewielki uśmiech pojawia się na mojej twarzy i niski chichot wydobywa się z ust. – Wiem, bo mi powiedziałaś. Nie pamiętasz tego, ale w noc, kiedy zasnęłaś na kanapie, zaniosłem cię do twojego łóżka. Gdy cię do niego kładłem, schyliłem się, żeby pocałować na dobranoc – tylko w czoło oczywiście. Nigdy nie pocałowałbym cię śpiącej w usta, bo chciałbym poczuć te idealne usta oddające mój pocałunek – mówię, dotykając jej podbródka i przesuwając palcem wzdłuż jej dolnej wargi. – No więc, gdy już wychodziłem, podniosłaś się i złapałaś mnie za rękę, a robiąc to powiedziałaś „ Dlaczego miłość do ciebie tak boli? „ Ogarnia ją przerażenie i momentalnie wbija oczy w podłogę, patrząc na swoje stopy. - Nie mogę uwierzyć, że to powiedziałam. Linc, nie wiem, co ci powiedzieć. – Przyznaję potrząsając powoli głową i ostrożnie podnosząc na mnie swoje bursztynowe oczy. - Nie musisz nic mówić. Mówię ci to tylko po to, żebyś wiedziała, że ja także myślę, iż się w tobie zakochuję. To najgorszy z możliwych dla nas momentów, ale wiem, że nie możemy brnąć w to dalej niż o dzisiejszy wieczór…pomimo tego, chcę rozkoszować się jedną nocą z tobą więcej, zanim obydwoje wrócimy do naszego dotychczasowego życia. Jedna noc więcej, żeby nie baczyć na niebezpieczeństwo i na serio,
prawdziwie żyć, Złośnico… bo, jak tylko pozwolę ci jutro odejść, część mnie odejdzie razem z tobą. Masz moje serce na własność, Raven. Każdy jego mały fragment.
Jej oczy momentalnie wypełniają się łzami. Ostatnią rzeczą, jaką chcę, to, żeby płakała. To jest nasz jeden, jedyny czas, gdy możemy być razem. Chcę rozkoszować się każdą najmniejszą chwilą nie pozwalając nawet na moment, by cokolwiek ją zniszczyło. Tak to właśnie wygląda. Wszystko, co nam zostaje, to łapać chwilę i trzymać ją kurczowo w obu rękach, czcząc te kilka godzin, które mamy dla siebie. Potrzeba dotyku jej ust na swoich i ciała pode mną, jest prawie nie do wytrzymania. Nie możemy tutaj być. Jest tu zbyt publicznie. Poza tym, nie chcę jeszcze wracać do swojego pokoju. Powiedziałem jej, że spędzimy dzisiejszą noc żyjąc w pełni i tak właśnie mam zamiar zrobić. - Ty także mnie masz, Linc. Nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Nie ważne, jak bardzo starałam się z tym walczyć, to w jakiś sposób udało ci się skraść moje serce tamtej nocy i cała nadzieja i modlitwy nie cofnęły tego, co się stało. Życie na serio bywa do kitu. – Opuszcza podbródek do piersi. – Myślałam sobie: Co by się stało, gdyby udało nam się odnaleźć siebie, zanim poznali się nasi rodzice?. Życie jednak jest zbyt krótkie, aby marnować je na gdybaniu, – co gdyby? Zatem, tak, jak powiedziałeś, mamy dla siebie dzisiejszy wieczór. Kiedy spogląda na mnie swoimi niesamowitymi oczami, zauważam w nich iskierki podniecenia. Mam zamiar podarować jej noc, którą zapamięta na zawsze. - Chodź za mną - mówię, łapiąc jej rękę i prowadząc do malutkiego sklepu z prezentami, w którym zatrzymaliśmy się wczoraj. - Gdzie idziemy? – pyta, a gdy to mówi, do moich uszu trafia najseksowniejszy melodyczny śmiech. - Będziemy mieszkać pod księżycem i gwiazdami i pić wino, kochana. Jesteśmy w kraju wina, więc równie dobrze możemy z tego skorzystać. Sklep z upominkami ma całą wystawę swoich najlepszych win do nabycia. Mam zamiar kupić jej butelkę wina i będziemy pili ją wspólnie, leżąc w winnicy otoczonej winogronami, z której pochodzi. Swoimi pijanymi, niestabilnymi rękami, jestem do bani, jeśli chodzi o otwarcie butelki. Uczyłem się tego kilka minut wcześniej, siedząc obok, Raven, pomiędzy rzędami winogron. Ku naszemu szczęściu, Raven, nie jest tak pijana, jak ja i potrafi utrzymać korkociąg dość długo, żeby poradzić sobie z resztą.
Rozdział 12
- Nigdy w życiu nie piłam tyle wina. – Śmieje się, biorąc kolejny łyk z butelki. – Już wczoraj zrobiliśmy degustację wina i nie sądziłam, że to nasze popijanie odnowi naszą znajomość. Nim się zorientowałam, chichotałam jak uczennica, czując się, jakbym płynęła z każdym krokiem. Mama zaciągnęła mnie z powrotem do willi razem z Tessą, gdzie zmusiła nas obie do wypicia dwóch filiżanek kawy, a następnie do drzemki. Była przerażona tym, że piłyśmy na próbnej kolacji. Mówiąc, że odczuła ulgę, kiedy przyjechałyśmy zeszłej nocy na kolację było zrozumiałe. Nawet, jeśli ciągle byłam lekko podchmielona i ciągle szumiało mi w głowie, właściwie nie tylko z powodu wina, ale także twoich ust. Wydaję z siebie niski chichot, zabierając butelkę wina z jej rąk i kładąc ją obok. Ręką przesuwam w górę jej uda, które jest teraz w pełni wyeksponowane, dzięki cienkiemu materiałowi jej sukienki druhny, sięgającej do kolan. Raven, wzdycha mocno, biorąc głęboki oddech w momencie, gdy moje palce błądzą po jej udzie, w tą ciemną księżycową noc. Czuje się niesamowicie pod wpływem mojego dotyku, tak, że aż uśmiech pojawia się na jej ustach. Myślę, że bezpiecznie jest powiedzieć, iż kocha uczucie moich rąk na swoim ciele. Chmury rozrzedzają się, odkrywając przed nami zapierające dech w piersi gwieździste niebo. Gwiazdy mrugają nad nami, rzucając delikatną poświatę na nasze ciała. Błądzę palcami po jej jedwabistej skórze, pachnącej kwiatami i nią samą, oszałamiającą mieszanką. Gdy moja ręką powoli przesuwa się wzdłuż wnętrza jej uda, pochylam się nad nią, momentalnie robiąc się twardy. Fiut napiera na moje spodnie, błagając o uwolnienie. W ciągu następnych kilku minut chcę zrobić cholernie dużo rzeczy, więcej niż planowałem na początku. Mogę jedynie mieć nadzieję, że zdrowy rozsądek Raven nas powstrzyma. Jeśli tego nie zrobi, nasze tyłki wyjdą stąd w kajdankach, a Vivian i ojciec z pewnością będą mieli zawał. - Boże, jesteś piękna – szepczę, pochylając się i powoli drażniąc jej usta językiem. Ślizgam nim wzdłuż dolnej wargi, zanim delikatnie ssie, a następnie uwalniam. – Nie ma nic słodszego niż twoje złośliwe usteczka ociekające najlepszej, jakości winem. Cóż, gdybym nie był już tak pijany, jak jestem, to zaufaj mi kochanie, z pewnością byłbym odurzony po zaledwie jednym pocałunku twoich zapraszających do pocałunku ust. Powieki jej drgają, gdy spoglądam prosto w te niezwykłe oczy. Moja ręka dociera na samą górę uda, zatrzymując się, gdy sięga do cienkiej koronki oddzielającej jej gorącą, mokrą cipeczkę od moich palców, które wręcz bolą w oczekiwaniu, żeby doszła dzięki nim.
- Linc… Jej słowa wydobywają się, jak delikatny szept z krztą desperacji, gdy wygina ciało w łuk, ściskając uda razem. - Powiedz mi, czego chcesz. Uwielbiam, gdy mówisz mi, co mam robić. Kolejny szept ulatnia się z jej ust, gdy moje palce ślizgają się wzdłuż szwu jej majteczek, torując sobie drogę do jej osobistego nieba. Wysuwa język z ust, zwilżając nim swoje idealne, różowe usteczka. – Chcę, żebyś mnie dotknął. Spraw, żebym doszła, Linc. Jestem już na krawędzi zaledwie od myślenia o twoich palcach pieprzących moją cipkę. Niski pomruk wychodzi z mojego gardła, gdy palcami odsuwam rąbek majtek na bok i zaczynam poruszać nimi w górę i w dół jej śliskich, gorących warg. Kolejny jęk wydobywa się z niej, gdy pocieram jej łechtaczkę, bolącą od chęci bycia dotykaną. Masuje wejście do jej kobiecości, drażniąc jej ciało i przygotowując dla mnie. Jej instynkt bierze górę nad jej rozumem i powoli zaczyna odlatywać. Porusza delikatnie biodrami, gdy wkładam i wyciągam z niej palce. Zataczam kółka w poszukiwaniu magicznego miejsca, powodując tym, że jej kolana zaczynają drżeć. Z najdokładniejszą precyzją zaczynam pocierać mocniej kciukiem, wolno zataczając kółka przy jej łechtaczce, jednocześnie kierując usta do jej, aby złączyć je ze swoimi. Czuję, jak jej ciało eksploduje, gdy nasz pocałunek się pogłębia. Pochylam głowę, całując jej usta z dzikością, podczas gdy mój język pieści i liże jej. Jej biodra poruszają się w idealnym rytmie, gdy przedłuża swój orgazm. Uczucie delikatnych, jedwabistych ścianek pulsujących wokół moich palców, gdy ssę jej język i tracę się w smaku słodyczy uzależniającego pocałunku, powoduje, że fiut pulsuje do tego stopnia, iż nie wątpię już, że jeśli zaraz się w niej nie znajdę, to eksploduję. Zanim jednak wrócimy do mnie, muszę ją posmakować i nie tylko samej jej smakowitej cipeczki, ale także ociekającej od tego pierwszej klasy wina. Odrywam się od jej ust, zostawiając ją dysząca z opuchniętymi ustami. – Cholera jasna. Tęskniłam za tobą, ale muszę przyznać, że także za tym, jak sprawiasz, że dochodzę pod wpływem najdelikatniejszego dotyku… no dobra, może trochę więcej. Odsuwam się od niej, łapiąc butelkę wina, po czym klękam pomiędzy jej nogami. Jej zgięte nogi oplatają mnie z każdej strony, dając mi tym samym pełny dostęp do każdego jej centymetra. - Nagle, czuję się wykorzystany. – Drażnię ją, wkładając rękę pod spódniczkę, by podciągnąć ją wyżej i odsuwam materiał majtek, by następnie go rozerwać. - Co do cholery? – piszczy, unosząc głowę z ziemi i patrząc na mnie z półotwartymi ustami. – Na serio mi się to podobało.
- Cóż, nie odpowiadam za swoją cierpliwość, jeśli o ciebie chodzi, dlatego też nie miałem innego wyboru. – Posyłam jej kolejny ze swoich uśmiechów, gdy chowam majtki do kieszeni. – Jesteś mi winien… Jej głos cichnie, gdy uderza w nią szok z powodu białego wina. Trzymam nad nią butelkę, a następnie nachylam ją powoli, nalewając tylko kilka kropel płynu prosto po jej kobiecości. Chłodny deszczyk wpływa pomiędzy jej wargi i wzdłuż opuchniętej łechtaczki, która w dalszym ciągu jest wrażliwa po orgazmie, który właśnie odczuwała, powodując, że drży pode mną i krzyczy. – Ooch, wow! To jest zimne! Na serio, serio zimne, szczególnie, kiedy czuję, jakby moje ciało miało teraz około tysiąca stopni. Z pewnością wiesz, jak rozpalić w dziewczynie ogień. Jej głos ocieka seksem, gdy przyjmuje chrapliwy i uwodzicielski ton, podczas gdy drapie moje ramiona, wbijając paznokcie przez cienki materiał, który jest wilgotny i opina moje ciało. Fiut podskakuje mi w spodniach i muszę go jakoś po cichu ujarzmić, błagając, żeby dał mi jeszcze chwilę. – Nigdy nie wyobrażałem sobie picia wina wcześniej w tak niekonwencjonalny sposób, jak ten. Muszę jednak przyznać, że od teraz nie wyobrażam już sobie innego sposobu. Przyciskam do niej usta, ssąc łechtaczkę i powolutku zataczając kółka wokół końcówką swojego języka, gdy liżę ociekające z niej wino. Odsuwam się, po czym nachylam butelkę wlewając w nią więcej i zasysam, drażniąc łechtaczkę i wsuwając w nią język. - Och, Boże! – Jęczy głośno, gdy jej ręce odnajdują moje włosy i je ściskają. Zaczyna wciskać swoją łechtaczkę mocniej do mojego języka w desperacji prosząc o kolejne uwolnienie. – Jestem blisko. Och, Boże… - mamrocze, gdy czuję, jak jej ciało zastyga pod moimi ustami. Wsuwam w nią rękę, drażniąc wrażliwą skórę opuszkami palców, powodując tym samym, że drży, gdy łaskoczę jej skórę. Zsuwam rękę na cipkę, szybko wbijając głęboko w nią dwa palce, gdy ssę i drażnię jej łechtaczkę w przyspieszonym tempie. - Ochhhh, Boże! – Dyszy, próbując oddychać między jękami rozkoszy, gdy uderza w nią kolejny orgazm. Gdy już dochodzi do siebie po drugim orgazmie w ciągu pięciu minut, wstaję, chwytam butelkę i odchylam do tyłu, aby wziąć solidny łyk. – Ahhh – mówię, cmokając i zlizując z ust wino. – Nie sądzę, że kiedykolwiek będę pił wino bez bycia od razu twardym. To, Złośnico, była najgorętsza rzecz, jaką kiedykolwiek doświadczyłem w swoim życiu. Nie ma nic lepszego, niż cipeczka Złośnicy smakująca, jak białe wino. Widzę, jak jej policzki zmieniają kolory czerwieni w świetle księżyca, gdy dochodzi do siebie.
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś. Musze jednak przyznać, że nigdy wcześniej nie czułam nic takiego – chłodu wina pomieszanego z rozżarzonym do białości ciepłem twojego języka. Czułam się, jakby niebo spadało na mnie i błogosławiło najlepszym orgazmem od trzech miesięcy. - Przyjąłem. Upewnię się, żeby hartować swoją żądzę w taki sam sposób następnym razem, później dzisiejszego wieczoru. Teraz, gdy już jesteś gotowa i spełniona po kilku orgazmach, co powiesz, jak udamy się do mojej willi? Najseksowniejszy chichot opuszcza jej usta, gdy wyciąga do mnie rękę. Chwytam jej dłoń w swoją i delikatnie unoszę, żeby stanęła na własnych nogach. – Jak śmiałabym powiedzieć – nie, po tym, jak dałeś mi przed chwilą dwa orgazmy. Policzki tak bardzo bolą mnie ze śmiechu, gdy schylam się, aby pocałować jej usta, nim zmuszam się, żeby przestać. Jeśli się nie powstrzymam, skończymy bzykając się tutaj na mokrej trawie i ryzykując, że zostaniemy złapani. – Chętna na łyka zanim pójdziemy? - Z chęcią - odpowiada ochoczo, biorąc ode mnie butelkę. - Kolejny łyk, czy kolejny orgazm? Uśmiecha się do mnie, ściskając moją koszulę i przyciskając swoje ciało do mojego najbliżej, jak się tylko da. – Obydwa. - Zachłanni jesteśmy, czyż nie? – Drażnię ją, ściskając jej tyłek i przysuwając do swojej erekcji. - Nie aż tak zachłanni. Dopiero wtedy, gdy upewnię się, że będziesz bardzo zadowolony nim słońce ponownie wzejdzie. Nie chcąc tracić więcej czasu, biorę jej rękę i kieruję w stronę wzgórza prosto do swojej willi. Odgłos grzmotu zaskakuje nas momentalnie. - Och, drogi Boże. Lepiej żeby nie padało, aż do ciebie dojdziemy – piszczy, Raven zaczynając ponownie się poruszać, tym razem wręcz biegnąc wzdłuż pola. Niebo nad nami otwiera się i bez ostrzeżenia ciepły deszcz spada na nas, a błyskawice przeszywają niebo. - Eeekkk! – krzyczy, tracąc równowagę i popychając nas w dół na mokre, błotniste wzgórze. Uwierzcie mi – dwoje pijanych ludzi to nie najlepszy widok. Chwilę później spadamy na nasze tyłki, jadąc na nich w dół wzgórza, podczas gdy deszcz dalej pada. Gdy już znajdujemy się na dole, Raven leży na plecach śmiejąc się w niebogłosy, gdy próbuje usunąć kawałki trawy ze swoich rąk i nóg. Staję na nogach i robię dokładnie to samo, co ona. Ponownie podaje jej swoją rękę i pomagam wstać.
- Sprawdźmy, czy tym razem uda nam się dostać do mnie bez upadku, czy złamania czegoś.
Rozdział 13
Pięć minut później, praktycznie wpadamy do mojego salonu przez drzwi, uciekając przed deszczem. Kopię w drzwi, zamykając je za sobą, po czym biorę Raven w ramiona, przytulam do siebie i całuję. Ręce momentalnie wędrują, po omacku, po jej ciele. Unoszę ją nad ziemię i kieruję do sypialni. Zatrzymujemy się na środku pokoju, przerywając nasz dość długi pocałunek, a następnie zrzucamy nasze mokre i zabrudzone błotem ubrania. Wykopuję do rogu mokre buty, skarpetki i zaczynam rozpinać pasek oraz spodnie. Przestaję w momencie, kiedy patrzę, z podziwem, na Raven, która rozbiera się przede mną. Odpina boczny zamek sukienki i zsuwa ją powoli na podłogę, tak, że opada wokół jej nóg, jak parawan. Stoi przede mną w niczym na sobie, oprócz białego satynowego biustonosza bez ramiączek, a widok ten zapiera mi oddech. Jest najpiękniejszą kobietą, z jaką kiedykolwiek byłem i jaką będę. - Na szczęście, nie planuję ubrać tej sukienki ponownie. – Śmieje się, Raven. Wydaje się nerwowa, ale upewnię się, aby każdy centymetr jej ciała był zrelaksowany, a umysł oczyszczony ze wszystkiego, poza myślami o pieprzeniu do samego wschodu słońca. Pokój jest dość ciemny, oświetlony jedynie światłem księżyca i błyskawicami przeszywającymi niebo, które widoczne są przez drewniane żaluzje w oknie. Raven, wygląda, jak anioł stojąc przede mną, gdy wychodzi z sukienki i wyciąga rękę w moją stronę, żeby pomóc z guzikami od kamizelki. Biorę jej pośladki w swoje dłonie, ściskając i przyciągając do siebie. Całuję chłodną, mokrą skórę szyi, gdy jej palce rozpinają kolejno każdy z guzików. Seksowny jęk wypełnia pokój, gdy masuję i ugniatam jej jędrny tyłeczek, przysuwając jednocześnie bliżej do fiuta, który już, aż kipi, gotowy do uwolnienia z zapiętych spodni. Gdy udaje jej się w końcu rozpiąć kamizelkę, jej oczy spoczywają na koszulce, po czym na mnie i uśmiecha się łobuziarsko, swoimi pięknymi ustami. – Zbyt wiele guzików jest na tej koszuli, a ja nie mam cierpliwości, żeby je wszystkie rozpinać. Potrzebuję cię nagiego na już! – Chwyta koszulę obiema rękami, rozrywając na boki jednym szybkim ruchem, powodując tym, że wszystkie guziki rozsypują się na drewnianej podłodze. - Dobrze, bo także nie mam zamiaru ponownie jej ubrać – mówię szyderczo zrzucając koszulkę na podłogę. - Zawsze chciałam to zrobić i w końcu udało się. Podchodzi do mnie, przytula się i zaczyna składać łagodne pocałunki na mojej klatce piersiowej, zatrzymując się, co kilka pocałunków, żeby przygryźć żartobliwie skórę. Przeczesuję jej włosy ręką, zmuszając tym, żeby odchyliła w tył głowę i popatrzyła na mnie. – Nie wytrzymam dłużej, Złośnico. Musze znaleźć się w tobie. – Warczę, gdy schylam się i drażnię językiem małżowinę jej ucha, zanim ssę i gryzę szyję. Swoimi rękami bada moją pierś, ślizgając nimi w górę i w dół, po czym zatrzymuje się na biodrach, zanim ściąga zwisające luźno spodnie. Są mokre i przyklejone do moich nóg, ale mimo to w jakiś sposób, aczkolwiek z lekkim wysiłkiem, udaje jej się z nimi poradzić. Wydostaję się ze spodni i przesuwam rękami w dół jej pleców, odpinając przy tym biustonosz i rzucam nim przez pokój. Moje ręce kontynuują podróż po jej idealnych krzywiznach ciała, które tworzą najbardziej uwodzicielskie ciało, jakie kiedykolwiek dotykały moje ręce. Chwytam mocno za jej uda, unosząc ją w górę. Raven, tak jakby czyta w moich myślach, gdyż instynktownie i chętnie oplata je wokół moich bioder.
Kieruję nas w stronę łóżka, zatrzymując, gdy uderzam w nie kolanami. Kładę ją powoli, w dalszym ciągu dotykając każdy jej kawałek. Ręce zatrzymują się na piersiach. Całuję ścieżkę od szyi do szczęki, następnie jej usta, które całuję chciwie, zanim ponownie kieruję usta w dół na jej pełne piersi, przywołują mnie, bym drażnił je językiem. Pierwsze, muszę poczuć jej cipkę wokół mojego kutasa. Wstaję, łapię nogi i rozszerzam je na boki, torując drogę do jej płonącej żądzą dziurki. Czuję się, jak w niebie, gdy przyciskam końcówkę kutasa do jej śliskiej i mokrej płci. - Mam zamiar pieprzyć cię bez niczego. Pierwsze i ostatnie bzykanie bez jakichkolwiek barier. Muszę cię czuć kochanie, całą ciebie, gdy będziesz dochodziła i gdy wypełnię cię całą, sprawiając tym, że będziesz moja. Pewnie nie będę cię już miał po tej nocy, ale obydwoje będziemy ją pamiętać i to, że oddaliśmy się sobie w pełni. Zgadzasz się na to? Przygryza zębami dolną wargę, trzepocząc przy tym rzęsami, gdy drażnię jej wejście główką penisa, wsuwając go powoli. – Tak, chcę tego. Ciebie. Chcę, żebyś wymazał każdego faceta, z którym byłam z pamięci. Spraw, bym zapomniała o wszystkich. Mój fiut praktycznie rozdarł ją na dwie części, gdy ostatnim razem to robiliśmy i chcę się upewnić, że teraz będę w niej godziny, a nie minuty. Zamierzam pierwszy raz zrobić to wolno, a później dać jej wszystko to, co muszę. - Zrelaksuj się kotku – mówię łagodnie, delikatnie masując piersi i ściskając jej twarde sutki. Powoli kołyszę biodrami, wsuwając się w nią wolno, centymetr po centymetrze. Ku mojej uciesze, jest już gotowa na przyjęcie mnie, gdyż przygotowałem ją wcześniej w winnicy. Po kilku lekkich pchnięciach wsuwam kutasa z dość dużą siłą, aż po całą jego długość, wywołując u niej krzyk. – Aaaach…Boże. Jej ręce lądują na moich udach, gdzie wbija paznokcie w ich tył, trzymając ze wszystkich sił, gdy zaczynam poruszać się tak powoli, że sam nie potrafię już dłużej wytrzymać. - Kurwa, wiedziałem, że było mi z tobą wcześniej idealnie, ale teraz nie ma takich słów, którymi opisałbym to, jak się czuję, gdy twoja wisienka zaciska się wokół mojego fiuta z każdym pchnięciem. – Jęczę pomiędzy gwałtownymi ruchami. Czuję, jak napina się, kiedy schylam się, biorąc prawy sutek w usta, a rękami obejmuję tyłek. Unoszę jej ciało lekko z łóżka, ustawiając pod kątem tak, że każdy centymetr mojego fiuta zatopiony jest po samą jego rękojeść. – Och, Boże… cholera jasna! – krzyczy, gdy kolejny orgazm wstrząsa jej ciałem. Drga pode mną, jak zaciskam sutki pomiędzy zębami, po czym odsuwam głowę, aby ponownie je muskać. Potem, całuję ją łapczywie, wsuwając w nią język i liżąc, aż zaczyna jęczeć. W dalszym ciągu wchodzę w nią idealnymi pchnięciami, uderzając łechtaczkę kością łonową, podczas gdy kutas masuje jej magiczne miejsce w środku, doprowadzając do kolejnego orgazmu. Głośny grzmot błyskawicy przeszywa nocne niebo chwilowo zalewając pokój błyskiem białego światła. Odsuwam się od jej ust, a ona paznokciami wbija się w moje plecy, po czym we włosy. Zatrzymuje na chwilę oczy na moich, sprawiając tym, że serce zaczyna walić mi jak szalone. - Kocham cię, Złośnico – szepczę niewyraźnie, ale uśmiech na jej twarzy sugeruje mi, że słyszała i wie, że to, co powiedziałem jest prawdą. Zwalniam ponownie, kołysząc biodrami. Odchyla głowę w ekstazie, oblizując przy tym wargi, gdy próbuje dojść do siebie po wracającym raz po raz orgazmie. Zaciska mocno powieki, wbijając paznokcie mocniej w moje plecy i krzycząc przy tym z rokoszy, gdy zaczynam wchodzić w nią mocniej z każdym pchnięciem. Czuję, jak główka penisa uderza w jej szyjkę i słyszę coraz seksowniejszy jęk przyjemności połączony z lekkim bólem, który wypełnia pokój. Dysząc, szepcze: - Też cię kocham, nawet, jeśli próbujesz rozbić w mak moją macicę.
Jej oczy śmieją się przy tym, patrzy w moje, powodując tym, że żołądek zaciska mi się w supeł, a miliony motyli tłoczy się w środku. To najbardziej szalone uczucie, jakie kiedykolwiek mną ogarnęło. Patrząc na nią, czuję ogarniającą mnie adrenalinę i zostaję przytłoczony potrzebą posiadania każdej jej części. Nie tylko kawałka, ale pragnę, żeby każdy centymetr był mną naznaczony. Przesuwam usta do jej ucha, kontynuując ruchy w przód i w tył. – Pamiętasz ostatni raz w wibratorem? – mruczę, odsuwając się, aby usłyszeć odpowiedź. Kiwa głową, zaciskając nogi wokół moich bioder, bezgłośnie prosząc mnie, bym pieprzył ją mocniej. - Podobało ci się to. Ostatnim razem, powiedziałaś, że to był najlepszy orgazm twojego życia. Chcę dać ci go ponownie. Tym razem jednak, chcę pieprzyć twój tyłek. Chcesz mnie tam, Złośnico? Dostrzegam panikę w jej oczach, jak również ciekawość. Jej ręce zastygają na moich plecach, nim sięga nimi do twarzy, aby ją objąć. – Chcę… tylko ledwo mieścisz się tam – mówi, patrząc na cipkę, która w całości wypełniona jest ogromnym, żylastym, pulsującym w jej wnętrzu kutasem i krzyczącym do mnie, abym nie przestawał. Pozostaje w bezruchu, nie ruszam się, ale trzymam w środku. – Będzie ciasno i może trochę boleć, ale nie zrobię nic, z czym nie będzie ci komfortowo. Wejdę tak daleko, jak mi pozwolisz. Po kilku minutach, gdy ci się to nie spodoba, przestanę i z przyjemnością bzyknę twoją cipeczkę, nim zaczniesz mnie błagać, żebym przestał, bo będziesz wycieńczona wszystkimi orgazmami, którymi cię obdarzę. Dotyka rękami moich policzków, za chwilę wsuwając je we włosy. – Spoko. Dla ciebie zrobię wszystko – odpowiada z fałszywą skromnością, nim zaczyna mnie całować. Warczę w jej usta, ssąc wsuwający się we mnie język. Powolutku pompuje jeszcze kilka razy w przód i w tył, zanim zmuszam się, aby przestać i z niej wyjść. – Obróć się, kochanie. Chwyć te poduszki i podtrzymuj pod brzuchem. Oprzyj cały ciężar na rękach i pamiętaj – zrelaksuj się. Im bardziej będziesz i pozwolisz myślą odpłynąć, tym większą odczujesz przyjemność. Gdy w jakimkolwiek momencie będziesz chciała, abym przestał, tylko powiedz. Pocieram palcami jej płeć, ociekającą wilgocią, po czym zaczynam masować jej tylne oczko. W końcu wsuwam w nie dwa palce, masując i delikatnie rozciągając, jednocześnie przykładając główkę penisa ponownie do jej wejścia. Pieprzę jej cipkę, powoli wkładając palce w tyłeczek. Najpierw dwa palce, potem trzy, by ostatecznie wsunąć w nią cztery. Wyczuwam, jak relaksuje się, pozwalając sobie na uczucie przyjemności bycia wypełnioną, tak, jak kiedy ostatnim razem byliśmy ze sobą. Wychodzę z niej, chwytając kutasa i pocierając odcinek między cipką, a tyłeczkiem bez ustanku, za każdym razem drażniąc łechtaczkę, gdy jednocześnie rozprowadzam jej soki, nawilżając nimi wejście. Wciskam się odrobinę bardziej do środka, zauważając, jak jej ręce ściskają kołdrę. - Pamiętaj, Złośnico – relaks. Skup się na tym, jak dobrze ci, gdy jestem w środku. Osuwa głowę na łóżko, przyciskając policzek do poduszki. Widzę, jak zamyka oczy, odchylając lekko usta, z których wydostaje się delikatny jęk, gdy zaczynam wsuwać się w nią ponownie. Jestem w jednej czwartej w środku i ciało aż boli mnie, abym wsunął się cały. Kontroluję się jednak, skupiając całym sobą na niej. Patrzę na jej twarz, palcami śledząc linię kręgosłupa i krzywiznę jej tyłka, gdy poruszam biodrami. - Ooooch…Linc…więcej – wypowiada słowa, łapiąc w międzyczasie oddech. Przyspieszam. - Jak teraz, kotku? Otwiera oczy, uśmiechając się do mnie. – Idealnie. Nie mam odwagi, aby wejść w nią bardziej, niż do połowy, dlatego też, nie sprawiam jej bólu. Jedynym celem, jaki sobie obrałem, to upewnić się, aby odczuwała przyjemność z każdej sekundy. Pochylam się na nią, przyciskając brzuch do pleców, a ręką sięgając do łechtaczki.
Po dziesięciu minutach krzyczy moje imię tak głośno, iż jestem święcie przekonany, że każdy w odległości piętnastu metrów nas usłyszy. Drży przy mojej ręce, przyciskając twarz do koców, gdy ogarnia ją potężny orgazm. Wyczuwam spływające po jej nogach soki, gdy wsuwam palce w cipkę, jednocześnie pieprząc tyłek. Zaciska się wokół kutasa i palców, gdy jej ciało pulsuje rozkoszując się, jak sądzę już najintensywniejszym orgazmem. Potwierdza moje myli, gdy wysuwam z niej fiuta. – Cholera jasna. Myślałam, że na chwilę straciłam przytomność - mówi dysząc, kiedy jej ciało próbuje dojść do siebie. Pochylam się, całując jej ramię, nim wychodzę z łóżka. – Leż sobie i odpocznij przez minutę. Idę się wymyć, a kiedy wrócę, czeka nas trzecia rundka. Spędzamy kolejne dwie godziny na pieprzeniu się, dokuczaniu sobie i wzajemnym badaniu swoich ciał. Raven, wyleguje się na moim łóżku, goła i wyczerpana. Wygląda jak bogini seksu, gdy patrzę na jej opuchnięte usta, czerwone promieniujące ciało, pokryte delikatnymi śladami po paznokciach i różowymi plamkami od moich ust. - Pozwól, że cię wymyję, a potem możesz iść spać. Dobrze? Zbyt zmęczona żeby mówić, kiwa tylko głową. Wchodzę do łóżka, wsuwam się między jej nogi i zaczynam delikatnie wycierać jej cipkę, zanim całuję łechtaczkę. – Moja – mruczę nim przechodzę do tyłka. Robię wszystko, żeby być delikatnym, gdy przemywam wyciekające z niej soki. To może nic dla kogoś nie znaczyć, ale dla mnie, to coś innego. Nie potrafię nawet opisać uczuć kumulujących się w mojej piersi, gdy wycieram jej i moje soki z ciała. Naznaczyłem ją wszędzie – cipkę, tyłeczek i usta. To wszystko jest moje. Wiedząc, że nigdy wcześniej nie zrobiłem tego z żadną inną kobietą, powoduje, że cierpię emocjonalnie jeszcze bardziej. Nie wiem, jak uda mi się opuścić ją jutro. Życie jest śliskie, jeśli chodzi o uczucia i decyzje. Czasami musisz wybrać ścieżkę, której nie chcesz, gdyż na końcu jest jedyna droga, która możesz iść. Nawet, jeśli jej wybór cię rani. Składam szmatkę i rzucam ją na drewnianą podłogę, po czym skupiam całą swoją uwagę na rozkoszowaniu się tymi ostatnimi chwilami, zanim zasypiamy. Chwytam za jej nogę, przyciskam do ust i składam na niej pocałunki, szczypiąc i całując od kostki, aż po samo udo. Powoli przesuwam językiem do łechtaczki, po raz ostatni składając na niej delikatny pocałunek, nim całuję jej biodra i z powrotem pępek. Całuję piersi, drażnię sutek i kieruję się w stronę szyi, aby w końcu odnaleźć jej usta. Kładę się obok niej, wcześniej całując jej usta. Otaczam ręką jej brzuch i zatracam się w jej pięknych zielonych oczach, gdy wtula się we mnie, patrząc z miłością w oczy. - Dziękuję za dzisiejszy wieczór - mówi załamującym się głosem. Zauważam, jak pojedyncza łza spływa z jej oka, kierując się na krawędź nosa, zanim opada pomiędzy nas na prześcieradło. - Jestem wdzięczna, że zmusiłeś mnie, abym podjęła ryzyko i była chociaż raz lekkomyślna, nawet, jeśli tylko na kilka godzin. Będę czcić w pamięci tę noc do końca życia. Nienawidzę tego. Nienawidzę, że leżymy tutaj w swoich ramionach, próbując znaleźć właściwe słowa, aby powiedzieć sobie " do widzenia". Obejmuję ręką jej podbródek, przechylając lekko głowę i składam jeszcze jeden pocałunek na jej wargi. - Dziękuję za bycie od zawsze nieustającym wrzodem na tyłku, który we właściwym czasie wciska wszystkie właściwe guziczki. Z tego też powodu cię kocham. To ty sprawiasz, że chcę cię wkurwiać i wciskać wszystkie twoje guziczki. Dlatego jesteśmy tutaj teraz razem. Może to wszystko stało się zbyt szybko, zanim
w ogóle mieliśmy szansę, żeby to zacząć. Wolałbym jednak mieć tych kilka idealnych chwil z tobą niż brak możliwości zobaczenia i doświadczenia tego ogromu miłości, jakim cię darzę. Jak smakują twoje usta, całujące moje, czy to, jak to jest czuć twoje ciało, gdy zasypia w moich ramionach. Będę czcił w pamięci wszystkie te chwile. Nigdy nie będzie nikogo, kto będzie w stanie zaćmić twój blask, Raven. Ty jesteś diamentem, moim jedynym w swoim rodzaju skarbem. Jej łzy opadają jedna po drugiej, gdy przyciągam ją do siebie. Wkrótce, wszystko przenika ciemność i zapadam w głęboki sen.
Rozdział 14 19 lipiec 2015
Promienie słońca przedostające się przez okna mojej willi, uderzają mnie w twarz, co powoduje, że się budzę. Jęczę, kładąc ręce na twarzy, osłaniając oczy przed słońcem, kiedy je otwieram, ponieważ oślepia mnie, powodując warkot w mojej głowie. Pieprzcie mnie – głowa boli mnie jak skurwysyn! Ile wypiłem zeszłej nocy? W całym pieprzonych barze? Wydaje z siebie kolejny niski jęk, próbując odsunąć się od, cholernego, światła słonecznego, od którego pęka mi głowa. Potrzebuję aspiryny, tak szybko, jak to tylko możliwe, zanim umrę przez najgorszego kaca, jakiego miałem w całym swoim pieprzonym życiu. Jak tylko się odwracam, czuję nagle, że powietrze uchodzi z moich płuc. Leżąca obok mnie i śpiąca głęboko, z błotem i włosami wokół pięknej twarzy, Raven. Jak do cholery skończyła w moim pokoju? Dlaczego jest pokryta błotem? Próbuję sobie przypomnieć, co robiłem zeszłej nocy, ale wszystko, jest jedną, czarną, plamą. Jedyne, co wiem, to, to, że muszę obudzić Raven i wyciągnąć stąd, zanim jej matka zdecyduje się zatrzymać w jej willi, czy też ojciec wpadnie na świetny pomysł, aby wpaść do mojej. Ostatnią rzeczą, której teraz potrzebujemy jest to, żeby znaleźli ją tutaj – szczególnie, nagą w moim łóżku. Widzę, że naprawdę ciężko, jest skoncentrować mi się na czymkolwiek, kiedy ona leży tutaj naga. Nic nie mogę na to poradzić i śmieję się z tego, ponieważ z pewnością jestem tak cholernie twardy, jak pieprzona cegła, pod tymi prześcieradłami. Podniecam się jej idealnymi piersiami zerkającymi na mnie z góry prześcieradła, podczas, gdy leży obok mnie, śpiąc sobie w najlepsze. Nawet z głową, czującą się jakby była teraz na tournée PGA, ciskając z dużą siłą piłeczki golfowe wokół niej, w dalszym ciągu jestem napalony i gotowy pieprzyć ją ponownie. Szczególnie, gdy nie pamiętam, że robiłem to z nią zeszłej nocy. Złośliwy głosik z tyłu głowy mówi mi – Lepiej, żebyś zrobił kolejną rundkę, ponieważ jeśli nie pamiętasz poprzedniej, to znaczy, że nie uznaje się jej za bzyknięcie. To byłaby po prostu strata dobrego pieprzenia. Cholera. Cholera. Cholera!
Ogarnia mnie panika, kiedy podnoszę prześcieradło, przyglądając się mojemu twardemu kutasowi, który błaga mnie bym pozwolił mu pobawić się z jej smakowitą cipeczką. Jednak, jedynie, o czym mogę myśleć to, jak modlitwa do Boga, czy owinąłem tego skurwysyna zeszłej nocy. Nie będę jakimś pieprzonym gogusiem, mówiącym – Hej tato i od teraz też moja piękna macocho, zgadnijcie, co? Zostaniecie dziadkami dla swojego przyrodniego wnuka! Będziemy zmuszeni postawić karetkę w stan gotowości przekazując tą nowinę, ponieważ dostaną natychmiast, cholernego, ataku serca. Przesuwam się do krawędzi łóżka, rozglądając się za folią po prezerwatywie, ale nigdzie jej nie widzę. Moja twarda erekcja, zaczynała powoli opadać, kiedy mój mózg rozpatruje milion myśli na minutę. Zrywam z siebie koc, kołysząc nogami na krawędzi łóżka, po czym staje na nogi. Ignoruję dudnienie w głowie i pędzę przez pokój starając się odnaleźć coś do ubrania. Wszystko, co miałem wczoraj na sobie leży na podłodze, pokryte błotem. W dalszym ciągu staram się dojść do tego, jak to się mogło stać. Dodatkowo, jest to cholerny garnitur. Nie mogę go teraz na siebie włożyć. Podchodzę do szafy, do której na szczęście zawiesiłem wszystko pierwszej nocy, kiedy przyjechałem do Napa Valle, chwytając pierwszą koszulkę i parę krótkich spodenek w kolorze khaki. Wkładam to na siebie, po czym idę do łazienki, żeby łyknąć kilka tabletek na migrenę, zanim ostatecznie stwierdzę, że już czas, aby wykonać największe zadanie z wszystkich – obudzić i ubrać, Raven. Mam nadzieję, że ona będzie umiała wyjaśnić, co do kurwy zaszło między nami zeszłej nocy, nim, do cholery, pójdzie sobie do swojej willi i zanim nasze dotychczasowe życie eksploduje. Mogę tylko mieć nadzieję, ze mój tata i jej mama, tak bardzo świętowali wesele zeszłej nocy, że leżą teraz w swojej willi, źle się czując, po zbyt dużej ilości wina, dając mi tym sposobem czas, by jakoś to ogarnąć. Oczywiście, myślę za bardzo naprzód, gdyż w momencie, kiedy z powrotem wchodzę do sypialni, aby obudzić Raven, słyszę pukanie do wejściowych drzwi, poprzedzone odgłosem ojca wchodzącego do domu i krzyczącego. – Linc? Jesteś żywy, czy muszę wysłać po kawalerię? Słyszę, jak dalej krzyczy coś do mnie z przodu domu. Cholera, nie zamknąłem domu zeszłej nocy! Oczywiście, że nie, ponieważ byłem zbyt pijany, aby myśleć o zamykaniu cholernych drzwi. Byłem zbyt zajęty myślami o pieprzeniu Raven, że nie myślałem jasno. Jestem po uszy w gównie.
Wyskakuję z pokoju, zamykając bezszelestnie drzwi za sobą i wzdycham z ulgą na widok ojca w dalszym ciągu stojącego w drzwiach. Rzucam szybkie spojrzenie na pokój, aby upewnić się, że na podłodze nie ma nic, co mogłoby zasugerować obecność, Raven tutaj. - Hej, tato. Sorki, całkowicie zapomniałem o golfie dzisiejszego ranka. Jego oczy powiększają się momentalnie, gdy mnie zauważa. - Co do cholery stało się z tobą zeszłej nocy? – pyta wkurzony. Pewnie modli się, żeby nie dostać rachunku za jakieś nieznane szkody, spowodowane moim wczorajszym piciem. Przeczesuję rękami posklejane błotem włosy i wypuszczam powietrze ustami. Gdy to robię, obrazy z zeszłej nocy wracają do mnie, jak przez mgłę. Widzę siebie i Raven, śmiejących się, gdy biegniemy w deszczu, po czym ślizgamy się, lądując na tyłkach i zjeżdżamy w dół błotnistego wzgórza. - Och, nic takiego. Wypiłem odrobinę, złapała mnie ulewa i przewróciłem się na stromym wzniesieniu. Nic ważnego. Żadnych większych szkód, oprócz garnituru od Armaniego, którego żadna pralnia nie odczyści. - Przynajmniej to jest jedyna ofiara twojego głupkowatego picia. Weź prysznic, zjedz coś szybko i spotkamy się w klubie. Nasza męska grupka idzie na partyjkę golfa, podczas, gdy dziewczęta robią sobie dzień spa. Patrzę na ojca znikającego w blasku porannego słońca, wyglądającego tak, jakby nic na świecie go nie interesowało. Wszystko zmieniłoby się jednak, gdyby ktoś odkrył tu, Raven. Jak tylko usłyszałem dzień spa z ust taty, uderzyła we mnie panika. Tessa i Raven dzielą wspólna willę. Bez wątpienia są dziewczynami, które idą tam dzisiaj z Vivian. Gdy Tessa, obudzi się i odkryje, że Raven nie wróciła na noc, wiem, że z pewnością przyjdzie do mnie waląc do drzwi. Muszę obudzić Raven, wyprowadzić stąd w przeciągu pięciu minut, po czym ogarnąć sam siebie, żebym wyglądał jakoś przyzwoicie podczas gry. Czuję się, jakbym właśnie umarł, a następnie został przywrócony do życia, jak pieprzony Frankenstein. Mam nadzieję, że ten ból głowy w końcu minie. Nigdy więcej nie wypiję już, takiej ilości alkoholu. Ponownie wchodzę do pokoju i niechętnie odsuwam rolety, wpuszczając światło słoneczne do sypialni. W momencie, gdy to robię, Raven rozciąga się, wydając z siebie delikatny jęk, gdy się rozbudza. Fiut także się budzi słysząc ten dźwięk, gdy Raven leży na łóżku naga.
Spokojnie chłopie. Żadnego bzykania więcej. Jej tyłeczek, nie ważne, jak jest idealny musi natychmiast opuścić moje mieszkanie. - Linc? – Odwraca się na bok, dotykając ręką miejsca, w którym spałem zaledwie pięć minut wcześniej. Opierając się na łokciu, rozgląda się po pokoju, nim jej oczy lądują na mnie, stojącym w pobliżu okien. – Która godzina? Chwytam za telefon leżący na ziemi, który ledwo, co działa, gdy włączam przypadkowy guzik. – Chwila po dziesiątej – mówię, pochodząc do łóżka podłączając go do ładowarki. – Ojciec był tu przed chwilą. - Co? – Momentalnie siada z widocznym w oczach strachem, przyciskając prześcieradło do piersi. – Nie wie, że tu jestem, prawda? Kręcę głową. – Na nasze szczęście, ubrałem się już, gdy usłyszałem, jak wchodzi. Byłem w stanie zamknąć drzwi i spotkać się z nim na dole, zanim miał szansę cię zobaczyć. To wcale jednak nie znaczy, że nam się upiekło, bo powiedział, że spotykasz się z matką na dzień spa, dzisiejszego ranka. Zrzuca z siebie wszystkie koce i prześcieradła, ukazując swoje idealne, opalone ciało, następnie wyskakuje z łóżka w szale krążąc po pokoju w poszukiwaniu stanika i sukienki. Chwyta ubrudzoną płotem i trawą sukienkę druhny z podłogi i potrząsa nią przed sobą. - Och, mój Boże. To nie wygląda za dobrze. Nie sądziłam, że to będzie tak źle wyglądać wczorajszego wieczoru. Teraz muszę to ubrać, żeby wrócić z powrotem do mojej willi. Wszyscy będą myśleć, że spędziłam noc w cholernej winnicy. Nic na to nie poradzę. Staram się nie śmiać, gdy wszystkie wspomnienia wracają. – Cóż, byłaś w winnicy, ale zdecydowanie nie spałaś. - Byłam pijana zeszłej nocy, ale nie aż tak. Pamiętam każdy detal. Ten dobry i zły. Ubiera sukienkę, opuszczając ją na biodra, podczas, gdy walczy z zapięciem stanika. Chwilę później, jej cycki są zakryte, co wielce mnie uszczęśliwia i złości jednocześnie. Kocham jej cycuszki, ale nie możemy sobie teraz pozwolić na żadne rozproszenia. - To była całkiem szalona noc. Byłem nieźle wstawiony i ledwo pamiętam cokolwiek z zeszłej nocy. Wszystko widzę, jak przez mgłę. Poprawia sukienkę i przechodzi przez pokój próbując znaleźć szpilki. Siada na podłodze i wyciąga je spod krzesła obok drzwi. Staje na kolanach, podnosi rękę do twarzy, pocierając swoje zaspane oczy i wydajw z siebie jęk frustracji. - O czym do cholery myśleliśmy? To jest złe. Bardzo, bardzo złe. – Wstaję w końcu na nogi, wsuwając stopy w buty ze zbyt dużą siłą, tak, że aż klnie pod nosem i zaczyna poprawiać włosy w lustrze nad komodą.
Ostrożnie kieruję się w jej stronę, starając się zachować bezpieczną odległość, gdyż nie mam pojęcia, co chodzi po jej głowie w tym momencie. Ona jest moją porywczą Złośnicą, schodzącą na złą stronę w moment, sprawiając, że chciałbyś być wszędzie, tam, gdzie ona jest i się wkurza. - Wszystko będzie dobrze. Napisz do Tessy, żeby zabawiła twoją matkę, dając ci w ten sposób czas na prysznic i doprowadzenie się do porządku. Potem, idź i baw się dobrze na dniu spa. Po naszej wczorajszej nocy śmiało mogę powiedzieć, że twoje wyczerpane ciało potrzebuje głębokiego masażu. – Posyłam jej pewny siebie szeroki uśmiech, gdy ręką dotykam odsłoniętego na plecach tatuażu. Przynosi jej to widoczną ulgę, zanim odsuwa się ode mnie i kieruje się w stronę łóżka. – To dobry pomysł, ale zostawiłam telefon w mieszkaniu. Wiedziałam, że nie będę go potrzebować na weselu. Czy nie masz nic przeciwko, żebym użyła twojego? Przesuwam palcami po włosach. – Pewnie – mówię, osuwając się na krzesło i obserwuję, jak wybiera numer, Tessy. Przyglądam się, jak rozmawia z przyjaciółką i wnioskuje, że kłóci się odrobinę z mojego powodu, posyłając mi przy tym słaby uśmiech. - Tessa mówiła, że dzwoniła moja matka, prosząc abyśmy spotkały się z nią na drugie śniadanie, co daje mi godzinę, abym wróciła do siebie, ogarnęła się i spotkała z nią. Dzięki Bogu! Zapobiegnie to katastrofie. Możemy mieć tylko nadzieję, katastroficzna pomyłka, jaką popełniliśmy zeszłej nocy nie powróci do nas, jak bumerang. Z wszystkich napływających do mojej głowy, raz za razem wspomnień, gdy patrzę, jak idzie w moją stronę, to wiem, to było tego warte, ale modlę się także, byśmy nie skończyli cierpiąc z tego też powodu. - Wychodzę. Spotkamy się gdzieś pewnie w pobliżu. – Spogląda, stając przede mną niepewnie. Wiem, że to musi być nasza ostatnia chwila razem. Nie będzie więcej żadnego gówna typu jeszczejeden-raz. Z powodu małżeństwa naszych staruszków musimy dla własnego dobra trzymać się od siebie z daleka. Nie ważne, jak bardzo będzie nas to bolało. Obejmuję jej twarz rękami i przyciągam do siebie. – Jeszcze jeden pocałunek zanim wyjdziesz? – pytam, gdy szelmowski uśmiecha tańczy na moich ustach. Wzrusza ramionami, rękami opierając się o moją klatkę piersiową. Przesuwa nimi w dół kilka centymetrów, zanim zatrzymuję się, ściskając podkoszulek. – Tylko jeden, a potem wychodzę. Przyciska usta do moich i zaczynamy całować się delikatnie, rozkoszując się tym uczuciem. Ręce trzęsą mi się, jak jakiemuś nastolatkowi i próbuję się opanować. Robię, co tylko mogę, aby nie rzucić jej z powrotem na łóżko. Jęczy przy moich ustach, rozchylając je delikatnie, dając mi tym dostęp dla języka.
Zaciska ręce na podkoszulku, przyciskając mnie do siebie bardziej. Twardy jak skała fiut napiera na jej brzuch. Całuje mnie tak, że zapiera mi dech w piersiach. Muszę się teraz powstrzymać, zanim wrócimy do punktu, gdzie już będzie odwrotu. Niechętnie odsuwam się od niej, przerywając pocałunek. W dalszym ciągu ma zamknięte oczy, gdy puszcza podkoszulek, sięgając ręką swojego naszyjnika. Dotyka go delikatnie, po czym otwiera oczy. – Do widzenia, Linc. – Odwraca się do mnie plecami i kieruje się w stronę drzwi. Nie patrzy do tyłu, ale za to ja, nie potrafię odwrócić od niej wzroku. Stoję, oparty o ramę drzwi i patrzę, jak chwyta klamkę, stojąc tak przez chwilę, następnie bierze głęboki oddech, a ręką usuwa łzę spływającą po jej twarzy. W końcu, bierze się w garść, prostuje plecy, popycha drzwi znika na zewnątrz. Gdy wchodzi, nie tylko zabiera ze sobą moje serce, ale także duszę. Bez niej, jestem skorupą mężczyzny. Przed nią myślałem, że moje życie jest idealne. Byłem szczęśliwy, żyjąc, tak, jak żyłem. Nie troszczyłem się o otaczający mnie świat, a miłości unikałem za wszelką cenę. Teraz, zasmakowałem tego i nie mam pojęcia, jak udało mi się przeżyć chociażby jeden dzień bez niej, nie wspominając, jak przeżyję kolejne.
**** - Wyglądasz, jak gówno – informuje mnie Taylor, gdy kierujemy się do kolejnego dołka. Zawsze mogę polegać na swoim najlepszych przyjacielu, za bycie szczerym, aż do bólu, gdy nie chcę tego słyszeć. - Dzięki za uświadomienie mi tego, co oczywiste, dupku. - Zatem, co działo się z tobą zeszłej nocy? W jednej chwili byłeś w recepcji, a w następnej zniknąłeś. Pisałem do ciebie kilka razy, ale bez odpowiedzi. Poprawiam czapeczkę, unosząc ją, żebym mógł przeczesać, cholerne, włosy. Jest dzisiaj prawie trzydzieści pięć stopni. Nawet szorty i koszulka nie są najlepszym rozwiązaniem w taki gorący, letni dzień. Cieszę się, że przyszedłem na golfa, nawet czując się tak fatalnie. Dosłownie tak, jak smażone gówno w gorącej dupie Kalifornii. Żadna ilość tabletek przeciwbólowych, czy kawy nie złagodzi tak fatalnego kaca. Jestem i tak nad wyraz zdziwiony, że nie wymiotowałem, gdyż żołądek podchodzi mi do gardła. – Wyłączyłem telefon – kłamię. – Potem utknąłem w barze pijąc przez kilka godzin. Znany mi, szeroki uśmiech pojawia się na twarzy Taylora. – Aaa. To wszystko wyjaśnia. Zalałeś się w pestkę, a potem zagarnąłeś jakąś laskę. Masz kaca, co nie oznacza, że mimo to wyglądasz kurewsko dobrze. Jak tylko seks był dobry, kac zawsze jest tego wart – mówi, klepiąc mnie po ramieniu, zanim schyla się do plecaka w poszukiwaniu kijka.
Grupka przed nami kieruje się do pojazdu. Ojciec, Bryant ze swoim ojcem i grupka jego przyjaciół przyszli tu, żeby spotkać się z nami. Kończyli dziesiąty dołek, gdy my dojeżdżaliśmy z Taylorem do następnego. Głos Bryanta przerywa ciszę. - Też byłem wczoraj w barze, jak wyszedłem z recepcji. Przyglądam się, jak zbliża się podstawki, na której znajduje się piłeczka, zanim odzywa się ponownie. Z wyrazu jego twarzy mogę wyczytać, że widział mnie tam razem z Raven. Robię wszystko, co mogę, żeby wyglądać na wyluzowanego, nawet, jeśli w środku ogarnia mnie straszna panika. - Och, serio? Nie widziałem cię. Mogłeś podejść, przywitać się i napić ze mną. Zadowolonym z siebie uśmiechem, odwraca się do mnie mówiąc: - Właściwie, chciałem tak zrobić, ale potem stało się coś wielce szalonego. Unoszę brew w stronę bezchmurnego nieba zachowując pozory i wyglądając na poważnego. – Poważnie? Co takiego? Przygląda mi się chwilę, krzyżując ręce na piersi. Spogląda do tyłu, tam gdzie ojciec i jego przyjaciele w dalszym ciągu czekają na swoją kolej. W końcu odwraca się do mnie. – Siedziałeś przy barze obejmując, Raven. W pierwszej chwili pomyślałem, że to nic takiego, ale potem zobaczyłem, jak wyciąga plasterek limonki z twoich ust. Nazwij mnie teraz szalonym, ale wiem, że nie tak dwoje ludzi, będących przyrodnim rodzeństwem się zachowuje. Jeśli tak nie jest, to myślę, że jesteś z lasu, albo z jakiejś zabitej deskami dziury. Jestem pewien, że wyglądam, jakbym był kilka sekund przed uderzeniem krążkiem w głowę, po czym chciał zwiać stąd, tak, jak tu stoję. Kurwa. Cholera! Wiem, że byłem głupi i pozwoliłem się ponieść. Teraz właśnie z tego powodu, jesteśmy totalnie w dupie. Nigdy nie powinienem nawet z nią flirtować w sposób, w jaki robiłem to wczoraj publicznie. Co więcej, w noc wcześniej pocałowałem ją na chodniku przed sklepem. Zbyt dużo ryzykowałem. Nie myślałem, byłem zbyt kurewsko arogancki, jak zawsze. Teraz, Raven będzie musiała poradzić sobie z konsekwencjami. Nawet przez sekundę nie wątpię, że Bryan coś powie. Staram się ukryć fakt, że wariuję w środku i macham do dziewczyny rozwożącej napoje. Jestem w konkretnej potrzebie napicia się piwa. Kac, czy nie, to już nie jest istotne. - To, co widziałeś, to tylko dwójka przyjaciół pijących drinka. Nic więcej. - Nie, to, co widziałem, to bez wątpienia nie była dwójka przyjaciół, gdyż w oczywisty sposób pokazywali wszystkim, wokoło, że nie powinni być uważani za takich.
Dotykam rękami skroni, próbując pohamować się przed nie uderzeniem w twarz tego dupka. Kręcę głową, patrząc na niego z niesmakiem. – Kto w ogóle, do huja, pyta o takie gówno? – Staram się, żeby mój głos brzmiał w miarę naturalnie i cicho, żeby nikt nie wrócił na nas uwagi, gdy ten dupek podszedł do mnie pytając o takie rzeczy. Nonszalancko wzrusza ramionami, w ogóle niezbity z tropu. – Wiedziałem, że sprawy między mną, a Raven nie układają się za dobrze, nawet, jeśli potrafiła być zarówno zimna, jak i gorąca, myślę jednak, że mam prawo zapytać, czy bzykasz ją, czy nie, skoro spotyka się ze mną? Trzymaj ten pieprzony telefon!
- Poczekaj. Spotykacie się? Nie możesz być poważny. Wyszła z tobą do pubu na drinka, tak, jak to robią przyjaciele i do recepcji zeszłej nocy… jako, przyjaciele. Właśnie przekręciłeś słowo przyjaciele na umawianie się. Wyglądasz na całkowitego kretyna, ale przecież jedziesz na studia, na Harvard do jasnego huja! Nie możesz być poważny. Wiem, że muszę być ostrożny, żeby nie przekroczyć pewnej granicy, szturchając lwa, który jednym słowem rozdarł moje życie na strzępy. Nie mam jednak zamiaru, żeby coś dostrzegł, podczas gdy Raven bałagani za jego plecami. - Raven, powiedziała, żebyśmy spróbowali, ale powoli i na spokojnie, bo ma za sobą ciężkie rozstanie. Im więcej o tym teraz myślę, to stwierdzam, że trzymała mnie w ryzach, bo chciała mieć własne ciastko, które później również sama zje. Umawiała się ze mną, aby uszczęśliwić matkę, a na boku pieprzyć ciebie, jak jakiś brudy sekrecik. Ściskam z boku piłkę, kontrolując się jak mogę, żeby zaraz nie uderzyć go w gębę. - Nie mam zamiaru stać tutaj w otoczeniu swojego ojca i jego przyjaciół, słuchając, jak wyrzucasz z siebie te bzdury. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Myślę, że musisz nauczyć się, kiedy zrozumieć aluzję, bo dla mnie oczywistym jest i dla ciebie również powinno, że ona nie jest tobą zainteresowana. Pogódź się z tym, kurwa. Nie tracąc ani sekundy dłużej na tego kretyna, odwracam się i idę w dół wzgórza, aby kupić piwo, które albo wypiję, albo rozbiję na jego, cholernej, głowie. Wyciągam telefon ze spodni, wyszukując Raven w kontaktach i piszę do niej szybką wiadomość. Mamy cholernie ogromny problem. Bryan był zeszłej nocy w barze. Musimy się z nim spotkać, tak szybko, jak to tylko możliwe i rozwiązać to gówno, zanim wszystko spieprzy. Nie potrafię wyrazić tego, jak przykro mi z powodu tego, co się dzieje.
Rozdział 15 Jak tylko kończymy golfa, a Raven swój dzień w spa, spotykamy się z Bryantem, na krótkiej, miłej pogawędce, tutaj w mojej willi. Nie było łatwo, ale jakoś udało nam się przekonać go, że wyolbrzymił sobie tę niewinną sytuację, która miała między nami miejsce. Nie mam pojęcia, czy w dalszym ciągu ma wątpliwości, czy nie, ale ostatecznie wyszedł bez straszenia, że powie komukolwiek o swoich podejrzeniach. Muszę przyznać, że byłem przerażony. Nie chcę nawet myśleć, jak zareagowałby ojciec, gdyby dowiedział się o nas. Zniesmaczony wyraz twarzy Bryanta, kiedy nazwał Raven moją przyrodnią siostrą, spowodował, że sam poczułem się z tym wszystkim niewłaściwie. Nienawidzę tego. To przecież nie jest tak, że spędziliśmy całe życie dorastając razem pod jednym dachem i żyjąc, jak rodzeństwo. Jeszcze pięć miesięcy temu nawet nie poruszaliśmy się w tym samym kręgu, nie wspominając o tym, że nawet ze sobą nie rozmawialiśmy. Z tych samych względów możemy mieć tylko nadzieję, że na chwilę obecną kryzys jest zażegnany i Bryant zamknie swoją gębę na kłódkę. Do czasu, kiedy polecę z powrotem do San Francisco, a ona do Long Beach, jutro musimy unikać jeden drugiego, jak to tylko możliwe i nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. - Przykro mi, że postawiłem cię dzisiaj w takiej sytuacji - mówię, siadając na małej kanapie, obejmując głowę rękami. Przeczesuje palcami włosy i wpatruje się we własne stopy. Czuję się, jak największy na świecie dupek. Kocham tą dziewczynę, ale jestem zbyt wielkim tchórzem, żeby o nią walczyć. Kątem oka dostrzegam, jak zajmuje miejsce obok i kładzie rękę na moim udzie. To zwykły, całkowicie niewinny gest, ale ciepło jej ręki pali mi skórę przez materiał i sprawia, że serce przyspiesza. Nie ważne, jak bardzo staram się to zignorować, pociąg do niej jest nieodparty. - Nie przejmuj się tym. Jestem tak samo winna, jak ty. Obojga nas poniosło, zeszłej nocy. Wiem, że nie było to rozważne, ale czyż nie o to właśnie nam chodziło. Pamiętasz? Motto na wieczór.
Opieram się o kanapę, kierując twarz w jej stronę. Na prawdę na nią patrzę, zapisując ten obraz w pamięci, aby powracać do niego ilekroć będę tęsknił. Wygląda jak zawsze pięknie, ale myślę również, że z powodu tego, iż nie mogę jej mieć, nawet, gdy mam jej serce, a ona moje, to jej piękno emanuje od niej bardziej niż zwykle. Zauważa u mnie głupkowaty, szeroki uśmiech i klepie mnie w udo. - Lepiej pozbądź się wszelakich głupich pomysłów rodzących się w twojej główce, gdyż to musi nas czegoś nauczyć, Linc. Żadnych gorących spojrzeń więcej, żadnego flirtowania, czy też niestosownego dotykania. Nadymam żartobliwie wargi. - Niestosowne dotykanie to moja ulubiona rzecz. Jej oczy momentalnie wypełnia pożądanie. - Zachowuj się. Wiesz, co mam na myśli, Linc. To będzie trudne, ale w ostateczności będziemy oddzieleni od siebie setkami kilometrów i nie zobaczymy się aż do wakacji. To dużo czasu, aby spróbować otrząsnąć się z tego, co jest między nami.
Klepię jej kolano, po czym wstaję i kieruję się do drzwi. Chwytam za klamkę, robiąc, co mogę, żeby zebrać się w garść i pozwolić jej chętnie odejść. - Droczę się tylko, Złośnico. Będę się zachowywał. Obiecuję Jak tylko opuszcza moje mieszkanie, czekam, aż wejdzie do siebie i idę do baru, aby zatopić swoje smutki. Powiedziałem Tylerowi wszystko o tym dupku, gdy opuszczaliśmy pole golfowe. Powiedział, że będzie czekał przy barze, żeby porozmawiać o tym, co w tej sprawie zrobiliśmy. Jako mój przyjaciel, zaoferował mi pomoc w skopaniu mu dupska, gdy zajdzie taka potrzeba. Wiem, że będzie szczęśliwy słysząc, że do niczego takiego nie dojdzie. Spędzamy kolejne dwie godziny pijąc piwo, jedząc tłuste frytki i cebulowe krążki z burgerami. Unikam restauracji, gdyż wiem, że wszyscy będą tam dzisiaj na kolacji. Jeśli Raven i ja chcemy odnieść sukces, odsuwając podejrzenia Bryanta na bok, to jedynym możliwym sposobem jest unikanie wszelakich kontaktów, aż do momentu, jutrzejszego wyjazdu. Razem z Taylerem siedzimy w ciszy, oglądając mecz na dużym ekranie zawieszonym nad barem, sącząc piwo, gdy niespodziewanie przez drzwi wpada mój ojciec. - Linc! Tutaj jesteś! Tak myślałem, że cię tutaj znajdę, skoro nie było cię przy basenie. Właśnie otrzymałem niesamowite wieści od twojego agenta. Odkładam piwo i odwracam się w jego stronę, próbując uspokoić bijące serce. Po sposobie, w jaki tutaj wparował, pomyślałem, że z pewnością ten kretyn pomimo wszystko coś mu powiedział. - Serio? Dlaczego zadzwonił do ciebie, a nie do mnie? – pytam zmieszany. Mam już więcej niż osiemnaście lat, więc powoli z wszystkimi sprawami radzę sobie sam, razem z agentem sportowym. Każdą sytuację załatwiamy między sobą, dlatego też nie mam pojęcia, o czym rozmawiał z tatą zamiast ze mną. - Zadzwonił do mnie, bo aktualnie jest w Szkocji na turnieju PGA, który odbywa się dzisiaj. Ten, który ominąłem z powodu ślubu. Tylko popatrz! Był w stanie negocjować układ, jeśli się na niego zdecydujesz, abyś przeniósł się z Harding Park po powrocie do domu do St. Andrews Golf Course w Szkocji. Tam trenują najlepsi. Szczęka mi opada. To moje marzenie. Na to właśnie spędziłem ostatnie trzy lata, grając w golfa, po ukończeniu college’u, aż do drugiego roku studiów. - Jesteś poważny? Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Taylor zeskakuje z barowego stołka i klepie mnie po plecach, zanim bierze w ramiona i potrząsa. Tryska z podekscytowania, podczas, gdy ja w dalszym ciągu jestem w szoku. Dzisiejszy dzień był jak trąba powietrzna – pełen emocji.
- Cholera jasna, koleś! Szkocja? To kurewsko niesamowite – krzyczy, Taylor, patrząc raz na mnie, raz na ojca. – Musimy to uczcić! – Odwraca się do baru przywołując barmana. – Trzy szklanki twojej najlepszej whisky. - Zatem synu, chyba śmiało mogę powiedzieć, że twoja odpowiedz jest twierdząca, tak? Bo jak coś, zaraz oddzwonię do agenta. Co prawda jest już późno w Szkocji, ale on nadal jest na kalifornijskim czasie, więc ciągle jest rozbudzony i nie śpi. Kiwam głową, łapiąc szklankę i wlewam palącą ciecz do gardła. – Powiedz mu, że się zgadzam – mówię odkładając szklankę z powrotem na bar. Macham ręką po następną kolejkę. – Wznieśmy toast! – mówi, Taylor trzymając przed nami swoją szklankę. – Za Szkocję i tego skurwysyna PGA! Śmieję się, jednocześnie będąc kłębkiem nerwów. Wnoszę toast razem ze wszystkimi powtarzając słowa przyjaciela. Gdy emocje już opadają, tata wraca po rozmowie z agentem i siada obok mnie. – Wszystko załatwione. Bilet w jedną stronę do St. Andrews zarezerwowany i będzie na ciebie czekał, jak tylko wrócisz do San Francisco. - Wow. To wszystko dzieje się tak szybko. – Staram się jakoś poukładać to w swojej głowie. Wiem, że za dwa dni będę w drodze na drugi koniec świata, jednak pierwsza rzecz, o której myślę to, Raven. Będziemy od siebie tak daleko. To jest jednak to, czego oboje teraz potrzebujemy i co jest dla nas najlepsze. Nic jednak nie mogę poradzić na to, że ogarnia mnie smutek. Mówiący do mnie ojciec, przywraca mnie do rzeczywistości. Jak stąd wyjadę mam duże szanse, aby startować w PGA w 2016. Jeśli nie wtedy, to z pewnością rok później. - Będziesz miał możliwość otrzymania prestiżowej karty członka PGA w przeciągu zaledwie kilku miesięcy i spróbować gry na jednym z największych otwartych terenów, zanim zacznie się nowy sezon. Jak nie dasz plamy, będziesz dalej trenował w St. Andrews i ponownie spróbujesz w następnym roku. Nie myślę jednak ani przez chwilę, że nawalisz. Grasz jak swój staruszek, a nawet lepiej. Widzę twoją przyszłość w różowych kolorach, Linc. Cała twoja ciężka praca i determinacja przyniosła efekty. Tata kręci się w pobliżu jeszcze chwilę, zanim wychodzi z świeżo upieczoną panną młodą. Kocham go, ale część mnie także go nienawidzi, nawet, jeśli wiem, że nie powinienem. On jest szczęśliwy, podczas gdy ja muszę odrzucić swoją szansę bycia szczęśliwym z Raven. Ktoś kiedyś powiedział: Właściwa dziewczyna, nieodpowiedni czas. Nawet, jeśli powiedziałem, że nie chcę jej więcej widzieć i wiem, jakie to ryzykowne, pisze do niej mimo to, prosząc o spotkanie. Żołądek mam związany w supeł z nerwów, kiedy do niej piszę.
Muszę cię zobaczyć. Coś się stało. Nic złego, więc nie wariuj. Po prostu to ja chcę ci to powiedzieć. - Wracam prosto do siebie, żeby odpocząć, skoro mój tyłek leci do Szkocji za dwa dni. – Mój głos brzmi gładko i spokojnie, lecz w środku czuję, jakby ktoś ściskał moją krtań, powodując, że ledwo, co potrafię wydobyć z siebie głos. Taylor kiwa głową, biorąc kolejny długi łyk piwa. – Odpocznij, bracie. Znajdę cię rano, zanim wyruszymy na lotnisko. - Brzmi dobrze. Dobranoc, Ty. Kiedy wchodzę po schodach, czuję wibracje telefonu. Popycham drzwi i wyciągam go ze spodni. Gdy widzę imię Raven na wyświetlaczu, żołądek momentalnie robi fikołka. Raven: Powodujesz, że jestem nerwowa i ciekawa jednocześnie. Zaraz będę. Nie więcej niż dwie minuty później puka do drzwi. Kiedy je otwieram, widzę, że jej włosy są mokre i spięte w niechlujny kok, a na sobie ma spodnie do biegania i męski bezrękawnik. Patrzy na swoje ubrania, podążając za ruchem moich oczu, nim wkracza do środka. – Właśnie wychodziłam z wanny, kiedy do mnie napisałeś, dlatego też trochę zajęło mi odpisywanie ci. Moczyłam swoje obolałe mięśnie z powodu zbyt wielkiej ilości zabawy zeszłej nocy. Figlarny uśmiech pojawia się w kąciku moich ust, gdy wspomina o ostatniej nocy. Nawet, czując się, jak gówno, sprawia tym, że się uśmiecham. - Przykro mi z tego powodu. Chyba byłem trochę za brutalny. Ciężko mi się kontrolować, jeśli chodzi o ciebie. Wywraca oczami wydając z siebie niewielki sarkastyczny chichot. – Och, zaufaj mi, akurat wiem, że to jest prawdą, jednak nie narzekam. Dzisiejszy ból jest wart wspomnień wczorajszego dnia. Rozmowa o bzykaniu wcale nie pomaga w obecnej sytuacji. Muszę przejść do sedna i zrobić to szybko i mieć już z głowy. - Wyprowadzam się do Szkocji – wyrzucam z siebie, opadam na kanapę, przechylam głowę do tyłu i patrzę w sufit.
Nie mogę spojrzeć w jej oczy. Nie chcę ponownie widzieć, jak płacze. Po mojej wcześniejszej konfrontacji z Bryantem, reszta wspomnień wraca do mnie raz po raz. Jednego wspomnienia chciałbym nigdy więcej nie odzyskać. Tego, gdy zwinęła się przy mnie w kłębek, płacząc i mówiąc, że nienawidzi tak bardzo, jak ja tego, że musimy ignorować uczucie, którym się darzymy. - Poczekaj – co? Jej głos załamuje się, gdy pyta, praktycznie biegnąc przez pokój w moją stronę. Zaskakuje mnie, wskakując na moje kolana, a wręcz dosiadając, po czym obejmuje twarz, zmuszając abym na nią spojrzał. – Proszę, powiedz mi, że nie wyjeżdżasz do Szkocji z mojego powodu? Kładę ręce na jej wyeksponowanych przede mną udach, przesuwając w górę i dół jej gładkich, świeżo ogolonych nóg. Widzę, jak pod wpływem tego dotyku przeszywa ją gęsia skórka. - Spotkałem się wcześniej w barze z ojcem i powiedział, że dzwonił mój agent, oferując miejsce w St. Andrews Golf Course. Wylatuję we wtorek. Łzy zaczynają spływać po jej twarzy jedna za drugą. Nie stara się nawet ich usunąć. Zamiast tego przygryza dolną wargę, która drży, gdy próbuje opanować napływające łzy. Palcami delikatnie pieści moje policzki. – Nie chcę, żebyś jechał. Co innego było cię mieć w San Francisco, ale Szkocja? To pół świata stąd. Nie wrócisz do domu nawet na wakacje, prawda? Kręcę głową. To bardziej niż prawdopodobne, bo łatwiej będzie, dla mnie, zostać tam na miejscu. – Pewnie tam zostanę, tym bardziej, że tata lata do Szkocji cały czas, więc to bardziej niż pewne, że upewni się, aby zobaczyć się ze mną na Święto Dziękczynienia. Jeśli w ogóle wrócę do domu, to jedynie do Sacramento do mamy na Boże Narodzenie. Najlepiej będzie, jak będziesz trzymała się ode mnie z daleka, Złośnico. Nie zrobię nic, poza zrujnowaniem twojego życia. - Nie wiesz tego. Jesteśmy przerażeni i słusznie, ale myślę, że z czasem wszystko się ułoży i zobaczą, jak prawdziwa jest nasza miłość. Wsuwam ręce pod jej spodenki i zatrzymuję tam, gdzie bezrękawnik zakrywa brzuch. Toruję sobie drogę pod koszulkę, pozwalając moim dłonią, aby błądziły po jej gładkiej, ciepłej skórze. Obejmuje plecy, przytulając do siebie i przyciskam do piersi. - Nienawidzę tego, tak samo jak ty, ale wiem, że nigdy by tego nie zaakceptowali. Co więcej, ty masz swoje marzenia i cele, na które zasługujesz, żeby zostały osiągnięte. Ja tam, ty gdzieś indziej, to skomplikowane. Nie ma takiej opcji, żeby nasz związek w ten sposób istniał, gdy będziemy wieść dwa osobne życia. Jedno z nas musiałoby zrezygnować z jednej rzeczy, żebyśmy mogli być razem i wiem, że ze swoim wielkim sercem będziesz nalegała, abyś była to ty. Ja ci na to nie pozwolę. - Znajdziemy sposób. To będzie trudne, ale wiem, że w jakiś sposób może nam się udać.
Czuję, jakby ktoś wyrywał mi serce z piersi, gdy patrzę jak, Raven, rozkleja się na moich oczach. Łzy kapią z jej podbródka, lądując na moim podkoszulku. Chciałbym bardzo być tak pewnym siebie jak ona i takim optymistą. Potrafię jednak spojrzeć przez te mrzonki i dostrzec, mimo wszystko zimną, okrutną rzeczywistość. Nie ma żadnej możliwości dla nas, żeby to wypaliło, a przynajmniej teraz. Może na końcu drogi, ale na chwilę obecną, nie ma takiej możliwości. - Nigdy nie wiemy, co przyniesie nam przyszłość. Jeśli nasza miłość jest tak silna, jak myślimy, to może któregoś dnia nasze marzenia i sny o karierze się urzeczywistnią i znajdziemy siebie nawzajem. Czuję gdzieś głęboko, że jesteś mi przeznaczona, Złośnico. To po prostu niewłaściwy dla nas czas. Małżeństwo naszych rodziców jest ciągle zbyt świeże, żeby zarzucić ich naszymi sprawami. Myślę jednak, że z czasem łatwiej będzie im sobie z tym poradzić. Nic nie mówi, słucha tylko w milczeniu i kiwa głową zgadzając się z tym, co mówię. - To będzie najtrudniejsza rzecz, z jaką będę musiał sobie poradzić, odchodząc – szepczę, pochylając się i całując jej usta. – To nie jest pożegnanie, Złośnico. Znów będziemy razem. Obiecuję ci, że gdy będę w St. Andrews mój telefon zawsze będzie włączony. Nie przejmuj się różnicą czasową. Dzwoń, gdy tylko będziesz chciała. - Nienawidzę tego…ale wiem też, że masz rację. Nie wiedza o tym, jak długo cię nie zobaczę ponownie jest tym, co mnie zabija. – Zaczyna poruszać biodrami, drażniąc mojego kutasa, który automatycznie twardnieje. To wbrew mojemu postanowieniu, żeby więcej jej nie dotykać, ale jak tu zmarnować tak dobrą erekcję. - Jeszcze tylko jeden raz. Wiesz, w razie gdyby mój samolot rozbił się w oceanie, czy coś. – Żartuję ściągając jej bezrękawnik przez głowę, a następnie sportowy biustonosz i rzucam obie rzeczy na podłogę. - Nie opowiadaj takich bzdur, bo to sprawia, że wszystko staje się o wiele trudniejsze – mówi, szturchając mnie w ramię, zanim zeskakuje z moich kolan, żeby ściągnąć szorty. - Zaufaj mi – nie sądzę, że może być już gorzej – mówię, rozpinając spodenki i wyciągając fiuta na wolność. - Jesteś zły. Na szczęście dla ciebie, że lubię złych chłopców, a w szczególności tych zakazanych. Jej oczy, które chwilę temu były pełne łez, teraz błyszczą figlarnie, gdy wstaję i wyswobadzam się ze spodenek. Ściągam koszulkę, rzucam na podłogę i idę w jej stronę, jednym szybkim ruchem podnosząc ją z podłogi. Oplata nogi wokół moich bioder, gdy idziemy w stronę sypialni. Kładę ją na łóżko, nie tracąc czasu, gdyż nie wiem, jak dużo czasu mamy zanim ktoś zauważy, że wyszła ze swojego pokoju. Ssę piersi, skupiając się raz na jednej, raz na drugiej, delikatnie drażniąc, gdy wsuwam w nią dwa palce, zaczynając poruszać nimi, aby przygotować ją na przyjęcie mojego fiuta.
- Boże, pachniesz niesamowicie. Zapach jej ciała jest taki sam, jak balsamu, który miała na sobie zeszłej nocy. Jak tylko ten zapach do mnie dociera, wspomnienia wczorajszej nocy obezwładniają mój umysł, sprawiając, że robię się jeszcze bardziej napalony. - Oooch… mój… dochodzę! – krzyczy pomiędzy szybkimi, urwanymi oddechami, gdy poruszam w niej palcami, w tym samym czasie drażniąc jej łechtaczkę kciukiem. Ssę i gryzę ścieżkę od piersi do jej ust. Powoli zaczynam wsuwać się do jej wejścia. Jest ciepła, miękka i idealna, gdy wolno poruszam biodrami, torując sobie drogę do środka. - Tak bardzo jak chcę zrobić to wolno i rozkoszować się to chwilą… - Pochylam się i składam pocałunek na jej ustach, zanim poruszam ustami na szyi, mruczę przy jej skórze, zaczynając poruszać się szybciej. - … musimy zrobić to szybko, zanim przyjdzie ktoś cię szukać. Kurwa, tak dobrze cię czuć. Jest jak niebo i piekło owinięte wokół mojego kutasa, gdy przesuwam usta z powrotem do jej ust i tracę się w pocałunku, pieprząc ją całym sobą. Odwracam ją tak, żeby przejęła inicjatywę. Ma ten rodzaj cipki, o którym marzę w każdej sekundzie dnia. Wiedząc, że po dzisiejszym dniu nie będę już czuł jej wbijających się we mnie paznokci, czy krzyku, gdy dochodzi, powoduje, że aż zapiera mi dech w piersi. Ugniatam jej piersi, gdy skacze przede mną, skręcam sutki między palcami i patrzę, jak ujeżdża mojego fiuta, używając go, w pogoni za drugim orgazmem, o który błaga bym jej dał. - Właśnie tak, kochanie. Daj się ponieść i po prostu czuj mnie w sobie – mówię chrapliwym głosem, ociekającym seksem, gdy unoszę biodra w górę na spotkanie z jej ciałem, gdy zsuwa się na mnie w dół, czując ją każdym calem swojego fiuta. Rozciąga jej ciasną, smakowitą cipeczkę, wypełniając całkowicie, sprawiając, że jęczy. Jestem bliski końca i wiem, że ona także. Odwracam ją na plecy. Wsuwając się w nią mocniej i szybciej, ssę jej wargę, delikatnie przegryzając. Z każdym pchnięciem, krzyczy, gdy doprowadzam ją na samą krawędź. Jest tak, blisko, że czuję, jak każdy centymetr jej ciała zastyga, a jej paznokcie wbijają się w mój tyłek, błagając, abym pieprzył ją mocniej. Gdy nasze języki pieszczą się nawzajem, obejmuję rękami jej pośladki, pomagając sobie odnaleźć jej magiczny punt g. Chwilę później, napiera ustami na moje, krzycząc: - Linc…och, mój Boże…Linc! - Dochodzę na dźwięk swojego imienia. Jej ciało zaczyna się naprężać, gdy zaczynam dochodzić w niej głęboko. Wpatruje się w jej hipnotyzujące, zachwycające zielone oczy i szepczę: - Dojdź dla mnie, kochanie. Jestem blisko, tak jak ty.
Siadam na kolana i zaczynam pocierać łechtaczkę, skupiając się jednocześnie na każdym pchnięciu, aby upewnić się, żeby uderzyć w miejsce, w którym najbardziej mnie potrzebuje. Wygina plecy, krzycząc i drapiąc prześcieradła, dochodząc pode mną, gdy czuję swój własny orgazm wychodzący na spotkanie jej. Leżymy w swoich ramionach przez jakiś czas, zanim zmuszamy się do powrotu do rzeczywistości. - Idę się umyć, a później wychodzę – mówi, wyskakując nagle z łóżka i spiesząc do łazienki. Chwytam za chusteczki z szafki nocnej i wycieram fiuta, po czym rzucam nimi w kierunku kosza, za łóżkiem. Nie pieprzyłem jej tak zeszłej nocy, ale dzisiaj zrobiłem to bez kondoma. Przynajmniej tyle, że jest na pigułce, więc mogę oddychać spokojnie. Jest coś w kochaniu się z nią bez jakichkolwiek barier, co powoduje, że staje się to bardziej intymne. Czuję się tak, jakbym ją naznaczył sobą w każdy możliwy sposób. Od teraz, za każdym razem, gdy jakiś mężczyzna dotknie jej ciała, wspomnienia o mnie będą utrzymywać się w jej głowie, przypominając o uczuciu moich rąk i ust na jej skórze i fiuta we wnętrzu jej ciała. Jestem tego pewien, gdyż będę czuł tak samo. Pochłonęła moje serce, umysł i duszę. To powoduje, że rzeczy stają się bardziej skomplikowane, bo te rzeczy należą do niej i nikogo innego. Obserwuje, jak wychodzi z łazienki, kierując się prosto do salonu. W rekordowym czasie ubiera się i wsuwa na nogi klapki. Chwytam parę spodni od pidżamy i spotykam się z nią w drzwiach. - Jesteś tak niesamowitą osobą, Złośnico. Będę za tobą tęsknił, jak cholera. Pamiętaj – pisz, dzwoń i nie ważne, co jeszcze, za każdym razem, gdy będziesz chciała porozmawiać. Bezpiecznego lotu jutro. - Do widzenia, Linc. – Wspina się na palce, całując mnie szybko w usta, zanim otwiera drzwi i znika w nocy. Przechylam głowę i opieram ją o ramę drzwi, szepcząc: - Do widzenia, Złośnico. Pozwalając jej wyjść za drzwi jest nawet trudniejsze niż sobie wyobrażałem. Będziemy w całkiem innych miejscach na ziemi. Część mnie czuje się, tak jakby to był ostatni raz, kiedy ją widzę, zanim los zdecyduje, aby ponownie nas ze sobą złączyć. Mam nadzieję, że odezwie się do mnie, gdy tam będę, gdyż rok, czy więcej bez niej, nie słysząc jej będzie najgorszą częścią tej pracy. Ledwo wytrzymałem trzy miesiące bez niej i cały ten czas, starałem się jej nienawidzić. Prawda jest jednak taka, że znajdzie w końcu kogoś, nawet, jeśli nie będzie wywoływał w niej takich uczuć, jak ja. To będzie bezpieczna i prosta decyzja, która pomoże zapomnieć jej o bólu tęsknoty za mną. Mogę spróbować powiedzieć, że nie prześpię się z nikim, nim posinieję na twarzy, ale prawda jest taka, że jesteśmy tylko ludźmi i potrzebujemy tego połączenia z inną ludzką istotą. Może nie będzie to Raven
w moim łóżku, ale w myślach to zawsze będzie ona, nie ważne, jak bardzo myślenie o nas będących z kimś innym boli. Wiele razy słyszałem, że czasami kochanie kogoś nie wystarczy. Nigdy w to nie wierzyłem, aż do dzisiaj. Teraz, z wszystkim tym, co się wydarzyło z Raven, rozumiem to. Czasem miłość to nie wszystko. Nie ważnie, jak bardzo kogoś kochasz. Zawsze jest nadzieja, że w przyszłości odnajdziemy się ponownie i że wtedy czas będzie odpowiedni. Do tego czasu, jedyną rzeczą, jaką możemy zrobić, to skupić się na tym, co możemy kontrolować. To są nasze marzenia. Zatem, gdy nadejdzie czwartek, będę siedział w samolocie do Szkocji, wkraczając w kolejny etap swojego życia, robiąc krok bliżej, osiągnięcia wszystkiego, o czym zawsze marzyłem. Wszystkiego… oprócz, Raven.