Mocne wały, ostrokoły i samboTże * Wolina ro4ły_ nqły się w świetlistym polanku, plzetkarrym mgłami unosżącymi się nad wodą. czalny, naśmołowanyokręt, z obu burt osaczony taTczami, unoszący zbrojnych że_. glarzy. sunął po drobnej fali cicho i szylrko, z wyni€§ionym lru góże dziobem, popychany lówn}ryni uderze_ ]
Wychynął na szlak, Podniósl ża8iel. Nikt nie dostrzegłby W nim kupi€ckich dośtatków, bo też nie siedzieli w nim tego polanka żeglarze:kupcy, ją]o myślącyo łupie Zbr-ojni. Tak się już miały lzeczy z łnieszkańcami owego Wolina-Jom§borga Jomme, że jedl€8o dnia ku,pczyli, *
,1
ii
samborze _
wieżyce
płacąc i bioląc uczciwie, drugiego zaśrzuciwszy sławę ]rupców, suukali s}awy lvojo\łników znan}rch w§zystkim iudom tego molża, sławy wikingów Południow€go Wy]Tzeża, oto .,Dlugi Wąż" sunął sz} bko po la]i, unoszą. z sobą Wojbola i Ślriętymila, Rudego olafa, Smagłolicego sambora, Bezstryka, czalneeo Boźana, wietkiego Święciecha, lrąśiwego Swara, Mańkuta Kikę, czecha Boguchwała, Reinolda Niernca, Rusa siemirada, długolękjego zdzi8oda, Bogutę, t€o który w§lawił się tym, że niby normańśki belsblker *, gołymi rękami wojował §ą Redaly i woliniany w bitwie z Polanami, idąc przed wichmanem, ,,Dłuei wąż" nióś} tedy tych i pięćdżiesięciu innych, wysoko niosąc dumny dziób, na którym §tał Bożebol, mol§ki naczelnik wyprawy, Kłębiąca się we wschodniej sbo,nie mgła Ióźowiała mocno. siedzący obok machr Ślepy Patryk pomrukiwał cośw gęstą bldę. Ślepego Patryka odbił kiedyśz Iąk Gora, Nolmana, Bożebol Patlyk, żanim popadl \1, Ięce Nolmanów, nie był ślepcom,., Pźyśawszy do wolinian, mimo ośIepienia, nie zgubił wojowniczego ducha owoczesnych kupców, wzbogacił się wraz z nifii na lupieźczych wyplawach, potem osiadł w dostatnim dworze, sycąc niekiedy serca druhów dawnymi \łojennymi pieśniami. Na tę wyprawę wplosił się, op}acii dobrze Bażeł.ora. zależalo mu na niej, nikt nie * bersekerży ,,ludżje w skórze .icdźwiedzia"i wojowni.y normańscy, którży, popadłszy w bojovy szał, zyśkiwali jakby nadludżką śiłę,odlzucali lynsżtunek, eęśtomjecż czy iopó, i la-czą ude-za]i na w,ogou IUb b?L la,czy. . mieczeT czy
toporem, cźaśemi samym uderzeniem pięści zabijająć przĘivników. sahi lwali się w największe g.ońady va}czącyćh, siejąc wielki pópłoch, w boju nje cżuli bólu a nawet ćiężl{ich Ian,
wjepoio, że pdhafią pźybierać poslać niedźwjedzia, wobec śża}uberserkerów odczuvano zabobonny }Ęk. 10
pł}.lliemy? sp}łałsżeptem mlody Świę- Gdzie tymir, tlącając bTata, -śalszego o lat kilka, doświadcżc.nego już żegtalza-wojownika. Będziemy §ię bić? Gdzie? na wsz]"stkie bogi, śniłomi- §ię to nocami! , Bacz, byśrodowi wstydu nie przylióSł, szczeniaku-Izekł wojbol Pomnij, cośplzylzekł dziadowi Ląrgolo\łi, świętymil oblizał walgi, Roą)ielała go radość.Mil_ cząc, wodził wzrokiem po leżącej plzy nim bToni, po lar.zy, Nie 1)lko dzjado\Ąi prz),/ekł. że wróci wojownikiem- Także Dobrochni€.,. Przylzekłem łupy, gościńcei sławę
WczoIajszego zmierzchu, skakałeśplzy dziewu§ze jako dzie_ ciuch, ba, szczenię.,. Słyszysz? Bacz, byśnie pokrz).wdził DoblolhnyI Tooje niesława i wygnan:e, nam pomsta lodu Boźebora, dziewusze co gorszego, weśctnąłŚwięAch, miłuję ci ją, a ona mnie| tymh i poczerwieniał. Milcz. Jesżcżeśnie wziął dzierłuchy ani Boźebor nie wie, co l§lujecie. A Mów, bracie. - Niety?zwolę, za młod},ś.Cóżeśzdziałał? Ba! -,,obaczysz" pomyślałśWiętFnir. wiatr uwikłał się w płótnach, Zaszamotał się, usiłując wyskoczyć. Plżechylił okTęt raz i dru8i, jął go pchaó szybciej, etliewny. Kłębiąca się nad wodą mgła rzedła wyźej, gę§tg jesżcze nad drobn},rni Jalami. 11
,,Długi Wąź" płynąłz dala od brz€gów, poTosłych gęstą putsżczą, czart}ą, ni€plzeniknioną i §plątaną pńiami drzew. Płynąłplowadzony pewną ręką stemika siemirada. czasami po§trzegali wijący się nad puszczą dym, żnak ludżkiego życia, Gdźieśtam, w głębi iądu, za ścianądlzew, jak za najtęższ}B ośtrokołem,były osady obodrzyców, ich otoczone wałami si€dliska, Druźyla ,,Długiego Węża" §poglądała chciwie ku tym d}"rnom. obodrzyce sąsiadowali z sasami, ba, często też z nimi wojowali i wieikie dob}.wali łupy; dT€i do nich biegły przez niebezpieczne puszcze. usiane przesżkodami i zasadzkami Rana * dawno pozostaŁa za nimi. ,,Długi wąż'' sunął wzdłużciemnosinych blze8ów obodrżyckich, zwracając swój tępy dziób na północ. gdzie płynie,rny! zwlócił się Świętymil - Gadaj, do brata, Woj- Zapytaj Bożebola, szczeniaku - odłnruknął bor. Świętymir o&łTócił się, urażony, Ba, gdyby kto inny tak do niego zagadał! siedżąćy obok śemika siemirada Ślepy Patry{. podnió§ł głowę. słońce! powiedział, - I my j€- widzimy zawołałod dzioba swar. TaTgnął rzadkie kędziory -bfódki i zaśmiałsię. Gdybym miał twoje oczy, widziałbym wi€ei, ty tżęsitobołku!** odciął §ię §pokojnie Ślepy Patryk ku uciesze wojów.-
I
cóż byśujrzał, Patryku?
święilłnir. *
Rana _ §talosłoviańska nazwa wy§py it obo l€ k !żeżimiesżE]<
ł* tr zę6 L2
-
-
spytal ciekawie Rugii
zawołałKika, przyjaskaldzie!* -,Powiedzże, ślepy Patfyk podjął nieśpieszniegęśle,chwilę plzebieral palcami, wleszci€ wyrłiódł niegłośno,ale krzep, kim głosem:
Płyną mężri wojownicy, na wJbrżeżu prak gdżieś*rźJcży, BiNrią, sżłomy *ł, patlzcie! śzczyiy ..D!uEi wąż" jest znów pdkryty! Pł}rną mężni wojNnicy, na Wjbrzeźu ptak 8dzieś k ycżJ, Smoczj leb .a dziobie wrniP9:on Wolin s!fi nasz dumny żwie śię.
aów krzycży, cży io śłońcek@ie krweo, ćży ież krev ich wodę całą? na wybrżeŻu ptak
Ucichł głos s]epego Patryka.,,Długi Wąż" przecinał właśĄiegładką zatokę otoczoną zielon}-n kohierzem tlaw, pagórkanri i puszczą. Dziób okrętu wzniósł się z chlzęśem ponad piasek, Zadycotał, długi€, czarne cielsko żnieruchomiało. Drużyna Bożebora wysypała się sprawnie na ląd, z mieczami, włóczniami, taTczami i toporY w garści. Nasłuchiw,ali prz€z chwilę. zewsząd witała ich głucha cisza, ptaki krzyczały beztrosko, Jęli tedy niecić ogień, ciągnąć woiki z jadłem, mięso, piwo, zaskwielczałv w ogniu długie płatv pieczeni. *
skald
pieśniaĘ, po6ta
::,!+,,-
-:=-j!_.;-:
/ - JesleśpFM ien, że nikl nBs lu niF oDPdnie: 1al Bogula . P.wnv
-
skinał glową
siq ze mną, uiajcież mi,
_ Kogo tedy oczekujemv?
Bożebol
Wybralis.ie
zamt:uczał nla}omów-
ny wojbot. To musisz nam -t€raz lżec! Muśisz... - zawtóIowały dziesiątki głosów. Ki]kudzie9ięcitr chłopa, si€dzących u ognisk przy jadle, zwróciło g}owy ku nimGadaj, BożeboII
-Śtepv
Patryk żnałjuż odpowiedź. Był w domu Bo, żebora pewnego dnia, gdy ów lozmawiał W sąsiedni€j
iżbie z wysłańcami Normanów,., ch(ę Bożebor podnió"l glos .hl ! Wo,inianie, cz€kac tu na,., o Miedzianych Wlosach| lrrżyknąl Patlyk, - cola Ty wiesz?| zawolał śIód wrzawv - SlFpcy uiFIP- wiedzą! odłzylrnilBożebór- podniósł rekę, otoczony- koliskiem Palryk, Bożebor odbiegłych od ognisk mężów, z Gorem pżymierze i chcę z nim - Chcęnazawtzeć pop]yną! Dunó$: . powiedzia] w.j"żf. Podszedł doń swal. Podszedł Boguta. wojbol Podeszli inni, Zbtiźyłsię ja§nowło§y sternik siemirad, kołysząc obleczonymi w skóĘ barami, Zahuczaty wzhuIzone głosy, Kto na iej ziemi haitbi plzymielza. komu honoru fuężnyćh nie ża!? Kto nazwan jesi móIdeIcą,
bczbfonnych bezlitośnąi haniebną śmiercią?
Kto kfew niewimych ż cżaszy chłeDce.
kto prżwa gościnnościdcpce? Itio śpiącymmiecz w pierś wbija, wiązane krvią plzymierza mła? 14
pqsłyszeli wzbierający krzyk slepego patr},rka. naszego zaufania i zaulańia tych, - \Naduż;,wasz któźyldali ożekłBoguta, patrząc ci swoich s},rlów ponuro ha Boźebora. PlzysięgliŚmy ci posłu§zeńśwo, - i obyczaju wojów, wedle molskiego plawa Bacż, byś nie źałowałty i my za_ swych chęci| Gor,.. Gor jąknął się to piesl Pies! zawtóIowali wolinianie. - Nie posłlszeli żwólmy na przymielze z Gorem| klzyk Patlyka, powiedział spokojnie, nie podno_ ..,ówż€ pies sząc §pecjalnie głosu, Bożebol ówże pies zna dr'ogę do carogrodzkiego złota!
l
.CiVa^ORĄ
'o'fiżiffińrłlcuwosnot
wielctowie i siedżący u ujścia odry wolinianie byli solą w Mieszkowym oku, ów zasię książę, umacniający swoje władztwo, chciał wyńszczyć albo podbić ltrdy pragnąće poIoŻyć tamę rosnącei potędze Polan, zagradzające Polanorn dostęp do morza. Mieszko był naj groźniejszym wlogiem woiila i północnych plemion, za odrę chadzał, bił RedaTów, bił oMrzyców, lupy ciągnąl mocalną ręką, tedy spfzymierzyli się przeciw niemu z grafem niemieckim wichmanem Redarowie, sprzymielzyli wieleci, też Pot?iT].y wolin, poszły żbfojn€ drużyny za owym saskim grafem. Gadali potem jedni, że sprzymielzeńcy wichmanowi odnieśli zwycięstwo, drudzy, że woj€ Mieszka, nie rozbici, wycofali się spod Santoka w zwańych szykach, Tak czy owak w t}łnże czasie przyjaciel cesarza, klwawy margrabia GeIo zajął Łuźyce, skąd książę daniny ciągnął. l6
Jeśliglaf wiciman odniósł jaldeś zwycięstwo, to wo_ dzowie wiel€ckiego zwiąlku plemion radowali się z t€_ go bardzo, bowiem Mieszko czqsto z tymi słowiany wo_ Jowal, umacniają( swoje za.hodniF glanice. wieietolvie byli gmźnymi wrogami Polan. owóż, szukając pĘeciwko nim sojusznika i mając na uwadze inne, ważne cele, zawarł książę Mieszko pźyjaźti ż chlrcścijańskimi czechami, mialą zasię trwało_ ściowego sojuszu mia]o być układane od niejakiego czasu małżeństwo Mieszka z czeską k§ięŻniczką, DoK§iężniczka b),lti §tarszawa, nie za bardzo teź ulodziwa, za to rozumna, opowiadano też sobie cichcem, Że i jej cnoty zdałoby siq trochę przewietrżyć, ale co tam bylo o t}an gada(: Mie§żkowi, któIy nie piakności szukał pośIód cżeskich panien, ino tego, by go to ma}nade żeństwo do zacbodu zbliżyłoi wspom€ło wszystko w wojnie z wieletami zza odry, wiedzia]: albo on zjednoczy słowiańskie plemiona, albo wieleto-
Pilnie żająłsię splawami małźeńskimi. Był bogaty, chciał, by wiedzieli wlogowie iego, jaki to pan pojmie
l
księżnicżkq Dobrawę za małżonkęZdarzyło śę.źe jeden z możniejszych kupców owego czasu. siedzący w cerogrodżie i obselwujący wszystko, co zdaloby się ważne dla ksiqcia w je8o splalvach z Zachodem i Rusią, V,vsvłającv często swoich ludżi z towaly do Słowian, chcąc przypodobać się ksieciu, wysłałmu, zwiedziawszy siQ o jego małżeńskich planach, liczne dary,.. Pewnego piękn€go dnia kupiecka nawa wys}ana przez agentów kuFrca z opolto, z królestwa Leonu, po/pł}Ąlęłana pólnoc, niosąc dary i zblojną drużynę pożeglowała kupieckimi szlakami. Jej zało8a, sprzedając jedne towary i kupując i re, doblze taiła wlaściwycel wyplawy, Nie wiadomo, czemlr ów człek 1?
1
l
calcgrodu badziej żaufałmorskim szlakom utaft},m dlogom lądowym- Tlzeba wam bowiem
dzieć, źe wszystkie szlaki morskie żbiegające się u wybtzeży molza waregów * prowńziły przez normańśkie morza i musialy mijać wodne drogi Du[lóĄi/ i Sżwedów,
okrutnych, pewnych swoich okrętó]ł siów,,,
i
mieczy labu-
caroglodżki okręt płynąłpod pełnymi źaglami, piękny, smukłv, z w},niesion},m ku niebu złoĘT n dziobem, z ]ełnimi namiotami, to wiosla. Lo wiatr popychaly go szparko najpi€rw wzdluż wybzeży lrankońskich. BIytów, Fryzów, Kupcy, chyba p€wni przyjaźni Wikingów, lłóryłn się oplacali, za killra już dni zoczą wiezyc,r Roskilde,.. Zoczy|i wieżyce Rośkilde, pewni śebie plynęli dalej. Mieli minąć Rane, prytńć z moTza do obodrzyckiego bfząu, tcd'ż obsadzoną zaufan},mi ludźmi spuścić,alary na nią ładować i §kierować lrocą ku Polanom, wyminąwszy cicho stlażnice wolina strzegące ujścia odry. oklęty chcteli pewnie wplowadzić do wolina i tam, sprzsdawśzy towaly, oczekiwać przybycia drużyny. PewDej buĘliwej nocy, minęli właśnieosta'lnie wyspy Dunów, okret ich ossczony został pfzez noTmań skich labq§iów. załogę NoTmanov/ie wycięii w pień, kupców powiesili na masżach, wprzódy utlukłszy wiosłami. Jeden z kupców dotalł do obodTzyców wpław, ranion ciężko groiem w nogę. Był czas ia]iiśgościem tego plemienia, baralzo tam szanowany jako,,ŚWięty Mąż". bo\łiem po w}dalzeniach tamtej nocy zmys}y postradał i od rzeczy gadał. Ówże k{r9iec ucidkł od obod,rzyców ku wolinianom, tam zaś,przed swą śmiercią,dziwy o bogactwach wiezionych k§ięciu Potan i śtraconychu blzegów obodrzyckich opowiadał.
-l-n 18
o r-z
e
W areeó
w-
Sałtyt
od tej pory wieścio złocie caloglodu jątlzyly
umysły najśmielszych mężów pośród plemion wybrze-
ży.
Podnieceni słowami Bożebora .ożprawiali długo między sobą, wleszcie posnęli. Boż6bor, nigdy nie żaniećlbujący ostroznosci. Iozslawil slIoże na \ĄzniesiFniu, u wlottr długiej zatoki otoezonej puszczą chTyzańczyków, ludzi z plemienia obodrz}-ców. Posła} teź stlóżę na drugi brzeg zatoki, Chtyzańczycy znani bowiem byti z ,\Ądelkiej chytlości, często też plzeszukiwaii pobLiskie blzegi, węsząc łupy i jeńców z rozbitych okrętów, Zwabionych fałszwvl.mi ogniska-
zaczął padać deszcz, który zadu§ił ogniska, powiał wiatl, niebo pojaśnia}o bl}§kawicami po skwarn).m dniu, gdzieś nad puszczą grom bił za glomem, DIuźynnicy ż ,,Długiego węża" przyklywati się, czym lrto mia}, wleszcie, pozostawiw§ży pIzY okręcie Swala i o]aJa, schlonili się, ciągnąc bloń, pod gę§tFni koTo-
nami drze\ł. lvtedy właśnieposłyszeli dobi€ające od wejścia do zatoki granie Togu, pIzebijające się przez szum deszczu, milknące w gIomach przewalających §ię wysoko, Bylo to z całą pewnością 8ranie turzego Togu ]Moj-
zalr]'ilkł tóE Wojbora, minęły chwile, Iozległ się obcy, plzeciągły dźwięk, granie obcego logu, potem daly się słyszeć plusk wioseł, pźekleństwa, chlupot Wody Na miP]iżnie pojawiiy się tićzne cienie Wiatr znów przyni'sł z dali znajomy dźwięk rogu wojbora. odrzućcie tarcze i broń zachichotał w gęstej
-
-
ciemności ŚIepy Patr},lr. oto plzyb},wa ten, kt&e_ oczekiwali! śośmy Milczeli ponulo. powiedział krótko Bo_ Tyśgo plosił, ty witaj| - do Bożebola. €uta la,ko uczynię, -wy§zedł zza dTzew i po§zedł wolno na spotkanie GoTa o MiedzianJrch włosach i jsgo tudzi. Dogadają się? szepnął świętymfudo 9iemirsda,- ściśkającjelce * -miecza. Jarslowło§y sienDik wzrłI5żyłni€chętnie ramionami. stojący za nimi sambor powiedział: się nigdy nie dogadali. - oby oby odyn cisnął między nich swoje piorunyI zawalczał w ciem&oŚci Ślepy Patlyk, , Strzeżmy się Gola!.,. Patryk odszedł od nich. siadł sam u §tóp olbrzymiPgo dębu i zaśpiewał leraz ze zlościąi
-
Płyfią cicho wojopnicy, na Byb!*żu ptak cdreśln,zyczy, cży to sl!ńće kąpie &rwawo, cży też klew lch wode .ałą..,?
. j elc
e
-
cześćlekojeści
D€szcz chlupotał w gałęziach i liściach drzew otaczających po]anę. orwaIlą od stro"ny zaloki. Bożebor szedl broclżąc W wysokich lr"awach, nurzał się W .iemności IozjaŚnianej od czasu do cza§u światłemblyska-
od brzegu §zedł ku niemu Gor. zwaliśa sylwetka Gora lożrastała się \'1r ciemiolściach, o1brz}"fniała._, Boźebor dollmął beaviedrrie mie€za wiszącego u boku, ale Gor zagadał już do niego, jego o1ro przebiło ciem_ Nie bój się! -Zaśmiał sie chrapliwie.
Bożebol zacisnął wargi. stanęli naprz€ciw §iebi€, dzieliło ich kiika kroków. Ktośdobył z żarlr ogĄia Pochodnie, żaświeciłypod płachtą.,, Gor złożył/ęe na piersi, wvsoką nad że_ 2L
1eźcem topora, bój §ię|"
jakby zdawał się mówić:,,Pat!z
i
nie
Chciałeświdzieć się ze mną - Ty - rzekł Bożebor. pIycbnął krótkim śmiechem też| Gor, I do_ da}: , Nie lubię moknąć, pójdźmy|
Pośrodku poliny sr€10 Tolrosje drzewo o zwieszonych nisko gałężiach.Zasiedli tam na niedźwiedziej skórzP. postawiono pIzed nimi żelazny garnie( 7 Jal4cymi się potanami, cośpoluszyło §ię nad ich głowami. Cof drgnąl niespokojnie, Bożebor r7ekli Ptak. Nie ł}ój się! ' Wking nie boi się ni człeka, ni zwielza walk, - Gor. nął w ciemności, Dad ich głowami, Ślepy Patryk szepnął do się: ,,Tak, nie rnyłił€m §ię. To on!" Gor wyciągnął nad ogniem potęłle !€e poklyte rud)7rn włos€m, Mimo że ziąb był tej nocy znaczl,y1 szeroka pierśGoIa była odsłonięta, podana na podmuchy mok.ego wiatru. BaTy miał oklyte futTzan}.n pła_ szczem, spięt}.m pod zmierzwioną blodą dwiema sTebrnFni klamTami. col wydawał się wyźszy od Bożebora, gdy siedzieli, górcwał o głowę, a spi€za§ty, żelazny hełm z turzymi Togami, przyozdobiony złotą blachą no§ową, dodawał mu jeszcze wzrośtu. Nagle GoI wstał. Bożebol spojlzał nań z odlazą, Gol stał na kńtkich, karlich, muśkularnych nogach, ujętych w skórzni€ i owijacze z lz€mieniami. szyb_ kim luchem wr.ŃlaŁ zza paśatopór, tozrz.uclŁ toporzyskiem ogień, płomień strzelił wysoko. w czerwonyTn blagku ognia Boźebol mógł należycie ocenić potwolną brzydotę i §iłę GoIa. otbźymi, na krótkich nogach kadlutJ, pokyty Ńby niedźwiedzimi kłakami, sięgające kolan ręce, głowa z wolim czolem osadzona wplo§t na lamionach, cienki€ warkocz}4ri ludych włosów opadające na twarz, gł 22
§ta broda, kryjąca odcietą kiedyś toporem szcżękę, wydlużone ciężal€m złotego kolcz}"ka plawe ucho, ulcyte pod żwałami zmarszczek ocży i nos olblzymi, spłaszczo-
ny, z lozdęt}.rni chlapami, nadający tej ludzkiej prze-
cie twarzy wygląd wściekłejmoldy łośia.Ale jeśli. twaIz i umięśniona postać Gora zdolna była pźelazić, to iego głos i Iuchy zdohe były uspokoić kaźdego. W owym zwierzęcym ciele tkwiła potężna, ale śkupio-
na si}a. Piłem na moim okręcie zep§ute brrrzą piwo i my- o sytnym ślałer. ńiodzie. zali wasze wolińskie zawsze lak doble: kiedy? - Piłeś Gor słyszy Wszystko, wszystko wie,.. Widziałeś moich posłów w wolinie? Gdybym nie widzial, nie byłobjżmnie tutaj. - Słusznie! oto moja lęka... Wiem, gdzie sżukać caTogrodzkiego złota. Niewielu mam męźTlych wojowników, wielu nieprzyjaciół zaśmiałsię, ofiaruję ci - żłoto. t€dy święteplzymielze i -w}Tlawę po owo Gdzie złoto? - Teraz nie powiem, - Dużo obiecujesz, mało daiesz. - To złoto tlzeba żdobyć,.. Ilu możesz mieć ludzi? -
-AtyI Gor roześmiałsie ntegłośno,
więc porriem: §tu, - o§trohyś. znajd,ę i ja setkę albo więcej w Wolinie, - Ktory z nas poprowadzi oklęty? - Ty swoje, Ja swoj€. -chce§z, weź-młodych wojowników! - Jak wolinie każdy wojownik dobry. - w ...Dobądź noża - rżekl kfótko GoL -BożeboT
zfozumiał, o co idzie. Dobyl noża. To samo
uczynił GoT. Zdięli z głów spiczaste, Z turzFni rogami hełmy, Ktośdorzucił gałęzi do ognia. wicher biegnący od morza, śkrżydlatyWicher zatrzą§l debem na polanie. GIom zgłuszyłochl}Tły, królki śmiechcoTa, Jego s}owa: Plz]'irf'ielze tedy krwi. Na czas wyprawy,,. przyjaźń rz€kł niechętnie Bożebof, Na- Tylko - z Gorem ni€ciło jego niechęć, wet i takie prżymierze Ba, potrzebował złota, winien był ]rsięćiu Melnirowi; jeślinie odda długu, Melnir gotów wygnać jego Iód ]ub zażąda Doblochny na źonę, Na światowita|,., A ów slłarb caroglodzlri! Zeg]arz, skądkolwiek przybywający do tego nadmolskie8o grodziszcza plemienia wolinian, zwykł bYI okazrwać niekłamane żdumienie i podziw dla lozleglości, oblonności i bogactw §amego grodu. Mieszkańc"v grodów wschodniego i zachodniego wybrzeźa, mie§zkańcy Północy wielekroć żmagali się, zawsz€ liezbyt szczęśliwie, z tym zapobiegliw}4n, wojowniczym plemieniem, gotow},m wystawić w pohzebie bardżo potqżne dlużyny Wojów, owi słowiańscy WikiDgowie ukazywali się swoim sąsiadom nazbl czqsto jało żeglarze labusie i ja(o wojowni.) niosą.y m:ecz i ogiei, wolin znany był Normanom ja[{o Jomsbolg, boga'ty, wielki i stla§zny Jomsbolg, ,,Długi wąż" zbliżałsię przy spżyjającej pogodzie do Wolina, chTześcijani€ Zachodu, poddani ottona I, kupcy, z lękiem słuchali gadań Niemców o §łowiańskich barbarzyńcach odzianych w skóIy dzikich Zwierząt, żywiących się §urowym mięsem, nie znających żadnych praw i Zamiesżkujących nory i jaśkinie, wsz€lako Słowiańszczyżna zamieszkana była, przez szcżepy dumne 24
i
pracowj]te, znające nie tylko wartośćpraw, posiada_ jące moane grody po§odku pu§zcz, upTawne pola, moc ]rydia, sławny był wielki gTód Blanibor nad Haw€Ią, sła\łnąArkona, welehad, Redgoszcz Wieletów, Rerik obodrzyców, Gana, sławnyrni były inne - unajsławniejsżym zasię wolin, ,połoźonyna wyĘie ujścia
odry.
,,Długi wąź" 1ł/płynąłdo wewnętrzĄego por]ttr. Cóżeśmarkolny" Wojbol do brala, _ - mruknął Ze- bez goścńców Wracasz i mieczaśw kTwie nie unurzal: Głupiś: Glupim plzytaknął bratu Świętymir. -czamy okręt minął pomosty rojne llrdźmi, okręty, wpłJmąłdo kanału osaczonego przez ostl€ tyny i po_ mosty stlażnicze, przepłwął z podnie§ionymi wiosIami pod uniesioną dqbową bloną i zrralazł się w tej części portu, 8dzie na spokojn€j wodzie odpocz}.wały najlepsze okrgty bojowe Wolina. Niektóre z nich czyszczono i smo}owano, inne leżały na drewnianych pomostach z poranionymi przez łztor my cie]§karni, z bultami posiekanymi cięciami ciężkich topolów i haków, osmalmle ogniem. Wcrkół wszy§tkich }Ięcib, się gromady cieśli,pracowali nietolnicy, smolarze, na brzegach wznosiły §ię stosy świeżociętych łat i dranic *, bielały szkielety now}"ch okrętów, płonęty ogniska t
dianica
deszcżułka łupana za pofuocą klinów, siekiely
nych co jakiś czas na wypadek, gdyby wlogo\ł-le Jacy zajęli blzegi rżeki Dziwny, a \v§zystko to znajdowało sie wewnąt.z Wysokiego ostrokolu. za lritń, \łzdlnż wyściełanychbei]
gontyny. l był dwóT księcia Melnira, Tu i tam wznosiły się ponad grodowymi dachami koImIy śtarychdrzew. Mocne, stojąc€ na wałach częstokoły, otaczały nie tylko oba polty i gród. Bie8lJ, w głąb W)spy j wokól njAj, przelykanF str3żniczym: pomo,'a-l i l..-urni. chlonjonF rowami, pfzerykane "ź"nborzami z grutlych bardzo tlamów. Za częitokołami ciągnęły się łąki, gaje, wrzosowiska, ooTv smaEane mor"kimi wiatrami. 'haty Iy,n k|órzv nie bvli ;lonkami gTodowej wspólnot], saoyb} ly(h, którzy przdkroczyli plawo plglnienia, pohańbili tchó, rżo§twern w czas w},p!awy, zagrody lybaków i podgrodowej biedoty zamieszkującej wyspę, wreszcie cmen-
*góntyna-świątynia
tarzyska, Najsilniejsze, ostro§łupe tyny grodziły Wolin od wschodu, prżed Plu§ami, najsłabyze chroniły wyspy od morza i od obodlzyców, od zalewu, zwanego 1,1orż€lrl1 odrzań§kim. Wolinianie czuti się pewni w swoim grodzie, Nawet wojowniczy i okru{ni Normanowie. zapu5zcz€jący \.ę daleko w molze War€gów, w ziemie P.usów, Liwów, słowian Ilmeń§kich i kliwiczów, nawet oni chowa]i głębiej $^roje łuki, oszczepy, topoly i miecze, zbliżając się do Woiina. Z Woliniany lepiej by1o kupczyć niźeli bić się. Takim to glodem był ów Wolin.
o północy, gdy blady ,,małv księżyc'' * zavlisł nad w}śpą,Świętymfu okroczył śpiącego Wojbora, nałożył skórznie uszyte z jednego plata mocnei skóry i wrmknął się cicho z izby Mijając łożedziada Lengora i komolę matki, uśmiechnąl się. Daliby mu, gdyby wiedzieli, gdzie zlniefza, ba|. dałby mu i Wojbol, i dałby Bożebor, TPn leb ur$alby nie.hrbnie Przebiegł małe podWóIZe, komoTy z ziarnem, jadłem, nalzędziami, sień obwieszoną bronią, odsunął zapolę dlzwi. Przejściem ukrytym W czę§tokole wymknął §ię cicho z zaułka, plzebiegł puez gę§to poro,słą krżewami łąkę, Zbliżył się do wału osaczającego glód z tej strony, znał tam pewne zapomniane przejście, wojbor pokazal mu je kiedyś, gdy ucieta]i obaj przed glzmiącym gniewem dziada Lengola i prz€d jego okut\an kiiem. Tym przejsci€m wymknie się do niego Doblochna. Na Śrviatowital Na tego, którego wszyscy się boją. *
slońce nażywano wtedy ,,dużym księżycem'', a kśieżvc,,ma-
Dzielna ż niej dziewucha, a krew w ni€j gorzeje niby olień, a oczy palą jako dwa węglilri dobyte z głębi źaIu. ciarki plzebiegły Świętl.rnirowi po grzbiecie, gdy pomYślał,na co się ważą oboje, Gdyby Boźebol zwie, dzial się o ich §potkaniu.,. No, lepi€j i nie myśleć.Dla swiętymirJ gnieu obu rodów, wygnanie, a moźe smier,. Książę Melnir kazałby zabić, bo sam za Dobrochną łypie ślepiami. A dla Doblochny? Nie, lepiej nie myśleć, jak by ją ukalano,,. cichy §zele§t w klzewiastym poszyciu wału. świętymb drgnął, przFadł do ziemi. Udał głoślelka. Nasta, wil uszu. odpowiedziało mu takież wołanie. w chwilę później, zo§tawiwszy za sobą wał i nalvołujące siĘ w ciemności stróże, łyskające na wieżac}t i pomostach świetliki pochodni, lecieli na wybrzeż€, pewni, że nikt lch tam nie zoczy. §ied]i, zdyszani, w mloku §tarych drzew. świętymir chciał objąć dziewczynę ramieniem. odsunęła §ię chybko, gniewn§.
chciałeśmi coślzec, nie zwlekaj tedy, mogą do§zepnęła, żem się wymknęia z izby głos -zadlżał rnu mocno s}ysz, Dobrochna wrychle na daleką wyprawę ruszę za twoim ojc€m. przysunęła się do niego, poczuł iej IęKiedy? kę w swojej dłoni. Za dni bzydzieści. - Na długo? co, miły? - wojbol gada, że wrócimy za kilka księżyców..,+ - Prawda, że spotkaliście slę z Gorem, z onym okrutnym Nolmanem? Aha.., słysz... Nie zajrzysz innemu w oczy, gdy mnie tu nie będzie?
§trzec,
* 2a
księżyc -
miesjąc; !u: ża kilka micsięcy
ni€ mów zawołała bez tchu i złożvła - Ty tak Wróć mi. aby-w sławje. b)śmógł mnie brać - miecż pokładzie wieIa * Mój u,rogów zap€w]niał ją, gdy musnęia wiigotnymi wargami jego - policzekgotów był teraz, by ber§erker, sam z gołą głową, .bezBogi, tarczy, ino d]onie,
z toporern czy mieczem 1ecieć rłciżbę wlogóW, bić ich, pobić, samemu §kakać na czame dkrę,
ty wikingów,
dob}nvać dwoźyszcz, by jego dziewucha uslys€ała pieśńo nim. Bogi| A wojbol loześmialby się i rzekł: ,,szcze]rię''I sżepnę}a znowu wez.oraj ludzi - MelńI - widziałam.,. - §łalzausznice, z dary dta mnie. Kolczyki, pierścjonki, naczyńka z górskiego kly§ztału i zapiĘki, wszyśtkodla m.nie... - Ao ty?! żi€m plasnęłam, jako cie tu widzę, miły,,-Przy]gnęła doń na chwilkę ca\.rn ciałem, ch.ia] ją pochw)cić ciasno. w}TnImęla mu siq z dzwonn\,ln śmieszkiem. Juz gnała ldkko, wdręcznymi skokami lani. jui przPpad}a 1v ciemności, Świętymir WestchnąL W}ciągnął się \ł pachnącej nocką w}§okiej lrawie, 7aplótł lęce na karku. frzielśtam szumiaiy trzclny czy wiatr. Jemu we łbie szumiało, Radośćsmagała jego serce, Ba, jeszcze i świat usły§ży o Święt}.rnirzel §ze}mął do btadego księżyca, -TejDobrochna... - się nocy zdarzyć je§zcże miało, źe Ąv pdbliżu, w święt}łngaju, gdzie Ńały pocz€rniałe od słonych wichlów lżeżanew drzewie po,sągi jakichś żapomnianych bĘów, spoli
w dalekiej ltalij, plzelrywającemu w glonie wesołych r\ ( erzy i dosLojn).h pań cesaTzowi nie{n'pckiemu olIonow, l don:p"iono, iż k,jążę Polan. Mieszko, przem}śliwao poaldaniu Polan władzy Jedynego Boga, chryDowiedzia\,vszy się o tYm, cesa!:z otton I, gniewny balćlzo, postanowił powrccić do swojego niemieckiego kasztetu, strzepnął palcami, udając wesołość,pił Wino, s}uchal muzyki i Śpiewów, ogtądał popisy błaznów, siedząc w jednyn z owych mocnych, muTowanych zam-
cżvsk ]talii.
"-
stworzyć biskupśtwo dla wszystkich SłoJa "tcę to wian, w Magdebur8u, a ten poganin Mieszko za nic
pytał, idąc do sypialni, Zaufanych rycerzy Za nic? idących cesalzu, wierzaj malbarbarzyńca, 'Ia ErożD"§ grabiemu Geronowi. Trza pobić Mieszka! Wszl,stkie te, pozornie nie związa7le z sobą, zdalzenia mieć będą najściślejszvz naszą opowieścią zwiąna losach świętymira, Wojbora i inłrych i.V, ""*"ru mężów, bra_,Ś*lut oto otworzy przed wami swoje wysokie cmę ludzi, posl}"szycie -" *"'dz:ecie w "aznorlerwną ciężar kajdan, smród poznaaj,e r,ii"*nv .r.rek żF|aJa. wami kraty r)cer, przd lo,how, podnieslon. żostana polu, wejskich kaszteli. żasiądziecie na turniejowym zieprzebiegniecie d"ieci" w p.rs""zę słowiańszczyzny, posłyszymie cesarua i ciemn€ cele mni§ż}th eremów, ;;" ;-;;.-* Nlieszka, posłyszycie o obaleniu bogów Polan.
sobie ma?
za nii11,
Święt},rnil rczdział się na blzegu, zanu.zył w wodzi€ popłynąłwąską między §itowiem zatoczłi przesieką, Zatoczka zamkńęta była grdblą, Świętymir wvpłyną} na otwaltą wodę, palskając i plychając, gdy wtem zdało mu się, że dostyszał dochodzący zza grobli plusk rvio
i
§eł,.,
Wylazł ostrcźnie z wody, popełZłw góIę grobli i, uklyty za gęstym krzewem, spojfzał Ku grobli podplywala od zachodu niedługa, plasta bez żagla łódż. Zbtiżałasię chyba od wyblzeźa Reda Tów, a może i od ujścialzeki. lvikingowie? ci nie pływali na takich łodziach, zresztą woleti mijać Woiin za dnia,,.
Łódź przybIła do bzegu, stuhnęły złożurelviosła, na pia.hL .laną| vy.oki, chudy |Tężczyzna. ktorego lwa1,7y s\Ą ielymir nie mógl doirzec, Do grobli plzy]lrliżałsię od sfuony wałó^/ grodowych
ł inny człek. Szedł pocirylony, kolz],stając
z
osłony
-
o","lr*" slał Z Iękami pTzy bokach, "Uzbrojony" że oo-uślri sri$r-i., zdjęty ciekawoś,Ę,Mimo zimna, postanowil czekać, \sslawił uszu, i.""ł 'i"-"i'a*ri "i" " ,," wpfost sidbje, święt},Tni, ",uii-iu,z pop€lzł na kraj klzewiny.
'-] po"d"o-i"rri" Redańw por'i€dział przybysz, szybko ten, 1ćóp."a.o*i."i" wolinian - odParł ty nadszedł.
-
Graf wichman nie zapomniał waszych pvyrze-
-Amy-na§zej
pEysięgi. Ki€dy
wichmen ruszy
- Redarowie i wjeleci takoż czekają, ż"i ."ł" Z$iązek Wielecki rlrszy na Mieszka? - W."ńń" *i.ir.i" crody, W tych sprawach przyjd,-d. W;1;" poselstwa - uciąl przyb},sz, - Powiedz, i] wi"iJ, Ńiem.e .hcą wiedzieć: zali Polanie mają śród was yprz},inierzeńców Nie! - Mają!
-
?
Słu_ bośpewny sługa księcia Melnira,
-
chaj.,.
';ń, No mów! - Bożebor... -st.""""u , g..bli kamień gtoczyl się na piasek, Ktoś, ,k.viv łLrń"*L" kroków od świętymira, poruszyt się,
"
powiedział ostTym g}o§em przybysz, teraz ku grob]i, U'krywający się na Dwaj .ia do ucieczki. Tamci dopadli go przy drz€walka, 'li'."r"rł *lir Jiri"E gaju. Wywiązala się królka krypobi€ l , ,a""-"y tzyt, Cisza, świętymir i""t "ul
Tam!
]udzie biegti
l
jąc się w mroku, ku 8ajowi. Dwaj mężczyźniszukali ,,,ędzy orzewami. gadajaL do
Ea'|
"iq,
pżyby§Z, - Nie odparłpytał ten, który nadszedl grobią. - To obcy_ żlę, że zbiegł nam. Ale raniłem go. Pomnij, com ci rzekl. WTacam do Redalów,,. -świq|ynil wrócił r,ad zatocżkę, cicho zanurzył się iv wodzie, lvp}ynąI między trżciny, wylazł na drugi blzeg, odział się. Dlaczego tamci mówili o BożeboTze? Po","l owil, że poJd-ie do niego o ;wilan;u i opowi". , o slyszał i widzia}, Nie, opowie lvszystko wojborowi, ten niechaj postanovi, co czynić,., Ale gdy Wojbol porad,zi .p d7i_da LFngola: L"ngor golóW donieś. do dunru ]i!ięcia, ź€ Bożebol §piskuje z Po]anami, Lengol utracił pod polańśkimi grodami pięciu braci i bardzo Polan lried),ś niena1vidził, A Doblochna, co się stanie z Dobrochną. gdy plemię obłoźyj€j ojca klątwą i wygna niem, a może śmiercią?Bogi.,. Świętymir postanowił milczeć. Łódź niosąca przybysza znikła już, świętymirszedł bezE}ośnie za ow}łn drugim ćZłekiem. Ten poszedl przez \łTzosowisiro, dkrążyłśWiętygaj, dwakroć mu błysnąłw ręku klótki mi€cz, szukał zbiega, wlócił, przebiegł kilkakroć gęstwę wrzosów. Plzystanąl, wydał krótki oklzyk, podniósł do ciosu ramię, Jakiścień ,lvyskoczyl z wrzosowiska, chwiię tlwały tam gwaltowne, ciche zmagania, potem jeden cień pobiegl dalej, drugi zaśstał przez chwilę Ńeruchomo, zgią1 się, Iunąl l,a zIFlni9, ŚWję|} rrir popFlzl Lam o"Irożnie, W leżącym rozpoznał jednego z oblabiaczy buTsztynrr, mającego §wój kram w zewnętlznym porcie i domost\ł-o nad Dziwną, zabit,. szepnął do się. Kim był ów drugi, ów obcy? Kiedy wracał już znajom}łni ścieżkamipod swój Znasz
dach, przydarzyło mu się owo spotkanie, o którym trzeba Tzec słów kilka, będzie bowiem miało w plzyszłości,naczenie dla Świętymira. Już §ię wsparł Tamieniem o odrzwia domu, by Tozejźećsię, zali nie widzi go kto, wTacającego nocą, gdy w głębi uśpim€go ula grodowego posłyszal ostfy krzyk stróży, grani9 rogów, iakowyś gwar. Cośsię musiało zdaźyć,bowiem stróże grodowe miały prawo dęcia w logi nocą w ważnych jeno prz}Tadkach i zwyczaj ten był w wolinie sulowo prześtrz€any. Hałas przycichł, potem jął plzybtiźać się tupot odzianych w twarde skóIznie nóg, w załomie b€lkowanej drogi grodowej zamigotał blask smolnych pochodni, ktoś wypadi stamtąd, męiczyzna w klótkim plaszczu, plowowłosy. pomyślalŚwiętymh i wyskoczyl z cie,,obcy"! nia, by zastąpić drogę uciekającemu. Tak, był to obcy, biegł tymż skoki co na wrzosowisku| Obcy wyrwał zza pasa sztylet, ale Ślviętymir był szybszy. Pochwycił obulącz zbrojne lamię, szarpnął, obalił obcego. , Zahójco| Tam, na wlzosolvisku,.. - s},lrnął. widziałem,.. obcy żagadał szybko, niskim głosem: Nie wiem, kiTn je§t€ś, widziałem cię u boku Boź€bola, UkTyj mnie, a Bożebol pokocha cię. J€stem ranny. s}-lrnął mu Przyszedłeśod grodów Mieszka w twarz Świętymil. Melnila i ubiłem tego, kto lvydałby - Nienawidzę Bożebola i jego ród na gniew wolinian, slysz| pomyślal Święi}łnil. ,,Ród Boźebola. Dobrochnę" skurcz chwycil mu gard]o, NiF laslJnaw:ają, 5ję już, co cz]mi, popch!ął obcego w cień domostwa Lengomwego. Zginęli pod 1ł,ysurliętym okapem dachu, gdy za34
niepokojona stlóźa puebiegała mimo, świecąc pochod_ niami. Śrviętymir wyciągnął obcego do komoly z nafządziami, w},niósł z 8łów!ej izby gafśćpopiołu z dopa_ lającego się ognia, wńcil do komory, położyłna glinia_ nej fiisce garśćsuchego mchu, dmuchnął w popiół. Błysnął małY płom./k, Teraz Świętymb mógł pfzyitzeć się obcemu, Byt to cz}owi€lr słusznego wzrostu, zwięzłej budowy ciała, z posiwiałą brodą i wąsem, Włosy nad czołem miał obcięte równo, dalej spadające na ramiona. oko śmiałe, klzaczastą brew, długi, suchy nos pośrodku zapadnię, tycb policzków. Daj p}ótna, ranę plzcwiązać muszę żek}, Iozpinaiąc kaftaB pod plaszcż€m, TIzy dłri nic w gębie nie miałen i osłabiłamnie walka z tamtym... na wrzosowisku, Gdyby nie to, nie powaliłbyśmnie, chłopcze. A tamtego musiałem ubić, by nie doniósł księciu o splawach Bożebola. Jako cię Zwą? sz€pnąŁ Świętymir, patfząc na p-zyjFmną, , ho: zabiedloną LWarz Polanina.
Nlilostlyj, zapamiętaj. Przyda ci się kiedń, - uśDiechnąłsię nieznacznie, * Uratowałeś obcy mnie, Wyry}em to w moj€j pamięci| Nie myśl,że łżą,żem rabuśjaki, Patrz. w tym woleczku jest dobre, bizantyjskie złoto. Ty, Wolinianin, wiesz, ile to wai]te, więcej mógłbyśza to dostać niźli za Woly, bulszt}T r, sól i cen_ ne Jutla z Rusi mówił patruąc bystro na swiętymi_ ra. A tu plzybylem za splawami pana mojego. - Kio nim jest?
-
Tego nie pol\ iem, wicsz, co Się §tanie, jeślicię żnajdą tutaj? Mnle śmierć,tobie wygnanie, wiem. JesteTn Polaninem, wiedz! gorączlro\ł-o świętymil. Ga,,co ćzynię - myślał - judam z Wlogiem plemienia,., Jeśliskrzyknę stróżq,
Iozpowiadali, że pojadą kupczyć z Rańczykami i Gotlandczykami, że popł},Tlą 1ł' cieśniny Dunów, a moźe wzdłużflankońskich brzegór^/, na bogate tanccżne glody, D]a omamienia węszących, a było takich spofo pośIód kupćów-żegjarzy, gości od sąsi€dnich plemion, Niemców, Dunów, Gr€ków i innych irz},mając},ćh iego cu asu sw€ okręty w wolinie, Bożebor kazal gotować towary do w}Tniany. spolo tego było: miecze źelazne inkrustowane sl€brem i niedzią, żelazne gro|\, ze sklzyde}kami, noźe w pochwach skórzanych z b.ąZowy, mi okuciami, igie]niki, źelażnenożvce, sierpy, skladane grzebienie i noźyki, krzesi*,a, topoly, oseiki, potem lrolczyki, paciorki, s.ebrne i lrrązowe klamry do spinanania szat, kabłączki mistelnej loboly, paciolki barwione, korale z bursżtynu, pierścienie Z krwawnikami *, srebrne naszyjniki Z lvi§iorkami z góIslriego kl"!,ształu, wędzid}a, bransolety, żelazn€ ostlogi, cudne calogrodzki€ płótna, kostki do gly, źclazne imacze do tarcz, galniec Złotvch i srebrnvćh monet, za które zdobvć rnoźna u każdego ludu i w każdym porcic najdroższc i najrzadsze towafy, ba, nawet iberyjskie, giętkie blonie,,, W połowie tego księżyca wszystko już by}o gotowe. Pięć dlugich, dobTze smo}owanych ciclslr z żadartymi dziobafii spocz}nvało r^. plzystani. Gotowe by]}- wios}a i maszty, żagle barnvione i malowane talcz€. Jeszcze tlza było pomalować ozdobnie o§,e lzczane w t\rArdym dlewnie łby, dobywane plżed ł]it!vą i osadzane na smukłych dziobach,.. Boź€bor mial jeszcze przed sobą uk]żenie spl,ail, do mowych i powielzenie staNżym rodu opieki nad swymi niewiastami, a zwlaszcza nad Ddbrochną. któIą plześ]c, dowała dobloć księcia Melnila,
lro sąd będzie nad obcym, stanę przeciw Boż€borowi, którego §zanuję, i za Melnirem, któTego nimawidzę, bo chce mi Dobrochnę blać. Aie obcy to wró8. WIóg? ZaIi Bożebo|, mężny Bożebor móglby- być wrcgiem plemienia? Nie, nie..," Świętymir posypał piaskiefi tlący się i sżepnął w ciennoś{l do obcego: Idż za rir,ą. - Dołąd? -swiętymir wyczut nieufność\,!, głosie obcegojeśIiśzełgał,żeśjego żnajom - Do Bożebola. Lecz kiem, biada ci, powiedział laźno obcv, Plowadź|
-
-
Potem już Ś\łiętymt ni€ miał czasu m}-śleć o tym, co zdarzyło sie tamt€j nocy. Bożebo! pędził swoich ludzi do rcboty, szykował zapasy na dlugą podróź. kazał szyĆ ilowe Żag7e, czafne, blamowane czelwono wzoIem wikińskich, kazal smołować wybrane Z wielu dłu gie oklęty, zbierał druź},ny, Ustalono już bo§,iem, źe na lvspólną z Goxem wyprawę wyruszy pięć olrlętólv Z Wotina. Miały nimi być: ,,Długi Wąź", ,,Krwawy Łeb" ,,Niezłomna", ,,Wolin", ,,chyźa włocznia", Boże],or p.kowaI w orq w}P.aw( .arą plawi. jętność,opróżnił w§żystkie swoje komoĘr', Drużynnicy z ,,D}ugiego węża" zwija]i się jak w ulrlopie. Goto§.ali najleT}szą, Zdobyczną broń, malowa]i swe talcze i naprawiali ciężkie kolczugi, kowale truli dla nich nowe, twarde groty wlóćżni, haki, u,a, rZclnicy walzyli piwo, Zaplawiano się w szyciu z }uków, lv lobieniu ciężi
ł krva
i
wn
ik - kalneoli
kamień Dółsżl.ćheii: 37
wIeszcie nadszedł ów dzień
i
Bożebor posżedł ze swymi dluź},nnikami na plac, pod Święte Dlzewo, Tam jego ludzie mie]i mu przysiąc posłuszeństwo Da czas wyprawy,
siedzieli nocą w pachnąc}.m wrzosowisku. Wiatr, wiejący od morża, niósł słoną wilgoć. Dalekie grania sttażDlczych rogów opasywały wyspę ze wszech stIon, powtarzały się od Morza odrzań§kiego i Pluśkich wałólv. Księżyc sunął po śkłębion},mchmulami niebie. Piliści€ w hali, na placu, radowali się, zbóje! Poszeptala z trwavą przy jego twarzy Dobrochna. plyniecie, ostawisz mńe! zachiipała, olafła- zalaz Nie lubię cię! buzię chustą. prosil święt}mir, gnlF\Ą re - N'e bądź Mlucząc jak lozsieldżona kotka, po}oźyłaglowę rra jego Iamieniu,
spiesz Płvń, płyń, wróć w sławie - mluczała, się, Metnb chodzi za mną. MelDif źle życzy ojcu i chce mnie brać. WIóć, szepnął, wzruJeszcze siedziesz u mojego ognia szon)-. Nie prżepomnisz mnie? zdumiała się, już siq śmiałado niego, dlońJa?| - jego ręce, Wszak przyleciałan tu, na mi- gładziła
-
Ani ja... wczora klzyżowano jednego na wielkiej
brami€ -
za to, źe nocą słuchałgruchań młódki,
wiem, Slyszałam.,. Mów: niebezpieczna ta wasza
wypralł-a?
-
Bievemy najtepszą broń, dluźynę i oklęĘ/, dzie_ Będę tedy składała sute ofialy Trzyglor^,o1vi ze powiedziała żalliwie Doblochna.
Z,łotą opaskąlt * 38
TIzyglów -
-
najwyższy bóg słowian pomo|skicb
wlzosy pachniały mocno, czalne niebo dyszało parnym wiatlem, gdzieś daleko podnosiły §ię fale, śWiętymjl loześmial się szczęśliw,pogładził mocno upięte warkocże dżiewczyny. Żal mu było ostawiać ją telaz, ale za nic nie Zzekłby się udzialu w wyplawie, jest plżecie wojownikiem. Miałby zasiąśćplzy krośnie,gdy wojownicy siędą za wiosłami?! Tego dnia morze nie kąsało dalekich brzegów, nie szalpaio, wieloglzbietne, okrętór^/. cały lMolin prz),glądal się odpływającym wojom, słuchając śzmeru kapłań_ skich §łów, Bożebor i jego stelnicy wrócili ż elównej świątyni,gdżie wywróżono im pomyśtne 1viailw i licżne zwycięstwa, ktośtam zachlipał 1v tłumie grodow}.ch, kiośzaklzyczal, otwarto w€$,DĘtrzny pol:t.., \\lałJ-, wynio.1e pali,rd)- i "amJo-Ze lJ.os, I, §j, W),- i; i. l a tle jasnego nieba, Ptaki potatFvalv nad dlze.,ir'anli, Gdy zaglał}, shażnicze logi, podające sobie lvzdłuż wybrzeża Znane dźwieki, gdy pomosty jęłv oddaiać ":ę, goy WJ 1iosle ra ua]ach oj'roko}), zmalal!, swi, lJ, mil wspomniał pocałunek danv mu przez Doblochnę. zezwo]ono j€j na to W ob€cności Boźebola, Lengora, wojbora i całej gromady ludu. w€stchnął głęboko. UłowiłwżIok Bożebola, Bożebol uśni€chnął się do nie8o, Świętymir westchnął zno\ł-u. Uiął sie pod boki i wrzajmął u głębi piersi: - Booogi Łaskaaawel.,, - Najłaskaaawsze!.., - odpowieduiano mu na .,D]ugifi wężu" i innych okrętach. ,,Długi Wąź" wysunął się szybko naprżód. lyslrając mglowanymi tarczami, Wiatr żaglałlv linach, więc Bożebor kazaI podnieśćleję żaglową, Na pbDąc},ch za nimi olrrętach uczyrfono to samo. .,Kr'wawy Ł.i]b" Z1o,
1
l
żyl wiosla, za nim uczvni]a to,,Niezłomna", za nimi ,,Wolin" i ,,chyźa W}ócalia".
,,chyża Włócznia" była najdłuższym okTętem w}?rapośw,ięcono ,§, wolinie najwięcej uwagi, związano dziób i lufę sprężonymi linami, w obawie, by nie przelamała się na niebezpiecznych wodach wa_ reskich podczas burzy. wszyśkiezasię okręty Bożebo, Ia bardziej przypominały wojenne drukkary + Normanów niżli blzuchate, szerokie statki kupców. Lecz były od nich rueco szersze i mia]y podwyźszone buIty. Do normańskich oklętów upodabniały je teź wysoko wzniesione, §mukłe, mocno okute dzioby, cżyli stewy **. Na przedniej stewie ,,Długiego węźa" Bożebol otwielaI mocno okutą si
i
ivy, jej t€ż
1
''r
strunl gęśli:
Pięć okrętów, w nich jak węże chybkie siedżą chytle męże;
pięć okrętćM, na nich ta.czy, miecży aua kaźdego stafczy.
w 8Órże Żagle malowane, liny mocno po§kręcane,
podob}oczne, wyżej - piaatwo na Pótnocy skały mroczle, * d rak k a!
kjngów
_
bezpokladowy stalck s,!ósłowy-żaglovy
wi-
lub dlewniana belka, za8iĘta do góry, ' s i eła - śtalowa konsiluk yjnym rozwiązaniem dżiobu i IuJy .'. sejerslen - ź6lazo !ńagnetyczne, owoczesny kompas
bedqca
l tt :}
I
Na Pólnocy, na zachodzie jnne, obće plyną łodziej
w dżikich fiordach sto okrętów, my nie boim slę odmętów, w zwarciu z wlogieh toporami słalłęsobie !ąbiem sami,.,
oLD*
0.D:lrwNiEJ 5Eł4l^ĄDĄ, lJrEo FN|Ą
-sz-§lE-
Na,,Dłueim \vężu" rozprawiano zalvzięci€ o
o
wIó:ż-
bach Lldzielonych ),Cg].afzofi przez wolińskich wieszczkó\^,, Nie]riórży chcieli ladzić się świętycharkońskich
temu przeciwny, ale wo]a żegla|zv przeważyć miala te opory, okręty płynęłyobok siebi., utlzymując odleglośćdwu wioseł, spóI przetowielcz_,-ł sitl z ,,bługiego węża" na pozostałe, KtóTy z opieką? lepszą w}plaw,(; ticn i;r,górv dal.z:,,ć będzie s§alożyc!- wolał Kika, \i/aląc pięściąw kolano, - Jalorvii albo świętyKoń! - poddał siemirad, - Lećm}, do Redgoszczy -- Drlucżai szydliwie woj_ jaLor, kpiący z bogó\ł, - a może ów czalny Wieprz, lviącv sie w Ślviętyn J€żiorze, pra§,de powie! , Z,^j.Ąl]'cz,| prosit swiętyrnir, w§party plzez plzestlasżortego Kikq, Świętymir wielzyi w siłę i wszech\,.,yi.o(7ni, Bożcbor b"vl
obecnośc bogów,
-
zam|Icz|
pomrukiwali żeglarze. Wojbol ci€_ - zarr\ilcz... szył się mil€m u ż€gial§kiei blaci, ale na morzu nikomu nie lvolno kpić z wsz€chmocy bogów, nawet z pomńejszych bóstw. Pięć oklętów przybliżyło się bultami, plynęly po nie_ wysoki€i fali, podobne stadu wielkich ptaków. na Rane,,, Idźmy do Wjesżczków świa- Plyńmy towita! klzyczano z,,Wolina". -Ranę. - Na Do Alkony! zahuczały giosy. -Bożebol chciał-plzekonywaó, że stlacą wiele cza§u, ale p!óżne było je8o gadanie. popaTł go Wojbor Nadchodzi pora zbiolów wszystkie bramy Arkony zamknięte na głucho, Kieruj ,,Długiego Węża" do Arkony albo ivracamy do wolina! - wołano do Bożebora ż oklętóil,, Boże_ bol podniósl ręce na znak, że się żgadża. z pięcilr naw buchnął tu niebu wlzask radości, Świętymir myślało zdarzeniu na w*osowisku, w pobliżu świętego gaju, o Mi}o§hyju i o wdzięczności Bożebola, któIy mocno uścisnąłmu wt€dy dłonie. Pewnie i dlatego zwoli! córze, by poszła żegnać ślvięty_ mila,., świętymirnigdy nie widzjał Arkony, świętegogrodu ludów nadmorskich. Podnieca}a go myślo czekających go przygodach, Wspomnial s]owa Ślepego PatIyk.. T7ucone \V pieśni. rłspomniał wikingów Gora i poszept}nva}: ,,Niez\ł,yczajna to będzie wFrawa!" lluż młodych i siinych Wolinian wróci ż niej dojlzałymi nlężami? Wojo\łnikami? wspomniał wściekłość Melnira, który podżegat stalszych, by Znusili Bożebora do Zablania więcej towalów, niźli tego plagnął, Boźebor odpalł, iż ci, co chcą się cudzym trudem bogació, nic nie są w jego oczach Wal.ci. Wtedy star§i chcieli mu odjąć dwa okTę,
ty, któIych ńe oPłacił ze w§zyśu
Iowi. JeśIidali mu synów, dadzą i więcej za dwa okrę, ty, futer, buTsztynu, żelaza, czego lrzeba. Melnir ukrył się w swoim dworze. pieniąc się ze zlości,Mądry Bożebor, maiąc iuż księcia Wlogiem §wego rodu, wziąl od starszych trochq towarów na wymianq. przyrzekłszy im, że pomnoży to, co mu dali. I tAk wszyscy, prócz Melnifa, Ioze§zli §ię wtedy ladzi z sicbie.,.
tlącił go w poiudnie drugiego dnia - zbudź się! - ocknął wojbor. Świętym]i! §ię, wiatI p.zestał był właśnie dąć; że8laTze pĘyjęli to za do]bry znak, a mlody Ki}a, któlemu \łolińscy wieszczkowie wywróżyli, że lvróci do wolina na lok pTzed śmiercią,wołałteraz: - obaczycie, co mi objawią wyroczDie Świaijowita! Głos iekiśmówi mi, że tu prawdę usly§zę! - A ńnie cŃ mówi, źem głodny baIdzo - rzekł, kiwając głową, Wojbor. 'Itr/ysżcżerzył zęby do świętymira. Święte miaśtowitało ich milczmiem. okoliczlte i dalsze ludy zaięte były pracą w polu, cżas zbierania dostatków był do!,ieTo w nowiu. Żeglarze muśieli sowicie oplacić W§tęp do świętego miasfa. StIóża poprowadziła ich do Ponieszkań pomniejszych kapł8nów, przykazawszy, by szii cicho, nie zak}ocając spokoiu świętejziemi. Wiesżcżkovie Światowita okazali siq chciwi darów i w],,§,ńżyli naszym źeglarzom wszystko, czego ci chcicIi. 4ł
. Zrf^y wieszczek umie dob}ć z człeka wszyśko, zanim objawi tIochę swego dowodził wojbor, wspieranv przez ślepegoPat ryka.Młody Kika dowiedział się od wieszczka. że wroci .tó $/olina slawnym na ca]y śl\iatWojownikiem i bogaczeń, żę przywi,ezie z wyprawy brankę cudnej piakności, Takoż inni, którzy poszli do świętegomiasta. usłyszeli, co chcieli, a ich woleczki i sa'kwv baldzo slraci]y na wadze, Bożebol zarządzil pońól na ok.ęt},, plzy których zostawił był połowę drużynników, stu i pj9ćdziesięciu chlopo. s$,ięt}mir zawieruszyl się gdziąś.tedy wojbor odłączyłsię od towarzyszy, by go odszukaó, Minął zamknięte domostwa, kramy otwierane tylko w czas zbiorów. riche, śojąceza t)mami gont).ny, jakiś plac, eaj i studnię, odchodzi} od niej Wlaśnie,gdy posł)§zai dochodzący zza studni jęk, obiegl ogrodzenie i je8o oczom ukazał §iq klęczący nad jakimś biało odzian}Tn śafcem świąyrnir, który kol}§€ł się na kotanach, obejmując obulącz klwawiącą głowę, wojbor plz}padl do c1? zawoła]. - C6że - mnie,., Biegłem za wani, opadnięto od swojego wieszczka, gdym
spóźniony, zoczyL teeo §talca, mocującego się z dwoma żbójarni. Wpadłem na nich, bez broni. którą, jako wie§z, zośawiliśmyza bramą. Jedne_ gonr po!valil... Ieży tam, patrz.,. Drugi zdzielił starucha maczugą, mnie 2 nó8 zbi}, zbiegł. nie dycha wojbor, - zbój - o7najmit Pięściązdzieliłem, ba, za mocno -- stęknąl Świętymil,. - A starlrch? Zyje. Podnieśmy go, widzę. przJ4omnośc mu * ra_ ca, To ktoŚ znaczny, widzisz oną złotą przepaskę §lrlo_ niową? lvidywałem ja takich. Bywałeśtu? 9py1"1 zdziw,imry Świętymir. -
-
/i
Prawda, Wojbor prlepadal niPraz ra dluBo, njkI niP l wiedzial. gdżie b},wal, po co, gdzie indziej niechętnie vjojbor. - odpalł - Tu i Wid}i^/ałem kapłanów Tlzygłowa, Ś$,iętego Konia, swarożyca, czalnego Wieplza,,, no, dźwignij siarucha! widziałem źet,ców i Jalowita o siedmiu obliczach i ośmiu mieczach.,. Dzisz, ślepia staruch ot\łiela.,, Widziałem gontyny Kolzenicy i Redgoszczy, Szczecina i Lutyków i był€m kiedyśglupi jak twój Kika. Telaz nie dowieźam onym biało odzianym obłudnilron, kórży tłusto sobi€ z las żyią. tlej, staTuch patrzy na mnie tak, jak by mni€ połknąć chciał. Dzisz go, niedobre, staTe ptaszysko!
Świętymil łnimo woli zachichotał i zaraz ścisnąłTę, kami głowę, sycząc z bólu. wojbor sam podź\ł,ignął starucha, któIy poli/iedżiał cośniewyraźn},m g}osem,
wskazawszy na wysoki cypel, na którym, za gęsią, mocną palisadą, stała wielka 8ont},na Światówita. rzekł domyślnie wojTam go popIowadzimy No, wespTzyj. bol. Za- patisadą była studnia. Staluch, napiwszy §ię wody, odzyskał już siły, skijxąwszy na nich, poszedł do swego pomieszkania, lrlaszcząc w dłoDre. nych1o otoczyło go k ]kunastu silnych młodzików, Ci zaklżątnęli się teź wokó} nieoczekiwanych gości, Po prostym, ale §makowitym posiłku, podczas któr€go nie skąpiono im pysznego, chłodzonego miodu, starzec powstal, plzyg}adził długą blodę i,., odezwał się do nich czystą mową plemienia Wolinian, a widząc zdumienie gości, rz€kł z nikłym uśmiechem, iż jego stanowisko Znusiło go do tego, by wyuczył się bieg]€ mowy wi€lu plenion, ..,I§edy mija czas ńiolów, prżychodzą do Alkony tysiące pietgTzymów, znoszą ciekawe wieścizewsząd,
. 46
że rz
ec_
kaplan
l
,
\walto posluchać, zwłaszcza, odkąal od zachodu napief"ją na nas plemiona wojujące w imieniu gTożnego ] mściwegoboga,7wanego chryśosem, zaLi o takim §vszeiiście? swiqtymir nie s]Jsza]. Wojbor skjrąl g}ową, on sly-
sąl,
1, , . .l
.
Ale swia|,owit stafzec ,nie boi się - zaciągnąl chrystosa.,. Pójdżcież mną, ukaźę wam to) co zastrzeżóno dla nielicmych. Poprowadził ich do gontyny Światowita. By]A to rozległa, czworoboczna budowla z olbrzymich bali, jednobramna, kryjąca r^/ swym obronnym wnętlzu drugą, właściwągont}.nę, wspaltą na cztelech §,ysokich slupach, między któr}łni wisiały święte, bogato haftowane zaslony.,. Pośród cichej mużyki i dymu kadzideł pojawił się ich oczo!-n olbrzl,rni, alrewniamalorł-any posąg Światowita, ustawiony po zachod"y, niej stlonie we]rnętżnego chramu. Wielki bóg miał cżtely głowy o zgolonych brodach i krotko ściętych włosach DZi€Tżył w prawej lęce żelazny Ióg, 1ewą wspielał na biodlze, stopami zasię wlvł się w czalną ziemię, wokól Światowita, racżej po obu ie8o bokaó, leżałj€go bojowy r5msztunek: dlugi miecz w zdobnei pochwie, siodło, trplząż cenna. Biał€go Konia światowitowego nie uirżycie. Ja jeden tylko mogę go og]ądać i dosiadać. Na onym koniu Światowit Tusza czas€m przeciw swoim wrogom. Wiedzcje i to].,. A tu dodał Widzicie skTzynkę, - wyrwane w lrtóIej Znajdują się -trzy włosy pżez jakiegoś ś$,iqtokladcę z ogona konia bożego. Kapłani puścili go z źyciem, lecz cóż... znalezlono Eo za dni kiika, podeptanego kopvtami-,. boży mluknął Wojbor i skinął głową. - wyfok Błysnąt oczami. wyszli z we\\,nętrżnego chramu, minęli §trzeżoną
1
palissdę. za którą wid aly domy ś\Ą,iete8o hulca Ar_ kony, domy lrlystu jeźdżcóM. nle znając)ch strachL\ prżed śmie.ciąwojowników... Najwyźszy kapłan po,] że8nał§woich gości, mówiąc, źe nigdy nie zapolDni odi danej mu plzysługi i prcsil ich, by odwiedzili ArkonĄ §, czas uloczyśegoswjęta Plonów. wledy lo obaczą plawdziwą jei moc i potęgę. Na koniec darotva} Świel\miro\^i ma]}, z żóllego meta]u wizerunek Świalowita, ze §}owami: Gdziekolwie,k się żnajdziesz, będę cię lvidzia} w -dymie kadzideł. Ty i ci, któIych wskaźesz, kiedy i gdzie zechcesz, znajdą siq pod oPieką 8ontynY !r,ielkie8o boga. Jesteśteraz nietykalnv! I oddalił §ię szybko. Wrol,a samborza zatrzasnelv się za nim. s}ysza]eś, gadał ów staruch? parsknąl świc- oblacająccow palcach tymil, źóływizelunek boga, Będzie mnie widział w dymie kadzideł| Jestem nietylQ]ny, cha cha! Wielki to dar, blacie Wojbor, a oczy zwę- mu - rzdkł ziły się w dwie wąziutkie szpafki. Daj mi to! -- Na, bierż,.. wierżysz onym slowom?- Ty?! .Ja chrząknql Wojbor. chowając na piersi Wi zerunek boga, Kap]ani Arkony mędrcaTni, znają - widzialem takichsąśród nich, któIzy wiele tajernnic, kpili ukradkiem z wlóżebncgo konia, ale, wiedz, nie lvidziałem śród nich głupców, Pobiegli ns Dlrlęty, zapomnij ośtrze8łbrata wojbol _ com ukrył - Taka jest na- pielsi. Zataj, moja wola.,. zauważyłeś nredytował głośnowojbor-iż w§zysikie §zczury -alkońskie mają zgolone łby i brody, jak ŚNiatowit? Jeno ów ką)łan, ho, jeno on dlugie miał ci kudły. Py§zDiejszy niźli jego bóg. Bedzie miał kłopoty nasz Parl
gów z osady nad zatoką liwską, splzedany Prusom. j.t_ ko gadali drudzy. Pewne, że żbiegłod Prusów, załadoWawszy dostatkemi łódź§wego pana, wodza niędzy onym wojo\ł,niczym ludem- sam Siemilad nic o sobie ni(: mówił. Pojawił się !v jednym z \ł,olińskich gmdólv jako człek bogaty, Iychło wyuccył się mowy plemienia, dwó. stawił, pomnoźyłswe dostatki żeglarską robotą, do któIej zmysł miał zup€łnie niezwycżajny, wkupi} §ię międzY kupców-żeglarzy, przeniósl do wolina, choć puszczańskiego się dworca nie zbyl, trzymając tanl §ług kilko.o, zbiednialych chłopów i teź paru niewolnikóW, których kiedyśwybawił z pluskich Iąk. Kźepki, zlęczny w sztuce w]adania }ukiem i mieczem, nawykły do trlrdów, mistrz w budorrie chybkich oklętów, znają_ cy dlogi wodne morza waregów, cieśninyDunów- ku król€stwu Anglii wiodące i dalej na molze Akwitań_ skie, najlepszy sternik wybrzeży..Jego choroba złym się wydała znakie&. Bożebol chciał go pĘeni€ść na ,,chyżą Włócznię", odesłać do Wolina, ale Boguta, Wojbol i Patryk żapro,testowa]i, móiviąc, że jeślizbędą się siemilada, popadną na łaskę i nieła§kę oora. Gor czuje się w tych pźeklętych kichach skaxnych jako ptak w powietrzu i jako lyba w
afta leczyć si€mirada
- Tego nie potrafimy. - zagadał PatTyk. - .Ślepy PaIryk może polrafi _ powiedział
śle_
cżytal mądrości lekarży. -Ty Patryk umiesz czytać? się Bożebor, - Kiedyś czytałem.., -alezdurniał to było dawno odparł niechęfnie Patryk, Lecz go - !łiąłrzecz wojbor, - I nie ponieśmy kiepslłiej wieścina okTęty. ,,DłnEi wąż" płJmąło liilka długościprzed pozosta_ lymi drakkalami Woiina, Nie moźna było §tamtąd do_ stĘec, źe Siemirada zastąpił przy Ńerze ŚWięt},mirPołożono Siemimda na legowiśku z futer, Pabyk przy_ kucnąl przy cholym, czas jai
-
śakwyI
-
-
Dobył z sakie\v jakierś szkatułki z prosżkałni, silnie pachnącymi Ziołami. Wlócisz ubo8im, zablawszy leki miast towalów .szepnął mu Wojbol. dzięlri Siemiladowi i dzięki mnie Za- wTócicie - naćhichotał Patlyk. Nie zapomnijcie wtedy, że leź}r mi się cośza- przysługę. Jak bylo z Siemiladem, widzialeś? zanim osia,b}, miód pił,
, z kiln? Z olafem. Ale olaf zdrów. - . Siemirada stluto pewnym
zielem, odgadłem je po zapachu powiedział Patryk, mi€szając W giinianym kubku -tlun€k. - czemu tTuto? Powiem ci. Ty wiesż?
-
50
Domyślamsię. Gor chciałby pfowadzić nasze Na rnielizny! Dwakloć, słyszelim, czynił to u bĘ€órł Skanii, splzymielzeńców pochwycil, lv niewolę zaplzedał. Nie wielżcie Golowi. Patlyk kazał zacz€Ipnąć wody z morza, wlał do lrubka, dobył §zczyptq ktrrzego łajna, popio}u, 1rlymieszał. To dobre na Wymiotv, Dasz li,)u potem, wojborze, kożIego mleka z mojej butli, skóIami nakryjesż, gdy już odda truciznę, Na ńoc przybili do brzegu, gdyź Świętymir dostTzegł, źe ,,D}ugi wąź" przecieka mocniej niż zrvykle. Bożebor żarządzi} robotę prży pochodniach, Klcdlj sję już spec przy ogniskach, Bożebor ]egł p|zy boku wojbola, Ślrietymir mógł sly§zeć każde jego sło-
oklęty.
-oto
po$,iedzia1 Bożebor, Przepadł mój s€jeTstenl i mieli: siemirad choly, kamień do żeglowania
pIżepadł.
zali
-
bogowie sprzysięgli nirem
szepnął leżący za Święt}T
się przeciw nam? I pomnisz, co Kika
-
śpie\łałPatlyk? posłYszeli za sobą cichy głos same Płupstwal ślepca, Patryk siadł obok wojbora. oprzytomniał, Boguta go pilnuje. A tu - siemirad zwlo.ił się do Bożebora, podając rnam cośdla cię mu skrzynkę. Mój sejerstenI - Leżał w §ahvach Rudego ola{a -- sykną1 PaLecż ani §lowa, tryk, PIZepadł w €iemności, KtośIougadał żeglaflom o chorobie Sternika. Kika opił się 1iankońskim winem, przeznaczonyrn na wy_ mianę, i bełkotałcośo śpielvach Patryka, o gniewie bogów, lriór)an dano widać w Arkoni€ małe dary. Rei_ nold Niemiec, Boguchwał, Sambof i kilkunastu innych
zaczęlo gadaĆ, Że trza by uczyniĆ Gora wodzelrt wypIalvy,
Pijaństwo mlodego Kiki wźbulzyłotak mocno Boźebola, że chciał go ośawićsanemu sobie na wyblzeżu, \vlychle wszakże ochłonąl z gniewu, łnówiąc, źe jeśiiten głupi Kika spije się raz jeszcze pieczętowa_ nyln winem, nie dostanie udżiału w Ęodziewanych łu-
pach, To była dobra przeslfo8a. Ledwie stIacili z mzu polosłe puszczą wybrzeże, kiedy spadł na nich, stoczył siq wicher, łamiąc na ,,chyżej włóczni" maszt i plącząc wiosla. Boźebor kazał stawić zapasowe drzewo, żagle opuścić.Niebo zaniosło się o}owianą barwą, r]ozwścieczone smagnieciami wichru wody wzdęły się, mrcczne i groźme, białe, lecące ng §zcżytach fali grzywy biły rez po taz w czalne pudła okfętóW, z nieba try9lęty dlugie lvęże b}y§kawic. zwyczajni taloch p.zygód, już podzielili między si€bie lobotę; j€dni pilnują wio§eł i pĘedniej §tewy, by zawsze stała na wplo,9t nadlatującej fali, d.rudzy mocują rzBmieniarni towa,ry, broń i tarcże, wybierają §kÓrzan}.rni czelpakami stoną wodęTrz}nnając się w bezpiecznej od siebie odlegtości, piqć okTętóYv prżedzieralo się przez spienioną kipiel. Na ,,Dłu8im wężu" młody Kika, wplątany 1v olinowanie masżtu, Hął i wyrzeka}, zastanawiał się głośno, cz},rnże to wolinianie wzbudzili taki gni€w bogólv rr,oIza i niebios, to znowu cżkał i fzy8ai na przemian ]ub pobekiwał, by nie zwolono mu zginąć, Tryskające stfasznym światłemniebiosa 8fzmialy, huczaIy, jakby miały się zwalić na glowę Kiki, zawył młody - okaż swe laski, świaaatoivicieee! ,!vojownik.
Kąsani przez wiatr, biczowani przez molze, pżybijali z chrzęśtem do brzegu, lł,yciągali okrętv, W głębi znajomej nam już zaioki panowała ci§za, woda była tam 8tadka.
os}onięci wysokim c}Tlem, zablali się do roboty, plz},n§glani przez Boźebola, mówiącego, że małb cza§u, gdy z Gorcm o Miedzianych włosach §pTa\ł,a idzie. Bożebor wtajemniczy} drużynilrów, na Ranie, w niektóre stvoje żamiary,., Nocą sernych kio zaskoczy? i
w żińnej i okrutnej złości.
Kr.tkał Ślepy Patlyk, klązący rvokól Siemirada, rżąc cośtam u ognia.
wa
lłocne zioła śpiewaka plzywTacały już krzepkość siemiradowi. siedział na iutrach, pomiedży dwoma naglzanymi kamieniami, pod szałasem Przylrr},ti,n] skórami i, slab}nn jeszcze głosem, wydawal żeglarzori polecenia. Trzeba było §kręcić poz},wane liny stew, załoźone .w czas burzy na wsz}.stkich dklętach, ściąćna klaju pu§zczy ki][
na