1
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłączn...
28 downloads
10 Views
3MB Size
1
Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym,łamie prawo.
2
Kendall Ryan Sinfully Mine
Rozdział pierwszy
Reece Stoi tam jakby nigdy nic. Jakby nie wstrząsnęła moim całym światem sześć lat temu. Mrugam oczami, bo to, co widzę, to na pewno jakiś miraż albo efekt zbyt dużej ilości szkockiej. Nie... Zwracam się więc do olśniewająco pięknej kobiety, stojącej skromnie przede mną – Macey? Rozpoznałbym ją wszędzie, ale nie taką ją zapamiętałem. Nie widziałem jej lata, i przez ten czas widocznie wydoroślała. Zdecydowanie. Jej rysy są ostrzejsze i zgubiła tą dziecięcą krągłość twarzy. Jej włosy są dłuższe, jaśniejsze, a jej makijaż idealnie nałożony i podkreślający atuty. Śmieszne, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek nosiła jakikolwiek makijaż... Ale to głównie spojrzenie w jej oczach jest inne - jak gdyby zobaczyła za duży kawałek świata i musiała 3
przecinać sobie przez niego sama ścieżkę. Jest przez to mocniejsza, ostrzejsza, madrzejsza... ale to nadal Macey. A moje głupie serce nadal gra marsza na sam jej widok. – Cześć, Reece. – Jej ton wskazuje na pewność siebie, ale mowa ciała ją
4
zdradza. Jej spojrzenie jest baczne, ale wzrok kieruje na podłogę pod moimi stopami. Zakochałem się w niej, kiedy miałem dziewiętnaście lat, a ona szesnaście. Wiedziałem, że to było złe; była w końcu młodszą siostrą mojego najlepszego przyjaciela. Ale gdy straciła swoich rodziców w katastrofie lotniczej tamtego lata, to do mnie zwróciła się po pocieszenie, i to wtedy nasza przyjaźń ewoluowała. Oczywiście mój najlepszy przyjaciel, Hale, do dziś nic o tym nie wie, ponieważ wszystko skończyło się, gdy wyjechała na studia. Znaczy się ja musiałem to zakończyć. Macey zawsze była destynowana by osiągnąć więcej, i wyjazd to było to, czego potrzebowała, by się wzbić, nawet jeśli zabrała wtedy część mnie ze sobą. Pomimo faktu, że stoimy w zatłoczonym salonie Crave, mojego klubu BDSM, jestem w tej samej chwili przeniesiony wspomnieniami do jej cichej, zaciemnionej sypialni sprzed sześciu lat. Miałem dwadzieścia lat i towarzyszyły mi wszystkie męskie potrzeby, które za tym idą, a ona była zaledwie siedemnastoletnią dziewczyną...
Majteczki Macey były mokre, a jej klatka piersiowa wznosiła się i opadała razem z jej szybkim, płytkim oddechem. – Jesteś tego pewna? – spytałem ją. – Jestem pewna. – powiedziała cichym, ale pewnym głosem. Jej biała, bawełniana bielizna pozostawiała niewiele dla wyobraźni, 5
przynajmniej nie od kiedy teraz-już-mokra tkanina przylegała do zapraszająco różowej skóry pod spodem. Pocierałem jej łechtaczkę przez majteczki, nie chcąc jej całkowicie rozbierać, bo doskonale wiedziałem, co by się stało, gdybym to zrobił. Jej kolana były rozłożone, cienki podkoszulek nie był w stanie ukryć wyraźnie podkreślonych szczytów jej sutków. Była taka piękna - studium sprzeczności. Wstydliwa, lecz niewzruszona; niedoświadczona acz chętna; dziewicza, ale całkowicie gotowa na cokolwiek by się miało stać. Była już blisko, jęcząc cichutko, podczas gdy moje palce dokonywały magii na jej ciele. Mój fiut był tak twardy, że to prawie bolało, a cała krew przepompowywana na południe blokowała trzeźwość umysłu. Kontynuując jej pieszczoty, użyłem wolnej ręki, by odpiąć pasek i rozpiąć moje spodnie. Biorąc siebie w dłoń, pocierałem mojego penisa w górę i w dół, pragnąc jedynie zaspokojenia. Macey i ja razem uwolniliśmy drżący oddech w tym samym momencie. Jej wzrok przykuty był do moich nierównych ruchów, a ja czułem jak wszystkie jej mięśnie drżą przy mojej skórze. – Masz prezerwatywę? – spytała z lekkim zachwianiem w głosie. W portfelu miałem nie jedną, a dwie prezerwatywy. Ale równie mocno jak jej pragnąłem, byłem również nieziemsko przerażony. Nigdy nie spałem z kobietą, którą kochałem. Do tego momentu, seks był tylko aktem bez znaczenia, mającym za zadanie uciszyć żądzę tlącą się we mnie i wybuchającą od czasu do czasu. Nic więcej ponad weekendowymi ustawkami z dziewczynami, których imion nie pamiętałbym nad ranem, nawet gdyby przystawili mi lufę do głowy. Ale Macey nie była tylko dziewczyną, którą pokochałem, była też młodszą siostrą mojego przyjaciela i dziewicą - co stanowiło zabójczą kombinację. Zabroniona. Dlaczego więc, byłem właśnie w jej sypialni z fiutem w ręku? Nie odpowiedziałem jej na pytanie - nie dlatego, że nie mogłem - ale dlatego, że w tym momencie jedyną rzeczą, której chciałem, było obserwowanie jak dochodzi. Chciałem zobaczyć jak jej piękne rysy kształtują się, gdy się 6
zatraca. Gdy pochyliłem się, by dosięgnąć jej ust, jej chciwy język spotkał mój, ssąc go z zapamiętaniem, podczas gdy unosiła swoje biodra znad łóżka, chcąc lepiej doznać mojego dotyku. Moja ręka prześlizgiwała się w górę i w dół mojego sprzętu i wiedziałem, że ja też wkrótce skończę. Wycałowałem ścieżkę od jej szyi do obojczyka, ustalając drogę w dół, poprzez wgłębienie w brzuchu, aż w końcu rozgościłem się pomiędzy jej udami. Przesuwając materiał majtek na jedną stronę, odsłoniłem jej delikatne różowe wnętrze. Była piękna. Zawsze nalegałem, aby jej majtki zostały na swoim miejscu, kiedy się zabawialiśmy. To była moja jedyna bezdyskusyjna zasada, mały szczegół dla ukojenia poczucia winy. Macey otworzyła swoje usta, by zaprotestować, ale wtedy poczuła jak mój język okrąża jej łechtaczkę. Wydała cichy jęk i zatopiła swoje palce w moich włosach, przyciągając mnie bliżej, podczas gdy jej głowa opadła z powrotem na poduszkę. Zaśmiałem się przy jej skórze, ale kontynuowałem, kochając jej smak. Smakowała nawet lepiej, niż to sobie wyobrażałem. A jej cipka pachniała tak dobrze, że miałem ochotę się w niej zakopać. Moje usta były w momencie wszędzie, wodziły po całej jej słodkości, zbierając miód z jej dziewiczej płci, podrażniając łagodnie jej łechtaczkę zębami, liżąc ją w równym rytmie raz po raz. To była istna rozkosz. Musiałem ścisnąć podstawę członka, żeby jeszcze nie dojść...
– Reece? – pyta, ściągając mnie z powrotem do teraźniejszości. Kurwa. 7
Chcę zadać jej milion pytań. Jak mnie znalazła? Czemu tutaj jest? Czego ode mnie chce? Ale jakbym nie próbował, nie mogę przestać się na nią patrzeć. Studiować ją. Jej skóra wygląda tak miękko. Zastanawiam się, czy nadal można na niej wyczuć delikatne nuty lawendy i miodu, tak jak zapamiętałem. Chcę się przybliżyć i ją posmakować, ale nie robię tego. Kontrola jest teraz dla mnie wszystkim; to jedyne, co mam. Mimo to, kontynuuję wędrówkę wzrokiem po jej ciele, oniemiały jak piękną kobietą się stała. Długie, ciemne włosy spływają jej do ramion, które z kolei okalają szczupłą talię i ładnie zaokrąglone uda. Okryte cienkim dżinsem i dopasowanymi kozakami, jej kształtne nogi zdają się nie mieć końca. Krzyżuje ramiona pod swoimi jędrnymi piersiami, zwracając moją uwagę na fakt, że ma oprócz tego niesamowity biust. Dobry Boże. Czy to miseczki D? – Wyrosłaś. – mówię. Kosztuje mnie to dużo wysiłku, aby głosem nie obnażyć jak na mnie działa. Lepsza sztuczna chłodna maniera, niż gdyby miała mnie przejrzeć na wylot. Zauważając, jak moje oczy na chwilę odbiegły od jej własnych, Macey uśmiecha się pod nosem. – Ty też. Chyba, że źle zapamiętałam. Ile sobie mierzysz ostatnimi laty? – Metr dziewięćdziesiąt cztery. – Boże, ile to czasu minęło... – uśmiecha się, ale w jej oczach widać jakiś daleki smutek, który bardzo mi się nie podoba. – Sześć lat, – odpowiadam, mimo że to było retoryczne pytanie. – Czy Hale wie, że tu jesteś? – To zabawne jak moje wewnętrzne myśli momentalnie podążają ku niemu, prawie jakby moja podświadomość próbowała mi przypomnieć, dlaczego nie mogę się posunąć za daleko. Poza tym, coś mi mówi, że jej starszy brat nie byłby specjalnie zadowolony, gdyby się dowiedział, gdzie znajduje się dziś wieczorem jego siostrzyczka. Jak mógłby się domyślić? Sam nawet nie wiem jak mnie znalazła. 8
Kręcąc głową, Macey opuszcza swój podbródek do klatki piersiowej. Dziewczyna, którą zapamiętałem była pewna siebie, beztroska i pełna ikry. Ta wersja jej, jest przygaszona i poważna, zupełnie jak nie ona. Używając dwóch palców, podnoszę jej podbródek, by napotkać jej spojrzenie. – Kto ci to zrobil? – Co? – pyta, od razu się rumieniąc i tracąc rezon. Jej oddech robi się szybszy. Możnaby oczekiwać takiej reakcji, jeśli weźmiemy pod uwagę nasze otoczenie. Crave jest najgorętszym klubem BDSM w Chicago. Ale to, co teraz się z nią dzieje, to wcale nie reakcja na środowisko, w którym się znalazła. – Kto zgasił iskrę w twoich oczach? Odwraca głowę, nie mając ochoty odpowiadać. O to właśnie chodzi. Nawet, gdy była jeszcze szczupłą i płaską jak deska małą dziewczynką, te ogromne niebieskie oczy, które były jak dwa baseny światła, pochłaniały cię w całości, wsysały cię na orbitę, i sprawiały, że czułeś się jak król świata, ale jednocześnie nie miałeś własnej samokontroli. Nie mogę się oprzeć, by nie przybliżyć się, by znów jej dotknąć, tym razem żeby założyć niesforny lok jej kasztanowych włosów za ucho. Potrzeba, by wziąć ją w ramiona i przycisnąć z całej siły do siebie, rozpala się we mnie na całego. A byłoby cholernym niedpowiedzeniem stwierdzenie, że nie jestem typem "miśka". Ale to Macey, i naprawdę nie podoba mi się widzieć ją taką. Chcę ją pocieszyć. To takie samo przytłaczające uczucie, które ogarnęło mnie, gdy jej rodzice zginęli. Po prostu chcę wszystko dla niej naprawić. Bierze ostry wdech w reakcji na kontakt naszej skóry, ale nie odwraca ode mnie wzroku. – Może postawiłbyś mi drinka? Przytakuję, umieszczając rękę u dołu jej pleców, by skierować nas w stronę baru. Po tym jak pomogłem Macey usadowić się na jedynym wolnym stołku barowym, staję przy niej i przywołuję gestem barmana. Macey stara się udawać, że nie ma to na nią wpływu, ale jej źrenice poszerzają się, gdy ogarnia 9
wzorkiem otoczenie. Pierwsze piętro jest relatywnie stonowane i spokojniejsze, porównując to z tym, na co mogłaby się natknąć u góry. Srebrno-szare aksamitne sofy przeplatają się tu z wysokimi stolikami i skórzanymi stołkami barowymi, tworząc idealne miejsce na magiel towarzyski lub jak kto woli intymniejsze pogawędki w kącie. Ludzie tworzący dziś klientelę to mieszanina biznesmenów chcących się wyluzować, znudzonych gospodyń domowych typu high-end szukających przygód i seksownych kocic chcących doświadczyć prawdziwego samca alfa, o którym czytały do tej pory jedynie w książkach. Główny kolor wnętrza to szarość przełamana gdzieniegdzie plamami granatu. Miękkie materiały i ograniczone oświetlenie tworzą nastrój komfortu i zapraszają cię do środka. Głębokie dźwięki klubowej muzyki pobrzmiewające w tle, podsycają jedynie przepełnioną surową seksualną energią atmosferę. Ja to czuję i wiem, że Macey również. Plan zagospodarowania tej otwartej przestrzeni jest jednocześnie wysmakowany i grzeszny. Ciężko pracowaliśmy z architektem, by osiągnąć ten balans i udało się nam. Miejsce to daje obietnicę gorącego, ale dyskretnego seksu. Dziś jest Sylwester i Crave to miejsce, w którym należy się pokazać. Klub jest dziś przepełniony na maksa. A to dlatego, że nie żałowałem na eleganckim, wysmakowanym dekorze, drogich trunkach czy właściwej, profesjonalnej ekipie. Powinna mnie teraz przepełniać duma, ale mój umysł nadal nabuzowany jest od sceny na górze, której przed chwilą byłem świadkiem. Nie dalej jak chwilę temu pomagałem Hale'owi i jego nowej uległej, Brielle. Zaprezentowała nam swój piękny, mały tyłeczek, ale nawet z nią na widoku nie mogłem myśleć o niczym innym tylko o Macey. Nie mogłem uwierzyć, gdy wezwała mnie moja ochrona, powołując się na kobietę przy drzwiach, która chce ze mną rozmawiać. Ale zanim zebrałem się na odwagę, by się z nią spotkać, Hale zadzwonił na moją komórkę prosząc o wsparcie w scenie. No i 10
oczywiście, że poszedłem. To w końcu mój najlepszy przyjaciel. Przez całą scenę potrafiłem myśleć jedynie o Macey, o tym jak pieprzona siostra Hale'a czeka tam na mnie na dole. Jeśli jakikolwiek facet próbowałby zabrać ją do jednego z prywatnych pokoi, to daję słowo, wyrwałbym mu ramiona z tułowia i użył ich, by go nimi pobić. A ponieważ nie wpłynęłoby to zapewne dobrze na interes, to miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie. W dodatku zdawałem sobie sprawę, że Hale'owi by odwaliło, gdyby dowiedział się, że ona tu jest, więc starałem się wiele nie zdradzić, odgrywając swoją rolę najlepiej jak umiałem, zanim mogłem się wreszcie wymknąć i wrócić do niej. A teraz, gdy już stoję przy niej, to jak idiota nie wiem, co powiedzieć. Bar jest dziś przepełniony, więc przez kilka cichych chwil obserwujemy po prostu jak barman przygotowuje zamówione koktajle i podrzuca butelkami. Ale już starczy. – Może zaczniesz od tego, że powiesz mi dokładnie, co cię tu dzisiaj sprowadza? – pytam. Z tego co pamiętam, Macey od kilku lat mieszkała już w Miami. – Pozwól, że dam ci wskazówkę. – Przybliża się, pozwalając by ciężar jej obfitego biustu otarł się o moją klatkę, gdy tak pochyla się do mojego ucha. – Moje prywatne życie obróciło sie w kupkę gówna, więc teraz to, czego potrzebuję to gorący seks. Taki, od którego człowiek się cały poci. Potrzebuję seksu, po którym nie będę już pamiętać jak się nazywam. Panie i Panowie, słodka niewinna Macey, którą znałem właśnie opuściła budynek. Mój fiut twardnieje na zawołanie. Nawet nie mogę tego zwalić na hormony, tak jak wtedy, kiedy byliśmy młodzi. Moja fascynacja nią zawsze była potężną, niebezpieczną bronią, wycelowaną tylko po to, by wpakować mnie w kłopoty. Miałem aż za dużo fantazji o tym jak posuwam ją z całej siły i na wszystkie możliwe sposoby. Zwaliłem sobie niezliczoną ilość razy odgrywając te filmy w głowie, choć 11
wiem, jakie to było złe w samym założeniu. Akurat w tym momencie pojawia się przy nas barman i pyta czego "łakniemy" - małe chwytliwe hasełko, które wymyślili moim PR-owcy1. Cała obsługa baru razem z kelnerkami jest przyuczona, by tak właśnie zwracać się do klientów. Nie mając okazji spędzić ani trochę czasu z dorosłą wersją Macey, nie wiem nawet co lubi pić, więc jestem zaskoczony, gdy zamawia sobie czystą whisky. A jednak w głębi duszy podoba mi się, że nie jest typem dziewczyny, która lubi owocowe drinki z palemkami. Ma bezpośrednią i odurzającą osobowość i jej wybór alkoholu to odzwierciedla. Tylko babka z jajami pije whisky. No chyba, że tak wytrąciło ją z równowagi spotkanie się ze mną. Bo mnie z nią tak. Kiedy już rozgościliśmy się z naszymi drinkami, jej wzrok ponownie pada na mnie. – A więc to prawda. – Co jest prawdą? – pytam tuż przed połknięciem pełego haustu szkockiej. – Że jesteś właścicielem tego lokalu. Przytakuję. Nie ma sensu temu zaprzeczać. Poza tym, jestem dumny z tego co osiągnąłem. Ciężko pracowałem, by uzbierać odpowiedni wkład, zawarłem kilka mądrych inwestycji, i w końcu zapieprzałem jak wół, by urzeczywistnić moje marzenia co do tego miejsca. Przygryza wargę i bawi się swoją szklanką, po czym znowu na mnie patrzy. – Kiedy dostałam się dziś wieczorem do miasta i Cameron nie odbierał komórki, wygooglowałam cię. Patrząc na jej wyraz twarzy, próbuję ją odczytać, wiedząc, że pewnie myśli sobie teraz, że nigdy nie miałem zapędów do perwersji kiedy byliśmy razem. Ale nie zamierzam jej tłumaczyć dlaczego. Nie teraz i miejmy nadzieję, że nigdy. Mój styl życia dobrze mi się przysłużył i nie zamierzam go zmieniać. 1
Chodzi tu o małą grę słów związaną z nazwą lokalu. "Crave" - oznacza łaknąć, pożądać, pragnąć...
12
Dbam o to by serce się nie odzywało, uległa była na wyciągnięcie ręki, a fiut mokry jak trzeba. I dobrze mi z tym. Mimo, że pewnie nie powinienem, to ciekawość wygrywa nad rozsądkiem i pytam: – Do kiedy zostajesz w mieście? – Na dobre. – mówi, zaskakując mnie wyzywającym spojrzeniem w tych ogromnych niebieskich oczach. – Zostawiłam swoją pracę, eks-chłopaka skaczącego w bok, spakowałam wszystko co miałam i teraz jestem tu. A niech to. Macey pracowała jako prezenterka wiadomości dla stacji Latin TV w Miami. Skończyła studia na kierunkach iberystyki i dziennikarstwa, w dodatku oba przed czasem. Jest mądra i zdeterminowana, a w dodatku ambitna. Tym bardziej wprawia mnie w osłupienie słuchanie o tym, jak postanowiła się poddać i rzucić to wszystko. – Przykro mi to słyszeć. – To by tłumaczyło smutek promieniujący od niej, który zauważyłem już wcześniej. – Więc, co masz na tapecie teraz, oprócz gorącego ruchanka, o którym zdążyłaś już wspomnieć? Patrząc na mnie spod swoich rzęs, mruczy do mnie. – Może skończysz najpierw tego drinka, to wtedy ci powiem. Ciężko mi powiedzieć teraz czy to alkohol, czy erotyczna atmosfera tak na nią wpłynęły, ale stała się bardziej beztroska i jest w nastroju na zabawę. – Czy ty chcesz mnie upić, Macey? – A co jeśli powiem, że tak? – powolny, bezczelny uśmieszek wypływa na jej usta. Ja pierdzielę. Ta dziewczyna to same kłopoty. Wiedziałem to od pierwszej sekundy. A teraz? Flirtowanie. Drinki. Chce, żebym zaczął działać. A potem będzie na mnie. Tak się nie bawię. A więc Macey chce dużego, złego Doma, żeby pokazał jej kajdanki i liny? Powinienem złoić jej tyłek paletką za zjawienie się tu dziś wieczorem. Ale nie może powtórzyć się sytuacja jak sześć lat temu, gdy straciłem dla niej głowę. 13
Nie mogę tego zrobić ponownie tylko po to, by wymaszerowała z miasta, gdy nadarzy się jakaś kolejna okazja. Co to, to nie.
14
Rozdział drugi
Macey Boże, jak ja nienawidzę tego, co się teraz ze mną dzieje. Samo zobaczenie Reece'a zmienia całą moją świadomość na tą towarzyszącą nieśmiałej osiemnastoletniej dziewczynie, którą kiedyś byłam - tą, która przepadła mocno i szybko dla najlepszego przyjaciela swojego starszego brata, tylko po to, by on nagle zakończył nasze uczucie, tuż przed moim wyjazdem na studia. Wtedy jeszcze, naiwna część mnie chciała mu o wszystkim powiedzieć, wyjawić mu zakres moich uczuć, a następnie oświecić brata o mnie i Reece'ie. Pragnęłam przenieść sprawy na następny poziom, taki, w którym nasz związek istniałby w świetle dnia, zamiast skradać się nadal się za zamkniętymi drzwiami. Oczywiście nic takiego się nie stało, bo zerwał ze mną zanim miała m szansę zrealizować ten plan. Ból nie był tak olbrzymi, jak ten po stracie rodziców, ale było cholernie blisko. Reece był wtedy dla mnie wszystkim. Spędziłam cały swój pierwszy semestr na uczelni jak we mgle. To właśnie 15
przekonało mnie do podjęcia drugiego kierunku. Wypełniłam swój grafik tak konsekwentnie, że zupełnie nie miałam czasu na to, by usiąść i zacząć użalać się nad sobą. I chyba to podziałało, bo w końcu mi przeszło. Ukończyłam studia wcześniej i to z wyróżnieniem, a następnie przeniosłam się i zaczęłam spotykać się z innymi mężczyznami. Czułam się trochę jakby to los mnie niósł, a nie moje decyzje. Zachowywałam się raczej impulsywnie, ale lata jakoś mijały, a ja ruszyłam dalej. Ale gdy patrzę prosto w te jego głodne ciemne oczy, wiem, że nic z tego nie jest prawdą. Najwyraźniej nigdy naprawdę mi nie przeszło, bo gdy rzeczy w moim życiu znów się popieprzyły, to do niego chciałam pobiec. Pochłaniam drinka jednym haustem, bo ja pitolę, potrzebuję pary mosiężnych damskich jaj do tego, co zamierzam zrobić. To Nowy Rok i nowy początek dla mnie, a ja biorę co chcę i nie patrzę się w tył. Bez żalu. Życie jest cholernie krótkie. Pokazanie się tu w Nowy Rok prawdopodobnie nie było moim najmądrzejszym posunięciem. Podejrzewam, że mój brat jest gdzieś w pobliżu, w którejś z knajp, prawdopodobnie pijany lub gorzej, po tym co ta suka,była narzeczona, mu zrobiła. To oznacza, że została mi tylko Nana albo Reece. A biorąc pod uwagę, że nie chciałam obudzić osiemdziesięcioletniej kobiety w środku nocy, wpisałam w Google
i zamknęłam oczy,
modląc się o szczęśliwy traf i o to, żeby był w domu dziś wieczorem. To co otrzymałam zamiast tego, wstrząsnęło mną do szpiku kości. Okazuje się, że dwudziestosiedmioletni Jackson Reece jest multimilionerem i właścicielem jednego z najgorętszych, podziemnego klubu Chicago. Nigdy nie wzięłabym go za Dominanta, ale to ma sens. Zawsze był intensywny i wymagający. Po prostu nie mogę uwierzyć, że Cameron nigdy o tym nie wspomniał, mimo, że pytałam go o Reece'a z milion razy. Jest jeszcze bardziej porażająco przystojny niż zapamiętałam. Jest wysoki, umięśniony i ekstremalnie wysportowany. Jego ciemne włosy są przycięte na 16
krótko, ale jeszcze wystarczająco, by je chwycić. Wciąż ma te same rysy, choć teraz wydają się bardziej wyrafinowane. Ale niektóre rzeczy są na pewno nowe. Ciemne tatuaże, częściowo przesłonięte rękawem jego koszuli, okalające przedramię, aż po nadgarstek, sugerują, że rysunek pokrywa całą rękę. Chcę zobaczyć więcej. Nigdy nie miał ani jednego tatuażu. Taka wersja jego też mi się podoba, a wręcz mnie intryguje. Zawsze był mężczyzną, do którego porównywałam wszystkich kolejnych, i jednocześnie powodem, dla którego nikt mu nigdy nie dorównał... Reece unosi trunek do ust i patrzy na mnie znad krawędzi szklanki. Wiem, że zauważył jak mu się przyglądam, ale nie zaczyna tego tematu. – Chcesz porozmawiać o tym eks-dupku? – pyta z początku opanowanym tonem, ale jego głos zamienia się w chrapliwy pomruk. – O Tonym?– parskam. – Niespecjalnie. – Proszę opowiedz mi o nim, naleśniczku. Muszę to zrozumieć. Wydaję głębokie westchnienie. Nie słyszałam tego przezwiska od lat. Pierwszy raz nazwał mnie tak pewnego pamiętnego ranka, w kuchni moich rodziców, kiedy w efekcie mojego podekscytowania zobaczeniem Reece'a w porannym nieładzie i jedynie spodniach od piżamy, po spędzeniu u nas nocy na kanapie, doprowadziłam do mega gafy. Schodziłam właśnie po schodach i niechcący upuściłam miskę z masą naleśnikową na podłogę, wystrzeliwując pociski lepkiego ciasta w każdym kierunku. Reece nawet nie drgnął, ani nie wybuchnął śmiechem, co każdy inny na jego miejscu, by pewnie zrobił. Zamiast tego podszedł prosto do mnie, starł plamę po cieście z mojego policzka i wziął tak przygotowaną porcję do buzi. – Mmm. Z bananami? Tylko skinęłam głową, nie będąc w stanie wykonać żadnego innego ruchu. Naleśniki z bananami i kawałkami czekolady były wtedy jego ulubionym
17
daniem, więc robiłam je, gdy tylko miałam okazję. 2 Schylił się, by podnieść miskę i ją oczyścić, a ja zaczęłam nową partię. Już wtedy pracowaliśmy jak stary, dobry, zgrany zespół. Zastanawiam się, czy znów możemy takim zostać. – Macey? To co z tym eks? – Reece przerywa mój mały sen na jawie. – Czy jest jakiś tyłek, przez który muszę lecieć na Florydę, żeby go skopać? Sama myśl o Tonym mnie irytuje. A to, że muszę jeszcze o nim gadać, doprowadza mnie prawie do wrzenia. Reece daje sygnał barmanowi. – Jeszcze jedna kolejka? – pyta, czytając mi w myślach. Przytakuję głową. – Może pomóc. Biuściasta, ruda barmanka ubrana w czarny, skórzany gorset puszcza Reece'owi zalotne oczko, a następnie stawia przede mną drinka z bezceremonialnym łomotem. Nie chcę analizować przebłysku zazdrości, który mnie chwilowo ogarnął. Reece wciąż na mnie patrzy, czekając aż odpowiem. Biorę mały łyk, doceniając ostry smak trunku, gdy ten przebywa powoli drogę w dół do mojego brzucha i rozgrzewa mnie od środka. – Spotykaliśmy się przez dziewięć miesięcy. Był bezrobotny przez większość tego czasu, więc wprowadził się do mnie jakieś sześć miesięcy temu. W zeszłym tygodniu wróciłam do domu z pracy trochę wcześniej i złapałam go na tym, jak pieprzy się z Pinky. – Kim jest ta cała Pinky? – pyta. – Czy to ważne? – zaciskam wargi. – W sumie to nie. – Wzrusza ramionami. – Po prostu staram się nakreślić
2 Oczywiście nie chodzi tu o nasze polskie cieniutkie naleśniki tylko o prawdziwe amerykańskie pancakes, które są grubsze niż nasze omlety i polane syropem klonowym dają tyle kalorii co śniadanie, obiad i kolacja razem wzięte:) Przykład: http://www.crazyforcrust.com/wp-content/uploads/2014/09/Banana-Chocolate-Chip-Pancakes-2-of-8.jpg
18
obraz zniszczeń. – Pinky jest pięćdziesięcioośmioletnią kobietą. I jeszcze do piątku była najemczynią, tam gdzie mieszkałam. – Nie ma lepszego policzka w twarz dla twojej pewności siebie, niż znalezienie twojego chłopaka zatopionego po jądra wewnątrz jakiejś babci. Tak właśnie prezentuje się teraz moje pierdolone życie... – Cholera, Macey. – Reece potrząsa głową. – Jesteś piękną, seksowną kobietą, i zasługujesz na znacznie więcej niż to, co cię spotkało. Powiedziałbym nawet, że dobrze, że się na tym gościu poznałaś wcześniej niż później. To oczywiste, że to totalny zjeb. Uśmiecham się trochę na przekór sobie. Może to obecność Reece'a, a może alkohol, ale czuję się najlepiej, jak się czułam od tygodnia. – No więc tak to leciało... Ale teraz jestem gotowa, aby pójść naprzód. – I to całkowita prawda. Nie byłam zakochana w Tonym, ale żyliśmy razem i byliśmy w dość poważnym, monogamicznym związku, albo przynajmniej ja byłam. Ale to już koniec. – A co z twoją pracą? – pyta. – Stacja od dawna obcinała koszty. Czułam pismo nosem. To i tak była tylko kwestia czasu. – Wzruszam ramionami. – A więc jesteś tutaj. – Jestem. – Nie wiem, czy przez "tutaj" ma na myśli Crave, czy Chicago. I czy cieszy się z takiego obrotu spraw. Czy czuje cokolwiek. Zaczynają mnie ogarniać wątpliwości. – Przykro mi, że po prostu zjawiłam się tu w taki sposób. Początkowo chciałam spędzić noc u Camerona. A potem obmyślić mój następny ruch. Ale to w końcu Sylwester, a ja głupia nie wzięłam tego pod uwagę. To oczywiste, że nie ma go w domu. Musi być gdzieś na mieście. – Jeśli już musisz wiedzieć, to on jest tutaj, na górze. Totalnie mnie tym szokuje. – On jest TUTAJ?! – Yhmmm... Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby Reece zaniemówił, ale mija kilka 19
dobrych minut niezręcznej ciszy, zanim udaje mu się sklecić odpowiedź. – Kurwa. Nie powinienem zakładać, że wiesz o jego członkostwie tutaj. – On jest tu członkiem?!3 – Nawet nie chcę zacząć tego ogarniać. Mojego brata, poważnego i przykładnego prawnika też kręci BDSM? Co tu jest, kurde, grane? – Cholera!!! – Reece przeklina pod nosem, po czym sygnalizuje piersiastej barmance, że chce jeszcze jedną kolejkę. – Tak. Przepraszam, że rozbiłem bańkę niewinności, w której się znajdowałaś. Biorę głęboki, uspokajający oddech, zdając sobie sprawę, że wciąż patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami i wyrazem szoku wyrysowanym na mojej twarzy. Moje rysy łagodnieją. Walca czas zacząć. – Właściwie, to mam nadzieję, że w tym właśnie temacie będziesz mógł mi pomóc. – Znaczy się w czym? Z walącym sercem, i drżącymi rękami, prostuję się w ramionach i patrzę mu prosto w oczy. – Sześć lat temu wstrzymałeś imprezę, zanim dotarliśmy do głównego punktu programu. Reece oblizuje wargi. Skupiam na nich wzrok. Jego usta są pełne i wymagające, ale nadal miękkie. To te same usta, które dokonały kiedyś złych, bardzo złych rzeczy na moim ciele. –To była słuszna decyzja. Chociaż się z tym nie zgadzam, postanawiam się nie kłócić, bo ciężko myślę nad swoją strategią. Nie zwykłam się poddawać. Pożądałam Reece'a Jacksona przez co najmniej dekadę, a teraz znów jestem singielką i mieszkam w tym samym mieście co on. Po piekle, które zgotował mi Tony, nadszedł czas, aby się zabawić. Nie spodziewałam się, że po tylu latach Reece okaże się być właścicielem klubu BDSM, ale jeśli mam być szczera, muszę przyznać, że to tylko wznieca moją ciekawość. Kiedy wpadniesz między wrony... Zawsze był tym nieosiągalnym starszym facetem - w dodatku najlepszym 3 Taka zręczna gra słów tu wyszła:) Taaa, bardzo zręczna :D
20
przyjacielem mojego brata - a teraz, gdy wiem, że nie stroni od akcesoriów i na pewno wie co i jak, to no cóż, to tylko podkręca moje ciało na jeszcze wyższe obroty. Wspomnienia wspólnie spędzonych lat prześladują mnie; wciąż mamy niedokończone sprawy. Postanowiłam udowodnić mu, że jestem w stanie coś osiągnąć, stać się kimś, po tym, gdy odstawił mnie na bok. Ale wszystkie drogi prowadzą mnie z powrotem do miejsca, gdzie zaczęłam. Do niego. Ciągle myślami wracam do nocy, gdy prawie straciłam dziewictwo, albo raczej mojej nieudanej próby, która spełzła na niczym. On z jego dużym wybrzuszeniem w spodniach. Ja z majtkami odsuniętymi na bok, gdy robiłam sobie dobrze palcami, starając się go skusić. Wyraz cierpienia na jego twarzy, gdy na to patrzył. Boli mnie na samą myśl o tym. Czułam się odrzucona i było mi cholernie głupio. Cholera, nadal się tak czuję. Wszystko to wraca do mnie, jakby to było wczoraj. Nadszedł czas, aby odejść od przeszłości i stworzyć kilka nowych, lepszych wspomnień. Rozglądając się wokół klubu, udziela mi się ten skryty, seksualny podtekst i ogarnia mnie ochota na chwilę lekkomyślności i zapomnienia. Spotykam wzrok Reece'a i prawie słyszę znajome trzaski potężnej chemii pomiędzy nami. – Jestem tutaj, ponieważ chcę tego doświadczyć. – Co dokładnie chcesz przeżyć? – pyta, mrużąc oczy. – Ty mi powiedz, to ty jesteś Domem – Walczę z impertynenckim uśmiechem, starając się go nie wyśmiewać. – Mówiłam ci. Właśnie wyszłam z czegoś, co delikatnie można nazwać mniej niż idealną sytuacją, i wszystko czego chcę to seks - wreszcie porządny, seks przez duże S - i kilka orgazmów, żeby zapomnieć jak się nazywam. – I co ja niby mam do tego, Macey? Moje serce i żołądek trochę opadają. Muszę przyznać, że wydaje się to dość przypadkowe. Rozumiem. Nie widziałam ani nie rozmawiałam z Reece'em 21
od lat. Ale on jest właścicielem seks-klubu. Nie ma lepszego człowieka do tej roboty. – Jesteś właścicielem tego klubu, na litość boską. Czy naprawdę chcesz odgrywać teraz świętoszka? Sztywnieje i pochyla się trochę do tyłu. – Przepraszam, jeśli jestem trochę tym, kurwa, zaskoczony, naleśniczku. Nie widziałem cię ile, sześć lat? A teraz po prostu oczekujesz że co, wyciągnę swój flogger i cię zbiję? Żuję swoją wargę. Wreszcie do czegoś dochodzimy. – Albo swojego penisa... – usłużnie wysuwam propozycję. – Muszę porozmawiać z Hale'em. Moje oczy rozszerzają się i parskam nerwowym śmiechem. – Masz zamiar omówić to z moim bratem? Czy jesteś szalony? – Zawsze nazywał Camerona po nazwisku. W zasadzie to większość z jego bliskich przyjaciół tak robi. Ale mniejsza o to. Rozmowa z moim bratem to cholernie zły pomysł. Uśmiecha się pod nosem, i cholera, jeśli to nie jest sexy. – Prawdopodobnie jestem trochę szalony, ale tym razem zrobimy rzeczy inaczej. Dlaczego każde odniesienie do naszej historii to gwarantowany ból przeszywający moją klatkę piersiową? To się musi skończyć. – Inaczej jak? – Będziemy grać według moich zasad. – Jego pięści zaciskają się u jego boku, dzięki czemu eksponują się żyły na jego wytatuowanym przedramieniu. Gdy tak się mu przyglądam, widząc sztywność ramion i mocno zaciśniętą szczękę, zdaję sobie wreszcie sprawę, że Reece jest już innym człowiekiem, niż tym, którego ja zapamiętałam. Jest stanowczy i charakteryzuje go nowo zdobyta intensywność gotująca się tuż pod powierzchnią. To tylko sprawia, że chcę go obrać z powrotem, warstwa po warstwie i odkryć wszystko - dlaczego tak się stało i co przez te lata straciliśmy. Żeby być szczerą przed samą sobą, to ja też bardzo się zmieniłam. Nauczyłam się dużo przez ostatnie kilka lat rozkręcania kariery i kreowania własnej "marki". Dowiedziałam się głównie, że pewność siebie jest kluczem do 22
tego, co chcesz osiągnąć. Podczas nieskończonych godzin ciężkiej harówki w Miami w głowie w kółko powtarzałam sobie mantrę "UDAWAJ, AŻ CI SIĘ UDA". A teraz zdaje się, że muszę jej użyć również, by przekonać Reece'a. Tym razem to ja będę tą, która bierze to co chce. Żaden oszukańczy eks albo beznadziejna praca nie powie mi "Żegnaj". Osiągnę satysfakcję i będę płynąć na fali mojej grzesznej przygody całą drogę, aż do wioski Rozkosz Wielka. Pierwszy przystanek: Jak stać się uległą. 101/Wprowadzenie. Reece przerywa tok moich myśli. Jego głos jest teraz podejrzanie miły. – Co powiesz na wycieczkę po klubie? – Wskazuje głową w stronę salonu – Jeśli po tym co zobaczysz nadal będziesz zainteresowana, to wtedy porozmawiamy. Biorąc pod uwagę, że widziałam tylko wejście i bar, to jestem jak najbardziej za. Chcę dowiedzieć się więcej o miejscu, w którym się znalazłam. – Oczywiście. Biorąc ostatni łyk drinka, zostawiam szklankę na barze, a następnie udaję się w jego ślady. Jego dłoń znów spoczywa na dolnej części moich pleców, tuż nad moim tyłkiem, wysyłając prądy w górę i w dół mojego kręgosłupa. W moich czarnych jeansach i prostej bawełnianą tunice, jestem ubrana zdecydowanie zbyt zwyczajnie w porównaniu do innych kobiet tutaj. Jestem też prawie nienaturalnie zakryta, biorąc pod uwagę, że większość kobiet paraduje wokół w krótkich,
obcisłych
lateksowych
sukienkach
lub
kusej
bieliźnie,
nie
pozostawiając wiele dla wyobraźni. Ale posiadanie niepodzielnej uwagi najlepiej wyglądającego mężczyzny w tym miejscu sprawia, że czuję się jak bogini. Reece prowadzi nas w kierunku schodów. Wspinając się po nich na drugie piętro, mój brzuch tańczy z nerwów. Może on ma rację; Może nie spodoba mi się to co tutaj zobaczę i ucieknę. Część mnie jest przekonana, że to jest dokładnie to, czego on chce. Nie mogę do tego dopuścić. Na górze znajduje się długi korytarz z kilkoma pokojami po obu stronach. 23
Reece idzie powoli przede mną, a ja podążam za nim, nienawidząc jak mój wzrok ciągle opada na jego niewiarygodnie kształtny tyłek. Skup się, Macey. Rzut oka do wnętrza pierwszego pokoju służy jedynie za przypomnienie, że nie powinnam była zostawiać whisky na barze. Bo, cholera, tam leży naga kobieta przywiązana do stołu! Pochylają się nad nią mężczyzna i kobieta, każde z nich ssie jedną z jej piersi, podczas gdy inny facet wykorzystuje jakiś rodzaj masażera, by ulżyć sobie i swojemu wackowi. Kurwa! Zajebiście! Nie wiedziałam, że kluby takie jak ten, i ludzie, tacy jak ci naprawdę istnieją. Spędzałam większość sobotnich nocy z pizzą na kolanach i pilotem na poduszce obok - dzięki ci, Boże, za HBO - i widocznie żyłam pod jednym wielkim kloszem przez te lata. – Wszystko w porządku? – Głos Reece jest cichy i spokojny, jakby zupełnie nie wpływała na niego orgia rozgrywająca się zaledwie trzy metry od nas. Zapach seksu w powietrzu sprawia, że dostaję zawrotów głowy i mogę praktycznie usłyszeć mechaniczny szum wibratora, jakby był teraz używany na mnie. Prostując ramiona, przyjmuję sztuczny, zmysłowy wyraz na mojej twarzy. – Absolutnie w porządku. Udając, że nie jestem całkowicie wytrącona z równowagi, i rany, też trochę podniecona, idę za nim dalej korytarzem, zastanawiając się, co jeszcze ma mi do pokazania. Następna w kolejce jest sala "medyczna", gdzie kobieta sonduje mężczyznę, który leży na stole z nogami w strzemionach. Chyba nie chciałam tego zobaczyć. Jedyną pozytywną rzeczą, którą mogę z tego wyciągnąć, to chyba fakt odwrócenia ról. Plus dziesięć punktów za kreatywność. Dalej oglądamy dwie kobiety ogrywające zmysłową scenę, która polega na wymierzaniu uderzeń czymś na kształt bicza. Mój oddech grzęźnie w gardle. – To się nazywa szpicruta. – Reece pochyla się i szepcze mi do ucha. – Czy to boli? – Biorąc pod uwagę sposób, w jaki kobieta otrzymująca 24
lanie pochyla się w kierunku uderzeń i jęczy, sugeruje mi, że może jednak nie, ale nie wiem, czy mogę ufać jej osądom. Ci ludzie zdają się być na wpół-szaleni z tego co zdążyłam się zorientować. – Zależy od tego, jak jest ona wykorzystywana. – Jego odpowiedź jest niejednoznaczna. Frustruje mnie to, że nie mogę z jego tonu wyczytać, jakie są jego preferencje co do gry i zabawek. Oczywiście, to tylko sprawia, że jestem jeszcze bardziej ciekawa. Może to było jego intencją od początku. Kiedy kontynuujemy wycieczkę, Reece wskazuje na szereg zamkniętych drzwi na drugim końcu korytarza. –To są prywatne pokoje dla ludzi, którzy nie chcą, aby ich sceny były na pokaz, za to wolą przeżyć coś bardziej intymnego. – A co z tobą? W którym rodzaju pokoi wolisz się bawić? – Zależy od tego, z kim aktualnie jestem. Jeśli moja partnerka jest typem ekshibicjonistki, albo jeśli myślę, że doświadczenie bycia obserwowaną wypchnie ją poza jej strefę komfortu, to decyduję się na grę w jednym z otwartych pomieszczeń. Ale w większości przypadków, optuję za grą za zamkniętymi drzwiami. Przyglądając mu się przez chwilę, staram się strawić wszystko to, co właśnie widziałam i pogodzić to z wizją nastoletniego Reece'a, którego pamiętam. Nie ma co myśleć; coś tu ewidentnie nie pasuje. Jak, do cholery, dostał się stamtąd tutaj? – Czy oświecisz mnie, co takiego stało się w ciągu ostatnich sześciu lat? To znaczy, to kogo mam przed sobą, różni się od osoby, którą wtedy znałam. Wzrusza ramionami. – Naprawdę nie ma nic do powiedzenia. Mam pewne potrzeby i zainteresowania. I kiedy nie mogłem znaleźć miejsca, aby zaspokoić je wszystkie, otworzyłem w końcu coś na własną rękę. – Dlaczego stałeś się taki? – trochę się krzywię, ale nie chcąc, żeby to co powiedziałam zabrzmiało jak oskarżenie, postanawiam zmiękczyć głos. – Wybacz, po prostu nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek był zainteresowany fetyszami. 25
Jego spojrzenie staje się sroższe, co sygnalizuje mi, że coś przede mną ukrywa. Intryguje mnie to coraz bardziej; Cameron nigdy nie wspomniał o niczym ekstremalnym, co mogło się mu przydarzyć. Za każdym razem, gdy pytałam go o Reece'a, mój brat dawał mi tylko wymijające chrząknięcie, a kiedy postanowiłam go kiedyś przycisnąć i zapytałam, czy Reece się z kimś spotyka, Cameron niechętnie odpowiedział – Z niejedną. I naprawdę nie wiem, co zrobić z tym nowym odkryciem, że Reece jest właścicielem tego miejsca, że żyje i oddycha BDSM, ale staram się rozluźnić i po prostu iść z nurtem. To jest dokładnie to, czego potrzebuję do wypchnięcia wszystkich przygnębiających myśli z mojego mózgu. To idealne rozproszenie, w dodatku perfekcyjnie zgrane w czasie. – Chodź. Pewnie miałaś długi dzień – mówi, oferując mi swoją rękę. – Gdzie idziemy? – Kładę swoją dłoń w jego. Jego skóra jest ciepła, a odurzający męski zapach wita mnie gdy się zbliżam. To jakiś rodzaj ekskluzywnej męskiej wody kolońskiej. Przepyszny. – Czy masz się gdzie zatrzymać na noc? Kręcę głową. –Planuję dostać pokój w którymś hotelu. – Jest prawie północ. Prawdopodobnie nie będziesz w stanie zamówić taksówki, a co dopiero zarezerwować pokój w hotelu w taką noc jak ta. Daj spokój. Możesz zatrzymać się w moim mieszkaniu. To na górze. – Mogę po prostu zatrzymać się tu i znaleźć sobie kogoś, by się z nim rozerwać i przeczekać do rana. – Po tym, czego właśnie byłam świadkiem, jestem pewna, że nie będzie to trudne. Cholera, to może być nawet zabawne. Chwyta mnie mocno za rękę, a jego reakcja tylko mnie podjudza. – Akurat ci pozwolę. Idziesz prosto do łóżka. Odciągając swoją dłoń, kładę obie ręce na biodrach i wytrzymuję jego lodowate spojrzenie. – Nie jestem zmęczona. – Nie interesuje mnie to ani trochę. Nie chcę się martwić o ciebie. – Nie jesteśmy już dziećmi, Reece. 26
– Myślisz, że tego nie wiem? Jesteś kobietą w każdym calu i właśnie dlatego nie mogę zostawić cię tu samej. To byłoby jak rzucenie cię wilkom na pożarcie. – Może ja chcę być pożarta? – Unoszę sugestywnie brew. Pochyla się bliżej. – A może ja powiem Hale'owi gdzie teraz jesteś? Punkt dla niego. Zmiana taktyki. Pytam: – Masz może wannę? Jego zdziwiony wyraz twarzy zdradza zamieszanie. – Taaak. A co? – Dobrze, więc chodźmy. Myślę, że chętnie się odmoczę. Spędziłam w podróży cały dzień. Idę za nim do windy, gdzie wkłada w otwór specjalny klucz i uderza przycisk oznaczający najwyższe piętro. Nic dziwnego, że wujek Google wyrzucił ten adres kiedy go szukałam. To nie tylko jego praca, ale także miejsce zamieszkania. Reece'a naprawdę pochłonął ten światek. Chciałabym zrozumieć więcej o nim i o człowieku, w którego się przekształcił, gdy mnie nie było. – Nigdy nie odpowiedziałeś na moje pytanie. – mówię, wreszcie odczuwając skutki pochłoniętego dziś alkoholu. Jestem senna i kręci mi się w głowie. I mogę coś teraz chlapnąć w przypływie pijackiej szczerości. – O jakie pytanie ci chodzi? – Jego głos jest zbyt kontrolowany i to mnie coraz bardziej irytuje. – Ty. Ja. –Podnoszę jedną brew. – Będziesz musiała wyrazić się trochę jaśniej. Pieprzyć to. Pozbywając się wszelkich skrupułów, liżę górną wargę, zwracając uwagę na sposób, w jaki jego oczy śledzą mój każdy ruch. – No wiesz. Ty, biorący mnie od tyłu. Ja, krzycząca twoje imię. – Mówiłem ci już. Muszę porozmawiać z Hale'em. – I co mu niby powiesz? – odszczekuję. – Nie chcę tego znów robić bez jego błogosławieństwa. – Nic się przecież nie stało. – Nic oprócz złamanego serca i sześciu długich lat żałoby i rozmyślania nad tym, co mogło być. Dla mnie to była 27
szczenięca miłość, ta pierwsza i najsilniejsza. Ale sądząc po jego oschłym tonie dla niego to już zamknięty rozdział. – Wystarczająco dużo się stało. Winda zatrzymuje się, a gdy drzwi się otwierają, idę za nim słabo oświetlonym korytarzem. Uczucie odrzucenia kłuje mnie w serce przy każdym kroku, który biorę. Kiedy spogląda na mnie wstecz, żałuję że nie mogę wyczytać niczego w ekspresji na jego twarzy. Oprócz zaciśniętej szczęki i spiętej postawy, nie daje mi żadnej wskazówki. Może to był błąd, że się tu zjawiłam? Kiedy otwiera drzwi i wpuszcza mnie do środka, to czuję się jakbym weszła na minę przeciwpiechotną, ponieważ Reece w tym momencie popycha mnie plecami na ścianę, a jego usta uderzają o moje. Są gorące, wymagające i chciwe. One dla odmiany mówią językiem, który umiem interpretować. Każdy nerw w moim ciele naraz budzi się do życia. Tak tak taaak!!! To po to tu przyjechałam, na to czekałam cały ten czas. Jego obecność sama w sobie przepędza wszelkie bezpańskie myśli z mojego mózgu, więc mogę po prostu czuć. Odwzajemniam pocałunek, liżąc się z jego językiem, nie mogąc powstrzymać cichutkich jęknięć, które wydostają się ze mnie, gdy dociskam swoje ciało do jego. Reece nagle się odsuwa, a ja boleśnie odczuwam stratę uczucia jego jędrnego ciała na moim. – Wiele rzeczy się zmieniło, kiedy cię nie było. – mówi powoli i dobitnie. – Jeśli mamy to zrobić, to będziemy grać według moich zasad. Nie próbuj robić nic na odwrót. Twoje nadgarstki będą związane moimi linami. Ta gorąca, ciasna cipka oplatać będzie mojego fiuta, a ty nie dojdziesz, dopóki nie powiem. Moje kolana drżą, a mój oddech zatrzymuje się w gardle. Proszę. Tak, tak tak - tak dla tego wszystkiego. Razy sto. – Rozumiem, Panie. – mruczę. Widzę, że moje użycie tego słowa robi z nim ciekawe rzeczy. Jego źrenice 28
rozszerzają się, a usta ponownie atakują moje. Ssie mój język i chwyta mnie za tyłek przez dżinsy. Moje centrum roztapia się jak czekolada w lecie na tylnym siedzeniu i moje majtki natychmiast robią się wilgotne. – Ja pierdolę. Nadal wspaniale smakujesz. Tak jak zapamiętałem. – odciąga wargi od moich i wymierza mi niespodziewanego ostrego klapsa w pupę. – Ała! – Pocieram zaatakowany pośladek. – Za co to było? – Za danie mi tego, kiedy muszę wracać do pracy. – Jego ręka opada na dół, by uchwycić wybrzuszenie z przodu jego spodni. O wow! Chichoczę. – Przepraszam. – Chodź. Tu mam pokój dla gości. – Prowadzi mnie do sypialni na końcu korytarza, wyposażoną tylko w duże łóżko z śnieżnobiałą pościelą i szarą kołdrą. – Może być? – Tak. – Rozglądam się. Przy sobie mam tylko swoją torebkę. Wszystkie torby zostały w moim samochodzie, który jest zaparkowany kilka przecznic dalej. – Coś do spania? – pyta. – Proszę. Wraca chwilę później trzymając koszulkę Chicago Cubs. Jest miękka i wyblakła od zbyt wielu prań. Widać, że była jedną z jego ulubionych. Jest idealna. – Dziękuję. – Łazienka znajduje się na końcu korytarza, a ręczniki są w szafce pod zlewem. Siadam na brzegu łóżka, zmęczona i zdezorientowana. Mój pociąg do niego jest jeszcze silniejszy niż sobie wyobrażałam, że mógłby być po tych wszystkich latach, i nie jestem pewna, co z tym fantem zrobić. To miało być wyzywające i zabawne. Na pewno nie miało wskrzeszać wszystkich możliwych wspomnień i "cobybyłogdybań". Reece patrzy na mnie tak, jakby katalogował wszystkie sposoby, na które 29
zmieniłam się w ciągu tych lat. Bez słowa, podchodzi bliżej i bierze mnie za rękę. Moje paznokcie są polakierowane odcieniem numer 130 - "Czerń onyksu". Ten kolor ostatnio mi strasznie przypasował, ale on patrzy na moje palce z wyraźnym niezadowoleniem. – To coś nowego. – mówi w końcu. Zabieram swoją rękę i wskazuję w kierunku jego wytatuowanego ramienia, którego dotąd złapałam tylko przebłyski. – Tak jak to. Kiwa głową. – Masz rację. Gdy znów bada mnie z tymi ciemnymi oczami zaczynam się denerwować. Wiele się zmieniło między nami. My się zmieniliśmy. I nie mam nawet pojęcia, czy nadal jeszcze do siebie pasujemy. To ponura myśl, która mnie przygnębia. – Jesteś pewien, że to w porządku, że tu jestem? – pytam. – Oczywiście. Będziesz tu bezpieczna. Obiecuję. Winda działa tylko z klucza, a ja mam jedyny egzemplarz. A nawet jeśli, to zamkniesz też zasuwę w drzwiach, kiedy wyjdę. – Nie, miałam na myśli czy nie za bardzo skomplikuję twoje sprawy. – Nawet nie pomyślałam, aby zapytać, czy się z kimś nie spotyka... – Pozwól mi najpierw ułożyć sobie pewne rzeczy, dobrze? Przytakuję,
rozumiejąc,
że
nie
zamierza
pominąć
tym
razem
najważniejszej przeszkody - Hale'a. Żadnego chodzenia na paluszkach. Oboje jesteśmy teraz dorośli, i nawet jeśli jestem lekko rozdrażniona, to doceniam, że nie zachowuje się już jak nastolatek. – Odpocznij trochę, dobrze? – Odciąga koc do brzegu łóżka, jakby miał zamiar dokładnie mnie nim owinąć. – Nie możesz tu zostać? – Miałam nadzieję, że trochę porozmawiamy, podgonimy z niektórymi kwestiami. – To jeden z najgorętszych dni w roku dla klubu. Muszę się upewnić, że wszyscy są bezpieczni i dobrze się bawią. Jakie to odpowiedzialne z jego strony. Nie jestem pewna, czego się 30
spodziewałam, kiedy pojawiłam się tu dzisiaj. Część mnie miała chyba nadzieję, że spuścimy nasze spodnie i zaczniemy się posuwać jak króliki, ale szczerze mówiąc, lubię tę dorosłą, dojrzałą wersję Reece'a. Chce mieć od początku pewność, że wszystko będzie w porządku, utorować dla nas drogę, zanim jeszcze zaczniemy. To już staje się bardziej poważne i namacalne niż to, na co liczyłam. – W porządku. To do zobaczenia później, tak myślę. Pochyla się ku mnie i składa miękki pocałunek na moich ustach. – Szczęśliwego Nowego Roku, naleśniczku. – Szczęśliwego Nowego Roku! W powietrzu czuje się zapowiedź nowych początków i obietnic do zbadania. Nie jestem tylko pewna, czy to dobrze czy źle.
31
Rozdział trzeci
Reece Muszę mieć chyba życzenie śmierci, bo ten obiad prawdopodobne zakończy się moim zabójstwem. Hale i ja siedzimy w naszym ulubionym bistro, ze stygnącymi przed nami posiłkami na talerzach. Gdy Macey tak swobodnie wkroczyła z powrotem do mojego życia, naprawdę to mną wstrząsnęło. Ale tylko na chwilę, bo teraz mam plan. Chce grać? W porządku. Zagram w tę grę, ale tym razem będziemy grać według moich zasad. Hale wydaje się rozproszony; z jakiegoś powodu ciągle sprawdza ekran swojego telefonu. – Coś się dzieje? – pytam, biorąc ostrożnie kęs kanapki. Kręci głową w przeczeniu. – Nie, po prostu czytam wiadomość od Brielle... – Jego usta formują się w głupawym uśmiechu. Drań. Wzdycham, odkładając swoje jedzenie na bok. Nigdy nie sądziłem, że dożyję dnia, gdy Cameron Hale się zakocha. Czekaj, czekaj!!! Mogę to przecież wykorzystać na swoją korzyść. Może jego delikatniejsza strona zatriumfuje i nie będzie chciał mnie zabić, kiedy powiem mu to, co przyszedłem oznajmić? 32
Mimo to, decyduję się nadal grać na zwłokę. Taka ze mnie cipka... – Jak się mają sprawy między tobą a Brielle? Tamta noc była dość intensywna. – Nie mogę zapomnieć sposobu w jaki jej oczy śledziły go po całym pokoju, jakby był jej odpowiedzią na każde życiowe pytanie. – Ona jest dla mnie, a ja dla niej. Sparzyłem się w przeszłości, i wiem, że pewnie pomyślisz, że jestem szalony, ale mam zamiar poprosić ją o rękę. Wow. – To żadne szaleństwo. Ani trochę. Nawet ślepy zobaczyłby miłość między wami. Cieszę się z twojego szczęścia. Poza tym, Brielle w niczym nie przypomina tej super-dziwki Tary. Hale wydaje z siebie pomruk. Nie lubi rozmawiać o Tarze, ale wie, że mam rację. To dwa bieguny. Brielle jest słodka, troskliwa i miła. Tara widziała w nim jedynie swoje osobiste konto bankowe. Jestem prawie pewien, że wypatrzyła go dopiero, kiedy dowiedziała się o spadku, jaki zostawili mu jego rodzice. Jak gepard wypatrujący gazelę podczas polowania. – Jak tam reszta nocy? Klub był wypakowany po brzegi. – zauważa Hale. – Tak, to był świetny interes. Mieliśmy mega utarg i od początku stycznia podania o nowe członkostwa napływają non stop. Moje biuro pracuje po godzinach, żeby nadążyć za popytem. – Gratulacje. – Unosi szklankę wody w geście toastu. – Dzięki, stary. – Kiedy otworzyłem ten klub trzy lata temu, nie mogłem przewidzieć rozmiarów sukcesu, który będzie temu towarzyszył. Seks się sprzedaje. I to dobrze. Kto by pomyślał, co nie? Jemy w komfortowej ciszy przez kilka minut, a ja kontempluję to, o czym przyszedłem tutaj z nim porozmawiać. Macey. Dlaczego się tak dla niej podkładam? Bo choć nie chcę się tego przyznać, to ona ma rację. Mamy niedokończone sprawy między nami. Zostawiła mnie z
najgorszym
przypadkiem sinych jaj i złamanym sercem kilka lat temu. Nadszedł czas, by wyrównać rachunki. – Jak tam u Macey? – pytam, jakbym nie wiedział tego z pierwszej ręki. 33
Była z powrotem od dwóch dni, a już polowała na jakieś mieszkanie w mieście. Myślę, że początkowo planowała pobyt u brata, ale biorąc pod uwagę, że już ma współlokatora i zgaduję, że zamierza niebawem zamieszkać z Brielle, to nie pozostało jej nic innego, jak tylko radzić sobie samej. Nie żeby jej to przeszkadzało. To twarda dziewczyna. – Skąd wiesz, że wróciła? – Pyta z oszołomionym wyrazem twarzy. Kurwa. Jasne, że nie mogę powiedzieć, że przebywała w moim pokoju gościnnym przez ostatnie dwie noce. Dziś rano wyszła popatrzeć na mieszkania i w poszukiwaniu mebli z komisu ze swoją Naną. – Wiem, bo przyszła do klubu. – Co?! Kiedy? Biorę głęboki oddech, zbierając się na odwagę. Raz kozie śmierć. – W Sylwestra. – Poważnie? Dlaczego mi nie powiedziałeś? Skąd ona w ogóle wiedziała o klubie? – Powiedziała, że kiedy dotarła do miasta i ciebie nie było w domu, namierzyła mnie w necie, i wyszedł ten, a nie inny adres... Pamiętasz, kiedy zadzwonili do mnie z ochrony, żebym spotkał się z kobietą, która o mnie pytała? – Jasna cholera. To przecież musiało być wtedy, gdy pomagałeś mi z Brielle! Przytakuję. –Tak, wiem. – Więc? Co się stało, do cholery? Moje wnętrzności boleśnie się przekręcają. Cholera. Jedzenie było złym pomysłem. Nie przemyślałem tego do końca. Mam zamiar powiedzieć jej cholernemu bratu, że przyszła nie prosząc, a żądając seksu. Bywałem w lepszych sytuacjach. – Jak zapewne wiesz, właśnie zakończyła pewien gówniany związek, i teraz chce... – Głos mi się łamie i prowokuję kaszel, oczyszczając gardło. 34
– Chce CO? – Oczy Hale'a zwężają się do cienkich linii, prawie takich jak ta jedna wyraźna na jego czole. Zmuszam się na odrobinę pewności w głosie, pragnąc przedstawić sprawę w jak najlepszym świetle. Jest już dorosła, na litość boską przypominam sobie. – Ona chce doświaczyć BDSM. – W kurwę, że chce! – Żyła w jego szyi zaczyna tętnić, gdy nagle domyśla się reszty. – I co, jak przypuszczam TY masz zamiar ją trenować?! – Pozwala sobie na jednorazowy śmiech, ale taki całkowicie bez humoru. Nic nie mówię, ale patrzę mu w oczy i wykonuję jedno znaczące kiwnięcie głową. Hale napina się, zniżając głos do niebezpiecznego tonu. – Nie ma, kurwa, mowy. To dobra dziewczyna, Reece. Ona... - po prostu nie i już. Absolutnie nie. Moja odpowiedź brzmi: nie. – Ona chce się uczyć, Hale. Jest bardziej niż chętna... – Do kurwy nędzy!!! Nie mów mi, jak bardzo chętna jest moja młodsza siostra. Zdajesz sobie sprawę, że za jakieś trzy sekundy w obecności świadków wbiję ci buta w krocze? – A może pokazałbym jej to i owo... ale bez kontaktu seksualnego? – Dwie sekundy... – Zaciska pięści po bokach, a ja tłumię podświadomą chęć, by osłonić swoją męskość. Zebrawszy się na odwagę, pochylam się do przodu, opierając łokcie na stole. – Posłuchaj. Jeśli ja jej tego nie pokażę, to oboje wiemy, że jest wystarczająco zdeterminowana, by znaleźć coś na własną rękę. Mówimy teraz o Macey, dziewczynie, która próbowała dołączyć do skautów, bo ty i ja w nich byliśmy. O dziewczynie, która w szóstej klasie zbudowała całe imperium stoisk z lemoniadą porozsiewanych po całym cholernym mieście. Wiesz, jaka jest uparta. Czy na pewno chcesz ją w innym klubie, z innym Domem, który nie zna
35
nawet różnicy między batogiem a floggerem?4 Wywarkuje jakiś niezrozumiały dźwięk. – Tak właśnie myślałem. – Naiwniak. Hale'owi może się to nie podobać, ale wiem, że mi ufa. To ja powinienem być Domem, który będzie szkolił Macey, czy któremukolwiek z nas się to podoba, czy nie. – ŻADNEGO kontaktu seksualnego! – Przyszpila mnie lodowatym spojrzeniem. Unoszę ręce w udawanym geście obrony. – Nie marzę o tym, bracie. – Może z wyjątkiem, że każdej pieprzonej nocy. Ale przecież nie mogę powstrzymać mojego mózgu od ociekających seksem projekcji, kiedy jestem nieprzytomny. – Mówię cholernie poważnie, Reece. – Wciąż wygląda jakby za sekundę chciał się na mnie rzucić, ale moje małe zwycięstwo podnosi mnie na duchu. – Wiesz... – Zaczynam, stukając palcami po brodzie. – W zasadzie to każda relacja Dom-uległa jest relacją o seksualnym charakterze, czy się, że tak powiem, macza, czy nie. – Podnoszę wyzywająco jedną brew. Będę się smażył w piekle, i to za niecałą minutę. Po co to, do cholery, mówię? Byłem już prawie na wylocie! – Myślisz, że tego nie wiem? Właśnie dlatego nienawidzę całej tej rozmowy. – Po prostu mówię. Znasz Macey, nie pójdzie na jakąś byle jaką, bezpłciową lekcję, gdzie na nic nie trzeba się odważyć i w efekcie nic się nie zyskuje. Jeśli nie zrobię tego dobrze, to ona weźmie nogi za pas i znajdzie sobie innego Doma. – Chryste. – Hale pociera dłońmi po twarzy. – Dobra. Pokaż jej podstawy. 4 Pierwsze - http://www.cowwhips.com/site/wp-content/uploads/2012/07/Young-Indy.jpg Drugie - http://shop.bedroomkandi.com/flogger-C.png
36
Ale bez penetracji. Nie. Pieprz. Się. Z. Moją. Siostrą. – powtarza
powoli,
śmiertelnie poważnym tonem. – Rozumiem. – Uśmiecham się, czując się, jakbym wygrał w cholernego lotka. – Uważaj, dupku. Stąpasz po bardzo cienkiej linii. To moja siostrzyczka, do jasnej cholery. – warczy. Jakbym tego nie wiedział. – Jeszcze jedna rzecz. Drobiazg w sumie. Ja - hmm, mogło mi się wyślizgnąć, że jesteś członkiem klubu. – Na litość boską, Reece!!! – Przykro mi, stary. – Staram się wyglądać na skruszonego, ale prawie chce mi się płakać ze śmiechu na widok jego wyrazu twarzy. To mieszanka kopniętego psa, i to takiego, który chce mi się rzucić do gardła. – Dzięki za lunch! – Rzucam na stół kilka dwudziestek i spieprzam stamtąd, zanim będzie mógł zmienić zdanie. Plus, jestem bardziej niż chętny, aby wrócić do klubu i zobaczyć Macey.
37
Rozdział czwarty
Macey Kiedy Reece opuścił dziś rano mieszkanie, mówiąc, że ma poważne sprawy do załatwienia, nie spodziewałam się go w domu zaledwie kilka godzin później. Kiedy więc wrócił i zastał mnie tańczącą w spodniach od jogi i starej koszulce, wydaję pisk zaskoczenia. Podnosi ręce w geście poddania się i uśmiecha się tymi swoimi seksownymi ustami. – Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. – Nie, to... w porządku. – Wyciągam słuchawki z uszu, nagle świadoma, że mówię stanowczo zbyt głośno. Jego wzrok powoli przenosi się w dół mojego ciała, przesuwając po moich krzywiznach, aby w końcu znów zatrzymać się na mojej twarzy. – Znalazłaś sobie zajęcie, prawda? – Coś w tym stylu... Rozgląda się po mieszkaniu, oceniając moje dzieło. Cały dom jest wspaniały - wysokie sufity, nowoczesne meble, ściany w odcieniach szarości, 38
robiące wrażenie sprzęty AGD i RTV z wyższych półek. Ale miał też stygmat kawalerskiego lokum,
więc dzisiejszy wolny czas przeznaczyłam na
wygładzanie krawędzi. Marszczy brwi i usta, zmieniając uśmiech na rodzaj grymasu. Dupa zbita. Nie pomyślałam, zanim zaczęłam porządkować i organizować przestrzeń. Nana i ja miałyśmy spędzić cały ranek oglądając mieszkania, ale zakochałam się w pierwszej propozycji, umieściłam depozyt i wróciłam wcześniej. A znudzona, nie mająca nic do roboty Macey to niebezpieczna istota. Mieszkanie Reece'a było czyste, ale niedopieszczone, więc wyrównałam książki na regałach, powyrzucałam resztki starego jedzenia z lodówki i poukładałam wszystkie jego magazyny The Economist według daty, pozostawiając je równo ułożone obok jego fotela. Potem zajęłam się szafami, odgracając je i oswajając cały ten bałagan, który został nagromadzony przez kilka dobrych lat jego kawalerskiego życia... Nie zdawałam sobie sprawy, że może być o to zły, ale wyraz jego twarzy mówi, że tak właśnie jest. Naruszyłam jego osobistą przestrzeń. Zaprosił cię, byś przespała kilka nocy w pokoju gościnnym, a nie żebyś się szarogęsiła, jakbyś była właścicielką tego cholernego miejsca... – Przepraszam. – wybąkuję. Po inspekcji salonu, kieruje się w stronę swojej sypialni ze mną drepczącą mu po piętach. Martwię się, że wybuchnie, gdy zobaczy co tam zrobiłam. Zatrzymuje się już w drzwiach. Przeniosłam biurko pod okno, a wysoki regał do wąskiej ściany pomiędzy drzwiami do jego garderoby i łazienki. Tam po prostu lepiej pasuje. Teraz jest bardziej "feng shui". Po krótkiej przerwie, nadal w ciszy, Reece kieruje się do swojej dużej jak na mężczyznę garderoby i ogląda rzędy ubrań. – Czy dobrze widzę, że wszystkie wieszaki są teraz obrócone w jedną stronę? – Tak, i koszule ułożone są kolorystycznie. Widzisz? – Wskazuję na białe 39
koszule, które przechodzą w szare, jasnoniebieskie, potem granatowe i w końcu czarne na samym tyle. – Dlaczego??? – Odwraca się do mnie z zagadkowym wyrazem twarzy. – Przepraszam, ja... Po prostu starałam się być pomocna. Możemy poprzestawiać wszystko z powrotem, jeśli chcesz. No, z wyjątkiem tych tajskich resztek w lodówce. O nich już zapomnij. – Te wylądowały w zlewie z niszczarką, razem z odorem skwaśniałego curry. Ohyda. Kiwa głową w zamyśleniu, jednak jego twarz to nadal surowa maska. – Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłem tajskie jedzenie... – Jego palce muskają rzędy wiszących koszul. – Och, i kupiłam ci maty łazienkowe, bo nie miałeś ani jednej. Odwraca się do mnie, jego twarz pozostaje bez wyrazu. – Znalazłaś sobie mieszkanie? – Tak. W zasadzie to niedaleko stąd. Na Lincoln Park. Idealne dla mnie lokum na trzecim piętrze, właśnie pojawiło się na rynku, więc umieściłam depozyt i mogę wprowadzić się w przeciągu kilku dni. Potrzebuję jeszcze łóżka, kanapy i naczyń... właściwie to wszystkiego. Zaczynanie od nowa jest do bani... Nie chcę myśleć o tym, że ten kutas Tony dostał niejako w prezencie wszystkie moje rzeczy po rozstaniu, bo po prostu nie mogłam sobie pozwolić na przewiezienie ich przez cały kraj. Ale mimo, że urządzanie nowego mieszkania będzie mnie kosztować drugie tyle, to mogę zrobić to w swoim tempie, a moje nowe rzeczy nie będą skażone bolesnymi wspomnieniami. Reece wychodzi z garderoby, a ja za nim. Wracamy z powrotem do salonu. – Pomogę ci się przenieść gdy będziesz gotowa. – mówiąc to, przelatuje kciukiem po grzbietach stosu czasopism i podnosi na mnie brew. Zawstydzona, spoglądam w inną stronę. Są ułożone według daty wydania. Naprawdę czuję się teraz jak idiotka, że dotykałam prawie wszystkich jego rzeczy. Nie chciałam być wścibska, po prostu potrzebowałam zajęcia. Muszę zacząć szukać pracy szybciej niż sądziłam. 40
Nie mogę w nieskończoność unikać pytania Camerona o to, u kogo się zatrzymałam. Cały ten czas byłam bardzo ostrożna w słowach, wiedząc, że nie przyjąłby dobrze wiadomości o tym, że sypiam drzwi w drzwi z Reece'em po przeciwległej stronie korytarza. Zawsze był tym odpowiedzialnym starszym bratem, zatroskanym i nadopiekuńczym, co tylko pogłębiło się po śmierci naszych rodziców. Gdy siadam na kanapie, Reece siada naprzeciwko mnie w swoim skórzanym fotelu. – Rozmawiałem z Hale'm o twojej prośbie. – przerywa w końcu ciszę. Nerwy powodują nagłe spięcie w moim brzuchu. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak przebiegła ta rozmowa. Gdybym w niej uczestniczyła, to dosłownie umarłabym ze wstydu. – I? Co powiedział? Reece oblizuje się i na ustach formuje mu się krzywy uśmiech. – Gdyby nie fakt, że jest szaleńczo zakochany w Brielle, jestem prawie pewny, że znalazłbym się w szpitalu. Żuję swoją wargę w zamyśleniu. Mój brat? Zakochany? Muszę zdobyć wkrótce więcej informacji na ten temat. – Tak źle? – Nie aż tak, jak myślisz. Zgodził się, żebyśmy mogli pracować razem nad twoim odkrywaniem BDSM. – Jego wzrok odbiega od mojego. Hmmm... Jest stanowczo zbyt spokojny. Nie wspominając, że to nie brzmi jak coś, na co Cam kiedykolwiek miałby się zgodzić. Nie dziś, nie nigdy. Coś przede mną ukrywa. – I tyle? Czuje się z tym w porządku? – Mój głos ujawnia niedowierzanie. – Pod warunkiem, że nie będzie żadnego seksu. To jego jedyne zastrzeżenie. Patrzę na niego tak, jakby nagle wyrosły mu dwie dodatkowe głowy. O to w tym wszystkim chodziło. W tym był cały, cholerny sęk. – Czy ty sobie, kurwa, żartujesz? – Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. – To najbardziej absurdalna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam. – Nie ma cienia szansy, żebym się na to 41
zgodziła, ale nie chcę sobie strzelać w stopę, zanim to się jeszcze rozpocznie. – Cam jest idiotą. – mówię zamiast tego, próbując go wyczuć. Reece wzrusza ramionami. – To twój starszy brat. Należało się tego spodziewać. – Więc... w jaki sposób planujesz to zrobić? – Czy mam zdejmować spodnie już tutaj, czy raczej się wstrzymać, aż zejdziemy na dół do klubu? – Będą trzy lekcje. Myślę, że będziesz zadowolona z tego kompromisu. Serce uderza mi dziko w klatce piersiowej, gdy dowiaduję się, że rzeczywiście zamierzamy to zrobić. Trzy lekcje. Z Reece'em Jacksonem, dominantem. Już zacieram rączki. – Kiedy zaczynamy? – Dzisiejszej nocy. Mam kilka spraw do załatwienia, ale potem możemy zjeść obiad i omówić twoje cele i granice. Lubisz kubańskie jedzenie? Mierzę go wzrokiem. – Mieszkałam w Miami przez dwa lata. Oczywiście, że tak. – Idealnie. Jest taka jedna restauracja, w której moglibyśmy się dziś spotkać. Dwie przecznice stąd. Jedzenie jest bardzo dobre, a oświetlenie słabe. Jest na tyle cicho, by móc rozmawiać, ale wystarczająco głośno, by nie zostać podsłuchanym. – Dobrze, zgadzam się. – Daj mi swój telefon. – Po co? – Zawsze wymieniam się numerami z moimi uległymi. Mówi to tak lekceważąco, jakbym była niczym więcej niż jedną z jego zabawek, jakby nie dzieliła nas skomplikowana, niedokończona historia. Niechętnie podaję mu swój telefon. To prawdopodobnie pozostałości po ciągłej nieufności i wścibstwie Tony'ego. Zwykł czytać moje teksty, mimo że w tym związku tylko ja byłam wierna. Spoglądając na mnie z zaciekawieniem, Reece dodaje: – Wyślę ci później sms-a z adresem restauracji. 42
– W porządku. Brzmi nieźle. Do zobaczenia na miejscu! – Siódma godzina. Nie spóźnij się, Macey. – Jakżesz bym mogła, Panie. – Nie mogę powstrzymać zadziornego tonu w moim głosie. Tak czy inaczej, postawię na swoim.
43
Rozdział piąty
Reece
Kiedy wróciłem do domu i zobaczyłem, co Macey zrobiła z moim mieszkaniem, to choć starałem się by pomyślała, że jestem zły, w rzeczywistości nie mogłem wyjść z podziwu. Nigdy nie miałem dziewczyny, ani nikogo, kto troszczyłby się o mnie wystarczająco, by poświęcić swój czas i zrobić coś tylko dla mnie. A ona? W kilka godzin przeorganizowała i posprzątała to miejsce. Poobracała wszystkie moje cholernie wieszaki. Postarała się o miękki, puszysty dywanik pod kabinę prysznica, i teraz zamiast chłodu kafelków podłogowych, do którego byłem przyzwyczajony, będę odczuwał luksus, którego dostępują jedynie żonaci faceci. Cieszę się tylko, że nie znalazła mojego składzika z zabawkami. Mogę sobie wyobrazić, że zatyczki analne ułożone byłyby od największej do najmniejszej, a wibratory według koloru i mocy napięcia. Trochę chaosu w życiu też się przydaje. Nie wspominając już, że nie chciałbym jej przestraszyć, zanim to się jeszcze rozpocznie. Może i udaje dzielną, ale wiem, że będę jej 44
otwierał oczy na zupełnie nowy świat. Wyraźnie wyczuwałem strach i niepewność bijące od niej podczas tournee po klubie. Wyczuwalny lęk emanował z niej jak perfumy. Potrzebując zajęcia przed naszym spotkaniem dziś wieczorem, zatrzymuję się w swoim biurze na głównym poziomie klubu, usiłując nadrobić zaległości w interesach. Gdy tak siedzę przed ekranem laptopa, zdaję sobie sprawę, że wpatruję się w ten sam pusty arkusz Excela od dwudziestu minut. Cholera. Nie jestem nawet pewien, co chcę tym osiągnąć, ale wiem też, że nie mogę przebywać na górze z Macey. Czuję jak narusza to moją osobistą przestrzeń w bardzo specyficzny sposób. Bycie blisko niej, zbija mnie z tropu, ale dziś wieczorem mam zamiar odzyskać władzę nad sytuacją. – Hej, szefie. – Chrissy, uległa z klubu, zagląda do mojego biura. – Hej, Chrissy. Wszystko w porządku? – Tak. Po prostu martwię się o ciebie. – O mnie? – Nigdy nie dałem moim pracownikom powodów do obaw o mnie, i nie planuję zaczynać teraz. Pochyla głowę, oceniając mnie. – Nie jesteś sobą, odkąd przybyła ta dziewczyna. – Macey? Kiwa głową. – Właśnie. Chyba, że ukrywasz jeszcze inną kobietę w swoim mieszkaniu. – Co? Nie. Wszystko w porządku. Nie musisz się martwić. – Nigdy nie pozwalałeś kobietom pomieszkiwać u siebie, więc zakładam, że to ktoś ważny dla ciebie, a nigdy nie słyszałam żebyś wcześniej o niej mówił. – Ją i mnie kiedyś coś łączyło, przeżyliśmy to i owo, a teraz próbuję się 45
dowiedzieć, jak ona wpasuje się do mojego życia tutaj, jeśli w ogóle. Chrissy wprasza się do środka i opada na krzesło naprzeciwko mnie. Ona i ja też mamy długą historię, głównie jako przyjaciele, choć były momenty, szczególnie kiedy zaczęła przychodzić do klubu, kiedy dzieliliśmy znacznie więcej. Teraz jest tu pracownikiem, i nazwijcie mnie staroświeckim, ale nie sram tam gdzie jem. Chrissy to dobra dziewczyna, i na swój sposób uważamy na siebie. – Czy ona... była kiedyś twoją uległą? – pyta z wyrazem niepokoju na twarzy. – Nie. Znaliśmy się wieki temu. Nie zna tego stylu życia. Chrissy uśmiecha się do mnie serdecznie. – Mówisz? Ja widzę to inaczej. Nie byłoby jej tutaj, gdyby nie była zainteresowana. I z tym właśnie mam problem. Nie wiem, czy ona jest zainteresowana mną; ciekawa, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, czy po prostu jest to jej sposób na radzenie sobie z kiepską sytuacją - chwytania się pierwszej dystrakcji, którą mogła znaleźć. Dziś mam zamiar się tego dowiedzieć. Rysy Chrissy zmiękczają się. Pochyla się bliżej. – Ten cały czas odkąd cię znam, nigdy nie miałeś dziewczyny, nigdy miałeś stałej uległej... Zwężając oczy, odchylam się do tyłu na krześle. – I? Do czego zmierzasz? – Moja irytacja rośnie z każdą sekundą. Nie lubię ludzi, którzy wtrącają się w moje życie osobiste. – A do tego, że wiem, że pod tą twardą maską Doma, tak naprawdę jesteś słodkim facetem, Reece. Chcę tylko, żebyś był szczęśliwy. – uśmiecha się do mnie smutno. – Nic mi nie jest, Chrissy. Dobrze mi ze sobą. Nagły ruch przyciąga moją uwagę i spoglądam w stronę drzwi. 46
To Macey. Błysk niezidentyfikowanej emocji przecina jej twarz, kiedy mówi: – Przepraszam, nie chciałam przeszkadzać. Chciałam tylko potwierdzić godzinę, o której spotykamy się wieczorem. Wiem, że to tylko wymówka, bo wyjaśniliśmy to sobie dokładnie na górze. Nie jestem pewien, czy przyszła tu, żeby mnie zobaczyć czy była tylko ciekawa zwykłego dnia pracy w klubie. Jej wzrok wędruje ode mnie na Chrissy, i nagle staje zupełnie nieruchomo. Chrissy ubrana jest jedynie w czarną bieliznę - koronkowe majtki z wysokim stanem, podwiązki, siatkowe pończochy z jednym grubym szwem, który biegnie z tyłu, a na górze gorset, który pozwala jej dużemu biustowi niemal się wylewać. Jestem tak przyzwyczajony widzieć ją w takim stroju, że nawet nie spojrzę za nią dwa razy, ale policzki Macey pąsowieją. – Nie przeszkadzasz, właśnie wychodziłam. – mówi Chrissy, wstając z fotela. – Muszę i tak wracać do pracy. Mam bardzo wymagającego Doma który będzie tu lada chwila, i jeśli się spóźnię przetrzepie mi pupę. Do czerwoności. – uśmiecha się i zakrywa usta z udawaną skromnością. – Upsss, sorry... Chichoczę pod nosem, podczas gdy Chrissy kieruje się do drzwi. Jest dobra w swojej pracy, to pewne. I podchodzi do tego z humorem, co bardzo w niej lubię. Chrissy wstrzymuje się w drzwiach tuż przed wyjściem i zwraca twarz ku Macey. – Bądź z nim ostrożna. – mówi i odchodzi. Macey, nie wiedząc co odpowiedzieć, nadal stoi jak wryta w pobliżu drzwi. – Siódma godzina. – Przypominam Macey. – Załóż coś ładnego. Kiwa głową i wypada z mojego biura, uciekając jak przestraszona mała myszka. Cóż, to było interesujące. 47
Na dziesięć minut przed czasem, wchodzę do restauracji i zamawiam stolik z tyłu. Chcę już tu być, kiedy przyjdzie Macey. Po intensywnej pracy przez całe popołudnie, potrzebuję kilku minut, aby osiągnąć odpowiedni stan umysłu przed tą rozmową. Tylko ona potrafiła tak wkroczyć z powrotem do mojego życia i wywrócić wszystko do góry nogami w ciągu dwóch cholernych dni. Chryste, pozwoliłem jej wejść mi na głowę i przejąć stery. Myślała, że jeśli zaoferuje to co zaoferowała, to się ugnę i pobiegnę wprost w jej ramiona. Ale to już nie zadziała. Muszę odzyskać przewagę. Nie widziała jeszcze mojej dominującej strony, ale zaraz jej doświadczy. Po tym jak usadzono mnie przy nakrytym na biało stole z małą świecą na środku, zamawiam nam butelkę wina. Oświetlenie jest słabe, a wszyscy otaczający mnie goście wydają się być zakochanymi parami. Marszczę brwi patrząc w dół na świecę, która zdobi nasz zaciszny stolik, dwa kieliszki w romantycznym blasku światła i mamroczę ciche przekleństwa. Dlaczego uparłem się, by przyprowadzić Macey właśnie tutaj? Ta cała otoczka jest zbyt romantyczna. Nijak ma się do naszej sytuacji. Ona chciałaby tylko na chwilę zapomnieć o swoich kłopotach, a ja jestem facetem, z którym chce to zrobić. Muszę ją traktować jak każdą nową uległą przed pierwszą sceną. Chwilę później, hostessa eskortuje do mnie wyglądającą na onieśmieloną otoczeniem Macey. Podziwiam jej długie włosy, tak błyszczące, że chcę owinąć je na swojej pięści; jej piękne i krągłe ciało zbudowane dla przyjemności, i te 48
grzeszne usta, które tak pragnę pieprzyć. To, że jest piękna to jedno, ale zobaczenie jej przypomina mi o przeszłości, o bolesnych wspomnieniach, które schowałem głęboko, i o których próbowałem zapomnieć. Była moją pierwszą miłością - dziewczyną, która złamała mi serce - aczkolwiek wiele się od tamtego czasu zmieniło. Nie ma sensu wracać do tego teraz, ponieważ te duże, niebieskie oczy już skupiają się na mnie, jakby miały pójść za mną wszędzie. Muszę pozostać chłodny i traktować ją z rezerwą, tak jak robiłbym to z każdą inną potencjalną uległą, ale niech mnie coś trzaśnie, jeśli powiem, że nie chciałbym jej teraz założyć obroży, zaciągnąć z powrotem do mojego łóżka i pieprzyć bez opamiętania aż do rana. Wstając od stołu, zmierzam ku niej celowo powolnym krokiem. Oczy Macey rozszerzają się i otwiera usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale tak samo szybko je zamyka i pozwala mi wziąć się za rękę i eskortować do naszego stolika. Przed przysunięciem jej krzesła, skłaniam się blisko ku niej i zniżam swój głos do szeptu. – Dziś wieczorem będę cię traktować jak każdą inną uległą. Co oznacza, że ja tu rządzę, a ty robisz co ci powiem. Masz z tym jakiś problem, naleśniczku? – Mój głos jest spokojny i zrównoważony, dzięki czemu Macey przyjmuje wszystko co chcę jej przekazać. Kręci głową, mądrze wybierając milczenie. Kiedy przysuwam krzesło, łagodnie obniża się. Nie mogę nie zauważyć, jak seksownie wygląda mając na sobie czarną koktajlową sukienkę i pasujące piętnastocentymetrowe szpilki. Cholera. Dziewczynka, którą kiedyś znałem, zdecydowanie wyrosła. Teraz to cholerna chodząca seksbomba. Zanim mamy szansę porządnie się rozsiąść, kelnerka podchodzi do stołu, przyglądając się nam. Jej wzrok utrzymuje się na mnie na tyle długo, że Macey przewraca oczami. 49
– Czy są tu państwo na jakąś specjalną okazję? – pyta nas. Spoglądam na Macey i walczę z uśmieszkiem. – Można tak powiedzieć. – Coś do wina? – Kelnerka pyta Macey. – To wystarczy, dziękuję. – Jej wzrok pada na mnie, kiedy odpowiada, jakby już była uległą pod moją opieką, szukającą wskazówek i pochwały. Mój fiut szarpie się pod stołem. – W takim razie dam państwu chwilę na zaznajomienie się z menu. – mówi, oddalając się. Nalewam Macey kieliszek czerwonego wina i stawiam go przed nią. Jej ramiona są sztywne i zaciska palce na menu tak mocno, że bieleją jej kłykcie. Pamiętając, że to moje zadanie, aby ułatwić jej ten proces, spoglądam na nią i pytam. – Zapomniałem cię wcześniej zapytać, jak tam z twoją Naną? Nastrój Macey zmienia się błyskawicznie, relaksuje się i uśmiecha do mnie. – Wszystko u niej w porządku. W tym roku skończy osiemdziesiąt jeden lat. Cam i ja planujemy dla niej wielką imprezę z wszystkimi jej przyjaciółmi z ośrodka. – Brzmi nieźle. – Och, wiesz, budyń z tapioki i starzy ludzie tańczący polkę. Będzie ubaw po pachy. Jej uśmiech jest tak promienny i szczery, że aż zaraźliwy. Nie mogę się z nią nie roześmiać. Mimo utraty rodziców w tak młodym wieku jest silna i ma wszystko tak dobrze poukładane. To tylko jedna z wielu rzeczy,
które
podziwiam w Macey. – Dziś wieczorem omówimy zakres twojego treningu. Przewraca oczami. – A tak, moje ascetyczne szkolenie BDSM. Brzmi tak 50
zachęcająco... – To na wniosek twojego brata, nie mnie. – To nie jego sprawa, kogo dopuszczam w okolice swojej pochwy, Reece! Oboje wiemy, że jestem już dorosła. Kobieta przy sąsiednim stoliku zaczyna się na nas gapić, nachylam się więc, by być bliżej Macey. – Ciszej! – przypominam jej. – Nie chcemy przyciągać publiczności. – Może i jestem dobrą pożywką dla plotkarskich stron internetowych w Chicago, ale wolałbym, aby moje prywatne życie pozostało nadal prywatne. Po raz kolejny przewraca oczami. – Mówię teraz na poważnie. Powiedziałam ci, czego chcę. Powiedziałeś mi, czego chce mój brat. Ale czego ty chcesz? Wciągam głęboko powietrze w płuca i przypatruję się kobiecie siedzącej przede mną. Czego JA właściwie chcę? To pytanie za milion dolarów. Odkąd Macey opuściła moje życie, nawet nie oglądając się za siebie, obróciło się ono w jedno wielkie gówno. Moi rodzice rozwiedli się po dwudziestu trzech latach małżeństwa, po czym każde z nich przeprowadziło się na przeciwległe wybrzeża Stanów. Mój tata jest w New Jersey razem ze swoimi braćmi i ich rodzinami, a mama stara się odzyskać swoją młodość, żyjąc w Redondo Beach i umawiając się z instruktorem surfingu. Ja tymczasem, po cichu, rozbudowywałem swoją firmę, swobodnie eksperymentowałem z uległymi dla zabicia czasu, nigdy nie zastanawiając się, czego naprawdę chcę. Wydaje się, że teraz mam szansę, aby to zrobić. Ale chcieć coś i wziąć to, czego się nie powinno mieć, to dwie różne rzeczy. Tylko dlatego, że moje ciało pragnie fizycznej przyjemności, którą bycie z Macey by gwarantowało, to chyba nie sprawia, że wszystko będzie w porządku? Jestem pewien, że Hale by się z tym nie zgodził. Może byłem głupi, żeby poprosić go o 51
pozwolenie. Teraz, kiedy ją mam, czy nie będzie jeszcze gorzej? – Obiecałem twojemu bratu, że nie będzie żadnego kontaktu seksualnego podczas tych lekcji. – powtarzam. Może jeśli powiem to jeszcze sto razy, to ten fakt będzie łatwiejszy do przełknięcia. Ale wątpię. – Ale gdzie w tym zabawa? – Nadyma usta. Nadyma te cholerne, różowe usta na mnie. Usta, które wyobrażam sobie owinięte wokół mojego fiuta od dnia, kiedy przyjechała. Pochylam się bliżej i podwijam kosmyk jej kasztanowych włosów za ucho. – Wiem, kochanie, ale staram się pogodzić sprzeczne interesy. Chcę cię uczyć, ale chcę być także w porządku w stosunku do Hale’a. – Hale’a nie zaboli to, czego nie zobaczy. A nie zobaczy niczego za ścianami jednego z twoich prywatnych pokoi. Co z oczu to z serca... Jesteśmy oboje dorośli, prawda? – Tak. – Czy twoje lekcje zazwyczaj obejmują seks? – Tak. – mówię, chcąc być boleśnie bezpośredni. Pieprzyć to, niech wie jak jest. Kurwa, tak. – No cóż, ja tylko chcę żeby moja pusia i twój piś się wreszcie spotkały. Nie chciałbyś tego samego? – Ta-ak. – Udaje mi się wykrztusić. Czy ona właśnie użyła określeń „pusia” i „piś”?! – No dobra, więc mamy to ustalone. Trzy lekcje. Nasze genitalia się zaprzyjaźnią, i to wszystko. A na koniec, każde z nas pójdzie w swoją stronę. Tego się właśnie boję. Biorę głęboki oddech, przygotowując się na to co przed nami. Muszę 52
trzymać się warunków naszej umowy - trzy lekcje. Trzy szanse, by pokazać Macey, kto tu rządzi. Nie może być żadnych więzi emocjonalnych. Nie, tym razem liczy się tylko aspekt fizyczny. Nawet jeśli moje serce kiedyś jej pragnęło, wiele rzeczy się zmieniło. Moja wiara w miłość została zatarta, początkowo przez własną pierwszą nieszczęśliwą miłość, a następnie obserwowanie jak małżeństwo moich rodziców zmienia się w brudną walkę, z której nikt nie wyszedł zwycięsko. Gwoździem do trumny było bycie świadkiem zdrady na moim kumplu, przez kobietę, której oddał swoje serce. Odniosłem więc sukces w blokowaniu głębszych emocji, co pozwoliło mi stać się człowiekiem, którym jestem dzisiaj. Jedyny rodzaj relacji, którego wypatruję to taki, gdzie nagie kobiety zawierzają mi się ze swoimi ciałami i pragnącymi odmiany umysłami. Żyję dla tego zamglonego, zdezorientowanego spojrzenia w oczach uległej po szczególnie intensywnej scenie. Mmm, sub-space. Najwyższy wymiar uległości. To spojrzenie, które mówi, że ubóstwia mnie i mój styl i zrobi wszystko, co jej przykażę. Czuję się w tych momentach wysoki na cztery metry, jak czysty bóg seksu stworzony po to, by rozdawać przyjemności i wymierzać kary. Zabranie Macey do tego miejsca jest czymś o czym tylko fantazjowałem, ale nigdy nie myślałem, że się urzeczywistni. Czy ośmielę się zrobić to kobiecie, która kiedyś posiadła mnie całkowicie? No raczej, że to zrobię. Żyje się tylko raz, prawda? Jest takie powiedzenie pasujące do sytuacji... carpe diem czy coś. Chwytaj dzień, myślę. Macey daje mi siebie na srebrnej tacy, a to co będzie się dziać za zamkniętymi drzwiami to nasza sprawa. Hale nie jest w stanie dowodzić wszystkimi i wszystkim, nawet jeśli lubi myśleć, że tak jest. Pochylając się na moich łokciach na stole, podnoszę wzrok na Macey. – To, co chcę, kochanie, to ty naga, związana i rozpostarta przede mną. Twoje 53
nadgarstki splecione razem moim linami, kostki przypięte do mojej rozporowej uprzęży. Twoja cipka czekająca na mnie, abym ją wypełnił. Wykorzystam cię w każdy sposób, który uznam za słuszny. Czy to rozumiesz? Jej przyśpieszony oddech mówi mi, że ten pomysł ją interesuje, co tylko podnieca mnie jeszcze bardziej. Muszę sobie ciągle przypominać, żeby się nie angażować tak mocno w tę sytuację. – Będziesz mnie kneblował? – pyta. – Nie. – Uśmiecham się do niej. – Nie będzie żadnego kneblowania. Chcę słyszeć każde skomlenie i każdy krzyk wypadający z twoich ust. – A co z tobą? – pyta. – Czy będę mogła cię dotknąć? Pocałować cię? Pomimo spokojnej, chłodnej postawy, którą staram się utrzymać, moje tętno mimowolnie przyśpiesza. – Czy chciałabyś tych rzeczy? Kiwając ochoczo głową, napotyka moje spojrzenie. – Myślę, że dobrze wiesz, że tak. – Nie znam cię już, Macey. Ciągle o tym zapominasz. Wróciłaś do mojego życia od tak, myśląc, że możemy spokojnie zacząć tam gdzie przerwaliśmy, ale prawda jest taka, że oboje się zmieniliśmy. Patrzy na mnie w ciszy kilka dobrych chwil, jakby chciała się z tym nie zgodzić. – Nie odpowiedziałeś w końcu na moje pytanie... – Uśmiech drga na jej na ustach. – Będziesz mogła mnie dotknąć tylko wtedy, jak ci rozkażę. – Mój ton brzmi ostrzej, niż zamierzałem. Cholera, Reece, weź się do kupy. – A całowanie nie jest czymś, co zwykłem robić z moimi uległymi, ale biorąc pod uwagę naszą historię, rozpatrzę to. Kurwa, nie chcę niczego więcej niż siebie na jej ustach. Oglądać jak jej powieki zakrywają w uniesieniu te wielkie, niebieskie źrenice, czuć ciepło jej 54
języka, gdy pieści mój... Wychylam resztę wina, a następnie łapię jej spojrzenie. – Musimy omówić jeszcze kilka ważnych rzeczy. Muszę poznać pewne intymne szczegóły, aby ocenić od jakiego stopnia intensywności zacząć. Pytanie pierwsze: ilu partnerów seksualnych miałaś? Oblizuje wargi, patrząc na swój talerz. Nie wiem, dlaczego jest tak zakłopotana, musząc wyjawić mi swoją magiczną liczbę. Chyba, że jest naprawdę wysoka... lub bardzo niska... – Macey? Spójrz na mnie. Macey odchrząkując oczyszcza gardło, a jej oczy nagle skupiają się na suficie restauracji. – Dwóch. – To wszystko? – Pieprz mnie. Nie jest to niczym, czego się spodziewałem. To sprawia, że pragnę jej cipki na swoich ustach jeszcze bardziej. I to zaraz. Kelnerka podchodzi i zatrzymuje się obok naszego stolika. – Są państwo gotowi zamawiać? Jestem bardziej niż gotów. Cipka w sosie własnym na wynos, proszę. Dobrze wiedząc, że Macey nie przeczytała ze zrozumieniem ani słowa z menu, które tak pieczołowicie studiuje, spoglądam na nią. – Czy mogę? Kiwa głową. – Zjedlibyśmy kokosowego kurczaka z sałatką z mango i awokado, proszę. – Jest to jedna z najlepszych rzeczy w ich menu. – Ryż i fasola? – Kieruję pytanie do Macey. – Pewnie. – Po jednej porcji, proszę. – mówię kelnerce i przekazuję nasze menu. 55
– Dziękuję. – mówi Macey. Chcę jej podziękować za zaufanie do mnie, ale tego nie robię. Zamiast tego bez słów przytakuję głową. Nie ma nic piękniejszego niż uległa, która czuje się swobodnie i na tyle pewnie, aby w pełni oddać mi lejce. I coś mi mówi, że jesteśmy na dobrej drodze. To sprawia, że dominująca część mnie budzi się do życia. Między nami rozgrywa się delikatny taniec. Znamy się w intymny sposób, ale z drugiej strony jednak wcale. Znacząco się różnię od człowieka, którego pamięta. Stawałem się coraz twardszy i coraz bardziej zdystansowany z każdym związkiem, który nie dorastał do tego, co ona i ja kiedyś dzieliliśmy. A Macey? Nawet nie mogę sobie wyobrazić, przez co musiała przejść, mając serce złamane przez jakiegoś dupka uganiającego się nawet nie za matkami, a za babciami. A teraz jeszcze zaczynając swoje życie na nowo w rodzinnym mieście, po tym jak trzymała się od niego z dala przez tyle lat. – To ciekawy scenariusz... ty i ja... nasza historia. – mówię. – Jak to? – pyta, a jej palce delikatnie wodzą po brzegu kieliszka. – Generalnie moje pierwsze spotkanie z nową uległą to zazwyczaj więcej pytań i odpowiedzi. Wiesz, takie Q&A. Muszę zapracować na to, by zyskać jej zaufanie, ale z tobą czuję, że już je mam. Spogląda na mnie tymi wielkimi oczami, przekrzywiając lekko głowę. – Zawsze je miałeś. – Wtedy, ty i ja... – Szukam odpowiednich słów i ponoszę klęskę. – Zrobiło się dość gorąco między nami. – Ale nie byłeś moim pierwszym. – Jej ton brzmi oskarżycielsko. Fala zaborczości przepływa przeze mnie. – Powinienem nim być. – Nie ma wahania w moim głosie, gdy to mówię. Ale zaraz po powiedzeniu tego, 56
bardzo chcę to cofnąć. Muszę trzymać swoje karty bliżej piersi. Jeśli nie będę ostrożny, prawda wyjdzie na jaw. Kiwa głową. – W moim umyśle byłeś... – Co masz na myśli? – Teraz jestem zaintrygowany. – Byłam z kimś, kto nie wiedział, co robi. – Doszłaś? Wybucha krótkim, ironicznym śmiechem. – Chyba do przystanku. Nawet nie było blisko. – To cholerna szkoda. – Kiedy wspominam tę naszą noc, to w moim umyśle zawsze idziemy na całego. – Tak? I jaki jestem? – Eh... Szkoda gadać... – uśmiecha się tym zarozumiałym uśmieszkiem, który rozpaczliwie chciałbym scałować z jej twarzy. – Niegrzeczna dziewczynka. – śmieję się razem z nią. Teraz, kiedy nastrój jest nieco lżejszy, dokręcam śrubę dalej. – Dziś wieczorem zdefiniujemy twoje potrzeby. Kiwa głową. – Stwierdziłaś, że szukasz czegoś, by się zatracić. Aby oczyścić umysł z bałaganu i nacieszyć się cielesnymi przyjemnościami. Podczas naszych lekcji, moją rolą będzie wypchnąć cię daleko poza twoje granice i dotychczasowy zespół przekonań. A twoją rolą będzie zaufanie mi i wsłuchanie się we własne ciało. Kiwając głową znów bierze powolny łyk wina.
57
Ogólnie rzecz biorąc, moja rola w tego typu spotkaniach to poznanie drugiej osoby, jej celów, ograniczeń i wszystkich słabych punktów jakie posiada. Później będę wykorzystywać te punkty, by wywołać uczucie dyskomfortu. Wyjściowym celem jest zawsze zamiana ich w mocne strony. To sprawi, że pewność siebie uległej wzrośnie, widząc co jest w stanie osiągnąć podczas sesji. Co z kolei sprawia, że uległa ufa mi jeszcze bardziej. Efekt dobrze poprowadzonego treningu jest delikatnie rzecz biorąc zadowalający. Kurwa, robię się na wpół twardy na samą myśl o tym. Na szczęście, kelnerka wybiera ten moment, aby dostarczyć nam posiłek. Mam szansę na ochłonięcie, nakładając na talerz Macey kawałek kurczaka, a następnie po pełnej łyżce ryżu i fasoli. – Jedz.– Zachęcam ją. Podnosząc widelec do ust nagle cichnie, ale prawie widzę jak przez jej mózg przelatuje teraz tysiąc myśli na minutę. Spędzamy w ten sposób połowę naszego posiłku, aż do momentu kiedy moja w-gorącej-wodzie-kąpana Macey wraca z kolejnym pytaniem-strzałem w dziesiątkę. – Dlaczego to robisz? – pyta w końcu. – Dlaczego lubisz uległe kobiety? – Po pierwsze, nie chcę, abyś postrzegała wyraz „uległa” z negatywną konotacją. To o wiele bardziej satysfakcjonujące doświadczenie obserwować jak kobieta o silnej woli i przekonaniach, przedkłada moje pragnienia przed swoje. Nie współpracuję z dziewczynami, które dają sobą pomiatać i które zgodzą się na wszystko co im każę. Rozumiesz? Unosi brew i nabija kawałek mango na widelec. – Tak myślę. – Nie mylmy więc pojęć - chcę równorzędnej partnerki. Tylko dlatego, że to do mnie należeć będzie podejmowanie decyzji nie znaczy, że ty nie masz mieć wolnej woli i się sprzeciwić. W rzeczywistości lubię tę „iskrę” w moich kobietach. 58
– Czy zwykły seks cię już nudzi? – pyta. – Nie, nie nudzi mnie. Po prostu nie miałem dziewczyny i nie byłem w poważnym związku od dłuższego czasu. Staram się zarezerwować tego rodzaju bliskość i intymność dla kogoś z kim jestem zaangażowany. – Skąd może wiedzieć, że to tylko wierzchołek góry lodowej?... – Ma to w sumie jakiś sens. – szepcze pod nosem. Wino chyba zrobiło swoje, a może to tylko efekt tej wspaniałej dziewczyny przy mnie. Dzieliło nas kiedyś tak wiele. Ale nie chcę powiedzieć o jednego zdania za dużo. Czas wrócić z powrotem do konkretów. – Mam tylko dwie zasady. Połyka kęs jedzenia, czekając na mnie, abym kontynuował. – Liczę na to, że użyjesz hasła bezpieczeństwa, jeśli zrobi się zbyt intensywnie, i że kiedy to się skończy, to się naprawdę skończy. Trzy lekcje, bez żadnych zobowiązań, bez mieszania w to uczuć. Musisz zgodzić się na obie zasady teraz, albo nici z umowy. Marszczy brwi na nagłą zmianę w moim nastroju. – Rany, jaki apodyktyczny... – Mówię poważnie, Macey. Tym razem będzie inaczej. – Widzę to. Zmiękczając swój ton, dodaję: – Twoje bezpieczeństwo jest zawsze priorytetem, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Nie musisz się o to martwić. Macey bawi się serwetką. – Skłamałabym, gdybym nie przyznała, że jestem trochę poddenerwowana tym wszystkim. – Dobrze jest czuć nerwowość. To pozwala zobaczyć, gdzie są nasze słabe punkty. Wspólnie będziemy przepychać tę strefę komfortu, dopóki nie 59
znajdziesz się w tym pięknym wymiarze zapomnienia znanym jako „sub-space”. – Co to jest? – Jeśli wykonam swoją pracę prawidłowo, zostaniesz przeniesiona w stan transu. To euforyczny stan, podobny do bycia pijanym. Tak przynajmniej sądzę. Ale to, co idzie w górę, musi w końcu spaść. Podobnie jak odczuwa się skutki kaca po spożyciu alkoholu, możesz poczuć się wyczerpana emocjonalnie, mylnie oceniać swoją rolę w tym co się stało, a nawet odczuwać fizyczny ból. Macey podnosi brodę, prawie tak, jakby uznała moje słowa za wyzwanie. – Rozumiem. Wstrzymuję rozmowę, podczas gdy kelnerka zbiera nasze talerze, a kiedy jesteśmy ponownie sami, pochylam się do przodu i sięgam ręką pod stołem. Mocno szarpiąc nogą jej krzesła, przyciągam ją do siebie. Moje pożądanie do niej rosło przez cały nasz czas spędzony tutaj. Ogania mnie potrzeba, by dać jej odczuć przedsmak zabawy, którą razem będziemy mieć. Moja ręka znajduje jej udo i palcem zaczynam wodzić po brzegu sukienki. Macey zasysa powietrze ostrym wdechem. Nasz stolik w tej słabo oświetlonej restauracji jest odosobniony, ale nie prywatny, a dreszczyk wywołany możliwością bycia przyłapanym tylko dodaje napięcia do tego seksualnie odurzającego nastroju. Wciskając palce pod jej sukienkę, sunę dłonią po gołej skórze jej uda. Jej skóra jest jedwabiście gładka, a nogi rozsuwają się, zapraszając do dalszej tortury dotykiem. – Czy jesteś pewna, że jesteś na to gotowa, naleśniczku? – pytam cichym tonem. Wydaje cichy dźwięk, coś jakby mruczenie, sygnalizując mi, że jest bardziej niż gotowa na to, co mogę jeszcze wymyślić. 60
Jezu. Czy JA jestem na to gotowy? Przysuwam się bliżej przy stoliku i moje palce znajdują wreszcie jej centrum - i koronkową tkaninę obejmującą cipkę. Kiedy muskam palcami jej łechtaczkę, klnie cichutko pod nosem i chwyta krawędź stołu. – Czy minęło już trochę czasu od momentu, gdy jakiś mężczyzna prawidłowo się tobą zaopiekował? Kiwa głową, jej drżąca pierś wskazuje na bezsprzeczny objaw pobudzenia. Jej skóra w niektórych miejscach jest zaczerwieniona, a w innych różowa. Zaczyna już ciężko oddychać. Czasem nadal o niej marzę. Macey może i była nieśmiałą dziewczyną, ale była też pewna swego ciała, dotykając dla mnie piersi, gdy patrzyłem; otwierając delikatne płatki cipki, by pokazać mi obrzękniętą łechtaczkę. Lubiłem wtedy wydawać rozkazy, a ona przyjmowała każdy z nich jak osobiste wyzwanie. Może nasze nowe doświadczenie nie będzie tak różne od tamtego. Znajduję twardą poduszkę jej łechtaczki i dociskam, wywołując u niej najpiękniejszy z jęków. Używając wolnej ręki, podnoszę palec do ust. – Ciii. Bądź cicho. Macey jedynie przytakuje. Kiedy poruszam palcami w przód i w tył, jej figi robią się wilgotne, a oddech staje się nierówny. W momencie, gdy jej uda zaczynają drżeć, przesuwam koronkę jej majtek na bok i bardzo, bardzo powoli zanurzam jeden palec w jej ciepłym wnętrzu. Jej ciasna cipka chwyta mnie, zasysając go. Mój fiut jest tak twardy że to boli. Nie wiem, dlaczego nalegam na torturowanie samego siebie, gdy chodzi o Macey i mnie... – Właśnie sobie przypomniałem. Zasada numer trzy. Nie możesz dojść zanim ci nie pozwolę. 61
– Reece... – ona już wyjękuje moje imię. – Jesteś blisko, prawda? – To nie trwało długo. Ma rację co do jednej rzeczy. Jest podkręcona na maksa i potrzebuje spełnienia. Dam jej to, ale przedtem planuję jej dokładnie pokazać, kto tu rządzi. Nie jestem w stanie rozsądzić, czy jej oczy błagają mnie, bym się zatrzymał czy żebym kontynuował. – Zaraz dojdę... – szepcze, ochrypłym głosem. Koniec. Wyciągam rękę spod stołu. Wygląd malujący się teraz na jej twarzy to ten czystej udręki. Była już tam, właśnie tam. Tuż przed tą piękną, błogą chwilą, w której nie istnieje nic innego, jak tylko oślepiająca przyjemność i budowanie swojego uwolnienia. – Jeszcze nie. Kiedy dojdziesz na mojej ręce, to będzie gdzieś w prywatnym miejscu, gdzie będę mógł nacieszyć się każdą sekundą tego spektaklu. – Więc dlaczego, do cholery, to zrobiłeś? Tutaj?! – pyta bez tchu i wyraźnie sfrustrowana. Wzruszam ramionami, moje usta wiją się w uśmieszku. – Chciałem tylko zobaczyć, czy mogę nadal cię "zrobić" w krócej niż kilka minut. Marszczy brwi. – Cóż, zasługujesz teraz chyba na puchar Heismana? Skończyliśmy tutaj? – Taka chętna... – zauważam jedynie. Soki z jej cipki wysychają mi na palcu i wymaga to ode mnie nie lada poświęcenia, żeby nie podnieść ręki do ust, by poczuć znów jej smak. Jestem może jaskiniowcem, ale mam jeszcze trochę kontroli nad impulsami. – Dobrze, chodźmy już. Zostawiam plik gotówki na stole, w tym bardziej niż hojny napiwek dla naszej kelnerki. Nigdy wcześniej nie dotykałem uległej pod stołem, ale coś mi 62
mówi nasz mały pokaz może nie odbył się tak niepostrzeżenie, jak myślałem. Kelnerka i pomocnik kelnera uśmiechają się do mnie, jakbyśmy dzielili prywatną tajemnicę. Wspaniale. Lepiej, żeby to nie wylądowało jutro w nagłówkach. Eskortuję Macey z powrotem do mojego mieszkania. Oboje spacerujemy w ciszy. Gdy docieramy do klubu, Crave jest w pełnym rozkwicie, a ja trzymając rękę na dolnej części pleców Macey manewruję przez zatłoczone sale. Seks i pieniądze wiszą w powietrzu i normalnie czułbym dzięki temu dobrze znaną euforię. Prawdopodobnie usiadłbym na chwilę przy barze, sprawdzając, czy ktoś interesujący nie wpadnie mi w oko. Dziś w nocy, strzelam ostrzegawcze spojrzenia na mężczyzn otwarcie podziwiających Macey. Nie mogę się doczekać, aby dostać się na górę. I zamknąć te cholerne drzwi za nami. Kiedy dostajemy się do środka, włączam światła i udaję się do kuchni. – Zamierzam nalać sobie szkockiej. – wołam przez ramię. – Też chcesz? Macey zatrzaskuje drzwi. Co do cholery? – Rozumiem, że to był twój sposób na powiedzenie nie, kochanie? – Mówisz do mnie teraz na poważnie? – Wpada jak burza do kuchni i mierzy mnie wzrokiem. Jej piękne rysy przesłania emanujący z niej gniew. – O czym? – To jest to?! To koniec nocy? Przełykam, aby uniknąć ujawnienia uśmiechu igrającego na moich ustach. Jest zła za to, co stało się wcześniej i chce kontynuować grę. Idealnie. Przysuwając się krok bliżej, przyszpilam ją swoim spojrzeniem. – Nie jestem twoim chłopakiem, tak samo jak nie jestem twoim przyjacielem od 63
pieprzenia. Jestem twoim Domem. Zagramy na moich warunkach, w prywatnym pokoju, który zarezerwuję dla nas. Dopiero wtedy. Rozumiesz mnie? – Kończę nalewać szkocką i czekam na jej reakcję. Macey wypuszcza sfrustrowany oddech. Myślę, że zaraz zacznie się ze mną kłócić, ale zamiast tego głośno tupiąc opuszcza kuchnię, wołając przesadzonym tonem – Ależ rozuuumiem! I to do-sko-naaale! – mówi przez ramię. Kiedy kieruje się prosto do mojej sypialni, ciekawość bierze górę i momentalnie idę za nią. – Co ty niby myślisz, że robisz? – Odnajduję ją w szafie, klęczącą na kolanach i grzebiącą w mojej czarnej sportowej torbie, która tak się składa, że mieści wszystkie moje erotyczne zabawki. Najwyraźniej zobaczyła jednak wszystko, kiedy wcześniej sprzątała... – Ach, tu jesteś! – Jej palce zamykają się wokół hojnej wielkości wibratora w cielistym odcieniu. – Nie chcesz dokończyć zadania? Cóż, mam wrażenie, że ten przyjaciel to zrobi. – Macha nim w powietrzu, jakby znalazła cholerny złoty bilet.5 Potem wstaje na nogi i uśmiecha się do mnie słodko. Na miłość boską, ta kobieta nie walczy fair. Ale z drugiej strony, nigdy tego nie robiła. – Gdzie niby masz zamiar z tym pójść? – Prawdopodobnie zaliczymy moje łóżko, a potem może jeszcze prysznic. – Wpatrując się w podstawę wibratora marszczy czoło, tworząc na nim wyraźną linię. – Czy masz zapasowe baterie do tej rzeczy? To może być długa noc... – Nie ma mowy. Nic z tego nie będzie miało miejsca. Oddaj mi zabawkę, Macey. – Sięgam ręką w jej stronę. Mój głos jest napięty tak samo jak moja szczęka, palce o mało co nie miażdżą kryształowej szklanki trzymanej w drugiej
5 Jest to oczywiście nawiązanie do filmu "Willy Wonka i Fabryka Czekolady" gdzie losowe osoby przy zakupie batonika dostwały złoty bilet, który pozwalał im na zwiedzenie zamkniętej dla reszty fabryki:)
64
ręce. Powolny uśmiech pojawia się na jej ustach. – Dlaczego? Reece’ie Jacksonie, czyżbyś był zazdrosny? – Spogląda na zabawkę w dłoni, a następnie pozwala swojemu spojrzeniu ślizgać się uwodzicielsko od moich stóp aż do krocza. Jeśli ona naprawdę myśli, że wielkość tego dildo sprawia, że czuję się niepewnie, to jest szalona. Klinicznie szalona. – Naprawdę nie pamiętasz, prawda? – Teraz to ja się uśmiecham. Czeka ją później miłe zaskoczenie. – Pamiętam wszystko. Pamiętam, jak zawsze kazałeś mi nie zdejmować mojej bielizny, a ja nigdy nie widziałam cię... – jej wzrok pada na dolne partie – tam na dole. Tylko trochę czułam cię ręką, ale ponieważ nie miałam do czego go przyrównać, założyłam, że wszyscy faceci tacy są. – Cóż, w takim razie mogłaś się nieźle rozczarować. Tak samo jak z tą zabawką. – Wyrywam wibrator z jej ręki i wrzucam go z powrotem do otwartej torby. – Co ty myślisz, że robisz? – pyta, kładąc rękę na biodrze. – Zostawiłeś mnie w restauracji "w zawieszeniu". – I zostaniesz w takim stanie, aż nie powiem inaczej. – Nie możesz być poważny. Nie wolno mi się masturbować? Kręcę głową. O ile nie chce przeprowadzić dla mnie prywatnego show, to nie. – Bez dotykania siebie, żadnych zabawek i wspomagaczy, a na pewno żadnych innych ludzi, dopóki nie powiem. – Biorę ją za rękę. – Chodź, pokażę ci teraz, jak pić whisky. – Reece, zatrzymaj się. – Jej głos sprawia, że wstrzymuję się wychodząc z garderoby. Odwracam się do niej twarzą i umieszczam palec na jej pulchnej dolnej 65
wardze. – Starasz się odwracać role, ale prawda jest taka, że im dłużej będziesz z tym walczyć, tym dłużej to zajmie. Porzuć kontrolę. Idź z nurtem. W porządku? Nie zamierzam wyjaśniać jej każdego małego szczegółu mojego planu. Teraz, gdy z grubsza omówiliśmy, jak to działa, potrzebuję trochę czasu, aby odpowiednio ustawić scenę. Nie próbuję tego przyśpieszać. Czekałem na to sześć lat. – W porządku. – mówi wreszcie cichym głosem. Podąża za mną do salonu i siadamy na sofie obok siebie. Nie uszło mojej uwadze, że jesteśmy sami w moim mieszkaniu. Moglibyśmy się teraz pieprzyć jak zwierzęta. Mam szufladę pełną prezerwatyw i w dodatku wiem, że Macey jest bardziej niż chętna. Ale znam siebie lepiej niż sześć lat temu. Muszę zachować kontrolę w tej sytuacji, oddzielić seks od emocji. A jedynym sposobem, aby to zrobić jest uważne rozplanowanie sceny i wykonanie jej zgodnie z wcześniejszymi wytycznymi. Krok po kroku. A to wymaga wstrzemięźliwości i przygotowania. Tamtymi czasy chciałem dać jej świat. I Bóg mi świadkiem, że zrobiłbym to gdyby poprosiła. Teraz poddaję w wątpliwość moją decyzję dzielenia z nią trzech sesji. – Dobre rzeczy przychodzą do małych dziewczynek, które są cierpliwe. – mruczę, chowając niesforny kosmyk kasztanowych włosów za ucho. – Jesteś pokręconym człowiekiem. – mówi, mrugając w moją stronę tymi wspaniałymi błękitnymi oczami. – Nie bez powodu, moje kochanie. Zaufaj mi. – Załatwione. – mówi bez wahania. Ignorując trochę ukłucie, które czuję w piersi, kontynuuję. 66
– Teraz, wiem już, że pijasz whisky, ale co ze szkocką? – Jest jakaś różnica? – pyta, pochylając się i patrząc na mnie jak obracam bursztynowym płynem po brzegach mojej szklanki. – Pokażę ci. Picie szkockiej jest jak numerek na jedną noc z niedźwiedziem grizzly. Jeśli nie jesteś ostrożna, będziesz tego żałować rano. 6 Patrzy na mnie, bez oznak rozbawienia w oczach, prawdopodobnie nadal skwaszona po mojej taktyce ze wstrzymywaniem orgazmu, którą zastosowałem na niej wcześniej. No i dobrze. Ja też jestem siny, księżniczko. – I jeszcze jedno. – Kontynuuję. – Szkocka to whisky preparowana w Szkocji i dojrzewająca w dębowych beczkach przez co najmniej trzy lata. Unosi brwi. – Zamknij oczy. – Nie bądź śmieszny. Trochę szkockiej nie zgasi potrzeby, którą nadal mam. – Mówiłem ci już - im szybciej zaczniesz współpracować, tym lepiej. – Niech ci będzie. – Zamyka oczy i preparuje tak miły, jak i sztuczny uśmiech twarzy. – Szczęśliwy? – Na razie. – Przybliżam szklankę pod jej nos. – Wdech... – Robi to. Bierze głęboki oddech, a wraz z nim dociera do niej wyraźny, ostry zapach. – Dobrze. Teraz otwórz oczy. Mruga nimi na mnie, najwyraźniej zastanawiając się, w jaką teraz grę gramy. – Szkocka jest trunkiem przeznaczonym dla mężczyzn. Jej smak to 6 Prawie jak Leonardo di Caprio:D
67
esencja surowej męskości - w złożonych, zdecydowanych aromatach, w bogatym kolorze karmelu, a nawet w metce, która mówi o wyrafinowaniu i dominacji.7 – Widzę. – mówi. Jej reakcja to coś bardziej podobnego do dźwięcznego wydechu, a nie do rzeczywistych słów. – Szkocka to napój, który jest przeznaczony do degustacji i rozkoszowania się nim powoli. Podobnie jak mój pierwszy raz z nową uległą. Ważne jest, aby zachować ostrożność i zacząć powoli. Wychylając go "na hejnał", to byłby cholerny nietakt; nigdy nie godzę się na marnotrawienie czegoś tak znakomitego. Jej oczy śledzą moje. Widzę jak zaczyna w nich świtać zrozumienie. Nie jestem gościem od szybkich numerków. Zrobimy to, będziemy odkrywać to coś między nami, ale odbędzie się to w sposób kontrolowany, i zdarzy się tylko kiedy ja zadecyduję. – Otwórz je dla mnie. – Podnoszę szklankę do jej ust i pozwalam wziąć jej mały łyczek, wiedząc, że za chwilę ostry smak płynu zacznie palić jej język i podniebienie przy przełykaniu. Wszystko co robię, rdzeń tego, kim teraz jestem, to wszystko sprowadza się do powściągliwości. Nie wiem, dlaczego to tak ważne dla mnie, żeby sobie to uświadomiła. Tak po prostu jest. Nie jestem tym beztroskim i wypełnionym nadzieją i mrzonkami dwudziestoletnim facetem, który się jej raz po raz przypomina. Czy to chodzi o prowadzenie firmy, czy o sceny, które dzielę z moimi partnerkami, wszystko sprowadza się do jednego. To zawsze transakcja. Dawanie i branie. Gem. Set. Mecz. – Reece? – Odwraca oczy, palcami bawiąc się rąbkiem sukni w 7 Feministką nie jestem, ale pieprzy gość farmazony...
66
najbardziej rozpraszający sposób. – Hmm? – Czy mogę cię o coś zapytać? – Oczywiście, że możesz. – Będziesz... jesteś... – Wyduś to z siebie, kochanie. – Śpisz z kimś teraz? Prostuję ramiona i ustawiam szklankę szkockiej na niskim stoliku przed nami. – Nie rozumiem, w jaki sposób to może być twój interes. – Mój ton jest szorstki i od razu tego żałuję. Kurwa! Nienawidzę, jak wszystkie moje interakcje z nią sprawiają, że czuję się tak, jakbym zrobił coś złego. Mój szorstki ton jest dla niej jak policzek. Obniża swój podbródek do klatki piersiowej i wykręca ręce na kolanach. – Cóż, chciałam tylko powiedzieć, że ja nie, i że jestem czysta. Przetestowałam się po tym, jak okazało się, że Tony mnie zdradzał. Kurwa. Teraz czuję się jeszcze bardziej jak dupek. Próbuje odbyć ze mną poważną, dorosłą rozmowę, a ja odpowiadam jak jakiś nadęty macho. Cholera, dobra, ujęcie numer dwa... Podnosząc jej podbródek, wymuszam, by spotkała mój wzrok. – Dobrze wiedzieć. Z nikim innym się teraz nie spotykam i też jestem czysty. Ale kiedy będziemy grać, możemy jak najbardziej używać prezerwatyw, jeśli wolisz. Mały uśmieszek formuje się na jej ustach. – Nie. – mruczy. – Jeśli będziemy tylko ja i ty, to nie musimy. Ja pierdolę. Erekcja, która utrzymywała się przez cały obiad, to skurwysyństwo, jest z powrotem, naciskając na mój zamek błyskawiczny i 67
pulsując ostro, zgłaszając pełną gotowość do działania. Świadomość, że będę tak głęboko jak tylko się da w jej wnętrzu bez warstwy lateksu między nami... to uczucie nie do opisania. Macey wstaje z kanapy. – Lepiej będzie jak się prześpię. Spotykam się jutro z nową narzeczoną Camerona. Cholera, to prawda. Hale się oświadczył, a Brielle powiedziała „tak”. – Polubisz Brielle. Jest słodka i w sam raz dla niego. – Wstaję na nogi i Macey przytula mnie, by podziękować mi za kolację. – Jak długo potrwa nim twoje nowe mieszkanie będzie gotowe? – Niedługo. Czy to problem? – Możesz zostać tu tak długo, jak chcesz. Próbuję się tylko dowiedzieć, czy mam dorobić ci zapasowy klucz. – Za kilka dni przestanę zaprzątać ci głowę. Przytakuję, ignorując głębszy sens jej słów i przejmujące uczucie w okolicach żołądka. – Dobranoc, Macey.
68
Rozdział szósty
Macey Oczywiście, że jestem spóźniona. Dzisiaj mam pierwszy raz spotkać się z Brielle, nową kobietą w życiu mojego brata. Z napomknień w rozmowach z Reece'em i Cameronem czuję, że to naprawdę poważna sprawa, co mnie dość zaskakuje biorąc pod uwagę jego przeszłość. Po fiasku ze swoją eks, suką-co-się-zowie, Tarą, patrzyłam jak mój brat zmieniał się w człowieka, którego ledwo mogłam poznać. Stał się twardy, zimny i wycofany. Wiedziałam, że spędza dużo czasu z Reece'em, a teraz rozumiem dlaczego. Tonął coraz głębiej w świat BDSM, świat, którego nie rozumiem, choć staram się. Świat tajemnic, seksu oraz możliwości. Nie umknęło też mojej uwadze, że robię dokładnie to co Cameron, gdy skończył lizać swoje rany po rozstaniu. Najwidoczniej, wszystko zostaje w rodzinie... Namierzywszy miejsce parkingowe przy restauracjo-winiarni, gdzie się spotykamy, wmanewrowuję swój samochód w ciasną przestrzeń i wyłączam silnik. Ta następna godzina powinna być bardzo interesująca... Wchodząc do środka, wygładzam jedwabny top, który podwinął się na moich biodrach. Hmmm, wydają się być ostatnio okrąglejsze. To, albo te dżinsy 69
się skurczyły. Rany. Nie chcąc nagle zacząć powątpiewać w siebie, oddalam tę myśl. Ten fiut Tony przespałby się z Pinky niezależnie od tego, jakbym wyglądała. Tego jestem pewna. Poza tym, Reece wydawał się nie mieć problemu z moim wyglądem. Sposób, w jaki jego ciemne brązowe oczy pieściły każde zaokrąglenie, każdy szczegół mojej figury sprawiał, że robiło mi się ciepło w środku. Dużo urosło tu i tam dziewczynie, którą kiedyś znał. Wchodząc do restauracji, wstrzymuję się, aby umożliwić moim oczom dostosowanie się do półmroku wnętrza. Spotykamy się w nowej winiarni w samym sercu Chicago, i pomimo że jest trochę za wcześnie na happy hour, to kilka par i małych grupek siedzi przy barze lub stoi przy wysokich stolikach wypełniających przestrzeń. Natychmiast dostrzegam Camerona. Też mnie widzi, wstając z ciepłym uśmiechem, żeby mnie przywitać. – Znalazłaś nas. – mówi, ściskając mnie. Pomimo, że nie mieszkałam tu przez ostatnich kilka lat, mój mózg zdaje przypominać sobie miasto całkiem nieźle. – Wasze wskazówki były doskonałe. Dobrze cię widzieć. – Odwzajemniam jego uścisk. Kobieta za nim też wstaje. Jest drobna i ładna, z dużymi oczami i pełnymi ustami. To dość jasne, dlaczego się mu spodobała. Ale kiedy zauważam, że jej włosy upięte są w swobodny koński ogon, i ubrana jest w dżinsy, japonki i zwykły bawełniany sweter, wtedy decyduję, że ja też ją lubię. Już na pierwszy rzut oka, nie jest ani trochę jak ta przesadzona, obkupiona w markowe i dizajnerskie ciuchy jędza. To automatycznych dziesięć punktów dla Brie, właśnie za strój. – Macey, chciałbym, żebyś poznała Brielle. – Cześć. – mówi cicho, patrząc na zmianę na mnie i na Camerona tak, jakby była zdenerwowana. Przypuszczam, że to dlatego, że po raz pierwszy poznaje naszą "rodzinę", bo po wypadku naszych rodziców zostałam w sumie tylko ja. No i Nana. 70
– To wspaniałe móc cię w końcu poznać! – mówię, pochylając się ku niej z otwartymi ramionami. Ściska mnie i kiedy po kilku sekundach każda z nas robi krok do tyłu, to widząc jak już jesteśmy zgrane, uśmiechamy się do siebie. Cameron obserwuje nas z boku, jego kontemplacyjny nastrój nie jest trudny do rozczytania. Jest cicho, ale gdy tylko jego wzrok pada na mnie, marszczy brwi. Pojawia się kelnerka, dostarczając nam menu z szerokim wyborem win i przystawek. – Czy mogę wybrać nam butelkę? – Cameron prosi nas, patrząc na bogaty wybór. – Jasne! – Brielle i ja odpowiadamy w tym samym czasie. Starając się zachować pogodny i przyjazny nastrój, pytam Brielle o jej pracę i o to gdzie dorastała, po czym razem zapominamy się w rozmowie, racząc się od czasu do czasu łykiem całkiem niezłego wina. Za chwilę dowiaduję się już w sumie wszystkiego co chciałam. Moje pierwsze wrażenie było prawidłowe - lubię ją. Jest słodka i inteligentna. Czuję się przy niej swobodnie i w nastroju do żartów. To po prostu miła, normalna dziewczyna, która ma wszystko, czego kiedykolwiek chciałam dla mojego brata. Cameron jest tak cicho, że pytam go, co się stało, ale on tylko kręci głową, znów marszcząc na mnie brwi. Co, do cholery, wypełzło mu do tyłka? Hmmm... To pierwszy raz, kiedy widzę go od czasu, gdy Reece rozmawiał z nim o naszym układzie. Chyba nie czuje się z tym, aż tak w porządku, jak myślałam. Gdy usprawiedliwia się, by wyjść do męskiej toalety, korzystam z okazji, by przejść szybko do babskich pogaduszek. Liczę na to, że uda mi się wycisnąć z Brielle chociaż garść informacji. – Cóż, okazuje się, że wszystko co słyszałam o tobie od Reece'a i Cama było nieprzesadzone. Mogę już teraz powiedzieć, że będziesz naprawdę dobra 71
dla mojego brata. Ona uśmiecha się do mnie. – Dziękuję ci, Macey. Hale jest niesamowitym mężczyzną i jestem szczęśliwa, że mam go w swoim życiu. – Przez chwilę uśmiechamy się do siebie znacząco, po czym pyta: – Czy znasz może Reece'a? – Tak. On i ja mieliśmy ciekawą przeszłość. Ale mimo to nie miałam pojęcia o jego nowych... preferencjach, jeśli wiesz o co mi chodzi. – Jest fascynującym facetem, to na pewno... – mówi, a jej policzki zaczynają się lekko różowić. – Rozumiem więc, że wiesz o jego klubie. – Boże, nienawidzę wyobrażać sobie jej i mojego brata tam. Fuj!!! Zaraz się zbełtam. Oczy Brielle rozszerzają się, i nagle zaczyna dławić się łykiem wina. – Ykkh... Ja... Ykhhhh! nie... UhhhYkhh! to... nie tak... – Jedną rękę przystawia do buzi, a drugą macha przed sobą, jakby chciała temu zaprzeczyć. Marszczę mocno brwi, mając nadzieję, że nie palnęłam totalnego głupstwa grając w otwarte karty. – Przepraszam, myślałam że, skoro ty i Hale... – Nie, daj spokój, jesteśmy dorosłe, co nie? Tak, wiem o klubie. – Brie ostatecznie odpowiada. – Co możesz mi powiedzieć o zaangażowaniu Reece'a w BDSM? – Nienawidzę tego, że nagle brzmię jak detektyw śledczy, przesłuchujący ją w celach informacyjnych. W moim umyśle wszystko układało się w o wiele gładszą, organiczną rozmowę. Zamiast tego wyrzucam z siebie zdania bez żadnego pomyślunku. – Nie wiem za wiele na ten temat. Mogę powiedzieć tylko to, co widziałam na własne oczy, i wesprzeć się tym co mi powiedział Hale. Reece jest dobrym człowiekiem, ale nie ufa kobietom. Hale mówi, że powinien podjąć uległą lata temu, ale jest uparty i nie chce się ustatkować. Interesujące. – Czemu cię to tak interesuje? Czy jesteś... – Brielle mruży na mnie oczy, najwyraźniej próbując odczytać moje intencje. 72
Wzruszam ramionami. – Jestem po prostu na rozdrożach w swoim życiu, tuż po bolesnym rozstaniu i chcę się dobrze zabawić, to wszystko. – Podnoszę ręce w geście poddania. – A Crave wydaje się idealnym miejscem, aby to zrobić. – Romans na odbicie... – mówi, nadymając usta i kiwając ze zrozumieniem głową. Marszcząc brwi, kręci winem w kieliszku. – Ale bądź z nim ostrożna, dobrze? Reece jest jednym z tych "dobrych gości". Nie chciałabym zobaczyć go zranionego. Jej obawy wydają się prawdziwe, ale są kompletnie nietrafione. Jestem pewna, że ten duży, zły Dom sobie poradzi. W przeciwieństwie do mnie... Ale zanim mogę odpowiedzieć, oczy Brielle rozszerzają się, a ja wyczuwam obecność Camerona stojącego za mną. Odwracam się, by zobaczyć jak niemal się z niego dymi; szczęka jest boleśnie zaciśnięta i tryb "gdyby-wzrok-mógłzabijać" też jest włączony. – Na miłość boską! Najpierw Reece przychodzi do mnie z tymi gównianymi wieściami, a teraz to. – Cameron wyciąga swoje krzesło, ale nie siada. Nadal stoi nade mną. – Słuchaj uważnie, Macey. Jesteś moją cholerną siostrą. Nie chcę słyszeć o twoich wyczynach. Nie chcę myśleć o tym, jak tracisz dla niego głowę. Na szczęście dla ciebie, ufam Reece'owi bezgranicznie. Ale nadal nie chcę, żeby ktoś rzucał mi tym w twarz. Pozwalając sobie na głębokie westchnienie, staram się walczyć z narastającym we mnie gniewem. Hale nie ma prawa mówi mi, co i z kim mogę zrobić. – Mi też nie podobało się, jak dowiedziałam się o twoim zaangażowaniu w klubie! – Brodą wskazuję na Brielle. – Nie lubię myśleć o tobie pętającym swoją narzeczoną przy użyciu lin i Bóg wie, czego jeszcze, więc zgódźmy się teraz co do jednej rzeczy - ty nie mieszasz się w moje życie seksualne, a ja w twoje. Rozumiemy się? Wpychając ręce do kieszeni, marszczy brwi i patrzy się na mnie bardzo intensywnie, widocznie walcząc, by utrzymać panowanie nad sobą. – I to jak... Jestem pewna, że chce teraz w coś uderzyć, ale przynajmniej ma zamiar 73
się wycofać. Na razie... Wypijam ostatni łyk swojego wina. – Myślę, że lepiej będzie jak już pójdę. Było mi bardzo miło cię poznać, Brielle. Przepraszam, że zrobiło się trochę niezręcznie na końcu. – Staram się zachichotać, ale czuję się dziwnie z fałszywym uśmieszkiem na ustach, a Brielle patrzy na mnie ze współczuciem. Do diabła. – Nie, to nie było, aż tak niezręczne jak ci się wydaje. Też jestem szczęśliwa, że się spotkałyśmy. – Wyciąga swój telefon komórkowy z torebki, nalegając, żebyśmy się wymieniły numerami. – Jeśli będziesz czegoś potrzebować, będziesz się czuć samotnie w tym mieście, albo w ogóle będziesz się chciała komuś wygadać, to proszę cię, zadzwoń do mnie. Nawet jeśli będziesz chcieć po prostu pójść zrobić sobie paznokcie, albo wychylić jedną lub dwie margarity, to wiedz, że jestem do twojej dyspozycji. Walczę z dziwną falą emocji, która opanowuje mnie po usłyszeniu oferty Brielle. Naprawdę nie mam żadnych znajomych w tym mieście. Mogłabym odszukać adresy do kilku starych koleżanek z liceum, ale nie mam na to najmniejszej ochoty. Liceum to był dla mnie dziwny czas. Pomiędzy utratą rodziców, przygarnięcia nas przez Nanę, i potajemnymi spotykaniami z Reece'em, nie miałam chęci na życie towarzyskie. Po prostu dryfowałam przez te kilka lat, byłam tylko ciałem, a nie duchem w szkolnej ławce, i czekałam, aż wreszcie będę mogła stamtąd uciec i nigdy nie wrócić. A teraz stoi przede mną dziewczyna, która mimo, iż pewnie nie do końca mnie rozumie, to ja mam dla odmiany ochotę się z nią podzielić swoimi zmartwieniami. – Dziękuję ci. Na pewno umieszczę cię na mojej linii szybkiego wybierania. – obiecuję. – Kocham dobrą margaritę. – Znam idealne miejsce. Napisz do mnie. – Wstaje i przytula mnie. NAPRAWDĘ kocham tę dziewczynę. – Dobrze się spisałeś z tą jedną. – mówię do Camerona, tracąc nieco na mojej irytacji względem jego osoby. 74
– Dzięki, siostrzyczko. Kocham cię, wiesz? – Taaaak, wieeem. – Zakładam płaszcz i łapię za swój portfel. – Mogę dorzucić się do wina? Kręci głową. – Nie, tym razem ja stawiam. Zgaduję, że zamierzają jeszcze tu zostać i dokończyć resztę butelki, a w dodatku on wie jak jest - nie znalazłam jeszcze pracy. Mam sporo oszczędności, ale to źródełko nie będzie bić w nieskończoność. – Do zobaczenia! – wołam przez ramię, rzucając ostatnie spojrzenie na tę uroczą parę. Kiedyś też taka byłam, zakochana po uszy i z oczami szeroko otwartymi ze szczęścia. Teraz jestem zraniona, bezrobotna i ogólnie niezorganizowana. Wracam z powrotem do Crave. Nie do wiary jak szybko to miejsce stało się moją własną, małą ucieczką od rzeczywistości.
75
Rozdział siódmy
Reece Rozmawiam właśnie w stróżówce z moim szefem ochrony. Bezwiednie przyglądamy się temu, co rozgrywa się w klubie, dzięki dziesięciu strategicznie rozmieszczonym kamerom. Podgląd dotyczy głównie sal na parterze, ale na górze są również dwa prywatne pokoje z kamerkami, które na życzenie klientów nagrywają filmy z sesji. Nie jest to coś, co wybrałbym sam dla siebie, ale cieszy się powodzeniem wśród klientów, którzy preferują ekshibicjonizm ponad intymność. Jest popyt, jest podaż - prosta sprawa. Dziś z racji wczesnej jeszcze godziny nie dzieje się zbyt wiele, obecne są zaledwie pojedyncze grupki, głównie przy barze. Moja uwaga rozbudza się dopiero, gdy widzę na jednym z monitorów jak Macey wraca do klubu. Patrzę na nią, gdy mija bar na jednym z zaokrąglonych ekranów. Idzie pewnym krokiem w stronę windy, kołysząc biodrami i wyglądając cholernie seksownie. Przypominam sobie nagle ostatnią noc na kanapie, gdy poiłem ją małymi łykami szkockiej, oglądając jednocześnie reakcje jej organizmu na mnie i na spożywany trunek, podziwiając sposób, w 76
jaki sutki twardniały jej pod sukienką, prosząc o to bym je polizał. Hmmm... – Szefie? – pyta mój szef ochrony. – Co?! – O czym to, do cholery, mówiliśmy? To szalone, że tylko sam jej widok sprawia, że moja krew szybciej się burzy, a kutas twardnieje. Wszystkie myśli uciekają z mojego mózgu, tylko po to, by być zastąpione fantazjami o przyszpileniu jej na twardej powierzchni i wypieprzeniu jej - ostro i szybko. – Ta laska, która twierdzi, że straciła swoją packę w ostatni weekend... co chcesz, abym z tym fantem zrobił? Och, no tak, w porządku. – Nie jesteśmy cholernym biurem rzeczy znalezionych. Powiedz jej, że to jest jej obowiązkiem pilnowanie swoich zabawek, podczas gdy tutaj przebywa. Koniec pieprzonej historii. Czy to wszystko na dziś? Wyraźnie i szybko przytakuje głową. – Tak. Zrozumiano. – Dobrze. Wychodzę ze stróżówki i kieruję się prosto do windy, wciąż będąc w stanie wyczuć i rozpoznać nuty zapachu, które Macey rozsiała w powietrzu. Po spotkaniu się ze wszystkimi moimi pracownikami planowałem wrócić do biura i wykorzystać kilka pozostałych godzin na trochę niezbędnej papierkowej pracy, ale teraz nic już nie powstrzyma mnie przed spróbowaniem tego, co wiem, że prawdopodobnie zakończy się jednym wielkim pieprzonym bałaganem. Winda na złość każe na siebie czekać chyba z pierdylion sekund, ale w końcu udaje mi się wmaszerować do swojego mieszkania. – Macey?! – wołam, nie widząc jej od razu. Przygłuszone dźwięki muzyki dobiegają z jej pokoju, więc pukam lekko w drzwi. Otwiera je, wyglądając wystarczająco dobrze, by móc ją zjeść. Jej włosy spływają luźnymi falami na ramiona, a duże niebieskie oczy skupiają się na moich. Jest ubrana w dopasowane dżinsy, które pięknie otulają jej wprost 77
stworzony do klapsów tyłek i w jedwabny top, który układa się miękko na pełnych piersiach. Jej skóra wygląda tak miękko, że chcę wyciągnąć rękę i dotknąć jej, między innymi po to, żeby udowodnić sobie, że nie ma mowy, żeby była tak miękka, jak zapamiętałem. – Jesteś zajęta? Spogląda z powrotem na laptopa, który leży otwarty na jej łóżku. – Nie, właśnie kupowałam zasłony na eBay'u... Pochylam głowę, kontynuując przyglądanie się jej. – Masz ochotę na coś bardziej interesującego? – pytam z wyzwaniem w głosie. – Oczywiście. – uśmiecha się do mnie, ale widzę, że jej mózg już pracuje. Przybliżam się jeszcze bardziej, pozwalając ustom i nosowi otrzeć się o jej szyję i poczuć puls tuż pod jej skórą. Macey pachnie niesamowicie, to uzależniająca mieszanka lawendy i wanilii. Chcę jej posmakować, ale przyjdzie na to czas później, kiedy będzie naga i wyczekująca, a ja będę mógł dać sobie odpowiednią ilość czasu na lizanie jej to tu, to tam, aż doprowadzę ją tym do szaleństwa. – W takim razie zejdziesz na trzecie piętro i będziesz na mnie czekać w moim prywatnym pokoju zabaw. To ostatni pokój, na końcu holu, a kod do drzwi to 0413. – Mhm, jasne - twoje urodziny. – mówi bez chwili zastanowienia. Pauzuję by przełknąć ślinę, zaskoczony jak cholera, że pamięta taki szczegół z mojego życia. – Tak, dokładnie. Trzynasty kwietnia. Patrzy w dół na swój strój. – Czy mam się wcześniej jakoś przygotować? Odpierając uśmiech, kręcę głową. Wkrótce będziesz taką, jaką cię Pan Bóg stworzył. – Może być tak jak teraz. Wejdź do pokoju i zdejmij koszulkę i dżinsy. Chcę, żebyś czekała na mnie w łóżku tylko w biustonoszu i majtkach. Podczas oczekiwania, pomyśl o swoim haśle bezpieczeństwa. Kiedy przyjdę, powiesz mi, jak ono brzmi. – W porządku... – mówi cicho. Róż równo rozprzestrzenia się na jej 78
piersi, tak jakby wreszcie zdała sobie sprawę, że to naprawdę się wydarzy. Moje własne serce uderza jak młot w klatce piersiowej, gdy patrzę jak mija mnie i udaje się do windy. Jej okrągły, przypominający dwa rajskie jabłuszka tyłek, wydaje się drwić ze mnie z każdym krokiem jaki bierze. Czuję jak sprawy już wymykają mi się spod kontroli, a jeszcze nawet nie zaczęliśmy. Gdy drzwi do mieszkania zamykają się, a następnie słyszę sygnał nadjeżdżającej windy, wyławiam swoją komórkę z kieszeni i wybieram numer, którego nie używałem od dłuższego czasu. – Oliver? – Hej, Reece! Jak tam? – Potrzebuję pomocy przy scenie. Jesteś wolny? – Pewnie! Żaden problem. Kiedy? – Daj mi dziesięć minut, a następnie spotkaj się ze mną w moim pokoju. – Okej, do zobaczenia! Zbliżając się do swojego prywatnego pokoju, zatrzymuję się przy drzwiach, aby wpisać kod zabezpieczający, po czym wchodzę do środka. Wszystkie światła są wyłączone, a zasłony zasłonięte, pozostawiając tylko niewyraźne plamy popołudniowego światła przedzierające się po brzegach, utrzymując pokój w stanie ciepłego półmroku. Macey siedzi na krawędzi łóżka, z nogami zwisającymi do podłogi. Obfite wypukłości wylewają się z miseczek jej czarnego stanika, a mały kawałek czarnej koronki ledwo zakrywa przestrzeń pomiędzy nogami. Jej włosy opadają luźną kaskadą na nagie ramiona, a jej policzki są wyraźnie zaróżowione. Wygląda idealnie. Podchodzę bliżej, powoli i świadomie, pozwalając jej doświadczyć trochę tej niepewności, którą tak wyraźnie widzę w jej rysach. Gryzie dolną wargę, czekając, obserwując mnie. Zatrzymuję się bezpośrednio przed nią, na tyle blisko, by móc ją dotknąć, ale na razie dłonie trzymam przy sobie. Mój fiut jest już na wpół twardy, i jeśli jeszcze tego nie zauważyła, to wkrótce to zrobi. – Wybrałaś swoje bezpieczne hasło bezpieczeństwa? 79
– Tak – mówi. – Naleśnik. Uśmiecham się, zwalczając ochotę, by przygryźć dolną wargę. – W porządku. Zamykając oczy, potrząsa głową i nabiera duży wdech. – Przepraszam, jestem po prostu trochę zdenerwowana. – Czym? – pytam, chcąc ją lepiej zrozumieć. Jej wzrok dryfuje do mojej torby z zabawkami, którą umieściłem tuż przy drzwiach. – Boję się bólu... Kręcę głową. – Nie masz o co się martwić. – Coś mi mówi, że wszelkie blizny po naszych spotkaniach będą bardziej psychiczne, niż fizyczne. Poza tym, w przeciwieństwie do niektórych, nie upatruję rozkoszy w zadawaniu bólu. – Czy mogę coś zrobić, żebyś poczuła się bardziej komfortowo? – pytam, podczas gdy mój wzrok zdradza mnie i biegnie w dół do miseczek stanika. Obserwując moje zachowanie, powoli przytakuje. Sięgając za nią, odpinam jej stanik, potrzebując, żeby poczuła się teraz tak samo odsłonięta jak ja. Macey nie zakrywa się, ani się nie kuli. Trzyma ramiona wyprostowane i pozwala mi ostrożnie usunąć kawałek koronkowej bielizny. Jej pełne piersi, nieograniczone biustonoszem ani fiszbinami, opadają swobodnie w moje oczekujące ręce. Minęły lata, a dokładnie sześć męczeńskich lat, od kiedy mogłem jej dotknąć w ten sposób; zrobić jej dobrze w ten sposób. Pocieram kciukami po jej sutkach, wywołując w niej drżenie, sprawiając, że piersi unoszą się bym mógł je mocniej pieścić. Patrzę na jej sutki twardniejące od mojego dotyku, przypominają mi trochę różowe żelki, moje ulubione słodycze. I założę się, że smakują równie słodko. – Masz piękne piersi, kochanie – mówię jej. Macey spogląda w górę, nadal siedząc prosto na łóżku, podczas gdy głaszczę jej piersi coraz intensywniej. Dociska tylko do siebie uda - to subtelny ruch, lecz nie pozostał niezauważony. 80
– Czy te majteczki już dla mnie mokną? – Tak, proszę Pana. – mruczy, wpychając piersi głębiej w moje ręce, pozwalając mi masować i pieścić jej delikatną skórę. Pukanie do drzwi przerywa nam, a jej na wpół przymknięte powieki otwierają się szeroko. Wyraźnie widać zdziwienie na jej twarzy. – Oczekujesz jeszcze kogoś? – Tak. Nie ruszaj się z miejsca. Otwieram drzwi i wpuszczam Olivera do środka. Część mnie zaczyna rozumieć, dlaczego Hale zadzwonił do mnie, abym mu pomógł w swojej sesji z Brielle - zapewne nie wiedział, jak poradzić sobie z głębią swojego emocjonalnego związku z uległą pod swoim dowództwem. Nie ma takiej opcji, żebym teraz miał analizować podobieństwa między nami. – Dzięki za przyjście. – mówię, potrząsając jego ręką. Oliver musiał chyba skończyć niedawno jakąś inną scenę, bo wygląda nieziemsko. Dosłownie. Ma na sobie jedynie poprzecierane spodnie z jasnego dżinsu i parę czarnych skrzydeł zamocowanych skórzaną uprzężą na plecach. Właśnie tak - parę pierdolonych, czarnych skrzydeł! Macey zaraz ucieknie stąd tak szybko, że będzie się za nią kurzyć. Albo wręcz przeciwnie... W sumie, jakby na to nie patrzeć, to Oliver ze swoją burzą kręconych blond włosów, niebieskimi oczami, śniadą cerą i kaloryferem na brzuchu, już prawie wygląda jak upadły anioł i zaczynam rozumieć, że części kobiet odgrywanie przez niego tej roli może się bardzo podobać. – Oczywiście. Służę pomocą jak tylko mogę. – uśmiecha się leniwie. Zwracam się ku Macey tylko by zobaczyć, że skrzyżowała już ramiona na piersiach, szczelnie je zakrywając. Siedzi wyprostowana na łóżku, jakby połknęła kij od szczotki. Naburmuszona, kiwa nerwowo jedną nogą i marszczy brwi. Pamiętasz księżniczko, kiedy powiedziałem, że to ja będę tu rządził? Oto więc ja dotrzymujący słowa. Zatrzymuję się na środku pokoju, a Oliver tuż obok mnie. – Macey, podejdź tutaj. 81
Trzymając jedną rękę na piersiach, w celu ich zakrycia, ześlizguje się z łóżka, aż jej stopy znów dotykają podłogi. Jej wspaniałe cycki rytmicznie podskakują, kiedy podchodzi do nas, a jej spojrzenie oscyluje pomiędzy mną, Oliverem, a podłogą. – Wyprostuj ręce, proszę. – mówię, kiedy staje na wprost nas. Jej źrenice powiększają się jeszcze bardziej. – Reece?! – Nie mów mi nawet, że już zamierzasz wykorzystać swoje hasło, i to przez tak proste polecenie jak te. Pokaż mu te wspaniałe piersi i to już. Macey głośno przełyka, jej nerwowość jest wprost namacalna, choć jej wzrok nie odrywa się od mojego. Wargi zaciskają się, podczas gdy obniża swoje ręce, aż te zwisają swobodnie po obu stronach, pozostawiając ją jedynie w czarnych koronkowych majtkach, które i tak mam ochotę zerwać z jej ciała. Jej brzuch jest płaski, ale miękki, a biodra układają się w wyraźny kształt klepsydry, którego tak szukam w kobiecie. Wygląda cholernie dobrze topless. Spoglądam na Olivera, aby zobaczyć jak porusza się jego jabłko Adama, kiedy przełyka, ale jako doświadczony dominujący, sprawia wrażenie zrelaksowanego i wyluzowanego i oczywiście nie odzywa się. Kiedy czuję, że nerwy i uczucie zmieszania osiągają u Macey szczyt, w końcu go przedstawiam. – To jest Oliver. Będzie swego rodzaju wsparciem w dzisiejszym treningu. – Uhm... – Macey przenosi ciężar ciała z jednej nogi na drugą. – Oliver, to jest Macey. – Wskazuję brodą na na wpół-nagą piękność przed nami. Wyciąga rękę w jej stronę, na co ona pewnie wyciąga swoją, ale mogę z łatwością stwierdzić, że w jej głowie kłębi się tysiąc myśli. Zwykle nie jest tak cicha. Wiem, że zakładała, że dziś będziemy po prostu ona i ja - cholera, ja również, ale w ostatniej chwili postanowiłem trochę zamieszać. – Miło cię poznać, Macey. – mówi Oliver. – Pracuję właśnie tutaj, w Crave. Prowadzę zajęcia dla par, które zainteresowane są odkrywaniem BDSM, 82
jak również dla takich z zahamowaniami seksualnymi. A pomiędzy sesjami mam też czas na specjalne sceny dla specjalnych klientek - wiadomo, coś dla ducha i coś dla ciała... – kończąc ten referat, uśmiecha się wymownie. Niech już się wreszcie zamknie. Widzę przecież, że stara się jej zaimponować, a tylko straszy ją jeszcze bardziej. Jej oczy znajdują moje, ich wyraz sprawia, że prawie mam ochotę wycofać się z tego wszystkiego; odwołać Olivera. Wtedy jednak widzę, jak składa nam napięty ukłon i mówi: – Okej. Oliver chichocze, w efekcie czego, jego twarz rozjaśnia się jeszcze bardziej. – To zupełnie w porządku, jeśli odczuwasz teraz zdenerwowanie. Większość ludzi tak ma przy pierwszym razie. – Nie jestem zdenerwowana! – kłamie. – Dobrze. Możemy zatem kontynuować. – odpowiadam. Zwracając się w stronę Olivera, ujmuję jedną z ciężkich piersi Macey w dłoń. – Jest piękna, nieprawdaż? Wie, że daję mu tym pozwolenie by jej dotknąć, ale Macey nie. To jakby tajny kod Domów który oznacza: "Tak, możesz pobawić się moją nową zabawką." Muszę to zrobić, mówię sobie. Ona nie jest moja, i nigdy nie będzie. Oliver unosi rękę do drugiej piersi, głaszcząc knykciami jej hojną krzywiznę, a ja od razu mam ochotę pobić go do nieprzytomności. Skurwysyn. Biorę głęboki oddech i sięgam po ostatnie pokłady samokontroli. – Jest idealna... – mówi Oliver niskim tonem. Podczas gdy ją głaszcze, Macey obserwuje tylko mnie i muszę tłumić mordercze uczucia szalejące wewnątrz. – I te wypukłości...Czy to miseczka C? – pyta, głosem przepełnionym pożądliwością. – D... – poprawia go cicho. – I do tego prawdziwe! – dodaje rozemocjonowany, oceniając ciężar jej miękkiej piersi w ręku. Chwytając mocno kciukiem i palcem środkowym pociąga za jej sutek i Macey wypuszcza okrzyk zaskoczenia. – Czy trójkąt jest 83
jednym z twoich twardych limitów? – Oliver uśmiecha się do niej słodko, kontynuując pieszczotę jej piersi. Oczy Macey rozszerzają się. Otwiera usta, ale nic z nich nie wychodzi. – Dojdziemy do wszystkiego później. – mówię, odpowiadając na nią. A może po prostu nie chcę usłyszeć jej odpowiedzi. – Myślę, że na początek zaczniemy od kilku prostych zabaw. Macey jest dziewicą jeśli chodzi o to wszystko. Oliver kiwa głową, a potem robi kilka kroków w stronę torby z zabawkami. Biorę rękę Macey i doprowadzam ją do łóżka. – Jak dotąd wszystko w porządku? Kiwa głową. – Tak. Na moją prośbę, Macey kładzie się na środku łóżka, po czym Oliver i ja siadamy swobodnie po obu stronach dużego materaca. Gdy przesuwam jej majtki w dół nóg i upuszczam je u podnóża łóżka, Oliver układa zestaw "narzędzi" na łóżku obok mnie. Wszystkie są naprawdę nieszkodliwe, ale oczy Macey już rozszerzają się i przypominają spodki. – Zacznijmy od tego. – mówię, podnosząc pas czarnego jedwabiu. – Opaska. – mówi bezwiednie. Tak czy siak, pierwsza żółta kartka. – Tak. I chociaż zwykle nie pozwalam swoim uległym odzywać się podczas sceny, chyba że chcą zadać pytanie lub muszą użyć swojego hasła, ponieważ zrobiłaś to po raz pierwszy, obejdzie się bez kary. Kiwa głową. Oddaję opaskę Oliverowi, który zakrywa jej oczy, wiążąc ją z tyłu głowy. – Połóż się z powrotem i spróbuj się rozluźnić. – instruuję ją. – Ogarnij swoje otoczenie, poczuj się jego częścią - wszystko można poczuć, wykorzystując pozostałe swoje zmysły, podczas gdy te intensywnie ze sobą współpracują. Wzrok często nie pozwala nam widzieć rzeczy takimi, jakimi są naprawdę. Dla przykładu, widziałaś wszystkie moje zabawki i zaczęłaś 84
odczuwać niepotrzebny niepokój. Gdy Macey stosuje się do moich instrukcji i widocznie się rozluźnia, podnoszę duże, czarne pióro wykonane z syntetycznego jedwabiu i wodzę nim po jej brzuchu. – Kiedy nie zmuszasz się, by procesować to co widzisz, jesteś wolna, aby zacząć czuć. – Zaczyna relaksować się jeszcze bardziej, gdy łaskoczę ją piórem po żebrach, aż do piersi, a następnie z powrotem w dół. Jej oddech zaczyna zwalniać, podczas gdy traktuję ją tymi lekkimi, delikatnymi pieszczotami. – Jakie to uczucie? Jej usta relaksują się i widać gołym okiem, że przestała myśleć tak dużo. – To miłe... – mruczy. Zatrzymuję się na jej wzgórku. – Otwórz swoje nogi dla mnie, kochanie. – Rozsuwa nogi, ale tylko na kilka centymetrów. – Ładnie i szeroko, tak byśmy mogli z Oliverem zobaczyć, jak piękna i mokra zrobiła się dla nas twoja cipka. Oblizuje wargi i rozsuwa nogi szerzej. Wygląda na to, że włączyła wreszcie swój tryb wewnętrznej uwodzicielki i jest gotowa, by się zabawić. – Jesteś naprawdę piękna... – mruczę. Mój głos wychodzi nazbyt podniecony. Wykorzystując kciuki, rozkładam jej zewnętrzne płatki i wykorzystuję wilgoć połyskującą na nich, by rozsmarować ją na jej łechtaczce i zacząć ją pieścić. Macey przekręca się na łóżku, podnosząc biodra ku moim rękom. Chryste, jest na skraju od czasu sceny w restauracji. Jest gotowa wystrzelić jak rakieta, a kiedy tak się stanie, chcę być jedynym, który to zobaczy. Moje oczy zwacają się na Olivera, który praktycznie ślini się, pragnąc posmakować jej słodkich soków. Kiedy łapię jego uwagę, mówię mu "Wy-pierda-laj" tak cicho, jak tylko potrafię, sylaba po sylabie, i oczami wskazuję na drzwi. Oliver marszczy brwi, jego szczęka zaciska się. Wznosi się jednak po chwili po cichu z łóżka i przechodzi przez pokój do wyjścia. Zamyka za sobą drzwi bezdźwięcznie, dzięki czemu jestem pewien, że Macey nie ma o niczym 85
pojęcia. Chwytając mnie za rękę, która spoczywa teraz na jej udzie, Macey ciągnie ją z powrotem na skrzyżowania między jej udami. – Możesz mnie dalej dotykać, Panie. – wypowiada wraz z oddechem. Do cholery. To chyba najgorsza uległa na świecie. – Zamierzam cię za to ukarać. – Powinienem ją zbić. Powinienem to zrobić, tu i teraz. Jednak zamiast tego decyduję się nakazać jej ssać mojego fiuta i wstrzymać jej orgazm, aż będzie gotowa płakać z frustracji. Wyciągnąwszy czarne skórzane paski z mojej torby, łapię każdą z kostek Macey, zabezpieczając je kolejno do wezgłowia łóżka. Potem związuję jej nadgarstki z przodu stosując szereg skomplikowanych węzłów, które wciąż umożliwiają jej trochę ruchu. Macey rusza palcami testując węzły i skręca się na łóżku, obracając głowę na boki, chociaż opaska zapewnia, że nic nie widzi. – Nie ruszaj się! – przypominam jej. Oceniając skalę nowych ograniczeń, unosi lekko nogi, które pozostają jednak rozłożone i przesuwa dłońmi, które pozostają związane przed nią. Wygląda wspaniale właśnie tak - naga, związana i z zawiązanymi oczami. Może teraz będzie posłuszna na tyle, by zatracić się w tej scenie? Szarpię w dół moim zamkiem i wyciągam fiuta. Jest już twardy, gotowy i pragnący jej dotyku tak, że to aż boli. Klęcząc obok niej na łóżku, pocieram się powoli. – Pamiętasz, kiedy pytałaś, czy będziesz w stanie mnie dotknąć? Odwraca twarz w kierunku mojego głosu. – Tak. – Wyssiesz mnie aż dojdę, i masz zrobić to tak szybko, jak to tylko możliwe. Będę ci liczył czas. Tyle minut ile to potrwa, tyle klapsów dostaniesz kiedy skończymy, rozumiesz? – Tak jest, Panie. – mówi, jednak z lekkim drżeniem w głosie. – A biorąc pod uwagę, że zwykłem pieprzyć się grubo ponad godzinę, to bedzie dla ciebie lepiej jeśli potraktujesz to jak zadanie dla "Drużyny A". 86
Macey zasysa oddech, a jej pierś drży przy tym ruchu. – Chciałaś wyzwania? W porządku. Oto twoja szansa, aby przejąć kontrolę i przetestować moją wytrzymałość. – Pcham swoje biodra bliżej niej, aż mój członek ociera się o jej związane ręce. – Zegar tyka, kochanie... Zdając sobie sprawę, że nie zamierzam jej rozwiązać, Macey chwyta go, niezgrabnie na początku, ponieważ nie widzi, co robi, i zaczyna głaskać mnie w górę i w dół. Za każdym razem kiedy dociera do mojej podstawy, czuję jak liny ocierają się o mnie, i chociaż jest to bardzo erotyczny widok - jej spętane ręce poruszające się naprzeciwko mnie w górę i w dół, to nie jest to najbardziej praktyczne podejście do sprawy. – Tylko spokojnie. Nie chcę otarć od lin na moim penisie, kochanie. – Ujmując jej ręce, rozkładam je szerzej i lekko je unoszę tak, aby korzystała głównie z wnętrza dłoni obchodząc się z moją grubością. Te pieszczoty dostarczają mi niesamowitych doznań, odczuwam rozkosz nawet od jej niezgrabnych ruchów. Jestem właśnie gotów mentalnie poklepać się po plecach za obmyślenie tej sceny, kiedy Macey totalnie mnie zaskakuje. – Proszę, czy mogę teraz użyć swoich ust, Panie? Kim jestem, by odmówić takiej pięknej prośbie? – Tak. Pozwalam.8 Unosząc jej ramiona, układam ją do pozycji siedzącej, podczas gdy sam nadal przed nią klęczę. Chwytając za fiuta u podstawy, umieszczam jedną dłoń wokół jej karku, przyciągając ją do przodu. – Jestem tutaj. Nieprzyzwyczajona do bycia zaślepioną opaską, Macey otwiera usta i czeka, pozwalając mi bym umieścił czubek swojego fiuta na jej języku. I właśnie wtedy, bez żadnego wahania, zaczyna przesuwać swoje usta po moim przedłużeniu, ssąc mnie jak jakiś pieprzony próżniowy odkurzacz. Co do cholery? Kiedy ta kobieta nauczyła się brać go tak głęboko i ssać tak 8 Nie no, gdybym kiedykolwiek była w takiej sytuacji to właśnie w tym momencie wybuchłabym śmiechem:) Prawdziwy dobrodziej :D
87
zapamiętale niczym gwiazda porno? Zaciskam pięści po obu stronach, walcząc z pragnieniem by jej dotknąć, podczas gdy ona kołysze się przy mnie w przód i w tył, otulając miękko swoim językiem mojego wacka, sięgając nim aż do jaj, jednocześnie nadal ssąc mnie z całej siły. Ja cię pieprzę... I kiedy myślę, że nie może już być goręcej, ona obniża swoje związane ręce do cipki i zaczyna trzeć łechtaczkę, posiłkując się najdłuższym palcem. Mój fiut twardnieje jeszcze bardziej, a jądra cofają się w głąb ciała, zapowiadając budujące się uwolnienie. Jestem chorym popaprańcem, ale nie mogę odmówić sobie oglądania tego cudu ten jeden ostatni raz. Pamięć o niej, dotykającej się ze zdecydowaniem w spojrzeniu, pracującej środkowym i wskazującym palcem przy obrzękniętej łechtaczce, dokładnie tak jak jej pokazałem lata temu, jest wprost hipnotyczna. Po wszystkim czułem się oczywiście jak największy zwyrol na świecie. Później tego samego dnia spotkałem się z Hale'em, by pograć w koszykówkę, i wszystko, o czym mogłem myśleć to to, że właśnie nauczyłem jego młodszą siostrę jak ma się masturbować. Nie muszę chyba dodawać, że tamtego dnia przegrałem każdą partię... Jej gorące, mokre usta pieszczą mnie, podczas gdy ona sama jest coraz bliżej własnego uwolnienia. Jestem sparaliżowany... mężczyzna bez żadnej samokontroli. Moje oczy śledzą każdy jej chciwy ruch - kiedy ssie mojego fiuta jakby to była jej ulubiona słodycz, a jej palce pracują coraz szybciej pomiędzy udami. Płacze i jęczy wywołując cudowne drżenia dookoła mojej długości. Jest blisko, a ja nie mam serca tego powstrzymać. Wypuszczając niski, gardłowy jęk, dochodzi. Jej uda całe drżą, ale usta nadal przesuwają się po mnie w górę i w dół. Nie mogąc się już dłużej powstrzymać, owijam jedną rękę wokół karku, popychając się głębiej w jej usta, podczas gdy z głębi mnie wystrzeliwują 88
gorące strumienie nasienia. Moc tego uwolnienia jest nieoczekiwana. Jestem zwykle raczej cichym osobnikiem, więc jestem tym bardziej zaskoczony, że głęboki jęk uwalnia się z mojej piersi, a dźwięk jej imienia wypada z moich warg. Nadal związana i z zawiązanymi oczami, Macey potulnie siedzi w ciszy przede mną. Zszarpuję jej opaskę i staram się jak najszybciej uwolnić jej nadgarstki, upewniając się, że nie pozostawiłem trwałych śladów na skórze. – Jak mi poszło? – pyta z uśmieszkiem formującym się na jej dobrze wykorzystanych ustach. Zerkając na zegarek, jestem w totalnym szoku widząc, że minęło tylko sześć minut. Sześć!!! To nie może być prawda. Podnoszę go do ucha, by upewnić się, że wciąż tyka. Tyka! Sukinsyn. Wiedząc, że walczyła ciężko i wygrała z powrotem część kontroli jaką jej zabrałem, uśmiecha się. Ja z kolei nie mogę cieszyć się jej zwycięstwem, ponieważ czuję się wewnętrznie rozdarty i zdezorientowany o wiele bardziej niż przed rozpoczęciem sesji. Widząc moją kamienną twarz, jej uśmiech blednie. Rozgląda się uważnie po pokoju. – Gdzie jest Oliver? – pyta. – Wyszedł. W sumie to już jakiś czas temu. Uśmiecha się ponownie. – Bo chciałeś mieć mnie tylko dla siebie? Tak. – Nie. Bo nie chciałem, żeby oglądał jak ssiesz mojego fiuta. – Och – Jej piękna twarz ponownie skręca się w zmieszaniu. – Pochyl się. Umieść jeden policzek na łóżku i zaprezentuj mi swój tyłek. – Ponieważ masz zamiar dać mi klapsa? – pyta. – Sześć klapsów. – Potwierdzam, próbując znaleźć ten rzeczowy ton, który zazwyczaj przybieram, gdy uczę nową uległą. Ale Macey nie potrafi nigdy do końca ulec, i cholera, jeśli nie kocham w niej tej iskry. Przyjmuję pozycję, kładąc się na łóżku, tak że jej policzek spoczywa na miękkiej kołdrze, kolana ma zgięte, a jej tyłek jest dla mnie pięknie 89
wyeksponowany. – Masz piękny tyłek... – mruczę, gładząc kciukiem po jej różowej dziurce. Muszę wypieprzyć tę dziewiczą dupkę. Wkrótce. – Dziękuję bardzo, Panie. Cholera. Znów robię się twardy. Nawet po moim intensywnym orgazmie, jestem dla niej znów gotowy. Nienawidzę tego, że ma na mnie tak silny wpływ. Muszę się z tego jakoś otrząsnąć. Macey relaksuje się, pozwala mi pieścić jej idealnie zaokrąglone pośladki i traktować jej zakazane miejsce, które chcę posiąść,
delikatnymi
pociągnięciami palców, mającymi za zadanie przyzwyczaić ją do tego pomysłu. Pojękuje cichutko. Ten maleńki dźwięk uwalniający się z jej
gardła,
mówi mi, że nie jest całkowicie przeciwna tej idei. Z jednej strony wciąż dotykając jej wspaniałego tyłka, wolną ręką sięgam za siebie, by chwycić mojego krótko ściętego floggera. Ten jednak wydaje się zbyt sztywny i bezlitosny w moim ręku. Dziwne. To normalnie moja ulubiona zabawka do wymierzania kar. Decydując się na korzystanie z mojej gołej ręki zamiast niego, wymierzam jej dwa ostre smagnięcia, po jednym w każdy mięsisty pośladek. Macey wdycha ostro. Mój odcisk na jej skórze przybiera różowy odcień, po tym jak krew napływa do powierzchni, nadając jej odczuciom nowy wymiar. Uderzam ją dwukrotnie w krótkim odstępie czasu, po czym Macey wzdryga się, a potem jęczy. To właśnie dźwięk, który chciałem usłyszeć, by wiedzieć, że zaczyna się to jej podobać. Ukajam jej delikatną skórę, biegnąc ręką delikatnie po powierzchni. Mój fiut jest chętny i wychyla się w jej kierunku, i jeśli zaraz nie skończę, to wypieprzę ją właśnie tutaj i teraz, łamiąc wszystkie reguły, które sobie nakreśliłem. Wiedząc, że jej drugi pośladek zasługuje na ten sam proces, uderzam ją ostatnie trzy razy jak najszybciej, a następnie podnoszę się z łóżka. Potrzeba, 90
aby wydostać się stąd - by zdystansować się od niej, wybucha we mnie z całą siłą. – Możesz pobyć tu tak długo, jak będziesz chciała. W łazience jest wanna, jeśli jesteś zainteresowana. Naciągam na siebie dżinsy i narzucam koszulę, po czym udaję się do drzwi. – To wszystko? – Macey domaga się odpowiedzi. Fala kwasu powoduje skręcanie się w moim żołądku. Jestem wewnętrznie rozdarty. Odwracam się, by zobaczyć ją siedzącą na skraju łóżka, patrzącą na mnie spod zmarszczonych brwi i z wiele mówiącą zmarszczką na czole. Normalnie zastosowałbym jeden z elementów ukojenia - przytulanie, dyskusję po sesji, może nawet seks, ale żadne z tych rozwiązań nie jest czymś, co mogę z nią zrobić. Intymność nie może być częścią tej umowy, a więc i ukojenie nie jest opcją. – Czy spodziewałaś się czegoś innego? – pytam, upewniając się, że mój ton głosu pozostanie neutralny. Nie może dowiedzieć się, jak bardzo na mnie wpływa. Ale, do kurwy nędzy, jestem w stanie odczytać ból i zmieszanie wypisane w jej rysach i prawie mnie to rozbraja. – Myślałam... – Jej głos drży, ale już nie kontynuuje. Dobrze. Przytakuję raz i zbliżam się do wyjścia. Później pozbieram swoje zabawki i posprzątam pokój. Teraz muszę po prostu wrócić do mojego mieszkania, zmyć zapach lawendy ze skóry i wlać w sobie sporą porcję whisky. Wtedy może, tylko może, będę mógł poukładać sobie wszystko w głowie tak jak trzeba. Przyszła tu, bo chciała Doma - a nie, by rozbudzić naszą szczeniacką miłość. Zamykam za sobą drzwi i wracają do mnie dobrze znane odczucia straty i strachu. Próbowałem się zdystansować, zapomnieć choćby na krótki czas o historii, która nas łączy. Zawiodłem po całości, bo gdy tylko Macey znalazła się wewnątrz tej prywatnej sali, wszystkie moje plany spaliły na panewce. Nie 91
pomogła nawet obecność Olivera. Nie umniejszyło to połączenia, które z nią poczułem, nie przeszkodziło to w odczuciu, że była tam tylko ona i ja, dominujący i uległa, przeżywający razem najpiękniejsze chwile. A potem wzięła mnie w swoje cudowne usta, a ja doszedłem szybciej niż licealny kujon, który nigdy nawet nie dotknął kobiecego cycka. Ale tak naprawdę nie mogę za to winić siebie całkowicie. Jest jeszcze Macey. Oglądanie jej, jak dotyka swojej słodkiej cipki, pchnęło mnie poza krawędź. Nigdy nie dałem jej pozwolenia na dotykanie siebie, ale też nigdy wyraźnie jej tego nie zakazałem. Nie wyprę się tego, naprawdę kochałem oglądać jak to robi. A teraz? Muszę pozbierać się do kupy, inaczej nie będzie następnego razu.
92
Rozdział ósmy
Reece
– Co dziś na obiad, kochanie? – pyta zadziornie Hale, rozgaszczając się u mnie. Siedzę w salonie w swoim ulubionym skórzanym fotelu z nogami opartymi na podnóżku. Hale wprawdzie powiedział, że może wpadnie dziś wieczorem, ale nie sądziłem, że będzie się spodziewać kolacji... – Szkocka i M&M'sy. Może być? – mówię, podrzucając kolejny z kolorowych cukierków i chwytając go ustami. Nie mam pojęcia, dlaczego myślałem, że to dobry pomysł, aby kupić tyle cukierków na ostatnie święto Halloween. Jak się okazało, kluby BDSM odwiedza bardzo mało dzieciaków
93
krzyczących "cukierek albo psikus!!!". Hale ignoruje mój sarkazm i idzie do barku nalać sobie drinka przed zatonięciem na kanapie naprzeciwko mnie. Gdy opada, marszczy na mnie czoło. – Zły dzień? – Coś w tym stylu. – Macey dziś przeniosła się do swojego nowego mieszkania, a kiedy próbowałem zaoferować pomoc, powiedziała, że ma już wszystko zapewnione dzięki bratu i Brielle. Nawet jakiś frajer od Brielle, Kirby, też się zaoferował. Skurwysyn... Więc siedziałem tu i waliłem na smutno jak dupek przez cały dzień. Nigdy nie spodziewałem się, że zostanie, ale sposób w jaki odeszła - tak nagle, tak łatwo, odmawiając mojej pomocy, nawet bez obejrzenia się za siebie - coś w tym wszystkim głęboko mnie zabolało. Ta cholerna kobieta jest niezależna aż do samego jej rdzenia i to doprowadza mnie do szału. Chciałem niby pójść na siłownię albo nadrobić zaległości w pracy, ale nie czułem motywacji, by zrealizować któryś z tych planów. Spoglądając w dół na mozaikę rozsypanych cukierków na stole, Hale marszczy na mnie brwi. – Poważnie, koleś? To jest twój obiad? – Tak, a co? – Ponieważ nie mamy już po trzynaście lat! – Przerywa, by podnieść cukierka ze stołu, przyglądając mu się następnie z namysłem. Po czym patrzy mi prosto w oczy. – Brielle gotuje. Normalne jedzenie. Upewnia się, że jem zdrowe, dobrze zrównoważone posiłki. Robi domową lazanię i doskonałego kurczaka primavera. To miłe... mieć kogoś, kto troszczy się wystarczająco, aby gotować dla ciebie i wkładać w to tyle od siebie. Wiesz może jak to jest??? – Nie mów mi, jak mam przeżyć swoje życie. – Dupek. Chyba już od dłuższego czasu nie był na diecie cukierkowo-wódkowej. Stara szkoła... Jego, 94
kurwa, strata. – Staram się być dobrym przyjacielem, to wszystko. Krzyżując ręce na klatce piersiowej, odchylam się do tyłu. – Pomogliście dzisiaj Macey rozgościć się w nowym mieszkaniu? – Tak. Znalazła naprawdę przyzwoite miejsce, w bezpiecznej okolicy. Myślę, że była trochę zaniepokojona, jak będzie ją na to stać bez pracy, ale podpisałem razem z nią umowę dzierżawy i powiedziałem, że jej pomogę, jeśli będzie tego potrzebować. Przytakuję. Znając Macey, znajdzie szybko sposób, aby to wszystko ogarnąć, bez niczyjej pomocy. Jest po prostu takim typem dziewczyny, i tyle. I dobrze, Bóg z nią... – W jakim była dziś nastroju? – Staram się nie być strasznie oczywisty, ale pamięć o naszej sesji wciąż pobrzmiewa w moich żyłach, a ja czuję się winny, że jej nie ukoiłem. To było wbrew wszystkiemu czego nauczyłem się będąc Dominantem, ale miałem też bolesną świadomość, że nie poradzę sobie z poziomem emocjonalnej bliskości, która przychodzi wraz z ukojeniem. – Co masz na myśli? – pyta Hale, ulegając teraz kolorowemu bałaganowi i wrzucając sobie garść M&M'sów do buzi. Wzruszam ramionami, starając się zbagatelizować sygnały ostrzegawcze. – Byłem po prostu ciekaw, wiesz, po naszej wczorajszej ses--Nie miałem szansy dokończyć, bo Hale już wznosi się na baczność, zaciskając pięści po bokach. – Jednak się na to zdecydowałeś??!! Po tym wszystkim co ci powiedziałem??? – Oczywiście, że tak. Przecież ci mówiłem!. – Jesteś samolubnym dupkiem, Reece. Co do cholery?!
95
Całkowicie zmieszany, również wstaję. – Sądziłem, że oboje zgodnie uznaliśmy, że lepiej będzie jeśli to ja wprowadzę ją w arkana, niż żeby jakiś sadystyczny Dom zrobił z nią Bóg wie co... – Czyżby Hale palił crack przed tym jak spotkaliśmy się na obiad tamtego dnia? – Nie masz wystarczająco dużo uległych w pamięci swojego pieprzonego telefonu? Macey to moja siostra. Skoro najwyraźniej nie postawiłem ostatnio sprawy boleśnie jasno, to proszę... – Staje w rozkroku, pochyla głowę i tułów, i patrząc mi prosto w oczy zaczyna przesadnie wypowiadać każde słowo: – NIE CHCĘ - ŻEBYŚ - ZABAWIAŁ
SIĘ - Z MOJĄ -
CHOLERNĄ SIOSTRĄ
!!!!!
– Jego głos wznosi się
o trzy poziomy, i założę się, że gdybym miał jakichkolwiek sąsiadów, to byliby w stanie usłyszeć każde słowo, a część dzwoniłaby już na policję. Powiedział, że nie może być żadnego kontaktu seksualnego i najwyraźniej myślał, że zgasi tym cały pomysł. Niedoczekanie... Nie żebym przestrzegał jego zasad - wizja pełnych warg Macey owiniętych wokół żołędzi mojego fiuta zostanie na trwale wypalona w moim mózgu. I nawet nie mogę znaleźć w sobie poczucia winy w związku z tym. W rzeczywistości, chcę zrobić to jeszcze raz. I jeszcze raz... Cholera. Zdając sobie sprawę że z Hale'a wciąż dymi, wciąż patrzy na mnie i czeka na odpowiedź, chwytam za szkło, wiedząc, że będę musiał je powtórnie napełnić, jeśli mam kontynuować tę rozmowę. – Jeszcze jedną kolejkę? – pytam, spoglądając w dół na jego pustą szklankę. – Odpowiedz na moje cholerne pytanie! Nie masz ich wystarczająco?!! – wywarkuje. Idę do baru i nalewam sobie kolejną porcję. – Nie widuję się z nikim 96
innym w tej chwili. Macey mi wystarcza. – To brzmi jak coś, co zamierzasz kontynuować. Powiedz mi proszę, że się mylę? Obracając się do niego twarzą, staram się nie skrzywić, gdy dostrzegam żyłę na jego czole, tę która pojawia się tylko wtedy, gdy jest wściekły - i to tak wściekły, że aż kipi. Kurwa. Nie przewidywałem takiego obrotu spraw, kiedy powiedziałem mu, żeby zajrzał dziś wieczorem. – Nie mylisz się. Obiecałem jej trzy sesje; Tyle że teraz nie wiem, jak ona się zapatruje na ich kontynuowanie. Dlatego pytałem o jej nastrój. Opuściła Crave w pośpiechu... – Jeśli zrobiłeś coś... jeśli ją jakkolwiek skrzywdziłeś, to jak mi dopomóż Bóg... – Nigdy!... Nigdy bym jej nie skrzywdził, okej?! – Szczerość w moim tonie sprawia, że Hale wstrzymuje się z dalszym atakiem i teraz patrzy na mnie tak, jakby widział mnie po raz pierwszy. Przez chwilę myślę, że mnie rozgryzie, że domyśli się, że żywiłem do niej uczucia cały ten czas. Wszystkie te pieprzone lata... Ale potem tylko wypuszcza głęboki wydech i gestem zachęca mnie, aby kontynuował. – Więc, co w takim razie się stało? – pyta, zaciskając wargi. Biorę łyk przed kontynuowaniem. – Nie skrzywdziłem jej. Ale za to chyba ją trochę... wkurzyłem. Zakończyłem sesję prawdopodobnie o wiele wcześniej niż się tego spodziewała. – I to tyle? Po prostu wyszedłeś przed czasem? – Ta informacja zdaje się go uszczęśliwiać; jego napięta postawa nieznacznie się relaksuje. Wpatrując się w dno swojej szklanki, mówię: – Staram się być z nią ostrożny... 97
Nie wyjaśniam, że moje obawy nie mają nic wspólnego z faktem, że jest jego siostrą, a raczej zdecydowanie z tym, co powinienem zrobić, by ochronić własne serce. Cholerstwo zostało zmiażdżone ostatnim razem gdy odeszła. Nie mogę przejść przez to jeszcze raz, bo tym razem to byłoby o wiele trudniejsze. Ona mieszka teraz tu, w tym samym mieście. Będę ją widywać w każde święta, na co drugiej imprezie, i kurwa jego mać!! prawdopodobnie będę musiał oglądać ją, jak idzie kościelnym korytarzem, by wyjść za jakiegoś cieniasa. W tym momencie mam ochotę w coś uderzyć. – Znasz moje stanowisko w tej sprawie – Hale mówi to ze spojrzeniem typu "teraz przechodzimy do sedna". – Nic dobrego z tego nie wyjdzie. Przytakuję znacząco, bo wiem, że tego właśnie ode mnie teraz oczekuje; Ma rację. Po tysiąckroć. – Zrozumiano. Hale marszczy brwi i prostuje się. Potem, bez słowa, udaje się do drzwi i tym samym zarówno nasza rozmowa, jak i nasz wieczór zdają się dobiegać końca. Drzwi zamykają się za nim cicho, a ja po raz kolejny zostaję sam. Hale i ja nigdy się nie pokłóciliśmy. Ani razu. Jestem zdezorientowany i czuję się jeszcze bardziej odsłonięty niż sobie to wyobrażałem. Gdy inny Dom mówi ci wprost, że jesteś w błędzie, zatrzymujesz się i wyciągasz wnioski. Bierzesz to pod uwagę. Koniec kropka. W bolesnej ciszy mojego mieszkania, myślę na ile sposobów ostatnio spieprzyłem sprawę. Najpierw, gdy Chrissy spytała, dlaczego nigdy nie podjąłem uległej, potem moje mordercze uczucia do Olivera, gdy dotknął Macey, a teraz Hale kwestionujący to, co robię, w połączeniu z moim ponurym nastrojem, po tym jak Macey się dziś wyprowadziła. Zajebiście... Patrzę w dół na stolik pełen kolorowych cukierków i pustą szklankę szkockiej. To jak jakaś cholerna dziewczyńska sesja użalania się nad sobą po zerwaniu! Jedyne, czego brakuje, to lody i kiepskie komedie romantyczne. 98
Muszę z powrotem przykręcić sobie jaja. Jestem Reece-kurwa-Jackson. Jestem właścicielem najgorętszego klubu w Chicago. Jedną ręką dostarczam rozkoszy, a drugą karzę za niesubordynację. Nie mogę pozwolić jednej zadziornej dziewczynie, w której kiedyś się bujałem, żeby to ona decydowała w naszym układzie. Z mgły niejasności wyłania się nagle realizacja. Może i spieprzyłem sprawę, uciekając wczoraj od Macey w ten sposób. Ale podczas naszej kolejnej sesji zadbam o to, by nie popełnić tego samego błędu. Chce tego naprawdę doświadczyć? W porządku. Pozwolę jej zobaczyć każdy fragment mojej zwyrodniałej duszy i pozwolę jej samej podjąć decyzję, czy jest w stanie to wytrzymać.
99
Rozdział dziewiąty
Macey Stoję w łazience, organizując moje kosmetyki na małej półeczce nad zlewem, kiedy mój telefon dzwoni po raz trzeci. – Dobra, dobra, już idę! – mówię w zasadzie do nikogo, drepcząc po całym mieszkaniu i polując na komórkę. Znajduję ją w końcu pod pudełkiem od pizzy, która była dla mnie głównym źródłem pożywienia przez ostatnie dwa dni. Jestem zmęczona i rozdrażniona, biorąc pod uwagę że wszystko, co robiłam w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin to rozpakowywanie pudeł, szorowanie podłóg, mycie okien, i odgrzewanie wspomnień o mojej nietypowej sesji z Reece'em. Kiedy wkroczyłam do jego klubu w Sylwestra poszukując odskoczni, 100
nigdy nie wyobrażałam sobie, co może się wydarzyć. Reece, którego pamiętałam był sprawiedliwym, troskliwym i czułym kochankiem. Nie był typem człowieka, który mógłby tak po prostu odejść, kiedy było już po wszystkim, pozostawiając mi upokarzające zadanie wyswobodzenia kostek z więzów, które na nie założył, pozwalając bym poczuła się zagubiona i samotna. Mój telefon wyświetla numer, którego nie znam. – Lepiej żeby to było ważne... – mówię do anonimowego rozmówcy. – Jest. Niski tembr głosu Reece'a przeszywa mnie tak niespodziewanie, że muszę podeprzeć się z jednej strony na ladzie. – Reece? Skąd dzwonisz? – Z firmowego telefonu. Nie odpowiadałaś, gdy zadzwoniłem z własnego. – Jestem po prostu w samym środku czegoś. Co się dzieje? – Dzwonię w sprawie naszej następnej lekcji. Brzmi tak oficjalnie, jakbyśmy planowali wizytę u dentysty czy odbiór paczki. Chcę dać mu do zrozumienia co o tym myślę i wkrótce to zrobię. Ale teraz nie jest jeszcze na to czas. Kiedy zażądam wyjaśnień, to chcę być z nim twarzą w twarz. Potrzebuję wiedzieć, dlaczego zadziałał w ten, a nie inny sposób. Chociaż tyle jest mi winien. – W porządku. Co z nią? – staram się dopasować mój ton do jego - Ma być chłodno i z rezerwą? To będzie. Dwoje może grać w tę grę. – Jutro. Godzina ósma. Spotkajmy się w barze na drinka na dobry początek. – Niech będzie. Do zobaczenia zatem... Pa! Kończę bezceremonialnie tę rozmowę, postanawiając pokazać mu raz na 101
zawsze, że mogę czasem ulec, ale nie jestem jakimś popychadłem. Decyduję, że może wystarczy już tego rozpakowywania i organizowania i wysyłam tekst Brielle. MACEY: Hej... Co ty na tą margaritę? Trzydzieści minut później, siedzimy w małej knajpce o nazwie "Liść sałaty", pałaszując tacos'y z salsą i popijając brzoskwiniową margaritę. – Cieszę się, że do mnie napisałaś. – mówi, biorąc kolejny łyk zimnego trunku. – Czyż one nie są boskie? – Są pyszne! Myślę, że jestem prawie gotowa na kolejną. – Piję żenująco szybko, ale kurczę, one są naprawdę niesamowite. To prawie jak orgazm przelany do kieliszka. Brie patrzy na mnie, jakby szukała jakichś wskazówek. – Czy coś cię trapi? Wiesz, oprócz klimatyzowania się w nowym miejscu? Kręcę głową. Nie wiem dokładnie, ile chcę jej wyjawić na temat swój i Reece'a, choć zdawała się ostatnio być zainteresowana i myślę, że całkiem sporo się domyśla.Może to wpływ porządnej dawki tequili w moim drinku, ale ogarniam wzrokiem Brielle, z jej jasnymi, bystrymi oczami i normalnym stylem ubierania, od baletek aż po sam niechlujny kucyk, i podejmuję decyzję: dlaczego, do cholery, nie otworzyć się przy niej ? – Reece i ja odegraliśmy wspólnie scenę kilka dni temu... Jej brwi wznoszą się o wiele wyżej niż się tego spodziewałam. – S-scenę? Marszczę brwi. – Nie udawaj niewiniątka! Wiem, że mój brat jest członkiem w Crave, więc to musi oznaczać, że jesteś już dobrze zaznajomiona z przechyłami, które tam mają miejsce. Brie tylko rumieni się, po czym spogląda w dal. – Zawsze zastanawiałam 102
się, co z tego wszystkiego Reece lubi najbardziej... Czy w ogóle coś z tego ma, czy wprost przeciwnie, korzysta z wszystkiego po kolei w katalogu... Jeśli mogę się spytać - Jaki on naprawdę jest? Hmmm... Krzyżuję ręce na blacie i teraz to ja zaczynam gapić się w dal. – Był intensywny, nieugięty i dość egoistyczny, a gdy było już po wszystkim, to mówię ci dziewczyno, naprawdę było po wszystkim. Po prostu zostawił mnie w swoim prywatnym pokoju zabaw i kazał mi się umyć. Brielle marszczy brwi. – Co? Jak??? A co z ukojeniem? – Z uko-czym? Brie aż się wzdryga. – Naprawdę nie wiesz? Cóż... Może to tylko Hale ma na tym punkcie bzika... Nieważne, kontynuuj. – Chciałam się tylko trochę zabawić, wiesz, upuścić nieco pary, ale teraz mam wątpliwości, czy w ogóle chcę to zrobić ponownie. Oczywiście, że było ekscytująco. Serce waliło mi z prędkością tysiąca na godzinę, nie wiedząc, co dokładnie wydarzy się w tym pokoju, gdy trafię już w jego zręczne ręce... A teraz... Po prostu nie spodziewałam się, że będę czuć... aż taki niedosyt pod koniec. Brielle przeżuwa koniec swojej słomki, wyglądając na zamyśloną. – To dziwne, że tak szorstko do tego podszedł. Ale wiesz, Hale mówił mi, że Reece nigdy nie "osiadł", nigdy nie podjął uległej. To prawie tak, jakby kiedyś miał złamane serce i poprzysiągł sobie nigdy nie wiązać się na poważnie. Co z kolei nie ma za wiele sensu dla Hale'a, bo mówił mi też, że Reece nigdy nie był z nikim wystarczająco na poważnie, żeby się aż tak sparzyć. Choć w sumie rozwód jego rodziców nie należał do najlepszych...9
9 "Detektyw Macey na tropie" - Część pierwsza:)
103
Cóż, ta informacja to już coś. Reece z rzekomą blokadą na sercu... Ciekawe... Mam przeczucie, że w ogóle cały jest poblokowany. Ale dlaczego? To nie mogło być chyba przez mój związek z nim? W końcu to on był tym, który zakończył sprawy między nami. Mógł mieć mnie jakkolwiek by chciał - rany, podałam się mu niemal na srebrnej tacy, ale on nie złapał przynęty. Poza tym, to było wieki temu. Jestem pewna, że już się z tego otrząsnął. Wiele razy. – Nic już nie wiem... – mówię, biorąc kolejny łyk drinka, i gestem proszę barmana o następnego. Pieprzyć to; I tak będę musiała wziąć taksówkę. Brielle odchrząkuje, ale nie zmienia wyrazu twarzy. – Reece rzucił się w BDSM kilka lat temu, a następnie otworzył klub. Nie wiem zbyt wiele o jego przeszłości, poza tym, co Hale mi zdradził. Niestety, nie mam dla ciebie żadnej soczystej plotki. Jestem kiepska, jeśli chodzi o damskie pogaduchy... Uśmiecham się do niej. – Cóż, ja mam jedną baaardzo soczystą plotkę... – Dawaj! Barman stawia przed nami dwie nowe margarity, a ja szybko zmieniam pustą szklankę na pełną. – Jest wyposażony jak cholerny koń. Brielle dławi się swoim drinkiem i zaczyna kaszleć. – Ykjhhhh... Poważnie? Przytakuję, uśmiech drga mi na ustach. – Poważnie! To jeden olbrzymi kawał męskiego mięcha. Wielki, pieprzony zaganiacz... – Rękami wykonuję ruch typu "Panie, taaaką rybę złapałem". – O mój Boże! – Brielle próbuje zatamować chichot ręką. – On ma ile... metr dziewięćdziesiąt osiem? – Metr dziewięćdziesiąt trzy. – poprawiam. Ale i tak, to jeden wielki olbrzym. Zbudowany, umięśniony, przystojny. I słodki jak mu się chce, ale z 104
ciemną i skonfliktowaną stroną, o której chciałabym się wreszcie trochę więcej dowiedzieć. – I uwierz mi, jego członek jest proporcjonalny. To wręcz onieśmielające. Znaczy się, co niby mam z tym zrobić? – Przypominając sobie w tym momencie jak mimo to szybko dokończyłam go ustami, przeszywa mnie ukłucie dumy. Dziesięć punktów dla Macey! Ale ze mnie zbok... – Cóż, powodzenia z tym czymś! – mówi, wciąż zaczerwieniona i uśmiecha się do mnie.
Z ramionami do tyłu i piersiami wysuniętymi do przodu, kroczę dumnie jakbym chodziła w jakimś dużym pokazie mody. Pewność siebie emanuje z każdej części mnie. Udawaj, aż ci się uda. Teraz gdy już wiem, czego mogę się spodziewać, wchodzę do klubu z większą pewnością siebie niż poprzednio. Obcasy klikają głośno po podłodze podczas gdy zmierzam prosto do baru. Znajduję Reece'a przy barze z whisky w ręku. Nie mogę nie przypomnieć sobie lekcji jaką mi dawał o tym, jak korzystać z jego ulubionego napoju. Wygląda tak nieziemsko przystojnie, ale równocześnie tak poważnie ze swoimi szerokimi ramionami wyciągniętymi do przodu, kiedy pochyla się nad barem. Zatrzymuję się obok niego i siadam na stołku. – Czego pragniesz, kochanie? – pyta barman, zatrzymując się przede mną. – To samo, proszę – mówię, patrząc na szklankę szkockiej Reece'a. Reece kiwa głową z aprobatą, podczas gdy barman przechadza się za barem i chwyta butelkę Macallan'a, drogiej dwunastoletniej szkockiej.
105
– Fajna kwestia. To ty ją wymyśliłeś? – pytam, wskazując na barmana. – Która? "Czego pragniesz"? Nie, zapłaciłem firmie od PR-u dwadzieścia tysięcy dolarów, żeby ją wymyślili. – mówiąc to, puszcza mi oko. Sexy. Gdy whisky pojawia się już przed mną, biorę mały łyk, pozwalając sobie zanim ją połknę, aby uczucie pieczenia rozeszło się po języku. Tak jak Reece mi pokazywał. Sączymy nasze drinki w absolutnej ciszy. Pomiędzy nami tworzy się dziwna energia. To seksualnie naładowane napięcie, ale jest coś jeszcze, coś czego jeszcze za bardzo nie rozumiem, ale chciałabym. – Co dzisiaj robiłaś? – pyta. – Niewiele. Trochę zakupów, a potem sprawiłam sobie manicure. – Nie byłam zachwycona tym dodatkowym wydatkiem, ponieważ nie mam jeszcze pracy, ale po tym całym rozpakowywaniu moje paznokcie wyglądały fatalnie. Podnosi rękę, żeby sprawdzić mój lakier. – Nadal czarne... – mówi ponuro, jakby ciemny kolor był w jakiś sposób odbiciem mojego nastroju. – Tak. – odpowiadam, choć było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Kobieta, którą widzieliśmy w biurze Reece'a, przechodzi obok nas. Jej opięte bardzo misterną bielizną (jeśli w ogóle można tak opisać tę plątaninę czarnych pasków i koronki, które nie prześwitują tylko w najbardziej strategicznych miejscach) biodra kołyszą się zalotnie. Rzuca Reece'owi nieśmiały uśmiech, a on odpowiada jej porozumiewawczym kiwnięciem. Czuję w sobie żądło zazdrości. Auuuć...Cholera. Wiem, że jest tylko pracownikiem klubu, ale mimo to, teraz zastanawiam się, czy nie dzieli ich jakaś przeszłość. Ugh, mam już dość, a jeszcze nawet nie zaczęliśmy. – Dobra, do rzeczy. Słuchaj, Reece, nie jestem tu dla twoich małych gierek. – mówię, odciągając jego uwagę od niej z determinacją małego dziecka chwytającego za swoją ulubioną zabawkę. 106
– Naprawdę? A ja myślałem, że właśnie po to tu jesteś. – mówi, wlewając w siebie kolejny łyk. Traktując go mrożącym spojrzeniem, połykam resztę swojej szkockiej. – Jestem tutaj, ponieważ chcę się dobrze bawić. I myślę, że ty też chcesz. Że też tego potrzebujesz. Patrzy prosto przed siebie i odpowiada. – Co chcesz mi przez to powiedzieć, Macey? – Bez żadnych hamulców. Jeśli mamy to zrobić, to zróbmy to wreszcie. Bez stopowania zanim się na dobre zacznie. Nie obchodź się ze mną jak z jajkiem. Chcę pełni wrażeń, jaką niesie za sobą pieprzony Reece Jackson. – Uśmiech podnosi mi usta. – Jesteś absolutnie pewna, że tego chcesz? – Jak najbardziej. – mówię, ignorując falę nerwów przepływającą w moim żołądku. – Cóż, chodźmy zatem. Wstając, podaje mi rękę, a ja chwytam za nią, wznosząc się z wdziękiem z barowego stołka. Zamiast kierować się do windy, jak przedtem, prowadzi mnie do klatki schodowej, która jest pusta i cicha. Nic, tylko odgłos naszych kroków przecina głęboką ciszę. Kiedy docieramy do jego prywatnego pokoju i zatrzymujemy się przed drzwiami, odwracam się do niego, bo zżera mnie ciekawość. – Czy kiedykolwiek zrobiłeś to w swoim mieszkaniu? – Nigdy. – Reece patrzy na mnie bez wyrazu, ale ton jego głosu jest nagle surowy. – Pamiętasz jeszcze kod? Przytakuję, niepewna co sobie myśleć o tym, że nie zaprosił jeszcze 107
żadnej kobiety do siebie. To jest po prostu dziwne. – Twoje urodziny. – Kiedy wbijam kod na klawiaturze, drzwi klikają i odchylają się, odsłaniając ten sam cichy, ciemny i zmysłowy pokój, takim jak go zapamiętałam, a moje tętno natychmiast się podnosi. – Rozbierz się i czekaj na mnie na łóżku. – Reece ogłasza pewnym siebie i władczym tonem. Właśnie uruchomił się Reece-Dominant, a ja odkrywam, że kocham ten tryb. Mój brzuch mrowi od nerwów, a ja czuję, że żyję. – Tak, Panie. – mówię, po czym chylę głowę i przechodzę przez pokój w stronę łóżka. Po ściągnięciu jeansów, skarpetek i koszulki, składam wszystko na kupkę i umieszczam na komodzie, pozostawiając na sobie stanik i majtki, pamiętając, że podobało mu się ściąganie ich osobiście ostatnim razem. Delikatne dźwięki muzyki klasycznej zaczynają dochodzić gdzieś z zagłówka łóżka i odwracam się, by zobaczyć jak Reece już tu jest i dostosowuje ustawienia na wbudowanym panelu stereo na ścianie. Siadam na brzegu łóżka i czekam na niego. Oglądając go przechodzącego o wiele za wolno przez pokój to dla mnie oddzielna, specjalna forma tortur. Jest taki przystojny i silny, choć wiem, że podszyte jest to wrażliwością, która szarpie mnie za serce. Przypominam sobie rozmowę z Brielle. Towarzyszy mu smutek, który pragnę odpędzić. Kiedy ściąga swoją koszulę typu Henley nad głową, wreszcie mogę zobaczyć całość jego misternego tatuażu, który ozdabia prawą rękę od barku do nadgarstka. To niesamowita mieszanka tribali, cytatów, chińskich smoków i cierni. Wszystko wykonane jest czarnym tuszem. Nie miałam wcześniej szansy, aby w pełni je przestudiować, ale teraz chcę i to bardzo. Wyglądają tak 108
seksownie, że mam ochotę prześledzić każdy ich centymetr swoim językiem. – Chcesz je zobaczyć? – pyta, uśmiechając się do mnie. – Czy mogę? Wzrusza ramionami. – Pewnie. Chwytając go za nadgarstek, podnoszę jego rękę. On pozwala mi napatrzeć się na nie do syta, odchylając nawet rękę, bym mogła zobaczyć projekty, które owijają się wokół jego napiętego przedramienia i pokaźnego bicepsa. Jest tam między innymi ukryty cytat, napisany kursywą po łacinie.
Veniet dies daemones fugat – Co tu jest napisane? – W luźnym przekładzie oznacza to: "Przyjdzie czas, by odpędzić demony." Och. Jak akuratnie... Ciemne wiry szarości i czerni dekorujące jego skórę okazują się doskonale wyrysowane. Aż szkoda je zakrywać. Kimkolwiek był artysta, który je stworzył, był z pewnością bardzo utalentowany. Te tatuaże idealnie obrazują mroczną część jego duszy. Kiedy o tym myślę, to prawie chce mi się płakać ze swojej bezsilności. Co zrobić, by do niego dotrzeć? Nagle mój wzrok przyciąga kolorowa niespodzianka. Pomiędzy cierniami, liśćmi i tribalami znajduje się mała żywoczerwona róża, jedyny przebłysk koloru na całym tym "płótnie". I to na jego przedramieniu, tuż przy zgięciu łokcia, jakby celowo była umieszczona właśnie w takim wrażliwym miejscu. Podświadomie czuję, że ta róża ma dla niego szczególne znaczenie.
109
– A to? – Wyrażam swoje pytanie pokazując na nią i mając nadzieję, że moja ciekawość zostanie zaspokojona. – To róża, odmiana Scarlet Moss.10 Scarlet to moje drugie imię, ale nie ma mowy, żeby zrobił to dla mnie... a jeśli tak? Moje serce wali, ale zanim mogę powiedzieć coś więcej, moment już minął. Reece pochyla się i chwyta swoją torbę z zabawkami. – Mówiłaś, że tym razem mam się nie powstrzymywać, ale muszę usłyszeć jak to mówisz. Czy jesteś pewna, że tego chcesz? Połykając swoje nerwy, przytakuję. – Powiedz mi. – mówi. – Chcę tego. Patrzy na mnie tak intensywnie, i może to jest nastrój tej chwili, a może to efekt i znaczenie tej pięknej róży wyrytej tuszem na jego ciele, która chciałabym myśleć, że była zrobiona z myślą o mnie. Tak czy siak, chcę go pocałować. Wspomnienia z naszego pierwszego pocałunku przelatują mi przed oczami...
10 http://www.rozarium.org/roze/r-a-mchowa-scarlet-moss/
110
Tego dnia strasznie padało, w zasadzie to lało jak z cebra, a ja ukrywałam się w szopie rodziców, próbując zebrać się na odwagę, aby pobiec wreszcie w stronę domu. Reece przyszedł, aby sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku i pomóc mi wrócić do środka. Sposób, w jaki deszcz przemoczył jego ubrania, sprawiając że przylegały do jego każdej twardej i umięśnionej płaszczyzny ciała, i jego głodne, intensywne spojrzenie, obrazujące wewnętrzną walkę z samym sobą, to było po prostu zbyt wiele. Sekretna siła przyciągania, jaką czuliśmy do siebie nawzajem i z którą walczyliśmy przez całe lato wydawała się skumulować i wybuchnąć właśnie w tamtej chwili... Nie mogę sobie przypomnieć, kto wykonał pierwszy ruch, wiem tylko, że 111
nagle nasze usta były zrośnięte ze sobą, a ciepłe krople deszczu nadal bezlitośnie moczyły nas oboje. Moje palce zacisnęły się na jego zmoczonej koszulce, podczas gdy jego język szukał mojego. I znalazł... Pamiętam kołatanie mojego serca, które i on mógł poczuć, tak ciasno byliśmy złączeni, i to uczucie, gdy wilgoć rozlała się pomiędzy moimi nogami, gdy jego zęby przygryzły moją dolną wargę. Pilnując chyba żebym nie uciekła, lub żeby ta chwila za szybko nie minęła, ujął moją twarz w swoje ogromne dłonie. Jego pocałunek był surowy. Pierwotny. I to wciąż najlepszy pocałunek, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Możemy być teraz innymi ludźmi niż wtedy, ale to nie powstrzymało mnie od pochylenia się ku niemu i umieszczenia dłoni na jego policzku. – Czy mogę cię pocałować? – pytam z nadzieją w głosie. On wypuszcza długi, powolny wydech, ale nie odpowiada. – Połóż się na łóżku. – rozkazuje zamiast tego. Ogarnia mnie uczucie zawodu, ale mimo to robię, co mi nakazał. Opuszki palców Reece'a wodzą po moim brzuchu, biodrach, łydkach, z tak lekkim naciskiem, że to aż łaskocze. Jego palce są tak ciepłe na mojej skórze. Uświadamiam sobie jak doskonale jesteśmy dla siebie nawzajem stworzeni, jego siła kontra moja miękkość. Zasysam oddech, gdy dociera do rozwidlenia pomiędzy moimi udami. – Rozłóż dla mnie nogi. Pokaż mi tę słodką małą cipkę, muszę się na nią napatrzyć. – mówi. Jego słowa są tak bezpośrednie i rażące. Nigdy wcześniej nikt się tak do mnie nie zwracał, ale mój organizm reaguje natychmiast. Moje całe ciało się rozgrzewa, a wilgoć między nogami tylko rośnie. – Przepiękna... – warczy, wodząc kciukiem pomiędzy moimi fałdkami, czując śliskie ciepło, które tworzy się tam tylko dla niego.
112
Rozkładam szerzej
nogi.
Cała
moja
samoświadomość
idzie
w
zapomnienie dzięki słyszalnej wdzięczności w jego głosie i głodowi, jaki znów tak jak kiedyś, jestem w stanie dostrzec w jego oczach. – Mam zamiar ci dziś pokazać, jak być dobrą uległą. Co mi się podoba. Czy chcesz tego? – Tak. – odpowiadam szczerze. Idea zadowolenia go podnieca mnie jeszcze bardziej. Może to sposób w jaki jego wysoka, muskularna sylwetka pochyla się nade mną i kusi obietnicą spełnienia, a może to te seksowne niczym sam grzech tatuaże, ale jestem już przemoczona i podkręcona tak, że nie ma dla mnie odwrotu. Bezwstydna... Ale kogo to niby obchodzi. Kiedy wyciąga długą czarną linę z torby, wystawiam swoje ręce przed siebie, składając nadgarstki ze sobą i patrząc się na niego. – Grzeczna dziewczynka.– mówi, okręcając liną każdy z nadgarstków i związując je ze sobą. Gdy są już unieruchomione, kładzie je wysoko nad głową, aż w pobliżu wezgłowia. – Trzymaj je tutaj. Zanim mogę się zastanowić, co stanie się dalej, on obniża się na łóżko i klęka pomiędzy moimi nogami. – Kurwa, muszę spróbować. Tylko ten jeden raz... – mówi, i zanim mogę się na niego przygotować, jego usta są już na mnie, jego język naciska na moją wrażliwą łechtaczkę. Moje biodra natychmiast podnoszą się z materaca i zaczynam krzyczeć. Chcę wpleść swoje ręce w jego włosy, poczuć ich miękkość między palcami, ale trzymam je wciąż grzecznie nad głową, chcąc być mu posłuszną i przyjąć całą tę przyjemność, którą oferuje. Coś mi mówi, że może to jest jego sposób na zadośćuczynienie za bycie dupkiem ostatnim razem. – Smakujesz tak niesamowicie... – mruczy ustami tuż przy mnie. – 113
Mógłbym jeść tę słodką cipkę godzinami. Tak, proszę! Moje biodra podrygują mimowolnie i we własnym tempie, moje gardłowe jęki stają się coraz głośniejsze i głośniejsze, mój orgazm jest coraz bliżej, gdy nagle on się zatrzymuje. No żesz kurwa... Sfrustrowany jęk opuszcza moje gardło. Mrugam kilkukrotnie, by przywrócić ostrość rozmytemu pożądaniem wzrokowi, próbując skupić się na nim i rozpracować fakt, dlaczego, na miłość boską, on się zatrzymał. – Jeszcze nie, księżniczko. Dopiero się rozkręcamy, a ty nie dojdziesz dzisiaj dopóki nie powiem, że możesz. Biorę głęboki oddech, starając się uspokoić szalejące hormony. – Rozumiem, Panie. Powiedz mi, jak mam cię zadowolić. Wznosi się na kolanach, odpina guzik w dżinsach i wyciąga swojego grubego, ciężkiego fiuta, po czym zaczyna pieścić go swoją prawą dłonią. Boże, ale to jest sexy. Mogę oglądać jak tak robi całą noc, ale po kilku leniwych pociągnięciach, zatrzymuje się. – Chcesz wiedzieć, jak mnie zadowolić? To odwróć się na brzuch i wypnij na mnie ten swój seksowny tyłek. Z przyśpieszonym tętnem, obracam się brzuch, umieszczając moje spętane ręce pod sobą. Leżę z kolanami zgiętymi tak, że mój tyłek jest teraz całkowicie w powietrzu. Powinnam czuć się obnażona i powinno mi być niewygodne, ale gardłowy pomruk ze strony Reece'a mówi mi, że cholernie kocha ten widok. Zawsze wolał pupy od piersi. Wygląda na to, że niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają... – Czy kiedykolwiek wcześniej tego próbowałaś? – pyta. – Nie, Panie. – Nigdy nie byłam zainteresowana. Ale z Reece'em jest 114
inaczej. Jeśli mam tego spróbować, to tylko z nim. Czuję go, ciepło jego szerokiego ciała tuż przy mnie. Jego klatka piersiowa unosi się nad moimi plecami, a jego uda dociskają do mnie, gdy pochyla się nade mną. Drżę, gdy jego miękkie usta dotykają skóry między moimi łopatkami. Boże, jak za nimi tęsknię. Tak bardzo chciałam go dziś pocałować, cholera, nawet go o to poprosiłam, ale zdaje się, że to jedyny rodzaj pocałunku jaki dziś dostanę. Wiedząc to, pozwalam sobie rozsmakować się w rozkosznych dreszczach po kręgosłupie, które teraz wywołuje swoją pieszczotą. – Zamierzam wypieprzyć tę ciasną, dziewiczą dupkę. I być może wtedy pozwolę ci dojść. Czy rozumiesz? – Tak. – popiskuję. Mój stan umysłu minął już pierwotną nerwowość i teraz wskakuje w tryb paniki. Mam zamiar powiedzieć mu, że nie ma mowy, żebym doszła od czegoś takiego, gdy nagle słyszę cichy szum wibracji. Zastanawiając się co się wydarzy, czuję wreszcie palce Reece'a jak zaczynają pocierać moje otwarcie tam i powrotem masując je ciepłym i śliskim smarem. Okeeej. To nawet nie najgorsze... – Oddychaj. Zrób to dla mnie. – szepcze, składając jeden z tych słodkich pocałunków na moim karku, tych, które sprawiają, że czuję się tak wiele rzeczy naraz. Staram się skupić - nie na mężczyźnie, ale na samym akcie, mechanice tego wszystkiego. Może tak uda mi się zdystansować i rozluźnić. Kiedy szeroka główka jego penisa naciska na moje wejście, wciągam powietrze głęboko w płuca. Nie ma mowy, żeby się zmieścił. To coś jest olbrzymie. – Ufasz mi? – pyta zza mnie.
115
– Tak. – Nie ma żadnego wahania z mojej strony i czuję, że to mu się podoba. – Zatem oddychaj i spróbuj się odprężyć dla mnie. Nie zamierzam cię skrzywdzić. Wiem, co robię. Nie chcę myśleć o wszystkich uległych, które były w tej sytuacji przede mną, ale może on ma rację. Jego doświadczenie z kobietami może przynieść mi korzyść w tej konkretnej sytuacji. Jeśli tylko umysł mi na to pozwoli... – Po prostu nie widzę jak to niby ma zadziałać. Ja nigdy... a ty jesteś... – Ciii... – uspokaja mnie kolejnym delikatnym pocałunkiem pomiędzy łopatkami. – Nie ma niczego, czego odrobina cierpliwości i więcej niż odrobina lubrykantu by nie rozwiązała. A jeśli nie, to masz pełny pakiet medyczny, prawda? – Reece śmieje się ze swojego kapiącego od czarnego humoru dowcipu, ale ja cała sztywnieję. – Żartuję, kochanie! Zrelaksuj się. Wiem co robię. Mam zamiar sprawić, że też poczujesz przyjemność, jaka może z tego płynąć. Biorę głęboki oddech i próbuję się zrelaksować. Jego palec wciąż głaszcze mój odbyt, i gdy tylko udaje mi się przyzwyczaić do tej sensacji, Reece umieszcza małą wibrującą zabawkę pomiędzy moimi nogami. Nie mogąc się już kontrolować, zaczynam jęczeć. – Czy to dobre uczucie? – Tak. – Kurwa. To naprawdę dobre uczucie. Pociera zabawką okolice mojej łechtaczki i popycha jeden palec wewnątrz mojego tyłka. Och. To coś nowego, ale jest też bardziej przyjemne niż sobie wyobrażałam, że będzie. Zaczynam poruszać biodrami w przód i w tył, 116
korzystając z pełni podwójnych wrażeń. Wkrótce szeroka główka jego penisa zastępuje palec. Popycha ją do przodu bardzo powoli, pozwalając mi dostosować się do niego. – Kurwa, Macey. – przeklina cicho pod nosem. Mam zamiar zapytać go, co zrobiłam źle, ale wtedy on wślizguje się głębiej. Tracę oddech, a wraz z tym również zdolność mówienia. Wypełnia mnie tak całkowicie; Jestem zdana kompletnie na jego łaskę. Reece chwyta za moje biodra, nabijając mnie na siebie tam i z powrotem, jakbym była tylko naczyniem dla jego przyjemności. Dlatego to, co powie następnie, kompletnie mnie zaskakuje: – Powiedz mi, co jest w tobie takiego, Macey? Sprawiasz, że się w tobie zatracam... – pomrukuje z każdym pchnięciem, trzymając swoją magiczną małą zabawkę nadal dociśniętą do mnie. Nie odpowiadam. Nie mogę, bo nagle zdaję sobie sprawę, jak blisko jest do mojego własnego szczytowania. – Reeeeece! – wypowiadam jego imię z jękiem. – Zaraz dojdę. – Jeszcze nie! – mówi, jego rozkazujący ton najwyraźniej powrócił... Wołam, jęcząc jego imię i praktycznie żebrząc. – Reeece!! Potrzebuję… – Nie kurwa! Jeśli dojdziesz, to będzie to na moim języku. Moje biodra spinają się dziko, a ja staram się jak mogę powstrzymać najmocniejszy orgazm w moim życiu. To niemal bolesne. Gryzę się w wargę, krzyczę, łzy pieką mi oczy, a moja pierś faluje. Gdy tylko wiem już, że nie wytrzymam ani trochę tej zakazanej rozkoszy, zanim nie wybuchnę, Reece usuwa zabawkę spomiędzy moich nóg. Cholernie dziękuję to piekłu, to niebiosom. Potem zatapia się we mnie jeszcze kilkoma krótkimi, nierównymi pchnięciami i jego gruby członek zaczyna pulsować 117
wewnątrz mnie wypełniając mnie jeszcze mocniej. Gdy dochodzi, jego głos zamienia się w niewyraźny szept, a ja nigdy nie słyszałam piękniejszego lub bardziej rozpaczliwego dźwięku. Powoli wysuwa się z mojego ciała. Czuję się zmęczona i zużyta, ale w najbardziej wspaniały sposób. Zwijam się w kulkę, podkurczając pod sobą nogi. Reece podnosi mnie i obraca, kładąc na wznak na łóżku. Jego penis jest nadal twardy i ogromny, i co zaskakujące, nadal stoi na baczność. Z jego tętnem dudniącym mu na szyi i wyeksponowanymi żyłami na obu ramionach, wygląda zarazem seksownie i niebezpieczne. – Pozwól mi cię najpierw rozwiązać. Skupia się na linach okręconych wokół moich nadgarstków i wkrótce jestem wolna. Moje ręce są chłodne i mrowią, gdy chcę rozprostować palce. Reece pochyla się i obejmuje ustami pierś, koncentrując się na sutku i mocno go zasysa. Całe moje ciało jest teraz hiperwrażliwe; Już dłużej nie wytrzymam. Sięgając pomiędzy moimi nogami, wsuwa jeden długi palec we mnie, a moja cipka momentalnie się na nim zaciska. – Tak świetnie się dziś spisałaś, pozwalając mi wypieprzyć cię w dupę i to mimo pierwszego razu. Byłaś naprawdę dzielna i posłuszna. – Przenosi swoje gorące usta z jednej piersi na drugą. – Proszę, muszę teraz dojść... – błagam. – Dobrze. Ale tylko dlatego, że tak ładnie poprosiłaś... – mówi, rozkładając się ponownie pomiędzy moimi rozchylonymi udami. Jego zakręcone usta pożerają mnie, liżąc w rytmie, który szybko doprowadza mnie na skraj. Moje ręce są teraz wolne, wiec wciskam palce w jego włosy, przyciągając go do siebie. Wyjękuję jego imię, gdy zasysa moją łechtaczkę swoimi ustami, niszcząc ostatnie pokłady mojej samokontroli. 118
Podobnie jak w wypadku fali brzegowej, potężny orgazm obmywa mnie, docierając wszędzie z nieokiełznaną mocą. Najpierw zasysa mnie w głąb, żeby zaraz potem wznieść mnie na powierzchnię. Wreszcie, unoszę się na tej fali, kochając to uczucie. Moje ciało wygina się nieprzygotowane na ogrom doznań, moje oddechy stają się szybkie i mocne, aż zaczynam prawie hiperwentylować. Kiedy ostatnie skurcze uspakajają się, leżę na wznak, kompletnie wyczerpana, z piersią falującą z każdym oddechem. To trwa jeszcze kilka chwil, aby minął mój haj wywołany orgazmem, a kiedy tak się dzieje, widzę że Reece wstał już z łóżka i zszarpuje z siebie prezerwatywę, którą nawet nie wiedziałam że założył. Irracjonalne łzy zaczynają mnie piec w oczy. Cholera. Przecież już na wstępie oznajmiłam mu, że pragnę tylko trochę gorących, niezapomnianych wrażeń. Więc dlaczego jego mentalność typu "wskocz-i-wyskocz" tak bardzo mnie teraz dotyka? Naprawdę chcesz tam iść, Macey? Okej, mówisz, masz: Ponieważ dzielimy historię, połączyło nas coś pięknego, tylko po to, by zakończyć się o wiele za szybko. Serio Macey? Nie chcesz się nawet przed sobą przyznać, że jest jeszcze drugie dno? Mrugam szybko powiekami, starając się oddychać głęboko i uspokoić się zanim zrobię z siebie pośmiewisko, dając upust emocjom, które nie powinny mieć miejsca w tego typu scenie. Słyszę plusk strumienia wody. Widocznie Reece myje ręce w sąsiedniej łazience. Kiedy ponownie się pojawia, jest już w pełni ubrany. Wygląda na chłodnego i opanowanego, jakby to co się stało między nami nic nie znaczyło. Jakby ten intymny moment nic dla niego nie znaczył. Odwraca się do mnie z twarzą pozbawioną emocji. – Świetnie się spisałaś. Prawdopodobnie będziesz jutro trochę obolała. Ciepła kąpiel z solami może pomóc. Przytakuję tępo. Po prostu chcę teraz zostać sama i spróbować 119
przetworzyć wszystko, co się właśnie stało między nami. – Mogę tu jeszcze trochę zostać? – Podciągam koc do podbródka, podkulając się w jedną stronę. – Oczywiście, że możesz. Zostań tu tak długo, jak chcesz. Odwracam się, zasłaniając się przed jego wzrokiem. – Czy wszystko w porządku? – pyta. Jest teraz jakaś nuta miękkości w jego głosie. Ze łzami w oczach, spoglądam w górę i napotykam jego zmartwione spojrzenie. – Tak. Nic mi nie jest. – Mój głos jest pewny i stabilny, nawet jeśli moje ciało nadal się trzęsie. Kilka chwil później, drzwi zamykają się za nim cicho, wskazując mi dobitnie, że nawet jeśli kiedykolwiek skradłam kawałek serca temu człowiekowi, to już na pewno nie jest to dla niego teraz problemem. Przeszywa mnie uczucie bólu i zmieszania, przytulam się mocniej do poduszki, zauważając, że jego zapach wciąż się na niej utrzymał. Jak mogłam sobie pomyśleć, że to będzie tylko zabawa i nic więcej, nie mam zielonego pojęcia. Odrzucenie przez Reece'a zabolało mnie bardziej niż oszustwo Tony'ego. Pocieram bolące miejsce na mojej piersi, starając się zrozumieć, skąd do cholery wzięło się to tępe uczucie i dlaczego znów skończyłam porywając się z motyką na słońce. Cholera! Kiedy w końcu znajduję w sobie siłę, by się stąd ruszyć, ubieram się i zbieram do wyjścia, chcąc wydostać się z tego klubu nie ryzykując, że Reece ujrzy mnie ponownie. Nigdy nie byłam dobra w ukrywaniu swoich emocji, więc jestem pewna, że zdradza mnie teraz ponury grymas na twarzy. – Macey? – Kobiecy głos zatrzymuje mnie w pół kroku.
120
Choleracholeracholera!!!! To tyle jeśli chodzi o wymknięcie się stąd niezauważoną... Obracam się o sto osiemdziesiąt stopni, aby zobaczyć Chrissy - jedną z tutejszych pracownic, TĘ Chrissy, ubraną w tę samą czarną bieliznę co ostatnim razem. – He-ej! – odpowiadam z zachrypniętym głosem. – Cześć. Wszystko w porządku? Musiała zauważyć moją nędzną próbę pośpiesznego odwrotu stąd. Rozważam zbycie jej przez oznajmienie, że bardzo mi się spieszy, ale tak samo jak nie chcę się do tego przyznać, to wiem, że ta kobieta może obecnie wiedzieć o Reece'ie więcej niż ja i być dla mnie cennym źródłem informacji. A ponieważ nie mam pojęcia czego tak właściwie z nim doświadczyłam, postanawiam podtrzymać rozmowę chwilę dłużej. Biorąc głęboki oddech, próbuję się uśmiechnąć. – Nic mi nie jest, naprawdę. Jej wzrok skupia się na mojej twarzy. Marszczy swój nos. – Jesteś pewna? Widziałam Reece'a jak wychodził ze swojego pokoju i wyglądał na... zmartwionego. – My tylko... nieważne. To wszystko jest już nieważne... – Nienawidzę jak prawdziwie brzmią te słowa. Przez wszystkie lata kiedy znałam Reece'a, nigdy nie czułam się tak... nieistotna dla niego jak teraz. Nigdy nie pozwolił mi się tak poczuć. Odpędzam z powrotem świeżą falę łez. Chrissy marszczy brwi i ściąga usta w jedną stronę, ale jej twarz zaraz łagodnieje. – Wiesz chyba, że jak chcesz, to możesz ze mną porozmawiać? Dla mnie to nie problem. Pracowałam tu razem z nim przez wiele lat. Lubię myśleć że znam go dość dobrze. Może uda mi się pomóc. 121
– Wiesz może kiedy Reece zrobił sobie ten tatuaż z różą? – pytam.11 Unosi brwi, rozważając nad odpowiedzią. Najwyraźniej nie takiego pytania się spodziewała. – Z tego co wiem to zawsze ją miał... Na pewno odkąd go znam. Zbudował resztę rękawa wokół tego elementu. Zawsze domyślałam się, że to było dla niego coś ważnego, ale wiesz, od zawsze był raczej skrytym typem, i nigdy nie ujawnił mi jego znaczenia. – Hmm, rozumiem... – To sprawia, że jestem bardziej ciekawa rozwiązania tej zagadki niż kiedykolwiek. – Wy dwoje spędzacie ostatnio dużo czasu razem. Czyżby wreszcie zdecydował się na jedną stałą uległą i padło na ciebie? – Nie, to nie tak. Jestem nowa w tym wszystkim, i szczerze mówiąc, to miała być dla mnie tylko odskocznia. Planowaliśmy trzy lekcje, jak dotąd mieliśmy dwie. – Dwie szalenie erotyczne lekcje, które były gorące i z założenia powinny być bardziej niż satysfakcjonujące. Ale zabrakło w nich prawdziwej intymności, a to pozostawiło mnie z uczuciem jeszcze większego zagubienia niż kiedykolwiek. Nieobecny wyraz w jej oczach wiele mówi. To oczywiste, że przypomina sobie teraz jakieś wspomnienie ze sobą i Reece'em w roli głównej. Jakieś niezłe, jeśli lekki uśmiech malujący się na jej krwiścieczerwonych ustach to jakikolwiek wskaźnik. – Czy to wciąż prawda? – pyta nagle. – Co??? – To, że pieprzy się tylko oralnie lub analnie. Przechodzą mnie dreszcze. Ja pierdzielę! To jest... szalone, jeśli w ogóle prawdziwe. 11 "Detektyw Macey na tropie" część druga i chyba ostatnia:P
122
Nienawidzę tego, że zna tyle intymnych szczegółów dotyczących Reece'a - człowieka, który stawał się coraz zimniejszy i bardziej odległy przez te lata kiedy mnie tu nie było. Wzruszam ramionami. – Nie wiem, może... – Mimo, że to jest dokładnie to, z czego składały się nasze dwie pierwsze sesje to coś we mnie nie chce, żeby Chrissy się o tym dowiedziała. Jednak jest jeszcze coś w sposobie, w jaki to powiedziała. Prawie jakby celowo nałożył sobie takie dziwne ograniczenie w seksie. – Dlaczego niby miałby tak robić? Wzdycha. – Zapytałam go o to kiedyś. W moim umyśle, jedynym powodem może być fakt, że nie chce uprawiać seksu, przez który mógłby kogoś zaciążyć. Ciekawa teoria. – Ale mnie wyśmiał i powiedział, że to nie ma z tym nic wspólnego. Chyba to po prostu jego osobiste zboczenie i tyle. Kto wie? – Więc ty i on... – przełykam bolesny guzek w gardle. – Nie, nie bardzo. Nic poważnego w każdym razie. Odegraliśmy parę scen kilka lat temu, ale to było jeszcze zanim stałam się pracownikiem klubu. Prowadzi tu dobrze kręcący się interes i traktuje wszystko bardzo profesjonalnie. Więc musisz mi uwierzyć, że jeśli pragniesz z nim czegoś czegoś prawdziwego, to ja nigdy nie stanę na twojej drodze. Poza tym, on i tak nie widzi mnie w ten sposób. Naprawdę boli mnie wiedza, że potraktował mnie dokładnie tak samo jak zrobiłby z każdą uległą, którą wziął do swych komnat na sesję. Ale ja nie jestem jakąś tam uległą. Nie jestem uległą w ogóle. I mamy historię. Powinniśmy znaczyć dla siebie więcej niż to. Mimo to, nie odbiegł nawet o centymetr od swojej rutyny. Dla mnie. Początkowo sądziłam, że to z powodu jakiejś dziecinnej przysięgi danej 123
Cameronowi. Ale teraz zaczynam widzieć, że to może dlatego, tak jak powiedziała Brie, został zraniony i ma teraz żelazną ścianę wokół serca. A ja nadal chcę dokładnie tego samego co sześć lat temu. Boże, czy ja naprawdę niczego się nie nauczyłam? Pomimo mojej postawy twardej dziewczyny, w środku nadal jestem zakochana po uszy w jeszcze bardziej niedostępnym niż kiedyś najlepszym przyjacielu mojego brata. A niech to!
124
Rozdział dziesiąty
Reece No, i kurwa, zajebiście. Teraz Hale nie odbiera moich telefonów, i jestem bardziej niż pewien, że jest to związane ze sprzeczką o Macey. A ja po prostu chciałem pogratulować mu zaręczyn jak przystało na przyjaciela i zaprosić go z Brielle na kieliszek szampana. Wiedziałem, że planował się oświadczyć, i byłem pewien, że Brielle powie tak, ale prawda jest taka, że nie rozmawiałem z nim od dobrych kilku dni. Ponieważ nie jestem w stanie dotrzeć do niego bezpośrednio, dzwonię do jego sekretarki, by zostawić wiadomość. – Czy dzwoni pan w sprawie dzisiejszych zaręczyn? – pyta, nie pozwalając mi dojść do głosu. – W rzeczy samej. – odpowiadam z niemałą satysfakcją. Pójdę prosto do piekła tak czy siak. W czym może zaszkodzić jeszcze jedno kłamstwo? I to przez niedomówienie? 125
– Dostaję o to telefony przez cały dzień. Ze względu na ograniczenia w ilości osób, przyjęcie zostało przeniesione do Estate Gala Ballroom. – To ta sala w Country Club na North Oaks? – strzelam w ciemno; to najznakomitsze miejsce w całym mieście. – Tak, proszę pana. – potwierdza. – Świetnie, dziękuję. – Rozłączam się, zanim sekretarka zacznie zadawać pytania o moją tożsamość. Poza tym, sam też muszę ochłonąć po tym, czego się właśnie dowiedziałem. Nie mogę nadal uwierzyć, że mój najlepszy przyjaciel nie zaprosił mnie na swoje pieprzone przyjęcie zaręczynowe. Bezczelny sukinsyn. Następny krok jest już o wiele prostszy. Dzwonię do North Oaks i dowiaduję się, że przyjęcie rozpoczyna się o siódmej wieczorem. Chwytam za opakowanie z pralni chemicznej, które zawiera mój jeden jedyny garnitur i rzucam je na łóżko. Zerkając na zegarek, kalkuluję że mam akurat tyle czasu, żeby wziąć szybki prysznic i wybrać odpowiedni prezent zaręczynowy, zanim zacznę przedzierać się przez korki w Chicago, aby pojawić się tam o wyznaczonej godzinie. Gdy już tam docieram, wita mnie uroczy uśmiech Brielle. Po całej tej szopce jest to jakiś pozytywny punkt w tym wszystkim... – Udało ci się! – Przytula mnie mocno. – Hale powiedział, że może ci się nie udać. Kiwam głową i odwzajemniam jej uśmiech. Ten dupek nawet nie pofatygował się wyznać jej prawdy, że celowo wykreślił mnie z listy. – Za nic bym tego nie przegapił. – mówię szczerze i jestem za to nagrodzony kolejnym uśmiechem. Hale pojawia się nagle z tyłu za plecami Brie. Zmieszanie wypisane jest wyraźnie na jego twarzy, kiedy mnie zauważa. – Reece! Jesteś tu, mimo wszystko... – Mówisz to jakbyś był zaskoczony, bracie? – Teraz po prostu się z nim 126
droczę. Należy mu się. – Nie byłem pewny, czy będziesz w stanie oderwać się od swojej działalności w klubie... – odpowiada posępnie. Cała ta rozmowa ma podwójne dno. Obaj wiemy, że mówimy o Macey, ale każdy z nas udaje, że tak nie jest. – Zawsze jestem w stanie. Ale mniejsza o to. To dla was obojga. – Wręczam mu kopertę zawierającą czek na tysiąc dolarów. Nie ma lepszego sposobu, aby Hale poczuł się jak gówno, za to że mnie wykluczył, niż podarowanie mu idealnie bezosobowego prezentu. – Moje gratulacje. Hale zagląda do wnętrza koperty i jego oczy rozszerzają się. – Reece, czy mogę zamienić z tobą słowo na osobności? – pyta, wskazując głową w stronę baru.
Udajemy
się
tam
szybkim
krokiem,
pozostawiając
Brielle
zdezorientowaną, jeśli chodzi o to, co właściwie się tu przed chwilą rozegrało. – Co to ma, kurwa, znaczyć? Starasz się odkupić swoje winy, bo wiesz, że jestem wkurzony na ciebie i Macey?! – pyta, podtykając mi kopertę pod twarz. – To tylko prezent. Zatrzymaj go. Jestem szczęśliwy, że wreszcie znalazłeś kogoś godnego twoich uczuć. To nie ma nic wspólnego ze mną czy z Macey. – To absolutna prawda. Dlatego jego odrzucenie tak kurewsko boli. Barman zbliża się i każdy z nas osobno zamawia drinka, próbując wybadać tę nową, nieprzyjemną sytuację pomiędzy nami. Myślałem, że ta sprawa będzie powoli cichnąć, ale w rzeczywistości jest coraz gorzej. Hale podnosi swojego drinka i kieliszek szampana dla swojej narzeczonej. – Znasz moje stanowisko i to nie od dziś. Myślisz, że nie wiem po co tu przyszedłeś? Nie spieprz tego... – mówi i kieruje się w stronę Brielle, pozostawiając mi przestrzeń na zastanowienie się, co naprawdę tu robię. Wypijam swoją szkocką powoli, badając pomieszczenie. Chryste, naprawdę wszyscy tu są. Jest i Oliver, który rozprawia o czymś intensywnie z... pieprzoną Chrissy!!! Żadne z nich nie puściło pary, że wybierają się na przyjęcie... Jest tu nawet kilku członków klubu - stoją w pobliżu fortepianu, 127
śmiejąc się z jakiegoś soczystego dowcipu. Wygląda na to, że całe miasto zostało zaproszone na uroczystość. Wszyscy, tylko nie ja. Gdy wreszcie mój wzrok odnajduje Macey, to czuję się, jakby całe powietrze zostało wyssane z pomieszczenia. Mój oddech przyśpiesza, a ręce świerzbią, by jej dotknąć. Wygląda tak smakowicie, że mam ochotę przelecieć ją tu, na barze, na oczach wszystkich. Kieruje się w moją stronę, jeszcze mnie nie dostrzegając. I nic dziwnego. Jej wzrok skupiony jest na podłodze, podczas gdy jej palce bawią się pustym kieliszkiem po szampanie. Kroczy powoli, nie zważając na gwar i podniosłą atmosferę, a jej oczy mają przygnębiony wyraz, jakby była pogrążona we własnych myślach. Jej włosy skręcone są w modny węzeł na karku, a sukienka w głębokim odcieniu śliwki opada luźno aż do podłogi. I nie ma ramiączek. Wybrała ją chyba specjalnie po to, żeby się ze mną droczyć. Ale jej paznokcie nadal pomalowane są na czarno. To, plus jej głęboki smutek przyćmiewa dla mnie resztę. Nienawidzę, że część tej iskry, którą zawsze miała w sobie, wydaje się wymykać. Chęć wycałowania jej ust, szyi i klatki piersiowej uderza we mnie, ale muszę ją w sobie zdusić. Macey wygląda dziś naprawdę niesamowicie. Nie widziałem jej od czasu, gdy opuściłem ją po naszej scenie, a teraz uderza mnie znowu, jak wspaniała naprawdę jest z tą swoją subtelną i całkowicie naturalną urodą. Ale pozostanie z nią wtedy nie było dla nas opcją. Mimo to, dręczy mnie myśl, że nie mogłem zapewnić jej ukojenia, nie mogłem być tym, który przygotuje jej ciepłą kąpiel i wetrze szampon w jej włosy. Ale wiedziałem też, że nic dobrego nie wynikłoby z takiej bliskości, dlatego właśnie zmusiłem się do wyjścia. – Witaj. – mówię do niej, kiedy wreszcie jest wystarczająco blisko, a jej głowa natychmiast się obraca. – Och, Reece! – wykrzykuje, ale pozostaje dokładnie w miejscu gdzie się zatrzymała, jakby bała się podejść bliżej albo jakbym nagle zamienił się w niebezpieczne i nieprzewidywalne zwierzę. 128
– Cześć... – Tyle jeśli chodzi o elokwentny i intrygujący początek rozmowy. Ta kobieta zmienia mnie w jaskiniowca zdolnego jedynie do tępych, monosylabicznych wypowiedzi. Próbowałem oczyścić głowę z obrazów jej rąk związanych
moimi
linami,
soczystych
zaokrągleń
wystających
z
jej
koronkowego biustonosza, i wyrazu jej twarzy, kiedy starała się powstrzymywać swój orgazm. Sprawiła się przy tym wspaniale, i cholera, wewnątrz niej znalazłem doskonałość. A teraz, stojąc na tyle blisko, że wyczuwam jej słodki zapach, wiem że walczę na straconej pozycji. Macey pozwala sobie na głęboki wydech. – Nie sądziłam, że przyjdziesz. – Nie dziwię się. Nie zostałem nawet zaproszony. Jej brwi ściągają się. – Poważnie? – Zawsze jestem poważny. – mówiąc to, wypijam kolejny łyk szkockiej. – W takim razie nie jestem jedyną osobą, która ma dziś coś do ciebie – mówi z przekonaniem, prostując się jednocześnie. – Jesteś na mnie zła? – To dla mnie zupełna nowość.12 – Jesteś samolubnym dupkiem i idiotą! Chrissy powiedziała mi o twoim zboczeniu. Zrobiło mi się strasznie głupio. Myślałam, że nasza historia znaczy dla ciebie coś więcej... Wiesz co? Nieważne, nie chcę robić sceny w tak ważnym dniu dla mojego brata! – Moim zboczeniu? – Teraz nie mam już kompletnie pojęcia o co jej chodzi. Macey obniża głos. – Że pieprzysz się tylko w usta albo w tyłek! – Jej teatralny szept jest oskarżycielski w swoim tonie. Patrzy na mnie tak, jakby ta informacja ją obrzydzała, albo jakby czuła do mnie żal. Ale co niby mam jej powiedzieć? – Trzymam się tej zasady od dłuższego czasu, to prawda. – To tylko jedna z taktyk, które stosuję, aby upewnić się, że nie przepadnę dla jakiejś kobiety. 12 Przypominają mi się z "Gry o tron" słowa Ygritte: "Nie wiesz nic, Johnie Snow":P
129
Bez dzielenia łóżka, zero intymności, zero seksu. Przynajmniej nie w tradycyjnym sensie. Nienawidzę sposobu, w jakim jej zaniepokojone spojrzenie skupia się na mnie, jakby starała się rozwiązać zagadkę. – A co? Myślałaś, że będę się z tobą kochać? Niestety, kochanie, nie jestem już tym facetem. To co jest teraz, to prawdziwy ja. Bierzesz mnie takim albo żadnym. – Pffft!!! Wybieram to drugie. Powodzenia! – Z tym sarkastycznym pożegnaniem, unosi podbródek i zostawia mnie. Jej wysokie obcasy klikają po podłodze, podczas gdy jej długie, zgrabne nogi prowadzą ją w stronę wyjścia. Kurwa. Dlaczego czuję się, jakby mnie ktoś uderzył prosto w klatę? Wybucha we mnie niezrozumiała dla mnie wściekłość, i nagle mam ochotę w coś przyłożyć. Kończę szybko swojego drinka i planuję jak najszybciej się stąd ewakuować, gdy zbliża się Oliver. – Jak się mają sprawy pomiędzy tobą a Macey? – pyta, usadzając się na stołku obok mnie. Uśmieszek na jego przystojnej twarzy wskazuje, że zna już odpowiedź na to pytanie. – Po prostu cholernie wspaniale! – kłamię, choć słabo mi to wychodzi. Poza tym, nie mógłbym teraz zetrzeć grymasu z mojej twarzy, nawet gdybym próbował. – Sarkazm. Kolejny mechanizm obronny? Naprawdę? Kogo chcesz oszukać? Zwężam na niego oczy. – Ostrożnie! Nasłuchałem się już dziś wieczorem gówna zarówno od Hale’a, jak i od Macey. Czy aby na pewno chcesz się się do tego dokładać? Gdy barman podchodzi, Oliver jak gdyby nigdy nic zamawia piwo, i już wiem, że ta rozmowa jest daleka od zakończenia. Gdy barman oddala się, jego nozdrza się rozszerzają, a żyła u podstawy szyi napina się. – Teraz słuchaj! Po raz pierwszy w swoim cholernym życiu, posłuchaj co mam ci do powiedzenia. Oliver był jednym z tych ludzi, którzy nigdy nie zwracają się do nikogo 130
szorstkim tonem, a już nigdy do mnie. Nie mam pojęcia co się właśnie dzieje. – Co ja niby, do cholery, mogłem zrobić, żeby nawet ciebie dziś zdenerwować? – Nagle przychodzi mi do głowy pomysł i uśmiecham się pobłażliwie. – Nawet mi nie mów, że jesteś nadal wkurzony na to, że wyrzuciłem cię z tej sceny z Macey? – Oczywiście, że nie! Boże, czy ty siebie słyszysz?! – Kładzie gwałtownie kufel na blacie i odwraca się do mnie twarzą. Jego wzrok przykuwa mój i przybiera poważny wyraz twarzy. – Reece, znamy się już dobrych kilka lat. Przez ten czas, słyszałem przeróżne plotki na twój temat, nawet takie, które traktowały o tym, że zabiłeś kiedyś człowieka i takie o scenach z tobą i zwierzętami. Obserwowałem jak brałeś wiele dziewczyn do swojego prywatnego pokoju. Czasami po kilka naraz. I jakoś przez cały ten czas nigdy, ani razu nie poprosiłeś mnie o pomoc. I wtedy nagle to zrobiłeś, i wiedziałem, że z Macey to było coś innego. Tylko dzięki temu. Ale widziałem też sposób w jaki na nią patrzyłeś i jak ją potraktowałeś. To nie była dla ciebie żadna gra. Dotykałeś jej, jakby jej skóra powinna być czczona, jakby jej ciało było dla ciebie najcenniejszą rzeczą. No i wyglądało na to, że chcesz mnie zabić, gdy ten jeden raz jej dotknąłem. Ta dziewczyna coś dla ciebie znaczy. Nie staraj się temu zaprzeczyć. – Znaczyła. Dawno, dawno temu. Już nie. Poza tym, jej pieprzony braciszek Hale. nigdy by na to nie pozwolił, więc to nie ma znaczenia. – Coś mi mówi, że jeśli po prostu by mnie nie zabił, to najprawdopodobniej moja przyjaźń z nim i tak byłaby skończona. – Wiem, że każdy chce cię widzieć jako tego dominującego właściciela prężnie działającej firmy i takiego, który ma wszystko pod kontrolą. I jesteś tym i tym, bez wątpienia. Ale wszystko co ja widzę, to człowieka uciekającego od swojej przeszłości. Mam ochotę nakrzyczeć na niego; wygarnąć mu, że się myli, albo zwyczajnie skopać mu tyłek. Ale kurwa, to jest Oliver. To praktycznie terapeuta. 131
No cóż, terapeuta od seksu, ale co tam. Ten facet zna się na tym. To dlatego pracuje właśnie dla mnie. To dlatego lista oczekujących na niego nowych klientów jest rozpisana na sześć miesięcy do przodu. – Walcz o nią. Idź za nią, porozmawiaj z nią. Przyznaj się przed samym sobą, ile jest dla ciebie warta. – Tak, ale czy to jest warte mojej przyjaźni z Hale’em? Patrzy na mnie i widzę rosnący dla mnie żal w jego oczach. – Jeśli ona jest tego warta, to nawet Hale powinien to zrozumieć. Czuję się tak, jakby ktoś nadepnął mi na klatkę piersiową. Trudno mi oddychać, a jeszcze trudniej widzieć wyraźnie. – Pójdę już. – Nie wiem tylko gdzie; Wiem tylko, że muszę zrzucić ten garnitur i krawat, który zdaje się, że chce mnie udusić. Podczas jazdy taksówką do domu, mój umysł wiruje. Rozważam napisanie do Macey, żeby sprawdzić co u niej, aby pomogła mi zrozumieć, co właściwie zrobiłem źle. Twierdziła że chce tylko zabawy, i wydawało mi się, że to właśnie jej dałem... Potem jednak zdaję sobie sprawę, że wysłanie sms'a to byłoby strasznie cipkowate posunięcie. Muszę do niej zadzwonić. Usłyszeć jej głos. Już prawie przekierowuje mnie na pocztę głosową, gdy w końcu odbiera. – Czego chcesz, Reece?! Jestem zmęczona. To był długi dzień. – Chciałem tylko sprawdzić co u ciebie. Jesteś w domu? – Tak. Leżę w łóżku z torbą popcornu z mikrofalówki i planuję wreszcie obejrzeć "Krąg". Chyba wszyscy oprócz mnie już go widzieli... – Czy wciąż jesteś na mnie zła? – pytam, wstrzymując oddech. Nie wyglądała na złą na przyjęciu. Ale z drugiej strony, zaraz potem wygarnęła mi co o mnie myśli i uciekła zaraz po naszej rozmowie. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że nie wiem absolutnie nic o kobietach. – Raczej rozczarowana. Zagubiona. – Wnioskuję z tego, że nie będzie już trzeciej lekcji? 132
– Nie. – Jej ton jest ostateczny. Coś głęboko we mnie pęka. Nie jestem już w stanie stwierdzić, czy to przez rozczarowanie czy przez ulgę, że to już koniec. – Macey... Przykro mi. – Nie, to moja wina. Nie wiem, dlaczego sądziłam, że moglibyśmy zacząć tam, gdzie kiedyś skończyliśmy. Miałeś rację. Nie jesteś już tym facetem. Słysząc jak mówi te słowa, mały kawałek mojego czarnego serca pęka na pół. To w końcu tego chciałem, to to, na co usilnie pracowałem odkąd odeszła. Teraz jednak wydaje się, że zablokowałem uczucia tak skutecznie, że nie jestem nawet w stanie dać jej tego, czego potrzebuje. Nawet jeśli ja potrzebuję dokładnie tego samego. – Dobranoc, Macey. Miłego oglądania... – Żegnaj, Reece.
133
Rozdział jedenasty
Reece W stanie ciągłej irytacji uderzam na siłownię. Będąc już na bieżni nie oszczędzam na niczym, popychając się do granic. Moje ramiona zaczynają drgać, a płuca gwałtownie rozciągają się i kurczą w potrzebie zaczerpnięcia tlenu. Głośna, agresywna muzyka płynie do moich uszu. Walczyłem ze sobą przez trzy dni. Niewiele spałem, niewiele jadłem i nie poczułem jakiejkolwiek chęci, żeby zabrać którąś z uległych do mojego pokoju zabaw. Po co? Ten pokój i tak jest już dla mnie skalany... Przez cały czas jestem w beznadziejnym nastroju i nie mam pojęcia co z tym faktem zrobić. Po naciśnięciu przycisku "INCLINE", zaczynam poruszać się jeszcze szybciej by wznieść się na to wyimaginowane zbocze i jednocześnie uciec od potępiających myśli tworzonych przez mój własny, zdradziecki umysł. Słowa Olivera z przyjęcia zaręczynowego odzywają sie raz po raz w mojej głowie. 134
Pokonany ton głosu Macey. Gniew Hale'a... Cholera, nawet pieprzona Chrissy posyłała mi zabójcze spojrzenia tej nocy, gdy Macey uciekła z Crave. Nienawidzę jak ludzie wytykają mi słabości; może to Dominant we mnie nie lubi tego najbardziej. Z drugiej strony, może to jednak przychodzi wraz z byciem mężczyzną. To my powinniśmy być tą silniejszą stroną. By móc chronić i dbać o to co jest nasze. Tyle, że Macey nie jest moja. W zasadzie to teraz nie chce już w ogóle mieć do czynienia z człowiekiem, którym się stałem, co pierwszy raz zapala czerwoną lampkę w mojej głowie. Przez cały ten czas, moim celem było udowodnienie sobie, że jestem w stanie oddać się cielesnym przyjemnościom z dziewczyną z przeszłości, która kiedyś mnie prawie dosłownie wypatroszyła i nadal pozostać sobą. W końcu jednak muszę przyznać, że osiągnięcie tego celu dało mi zero przyjemności. No dobra, to nie do końca prawda.... Zobaczenie Macey nagiej i spętanej, na kolanach w moim prywatnym pokoju było zajebiste i niepowtarzalne. Ale spieprzyłem to. Chroniłem tylko siebie, tego żałosnego zranionego chłopaka sprzed sześciu lat. Oliver miał rację. Kurwa. Prawdziwy Dominant nie powinien kłaść nacisku na swoje potrzeby. Powinien stawiać dobro i satysfakcję partnerki przed swoją własną. A ja nigdy nie zrobiłem tego dla Macey. Wprost przeciwnie. Byłem tak przejęty że mogę zostać znów zraniony, że zamknąłem się całkowicie. Miała rację— potraktowałem ją jak każdą inną uległą, tyle że gorzej. 13 Uderzam w przycisk "STOP" i zeskakuję z bieżni, walcząc o oddech. Łapię za ręcznik i ścieram całą cholerną wilgoć z mojej szyi. Przed oczami miga mi błękit jej oczu i czerń jej długich paznokci. Macey zdaje się być wszędzie. Wypalona w moim umyśle na wieczność. Spoglądając w dół na krwiostoczerwoną różę na moim ramieniu, 13
Hossaaaaaaaaannnnnaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!! :D:D:D Eureka :D http://www.uproarcomics.co.uk/blog/wp-content/uploads/2014/04/hallelujah-gif.gif
135
podejmuję dawno odwlekaną decyzję. Wiem, co muszę zrobić. Chwytam za telefon i wybieram numer do Hale'a. – Hej stary, chciałem przeprosić, możemy pogadać? – mówię na jednym oddechu. Przynajmniej odebrał. To jakiś początek. Mam nadzieję. – Nie teraz. – Jego ton jest szorstki. Chce, żebym się przed nim czołgał, i cholera, zrobię to. Chętnie. – Już ci mówiłem, dzwonię, żeby cię przeprosić, stary. Chcę się z tobą spotkać i porozmawiać o— – Reece! Przestań... Chodzi o Nanę. Jest w szpitalu. Jesteśmy z nią na oddziale intensywnej opieki od dwóch dni... – Jego głos się załamuje i już nie kończy. Nie musi. Nana jest jak druga matka dla niego i Macey. Ostatek rodziny, która im została. – Który szpital? Już tam jadę.
Biegnąc szpitalnym korytarzem, niemal wpadam na zostawiony tam wózek inwalidzki. Chciałbym zwolnić, ale nie jestem w stanie. Hamuję jedynie na tyle, by odczytać na planie, że oddział intensywnej opieki znajduje się na szóstym piętrze. Wciskając przycisk windy kilkukrotnie, jakby to miało w czymś pomóc, przenoszę środek ciężkości z nogi na nogę, zastanawiając się czy schodami nie byłoby szybciej. W końcu, winda nadjeżdża i zabiera mnie na szóste piętro. Dla rodzin osób przebywających na OIOM-ie jest oddzielna poczekalnia. To bardzo dobrze się składa, bo w momencie gdy podchodzę do głównej recepcji, uświadamiam
136
sobie, że nie znam ani prawdziwego nazwiska ani nawet imienia Nany14. Co za wstyd. Ktoś jednak wskazuje mi kierunek i idąc za wskazówką podążam o wiele za cichym korytarzem i wchodzę do poczekalni położonej na jego końcu. Tam odnajduję Macey, samą jedną, skuloną na plastikowym krześle. – Naleśniczku? Podnosi głowę z oparcia. Jej oczy są całe przekrwione i mokre od łez. Wygląda strasznie, aż coś się we mnie się zaciska. – Co ty tu robisz? – pyta, patrząc na mnie. Pokonuję pokój trzema długimi krokami i podnoszę ją w swoje ramiona. Dociskam ją do siebie, aż jej nogi zaczynają się lekko kołysać. Przez chwilę myślę, że będzie się mi opierać, ale zamiast tego opada w moje ramiona, zakopując twarz w zgięciu mojej szyi i pozwala mi, bym ją objął. To uczucie jak żadne inne, jak to wszystko czego brakowało mi przez te sześć lat. Ale w tej chwili nie chcę się nad tym dłużej zastanawiać. – Co z nią? – pytam. Macey pociąga nosem i podnosi swoją głowę z miejsca na mojej koszulce, które zdążyła już zaznaczyć swoimi łzami. – Ma już osiemdziesiąt lat. Przygotowują nas na najgorsze. – Chryste. – Jest gorzej niż myślałem. – Powiedzieli wam co dokładnie się stało? Przytakuje. – Twierdzą, że to udar mózgu. W tej chwili leży w śpiączce farmakologicznej, podczas gdy zespół stara się ocenić zniszczenia wywołane przez udar. – Tak mi przykro, słońce. – Znów ją przytulam, a jej ciepłe ciało dopasowuje się do mojego. Wydaje z siebie cichy pomruk zadowolenia. – Byłaś już tam u niej? – Tak, i Reece też, było tam tak wiele różnych maszyn i plastikowych rur, że zrobiło mi się słabo. To straszne widzieć ją w takim stanie. 14
Dla tych co nie czytali pierwszej części - Nanette:) Nazwisko nie było podane.
137
– Jestem tutaj. Damy radę. – Usadawiam się ostrożnie z nią na krześle, nadal trzymając jej dłoń. – Dlaczego w ogóle jesteś tu sama? Gdybym wiedział... – Cameron poszedł z Brie na stację naprzeciwko po kolejną kawę. Nie potrafi siedzieć tu bezczynnie. – Rozumiem. Macey i ja staramy poruszać jedynie tak niezobowiązujące tematy jak pogoda czy jej nowe mieszkanie. Opowiada mi jak przebiegła jej rozmowa o pracę w lokalnej stacji z wiadomościami, a potem zdradza mi niezręczne okoliczności ich pierwszego przyjazdu do szpitala. Pracownicy szpitala może i chcieli dobrze nie pozwalając Hale'owi i Macey zobaczyć się z Naną. Może i mają tę zasadę typu tylko-najbliższa-rodzina. Ale nie wiedzieli, że nie wchodzi się pomiędzy samca alfa i jego babcię. No to już wiedzą. Hale tak wszystko i wszystkich poustawiał, że teraz pielęgniarki same do niego przychodzą przekazać mu najświeższe informacje o stanie zdrowia i poświęcają Nanie tyle uwagi, ile to jest możliwe. Dzięki Bogu. Ja tylko osobiście cieszę się, że obeszło się bez rozlewu krwi... A teraz po prostu siedzę tu i słucham co Macey ma do powiedzenia. Musi się wygadać. Czuję, że ją to uspokaja. Siedzenie w ciszy, gdy otrzymujesz przykre wiadomości, sprawia tylko, że twój umysł rozprawia nad możliwymi scenariuszami, z czego większość to te negatywne. Hale i Brielle pojawiają się wkrótce z parującymi, papierowymi kubkami w rękach. Jeden z nich proponują Macey, ale ta odmawia. Opada na mnie z powrotem, opierając głowę na moim ramieniu. Hale posyła mi spojrzenie, ale nic nie mówi. Bycie tu z Macey, dbanie o nią w ten sposób, to wszystko przywraca setki wspomnień. Oglądanie jak mruży oczy, by nie pozwolić łzom spłynąć po policzkach, by sprawiać wrażenie silnej, przypomina mi moment nie tak dawno temu, gdy ona i Hale dostali ten okropny telefon, którego nikt nigdy nie 138
powinien dostać. Byłem tam przy tym jak się załamała i byłem tam, gdy cierpiała. A gdy wiele tygodni później jej łzy wreszcie wyschły, byłem już kompletnie przyzwyczajony, a może nawet uzależniony od trzymania jej w swoich ramionach, do bycia tym, który ukoi jej lęki i powie jej, że wszystko będzie dobrze. Teraz gdy tak myślę, to było zupełnie naturalne, że nasz związek właśnie wtedy przerodził się w coś głębszego... Wtedy właśnie zdaję sobie sprawę, że wszyscy w trójkę siedzą w tym małym pokoiku od dwóch dni. Dopiero teraz zauważam pomięte ubrania i ciemne kręgi pod oczami. Momentalnie zwracam się do Macey z pytaniem. – Jadłaś coś? Spałaś choć trochę? Marszczy brwi, co dla mnie jest wystarczającą odpowiedzią. – Myślę, że potrzebujesz trochę snu, w prawdziwym łóżku i może czegoś lekkiego do zjedzenia. To sprawi, że poczujesz się lepiej. No chodź. – Wstaję na nogi i podaję jej rękę. – Pozwól, że wezmę cię do domu... – Nie! Nie mogę opuścić Nany! – Tylko na kilka godzin, a później przywiozę cię tu z powrotem. Hale spogląda na mnie i w pół sekundy odbywamy rozmowę bez słów. Do odwołania odkładamy nasz spór na boczny tor, bo teraz chodzi o to, co jest najlepsze dla Macey. Hale zmusza ją by na niego popatrzyła i próbuje ją zachęcić. – Pozwól Reece'owi zabrać się do domu, Mace. Tylko po to, by wskoczyć pod prysznic i chwilę odpocząć. Wzdycha, ale sztywno mu przytakuje i przyjmuje wreszcie moją dłoń. – Okej. Nagle rozumiem czemu już z tym nie walczę i czemu to wszystko przychodzi mi tak naturalnie. Bo tego potrzebowała ode mnie przez ten cały czas. Abym przejął kontrolę i dał jej to, czego potrzebuje. Więc czemu wcześniej nie chciałem dać jej nic? Ten cholerny, kłujący ból znów odzywa się w mojej piersi. Całą drogę powrotną do jej mieszkania pokonujemy w ciszy. Macey 139
wygląda tylko przez okno, widocznie zmartwiona. Mam ochotę jej dotknąć, chociażby ścisnąć jej kolano, ale zwalczam ten instynkt. Mogłaby to źle zinterpretować. I tak dojeżdżamy do jej bloku. Po tym jak wychodzi spod prysznica bez pytania biorę ją znów na ręce i układam na jej widocznie niepościelonym łóżku, po czym owijam ją miękkim, białym kocem. Wydaje ciche westchnienie. – Ale obiecujesz, że obudzisz mnie za kilka godzin i zawieziesz z powrotem? Jej wzrok napotyka mój i już wiem, że znowu pokłada we mnie swoje zaufanie, podczas gdy ja, nic tylko zawodziłem ją te kilka razy, gdy byliśmy razem. – Oczywiście, że tak. Zamyka oczy i obraca się na bok, tuląc dużą poduszkę do piersi. Przyglądam się jej przez chwilę, nienawidząc tego jak bardzo ją zawiodłem. Powiedziała, że nie jest na mnie zła, tylko mną zawiedziona, a to jeszcze gorzej. Nie chcę być dla niej źródłem rozczarowań. Już i tak ma moc problemów: nie ma pracy, ma za to zdradzającego byłego, zazdrosnego brata i chorą babcię. Nie chcę przysparzać dodatkowego stresu w jej życiu. Po prostu chcę tu być. Dla niej. Z nią. Udaję się do jej salonu i zapadam w kanapę. Opieram głowę u wezgłowia sofy i zaczynam rozmyślać. Z każdą mijającą minutą, zdaję sobie sprawę, jak bardzo potrzebuję jej w moim życiu. Tak naprawdę. Bez tego całego gówna typu Dom - uległa, bez zgrywania macho, żeby chronić swoje serce. Pragnę tylko jej. I zawsze pragnąłem. Macey jest tą dziewczyną, o której nigdy nie udało mi się zapomnieć. A uwierzcie mi, próbowałem. Przez lata starałem się oczyścić swój umysł ze wspomnień o tej słodkiej i czułej dziewczynie, o jej wdzięku i iskrze. Poszukiwałem nowych towarzyszek, żeby zastąpić te wspomnienia nowymi, brudnymi. Najwyraźniej ani trochę to nie poskutkowało, bo nadal pragnę jej tak samo jak wcześniej. A może i bardziej. 140
Ale ona myśli teraz, że jestem kompletnym złamasem, więc co mogę zrobić?
Podczas gdy Macey spała, ja przymierzyłem się do zrobienia tych bananowych naleśników, które kiedyś zwykła dla mnie robić. Skończyło się to jednak na misce pełnej podejrzanie grudkowatej substancji i kilku "spaleńcach", które wylądowały w koszu, zanim się jeszcze obudziła. Nie umiem gotować, teraz wiem to już na pewno. Wracam do szkockiej i M&M'sów... A po drugie, to jest to zdecydowanie trudniejsze niż to, co pokazują w telewizji. Jedno wielkie oszustwo... Trudno! Do czasu gdy słyszę poruszenie w jej pokoju, na ladzie jest już gotowe zamówienie odebrane dosłownie minutę temu. Mam nadzieję, że doceni chociaż moje dobre chęci. Macey wkracza nieśmiałym krokiem do kuchni, powodując skrzypienie w drewnianej podłodze. – Pachnie nieźle... – Jej oczy momentalnie lądują na białym kartonowym pudełku z pizzą. Następnie wodzi spojrzeniem po meblach i w końcu zaczyna intensywnie wypatrywać czegoś przez okno. Wygląda na to, że woli popatrzeć w którąkolwiek stronę, byle nie na mnie. Kurwa, ciekawe czy z czasem ta niezręczność pomiędzy nami minie? Jeden krok i jestem przy niej. – Mam nadzieję, że nadal lubisz szynkę i ananasa. Przytakuje. Na policzku ma nadal odgniecenia od poduszki, a jej długie włosy upięte są w luźny kok ale nadal wygląda wspaniale. To jej naturalne piękno w pełnej krasie. Zawsze mnie to w niej pociągało. – A tu jest sałatka jakbyś miała ochotę. – Chwytam za plastikową torbę 141
na ladzie i wyjmuję z niej dwie sałatki i aż osiem różnych butelek z sosami. Nie byłem pewny jaki lubi. – Dzięki, ale w zasadzie to nie cierpię sałatek. – Uśmiecha się cierpko. Wtedy wreszcie jej wzrok pada na mnie, gdy odwracam się do niej z wszystkimi butelkami z sosami w ramionach i ustami rozdziawionymi z zaskoczenia. Obydwoje wybuchamy śmiechem. Od tego momentu atmosfera znacząco się poprawia i oboje się relaksujemy. – Ja też! – Odkładam pojemniki z sałatką na bok i chwytam dwa talerze, podczas gdy Macey otwiera pudełko z pizzą i nakłada nam po kawałku. Jemy siedząc razem w jej salonie i oglądamy jeden z tych dziwnych japońskich teleturniejów na jej kablówce. Human Tetris. Ludzie układający się w przeróżne pozy, by zmieścić sie w dziurę w styropianowym bloku, który leci bezpośrednio na nich.15 Hmmm... Dochodzę do wniosku, że tego właśnie potrzebuje teraz Macey - porcji bezmyślnej, ale zabawnej rozrywki, by zająć jej myśli. Podśmiewujemy się chwilę z zawodników, ale oprócz tego posiłek przebiega w ciszy. Sprawy pomiędzy nami nadal są napięte, a teraz zdecydowanie nie jest czas na dyskusje na ten temat. Jej myśli są teraz przy Nanie i wcale się temu nie dziwię. Po posiłku zawożę ją z powrotem do szpitala. Zastajemy Hale'a i Brielle, którzy właśnie opuszczają jej pokój, i już z daleka jestem w stanie zobaczyć łzy w oczach Brie. Biorę Macey za rękę i przytrzymuję ją z troską, jakbym był w stanie uchronić ją przed tymi złymi wieściami, które za chwilę prawdopodobnie usłyszy. – Co się stało? – pytam, gdy się zbliżamy. Wymieniają między sobą szczęśliwe spojrzenie. – Obudziła się! I już nawet rozmawia. Lekarze stwierdzili, że zniszczenia są minimalne i wybudzili ją. Macey praktycznie opada na mnie w przypływie ulgi. – Dzięki Bogu! Czy 15
https://www.youtube.com/watch?v=zL4HSk4MUUw :)
142
mogę ją zobaczyć? Hale przytakuje. – Tak. Ale tylko na kilka minut. Nadal potrzebuje odpoczynku. Zakładając, że to chwila wyłącznie dla rodziny, już mam zamiar puścić rękę Macey, gdy ta zaciąga mnie ze sobą siłą do sali. To dla mnie znak, że może coś jeszcze dla niej znaczę, że może nadal potrzebuje mnie w swoim życiu. A może boi się po prostu przechodzić przez to sama... Nie widziałem Nany od dłuższego czasu, jak tak myślę to może i nawet od zeszłego Bożego Narodzenia. Dała mi wtedy takie pomarańczowe, kosmate coś, co okazało się być najbrzydszym swetrem na świecie. Ale gdy tylko ją teraz ujrzałem, kolana dosłownie mi zmiękły. Jej normalnie złocistobrązowa skóra jest teraz szara i blada, a różnorakie rury i kable łączą ją ze zdecydowanie za wieloma szpitalnymi sprzętami. Ciche brzęczenie urządzeń i pikanie w tle nie tworzą kojącej atmosfery. Wprost przeciwnie. Moja ręka zaciska się na dłoni Macey. – Nano... – mówi łamiącym się głosem. – Chodź do mnie, moje dziecko... – Nana szepcze cichutko. Śmiertelnie silny zacisk dłoni Macey oznacza, że bezdyskusyjnie muszę z nią podejść do łóżka Nany. Macey i Nana trzymają się za ręce i stoimy w ciszy, podczas gdy te dwie kobiety porozumiewają się bez słów. Każda z nich ma łzy w oczach. To bardzo znacząca i intymna chwila, a ja nie mam pojęcia co tam robię i co mogę powiedzieć. Nic nie przychodzi mi do głowy, więc po prostu stoję. – Przestraszyłaś mnie! – mówi Macey. Głos się jej łamie i łzy błyszczą w jej oczach. Nana marszczy brwi. – Nigdzie się nie wybieram. Ci lekarze sprawiają tylko, że wszyscy martwią się na zapas. Konowały... Macey uśmiecha się i pochyla, by pocałować ją w czoło. – No wiesz co! Mam nadzieję, że nigdzie się jeszcze nie wybierasz! 143
Następnie oczy Nany lądują na mnie i aż cały drętwieję. Czuję, że potrafi mnie przejrzeć, wyczytać moje intencje jak z otwartej księgi. Opanowuje mnie nagle strach i chciałbym w tym momencie schować tego zdeprawowanego człowieka, którym sie stałem przed jej przenikliwym wzrokiem. Wtedy jednak delikatny uśmiech kształtuje się na jej twarzy. – Zawsze wiedziałam, że wy dwoje skończycie razem. Macey otwiera usta, żeby to sprostować, ale uciszam ją mocnym i znaczącym ściśnięciem ręki. – Zawsze będę tu dla Macey. – mówię dobitnie i z przekonaniem. Macey spogląda na mnie zaciekawionym wzrokiem. Łzy znowu zaczynają spływać jej po twarzy i nie jestem w stanie powiedzieć czy to z emocji spowodowanych spotkaniem z babcią czy przeze mnie. Ostatnim razem gdy się widzieliśmy, pokłóciliśmy się na przyjęciu zaręczynowym Hale'a i patrzyła na mnie zdegustowana, dowiedziawszy się o moim zboczeniu. Użyłem jej ciała w przeróżny, wyuzdany sposób, by potem zostawiać ją nagą i samotną z plątaniną uczuć i myśli. Nie jestem z siebie dumny i chociaż wiem, że tą deklaracją nie naprawię błędów z przeszłości, to mam nadzieję, że to chociaż jakiś nowy początek. Splatam jej palce ze swoimi, nie mając już ochoty wypuszczać.
144
Rozdział dwunasty
Macey
To co Reece dla mnie zrobił było bardzo słodkie — przyjazd do szpitala, dotrzymywanie mi towarzystwa, słuchanie moich nonsensów, pocieszanie mnie samą swoją obecnością i upieranie się, bym pojechała do domu i odpoczęła, a w końcu stanie u mojego boku, gdy wchodziłam do pokoju Nany. Był przy mnie kiedy tego potrzebowałam, ale nie mogę mylić tych aktów troski z tym, czym to nie jest. Dałam mu szansę, a on pokazał mi, kim teraz naprawdę jest. Nienawidzę tego jak uszkodzonym jest teraz mężczyzną, niemogącym utrzymać normalnego, opartego na prawdziwych emocjach, związku z kobietą. Chrissy i Brielle próbowały mnie ostrzec. Ale uparta część mnie, ta co zrobi coś zanim pomyśli, chciała trochę rozpustnej zabawy. Szkoda, że nic z tego nie wyszło. 145
Ale to wszystko już nieważne, bo mam wiele innych pozytywnych spraw zmierzających w dobrą stronę. Po niedawnym dole i całkowitym fakapie w moim życiu, teraz zdaje się, że to szczęścia chodzą parami. Wczoraj zaczęłam pracę w kanale z wiadomościami i szefowa sprawia wrażenie konkretnej i pomocnej, a Nana dochodzi do siebie szybciej niż przewidywali lekarze. Skąd więc ta czarna chmura, która zdaje się podążać za mną od tygodnia? Porywam torebkę i kluczyki i udaję się w stronę drzwi. Spotykam się z Brielle na drinka, by poświętować dziś wieczorem. Powiedziała, że chce mi pogratulować nowej pracy. Jeśli to oznacza darmowe margarity, to nie potrzebuję uroczystego zaproszenia. Poza tym, może odrobina lub dwie alkoholu ukoją ten ból, który czuję za każdym razem, gdy pomyślę o Reece’ie. Gdy docieram do małej meksykańskiej restauracyjki, Brielle już siedzi na wysokim stołku przy barze, więc zmierzam prosto w jej stronę. Barman wyczuwając chętną klientkę momentalnie się zbliża. – Dwie brzoskwiniowe margarity, miłe panie? – pyta się. – Oni mnie tu rozumieją bez słów! Bratnie dusze, na bank! – uśmiecham się do niego i przytakuję. Brielle chichocze i dopowiada: – Tak, plus dwie porcje czipsów i salsy, proszę. Barman się oddala, a ja usadawiam się przy Brie. Momentalnie się rozluźniam. Dobrze się czuję w jej obecności i cieszę się że zaczynamy budować coś, co będzie kiedyś moją pierwszą normalną przyjaźnią. – Jak tam drugi dzień w nowej pracy? – pyta. – Było naprawdę świetnie. Zaczyna mi się tam podobać. Dobra, uczciwa szefowa i jak do tej pory całkiem dobre zlecenia. Marszczy brwi. – To dlaczego wyglądasz na taką pokonaną? – Nie, nie zamierzam o tym dzisiaj rozmawiać. Dzisiaj chodzi o dobrą zabawę. Poplotkujemy o tobie i moim bracie, planach weselnych i przyszłych małych Hale’ach i Brielle’ach. 146
Ona tylko się uśmiecha i klepie mnie po ręce. – Nie pobieramy się wcześniej niż w następne lato. Chcemy, żeby to nie było nic dużego, więc czasu na zaplanowanie wszystkiego mamy aż nadto, a dzieci to są już w ogóle daleko w przyszłości. Słuchaj, wiem, że do czegoś doszło pomiędzy tobą i Reece’em, i wiedz że jestem tu gdybyś chciała o tym porozmawiać. – Dzięki. Nie zrozum mnie źle, naprawdę to doceniam. Ale nie jestem pewna czy chcę do tego wracać i to roztrząsać. Rany są jeszcze świeże... Kelner przynosi nam dwie margarity i kosz chipsów z salsą, więc ja, nie chcąc marnować czasu, od razu wyciągam rękę po swoją szklankę. Kręcąc słomką w lodowatym drinku, nie mogę powstrzymać swoich myśli przed rozmyślaniem o Reece — o jego silnych, muskularnych ramionach, pokrytych tatuażami, i o bólu w jego spojrzeniu ilekroć patrzył mi w oczy. Wygląda to tak, jakby próbował powstrzymywać siebie od mojej osoby, tak jakby celowo zdystansował się od czucia czegoś do mnie. Dlaczego miałby to robić? Przecież to nie jest tak, że byłby we mnie nadal zakochany po tych wszystkich latach.16 No chyba, że... nadal żywi do mnie jakieś uczucia, tak jak ja do niego. Nie. To szalone. To tylko pobożne życzenia z mojej strony. Podpowiada mi to ta sama naiwna, romantyczna część mojej duszy, ta która podpowiadała mi, że ten zasraniec Tony to materiał na chłopaka. Tylko dlatego, że chciałabym żeby to była prawda, nie znaczy, że tak w istocie jest. Potrząsając mocno głową, by otrząsnąć się z natrętnych myśli, słowa nagle zaczynają lecieć potokiem z moich ust: – Nic z tego nie rozumiem, Brie. Myślałam, że to między nami to będzie coś lekkiego, niezobowiązującego, i da nam obojgu satysfakcję, a wyszło zupełnie na opak. Jestem bardziej niż załamana, jestem zdruzgotana. Jak mogło do tego dojść? – Wiem, wiem, kochanie. Reece to naprawdę skomplikowany i uparty 16 Dingdingdingdingding!!!
147
mężczyzna. Hale zresztą też taki był... A teraz kłócą się ze sobą od pewnego czasu i mam już tego dość. Coś mi w tym wszystkim nie pasuje. – Nie powinni już być skłóceni. Myślałam, że Hale będzie zadowolony, że wszystko pomiędzy mną a Reecem jest skończone. Hale’owi na pewno przejdzie, jeśli już nie przeszło.... Brielle przygryza koniec swojej słomki. – Nie wydaje mi się. Reece dzwonił ostatniej nocy i spotyka się z Hale’em dziś wieczorem by pogadać. – O czym? – O tobie. To nie ma żadnego sensu. Reece i ja to już przeszłość. – O czym tu niby jeszcze rozmawiać? Wzrusza ramionami. – Czemu po prostu nie przyjdziesz do nas i nie dowiesz się z pierwszej ręki? – Nie powinnam tego robić. Jak myślisz? Brielle uśmiecha się szelmowsko. – Posłuchaj, wiesz dobrze, że obaj ci mężczyźni twierdzą, że lubią uległe kobiety. Ale ja wiem, że to czego tak naprawdę pragną to kobiety z iskrą. Trochę wdzięku, trochę ognia, trochę podobnych upodobań. To właśnie sprawia, że czują się jak duzi, groźni samce alfa - odrobina starań z ich strony, nie wszystko podane na tacy. Nie ma powodu, dla którego nie powinnaś dziś przyjść ze mną i skonfrontować się z nim. Nie możesz i nigdy nie powinnaś wtapiać się w tło. To nie ty. – W takim razie potrzebuję zdecydowanie więcej tego czegoś. – Pociągam kolejny łyk swojej margarity, podczas gdy Brielle daje znać barmanowi, że będziemy zamawiać kolejną rundę drinków.
148
Rozdział trzynasty
Reece Przez ostatnie trzy poranki z rzędu budzę się z ręką schowaną pod kołdrą, waląc konia i marząc o byciu zakopanym głęboko w mojej słodkiej Macey. Może tego właśnie potrzebuję - spotkać się z nią jeszcze raz sam na sam, zrobić co trzeba i pozbyć się tej chorej fiksacji raz na zawsze? To naprostowałoby wiele spraw. Z drugiej jednak strony jakaś część mnie podpowiada mi, że sam siebie okłamuję, bo jestem tylko małym, żałosnym tchórzem. – Reece? – Oliver wtyka głowę do mojego biura, odciągając mnie od moich myśli. – Tak? – Spoglądam w górę tak szybko, że aż mi coś gruchnęło w karku. Nie gadałem z nim od tygodnia, a już na pewno nie od czasu przyjęcia zaręczynowego, kiedy to wytknął mi to i owo. – Są tu dwie nowe uległe — gorące jak cholera — i pytają o nikogo innego tylko o Reece’a Jacksona. Jak ty to robisz, stary? Rozdajesz ulotki ze swoim adresem czy co? Chcesz żebym zadzwonił na górę i kazał przygotować twój pokój pod trójkącik? Normalnie wizja dwóch pięknych kobiet czekających tylko na to, by mi 149
ulec sprawiała, że od razu mi twardniał, ale teraz? Mógłbym być równie dobrze martwy, tyle mnie to obchodzi. – Nie. Jestem zajęty. Oczy Olivera prawie wychodzą z orbit. – Zbyt zajęty, żeby zdominować cipkę albo i dwie? To coś nowego! – mówiąc to, wybucha śmiechem. – To nie tak. Kiedy skończę z robotą tutaj, planuję pójść do Hale’a. Muszę oczyścić atmosferę pomiędzy nami. Albo sobie to w końcu wytłumaczymy, albo pójdziemy na pięści. Tak czy siak, muszę to zrobić. – A co z Macey? – Oliver przybiera fałszywy uśmiech i krzyżuje ręce na piersi. Zmęczony jego uprzykrzaniem w tym temacie, zaczynam masować się po czole. – Co z nią? – Nie zamierzasz chyba nadal na serio udawać, że nie jesteś w niej zakochany? Ten ból jakby ktoś dźgał mnie sztyletem w pierś wraca. – Przejdź wreszcie do sedna! – odszczekuję. – Ech... Jak grochem o ścianę... Musisz powiedzieć Hale’owi co do niej czujesz, ot co. – Idź już lepiej i zajmij się naszymi gośćmi, Oliver! – Spoglądam z powrotem na ekran laptopa udając, że coś robię i ignorując go, aż kątem oka widzę, że wreszcie wyszedł. Ciekawski skurczysyn. Gdyby tylko nie miał racji...
– Gdzie zgubiłeś Brielle? – pytam Hale'a, podziwiając widoki z ich nowego apartamentu na trzydziestym piętrze w środku miasta. Poniżej, światła 150
ulic pobłyskują jak ozdoby na choince, częściowo odbijając się też w ciemnych wodach jeziora Michigan. A w środku pomieszczenia? Widzę zarówno rękę Brie jak i Hale'a w tej ze smakiem udekorowanej przestrzeni. – Wyszła gdzieś jakiś czas temu z moją siostrą. Babski wieczór czy coś takiego. – Hmph... – Chciałeś pogadać o czymś konkretnym, Reece? – Hale podchodzi i staje razem ze mną przy tworzących jedną ze ścian imponujących oknach od sufitu do podłogi, i podaje mi drinka. Biorę duży łyk. Alkohol przepala mi gardło, gdy go pochłaniam, by nabrać odwagi przed zwróceniem się do mojego przyjaciela. – Chciałem przyjść i wyjaśnić sprawy między nami. Wiem, że nie chciałeś, żebym zadawał się z Macey, ale jeśli jeszcze pamiętasz, to ja zwróciłem się do ciebie z tym pierwszy. A potem wszystko wzięło w łeb. A finał? Nie zaproszenie mnie na swoje przyjęcie zaręczynowe było słabe, tyle powiem. Hale wypuszcza ciężkie westchnienie. – Wiem, i chcę żebyś wiedział, że zaraz po tym poczułem się jak gówno. A w dodatku ten twój prezent... był bardziej niż hojny. Jeszcze raz ci dziękuję. – Tu nie chodzi o prezent. Chcę tylko wiedzieć, że między nami wszystko będzie takie jak kiedyś. – Usiądź... – Hale zmierza w stronę skórzanej sofy, a ja siadam na krześle naprzeciwko niego. Dopiero gdy oboje już wygodnie siedzimy, wypuszcza długie westchnienie. – Chcę, żebyś mnie dobrze zrozumiał. Macey to moja jedyna rodzina. Kiedy nasi rodzice umarli, to mnie odmieniło. Musiałem szybko dorosnąć, a pod wieloma aspektami nie byłem na to jeszcze gotowy. Nawet jeśli nie miałem wystarczająco dużo lat, by stać się legalnym opiekunem Macey, to tak się właśnie czułem. Byłem za nią odpowiedzialny. Za jej edukację, jej dobre samopoczucie, za to z kim się spotykała — musiałem o tym wszystkim wiedzieć i nad tym panować. Ale w tamtych czasach i tak spędzała większość czasu ze 151
mną albo z tobą, więc nigdy nie musiałem się o nią martwić. Wiedziałem, że zaopiekujesz się nią, jakby była twoją rodzoną siostrą. Coś wewnątrz mnie zaciska się i opanowuje mnie niemiłe uczucie. Nigdy nie postrzegałem Macey w ten sposób. Moje zamiary zawsze były grzeszne. Czując się gorzej niż wcześniej, ponownie skupiam się na słowach Hale’a. – Ale to było kiedyś. A ty byłeś wtedy inny. I nie chodzi tu o twoje zainteresowanie BDSM które potęgowało się w tobie przez te ostatnie lata; byłeś po prostu innym człowiekiem. Więcej się śmiałeś, byłeś łagodniejszy, więcej ryzykowałeś. Żyłeś tak jak my, z dnia na dzień. Lubiłem spędzać z tobą czas. Teraz jesteś ponury, masz gwałtowny temperament, i, jeśli plotki są prawdziwe, to szukasz tylko weekendowej gierki z bezimienną dziewczyną, którą weźmiesz do pokoju zabaw i będziesz robił Bóg wie co. I jeszcze ta maska beztroski, którą myślisz, że kogoś nabierzesz. Proszę cię... Dotąd nic na ten temat nie mówiłem przez wzgląd na naszą przyjaźń. Ale teraz muszę. Chcę czegoś więcej dla mojej siostry. Mam nadzieję, że to rozumiesz. – Oczywiście, że to rozumiem. Wiem, że chcesz wszystkiego co najlepsze dla Macey. – Ale ja też. Uśmiecha się do mnie smutno. – Zmieniłeś się. Stałeś się zagubionym, złamanym człowiekiem. – Najpierw Oliver, a teraz ty... – Pomrukuję pod nosem. Mam dość ludzi patrzących na mnie jak na porzuconego szczeniaka, którego trzeba odratować. – Oliver? – Brwi Hale’a podnoszą się. – A nic, wypomniał mi ostatnio coś podobnego i tyle. Nawet pomimo tego, że staram się udawać luz przy Hale’u, słowa Olivera wciąż pobrzmiewają w mojej głowie. Jesteś w niej zakochany. To świdrujące i duszące uczucie w piersi wraca. Chyba powinienem pójść z tym do doktora. Albo muszę po prostu spojrzeć prawdzie w oczy. Macey może już na zawsze stać się “tą, która uciekła mi sprzed nosa”, no chyba, że wreszcie coś z tym zrobię. Dziś wieczorem. 152
Hale obserwuje mnie z poważnym wyrazem na twarzy. – Chcę chyba przez to wszystko powiedzieć, że chciałbym tego, co najlepsze dla Macey. To nic osobistego. Tak, jesteś moim przyjacielem, ale nie, nie uważam, że jesteś w stanie zagwarantować jej wszystko, na co zasługuje. Jego zarzuty trafiają tam gdzie najbardziej boli i nie mogę się oprzeć, by się nie odgryźć. – A pytałeś może Macey czego ona chce? Na co myśli że zasługuje w życiu? Nie chcesz by była szczęśliwa? Czy w ogóle spytałeś ją, czemu przyszła wtedy do Crave? Pochyla swoją głowę w moim kierunku i zwęża oczy. Przez chwilę mierzymy się w ten sposób spojrzeniem. Żaden z nas nie odzywa się ani nawet nie mruga, a atmosfera pomiędzy nami staje się coraz bardziej napięta. – Po prostu nie chcę, by ktoś ją zranił. – mówi w końcu już łagodniejszym tonem. Ma rację. Zalewa mnie niespodziewane poczucie winy. Nagle wszystkie te lata trzymania w tajemnicy przed moim przyjacielem czegoś tak wielkiego zaczynam
odczuwać
jako
coś
złego.
Nie,
jeszcze
gorzej.
Oszukańczego. Grzesznego. – Słuchaj, jest coś, o czym muszę ci wreszcie powiedzieć... – Moje tętno się podnosi, a serce zaczyna się obijać boleśnie o żebra. Hale wychyla się do przodu, przysłuchując się uważnie. – Macey i ja... lata temu... – Zawstydzony, posyłam mu błagalne spojrzenie. – Cholera, tylko mnie nie bij, okej? – Wyduś to z siebie, Reece. Biorę głęboki wdech po czym bardzo powoli go uwalniam. – Kochałem ją... wtedy. – Cholera... – Przeczesuje nerwowo włosy ręką i odchyla się do tyłu w stronę oparcia. – Nie tego się spodziewałem. Wiedziałem, że byliście wtedy ze sobą blisko, ale — – Jego oczy rozszerzają się w nagłej realizacji, po czym znów szybko się zwężają, gdy spogląda z powrotem na mnie. – Czekaj, kochałeś 153
ją jak siostrę, czy bardziej? – Bardziej. – O wiele bardziej. Wypowiedzenie tego jednego małego słowa znosi ciężar z mojej piersi, ciężar, który nosiłem ze sobą latami. Jest tyle rzeczy, które chciałbym mu powiedzieć, by ulżyć wreszcie mojemu sumieniu. Chciałbym mu wreszcie powiedzieć jak mocno, głęboko i szaleńczo byłem zakochany w Macey, że pragnąłem być jej pierwszym kochankiem, ale oparłem się z szacunku do naszej przyjaźni. I między innymi dlatego, że nie zrobiłem z nią nic czego naprawdę pragnąłem. Byłem załamany, gdy jesienią odjechała na studia. A potem zwróciłem się w stronę BDSM, by ulżyć sobie w bólu po jej stracie. – A teraz?! – Hale wpatruje się we mnie dogłębnie, jakby starał się połączyć wszystko w całość. Zanim mogę odpowiedzieć, frontowe drzwi się otwierają i fala kobiecego śmiechu rozlewa się po mieszkaniu, podczas gdy Brielle i Macey wkraczają do apartamentu. Spojrzenie Macey dryfuje w moją stronę i gdy styka się z moim, jej uśmiech momentalnie blednie. To boli mnie bardziej niż prawy sierpowy, którego
oczekiwałem
wcześniej ze strony Hale’a. Brielle uśmiecha się do nas obojga i przemierza pokój, pochylając się, by pocałować Hale’a w usta. – Mmmm... Smakujesz jak brzoskwinie... – mruczy Hale. – Zachowuj się! Mamy gości... – Brielle udaje, że go strofuje, ale posyła mu jednocześnie oczko. – Czy spędziłyście miło czas, moje panie? – pyta je Hale. Macey siada na krześle naprzeciwko mnie i wystarczy jej fizyczna bliskość, by serce biło mi szybciej. Z drugiej strony, zawsze tak było. Ma na mnie wpływ na jakimś biologicznym poziomie, którego nigdy nie byłem w stanie wyjaśnić. – Tak. I to jak! – odpowiada radośnie Macey. 154
– Macey dostała nową pracę i właśnie to świętowałyśmy. – Brielle dodaje. – Moje gratulacje! – Dziękuję. – Macey napotyka mój wzrok, po czym opuszcza podbródek w stronę podłogi, jak gdyby opuściła ją cała odwaga. Spoglądam na Brielle, która obserwuje nas i cieszy się, jakby oglądała telenowelę na żywo. Brakuje jej jedynie popcornu. – Brie, pokaż mi w końcu ten ogromny kawał świecącej skały. – Sięgam w stronę jej dłoni, zawstydzony, że nie poprosiłem o to na przyjęciu. Brielle kładzie swoją dłoń w mojej. Połyskuje na niej piękny, przycięty w okrąg diament, który wygląda wprost idealnie na jej palcu. Wyszczerzam zęby w na wpół ironicznym, na wpół szczerym uśmiechu. – Skurczybyk ma dobry gust. – Dziękuję. – Uśmiecha się i całuje mnie w policzek. – Hale? Dołączysz do mnie w kuchni na minutkę? – Byłoby niegrzecznie opuszczać naszych gości... – zaczyna powoli, podczas gdy jego spojrzenie skacze od Macey do mnie i z powrotem. To dla mnie jasne, że stara się teraz rozgryźć co nas łączyło, a co działo się do tej pory tuż pod jego nosem. Bomba, którą przed chwilą zrzuciłem tylko pogorszyła jego samopoczucie. – A odkąd to niby jestem gościem? – wtrąca się zadziornie Macey. Wraca do niej powoli ta iskra, którą niedawno straciła. – Hale, kochanie. Potrzebuję cię tu, teraz... – Brielle wypowiada to ostatnie słowo bardzo znaczącym tonem. Na te słowa Hale posłusznie wstaje i udaje się z nią do kuchni po przeciwnej stronie salonu. – Haale, kochanieee, potrzebuję cię tu teraaaz... Pfff... dupa a nie Dom... – Przedrzeźniam głos Brie, pomrukując pod nosem. Macey dławi się śmiechem, polepszając na chwilę atmosferę w pokoju. Ale już za moment widzę jak mruży oczy i patrzy na mnie podejrzliwie. – Co ty 155
tu robisz, Reece? – pyta tak jakby się domyślała, że przed chwilą obnażyłem swoją duszę przed Hale'em. A przynajmniej próbowałem... – Przyszedłem tu z zamiarem powiedzenia Hale’owi czego chcę i nie zamierzam stąd wyjść, dopóki tego nie zrozumie. Marszczy nos próbując zrozumieć do czego między nami doszło. – I co? Pogodziliście się? – Tak myślę. Spoglądam w stronę kuchni i widzę że Hale nas obserwuje, bacznie przyglądając się moim interakcjom z Macey. Część mnie nadal nie może uwierzyć, że zdobyłem się na odwagę i przyszedłem się z nim zmierzyć. Nie miałem szansy powiedzieć mu wszystkiego co zamierzałem, ale wiem, że tak się stanie. Zrobię to tak by było dobrze. Te ostatnie tygodnie naprawdę otworzyły mi oczy. I to dzięki ludziom w moim życiu, którzy zmusili mnie bym spojrzał w lustrze krytycznie na samego siebie i zobaczył wreszcie jakim człowiekiem się stałem. – Posłuchaj, Macey, jest kilka rzeczy, za które chciałem cię przeprosić. – Czyżby? No to zamieniam się w słuch. – odpowiada, składając ręce na udach. Kurwa, od czego by tu zacząć? Żałuję, że nie pocałowałem jej na żadnej z naszych sesji. Żałuję tego jak ostro ją potraktowałem. Ale najbardziej ze wszystkiego, żałuję że pozwoliłem jej odejść sześć lat temu. Jeśli tylko da mi kolejną szansę, a będę się o to modlił, to pragnę rozłożyć ją na moim łóżku, bez lin i zabawek. Tylko przyjemność i intymność, której skrycie pożądałem przez te sześć lat. Muszę pożegnać się z mężczyzną, którym dotąd byłem, bo jeśli zamierzamy to zrobić, to nie będzie już odwrotu. – Kochałem cię wtedy, lata temu. Wiedziałaś o tym, prawda? Nigdy nie powiedziałem tego na głos, ale…— – Tak, wiedziałam... – Jej głos cichnie, a oczy wilgotnieją od budujących 156
się łez. – A to, że odeszłaś po prostu mnie zniszczyło... Momentalnie marszczy brwi. – Co?!! Przecież to ty pomagałeś mi wypełniać te wszystkie pieprzone aplikacje na studia! Praktycznie wypchnąłeś mnie z gniazda! I to z większą determinacją niż ja i Hale razem wzięci... – Wiem! Wiem... I wiedz, że zrobiłbym to jeszcze raz w mgnieniu oka, bo zawsze byłaś przeznaczona do większych rzeczy. Nie zamierzałem być tym dupkiem, który tylko by cię powstrzymywał przed osiągnięciem tego, co sobie wymarzyłaś. – Taaa. I wtedy okazałam się prawdziwą „kobietą sukcesu”... – mówi cicho i bardziej do siebie niż do mnie. – Co ty mówisz Macey?! Nie pozwól, żeby jeden nieudany związek i praca w jednej, podupadającej stacyjce zdefiniowały cię na całe życie. Uciekłaś stamtąd i dobrze. A teraz zobacz, jak szybko wychodzisz po tym wszystkim na prostą. – W sumie... – odpowiada, nadal bez przekonania. – Wróćmy do tematu, dobrze? To, za co naprawdę chciałem cię dziś przeprosić, to za nasze lekcje. Przeraziłaś mnie. Wparadowałaś do mojego klubu, taka wyluzowana i pewna siebie, wiedząc dokładnie czego chcesz. Założyłem się sam ze sobą, że nic do ciebie z powrotem nie poczuję. Próbowałem traktować cię jak każdą inną uległą, nawet kiedy było oczywistym, że nią nie jesteś. – Zgadza się, nie nadaję się na uległą. To był wyjątkowo głupi pomysł. Jak mogłam myśleć, że mogę nie zaangażować się uczuciowo – z tobą??? A jeszcze głupsze było to, że myślałam, że jestem w stanie odegrać rolę kobiety, której pragniesz. – Jesteś jedynym rodzajem kobiety, której pragnę. Wszystko inne — klub, zabawki — to wszystko miało stanowić skuteczną dystrakcję. W tamtym czasie potrzebowałem tego jak powietrza. 157
– Co chcesz przez to powiedzieć, Reece? Jeśli tylko wystarczająco mi teraz zaufa, to wyrzucam wszystkie te bezduszne akcesoria BDSM, których używałem jako podpory. I nie będzie to na pokaz, a dlatego, że naprawdę tego chcę. Nie będziemy potrzebować szarf na oczy czy kajdanek, bo chcę żeby mnie widziała i dotykała. Trochę mnie to przeraża, ale tego właśnie chcę. A jeśli kiedyś zapragnie jakiś zabawek w sypialni, to razem pójdziemy je kupić. – Wyjdziesz ze mną na balkon? – Chcę uciec od ciekawskich uszu Hale'a i Brielle, bo stoją niecałe sześć metrów od nas. Macey podnosi się z krzesła, a ja chwytam za pled zawieszony na oparciu sofy i owijam nim jej ramiona. Wtula się w koc i podąża za mną na balkon. Zamykam za nami szklane drzwi i wreszcie mogę w spokoju poprzebywać z Macey, która stoi teraz przy barierce i podziwia niesamowitą panoramę miasta. Przez chwilę po prostu nasłuchujemy odgłosów miasta. Szumu ruchu ulicznego. Dźwięku syreny policyjnej cichnącej w oddali. Podmuchu wiatru który wzburza włosy na jej głowie. Jest styczeń i jesteśmy w Chicago, a to oznacza ledwie zero stopni na zewnątrz. Wydychane przez nas powietrze zderzając się z chłodem tworzy chmurki pary. Chcę przyciągnąć ją w swoje ramiona i przytrzymać jej drobną sylwetkę przy mojej, ale wiem, że przez swoje zachowanie straciłem ten przywilej. – Chciałbym cię przeprosić za to, jak cię potraktowałem. Nie powinienem zostawiać cię samej po naszych sesjach. Mam jednak nadzieję, że rozumiesz dlaczego musiałem stamtąd uciec. Nie potrafiłem oddzielić uczuć od seksu. Odwraca twarz w moją stronę, a jej wielkie niebieskie oczy błyszczą w poświacie księżyca. – Ja też nie. To dlatego nie zgodziłam się na trzecią lekcję. Nie mogłabym tego dokończyć nie przepadając już kompletnie. – Tak? A ja już przepadłem... – mówię cicho, a moje usta w jakiś sposób znajdują się niebezpiecznie blisko jej. 158
– Co chcesz przez to powiedzieć? – czuję ciepło jej oddechu na swoich ustach. Zaraz zwariuję. – Może i powiedziałaś nie tak dawno temu, że chodzi ci tylko o seks, ale wkrótce dostaniesz o wiele więcej. Bo jeśli to teraz zrobimy, to nie będzie już odwrotu. – Reece?! – Pragnę prawdziwej szansy z tobą, Macey. Chcę powiedzieć Hale'owi o wszystkim. Chcę ci zadośćuczynić za to, że nie było mnie przy tobie przez te sześć lat, i jeśli będę musiał, to będę o ciebie walczył. Bo chcę cię chronić, wielbić, mieć cię całą tylko dla siebie... – Słowa dosłownie wylewają się ze mnie, i gdy już padają w eter, przeszywa mnie fala paniki. Macey milczy i mijają długie, bolesne sekundy. Wreszcie, pochyla się i to, co mówi jest dla mnie najlepszą niespodzianką, jaką mogłem dostać. – A czy ty... to znaczy my... ...czekaj, nie, skreśl to... jeśli się zdecyduję, to czy będziesz się ze mną kochać? Jej usta ledwie stykają się z moimi i muszę wykorzystać całą moją siłę woli, by nie pochłonąć jej ust i dosłownie nie wypieprzyć ich swoim językiem. Przypomnienie sobie, że gdzieś tam niedaleko czyha Hale zdaje się być lepsze niż największy kubeł zimnej wody. Ale nie na długo, dlatego musimy się stąd zmyć... Wydaję z siebie przeciągłe westchnienie i drapiąc sie po podbródku udaję zadumę. Reece sprzed sześciu lat wychodzi z jaskini i chce się pobawić. – Czy będę się z tobą kochać pytasz? Hmm... pomyślmy... nie. – A gdy widzę, że wyraz jej twarzy momentalnie się zmienia, kończę z żartami na dobre. – Okej, okej, posłuchaj Macey, to nie tak! W tym momencie nie pragnę niczego więcej niż zakopać się aż po jajka w twoim słodkim ciele. Ale mogę być też delikatny. Fantazjowałem na twój temat w każdy możliwy sposób. Więc jeśli będziesz chciała wolno, to dam ci wolno. Będziesz chciała szybko... chyba rozumiesz do czego zmierzam? Chcę się z tobą kochać i pieprzyć na przemian godzinami. 159
Dniami. Miesiącami. Latami... – Latami? – Nieśmiało się uśmiecha. – Moje ciało może trochę zaprotestować. – Wtedy uśmierzę każdy twój ból, ukoję każdy dyskomfort. Bo będziesz moja. Łzy podchodzą jej do oczu i próbuje je przegonić mrugając powiekami. – Hej, hej, co się dzieje? – szepczę. – Nie zrozumiesz... Tak długo na to czekałam. O tej wersji ciebie marzyłam przez te sześć lat. Tak bardzo za tobą tęskniłam. Ogarnie mnie nieopisana ulga, a moje serce czuje, jakby ktoś je wreszcie poskładał do kupy. – Już tu jestem. – Myślałam że cię straciłam... – szepcze do mnie z powrotem. – Wróciłem. Dzięki tobie. – Owijam ją szczelniej kocem i składam pocałunek na jej czole. – Macey... Czy mogę zabrać cię do domu? – Tak, proszę. Wchodzimy do środka i dołączamy do Hale'a i Brielle w kuchni. Cały czas trzymam ją za rękę. Ten gest przynależności nie pozostaje niezauważony. Hale reaguje odpowiednio, patrząc na mnie wilkiem i wręcz z lekką nutą pogardy. Wiem, że muszę udowodnić mu, że się nadaję, i zamierzam to zrobić. Nieważne ile to potrwa. Ale najpierw, są ważniejsze sprawy do załatwienia. – Zabieram Macey do domu. – mówię zdecydowanym głosem. Macey tuli Brielle, po czym chce się pożegnać z bratem. Hale posyła mi jednak cały czas zabójcze spojrzenia. – Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – pyta się celowo zwracając się tylko do niej i ignorując mnie kompletnie. – Och, skończ już z tym, Cameron. Ja przebaczyłam Reece'owi. I ty też powinieneś. Usłyszenie o tym, że mi przebaczyła działa na mnie jak zastrzyk adrenaliny. – Tym razem będzie inaczej. Zamierzam to naprawić. – mówię 160
dobitnie, patrząc mu prosto w oczy. Nie mam pojęcia co to dokładnie oznacza i co leży przed nami, ale wiem, że nie mogę już tego ciągnąć będąc nadal tym chłodnym skurwysynem, którym byłem. – Nie spieprz tego... – mówi stanowczym tonem głosu, dociskając Brielle jeszcze mocniej do swojego boku. – Nigdy w życiu. – Chwytam Macey za dłoń, po czym udajemy do wyjścia. Czuję jakbyśmy kroczyli właśnie w naszą przyszłość i uderza mnie powaga tej chwili. Po tym jak pomagam jej wsiąść do samochodu i włączam ogrzewanie, przez moment siedzimy w ciszy, i żadne z nas nie chce jej przerwać pierwsze. Nie mam żadnych oczekiwań co do dzisiejszego wieczoru, bo jestem przekonany, że najpierw powinienem odbudować jej zaufanie. Nie jestem pewien co będzie się na to składać, ale póki co wymyśliłem: zabieranie jej na prawdziwe randki, róże bez żadnego powodu, odręcznie pisane liściki wyliczające rzeczy, które w niej kocham. No i czas. Mnóstwo, mnóstwo czasu. Czas na to, by udowodnić, że planuję coś długotrwałego, i że nie zostawię jej, ani jej ponownie nie odrzucę. Wrzucam silnik na bieg, po czym zdaję sobie sprawę, że nie wiem nawet jak dotrzeć do jej mieszkania. – Powtórzysz mi swój nowy adres? Odwraca się do mnie ze złowieszczym spojrzeniem w oczach. – Hmmm... Myślałam bardziej o tym, żeby może wrócić do ciebie. – Naprawdę? Chcesz pojechać do Crave? Wzrusza ramionami.
– Myślę, że czekaliśmy na ten moment
wystarczająco długo, nie uważasz? Słysząc te słowa wypowiedziane jej ustami, coś wewnątrz mnie się rozpala. Nie mogła tego lepiej ująć. Kładąc rękę z tyłu jej szyi, naprowadzam jej usta na moje i gdy nasze wargi zderzają się, a ona wydaje ciche westchnienie, prawie tracę kontrolę. Tyle emocji kryje się za tym jednym, małym dźwiękiem. Ulga. Pożądanie. Głęboka, pierwotna potrzeba. 161
Mój język znajduje jej, liżąc i ssąc z niecierpliwością. Macey jęczy przy mnie i przechyla się bliżej w moją stronę. To koniec, już dłużej nie wytrzymam. Chwytam ją w pasie, przerzucam przez deskę rozdzielczą i układam na swoich udach, nadal nie będąc wystarczająco blisko. Ciepło jej słodkiego wnętrza przebija się przez materiał moich spodni i mój fiut podskakuje, szukając wejścia do zakazanego miejsca, na którego zwiedzenie sobie z nią nigdy nie pozwoliłem. Ociera się o mnie, będąc najwyraźniej równie zdesperowana jak ja. Ocieram zębami o jej dolną wargę, podczas gdy podnoszę biodra, by się do niej docisnąć, stymulując ją poprzez ubrania. – Reece proszę... pragnę cię. – oddycha ciężko przy moich ustach. – Lepiej żebyś była tego pewna, Naleśniczku, bo jak już zacznę, to nie wiem czy będę w stanie przestać. – Nigdy nie byłam niczego bardziej pewna niż tego. W tej chwili mam ochotę krzyczeć w niebiosa, walić pięściami w powietrze i skakać z radości. Ale nie robię tego, bo czas jest teraz wyjątkowo cenny. Zamiast tego naciskam na gaz i mam nadzieję dostać się do Crave najszybciej jak się da.
162
Rozdział czternasty
Reece
Kiedy wreszcie dojeżdżamy do Crave, to dochodzę do wniosku, że nigdy niczego nie mogłam się bardziej doczekać. Dłoń Reece’a grzeje mi plecy, gdy kieruje mnie poprzez klub, wysyłając tym samym wszystkim dookoła jasny przekaz. Uwielbiam to uczucie. Jego dominująca natura czyni go tylko jeszcze bardziej podniecającym. A to że zabiera mnie do swojej sypialni zamiast do pokoju zabaw? Jestem zaskoczona, że moje majtki nie stanęły jeszcze w żywym ogniu. – Jesteś pewna, że nie chcesz się zatrzymać na drinka?– Reece pochyla się i szepcze mi do ucha, posyłając dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. – Reece’ie Jacksonie, proszę nie grać już dłużej na zwłokę! – Droczę się, wybiegając naprzód w stronę windy. Słyszę jego śmiech za sobą i jak stara się mnie dogonić. Naciskam guzik windy i czekam z niecierpliwością. Reece dobiega do mnie i łapie w pasie. Wydaję z siebie pisk jak małolata, nie dbając czy ktoś nas 163
usłyszy. W końcu drzwi się otwierają, a on podnosi mnie i „wchodzimy” razem do środka. Gdy tylko drzwi się zamykają, opuszcza mnie, obraca do przodu i dociska do ściany windy swoimi biodrami. Rany Julek, to się nazywa ogromna erekcja... – Powinienem wypieprzyć cię już tutaj. – Dociska swoje twarde wybrzuszenie do mojego brzucha. Dzięki temu przypominam sobie jak bardzo różnimy się wzrostem.... – Nie miałabym co do tego żadnych obiekcji. – Będąc przy nim, czuję się pożądana i sexy jak nigdy wcześniej. Jego ręce podróżują wzdłuż mojego ciała i zaciskają się na pośladkach. – Nie, potrzebuję cię w moim łóżku. Muszę zrobić to wolno i tak jak trzeba. Dreszcze przechodzą przez całe moje ciało. Wiedząc że będę pierwszą dziewczyną w jego łóżku, że nigdy nie pozwalał sobie z nikim na taką intymność, to sprawia, że czuję się jeszcze bardziej wyjątkowa. Winda jak zwykle się nie spieszy, ale wreszcie przystaje na piętrze i wchodzimy do jego mieszkania. Nie włącza żadnych świateł, pozwalając poświacie księżyca i ulicznym lampom stworzyć idealny półmrok. Reece przystaje w przedsionku, przez co zaczynam się czuć niepewnie. Myślałam, że zaprowadzi mnie prosto do sypialni, zedrze ze mnie ubranie, i będzie się ze mną kochał, aż oboje stracimy rozum, ale zamiast tego jedynie patrzy się na mnie z miłością i czcią w oczach. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że to coś więcej niż seks z moim niegdyś-prawie-chłopakiem. To cała moja przyszłość, moja dusza i moje serce, moje wszystko. Jeśli nazajutrz odejdzie, znów mnie zostawi, to już się z tego na pewno nie poddźwignę. Podchodzi bliżej, przyszpilając mnie swoim spojrzeniem. – Chodź tu, piękna. Dziś wieczór jesteś cała moja. Dziś wieczór. Tego się właśnie obawiam. Jeśli chodzi o niego i długie związki to nie ma się czym pochwalić... – Yyyy... Poczekaj tu, potrzebuję minutki... – wyduszam z siebie, po czym 164
wyzwalam się i uciekam do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. Cholera. Cholera. Cholera! Rozważam przedzwonienie do Brielle, by spytać się co powinnam zrobić, ale nagle przypominam sobie, że zostawiłam torebkę przy wejściu, w kanciapce dla ochroniarzy, czekając, podczas gdy Reece rzucał im jakieś ostatnie wytyczne na wieczór. Sziiit! Sfrustrowana, przechodzę się po łazience — dwa kroki w jedną stronę, dwa z powrotem. W powietrzu unosi się zapach jego wody po goleniu, ciężkie nuty drzewa sandałowego i rześka nuta cytrusów, które tylko sprawiają, że pragnę go bardziej. Grrrr. Słyszę kroki Reece’a jak zbliża się wzdłuż korytarza. Mimo to trzy ciche puknięcia przerażają mnie tak, że aż podskakuję. – Macey? Wszystko w porządku? Musi myśleć, że mam nierówno pod sufitem. Zaciskam ręce po bokach, wściekła na siebie za bycie takim śmierdzącym tchórzem. – Nie... Tak... Znaczy się, raczej nie.... – Jest ci niedobrze? – Jego głos wyraża teraz troskę. – Nie. – To co? Zmieniłaś zdanie? – Nie wiem, okej?! Może... – Zaciskam trzęsącą się dłoń na ustach, żeby już nic więcej nie paplać. Muszę sobie teraz wszystko poukładać. Słyszę głośne westchnięcie po drugiej stronie drzwi. – Powinnaś przynajmniej stamtąd wyjść i wyjaśnić mi o co chodzi. Biorę głęboki wdech, zbierając się na odwagę, by się z nim zmierzyć. Gdy odblokowuję drzwi, staję twarzą w twarz z Reece’em. Ma zagniewany wyraz twarzy, i zgaduję, że zaraz czeka nas bolesna debata. Żołądek skręca mi się z nerwów. Wiedziałam. Wiedziałam, że jego miłe słowa i słodkie pocałunki były za piękne, żeby mogły być prawdziwe. Był w tym układzie jedynie dla seksu, a teraz, gdy zmieniłam zdanie, ma już dość. Nie bawi się w związki, więc czego 165
niby oczekiwałam? – Nie martw się, Macey, wiem co to jest. Wiem, co teraz robisz. – odzywa się pierwszy pełnym napięcia głosem. Jego twarz łagodnieje i jestem już kompletnie skołowana. – To proszę, do cholery, wytłumacz mi to, bo sama tego nie rozumiem. Co my tu robimy? Pragnę cię. Chcę tego. To tylko... – Wiem, wiem. – Bierze mnie za rękę i prowadzi do swojej sypialni, która pachnie nim jeszcze bardziej niż łazienka. To odurzające i zaczyna mi się od tego kręcić w głowie. Siadamy razem na łóżku. Przez chwilę nic nie mówi, tylko trzyma moją dłoń, kciukiem delikatnie łaskocząc mi palce i patrzy na mnie z uczuciem i sympatią, co mnie tylko jeszcze bardziej wkurza. – Czy w końcu powiesz mi o co chodzi? – błagam. – To co właśnie odczuwasz to tak zwany syndrom skoku w przepaść. Lęk leży w ludzkiej naturze. Kiedy mierzymy się z nowym pomysłem, niebezpiecznym zwierzęciem, albo sytuacją, która może zmienić całe nasze dotychczasowe życie, naturalną odpowiedzią jest unik. By chronić się za wszelką cenę. Straciłaś swoich rodziców w młodym wieku, potem byliśmy rozdzieleni przez wiele lat, a wreszcie całkiem niedawno zostałaś zdradzona. – O czym ty w ogóle mówisz? Musisz nabrać sensu, Reece. Co mają do tego moi rodzice czy Tony? – Walczę z przemożną chęcią by
przewrócić
oczami. Ale to wszystko jest deprymujące... – Naleśniczku, przepraszam, że ci to mówię, ale to miało na ciebie bardzo duży wpływ. – Splata swoje palce z moimi i patrzy mi się prosto w oczy. – To w porządku, że się boisz. To w końcu duży krok dla nas obojga. To coś, czego oboje chcieliśmy od lat, i teraz, gdy to naprawdę się ma zdarzyć, to naturalne, że ogarniają cię wątpliwości. – Naprawdę? – Pochylam głowę w bok i mrużę na niego oczy. – Absolutnie. 166
– Cholera, teraz czuję się jak jakaś idiotka. Mamy właśnie uprawiać seks, a ja kompletnie rujnuję nastrój zachowując się po babsku. Musisz mnie nienawidzić. – Nie mógłbym cię nigdy nienawidzić. W zasadzie jest wprost przeciwnie. – Pochyla się bliżej i składa delikatny pocałunek na moich ustach. – Nie zasługuję na to... – Jego dobroć i zrozumienie jest tym bardziej godne podziwu, że przed chwilą zachowywałam się jak uciekająca panna młoda. – Ależ oczywiście, że zasługujesz. Nawet tak nie mów! – Tym razem całuje mnie w czoło i prawie roztapiam się od tego ogromu słodkości w jego zachowaniu. – Jak już mówiłem, to dla nas duży krok i nie będzie powrotu do bycia przyjaciółmi, gdy już raz przekroczymy tę granicę. Masz więc przed sobą poważną decyzję do podjęcia. Wiesz już chyba, czego ja chcę. Jeśli wpuścisz mnie do środka, odsłonisz się, to podświadomie przeczuwasz też, że ponowna utrata mnie, zaboli cię bardziej niż przeciętnego człowieka, który tak wiele jeszcze w życiu nie doświadczył. Daję sobie chwilę, żeby przemyśleć wszystko co mi powiedział. Nie wiem kiedy niby i przez co tak zmądrzał, ale w sercu czuję, że ma rację. Moja panika w łazience? Pojawiła się dlatego, że jestem przerażona wizją stracenia go ponownie, i to tym razem na zawsze... Patrząc się na nasze złączone ręce, ściskam lekko jego dłoń. Jest jeszcze jedna rzecz, która nie daje mi spokoju. – A czy po seksie znów mnie zostawisz samą? – Co??!! Nie! Nie, jak ja pierdzielę! Prawie mnie to zabiło, gdy zostawiłem cię w pokoju ostatnim razem. To była najcięższa i zarazem najgłupsza rzecz jaką zrobiłem. Zalewa mnie ogromna fala ulgi. Mnie to też prawie zabiło... – Zrobimy to w takim tempie, w jakim będziesz się dobrze czuła. Pragnę cię tak bardzo... – Jego spojrzenie opada w dół na przód jego spodni, gdzie... jejuniu, to wygląda boleśnie! Jego penis najwyraźniej próbuje przebić 167
się przez zamek. – Ale chcę też, żebyś była gotowa i dobrze się z tym czuła. Poczekam tak długo, jak będzie trzeba. Nigdzie się nie wybieram. Zdając sobie sprawę, że powiedział wszystkie właściwe rzeczy, moje libido wraca, przypominając mi, że pragnęłam każdego cala jego ciała od lat. Nachylam się ku jego dotykowi, wyczekując, by wreszcie doświadczyć fizycznego wymiaru jego miłości. – Ale wiesz co? Nie mogę już chyba dłużej wytrzymać bez twoich ust. – szepcze do mnie, zbliżając swoje wargi do moich. – W porządku? – Gładzi mnie po włosach, wpatrując się we mnie z całą swoją miłością w oczach. – Tak! I to jak... – Staram się oddychać, czekając aż mnie pocałuje. I robi to. Najpierw jest to tylko delikatne muśnięcie, potem jego zęby prześlizgują się po mojej dolnej wardze, a jego język prześlizguje się po moim. A później zaczyna mnie całować w sposób, który pamiętam ze swoich najlepszych wspomnień. Jego język otula mój; jego gorące i pełne pożądania usta dociskają się do moich w najlepszy możliwy sposób. Chcę jeszcze. Jeszcze więcej. Podczas gdy moje ciało się rozgrzewa, moje majtki z kolei robią się mokre. Z nikim nigdy nie było mi tak dobrze. Ośmieliwszy się i nie mogąc się już dłużej opierać, przesuwam dłoń w górę po jego twardym udzie. Ocieram się opuszkami palców o tą ogromną erekcję i prawie umieram z chęci dotknięcia jej. Gdy Reece zdaje się nie reagować, poza tym, że kontynuuje bardzo namiętny pocałunek, zaciskam rękę na jego fiucie. Wywołuję tym samym z niego pomruk, co powoduje, że moje majtki jeszcze bardziej wilgotnieją. – Ostrożnie, Naleśniczku... – mówi, odrywając swoje wargi od moich. – Chcę tu być tym dobrym, ale wymaga to mojej całej siły woli, żeby nie zedrzeć ci ubrania w kluczowym miejscu i nie zerżnąć na ostro. – Pamiętasz co powiedziałam kiedy pierwszy raz się tu zjawiłam? – pytam, będąc nagle w lepszym nastroju na wyzwania. – Oczywiście że tak. 168
– Chciałam gorącego, wyuzdanego seksu. – A teraz? – pyta. – Teraz chcę tylko ciebie. Podziw odbijający w jego spojrzeniu sprawia, że prawie przepadam. – W takim razie chodź tutaj. – Wstaje z łóżka. – Wstań i chodź do mnie. Robię jak mi powiedział, wyczuwając, że w jakiś sposób nacisnęłam jego włącznik zatytułowany „Dom”. – Chcę zobaczyć cię całą, czcić twoje piekielnie seksowne ciało, tak jak na to zasługuje. Serce zaczyna mi bić szybciej na jego słowa. Dziś wieczorem odsłonię się na wiele sposobów. Ten mężczyzna posiądzie mnie dzięki temu dosłownie. Ciągnie w górę za moją bluzkę, a ja, żeby mu pomóc podnoszę ręce. Już nie mogę się doczekać. Reece pochyla się i całuje każdy ze wzgórków piersi podniesionych przez mój push-up. Gdy sięga do pleców i odpina zapięcie, ja już fantazjuję o tych wszystkich wspaniałych rzeczach, których doświadczy dziś moje ciało. – Pokaż mi się, piękna... – szepcze. Całuje mnie po szyi, jednocześnie zsuwając mi stanik. Ten opada na podłogę pomiędzy nami, podczas gdy Reece skanuje mnie swoim pełnym uczucia spojrzeniem. Unosi ręce do moich piersi, a moje sutki twardnieją od jego czułego dotyku. Od razu wracam myślami do naszego pierwszego spotkania w pokoju zabaw, gdy zaprosił do nas Olivera. – Czy to ci przeszkadzało... ta pierwsza noc kiedy dołączył do nas Oliver? – pyta Reece, prawie jakby czytał mi w myślach. – Nie, nie bardzo w każdym razie, bo wiedziałam, że nie pozwolisz by sprawy zaszły za daleko. – Niesamowite... Ufałaś mi... nawet wtedy... – mówi z zadumą i podziwem. Przytakuję. To chyba go uszczęśliwia, bo całuje delikatnie moje usta, a 169
później pochyla głowę, by zacząć ssać moją pierś, kręcąc kółka językiem dookoła sutka, by potem zassać go do wnętrza swoich ciepłych ust. Wciskam dłonie pomiędzy jego włosy i zamykam oczy. Mogę szczerze powiedzieć, że nigdy nie byłam z mężczyzną, który poświęciłby tyle uwagi mojemu ciału i nie oczekiwał nic w zamian. Gdy jego palce odpinają guzik w moich dżinsach, pomagam mu kołysząc biodrami, podczas gdy on ściąga je w dół. Wkrótce one również znajdują się na podłodze razem z moim stanikiem i bluzką. Stoję przed nim w samych majteczkach, co przywołuje wspomnienia z młodzieńczych lat i naszych niewinnych eksperymentów. – Tak przy okazji, to kocham twoje “maleństwa”. – mówi, znów ujmując moje piersi w dłonie i delikatnie je pieszcząc. Uśmiechając się do niego, przebiegam palcami po całej długości jego umięśnionych rąk. – A ja z kolei kocham twoje tatuaże. Dookoła pada wiele słów na “K”, i podczas gdy żadne z nas nie powiedziało jeszcze tych dwóch znaczących wyrazów, to tak właśnie się czujemy. Nie odczuwam tego, że to tylko seks i nic więcej; w tym po prostu czuć miłość. W najlepszy możliwy sposób. Całuje mnie raz jeszcze, i tym razem jego ręce zajmują się jego własnymi spodniami, rozpinając je i spychając jak najszybciej na podłogę. Gdy spoglądam w dół, dostrzegam szeroką główkę jego kutasa wystającą zza gumki czarnych bokserek. Ta bielizna naprawdę nie sprawdza się, jeśli chodzi o pomieszczenie wszystkiego co tam Reece dla mnie chowa. – Myślę, że potrzebujesz nieco większego rozmiaru bielizny. – droczę się, dotykając palcem wskazującym jego główkę. Uśmiecha się. – Albo mniejszego rozmiaru sprzętu... Kręcę głową, odwzajemniając uśmiech. – Nie mogłam się doczekać, by poczuć go dłońmi. Nie zwiążesz mnie tym razem, prawda? – Nie ma takiej opcji. Nie mogę się doczekać, by poczuć twoje dłonie na sobie. 170
Kocham jego szczerość. Opadając na kolana, delikatnie ściągam jego bokserki w dół i jego penis wystrzeliwuje z radością na wolność. Mrugam oczami w zaskoczeniu, po czym nachylam się do przodu i pociągam językiem po całej długości twardego członka, kochając jego męski smak i sposób w jaki się zatraca pod wpływem mojego dotyku. – Co ty... ze mną robisz... Macey?? – pyta się z trudem artykułując zdanie. – Staram się, żeby ci było dobrze. Jak to lubisz? Żyła u podstawy jego karku zaczyna pulsować. – Złap mnie jedną ręką. Mocno. Okręcam dłoń na jego członku i zauważam, że nie stykają mi się palce. – ...A teraz mnie nią posuwaj. Dwa razy nie trzeba mi tego powtarzać. Zaczynam ruszać ręką w górę i w dół. – Teraz ssij mnie jak najmocniej potrafisz. Otwierając usta tak szeroko jak tylko mogę, nachylam się i biorę go jak najgłębiej. Gdy tylko moje wargi się na nim zamykają, zaczyna cały drżeć. – O tak, Macey. – jęczy. – Właśnie tak... Dalej rozpracowuję moją nową ulubioną zabawkę, aż czuję, że sama robię się mokra. To takie podniecające, że mogę doprowadzić tego wielkiego mężczyznę do takiego stanu, że będzie zdany na moją łaskę. – Naleśniczku... – jęczy jakby go bolało, przez co prawie wybucham śmiechem. Otwieram oczy i spoglądam na niego w górę z pełnymi ustami. Posuwa swoimi biodrami do przodu synchronizując się z moimi pociągnięciami, a wyraz jego twarzy to czysta błogość. – Jesteś niesamowita... Zalewa mnie fala dumy, ale zanim mogę kontynuować, jego ręce już łapią mnie pod pachami, podnosząc do góry i rzucając na łóżko. 171
– Teraz moja kolej... – mówi i zaczyna iść na klęczkach w moją stronę.
172
Rozdział piętnasty
Reece
Macey jeździ po moim kutasie jak prawdziwa gwiazda porno. Nadal nie mogę uwierzyć jak szybko doprowadza mnie do utraty kontroli. Ten pierwszy raz w pokoju zabaw... Przekonywałem siebie wtedy, że to tylko nastoletnia fantazja, że tak naprawdę nie ma nade mną takiej mocy. A potem ledwo mnie dotknęła i prawie się ośmieszyłem. Po prostu ma to coś, co na mnie działa; zawsze miała. A teraz, w końcu, będzie moja. Patrząc w dół, podziwiam jak jej pełne usta zaciskają się na moim fiucie, jak pokrywa mnie swoją śliną, jak jej język śledzi żyłę idącą po mojej długości. Jest seksowna jak samo piekło gdy to robi, ale ja chcę więcej. Porywam ją za ramiona i podnoszę. Jest oszołomiona i zdezorientowana kiedy rzucam ją na materac. – Teraz moja kolej. Gdy tak idę do niej na kolanach, Macey zaczyna ściągać swoje majteczki w dół ud, ale ją zatrzymuję. – Nie mów mi, że wskrzeszasz swoją starą zasadę, że te mają pozostać?! – 173
prycha. Szczerzę się. – Ten jeden raz, przez wzgląd na stare czasy. Zrób to dla mnie, Naleśniczku. Robi kwaśną minę i już ma zaprotestować, gdy rozdzieram nagle dziurę w jej majtkach, odsłaniając jej nagą cipkę, pięknie lśniącą od swojej wilgotności. To niesamowity widok. – Co robisz? – Podnosi się na łokciach, spogląda na mnie, po czym ocenia zniszczenia w bieliźnie. Tak tak, zapomnij już o nich, kochanie.... – Coś, co powinienem zrobić dawno temu. – To święta prawda. Powinienem się z nią kochać wtedy, lata temu i uczynić moją. Pochylając się nad nią na łóżku, zbliżam nos do jej rdzenia i zaciągam się. Macey zaczyna się wić, nie czując się z tym komfortowo. – Zajebiście pachniesz... – uspokajam ją. Mój fiut pęcznieje jeszcze bardziej. Wtedy biorę jej łechtaczkę w usta i zasysam. Macey przeklina i zatapia swoje dłonie w moich włosach, jej biodra unoszą się, by zrównać się z rytmem mojego języka. Wodząc językiem w górę i w dół mokrych fałd, znajduję rytm, który doprowadza ją do obłędu. Wiem że długo nie wytrzyma, i wręcz się z tego cieszę, bo mój fiut tak boli, że zaraz zacznie płakać. Macey dyszy i wygina się w łuk. Jej jęki są coraz bardziej desperackie, a ja chcę popchnąć ją poza krawędź. Wsuwając jeden palec do jej wnętrza, zaginam go do góry i stymuluję miejsce, które wiem, że ją tam popchnie. Jej paznokcie zaczynają drapać mnie po głowie, więc niby za karę przygryzam jej łechtaczkę zębami. I to wystarcza. Dochodzi mocno, ocierając się o moją twarz bez cienia wstydu. Uwielbiam to, że bierze swoją przyjemność i za to nie przeprasza. Wiele kobiet chciałoby mieć to pod kontrolą i sprawiać wrażenie delikatnych i kruchych, ale Macey nie przejmuje się i jest głośna. Przeklina i ciągnie mnie za włosy, i kocham ją za to. Obserwowanie jak traci kontrolę to moja nowa ulubiona rzecz. Muszę jej to zrobić jeszcze przynajmniej kilka razy. Ale jeszcze nie w tym 174
momencie, bo jeśli za minutę się w niej nie znajdę to mogę eksplodować. Macey leży na plecach ze swoimi ciemnymi włosami rozsypanymi na poduszce, jej pierś podnosi się i opada z każdym krótkim oddechem. A jej białe koronkowe majtki rozdarte są we wprost idealnym miejscu. Dopada mnie nagłe uczucie zadumy. Gdybym wtedy nie stchórzył, to tu znaleźlibyśmy się pierwszej nocy. W moim łóżku, gdzie po wszystkim będziemy mogli się przytulić na łyżeczkę i razem zasnąć. Zastanawiam się, czego żałuję bardziej? Tego, czy może tego, że nie wykorzystałem jej słodkiego młodego ciała lata temu? Kto wie, gdzie bylibyśmy w tym momencie? Klęczę pomiędzy jej lekko rozłożonymi kolanami. Wiem, że za chwilę poczuję ją bez żadnej bariery po raz pierwszy – to uczucie jest po prostu nie do opisania. Moje serce jest całkowicie odkryte. To zmieni wszystko, a przez sposób, w który patrzy na mnie tymi swoimi ogromnymi, niebieskimi oczami, mogę powiedzieć, że ona też to czuje. Elektryczność unosząca się dookoła nas w powietrzu przesiąknięta jest wyczekiwaniem, pożądaniem i miłością. Kładę jedną dłoń na jej udzie, a drugą zataczam delikatne kółka na jej kolanie. W odpowiedzi jej nogi rozkładają się i ufnie pokazuje mi się cała. Część mnie chce się tym rozkoszować, a druga część mnie krzyczy, by znaleźć się w niej jak najszybciej. Przybliżając się, już mam w nią wejść, ale Macey nagle się wzdryga. Nie takiej reakcji się spodziewałem. – Hej tam! Obiecujesz, że będziesz oddychać? – A czy to monstrum się zmieści? – pyta łagodnym głosem. – Zmieści się, dziecinko. – obiecuję jej. Przygryza zębami dolną wargę i mówi spuszczając wzrok: – Nigdy nie byłam z kimś tak ogromnym jak ty. Jej słowa przepełniają mnie męską dumą, ale wygląda na szczerze zmartwioną. Więc sam marszczę brwi i staram się potraktować jej obawy poważnie. – Nie ruszaj się, dobrze? Szybko przytakuje. 175
To trochę dziwne uczucie, gdy badam ją w ten sposób, ale chcę żeby była na to gotowa, a nie pełna wątpliwości. Przybliżam więc dwa palce do jej wejścia i powoli wsuwam je do środka. Moje ręce są duże, ale mój fiut będzie jeszcze większy. I szerszy. Jej cipka zaciska się na moich palcach, ale ostatecznie rozciąga się dla mnie. – Jakie to uczucie? – pytam. Macey jęczy, a jej wyraz twarzy zmienia się z pełnego obaw na pełen rozkoszy. Pracuję palcami wsuwając je i wysuwając, aż czuję, że jest znów na krawędzi kolejnego orgazmu. Wtedy całuję ją namiętnie, by scałować jej słodkie jęki z wilgotnych pełnych ust, co jednak obraca się na moją niekorzyść. Sam jestem już blisko... – Dziecinko, jeśli wkrótce w ciebie nie wejdę... – Chwytam podstawę penisa i ją zaciskam. Wzrok Macey koncentruje się na moich ruchach i cicho wzdycha z podniecenia. – Tak, proszę. Wskakuj do środka. Jestem gotowa. – jęczy. Chwytając się za swój sprzęt, naprowadzam główkę na jej wejście. Macey obserwuje mnie z szeroko otwartymi oczami. Kurwa, ja też nie mogę oderwać od niej wzroku. Rozważam usunięcie pozostałości po majtkach, ale coś we mnie lubi to uczucie nostalgii jakie wywołują. A na dodatek, to naprawdę podniecające, gdy zdaję sobie sprawę, że dziura w materiale ledwo pozwala mi się przecisnąć do jej wnętrza. Z każdym pchnięciem, wchodzę w nią troszkę głębiej. Staram się nie przyśpieszać tego procesu. Macey jednak jęczy i chwyta mnie za uda, starając się zaczepić o cokolwiek i już mnie nie puścić. Nie potrafię sobie wyobrazić jakie to uczucie dla niej, ale dla mnie to coś niesamowitego. Pasuje do mnie jak ciasna rękawiczka. – Oddychaj... – Przekonuję ją. – Jeszcze tylko trochę... Wciskając ręce pod jej pośladki, rozwieram ją jeszcze bardziej. Tak!... Jest rozciągnięta do granic, ale zmieściłem się. Napieram, zatapiając się w niej 176
po jądra, co sprawia, że Macey cichutko jęczy. – Powiedz, jeśli będzie zbyt intensywnie, dobrze? Przytakuje z zamkniętymi oczami. – Popatrz na mnie. Gdy posłusznie otwiera oczy, patrzę prosto w dwie bezdenne niebieskie głębie. – Po prostu zostań ze mną, okej? Znów przytakuje, tym razem obserwując moje ruchy gdy wciskam się w nią i wycofuję prawie do końca. Teraz jest już dosłownie przemoczona, więc wślizguję się w nią z łatwością. Nie jestem już ostrożny, wchodzę w nią raz po raz, wiedząc, że jeśli się teraz zapomnę to najprawdopodobniej przerżnę ją na pół. Muszę się powstrzymywać, ale cała moja kontrola rozmywa się. Macey skręca się pode mną, dopasowując się do moich pchnięć i zakrzywiając miednicę tak, by mieć mnie jak najgłębiej. To lepsze niż cokolwiek co mogłem sobie wyobrażać. Nacisk jaki odczuwam dookoła jest niesamowity. To jak ciepły, mokry uścisk. Kiedy wyciągam rękę do jej łechtaczki i znów zaczynam ją tam masować, jej wewnętrzne mięśnie zaciskają się na mnie. To jest to. Macey przygryza wargę i zamyka oczy. – Nie ma mowy! – mówię jej. – Otwórz je. Pozwól mi zobaczyć jak pięknie dochodzisz. Z kolejnym powolnym, głębokim posunięciem w nią, czuję jak Macey zaczyna dochodzić. Jej ciało drży i wykrzykuje moje imię, gdy przyjemność ją pokonuje i ogarnia całe jej ciało. Jej cipka zaciska się na mnie, wsysając mnie jeszcze bardziej do środka, a ja nie mógłbym się teraz z niej wycofać nawet gdyby moje życie od tego zależało. Jej orgazm sprawia, że sam też dochodzę. Wyciska mnie do ostatniej 177
kropli, a nasienie wytryskuje ze mnie długimi strumieniami. Nigdy nie doszedłem w kobiecie bez prezerwatywy, i mimo, że robiłem już wiele wyuzdanych rzeczy w swojej karierze BDSM, to to doznanie jest najbardziej intymne i erotyczne z nich wszystkich. Uwielbiam fakt, że mogłem dzielić akurat tę rzecz właśnie z Macey. Czuję, że właśnie puściły we mnie ostatnie tamy. Pochylając się, całuję ją w czoło, po czym kładę się obok i mocno się do niej przytulam. – Kocham cię... – szepczę. Słyszę i czuję, że przez chwilę przestaje oddychać, jakby była zaskoczona moim wyznaniem, ale potem nabiera wreszcie powietrza i odpowiada również szeptem: – Ja ciebie też...
178
Rozdział szesnasty
Reece
– Jest tylko jedna rzecz, której nadal nie mogę zrozumieć... – zagaduję, patrząc na Macey. Stoimy razem w klubie przy barze, rozkoszując się drinkami. Jest sobotnia noc i seksualna energia zawieszona w pomieszczeniu jest wręcz namacalna. Macey bierze łyk swojego drinka i patrzy się na mnie znad brzegu kieliszka. – Czego nie rozumiesz? – Jak na Boga, Tony, mając ciebie u boku, mógł skończyć w łóżku z Pinky? – pytam, zatykając luźne pasmo włosów za jej ucho i uśmiechając się przy tym do niej. Macey wybucha krótkotrwałym śmiechem. – Serio pytasz?? Kocham to, że jesteśmy teraz na tyle pewni naszego związku, że możemy otwarcie rozmawiać o takich kwestiach. – Musi stać za tym jakaś historia, bo mi się to nie mieści w głowie! – mówiąc to, rozkładam ramiona. 179
– A kto tam jego wie... – Macey stara się olać temat, ale nadal słyszę nutę zranienia w jej głosie. – Wynajmowała nam mieszkanie, a sama mieszkała tuż nad nami. Nie miała żadnego dodatkowego zajęcia, a że on też "aktywnie szukał pracy", to skończyło się na tym, że codziennie spędzali ze sobą czas. Zgaduję że od tego momentu ich przyjaźń ewoluowała... – W takim razie to pieprzony idiota. – Popijam swój koktajl i w myślach dziękuję jednak niebiosom, że Tony tak spieprzył sprawę. – A dlaczego w ogóle nazywaliście ją Pinky? Macey tylko wzrusza ramionami. – Nad czołem miała pasemko blond włosów pomalowanych na różowo... – Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że odkryłaś jaki z niego złamas i że jesteś tu teraz ze mną. Uśmiecha się do mnie ciepło. – Ja też. Jeden z kelnerów zatrzymuje się, żeby się nas spytać czy nie potrzebujemy kolejnego drinka. Obydwoje odmawiamy, po czym dzielimy gorące spojrzenie, bo dobrze wiemy gdzie wieczór nas zaprowadzi. Chcę być całkowicie trzeźwy, gdy wprowadzę ją w naszą scenę dziś na górze. Powiedzieć, że moja załoga jest zszokowana faktem, że mam dziewczynę byłoby niedopowiedzeniem stulecia. W ciągu ostatnich kilku tygodni, Macey i ja wyjątkowo zbliżyliśmy się do siebie, tak więc dzisiaj jesteśmy już gotowi zwiedzić razem atrakcje w klubie. Nie byliśmy w moim prywatnym pokoju od kiedy zaczęliśmy się spotykać, a ja ze względu na to co się wydarzyło, rozważałem oczyszczenie pomieszczenia z prywatnych gadżetów i oddanie go z powrotem na potrzeby ogółu klienteli klubu. Ale gdy wspomniałem o tym Macey, bardzo się jej to nie spodobało. Zapowiedziała mi, że nie życzy sobie aby nasze ostatnie wspomnienia związane z tym pokojem były tymi smutnymi. Od tamtego momentu wiedziałem już jak mogę to naprawić. Gdy kończymy nasze drinki, podchodzą do nas Oliver i Chrissy. Klub pęka dziś w szwach, i wiem, że przynajmniej jedno z nich będzie miało pełne 180
ręce roboty. A drugie, no cóż... ...przynajmniej nie widać już sińców na jej ciele... – Hej, szefie! – krzyczy z daleka Chrissy, po czym będąc już bliżej nachyla się do mnie i daje mi swój popisowy, mega mocny uścisk, a następnie traktuje nim Macey, aż z tej ucieka na chwilę powietrze. Jezusie... czy ta dziewczyna może być kiedyś ciut delikatniejsza? Ale mniejsza z tym. Między nią a Macey rozwinął się jakiś rodzaj przyjaźni przez te kilka tygodni, co bardzo miło mnie zaskoczyło. Nie było żadnych aktów zazdrości, podchodów, czy niezręcznych sytuacji. Oliver z drugiej strony, no to już zupełnie inna bajka. Macey pąsowieje i zaczyna się jąkać kiedy ten tylko jest w pobliżu. Myślę, że upłynie jeszcze sporo czasu zanim zaakceptuje, że ten mężczyzna widział ją nagą i uczestniczył w naszej scenie. Nawet jeśli trwało to tylko przez moment. – Dobry wieczór, Macey. – mówi Oliver, zatrzymując się tuż przy niej. Wyraźnie nad nią góruje, a Macey dodaje jeszcze do tej różnicy, kuląc się w sobie i przybliżając nagle w moją stronę. – He-ej... – odpowiada trzęsącym się głosem. Moja zazwyczaj pewna siebie i przebojowa dziewczyna jest speszona w jego obecności. Chrissy wymienia ze mną pytające spojrzenie, zapewne zastanawiając się co jest grane. – Możemy na chwilę porozmawiać na osobności? – pyta Oliver zwracając się do Macey. Ona spogląda na mnie, wyczekując przyzwolenia. – No dalej, Naleśnieczku. – mówię do niej. Oliver potrafi ubrać rzeczy w słowa, więc może jeśli porozmawia z nią sam na sam to pomoże im wreszcie przemóc tę niezręczną atmosferę. Chrissy i ja patrzymy jak odchodzą, udając się do strefy z sofami. Macey znów na mnie nerwowo spogląda, daję jej więc znak delikatnie przytakując, że wszystko będzie w porządku. – Co z nimi? – pyta Chrissy, obserwując jak siadają razem na jednej z przedłużonych otoman. Oliver mówi przyciszonym głosem, a Macey przytakuje. 181
Wzruszam ramionami. Chrissy lubi wiedzieć wszystko co się dzieje i kto z kim zabawia się w klubie, i podczas gdy normalnie nie mam z tym problemu, to tu zdecydowanie nie idzie o klubowe interesy — to osobista sprawa. – Kto wie? – mówię więc wymijająco. – Znasz Olivera. Zapewne dzieli się z nią jedną ze swoich wielu "mądrości". – Ma świetną intuicję. – Zauważa. – Ale nawet idiota dostrzegłby, że wy dwoje jesteście szczęśliwi i po uszy zakochani. – mówiąc to uśmiecha się do mnie ze szczerością. – Aż miło popatrzeć. – Zgadza się. – Bardziej niż miło. – Długo z tym zwlekaliśmy. – Sześć długich lat czekałem, aż Macey ponownie wkroczy do mojego życia. I teraz, gdy znów ją mam, nie zamierzam jej wypuścić. Jest to koncept, do którego Hale nadal stara się przyzwyczaić. Nie winię go za to. W końcu tyle lat chowałem swoją samotność za maską beztroski, że prawie sam siebie tym oszukałem. Chwilę później, Macey i Oliver zmierzają z powrotem w naszą stronę, i oczywistym jest, że rozmowa pomogła. Chód Macey jest bardziej zrelaksowany, a na jej ustach gości uśmiech, który tak kocham. – Chodźmy, Chrissy. – mówi Oliver. – Mamy klientów do zabawiania. – Mów za siebie, Oliver. Wiesz chyba, że ja mam teraz tylko jednego. Wszyscy tu już o tym gadają, a moi starzy klienci napastują ochronę i pracowników baru... – resztę rozmowy zagłusza muzyka i gwar zgromadzonych w klubie gości. Macey i ja obserwujemy jak odchodzą w głąb klubu, po czym każde z nich wybiera inne schody prowadzące na drugie piętro do prywatnych pokoi. Macey spogląda na mnie pytającym wzrokiem. Kręcę głową, dając do zrozumienia, że jest to temat zamknięty. A prawda jest taka, że wiem niestety dobrze, co Chrissy miała przez to na myśli. Ona z kolei wie, że od początku tego nie pochwalałem, ale to dorosła kobieta i nic już nie mogę z tym zrobić...17 17 Na historię Chrissy, wymyśloną tym razem, uwaga uwaga, przez mnie, zapraszam już wkrótce na
182
– Wszystko w porządku? – całuję ją w czubek głowy, podczas gdy ponownie usadawia się przy mnie. – W najlepszym. – Co ci tam ten Oliver nagadał? – Cóż... Opowiedział dokładniej na czym polega tu jego rola, i że to naprawdę nie było dla niego nic niezwykłego być w pokoju z jakąś parą. Że jest to często wręcz konieczne na potrzeby terapii. No i żebym już nie dorabiała do tego teorii i się tym nie przejmowała. Bo dla niego to jak czytanie gazety czy cokolwiek, co przychodzi człowiekowi zupełnie naturalnie. Mówiłem jej dokładnie to samo już chyba ze sto razy. – I to tyle? Przytakuje. – Dodał też, że jeśli miałoby mi to pomóc przełamać tę sytuację, to może mi się też pokazać nago. Wiesz, tak żeby wyrównać rachunki... – Po moim trupie, moje kochanie. Naburmusza się. – Nawet jeśli tego właśnie potrzebuję, żeby poczuć się lepiej z tą sytuacją? Mrużąc oczy studiuję je twarz gdy pytam: – A jest tak? – Cóż, raczej nie. Ale pragnę nadmienić, że to wszystko twoja wina, jakbyś zapomniał. – Policzki jej różowieją i spogląda w inną stronę. Zaśmiewam się. – I dobrze. – Łagodzę nasze spięcie. Raz, że ma rację co do tego, że to moja wina (ale jej o tym nie powiem), a dwa, że nie wiem czy chciałbym się zgodzić na to jeszcze kiedykolwiek, odkąd oboje mamy siebie na wyłączność. Pochylam się i całuję wrażliwe miejsce za jej uchem. – Idź do mojego pokoju i czekaj na mnie na łóżku. – Okej. – mówi na wydechu. – Zmieniłem kod. – I teraz co to jest? – pyta się, bacznie mnie obserwując.
mojego chomika:) Wiecie, takie fan-fiction bez hamulców;)
183
Pochylając się, by wyszeptać jej do ucha, zaciągam się jej zapachem. Lawenda i wanilia, moja ulubiona kombinacja. – Twoje urodziny. Uśmiecha się do mnie ciepło. Prawda jest taka, że nie jest to już wcale mój prywatny pokój zabaw. Jest jej. Gdyby nie jej prośby i obrażone minki, już dawno bym go oddał. Oliver mógłby sobie na przykład zrobić z niego drugi salon terapeutyczny... Podnosząc się na palcach, Macey składa pocałunek na moim policzku, po czym oddala się, kołysząc swoimi ponętnymi biodrami. Potrzeba całej mojej siły woli, żeby nie zacząć jej teraz gonić. Czuję przez spodnie jak mój członek już tężeje. Ale dziś chcę się tym rozkoszować. Kochać się z nią wolno i tak jak oboje lubimy - patrząc się sobie w oczy. Intymność i seks to coś, czego odmawiałem sobie tak długo, że teraz gdy mam w końcu dziewczynę, której zawsze pragnąłem, to tak jakbym chciał nadrobić ten cały stracony czas. Leżymy co noc rozmawiając czasem do wczesnych godzin porannych, po czym zasypiamy szczelnie wtuleni w siebie. A w ciągu dnia? Zatapiam się w niej codziennie albo i dwa razy dziennie. Tak po prostu – dlatego, że mogę i też dlatego, że zawsze mi jej mało. Zastanawiam się czy kiedykolwiek przestanie mi być jej mało...
184
Rozdział siedemnasty
Macey Sześć miesięcy później... – Wiesz, naprawdę nie musiałeś tego robić... – oznajmiam, wysiadając z limuzyny i spoglądając na otaczający nas zewsząd park. – Żartujesz sobie? Przecież wiesz, że chciałem. Miałem przepuścić szansę zobaczenia cię w tak seksownej sukience? – Dłonie Reece'a otaczają mnie z obu stron, wodząc w górę i w dół po jedwabnym materiale mojej nowej bordowej sukienki. Moje dwunastocentymetrowe szpilki przybliżają mnie nieco do jego wzrostu, więc jedyne co muszę zrobić to stanąć na palcach. Łączy nas długi, namiętny pocałunek zanim znów się rozdzielamy. – Powiesz mi w końcu co tu robimy? – pytam. – Chodź za mną. W oddali kierowca limuzyny wybiera dogodne miejsce postojowe, podczas gdy Reece chwyta za moją dłoń i prowadzi nas do starej altanki. Dopiero w jej środku widać, ile czasu musiał poświęcić by przygotować ją na naszą idealną randkę. Z sufitu połyskują podwieszone białe lampiony, a w tle 185
delikatnie gra muzyka. W centrum stoi stolik z chłodzącym się w wiaderku szampanem i bukietem róż. Na zewnątrz z kolei widać rozłożony na trawiastym wzgórzu koc z koszem piknikowym . – Po co to wszystko? – Uśmiecham się do niego. Nadal nie jestem przyzwyczajona, gdy Reece mnie rozpieszcza, nawet po sześciu miesiącach randkowania. Nigdy nie było mi dane poznać go z tej strony. Wszystko było zawsze na szybko i w tajemnicy... – Nadal staram się nadgonić wszystkie te rzeczy, które nas ominęły. Wszystkie te romantyczne randki, na które cię nie wziąłem, bo byłem młody i głupi. – Nie musiałeś... Potrząsa głową i przybiera złośliwy uśmieszek. – A właśnie że tak, tylko o tym nie wiesz... Pamiętasz może jak ten kretyn Jacob zabrał cię na bal studniówkowy? Uśmiecham się szeroko. – Oczywiście że tak! – Cóż, to powinienem być ja. Do dziś żałuję, że to nie ja cię wziąłem. W tym momencie zaczynam widzieć nasze otoczenie nowymi oczami — mój seksowny facet ubrany w czarny garnitur i pod krawatem, ja w wyjściowej sukience, cała ta romantyczna aranżacja dookoła — i zdaję sobie sprawę co to jest - odtwarza bal studniówkowy z nami w roli głównej! Łzy napływają mi do oczu. Gdyby moje życie w Miami się nie rozpadło, gdybym nie nakryła swojego chłopaka na zdradzie... Nie chcę już nigdy myśleć o innych scenariuszach, w których nie byłabym teraz z mężczyzną, którego kocham ponad wszystko. – A ja zawsze myślałam, że ty i mój brat trzymaliście się w miarę okej z Jacobem. – Zwalczam silną chęć przewrócenia oczami, gdy przypominam sobie jak zrobili specjalne zebranie, na którym decydowali o zaaprobowaniu mojej randki na bal. – Był w miarę w porządku, ale to nie znaczy, że go nie przestrzegłem, że go wykastruję jeśli choć spróbuje cię dotknąć. – Na te słowa spojrzenie Reece’a 186
staje się nagle mroczne. – Czekaj, chyba cię wtedy nie wymacał? Jeśli tak to go zabiję! – Reece'ie Jacksonie! – sprowadzam go do porządku. Powinnam pozwolić mu sądzić, że tak właśnie się stało, ale nie potrafię być tak okrutna. W końcu Reece nie zrobił nic strasznego, tylko starał się znaleźć dla mnie kogoś, kto by mnie nie skrzywdził. – No dalej, powiedz mi. – przekonuje mnie. – Nie, okej?! Jeśli musisz wiedzieć, to zachowywał się jak idealny dżentelmen przez całą noc. W zasadzie to pod koniec wieczoru zaczęłam się zastanawiać co ze mną jest nie tak i czy może najzwyczajniej mu się nie podobam. Uśmiecha się, wyraźnie z siebie zadowolony. – Nic z tobą nie jest nie tak, uwierz mi. Po prostu nie mogłem pozwolić, żeby jakiś pryszczaty uczniak dotykał tego, co moje. Tym razem pozwalam sobie na przewrócenie oczami. – Wyglądasz oszałamiająco. – Naprawdę? Dziękuję... A nie znasz jeszcze nawet mojego sekretu! Podpowiem ci: Zgadnij, czego zapomniałam ubierając się? Reece jęczy. – Kobieto! Czy ty chcesz mnie zabić? – Nie, po prostu wiem, że byś je zniszczył. – Nie żebym narzekała, ale rozdzieranie ich weszło mu w nawyk. – Chodźmy. Ktoś tu jest mi winien taniec pod gwiazdami... Wieczór okazuje się być idealny. Popijamy szampana, tańczymy wolno do zmysłowego jazzu dobiegającego z boomboxa w altance, i śmiejemy się wspominając stare czasy. Jest o niebo lepiej niż na moim pierwszym balu. – Zmieniłaś wreszcie kolor paznokci... – stwierdza w końcu Reece, trzymając i przyglądając się mojej ręce. Siedzimy właśnie na kocu pod gwiazdami i wpatrujemy się w dal. Przytakuję i uśmiecham się do siebie. Spostrzegawczość nie jest jedną z 187
jego mocnych stron. Moje paznokcie wymalowane są teraz na pastelowy odcień różu, ale prawda jest taka, że mój charakterystyczny czarny porzuciłam już dobre pół roku temu. A dokładnie to pierwszym tygodniu umawiania się z Reecem, kiedy to, nie licząc absolutnie nie cierpiących zwłoki spraw klubowych i moich wyjść na kilka godzin do pracy i z powrotem, wreszcie opuściliśmy łóżko na tyle długo, żebym mogła umówić się do salonu. Jednym słowem, najlepszy tydzień w moim życiu. I chociaż po nim przychodziły kolejne, też wspaniałe, to już jednak bardziej wypełnione prozą życia. I te wszystkie decyzje: Mieszkamy u mnie czy u ciebie? U mnie. Wspólne konto? Nie! (bo się uparłam). Powiemy w końcu Hale'owi, że oficjalnie ze sobą chodzimy? Echhh... musimy??? Wiem, że Reece zawsze uważał, że mój czarny lakier jest w pewnym sensie odzwierciedleniem mojego nastroju, i może rzeczywiście tak było. Gdy ponownie spotkaliśmy się po latach byłam w dość mrocznym miejscu. Ale teraz to się zmieniło. Mam najlepszego chłopaka na świecie. Ma wielkie serce, wielkiego... ekhm, i wiedzę o najlepszych seks-zabawkach na rynku. Czuję się jakbym wygrała na loterii. Gdy wróciłam do Chicago, poszukiwałam czegoś, i nawet jeśli jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy, to prawdziwa miłość była już blisko, by mnie zaskoczyć i powalić na kolana. Czasem myślę, że w głębi duszy musiałam to wiedzieć, inaczej moje pierwsze kroki nie byłyby skierowane do klubu BDSM! Jednak gdy przypominam sobie jak mocno Reece walczył ze swoimi uczuciami do mnie, to nie ukrywam, nadal trochę to boli. Mieliśmy wyboisty początek, ale teraz sprawy mają się dobrze. A w zasadzie to fantastycznie. Nana go uwielbia, i nawet Hale poszedł w końcu po rozum do głowy. Zresztą, możliwe że to jego nowa rola pozwoliła mu wreszcie zobaczyć nasz związek z nowej perspektywy... – Dziękuję ci za zaplanowanie dla nas tego idealnego wieczoru. – Pochylam się by pocałować go w policzek. Natykam się przy tym na jego delikatny zarost i zapach wody po goleniu, i moje serce od razu przyśpiesza. Jak 188
długo będę żyć, to przysięgam, nigdy nie będę miała go dość. – Jeszcze jeden taniec zanim pojedziemy? – pyta się mnie, gdy już wstał i teraz pomaga mi w tym samym. – Tak, ale myślę, że muszę zdjąć te kilometrowe szpilki, jeśli nie masz nic naprzeciwko. – W żadnym wypadku. Wychodzę z moich butów i odtrącam je na bok. Reece zaskakuje mnie podnosząc mnie i okręcając w powietrzu dookoła siebie. Gdy z powrotem osadza mnie na ziemi, trawa łaskocze mnie w palce u stóp i zaczynamy razem tańczyć. Opierając głowę na jego ramieniu, rozkoszuję się spokojem tej chwili. Wtedy czuję, że on ma już co innego na myśli. Jego penis podnosi się i wgniata się w mój brzuch, a jego palce wędrują z ud na pośladki, by je ścisnąć. Jego usta lądują na mojej szyi, gdzie zaczyna delikatnie całować i ssać wrażliwą skórę. – Przepraszam, kochanie. Wygląda na to, że przy tobie nie potrafię się właściwie zachować. – Wcale nie musisz się zachowywać. – Zachęcając go, wypycham uda w jego stronę, by otrzeć się o twardą wypukłość w jego spodniach. Wkrótce nasz taniec przypomina bardziej obmacywanie małolatów przez sposób w jaki się całujemy i gdzie lądują nasze ręce. – Macey... Pragnę cię... – jęczy przy mojej szyi, powodując dreszcze na moim ciele. – Limuzyna? – Nie ma mowy, żebym doczekała do domu, by poczuć go w sobie. – Nie wytrzymam tak długo. – oznajmia mi z determinacją. Chcę mu właśnie powiedzieć, że do samochodu jest jedynie jakieś sto pięćdziesiąt metrów, kiedy ten opiera mnie o najbliższe drzewo i zaczyna odpinać guziki w swoich spodniach. Obserwuję z niemą fascynacją, gdy wyjmuje z nich kutasa i zaczyna go pieścić. Potem mnie podnosi, podnosząc przy tym dół sukienki i ustawia mnie w ten sposób, że mogę spokojnie opleść go 189
nogami w pasie. – Jeśli tego nie chcesz, to teraz jest ostatnia szansa, żebym się zatrzymał. – mówi, przerywając na chwilę by się upewnić. – Oj, nie gadaj już tylko pieprz się ze mną! – mówię, nie mogąc już wytrzymać. Robi dokładnie tak jak mu każę. Nakierowuje go do góry i powoli zatapia się we mnie, aż czuję że jestem rozciągnięta i wypełniona do granic. Opętana nagłą przyjemnością, stapiam jego usta z moimi i całujemy się jak szaleńcy, nie zwracając uwagi na brak tlenu, czy mało znaczący fakt, że jesteśmy w miejscu publicznym. Kocham to uczucie, gdy jestem pomiędzy jego silnymi ramionami, mogąc się na nich wesprzeć, i sposób, w który kołysze nami w przód i w tył, nadając idealne tempo. – Tak... wspaniale... cię... czuuuć!!! Tak, Macey! Tak!!! – jęczy, zatapiając usta przy moim karku. Chwytając pod moją pupę, nadziewa mnie na to swoje monstrum raz po raz, masując mnie we wszystkie odpowiednie miejsca. Widzę strużkę potu spływającą po jego czole, gdy siłuje się podnosząc mnie w górę coraz gwałtowniej. Nachyla się, wpatrując się głęboko w moje oczy i starając się pochłonąć każdy oddech, który ze mnie wyciska napierając. O wiele za prędko tracę kontrolę, a moje wewnętrzne mięśnie zaciskają się dookoła niego gdy dochodzę. Reece przeklina, naciera we mnie—mocno—jeden finalny raz, pęczniejąc we mnie, gdy dochodzi. Po wszystkim, ustawia mnie z powrotem na trawie i delikatnie całuje w usta. – To było idealne zakończenie wieczoru. Dziękuję ci. Lepkie ciepło pomiędzy moimi nogami mówi mi, że pierwsze co będę musiała zrobić po powrocie do domu to wskoczyć pod prysznic. Zdając sobie sprawę jak muszę teraz wyglądać, po tym jak kora przez ostatnie kilka minut 190
targała moją fryzurę i zaciągała sukienkę na plecach, to jestem wdzięczna Reece’owi kiedy oferuje mi swoją marynarkę do okrycia i zbiera moje szpilki z trawy. Trzymając się za ręce, trafiamy wreszcie do limuzyny, nadal trochę bez tchu i z głupawymi uśmieszkami na twarzach.
191
Epilog
Reece Cholera! Kotłuję się po mieszkaniu, sprawdzając po dwa razy czy żarówki w lampach są mocno wkręcone i czy wszystkie okna są zamknięte, kiedy w którymś momencie czuję spojrzenie Macey na swoich plecach. – Co ty robisz? – pyta, stojąc w przejściu ze skrzyżowanymi ramionami. – Sprawdzam tylko, czy nie mamy małych przedmiotów, którymi mogłaby się zadławić. – I szukasz ich za zasłonami?! Amelia ma dopiero trzy miesiące, Reece. Nie wiem, czy umie już siadać, a co dopiero raczkować... – Serio? A kiedy tak w ogóle zaczynają? – pytam, zatrzymując się na chwilę w poszukiwaniu ewentualnych zagrożeń. – No cóż, zazwyczaj jak mają około dziewięciu miesięcy... – Macey odpowiada patrząc się na mnie zatroskanym wzrokiem. Chyba właśnie wychodzę na kompletnego wariata... Okej, to znaczy, że mam jeszcze kilka miesięcy na kompletne przeorganizowanie mieszkania. – Przepraszam, jestem po prostu trochę zaniepokojony. Nigdy jeszcze nie pilnowałem dziecka. 192
Macey uśmiecha się do mnie ciepło. – Chodź, usiądźmy. Dołączam do niej na sofie i staram się zrelaksować. – Pracowałam jako opiekunka wiele razy, gdy byłam młodsza, plus swoje już odsiedziałam przy Amelii, więc nie martw się, będzie dobrze. Ma rację. Jestem pewien, że wszystko pójdzie gładko, ale dla mnie to nadal duża sprawa. Dziś będziemy pomagać Hale’owi i Brielle, żeby ci mogli pójść na pierwszą randkę od kiedy przyszła na świat Amelia. Ma trzy miesiące i może nie widziałem w swoim życiu zbyt wielu dzieci, ale ją akurat uważam za przesłodką. Dzięki Bogu ma w sobie więcej z mamy niż z taty... Słyszę pukanie do drzwi i zrywam się z kanapy. – Ja otworzę! Macey podśmiewuje się ze mnie, podczas gdy zmierzam do wejścia. Hale ma dwie torby zawieszone na ramieniu, do tego kopertówkę Brielle przewieszoną na boku, i wygląda na lekko zmartwionego. Też byłbym, gdybym musiał zostawić ze mną dziecko. Brielle, z drugiej strony, wygląda na spokojną i szczęśliwą, podczas gdy delikatnie kołysze swoją córkę w ramionach. – Ja ją wezmę... – Brielle na to uśmiecha się i podaje mi Amelię. – Cześć, księżniczko. – Patrzę w dół na gaworzącą istotkę. Jej niebieskie oczy ożywiają się i uśmiecha się do mnie pokazując same dziąsła. Macey stoi przy mnie i również patrzy na nią z czułością. Brielle przygłaskuje dłonią ciemne włoski córeczki i uśmiecha się. – Około siódmej wieczorem potrzebuje butelki, a potem zazwyczaj o ósmej zmieniamy jej pieluchę i kładziemy spać. – Okej, butelka o siódmej, pampers o... hmm, może powinniśmy zacząć to zapisywać? – mówię. – Spokojnie, już zapamiętałam. – zapewnia mnie Macey, dzieląc rozbawione spojrzenie z Brie. Hale zaczyna wyciągać poszczególne rzeczy z torby. – To jej ulubiona lalka. A jej ulubiony smoczek to ten fioletowy z koroną księżniczki. – mówiąc to 193
podaje mi szmacianą lalkę w różowej sukience. – Aha, i jak będziecie kołysać ją do snu to mocno owińcie ją kocykiem. Inaczej nie zaśnie. – Zrozumiano. A co z pieluchami? Hale sprawdza pozostałości w torbie. – Zapakowałem dwanaście. Zapewne będziecie potrzebować tylko jednej, ale nigdy nie wiadomo... Przytakuję w niemej zgodzie, starając się zapamiętać każdy detal. Wtedy zauważam jednak, że Macey i Brielle stoją z tyłu i wpatrują się w nas jakby były świadkami czegoś przekomicznego. Bo oto jesteśmy tu, dwóch ogromnych, władczych Dom’ów, a zamieniamy się w paplających idiotów nad małym dzieckiem... Cholera. – To tylko dziecko, ludzie, nie statek kosmiczny! – mówię, starając się z tego jakoś wybrnąć z twarzą i wzruszam ramionami. – Jakoś sobie poradzimy. Hale też się przy mnie prostuje, zdając sobie sprawę jak musimy wyglądać przy swoich kobietach. – Racja, racja... Wszystko będzie w porządku, z pewnością. – Pochyla się i całuje swoją córkę w czółko, po czym ujmuje rękę Brielle. – I jak? Gotowa? Ona przytakuje. – Tak! I jeszcze raz, tak wam dziękuję, że się zgodziliście! Nie będzie nas tylko kilka godzin. I proszę, zadzwońcie jeśli zaczną się jakieś problemy. – Nie ma mowy! Należy się wam odpoczynek. Bawcie się dobrze! – mówi Macey, otwierając dla nich drzwi. Gdy drzwi za nimi się zamykają i pozostaję w korytarzu z dzieckiem w ramionach, zalewa mnie fala ulgi, że Macey jest tu, ze mną. – Co teraz? – pytam. – Zanieśmy ją do salonu. Możemy się z nią chwilę pobawić zanim będzie czas na butlę. Zabieram ją więc ze sobą i kładę na kanapie pomiędzy Macey a mną. – Podasz mi jej lalkę? 194
Macey chwyta za torbę z pieluchami, po czym przez dłuższą chwilę podejrzliwie się w nią wpatruje. – Coś mi się tu nie zgadza... Czy Hale nie miał przez przypadek dwóch toreb w ręku? – Hmm... Wydaje mi się, że ta druga to mogła być jego torba z zabawkami. Macey krzywi się, gdy zdaje sobie sprawę z tego co powiedziałem. – Wiesz co? Ustalmy, że to jest ZDI – za dużo informacji! – Nadal marszczy brwi, gdy podaje mi lalkę. Ja tylko uśmiecham się znacząco i kontynuuję zabawę z Amelią. Póki co współpracuje z nami i ani myśli płakać, będąc zajęta próbą łapania lalki, którą nad nią trzymam. – Co sądzisz na temat jednego z tych? – Jakich “tych”? Chodzi ci o dzieci??? – pyta Macey, wyraźnie zdziwiona moim pytaniem. – Tak. – Znaczy się co, że z tobą? – Tak, ze mną! Do cholery, nie chcę chyba, żeby jakiś obcy facet zapładniał moją dziewczynę! – szczerzę się, żeby nie zabrzmiało to zbyt poważnie. Ona też szeroko się uśmiecha. – Oj tam, wiesz o co mi chodzi! Po prostu nie zdawałam sobie sprawy, że mógłbyś chcieć mieć dzieci. Teraz... i w ogóle... Jeszcze nawet o tym nie rozmawialiśmy, co tylko uświadamia mi, ile mamy jeszcze do zaplanowania jeśli idzie o naszą przyszłość. – No to teraz już wiesz, że chcę. A skoro już przy tym jesteśmy... To wiedz, że chcę cały pakiet przy okazji. Ślub, dzieci, golden retrivera i dom na przedmieściach. – O kurczę... A co z klubem? – Klub na zawsze będzie częścią mojego życia, ale myślałem ostatnio o zatrudnieniu operacyjnego menedżera na pełen wymiar, żeby powoli przejmował ode mnie obowiązki. Nadal mogę być cichym wspólnikiem. A nie sądzę, żeby klub BDSM był dobrym miejscem na wychowywanie dziecka... Za 195
to może być idealnym miejscem dla mamusi i tatusia, by uciec na randkę, co nie? – Spoglądam w dół na Amelię i uśmiecham się. – Fuuj! Mówisz poważnie? Mój brat i Brielle są w tym momencie w klubie? To ma być ta ich wielka randka??? – Macey się wzdryga, a ja zaczynam się śmiać. W końcu dorośli też potrzebują chwili na zabawę, co nie?
196