William King
Szpon Ragnara
Kosmiczny Wilk – Tom II
Tłumaczył Marcin Roszkowski Prolog
Kula świsnęła mu tuż obok ucha. Ragnar przypadł do ziemi, zwijaj...
3 downloads
5 Views
William King
Szpon Ragnara
Kosmiczny Wilk – Tom II
Tłumaczył Marcin Roszkowski Prolog
Kula świsnęła mu tuż obok ucha. Ragnar przypadł do ziemi, zwijając się w kłębek za sporych rozmiarów rumowiskiem. Blisko było, pomyślał, zdecydowanie za blisko. Tylko jego nadludzkie zmysły zapewniły mu ułamek sekundy ostrzeżenia, a genetycznie zmienione mięśnie pozwoliły uniknąć zgubnego pocisku. Gdyby zszedł z drogi pędzącej ku niemu kuli o pół uderzenia serca później, niż to uczynił, jego głowa eksplodowałaby fontanną krwi, mózgu i potrzaskanych kości czaszki. Ragnar nie raz już w swoim życiu widział takie przypadki i nie miał najmniejszych wątpliwości, co do tego, jaki los by go czekał.
Teraz jednak nie było czasu na myślenie typu, „co by było gdyby". Należało działać i dać nauczkę zdradzieckim, niewiernym kultystom, jaka kara spotyka tych, którzy ośmielili się podnieść rękę na wybrańców Imperatora – Kosmicznych Marines. Ragnar delikatnie uniósł się do góry i wyjrzał spoza rumowiska. W ciągu jednej krótkiej sekundy, jego nadludzkie zmysły zarejestrowały każdy szczegół otaczającego go pola bitwy, a potem nim którykolwiek z wrogów zdołał oddać strzał, Ragnar ponownie skrył się za gruzami.
Teraz umysł Ragnara trawił informacje, które zostały mu dostarczone. Karmił się nie tylko obrazami, ale i dobiegającymi zewsząd dźwiękami, zapachami oraz innymi bodźcami, z których potrafił odczytać pomocne wskazówki. Ragnar wspomniał resztki potężnego niegdyś miasta, które otaczało go ze wszech stron się jak okiem sięgnąć. Olbrzymie, poczerniałe kolumny spaczonego żeliwa i betonu znaczyły miejsca, gdzie do niedawna dumnie wznosiły się tytaniczne drapacze chmur. Poniżej ulice i aleje metropolii usłane były wypalonymi wrakami pojazdów. Ciemny nieboskłon rozświetlany był jedynie przez łunę pożarów, które szalały teraz w pozostałościach trafionej przed kilkoma dniami pociskiem rakietowym przetwórni paliw. Ponad instalacjami i maszynami miasta, dzięki którym znaczyło ono niegdyś tak wiele dla Imperium, teraz unosiły się popioły i swąd spalonych chemikaliów.
Ragnar pamiętał jak zaczęła się trząść ziemia, kiedy baterie czołgów klasy Basilisk zaczęły zasypywać pozycje rebeliantów nawałą ognia artyleryjskiego. Wkrótce do ich dudnienia dołączyły odgłosy strzałów z broni ręcznej, kiedy lojaliści starli się z buntownikami. Nawet teraz mógł dosłyszeć niskie, gardłowe głosy zbuntowanych oficerów, którzy próbowali narzucić rozkazy motłochowi, w jaki obrócili się ich żołnierze. Rebelianci przegrupowywali się, zajmując nowe pozycje obronne. Wyostrzony słuch Ragnara wychwycił także odgłos szurnięcia buta ze stali ceramicznej. Zwykły człowiek nie zdołałby wyłowić tego odgłosu, ale Ragnar dawno już przestał nim być. Z odgłosu sądząc to brat Reinhardt zajmował pozycję. Ragnar zapamiętał sobie, że kiedy bitwa się skończy, będzie musiał uciąć pogawędkę z podwładnym. Nawet on, jego dowódca, nie powinien był usłyszeć odgłosu kroków Krwawego Szponu.
Słuch i wzrok nie były jedynymi zmysłami, dzięki którym Ragnar wiedział, co robią jego podwładni. Wiatr niósł woń, a jego zmienione na podobieństwo wilczych nozdrza, potrafiły wyczuć braci nawet z odległości pięćdziesięciu metrów. Ich zapach był przyjemny i kojący, w przeciwieństwie do woni zgnilizny, jaka panowała w tym zanieczyszczonym mieście. Co gorsza wokół unosił się lekki zapach mutacji, zmian i zniekształcenia, które oznaczały zdradę i herezję.
Na święte kości Russa, jakże Ragnar nie znosił tej woni, która nieomylnie oznaczała wyznawców Chaosu! Mimo, że czuł ją już wielokroć w czasie swego nadludzko długiego życia, to nie zdołał do niej przywyknąć. Było w niej coś tak obraźliwego, że jej najsłabszy cień powodował, iż kły same wysuwały mu się z ust, włosy na karku stawały dęba, a serce wypełniała żądza mordu. Nawet skryte podejrzenie, że ten proces był wynikiem przemiany zwykłego człowieka w Kosmicznego Marinę i dziedzictwem magii której poddano jego ciało, nie potrafiły ostudzić narastającego w nim gniewu. Czuł się tak samo jak wilk, który trafia na ślad ofiary. To było nadzwyczaj dobre porównanie, wszak był wilkiem w ludzkiej skórze, a zdradzieccy wyznawcy Chaosu, ofiarą świętego gniewu Imperatora. On i inni obrońcy ludzkości mieli wykonać wyrok, który ciążył na heretykach. Zdrajcy zaprzedali swe dusze bogom ciemności w zamian za obietnice władzy i potęgi, odwracając się tym samym od ludzkości, która ich zrodziła. Oddali to, co mieli najcenniejsze w zamian za kłamliwą w swej naturze moc. Jedyne co otrzymają tak naprawdę to stygmaty mutacji, a także powolną degenerację duszy i umysłu, które w końcu zostaną spaczone tak samo jak ciała heretyków. Śmierć z rąk wiernych sług Imperatora będzie niczym innym jak wybawieniem przed tym okrutnym losem i niezasłużoną łaską, choć mało prawdopodobne, aby którykolwiek z buntowników docenił czynioną im przysługę.
Tutaj, w strawionych ogniem ruinach ogromnego miasta, smród był jeszcze bardziej nie do zniesienia. Oprócz woni towarzyszącej sługom chaosu, do nozdrzy Ragnara dobiegł także zapach jakiegoś przedziwnego rozkładu lub zarazy, która dotknęła buntowników i zwykłych mieszkańców Hesperydy. Ta przedziwna stęchlizna kojarzyła się z tłustą, oblepiającą wszystko sadzą i powodowała, że w myślach Ragnara pojawiały się niechciane wspomnienia. Odegnał je siłą woli, wiedząc, że nie czas teraz na rozważania o przeszłości.
Te ponure rozmyślania zajęły Ragnarowi ułamek sekundy, jak zwykle kiedy znajdował się w ogniu walki, jego umysł pracował z nadzwyczajną szybkością. Wspomnienia miały posłużyć jedynie temu, aby jego mózg zajęty był czymś, podczas gdy reszta oddziału zajmowała pozycje do natarcia. Teraz Ragnar skupił się na oczekującym go zadaniu, ponownie analizując obraz który ukazał się jego zmysłom, kiedy wyjrzał zza gruzowiska. Nadzwyczajne możliwości jego ciała, połączone z wielowiekowym doświadczeniem sprawiały, że był niepowstrzymanym wojownikiem.
Wypowiadając słowa starożytnej modlitwy, tak jak uczono go w klasztorze Zakonu, skupił się na jednym, szczególnie ważnym w tej chwili, fragmencie pola bitwy. Ragnar powoli analizował wszystkie szczegóły, znajdującego się dokładnie naprzeciwko umocnionego bastionu buntowników. Dziury i okna wykute w ścianach uszczelniono workami z piachem. Stanowisko ciężkiego boltera umieszczono w wypalonym wraku czołgu. Na drugim piętrze, tuż nad krawędzią okna, Ragnar dostrzegł szczyt wysokiej czapki, którą nosili oficerowie zbuntowanej armii. Najwidoczniej dowódca rebeliantów także obserwował pole walki. Wszystko zdawało się być dokładnie takie, jak Ragnar oczekiwał, kiedy poprzednio przyglądał się wrogim umocnieniom. W szeregach nieprzyjaciół nie zaszły żadne zmiany, które skłoniłyby do rezygnacji z obranego wcześniej planu ataku.
Lojaliści mieli uderzyć w najsłabszy punkt obrony. Kiedy umocnienia z worków z piaskiem zostaną usunięte z drogi, pozostanie tylko oczyścić budynek z heretyków.
Zadanie nie wydawało się trudne, mimo że oddział Ragnara był pięciokrotnie mniej liczny od wroga. Jednak w tym starciu liczebność oddziałów nie będzie miała znaczenia, z tego Ragnar doskonale zdawał sobie sprawę. Wielowiekowe doświadczenie już dawno nauczyło go ufać w zdolności bojowe swoich braci. Kosmiczni Marines, nazywani także Adeptus Astartes, byli przecież najdzikszymi i najbardziej zażartymi wojownikami, jakich nosiły światy zamieszkane przez ludzi. Wybierani spośród bohaterów niezliczonych bitew, poddawani byli morderczemu treningowi, a potem zmieniani w nadludzi przy pomocy starożytnej magii i nauki. Dzięki temu stawali się po wielokroć silniejsi, szybsi i wytrzymali od zwykłych ludzi. Do boju uzbrajano ich w najlepszą broń o jakiej mógł marzyć wojownik i jaką mogło zapewnić swym wybrańcom Imperium. Kosmiczni Marines większość swego życia spędzali walcząc, a jeśli tak się nie działo, wracali do swoich rodzinnych klasztorów, gdzie bez ustanku trenowali się w sztukach wojennych. Bez wątpienia byli najlepszymi żołnierzami, jakich wydały miliony światów zamieszkiwanych przez ludzi.
Kim byli ci, którzy odważyli się wystąpić przeciwko Imperatorowi? To zwykłe szumowiny. Prości poborowi, których zbuntowany gubernator Hesperydy wcielił w szeregi swojej armii. Ci ludzie, choć przysięgali wierność Imperatorowi, teraz ofiarowali swoje ciała i dusze bogom Chaosu. Rzecz jasna musieli przejść szkolenie i przyparci do muru wykażą dziką zawziętość, przynależną zwierzętom które wiedzą, że zbliża się ich koniec, jednak to nie wystarczy żeby odeprzeć szturm Kosmicznych Wilków.
Ragnar nie musiał się rozglądać, żeby wiedzieć, że jego oddział zajął pozycję do natarcia. Krwawe Szpony, oddział złożony z młodszych zakonników żądnych walki i wyzwań, rozlokował się w kraterze pozostałym po wybuchu jakiegoś olbrzymiego pocisku. Za kilka chwil Długie Kły pod dowództwem brata Hrothgara otworzą ogień ze swej ciężkiej broni, co będzie stanowiło sygnał do ataku. Ragnar uśmiechnął się dziko, odsłaniając kły, które były cechą charakterystyczną jego Zakonu. Już wkrótce nadejdzie chwila, którą kochał najbardziej. Stanie twarzą w twarz z wrogiem, w walce na śmierć i życie. Oto sprawdzian męskości, siły i odwagi!
Smuga siwego dymu przecinająca niebo była sygnałem na który wszyscy czekali. Oddział brata Hrothgara rozpoczął natarcie, niszcząc w kuli jasnego wybuchu stanowisko wrogiego ciężkiego karabinu. Pocisk rakietowy w jednej chwili zmiótł z powierzchni ziemi broń i jej obsługę. Głuchy huk, który zaraz potem dotarł do uszu Ragnara, powiedział mu, że reszta oddziału przyłączyła się do ataku, otwierając ogień z bolterów. Lawina pocisków zalała pozycje buntowników kiedy Kosmiczni Marines z właściwą im nadludzką szybkością i precyzją wystrzeliwali serię za serią. Ragnar zaryzykował rzut oka zza osłony, jaką zapewniało mu gruzowisko i dostrzegł, że pod wpływem kanonady spore kawałki ściany bunkra odpryskiwały od ścian. Pełne bólu krzyki i zapach krwi oznaczały, że nie tylko budynek, ale i zajmujący go oddział odnosił obrażenia. Bez wątpienia zostali zaskoczeni. Błyskawiczny atak Kosmicznych Marines pozbawił ich woli walki i odwagi, żeby odpowiedzieć ogniem. Niestety ten stan nie potrwa długo, pomyślał Ragnar. Jeśli się im na to pozwoli, to wkrótce odzyskają odwagę i spróbują stawić opór. Ragnar postanowił, że nie da buntownikom drugiej szansy.
Nadszedł moment szturmu.
Kosmiczny Wilk poderwał się na równe nogi, a serwomotory jego wielowiekowej zbroi zawyły przeraźliwie. Ich dźwięk był nieznośny dla nadzwyczaj wyczulonych zmysłów wojownika. Mimo to biegi do przodu, wiedząc, że w tej chwili jego podwładni przerywają ogień, a Krwawe Szpony formują klin i podążają jego śladem w stronę bunkra. Otrzymali rozkaz przełamania barykady z worków z piachem, które stanowiły najsłabszy punkt obrony buntowników. Pozostali Kosmiczni Marines otworzyli ponownie ogień, tym razem koncentrując się na umocnieniach i stanowiskach obrony na piętrze budynku i wokół niego. Przez kilka chwil Ragnar i podążające za nim młode Kosmiczne Wilki biegli w korytarzu pośród ściany kul z bolterów.
Jeden z oficerów dowodzących buntownikami, ten którego przedtem dostrzegł Ragnar, wyjrzał przez okno zdziwiony i zaciekawiony, dlaczego pociski przestały uderzać w ścianę za którą znalazł schronienie. Na krótką chwilę w oknie ukazała się jego postać, charakterystyczna wysoka czapka i płaszcz przewieszony przez ramię. Kiedy spostrzegł zbliżającą się falę Kosmicznych Marines na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczeni i strachu. Zdrajca szybko jednak wziął się w garść. Odwrócił się i zaczął wykrzykiwać swoim podwładnym rozkazy. Na swój sposób Ragnar podziwiał go: buntownik panował nad swoim strachem.
Jego odwaga okazała się jednak przyczyną zguby. Nie przerywając biegu Ragnar uniósł pistolet do góry i wystrzelił. Kula niezawodnie pofrunęła w stronę zbuntowanego oficera i rozniosła jego czaszkę na strzępy. Krew, mózg i kości rozprysły się naokoło, a czapka podskoczyła wysoko w powietrze. Zza ściany umocnień dały się słyszeć pełne zmieszania i strachu glosy zdrajców, ale po chwili kilku co odważniejszych lub bardziej doświadczonych, zajęło swoje miejsca i próbowało otworzyć ogień do nadciągającej fali Kosmicznych Marines. Na nic zdała się brawura rebeliantów. Ogień Kosmicznych Wilków, które osłaniały szturm, szybko wytrzebił obrońców do nogi. Ich ciała zasłały podłogę bunkra.
Jednym potężnym susem Ragnar uderzył w ścianę z ułożonych na sobie worków z piaskiem. Pod jego ciężarem oraz impetem uderzenia rozpadła się niczym domek z kart, a Kosmiczny Wilk znalazł się we wnętrzu bunkra. Panował tutaj półmrok, ale jego ślepia momentalnie dostosowały się nowego otoczenia. Wszędzie wokół znajdowali się wrogowie. Tak jak się Ragnar spodziewał byli to rekruci gubernatora. Wszyscy odziani byli w zabrudzone i postrzępione uniformy, które niegdyś oznaczały ich jako poborowych, jednak insygnia Gwardii Imperialnej został zdarte i zastąpione przez znienawidzone ikony Czterech Bogów Nieszczęścia. Na piersiach zdrajców widniała ośmioramienna gwiazda z okiem pośrodku, która zastąpiła dwugłowego orła imperialnego. Zapach zepsucia i mutacji był tutaj szczególnie silny, tłumił nawet smród niemytych ciał i trupów. Wszyscy heretycy wyglądali na zagłodzonych i chorych, jednak niektórzy z nich zdradzali objawy znacznie gorszej zarazy. Większość z nich wyglądał jeszcze dość normalnie, choć ich skórę pokrywały bąble i naroślą, oznaczające miejsca które poddały się pierwszym przemianom. Niektórzy spośród tych najbardziej dotkniętych zarazą, zaczęli się powoli przemieniać w mutantów.
Jeden z tych odmieńców, stojący najbliżej Ragnara pokryty był łuską, a swój karabin laserowy ściskał w dłoniach, które bardziej przypominały macki ośmiornicy. Jego oczy zostały wypchnięte z oczodołów i teraz poruszały się na wszystkie strony na szypułkach. Inny z heretyków rozrósł się do monstrualnych rozmiarów: jego korpus szerokością przypominał bombę, ramiona stały się tak grube niczym udo zwykłego człowieka, a palce kończyły się szponami. Jego twarz pokrywały błyszczące pryszcze, które okazały się być jakąś dziwną grzybnią. Kiedy mutant otworzył usta, aby wykrzyczeć ostrzeżenie posypały się z nich zarodniki.
Ragnar bez chwili wahania nacisnął mosiężny przycisk, który uruchomił silnik miecza łańcuchowego. Broń zawyła i ożyła w jego dłoni. Metalowe zęby, pokrywające jego ostrze zaczęły wirować na podobieństwo piły mechanicznej. Działając instynktownie Ragnar uniósł pistolet i wystrzelił w olbrzyma, posyłając go prosto do piekła z dziurą w brzuchu tak wielką, że można by wsadzić w nią zaciśniętą pięść. Impet drugiego pocisku przygwoździł mutanta o ślimaczych oczach do ściany, a Ragnar aż zawarczał z dzikiej radości. Bez trudu uchylił się przed strzałami z karabinów laserowych dwóch mutantów, którzy zdołali otrząsnąć się z zaskoczenia i zadziałać. Promienie lasera przemknęły ponad jego głową, a krzyki, które dobiegły zza pleców Ragnara powiedziały mu, że dwaj spośród tych, którzy próbowali zajść go od tyłu, już nie żyją.
Ragnar ruszył do przodu. Potężne uderzenia miecza łańcuchowego odcięło głowę jednemu z odmieńców, odrąbało ramię drugiego i wtopiło się piersi trzeciego. Jednym kopnięciem Kosmiczny Wilk zrzucił ciało z ostrza i ruszył jeszcze dalej, kierując się drzwi wyjściowych z pomieszczenia. Dzikie wycia radości, przemieszane z okrzykami bólu, cierpienia i strachu powiedziały mu, że oto Krwawe Szpony wdarły się do bunkra. To oznaczało, że dla heretyków, którzy się kryli za jego umocnieniami rozpoczęła się rzeź.
Ragnar biegiem ruszył przez długi, ciemny korytarz. Zza jednych drzwi wyłoniła się głowa oficera buntowników, który rozglądał się zaskoczony.
– Co tam się dzieje? – spytał, mówiąc w dziwnie akcentowanym dialekcie Imperialnego Gotyku.
Twarz zdrajcy przypominała oblicze człowieka dotkniętego poważną i przewlekłą chorobą. Była blada, wychudzona, podobnie jak reszta ciała, a jego oczy żarzyły się od trawiącej go gorączki. Z jej zapewne powodu nie rozpoznał kim jest Ragnar, nawet wtedy kiedy ostrze miecza łańcuchowego zdjęło mu głowę z ramion. Krew trysnęła na ściany i sufit niczym fontanna, a zmaltretowane ciało potoczyło się z powrotem do pokoju. Okrzyki przerażenia jakie stamtąd dobiegły, powiedziały Ragnarowi, że heretyków jest tam więcej. Płynnym ruchem schował pistolet do kabury i nacisnął niewielki guzik na pasie, opinającym go w biodrach. W jego dłoni wylądował niewielki owalny dysk granatu rozpryskowego. Ragnar trzykrotnie nacisnął guzik mechanizmu opóźniającego wybuch, nastawiając go na trzy sekundy, a potem cisnął granat w głąb pokoju. Wątpił szczerze, aby którykolwiek ze zgromadzonych tam heretyków zorientował się, co się za chwilę stanie. Chwilę później nastąpiła eksplozja i szczątki zdrajców zasłały całe pomieszczenie.
Ragnar zajrzał do wnętrza, oceniając zniszczenia jakich dokonał. Jeden z heretyków żył jeszcze i próbował wycelować w niego ze swego karabinu laserowego. Każdy jego oddech powodował, że w krwi, która zalewała jego rozprutą pierś pojawiały się czerwone bąble powietrza uciekającego ze zranionych pluć. Nim umierający kultysta zdołał wycelować, Ragnar dobył swego pistoletu i strzelił. Kula zakończyła cierpienia nieszczęśnika, nim zdołał wymówić choć jedno słowo modlitwy o pomoc, wznoszonej do mrocznych bóstw.
Ragnar zastygł na chwilę w bezruchu, uważnie nasłuchując. Zewsząd dochodziły go odgłosy walki, które rozchodziły się w powietrzu niczym kręgi na tafli wody jeziora, po wrzuceniu do niego małego kamyka. Przez cały budynek przetaczali się Komiczni Marines zabijając wrogów i wypleniając ziarno herezji. Nic nie mogło powstrzymać rzezi zdrajców...
Do nozdrzy Ragnara dotarł zapach spalonego mięsa, otwartych ran, krwi i prochu. Mieszała się z nimi woń miażdżonych ciał, strachu i cierpienia. Pośród nich wyczuwał jednak zacznie delikatniejsze i słabsze zapachy: strachu i gniewu buntowników, woń innych Kosmicznych Wilków. Nad nimi wszystkimi unosił się jednak swąd zgnilizny Chaosu i owej tajemniczej zarazy, którą poczuł już wcześniej. Mimo to Ragnar wiedział, że zwycięstwo jest już blisko.
Nowa woń unosząca się w powietrzu powiedziała mu, że z tyłu zbliżał się do niego brat Olaf. Był on najmłodszym z Krwawych Szponów, a także tym szczęśliwcem który prawie przemienił się w straszliwego wilczarza, jednak w ostatniej chwili zdołał powstrzymać proces degeneracji. Mimo to wciąż cechowała go skłonność do niekontrolowanych napadów szału i niezaspokojony głód walki. Ragnar widział, że z czasem złość i dzikość, panujące teraz w jego duszy, miną. Każdy z Kosmicznych Wilków przechodził ten proces, jeśli było mu dane przeżyć wystarczająco długo.
Ragnar spojrzał szybko za siebie i dostrzegł, że tym razem bestia szalejąca w duszy brata Olafa prawie całkowicie posiadła jego ciało. Młody Krwawy Szpon bez namysłu ruszył w kierunku kolejnego pomieszczenia, gdzie czaili się zbuntowani żołnierze. Jego oczy były szeroko otwarte, a źrenice przypominały dwie czarne dziury. Na usta wystąpiła piana. Młodzieniec przystanął na chwilę, aby wydać z siebie wycie wściekłości, które jednocześnie było wyzwaniem do walki. Mięśnie jego szyi napięły się niczym postronki, a kły błysnęły w ciemnościach. Bez wątpienia Olaf nie był teraz sobą, duch Wilka niepodzielnie posiadł jego ciało.
Ragnar odsunął się na bok, pozwalając mu przejść, kiedy Olaf ruszył dalej korytarzem, tropiąc heretyków. Ci zwabieni odgłosami walki pojawili się niespodziewanie na drugim końcu korytarza. Olaf rzucił się w ich kierunku, a Ragnar ruszył jego śladem, uważając aby młodzieniec nie wpakował się w kłopoty, z których nie będzie w stanie się wyplątać.
Nie wyglądało jednak na to, żeby coś takiego miało się zdarzyć. Biegnący z przodu buntownicy runęli na ziemię powaleni strzałami ze śmiercionośnego pistoletu Olafa. Ten bez chwili wahania przeskoczył ponad zwłokami i pozostałych przy życiu buntowników zaatakował mieczem. Tnąc i dźgając bez przerwy, Olaf sprawił że spanikowani buntownicy rzucili się do ucieczki. Wyjąc Kosmiczny Marinę ruszył za nimi. Kiedy minął jeden z korytarzy olbrzymia łapa pochwyciła go za głowę nicz...